****************
“Jestem Królową Różańca świętego. Przychodzę zachęcić wiernych do zmiany życia, aby nie zasmucali grzechami swymi Zbawiciela, który jest tak obrażany, aby odmawiali różaniec, aby się poprawili i czynili pokutę za grzechy. Chcę, aby zbudowano tu kaplicę ku mej czci.”
Fatima 13 październik 1917
***
Jak modlić się na różańcu
Różaniec można odmawiać codziennie w całości, i nie brak takich, którzy to czynią z godną pochwały wytrwałością. Wypełnia on w ten sposób modlitwą dni tak wielu dusz kontemplacyjnych albo towarzyszy osobom chorym czy w podeszłym wieku, które dysponują dużym zasobem czasu. Jest jednak oczywiste – i to tym bardziej, jeśli doda się nowy cykl mysteria lucis – że wielu wiernych będzie mogło odmawiać tylko jego część według pewnego porządku tygodniowego. Ten rozkład prowadzi do nadania poszczególnym dniom tygodnia swoistego duchowego „kolorytu”, podobnie jak liturgia nadaje go różnym okresom roku liturgicznego.
Według obecnej praktyki poniedziałek i czwartek poświęca się tajemnicom radosnym, wtorek i piątek – tajemnicom bolesnym, środę, sobotę i niedzielę – tajemnicom chwalebnym. Gdzie włączyć tajemnice światła? Zważywszy, że tajemnice chwalebne powtarza się przez dwa kolejne dni, w sobotę i w niedzielę, a sobota jest tradycyjnie dniem o silnym zabarwieniu maryjnym, wydaje się wskazane przenieść na sobotę drugie w ciągu tygodnia rozważanie tajemnic radosnych, w których wyraźniejsza jest obecność Maryi. Czwartek pozostaje w ten sposób wolny właśnie na medytację tajemnic światła.
To wskazanie nie ma jednak ograniczać słusznej wolności medytacji osobistej i wspólnotowej, z uwzględnieniem potrzeb duchowych i duszpasterskich, a przede wszystkim dat liturgicznych, które mogą sugerować bardziej odpowiednie dostosowania. Sprawą naprawdę wielkiej wagi jest to, by różaniec był coraz bardziej pojmowany i przeżywany jako droga kontemplacji.
św. Jan Paweł II
List Apostolski – Rosarium Virginis Mariae/ pkt 38
Różaniec święty jako egzorcyzm
Około 1981 roku ks. bp Zbigniew Kraszewski po powrocie z Rzymu opowiedział na Jasnej Górze członkom Kapłańskiego Ruchu Maryjnego, co następuje:
Na prywatnej audiencji dla Polaków Jan Paweł II pochwalił Ruch za to, że wszyscy (także świeccy, na wieczernikach – chórem) mówią egzorcyzm Leona XIII, zaczynający się od modlitwy do św. Michała Archanioła. Po chwili jednak wyjął z kieszeni swój różaniec i pokazując obecnym powiedział: „Ale przecież to jest egzorcyzm przeciwko wszystkim złym duchom, dostępny także dla świeckich!” Widząc zaskoczenie na twarzach, dodał: „Żebyście nie mieli wątpliwości, to ja w tej chwili nadaję Różańcowi moc egzorcyzmu”. Usłyszawszy to stwierdziliśmy my, zebrani na Jasnej Górze w Sali Różańcowej: „Przecież właśnie od dnia wypowiedzenia przez Papieża tych słów – od kilku miesięcy – Różaniec stał się strasznie męczącą modlitwą! Musieliśmy toczyć walkę z rozproszeniami, z sennością oraz z innymi przeszkodami, jak nigdy dotąd!”
Jak się wydaje, aby Różaniec w pełni był egzorcyzmem, powinniśmy wypełnić przynajmniej trzy warunki: zaangażować w tę walkę swój rozum, swoją wolę, jak też mieć mocne przekonanie, że ta broń jest zawsze skuteczna. Inaczej mówiąc: mamy mieć świadomość walki oraz mocną wolę pokonania Przeciwnika (szatan znaczy właśnie przeciwnik), jak też wielką ufność w moc Boga i w Jego zwycięstwo, choćby owoce tego zwycięstwa miały pozostać dla nas na razie tajemnicą.
*******
Benedykt XVI o sile różańca: „Uzdrawiająca moc Imienia Jezusa”
Vincenzo Pinto/AFP/Marzena Devoud
**
Różaniec bywa uważany za modlitwę monotonną, mechaniczną i z innych czasów. Jednak według Benedykta XVI przeżywa dziś swą „nową wiosnę”. Odkryjmy refleksje papieża emeryta na temat tej duchowej pomocy, tak przydatnej w walce z trudami naszego życia.
Różaniec nie każdemu odpowiada. Ale Benedykt XVI – tak jak jego poprzednik św. Jan Paweł II i następca Franciszek – zapewnia, że jest to jego ulubiona modlitwa. Dlaczego, według niego, ta forma modlitwy jest bronią o wielkiej sile uzdrawiającej? I jednym z najbardziej wymownych znaków miłości, jaką „młode pokolenia mają dla Jezusa i jego matki”? W jaki sposób ta modlitwa „pomaga umieścić Chrystusa w centrum” w świecie coraz bardziej podzielonym?
We wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej Papież Benedyk XVI podczas modlitwy na Anioł Pański (8.10.2007) przypomniał o skuteczności różańca – modlitwy łączącej rodziny i wypraszającej światu pokój. Tradycyjny obraz Matki Boskiej Różańcowej przedstawia Maryję, która jednym ramieniem podtrzymuje Dzieciątko Jezus, a drugą ręką przekazuje różaniec św. Dominikowi.
„Ta znacząca ikonografia wskazuje, że różaniec jest środkiem ofiarowanym nam przez Maryję, aby kontemplować Jezusa, rozważać Jego życie, kochać Go i coraz wierniej naśladować. To wskazanie Maryja pozostawiła także w wielu swoich objawieniach. Myślę szczególnie o tych fatimskich, które miały miejsce w 1917 roku. Trzem pastuszkom: Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi, Maryja przedstawiła się jako „Królowa Różańca”, poleciła z mocą, aby odmawiać codziennie różaniec i w ten sposób uprosić koniec wojny. Także my pragniemy podjąć to macierzyńskie polecenie Maryi, angażując się w odmawianie z wiarą różańca w intencji pokoju w rodzinach, między narodami i na całym świecie”.
„Różaniec jest środkiem, który został nam ofiarowany przez Najświętszą Maryję Pannę, byśmy kontemplowali Jezusa i rozpamiętując Jego życie kochali Go i coraz wierniej naśladowali. Takie przesłanie przekazała też Matka Boża w swoich różnych objawieniach”
*******
Dwa najczęstsze błędy, jakie popełniamy przy odmawianiu różańca
ShutterstockAleteia
Jeden z największych propagatorów nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny mówi o tych błędach i podpowiada, jak dobrze odmawiać różaniec.
Rozważanie tajemnic Odkupienia
Św. Ludwik Maria Griñon de Monfort, wielki czciciel Najświętszej Maryi Panny, niestrudzenie propagował nabożeństwo do Matki Jezusa i zgodnie z Jego wolą, również Matki naszej.
Modlitwę różańcową – jako jedną z najpopularniejszych form pobożności maryjnej polegającą na rozważaniu tajemnic Odkupienia – uczynił on centralnym tematem swojego dzieła pt. „Przedziwny sekret różańca świętego, aby się nawrócić i zbawić”.
Odmawianie różańca zaleca on wszystkim wiernym, przestrzegając jednocześnie przed dwoma najczęstszymi błędami, jakie zwykło się popełniać przy tej okazji.
Dwa błędy przy odmawianiu różańca
„Aby dobrze odmówić różaniec, po wezwaniu Ducha Świętego stań przez chwilę w obecności Boga (…). Przed rozpoczęciem dziesiątki zatrzymaj się dłużej lub krócej, w zależności od czasu, jakim dysponujesz, aby rozważyć tajemnicę, którą sławisz w tej dziesiątce i proś zawsze w owej tajemnicy, przez wstawiennictwo Matki Bożej, o jedną z cnót, która najmocniej w niej promieniuje lub o tę, której najbardziej potrzebujesz.
Szczególnie uważaj na dwa powszechne błędy, jakie popełniają odmawiający różaniec. Pierwszy – że nie podejmują oni żadnej intencji – tak dalece, że gdyby zapytać, dlaczego odmawiają różaniec, nie umieliby odpowiedzieć. Dlatego ty odmawiając różaniec, miej zawsze na względzie kilka łask do uproszenia, pewne cnoty do naśladowania czy kilka grzechów do zniszczenia.
Drugi błąd, który się popełnia zazwyczaj, odmawiając różaniec, to brak innej intencji przy rozpoczęciu aniżeli szybkie zakończenie modlitwy. Bierze się to stąd, że widzimy w nim coś przykrego, ciążącego nad nami, zwłaszcza gdy uczyniło się z niego zasadę moralną albo dostało za pokutę jakby wbrew naszej woli”.
Następnym razem, kiedy będziemy odmawiać różaniec, pamiętajmy zatem by:
1) wzbudzić w sercu konkretną intencję;
2) modlić się bez pośpiechu, spokojnie i w skupieniu.
Aleteia
********************************************************************************************
Jak paciorki różańca przesuwają się chwile …
nasze smutki, radości i troski …
a Ty Bogu je zanieś, połączone w różaniec
Święta Panno Maryjo pełna łaski…
******************************************************
Cud Słońca. Znak, o którym zaświadczyły tysiące
zdjęcie ilustracyjne/PCh24.pl
13 października 1917 doszło do cudu, który wpłynął na odbiór wydarzeń z Fatimy. Doszło do znaku zapowiadanego przez Maryję, wielki tłum ludzi – wśród którego byli wierzący, poszukujący uzdrowienia, ciekawscy, jak i… zadeklarowani antyklerykałowie – stał się świadkiem rzeczy niewytłumaczalnej. Słońce zaczęła przypominać srebrny dysk i… tańczyć!
Wiemy, że całe to zdarzenie nie trwało długo, około dziesięciu minut. Obserwowało go kilkadziesiąt tysięcy osób o różnym nastawianiu i stosunku wobec wiary. Słońce zaczęło przypominać ogromny srebrny dysk, jego promienie jednak nie oślepiały. Na krawędziach Słońca pojawiły się różnobarwne rozbłyski, dysk począł drżeć, ślizgać się po niebie. Słońce „tańczyło”. Następnie okazało się, że promienie tak dziwnie zachowującego się Słońca osuszyły ubrania zgromadzonych i samo wzgórze.
Wiemy, że reakcje zgromadzonych ludzi były różne. Niektórzy myśleli, że oto nadciąga koniec świata, słychać było modlitwę, inni wyznawali swoje grzechy. Wiemy że w trakcie tych wydarzeń doszło do wielu nawróceń, doszło także do uzdrowień. Nawrócił się m.in. dowódca mundurowych wysłanych w okolice Cova da Iria celem zapobieżenia gromadzeniu się ludzi. Wiemy także, że wskutek tego cudu nawrócił się wpływowy mason: Antonio da Silva, przez co spotkał się z szykanami ze strony dawnych „braci”. Wiemy, że także że te wydarzenia ani relacja świadków nie wpłynęły na stanowisko Artur de Oliveira Santos, masona, republikanina i antyklerykała parającego się dziennikarstwem. Umarł wspominając swą dawno utraconą pozycję i wpływy polityczne.
Wiemy także, że objawienia w Fatimie i Cud Słońca wywołały wściekła reakcję masonerii i środowisk pracujących nad laicyzacją Portugalii, prowadzących walkę na śmierć i życie z Kościołem i religią. Często nie pamiętamy o kontekście, w którym doszło do samych objawień: w Portugalii tamtych czasów masoneria i animowani przez nią republikanie starali się „zmodernizować” Portugalię i Portugalczyków, a to oznaczać miało koniec wiary, koniec religii, koniec Kościoła. Małe, katolickie dotąd państwo na Półwyspie Iberyjskim stało się areną prześladowań, Lizbona została okrzyknięta stolicą ateizmu. Wiemy, że kres życia masońskich animatorów tego ruchu był… smutny. Jeden z nich porzucił swój światopogląd racjonalistyczny, oddał się spirytyzmowi. Dla innego kres życia był okresem rozczarowania i zgryzoty.
„Matka Boża otworzyła po raz pierwszy ręce, przekazując nam światło tak silne, jak gdyby blask wychodzący z Jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy, i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle. Pod wpływem wewnętrznego impulsu, również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie: »O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię, mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie«”.
pt/PCh24.pl
10 faktów na temat Fatimy,
o których zbyt często zapominasz
Liczni czciciele Matki Bożej Fatimskiej znają najistotniejsze aspekty Jej przesłania oraz różne wydarzenia związane z objawieniami sprzed ponad stu lat. Niektóre szczegóły i niuanse mogą jednak zostać przeoczone. Przypominamy więc o kilku faktach dotyczących Fatimy, o których często zapominamy, a o których naprawdę warto pamiętać!
1. Będzie siódme objawienie
Matka Boża ukazała się w Fatimie sześciokrotnie, od maja 1917 roku do października tego roku. Jednak już podczas pierwszego objawienia Matka Boża zapowiedziała, że powróci do Cova da Iria jeszcze po raz siódmy. „Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz”.
Specjaliści nie są zgodni co do tych słów. Większość sądzi jednak, że nie jest sprzecznym z wiarą uważać, że Najświętsza Panna jeszcze do Fatimy powróci, i że może to się stać w najbliższej przyszłości. Z całą pewnością jest to jedno z najbardziej chwalebnych wydarzeń, na jakie pobożny katolik może oczekiwać, szczególnie w naszych zatrważających, pełnych chaosu czasach. Mamy wielką nadzieję, że wraz z owym siódmym przyjściem nadejdzie upragniony pokój i – jak prorokował święty Ludwik de Montfort – triumf Jej Niepokalanego Serca.
2. Różaniec i czyściec
Najświętsza Maryja Panna w Fatimie przypomniała trójce dzieci o istocie różańca oraz o istnieniu czyśćca! Odpowiadając na pytania Łucji mówiła, że Franciszek musi zmówić jeszcze wiele różańców, nim trafi do Nieba, a o Amelii, że na pewno będzie przebywać w czyśćcu do końca świata. Królowa świętych przypomniała więc nam wszystkim o zbawiennej praktyce odmawiania różańca świętego – a więc o sposobie ratowania własnej duszy. Oferuje wręcz różaniec jako gwarancję na bezpieczne przejście z ziemi do Nieba, jak właśnie w przypadku Franciszka.
Co szczególnie istotne, Matka Boża wskazuje na samą rzeczywistość istnienia czyśćca, o której tak wielu katolików, w tym niestety duchownych, zdaje się zapominać. A przecież – przypomina Maryja – wiele spośród dusz w czyśćcu czekać będzie aż do końca świata. Według badań księdza Sebastiano dos Reis wspomniana Amelia zmarła w okolicznościach wskazujących na hańbę w sprawach czystości! Szokujące dla niektórych może się wydawać, że siostra Łucja mówiła o wiecznym cierpieniu w piekle licznych dusz, które zmarły mając na sumieniu tylko jeden grzech śmiertelny!
3. Różnica między objawieniami Maryi i Anioła
Bardzo ciekawym było, że fizyczne, emocjonalne i psychologiczne doświadczenie objawień Anioła Portugalii i Matki Bożej opisane było przez dzieci jako zupełnie różne. Siostra Łucja pisze w swych wspomnieniach: „Nie wiem dlaczego, ale faktem jest, że objawienia Matki Bożej miały inny wpływ na nas. Towarzyszyła nam, co prawda, ta sama intymna radość, ten sam pokój i to samo szczęście. Jednak, zamiast fizycznego zmęczenia, czuliśmy pewną ekspansywną żywotność, zamiast odrętwienia z powodu Bożej obecności, czuliśmy pewien rodzaj radości, zamiast trudności w mówieniu, czuliśmy pewien rodzaj entuzjazmu komunikacyjnego…”
Istnieje wyraźna różnica między objawiającymi się Matką Bożą i Aniołem – wynika to z ich różnej natury. Anioł to wszak czysty duch, Maryja posiada jednak i duszę i ciało. Po spotkaniu z Aniołem Portugalii pastuszkowie czuli się wyczerpani, chodziło stworzenie o wyższej naturze. Jako że dzieci były tej samej natury co Najświętsza Panna, przy spotkaniu z Nią czuły się bardziej swobodnie. Potwierdza to dogmat wiary o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny do nieba wraz z ziemskim ciałem.
4. Znaczenie modlitwy, pokuty, ofiary i umartwienia dla nawrócenia grzeszników
Ludzie współcześni, słysząc o umartwieniu i pokucie, kojarzą te hasła ze średniowieczem. Kryzys moralny ogarniający cały świat jest niezwykle poważny, wymaga ciągłej modlitwy, pokuty i ofiary. Prawda ta stale przewija się w Orędziu Matki Bożej Fatimskiej. W swojej niewinności dwoje młodszych pastuszków zrozumiało potrzebę ofiarowania się jako przebłagalne ofiary. Ale przecież apel Matki Bożej, w którym zwraca się z prośbą o modlitwę i pokutę, odnosi się również do reszty ludzkości.
Zwykli śmiertelnicy mogą dużo zyskać umartwiając ciało. Praktyka ta pozwala opanować niesforne namiętności, które przechodzą pod kontrolę łaski i woli. Cierpienie bowiem łatwo staje się potęgą w sprawach Bożych. Pan Jezus odkupił ludzkość poprzez krwawą ofiarę i ogromne cierpienia znoszone na Kalwarii.
5. Prześladowania z powodu objawień
Objawienia Matki Bożej były dla dzieci niewątpliwym wyróżnieniem, ale przecież nie tylko. Trójka pastuszków poniosła ciężkie ofiary przez sam fakt świadczenia o przybyciu Maryi do Fatimy. Szczególnie cierpiała Łucja – nie wierzyła jej ani matka, ani krewni, którzy w dodatku przestali okazywać jej jakąkolwiek czułość. Te cierpienia młodej dziewczynki musiały być bardzo intensywne.
Chociaż Franciszek i Hiacynta nie spotkali się z prześladowaniami w rodzinie, narażeni byli na stałe kpiny ze strony sąsiadów i szyderstwa przybyszy. Co więcej, świeckie media narażały dzieci na śmieszność i sarkazm. Krajowe gazety prowadziły ohydną kampanię nienawiści i oczerniania. Wszystko, by zdyskredytować objawienia. Pomimo tych zniewag dzieci zachowywały się z godną podziwu cierpliwością. Co więcej, zawsze pamiętały o wezwanie Matki Bożej, by ofiarować swoje cierpienia za grzeszników.
6. Zmiany w Nabożeństwie Pięciu Pierwszych Sobót
Matka Boża prosiła pierwotnie, by przystępować do spowiedzi i Komunii Św. przez pięć pierwszych sobót miesiąca, odmawiać pięć dziesiątek Różańca i medytować przez 15 minut nad tajemnicami, w celu zadośćuczynienia Niepokalanemu Sercu Maryi. Jednak Łucja, w trakcie kolejnego objawienia opowiedziała o trudnościach w wypełnianiu tego nabożeństwa. Zostały więc wprowadzone zmiany: do spowiedzi można przystępować w inne dni niż w pierwszą sobotę, o ile Pan Jezus jest przyjmowany godnie i z zamiarem zadośćuczynienia Niepokalanemu Sercu Maryi. A jeśli ktoś zapomni o wypowiedzeniu intencji, może to zrobić przy okazji następnej spowiedzi, korzystając z pierwszej ku temu sposobności.
Siostra Łucja wyjaśniła także, że nie ma potrzeby rozważać wszystkich tajemnic Różańca w każdą pierwszą sobotę miesiąca – wystarczy rozważać jedną z nich albo kilka.
7. Dlaczego ustanowiono Nabożeństwo Pięciu Pierwszych Sobót?
Nabożeństwo to odpowiada pięciu rodzajom grzechów i bluźnierstw popełnianych przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi. Są to:
– bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu;
– bluźnierstwa przeciw Jej dziewictwu;
– bluźnierstwa przeciw Jej Boskiemu macierzyństwu
– wpajanie nienawiści, obojętności, a nawet pogardy do Niepokalanej Matki w sercach dzieci;
– bezpośrednie lżenie Jej świętych wizerunków
8. Udaremnienie większego cudu niż cud słońca!
Siostra Łucja ujawniła, że słynny „cud słońca” mógłby być jeszcze większy. Dzieci zostały jednak uprowadzone przez Arthura Oliveira Santosa, administratora Rady Administracyjnej Vila Nova de Ourém.
Jest to przykład przestępstwa popełnionego wbrew woli Matki Bożej, którego nie ukarała. Tak czy inaczej, tłumy osób zebranych w Fatimie po południu 13 października 1917 r. zostały pozbawione możliwości ujrzenia znacznie większego cudu, niż i tak ogromny „cud słońca”.
9. Zorza polarna czy ostrzeżenie przed wojną?
Siostra Łucja uznała nadzwyczajne światło świecące nad Europą w nocy z 25 na 26 stycznia 1938 roku w godzinach od 20:45 do 01:15 za „wielki znak” od Matki Bożej, wskazujący, że nieuchronnie zbliża się wojna.
Astronomowie i sceptycy orzekli oczywiście, że była to jedynie zorza polarna. Jednak większość z nich zaświadczała, że postać jaką przybrała, nie miała wcześniej precedensu.
10. Ostatnie, porażające słowa Hiacynty
Zaledwie 10-letnia Hiacynta była dziewczyną nad wyraz dojrzałą. Posiadała prorocze wizje i wiele prywatnych objawień. Słowa wypowiedziane przez Hiacyntę ukazują też głębię jej duszy w obliczu moralnego upadku świata. Oto jedne z jej ostatnich słów:
– Grzechami prowadzącymi najwięcej dusz do piekła są grzechy cielesne.
– Aby być czystym na ciele konieczne jest utrzymanie czystości. Być czystą na ciele to znaczy strzec niewinności. A być czystą na duszy to znaczy nie grzeszyć, nie oglądać tego, czego nie powinno się widzieć, nie kraść, nie kłamać, mówić zawsze prawdę, także wtedy, gdy nas to wiele kosztuje.
– Mody, które nadejdą, będą bardzo obrażać Pana. Osoby, które służą Bogu, nie mogą iść za głosem mody. W Kościele nie ma zmiennych mód. Jezus jest zawsze ten sam.
– Lekarzom brak światła i wiedzy, by leczyć chorych, bo brak im miłości Boga.
– Księża powinni zajmować się tylko sprawami Kościoła. Księża powinni być czyści, bardzo czyści. Nieposłuszeństwo kapłanów i zakonników wobec ich przełożonych i wobec Ojca Świętego bardzo obraża Jezusa.
– Aby być zakonnicą, trzeba być bardzo czystą duszą i ciałem.
– Wiele jest niedobrych mód; nie podobają się one Jezusowi, nie są Boże.
– Spowiedź jest sakramentem miłosierdzia. Dlatego trzeba zbliżać się do konfesjonału z ufnością i radością. Bez spowiedzi nie ma zbawienia.
Opracowano na podstawie: www.americaneedsfatima.org/malk/PCh24.pl
Więcej na temat Objawień w Fatimie przeczytasz w książkach Plinio Correa de Oliveira i Antonio Borelliego. Książki można nabyć w Księgarni Kontrrewolucji.
Antonio A. Borelli – „Aniołowie i objawienia fatimskie”
***********
Szóste i ostatnie Objawienie Matki Boskiej Fatimskiej trójce pastuszków
Hiacynta, Łucja i Franciszek
***
Jak przy poprzednich objawieniach dzieci dostrzegły błysk światła, po którym Matka Boża pojawiła się nad krzewem. Łucja: „Czego Pani sobie życzy ode mnie?” Matka Boża: „Chcę ci powiedzieć, aby wybudowano tu kaplicę na moją cześć. Jestem Matką Boską Różańcową. Odmawiajcie w dalszym ciągu codziennie różaniec. Wojna się skończy, a żołnierze wkrótce wrócą do swoich domów”.
Łucja: „Miałam prosić Panią o wiele rzeczy: o uzdrowienie kilku chorych, nawrócenie niektórych grzeszników, etc.”
Matka Boża: „Jednych uzdrowię, innych nie. Trzeba, aby się poprawili i prosili o przebaczenie swoich grzechów”. I ze smutnym wyrazem twarzy dodała: „Niech nie obrażają więcej Boga Naszego Pana, który już i tak jest bardzo obrażany”.(…)
Gdy Matka Boża zniknęła w bezkresnej dali firmamentu, na oczach dzieci rozegrały się kolejne trzy sceny: pierwsza – symbolizująca tajemnice radosne różańca, druga – bolesne i trzecia – chwalebne. (Tylko Łucja widziała wszystkie trzy sceny; Franciszek i Hiacynta widzieli tylko pierwszą). Obok słońca pojawili się św. Józef z Dzieciątkiem Jezus na ręku i Matką Boską Różańcową. To była Święta Rodzina. Najświętsza Panna była ubrana na biało, w niebieskim płaszczu, a Dzieciątko Jezus było w jasnoczerwonej sukience. Św. Józef pobłogosławił tłum, czyniąc trzy razy znak krzyża. Dzieciątko Jezus uczyniło to samo. Następną sceną była wizja Matki Boskiej Bolesnej i Pana Jezusa zgnębionego bólem, w drodze na Kalwarię. Wydawało się, że Pan Jezus pobłogosławił świat. Matka Boża nie miała miecza w piersi. Łucja widziała tylko górną część ciała Pana Jezusa. Na zakończenie pojawiła się, w chwalebnej wizji Matka Boska Karmelitańska, ukoronowana na Królową nieba i ziemi, z Dzieciątkiem Jezus na rękach. (…).
* Fragmenty książki Antonio A. Borelli “Fatima – orędzie tragedii czy nadziei?”, Kraków 2001, str. 41-42
Ks. prof. Bortkiewicz, Stelmach, Bajor: Wstrząsająca prawda o objawieniach Maryi w Fatimie
Play Video
Odtwórz w YouTube
#FATIMA#OBJAWIENIE#ORĘDZIE#PRAWDA#KS. PROF. PAWEŁ BORTKIEWICZ#ARKADIUSZ STELMACH#BOGUSŁAW BAJOR#PRZYMIERZE Z MARYJĄ
Żywot, cierpienie i ogromna wiara świętej Hiacynty, świętego Franciszka i siostry Łucji właśnie dzisiaj powinny być dla nas natchnieniem oraz wezwaniem do nawrócenia i pogłębienia swojej wiary zwłaszcza, że Orędzie Matki Bożej z Fatimy sprzed ponad stu lat, którego świadkami była trójka dzieci-pastuszków wciąż jest aktualne, a zapowiedziane wydarzenia jeszcze się nie dopełniły. Nie zapominajmy, że Maryja zapowiedziała nadejście kar, ponieważ ludzkość odeszła od Boga i obraża go swoimi grzechami. Dziś wrogowie uderzają nie tylko bezpośrednio w Kościół, ale i w Maryję – Matkę Boga. Jest jeszcze czas na przemianę serc!
Zapraszamy na relację z Klubu SKAWIŃSKA 13 w Krakowie (24.02.2020). W spotkaniu wzięli udział:
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr
Arkadiusz Stelmach (Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi)
Bogusław Bajor (redaktor naczelny magazynu „Przymierze z Maryją”)
PCh24.pl
**********************************************
św. Paweł VI o różańcu
„Różaniec z natury swej wymaga odmawiania w rytmie spokojnej modlitwy i powolnej refleksji, by przez to modlący się łatwiej oddał się kontemplacji tajemnic życia Chrystusa, rozważanych jakby sercem Tej, która ze wszystkich była najbliższa Panu, i by otwarte zostały niezgłębione tych tajemnic bogactwa”.
**************************************************
bł. Pius IX o różańcu
***
„Różaniec to broń pozwalająca zwyciężyć demony i utrzymująca cię z dala od grzechu… Jeśli pragniecie, by w waszych sercach, domach, krajach zagościł pokój, gromadźcie się wspólnie i odmawiajcie różaniec, zawsze, bez względu na to jak jesteście utrudzeni”.
**************************************
Różaniec zbiorem głównych prawd naszej religii
Tak nazwał różaniec Leon XIII. „W nim bowiem – słowa Papieża – wraz z powtarzanymi w pewnym porządku, najpiękniejszymi i najskuteczniejszymi modlitwami następują po sobie ku rozmyślaniu i rozpamiętywaniu głośne tajemnice naszej religii” (Magnae Dei Matris 1892). Prawdy, będące przedmiotem rozważania przy modlitwie różańcowej, są ujęte jakby w piętnaście ram w piętnaście tajemnic, z których każda zawiera w sobie jakąś konkretnie określoną prawdę lub fakt historyczny, związany z życiem ziemskim Chrystusa lub Jego Matki. Owa piętnastka tajemnic ma nam dostarczyć treści przy rozmyślaniu.
Wszystkie one skupiają się około osoby Chrystusa i Najświętszej Marii Panny. W pierwszych pięciu, stanowiących radosną część różańca, na pierwszy plan występuje dogmat wcielenia Syna Bożego, mieszczący w sobie domyślnie cały zespół innych prawd. Tajemnice różańcowe otwiera „Zwiastowanie”, czyli zapowiedź wcielenia. Archanioł Gabriel oznajmia Najświętszej Marii Pannie, że Ją to właśnie Bóg wybrał na Matkę oczekiwanego Mesjasza. „I rzekł jej Anioł: Nie bój się, Mario, albowiem znalazłaś łaskę u Boga. Oto poczniesz w łonie i porodzisz syna a nazwiesz imię jego Jezus… I rzekła Maria: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,30-38). To zdarzenie opisane nam przez św. Łukasza ma być przedmiotem rozważania przy pierwszej tajemnicy.
W następnej tajemnicy widzimy, jak Najświętsza Maria Panna spieszy w odwiedziny do swej krewnej Elżbiety, matki św. Jana Chrzciciela: „A powstawszy Maria w onych dniach, poszła w góry z pośpiechem do miasta judzkiego. I weszła w dom Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. I stało się, skoro usłyszała Elżbieta pozdrowienie Marii, skoczyło dzieciątko w jej łonie, a Elżbieta napełniona została Duchem Świętym. I zawołała głosem wielkim, mówiąc: Błogosławionaś ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota twojego. A skądże mi to, że Matka Pana mego przyszła do mnie” (Łk I, 39-43). Na pierwszy rzut oka zdawałoby się nic nadzwyczajnego. Ot zwyczajne odwiedziny. W rzeczywistości jest tu wielka tajemnica. Tajemnica jeszcze nie narodzonego Boga-Człowieka. Chrystus w łonie swej matki promieniuje już łaskami, uświęca św. Jana. To początek misji zbawczej Chrystusa. […]
Centralny punkt pierwszej części różańca stanowi trzecia tajemnica: Narodzenie. „I porodziła syna swego pierworodnego, a uwinęła go w pieluszki i położyła go w żłobie, bo nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 11,7). Tu umysły i serca nasze mogą pogrążyć się całkowicie w rozważaniu, tyle treści, tyle piękna, że gdy się przychodzi do tej tajemnicy, nie wiadomo na czym najpierw należy skupić swą uwagę. Wszystko tu jest pociągające. Ogrom i morze treści. Fakt wcielenia Syna Bożego mówi nam, że ludzkość nie jest obojętna Bogu. Narodzenie Boże otwiera przed nami głębię Serca Bożego. Mówi nam przede wszystkim o miłości Boga względem nas. „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby wszelki kto wierzy weń, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3,16). „W tym okazała się miłość Boża ku nam, iż Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy żyli przez niego… On pierwszy umiłował nas i posiał Syna swego jako ubłaganie za grzechy nasze” (J 4,9-10). Bóg przychodzi na świat dla nas i dla naszego zbawienia. Współczucie dla nędzy, w jakiej znalazła się ludzkość po grzechu pierwszych rodziców, sprowadza Boga na ziemię. „Przyszedł bowiem Syn Człowieczy szukać i zbawić to, co było zginęło” (Łk 19,10). Okoliczności towarzyszące wcieleniu, jak ubóstwo, stajenka, adoracja pasterzy i mędrców, o czym nam opowiada Ewangelia, mogą nam nasunąć wiele wzniosłych myśli przy odmawianiu tej tajemnicy.
Podobnie rzecz się ma z dwoma następnymi tajemnicami, Ofiarowania i Znalezienia Jezusa w świątyni, przypominającymi niektóre zdarzenia z lat młodocianych Chrystusa.
Druga część różańca, bolesna, wprowadza nas w dzieło Odkupienia. Pokazuje nam szczegółowo w jaki sposób ono się dokonało. Bóg chciał, by Odkupienie dokonało się przez śmierć krzyżową. Chrystus zaczyna swoją mękę modlitwą i agonią w Ogrojcu. „A wyszedłszy poszedł wedle zwyczaju na górę Oliwną, a za nim też poszli i uczniowie. A gdy przyszedł na miejsce, rzekł im: Módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie. Sam zaś oddalił się od nich jakoby na rzut kamienia, a upadłszy na kolana, modlił się, mówiąc: Ojcze, jeśli chcesz, przenieś ode mnie ten kielich; wszakże nie moja wola, ale twoja niech się stanie. I ukazał mu się anioł z nieba, posilając go. A będąc w ucisku, usilniej się modlił. I stał się pot jego jako krople krwi, spływającej na ziemię” (Łk 22,39-44).
To początek dramatu kalwaryjskiego. Patrzymy kolejno na jego szczegóły. A więc na zdradziecki pocałunek Judasza. […] Ubiczowanie, ukoronowanie koroną z cierni. […] Towarzyszymy dalej Chrystusowi w pochodzie na Kalwarię, podczas którego trzykrotnie upada, spotyka się ze swą Matką, pociesza niewiasty nad nim się litujące. […] Wreszcie patrzymy na jego konanie i śmierć na krzyżu. „A była prawie godzina szósta, i nastały ciemności po wszystkiej ziemi aż do godziny dziewiątej. I zaćmiło się słońce, a zasłona świątyni wpół się rozdarła. A Jezus zawoławszy głosem wielkim, rzekł: Ojcze, w ręce twoje polecam ducha mojego! A to rzekłszy, skonał”. (Łk 23,44-46).
Trzecia część różańca przenosi nas duchem w inny świat. Mówi nam o wieczności, o nieśmiertelności, o naszej właściwej ojczyźnie. Tajemnica Zmartwychwstania Chrystusa zwraca naszą uwagę na dogmat powszechnego ciał zmartwychwstania. Wniebowstąpienie Chrystusa i Wniebowzięcie Bogarodzicy mówią nam o życiu w innym świecie pełnym szczęścia lub nieszczęścia, zależnie od tego, jak się tu na ziemi ustosunkujemy do Boga. Tajemnica Zesłania Ducha Św. poucza nas o konieczności łaski do zbawienia, o roli Kościoła, który powstał właśnie w dniu Zielonych Świątek.
„W modlitwie różańcowej – pisze Leon XIII – stają kolejno przed oczyma naszej duszy główne tajemnice naszej religii. Naprzód te, w których Słowo stało się ciałem, a Maria nienaruszona Dziewica i Matka oddawała mu macierzyńskie usługi z świętym weselem; następnie gorycze, męka i ukrzyżowanie Chrystusa cierpiącego, których ceną dokonało się zbawienie naszego rodzaju, potem jego tajemnice chwalebne, triumf nad śmiercią i wstąpienie do nieba oraz zesłanie stamtąd Ducha Bożego, Marii ponad gwiazdy wyniesionej promieniejąca jasność, wreszcie chwała Matki i Syna, towarzysząca wszystkich niebios chwała wiekuista” (Magnae Dei Matris).
Nie należy się ograniczać do rozważania prawdy wyrażonej w tytule poszczególnej tajemnicy, ale należy przechodzić do innych, w jakikolwiek sposób z nią związanych. Prawdy objawione mają to do siebie, że ze sobą ściśle się łączą i nawzajem się przenikają. Rozmyślanie nad jedną prowadzi kolejno do innych. Tajemnica Narodzenia np. mówi nam nie tylko o samym fakcie Wcielenia Syna Bożego, ale prowadzi nas do znajomości Trójcy Świętej, grzechu pierworodnego, wyniesienia nas do porządku nadprzyrodzonego. Podobnie jak w Składzie Apostolskim czy symbolu nicejsko-konstantynopolitańskim, tak i w różańcu mamy krótki i zwięzły zbiór głównych dogmatów. Z tą różnicą jednak, że różaniec ujmuje je w sposób więcej dla nas przystępny. Wyraża je bowiem nie tyle suchymi formułkami ile konkretnymi faktami. Przez to łatwiej je pojąć i zapamiętać sobie.
Centrum i jakby słońcem wszystkich prawd mieszczących się w tajemnicach różańcowych jest osoba Chrystusa. Około Niego wszystko się obraca. On jest zawsze na pierwszym planie. Do Niego jako do celu wszystko zmierza, od Niego jako ze źródła wszystko wypływa. W Nim wszystko się łączy i jednoczy. On jest początkiem i końcem wszystkiego, Kto więc zapozna się, choćby ogólnikowo, z treścią tajemnic różańcowych, zna właściwie podstawowe prawdy religii chrześcijańskiej. Słusznie więc nazwano różaniec krótkim zbiorem nauki Chrystusowej.
O. Romuald Kostecki OP, Modlitwa różańcowa, VERBUM, Kielce 1948/PCh24.pl
**********************************************************************************************
ŻYWY RÓŻANIEC
Bogu niech będą dzięki!
Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. (Uroczystości beatyfikacyjne były zaplanowane na 7 czerwca 2020 roku, ale nie odbyły się z powodu pandemii). Ks. Prymas święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk Księdza Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.
Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
**
INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA MIESIĄC PAŹDZIERNIK 2020
Intencja ewangelizacyjna: za misję świeckich w Kościele.
Módlmy się, aby wierni świeccy, a szczególnie kobiety, na mocy chrztu, w większym stopniu byli włączani w podejmowanie odpowiedzialności za Kościół.
więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja
*****
Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji:
Za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
Za papieża Franciszka, aby Duch Święty go prowadził, a św. Michał Archanioł strzegł.
Niepokalana Maryjo, Matko miłosierdzia, pomóż mi tak ukochać modlitwę różańcową, aby stała się moją codzienną potrzebą. Bo wtedy wiara, nadzieja i miłość umocniona w Tajemnicach Zbawienia da siłę i radość przeżywania moich tajemnic coraz bliżej Bożej woli a nie mojej.
*****
Intencja dla Róży św. Moniki i Matki Bożej Częstochowskiej (II):
Powierzamy Bożej Matce i Jej Synowi, którego życie rozważamy w różańcu, drogi wzrastania dzieci, za które modlimy się w tej Róży.
**************************************************************************************************************
Różaniec Święty
potężna broń o sprawdzonej skuteczności
fot. pixabay
Środek zbawienia, jeden z najbardziej potężnych i skutecznych, jakie oferuje nam Boża Opatrzność przeciwko szatanowi i jego naśladowcom, którzy pragną zguby dusz. Różaniec rozwiązuje niezliczone problemy, zapewnia wieczne zbawienie i przybliża Królestwo Niepokalanego Serca Maryi.
Kiedy Łucja zapytała Przenajświętszą Dziewicę w dniu jej ukazania się, 13 października 1917 w Fatimie, czego pragnie, Ona odpowiedziała: „Chcę ci powiedzieć, aby zbudowano tu kaplicę na moją cześć. Jestem Matką Boską Różańcową. Odmawiajcie w dalszym ciągu codziennie Różaniec.”
W wielu objawieniach Matka Boża zalecała nabożeństwo do Różańca, ale szczególnie w Fatimie podkreślała znaczenie tej praktyki modlitewnej jako środka potrzebnego do nawrócenia świata. Przedstawiła się też jako Pani Różańca.
Czy może być większe nabożeństwo?
Na pytanie to odpowiada nam sam św. Ludwik Maria Grignion de Montfort (1673 – 1716), wielki apostoł Przenajświętszej Maryi, który pisze: „Najświętsza Dziewica objawiła bł. Alanowi, że po Najświętszej Ofierze Mszy Świętej, która jest pierwszą i najbardziej żywą pamiątką Naszego Pana, nie ma praktyki wspanialszej i wyjednującej większe łaski od Różańca Świętego, który jest jakby drugą kommemoracją i przedstawieniem Życia i Męki Chrystusa.”
Istnieją liczne dokumenty papieskie wychwalające doskonałość Różańca Świętego. W nich to Papieże niestrudzenie polecają to nabożeństwo.
Nabożeństwo Różańca Świętego – cudowne dzieje
Według tradycji Matka Boża objawiła nabożeństwo Różańca Świętego św. Dominikowi Guzmanowi w roku 1214 jako środek wybawienia Europy od herezji. Chodziło o albigensów, którzy rozprzestrzeniając się niczym śmiertelna epidemia zarażali swymi błędami inne kraje – od północnych Włoch do okolic Albi w południowej Francji. Stąd pochodzi nazwa nadana tym heretykom, znanym także jako katarzy (od greckiego słowa oznaczającego “czysty”). Tym mianem, pełnym pychy, określali oni samych siebie.
Byli niczym wilki w owczych skórach. Przedostawali się do środowisk katolickich, aby skuteczniej oszukiwać i zyskiwać sympatię. Heretycy ci wyznawali między innymi panteizm, wolną miłość, chcieli zniesienia bogactwa, hierarchii społecznej i własności prywatnej. Podobieństwo ich do współczesnych komunistów jest aż nazbyt wyraźne.
Różne regiony XIII-wiecznej Europy zostały skażone herezją albigensów, a wszelkie wysiłki katolików zmierzające do ich powstrzymania okazywały się daremne. Heretycy po zdobyciu wielu dusz, zburzeniu wielu ołtarzy i przelaniu ogromnej ilości katolickiej krwi wydawali się ostatecznie zwyciężać.
Św. Dominik (założyciel Zakonu Dominikanów) odważnie zaangażował się w walkę przeciwko sekcie albigensów, ale nie udało mu się powstrzymać naporu heretyków, którzy nadal deprawowali wiernych katolików. Ci, którzy próbowali się oprzeć, byli mordowani.
Zrozpaczony św. Dominik błagał Najświętszą Dziewicę, aby wskazała mu jakąś skuteczną broń duchową, zdolną do zniszczenia straszliwych wrogów Kościoła Świętego.
Najlepsza artyleria przeciwko szatanowi i jego naśladowcom
Ściskając w ręku potężną broń, jaką w istocie był Różaniec, św. Dominik wrócił do walki głosząc niestrudzenie we Francji, Włoszech i Hiszpanii nabożeństwo, którego nauczyła go sama Matka Boża i wszędzie odzyskiwał dusze. Katolicy letni stawali się żarliwi, gorliwi uświęcali się, a zakony rozkwitały. Św. Dominik nawrócił rzesze heretyków, którzy wyrzekając się błędów powrócili do Kościoła katolickiego, grzesznicy zrywali z grzechami i odprawiali pokutę, wyrzucał demony z opętanych, czynił cuda i uzdrawiał. Tylko w samej Lombardii ów potężny krzyżowiec Różańca nawrócił ponad 100 000 albigensów. Wszystko to za pomocą najskuteczniejszej artylerii przeciwko szatanowi i jego sługom: Różańca Świętego.
Broń zwyciężająca zło
Tę tajemniczą broń Bóg umieszcza w dłoniach swych wiernych żołnierzy, walczących z szatanem i jego sługami krążącymi po świecie na zgubę dusz. Ta potężna broń jest dostępna dla wszystkich katolików (czcicieli Niepokalanej). Za jego pośrednictwem otrzymujemy ochronę przed zakusami diabła i gotowi jesteśmy stawić czoła wszelkim trudom życia.
Zapewnia nas o tym sam św. Ludwik Maria Grignion de Montfort: „Choćbyście się znaleźli nad brzegiem przepaści, choćbyście mieli już jedną nogę w piekle, choćbyście się nawet zaprzedali diabłu jak jaki czarownik, choćbyś był heretykiem zatwardziałym i uporczywym jak szatan, wcześniej czy później nawrócicie się i zbawicie się, jeżeli – powtarzam wam, a zważcie dobrze słowa i treści mojej rady – będziecie pobożnie odmawiali Różaniec Święty każdego dnia aż do śmierci, w celu poznania prawdy i otrzymania skruchy i przebaczenia waszych grzechów”.
Potrzeba stałego odmawiania Różańca Świętego
W dzisiejszych dniach również jesteśmy zagrożeni ze wszystkich stron. My i nasi bliscy doświadczamy trudności duchowych i materialnych. Nasz kraj jest ciągle w niebezpieczeństwie, a kryzysy stale narastają. Wzrasta też poczucie zagrożenia. Święty Kościół katolicki jest atakowany przez szatana i przeciwników zewnętrznych oraz wewnętrznych chcących go zniekształcić, a wreszcie całkowicie zniszczyć.
Czy nie potrzebujemy nowych cudów? Oczywiście, że tak i to jak najrychlej! W tym celu winniśmy gorąco się o nie modlić. Dlaczego nie mielibyśmy posłużyć się ową potężną “artylerią” Różańca Świętego, który od wieków ratuje chrześcijaństwo i katolików z najgorszych opałów? Różaniec jest modlitwą prostą, krótką i tyleż przyjemną, co skuteczną.
„Różaniec jest najpiękniejszą i najcenniejszą ze wszystkich modlitw do Pośredniczki wszelkich łask i modlitwą najbliższą sercu Matki Bożej. Módlcie się na nim codziennie”.
Papież Św. Pius X
Korzyści i łaski, jakie możemy uzyskać odmawiając Różaniec Święty z rozważaniem tajemnic
ˇ wznosi nas niepostrzeżenie ku doskonałemu poznaniu Jezusa Chrystusa
ˇ oczyszcza nasze dusze z grzechów
ˇ pozwala nam zwyciężać naszych nieprzyjaciół
ˇ ułatwia nam praktykowanie cnót
ˇ rozpala naszą miłość do Jezusa Chrystusa
ˇ uzdalnia nas do spłacania naszych długów wobec Boga i wobec ludzi
ˇ wreszcie, wyjednuje nam od Boga wszelkiego rodzaju łaski
Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort
Artykuł ukazał się w 1. numerze “Przymierza z Maryją”
*******************************************************************************************************************
OGŁOSZENIA
https://blueskyscotland.blogspot.com/2019/02/partick-kelvingrove-and-anderston-walk.html
***
W kościele św. Szymona nadal Msze św. w niedziele i w święta nie mogą być sprawowane. Mamy natomiast możliwość uczestniczyć we Mszy św. w kościele św. Piotra.
*******
wyjątkowo w sobotę 31 października nie będzie spowiedzi św. w kościele św. Szymona, ponieważ tego dnia będę nawiedzał cmentarze, gdzie są groby naszych Rodaków.
Msze św. w kościele św. Piotra z udziałem wiernych
obowiązuje wcześniejsza rejestracja (linki poniżej), na Mszy może być maksymalnie 50 osób
Sobota 31/10 – godz. 18:00; spowiedź od godz. 17:15 – tylko dla osób zarejestrowanych na Mszę; rejestracja do godz. 16:00 lub do wyczerpania miejsc;
po Mszy św. Różaniec
https://www.eventbrite.co.uk/e/sobota-3110-msza-sw-godz-1800-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-126700483557
Niedziela 01/11 UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH – godz. 14:00; spowiedź od godz. 13:15 – tylko dla osób zarejestrowanych na Mszę; rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejsc
https://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-0111-msza-sw-g-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-126699821577
od godz. 13:30 Adoracja Najświętszego Sakramentu
Poniedziałek 02/11 DZIEŃ ZADUSZNY (Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych) – godz. 18:00 https://www.eventbrite.co.uk/e/poniedziaek-0211-msza-sw-g-1800-koscio-sw-piotra-st-petersglasgow-tickets-126700545743
UWAGA! JEŻELI ZAREZERWOWALIŚCIE MIEJSCE NA MSZY ŚW. , ALE WIECIE, ŻE NIE BĘDZIECIE MOGLI W NIEJ UCZESTNICZYĆ – BARDZO PROSIMY O WIADOMOŚĆ NA ADRES MSZESWPIOTR@GMAIL.COM lub rezygnację przez stronę Eventbrite (im wcześniej, tym lepiej, żeby dać szansę innym na przyjście na Mszę św.)
Msze św. w kościele św. Piotra i św. Szymona w ciągu tygodnia – z udziałem wiernych, w języku angielskim:kościół św. Piotra – od poniedziałku do piątku godz. 10:00; poniedziałek i wtorek godz. 19:00kościół św. Szymona – wtorek i czwartek godz. 12:30
*****
******
Mając na uwadze trwające wciąż zagrożenie zdrowia i życia, Szkocki Episkopat przedłużył udzielenie dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy świętej. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych, które są w grupie ryzyka zarażeniem oraz osoby opiekujące się nimi, a także te osoby, które obawiają się z uzasadnionych przyczyn zakażenia.
Skorzystanie z dyspensy oznacza, że nieobecność na Mszy niedzielnej we wskazanym czasie nie jest grzechem. Jednocześnie korzystających z dyspensy zachęca się do udziału we Mszy świętej w dni powszednie, z zachowaniem roztropności i wzajemnej troski o siebie. Zachęca się również, aby osoby korzystające z dyspensy trwały na osobistej i rodzinnej modlitwie, i do duchowej łączności ze wspólnotą Kościoła poprzez transmisje radiowe, telewizyjne lub internetowe.
Nadal będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:
- podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
- rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową
- przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele
- w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki)
- przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
- należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
- na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
- podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj
- bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
- również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół.
Uwaga:
Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.
***
Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.
***
Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.
********************************************************************************************************************
Ogłoszenie dotyczące Poradnictwa Rodzinnego na obecny czas:
Osoby, które szukają wsparcia czy to emocjonalnego, psychologicznego, czy też potrzebują pokierowania do placówek lub organizacji zajmujących się zasiłkami oraz potrzebują prawniczej porady – zapraszamy na spotkania, które odbywają się w poniedziałki od godz. 18.00 – 20.00 w Polskiej Misji Katolickiej w Glasgow przy Domu Polskim im gen. Władysława Sikorskiego:
4 Park Grove Terrace, Glasgow G3 7SD
- w pierwsze poniedziałki miesiąca:
Poradnictwo Rodzinne
- w pierwsze i w drugie poniedziałki miesiąca:
Citizen Advise (poradnictwo związane z miejscem zamieszkania)
- w pierwsze i w trzecie poniedziałki miesiąca:
Psychoterapia, Poradnictwo Rodzinne
- w drugie poniedziałki miesiąca:
Poradnictwo Rodzinne, praca z dziećmi
- w czwarte poniedziałki miesiąca:
Naturalne Planowanie Rodziny
(konsultacje lekarskie i pielegniarskie w ramach potrzeb)
******
Spotkania AA, NA i Al-Anon w obecnej sytuacji, odbywają się również on-line (skype i inne platformy)
AA-Damian-07516435451
NA-Konrad-07926658308
AI-Anon-Agnieszka- 07588343494
Spotkania w języku polskim dla osób NA – uzależnionych od narkotyków i od substancji psychoaktywnych – w każdą środę od godz. 19.30 – 21.00 – The Longin House Mission, 35E Campbell Street, G1 5DT
Zapraszamy na grupę Al-Anon osoby, które mają lub miały męża, żonę, rodziców, rodzeństwo lub kogoś bliskiego uzależnionego od alkoholu, używek, pornografii, etc. Spotkania grupy odbywają się w każdy piątek od 18.45 do 20.45 w Domu Polskim im gen. Władysława Sikorskiego w Bibliotece.
Spotkania Grupy DDA-Dorosłych Dzieci Alkoholików odbywają się w każdy czwartek od godz.19.00 do 21.00 – 35 East Cambell Street, G1 5DT Glasgow, tel.07856288817.
Spotkania grupy AA-dla osób uzależnionych od alkoholu, odbywają się w każdy piątek – nowy adres: 8-12 St. Andrew Street, Glasgow, G1 5PD.
Osoby, które są zainteresowane takimi spotkaniami prosimy o kontakt:
ks. Marian Łękawa SAC – 0141 3399163 albo 07974240501
***********************************************************************************************************************
25 października 2020
XXX NIEDZIELA ZWYKŁA
MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
o godzinie 14.00
przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15
Antyfona na wejście
Niech się weseli serce szukających Pana. Rozważajcie o Panu i Jego potędze, zawsze szukajcie Jego oblicza.
HYMN
Chwała na wysokości Bogu, * a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. * Chwalimy Cię. * Błogosławimy Cię. * Wielbimy Cię. * Wysławiamy Cię. * Dzięki Ci składamy, * bo wielka jest chwała Twoja. * Panie Boże, Królu nieba, * Boże, Ojcze wszechmogący. * Panie, Synu Jednorodzony, * Jezu Chryste. * Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. * Który gładzisz grzechy świata, * zmiłuj się nad nami. * Który gładzisz grzechy świata, * przyjm błaganie nasze. * Który siedzisz po prawicy Ojca, * zmiłuj się nad nami. * Albowiem tylko Tyś jest święty * Tylko Tyś jest Panem. * Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste. * Z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca. * Amen
Kolekta
Wszechmogący, wieczny Boże, pomnóż w nas wiarę, nadzieję i miłość i daj nam ukochać Twoje przykazania, abyśmy mogli otrzymać obiecane zbawienie.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Wyjścia – Wj 22,20-26
To mówi Pan: „Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej. Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, zapali się gniew mój i wygubię was mieczem, i będą żony wasze wdowami, a dzieci wasze sierotami. Jeśli pożyczysz pieniądze ubogiemu z mojego ludu, żyjącemu obok ciebie, to nie będziesz postępował wobec niego jak lichwiarz i nie każesz mu płacić odsetek. Jeśli weźmiesz w zastaw płaszcz twego bliźniego, winieneś mu go oddać przed zachodem słońca, bo jest to jedyna jego szata i jedyne okrycie jego ciała podczas snu. I jeśliby się żalił przede Mną, usłyszę go, bo jestem litościwy”.
Oto słowo Boże.
Psalm 18
R/ Miłuję Ciebie, Panie, mocy moja.
Miłuję Cię, Panie,
Panie, mocy moja,
Panie, opoko moja i twierdzo,
mój wybawicielu. R/
Boże, skało moja, na którą się chronię,
tarczo moja, mocy zbawienia mego i moja obrono.
Wzywam Pana, godnego chwały,
i wyzwolony będę od moich nieprzyjaciół. R/
Niech żyje Pan, niech będzie błogosławiona moja
Opoka.
Niech będzie wywyższony mój Bóg i Zbawca.
Ty dajesz wielkie zwycięstwo królowi
i okazujesz łaskę Twemu pomazańcowi. R/
Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Tesaloniczan – 1 Tes 1,5c-10
Bracia: Wiecie, jacy byliśmy dla was, przebywając pośród was. A wy, przyjmując słowo pośród wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego, staliście się naśladowcami naszymi i Pana, by okazać się w ten sposób wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai.
Dzięki wam nauka Pańska stała się głośna nie tylko w Macedonii i Achai, ale wasza wiara w Boga wszędzie dała się poznać, tak że nawet nie trzeba nam o tym mówić. Albowiem oni sami opowiadają o nas, jakiego to przyjęcia doznaliśmy od was i jak nawróciliście się od bożków do Boga, by służyć Bogu żywemu i prawdziwemu i oczekiwać z niebios Jego Syna, którego wzbudził z martwych, Jezusa, naszego wybawcę od nadchodzącego gniewu.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Jeśli mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 22,34-40
Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że Jezus zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?”
On mu odpowiedział: „«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem». To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”.
Oto słowo Pańskie.
WYZNANIE WIARY
Wierzę w jednego Boga, * Ojca Wszechmogącego, * Stworzyciela nieba i ziemi, * wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. * I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, * Syna Bożego Jednorodzonego, * który z Ojca jest zrodzony * przed wszystkimi wiekami. * Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, * Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. * Zrodzony a nie stworzony, * współistotny Ojcu, * a przez Niego wszystko się stało. * On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego * przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. * Ukrzyżowany również za nas, * pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. * I zmartwychwstał dnia trzeciego, * jak oznajmia Pismo. * I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. * I powtórnie przyjdzie w chwale * sądzić żywych i umarłych, * a Królestwu Jego nie będzie końca. * Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, * który od Ojca i Syna pochodzi. * Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; * który mówił przez Proroków. * Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. * Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. * I oczekuję wskrzeszenia umarłych. * I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, wejrzyj na dary,
które Ci składamy, niech ta Ofiara,
wyraz naszej służby, przyczyni się do Twojej chwały. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Będziemy się radować ze zbawienia i wielbić imię Pana Boga naszego.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech Twój Sakrament
dokona w nas tego, co oznacza,
abyśmy osiągnęli zjednoczenie z Chrystusem,
którego przyjmujemy pod osłoną chleba i wina.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
*****************************
komentarz do dzisiejszej Liturgii Słowa:
****
Dziś Pan Jezus znowu spotyka się z ludzką przewrotnością. Bo oto staje przed Nim faryzeusz znający bardzo dobrze Prawo, które określało przeróżne sytuacje w jakich może znaleźć się człowiek. Kodeks ten zawiera aż 613 nakazów i zakazów.
Pytanie jakie zadaje Chrystusowi ów uczony w Prawie nie jest szukaniem Prawdy. Jest tylko kolejną pułapkę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?” Pan Jezus nie zraża się tą ludzką obłudą, ale odpowiadając daje wspaniałą syntezę Starego i Nowego Testamentu, która mieści się w dwóch przykazaniach. Pierwsze, które zawsze pozostanie pierwszym i to zarówno według dawnego prawa jak i nowego: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem”. Ma ono w sobie ogromną siłę wobec której nie może być żadnej wątpliwości. Wymienione cztery elementy stanowią istotę człowieka. I drugie przykazanie, które jest konsekwencją pierwszego: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.”
Więc jeżeli nie ma we mnie chęci szukania osobistego kontaktu z Bogiem, aby coraz lepiej poznać, ogarnąć, zrozumieć Bożą rzeczywistość – a odbywa się to właśnie podczas przebywania z Bogiem na modlitwie – wtedy Bóg schodzi coraz bardziej na dalszy plan i trudno w takiej sytuacji mówić, że moje serce jest skierowane we właściwym kierunku.
Istnieje takie przysłowie, które tutaj się sprawdza: „Co z oczu , to z serca”. Carlo Carretto obrazuje to takim przykładem: „Jeśli narzeczony telefonuje do narzeczonej, aby jej powiedzieć: ‘Wybacz, ale dzisiaj wieczorem nie przyjdę, mam dużo pracy!’ – to jeszcze nic złego. Ale jeśli po raz nie wiem który powtarza te same słowa, i jeśli od czterech lat wymawia się nawałem pracy i zajęć z kolegami, żeby tylko jej nie odwiedzić, sprawa staje się poważna, co więcej, staje się zupełnie jasna. Oznacza to, że nie ma miłości!”
Bo rzeczywiście, gdyby była miłość – to przecież pokonałaby wszelkie trudności, aby znaleźć czas i pójść do osoby ukochanej. Tak często współczesny człowiek wymawia się brakiem czasu. Próbuje, chyba przekonać samego siebie, że ma tyle rzeczy do zrobienia i to nawet dobrych i pożytecznych przesuwając modlitwę wciąż na dalszy plan. Często przyłapuję siebie jak bardzo jestem uzależniony od dzisiejszej konsumpcyjnej cywilizacji, w której wciąż i nieustannie coś musi się dziać. Aktywność i działanie zajmuje dziś zdecydowanie pierwsze miejsce. To jest pewnie przejście na jakąś drugą krańcowość, bo zdarzało się w przeszłości, że synowie i córki Kościoła byli tak pochłonięci własnym udoskonalaniem się, że drugi człowiek potrzebujący pomocy pozostawał w całkowitej izolacji. Czy to było niezrozumienie czy brak miłości? Zdarza się często, że można być tylko Martą, która miała pretensje do swojej siostry Marii zasłuchanej w to co mówił Jezus. A Kościół jest przecież i Marią i Martą.
Ojciec św. Jan Paweł II zwracając się, jeszcze w czasie komunizmu, do polskich sióstr klauzurowych, mówił: „Pozornie tylko, drogie moje, jesteście odcięte od świata. W rzeczywistości znajdujecie się w samym jego środku – w centrum doczesnej rzeczywistości – w centrum polskiej rzeczywistości. Za klauzurą nie ogląda się ludzi. Za klauzurą się miłuje. Tą miłością jaką umiłował Chrystus aż do końca.”
Wspominany już Carlo Carretto opisuje w swojej książce Bóg, który nadchodzi takie świadectwo: „W Beni-Abbes często zimą rozbijają swe namioty nomadzi. To ci najbiedniejsi, nie mający już wielbłądów ani kóz na sprzedaż, nie mający już sił ani środków, aby zorganizować karawanę do Erg, poszukujący jakiegoś oparcia, dla odnalezienia się w nowej rzeczywistości społecznej, gdzie nie ma już miejsca dla nomadów.
Któregoś dnia przybyła tu pewna Francuska, poszukując duchowego odosobnienia by oddać się medytacji. Przechodząc obok jednego z namiotów zamieniła kilka słów z dziewczyną z plemienia Tuaregów. Podczas rozmowy spostrzegła, że dziewczyna, chuda jak szczapa, drży z zimna. Na pustyni, przed wschodem słońca jest bardzo zimno.
Dlaczego nic na siebie nie włożysz? – pyta.
Bo nie mam co włożyć. – odpowiada dziewczyna.
Francuzka, imieniem Madeleine, nie próbując zgłębić problemu, odchodzi, aby … się modlić. Wchodzi do eremu zbudowanego przez samego Ojca de Foucauld, gdzie wystawiony jest Najświętszy Sakrament. Kładzie się krzyżem na piasku, przed Jezusem obecnym pod postacią znaku wiary, jakim jest Eucharystia. Mija jakiś czas, ona wciąż próbuje się modlić.
Nie mogłam się skoncentrować – wyzna mi później. Nie mogłam się modlić. Musiałam wrócić do namiotu i dać tej dziewczynie mój sweter. Wówczas osiągnęłam spokój w modlitwie.”
Bo to właśnie dzięki modlitwie, głębokiej i prawdziwej, sam Bóg daje siły, aby coraz pełniej usługiwać bliźniemu. Ona nie odrywa, ale przybliża do tych miejsc, gdzie człowiek cierpi.
Jeżeli we mnie jest modlitwa do Boga, która pozwala mi równocześnie zachować obojętność wobec drugiego człowieka, któremu mam pomóc – to ona nie jest modlitwą skierowaną do prawdziwego Boga. Mój stosunek do Boga jest dokładnie taki sam jaki mam do moich bliźnich.
Ks. Marian SAC
**************************************************************************************************************
poniedziałek – 26 października
XXX tydzień zwykły
Bł. Celina Borzęcka: Mówią, że nie jest mi dobrze w habicie…
*****
Przez 20 lat była oddaną i dobrą żoną. Po śmierci męża wraz z córką odnalazły nowe powołanie. Te dwie święte polskie kobiety stworzyły dzieło, które dziś służy na całym świecie, a za przyczyną błogosławionej dzieją się cuda.
26 października obchodzimy wspomnienie liturgiczne – i rocznicę śmierci – absolutnie niezwykłej kobiety, bł. Celiny Borzęckiej CR. Połączyła w swojej biografii życie rodzinne z zakonnym, stając się swoistym fenomenem w historii Kościoła.
Po śmierci męża – będąc wcześniej świecką wierną, pełniąc rolę żony, matki i zaradnej pani majątku na Kresach – razem z młodszą córką Jadwigązałożyła zgromadzenie sióstr zmartwychwstanek.
Celina została beatyfikowana 27 października 2007 roku, do czego przyczynił się cud za jej wstawiennictwem, wymodlony dla krewnego Borzęckich – Andrzeja. Młody chłopak, mistrz Polski we wspinaczce sportowej, spadł ze ścianki podczas treningu – lekarze określali jego stan jako beznadziejny.
Obecnie trwa natomiast proces beatyfikacyjny córki Celiny, sługi Bożej Jadwigi Borzęckiej. Bóg pisze na krzywych liniach naszego życia, zaskakując nas nowymi wyzwaniami.
Celina Borzęcka: żona i wdowa
Celina urodziła się 29 października 1833 r. w majątku Antowil koło Orszy, na terenie dzisiejszej Białorusi. Jej rodzicami byli Ignacy Chludziński herbu Dołęga i Klementyna z Kossowów Chludzińska. Miała siostrę i brata, a rodzina bardzo się kochała, zapewniając jej wszystko, co potrzeba, aby była szczęśliwa.
W „Pamiętniku dla córek”, jaki prowadziła przez lata, przyszła błogosławiona zanotowała:
W dzieciństwie zawsze byłam otoczona osobami mi życzliwymi. […] Kto nie doznał wrażeń w młodości obok starań i pieszczot matki, kto nie uczuł szczęścia wśród rodziny, krewnych i przyjaciół, ten skamieniałe ma serce i nierozwinięte uczucia.
W wieku 10 lat przystąpiła do I Komunii Świętej. Dwa lata później Chludzińscy przeprowadzili się do majątku Laskowicze, który potem odziedziczył syn Alojzy z rodziną.
Celina marzyła o całkowitym poświęceniu się Bogu, pragnęła życia zakonnego, ale w 1853 r. rodzice wydali ją za mąż za – o 12 lat starszego – Józefa Borzęckiego, herbu Półkozic. Przez 20 lat była bardzo oddaną i dobrą żoną, tworzyli zgraną parę. Paradoksalnie, po jego przedwczesnej śmierci (w wieku 52 lat) napisała:
Stan duszy rozpaczliwy – chęć do porzucenia wszystkiego. Wstręt do dziękowania Bogu za życie – żyję jak zwierzę, które czeka końca swego – ale nieszczęśliwsza od zwierzęcia, bo doczekać się swego końca nie może, bo rozumie, że żyje, że urodziła się i umrzeć musi. Wejście najgłębsze w mą nicość, prośba o wiarę, o światło, nie pomaga. Nie mam nic! Nie mam Boga! […] Wrócił stan pierwotny, gdy zabita zamążpójściem straciłam wiarę*.
Celina Borzęcka: wyjazd do Rzymu
Borzęccy mieszkali w majątku Obremszczyzna koło Grodna. Mieli czworo dzieci, z których dwoje zmarło wcześnie – Kazimierz w wieku 2,5 roku, a Maria mając 1,5. Starsza córka Celina wyszła za mąż, a matka wspierała ją mocno także już po założeniu zgromadzenia. Jadwiga była co prawda ulubienicą, ale w kształcenie obu córek i formowanie ich charakteru Celina wkładała ogromny trud i zaangażowanie.
Przez 5 lat opiekowała się ofiarnie mężem, który w 1869 r. doznał paraliżu i stracił władzę w nogach. Kiedy zmarł, musiała sobie poradzić ze wszystkimi sprawami bytowymi, a przywykła do pewnego poziomu życia. Nie było łatwo.
Po „ogarnięciu” skomplikowanych spraw majątkowych wyjechała z córkami do Rzymu. Tam Polonią opiekowali się zmartwychwstańcy. Poznała ojca Piotra Semenenkę, współzałożyciela i generała zakonu, który szybko stał się jej spowiednikiem, kierownikiem duchowym i mistrzem. Umiejętnie poprowadził wdowę (i córkę także) do nowego powołania.
Borzęcka: Założycielka sióstr zmartwychwstanek
Po 11 latach, już po śmierci duchowego mistrza, wraz z 28-letnią Jadwigą założyła Zgromadzenie Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa – żeńską gałąź zmartwychwstańców. To polski zakon, który narodził się na emigracji, aby wspierać duchowe i moralne odrodzenie Polaków po klęskach powstań listopadowego i styczniowego.
Dom generalny sióstr znajduje się w Rzymie. Prowadzą przedszkola i szkoły, pracują z młodzieżą w różnych krajach, prowadzą misje w Afryce i Ameryce Płd. Głoszą radosną nowinę o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, stając się znakiem radości, pokoju i nadziei.
Celina i Jadwiga Borzęckie razem złożyły śluby wieczyste 6 stycznia 1891 r. i jest to data powołania do życia zgromadzenia. Pierwszy dom w Polsce otworzyły w Kętach i tam obie zostały pochowane. Jadwiga zmarła przed matką, 27 września 1906 r.
Uzdrowienie za przyczyną bł. Celiny
Objęcie funkcji przełożonej zupełnie nowego zakonu w wieku 58 lat wymaga wielu wyrzeczeń, radykalnej przemiany życia. Już w tamtych czasach budziło to rozmaite reakcje otoczenia…
Wkrótce po złożeniu ślubów Celina, osoba z „towarzystwa”, wyjechała dla poratowania zdrowia do wód w Krynicy. Miała możliwość poobserwować, jak zachowują się ludzie, najczęściej katolicy, na widok jej nowego stroju. Zanotowała później: „Mówią, że nie jest mi dobrze w habicie, że mi poszerza stan i twarz, że jako osoba świecka wyglądałam znacznie lepiej i że wobec tego żadna fotografia nie może być korzystna. Mówią, że zupełnie utraciłam wyraz słodyczy”.
Celina Borzęcka zmarła w wieku 80 lat w Krakowie. Obremszczyzna została upaństwowiona, komuniści zamienili majątek na kołchoz. Zmartwychwstanki nadal się rozwijają, realizując misję matek założycielek. Ich oddanie młodym chyba Bóg widzi i docenia, bo w dniu podpisania dekretu zatwierdzającego uzdrowienie Andrzeja za przyczyną Celiny Borzęckiej, 16 grudnia 2006 r., po 7 latach od wypadku, ten zdobył kolejny złoty medal we wspinaczce sportowej, na zawodach we Wrocławiu.
Życie wygrywa ze śmiercią na różne „sposoby” – poprzez zmartwychwstanie, wskrzeszenie, a czasem cudowne uzdrowienie. Na co dzień liczy się jednak praca i łaska, która pomaga łączyć aktywność z modlitwą i kontemplacją. Z przykładu Celiny Borzęckiej mogą czerpać zarówno osoby konsekrowane, jak i zanurzeni „w świecie” świeccy czy nawet kapłani.
Modlitwa o łaski za wstawiennictwem bł. Celiny Borzęckiej
Bądź uwielbiony, Panie Jezu, który udzieliłeś bł. Celinie daru szczególnego umiłowania tajemnicy paschalnej i pragnienia wypełnienia Twojej świętej woli. Ufając w Twoją bezgraniczną miłość do nas, prosimy Cię za jej wstawiennictwem o łaskę…
Spraw, o Panie, aby Kościół mógł się radować zaliczeniem służebnicy Twojej Celiny do grona świętych dla większej chwały Twojej i naszego dobra. Który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem, w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Małgorzata Bilska/ ks. K. Wójtowicz CR „Bogactwo charyzmatów błogosławionej Celiny B.”, Kraków 2008
***********************************
MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00
po Mszy św. – nabożeństwo różańcowe przed Najświętszym Sakramentem
***
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
********
Antyfona na wejście
Niech się weseli serce szukających Pana. Rozważajcie o Panu i Jego potędze, zawsze szukajcie Jego oblicza.
Kolekta
Wszechmogący, wieczny Boże, pomnóż w nas wiarę, nadzieję i miłość i daj nam ukochać Twoje przykazania, abyśmy mogli otrzymać obiecane zbawienie.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 4,32–5,8
Bracia: Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni. Przebaczajcie sobie nawzajem, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie. Bądźcie więc naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i w darze na wdzięczną wonność Bogu. O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym, ani o tym co haniebne, ani o niedorzecznym gadaniu lub nieprzyzwoitych żartach, bo to wszystko jest niestosowne. Raczej winno być wdzięczne usposobienie. O tym bowiem bądźcie przekonani, że żaden rozpustnik ani nieczysty, ani chciwiec – to jest bałwochwalca – nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusa i Boga.
Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowami, bo przez te grzechy nadchodzi gniew Boży na buntowników. Nie miejcie więc z nimi nic wspólnego. Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości.
Oto słowo Boże.
Psalm 1
R/ Jak dobre dzieci, naśladujmy Boga.
Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą
występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w prawie Pańskim upodobał sobie
i rozmyśla nad nim dniem i nocą. R/
On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie,
liście jego nie więdną,
a wszystko, co czyni, jest udane. R/
Co innego grzesznicy:
są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych,
a droga występnych zaginie. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Słowo Twoje, Panie, jest prawdą, uświęć nas w prawdzie. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 13,10-17
Jezus nauczał w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: „Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy”. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga.
Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: „Jest sześć dni, w które należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu”. Pan mu odpowiedział: „Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu?” Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, wejrzyj na dary,
które Ci składamy, niech ta Ofiara,
wyraz naszej służby, przyczyni się do Twojej chwały.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Będziemy się radować ze zbawienia i wielbić imię Pana Boga naszego.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech Twój Sakrament
dokona w nas tego, co oznacza,
abyśmy osiągnęli zjednoczenie z Chrystusem,
którego przyjmujemy pod osłoną chleba i wina.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
**************************************************************************************************************
Grzegorz Górny:
Wyrok TK oparty jest na Konstytucji o lewicowym rodowodzie
Zakaz aborcji eugenicznej nie był decyzją Trybunału Konstytucyjnego. Był decyzją narodu – przypomina rozpalonym, rewolucyjnym głowom pisarz, publicysta i autor filmów.
„Zapis zawarty w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 roku nie pozostawiał sędziom Trybunału Konstytucyjnego pola manewru. Ich zadaniem nie było tworzenie prawa, a jedynie jego wykładnia oraz orzeczenie o zgodności bądź niezgodności z ustawą zasadniczą. Tak więc to bezpośrednio z Konstytucji RP wynika prawna ochrona życia nienarodzonych, także tych chorych, ułomnych i kalekich” – napisał na łamach portalu wPolityce.pl Grzegorz Górny.
Publicysta przypominał rodowód ustawy zasadniczej, uchwalonej ponad dwie dekady temu za sprawą połączonych obydwu izb parlamentu. Konstytucja przyjęta została w kwietniu wspomnianego roku dzięki głosom: Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Unii Demokratycznej i Unii Pracy. W majowym referendum wola większości posłów i senatorów została potwierdzona większością 53,45 proc. głosów. Niedługo później Konstytucję podpisał ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski.
„Tak więc Konstytucja RP z 1997 roku miała potrójną legitymizację narodową” – podkreślił autor komentarza.
Grzegorz Górny przypomniał, iż w 1997 roku Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Andrzeja Zolla potwierdził, że prawo do ochrony życia przysługuje człowiekowi na każdym etapie rozwoju, a więc tak samo w fazie prenatalnej, jak i po urodzeniu.
„Osoby, które tak chętnie powołują się na Konstytucję RP, powinny więc pamiętać, że to właśnie ten dokument jest źródłem prawa zapewniającego ochronę życia człowieka, także chorego, ułomnego i kalekiego” – podsumował publicysta.
źródło: wPolityce.pl/RoM/PCh24.pl
*****************************************
Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym.
„Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).
***************
Ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi
Wyrozumiały Ojciec niebieski wysłuchał modlitwy. Wczoraj przedstawiciel rządu oświadczył mi, że zmienia się warunki mojej „izolacji”; zamieszkam w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy, bez prawa wydalania się i sprawowania obowiązków biskupich. – Wszystko jest łaską. – Przypominam sobie, że od wielu miesięcy modliliśmy się o to, by łaska wolności, gdy przyjdzie, miała miejsce w dzień Najświętszej Maryi Dziewicy lub w Jej miesiącu. Byliśmy gotowi pozostać w więzieniu dłużej, byleby tylko mieć ten znak mocy Dziewicy Wspomożycielki, byleby tylko wyjść ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi. – I stało się! Bo chociaż nie idę na wolność całkowitą, to jednak rozluźnienie więzów moich ma miejsce właśnie w dzień Sanctae Mariae in Sabbato i to w maryjnym miesiącu różańcowym, w przeddzień uroczystości Chrystusa Króla. Zwiastowanie tej łaski otrzymałem w uroczystość świętych Szymona i Tadeusza, w dniu piątkowym, podobnie jak zwiastowanie łaski więzienia otrzymałem w dniu piątkowym. Pierwszy dzień łaski więzienia był w sobotnim dniu Maryi i pierwszy dzień łaski ulgi jest również w Jej dniu.
Bóg jest wyrozumiały na prośby ludzkie, na wrażliwe serce człowieka, który tak pragnie znaków Bożych na swoim życiu. Pamiętam prośbę zaniesioną do wiernych u Świętej Anny w dniu aresztowania: Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. I ta prośba jest spełniona, bo właśnie pomoc przychodzi w ostatnich dniach miesiąca różańcowego. O ileż łatwiej jest czekać na dalsze łaski, gdy dobry Bóg okazał swoją wyrozumiałość na dziecięce prośby nasze.
sługa Boży kard. Stefan Wyszyński
Kard. Stefan Wyszyński († 1981), prymas Polski. (Prudnik, 29.10.1955, w: „Z głębi duszy. Kalendarzyk łaski”, Soli Deo, Warszawa 2019).
**************************************************************************************************************
wtorek, 27 października
XXX TYDZIEŃ ZWYKŁY
wspomnienie św. Sabiny z Rzymu, męczennicy
Święta Sabina, męczennica, patronka Rzymu i gospodyń domowych, urodziła się w I w. w Rzymie. W liturgii wspomina się ją 29 sierpnia. Według starej tradycji święta pochodziła ze znakomitego rodu. Została żoną patrycjusza Walentyna. Wiarę chrześcijańską przyjęła pod wpływem swojej służebnicy, niewolnicy Serafii, dziewicy chrześcijańskiej. Razem z nią Sabina udawała się nocami do rzymskich katakumb, gdzie – z obawy przed cesarskimi prześladowcami – regularnie gromadzili się chrześcijanie. Tam przyjęła chrzest i brała udział w nabożeństwach. Gdy Serafię wkrótce schwytano i zachłostano na śmierć za wiarę, Sabina z wielką czcią pochowała jej ciało (Serafia, dziewica i męczennica, ma swoją notatkę zwaną elogium, w Martyrologium Rzymskim pod datą 3 września).
W ten sposób ujawniła się przynależność Sabiny do chrześcijan, wskutek czego znalazła się w więzieniu. Praworządność rzymska nie pozwalała karać wolnych obywateli bez procedury sądowej. Dlatego Sabinę postawiono przed sędzią Elpidiuszem.
Sędzia zapytał ją: “Ty jesteś tą Sabiną, dostojną niewiastą tak z pochodzenia, jak i przez małżeństwo?”
Sabina odpowiedziała na to: “Tak, jestem nią i dzięki składam Zbawicielowi mojemu, Jezusowi Chrystusowi, że przez swoją służebnicę Serafię oswobodził mnie z więzów piekła”.
Za to, że św. Sabina wzgardziła pogańskimi bożkami i odmówiła oddania im czci przez złożenie im rytualnej ofiary, sędzia skazał ją na karę śmierci. Jako patrycjuszka nie mogła być traktowana w sposób poniżający, dlatego została ścięta mieczem w 127 r., za panowania cesarza Hadriana. Chrześcijanie pochowali jej ciało w tym samym grobie, w którym ona złożyła swoją nauczycielkę wiary Serafię, na wzgórzu awentyńskim w Rzymie.
Głównym źródłem wiadomości o naszej Świętej jest Passio Serapiae et Sabinae czyli opis męczeństwa Serafii i Sabiny. Passio to forma literacka zawierająca opis męki spisany przez naocznych świadków, sięgających niejednokrotnie do materiałów autobiograficznych i akt męczeństwa, o ile takie się zachowały. Wiarygodność takiego źródła może być podejrzana, ze względu na pomyłki czy zawodność ludzkiej pamięci, ale nie jest bajką. Zawiera ziarno prawdy, której nie można lekceważyć. Nawet Legendy o Świętych nie należą do bajek. Pisano je dla pożytku duchowego wiernych, dla budzenia w ich umysłach wzniosłych myśli, miłości Boga i zachęty do życia prawdziwie chrześcijańskiego. Na ich podstawie wierni wyrabiali sobie pojęcie o wielkości świętych, o wszechmocy Boga, który ich uświęcał i uzdalniał do męczeństwa. Z tego punktu widzenia można powiedzieć, że legendy są prawdziwsze niż historia.
Prześladowania chrześcijan nie były kaprysem cesarzy lecz miały głębsze podłoże. Wojny domowe, napady wrogów, śmierć, rabunki, epidemie, zniszczenia, niepowodzenia i katastrofy – poganie rozumieli jako gniew bogów. W każdym takim przypadku szukali winnych. Winę znajdowali w chrześcijanach, ponieważ odmawiali udziału w aktach kultu pogańskiego, prowokując gniew bogów. Dla ich przebłagania władze rzymskie skazywały chrześcijan na śmierć, co było dla nich wielką próbą wiary.
Kult
Grób świętej Sabiny stał się miejscem kultu jako męczennicy. Na jej grobie na Awentynie zbudowano bazylikę ku jej czci. Od jej imienia nosi ona nazwę bazyliki św. Sabiny.
Jest jedną z najbardziej godnych uwagi bazylik Wiecznego Miasta. Należy do bazylik stacyjnych.
Gromadzą się tam wierni mieszkańcy Rzymu w Środę Popielcową na rozpoczęcie pokuty wielkopostnej.
W księgach liturgicznych imię św. Sabiny znajduje się od VII w.: w lekcjonarzu z VII w., w ewangeliarzu z 645 r., w sakramentarzu Hadriana z 790 r. i w mszale z 1570 r. jako wspomnienie pod datą 29 sierpnia. Pod tą samą datą co roku obchodzi się na Awentynie rocznicę dedykacji Bazyliki św. Sabiny.
Ikonografia: Sabinę artyści przedstawiają zwykle jako młodą męczennicę. Jej atrybutami są: gałązka palmowa, księga i korona. W koronie i z palmą można ją zobaczyć w najstarszym wyobrażeniu z VI w. w kościele św. Apolinarego w Rawennie. Artyści często podejmują temat związany z jej męczeństwem.
ks. Tarsycjusz Sinka/Adonai.pl
**************************************************************************************************************
środa – 28 października
XXX TYDZIEŃ ZWYKŁY
Uroczystość świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza
Nasi pośrednicy
Nie wiemy, jak naprawdę wyglądali apostołowie. A jednak na przełomie XVI i XVII wieku najwybitniejsi malarze na świecie prześcigali się w malowaniu ich portretów.
Nie tylko scen biblijnych, w których uczniowie Jezusa uczestniczyli, ale właśnie portretów, skupiających się wyłącznie na tych godnych naśladowania, choć tak mało w gruncie rzeczy znanych osobach. Dlaczego właśnie wówczas pojawiły się takie obrazy? Były one artystycznym wyrazem tego, co wówczas działo się w Kościele katolickim.
Powstałe w XVI wieku nowe Kościoły protestanckie zwalczały kult świętych, negowały ich znaczenie jako naszych pośredników, wstawiających się za nami w niebie. Kontrreformacja, czyli reforma Kościoła katolickiego, w pełni sformułowana na Soborze Trydenckim (1545–1563), nakazywała więc wzmocnić kult świętych. Podczas gdy w świątyniach przejmowanych przez wyznawców nauki Lutra czy Kalwina niszczono wizerunki świętych, w krajach, które pozostały przy katolicyzmie, pojawiało ich się coraz więcej.
El Greco namalował serię dwunastu portretów, przedstawiających apostołów jako ludzi już sędziwych, mających doświadczenia długoletniej działalności misyjnej, prowadzonej po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Ciemne tło sprawia, że nic nie rozprasza uwagi widza wpatrującego się w ich twarze. Święty Juda Tadeusz opiera się na halabardzie, którą zadano mu męczeńską śmierć. Święty Szymon szuka wzmocnienia i natchnienia w księdze Pisma Świętego, którą pilnie studiuje.
Nie wiemy, jak naprawdę wyglądali apostołowie. A jednak na przełomie XVI i XVII wieku najwybitniejsi malarze na świecie prześcigali się w malowaniu ich portretów.
Nie tylko scen biblijnych, w których uczniowie Jezusa uczestniczyli, ale właśnie portretów, skupiających się wyłącznie na tych godnych naśladowania, choć tak mało w gruncie rzeczy znanych osobach. Dlaczego właśnie wówczas pojawiły się takie obrazy? Były one artystycznym wyrazem tego, co wówczas działo się w Kościele katolickim.
Powstałe w XVI wieku nowe Kościoły protestanckie zwalczały kult świętych, negowały ich znaczenie jako naszych pośredników, wstawiających się za nami w niebie. Kontrreformacja, czyli reforma Kościoła katolickiego, w pełni sformułowana na Soborze Trydenckim (1545–1563), nakazywała więc wzmocnić kult świętych. Podczas gdy w świątyniach przejmowanych przez wyznawców nauki Lutra czy Kalwina niszczono wizerunki świętych, w krajach, które pozostały przy katolicyzmie, pojawiało ich się coraz więcej.
El Greco namalował serię dwunastu portretów, przedstawiających apostołów jako ludzi już sędziwych, mających doświadczenia długoletniej działalności misyjnej, prowadzonej po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Ciemne tło sprawia, że nic nie rozprasza uwagi widza wpatrującego się w ich twarze. Święty Juda Tadeusz opiera się na halabardzie, którą zadano mu męczeńską śmierć. Święty Szymon szuka wzmocnienia i natchnienia w księdze Pisma Świętego, którą pilnie studiuje.
W Tradycji Kościoła zachowały się różne wersje miejsc i okoliczności śmierci obu apostołów. Jedna z nich mówi o tym, że zginęli razem.
Leszek Śliwa/GN 42/2011
**************
ŚWIĘTY SZYMON APOSTOŁ
****
Ewangelie wymieniają św. Szymona w ścisłym gronie uczniów Pana Jezusa. Jest on chyba najmniej znanym spośród nich. Ewangelie wspominają o nim tylko trzy razy. Mateusz i Marek dają mu przydomek Kananejczyk (Mt 10, 4; Mk 3, 18). Dlatego niektórzy Ojcowie Kościoła przypuszczali, że pochodził on z Kany Galilejskiej i był panem młodym, na którego weselu Chrystus Pan uczynił pierwszy cud. Współczesna egzegeza dopatruje się jednak w słowie Kananejczyk raczej znaczenia “gorliwy”, gdyż tak je również można tłumaczyć. Łukasz wprost daje Szymonowi przydomek Zelotes, czyli gorliwy (Łk 6, 15). Specjalne podkreślenie w gronie Apostołów, że Szymon był gorliwy, może oznaczać, że faktycznie wyróżniał się wśród nich prawością i surowością w zachowywaniu prawa mojżeszowego i zwyczajów narodu.
Szymon Kananejczyk jest we wszystkich czterech katalogach Apostołów wymieniany zawsze obok św. Jakuba i św. Judy Tadeusza, “braci” (stryjecznych albo ciotecznych) Chrystusa, czyli Jego kuzynów (Mt 10, 4; Mk 3, 18; Łk 6, 15; Dz 1, 13). Czy był nim także i Szymon? Według Ewangelii św. Mateusza wydaje się to być pewnym (Mt 13, 55). Także i w tradycji chrześcijańskiej mamy nikłe wiadomości o Szymonie. Miał być bratem Apostołów: Jakuba Młodszego i Judy Tadeusza. Będąc krewnym Pana Jezusa, miał według innych zasiąść na stolicy jerozolimskiej po Jakubie Starszym i Jakubie Młodszym jako trzeci biskup i tam ponieść śmierć za cesarza Trajana, kiedy miał już ponad sto lat.
Są jednak pisarze, którzy twierdzą, że Szymon Apostoł nie był krewnym Jezusa i jest osobą zupełnie inną od Szymona, biskupa Jerozolimy, który poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Trajana. Powołują się oni na to, że tradycja łączy go ze św. Judą Tadeuszem tylko dlatego, jakoby miał z nim głosić Ewangelię nad Morzem Czerwonym i w Babilonii, a nawet w Egipcie – i poza Palestyną razem z nim miał ponieść śmierć. Według tej tradycji obchodzi się ich święto tego samego dnia. Również ikonografia chrześcijańska dość często przedstawia razem obu Apostołów.
O przecięciu Szymona piłą na pół, jak głosi legenda (a nawet – piłą drewnianą), dowiadujemy się z jego średniowiecznych żywotów. Ciało św. Szymona, według świadectwa mnicha Epifaniusza (w. IX), miało znajdować się w Nicopolis (północna Bułgaria), w kościele wystawionym ku czci Apostoła. W kaplicy świętych Szymona i Judy w bazylice św. Piotra, która obecnie jest także kaplicą Najświętszego Sakramentu, mają znajdować się relikwie obu Apostołów. Część relikwii ma posiadać również katedra w Tuluzie. Św. Szymon jest patronem diecezji siedleckiej oraz farbiarzy, garncarzy, grabarzy i spawaczy.
Ewangelie wymieniają św. Szymona w ścisłym gronie uczniów Pana Jezusa. Jest on chyba najmniej znanym spośród nich. Ewangelie wspominają o nim tylko trzy razy. Mateusz i Marek dają mu przydomek Kananejczyk (Mt 10, 4; Mk 3, 18). Dlatego niektórzy Ojcowie Kościoła przypuszczali, że pochodził on z Kany Galilejskiej i był panem młodym, na którego weselu Chrystus Pan uczynił pierwszy cud. Współczesna egzegeza dopatruje się jednak w słowie Kananejczyk raczej znaczenia “gorliwy”, gdyż tak je również można tłumaczyć. Łukasz wprost daje Szymonowi przydomek Zelotes, czyli gorliwy (Łk 6, 15). Specjalne podkreślenie w gronie Apostołów, że Szymon był gorliwy, może oznaczać, że faktycznie wyróżniał się wśród nich prawością i surowością w zachowywaniu prawa mojżeszowego i zwyczajów narodu.
Szymon Kananejczyk jest we wszystkich czterech katalogach Apostołów wymieniany zawsze obok św. Jakuba i św. Judy Tadeusza, “braci” (stryjecznych albo ciotecznych) Chrystusa, czyli Jego kuzynów (Mt 10, 4; Mk 3, 18; Łk 6, 15; Dz 1, 13). Czy był nim także i Szymon? Według Ewangelii św. Mateusza wydaje się to być pewnym (Mt 13, 55). Także i w tradycji chrześcijańskiej mamy nikłe wiadomości o Szymonie. Miał być bratem Apostołów: Jakuba Młodszego i Judy Tadeusza. Będąc krewnym Pana Jezusa, miał według innych zasiąść na stolicy jerozolimskiej po Jakubie Starszym i Jakubie Młodszym jako trzeci biskup i tam ponieść śmierć za cesarza Trajana, kiedy miał już ponad sto lat.
Są jednak pisarze, którzy twierdzą, że Szymon Apostoł nie był krewnym Jezusa i jest osobą zupełnie inną od Szymona, biskupa Jerozolimy, który poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Trajana. Powołują się oni na to, że tradycja łączy go ze św. Judą Tadeuszem tylko dlatego, jakoby miał z nim głosić Ewangelię nad Morzem Czerwonym i w Babilonii, a nawet w Egipcie – i poza Palestyną razem z nim miał ponieść śmierć. Według tej tradycji obchodzi się ich święto tego samego dnia. Również ikonografia chrześcijańska dość często przedstawia razem obu Apostołów.
O przecięciu Szymona piłą na pół, jak głosi legenda (a nawet – piłą drewnianą), dowiadujemy się z jego średniowiecznych żywotów. Ciało św. Szymona, według świadectwa mnicha Epifaniusza (w. IX), miało znajdować się w Nicopolis (północna Bułgaria), w kościele wystawionym ku czci Apostoła. W kaplicy świętych Szymona i Judy w bazylice św. Piotra, która obecnie jest także kaplicą Najświętszego Sakramentu, mają znajdować się relikwie obu Apostołów. Część relikwii ma posiadać również katedra w Tuluzie. Św. Szymon jest patronem diecezji siedleckiej oraz farbiarzy, garncarzy, grabarzy i spawaczy.
W ikonografii św. Szymon w sztuce wschodniej przedstawiany jest z krótkimi włosami lub łysy, w sztuce zachodniej ma dłuższe włosy i kędzierzawą brodę. Jego atrybutami są: księga, kotwica, palma i piła (drewniana), którą miał być rozcięty, topór, włócznia.
ŚWIĘTY JUDA-TADEUSZ APOSTOŁ
***
O życiu św. Judy nie wiemy prawie nic. Miał przydomek Tadeusz, czyli “Odważny” (Mt 10, 3; Mk 3, 18). Nie wiemy, dlaczego Ewangeliści tak go nazywają. Był bratem św. Jakuba Młodszego, Apostoła (Mt 13, 55), dlatego bywa nazywany również Judą Jakubowym (Łk 6, 16; Dz 1, 13). Nie wiemy, dlaczego Orygenes, a za nim inni pisarze kościelni nazywają Judę Tadeusza także przydomkiem Lebbeusz. Mogłoby to mieć jakiś związek z sercem (hebrajski wyraz leb znaczy tyle, co serce) albo wywodzić się od pewnego wzgórza w Galilei, które miało nazwę Lebba. Był jednym z krewnych Jezusa. Prawdopodobnie jego matką była Maria Kleofasowa, o której wspominają Ewangelie.
Imię Judy umieszczone na dalszym miejscu w katalogu Apostołów sugeruje jego późniejsze wejście do grona uczniów. To on przy Ostatniej Wieczerzy zapytał Jezusa: “Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” Zasadne jest zatem przypuszczenie, że św. Juda, przystępując do grona Apostołów, kierował się na początku perspektywą zrobienia przy Chrystusie kariery.
Juda jest autorem jednego z listów Nowego Testamentu. Sam w nim nazywa siebie bratem Jakuba (Jud 1). Z listu wynika, że prawdopodobnie był człowiekiem wykształconym. List ten napisał przed rokiem 67, gdyż zapożycza od niego pewne fragmenty i słowa nawet św. Piotr. Po Zesłaniu Ducha Świętego Juda głosił Ewangelię w Palestynie, Syrii, Egipcie i Mezopotamii; niektóre z wędrówek misyjnych odbył razem ze św. Szymonem. Część tradycji podaje, że razem ponieśli śmierć męczeńską. Inne mówią, że Szymon został zabity w Jerozolimie, a Juda Tadeusz prawdopodobnie w Libanie lub w Persji.
Hegezyp, który żył w wieku II, pisał, że Juda był żonaty, kiedy wstąpił do grona Apostołów. Dlatego podejrzliwy na punkcie władzy cesarz Domicjan kazał wezwać do Rzymu wnuków św. Judy w obawie, aby oni – jako “krewni” Jezusa – nie chcieli kiedyś sięgnąć także po jego cesarską władzę. Kiedy jednak ujrzał ich i przekonał się, że są to ludzie prości, odesłał ich do domu.
Kult św. Judy Tadeusza jest szczególnie żywy od XVIII w. w Austrii i w Polsce. Bardzo popularne jest w tych krajach nabożeństwo do św. Judy jako patrona od spraw beznadziejnych. Z tego powodu w wielu kościołach odbywają się specjalne nabożeństwa ku jego czci, połączone z odczytaniem próśb i podziękowań. Czczone są także jego obrazy. Jest patronem diecezji siedleckiej i Magdeburga. Jest także patronem szpitali i personelu medycznego.
W ikonografii św. Juda Tadeusz przedstawiany jest w długiej, czerwonej szacie lub w brązowo-czarnym płaszczu. Trzyma mandylion z wizerunkiem Jezusa – według podania jako krewny Jezusa miał być do Niego bardzo podobny. Jego atrybutami są: barka rybacka, kamienie, krzyż, księga, laska, maczuga, miecz, pałki, którymi został zabity, topór.
Internetowa Liturgia Godzin – Czytelnia.pl
*************
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Bóg z miłości wybrał Szymona i Judę Tadeusza na Apostołów i dał im wieczną chwałę.
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Ty nas doprowadziłeś do poznania
Twojego imienia przez nauczanie świętych Apostołów, spraw za wstawiennictwem świętych Szymona
i Judy Tadeusza, aby Twój Kościół wzrastał,
pociągając do wiary nowe narody.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 2,19-22
Bracia: Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
Oto słowo Boże.
Psalm 19
R/ Po całej ziemi ich głos się rozchodzi.
Niebiosa głoszą chwałę Boga,
dzieło rąk Jego obwieszcza nieboskłon.
Dzień opowiada dniowi,
noc nocy przekazuje wiadomość. R/
Nie są to słowa ani nie jest to mowa,
których by dźwięku nie usłyszano:
Ich głos się rozchodzi po całej ziemi,
ich słowa aż po krańce świata. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Ciebie, Boże, chwalimy, Ciebie, Panie, wysławiamy, Ciebie wychwala przesławny chór Apostołów. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 6,12-19
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą.
Zszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, przyjmij nasze dary
na cześć świętych apostołów Szymona i Judy Tadeusza, którzy cieszą się wieczną chwałą, i spraw,
abyśmy godnie uczestniczyli w Najświętszej Ofierze. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać.
Modlitwa po Komunii
Przyjąwszy Najświętszy Sakrament, zjednoczeni w Duchu Świętym, pokornie błagamy Cię, Boże,
aby Ofiara złożona dla uczczenia męczeństwa apostołów Szymona i Judy Tadeusza, utwierdziła nas w Twojej miłości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***************
***
Ojciec św. Benedykt XVI podczas audiencji generalnej 11 października 2006 roku tak mówił o Apostołach Pana, których święto dziś obchodzimy:
“Szymon wymieniany jest w czterech spisach z różnymi przydomkami: Mateusz i Marek nazywają go «Kananejczykiem», natomiast Łukasz określa go słowem «Gorliwy». W rzeczywistości obydwa określenia są równoznaczne, ponieważ wskazują na to samo: w języku hebrajskim bowiem słowo qanà znaczy „być zazdrosnym, pełnym pasji”, i można je odnieść zarówno do Boga, zazdrosnego o wybrany przez siebie lud, jak i do ludzi, którzy z wielką żarliwością, z pełnym oddaniem służą Bogu, jak Eliasz. Jest więc możliwe, że Szymon, nawet jeśli nie należał do nacjonalistycznego stronnictwa zelotów, odznaczał się przynajmniej gorliwą troską o tożsamość żydowską, a więc o Boga, o Jego lud oraz o Prawo Boże. (…)
Jeżeli zaś chodzi o Judę Tadeusza, został tak nazwany przez tradycję, która połączyła dwa różne imiona. Mateusz i Marek nazywają go po prostu „Tadeuszem”, natomiast Łukasz nazywa go „Judą, synem Jakuba”. (…) Niewiele mamy o nim wiadomości. Jedynie Jan mówi o jego pytaniu, skierowanym do Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Tadeusz zwraca się do Pana: „Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” Jest to bardzo aktualne pytanie, które również my stawiamy Panu: dlaczego Zmartwychwstały nie objawił się w całej chwale swoim przeciwnikom, aby pokazać, że to Bóg jest zwycięzcą? Dlaczego objawił się tylko swoim uczniom? Odpowiedź Jezusa jest tajemnicza i głęboka. Mówi On: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy”. Oznacza to, że Zmartwychwstały powinien być widziany, pojmowany również sercem, tak by Bóg mógł w nas zamieszkać. Pan nie ukazuje się jako jakiś przedmiot. On pragnie wkroczyć w nasze życie, i dlatego warunkiem i wymogiem Jego objawienia jest otwarte serce. Tylko w ten sposób widzimy Zmartwychwstałego.”
papież Benedykt XVI
**************************************************************************************************************
czwartek – 29 października
XXX TYDZIEŃ ZWYKŁY
DZIŚ WSPOMNIENIE ŚWIĘTEGO ŚWIĘTEGO FELICJANA
**************
Martyrologium rzymskie wspomina męczeńską śmierć Felicjana w Kartaginie razem ze 124 towarzyszami. Być może współ-męczennicy ponieśli śmierć podczas tego samego prześladowania, ale w różnych miejscowościach. Nazywani są oni męczennikami afrykańskimi. Męczeństwo miało miejsce prawdopodobnie na początku III w. za czasów Septymiusza Sewera, który w 202 r. zakazał chrześcijanom gromadzenia się. W tej sytuacji sprawowanie liturgii groziło uczestnikom śmiercią.
Kartagina była w czasach cesarstwa rzymskiego stolicą senackiej prowincji Afryka Prokonsularna, która stała się ośrodkiem silnie rozprzestrzeniającego się na północy kontynentu starożytnego chrześcijaństwa.
Internetowa Liturgia Godzin – Czytelnia.pl
***************
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Niech się weseli serce szukających Pana. Rozważajcie o Panu i Jego potędze, zawsze szukajcie Jego oblicza.
Kolekta
Wszechmogący, wieczny Boże, pomnóż w nas wiarę, nadzieję i miłość i daj nam ukochać Twoje przykazania, abyśmy mogli otrzymać obiecane zbawienie.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 6,10-20
W końcu, bracia, bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.
Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki, przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę za tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego.
Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże, wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu. Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych i za mnie, aby dane mi było słowo, gdy usta moje otworzę, dla jawnego i swobodnego głoszenia tajemnicy Ewangelii, dla której sprawuję poselstwo jako więzień, ażebym jawnie ją wypowiedział, tak jak winienem.
Oto słowo Boże.
Psalm 144
R/ Błogosławiony Pan, Opoka moja.
Błogosławiony Pan, Opoka moja.
On mocą i warownią moją,
osłoną moją i moim wybawcą,
moją tarczą i schronieniem. R/
Boże, będę Ci śpiewał pieśń nową,
grać Ci będę na harfie o dziesięciu strunach.
Ty królom dajesz zwycięstwo,
Tyś wyzwolił sługę Twego, Dawida. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 13,31-35
W tym czasie przyszli niektórzy faryzeusze i rzekli do Jezusa: „Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod chce Cię zabić”. Lecz On im odpowiedział: „Idźcie i powiedzcie temu lisowi: «Oto wyrzucam złe duchy i dokonuję uzdrowień dziś i jutro, a trzeciego dnia będę u kresu». Jednak dziś, jutro i pojutrze muszę być w drodze, bo rzecz niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jerozolimą.
Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto dom wasz tylko dla was pozostanie. Albowiem powiadam wam, nie ujrzycie Mnie, aż nadejdzie czas, gdy powiecie: «Błogosławiony ten, który przychodzi w imię Pańskie»”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, wejrzyj na dary,
które Ci składamy, niech ta Ofiara,
wyraz naszej służby, przyczyni się do Twojej chwały. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Będziemy się radować ze zbawienia i wielbić imię Pana Boga naszego.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech Twój Sakrament
dokona w nas tego, co oznacza,
abyśmy osiągnęli zjednoczenie z Chrystusem,
którego przyjmujemy pod osłoną chleba i wina.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
*******************************
Święci i Błogosławieni na każdy dzień:
piątek – 30 pażdziernika
-Święty Alfons Rodriguez: Cierpliwy furtian
sobota – 31 października
– Święty Wolfgang z Ratyzbony
*************************************
Grzechy zaniedbania w modlitwie
Często zapominamy zupełnie, że modlitwa powinna być przede wszystkim aktem uwielbienia. Nie rozumiemy, że potrzeba, aby się święciło Imię Boże, by przyszło Królestwo Jego i stała się Jego wola, zanim nam Bóg udzieli chleba powszedniego.
Naprzykrzamy się Bogu swoimi kłopotami, nie interesując się specjalnie Jego sprawami. Wzywamy Go na modłę pogan, jedynie dla uproszenia sobie pomyślnego obrotu w jakichś trudnościach lub uzdrowienia w chorobie. Wzywamy Go zwłaszcza wtedy, gdy wyczerpawszy już wszelkie ludzkie środki uważamy pośrednictwo nadprzyrodzone za ostatni atut w grze – ostatnią stawkę do przegrania.
Nie łączymy się z całym stworzeniem Boga, aby Go wielbić za ranki i wieczory, za szron i chmury, i rosę, i mgłę, za burze i góry, za niziny i morza, za ptaki niebieskie i zwierzęta polne, i ryby oceanu.
Przechodzimy obojętnie obok wszystkich tych ołtarzy i hymnów dziękczynnych, starzejemy się pośród nich z duszą ślepą i głuchą, a w ogólnym hołdzie wszechświata jeden tylko człowiek – kapłan stworzenia – często nie bierze żadnego udziału.
Nie łączymy się z całą ludzkością w celu wielbienia Boga. Słowa modlitwy Pańskiej wymawiamy bezmyślnie samymi tylko wargami. Nie rozumiemy, że jeśli Bóg jest wspólnym naszym Ojcem, winniśmy Go też wspólnie uwielbiać za dobroć, którą nas wszystkich ogarnia. W modlitwach naszych nie składamy Mu hołdu za wszystkie dobrodziejstwa, którymi obsypał ludzkość od pierwszych chwil jej istnienia. Nie wielbimy Go za raj, za przebaczenie udzielone w dniu upadku, za patriarchów i proroków, za obietnicę Odkupienia i jej ziszczenie przez Syna Jego, Jezusa Chrystusa, za apostołów i męczenników, za święte dziewice i wszystkich wyznawców Jego Kościoła, troistego a jedynego jak On sam, Kościoła triumfującego, cierpiącego i walczącego w jednej wierze i jednym chrzcie świętym.
Jeśli zatem pierwsze słowa modlitwy Pańskiej – Ojcze nasz – nie wywołują w naszych sercach całego szeregu tych uczuć, są one tylko pustym dźwiękiem na ustach naszych.
Nie zwracamy też uwagi na głos liturgii, przemawiający do naszej wrażliwości i wyobraźni, aby dopomóc naszym duszom do wielbienia Boga. Nie zgłębiamy znaczenia okresów roku liturgicznego, ani barwy szat, ani obrzędów. Nie staramy się poznać sztuki ani poezji kościelnej, które by nam tak bardzo mogły ułatwić radosne wzniesienie duszy ku Stwórcy i Ojcu w łączności z całą przyrodą i z ludzkością całą.
