______________________________________________________________________________________________________________
SOBOTA – 29 PAŹDZIERNIKA
DZIEŃ NAWIEDZIN GROBÓW NASZYCH ZMARŁYCH RODAKÓW NA GLASGOWSKICH CMENTARZACH:
Lambhill – St.Kentigern’s RC, The Linn, Cardonald i zakończenie modlitwą różańcową na cmentarzu St. Peter’s RC – Dalbeth (1900 London Road G32 8TX) o godz. 14.30
GODZ. 17.00 – W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 18.00 – MSZA ŚW. z XXXI NIEDZIELI ZWYKŁEJ W INTENCJI CZŁONKÓW ŻYWEGO RÓŻAŃCA.
PO MSZY ŚW. – PRZEKAZANIE NOWEJ INTENCJI NA MIESIĄC LISTOPAD I PODANIE KOLEJNYCH TAJEMNIC RÓŻAŃCOWYCH
______________________________________________________________________________________________________________
W NOCY ZMIANA CZASU Z LETNIEGO NA ZIMOWY
______________________________________________________________________________________________________________
NIEDZIELA – DZIEŃ PAŃSKI – 30 PAŹDZIERNIKA
KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
GODZ. 13.30 – ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 14.00 – MSZA ŚW.
PO MSZY ŚW. – KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
______________________________________________________________________________________________________________
Święci nie odróżniali się w swojej zwyczajności od innych:
bp Krzysztof Włodarczyk
„Święci nie odróżniali się w swojej zwyczajności od innych” – podkreślał w bydgoskim sanktuarium Świętej Rity bp Krzysztof Włodarczyk. W fordońskiej świątyni zorganizowano „Dzień – Noc Świętych”. Uczestniczyły w niej dzieci, które przebrały się za swoich ulubionych świętych.
Tym razem w sposób szczególny – poprzez relikwie – towarzyszyli obecnym: św. Łazarz, bł. męczenniczki M. Paschalis i IX towarzyszek ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety zamordowane przez żołnierzy radzieckich w 1945 r. Była również obecna w swoim wizerunku i symbolicznym różańcu bł. Paulina Jaricot.
– Bez wątpienia to okazja, by poprzez gest, słowo, muzykę i charakteryzację móc utożsamić się z historią świętych – mówił w czasie homilii biskup.
Było to odniesienie do wiernych, zwłaszcza dzieci, które poprzez stroje wcieliły się w rolę wielkich postaci.
– Dzięki różnorodności bohaterów mamy okazję do tego, by każdy z nas znalazł coś dla siebie z bogactwa ich życia – powiedział, dodając, że poprzez takie spotkania krzewi się przede wszystkim wzorce dla współczesnego człowieka, który wśród wielu opcji, lub ich braku, może odnaleźć przykład życia, bliski swojemu sercu, możliwy do zrealizowania w codzienności.
Święci – jak zauważył bp – są ludźmi jak każdy z nas, podlegając podobnym słabościom. Następnie przywołał przykłady kilku bohaterów. Jednym z nich był św. Alfons Liguori, z którym żaden ze współbraci nie mógł wytrzymać dłużej niż dwa lata. – Także św. Hieronim, doktor Kościoła, był tak gwałtownego usposobienia, że gdy dojrzał gdzieś jakąś herezję, to nie przebierał w słowach. Obraził swojego przyjaciela Rufina, nazywając go „świniokwikiem”, kiedy zaczął on bronić błędów Orygenesa. Później żałował i pokutował. Nosił ze sobą kamień, bijąc się nim w piersi za niewłaściwe słowo.
Biskup Włodarczyk podkreślił, że „świętymi jest napełniony cały świat”. Dodał, że „Polskie Niebo” liczy 275 osób: 218 mężczyzn i 57 kobiet.
– Każda matka, ojciec, dziecko, babcia, kapłan, biskup, brat i siostra zakonna, kleryk, z sercem, pełnym oddaniem i zaufaniem Panu Bogu, wypełniającym swoje zadania – jest święty – powiedział, dodając, że środki prowadzące do świętości są powszechnie znane i dostępne dla każdego. To m.in.: modlitwa, sakramenty święte, życie wspólnotowe, słowo Boże, wypełnianie powołania.
Łatwo – jak dodał – odpowiedzieć na pytanie – co to jest świętość? Natomiast o wiele trudniej – w jaki sposób zostać świętym? – To bowiem jest odpowiedzią indywidualną, osobistą każdego z nas. Kościół podaje wzory wielu, którzy inspirują żarem miłości Boga. Każdy jest osobą niepowtarzalną, jedyną. Dlatego drogę naszej świętości wskazują natchnienia Ducha Świętego, skierowane na adres naszego serca – zakończył.
Bydgoska parafia św. Łukasza i Ewangelisty i św. Rity jest w posiadaniu 364 relikwii. Znajdują się one w erygowanej przez bp. Krzysztofa Włodarczyka – 18 października 2022 roku – Kaplicy Matki Bożej Królowej Wszystkich Świętych przy sanktuarium Świętej Rity. To do niej uczestnicy „Dnia – Nocy Świętych” przeszli w procesji eucharystycznej, adorując Najświętszy Sakrament, oddając przy Nim cześć świętym i błogosławionym. W modlitwie uczestniczyli przedstawiciele Bractwa Świętej Rity, Rycerzy Kolumba oraz Rycerskiego i Szpitalnego Zakonu św. Łazarza z Jerozolimy.
Były również elżbietanki, które wniosły relikwie – kielich. W pierwszych tygodniach 1945 roku służył on do sprawowania Mszy św. w kaplicy Najświętszego Serca Jezusa w Domu św. Elżbiety przy ul. Słowiańskiej 16 w Bydgoszczy, w którym mieszkały siostry starsze i chore. 24 marca 1945 roku klasztor zajęło wojsko radzieckie. To wtedy „kielich” został sprofanowany przez czerwonoarmistów. Oprawcy najpierw korzystali z niego przy posiłkach, a potem bawili się, do niego strzelając. – Każdy z nas może zostać świętym i nie potrzeba do tego nie wiadomo, jak wielkich czynów – dodał Dawid Cesarz.
Był on przebrany za patrona diecezji bydgoskiej bł. Michała Kozala, który zginął w obozie w Dachau. – Mimo ciężkiego dla naszego narodu czasu, jakim była druga wojna światowa, nie poddał się, idąc drogą powołania – dodał.
– Jestem św. Anną, którą bardzo kocham i szanuję. Jest to moja patronka – powiedziała Anna Schmidt, która przyszła z dziećmi. Wśród nich był mały Darek jako Franciszek z Fatimy. – Święci są w naszym życiu pewnym drogowskazem. Mogą być nam bardzo bliscy. Idąc z synem do kościoła, rozmawialiśmy o życiu Franciszka, że pasł owieczki, mówił różaniec, kochał Maryję – dodała Anna Schmidt. – Przyszedłem do Pana Jezusa, by się pomodlić – dodał Darek.
– Kult świętych w naszej parafii rozpoczął się w 2002 roku, kiedy z Krakowa zostały przywiezione relikwie św. Siostry Faustyny i św. Brata Alberta Chmielowskiego. Mając tak wielki „panteon Łukaszowy” widzimy, jak święci pociągają świętych i każdego z nas – podsumował proboszcz i kustosz ks. kan. Mirosław Pstrągowski.
Kai.pl/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
***
Ks. Robert Skrzypczak o Halloween:
Demon nie żartuje
Zbliża się Halloween – komercyjne święto z Zachodu, którego korzenie sięgają celtyckich wierzeń. Jakie stanowisko wobec tego święta powinni zająć katolicy? Przypominamy wywiad z ks. prof. Robertem Skrzypczakiem, który przekonuje, że wierzący „powinni traktować Halloween tak, jak pierwsi chrześcijanie traktowali kulty obcych bogów i ofiary im składane. To znaczy z poczuciem wewnętrznej wolności od tego – my tego nie potrzebujemy”.
Fronda.pl: Niebawem będziemy świętować uroczystość Wszystkich Świętych, a także wspominać naszych bliskich, którzy odeszli już z tego świata. Jednocześnie świat komercyjny zachwycać się będzie przebraniami diabłów i świętować halloween. Skąd taka banalizacja śmierci w dzisiejszym świecie? Czy powodem może być coraz większa sekularyzacja?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Oczywiście, że tak. To jest przejaw przebijania się na nowo do masowej wyobraźni kultury pogańskiej. Święto Halloween swoimi korzeniami sięga do religijnych tradycji celtyckich. Te misteria związane z celebrowaniem śmierci tak samo, jak analogicznie w wydaniu polskim dziady, miały na względzie odebranie śmierci jej straszącego, piorunującego, przygniatającego wymiaru. Śmierć dla człowieka jest zagadką, zapowiedzią kresu, końca, ostatniego etapu życia. Dlatego też ludzie zawsze poprzez misteria i celebracje religijne, odwoływanie się do kultów okultystycznych czy fatumistycznych , próbowali odebrać śmierci jej straszność, oswoić ją i do niej przywyknąć. W dzisiejszym rozumieniu halloween jest ta sama intencja – pozbawienie śmierci jej realistycznego, dramatycznego przesłania, poprzez wyszydzanie jej. Poprzez sprowadzenie jej do roli zabawy, czegoś miłego i sympatycznego. Stąd dyskoteki przy trumnach, przebieranie się za wampiry, zombie, czy też opowieści z dreszczykiem. Także horrory i dreszczowce, przeżywane wygodnie, na fotelu z pilotem w ręku. To jest jakby przejaw ludzkości, która sięgnęła kresu rozpaczy. Kresu, który bierze się stąd, że ludzie zagubili zmartwychwstanie i chrześcijańskie przesłanie o tym, że śmierć została pokonana. Chrystus zmartwychwstał, istnieje życie wieczne. Istnieje nie tylko coś poza śmiercią, ale także świadomość, że nasze życie będzie kontynuowane, przeobrażone, a my będziemy żyć na wieki dzięki Chrystusowi. Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał – mówi św. Paweł – to jesteśmy pajacami, którzy budują sobie fałszywe wyobrażenia nadziei i opierają się na bzdurach. Jeśli natomiast naprawdę przyjmujemy, że on zmartwychwstał prawdziwie, to istnieje życie, którego śmierć nie jest w stanie zniszczyć. Dlatego my, chrześcijanie, potrzebujemy dziś na nowo to sobie uświadomić. Ludzkość dotarła do pewnego kresu, jakim jest rozpacz. Próbuje teraz zrobić z tą rozpaczą pewien rodzaj operacji, polegający na banalizowaniu jej, przykryciu lukrem, założeniu jej maski klauna. To jednak nic nie daje, bo rozpacz rozpaczą pozostaje, a za nią kryje się przeczucie pustki, przepaści, świadomości kresu życia. Jedna z kanadyjskich badaczek stwierdziła, że żyjemy w epoce postmoralnej.
To znaczy?
Oznacza to, że człowiek wyczerpał już wszelkie teorie dotyczące własnej śmierci. Z jednej strony próbuje oswoić ją poprzez kulty, z drugiej chce stawiać się w roli tego, który decyduje o tym, kiedy i który człowiek ma się urodzić, który i kiedy powinien skończyć swoje życie, a nawet w jaki sposób powinien tego dokonać. To znaczy, że ludzkość intuicyjnie czuje, że śmierć ogarnie wszystko. A śmierć w naszej kulturze panoszy się naprawdę wszędzie. Trudno wyobrazić sobie film czy sztukę lub grę komputerową, w której trup nie ścieliłby się gęsto. To także jest pewna forma oswajania się ze śmiercią, pozór panowania nad nią. Śmierć stała się elementem rozrywki, zabawy. To doprowadza ostatecznie do depresji i rozpaczy. Ludzkość pochłonięta jest obsesją na temat śmierci. Sztuka – muzyka, poezja, literatura – jest pełna śmierci. My, chrześcijanie, potrzebujemy uświadomić sobie dziś, że my mamy odpowiedź na to. W nasze ręce złożony został „antybiotyk” , lekarstwo na śmierć. Mamy dostęp do kogoś, kto ze śmiercią wygrał. Wierzymy w to, że Bóg zniszczył grobowiec swojego Syna i wydobył go stamtąd, więc Chrystus żyje. W momencie zmartwychwstania Jezus zainicjował nową drogę, która jest drogą pokonania tego muru, jakim jest śmierć. Kto wierzy w Chrystusa zmartwychwstałego, temu śmierć nie uczyni szkody. To daje ogromną odwagę życia, możliwość akceptowania go takim, jakie ono jest. Wówczas śmierć staje się nie barierą, murem, który należy pomalować na kolorowo lub zeszpecić tapetami, albo udawać, że go w ogóle nie ma, a życia elementem, jego pewnym wymiarem. Miłość jest potężniejsza od śmierci. W halloween jest zabawa, rozrywka, szukanie środków przeciwbólowych. W zmartwychwstaniu, którego wyrazem jest chrześcijańskie święto Wszystkich Świętych, jest miłość, a miłość zwycięża.
Co roku Kościół przypomina katolikom, że świętowanie halloween jest obce naszej kulturze, ponadto może być szkodliwe, gdyż zagrożenia duchowe są duże – to już w końcu nie tylko niewinna zabawa, lecz często świadome otwieranie się na wpływ złego. Czy katolik powinien halloween omijać szerokim łukiem?
Katolicy powinni traktować Halloween tak, jak pierwsi chrześcijanie traktowali kulty obcych bogów i ofiary im składane. To znaczy z poczuciem wewnętrznej wolności od tego – my tego nie potrzebujemy. Trzeba innym ludziom mówić, że to jest złudne, że to nie jest wyjście i to nie rozwiązuje problemów dotyczących życia i śmierci. Dobra jest taka rozrywka, która także człowieka ubogaca. Rozrywka, która stanowi jedynie plaster na poczucie paniki, czy chwilowe uśmierzenie lęku przed egzystencją, nie ma sensu i jest oszustwem. Poza tym halloween może stać się także medium. Wiemy przecież, że żyjemy w rzeczywistości o wiele bogatszej niż to, co mogą postrzegać nasze zmysły. Święty Paweł mówi w liście do Kolosan, że świat niewidzialny jest znacznie większy, niż ten widzialny. Ów świat niewidzialny zamieszkują oczywiście rzeczywistości przyjazne człowiekowi, ale i takie, które wobec niego mogą być wrogie. Rzeczywistość sił metafizycznych, którymi karmi się magia, okultyzm, idolatria, to wszystko ma właściwość medialną, to znaczy, że człowiek może zostać w ten sposób zainfekowany. Nawet w sytuacji, gdyby z podejściem laicystycznym twierdził ktoś, że w to wszystko nie wierzy, że wszystko to tylko zabawa, żart, to trzeba mieć tę świadomość, że o ile my z rzeczywistości duchowej możemy sobie dworować, to już demon nie ma skłonności do żartów. On chce człowieka uwieść i pokonać, przede wszystkim pozbawiając go nadziei i wpędzając w egzystencjalne piekło. Powinniśmy sami od tego stronić, ale także nie męczyć się w przestrzeganiu przed tym innych ludzi.
Dla wielu młodych ludzi halloween jest atrakcyjne ze względu na obecną w nim aurę tajemniczości, czy horroru, co jest nam znane z popkultury. Co Kościół może zrobić, aby te osoby przyciągnąć do Boga i pokazać im, że obchodzone w tym okresie święto w Kościele Katolickim to bogactwo duchowych przeżyć, w przeciwieństwie do hucznego, banalnego halloween, święta, które w zasadzie jest po prostu kolejnym powodem, by poimprezować?
Oczywiście, żyjemy dziś w takiej płaskiej popkulturze, banalnej. Niejednokrotnie, zwłaszcza mieszkając jeszcze we Wloszech, zauważałem, że halloween jak wiele innych podobnych świąt, zmierza do jednego: do tego, by się napić, najeść i pobyć razem. My, jako chrześcijanie, nie powinniśmy przede wszystkim polemizować, zwalczać, potępiać. To nie ma wielkiej skuteczności. W naturze ludzkiej jest przekora – robienie czegoś dokładnie odwrotnie niż to, przed czy się go ostrzega. Potrzebujemy pokazywać ludziom, że najbardziej relaksująca i gwarantująca odpoczynek jest miłość. A miłości nie znajdziemy w halloween, dreszczowcach czy horrorach. Jest tam próba bawienia się strachem, oswajanie potworności, fatum, tego co nieznane, nieuchwytne. Natomiast my, chrześcijanie, jesteśmy apostołami miłości, bo to miłość została nam objawiona. Jesteśmy po to, żeby mówić ludziom, że miłość jest osobą, Bogiem i że ta miłość wygrała.
Dziękujemy za rozmowę.
Fronda.pl 23.10.2016 r.
______________________________________________________________________________________________________________
Chrześcijanie nie obchodzą Halloween
Tytuł tego artykułu właściwie nie jest prawdziwy. Jest w nim zawarte pobożne życzenie. Chrześcijanie, niestety, coraz częściej obchodzą to „święto”, które ani nie jest świętem, ani też nie da się pogodzić z wiarą w Chrystusa. W naszym kraju Halloween jest nowym zwyczajem, jeszcze niezakorzenionym. Warto więc podjąć zawczasu starania o to, by móc kiedyś śmiało powiedzieć: „chrześcijanie nie obchodzą Halloween”.
Są takie elementy amerykańskiej popkultury, które raz za razem wdzierają się do niegdyś konserwatywnej kulturowo Polski. Wcześniej św. Mikołaj został zastąpiony przez zlaicyzowaną maskotkę Coca-Coli, następnie walentynki wyparły wspomnienie św. Walentego, a teraz Halloween próbuje młodemu pokoleniu wywrócić w głowie sens uroczystości Wszystkich Świętych oraz Dnia Zadusznego.
Droga do piekła
Halloween to celtyckie, a zatem pogańskie święto. Związane było z obrzędami Samhain. W średniowieczu nadano mu nazwę All Hallows Eve – co znaczy – Wigilia Wszystkich Świętych. W skrócie Halloween. Halloween polegało na kontaktowaniu się z zaświatami, po to by odkryć przyszłość, nabrać mocy, zaspokoić potrzeby zmarłych. Zwyczaje te można porównać z obchodzonymi w naszej części Europy dziadami, tak dobrze zobrazowanymi przez Adama Mickiewicza w III części jego najważniejszego dramatu. Dziady jednak Kościół katolicki skutecznie wyrugował kilka wieków temu. W miejsce obrządków mających za cel kontakt z duchami, udało się wprowadzić kult zmarłych, polegający na czczeniu ich pamięci i modlitwie za nich. Dzięki temu od XII wieku w Kościele obchodzi się Dzień Zaduszny.
W XIX wieku zwyczaje Halloween dotarły wraz z emigrantami z Wysp Brytyjskich do Ameryki. Tam nabrały swojego kolorytu i komercyjnego charakteru. Smaczku (a może raczej niesmaczku) dodaje fakt, że w Nowym Jorku jest to dzień parad gejowskich. W XX wieku zmodyfikowana pogańska praktyka powróciła już nie tylko na Wyspy Brytyjskie, ale do całej Europy. Na ironię zakrawa fakt, że choć w niemal całej Europie udało się Kościołowi „ochrzcić” dziady, po 800 latach musi on ponownie walczyć o to, aby kult zmarłych nie miał okultystycznego charakteru. Tak to już jest, licho nie śpi.
Demonizowanie?
Wiele osób uśmiecha się pod nosem, kiedy poznaje stanowisko Kościoła na temat Halloween. Najczęściej ludzie używają argumentu: co złego jest w tym, że dzieci przebierają się za czarownice i diabliki? Albo: przecież to tylko zabawa, nie ma w niej nic złego. Problem polega na tym, że cała symbolika i atmosfera Halloween otwiera człowieka na rzeczywistość, o której gdyby człowiek wiedział, uciekałby, gdzie pieprz rośnie.
Taka oto dynia z zapaloną w niej świecą symbolizuje dusze błąkające się w postaci ogników. Tańce czarownic z diabłami i skrzatami przy ognisku (za te postaci przebierają się dzieci) mają za zadanie skontaktować człowieka z duchami. Wróżby mają na celu zajrzeć w zaświaty, by dowiedzieć się czegoś o nadchodzącej przyszłości.
Jak wiemy, wróżby to grzech śmiertelny przeciw Panu Bogu, który jest jedynym Panem Czasów. Nie wolno próbować wcielać się w Jego rolę i próbować odkrywać przyszłość, którą zaplanował. Otwieranie się zaś na duchy to zabawa z diabłem w chowanego, ale na takich zasadach, że jedynie człowiek szuka, a diabeł pozwala się znaleźć. Duchy istnieją. Z tym tylko, że dusze zbawione trwają w adoracji Boga, a nie zajmują się ziemskimi zabawami ludzi. Toteż kiedy wywołujemy duchy, możemy mieć pewność, że spotkamy albo duszę potępioną, albo demony. Bo choćby człowiek tę zabawę traktował zupełnie niepoważnie, to diabły odpowiadają na każde zaproszenie człowieka. Zresztą sama atmosfera Halloween bliższa jest naszym wyobrażeniom piekła niż nieba. Bo czy wyobrażamy sobie niebo jako miejsce, po którym hasają diabełki, potwory, kościotrupy i czarownice? A jeżeli nie, to po co bawić się w piekło? Czy zabawa w potępienie i przebieranie się za przyjaciół szatana jest miła Chrystusowi?
Wszyscy egzorcyści zwracają uwagę, że problemy opętań i schorzeń psychicznych na tle demonicznym zaczynają się niemal zawsze od niewinnych praktyk. Należą do nich: słuchanie obrazoburczej muzyki, wróżenie, kontaktowanie się z duchami, noszenie talizmanów czy też zabawa w piekło, diabły itp.
Marketingowe oszustwo
Najgorsze jest to, że sukces Halloween związany jest z zyskiem bardzo wielu osób. W okolicach Wszystkich Świętych można zarobić na zniczach i wiązankach. Wytwórcy zabawek i właściciele knajp pozazdrościli widać zysków i chcieliby również coś dla siebie uszczknąć. Stąd zależy im na zwiększaniu popularności Halloween. Jedni mogą dzięki temu sprzedać więcej upiornych strojów i zabawek, drudzy organizują imprezy w atmosferze horroru, podczas których wzrasta m.in. sprzedaż alkoholu.
Ludzie, którzy zarabiają w Polsce na Halloween, zwłaszcza jeżeli są ochrzczeni, sprzeniewierzają się wierze i tradycji dla pieniędzy. Sami ulegają marketingowemu oszustwu, że Halloween to tylko świecka zabawa, na której można zarobić kilka groszy, i organizują coś, co otwiera ich samych i innych ludzi na działanie szatana.
Marcin Konik-Korn/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Rzecznik KEP: Obchodzenie Halloween trudno pogodzić z istotą Wszystkich Świętych
***
Obchodzenie Halloween jest trudne do pogodzenia z istotą uroczystości Wszystkich Świętych. Chrześcijanie powinni skoncentrować się na świętowaniu dobra, jakie wnieśli do Kościoła święci – powiedział PAP rzecznik Konferencji Episkopatu Polski jezuita ks. Leszek Gęsiak.
Rzecznik przypomniał, że Halloween ma korzenie w wierzeniach celtyckich i wywodzi się z dawnych praktyk pogańskich, dlatego jest obce chrześcijaństwu.
–Halloween to święto grozy i demonów, a więc czegoś bardzo odległego od tego, co Kościół katolicki czci w czasie obchodzonej 1 listopada uroczystości Wszystkich Świętych. Dlatego chrześcijanie powinni raczej skoncentrować się na świętowaniu dobra, jakie na przestrzeni wieków wnieśli do Kościoła święci zarówno ci kanonizowani i beatyfikowani, jak i zwykli ludzie, którzy swoim życiem ukazywali dobroć Boga – podkreślił.
Jak zastrzegł, obchodzenie Halloween jest trudne do pogodzenia z istotą uroczystości Wszystkich Świętych. – Nie można z jednej strony gloryfikować demonów, a z drugiej wierzyć, że to, co jest warte naśladowania, to przykład świętych – ocenił.
Ks. Gęsiak przypomniał, że w 2013 r. wydany został list pasterski przygotowany przez Komitet ds. Dialogu z Religiami Niechrześcijańskimi KEP dotyczący duchowych zagrożeń wiary. Zawarte jest w nim m.in. ostrzeżenie przed banalizowaniem zła, oswajaniem z nim, szczególnie dzieci, i przed zacieraniem granic między dobrem i złem, „co może być pierwszym krokiem do zainteresowania niebezpiecznymi praktykami pseudoreligijnymi, a nawet satanizmem”.
Podkreślił, że uczestnictwo w pozornie niewinnych halloweenowych zabawach niesie za sobą realne niebezpieczeństwo. –Jeżeli rodzice wiedzą, że w szkole czy przedszkolu, do którego uczęszcza ich dziecko, jest organizowana zabawa z okazji Halloween, mają prawo do tego, by zaproponować coś alternatywnego – wyjaśnił.
Poinformował, że w wielu parafiach i szkołach w Polsce organizowane są bale i korowody świętych, podczas których dzieci przebierają się za świętych i aniołów. –Przy tej okazji poznają ich życie i pokazują pozytywną stronę człowieka, który przeszedł do wieczności. Bale świętych są dalekie od groteskowej zabawy naznaczonej promocją śmierci, brzydoty i zła. My, jako chrześcijanie, powinniśmy promować rzeczy dobre – powiedział.
Zdaniem rzecznika, nawet jeśli ktoś traktuje udział w Halloween jako zabawę, to „za każdą zabawą stoi pewien system wartości”. – To nie jest tylko kwestia przebrania się za potwory i zbierania cukierków. To jest coś, co zostaje w pamięci dziecka. Apeluję do rodziców, by byli czujni i świadomi, że nawet z pozoru niewinne zabawy mogą stanowić zagrożenie dla ich dzieci – mówił.
Ks. Gęsiak dodał także, że Halloween jest dla Polaków tradycją obcą kulturowo. –To jest tradycja krajów anglosaskich, a zatem, skoro mamy własne dobre tradycje, warto je pielęgnować i podkreślać to, co w nich jest ubogacającego – dodał.
Przypadające 31 października Halloween najbardziej popularne jest w w krajach anglosaskich. Dzieci przebierają się za potwory, wampiry czy kościotrupy i chodzą wieczorem po udekorowanych specjalnie na tę okazję domach, prosząc o cukierki. Symbolem Halloween jest wydrążona w środku dynia z powycinanymi w skorupie otworami przypominającymi oczy, nos i przeważnie wyszczerbioną szczękę, z zapaloną w środku świeczką.
Słowo Halloween jest swoistym zniekształceniem angielskiego All Hallow’s Eve (Wigilia Wszystkich Świętych) i celtyckiego Samhain. W istocie korzenie święta tkwią w kulturze starożytnych Celtów, którzy wierzyli, że 31 października – w dniu będącym u nich oficjalnym końcem lata – dusze zmarłych wychodzą z grobów i błąkają się po ziemi w poszukiwaniu ciał żywych, do których mogłyby wniknąć. Dlatego żywi zaczęli się tego dnia przebierać w odrażające maski i odpychające, makabryczne kostiumy, aby odstraszyć dusze zmarłych.
PCh24.plźródło: Iwona Żurek (PAP)
______________________________________________________
Pięć powodów, dla których nie wolno ci „świętować” Halloween
– Jerzy Wolak
***
Jest wiele przyczyn, dla których nie należy, nie powinno się, wręcz nie wolno obchodzić „święta” Halloween – inaczej niż szerokim łukiem. Wymieńmy pięć z nich. Tyle wystarczy.
Po pierwsze, Halloween to szyderstwo z katolickiej uroczystości Wszystkich Świętych, skrojone w połowie XIX wieku przez amerykańskich protestantów odrzucających i wyśmiewających katolicki kult świętych, ba, więcej nawet – chrześcijański dogmat o świętych obcowaniu. Już sama nazwa tej imprezy – Halloween – to przecież nic innego jak zwulgaryzowana forma pierwotnego określenia All Hallows’ Eve, czyli wigilia Wszystkich Świętych. Uroczystość poświęconą pamięci świętych tradycyjnie po katolicku rozpoczynano bowiem w poprzedzający ją wieczór – i właśnie wtedy protestanccy szydercy wykazywali największą aktywność, zakłócając katolicką liturgię prześmiewczymi inscenizacjami, notabene przy użyciu rekwizytów zgoła pogańskich.
Nie można bowiem zaprzeczyć – to po drugie – pogańskich korzeni „świętowania” Halloween. Wszystkie religie pogańskie na poczesnym miejscu stawiały pamięć zmarłych przodków, czy wręcz ich kult; we wszystkich też podejmowano rozmaite starania na rzecz nawiązania kontaktu z zaświatami. Stąd właśnie tyle w halloweenowym imaginarium najrozmaitszych duchów, zjaw i upiorów. A skoro duchów, zjaw i upiorów, to również demonów.
Jeżeli zaś mają się pojawić goście z krainy cieni, to musi być ktoś, kto ich stamtąd sprowadzi. Czyż obchody Halloween nie roją się wprost od takich postaci? Czarownice i wiedźmy, magowie i czarnoksiężnicy, nekromanci i astrolodzy… Jak więc widać – to już po trzecie – Halloween aż kipi magią i okultyzmem.
Ale główną bohaterką Halloween – podkreślmy w punkcie czwartym – jest śmierć (ze wszelakimi swymi atrybutami). Rozumiana i pokazywana nie jako moment przejścia z doczesności do wieczności, tylko jako możliwie najbardziej spektakularny kres biologicznej egzystencji. Stąd te „szkieletów ludy” – dominujące dziś w estetyce Halloween gnijące zwłoki, nagie kości, rozkład ciała. Stąd to nagromadzenie czaszek i piszczeli, urwanych kończyn i krwistych skrzepów oraz wszelkich przejawów dekompozycji materii organicznej. Stąd dziś wśród przebierańców tyle trucheł, kościotrupów i zombie. A co przy tym bardzo charakterystyczne, najczęściej są to ofiary makabrycznych morderstw, przedstawiane czy to z jako skłute nożami czy ze sterczącą z głowy siekierą…
Ale to przecież tylko zabawa – powie niejeden. Co w tym złego?
Wszystko. Śmierć jest złem. „Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących” (Mdr 1, 13). Zabawa w śmierć prowadzi wprost ku jej największemu entuzjaście, odpowiedzialnemu za jej zaistnienie. „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła” (Mdr 2, 23-24).
Kto raz dotknął śmierci, ten na zawsze pozostanie martwy. Nigdy nie powróci do pełni życia (nawet jeśli biologiczne procesy jeszcze w nim nie ustały). No, chyba że przez zmartwychwstanie – ale od tego akurat promotorzy mroku spod znaku Halloween odżegnują się jak (nomen omen) diabeł od święconej wody.
Po piąte zatem, Halloween jako apoteoza marnego końca ludzkiej wegetacji, beznadziejnego przemijania zakończonego odrażającym procesem gnilnym, jako gloryfikacja brzydoty, potworności i mroku to równia pochyła ku satanizmowi.
Zza niewinnej na pozór przebieranki wyłania się skrzywiona ponurym grymasem diabelska facjata.
– Bawcie się w śmierć – mówi. – Bawcie się w cień. Otwierajcie drzwi coraz szerzej, ja w nie z rozkoszą wejdę. Ja wam pokażę prawdziwy mrok, prawdziwą szpetotę, prawdziwą rzeczywistość potępienia. Ja wam pokażę prawdziwą śmierć, a będzie to „śmierć druga – jezioro ognia. Jeśli się ktoś nie znalazł zapisany w księdze życia, został wrzucony do jeziora ognia” (Ap 20, 14-15).
A jakże miał znaleźć się w księdze życia ktoś, kto czerpał uciechę z obcowania z kostuchą w towarzystwie wampirów i wilkołaków? Dla takich właśnie, czyli „dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelkich kłamców: udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką. To jest śmierć druga” (Ap 21, 8).
Ale tego nikt nie chce słuchać. Taniec śmierci trwa w najlepsze; danse macabre sunie ulicami chrześcijańskiego świata. Bo przecież wiadomo: show must go on. Więc bawią się dzieci, bawią się rodzice – niepomni, że jakkolwiek nieszkodliwe mogą wydawać się złego początki, koniec jednak najczęściej bywa tragiczny.
I tak, zupełnie niespodziewanie i nie wiadomo skąd, w spokojnym domu pojawia się ohydne, pierwotne zło. Koleżanka koleżance podrzyna gardło; synalka, któremu ptasiego mleka nie brakowało, znajdują wiszącego na poddaszu; kochający ojciec rodziny masakruje swych najbliższych szlifierką kątową. Małe dziecko nagle zaczyna śnić koszmary, miły, cichy nastolatek bluzga plugawym jadem nienawiści…
Nie wiadomo skąd gniew, agresja, furia – z jednej strony. A z drugiej depresja, apatia, rozpacz. I nie wiadomo, dlaczego kolejki do egzorcystów rosną w zastraszającym tempie.
Na pewno nie wiadomo?
Jerzy Wolak/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Bawią się w duchy… duchy nimi bawią się…
– brat Tadeusz Ruciński FSC:
***
Zdarzyło mi się kiedyś być w USA (Minneapolis) jesienią i trafić na gremialne obrzędy wokół Halloween. Cztery dni przed przełomem października i listopada, i cztery po nim, większość filmów w TV to były horrory. Wizerunki czaszek, piszczeli, kościotrupów, wampirów, wiedźm, wampirów, pajęczyn, sów, widm, upiorów, nieboszczyków były prawie wszędzie. W urzędach, w sklepach, w galeriach, na stacjach benzynowych, w restauracjach, w parkach, no i w przedszkolach, i w szkołach (także w katolickich) straszono się tym niby dla zabawy, niby ze względu na dzieci. Nic tam jednak nie było zabawne.
Zwłaszcza w szkole przebrane za wiedźmy nauczycielki i nauczyciele w kostiumach wampirów. Ani dzieci w podobnych przebraniach goniące niby za słodyczami, a bardziej za możliwościami wybryków. Bywały więc wybite okna, zdemolowane samochody, bójki na ciemnych ulicach. W tych „wystrojach” jednak, w kostiumach, w używanych nie tylko przez dzieci akcesoriach, były jakby znamiona zbiorowego kultu… Ale czego? – Brzydoty, trupizmu (turpizmu też) , wyklętych przez chrześcijaństwo demonów, wiedźm i wilkołaków? To tak jakby Belzebub rozpuścił swoją zgraję, aby zamroczyć jasność nieba w Uroczystość Wszystkich Świętych i jazgotem przepędzić ciszę z modlitwą za zmarłych.
1 listopada rano w miejscowym kościele proboszcz nie uległ jakoś powszechnemu amokowi i jakby w kontrze do niego pozawieszał na ścianach duże wizerunki znaczących świętych. A na środku wystawił wielką księgę, aby obecni wpisywali tam imiona zmarłych, jak w naszych wypominkach oraz intencje modlitewne poprzez tych już zbawionych.
Za to wieczorem pokazano w TV przegląd owych zabaw-obrzędów, interwencje policji, ale i w końcu miejscowy cmentarz chrześcijański z nielicznymi lampkami i… sprawujących swój mroczny rytuał na jednym z grobów, satanistów. I wtedy znalazłem w bibliotece album z Krakowa, gdzie były zdjęcia jednego z naszych cmentarzy w morzu kwiatów i palących się zniczy w nasze polskie Zaduszki. Pokazałem je braciom. Jeden, który nigdy nie był w Europie czy w Polsce, skonstatował: „To czy my tutaj jesteśmy jeszcze chrześcijanami?”
To pytanie mogliby w Polsce postawić sobie ci, co dali się jakoś omamić obcej pogańskiej tradycji, która z wolna, ale uparcie zastępuje nam te nasze polskie i katolickie. Ta uporczywość tegoż jest znamienna i jakoś wspomagana przez obce nam siły, ale i przez rodzimą głupotę i zamierającą wiarę, przechodzącą powoli w pogański synkretyzm rodem z New Age. I trudno to usprawiedliwić dziecięcą zabawą, jak przy promocjach kolejnych tomów „Harry Pottera”, choć magiczne pokrewieństwo narzuca się samo. Tak, to przez dzieci i wiele szkół (czasem z udziałem katechetów) , zaczyna się kultywować coś z gruntu mrocznego i niebezpiecznego zwłaszcza dla dzieci nieświadomych za bardzo tego, w co się bawią i kto nimi się bawi, bynajmniej nie dla samej beztroskiej zabawy. Przez zabawę bowiem trwale się przekazuje pewne treści, ale i wdraża w pewne zachowania, które mogą być też czasem inicjacją w coś złowrogiego. Księża egzorcyści mówią bowiem o rosnącej ilości zgłaszających się do nich rodziców zaniepokojonych stanem i zachowaniem dzieci po tych z pozoru niewinnych zabawach przechodzących w umagicznione obrzędy. Podobnie bywa z tymi, którzy dla zabawy wróżyli z kart Tarot czy bawili się w wywoływanie duchów, choćby poprzez tabliczkę „ouija”, co uprawia się czasem w tę „noc duchów”, raczej nie dobrych… lecz potępieńców.
Czym więc była i jest ta noc? W pogańskiej tradycji staroceltyckiej, działy się wtedy obrzędy na część najpotężniejszego dla nich bóstwa, boga śmierci Samhaina. A dochodziło w nich do składania mu ofiar z ludzi. Obłaskawiano więc tak jego i atakujące ludzi duchy. Jego kapłani nawiedzali wtedy domy, żądając ofiar, a gdy ich nie otrzymywali, rzucali na domy i ich mieszkańców klątwy. (Do tego więc nawiązuje nachodzenie domów przez poprzebierane dzieciaki z żądaniem przez nie słodyczy, z groźbą uczynienia jakiejś szkody). Tę noc oraz niektóre obrzędy zawłaszczyli sataniści, łącząc je ze swoimi czarnymi mszami (z ofiarami ze zwierząt), orgiami seksualnymi i obrzędami jednoczenia się z demonami. Bywa, że składa się wtedy ofiary z dzieci, bowiem w tych dniach też ginie najwięcej dzieci, których policja już nie może odnaleźć. Obok Nocy Walpurgii jest to najważniejsze dla nich święto. Podobnie ważnym było ono w książkach i filmie o Harrym Potterze, w szkole czarodziejstwa i magii Hogwart. Jest to więc szyderstwo z chrześcijańskiej uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego albo próba pomieszania elementów obu świat z przewagą tych demonicznych i makabrycznych. Zamiast bowiem uwielbienia bezimiennych świętych w niebie i modlitwy za zmarłych w czyśćcu, na różne sposoby – także przez rozmaite przebrania za nietoperze, czarne koty, zombi, gobliny, sowy, wampiry – wzywa się potępieńców, igra się i zabawia z demonami jak i z samym diabłem, który nigdy się nie bawi i nie żartuje. Dochodzi do tego uprawianie różnych wróżb, jak i wywoływanie duchów, niestety także przez dzieci z ciężkimi czasem dla nich potem nękaniami, uwikłaniami czy nawet opętaniem demonicznym. Ten swoisty dance macabre nie ma nic wspólnego z powagą śmierci, modlitwy, wspominania zmarłych z troską o ich zbawienie.
Powraca wtedy pytanie tamtego brata z Minneapolis: „Czy my więc tutaj jesteśmy jeszcze chrześcijanami?” Bo choćby nawet ta coraz popularniejsza tradycja wystawiania rozświetlonych od środka dyni – według podania o irlandzkim Jacku, który za zadawanie się z demonami został skazany na błąkanie się do końca świata, a w tych jesiennych dniach ze świeczką w dyni ku przestrodze. Dla satanistów nie jest to dynia, ale ludzka czaszka i piszczele. Czy tym się można bawić, choćby przez nawiązywanie? Otwarcie się na demoniczne wpływy czy nawet inicjację demoniczną może tez nastąpić pośrednio, nieświadomie. Czy mają tego świadomość ci, co organizują te „zabawy” w przedszkolach i szkołach? Usprawiedliwiając się często sugestiami i takimi treściami w podręcznikach do języka angielskiego albo po prostu prawem dzieci do zabawy. Pytanie tylko: czy dobrej? Zaprasza się bowiem także wtedy do szkoły prawdziwe wróżki czy szamanów prezentujących realnie „sztuczki” rodem z Hogwartu.
Pytanie także: czy w chrześcijanach, w katolikach jest jeszcze świadomość poważnego grzechu bałwochwalstwa przeciw I przykazaniu Bożemu? Grzechy te w sposób wręcz dosadny są określone w Biblii, ale i bardziej współcześnie w Katechizmie Kościoła Katolickiego (aneks). Po lockdownie większość ludzi jest w marnym stanie psychicznym i duchowym, czy więc tym bardziej trzeba fundować sobie czy dzieciom „zabawy w duchowość” mroczną, makabryczną i demoniczną? Czy u dzieci nie infantylizuje to także grozy i śmierci? Zauważa się bowiem u dzieci, że oglądając horrory czy thrillery ukazujące śmierć albo makabrycznie, albo „zabawowo”, nie dorastają do pojmowania śmierci realnej swoich bliskich, czy nawet własnej (w grach można mieć jeszcze drugie, trzecie… życie). Czy jest wtedy w tym wszystkim miejsce dla Jezusa Zmartwychwstałego zwyciężającego śmierć i Aniołów przeprowadzających zmarłych stąd czy z czyśćca do jasnej, szczęśliwej wieczności, dzięki też naszej modlitwie w domu, w kościele czy na cmentarzu?
Dzięki Bogu, są jeszcze tacy ludzie jak ów proboszcz z Minneapolis, przypominający o treści Uroczystości Wszystkich Świętych, jak o prawdzie, którą wyznajemy, o świętych obcowaniu. Są również u nas organizowane bale wszystkich świętych z przebieraniem się za swoich czy ulubionych świętych patronów (przebieranie się, to przecież forma utożsamiania), jak i korowody świętych, żeby przypomnieć o ich istnieniu, pięknie i ważności ich życia, jak i pomocy, jakiej możemy od nich oczekiwać w drodze do nieba, a nie do piekła, jak proponują satanistyczne obrzędy oraz przyzywane demony i potępieńcy w Halloween’owym bestiarium.
Na koniec może opowiadanie:
Było to w Dzień Zaduszny, o którym pamiętali chyba tylko wychodzący z kościoła starsi ludzi, idący w stronę cmentarza nieopodal. Z pobliskiej szkoły wybiegli z przeraźliwymi krzykami poprzebierane za upiory dzieciaki pozostający jeszcze dziś w Halloween’owej zabawie. Dwójka z nich: dziewczynka przebrana ze wiedźmę i chłopiec za wampira, zaczęli biegać wokół przygarbionej staruszki, wrzeszcząc: „Trick-trak! Trick-track!” Staruszka przystanęła mówiąc: „Ej, poganięta! Zamiast przebierać się za stwory z piekła rodem, pomodliłybyście się raczej za zmarłych, co chcą od piekła być jak najdalej. Dziś Dzień Zaduszny!” Na to mała „wiedźma”: „Nie, my jeszcze bawimy się w Halloween! Trick-track!”
A chłopiec „wampir” naśladując pohukiwanie puszczyka, biegał wciąż wokół staruszki jak półdiablę. Staruszka weszła już na cmentarz, a ta dwójka jakby uwzięła się na nią, biegając wokół niej i strasząc. Staruszka przestała zwracać na nich uwagę, zatrzymując się przy grobie, omiatając go ze świeżo spadłego śniegu i zapalając nowe znicze.