Nie znamy modlitw Mszy św. i nie zadajemy sobie trudu, aby je poznać. Zamiast w niej uczestniczyć zadowalniamy się bierną tylko obecnością w czasie jej odprawiania. Podczas gdy Zbawiciel przelewa na ołtarzu swą Krew Przenajświętszą, przesuwamy mechanicznie ziarnka różańca lub przerzucamy kartki pierwszej lepszej książeczki do nabożeństwa, nie zwracając uwagi na niepojętą tajemnicę, która się za nas na ołtarzu dokonywa. Modlimy się w czasie Mszy św. i zamawiamy ją tylko na intencję osobistych potrzeb, zapominając, że święta ta Ofiara jako odnowienie Ofiary Kalwaryjskiej ma przede wszystkim charakter ogólny i powszechny.
Poza tym wszelkie znane nam modlitwy, wyrażające uwielbienie, skruchę i dziękczynienie odmawiamy prawie wyłącznie w celu uproszenia sobie darów i łask. Jesteśmy przekonani, że odmówienie pewnej ilości Pozdrowień Anielskich ma w pierwszym rzędzie na celu – nie uczczenie Przenajświętszej Dziewicy, lecz głównie pomyślny wynik jakiegoś egzaminu, procesu czy operacji.
Nie poddajemy się działaniu myśli i uczuć, natchnionych przez Ducha Świętego, uświęconych przez Kościół i przesiąkniętych poprzez wszystkie wieki i na każdym miejscu żarem miłości i utęsknienia ludzkiego. Myślimy o Bogu w terminach chłodnej filozofii lub taniego sentymentalizmu, zdobywając się zaledwie tu i ówdzie na jakiś mizerny, czysto osobisty poryw, Odnosimy się do Niego w sposób wyszukanie lub naiwnie indywidualny, modernistyczny lub przestarzały, W każdym razie w tych nawet chwilach, kiedy się nam zdaje, że wielbimy Boga, myśli nasze i uczucia skierowane są przede wszystkim na nas samych i na nasze potrzeby.
Słowem – nie rozumiemy często modlitwy uwielbienia lub rozumiemy ją źle.
Jakub Debout, Grzechy zaniedbania, Warszawa 1939/PCh24.pl
**************************************************************************************************************
Statystyki watykańskie: Europa ma najwięcej księży i zakonników
fot. Luis Ángel Espinosa / Cathopic
****
Przeciętnie jeden ksiądz katolicki na świecie musi sprawować opiekę nad około 3 210 katolikami, a jeden ksiądz przypada na 14 638 osób niezależnie od wyznania. Wynika to ze statystyki opublikowanej przez Watykan w związku z obchodzonym 18 października Światowym Dniem Misyjnym.
Według stanu na 31 grudnia 2018 roku na świecie żyje 1,329 miliarda katolików, co stanowi 17,7 procent ogółu liczącej 7,496 miliardów ludności świata.
Wśród pracowników duszpasterskich Kościoła katolickiego na świecie jest 414 000 księży, 47 500 stałych diakonów, 641 660 sióstr zakonnych i 50 941 braci zakonnych. Rocznik statystyczny Kościoła zalicza do tej grupy także 376 188 świeckich misjonarzy i katechistów. Jak zwrócono uwagę, w odróżnieniu od innych grup, liczba stałych diakonów i świeckich misjonarzy systematycznie rośnie.
Na koniec 2018 roku na świecie było 5377 biskupów katolickich, 12 mniej niż rok wcześniej. Liczby księży, zakonników i katechistów zmniejszyły się zwłaszcza w Ameryce Płn. i Europie, wzrosły natomiast w Afryce i Azji. Ten trend utrzymuje się od kilku lat.
Najwięcej katolików żyje w Ameryce (642 mln), następnie w Europie (286 mln) i Afryce (243 mln). Natomiast najwięcej księży ma Europa (170 936). W Ameryce Północnej i Południowej ich liczba wynosi tylko 122 383, w Azji 68 265, a w Afryce 47 812.
Europa ma też najwięcej sióstr zakonnych (224 246), w Azji jest ich 174 165, a w Ameryce 160 032. Braci zakonnych bez święceń kapłańskich jest w Europie 14 274, nieco mniej, bo 14 125 w Ameryce.
Najwięcej stałych diakonów (31 106) działa na kontynencie amerykańskim, głównie w USA, a następnie w Europie (15 090). W Afryce, Azji i Oceanii jest ich tylko od 350 do 480.
19 października 2020/Watykan/Kai.pl
**************************************************************************************************************
18 października 2020
XXIX NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A
LITURGIA SŁOWA
Czytanie z Księgi proroka Izajasza – Iz 45,1.4-6
To mówi Pan o swym pomazańcu Cyrusie: „Ja mocno ująłem go za prawicę, aby ujarzmić przed nim narody i królom odpiąć broń z pasa, aby otworzyć przed nim podwoje, żeby się bramy nie zatrzasnęły. Z powodu sługi mego, Jakuba, Izraela, mojego wybrańca, nazwałem cię twoim imieniem, pełnym zaszczytu, chociaż Mnie nie znałeś, Ja jestem Pan i nie ma innego. Poza Mną nie ma boga. Przypaszę ci broń, chociaż Mnie nie znałeś, aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Panem i nie ma innego”.
Oto słowo Boże.
Psalm 96
R/ Pośród narodów głoście chwałę Pana.
Śpiewajcie Panu pieśń nową,
śpiewaj Panu ziemio cała.
Głoście Jego chwałę wśród wszystkich narodów,
rozgłaszajcie cuda pośród wszystkich ludów. R/
Wielki jest Pan, godzien wszelkiej chwały,
budzi trwogę najwyższą, większą niż inni bogowie.
Bo wszyscy bogowie pogan są tylko ułudą,
Pan zaś stworzył niebiosa. R/
Oddajcie Panu, rodziny narodów,
oddajcie Panu chwałę i uznajcie Jego potęgę.
Oddajcie Panu chwałę należną Jego imieniu,
przynieście dary i wejdźcie na Jego dziedzińce. R/
Uwielbiajcie Pana w świętym przybytku.
Zadrżyj ziemio cała przed Jego obliczem.
Głoście wśród ludów, że Pan jest królem,
Będzie sprawiedliwie sądził ludy. R/
Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Tesaloniczan – 1 Tes 1,1-5b
Paweł, Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie. Łaska wam i pokój. Zawsze dziękujemy Bogu za was wszystkich, wspominając o was nieustannie w naszych modlitwach, pomni przed Bogiem i Ojcem naszym na Wasze dzieło wiary, na trud miłości i na wytrwałą nadzieję w Panu naszym, Jezusie Chrystusie. Wiemy, bracia przez Boga umiłowani, o wybraniu Waszym, bo nasze głoszenie Ewangelii wśród Was nie dokonało się przez samo tylko słowo, lecz przez moc i przez Ducha Świętego, z wielką siłą przekonania.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Oddajcie cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 22,15-21
Faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Jezusa w mowie. Posłali więc do Niego uczniów razem ze zwolennikami Heroda, aby Mu powiedzieli: „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?”
Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: „Czemu Mnie kusicie, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową”. Przynieśli mu denara. On ich zapytał: „Czyj jest ten obraz i napis?” Odpowiedzieli: „Cezara”. Wówczas rzekł do nich: „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”.
Oto słowo Pańskie.
***
komentarz do LITURGII SŁOWA
***
Franz Jäggerstätter urodził się w Austrii w rodzinie katolickiej. Nic nie wskazywało w jego młodzieńczych latach, że życie poprowadzi go do męczeństwa. Był zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się wśród rówieśników chłopcem. Ukończył podstawową szkołę a potem pracował jako robotnik. I oto w pewnym okresie swojego życia nagle stał się bardzo dojrzały i odpowiedzialny. Sprawy religii traktował poważnie. I to nie było u niego jakieś fanatyczne. On był po prostu dobrym katolikiem, nie z metryki, jak to się mówi. Ożenił się z Anną, którą zapoznał w swojej rodzinnej miejscowości. Mieli troje dzieci.
W tym czasie sytuacja w Europie wyglądała coraz bardziej złowrogo ze swoją Drugą Wojną Światową. Franz miał 36 lat kiedy poznał co to jest strach w całej swojej rozciągłości. Mianowicie dostał wezwanie do armii hitlerowskiej. Ale on już wcześniej rozważył ten problem i zadecydował, że nie pójdzie. Wtedy taka odmowa była równoznaczna samobójstwem. Przyjaciele próbowali go nakłonić, żeby zmienił decyzję. Ale on odpowiadał bardzo zdecydowanie:
- Nie mogę iść.
- Dlaczego?
- Ponieważ jestem przekonany, że ta wojna nie jest wojną sprawiedliwą. Uważam, że gdybym poszedł zrobiłbym źle. To byłoby brew mojemu sumieniu.
- Ale wielu innych poszło. Czemu ty nie możesz?
- Co inni robią, to jest ich sprawa. Ja muszę postępować według mojego sumienia.
- To gdzie jest twoja lojalność do ludzi z twojego kraju, do twojej flagi?
- Nie próbujcie mi mieszać w głowie. Ja kocham moich ludzi, moją ojczyznę, ale dla mnie jest jeszcze jedno prawo, które stoi ponad wszystkimi ludzkimi prawami. Jest to prawo Boże. A ono mi mówi, że ta wojna jest niesprawiedliwa.
- Zobacz, my wszyscy jesteśmy zobowiązani aby słuchać władzę. Poza tym nie ty robisz wojnę. Więc nie jesteś za nią odpowiedzialny.
- To prawda, ale ja wciąż mam swoje sumienie, które przypomina mi, że przyjdzie taki dzień, w którym będę musiał odpowiedzieć za wszystko co zrobiłem. I wtedy nie będę mógł chować się za kimś innym, zasłaniać moim krajem, czy moją flagą.
- Pewnie myślisz, że jesteś lepszy od tych wszystkich którzy idą na wojnę i podejmują ryzyko utraty swojego życia na froncie?
- Ja wcale tak nie powiedziałem. Tak naprawdę ja zdaję sobie sprawę, że jestem słaby, tchórzliwy i popełniam złe rzeczy. Tylko gdybym poszedł czułbym się winny i straciłbym wewnętrzny pokój.
- Na pewno któregoś dnia ubierzesz mundur i weźmiesz broń do ręki, a wtedy poczujesz się zupełnie inaczej. Zapomnisz o swoich dziwnych ideałach.
- Dla mnie istnieje jednak coś bardziej cenniejszego niż mundur czy jakieś wojenne odznaczenia.
- I co to takiego?
- Tą najbardziej cenną rzeczą jaka istnieje na świecie jest świadomość nie uczestniczenia w złu.
- I to jest twoja ostateczna odpowiedź?
- Tak to jest moja ostateczna odpowiedź.
Franz zdawał sobie sprawę z wszystkich konsekwencji wynikających z jego odmowy. Niedługo po tej rozmowie został aresztowany. Jeszcze w więzieniu próbowano nakłonić go do zmiany zdania. Nawet żona błagała, aby raz jeszcze zastanowił się nad swoją decyzją. Ale było to daremne. 9 sierpnia 1943 wykonano na nim wyrok śmierci.
Franz bardzo przypomina Tomasza More. Król Anglii Henryk VIII domagał się, aby Rzym unieważnił jego małżeństwo, które było ślubem ważnie zawartym. Kiedy okazało się to niemożliwe władca postanowił wziąć całą sprawę w swoje ręce i ożenił się powtórnie. I nakazał wszystkim pełniącym ważne urzędy na jego dworze podpisać dokument oznajmiający, że król postąpił słusznie. Wielu podpisało, ale Tomasz More odmówił i zapłacił za to swoim życiem.
„Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. Taką dał odpowiedź Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii nie tylko tym, którzy obłudnie zadali Mu pytanie: „Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie?” Im zresztą nie o prawdę szło. Oni chcieli tylko „pochwycić Jezusa w mowie”. Ta Boża odpowiedź jest skierowana do każdego ludzkiego sumienia, aby umiało się rozeznać w różnych sytuacjach życia co jest dobrem prawdziwym, a co jest tylko egoistyczną samowolą. Istnieje tu granica i to bardzo wyraźna pomiędzy tym co boskie, a tym, co cesarskie.
Czy przypadkiem ja sam nie grzeszę taką obłudą próbując stawiać podchwytliwe pytania samemu Bogu? Tu pomysłowość człowieka w wyszukiwaniu argumentów jest bardzo duża, aby tylko przesunąć granicę, którą nakreślił Bóg. Chodzi o to, aby było trochę łatwiej, trochę przyjemniej, żeby w trudnych sytuacjach wybrać drogę wygodną. W ten sposób wchodzę w takie zakłamane sytuacje, w których można się całkowicie pogubić i zaplątać.
Adam Mickiewicz wyraził bardzo dosadnie taką sytuacje człowieka:
„Mówisz, niech sobie ludzie nie kochają Boga,
byle im była cnota i Ojczyzna droga.
Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach,
Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach”.
Dobrym zakończeniem na odpowiedź daną przez Pana Jezusa niech będzie tekst pochodzący z II wieku. Jest to List do Diogneta opisujący życie pierwszych chrześcijan. Pismo to zostało odnalezione wśród dzieł greckiego filozofa, wybitnego apologety chrześcijańskiego św. Justyna:
„Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym. Nie zawdzięczają swej nauki jakimś pomysłom czy marzeniom niespokojnych umysłów, nie występują, jak tylu innych, w obronie poglądów ludzkich. Mieszkają w miastach greckich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosują się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz nie do uwierzenia prawa, jakimi się rządzą.
Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawa. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są zapoznani i potępiani, a skazywani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im niedostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Karani, radują się jak ci, co budzą się do życia.
[…] Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie”Ks. Marian SAC
**************************************************************************************************************
Dziś wspomnienie św. Łukasza Ewangelisty
Słowo i obraz
Dominikos Theotokopulos, zwany El Greco, “Święty Łukasz” – katedra Santa María, Toledo
Święty Łukasz otwiera przed nami księgę. Jedna strona jest zapisana, drugą pokrywa ilustracja. Nie możemy mieć wątpliwości – Ewangelista jest autorem zarówno tekstu, jak i sąsiadującego z nim portretu Maryi z Dzieciątkiem. Świadczy o tym trzymany przez niego pędzel.
Święty Łukasz według tradycji potrafił malować. Teodor Lektor (VI wiek) podaje, że Ewangelista namalował obraz Matki Bożej, który zabrała z Jerozolimy Eudoksja, żona cesarza Teodozjusza II. Od tego czasu autorstwo św. Łukasza przypisywano wielu ikonom. Malarze uważali go więc za swego patrona. Portretując Łukasza, bardzo często myśleli o… sobie. O swojej pracy, o roli, jaka przypadła im w udziale – ludzi przekazujących i komentujących swym pędzlem najważniejsze prawdy, prawdy biblijne. Istnieje hipoteza, że św. Łukasz na tym obrazie to autoportret El Greca.
W roku 1600, a więc kilka lat przed powstaniem obrazu, w Madrycie ukazała się książka Gaspara Gutiérreza de los Ríos pt. „Noticia General para la Estimación de las Artes” (Wiadomość ogólna o poszanowaniu sztuk), której autor przekonywał o wyższości opowiadania historii obrazami nad narracją tekstową.
Historycy sztuki uważają, że ta książka dodała odwagi artyście z Toledo, by zrównać pracę Ewangelisty z trudem malarza. Dlatego Łukasz na jego obrazie pokazuje nam tekst biblijny wraz z ilustracją. Artysta sugerować ma przy tym, jak się wydaje, że jedno znakomicie uzupełnia drugie. Widzimy więc Łukasza nie w chwili pisania lub malowania, ale gdy ukazuje nam finalny efekt swojej pracy.
Leszek Śliwa/GN 41.2010
***************
Bóg – Ojciec miłosierny w Ewangelii św. Łukasza
Pompeo Batoni, Powrót syna marnotrawnego/AUTOR / CC 1.0
***
W Ewangelii św. Łukasza jest znacznie mniej wyraźnych wzmianek o Bogu jako Ojcu Jezusa i Ojcu ludzi niż w Ewangelii św. Marka i św. Mateusza.
W Ewangelii św. Łukasza jest znacznie mniej wyraźnych wzmianek o Bogu jako Ojcu Jezusa i Ojcu ludzi niż w Ewangelii św. Marka i św. Mateusza. Rzeczownik „ojciec” 17 razy odnosi się do Boga, w tym 12 razy Ewangelista określa Go jako Ojca Jezusa, a 5 razy jako Ojca ludzi. Ale to nie oznacza, że temat ojcostwa Boga jest marginalny w Ewangelii św. Łukasza.
Czy Ewangelista nazywa Boga Ojcem Jezusa?
Anioł Gabriel dwa razy nazywa Jezusa Synem Boga (Łk 1,32.35). Takie stwierdzenie sugeruje zatem, że Bóg jest Jego Ojcem.[1]
Św. Łukasz stwierdza, że syn Zachariasza będzie „wielki w oczach Pana” (Łk 1,15), natomiast syn Maryi jest wielki w sensie absolutnym (Łk 1,32). Przymiotnik wielki używany jako orzecznik (= być wielkim) bez żadnego dodatku jest zarezerwowany dla Boga. Jezus będzie tak wielki jak Bóg. Dalszy ciąg orędzia potwierdza to jeszcze wyraźniej: „zostanie nazwany Synem Najwyższego”. Ten zwrot może mieć znaczenie czysto metaforyczne. Królowie Izraela, począwszy od Salomona, są nazywani synami Bożymi (por. Ps 2,7). Ponadto wyrażenie to może mieć sens tylko mesjański bez jakiejkolwiek aluzji do bóstwa. Nie ulega jednak wątpliwości, że św. Łukasz posługuje się tym wyrażeniem w sensie absolutnym. Tytuł „Syn Najwyższego” odróżnia Jezusa od wszystkich ludzi i wskazuje na Jego jedyną w swoim rodzaju relację z Bogiem. Dla św. Łukasza jest jasne, że Jezus jest Synem Boga, chociaż jest także Mesjaszem (por. Łk 1,32b-33).[2] A zatem Bóg jest Jego Ojcem.
W dalszej części Łukaszowego opisu znajdujemy słowa: „Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1,35b). Dziewicze łono Maryi stanie się sanktuarium Boga, nowym Miejscem Najświętszym, dlatego dziecko będzie święte, ale nie jak Samson, Samuel czy Jan Chrzciciel, lecz świętością absolutnie wyjątkową i właściwą tylko Bogu. Będzie to rezultat wyjątkowej obecności Boga w łonie Matki-Dziewicy. Święte – to będzie Jego nowe imię określające Jego naturę. Aby usunąć wszelką wątpliwość, anioł precyzuje wieloznaczne określenie Święte przy pomocy zwrotu Syn Boży, który w naszym wypadku ma jednoznaczny sens. Dziecko, które się narodzi, jest nazwane Synem Bożym, tzn. Bogiem, gdyż łono Dziewicy staje się miejscem pobytu Boga, tak jak rozumieli to czytelnicy Starego Testamentu.[3] Anioł nie zwiastuje, że Ten, który się narodzi z Maryi, będzie lub stanie się Synem Najwyższego, lecz że będzie Nim nazwany, to znaczy zostanie objawione, że jest On rzeczywiście Synem Boga. Znów trzeba z tego wyciągnąć wniosek, że zatem Bóg jest Jego Ojcem.
Kiedy św. Łukasz pisze jeszcze, że Bóg jest Ojcem Jezusa?
Pozytywnym dopełnieniem powyższych stwierdzeń jest własna deklaracja Jezusa o Bogu jako Ojcu. Maryja uczyniła odnalezionemu w świątyni Jezusowi wyrzut: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie” (Łk 2,48). Nazwała Józefa „ojcem Twoim”. Był to codzienny – stosowany w odniesieniu do Józefa – sposób mówienia, który w żaden sposób nie podważa dziewiczego poczęcia Jezusa. Św. Łukasz – jak świadczy dalsza część opisu – świadomie uwypukla istnienie tych więzów rodzinnych, aby uzyskać większy kontrast między słowami Maryi a odpowiedzią Jezusa, który zapytał: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49). Odpowiedź Jezusa stanowi punkt kulminacyjny perykopy. Poprawia On Maryję. Stwierdza: „Ja jestem u Ojca. Nie Józef jest moim Ojcem, lecz Ktoś inny – sam Bóg. Do Niego należę, u Niego jestem. Czy można jaśniej jeszcze wyrazić Boże synostwo Jezusa?”[4] Dał do zrozumienia, kto jest Jego prawdziwym Ojcem. W ten sposób podkreślił równocześnie osobisty związek, jaki łączy Go z Nim, czyli stwierdza, że jest Synem Bożym. Ewangelista nawiązuje do zwiastowania Maryi, podczas którego anioł Gabriel zapowiedział, że Jej Syn będzie nazwany Synem Bożym (Łk 1,35). Teraz zaś, w scenie odnalezienia w domu Bożym, pokazuje, że sam Jezus jako pierwszy nazwał Boga swoim Ojcem, objawiając swą zażyłą z Nim więź.
W związku z tym Ewangelista pisze: „Oni jednak nie rozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2,50). „Na tamtą chwilę słowa Jezusa są zbyt wielkie. Także wiara Maryi jest wiarą «w drodze», wiarą, która coraz bardziej pogrąża się w ciemnościach i przedzierając się przez nie, musi dojrzewać. Maryja nie rozumie słów Jezusa, jednak zachowuje je w swoim sercu i pozwala mu stopniowo dojrzewać”.[5]
W których miejscach św. Łukasz najwyraźniej stwierdza, że Bóg jest Ojcem Jezusa?
W chwili chrztu Jezusa otwarło się niebo (Łk 3,21). Należy to rozumieć jako spełnienie się zapowiedzi Proroka (Iz 63,19), który modli się, by Bóg otworzył niebo, zstąpił na ziemię i dokonał ostatecznego aktu zbawczego. Jest to równocześnie powołanie Jezusa do wypełnienia tego dzieła zbawczego. Z nieba odezwał się zaś głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Łk 3,20). Pierwsza część wypowiedzi z nieba jest proklamacją Bożego synostwa i jest to reminiscencja – nawiązanie do Ps 2,7: „Tyś Synem moim”, gdzie jest mowa o Mesjaszu. Ewangelista nie kieruje się jednak tekstem greckim Starego Testamentu (LXX), który ma w tym miejscu słowo sługa, ale pisze: syn. Zamiana sługa na syn wskazuje, że chodzi o pogłębione znaczenie, a mianowicie o uświadomienie, że Jezus jest rzeczywiście Synem Bożym. Ani termin Prorok ani określenie Mesjasz nie oddają w pełni natury, godności i misji Jezusa. Jest On bowiem kimś więcej niż Mesjaszem czy Prorokiem. Ale tytuł Syn nie jest jedynym, który przysługuje Jezusowi. W wypowiedzi z nieba w czasie chrztu pojawia się termin umiłowany, który nie jest tylko przymiotnikiem do mój Syn, ale stanowi odrębny tytuł, który mieści w sobie ideę jedyności, a to oznacza, że Jezus jest jedynym Synem Bożym. Tekst uświadamia zatem czytelnikom bardzo ważną prawdę chrystologiczną, że mianowicie Ten, który przyjmuje od Boga zleconą Mu misję, jest jedynym i umiłowanym Synem Ojca.
Słowa głosu z nieba: „Tyś jest mój Syn umiłowany” stanowią także wypełnienie się obietnicy danej Maryi w chwili zwiastowania: „będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1,35b). Bóg staje się świadkiem i ogłasza publicznie, że Jezus jest Jego Synem.
Jest to punkt zwrotny w Ewangelii św. Łukasza. Od tego momentu jej autor bardzo wyraźnie dystansuje się od błędnej opinii ludzi, że Jezus jest synem Józefa. Ten dystans jest widoczny w rodowodzie Jezusa. Ewangelista pisze: „Był, jak mniemano, synem Józefa” (Łk 3,23). Tym samym – biorąc pod uwagę kontekst rodowodu – podkreśla, że Józef jest prawnym, lecz nie naturalnym ojcem Jezusa. W takim razie kolejny raz sugeruje, że to Bóg jest Jego Ojcem.
Centrum opisów Ewangelii św. Łukasza stanowi przemienienie (Łk 9,28-36), gdyż jest objawieniem (teofanią) pośrednim między chrztem nad Jordanem a zjawieniami się Chrystusa po zmartwychwstaniu. Jezus skończył działalność w Galilei a rozpoczął drugi, istotny etap posłannictwa, prowadzący do aktu odkupienia przez krzyż. Ogół ludzi coraz częściej odrzucał Mistrza z Nazaretu, gdyż chciał w Nim widzieć przywódcę ziemskiego i nacjonalistycznego. Pogardzali Nim także przywódcy narodu a natomiast szli za Nim wytrwale uczniowie, gdyż byli przekonani, że jest nie tylko zwykłym nauczycielem, jakich było wielu w Izraelu, ale Mesjaszem. Dlatego Jezus coraz częściej poświęcał czas kształceniu uczniów. Kończy działalność w Galilei i zmierza do Jerozolimy, gdzie będzie cierpiał i umrze. Ale trzeba tutaj przypomnieć wyznanie Piotra, które nastąpiło wcześniej (por. Łk 9,20). Natychmiast po tym wyznaniu Szymona Jezus pouczył Apostołów o swoim cierpieniu i męce oraz określił się jako Syn Człowieczy i Sługa Pański. Pierwsza zapowiedź męki i śmierci (Łk 9,22) była zatem korektą błędnego poglądu, który mógł się zrodzić. Chrystus chciał zapobiec temu, aby uczniowie, uznawszy w Nim Mesjasza pod Cezareą Filipową, nie poszli w kierunku interpretacji politycznej.
Głos z nieba stanowi w tym kontekście niewątpliwie element centralny całego opowiadania. Dzięki niemu apostołowie dowiedzieli się, kim jest Jezus, gdyż słowa skierowane były nie tyle do Mistrza z Nazaretu, co właśnie do świadków Jego przemienienia. Dla nich Mistrz z Nazaretu był wciąż rabbim, mimo wyznania Szymona pod Cezareą Filipową. Piotr w dalszym ciągu się mylił, np. w sprawie namiotów, które chciał wznieść. Kiedy uczniowie przeżywali to, co się wydarzyło na górze, mogli się domyślać, że Jezus jest nie tylko Mesjaszem, ale i Bogiem, gdyż wiedzieli dobrze o teofanii na Synaju. Jednak dopiero głos z nieba ukazał im w pełni, kim jest Jezus („To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie”). Bóg mówi tu o swoim Synu nie w sensie adopcji, lecz w sensie dosłownym. Zapewnienie, że jest On Synem Bożym, powinno być dla nich gwarancją Jego prawdomówności a także ma utwierdzić wiarę, którą wyraził Piotr pod Cezareą Filipową. Należy Jezusowi wierzyć, gdyż jest kimś więcej niż Mojżesz, którego autorytet nie podlegał dyskusji; jest Synem Bożym i dlatego należy Go słuchać, nawet w tym wypadku, gdy mówi to, co jest trudne do zaakceptowania. Chrześcijanie od pierwszych lat istnienia Kościoła będą widzieli w tych słowach fundament nauki o synostwie Bożym Jezusa, a tym samym o ojcostwie Boga.
Czy Jezus nazywał Boga Ojcem?
W związku z pouczeniem o potrzebie codziennego dawania świadectwa Jezus podkreśla: „Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca i świętych aniołów” (Łk 9,26). Przestrzega, że gdyby taka sytuacja zaistniała w życiu Jego ucznia, konsekwencje będą bardzo surowe i będą sięgały życia wiecznego, gdy przyjdzie kiedyś w chwale swojego Ojca.
Jest bardzo charakterystyczne, że, oprócz powyższego wypadku, Jezus mówi o Bogu jako swoim Ojcu najczęściej w modlitwie i w jej kontekście. W modlitwie odsłania się niepowtarzalna relacja Syna umiłowanego do swego Ojca. Jezus rozmawia z Bogiem jak Syn, który stanowi jedno z Ojcem.[6]
Siedemdziesięciu dwóch uczniów wróciło z pierwszej podróży misyjnej. Przepełniała ich radość z odniesionych sukcesów. Byli dumni niczym dzieci. Jezus oczyszcza ich naturalną radość i we wspaniałym hymnie uwielbienia kieruje ją ku Bogu. „W tej to chwili rozradował się Jezus w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec, ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten komu Syn zechce objawić»” (Łk 10,21-22).
Odkrycie dobroci Boga w czynach wysłanych uczniów prowadzi Jezusa do modlitwy wdzięczności wobec Ojca. W pierwszej części tej niezwykłej pieśni pochwalnej Jezus wysławia Ojca. Powodem tego uwielbienia jest Boże działanie mające dwa aspekty: zakrycie i objawienie. To wszystko, co przynosi Chrystus, stało się dla jednych czymś, czego ani zrozumieć, ani przyjąć nie chcą, dla drugich zaś stało się objawieniem długo oczekiwanej Bożej interwencji w ludzkie sprawy. Jedni z nich, mądrzy i uczeni, to ci, którzy ufają swojej mądrości, a dla Bożych spraw mają serce zamknięte. Nie uznają Jezusa. Drudzy zaś, ludzie prości, niewykształceni w Prawie Mojżeszowym i w judaistycznych przepisach, to ci, którzy starali się zachować Boże przykazania i w Bogu złożyli ufność. Jedynie prostaczkom Ojciec otwiera oczy, aby w słowach i czynach Jezusa rozpoznawali znaki Boże i pojęli, że nadszedł Mesjasz. Tak się dzieje z tego powodu, że za pomocą własnego rozumu nie można pojąć tego, co dotyczy Chrystusa. Jest On darem Bożym, a Jego nauka objawieniem, które dzięki łasce Bożej jest dostępne nawet dla prostaczków, ale do ludzi zadufanych w sobie nie ma dostępu. Natomiast w drugiej strofie Jezus sławi Ojca za to, iż udzielił Mu wszechogarniającej wiedzy i poznania, powierzając pełnię prawdy Objawienia i czyniąc jedynym prawomocnym Pośrednikiem. Wspomniane poznanie oznacza jedyny, dla nikogo niedostępny, stosunek Syna do Ojca.[7] W jego następstwie nikt nie zna Syna, jak tylko Ojciec. Ale też Ojca nikt nie zna, tylko Syn i jedynie On – na mocy otrzymanego uzdolnienia – może teraz ludziom mówić o Ojcu. Jezus mówiąc, że tylko On zna Ojca, pośrednio stwierdził, że jest Bogiem, gdyż stanowi z Nim jedno.[8]
Kiedy jeszcze Jezus wyraźnie nazywał Boga swoim Ojcem?
Z powyższym uwielbieniem Ojca łączy się modlitwa Jezusa na Górze Oliwnej. „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich” (Łk 22,42). Jezus zwraca się do Ojca z pełnym zaufaniem i niezwykle serdecznie. W oparciu o inne Ewangelie można stwierdzić, że słowu Ojcze odpowiadało aramejskie Abba. Tak być może Jezus zaczynał każdą swą modlitwę, mając świadomość, że Bóg jest Jego rzeczywistym Ojcem.[9] Izraelici nie mówili nigdy w ten sposób do Boga. Termin Abba nie jest odpowiednikiem naszego ojcze, ale jego zdrobniałą formą. W ten sposób zwracały się dzieci izraelskie do swego ojca. Szacunek względem Boga sprawił, że Izraelici nie odważyli się nigdy używać tego terminu w odniesieniu do Najwyższego. Obecność tego słowa w modlitwie Jezusa nabiera niezwykłego znaczenia. Mówi o serdecznym związku między Chrystusem a Ojcem. Z modlitwy Jezusa wypływa przekonanie, że Ojciec może wszystko uczynić. Chrystus jest świadom, że Ojciec jest wszechmocny i właśnie wtedy, gdy wydawało się, że zwyciężają siły ciemności, może uwolnić Go od tej próby, która jest trudna do zniesienia. Modlitwa Jezusa ma cechy synowskiego oddania się Ojcu. Z całą miłością, szacunkiem i zaufaniem zwraca się do Ojca, aby – jeżeli uzna to za stosowne – cofnął swoją decyzję. Pokornie się Mu jednak poddaje.
Dwa razy Jezus zwraca się wprost do Boga jako Ojca w czasie konania na krzyżu. Kiedy zostaje ukrzyżowany, prosi Go o przebaczenie dla ludzi: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). A przed samą śmiercią woła donośnym głosem: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23,46). W drugim wypadku Jezus cytuje Ps 31,6. Ale słowa psalmisty poprzedził wezwaniem Ojcze. Tym sposobem uczynił słowa psalmisty własną modlitwą, w której oznajmia, że w ostatniej chwili życia ziemskiego całkowicie zdaje się na wolę Ojca. Umierając, po ludzku mówiąc, opuszczony, wypowiedział słowa ufności. Oddał swego ducha Ojcu, podobnie jak czynił to pobożny Żyd każdego wieczoru. Już słowo Ojcze, jako określenie Boga, wskazuje, że Jezus nie czuł się zawiedziony mimo cierpień, jakie Go spotykały. Zaakceptował z poddaniem wolę Ojca (por. Łk 18,31). Nie oddaje ducha Ojcu, ale powierza Mu go w pełnej świadomości. Jego ostatnie słowa są ostatnim aktem synowskiego zawierzenia Ojcu, którego wolę pełni do końca, aby dokonać zbawienia.
Jeszcze raz Jezus nazywa Boga Ojcem w zakończeniu Ewangelii św. Łukasza, gdy mówi o konieczności dawania świadectwa przez uczniów. Chrystus ich zapewnia: „Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca” (Łk 24,49). Zadanie, jakie staje przed apostołami, nie będzie ani proste ani łatwe. Już wcześniej Jezus bardzo często wspominał, że Jego uczniowie spotkają się ze sprzeciwem i wrogością. Do tej myśli powraca także obecnie. Zapewnia swym świadkom pomoc. Przyrzeka im „obietnicę Ojca”. W drugim dziele św. Łukasz napisze wyraźnie, że tą obietnicą Ojca będzie Duch Święty (Dz 1,8; por. także Łk 12,12)). Chodzi w tym wypadku o wzmacniające i oświecające działanie Ducha Świętego.
Czy św. Łukasz nazywa Boga Ojcem wierzących?
W Ewangelii św. Łukasza pojawiają się także wypowiedzi, z których wynika, że Bóg jest Ojcem wierzących. Jest dla nich Ojcem pełnym dobroci, miłosierdzia, łaskawości i przebaczenia.
Wzywa: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36). Jezus zachęca słuchaczy do zmiany postawy. Poucza, że jeśli zrealizują te zachętę, będą synami Bożymi. Ale równocześnie wzywa do naśladowania Boga w Jego najwznioślejszym przymiocie. Powinni upodobnić się do Boga Ojca, który jest pełen delikatności, dobroci, cierpliwości, gotowości do przebaczenia. Wzywa: Stawajcie się miłosierni, ponieważ wasz Ojciec, który jest dla was wzorem, jest miłosierny.
W związku z Modlitwą Pańską Jezus pouczył o potrzebie wytrwałości w modlitwie, którą kierujemy do Boga (Łk 11,9-13). Odpowiada na pytanie, co usprawiedliwia zaufanie, jakie powinno cechować modlitwę. Mówi o synu, który prosi ojca o to, co konieczne do życia. Stosuje porównanie, w którym wskazuje na podobieństwo zachodzące między Bogiem, Ojcem w niebie, a ojcem ziemskim. Opowiada o dobroci ojca ziemskiego. Ojciec ziemski ma co prawda swoje wady, jest skłonny do złego i nigdy nie jest idealny, ale jego miłość do syna sprawia, że troszczy się o jego dobro i na pewno nie odmówi mu tego, co jest konieczne do życia. Tym bardziej Bóg, Ojciec miłujący wszystkich ludzi, troszczy się o swoje dzieci, o tych, których powołał do istnienia i pragnie ich życia wiecznego. „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba”. Dobroć Boga Ojca powinna być zatem źródłem i podstawą wytrwałości oraz zaufania w modlitwie. Ponieważ w Chrystusie Jezusie jesteśmy dziećmi Bożymi, nabyliśmy prawo nazywania Boga najpiękniejszym słowem „Ojcze”, dlatego wzrasta nasza śmiałość i zaufanie podczas modlitwy. Bóg wysłuchuje nasze prośby nie dlatego, by uwolnić się od naszego natręctwa, ale dlatego, że jest Ojcem. Ojciec w niebie nie da nam nic złego, jeśli o dobro prosimy – w przeciwnym razie nie byłby naszym Ojcem. Jest ponadto Ojcem niebieskim, a to oznacza, że nieskończenie przewyższa w dobroci każdego ojca ziemskiego. Dlatego możemy Go prosić z ufnością i usilnie, pewni, że nas wysłucha.
Uczniowie mają różnić się od innych ludzi przez porzucenie wszelkiej troski o dobra doczesne. Dlatego Jezus ich upomina: „O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, a Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. […] Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,30.32).
Kiedy najdokładniej Jezus przedstawił prawdę o tym, że Bóg jest Ojcem ludzi?
Najdokładniej o ojcostwie Boga w stosunku do ludzi wypowiada się Jezus w przypowieści o ojcu syna marnotrawnego.
Cała Biblia – jak mówią niektórzy, i słusznie – jest ciągle powtarzaną, na różne sposoby, przypowieścią o synu marnotrawnym. Dostrzegamy to od pierwszej stronicy; od historii Kaina, którego Bóg bierze w obronę mimo czynu, jakiego się dopuścił, aż po przypowieści Jezusa. Bóg – podobnie jak ojciec – nie daje się nigdy zrazić niewdzięcznością człowieka i mimo wszystko, niezmordowanie darzy go miłością. Ciągle wychodzi mu na spotkanie, usiłuje go wyrwać z kręgu zła i zbawić oraz pociągnąć ku sobie.
Ale przypowieść o ojcu syna marnotrawnego stanowi szczyt wszystkich wypowiedzi na ten temat (Łk 15,11-32). Opis jest niezwykle żywy i dlatego przemawiał szczególnie do słuchaczy palestyńskich, z pewnością bardziej niż do nas.
Występuje tu zamożny właściciel, gdyż ma wiele sług-najemników. Słyszy pewnego dnia dziwne żądanie młodszego syna, dotyczące wydania mu – zgodnie z Prawem Mojżesza (Pwt 21,17) – trzeciej części przyszłego spadku. Szanując wolną wolę syna, bez słowa daje mu to, o co go poprosił. Młodzieniec zabiera majątek w gotówce i udaje się za granicę. Żyje tam rozrzutnie, dosłownie: w sposób zgubny, uniemożliwiający ocalenie siebie czy majątku. Starszy brat określi później bardzo drastycznie ów styl życia („roztrwonił twój majątek z nierządnicami” – w. 30).
Ukazane są cztery etapy degradacji, jaką przeżył młodzieniec. Najpierw traci całkowicie majątek i popada w nędzę, więc doznaje głodu. Kiedy jego fortuna się wyczerpała, a w kraju nastał głód, młodzieniec w jednej chwili stał się nędzarzem. Na szczególną uwagę zasługują jednak dwa ostatnie etapy degradacji. Talmud stwierdza: „Przeklęty człowiek, który hoduje świnie”. Do dziś dnia u Żydów i mahometan panuje przekonanie, że pasienie trzody chlewnej jest przekleństwem.
Dno degradacji syna marnotrawnego polega na tym, że traktowany jest przez właściciela gorzej niż trzoda chlewna. Musi kraść świniom jadalne strąki. Strąki, o których tu mowa, należą do rośliny zwanej fachowo po arabsku karrub, a u nas chlebem świętojańskim. Na Bliskim Wschodzie karmi się nimi nadal nierogaciznę.
Od wspomnianego dna nędzy zaczyna się droga odwrotu. Jezus ukazuje plastycznie kolejne etapy żalu. Młodszy syn zaczyna od uświadomienia sobie subiektywnego poczucia kontrastu między obecnym stanem upadku a sytuacją materialną najemników w domu ojca. To, co wydawało się szczęściem, doprowadziło do upodlenia. Przypomniał mu się ojciec. Odczuwał głód, którego nie miał czym zaspokoić, a u ojca dostatnio żyli nawet najemnicy.
Ojciec musiał młodszego syna wciąż oczekiwać, nawet wyglądać, skoro ujrzał go, „gdy był jeszcze daleko”. Wzruszenie każe mu – wbrew zasadom Wschodu – biec naprzeciw po to, by – mimo odrażającego wyglądu przybysza – rzucić mu się na szyję i ucałować go po długiej rozłące.
Syn wprawdzie zaczął przygotowane przemówienie, ale ojciec nie pozwolił na wypowiedzenie pokornej propozycji. Wystarczyło, że wyznał swoje winy. Słowo szybko (w. 22) akcentuje niecierpliwą miłość ojca. Po czterech stopniach degradacji następują cztery wymowne znaki natychmiastowego przywrócenia do dawnej rangi wolnego dziedzica. Syn otrzymuje najlepszą szatę, pierścień na rękę jako znak godności dziedzica, sandały wyróżniające osobę wolną od niewolników i wreszcie zostaje urządzona uroczysta, radosna uczta. Uczta będzie wyjątkowa: podadzą utuczone cielę, będzie muzyka i tańce. Wydając te polecenia, ojciec motywuje je wobec sług radością z odzyskania syna zaginionego i duchowo umarłego. Bowiem ten, który umarł duchowo, moralnie, teraz zmartwychwstał. Był daleko przez wiele lat, a teraz powrócił. Jego powrót jest więc dla ojca rodzajem zmartwychwstania.
Dalsza część przypowieści jeszcze bardziej podkreśla miłość ojcowską. Rozpoczęto sutą i huczną biesiadę, gdy powraca z pola starszy syn. Zdziwiły go odgłosy radości. Uzyskawszy od sługi potrzebne informacje, poczuł się urażony. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ojciec obdarzył łaską marnotrawcę. Wydawało mu się, że ojciec źle postąpił. Oburzony, nie chciał wejść, by cieszyć się razem z ucztującymi. Uważał to wyróżnienie lekkomyślnego brata za niesłuszne i niezasłużone. W krótkim dialogu z ojcem uzewnętrznił swój sposób myślenia: był niewyobrażalnie zazdrosny i interesowny. Nie rozumiał dobroci ojca, którego majątek przecież został tak haniebnie roztrwoniony. Oburzyło go wyniesienie młodszego brata. Kiedy spotykał się z ojcem, wynosił swoje zasługi, odwołując się do wiernej służby, nigdy dotąd nie nagrodzonej urządzeniem nawet skromnej zabawy. W gniewie przekroczył granice delikatności nie tylko względem brata, którego nie chciał uznać, ale i względem ojca. Zamiast uznania jego dobroci, ubliżył należnemu mu szacunkowi i śmiał czynić wyrzuty. Nie wypowiedział pełnego miłości słowa ojcze, tak jak uczynił to młodszy brat. Umyślnie także nie wypowiedział słowa brat, ale mówił: syn twój. O młodszym bracie mówił jak o kimś obcym. Z jego słów biła pogarda i źle maskowana gorycz, pycha i zazdrość.
W takim kontekście jeszcze bardziej ujawniła się miłość ojca, który nie tylko przebaczył marnotrawcy, ale usiłował także wyjść naprzeciw starszego syna. Wielkość miłości ojca zabłysła już wtedy, gdy przebaczył młodszemu synowi, ale teraz stała się jeszcze wyrazistsza. Ojciec nie skarcił ostro starszego syna, ale starał się go ułagodzić. Syn nie wypowiedział pełnego miłości słowa ojcze, a on zwraca się z pełnym miłości synu. W sposób niezwykle delikatny usiłował obudzić w nim zamarłą miłość. Toczyła się piękna walka między oburzeniem i gniewem a łagodnością. Ojciec tłumaczył synowi bez oburzenia racje, powtarzając słowa skierowane do sług. Marnotrawnego nazwał swoim dzieckiem. Następnie zwrócił uwagę starszemu synowi na szczęście płynące z faktu przebywania wciąż z ojcem. Był przecież zawsze z nim, a to jest więcej warte niż uczty z przyjaciółmi. Wreszcie podkreślił, że i on powinien się cieszyć z powrotu brata. Odzyskał przecież brata a on syna. A nadto nic nie traci, gdyż wszystko, co należy do niego, jest także jego własnością. Łagodne słowa usprawiedliwienia, wypowiedziane mimo niewłaściwego zachowania starszego syna, wskazują na to, że ojciec miłował obydwóch synów równie głęboko.
Wtej przypowieści nie chodzi na pierwszym miejscu o opis dziejów syna marnotrawnego, ale o zachowanie się ojca. Dlatego niektórzy uważają, że jest to przypowieść o nieskończonej dobroci ojca, który – mimo zranionej miłości – znów przygarnia syna.[10] Cała przypowieść jest tak ułożona, aby specjalnie uwydatnić miłość ojca. W sposób obrazowy przedstawiona jest Boża miłość przebaczająca i niezmierna radość z nawrócenia się jednego z synów. Postawa Boga przybrała widzialną postać w zachowaniu się Jezusa, i to w takim stopniu i z taką wyrazistością, że wywołało to zgorszenie i sprzeciw. Jezus musi więc swoje „gorszące” obcowanie z grzesznikami – a tym samym ochocze przebaczanie im przez Boga –ciągle usprawiedliwiać wobec pobożnych, którzy nie potrafią wyobrazić sobie sprawiedliwego Boga w ten sposób, a obcowanie z grzesznikami uważają za niestosowne. Ale na drugim miejscu przypowieść uwypukla także postać syna marnotrawnego, który poprzez swoje odejście i tragiczny los uosabia grzech i jego następstwa, a w scenie powrotu obrazuje sens tego, co Jezus rozumie jako nawrócenie się.
W Ermitażu w Petersburgu znajduje się jedno z ostatnich dzieł Rembrandta Powrót syna marnotrawnego. Na tym obrazie na szczególną uwagę zasługują ręce i twarz postaci. Malarz, chcąc ukazać boską miłość, wybrał starca, prawie ślepego mężczyznę. Jedna jego ręka różni się od drugiej; jedna jest ręką kobiety a druga ręką mężczyzny. Ojciec jest nie tylko patriarchą. W równym stopniu co ojcem jest także i matką. Dotyka syna kobiecą i męską dłonią. Jedna ręka podtrzymuje, a druga pieści; jedna daje poczucie bezpieczeństwa, a druga pociesza i przytula, aby uspokoić dziecko, które zrobiło sobie krzywdę. Wielki malarz w ten sposób oddał to, co tak często podkreślają autorzy Pisma Świętego, a zwłaszcza Jezus w przypowieści o ojcu syna marnotrawnego.
***
Podobnie jak w wypadku innych Ewangelii, określenie Syn Boży w odniesieniu do Jezusa pojawia się w częściach narracyjnych Ewangelii św. Łukasza. Występuje ono również w wypowiedziach Mistrza z Nazaretu. To określenie domaga się swojego odpowiednika. Jeżeli Chrystus jest Synem Bożym, to Bóg jest Jego Ojcem. Ponadto Jezus często wypowiada słowo Ojciec. Posługuje się tym określeniem wtedy, gdy uczy o Bogu jako swoim Ojcu lub o Ojcu wszystkich ludzi.
ks. Michał Bednarz/GN 19.04.2015
[1] Por. J. Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo, dz. cyt., s. 46.
[2] Por. F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Rozdziały 1-11. Wstęp – przekład z oryginału – komentarz (NKB III/1), Częstochowa: Edycja Świętego Pawła 2011, s. 114.
[3] Por. F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Rozdziały 1-11, dz. cyt., s. 114-115.117.
[4] Por. J. Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo, dz. cyt., s. 165.
[5] Por. J. Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo, dz. cyt., s. 166.
[6] Por. I. de la Potterie, Modlitwa Jezusa, dz. cyt., s. 71; F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Rozdziały 1-11, dz. cyt., s. 552-553.
[7] F. Gryglewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Wstęp – przekład z oryginału – komentarz (PŚNT, III/3), Poznań-Warszawa: Pallottinum 1974, s. 214.
[8] J. Gnilka, Teologia Nowego Testamentu, dz. cyt., s. 176.
[9] F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Rozdziały 12-24. Wstęp – przekład z oryginału – komentarz.Część II (NKB III/2), Częstochowa: Edycja Świętego Pawła 2012, s. 475.
[10] A. Jankowski, Królestwo Boże w przypowieściach, dz. cyt., s. 115.
**************************************************************************************************************
poniedziałek 19 października 2020
XXIX TYDZIEŃ ZWYKŁY
wspomnienie bł. Jerzego Popiełuszki, kapłana i męczennika
*******
Obchody 36. rocznicy porwania i męczeńskiej śmierci błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki
19 października minie 36. Rocznica porwania i męczeńskiej śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Tego dnia przypadają także obchody Święta Duchownych Niezłomnych. Swoje listy z tej okazji przekażą do sanktuarium księdza Jerzego Popiełuszki Prezydent i Premier. Tegoroczne obchody utrudnia sytuacja epidemiologiczna. Mimo to odbędą się one a wierni zaproszeni są do uczestnictwa poprzez media oraz w internecie.
Uroczysta msza święta rocznicowa z modlitwą o kanonizację kapłana odprawiona zostanie 19 października o godzinie 18:00 w kościele Świętego Stanisława Kostki w Warszawie.
Z powodu ograniczeń epidemiologicznych w liturgii wezmą udział jedynie zaproszeni goście – rodzina i przyjaciele księdza Jerzego Popiełuszki, przedstawiciele administracji państwowej, samorządowej oraz reprezentanci NSZZ Solidarność. Wierni proszeni są o udział w uroczystościach poprzez media oraz internet. Uroczystość transmitowana będzie poprzez Telewizję Trwam, Radio Maryja, Radio Warszawa oraz poprzez stronę www.popieluszko.net.pl
Specjalnie w roku czterdziestej rocznicy utworzenia Solidarności, Muzeum księdza Jerzego Popiełuszki działające przy parafii Świętego Stanisława Kostki stworzyło stronę internetową na której można zobaczyć kilkadziesiąt filmów ze wspomnieniami świadków życia kapłana. Są wśród nich wypowiedzi Andrzeja Gwiazdy, Seweryna Jaworskiego, czy zwykłych hutników tworzących w 1984 roku ochronę swojego kapelana.
„On był jak Korczak – nie zostawił dzieci, nie chciał uciekać i zapłacił za to życiem” – powiedział we wspomnieniach Andrzej Gwiazda. „Kolega z Komisji Zakładowej dał mi kopertę z nazwiskami osób, które donoszą na księdza Popiełuszkę. Daję księdzu tą kopertę… a on mówi – ja wiem” – wspomina dramatyczne czasy hutnik Michał Staniszewski.
Nagrania zrealizowane dzięki wsparciu Urzędu do Spraw Kombatantów oraz Narodowego Centrum Kultury dostępne są na stronie www.muzeumkspopieluszki.pl/swiadkowie oraz na kanale youtube https://www.youtube.com/muzeumksjerzegopopieluszki. Jednocześnie Muzeum uruchamia akcję rejestracji świadków życia męczennika, ich wypowiedzi sukcesywnie publikowane będą w internecie. Wszyscy, którzy mogą zaświadczyć o życiu kapłana – proszeni są o kontakt z Muzeum Księdza Jerzego Popiełuszki: muzeum@muzeumkspopieluszki.pl
Ksiądz Jerzy Popiełuszko, urodzony w 1947 roku w Okopach na Białostocczyźnie, po zdaniu matury wstąpił do Warszawskiego Seminarium Duchownego. Jako kleryk odbywał przymusową służbę wojskową w specjalnej jednostce kleryckiej w Bartoszycach, gdzie wobec komunistycznej indoktrynacji dał się poznać jako niezłomny obrońca wiary i wartości.
Po święceniach kapłańskich w 1972 roku pełnił posługę w kilku parafiach Archidiecezji Warszawskiej, zajmując się m.in. duszpasterstwem młodzieży i służby zdrowia. W ostatnich latach życia posługiwał w parafii Św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu gdzie związał się z Solidarnością oraz celebrował comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę gromadzące wokół świątyni wielotysięczne tłumy.
W czasie Stanu Wojennego ksiądz Jerzy występował w obronie internowanych wskutek czego stał się obiektem nękania i prowokacji ze strony służb komunistycznego reżimu.
Swoją ostatnią duszpasterską podróż odbył 19 października 1984 roku do parafii Świętych Polskich Braci Męczenników do Bydgoszczy. Podczas podróży powrotnej został bestialsko zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, jego umęczone ciało wrzucono do Wisły na wysokości tamy we Włocławku.
Pogrzeb Księdza Jerzego, który miał miejsce 3 listopada 1984 roku zgromadził blisko milionową rzeszę ludzi. Od 1984 roku grób męczennika odwiedził blisko 23 miliony wiernych, w tym liczni kardynałowie, biskupi, prezydenci i przedstawiciele świata kultury.
Papież Benedykt XVI 6 czerwca 2010 roku zaliczył księdza Jerzego Popiełuszkę do grona błogosławionych a papież Franciszek w 2014 r. ustanowił go patronem Solidarności.
Paweł Kęska/Kai/Niedziela
***************
Ks. Jerzy. Błogosławiony z Żoliborza
Z nieśmiałego wikarego wyrósł charyzmatyczny mówca, porywający dziesiątki tysięcy wiernych, stając się przewodnikiem duchowym nie godzących się na otaczającą przemoc i kłamstwo, obrońcą pokrzywdzonych i prześladowanych.
Ciała ks. Popiełuszki miał już nikt nigdy więcej nie zobaczyć. Uprowadzony, związany, skatowany, w worku obciążonym kamieniami, wrzucony został w spieniony nurt Wisły 19 października 1984 roku około godz. 22.
Ciała ks. Jerzego miał już nikt nigdy więcej nie zobaczyć. Uprowadzony przez funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego, związany, skatowany bestialsko na tamie włocławskiej, w worku obciążonym kamieniami, wrzucony został w spieniony nurt Wisły 19 października 1984 roku około godz. 22.
Zmasakrowane ciało ks. Jerzego Popiełuszki odnaleziono dopiero 11 dni później. Przez cały ten czas o jego powrót modliła się cała Polska. Wiadomość o porwaniu i morderstwie kapłana obiegła świat. Jego pogrzeb 3 listopada 1984 roku zgromadził − jak się szacuje − od 600 do 800 tys. ludzi z całego kraju. Już dwa dni później do warszawskiej kurii wpłynęły pierwsze prośby o beatyfikację.
– Męczeństwo nie jest samobójstwem. Nie można go szukać, ani prowokować. Jeśli ktoś szukałby śmierci, nie mógłby być czczony jako męczennik – mówi ks. Józef Naumowicz, argumentując, że męczeństwo ks. Jerzego było podobne do tych, które obserwowano w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. – Ks. Jerzy nie był politykiem. Był patriotą kochającym Boga. Ale od początku historii męczenników oskarżenia wysuwane przez oprawców zawsze były takie same, jak zarzuty rzecznika rządu Jerzego Urbana: obraza majestatu władzy, podżeganie do buntu, nienawiść do rodzaju ludzkiego. Systemy totalitarne rodzą męczenników za wiarę – mówi, dodając, że ks. Jerzy mógł uniknąć prześladowań, ale tego nie zrobił z powodu miłości do Chrystusa.
Ksiądz, skrępowany i z kneblem na ustach, był kilkakrotnie bity do nieprzytomności drewnianą pałką. Nie wiadomo, czy żył w chwili, gdy w foliowym worku wrzucano go do rzeki. Żeby rozpoznać, czy to ks. Jerzy, porównano zapisy z dokumentów dentystycznych. Kapłana dodatkowo rozpoznali bracia, którzy pamiętali jego znamię na klatce piersiowej.
Słaby, chorowity, pochodzący z Suchowoli i próbujący odnaleźć się w wielkomiejskim środowisku, mający problemy z poprawnym wysławianiem się, stojący raczej na uboczu, niechętnie głoszący kazania…. – taki młody wikary ks. Jerzy Popiełuszko trafia w 1980 r. do parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Dopiero z perspektywy lat widać jasno, jak Bóg przygotowywał ks. Jerzego do zadań, jakie miał podjąć w żoliborskim kościele i do męczeńskiej drogi.
Z nieśmiałego wikarego, wymigującego się od głoszenia kazań, wyrósł charyzmatyczny mówca, porywający dziesiątki tysięcy wiernych, co miesiąc uczestniczących w Mszach za Ojczyznę, stając się przewodnikiem duchowym, kapelanem środowisk nie godzących się na otaczającą przemoc i kłamstwo, obrońcą pokrzywdzonych i prześladowanych. Czy to nie łaska?
Od 28 lutego 1982 r. do 26 sierpnia 1984 r. ks. Jerzy Popiełuszko odprawił w kościele pw. św. Stanisława Kostki 26 Mszy św. za Ojczyznę. “Msze św. w intencji Ojczyzny i tych, którzy dla niej cierpią najbardziej” – tak brzmiała pełna intencja Eucharystii, podczas których ksiądz Jerzy modlił się o uwolnienie aresztowanych, za dusze zabitych, za pobitych, prześladowanych, poniżanych, wyrzucanych z pracy.
Nie szukał popularności, choć w dużej mierze właśnie dzięki tym celebracjom, podczas których starał się umacniać ich uczestników w wierze, nadziei i miłości oraz postawach pro-społecznych i patriotycznych, stał się osobą znaną w całej Polsce i poza jej granicami. Nikogo nie potępiał, apelował o prawdę, rezygnację z nienawiści i chęci odwetu za doświadczane krzywdy, wielokrotnie powtarzając za św. Pawłem by „zło dobrem zwyciężać”. Mimo to skupił na sobie ostrze nienawiści reżimowej propagandy oraz pasmo szykan i represji ze strony władz PRL, uwieńczone męczeństwem w październiku 1984 roku.
Tomasz Gołąb/GOŚĆ NIEDZIELNY/19.10.2020
****************
Po prostu mama
zdjęcie i tekst: Tomasz Gołąb/GN/19.11.2013
Podczas, gdy inni mówią o błogosławionym księdzu po imieniu, ona nigdy nie powiedziała inaczej niż “ksiądz”. Marianna Popiełuszko zmarła dziś w szpitalu w Białymstoku. Miała 93 lata.
Zapamiętam ją z wizyty dziennikarzy przed beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki, w Okopach na Podlasiu, gdzie błogosławiony spędził 18 lat. Z murowanej, niepozornej chałupy wychodzi o lasce 90-letnia staruszka. To mama ks. Jerzego, Marianna.
– Modli się Pani do ks. Jerzego? – pyta dziennikarka.
– A skąd! Ja się modlę do Boga. I pani też to radzę – rzuca trzeźwo, ale życzliwie pani Marianna.
– A czy Pani syn pomaga? – dopytuje dziennikarka.
– Módlcie się za jego wstawiennictwem, to sami zobaczycie – zachęca mama męczennika.
Od śmierci ks. Jerzego 19. dnia każdego miesiąca w parafialnym kościele w Suchowoli zamawiała Mszę św. w intencji beatyfikacji ks. Jerzego. Bóg wysłuchał. I pozwolił jej przeżywać wyniesienie syna na ołtarze. W tym roku po raz pierwszy nie wzięła udziału w uroczystościach w rocznicę jego śmierci na Żoliborzu. Zmarła dziś w Szpitalu Miejskim w Białymstoku. Miała 93 lata.
******************************
Ofiara ruszyła lawinę
***
35 lat temu zginął ks. Jerzy Popiełuszko. Przeszkadzał złu. Od tamtej pory przeszkadza znacznie bardziej.
Władza ludowa umiała ludowi dopiec. A konkretnie tym jego członkom, którzy nie śpiewali w chórze jej piewców. Na początku lat 80. minionego wieku ks. Jerzy Popiełuszko otwierał listę „wrogów ludu” i władza dawała mu to odczuć. Wszechobecna inwigilacja, rewizje, podrzucane „dowody”, przesłuchania, szczucie w mediach, groźba więzienia.
W lipcu 1984 roku atmosfera wokół kapłana była już taka, że ks. Teofil Bogucki, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, powiedział podczas Mszy za Ojczyznę: „Uważam za swój pasterski obowiązek na tle fałszywych sądów i niesprawiedliwych wyroków, w świetle wypowiedzianych myśli, ukazać jasną postać ks. Jerzego, którego zaliczam w poczet najlepszych kapłanów, gorliwych i pełnych Ducha Bożego, i do najwspanialszych Polaków, szlachetnych i oddanych sercem ojczyźnie. Wszyscy zaświadczyć mogą, że nikogo nie nawoływał do nienawiści i zemsty, ale zachęcał do miłości i przebaczenia. Nie podniecał, ale uciszał wzburzone serca”.
To nie była tania laurka. Raczej przyczynek do procesu beatyfikacyjnego. Proboszcz wiedział, co mówi: ks. Popiełuszko naprawdę taki był. Scena z filmu, w której ks. Jerzy częstuje herbatą śledzącego go zmarzniętego esbeka, oddawała rzeczywistość. Świadkowie potwierdzają: przyszły błogosławiony robił takie rzeczy z autentycznej troski o człowieka, niezależnie od tego, kim ten człowiek był. „Walczymy ze złem, a nie z jego ofiarami” – ta myśl towarzyszyła mu cały czas. To dlatego był nieustępliwy, gdy ludzka wola kolidowała z tym, co odczytywał jako wolę Bożą. Wiedział, że Bóg chce dla człowieka wyłącznie dobra. Ta jego cecha dała o sobie wyraźnie znać już przed laty, gdy został wyrwany z seminarium do jednostki wojskowej w Bartoszycach. Tam władze PRL robiły klerykom pranie mózgu za pomocą „specjalnego programu szkolenia politycznego”. Na szeregowego Popiełuszkę spadały kary za to, że klęka do modlitwy albo że nie chce zdjąć z palca różańca. Ośmieszanie, długie i poniżające przesłuchania, odbieranie urlopu, areszt, stanie boso na mrozie – żadne szykany go nie złamały.
„Wspólną modlitwę praktykujemy w dalszym ciągu, wspólny Różaniec, wieczorna modlitwa, w piątek Droga Krzyżowa, a w święta recytowana Msza św.” – pisał z wojska do ojca duchownego w seminarium. Imponował kolegom klerykom. Dzięki niemu nie bali się w niedziele odprawiać nabożeństw zastępujących Mszę św., ponieważ w Eucharystii nie pozwalano im uczestniczyć. Wielu z nich mówiło potem, że postawa Popiełuszki sprawiła, iż zamiast zrezygnować z seminarium, zyskali w wojsku większą motywację do zostania kapłanami.
„Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa” – pisał w jednym z listów kleryk Jerzy.
Nie pożyję
A jednak tamtego dnia, 29 lipca 1984 roku, ks. Jerzy wydawał się znękany ponad miarę. Zebrani w kościele widzieli, jak słuchając słów ks. Boguckiego, zasłania twarz ręką. Chyba po raz pierwszy publicznie płakał. Ale nie było to załamanie. „Ja jestem przekonany, że to, co robię, jest słuszne” – powtarzał w rozmowach z księżmi. Innym razem powiedział: „Ja się poświęciłem, ja się nie cofnę”. „Będę wśród swoich robotników, dopóki tylko będę mógł” – deklarował, świadom, że niedługo może już nie będzie mógł. Księża zapamiętali, jak w ostatnich miesiącach życia mówił kilkakrotnie: „Ja długo nie pożyję”. I dodawał: „Jestem gotowy na wszystko”. Mówił to z determinacją w głosie. Dziś możemy na tej podstawie stwierdzić, że Bóg przygotowywał ks. Jerzego do męczeństwa.
Po lipcowej Mszy za Ojczyznę pozostały mu jeszcze niespełna trzy miesiące życia. Komunistyczna władza wiedziała już dzięki podsłuchom, że ksiądz nie wyjedzie na studia, lecz pozostanie w Polsce. Oznaczało to dla niej sygnał do wzmożenia represji. We wrześniu płk Pietruszka powiedział podwładnym: „Dosyć tej zabawy z Popiełuszką i Małkowskim. Podejmujemy zdecydowane działania. Trzeba nimi tak wstrząsnąć, żeby to było na granicy zawału serca, żeby to było ostrzeżenie”.
Gdyby SB miała do czynienia z człowiekiem, któremu bardziej zależy na sobie niż na innych, może by takie „ostrzeżenie” podziałało. Ksiądz Jerzy jednak nie był takim człowiekiem. I władza posunęła się do działań ostatecznych.
Bez skrupułów
Jak to miało być? Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, pewnie ks. Jerzy Popiełuszko zniknąłby i tyle by go widziano. A potem może rozpuściłoby się plotki, że ktoś widział go, jak z panienkami na Karaibach przepuszcza pieniądze zebrane od naiwnych wiernych. Jedni by wierzyli, inni nie, ale wątpliwość by została. Funkcjonariusze Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wiedzieli, jak się takie rzeczy robi. Szczególnie ci z Samodzielnej Grupy „D”. Literka „D” to inicjał od słowa dezintegracja, a to ci ludzie potrafili najlepiej. Tam pracowali najwięksi zbrodniarze, zdolni do znęcania się nad ludźmi i mordowania ich bez żadnych skrupułów.
Wieczorem 19 października 1984 roku trzej ludzie z tego „komanda śmierci”, przebrani w mundury milicjantów, zatrzymali samochód, którym podróżował ks. Jerzy Popiełuszko.
To wiemy. Wiemy też, co zdarzyło się 11 dni później. „O godzinie 17.00 […] przystąpiono do wydobywania zwłok mężczyzny […] przy użyciu płetwonurków. Przed ich wydobyciem, jak wynika z oświadczenia płetwonurka Krzysztofa Mańko, […] ubrane były w sutannę, zwrócone twarzą w kierunku jazu, z obciążeniem nóg” – czytamy w milicyjnym raporcie z 30 października 1984 roku.
Co się jednak naprawdę zdarzyło między porwaniem ks. Jerzego a znalezieniem jego zwłok? Nie mamy całkowitej pewności. Nic dziwnego – zarówno poprzedzające proces dochodzenie, jak i sam proces były w rękach władzy, która zleciła to morderstwo. Jeśli ten przedziwny „sąd we własnej sprawie” w ogóle się odbył, to wyłącznie dlatego, że coś poszło nie tak – i sprawa częściowo się wydała. Nie dało się już przed społeczeństwem udawać niewiniątek. Kogoś trzeba było poświęcić, więc poświęcono bezpośrednich wykonawców i ich bezpośredniego przełożonego.
Poszło inaczej
A co poszło nie tak? Z pewnością szyki pomieszała ucieczka Waldemara Chrostowskiego, kierowcy ks. Jerzego. Porwany razem z kapłanem, w dogodnym momencie zdołał otworzyć drzwi pędzącego samochodu i uciec. Jak to możliwe? Ta wersja długo budziła spory. Mimo to dostępne dziś dokumenty i relacje świadków wskazują na to, że tak rzeczywiście było.
Tak czy inaczej – sprawa wyszła na jaw. I jeśli w zamyśle SB śmierć kapłana w ogóle miała dotrzeć do wiadomości publicznej, to z pewnością nie w taki sposób. Mimo że dochodzenie i proces zostały tak ustawione, jakby podsądnymi byli ks. Popiełuszko i Kościół, wydarzenia wymknęły się komunistycznej władzy spod kontroli. Nic już nie mogło powstrzymać lawiny przemian społecznych, jaka za kilka lat miała ruszyć, zmiatając – bez użycia przemocy! – cały aparat władzy i przywracając Polsce wolność.
Tu działały siły, jakich sobie władza w ogóle nie wyobrażała. Zło zostało zwyciężone przez dobro – właśnie tak, jak do tego ks. Jerzy wielokrotnie nawoływał. Ksiądz miał „przestać bruździć”, miał nie skupiać już wokół siebie tłumów. Jego zniknięcie miało zapewne także zastraszyć ewentualnych naśladowców. Stało się zupełnie inaczej. Na pogrzeb ks. Jerzego 3 listopada 1984 roku do Warszawy zjechało prawie milion Polaków. Podczas Mszy, odprawianej przez tysiąc kapłanów, kazanie wygłosił prymas, kard. Józef Glemp. „Odpuszczamy wszystkim winowajcom, którzy z przekonania lub na rozkaz zadali bliźnim krzywdy. Odpuszczamy zabójcom ks. Popiełuszki. Nie mamy do nikogo nienawiści. (…) Być może była potrzebna ofiara życia, aby odkryły się utajone mechanizmy zła, aby wyzwoliły się silniej pragnienia dobra, szczerości, zaufania” – niosło się nad ulicami wypełnionymi ludźmi.
Taka jest logika Ewangelii: odrzucić zło, ocalić człowieka. Nie chcemy mieć satysfakcji z tego samego, z czego satysfakcję chce mieć diabeł. To jest też przesłanie ks. Jerzego.
Ksiądz działa
Owocem dobra jest dobro. Dziś, 35 lat po śmierci ks. Jerzego, wielu ludzi świadczy o cudach i łaskach doznanych za jego przyczyną. Przy grobie błogosławionego kapłana wciąż modlą się wierni – i wielu otrzymuje łaski nawet wtedy, gdy się tego nie spodziewa. Ludzie wzywają jego pomocy w chorobach i dramatycznych sytuacjach życiowych. Wielu doznaje uzdrowienia, są małżonkowie, którzy wstawiennictwu bł. Jerzego przypisują wyjście z poważnych kryzysów, są też ludzie, którzy wypraszają jego pomoc w znalezieniu dobrej pracy.
Ksiądz Jerzy za swojego ziemskiego życia przyczyniał się do licznych powrotów do Boga. Wygląda na to, że dziś nawrócenia to także jego szczególna „specjalizacja”.
Umierają kolejni winowajcy zbrodni sprzed 35 lat, mniejsza z tym, czy przez ludzki trybunał zostali uznani za przestępców, czy też nie. Ksiądz Jerzy złożył ofiarę, naśladując Jezusa, o którym już Izajasz pisał, że „poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami”. Z pewnością także kapłan męczennik oręduje za swoimi prześladowcami, modląc się o ich nawrócenie choćby w ostatniej godzinie.
Franciszek Kucharczyk/GN 42.2019/wiara.pl
*******************************
Sylwetka ks. Jerzego Popiełuszki
aktualizacja: 13.07.2016, publikacja: 30.05.2010 Wiadomości/Dzieje.pl/portal historyczny
w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu/31.10.1982/fot. PAP/W. Kryński
***
Trzeba pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu – głosił ks. Jerzy Popiełuszko. Przywódca duchowy Solidarności, zamordowany w 1984 r. przez SB, zostanie beatyfikowany 6 czerwca w Warszawie. Ks. Jerzy (Alfons Popiełuszko) urodził się 14 września 1947 r. we wsi Okopy k. Suchowoli na Białostocczyźnie w ubogiej katolickiej rodzinie. Jak wielokrotnie podkreślał, to m.in. dzięki religijnemu wychowaniu, które otrzymał od rodziców, zdecydował się zostać księdzem.“U nas kłamstwa nie było! Kiedyś nauczycielka wezwała mnie do szkoły, żeby mi zwrócić uwagę, że Alek często w kościele na różańcu przesiaduje. Zagroziła, że może być z tego obniżony stopień ze sprawowania. Duch Święty mnie natchnął i odpowiedziałam, że jest przecież wolność wyznania” – wspominała matka ks. Jerzego, Marianna Popiełuszko.
W 1965 r., po uzyskaniu świadectwa dojrzałości wstąpił do Metropolitalnego Seminarium Duchownego pw. św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Na początku drugiego roku studiów został wcielony do wojska, do jednej z istniejących wówczas specjalnych jednostek dla kleryków w Bartoszycach na Mazurach. Tam też 7 grudnia 1966 r. złożył przysięgę wojskową. Po powrocie z wojska ks. Jerzy ciężko zachorował.
Święcenia kapłańskie otrzymał 29 maja 1972 r. z rąk kard. Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski. Po święceniach został skierowany jako wikariusz na swą pierwszą placówkę duszpasterską w Ząbkach k. Warszawy.
“Młodzież Jerzego zbierała dary, które co kilka tygodni zanoszono do zakładu wychowawczego. Jego wizja Kościoła nie ograniczała się do eschatologii. Widział Kościół bardzo konkretnie, w wymiarze ludzkich potrzeb” – mówił w jednym z wywiadów proboszcz parafii Świętej Trójcy w Ząbkach, ks. Tadeusz Karolak.
Ks. Popiełuszko następnie pracował w kościele św. Annny (1975-78). Przez krótki czas był wikariuszem w parafii Dzieciątka Jezus na Żoliborzu. W maju 1980 r. został przeniesiony do parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Jak wspominał znajomy ks. Popiełuszki, ks. Czesław Banaszkiewicz, mógł on prowadzić tam swoją działalność dzięki ówczesnemu proboszczowi Teofilowi Boguckiemu.
Po powstaniu Solidarności ks. Popiełuszko stał się jej duchowym przywódcą, warszawscy hutnicy określili go swoim kapelanem, był duszpasterzem krajowym ludzi pracy, a także służby zdrowia.
“Tego dnia i tej mszy św. nie zapomnę do końca życia. Szedłem z ogromną tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty? Śpiewał? Takie, dziś może naiwnie brzmiące pytania, nurtowały mnie w drodze do fabryki. I wtedy przy bramie przeżyłem pierwsze wielkie zdumienie. Gęsty szpaler ludzi – uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie. I oklaski. Myślałem, że ktoś ważny idzie za mną. Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramy. Tak sobie wtedy pomyślałem – oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści lat wytrwale pukał do fabrycznych bram” – tak ks. Jerzy wspominał swój pierwszy pobyt na terenie warszawskiej huty 31 sierpnia 1980 r. Przyjechał tam, by na prośbę strajkujących hutników odprawić mszę.
“Tego dnia i tej Mszy św. nie zapomnę do końca życia. Szedłem z ogromną tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty? Śpiewał? Takie, dziś może naiwnie brzmiące pytania, nurtowały mnie w drodze do fabryki. I wtedy przy bramie przeżyłem pierwsze wielkie zdumienie. Gęsty szpaler ludzi – uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie. I oklaski. Myślałem, że ktoś ważny idzie za mną. Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramy. Tak sobie wtedy pomyślałem – oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści lat wytrwale pukał do fabrycznych bram” – tak ks. Jerzy wspominał swój pierwszy pobyt na terenie warszawskiej huty 31 sierpnia 1980 r. Przyjechał tam, by na prośbę strajkujących hutników odprawić mszę.
W tym czasie nawiązywał liczne kontakty z opozycjonistami. Jak wspominają świadkowie, w jego mieszkaniu spotykali się ludzie z różnych środowisk: m.in. robotnicy, inteligencja, artyści. Kilkanaście razy w miesiącu odwiedzał związkowców w hucie, jeździł z nimi m.in. do Gdańska, gdzie spotykali się z Lechem Wałęsą. Towarzyszył im też w prywatnych uroczystościach: udzielał ślubów, chrzcił i odprawiał pogrzeby. W kościele św. Stanisława Kostki ks. Popiełuszko organizował wykłady dotyczące m.in. katolickiej nauki społecznej.
Po wprowadzeniu stanu wojennego ks. Jerzy organizował liczne działania charytatywne, do których włączał młodych ludzi. Wspomagał prześladowanych i internowanych oraz ich rodziny. W podziemiach kościoła św. Stanisława Kostki gromadzona była m.in. żywność i leki.
Uczestniczył w procesach aresztowanych za przeciwstawianie się prawu stanu wojennego. Wspierał więźniów politycznych. Nagrał kilka z rozpraw, wnosząc na salę sądową magnetofon schowany pod sutanną. Materiał, który wtedy powstał, był emitowany m.in. w radiu Wolna Europa.
Ks. Popiełuszko główny wysiłek włożył w przygotowanie i prowadzenie w kościele św. Stanisława Kostki mszy w intencji ojczyzny i tych, którzy za nią cierpią. Pierwsze takie nabożeństwo odprawił w lutym 1982 r. Msze gromadziły nie tylko mieszkańców Warszawy. Przybywały na nie delegacje Solidarności z całego kraju, uczestniczyli w nich m.in. intelektualiści, aktorzy oraz młodzież. Przez przyjaciół ks. Popiełuszko określany był “małym papieżem”.
W kazaniach nawoływał, by “zło dobrem zwyciężać” (wezwanie św. Pawła z Listu do Rzymian: +Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj+ – PAP).
“Trzeba zdawać sobie sprawę z sytuacji geopolitycznej w jakiej się znajdujemy, ale jednocześnie ta sytuacja nie może być wygodną zasłoną do tego, by rezygnować z należnych narodowi praw” – mówił ks. Jerzy w jednej z homilii.
W innej podkreślał, że “zło, które znosiło się jako coś nieuniknionego staje się nieznośne na myśl, że można się od niego uwolnić”. “Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Zachować godność człowieka, to pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu” – mówił ks. Popiełuszko.
“Poznałam go w Prymasowskim Komitecie Pomocy Więzionym, Internowanym i ich Rodzinom. Siedział na stole, ubrany na sportowo, roześmiany, na absolutnym luzie. Nie wiedziałam kto to, więc spytałam Danusię Szaflarską. Pamiętam, jak się oburzyła: +No jak to, to ty nie wiesz? To przecież ksiądz Popiełuszko!+” – wspominała w “Tygodniku Powszechnym” Anna Szaniawska.
“W tym czasie znali się już z moim mężem. Klemens systematycznie chodził na procesy robotników +Ursusa+ i Huty Warszawa. (…) Klemens był niewierzący, ale przez przyjaźń z Jerzym jakoś przybliżył się do Kościoła – a trzeba powiedzieć, że nie rozmawiali o Panu Bogu: Jurek nie próbował nikogo nawracać… Dla mnie to było coś wzruszającego, bo, choć otwarty, mój mąż nie był człowiekiem, który łatwo +kupował+ i dawał przyjaźń” – dodała.
Ks. Jan Sikorski, kolega księdza z lat 80., który po jego śmierci odprawiał msze za ojczyznę, podkreślał w rozmowie z PAP, że ks. Popiełuszko był zwyczajnym człowiekiem. “Ludzie chodzili po jego pokoju jak po swoim mieszkaniu, nie pytali czy mogą to, czy tamto. Wielu mówiło mu po imieniu. Był jednym z nich” – mówił. Dodał, że zaprzyjaźnieni księża nazywali go żartobliwie “Popiełuchem”.
Komunistyczne władze drażniła rosnąca popularność mszy za ojczyznę. Pod koniec 1982 r. Wydział ds. Wyznań miasta stołecznego Warszawy dał temu wyraz w piśmie skierowanym do Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Msze ks. Popiełuszki jego przeciwnicy nazywali “mitingami antykomunistycznymi”.
Ks. Jerzy był obserwowany przez SB już na dwa lata przed śmiercią. Założono mu podsłuch, próbowano też doprowadzić do wypadku samochodowego. W mieszkaniu przy ul. Chłodnej funkcjonariusze SB dokonali prowokacji, podrzucając kilkanaście tysięcy ulotek, farbę drukarską, granaty z gazem łzawiącym, naboje i materiał wybuchowy. Miały to być dowody do przygotowywanego procesu sądowego. Starano się go za wszelką cenę skompromitować.
Pracownicy Huty Warszawa zgłaszali do ówczesnego prymasa kard. Józefa Glempa sugestie, by dla bezpieczeństwa ks. Popiełuszki wysłać go na jakiś czas do Rzymu. Niepubliczny list prymasa w tej sprawie napisał inż. Karol Szadurski, ówczesny szef hutniczej Solidarności.
“To było spowodowane tym, że pełniąc całodobowe dyżury przy ks. Jerzym, towarzysząc mu przy wszystkich wyjazdach widzieliśmy, że zawisła nad nim groźba utraty życia. Zdarzały się takie przypadki, że samochód z cywilną rejestracją najeżdżał na Moście Gdańskim z przeciwnej strony tak blisko, że urwał lusterko. (…) Ksiądz zaczął jeździć do parafii w innych miastach, bo był proszony o wygłaszanie homilii, wówczas nie byliśmy w stanie go strzec” – powiedział PAP Szadurski.
“To ks. Jerzego zdenerwowało, że myśmy z taką inicjatywą wystąpili. Mówiliśmy: Jerzy, tu się sytuacja ustabilizuje, władze +S+ wyszły z więzienia, struktury zostaną odbudowane, odpoczniesz w Rzymie, wrócisz do Polski i będziemy dalej współpracowali” – dodał.
Z kolei ks. Zdzisław Król, ówczesny kanclerz warszawskiej kurii, w wywiadzie opublikowanym w Biuletynie IPN relacjonował: “pamiętam taką rozmowę pomiędzy tym zamachem na niego, jak jechał z Gdańska, a jego śmiercią. (…) Przyszedł do mnie, do gabinetu prosto od prymasa. Miał wtedy gorycz w sercu i taki niesmak po rozmowie z prymasem, że prymas był dla niego surowy”.
“Nie mieliśmy tej odwagi, którą on miał. Uważaliśmy, że jeśli w pewnych momentach wyciszymy nasze działania, to nie będzie to ze szkodą dla nikogo. Ile razy słyszałem od Urzędu do spraw Wyznań, gdzie mówiono mi: +no tak, proszę księdza, nie możemy tego kościoła budować, bo ks. Popiełuszko znów powiedział to i to+. (…) Oni mi ciągle cytowali, więc czasami Jerzy musiał się bronić przed nami, bo myśmy go atakowali. Wtedy, nie uprawiając żadnej gry, autentycznie chciałem go utemperować. (…) Dzisiaj widzę, że to on miał rację, a nie my” – wspominał ks. Król.
Podkreślał także, że autorami cytowanymi przez ks. Jerzego w jego kazaniach byli Jan Paweł II i kardynał Stefan Wyszyński lub któryś z wielkich klasyków literatury. “Głosząc kazania, był autentycznym księdzem i zależało mu na tym, żeby nie padło nic niepotrzebnego” – mówił duchowny.
W grudniu 1983 r. ks. Popiełuszko został aresztowany, wszczęto przeciwko niemu śledztwo. Prokuratura Wojewódzka w Warszawie zarzuciła mu “nadużywanie w okresie od 1982 r. wolności sumienia i wyznania na szkodę PRL przy sprawowaniu obrzędów religijnych”. W lipcu 1984 r., po interwencji sekretarza generalnego Episkopatu Polski abp. Bronisława Dąbrowskiego, postępowanie zostało umorzone i ks. Jerzy został zwolniony. Gdy zawiodły próby nacisków, zdecydowano się na “bardziej radykalne” działania.
Prof. Jan Grosfeld, który w sierpniu 1984 roku spotkał ks. Jerzego nad Bałtykiem, w małej miejscowości niedaleko Karwi, wspominał w “Tygodniku Powszechnym”, że funkcjonariusze SB nie opuszczali ks. Popiełuszki nawet w czasie wakacji. “Sam ksiądz mówił, że w pewnej odległości od domku, w którym mieszkał, dniem i nocą kryli się wywiadowcy. Można ich było dostrzec, także w ciemności, bo nie wahali się używać latarek. Cel był jasny – zastraszyć księdza, zmusić do rezygnacji i zaniechania działań, które były nie do zaakceptowania przez komunistyczną władzę” – podkreślił prof. Grosfeld.
“Ksiądz Jerzy nie rezygnował, ale nie oznacza to, iż nie miał ludzkich odczuć i reakcji. Ogarniało go zdenerwowanie, lęk, przygnębienie, powodowane nie tylko przez akcje przeciwników zewnętrznych, ale i przez tak zwane dobre rady, płynące z bliższych środowisk” – dodał.
Obecny proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, ks. Zygmunt Malacki tak relacjonował rozmowę z ks. Jerzym odbytą na kilka dni przed jego śmiercią: “Zapytałem, czy jest świadom zagrożenia i czy boi się śmierci. Z powagą i ogromnym spokojem odpowiedział, że po tym wszystkim, co dotychczas przeżył, zdaje sobie sprawę z tego, że już niedługo może przyjść ostatni dzień w jego życiu. +Śmierci – mówił – nie boję się, bo już przeżyłem jej przedsionek+. Pamiętam jego spokojną, uśmiechniętą i pełną zawierzenia twarz. Wydawało mi się, że patrzy w jakąś tajemniczą dal”.
“Pamiętam jego ostatnie dni, bo byłem z nim na plebani. Była świadomość nieuchronnie zbliżającej się śmierci, po pierwszym zamachu, kiedy wracał z Gdańska, gdy była próba rzucenia kamienia w pędzący samochód, ks. Jerzy wiedział, że jego życie może być przerwane. Pamiętam, że oglądał na taśmie wideo film o zamachu na Mahatmę Gandhiego i cofał ten film” – mówił PAP Karol Szadurski.
Porwania ks. Popiełuszki dokonali trzej oficerowie SB z IV Departamentu MSW zwalczającego Kościół katolicki: Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski. 19 października 1984 r. wyjechali do Bydgoszczy służbowym fiatem 125p. Na trasie Toruń-Bydgoszcz zatrzymali samochód volksvagen-golf, którym jechali ks. Popiełuszko oraz jego kierowca Waldemar Chrostowski. Kierowcy funkcjonariusze założyli na ręce kajdanki i knebel na usta. Księdza, który nie chciał wejść do samochodu, oprawcy bijąc pozbawili przytomności i wrzucili do bagażnika. Chrostowskiemu w czasie jazdy udało się wyskoczyć z samochodu.
Kiedy oprawcy zatrzymali się w okolicy hotelu “Kosmos” w Toruniu i otworzyli bagażnik, ksiądz zaczął uciekać. Po kilku uderzeniach pałką stracił jednak przytomność i znów został umieszczony w bagażniku. Podczas dalszej jazdy porywacze, obawiając się blokady dróg, zdecydowali się zabić księdza. Przywiązali do jego nóg worek kamieni, usta zakleili plastrem, a następnie wrzucili go do Zalewu Wiślanego w pobliżu Włocławka.
W procesie morderców księdza Popiełuszki (tzw. procesie toruńskim) Grzegorz Piotrowski został skazany na 25 lat więzienia, jego przełożony, wiceszef IV departamentu MSW Adam Pietruszka – także na 25 lat; Leszek Pękala – na 15 lat i Waldemar Chmielewski – na 14 lat. Wszyscy wyszli z więzienia przed upływem całej kary. Piotrowski opuścił więzienie po 16 latach (2001 r.), Pietruszka po dziesięciu (1995 r.) Pękala – po pięciu (1990 r.), Chmielewski – po ośmiu (1993 r.).
Do dziś nie wiadomo, czy za mordercami i ich bezpośrednim przełożonym z IV Departamentu MSW stali wyżej usytuowani mocodawcy.
Paweł Rozwód, Stanisław Karnacewicz (PAP)/pro/ skz/ malk/ mow/
******************************************************************************
MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00
po Mszy św. – nabożeństwo różańcowe przed Najświętszym Sakramentem
***
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
***
Antyfona na wejście
Oto święty, który aż do śmierci walczył w obronie prawa Bożego; nie bał się gróźb prześladowców, bo Chrystus był jego mocą.
Kolekta
Wszechmogący i miłosierny Boże, obchodzimy
dzień zwycięstwa Twojego męczennika Jerzego, któremu dałeś nieugiętą stałość w cierpieniach,
otocz nas swoją opieką i wybaw od zasadzek nieprzyjaciół.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 2,1-10
Bracia: I wy byliście umarli na skutek waszych występków i grzechów, w których żyliście niegdyś według doczesnego sposobu tego świata, według sposobu Władcy mocarstwa powietrza, to jest ducha, który działa teraz w synach buntu. Pośród nich także my wszyscy niegdyś postępowaliśmy według żądz naszego ciała, spełniając zachcianki ciała i myśli zdrożnych. I byliśmy potomstwem z natury zasługującym na gniew, jak i wszyscy inni. A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia.
Łaską bowiem jesteście zbawieni. Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich, w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przemożne bogactwa Jego łaski wykazać na przykładzie dobroci względem nas, w Chrystusie Jezusie. Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.
Oto słowo Boże.
Psalm 100
R/ Bóg sam nas stworzył, my Jego własnością.
Wykrzykujcie na cześć Pana, wszystkie ziemie,
służcie Panu z weselem.
Stawajcie przed obliczem Pana
z okrzykami radości. R/
Wiedzcie, że Pan jest Bogiem,
On sam nas stworzył;
jesteśmy Jego własnością,
Jego ludem, owcami Jego pastwiska. R/
W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem,
z hymnami w Jego przedsionki,
chwalcie i błogosławcie Jego imię.
Albowiem Pan jest dobry,
Jego łaska trwa na wieki,
a Jego wierność przez pokolenia. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,13-21
Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem”. Lecz On mu odpowiedział: „Człowieku, któż mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?” Powiedział też do nich: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”.
I opowiedział im przypowieść: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: «Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów». I rzekł: «Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj».
Lecz Bóg rzekł do niego: «Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?» Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, przyjmij dary,
które składamy w dniu wspomnienia
błogosławionego Jerzego, męczennika,
niech będą Tobie miłe tak,
jak cenną w Twoich oczach była ofiara jego życia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Jeśli kto chce pójść za mną niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, niech przyjęty
Najświętszy Sakrament da nam tę moc duszy,
dzięki której błogosławiony Jerzy, męczennik,
wiernie Tobie służył i odniósł zwycięstwo
nad cierpieniami. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
*******
fragment z książki bł. ks. Jerzego Popiełuszki o odwadze publicznego przyznawania się do Chrystusa i Kościoła :
(„Kazania 1982-84”, Wyd. Sióstr Loretanek, Warszawa 2010)
Ks. Jerzy Popiełuszko”, Teresa Chromy (1984 r.)/ fot. Graziako/Niedziela
***
Niebezpieczeństwo utraty przez młodzież więzi z przeszłością narodu i kulturą rodzimą, jakże często ośmieszaną i zniekształcaną, przerwała „Solidarność”, która odkłamała wiele celowo przemilczanych faktów historycznych. Nie jesteśmy narodem tylko na dziś. Jesteśmy narodem, który ma przekazać w daleką przyszłość moce nagromadzone przez całe tysiąclecie.
Tylko wspólna i zgodna współpraca rodziców, wychowawców, Kościoła i samej młodzieży może przeciwstawić się wszystkiemu, co ma na celu położenie granicy wielkości człowieka i zniszczenie tego, co wyrosło z ofiary całych pokoleń Polaków, którzy płacili wysoką cenę za przetrwanie ducha narodu. Stąd też wszyscy musimy wziąć do serca wezwanie Prymasa Tysiąclecia, aby mieć odwagę publicznego przyznawania się do Chrystusa i Kościoła, do tego wszystkiego, co stanowi chlubę narodu, odwagę przyznawania się w szkole, na uczelni, w pracy i urzędzie. Czynić to bez względu na następstwa, jakie mogą dla nas z tego wyniknąć. Jeżeli wierzymy w czterech ścianach naszego domu, niech nie zabraknie nam odwagi do przyznawania się do Chrystusa publicznie, jak mieliśmy odwagę czynić to w czasie „Solidarności”, nawet, gdy trzeba za to zapłacić jakąś cenę i ponieść ofiarę. Wiary i ideałów nie wolno sprzedawać za przysłowiową „miskę soczewicy”, za stanowisko, większą pensję, możność studiów czy awans społeczny. Bo kto łatwo sprzedaje wiarę i ideały, ten jest o krok od sprzedawania człowieka.
Kościół zawsze będzie pomagał rodzicom i wychowawcom, stojąc na stanowisku, że jeśli jednym wolno ateizować naród wbrew jego woli, wbrew woli katolickich rodziców i samej młodzieży, to tym bardziej katolikom wolno bronić się przed tym bezprawiem.
********************************************************************
Jurek nie był bez skazy.
Rozmowa Roberta Mazurka z ks. Janem Sochoniem
W minionym roku na 35. rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki staraniem Teologii Politycznej ukazała się książka ks. Jana Sochonia, postulatora procesu beatyfikacyjnego, poświęcona osobie kapelana „Solidarności”. W książce znajduje się m.in. rozmowa, którą przeprowadza Robert Mazurek.
Robert Mazurek (dziennikarz, publicysta): Gdzie się Ksiądz z nimi spotykał?
Ks. Jan Sochoń, profesor UKSW, przyjaciel i postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego Popiełuszki: W moim domu.
Zapraszał Ksiądz do domu morderców księdza Popiełuszki?!
Tak, wtedy jeszcze mieszkałem na Pradze, na Saskiej Kępie.
I jak wrażenia?
Kiedy w moich drzwiach stanął Grzegorz Piotrowski, to się autentycznie przestraszyłem. Ale w normalnym, osobistym kontakcie okazał się bardzo miły, elegancki, sprawny intelektualnie. Potrafił w jednym zdaniu zacytować świętego Pawła i Simone Weil. Naprawdę wysoka klasa. Dawał nawet jakieś znaki wewnętrznej przemiany, nawrócenia, a ja się na to dałem nabrać. Podarowałem mu różaniec, jakąś książkę, modlitewnik…
Strasznie Ksiądz naiwny.
Teraz też myślę, że zostałem przez Piotrowskiego oszukany, on przecież potem zaczął współpracę z „Faktami i Mitami”, jasno dowodząc, że to wszystko przedtem było swego rodzaju janczarską grą. Ale wtedy byłem przekonany, że robię słusznie, a tego wymaga prawdziwie chrześcijańska postawa. Choć już wówczas szokowało mnie, że dla niego nic się nie stało! Ja po czymś takim nie mógłbym żyć, a on…
Po co Ksiądz z nim rozmawiał?
Na potrzeby procesu beatyfikacyjnego. Musiałem usłyszeć od wszystkich morderców, jak się ksiądz Jerzy zachowywał podczas ostatnich chwil życia. By mówić o męczeństwie, musimy mieć pewność, że w żadnej chwili nie prosił o darowanie mu życia. Gdyby powiedział: „zostawcie mnie!”, to – o ile się nie mylę – wystarczyłoby do zerwania procesu beatyfikacyjnego.
I naprawdę nie krzyczał?
Wszyscy trzej odpytywani w różnym czasie zgodnie zeznali, że nie. Mówili nawet o jego heroizmie. Tak, krzyczał z bólu, ale o nic ich nie prosił.
Jacy byli pozostali zabójcy księdza Jerzego? Waldemar Chmielewski na procesie straszliwie się jąkał, miał tik nerwowy – wyglądał na człowieka, który to mocno przeżył.
Jako jedyny dawał oznaki, że choć trochę rozumiał coś z tego dramatu. Wydawał się bardziej naturalny od swoich kompanów. A jednocześnie nie wierzył, że człowiek ma jakieś sumienie. Zapewniał, że jego stosunek do komunizmu zmienił się, kiedy się dowiedział, że polskich oficerów w Katyniu rozstrzelali jednak Sowieci, a nie Niemcy.
To, że zamordował, Popiełuszkę go nie ruszyło, ale mord katyński – tak? Przecież to niepoważne.
On w ten sposób tłumaczył, że nie miał wyrzutów sumienia. Mówił: „Popiełuszko to papier”, śmieć, trzeba było go zabić.
Trzecim był Leszek Pękala.
Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Szary, nijaki…
Hannah Arendt miała rację – zło jest banalne. Pękala był.
Nie chciałbym tego powiedzieć. Uznajmy, że był dziennikarsko nieinteresujący.
A co oni mówili o księdzu Popiełuszce?
Obowiązuje mnie tajemnica, więc mogę powiedzieć tylko tyle, że księdza Jerzego wspominał jedynie Piotrowski i mówił o nim w samych superlatywach. Zapewniał nawet, że czasem mu się śni.
Znaliście się z księdzem Popiełuszką od dawna.
Jurek często przyjeżdżał do Wasilkowa na Białostocczyźnie, skąd pochodzę, bo tam wikariuszem był ksiądz Piotr Bożyk, jego dawny katecheta. I tak widywaliśmy się na plebanii. Bliżej poznaliśmy się już w latach 80., kiedy duszpasterzował na Żoliborzu. Notabene już po śmierci księdza Jerzego mieszkałem w jego pokoju, pracując w Parafii św. Stanisława Kostki, i tam poznałem jego pisma, kazania, notatki, które poźniej wydawałem. Stał mi się niesłychanie bliski po śmierci.
Dla Księdza był normalnym człowiekiem.
Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że zostanie sługą Bożym, a ja będę uczestniczył w pracach nad tak zwanym positio, czyli dokumentami potrzebnymi do procesu beatyfikacyjnego, będę zajmował się jego życiem i działalnością, to mocno bym powątpiewał. Niektórzy jego koledzy kapłani śmiali się, że prędzej im kaktus na dłoni wyrośnie, niż Jurek zostanie świętym.
Dlaczego?
Bo to był zwyczajny chłopak, niewyróżniający się wówczas niczym specjalnym ksiądz! Oni pamiętali jak zaspał na Mszę świętą czy nie odprawił jakiejś modlitwy (śmiech). Pochodził z prostej rodziny, ale przenikniętej taką, powiedziałbym, wschodnią dobrocią, życzliwością. Wyrósł w świecie, w którym przenikały się wpływy katolicyzmu, prawosławia, islamu. To był konglomerat, w którym przed wojną byli też Żydzi, wcześniej Jaćwingowie…
Błagam! Ksiądz Popiełuszko – ostatni Jaćwing! Przepraszam, ale to mój brat wciskał w liceum ciemnotę, że jest ostatnim Jaćwingiem i nazywa się Mazurkas.
(śmiech) Chodzi mi o pewien genius loci, o duch miejsca, w którym życiowa tężyzna była ważna. To przynajmniej wynika z rozmów z rodzicami księdza Popiełuszki, niezamożnymi rolnikami, gospodarującymi na około 20 hektarach słabej ziemi, gdzie nigdy nie było głodu, ale wszyscy żyli bardzo skromnie, powierzając Opatrzności zamożność domu i wszelkie egzystencjalne sprawy.
Dlaczego „Alek”?
Na chrzcie dali mu na imię Alfons. W ten sposób jego matka Marianna chciała utrwalić pamięć o swoim bracie Alfonsie Gniedziejko, żołnierzu AK, zamordowanym w 1945 roku przez żołdaków sowieckich, a poza tym pozostawała pod wrażeniem świętego Alfonsa Liguoriego; przypuszczała, że może i syn pójdzie śladem tego gorliwego kapłana i biskupa.
To skąd Jerzy?
Bo imię Alfons wielu się źle, dość wulgarnie kojarzy, więc jeszcze w seminarium, w maju 1971 roku ksiądz Popiełuszko oficjalnie zmienił je na Jerzy Aleksander.
Jakim cudem trafił do Warszawy?
Mówiono mu: masz pod bokiem seminarium białostockie, po co ci tam jeździć do Warszawy? Ale sam wybrał, a jak on się uparł, to musiał dopiąć swego. Jego proboszcz, ksiądz Nikodem Zarzycki obraził się nawet o to; nie wystawił mu więc polecającego świadectwa życia religijnego do seminarium. Jurek rozmyślał o studiach teologicznych jeszcze w liceum, choć bardzo go wtedy kuszono, między innymi studiami w Moskwie.
Życie księdza Popiełuszki przed 1980 rokiem jest niemal zupełnie nieznane.
Bo w jego pracy nie było nic niezwykłego, nadzwyczajnego, nic – jak byśmy to dzisiaj powiedzieli – medialnego. Miał kłopoty ze zdrowiem, z tarczycą, jakieś historie żołądkowe, które nasiliły się po powrocie z wojska, i nie mógł pełnić tylu obowiązków co wikary, dlatego został rezydentem. Był też duszpasterzem środowisk medycznych.
I w sierpniu 1980 roku strajkujący hutnicy proszą o Mszę świętą.
W końcu trafili do Parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Ówczesny wikary, ksiądz Jerzy Czarnota, właśnie odprawił Mszę, a ksiądz Popiełuszko, który razem z nim był wtedy w kancelarii parafialnej, powiedział: „To może ja pójdę?”.
I tak się zaczęło.
Tam zaczęła się jego – trzeba użyć tego słowa, choć nie bardzo pasuje – kariera duszpasterska. Poszedł do huty w ciemno, potem wspominał, że trochę się tego bał, był onieśmielony, bo nie wiedział, jak postępować z hutnikami, a i oni nie bardzo wiedzieli, jak traktować młodego księdza. Wspominał, że kiedy wchodził przez bramę Huty Warszawa, usłyszał burzę braw. Odwrócił się, bo myślał, że ktoś ważny przyjechał, ale to były oklaski dla niego. Dalej wszystko już potoczyło się naturalnie. Jurek przejął również prowadzenie – później bardzo już słynnych – Mszy świętych za Ojczyznę zainicjowanych 22 lutego 1981 roku przez prałata Teofila Boguckiego. Stało się coś przedziwnego, bo do kościoła św. Stanisława zaczęli zjeżdżać ludzie nie tylko z Warszawy, ale z całej Polski. Sprawił to styl bycia Jurka.
Jaki?
To profesor Geremek mówił o panującej tam atmosferze ogromnej życzliwości. Ludzi pociągała prostota, skromność i wrażliwość Jurka, jego wewnętrzna szczerość. Myślę, że ludzie wybaczą księdzu, jeśli nie jest gruntownie wykształcony, że się na czymś nie zna, ale chcą, by po prostu całym sercem był dla innych. I takim sposobem życia wyróżniał się Jerzy
Czy to nie były zbyt mocno rozpolitykowane Msze?
Zabieganie o dobro drugiego człowieka było wtedy aktywnością polityczną i w tym sensie ksiądz Jerzy taką działalność prowadził, ale proszę pamiętać, jakie to były czasy, jaka atmosfera! Gdyby wtedy ksiądz wyszedł na ambonę i przez kilka minut pomilczał, ludzie odebraliby to jako radykalne wystąpienie polityczne!
To prawda.
Gdy czyta się kazania księdza Popiełuszki dzisiaj, bez znajomości tych realiów, to naprawdę trudno dopatrzeć się w nich polityki. To dobrze zredagowane homilie, czasem zawierające jakieś popularnie przedstawione treści filozoficzne, żadnej polityki. Niesamowita scena miała miejsce podczas procesu. Prokurator zaczął czytać rzekomo wywrotowe kazanie księdza Jerzego. I w miarę czytania zmieniał mu się głos, interpretacja. Wszyscy czekali na wywrotowe treści, a tu partyjny prokurator prawił kazanie o Matce Boskiej. Kiedy skończył, zapadła cisza jak makiem zasiał.
Ksiądz Jerzy nie był intelektualistą…
Anna Szaniawska, żona profesora Klemensa Szaniawskiego, opowiadała, że kiedy przyszedł do seminarium, to tak naprawdę nie umiał dobrze mówić po polsku. W szkole uczył się jednak nieźle.
A przecież przyjaźnił się z wieloma intelektualistami, nie tylko z Szaniawskimi.
Ale jednocześnie następował jego ogromny rozwój duchowy i intelektualny, przeszedł przedziwną drogę dojrzewania. To z jednej strony było – muszę to tak „kościelnie” ująć – działanie Ducha Świętego, z drugiej zaś wielki postęp umysłowy. Sądzę, że środowisko solidarnościowe, w którym się obracał, sprawiło, że uwierzył w siebie. Paweł Czartoryski pytał Annę Szaniawską: „Jak to jest, że ten chłopak z miesiąca na miesiąc tak dojrzewa? Każde jego kazanie jest bogatsze: językowo, treściowo, ideowo”.
Choć mówił, że nie jest molem książkowym, a na studia do Rzymu mu nieśpieszno…
To prawda, a jednocześnie jego kazania były teologicznie tak głębokie i wysmakowane, że o ich autorstwo podejrzewano na przykład Klemensa Szaniawskiego. Jurek z mizernego, nieco stroniącego od ludzi chłopaka, stał się człowiekiem obracającym się w centrum życia duchowego, politycznego i kulturalnego Warszawy. Pojawiali się na Żoliborzu aktorzy, którym przewodziła Roma Szczepkowska, ale była i pani Maja Komorowska, Danuta Szaflarska, Kazimierz Kaczor i wielu innych. Na pierwszej Mszy świętej, na której czytano teksty Miłosza, występował Maciej Zembaty i Małgorzata Braunek.
Warszawski salon.
To prawda, ale Jurek nie chciał zostać duszpasterzem środowisk twórczych i ludzi znanych. Znajomość z nimi wykorzystywał choćby do stworzenia uniwersytetu robotniczego. Organizował słuchaczom nie tylko niedzielne Msze święte o 10.00, ale i regularne wykłady, egzaminy w czasie sesji, integracyjne wyjazdy, jak byśmy teraz określili.
Kościół na Żoliborzu stał się miejscem spotkań solidarnościowej opozycji.
Do św. Stanisława Kostki przychodziły osoby o bardzo różnych poglądach politycznych: Adam Michnik czy Bronisław Geremek, ale też Seweryn Jaworski… Ksiądz prymas bał się, że politycy traktują Jurka instrumentalnie, że będą go chcieli wykorzystać do swoich partyjnych celów. Dlatego przynajmniej na początku był wobec tego środowiska nieufny, przez co i trochę zdystansowany do księdza Jerzego.
Ksiądz Popiełuszko skarżył się, że brak mu wsparcia kardynała Glempa.
Prymas obejmował archidiecezję w dramatycznym czasie, w 1981 roku i zapewne czuł na sobie oddech wielkiego poprzednika, kardynała Wyszyńskiego. Bał się przelewu krwi braterskiej, rozruchów i poczuwał się do odpowiedzialności za Kościół i Ojczyznę. Zdawał sobie też sprawę z klina wbijanego przez komunistów między kurię a księdza Popiełuszkę i innych księży z Parafii św. Stanisława.
I czasem prymas był wobec księdza Popiełuszki bezwzględny.