Wtedy to „wiedźma” powiedziała nagle do „wampira”: – „Patrz. Maks – tam na grobie siedzi ktoś przebrany za anioła. Chodźmy go nastraszyć!” I ruszyli – teraz już cicho – skradając się powoli. Cmentarz był pokryty śniegiem, który padał całą noc. Nawet ścieżek między grobami nie bardzo było widać. Zasypane śniegiem były tez pozostawione wczoraj na grobach kwiaty i znicze. Odezwał się wtedy półgłosem „wampir”; „Ty, ten niby-anioł zapala świeczki. Zdmuchniemy mu je?” Podeszli kilkanaście metrów od tego kogoś, kto też wyglądał jak zasypany śniegiem, a teraz usiadł na grobie z twarzą ukrytą w dłoniach, jakby chowając w nich płacz. – „Maks – szepnęła „wiedźma” – ten przebieraniec chyba zamarznie na śmierć… Może go przestraszymy i rozruszamy? Albo odtańczymy „taniec widm?” Zaczęli poprawiać sobie kostiumy do owego tańca, ale gdy się odwrócili, tamtego już nie było. – „Maks – spytała „wiedźma” – jak on mógł tak zniknąć? Może schował się za nagrobek? Chodźmy tam.” Zaczęli jednak podchodzić tam coraz wolniej, jakby pojawił się nagle w nich strach przed tańczeniem na cmentarzu. Podeszli w końcu do tego grobu. – „Ty, Maks – szepnęła zdumiona „wiedźma” – patrz, to świeże konwalie… Jakby zasadzone w śniegu… I pachną… No i te woskowe świece… też pachną… Jezu! To jest grób mojej Babci, Maks! Ona miała w szklarni takie konwalie i robiła takie świece z pszczelego wosku…”
Maks „wampir” stał oniemiały i nie mógł powstrzymać szczękania zębów, blady jak nieboszczyk. – „Nie wiem, kto to mógł być? – dziwiła się „wiedźma” – Z naszej rodziny nikt wczoraj nie był na cmentarzu… I patrz, na śniegu nie ma żadnych śladów stóp! Kto tu był? I kto zapalił te świeczki przed chwilą?” I rozpłakała się. Po chwili ze złością zrzuciła kapelusz i pelerynę wiedźmy, klękając przy nagrobku. I wtedy zobaczyła tam, gdzie siedziała owa postać, jakby ślady kropel… chyba ciepłych łez kapiących w śnieg… Jeszcze mocniej pachniały konwalie i świece. Drgnęli nagle oboje, przestraszeni czyimś głosem. To ta staruszka podeszła zaciekawiona i uśmiechnęła się. – „No – powiedziała – nie przypuszczałam, że takie półdiablęta mają dobre serca. Piękne te konwalie i świece. Skąd je wzięliście? A tą miotełką czarownicy można byłoby odmieść z grobu śnieg… No, ale modlitwa ważniejsza. Wieczne odpoczywanie racz jej dać, Panie…”
brat Tadeusz Ruciński FSC/PCh24.pl
ANEKS:
Kpł 19, 31
Nie będziecie się zwracać do wywołujących duchy ani do wróżbitów. Nie będziecie zasięgać ich rady, aby nie splugawić się przez nich.
Pwt 13, 2-6
2 Jeśli powstanie u ciebie prorok, lub wyjaśniacz snów, i zapowie znak lub cud, 3 i spełni się znak albo cud, jak ci zapowiedział, a potem ci powie: «Chodźmy do bogów obcych – których nie znałeś – i służmy im», 4 nie usłuchasz słów tego proroka, albo wyjaśniacza snów. Gdyż Pan, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy miłujesz Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej duszy. 5 Za Panem, Bogiem swoim, pójdziesz. Jego się będziesz bał, przestrzegając Jego poleceń. Jego głosu będziesz słuchał, Jemu będziesz służył i przylgniesz do Niego. 6 Ów zaś prorok lub wyjaśniacz snów musi umrzeć, bo chcąc cię odwieść od drogi, jaką iść ci nakazał Pan, Bóg twój, głosił odstępstwo od Pana, Boga twego, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, wybawił cię z domu niewoli. W ten sposób usuniesz zło spośród siebie.
Pwt 18, 9-14
9 Gdy ty wejdziesz do kraju, który ci daje Pan, Bóg twój, nie ucz się popełniania tych samych obrzydliwości jak tamte narody. 10 Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; 11 nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. 12 Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. Z powodu tych obrzydliwości wypędza ich Pan, Bóg twój, sprzed twego oblicza. 13 Dochowasz pełnej wierności Panu, Bogu swemu. 14 Te narody bowiem, które ty wydziedziczysz, słuchały wróżbitów i wywołujących umarłych. Lecz tobie nie pozwala na to Pan, Bóg twój.
Z Katechizmu Kościoła Katolickiego:
- Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość (Pwt 18, 10; Jr 29, 8.). Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem – połączonym z miłującą bojaźnią – które należą się jedynie Bogu.
- Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim – nawet w celu zapewnienia mu zdrowia – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka. (KKK Rozdz.1, Art. 1; 2116 – 2117)
______________________________________________________________________________________________________________
***
MOCNY list egzorcysty o Halloween!
„W jednej z dużych rzymskich dyskotek w noc Halloween wystawiono na widok publiczny kukiełkę księdza, powieszonego za nogi, głową w dół.” – pisze w liście o Halloween egzorcysta. Koniecznie przeczytaj!
Egzaltacja i wyniesienie brzydoty, makabryczności i demoniczności, czyli list Przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów o Halloween, Ks. Francesco Bamonte:
Miesiąc październik, który obecnie mamy , od kilku dziesięcioleci stał się czasem frenetycznych przygotowań do nocy z 31 października na 1 listopada , która dla wielu nie jest już czasem Wszystkich Świętych , ale stała się nocą Halloween. Stało się to już modą, również w naszej chrześcijańskiej kulturze , zwłaszcza dzięki instrumentalizacji przez network, prasę, wszystkie mass media, które je rozpowszechniają. Witryny cukierni , ozdobione Halloweenowi dekoracjami, sklepy z zabawkami , czasopisma dla dzieci i młodzieży , strony internetowe przywołujące nieustannie uwagę i zainteresowanie społeczne na Halloween, nawet szkoły są ozdabiane duchami, upiorami, dyniami, strasznymi maskami, które są prawdziwą i autentyczna egzaltacją ą tym co makabryczne.
W związku z tą nocą produkowane są kostiumy czarownic, duchów, upiorów, demonów, Draculi, kościotrupów, krwawych bestii i tej nocy są organizowane imprezy , które w zamiarze i na serio są obraźliwe dla naszej chrześcijańskiej wiary, jak na przykład to co stało się w jednej z dużych rzymskich dyskotek w noc Halloween, gdzie wystawiono na widok publiczny kukiełkę księdza, powieszonego za nogi, głową w dół.
Cel tego „święta” nie jest tylko komercyjny, ale chodzi w nim przede wszystkim o zachęcenie opinii publicznej, szczególnie dzieci , nastolatków i młodych ludzi aby oswoili się z mentalnością okultystyczną, magiczną, obcą i wrogą naszej chrześcijańskiej kulturze ( czasami pod pozorem poznawania kultury celtyckiej ), W czasie gdy jesteśmy świadkami usuwania krzyży z miejsc publicznych, a w okresie Bożego Narodzenia również zakazów urządzania szopek i przedstawień bożonarodzeniowych w szkołach , w tych samych szkołach propaguje się Halloween, który jest egzaltacją złej rzeczywistości duchowej, tzn. tego wszystkiego co uosabia zło, śmierć, strach, makabryczność, demoniczność. W noc Halloween odnotowuje się tez coraz większą liczbę praktyk okultystycznych, , rytuałów satanistycznych, ponieważ noc ta , zgodnie z kalendarzem czarownic odpowiada wigilii Nowego roku satanistycznego w którą ma miejsce rytuał inicjacji i poświęcenia Szatanowi w czasie sabatu.
I w ten sposób Halloween, zamiast promować wartości, zachowania moralne i duchowe, które budują osobowość dzieci i młodzieży , a tym samym społeczeństwa jutra, proponuje rzeczywistość pozbawioną wartości, która nie buduje, ale niszczy, która nie wynosi, ale czyni brzydką osobę ludzką, stworzona na obraz i podobieństwo Boże i stworzoną, stworzona aby znać, kochać i służyć Bogu.
Organizujmy więc w noc z 31 października na 1 listopada czuwania modlitewne w kościołach, alternatywne obchody chrześcijańskie tego święta z udziałem grup, piosenkarzy chrześcijańskich , procesje świętych, przedstawienia teatralne z życia świętych, imprezy dla dzieci i ich rodziców, zabawy inspirowane zdrową tradycją, które rozpowszechniając się, zastąpią te okropną egzaltację brzydoty proponowana przez Halloween.
Ks. Francesco Bamonte
tłum. z włoskiego Ks. dr hab. Aleksander Posacki, członek-ekspert Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów
Fronda.pl 31.10.2017 r./facebook.com/aleksander.posacki/oprac MP.
______________________________________________________________________________________________________________
Halloween w Siemianowicach Śląskich odwołane. Prezydent miasta ma odpowiedź na demoniczną modę zza oceanu
***
„Heaven Wins (ang. Niebo wygrywa)”, to inicjatywa, która zastąpi na ulicach Siemianowic Śląskich importowany ze Stanów Zjednoczonych zwyczaj obchodzenia Halloween. Jak ogłosił Rafał Piech, prezydent miasta, to „święto aniołów” będzie zachęcać obywateli do podejmowania dobrych uczynków.
Włodarz położonej tuż obok Katowic miejscowości nie kryje swojego przywiązania do religii katolickiej. Samorządowiec wielokrotnie zawierzał powierzone mu w zarząd Siemianowice Matce Bożej i, jak sam zaznaczał, to Jej pomocy zawdzięcza dobre owoce swojej prezydentury. „Ona otrzymała klucze do miasta, jest jego menadżerem i je prowadzi”, mówił Rafał Piech o Maryi Pannie.
Teraz, wyciągając konsekwencje ze swoich katolickich przekonań, obecny przewodniczący ruchu Polska Jest Jedna podjął się próby zerwania z modą na obchodzenie „Halloween” w jego miejscowości. – Wigilia Wszystkich Świętych stała się w ostatnich latach w Polsce okazją do zabaw przejętych z tradycji krajów zachodnich i USA. W roku 2022 podjęliśmy się w Siemianowicach Śląskich rzeczy niepowtarzalnej, jaką jest zainicjowanie zupełnie nowej formy spędzania w tym dniu przez najmłodszych wolnego czasu – wyjaśniał Rafał Piech, obwieszczając intencję zerwania z demonicznym „świętowaniem”.
Jak donoszą media, w ramach obchodów inicjatywy „Heaven Wins” na ulice śląskiej miejscowości wystąpią mieszkańcy przebrani za aniołów. Będą oni częstować cukierkami w zamian za losowanie przez uczestników jakiegoś dobrego uczynku, do którego spełnienia zobowiążą się biorący udział w zabawie obywatele.
Na tej prostej alternatywie dla zasady „cukierek albo psikus” nie koniec. Cały dzień wigilii Uroczystości Wszystkich Świętych został zaplanowany: w programie przewidziano pokazy filmów, zawody sportowe i wielorakie zabawy dla rodzin z dziećmi.
Inicjatywę prezydenta Siemianowic Śląskich zdążyła już dostrzec antyklerykalna „Gazeta Wyborcza”. Artykuł poświęcony pomysłowi Rafała Piecha trafił nawet na drugą stronę dziennika, co sygnalizuje żywotne zainteresowanie tego medium inicjatywą „Heaven Wins”.
Rafał Piech pełni urząd prezydenta Siemianowic Śląskich od 2014 roku. Stanął ostatnio na czele ruchu „Polska Jest Jedna”, sprzeciwiającego się obowiązkowym szczepieniom przeciwko koronawirusowi i segregacji sanitarnej.
źródła:portalsamorzadowy.pl/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
31 PAŹDZIERNIKA 2022
Apostazja wewnątrz Kościoła. Gdy „jakość życia” przesłania Zmartwychwstanie
rozmawiają: ks. Robert Skrzypczak i Paweł Chmielewski
***
W dobie apostazji nadzieję pokłada się nie w zmartwychwstaniu w Chrystusie, ale w osiąganiu celów politycznych tu, na ziemi. Liczą się jakość życia, budowanie braterstwa, zaprzyjaźnianie się z matką ziemią i inne podobne bzdury. Tymczasem istotne jest coś zupełnie innego: to, że kiedyś jeden Człowiek wrócił z cmentarza – mówi ksiądz profesor Robert Skrzypczak w rozmowie z Pawłem Chmielewskim.
W Polsce wiele się ostatnio mówi o apostazjach. Statystyki rosną, odstępców jest coraz więcej. Często są to osoby związane z ruchem feministycznym oraz ze środowiskami LGBT.
To, że ktoś chce iść drogą diabła i wybiera grzech śmiertelny, jest decyzją danej osoby. Można taką osobę próbować obudzić, zachęcić – czasami słowem, czasami świadectwem, czasami modlitwą i postem. Bóg kocha każdego wolnym…
Często jednak mówi się w kontekście zaczadzenia tymi ideologiami o nadchodzącym nowym totalitaryzmie. Czy słusznie?
To, co się dzisiaj dzieje, to nic nowego. Tak samo działo się w systemie komunistycznym czy nazistowskim, czy jakimkolwiek innym, gdzie ludzie mieli do czynienia z dyktaturą. Nie przez przypadek Benedykt XVI od wielu lat przestrzega Kościół przed dyktaturą relatywizmu. Kościół katolicki żyje wiarą, a wiara bierze się z głoszenia Ewangelii.
Ale w czasie roku „pandemicznego” z głoszeniem Ewangelii nie jest zbyt dobrze.
Rzeczywiście, trochę przysnęliśmy w warunkach pandemii. Przed rokiem 2020 w Polsce organizowano wielkie mityngi ewangelizacyjne, pielgrzymki, spotkania. W sytuacji, gdy nie da się tego organizować, nagle brakuje nam alternatywy. Za to diabeł świetnie czuje się na forach społecznościowych, kocha łącza internetowe, bardzo lubi bogate środki perswazji i wywierania wpływu. Dzisiaj potrzeba głosić Ewangelię na dachach, korzystać z nowych przestrzeni.
Ale oprócz tego formalnego zrywania więzi z Kościołem mamy także zjawisko o wiele szersze, ukrytej apostazji…
Święci Ojciec Pio i Jan Paweł II przestrzegali przed groźbą cichej apostazji – apostazji człowieka sytego. Dzisiaj wielu ludzi nie przypisuje temu znaczenia, tymczasem apostazji ukrytych, które dokonują się na poziomie ludzkiego serca, jest rzeczywiście o wiele więcej niż tych formalnych.
A jednak w przestrzeni medialnej to właśnie tamte przyciągają naszą uwagę.
W Kościele pierwotnym istniały trzy grzechy wywołujące łzy wśród chrześcijan: zabójstwo, cudzołóstwo i apostazja. Kto dokonuje apostazji, ten podejmuje decyzję bardzo radykalną i brzemienną w skutki. Apostazja jest nie tylko faktem, ale także wielkim wyzwaniem. Musimy wyciągać wnioski także z tych apostazji formalnych, które często wynikają z jakiegoś zranienia, ale także z „braku zapotrzebowania” na zbawienie. Kościół został w ostatnich dziesięcioleciach wezwany do nowej ewangelizacji, ale właściwie niewiele z tego skorzystał.
Nie ma dzisiaj zapotrzebowania na zbawienie? To brzmi dość szokująco.
Ksiądz Karol Wojtyła w roku 1952 opublikował na łamach „Znaku” głośny tekst zatytułowany Katechumenat XX wieku. Zawarł w nim swoje spostrzeżenia dotyczące sytuacji chrześcijaństwa w Europie. Na Zachodzie napatrzył się na procesy zachodzące wśród ludzi pokolenia powojennego, na gwałtowne budowanie cywilizacji pieniądza i dobrobytu. Zauważył, że w wielu ludziach, którzy jeszcze identyfikują się z Kościołem, wygasają złoża nadprzyrodzonego bogactwa. Ludzie tkwią w Kościele, ale nie czerpią ze źródeł zbawienia. Przyszły papież dostrzegł, że Kościół zaczyna przypominać ten z czasów apostolskich. Nie może liczyć na siłę historii, potrzebuje uczyć się zaczynać od nowa.
O społecznych czy, szerzej, zewnętrznych wobec Kościoła przyczynach tego stanu rzeczy można mówić długo. Ale co się stało w Polsce wewnątrz Kościoła?
Jeszcze do niedawna mieliśmy w społeczeństwie przeważającą cywilizację katolicką. Liczyliśmy wówczas na ewangelizacyjną triadę: rodzina, szkoła, parafia. Uważaliśmy, że te trzy przestrzenie wystarczą do przekazania młodemu pokoleniu wiary. Teraz po owocach poznajemy, że nie. Mamy do czynienia z młodym pokoleniem, które choć żyje w świecie pełnym pięknych perspektyw, jest pokoleniem spoganiałym, odległym od Chrystusa i Ewangelii. Trzeba się zastanowić, co robić, aby przekazywać wiarę ludziom. Nie należy patrzeć na wspomniane instytucje, bo są one w ogromnym kryzysie i rozkładzie. Trzeba wpatrywać się uważnie w pojawiające się zalążki nadprzyrodzonego życia, bo to Bóg prowadzi naprzód ludzką egzystencję. Trzeba mieć oczy otwarte.
Ci, którzy od Kościoła odchodzą, zdaje się w ogóle nie myślą o czekającym ich potępieniu. Dlaczego?
Kościół musi dzielić się katolicką, słuszną obawą o to, by nie rozstać się z tym światem w stanie grzechu śmiertelnego. Jak podkreślał w roku 1563 Sobór Trydencki, w momencie śmierci rozstrzyga się wieczność człowieka. Wtedy się decyduje, z kim człowiek spędzi wieczność: z Jezusem Chrystusem, Maryją i kochającymi aniołami czy z nienawistnym, mrocznym Lucyferem i jego sługami.
Nawet jeśli mielibyśmy być wyśmiewani i obrzucani wulgaryzmami, nie wolno nam się z tego zadania wycofywać; nie wolno nam pozwolić zniechęcić się do przepowiadania Ewangelii. Każdy z nas musi wziąć sobie do serca i przemyśleć zdanie świętego Pawła: Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii! (1 Kor 9, 16).
A jednak wielu w Kościele Ewangelii dzisiaj nie głosi albo głosi ją wykrzywioną, dostosowaną do współczesnej „kultury”. To chyba taka swoista wewnętrzna apostazja w Kościele?
Rzeczywiście, jest także zjawisko apostazji wewnętrznej, dokonywanej w Kościele przez jego teologów i hierarchów. Mam na myśli zwłaszcza to, co dzieje się w Kościele w Niemczech. Tak zwana droga synodalna jest właśnie apostazją na usługach postmodernistycznego credo.
Wystarczy wziąć do ręki tekst fundamentalny tej drogi, w którym padają stwierdzenia, po których przeczytaniu włos się jeży na głowie. Na przykład, że nie istnieje coś takiego, jak prawda sama w sobie.
Pasterze Kościoła w Niemczech prowadzą swoje owce w stronę całkowitego relatywizmu. Ta sytuacja wymaga wielkiej odwagi świadomych chrześcijan, których takie akty muszą zaboleć. To wymaga postu i modlitwy.
Reagują jednak niektórzy biskupi, choćby na Ukrainie. Tylko czy to nie za mało?
Sytuacja zdecydowanie wymaga przebudzenia się kolegium biskupów. Potrzeba, żeby przebudzili się biskupi całego świata i przypomnieli sobie to, co mówi choćby Sobór Watykański II, że biskup pełni posługę nie tylko wobec własnej diecezji, ale także wobec całego Kościoła powszechnego. Biskupi muszą pomagać sobie poprzez tak zwaną correctio fraterna, czyli wzajemne napominanie się. Najwyższa odpowiedzialność spoczywa oczywiście na biskupie Rzymu. Dlatego musimy wspierać obecnego następcę świętego Piotra, żeby umiał stanąć na wysokości zadania.
Wydaje się, że niezależnie od tego, czy wewnętrznej apostazji dokonują duchowni, czy też świeccy – w gruncie rzeczy idzie o to samo, to znaczy o całkowite porzucenie perspektywy wiary i skupienie się na wymiarze doczesnym, nieprawdaż?
– Apostazja środowisk, które mają apetyt na budowanie nowego katolicyzmu, polega na tym, że ludzka nadzieja orientowana jest w nich nie na zbawienie i zmartwychwstanie w Chrystusie, ale na osiąganie celów politycznych i socjologicznych tu, na ziemi. Liczą się jakość życia, budowanie braterstwa, zaprzyjaźnianie się z matką ziemią i inne podobne bzdury. Tymczasem istotne jest coś zupełnie innego: to, że kiedyś jeden Człowiek wrócił z cmentarza, pokazał ludziom rany chwalebne i powiedział: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak Ja was posyłam (J 20, 21).
Dziękuję za rozmowę.
tekst pochodzi z 80. numeru magazynu Polonia Christiana
______________________________________________________________________________________________________________
***
Przerażające świadectwo: Lepiej się nawróćcie!!!
Natuzza Evolo, słynna włoska mistyczka i stygmatyczka miała wyjątkowy charyzmat kontaktu ze zmarłymi przebywającymi w niebie i w czyśćcu oraz z osobami potępionymi, które z wyraźnego rozkazu Boga musiały dawać świadectwo o wiecznej karze piekła.
Pan Bóg udzielił Natuzzy specjalnego daru: mogła widzieć i spotykać zmarłych. Najczęściej widziała ich obok osób, które przychodziły do niej z prośbą o modlitwę i duchową pomoc.
„Często się zdarza, że gdy przychodzi do mnie jakiś człowiek – mówiła Natuzza – to widzę obok niego zmarłą osobę; może to być jego brat, siostra, ojciec lub matka. I wtedy ci zmarli mówią mi ważne rzeczy, które przekazuję ich krewnym lub znajomym. Rozpoznaję tylko dusze, które są w niebie, dlatego że promieniują one wielkim szczęściem i lekko unoszą się nad ziemią. Natomiast dusze czyśćcowe trudno jest mi odróżnić od ludzi żyjących na ziemi. Wiele razy dawałam im krzesło, aby sobie usiadły, a wtedy mi mówiły: „nie potrzebuję, ponieważ jestem duszą z innego świata”.