Słowo „bezwzględny“ jest nazbyt mocne. W kurii panowało wtedy przekonanie, że ksiądz Popiełuszko sprawia kłopoty. Komuniści cały czas skarżyli się, że wielu księży, w tym ksiądz Jerzy, przeszkadza „normalizacji”. 14 grudnia 1983 roku prymas spotkał się z księdzem Jerzym i zwrócił mu uwagę, mówiąc: „Słuchaj, nie jesteś jedynym, który dobrze pracuje, są również inni, równie gorliwi i oni z pokorą spełniają swoje obowiązki”. Ksiądz kardynał dodał też: „Ty i ja jesteśmy kapłanami i nie możemy zdradzić Chrystusa – ty w imię twoich, a ja w imię swoich racji”.
To była bardzo surowa lekcja.
Ksiądz Jerzy wybiegł wtedy z tego spotkania ze łzami w oczach, a w swoich zapiskach odnotował bardzo gorzkie słowa: „Zarzuty mi postawione zwaliły mnie z nóg. SB na przesłuchaniu szanowało mnie bardziej”. Ludzie, a zwłaszcza dziennikarze, zwykle na tym kończą, ale potem jest napisane: „Nie jest to oskarżenie. Jest to ból, który uważam za łaskę Bożą, do lepszego oczyszczenia się i przyczynek do większych owoców mojej pracy”.
Stawia to jednak prymasa Glempa w dość kiepskim świetle.
Chyba jednak nie. Ksiądz prymas patrzył na ówczesną rzeczywistość z szerokiej perspektywy. Chciał porozumienia narodowego; starał się godzić sprzeczne ze sobą tendencje, utrzymać choćby wątłą nić dialogu z rządzącymi, ale nie za wszelką cenę; spotykał się z doradcami „Solidarności“. Nie było mu też łatwo „decydować“ o życiu księdza Popiełuszki, gdyż jako jego zwierzchnik miał go chronić. Zarzuty księdza Jerzego ujawnione w zapiskach uważał za niesprawiedliwe, emocjonalne.
Wtedy pojawiły się pomysły wysłania księdza Popiełuszki na studia do Rzymu.
Ten pomysł wyszedł ze środowiska przyjaciół księdza Jerzego, którzy trafili z nim do kurii biskupiej. Kardynał Glemp, co przyznajmy, pozostawił decyzję księdzu Popiełuszce. Mówił: „Jurek, sam musisz zdecydować”, ale on twierdził, że nie może zawieść ludzi, którzy mu zaufali.
A kiedy SB zaczęła interesować się księdzem Popiełuszką?
Wstępnie już w 1980 roku, ale tak na poważnie to dopiero w lutym 1982 roku. Za to te ostatnie lata to było, jak ktoś to ujął, przyśpieszone dojrzewanie do męczeństwa. Zaciskała się coraz ściślejsza pętla.
Do jego prześladowań przyczyniali się także ludzie Kościoła, tajni agenci wśród księży…
To smutna prawda, że zapewne także wśród znajomych księdza Popiełuszki byli tacy, którzy donosili na niego. I niestety, niektórzy z nich, także kapłani, jakoś przyczynili się do tej zbrodni. Bardzo bym chciał, by ci, którzy brali w tym udział, zdobyli się na jakąś formę wyznania swego grzechu, żalu za niego… Nie wiemy, czy nie wyznali tego w konfesjonale, ale w życiu społecznym liczy się postawa zewnętrzna, pokazanie tego publicznie. Kiedy IPN oficjalnie ujawni swoje dokumenty…
…To usłyszymy jak zwykle, że nie donosiłem, esbecy wszystko wymyślili, a ja nikomu nie zaszkodziłem.
Pewnie ma pan rację. Skoro do tej pory tego nie uczynili, to już pewnie nie uczynią. To przykre, ale tak zwykle jest w tych przypadkach. Ludziom niezmiernie trudno jest zdobyć się na taką religijną lustrację, przyznać się do swych błędów i słabości.
Znane są nazwiska dwóch księży, którzy donosili na księdza Popiełuszkę.
Donosił ksiądz Michał Czajkowski, donosili także inni kapłani, o których wiedzą pracownicy IPN-u, a o których niebawem oficjalnie usłyszymy. Z pewnością Jurek miał świadomość, że jest szpiegowany, że na niego piszą agitki. Przyszła kiedyś do niego jego współpracowniczka i ostrzegła: „Jurek, twój bliski znajomy donosi na ciebie”. On tylko posmutniał, ale nic nie powiedział.
Strasznie wyidealizowana postać nam wychodzi.
Jurek nie był postacią na miarę herosów literackich, nie był bez skazy. W budowie takiego hagiograficznego wizerunku pomogły też czasy, w których żył. On w końcu sprzeciwił się potężnemu złu, więc stąd łatwo o tendencję do uproszczeń. Był natomiast bohaterem w doskonałym naśladowaniu samego Jezusa.
Ale w tych czasach całkiem oczywista była postawa nienawiści wobec komunistów, esbeków, którzy zamordowali Przemyka… A Popiełuszko w każdym kazaniu przed tym przestrzegał! Wkurzał mnie tym.
To go właśnie wyróżnia na tle jego epoki. On rzeczywiście, jak chrześcijańscy męczennicy, nigdy nie pragnął, by jego prześladowców dosięgnęło to, co spotyka jego. Nigdy nie chciał, by cierpieli jego oprawcy.
I to właśnie jest hagiografia.
Ależ to jest właśnie prawdziwe chrześcijaństwo! Tak powinien postępować uczeń Chrystusa.
No mówię, że pomnik. Jedyna ludzka cecha, że palił.
Nie jedyna, miał ich kilka. Na przykład uwielbiał elektroniczne gadżety.
Na początku lat 80. Wtedy gadżetem był chyba prąd elektryczny.
Od kogoś dostał jakieś bardzo dobre radio i strasznie się nim cieszył. Anna Szaniawska opisuje, jak świeciły mu się oczy na widok rozmaitych elektronicznych cacek, które przychodziły w paczkach z Zachodu. Jurek uwielbiał szybkie samochody, miał kompletnego bzika motoryzacyjnego.
Czyli plakat z Bondem-Popiełuszką był słuszny.
(śmiech) Ja nawet nie wiem, czy miał prawo jazdy, ale wiem, że bardzo lubił dobre auta. Podobnie zresztą rowery, którymi ciągle jeździł.
Miał jakieś talenty?
Był pasjonatem fotografii i jeszcze w liceum w Suchowoli działał w kółku fotograficznym. Interesował się również poezją, zwłaszcza tą romantyczną. Ale – co mnie nieco dziwi – podobały mu się czasem, podobnie jak księdzu Boguckiemu, jakieś kiczowate rzeczy, kiepskie figurki, dewocjonalia (śmiech).
Lubił samochody i gadżety, ale z drugiej strony słynął z bardzo niefrasobliwego stosunku do dóbr materialnych.
Bo potrafił, i scena ta jest nawet w filmie Rafała Wieczyńskiego, zdjąć swoje buty i oddać potrzebującemu. Wychował się w skromności, jeszcze jako wikary fundował stypendia klerykom, a pod bokiem miał też przykład duszpasterza ubogich, księdza Boguckiego, który mieszkał bardzo, bardzo skromnie. Proboszcz dużej warszawskiej parafii miał zagracony, nieodnowiony pokój z podniszczonymi meblami, bo wszystko, co dostawał, oddawał innym. Wie pan, że Jurek miał zawsze kieszenie wypchane cukierkami?
Tyle jadł?
Rozdawał napotkanym dzieciom. To mu sprawiało radość.
A skąd się wzięła rozpropagowana przez Urbana „garsoniera księdza Popiełuszki”?
(śmiech) Śmieję się, bo ta cała garsoniera, to była maleńka kawalerka na Chłodnej – pokoik z kuchnią. Kupiła mu ją ciotka, pani Mary Kalinowski, mieszkająca stale w Stanach Zjednoczonych, podczas pobytu w Polsce.
Ale po co?
Jego mieszkanie na plebanii już dawno przestało być normalnym mieszkaniem, a stało się biurem, kancelarią i miejscem spotkań. Ciągle przesiadywali tam jacyś ludzie, odbywały się narady, rozdzielano dary, pomagano, przyjmowano gości. Efekt był taki, że Jurek nie miał miejsca, żeby napisać kazanie, nie mówiąc już o tym, żeby się przespać. I dlatego, żeby odpocząć lub coś przemyśleć, wymykał się czasem na Chłodną.
Bał się?
Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to melodramatycznie, ale miesiąc przed śmiercią Jerzego byliśmy razem na pogrzebie znajomego z Białostocczyzny. Rozmawialiśmy w drodze powrotnej i ja go w pewnej chwili spytałem: „Jurek, czy ty się w ogóle nie boisz?”. A on tak spokojnie, ale chyba lekko przestraszony, mówi: „Wiesz, Janek, chyba mnie mogą zabić”.
**************************************************************************************************************
PAMIĘTAJMY KAŻDEGO DNIA O MODLITWIE RÓŻAŃCOWEJ
*****
Paciorki Katarzyny Labouré, Edyty Stein i ks. Jerzego Popiełuszki
***
Gdy w maju tego roku papież Franciszek proponował odkrycie na nowo piękna odmawiania Różańca w domu, pisał w liście specjalnym: „Można to uczynić razem lub samemu, zadecydujcie w zależności od sytuacji, doceniając obie możliwości. Ale w każdym przypadku jest pewien sekret, aby to uczynić: prostota”.
„Prostota” jest też kluczem do tego, co łączyło świętych, błogosławionych, sługi Boże z Różańcem. Można też powiedzieć tak, że ich kluczem do Różańca był różaniec – prosty, drewniany, zawsze bliski.
***************************************************
wtorek 20 października 2020
XXIX Tydzień zwykły
DZIŚ WSPOMINAMY ŚWIĘTEGO JANA Z KĘNT, PREZBITERA
***
Św. Jan Kanty urodził się w 1390 roku w Kętach. Studiował filozofię i teologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie później został profesorem. Pełnił funkcję kanonika i kustosza kolegiaty św. Floriana w Krakowie oraz przez krótki czas proboszcza w Olkuszu.
Był człowiekiem żywej wiary i głębokiej pobożności. Kilkakrotnie pieszo pielgrzymował do Rzymu. Przez całe życie kapłańskie powstrzymywał się od spożywania mięsa. Niezwykle pracowity przepisywał manuskrypty. Odnalezione niedawno rękopisy liczą 18 000 stron (!).
Słynął z wielkiego miłosierdzia. Nie mogąc zaradzić nędzy wyzbył się nawet własnego odzienia i obuwia. Zmarł 24 grudnia 1473 roku. Beatyfikował go Innocenty XI (1680), kanonizował Klemens XIII ( 1767). Jego relikwie spoczywają w kościele św. Anny w Krakowie.
Jest patronem Polski, archidiecezji krakowskiej, Krakowa, profesorów, nauczycieli i studentów, szkół katolickich, „Caritasu”. „Strzeż się obrazić kogo, bo przepraszać jest niebłogo” – Jan Kanty.
W ikonografii św. Jan przedstawiany jest w todze profesorskiej. Często w ręku ma krzyż. Bywa ukazywany w otoczeniu studentów lub ubogich. Jego atrybutami jest scalony dzbanek, obuwie, które daje ubogiemu, pieniądze wręczane zbójcom, różaniec.
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
************************
św. Jan Kanty
20 października Kościół w Polsce obchodzi wspomnienie liturgiczne św. Jana z Kęt – patrona profesorów, studentów i młodzieży oraz szkół katolickich. Jest także patronem Caritas. Urodził się w 1390 r. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Jan Wyciąga z Malca pod Kętami.
Przyglądając się życiu tego świętego, zadziwia nas jego wielkie ukochanie nauki. Studia na Wydziale Nauk Wyzwolonych Akademii Krakowskiej rozpoczął stosunkowo późno, mając około 23 lata. Po ukończeniu nauki osiągnął tytuł magistra artium. Przez osiem lat był kierownikiem szkoły klasztornej u bożogrobców w Miechowie. Kiedy zwolniło się miejsce w jednym z kolegiów uniwersyteckich, wrócił do Krakowa i objął wykłady na Wydziale Sztuk Wyzwolonych i zaczął studiować teologię. Miał wówczas 39 lat.
Dziwny to był student, wkraczający w 40. rok życia, równocześnie profesor, trzykrotny dziekan Wydziału Sztuk Wyzwolonych, prepozyt kolegium Większego, kantor kapituły kolegiaty św. Floriana w Krakowie i proboszcz w Olkuszu. Nic dziwnego, że zajęcia te wydłużyły jego studia do 13 lat, podczas gdy normalnie studium teologii trwało od 7 do 10 lat.
Święty Jan jako kapłan i teolog ze wszystkich sił swoich starał się przekazać Ludowi Bożemu takie nauczanie, które nie naruszałoby doktryny wiary. Trzymał się z dala od sporów doktrynalnych, chociaż żył w atmosferze koncyliaryzmu. Pracował z nieprawdopodobną wytrwałością. Rękopisy, które wyszły spod jego ręki, liczą łącznie ponad 18 tysięcy stron. Owocem jego wytrwałej pracy jako skryptora jest zachowanych 28 kodeksów. W przepisywanych dziełach widać wszechstronność zainteresowań naukowych św. Jana, a w uwagach marginalnych ogromny szacunek dla nauki Kościoła.
Św. Jan Kanty jest nam bliski nie tylko swojej działalności naukowej i swoistego rodzaju wydawniczej, ile raczej przez świętość życia. Nauka, której się oddawał, była dla niego jednym ze środków do osiągnięcia tego ideału. Był człowiekiem nieustannej troski o rozwój swojego życia wewnętrznego. Ciągle towarzyszyła mu świadomość, że teolog winien być przede wszystkim człowiekiem Bożym.
Wokół dobroci i miłosierdzia św. Jana Kantego osnuto wiele legend. Podania te świadczą, że na barwnym tle Krakowa, gdzie mieszkało wielu świątobliwych i znakomitych ludzi, Jan był niezwykle popularny, a nimb wyjątkowej dobroci i świętości otaczał jego postać. Odznaczał się bowiem wielkim miłosierdziem. Starał się naśladować Chrystusa, który nigdy nie przeszedł obojętnie obok nędzy ludzkiej. Pomagał biednej młodzieży studiującej w Akademii Krakowskiej. Opiekował się sierotami, wdowami, chorymi, kalekami. Wszystko, co miał, rozdawał ubogim.
Stare kroniki podają, że św. Jan Kanty w jadalni uczniów zaprowadził taki zwyczaj: jeśli w czasie obiadu zjawił się żebrak u drzwi jadalni, służący musiał powiadomić przełożonego słowami: ” Przyszedł ubogi”. Ten odpowiadał natychmiast: “Chrystus przyszedł” i zaraz starał się o to, aby ubogiego nakarmić. W ten sposób przypominał Święty swoim wychowankom słowa Chrystusa Pana: “Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40).
Św. Jan Kanty czynił dobro i przez to wyzwalał dobro u innych. Pewnego dnia – jak uczą stare zapiski kronikarskie – św. Jan Kanty otrzymał od ogrodnika duży kosz pięknych, czerwonych jabłek. Co z nimi zrobić? – zastanawiał się ten miłosierny kapłan. Przecież sam ich nie zjem. W Krakowie jest dużo biedniejszych ode mnie. Przez jakiegoś studenta przesłał te jabłka biednemu szewcowi, który miał kilkoro dzieci. Szewc dał każdemu z dzieci po jabłuszku, a resztę oddał choremu krawcowi. Krawiec przesłał w prezencie jabłka sąsiadce staruszce. Ta pomyślała sobie: Ja już jestem stara, wystarczy mi więc kawałek chleba i garnuszek mleka. Prześlę te jabłka profesorowi Janowi z Kęt. On opiekuje się chorymi, pomaga innym, uczy młodzież, więc potrzebuje więcej siły do pracy. I kosz z jabłkami powrócił do św. Jana. Fala dobra powraca.
Ten święty Profesor jest dla wszystkich pedagogów, nauczycieli, profesorów wzorem wykładowcy całkowicie zaangażowanego w służbie Kościołowi Chrystusowemu i na tej drodze realizującego swoje powołanie życiowe. Ojciec Święty Jan Paweł II w swojej konstytucji apostolskiej o uniwersytetach katolickich przypomniał o tym nauczycielom akademickim. ” Powołaniem chrześcijańskich wykładowców jest być świadkami i pedagogami autentycznego życia chrześcijańskiego, którego przejawem winna być osiągnięta już przez nich integracja wiary z kulturą, kompetencji zawodowej z chrześcijańską mądrością” (nr 22).
Wzorem takiego nauczyciela, który ze swego życia potrafił stworzyć znakomitą syntezę wiedzy i świętości, pozostaje dla nas św. Jan Kanty. Był on człowiekiem wielkiej modlitwy, co podkreślił papież Klemens XIII w bulli kanonizacyjnej: “Codziennie po ukończeniu swoich zajęć udawał się z Akademii prosto do kościoła, gdzie długo się modlił i adorował Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie” .
Szczególnie aktualna jest ta postać w październiku, kiedy to obchodzimy Dzień Nauczyciela i rozpoczyna się rok pracy nauczycieli akademickich. Warto, by choć czasami wszyscy nauczyciele, bez względu na typ szkoły, w której pracują, przypominali sobie tę postać, która jest ich patronem. A skoro tak, to by w chwilach trudnych pracy pedagogicznej i naukowej przyzywali jego pomocy i wstawiennictwa.
Adam Ostrowski/Niedziela łowicka 41/2001
********************************
Św. Jan z Kęt
***
Niezwykła pracowitość, wnikliwy umysł, dobre serce – to cechy, które zjednały pobożnemu profesorowi miłość i oddanie nie tylko studentów, ale także ubogiej ludności Krakowa. 16 lipca mija 250. rocznica kanonizacji św. Jana z Kęt.
Johannes de Canti
Niewiele dziś wiemy o pochodzeniu i wczesnych latach przyszłego świętego akademika. Urodził się 24 czerwca 1390 r. w Kętach (ok. 30 km od Oświęcimia). Z zachowanych dokumentów wynika, że podpisywał się najczęściej po łacinie jako Jan z Kęt. Wywodził się z zamożnej rodziny mieszczańskiej. Jego ojciec, Jan Wacięga, był bogatym mieszkańcem Żywca, a nawet – przez pewien czas – burmistrzem tego miasta. Matka miała na imię Maria. Dosyć późno, bo jako 23-latek, Jan rozpoczął studia w Akademii Krakowskiej na Wydziale Filozoficznym i w 1418 r. otrzymał stopień magistra sztuk. Objął funkcję wykładowcy. Na swoje utrzymanie Jan zarabiał prywatnymi lekcjami i pomocą duszpasterską.
Umiłowanie mądrości
W 1421 r. na prośbę bożogrobców z Miechowa Akademia Krakowska wysłała Jana Kantego do tamtejszej szkoły klasztornej. Zadaniem szkoły było przede wszystkim kształcenie kleryków zakonnych. To tutaj powstały starannie przepisane rękopisy, które Janowi potrzebne były do wykładów: pisma Ojców Kościoła, św. Augustyna, św. Tomasza, a także Arystotelesa. Zwyczajowi temu pozostał wierny przez 40 lat, a efektem tej imponującej pracy jest 18 tys. przepisanych stron i 28 tomów kodeksów. Obowiązki kierownika szkoły Jan łączył z kaznodziejstwem. W Miechowie przebywał do 1429 roku, kiedy to wrócił do Krakowa i rozpoczął wykłady w Akademii Krakowskiej na Wydziale Filozoficznym, gdzie przez kilka lat pełnił funkcję dziekana.
Powodowany pragnieniem poszukiwania prawdy i mądrości, jednocześnie zaczął, w wieku blisko 40 lat, studia teologiczne. Studiował Pismo święte, księgi Piotra Lombarda, nauki teologiczne. Godzenie obowiązków profesora filozofii dziekana i rektora Kolegium Większego ze studiowaniem wymagało żelaznej dyscypliny i pracowitości, często też cierpliwości, ale Jan nie poddawał się i po 13 latach studiów uzyskał wreszcie tytuł magistra teologii, który był wówczas jednoznaczny z doktoratem.
W roku 1439 został kanonikiem i kantorem kapituły św. Floriana w Krakowie oraz proboszczem w Olkuszu. Nie był jednak w stanie pogodzić obowiązków duszpasterskich i uniwersyteckich. Po kilku miesiącach, bez żalu, zrzekł się probostwa w Olkuszu, choć to oznaczało zarazem rezygnację ze sporych dochodów. Był również kantorem, a to nakładało na niego obowiązek opieki nad muzyką i śpiewem liturgicznym.
Kanonizując go w 1767 r., papież Klemens XIII tak pisał o tym, jak Jan łączył wiarę i naukę, osobistą świętość i wiedzę: „Nikt nie zaprzeczy, że Jan Kanty, który w Akademii Krakowskiej przekazywał wiedzę zaczerpniętą z najczystszego źródła, jest godny zaliczenia do wybranego grona znamienitych mężów, wyróżniających się wiedzą i świętością. Postępowali oni tak, jak nauczali, i stawali w obronie prawdziwej wiary przeciwko tym, którzy ją zwalczali”.
Chrystus przyszedł
Miłość i szacunek współczesnych zaskarbił sobie dobrocią serca i wrażliwością na krzywdy najuboższych mieszkańców Krakowa. Dostrzegał potrzebujących i dzielił się tym, co posiadał, aby im pomóc. Słynął z wielkiego miłosierdzia. Wyzbył się własnego odzienia i obuwia, dzielił się posiłkiem z biednymi. Jako rektor zapoczątkował tradycję odkładania ze stołu profesorów części pożywienia codziennie dla jednego biednego. Dbał także o ubogich studentów, których wspomagał z własnych, skromnych zasobów. Ten rys ubóstwa został przekazany w wielu legendach o św. Janie z Kęt. Kroniki mówią, że jeśli w czasie posiłku zjawiał się żebrak, służący powiadamiał: „Przyszedł ubogi”. A Jan odpowiadał natychmiast: „Chrystus przyszedł” i szedł, aby nakarmić gościa.
Dobro powraca
Fenomen Jana z Kęt polegał więc nie tylko na wszechstronności zainteresowań naukowych i starannym wykształceniu, którym chętnie się dzielił ze słuchaczami. Tym, co przyciągało do niego współczesnych, była jedność nauczania i życia. Choć jego życie upływało w zamknięciu bibliotek, był dostępny dla wszystkich, nie odgradzał się od świata i jego problemów, ale starał się na nie reagować z mądrością profesora i ewangeliczną wrażliwością kapłana.
„Umiał święty profesor pochylić się i dotknąć końcówek najcieńszych gałązek. Owoc Ewangelii leżał u jego stóp, gdy przyodziewał biedaka w swoje własne buty, gdy okrywał jego plecy swoim płaszczem. Umiał spytać małe dziecko na ulicy, dlaczego płacze” – pisał o nim krakowski biskup pomocniczy Jan Pietraszko, kandydat na ołtarze.
Jan nie tylko czynił dobro, ale swoją postawą wyzwalał dobro u innych. Kronikarze zapisali, że któregoś dnia święty otrzymał kosz pięknych jabłek. Posłał te jabłka ubogiemu szewcowi, ojcu kilkorga dzieci. Szewc obdzielił jabłkami swoje dzieci, a resztę ofiarował choremu krawcowi, ten zaś przesłał prezent sędziwej staruszce, która, niewiele myśląc, przekazała owoce profesorowi z Kęt. Dobro powraca.
Wzór nauczyciela i duszpasterza
Całe swoje życie poświęcił nauczaniu i pogłębianiu zdobytej wiedzy. Pracował z imponującą wytrwałością i zaangażowaniem, osiągając – według słów św. Jana Pawła II – „integrację wiary z kulturą, kompetencji zawodowej z chrześcijańską mądrością”. To zjednywało mu szacunek studentów i profesorów. Był człowiekiem autentycznej wiary. Krzewił miłość do Eucharystii i zachęcał do częstego przyjmowania Komunii świętej. Niestrudzenie, niemal do ostatnich dni życia, posługiwał w konfesjonale.
Po długim i owocnym życiu Jan zmarł w wieku 83 lat, w Wigilię 1473 r. Przekonanie o jego świętości było tak powszechne, że pochowano go pod amboną kolegiaty św. Anny w Krakowie. W 1621 r. synod biskupów w Piotrkowie skierował do Watykanu prośbę o wszczęcie procesu kanonicznego. Jan został beatyfikowany 27 września 1680 r. przez błogosławionego papieża Innocentego XI. Kanonizacji dokonał Klemens XIII 16 lipca 1767 r.
Papież Klemens XIII w bulli kanonizacyjnej tak scharakteryzował jego postać: „W jego słowach i postępowaniu nie było fałszu ani obłudy: co myślał, to i mówił. A gdy spostrzegł, że jego słowa, choć słuszne, wzbudzały niekiedy niezadowolenie, wtedy przed przystąpieniem do ołtarza usilnie prosił o wybaczenie, choć winy nie było po jego stronie. Codziennie po ukończeniu swoich zajęć udawał się z Akademii prosto do kościoła, gdzie się długo modlił i adorował Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie. Tak więc zawsze Boga tylko miał w sercu i na ustach”.
Relikwie Jana Kantego spoczywają w barokowym grobowcu – konfesji w kolegiacie św. Anny w Krakowie, który jest kościołem akademickim miasta. Kult św. Jana Kantego jest wciąż żywy. Jest on czczony przede wszystkim jako patron uczącej się i studiującej młodzieży, jeden z patronów Polski, archidiecezji krakowskiej i Krakowa, a także profesorów, szkół katolickich i Caritas. Do konfesji św. Jana z Kęt w krakowskiej kolegiacie uniwersyteckiej tradycyjnie pielgrzymuje społeczność akademicka Krakowa w dniu jego liturgicznego święta, które przypada 20 października.
Magdalena Dobrzyniak / Kraków / KAI
***************************
św. Jan z Kęt: Profesor pełen dobroci
***
Św. Jan Kanty – człowiek ośmiu błogosławieństw
Święty Jan Kanty był tym, który w każdym człowieku potrafił zobaczyć coś dobrego. Gdy pukali do niego ludzie ubodzy, zawsze mówił: „pauper venit – Christus venit” co znaczy ubogi przyszedł, Chrystus przyszedł. Trzeba mieć ogromną wrażliwość i siłę ducha, żeby w każdym widzieć Pana Jezusa”
Z ks. prof. Tadeuszem Panusiem, proboszczem akademickiej kolegiaty św. Anny w Krakowie rozmawia Karolina Krawczyk (KAI)
Karolina Krawczyk (KAI): Z biografii świętego Jana Kantego wiemy, że został wybrany m.in. na patrona wykładowców akademickich, studentów, szkół katolickich oraz Caritasu. To święty „aktualny” także dzisiaj?
Ks. prof. Tadeusz Panuś: Gdy Jan Paweł II 17 sierpnia 2002 roku był na krakowskich Błoniach, mówił o ludziach z wyobraźnią miłosierdzia. Wśród świętych wymienił także Jana Kantego. Bez wątpienia jest on jednym z reprezentantów „wyobraźni miłosierdzia”.
KAI: Na czym polega jego aktualność?
– Święci są naszymi drogowskazami na czas zamętu. Trzeba zauważyć, że dzisiaj tego zamętu także doświadczamy. Jan Kanty doświadczał wielu zawirowań, a jednak świetnie się w tym odnalazł. Ponadto był cenionym wykładowcą i autorytetem. Papież Jan Paweł II podkreślał wiele razy, że środowiska akademickie są odpowiedzialne za „posługę myślenia”.
Trudno o lepszy wzór do naśladowania – Jan Kanty był tym, który kształcił innych, ale także nie zapominał o własnym rozwoju intelektualnym – studiował filozofię, potem 14 lat teologię. Dziś, w świecie ogromnego rozwoju techniki, medycyny i wielu innych nauk, trudno przejść przez życie, nie ucząc się ciągle, nie rozwijać się. Nie da się też być naukowcem, jeśli osiądzie się na laurach. W tym sensie postać św. Jana Kantego jest bardzo inspirująca i ponadczasowa.
KAI: W świecie, w którym maturzyści razem z podaniem o przyjęcie na uczelnię wysyłają swoje karykaturalne zdjęcia, trudno nie tracić nadziei na to, że studia to coś wyjątkowego.
– Nie znam sprawy, więc nie będę się do niej odnosił. Postawę, jaką przyjmował św. Jan Kanty wobec studentów, można określić postawą ogromnej miłości i troski. Nie bez powodu w ikonografii przedstawia się go jako tego, który swoją togą okrywa żaków. To właśnie dla nich przepisywał ręcznie różnego rodzaju traktaty i dzieła. Chciał, żeby mieli kolejne materiały do nauki. To bardzo czytelny przykład jego zaangażowania w wychowanie kolejnych pokoleń studentów. Czy wtedy czy dzisiaj – każdy chce być kochany. Młody człowiek potrzebuje nie tyle wiedzy, bo tę może zdobyć na wiele różnych sposobów, ale przede wszystkim autorytetów. Jednym z nich może być także Jan Kanty, ale także profesorowie czy nauczyciele, którzy podążają jego śladami.
KAI: Ksiądz Profesor ma bogate doświadczenie pracy uniwersyteckiej. Czy dzisiaj możemy spotkać tam ludzi pokroju św. Jana Kantego?
Z pewnością. W ciągu 25 lat mojej pracy akademickiej nigdy nie miałem wątpliwości, że tacy ludzie są. Ale podkreślić trzeba, że nie tylko wykładowca, ale także nauczyciel w szkole i każda osoba odpowiedzialna za wychowanie i kształcenie młodego pokolenia powinna nie tylko być autorytetem, ale też mieć swoich mistrzów. Na pewno są tacy ludzie, którzy potrafią wzbudzić entuzjazm dla świata wartości. Dobry nauczyciel to ktoś taki, kto ma charyzmę, wiedzę, kto imponuje umiejętnościami, ale przede wszystkim towarzyszy młodemu człowiekowi w jego dojrzewaniu – zarówno intelektualnym, emocjonalnym jak i duchowym. Fundamentem takiego człowieka musi być miłość do drugiego człowieka i do Boga.
KAI: Czy Księdza zdaniem zmieniają się potrzeby studentów? Ich sposób postrzegania świata? Wartości?
– Dzisiejszy świat to świat ogromnych ruchów i migracji w wielu wymiarach. To prawda, że zmienia się sposób i jakość studiowania. Dziś student na zajęcia nie zabiera zeszytu, ale laptop. Częściej przez to jest nieobecny, rozproszony, nie potrafi się skupić – to wszystko prawda. Kolejną ważną rzeczą jest to, że studiowanie stało się powszechne, co sprawiło, że poziom zaangażowania spada. Ale czy kiedyś czy dzisiaj, nadal mamy do czynienia z człowiekiem! A człowiek, zwłaszcza młody, nadal potrzebuje swoich „przewodników w czas zamętu”. Dlaczego to nie mieliby być profesorowie, wykładowcy akademiccy, nauczyciele?
KAI: Którzy za św. Janem Kantym powinni powtarzać: „Pauper venit, Christus venit?”
– Dokładnie tak. A to wynika bezpośrednio z Ewangelii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”. Święty Jan Kanty był tym, który w każdym człowieku potrafił zobaczyć coś dobrego. Gdy pukali do niego ludzie ubodzy, zawsze mówił: „ubogi przyszedł, Chrystus przyszedł”. Trzeba mieć ogromną wrażliwość i siłę ducha, żeby w każdym widzieć Pana Jezusa. Dzisiaj ubóstwo ma wymiar nie tylko materialny, ale także duchowy. Często studenci pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych, ubogich aksjologicznie. Czasem dom jest miejscem, z którego młody człowiek chce uciekać. Ja zawsze staram patrzeć się na studenta holistycznie. Życzyłbym sobie, aby wykładowcy, nauczyciele patrzyli na swoich podopiecznych nie tylko pod kątem tego czy i jak zdał egzamin. Ważna jest relacja mistrz-uczeń, poznanie drugiego człowieka, jego kłopotów, trosk, wątpliwości. Istotne jest ciągłe towarzyszenie temu, który nam zaufał. Dokładnie tak, jak robił Jan z Kęt.
KAI: Święty jest pochowany w kolegiacie św. Anny w Krakowie, gdzie Ksiądz jest proboszczem. Jak wygląda kult Jana Kantego w tak szczególnym miejscu?
– Od czasów Benedykta XIV (9 IX 1742 r.) mamy przywilej odprawiania Mszy Świętej wotywnej ku czci św. Jana Kantego. Taka Msza św. celebrowana jest co tydzień. Jako proboszcz zauważam, że coraz więcej ludzi przychodzi i prosi Świętego o wstawiennictwo. Wierni zostawiają też swoje intencje. Tych w każdym tygodniu jest ponad trzydzieści i nie dotyczą tylko spraw akademickich.
Teraz, po latach komunizmu, kult świętego powoli się odradza. W czasach PRL-u wiele szkół zostało pozbawionych patronatu św. Jana Kantego. Jedna z takich placówek znajduje się na terenie naszej parafii.
Zauważam też, że coraz częściej zgłaszają się parafie, które proszą o relikwie. Były prośby m.in. z Włoch, z Filipin, ze Stanów Zjednoczonych. Właśnie tam, w 1998 roku powstał Zakon Kanoników Regularnych św. Jana Kantego, w którym Mszę Świętą sprawuje się w Rycie Trydenckim. Ponadto dzisiaj ponad 600 szkół w Polsce nosi imię św. Jana z Kęt.
KAI: Jeden z relikwiarzy, w którym pochowane są doczesne szczątki świętego, nawiązuje do ośmiu błogosławieństw. Dlaczego?
– To relikwiarz, w którym przechowywana jest czaszka świętego. Sam relikwiarz swoim ośmiobocznym kształtem przypomina te, w których przechowywane są szczątki świętych Floriana, Wojciecha, Stanisława, Jacka czy Szymona z Lipnicy. Relikwiarz przedstawia osiem scen z życia św. Jana Kantego, które są wypełnieniem biblijnych błogosławieństw. Patrząc na relikwiarz, zobaczymy następujące obrazy: święty oddaje płaszcz ubogiemu – „błogosławieni ubodzy w duchu”, pracuje na uniwersytecie – „błogosławieni cisi”, rozważa Mękę Chrystusa – „błogosławieni, którzy się smucą”, oddaje zbójcom ostatnią monetę – „błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości”, lituje się nad służącą – „błogosławieni miłosierni”, wypędza diabła – „błogosławieni czystego serca”, przestrzega towarzyszy przed zawstydzaniem innych – „błogosławieni, którzy wprowadzają pokój”, nawraca zbójców – „błogosławieni, którzy cierpią prześladowania”.
Ten relikwiarz można będzie zobaczyć w dniu 250. rocznicy kanonizacji św. Jana Kantego, która przypadnie 16 lipca. Już teraz zapraszam wszystkich do tego, aby przybyli do akademickiej kolegiaty św. Anny w Krakowie i poznali bliżej postać tego wielkiego profesora, nauczyciela i świętego.
Rozmawiała Karolina Krawczyk/Kraków/Katolicka Agencja Informacyjna
**********************
***
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Miłosierdzie człowieka zwraca się ku bliźniemu, miłosierdzie Boże rozciąga się nad całą ludzkością. Bóg lituje się nad tymi, którzy przyjmują Jego pouczenie, i którzy się spieszą do Jego przykazań.
Kolekta
Wszechmogący Boże, spraw, abyśmy za przykładem świętego Jana Kantego, prezbitera, doskonalili się w umiejętności świętych, i okazując miłosierdzie wszystkim ludziom, otrzymali od Ciebie przebaczenie. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 2,12-22
Bracia: W owym czasie byliście poza Chrystusem, obcy względem społeczności Izraela i bez udziału w przymierzach obietnicy, nie mający nadziei ani Boga na tym świecie. Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa. On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur, wrogość. W swym Ciele pozbawił On mocy Prawo przykazań wyrażone w zarządzeniach, aby z dwóch rodzajów ludzi stworzyć w sobie jednego, nowego człowieka, wprowadzając pokój, i aby tak jednych, jak i drugich, znów pojednać z Bogiem, w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości. A przyszedłszy, zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy są blisko, bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca.
A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
Oto słowo Boże.
Psalm 85
R/ Pan głosi pokój swojemu ludowi.
Będę słuchał tego, co mówi Pan Bóg:
oto ogłasza pokój ludowi i świętym swoim.
Zaprawdę bliskie jest Jego zbawienie
dla tych, którzy Mu cześć oddają. R/
Łaska i wierność spotkają się ze sobą,
ucałują się sprawiedliwość i pokój.
Wierność z ziemi wyrośnie,
a sprawiedliwość spojrzy z nieba. R/
Pan sam obdarzy szczęściem,
a nasza ziemia wyda swój owoc.
Przed Nim będzie kroczyć sprawiedliwość,
a śladami Jego kroków zbawienie. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,35-38
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi oczekujących powrotu swego pana z uczty weselnej, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, przez zasługi świętego
Jana Kantego, prezbitera, przyjmij nasze dary, i spraw, abyśmy miłując Ciebie ponad wszystko, a bliźnich
ze względu na Ciebie, mogli się Tobie podobać w myślach i uczynkach. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Po tym wszyscy poznają żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.
Modlitwa po Komunii
Posileni Najświętszym Ciałem i Krwią Twoją,
pokornie prosimy Cię, Panie, abyśmy przez zasługi świętego Jana Kantego, prezbitera, naśladowali
jego miłosierdzie i uczestniczyli w jego chwale.
Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
**************************************************************************************************************
21 październik 2020
środa XXIX tygodnia zwykłego
wspomnienie bł. Jakuba Strzemię (1340 – 1409)
obraz bł. Jakuba Strzemię z kościoła w Kalwarii Pacławskiej
Misjonarz Rusi Halickiej nazywał się właściwie Jakub Strepa, a znany jest jako Jakub Strzemię, ponieważ prawdopodobnie taki herb miała jego rodzina. Znana nam biografia Błogosławionego zaczyna się w momencie jego wstąpienia do nowicjatu u ojców franciszkanów – nie wiadomo nic o jego rodzinie i młodości, poza tym, że najprawdopodobniej pochodził z Małopolski, a potem przeniósł się z rodzicami do Włodzimierza.
Franciszkanie odgrywali wówczas ważną rolę ewangelizacyjną w środkowo-wschodniej Europie. Po przyłączeniu Rusi Halickiej przez Kazimierza Wielkiego zostali skierowani, by nawracać tam ludność schizmatycką i pogańską. Zarówno bojarowie ruscy, jak i chłopstwo byli objęci zasięgiem oddziaływania schizmy wschodniej, a znaczna część ludności wiejskiej, choć była ochrzczona, zachowywała obyczaje pogańskie. Papież Aleksander IV nadał misjonarzom z zakonu świętego Franciszka specjalne przywileje dla usprawnienia ich pracy.
Ewangelizacja ze strony Korony Polskiej była nie tylko przywracaniem zbłąkanych dusz do jedności z Kościołem Chrystusowym i oświecaniem pogan, ale także niesieniem cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej na Wschód. Tej wielkiej dziejowej misji chciał się poświęcić brat Jakub Strzemię, dlatego zaraz po otrzymaniu święceń kapłańskich, zdobył zgodę przełożonych na udanie się na misję. Zadanie nie było łatwe, ponieważ Ruś nie posiadała jeszcze struktur diecezjalnych i wielu regularnych parafii.
Dla potrzeb apostolatu wśród Rusinów powstało we Lwowie Stowarzyszenie Braci Pielgrzymujących dla Chrystusa, do którego należeli zakonnicy franciszkańscy i dominikańscy, a którego przełożonym został ojciec Jakub w roku 1375. W swoich wyprawach docierał on również na Wołyń, Podole i Wołoszczyznę, a członkowie stowarzyszenia, któremu przewodził, byli wysyłani do Mołdawii, która u schyłku XIV stała się polskim lennem.
Kazimierz Wielki starał się o utworzenie metropolii i kilku diecezji na terenach ruskich, ale stało się to dopiero za panowania Ludwika Węgierskiego. W roku 1375 papież Grzegorz XI zezwolił na utworzenie arcybiskupstwa w Haliczu (następnie przeniesione do Lwowa) i podległych mu biskupstw w Przemyślu, Włodzimierzu i Chełmie. W latach 1385 do 1388 błogosławiony Jakub Strzemię był gwardianem klasztoru Świętego Krzyża we Lwowie, potem zaś, w roku 1391, został mianowany arcybiskupem halickim. Po elekcji Jadwigi Andegaweńskiej i Władysława Jagiełły współpracował z parą królewską we wschodnim apostolacie.
Jako biskup Jakub starał się wcielać w życie ewangeliczny ideał dobrego pasterza, który zna swoje owce (osobisty apostolat, wizytacje i wsparcie ubogich) i wypełnia życiem głoszone przez siebie nauki (przykład świętości i cnót). Arcybiskup Strzemię żył skromnie, nie chciał korzystać ze splendoru przynależnego jego pozycji – chciał przede wszystkim służyć Bogu i duszom.
Był też gorliwym czcicielem Najświętszego Sakramentu i Najświętszej Maryi Panny. Pewnego razu modlił się do Niej słowami: „Pokaż mi się Matką”. Wówczas Niepokalana miała ukazać mu się z Dzieciątkiem Jezus i wyrzec słowa: „Masz Matkę i Syna”. Znalazło to wyraz w jednej z pieczęci biskupich przedstawiających Maryję siedzącą na obłoku z małym Panem Jezusem.
O ubogich, którzy mieli w nim troskliwego opiekuna, pomyślał nawet na łożu śmierci. Dyktując bowiem testament, polecił, aby paramenta liturgiczne otrzymane w prezencie od króla sprzedać, a pieniądze rozdać potrzebującym. Pasterz Rusi Halickiej odszedł do Pana w roku 1409. Wierni doznawali wielu łask i cudownych uzdrowień u jego grobu w katedrze łacińskiej we Lwowie, lecz mimo to beatyfikacja została ogłoszona dopiero pod koniec XVIII wieku, przez papieża Piusa VI w roku 1790.
Kult Błogosławionego był bardzo żywy w dawnej Polsce. Przypisywano mu ocalenie miasta od pożaru czy zwycięstwo nad Tatarami, a król Sobieski modlił się u jego grobu przed wyprawą wiedeńską. Z czasem nabożeństwo to zaczęło słabnąć, lecz odnowiło się u progu XX wieku za sprawą starań metropolity łacińskiego we Lwowie błogosławionego Józefa Bilczewskiego.
PCh24.pl
**********************
Bł. Jakub Strzemię – misjonarz ziem wschodnich
***
“Mąż wielkiej cnoty, pobożnością sławny […] senator uczciwy i pełen dobrej rady, a granic kraju żarliwy obrońca” – tak o bł. Jakubie Strzemię, którego Kościół wspomina 21 października, piszą w kronikach lwowskiej kapituły. My, z okazji jego wspomnienia, zapraszamy do lektury tekstu br. Rafała Antoszczuka OFMConv, znawcy i propagatora kultu bł. Jakuba.
Kroniki lwowskiej kapituły podają: …mąż wielkiej cnoty, pobożnością sławny, życia prostego a mogącego być wzorem i przykładem dla innych, senator uczciwy i pełen dobrej rady, a granic kraju żarliwy obrońca. Urodził się około 1340 roku na terenie diecezji krakowskiej, jako młodzieniec wstąpił do zakonu franciszkańskiego i został wysłany na studia do Rzymu. Po powrocie został przełożonym klasztoru w Krakowie, a następnie we Lwowie. Zasłynął jako gorliwy misjonarz ziem wschodnich. Jako gwardian lwowski łagodził istniejące wtedy poważne spory między mieszkańcami miasta, a ich biskupem Bernardem.
Wiadomo, że Jakub przed rokiem 1392 był inkwizytorem w sprawach wiary i tu odznaczał się roztropnością i wielkim miłosierdziem. Wiele razy służył też swoimi radami św. Królowej Jadwidze i jej mężowi Władysławowi Jagielle. To właśnie za protekcją królewskiej pary papież Bonifacy IX mianował go arcybiskupem halickim. W Bulli nominacyjnej papież wymieniał Jego przymioty: …w końcu na Ciebie Zakonu Braci Mniejszych nauczyciela mającego kapłaństwo, któremu świadectwa wiarygodnych utrzymują, że odznacza się gorliwością o sprawy religii, znajomością pism, czystością życia, uczciwością obyczajów, troską o rzeczy duchowe i zapobiegliwością o doczesne, oraz innymi zasługami licznych cnót, skierowaliśmy oczy naszego umysłu… Jego konsekracja biskupia odbyła się 28 stycznia 1392 roku w Tarnowie.
Jako biskup nie ustawał w gorliwości, organizował i umacniał struktury diecezji oraz tworzył nowe parafie. W życiu codziennym odznaczał się prostotą i Franciszkowym ubóstwem – nie zamieszkał w ofiarowanej mu przez Jagiełłę posiadłości w centrum Lwowa, ale w skromnym, drewnianym domku na obrzeżach miasta; nie zrezygnował też z noszenia zakonnego habitu, swoje biskupie szaty nosił tylko podczas ceremonii liturgicznych. Papież Innocenty VII napisał w liście, że Jakub to: …apostoł bez żadnego funduszu, bez obfitych jałmużn od wiernych. Sam nauczał wiernych zasad wiary i gorliwie ich katechizował, ale nade wszystko zależało mu na zdobyciu dzieci dla Królestwa Bożego. Jego oddanie tej sprawie spowodowało, iż nazwano go: “Przyjacielem dzieci”.
Ustanawiane przez niego odpusty świadczą o jego wielkiej czci do Eucharystii. Był jednym z prekursorów publicznych wystawień i adoracji Najświętszego Sakramentu. Odznaczał się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej, czcią otaczał alabastrową statuetkę Matki Bożej w kościele Dominikanów we Lwowie – Matki Bożej „Jackowej”, którą według legendy otrzymał w darze od św. Królowej Jadwigi. Za modlitwy przed tą statuetką ustanowił odpusty. Tradycja głosi, iż Jakubowi objawiła się Matka Boża z Dzieciątkiem na ręku. Kiedy przeżywał jakiś trudny czas miał wołać: Okaż mi się Matką, w odpowiedzi usłyszał słowa: Masz Matkę i Jej Syna, i ujrzał te Święte Postacie. Scenę tego objawienia umieścił Błogosławiony, zamiast swego herbu, na pieczęci arcybiskupiej. Kult Najświętszej Maryi Panny rozszerzał poprzez ustanowienie specjalnego nabożeństwa wieczornego, podczas którego nakazał śpiewać antyfonę: „Recordare”.
Zabiegał nie tylko o niebo dla swojego ludu, ale starał się pomnożyć jego dobrobyt doczesny. Ufundował, uposażył i utrzymywał ze swoich dochodów biskupich szpital Ducha Świętego we Lwowie oraz przytułek dla biednych, bezdomnych i pielgrzymów idących do Ziemi Świętej. Za swego życia chciał przenieść stolicę biskupstwa z Halicza do Lwowa, dlatego rozpoczął budowę katedry we Lwowie, której konsekracji doczekał w 1404 roku.
Umarł 20 października 1409 roku. W swoim testamencie napisał, że chce być pochowany w konwencie franciszkańskim Św. Krzyża we Lwowie, w chórze zakonnym, i prosił, aby jego paramenty biskupie sprzedano, a pieniądze przeznaczono na potrzeby biednych i na Mszę za jego duszę. Jego szczątki odnaleziono kilka wieków później, w 1619 roku. Kiedy otworzono trumnę zobaczono postać arcybiskupa Jakuba ubranego w szaty biskupie i franciszkański habit. Jego ciało przeniesiono do kościoła franciszkanów, gdzie przy grobie zaczęły dziać się cuda. Wieść o nich szybko rozeszła się po Lwowie i liczne rzesze wiernych zaczęły nawiedzać grób swego dawnego pasterza. Wiadomo, że przy grobie Jakuba modlił się król Jan III Sobieski przed odsieczą Wiednia. Cuda nie tylko działy się przy grobie Arcybiskupa; kiedy dotykano mitrą Jakuba chorych na bóle głowy, dolegliwości mijały. Stąd bł. Jakub jest patronem ludzi cierpiących na bóle głowy.
Objawiał się tym, którzy go proszą o pomoc w nagłych wypadkach, objawił się nad Lwowem podczas pożaru miasta i ochronił konwent franciszkanów od zniszczeń. Poprzez swe objawienia w trakcie ludzkich sporów, także w gronie franciszkańskich zakonników, zyskał miano “Zwiastuna pokoju”, stając się orędownikiem dla wielu skłóconych i zwaśnionych. Liczne cuda doprowadziły do ogłoszenia go, przez papieża Piusa VI, błogosławionym w dniu 11 września 1790 roku. Jeszcze przed beatyfikacją relikwie z kościoła franciszkanów zostały przeniesione do katedry lwowskiej. Pozostawały tam do II wojny światowej. W roku 1910 papież Pius X ogłosił bł. Jakuba patronem archidiecezji lwowskiej i, obok św. Antoniego, patronem krakowskiej prowincji franciszkańskiej. Czasy wojenne i komunistyczne zawieruchy powodowały, że relikwie Błogosławionego często zmieniały miejsce, w którym odbierały cześć. Po 60-letniej tułaczce relikwie wróciły do katedry we Lwowie 5 grudnia 2009 roku.
Wielki czciciel bł. Jakuba, św. Józef Bilczewski, wyznał w jednym ze swych kazań: Czemu dziś tak cicho o łaskach za przyczyną bł. Jakuba? Nie naszego Błogosławionego w tym wina. Nie ustała ani dobroć Jego, nie ustała też moc Jego u Pana Boga. On wciąż jednakowo u Boga potężny, wciąż mocen być dobrym przewodnikiem łask Bożych. Wina jest po naszej stronie. Zmalały modlitwy nasze do bł. Jakuba, stąd On nie może nam pomagać, przynajmniej w tym stopniu jak tego pragnie. „Nie odbieracie – mówi Apostoł – dlatego iż nie prosicie… Albo, jeśli prosicie, a nie bierzecie, to dlatego, że źle prosicie”.
br. Rafał Antoszczuk OFMConv/Instytut Studiów Franciszkańskich
*********
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Wołam do Ciebie, bo Ty mnie, Boże, wysłuchasz; nakłoń ku mnie Twe ucho, usłysz moje słowa. Strzeż mnie jak źrenicy oka, ukryj mnie w cieniu Twych skrzydeł.
Kolekta
Wszechmogący, wieczny Boże, spraw,
aby nasza wola była zawsze Tobie oddana i abyśmy
szczerym sercem służyli Twojemu majestatowi.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 3,2-12
Bracia: Słyszeliście przecież o udzieleniu przez Boga łaski danej mi dla was, że mianowicie przez objawienie oznajmiona mi została ta tajemnica, jaką pokrótce przedtem opisałem. Dlatego czytając te słowa, możecie się przekonać o moim zrozumieniu tajemnicy Chrystusa. Nie była ona oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i prorokom, to znaczy że poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię. Jej sługą stałem się z daru łaski udzielonej mi przez Boga na skutek działania Jego potęgi. Mnie, zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych, została dana ta łaska: ogłosić poganom jako Dobrą Nowinę niezgłębione bogactwo Chrystusa i wydobyć na światło, czym jest wykonanie tajemniczego planu, ukrytego przed wiekami w Bogu, Stwórcy wszechrzeczy. Przez to teraz wieloraka w przejawach mądrość Boga przez Kościół stanie się jawna Zwierzchnościom i Władzom na wyżynach niebieskich, zgodnie z planem wieków, jaki powziął Bóg w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. W Nim mamy śmiały przystęp do Ojca z ufnością dzięki wierze w Niego.
Oto słowo Boże.
Psalm (Iz 12)
R/ Będziecie czerpać ze zdrojów zbawienia.
Oto Bóg jest moim zbawieniem.
Będę miał ufność i bać się nie będę.
Bo Pan jest moją mocą i pieśnią,
On stał się dla mnie zbawieniem. R/
Wy zaś z weselem czerpać będziecie wodę
ze zdrojów zbawienia.
Chwalcie Pana.
Wzywajcie Jego imienia. R/
Dajcie poznać Jego dzieła między narodami,
przypominajcie, że wspaniałe jest imię Jego.
Śpiewajcie Panu, bo uczynił wzniosłe rzeczy.
Niech to będzie wiadome po całej ziemi. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,39-48
Jezus powiedział do swoich uczniów: „To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. Wtedy Piotr zapytał: „Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?” Pan odpowiedział: „Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.
Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: «Mój pan ociąga się z powrotem», i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Miłosierny Boże, daj nam z prawdziwą
swobodą ducha pełnić służbę przy Twoim ołtarzu,
niech Ofiara którą składamy, mocą Twojej łaski
oczyści nas z grzechów. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Oczy Pana zwrócone na bogobojnych na tych, którzy czekają na Jego łaskę, aby ocalił ich życie od śmierci, i żywił ich w czasie głodu.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech owocny dla nas będzie
udział w Eucharystii, która daje nam przedsmak nieba,
niech nam wyjedna pomoc w życiu doczesnym i przysposobi nas do życia wiecznego.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**************************************************************************************************************
22 październik 2020
Dziś wspomnienie liturgiczne św. Jana Pawła II
Obraz beatyfikacyjny
*********************
2 kwietnia 2011 Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów ogłosiła, że dniem wspomnienia liturgicznego Jana Pawła II będzie 22 października – data inauguracji pontyfikatu w 1978.
We wrześniu 2014 papież Franciszek zarządził wpisanie świętego Jana Pawła II do powszechnego Kalendarza Rzymskiego w randze wspomnienia dowolnego.
Jest patronem: rodzin, 8 miast w Polsce (Bełchatowa, Bodzentynia, Ełku, Obornik, Ostrołęki, Świdnicy, Szamocin i rodzinnego miasta – Wadowic), województwa kujawsko-pomorskiego, Światowych Dni Młodzieży, której był inicjatorem, polsko-ukraińskiego pojednania oraz Akcji Katolickiej w Polsce.
Jan Paweł II udzielił pierwszego błogosławieństwa „Urbi et Orbi” – „Miastu i Światu”. 22 października na Placu św. Piotra odbyła się uroczysta inauguracja pontyfikatu, a następnego dnia pierwsza audiencja dla 4 000 Polaków zgromadzonych w auli Pawła VI. Msza św. inaugurująca pontyfikat była transmitowana przez radio i telewizję na wszystkie kontynenty. Dla Polaków, w kraju rządzonym przez komunistów, była to pierwsza transmisja Mszy św. od czasów przedwojennych. 12 listopada Jan Paweł II uroczyście objął katedrę Rzymu – Bazylikę św. Jana na Lateranie, stając się w ten sposób biskupem Rzymu.
Jan Paweł II był pierwszym papieżem z Polski, jak również pierwszym po 455 latach biskupem Rzymu, nie będącym Włochem. Wybór na głowę Kościoła osoby z kraju socjalistycznego wpłynął znacząco na wydarzenia w Europie Wschodniej i w Azji w latach 80. i 90. XX w.
Pontyfikat Jana Pawła II trwał ponad 26 lat i był drugim co do długości w dziejach Kościoła. Najdłużej – 32 lata – sprawował swój urząd Pius IX (nie licząc pontyfikatu Piotra – pierwszego następcy Jezusa).
Podczas wszystkich pielgrzymek Jan Paweł II przebył ponad 1,6 miliona kilometrów, co odpowiada 40-krotnemu okrążeniu Ziemi wokół równika i czterokrotnej odległości między Ziemią a Księżycem. Jan Paweł II odbył 102 pielgrzymki zagraniczne, podczas których odwiedził 135 krajów oraz 142 podróże na terenie Włoch, podczas których wygłosił 898 przemówień. Z 334 istniejących rzymskich parafii odwiedził 301. Jego celem było dotarcie do wszystkich parafii, zabrakło niewiele.
Święty Jan Paweł II, papież-apostoł, mianował 232 kardynałów (w tym 9 Polaków), ogłosił 1 318 błogosławionych (w tym 154 Polaków) i 478 świętych. Napisał 14 encyklik, 14 adhortacji, 11 konstytucji oraz 43 listy apostolskie. Powyższe dane statystyczne nie oddają jednak nawet skrawka ogromnego dziedzictwa nauczania i pontyfikatu pierwszego w dziejach Kościoła papieża-Polaka.
Wprawdzie już począwszy od Jana XXIII papiestwo zaczęło rezygnować z niektórych elementów ceremoniału, jednakże dopiero Jan Paweł II zniwelował większość barier, przyjmując postawę papieża bliskiego wszystkim ludziom, papieża-apostoła. Chętnie spotykał się z młodymi ludźmi i poświęcał im dużo uwagi. Na spotkanie w Rzymie w roku 1985, który ONZ ogłosiła Międzynarodowym Rokiem Młodzieży, napisał list apostolski na temat roli młodości jako okresu szczególnego kształtowania drogi życia, a 20 grudnia zapoczątkował tradycję Światowych Dni Młodzieży. Odtąd co roku przygotowywał orędzie skierowane do młodych, które stawało się tematem międzynarodowego spotkania, organizowanego w różnych miejscach świata (np. w 1991 r. w Częstochowie, a w 2016 r. – w Krakowie).
Chociaż kardynał Wojtyła rozpoczynając posługę Piotrową był – jak na papieża – bardzo młody (miał 58 lat), cieszył się dobrym zdrowiem i był wysportowany, to niemal cały jego pontyfikat naznaczony był cierpieniem. Choroby Jana Pawła II zaczęły się od pamiętnego zamachu na życie papieża. 13 maja 1981, podczas audiencji generalnej na Placu św. Piotra w Rzymie o godzinie 17.19 papież został postrzelony przez tureckiego zamachowca Mehmeta Ali Agcę w brzuch oraz rękę. Ocalenie, jak sam wielokrotnie podkreślał, zawdzięczał Matce Bożej Fatimskiej, której rocznicę objawień tego dnia obchodzono. Powiedział później: „Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę”. Cały świat zamarł w oczekiwaniu na wynik sześciogodzinnej operacji w Poliklinice Gemelli. Papież spędził wtedy na rehabilitacji w szpitalu 22 dni.
Niestety, do pełnego zdrowia nie powrócił nigdy. Następstwa postrzału spowodowały liczne komplikacje zdrowotne, konieczność kolejnych operacji, pobyty w szpitalu. Zaraz po zamachu w przekazie nadanym przez Radio Watykańskie papież powiedział: „Modlę się za brata, który zadał mi cios, i szczerze mu przebaczam”. Później odwiedził zamachowca w więzieniu.
Papież nigdy nie ukrywał swojego stanu zdrowia. Cierpiał na oczach tłumów, którym w ten sposób dawał niezwykłą katechezę. Wielokrotnie też podkreślał wartość choroby i zwracał się do ludzi chorych i starszych o modlitewne wspieranie jego pontyfikatu.
W pierwszą rocznicę zamachu na Placu św. Piotra, 13 maja 1982 r., papież udał się z dziękczynną pielgrzymką do Fatimy. Tam, podczas nabożeństwa, niezrównoważony mężczyzna Juan Fernández y Krohn lekko ugodził papieża nożem. Ochrona szybko obezwładniła napastnika, a papież dokończył nabożeństwo pomimo krwawienia. Na szczęście ten drugi zamach nie miał poważnych następstw.
Święty Jan Paweł II w ostatnim okresie swego życia od początku lat 90. cierpiał na postępującą chorobę Parkinsona. Mimo licznych spekulacji i sugestii ustąpienia z funkcji, które nasilały się w mediach zwłaszcza podczas kolejnych pobytów papieża w szpitalu, pełnił ją aż do śmierci. Nagłe pogorszenie stanu zdrowia papieża rozpoczęło się 1 lutego 2005 r. Przez ostatnie dwa miesiące życia Jan Paweł II wiele dni spędził w szpitalu i nie pojawiał się publicznie. Przeszedł grypę i zabieg tracheotomii, wykonany z powodu niewydolności oddechowej. W czwartek, 31 marca, wystąpiły u Ojca Świętego silne dreszcze ze wzrostem temperatury ciała do 39,6 st. C. Był to początek wstrząsu septycznego połączonego z zapaścią sercowo-naczyniową.
Kiedy medycyna nie mogła już pomóc, uszanowano wolę papieża, który chciał pozostać w domu. Podczas Mszy św. sprawowanej przy jego łożu, którą Jan Paweł II koncelebrował z przymkniętymi oczyma, kardynał Marian Jaworski udzielił mu sakramentu namaszczenia. 2 kwietnia 2005 r. o godz. 7.30 papież zaczął tracić przytomność. W tym czasie w pokoju umierającego czuwali najbliżsi, a przed oknami, na Placu św. Piotra modlił się wielotysięczny tłum. Relacje na cały świat nadawały wszystkie media. Wieczorem, przy łóżku chorego odprawiono Mszę św. wigilii Święta Miłosierdzia Bożego. Ok. godz. 19.00 Jan Paweł II wszedł w stan śpiączki. Monitor wykazał postępujący zanik funkcji życiowych. O godz. 21.37 osobisty papieski lekarz Renato Buzzonetti stwierdził śmierć Jana Pawła II. Jan Paweł II odszedł do domu Ojca po zakończeniu Apelu Jasnogórskiego, w pierwszą sobotę miesiąca i wigilię Święta Miłosierdzia Bożego, które sam ustanowił.
Pogrzeb Jana Pawła II odbył się w piątek, 8 kwietnia 2005 r. Uczestniczyło w nim na Placu św. Piotra i w całym Rzymie ok. 300 tys. wiernych oraz 200 prezydentów i premierów, a także przedstawiciele wszystkich wyznań świata, w tym duchowni islamscy i żydowscy. Po zakończeniu nabożeństwa żałobnego, w asyście tylko duchownych z najbliższego otoczenia, papież został pochowany w podziemiach Bazyliki św. Piotra, w krypcie bł. Jana XXIII, beatyfikowanego w 2000 r.
13 maja 2005 r. papież Benedykt XVI zezwolił na natychmiastowe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, udzielając dyspensy od konieczności zachowania pięcioletniego okresu od śmierci kandydata, jaki jest wymagany przez prawo kanoniczne. Formalny proces rozpoczął się 28 czerwca 2005 r., kiedy zaprzysiężeni zostali członkowie trybunału beatyfikacyjnego. Postulatorem został ksiądz Sławomir Oder. 23 marca 2007 r. trybunał diecezjalny badający tajemnicę uzdrowienia jednej z francuskich zakonnic – Marie Simon-Pierre – za wstawiennictwem papieża Polaka potwierdził fakt zaistnienia cudu. Po niespodziewanym uzdrowieniu, o które na modlitwie prosiły za wstawiennictwem zmarłego papieża członkinie jej zgromadzenia, s. Marie powróciła do pracy w szpitalu dziecięcym. Przy okazji podania tej wiadomości ks. Oder poinformował, że istnieje kilkaset świadectw dotyczących innych uzdrowień za wstawiennictwem Jana Pawła II.
2 kwietnia 2007 r. miało miejsce oficjalne zamknięcie diecezjalnej fazy procesu beatyfikacyjnego w Bazylice św. Jana na Lateranie w obecności wikariusza generalnego Rzymu, kardynała Camillo Ruiniego.
16 listopada 2009 r. w watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych odbyło się posiedzenie komisji kardynałów w sprawie beatyfikacji Jana Pawła II. Obrady komisji zakończyło głosowanie, w którym podjęto decyzję o skierowaniu do Benedykta XVI prośby o wyniesienie polskiego papieża na ołtarze.
19 grudnia 2009 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o uznaniu heroiczności cnót Jana Pawła II, który zamknął zasadniczą część jego procesu beatyfikacyjnego. Jednocześnie rozpoczęło się dochodzenie dotyczące cudu uzdrowienia przypisywanego wstawiennictwu polskiego papieża.
12 stycznia 2011 r. komisja Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zaaprobowała cud za wstawiennictwem Jana Pawła II polegający na uzdrowieniu francuskiej zakonnicy. Zgodnie z konstytucją apostolską Jana Pawła II Divinus perfectionis Magister z 1983 r. ustalającą nowe zasady postępowania kanonizacyjnego, orzeczenie Kongregacji zostało przedstawione papieżowi, który jako jedyny ma prawo decydować o kościelnym kulcie publicznym Sług Bożych.
14 stycznia 2011 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o cudzie i wyznaczył na dzień 1 maja 2011 r. beatyfikację papieża Jana Pawła II. Dokonał jej osobiście podczas uroczystej Mszy św. na Placu Świętego Piotra w Rzymie, którą koncelebrowało kilka tysięcy kardynałów, arcybiskupów i biskupów z całego świata. Liczba wiernych uczestniczących w nabożeństwie jest szacowana na 1,5 mln osób, w tym trzysta tysięcy Polaków. Warto wspomnieć, że Benedykt XVI uczynił wyjątek, osobiście przewodnicząc beatyfikacji swojego Poprzednika – jako zwyczajną praktykę Benedykt XVI przyjął, że beatyfikacjom przewodniczy jego delegat, a on sam dokonuje jedynie kanonizacji.
Na datę liturgicznego wspomnienia bł. Jana Pawła II wybrano dzień 22 października, przypadający w rocznicę uroczystej inauguracji pontyfikatu papieża-Polaka.
Papież Franciszek dokonał kanonizacji papieża-Polaka w niedzielę Bożego Miłosierdzia, 27 kwietnia 2014 r., w Rzymie. Do chwały świętych Jan Paweł II został wyniesiony razem z jednym ze swoich poprzedników, Janem XXIII.
na podst. www.brewiarz.pl , www.wikipedia.pl
*****************
***
“Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!” – słowa, które wygłosił na rozpoczęcie swojego pontyfikatu św. Jan Paweł II w słynnej homilii podczas Mszy św. 22 października 1978 r. na placu św. Piotra. Dziś, w liturgiczne wspomnienie św. Jana Pawła II, w XXXXII rocznicę warto je sobie przypomnieć:
«Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi»
- „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego” (Mt 16,16)
Te słowa wypowiedział Szymon, syn Jony, w okolicy Cezarei Filipowej. Tak, wyraził
je swoim językiem, z głębokim, zdecydowanym przekonaniem, ale nie w nim znajdowały
one swoje źródło, swój początek: „… Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz
Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17). Były to słowa wiary.
Oznaczają one początek misji Piotra w historii zbawienia, w historii Ludu Bożego.
Odtąd, od tego wyznania wiary, święta historia zbawienia i Ludu Bożego miała otrzymać
nowy wymiar: wyrażać się w historycznym wymiarze Kościoła. Ten kościelny wymiar
historii Ludu Bożego bierze swój początek, rodzi się istotnie z tych słów wiary i wiąże się
z człowiekiem, który je wypowiedział: „Ty jesteś Piotr – skała, opoka – i na tobie, jak na
opoce, zbuduję Kościół mój”. - W dniu dzisiejszym i na tym miejscu trzeba, by na nowo zostały wypowiedziane i
wysłuchane te same słowa: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego”.
Tak, Bracia i Siostry, przede wszystkim te słowa.
Ich treść odsłania naszym oczom tajemnicę Boga żywego, tajemnicę, którą Syn zna i którą
nam przybliżył. Nikt bowiem nie przybliżył tak Boga żywego ludziom, nikt Go tak nie
objawił, jak uczynił to tylko On sam. W naszym poznaniu Boga, w naszej drodze do Boga
jesteśmy całkowicie skrępowani potęgą tych słów: „Kto Mnie widzi, widzi i Ojca”. Ten,
który jest nieskończony, niezgłębiony, niewysłowiony, stał się nam bliski w Jezusie
Chrystusie, jednorodzonym Synu, narodzonym z Maryi Dziewicy w stajni betlejemskiej.
– Wy wszyscy, którzy już posiadacie nieocenione szczęście wiary,
– wy wszyscy, którzy jeszcze szukacie Boga,
– a także wy, dręczeni wątpliwością:
zechciejcie przyjąć jeszcze raz – dzisiaj i na tym świętym miejscu – słowa wypowiedziane
przez Szymona Piotra. W tych słowach znajduje się wiara Kościoła. W tych słowach
znajduje się nowa prawda, co więcej, ostateczna i definitywna prawda o człowieku: synu
Boga żywego. „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego!”. - Dzisiaj nowy Biskup Rzymu uroczyście rozpoczyna swoje posługiwanie i misję
Piotra. W tym bowiem mieście Piotr Apostoł pełnił misję powierzoną mu przez Pana i ją
zakończył.
Pan zwrócił się do niego mówiąc:
„Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21, 18).
Piotr przybył do Rzymu!
Co go skierowało i przyprowadziło do tego Miasta, serca Imperium Rzymskiego, jeśli
nie posłuszeństwo natchnieniu otrzymanemu od Pana? Może ten rybak z Galilei nie
chciałby przyjść aż tutaj. Może wolałby pozostać tam, nad brzegami jeziora Genezaret, ze
swoją łodzią, ze swoimi sieciami. Ale prowadzony przez Pana, posłuszny Jego natchnieniu,
przybył tutaj!
Według dawnej tradycji (która znalazła także wspaniały wyraz literacki w powieści
Henryka Sienkiewicza), w czasie prześladowania za Nerona, Piotr chciał opuścić Rzym. Ale
wkroczył Pan: wyszedł mu naprzeciw. Piotr zwrócił się do Niego, pytając: Quo vadis,
Domine? („Dokąd idziesz, Panie?). A Pan odpowiedział mu natychmiast: „Idę do Rzymu,
by Mnie ukrzyżowano po raz drugi”. Piotr powrócił do Rzymu i pozostał tutaj aż do swego
ukrzyżowania.
Tak, Bracia i Siostry! Rzym jest Stolicą Piotrową. A w ciągu wieków przychodzili po
nim na tę Stolicę ciągle nowi biskupi. Dzisiaj nowy biskup wstępuje na rzymską Katedrę
Piotrową, biskup pełen bojaźni, świadomy swojej niegodności. Jakże bowiem nie drżeć
wobec wielkości tego powołania i wobec powszechnej misji tej rzymskiej Stolicy?
Na Stolicę Piotrową w Rzymie wstępuje dzisiaj biskup, który nie jest rzymianinem.
Biskup, który jest synem Polski. Ale od tej chwili staje się także rzymianinem. Tak,
rzymianinem! Także dlatego, że jest synem narodu, którego historia od swoich początków i
tysiącletnia tradycja naznaczone są żywą, mocną, nigdy nie przerwaną, odczuwaną i
przeżywaną więzią ze Stolicą Piotrową; narodu, który tej rzymskiej Stolicy pozostał zawsze
wierny. O, niezbadany jest zamysł Bożej Opatrzności! - W ubiegłych wiekach, kiedy Następca Piotra obejmował swoją Stolicę, wkładano mu
na głowę potrójną koronę, tiarę. Ostatni ukoronowany został w 1963 roku papież Paweł VI,
który jednak po uroczystym obrzędzie koronacji nie używał już nigdy tiary, pozostawiając
swoim następcom wolność decyzji w tym względzie.
Papież Jan Paweł I, o którym pamięć jest tak żywa w naszych sercach, nie chciał tiary i
dzisiaj nie chce jej jego następca. Nie czas istotnie, wracać do obrzędu i do tego, co może
niesłusznie było uważane za symbol doczesnej władzy papieży.
Nasz czas wzywa nas, skłania nas, zobowiązuje nas do wpatrywania się w Pana i do
pogrążenia się w pokornym i pobożnym rozważaniu tajemnicy najwyższej władzy samego
Chrystusa.
Ten, który narodził się z Dziewicy Maryi, syn cieśli – jak mniemano, Syn Boga żywego
– jak wyznał Piotr, przyszedł, aby nas wszystkich uczynić „królewskim kapłaństwem”.
Sobór Watykański II przypomniał nam tajemnicę tej władzy i fakt, że misja Chrystusa –
Kapłana, Proroka-Nauczyciela, Króla – trwa dalej w Kościele. Wszyscy, cały Lud Boży
uczestniczy w tej trojakiej misji. I może w przeszłości wkładano na głowę papieża tiarę, tę
potrójną koronę, aby wyrazić poprzez ten symbol, że cały hierarchiczny ustrój Kościoła
Chrystusowego, cała jego „święta władza” w nim sprawowana, nie jest niczym innym jak
służbą, służbą, która ma na celu tylko jedno: aby cały Lud Boży był uczestnikiem tej
trojakiej misji Chrystusa i pozostawał zawsze pod władzą Pana, która bierze swój początek
nie z mocy tego świata, lecz od Ojca niebieskiego oraz z tajemnicy Krzyża i
Zmartwychwstania.
Ta absolutna, a jednak miła i słodka władza Pana odpowiada całej głębi człowieka, jego
najwznioślejszym aspiracjom umysłu, woli, serca. Ona nie przemawia językiem siły, lecz
wyraża się w miłości i w prawdzie.
Nowy Następca Piotra na rzymskiej Stolicy wypowiada dzisiaj gorącą, pokorną, ufną
modlitwę: „O Chryste! Spraw, bym mógł stać się i być sługą Twej jedynej władzy! Sługą
Twej słodkiej władzy! Sługą Twojej władzy, która nie przemija! Spraw, bym potrafił być
sługą! Co więcej sługą Twoich sług”. - Bracia i Siostry! Nie obawiajcie się przyjąć Chrystusa i zgodzić się na Jego władzę!
Pomóżcie Papieżowi i wszystkim, którzy chcą służyć Chrystusowi i przy pomocy
władzy Chrystusowej służyć człowiekowi i całej ludzkości!
Nie lękajcie się! Otwórzcie, a nawet, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!
Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, ustrojów ekonomicznych i
politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju. Nie lękajcie się! Chrystus
wie, „co jest w człowieku”. Tylko On to wie!
Dzisiaj tak często człowiek nie wie, co nosi w sobie, w głębi swojej duszy, swego serca.
Tak często jest niepewny sensu swego życia na tej ziemi. Tak często opanowuje go
zwątpienie, które przechodzi w rozpacz. Pozwólcie zatem – proszę was, błagam was
z pokorą i ufnością – pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka. Tylko On ma słowa
życia, tak, życia wiecznego.
Właśnie dzisiaj cały Kościół obchodzi Światowy Dzień Misyjny, czyli modli się,
rozważa, działa, aby Chrystusowe słowa życia dotarły do wszystkich ludzi i zostały przez
nich przyjęte jako orędzie nadziei, zbawienia, ogólnego wyzwolenia. - Dziękuję wszystkim obecnym, którzy zechcieli uczestniczyć w tej uroczystej
inauguracji posługiwania nowego Następcy Piotra.
Dziękuję z serca głowom państw, przedstawicielom władz, delegacjom rządowym za ich
obecność, która tak bardzo mnie zaszczyca.
Dziękuję wam, Najprzewielebniejsi Kardynałowie Świętego Kościoła rzymskiego!
Dziękuję wam, Umiłowani Bracia w biskupstwie!
Dziękuję wam, Kapłani!
Wam, Siostry i Bracia, Zakonnice i Zakonnicy z zakonów i zgromadzeń!
Dziękuję! Dziękuję wam, Rzymianie!
Dziękuję pielgrzymom przybyłym z całego świata!
Dziękuję wszystkim, którzy łączyli się z tym świętym obrzędem za pośrednictwem radia i
telewizji! - (Po polsku) Do was się zwracam, Umiłowani moi Rodacy, Pielgrzymi z Polski, Bracia
Biskupi z waszym wspaniałym Prymasem na czele, Kapłani, Siostry i Bracia polskich zakonów – do was, Przedstawiciele Polonii z całego świata.
A cóż powiedzieć do was, którzy tu przybyliście z mojego Krakowa, od stolicy św. Stanisława, którego byłem niegodnym następcą przez lat czternaście. Cóż powiedzieć? Wszystko, co bym mógł powiedzieć, będzie blade w stosunku do tego, co czuje w tej chwili moje serce. A także w stosunku do tego, co czują wasze serca. Więc oszczędźmy słów. Niech pozostanie tylko wielkie milczenie przed Bogiem, które jest samą modlitwą.
Proszę was! Bądźcie ze mną! Na Jasnej Górze i wszędzie. Nie przestawajcie być z Papieżem,
który dziś prosi słowami poety: „Matko Boska, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie” – i do was kieruję te słowa w takiej niezwykłej chwili.
Był to apel i wezwanie do modlitwy w intencji nowego Papieża, apel wypowiedziany w
języku polskim. Z tym samym apelem zwracam się do wszystkich synów i do wszystkich córek Kościoła katolickiego. Pamiętajcie o mnie dzisiaj i zawsze w waszej modlitwie.
(Pozdrowienia w językach: niemieckim, francuskim, angielskim, hiszpańskim, portugalskim,
rosyjskim, czeskim, ukraińskim).
(Po włosku) Otwieram serce dla wszystkich braci z Kościołów i wspólnot chrześcijańskich,
pozdrawiając w szczególności was tutaj obecnych, w oczekiwaniu na najbliższe spotkanie osobiste, ale już teraz wyrażam wam szczere uznanie za to, że zechcieliście uczestniczyć w tym uroczystym obrzędzie.
I jeszcze zwracam się do wszystkich ludzi, do każdego człowieka (a z jakąż czcią apostoł
Chrystusa winien wypowiadać to słowo: człowiek!)
Módlcie się za mnie! Pomóżcie mi, bym potrafił wam służyć! Amen.
*************************************
Watykan: Msza św. prymicyjna przy grobie św. Jana Pawła II
Redemptorysta ks. Leszek Pyś odprawił Mszę św. prymicyjną przy grobie św. Jana Pawła II, w dniu liturgicznego wspomnienia papieża Polaka. Eucharystię koncelebrował z nim m.in. kard. Konrad Krajewski, abp Piero Marini oraz kilkudziesięciu polskich kapłanów.
***
– Jezus przygotowuje swoich uczniów na wydarzenie Golgoty. Idą przecież do Jerozolimy, ostatni raz razem: mistrz z Nazaretu i Jego uczniowie, pełni odwagi i inicjatywy, kiedy ludzie wychwalają ich nauczyciela, skłonni do zaszczytów i kalkulacji, kiedy słyszą o Królestwie Niebieskim, na tyle niestabilni w wierności, że w każdej chwili mogą odejść, czy dokonać zdrady. A przecież uczeń, to ten, który ma być posłany z Dobrą Nowiną o miłości. tej miłości, która jest silniejsza, niż śmierć. Dlatego Jezus zaczyna mówić apostołom o ogniu, który zapłonie na krzyżu. Który zapali i oczyści serca ludzi żyjących w martwych strukturach społecznych, także tych świątynnych – mówił w homilii ks. Maksymilian Lelito, misjonarz z diecezji tarnowskiej, nawiązując do Ewangelii z dnia.
Kaznodzieja nawiązał też do postaci św. Jana Pawła II, którego liturgiczne wspomnienie obchodzone jest w Kościele katolickim 22 października. – Ten ogień miłości płonął w sercu św. Jana Pawła II, a wśród nas jest obecnych wielu świadków, którzy potwierdzą, że ta miłość nigdy się nie spalała. Nawet wtedy, gdy po raz ostatni powiedział “amen”. Ale przed rozpoczęciem Eucharystii on klękał i trwał tak w bezruchu kilka, a czasem nawet kilkanaście minut, sprawiając wrażenie nieobecnego, jak czytamy w jednym ze wspomnień. Mówiąc językiem Ewangelii, to był czas, gdy Jan Paweł II był wraz z Jezusem w drodze do Jerozolimy, to był ten moment, kiedy Chrystus mówił mu o Swoich pragnieniach. A później, kiedy rozpoczynała się Eucharystia, on stawał przed wiernymi i, promieniując miłością z Golgoty, mówił: “pokój z Wami” – powiedział ks. Lelito.
Cotygodniowej Mszy św. w języku polskim, sprawowanej przy grobie św. Jana Pawła II, 22 października przewodniczył neoprezbiter o. Leszek Pyś CSsR, który sprawował ją jako prymicyjną. Wraz z nim koncelebrowało ją kilkudziesięciu kapłanów, m.in. kard. Konrad Krajewski, papieski jałmużnik a także abp Piero Marini, wieloletni mistrz papieskich ceremonii liturgicznych i przyjaciel papieża Wojtyły. Wzięli w niej udział Polacy mieszkający w Rzymie, a także nieliczni pielgrzymi, przebywający obecnie w Wiecznym Mieście.
Watykan/Kai/Niedziela
**********************************
Jak dobrze, że urodziła to dziecko
***
Niewiele brakowało, a Jan Paweł II by się nie urodził. Oto świadectwa, które potwierdzają heroiczną decyzję Emilii i Karola Wojtyłów o urodzeniu dziecka – przyszłego papieża, mimo zagrożenia życia matki i propozycji aborcji.
Wupalny dzień 18 maja 1920 r. Emilia Wojtyłowa leżała w swoim mieszkaniu w Wadowicach przy ul. Kościelnej. Zbliżał się czas porodu. Gdy wybiła siedemnasta, w pobliskim kościele parafialnym rozpoczęło się nabożeństwo majowe. Śpiew Litanii Loretańskiej słyszała rodząca Emilia. W tym właśnie momencie przychodził na świat jej młodszy syn Karol.
Dramat macierzyństwa
Podczas zbierania materiałów do książki pt. „Emilia i Karol Wojtyłowie. Rodzice św. Jana Pawła II” dotarłam do relacji o zdarzeniach, które doprowadziły do decyzji małżeństwa Wojtyłów, by nie zgodzić się na aborcję, mimo zagrożenia życia matki i dziecka.
Mieszkanka Wadowic Maria Siwcowa pamiętała, że kiedy Emilia była w drugim miesiącu ciąży, od znanego ginekologa i położnika wadowickiego doktora Jana Moskały usłyszała diagnozę, że jej ciąża jest zagrożona i nie ma szans ani na jej donoszenie, ani na urodzenie zdrowego dziecka. Doktor Moskała sugerował aborcję. Nie zgodził się też na prowadzenie tej ciąży. Taką wersję zdarzeń potwierdzały dwie przyjaciółki Emilii z Wadowic, Maria Kaczorowa i Helena Szczepańska. Rozmowę z Marią Kaczorową nagrał w 1985 r. Roman Gajczak i relację z niej zamieścił w książce pt. „Sercu najbliższe. Szkice z lat młodzieńczych Karola Wojtyły – Jana Pawła II”. Kaczorowa był już wtedy osobą „ciężko chorą, przykutą do łóżka, ale pamięć miała wręcz fenomenalną”. Pozostawała, jak zaznaczył autor, „chyba ostatnią z żyjących niewiast, która dobrze znała matkę Ojca Świętego”. Ciekawe, że to opublikowane świadectwo Kaczorowej odbiło się szerszym echem w środowisku włoskim niż polskim. Wkrótce wykorzystał je bowiem włoski autor L. Bergonzoni, pisząc monografię o „Mamie Jana Pana II”. Opisał je także inny włoski autor, Renzo Allegri, w książce „Dwie »matki« papieża Wojtyły: Emilia Kaczorowska i Joanna Beretta Molla”. Wyprowadził on analogię między sytuacją Emilii Wojtyłowej i św. Joanny Beretty Molli. Obu tym kobietom – zauważył Allegri – lekarze zalecali usunięcie dziecka po to, by mogły ratować siebie. Obie „przeżyły wielki dramat macierzyństwa. Musiały wybierać między własnym życiem i życiem dziecka, które nosiły w sobie”.
Tę wersję wydarzeń potwierdza ks. infułat Jakub Gil, wieloletni proboszcz w bazylice Ofiarowania NMP w Wadowicach. – Kiedy w 1998 roku chodziłem po kolędzie, 86-letnia wtedy mieszkanka Wadowic opowiadała mi, że pani Wojtyłowa była pełna obaw, gdy okazało się, że jej ciąża jest zagrożona, i gdy lekarz zaproponował jej, by przerwała życie swojego poczętego dziecka. Ta pani podkreślała również, że to głęboka wiara nie pozwoliła Emilii podjąć decyzji o aborcji.
Dobrze wiedziała o tym inna mieszkanka Wadowic, Jadwiga Tatarowa, która jako położna zajmowała się Emilią przez całą ciążę. Jej relację słyszał Michał Siwiec-Cielebon, znany wadowicki historyk. – Z relacji położnej Tatarowej wynikało, że Emilia Wojtyłowa była załamana, gdy lekarz nakłaniał ją do aborcji. W pełni zdawała sobie sprawę z zagrożenia życia swojego i dziecka, tym bardziej że diagnoza padła z ust najbardziej znanego wówczas w Wadowicach położnika, jakim był doktor Jan Moskała – opowiada historyk.
„Fabryka aniołków”
Doktor Moskała miał renomę dobrego lekarza, uchodził za profesjonalistę. Ale też, jak twierdzi Michał Siwiec-Cielebon, był znanym w całych Wadowicach aborcjonistą. – Chodził na spacery ze swoimi dwoma wyżłami i zaczepiał młode dziewczyny, mówiąc do nich: „Nie śmiejcie się, i tak wcześniej czy później do mnie traficie!”. Zapewniał, że służy pomocą, bo „z tego żyje”. Uważał, że poczęte dziecko to nie jest człowiek. Miał gabinet w budynku położonym tuż przy kościele. Na drzwiach wejściowych wisiała tablica z szyldem: „Dr Jan Moskała, specjalista ginekolog, położnik, lekarz wszech nauk medycznych”. Na ścianie budynku zaś codziennie ktoś kredą dopisywał: „Fabryka aniołków”. Służąca doktora Moskały na jego polecenie ten napis zmywała, a następnego dnia sytuacja się powtarzała.
Wojtyłowie bardzo szybko podjęli decyzję, że pozwolą swemu dziecku się urodzić. Zaczęli więc szukać innego lekarza. A że powszechnym uznaniem cieszył się przyjmujący na terenie koszar doktor wszech nauk lekarskich Samuel Taub, Karol Wojtyła senior właśnie do niego się zwrócił o pomoc (jako wojskowy pracował w tej samej jednostce).
Doktor Taub potwierdził, że istnieje ryzyko powikłań przy porodzie, ze śmiercią Emilii włącznie. Nie proponował jednak aborcji. I wyraził zgodę na poprowadzenie ciąży. Zastrzegł jedynie, że podejmie się ryzyka na wyraźną prośbę obojga małżonków oraz na ich odpowiedzialność. – Tę relację z pierwszej wizyty Wojtyłów u doktora Tauba słyszałem wielokrotnie w domu rodzinnym, zarówno od swojej babci, jak i od Heleny Szczepańskiej i Marii Kaczorowej, które z Emilią na ten temat rozmawiały, ciesząc się, że jest szansa na urodzenie tego dziecka – twierdzi Michał Siwiec-Cielebon. Pamięta też, że po latach, gdy Karol Wojtyła był już biskupem, a potem kardynałem, Helena Szczepańska, która dwa razy w roku jeździła do niego do Krakowa z tortem, mówiła: „Co by to było, gdyby Emilia dokonała aborcji? Jak to dobrze, że urodziła wtedy to dziecko!”. Tatarowa zaś mawiała w tym kontekście do Marii Siwcowej: „Patrz, pani, gdyby nie ten Taub, to nie byłoby dzisiaj kardynała Wojtyły!”.
Ksiądz Jakub Gil dodaje, że kiedy w latach 90. ubiegłego wieku chodził po kolędzie, starsza pani, rodowita wadowiczanka, opowiadała mu, że kiedy inny lekarz dał Emilii nadzieję na urodzenie dziecka, można było zaobserwować jakąś nadzwyczajną troskę Karola o swoją żonę. – Gdy tylko przychodził z pracy, trwał cały czas przy niej. Był dla niej ostoją. Im bardziej ogarniał ją lęk, tym bardziej był przy niej i ją wspierał. Widać było, że bardzo ją kocha. To dużo znaczyło. Wszystko znaczyło. Bez wątpienia siła i determinacja męża pomogły pani Wojtyłowej wytrwać i urodzić to dziecko – podkreśla ks. Gil
Wiarygodność
Wszystkie te fakty są znane jedynie z relacji ustnych. Nie zachowała się żadna dokumentacja medyczna, nie ma źródeł pisanych. Czy można zatem uznać je za wiarygodne?
Przede wszystkim trzeba zauważyć, że dwa najważniejsze świadectwa na ten temat pochodzą od Heleny Szczepańskiej i Marii Kaczorowej, które były zaprzyjaźnione z Emilią Wojtyłową i które miały te informacje od niej samej, z pierwszej ręki. Ich relacje są też spójne. Tę samą wersję zdarzeń obie kobiety opowiadały Marii Siwcowej, czego świadkiem był Michał Siwiec-Cielebon, a także jego matka Teresa Cielebon. Ponadto należy podkreślić, że Helena Szczepańska była w Wadowicach szanowaną nauczycielką, która cieszyła się powszechnym autorytetem. Na jej wiarygodność zwraca też uwagę ks. prof. Józef Naumowicz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, który jako kleryk w latach osiemdziesiątych XX wieku oprowadzał po Wadowicach grupy Francuzów i zawsze ich do niej zabierał. – Za każdym razem odwiedzaliśmy Helenę Szczepańską, która mówiła swobodnie po francusku, niepotrzebny był tłumacz, a przy tym niezwykle interesująco opowiadała o życiu rodziny Wojtyłów. Znała wiele szczegółów, gdyż mieszkała w sąsiednim domu. Miała bardzo bliskie relacje z Wojtyłową. Wspominała, jak serdecznie opiekowała się ona małym Karolem i jak cieszyła się z jego urodzenia. Podkreślała, że przyszły papież miał się nie urodzić i że jego przyjście na świat było prawdziwym cudem – twierdzi ks. Józef Naumowicz.
Jan Paweł II podczas wizyty w Wadowicach w 1979 roku wypatrzył w tłumie Helenę Szczepańską i poprosił, by zorganizowano mu spotkanie z nią, poza protokołem i oficjalnym planem pielgrzymki. Jeszcze tego samego dnia rozmawiał z nią na plebanii wadowickiej parafii.
Znaczące jest przekonanie starszych mieszkańców Wadowic o tym, że Emilię i jej dziecko uratował ostatecznie żydowski lekarz Samuel Taub. Udało mi się odnaleźć jego grób na wadowickim cmentarzu żydowskim. Na macewie znajduje się napis, w językach polskim i hebrajskim: „Dr Samuel Taub. LEKARZ. Ur. 1 XII 1869. Zm. 3 II 1933. Życie swoje ofiarnie poświęcił cierpiącej ludzkości”. Ten żydowski lekarz przyczynił się także do tego, że Emilia Wojtyłowa 18 maja 1920 roku szczęśliwie urodziła zdrowego i silnego syna.•
Milena Kindziuk/GN 20/2020
***********************************
“Wreszcie zwycięstwo, tego pragnął Ojciec Święty Jan Paweł II”
****
Po sześćdziesięciu latach wreszcie zwycięstwo, tego pragnął Ojciec Święty Jan Paweł II; jestem bardzo szczęśliwa, że tego dożyłam – napisała w oświadczeniu dla PAP prof. Wanda Półtawska – lekarz psychiatra, więźniarka Ravensbrüeck i przyjaciółka papieża, komentując orzeczenie TK.
Trybunał Konstytucyjny w czwartek orzekł, że przepis zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z Konstytucją RP.
“Po sześćdziesięciu latach wreszcie zwycięstwo. Tego pragnął Ojciec Święty Jan Paweł II. Jestem bardzo szczęśliwa, że tego dożyłam” – napisała prof. Wanda Półtawska.
Zaznaczyła, że prawo do życia jest prawem naturalnym. “Na zdrowy rozum nie wolno zabijać – do tego nie potrzeba Trybunału. Normy etyczne nie podlegają głosowaniu, ale Bogu” – podkreśliła.
Niespełna 99-letnia Wanda Półtawska jest doktorem nauk medycznych, specjalistą w dziedzinie psychiatrii, działaczką pro-life. Wykładała m.in. na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie (obecnie Uniwersytet Papieski Jana Pawła II) i w Instytucie Studiów nad Małżeństwem i Rodziną im. Jana Pawła II przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie.
Podczas II wojny światowej jako 20-letnia dziewczyna z wyrokiem śmierci trafiła do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Ravensbrüeck, na miejscu przeprowadzano na niej eksperymenty pseudomedyczne. W lat 50. poznała ks. Karola Wojtyłę, z którym się zaprzyjaźniła i blisko współpracowała, kiedy został papieżem, pozostając dla niego ekspertem w dziedzinie ochrony życia.
****************************
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Pan zawarł z nim przymierze pokoju i ustanowił go pasterzem, aby posiadł godność kapłańską na zawsze.
Kolekta
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli
święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem,
spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka.
Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 3,14-21
Bracia: Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście napełnieni doszli do całej Pełni Bożej. Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków. Amen.
Oto słowo Boże.
Psalm 33
R/ Pełna jest ziemia łaskawości Pana.
Sprawiedliwi, radośnie wołajcie na cześć Pana,
prawym przystoi pieśń chwały.
Chwalcie Pana na cytrze,
grajcie Mu na harfie o dziesięciu strunach. R/
Bo słowo Pana jest prawe,
a każde Jego dzieło godne zaufania.
On miłuje prawo i sprawiedliwość,
ziemia jest pełna Jego łaski. R/
Zamiary Pana trwają na wieki,
zamysły Jego serca przez pokolenia.
Błogosławiony lud, którego Pan jest Bogiem,
naród, który On wybrał na dziedzictwo dla siebie. R/
Oczy Pana zwrócone na bogobojnych,
na tych, którzy czekają na Jego łaskę,
aby ocalił ich życie od śmierci
i żywił ich w czasie głodu. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,49-53
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, oddając cześć świętemu
Janowi Pawłowi, przynosimy dary na Ofiarę,
która gładzi grzechy całego świata,
wejrzyj na nas łaskawie i spraw,
aby ta Ofiara przyniosła nam zbawienie.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Panie, Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że Cię kocham.
Modlitwa po Komunii
Panie Boże, niech Najświętszy Sakrament,
który przyjęliśmy w dzień świętego Jana Pawła,
udziela nam pomocy w życiu doczesnym
i doprowadzi nas do radości wiecznej.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
fot.vaticannews
********************************************************************************************
piątek – 23 października 2020
XXIX TYDZIEŃ ZWYKŁY
Wspomnienie św. Józefa Bilczewskiego, biskupa
Józef Bilczewski urodził się 26 kwietnia 1860 r. w Wilamowicach koło Bielska-Białej w obecnej diecezji bielsko-żywieckiej, dawnej krakowskiej. Po ukończeniu szkoły powszechnej w Wilamowicach i w Kętach, uczęszczał do gimnazjum w Wadowicach, gdzie uzyskał dyplom maturalny w roku 1880. 6 lipca 1884 r. został wyświęcony na kapłana w Krakowie przez kard. Albina Dunajewskiego. W 1886 r. uzyskał doktorat z teologii na Uniwersytecie Wiedeńskim. W oparciu o dalsze studia w Rzymie i w Paryżu habilitował się w roku 1890 na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W rok później został profesorem teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, piastując przez pewien okres funkcję dziekana fakultetu teologicznego, a także Rektora Uniwersytetu. Jako profesor był bardzo ceniony przez studentów oraz cieszył się szacunkiem i przyjaźnią swoich kolegów – pracowników naukowych uniwersytetu. Dużo pracował naukowo zyskując sobie, pomimo stosunkowo młodego wieku, sławę cenionego naukowca. Jego niepospolite zalety umysłu i serca nie uszły uwagi osób mających znaczenie w ówczesnym społeczeństwie, które zwróciły się z prośbą do ówczesnego cesarza Austrii Franciszka Józefa, by zechciał przedstawić i zaproponować Ojcu Świętemu ks. prał. Józefa Bilczewskiego na wakującą stolicę metropolitarną we Lwowie. Ojciec Święty Leon XIII ustosunkował się pozytywnie do propozycji cesarskiej, mianując go 17 grudnia 1900 r. arcybiskupem lwowskim obrządku łacińskiego.23 lata bardzo pracowitego pasterzowania w archidiecezji, które przypadło na ciężkie czasy pierwszej wojny światowej i wojny w 1920 r. podcięły i tak już słabe zdrowie abp. Bilczewskiego. Po świątobliwym życiu 20 marca 1923 r. zmarł – przygotowany na śmierć, którą przyjął spokojnie, jako wolę Bożą, którą uważał dla siebie zawsze za świętą. Odszedł z tego świata w powszechnej opinii świętości.Stosownie do swego życzenia został pochowany na Cmentarzu Janowskim we Lwowie, na którym grzebano biednych pragnąc spoczywać wśród ubogich, dla których był zawsze ojcem i opiekunem.Abp. Józefa Bilczewskiego charakteryzowała ogromna dobroć serca, wyrozumiałość, pokora, pobożność, pracowitość, przeogromna gorliwość duszpasterska, która wywodziła się z wielkiej miłości do Boga i bliźniego. Słowa płynące z ust abp. Bilczewskiego cechował Boży polot, namaszczenie przesiąknięte żarem wiary i miłości ku Bogu i człowiekowi.Chwała Boża, chwała św. Matki Kościoła i dobro dusz opiece jego powierzonych stanowiły hasła arcypasterskiej działalności Księdza Arcybiskupa na przestrzeni niemal całego pierwszego ćwierćwiecza XX wieku. Nic więc dziwnego, że taka postawa oraz osobiste, świątobliwe życie Arcypasterza, wypełnione modlitwą, pracą i dziełami miłosierdzia, spowodowały, że cieszył się wielkim szacunkiem ludzi bez względu na ich wyznanie, obrządek czy narodowość. |
Pallotyńskie powiązania ze św. Józefem Bilczewskim
Wspomnienie liturgiczne św. Józefa Bilczewskiego, dziekana Wydziału Teologicznego i rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, arcybiskupa lwowskiego 1900, teologa i działacza społecznego (+Lwów, 20 III 1923)
Abp Józef Bilczewski (ur. 26 IV 1860 w Wilamowicach, niedaleko Bielska-Białej) był wielkim czcicielem Matki Bożej Częstochowskiej, uważając Jej kult za czynnik jednoczący i odradzający Naród w latach zaborów. Po kradzieży koron w 1909 w Częstochowie, abp Bilczewski jako metropolita Lwowa uprosił u pap. Piusa X korony dla obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. W 1910 abp Bilczewski wraz z delegacjami ze wszystkich zaborów odebrał z rąk Piusa X nowe korony dla obrazu Matki Bożej z Jasnej Góry. Konsekwencją tego był zakaz władz carskich w uczestnictwie koronacji obrazu, która odbyła się 22 V 1910. Wiązało się to z faktem, że abp Bilczewski wcześniej sprzeciwił się, aby nowe korony zostały ufundowane przez rosyjskiego cara.
To dzięki niemu w Litanii loretańskiej od 1908 znalazło się wezwanie: „Królowo Polski – módl się za nami”, a w 1923 pap. Pius XI zatwierdził święto Maryi Królowej Polski, obchodzone 3 maja. W listopadzie 1905 zwołał pierwszy na ziemiach polskich Kongres Mariański poświęcony Najświętszej Maryi Pannie. Za swą cześć dla Matki Bożej Częstochowskiej został konfratrem Zakonu Paulinów.
Zajmował się pomocą dla studentów, szkół ludowych, środowisk robotniczych, wspomagał materialnie ubogich. W czasie walk polsko-ukraińskich o Lwów w listopadzie 1918 stał na czele komitetu ratunkowego, który dostarczał żywność najbiedniejszym. Obaj arcybiskupi Kościoła katolickiego we Lwowie: łaciński abp Józef Bilczewski i greckokatolicki metropolita Andrzej Szeptycki nie tylko próbowali pośredniczyć w toczących się rokowaniach, ale pod wpływem nuncjusza apostolskiego Achillesa Rattiego odczytali 16 XI 1918 listy pasterskie, nawołujące wiernych do zaprzestania rozlewu krwi.
Został pochowany pośród ubogich na cmentarzu Janowskim, odprowadzany na miejsce wiecznego spoczynku przez tłumy przedstawicieli wszystkich środowisk Lwowa. Jego zabalsamowane serce przekazano do parafii św. Stanisława Biskupa w Lubaczowie, gdzie spoczęło obok ołtarza z relikwiami metropolity halickiego bł. Jakuba Strzemię. W 2001 urnę z sercem ofiarowano katedrze lwowskiej.
26 VI 2001 został beatyfikowany przez pap. Jana Pawła II podczas jego wizyty we Lwowie. Kanonizacja Józefa Bilczewskiego przez papieża Benedykta XVI odbyła się 23 X 2005 w Rzymie. 27 IX 2007 kardynał Marian Jaworski w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej, znajdującej się w podziemiach Bazyliki św. Piotra, poświęcił mozaikę ku czci św. Józefa Bilczewskiego.
W 1907 przyjął pallotynów do swojej archidiecezji (Antoniówka – pierwszy dom pallotyński na ziemiach polskich). Właśnie dzisiejszego dnia, 23 X 1907, Rada Generalna na swoim posiedzeniu podjęła decyzję przyjęcia Antoniówki.
W październiku 1907 ks. Alojzy Majewski i ks. Alojzy Hübner udali się z Krakowa do Lwowa, do abpa Józefa Bilczewskiego, który był znany z wielkiej gorliwości i dobroci. Arcybiskup przyjął ich z otwartymi rękami, przeczytał listy polecające i zadawał liczne pytania. Zaproponował im jedną z dwóch filii parafii Kochawina (w jednej z owych filii pracowali już Księża Salezjanie). Kochawina to miejscowość położona na południe od Żydaczowa i na północny-wschód od Stryja. Było tam znane na całą Polskę sanktuarium maryjne. Po kilku dniach księża pojechali do Kochawiny, oddalonej od Lwowa o przeszło dwie godziny jazdy koleją. Tam spotkali się z proboszczem kochawińskiej parafii, ks. prałatem Antonim Trzopińskim, który został już poinformowany o zamiarach pallotynów. 17 października obaj członkowie Stowarzyszenia opisali ks. generałowi Kugelmannowi dokładnie swoją podróż do Kochawiny, a następnie do Antoniówki, oddalonej od sanktuarium o jedną godzinę jazdy furmanką.
25 X 1907 – Ks. generał Max Kugelmann wysłał list do abpa lwowskiego Józefa Bilczewskiego, dziękując za przyjęcie do archidiecezji lwowskiej polskich pallotynów. W liście napisał, że przyjmuje ofiarowany dom w Antoniówce po to, aby członkowie Stowarzyszenia pracowali w nim szczególnie dla dobra Polaków. Do listu dołączył wiadomości o Stowarzyszeniu oraz jego Konstytucje.
11 XI 1907 – W Antoniówce, w parafii Kochawina, w zaborze austriackim, ks. Alojzy Majewski założył pierwszą placówkę pallotyńską na ziemiach polskich. W Antoniówce ks. Majewski rozpoczął organizowanie szkoły (1908-09), nowicjatu (od 1908 do 1913) i czasopisma “Królowa Apostołów” (1908). Dom podporządkowano bezpośrednio Zarządowi Generalnemu.
5 II 1908 – Arcybiskup lwowski Józef Bilczewski napisał list polecający dla czytelników czasopisma “Królowa Apostołów”.
11 XII 1908 – Abp lwowski Józef Bilczewski wydał list do wiernych swojej archidiecezji, w którym poinformował o nowym zgromadzeniu (pallotyni) oraz polecał im czasopismo “Królowa Apostołów”. Jeszcze w grudniu ks. Alojzy Majewski wydał odezwę pt. “Dom misyjny XX. Pallotynów założony dla misji wśród Polaków wychodźców”, która została dołączona do polskich gazet w nakładzie 80 tys. egzemplarzy.
opracował ks.Tylus Stanislaw SAC
*********************
***
Uroczystości odpustowe ku czci św. abp. Józefa Bilczewskiego
„Józef Bilczewski powinien być dla współczesnych wzorem zaangażowania w sprawy społeczne” – uważa ks. Sławomir Rozner, który głosił kazania 23 października 2019 r. w wilamowickim sanktuarium św. abp. Józefa Bilczewskiego podczas obchodów liturgicznego wspomnienia metropolity lwowskiego. Pochodzący z Wilamowic proboszcz parafii pw. św. Rafała Kalinowskiego w Dąbrowie Górniczej przyznał w rozmowie, że społeczna nauka Kościoła była dla świętego bardzo ważna.
Ks. Rozner przypomniał, że abp Bilczewski był w 1903 r. autorem znakomitego listu pasterskiego nawiązującego do encykliki Leona XIII „Rerum novarum”. „Nikt nie napisał takiego odważnego listu o sprawie społecznej, o braniu w obronę pracowników, robotników, o kwestii odpowiedzialności pracodawców oraz przedsiębiorców” – stwierdził były kapelan i sekretarz biskupa sosnowieckiego Adama Śmigielskiego SDB.
Jak zauważył kapłan, arcybiskup poruszał kwestie społeczne i wskazywał na konkretną odpowiedź, jaką niesie wobec niesprawiedliwości społecznej Ewangelia i chrześcijaństwo. „Dziś tych spraw nikt nie porusza z taką otwartością i odwagą. Szkoda” – zaznaczył 53-letni duchowny, zwracając jednocześnie uwagę na to, że abp Bilczewski mono akcentował swą polskość.
„W Wilamowicach ten święty cieszy się kultem, ma tu swoje stałe miejsce w sercach wiernych” – dodał.
Istniejące od siedmiu lat wilamowickie sanktuarium św. abp. Józefa Bilczewskiego to jedyne w Polsce i na świecie takie miejsce, w którym rozwija się kult najznamienitszego rodaka w historii tej podbeskidzkiej miejscowości.
Kustosz sanktuarium ks. prałat Stanisław Morawa podkreślił, że u św. abp. Józefa Bilczewskiego modlą się szczególnie ludzie ciężko chorzy szukający wsparcia. Prośby swe zanoszą podczas wtorkowych nabożeństw ku czci świętego, które od prawie dwóch lat odbywają się w wilamowickiej świątyni.
„Odpust ku czci św. Józefa Bilczewskiego przypada w miesiącu maryjnym – październiku. Ten święty był wielkim czcicielem Maryi, a nie wszyscy zdają sobie sprawę z jego działań, jeśli chodzi o kult maryjny” – podkreślił.
Główne uroczystości odpustowe odbyły się wieczorem. Po Eucharystii w kościele uczestnicy przeszli na rynek miasta. Pod pomnikiem arcybiskupa Bilczewskiego złożyli kwiaty i uczcili relikwie świętego.
Przed południem w świątyni pojawiły się dzieci, uczniowie oraz młodzież z placówek noszących imię św. Józefa Bilczewskiego. Roztrzygnięto okolicznościowe konkursy związane z sylwetką patrona Wilamowic. Rozdano nagrody.
Józef Bilczewski urodził się 26 kwietnia 1860 r. w Wilamowicach. Po ukończeniu podstawówki w rodzinnej miejscowości, a potem w Kętach, uczęszczał do gimnazjum w Wadowicach, gdzie zdał maturę w czerwcu 1880 r.
Zamiast medycyny wybrał krakowskie seminarium duchowne i czteroletnie studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. 6 lipca 1884 r. został wyświęcony na kapłana w Krakowie przez kard. Albina Dunajewskiego. Studiował w Wiedniu, Rzymie oraz Paryżu.
Po powrocie ze studiów w latach 1888-1890 był wikariuszem w Kętach. Pracował też w Krakowie jako wikary. W 1891 r. został profesorem teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, piastując przez pewien okres funkcję dziekana fakultetu teologicznego, a także rektora Uniwersytetu. 17 grudnia 1900 r. papież Leon XIII mianował go arcybiskupem lwowskim obrządku łacińskiego.
Arcybiskup zmarł 20 marca 1923 r. Jego zabalsamowane serce umieszczono w kaplicy bł. Jakuba w bazylice katedralnej we Lwowie, a zwłoki, zgodnie z życzeniem, zostały złożone w grobie na cmentarzu Janowskim, gdzie grzebano ubogich.
Beatyfikował go w 2001 r. Jan Paweł II. Kanonizacji dokonał 23 października 2005 r. w Rzymie Benedykt XVI. Datę kanonizacji wyznaczył jeszcze Jan Paweł II, który podobnie jak przyszły metropolita lwowski był wychowankiem wadowickiego gimnazjum.
23 października 2019, Robert Karp
MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00
przed Mszą świętą – godzinna adoracja przed Najświętszym sakramentem
***
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
Antyfona na wejście
Będę szukał moich owiec i ustanowię nad nimi pasterza, który je będzie prowadził. Ja, Pan, będę ich Bogiem.
Kolekta
Boże, Ty obdarzyłeś świętego Józefa Bilczewskiego, biskupa, apostolską gorliwością i czcią
wobec tajemnicy Eucharystii, spraw, prosimy,
przez jego wstawiennictwo, abyśmy obficie karmili się Chlebem życia i radowali zadatkiem wieczności. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 4,1-6
Bracia: Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani w jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
Oto słowo Boże.
Psalm 24
R/ Oto lud wierny, szukający Boga.
Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia,
świat i jego mieszkańcy.
Albowiem On go na morzach osadził
i utwierdził ponad rzekami. R/
Kto wstąpi na górę Pana,
kto stanie w Jego świętym miejscu?
Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca,
który nie skłonił swej duszy ku marnościom. R/
On otrzyma błogosławieństwo od Pana
i zapłatę od Boga, swego Zbawcy.
Oto pokolenie tych, którzy Go szukają,
którzy szukają oblicza Boga Jakuba. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,54-59
Jezus mówił do tłumów: „Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: «Deszcz idzie». I tak bywa. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: «Będzie upał». I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?
Gdy idziesz do urzędu ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie pociągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia. Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, póki nie oddasz ostatniego pieniążka”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, dary złożone na cześć świętych świadczą o Twojej potędze i chwale,
pokornie Cię prosimy, aby wyjednały nam zbawienie.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech przyjęty Najświętszy Sakrament przygotuje nas do wiecznej radości, na którą
święty Józef Bilczewski zasłużył jako wierny szafarz sakramentów. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**************************************************************************************************************
Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym.
„Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).
***************
Ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi
Wyrozumiały Ojciec niebieski wysłuchał modlitwy. Wczoraj przedstawiciel rządu oświadczył mi, że zmienia się warunki mojej „izolacji”; zamieszkam w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy, bez prawa wydalania się i sprawowania obowiązków biskupich. – Wszystko jest łaską. – Przypominam sobie, że od wielu miesięcy modliliśmy się o to, by łaska wolności, gdy przyjdzie, miała miejsce w dzień Najświętszej Maryi Dziewicy lub w Jej miesiącu. Byliśmy gotowi pozostać w więzieniu dłużej, byleby tylko mieć ten znak mocy Dziewicy Wspomożycielki, byleby tylko wyjść ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi. – I stało się! Bo chociaż nie idę na wolność całkowitą, to jednak rozluźnienie więzów moich ma miejsce właśnie w dzień Sanctae Mariae in Sabbato i to w maryjnym miesiącu różańcowym, w przeddzień uroczystości Chrystusa Króla. Zwiastowanie tej łaski otrzymałem w uroczystość świętych Szymona i Tadeusza, w dniu piątkowym, podobnie jak zwiastowanie łaski więzienia otrzymałem w dniu piątkowym. Pierwszy dzień łaski więzienia był w sobotnim dniu Maryi i pierwszy dzień łaski ulgi jest również w Jej dniu.
Bóg jest wyrozumiały na prośby ludzkie, na wrażliwe serce człowieka, który tak pragnie znaków Bożych na swoim życiu. Pamiętam prośbę zaniesioną do wiernych u Świętej Anny w dniu aresztowania: Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. I ta prośba jest spełniona, bo właśnie pomoc przychodzi w ostatnich dniach miesiąca różańcowego. O ileż łatwiej jest czekać na dalsze łaski, gdy dobry Bóg okazał swoją wyrozumiałość na dziecięce prośby nasze.
sługa Boży kard. Stefan Wyszyński
Kard. Stefan Wyszyński († 1981), prymas Polski. (Prudnik, 29.10.1955, w: „Z głębi duszy. Kalendarzyk łaski”, Soli Deo, Warszawa 2019).
**************************************************************************************************************
Grzechy zaniedbania w modlitwie
Często zapominamy zupełnie, że modlitwa powinna być przede wszystkim aktem uwielbienia. Nie rozumiemy, że potrzeba, aby się święciło Imię Boże, by przyszło Królestwo Jego i stała się Jego wola, zanim nam Bóg udzieli chleba powszedniego.
Naprzykrzamy się Bogu swoimi kłopotami, nie interesując się specjalnie Jego sprawami. Wzywamy Go na modłę pogan, jedynie dla uproszenia sobie pomyślnego obrotu w jakichś trudnościach lub uzdrowienia w chorobie. Wzywamy Go zwłaszcza wtedy, gdy wyczerpawszy już wszelkie ludzkie środki uważamy pośrednictwo nadprzyrodzone za ostatni atut w grze – ostatnią stawkę do przegrania.
Nie łączymy się z całym stworzeniem Boga, aby Go wielbić za ranki i wieczory, za szron i chmury, i rosę, i mgłę, za burze i góry, za niziny i morza, za ptaki niebieskie i zwierzęta polne, i ryby oceanu.
Przechodzimy obojętnie obok wszystkich tych ołtarzy i hymnów dziękczynnych, starzejemy się pośród nich z duszą ślepą i głuchą, a w ogólnym hołdzie wszechświata jeden tylko człowiek – kapłan stworzenia – często nie bierze żadnego udziału.
Nie łączymy się z całą ludzkością w celu wielbienia Boga. Słowa modlitwy Pańskiej wymawiamy bezmyślnie samymi tylko wargami. Nie rozumiemy, że jeśli Bóg jest wspólnym naszym Ojcem, winniśmy Go też wspólnie uwielbiać za dobroć, którą nas wszystkich ogarnia. W modlitwach naszych nie składamy Mu hołdu za wszystkie dobrodziejstwa, którymi obsypał ludzkość od pierwszych chwil jej istnienia. Nie wielbimy Go za raj, za przebaczenie udzielone w dniu upadku, za patriarchów i proroków, za obietnicę Odkupienia i jej ziszczenie przez Syna Jego, Jezusa Chrystusa, za apostołów i męczenników, za święte dziewice i wszystkich wyznawców Jego Kościoła, troistego a jedynego jak On sam, Kościoła triumfującego, cierpiącego i walczącego w jednej wierze i jednym chrzcie świętym.
Jeśli zatem pierwsze słowa modlitwy Pańskiej – Ojcze nasz – nie wywołują w naszych sercach całego szeregu tych uczuć, są one tylko pustym dźwiękiem na ustach naszych.
Nie zwracamy też uwagi na głos liturgii, przemawiający do naszej wrażliwości i wyobraźni, aby dopomóc naszym duszom do wielbienia Boga. Nie zgłębiamy znaczenia okresów roku liturgicznego, ani barwy szat, ani obrzędów. Nie staramy się poznać sztuki ani poezji kościelnej, które by nam tak bardzo mogły ułatwić radosne wzniesienie duszy ku Stwórcy i Ojcu w łączności z całą przyrodą i z ludzkością całą.
Nie znamy modlitw Mszy św. i nie zadajemy sobie trudu, aby je poznać. Zamiast w niej uczestniczyć zadowalniamy się bierną tylko obecnością w czasie jej odprawiania. Podczas gdy Zbawiciel przelewa na ołtarzu swą Krew Przenajświętszą, przesuwamy mechanicznie ziarnka różańca lub przerzucamy kartki pierwszej lepszej książeczki do nabożeństwa, nie zwracając uwagi na niepojętą tajemnicę, która się za nas na ołtarzu dokonywa. Modlimy się w czasie Mszy św. i zamawiamy ją tylko na intencję osobistych potrzeb, zapominając, że święta ta Ofiara jako odnowienie Ofiary Kalwaryjskiej ma przede wszystkim charakter ogólny i powszechny.
Poza tym wszelkie znane nam modlitwy, wyrażające uwielbienie, skruchę i dziękczynienie odmawiamy prawie wyłącznie w celu uproszenia sobie darów i łask. Jesteśmy przekonani, że odmówienie pewnej ilości Pozdrowień Anielskich ma w pierwszym rzędzie na celu – nie uczczenie Przenajświętszej Dziewicy, lecz głównie pomyślny wynik jakiegoś egzaminu, procesu czy operacji.
Nie poddajemy się działaniu myśli i uczuć, natchnionych przez Ducha Świętego, uświęconych przez Kościół i przesiąkniętych poprzez wszystkie wieki i na każdym miejscu żarem miłości i utęsknienia ludzkiego. Myślimy o Bogu w terminach chłodnej filozofii lub taniego sentymentalizmu, zdobywając się zaledwie tu i ówdzie na jakiś mizerny, czysto osobisty poryw, Odnosimy się do Niego w sposób wyszukanie lub naiwnie indywidualny, modernistyczny lub przestarzały, W każdym razie w tych nawet chwilach, kiedy się nam zdaje, że wielbimy Boga, myśli nasze i uczucia skierowane są przede wszystkim na nas samych i na nasze potrzeby.
Słowem – nie rozumiemy często modlitwy uwielbienia lub rozumiemy ją źle.
Jakub Debout, Grzechy zaniedbania, Warszawa 1939/PCh24.pl
**************************************************************************************************************
Statystyki watykańskie: Europa ma najwięcej księży i zakonników
fot. Luis Ángel Espinosa / Cathopic
****
Przeciętnie jeden ksiądz katolicki na świecie musi sprawować opiekę nad około 3 210 katolikami, a jeden ksiądz przypada na 14 638 osób niezależnie od wyznania. Wynika to ze statystyki opublikowanej przez Watykan w związku z obchodzonym 18 października Światowym Dniem Misyjnym.
Według stanu na 31 grudnia 2018 roku na świecie żyje 1,329 miliarda katolików, co stanowi 17,7 procent ogółu liczącej 7,496 miliardów ludności świata.
Wśród pracowników duszpasterskich Kościoła katolickiego na świecie jest 414 000 księży, 47 500 stałych diakonów, 641 660 sióstr zakonnych i 50 941 braci zakonnych. Rocznik statystyczny Kościoła zalicza do tej grupy także 376 188 świeckich misjonarzy i katechistów. Jak zwrócono uwagę, w odróżnieniu od innych grup, liczba stałych diakonów i świeckich misjonarzy systematycznie rośnie.
Na koniec 2018 roku na świecie było 5377 biskupów katolickich, 12 mniej niż rok wcześniej. Liczby księży, zakonników i katechistów zmniejszyły się zwłaszcza w Ameryce Płn. i Europie, wzrosły natomiast w Afryce i Azji. Ten trend utrzymuje się od kilku lat.
Najwięcej katolików żyje w Ameryce (642 mln), następnie w Europie (286 mln) i Afryce (243 mln). Natomiast najwięcej księży ma Europa (170 936). W Ameryce Północnej i Południowej ich liczba wynosi tylko 122 383, w Azji 68 265, a w Afryce 47 812.
Europa ma też najwięcej sióstr zakonnych (224 246), w Azji jest ich 174 165, a w Ameryce 160 032. Braci zakonnych bez święceń kapłańskich jest w Europie 14 274, nieco mniej, bo 14 125 w Ameryce.
Najwięcej stałych diakonów (31 106) działa na kontynencie amerykańskim, głównie w USA, a następnie w Europie (15 090). W Afryce, Azji i Oceanii jest ich tylko od 350 do 480.
19 października 2020/Watykan/Kai.pl
**************************************************************************************************************
sobota – 24 października 2020
wspomnienie świętego Antoniego Marii Clareta, biskupa
Antoni pochodził spod Barcelony, urodził się 23 grudnia 1807 r. Na chrzcie, który miał miejsce w samo Boże Narodzenie, otrzymał imiona Antoni, Jan, Adiutor. Kiedy miał 11 lat, rozpoczął naukę w szkole średniej, humanistycznej. Musiał jednak przerwać naukę i pomagać ojcu w tkactwie. W 18. roku życia udał się do Barcelony, by tam doskonalić się w swoim zawodzie. Zapoznał się równocześnie ze sztuką drukarską, a w wolnym czasie uczył się języka łacińskiego i francuskiego. Uczestniczył też w strajku robotników, licho wynagradzanych za pracę w prymitywnych warunkach. Przeżył także kryzys duchowy, ale przeszedł go zwycięsko. W latach 1827-1829 zrobił błyskotliwą karierę zawodową w przemyśle tekstylnym Barcelony i uzbierał niemałą fortunę, grając na loterii. Doświadczenie zdrady przez wspólnika zaślepionego nieumiarkowaną żądzą zysku przyczyniło się do głębokiego nawrócenia Antoniego. Od dawna pragnął oddać się na służbę Bożą. Wstąpił więc do wyższego seminarium duchownego diecezji Vich (1829), po którego ukończeniu otrzymał święcenia kapłańskie (1835). Przez kilka lat był proboszczem w Sallent, a potem w Villadram. Czuł jednak, że inne jest jego powołanie. Paliła go chęć oddania się pracy misyjnej. Dlatego za zezwoleniem biskupa udał się do Rzymu, by ofiarować swoje kapłańskie usługi Kongregacji Rozpowszechniania Wiary na misjach wśród niewiernych (1838). Odbył rekolekcje w domu jezuitów. Przełożony poradził mu, by wstąpił do jego zakonu, gdzie będzie mógł łatwiej wypełnić swoje pragnienia misyjne. Wstąpił więc do nowicjatu tegoż zakonu w Roothan. Ciężka choroba zmusiła go jednak do opuszczenia nowicjatu i powrotu w rodzinne strony. Udał się do swojego biskupa, który mianował go misjonarzem diecezjalnym dla głoszenia nauk z okazji odpustów, rekolekcji czy misji. W latach 1840-1848 Antoni przebiegł całą Katalonię. W roku 1847 założył w Barcelonie istniejącą do dziś drukarnię i wydawnictwo katolickie. W tym samym roku założył nową rodzinę zakonną Serca Maryi z Vich. Założył także stowarzyszenie Pań Serca Maryi, które miało za cel nieść pomoc kapłanom w duszpasterstwie ze strony ludzi świeckich. Założył także stowarzyszenie dobrej prasy. Dał wreszcie początek instytutowi zakonnemu “Córek Niepokalanego Serca Maryi”. W tym także czasie wydał wiele broszur, poświęconych podniesieniu życia religijnego wśród ludzi świeckich. Uważa się go za prekursora instytutów świeckich, które zostały uznane przez papieża Piusa XII dopiero sto lat później (1947). 23 lutego 1848 r. udał się na Wyspy Kanaryjskie z kazaniami i misjami. Po powrocie stamtąd założył w roku 1849 Zgromadzenie Misjonarzy Niepokalanego Serca Maryi, zwanych popularnie klaretynami. Stolica Święta, słysząc o owocach pracy apostolskiej Antoniego, mianowała go w 1847 r. biskupem. Miał wtedy 40 lat. W dwa lata potem został arcybiskupem Santiago di Cuba. W 1850 r. z rąk królowej Hiszpanii otrzymał paliusz metropolity Kuby, jak też odznaczenie Wielkiego Krzyża. Na skutek miejscowych intryg ta rozległa archidiecezja nie miała pasterza od 14 lat. Antoni zabrał się do pracy z wrodzoną sobie energią. W ciągu 6 lat aż 3 razy zwizytował swoją archidiecezję, by na miejscu zorientować się o potrzebach poszczególnych parafii i im zaradzić. Nakazał wszędzie przeprowadzić misje. Przywrócił dyscyplinę wśród duchowieństwa, zreformował seminarium, osobiście prowadził misje w co najmniej 150 miejscowościach, założył 53 nowe parafie i wygłosił ok. 11 tysięcy kazań. Dzięki jego pracy misyjnej ok. 300 tysięcy Kubańczyków zostało bierzmowanych, a ponad 9 tysięcy par żyjących bez ślubu stało się sakramentalnymi małżeństwami (inne źródła podają, że par tych było aż 30 tysięcy). Założył Bractwo Nauki Chrześcijańskiej (1851), gdyż ignorancja religijna była zastraszająca. Kiedy w 1852 r. Kubę nawiedziła epidemia, biskup Antoni codziennie nawiedzał szpitale, rozdawał żywność, mobilizował ludzi dobrej woli do pomocy. W tej sprawie wydał dwa listy pasterskie: jeden do swoich wiernych, drugi do kleru (1853). Założył bank, który w każdej parafii miał nieść pomoc finansową wiernym (1854). Z okazji ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi wydał piękny list pasterski i ustanowił Instytut Apostolski Matki Bożej Niepokalanej do Nauczania Prawd Wiary (1854). Tak gorliwa praca przeszkadzała miejscowym liberałom i masonerii. Cztery razy dokonywano zamachów na jego życie. Spalono mu dom. W roku 1856 został raniony przez człowieka, którego konkubinę nawrócił. Rozpoczęto tak gwałtowną kampanię przeciwko Antoniemu, że rząd hiszpański musiał się ugiąć i odwołać go z Kuby (1857). Antoni wrócił więc do Hiszpanii. Królowa Izabela II powołała go na swojego osobistego spowiednika. Dzięki jej poparciu założył wśród kapłanów Konferencje św. Wincentego a Paulo dla wspierania ubogich, głosił nadal niestrudzenie misje, popierał katolicką prasę i założył Akademię św. Michała Archanioła, skupiającą artystów. Królowa mianowała go nadto prezydentem królewskiego klasztoru w Escorial i protektorem szpitala w Montserrat. Z królową objeżdżał kraj, głosząc kazania i zakładając bractwa: matek katolickich, bibliotek popularnych itp. Był wychowawcą dzieci królewskich. Kiedy w 1868 r. wybuchła w Hiszpanii rewolucja, królowa musiała schronić się do Francji. Antoni udał się wraz z nią do Pau i Paryża. W tym samym roku pojechał do Rzymu, gdzie wziął udział w złotym jubileuszu kapłaństwa Piusa IX, a zaraz potem – w Soborze Watykańskim I, na którym zdecydowanie bronił dogmatu o nieomylności papieża. W roku 1870 musiał jednak opuścić Rzym, gdyż zapadł ciężko na zdrowiu. Udał się więc do Francji, gdzie byli jego synowie duchowni, wypędzeni wraz z nim z Hiszpanii. Kiedy tylko poczuł się lepiej, zdecydował się wrócić do Rzymu, ale zmarł w drodze rażony apopleksją 24 października 1870 r. Ponieważ Antoni Maria Klaret zostawił po sobie wiele dzieł, jego proces beatyfikacyjny trwał długo; dopiero w roku 1934 Pius XI wyniósł go do chwały błogosławionych, a Pius XII w Roku Świętym 1950 – do grona świętych. Antoni zostawił po sobie ponad 200 pism religijnych, które wydrukował w łącznym nakładzie ok. 9 milionów egzemplarzy. Samych katechizmów wydał drukiem ok. 4 milionów egzemplarzy. Słynny katechizm Camino recto (pierwsze wydanie 1843), który ozdobił własnoręcznymi ilustracjami, stał się prekursorem współczesnych katechizmów dla dzieci, które dziś trudno sobie wyobrazić bez obrazków. W ikonografii św. Antoni Maria Claret przedstawiany jest w stroju biskupa z regułą zakonu klaretynów w ręku. Jego atrybutem jest medalion na szyi, krzyż na kufrze podróżnym. Jest patronem misjonarzy klaretynów, klaretyńskich studentów, diecezji na Wyspach Kanaryjskich oraz kupców tekstylnych, tkaczy, prasy katolickiej oraz osób oszczędzających. |
**************************************************************************************************************
FATIMA TRWA
rozmowa z ks. Dominikiem Chmielewskim SDB – cz. 1
O wydarzeniach jakie miały miejsce 103 lata temu w portugalskiej miejscowości Fatima oraz o orędziu Maryi Matki Bożej do całego świata mówi ks. dr Dominik Chmielewski SDB – rekolekcjonista oraz założyciel wspólnoty “Wojownicy Maryi” z Jakubem Jóźwiakiem.
***
Jakub Jóźwiak: Niebawem, bo 13 października, będzie przypadała kolejna już, 103. rocznica zakończenia objawień Maryi w Fatimie. To jest jedno z najważniejszych i bardziej znanych objawień Matki Bożej w dziejach ludzkości. Rodzi się przy tym pytanie, co Maryja chciała nam przekazać?
Ks. Dominik Chmielewski SDB: Matka Boża przyszła i chciała nam przekazać na początku to wielkie zapytanie: “Czy my jesteśmy gotowi na życie wieczne? Czy nie straciliśmy wiary w Boga? Czy zdajemy sobie sprawę, że celem naszego życia jest niebo?”. Ale możemy do niego nie trafić, ponieważ bardzo wiele ludzi idzie do piekła. Wstrząsające doświadczenia np. Marii das Neves, koleżanki dzieci z Fatimy, które pytają Matkę Bożą czy ich koleżanka jest zbawiona. Okazuje się, że Matka Boża odpowiada im, że ich koleżanka jest w czyśćcu i tam pozostanie aż do końca świata. To jest szokujące – kilkunastoletnia dziewczyna – więc Matka Boża przychodzi i pokazuje nam z całą miłością, ale też z całą powagą rzeczy ostateczne. Pokazuje dzieciom piekło, pokazuje dramatyczny scenariusz który rozgrywa się w Kościele na świecie, który jeśli nie zostanie powstrzymany pokutą, modlitwą i umartwieniem, będzie wręcz scenariuszem końca świata zarówno dla Kościoła, jak i dla całego świata. To objawienie jest niezwykle złożone i wieloaspektowe. Ale ostatecznie zakończenie tego dramatycznego scenariusza będzie Triumfem Niepokalanego Serca Maryi i Jej zwycięstwem nad rozszalałym złem.
J.J: Pierwsza tajemnica fatimska wiąże się z wizją piekła pełnego dusz cierpiących. Czy to nie jest kolejny dowód obalający dość popularną teorię o tzw. pustym piekle?
ks. D. Ch: Tak. Na pewno ludzie XX. wieku stracili poczucie grzechu w związku z tym wyśmiewają się z piekła jako miejsca które jest ostatecznym przeznaczeniem tych, którzy nie przyjęli Bożego Miłosierdzia. Siostra Faustyna, która była też przez Jezusa zabrana do piekła powiedziała: “Zobaczyłam, iż w piekle jest najwięcej osób, które w piekło nie wierzyło”. To jest zatem też wielka pedagogia i wielkie pragnienie Matki Bożej aby rzeczy ostateczne, o których tak mało dzisiaj mówimy w Kościele, wszystko na nowo pokazać ludziom jako trzy możliwości celu ostatecznego naszego życia i że nasze życie idzie w tym kierunku, nasze wybory zmierzają ku Niebu, ku piekłu lub karze czyśćca, które jest oczyszczeniem, Bożym Miłosierdziem aby wstąpić do Nieba. Św. Hiacynta z Fatimy powtarzała, że gdyby ludzie wiedzieli czym jest wieczność, uczyniliby wszystko, żeby zmienić swoje życie.”.
J.J.: W drugiej tajemnicy natomiast Maryja prosi dzieci, aby rozpowszechnić na cały świat nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca. Tu rodzi się pytanie, ponieważ protestanci zarzucają katolikom, że uczynili z Maryi drugiego “bożka”. Zatem można stwierdzić, że katolicy, w rozumieniu protestantów, uprawiają politeizm, ponieważ skoro wierzymy w Boga, to powinniśmy się do Niego modlić a nie przez pośrednictwo Maryi.
ks. D. Ch: Niewątpliwie Fatima jest dla katolików czymś oczywistym. Maryja, Jej same imię, które nadaje Jej Bóg a objawia je Archanioł Gabriel w zwiastowaniu “κεχαριτωμένη” (wym. kecharitomene) oznacza “pełna łask”. Zatem Bóg chce abyśmy przez Maryję otrzymywali każdą łaskę. Mówi nam o tym również antyfona w wezwaniu Liturgii Godzin na święto Matki Bożej Łaskawej, że Bóg chce, aby wszystkie łaski przechodziły do ludzi przez Maryję. To nie jest wykwit mariologii maksymalistycznej jak chcieliby niektórzy ekumeniści, ale to jest teologia Kościoła Katolickiego zawarta w Liturgii Godzin, tam nie ma błędów teologicznych. To znaczy, że źródłem wszelkich łask jest Bóg, natomiast Maryja ma jakby matczyną i królewską władzę nad każdą z Bożych łask, jako że jest Pełna Łaski rozdając je nam. Zatem Bóg – jako źródło łaski – chce, aby wszelkie łaski przechodziły właśnie przez Maryję dla nas. Fatima bardzo mocno to podkreśla. Nawet dzieci, które widzą Maryję, rozpościerająca swoje dłonie i w Niej widzą niebo, widzą różnego rodzaju wydarzenia, które będą się dziać. Z Jej dłoni płyną łaski dla świata, dzieci są ogarnięte Bożym światłem i Bożą mocą płynącą z Jej dłoni. To Ona przekazuje dzieciom Boga. To jest wielkie podkreślenie tego, kim jest Matka Boża, ponieważ wielkimi krokami będzie zbliżał się Sobór Watykański II a potem jego interpretacje, które “storpedują” rolę Matki Bożej w życiu Kościoła Katolickiego, cały Zachód po SW II odejdzie od Matki Bożej, jako Tej, przez którą Bóg chce nam dawać wszelkie łaski. Sytuacje, które były bardzo częste na Zachodzie: wynoszenie z kościołów figurek, obrazów Matki Bożej, wrzucanie ich do magazynów, rozbijanie lub sprzedawanie wszystkich dewocjonaliów związanych z Maryją. Zachodni Kościół w jakiś szokujący sposób zinterpretował SW II i odrzucił Maryję i równocześnie widzimy co się stało z Kościołem na Zachodzie – został zrujnowany przez szatana. Fatima jest tym proroczym głosem “nie róbcie tego”. Ona sama powiedziała: “Bóg przygotował ratunek dla świata w moim Niepokalanym Sercu” i to brzmi tak, jakby poza Jej Niepokalanym Sercem nie było ratunku dla świata, zatem Fatima będzie o tyle zrozumiała o ile przyjmiemy raz jeszcze, że Bóg chce nam dawać wszelkie łaski przez Maryję i w ostateczności przygotował ratunek dla świata w Jej Niepokalanym Sercu, dla każdego z nas i dla Kościoła.
J.J.: Rodzi się kolejne pytanie, ponieważ Maryja w Fatimie wzywa do codziennego odmawiania Różańca Świętego w intencji pokoju na świecie, jak i też nawrócenia grzeszników, szczególnie tych zatwardziałych. Czy zatem na podstawie Fatimy wyrosło nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca, które zdaje się jest coraz częściej praktykowane w Polsce?
ks. D. Ch: Druga tajemnica fatimska wiąże się z objawieniem nowego nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi. Ono składa się z dwóch bardzo ważnych punktów. Pierwszy to zwrócenie się do papieża, aby w łączności ze wszystkimi biskupami poświęcił Niepokalanemu Sercu Maryi cały świat ze specjalnym wspomnieniem Rosji, która zostaje wymieniona dosłownie z nazwy – tak Matka Boża prosiła. Natomiast drugim punktem to odpowiedź na pytanie: “Dlaczego nowe?”. Ponieważ ono jest związane z intencją wynagradzającą. Otóż siostra Łucja słyszy od Jezusa, że jednymi z najbardziej obrażających grzechami Boga, są grzechy przeciwko Jego Matce. Jezus sam powiedział: “Córko Moja, chodzi o pięć rodzajów zniewag, którymi obraża się Niepokalane Serce Maryi”. Są to: obelgi przeciwko niepokalanemu poczęciu, przeciw Jej dziewictwu, przeciw Jej bożemu macierzyństwu. Są to też obelgi, przez które usiłuje się wpoić w serce dzieci obojętność, wzgarda wręcz nienawiść wobec Nieskalanej Matki oraz bluźnierstwa które znieważają Maryję w Jej świętych wizerunkach. Widzimy więc, że istotą tego nowego nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi jest wynagrodzenie Panu Bogu i Matce Bożej za grzechy przeciwko Niej uczynione.
Pokuta, pokuta, POKUTA! –
Rozmowa z ks. Dominikiem Chmielewskim SDB cz. 2
O przesłaniu trzeciej tajemnicy fatimskiej, o znaczeniu pokuty i o autentyczności objawień w Fatimie mówi ks. dr Dominik Chmielewski SDB, rekolekcjonista i założyciel wspólnoty “Wojownicy Maryi” w rozmowie z Jakubem Jóźwiakiem.
Jakub Jóźwiak: Proszę Księdza, omówiliśmy już dwie tajemnice, została nam ostania, która budzi najwięcej kontrowersji i emocji. Jak to opisała s. Łucja: Biskup w bieli, zapewne chodzi o Ojca Świętego, podąża osamotniony drogą na wzgórze, być może chodziło o Kalwarię, koło niego rzesza zamordowanych chrześcijan. Kiedy dochodzi do Krzyża na tym wzgórzu, zostaje zabity przez jeźdźca z łukiem. Jak należy to interpretować?
Ks. Dominik Chmielewski: Wpierw musimy uświadomić sobie okoliczności spisania trzeciej tajemnicy fatimskiej. Łucja nie od razu zaczęła pisać tę tajemnicę. Próbowała kilka razy do niej podejść, ale jakieś siły wewnętrzne nie pozwalały jej spisać. S. Łucja z resztą 3 stycznia 1944 r. sama spisuje okoliczności spisania owej tajemnicy. Pisze tak: “Uklękłam przy łóżku, którego czasami używam jako stół do pisania i kolejny raz ponowiłam próbę i znów nic nie wyszło. To co wywierało we mnie największe wrażenie to fakt, że w tej samej chwili, zupełnie bez żadnych problemów pisałam inne rzeczy. Poprosiłam wtedy Matkę Bożą, by ukazała mi wolę Boga. Udałam się do kaplicy, była 4 po południu, czyli godzina, w której przywykłam odwiedzać Najświętszy Sakrament, gdyż wtedy jest On najbardziej samotny. Nie wiem, dlaczego, ale wolę spotykać się +sam na sam+ z Jezusem w tabernakulum. Uklękłam na środku, przy stopniu stołu Komunii i poprosiłam Jezusa, by udzielił mi poznania Jego woli […]. Wtedy poczułam, że jakaś przyjacielska dłoń, czuła i matczyna, dotyka mojego ramienia. Podnoszę wzrok i widzę kochaną Matkę z nieba. I Matka Boża mówi +Nie bój się. Bóg chciał wypróbować twoje posłuszeństwo, wiarę i pokorę, i napisz co ci każą, jednak nie to co jest ci dane jako zrozumienie znaczenia. Po napisaniu włóż go do koperty, zamknij ją, zalakuj i napisz na wierzchu, że może zostać otworzona dopiero w 1960 r. przez ks. kard. patriarchę Lizbony (…)+. I teraz Łucja, zanim zacznie pisać, ma widzenie, które opisuje w ten sposób: +Poczułam ducha wylanego przez tajemnicze Światło, którym jest Bóg i w Nim ujrzałam i usłyszałam: grot włóczni jako strzelający płomień, który trafia w oś Ziemi. Ziemia się trzęsie: góry, miasta, wioski i osiedla wraz z mieszkańcami zostają pogrzebane. Morze, rzeki i chmury wychodzą ze swych brzegów, rozlewając się, zalewając i porywając w wir domy i ludzi w ilości nieprzeliczonej, to jest oczyszczenie świata z grzechu, w którym jest zanurzony. Nienawiść, ambicja prowadzą do niszczycielskiej wojny! Potem odczułam w przyśpieszonym biciu serca i w moim duchu delikatnego echa, który mówił: +Jedna tylko wiara, jeden tylko chrzest, jeden tylko Kościół: święty, katolicki, apostolski a w wieczności niebo!+. To słowo +niebo+ napełniło moją duszę pokojem i szczęściem do tego stopnia, że niemal bezwiednie przez długi czas powtarzałam +niebo+. Kiedy minęła ta największa przerodzona siła, poszłam to pisać i napisałam bez trudu”. To jest bardzo ważne: ta wizja otwiera pisanie trzeciej tajemnicy fatimskiej. Sama Łucja mówi w szczegółach, że wiąże się z tajemnicą w odniesieniu do niezmiernego światła jakim jest Bóg. (…) Ta wizja to bardzo ważny wstęp. Musimy sobie uświadomić, że ta trzecia odsłona tajemnicy jest scenariuszem w momencie, w którym ludzie nie odpowiedzą na wezwania Matki Bożej do nawrócenia, pokuty, rozszerzenia nabożeństwa do Jej Niepokalanego Serca na całym świecie. Matka Boża powiedziała, że jeśli świat się nie nawróci, przyjdzie jeszcze straszniejsza wojna niż IWŚ. I faktycznie, 22 lata później rozpoczyna się IIWŚ. Matka Boża mówi, że jeśli świat się nie nawróci, jeśli Rosja nie zostanie Jej poświęcona to rozszerzy swoje błędy. Ojciec Święty będzie bardzo cierpiał, Kościół będzie prześladowany. Trzecia tajemnica fatimska pokazuje scenariusz tego co się wydarzy, jeśli Kościół i świat nie odpowie na wspomniane wezwania Matki Bożej. Z perspektywy czasu widzimy, że nie nastąpiła ogólnoświatowa pokuta, w Kościele po Soborze Watykańskim II co raz mniej mówi się o pokucie, chociaż Matka Boża i Anioł wzywają w Fatimie po trzykroć +pokuta, pokuta, pokuta!+. Nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi nie zostało rozpropagowane w całym Kościele – raptem tylko trzy episkopaty oficjalnie je zaaprobowały. Rosja – czy została imiennie poświęcona? Nigdy nie została poświęcona imiennie przez papieża wraz ze wszystkimi biskupami. Do dzisiaj trwa spór czy Matka Boża przyjęła to poświęcenie Ojca Świętego Jana Pawła II z 1984 r. a jeżeli tak to w jakim stopniu, na ile zgodnie z poleceniem Matki Bożej i czy nie było już za późno, wszak Matka Boża prosiła o poświęcenie Rosji w 1925 r. Generalnie rzecz biorąc, Kościół i świat nie odpowiedzieli na wezwania Maryi z Fatimy tak, jak Ona o to prosiła. W związku z tym, najprawdopodobniej, idziemy w kierunku tego scenariusza, który jest zarysowany nam poprzez trzecią tajemnicę fatimską, czyli: wielkie cierpienie Kościoła, prześladowanie Ojca Świętego i jego śmierć męczeńską na sam koniec, nieprawdopodobne prześladowanie chrześcijan na całym świecie. I krew tych męczenników, którą zbierają aniołowie pod krzyżem, aby dać siłę i moc innym do kroczenia do nieba. Można powiedzieć tak: trzecia odsłona tajemnicy jest warunkowa, jeśli świat się nawróci, jeśli nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi rozpali się w całym Kościele, jeśli podejmiemy osobistą i ogólnoświatową, czy też ogólnokościelną pokutę to wtedy Matka Boża nas uratuje. Natomiast jeśli ten scenariusz A nie zrealizuje się, wtedy czeka nas scenariusz B, który jest związany z Wielkim Uciskiem, jakiego nie było od początku, nieprawdopodobnym cierpieniem Kościoła, chrześcijan, ale też całego świata, który będzie wstrząśnięty katastroficznie, tak jak nigdy wcześniej.
JJ: Ksiądz wielokrotnie wypowiedział słowo “pokuta”. Ten wyraz pada też z ust Maryi i Anioła w Fatimie. Czym jednak jest pokuta? Jak możemy pokutować?
KS. D. Ch.: Przede wszystkim pokuta to całkowity powrót do Boga, który jest wyrzeknięciem się zła i okazji do zła. Pokuta, o którą prosi Matka Boża jest powrotem całym sercem do Boga, do postawienia Go i Jego przykazań na pierwszym miejscu w życiu. To przyjmowanie codziennego cierpienia bez buntu, w duchu ekspiacji za grzeszników, z których ja jestem pierwszym. Matka Boża mówi do dzieci “Czy zgodzicie się przyjąć dobrowolnie cierpienia, które Bóg wam ześle?”. Dzisiaj niektórzy mówią: “Jak to? Jak Bóg może zsyłać na kogoś cierpienia?” Ojciec Niebieski zesłał na Swego Syna Jezusa Chrystusa cierpienia, aby odkupić nas i nasze winy. To tajemnica duchowej płodności w rodzeniu człowieka dla Boga. Wszyscy jesteśmy w Ciele Chrystusa, w każdym z nas dokonuje się nieustannie konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Matka Boża pyta: “Czy chcecie przyjąć cierpienie, nie (+musicie+)!, aby uratować biednych grzeszników?”. Zatem pokuta jest też związana z dobrowolnym przyjęciem cierpienia i ofiarowywaniem go za grzeszników. To również codzienne małe ofiarki, umartwienia, wyrzeczenia, o które prosi każdego dnia Matka Boża. Pokutą jest też przyjęcie prawdy o swoje grzeszności: przepraszanie i żal za grzechy, stała skrucha serca, zadośćuczynienie i wynagradzanie za grzechy.
JJ: Czyli zatem dla niektórych pokutą może być odmawianie, najlepiej codziennie, Różańca Świętego tak jak prosi o to Maryja. Ale często spotykamy się z stwierdzeniem “Może lepiej inną modlitwę, Różaniec to takie klepanie tych samych formułek”. Jak zatem należy modlić się na Różańcu?
Ks. D. Ch.: Różaniec jest modlitwą daną nam przez autorytet Nieba do zmiażdżenia szatana. Cała tradycja Kościoła, mistyków, świętych, egzorcystów mówi nam o niesamowitej mocy Różańca Świętego. Rzeczywiście, on na pierwszy rzut oka może wydawać się “nudny, monotonny, powtarzanie non stop tych samych słów”. Jednak Jezus też nam zostawił doskonałą modlitwę, jaką jest “Ojcze nasz”, składającą się z 7 próśb, które mamy nieustannie odmawiać. Jest w tym jakaś głębia, że im bardziej koncentrujemy się na powtarzanych słowach, tym bardziej one w nas wybrzmiewają, pogłębiają się, zaczynają w nas żyć. Ojcowie pustyni byli przekonani, że modlitwa prostoty i głębi kontemplacyjnej, którą prowadzili, ma być modlitwą serca, powtarzania jednego zdania. Modlili się powtarzając: “Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną”. Nieustannie powtarzali te słowa po kilkanaście tysięcy razy dziennie – tylko jedno zdanie – i zauważyli, jak ono bardzo głęboko przenika umysł, serce, uczucia, głębiny naszego ducha i ma niesamowity skutek. Jest zatem w tym jakaś wielka mądrość w powtarzaniu tych słów, które mają przeorać nasze serce, przeniknąć nasze serca. Zresztą to są słowa Boże, gdyż Różaniec to nic innego jak powtarzanie słów Boga, które On skierował do Maryi za pośrednictwem Archanioła Gabriela. Jednocześnie uświadamiają, że Maryja, która jest Najświętsza po Bogu, dlatego prosimy Ją o tak potężne wstawiennictwo. Może to się wydawać nudne, lecz ci, którzy nieustannie odmawiają Różaniec zauważają, że jest to modlitwa kontemplacyjna. To nieustanne powtarzanie “Ojcze nasz”, “Zdrowaś Maryjo”, “Chwała Ojcu” jest jak atmosfera duchowa, która jest utrzymywana przez rozmodlone serce 24 h na dobę. W tej atmosferze najpiękniej doświadczają Bożej obecności.
JJ: Ostatnie pytanie. 13 października 1917 r. miał miejsce Cud słońca. Czy to było potwierdzenie autentyczności tych objawień, że to nie był wymysł młodych dzieciaków, czy też – jakby obecnie stwierdzono – schizofrenia?
Ks. D. Ch.: Ten cud wirującego słońca był cudem, który ukazywał moc Boga przez wstawiennictwo Maryi nad ludzkością. W tym Cudzie słońca ludzie doświadczyli również czegoś, co nazwalibyśmy “apokalipsą sumień” albo “przeżyciem Sądu” ponieważ kiedy słońce zaczęło wirować, ludzie wpadli w tak wielkie przerażenie, że padali na ziemie, krzycząc wyznawali swoje grzechy, płacząc przepraszali za nie z całego serca. Był to cud, który, nie tylko że powalił ludzi na kolana, że udowodnił nadprzyrodzoność wydarzeń z Fatimy, oraz był ukazaniem tego, jak człowiek odkrywa swoją grzeszność w obliczu Bożej mocy i manifestacji Jego świętości.
**************************************************************************************************************
Episkopat: Komunia na rękę nie jest profanacją!
04 października 2020/BP KEP/Warszawa Ⓒ Ⓟ
fot. Mariana C. / Cathopic
***
„Nie można zarzucać profanowania Eucharystii osobom pragnącym z różnych powodów przyjąć z wiarą i czcią Komunię Świętą do rąk, zwłaszcza w okresie pandemii” – podkreśla Komisja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP.
W komunikacie wydanym w związku z zapytaniem o publiczne inicjatywy krytyczne wobec Komunii świętej na rękę, Komisja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów przypomina, że chociaż główną formą przyjmowania Komunii w Polsce jest Komunia do ust, to jednak „nie oznacza to, że inne zatwierdzone przez Kościół formy miałyby być same z siebie niegodne, niewłaściwe, złe lub grzeszne”.
Komisja uznaje za niesprawiedliwe sugerowanie, jakoby osoby przyjmujące Komunię na rękę automatycznie nie miały szacunku wobec Najświętszego Sakramentu.
Przypomniano także w komunikacie Komisji, że prawo oceniania i zmieniania praktyki liturgicznej należy do Stolicy Apostolskiej i dopóki ona uznaje Komunię na rękę za godziwy sposób udzielania wiernym Ciała Pańskiego, nikt nie powinien tego sposobu negować. Kto zaś to czyni, wprowadza nieład i podział w rodzinie Kościoła.
Pełna treść komunikatu:
Warszawa, 3 października 2020 r.
Komunikat Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP
W związku z zapytaniem o publiczne inicjatywy krytyczne wobec Komunii świętej na rękę, przypominamy, że chociaż główną formą przyjmowania Komunii w Polsce jest Komunia do ust (Wskazania KEP z 2005 r. nr 40), to jednak nie oznacza to, że inne zatwierdzone przez Kościół formy miałyby być same z siebie niegodne, niewłaściwe, złe lub grzeszne, jeśli spełnia się warunki stawiane w tej kwestii przez prawo liturgiczne.
Niewłaściwe i krzywdzące wiernych jest twierdzenie, że przyjmowanie Komunii świętej na rękę, jest brakiem szacunku wobec Najświętszego Sakramentu. Podobnie niesprawiedliwe jest ukazywanie osób przyjmujących Komunię świętej na rękę jako tych, którzy „winni są Ciała i Krwi Pańskiej”, z założeniem, że czynią to bez uszanowania, którego domaga się św. Paweł w 1 Liście do Koryntian. Co prawda Sobór Trydencki używa tego fragmentu na przypomnienie o godnym i pełnym czci przyjmowaniu Ciała Pańskiego, ale nadaje mu również wymiar duchowy, ukazując że niegodnym jest przyjmowanie Komunii w grzechu (Dekr. o Euch., sesja 13: 1/A, r. 7). Dodajmy, że słowo „niegodne” oznacza to, czego się nie godzi czynić, a tymczasem Kościół w swoim prawie uznaje za „godny” zarówno jeden, jak i drugi sposób przyjmowania Komunii. Potępiając jeden z godziwych sposobów przyjmowania Komunii świętej, wprowadza się nieład i podział w rodzinie Kościoła.
Nie można też stwierdzić, iż Komunia święta na rękę jest sama z siebie profanacją. W ten sposób zarzucałoby się Stolicy Apostolskiej, która dopuszcza Komunię na rękę, że akceptuje profanację (por. Mszał Rzymski, OWMR 161, rzymska instrukcja Redemptionis Sacramentum nr 92). Tymczasem faktyczna profanacja Eucharystii to czyn “mający znamiona dobrowolnej i poważnej pogardy okazywanej świętym postaciom” (instr. Redemptionis Sacramentum 107, por. KPK kan. 1367). Nie można więc zarzucać profanowania Eucharystii osobom, które z różnych powodów pragną przyjąć z wiarą i czcią Komunię świętą na rękę, zwłaszcza w okresie pandemii.
Przypominamy także wszystkim szafarzom Komunii, zwyczajnym i nadzwyczajnym, że są oni zobowiązani do przestrzegania prawa liturgicznego, które stanowi, że kiedy nie ma niebezpieczeństwa profanacji, nie można ani zmuszać, ani zabraniać Komunii w jednej czy drugiej formie (por. Redempt. Sacr. nr 12). Szafarze nie mogą twierdzić, że samo udzielenie Komunii na rękę stanowi niebezpieczeństwo profanacji, jeśli wierny z wiarą i szacunkiem prosi o tę formę Komunii. Prawo oceniania i zmieniania praktyki liturgicznej należy do Stolicy Apostolskiej i dopóki ona uznaje Komunię na rękę za godziwy sposób udzielania wiernym Ciała Pańskiego, nikt nie powinien tego sposobu potępiać. Kto zaś to czyni, wprowadza nieład i podział w rodzinie Kościoła. Może się natomiast zdarzyć, że w okresach nadzwyczajnych, jak np. trwająca epidemia, biskupi na swoim terenie tymczasowo zawężą obowiązujące prawo (por. List kard. Saraha z 3 września br.), czemu należy być zawsze posłusznym, aby zachować w Kościele pokój, o który modlimy się we Mszy przed samą Komunią.
Niech szafarze udzielający Komunii na rękę poczuwają się do szczególnie wielkiej dbałości o cześć wobec Najśw. Sakramentu, zwracając uwagę na to, aby przy Komunii nie dopuścić do gubienia okruszyn Hostii. W tym celu powinni dbać o jakość stosowanych do Mszy hostii, z wielką uwagą dbając o to, aby się nie kruszyły i nie pozostawiały na dłoniach wiernych okruszyn. Warto też przypomnieć za Mszałem, że “ilekroć przylgnie do palców jakaś cząstka Hostii, zwłaszcza po łamaniu Chleba i Komunii wiernych, kapłan powinien otrzeć palce nad pateną, a jeśli to konieczne, obmyć je. Ma również zebrać cząstki znajdujące się poza pateną.” (OWMR 278). Kongregacja ds. Nauki Wiary w 1972 r. wyjaśniła, że “zasadniczo otarcie palców nad pateną powinno wystarczyć. Ale mogą się zdarzyć i takie przypadki, w których konieczna jest ablucja palców, jeśli np. wyraźnie widoczne partykuły pozostaną przyklejone do palców z powodu pocenia się.” (dekl. De fragmentis eucharisticis). Jeśli kapłani są zobowiązani do sprawdzenia, czy na dłoniach nie pozostały okruszyny Hostii (OWMR 278), podobnie powinni postępować wierni. Dlatego ci, którzy z uzasadnionych powodów proszą o Komunię na rękę, zaraz po spożyciu Ciała Pańskiego powinni uważnie obejrzeć dłonie oraz zebrać i spożyć ze czcią każdą widoczną okruszynę, która mogła oderwać się od Hostii.
Bp Adam Bałabuch Przewodniczący Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów
Konferencji Episkopatu Polski
****************************************************************
W dyskusji na temat przyjmowania Komunii świętej jezuita ojciec Grzegorz Kramer opublikował swój wpis. Kapłan, znany jest raczej z postępowych przekonań, powrócił do internetowej aktywności po kilku miesiącach zakazu wypowiedzi. Odnosząc się do akcji „STOP Komunii Świętej na rękę” napisał: „Przy okazji słynnego baneru. W Kościele jestem 44 lata i uważam, zresztą za biskupami i papieżem, że każdy powinien mieć możliwość przyjęcia Pana Jezusa w Komunii, w sposób jaki uważa za słuszny. Na kolanach, do ust, na rękę, w procesji lub przy balaskach. Każdy z nas jest inny i inaczej przeżywa swoją relację z Bogiem, a co za tym idzie inaczej przeżywa ją również swoim ciałem. Jasne jest, że liturgia jest pełna znaków, jednym z nich jest jedność postaw, ale wiemy, że życie pisze swoje scenariusze i kiedy podczas modlitwy eucharystycznej stoimy, niektórzy klęczą, bo to oddaje ich stan ducha lepiej. W liturgii nie chodzi przecież o idealnie zrealizowany teatr, ale spotkanie z Bogiem, by Go uwielbić. Liturgia jest ostatnim miejscem do przepychanek i kłótni między nami. Sam, będąc proboszczem, bardzo nalegałem (w czasie pandemii), by osoby przyjmujące na rękę podchodziły pierwsze, a później te, które przyjmowały do ust. Nie, by pokazać wyższość czy lepszość jednych nad drugimi, ale by to miało sens, pod względem higieny. I wydaje mi się, że udało się nam jakoś ze sobą żyć. Kiedy patrzę na to, co wypisują ludzie Kościoła o akcji z banerami, jak prześcigają się w nazywaniu autorów tejże akcji od sekciarzy, nawiedzonych itp. to nie widzę w tym czci do Najświętszego Sakramentu i szukania jedności w Kościele. Nie jestem zwolennikiem takich banerów, z tej prostej przyczyny, że ona są dużym uproszczeniem i źle się dzieje jeśli z naszymi liturgicznymi sporami wychodzimy na ulice. Jednak nie ma we mnie zgody, by komuś zabraniać czy zamykać mu usta. Sam wróciłem z zamknięcia ust i wiem, że to jest najgorszy sposób na dialog w Kościele, którego bardzo potrzebujemy”.
POLONIA CHISTIANA/PCh24.pl
***********************************
Kardynał Sarah:
powszechnie udzielana Komunia na rękę to część ataku Szatana na Eucharystię
fot. kep.pl
[Przypominamy tekst z 2018 r., ale w kontekście toczącej się od kilku dni dyskusji – nadal aktualny] Kardynał Robert Sarah „wzywa katolickich wiernych – pisze Diane Montagna z LifeSiteNews – by wrócili do przyjmowania Komunii Świętej na język w postawie klęczącej”.
Prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego w zamieszczonych przez portal fragmentach przedmowy do książki ks. Federico Bortoliego La distribuzione della comunione sulla mano (Rozdawanie Komunii na rękę) przypomina setną rocznicę objawień w Fatimie i zwraca uwagę na to, że Anioł Pokoju, który ukazał się dzieciom w roku 1916 przed objawieniami Maryi, pokazał, w jaki sposób powinno się przyjmować Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, oraz jak obraża się Pana Jezusa w Eucharystii, także poprzez „tak zwaną interkomunię”.
W trzeciej wizji, którą miały dzieci, anioł ukazał się z kielichem, nad którym unosiła się hostia. Poczym „dał Hostię Łucji, a Krew z kielicha Hiacyncie i Franciszkowi pozostającym na kolanach”. Anioł wezwał dzieci do zadośćuczynienia za niewdzięcznych ludzi, którzy straszliwie znieważają Ciało i Krew Jezusa Chrystusa i pochylił się do ziemi, trzykrotnie odmawiając modlitwę z dziećmi.
Zdaniem kardynała „modlitwa zadośćuczynienia, jaką podyktował anioł, niestety wcale nie jest przestarzała”. Jako pierwsze przykłady znieważania sakramentu Komunii św. wymienia „straszliwe profanacje, o których informują niektórzy byli sataniści przedstawiający makabryczne opisy”. I dodaje: „Świętokradcze Komunie, nieprzyjmowane w stanie łaski Bożej albo bez wyznania wiary katolickiej (nawiązuję do pewnych form tak zwanej interkomunii) są także zniewagami”. Po drugie wymienia zaś „wszystko to, co mogłoby zapobiec owocności tego sakramentu, w szczególności błędy zasiane w umysłach wiernych doprowadzające do tego, że nie wierzą już w Eucharystię”.
Mimo że te dusze profanują Go i gardzą Nim, Jezus cierpi za nie. „Ale – zdaniem kardynała – Jezus cierpi bardziej, kiedy nadzwyczajny dar Jego bosko-ludzkiej obecności eucharystycznej nie może wywołać swoich potencjalnych skutków w duszach wierzących. A zatem możemy rozumieć, że najbardziej podstępny atak diabelski polega na próbie wygaszenia wiary w Eucharystię poprzez sianie błędów i promowanie niestosownych sposobów jej przyjmowania. Wojna pomiędzy Michałem i jego aniołami z jednej strony a Lucyferem z drugiej naprawdę toczy się w sercach wiernych. Celem ataku Szatana jest Ofiara Mszy Świętej i rzeczywista obecność Jezusa w konsekrowanej Hostii”.
Diabeł atakuje na dwa sposoby: osłabiając pojęcie „rzeczywistej obecności” i poprzez „próbę usunięcia z serc wiernych poczucia sacrum”.
W tym pierwszym przypadku „wielu teologów nie ustaje w wyśmiewaniu lub lekceważeniu określenia transsubstancjacja mimo stałych nawiązań do niego w Magisterium”. Kardynał zastanawia się na tym, jak wiara w rzeczywistą obecność „wpływa na sposób przyjmowania Komunii i vice versa”. Podczas gdy przyjmowanie Komunii na rękę prowadzi do rozpraszania wielkiej ilości fragmentów, z drugiej strony „uważanie na najdrobniejszy okruszek, troska przy oczyszczaniu świętych naczyń, nie dotykanie Hostii spoconymi rękami, w każdym przypadku staje się wyznawaniem wiary w rzeczywistą obecność Jezusa, nawet w najmniejszych częściach konsekrowanych postaci”. Nie ma bowiem znaczenia, jak mały jest fragment Hostii, gdyż „istota jest ta sama! To On!” – Jezus.
Z kolei niezważanie na cząsteczki Hostii powoduje, że „zapomina się o dogmacie”, co może w konsekwencji stopniowo doprowadzić do dominacji myśli: „Skoro nawet proboszcz nie zwraca uwagi na fragmenty, skoro udziela Komunii w taki sposób, że cząsteczki mogą ulec rozproszeniu, więc oznacza to, że Jezusa w nich nie ma albo że jest do pewnego momentu”.
Natomiast w przypadku drugiego diabelskiego ataku, „poczucie sacrum pozwala dostrzec nam (…) zupełną wyjątkowość i świętość” rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii, a jego utrata oznaczałaby „utratę poczucia sacrum dokładnie w tym, co jest najświętsze! A jak to możliwe?” – pyta kardynał. Jest to możliwe, jeśli przyjmuje się Komunię „tak samo, jak zwykłe jedzenie”.
Kardynał Sarah podkreśla, że liturgia „składa się z wielu małych rytuałów i gestów”, które wyrażają naszą „miłość, synowski szacunek i adorację w stosunku do Boga”. Dlatego też przyjmowanie Komunii na język i na kolanach jest warte promowania, albowiem stoi za tą praktyką długa tradycja Kościoła, a „wielkość i szlachetność człowieka, jak również najwyższy wyraz jego miłości do swojego Stwórcy polega na klęczeniu przed Bogiem. Sam Jezus modlił się na kolanach w obecności Ojca”.
Dalej duchowny podaje przykłady dwóch świętych naszych czasów, którzy wyrażali głęboki szacunek do Najświętszej Eucharystii: św. Jana Pawła II i św. Teresy z Kalkuty.
Jan Paweł II zawsze klękał przed Najświętszym Sakramentem, nawet wówczas, kiedy już nie miał sił i potrzebował pomocy innych. „Do ostatnich dni chciał dać nam wielkie świadectwo szacunku dla Najświętszego Sakramentu – pisze kardynał Sarah. – Dlaczego jesteśmy tak dumni i niewrażliwi na znaki, które sam Bóg ofiaruje nam dla naszego duchowego dojrzewania i bliskiej relacji z Nim? (…) Czy naprawdę to takie upokarzające pochylić się i pozostać na klęczkach przez Pan Jezusem Chrystusem?”.
Podobnie Matka Teresa z Kalkuty, którą trudno „uznać za tradycjonalistkę, fundamentalistkę czy ekstremistkę” wyrażała ten szacunek do Najświętszej Eucharystii. „Z pewnością codziennie dotykała ciała Chrystusa w podupadłych i cierpiących ciałach najbiedniejszych z biednych. A jednak, napełniona zachwytem i pełną szacunku czcią (…) powstrzymywała się przed dotykaniem przeistoczonego Ciała Chrystusa”, a wręcz z bólem i smutkiem „patrzyła na chrześcijan przyjmujących Komunię Świętą na rękę”.
Dlaczego zatem są tacy, którzy przyjmują Komunię na rękę i stojąc, skoro tacy wspaniali święci dają nam przykład? A są przecież „wzorami do naśladowania, które daje nam Bóg!” Powinniśmy zdaniem kardynała przystępować do Komunii jak dzieci i z pokorą. Także kapłani nie powinni „ważyć się narzucać swojej władzy w tej kwestii poprzez odmowę lub złe traktowanie tych, którzy pragną przyjąć Komunię na klęczkach i na język”.
Kardynał Sarah zwrócił też uwagę na proces, który doprowadził do upowszechnienia się przyjmowania Komunii św. na rękę: „Niestety, podobnie jak w przypadku języka łacińskiego, tak również w przypadku reformy liturgicznej, specjalne ustępstwo” w sprawie przyjmowania Komuni na rękę „stało się wytrychem do włamania się i opróżnienia sejfu liturgicznych skarbów Kościoła”.
Kardynał Sarah podkreślił pozytywną rolę przykładu Benedykta XVI i wyraził zadowolenie z faktu, że wielu młodych ludzi decyduje się przyjmować Komunię z szacunkiem na kolanach i do ust.
Kończąc swoje rozważania nawiązuje ponownie do Fatimy i przypomina o „pewnym triumfie Niepokalanego Serca Maryi”, co oznacza, że „prawda na temat liturgii także zwycięży”.
Źródło: LifeSiteNews/Jan J. Franczak/PCh24.pl/12.10.2020
**********************************************
O przyjmowaniu Komunii świętej
Rozpoczynaj przygotowanie się do Komunii św. wieczorem dnia poprzedniego przez akty miłości i tęsknoty do Zbawiciela. Udaj się trochę wcześniej na spoczynek, aby móc także wstać wcześniej rano. A jeżeli obudzisz się w nocy, napełnij zaraz swoje serce i usta wonią słów pobożnych, aby twoja dusza tchnęła ich miłym zapachem na przyjęcie swego Oblubieńca. On czuwa, kiedy ty śpisz, gotuje dla ciebie tysięczne łaski i dary, jeśli ze swej strony będziesz usposobiona na ich przyjęcie.
Rano wstawaj z wielką radością, że czeka cię szczęście, którego oczekiwałaś, i po odbyciu spowiedzi pójdź z wielką ufnością, lecz także z wielką pokorą na tę niebieską ucztę, która cię karmi na nieśmiertelność. A gdy wymówisz te święte słowa: Panie, nie jestem godzien, nie poruszaj głową ani ustami, by się modlić czy westchnąć, ale skromnie i umiarkowanie otwórz usta i podnieś głowę o tyle, ile potrzeba, aby kapłan mógł dogodnie widzieć, co czyni. Z pełną wiarą, nadzieją i miłością przyjmij Tego, któremu wierzysz i ufasz, i którego kochasz.
O Filoteo, wyobraź sobie pszczółkę, która zebrała z kwiatów rosę niebieską i najwyśmienitszą słodycz ziemi przerabia w miód i zanosi do ula. Podobnie kapłan, po wzięciu z ołtarza Zbawiciela świata, prawdziwego Syna Bożego, który zstąpił z nieba jak rosa, a zarazem Syna Dziewicy, który jak kwiat wonny wykwitł z ziemi naszego człowieczeństwa, przenosi Go jak słodki pokarm do twoich ust i twego serca. A przyjąwszy Go, pobudzaj twe serce do złożenia hołdu temu Królowi Zbawienia. Rozmawiaj z Nim o potrzebach swej duszy, spoglądaj na Niego, dopóki przebywa w twym wnętrzu, gdzie wszedł dla twego szczęścia. Jednym słowem – przyjmij Go, o ile tylko możesz najgodniej, i tak postępuj, żeby ze wszystkich twoich czynności poznano, że Bóg jest z tobą.
Gdybyś jednak nie mogła mieć szczęścia przyjąć Komunii sakramentalnej na Mszy Św., przyjmij ją przynajmniej duchowo gorącym pragnieniem, jednocząc się z żywym ciałem Zbawiciela.
Główną twoją intencją przy Komunii św. powinno być pragnienie uczynienia postępu w miłości Bożej, umocnienie się w niej i odniesienie z niej pociechy. Miłość winna być twoim celem, gdyż przyjmujesz Tego, który jedynie z miłości nam się oddaje. Żadna czynność Zbawiciela nie jest nacechowana większą miłością i czułością niż ustanowienie Eucharystii, w której On się niejako unicestwia i staje się pokarmem, aby przeniknąć nasze dusze i zjednoczyć się najściślej z sercem i ciałem swoich wiernych.
Jeśli ludzie światowi zapytają cię, dlaczego przystępujesz do Komunii św. tak często, powiedz im, że czynisz to, aby nauczyć się kochać Boga, by oczyścić się z niedoskonałości, uwolnić się od swojej nędzy, by pozyskać pociechę w utrapieniach i oparcie w słabościach. Powiedz im, że dwojakiego rodzaju ludzie powinni często komunikować: doskonali, którzy mając tak dobre usposobienie, wielką ponieśliby szkodę, gdyby nie zbliżali się do tego źródła i krynicy doskonałości, oraz niedoskonali, aby mogli należycie dążyć do doskonałości. Mocni, by nie osłabli, a słabi, aby się umocnili, chorzy, żeby uzyskali zdrowie, a zdrowi, by nie popadli w chorobę. Co do ciebie zaś – jako niedoskonałej, słabej i chorej – powinnaś często czerpać ze źródła doskonałości, mocy i zdrowia.
Powiedz im, że ci, którzy nie mają wielu spraw doczesnych na głowie, powinni często przystępować do stołu Pańskiego, ponieważ mają na to czas i sposobność, ci zaś, których pochłaniają świeckie zajęcia, mają większą tego potrzebę, bo ten kto wiele pracuje i nosi wielkie ciężary, musi się dobrze odżywiać i częściej przyjmować posiłek. Powiedz im, że przyjmujesz Najświętszy Sakrament, aby się nauczyć dobrze go przyjmować, ponieważ nie możemy dobrze wykonać rzeczy, w której się często nie ćwiczymy.
Przystępuj często do Komunii Św., Filoteo, jak możesz najczęściej, idąc w tym za zdaniem twego spowiednika. Wierz mi, że jak zające naszych gór stają się białe w zimie, kiedy jedzą śnieg i wciąż nań patrzą, tak i ty, przez wpatrywanie się w piękność, dobroć i czystość ukrytą w tym Boskim Sakramencie i przez częste przyjmowanie Go staniesz się cała piękna, dobra i czysta.
św. Franciszek Salezy, Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, Kraków 2000/PCh24.pl
**************************************
65 polskich naukowców:
Komunia do ust i w postawie klęczącej najbezpieczniejsza w czasie pandemii
fot; Łukasz Dejnarowicz/Forum
65 polskich naukowców zajmujących się tematami medycznymi skierowało list do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski w sprawie sposobu przyjmowania Komunii świętej w czasach pandemii SARS-CoV-2. Ich zdaniem najbezpieczniejsza jest forma tradycyjna – do ust i w postawie klęczącej.
Sygnatariusze listu – profesorowie oraz młodsi pracownicy nauki świata medycznego – liczą, że list kierowany do abp. Stanisława Gądeckiego trafi do innych biskupów, kapłanów oraz świeckich.
„Przesłanie listu jest jednoznaczne i nie pozostawia wątpliwości: tradycyjna forma przyjmowania Komunii Świętej bezpośrednio do ust, i to w postawie klęczącej, jest bezpieczniejsza niż na rękę i w postawie stojącej!” – informuje „Nasz Dziennik”.
– Nie możemy milczeć wobec panującego powszechnie przekonania, że przyjmowanie Komunii Świętej na rękę jest bezpieczniejszą formą w dobie pandemii – mówi cytowana przez „ND” prof. zw. dr hab. Maria Elżbieta Sobaniec-Łotowska, jedna z inicjatorek listu. Sygnatariusze przekonują, że twierdzenie, iż to Komunia święta „na rękę” jest najbezpieczniejszą formą udzielania Najświętszego Sakramentu w czasach pandemii nie znajduje podstaw medycznych i jest manipulacją oraz wprowadzaniem w błąd.
„Nie wiemy, na jakiej podstawie, a zwłaszcza w oparciu o jakie badania naukowe zbudowano taką tezę i jakie przesłanki medyczne ją potwierdzają. Uważamy, że z punktu widzenia medycznego nie można traktować udzielania Komunii Świętej na rękę jako formy bardziej bezpiecznej niż przyjmowanie Komunii Świętej do ust” – piszą cytowani przez „Nasz Dziennik” sygnatariusze listu zauważając, że brudne ręce mogą stanowić siedlisko chorobotwórczych drobnoustrojów. Z kolei tradycyjna forma przyjmowania Komunii Świętej jest najbezpieczniejsza – zauważają. Dlatego też, w trosce o zdrowie wiernych, apelują, by powrócić do udzielania Najświętszego Sakramentu do ust i w postawie klęczącej.
Jak podaje „Nasz Dziennik”, list jest inicjatywą patomorfologów: dr. hab. n. med. Marka Baltaziaka, prof. zw. dr hab. n. med. Marii Elżbiety Sobaniec-Łotowskiej i prof. zw. dr. hab. n. med. Stanisława Sulkowskiego”. Prof. Sobaniec-Łotowska i prof. Sulkowski badali m.in. Cud Eucharystyczny w Sokółce.
List nosi datę 7 października, gdyż sygnatariusze pragnęli uczcić Matkę Bożą Różańcową. Chcieli też, aby pod tekstem podpisały się 53 osoby – tyle, ile razy mówi się modlitwę „Zdrowaś Maryjo” w Różańcu. List podpisało jednak więcej osób – 65, a liczba byłby jeszcze większa, ale „ze względu na wagę sprawy i jej priorytetowe znaczenie po trzech dniach od rozpoczęcia zbierania głosów poparcia zamknęliśmy listę” – cytuje prof. zw. dr hab. Marię Sobaniec-Łotowską „Nasz Dziennik”.
Zdaniem ks. prof. dr. hab. Pawła Bortkiewicza TChr „argumenty, które padają w liście, są oparte na wiedzy medycznej” i wypływają z troski, pobożności oraz czci dla Najświętszego Sakramentu. Jak zauważył duchowny, w związku z pandemią rezygnuje się z podawania dłoni, dlatego też „oczywiste powinno być, że rozdzielanie Komunii Świętej na rękę stanowi bezwzględnie większe zagrożenie niż udzielanie Komunii Świętej bezpośrednio do ust”. Ponadto dystans społeczny – istotny w walce z rozprzestrzenianiem się SARS-CoV-2 – jest większy podczas udzielania wiernym Ciała Pańskiego w pozycji klęczącej. Kapłan zauważył także, że głos płynący ze świata medycznego może rozwiać wątpliwości u kapłanów niezdecydowanych w tej sprawie.
Źródło: „Nasz Dziennik”/MWł/PCh24.pl
****************************
Już za miesiąc znów połączy nas „Różaniec do Granic”
Mijają właśnie 3 lata od kiedy w październiku 2017 roku miliony wiernych w Polsce i na świecie modliły się wspólnie podczas wydarzenia „Różaniec do Granic”. Wydarzenie, które początkowo miało odbyć się jedynie wzdłuż naszych granic, zainspirowało naśladowców w wielu krajach świata. W tym roku będzie miało swoją kontynuację – „Różaniec do Granic Nieba”, który odbędzie się pomiędzy 1 a 8 listopada 2020 r. w całej Polsce.
„Różaniec do Granic” będzie inny, niż ten sprzed 3 lat. Po pierwsze, pragniemy dotrzeć do granic Nieba, a nie tylko do granic naszego kraju. Po drugie druga edycja trwa aż 8 dni. I wreszcie, tym razem wydarzenie składa się dwóch różnych elementów – dla parafii i dla rodzin – informują organizatorzy.
Osoby zainteresowane wzięciem udziału w inicjatywie będą mogły dołączyć do Różańca odmawianego przez osiem pierwszych dni listopada w parafiach, które dołączą do akcji. Wspólną intencją będzie prośba o uleczenie rozmaitych ran związanych z utratą dzieci nienarodzonych.
Chętni będą mogli też odmawiać specjalną modlitwę na cmentarzach, gdzie pochowani są ich bliscy. W historiach naszych rodzin zdarzały się utraty dzieci jeszcze przed narodzeniem, z różnych powodów – zwracają uwagę inicjatorzy przedsięwzięcia.
– Owocem takiej modlitwy Polaków może być wzmocnienie nadziei i wiary oraz przyjęcie pokoju Bożego – mówi Agnieszka Kminikowska, przedstawiciel organizatorów akcji modlitewnej.
Tegoroczna edycja wydarzenia jednoczy wiele środowisk katolickich, wspólnot, instytucji i mediów. „Różaniec do Granic Nieba” będzie więc owocem działania całego Kościoła w miłości i jedności.
– Od trzech lat regularnie otrzymujemy prośby o kontynuację „Różańca do Granic” – dodaje Maciej Bodasiński, jeden z organizatorów. – Szczególnie w obecnym roku, który bardzo mocno nas wszystkich przytłoczył, chcemy wyjść z inicjatywą modlitwy zarówno wspólnotowej, jak i indywidualnej. Myślę, że szczególnie teraz takiej właśnie modlitwy wszyscy potrzebujemy – podkreśla.
Źródła: Różaniec do Granic, PCh24.pl/RoM/2020-10-07
**************************************************************************************************************
Milion dzieci modli się na różańcu o pokój i zakończenie pandemii
fot. Marco Ceschi / Unsplash
Wczoraj rozpoczęła się światowa inicjatywa „Milion dzieci modli się na różańcu”. Akcję zorganizowała papieska fundacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Ma ona swoje źródło w obietnicy Ojca Pio mówiącej o nadziei przemiany świata na lepsze dzięki modlitwie najmłodszych.
Wczoraj i dziś milion dzieci na całym świecie modli się na różańcu. Od Algierii po Nową Zelandię, od Polski po Japonię, błaganie najmłodszych wzniesie się do Maryi w powszechnej prośbie o pokój, jedność oraz zakończenie pandemii.
Nadzwyczajna inicjatywa, zorganizowana przez papieską fundację Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP), podejmowana jest dzisiaj w rodzinach, a także dzień później we wszystkich szkołach, które zdecydowały się wesprzeć tę kampanię miłości, narodzoną w 2005 r. w Wenezueli, do której zachęcał także papież Franciszek podczas modlitwy „Anioł Pański” w zeszłym tygodniu.
„Różaniec to potężna broń w rękach dzieci. W naszej epoce zdominowanej przez egoizm, wojny i odrodzenie nacjonalizmu, modlitwa różańcowa staje się niezbędna i skuteczna, jeśli jest odmawiana przez rzesze czystych dusz, tak czystych, jak dzieci” – powiedział ks. Martino Puerto di Serrano, asystent kościelny PKWP we Włoszech. Sam papież Franciszek podkreślił, że „musimy odmawiać różaniec, aby obronić Kościół i ludzkość przed atakami diabła”.
Ks. Serrano jest przekonany, że ta modlitwa może zmienić świat. „Idea wzięła swój początek w Wenezueli. W 2005 roku jedna z kobiet towarzyszyła dzieciom odmawiającym różaniec przed sanktuarium Matki Bożej. Przyszła jej wtedy na myśl obietnica złożona przez ojca Pio: jeśli milion dzieci będzie wspólnie odmawiać różaniec, świat się zmieni. Dlatego narodziła się nasza inicjatywa – mówi ks. Serrano. – To jest też nasza intencja, aby zmienić oblicze tego świata, w którym jest tak mało pokoju. Zachęcamy do modlitwy szczególnie w rodzinach; pragniemy, aby dzieci wraz z całymi rodzinami odmawiały różaniec. Także w szkołach, na ile to możliwe, chcielibyśmy, aby ta inicjatywa nabrała rozmachu. Różaniec to modlitwa, którą można praktykować w każdej chwili i w każdym czasie”.
Każda grupa, każda rodzina, każda szkoła, może swobodnie decydować, jak zorganizować modlitwę swoich dzieci w niedzielę i poniedziałek. Do udziału zaproszone są również osoby dorosłe. Można się modlić w każdym miejscu, nawet samotnie, prowadząc samochód lub siedząc w tramwaju czy metrze.
Więcej informacji na temat inicjatywy „Milion dzieci modli się na różańcu” można znaleźć na stronie internetowej fundacji PKWP.
19 października 2020/Eryk Gumulak SJ/vaticannews.va /Rzym
*********************************************
Wielka Brytania: ogólnokrajowy Różaniec w intencji zadośćuczynienia
Różaniec/Wielka Brytania/kampania różańcowa
Różańcowy Ruch Zadośćuczynienia (Rosary Movement of Reparation), któremu przewodzi biskup John Keenan oraz sanktuarium maryjne w Walsingham, zapraszają w tym miesiącu do wspólnej modlitwy za wiarę, życie i pokój. Codziennie, o godz. 20:00 czasu brytyjskiego, Różaniec w języku angielskim transmitowany jest online z wielu sanktuariów, katedr i parafii na Wyspach Brytyjskich.
Widomym znakiem skali tego przedsięwzięcia jest interaktywna mapa lokalizacji miejsc, w których odbywa się modlitwa. Wspólnoty zgłaszają swój udział on-line, za pomocą prostego formularza na stronie https://www.rosaryonthecoast.co.uk/.
„Zachęcamy do zapisywania się i dołączania do grup, tworzonych na całych Wyspach Brytyjskich. Prowadźcie modlitwę z dowolnego miejsca, w które zostaniecie posłani” – apelują twórcy Ruchu zadośćuczynienia. Od kilku lat zanoszą intensywne modlitwy w intencji moralnej odnowy Wysp Brytyjskich. W tym miesiącu szczególnie pragną wywołać wielką siłę „huraganu modlitwy różańcowej” na tej właśnie ziemi.
„Bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy obecnie wstawiać się i modlić w intencji naszych Wysp, nawrócenia naszych narodów i obrony przed wszelkim niebezpieczeństwem, chorobami i złem” – czytamy w deklaracji na stronie internetowej ruchu. – „Coraz częściej jesteśmy świadkami narastającej przemocy, buntu i bezprecedensowego bezprawia. Schronienia na te czasy to Najświętsze Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi. Kościół jest bardzo atakowany, wiara jest podważana, świętość życia nie jest szanowana i wszędzie brakuje pokoju. Po raz kolejny katolików z Wysp zapraszamy więc do wzięcia w dłonie różańca świętego i udziału w misji duchowej odnowy i obrony przed wynaturzeniem, kataklizmem i wojną”.
źródło: vaticannews.va / KAI/RoM
**************************************************************************************************************
Irlandia: władze zakazują uczestnictwa w Mszach świętych. Biskupi apelują o zmianę decyzji
Katedra w Dublinie, fot. Peter Zoeller, Archiwum: Zuma Press
W związku z pandemią koronawirusa, władze Irlandii zdecydowały się zakazać uczestnictwa we wszystkich nabożeństwach religijnych. Przeciwko tej decyzji protestują katoliccy biskupi, którzy wystosowali w tej sprawie list do premiera i domagają się spotkania z szefem rządu Irlandii. Podkreślają, że realne uczestnictwo we Mszy świętej jest niezwykle ważne dla wszystkich katolików.
Na trzy tygodnie, do niedzieli 27 października włącznie, ma zostać wprowadzony w całym kraju trzeci poziom ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa. Oznacza to, że wszystkie nabożeństwa religijne – także Msza święta – mogą odbywać się wyłącznie w formie transmisji online, chociaż miejsca kultu mogą pozostać otwarte na modlitwę osobistą.
Arcybiskupi Eamon Martin z Armagh, Diarmuid Martin z Dublina, Michael Neary z Tuam oraz Kieran O’Reilly z Cashel i Emly zaznaczają, że wspólnotowe sprawowanie Mszy św. i sakramentów, nawet przy ograniczeniu liczby uczestników należy do istoty wspólnoty chrześcijańskiej.
„Pragniemy konstruktywnie współpracować z władzami cywilnymi, aby zapewnić naszemu ludowi stały dostęp do wsparcia Mszy świętej i sakramentów oraz niezbędnego pokarmu duchowego w tych trudnych czasach” – piszą biskupi.
Podkreślają swoje poparcie dla wytycznych organów ds. zdrowia publicznego, ale są wyraźnie zaniepokojeni tym, że dostęp do Mszy św. jest ograniczony jedynie do przekazu online. Przypominają, że niedzielna Eucharystia nie jest jedynie „zgromadzeniem” ludzi, ale głębokim wyrazem tego, kim jesteśmy jako Kościół.
„Mamy również głęboką świadomość, że dla parafii i poszczególnych katolików utrata tego duchowego wsparcia może być źródłem wielkiego niepokoju i lęku, a także może mieć szkodliwy wpływ na ich ogólne zdrowie i samopoczucie” – piszą autorzy listu, licząc na konstruktywną dyskusję w tych kwestiach.
źródło: KAI/WMa/PCh24.pl/2020-10-09
**************************************************************************************************************
XXVIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
11 PAŹDZIERNIKA 2020
MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
o godzinie 14.00
przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15
Antyfona na wejście
Jeśli zachowasz pamięć o grzechu, Panie, Panie, któż się ostoi. Ale Ty, nasz Boże, udzielasz przebaczenia.
HYMN
Chwała na wysokości Bogu, * a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. * Chwalimy Cię. * Błogosławimy Cię. * Wielbimy Cię. * Wysławiamy Cię. * Dzięki Ci składamy, * bo wielka jest chwała Twoja. * Panie Boże, Królu nieba, * Boże, Ojcze wszechmogący. * Panie, Synu Jednorodzony, * Jezu Chryste. * Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. * Który gładzisz grzechy świata, * zmiłuj się nad nami. * Który gładzisz grzechy świata, * przyjm błaganie nasze. * Który siedzisz po prawicy Ojca, * zmiłuj się nad nami. * Albowiem tylko Tyś jest święty * Tylko Tyś jest Panem. * Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste. * Z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca. * Amen.
Kolekta
Prosimy Cię, Boże, niech Twoja łaska
zawsze nas uprzedza i stale nam towarzyszy, pobudzając naszą gorliwość
do pełnienia dobrych uczynków.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Izajasza – Iz 25,6-10a
Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win. Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody. Raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę swego ludu po całej ziemi, bo Pan przyrzekł. I powiedzą w owym dniu: „Oto nasz Bóg, Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność: cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! Albowiem ręka Pana spocznie na tej górze”.
Oto słowo Boże.
Psalm 23
R/ Po wieczne czasy zamieszkam u Pana.
Pan jest moim pasterzem,
niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć
na zielonych pastwiskach. R/
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoją chwałę. R/
Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska
są moją pociechą. R/
Stół dla mnie zastawiasz
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem,
obficie napełniasz mój kielich. R/
Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni życia.
I zamieszkam w domu Pana
po najdłuższe czasy. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian – Flp 4,12-14.19-20
Bracia: Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. W każdym razie dobrze uczyniliście, biorąc udział w moim ucisku.
A Bóg mój według swego bogactwa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę. Bogu zaś i Ojcu naszemu chwała na wieki wieków. Amen.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 22,1-14
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa; a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali.
Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: «Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie». Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami.
Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?» Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów». Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.
Oto słowo Pańskie.
WYZNANIE WIARY
Wierzę w jednego Boga, * Ojca Wszechmogącego, * Stworzyciela nieba i ziemi, * wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. * I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, * Syna Bożego Jednorodzonego, * który z Ojca jest zrodzony * przed wszystkimi wiekami. * Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, * Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. * Zrodzony a nie stworzony, * współistotny Ojcu, * a przez Niego wszystko się stało. * On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego * przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. * Ukrzyżowany również za nas, * pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. * I zmartwychwstał dnia trzeciego, * jak oznajmia Pismo. * I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. * I powtórnie przyjdzie w chwale * sądzić żywych i umarłych, * a Królestwu Jego nie będzie końca. * Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, * który od Ojca i Syna pochodzi. * Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; * który mówił przez Proroków. * Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. * Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. * I oczekuję wskrzeszenia umarłych. * I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.
Modlitwa nad darami
Miłosierny Boże, przyjmij nasze modlitwy i dary,
które składamy i przez udział w świętej Ofierze doprowadź nas do wiecznej chwały.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Bogacze zubożeli i zaznali głodu, szukającym Pana niczego nie zabraknie.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, Ty nas karmisz Najświętszym Ciałem i Krwią Twojego Syna; pokornie Cię błagamy, abyś nam dał udział w Twoim Boskim życiu.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***********************
komentarz do LITURGII SŁOWA:
fot. Graziako/Niedziela/Marko Ivan Rupnìk – wizerunek Jezusa (XXI wiek)
***
Dzisiejsze Słowo Boże posługuje się obrazem uczty, aby jeszcze lepiej przybliżyć człowiekowi tajemnice Królestwa Bożego. W I Czytaniu prorok Izajasz już widzi, że po różnych klęskach i zniszczeniach, których ludzkie serce musi doświadczyć, przyjdzie czas wybawienia. Będzie to czas, kiedy Pan Zastępów „zedrze zasłonę zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów”. I śmierci już więcej nie będzie. Nastanie uczta i to niewyobrażalna, dla tych, którzy mimo wszystko ufali w wybawienie Pana.
Chrystus zanim wyszedł na górę Kalwarię mówił uczniom w Wieczerniku: „Powiadam wam: odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego szczepu aż do dnia, w którym go pić będę wraz z wami ponownie w Królestwie Ojca mojego.”
Za każdym razem składając Bogu Ojcu Ofiarę pojednania, którą Pan Jezus pozostawił Kościołowi „jako dowód swojej miłości i którą złożył w nasze ręce” – tak modlimy się podczas Mszy św. – „głosimy śmierć Twoją Panie, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale”. To znaczy, że każda Eucharystia przyśpiesza przyjście Królestwa Bożego.
Dlatego pytam samego siebie czemu nie odnajduję w sobie coraz więcej radości kiedy modlę się słowami psalmisty: „Ucieszyłem się, że pójdziemy do domu Pana”? Może coraz bardziej ulegam duchowi dzisiejszego czasu, w którym zanika atmosfera uroczystości i święta? Bo to jest współczesna choroba, w której już nie widać napięcia pomiędzy fanum a profanum. Między tym co jest święte i tym co święte nie jest. Zatraciła się różnica świątecznego dnia z dniem powszednim. Ks. Pasierb mówił w ten sposób, że „my właściwie bardzo często ani nie pracujemy na 100%, ani na 100% nie świętujemy. Że popadliśmy w taką roboczo-świąteczną jednolitość. Przy wszystkich barwach, plastykach, fajerwerkach naszego świata amplituda życia zdecydowanie uległa spłaszczeniu”. A przecież Liturgia jest świętem, bo oto sam Bóg przygotował ucztę, na którą zaprasza człowieka.
W mieście, w którym mieszkam od wielu lat, w niedzielę dzwonów nie słyszę – mimo licznych i pięknych wież kościelnych wyciosanych z kamieni. Jedne są jak wieże obronne, inne jak strzały wycelowane prosto w niebo. Według prawa, jakie pozostało z wojen religijnych, katolikom dzwonić nie wolno. Nasi bracia, którzy kiedyś odeszli na znak protestu, tworząc z kolei całą mozaikę przeróżnych grup religijnych, budowali swoje własne kościoły. Bo te, które przywłaszczyli sobie – nie wystarczyły dla wszystkich. Dziś stoją puste i smutne. Nie bardzo wiadomo co z nimi zrobić. Ludzi raczej można spotkać w dużych magazynach sklepowych, bo są na oścież otwarte jak w zwykły roboczy dzień.
W takiej oto oprawie idę świętować Dzień Pański. Aura jest jesienna, zwykle ulice są szare i deszcz pada. Dziś, dla odmiany – świeci słońce – wchodzę do kościoła. I co się dzieje? To tu dokonuje się przeistoczenie i podniesienie. Przeistoczenie tych konkretnych ludzi, którzy odpowiedzieli na zaproszenie Pana. To nie tylko chleb i wino zostają przemienione. Przeistoczenie dotyka także uczestników tej Tajemnicy. Wchodząc, dla odmiany nie do maleńkiego kościoła św. Szymona, ale z powodu niewidocznego “wirusa” do kościoła św. Piotra ogarniają mnie kolory i światła. Co prawda nie ma muzyki, śpiewu, ale i tak oświadczam ogromnego kontrastu ze światem z którego przyszedłem. I dzieje się coś dobrego. My zgromadzeni stajemy się kimś innym. Stajemy się jednością. Tu rozumiemy właściwie co to znaczy, że jesteśmy ludem Bożym, że nie jesteśmy sami. Ciało i Krew Pańska jest nie tylko obecna, ale jest naszym pokarmem. Bo to jest uczta. W staropolskim języku słowo ‘uczta’ znaczyło po prostu ‘cześć’. Pan Jezus właśnie chce nas uczcić – nas, którzy przeżywamy różnego rodzaju stresy, upokorzenia, a co za tym idzie – świadomość, że zmarnowaliśmy życie, że nikomu nie jesteśmy potrzebni w tym obcym kraju. A tutaj sam Bóg chce nas uczcić, bo jesteśmy Jego gośćmi. W Piśmie św. są takie słowa: „ A On sam przechodząc usługiwał nam będzie.”
W dzisiejszej przypowieści Pan Jezus posługując się obrazem uczty mówi wprost o zaproszeniu do Eucharystii. I mówi, że będą tacy, którzy Jego zaproszenie zignorują. Podaje nawet powody ich rezygnacji. Człowiek bowiem bardzo łatwo ulega złudzeniom, że doczesność mu wystarczy, że każde pragnienie jego serca on sam potrafi zaspokoić. Dlatego nie słyszy, albo nie chce słyszeć zaproszenia, które Bóg do niego posyła. A Bóg posyła je wielokrotnie poprzez najróżniejsze zdarzenia i poprzez wielu ludzi. Tu wachlarz ludzkich zachowań jest bardzo szeroki, dochodzący nawet do zabijania wysłanników Pana. Zaś dość powszechną przyczyną odrzucania Bożego zaproszenia jest po prostu poprzestawanie na tym co ziemia ofiaruje człowiekowi. Ks. Biskup Pietraszko tak pisze: „Wezwanie i obietnica Boga wydaje mu się zbyt wielka, by była dla niego osiągalna, wydaje mu się zbyt wzniosła i zbyt daleko umiejscowiona poza ziemią, by można ją było poważnie brać w rachubę w praktycznych planach życiowych. Zwyciężyła go małoduszność i wytrąciła mu z rąk Boże zaproszenie.”
Odnoszę takie wrażenie, że gdybym nie miał wpisanych w moją biografię określonych słabości może też bym obywał się bez Boga? Może też bym miał jakieś inne, ‘ważniejsze’ zajęcia niż przyjmowanie Jezusowego zaproszenia? Ale ja jestem biednym grzesznikiem i wiem jak bardzo potrzebuję być blisko Jezusa, bo wtedy jestem w rejonie Jego miłosierdzia. Dzięki tylko Jego miłosierdziu jestem obecny na tej cudownej i nieprawdopodobnej uczcie.
Ale odnajduję również w sobie pewien niepokój. Bo w przypowieści jest mowa o kimś, kto wszedł na ucztę i został z niej wyrzucony, ponieważ nie przyjął szaty godowej. Pomiędzy zaproszeniem a przekroczeniem progu, gdzie odbywa się przyjęcie ma nastąpić we mnie odmiana. Słyszę za każdym razem podczas Mszy św. te słowa: „Nie z powodu naszych zasług, lecz dzięki Twojemu przebaczeniu.” Jeżeli więc zlekceważę ten trud przyobleczenia na siebie Bożego przebaczenia w Sakramencie pojednania – co będzie ze mną? Tamten z przypowieści – oniemiał, kiedy Pan go zapytał: „Przyjacielu, jak tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?”
ks. Marian SAC
********************************
DZIŚ WSPOMIENIE ŚW. JANA XXIII, PAPIEŻA
Mimo krótkiego pontyfikatu (1958-1963) św. Jan XXIII uchodzi za jednego z najwybitniejszych papieży w dziejach Kościoła. Znany głównie jako inicjator Soboru Watykańskiego II, „dobry papież” – jak go nazywano – był przede wszystkim człowiekiem pełnym osobistego uroku, skromności i pokory, znanym z doskonałego poczucia humoru.
Z „Dziennika duszy”, który po sobie zostawił, wyłania się sylwetka chrześcijanina, który był zakochany w Bogu, wystrzegał się grzechu i obdarzał przyjaźnią wszystkich ludzi, bez względu na ich poglądy czy wiarę. Jednak cechą, która go najbardziej wyróżniała była udzielająca się innym niezwykła pogoda ducha. „Smutny ksiądz – mawiał – jest złym księdzem”.
Gdy 9 października 1958 r. zmarł po niemal 20 latach pontyfikatu Pius XII, powszechnie uważano, że jedynym godnym jego następcą może być tylko arcybiskup Mediolanu Giovanni Battista Montini, długoletni współpracownik papieża. Niestety, nie był on kardynałem.
Według ludzkich kalkulacji należało teraz wybrać – jak mówili złośliwcy – „najstarszego i najgłupszego” wśród purpuratów, aby mianował Montiniego kardynałem, a wkrótce potem zejściem z tego świata opróżnił dla niego tron św. Piotra. 28 października, w trzecim dniu konklawe, w jedenastym głosowaniu, wymaganą większość głosów uzyskał kard. Angelo Giuseppe Roncalli, liczący niemal 77 lat patriarcha Wenecji. Przyjął imię Jana XXIII.
„Każdy może zostać papieżem; najlepszy dowód, że ja nim zostałem” – te słowa zdawały się potwierdzać, że nowy Biskup Rzymu dobrze zrozumiał swą rolę. Już 17 listopada abp Montini znalazł się na pierwszym miejscu listy nominatów, którzy 15 grudnia mieli otrzymać kapelusze kardynalskie. Papież nazywał go potem kardynałem Hamletem… Nic jeszcze nie zapowiadało burzy, jaką Jan XXIII rozpętał, gdy 25 stycznia 1959 r. ogłosił decyzję o zwołaniu soboru powszechnego.
„Łagodność, dobroć, miłość” – takie przesłanie zostawił Kościołowi i światu w testamencie. Chciał – wedle własnych słów – pozostać w pamięci jako ktoś, kto nie budował murów podziałów i nieufności, kto nie zasmucał nieśmiertelnych dusz, zasiewając w nich podejrzenie lub lęk, kto był szczery, lojalny i ufny, kto patrzył z braterską sympatią nawet na tych, którzy nie podzielali jego poglądów. Takiego właśnie papieża opłakiwał cały świat. Takiego właśnie człowieka 3 września 2000 r. papież Jan Paweł II ogłosił błogosławionym.
5 lipca 2013 r. papież Franciszek uczynił wyjątek i wyraził zgodę na kanonizację Jana XXIII bez wymaganego cudu uzdrowienia za jego wstawiennictwem. Uznał cud wybrany do beatyfikacji w 2000 roku. Natomiast 30 września 2013 r. podczas konsystorza wyznaczył datę kanonizacji wraz z bł. Janem Pawłem II na 27 kwietnia 2014 r. w Niedzielę Miłosierdzia Bożego.
KAI
JAN ODWAŻNY – JAN XXIII
***
3 września 2002 Jan Paweł II przewodniczył w Rzymie uroczystości beatyfikacji papieża Jana XXIII. Po 12 latach, 27 kwietnia 2014 papież Franciszek dokonał jego kanonizacji. Krótki, trwający niespełna sześć lat, pontyfikat tego papieża zapoczątkował nową epokę w Kościele, a niezwykła prostota, dobroć i witalność uczyniła z niego jedną z najbardziej wyrazistych postaci i symboli mijającego stulecia.
Proboszcz świata
Angelo Giuseppe Roncalli, syn włoskiej prowincji, urodzony 25 listopada 1881 r. w Sotto il Monte koło Bergamo w wielodzietnej chłopskiej rodzinie, prezentował najlepsze cechy bergameńskich górali: otwarty umysł, pogodę ducha, ufność wobec świata i ludzi, wreszcie głęboką wiarę, której nie zniszczył kontakt ze światem. Na wszystkich najważniejszych etapach swego życia: pracy w Kurii w Bergamo, aktywności w służbie dyplomatycznej Stolicy Apostolskiej, kierowaniu archidiecezją wenecką, czy przez cały czas swego pontyfikatu pozostawał tym samym człowiekiem — bezpośrednim, prostodusznym, dostępnym dla ludzi, otwartym na ich dramaty, współczującym i kochającym wszystkich. Obdarzony niezwykłym poczuciem humoru był bohaterem niezliczonej ilości anegdot, nieraz wprawiając w zakłopotanie swe kościelne otoczenie, nie przyzwyczajonego do jego niekonwencjonalnych zachowań. On pierwszy przełamał surową etykietę dworu papieskiego, tworząc taki model sprawowania posługi papieskiej, aby zachowując całą godność i majestat tego urzędu, zarazem uczynić go bliskim wszystkim ludziom. Jego pokora nie miała w sobie nic fałszywego, oddawała niezwykłą pobożność, którą poznajemy podczas lektury „Dziennika duszy”, zapisków powstających przez wiele lat kapłaństwa ks. Roncallego.
Być może, jak żaden z jego poprzedników, Jan XXIII odczuwał dramat papieskiego posłannictwa, łączącego w sobie profetyczną wizję Następcy Chrystusa na ziemi z twardymi realiami ziemskiego urzędu, uwikłanego w doczesne sprawy naszego świata i ludzkie słabości, a także zwykłą biurokrację, gdyż częścią papieskiej posługi jest przecież urzędowanie. Kuria Rzymska jest także urzędem. Jak każdy urząd nie lubi wielkich zmian, zwłaszcza takich, które wiążą się ze zmianą kształtowanego przez stulecia sposobu myślenia. Po śmierci Piusa XII ( 9 października 1958 r.) nie było zdecydowanego jego następcy. W ciągu pierwszych dni konklawe żaden z kandydatów nie uzyskał wymaganej większości głosów. 28 października 1958 r. wybrano patriarchę Wenecji, kard. Roncallego. Miał prawie 78 lat. Wielu być może sądziło, że Opatrzność Boża podaruje Kościołowi krótki, spokojny pontyfikat dobrodusznego staruszka, po którym dopiero zapadną rozstrzygające decyzje. Los zakpił z tych, którzy oddając swój głos na kard. Roncallego, kierowali się takimi rachubami. Papież, który przyjął imię Jan, nieużywane przez jego poprzedników od wielu stuleci, gdyż łączące się z pamięcią o nielegalnie wybranym w XV w. antypapieżu Janie XXIII, okazał się najbardziej radykalnym reformatorem Kościoła od wielu wieków. Kiedy 11 października 1962 r. otwierał obrady Soboru Watykańskiego II, kończyła się era Kościoła posttrydenckiego, zbudowanego w epoce kontrreformacji.
Ojciec Soboru
O zwołaniu kolejnego soboru powszechnego myśleli jego poprzednicy. Sobór Watykański I został przerwany w 1870 r., kiedy siły włoskie zdobyły Rzym i Państwo Kościelne utraciło resztkę suwerenności. Wprawdzie Sobór zdążył przyjąć dogmat o nieomylności Papieża w sprawch wiary i moralności, co formalnie zwalniało następców św. Piotra z konsultacji swych decyzji z pozostałymi biskupami, lecz jednocześnie pozostało powszechne odczucie, że szeregu spraw o zasadniczym znaczeniu zaledwie dotknięto w dokumentach soborowych. Zarówno Pius XI, jak i Pius XII myśleli o kontynuacji dzieła Soboru, jednak wybuch II wojny światowej, a później postępy komunizmu w Europie Środkowej oraz „zimna wojna” uniemożliwiły jego zwołanie.
Jan XXIII od pierwszych dni swego pontyfikatu nosił się z myślą zwołania soboru ekumenicznego, mającego na celu odkrycie nowych sił witalnych Kościoła oraz zjednoczenie wszystkich chrześcijan. Był głęboko przekonany, że najważniejszą decyzję swego życia podjął pod natchnieniem Ducha Świętego. Jak mówił: „Nagle i niespodziewanie powstała ta myśl w naszym pokornym umyśle. Pewność, że była ona zesłana z nieba, ośmieliła nas do wprowadzenia naszego pokornego zamierzenia w czyn”.
Po ludzku myśląc, przeciwnicy Soboru mieli swoje poważne racje, aby z największą wstrzemięźliwością odnosić się do tego pomysłu. Kościół znajdował się w trudnej sytuacji. Europa była podzielona, miliony katolików żyjących w krajach tzw. realnego socjalizmu tworzyły Kościół milczenia. Był to szczytowy okres ekspansji komunistycznej. Na Zachodzie natomiast tworzyło się społeczeństwo konsumpcyjne, kontestujące dotychczasowe formy życia religijnego, a w końcu nawet samą wiarę. W tej sytuacji naturalnym wydawało się wołanie o zwarcie szeregów, trwanie przy tradycji, niezmienianie niczego w dziedzictwie otrzymanym po poprzednich pokoleniach.
Papież nie miał dokładnego wyobrażenia, czym miałby się zajmować Sobór. Była to idea natchniona, wymodlona, objawiona, ale też intelektualnie nieprzetworzona. Zasługą Jana XXIII było dołączenie do kręgu osób, przygotowujących założenia Soboru, grupy wybitnych teologów, którzy wierni doktrynie Kościoła, potrafili jednocześnie wskazać punkty, które rozwinięte w dokumentach soborowych oznaczały początek nowego otwarcia Kościoła na świat. Jan XXIII uczestniczył w części obrad, interweniował w kilku trudnych momentach, kiedy tylko jego autorytet umożliwiał dalszy sprawny tok obrad. Z jego inspiracji w dokumentach soborowych przyjęto nowe rozumienie Kościoła, nie tylko jako instytucji i hierarchii, lecz również jako Ludu Bożego, duchownych i świeckich, powołanych do życia w świętości, do apostołowania i kształtowania historii. Epokowe znaczenie miało dowartościowanie języków narodowych, a także reforma Liturgii. Stworzone zostały teologiczne podstawy do dialogu z Kościołami chrześcijańskimi, a także z innymi religiami i z niewierzącymi.
Apostoł pokoju i sprawiedliwości
Szczególnym rysem pontyfikatu Jana XXIII były działania na rzecz utrzymania pokoju i sprawiedliwości społecznej. Znał dobrze grozę wojny. W czasie I wojny światowej był na froncie jako kapelan. Z zacisznego Bergamo został rzucony na pole bitwy nad Piawą. Było to jedno z najbardziej infernalnych miejsc w czasie I wojny światowej, gdzie zginęło blisko milion ludzi. Ks. Roncalli posługiwał w szpitalu, przebywał również wśród żołnierzy walczących na pierwszej linii frontu. Jak wspominali naoczni świadkowie, chodził między żołnierzami w deszczu i błocie, w pokrwawionej sutannie, niosąc pomoc i ulgę rannym.
Gdy został papieżem, widmo wojny nie opuszczało świata, zwłaszcza w trakcie kryzysu kubańskiego jesienią 1962 r. Wówczas interwencja Jana XXIII, który zwrócił się do prezydenta Johna Kennedy’ego oraz Nikity Chruszczowa z apelem o powstrzymanie konfliktu, pomogła znaleźć wyjście w sytuacji, gdy oba supermocarstwa były gotowe do konfrontacji zbrojnej. To doświadczenie, gdy ludzkość znajdowała się na skraju wojny nuklearnej, skłoniło Jana XXIII do wielkiego apelu o pokój, skierowanego do świata w encyklice Pacem in terris (O pokój na świecie), ogłoszonej 11 kwietnia 1963 r. Był to pierwszy papieski dokument adresowany nie tylko do katolików, lecz do wszystkich ludzi dobrej woli na całym świecie. Zasadniczą tezą encykliki było twierdzenie, że warunkiem pokoju jest porządek w świecie i ład między ludźmi. Konstrukcja tego ładu opiera się na założeniu, że istnieje Boży plan rządzenia i kierowania światem, a realizacja tego planu jest właśnie warunkiem pokoju. Fundamentem tego porządku jest prawo naturalne, które winno być drogowskazem dla wszystkich poczynań ludzkości.
W nurcie rozważań nad sprawiedliwością znalazła się także inna społeczna encyklika tego papieża Mater et magistra (Matka i nauczycielka), ogłoszona 15 maja 1961 r., zawierająca poruszającą wizję porządku społecznego, opartego na zasadzie pomocniczości, którego zasadniczymi wyznacznikami są sprawiedliwość, równość, poszanowanie praw wszystkich ludzi oraz miłosierdzie wobec słabszych. W tej encyklice znalazła się również wykładnia roli związków zawodowych we współczesnym świecie oraz rozdział o znaczeniu pracy rolników i prawie chłopów do własnych organizacji zawodowych.
Gdy zmarł 3 czerwca 1964 r. nazywali go Papieżem Dobrym, Janem Uśmiechniętym, Janem Pokornym i określenia te z pewnością dobrze charakteryzowały Jana XXIII. Jednak równie ważnym rysem jego świętości była odwaga, wynikająca z bezgranicznego zaufania Bożej Opatrzności. Odwaga wielkiego proroka, który nie zważając na przeciwieństwa, bojaźliwy tylko wobec Pana, pokornie starał się realizować jego plany.
Andrzej Grajewski/wiara.pl
*********************************
Dziś obchodzimy XX Dzień Papieski pod hasłem “Totus Tuus”
11 października 2020/lk, FDNT/pz/Warszawa Ⓒ Ⓟ
fot. FDNT
Każdego roku w niedzielę poprzedzającą wybór kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową w kraju i środowiskach polonijnych obchodzony jest Dzień Papieski. Jubileuszowe obchody pod hasłem „Totus Tuus” przypadają na 11 października. Tego dnia przeprowadzana jest tradycyjna zbiórka środków na stypendia dla zdolnej i niezamożnej młodzieży z małych miejscowości. Organizatorem wydarzenia jest Fundacja “Dzieło Nowego Tysiąclecia”, obchodząca 20-lecie istnienia. Przez ten czas FDNT dzięki darczyńcom przekazała na stypendia blisko 200 mln zł.
Dzień Papieski to czas radości, pamięci o Papieżu Polaku i łączności duchowej z Ojcem Świętym Franciszkiem. Organizowane są wtedy w całym kraju liczne wydarzenia promujące nauczanie św. Jana Pawła II.
Centralne obchody XX Dnia Papieskiego rozpoczną się już w sobotę. Na Zamku Królewskim w Warszawie odbędzie się Gala Nagród TOTUS TUUS. Statuetki w kształcie anioła wzbijającego się do lotu wręczane są osobom i instytucjom, które inspirując się nauczaniem św. Jana Pawła II w sposób szczególny przyczyniają się do budowania cywilizacji miłości.
Tzw. „katolickie noble” zostaną przyznane w czterech kategoriach: Promocja godności człowieka, Osiągnięcia w dziedzinie kultury chrześcijańskiej, Propagowanie nauczania świętego Jana Pawła II oraz TOTUS TUUS medialny im. bp. Jana Chrapka. Przyznana zostanie również Nagroda specjalna TOTUS TUUS.
W czasie Gali zostaną wręczone nagrody dla uczestników Konkursu im. Jana Pawła II na najlepszą pracę magisterską i rozprawę doktorską na temat roli mediów w promowaniu godności człowieka inspirowanym nauczaniem Kościoła. Transmisja gali o godz. 16.00 w TVP 2.