Orędzia przekazywane przez zmarłych, za pośrednictwem Natuzzy, ludziom żyjącym na ziemi często dotyczyły także małżonków oraz wychowania dzieci. I tak na przykład 5 października 1947 r. Maria Mesiano zapisała następujące słowa zmarłej kobiety: „Mówię najpierw do matek: troszczcie się o wychowywanie swoich dzieci; będą takimi, jakimi ich wychowacie. Biada matkom, które przez antykoncepcję sprzeciwiają się poczęciu, a przez zbrodnię aborcji narodzinom dzieci. Jeżeli się nie nawrócą, grozi im wieczne potępienie w przerażających cierpieniach. Dlaczego chcecie niszczyć życie najbardziej niewinnych i bezbronnych ludzkich istot? Czy nie wiecie, że Bóg powołuje je do wspólnoty życia ze sobą, aby stały się aniołami w niebie i świętymi?”.
Zmarli apelowali o regularne korzystanie z sakramentu pokuty, aby natychmiast podnosić się z każdego śmiertelnego grzechu i trwać w łasce uświęcającej: „Może ktoś sobie pomyśli: dlaczego mam spowiadać się u księdza, który może być większym grzesznikiem ode mnie? – mówiła jedna z dusz czyśćcowych Odpowiedź jest prosta: ponieważ każdy kapłan w tajemnicy spowiedzi reprezentuje samego Boga i jest Jego narzędziem. Poprzez sakrament kapłaństwa działa sam Chrystus i dokonuje cudu odpuszczenia wszystkich grzechów. Proście Pana Boga o przebaczenie wszystkich śmiertelnych grzechów, żałując i postanawiając poprawę. Po popełnieniu grzechu śmiertelnego natychmiast idźcie do spowiedzi. Prosząc Boga o przebaczenie grzechów, zostajemy uchronieni od wiecznego potępienia. Natomiast wszystkie konsekwencje grzechów trzeba będzie odpokutować w czyśćcu, doświadczając różnorakich, nieraz bardzo wielkich cierpień, ale już w pewności zbawienia”.
Każdy, kto prosił Natuzzę o informacje dotyczące bliskich zmarłych, otrzymywał od nich, za pośrednictwem mistyczki, tak konkretną i szczegółową odpowiedź, że pytający nabierał pewności, iż zmarli żyją oraz że istnieje niebo, czyściec i piekło.
I tak na przykład Pasquale Barberio pisał, iż podczas swojego pierwszego spotkania z Natuzzą dowiedział się, że jego zmarły w 1944 r. ojciec przebywa w czyśćcu i prosi o modlitwę. Natuzza widziała go stojącego obok Pasquale, mogła się z nim porozumieć i później szczegółowo opisać synowi, jak wyglądał i co chciał mu przekazać. Tego samego wieczoru, podczas modlitwy różańcowej, w której uczestniczył również Barberio, mistyczka zobaczyła zmarłe siedmioletnie dziecko z zabandażowanymi nogami. Okazało się, że był to siostrzeniec Barberia, zmarły w 1937 r. na zapalenie szpiku kostnego. To jedno spotkanie z Natuzzą wystarczyło, aby Pasquale Barberio zmienił całkowicie swoje życie. Od tej pory zaczął codziennie się modlić i regularnie przystępować do sakramentów św. Pasquale zrozumiał, że czasu ziemskiego życia nie można marnować, ponieważ jest to okres dojrzewania do miłości i życia wiecznego w niebie.
Ksiądz Giuseppe Mina opowiadał, jak pewnego dnia ukazali się Natuzzy zmarli rodzice pewnego proboszcza i bardzo ją prosili, aby w ich imieniu zaapelowała do syna, by całkowicie zerwał z grzechem. Natuzza odkładała spełnienie tej prośby, ponieważ bardzo krępowała się przekazać kapłanowi takie upomnienie. Wtedy dusze zmarłych rodziców księdza kilkakrotnie pojawiły się u Natuzzy i wypominały jej, że ociąga się z wypełnieniem woli Boga. W końcu mistyczka zdobyła się na odwagę i poszła, aby przekazać upomnienie proboszczowi. Po ucałowaniu jego ręki powiedziała, że przychodzi w imieniu jego rodziców. Proboszcz uśmiechnął się i stwierdził, że przecież jest to niemożliwe, gdyż jego rodzice już dawno nie żyją. Wtedy Natuzza w szczegółach opisała, jak wyglądali i co mówili, gdy ich spotkała, i dodała, że proszą go, aby zmienił swoje postępowanie. Ksiądz był wstrząśnięty tym wszystkim, co usłyszał. Wzruszony do łez obiecał, że odtąd całkowicie zmieni swoje życie”.
Natuzza oprócz daru widzenia i bezpośredniego kontaktowania się ze zmarłymi zapadała w ekstazę, podczas której obecni obok niej ludzie słyszeli głosy zmarłych.
Podczas ekstaz Natuzzy dr Valente z Paravati dokładnie notował to, co mówili zmarli. Podawali oni swoje imię i nazwisko, miejsce swego życia na ziemi oraz dokładną datę swej śmierci.
I tak na przykład grupa 15 osób zgromadzonych w mieszkaniu Natuzzy rozpoznała głos biskupa Enrica Montalbettiego z Reggio di Calabria, który zginął podczas bombardowań w 1943 r. Biskup, ze swoim charakterystycznym akcentem, wygłosił do nich budujące kazanie.
Maria Domenica Silipo usłyszała głos swojego dziadka, który nagle zmarł w 1944 r. bez przyjęcia sakramentów św. Był cholerykiem i często bluźnił, ale litował się nad biednymi, z którymi dzielił się pożywieniem i którym przygotowywał posiłki. Powiedział, że przed potępieniem uratowały go uczynki miłosierdzia.
Za pośrednictwem Natuzzy Pan Bóg nakazywał niektórym potępionym, aby świadczyli o istnieniu piekła. Jednym z nich był znany we Włoszech filozof i pisarz katolicki, który znalazł się w piekle, dlatego że popełnił bardzo ciężkie grzechy, a przed śmiercią w swojej pysze nie chciał się wyspowiadać, żałować za popełnione zło i przyjąć daru Bożego Miłosierdzia.
Zmarli mogli objawiać się Natuzzy, gdyż taka była decyzja Pana Boga, a nie dlatego, że ona lub ktoś z ludzi o to prosił lub tego żądał. Jeśli ktoś z obecnych nalegał, aby osoba zmarła powiedziała coś więcej, odpowiedź była jednoznaczna: „Nie ma pozwolenia od Pana Boga, abyśmy więcej mówili. Bądźcie cierpliwi, zostawcie nas w spokoju, wiemy, czego oczekujecie i czego chcecie się dowiedzieć, ale obecnie jest to niemożliwe”.
Wszyscy, którzy byli świadkami ekstaz Natuzzy, podczas których mówiły zmarłe osoby, stwierdzają, że działo się to wszystko na skutek bezpośredniego działania Pana Boga, bez udziału jej woli.
Przewodniczący Sądu Apelacyjnego w Mediolanie Eugenio Mauro, który praktykował okultyzm, zajmował się spirytyzmem i był znanym okultystycznym medium, sądził, że Natuzza tak jak on posługuje się tajemniczą mocą duchową. Kiedy przyjechał do Paravati i był świadkiem mistycznych ekstaz Natuzzy, podczas których słyszał, co mówili zmarli, wtedy się przekonał, że praktykowane przez niego wywoływanie zmarłych było otwieraniem się na działanie diabelskich mocy. Sędzia Eugenio Mauro przeżył duchowy wstrząs, nawrócił się, wyrzekł się wszelkich praktyk okultystycznych, poszedł do spowiedzi i stał się gorliwym katolikiem.
Rosa Silipo usłyszała głos swojego zmarłego małego brata (20 dni po urodzeniu w 1932 r.), który był w niebie i mówił pięknym, słodkim głosem: „Jestem Pinuccio Silipo. Sprawiliście mi razem z mamą wielką przykrość. Dlatego, że nigdy nie przekazujecie mi żadnego podarunku. Wszystkie dzieci oddają Jezusowi jakiś dar, ja jestem zawsze w tyle, gdyż nie mam co ofiarować Jezusowi”. Zaskoczona Rosa odpowiedziała na to: „Przecież jesteś aniołkiem w niebie i nie potrzebujesz żadnych modlitw”. „To prawda – odpowiedział Pinuccio – my nie potrzebujemy modlitw, ale oddajemy je Jezusowi, a On przydziela je tym, którzy ich najbardziej potrzebują. Pragniemy bardzo waszych modlitw”.
Podczas ekstaz Natuzzy dr Valente rozpoznawał głosy zmarłych, których doskonale znał za ich życia na ziemi; był pod wielkim wrażeniem tego wszystkiego, co słyszał. Doktor Valente miał możność porozmawiania ze swoim synem, zmarłym w wieku dziecięcym. Dziecko mówiło: „Czy rozpoznajesz mnie, tatusiu?”. „Oczywiście, że Cię poznaję. Czy czegoś potrzebujesz?” – odpowiedział ojciec. „Nie, tatusiu, ale proszę Cię, bądź cierpliwy, kiedy pracujesz z pacjentami”. Doktor Valente był dobrym człowiekiem, ale szybko się denerwował i niecierpliwił. Kiedy usłyszał słowa swojego syna, rozpłakał się ze wzruszenia.
Podczas jednego ze spotkań u Natuzzy w pewnym momencie słychać było głos adwokata X.Y., którego dr Valente doskonale znał. Adwokat mówił strasznym głosem: „Jestem potępiony, jestem potępiony! Mówcie wszystkim, aby się nawrócili i pokutowali! Jakbym chciał wrócić na ziemię, aby pokutować!”. Natomiast dusze czyśćcowe miały głos bardziej spokojny, a potępione mówiły w sposób budzący lęk i przerażenie. „Jestem w ogniu wiecznym – krzyczała jedna z potępionych dusz – za dawanie fałszywego świadectwa, kalumnie, uporczywe trwanie w grzechach nieczystości i wzgardzenie Bożym Miłosierdziem. Gdybym się wyspowiadała, Jezus by mi przebaczył. Nie ma dla mnie teraz żadnej nadziei”.
Dlaczego wieczne potępienie?
Całe nasze ziemskie życie powinno być czasem przygotowania do tego najważniejszego momentu, jakim jest chwila śmierci, spotkanie z Chrystusem twarzą w twarz, już bez pośrednictwa wiary. To właśnie wtedy zadecyduje się nasza wieczność: zbawienie albo wieczne potępienie. Co będzie się działo się z nami w momencie śmierci?
Doświadczymy pełni miłości Chrystusa i będziemy musieli podjąć ostateczną decyzję. Tak – powiedziane Chrystusowi – stanie się niebem lub czyśćcem, natomiast odrzucenie Jego miłości – stanie się piekłem.
Bóg kocha i pragnie zbawić wszystkich ludzi. Każdy człowiek otrzymuje szansę zbawienia. Nie ma ludzi przeznaczonych na potępienie. Nie można jednak zapominać, że oprócz Bożej woli zbawienia wszystkich ludzi istnieje wolna ludzka wola, która może odrzucić Boga i wzgardzić Nim. Pan Jezus wielokrotnie mówił, że odrzucenie Boga przez człowieka prowadzi do wiecznego potępienia, a więc bezbożnicy będą definitywnie wyłączeni z życia wiecznego: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom” (Mt 25,41). Wszyscy nieposłuszni Bogu usłyszą: „Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości” (Mt 7,23); „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne, kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży” (J 3,36). Odrzucenie tych wszystkich, którzy nie przyjęli zaproszenia na ucztę, jest absolutne: „Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty” (Łk 14,24). Wyjaśnienie przez Chrystusa przypowieści o sieci nie jest metaforą: „Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 13,40-50). Znajdujemy w Piśmie św. teksty mówiące o absolutnym wyłączeniubezbożników z królestwa Bożego: „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor 6,9-10; por. Ga 5,19; Ef 5,5). W cytowanych tekstach formuły potępienia mają charakter absolutny: „nikt z tych ludzi nie skosztuje mojej uczty”; „nie zobaczy życia”; „nie posiądzie królestwa”.
Pan Jezus mówi także, że „każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu nie będzie odpuszczone (…) ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12,31 i n.). Jan Paweł II w encyklice Dominum et Vivificantem (n. 46) wyjaśnia, że grzech przeciwko Duchowi Świętemu polega na „odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego”. Jest to postawa całkowitego zamknięcia się człowieka na miłość Boga, postawa człowieka, „który broni rzekomego prawa do trwania w złu, we wszystkich innych grzechach i który w ten sposób odrzuca odkupienie”. Jest to więc grzech nieodpuszczalny z samej swojej natury, ponieważ jest owocem całkowitego odrzucenia Bożego Miłosierdzia. Wyraża się on w postawie absolutnego egoizmu, czyli całkowitego zamknięcia się ludzkiej wolności na miłość Chrystusa. Taka postawa kształtuje się w człowieku w ciągu całego ziemskiego życia. Każdy w pełni świadomy i dobrowolny wybór zła przyczynia się do strasznych duchowych zniszczeń w człowieku. Wyrażają się one w pogłębieniu niewrażliwości na miłość Boga i w postępującej niezdolności do miłości bliźniego. Jeżeli przez całe ziemskie życie człowiek będzie żył tak, jakby Boga nie było, i radykalnie odrzucał możliwość nawrócenia się, nazywając zło dobrem, a dobro złem, to wtedy realnie istniejąca siła zła każdego grzechu do tego stopnia może zniszczyć jego osobę, że stanie się absolutnym egoistą – a więc kimś takim, kto kocha siebie miłością posuniętą aż do nienawiści Boga. Tak zaczyna się piekło.
Kochani Czytelnicy! W codziennej modlitwie polecajmy Jezusowi najzatwardzialszych grzeszników, prosząc o ich nawrócenie. Ludzie, którzy odrzucają Dekalog i gardzą miłością Boga, idą drogą prowadzącą do zguby wiecznej. Nie łudźmy się: „Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne” (Ga 6,7-8). Dlatego naszym codziennym obowiązkiem jest modlitwa o nawrócenie grzeszników. Tak jak Pan Jezus prosił s. Faustynę, tak też dzisiaj prosi każdego z nas: „Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla Mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie, i daję im, czego pragną” (Dz. 1728).
Miłość Boża całkowicie respektuje wolność swojego stworzenia – także wtedy, kiedy decyduje się ono na definitywne odrzucenie Boga. Tak więc piekło nie jest nieprzewidzianą czy niesprawiedliwą karą. Człowiek sam, wybierając grzech na swoją odpowiedzialność, idzie drogą prowadzącą do piekła. Istnieje piekło, ponieważ istnieje grzech. Piekło jest niczym innym jak grzechem chcianym jako cel, przyjętym jako ostateczne spełnienie, rozciągającym się w nieskończoność. Prawda o niebie, czyśćcu i piekle nadaje naszemu ziemskiemu życiu niepowtarzalność i dramatyczną wyjątkowość. Przypomina nam, że jeżeli grzech, który jest największym nieszczęściem dla człowieka, bagatelizuje się i traktuje się go jako dobro, to wtedy wprowadza nas on w rzeczywistość piekła.
ks. Mieczysław Piotrowski TChr
tekst pochodzi ze strony www.milujciesie.org.pl
______________________________________________________________________________________________________________
SOBOTA – 22 PAŹDZIERNIKA – LITURGICZNE WSPOMNIENIE ŚW. JANA PAWŁA II
GODZ. 17.00 – W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 18.00 – MSZA ŚW. z XXX NIEDZIELI ZWYKŁEJ
***
To on przepowiedział ks. Karolowi Wojtyle, że zostanie papieżem
Pamiętam jak dziś, że arcybiskup wziął mnie pod rękę i wyprowadził do poczekalni, gdzie siedzieli księża, i powiedział: „Habemus papam” – wspominał Jan Paweł II. Te żartobliwe słowa abp. Eugeniusza Baziaka stały się dla ks. Karola Wojtyły prorocze.
***
W sierpniu 1958 roku ks. Karol Wojtyła, młody profesor filozofii KUL-u, przebywał wraz z młodzieżą na spływie kajakowym rzeką Łyną. W tym czasie przyszły papież otrzymał informację o mianowaniu go biskupem pomocniczym krakowskim. Decyzję Piusa XII przekazał ks. Wojtyle kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski.
„Eminencjo, ja jestem za młody, mam dopiero 38 lat. – ”To jest taka słabość, z której się szybko leczymy” – „Proszę się nie sprzeciwiać woli Ojca Świętego” – „Przyjmuję”. – „No, to pójdziemy na obiad” – taka wymiana zdań pomiędzy ks. Wojtyłą a kardynałem Wyszyńskim odbyła się w Domu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej.
Urzędowa nominacja na biskupa dokonała się 4 lipca, a więc w rocznicę poświęcenia katedry wawelskiej. Opisując później tę sytuację w książce „Wstańcie, chodźmy”, Jan Paweł II napisze: „Gdy jednak siadałem do wiosła, było mi znowu jakoś dziwnie. Uderzyła mnie zbieżność dat”.
„Proszę wrócić na konsekrację”
Po spotkaniu z Prymasem Polski, nowo mianowany biskup do późnych godzin wieczornych modlił się w kaplicy sióstr urszulanek szarych w Warszawie, przy ul. Wiślanej. Następnie zawiadomił o tym co się wydarzyło abp. Eugeniusza Baziaka. Ks. Wojtyła pojechał do Krakowa i po przybyciu na ul. Franciszkańską 3, wręczył duchownemu list od Prymasa Polski.
Po latach tak wspominał tamtą chwilę: „Pamiętam jak dziś, że Arcybiskup wziął mnie pod rękę i wyprowadził do poczekalni, gdzie siedzieli księża i powiedział: +Habemus papam+”.
Hierarcha kościelny nie miał żadnych wątpliwości związanych z metryką młodego kapłana. „Ja potrzebuję biskupa do roboty, a nie do ozdoby. A młody jest – da radę” – mówił abp Baziak.
Największym pragnieniem biskupa nominata był powrót do grupy studentów, na kajaki. „To już chyba nie wypada” – podpowiedział hierarcha. Ks. Wojtyła poszedł do mieszczącego się niedaleko kościoła franciszkanów. Przy stacjach namalowanych przez Józefa Mehoffera odprawił Drogę krzyżową. Po zakończonym nabożeństwie powrócił do arcybiskupa i ponownie poprosił o zgodę na wyjazd. Dostojnik zaś odpowiedział: „Bardzo proszę, bardzo proszę. Ale proszę – dorzucił z uśmiechem – wrócić na konsekrację”.
„I co, został Wujek biskupem?”
Ksiądz Karol wyruszył pociągiem w kierunku Olsztyna. Tam, na stacji kolejowej, czekał na niego Zdzisław Heydel. „I co, został Wujek biskupem?” – zapytał młodzieniec.
Po przeprowadzonych ze studentami dyskusjach, przyszły papież, powiedział: „Wujek zostaje”.
28 września 1958 roku, w katedrze wawelskiej, odbył się uroczysty ingres. Kiedy już Wojtyła został konsekrowany na biskupa, abp Baziak tłumaczył: „Jestem już stary i niewiele teraz mogę zdziałać dla Kościoła, ale dopiąłem tego, że biskupem został najlepszy z kandydatów, możecie być zatem spokojni o przyszłość”.
Wyprawy kajakowe były kontynuowane przez biskupa Wojtyłę jeszcze przez kilka lat. Podczas jednej z takich wycieczek brali udział jego dawni studenci, wraz z dziećmi.
Było to 4 lipca 1978 roku. W październiku, zaledwie trzy miesiące później, miało miejsce pamiętne konklawe. Arcybiskup Eugeniusz Baziak nie doczekał chwili, kiedy Wojtyła stanął na czele Kościoła Powszechnego. Zmarł w 1962 roku. Ich czteroletnia współpraca była niezwykle owocna, a wypowiedziane przez dostojnika kościelnego żartobliwie słowa okazały się prorocze.
Family News Service/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Ks. Lombardi przypomina genialną cechę Jana Pawła II. „Nie widziałem czegoś podobnego u nikogo”
***
Wchodził do kościoła, zanurzał się na modlitwie i sprawiał wrażenie, że wyszedł z rzeczywistości i wszedł w relację z Panem Bogiem. Kiedy wszyscy byli skupieni na przebiegu podroży. Spieszyli się, żeby pójść dalej. Ks. Dziwisz, który go szturchał. On się nie śpieszył. Był skupiony na adoracji…
Nie znałem arcybiskupa Wojtyły
Jak przeżyliście rok dwóch konklawe, jak to określił Jan Paweł II?
Byłem tutaj w Civiltà Cattolica. Przeżywaliśmy ostatnie lata Pawła VI bardzo intensywnie. Ks. Sorge miał kontakt z Watykanem, z papieżem. Byliśmy włączeni w relacje z Watykanem i życie Kościoła we Włoszech i na świecie. Pamiętam śmierć Pawła VI i następnie te dwa konklawe. Nasze czasopismo jest kwartalnikiem, więc nie śledziło bieżące wydarzenia jak tygodnik czy dziennik.
Pamiętam bardzo dobrze, kiedy został wybrany Wojtyła. Wydaje mi się, że słuchaliśmy radia tu z ks. Fantuzzim. Natychmiast tego samego wieczoru skontaktowałem się z jezuitami w Polsce, by znaleźć polskiego jezuitę, który by nam szybko napisał artykuł prezentujący arcybiskupa z Krakowa. Znaliśmy Wyszyńskiego, ale Wojtyłę mniej. Ja go nie znałem.
Zauważyłem, że poprowadził rekolekcje dla Pawła VI, ale nie miałem pogłębionej wiedzy. Wskazano mi ks. Drążka, który współpracował z nim jako duszpasterz studentów. Zatem znał go bardzo dobrze. Napisał dla nas w dość szybkim czasie artykuł po francusku, bo włoskiego jeszcze nie znał, przedstawiający postać arcybiskupa Krakowa, wyjaśniając trochę jego linię duszpasterską. Później poznałem bliżej papieża z Polski.