Świętowanie Dnia Papieskiego będzie miało jak co roku także wymiar sportowo-kulturalny. W ostatnich latach popularność zyskały m.in. wielodystansowe biegi organizowane z okazji Dnia Papieskiego. W tym roku, ze względów sanitarnych zorganizowany zostanie Ogólnopolski Wirtualny Bieg Papieski. Od 1 do 31 października dzięki rejestracji za pomocą strony będzie można uczestniczyć w zawodach w każdym miejscu w kraju i na świecie. Bieg odbędzie się na dystansach: 5, 10, 20 („jubileuszowy” dystans fundacyjny) oraz 27 kilometrów (dystans „papieski” – liczba lat pontyfikatu).
Od kilku lat katowicki Teatr Franciszka przygotowywał megawidowiska w katowickim Spodku, następnie musicale wystawiane były na deskach Pałacu Młodzieży. Ze względu na brak możliwości zorganizowania w tym roku przedstawienia z udziałem publiczności młodzi artyści nagrali w domach części aktorskie i wokalne, które następnie połączono w całość.
Od strony muzycznej za projekt odpowiedzialny jest Piotr Solorz – absolwent Fundacji, który skomponował muzykę. W projekcie wziął również udział absolwent Fundacji – Adrian Pontus. Premiera filmu artystycznego „Akatyst – Totus Tuus” odbędzie się 11 października na kanale YouTube Fundacji (Dzieło.TV).
Podczas Dnia Papieskiego odbywa się zbiórka na program stypendialny dla zdolnej i niezamożnej młodzieży z małych miejscowości. Z jej wsparcia korzysta rocznie 2 tys. osób z całej Polski. Stypendium, które można otrzymać już w VII klasie szkoły podstawowej, wypłacane jest aż do zakończenia studiów.
Oprócz październikowej zbiórki Fundację „Dzieło Nowego Tysiąclecia” można wspierać przez cały rok, przelewając dowolną kwotę na numer rachunku 75 1240 2034 1111 0000 0306 8582.
Wpłaty dokonać można także za pośrednictwem naszej strony www.dzielo.pl, poprzez aplikację Przelewy24 lub wysyłając SMS o treści STYPENDIA na numer 74 265 (4,92 z VAT). Fundacja jest organizacją pożytku publicznego.
Tegoroczny Dzień Papieski odbędzie się pod hasłem biskupiego wezwania Karola Wojtyły „Totus Tuus”, które pochodzi z „Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” św. Ludwika Marii Grignion de Montfort.
Kard. Kazimierz Nycz, przewodniczący Rady Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” przypomina z okazji XX Dnia Papieskiego o jubileuszu 20-lecia Fundacji “Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Wskazuje, że choć papieża nie ma na ziemi dopiero 15 lat, to został on już beatyfikowany i kanonizowany, a powołana jeszcze za jego życia Fundacja wciąż się rozwija.
– On już wtedy był jej najlepszym propagatorem i Fundacja spełnia swoje zadania wtedy, gdy go zabraknie. To miała być fundacja, której celem będzie przybliżanie i utrwalanie osoby i nauczania papieża Jana Pawła II, ale też ma być konkretnym, żywym pomnikiem składającym się z tysięcy ludzi uformowanych z pomocą Fundacji. Fundacja włączyła się w wyławianie ludzi zdolnych z uboższych rodzin, aby mogli się rozwinąć. To dzieło mówi samo za siebie i z perspektywy 20 lat wygląda imponująco – dodaje kard. Nycz.Metropolita warszawski wskazuje też na cztery istotne elementy funkcjonowania “Dzieła Nowego Tysiąclecia”: wyszukiwanie i promowanie nagrodami Totus Tuus działalności ludzi pochodzących z różnych środowisk, ale działających w duchu tego, co Jan Paweł II uważał za ważne; organizowanie Dnia Papieskiego w wymiarze zarówno medialnym i centralnym, jak i w poszczególnych parafiach całego kraju, prowadzenie funduszu stypendialnego dla młodzieży i służącej mu zbiórki, wreszcie organizowanie konferencji naukowych poświęconych problemom, które współcześnie nawiązują do papieskiego nauczania.
Kardynał apeluje o zaangażowanie w niedzielną zbiórkę stypendialną z okazji Dnia Papieskiego, choć podkreśla, że w czasie pandemii może ona przynieść mniejsze owoce, gdyż nie wszyscy wierni w obawie o życie i zdrowie uczestniczą w mszach świętych i poruszają się w przestrzeni publicznej.
Ks. Dariusz Kowalczyk, przewodniczący Zarządu Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” podkreśla, że w czasie 20 lat istnienia Fundacji kamieniami milowymi była beatyfikacja i kanonizacja papieża, a dziś stypendyści mogą się modlić o wstawiennictwo Jana Pawła II. – To jest wielki skarb, który Fundacja posiada, a drugim skarbem jest stałe błogosławieństwo Kościoła – mówi.
Ks. Kowalczyk wspomina też, że funkcjonowanie programu stypendialnego jest możliwe dzięki ogromnej rzeszy darczyńców. – Co roku jest to kilka, może kilkanaście milionów osób, a 10 tys. osób i instytucji wspierają nas w sposób ciągły, przez cały rok. Dzięki temu 10-12 mln zł jesteśmy w stanie zebrać i przekazać na stypendia – informuje, dodając, że wszystkim darczyńcom należy się ogromna wdzięczność za ich hojność.
– To nie są pieniądze budżetowe. To środki, które każdy człowiek przekazuje Fundacji, dlatego że utożsamia się z patronem, duchowym założycielem, czyli Janem Pawłem II i z ideą budowania jego żywego pomnika – podkreśla ks. Dariusz Kowalczyk.
11 października o godz. 9.00 w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski i przewodniczący Rady Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” odprawi Mszę św. w intencji wszystkich, którzy wspierają jej działanie. Eucharystia będzie transmitowana przez stację Polsat News.
W tym samych czasie, w Bazylice św. Krzyża w Warszawie bp Michał Janocha będzie sprawował Mszę św. transmitowaną przez Program I Polskiego Radia. O godz. 9.30 w Sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach w Krakowie celebrowana będzie Msza św. przez kard. Stanisława Dziwisza. Transmisja Eucharystii w TVP 1 i TVP Polonia.
Ks. Kowalczyk potwierdza, że cztery filary, o których wspomina kardynał Nycz, obecne są w działaniach FDNT co roku. – Do tego doliczmy niezliczoną ilość wydarzeń artystycznych, kulturalnych, naukowych, dzieł publicystycznych i konferencji, przygotowywanych nie tylko centralnie, ale i w wielu miastach całej Polski. To wszystko składa się na “machinę”, którą uruchomiliśmy 20 lat temu – podkreśla przewodniczący Zarządu Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”.
Obecnie programem stypendialnym Fundacji “Dzieło Nowego Tysiąclecia” objętych jest 2 tys. osób. Program ten ukończyło (po ok. 10 latach uczestniczenia w nim) ok. 4 tys. absolwentów, a dalsze 11 tys. to osoby, które kiedykolwiek w nim uczestniczyły. Nie bez znaczenia jest też wielotysięczna rzesza wolontariuszy, którzy przygotowywali kolejne Dni Papieskie oraz wakacyjne obozy dla młodzieży.
Dzięki darczyńcom, przeznaczyła na stypendia blisko 200 mln zł.
Tradycyjnie obchodom Dnia Papieskiego towarzyszy Koncert Galowy. Tegoroczny ma tytuł „TOTUS TUUS – Królowej Anielskiej śpiewajmy”. Jego osnową będą największe hymny i pieśni maryjne chrześcijaństwa tradycji wschodu i zachodu. Wśród wykonawców usłyszymy m.in. Sebastiana Karpiela-Bułeckę, Kasię Moś, Olgę Szomańską, Igora Herbuta oraz artystów z Grecji, Armenii i Kuby. Wystąpi też zespół „Tylko Ty”, złożony ze stypendystów i absolwentów Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Wydarzenie zostanie wyemitowane w niedzielę o godz. 17.30 w TVP1.
Obchody centralne XX Dnia Papieskiego zakończą się 13 października konferencją naukową „Totus Tuus postawa na dzisiaj”. Wydarzenie rozpocznie się o godz. 9.00 Mszą św. w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie. Następnie w Rezydencji Arcybiskupów Warszawskich odbędą się wykłady i dyskusje.
Na konferencji prowadzonej przez dr. hab. Pawła Skibińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego wykłady wygłoszą: abp prof. Ludwig Schick – metropolita Bambergu, ks. prof. Jerzy Szymik, wybitny teolog i poeta z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, prof. Andrea Riccardi z Rzymu – historyk, założyciel Wspólnoty Sant’Egidio.
W gronie komentatorów zasiądą m.in. ks. prof. Marek Chmielewski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, s. Anna Maria Pudełko AP oraz red. Grzegorz Górny.
Wydarzenie otrzymało Patronat Honorowy Prezydenta RP Andrzeja Dudy.
Kai.pl
**************************************************************************************************************
poniedziałek – 12 października 2020
XXVIII TYDZIEŃ ZWYKŁY
***
wspomnienie bł. JANA BEYZYMA, misjonarza wśród trędowatych
Urodził się 15 maja 1850 roku w Beyzymach Wielkich na Wołyniu jako najstarszy z pięciorga dzieci hrabiostwa Jana herbu własnego i Olgi z hrabiów Stadnickich. Do 13. roku życia Jan wraz z młodszym rodzeństwem pobierał nauki pod kierunkiem domowych nauczycieli w Onackowcach. Skazanie zaoczne jego ojca na karę śmierci za udział w powstaniu styczniowym, spalenie przez Kozaków dworu Beyzymów w Onackowcach oraz konieczność ucieczki spowodowały przerwę w edukacji. Po osiedleniu się w Kijowie młody Jan pomagał matce w utrzymaniu rodziny, zarabiając przez udzielanie korepetycji. Rok później mógł na nowo podjąć naukę w gimnazjum, które ukończył w 1871 roku z zamiarem wstąpienia do seminarium duchownego.
10 grudnia 1872 roku Jan wstąpił do zakonu jezuitów. Po dwuletnim nowicjacie oraz studiach humanistycznych, filozoficznych i teologicznych 26 lipca 1881 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk księdza biskupa Albina Dunajewskiego. Po święceniach kapłańskich został skierowany do pracy jako wychowawca młodzieży w konwikcie w Tarnopolu, a następnie – po odbytym wcześniej ostatnim etapie zakonnej formacji duchowej, tzw. trzeciej probacji, oraz złożeniu ostatnich ślubów zakonnych – w konwikcie chyrowskim. Przez 10 lat pracował tam jako wychowawca młodzieży, infirmarz oraz przez pewien czas jako nauczyciel języka francuskiego i rosyjskiego.
Mimo całkowitego oddania się pracy wychowawczej z młodzieżą ojciec Beyzym pragnął czegoś więcej. Chciał oddać Bogu wszystko, poświęcając się bez reszty w służbie najbiedniejszym i najbardziej nieszczęśliwym, pogardzanym i odrzucanym, trędowatym. Po usilnych staraniach otrzymał od Generała zakonu pozwolenie na wyjazd na Madagaskar. Miał już wtedy 48 lat. 17 października 1898 roku o. Beyzym pożegnał ukochaną Polskę na zawsze i udał się do Francji, skąd 10 listopada odpłynął statkiem pasażerskim z Marsylii na Madagaskar. 30 grudnia tegoż roku dotarł szczęśliwie do Tananarive, stolicy kraju. Od razu został skierowany do pracy w istniejącym od 1872 roku schronisku dla trędowatych Ambahivoraka.
Pod koniec września 1902 roku o. Beyzym opuścił Ambahivoraka, a następnie 3 października wyruszył w drogę – pieszo, w deszczu i spiekocie – do odległej o ok. 395 km Fianarantsoa. Tam, przy ofiarnej pomocy Rodaków z Polski, mimo piętrzących się różnego rodzaju trudności, zbudował szpital dla swoich biednych – jak ich nazywał – „Czarnych Piskląt”. 16 sierpnia 1911 roku ukończony już szpital przyjął pierwszych trędowatych pensjonariuszy.
Niedługo po wprowadzeniu się trędowatych pensjonariuszy do ich „apartamentów” o. Jan sam podupadł na zdrowiu. W czasie choroby bardzo cierpiał. Na jego ciele pojawiły się odleżyny, nocami jęczał, ale zapytany, czy go bardzo boli, odpowiadał: „Cóż to jest w porównaniu z cierpieniami Chrystusa?”. Przed śmiercią poprosił współbrata zakonnego, który przy nim czuwał, aby poszedł i przeprosił w jego imieniu trędowatych za wszystko, czym ich zasmucił lub skrzywdził. W odpowiedzi chorzy wybuchnęli głośnym płaczem. 2 października 1912 roku o. Beyzym, wycieńczony ponadludzką pracą i surowym trybem życia, odszedł do Domu Ojca.
18 sierpnia 2002 roku w Krakowie na Błoniach nasz Wielki Rodak, papież Jan Paweł II zaliczył Posługacza trędowatych, ojca Jana Beyzyma do grona Błogosławionych Kościoła Katolickiego.
ks. Cz. Tomaszewski SJ
LITANIA DO BŁ. JANA BEYZYMA POSŁUGACZA TRĘDOWATYCH
Kyrie, eleison.
Chryste, eleison.
Kyrie, eleison.
Chryste, usłysz nas.
Chryste wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, – zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, – zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty Boże, – zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, – zmiłuj się nad nami.
Jezu, Synu Boga żywego, – zmiłuj się nad nami.
Jezu, Jedyny Zbawicielu świata, – zmiłuj się nad nami.
Jezu, Drogo, Prawdo i Życie nasze, – zmiłuj się nad nami.
Jezu, miłujący nas aż do końca, – zmiłuj się nad nami.
Jezu, uświęcająca mocy dusz ludzkich, – zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo, Matko Boża, – módl się za nami.
Święta Maryjo, wspomożycielko Ludu Bożego, – módl się za nami.
Święta Maryjo, pośredniczko łask wszelkich, módl się za nami.
Święty Ignacy Loyolo, założycielu zakonu Towarzystwa Jezusowego, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, zacny obywatelu Wołynia, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, duchowy synu św. Ignacego, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, pałający duchem misyjnym, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, wielki czcicielu Bogarodzicy, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, zawierzający swe życie i dzieło Matce Zbawiciela, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, mężu żarliwej modlitwy, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, miłośniku woli Bożej, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, wypełniający trudne posłuszeństwo przełożonym, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, pokornie miłujący Jezusa, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, miłośniku krzyża Jezusowego, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, pragnący większej chwały Bożej, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, pomagający ludziom w powrocie do Boga, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, pragnący dobra ludzi i zbawienia ich dusz, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, wzorze pokory i prostoty, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, apostole Madagaskaru, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, opiekunie Malgaszów, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, ofiarny posługaczu trędowatych, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, budowniczy schroniska i szpitala w Maranie, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, pielęgniarzu chorych, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, pragnący trądu, aby upodobnić się do swoich podopiecznych, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, poświęcający życie swoje dla cierpiących, chorych przyjaciół, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, duchowy apostole więźniów z Sachalina, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, kochający drogich zmarłych, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, tęskniący za Ojczyzną, módl się za nami.
Błogosławiony Janie, pragnący nieba, módl się za nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, – przepuść nam Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, – wysłuchaj nas Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, – zmiłuj się nad nami.
K. Módl się za nami błogosławiony Janie Beyzymie.
W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
Módlmy się:
Boże, Ty dla zbawienia cierpiących na Madagaskarze trędowatych obdarzyłeś błogosławionego Jana Beyzyma, kapłana, apostolską mocą i heroiczną cnotą miłosiernej miłości, + spraw, abyśmy pobudzeni jego przykładem wzrastali w miłości do braci będących w potrzebie i spieszyli im z pomocą. Przez Chrystusa Pana naszego.
Amen.
strona o bł. Janie Beyzymie/misyjnym-szlakiem.pl
********************************************************************
Bł. Jan Beyzym, prezbiter
Przyszedł na świat 15 maja 1850 roku w majątku Beyzymy Wielkie na Wołyniu (dzisiejsza Ukraina). Na misje wyjechał bardzo późno – kiedy dobiegał już pięćdziesiątki, 26 lat po wstąpieniu do zakonu. Bardzo łatwo pomyśleć, że został wysłany za karę; plotka taka krąży zresztą do dziś. Tym bardziej, że jezuita – przyznają jego biografowie – miał sposób bycia raczej szorstki. On sam mawiał o sobie „jego tatarska mość”, robiąc aluzje nie tylko do nazwiska (przodek dał się tak bardzo we znaki Tatarom najeżdżającym Wołyń, że nazwali go ” Bey-Zymu”), ale również do niełatwego charakteru. – Był bardzo energiczny, surowy i sprawiedliwy, a przy tym nie znosił próżnej gadaniny i ospalstwa – tłumaczy o. Stanisław Groń SJ, autor wielu artykułów o o. Beyzymie.
Wyjazd na Madagaskar nie był jednak karą. Jeszcze na początku 1898 r. (rok przed wyjazdem) o. Beyzym pisał do generała zakonu Ludwika Martina: „Przepraszam pokornie, że śmiem dokuczać tak natrętnie, ale jak sobie wspomnę, że tyle tysięcy trędowatych tak silnie cierpi i umiera bez pomocy tak duchowej, jak i doczesnej, (…) to trudno mi czekać spokojnie tak długo na rozkaz odpływu”.
Twardy, prostolinijny zakonnik szybko zyskał miłość Malgaszy. Przez pierwsze trzy lata (1899-1902) opiekował się trędowatymi w państwowym schronisku w Ambahivoraka. Nie bał się żadnej pracy: opatrywał rany, mył chorych, robił zastrzyki. – Żeby zrozumieć, co to naprawdę znaczy, trzeba wiedzieć, jak wygląda ciało zaatakowane trądem i jaki zapach wydziela – zauważa o. Groń. W jednym z listów o. Beyzym próbował opisać smród ran – trochę podobny do zgniłego sera, trochę słodkawy. Ludzie zarażeni tą straszna chorobą mieli oszpecone twarze – pozbawione nosów i uszu, a zamiast rąk i nóg – kikuty. O. Beyzyma maluje się w fartuchu nałożonym na sutannę. Nosił go z bardzo praktycznych powodów – ropiejące rany tryskały, kiedy się je opatrywało. Biografia, którą napisał jezuita o. Czesław Drążek, nosi tytuł „Posługacz trędowatych”.
Wybrał taką służbę, przekonany, że miłość i szacunek należą się każdemu człowiekowi – nawet najbardziej pogardzanemu. Chciał dotrzeć do nich z Ewangelią i sakramentami. „Jeszcze ich języka nie umiem – pisał tuż po przyjeździe – ale mieszkam między nimi, aby biedacy mieli Mszę św. i ratunek w razie konania”.
W 1902 r. o. Beyzym postanowił wybudować na Madagaskarze ośrodek, w którym trędowaci mieliby zapewnioną opiekę medyczną i duchową. Dość szybko udało mu się zebrać fundusze (głównie od rodaków z Polski), i w 1911 r. w Maranie został oddany nowoczesny szpital pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Należał do najlepiej wyposażonych i zorganizowanych na świecie. Jezuita przeprowadził swój plan mimo olbrzymich problemów finansowych i organizacyjnych, oporu władz kolonialnych (w listach wiele pisze o antyklerykalnym, a nawet antychrześcijańskim nastawieniu kolonialnej administracji francuskiej), a nawet niezrozumienia ze strony współbraci.
Niemal do ostatnich dni chciał jeszcze wyjechać na Sachalin – wyspę miedzy syberyjską Rosją a Japonią – miejsce zesłania wielu polskich patriotów, ale i zwykłych kryminalistów. Podjął już starania w Petersburgu, miał obmyślaną podróż. Nie zdążył – zmarł w 1912 r.
AleteiaKAI
**********
MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00
po Mszy św. – nabożeństwo różańcowe przed Najświętszym Sakramentem
***
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
***
Antyfona na wejście
Święci mężowie stali się przyjaciółmi Boga, gorliwie głosząc prawdę Bożą, zasłużyli na wieczną chwałę.
Kolekta
Boże, Ojcze wszelkiej pociechy,
Ty powołałeś błogosławionego Jana Beyzyma, prezbitera, do heroicznej miłości
w służbie trędowatym, spraw, prosimy,
abyśmy w duchu tej samej miłości głosili gorliwie Ewangelię Chrystusa wszystkim ludziom.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Galatów – Ga 4,22-24.26-27.31-5,1
Bracia: Napisane jest, że Abraham miał dwóch synów, jednego z niewolnicy, a drugiego z wolnej. Lecz ten z niewolnicy urodził się tylko według ciała, ten zaś z wolnej, na skutek obietnicy. Wydarzenia te mają jeszcze sens alegoryczny. Niewiasty te wyobrażają dwa przymierza: Jedno, zawarte pod górą Synaj, rodzi ku niewoli, a wyobraża je Hagar.
Natomiast górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest naszą matką. Wszak napisane jest: „Wesel się, niepłodna, która nie rodziłaś, wykrzykuj z radości, która nie znałaś bólów rodzenia, bo więcej dzieci ma samotna niż ta, która żyje z mężem”. Tak to, bracia, nie jesteśmy dziećmi niewolnicy, ale wolnej. Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli.
Oto słowo Boże.
Psalm 113
R/ Niech imię Pana będzie pochwalone.
Chwalcie słudzy Pańscy,
chwalcie imię Pana.
Niech imię Pana będzie błogosławione
teraz i na wieki. R/
Od wschodu aż do zachodu słońca
niech będzie pochwalone imię Pana.
Pan jest wywyższony nad wszystkie ludy,
ponad niebiosa sięga Jego chwała. R/
Kto jest jak nasz Bóg,
co ma siedzibę w górze
i w dół spogląda na niebo i ziemię?
Podnosi z prochu nędzarza
i dźwiga z gnoju ubogiego. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych, lecz słuchajcie głosu Pańskiego. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 11,29-32
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: „To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia.
Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, wejrzyj na dary
złożone w dniu błogosławionego Jana Beyzyma,
i daj, abyśmy naśladowali ofiarę Twojego Syna,
którą sprawujemy w świętych obrzędach.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Pan mówi: Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, Ty nas posiliłeś na świętej Uczcie,
spraw, abyśmy naśladując błogosławionego
Jana Beyzyma, nieustannie Ciebie chwalili
i wytrwale pomagali wszystkim z bratnią miłością.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**************************************************************************************************************
wtorek – 13 października 2020
XXVIII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Błogosławiony Honorat Koźmiński
Honorat Wacław Koźmiński urodził się 16 października 1829 r. w Białej Podlaskiej, w rodzinie inteligenckiej. Po ukończeniu gimnazjum w Płocku podjął studia na wydziale budownictwa w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Już w gimnazjum zaprzestał praktyk religijnych, a w czasie studiów zupełnie odsunął się od Boga.
W dniu 23 kwietnia 1846 r. aresztowała go policja carska pod zarzutem udziału w spisku. Został osadzony w X pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Wkrótce poważnie zachorował na tyfus. W dniu 15 sierpnia tego samego roku doznał tajemniczej wizji i nawrócił się. W konsekwencji dwa lata później wstąpił do klasztoru kapucynów, przyjął habit zakonny i otrzymał imię Honorat. Chciał być bratem zakonnym, ale przełożeni zdecydowali, że ma zostać kapłanem. Święcenia kapłańskie przyjął zatem 27 listopada 1852 r. Odtąd w Warszawie był wykładowcą retoryki, a także sekretarzem prowincjała. Znany był również jako świetny rekolekcjonista i spowiednik, przy jego konfesjonale bowiem ustawiały się zawsze długie kolejki.
W latach 60-tych XIX wieku (po kasacie zakonu) znalazł się w Zakroczymiu pod Warszawą, gdzie skupił się na zakładaniu zgromadzeń bezhabitowych. W 1892 r. osiadł w Nowym Mieście nad Pilicą. W 1895 r. został komisarzem generalnym polskiej prowincji kapucynów. Wiele czasu poświęcał pracy pisarskiej i modlitwie, prowadząc nader ascetyczne życie. Zmarł w opinii świętości 16 grudnia 1916 r. Został beatyfikowany 16 października 1988 r. (w 10. rocznicę swego pontyfikatu) przez papieża Jana Pawła II. Błogosławiony Honorat jest głównym patronem diecezji łowickiej. W ikonografii przedstawiany jest w zakonnym, kapucyńskim habicie.
Wspomnienie liturgiczne przypada w Polsce na 13 X (w świecie – 16 XII).
Modlitwa o nawrócenie
Błogosławiony Honoracie, na tobie spoczęło kiedyś oblicze Boże, dając początek ewangelicznej drodze nawrócenia. Dopomóż mi, ojcze, abym w doświadczeniu kruchości mojej wiary wracał pamięcią do pierwszego spojrzenia Jezusa zapraszającego mnie na drogę życia chrześcijańskiego. Naucz mnie czerpać codzienną moc do przemiany serca z blasku Jego Oblicza obecnego w Eucharystii, w słowie i drugim człowieku. Niechaj z tych spotkań rodzi się we mnie coraz większa wierność, abym postępując ścieżkami wymagań Bożych, budował wiarę mojej wspólnoty i całego Kościoła. Amen.
Sanktuaria polskie.com.pl
***
Błogosławiony Honorat Koźmiński
Jednym z patronów tego roku w naszej Ojczyźnie – wolą polskich biskupów i parlamentu – jest bł. Honorat Koźmiński, którego ziemskie życie dobiegło końca 100 lat temu. Wielkiego Polaka, który został wyniesiony na ołtarze jako pierwszy Podlasianin, w liturgii wspominamy 13 października.
***
Święty Jan Paweł II podczas beatyfikacji o. Honorata w 1988 r. w Rzymie powiedział: „On pokazuje nam, jak odczytywać «znaki czasu», jak trwać po Bożemu i działać w trudnych czasach. Uczy, jak w duchu Ewangelii rozwiązywać trudne sprawy i zaradzać ludzkim potrzebom”.
Z podlaskiej ziemi
Honorat Koźmiński urodził się 16 października 1829 r. w Białej Podlaskiej. Dwa dni później przy chrzcie św. otrzymał aż cztery imiona: Florentyn Wacław Jan Stefan. W domu nazywano go drugim z nich. Jego ojciec Stefan Koźmiński, bialski architekt powiatowy, pochodzący z Chłopkowa k. Sarnak, wychował swoje dzieci w tradycji Kościoła łacińskiego, chociaż jego dziadek i ojciec byli kapłanami wschodniego obrządku. Wraz z żoną – Aleksandrą z Kahlów – i czwórką dzieci przeniósł się z Podlasia do Włocławka. Wacław ukończył gimnazjum w Płocku, a w 1844 r. rozpoczął studiowanie budownictwa w Warszawie. W następnym roku zmarł mu ojciec. Wkrótce nadszedł kolejny cios – w 1846 r. Koźmiński przez władze carskie został oskarżony o działalność spiskową. Jako siedemnastolatek znalazł się w warszawskiej Cytadeli. Tu odzyskał zagubioną wiarę w Boga. Kilka miesięcy później wyszedł na wolność. Początkowo kontynuował naukę, ale jeszcze w 1847 r. wstąpił do kapucynów. Po złożeniu ślubów wieczystych w 1850 r. i odpowiednim przygotowaniu 27 grudnia 1852 r. przyjął święcenia kapłańskie.
Boży architekt
Jeszcze przed święceniami Honorat został przeniesiony z Lublina do Warszawy. Tu służył Bogu przez wierność regule franciszkańskiej oraz pełnienie wskazanych obowiązków (m.in. wykładowcy i sekretarza prowincji). W stolicy Królestwa Polskiego oddawał się duszpasterzowaniu jako kaznodzieja i katecheta, ale przede wszystkim jako wyjątkowy spowiednik. Gdy w 1864 r. Rosjanie zamknęli warszawski klasztor kapucynów, a zakonników przewieźli do Zakroczymia, również tam udawały się rzesze penitentów i słuchaczy, spragnionych Słowa Bożego. Nie zmieniło się to po likwidacji klasztoru zakroczymskiego i przymusowym przeniesieniu Koźmińskiego w 1892 r. do Nowego Miasta nad Pilicą, gdzie zaborcy zakazali mu głoszenia kazań. Mimo problemów zdrowotnych o. Honorat, zapatrzony w Maryję, budował na polskiej ziemi Królestwo Boże. Zmarł 16 grudnia 1916 r. w Nowym Mieście, przeżywszy 87 lat, w tym 69 w zakonie i 64 jako kapłan.
W chwale ołtarzy
Sławny kapucyn zasłużył się Kościołowi i narodowi polskiemu na różne sposoby. To dzięki jego współpracy z Bożą łaską podniósł się poziom życia religijnego na ziemiach zaboru rosyjskiego w trudnym czasie prześladowań. W znacznym stopniu przyczynił się do rozwoju III Zakonu św. Franciszka i rozpowszechnienia Żywego Różańca, zwłaszcza na Mazowszu i Podlasiu. Głównie jemu cała Polska zawdzięcza ustanowienie przez Stolicę Apostolską uroczystości Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, której cudowny wizerunek darzył szczególną czcią. Kościół powszechny został przez niego ubogacony nową formą życia zakonnego – zgromadzeniami niehabitowymi. Założył ich 26, z czego większość istnieje do dzisiaj. Nic więc dziwnego, że Papież Polak dokonał jego beatyfikacji w Rzymie 16 października 1988 r. – w 10. rocznicę swego pontyfikatu i 159. rocznicę urodzin o. Koźmińskiego.
Ślady błogosławionego znajdziemy także na naszej ziemi: w Ceranowie, gdzie przebywał przez kilka miesięcy; w Sterdyni, gdzie dokładnie 160 lat temu głosił misje; w tylu miejscach, gdzie posługują jego córki duchowe – felicjanki, sercanki i służki. Bł. Honorat jest patronem Akcji Katolickiej Diecezji Drohiczyńskiej. Jego wezwanie nosi też kaplica w Areszcie Śledczym w Hajnówce, bo on wie najlepiej, że nawet w więzieniu można odnaleźć Boga.
ks. Zenon Czumaj/ Niedziela podlaska 40/2017
***
Jeżeli się nawrócę, naplujcie mi w oczy
Kolejny tydzień naszego życia przynosi nam niezwykłe świadectwo nawróconego ateisty.
***
Błogosławiony Honorat a właściwie Wacław Koźmiński, bo o nim mowa, pochodził z wierzącej rodziny, jednak pod wpływem nowego środowiska, w obliczu samodzielnego życia, z dala od rodziców, stracił wiarę i wyrzekł się Boga. Mało tego, jako zdeklarowany ateista walczył z wierzącymi i odwodził innych od wiary. Jeżeli zachodził do kościoła, to tylko po to, by – jak sam po latach powie – bluźnić Bogu i obrażać Go. „Jeśli się nawrócę, naplujcie mi w oczy!” – krzyczał, szydząc z wierzących. Narastała w nim nienawiść do Boga, wyśmiewał świętych.
cały artykuł – ks. Krzysztof Hawro/Niedziela zamojsko-lubaczowska 41/2020
***
***
Zakonna konspiracja
Bł. Honorat pokazuje, że ideały ewangeliczne są możliwe do realizowania w każdym czasie i w samym środku świeckiego świata.
Miał zaledwie 17 lat, kiedy trafił do warszawskiej Cytadeli. Carskie władze oskarżają Wacława Koźmińskiego o udział w spisku. W więzieniu młody student architektury jest bity i przesłuchiwany przez policję carską. Zapada na tyfus. Jego dziecięca wiara rozpada się w gruzy. Bliski obłędu krzyczy i miota się bezradnie po celi. Matka przychodzi często pod mury Cytadeli, modli się żarliwie do Matki Bożej Bolesnej o ratunek dla syna. 15 sierpnia 1848 roku Wacław rodzi się na nowo. Odzyskuje zdrowie ciała i duszy. Po latach wyzna: „Jezus przyszedł do mnie do celi więziennej i łagodnie do wiary doprowadził”. Po 11 miesiącach wychodzi na wolność. Nie wraca już jednak na studia. Puka do drzwi furty klasztoru kapucynów w Warszawie.
W Lubartowie rozpoczyna nowicjat, przyjmuje zakonne imię Honorat. Śluby składa w 1849 r., a święcenia kapłańskie otrzymuje 27 XII 1852 r. Działa jako duszpasterz, spowiednik, kaznodzieja w Warszawie. Po powstaniu styczniowym władze carskie uderzają w duchowieństwo i klasztory w odwecie za wspieranie dążeń Polaków do niepodległości. Car nakazuje kasatę klasztorów. W nocy z 27 na 28 listopada 1864 r. zostaje zlikwidowanych 117 klasztorów żeńskich i męskich. Pozostaje tylko 35 klasztorów tzw. etatowych. Nowicjaty zostają zamknięte. Zakony mają po prostu zniknąć. Ojciec Honorat trafia do Zakroczymia. Tam wpada na pomysł klasztornej „konspiracji” – zapoczątkowuje nową formę życia zakonnego dostosowanego do sytuacji.
Powstają pierwsze wspólnoty ewangelicznego życia w ukryciu – bez habitu, bez oznak zewnętrznych. „Tajni współpracownicy” Jezusa podejmują pracę u podstaw, na wsi i w miastach. Siostry „skrytki” pracują między innymi jako robotnice w fabrykach włókienniczych w Łodzi. Prowadzą placówki opiekuńcze, zakłady dla sierot, szkoły ludowe, ambulatoria, ochronki, szwalnie… Ojciec Honorat zakłada 26 wspólnot. Kieruje nimi poprzez konfesjonał i korespondencję. Jego nowatorskie duszpasterstwo nie zawsze jest przyjmowane ze zrozumieniem. Kiedy ustaje prześladowanie zakonów, biskupi polscy i Rzym domagają się, by bezhabitowe siostry i bracia powrócili do tradycyjnej formy życia zakonnego. Schorowany ojciec Honorat zostaje odsunięty od kierowania wspólnotami. Poddaje się pokornie decyzjom władz kościelnych. Cierpieć musi strasznie, zanegowano przecież sens jego wieloletniej pracy. Podczas agonii na jego ustach pojawia się uśmiech. Odchodzi do Boga w roku 1916 w Nowym Mieście nad Pilicą. Jan Paweł II ogłasza go błogosławionym w 1988 roku w Rzymie. Do dziś działa 17 zgromadzeń zakonnych założonych przez bł. Honorata, w tym 14 bezhabitowych.
„Musicie być silniejsi od warunków” – mawiał do młodzieży Jan Paweł II. Te słowa można odnieść do życia bł. Honorata. Najłatwiej stękać, że się nie da, że nie ma warunków itd. Honorat pokazuje, że ideały ewangeliczne są możliwe do realizowania w każdym czasie. Trzeba tylko znaleźć właściwy klucz, mieć odwagę i… robić swoje.
ks. Tomasz Jaklewicz/GN 40/2007
*****
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł Dobrą Nowinę, uzdrawiał skruszonych w sercu.
Kolekta
Boże, Ty raczyłeś obdarzyć błogosławionego Honorata, prezbitera, duchem troskliwej miłości, aby mógł wiele dusz pojednać z Tobą, spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy dostąpili łaski Twojego przebaczenia.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Galatów – Ga 5,1-6
Bracia: Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. Oto ja, Paweł, mówię wam: Jeżeli poddacie się obrzezaniu, Chrystus wam się na nic nie przyda. I raz jeszcze oświadczam każdemu człowiekowi, który poddaje się obrzezaniu: jest on zobowiązany zachować wszystkie przepisy Prawa. Zerwaliście więzy z Chrystusem; wszyscy, którzy szukacie usprawiedliwienia w Prawie, wypadliście z łaski. My zaś z pomocą Ducha na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości. Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość.
Oto słowo Boże.
Psalm 119
R/ Niech Twoja łaska zstąpi na mnie, Panie.
Panie, niech zstąpi na mnie Twoja łaska,
Twoje zbawienie według Twej obietnicy.
Nie odbieraj moim ustom słowa prawdy,
bo ufam Twoim wyrokom. R/
A Prawa Twego zawsze strzec będę
po wieki wieków.
I będę kroczył szeroką drogą,
bo szukam Twoich przykazań. R/
I będę się weselił z Twoich przykazań,
które umiłowałem.
Moje ręce wznoszę ku Twym przykazaniom,
które miłuję,
i rozważam Twoje ustawy. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Żywe jest słowo Boże i skuteczne, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 11,37-41
Pewien faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem. Na to rzekł Pan do niego: „Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, dary złożone na cześć świętych świadczą o Twojej potędze i chwale,
pokornie Cię prosimy, aby wyjednały nam zbawienie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, Ty nas posiliłeś na świętej Uczcie, spraw, abyśmy naśladując błogosławionego Honorata, nieustannie Ciebie chwalili i wytrwale pomagali wszystkim z bratnią miłością.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
*****************************************************************************************************************
Nowenna do Świętego Jana Pawła II
Nowenna zaczyna się dzisiaj we wtorek 13 Października. Święto jest 22 października
W Imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. Amen!
Dzień I – Miłość
Miej odwagę żyć miłością… Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
„To orędzie o czystości serca dziś staje się bardzo aktualne. Cywilizacja śmierci chce zniszczyć czystość serca. Jedną z metod tego działania jest celowe podważanie wartości tej postawy człowieka, którą określamy cnotą czystości. Jest to zjawisko szczególnie groźne, gdy celem ataku stają się wrażliwe sumienia dzieci i młodzieży. Cywilizacja, która w ten sposób rani lub nawet zabija prawidłową relację człowieka do człowieka, jest cywilizacją śmierci, bo człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości. Mówię te słowa do wszystkich obecnych na tej Eucharystycznej Ofierze, ale w szczególny sposób kieruję je do licznie zgromadzonej tu młodzieży, do żołnierzy służby zasadniczej i do harcerzy. Głoście światu «dobrą nowinę» o czystości serca i przekazujcie mu swoim przykładem życia orędzie cywilizacji miłości. Wiem, jak bardzo jesteście wrażliwi na prawdę i piękno. Dziś cywilizacja śmierci proponuje wam między innymi tak zwaną «wolną miłość». Dochodzi w tym wypaczeniu miłości do profanacji jednej z najbardziej drogich i świętych wartości, bo rozwiązłość nie jest ani miłością, ani wolnością. «Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe» (Rz 12, 2) – napomina nas święty Paweł. Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia!”
Jan Paweł II, Homilia, Sandomierz, dnia 12 czerwca 1999 r.
Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, żebyśmy wrócili do Ciebie, musimy spotkać Twoje miłosierdzie, Twoją cierpliwą miłość, w której nie znasz umiaru. Nieskończona jest Twoja gotowość w przebaczaniu naszych grzechów, jak też niewysłowiona jest ofiara Twojego Syna. Z ufnością prosimy, przez wstawiennictwo Świętego Jana Pawła II, żebyś udzielił nam tej łaski prawdziwej miłości, gotowej oddać swoje życie. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Kyrie eleison, Christe eleison, Kyrie eleison.
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata, Boże – zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże – zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże – zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo – módl się za nami.
Święty Janie Pawle, módl się za nami
Zanurzony w Ojcu, bogatym w miłosierdzie,
Zjednoczony z Chrystusem, Odkupicielem człowieka,
Napełniony Duchem Świętym, Panem i Ożywicielem
Całkowicie oddany Maryi,
Przyjacielu Świętych i Błogosławionych,
Następco Piotra i Sługo sług Bożych,
Stróżu Kościoła nauczający prawd wiary,
Ojcze Soboru i wykonawco jego wskazań,
Umacniający jedność chrześcijan i całej rodziny ludzkiej,
Gorliwy Miłośniku Eucharystii,
Niestrudzony Pielgrzymie tej ziemi,
Misjonarzu wszystkich narodów,
Świadku wiary, nadziei i miłości,
Wytrwały Uczestniku cierpień Chrystusowych,
Apostole pojednania i pokoju,
Promotorze cywilizacji miłości,
Głosicielu Nowej Ewangelizacji,
Mistrzu wzywający do wypłynięcia na głębię,
Nauczycielu ukazujący świętość jako miarę życia,
Papieżu Bożego Miłosierdzia,
Kapłanie gromadzący Kościół na składanie ofiary,
Pasterzu prowadzący owczarnię do nieba,
Bracie i Mistrzu kapłanów,
Ojcze osób konsekrowanych,
Patronie rodzin chrześcijańskich,
Umocnienie małżonków,
Obrońco nienarodzonych,
Opiekunie dzieci, sierot i opuszczonych,
Przyjacielu i Wychowawco młodzieży,
Dobry Samarytaninie dla cierpiących,
Wsparcie dla ludzi starszych i samotnych,
Głosicielu prawdy o godności człowieka,
Mężu modlitwy zanurzony w Bogu,
Miłośniku liturgii sprawujący Ofiarę na ołtarzach świata,
Uosobienie pracowitości,
Zakochany w krzyżu Chrystusa,
Przykładnie realizujący powołanie,
Wytrwały w cierpieniu,
Wzorze życia i umierania dla Pana,
Upominający grzeszników,
Wskazujący drogę błądzącym,
Przebaczający krzywdzicielom,
Szanujący przeciwników i prześladowców,
Rzeczniku i obrońco prześladowanych,
Wspierający bezrobotnych,
Zatroskany o bezdomnych,
Odwiedzający więźniów,
Umacniający słabych,
Uczący wszystkich solidarności,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas. Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami.
Módl się za nami święty Janie Pawle.
Abyśmy życiem i słowem głosili światu Chrystusa, Odkupiciela człowieka.
Módlmy się:
Miłosierny Boże, przyjmij nasze dziękczynienie za dar apostolskiego życia i posłannictwa świętego Jana Pawła II i za jego wstawiennictwem pomóż nam wzrastać w miłości do Ciebie i odważnie głosić miłość Chrystusa wszystkim ludziom. Przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen.
Dzień II – Prawda
Nikt nie może dyktować drugiemu swojej własnej „prawdy”. Prawda zwycięża przez swoją własną moc. Narzucanie swoich własnych punktów widzenia czyni gorszymi międzyludzkie relacje, dając początek dysputom i pokusom. Zatem warunkiem, by utrzymać pokój na świecie, jest szanowanie wolności sumienia innych, nawet jeśli oni myślą w sposób odmienny od nas.
„Jest to sprawa prawdy. Prawda jest światłem ludzkiego umysłu. Jeżeli od młodości stara się on poznawać rzeczywistość w różnych jej wymiarach, to w tym celu, aby posiąść prawdę: aby żyć prawdą. Taka jest struktura ducha ludzkiego. Głód prawdy stanowi podstawowe jego dążenie i wyraz.
Chrystus zaś mówi: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Wśród słów zapisanych w Ewangelii te należą z pewnością do najważniejszych. Mówią bowiem równocześnie o całym człowieku. Mówią o tym, na czym buduje się od wewnątrz, w wymiarach ducha ludzkiego, właściwa człowiekowi godność i wielkość. Godność ta nie zależy tylko od wykształcenia, choćby uniwersyteckiego — może być udziałem nawet analfabety — równocześnie jednak wykształcenie, systematyczna wiedza o rzeczywistości, powinna służyć tej godności. Powinna więc służyć — prawdzie.
I w tej dziedzinie Chrystusowe słowa „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” stają się istotnym programem. Młodzi mają — jeśli tak można się wyrazić — wrodzony „zmysł prawdy”. Prawda zaś ma służyć wolności: młodzi mają także spontaniczne pragnienie wolności. A co to znaczy być wolnym? To znaczy: umieć używać swej wolności w prawdzie — być — „prawdziwie” wolnym. Być prawdziwie wolnym — to nie znaczy, stanowczo nie znaczy: czynić wszystko, co mi się podoba, na co mam ochotę. Wolność zawiera w sobie kryterium prawdy, dyscyplinę prawdy. Bez tego nie jest prawdziwą wolnością. Jest zakłamaniem wolności. Być prawdziwie wolnym — to znaczy: używać swej wolności dla tego, co jest prawdziwym dobrem. W dalszym ciągu więc: być prawdziwie wolnym — to znaczy: być człowiekiem prawego sumienia, być odpowiedzialnym, być człowiekiem „dla drugich”.
Jan Paweł II, List do młodych całego świata „Parati semper”.
Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, przed Kościołem trzeciego tysiąclecia otwiera się rozległy ocean wyznań wiary naszego współczesnego świata. Wierząc w Ciebie, pokładając naszą nadzieję w Chrystusie, pragnę naśladować Go i doświadczyć cudu ogromnego połowu. Przyjdź z pomocą wszystkim chrześcijanom naszego pokolenia, aby zanurzyli się w głębokości prawdy, dobra i piękna. Niech przez wstawiennictwo Ojca Świętego, Jana Pawła II, Patrona Nowej Ewangelizacji, ta łaska zostanie nam powierzona. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Dzień III – Osoba
Na tej ziemi niech nosicielami wiary i nadziei będą chrześcijanie, żyjąc codziennie w miłości. Niech będą wiernymi świadkami Chrystusa Zmartwychwstałego, nigdy nie ustępując przeszkodom, które akumulują się na drogach ich życia. Liczę na was, w waszym młodzieńczym entuzjazmie i poświęceniu Chrystusowi.
„Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel, jak to już zostało powiedziane, „objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi”. To jest ów — jeśli tak wolno się wyrazić — ludzki wymiar Tajemnicy Odkupienia. (…) „Syna swego Jednorodzonego dał”, ażeby on, człowiek „nie zginął, ale miał życie wieczne” (por. J 3, 16)
Ku Niemu kierujemy nasze spojrzenie, powtarzając wyznanie św. Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”
Ku Niemu kierujemy nasze spojrzenie, powtarzając wyznanie św. Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”, bo tylko w Nim, Synu Bożym, jest nasze zbawienie (J 6, 68; por. Dz 4, 8 nn.). Poprzez całą tak bardzo wraz z Soborem rozbudowaną świadomość Kościoła, poprzez wszystkie warstwy tej świadomości, poprzez wszystkie kierunki działalności, w której Kościół wyraża siebie, odnajduje i potwierdza siebie — stale musimy dążyć do Tego, który jest Głową (por. Ef 1, 10. 22; 4, 25; Kol 1, 18), do Tego, „przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy” (1 Kor 8, 6; por. Kol, 17)
Człowiek odnajduje w nim swoją właściwą wielkość, godność i wartość swego człowieczeństwa. Człowiek zostaje w Tajemnicy Odkupienia na nowo potwierdzony, niejako wypowiedziany na nowo. Stworzony na nowo! (…) Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca — nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, czasem powierzchownych, a nawet pozornych kryteriów i miar swojej własnej istoty — musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym, musi sobie „przyswoić”, zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby siebie odnaleźć. Jeśli dokona się w człowieku ów dogłębny proces, wówczas owocuje on nie tylko uwielbieniem Boga, ale także głębokim zdumieniem nad sobą samym. Jakąż wartość musi mieć w oczach Stwórcy człowiek, skoro zasłużył na takiego i tak potężnego Odkupiciela (por. hymn Exsultet z Wigilii Wielkanocnej), skoro Bóg „Syna swego Jednorodzonego dał”, ażeby on, człowiek „nie zginął, ale miał życie wieczne” (por. J 3, 16).”
Jan Paweł II, Encyklika Redemptor Hominis.
Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, Ty jesteś miłością i pierwszy nas ukochałeś. Twój Syn stał się człowiekiem dla naszego zbawienia, objawiając swoim braciom i siostrom prawdę o miłości. Pozwolił im zrozumieć ich samych i odkryć sens ich własnej egzystencji. Prosimy Cię, przez Świętego Jana Pawła II, niestrudzonego obrońcę ludzkiej godności, dobrego pasterza w szukaniu zagubionych dusz w zamęcie życia i zanurzonych w rozpaczy, abyś udzielił nam tej łaski. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Dzień IV – Rodzina
Rodzina Bogiem silna staje się siłą człowieka i całego narodu.
„Pośród tych wielu dróg rodzina jest drogą pierwszą i z wielu względów najważniejszą. Jest drogą powszechną, pozostając za każdym razem drogą szczególną, jedyną i niepowtarzalną, tak jak niepowtarzalny jest każdy człowiek. Rodzina jest tą drogą, od której nie może on się odłączyć. Wszak normalnie każdy z nas w rodzinie przychodzi na świat, można więc powiedzieć, że rodzinie zawdzięcza sam fakt bycia człowiekiem. A jeśli w tym przyjściu na świat oraz we wchodzeniu w świat człowiekowi brakuje rodziny, to jest to zawsze wyłom i brak nad wyraz niepokojący i bolesny, który potem ciąży na całym życiu. Tak więc Kościół ogarnia swą macierzyńską troską wszystkich, którzy znajdują się w takich sytuacjach, ponieważ dobrze wie, że rodzina spełnia funkcję podstawową.
Rodzina bierze początek w miłości, jaką Stwórca ogarnia stworzony świat, co wyraziło się już „na początku”, w Księdze Rodzaju (1,1), a co w słowach Chrystusa w Ewangelii znalazło przewyższające wszystko potwierdzenie: „Tak […] Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3,16). Syn Jednorodzony, współistotny Ojcu, „Bóg z Boga i Światłość ze Światłości”, wszedł w dzieje ludzi poprzez rodzinę: „przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękoma pracował, […] ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu”. Skoro więc Chrystus „objawia się w pełni człowieka samemu człowiekowi”, czyni to naprzód w rodzinie i poprzez rodzinę, w której zechciał narodzić się by wzrastać. Wiadomo, że Odkupiciel znaczną część swego życia pozostawał w ukryciu nazaretańskim, będąc „posłusznym” (por. Łk 2,51) jako „Syn Człowieczy” swej Matce Maryi i Józefowi cieśli. Czyż to synowskie „posłuszeństwo” nie jest już pierwszym wymiarem posłuszeństwa Ojcu „aż do śmierci” (Flp 2,8), przez które odkupił świat?”
Jan Paweł II, List do rodzin ”Gratissimam sane”.
Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, Twój wieczny plan zbawienia osiągnął swoją pełnię, kiedy Twój Umiłowany Syn przyszedł na świat przez Świętą Rodzinę, uświęcając przez Swoje narodzenie całą ludzką rodzinę. Powierzamy Ci nasze rodziny i wszystkie rodziny z całego świata. Niech modlitwa stanie się częścią ich życia. Pokornie Cię prosimy, przez wstawiennictwo Ojca Świętego Jana Pawła II, niestrudzonego obrońcę praw rodziny, abyśmy mogli być umocnieni przez Twą łaskę. Przez Chrystusa, Pana Naszego.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Dzień V – Młodość
Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Tylko wymagając od samych siebie – w przeciwieństwie do światowej opinii, która mówi – „Wybierz łatwiejszą drogę”, możesz zauważyć inne wyzwania Papieża: wybrać „być bardziej” niż „bardziej mieć”. „Być bardziej” młodym dzisiaj to odwaga pełnego inicjatywy trwania – nie możesz wyrzec się tego, przyszłość wszystkich zależy od tego – jednocześnie będąc wiernym dynamicznemu świadectwu wiary i nadziei.
„Bądźcie błogosławieni!
Bądźcie błogosławieni wraz z Maryją, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana. Bądźcie błogosławieni. Niech znak Niewiasty obleczonej w słońce idzie z wami, niech idzie z każdą i każdym po wszystkich drogach życia. Niech was prowadzi ku spełnieniu w Bogu waszego przybrania za synów w Chrystusie. Zaprawdę, zaprawdę. Wielkie rzeczy Pan wam uczynił! Wielkie rzeczy Pan nam uczynił! Wy, drodzy młodzi przyjaciele, dziewczęta i chłopcy, macie być świadkami wiernymi i odważnymi tych „wielkich rzeczy” w waszych środowiskach, wśród rówieśników, we wszystkich okolicznościach życia. Jest z wami Maryja, Dziewica z Nazaretu, uległa każdemu tchnieniu Ducha Świętego. Ta, która przez swoją wspaniałomyślną odpowiedź na zamierzenie Boga, przez swoje „niech mi się stanie”, otwarła światu upragnioną od dawna perspektywę zbawienia. Patrząc na Nią, pokorną Służebnicę Pańską, wziętą dziś do chwały niebios, mówię do was słowami św. Pawła: „Postępujcie według ducha” (Ga 5,16). Pozwólcie, by „Duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy, pobożności i bojaźni Pańskiej” (por. Iz 11,2) przenikał wasze serca i wasze życie i by za waszym pośrednictwem przekształcał oblicze ziemi. (…) Przyjmijcie Ducha Świętego! Przeniknięci mocą, która od Niego pochodzi, stawajcie się budowniczymi nowego świata: świata innego, opartego na prawdzie, na sprawiedliwości, na solidarności, na miłości. (…) Drodzy młodzi przyjaciele! Przyjmijcie Ducha Świętego i bądźcie mocni!”
Jan Paweł II, Homilia, Częstochowa, 15 sierpnia 1991 r.
Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, od młodości powołałeś nas, abyśmy za Tobą podążali. W Twoim Synu, młodość ma Mistrza, który naucza nas jak formować nową osobę w nos – z cierpliwością i uporczywością, żeby odkryć własne powołanie, żeby efektywnie budować kulturę miłości. Prosimy Cię za naszą młodość, żebyśmy nie pozwolili zniewolić się przez ślepe pragnienia i miłosne rozczarowania. Niech Jan Paweł II, który szukał młodych i kochał ich z wzajemnością, będzie dla nich wzorem i patronem, i przez Jego wstawiennictwo prosimy o tę łaskę. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Dzień 6 – Grzech
Największym cierpieniem ludzkości i każdego indywiduum jest grzech. Nie ma większego bólu, który możemy narzucić duszy, niż zanurzyć ją w stanie grzechu śmiertelnego.
„Grzech nie kończy się w naszych ograniczeniach ludzkiej świadomości, nie kończy się w niej. Przez wewnętrzną definicję, implikuje referencję: odniesienie do Boga.
Jednak to odniesienie jest zbawcze! Oznacza, że ja, człowiek, nie zostaję tylko z moją winą. I Bóg, który w pewien sposób jest „naocznym” świadkiem mojego grzechu (widzi, będąc niewidocznym), jest blisko mnie nie tylko, by osądzać. Z pewnością mnie osądza! Osądza mnie z tym samym wewnętrznym sądem moja świadomość (jeśli ta nie stanie się głucha lub zdeformowana). Jednak, sama sprawiedliwość już jest zbawcza! Przez fakt nazywania zła przez jego prawdziwe imię, w pewnym sensie zrywam z nim, utrzymuję go na pewien dystans ode mnie, nawet kiedy w tym samym czasie wiem, że jest zły, grzech nie przestaje być moim grzechem. Ale nawet kiedy mój grzech jest przeciwko Bogu, Bóg nie jest przeciwko mnie. W momencie wewnętrznej pokusy ludzkiej świadomości, Bóg nie głosi swojej sentencji. Nie potępia. Bóg czeka na mój powrót do Niego jak do sprawiedliwej miłości, jako do Ojca, w formie, jaka pokazuje parabola o synu marnotrawnym. Żeby Mu „ujawnić” grzech. I powierzyć siebie Jemu. W ten sposób od rachunku sumienia przechodzimy do tego, co stanowi samą istotę nawrócenia i pojednania z Bogiem”.
Jan Paweł II, Anioł Pański, Rzym, 23 lutego 1986 r.
Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, grzech jest żądłem, które powoduje ból i zabija łaskę uświęcającą. Cierpienie, w Twoim rozumieniu zbawienia, jest drogą, która prowadzi do Ciebie. Twój Syn, przez swoją dobrowolną mękę i śmierć na krzyżu, wziął na siebie całe zło grzechu i nadał cierpieniu całkowicie nowe znaczenie, wprowadzając je w porządek miłości. W imię tej miłości, która była gotowa przyjąć cierpienie bez winy, prosimy Cię, przez wstawiennictwo Jana Pawła II, który służył Twojemu ludowi, naznaczony był stygmatami męczennika, o tę specjalną łaskę przeżywania cierpienia przez miłość… Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Dzień VII – Miłosierdzie
Dzisiaj, kiedy egoizm, obojętność i niewrażliwość serc rozprzestrzeniają się w przerażającej formie, jak intensywnie potrzebujemy odnowy wrażliwości osoby, jej ubóstwa i cierpień. Świat woła o miłosierdzie. Nic nie jest bardziej potrzebne człowiekowi niż miłosierdzie Boga, ta szlachetna, uprzejma miłość, która wynosi człowieka ponad wszystkie jego słabości w kierunku wiecznych wyżyn świętości Boga.
„Człowiek — każdy człowiek — jest tym synem marnotrawnym: owładnięty pokusą odejścia od Ojca, by żyć niezależnie; ulegający pokusie; zawiedziony ową pustką, która zafascynowała go jak miraż; samotny, zniesławiony, wykorzystany, gdy próbuje zbudować świat tylko dla siebie; w głębi swej nędzy udręczony pragnieniem powrotu do jedności z Ojcem. Jak ojciec z przypowieści, Bóg wypatruje powrotu syna, gdy powróci przygarnia go do serca i zastawia stół dla uczczenia ponownego spotkania, w którym Ojciec i bracia świętują pojednanie.”
Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska „Reconciliatio et Paenitentia”.
Módlmy się: „Jezu, ufam Tobie”. Ta modlitwa, ceniona przez wielu czcicieli Bożego Miłosierdzia, dokładnie wyraża postawę, którą także chcemy przyjąć, kiedy powierzamy się w Twoje objęcia, Panie, nasz jedyny Zbawicielu. Jak intensywnie pragniesz być kochany! I ten, kto pragnie zapalić w sobie uczucia Twojego serca, uczy się być konstruktorem nowej kultury miłości. Prosty akt ufności jest wystarczający, by przeniknąć zasłonę melancholii i smutku, wątpliwości i rozpaczy. Promienie Twojego Boskiego Miłosierdzia odnawiają w szczególny sposób nadzieję tych, którzy czują się uciskani przez ciężar grzechu…
Maryjo, Matko Miłosierdzia, spraw, aby nadzieja, którą pokładamy w Twoim Synu, naszym Odkupicielu, była zawsze żywa. I Ty, Święta Faustyno, pomóż nam też, kiedy powtarzamy z Tobą, patrząc odważnie na twarz Boskiego Odkupiciela, słowa: „Jezu, ufam Ci. Dziś i na zawsze”. Amen!
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Dzień VIII – Maria
Przez to misterium, przez tę ufność w wierze wyróżnia się Maryja. „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według Słowa Twego”.
„Dzisiaj przyszedłem do Ciebie, Pani Jasnogórska, (…) aby raz jeszcze się pożegnać i prosić o błogosławieństwo na drogę.
(…) Jasnogórska Matko Kościoła! Raz jeszcze oddaję Ci siebie w „macierzyńską niewolę miłości” wedle słów mego zawołania: Totus Tuus! Oddaję Ci cały Kościół – wszędzie, aż do najdalszych krańców ziemi! Oddaję Ci ludzkość i wszystkich ludzi – moich braci. Wszystkie ludy i narody. Oddaję Ci Europę i wszystkie kontynenty. Oddaję Ci Rzym i Polskę, zjednoczone poprzez Twego sługę nowym węzłem miłości.
Matko, przyjmij!
Matko, nie opuszczaj!
Matko, prowadź!
(…) Daruj więc, Matko Kościoła i Królowo Polski, że podziękujemy Ci wszyscy więcej niż mową, milczeniem naszych serc. Że tym milczeniem wyśpiewamy naszą pożegnalną prefację”.
Jan Paweł II, Przemówienie pożegnalne na Jasnej Górze – Częstochowa, 6 czerwca 1979 r.
Módlmy się: Maryjo, Matko Syna Bożego, wysłuchaj naszej modlitwy: „Przeto, Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, a Jezusa, błogosławiony owoc żywota Twojego, po tym wygnaniu nam okaż. O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!”. Niech będą dzięki Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, całkowicie poświęconemu Maryi, z wiernością i do końca wypełniającemu misję, która została mu dana przez Zmartwychwstałego. Boże, przyjmij owoce jego życia i służby, powierzając nam przez jego wstawiennictwo łaskę wierności. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen!
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Dzień IX – Eucharystia
Eucharystia jest największym darem i cudem, bo tajemnica śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, odkupienia ludzkości, staje się w niej obecna.
„Kościół żyje dzięki Eucharystii. Ta prawda wyraża nie tylko codzienne doświadczenie wiary, ale zawiera w sobie istotę tajemnicy Kościoła. Na różne sposoby Kościół doświadcza z radością, że nieustannie urzeczywistnia się obietnica: «A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» (Mt28, 20). Dzięki Najświętszej Eucharystii, w której następuje przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pana, raduje się tą obecnością w sposób szczególny.
Kościół otrzymał Eucharystię od Chrystusa, swojego Pana, nie jako jeden z wielu cennych darów, ale jako dar największy, ponieważ jest to dar z samego siebie, z własnej osoby w jej świętym człowieczeństwie, jak też dar Jego dzieła zbawienia. Nie pozostaje ono ograniczone do przeszłości, skoro «to, kim Chrystus jest, to, co uczynił i co wycierpiał dla wszystkich ludzi, uczestniczy w wieczności Bożej, przekracza wszelkie czasy i jest w nich stale obecne…»
Pragnę raz jeszcze przypomnieć tę prawdę, drodzy Bracia i Siostry, adorując razem z wami tę tajemnicę: tajemnicę wielką, tajemnicę miłosierdzia. Cóż większego Jezus mógł uczynić dla nas? Prawdziwie, w Eucharystii objawia nam miłość, która posuwa się «aż do końca» (por. J13,1) — miłość, która nie zna miary”.
Jan Paweł II, Encyklika „Ecclesia de Eucharistia”.
Módlmy się: Boże, nasz Ojcze: Twój Syn ukochał nas aż do końca i pozostał z nami w Eucharystii. Niech „Amen”, które mówimy w obecności Ciała i Krwi Naszego Pana, odda nas do pokornej służby braciom, którzy mają głód miłości. Jak komunia z Kościołem odkupionych w niebie jest wyrażana i umacniania w Eucharystii, tak my pragniemy tej codziennej jedności z Tobą i przez wstawiennictwo Jana Pawła II, udziel nam tej łaski. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Litania
Źródło: Wspólnota Canção Nova
Katolicka Wspólnota Shalom przynależy do Kościoła Katolickiego i jest przezeń uznana jako Międzynarodowe Prywatne Stowarzyszenie Wiernych o osobowości prawnej. W 2007 roku Wspólnota została uznana przez Stolicę Apostolską jako Międzynarodowe Stowarzyszenie Wiernych, jest zatem uznana na całym świecie przez Świętą Matkę Kościół. W maju 2012 roku papież Benedykt XVI, za pośrednictwem Papieskiej Rady do Spraw Świeckich, ostatecznie zatwierdził statut Katolickiej Wspólnoty Shalom, gdy Wspólnota obchodziła swoje 30-lecie.
Obecną w kilkudziesięciu krajach na świecie, Katolicką Wspólnotę Shalom tworzą mężczyźni i kobiety, które przyjmują różne formy życia, jakie są obecne w Kościele, angażując się w życie wspólnotowe i misjonarskie, przyjmując za cel głoszenie Ewangelii Jezusa Chrystusa wszystkim ludziom, szczególnie tym będącym daleko od Jezusa i Kościoła.
**************************************************************************************************************
środa – 14 października
św. Małgorzata Alacoque: Serce, które umiłowało ludzi
Ołtarz Najświętszego Serca Jezusowego w bazylice św. Piotra/fot. Włodzimierz Rędzioch
***
Między południowym transeptem a apsydą znajduje się jedno z wejść do Bazyliki św. Piotra. Przez nowoczesną Bramę Modlitwy (Porta della Preghiera) wchodzi się do świątyni pod nagrobkiem Aleksandra VII wykonanym przez słynnego Berniniego.
Ten mistrz baroku w dolnej części monumentu umieścił pozłacaną postać kościotrupa, który pokazuje klepsydrę, aby przypomnieć ludziom o upływającym czasie naszej ziemskiej egzystencji. Na wprost wejścia znajduje się ołtarz Najświętszego Serca Jezusowego, jeden z najnowszych ołtarzy Bazyliki, przedstawiający scenę objawienia się Jezusa Małgorzacie Marii Alacoque. Ta francuska mistyczna od grudnia 1673 r. do czerwca 1675 r. miała kilka widzeń Jezusa. Zasłynęła z propagowania nabożeństwa ku czci Najświętszego Serca Jezusowego. W jednym z objawień sam Jezus chciał, „żeby pierwszy piątek po Oktawie Bożego Ciała był odtąd poświęcony jako osobne święto na uczczenie mojego Serca”. Małgorzata Maria Alacoque została ogłoszona błogosławioną przez Piusa IX 18 września 1864 r., a kanonizowana 13 maja 1920 r. za pontyfikatu papieża Benedykta XV.
Powstanie ołtarza Najświętszego Serca Jezusowego w świątyni watykańskiej związane jest z inna słynną postacią Kościoła końca XIX i początku XX w., ks. Leonem Janem Dehonem, założycielem Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego. 25 kwietnia 1918 r. ks. Dehon został przyjęty na audiencji przez Benedykta XV, którego był przyjacielem. Przy tej okazji ks. Dehon poprosił Papieża, aby kazał wznieść ołtarz Najświętszego Serca w Bazylice św. Piotra – byłby to znak, że również Watykan jest poświęcony Najświętszemu Sercu. Zasugerował również aby ołtarz przedstwiał scenę objawienie się Jezusa Marghericie Marii Alacoque. Papieżowi spodobał się pomysł założyciela sercanów i kazał przygotować obraz hrabiemu Carlo Muccioli. Artysta wykonał pierwsze płótno, które jednak nie spodobało się. Zrobił więc drugi obraz, z który otrzymał wynagrodzenie w 1920 r. 29 kwietnia 1921 r. zaczęto pracę, by wykonać obraz w mozaice – układanie mozaiki zakończono 15 sierpnia 1925 r., w roku śmierci ks. Dehona, który był inspiratorem powstania ołtarza.
Tygodnik NIEDZIELA
*************************
Święta Małgorzata Maria Alacoque – Wynagradzająca Sercu Jezusa
13 maja 2020 roku była 100. rocznica kanonizacji Małgorzaty Marii Alacoque, której dokonał papież Benedykt XV.
Małgorzata Maria Alacoque (1647-1690) urodziła się 22 lipca 1647 roku w Lauthecour (Burgundia). Bardzo wcześnie została osierocona. Wychowywana była przez najbliższą rodzinę zmarłych rodziców. W sercu młodej Francuzki z biegiem czasu coraz bardziej narastało pragnienie wstąpienia do zakonu. Jej zamiar spełnił się w 1671 roku, gdy otwarły się przed nią bramy klasztoru wizytek w Paray-le-Monial. Siostrę Małgorzatę cechowała szczera pobożność i pokora, co bardzo pomagało jej w znoszeniu codziennych trudów i upokorzeń, jakimi była doświadczana w nowicjacie.
Mistyczne spotkanie
W dzień św. Jana Ewangelisty, 27 grudnia 1673 roku, s. Małgorzata Maria, dzięki specjalnej łasce mistycznej, została obdarzona poznaniem tajemnic Najświętszego Serca Pana Jezusa. Odkryła, że Serce Zbawiciela – tak często przez ludzi zapominane – wciąż świadczy o hojnej miłości Boga względem wszystkich ludzi. Pan Jezus prosił ją o praktykowanie zadośćuczynienia za niewdzięczność tylu ludzi wobec bezgranicznej Miłości Boga, objawionej w Jego śmierci krzyżowej na Kalwarii.
Potem następowały kolejne objawienia, bo Jezus udzielał s. Małgorzacie wskazań potrzebnych do oddawania czci Jego Najświętszemu Sercu. W 1674 roku Pan Jezus domagał się pierwszopiątkowej Komunii św., którą powinniśmy przyjmować w duchu wynagrodzenia. 16 czerwca 1675 roku św. Małgorzata Maria usłyszała z ust Pana następujące słowa: Oto Serce, które tak bardzo umiłowało ludzi… i żądanie ustanowienia osobnego liturgicznego święta, by Je uczcić.
Doświadczając tych mistycznych łask, francuska zakonnica starała się odpowiedzieć szczodrością swego serca na bezgraniczną miłość Pana. Pragnęła prowadzić nieprzerwany dialog miłości z Jezusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Otworzyła swoje serce na przeogromną miłość Boga, ofiarując Mu swoje cierpienia, trudy dnia i znoszone umartwienia. Wypełniając zalecenia Pana Jezusa, ofiarowała wszelkie przeciwności i przykrości w intencji nawrócenia zatwardziałych grzeszników. Czyniła to również w duchu wynagrodzenia za obojętność ze strony tak wielu ludzi względem Boga.
W tym czasie jej spowiednikiem był jezuita, św. Klaudiusz La Colombière, który nie omieszkał poddać jej próbie posłuszeństwa i gruntownie sprawdził jej pokorę w życiu codziennym. Gdy wynik duchowego testu okazał się pozytywny, z hojnością służył s. Małgorzacie Marii swoją wiedzą duchową i żywym doświadczeniem Boga, który jemu także udzielał się na modlitwie.
Święta Małgorzata Maria przypomina nam, że powinniśmy się otworzyć na przyjęcie duchowych darów płynących z przebitego Serca Zbawiciela. Trzeba usunąć nagromadzone przeszkody, zwłaszcza grzechy i złe przywiązania, by wejść na drogę duchowego oczyszczenia. Pozwólmy Panu Jezusowi działać również w naszym pokoleniu, w Polsce i w całej Europie. On nas obdarzył największym darem – wolnością. To właśnie od naszego wyboru, od naszej woli zależy, czy na miłość Jego Serca odpowiemy miłością. A wtedy także z naszego wnętrza popłyną strumienie wody żywej (por. J 7, 38).
Bóg sam wystarcza
Francuska mistyczka może być dla nas przykładem, jak w codziennym życiu dbać o prymat Boga, by On był w centrum każdego dnia wypełnionego wieloma obowiązkami i pracami. Będąc przekonana, że Bóg sam wystarcza, modliła się:
Mój Panie, niczego nie chcę oprócz Ciebie i tego, co Ty sam wybierzesz dla mnie. Ty mi wystarczasz, mój Boże! Uczyń dla mnie i ze mną to, co będzie dla większej Twojej chwały, bez względu na moje samolubne korzyści. Bądź zadowolony, mój Boże, a to mi wystarczy. W Najświętszym Sercu Jezusa odnajduję wszystko to, czego brak mi w moim ubóstwie, gdyż jest ono pełne miłosierdzia. Nie znalazłam nigdy skuteczniejszego środka na moje strapienia niż Przenajświętsze Serce mojego umiłowanego Jezusa. W Nim zasypiam bez zmartwień i wypoczywam bez niepokojów (…). Chorzy i grzesznicy odnajdują w Nim pewne schronienie i spokojnie odpoczywają. Boskie i umiłowane Serce jest całą moją nadzieją: jest moją ucieczką. Jego zasługi są dla mnie zbawieniem, życiem i zmartwychwstaniem.
Poznawanie tajemnic Najświętszego Serca Jezusa, jakich doświadczyła św. Małgorzata Maria, pomoże nam również dzisiaj w odkrywaniu głębokiego sensu spowiedzi i Komunii św. w pierwszy piątek miesiąca, do czego zachęcał Pan. Ten rytm częstego korzystania ze świętych sakramentów przyczyni się do pogłębienia naszej przyjaźni z Panem Jezusem.
Wspominając tę wielką mistyczkę z okazji 100. rocznicy jej kanonizacji, prośmy za jej przyczyną: Najświętsze Serce Jezusa, uczyń serca nasze według Serca Twego. Trzeba, byśmy odkryli dynamizm Bożej miłości wiedząc, że z naszego życia ocaleje jedynie to, co zrodziło się z miłości. Pozwólmy zatem ogarnąć się miłości Serca Jezusa, które ukazuje nam nieskończoną miłość Serca Ojca.
Z wiarą i miłością powtarzajmy za św. Małgorzatą Marią:
Pozdrawiam Cię, Boskie Serce, Źródło wszelkiego szczęścia!
Pozdrawiam Cię, Serce mojego Przyjaciela! Rozraduj mnie!
Pozdrawiam Cię, Serce nieporównanej dobroci! Przebacz mi!
Pozdrawiam Cię, Serce pełne miłości, święty Piecu Ognisty!
Pochłoń i spal mnie w sobie! Amen.
ks. Marek Wójtowicz SJ/Apostolstwo Modlitwy
*************
********************************************************************************************************
czwartek – 15 października
Św. Teresa z Avila: Mistyczka z charakterkiem
św. Teresa z Ávili, św. Teresa od Jezusa (Teresa Sánchez de Cepeda y Ahumada), Doktor i odnowiciel Kościoła
Patronka chorych i chorób. Wzywana w mękach duchowych, w bólach serca i głowy, opiekunka życia duchownego, oraz osób potrzebujących łaski i ośmieszanych z powodu ich pobożności, matki, osoby grające w szachy (szachiści), utrata rodziców,
Hiszpania, Chorawcja, Meksyk, Ávili, Neapol, Alba de Tormes, stowarzyszenia karmelickie, pisarze hiszpańscy
Jedna z najwybitniejszych świętych Kościoła Katolickiego. Ogłoszona Doktorem Kościoła przez św. Pawła VI, papieża w roku 1970.
Nad wyraz wyraźnie i szczegółowo opisała sferę mistycznych przeżyć i zjednoczenie z Jezusem Chrystusem. Św. Teresa jest nazywana w Hiszpanii „matką seraficką”, oraz „Doctora mystica”.
Urodziła się 28 marca 1515 roku w mieści Ávili, w Hiszpanii. Wychowywana po śmierci matki przez Siostry Augustynki, tam właśnie odkryła dla siebie „Listy” Hieronima, pod których wpływem ostatecznie podjęła decyzję o wstąpieniu do zakonu.
Wkrótce po wstąpieniu do karmelu ciężko zachorowała. Skutkiem choroby została częściowo sparaliżowana. Jest to czas, w którym doznała pierwszych mistycznych przeżyć. Z czasem doznania mistyczne nabierały na sile, a Teresa stała się obiektem zainteresowania i poddana presji środowiska.
TERESA W CZASIE SWOICH MISTYCZNYCH DOZNAŃ MIAŁA PRZERAŻAJĄCĄ WIZJĘ PIEKŁA, CO SKŁONIŁO JĄ DO POŚWIĘCENIA SIĘ W DĄŻENIU DO DOSKONAŁOŚCI. Z TEJ PRZYCZYNY ZAŁOŻYŁA ZREFORMOWANY KLASZTOR KARMELITÓW W ÁVILI.
Uznając wcześniejszą regułę zakonną za mało surową. Papież wyraził zgodę na bardziej surową dyscyplinę ascetyczną w zakonie, oddanie się modlitwie i samotności. Zakonnicę wspierał franciszkanin – Piotr z Alkantary.
Jan od Krzyża przystąpił do reformy zakonu karmelitów. W 1568 roku zreformował męską część zakonu.
Zmarła 4 października 1582 w trakcie wizytacji w Alba de Tormes (Hiszpania). I tam właśnie znajdują się jej relikwie. Została kanonizowana w 1622 roku.
Nasi Patroni.pl
**********************
Mistyczka z charakterkiem
***
Kiedy brat Jan namalował portret 61-letniej matki Teresy, usłyszał: “Niech Ci Bóg przebaczy, bracie Janie! Namalowałeś mnie brzydką i kaprawą”.
Wysoka. Wybitnie piękna w młodości, nawet w podeszłym wieku wyglądała jeszcze bardzo dobrze – notuje jej spowiednik i biograf o. Franciszek de Ribera. A ona sama wyznaje: „Chciałam się podobać, wyglądać zawsze korzystnie, dbałam bardzo o swoje ręce, o włosy, perfumy, o wszystkie możliwe marności”. Kiedy brat Jan namalował portret 61-letniej matki Teresy, usłyszał: „Niech Ci Bóg przebaczy, bracie Janie! Namalowałeś mnie brzydką i kaprawą”.
Siedmioletnia Teresa wraz ze swoim starszym bratem ucieka z domu i wyrusza do krainy Maurów, aby zginąć dla Chrystusa. Małych „męczenników” spotyka w drodze stryj i doprowadza do domu. W wieku lat 20 wbrew woli ojca wstępuje do klasztoru Wcielenia w Avili. Przyjmuje imię Teresa od Jezusa. Niedługo potem ciężko choruje. Umiera. Wykopany zostaje dla niej grób. Po czterech dniach letargu wraca do życia, ale choroby będą ją nękały do końca. Przez dwadzieścia lat żyje jako pobożna zakonnica, ale wciąż czuje, że to nie to. Denerwuje ją luz panujący w klasztorze. „Pragnęłam bardzo być kochana przez wszystkich” – wyznaje. Jej wrodzony wdzięk, inteligencja, wesołość powodują, że w klasztorze bez klauzury wciąż ma wokół siebie przyjaciół, adoratorów. „Chciałam pogodzić ze sobą życie duchowe z pociechami, upodobaniami i rozrywkami zmysłowymi. (…) W efekcie ani Bogiem się nie cieszyłam, ani nie miałam zadowolenia ze świata”. Teresa przestaje się modlić.
Nawrócenie przychodzi po dwudziestu latach letniego życia w klasztorze. Teresa jest poruszona lekturą „Wyznań” św. Augustyna. Przed sprowadzonym właśnie do kaplicy obrazem umęczonego Chrystusa widzi swoją grzeszność. Rodzi się na nowo. Od tej chwili idzie na całość. Nie, nie żyje bynajmniej jak pustelnica. Nadal się przyjaźni, wciąż łatwo przywiązuje się do swoich spowiedników, jednak żadne uczucie nie rywalizuje już odtąd z miłością do Boga. Zaczyna doświadczać intensywnych mistycznych wizji.
Jest mistyczką, ale i kobietą czynu. Szuka bardziej surowych warunków życia, sprzyjających głębszej modlitwie. Opierając się na własnych doświadczeniach, zakłada pierwszy klasztor według odnowionej reguły karmelitańskiej. Napotyka opór ze strony władz kościelnych i samych zakonnic. Jest przesłuchiwana przez inkwizycję. Nadal jednak robi swoje. Wraz ze św. Janem od Krzyża zakłada kolejne klasztory. Powstanie ich w sumie 33. Dużo pisze. Jej dzieła staną się klasyką literatury mistycznej. Papież Paweł VI ogłosi ją po latach pierwszą kobietą doktorem Kościoła.
W jej brewiarzu odnaleziono zakładkę zapisaną słowami: „Niech nic cię nie smuci, niech nic cię nie przeraża, wszystko mija, lecz Bóg jest niezmienny. Cierpliwością osiągniesz wszystko; Temu, kto posiadł Boga, niczego nie braknie. Bóg sam wystarczy. Solo Dios basta!”.
ks. Tomasz Jaklewicz/Gość Niedzielny
*************
ŚWIĘTA TERESA Z AVILA – NAUCZYCIELKA WYTRWAŁOŚCI I ŻARLIWEJ MODLITWY
Święta Teresa z Ávila zwana też Teresą od Jezusa, Teresą Wielką i Teresą Hiszpańską (w odróżnieniu od św. Teresy z Lisieux zwaną małą Tereską), była hiszpańską mistyczka, karmelitanką, reformatorką klasztoru Karmelitanów i teologiem życia kontemplacyjnego.
Wraz ze świętym Janem od Krzyża jest uważana za założycielkę Karmelitów Bosych, zakonu opierającego się na całkowitym ubóstwie i wyrzeczeniu się dóbr materialnych. Patronka pisarzy, chorych, matek, ludzi prześladowanych za swoją pobożność. Jej atrybutami są krzyż, pióro, księga, habit i serce przebite strzałą. Kobieta, która w ziemskim życiu doświadczyła wielu lat kryzysu duchowego, kryzysów wiary, a mimo to wracała do modlitwy po przerwach, pomimo czego, a może dzięki czemu, doświadczyła przeżyć mistycznych, wizji i szczęścia.
Welleschik [CC BY-SA 3.0], from Wikimedia Commons
Św. Teresa żyła w XVI w. w Hiszpanii, urodziła się w 1515r. Ávili, a zmarła w 1582 r. w Alba de Tormes. Była najmłodszym z trójki dzieci Alonsa Sancheza de Cepeda i jego drugiej żony Beatrycze de Ahumada. Korzenie jej rodziny sięgają nawróconych na katolicyzm Żydów (maranów), a jej dziadek ze strony ojca przyjął chrzest w roku 1485. Wychowywała się w rodzinie, gdzie miała siedmioro rodzeństwa z małżeństwa rodziców oraz troje rodzeństwa z pierwszego małżeństwa ojca. Jej matka zmarła, kiedy Teresa miała ok. 12 lat.
Jako młodą dziewczynę ojciec oddał ją pod opiekę do sióstr Augustianek, jednak ze względu na problemy zdrowotne powróciła stamtąd po roku. Następnie wstąpiła do Karmelu w wieku 20 lat. Poważnie chorowała w wieku ok 24 lat, kiedy już przebywała w klasztorze, zdrowie odzyskała kiedy miała 27 lat. Do ok. 30 roku życia opisuje swoje lata, jako lata kryzysu i walki o życie wewnętrzne. Po odzyskaniu zdrowia modlitwa stała się kluczowym elementem jej życia.
Święta mocno wierzyła w moc wody święconej. Przez okres kilku lat miała widzenia Jezusa. Miała również widzenia Matki Bożej, św. Józefa, Aniołów i spraw przyszłych. W jednej z wizji Serafin – postać anioła opisywanego w Starym Testamencie, wielokrotnie wbił rozżarzony do czerwoności czubek złotej włóczni w jej serce, powodując niepojęty duchowo-fizyczny ból. Doświadczenie to opisywane jest jako ekstaza św. Teresy, które inspirowało wielu artystów. W kościele Santa Maria della Vittoria w Rzymie znajduje się jedno z najsłynniejszych dzieł sztuki przedstawiające to spotkanie, rzeźba Berniniego. Została ogłoszona świętą w 40 lat po śmierci w 1617 r., a w 1670 r. została ogłoszona doktorem nauk Kościoła Katolickiego wraz ze świętą Katarzyną ze Sieny. Św. Teresa uznawana jest przez Kościół katolicki, Kościół ewangelicko-augsburski i wspólnotę anglikańską. Wspomnienie liturgiczne św. Teresy przypada 15 października.
Wiersz świętej Teresy z Ávili “Cierpliwość Zwycięża”:
Nie trwóż się, nie drżyj
Wśród życia dróg,
Tu wszystko mija,
Trwa tylko Bóg.
Cierpliwość przetrwa
Dni ziemskich znój,
Kto Boga posiadł
Ma szczęścia zdrój:
Bóg sam wystarcza.
Dzieła św. Teresy
Jest autorką 7 książek:
- Księga mojego życia (Autobiografia).
- Zamek wewnętrzny (Mieszkania).
- Droga doskonałości.
- Księga fundacji.
- Pisma mniejsze.
- Listy (część 1).
- Listy (część 2).
Akademia Ducha.pl
***********
Modlitwa (według) Teresy
***
„Niczego więcej od nas nie żąda, tylko spojrzenia” – pisała św. Teresa. „Patrzeć na Tego, który na mnie patrzy”– to jedna z jej definicji modlitwy
Nie potrafimy się modlić. Ona też sobie nie radziła, ale była niezmordowana w poszukiwaniu Boga żywego, Miłości. Odkryła, że modlitwa to „nawiązywanie przyjaźni, powtarzane sam na sam z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje”.
Anegdota opowiada, że ktoś widząc św. Teresę, słynną już wtedy mistyczkę, z apetytem zajadającą obiad, nie krył swojego rozczarowania i zdziwienia. „Kiedy modlitwa, to modlitwa, kiedy kuropatwa, to kuropatwa!” – miała na to powiedzieć święta. Zawsze chodziła twardo po ziemi. Jej serce, dusza i ciało nieraz odlatywały do nieba, ale ona mimo nadzwyczajnych mistycznych darów zawsze trzeźwo patrzyła na życie, także życie duchowe. Otrzymała łaskę głębokiej modlitwy i – co ważne – umiała oceniać i rozumieć „procesy duchowe” bardzo racjonalnie. Co więcej, potrafiła przekazywać swoje doświadczenie i wiedzę innym. Doświadczała, rozumiała i przekazywała. Te trzy dary decydują o tym, że jej dzieła zyskały tak wielki rozgłos, choć nazywała siebie „nieuczoną kobieciną”. Stała się nauczycielką modlitwy, przewodniczką po wewnętrznym życiu i pozostaje nią do dziś. Najważniejsze dzieło poświęcone życiu modlitwy zatytułowała „Twierdza wewnętrzna”. Wiele lat patrzyła z okna swojej celi na wysokie średniowieczne mury opasujące Avila (cudowne miejsce!). Może właśnie dlatego ten obraz. Twierdza to miejsce chronione przed wrogiem, przestrzeń bezpieczna, pewna, dająca schronienie. Każdy z nas ma w sobie taką twierdzę – to Chrystus w nas. „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus”, pisał św. Paweł. Teresa zrozumiała, że to jest formuła prawdziwego życia. Skoro Bóg żyje w nas, trzeba wyruszyć w głąb siebie, aby Go spotkać. Droga modlitwy, którą wskazała Teresa, nie jest czymś „tylko dla orłów”. Wiele jej wskazówek zaskakuje prostotą i realizmem. To klasyka duchowości. A klasyka nigdy się nie starzeje.
Pomoce w przedszkolu modlitwy
Pierwsza podpowiedź Teresy: korzystajcie z książek. „Przez cały ten czas [18 lat] nigdy, z wyjątkiem dziękczynienia po Komunii, nie śmiałam przystąpić do modlitwy bez książki. Mając pod ręką tę pomoc, która mi była jakby towarzystwem i puklerzem do odbijania pocisków nastających na mnie myśli obcych, uspokajałam się”, wyznaje.
Nieraz słyszałem w seminarium radę, aby do klęcznika nie zabierać żadnych lektur, „nie czytać Panu Bogu”, ale skupić się na Jego słuchaniu. A tymczasem św. Teresa radzi początkującym coś dokładnie odwrotnego: „Pożytecznie jest używać książki dla szybszego skupienia się w duchu”. Oczywiście chodzi o lekturę duchową, pozostającą zawsze tylko pomocą, pewnym zabezpieczeniem siebie przed rozproszeniem, przygotowaniem do bardziej swobodnej rozmowy z Panem. „W chwili gdy wezmę książkę do ręki, skupiam się w sobie z wewnętrznego zadowolenia i tak czytanie zamienia się w modlitwę”. Oczywiście podstawową księgą pozostaje Biblia, której nie można porównać z żadną inną. Na marginesie warto pamiętać, że w czasach Teresy lektura całego Pisma Świętego z wielu względów była niemożliwa. Święta z tym większą żarliwością starała się zachowywać w sercu każde zdanie z Biblii, które wyłuskała z innych ksiąg czy usłyszała w liturgii. Dla Teresy „księgą” pomagającą w modlitwie była także przyroda. Piękno świata sprzyja kontemplacji. Dlatego dbała, by w każdym karmelitańskim klasztorze był ogród. Kolejna wskazówka, konieczność mistrza, przewodnika. Święta Teresa sama miewała spore kłopoty ze znalezieniem spowiednika, który by ją rozumiał. Chodzi o takiego kierownika duchowego, który będzie stawiał prowadzonemu wysokie cele, a nie tylko uczył chodzenia „żółwim krokiem” czy „samego tylko polowania na drobne jaszczurki”. Nie sądzę, by dziś było łatwiej znaleźć dobrego przewodnika niż w czasach Teresy. Tym niemniej zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych w życiu pomoc kogoś z zewnątrz jest konieczna. „Wielkie to nieszczęście dla duszy być pozostawioną samej sobie wśród niebezpieczeństw”, zauważa Teresa. Sama przekonała się o tym. „Z tego powodu radziłabym każdemu, kto oddaje się modlitwie wewnętrznej, aby zwłaszcza na początku starał się o przyjaźń i towarzystwo z takimi, którzy podobnie ćwiczą się w rozmyślaniu”. Modlitwie, która ma być przyjaźnią z Bogiem, sprzyja ludzka przyjaźń z kimś, kto sam się modli, kto jest blisko Jezusa.
Powiązanie modlitwy z życiem
Modlitwa nie jest czymś oderwanym od życia. Przeciwnie, jest związana najgłębiej z życiem. Uczymy się modlitwy, żyjąc, uczymy się życia, modląc się. Pomyślmy, co nas rozprasza na modlitwie? To, czym żyjemy. Nasze lęki, grzechy, frustracje, żale, nadzieje, iluzje, marzenia itd. Wszystkie wewnętrzne pęknięcia człowieka, niekonsekwencje, zafałszowania ukazują się z całą siłą, kiedy klęka na dłuższą chwilę przed Bogiem. Teresa żyjąc 20 lat w klasztorze Wcielenia, toczyła walkę o głębszą modlitwę, rozpraszana licznymi kontaktami z ludźmi i jej niekończącymi się rozmowami w zakonnej rozmównicy. Celem modlitwy nie jest modlitwa, ale sam Bóg, więź z Nim, przyjaźń, miłość, prawda. Modlitwa pokazuje prawdę o nas samych, o naszej relacji z Bogiem. O jakości modlitwy decyduje w największej mierze nasz sposób życia, nasze priorytety i cele, które sobie stawiamy. Teresa zakładając klasztor św. Józefa, pierwszą wspólnotę żyjącą według nowych reguł, chciała stworzyć siostrom lepsze warunki dla modlitwy. Akcentowała, że rozwój życia duchowego oznacza nie tylko koncentrację na samej modlitwie, ale rozwój samego człowieczeństwa, czyli używając archaicznie dziś brzmiącego zwrotu „rozwój cnót”. Słowo „cnota” wypadło z naszego codziennego słownika. Funkcjonuje w mowie potocznej już tylko w szyderstwach z czystości seksualnej. Ale cnota oznacza moralną sprawność człowieka, umiejętność, pewną stałą dyspozycję, gotowość, nastawienie na jakieś dobro. Jakie duchowe „sprawności” sprzyjają modlitwie? Pierwsza, fundamentalna to miłość.
„Nie o to nam chodzić powinno, byśmy dużo rozmyślały, jeno o to, byśmy dużo miłowały” – poucza siostry. „Kto prawdziwie miłuje, ten wszędzie na każdym miejscu miłuje i pamięta o Umiłowanym”. Przy czym chodzi zarówno o miłość do Boga, jak i do ludzi, wyrażającą się nie tyle w emocjach, co w działaniach. „To jest, córki, kres modlitwy; do tego ma służyć i to jest małżeństwo duchowe, aby z niego rodziły się czyny, i jeszcze raz czyny”. „Bóg żąda uczynków. Gdy widzisz siostrę chorą, której możesz przynieść ulgę, nie wahaj się ani chwili; poświęć dla niej swoje nabożeństwo, okaż jej współczucie, co ją boli, niech ciebie boli”. „Bez usilnego starania się o cnoty, bez ciągłego ćwiczenia się w nich, zawsze pozostaniecie duchowymi karłami”, przestrzega Teresa. Kolejna cnota to oderwanie, czyli wolność wewnętrzna, brak przywiązania do rzeczy czy ludzi. „Potrzeba nam ze swobodą ducha postępować tą drogą, oddawszy się w ręce Boga”. Pozwolić, by On nas prowadził i zaskakiwał. Wiele miejsca w swoich pismach Teresa poświęca pokorze. Nie powinno się jej utożsamiać z nieśmiałością, lękiem, melancholią. Pokora to autentyczność, zgoda na siebie, „chodzenie w prawdzie”. Święta mniszka wielokrotnie przestrzega przed fałszywą pokorą. Wie, co mówi, bo sama musiała zmagać się z taką pokusą. „Zrozumiejmy to dobrze i nigdy o tym nie zapominajmy, że Bóg nam daje łaski swoje bez żadnej naszej zasługi, że zatem naszą powinnością jest dziękować za nie Jego Boskiemu Majestatowi. Bo jeśli nie znamy i nie rozumiemy tego, co od Niego otrzymujemy, nie zdołamy też pobudzić siebie do Jego miłości. Jest rzeczą pewną, że im jaśniej dusza uznaje, jak bogata jest przez łaskę Bożą, pamiętając o tym, jak sama z siebie jest uboga, tym wyżej postąpi w cnocie, tym głębiej się utwierdzi w prawdziwej pokorze”. Teresa podkreśla także cnotę mężnej wytrwałości. „Wszystko na tym polega, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu”. W modlitwie konieczny jest jakiś rodzaj natarczywości, determinacji, świętego uporu. Kiedy Teresa opowiada o swoim nawróceniu przed wizerunkiem ubiczowanego Jezusa, wyznaje: „Powiedziałam Mu wówczas, zdaje mi się, że nie wstanę od modlitwy, dopóki nie spełni mojego błagania”. Przypomina się biblijny Jakub walczący z Bożym wysłańcem o błogosławieństwo: „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” (Rdz 32,27).
Co jest istotą modlitwy?
W reformie Karmelu podjętej przez Teresę ukryty był subtelny, ale wyraźny sprzeciw wobec modlitwy nadmiernie sformalizowanej, zewnętrznej, „zimnej”. Karmelitanka z Avila za priorytetową uznała modlitwę osobistą, wewnętrzną, angażującą całego człowieka, otwartą na doświadczenia mistyczne dostępne wszystkim, którzy tylko tego pragną. Teresa mówi więc najczęściej o „modlitwie myślnej” (oración mental). Nie znaczy to wcale, że odrzuca, lekceważy modlitwę ustną, wspólnotową, brewiarz czy nabożeństwa. Owszem, ceni je, ale pod warunkiem, że nie są bezmyślne. Dlatego szuka momentów ciszy i samotności, w której można być sam na sam z Bogiem. W tej wewnętrznej modlitwie ważne jest nie tyle, co mówić czy jak mówić. Akcent pada na osoby: ja i Bóg. Sedno leży w tym, aby być. BYĆ z Nim, dla Niego! Jak osoba z osobą, a dokładniej – jak dwie kochające się osoby. Najbardziej klasyczna definicja: „Modlitwa myślna nie jest, według mnie, niczym innym jak głębokim związkiem przyjaźni, w którym rozmawiamy sam na sam z Bogiem, w przekonaniu, że On nas kocha”. Takie polskie tłumaczenie znajdziemy w Katechizmie Kościoła (2709). Inne tłumaczenia mówią o „nawiązywaniu” przyjaźni czy też przyjacielskim „obcowaniu”. Hiszpański czasownik tratar oznacza rozmowę, utrzymywanie bliskiej, wręcz intymnej relacji, zabieganie o kontakt. Drugim słowem kluczem jest tutaj „przyjaźń”. Bóg jest przyjacielem, który jest zawsze obecny i pragnie jedynie odpowiedzi na swoją miłość. To jest odkrycie Teresy. Bóg Przyjaciel. To jest centrum jej duchowości. Przyjaciel to ktoś, z kim chce się być. To ktoś, kto powoduje, że stajemy się lepsi, piękniejsi. Przy kim odnajdujemy wewnętrzny pokój, swoją wartość, siebie samego. Z przyjacielem zawsze można o czymś pogadać albo zwyczajnie z nim pobyć. Cisza między przyjaciółmi nie jest czymś krępującym. Najważniejsze więc w modlitwie jest odnalezienie skupienia, aby patrzeć na Jezusa. „Starałam się, o ile mogłam, przedstawić sobie obecnego we mnie Jezusa Chrystusa”. Jeśli komuś trudno o taki rodzaj koncentracji, Teresa radzi mu odmówić „Ojcze nasz”, wkładając „umysł i serce” w to, „co mówią usta”.
Chodzi nie tyle o wysilanie wyobraźni, ile o obudzenie wzroku wiary, który dostrzega Bożą obecność. Może w tym dopomóc ikona, krzyż czy pobożna lektura. Spojrzenie na Jezusa – to wystarczy, podpowiada Teresa. „Nie żądam od was wielkich o Nim rozmyślań nie natężonej pracy rozumu ani zdobywania się na piękne, wysokie myśli i uczucia – żądam tylko, byście na Niego patrzyły (…); niczego więcej od nas nie żąda, tylko spojrzenia”. Owszem, rozmowa „jak z Ojcem, jak z Bratem, jak z Panem, raz w ten, drugi raz w inny sposób, jak On sam was nauczy”. Ale długie przemowy do Niego nie są konieczne. „Lepiej spokojnie stanąć przy boku cierpiącego Pana, uspokoiwszy rozum albo tak go tylko może zajmując, by patrzył na Tego, który spogląda na niego, towarzyszył Mu, przedstawiał Jemu swoje prośby i z głębokim upokorzeniem cieszył się Jego obecnością, pamiętając przy tym na swoją niskość, iż nie jest godzien tak z Nim i przy Nim pozostawać”. W tym fragmencie mieści się kolejna z Terezjańskich definicji modlitwy. Brzmi ona: „patrzeć na Tego, który patrzy na mnie” (hiszp. mire que le mira). Przypomina się zdanie zupełnie z innego świata, ale bardzo à propos. „Stajemy się tym, na co patrzymy” – mówił Marshall McLuhan, analizując wpływ telewizji na człowieka. To zdanie można odnieść z powodzeniem do tego, o czym mówi Teresa. Zacheusz chciał tylko zobaczyć Jezusa. Kiedy sam został dostrzeżony przez Pana, staje się innym człowiekiem. Spoglądanie na Jezusa przemienia nas w Niego. Teresa, wrażliwa, piękna, kochająca kobieta, nie boi się porównania modlitwy do spojrzenia zakochanych. „Dwoje mocno miłujących się, a odpowiednią obdarzonych pojętnością potrafi, można powiedzieć, bez żadnych znaków, samym tylko spojrzeniem porozumiewać się między sobą”. Podobnie „Bóg i dusza rozumieją się między sobą tym samym sposobem, tylko że Jego Boski Majestat chce, by dusza Go rozumiała. I tak bez żadnych słów rozmawiają ze sobą ci dwoje jak przyjaciel z przyjacielem i wzajemną sobie miłość swoją okazują”. Jesteśmy już o krok od mistyki.
Mistyka mocna jak eros
Teresa była obdarzona niezwykłymi darami mistycznymi. Słynna rzeźba Berniniego w rzymskim kościele Santa Maria della Vittoria usiłuje ukazać moment ekstatycznego doświadczenia zakonnicy – przebicia serca. Na jej twarzy maluje się upojenie, które wygląda bardzo zmysłowo, na granicy pobożności i erotyki. W świecie zwulgaryzowanej cielesności, w której żyjemy, można obawiać się takich połączeń. Ale jak o tym przekonywał papież Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est”, miłość „agape” i miłość „eros” dopełniają się, potrzebują nawzajem. Dotyczy to także miłości Boga. Gdzieś w tych rejonach warto szukać przywrócenia sakralnego wymiaru ludzkiej cielesności (teologia ciała!), a także mądrego „ucieleśnienia” naszej pobożności (nieraz przespirytualizowanej). Ostatecznie zarówno w głodzie ludzkiego ciała, jak i głodzie ludzkiego ducha wyraża się fundamentalna tęsknota za wieczną miłością. Mocniejszą niż śmierć. Sama Teresa opisuje w „Księdze życia” ów moment tak: „Ujrzałam w ręku tego anioła długą złotą włócznię, a grot jej żelazny u samego końca był jakby z ognia. Tą włócznią kilka razy przebijał mi serce, zagłębiając ją aż do wnętrzności. Za każdym wyciągnięciem włóczni miałam to uczucie, jakby wraz z nią wnętrzności mi wyciągał. Tak mnie pozostawił całą gorejącą wielkim zapałem miłości Bożej. Tak wielki był ból tego przebicia, że wyrywał mi z piersi te jęki, o których wyżej wspomniałam. Ale taką zarazem przewyższającą wszelki wyraz słodycz sprawia mi to niewypowiedziane męczeństwo, że najmniejszego nie czuję w sobie pragnienia, by ono się skończyło i w niczym innym dusza moja nie znajduje zadowolenia, tylko w samym Bogu”. Jak taki opis brzmi dla nas, zagonionych śmiertelników, niepotrafiących się skupić na jednym „Ojcze nasz”? Przedziwne połączenie doświadczenia duchowego z czymś zmysłowym, cielesnym. Przyjemność i ból. Radość i cierpienie. Nienasycone pragnienie Boga sąsiaduje z nieugaszoną namiętnością. To się jakoś przenika na najgłębszych poziomach. Zapowiedź nieba? Jaki obraz Boga tutaj się wyłania? Do tych pytań powrócimy. Za pociechę niech nam posłuży to, że św. Teresa pod koniec swojego życia wciąż rozpraszała się podczas modlitw. W jednym z listów mówi, że to „nieuleczalna choroba”. „Pan dobrze wie, że skoro się modlimy, chcielibyśmy to czynić jak najlepiej”, pociesza siebie i nas. „Jest to rzecz nieunikniona, zatem ani niepokoić się o to, ani trapić nie powinniśmy”, radzi.
Jak to przełożyć na nasze życie?
Krótko, konkretnie: 1) Modlitewnemu skupieniu sprzyjają książki. Korzystaj z ich pomocy, modląc się. 2) Dobry spowiednik albo wierzący przyjaciel, z którym można pogadać o Bogu, to skarb. 3) Modlitwa i życie to jedność. Miłość, wolność (oderwanie), pokora, upór – te cnoty pomagają modlitwie. 4) Modlitwa to przyjaźń z Bogiem, myśl o Nim jak o przyjacielu, patrz na Niego. 5) Nie rób tragedii z rozproszeń, cierpliwością osiągniesz wszystko. 6) Niech miłość ci podpowiada, jak się modlić. 7) Nie bój się nadzwyczajnych darów duchowych, ale nie goń za nimi. 8) Absolutne mistrzostwo – nienasycony żar namiętności kierować w stronę Boga – Miłości.
ks. Tomasz Jaklewicz/Gość Niedzielny
**************************************
Św. Teresa z Avila – życiowa mistyczka
Św. Teresa Wielka z Ávila – piękna kobieta, „teolog życia kontemplacyjnego”
***
Czy czytali Państwo „Drogę doskonałości” św. Teresy z Avila, reformatorki żeńskich klasztorów karmelitańskich, mistyczki i wizjonerki? A jej listy pisane do osób duchownych i świeckich? To zaskakująca literatura. Autorka, święta i doktor Kościoła, żyjąca w XVI w. w Hiszpanii, ujawnia w niej nadzwyczajną trzeźwość umysłu oraz wiedzę o świecie i człowieku. Jej znajomość ludzkiej, a szczególnie kobiecej natury, z pewnością przydaje się i dziś niejednemu kierownikowi duchowemu. Trapiona chorobami, prawie nieustannie cierpiąca, św. Teresa zwraca się do swoich sióstr językiem miłości, wolnym od pobłażania, ale świadczącym o głębokim rozumieniu i nadprzyrodzonym poznaniu tego, co w człowieku słabe, i może stanowić pożywkę dla szatańskich pokus.
Po latach pobytu w klasztorze św. Teresa podjęła trudne dzieło reformy żeńskich wspólnot karmelitańskich. Dostrzegła niedogodności i zagrożenia wynikające z utrzymywania dużych zgromadzeń, zaproponowała więc, aby mniszki całkowicie oddane na służbę Chrystusowi mieszkały w małych wspólnotach, bez stałego dochodu, zdane na Bożą Opatrzność, ale wolne od nadmiernej troski o swe utrzymanie. Zadbała także o zdrowie duchowych córek, nakazując, aby ich skromne siedziby otoczone były dużymi ogrodami, w których będą pracować i modlić się, korzystając ze świeżego powietrza i słońca. Te wskazania św. Reformatorki pozytywnie zweryfikował czas i do dziś są przestrzegane przy fundacji nowych klasztorów.
Oczywiście, główna troska św. Teresy skierowana była na duchowy rozwój Karmelu. Widziała zagrożenia dla Kościoła ze strony proponowanych przez świat herezji. Cóż może zrobić kobieta? – pytała świadoma realiów. Modlitwa i ofiara jest stale Kościołowi potrzebna. Kobieta, przez daną jej od Boga intuicję i wrażliwość, potrafi zaangażować nie tylko swój umysł, ale i serce na służbę Bożej sprawy. W życiu ukrytym i czystym, przez modlitwę i ufność może ona wyprowadzić z Serca Jezusa łaski dla ludzi. Jak korzeń schowany w ziemię czerpie soki nie dla siebie, ale dla rośliny, której część stanowi, tak mniszka za klauzurą Karmelu podtrzymuje duchowe życie otaczającego świata. Dąży do zażyłości z Panem nie dla zaspokojenia własnych pragnień, lecz dla Królestwa Bożego, aby Stwórca udzielał się obficie stworzeniu, karmiąc je łaską i miłością. Tak widziała to św. Teresa i tak postrzegają swe zadanie dzisiejsze karmelitanki. Modlą się za Kościół, za grzeszników i ludzi poświęconych Bogu, narażonych na potężne i przebiegłe zasadzki złego, aby wytrwali i wypełnili swoje powołanie. Szczęśliwe miasto, w którym Karmel znalazł schronienie. Szczęśliwa Łódź.
Pełne wiary, wolne od strapień doczesnych, mieszkanki Karmelu potrzebują wszakże naszego wsparcia, materialnej ofiary, dziękczynnej modlitwy. W przededniu święta Założycielki Karmelu terezjańskiego, w roku poprzedzającym 80. rocznicę obecności Karmelitanek Bosych w Łodzi przy ul. św. Teresy 6, ku nim zwracamy spojrzenie. Niech trwa wymiana darów.