Jak Jan Paweł II zapisał się w księdza pamięci?
Jest wiele aspektów. Jeden z nich, który mnie dotknął, także na innych robił ogromne wrażenie, to jak on skupiał się na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, także w czasie podroży.
Wchodził do kościoła, zanurzał się na modlitwie i sprawiał wrażenie, że wyszedł z rzeczywistości i wszedł w relację z Panem Bogiem. Kiedy wszyscy wokoło byli skupieni na przebiegu podroży. Spieszyli się, żeby pójść dalej. Ks. Dziwisz, który go szturchał. On się nie śpieszył. Był skupiony na adoracji.
Jan Paweł II? Nie widziałem czegoś podobnego u nikogo
Drugie, jego autorytet wobec tłumów, które reprezentowały dany naród. Jak on się zwracał do ludzi z państw bloku wschodniego, byli katolikami, ale nie tylko, stawiając im wyzwania w odkryciu powołania ich państwa, ich narodu, aby wnieśli swój wkład w budowanie pokoju w rodzinie narodów. Potrafił wydobyć właściwy patriotyzm, nie nacjonalizm, ale pragnienie wniesienia wkładu narodów w ich różnorodności.
To był jego sposób zwracania się do całego narodu, przywołując historię, kulturę, powołanie, tożsamość, dając im poczucie ich godności. Nawet po okresie, kiedy byli tak poniżeni przez ucisk tyranii, żeby odkryli poczucie własnej godności, swoje talenty, bogactwo kulturowe i duchowe, aby wprowadzić je na drogę rodziny ludzkiej. Ten jego autorytet, z którym przemawiał i ta łatwość z jaką to robił.
On posiadał wielki autorytet moralny, by wydobyć godność ludu, który go słuchał, by zorientować go ku dobru. Dla mnie to było nadzwyczajne. Nie widziałem czegoś podobnego u nikogo. Osoba zdolna do przemawiania do całego narodu, budząc w nim godność. To potrafił wobec wszystkich różnorodnych narodów, nie tylko wobec własnego, który znał.
To są wspomnienia, które mi pozostały. Jest wiele innych. Zawsze podkreślałem, że ostatnie lata cierpienia były bardzo ważne. Jego pontyfikat był tak intensywny, że nawet, kiedy pod koniec było trochę cierpienia i spowolnienia, nie przeważyło to na całości. Choroba była według mnie bardzo ważnym elementem integrującym, także jego pontyfikat, pokazując wymiar cierpienia, pokory, modlitwy, obok siły działania, sukcesów, zaangażowania.
To dostrzegam jako bardzo ważne. Także w ocenie jego postaci, w jakim sensie też jego świętości jako papieża. To jest inny wymiar niż w przypadku Lucianiego. Teraz była jego beatyfikacja. Luciani był papieżem przez miesiąc. Nie można powiedzieć, że był święty przez miesiąc jako papież. Był święty przez dziesięciolecia jako biskup. Jest wzorem pokornego biskupa. Następnie fakt, że był papieżem przez miesiąc, pozwoliło mu, że poznali go wszyscy.
Natomiast Jan Paweł II był papieżem przez 27 lat. On był świętym jako papież, sposób w jaki był papieżem. Przeżywał papiestwo z wiarą, cierpliwością. Rozróżniam mocno to, że nie zrezygnował z papiestwa od decyzji Benedykta XVI. Dwie osobowości bardzo rożne, które przeżywały inaczej swoją papieską posługę. Obaj pełnili ją doskonale. Jan Paweł II jako mistyk uczestniczył w cierpieniu Chrystusa, prowadząc Kościół także w cierpieniu. Drugi zaś z rozwagą. Jako papież wiary i rozumu dostrzegł, że lepiej dla Kościoła będzie jeśli odejdzie.
Anna Artymiak/fragment wywiadu z ks. Kard. Federico Lombardim/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Dziekan Kolegium Kardynalskiego odrzuca zarzuty dziennikarza TVN pod adresem św. Jana Pawła II
***
Dla mnie papież Jan Paweł II był wielki jako człowiek, wielki jako papież i wielki jako święty – napisał dziekan Kolegium Kardynalskiego do dziennikarza telewizji TVN, Marcina Gutowskiego, odmawiając udzielenia wywiadu tej stacji. Wieloletni bliski współpracownik św. Jana Pawła II podkreślił wkład Ojca Świętego w walkę z wykorzystywaniem seksualnym małoletnich przez osoby duchowne. Katolicka Agencja Informacyjna otrzymała kopię listu, adresowanego 29 marca, 2022 roku. Poniżej publikujemy jego treść w tłumaczeniu na język polski.
Szanowny Panie Gutowski,
Otrzymałem Pański uprzejmy list z 25 marca i poprosiłem o informacje na temat transmisji należącej do koncernu Discovery telewizji TVN. Dowiedziałem się ze zdumieniem o pewnych programach, które obrzuciły błotem postać papieża św. Jana Pawła II.
Nie uważam za możliwe udzielenie wywiadu wspomnianej telewizji. Dla mnie, będącego bliskim współpracownikiem podczas jego pontyfikatu, papież Jan Paweł II był wielki jako człowiek, wielki jako papież i wielki jako święty.
Zawsze stanowczo i energicznie występował przeciwko wykorzystywaniu seksualnemu małoletnich. W tym względzie należy pamiętać, że w tamtych latach nie były znane nadużycia ani świadectwa, które zostały poznane dopiero po latach. Wiele ofiar nie formułowało oskarżeń, ani nawet o tym nie mówiło, i dlatego podczas pontyfikatu papieża Wojtyły nie znano wiele rzeczy, które wyszły na jaw w następnych latach.
Jeśli chodzi o przejrzystość i stanowczość z jaką papież Jan Paweł II odniósł się do problemu nadużyć, ograniczę się tylko do przypomnienia jego postawy, gdy na początku roku 2002 dotarły do papieża wiadomości o skandalach w USA, dotyczące zwłaszcza archidiecezji Detroit.
Jan Paweł II wezwał do Rzymu kardynałów ze Stanów Zjednoczonych. Spotkanie trwało przez cały ranek i popołudnie we wtorek, 23 kwietnia 2002 r. Obecni byli także kardynał Ratzinger, kardynał Medina, kardynał Castrillon oraz niżej podpisany.
Papież wysłuchał tego, co mu zrelacjonowano, interweniując i podkreślając jako dyrektywę wyrażenie „zero tolerancji”. To znaczy, że w odniesieniu do nadużyć wobec małoletnich linia, którą należy podążać, była linią rygorystyczną, bez jakiejkolwiek tolerancji w tej dziedzinie, lecz linią „zero tolerancji”.
Papież zamknął spotkanie przemówieniem, które jest opublikowane w serii wydawanej przez Libreria Vaticana „Insegnamenti di Giovanni Paolo II” XXV, 1 (2002), str. 606-608, w którym czytamy między innymi, że papież stwierdził: „Ludzie muszą wiedzieć, że w stanie kapłańskim i życiu zakonnym nie ma miejsca dla tych, którzy krzywdziliby nieletnich”.
Jan Paweł II był niezapomnianym i świętym papieżem, któremu Boża Opatrzność naznaczyła wielkie zadania. Rozbudził w świecie poczucie Boga, a także przyczynił się do tego, że imperium sowieckie upadło bez rozlewu krwi. Jego długi pontyfikat jest zdumiewający ze względu na wielkość i wspaniałość przeprowadzonych dzieł, ze względu na wiele inicjatyw, ze względu na zyskaną akceptację, i ze wzglądu na to, co stanowiło jego przewodnictwo moralne i duchowe. Natomiast mówiąc o księdzu Stanisławie Dziwiszu muszę powiedzieć, że był wiernym i dobrym sekretarzem.
Z serdecznymi pozdrowieniami
Kardynał Giovanni Battista Re
Giovanni Battista Re urodził się 30 stycznia 1934, w Borno w diecezji Brescia na północy Włoch. Po nauce w niższym seminarium duchownym, do którego wstąpił w 1945 r. oraz studiach w wyższym seminarium duchownym święcenia kapłańskie przyjął 3 marca 1957 r. W październiku 1958 roku został wysłany na studia do Rzymu, gdzie w 1962 r. uzyskał doktorat z prawa kanonicznego na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Równocześnie studiował w Papieskiej Akademii Kościelnej.
W 1963 r. podjął pracę w służbach dyplomatycznych Stolicy Apostolskiej, m.in. w Panamie i Iranie. Od 1971 r. pracował w watykańskim Sekretariacie Stanu, gdzie od 12 grudnia 1979 r. był asesorem. 9 października 1987 Jan Paweł II mianował go sekretarzem Kongregacji ds. Biskupów i arcybiskupem tytularnym Vescovio. Jednocześnie był też sekretarzem Kolegium Kardynalskiego. Ojciec Święty osobiście udzielił mu sakry 7 listopada tegoż roku. W latach 1989-2000 abp Re był substytutem do spraw ogólnych.16 września 2000 papież mianował go prefektem Kongregacji Biskupów i przewodniczącym Papieskiej Komisji ds. Ameryki Łacińskiej. 21 lutego następnego roku Jan Paweł II włączył go w skład Kolegium Kardynalskiego. Od 1 października 2002 r. należy do grona kardynałów-biskupów.
Był przewodniczącym delegowanym 10 Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów w październiku 2001. W maju 2007 przewodniczył V Konferencji Ogólnej Episkopatów Ameryki Łacińskiej (CELAM) w Aparecidzie. 30 czerwca 2010 r. przeszedł na emeryturę. Jako najstarszy rangą kardynał-elekt w 2013 roku przewodniczył konklawe, które 13 marca ub. roku wybrało papieża Franciszka. 8 stycznia 2020 roku został Dziekanem Kolegium Kardynalskiego.
Wielokrotnie reprezentował Ojca Świętego na ważnych uroczystościach kościelnych w różnych krajach, m.in. w październiku 2003 był głównym gościem z Watykanu na obchodach Dnia Papieskiego w Polsce.
Należał do najbliższych współpracowników Jana Pawła II. W lipcu 1998 wykorzystał letni wypoczynek Ojca Świętego w Lorenzago di Cadore i zaprosił go do swego rodzinnego miasta Borno – było to wielkie święto dla całej okolicy. Po raz pierwszy i jedyny zdarzyło się, że Papież w ramach swego lipcowego wypoczynku letniego zrobił wycieczkę “po kumotersku” w rodzinne strony dostojnika kurialnego. Komentatorzy odebrali to jako szczególny wyraz uznania i zaufania Ojca Świętego dla jednego ze swych najbliższych współpracowników.
W kwietniu 2010 roku kard. Giovanni Battista Re otrzymał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. To wysokie odznaczenie przyznał mu prezydent Lech Kaczyński 1 kwietnia 2010 r. za wybitne zasługi dla rozwoju współpracy między Rzeczpospolitą Polską i Stolicą Apostolską oraz za działalność na rzecz Kościoła katolickiego w naszym kraju.
Kai/Gość Niedzielny
__________________________________________________________________________________
W obrzydzaniu św. Jana Pawła II chodzi o to, by młodzi odwrócili się od niego – ks. prof. Robert Skrzypczak
***
Obrzydzanie Jana Pawła II ma jeden cel. Chodzi o to, by młode pokolenie odwróciło się od niego, bo on ma im coś ważnego do powiedzenia, poprowadził wielu młodych w stronę Chrystusa, tożsamości osobowej i rodziny – powiedział PAP ks. prof. Robert Skrzypczak z Akademii Katolickiej w Warszawie.
W niedzielę przypada 44. rocznica wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża. Metropolita krakowski został wybrany na papieża 16 października 1978 r. i przybrał imię Jan Paweł II. Był pierwszym od 455 lat papieżem spoza Włoch.
Ks. prof. Skrzypczak zaznaczył, że doskonale pamięta dzień, kiedy kard. Karol Wojtyła został papieżem. –Miałem 14 lat. Akurat uczestniczyłem we mszy św. w mojej rodzinnej parafii, jako ministrant, kiedy jeden z księży przybiegł z zakrystii, wywołał mnie z prezbiterium i poprosił, abym podał tę wiadomość księdzu, który odprawiał mszę – wspominał. Podkreślił, że wiadomość napełniła wszystkich ogromną radością. –To było dla nas ogromne zaskoczenie. Wszyscy czuliśmy, że uczestniczymy w wydarzeniu historycznym. Nagle Polska znalazła się na ustach całego świata – wspominał.
Duchowny przypomniał, że z konsekwencji wyboru Polaka na papieża zdawały sobie sprawę także komunistyczne władze. –Przed 16 października 1978 r. oczy wszystkich były zwrócone raczej na kard. Wyszyńskiego. To on jawił się ówczesnym decydentom jako zagrożenie i wróg. Wojtyłę widzieli jako niegroźnego filozofa i poetę. Władza zdała sobie wówczas sprawę, jak bardzo się wobec niego pomyliła. Świadczyło o tym słynne powiedzenie ministra od spraw religii w rządzie Edwarda Gierka, Kazimierza Kąkola, że nie trzeba było dawać Wojtyle paszportu – dodał.
Zdaniem ks. prof. Skrzypczaka, na tron piotrowy wstąpił człowiek świetnie przygotowany intelektualnie do nowej roli. –Karol Wojtyła dał się poznać przede wszystkim na Soborze Watykańskim II, a później także jako zaangażowany uczestnik wielu synodów. Był również człowiekiem, który udzielił wielkiego wsparcia papieżowi Pawłowi VI przy przygotowaniu encykliki Humanae vitae o ludzkiej seksualności – przypomniał.
Jak zastrzegł, od pierwszych dni urzędowania nowy papież wprowadził zmiany w codziennym funkcjonowaniu Watykanu. –Przede wszystkim zmienił panujące od dawna zwyczaje, jak klękanie przed papieżem, całowanie rąk, zwracanie się do Ojca Świętego wieloma tytułami. Już w momencie ukazania się na balkonie Bazyliki św. Piotra zaraz po wyborze, dał się poznać jako człowiek bardzo bezpośredni. Dotąd nowo wybrani papieże byli prezentowani i błogosławili, ale nie zwracali się spontanicznie do wiernych. Tymczasem Jan Paweł II podbił tłumy mówiąc, że jest papieżem z dalekiego kraju i prosząc o to, by poprawić go, gdyby pomylił się mówiąc po włosku – powiedział.
Drugą ważną zmianą była – według prof. Skrzypczaka – decyzja o tym, że ten pontyfikat będzie „wędrowny”. –Jan Paweł II odbył ponad 100 pielgrzymek zagranicznych – przypomniał.
–Jednak najważniejszym rysem tego pontyfikatu było skupienie się na temacie małżeństwa, miłości i seksualności. To był pierwszy papież, który rozwijał ten temat z takim rozmachem. Temu tematowi Jan Pawłem II poświęcił 5 lat katechez, wygłaszanych podczas audiencji środowych. Pierwszy zwołany przez niego synod był poświęcony rodzinie – zastrzegł.
Jak zaznaczył, innym wyznacznikiem pontyfikatu Jana Pawła II było „postawienie wykrzyknika na kwestię prawdy”. Przypomniał, że hasło tegorocznych obchodów XXII Dnia Papieskiego, „Blask prawdy”, nawiązuje do tytułu jednej z najważniejszych encyklik Jana Pawła II poświęconej tej tematyce.
„Encyklika +Veritatis splendor+, w której papież przypomniał, że prawda istnieje i jest obiektywna w stosunku do ludzkiego: chcę, myślę czy rozumiem, od samego początku wzbudzała ogromne kontrowersje” – przypomniał ks. prof. Skrzypczak.
Wyjaśnił, że to Jan Paweł II mocno podkreślił, iż dzięki temu, że istnieje obiektywna prawda, może istnieć pojęcie natury. –Przypomniał, że jeśli istnieje natura, to istnieją także prawa naturalne. A jeśli istnieją prawa naturalne, to istnieje także ich autor, czyli Bóg – dodał.
Odciągał młodych od zła
Według ks. prof. Skrzypczaka, Jan Paweł II „odciągnął młode pokolenie od rewolucji seksualnej i od fascynacji neomarksizmem, liberalnym modelem świata oderwanego od Boga, Kościoła, rodziny i tradycji”. –Jan Paweł II poprowadził wielu młodych w stronę Chrystusa, tożsamości osobowej i rodziny. Tym samym – zdaniem wielu – popełnił zbrodnię, która z punktu widzenia walki cywilizacyjnej jest nie do przebaczenia. Dlatego od momentu, kiedy został ogłoszony świętym, zaczęła się tzw. dewojtylizacja – ocenił.
Zdaniem duchownego, co jakiś czas w mediach pojawiają się doniesienia o odpowiedzialności, jaką Jan Paweł II ma ponosić za różne przejawy zła w świecie i w Kościele. –Jest to próba zdyskredytowania papieża poprzez bombę, którą można określić mianem: „pedofilia”. Większość zarzutów opiera się na pomówieniach. Dowodów, jakoby Jan Paweł II był bezczynny i obojętny, nie ma żadnych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że kiedy mamy do czynienia z postacią tak klarowną, tak jednoznaczną, świętą i wspaniałą, to trzeba ją obrzucić błotem – zaznaczył.
Ks. prof. Skrzypczak przypomniał, że już w latach 90., kiedy w USA pojawiły się pierwsze doniesienia o pedofilii wśród duchownych, to Jan Paweł II zwrócił się z apelem do biskupów amerykańskich, by rzetelnie zajęli się tym problemem. –To Jan Paweł II zmienił kościelne procedury, tak żeby wszystkie przypadki pedofilii wśród duchownych były rozpatrywane przez Kongregację Nauki Wiary. Więc mówienie, że był obojętny wobec problemu pedofilii, jest absurdem – ocenił.
–Obrzydzanie Jana Pawła II ma jeden cel. Chodzi o to, by młode pokolenie odwróciło się od niego, bo on ma im coś ważnego do powiedzenia – podkreślił.
16 października w Polsce i w środowiskach polonijnych na całym świecie obchodzony będzie XXII Dzień Papieski pod hasłem „Blask Prawdy”. Organizatorem Dnia Papieskiego jest Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia (FDNT), powołana w 2000 r. jako pokłosie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1999 r. Jej działalność ma upamiętniać pontyfikat Jana Pawła II dzięki promowaniu nauczania papieża Polaka i wspieraniu przedsięwzięć społecznych, głównie w edukacji i kulturze.
PCh24.pl/źródło: Iwona Żurek (PAP)
______________________________________________________________________________________________________________
NIEDZIELA – DZIEŃ PAŃSKI – 23 PAŹDZIERNIKA
GODZ. 13.30 – ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 14.00 – MSZA ŚW.
PO MSZY ŚW. – KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
*****
Dziś Światowy Dzień Misyjny i początek Tygodnia Misyjnego
Pod hasłem „Będziecie moimi świadkami” dziś (23 października) będzie obchodzony 96. Światowy Dzień Misyjny, który w Polsce rozpoczyna Tydzień Misyjny. W tym czasie organizowane są wydarzenia uwrażliwiające na potrzeby misji oraz przypominające o powszechnym powołaniu do głoszenia Ewangelii. Ofiary składane na tacę w Światowy Dzień Misyjny we wszystkich parafiach świata tworzą Fundusz Solidarności Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary.
Aktualnie posługuje na misjach 1743 polskich misjonarzy i misjonarek. Pracują oni w 99 krajach świata.
Najwięcej – w Brazylii, Boliwii, Argentynie, Kamerunie i Kazachstanie. Na misjach dominują osoby zakonne: 787 zakonników i 629 – sióstr zakonnych, poza tym posługuje 287 księży diecezjalnych. Na misjach pracuje też 40 osób świeckich.
Ofiary składane na tacę w Światowy Dzień Misyjny we wszystkich parafiach świata tworzą Fundusz Solidarności Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary. Z tych środków utrzymywani są księża i katechiści pracujący na terenach misyjnych oraz miejscowi kapłani. Prośby w formie projektów o pomoc finansową kierowane do Sekretariatu Generalnego Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary w Rzymie. Dotyczą one najczęściej pomocy przy budowie lub remoncie kościoła. Specjalna komisja przydziela kraje, które mają opłacić zatwierdzone projekty.
Realizowane projekty mogą mieć charakter: pomocy zwyczajnej, obejmującej m.in. działania o charakterze administracyjnym; pomocy dla katechistów, dotyczącej formacji oraz prowadzonej przez nich działalności wspierania misjonarzy; pomocy nadzwyczajnej, dotyczącej budowy świątyń czy budynków na użytek działalności parafialnej oraz misyjnej.
Bilans Niedzieli Misyjnej 2021 roku
Papieskie Dzieła Misyjne w Polsce w roku 2021 sfinansowały projekty na kwotę 1 mln 024 tys. 202 dol., z czego ponad 805 tys. dol. przeznaczono na projekty w krajach kontynentu afrykańskiego i azjatyckiego, a 219 tys. dol. na pomoc w utrzymaniu domów studenckich w Rzymie dla kleryków misyjnych i sióstr zakonnych.
Pomoc dla Afryki
Całkowita kwota przeznaczona na projekty realizowane w Afryce (Burundi i Liberia) wynosiła 621 335 dol. W ramach projektów na pomoc nadzwyczajną w Burundi przeznaczono łącznie 166 tys. dol. Środki zostaną wykorzystane m.in. na remont kościoła parafialnego w Gisyo (30 tys. dol.), odbudowę klasztoru sióstr Bene-Tereziya w Murehe, budowę domów parafialnych w Mwika i Gatabo oraz klasztoru braci Bene Paulo w Kirambi.
W Liberii wygospodarowano 15 tys. dol. na projekt kształtowania świadomości w szkołach, parafiach i placówkach diecezji na temat niebezpieczeństw związanych ze stosowaniem środków antykoncepcyjnych oraz nauki Kościoła z tym związanej. Inny projekt, na który przeznaczono 12 500 dol., dotyczy budowania potencjału w zakresie przywództwa i zarządzania dla personelu diecezjalnego. Łącznie w tym kraju pomocą zostały objęte trzy diecezje. Na ich potrzeby przeznaczono 224 515 dol.
Pomoc dla Azji
Na kontynencie azjatyckim zrealizowano projekty na łączną kwotę 183 818 dol. Pomoc materialna dla Tajwanu wyniosła 147 818 dol. i miała charakter pomocy zwyczajnej oraz pomocy dla katechistów. Kwotę 36 tys. dol. przeznaczono dla Tadżykistanu, z czego 18 tys. dol. na pomoc zwyczajną, 5 tys. USD na pomoc dla katechistów oraz 13 tys. dol. na projekty nadzwyczajne.
Orędzie papieża Franciszka
Z okazji Światowego Dnia Misyjnego wydawane są orędzia misyjne. Ukazują się regularnie od pontyfikatu Pawła VI. Na tegoroczny Dzień Misyjny papież Franciszek wystosował orędzie zatytułowane „Będziecie moimi świadkami”. Tytuł orędzia odnosi się do ostatniej rozmowy Jezusa Zmartwychwstałego ze swoimi uczniami przed wstąpieniem do nieba: („Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”, Dz 1,8).
W orędziu papież podkreślił, jak ważne w przekazie wiary jest osobiste świadectwo. Przypomniał słowa św. Pawła VI z „Evangelii nuntiandi”: „Człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków aniżeli nauczycieli; a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami” (EN,41) Papież podsumowuje: „W ewangelizacji zatem przykład życia chrześcijańskiego i głoszenie Chrystusa idą w parze. Jedno służy drugiemu. Są to dwa płuca, którymi każda wspólnota musi oddychać, aby być misyjna”. Papież przypomina, że na mocy chrztu świętego wszyscy jesteśmy prorokami, świadkami i misjonarzami Pana, a w tej misji umacnia nas Duch Święty.
Polscy Misjonarze na świecie
Aktualnie posługuje na misjach 1743 polskich misjonarzy i misjonarek. Przebywają oni w 99 krajach na 5 kontynentach (dane Komisji Episkopatu Polski ds. Misji z 1 października 2022 r.)Najwięcej polskich misjonarzy pracuje w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach – 688 misjonarzy i misjonarek z Polski. Krajami, w których jest najwięcej polskich misjonarzy, są: Brazylia -206, Boliwia – 111, Argentyna – 109, Peru – 55 i Paragwaj – 36. W Ameryce Łacińskiej i na Karaibach przebywa 152 księży diecezjalnych, 345 zakonników, 173 sióstr zakonnych i 18 osób świeckich.
W Afryce i na Madagaskarze pracuje 673 misjonarzy. Kraje, w których już od wielu lat znajduje się najwięcej polskich misjonarzy, to: Kamerun – 111, Zambia – 63, Tanzania – 54, Madagaskar – 42, Republika Centralnej Afryki – 38, Republika Południowej Afryki – 34 i Rwanda – 24. W Afryce i na Madagaskarze przebywa 73 księży diecezjalnych, 259 zakonników, 326 sióstr zakonnych i 15 osób świeckich.
W Azji jest 301 polskich misjonarzy. Już od wielu lat najwięcej polskich misjonarzy pracuje w Kazachstanie – 105, na Filipinach – 26, w Japonii – 26, Uzbekistanie 16 osób i w Tajwanie – 15. W Azji przebywa 46 księży diecezjalnych, 127 zakonników, 123 sióstr zakonnych i 5 osób świeckich.
W Oceanii pracuje 65 misjonarzy. Wszystkie osoby pracują w Papui Nowej Gwinei. W Oceanii przebywa 12 księży diecezjalnych, 45 zakonników, 7 sióstr zakonnych i 1 osoba świecka.
W Ameryce Północnej pracuje 16 misjonarzy. Większość osób pracuje w Kanadzie – 9, na Alasce – 5 i Bermudy – 2. W Ameryce Północnej przebywa 4 księży diecezjalnych, 11 zakonników i 1 osoba świecka.
Światowy Dzień Misyjny został ustanowiony 14 kwietnia 1926 r. przez papieża Piusa XI i każdego roku we wszystkich diecezjach i parafiach na świecie jest obchodzony w przedostatnią niedzielę października.
W tym roku Dzień Misyjny będzie obchodzony po raz 96.
Ile jest na świecie katolików? Ich liczba rośnie
Kai/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
24 PAŹNIERNKA – PONIEDZIAŁEK
PORADNICTWO RODZINNE OD GODZ. 18.00 – 19.00
(przy KAPLICY IZBIE JEZUSA MIŁOSIERNEGO)
***
POMOC DLA BEZDOMNYCH
KAŻDEJ NOCY – na Argyle Street pod mostem blisko Stacji Centralnej
KAŻDEGO DNIA – adres: 20 Crimea Street, G2 8PW (do godziny 20.00)
W CZWARTKI – adres: Cadogan Street (do godziny 20.00)
WE WTORKI i W CZWARTKI – adres; George Square (do godziny 19.00)
WSPÓLNOTA SZYMONA – adres: 389 Argyle Street, G2 8LR (naprzeciwko hotelu Aleksandra)
KLUB THE WAYSIDE – adres: 32 Midland Street, G1 4PR 9 (do godziny 19.00)
THE MARIE TRUST – adres: 29 Albion Street, G1 1LH, tel. 0141 286 0065 (każdego dnia do godziny 17.00)
______________________________________________________________________________________________________________
25 PAŹDZIERNIKA – WTOREK – KAPLICA IZBA JEZUSA MIŁOSIERNEGO
KATECHEZA DLA DOROSŁYCH
Od 22 lutego w każdy wtorek o godz. 18.30 w kaplicy izbie Jezusa Miłosiernego na nowo odczytujemy Katechizm Kościoła Katolickiego, gdzie podane są najważniejsze prawdy naszej wiary.
Ta Katecheza jest propozycją dla każdego kto poprzez sakrament chrztu jest w Kościele Bożym i potrzebuje nieustannie coraz pełniej umacniać i pogłębiać przyjęty dar łaski wiary. Również jest zaproszeniem dla tych, którzy nie zostali nigdy w pełni wprowadzeni w chrześcijaństwo albo z różnych powodów od niego odeszli.
Dla zainteresowanych szczegóły znajdują się na zakładce: Katecheza dla dorosłych – katecheza.kosciol.org
GODZ. 18.30 – KATECHEZA
GODZ. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA
GODZ. 19.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
______________________________________________________________________________________________________________
PIĄTEK – 28 PAŹDZIERNIKA
KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
GODZ. 18.00 – GODZINA ŚWIĘTA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 19.00 – MSZA ŚW.
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
NIEDZIELA – DZIEŃ PAŃSKI – 16 PAŹDZIERNIKA
GODZ. 13.30 – ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 14.00 – MSZA ŚW.
PO MSZY ŚW. – KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
________________________________________________________________________________________
TEGO DNIA WSPOMINAMY XXXXIV ROCZNICĘ WYBORU KARDYNAŁA KAROLA WOJTYŁĘ NA PAPIEŻA, KTÓRY JAKO 264 NASTĘPCA ŚW. PIOTRA, PRZYJĄŁ IMIONA JANA PAWŁA II.
Z TEJ RACJI BĘDZIE PIESZA PIELGRZYMKA Z GLASGOW DO CARFIN
***
św. Jan Paweł II był pierwszym papieżem z Polski. Od czasu pontyfikatu Hadriana VI (po 455 latach) był biskupem Rzymu, który nie był Włochem. Został wybrany jako najmłodszy papież (58 lat) od czasu wyboru Piusa IX w 1846, który w chwili wyboru miał 54 lata. Najdłuższy pontyfikat (37 lat) sprawował św. Piotr. Drugim co do długości jest pontyfikat Piusa IX – 32 lata (1846–1878). Trzecim – pontyfikat św. Jana Pawła II – 27 lat (1978–2005).
NA ZAKOŃCZENIE PIELGRZYMKI BĘDZIE ODPRAWIONA MSZA ŚW. PRZY POLSKIEJ KAPLICZCE O GODZ. 17.00.
WYCHODZIMY O GODZ. 9-TEJ RANO Z PARKINGU PRZY MORRISON W CAMBUSLANG.
DŁUGOŚĆ TRASY TO OKOŁO 25 KM, CZĘSTO POLNYMI ŚCIEŻKAMI. OZNACZA TO OKOŁO 6 – 7 GODZIN INTENSYWNEGO MARSZU I KRÓTKIE POSTOJE.
JEST MOŻLIWOŚĆ DOŁĄCZENIA DO PIELGRZYMKI PODCZAS PLANOWEGO POSTOJU W BLANTYRE PRZY MUZEUM DAVIDA LIVINGSTONE PO WCZEŚNIEJSZYM UZGODNIENIU.
JEST TO NIEOFICJALNA PIESZA PIELGRZYMKA, KAŻDY UCZESTNIK IDZIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, A MŁODZIEŻ NIEPEŁNOLETNIA MUSI BYĆ POD OPIEKĄ OSOBY DOROSŁEJ.
ZAINTERESOWANYCH PROSIMY O KONTAKT NA MAILA rozaniec@kosciolwszkocji.org ALBO NA TEL. 07552435042, DODAMY DO GRUPY PIELGRZYMKOWEJ NA WHATSAPPIE.
Radio BOBOLA/fot. Michał Jarka/Sancta Familia Media/Carfin Grotto/24.09.2021
______________________________________________________________________________________________________________
Nowenna do św. Jana Pawła II
od 13 – 21 października
22 października w kalendarzu liturgicznym Kościół będzie wspominał postać wielkiego Polaka – świętego papieża Jana Pawła II. Zapraszamy do odmawiania razem z nami nowenny.
Dzień 1
Boże i Ojcze, nawrócić się do Ciebie, to odnaleźć Twoje Miłosierdzie, tę miłość cierpliwą i łaskawą, która w Tobie nie zna miary. Nieskończona jest Twoja gotowość przebaczania nam naszych grzechów, bo też niewysłowiona jest ofiara Twojego Syna.
Dziękujemy Ci, Boże, żeś niestrudzonego świadka i apostoła Twego Miłosierdzia, Świętego Papieża Jana Pawła II ukoronował chwałą świętych i pozwolił nam cieszyć się jego orędownictwem w niebie, a mnie za jego przyczyną udziel łaski…, o którą z ufnością Cię błagam.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Dzień 2
Boże i Ojcze, przed Kościołem obecnego tysiąclecia otwiera się rozległy ocean wyzwań współczesnego świata. Wierzący w Ciebie, pokładając nadzieję w Chrystusie, chcą Go naśladować i doznać cudu obfitego połowu.
Pomóż, proszę, wszystkim chrześcijanom tego pokolenia wypłynąć na głębię prawdy, dobra i piękna. Uczyń Świętego Papieża Jana Pawła II patronem nowej ewangelizacji, a mnie przez jego przyczynę obdarz łaską…, o którą pokornie Cię proszę.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Dzień 3
Boże i Ojcze, Twój Syn umiłował nas do końca i pozostał z nami. Eucharystia jest bramą nieba, które otwiera się na ziemi. Niech „Amen”, które wypowiadają wierni wobec Ciała i Krwi Pańskiej, usposobi ich do czujnej i pokornej służby braciom potrzebującym.
Bądź uwielbiony świetlanym przykładem tej miłości ukazanym przez Świętego Papieża Jana Pawła II, a skoro w Eucharystii wyraża się i wzmacnia komunia z Kościołem zbawionych w niebie, za jego pośrednictwem daj mi łaskę…, o którą z ufnością Cię błagam.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Dzień 4
Boże i Ojcze, Ty jesteś Miłością i pierwszy nas pokochałeś. Twój Syn dla naszego zbawienia stał się Człowiekiem, a objawiając swym braciom i siostrom prawdę o miłości, pozwolił im zrozumieć samych siebie i odkryć sens własnego istnienia.
Proszę Cię, aby Święty Papież Jan Paweł II, niestrudzony obrońca godności człowieka, dobry pasterz, poszukujący dusz zagubionych w bezładzie życia i pogrążonych w beznadziei, stał się patronem naszej Ojczyzny, a mnie za jego wstawiennictwem użycz łaski…, o którą pokornie Cię proszę.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Dzień 5
Boże i Ojcze, Twój odwieczny plan zbawienia osiągnął pełnię, gdy Syn Twój umiłowany przyszedł na świat pośród Świętej Rodziny. Otoczony miłością Dziewiczej Matki Maryi i opieką wiernego Józefa, uświęcił On swoim narodzeniem każdą ludzką rodzinę.
Powierzam Ci moją rodzinę i wszystkie domowe ogniska, niech trwa w nich modlitwa, czysta miłość, szacunek dla życia i zdrowia i troska o młodych. Proszę przez wstawiennictwo św. Jana Pawła II, naszego Ojca, abyś umocnił mnie łaską….
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Dzień 6
Boże i Ojcze, niezmierzona Twoja łaskawość dała nam w osobie Słowiańskiego Papieża wielkiego orędownika naszej Ojczyzny, Polski. Jego wołanie spod Giewontu: „Sursum corda! W górę serca!” wciąż przypomina o potrzebie wierności Krzyżowi Chrystusa.
Ufnie zwracam się do Ciebie, abyś poprzez wyniesienie do chwały ołtarzy Papieża Jana Pawła II utwierdził nasz Naród w chrześcijańskim optymizmie, a mnie udzielił łaski…, o którą z pokorą Cię błagam.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Dzień 7
Boże i Ojcze, od młodości zapraszasz nas na swoje drogi. Młodzież ma w Twoim Synu Mistrza, który uczy ją, jak cierpliwie i wytrwale kształtować w sobie nowego człowieka, jak odkryć własne powołanie, aby skutecznie budować cywilizację miłości.
Modlę się do Ciebie za młodzież, by nie dała się zniewolić ślepym pożądaniom i okłamać fałszywą miłością. Niech Święty Jan Paweł II, który młodych szukał i z wzajemnością ukochał, będzie ich wzorem i patronem, a dla mnie za Jego przyczyną pokornie proszę o łaskę…
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Dzień 8
Boże i Ojcze, Ty możesz ze zła wyprowadzić jeszcze większe dobro. Cierpienie chcesz uczynić drogą prowadzącą do Ciebie. Twój Syn przez dobrowolną mękę i śmierć na krzyżu wziął na siebie całe zło grzechu i nadając mu nowy sens, wprowadził je w porządek miłości.
W imię tej Miłości, która zdolna była podjąć cierpienie bez winy, przedstawiam Ci prośbę o wsławienie nowymi cudami św. Jana Pawła II, który służąc ludowi Bożemu, naznaczony został stygmatem męczeństwa, a mnie obdarz przez jego wstawiennictwo łaską…, o którą Cię proszę.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Dzień 9
Boże i Ojcze, Maryja, Matka Twego Syna, słyszy naszą modlitwę i zawierzenie: „Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, a Jezusa, błogosławiony owoc żywota Twojego po tym wygnaniu nam okaż. O, łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!”.
Niech będą Ci dzięki za Świętego Papieża Jana Pawła II, całkowicie oddanego Maryi, wiernie i do końca pełniącego misję, którą mu zlecił Zmartwychwstały, przyjmij owoce jego życia i posługi, uczyń go patronem naszej Ojczyzny, a mnie za jego wstawiennictwem wesprzyj swoją łaską…, o którą Cię błagam.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
Modlitwa:
Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem. † Spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu * z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
LITANIA DO ŚW. JANA PAWŁA II
***
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas
Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami
Synu Odkupicielu świata, Boże – zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże – zmiłuj się nad nami Święta Trójco, Jedyny Boże – zmiłuj się nad nami
Święta Maryjo – módl się za nami
Święty Janie Pawle – módl się za nami
Zanurzony w Ojcu, bogatym w miłosierdzie,
Zjednoczony z Chrystusem, Odkupicielem człowieka,
Napełniony Duchem Świętym, Panem i Ożywicielem
Całkowicie oddany Maryi i przyodziany Jej szkaplerzem,
Przyjacielu Świętych i Błogosławionych,
Następco Piotra i Sługo sług Bożych,
Stróżu Kościoła nauczający prawd wiary,
Ojcze Soboru i wykonawco jego wskazań,
Umacniający jedność chrześcijan i całej rodziny ludzkiej,
Gorliwy Miłośniku Eucharystii,
Niestrudzony Pielgrzymie tej ziemi,
Misjonarzu wszystkich narodów,
Świadku wiary, nadziei i miłości,
Wytrwały Uczestniku cierpień Chrystusowych,
Apostole pojednania i pokoju,
Promotorze cywilizacji miłości,
Głosicielu Nowej Ewangelizacji,
Mistrzu wzywający do wypłynięcia na głębię,
Nauczycielu ukazujący świętość jako miarę życia,
Papieżu Bożego Miłosierdzia,
Kapłanie gromadzący Kościół na składanie ofiary,
Pasterzu prowadzący owczarnię do nieba,
Bracie i Mistrzu kapłanów,
Ojcze osób konsekrowanych,
Patronie rodzin chrześcijańskich,
Umocnienie małżonków,
Obrońco nienarodzonych,
Opiekunie dzieci, sierot i opuszczonych,
Przyjacielu i Wychowawco młodzieży,
Dobry Samarytaninie dla cierpiących,
Wsparcie dla ludzi starszych i samotnych,
Głosicielu prawdy o godności człowieka,
Mężu modlitwy zanurzony w Bogu,
Miłośniku liturgii sprawujący Ofiarę na ołtarzach świata,
Uosobienie pracowitości,
Zakochany w krzyżu Chrystusa,
Przykładnie realizujący powołanie,
Wytrwały w cierpieniu,
Wzorze życia i umierania dla Pana,
Upominający grzeszników,
Wskazujący drogę błądzącym,
Przebaczający krzywdzicielom,
Szanujący przeciwników i prześladowców,
Rzeczniku i obrońco prześladowanych,
Wspierający bezrobotnych,
Zatroskany o bezdomnych,
Odwiedzający więźniów,
Umacniający słabych,
Uczący wszystkich solidarności,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami
K: Módl się za nami święty Janie Pawle.
W: Abyśmy życiem i słowem głosili światu Chrystusa, Odkupiciela człowieka.
Módlmy się:
Módlmy się: Miłosierny Boże, przyjmij nasze dziękczynienie za dar apostolskiego życia i posłannictwa świętego Jana Pawła II i za jego wstawiennictwem pomóż nam wzrastać w miłości do Ciebie i odważnie głosić miłość Chrystusa wszystkim ludziom. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa o wyproszenie łask za wstawiennictwem św. Jana Pawła II
Święty Janie Pawle II, za Twoim pośrednictwem proszę o łaski dla mnie (i moich bliskich). Wierzę w moc mej Modlitwy i w Twoją zbawienną pomoc. Wyproś mi u Boga Wszechmogącego łaski, o które pokornie proszę… (należy wymienić prośby). Uproś mi też dar umocnienia mojej wiary, nadziei i miłości.
Panie Jezu Chryste, Ty obiecałeś, że o cokolwiek w Twoje imię poprosimy, to otrzymamy. Dlatego i ja, Panie, pełen ufności, proszę Cię o potrzebne mi łaski, za wstawiennictwem świętego Jana Pawła II. Wysłuchaj mnie, Panie! Amen.
Prośba o wstawiennictwo św. Jana Pawła II
Janie Pawle II, nasz święty orędowniku, wspomożycielu w trudnych sprawach. Ty, który swoim życiem świadczyłeś o wielkiej miłości do Boga i ludzi, prowadząc nas drogą Jezusa i Maryi, w umiłowaniu obojga, pragnąc pomagać innym. Przez miłość i wielkie cierpienie, ofiarowane za bliźnich, co dzień zbliżamy się do świętości. Pragnę prosić Cię o wstawiennictwo w mojej sprawie… wierząc, że przez Twoją wiarę, modlitwę i miłość pomożesz zanieść ją do Boga. Ufam w miłosierdzie Boże i moc Twej papieskiej modlitwy. Pragnę przez Jezusa i Maryję za Twoim przykładem zbliżyć się do Boga.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
swjozef-poreba.pl/niezbednik.niedziela.pl
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
ŚRODA – 19 PAŹDZIERNIKA
Dziś obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych
19 października, w rocznicę męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych. To ustanowione w 2018 r. święto państwowe oddaje hołd „bohaterom, niezłomnym obrońcom wiary i niepodległej Polski”.
Święto przypomina o roli, jaką odegrali duchowni w obronie oraz kształtowaniu postaw patriotycznych. W okresie zaborów to właśnie kapłani byli często depozytariuszami utraconej państwowości. W tym kontekście warto wymienić chociażby św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego i ks. Stanisława Brzóskę.
Jednym z najbardziej znanych duchownych, którzy poświęcili życie dla ojczyzny, jest ks. Ignacy Skorupka – kapelan żołnierzy biorących udział w Bitwie Warszawskiej, który zginął 14 sierpnia 1920 r. pod Ossowem.
Wielu polskich kapłanów zginęło podczas II wojny światowej. Heroiczną postawą wykazał się Maksymilian Kolbe, męczennik z Auschwitz, ale również księża Jan Krenzel i Teodor Walenta zamordowani przez Sowietów, czy ks. Stanisław Dobrzański, zamordowany bestialsko w 1943 r. przez nacjonalistów ukraińskich – wskazuje uchwała Sejmu. Duchowni ginęli wraz z polskimi oficerami w Katyniu, Charkowie czy Miednoje, a także w trakcie Powstania Warszawskiego. Ofiarę księży z lat 1939–1945 upamiętnia Dzień Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego w czasie II wojny światowej, ustanowiony przez Konferencję Episkopatu Polski w 2002 r. i obchodzony 29 kwietnia.