Elżbieta Adamczyk/Niedziela łódzka
***************
***
W czasie audiencji generalnej – 2 lutego 2011 roku papież Benedykt XVI o patronce dzisiejszego dnia powiedział:
W wieku 20 lat wstąpiła do karmelitańskiego klasztoru Wcielenia w Avili; w życiu zakonnym przyjęła imię Teresa od Jezusa. Trzy lata później ciężko zachorowała i przez cztery dni była w stanie śpiączki, wydawało się nawet, że nie żyje. Również walkę ze swoimi chorobami święta traktowała jako walkę ze słabościami i opieraniem się Bożemu powołaniu: „Pragnęłam żyć – pisze – bo dobrze to rozumiałam, że nie żyłam, tylko raczej szamotałam się w cieniu śmierci, a nie było nikogo, kto by mi dał życie. Ten, który mógł mi je dać, słusznie odmawiał mi swej pomocy za to, że tyle razy już mnie nawracał do siebie, a ja Go znowu opuszczałam” („Księga życia”).
W 1543 r. straciła uczuciowe wsparcie rodziny: ojciec umarł, a całe rodzeństwo, jedno po drugim, wyjechało do Ameryki. W okresie Wielkiego Postu 1554 r., mając 39 lat, Teresa przeżywa szczytowy moment walki ze swoimi słabościami. Przypadkowe odkrycie wizerunku „Chrystusa, całego okrytego ranami”, spowodowało zasadniczy zwrot w jej życiu. Święta, utożsamiająca się wówczas głęboko ze św. Augustynem z „Wyznań”, tak opisuje dzień, który miał decydujące znaczenie dla jej doświadczenia mistycznego: „Zdarzało mi się, że nagle przenikało mnie takie żywe uczucie obecności Bożej, że żadną miarą nie mogłam wątpić o tym, że On jest we mnie albo ja cała w Nim pogrążona”. (…) Innym tematem bliskim świętej jest zasadnicze znaczenie człowieczeństwa Chrystusa. Dla Teresy życie chrześcijańskie jest bowiem osobistą relacją z Jezusem, której szczytem jest zjednoczenie z Nim dzięki łasce, miłości i naśladowaniu. Dlatego przywiązuje ona wielką wagę do medytacji nad męką i do Eucharystii jako obecności Chrystusa w Kościele.
papież Benedykt XVI
******
Św. Teresa z Avili, mistyczka i reformatorka Karmel
W pierwszej połowie XVI w., gdy większością europejskich krajów wstrząsały niepokoje religijne wywołane przez reformację, Hiszpania jaśniała wiernością wierze katolickiej. Co więcej, wydała cały szereg wielkich ludzi Kościoła, świętych, których nazwiska do dziś stanowią natchnienie dla katolików. Do ich grona należy św. Teresa z Avili, mistyczka, mistrzyni duchowości, reformatorka Karmelu. O jej szczególnej roli w dziedzinie katolickiej duchowości świadczy fakt, że jako pierwsza kobieta otrzymała tytuł Doktora Kościoła (27 września 1970 r.)
Przyszła odnowicielka obu gałęzi zakonu karmelitańskiego urodziła się w mieście Avila 28 marca 1515 r. Była trzecim dzieckiem Alfonsa Sanchez de Cepeda oraz jego drugiej żony Beatrycze de Ahumada. Miała dwie siostry i dziewięciu braci. Pobożni rodzice wpajali dzieciom umiłowanie wiary i Kościoła. Czynili to z sukcesem, skoro w wieku zaledwie 7 lat Teresa wraz z młodszym braciszkiem Rodrigiem wybrała się w podróż do ziemi Maurów, gdzie mieli nadzieję oddać życie za Chrystusa. Na szczęście wyprawa skończyła się tuż za murami miasta, gdzie zatrzymał ich stryj.
Wielkim ciosem dla dziewczyny była śmierć matki. Dwunastoletnia wtedy Teresa zwróciła się z prośbą do Maryi, by otoczyła ją macierzyńską opieką. Niestety, kolejne miesiące przyniosły osłabienie gorliwości religijnej dziewczyny. Zaczęło pociągać ją życie światowe: stroje, zabawy z rówieśnikami, platoniczna miłość do kuzyna, lektura modnych romansów…
Karmel i choroba
Zaniepokojony Don Alonso postanowił oddać córkę na wychowanie do klasztoru Augustianek w Avili. Półtoraroczny pobyt za murami klasztoru dopomógł Teresie ponownie odnaleźć drogę do Boga. Zapragnęła służyć Mu w Karmelu. Ojciec nie był zadowolony z decyzji ukochanej córki. Napotkawszy opór z jego strony, Teresa uciekła z domu i zapukała do furty klasztoru Karmelitanek w Avili. Jej determinacja skłoniła Alfonsa Sanchez de Cepeda do pogodzenia się z decyzją córki.
Zawsze radosna, uczynna, rozmodlona, młoda zakonnica dobrze czuła się w Karmelu. Już wtedy cieszyła się opinią niezwykle pobożnej. Bóg jednak miał wobec niej wielkie plany i wkrótce zaczął ją do ich podjęcia przygotowywać. Teresa zapadła na zdrowiu. Dolegliwości nasiliły się po złożeniu przez nią ślubów zakonnych w 1537 r. Młoda karmelitanka bardzo cierpiała. W końcu siły opuściły ją zupełnie. Ale także w tej beznadziejnej sytuacji nie straciła spokoju ducha. Całą ufność złożyła w Bogu i nie zawiodła się. Nagła poprawa zdrowia nastąpiła w chwili, gdy już wszyscy stracili nadzieję na jej wyzdrowienie. Stało się to, jak sama później wyznała, za sprawą św. Józefa. Uleczenie nie było jednak zupełne. Do końca życia Święta cierpiała na poważne dolegliwości żołądkowe oraz bóle serca.
Czas choroby stanowił dla niej okres zbliżenia do Boga. To właśnie wówczas Zbawiciel zaczął osobiście kształtować jej duchowość. Odmieniona Teresa z niechęcią patrzyła na swoje dotychczasowe życie klasztorne, dalekie od skupienia na kontemplacji Boga. Zdawała sobie przy tym sprawę, że w dużej mierze winna temu była rozluźniona dyscyplina w zakonie, a zwłaszcza brak klauzury, zniesionej jeszcze w XV w. przez papieża Eugeniusza IV. Liczni goście odwiedzający klasztor dezorganizowali jego życie wewnętrzne. Sama Teresa często musiała na polecenie przełożonych opuszczać mury klasztorne, by składać wizyty pobożnym świeckim, szukającym towarzystwa osoby duchownej. Z jednej strony działo się to z pożytkiem dla odwiedzanych, z drugiej hamowało rozwój duchowy młodej karmelitanki.
Reformatorka zakonu
Zainspirowana przez siostrzenicę Teresa rozpoczęła starania o utworzenie klasztoru, w którym obowiązywałaby surowsza reguła pierwotna. Że jest to zgodne z Bożą wolą, poinformował ją – podczas widzeń mistycznych – sam Pan Jezus. Niestety, doprowadzenie do powstania nowej fundacji nie było rzeczą prostą z uwagi na niechęć większości karmelitanek i karmelitów oraz niektórych wpływowych wiernych. Na szczęście znalazło się wiele osób dobrej woli, które wsparły reformę Karmelu. Byli wśród nich m.in. późniejsi święci: Piotr z Alkantary, Franciszek Borgiasz, Ludwik Beltran. Wiele trosk przysporzył Teresie remont budynku zakupionego na klasztor. Zajęła się tym jej rodzona siostra Joanna z mężem Janem de Ovalle. Mało nie przypłacili tego utratą dziecka, na które zawaliła się źle wymurowana ściana. Ojciec odnalazł leżącego w gruzach pięciolatka dopiero po kilku godzinach od wypadku. Pełen bólu zaniósł go do ciotki. W ramionach pogrążonej w modlitwie Teresy dziecko powróciło do życia.
Nowy dom zakonny pod wezwaniem św. Józefa był pierwszą siedzibą karmelitanek bosych, jak nazwano później zreformowaną żeńską gałąź Karmelu. Naturalnie Teresa od Jezusa (tak brzmiało jej nowe imię) została jego pierwszą przeoryszą (1563 r.). Napływ kandydatek oraz hojność fundatorów sprawiły, że wkrótce powstały kolejne klasztory. Z inspiracji przyszłej Świętej doszło także do założenia klasztorów męskich surowszej reguły. Jej współpracownikiem w tym dziele został o. Jan od Krzyża, z racji niskiego wzrostu zwany przez nią żartobliwie „półbratem” – duże poczucie humoru to kolejna cecha św. Teresy z Avili, kobiety pogodnej i inteligentnej.
Sukces reformy znalazł uznanie w oczach władz świeckich i duchownych. Zachwycony duchem panującym w nowych klasztorach wizytator kastylijskiej prowincji karmelitańskiej, dominikanin o. Hernandez, postanowił skorzystać z pomocy mistyczki w zaprowadzeniu porządku w podupadłym pod względem dyscypliny jej macierzystym klasztorze w Avili. Trudne to było zadanie. Większość mieszkających w nim zakonnic nie chciała się podporządkować nowej przełożonej, obawiając się, że będzie ona forsowała zmianę reguły. Takt i pokora z jakimi Matka Teresa sprawowała rządy, przyczyniły się do opanowania buntowniczych nastrojów i przywrócenia obserwancji reguły w wersji złagodzonej przez bullę Eugeniusza IV. Po spełnieniu misji Teresa powróciła do swych córek duchowych.
Mistyczka
W czasie, gdy Matka Teresa pracowała nad odnowieniem Karmelu, Pan Jezus prowadził jej duszę drogą oczyszczenia z przywiązań ziemskich. Wiele trosk przysparzało jej niezrozumienie, z jakim odnosili się do jej przeżyć mistycznych niektórzy spowiednicy i proszeni o opinię teolodzy. Zbawiciel jednak wynagradzał jej wszystko z nawiązką – ekstazami i widzeniami. Mieszkające z nią siostry były świadkami, jak nagle, podczas modlitwy, twarz Teresy rozpromieniała się, a jej ciało unosiło się nad posadzką.
Zasługi św. Teresy dla reformy Karmelu sprawiają, że zajmuje ona poczesne miejsce w historii Kościoła. Kto wie czy nie ważniejsze są jednak jej dzieła z zakresu mistyki. To właśnie one skłoniły papieża Pawła VI do przyznania jej tytułu Doktora Kościoła. Co ciekawe, wszystkie powstały z nakazu kierowników duchowych, przełożonych zakonnych, a także z polecenia samego Pana Jezusa. Teresa z Avili nie miała żadnego przygotowania akademickiego z zakresu teologii mistycznej ani literatury. Treść jej dzieł: Księga życia, Droga doskonałości, Twierdza wewnętrzna, to wynik jej własnych doświadczeń duchowych oraz oświeceń jakie otrzymała od Zbawiciela.
Niestety, troski nie opuszczały schorowanej św. Teresy także w ostatnich latach życia. Była nawet chwila, gdy pod znakiem zapytania stanęło dalsze istnienie założonych przez nią klasztorów. Pomówienia ze strony wrogo nastawionych do dzieła mistyczki karmelitów złagodzonej reguły, spowodowały, że na Teresę nałożono areszt domowy, a wszystkie domy karmelitanek i karmelitów bosych zostały podporządkowane przełożonym konkurencyjnej gałęzi zakonu. Bóg nie dopuścił jednak, by Jego dzieło upadło. Ostatecznie nieporozumienia zostały wyjaśnione, a duchowe dzieci św. Teresy otrzymały odrębną organizację.
***
Św. Teresa zmarła 4 października 1582 r. podczas wizytacji domu w Alba de Tormes. Już 24 kwietnia 1614 r. została beatyfikowana przez papieża Pawła V. Z kolei świętą ogłosił ją 12 marca 1622 r. Grzegorz XV. Kościół wspomina Teresę 15 października.
Adam Kowalik/PCh24.pl
**********************
Dlaczego Teresa jest wielka?
***
Panie, Panowie, oto pięć cytatów Teresy Wielkiej, które poruszają mnie do żywego i są jak komunikat GPS-a, którego staram się trzymać.
1.”Zajmij się Mną, a Ja zajmę się tobą”…
– usłyszała kiedyś od samego Jezusa. Od lat staramy się we wspólnocie słuchać tych słów. Uwielbieniu poświęcamy ponad 90 proc. czasu, wierząc, że nie ma lepszej rzeczy pod słońcem, niż zajmowanie się Tym, który jest jednocześnie barankiem i lwem.
2. “Bóg uczynił wielkie rzeczy w mej duszy, dał mi poznać moją małość i bezsilność”.
– Przez dwadzieścia lat (to bardzo pocieszające dla Jana Kowalskiego) Teresa szarpała się, była rozdarta. Zastanawiała się, w jaki sposób może się całkowicie oddać Bogu, co powinna dla Niego robić. Dopiero po tym czasie rzuciła się całkowicie w objęcia Jezusa – opowiadały mi zza krat gnieźnieńskiego Karmelu mniszki. – Pisała, że w chwili, gdy doświadczała ogromnej słabości, grzechu, Bóg okazywał jej największą czułość. Nie była w stanie tego wytrzymać. Była to dla niej najgorsza kara.
3. “Niech Pan Bóg was zachowa od ogłupiających form pobożności” – powtarzała mniszkom.
Zerkam na setki komentarzy tych, których zdanie jest ważniejsze niż oficjalne nauczanie Kościoła, którzy węszą profanację w tym, co ten uznał za czyste, i zgadzam się ze słowami Ulfa Ekmana: “Kiedy diabeł naprawdę jest wystraszony, posyła religijnych ludzi. Tak było zawsze, więc nie powinno nas to zaskakiwać. Do Jezusa przysyłał faryzeuszy, saduceuszy, herodian i stróżów świątynnych. Bez względu na to, co Jezus zrobił, byli oni przeciwko Niemu”.
4. “Nic mnie nie obchodzą te wszystkie diabły w piekle. To one będą drżały przede mną! Często krzyczymy: »Och szatan! Szatan«, zamiast wymawiać »Boże, Boże!« i przerażać tym diabła. Jestem pewna, że bardziej boję się tych, którzy boją się szatana, niż szatana samego”.
Dziwię się, że filmy o tym, „co mówią diabły w czasie egzorcyzmu”, robią w sieci furorę i mają większą “klikalność” niż opowieści o Bożej miłości. Nie obchodzi mnie to, co wyszczeka ojciec kłamstwa. Słucham Tego, który powiedział o sobie “jestem prawdą” i który “przyszedł po to, aby zniszczyć dzieła diabła” (1 J 3,8). Kiedyś, jadąc do pracy, zauważyłem świetną naszywkę na plecaku chłopaka, który wszedł do tramwaju: “Następnym razem, gdy diabeł wspomni twoją przeszłość, przypomnij mu o jego przyszłości”.
5. Solo Dios basta.
Wiadomo….
Marcin Jakimowicz/Gość Niedzielny
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże. Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego.
Kolekta
Boże, Ty przez swojego Ducha natchnąłeś świętą Teresę od Jezusa, aby wskazała Kościołowi drogę wiodącą do doskonałości, spraw, abyśmy się karmili jej duchową nauką i zapalili się pragnieniem prawdziwej świętości. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Początek Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 1,1-10
Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa – do świętych, którzy są w Efezie, i do wiernych w Chrystusie Jezusie: Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa! Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przez założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego krew, odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi.
Oto słowo Boże.
Psalm 98
R/ Pan Bóg okazał ludom swe zbawienie.
Śpiewajcie Panu pieśń nową,
albowiem uczynił cuda.
Zwycięstwo Mu zgotowała Jego prawica
i święte ramię Jego. R/
Pan okazał swoje zbawienie,
na oczach pogan objawił swoją sprawiedliwość.
Wspomniał na dobroć i na wierność swoją
dla domu Izraela. R/
Ujrzały wszystkie krańce ziemi
zbawienie Boga naszego.
Wołaj z radości na cześć Pana, cała ziemio,
cieszcie się, weselcie i grajcie. R/
Śpiewajcie Panu przy wtórze cytry,
przy wtórze cytry i przy dźwięku harfy,
przy trąbach i przy dźwiękach rogu,
na oczach Pana, Króla, się radujcie. R/
Alleluja, Alleluja, Alleluja. Ja jestem drogą, prawdą i życiem, nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie. Alleluja, Alleluja, Alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 11,47-54
Jezus powiedział do faryzeuszów i do uczonych w Prawie: „Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców; gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce.
Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybytkiem. Tak, mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona.
Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”. Gdy wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby Go podchwycić na jakimś słowie.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Boże, nasz Ojcze, niech nasze dary
będą miłe Twojemu majestatowi, podobnie jak podobało się Tobie całkowite oddanie świętej Teresy. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
O łaskach Pana będę śpiewał na wieki, Twą wierność będę głosił moimi ustami przez wszystkie pokolenia.
Modlitwa po Komunii
Panie, nasz Boże, Ty nas nakarmiłeś Chlebem z nieba, spraw, abyśmy Tobie poddani, za przykładem
świętej Teresy na wieki wychwalali Twoje miłosierdzie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**************************************************************************************************************
Bp Adrian Galbas SAC o Kościele w Polsce: za dużo przemowy, za mało rozmowy
13 października 2020/Tomasz Królak/Ełk Ⓒ Ⓟ
fot. biskupgalbas.pl
Być może Kościół w Polsce stał się za bardzo przemawiającym, za mało zaś rozmawiającym – przyznaje bp Adrian Galbas. Jego zdaniem problemem jest niedostateczna wierność Ewangelii i osłabiona, m.in. problemem pedofilii, wiarygodność jej głosicieli. W rozmowie z KAI ełcki biskup pomocniczy mówi też o konieczności zmiany języka wobec młodzieży, ludzi odległych od Kościoła czy osób LGBT.
Bp Galbas odpowiada też na pytanie, czy Kościół w Polsce jest Kościołem Jana Pawła II, czy idzie tropem papieskiej myśli o „geniuszu kobiecym”, a także dlaczego jest tak słabo obecny w kulturze. Ujawnia też, co sam czyta, czego słucha i jaki ma sposób na stres.
Tomasz Królak (KAI): Jakie najważniejsze wyzwania stoją dziś przed Kościołem w Polsce?
Bp Adrian Galbas: – Czytamy o nich w zakończeniu Ewangelii Mateusza: „iść i głosić”. Kościół nie ma innego programu duszpasterskiego i z jego wypełniania będzie rozliczony przy końcu świata.
I podstawowe pytanie brzmi: czy idziemy i czy głosimy, no i jak to robimy? A jeśli widać, że nie za dobrze, to dlaczego?
KAI: Myślę, że wielu polskim katolikom towarzyszy poczucie kryzysu czy przełomu, w jakim znajduje się Kościół w Polsce, zwłaszcza Kościół instytucjonalny. Czy Ksiądz Biskup czuje to podobnie?
– Niestety, znaleźliśmy się w sytuacji sporego tąpnięcia.
KAI: Jakie są objawy i z czego wynikają?
– Zapewne zarówno z sytuacji wewnątrzkościelnej, jak i z tego, co się dzieje na zewnątrz. Pierwszą z przyczyn jest małe zasolenie soli, czyli niedostateczna wierność Ewangelii i osłabiona wiarygodność jej głosicieli. Pierwszym krokiem nawrócenia jest więc pytanie stawiane sobie: czy i na ile jestem wiernym uczniem Chrystusa? Bardzo łatwo jest robić rachunek sumienia komuś i wskazywać, że to inni są winni. Owszem, spokojna całościowa analiza też jest potrzebna, ale potem. Najpierw musi być spojrzenie na siebie, swoje chrześcijaństwo i swoją wierność Ewangelii.
KAI: Czy wspomniane tąpnięcie jest skutkiem odkrywania kolejnych przypadków pedofilii i sposobu, w jaki Kościół mierzy się z tym problemem?
– To jest pewnie jedna z głównych przyczyn. Chodzi o cały skandal związany z pedofilią a więc zarówno o same czyny jak i – może jeszcze bardziej – próby ich tuszowania. Bo ujawniane próby bagatelizowania, czy tuszowania tych czynów osłabiło wiarygodność Kościoła jeszcze bardziej, niż konkretne przypadki wykorzystania nieletnich przez osoby duchowne. Choć oczywiście każde takie zdarzenie samo w sobie jest już odrażające.
Dopóki nie będzie tu pełnej świadomości co ta sprawa zrobiła i robi z Kościołem oraz pełnej determinacji, by załatwić ją w sposób całkowity, bezwzględny i ostateczny, dopóty nie wyjdziemy z obecnego kryzysu.
KAI: „Pełnej świadomości” wciąż brakuje?
– Jest coraz lepiej. Bardzo wiele zostało już zrobione. Nikt nie zrobił chyba dotychczas tyle, ile wspólnota Kościoła. Ale zrobić bardzo wiele, a zrobić wszystko, to nie to samo.
KAI: Tymczasem brak dostatecznej świadomości co do skutków pedofilii jest – niezależnie od cierpienia skrzywdzonych osób – czymś bardzo niebezpiecznym z punktu widzenia misji, jaką Kościół ma przed sobą. Myślę głównie o młodzieży.
– Właśnie dlatego, że dotyczy wiarygodności. Kościół nie może głosić Ewangelii, jeśli nie będzie wiarygodny, a nie będzie wiarygodny, jeśli nie doprowadzi do całkowitego samooczyszczenia w sprawie pedofilii. Benedykt XVI mówił, że te skandale położyły się cieniem na Ewangelii. To znaczy, że Ewangelia jest z tego powodu mniej widoczna w świecie, trudniej dostrzegalna. W innym miejscu ten papież powiedział, że „skandal” Ewangelii został przysłonięty przez skandale wywołane przez ludzi, którzy mają ją głosić. Osoby ugruntowane w wierze i dojrzalsze pozostaną w Kościele, dostrzegą czyste światło Ewangelii, ale wielu słabszych odejdzie. Zresztą to już się dzieje… Zwłaszcza młodzi.
Każdemu, kto nie rozumie co robi z człowiekiem seksualne go wykorzystanie w dzieciństwie, czy młodości, przez duchownego, któremu zaufał, niech się spotka z ofiarą, albo czyta jej świadectwa tak długo, aż to do niego dotrze. Nigdy nie zapomnę wstrząsu jaki we mnie wywołały takie spotkania…
KAI: A więc można powiedzieć, że wyczyszczenie spraw związanych z pedofilią jest dziś jedną z kluczowych kwestii dla Kościoła w Polsce?
– Tak! Nie można być niewiarygodnym co do tego problemu i zachować wiarygodność w innych sprawach. Jeśli nie okazuję się wiarygodnym świadkiem Ewangelii w jej najbardziej czułym punkcie, dotyczącym skrzywdzenia drugiej osoby, to jak mogę być wiarygodnym wtedy, gdy głoszę inne prawdy?
KAI: A propos tąpnięcia, to mieliśmy z nim do czynienia w dziedzinie spadku powołań kapłańskich, co pokazały dobitnie ubiegłoroczne statystyki. Może jedną z przyczyn jest właśnie skandal pedofilii?
– To wszystko jest powiązane. Przeprowadzone przed ponad rokiem badania dotyczące zaufania do Kościoła pokazują, że Kościołowi przestają ufać najwierniejsi. W tej chwili większość Polaków Kościołowi nie ufa. To jest straszne. Oczywiście, można to załatwić prostym stwierdzeniem, że gdy Chrystus umierał na krzyżu też mu wielu nie ufało, albo, że ludzie nie ufają Kościołowi, ponieważ wymaga. Ale to jest chyba zbyt łatwe, uproszczone i powierzchowne.
Co do spadku powołań, to też nie da się tego „zagłaskać”, powtarzając na przykład, że jest to sytuacja przejściowa, że minie, że odskoczy…. Ostatnio słyszałem taką właśnie dziwną analizę, że przed pontyfikatem Jana Pawła II powołań też było mało, a potem wzrosło, więc i teraz się odmieni. To jest niestety pobożne życzenie. Tendencja jest jasna.
KAI: A może zarówno spadek powołań jak i zaufania do Kościoła to wina mediów?
– To też jest jedna z takich bardzo łatwych odpowiedzi, utrzymana w kluczu: winni są inni. Oczywiście, cała współczesna kultura, także medialna, raczej nie ułatwia nam życia Ewangelią, ale czynienie jej winnym tego wszystkiego co jest niedobre w Kościele jest zbyt prostym wybiegiem.
KAI: A nie uważa Ksiądz Biskup, że jeśli chodzi o powołania, to nazbyt długo Kościół w Polsce za bardzo mocno stawiał na ilość, być może kosztem jakości?
– Najlepiej, żeby było dużo i dobrych. Ale jeśli trzeba wybierać, to zdecydowanie ważniejsze są powołana dobre niż liczne. Jeśli chodzi o dokumenty dotyczące formacji kapłańskiej, to są świetne. Aktualne i kompetentne. Myślę zwłaszcza o ratio studiorum, którego polska wersja czeka na akceptację przez Stolicę Apostolską. Dokument ten podkreśla znaczenie indywidualnego podejścia do kleryka w całej jego formacji kapłańskiej; formację wydłużoną, niepośpieszną, spokojną, głęboką. Jest więc wyraźny nacisk na jakość, przed ilością. Dobrze, że założenia Dokumentu są już powoli wprowadzane w życie, np. rok propedeutyczny, czy pastoralny. Jeśli nie zabraknie nam determinacji i odwagi, by iść tą drogą, zaowocuje to lepszą jakością przyszłych księży.
KAI: Czy nie sądzi Ksiądz, że część problemów Kościoła w Polsce – spadek zaufania, mniejsza liczba powołań, odchodzenie młodzieży – to także efekt nieobecności Kościoła w kulturze? Bo nie widać go zarówno jeśli chodzi o ważne, inspirujące dzieła, ale też nie jest dziś uczestnikiem i inicjatorem poważnych debat społecznych – z udziałem ludzi z różnych środowisk – o tym, co najważniejsze.
– Nieobecność, a przynajmniej niedostateczną obecność Kościoła w kulturze chyba zbyt rzadko się dostrzega, a niestety jest ona faktem. Kultura bez Kościoła sobie poradzi, ale Kościół bez kultury – nie! Cóż, otaczająca nas „bieżączka”, w tym także bolesne sprawy, o których już mówiliśmy jakby nas trochę zepchnęły do narożnika: Świat na boksuje, a my chyba za rzadko podejmujemy z nim dyskusję na aktualne tematy, a jeszcze rzadziej je narzucamy.
Dobrze, że mamy świetne inicjatywy, jak choćby teraz Tydzień Kultury Chrześcijańskiej, ale to na pewno za mało. Potrzeba nam więcej „kultury areopagu”, czyli odwagi w inicjowaniu, a już na pewno w nieuciekaniu od dyskusji o aktualnych problemach świata.
KAI: W odniesieniu do takich kwestii jak Konwencja Stambulska, LGBT, homoseksualizm Kościół koncentruje się na przekazaniu swego nauczania – co skądinąd oczywiste i właściwe, ale odbywa się to zazwyczaj z ambony lub poprzez listy czy komunikaty, a więc trafia głównie do wiernych. Takim działaniom nie towarzyszy jednak próba dialogu z tymi, którzy nie są praktykującymi katolikami. Tymczasem taka dyskusja wokół różnych nurtów współczesnej kultury – także Kościołowi niechętnych – mogłoby wyjaśnić „światu” stanowisko Kościoła, jak też pomóc wiernym w nawigowaniu po świecie, że tak to ujmę.
– Na pewno wizerunek Kościoła, a przynajmniej Episkopatu, jest w mediach delikatnie mówiąc nie najlepszy i mam nadzieję, że będziemy uczyć się na błędach. Zawsze wtedy, gdy niedostatecznie przedstawimy, wyjaśnimy i obronimy przesłanie Kościoła, zwłaszcza w drażliwych kwestiach, będzie to na niekorzyść tego przesłania.
Po opublikowaniu dokumentu Episkopatu o LGBT cała dyskusja – co było do przewidzenia – sprowadziła się do jednego wątku, którego zresztą w dokumencie nie ma. Bo przecież nigdzie tam nie pada stwierdzenie, że Kościół zachęca do terapii konwersyjnych. Przyznam, że mając ten dokument wcześniej nie zwróciłem uwagi, że tak to może być odebrane. Raczej, czytając o poradniach, miałem skojarzenie z poradniami rodzinnymi, które od lat istnieją przy parafiach, w których chodzi o porady i pomoc, a nie o leczenie. Niestety, zarzucono tu biskupom coś, czego nie powiedzieliśmy.
Być może zrobiliśmy też błąd jeśli chodzi o sposób prezentacji tego dokumentu. Na pewno na przyszłość trzeba się tu bardziej przyłożyć. Nie musimy też ciągle „bronić” naszych stanowisk. One nie są przecież wymyślone w pięć minut. Mają swoją logikę. źródła i uzasadnienie. Trudno, nie każdy musi je podzielać, ale w naszym interesie jest by je zrozumiale i jasno przedstawić. A to nam nie zawsze wychodzi…
KAI: Ale dlaczego właściwie tak się dzieje? Czy wynika to z lęku tego czy innego biskupa, że w publicznym starciu z mocnym rywalem okaże się słabszy czy też przekonania, że skoro Kościół ma rację, to nie ma po co wychodzić do świata, bo przecież świat sam może przyjść do źródła?
– Może to brak odwagi, może nieznajomość języka, który przecież w debacie publicznej jest inny, niż ten na ambonie, może też pokutuje tu przekonanie, że jeśli się ze mną nie zgadzasz, to jesteś moim wrogiem. Takie „zaetykietowanie” od razu utrudnia albo wręcz uniemożliwia jakąkolwiek dyskusję. Są te rozmaite „łatki”, które pospiesznie nadajemy różnym środowiskom, czy mediom klasyfikując je od razu jako nieprzychylne, czy wrogie Kościołowi. A skoro są wrogie, to nie warto z nimi rozmawiać, bo albo wszystko przekręcą albo skomentują po swojemu.
A pierwszym, który na tym traci jest nie dana redakcja, tylko Kościół. Jeden z dziennikarzy powiedział mi kiedyś (nie byłem jeszcze biskupem): jeżeli ksiądz nie chce ze mną porozmawiać, to lekceważy nie mnie tylko moich czytelników. Tej świadomości czasami nam brakuje…
KAI: Szkoda, bo wierni na pewno z wdzięcznością przyjęliby fakt, gdy przynajmniej niektórzy biskupi wyszliby na „ubitą ziemię”, dając przykład jak w tym świecie przedstawiać nauczanie Kościoła i uzasadniać nadzieję, którą daje Ewangelia…
– Musimy się uczyć takiej kultury rozmowy, w której rozumiemy, że ja mam prawo się z tobą nie zgadzać, ty masz prawo nie zgadzać się ze mną, ale żebyśmy się mogli nie zgodzić, to musimy poznać swoje poglądy i wyraźnie je wyartykułować. Tu jest też wielkie pole działania dla świeckich katolików. Nie wszystko musi przecież mówić biskup. Kościół, to nie tylko episkopat.
Powtarzam się, ale może jesteśmy tak przytłoczeni tą nieszczęsną sprawą pedofilii, że trochę nas jakby „zatkało”, wręcz sparaliżowało. Staliśmy się zbyt defensywni i wystraszeni.
KAI: Jak zahamować odchodzenie młodzieży? Dlaczego odchodzą z lekcji religii; dlaczego Kościół przestaje być dla nich punktem odniesienia? Co zaniedbano i co robić obecnie?
– Niedawno rozmawialiśmy w gronie współpracowników o młodzieży bierzmowanej. Pojawił się pomysł: a może jakąś aplikację. A tu się okazuje, że ciekawe aplikacje już są, tylko mało kto je ściąga. Pewnie młodzi bardziej potrzebują człowieka niż aplikacji. Papież Franciszek ciągle o tym mówi: twarz w twarz, nie ekran w ekran. Poza tym całe nasze duszpasterstwo, a młodzieżowe to już na pewno, musi się przestawiać bardziej na styl Samarytanki, niż tłumu. Czyli na cierpliwe tracenie czasu dla jednego człowieka, którego przyjmiemy z całym jego skomplikowaniem. Spotkanie gdzie jest szacunek, bez uprzedniego oceniania i kwalifikowania. Tak się zresztą w wielu miejscach dzieje. Nie jest przecież tak, że odchodzą wszyscy młodzi. Są tacy duszpasterze, którzy potrafią młodzież przyciągnąć. Mają dla tych ludzi dużo empatii i zrozumienia. Zrozumienie jest pierwszym czynem miłosierdzia, jaki możemy zaoferować drugiemu człowiekowi: nie ocenianie i osądzanie, ale właśnie zrozumienie; przyjęcie drugiego takim, jakim on jest, a nie takim, jakim by się chciało, żeby był. To potem. Powoli i z cierpliwością.
Kiedy św. Paweł opisuje miłość, to jako pierwszą jej cechę wymienia cierpliwość. Czyli, jak nie masz cierpliwości, to oblałeś egzamin z miłości. Jest to bardzo potrzebne zwłaszcza wobec młodego człowieka. Bardzo ważną sprawą jest też język, jakim mówimy do młodych. We wstępie do YOUCAT Benedykt XVI przyrównał katechizm do kryminału. Mówi, że kryminał śledzimy z uwagą, dlatego, że myślimy iż to mógłby być także nasz los, a tu, powiada, dostajesz katechizm, w którym właśnie jest twój los. Czytaj więc go z przejęciem większym niż kryminał. To jest język! Może nasz jest zbyt często językiem przemawiania, zbyt koturnowy, archaiczny a oczywiście najgorsze, gdy nie jest poparty świadectwem. Gdy jest wykład, a nie przykład.
KAI: Wobec tego: jaki powinien być dziś język Kościoła i jak znaleźć równowagę pomiędzy ewangelicznym „tak tak – nie nie” a wychodzeniem do tych, którzy z Kościołem mają związek jedynie „kulturowy” lub nie mają go wcale? Także do tych, którzy otwarcie kontestują jego nauczanie, zwłaszcza moralne. A więc, np. jak mówić do aktywistów i sympatyków LGBT? Przecież zadaniem Kościoła jest troska o wszystkich. Czy jest wystarczająca?
– Wzorem jest Ewangelia i język Chrystusa: pełen szacunku i jasny. To jest też św. Paweł. To, co mówi najpierw wynika z jego osobistego doświadczenia spotkania z Chrystusem, po drugie Paweł jest przekonany, że to, co głosi jest prawdą i jest to pełne szacunku.
Jeden z moich znajomych, osoba homoseksualna, bardzo wierząca, mówi mi: kim dla was jestem, bo nie czuję się przyjęty przez Kościół. Czuję się w nim obco. Skąd się to bierze? Z języka. Możemy nawet sami, jako duchowni, nie używać pewnych obraźliwych sformułowań, ale jeśli niedostatecznie protestujemy, gdy są one używane w przestrzeni publicznej, to może powstać wrażenie, że je akceptujemy. Zawsze, gdy słyszymy język hejtu, agresji i się temu nie sprzeciwiamy, postępujemy nieewangelicznie.
KAI: Tymczasem, gdybyśmy teraz wyszli na ulicę i zapytali przechodniów o to, co Kościół mówi o homoseksualistach, to odpowiedzieliby – niezgodnie z prawdą oczywiście – słowami o tęczowej zarazie. Niestety, ale tak. Szkoda, że nikt nie zdobył się na to, by rzeczowo i spokojnie powiedzieć, jak jest naprawdę.
– Przykład daje papież Franciszek, który spotkał się niedawno z rodzicami osób LGBT i pierwsze co im powiedział, to “kocham was”. A w adhortacji do młodych “Christus vivit” mówi: pierwsze, co chcę ci powiedzieć, to, że Bóg cię kocha. I to przecież mówi każdemu, niezależnie od jego orientacji. To jest język i to jest styl. Ludzie nieheteronormatywni są częścią Kościoła i powinni się czuć w nim tak samo przyjęci jak osoby heteroseksualne. Nie można im dawać sygnałów wykluczenia w języku, w sposobie traktowania, w półuśmieszkach, czy jakkolwiek inaczej.
KAI: A czy jedną z głównych przyczyn zmniejszającego się poparcia Kościoła przez Polaków nie jest niejednoznaczny stosunek do świata polityki i polityków. Choć wiadomo – i podkreśla to przewodniczący KEP – że żadna partia nie “reprezentuje” Kościoła, to jednak w świadomości społecznej jedna z partii jest z tym Kościołem bardzo blisko. Czy nie za blisko?
– Moim zdaniem Kościoła jest w polityce za mało, ale może za dużo jest go w partiach. Kościół ma być mocno obecny w polityce, to znaczy odważnie recenzować działania polityków i programy poszczególnych partii z punktu widzenia Ewangelii, podawać kryteria, formułować jasne zasady, które wynikają z katolickiej nauki społecznej. Natomiast czymś niedopuszczalnym jest jakikolwiek rodzaj korupcji politycznej, czyli “coś za coś”: wy, politycy, dacie nam przywileje, a my wam milczenie, gdy postępujecie wbrew zasadom, które jako Kościół głosimy. I tu nie chodzi wyłącznie o rządzących teraz, także tych przedtem, czy potem. Jak mówi psalm 146: „nie pokładajcie ufności w książętach, ani w człowieku, który zbawić nie może”. Gdyby Kościół ufał „książętom”, to nawet jeśli dostałby od nich jakieś doraźne korzyści – zawsze straci.
Intensywniejsza obecność Kościoła w polityce pomogłaby też zażegnać nieco, ów, jak mówią niektórzy, “podział dzielnicowy”, który mamy w Polsce. Kościół jako arbiter sporów partyjnych, a nie ich uczestnik.
KAI: Mówi Ksiądz, że nadmierne zbliżenie i korupcja polityczna grozi Kościołowi ze strony każdej partii, ale w polskiej rzeczywistości chodzi zwłaszcza o ugrupowania deklarujące się jako konserwatywne, prawicowe. Otwarcie przyznają się do Kościoła, odwołują do katolickiego elektoratu i deklarują chęć jego obrony. Czynią to z taką pieczołowitością, iż można by pomyśleć, że ewangelia jest prawicowa…
– Abp Gądecki często podkreśla, że partia z natury broni interesów części, a przesłanie Kościoła ma charakter powszechny. Po prostu trzeba mieć odwagę, żeby powiedzieć – niezależnie od tego jakiej partii taka uwaga dotyczy – że z punktu widzenia nauki Kościoła to rozwiązanie jest słuszne a to nie. I nie ma znaczenia, czy to jest partia „sprzyjająca”, czy „wroga”.
KAI: Trochę za mało jest takiego głosu Kościoła.
– Bywały dobre przykłady: na przykład sprzeciw arcybiskupa Gądeckiego wobec działań wokół Trybunału Konstytucyjnego, sprzeciw wobec aborcji eugenicznej, czy polityki dotyczącej korytarzy humanitarnych, która nie była i nie jest zgodna z tym, czego naucza Kościół. Są więc przykłady odważnego powiedzenia: nie. Być może za cicho, być może też nie jest to dostatecznie często powtarzane, bo czasami nie wystarczy powiedzieć coś raz.
KAI: Tymczasem publiczna telewizja ochoczo transmitująca Msze i nabożeństwa, problem uchodźców sprowadza do zagrożeń, jakie dla Europy stanowią nacierające hordy młodych muzułmanów, wobec czego trzeba zwierać szeregi i zamykać granice katolickiej Polski.
– Kryterium wyznacza Ewangelia. W jej świetle nie ma wątpliwości jakie powinno być nasze myślenie i postępowanie co do migrantów i uchodźców. Dostatecznie jasno mówi nam też o tym papież.
KAI: Utkwiły mi w pamięci słowa Księdza Biskupa z jednej z lipcowych homilii: “Oby kobiety miały w Kościele więcej do powiedzenia” oraz, że Kościół “nie może być zdrowym Kościołem bez kobiet”. Janowi Pawłowi stawiamy pomniki, ale jego słów o geniuszu kobiecym – nie słuchamy.
– Tak, ale pocieszam się tym, że jest coraz lepiej. Coraz więcej kobiet uczestniczy w formacji kleryków w seminarium, wzrasta ich liczba w urzędach kurii biskupich i różnych kościelnych instytucjach. Zamierzam zaprosić je także w sporej liczbie do udziału w kompletowanej właśnie Radzie Episkopatu ds. Apostolstwa Świeckich. Najlepiej, żeby stanowiły większość…
Geniusz kobiecy jest czymś, o czym my, faceci mamy blade pojęcie, ale wyczuwamy jego wielką potrzebę. Kościół bez niego wiele by stracił. Ileż to kobiet szło za Chrystusem!
KAI: Ale z czego wynika to, że oto raptem budzimy się w Kościele ze świadomością, że przez lata w naszym Kościele kobiet nie było. Bo nie było.
– A gdzie przez całe lata było myślenie o świeckich w ogóle? O tym, że są podmiotem duszpasterstwa, a nie jedynie jego przedmiotem, który może być dowolnie przesuwany i przestawiany! Od czasów II Soboru Watykańskiego jest jednak coraz lepiej. Powoli, zbyt powoli, ale jednak systematycznie się to zmienia.
KAI: Pytałem o papieża Wojtyłę w kontekście jego słynnej frazy o geniuszu kobiecym. Ale czy, bardziej ogólnie, Kościół w Polsce jest Kościołem Jana Pawła II?
– Na pewno jest Kościołem pomników Jana Pawła II, jeśli zaś chodzi o wizję i praktykę duszpasterską to mógłby być nim nieco bardziej. Mam na myśli zwłaszcza otwartość Papieża na różne środowiska w Kościele, zdolność słuchania. Jednym z najfajniejszych zdjęć Jana Pawła jest dla mnie to, kiedy z widoczną uwagą kogoś słucha: z dłonią pod brodą i uchem jakby wychylonym w stronę mówiącego. To bardzo wymowne. Dobre na rachunek sumienia. Może nasz polski Kościół stał się za bardzo przemawiającym, za mało zaś rozmawiającym. Rozmawianie jest dużo trudniejszą formą komunikacji niż przemawianie. I przez to rzadszą.
KAI: Ale może to jednak będzie się zmieniać w Wojtyłowym kierunku?
– Trzeba mieć nadzieję. Dotyczy to wszystkiego, o czym rozmawiamy. Wierzę, że ten trudny czas, który Kościół obecnie przeżywa okaże się czasem błogosławionym, że z tej męki przyjdzie zmartwychwstanie, jakaś nowa młodość. Wierzę, że Kościół w Polsce będzie może mniej liczny, ale bardziej ewangeliczny.
KAI: Mniej liczny jest także, choć nie wiadomo na jak długo, także z powodów epidemii.
– Epidemia ujawniła bolesną prawdę o stanie naszego duszpasterstwa. Niektórzy mówią, że przyspieszyła laicyzację Kościoła o dziesięć lat. Oby nie, ale jest faktem, że wiele osób mogących już teraz przyjść do kościoła jednak tego nie robi. Dlaczego? Niektórzy ze strachu, ale inni dlatego, bo nie jest im to potrzebne. A nie jest im potrzebne, bo była religijność, ale nie było wiary. Wiara potrzebuje Słowa i sakramentów, religijność tylko rytuału.
KAI: Znajomy zakonnik powiedział mi: jeśli ludzie przestali chodzić do kościoła w czasie pandemii to bardzo dobrze, bo pandemia pokazał po prostu coś, co i tak już było. Ma rację?
– Wolałbym, żeby nie odchodzili. Ale denerwuje mnie bardzo ciągłe powtarzanie: “kiedy wrócą?” i “róbmy wszystko, żeby wrócili”. Bardziej celowe i właściwe pytanie brzmi: dlaczego nie wracają? Może także dlatego, że w mojej dotychczasowej praktyce duszpasterskiej jednak coś było nie halo, zbyt powierzchowne, karmiące jedynie religijność i wiarę kulturową. To powinien być pierwszy trop naszej refleksji, a nie powtarzanie, że bardziej opustoszałe kościoły to wina biskupów, bo nie trzeba się było zgadzać na limity ludzi w kościołach, tylko walczyć.
KAI: A na koniec: czym się Ksiądz Biskup karmi jeśli chodzi o lektury i gdzie szuka inspiracji i spokoju?
– Staram się czytać kilka rzeczy naraz. W tej chwili “Mistykę chrześcijańską” Mertona, autobiografię ks. Halíka, a kilka dni temu skończyłem super opowiadania węgierskiego prozaika Dezső Kosztolány’iego “Dom kłamczuchów”.
W czasach przed pandemicznych starałem się dość regularnie bywać w operze i filharmonii, ale też na koncertach rockowych.
KAI: A jakie zespoły, które nurty?
– Na pewno U2. Ale lubię też spokojniejsze klimaty w stylu Nory Jones czy Katie Melua. W tym wszystkim jest także sport. Staram się regularnie biegać i wędrować po górach a ostatnio także uprawiać jakiś sport związany z wodą. W końcu Ełk. Ruch odstresowuje…
***Bp Adrian Józef Galbas SAC (ur. 1968), 12 grudnia 2019 roku został mianowany przez Franciszka biskupem pomocniczym diecezji ełckiej. Studiował na KUL-u teologię oraz komunikację i dziennikarstwo; jest doktorem teologii UKSW (w zakresie teologii duchowości). Od 2011 roku był przełożonym Prowincji Zwiastowania Pańskiego z siedzibą w Poznaniu.
kai.pl
**************************************************************************************************************
piątek – 16 października
św. Jadwiga Śląska, bosa księżna
********
Św. Jadwiga jest jednym z najjaśniejszych przykładów historii przyjaźni między Niemcami i Polakami. Ta rodowita Niemka stała się jedną z ważniejszych polskich świętych, kanonizowaną 732 lata wcześniej niż jej imienniczka z Węgier- Święta Jadwiga Wawelska (Królowa Polski i żona Władysława Jagiełły).
Nasza Patronka urodziła się prawdopodobnie w rodzinnej miejscowości Andechs w Bawarii pomiędzy rokiem 1178 a 1180 (choć niektórzy twierdzą, że wcześniej, podając nawet rok 1173). Słowo Hedwig (=Jadwiga) pisane czasem Hethwigis znaczy „walcząca”.
Zgodnie z panującymi wówczas zwyczajami, w piątym roku życia Jadwiga została oddana na wychowanie do znanego wówczas opactwa benedyktynek w Kitzingen. Przez siedem lat uczyła się tam tego, co było potrzebne do życia w ówczesnym świecie: pisania i zdobienia przepisywanych ksiąg, łaciny, śpiewu, gry na instrumentach, prowadzenia gospodarstwa domowego, tworzenia artystycznych haftów i innych robót ręcznych, pielęgnowania chorych, w tym uprawy ziół leczniczych do robienia lekarstw; poznawała również kulturalne formy towarzyskie. Świadczy to o dbałości o odpowiednie wychowanie i wyedukowanie córki przez rodziców – Agnieszkę z Miśni i Bertolda IV. Również mąż został Jadwidze wybrany przez rodziców. Gdy opuszczała klasztor i udawała się w podróż do Polski miała 12 lat.
W 1201 r. zmarł książę Bolesław Wysoki (teść Świętej), a Jadwiga jako żona jego spadkobiercy Henryka została Księżną Śląską. Według większości historyków wywierała na swojego męża silny i często zbawienny wpływ (mimo tego, że ówcześni władcy dzielnicowi mieli władzę absolutną i nie dzielili się nią ze swoim otoczeniem). Miała niewątpliwy udział w poszerzeniu horyzontów piastowskiego księcia, który dzięki małżonce spowinowaconej z europejskimi domami panującymi, uzyskał możliwość prowadzenia polityki o znacznie większym rozmachu niż jego ojciec.
Historycy spierają się, czy wielka akcja kolonizacyjna, związana z napływem niemieckiego żywiołu na Śląsk, była wynikiem zamierzonego działania księżnej, czy też po prostu naturalną koniecznością. Pewne jest natomiast to, że Księżna Jadwiga specjalną opieką i troską otaczała kościelne fundacje męża.
Do największych z nich należy opactwo cysterek w Trzebnicy, z którym Jadwiga związana była najsilniej. To jedna z pierwszych fundacji książęcej pary, datowana na 1202 r. Pierwsze mniszki przybyły z Niemiec w styczniu 1203 r., przysłane przez brata księżnej, Ekberta, biskupa Bambergii. Pierwszą opatką została Petrissa, była nauczycielka i opiekunka Jadwigi z czasu pobytu w klasztorze w Kitzingen. Wkrótce klasztor zaczął przyjmować kandydatki z najmożniejszych rodów śląskich, stając się jednocześnie miejscem duchowego formowania i pierwszym zakładem edukacyjno-wychowawczym dla dziewcząt z rodziny książęcej.
Klasztor trzebnicki uposażony szczodrze przez Henryka rozwijał się wspaniale dając z czasem początek kolejnym pięciu opactwom. Szczególną opieką księżnej Jadwigi cieszyli się również ubodzy i pokrzywdzeni przez los, a także liczne przytułki i szpitale zakładane przez męża. Opłacała też naukę ubogich chłopców, kształcących się we wrocławskiej szkole katedralnej.
Jednak przede wszystkim księżna zasłynęła z niezwykłej pobożności, pokory i czystości. Podczas jej modlitwy podobno Pan Jezus podniósł rękę z krzyża i błogosławiąc jej rzekł: Wysłuchana jest twoja modlitwa, to, o co prosisz, otrzymasz.
Jadwiga urodziła siedmioro dzieci. Tylko dwoje, Henryk i Gertruda, dożyło wieku dojrzałego. Syn objął po ojcu władzę nad księstwem śląskim, córka przez wiele lat była przeoryszą klasztoru w Trzebnicy.
Autorzy życiorysów Jadwigi zazwyczaj podkreślają jej umiłowanie ascezy. Tymczasem Walter Nigg podkreśla przede wszystkim jej poczucie niezależności i dominację w środowisku, w którym przebywała. Nie ukrywała się z niczym i wszystko robiła jawnie.
Cały dwór musiał dostosować rytm swojego istnienia wyznaczonym przez nią zadaniom. We Wrocławiu powstała kuchnia dla ubogich, a rano i wieczorem wydawano ubogim potrzebne pożywienie. Często również odwiedzała chorych. Ale tak czyniło wielu ówczesnych panujących.
Jadwiga przygarnęła na dwór i stale utrzymywała trzynaścioro kalek, którymi osobiście się zajmowała – również podczas wyjazdów całego dworu. Budziło to krytykę, ale Jadwiga była nieugięta. Bardzo angażowała się w opiekę nad chorymi na trąd, wiele czasu spędziła w szpitalu dla trędowatych w Środzie Śląskiej.
Nie podobało się otoczeniu Jadwigi, że chodzi boso, jak człowiek biedny. Ktoś namówił jej spowiednika, aby jej nakazał chodzenie w obuwiu. Podczas spowiedzi ów kapłan podarował Jadwidze buty nakazując, aby je nosiła. Jadwiga natychmiast spełniła posłusznie to żądanie przywiązując buty do paska.
Jadwiga była autorytetem dla swojego męża, księcia Henryka. Pomimo, że nie posiadała oficjalnej władzy miała duży wpływ na sposób sprawowania rządów przez męża. To za jej namowami Henryk fundował kościoły (m.in. w Złotymstoku, Nowogrodzie Bobrzańskim, Sadłowie, Wąsoczy, Wińsku, Leśnicy, Rokitnicy) i szpitale (we Wrocławiu, Nowogrodzie Bobrzańskim i Środzie Śląskiej). W 1209 roku, z inicjatywy Jadwigi (po urodzeniu siedmiorga dzieci) wraz z Henrykiem złożyli przy obopólnej zgodzie – uzyskując uroczyste błogosławieństwo biskupa – dozgonny ślub czystości. Jest to czyn o tyle szokujący, że Jadwiga miała wówczas ok. 30-37 lat, a jej mąż 42. Już wcześniej jednak, z jej inicjatywy, trwali oni we wstrzemięźliwości czasowej m.in. w Wielkim Poście, Adwencie, dniach świątecznych, niedzielach i w wigiliach i uroczystościach o świętych.
Na pamiątkę tego ślubu Henryk zapuścił brodę, od której otrzymał przydomek Brodaty.
W trosce o dochowanie ślubowania odtąd spotykali się tylko w obecności osób trzecich. Jadwiga i Henryk rozmawiali ze sobą, żywili do siebie uczucia przyjaźni i szacunku, ale od momentu ślubowania prawdopodobnie zaczął się proces wzajemnego oddalania się. Było to do zniesienia przez zaprawioną w postach Jadwigę, dla Henryka jednak okazało się to poważnym ciężarem. Pozbawiony dyskretnych rad żony Henryk szukał rekompensaty w walce o wpływy i władzę. Popadł w konflikt z hierarchią kościelną i nie chciał wyjaśnić swego postępowania przed legatami papieskimi. Papież nałożył na niego klątwę. Kiedy po kilku latach książę czuł, że zbliża się do niego śmierć, usilnie prosił Jadwigę, aby zechciała przybyć i mu towarzyszyć. Dla Jadwigi była to bardzo trudna sytuacja. Z jednej strony chodziło o jej męża, ojca jej dzieci, człowieka, któremu ślubowała miłość i do tego chorego i proszącego o przybycie. Z drugiej strony przepisy kościelne zabraniały jakichkolwiek kontaktów z ekskomunikowanymi. Jadwiga stanęła przed nierozwiązywalnym konfliktem sumienia. Jakiego by nie poczyniła kroku – zawsze byłoby źle. Ostatecznie Henryk nie doczekał się wizyty Jadwigi. W ostatnim momencie zdobyte zdjęcie klątwy pozwoliło jej zorganizować książęcy pogrzeb mężowi. Walter Nigg tak komentuje tę sytuację: „Z pewnością nie godzi się poddawać świętych krytyce, nie możemy się z nimi równać, oni przerastają nas o całą długość”.
Nie ulega wątpliwości, że istniały powody, które skłoniły Jadwigę do złożenia tego rodzaju ślubowania i że prawdopodobnie w grę wchodziły różne motywy. Nie wiadomo także czy i w jakim stopniu kochała swego męża, przecież wiadomo, że zawarła z nim małżeństwo na polecenie rodziców nie będąc pytaną o głos serca. Nie wiadomo też jak przeżywała Jadwiga spełnienie miłości małżeńskiej. Czy w związku z tym żywiła przekonanie, że kobieta uświęca się przez wydawanie na świat potomstwa? Czy po urodzeniu siódmego dziecka miała uczucie spełnionego obowiązku? Czy akceptowała radości pożycia małżeńskiego, czy też tylko je tolerowała? Czy była przekonana, że miłość cielesna jest czymś nieczystym i że wstrzemięźliwość posiada o wiele wyższą wartość? Czy w tej dziedzinie kierowała się także miłością do Boga? To tylko niektóre z pytań, które pozostają bez odpowiedzi.
I jakkolwiek nie wypada dokonywać osądu świętej kobiety i jej chrześcijańskiego radykalizmu z pozycji zwyczajnego chrześcijaństwa, to jednak nie można bagatelizować rodzących się wątpliwości, bo ucierpiałby przez to nasz stosunek do świętych. Opisy życia świętych uchodzą za mało interesujące m.in. dlatego, iż nie mówią otwarcie o wyłaniających się w nich problemach. Stawianie pytań jest tu rzeczą nie tylko dozwoloną, ale w wypadku spraw niejasnych wręcz konieczną. Stawiamy rzetelne, ale nie pozbawione szacunku pytania, bo przez nie uzyskujemy pełniejszy obraz świętych. Szukając odpowiedzi na pytania, które budzi kontrowersyjne ślubowanie Jadwigi, pamiętać trzeba, że średniowiecze osądzało problem grzesznego ciała w aspekcie poglądów manicheizmu, zgodnie z którymi wszystko co cielesne było złe, a wszystko co duchowe dobre. Zadziwiające jest to, że przez bardzo długi czas nie zauważono tego, iż dyskredytowanie wartości erotycznych ma swoje źródło w manicheizmie, a nie w świecie chrześcijańskich ideałów.
Smutny koniec małżeństwa nie był ostatnim bolesnym oświadczeniem życiowym Jadwigi. W 1241 r. Mongołowie podbili Rosję i ruszyli dalej z zamiarem opanowania całej Europy. Co prawda cesarz Fryderyk II nawoływał do stawiania oporu, ale ani on, ani inni zachodni władcy nie kwapili się bronić wschodnich rubieży chrześcijaństwa. Henryk zwany Pobożnym – syn Jadwigi i Henryka Brodatego – stanął do walki wraz z garstką rycerstwa, ale przeważająca siła wroga zmiażdżyła ich w bitwie pod Legnicą. Głowę zabitego Księcia zatkniętą na włóczni obwożono po obozie. Szczęściem w tym czasie zmarł wielki chan i to spowodowało powrót dowódców (wraz z wojskiem) do Azji, aby wziąć udział w walce o władzę. Gdyby nie to, niewykluczone, że ów najazd tatarski zakończyłby się na Atlantyku.
Jadwiga przewidziała śmierć syna. Na trzy dni przed dotarciem informacji do zamku w Krośnie Odrzańskim (gdzie się schroniła przed bitwą) widziała w sennym widzeniu, jak aniołowie unoszą do nieba modlącego się Henryka razem ze śląskim sztandarem. Tej samej nocy powiedziała służącej: „Jak fruwa ptak, tak szybko odleciał ode mnie mój syn i nigdy więcej nie zobaczę go już w tym życiu”. Kiedy dotarła wieść o klęsce, Jadwiga, w przeciwieństwie do swojego otoczenia, nie lamentowała. Ból po stracie ukochanego syna znosiła dyskretnie i cicho.
Do lamentującej synowej Anny powiedziała: „To jest wolą Bożą i musi nam się podobać to, czego Bóg chce i to, co się Bogu podoba”. W słowach tych znajdujemy bezwarunkową zgodę z Bożą wolą, mimo bólu.
Wiara nie pozbawiła Jadwigi ludzkich uczuć. Daje duchowe wzmocnienie, ale nie zabiera tego, co charakterystyczne dla człowieka. Widać to wyraźnie również w modlitwie, jaką wypowiedziała z rękami wzniesionymi ku górze: „Dziękuję Ci, Panie, że dałeś mi takiego syna, który zawsze okazywał mi miłość i szacunek, i nigdy mnie w niczym nie zasmucił. I chociaż bardzo gorąco chciałabym go mieć przy sobie na ziemi, to jednak cieszę się całym sercem, że przez przelaną krew jest on już w niebie zjednoczony z Tobą, swoim Stwórcą; jego duszę polecam najgoręcej Tobie, mojemu Bogu i Panu”.
Po śmierci męża Jadwiga zamieszkała w klasztorze w Trzebnicy. Już wówczas jego przeoryszą była jej córka Gertruda. Zaproponowała ona Jadwidze, aby wstąpiła do zakonu. Księżna jednak zdecydowanie odmówiła. Żywiła wielki szacunek dla życia zakonnego, ale nie czuła się do niego powołana, pomimo że w praktyce wiodła takie właśnie życie. Poza tym prawdopodobnie nie była gotowa, aby ślubować posłuszeństwo swojej córce. Chciała być panią siebie. Była przyzwyczajona zajmować się chorymi i biednymi, stąd jej zdecydowana odpowiedź: „Czy nie wiesz, jak wielką zasługą jest udzielanie jałmużny”. Do końca życia pozostała władczynią. Była jednocześnie świętą i księżną i w jej przypadku jedno bez drugiego nie istniało.
Zamieszkała w małym domku wybudowanym specjalnie dla niej przy klasztorze (zburzono go dopiero w XIX wieku). Żyjąc w pobliżu klasztoru uczestniczyła w jego życiu, ale nigdy nie została zakonnicą.
Jadwiga żyła długo, jak na ówczesne czasy – około 70 lat. Pod koniec życia chorowała, ale nie wiemy na co. Opiekowała się nią córka chrzestna Katarzyna. To ona opowiedziała o pewnym zdarzeniu roztaczającym grozę wokół łoża świętej. Pewnego razu zobaczyła złe duchy w ludzkiej postaci, które z krzykiem zaatakowały Jadwigę. Chłostały chorą biczami i wykrzykiwały: „Dlaczego jesteś taka święta? Dlaczego tak dużo się modlisz?”; Jadwiga znosiła to z obojętnością. Wszystko skończyło się po przyjęciu przez nią sakramentu chorych. W godzinie zbliżającej się śmierci zobaczyła przybywających do niej świętych. Pozdrawiała ich słowami: „Witam was! Ciebie, moja Pani, ciebie święta Mario Magdaleno, święta Katarzyno, święta Teklo, święta Urszulo;”. Wymieniła też inne imiona, zapamiętała Katarzyna. Jadwiga zmarła 14 października 1243 r. około godziny siedemnastej. Pogrzeb odbył się 16 października. Pochowano ją w kościele klasztornym w Trzebnicy, pod ołtarzem Jana Chrzciciela. W 20 lat później przeniesiono do kaplicy wybudowanej specjalnie ku jej czci. W 1680 r. powtórnie przeniesiono zwłoki, tym razem do okazałego grobowca, w którym spoczywa do dziś.
Przy grobie działy się liczne cuda, toteż starania o kanonizację rozpoczęły się krótko po śmierci. 15 października 1267 r. w Viterlo papież Klemens IV umieścił imię Jadwigi w wykazie świętych. W homilii z tej okazji mówił o Jadwidze jako o wzorze matki, która doświadczona nieszczęściem znajduje pociechę w Bogu. Wspomnienie liturgiczne obchodzone było wówczas w dzień śmierci – 15 października. W 1680 r. papież Innocenty XI na prośbę Jana III Sobieskiego wprowadził kult św. Jadwigi dla całego kościoła na 17 października (15 był już „zajęty” przez świętą Teresę z Avila). Po kanonizacji w XX wieku św. Małgorzaty Marii Alacoque wspomnienie liturgiczne św. Jadwigi zostało ustanowione na 16 października.
parafia p.w. św. Jadwigi Ślaskiej w Poznaniu
******************
O rzymskim obrazie św. Jadwigi Śląskiej – patronki dnia wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową (16 X 1978)
Święta Jadwiga Śląska, której wspomnienie przypada 16 października, jest patronką dnia wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Data 16 X 1978 roku na stałe związała Śląską Księżnę z Janem Pawłem II, o czym On sam często wspomniał. W polskim kościele św. Stanisława B.M. w Rzymie, będącym również sanktuarium św. Jana Pawła II, podziwiać możemy XVIII-wieczny obraz Szymona Czechowicza przedstawiający św. Jadwigę Śląską przed Ukrzyżowanym. Przyjrzyjmy się temu obrazowi dokładniej.
Pomoże nam w tym fragment książki Józefy Orańskiej pt. „Józef Czechowicz 1689-1775” (wyd. 1948). Autorka pisząc o działalności artystycznej Czechowicza w Rzymie, zwraca uwagę na to, iż „Ważną pozycję stanowi tu obraz «Św. Jadwiga» w polskim kościele św. Stanisława w Rzymie, na który [Czechowicz] otrzymał zamówienie w roku 1724 z okazji zbliżającego sie jubileuszu powszechnego, jak to wynika z odnalezionych przeze mnie dokumentów. Z rachunków zarządu kościoła dowiadujemy się, że kompozycję tę skończoną w 1725 roku, umieszczono w ołtarzu po lewej stronie nawy, gdzie się do dziś zachowała. Środek obrazu zajmuje duży krzyż, na którym zawisło ciało Chrystusa, a przed krucyfiksem klęczy na stopniu św. Jadwiga w habicie zakonnym cystersek z głową wzniesioną ku górze i rozłożonymi rękoma, u jej stóp leży korona książęca. Nie odstępując od przyjętej tradycji wyobrażenia św. Jadwigi, modlącej się przed Ukrzyżowanym, uniknął artysta konwencjonalnego typu, dając w postaci wyraz głębokiej ekstazy religijnej. Z prawej strony z za krzyża wychylają się dwaj aniołowie, spogladając z zachwytem na modlącą się. Pierwszy z nich, jasny blondyn, miękko modelowany, ubrany jest w szatę koloru turkusowego, a drugi umieszczony cokolwiek wyżej na obłoku , z rozpostartymi skrzydłami i wzniesionymi rękoma, ma suknię koloru ciemnoczerwonego. Jeszcze wyżej nad tymi aniołami na obłoku dwa putta przyglądają się akcji. Za tło obrazu służy lekko zaznaczony kontur wnętrza świątyni, utrzymanego w tonie szarozielonkawym. Od strony górnej z lewej strony zwisa kotara, która jako akcent dekoracyjny jest zarazem przeciwwagą zapełnionej postaciami prawej strony. Światło rzucone od lewej ku prawej wydobywa z cienia przede wszystkim św. Jadwigę oraz ciało Chrystusa na krzyżu, i zatrzymuje się na postaci pierwszego anioła. Przejścia od świateł do cieni przeprowadzone są bardzo delikatnie, a zharmonizowane barwy stonowane i przyćmione. Centralnym punktem kompozycji jest Chrystus na krzyzu, około którego grupuje malarz inne postacie, zamykające się w kole. W sposobie traktowania światłocienia widoczny jest wpływ Correggia, jak również i w postaciach anielskich miękko modelowanych, twarz zaś św. Jadwigi utrzymywana jest w typie «Mater Dolorosa» Guida Reniego. Pochylenie głowy Chrystusa ku świętej i wzniesienie jej oczu ku Niemu, podkreśla ich związek duchowy, a sugestywne oddanie szczerego uczucia i psychicznego napiecia świadczy o pogłębieniu sztuki artysty. O ile w licznych utworach włoskich mistrzów tego czasu znajdujemy pewną egzaltację i do pewnego stopnia efekt teatralny, o tyle Czechowicz wybrał drogę akcentowania głębokiego uczucia.”
O obrazie św. Jadwigi w kościele polskim w Rzymie pisał również Maciej Loret w książce pt. „Życie polskie w Rzymie w VIII wieku” (wyd. 1930). Jego zdaniem „Talent Czechowicza wyrabiał się z roku na rok. Mniej więcej w dziesiątym roku swego pobytu w Rzymie dał nam Czechowicz płótno, które może być uważane za jedno z najlepszych jego dzieł. Przedstawia ono św. Jadwigę u stóp Ukrzyżowanego. Jest to już dzieło w całem tego słowa dojrzałe i prawdziwie piękne. Rysunek, pojęty bardzo szlachetnie, jest bez zarzutu. Modelowanie ciała Chrystusa subtelne i pod każdym względem znakomite. Koloryt przyciemniony, dostosowany do tragizmu chwili. Uderza mimo to nadzwyczajna przejrzystość atmosfery. Są tu reminiscencje Marattiego, ale całość pojęta oryginalnie. Tło architekturalne, pełne powietrza, zdaje się zapowiadać epokę neoklasyczną. Obraz ten stawia Czechowicza w rzędzie wybitnych współczesnych malarzy rzymskich. Namalował go Czechowicz na zamówienie kolonji polskiej w Rzymie w 1724 r. dla kościoła narodowego św. Stanisława i tam się dziś znajduje w bocznym ołtarzu.”
W dniu 16 października na pewno wielu z nas uda się do kościoła św. Stanisława B.M. w Rzymie, aby modlić się przy relikwiach św. Jana Pawła II. Mając przed oczyma wizerunek św. Jadwigi Śląskiej, pamiętajmy o niej jako patronce wydarzenia, które odmieniło losy naszej Ojczyzny.
Agata Rola-Bruni/Nasz świat.pl/Polska strona Włoch
**********************
Matka śląskiej ziemi
▲ Obraz św. Jadwigi Śląskiej z neogotyckiego ołtarza głównego w kościele św. Jadwigi w Brzezince (1890 – 99).
To postać nieprzeciętna, wyrastająca ponad epokę, w której wypadło jej żyć. Ukazała swym życiem nowy styl: władczyni, której sercem władał Chrystus.
Urodziła się ok. 1174 r. na zamku Andechs w Bawarii, gdzie do dziś istnieje jej dawna komnata, przerobiona na kaplicę. Pochodziła z zamożnego rodu rycerskiego. Rodzice, hr. Andechs Bertold IV i Agnieszka Wettyńska, oddali ją na wychowanie do benedyktynek w Kitzingen. W 1190 r. opuściła Bawarię i przybyła do Wrocławia jako śląska księżna, zaślubiona Henrykowi Brodatemu. Nie zajmowała się polityką, ale wspierała męża dyskretną radą. Będąc żoną i matką (urodziła siedmioro dzieci), poświęcała się też pracy charytatywnej. Mimo książęcego stanu osobiście pomagała ubogim, lecząc ich i żywiąc. Stworzyła nawet szpital objazdowy i odwiedzała domy chorych. Największym jej dziełem było założenie w 1202 r. klasztoru cysterek w Trzebnicy, promieniującego na cały Śląsk. Tam zamieszkała jako wdowa, składając w 1238 r. śluby zakonne na ręce ksieni – swej córki Gertrudy.
Nieużywane buty
Droga do świętości wiodła ją przez służbę bliźnim i ascezę. Do cierpień osobistych dodała post (jadła dwa razy dziennie bez mięsa i nabiału), biczowania, włosienicę, czuwania nocne. Zachowała się opowieść, że w ramach pokuty chodziła boso, raniąc stopy. Opat Günther II, jej spowiednik, podarował Jadwidze w trosce o zdrowie trzewiki i nakazał, by je nosiła. Po roku stwierdził, że trzewiki są jak nowe. Skarcił nieposłuszeństwo, a Jadwiga odrzekła: „Ależ ojcze, posłuchałam cię. Oto trzewiki, dane mi przez ciebie, nosiłam je często”. Nosiła… ale przytroczone na sznurku! Kolejny spowiednik zezwolił księżnej chodzić boso. Wyczerpana surowym życiem, zmarła 14 października 1243 r. w opinii świętości. Do jej grobu w Trzebnicy przybywały pielgrzymki ze Śląska, Wielkopolski, Łużyc i Miśni. Gertruda popierała kult matki, cysterki spisywały łaski, a grób otoczono wielką troską. Od 1251 r. obchodzono w klasztorze rocznicę jej śmierci. O kanonizację zabiegał już papież Urban IV, który osobiście znał Jadwigę. Ostatecznie kanonizował ją papież Klemens IV w kościele dominikanów w Viterbo 26 marca 1267 r. Na prośbę Jana III Sobieskiego papież bł. Innocenty XI rozszerzył kult na cały Kościół (1680). Ku czci Jadwigi w 1848 r. we Wrocławiu powstał zakon jadwiżanek. Jest patronką Europy, Polski, Śląska, archidiecezji wrocławskiej, diecezji Görlitz; miast: Andechs, Berlina, Krakowa, Trzebnicy i Wrocławia; uchodźców oraz pojednania i pokoju. Jest też patronką wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową 16 października 1978 r. Św. Jan Paweł II wielokrotnie stawiał ją za wzór pełni powołania chrześcijańskiego: żony, matki, wdowy, fundatorki klasztoru.
Św. Jadwiga podtrzymuje Kościół
Głównym ośrodkiem jej kultu na Śląsku jest Trzebnica, gdzie spoczywa sarkofag z relikwiami. W Legnickim Polu dwa kościoły upamiętniają Jadwigę; w kwietniu 1241 r. znalazła tu zabitego w bitwie z Tatarami syna Henryka Pobożnego. W diecezji gliwickiej najwcześniejsze z (wzmiankowane w 1447 r.) kościoły Jadwigi Śląskiej pojawiły się w Brzezince i Ziemięcicach. W 1551 r. właściciel Brzezinki Piotr von Zmeskal ufundował kolejny drewniany kościół. Po latach zastąpił go neogotycki, murowany (1890–99), konsekrowany 27 maja 1911 r. przez biskupa sufragana wrocławskiego Karola Augustina. W Ziemięcicach drewnianą świątynię zastąpiła w XVII w. murowana, gotycko-barokowa, dziś pozostająca zabytkową ruiną. W 1926 r. zbudowano obecny kościół, konsekrowany 6 czerwca 1927 r. przez kard. Adolfa Bertrama. Z podobnego okresu pochodzi kościół św. Jadwigi w Zabrzu (1928–29), poświęcony przez biskupa sufragana wrocławskiego Walentego Wojciecha w 1929 r. Jego niezwykłą, eliptyczną formę architektoniczną zdobią aż cztery wieże. Częste szkody górnicze wymusiły tu drewnianą konstrukcję świątyni. Najmłodszy jest współczesny kościół filialny św. Jadwigi Śląskiej w Droniowicach, budowany od 1997 r. w obrębie parafii Cieszowa i poświęcony 28 czerwca 2003 r. Od 1 września 2005 r. jest filią parafii Sadów. Wizerunek św. Jadwigi napotkamy w wielu miejscach diecezji. Charakterystyczny gest podtrzymywania budynku świątyni można też odczytać jako troskę o wspólnotę Kościoła. Święta była nie tylko panią śląskiej ziemi w XII/XIII w., ale i jej matką. Autorka jest diecezjalnym konserwatorem zabytków.
Ikonografia
Święta Jadwiga Śląska przedstawiana jest jako mężatka w długiej sukni i książęcym płaszczu z diademem na głowie lub jako wdowa, boso w habicie cysterskim. Jej atrybutami są makieta kościoła lub klasztoru, buty trzymane w ręce, krzyż, księga, figurka Matki Bożej, różaniec.
Anna Szadkowska/Gość Gliwicki
*************************************
Święta Jadwiga Śląska – patronka na czasy współczesne
Data 16 października skłania nas do spojrzenia na dwoje Świętych: Jadwigę Śląską, i młodszego od niej o osiemset lat św. Jana Pawła II. W dzień wspomnienia Jadwigi Karol Wojtyła został wybrany na papieża. Ale nie tylko to ich łączy
***
Wiele razy, najpierw jako biskup, potem kardynał a wreszcie jako papież, Jan Paweł II odwiedzał trzebnicką bazylikę, w której znajduje się grób Świętej. Kroniki odnotowały, że po raz pierwszy abp Karol Wojtyła gościł w sanktuarium św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy w dniach 29-31 sierpnia 1965 r., przy okazji udziału w obradach Komisji Duszpasterskiej Episkopatu Polski. W pierwszym dniu obrad przypadło mu celebrowanie uroczystej Mszy św., po której przemówił do wiernych, podkreślając swą radość płynącą z faktu, „że mógł celebrować Mszę w bazylice, w której znajduje się grób św. Jadwigi Śląskiej, imienniczki i patronki Jadwigi Krakowskiej”. Jak mówił zmarły rok temu ks. Antoni Kiełbasa SDS, długoletni kustosz sanktuarium trzebnickiego, profesor Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu: – Trzebnica, leżąca na szlaku północ – południe zaprasza wszystkich podróżujących w gościnny dom Pani Ziemi Śląskiej, św. Jadwigi. Ile razy prywatnie wchodził do tego domu Karol Wojtyła? Nie sposób to dzisiaj stwierdzić. Jedno jest pewne, że więź łącząca Jana Pawła II z św. Jadwigą nie narodziła się w pamiętnej chwili wyboru na papieża. Istniała już od dawna, a w dniu 16 października 1978 r. została utrwalona wieczną pieczęcią Bożej Opatrzności.
Patronka dnia wyboru
Bł. Jan Paweł II nigdy nie zapomniał, że patronką dnia jego wyboru była św. Jadwiga Śląska. Nawiązał do tego podczas pierwszej wizyty w ojczystym kraju. Na Jasnej Górze 5 czerwca 1979 r. powiedział do pielgrzymów z metropolii wrocławskiej: „A teraz pozwólcie, że z Jasnej Góry przekażę szczególne wotum do sanktuarium św. Jadwigi w Trzebnicy, koło Wrocławia. Tym wotum jest świeca paschalna, którą przywiozłem z Rzymu i kielich dla sanktuarium trzebnickiego. Mam, jak wiecie dobrze, szczególne powody do przekazania tego wotum […]. Opatrzność Boża w swoich niewypowiedzianych zrządzeniach wybrała 16 października 1978 r. jako dzień przełomowy w moim życiu. W dniu 16 października Kościół w Polsce czci św. Jadwigę Śląską. I dlatego też poczytuję za mój szczególny obowiązek złożyć dzisiaj na ręce Kościoła w Polsce, na ręce Metropolity Wrocławskiego to wotum dla tej Świętej, która jest patronką sąsiadujących narodów, jest również patronką dnia wyboru pierwszego Polaka na Stolicę Piotrową”.
Papież pisał o tym także w liście do abp. Henryka Gulbinowicza z 16 października 1979 r.: „A wydarzyło się to, powiem otwarcie, co czuję, nie przez jakiś ślepy traf właśnie w tym dniu, w którym Umiłowani Rodacy moi, zwłaszcza ci z Dolnego Śląska i z Opolszczyzny oraz inni przebywający w Trzebnicy na uroczystościach ku czci św. Jadwigi, modlili się o szczęśliwy wybór Papieża. Jestem głęboko przekonany, że w tamtym pamiętnym dniu św. Jadwiga stała się również Patronką wyboru pierwszego w dziejach Polaka na stolicę św. Piotra”.
Patronka na czasy współczesne
Jan Paweł II chce nam dziś jeszcze raz zwrócić uwagę na św. Jadwigę Śląską. Jej postawa pobożnej małżonki, matki kilkorga dzieci, a ostatecznie wdowy, jest dla nas znakiem ewangelicznego sprzeciwu wobec wszelkiej próby degradacji życia małżeńskiego i rodzinnego. To także wzór władczyni kierującej się w rządzeniu ewangeliczną miłością. To wzór prawdziwej miłości bliźniego i Boga. Mimo że żyła 800 lat temu, jej przesłanie jest aktualne do dziś.
Św. Jadwigę Śląską Jan Paweł II wspominał w swym nauczaniu wiele razy. Najobszerniej mówił o niej we Wrocławiu, 21 czerwca 1983 r. Zapraszał do „patrzenia w jej stronę, aby widzieć w niej wielkie światło, które rozświeca sprawy ludzkie na ziemi”, przekonywał, że w życiu Świętej „wyraziła się jakby cała pełnia powołania chrześcijańskiego”. Zachęcał wszystkich do „odczytywania Ewangelii niejako na kolanach św. Jadwigi (…), umacniając w ten sposób najgłębsze podstawy chrześcijańskiej moralności”. Mówił: „Wedle jej wzoru, na przykazaniu miłości powinno się opierać nasze życie osobiste, rodzinne i społeczne”.
Krzewiciel kultu św. Jadwigi Śląskiej
16 października warto przywołać także postać wielkiego znawcy i propagatora św. Jadwigi Śląskiej, ks. prof. Antoniego Kiełbasę SDS, który odszedł do domu Ojca w lipcu 2010 r. Był znakomitym naukowcem, autorem ponad 500 publikacji książkowych, artykułów naukowych i różnego rodzaju tekstów publicystycznych. Przede wszystkim jednak pasjonowało go życie i działalność św. Jadwigi Śląskiej. Według ks. Bogdana Giemzy, superiora wspólnoty Salwatorianów w Trzebnicy, ks. Antoni przyczynił się w znacznym stopniu do rozszerzenia kultu św. Jadwigi w Polsce i za granicą. W dużej mierze też dzięki jego staraniom Kongregacja ds. Duchowieństwa, za zgodą Ojca Świętego Benedykta XVI, erygowała 24 stycznia 2007 r. międzynarodowe sanktuarium Świętej Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy. Niezmordowanie służył jako kaznodzieja i ceniony przewodnik dla grup z Polski i zagranicy, zwłaszcza z Niemiec, w bazylice trzebnickiej. Stał się w naturalny sposób rzecznikiem idei pojednania narodów polskiego i niemieckiego. Dzięki jego staraniom zainicjowano w Trzebnicy Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, powstało Muzeum Kultu św. Jadwigi, a w 2007 r. otwarto tzw. Dużą Ścieżkę św. Jadwigi. Pracę ks. Antoniego Kiełbasy przez lata doceniały środowiska kościelne i samorządowe. 9 listopada 2009 r. prezydent RP Lech Kaczyński w uznaniu wybitnych zasług w kultywowaniu historii oraz upowszechnianiu kultury polskiej, za osiągnięcia w pracy duszpasterskiej i pedagogicznej oraz za zasługi w działalności na rzecz społeczności lokalnej przyznał ks. Kiełbasie jedno z najwyższych polskich odznaczeń – Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.
O swoim kapłanie pamiętają także trzebniczanie – w dowód pamięci 23 września br., podczas XIX Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej, odbyło się nadanie imienia i poświęcenie skweru ks. Antoniego Kiełbasy. Znajduje się on przy wjeździe do Trzebnicy od strony Wrocławia, u zbiegu ulic ks. Bochenka i 1-go Maja, obok starostwa powiatowego.
* * *
Kult św. Jadwigi Śląskiej w Portugalii
W Portugalii szerzy się kult Jadwigi Śląskiej, patronki ubogich i zadłużonych. Zdaniem s. Lucii Lopes ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek w Bragancy ma to związek z narastającym w Portugalii kryzysem. Rozkwit popularności świętej jest zauważalny zwłaszcza w północnej części kraju, najbardziej dotkniętej kryzysem gospodarczym. W ciągu kilku miesięcy wzrosła liczba zamówień na figurki i obrazki z wizerunkiem św. Jadwigi z Trzebnicy.
– Portugalscy katolicy dobrze znają historię tej Świętej. Wiedzą, że podczas swojego ziemskiego życia Jadwiga Śląska chroniła osoby ubogie oraz zadłużone, dlatego wierzą, że dziś, podobnie jak przed wiekami, mogą za jej wstawiennictwem otrzymać łaski niezbędne do przezwyciężenia trudności materialnych – podkreśla s. Lucia Lopes.
Święta Jadwiga Śląska znana jest w Portugalii jako Santa Eduviges.
Magdalena Lewandowska/Niedziela wrocławska 42/2011
MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00
przed Mszą św. – godzinna adoracja przed Najświętszym Sakramentem
***
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
***
Antyfona na wejście
Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca, do kraju, który ci ukażę, a uczynię sławnym twoje imię.
Kolekta
Wszechmogący i miłosierny Boże,
dzięki Twoim natchnieniom święta Jadwiga
usilnie zabiegała o pokój i pełniła dzieła miłosierdzia, udziel nam swojej łaski, abyśmy za jej przykładem starali się o pokój i zgodę między ludźmi
i służyli Tobie w cierpiących niedostatek.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 1,11-14
Bracia: W Chrystusie dostąpiliśmy udziału również my, synowie Izraela, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie. W Nim także i wy, usłyszawszy głoszenie prawdy, Dobrą Nowinę waszego zbawienia, w Nim także, uwierzywszy, zostaliście opatrzeni pieczęcią, obiecanym Duchem Świętym, który jest zadatkiem naszego dziedzictwa na odkupienie, to jest nabycie wyłącznej własności przez Boga, ku chwale Jego majestatu.
Oto słowo Boże.
Psalm 33
R/ Szczęśliwy naród wybrany przez Pana.
Sprawiedliwi, radośnie wołajcie na cześć Pana,
prawym przystoi pieśń chwały.
Sławcie Pana na cytrze,
grajcie Mu na harfie o dziesięciu strunach. R/
Bo słowo Pana jest prawe,
a każde Jego dzieło, godne zaufania.
On miłuje prawo i sprawiedliwość,
ziemia jest pełna Jego łaski. R/
Błogosławiony lud, którego Pan jest Bogiem,
naród, który On wybrał na dziedzictwo dla siebie.
Pan spogląda z nieba,
i widzi wszystkich ludzi. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Panie, niech nas ogarnie Twoja łaska według nadziei, którą pokładamy w Tobie. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,1-7
Kiedy wielotysięczne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni cisnęli się na drugich, zaczął mówić najpierw do swoich uczniów: „Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach. Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą.
Pokażę wam, kogo się macie obawiać: Bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie. Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, przyjmij dary złożone na Twoim ołtarzu ku czci świętej Jadwigi, która starała się o pomnożenie Twojej chwały, oczyść nasze serca i przygotuj je do udziału w Najświętszej Ofierze.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, prosimy Cię,
aby Najświętszy Sakrament, który przyjęliśmy,
bronił nas od wszelkich napaści złego ducha,
i przez zasługi świętej Jadwigi po trudach
doczesnej pielgrzymki zapewnił nam pełnię pokoju. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**************************************************************************************************************
sobota – 17 października
św. Ignacy Antiocheński: Boża pszenica
Między końcem I w. a pierwszą połową II stulecia wielu autorów chrześcijańskich pisało o Chrystusie i rodzącym się Kościele. Byli oni – po Nowym Testamencie – najbardziej znaczącymi świadkami wiary, tak iż w czasach nowożytnych określa się ich mianem – Ojców apostolskich. W XIX w. sporządzono dokładny wykaz ich imion i dzieł; Barnaba, Klemens Rzymski, Polikarp ze Smyrny, Hermas, autor Pasterza, Papiasz z Hierapolis, autor listu do Diogneta i Didache, Ignacy Antiocheński. Ten ostatni urodził się przypuszczalnie między 35 a 40 r. po Chr. w jakimś mieście lub wsi w Syrii. Był biskupem Antiochii Syryjskiej przez prawie 40 lat, od 70 do 107 r., jako następca – według Orygenesa – Piotra, a według Euzebiusza – Piotra i Ewodiusza.
Przyszło mu działać w czasie, gdy pod sprawnymi i mądrymi rządami Trajana Cesarstwo Rzymskie przeżywało okres największego blasku. Jednak zasady powszechnego dziecięctwa Bożego; braterstwo, poszanowanie i miłość do innych, zwłaszcza nieprzyjaciół, stanowiły rodzaj prowokacji, zdolnej odwrócić ustalony porządek społeczny. Dlatego również Syria, tak jak inne regiony imperium, była sceną krwawych prześladowań chrześcijan. Razem z innymi także biskup Ignacy został aresztowany i wysłany do Rzymu, aby – zgodnie z okrutną tradycją – walczyć w amfiteatrze – Flawiusza z dzikimi zwierzętami. Podróż do Rzymu stała się dla biskupa Antiochii stosowną okazją do głoszenia Ewangelii. W asyście dwunastu żołnierzy, przemierzając morza i lądy wzdłuż słynnej Via Egnatia, Ignacy napisał pięć listów adresowanych do różnych Kościołów Azji Mniejszej, jeden do Kościoła w Rzymie, a ostatni do biskupa Smyrny, Polikarpa.
Wyruszywszy z portu Antiocheńskiego, Seleucji, Ignacy i eskorta zapuścili się na ziemie Cylicji, docierając do Filadelfii i i Smyrny, gdzie biskupem był młody Polikarp. Tu Ignacy przyjął braterską wizytę przedstawicieli Kościołów Efezu, Magnezji i Tralles, prowadząc z nimi rozmowy o wierze i moralności. Następnie wysłał do tych trzech wspólnot listy pasterskie. Efez, miasto wielkiego handlu, prestiżu politycznego i religijnego, związane z postaciami św. Pawła i św. Jana, otrzymało liczne pochwały i wyrazy szacunku od biskupa Antiochii wraz z zachętami do jedności pasterskiej i doktrynalnej oraz do oparcia życia wspólnotowego na Eucharystii.
Nad rzeką Meander, opodal Efezu. leżała Magnezja, niewielkie miasto w Karii, gdzie wspólnocie przewodniczył młodzieńczy biskup Damas, który właśnie z racji swego wieku wywoływał u wielu zakłopotanie. Ignacy wrócił również w tym drugim liście do tematów jedności i zgody.
Nad Meandrem, w Tralles, znajdowała się także inna mała wspólnota. Miasto to wprawdzie prowadziło małą działalność handlową, ale na początku II w. po Chr. nie cieszyło się zbytnim prestiżem politycznym i społecznym. Wśród chrześcijan umocnili się tutaj doketyści – heretycy, którzy twierdzili, że Chrystus przyjął tylko – pozornie – ludzkie ciało. Przyszły męczennik w swym trzecim liście wystąpił ostro przeciwko nim, dochodząc w rozdziale IX do uroczystego wyznania wiary. Zatkajcie więc sobie uszy, gdy ktoś wam mówi o Jezusie Chrystusie, który by nie był z rodu Dawida, Synem Maryi, który prawdziwie się narodził, jadł i pił. Rzeczywiście był prześladowany za Poncjusza Piłata; rzeczywiście został ukrzyżowany i umarł na oczach mieszkańców nieba, ziemi i piekieł. On rzeczywiście zmartwychwstał, ponieważ Jego Ojciec wskrzesił Go. Tak samo Ojciec wskrzesi w Jezusie Chrystusie również nas, którzy wierzymy w Niego. Bez Niego nie mamy prawdziwego życia.
Prawdopodobnie ktoś z bardziej żarliwych braci przyjętych w Smyrnie wysunął propozycję, by wykorzystać dobrą znajomość na dworze rzymskim i złagodzić lub zmienić karę męczeństwa. Wówczas Ignacy skierował jeden z najpiękniejszych i najbardziej znanych listów do wspólnoty Rzymu, zachęcając ją, by nie podejmowała działań dla powstrzymania dzieła Bożego, który w tak wzniosły sposób miał otoczyć chwałą swego sługę. List, daleki od kwestii doktrynalnych lub moralnych, jest uroczystą apologią męczeństwa, gdzie jedynym pragnieniem jest oglądanie Boga, Jego zbawczego i uszczęśliwiającego oblicza. Aby dojść do posiadania na wieki swego Pana, Ignacy jest gotów przelać swą krew, być zmiażdżony przez dzikie zwierzęta i jako prawdziwy uczeń Mistrza stać się zmieloną pszenicą i nieskalanym chlebem Chrystusa. Po wyruszeniu z Smyrny grupa, do której dołączył diakon Burros, skierowała się w stronę Troady. Stąd Ignacy wysłał list do chrześcijan z Filadelfii, miasta w Azji Prokonsularnej, wzywając ich w żarliwym tonie do jedności, zakwestionowanej zwłaszcza przez grupę sabatystów, którzy uważali, że należy zachowywać szabat. Ponieważ jednak niedziela była dniem Zmartwychwstania, upieranie się przy szabacie oznaczało odrzucenie wydarzenia paschalnego. A ponadto, skoro jedno jest ciało Chrystusa, to tak samo powinien być jeden kielich, jeden ołtarz i jeden biskup. Również w Troadzie Ignacy przemyślał raz jeszcze swój pobyt w Smyrnie, w czasie którego odbył nie tylko pocieszające rozmowy, ale także spierał się z doketystami i judaizującymi. Zwłaszcza do nich skierował list – Do chrześcijan ze Smyrny -, w którym z rozpaloną gwałtownością powtórzył naukę o Chrystusie, prawdziwym Synu Bożym, prawdziwym człowieku, prawdziwie urodzonym, zmarłym i zmartwychwstałym. Według świadectw Tertuliana, Euzebiusza i Ireneusza biskup Smyrny, Polikarp, utrzymywał kontakty z bezpośrednimi świadkami Zmartwychwstałego, a zwłaszcza z Janem Apostołem, który miał go wybrać na stolicę w Smyrnie. Właśnie do tego młodego i zaangażowanego biskupa, który zakończył swój żywot męczeństwem, Ignacy skreślił pismo, umieszczone w wykazach na ostatnim miejscu; List do Polikarpa. Autor podaje w nim użyteczne wskazówki dla współbrata, a przede wszystkim zachęca go do męstwa, aby mógł stawić czoło zasadzkom nieprzyjaciela.
Po Troadzie wyprawa dotarła drogą morską do Neapolis w Macedonii, a później przez Via Egnatia do Filippi, Macedonii i Illirii aż do Dyrrachium, skąd przeprawiła się do Brundisium. Następnie przez Via Appia Ignacy przybył do Rzymu, gdzie poniósł męczeństwo ok 107 r., wydany na pożarcie dzikim zwierzętom.
Listy Ignacego dotarły do nas dzięki wielu różnym zdarzeniom. Filipianie, pisząc do Polikarpa, poprosili o kopię listów Ignacego, która została im przesłana w załączniku do odpowiedzi. Szeroko rozpowszechnione, były znane przez Ireneusza, Orygenesa i Euzebiusza. Następnie zostały przetłumaczone na syryjski, a pod koniec IV w. Julian arianin dostarczył ich poszerzony przekład grecki. Najbardziej żywotny punkt jedności stanowi dla Ignacego postać biskupa. Episkopos z pełnym tytułem – nadzorcy, przełożonego-, jest tylko widzialnym reprezentantem prawdziwego, niewidzialnego biskupa, którym jest Jezus Chrystus zjednoczony z Ojcem. Odrzucenie tego, co widzialne, oznacza oszukiwanie tego, co niewidzialne. Biskup prezentuje się jako ostatni ze wszystkich, ostatni z chrześcijan i niegodny przynależenia do tego Kościoła, ale właśnie dlatego że ostatni, biskup jest w sensie ewangelicznym pierwszym. Jest ponadto – godzien Boga-, nie dlatego, że jest osoba godną szacunku, ale ponieważ odzwierciedla wybór Boga, w tym – godnym – odbija się doskonała odpowiedniość między uczuciami wewnętrznymi a konkretnym życiem, w przeciwieństwie do fałszywych nauczycieli, którzy lubią przedstawiać się jako osoby wiarygodne, ale w rzeczywistości są drapieżnymi wilkami, które czynią niewolnikami swoich zwolenników. Prawdziwi szafarze, którzy znajdują się na tym miejscu nie z ambicji, ale jedynie z woli Boga, nie żyją według człowieka, ale według Boga, według Chrystusa. Wasze prezbiterium (…) doskonale współbrzmi z biskupem jak struny z cytrą. Dlatego w waszej jednomyślności i zgodnej miłości Jezus Chrystus jest opiewany. I wszyscy z osobna tworzycie chór, aby zgodni w jednomyślności, podejmując ton Boga, jednym głosem śpiewać Ojcu przez Jezusa Chrystusa, aby On was usłyszał i rozpoznał dzięki waszym dobrym czynom jako członki swojego Syna. Korzystne jest więc dla was, abyście byli w nienagannej jedności i tak zawsze mieć udział w Bogu.
Krótko mówiąc, w swojej koncepcji eklezjologicznej Ignacy stwierdza, że posługa biskupa jest zasadnicza dla rozumienia Kościoła. Bez niej Kościół nie może być sobą. Biskup jest nie tylko wspierany przez prezbiterów, tworzących kolegium, tzw. prezbiterium, które stanowi – senst biskupa -, jego wspaniałą koronę. Na bezpośredniej służbie biskupa, jako wykonawcy jego rozporządzeń i zadań pasterskich, są diakoni, czyli – towarzysze służby -. Ponadto w perspektywie jedności, w każdym Kościele lokalnym powinien być jeden biskup (monoepiskopat lub episkopat monarchiczny), tak jak jeden jest tylko Bóg Ojciec, Jeden Chrystus, jedna Eucharystia, jeden ołtarz. Partykularność Kościoła jest z korzyścią dla uniwersalności, którą Ignacy nazywa jako pierwszy – katolickością -. Ta ostatnia wyraża się nade wszystko w jednej wierze i w związku modlitwy z miłością. Ponadto komunia między różnymi Kościołami konkretyzuje się w wysyłaniu listów, delegacji, a także wsparcia w nagłych potrzebach. Wreszcie, według Ignacego, w Kościele istnieje nie tyle wędrowna posługa, co raczej stałość w strukturze posługiwania, którą należy się dzielić i przeżywać.
Święci na każdy dzień/Tom VIII/ze strony: zbiór modlitw.pl
*********
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Z Chrystusem zostałem przybity do krzyża, teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus; życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.
Kolekta
Wszechmogący, wieczny Boże, Ty chcesz,
aby świadectwo świętych męczenników
było ozdobą całego Kościoła, spraw,
aby sławne męczeństwo świętego Ignacego z Antiochii, przez które zasłużył na wieczną chwałę,
było dla nas źródłem męstwa w wierze.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 1,15-23
Bracia: Usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy dla waszego serca, tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących, na podstawie działania Jego potęgi i siły, z jaką dokonał dzieła w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym. I „wszystko poddał pod Jego stopy”, a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami.
Oto słowo Boże.
Psalm 8
R/ Dałeś Synowi władzę nad swym dziełem.
O Panie, nasz Panie,
jak przedziwne jest Twoje imię po całej ziemi.
Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa.
Usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę. R/
Gdy patrzę na Twoje niebo, dzieło palców Twoich,
na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego? R/
Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów,
uwieńczyłeś go czcią i chwałą.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich,
wszystko złożyłeś pod jego stopy. R/
Alleluja Alleluja Alleluja. Świadectwo o Mnie da Duch prawdy i wy także świadczyć będziecie. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,8-12
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych.
Każdemu, kto mówi jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie przebaczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone. Kiedy was ciągnąć będą do synagog, urzędów i władz, nie martwcie się, w jaki sposób albo czym macie się bronić lub co mówić, bo Duch Święty nauczy was w tej właśnie godzinie, co mówić należy”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, Ty przyjąłeś ofiarę świętego Ignacego, który jako pszenica Chrystusa został zmielony
zębami dzikich zwierząt i stał się czystym chlebem, przyjmij Ofiarę, którą my Tobie składamy.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Jestem pszenicą Chrystusową: niech zmielą mnie zęby dzikich zwierząt, bym stał się czystym chlebem.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech nas pokrzepi Chleb eucharystyczny, który przyjęliśmy w dzień narodzin
dla nieba świętego Ignacego, abyśmy przez swoje uczynki zasługiwali na nazwę chrześcijan.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
****
Podczas audiencji generalnej, 14 marca 2007 r. papież Benedykt XVI tak mówił o mistyce jedności u św. Ignacego z Antiochii:
Żaden z Ojców Kościoła nie wyraził z taką mocą jak Ignacy pragnienia, by zjednoczyć się z Chrystusem i żyć w Nim. (…) W rzeczywistości u Ignacego zbiegają się dwa „nurty” duchowe: Pawłowe dążenie do zjednoczenia z Chrystusem oraz Janowa koncentracja na życiu w Nim. Obydwa te nurty prowadzą do naśladowania Chrystusa, wielokrotnie określanego przez Ignacego jako „mój” lub „nasz Bóg”. Dlatego Ignacy błaga chrześcijan w Rzymie, by nie sprzeciwiali się jego męczeństwu, ponieważ z niecierpliwością czeka, by „złączyć się z Jezusem Chrystusem”. I wyjaśnia: „Więcej sobie cenię śmierć w Chrystusie Jezusie niż największe ziemskie królowanie. Szukam tylko Tego, który za nas umarł; pragnę tylko Tego, który dla nas zmartwychwstał. (…) pozwólcie mi naśladować Mękę Boga mojego” (List do Rzymian). (…)
Niepowstrzymane dążenie Ignacego do zjednoczenia z Chrystusem leży u podstaw prawdziwej „mistyki jedności”. On sam mówi o sobie, że jest „człowiekiem, któremu powierzono jedność jako zadanie” (List do Filadelfian). Dla Ignacego jedność jest przede wszystkim prerogatywą Boga, który istniejąc w trzech Osobach, jest Jeden w absolutnej jedności. Powtarza on często, że Bóg jest jednością i że jedynie w Bogu istnieje ona w stanie czystym i pierwotnym. Jedność, jaką powinni urzeczywistniać na tej ziemi chrześcijanie, jest tylko naśladowaniem, możliwie jak najdokładniejszym, Boskiego archetypu.
papież Benedykt XVI
**************************************************************************************************************
ŚWIĘCI W PAŹDZIERNIKOWYM MIESIĄCU
W dniu 1 października Kościół powszechny obchodzi liturgiczne wspomnienie św. Teresy od Dzieciątka Jezus, dziewicy i doktora Kościoła
ŚWIĘTA TERESA OD DZIECIĄTKA JEZUS: MIŁOŚĆ JEST WSZYSTKIM
Święty to ktoś, kogo najbardziej interesuje miłość.
Dziecko świętych rodziców
Święta Teresa urodziła się 2 stycznia 1873 r. w Alencon (Francja) jako ostatnia z dziewięciorga dzieci Zelii Guerin i Ludwika Martin (beatyfikowani razem 19 października 2008 roku). Jej ojciec był zegarmistrzem, a matka – koronkarką. Rodzice byli ludźmi pobożnymi i doświadczonymi przez cierpienie, bo wcześniej zmarło im czworo dzieci. Gdy Tereska skończyła 8 lat, rozpoczęła naukę w szkole klasztornej sióstr benedyktynek. 13 maja 1883 r. została uzdrowiona z ciężkiej choroby za wstawiennictwem Matki Bożej. Odtąd zapragnęła uczynić wszystko, aby ratować ludzi grzesznych. Modliła się żarliwe o nawrócenie mordercy i doczekała się jego przemiany zanim został wykonany wyrok.
9 kwietnia 1888 r. Teresa wstąpiła do Karmelu w Lisieux.. W ceremonii obłóczyn uczestniczył jej poważnie już wtedy chory ojciec. 8 września 1890 r. złożyła śluby zakonne. Rok później odkryła “małą drogę dziecięctwa duchowego”, która polegała na wielkiej miłości, nawet za cenę równie wielkiego cierpienia. W 1893 r. została mistrzynią nowicjatu. Rok później jej przełożona — S. Agnieszka poprosiła ją, by spisała wspomnienia z dzieciństwa. W ten sposób powstały trzy rękopisy, które stanowią autobiografię Świętej i zostały opublikowane po jej śmierci. Nocą w Wielki Piątek 1896 roku pojawił się u niej pierwszy krwotok z płuc. Zmierzając ku śmierci zawierzyła siebie Jezusowi, przeżywając z Nim swoją drogę cierpienia, nadziei i miłości. Zmarła 30 września 1897 r. Dokładnie sto lat później została ogłoszona Doktorem Kościoła Powszechnego przez Jana Pawła II. Z tej okazji Papież z Polski wydał List Apostolski Divini amoris scientia (Rzym, 19.10.1997). Pius XI beatyfikował ją w 1923 r., a już w dwa lata później – kanonizował. W 1927 r. ogłosił ją, obok św. Franciszka Ksawerego, główną patronką misji katolickich.
Święta od wielkich marzeń
Święta Tereska od Dzieciątka Jezus wyróżniała się tym, że miała wielkie marzenia i pragnienia! Aż tak wielkie, że — jak sama napisała w swej autobiografii („Dziennik duszy”) – „zaczęły stawać się dla mnie męczeństwem”. Pod wpływem tego doświadczenia zaczęła szukać zrozumienia samej siebie, swoich pragnień i sensu własnego istnienia: „Otwarłam listy świętego Pawła, aby znaleźć jakąś odpowiedź. Przypadkowo wzrok mój padł na dwunasty i trzynasty rozdział Pierwszego Listu do Koryntian. Przeczytałam najpierw, że nie wszyscy mogą być apostołami, nie wszyscy prorokami, nie wszyscy nauczycielami, oraz że Kościół składa się z różnych członków (…). Odpowiedź była dla mnie jasna, nie taka jednak, aby ukoić moje tęsknoty i wlać we mnie pokój.
Nie zniechęcając się czytałam dalej i natrafiłam na zdanie, które podniosło mnie na duchu: <Ja zaś wskażę wam drogę jeszcze doskonalszą>. Apostoł wyjaśnia, że największe nawet dary niczym są bez miłości i że miłość jest najlepszą drogą, bezpiecznie prowadzącą do Boga. Wtedy wreszcie znalazłam pokój. Gdy zastanawiałam się nad mistycznym ciałem Kościoła, nie odnajdywałam siebie w żadnym spośród opisanych przez Pawła członków, albo raczej pragnęłam się odnaleźć we wszystkich. I oto miłość ukazała się jako istota mojego powołania. Zrozumiałam, że jeśli Kościół jest ciałem złożonym z wielu członków, to nie brak w nim członka najbardziej szlachetnego i koniecznego; zrozumiałam, że Kościół ma Serce i ze to płonie miłością, że jedynie Miłość pobudza członki Kościoła do działania i gdyby przypadkiem zabrakło Miłości, Apostołowie przestaliby głosić Ewangelię, Męczennicy nie chcieliby przelewać krwi swojej… Zrozumiałam, że miłość zamyka w sobie wszystkie powołania, ze miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i wszystkie miejsca… jednym słowem — jest wieczna!”
Święta od miłości do tych, co jeszcze nie kochają
Życie św. Teresy upewnia nas o tym, że warunkiem szczęścia człowieka jest to, że kocha, a nie to, że otoczony jest samymi szczęśliwymi ludźmi. Święta z Lisieux upewnia nas też o tym, że najbardziej szczęśliwy jest ten człowiek, któremu do zwykłego szczęścia potrzebna jest niezwykła miłość. Święty to ktoś całkiem zależny od miłości Boga i dlatego ktoś kochający człowieka całkiem podobnie do tego sposobu, w jaki Chrystus pokochał nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami. Święta Tereska od Dzieciątka przypomina nam o istocie chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo to nie najmądrzejsza nawet doktryna czy najbardziej nawet fascynująca ideologia lecz historia najbardziej niezwykłej miłości we wszechświecie: miłości Boga do człowieka.
Święta z Lisieux ukazuje nam istotę świętości. Ona, która tyle się nacierpiała, zawsze pamiętała o tym, że jej powołaniem nie jest cierpienie lecz miłość: „Wtedy to zawołałam z największą radością: O Jezu, moja Miłości, nareszcie znalazłam moje powołanie: moim powołaniem jest miłość. Znalazłam już własne miejsce w Kościele. W sercu Kościoła, mojej Matki, ja będę miłością. W ten sposób będę wszystkim i urzeczywistni się moje pragnienie.”
Święta Tereska przypomina nam również i to, że nasza miłość do Boga powinna być nierozerwalnie związana z miłością do człowieka. Nie można kochać Boga, nie kochając tych, których On kocha nieodwołalnie, czyli ludzi, którzy pojawiają się na naszej drodze i którzy noszą w sobie godność dzieci Bożych oraz wielki głód miłości. Święta od Dzieciątka Jezus kochała szczególnie tych, którzy oddalali się od miłości i cierpieli. Do takich ludzi należą w naszych czasach uzależnieni. Jest ich coraz więcej i cierpią coraz bardziej. To nie przypadek, że twórca ruchów trzeźwościowych w Europie — irlandzki duchowny, ks. Matt Talbot – był duchowo związany najbardziej właśnie ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus. Święta Tereska od Dzieciątka Jezus upewnia nas o tym, że Bogu można zawierzyć zawsze i wszystkich: tych, których najbardziej kochamy i tych, którzy cierpią, bo jeszcze nie kochają i nie przyjmują miłości.
opr. mg/Copyright © by Magdalena Korzekwa/Opoka.pl
***************
Drobiazgi
**
Teresa z Lisieux odkryła, że jest zbyt słaba, by o własnych siłach osiągnąć świętość. Znalazła na to sposób: małą drogę.