W rozmowie z PAP w 2021 r. prof. Paweł Skibiński, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego, odnosząc się do określenia „duchowni niezłomni”, wskazał, że w wąskim znaczeniu wskazuje ono na tych księży, „którzy towarzyszyli czynnej działalności antykomunistycznej w pierwszych latach po zakończeniu wojny i po powstaniu państwa komunistycznego”. Historyk zastrzegł jednak, że „duchowni stanowili odrębną kategorię od tych, którzy uczestniczyli w politycznej działalności podziemnej”. Jak wyjaśnił, „większość duchownych wspierających działania podziemia niepodległościowego prowadziło normalne życie jako duszpasterze parafialni czy zakonnicy”.
W ocenie historyka lepsze jest wobec tego szersze rozumienie określenia „duchowni niezłomni”. – Należy zwrócić uwagę, że duchowieństwo katolickie było jedną z nielicznych grup społecznych, która miała możliwości i chęć opierania się projektowi stworzenia w Polsce państwa totalitarnego i poddanemu mu w pełni społeczeństwa – zwrócił uwagę Skibiński. – Księża bronili niezależności i wolności społecznych daleko wykraczających poza sferę stricte religijną – dodał.
W ocenie Skibińskiego jest wielu księży, których można wskazać jako symbol niezłomności i konsekwencji w obronie wolności religijnych i społecznych. Jako emblematyczne postaci badacz wymienił m.in. duchownych skazywanych za bycie kapelanami oddziałów niepodległościowych, na czele z ks. Władysławem Gurgaczem. Gurgacz był jezuitą; w 1947 r. związał się z oddziałem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej.
Skibiński wskazał również na bp. Antoniego Baraniaka, który był przez trzy lata przetrzymywany i torturowany w więzieniu mokotowskim za działalność stricte religijną, oraz ks. Zygmunta Kaczyńskiego prowadzącego działalność wydawniczą, za którą został aresztowany. Kaczyński był posłem na Sejm II RP, członkiem rządu na uchodźstwie, a także dziennikarzem i działaczem społecznym. W więzieniu odsiadywał wyrok za „usiłowanie zmiany przemocą jego [państwa PRL – przyp. red.] demokratycznego ludowego ustroju”.
– W szerszym znaczeniu za kapłana niezłomnego należy uznać też kard. Stefana Wyszyńskiego, ponieważ bronił swobód społecznych w Polsce, mimo że osobiście z taktyką podziemia niepodległościowego się nie zgadzał, a także kard. Adama Stefana Sapiehę, który patronował akcji dokumentowania zbrodni katyńskiej, a jednocześnie w swoim otoczeniu miał osoby związane z podziemiem niepodległościowym – powiedział historyk.
Władza komunistyczna prześladowała księży również w późniejszych latach PRL. W niewyjaśnionych okolicznościach zmarł w sierpniu 1976 r. ks. Roman Kotlarz – jeden z symboli Czerwca ’76.
Ikoniczną postacią jest ks. Jerzy Popiełuszko, który 19 października 1984 r. został porwany, a potem bestialsko zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Po powstaniu „Solidarności” ks. Popiełuszko stał się jej duchowym przywódcą, warszawscy hutnicy określili go swoim kapelanem, był duszpasterzem krajowym ludzi pracy, a także służby zdrowia. Po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. był systematycznie nękany i inwigilowany przez SB oraz MO. Mimo to organizował pomoc materialną dla osób internowanych i ich rodzin, wspierał różnego rodzaju inicjatywy społeczne. Uczestniczył też w procesach aresztowanych za przeciwstawianie się prawu stanu wojennego. Wspierał więźniów politycznych. Nagrał kilka rozpraw, wnosząc na salę sądową magnetofon schowany pod sutanną. Materiał, który wtedy powstał, był emitowany m.in. w Radiu Wolna Europa. Ks. Popiełuszko główny wysiłek włożył w przygotowanie i prowadzenie w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki mszy w intencji ojczyzny i tych, którzy za nią cierpią. Przybywały na nie delegacje „Solidarności” z całego kraju, uczestniczyli w nich intelektualiści, aktorzy oraz młodzież.
W rozmowie z PAP w 2021 r. dr hab. Rafał Łatka z Instytutu Pamięci Narodowej zaznaczył, że „duchowni, którzy współpracowali z opozycją w latach osiemdziesiątych, byli traktowani przez władzę jako realne zagrożenie dla systemu komunistycznego, dlatego że tworzyli alternatywę wobec realiów systemowych, odbioru kultury i nauki, a ta alternatywna rzeczywistość znajdowała się poza kontrolą władz”.
Wielu kapłanów z różnych regionów Polski najpierw zaangażowało się w działalność wpierającą „Solidarność”, a potem w okresie stanu wojennego wspierało podziemie. – Komunistyczne władze przy pomocy rozmaitych działań, w tym nacisków na ordynariuszy, za pomocą aparatu bezpieczeństwa starały się tę działalność możliwie ograniczyć – wskazał badacz.
W ocenie historyka obok ks. Popiełuszki należy wyróżnić takich kapłanów, jak bp Ignacy Tokarczuk, a także księża Kazimierz Jancarz z Krakowa, Hilary Jastak z Gdyni oraz ks. Henryk Jankowski z Gdańska, choć, jak zastrzega badacz, w późniejszym okresie ocena działalności tego ostatniego duchownego jest negatywna.
Księża stanowili zagrożenie dla władzy również w ostatnim okresie istnienia PRL. Ks. Stefan Niedzielak został zamordowany 20 stycznia 1989 r., dziesięć dni później zginął ks. Stanisław Suchowolec, a 11 lipca ks. Sylwester Zych. – Morderstwa, do których doszło pod koniec lat osiemdziesiątych, w czasie których ofiarą funkcjonariuszy SB padło trzech duchownych, miały pokazać Kościołowi, że powinien zaprzestać wpierania organizacji takich jak Konfederacja Polski Niepodległej czy tzw. środowisk radykalnych w „Solidarności” – ocenił dr hab. Łatka.
Historyk dodał, że „te zabójstwa miały służyć jako element zastraszenia Kościoła i pokazania, że inne kierunki niż transformacja ustrojowa zaproponowana przez władze PRL nie będą tolerowane”. Był to nacisk nieformalny. – Analogicznie było zresztą w przypadku morderstwa ks. Popiełuszki, które miało być według założeń komunistycznych władz, czyli zleceniodawców tego mordu, bardzo jasnym sygnałem pod adresem hierarchii kościelnej, że wszelkie kontakty Kościół–opozycja należy ograniczać – powiedział badacz.
PCh24.pl/PAP
____________________________________________________________________
Dziś w kalendarzu liturgicznym Kościół wspomina bł. ks. Jerzego Popiełuszkę
***
38. rocznica śmierci ks. Popiełuszki, księdza, który swoją odwagą „rozbił” system komunistyczny od środka
***
Ksiądz Jerzy był kapłanem, który swoją odwagą i człowieczeństwem „rozbił” system komunistyczny od środka i pokazał, że prawda zawsze jest w cenie, bez względu na to, jakie są czasy – mówi Family News Service Paweł Kęska z Muzeum, Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu oraz Sanktuarium błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. 38 lat temu, 19 października 1984 roku, zginął śmiercią męczeńską ks. Jerzy Popiełuszko. Jego grób na warszawskim Żoliborzu do dziś odwiedziło ponad 23 mln osób.
„Mówił, że każdy człowiek ma godność, że nie wolno kłamać, że należy wybierać dobro zamiast zła. Przekazywał treści, które są uniwersalne, bez względu na czasy, w których żyjemy. W tym co mówił ks. Jerzy, zwłaszcza w jego pierwszych kazaniach, trudno dopatrzeć się jakichś szczególnych umiejętności homiletycznych. Proste myśli wypowiadał jednak wprost co nadawało im szczególną siłę” – zauważa Paweł Kęska tłumacząc fenomen popularności i aktualności nauczania ks. Jerzego.
Wśród odwiedzających sanktuarium męczennika jest coraz więcej młodych ludzi. Niezwykłe jest to, że również dziś jego przekaz trafia do młodzieży, która go nigdy nie spotkała i żyje w zupełnie innych od komunizmu czasach. Jak podkreśla Paweł Kęska, prowadząc spotkania z młodymi okazuje się, że widzą oni w nim osobę wolną, prawdziwą, odważną i oddaną swoim przyjaciołom. „On w każdym działaniu i wypowiadanym słowie był prawdziwy. Młodzież rozumie Popiełuszkę wprost, jako człowieka i dlatego, wydaje mi się, że na swój sposób są przez to bliżej prawdy o nim” – dodaje Paweł Kęska.
Ks. Popiełuszko wymieniany jest jako jeden z najbardziej rozpoznawalnych Polaków. Jego relikwie są obecne w ponad tysiącu pięciuset miejscach na świecie. „Najbardziej egzotyczne z nich to Zjednoczone Emiraty Arabskie, Wietnam, Korea Południowa, a ostatnio bardzo żywym kultem ksiądz Popiełuszko otaczany jest na Wybrzeżu Kości Słoniowej” – wymienia Paweł Kęska z Muzeum ks. Jerzego Popiełuszki.
Ks. Jerzy Popiełuszko został pochowany na terenie kościoła parafialnego św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, w którym przed śmiercią pracował. „Przy grobie kapłana do dziś pojawiły się ponad 23 mln osób, w tym bardzo wiele koronowanych głów, prezydentów, premierów. Hołd zamordowanemu kapłanowi oddało wielu szefów kongregacji watykańskich, Jan Paweł II czy kard. Joseph Ratzinger” – dodaje Paweł Kęska.
38 lat temu, 19 października 1984 roku, zginął śmiercią męczeńską ks. Jerzy Popiełuszko. Kapłan został bestialsko zamordowany przez funkcjonariuszy SB, gdy wracał do Warszawy, po mszy świętej, odprawionej w parafii św. Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Dzięki zeznaniom świadka porwania księdza, Waldemara Chrostowskiego, zbrodnia została ujawniona, a sprawcy morderstwa stanęli przed sądem, którego obrady były kontrolowane przez czynniki państwowe. Władzom komunistycznym nie udało się jednak ks. Jerzego uciszyć. Jego kult rozpoczął się tuż po jego śmierci i trwa do dziś.
Śmierć po torturach, których opis przeszywa do szpiku.#Popiełuszko – nieraz sobie myślę, co by nam dziś powiedział…
Film z ogłoszenia w kościele św. St. Kostki jest niezwykły. Czyste chrześcijaństwo: żyj w prawdzie, zło dobrem zwyciężaj, nie nienawidź – nigdy nikogo; ODPUŚĆ. pic.twitter.com/2w6Adi5QU4— Jan Buczyński (@janbuczynski) 19 października 2020
Obchody 38. rocznicy porwania i męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki
19 października o godzinie 18:00 w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki odprawiona zostanie rocznicowa msza święta, której przewodniczył będzie ks. biskup Michał Janocha. W uroczystości wezmą udział przedstawiciele rodziny Popiełuszków, przedstawiciele rządu, zakładów pracy NSZZ „Solidarność”, służb mundurowych, instytucji publicznych, a także środowisko przyjaciół i współpracowników ks. Jerzego. Dla wiernych dostępna będzie kaplica, w której złożone są relikwie sutanny, koszuli oraz przedmiotów, które kapelan „Solidarności” miał przy sobie w momencie śmierci. Transmisja mszy świętej będzie dostępna na stronie internetowej: www.popieluszko.net.pl.
30 października sanktuarium bł. ks. Jerzego Popiełuszki zaprasza na wspólne śpiewanie pieśni, które wykonywane były podczas Mszy za Ojczyznę za życia ks. Jerzego Popiełuszki. O mszach będą opowiadali świadkowie tamtych lat.
_____________________________________________________________________________________
Ksiądz Jerzy Popiełuszko – apostoł prawdy i wolności
Chociaż jako pierwsze na esbeckiej liście kapłanów przeznaczonych do „neutralizacji” widniało nazwisko niezłomnego księdza Stanisława Małkowskiego, w końcu jednak to na nim zogniskowała się największa nienawiść peerelowskiego aparatu przemocy i kłamstwa. Przeciwko chorowitemu, skromnemu rezydentowi żoliborskiej parafii pod wezwaniem świętego Stanisława Kostki komunistyczny reżim zmobilizował mundurowych, tajniaków i najwybitniejszych funkcjonariuszy propagandy.
Władze zainteresowały się księdzem Jerzym w sierpniu 1980 roku. W tym czasie zastąpił innego kapłana odprawiając Mszę świętą dla strajkujących hutników. Od 1982 roku były już coraz poważniejsze represje. Ostentacyjna wręcz inwigilacja, prowokacje, wezwania na milicyjne przesłuchania. Rzecznik rządu Jerzy Urban publikował pod pseudonimem Jan Rem w gazetach całej Polski oszczercze, diabelsko przewrotne i zjadliwe felietony („Garsoniera obywatela Popiełuszki”, „Seanse nienawiści” – ten ostatni o słynnych Mszach za Ojczyznę). Reżimowe media kreowały wizerunek czarnego charakteru, stopniowo przygotowując grunt pod zbrodnię.
Czym ksiądz Jerzy zasłużył sobie na tyle uwagi ze strony władz administrujących sowiecką prowincją „przywiślańską”? Swym oddaniem dla represjonowanych opozycjonistów, bezkompromisowym poświęceniem się sprawie, którą uważał za rację swojej kapłańskiej posługi, a wreszcie kazaniami. Gromadziła się na nich „cała Warszawa”, a raczej patriotyczna część stolicy.
W kazaniach uderzały przede wszystkim dwie rzeczy: ich prostota i esencjonalność oraz niezwykła odwaga nazywania po imieniu rzeczywistości społeczno-politycznej kraju podbitego przez sowieckiego wroga. Ksiądz Popiełuszko był jednym z tych duchownych, w których znajdowali oparcie ludzie doświadczeni represjami i różnego rodzaju biedą. Oczywiście, jego chrześcijańską postawę wykorzystywali także lewicowi poprawiacze socjalizmu, którzy później, po tak zwanej transformacji z całym impetem zwrócili się przeciwko katolickiej Polsce. Dlatego „Goebbels stanu wojennego” mógł pisać o „czarnych mszach, do których Michnik służy i ogonem dzwoni”.
Znający młodego księdza zwracali uwagę, jak szybko dojrzewał pod wpływem kapłańskich wyzwań do posługi nie tylko wśród robotników, ale i intelektualistów, którzy go otaczali i do których miał przemawiać. Jedną z pierwszych poważnych prób wyniesionej z domu wiary przeszedł podczas przymusowej służby wojskowej w Bartoszycach, wraz z innymi wcielonymi duchownymi. Komuniści zarówno przemocą jak i podstępnymi grami psychologicznymi usiłowali tam zepsuć i przeciągnąć na swoją stronę tych, którzy zdecydowali się poświęcić swoje życie dla Chrystusa.
Gdy przyszedł posługiwać w warszawskich parafiach, błyskawicznie nadrabiał wiedzę i formację intelektualną. Znający go dobrze ksiądz Jan Sochoń wspominał później, że ten rozwój dawało się odczuć z kazania na kazanie.
Wolność i krzyż
Ewangelia, Ojczyzna, wierność prawdzie, wolność od zastraszenia oraz wszelkich innych form zniewolenia. Przywoływane motywy, słowa wypowiadane przez błogosławionego posłanego z podlaskiej wsi do samej stolicy, nie straciły na wadze pomimo tego, że Polska i Kościół wyglądają dziś zgoła inaczej.
We wrześniu 1982 roku, w ponurym cieniu stanu wojennego mówił: – Krzyże naszej Ojczyzny, krzyże nasze osobiste, krzyże naszych rodzin muszą doprowadzić do zmartwychwstania, jeżeli łączymy je z Chrystusem, który krzyż pokonał. Nasze cierpienia, nasze krzyże możemy ciągle łączyć z Chrystusem, bo proces nad Chrystusem trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach. Bo aktorzy dramatu i procesu Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze, zmieniły się daty i miejsca ich urodzin. Zmieniają się metody, ale sam proces nad Chrystusem trwa.
Niedługo potem, podczas jednego z kolejnych kazań zwrócił uwagę na kwestię walki, jaką musi stoczyć każdy, kto zdecydował opowiedzieć się za Panem Jezusem. Dotyczy to zarówno jednostek, jak i wspólnoty. – Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się przecież z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest przecież miernikiem prawdy – wskazywał.
– Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości. Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia. Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom: „Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą” – dodał ksiądz Jerzy.
Wierność Chrystusowi to wierność prawdzie. W ostatnim dniu października 1982 błogosławiony odwołał się do chrześcijańskich ideałów, które przyświecały tak wielu uczestnikom wolnościowego zrywu z sierpnia 1980 roku. Chociaż ruch społeczny „Solidarności” został przez komunistów brutalnie i podstępnie przejęty i spacyfikowany, to istota najważniejszych wartości nie zmienia się nawet gdy żyjemy w opresyjnym systemie. Przeciwnie – to właśnie wtedy zaczynamy tęsknić do nich szczególnie mocno.
– Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności – podpowiadał słuchaczom ksiądz Popiełuszko.
– Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, nawet w obozie czy więzieniu. Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapominała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna rokiem, stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz – obiecywał.
Kwestię wolności i jej braku podjął też między innymi 27 maja 1983, mówiąc o społecznej odpowiedzialności za podejmowane wybory moralne: – W dużej mierze sami jesteśmy winni naszemu zniewoleniu, gdy ze strachu albo dla wygodnictwa akceptujemy zło, a nawet głosujemy na mechanizm jego działania. Jeśli z wygodnictwa czy lęku poprzemy mechanizm działania zła, nie mamy wtedy prawa tego zła piętnować, bo my sami stajemy się jego twórcami i pomagamy je zalegalizować.
Wiara musi być poparta uczynkami
W prywatnym zeszycie utrwalił refleksję na temat świętości. Jego inspiracją była zapewne po części konieczność życia w realiach systemu PRL. „Święty oznacza w Biblii: oddzielony, całkiem inny. A więc człowiek wierzący musi być całkiem inny, zupełnie inny niż otaczający świat, niż ludzie otaczający nas, budujący swoje życie w sposób laicki. Mamy być inni w naszym codziennym życiu, w pracy, w sklepie, na ulicy” – napisał.
W pewnym sensie rozwinął powyższą myśl podczas kazania wygłoszonego 29 maja 1983 roku. Mówił: – wiara nie może ograniczać się tylko do samego aktu wiary, nie wystarczy pójść w dniu dzisiejszym na procesję, nie wystarczy raz w tygodniu być na Mszy świętej. Za mało również samo korzystanie z sakramentów świętych.
Rok później zaś dodał jeszcze: – jeżeli nasza wiara nie przekroczy progu świątyni i nie pójdzie z nami jako droga naszego życia, w naszą codzienność, do naszych rodzin do naszego środowiska to będzie to wiara bez uczynków, a taka wiara jest martwa, niewiele znacząca. Taka właśnie wiara daje ludziom niewierzącym argumenty, do tego aby uznać bezzasadność naszej wiary, jej nieprzydatność w życiu.
Błogosławiony nie zawsze wypominał komunistom ich przestępstwa i zbrodnie wprost, tak jak w emocjonalnym chwilami kazaniu wygłoszonym krótko po zabójstwie Grzegorza Przemyka. W obydwu przypadkach potrafił jednak nadać swojemu przesłaniu mocną i aktualną wymowę.
– Aby zwyciężać dobrem, trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że… „bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju”. Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewalania, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra i prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi odważnie upominać się dla siebie i dla innych – powiedział w czwartą rocznicę złamanych przez władze porozumień sierpniowych. Przypomniał wtedy o tym, co zrodziło i ukształtowało wspólnotę żyjącą nad Wisłą nieprzerwanie pomimo zmiennych i nie zawsze pomyślnych dziejowych losów.
– Naród polski, od ponad tysiąca lat zjednoczony z Chrystusem i z Jego nauką, zawsze był wierny Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie. Hasło „Bóg i Ojczyzna” było nierozdzielnym elementem dziejów naszego narodu. Zawsze potrafił polski lud ofiarę życia złączyć z ofiarą Chrystusa, aby dzięki temu zjednoczeniu nic nie zginęło, ale by wszystko stawało się ożywczą substancją dla przyszłych pokoleń. – podkreślał na kilka tygodni przed śmiercią.
Podczas ostatnich odwiedzin rodzinnego domu pozostawił swojej Matce, Mariannie sutannę. Prosił o jej zaszycie. – Odbiorę następnym razem albo najwyżej będzie mama miała na pamiątkę – powiedział.
– Jakbym zginął, to tylko nie płaczcie po mnie – poprosił ojca.
W rozważaniu różańcowym wygłoszonym 19 października 1984, w dzień porwania przez funkcjonariuszy SB, także dał wyraz świadomości zbliżającej się śmierci. W słowach tych zawarł jakby główne przesłanie swej heroicznej posługi oraz uniwersalne wskazanie dobrej, chrześcijańskiej drogi:
– Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno! Trzeba dzisiaj bardzo dużo mówić o godności człowieka, aby zrozumieć, że człowiek przerasta wszystko, co może istnieć na świecie, prócz Boga. Przerasta mądrość całego świata. Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło, to pozostawać wewnętrznie wolnym, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, pozostać sobą w każdej sytuacji życiowej. Zwyciężać zło dobrem, to zachować wierność prawdzie.
Roman Motoła/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
PIĄTEK – 21 PAŹDZIERNIKA
GODZ. 17.00 – SPRZĄTANIE KOŚCIOŁA (W TRZECI PIĄTEK KAŻDEGO MIESIĄCA). BARDZO DZIĘKUJĘ ZA ZROZUMIENIE, ŻE OPRÓCZ KONTRYBUCJI RÓWNIEŻ CHCEMY W TEN SPOSÓB PODZIĘKOWAĆ ZA MOŻLIWOŚĆ KORZYSTANIA Z KOŚCIOŁA ŚW. PIOTRA.
GODZ. 18.00 – GODZINA ŚWIĘTA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 19.00 – MSZA ŚW.
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
Czy można czcić Matkę Bożą „za bardzo”? Ten zarzut wywodzi się z protestantyzmu!
o. Jan Strumiłowski OCist.