Nie była łatwym dzieckiem. Gdy czegoś nie dostała, wpadała w furię, padała na ziemię, histerycznie wierzgając i wrzeszcząc wniebogłosy. Po wejściu za klauzurę nie odpuściła. Uparła się, że będzie świętą i… dopięła swego. Małymi kroczkami.
Zanim zajmę się mniszką w brązowym habicie, przywołam myśl czarodzieja w szarym płaszczu. „Saruman jest pewny, że jedynie wielka moc może trzymać zło w szachu – powiedział Gandalf. – Ja uważam inaczej. Odkryłem, że to drobiazgów i codziennych uczynków zwykłych ludzi zło nienawidzi najbardziej, najprostszej życzliwości i miłości” (J.R.R. Tolkien, „Władca Pierścieni”). Czy Mithrandir, zwany w Śródziemiu Szarym Pielgrzymem, znał „małą drogę” zaproponowaną przez pewną karmelitankę?
ser i olbrzym
To największe odkrycie tego roku (zgodnie z tematem artykułu powinienem napisać raczej, że to odkrycie najmniejsze). W opowieści Maćka Wolskiego o sercu Dawida (książka właśnie trafiła na sklepowe półki) bardzo dotknęła mnie pewna historia. O ziarnach i serze.
Bóg wywyższył Dawida na oczach rodziny i całego Betlejem. Zapowiedział: „Będziesz królem Izraela”. Co zrobił ten rudy nastolatek? Wiedząc, że został namaszczony, wrócił… do pasienia owiec. Czekał w spokoju na dalszy ciąg. Nie zaczął, dumnie wypinając pierś, udowadniać wszystkim wokół, jak wysoko został wyniesiony. Czekał, co z tym fantem zrobi Bóg. Wrócił do swych stad. To stamtąd przyszedł na pole walki, by stanąć oko w oko z gigantem. Dlaczego? Bo Jesse poprosił go, by… zaniósł walczącym prowiant. „Weź dla swych braci efę prażonych ziaren, dziesięć chlebów i zanieś prędko braciom do obozu! Zaniesiesz też dziesięć krążków sera dowódcy oddziału” (1 Sm 17,17-18). Dawid nie dyskutował. Był wierny w małym, więc Ten, „który widzi w ukryciu”, dał mu strefę wpływu na cały kraj.
Jeśli ktoś poprosi cię o to, byś zaniósł ser, bądź posłuszny. Nawet jeśli wyda ci się to najbardziej błahą czynnością wszechświata, nie dyskutuj. Idź. Może przy okazji zabijesz giganta?
Małe gesty, drobne dobre uczynki. Może to one decydują o losach świata?
Małe jest piękne
Pociąga nas to, co wielkie, spektakularne, nadające się na pierwsze strony gazet. Bóg, który na miejsce narodzin swego Syna wybrał grotę w niewielkim Betlejem, kocha małe, błahe, niepozorne gesty.
„Postawa dziecka przepełniona jest wiarą w Opatrzność, wyzwalającą z nerwicy działań optymalnych, skutecznych i wielkich” – przypomina trapista o. Michał Zioło. „Bóg bowiem widzi nawet ukryte czyny i zdolny jest w swoim miłosierdziu podnieść rangę nawet czynów ułomnych, gdyż Jego oczy patrzą inaczej na sens ludzkich działań. Postawa dziecka ma mnie nauczyć przede wszystkim kochania – a wtedy nawet małe czyny będą przemieniać oblicze świata”.
– Nie bójmy się małych dzieł. Drożdże w cieście są też małe, a Jezus zapewnił, że taki zaczyn wystarczy, by wyrosło ciasto. Widzę tylko jeden problem: zaczyn musi być prawdziwy. Gdy sól straci smak, nadaje się do wyrzucenia – powiedział mi przed laty Pierre-Marie Delfieux, założyciel Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, człowiek, który nadstawiał swe ucho na to, „co mówi dziś Duch do Kościoła”.
Macie co jeść, maleństwa?
Przed 11 laty prof. Anna Świderkówna zaraziła mnie Chapmanem. Nie, proszę się nie obawiać, to nie nazwa nowej jednostki chorobowej. To nazwisko angielskiego benedyktyna (1865–1933). „Całkiem rozumiem, że pani przywykła mieć »życie nadprzyrodzone« i »życie duchowe«” – pisał do jednej z duchowych owieczek. „Mam nadzieję, że to już całkiem się skończyło! Musimy stać się jak małe dzieci”. W innym liście odpowiadał pewnej zakonnicy: „Cieszę się, że matka ma wrażenie, iż stoi w miejscu w swoim życiu duchowym. Cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdyby matka miała uczucie, że się cofa”. „Bądź pewien, że jeśli ślepo oddasz się woli Bożej, wszystko pójdzie dobrze, chociaż może się wydawać, że wszystko idzie źle” – podsumowywał. „Nie niepokój się, bądź ufny”.
Doskonale wiedziała o tym Teresa z Lisieux, która kiedyś spacerowała sobie po ogrodzie… w intencji znajomego misjonarza. Wiedziała, że drobiny, okruchy są dla Boga bezcenne.
„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś… prostaczkom” – wołał Jezus. Prostaczek to niezbyt szczęśliwe sformułowanie, bo greckie nepios znaczy tyle, co „niemowlęcy, dziecięcy, dziecinny”.
– Gdy Zmartwychwstały zapytał uczniów: „Macie tu coś do jedzenia?”, użył sformułowania παιδια (paidia), co znaczy dosłownie: „dzieciątka, małe dzieci”, a moim zdaniem można też przetłumaczyć „maleństwa” – wyjaśnia filozof Aleksander Bańka z Centrum Duchowości Ruchu Światło–Życie. – Słownik greki biblijnej wyjaśnia, że mówi się tak o bardzo małym dziecku albo o ludziach jako dzieciach Chrystusa lub używa w zwrotach do osób dorosłych jako wyraz zażyłości, życzliwości. Na określenie większego dziecka używane są zazwyczaj inne słowa.
Nic szczególnego
Nie była łatwym dzieckiem. Jej mama (kanonizowana przed trzema laty Zelia Martin) wspominała: „Muszę dać klapsa temu biednemu dziecku, które wpada w przerażające furie, kiedy nie może mieć tego, co chce. W rozpaczy tarza się po ziemi tak, jakby wszystko zostało stracone. To bardzo nerwowe dziecko”.
Za kratami Karmelu spędziła zaledwie 9 lat. Choć dziś jest jedną z najpopularniejszych świętych, za życia nie znało jej dobrze nawet najbliższe otoczenie. Siostra Anna od Najświętszego Serca, która żyła obok jej celi przez 7 lat, bez zbędnego owijania w bawełnę powiedziała: „Nie było o niej nic do powiedzenia, była bardzo miła i ukryta, nie zauważało się jej, nigdy nie domyśliłabym się jej świętości”.
Dziś „Dzieje duszy” Teresy z Lisieux, beatyfikowanej przez Piusa XI już 16 lat po śmierci, są lekturą obowiązkową wszystkich zafascynowanych chrześcijańską mistyką.
„Ach, wiem, dla Ciebie święci porywali się na szaleństwa, będąc orłami dokonywali rzeczy wielkich… Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich… moim szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja miłość przyjmie mnie na ofiarę” – wołała. Za Janem od Krzyża lubiła powtarzać, że dusza „tyle od Boga zyskuje, ile się spodziewa”.
Odkryła, że jest zbyt słaba, by o własnych siłach osiągnąć świętość. Jej mama pisała w liście do jej starszej siostry Pauliny: „Chciałabym być świętą, tylko nie wiem, z której strony się do tego zabrać”. Tereska znalazła sposób: małą drogę.
Bida z nędzą
Pierwszym krokiem na tej ścieżce było bolesne odkrycie: Ewangelia mnie przerasta, „sama z siebie nic zdziałać nie mogę”. W jej ustach słowo „nic” nie było pobożną metaforą. „Jedyną moją własnością jest nędza” – czytamy w pismach Tereski. Na dwa miesiące przed śmiercią, spoglądając retrospektywnie na swe życie, pisała: „Odkąd pojęłam, że sama z siebie nic zdziałać nie mogę, przestałam uważać, że powierzone mi zadanie jest trudne, poczułam, że muszę tylko jednoczyć się coraz mocniej z Jezusem, a reszta mi będzie przydana. I rzeczywiście, nigdy się nie zawiodłam; zawsze, kiedy mi przyszło pokrzepić dusze moich sióstr, Dobry Bóg raczył napełnić mą małą dłoń. Gdybym choć trochę oparła się na sobie, to szybko bym się poddała”.
Niemal identyczne doświadczenie miała największa polska mistyczka, s. Faustyna Kowalska. Gdy przewertujemy jej „Dzienniczek”, ze zdumieniem zauważymy, że słowem, które występuje w nim równie często jak „miłosierdzie” jest… „nędza”. Wystarczy kliknąć skrót „Ctrl+F” i wyszukać. Kiedyś Jezus przekomarzał się z Faustyną, starając się ją przekonać, że nie oddała Mu wszystkiego. „Jest jedna rzecz, która stanowi twoją własność, a którą zachowałaś dla siebie” – podpowiadał. I choć mistyczka zachodziła w głowę i zarzekała się, że oddała absolutnie wszystko („przez śluby oddałam Ci się cała, już nic nie mam, co bym Ci ofiarować mogła”), Ten podsumował: „Córko Moja, nie ofiarowałaś Mi tego, co jest istotnie twoim. Oddaj Mi nędzę twoją, bo ona jest wyłączną twoją własnością”.
Naszą wyłączną własnością jest nędza. Stanięcie w prawdzie przed Najwyższym z pustymi rękami jest pierwszym krokiem na „małej drodze”. Duch Święty najpierw przypomina nam o grzechu i sądzie, by potem leczyć nas balsamem niezmierzonego Bożego miłosierdzia. „Nie mam dość sił, aby postępować według ideałów Ewangelii” – ta brutalna prawda nie podcięła Teresie skrzydeł. „Trzeba być orłem w swoich pragnieniach” – wołała mniszka i mierzyła bardzo wysoko.
– Jak mogę osiągnąć świętość? – pytała karmelitanka i odpowiadała: – Stając się dzieckiem, które otrzymuje prezent. Przywoływała dwa biblijne cytaty: „Jeżeli kto jest maluczki, niech przyjdzie do mnie” (Prz 9,4) i „Jak matka pieści swe dziecię, tak ja was pocieszać będę, przy piersiach was poniosę i będę was kołysać na mych kolanach”. W swym ostatnim liście, na obrazku ukazującym Dzieciątko Jezus w Hostii, zapisała: „Jak mogłabym obawiać się Boga, który dla mnie stał się tak mały!? Kocham Go, bo jest wyłącznie miłością i miłosierdziem!” (List 266).
„Niepodobna mi stać się wielką, powinnam więc znosić się taką, jaka jestem, ze wszystkimi swymi niedoskonałościami” – pisała. „Chcę jednak znaleźć sposób dostania się do nieba, jakąś małą drogę, prostą i bardzo krótką”.
Prosto do góry
Pierwszy dźwig osobowy wynalazł nowojorczyk Elisha Otis. Swą windą pochwalił się na Wystawie Światowej, która ściągnęła do Nowego Jorku w 1853 r. nieprzebrane tłumy. Po czterech latach uruchomiono pierwszą windę osobową, a w 1880 r. Werner von Siemens dołączył do jej konstrukcji elektryczny silnik. Urodzona w 1873 w Alençon w Normandii Tereska widywała ten nowoczesny wynalazek w czasie rodzinnych eskapad.
W trzecim rękopisie, pisanym od lipca 1897 r., notowała: „Chcę szukać sposobu, by dotrzeć do nieba małą drogą, prostą, krótką, małą drogą zupełnie nową. A żyjemy w dobie wynalazków; obecnie, żeby wyjść na piętro, nie trzeba już używać schodów, u ludzi bogatych zastępuje je świetnie winda”. Po czym dodaje: „Windą, która mnie wzniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, Jezu!”.
Nie jestem w stanie wspiąć się do Ciebie sama. Podnieś mnie!
Całkowita ufność w Bogu – to kwintesencja „małej drogi”. Teresa, przywołując krew Jezusa, która nas usprawiedliwiła, ze świętą bezczelnością wołała: „Jego zasługi są moimi, ofiaruję Ci je pełna szczęścia” (…) „Nawet gdybym popełniła wszystkie możliwe zbrodnie, miałabym zawsze tę samą ufność”.
Żyła zaledwie 24 lata. Na dzień przed śmiercią, dusząc się i cierpiąc niewyobrażalne męki, słabiuteńkim głosem zawołała: „Cóż to za łaska mieć wiarę! Gdybym nie miała wiary, bez wahania zadałabym sobie śmierć!”.
Odeszła wieczorem 30 września 1897 r. Mniszki zanotowały jej ostatnie słowa. Zerkając na twarz Jezusa przybitego do krucyfiksu, który trzymała w rękach, szepnęła: „Mój Boże! Kocham Cię!”. Czy trzeba dodawać więcej? •
Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 39/2018
***************************
“Powinnam martwić się, że zasypiam w czasie modlitw”
**
Masz trudności na modlitwie? Pomoże ci Mała Tereska – święta, która do nieba “wjechała windą”.
Modlić się, to nie znaczy wiele mówić, ale wiele kochać.
Podziękuj dobremu Bogu za łaski, którymi On cię obdarza. I nie bądź aż tak niewdzięczna, że nie będziesz umiała ich rozpoznać.
Modlitwa to miłosne przebywanie z tym, który mnie kocha.
Powinnam martwić się, że zasypiam już od siedmiu lat w czasie tych moich modlitw, w czasie dziękczynienia, które powinnam składać, ale w gruncie rzeczy wcale się tym nie przejmuję. Sądzę, że małe dzieci podobają się rodzicom zarówno wtedy, kiedy śpią jak i wtedy, kiedy się obudzą.
Żyjemy w wieku, wynalazków, nie ma już potrzeby wchodzić na górę po stopniach schodów: u ludzi bogatych z powodzeniem zastępuje je winda. Otóż i ja chciałabym znaleźć taką windę, która by mnie uniosła aż do Jezusa, bo jestem zbyt mała, by wstępować po stromych stopniach doskonałości.
Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro.
By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie.
Pan Bóg nie nuży się, słuchając mnie, kiedy z prostotą mówię Mu o swoich zmartwieniach i radościach.
Aleksandra Pietryga/GOŚĆ NIEDZIELNY – 1.10.2020
***********************************
**
Modlitwa o potrzebne łaski za wstawiennictwem św. Teresy:
Ojcze Niebieski, który przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus przypomniałeś światu Miłość Miłosierną, przepełniającą Twe Boskie Serce i obudziłeś w nas dziecięcą ufność ku Tobie, dzięki Ci składamy, żeś tak wielką chwałą nagrodził Tę, która przez całe życie była wiernym Twym dzieckiem i że Jej udzieliłeś cudownej mocy pociągania dusz, które będą Cię chwaliły przez wieczność całą.
Św. Tereso, pamiętaj, że obiecałaś dobrze czynić na ziemi. Spuść deszcz róż na tych, którzy Cię wzywają i wyjednaj mi łaskę, której za przyczyną Twoją oczekuję od Jego nieskończonej dobroci. Amen.
**********************************
Drugi dzień października
Świętych Aniołów Stróżów
Modlitwy do Anioła Stróża
Aniele Boży, Stróżu mój, Tobie Bóg oddał mnie. Oświecaj więc, strzeż, kieruj i prowadź mnie dzisiaj. Amen.
***
Aniele Boży, Stróżu mój, którego otrzymałem od Boga, abyś był mi towarzyszem w całym moim życiu, ratuj mnie dla wieczności i pełnij Twój obowiązek wobec mnie, który wyznaczyła Ci miłość Boga. Wstrząśnij mną w mojej obojętności, wzmacniaj mnie w mojej słabości,
zagródź mi każdą niewłaściwą drogę, otwórz oczy dla Boga i krzyża, a zamknij mi uszy na pokusy złego ducha. Czuwaj nade mną w czasie snu i dozwól, abym został Twoją radością i nagrodą w niebie. Amen.
*******************************************
Anioł Stróż Polski
***
Proponuję rozważanie na temat Anioła Stróża Polski. Aniołowie są nieodłączną częścią Bożego Objawienia. Owe duchy niebieskie pojawiają się na kartach Pisma Świętego 300 razy; ściśle związane są z tradycją chrześcijańską, są obecne na wielu stronicach pism ascetycznych i teologicznych rozpraw.
Ponadto mamy teraz czas anielski. Właśnie teraz, we wrześniu, gdy jesień puka do naszych drzwi. Zaledwie w czwartek rozpoczęliśmy w naszym michalickich domach i parafiach Nowennę do św. Michała Archanioła, a już 29 września obchodzić będziemy jego uroczystość. Natomiast 2 października wspomnimy naszych św. Aniołów Stróżów. A rozważanie o Aniele Stróżu Polski, związane jest z setną rocznicą odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę.
Na początku zajrzyjmy do Pisma Świętego. Słowo Boże przedstawia nam św. Michała Archanioła jako Stróża i Opiekuna narodu izraelskiego, który wyprowadza Izraelitów z niewoli egipskiej, pomaga im zwalczać nieprzyjaciół, wspiera w trudnościach i wprowadza do Ziemi Obiecanej. Z kolei prorok Daniel czyni wzmiankę o Aniele Stróżu królestwa Persji i Grecji.
Ojcowie Kościoła mówią, że każdy naród, społeczność i Kościół lokalny posiada swego Anioła Stróża. Euzebiusz z Cezarei pisze: „Bóg chce, aby Anioł czuwał nad powierzonym sobie Kościołem”.Również św. Franciszek Salezy i św. Franciszek Ksawery pozdrawiają Aniołów Stróżów miejscowości i narodów, do których przybywają z misją ewangelizacyjną. Św. s. Faustyna pisze, że każda parafia ma swojego Anioła Stróża, który adoruje Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie.
Kiedy w Europie szalała pierwsza wojna światowa, Maryja, przed swoim przybyciem do Fatimy, wysłała Anioła Stróża Portugalii, aby przygotował dzieci na Jej przybycie. Anioł, ukazując się trojgu pastuszków wiosną 1916 roku, powiedział: „Nie bójcie się! (…) Módlcie się razem ze mną. (…) Jestem Aniołem Stróżem Portugalii”.
Podobnie, jak innym narodom Bóg daje Aniołów Opiekunów, tak również dał go naszej Ojczyźnie. Wyraźną wzmiankę o Aniele Stróżu Polski czyni bł. ks. Bronisław Markiewicz. W jego czasach Polska przechodziła swoje duchowe oczyszczenie – rozbiory. Podzielona między Rosję, Prusy i Austrię, od 1795 roku utraciła na 123 lat swój byt polityczny. Wybuchały powstania zrywające naród do walki o odzyskanie wolności.
Na początku 1863 roku w zaborze rosyjskim wybuchło powstanie styczniowe. Bronisław Markiewicz, gimnazjalista, przygotowywał się w Przemyślu do matury. Wczesnym rankiem, 3 maja tegoż roku, jego kolega Józef Dąbrowski, miał widzenie tajemniczego, młodego człowieka, który przepowiadał przyszłość Polski, a także wspominał o pewnym kapłanie, który będzie gromadził i wychowywał biedne dzieci i opuszczoną młodzież.
Pod wpływem tej wizji młody Markiewicz wstąpił do seminarium duchownego w Przemyślu i w 1867 roku został wyświęcony na kapłana.
Ks. prałat Stanisław Szpetnar z Krosna, który w ostatnich latach życia ks. Markiewicza często spotykał się z nim i rozmawiał, tak pisze: „Ksiądz Markiewicz od pierwszej chwili miał to przekonanie, że tym tajemniczym, młodym człowiekiem nie był kto inny, tylko Anioł Boży, posłany narodowi polskiemu, zgnębionemu nową klęską i na duchu załamanemu, na pociechę i podniesienie serca”.
Warto w tym miejscu wspomnieć o dwóch wydarzeniach z historii Polski, w których kronikarze dostrzegli wyraźną interwencję anielską, tym razem samego św. Michała Archanioła.
W 1624 roku obronił on przed Tatarami mieszkańców wsi Blizne. Tatarzy najpierw rozbili obóz w pobliskiej wsi Różanka. Stamtąd napadli na Blizne i uprowadzili w jasyr 60 osób, grabiąc jednocześnie całe ich mienie. Proboszcz z mieszkańcami wzywali pomocy św. Michała Archanioła. Tatarzy, wracając z łupem i uprowadzonymi ludźmi do swojego obozu, zostali nagle zaatakowani na pobliskim wzgórzu przez wielką liczbę wojska w białych szatach.
Przerażeni Tatarzy uciekli w popłochu, pozostawiając jeńców i łupy. W dowód wdzięczności zbudowano na tej górze, zwanej odtąd Górą św. Michała Archanioła, kaplicę ku jego czci. Do dziś Niebiański Wojownik odbiera tam cześć od okolicznej ludności i pielgrzymów.
Prawie pół wieku później, w 1672 roku, Tatarzy, Kozacy i Turcy w liczbie 100 tysięcy wojska oblegli Lwów. Załoga miasta liczyła zaledwie tysiąc ludzi. Zbliżała się uroczystość św. Michała Archanioła i całe miasto wzywało Jego pomocy. W wigilię święta zerwała się tak wielka burza z piorunami i gradem, że przerażeni nieprzyjaciele odstąpili od oblężenia. Ówczesny burmistrz Lwowa, Bartłomiej Zimorowicz, umieścił na sklepieniu ratusza następujący, historyczny napis: „Za panowania króla Michała Wiśniowieckiego, Archanioł Michał wybawił miasto Lwów z paszczy smoka azjatyckiego”.
Anioł Stróż Polski opiekuje się wszystkimi mieszkańcami naszej Ojczyzny i oświeca nas, byśmy nasze życie osobiste, rodzinne i społeczne budowali na stałych wartościach, obowiązujących nas jako dzieci Boga.
Wzywa nas do jedności w sprawach ważnych dla życia społecznego i narodowego, do szukania dobra wszystkich Polaków, zwłaszcza najbardziej potrzebujących i opuszczonych.
Przypomina nam również o potrzebie wzajemnego wyrozumienia i przebaczenia, o wzajemnej modlitwie za siebie, za zmarłych i za przeżywających trudności i próby. Oświeca nas, byśmy na pierwszym miejscu stawiali sprawę naszego zabawienia.
Aniele Stróżu Polski, nasz święty Przewodniku, wstawiaj się za nami u Boga, aby wszystkie pokolenia naszej Ojczyzny osiągnęły szczęście w niebieskiej Ojczyźnie.
Ks. Dariusz Kielar CSMA/Michalici.pl
***********************
Anioł Stróż
**
Każdy ma swego anioła
Postać Anioła Stróża upowszechniła się w Kościele w czasie reformacji. Najczęściej kojarzy się z pobożnymi obrazkami, na których bywa przedstawiany w roli opiekuna małego dziecka. Te dewocyjne wyobrażenia nie są jednak tworem wyobraźni, ale mają swe źródło w Biblii. Można więc powiedzieć, że kult Aniołów Stróżów jest uzasadniony teologicznie, z drugiej strony wyraża odwieczną ludzką potrzebę opieki „sił wyższych” (M. Bussagli).
Pismo Święte w różny sposób ukazuje rolę Anioła Stróża. Jego postać przewijała się już w cytowanych wcześniej tekstach. Zwrócimy jeszcze uwagę na kilka z nich.
Księga Hioba przedstawia człowieka sprawiedliwego, pobożnego, wiernego Bogu, którego dotyka niezasłużone cierpienie. Hiob przeżywa odrzucenie ze strony najbliższych, nawet żony, niezrozumienie i oskarżenie ze strony najlepszych przyjaciół, milczenie Boga. W takiej po ludzku dramatycznej sytuacji zdaje się całkowicie na Boga: Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? (Hi 2, 10). Hiob wie, że w jego życiu nic nie dzieje się bez woli Boga i mimo tragicznej – po ludzku – sytuacji, nadal wychwala Pana.
Księga Hioba jest próbą zrozumienia tajemnicy cierpienia. Ona wchodzi w rany ludzkości (C.M. Martini), w nasze rany i stara się nadać im sens. W kontekście cierpienia Hioba pojawia się postać Anioła Stróża. Jeden z mędrców i przyjaciół Hioba Elihu wskazuje na jego pomoc w życiu cierpiącego: Gdy ma on swego anioła, obrońcę jednego z tysiąca, co mu wyjaśni powinność; zlituje się nad nim i prosi: „Uwolnij od zejścia do grobu, za niego okup znalazłem” (Hi 33, 23-24).
Rola anioła orędownika w ludzkim cierpieniu jest potrójna. Przede wszystkim pokazuje człowiekowi jego „joser”, „obowiązek”, to, co słuszne, odsłaniając mu zatem powody cierpienia, jego logikę… Po drugie, anioł pociesza człowieka, okazując mu swoją litość („hnn”), swoją sympatię. Jest on sprzymierzeńcem człowieka, w przeciwieństwie do szatana. Wreszcie anioł przedstawia Bogu „kofer”, „okup” za życie cierpiącego… ofiaruje Bogu – nawrócenie człowieka (G. Ravasi). Anioł Stróż jest więc potężnym orędownikiem człowieka przed Bogiem w obliczu jego cierpienia i oskarżeń ze strony szatana.
Pytania do refleksji:
• Czy wierzę w Anioła Stróża czy raczej uważam go za relikt z dzieciństwa i wytwór ludowej pobożności?
• Jak odczytuję Księgę Hioba?
• Jakie było moje największe cierpienie? Czy widzę jego sens w perspektywie lat?
• Jaką rolę spełnia Anioł Stróż w moim cierpieniu?
Stróż na wszystkich drogach
Postać Anioła Stróża jako obrońcy biednych i uciśnionych pojawia się zarówno w Pięcioksięgu jak i w Psalmach.
Księga Wyjścia opisuje drogę Izraelitów przez pustynię do ziemi obietnicy. W tej drodze towarzyszy im anioł, który pełni rolę stróża całego ludu. W dzień idzie na czele, wskazując cel drogi, w nocy przesuwa się na tyły, osłaniając lud przed wrogiem (Wj 14, 19nn). Lud mając takiego patrona i obrońcę powinien mu być wierny i posłuszny oraz otaczać go szacunkiem: Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i bądź uważny na jego słowa. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym (Wj 23, 20-21).
Również Psalmista wskazuje na obronną rolę anioła, który zakłada obóz warowny wokół bojących się Jego i niesie im ocalenie (Ps 34, 8). Z kolei Psalm 91 wskazuje na obecność i opiekę aniołów na rozkaz Boży na wszystkich ludzkich drogach: Niedola nie przystąpi do ciebie, a cios nie spotka twojego namiotu, bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień (Ps 91, 10-12). Aniołowie są gwarantem właściwej drogi, pozwalają człowiekowi dokonywać właściwych wyborów i przeciwstawiać się wszelkiemu raniącemu złu. Mając u boku anielską pomoc, człowiek jest strzeżony bezpośrednio przez samego Boga, który pozwala mu bezpiecznie i z łatwością przejść nie tylko po kamieniach pustyni życia, ale także po obszarach zaminowanych przez zło (G. Ravasi).
Świadomość obecności i opieki Aniołów Stróżów powinna napawać nadzieją oraz wdzięcznością. Winna również pobudzać do dobrych czynów i unikania zła. Radzi Peter Kreeft: Kiedy twój anioł stróż wybiera się, by załatwić jakieś sprawy, nie opuszcza cię, tak jak nie opuszcza Boga. Ulega bilokacji lub trilokacji. Aniołowie nie są ograniczeni przez przestrzeń do tylko jednego miejsca jednocześnie, tak jak ciała. Gdziekolwiek idziesz, zabierasz ze sobą swojego anioła. A więc nim pójdziesz dokądkolwiek, zapytaj sam siebie, czy jest to odpowiednie miejsce dla anioła.
Pytania do refleksji:
• Czy otaczam czcią i szacunkiem mojego Anioła Stróża? W czym się to konkretnie wyraża?
• Czy doświadczam opieki Bożej na wszystkich moich drogach?
• Jak rozumiem słowa: aniołowie na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień?
• W jaki sposób Bóg pozwala mi unikać zła?
• Gdzie „zabieram z sobą mojego anioła”?
Aniele Boży, Stróżu mój
Malarze najchętniej ukazują Anioła Stróża jako opiekuna prowadzącego dziecko za rękę. Bywa również przedstawiany w momencie, gdy uczy dzieci modlitwy, wskazuje ręką kierunek drogi (niebo) lub wielką tarczą chroni je przed złem.
Te funkcje Anioła Stróża wyraża również modlitwa, odmawiana szczególnie przez dzieci: Aniele Boży, Stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy. Strzeż mnie od wszelkiego złego i zaprowadź mnie do żywota wiecznego. Amen.
Pietro Ricchi w swoim wyobrażeniu Anioła Stróża nawiązał do relacji rodzinnych. W czasie kłótni małżeńskich bywa czasem tak, że jedno z rodziców chroni dziecko przed gniewem i agresją drugiego. Artysta przedstawił dziecko tulące się z wielkim zaufaniem w ramionach anioła. Ponadto Stróż posiada tarczę, pod którą można się ukryć przed gniewem ojca jak pod spódnicą matki (M. Bussagli).
Jezus ostrzegając przed lekceważeniem małych i nie znaczących, potwierdza, że każdy z nich ma swego opiekuna w niebie: Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie (Mt 18, 10).
Dziecko jest symbolem spontaniczności, naturalności, prostoty, braku komplikacji. Dzisiaj dziecko uważane bywa za luksusową zabawkę, bywa rozpieszczane, uwielbiane. W mentalności hebrajskiej dzieci przyjmowano przede wszystkim jako Boże błogosławieństwo. W czasie ceremonii zaślubin na progu domu lub namiotu rozbijano owoc granatowca, tak, aby ukazały się liczne ziarna, mające symbolizować dzieci, których życzono małżonkom. Dzieci jednak nie cieszyły się żadnymi względami ani prawami. Jezus bierze je w obronę, błogosławi, sprzeciwia się Apostołom gdy je odpędzają (zob. Mt 19, 13-15). Napomina, by nimi nie gardzić, gdyż mają potężnych patronów w niebie – aniołów.
Stawiając jako wzór dziecko, czyli to, co nieważne, słabe, bezbronne, Jezus weryfikuje ludzką miarę i hierarchię wartości. Być wielkim w oczach Ewangelii oznacza być otwartym na wszystko, co najmniejsze, słabe, potrzebujące szacunku i miłości. Być wielkim oznacza być prostym i pokornym.
Postawa dziecięca pozwala również odejść od nadmiernego racjonalizmu i zawierzyć wewnętrznej intuicji i duchowemu światu aniołów. Wierzyc w aniołów to znaczy wejść głęboko w tajemnicę wiary i przekroczyć tę, wyborną i naiwną, ludową pobożność, która zbyt często je otacza! Ukazują nam oni drogę i prawdę. Otwierają przed nami nieskończone horyzonty i pomagają nadać sens naszemu życiu. Trzeba nadstawiać ucha, nauczyć się na nowo „czuć” świat ducha, by na nowo oswoić anielski świat (N. Timbal).
Pytania do refleksji:
• Czy modlę się do Anioła Stróża? Kiedy szczególnie?
• Jak odnoszę się do dzieci? Czego mnie uczą?
• Co mówi mi dziś dziecko, które „jest we mnie”?
• Czy głos intuicyjny, wewnętrzny jest dla mnie wystarczająco ważny?
• Jaki świat” dominuje w moim życiu: racjonalny, zewnętrzny czy duchowy, wewnętrzny?
więcej w książce: Aniołowie. Medytacje biblijne, WAM 2016
TWÓJ ANIOŁ STRÓŻ
**
Aniołowie należą do najbardziej wdzięcznych i sympatycznych postaci. Są niemal wszędzie; w Biblii i codziennym życiu, ale również w literaturze, sztuce, muzyce… Jest paradoksem, że w dzisiejszej erze agnostycyzmu i negacji świata duchowego, pojawia się niemal moda na anioły.
Do najbardziej znanych aniołów należy niewątpliwie Anioł Stróż. Jego obrazek wisi zwykle nad łóżkiem dziecka, a modlitwę do niego zna niemal każdy maluch. Z czasem (niestety!) postać Anioła Stróża wydaje się infantylna, a pamięć o nim zanika. W wieku dorosłym bardziej imponuje archanioł Michał. Nie tylko ze względu na swój waleczny charakter, ale także na moc egzorcyzmowania. Anioły pojawiają się każdego roku w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Ich wizerunki zdobią kościelne szopki i prywatne mieszkania, witryny sklepowe i ulice, są wśród wierzących i niewierzących.
Aniołowie są nam bliscy. Jednak bywa, że mieszamy świat duchowy z iluzorycznym, wręcz fantastycznym. W dzisiejszej dobie wspomaga w tym skutecznie świat wirtualny. Zapominamy, że aniołowie są realnymi osobami, chociaż należą do wymiaru duchowego. Ich obecność jest głęboko zakorzeniona w całej Biblii i tradycji Kościoła. W VI wieku Pseudo-Dionizy skodyfikował strukturę zastępów anielskich i podzielił je na trzy hierarchie. Do pierwszej, stojącej najbliżej Boga zaliczył serafiny, cherubiny i trony, do drugiej panowania, moce (cnoty) i potęgi, zaś do najniższej księstwa (zwierzchności), archaniołów i aniołów. Nasi ulubieni aniołowie znajdują się więc najniżej w hierarchii duchowej. Zapewne dlatego są nam tak bliscy.
Świadomość obecności i opieki Aniołów Stróżów powinna napawać nadzieją oraz wdzięcznością. Winna również pobudzać do dobrych czynów i unikania zła. Radzi Peter Kreeft: Kiedy twój anioł stróż wybiera się, by załatwić jakieś sprawy, nie opuszcza cię, tak jak nie opuszcza Boga. Ulega bilokacji lub trilokacji. Aniołowie nie są ograniczeni przez przestrzeń do tylko jednego miejsca jednocześnie, tak jak ciała. Gdziekolwiek idziesz, zabierasz ze sobą swojego anioła. A więc nim pójdziesz dokądkolwiek, zapytaj sam siebie, czy jest to odpowiednie miejsce dla anioła.
W święto Aniołów Stróżów pomódlmy się:
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Chryste usłysz nas! Chryste wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo, Królowo Aniołów, módl się za nami.
Święty Aniele, stróżu mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, przewodniku mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, doradco mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, opiekunie mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, przyjacielu mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, duchowy bracie mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, nauczycielu mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, pasterzu mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, pomocniku mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, pocieszycielu mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, patronie mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, obrońco mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, wodzu mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, zachowawco mój, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, od którego pochodzi natchnienie do dobrego, módl się za nim(nią).
Święty Aniele, oświecicielu mój, módl się za nim(nią).
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Aniołom swoim Bóg rozkazał o tobie. Aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich.
Panie, wysłuchaj modlitwę moją. A wołanie moje niech do Ciebie przyjdzie.
Módlmy się:
Boże, który w niewysłowionej dobroci swojej raczysz posyłać świętych Aniołów dla naszej obrony, daj nam, pokornie Cię prosimy, abyśmy byli zawsze chronieni ich opieką i cieszyli się wiecznie wspólnym z nimi obcowaniem. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.
więcej w książce: Aniołowie. Medytacje biblijne, WAM 2016
****************************************************
MSZA ŚWIĘTA
***
Antyfona na wejście
Błogosławcie Pana, wszyscy aniołowie Pańscy, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki.
Kolekta
Boże, Ty w niewysłowionej opatrzności
posyłasz nam, jako stróżów, Twoich świętych aniołów, spraw, abyśmy zawsze znajdowali u nich obronę i cieszyli się ich towarzystwem w wieczności.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Wyjścia – Wj 23,20-23
Tak mówi Pan: „Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i bądź uważny na jego słowa. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym, gdyż nie przebaczy waszych przewinień, bo imię moje jest w nim. Jeśli będziesz wiernie słuchał jego głosu i wykonywał to wszystko, co ci polecam, będę nieprzyjacielem twoich nieprzyjaciół i będę odnosił się wrogo do odnoszących się tak do ciebie. Mój anioł poprzedzi cię i zaprowadzi do Amoryty, Chetyty, Peryzzyty, Kananejczyka, Chiwwity, Jebuzyty, i Ja ich wygładzę”.
Oto słowo Boże.
Psalm 91
R/ Aniołom kazał, aby strzegli ciebie.
Kto się w opiekę oddał Najwyższemu
i mieszka w cieniu Wszechmocnego,
mówi do Pana: „Tyś moją ucieczką i twierdzą,
Boże mój, któremu ufam». R/
Bo On sam cię wyzwoli z sideł myśliwego
i od słowa niosącego zgubę.
Okryje cię swoimi piórami,
pod Jego skrzydła się schronisz. R/
Wierność Jego jest puklerzem i tarczą;
nie ulękniesz się strachu nocnego.
Ani strzały za dnia lecącej,
ani zarazy, co skrada się w mroku,
ani moru niszczącego w południe. R/
Nie przystąpi do ciebie niedola,
a cios nie dosięgnie twego namiotu.
Bo rozkazał swoim aniołom,
aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławcie Pana, wszyscy Jego aniołowie, wszyscy słudzy, pełniący Jego wolę. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 18,1-5.10
W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.
Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, przyjmij dary,
które składamy ku czci Twoich świętych Aniołów, i spraw łaskawie, abyśmy pod ich nieustanną opieką byli wolni od doczesnych niebezpieczeństw i doszli
do życia wiecznego. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o Aniołach
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze święty, zawsze i wszędzie składali dziękczynienie,
i abyśmy głosili Twoją chwałę,
która jaśnieje w Aniołach i Archaniołach.
Gdy oddajemy cześć stworzonym przez Ciebie Aniołom,
wysławiamy Twoją doskonałość i potęgę.
Przez wspaniałość świata niewidzialnych duchów poznajemy jak jesteś niezmierzony
i godny miłości ponad całe stworzenie.
Z radością łączymy nasze głosy z chórami Aniołów, którzy przez naszego Pana Jezusa Chrystusa
wielbią Twój majestat, razem z nimi wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię
Boże mój, będę Ci śpiewał psalm wobec aniołów.
Modlitwa po Komunii
Boże, Ty w Najświętszym Sakramencie dajesz nam pokarm na życie wieczne, przez posługę aniołów prowadź nas do niego drogą zbawienia i pokoju.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**************************************
Aniołowie, człowiek i wszechświat
Aniołowie – te czyste duchy, obdarzone naturą doskonalszą od człowieka zostały stworzone po to, aby oddawać cześć Bogu, kierować światem materialnym i aby być wpływowymi pomocnikami ludzi w ich dążeniu do zbawienia wiecznego.
Pewnego razu św. Maria Magdalena de’Pazzi (1607), będąc w ekstazie zobaczyła jak dusza jednej z sióstr z jej zakonu karmelitańskiego, została zabrana z czyśćca i przeniesiona do nieba przez Anioła Stróża. Św. Franciszka z Rzymu ujrzała Anioła Stróża, prowadzącego duszę powierzoną do oczyszczenia w czyśćcu. Niebiański duch pozostał z dala od tego miejsca oczyszczenia, po to, aby przedstawić Panu głosy wstawiennictwa za tę duszę. Ponieważ modlitwy, jałmużny i pokuty zostały przyjęte przez Boga, dlatego dusza ta została pocieszona pośród mąk czyśćcowych. Bóg obdarza człowieka, w momencie jego narodzin, jednym ztakich anielskich opiekunów, po to, aby mu towarzyszył przez całe życie, chroniąc go i inspirując do czynienia dobra. Jeśli dana osoba zachowuje przykazania Boże, w takim stopniu, że osiąga świętość, zasługuje bezpośrednio na niebo i dusza takiej osoby jest eskortowana do tego świętego miejsca przez wyznaczonego anioła. Jeśli dusza potrzebuje oczyszczenia w ogniach czyśćca, co jest bardziej prawdopodobne, Anioł Stróż będzie prowadził tę duszę do nieba dopiero wtedy, kiedy zostanie ona już oczyszczona. Jednak z drugiej strony, jeśli dana osoba odrzuci inspirację do czynienia dobra i bodźce dostarczane przez Anioła Stróża, wówczas jej dusza zostanie potępiona na zawsze i porzucona przez anielskiego opiekuna u bram piekieł.
Z pewnością potrzebujemy niebiańskiej opieki. Nasze nieśmiertelne dusze przeznaczone są do tego, aby być towarzyszami aniołów. Poza tym każdy z nas, jeśli wypełni dobrze swoje powołanie, zajmie jeden z tronów w niebie, pustych wskutek upadku aniołów, które zbuntowały się przeciwko Bogu. Co więcej, gdyby nie było anielskich opiekunów, to z racji ludzkiej słabości i ciągłych ataków upadłych duchów nasze zmagania, zmierzające do osiągnięcia niebiańskiego celu, mogłyby okazać się daremne.
Czy jest coś, co diabły mogą uczynić już na samym początku, aby uniemożliwić nowo narodzonym dzieciom otrzymanie odnawiającej wody chrztu? Tak, mogą. Wiele młodych dusz jest pozbawionych tej łaski z powodu utraty życia jeszcze przed narodzeniem w wyniku grzechu aborcji. Diabły są zdolne do wyrządzania wielkiego zła fizycznego, materialnego i duchowego.
Przeciwko tym aniołom-wrogom z pewnością potrzebujemy anielskich opiekunów. Św. Bonawentura mówi: Święty Anioł jest wiernym opiekunem, który zna miłość panującą między Bogiem a duszą. On jej nie zazdrości, ani też nie szuka chwały własnej, lecz chwały swego Pana.
Aniołowie pomagają nam zapobiegając niebezpieczeństwom, odpychając diabłów i powstrzymując ich od wyrządzenia nam fizycznej lub duchowej krzywdy (np. Dz. 5:18; 12:7; Dn. 6:22). Jednak ich głównym zadaniem jest oświecanie naszych myśli i inspirowanie naszej woli do działania zgodnego z prawdą (Dz. 8:26, 10:3). Oni także modlą się za nas i ofiarowują modlitwy oraz dobre uczynki Bogu, czyniąc je bardziej skutecznymi wskutek własnego wstawiennictwa (np. Apok. 8:3, Tb. 12:12). Czasami wymierzają nam kary, aby w ten sposób zmusić nas do poprawienia się (np. 2 Krl. 24:16). Szczególnie towarzyszą nam w godzinie śmierci, wzmacniając nas przed największymi atakami Szatana w tym czasie.
Żywoty świętych obfitują w liczne przykłady wstawiennictwa aniołów. Odwoływaliśmy się do Dziejów Apostolskich, w których przecież opisane jest anielskie uwolnienie z więzienia św. Piotra.
Św. Hildegunda (+1186) pewnego dnia została napadnięta i pozostawiona na pewną śmierć. Gdy nie mogła wrócić o własnych siłach, ujrzała Anioła Stróża, który zbliżył się do niej na białym koniu. Pomógł jej wstać i zabrał ją do Werony. Tam anioł pożegnał się z nią mówiąc: Będę zawsze twoim obrońcą gdziekolwiek się udasz.
WIDZIALNI PROTEKTORZY
Pewne wybrane dusze, które od chrztu całkowicie zachowały swoją niewinność, zostały wynagrodzone specjalnym przywilejem ujrzenia swoich Aniołów Stróżów w całej okazałości. Tak było w przypadku św. Franciszki z Rzymu, św. Geralda Majella, św. Gemmy Galgani, św. Marianny od Dzieciątka Jezus i innych.Spójrzmy na ten przykład: św. Franciszka z Rzymu (+1440) pochodziła z najznamienitszego rodu. Mimo że bardzo pragnęła poświęcić się życiu religijnemu, rodzice nakazali jej wyjść za mąż. Do świętości dążyła ona w stanie małżeńskim.
Urodziła kilkoro dzieci. Jednym z nich był Jan, wyjątkowo pobożny i obdarzony darem proroctwa. Zmarł anielsko w wieku dziewięciu lat. Rok po śmierci ukazał się swojej matce, jaśniejący światłem w towarzystwie młodzieńca jeszcze bardziej lśniącego niż on. Mówił o chwale, jaką się cieszy w niebie i że przychodzi zapowiedzieć, że także jego siostra, Agnieszka, wkrótce zajmie miejsce pośród aniołów. Także z polecenia Bożego przyprowadził młodzieńca, który mu towarzyszył, aby pomagał matce przez cały ten okres ziemskiego życia. Ów młodzieniec był w rzeczywistości archaniołem.
Od tego momentu św. Franciszka z Rzymu cieszyła się opieką archanioła, który według niej, świecił jaśniej niż słońce. Jego blask był tak silny, że nie mogła na niego patrzeć. Pomagał jej duchowo, a także bronił wielokrotnie przed atakami Szatana, który stale ją dręczył.
CENNI DORADCY NIEBIESCY
Anioł Stróż, to przede wszystkim doradca duchowy, pobudza nas do dobrych uczynków; wzbudza w nas pragnienie świętości oraz inspiruje do czynienia dobra.
Kiedy św. Joanna dArc była jeszcze dzieckiem i pewnego razu pilnowała swojego stada, usłyszała głos wołający ją po imieniu: Joanno! Joanno! Zaraz potem otoczona została bardzo jasnym światłem, w środku którego stał anioł o bardzo dostojnej i przyjemnej fizjonomii, otoczony przez inne istoty anielskie, które patrzyły z miłością na dziewczynę. Joanno powiedział anioł do niej bądź dobra i pobożna, kochaj Boga i nawiedzaj często jego sanktuaria. Następnie anioł zniknął, zaś serce Joanny zapłonęło ogromną miłością do Boga, a później zaowocowało złożeniem ślubów wiecznego dziewictwa.
NIEUSTRASZENI WOJOWNICY ORSZAKU PANA
W wielu częściach Pisma św. aniołowie są wspominani jako Niebieskie Rycerstwo. Dlatego prorok Izajasz mówił o tym, że widział serafinów głoszących jeden do drugiego: Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów (Iz. 6:3). A w Apokalipsie wspomniana jest wielka bitwa w niebie, pierwsza wojna, w której święci aniołowie, prowadzeni przez św. Michała Archanioła pobili Szatana i innych zbuntowanych aniołów. (Ap. 12:7)W innych fragmentach aniołowie pojawiają się w wojowniczych misjach. W drugiej Księdze Kronik na przykład czytamy, że: Sennacheryb, król Asyryjczyków zajął Judeę i bluźnił przeciwko prawdziwemu Bogu. Wysłał on poselstwo do Jerozolimy, aby namówić jej mieszkańców do odmówienia wierności swojemu władcy Ezechiaszowi. Król Judei i prorok Izajasz rozpoczęli modlitwy, błagając o Boską ochronę przed wrogim wojskiem: Wtedy Pan wysłał anioła, który wytępił wszystkich dzielnych wojowników oraz książąt i dowódców wraz z naczelnikami w obozie króla asyryjskiego. Musiał więc wrócić do swego kraju ze wstydem na twarzy. (2 Krn. 32:21)
OBROŃCY LUDZI I POSŁAŃCY BOGA
Miłosierny i kochający Bóg pragnie naszego wyzwolenia od grzechu. Wyznacza każdemu z nas anioła opiekuna.
W autobiografii św. Antoniego Marii Clareta (+1870) możemy przeczytać, że w ciągu jednego dnia w chórze Escorialu widział Szatana, wpatrującego się w niego z wielką wściekłością i urazą, pragnącego zniweczyć pewne jego plany wobec studentów. A następnie usłyszał głos św. archanioła Michała: Nie obawiaj się Antoni. Ja będę cię bronić.
W czasie Zwiastowania św. Gabriel, wielki posłaniec i ambasador Boga, został wysłany do Maryi, aby oznajmić jej o planach Boskiego Majestatu, dotyczących narodzenia Mesjasza. W opinii wielu teologów, to archanioł Gabriel oznajmił także o narodzeniu Jana Chrzciciela św. Zachariaszowi, i to on trzykrotnie ukazał się we śnie św. Józefowi, oznajmiając mu Wcielenie Syna Bożego w łonie Dziewicy Maryi, nakazując wyprowadzenie świętej rodziny do Egiptu, aby uniknąć prześladowań Heroda, a następnie powrót z Egiptu po śmierci okrutnego władcy.
W czasach nam bliższych anioł Portugalii przygotował Łucję, Franciszka i Hiacyntę do kilku objawień Matki Bożej w Fatimie.
NATURA ANIOŁÓW
Aniołowie są czystymi duchami, obdarzonymi intelektem i wolną wolą. Zostały one wyniesione przez Boga do porządku nadprzyrodzonego, tzn. że zostały obdarzone łaską uczestniczenia w Jego życiu przez kontemplację szczęścia wiecznego. One zawsze cieszą się nią, nawet jeśli pełnią swą misję na ziemi. Sąznacznie bardziej inteligentne aniżeli ludzie. Ich intelekt jest wewnętrzny, a ich wola ogromnie wpływowa. Ponieważ są absolutnie niezależne od materii, toteż ich wiedza jest odpowiednio doskonalsza aniżeli ludzi: dla nich widzieć oznacza wiedzieć. U aniołów wiedza oznacza zrozumienie tego wszystkiego, co zobaczą w swojej dogłębności, całą istotę bez możliwości mylenia się.
To właśnie z tego powodu próba, której zostali poddani, miała natychmiastowe i nieodwracalne konsekwencje. Ich pragnienia są absolutne i kiedy czegoś pragną, to pragną na zawsze. Po próbie, której zostali poddani, część z nich przeszła już na zawsze do piekła (zbuntowane anioły), a inni do nieba (wierni aniołowie).
Bóg stworzył aniołów, tak jak ludzi, po to, aby Go znali, kochali i służyli Mu, a także po to, aby Go wielbili, wypełniali Jego nakazy, zarządzali wszechświatem i dbali o wszystkie gatunki i istoty, które go tworzą.
Msgr. Gaume pisze: Jako książęta i rządcy wielkiego Miasta Boga, które obejmuje cały system stworzeń, aniołowie przewodniczą porządkowi materialnemu, panują nad ruchem gwiazd, chronią wszystkie elementy i realizują wszystkie naturalne zjawiska, które napełniają nas radością albo przerażeniem.
Administracja tego rozległego cesarstwa jest rozdzielona między nich. Część troszczy się o ciała niebieskie, część o ziemskie i ich elementy składowe: o produkty ziemi, drzewa, rośliny, kwiaty i owoce. Innym powierzone jest rządzenie wiatrem i morzami, rzekami i źródłami; a jeszcze innym opiekowanie się zwierzętami. Nie istnieje żadne widzialne stworzenie, duże, czy małe, które pozbawione byłoby anielskiej opieki.
Często, kiedy Bóg posyła aniołów z misjami do ludzi, aniołowie przybierają ludzką formę, po to, aby z łatwością dostosować się do naszej ludzkiej natury. Jednak ta ziemska forma nie ma takiej samej natury ludzkiej, złożonej z ciała i duszy. Przeciwnie, można to porównać do związku pracownika z maszyną, którą obsługuje. Używa on maszyny po to, aby wykonać pewną pracę.
ANIOŁOWIE W SZTUCE
Niestety, aniołowie są często przedstawiani w sztuce w sposób pozostawiający wiele do życzenia pod względem teologicznym, jak i estetycznym. Wiele obrazów, które towarzyszą współczesnemu zainteresowaniu aniołami jest naiwnych, zmysłowych i groteskowych, bynajmniej niekatolickich. Co jest powszechne, nawet w starszej sztuce katolickiej, to sentymentalność i brak równowagi: próbuje się podkreślić dobroć i czystość wiernych aniołów, podczas gdy zaniedbuje się podkreślenie ich niebywałej inteligencji, jak ubolewa Plinio Correa de Oliveira w artykule trafnie zatytułowanym: “Czy Anioł Stróż jest mniej inteligentny od Szatana?” Dla kontrastu pokazuje on przedstawianie diabłów jako istot przebiegłych, inteligentnych, potężnych jak również złośliwych oraz cukierkowych Aniołów Stróżów.
CUDOWNA KLASYFIKACJA CHÓRÓW ANIELSKICH
Podział aniołów na dziewięć chórów, zorganizowanych w trzech hierarchiach, chociaż nie wywodzi się bezpośrednio z Objawienia jest prawdą wiary. To rozróżnienie jest dokonane według kryteriów, odnoszących się do Boga, do ogólnego zarządzania światem oraz szczególnego zarządzania państwami, społecznościami czy osobami. Podczas gdy wszyscy aniołowie ciągle radują się oglądaniem wiecznej szczęśliwości, to jednak każdyz tych chórów ma też do wypełnienia szczególne obowiązki. Trzy chóry pierwszej hierarchii (Serafinów, Cherubinów i Tronów) mają obowiązek stać obok Boga i głosić Jego chwałę. Jak głosi Pismo Święte: Ujrzałem Pana siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie… Serafiny stały ponad nim…wołał jeden do drugiego: “Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów”. (Iz. 6:1-3) Pan króluje…zasiada na cherubach (Ps. 98:1).
Trzy następne chóry (Panowań, Mocarstw i Potęg) mają zajmować się ogólnym kierowaniem i rządzeniem wszechświatem jako całością.
Trzy pozostałe chóry (Księstw, Archaniołów i Aniołów) troszczą się o właściwe zarządzanie państwami, społecznościami i osobami. Aniołami Stróżami, jak powszechnie się wierzy są zwykle aniołowie z najniższego chóru, czasami są nimi archaniołowie.
WNIOSEK: MODLITWA I WIARA W ANIOŁY
Wszystkie aspekty anielskiego świata powinny prowadzić nas do głębokiej miłości, nawrócenia i wdzięczności dla wszystkich aniołów świętych, a w szczególności dla Anioła Stróża.
Św. Bernard z Clairvaux komentuje słowa z Psalmu 90 w następujący sposób: Jak wielką cześć, jak wielką modlitwę, jak wielkie zaufanie powinny te słowa królewskiego proroka wzbudzać w naszych piersiach! Cześć dla ich majestatycznej obecności, podziękowanie dla ich życzliwości, ufność w ich opiekę.
Powinniśmy unikać wszystkiego, co mogłoby zasmucić naszego Anioła Stróża. Św. Bernard posuwa się dalej mówiąc: Żyj zatem z wielką ostrożnością, pamiętaj, że aniołowie są obecni, ponieważ Bóg posłał ich, aby towarzyszyli nam i pomagali na wszystkich drogach. Gdziekolwiek się zatrzymasz, gdziekolwiek odwrócisz, miej dla nich cześć. Z pewnością nie odważyłbyś się zrobić czegoś w jego obecności, co odważyłbyś się uczynić w mojej.
Św. Bonawentura podkreśla ważność posłuszeństwa jakie powinniśmy okazywać naszym aniołom świętym, przywiązując baczenie do wewnętrznych głosów i do słuchania ich rad, tak jakby byli naszymi prywatnymi nauczycielami, opiekunami, mistrzami, przewodnikami, obrońcami i pośrednikami do tego stopnia, aby uciec przed winą grzechu, jak również, aby rozwinąć cnotę i dążyć do osiągnięcia pełnej doskonałości oraz miłości Pana.
Święty Stanisław Kostka (+1568), był tak wielkim czcicielem swego Anioła Stróża, którego stale oglądał, że, kiedy równocześnie mieli przejść przez drzwi, to ten przepuszczał swojego Anioła pierwszego. Kiedy zaś czasami Anioł nie chciał pierwszy przekroczyć progu, to ten nalegał tak długo, dopóki Anioł nie ustąpił.
Bogu podoba się to, że istnieje tak wiele, pięknych przykładów, zachęcających do czczenia i modlenia się do tych błogosławionych, anielskich duchów, którymi Bóg w swoim miłosierdziu obdarzył nas jako stróżami, doradcami, opiekunami i posłannikami – szczególnie cennymi w tym neopogańskim świecie, w którym żyjemy – po to, byśmy osiągnęli życie wieczne!
Jeśli św. Teresa z Avila i inni mogli ubolewać nad tym, że diabły pragną bardziej naszego zniszczenia, aniżeli my sami wyzwolenia, to my możemy szukać schronienia w twierdzeniu św. Jana Bosco, że nasi Aniołowie Stróżowie pragną pomóc nam bardziej, aniżeli my sami pragniemy ich pomocy. Obyśmy nie odrzucali tak ogromnej miłości i wspaniałomyślności.
Plinio Maria Solimeo/PCh24.pl
**************************************************************************************************************
sobota, 3 października wspomnienie bł. Kolumbana, prezbitera
Urodził się 1 kwietnia 1858 r. w Dublinie w Irlandii. W 1874 r. wstąpił do seminarium diecezjalnego w Dublinie. Studia teologiczne kontynuował w kolegium Kongregacji Rozkrzewiania Wiary w Rzymie, gdzie 16 czerwca 1881 r. przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku powrócił do Irlandii i został mianowany wikariuszem w Dundrum.
Wykładał filozofię, grekę i francuski w swoim dawnym seminarium. Był także kapelanem w klasztorze sióstr redemptorystek i w więzieniu kobiecym. W swoich kontaktach z ludźmi troszczył się o rozwój ich wiary i życia sakramentalnego, wspierał materialnie ubogich.
Za zgodą biskupa wstąpił do benedyktyńskiego nowicjatu w belgijskim opactwie Maredsous i przyjął imię zakonne Kolumban. Był pomocnikiem magistra nowicjatu, uczył chłopców w szkole klasztornej, głosił Ewangelię w pobliskich parafiach.
W 1899 r. o. Kolumban wraz z niewielką grupą mnichów udał się do Lowanium, aby założyć klasztor Mont-César. Wkrótce został mianowany jego przeorem. Wykładał także teologię dogmatyczną na miejscowym uniwersytecie, był spowiednikiem karmelitanek bosych, prefektem i kierownikiem duchowym kleryków. Dał się poznać również jako wybitny kaznodzieja w Belgii i w Anglii.
W 1909 r. został wybrany opatem w Maredsous, we wspólnocie, która liczyła ponad 100 mnichów i prowadziła wydawnictwo, gimnazjum klasyczne, szkołę rzemiosł artystycznych oraz duże gospodarstwo rolne. Mnisi głosili również rekolekcje w parafiach, klasztorach, szkołach, instytucjach katolickich, spowiadali i służyli radą potrzebującym także korespondencyjnie.
Jego troska o dobro i bezpieczeństwo podopiecznych przejawiła się przede wszystkim w trudnych latach I wojny światowej. Z narażeniem życia przeprowadził młodych mnichów z okupowanej przez Niemców Belgii do Irlandii, gdzie w Edermine znalazł dla nich schronienie.
On sam wygłaszał konferencje, rekolekcje i odczyty. Zostały one później opublikowane w trylogii: Chrystus życiem duszy w 1917 r., Chrystus w swoich tajemnicach w 1919 r. oraz Chrystus jako wzór dla mnicha w 1922 r. Książki te stanowią wykład teologiczno-ascetycznej nauki o. Józefa Marmiona, adresowanej zarówno do osób konsekrowanych, jak i wszystkich chrześcijan.
Zmarł 30 stycznia 1923 r. wypowiadając słowa: «Deus meus, misericordia mea», które wyrażają jego głęboką wiarę w zbawczą moc miłosierdzia Bożego.
Ewangelia na co dzień/Aleteia
**************************************************************************************************************
W dzień 4 października Kościół wspomina św. Franciszka z Asyżu
***
Jan Bernardone urodził się w Asyżu 1182 roku. Był synem zamożnego kupca Piotra i Joanny Pica. Ojciec po powrocie z Francji do imienia syna Jan dodał Franciszek (Francuzik). Jako młody człowiek Franciszek odznaczał się wrażliwością, lubił poezję, muzykę. Ubierał się dość ekstrawagancko.
Był to czas jego beztroskiego życia. Podczas zbrojnego konfliktu między Asyżem a Perugią wziął udział w walce i dostał się do niewoli. Prawie roczny pobyt w więzieniu poważnie nadwerężył jego zdrowie. Po powrocie do domu ciężko zachorował. Wówczas powziął zamiar zmiany życia. Nie był on jednak trwały. W roku 1205 uzyskał ostrogi rycerskie i udał się na wojnę, prowadzoną między Fryderykiem II a papieżem.
W Spoletto miał sen, w którym usłyszał wezwanie Boga. Powrócił do Asyżu. Podjął modlitwę, umartwienia i posługę ubogim. Pewnego dnia, w kościele św. Damazego, usłyszał głos: „Franciszku, napraw mój Kościół.” Wezwanie zrozumiał dosłownie, więc zabrał się do odbudowy zrujnowanej świątyni.
Aby uzyskać potrzebne fundusze, wyniósł z domu kawał sukna. Ojciec zareagował na to wydziedziczeniem syna. Pragnąc nadać temu charakter urzędowy, dokonał tego wobec biskupa. Na placu publicznym, pośród zgromadzonego tłumu przechodniów i gapiów, rozegrała się dramatyczna scena między ojcem a synem. Po decyzji ojca o wydziedziczeniu Franciszek zdjął z siebie ubranie, które kiedyś od niego dostał, i nagi złożył mu je u stóp mówiąc: „Kiedy wyrzekł się mnie ziemski ojciec, mam prawo Ciebie, Boże, odtąd wyłącznie nazywać Ojcem.”
Po tym wydarzeniu Franciszek zajął się odnową zniszczonych wiekiem kościołów. 24 lutego 1208 roku, podczas czytania Ewangelii o rozesłaniu uczniów, uderzyły go słowa: „Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski” (Mt 10,10). Odnalazł swoją drogę życia. Zrozumiał, że chodziło o budowę trudniejszą – odnowę Kościoła targanego wewnętrznymi niepokojami i herezjami.
Założył zakon Braci Mniejszych, franciszkanów (1209), którzy oddawali się wędrownemu kaznodziejstwu. Później z pomocą św. Klary założył drugi zakon – żeński, klaryski (1211). Wreszcie dla świeckich założył tzw. trzeci zakon (1221).
Uczestniczył w Soborze Lateraneńskim IV. Z myślą o ewangelizacji pogan wybrał się na Wschód. W Egipcie dotarł do sułtana Meleka-el-Kamela, który wystawił mu glejt, dzięki któremu odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Na Boże Narodzenie 1223 roku podczas jednej ze swoich misyjnych wędrówek w Greccio zainscenizował religijny mimodram. W żłobie, przy którym stał wół i osioł, położył małe dziecko na sianie. Po czym odczytał fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa i wygłosił homilię. Inscenizacją owego „żywego obrazu” nadal początek „żłobkom”, „jasełkom”, teatrowi nowożytnemu w Europie.
W ostatnich latach życia usunął się do Alvernii. Tam podczas czterdziestodniowego postu – 14 września 1224 roku – otrzymał stygmaty Męki Pańskiej. Aprobował świat i stworzenie, obdarzony był niewiarygodnym osobistym wdziękiem. Dzięki niemu świat ujrzał ludzi z kart Ewangelii: prostych, odważnych, pogodnych.
Wywarł olbrzymi wpływ na życie duchowe i artystyczne średniowiecza. Kiedy umierał w Asyżu 3 października 1226 roku, kazał zwlec z siebie odzienie i położyć na ziemi. Rozkrzyżował przebite stygmatami ręce. Z psalmem 141 na ustach odszedł. Miał 45 lat. W dwa lata później kanonizował go Grzegorz IX.
Najpopularniejszym tekstem św. Franciszka jest „Pieśń słoneczna”. Pozostawił po sobie pisma: „Napomnienia”, listy, teksty poetyckie, modlitewne. Św. Franciszek jest patronem zakonów, m. in: albertynów, franciszkanów, kapucynów, franciszkanów konwentualnych, bernardynek, kapucynek, klarysek, koletanek; tercjarzy; Włoch, Asyżu, Bazylei; Akcji Katolickiej; aktorów, ekologów, niewidomych, pokoju, robotników, tapicerów, ubogich, więźniów.
W ikonografii św. Franciszek ukazywany jest w habicie franciszkańskim, czasami ze stygmatami. Bywa przedstawiany w otoczeniu ptaków. Jego atrybutami są: baranek, krucyfiks, księga, ryba w ręku.
Ewangelia na co dzień/Aleteia
****************************
Tych historii o św. Franciszku raczej nie znasz. Żywa katecheza o Bogu, który kocha do szaleństwa
Jego nawrócenie nie dokonało się podczas modlitwy, za życia rozdawał własne relikwie, miewał prorocze sny o romansach i kurach oraz jadał paszteciki z homarów. Znasz takiego Franciszka z Asyżu?
Od czego zaczęło się nowe życie Franciszka?
W powszechnej świadomości droga powołania św. Franciszka zaczęła się od polecenia „Franciszku, idź odbuduj mój dom, który, jak widzisz, cały idzie w ruinę”, które skierował do niego Chrystus z krzyża-ikony w kościele San Damiano. Tymczasem sam Franciszek w innym wydarzeniu upatrywał momentu przełomowego w swoim życiu.
Jeszcze zanim Chrystus przemówił do niego z krzyża w San Damiano, usłyszał w swoim sercu następujące słowa: „Jeśli chcesz Mnie poznać, bierz to, co gorzkie za słodkie. Dokonaj odwrócenia porządku, a zacznie ci smakować to, o czym mówię”. Co to miało oznaczać w praktyce?
Przekonał się już niebawem, objeżdżając konno okolice Asyżu. Naprzeciw wyszedł mu trędowaty proszący o jałmużnę. To było dla Franciszka coś najgorszego. Trędowatych brzydził się „najbardziej spontanicznie” (jak odnotowuje jego pierwszy biograf, brat Tomasz z Celano). I wtedy Franciszek zrozumiał, co musi zrobić.
Zsiadł z konia, ucałował trędowatego i wręczył mu jałmużnę. Tego chorego nigdy już nie spotkał, ale kilka dni później udał się do siedzib trędowatych i rozdawał im jałmużnę, całując ich przy tym w ręce i usta (!), co w tamtych czasach oznaczało uznanie kogoś za równego sobie.
Właśnie to wydarzenie wspomina Franciszek w swoim Testamencie, jako początek nowej drogi swojego życia, zaznaczając jednak, że to Pan wprowadził go między trędowatych, a nie że poszedł tam z własnej woli, czy o własnych siłach. Natomiast o głosie usłyszanym w San Damiano sam nie mówi nic.
Sen papieża i dwa sny Franciszka
Każdy chyba, kto choć trochę interesował się świętym Franciszkiem, słyszał o śnie, jaki miał o nim papież Innocenty III. W śnie tym papież widział jak jego katedra, czyli bazylika na Lateranie chwieje się i rozsypuje w gruzy. Wtem wbiega do niej mały człowiek w biednym zakonnym odzieniu i siłą swoich ramion podtrzymuje chylące się ku upadkowi mury, ratując świątynię od zawalenia.
Sen ten Innocenty miał mieć na jakiś czas przed tym, jak Franciszek pojawił się przed nim po raz pierwszy, by prosić go o potwierdzenie swojego sposobu życia. Jednak papież nie od razu sobie o nim przypomniał. Najpierw Franciszek opowiedział mu swój sen. Jaki?
Śniła mu się piękna, ale uboga kobieta mieszkająca na pustyni. Raz odwiedził ją wspaniały, bogaty król. Odwiedził ją na tyle skutecznie, że urodziła kilku zgrabnych chłopców (takie sny miał święty!), których następnie porządnie wychowała. Kiedy podrośli i martwili się swoją biedą, mama kazała im iść na dwór króla, powiedzieć kim są i poprosić o to, czego potrzebują i co im się należy.
Młodzieńcy poszli i ku swojemu zdumieniu zostali z radością przyjęci przez króla, który rozpoznał w nich swoje podobieństwo i z radością uczynił swoimi dziedzicami. Dla Franciszka, papieża i jego dworu było jasne, że: pustynia to świat, biedna kobieta to Franciszek, król to Syn Boży, a synowie to pierwsi (i wszyscy następni) Bracia Mniejsi.
Nieoczywiste mogło być w tamtych czasach, kiedy wielu buntowało się przeciw Kościołowi i wręcz odrzucało jego strukturę, że Franciszek idzie wraz z braćmi szukać potwierdzenia swojego „pochodzenia” właśnie na dworze papieskim.
Drugi sen Franciszka był równie uroczy, ale dotyczył sprawy dla niego trudnej. Papieża Innocentego poszedł prosić nie o zatwierdzenie zakonu (choć tamto spotkanie uznaje się formalnie za moment powstania Braci Mniejszych), a jedynie o potwierdzenie, że jego pomysł na życie jest zgodny z wiarą i nauką Kościoła.
Dopiero masowy napływ braci „zmusił” świętego do nadania temu, co sam uparcie nazywał nie „zakonem” a „braterstwem”, bardziej formalnych ram. To zaś wymagało wejścia w kościelne struktury, czyli właśnie przyjęcia formy zakonu i poddania się pod bezpośredni „nadzór” Kościoła.
Franciszka przekonał do tego ostatecznie sen o małej czarnej kurze, która bez większych sukcesów próbowała wziąć pod skrzydła swoje liczne, co i raz rozpierzchające się i bijące miedzy sobą kurczęta. W mig pojął, że kwoka to on, a kurczęta to braci, których Pan tak hojnie mu przymnaża, i (co najważniejsze) że sam ich „nie ogarnie”.
Na prośbę Franciszka opiekunem zakonu z ramienia hierarchii kościelnej został wówczas życzliwy mu kardynał Hugolin. Potem to on (już jako papież Grzegorz IX) ogłosi Franciszka świętym.
Rozdawanie własnych relikwii.
Trudno szukać świętego, który bardziej kojarzyłby się z pokorą, ubóstwem i skromnością niż święty Franciszek. Tymczasem to właśnie jemu (jak niewielu chyba innym świętym) zdarzyło się już za życia rozdawać swoje własne relikwie (i to z ciała!).
Otrzymał je jeden z braci, którego bardzo dręczyły różne pokusy. Brat ten wbił sobie do głowy, że jego problemy na pewno ustąpiłyby, gdyby miał przy sobie relikwie swojego duchowego ojca. Udał się więc do miejsca pobytu świętego i zaczął nagabywać jednego z braci towarzyszących na co dzień Franciszkowi, by uzyskał dla niego choć kawałeczek paznokcia świętego ojca.
Ten zaczął mu tłumaczyć, że Franciszek (świadom już swojej sławy świętego, która wcale go nie cieszyła) skrupulatnie pilnuje, by bracia wyrzucali jego paznokcie po ich obcięciu. Tymczasem właśnie w tej chwili Franciszek przywołał tegoż brata i zagadnął go o manicure. Brat skwapliwie dokonał kosmetycznego zabiegu i uznawszy ten „zbieg okoliczności” za milczące przyzwolenie Franciszka, obdarował kuszonego nieszczęśnika „znaczniejszymi kawałkami” (jak notuje nieoceniony Tomasz z Celano).
Epizod ten – dość uroczy – jest jednym z wielu, które pokazują, że Franciszek doskonale umiał rozpoznać, kiedy należy być surowym i stanowczym, a kiedy należy „odpuścić” dla dobra bliźniego.
Wyszukane menu Franciszka
Podobnie było pewnego razu, gdy jakiś spóźnialski brat, który przybył w porze udawania się wszystkich na spoczynek, nie wytrzymał i poskarżył się, że „umiera z głodu”. Franciszek usłyszawszy to, wstał, kazał zastawić stół i zjadł posiłek wraz z nim. Nie tylko po to, by tamtemu kiszki nie grały marsza, ale też po to, by nie było mu głupio, że jest słaby i domaga się jedzenia, podczas gdy inni poszczą. Warta uwagi delikatność.
Post, surowość i poprzestawanie na tym, co konieczne były u Franciszka normą. Ale od normy tej zdarzały się wyjątki. Pod koniec życia święty cierpiał na oczy i podczas pobytu w Rieti korzystał z usług okulisty. Chcąc mu się odwdzięczyć zażądał, by bracia przygotowali dla siebie i gościa uroczystą, wystawną kolację. Ci zaczęli mu tłumaczyć, że nawet o normalnej kolacji nie może być mowy, jako że dysponują jedynie czerstwym chlebem i odrobiną wina. Posłusznie jednak przygotowali ubożuchny stół, na który wyciągnęli niemal spod ziemi jeszcze nieco jarzyn.
Kiedy już mieli do niego siadać, do drzwi niespodziewanie zapukała kobieta z koszem pełnym świeżego pieczywa, ryb, winogron, miodu oraz… pasztecików nadziewanych mięsem homara. To się nazywa „kolacja na koszt firmy”!
A tak na serio – ileż mieści się w tej prostej opowiastce: i prosta (ale jak ważna!) ludzka wdzięczność, i zaufanie do Boga, i moc posłuszeństwa, i zdumienie sposobami działania Pana Boga wreszcie.
To, co podziwia we Franciszku Kościół (i co pokochały w nim tysiące ludzi na całym świecie w ciągu wieków), to chyba właśnie to, że całe jego życie (nawet takie najprostsze, śmieszne wręcz zdarzenia) było żywą katechezą o Bogu, który do szaleństwa kocha człowieka w jego biedzie – wcieloną raz jeszcze Ewangelią.
PS
Tych i wielu innych ciekawych rzeczy o Franciszku (jak choćby tego, że naprawdę nazywał się Jan Chrzciciel; że kiedy był czymś poruszony, mówił po francusku; że za największą radość uważał być nazwanym „nieuczonym prostakiem”; że obawiał się, iż nauka teologii może szkodzić pobożności) dowiedzieć się można czytając dwa niedługie jego Żywoty, spisane przez brata Tomasza z Celano (znał Franciszka osobiście) oraz jego własne pisma. Polecam!
Ks. Michał Lubowicki/Aleteia/04/10/202
***********
Kiedy św. Franciszek spotkał się z egipskim sułtanem
Monastère du Gai-rire/Święty Franciszek i sułtan al-Kamil/Media i Xavier Le Normand
***
Podróże papieża Franciszka do krajów arabskich przywodzą na myśl spotkanie św. Franciszka z Asyżu z sułtanem Malikiem al-Kamilem w 1219 r.
W 1219 roku szaleje wojna pomiędzy krzyżowcami a islamem. Dwa wieki wcześniej grób Chrystusa został zrównany z ziemią przez wojska sułtana. Armie stoją naprzeciw siebie w delcie Nilu, na egipskiej równinie Damietty.
Sułtan al-Kamil ogłosił właśnie dekret obiecujący znaczną nagrodę w złocie tym, którzy przyniosą głowę chrześcijanina. Natomiast krzyżowcy, na których czele stoi Pelagiusz, próbują zdobyć port w Damietty, co pozwoliłoby im zająć Egipt.
Dwie wcześniejsze próby głoszenia Ewangelii
W takich oto okolicznościach Święty Franciszek postanawia wraz ze swym towarzyszem bratem Illuminatem iść głosić Ewangelię wśród muzułmanów. Poverello już dwukrotnie próbował udać się do Ziemi Świętej, aby głosić naukę Chrystusa, ale bez powodzenia.
Historycy dysponują jednym jedynym szczegółowym opisem tego wydarzenia. Jego autorem jest Święty Bonawentura. Tworzył go jednak przeszło sto lat później, a w dodatku ten zapis stanowi przede wszystkim część epopei na cześć świętego założyciela zakonu franciszkanów.
Według Świętego Bonawentury Franciszek został pojmany przez Saracenów, gdy próbował przekroczyć ich linię walki. Poprosił wówczas o spotkanie z sułtanem i zgodę tę otrzymał.
Wizyta została uznana za porażkę
Bratanek Saladyna przyjął go z wielką uprzejmością – odnotowuje kronikarz, ale ta wizyta została wówczas uznana za porażkę, ponieważ świętemu nie udało się ani przekonać sułtana do religii chrześcijańskiej, ani zyskać nawet palmy męczennika.
Dlatego przez siedem wieków hagiografowie Franciszka właściwie nie wspominali o tym epizodzie. I to pomimo że w „Kwiatkach św. Franciszka” można znaleźć wzmiankę o tym, iż pod koniec rozmowy sułtan szepnął mu do ucha: „Bracie Franciszku, bardzo chętnie nawróciłbym się na wiarę Chrystusa, ale nie chcę tego czynić teraz; gdyby tutejsi ludzie dowiedzieli się o tym, zabiliby mnie razem z tobą i wszystkimi twoimi towarzyszami”.
Zapomniany szczegół
Ojciec Gwenolé Jeusset, franciszkanin, wystąpił 19 września 2016 roku w Asyżu podczas spotkania poświęconego religiom i kulturom dla pokoju. Przypominając o tym mało znanym epizodzie, były przewodniczący franciszkańskiej Komisji ds. Relacji z Muzułmanami i członek watykańskiej Komisji ds. Islamu przytoczył także pewien szczegół, który aż do XX wieku pozostawał niemal zapomniany.
Chodzi mianowicie o przemyślenia, jakie Święty Franciszek snuł po tamtym doświadczeniu:
Bracia, którzy udają się do muzułmanów i innych nie-chrześcijan – pisze święty z Asyżu – mogą pojmować swoją duchową rolę w dwojaki sposób: mogą nie wszczynać żadnych dysput ani kłótni, poddając się wszelkim boskim stworzeniom za sprawą Boga i podkreślając jedynie, że są chrześcijanami; mogą też – kontynuuje święty – jeżeli uznają, że taka jest wola Boga, głosić słowo Boże, by nie-chrześcijanie uwierzyli w Boga Wszechmocnego, Ojca, Syna i Ducha Świętego, Stworzyciela wszystkich rzeczy, jego Syna Odkupiciela i Zbawiciela, postanowili dać się się ochrzcić i stali się chrześcijanami.
Uśmiech Świętego Franciszka
W Le souci des pauvres – Troska o biednych (wyd. Flammarion, 1996) Albert Jacquard pisze, że „sułtan nie zapomniał o uśmiechu Świętego Franciszka, o jego łagodności w wyrażaniu wiary bez granic. Być może to wspomnienie przeważyło, kiedy dziesięć lat później postanowił, nie będąc do tego przez nikogo zmuszanym, oddać Jerozolimę chrześcijanom”.
W ten oto sposób „uzyskał wszystko, czego armiom przybyłym z Europy nie udało się wcześniej uzyskać” – kontynuuje swój wywód Albert Jacquard. I dodaje, że „być może jasne spojrzenie Franciszka przeniknęło do sumienia tego człowieka otwartego na myśl innych ludzi i mogło w nim dojrzewać”.
Aleteia.pl
*********************************************
Stygmaty św. Franciszka
We wrześniu 1224 roku św. Franciszek otrzymuje dar stygmatów. Biedaczyna z Asyżu od dawna pałał szczególnym nabożeństwem do męki Chrystusa oraz Jego ofiary krzyżowej. W pokornej modlitwie prosił Chrystusa: „O Panie mój, Jezu Chryste, proszę Cię, byś mi uczynił dwie łaski, nim umrę. Pierwszą – bym za życia uczuł w duszy i ciele moim, o ile można, tę boleść, którą Ty, Panie słodki, wycierpiałeś w godzi nie gorzkiej swej męki. Drugą – bym uczuł w sercu moim, o ile można, tę miłość niezmierną, którą Ty, Synu Boży tak zapłonąłeś, że ochotnie zniosłeś taką mękę za nas grzeszników”.
Tomasz z Celano, franciszkanin żyjący w XIII wieku, historyk i pierwszy biograf Franciszka podaje jak na górze La Verna zatopiony w kontemplacji Męki Pańskiej Franciszek: „ujrzał w widzeniu rozciągniętego nad sobą Serafina, wiszącego na krzyżu, mającego sześć skrzydeł, za ręce i nogi przybitego do krzyża. Dwa skrzydła unosiły się mu nad głową, dwa wyciągały do lotu, a dwa okrywały całe ciało. Widząc to, Franciszek zdumiał się gwałtownie, a gdy nie umiał wytłumaczyć, co by znaczyło to widzenie, wtargnęła mu w serce radość pomieszana z żałością. Cieszył się z łaskawego wejrzenia, jakim Serafin patrzył na niego, ale przybicie do krzyża przeraziło go. Natężył umysł, by pojąć, co mogłaby znaczyć ta wróżba i duch jego silił się trwożnie nad jakimś jej zrozumieniem. Otóż, podczas gdy szukając wyjaśnienia na zewnątrz, poza sobą, nie znalazł rozwiązania, nagle objawiło mu je w nim samym odczucie bólu.
Natychmiast bowiem na jego rękach i nogach zaczęły jawić się znaki gwoździ, jak to na krótko przedtem widział u Męża ukrzyżowanego, ponad sobą w powietrzu. Jego ręce i nogi wyglądały przebite gwoździami w samym środku; główki gwoździ były widoczne na wewnętrznej stronie rąk i na wierzchniej stronie nóg, a ich ostre końce były na stronie odwrotnej… Zaś prawy bok, jakby przebity lancą, miał na sobie czerwoną bliznę, która często broczyła i spryskiwała tunikę oraz spodnie świętą krwią”.
Czym są stygmaty, co to jest?
Stygmaty są to widoczne uszkodzenia tkanki miękkiej ciała nie spowodowane żadną chorobą czy też mechaniczną przyczyną. Umiejscowienie ran odpowiada ranom zadanym Jezusowi podczas męki i ukrzyżowania (dłonie lub nadgarstki, stopy, prawy lub lewy bok klatki piersiowej). W szerszym sensie stygmatami określa się również rany umiejscowione na plecach, głowie i czole, jako ślady biczowania i cierniem koronowania. Stygmaty są to widzialne znaki łaski Bożej dane przez Chrystusa w odpowiedzi na miłość do Niego i do Jego odkupieńczego cierpienia i śmierci. Stygmatom towarzyszy ból i krwawienia nasilające się w piątki oraz w Wielkim Poście a zwłaszcza w Wielkim Tygodniu. Stygmatycy doświadczają ekstaz, wizji i objawień, prorokują, mają dar lewitacji i bilokacji, rozpoznawania złych duchów oraz dar czytania w sercach i uzdrawiania. Od stygmatyzacji św. Franciszka na przestrzeni dziejów było wielu stygmatyków, np. św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Avili, św. Jan Boży czy zmarły w 1968 roku ojciec Pio oraz Polki – św. Faustyna i Wanda Boniszewska. Przyjmuje się, że również św. Paweł Apostoł był stygmatykiem.
Jest pięć kryteriów uznania krwawych znamion za autentyczne stygmaty:
– zmiana tkanki występuje w miejscach, w których odniósł rany Chrystus,
– pojawiają się one nagle i spontanicznie,
– nie ropieją, nie gniją a często unosi się z nich słodki zapach podobny do woni kwiatów,
– krwawią krwią tętniczą, nie goją się tygodniami, latami,
– nie można ich wyleczyć czy też zaleczyć.
Święty Bonawentura opisuje, że od momentu stygmatyzacji św. Franciszek wręcz płonął wewnętrznym ogniem miłości. Jego dłonie były tak gorące, że dotknięciem rozgrzał jednego z braci tak, iż mógł on spać pośród kamieni i śniegu nie czując zimna. Ogień miłości często poprzedza stygmatyzację i pogłębia się po tym wydarzeniu.
Święty Biedaczyna starał się ukrywać ten dar czując się niegodnym noszenia śladów męki Chrystusa na swoim ciele. Tomasz Celano podaje, że od tego momentu nosił skarpety a rękawy habitu zsuwał tak, że widoczne były jedynie końce palców. Brat Tomasz zaznacza, że ranę na boku za życia Franciszka widział tylko jeden z jego współbraci, kiedy pomagał mu zdjąć do wyprania habit. Biografowie zgodnie podają, że Franciszek niechętnie i bardzo ogólnie mówił towarzyszom o doznanej łasce na górze La Verna (spolszczone Alwernia) i pytał ich o radę, jak ma dalej postępować. Jeden z braci powiedział: „tajemnice Boże są ci niekiedy objawione nie tylko ze względu na ciebie, ale także ze względu na innych. Wydaje się więc, że dlatego słusznie należy się obawiać, abyś nie ukrył tego, co otrzymałeś dla pożytku innych i za ukrycie tego talentu nie był zganiony podczas sądu”. Święty przekazuje swoim zaufanym towarzyszom treść widzeń i swoje przeżycia. Franciszek z Asyżu żył jeszcze tylko dwa lata po tym wydarzeniu.
Święty Bonawentura z „Legendzie większej”, podaje ciekawą interpretację stygmatów św. Franciszka. Przez nawiązanie do Pisma świętego, ten Doktor Kościoła, przyrównuje górę La Verna do Góry Przemienienia oraz góry Horeb. Franciszek modlił się w samotności na górze La Verna przez 40 dni jak Mojżesz na Górze Horeb i powrócił do współbraci przemieniony łaską stygmatów na podobieństwo Jezusa Chrystusa na Górze Przemienienia. Mojżesz otrzymał kamienne tablice Dekalogu jako widzialny znak zawartego z Bogiem przymierza a św. Franciszek te znaki miał wyryte na swoim ciele.
Franciszek zmarł w dwa lata po tym wydarzeniu 3 października 1226 roku, w 1337 roku papież Benedykt XI zatwierdził święto Stygmatów dla zakonu franciszkanów. Papież Paweł V na prośbę kardynała św. Roberta Bellarmina zezwolił by to święto było obchodzone w całym Kościele dnia 17 września.
Boże, Ty dla rozpalenia naszych serc ogniem miłości cudownie odnowiłeś w ciele św. Ojca Franciszka znamiona męki Twojego Syna; spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy upodobnieni do Chrystusa w Jego męce stali się również uczestnikami Jego Zmartwychwstania. Który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Opublikowany 16 września 2016 przez Rafal
PIERWOTNIE TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM WE WRZEŚNIU 2015 ROKU.
*****************************
Modlitwa św. Franciszka
Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju
O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju,
Abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść;
Wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda;
Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie;
Nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz;
Światło tam, gdzie panuje mrok;
Radość tam, gdzie panuje smutek.
Spraw abyśmy mogli,
Nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;
Nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
Nie tyle szukać miłości, co kochać;
Albowiem dając, otrzymujemy;
Wybaczając, zyskujemy przebaczenie,
A umierając, rodzimy się do wiecznego życia.
Przez Chrystusa Pana naszego.
Amen.
Modlitwa przez wstawiennictwo św. Franciszka z Asyżu
Boże, Ty powołałeś Świętego Franciszka z Asyżu do szukania na tym świecie Twojego Królestwa przez dążenie do doskonałej miłości, spraw, abyśmy wsparci jego modlitwami, w radości ducha coraz więcej Ciebie miłowali. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Domena Publiczna
Modlitwa św. Franciszka przy wejściu do kościoła
Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, które są na całym świecie – i błogosławimy Tobie, że przez Krzyż Twój święty odkupiłeś świat.
św. Franciszek podczas modlitwy – El Greco
Prośba o błogosławieństwo
Niech Pan nam błogosławi i niech nas strzeże, niech nam okaże oblicze swoje i zmiłuje się nad nami, niech obróci ku nam twarz swoją i obdarzy pokojem, niech Pan nam błogosławi. Amen.
**************************************************************************************************************
w poniedziałek 5 października
wspomnienie św. Faustyny Kowalskiej, dziewicy, ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia
DAR BOŻY DLA NASZYCH CZASÓW
Homilia Ojca Świętego Jana Pawła II
wygłoszona w czasie Mszy świętej kanonizacyjnej
w Rzymie, 30 kwietnia 2000
1. „Confitemini Domino quoniam bonus, quoniam in saeculum misericordia Pius” – „Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo łaska Jego trwa na wieki” (Ps 118 [117], 1). Tak śpiewa Kościół w oktawę Wielkanocy, powtarzając niejako te słowa Psalmu za samym Chrystusem: za Chrystusem zmartwychwstałym, który przynosi do wieczernika wspaniałe orędzie Bożego Miłosierdzia i powierza apostołom posługę jego szafarzy: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. (…) Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20, 21–23).
Przed wypowiedzeniem tych słów Jezus pokazuje ręce i bok. Pokazuje rany zadane Mu podczas męki, zwłaszcza zranione serce – źródło, z którego wypływa obfity strumień miłosierdzia, rozlewający się na ludzkość. Siostra Faustyna Kowalska – błogosławiona, którą od dziś będziemy nazywać świętą – ujrzy dwie smugi światła promieniujące z tego serca na świat. Te dwa promienie – wyjaśnił jej pewnego dnia sam Jezus – oznaczają krew i wodę („Dzienniczek”, 299).
2. Krew i woda! Na myśl przychodzi tu natychmiast świadectwo ewangelisty Jana: kiedy na Kalwarii jeden z żołnierzy przebił włócznią bok Chrystusa, Jan widział, że wypłynęła z niego „krew i woda” (por. J 19, 34). Krew przywodzi na myśl ofiarę krzyża i dar eucharystyczny, natomiast woda jest w symbolice Janowej znakiem nie tylko chrztu, ale także daru Ducha Świętego (por. J 3, 5; 4, 14; 7, 37–39).
Poprzez serce Chrystusa ukrzyżowanego Boże miłosierdzie dociera do ludzi: Powiedz, córko Moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym – zażąda Jezus od Siostry Faustyny („Dzienniczek”, 1074). To miłosierdzie Chrystus rozlewa na całą ludzkość poprzez zesłanie Ducha, który w Trójcy Świętej jest Osobą–Miłością. A czyż miłosierdzie nie jest „drugim imieniem” miłości (por. „Dives in misericordia”, 7), ujmującym jej aspekt najgłębszy i najbardziej wzruszający: jej gotowość do zaspokojenia wszelkich potrzeb, a zwłaszcza jej bezgraniczną zdolność przebaczania?
Doznaję dziś naprawdę wielkiej radości, ukazując całemu Kościołowi – jako dar Boży dla naszych czasów – życie i świadectwo Siostry Faustyny Kowalskiej. Zrządzeniem Bożej Opatrzności życie tej pokornej córy polskiej ziemi było całkowicie związane z historią XX wieku, który niedawno dobiegł końca. Chrystus powierzył jej bowiem swoje orędzie Miłosierdzia w latach między pierwszą a drugą wojną światową. Kto pamięta, kto był świadkiem i uczestnikiem wydarzeń tamtych lat i straszliwych cierpień, jakie przyniosły one milionom ludzi, wie dobrze, jak bardzo potrzebne było orędzie Miłosierdzia.
Jezus powiedział do Siostry Faustyny: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia Mojego („Dzienniczek”, 300). Za sprawą polskiej zakonnicy to orędzie związało się na zawsze z XX wiekiem, który zamyka drugie tysiąclecie i jest pomostem do trzeciego. Nie jest to orędzie nowe, ale można je uznać za dar szczególnego oświecenia, które pozwala nam głębiej przeżywać Ewangelię Paschy, aby nieść ją niczym promień światła ludziom naszych czasów.
3. Co przyniosą nam nadchodzące lata? Jaka będzie przyszłość człowieka na ziemi? Nie jest nam dane to wiedzieć. Jest jednak pewne, że obok kolejnych sukcesów nie zabraknie niestety także doświadczeń bolesnych. Ale światło Bożego miłosierdzia, które Bóg zechciał niejako powierzyć światu na nowo poprzez charyzmat Siostry Faustyny, będzie rozjaśniało ludzkie drogi w trzecim tysiącleciu.
Konieczne jest jednak, aby ludzkość, podobnie jak niegdyś Apostołowie, przyjęła dziś w wieczerniku dziejów Chrystusa zmartwychwstałego, który pokazuje rany po ukrzyżowaniu i powtarza: Pokój wam! Trzeba, aby ludzkość pozwoliła się ogarnąć i przeniknąć Duchowi Świętemu, którego daje jej zmartwychwstały Chrystus. To Duch leczy rany serca, obala mury odgradzające nas od Boga i od siebie nawzajem, pozwala znów cieszyć się miłością Ojca i zarazem braterską jednością.
4. Ważne jest zatem, abyśmy przyjęli w całości orędzie, zawarte w słowie Bożym na dzisiejszą II Niedzielę Wielkanocną, która od tej pory nazywać się będzie w całym Kościele „Niedzielą Miłosierdzia Bożego”. W kolejnych czytaniach liturgia zdaje się wytyczać szlak miłosierdzia, które odbudowuje więź każdego człowieka z Bogiem, a zarazem buduje także między ludźmi nowe relacje braterskiej solidarności. Chrystus nauczył nas, że człowiek nie tylko doświadcza i dostępuje miłosierdzia Boga samego, ale także jest powołany do tego, ażeby sam ‘czynił’ miłosierdzie drugim: ‘Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią’ (Mt 5, 7) („Dives in misericordia”, 14). Jezus wskazał nam też wielorakie drogi miłosierdzia, które nie tylko przebacza grzechy, ale wychodzi też naprzeciw wszystkim ludzkim potrzebom. Jezus pochylał się nad wszelką ludzką nędzą, materialną i duchową.
Chrystusowe orędzie Miłosierdzia nieustannie dociera do nas w geście Jego rąk wyciągniętych ku cierpiącemu człowiekowi. Takiego właśnie widziała Go i takiego ogłosiła ludziom wszystkich kontynentów Siostra Faustyna, która pozostając w ukryciu swojego klasztoru w Łagiewnikach, w Krakowie, uczyniła ze swego życia hymn na cześć Miłosierdzia: Misericordias Domini in aeternum cantabo (Ps 89 [88], 2).
5. Kanonizacja Siostry Faustyny ma szczególną wymowę. Poprzez tę kanonizację pragnę dziś przekazać orędzie Miłosierdzia nowemu tysiącleciu. Przekazuję je wszystkim ludziom, aby uczyli się coraz pełniej poznawać prawdziwe oblicze Boga i prawdziwe oblicze człowieka.
Miłość Boga i miłość człowieka są bowiem nierozłączne, jak przypomina Pierwszy List św. Jana: Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania (5, 2). W takich słowach Apostoł wyraża prawdę o miłości, wskazując, że jej miarą i kryterium jest wypełnianie przykazań.
Nie jest łatwo miłować miłością głęboką, która polega na autentycznym składaniu daru z siebie. Tej miłości można nauczyć się jedynie wnikając w tajemnicę miłości Boga. Wpatrując się w Niego, jednocząc się z Jego ojcowskim Sercem, stajemy się zdolni patrzeć na braci nowymi oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności, hojności i przebaczenia. Tym wszystkim jest właśnie miłosierdzie!
W miarę tego, jak ludzkość będzie wnikać w tajemnicę tego miłosiernego spojrzenia, ideał, o jakim słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu, będzie jawił się jako możliwy do spełnienia: Jeden duch i jedno serce ożywiało wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne (Dz 4, 32). Tak oto miłosierdzie nadawało formę ludzkim odniesieniom, życiu wspólnoty, wyznaczało zasady podziału dóbr. Z niego wypływały „uczynki miłosierdzia” co do ciała i co do ducha. Tak oto miłosierdzie przybrało konkretny kształt stawania się „bliźnim” dla najbardziej potrzebujących braci.
6. Siostra Faustyna Kowalska napisała w swoim „Dzienniczku”: Odczuwam tak straszny ból, kiedy patrzę na cierpienia bliźnich; odbijają się w sercu moim wszystkie cierpienia bliźnich, ich udręczenia noszę w sercu swoim, tak, że mnie to nawet fizycznie wyniszcza. Pragnęłabym, aby wszystkie bóle na mnie spadały, by ulżyć bliźnim („Dzienniczek”, 1039). Oto do jakiego stopnia współodczuwania prowadzi miłość, kiedy mierzona jest miarą miłości Boga!
Ta miłość powinna inspirować współczesnego człowieka, współczesną ludzkość, aby mogła stawić czoło kryzysowi sensu życia, podjąć wyzwania związane z różnorakimi potrzebami, a przede wszystkim, by mogła wypełnić obowiązek obrony godności każdej ludzkiej osoby. W ten sposób orędzie o miłosierdziu Bożym stanie się pośrednio również orędziem o niepowtarzalnej godności, wartości każdego człowieka. W oczach Bożych każda osoba jest cenna, za każdego Chrystus oddał swoje życie, każdemu Ojciec daje swego Ducha i czyni go bliskim sobie.
7. To krzepiące orędzie jest skierowane przede wszystkim do człowieka, który udręczony jakimś szczególnie bolesnym doświadczeniem albo przygnieciony ciężarem popełnionych grzechów utracił wszelką nadzieję w życiu i skłonny jest ulec pokusie rozpaczy. Takiemu człowiekowi ukazuje się łagodne oblicze Chrystusa, a promienie wychodzące z Jego Serca padają na niego, oświecają go i rozpalają, wskazują drogę i napełniają nadzieją. Jakże wielu sercom przyniosło otuchę wezwanie „Jezu, ufam Tobie”, które podpowiedziała nam Opatrzność za pośrednictwem Siostry Faustyny! Ten prosty akt zawierzenia Jezusowi przebija najgęstsze chmury i sprawia, że promień światła przenika do życia każdego człowieka. „Jezu, ufam Tobie”.
8. Misericordias Domini in aeternum cantabo (Ps 89 [88], 2). Do głosu Najświętszej Maryi Panny, „Matki Miłosierdzia”, do głosu nowej Świętej, która w niebiańskim Jeruzalem śpiewa hymn na cześć miłosierdzia wraz z wszystkimi przyjaciółmi Boga, dołączmy nasz głos także my, Kościół pielgrzymujący.
Ty zaś, Faustyno, darze Boga dla naszej epoki, darze polskiej ziemi dla całego Kościoła, wyjednaj nam, abyśmy mogli pojąć głębię Bożego Miłosierdzia, pomóż nam, abyśmy osobiście go doświadczyli i świadczyli o nim braciom. Twoje orędzie światłości i nadziei niech się rozprzestrzenia na całym świecie, niech przynagla grzeszników do nawrócenia, niech uśmierza spory i nienawiści, niech uzdalnia ludzi i narody do czynnego okazywania braterstwa. My dzisiaj, wpatrując się razem z tobą w oblicze zmartwychwstałego Chrystusa, powtarzamy twoją modlitwę ufnego zawierzenia i mówimy z niezłomną nadzieją: „Jezu, ufam Tobie”.
„L’Osservatore Romano”, 6(2000), s. 25–26.
© Copyright – Editrice Vaticana
Helena Kowalska urodziła się 25 sierpnia 1905 r. w rolniczej rodzinie z Głogowca k/Łodzi jako trzecie z dziesięciorga dzieci. Dwa dni później została ochrzczona w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Kazimierza w Świnicach Warckich (diecezja włocławska). Nadano jej wówczas imię Helena. Kiedy miała siedem lat, po raz pierwszy usłyszała w duszy głos wzywający do doskonalszego życia. W 1914 r. przyjęła I Komunię świętą, a dopiero trzy lata później rozpoczęła naukę w szkole podstawowej. Mimo dobrych wyników uczyła się tylko trzy lata, potem musiała zrezygnować, aby pomagać matce w domu. W szesnastym roku życia opuściła dom rodzinny, by na służbie u zamożnych rodzin w Aleksandrowie, Łodzi i Ostrówku zarobić na własne utrzymanie i pomóc rodzicom. Przez cały czas bardzo pragnęła życia zakonnego, ale rodzicom powiedziała o swoich zamiarach dopiero w 1922 r. Ojciec jednak nie wyraził zgody, motywując odmowę brakiem pieniędzy na wyprawę wymaganą w klasztorach. W lipcu 1924 r., kiedy Helena z koleżankami uczestniczyła w zabawie w parku koło łódzkiej katedry, Pan Jezus przemówił do niej i polecił niezwłocznie pojechać do Warszawy i wstąpić do klasztoru. Helena postanowiła nie wracać do domu i postawić rodziców przed faktem dokonanym. O tym planie powiedziała tylko siostrze, z którą była, i pierwszym pociągiem przyjechała do Warszawy. Tu następnego dnia zgłosiła się do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej. Musiała jednak jeszcze rok przepracować w Warszawie, aby odłożyć pieniądze na skromną wyprawę. 1 sierpnia 1925 r. została przyjęta do Zgromadzenia. Postulat odbywała w Warszawie, a nowicjat w Krakowie, gdzie w czasie obłóczyn zakonnych razem z habitem otrzymała imię Maria Faustyna. Od marca 1926 r. Bóg doświadczał siostrę Faustynę ogromnymi trudnościami wewnętrznymi; wiele przecierpiała aż do końca nowicjatu. W Wielki Piątek 1927 r. zbolałą duszę nowicjuszki ogarnął żar Bożej Miłości. Zapomniała o własnych cierpieniach, poznając, jak bardzo cierpiał dla niej Jezus. 30 kwietnia 1928 r. złożyła pierwsze śluby zakonne, następnie z pokorą i radością pracowała w różnych domach zakonnych, m.in. w Krakowie, Płocku i Wilnie, pełniąc rozmaite obowiązki. Zawsze pozostawała w pełnym zjednoczeniu z Bogiem. Jej bogate życie wewnętrzne wspierane było poprzez wizje i objawienia. W zakonie przeżyła 13 lat. 22 lutego 1931 r. po raz pierwszy ujrzała Pana Jezusa Miłosiernego. Otrzymała wtedy polecenie namalowania takiego obrazu, jak ukazana jej postać Zbawiciela, oraz publicznego wystawienia go w kościele. Mimo znacznego pogorszenia stanu zdrowia pozwolono jej na złożenie profesji wieczystej 30 kwietnia 1933 r. Później została skierowana do domu zakonnego w Wilnie. Na początku 1934 roku zwróciła się z prośbą do artysty-malarza Eugeniusza Kazimierskiego o wykonanie według jej wskazówek obrazu Miłosierdzia Bożego. Gdy w czerwcu ujrzała ukończony obraz, płakała, że Chrystus nie jest tak piękny, jak Go widziała. Dzięki usilnym staraniom ks. Michała Sopoćko, kierownika duchowego siostry Faustyny, obraz został wystawiony po raz pierwszy w czasie triduum poprzedzającego uroczystość zakończenia Jubileuszu Odkupienia świata w dniach 26-28 kwietnia 1935 r. Został umieszczony wysoko w oknie Ostrej Bramy i widać go było z daleka. Uroczystość ta zbiegła się z pierwszą niedzielą po Wielkanocy, tzw. niedzielą przewodnią, która – jak twierdziła siostra Faustyna – miała być przeżywana na polecenie Chrystusa jako święto Miłosierdzia Bożego. Ksiądz Michał Sopoćko wygłosił wówczas kazanie o Bożym Miłosierdziu. W 1936 r. stan zdrowia siostry Faustyny pogorszył się znacznie, stwierdzono u niej zaawansowaną gruźlicę. Od marca tego roku do grudnia 1937 r. przebywała na leczeniu w szpitalu na krakowskim Prądniku Białym. Wiele modliła się w tym czasie, odwiedzała chorych, a umierających otaczała szczególną modlitewną pomocą. Po powrocie ze szpitala pełniła przez pewien czas obowiązki furtianki. Starała się bardzo, by żaden ubogi nie odszedł bez najmniejszego choćby wsparcia od furty klasztornej. Wywierała bardzo pozytywny wpływ na wychowanki Zgromadzenia, dając im przykład pobożności i gorliwości, a zarazem wielkiej miłości. Chrystus uczynił siostrę Faustynę odpowiedzialną za szerzenie kultu Jego Miłosierdzia. Polecił pisanie Dzienniczka poświęconego tej sprawie, odmawianie nowenny, koronki i innych modlitw do Bożego Miłosierdzia. Codziennie o godzinie 15:00 Faustyna czciła Jego konanie na krzyżu. Przepowiedziała także, że szerzona przez nią forma kultu Miłosierdzia Bożego będzie zabroniona przez władze kościelne. Dzięki s. Faustynie odnowiony i pogłębiony został kult Miłosierdzia Bożego. To od niej pochodzi pięć form jego czci: obraz Jezusa Miłosiernego (“Jezu, ufam Tobie”), koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzina Miłosierdzia (godzina 15, w której Jezus umarł na krzyżu), litania oraz święto Miłosierdzia Bożego w II Niedzielę Wielkanocną. W kwietniu 1938 r. nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia siostry Faustyny. Ksiądz Michał Sopoćko udzielił jej w szpitalu sakramentu chorych, widział ją tam w ekstazie. Po długich cierpieniach, które znosiła bardzo cierpliwie, zmarła w wieku 33 lat – 5 października 1938 r. Jej ciało pochowano na cmentarzu zakonnym w Krakowie-Łagiewnikach. W 1966 r. w trakcie trwania procesu informacyjnego w sprawie beatyfikacji siostry Faustyny, przeniesiono jej doczesne szczątki do kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. S. Faustyna została beatyfikowana 18 kwietnia 1993 r., a ogłoszona świętą 30 kwietnia 2000 r. Uroczystość kanonizacji przypadła w II Niedzielę Wielkanocną, którą św. Jan Paweł II ustanowił wtedy świętem Miłosierdzia Bożego. Relikwie św. siostry Faustyny znajdują się w Krakowie-Łagiewnikach, gdzie mieści się sanktuarium Miłosierdzia Bożego odwiedzane przez setki tysięcy wiernych z kraju i z całego świata. Dwukrotnie nawiedził je również św. Jan Paweł II, po raz pierwszy w 1997 r., a po raz drugi – 17 sierpnia 2002 r., aby dokonać uroczystej konsekracji nowo wybudowanej świątyni w Krakowie-Łagiewnikach i zawierzyć cały świat Bożemu Miłosierdziu. |
***
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Na wieki będę sławił miłosierdzie Pana, Twą wierność będę głosił moimi ustami przez wszystkie pokolenia.
Kolekta
Wszechmogący, wieczny Boże, Ty wybrałeś
świętą Faustynę do głoszenia niezmierzonych bogactw Twojego miłosierdzia, spraw, abyśmy za jej przykładem
w pełni zaufali Twemu miłosierdziu i wytrwale
pełnili dzieła chrześcijańskiej miłości.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Galatów – Ga 1,6-12
Bracia: Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty. Już przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą od nas otrzymaliście, niech będzie przeklęty.
A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa. Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus.
Oto słowo Boże.
Psalm 111
R/ Pan Bóg pamięta o swoim przymierzu.
Z całego serca będę chwalił Pana
w radzie sprawiedliwych i na zgromadzeniu.
Wielkie są dzieła Pana,
zgłębiać je mają wszyscy, którzy je miłują. R/
Dzieła rąk Jego są sprawiedliwe i pełne prawdy,
wszystkie Jego przykazania są trwałe,
ustalone na wieki wieków,
nadane ze słusznością i z mocą. R/
Zesłał odkupienie swojemu ludowi,
na wieki ustanowił swoje przymierze.
Imię Jego jest święte i wzbudza trwogę,
a Jego sprawiedliwość będzie trwać na wieki. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 10,25-37
Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Jezus mu odpowiedział: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?” On rzekł: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”. Jezus rzekł do niego: „Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył”. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim?”
Jezus, nawiązując do tego, rzekł: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał». Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?” On odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”. Jezus mu rzekł: „Idź i ty czyń podobnie”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Boże, nasz Ojcze, przyjmij dary, które z radością składamy, i spraw, abyśmy wraz z Chrystusem stali się ofiarą przebłagalną za grzechy nasze i całego świata. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Wysławiajcie Pana, bo jest dobry, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki.
Modlitwa po Komunii
Boże, bogaty w miłosierdzie, niech Najświętszy Sakrament odnowi nasze dusze i ciała,
abyśmy za przykładem świętej Faustyny,
nieśli całemu światu nadzieję Twojego miłosierdzia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
Słowa, które Pan Jezus powiedział do św. Faustyny:
Powiedz duszom, aby nie stawiały tamy Mojemu miłosierdziu we własnym sercu, które tak bardzo pragnie w nich działać. Pracuje Moje miłosierdzie we wszystkich sercach, które Mu otwierają swoje drzwi; jak grzesznik, tak i sprawiedliwy potrzebuje Mojego miłosierdzia. Nawrócenie i wytrwanie jest łaską Mojego miłosierdzia. Dusze dążące do doskonałości niech szczególnie uwielbiają Moje miłosierdzie, bo hojność łask, które im udzielam, płynie z miłosierdzia Mojego. Pragnę, aby te dusze odznaczały się bezgraniczną ufnością w Moje miłosierdzie. Uświęceniem takich dusz Ja sam się zajmuję, dostarczę im wszystkiego, czegokolwiek będzie potrzeba dla ich świętości. Łaski z Mojego miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest – ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma.
Wielką Mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie skarby swych łask. Cieszę się, że żądają wiele, bo Moim pragnieniem jest dawać wiele, i to bardzo wiele. Smucę się natomiast, jeżeli dusze żądają mało, zacieśniają swe serca.
z Dzienniczka św. Faustyny (pkt 1577- 1578)
********
Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje – Modlitwa św. Siostry Faustyny
Św. Siostra Faustyna Kowalska zapisała w pierwszym zeszycie swojego “Dzienniczka” modlitwę, w której kolejne wezwania rozpoczyna słowami “Dopomóż mi, Panie” (nr 163)… Zapraszamy do modlitwy słowami św. Faustyny.
Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje – Modlitwa św. Siostry Faustyny
+ Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.
Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.
Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.
Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.
Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.
Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.
Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem. że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój.
Dzienniczek, 163/ misericors.org
*******
Miłosierdzie i św. Faustyna
ks. Wojciech Węgrzyniak
Bóg mówi o miłosierdziu nie tylko w Piśmie Świętym. Tysiące chrześcijan każdego wieku i Kościoła głosiło na różne sposoby prawdę o miłosierdziu Boga a Liturgia powtarzała niezmiennie „in aeternum misericordia eius” (Ps 136). W ubiegłym stuleciu Bóg wybrał jednak szczególną osobę na to, aby jeszcze raz przypomnieć światu o wielkości tajemnicy miłosierdzia. W tej refleksji spróbujemy uchwycić chociaż trochę to, co Bóg przekazał św. Siostrze Faustynie Kowalskiej.
1. Bóg wybiera to, co małe i słabe
Miłosierdzie Boga objawia się już w osobie, którą Bóg wybiera na swoje narzędzie. Helena Kowalska nie jest dzieckiem rodziców bogatych, uczonych, ani szlachetnie urodzonych. Sama kończy jedynie trzy klasy szkoły podstawowej. Nie jest również okazem zdrowia. Umiera po długiej chorobie mając tylko 33 lata i nie pełniąc w zgromadzeniu żadnych ważnych funkcji.
Bóg już przez sam wybór tej prostej dziewczyny mówi do każdego, aby nie lękał się tego, kim jest, co potrafi i jaki ma status społeczny. Jeśli Bóg zechce, to może uczynić z nas narzędzie takiego miłosierdzia, przez które dokona więcej niż przez najbardziej uczonych i wpływowych ludzi tego świata.
2. Miłosierdzie czynu przed miłosierdziem słowa
S. Faustyna nie była znana z tego, że mówiła dużo o miłosierdziu Bożym. Chociaż jej życie kształtowało miłosierdzie i chociaż nazywana jest słusznie sekretarką Bożego miłosierdzia, to jednak słowa i doświadczenia Jezusa zapisywała głównie w Dzienniczku. Na co dzień zaś bardziej była znana jako osoba pokorna, usłużna, pracowita, rozmodlona i pomagająca potrzebującym, zwłaszcza na furcie klasztornej.
Gdyby Bogu nie zależało na słowach o miłosierdziu, nie kazałby zapisywać Faustynie „Dzienniczka”. Jednak przykład jej życia pozostaje dla nas ciągle wyzwaniem, żeby bardziej być miłosiernym niż o miłosierdziu mówić.
***********************************************************
Św. Faustyna:
piszę o piekle, aby nikt nie twierdził, że go nie ma
– Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. – napisała św. Faustyna Kowalska w „Dzienniczku”.
Kara Boża istnieje naprawdę, wbrew przekonuje niektórych ludzi, w tym nawet duchownych. Miłosierdzie Boże nie jest ucieczką do sprawiedliwości, ale dopełnia rolę Boga, jako Sędziego Sprawiedliwego. Zamieszczamy fragmenty „Dzienniczka” św. s. Faustyny Kowalskiej, apostoła Miłosierdzia Bożego, w których opisuje ona m.in. rzeczywistość piekła oraz straszliwe cierpienie dusz, które tam trafiły.
41 (16) W pewnej chwili ujrzałam pewnego sługę Bożego w niebezpieczeństwie grzechu ciężkiego, który za chwilę miał się dokonać. Zaczęłam prosić Boga, żeby dopuścił na mnie wszystkie udręki piekła, wszystkie cierpienia, jakie zechce, a przez to proszę o uwolnienie i wyrwanie z okazji popełnienia grzechu przez tego kapłana. Jezus wysłuchał prośby mojej i w jednej chwili uczułam na głowie koronę cierniową. Kolce tej korony wdzierały mi się aż do mózgu. Trwało to trzy godziny. I uwolniony jest sługa Boży od onego grzechu, i umocnił Bóg jego duszę łaską szczególną.
101 Jezu, Ty jeden wiesz, jak dusza jęczy w tych mękach, spowita ciemnością, a jednak pragnie i łaknie Boga, jak spalone usta wody. Umiera i usycha, umiera śmiercią bez śmierci, to jest, że umrzeć nie może. Wysiłki jej są niczym, ona jest pod ręką mocarną. (48) Teraz jej dusza wchodzi w moc Sprawiedliwego. Ustają wszelkie pokusy zewnętrzne, milknie wszystko, co ją otacza, tak jak konający traci wszystko, co jest zewnętrzne — cała jej dusza jest skupiona pod mocą sprawiedliwego i trzykroć świętego Boga. — Na wieki odrzucona. — To największy moment i tylko Bóg może duszę w ten sposób doświadczyć, bo On jeden wie, że dusza może to wytrzymać.
Kiedy dusza została przesiąknięta na wskroś tym ogniem piekielnym, wpada jakoby w rozpacz. Dusza moja doświadczyła tego momentu, kiedy byłam w celi sama jedna. Kiedy dusza zaczęła się pogrążać w rozpaczy, czułam, że zaczynam konać, jednak chwyciłam krzyżyk i zacisnęłam kurczowo w ręku; teraz czuję, że się odłączy ciało moje od duszy, i chociaż pragnęłam pójść do przełożonych, już sił fizycznych nie było, wyrzekłam ostatnie słowa — ufam miłosierdziu Twemu, i zdawało mi się, jakobym pobudziła Boga do większego gniewu i zapadłam sama w rozpacz, i już tylko od czasu do czasu wyrywa się z duszy jęk bolesny, jęk nieutulony. Dusza w agonii. I zdawało mi się, że już pozostanę w tym stanie, bo o własnej mocy nie wyszłabym z niego. Każde wspomnienie Boga jest morzem nieopisanym cierpień, a jednak jest coś w duszy, co się rwie do Boga, lecz jej się zdaje, że na to tylko, aby więcej cierpiała. Wspomnienie dawnej miłości, jaką ją Bóg otaczał, jest dla niej nowym rodzajem męki. Jego wzrok przenika ją na wskroś i wszystko zostało spalone w duszy od spojrzenia Jego.
153 W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się — dochodzili do końca, nie spostrzegając, że już koniec. Ale na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść; jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można było ich zliczyć. I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli [mieli] łzy w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia, i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach.
378 W pewnej chwili, kiedy rozmawiałam z kierownikiem mojej duszy, ujrzałam wewnętrznie, szybciej niż lotem błyskawicy, duszę jego w wielkim cierpieniu, w takiej męce, że niewiele dusz Bóg dotyka tym ogniem. Cierpienie to wypływa z tego dzieła. Będzie chwila, w której dzieło to, które tak Bóg zaleca, [okaże się] jakoby w zupełnym zniszczeniu — i wtem nastąpi działanie Boże z wielką siłą, która da świadectwo prawdziwości. Ono będzie nowym blaskiem dla Kościoła, chociaż od dawna w nim spoczywającym. Że Bóg jest nieskończenie miłosierny, nikt temu zaprzeczyć nie może; pragnie On, żeby wiedzieli wszyscy o tym; nim przyjdzie powtórnie jako Sędzia, chce, aby wpierw dusze poznały Go jako Króla miłosierdzia. Kiedy ten triumf nadejdzie, to my już będziemy w nowym życiu, w którym nie ma cierpień, ale wpierw dusza twoja będzie nasycona goryczą na widok zniszczenia twoich usiłowań. Jednak zniszczenie to jest tylko pozorne, ponieważ Bóg, co raz postanowił, nie zmienia; ale chociaż zniszczenie (161) będzie pozorne, jednak cierpienie będzie rzeczywiste. Kiedy to nastąpi — nie wiem; jak długo trwać będzie — nie wiem. Ale przyobiecał Bóg wielką łaskę — szczególnie tobie i wszystkim, którzy głosić będą o tym wielkim miłosierdziu moim. Ja sam bronić ich będę w godzinę śmierci, jako swej chwały, i chociażby grzechy dusz czarne były jak noc, kiedy grzesznik zwraca się do miłosierdzia mojego, oddaje mi największą chwałę i jest zaszczytem męki mojej. Kiedy dusza wysławia moją dobroć, wtenczas szatan drży przed nią i ucieka na samo dno piekła.
580 (47) W pewnej chwili powiedział mi Pan, że: Więcej mnie ranią drobne niedoskonałości dusz wybranych, aniżeli grzechy dusz w świecie żyjących. — Bardzo się tym zasmuciłam, że Jezus doznaje cierpień od dusz wybranych, a Jezus mi powiedział: — Nie koniec na tych drobnych niedoskonałościach, odsłonię ci tajemnicę serca swego, co cierpię od dusz wybranych — niewdzięczność za tyle łask jest stałym pokarmem dla serca mego od duszy wybranej. Miłość ich jest letnia, serce moje znieść tego nie może, te dusze zmuszają mnie, abym je od siebie odrzucił. Inne nie dowierzają mojej dobroci i nigdy nie chcą zaznać słodkiej poufałości we własnym sercu, ale szukają mnie gdzieś daleko i nie znajdują. To niedowierzanie mojej dobroci najwięcej mnie rani. Jeżeli nie przekonała was o miłości mojej śmierć moja, to cóż was przekona? Często rani mnie dusza śmiertelnie, tu mnie nikt nie pocieszy. (48) Używają łask moich na to, aby mnie obrażać. Są dusze, które gardzą moimi łaskami i wszelkimi dowodami mojej miłości; nie chcą usłyszeć wołania mojego, ale idą w przepaść piekielną. Ta utrata dusz pogrąża mnie w smutku śmiertelnym. Tu duszy nic pomóc nie mogę, chociaż Bogiem jestem, bo ona mną gardzi; mając wolną wolę, może mną gardzić albo miłować mnie. Ty, szafarko mojego miłosierdzia, mów światu całemu o mojej dobroci, a tym pocieszysz serce moje.
741 Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie — ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie — nigdy się już ten los nie zmieni; (160) czwarta męka — jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka — jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka — jest ustawiczne towarzystwo szatana: siódma męka — jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez (161) wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest.
Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem.
1486 (82) Rozmowa miłosiernego Boga z duszą w rozpaczy
Jezus: Duszo w ciemnościach pogrążona, nie rozpaczaj, nie wszystko jeszcze stracone, wejdź w rozmowę z Bogiem swoim, który jest miłością i miłosierdziem samym.
— Lecz. niestety, dusza pozostaje głucha na wołanie Boże i pogrąża się jeszcze w większych ciemnościach.
— Jezus woła powtórnie: Duszo, usłysz głos miłosiernego Ojca swego.
Budzi się w duszy odpowiedź: Nie ma już dla mnie miłosierdzia. I wpada w jeszcze większą ciemność, w pewien rodzaj rozpaczy, który daje jej pewien przedsmak piekła i czyni ją całkowicie niezdolną do zbliżenia się do Boga.
Jezus trzeci raz mówi do duszy, lecz dusza jest głucha i ślepa, poczyna się utwierdzać w zatwardziałości i rozpaczy. Wtenczas zaczynają się niejako wysilać wnętrzności miłosierdzia Bożego i bez żadnej współpracy duszy daje jej Bóg swą ostateczną łaskę. Jeżeli nią wzgardzi, już ją Bóg pozostawi w stanie, w jakim sama chce być na wieki. Ta łaska wychodzi z miłosiernego Serca Jezusa i uderza swym światłem duszę, i dusza zaczyna rozumieć (83) wysiłek Boży, ale zwrócenie [się do Boga] od niej zależy. Ona wie, że ta łaska jest dla niej ostatnia, i jeżeli okaże jedno drgnienie dobrej woli — chociażby najmniejsze — to miłosierdzie Boże dokona reszty.
— [Jezus:] Tu działa wszechmoc mojego miłosierdzia, szczęśliwa dusza, która skorzysta z tej łaski.
— Jezus: Jak wielką radością napełniło się serce moje, kiedy wracasz do mnie. Widzę cię bardzo słabą, dlatego biorę cię na własne ramiona i niosę cię w dom Ojca mojego.
— Dusza, jakby przebudzona: Czy to możliwe, żeby jeszcze dla mnie było miłosierdzie? — pyta się pełna trwogi.
— Jezus: Właśnie ty, dziecię moje, masz wyłączne prawo do mojego miłosierdzia. Pozwól mojemu miłosierdziu działać w tobie, w twej biednej duszy; pozwól, niech wejdą do duszy promienie łaski, one wprowadzą światło, ciepło i życie.
— Dusza: Jednak lęk mnie ogarnia na samo wspomnienie moich grzechów i ta straszna trwoga pobudza mnie do powątpiewania o Twojej dobroci.
— Jezus: Wiedz, duszo, że wszystkie grzechy twoje nie zraniły mi tak boleśnie serca, jak obecna twoja nieufność; po tylu wysiłkach mojej (84) miłości i miłosierdzia nie dowierzasz mojej dobroci.
— Dusza: O Panie, ratuj mnie sam, bo ginę, bądź mi Zbawicielem. O Panie, resztę wypowiedzieć nie jestem zdolna, rozdarte jest moje biedne serce, ale Ty, Panie…
Jezus nie pozwolił dokończyć tych słów duszy, ale podnosi ją z ziemi, z otchłani nędzy i w jednym momencie wprowadza ją do mieszkania własnego Serca, a wszystkie grzechy znikły w oka mgnieniu, miłości żar zniszczył je.
— Jezus: Masz, duszo, wszystkie skarby mojego serca, bierz z niego, cokolwiek ci potrzeba.
— Dusza: O Panie, czuję się zalana Twoją łaską, czuję, jak nowe życie wstąpiło we mnie, a nade wszystko czuję Twą miłość w mym sercu, to mi wystarcza. O Panie, przez wieczność całą wysławiać będę wszechmoc miłosierdzia Twego; ośmielona Twoją dobrocią, wypowiem Ci wszystek ból serca swego.
— Jezus: Mów, dziecię, wszystko bez żadnych zastrzeżeń, bo słucha cię serce miłujące, serce najlepszego przyjaciela.
— O Panie, teraz widzę całą swoją niewdzięczność i Twoją dobroć. Ścigałeś mnie swoją łaską, a ja udaremniałam wszystkie Twoje wysiłki, widzę, że należało (85) mi się samo dno piekła za zmarnowanie Twych łask.
Jezus przerywa duszy rozmowę — i [mówi]: Nie zagłębiaj się w nędzy swojej, jesteś za słaba, abyś mówiła; lepiej patrz w moje serce pełne dobroci i przejmij się moimi uczuciami, i staraj się o cichość i pokorę. Bądź miłosierna dla innych, jako ja jestem dla ciebie, a kiedy poczujesz, że słabną twe siły, przychodź do źródła miłosierdzia i krzep duszę swoją, a nie ustaniesz w drodze.
— Dusza: Już teraz rozumiem miłosierdzie Twoje, które mnie osłania jak obłok świetlany i prowadzi mnie w dom mojego Ojca, chroniąc mnie przed strasznym piekłem, na które nie raz, ale tysiąc razy zasłużyłam. O Panie, nie wystarczy mi wieczności na godne wysławianie Twojego niezgłębionego miłosierdzia, Twojej litości nade mną.
474 Na drugi dzień, w piątek 13 IX 1935.Wieczorem, kiedy byłam w swojej celi, ujrzałam anioła, wykonawcę gniewu Bożego. Był w szacie jasnej, z promiennym obliczem, obłok pod jego stopami, z obłoku wychodziły pioruny i błyskawice do rąk jego, a z ręki jego wychodziły i dopiero dotykały ziemi. Kiedy ujrzałam ten znak gniewu Bożego, który miał dotknąć ziemię, a szczególnie pewne miejsce, którego wymienić nie mogę dla słusznych przyczyn, zaczęłam prosić anioła, aby się wstrzymał chwil kilka, a świat będzie czynił pokutę. Jednak niczym prośba moja była wobec gniewu Bożego. W tej chwili ujrzałam Trójcę Przenajświętszą. Wielkość majestatu Jej przeniknęła mnie do głębi i nie śmiałam powtórzyć błagania mojego. W tej samej chwili uczułam w duszy swojej moc łaski Jezusa, która mieszka w duszy mojej; kiedy mi przyszła świadomość tej łaski, w tej samej chwili zostałam porwana przed stolicę Bożą. O, jak wielki jest Pan i Bóg nasz i niepojęta jest świętość Jego. Nie będę się kusić opisywać tej wielkości, bo niedługo ujrzymy Go wszyscy, jakim jest. Zaczęłam błagać (197) Boga za światem słowami wewnętrznie słyszanymi.
948 13 II [1937]. Dziś w czasie Pasji ujrzałam Jezusa umęczonego, w ciernie ukoronowanego, a w ręku trzymał kawałek trzciny. Milczał Jezus, a żołdacy uwijali się na wyścigi, aby Go męczyć. Jezus nic nie mówił, tylko się spojrzał na mnie; w tym spojrzeniu wyczułam tak straszną mękę Jego, że my nie mamy nawet pojęcia, co ucierpiał Jezus dla nas przed ukrzyżowaniem. Dusza moja jest pełna bólu i tęsknoty; odczułam w duszy wielką nienawiść grzechu, a najmniejsza niewierność moja zdaje mi się górą wielką i czynię zadość przez umartwienie i pokuty. Kiedy widzę Jezusa umęczonego, serce mi się rwie w strzępy, myślę, co będzie z grzesznikami, jeżeli nie skorzystają z męki Jezusa. W męce Jego widzę całe morze miłosierdzia.
ged
**************************************************************************************************************
wtorek, 6 października
św. Bruno z Kolonii (Kartuz)
twórca i współzałożyciel zakonu Kartuzów
***
Bruno urodził się w Kolonii około 1030 r. Pochodził ze znakomitej rodziny. Po ukończeniu szkół na miejscu udał się do Reims, gdzie była głośna szkoła katedralna. Następnie udał się do Tours, gdzie za nauczyciela miał słynnego wówczas Berengariusza. W roku 1048 powrócił do Kolonii, gdzie został kanonikiem przy kościele św. Kuniberta. Ok. roku 1055 przyjął święcenia kapłańskie.
W rok potem powołał go do siebie biskup Reims, Manasses I, by prowadził mu szkołę katedralną. Pozostał tu 20 lat (1056-1075). Z jego szkoły wyszło wielu wybitnych mężów owych czasów. W roku 1075 arcybiskup Reims mianował Brunona swoim kanclerzem. Kiedy Bruno wystąpił przeciw niemu z powodu symonii, stracił urząd, majątek i musiał opuścić miasto. Wrócił do Reims w 1080 r., gdzie zaproponowano mu biskupstwo; nie przyjął jednak tej godności.
Wkrótce z dwoma towarzyszami opuścił Reims i udał się do opactwa cystersów w Seche-Fontaine, by poddać się kierownictwu św. Roberta. Po pewnym jednak czasie opuścił wspomniany klasztor i w towarzystwie 8 uczniów udał się do Grenoble. Tam św. Hugo przyjął swojego mistrza z wielką radością i jako biskup oddał mu w posiadanie odległą od Grenoble o 24 kilometry pustelnię, zwaną Kartuzją. Tutaj w roku 1084 Bruno urządził sobie mieszkanie. Zbudowano również skromny kościółek. Konsekracji kościółka i poświęcenia klasztoru oraz uroczystego wprowadzenia do niego zakonników dokonał św. Hugo. Klasztor niebawem tak się rozrósł, że otrzymał nazwę „Wielkiej Kartuzji” (La Grande Chartreuse). Osada ta stała się kolebką nowego zakonu – kartuzów.
W 1090 r. Bruno został wezwany do Rzymu przez swojego dawnego ucznia – papieża bł. Urbana II – na doradcę. Bruno zabrał ze sobą kilku towarzyszy i z nimi zamieszkał przy kościele św. Cyriaka. W tym czasie na Rzym najechał antypapież i bł. Urban wraz z Brunonem musieli chronić się ucieczką pod opiekę króla Normanów, Rogera. Daremnie Bruno błagał papieża, by mu pozwolił wrócić do Francji. Papież zgodził się jedynie, by mnich założył nową kartuzję w Kalabrii. Król Roger chętnie ofiarował mu ustronne miejsce, zwane La Torre. Tu z pomocą arcybiskupa Reggio Calabria wystawiono nową kartuzję w roku 1092, która istnieje do dziś. W pobliskim San Stefano in Bosco Bruno stworzył jej filię. Tam zmarł 6 października 1101 r.
Jego śmiertelne szczątki pochowano w kościele opactwa. W roku 1513 znaleziono je jeszcze nienaruszone. Obecnie kości Brunona znajdują się w trumience wraz z relikwiami jego następcy. Jego kanonizacja nie odbyła się nigdy uroczyście. Na oddawanie św. Brunonowi kultu pozwolił Leon X w roku 1514. Grzegorz XV rozszerzył jego kult w 1623 r. na cały Kościół. Św. Brunon jest patronem kartuzów.
dziennik parafialny.pl
***
Grande Chartreuse (Wielka Kartuzja) – klasztor macierzysty zakonu kartuzów położony we francuskich Alpach, w masywie Chartreuse w departamencie Isère.
W 1084 roku Bruno z Kolonii i jego sześciu towarzyszy założyli niewielką drewnianą osadę w La Chartreuse, odosobnionej górskiej okolicy niedaleko Grenoble we Francji. Domki usytuowane były wokół krużganku i kamiennego kościółka. Ta pierwsza kartuzja została nazwana Grande Chartreuse i do dziś jest klasztorem macierzystym całego zakonu kartuzów. W roku 1132 klasztor został zniszczony przez lawinę skalną, po czym odbudowano go ok. 2 km na południe od pierwotnego miejsca. Stoi tam do dnia dzisiejszego. Osiem razy zabudowania klasztorne płonęły i osiem razy były na nowo odbudowywane. Dzisiejszy kształt Grande Chartreuse pochodzi w większości z XVII wieku, jednak niektóre elementy są jeszcze z wieku XIV i XV.
W roku 2005 niemiecki reżyser Philip Gröning nakręcił w La Grande Chartreuse film dokumentalny Wielka cisza, w którym po raz pierwszy ukazano szerszej publiczności życie codzienne w zakonie.
Wikipedia.pl
**************************************************************************************************************
środa – dzień 7 miesiąca października
z różańcem przez życie na dobre i na złe
*****
Dziś wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej. Skąd się wzięło to święto?
Przypadające dziś, 7 października, wspomnienie Matki Boskiej Różańcowej to dzień szczególny w powszechnym i polskim kalendarzu maryjnym. Październikowe nabożeństwo różańcowe odbywa się w wszystkich parafiach w Polsce.
Modlitwa różańcowa jak żadna inna obejmując cały świat katolicki wskazuje, że Maryja to Mater omnium, udzielająca się wszystkim we wszystkich potrzebach jako Pośredniczka prowadząca do Chrystusa. Różaniec stał się modlitwą powszechną, najdobitniejszym wyrazem czci i kultu maryjnego.
Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC w Warszawie październikowe nabożeństwo różańcowe odbywa się w wszystkich parafiach w Polsce, z okazji świąt maryjnych modlitwa różańcowa odmawiana jest w co trzeciej parafii (33,5 proc.), z okazji innych świąt i różnych wydarzeń kościelnych w ponad połowie parafii (56,3 proc.), a codziennie w prawie co czwartej parafii (23,2 proc.). Różaniec w łączności ze słuchaczami odmawiany jest w katolickich rozgłośniach radiowych.
Istotna jest także łącząca się integralnie z tytułem Matki Bożej Różańcowej rola Maryi jako Matki Bożej Zwycięskiej, której kult zainaugurowała bitwa pod Lepanto w 1571 r. Jako patronka wojsk katolickich w decydujących starciach – Biała Góra, Nordlingen, Częstochowa, Chocim, Beresteczko, Wiedeń – zapisała się w historii Europy i Polski. Zwycięstwo pod Wiedniem Innocenty XI uczcił ustanawiając święto Imienia Maryi.
Różaniec – symbol i mistyka róży
Słowo różaniec (łac. rosarium) wywodzi się z litanijnego wezwania „Rosa mystica” (Róża duchowa). Porównanie to łączy się z symboliką róży i krzewu różanego, i posiada głębokie implikacje w mistyce chrześcijańskiej. Modlitwa różańcowa jest wyrazem misteryjnego nurtu duchowości średniowiecza, której szczególnym znamieniem był rosnący i różnicujący się kult maryjny.
Wszystkie znaczenia róży wynikają z jej funkcji sakralnej. Podstawę sakralności róży stanowią jej przyrodzone właściwości – kształt, barwa i zapach, które dopiero w strukturze symbolu ewokują jej prawdziwe znaczenie. Powodują one, że róża jest przede wszystkim kwiatem mistycznym. Najbardziej znanym wyobrażeniem ze sfery mistyki róży jest różaniec. Różaniec to rosarium, czyli ogród lub wieniec różany, miejsce mistycznej łączności z Bogiem i kontemplacji niebiańskiego bytu.
Modlitwa różańcowa jako akt kultowy zawiera dwa aspekty: jest techniką modlitewną przez powtarzanie i rytmikę wezwań oraz jest formą kontemplacji wydarzeń świętej historii. Wspólnie prowadzą one do możliwie doskonałego uczestniczenia w Bożych tajemnicach i realizacji celu eschatologicznego. Dlatego też różaniec, jako swoisty „środek” modlitewny posiada charakter uniwersalny i stosowany jest także w buddyzmie, hinduizmie i islamie.
Pierwociny różańca stanowiły „sznury modlitewne”, na których z czasem zawiązywano węzełki, a potem nizano paciorki, aby ułatwić liczenie modlitw. Różaniec muzułmański wylicza 99 imion Allacha, a setny, niewidzialny paciorek otwiera powrót do niego. Różaniec hinduski jest przypisany Brahmie i Sarasvati, symbolizuje wszystkie światy i etapy objawienia. Triparasundari – róża kosmiczna, wyraża skończoną doskonałość, jednię i niczym nie skażone spełnienie.
Różaniec chrześcijański odnosi się do Najświętszej Dziewicy, która przedstawiana jest często w wieńcu z róż i w ogrodzie różanym. Jest to hortus conclusus (ogród zamknięty), co wskazuje na bezczasowe trwanie i żywot, a róże to niebiańskie cnoty Dziewicy. Ona sama jest bowiem Różą Mistyczną, symbolem wiecznej doskonałości.
Początki i rozwój
Geneza chrześcijańskiej modlitwy różańcowej nie została do tej pory jednoznacznie ustalona. Ogólnie przyjętej tradycji nie potwierdzają bowiem źródła w kilku istotnych sprawach. Miarodajne będzie zatem stwierdzenie, że różaniec stanowi wynik wielowiekowej ewolucji różnych form modlitewnych.
Chrześcijaństwo znało sznury modlitewne już we wczesnym średniowieczu. Służyły one do odmawiania modlitwy Pańskiej i nosiły nazwę signula de Pater Noster. Prawdopodobnie ok. połowy XII w. z takim praróżańcem powiązano maryjną modlitwę Ave Maria, co było oznaką rosnącego znaczenia Matki Bożej w Kościele. Pierwszego usystematyzowanego połączenia obu modlitw: 5 Pater Noster i 50 Ave Maria dokonał prawdopodobnie kartuz Henryk Eghen. Dalsze, pewne już wiadomości pochodzą z pierwszej połowy XV w. Uformowana modlitwa różańcowa powstała w środowisku kartuzów – Dominik z Prus i Adolf z Essen z klasztoru w Trewirze połączyli 50 Ave Maria z pięćdziesięcioma rozmyślaniami. Była to „reforma trewirska”, co świadczy o istnieniu wcześniejszych form różańca. System trewirski posiadał kilka wariantów, odmawiano np. 63 Ave Maria, które odpowiadały symbolicznej liczbie 63 lat życia Matki Bożej i łączono je z rozmyślaniami o tajemnicach maryjnych.
Następne źródła pochodzą z kręgu dominikańskiego. Alanus de Rupe (Alain de la Roche) napisał ok. 1470 r. dzieło „De utillitate Psalteri Mariae”, pierwszą książkę poświęconą różańcowi (pierwszą polską książkę o tematyce różańcowej pt. „Różanego wianka Panny Mariey wyłożenie nabożne” napisał ks. Benedykt Herbest w 1568 r.). Na wzór zawartych w „Psałterzu“ 150 psalmów, de Rupe ustalił sposób odmawiania 150 Ave Maria połączone z rozważaniami tajemnic i przedzielił je 15 modlitwami Pater Noster. Powiązał także ideę różańcową z symboliką wianka różanego. W 1475 r. przeor klasztoru dominikanów w Kolonii, Jakub Sprenger, założył pierwsze bractwo różańcowe, obdarzone kilka lat później przywilejami i odpustami papieskimi. System jaki wprowadzili de Rupe i Sprenger nosił miano „reformy kolońskiej”. Ostatnia zmiana nastąpiła w 1483 r. Liczbę tajemnic różańca zredukowano do 15 i wprowadzono ich podział na radosne, bolesne i chwalebne. W tej postaci różaniec trwał do 2002 r., kiedy to Jan Paweł II 16 października powiększył go o Tajemnice Światła.
Główny nurt tradycji różańcowej wywodzi się jednak od św. Dominika. Według tej tradycji, święty przebywający w 1212 r. w klasztorze Prouille na wyspie Albi, doznał we śnie objawienia. Ukazała mu się Matka Boska, podarowała różaniec, wyjaśniła jak należy się na nim modlić i zachęciła do jego rozpowszechniania. Według przekazów dominikańskich, głównie Alanusa de Rupe, św. Dominik ewangelizując i głosząc kazania odmawiał różaniec łącząc modlitwę z wyjaśnianiem tajemnic wiary. Modlitwa różańcowa miała się przyczynić do zaniku herezji albigensów, których nawracał św. Dominik. Świętemu nie obca była mistyka rosarium – określał on różaniec jako „koronę z róż Najświętszej Maryi Panny”.
Przekaz pozostawiony przez Alanusa de Rupe jest kontrowersyjny, nie znajduje bowiem potwierdzenia w innych źródłach. Żadne dokumenty nie świadczą również o istnieniu bractw różańcowych współczesnych św. Dominikowi. A właśnie one są najlepszym świadectwem potwierdzającym istnienie rozbudowanej formy różańca.
fot. Pixabay
Modlitwa różańcowa ogarnęła szybko świat chrześcijański i było to w głównej mierze zasługą bractw różańcowych. Pod koniec XVI w. nie było prawie miasta w Europie bez tej konfraterni. Erygowano w kościołach kaplice różańcowe lub ołtarze brackie, które otrzymywały liczne odpusty. Przyczyniły się one niemało do popularności różańca. Modlitwa różańcowa choć nie weszła do kultu liturgicznego osiągnęła rangę modlitwy powszechnej, praktykowanej przez wszystkie stany. Byłą dostępna dla ludzi nie umiejących czytać (stanowiło to w znacznym stopniu o jej powszechności) i zwano ją dlatego „brewiarzem dla ludu”.
Prawdziwy rozkwit przeżyło nabożeństwo różańcowe w dobie kontrreformacji. Łącząc praktykę modlitwy z kontemplacją prawd wiary, różaniec, ta „skrócona Ewangelia” znakomicie realizował zalecenia Soboru Trydenckiego, był niezastąpiony w dziele poszerzania i popularyzacji wiary katolickiej. Rozwój ten wiązał się z działalnością dominikanów. W XVII w. byli oni jednym z najpotężniejszych zakonów. W samej Rzeczpospolitej posiadali wówczas 182 klasztory. „Nie było prawie parafii, gdzieby bractwo różańcowe nie istniało” – pisał historyk obyczajów Łukasz Gołębiowski. Należeli do nich dosłownie wszyscy – od króla do chłopa. Szlachcic (katolik) obok szabli miał zawieszony u pasa różaniec. Religijna gorliwość potrydencka powodowała, że do bractw różańcowych zapisywano nawet zmarłych.
Ikonografia
Kult Matki Boskiej Różańcowej znalazł wyraz w ikonografii maryjnej. Wyobraźnia artystyczna w oparciu o treści ideowe różańca nie stworzyła jednak nowego typu przedstawienia. Zaadoptowano istniejące już wzory ikonograficzne wyposażając je w atrybuty kultu różańcowego.
Pierwszą grupę przedstawień tworzą wizerunki maryjne nawiązujące do schematu Niewiasty Apokaliptycznej, opartego na wizji św. Jana. Początkowo, postać Niewiasty Apokaliptycznej uważano za personifikację Kościoła, później związano ją z osobą Matki Bożej. Typ Niewiasty Apokaliptycznej dał początek wizerunkom Immaculaty (Niepokalanie Poczętej), Assunty (Wniebowziętej) i Incoronaty (Królowej Nieba). Matka Boska przedstawiana jest w nich w całej postaci z symbolami apokaliptycznymi: słońcem, księżycem i gwiazdami. Immaculata jako Matka Boska Różańcowa malowana była z wieńcem różanym lub z różańcem w dłoniach. Występuje też w koronie jako Królowa Różańca. Wersja różańcowa Assunty i Incoronaty przedstawia Matkę Bożą na tle krzewu różanego lub otoczoną wieńcem z róż. Kwiaty białe symbolizują tajemnice radosne, czerwone – bolesne, złote – chwalebne.
Druga grupa przedstawień różańcowych ukazuje scenę przekazywania różańca przez Matkę Bożą św. Dominikowi lub innym świętym dominikańskim. Jest Ona przedstawiana razem z Dzieciątkiem, w postaci stojącej lub wychylającą się z obłoków.
Jeszcze inna grupa obrazów oparta jest na typie Maryi Orędowniczki wiernych. Malowano Ją w całej postaci jako adorowaną przez wiernych wszystkich stanów i rozdającą im sznury różańca. Matka Boska występuje tu jako Mater Omnium – Matka i Opiekunka wszystkich ludzi. Na takich wizerunkach idea różańcowa obejmuje często także Kościół cierpiący, ukazując dusze czyśćcowe, które za wstawiennictwem Matki Bożej aniołowie wprowadzają do nieba. Na obrazach takich występują często święci dominikańscy jak Dominik, Katarzyna ze Sieny, Tomasz z Akwinu, Jacek Odrowąż orędujących za duszami czyśćcowymi. I wreszcie ostatnim typem wizerunków Matki Boskiej Różańcowej, który zdobył największą popularność, to przedstawienia wzorowane na obrazie Matki Boskiej Śnieżnej (Salus Populi Romani) w Rzymie. W Polsce znajdowały się w prawie każdym kościele dominikańskim.
fot.PAP/EAP
Święto Matki Boskiej Różańcowej
Powstanie święta łączy się z wydarzeniem militarnym, które miało wpływ na losy Europy. Ekspansja turecka na Morzu Śródziemnym została zatrzymana pod Lepanto. W dniu 7 października 1571 r. połączone floty Hiszpanii, Wenecji i Państwa Kościelnego pod wodzą Juana d`Austria pokonały flotę turecką. W tym samym dniu ulicami Rzymu kroczyła pod przewodem Piusa V procesja odmawiając różaniec. Na czele procesji niesiono obraz Matki Boskiej Śnieżnej zwany Salus Populi Romani z bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie. Do zwycięstwa pod Lepanto przyczyniła się nagła zmiana wiatru uznana za cudowną interwencję Matki Bożej na skutek odmawiania różańca. Od tej pory obraz Matki Boskiej Śnieżnej złączył się na stałe z nabożeństwem różańcowym i otrzymał nazwę Matki Boskiej Zwycięskiej. Pius V ustanowił święto Matki Boskiej Zwycięskiej, które rok później (1572) Grzegorz XIII zmienił na święto Matki Boskiej Różańcowej. Klemens XI rozszerzył je na cały Kościół w 1716 r., a Leon XIII w 1888 r. ustalił liturgię święta i przeznaczył październik na odprawianie nabożeństwa różańcowego.
Idea odwoływania się do wstawiennictwa Matki Bożej w potrzebach militarny przez modlitwę różańcową praktykowana była także w Rzeczpospolitej. Olbrzymia procesja różańcowa z biskupem Marcinem Szyszkowskim przeszła ulicami Krakowa 3 października 1621 r. w intencji wojsk polskich pod Chocimiem. I tu niesiono kopię obrazu Matki Boskiej Śnieżnej przywiezioną do Krakowa z Rzymu w 1600 r. Na pamiątkę zwycięstwa nad Turkami pod Chocimiem odbywała się odtąd w Krakowie co roku procesja różańcowa. Grzegorz XV (1621-1623) polecił, aby Kościół w Rzeczpospolitej obchodził rocznicę Chocimia uroczystym nabożeństwem ze śpiewem Te Deum.
misyjne drogi.pl
*********************************************
20 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o Różańcu
Na cześć Matki Bożej Fatimskiej, Matki Najświętszej Różańcowej, skomponowano listę 20 rzeczy, które powinniśmy wiedzieć o najświętszym Różańcu. Mamy nadzieję, że po jej przeczytaniu będziesz bardziej zmotywowany, by zgłębiać tajemnice modlitwy różańcowej. A przede wszystkim jednak niech ten artykuł stanie się iskrą do częstszej modlitwy na Różańcu poprzez wszystkie dni naszego życia. Zgodnie z tym, co mówił Święty Jan Paweł II: „ Aby kontemplować oblicze Jezusa poprzez oczy i serce Maryi”.
1. Imię ujawnione w Fatimie. Matka Boska objawiła się w portugalskiej Fatimie sześć razy w roku 1917 r. Ostatnim jej objawieniem był zaś wspaniały cud słońca. W obliczu tych okoliczności Matka Boża ujawniła trójce dzieci swe imię: „Matka Boża Różańcowa”.
2. Fatimskie nawoływanie. Matka Boża sześć razy objawiła się w Fatimie. Za każdym razem kiedy się ukazywała nalegała, by modlić się na Różańcu. Deklarowała, że tylko taka forma pobożności może uratować świat przed katastrofą.
3. Ulubiona modlitwa wielu świętych. Na początku swego pontyfikatu Święty Papież Jan Paweł II powiedział, że Różaniec był jego ulubioną modlitwą. Święty Franciszek Salezy mówił zaś: „Poprzez tę modlitwę rozwijamy się, wzrastamy i poznajemy nowe horyzonty. Różaniec jest modlitwą bardzo pożyteczną o ile jest właściwie odmawiany”. U świętego Ludwika Grignion de Montfort znajdujemy takie zdanie: „Nigdy dusza gorliwa w codziennym odmawianiu różańca św. nie będzie heretycka lub oszukana przez szatana: to jest twierdzenie, które podpisuję swoją krwią”. Święty Maksymilian Kolbe pisał natomiast: „Prosta a wzniosła zarazem modlitwa – to różaniec święty. Przez tę modlitwę łatwo możemy otrzymać wielkie łaski i błogosławieństwo Boże. W serca zbolałe spływa balsam ukojenia, w duszach zrozpaczonych wita znowu promyk nadziei”. A to tylko oczywiście niektóre z licznych świadectw świętych Kościoła.
4. Papieże również pisali o różańcu. Leon XII poświęcił tej modlitwie maryjnemu aż szesnaście dokumentów! Pius X pisał w Liście apostolskim Summa Deus, że to „cudowne wydarzenie” spowodowało wzrost kultu Niepokalanej oraz „Jej świętego różańca”. Benedykt XV pisał zaś, że „Matka Boża ma tak wielki wpływ na swego Boskiego Syna, która jest pośredniczką i szafarką wszelkich łask udzielonych ludziom zawsze okazuje swą moc, zwłaszcza wtedy, gdy uciekamy się do różańca świętego”. Pius XI przypomniał, że „Kościół i sam papież — w obliczu błędów i ciężkich bolączek obecnych czasów — znajdują pociechę i natchnienie w synowskim zawierzeniu Matce Odkupiciela oraz w codziennym odmawianiu różańca Ten «Psałterz Matki Bożej, brewiarz Ewangelii i życia chrześcijańskiego» jest «mistycznym wieńcem», «mistyczną koroną», umiłowaną przez katolików, niezależnie od ich przynależności społecznej”. Pius XII zaś zachęcał rodziny chrześcijańskie do umieszczenia różańca na honorowym miejscu wśród innych modlitw. W encyklice Ingruentium malorum wezwał do ufnej modlitwy do Maryi, Matki całego rodzaju ludzkiego, aby zażegnała poważne konflikty między narodami, uchroniła Kościół przed prześladowaniami w wielu krajach oraz ustrzegła młodzież przed niebezpieczeństwami „Aby można było osiągnąć te szlachetne cele, papież Pius XII wzywa do modlitwy różańcowej, przekonany o «jej wielkiej skuteczności w otrzymaniu matczynej pomocy Najświętszej Maryi Panny” – pisał. Jan XXIII poświęcił pobożnej modlitwie maryjnej dwa znaczące dokumenty: encyklikę Grata recordatio o odmawianiu różańca w intencji misji i pokoju oraz List apostolski Il religioso convegno. Święty papież Jan Paweł II napisał duchowe arcydzieło na temat różańca: Różaniec Najświętszej Maryi Panny.
5. Tajemnice Światła. W cytowanym powyżej dokumencie Święty Jan Paweł II dodał nowy element, do tajemnic różańcowych, tajemnice Światła. Nie ma obowiązku ich odmawiania, można je jednak poznać. Są to: Chrzest Pana Jezusa w Jordanie, Pierwszy cud w Kanie Galilejskiej, Głoszenie nauk o Królestwie Bożym, Przemienienie na górze Tabor, Ustanowienie Eucharystii. Dzień, który zasugerował papież na Tajemnice Światła to czwartek.
6. Różaniec to modlitwa biblijna. Różaniec jest zarówno modlitwą biblijną jak i medytacją mającą swe źródło w Biblii. Pamiętają o tym katolicy, a powinni również protestanci, którzy nierzadko powołują się przecież wyłącznie na Pismo Święte.
7. Kompozycja biblijna. Modlitwy wypowiadane w czasie Różańca to: Ojcze Nasz, odmawiana sześć razy oraz Zdrowaś Maryjo, odmawiana pięćdziesiąt trzy razy. Obie te modlitwy mają swoje źródła w Biblii.
8. Tajemnice. Praktycznie wszystkie Tajemnice Różańca Świętego stanowią fragment Biblii lub obrazują scenę biblijną.
9. Różańcowy Papież. Papież Leon XIII (1878-1903), wśród licznych tytułów jakie nosił, jest również znany jako „Papież Różańcowy”. W miesiącu wrześniu, przez sześć lat, ten wspaniały Papież pisał krótkie encykliki poświęcone Różańcowi Świętemu – jakże bardzo musiał on kochać Różaniec i jak mocno zachęcać ludzi by się na nim modlili!
10. Różaniec i podobieństwo do człowieka. Święty Louis de Montfort porównuje Różaniec do złożonej natury człowieka. Istota ludzka ma zarówno ciało jak i duszę, podobnie jak Różaniec Święty. Ciało Różańca stanowią modlitwy słowne; duszę z kolei kontemplacja tajemnic Różańca. Wymodlony i kontemplowany Różaniec jest niezwykle ważną, ale też potężną modlitwą.
11. Jest to także ulubiona modlitwa Maryi. Dzięki objawieniom fatimskim możemy śmiało powiedzieć, że różaniec jest ulubioną modlitwą Matki Bożej. Jest ratunkiem dla świata, dla duszy, a także swoistym bukietem pięćdziesięciu róż ofiarowywanym Sercu Królowej Niebios.
12. Różaniec i morskie zwycięstwo. Zwycięstwo w słynnej bitwie morskiej pod Lepanto z XVI w. jest przypisywane błaganiom świętego Papieża Piusa V do wiernych, by modlili się na Różańcu. I rzeczywiście doszło do zmiany kierunku wiatrów, szala zwycięstwa się przechyliła i flota katolików rozbiła flotę muzułmanów – ogromne zwycięstwo, które zmieniło bieg historii. Dzień 7 października został ustanowiony liturgicznym Świętem Matki Bożej Różańcowej – aby upamiętnić różańcowe zwycięstwo pod Lepanto.
13. Czynnik czasu. Wiele osób uskarża się, że nie ma czasu na codzienną modlitwę, nie mówiąc już o modlitwie różańcowej. A przecież w czasie jednego odcinka opery mydlanej lub innego serialu telewizyjnego (60 minut) można odmówić cztery Różańce! Pozwólmy więc, by Jezus i Maryja oraz modlitwa stały się centrum naszego życia!
14. Formuła Świętego Jana Pawła II. Papież ten daje nam klucz do modlitwy różańcowej: „Kontemplować twarz Jezusa przez oczy i serce Maryi”. Święty Łukasz ewangelista przedstawia wszak Matkę Bożą jako skłonną do rozmyślań: „Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk, 2, 19).
15. Klasyczny Różaniec. Jednym z największych duchowych dzieł napisanych na temat Najświętszego Różańca jest „Tajemnica Różańca Świętego” Świętego Ludwika de Montfort. Ten sam święty napisał arcydzieło poświęcone Maryi – „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”. Obie są pozycjami, które „należy przeczytać” by poznać i kochać Matkę Bożą i Pana Jezusa jeszcze mocniej!
16. Miesiąc Różańca Świętego. Czerwiec jest miesiącem Najświętszego Serca Pana Jezusa, lipiec miesiącem Najdroższej Krwi Pana Jezusa, maj jest natomiast miesiącem Maryi. Ale to październik jest miesiącem Różańca Świętego. Powinniśmy się modlić przy pomocy Różańca każdego dnia, ale w październiku szczególnie.
17. Święty ojciec Pio. Ten wielki współczesny święty upierał się, by jego duchowe dzieci posiadały nawyk modlenia się na Różańcu codziennie. Spróbujmy podążać za radami wielkich świętych: to pomoże nam osiągnąć Niebo, by przebywać z Matką Bożą jako Królową i Panem Jezusem jako Królem. Wielki czciciel Maryi święty Ojciec Pio mawiał: „Odmawiajcie zawsze Jej różaniec i czyńcie dobro. Dzięki tej modlitwie szatan spudłuje swe ataki i będzie pokonany, i to zawsze. Jest to modlitwa do Tej, która odnosi triumf nad wszystkim i nad wszystkimi”.
18. Od satanistycznego kapłana do świętego. W dokumencie Świętego Jana Pawła II „Różaniec Najświętszej Maryi Panny” papież wspomina człowieka, o którym wielu wcześniej nie słyszało: Bartolo Longo. Człowiek ten popadł w praktyki satanistyczne, i został nawet kapłanem czarnych mszy. Jednak nawrócił się dzięki modlitwie na różańcu. Teraz mamy już błogosławionego Bartolo Longo! Cóż za niezwykła historia! Od kapłana Szatana do katolickiego świętego! Moc Matki Bożej jest nieograniczona, jeśli powierzymy się Jej w szczególności poprzez Różaniec Święty!
19. Chroń rodzinę. Każda rodzina powinna sobie zarezerwować czas, miejsce i uformować nawyk codziennej modlitwy przy pomocy Różańca Świętego. Dobrze byłoby więc, aby ojciec rodziny podjął inicjatywę przewodzenia jej w codziennym odmawianiu różańca dla wiecznego zbawienia! Prawdziwym jest bowiem stwierdzenie: „Rodzina, która modli się razem, pozostaje razem” .
20. Mistyczna Róża. Poeta Dante przedstawia Maryję jako „Mistyczną Różę”. Juan Diego gromadzi róże, które Matka Boża zamawia własnymi rękoma. Najcenniejszą różą jaką możemy ofiarować Matce Bożej jest Różaniec. Każde Zdrowaś Maryjo jest różą wysłaną do Nieba, która wypełnia Matkę Bożą ogromną radością!
Módlmy się więc na różańcu! Módlmy się, by Matka Boża Różańcowa błogosławiła nas, nasze rodziny, i cały świat swoim kochającym matczynym spojrzeniem oraz nieustannie płonącym Niepokalanym Sercem.
na podstawie: catholicexchange.com/malk/PCh24.pl
*****
Jedna niezwykle ważna rzecz o różańcu, której nauczył mnie torturowany żołnierz
Liu Jin/ AFP
*****
Poruszające świadectwo żołnierza pokazało mi, że różaniec może być czymś znacznie więcej niż modlitwą uwielbienia.
Poznałem tę historię jako nastolatek – na długo, zanim zostałem katolikiem – lecz nie mogę sobie przypomnieć, czy znam ją z gazety czy z filmu dokumentalnego w telewizji. Dotknęła mnie jednak i uświadomiła sprawy, które pozostają na trwałe w moim umyśle, ponieważ są bardzo poruszające.
Młody żołnierz amerykański, zamknięty w upalnym więzieniu w środku dżungli, lepki od potu i niedożywiony, leżał półprzytomny na brudnej podłodze. Był bity codziennie, czasem nawet co kilka godzin. Kiedy noc mieszała się z dniem, a po jednym tygodniu nadchodził kolejny, ciągłe okrucieństwo wydawało się bez sensu, bez litości i bez końca.
A mimo to, chociaż doświadczał olbrzymiego bólu i trawiła go gorączka, w momentach przytomności żołnierz trzęsącym się palcem wodził po podłodze, jakby coś w niej ryjąc. Łączył ze sobą dziesięć kropek w kółko, w środku rysując krzyż. I wtedy, prawie niezauważalnie, jego spuchnięte i zakrwawione usta zaczynały szeptać „Zdrowaś, Maryjo, łaski pełna, Pan z tobą…”
Jak później wspominał ten żołnierz, różaniec pozwalał mu pozostać przy zdrowych zmysłach w samym środku niewyobrażalnego okrucieństwa. Powtarzanie słów anioła Gabriela i św. Elżbiety skierowanych do Maryi: „Zdrowaś, Maryjo, łaski pełna, Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami”, modlenie się słowami „Ojcze nasz” i „Chwała Ojcu” oraz kontemplowanie tajemnic radosnej, bolesnej i chwalebnej wprowadzały żywą obecność Boga do tej rozpaczliwie ciemnej celi. Przesuwanie połamanymi palcami po punktach wyrytych w ziemi sprawiało, że czuł, iż porządek w jednej chwili bierze górę nad chaosem, a łaska przesłania bezsensowne cierpienie.
Bóg był prawdziwie obecny.
Bowiem różaniec, jak doskonale rozumiał tamten żołnierz, nie jest bezmyślną recytacją frazy po frazie czy też bezdusznym wymienianiem scen z życia Chrystusa. Absolutnie nie. Jest to raczej głęboko mistyczne zanurzenie w Bogu. Jest to ucieczka od bezdusznego teraz do kochającego Wieczność. Jest to okazja do znalezienia się w ciepłych objęciach Jezusa Chrystusa. Jak to wyraził pewien wierzący pisarz:
Słowa [różańca] są jak brzegi rzeki, a modlitwa jest jak rzeka. Brzegi są potrzebne, aby nadać rzece bieg i utrzymać jej ciągły przepływ. Ale chodzi nam głównie o rzekę. Tak jak w modlitwie chodzi o skłonienie serca ku Bogu, co jest najważniejsze… W miarę, jak rzeka płynie do morza, jej brzegi maleją. Tak też w miarę zbliżania się do głębi Bożej obecności słowa stają się mniej ważne… Mamy pozostać sami w cichym oceanie Bożej miłości.
Tak rzeczywiście jest.
Kiedy zostałem katolikiem, wierzyłem, że różaniec jest kontemplacyjną modlitwą uwielbienia. Uważałem, że być może jest to modlitwa, którą od czasu do czasu powinienem odmawiać. Jednak właśnie to poruszające świadectwo żołnierza pokazało mi jasno, że różaniec to coś o wiele więcej. Jest to niezrównane spotkanie z Chrystusem, który jest w stanie przeniknąć najtrudniejszą rzeczywistość. Jest to spotkanie modlitewne, podczas którego słowa stają się mniej istotne i „pozostajemy sami w cichym oceanie Bożej miłości”.
Żołnierz, który przeżywał piekielne tortury, był tego świadomy i traktował różaniec jako głębokie i ratujące życie spotkanie z Bogiem. Czyż i my nie powinniśmy tak właśnie rozumieć modlitwy różańcowej?
Tod Worner/Aleteia
**************************************************************************************************************
czwartek – 8 października
Gołębica – św. Pelagia
Prorocza wizja okazała się prawdziwa. Gołębica wybielała nad śnieg.
Św. Pelagia żyła w Antiochii w V w. Zwracała uwagę – pięknem, dbałością o strój, bogactwem. Była kobietą lekkich obyczajów. Pochodziła z bogatej, pogańskiej rodziny. Stać ją było na wydatki.
Historia jej nawrócenia jest krótka. Biskup Antiochii zaprosił do siebie ośmiu biskupów. Wśród nich był znany z pobożności i ascezy biskup Nonnus z Heliopolis. I gdy powoli wchodził po schodach głównego kościoła w Antiochii, aby za chwilę wygłosić do zebranych na placu wiernych przygotowaną wcześniej homilię, wydarzyło się coś dziwnego. Ludzie z wielką ciekawością czekali, aby go posłuchać, bo jego pobożność i asceza była powszechnie znana. Kiedy już miał zacząć mówić do całej wspólnoty antiocheńskiego kościoła, już miał podniesioną ręki na znak, że chce mówić i tu … wzrok biskupa Nonnusa padł na niesioną w lektyce kobietę. Była nieprawdopodobnie piękna, bogato ubrana. Mała olśniewającą fryzurę i makijaż. I nic sobie nie robiła z całego tego świętego zgromadzenia.
Tu i ówdzie można było usłyszeć głosy oburzenia a biskup orientując się, że ta kobieta jest jawnogrzesznicą, nagle decyduje się nie wygłaszać przygotowanej wcześniej homilii i mówi do zebranych takie słowa: “Bracia i siostry. Gdybyście z taką gorliwością i pieczołowitością dbali o swoje własne dusze jak ta kobieta o swoją urodę, bylibyście zaiste świętymi!”. Po tych słowach na placu kościelnym powstał prawdziwy duchowy ferment, a lektyka z nieznajomą zniknęła w oddali.
Biskup po powrocie do swojej celi rozpoczął żarliwą modlitwę w intencji owej kobiety. I doznał widzenia : oto nagle czarna gołębica ukazała się na jego rękach. Kiedy biskup zanurzył ją w święconej wodzie stała się czysta i biała jak śnieg. Uznał to za proroctwo.
Kiedy następnym razem biskup Nonnus odprawiał w tym samym kościele Mszę św. i tym razem wygłaszał już przygotowane wcześniej kazanie o Ostatecznym Sądzie, dostrzegł wśród zebranych kobietę z lektyki. Jego słowa zrobiły na niej wstrząsające wrażenie. Z płaczem rzuciła się do jego nóg i poprosiła o chrzest. Postanowiła także oddać cały swój majątek ubogim antiocheńskiego kościoła. Już ochrzczona, spełniła obietnicę i znikła.
Ponownie biskup Nannus usłyszał o niej od pielgrzymów powracających z Jerozolimy. Opowiedzieli mu o kobiecie, która w męskim stroju ukrywając swoją nieprzeciętną urodę, zmarła w jednej z grot Góry Oliwnej w 457 roku. Zanim jednak zmarła, zapisała się w pamięci ludzi życiem pełnym modlitwy i ascezy. Jak miała na imię? To ważne, bo to dzisiejsza patronka. Św. Pelagia. Czasem dodaje się jeszcze: Pokutnica lub Nierządnica.
**************************************************************************************************************
w piątek 9 października
wspomnienie błogosławionego Wincentego Kadłubka
Wincenty urodził się w Karwowie pod Opatowem pomiędzy 1155 a 1160 r. W sprawie jego pochodzenia historycy nie są zgodni. Jedni uważają, że pochodził z rodu Porajów herbu Róża (Różyców). Inni natomiast podają, że z tego rodu pochodziła matka Wincentego, a ojcu przypisują imię Bogusław. W jeszcze innych źródłach pojawia się informacja, że Wincenty należał do rodu Lisów, a jego ojcem był możny palatyn Stefan, brat wojewody krakowskiego Mikołaja (Mikory). Nazwisko Kadłubek pojawia się po raz pierwszy dopiero w dokumentach z XV w. Przypuszcza się jednak, że pochodzi z rękopisów dawniejszych. Pierwsze nauki Wincenty pobierał w pobliskiej Stopnicy, potem udał się do Krakowa, gdzie uczęszczał do szkoły katedralnej, w której wykładał biskup Mateusz Cholewa. Cieszył się przyjaźnią księcia Kazimierza Sprawiedliwego, który być może wspomógł go materialnie i umożliwił studia za granicą. Nie wiemy, na którym uniwersytecie Wincenty wówczas studiował. Nie było jednak jeszcze wtedy wielu uniwersytetów. Przypuszcza się, że miejscem jego nauki były Paryż albo Bolonia – albo obie te uczelnie. Wincenty należał więc do elity uczonych w Polsce. Po raz pierwszy Wincenty nazwany jest mistrzem (magistrem) w dyplomie Kazimierza Sprawiedliwego z 12 kwietnia 1189 r. Zapewne zaraz po powrocie ze swoich studiów otrzymał święcenia kapłańskie. Do kraju powrócił Mistrz Wincenty między 1183 a 1189 r., gdyż w 1189 r. był na pewno na dworze książęcym Kazimierza Sprawiedliwego, zapewne w charakterze notariusza, a potem kanclerza jego dworu. Zapewne zaraz po powrocie ze swoich studiów otrzymał święcenia kapłańskie. Mógł więc być także kapelanem książęcym. W tym czasie zaczął zapewne pisać swoją Kronikę polską (Chronica Polonorum) – największe dzieło swego życia i literatury tamtych czasów. Wracając z zagranicy prawdopodobnie przywiózł ze sobą relikwie św. Floriana męczennika. Mógłby na to wskazywać fakt szczególnego nabożeństwa Wincentego do św. Floriana, który dotąd był w Polsce zupełnie nieznany. Po śmierci księcia Wincenty został prepozytem kolegiaty sandomierskiej (1194). Korzystając z wolnego czasu kontynuował pisanie Kroniki (1194-1207). W 1207 r. umarł biskup krakowski, Pełka. Na jego następcę został wybrany Wincenty. Papież Innocenty III bullą z 18 marca 1208 r. wybór ten zatwierdził. Konsekracji dokonał arcybiskup gnieźnieński, Kietlicz. Wincenty jako biskup podpisywał się “niegodny sługa Kościoła”. Świadczy to, jak pojmował zadanie swojego urzędu. Należał do najżarliwszych zwolenników reform, jakie wówczas w Polsce przeprowadził abp Henryk Kietlicz (wprowadzenie celibatu, uniezależnienie Kościoła od władzy świeckiej). Dla poparcia reform, inspirowanych przez Stolicę Apostolską, Wincenty brał udział w synodach, zwołanych specjalnie w tym celu w Borzykowie (1210), w Matyczowie (1212), w Wolborzu (1214), w których uczestniczyli również książęta – Leszek Biały, Konrad Mazowiecki, Henryk Brodaty i Władysław Odonicz. Reformy te przeprowadzano również na zjazdach w Gnieźnie (1213) i w Sieradzu (1213). Kiedy na Kraków najechał Mieszek Raciborski, przeciwnik reform, Wincenty – z powodu swojej postawy – musiał czasowo opuścić miasto (1210). W 1212 r. na zjeździe w Mąkowie omawiano sprawę Prus i nawrócenia Prusaków. Tego roku Wincenty wziął udział w konsekracji biskupa poznańskiego w Mstowie. Wincenty jako biskup krakowski wspierał szczególnie zakony bożogrobowców (nadał dziesięciny ze wsi Świniarowo Kanonikom Bożego Grobu w Miechowie) i cystersów (klasztorowi w Sulejowie darował dwie wsie, opactwu w Pokrzywnicy darował wieś, a opactwu w Jędrzejowie nadał przywilej pobierania dziesięcin z trzech wsi). Wśród jego osiągnięć warto wymienić zreformowanie kapituł prowincjalnych, zlikwidowanie kolegiaty w Kijach (1213), oddanie kościoła oraz wsi Podłęże zreformowanej kolegiacie w Kielcach (1214), konsekrację bazyliki w Krakowie pod wezwaniem św. Floriana (1216) i wreszcie osobisty udział w uroczystej koronacji Kolomana Węgierskiego na króla Rusi Halickiej oraz w Soborze Laterańskim IV (1215), który miał charakter wybitnie reformistyczny. O soborze Wincenty zawiadomił swoje duchowieństwo i wiernych na synodzie w Sieradzu, gdzie przygotowano propozycje na sobór (1213). Na tym właśnie soborze wprowadzono obowiązek spowiedzi i Komunii wielkanocnej, obostrzono przepisy odnośnie małżeństwa, by nie dopuścić do konkubinatów, obostrzono przepisy dotyczące karności kościelnej, zwłaszcza celibatu duchownych, i ogłoszono nową krucjatę na rok 1217. Po powrocie do kraju Wincenty energicznie wprowadził w swojej diecezji uchwalone na soborze ustawy. Niewykluczone, że z polecenia księcia Leszka Białego pośredniczył także w wysłaniu na dwór węgierski księżniczki bł. Salomei. Wincenty ma także zasługę w podniesieniu poziomu szkoły katedralnej, którą kiedyś sam prowadził. Szerzył kult św. Floriana i św. Stanisława, biskupa. Cześć do Najświętszego Sakramentu miał podkreślić przez wprowadzenie tzw. wiecznej lampki przed tabernakulum. Po dziesięciu latach pasterzowania diecezji krakowskiej, za pozwoleniem papieża Honoriusza III, w 1218 r. Wincenty zrzekł się urzędu. Czuł, że spełnił zadanie swojego życia i postanowił wstąpić do klasztoru. Wybrał sobie opactwo cystersów w Jędrzejowie, przy kościele, który sam konsekrował. Zgodnie z zasadą ascetyczną “Bogu wszystko – sobie nic” pozostawił swój majątek rodowy, bogactwo i splendor urzędu biskupiego, sławę, jaką cieszył się na dworze księcia krakowskiego i – jak podaje tradycja – boso i pieszo jako pokutnik udał się do klasztoru. Przyjął go opat Teodoryk (1206-1247), trzeci z kolei przełożony klasztoru. Opat z zakonnikami wyszli mu na spotkanie; miejscowi do dziś pokazują usypany na tym miejscu Kopiec Spotkania. Ówczesnym zwyczajem biskup rzucił się przed opatem i całym konwentem na twarz i prosił o przyjęcie. Wincenty przeżył tam ostatnich 5 lat swego życia. Mimo że liczył wtedy ok. 70 lat, jako zwyczajny mnich spełniał wszystkie obowiązki surowej reguły: wstawał o północy na dwugodzinne pacierze, uczestniczył siedem razy każdego dnia we wspólnych modlitwach, zachowywał posty. Zasadą cysterskich pokutników było skąpe pożywienie, zgrzebny strój i krótki sen. W wolnych chwilach kończył pisać Kronikę polską. Jako biskup krakowski napisał trzy pierwsze księgi. Teraz zamierzał dzieło dokończyć. Niestety napisał tylko część czwartą – śmierć zabrała go zbyt rychło i przerwała Kronikę w najciekawszym miejscu, kiedy zaczął pisać dzieje, których sam był świadkiem. Kronikę swoją zdołał doprowadzić zaledwie do roku 1202, to jest do końca księgi czwartej. Wincenty Kadłubek jest pierwszym historykiem polskim. Jego historia ma formę dialogu. Jest pisana pięknym językiem łacińskim. Zasługą Wincentego jest to, że zebrał w niej wszystkie podania i mity o początkach Polski. Dużo jest w niej poetyckiej fantazji, ale są także ważne ziarna tradycji. Wincenty zmarł w Jędrzejowie 8 marca 1223 r. i został pochowany w prezbiterium klasztornego kościoła, co może świadczyć o tym, że zmarł w opinii świętości. Publiczny kult biskupa-mnicha nie rozwinął się od razu. Klasztory cysterskie były wtedy szczelnie zamknięte, nawet ich wspaniałe świątynie służyły jedynie celom klasztornym. Nawiedzali grób Wincentego Konrad Mazowiecki, król Kazimierz Wielki, król Kazimierz Jagiellończyk wraz ze swoją matką królową Zofią i Jan Długosz, który w swoich Dziejach wydał mu najpiękniejsze świadectwo. Z lat 1583-1640 Szymon Starowolski na podstawie ksiąg klasztornych przytacza ponad 150 wypadków cudownych, przypisywanych Wincentemu. Wśród nich są nawet wskrzeszenia umarłych. 26 kwietnia 1633 r. dokonano otwarcia grobu Wincentego. Ciało znaleziono prawie nienaruszone, co przyczyniło się do rozbudzenia jego czci. 19 sierpnia tegoż roku ciało umieszczono w mauzoleum, specjalnie dla tego celu zbudowanym. Odtąd kult Wincentego stał się bardzo żywy. Zaczęli napływać pielgrzymi, za zgodą biskupa krakowskiego odprawiano przed ołtarzem wzniesionym Msze wotywne ku czci Kadłubka, przed mauzoleum palono świece. W 1683 r. papież bł. Innocenty XI uznał ołtarz Wincentego za uprzywilejowany, tzn. obdarzony przywilejem odpustu. 13 listopada 1634 r. synod krajowy pod przewodnictwem prymasa Jana Wężyka wniósł do Stolicy Apostolskiej urzędową prośbę o kanonizację Wincentego Kadłubka (oraz Stanisława Kostki, Kingi, Władysława z Gielniowa, Jozafata Kuncewicza i Jana Kantego). W roku 1764 Kongregacja Obrzędów zatwierdziła kult, a papież Klemens XIII podpisał odpowiednią bullę, co równało się formalnej beatyfikacji. Wincenty jest patronem archidiecezji warmińskiej oraz diecezji kieleckiej i sandomierskiej. W ikonografii bł. Wincenty przedstawiany jest w stroju biskupim. Jego atrybutami są pastorał oraz infuła u stóp. |
**************************************************************************************************************
sobota – 10 października
MSZA ŚWIĘTA w ciągu dnia
Antyfona na wejście
Panie, wszystko podlega Twej władzy i nikt nie może sprzeciwić się Twej woli. Ty bowiem stworzyłeś wszystko: niebo i ziemię, i cokolwiek istnieje w przestworzach niebios. Ty jesteś Panem wszechświata.
Kolekta
Wszechmogący, wieczny Boże,
Twoja hojność przewyższa zasługi i pragnienia modlących się do Ciebie; okaż nam swoje miłosierdzie, odpuść grzechy, które niepokoją nasze sumienia, i udziel nam również tego, o co nie ośmielamy się prosić.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Galatów – Ga 3,22-29
Bracia: Pismo poddało wszystko pod władzę grzechu, aby obietnica dostała się na drodze wiary w Jezusa Chrystusa tym, którzy wierzą. Do czasu przyjścia wiary byliśmy poddani pod straż Prawa i trzymani w zamknięciu aż do objawienia się wiary. Tym sposobem Prawo stało się dla nas wychowawcą, który miał prowadzić ku Chrystusowi, abyśmy z wiary uzyskali usprawiedliwienie. Gdy jednak wiara nadeszła, już nie jesteśmy poddani wychowawcy. Wszyscy bowiem dzięki tej wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie.
Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie. Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą dziedzicami.
Oto słowo Boże.
Psalm 105
R/ Pan Bóg pamięta o swoim przymierzu.
Śpiewajcie i grajcie Mu psalmy,
rozgłaszajcie wszystkie Jego cuda.
Szczyćcie się Jego świętym imieniem,
niech się weseli serce szukających Pana. R/
Rozważajcie o Panu i Jego potędze,
zawsze szukajcie Jego oblicza.
Pamiętajcie o cudach, które On uczynił,
o Jego znakach, o wyrokach ust Jego. R/
Potomkowie Abrahama, słudzy Jego,
synowie Jakuba, Jego wybrańcy.
On, Pan, jest naszym Bogiem,
Jego wyroki obejmują świat cały. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je wiernie. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 11,27-28
Gdy Jezus mówił do tłumów, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś”. Lecz On rzekł: „Owszem, ale również błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, przyjmij Ofiarę
przez Ciebie ustanowioną, i przez święte obrzędy,
które odprawiamy jako Twoi słudzy,
dopełnij w nas dzieła odkupienia i uświęcenia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Ponieważ jeden jest Chleb, przeto my wszyscy tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z jednego Chleba i pijemy z jednego Kielicha.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, spraw, aby udział
w tym Sakramencie zaspokoił głód
i pragnienie naszej duszy i przemienił nas
w Chrystusa, którego przyjmujemy.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
****************************************************************
MSZA ŚW. wigilijna z XXVIII Niedzieli
w kościele św. Piotra o godz. 18.00
**************************************************************************************************************
komentarz do LITURGII SŁOWA na XXVII NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ – 4.10.2020
***
Dlaczego ziemia stała się miejscem rodzącym osty i ciernie?
Czy zdaję sobie sprawę, że skarga Boga wypowiedziana dziś w I Czytaniu ustami proroka Izajasza: „Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej, a nie uczyniłem w niej?” dotyczy także, a może szczególnie, mnie? Czy słyszę ten lament kogoś kto dał wszystko co można było dać i nic w zamian nie otrzymał poza ogromną niewdzięcznością?
Żywo w pamięci przechowuję historię dwojga małżonków w bardzo podeszłym już wieku. W trakcie opowiadania często pojawiały się łzy na ich twarzach. Życie stało się dla nich bardzo samotne. Wychowali czworo dzieci a teraz zostali zupełnie zapomniani przez nich. Czują w sobie nie tyle gorycz ile poczucie zawiedzenia.
– Zrobiliśmy wszystko co można było zrobić dla naszych dzieci. Nasza młodość przypadła na bardzo trudne czasy. Więc chcieliśmy, żeby naszym dzieciom zaoszczędzić takiego wzrastania, ale nie tak, by ich rozpieszczać. Kupiliśmy dość duży dom. Mąż pracował bardzo ciężko, bo trzeba było spłacać pożyczkę. To był trudny czas. Życie upływało w ustawicznej walce. Jednak naszym dzieciom nie brakowało niczego. Miały to co ich rówieśnicy.
Ileż nocy nie przespałam nie mogąc zmrużyć ani na chwile oczu z powodu moich skarbów. Często bowiem chorowały, ale Bogu dzięki, szczęśliwie wyrosły z tych wszystkich komplikacji.
Chociaż widziałam jak sąsiedzi wychodzili w ciągu tygodnia kilka razy na jakieś wieczorne rozrywki, my nie mogliśmy sobie nigdy na to pozwolić. Byliśmy szczęśliwi jeżeli udało nam się wypożyczyć na tydzień domek kempingowy na plaży. Ale chętnie podejmowaliśmy te różne wyrzeczenia ze względu na nasze dzieci. Wysyłaliśmy je do możliwie najlepszych szkół nigdy nie żałując pieniędzy na książki ani na to co z nauką związane. Zawsze były dobrze ubrane. Uczyliśmy ich hierarchii wartości, którymi sami żyliśmy. Rodzinne życie było dla nas bardzo istotną sprawą. Przekazaliśmy im nasz dar wiary starając się być dobrym przykładem dla nich. Każdego wieczoru modliliśmy się wspólnie na różańcu. I proszę popatrzyć jaka wdzięczność. Co otrzymaliśmy w zamian od nich? Mówią, że dobry przykład zaciera się na dzieciach. I w naszym przypadku tak się stało.
Najstarszy Janek zrezygnował z uniwersytetu i poszedł w biznes. Bardzo ciężko pracował i mówią, że teraz powodzi mu się świetnie. Z tym, że pieniądze stały się dla niego bogiem. Owszem, na Boże Narodzenie posyła nam dwie butelki wina ze swojej firmy, ale my prawie nigdy go nie widzimy.
Ania jest nauczycielką. Wyszła za mąż za kogoś bardzo dobrze sytuowanego. Nie widzą żadnego sensu, aby mieć dzieci. Ich też bardzo rzadko widzimy. Raczej otrzymujemy od nich pocztówki z różnych egzotycznych miejsc.
Piotruś wydawało się, że jest szczęśliwy w małżeństwie z trojką dzieci aż do momentu kiedy zostawił swoją żonę i poszedł, aby być z młodą dziewczyną. Od tego czasu nigdy się nie pokazał.
I wreszcie nasz najmłodszy, Pawełek, jeszcze się nie ożenił. Wciąż podróżuje. Nie ma ochoty pracować, żeby osiąść na jednym miejscu. Ostatnio otrzymaliśmy wiadomość, że jest gdzieś w Australii.
I tak jak wiemy, żadne z nich nie chodzi do kościoła. Co więcej mogliśmy dla nich zrobić? Czym zasłużyliśmy sobie, aby tak nas potraktowali?
Jest to skarga człowieczego serca, które tylko w pewnej mierze może być dobrą matką, dobrym ojcem. Bezsprzecznie rodzice należą do swoich dzieci. Ale równocześnie zajęci są tyloma innymi sprawami, jak pracą zawodową, małżeństwem, swoimi upodobaniami, czy swoim czasem, który przeznaczają na tyle innych spraw. Należą więc również do siebie. Jedynie Bóg jest naprawdę całkowicie Ojcem, dlatego ma Syna, który jest doskonałym Jego odbiciem. Tu widać ten ciąg dalszy minionej niedzieli, bo Jezus opowiada kolejną przypowieść o swoim Ojcu. A świat stale i wciąż od nowa bałamutnie głosi, że tu na ziemi można stworzyć raj. Czyż nie taki właśnie był Boży zamysł? To Bóg dał ziemię człowiekowi, która pierwotnie miała być miejscem szczęśliwym. Ale niestety człowiek zwątpił w Boże intencje, ponieważ uwierzył przewrotnemu diabłu. I ten pierwszy grzech człowieka pociągnął wszystkie następne. Ziemia stała się miejscem rodzącym osty i ciernie, w których uwikłany jest człowiek przeróżnymi zakłamaniami podsycanymi zawiścią i egoizmem.
Ale Bóg nie rezygnuje. Nie zniechęca się. Robi wszystko, aby ukochanego człowieka, nawet za cenę swojego Syna, ocalić. Byleby tylko coś drnęło w ludzkim sercu.
A co się dzieje wtedy kiedy to serce nie potrafi ani drgnąć? Dzisiejsza przypowieść ostrzega przed takim tragicznym finałem. „Koniec końców – mówi Lewis – odpowiedź tym wszystkim, którzy odrzucają naukę o piekle, stanowi pytanie: Co chcecie, aby Bóg uczynił? By zmazał ich przeszłe grzechy i dał im za wszelką cenę jeszcze jedną szansę, usuwając wszystkie trudności i udzielając wszelkiej cudownej pomocy? To właśnie uczynił na Kalwarii. By im przebaczył? Oni nie chcą przebaczenia. By ich zostawił w spokoju? Niestety: zdaje mi się, że Bóg ta właśnie czyni.”
Łaską jest móc zobaczyć jak winnicę mojego serca wciąż okopuje dobry Bóg, jak czyści ją z kamieni, jak po raz wtóry sadzi szlachetną winorośl, bo może tym razem wydam owoc. Bóg nie ze względu na siebie daje mi swoje przykazania i stawia wymagania, ale to jedynie dla mojego szczęścia. Żeby moje życie nie było jałowe, ale żeby owocowało aż do pełni życia.
Panie, proszę Cię, daj mi tę łaskę.
Ks. Marian SAC
***********************************************************
I CZWARTEK MIESIĄCA
MSZA ŚWIĘTA o godz. 20.30
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
Antyfona na wejście
Bóg opiekował się Teresą i ją pouczał, strzegł jej jak źrenicy oka. Jak orzeł rozpostarł swe skrzydła, wziął ją i nosił na swoich ramionach. Pan sam był jej przewodnikiem.
Kolekta
Boże, Ty otwierasz bramy swojego Królestwa pokornym i małym, spraw, abyśmy z ufnością wstępowali w ślady świętej Teresy od Dzieciątka Jezus i za jej wstawiennictwem osiągnęli Twoją wieczną chwałę. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Hioba – Hi 19,21-27
Hiob powiedział: „Zlitujcie się, przyjaciele moi, zlitujcie, bo ręka Boga mnie dotknęła. Czemu, jak Bóg, mnie ścigacie? Nie syci was wygląd ciała? Oby me słowa zostały spisane, oby w księdze utrwalone! Żelaznym rylcem i ołowiem na skale wyryte na wieki! Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje i jako ostatni stanie na ziemi. Potem me szczątki skórą przyodzieje, i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty”.
Oto słowo Boże.
Psalm 27
R/ W krainie życia ujrzę dobroć Boga.
Usłysz, o Panie, kiedy głośno wołam,
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj mnie.
O Tobie mówi moje serce:
„Szukaj Jego oblicza”. R/
Będę szukał oblicza Twego, Panie.
Nie zakrywaj przede mną swojej twarzy,
nie odtrącaj w gniewie Twojego sługi.
Ty jesteś moją pomocą, więc mnie nie odrzucaj. R/
Wierzę, że będę oglądał dobra Pana
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 10,1-12
Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: «Pokój temu domowi». Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają; bo zasługuje robotnik na swą zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: «Przybliżyło się do was królestwo Boże». Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: «Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże». Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, Ty ukazałeś swoją chwałę
świętej Teresie, wysławiamy Ciebie i pokornie prosimy,
abyś przyjął Ofiarę, którą Ci składamy, tak jak przyjąłeś jej pokorne życie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech Najświętszy Sakrament
rozpali w nas miłość, która pobudziła świętą Teresę
do oddania się Tobie, aby dla wszystkich
wyprosić Twoje miłosierdzie. Przez Chrystusa,
Pana naszego. Amen.
***
po Mszy świętej – godzinna Adoracja przed Najświętszym Sakramentem w intencji kapłanów (21.00 – 22.00)
***
W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo
Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.
Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.
W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.
Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.
W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu.
Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.
Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest kapłaństwo. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.
Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.
***
Modlitwa św. Faustyny:
O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.
O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.
***
Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:
Boże miłosierny,
daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!
Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
a żaden powołany nie został pominięty.
Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!
Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
głoszą słowem, przykładem i życiem!
Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.
Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
którego wylałeś na Apostołów!
Amen.
PROŚCIE PANA ŻNIWA…
“Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.
cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)
**************************************
I PIĄTEK MIESIĄCA
przed Mszą świętą godzinna adoracja od godz. 18.00
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
***
Koła ratunkowe
**
Pierwszy piątek i sobota miesiąca. Czy możemy je traktować jak polisę ubezpieczeniową na wieczność?
Wtym tygodniu przypadają pierwszy piątek i sobota miesiąca – słyszymy regularnie w kościołach. O popularnych nad Wisłą praktykach pierwszych piątków wiemy sporo. Tradycja ma już bowiem… 336 lat. To forma kultu Serca Jezusa objawiona św. Małgorzacie Marii Alacoque w 1673 r. Jezus obiecał tym, którzy odprawią nabożeństwo 9 pierwszych piątków, że nie umrą bez sakramentów świętych. Inną nieprawdopodobną odgórną „ofertę” usłyszała s. Faustyna. Dotyczyła ona Koronki do Bożego Miłosierdzia: „Kapłani będą ją podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby grzesznik był najzatwardzialszy, jeżeli tylko raz zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego”– zapewniał siostrę drugiego chóru sam Jezus.
Tajemnica druga: serce w cierniach
A pierwsze soboty? To nabożeństwa związane z objawieniami w Fatimie. Szukający zawsze drugiego dna i węszący we wszystkim sensację skupiliśmy się przede wszystkim na trzeciej tajemnicy. Napisano o niej grube opracowania, zanim jeszcze Watykan ujawnił 9 lat temu treść orędzia. O nabożeństwach pierwszych sobót, wspomnianych w drugiej tajemnicy, wiemy niewiele. Ostatnio zrobiło się o nich znów głośno. W tym roku ruszyła Wielka Nowenna Fatimska – międzynarodowa inicjatywa związana z przygotowaniami do 100. rocznicy objawień.
13 maja 1917 roku w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria objawiła się Maryja. Pastuszkom, którzy nigdy nie wytknęli nosa poza zabitą dechami wioskę, oznajmiła słowa, które miały wstrząsnąć Kościołem. Rosja wrzała, przygotowując leninowską rewolucję, wokół wybuchały bomby I wojny światowej, a na krańcu Europy dzieci otrzymały przesłanie mające przesądzić o losach świata. Łucja miała 10 lat, Franciszek 9, Hiacynta jedynie 7. Maryja prosiła: „Uciekajcie się do mojego Niepokalanego Serca, pokutujcie w intencji nawrócenia grzeszników”.
W czasie kolejnych objawień Maryja pokazała dzieciom swe Niepokalane Serce otoczone cierniami. Dzieci miały zobaczyć również piekło. Ta wizja bardzo je przeraziła. „Widziałyście piekło, do którego trafiają dusze biednych grzeszników. Aby ich zbawić, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczynią to, co wam powiem, wiele dusz się zbawi i zazna pokoju….” – zapowiedział Gość z nieba. Dodał też, że jeśli ludzkość nie opamięta się, „wybuchnie nowa, jeszcze gorsza wojna światowa, a Kościół zostanie prześladowany”. Maryja przyrzekła, że wróci, by prosić o wynagrodzenie w pierwsze soboty miesiąca.
Hiacynta i Franciszek zmarli wkrótce po objawieniach. Tajemnice, które usłyszeli, zabrali z sobą do grobu. Łucja skrupulatnie notowała słowa Maryi: „Bóg chce wprowadzić na świecie cześć Mego Niepokalanego Serca. Tym, którzy przyjmą to nabożeństwo, obiecuję zbawienie. Dusze te będą przez Boga kochane jak kwiaty, postawione przeze Mnie dla ozdoby Jego tronu. Jeśli się zrobi, to co wam powiem, wielu zostanie uratowanych przed piekłem i nastanie pokój na świecie… Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał znieść wiele cierpień. Różne narody zginą. Na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.
Co usłyszała portugalska nastolatka?
Siedem lat po zakończeniu fatimskich objawień Maryja zezwoliła siostrze Łucji na ujawnienie treści drugiej tajemnicy. 10 grudnia 1925 r. w hiszpańskim Pontevedra Łucja usłyszała o pierwszych sobotach miesiąca. Miał to być praktyczny wymiar kultu Serca Maryi. „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć i przekaż wszystkim, że obiecuję przyjść na pomoc w godzinę śmierci z wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia tym, którzy przez 5 kolejnych miesięcy w pierwsze soboty: odprawią spowiedź, przyjmą Komunię św., odmówią Różaniec i przez 15 minut towarzyszyć Mi będą, rozmyślając o 15 tajemnicach Różańca w intencji zadośćuczynienia” – opowiadała Maryja.
Gdy pięć lat później Łucja poproszona o wyjaśnienie, dlaczego trzeba praktykować akurat pięć sobót, wyjaśniała, że ukazał jej się sam Jezus, tłumacząc: „Powód jest prosty: jest 5 rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi: bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu; przeciwko Jej Dziewictwu; przeciwko Boskiemu Macierzyństwu, gdy jednocześnie nie chce się uznać Jej za Matkę ludzi; starania ludzi, którzy usiłują publicznie wpajać w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet odrazę wobec Niepokalanej Matki; bezpośrednie znieważanie Maryi w Jej świętych wizerunkach. Oto moja córko powody, dla których Niepokalane Serce Maryi nakazuje Mi żądać tego małego zadośćuczynienia. To zadośćuczynienie poruszy Moje Miłosierdzie i wybaczę temu, kto miał nieszczęście Ją znieważyć”.
Zaliczyłem!
Po zamachu na swoje życie Jan Paweł II zapoznał się z dokumentacją objawień. Stał się apostołem orędzia z Fatimy, bo jak podkreślał, swe ocalenie wiązał z objawieniami Maryi w portugalskiej wiosce. 13 maja 2000 roku spotkał się na rozmowie w cztery oczy z s. Łucją. Sam praktykował nabożeństwo pierwszych sobót. Bardzo wymowny był dzień jego śmierci. Zmarł w pierwszą sobotę miesiąca, w wigilię uroczystości Bożego Miłosierdzia. Wyrachowani do bólu, czynimy z fatimskiego przesłania teologię bankomatu. Obietnice traktujemy jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej. Bóg rzuca nam koła ratunkowe, a my przerabiamy je na walutę. Wrzucamy je do bankomatu i z uśmiechem sprawdzamy stan konta. No, nie jest najgorzej: troszkę już się uzbierało.
O takiej mentalności znakomicie opowiada jezuita o. Wojciech Ziółek: – Z wymyślonym przez nas Bogiem jest bardzo wygodnie żyć. Wystarczy się rozliczyć jak z fiskusem. Płacę i wymagam. Jaka praca, taka płaca. Traktujemy modlitwę jak kartę kredytową: wkładam i wypłacam. Wystarczy wstukać PIN: ko-ron-ka albo ró-ża-niec i gotowe. Troszkę wprawdzie trzeba pocierpieć, ale generalnie się opłaca. Nie musimy wpadać w ręce Boga żywego”. Tymczasem sama s. Łucja wyraźnie przestrzegała, że w praktyce pięciu sobót należy podkreślić intencję wynagrodzenia za grzeszników, a nie asekurację na godzinę śmierci.
Inne zagrożenie? Praktyka pierwszych piątków czy sobót bardzo łatwo może zamienić się w magiczne rytuały. „Uzbierałem już osiem pierwszych piątków ale, niestety, w ostatnim miesiącu nie mogłem dojść do kościoła. I co? Wszystko na nic?”. Przypomina mi to historię naszego fotoreportera, który spacerował po meczecie w Damaszku. Kilka razy przechodził między modlącymi się muzułmanami a torbami, które kładli przed sobą na podłodze. Za każdym razem reagowali zniecierpliwionym fuknięciem. W końcu, gdy nasz fotograf przeparadował między jednym z rozmodlonych facetów a jego torbą, ten zniecierpliwiony przeniósł się na inne miejsce. Okazało się, że gdy ktoś zakłóci muzułmanom przestrzeń modlitwy, którą sobie stworzą, muszą zaczynać wszystkie modlitwy od początku. Z praktyki „kolekcjonowania” piątków i sobót może wyłonić się nieprawdziwy obraz Boga – buchaltera z kalkulatorem w dłoni, który z satysfakcją zaznacza parafkę w kolejnych rubrykach. – Skupiamy się na gadżetach, a zapominamy o istocie – wyjaśnia w wywiadzie ks. dr Grzegorz Strzelczyk. W 1943 roku ukryta w lasach Beskidu mistyczka Kunegunda Siwiec usłyszała od Maryi: „Twoje serce jest małym niebem dla mojego syna. Odpoczywa w Nim. Pocieszaj Go”. Dwadzieścia lat wcześniej portugalska dziewczyna Łucja dos Santos usłyszała: „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć”. To istota objawień.
Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 46/09
**********
Cześć należna Chrystusowi Eucharystycznemu. O niej przypominał Anioł w Fatimie
fot. PCh24.pl
Nasz Pan, Jezus Chrystus, jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Poprzez Eucharystię uczestniczymy w Ofierze Krzyża, przyjmujemy Komunię świętą przyjmujemy samego Chrystusa, to Chrystus jednoczy nas w tym sakramencie, udziela łask, gładzi grzechy i ofiarowuje nam zadatek przyszłego życia w Niebie. Stąd też musimy zawsze pamiętać o tym, by przystępować do tego Przenajświętszego Sakramentu tak często, jak to tylko możliwe, przyjmując do swej duszy Zbawiciela w sposób godny – tak wewnętrznie, jak i zewnętrznie.
Pan Jezus pozostawił nam jasną naukę: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata (J 6, 51). Jak tłumaczył święty Augustyn, nie musimy szukać drogi prowadzącej do Boga, objawił nam ją Zbawiciel. Chrystus jest drogą, światłem i życiem, chcąc mieć udział w Jego życiu, musimy także przyjmować „chleb żywy, który zstąpił z Nieba”, karmić się Eucharystią. W tym sakramencie spotykamy naszego Zbawiciela, realnie, choć pod postacią chleba, Chrystus jest ukryty w każdej, nawet najmniejszej, cząstce konsekrowanej Hostii.
Apostołowie pouczali już pierwsze wspólnoty chrześcijan o tym, jak wielki jest to Sakrament i z jak wielką starannością należy do niego przystępować. Święty Paweł podkreślał, że ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też umarło. Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni (1 Kor 11, 26-31). „Konstytucje Apostolskie”, anonimowy pomnik literatury chrześcijańskiej z IV wieku, zawierał następujące pouczenie: „Przyjąwszy kosztowne Ciało i drogą Krew Chrystusa, składajmy dzięki Temu, który uczynił nas godnymi uczestnictwa Jego świętych tajemnic i prośmy, aby nam nie były na sąd i potępienie, ale ku zbawieniu na pożytek duszy i ciała, na ochronę pobożności, na odpuszczenie grzechów i żywot wieczny. Powstańmy w łasce Chrystusa; sami ofiarujmy się Bogu, jedynemu Bogu niezrodzonemu i Jego Chrystusowi”.
Wiara Kościoła jest niezmienna, w Eucharystii obecny jest sam Chrystus, źródło naszej nadziei i życia, dlatego też przyjmowanie Go wymaga odpowiedniego przygotowania, odpowiedniej czci i dziękczynnej modlitwy. Przygotowanie to posiada charakter duchowy, wymaga znajdowania się duszy w stanie łaski uświęcającej, intencji godnego przyjęcia Pana, jak i fizyczny: dotyczy to tak zachowania odpowiedniego postu eucharystycznego, jak i postawy, zachowania względem sakramentu. Dziś znajdujemy się jednak w sytuacji pozbawionej precedensu, cześć wobec Najświętszego Sakramentu jest pomniejszana, w wielu miejscach świata Bóg obecny pod postacią chleba jest udzielany wiernym, którzy nie są do tego właściwie przygotowani, a na dodatek w sposób pozbawiony właściwej czci wobec Przenajświętszych Postaci. Udzielanie Komunii Świętej do rąk wiernych – będące jeszcze kilka dekad temu nadużyciem, a następnie praktyką dopuszczaną ze względu na brak możliwości jej wyeliminowania – stało się dziś nową „normą”, gwałcącą tak prawa i tradycje Kościoła, jak i sumienia wiernych oraz kapłanów. Wystarczy zadać sobie jedno pytanie: czy można w sposób właściwy i godny przyjmować Pana ukrytego w Eucharystii, okazując równocześnie lekceważenie postaciom sakramentalnym? Albo przyjmując je w sposób, który nie chroni ich przed profanacją?
Pewną wskazówkę ofiarowują nam objawienia w Fatimie. Pastuszkowie zostali wprost poproszeni przez Anioła o wynagradzanie zniewag i „pocieszanie” Pana, spotykającego się z niewdzięcznością ludzi: Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której pływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę: „Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię z czcią najgłębszą. Ofiaruje Ci przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników”. Następnie podnosząc się z klęczek wziął znowu w rękę kielich i Hostie. Hostie podał mnie, a zawartość kielicha podał Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia mówiąc równocześnie: „Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga!” (Wspomnienia s. Łucji z Fatimy, T.1, Secretariado dos Pastorinhos, Fatima, s. 177).
**
Wskutek zagrożenia epidemicznego praktyka udzielania Komunii Świętej na rękę została upowszechniona także i w Polsce, co więcej, w wielu miejscach bywała przedstawiana jako odpowiadająca woli Kościoła, bo bardziej „odpowiedzialna” metoda przyjmowania Ciała Pańskiego. To nieprawda. Jak się dziś dowiadujemy, lekarze podkreślają, że przyjmowanie Komunii do dłoni nie stanowi „bezpieczniejszej” metody przyjmowania Komunii, jest wprost przeciwnie. Co więcej, taka forma komunikowania sprzyja niewłaściwemu traktowaniu Eucharystii. Kapłan udzielając Komunii w sposób tradycyjny, zachowuje troskę o partykuły eucharystyczne, małe drobinki konsekrowanego chleba, w których także obecny jest sam Chrystus. Przyjmując Komunie do rąk, drobinki te pozostają na dłoniach wiernych, ich los może być różny. To przeczy właściwej czci wobec Sakramentu. Zresztą, jak Stolica Apostolska dopuszczając w przeszłości taki sposób udzielania Komunii Świętej w pewnych miejscach – w których nadużycie to zapuściło już korzenie – z naciskiem podkreślała, że nie może to prowadzić do spadku wiary w realną obecność Pana, ani też sprzyjać profanacją. Dziś wiemy, że niestety stało się inaczej…
W tej sytuacji Stowarzyszenie im. Księdza Piotra Skargi przygotowało specjalną broszurę, poświęconą właściwej czci wobec Najświętszego Sakramentu. Jak w niej czytamy, kiedy Komunia święta jest udzielana do rąk, „Ciało Pana Jezusa kładzione jest przez szafarza na lewej dłoni, po czym wierny palcami prawej podnosi Je do ust. Zarówno na dłoni, jak i na palcach mogą pozostać drobne okruszki Hostii. Biskup Juan Rodolfo Laise OFMCap w książce pt. Komunia św. na rękę? twierdził nawet, że w tym przypadku potrzebny byłby cud, żeby przy każdej Komunii jakaś cząstka nie upadła na ziemię lub nie została na dłoni wiernego”. Nie stanowi to więc kwestii drugorzędnej… Co więcej, sposób, w jaki przystępujemy do Ołtarza Pańskiego, wyraża naszą wiarę, postawę wobec samego Pana Jezusa.
Dzięki broszurze „W tej Hostyi jest Bóg żywy” dowiesz się więcej o wierze i tradycji Kościoła, wprowadzeniu nadużycia polegającego na udzielaniu Komunii świętej na rękę i jego konsekwencjach, poznasz autentyczne stanowisko Kościoła w tej sprawie – stanowisko, o którym dziś wielu nie chce pamiętać ani przywiązywać do niego wagi… Poznasz również historię ostatnich cudów eucharystycznych i płynącą z nich naukę.
Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebna jest pokuta, ofiara i modlitwa wynagradzająca za grzechy, których doświadcza Chrystus ukryty pod postacią chleba i wina. W ciągu ostatnich miesięcy apelował o to biskup Athanasius Schneider z Kazachstanu. Co możesz zrobić? Wejdź na stronę www.cialochrystusa.com i zamów broszurę poświęconą czci należnej Eucharystii. Pamiętaj o właściwym przyjmowaniu Ciała Pańskiego i modlitwie wynagradzającej!
PCh24.pl/mat
*****
3.10.2020
I SOBOTA MIESIĄCA
MSZA ŚW. w kościele św. Piotra o godz. 18.00
po Mszy św. nabożeństwo pierwszej soboty miesiąca wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa skierowane przeciwko Najświętszej Maryi Pannie
źródło: pixabay.com/PCh.pl
*****
Dziś nie będzie transmisji z Nabożeństwa Pierwszej Październikowej Soboty Miesiąca z kościoła św. Piotra, dlatego proponuję połączyć się z Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach:
program transmisji:
godz. 18.10 – program słowno-muzyczny
godz. 18.30 – modlitwa różańcowa
godz. 19.05 – 15-minutowa medytacja
godz. 19.20 – Msza św. z homilią
Transmisja ON LINE na kanale YouTube
– Czy pamiętasz warunki nabożeństwa wynagradzającego, o które prosi Matka Boża?
Pragnąc uczynić zadość prośbie Matki Bożej należy:
1. przystąpienie do spowiedzi św. i przyjęcie komunii św.,
2. odmówienie jednej części różańca,
3. odprawienie piętnastominutowej medytacji,
4. a wszystkie warunki odprawiamy w intencji wynagradzającej Niepokalanemu Sercu Maryi.
Siostra Łucja przypomina, iż wskazana intencja wynagradzająca jest najistotniejszym warunkiem nabożeństwa.
Ikona Matka Boża Fatimska napisana ręcznie. Wykonana według tradycyjnej technologii, na desce lipowej ze szpongami (15 x 15 cm), na gruncie kredowo – klejowym, malowana techniką tempery jajowej. Tło pokryte szlagmetalem (imitacja złota), złote ornamenty na nimbie i szacie wykonane złotem 22 ct.
Ikona przedstawia wizerunek Matki Bożej Fatimskiej w ujęciu popiersia. Pierwowzór takiej ikony został namalowany współcześnie, przez prawosławnego ikonografa w Petersburgu na pocz. XXIw. Wizerunek ten nawiązuje do tradycyjnych przedstawień Maryi w ikonach chrześcijańskiego Wschodu. Biel szaty symbolizuje światło, jakie prześwietlało postać Maryi podczas objawień w Fatimie oraz jej chwałę. Złoto w ikonie jest symbolem świętości, transcendencji. Grecki monogram umieszczony w tle oznacza „Matka Boga”.
Treść objawień Matki Bożej w Fatimie w 1917 r.
na podstawie Wspomnień Siostry Łucji
tekst zatwierdzony przez Biskupa diecezji Leiria
Fatima, grudzień 2002
13 października 1917 – szóste objawienie się Matki Bożej
13 października 1917. Wyszliśmy z domu bardzo wcześnie, bo liczyliśmy się z opóźnieniem w drodze. Ludzie przyszli masami. Deszcz padał ulewny. Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć. Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie pokornej i błagalnej.
Gdyśmy przybyli do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
– „Czego Pani sobie ode mnie życzy?”
– „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu”.
– „Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy: czy zechciałaby Pani uzdrowić kilku chorych i nawrócić kilku grzeszników i wiele więcej”.
– „Jednych tak, innych nie. Muszą się poprawić i niech proszą o przebaczenie swoich grzechów”.
I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:
– „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony”.
Znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. Oto, Ekscelencjo, powód dlaczego zawołałam, aby ludzie spojrzeli na słońce. Zamiarem moim nie było zwrócenie uwagi ludzi w tym kierunku, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności. Zrobiłam to jedynie pod wpływem impulsu wewnętrznego, który mnie do tego zmusił.
Kiedy Nasza Pani znikła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża.
Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna.
Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską.
Uwagi końcowe
Oto, Ekscelencjo, historia objawień Matki Boskiej w Cova da Iria w 1917 roku.
Zawsze, gdy z jakiegoś powodu musiałam mówić o nich, starałam się uczynić to jak najzwięźlej z pominięciem intymnych spraw osobistych, bo by mnie to bardzo wiele kosztowało. Ale ponieważ są one Boże, a nie moje, i ponieważ Bóg teraz Waszą Ekscelencję o nie pyta, oddaję je niniejszym. Świadomie nie zatrzymuję niczego, co do mnie nie należy. Wydaje mi się, że brak tylko kilku małych szczegółów odnoszących się do próśb, które przedstawiłam. Ponieważ były to sprawy bardziej materialne, nie miały dla mnie specjalnego znaczenia i być może nie utkwiły mi tak żywo w pamięci. A poza tym było ich tak wiele! Miałam i z tym tyle roboty, aby sobie przypomnieć niezliczone łaski, o które miałam Matkę Bożą prosić, że może tu i tam wślizgnęła się jakaś pomyłka, kiedy np. powiedziałam, że wojna skończy się w tym samym dniu, tj. 13 (Prawdę mówiąc, Łucja nie powiedziała wprost że wojna skończy się w tym samym dniu. Nakłoniona została do tego przez wiele naglących pytań, które jej stawiano).
Wiele ludzi było zdumionych pamięcią, którą Bóg mi raczył dać. Dzięki nieskończonej dobroci Bożej jest to pod każdym względem naprawdę wielki dar. Jednak w nadprzyrodzonych sprawach nie trzeba się dziwić, że tak głęboko odciskają się w pamięci, że po prostu nie można ich zapomnieć. W każdym razie sensu spraw, które one oznaczają, nigdy się nie zapomina, jeżeli Bóg sam nie sprawi, że się je zapomni.
*************************************************
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Wszystko, co na nas dopuściłeś, Panie, spotkało nas według sprawiedliwego wyroku, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie i nie strzegliśmy Twoich przykazań. Lecz zechciej wsławiać swe imię i postąp z nami według wielkiego miłosierdzia swego.
Kolekta
Boże, Ty przez przebaczenie i litość najpełniej okazujesz swoją wszechmoc, udzielaj nam nieustannie swojej łaski, abyśmy dążąc do obiecanego nam nieba,
stali się uczestnikami szczęścia wiecznego.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Hioba – Hi 42,1-3.5-6.12-17
Hiob odpowiedział Panu: „Wiem, że Ty wszystko możesz, co zamyślasz, potrafisz uczynić. Kto przysłoni plan nierozumnie? O rzeczach wzniosłych mówiłem. To zbyt cudowne. Ja nie rozumiem. Dotąd Cię znałem ze słyszenia, teraz ujrzało Cię moje oko, dlatego odwołuję, co powiedziałem, kajam się w prochu i w popiele”. Potem Pan błogosławił Hiobowi, tak że miał czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów, tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic. Miał jeszcze siedmiu synów i trzy córki. Pierwszą nazwał Gołębicą, drugą – Kasją, a trzecią – Rogiem-z-kremem-do-powiek. Nie było w całym kraju kobiet tak pięknych jak córki Hioba. Dał im też ojciec dziedzictwo między braćmi. I żył jeszcze Hiob sto czterdzieści lat, i widział swych synów i wnuków – cztery pokolenia. Umarł Hiob stary i w pełni dni.
Oto słowo Boże.
Psalm 119
R/ Okaż swym sługom pogodne oblicze.
Naucz mnie trafnego sądu i umiejętności,
bo ufam Twoim przykazaniom.
Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś,
bym się nauczył Twych ustaw. R/
Wiem, Panie, że sprawiedliwe są Twoje wyroki,
że dotknąłeś mnie słusznie.
Wszystko trwa do dzisiaj według Twoich wyroków
bo wszelkie rzeczy Ci służą. R/
Jestem Twoim sługą, daj, abym zrozumiał
i poznał Twoje napomnienia.
Poznanie Twoich słów oświeca
i naucza niedoświadczonych. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 10,17-24
Wróciło siedemdziesięciu dwóch, z radością mówiąc: „Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają”. Wtedy rzekł do nich: „Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.
W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.
Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Miłosierny Boże, przyjmij z upodobaniem naszą Ofiarę i spraw, aby przez nią otwarło się dla nas źródło wszelkiego błogosławieństwa. Przez Chrystusa,
Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Pomnij, Panie, na słowo wyrzeczone do swojego sługi, przez które dałeś mi nadzieję, w moim utrapieniu jest mi ono pociechą.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, niech Najświętszy Sakrament odnowi nasze dusze i ciała, abyśmy przez uczestnictwo w Ofierze upamiętniającej śmierć Chrystusa
mogli się stać współdziedzicami Jego chwały.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
*********************************************************