*****
Jeżeli spojrzymy na zarzuty o przesadną maryjność albo tendencje zmierzające do utrwalenia obrazu Matki Bożej jako zwykłej kobiety, to przed protestantyzmem tego nie było. Nikt nawet nie wpadłby na to, że można czcić Maryję „za bardzo” – powiedział o. Jan Strumiłowski OCist.
Ojciec Strumiłowski był jednym z duchownych, których obszerne wypowiedzi złożyły się na książkę zatytułowaną „W sercu Matki”, autorstwa Krystiana Kratiuka. Niedawne wydanie tej pozycji zbiegło się w czasie z kolejną falą formułowanych wobec kilku księży oskarżeń o „maryjny maksymalizm”. Czy zatem można czcić i wysławiać Matkę Bożą „zbyt mocno”?
Otóż, jak zwrócił uwagę gość redaktora naczelnego PCh24.pl, piętnowanie za rzekomo nadmierną cześć do Tej, której sam Pan Jezus powierzył opiekę nad Kościołem („oto Matka Twoja”, J 19, 27) jest charakterystyczne dla trendów dominujących obecnie w Kościele. Tymczasem gdy spojrzeć na dawne wieki, wysławianie Maryi stało wówczas na o wiele wyższym poziomie niż dzisiaj, gdy wielu wydaje się, że tego rodzaju pobożność odznacza Polskę ze względu na jej rzekome zacofanie, nienowoczesność.
– Wydaje się, że maryjność wśród naszych katolików to taka pobożność trochę dla ludzi mniej rozwiniętych intelektualnie. Jeśli bowiem ktoś jest bardziej inteligentny, to będzie bardziej rozważał jakieś kwestie metafizyczne, on ma duchowość bardziej intelektualną, bardziej pogodzoną z duchem tego świata – charakteryzował współczesny teologiczny „główny nurt” ojciec Strumiłowski.
– Natomiast maryjność jest – „wiadomo” – albo dla małych dzieci albo dla osoby w podeszłym wieku, wychowanej na gruncie tak zwanego katolicyzmu kulturowego. I oznacza właściwie przyzwyczajenie, klepanie paciorków. Tak się postrzega coraz częściej maryjność. Zatem jeżeli kapłan, który powinien być przewodnikiem ludu Bożego niekoniecznie ku Bogu i ku zbawieniu, ale ku „nowemu, piękniejszemu światu”, to wiadomo że musi się dostosować do tych wszystkich nowych trendów – kontynuował.
Rozmówca red. Kratiuka zwrócił uwagę na zmianę wizerunku Matki Bożej w naszej przestrzeni religijnej i kulturowej. Niekiedy pokazuje się dziś Maryję jako właściwie zwyczajną dziewczynę, a nie jako Kogoś, kto jest „wyniesiony ponad chóry aniołów”.
– Obydwa te trendy wywodzą się z ducha protestanckiego. Jeżeli spojrzymy na zarzuty o przesadną maryjność albo tendencje zmierzające do utrwalenia obrazu Maryi jako zwykłej kobiety, to przed protestantyzmem tego nie było. Nikt nawet nie wpadłby na to, że można czcić Maryję „za bardzo” – podkreślał.
– Kiedy spojrzymy, jak Maryja była czczona w pierwszym tysiącleciu, a jak jest czczona dzisiaj, nawet w tych miejscach, które pielęgnują pobożność maryjną, to jest po prostu przepaść – dodał.
Gość PCh24 TV przytoczył kilka zaczerpniętych z duchowości rodzimego zgromadzenia dowodów na powyższą tezę. W konstytucji zakonu zapisano na przykład przestrzegane do dzisiaj polecenie, by każdy cysterski kościół poświęcony był Wniebowzięciu NMP. Oprócz brewiarza mnisi musieli odmawiać codziennie małe oficjum maryjne, z którego później wykształciły się Godzinki. Nie tylko w okresie Adwentu, lecz w ciągu całego roku cystersi w średniowieczu odprawiali o świcie Msze świętą roratnią. – A jednak takie opiewanie Maryi było czymś oczywistym, na porządku dziennym. Święty Bernard z Clairvaux mówił: „O Maryi nigdy dosyć”. To pokazuje, że ta pobożność była kiedyś zupełnie inna. Dzisiaj kiedy formułowany jest zarzut o maksymalizm maryjny, to jest to teza protestancka. Mówi się, że istnieje takie niebezpieczeństwo, iż jeśli ktoś będzie zbyt maryjny, to właściwie postawi Matkę Bożą w centrum pobożności i swojej wiary, a Maryja może przesłonić Pana Jezusa. Tylko że oznacza to zupełne niezrozumienie nie tylko tego, kim jest Maryja, ale także niezrozumienie Ewangelii. Maryja jest tak święta i tak oddana swojemu Synowi, że Ona właściwie nie ma tożsamości poza swoim Synem. My nie czcimy Jej z innego powodu niż ten, że Ona jest Matką Boga. To jest jeden z pierwszych dogmatów maryjnych. (…) tego się nie da oddzielić – wyjaśniał ojciec Strumiłowski.
W praktyce tak naprawdę skłaniamy się dzisiaj coraz bardziej ku minimalizmowi maryjnemu. Oczywiście, wciąż mówimy, że Maryja jest święta. Coraz mniej rozumiemy jednak, że jej świętość istotowo różni się od misji wszystkich innych świętych – ocenił zakonnik.
Tymczasem aby być w zgodzie ze zdrową, niezafałszowaną teologią, w hierarchii osób wyniesionych do chwały ołtarzy stawiamy Ją bezwzględnie na pierwszym miejscu, z mocnym podkreśleniem, że nie jest, co oczywiste, równa Bogu. Jeżeli weźmiemy pod uwagę katolickie dogmaty dotyczące Matki Bożej, na przykład ten o Jej Niepokalanym Poczęciu, to dojdziemy do wniosku, że nie możemy stawiać Jej na jednym poziomie z żadnym innym człowiekiem, poza Bogiem – człowiekiem. Została przecież zachowana od grzechu pierworodnego i jakiegokolwiek innego grzechu uczynkowego – przypomniał ojciec Jan Strumiłowski.
źródło: PCh24TV
______________________________________________________________________________________________________________
CZWARTEK – 13 PAŹDZIERNIKA
105. rocznica zakończenia objawień fatimskich
***
105 lat temu miało miejsce ostatnie z sześciu objawień Maryi ukazującej się trojgu pastuszkom w Cova da Iria, składających się ze słynnych trzech tajemnic. Matka Boża wzywała do pokuty i systematycznego odmawiania różańca, ofiarowania Rosji Jej Niepokalanemu Sercu, ostrzega, że jeśli ludzie się nie nawrócą – nastąpi straszliwa kara, ukazuje wizję piekła, zapowiada też prześladowania Kościoła, Ojca Świętego nie wyłączając.
Maryja apeluje ponadto, aby wprowadzić nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, a także ustanowić w Kościele nabożeństwo Pięciu kolejnych Pierwszych Sobót Miesiąca wraz z Komunią św. wynagradzającą.
Zwieńczenie objawień
13 października 1917 r. miał miejsce tzw. cud słońca, wieńczący objawienia trwające tam od 13 maja 1917 r. Opisy tego ostatniego, publicznego akcentu objawień obiegły całą ówczesną prasę. Objawienia były już na tyle znane i wywoływały sprzeczne emocje, że w Fatimie – mimo ulewnego deszczu oczekiwało wówczas 70 tys. osób przybyłych z całej Portugalii, a kolejne 20 tys. na obrzeżach. Byli to zarówno wierzący jak i skrajni sceptycy i antyklerykałowie, gdyż taki reżim panował wówczas w Portugalii. Po długim czasie oczekiwania nad skalnym dębem ukazała się Maryja, zwracająca się do Łucji z prośbą, aby zbudowano tu na jej cześć kaplicę. Dodaje, że jest Matką Bożą Różańcową, wzywa do odmawiania różańca i zapowiada rychły koniec wojny i powrót z niej żołnierzy.
Wkrótce potem Maryja rozchyla szeroko ręce, nagle przestaje padać deszcz, rozstępują się chmury i ukazuje się słońce, świecące silniejszym blaskiem niż zwykle. Wtem – jak czytamy w opisach – słońce zaczyna migotać, jakby zapalało się i przygasało, a następnie wirować, rzucając we wszystkie strony promienie w różnych kolorach. Nagle słońce przestaje wirować, a olbrzymia świetlista kula pędzi z wielką prędkością w kierunku przerażonego tłumu. Nagle zatrzymuje się i wraca na swoje miejsce. A kiedy rzesze szaleją z zachwytu, trójka pastuszków doznaje wizji, w której Maryja wraz z Dzieciątkiem błogosławi świat.
W ten sposób zakończyły się najsłynniejsze w XX stuleciu objawienia maryjne, które nastąpiły w czasie, gdy toczyła się pierwsza wojna światowa, a w Portugalii sprawował rządy ostro antykościelny reżim. W Rosji za kilka tygodni miała zacząć ateistyczna rewolucja, która – w swych konsekwencjach – przyniosła najwięcej zbrodni i ofiar w historii świata oraz prześladowania Kościoła w niespotykanej dotąd skali.
Przebieg objawień
Na obrzeżach miasteczka Fatima, w miejscu zwanym Cova da Iria, Matka Boża ukazywała się od 13 maja do 13 października trojgu wiejskim dzieciom nie umiejącym jeszcze czytać. Byli to Łucja dos Santos (10 lat), Hiacynta Marto (7 lat) i Franciszek Marto (9 lat). Łucja była cioteczną siostrą rodzeństwa Marto. Pochodzili z podfatimskiej wioski Aljustrel, której mieszkańcy trudnili się hodowlą owiec i uprawą winorośli.
Wcześniej, zanim pastuszkom objawi się Matka Boża, przez ponad rok, od marca 1916 roku, przygotowuje ich na to Anioł. A wszystko zaczęło się w ten sposób. Na wzgórzu Loca do Cabeco, niczego nie spodziewające się dzieci odmawiały różaniec i właśnie zaczynały zabawę. Raptem, gdy słyszą silny podmuch wiatru widzą przed sobą młodzieńca. Przybysz mówi: “Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się razem ze mną!” Następnie uczy ich jak mają się modlić, słowami: “O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Proszę, byś przebaczył tym, którzy nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i nie kochają Ciebie”. Nakazuje im modlić się w ten sposób, zapewniając, że serca Jezusa i Maryi słuchają uważnie ich słów i próśb.
Anioł w kolejnych miesiącach objawiał się im kilkakrotnie, zachęcając także do umartwień, które byłyby zadośćuczynieniem za grzechy ludzi. Wyjaśnia, że “w ten sposób ściągniecie pokój na waszą ojczyznę”. Wyjaśnia, że jest on Aniołem Stróżem Portugalii. Pewnego dnia udziela im Eucharystii, a dzieci, podczas ekstazy eucharystycznej – jak później wspomina s. Łucja – doświadczają realnej obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina.
“Jasna Pani”
Wreszcie, nadchodzi 13 maja 1917 r. dzień, który otwiera sześć spotkań dzieci z Maryją, zakończonych 13 października. Troje dzieci wypasając owce w Cova da Iria spotykają „Jasną Panią”. Otrzymują od Niej orędzie, którego w wielu fragmentach nie rozumieją, zachowując dla siebie. Siostra Łucja będzie je ujawniać stopniowo po latach, a o upublicznieniu najbardziej strzeżonej “Trzeciej tajemnicy fatimskiej” zadecyduje Jan Paweł II dopiero w 2000 roku.
“Jasna Pani”, gdyż dopiero na koniec objawień wyjawia swe imię (jestem Matką Bożą Różańcową), przekazuje pastuszkom niezwykle bogate w treści przesłanie i liczne polecenia. Poczynając od 13 maja w kolejnych miesiącach prosi je, aby codziennie odmawiały różaniec w intencji pokoju, aby przyjmowały cierpienia jako zadośćuczynienie za grzechy i nawrócenie grzeszników, ukazuje im swoje Niepokalane Serce, mówi, że Pan Jezus pragnie, by kult Jej Serca się szerzył, zapowiada wielki cud na zakończenie objawień.
Maryja przepowiada dzieciom, że będą musiały wiele wycierpieć lecz łaska Boża ich nie opuści. Z Matką Bożą rozmawia tylko najstarsza Łucja. Ona jedyna z trojga pastuszków widzi, słyszy i może mówić do Maryi. Hiacynta tylko widzi i słyszy, Franciszek zaś jedynie widzi. Podczas pierwszego z objawień 13 maja dzieci są same, w czerwcu towarzyszy im ok. 50 zaciekawionych wieśniaków, ich liczba stopniowo wrasta by w październiku osiągnąć nawet ok. 70 tys. przybyszów z całej Portugalii.
Pierwsza tajemnica
Objawiając się w lipcu Matka Boża zleciła dzieciom przekazanie ludzkości swego głębokiego zatroskania spowodowanego bezbożnością i demoralizacją ludzi, dodając, że jeśli się oni nie nawrócą – nastąpi straszliwa kara. Świat się bowiem pogubił odchodząc od Boga i zasad moralnych. W ten sposób prosiła ludzkość o nawrócenie i pokutę, pragnąc zapobiec karom, jakie Bóg przygotował dla grzesznego świata.
Nie zawahała się przed pokazaniem piekła tym trojgu dzieciom, aby jeszcze dobitniej ostrzec ludzi przed jego realnym istnieniem. “Promień światła zdawał się jakby przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby może ognia – wspomina Łucja – a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach, podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru, i równowagi, wśród przeraźliwych krzyków, wycia, i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle”.
Maryja mówi dzieciom, że pokazała im piekło, ale dlatego żeby ratować dusze grzeszników. Wyjaśnia, że “Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca, a jeśli to się zrobi, to wielu przed piekłem zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie”.
Kai/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
*****
Fatimski cud słońca, którego świadkami było kilkadziesiąt tysięcy osób, we wspomnieniach siostry Łucji
„Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. (…) Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony” – powiedziała Matka Boża podczas ostatniego objawienia w portugalskiej Fatimie 13 października 1917 roku.
13 października 1917 roku wyszliśmy z domu bardzo wcześnie, bo liczyliśmy się z opóźnieniem w drodze. Ludzie przyszli masami. Deszcz padał ulewny. Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć.
Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie pokornej i błagalnej.
Gdyśmy przybyli do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
– „Czego Pani sobie ode mnie życzy?”
– „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu”.
– „Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy: czy zechciałaby Pani uzdrowić kilku chorych i nawrócić kilku grzeszników i wiele więcej”.
– „Jednych tak, innych nie. Muszą się poprawić i niech proszą o przebaczenie swoich grzechów”.
I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:
– „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony”.
Znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. Oto, Ekscelencjo, powód dlaczego zawołałam, aby ludzie spojrzeli na słońce. Zamiarem moim nie było zwrócenie uwagi ludzi w tym kierunku, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności. Zrobiłam to jedynie pod wpływem impulsu wewnętrznego, który mnie do tego zmusił.
Kiedy Nasza Pani zniknęła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża.
Krótko potem ta wizja zniknęła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna.Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Zniknęło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską.
Fronda/”Siostra Łucja mówi o Fatimie”, 1989
______________________________________________________________________________________________________________
Fatimski cud Słońca
Tyle mówi się o cudzie Słońca! Właściwie z datą 13 października 1917 r., z ostatnim objawieniem w Fatimie, kojarzy nam się przede wszystkim właśnie owo wielkie miraculum. Tymczasem… to duży błąd.
***
Ten cud – rozumiany jako wydarzenie historyczne – wcale nie należy do objawień fatimskich! To nie jest część orędzia z Fatimy, które, jak uczył Jan Paweł II, „z każdym rokiem przybliża się do swego wypełnienia”. Chyba ktoś bardzo się starał, by cud Słońca uczynić zasłoną dla ostatniego wezwania fatimskiego – najważniejszego krzyku z nieba. To typowy manewr szatański: próbuje się skupić naszą uwagę na tym, co kolorowe, szokujące, ciekawe i sensacyjne, by to, co istotne – a zawarte w trudnym przekazie i domagające się uwagi – pozostało nieznane, czyli niepodjęte.
Diabeł interpretatorem orędzia?
To tak, jakby Zły rozumował: „Jeśli objawienie stało się już faktem, i to uznanym przez Kościół, to przesuńmy przynajmniej jego akcenty na niezobowiązujące tematy”. Przyznajmy, że to genialny ruch rodem z piekła.
Czy nie jest tak z Fatimą? Uwagę ludzi najbardziej przykuwają sensacyjny cud Słońca oraz przekazany w lipcu potrójny sekret. Ten – odpowiednio przedstawiony – nie tylko do niczego nie wzywa, ale jeszcze rodzi nieufność do Kościoła, który rzekomo nie mówi całej prawdy, manipuluje i kłamie. Tymczasem powinniśmy streszczać orędzie fatimskie ostatnim, ogłoszonym w październiku 1917 r., podwójnym apelem.
Dwa najważniejsze słowa
Co Matka Najświętsza powiedziała w październiku? Po pierwsze: Maryja nigdzie mocniej nie podkreśliła roli Różańca – nazwała siebie Matką Bożą Różańcową. Mieliśmy odkryć piękno i moc tej modlitwy.
Po drugie: Matka Boża wzywała, byśmy przestali – już dziś – grzeszyć, bowiem miara Bożej cierpliwości się przelała. Mieliśmy ze wstrętem odwrócić się od każdego zła.
Trzy wizje
Pamiętajmy, że fatimscy wizjonerzy nie byli świadkami cudu Słońca. Kiedy tłum oglądał tańczący na niebie, tryskający kolorami dysk, oni widzieli tam jak na ekranie trzy obrazy. Właśnie te wizje – nie cud Słońca – stanowią integralną część przesłania z Fatimy.
Czyli co? – pytamy.
Dzieci widzą najpierw Świętą Rodzinę, a wizja podkreśla rolę Józefa, który (nie Maryja!) trzyma na ręce Dzieciątko Jezus błogosławiące świat. Józef też błogosławi, Maryja nie. Jest nad czym myśleć… Dziesiątki lat później Łucja napisze do Watykanu, że rodzina jest ostatnią redutą broniącą się przed mocami szatana. Tylko ona może dziś ocalić świat.
Potem na niebie ukazuje się Zbawiciel z Matką Bożą Bolesną. Czy to znak, że idą czasy, w których będzie wiele bólu? Owszem, ale przede wszystkim bólu nadprzyrodzonego, bo „wiele dusz idzie do piekła”. Dziś irytują nas rozmaici agresywni ludzie… Jeśli jednak przypomnimy sobie Fatimę, zaczniemy te zagubione dusze nie tyle nienawidzić czy nimi gardzić, ile boleć, że czeka je piekło. Będziemy się zastanawiać, jak im pomóc – nie jak je zniszczyć…
Na koniec na ekranie nieba pojawia się Matka Boża Szkaplerzna. Szkaplerz to rodzaj fartucha zakładany do pracy, by nie brudzić habitu. Fatima przypomina ewangeliczną prawdę, że łaska i pomoc Boża nie spadają z nieba bez współpracy człowieka z Bogiem, że chrześcijanie to nie widzowie, ale ludzie brudzący się na rzecz królestwa.
Rola rodziny… Rzeczy ostateczne… Wezwanie do działania… Oto mapa fatimska na dziś.
Mniejszy cud
Cud Słońca został wpisany w Boże plany, podejmijmy zatem i ten wątek. Rzeczywiście, jest on tematem orędzia – i to dwukrotnie. Matka Najświętsza nie położyła jednak akcentu na samym wydarzeniu, ale na jego celu: ludzie mają uwierzyć, że słowa z Fatimy to wołanie Boga wzywającego do nawrócenia.
O cudzie Maryja mówi najpierw 13 lipca, gdy zapowiada: „W październiku uczynię cud, by wszyscy uwierzyli”. Ma on sprawić, że świat uwierzy w prawdziwość orędzia z Fatimy, że zostaną spełnione prośby fatimskie i zapanuje Boży pokój. Niemożliwe? Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Taki był Jego plan.
Jak miał wyglądać ów cud, mogący zmienić świat tak radykalnie? Wtedy ostatnie słowa Matki Bożej byłyby już inne – te znane nam nie pasowałyby już do: „wszyscy uwierzyli”.
Gdy zapowiedziany w lipcu wielki cud stał się w październiku faktem, nie był już „ten sam”. Jeden czyn jednego człowieka sprawił, że w orędzie uwierzyło zaledwie 70 tys. ludzi. Przyczynił się do tego Arturo Oliveira dos Santos, który uniemożliwił dzieciom sierpniowe spotkania z Maryją. Znamy historię ich porwania. Gdy sześć dni później powrócą do domu, Maryja ukaże się im, by powiedzieć: „W październiku cud będzie mniejszy”.
Temat skutku grzechu
Jeżeli pytamy o znaczenie cudu Słońca, trzeba przede wszystkim mówić o konsekwencjach grzechu, który nie jest sprawą prywatną między człowiekiem a Bogiem i nieprawdą jest, że popełniony nikomu nie czyni krzywdy. Nieprawdą jest, że związki partnerskie i homoseksualizm nikomu nie wyrządzają zła. Pomniejszony cud Słońca temu przeczy. Każdy z grzechów, nawet najbardziej „prywatny”, odbiera Bogu możliwość działania w świecie. To tak, jakbyśmy zatykali nimi otwory w niebie, przez które wylewa się łaska. Miliony malutkich, zdawałoby się, nikomu nieszkodzących grzechów – i ziemia schnie z braku łaski… To jest prawdziwa ekologia – ekologia zbawienia! To dlatego Maryja woła na koniec objawień: „Stop grzechowi!”. Inaczej: Pozwólcie Bogu dokonywać wielkich cudów! Nie zatykajcie grzechami niebieskiego sita!
Cud miał być powszechny
Jak miał wyglądać ten cud? Możemy się chyba domyślać. W lipcu 1917 r. Maryja zapowiedziała, że wybuch wojny gorszej od tej pierwszej poprzedzi ostrzegawczy znak, który pojawi się na niebie. Rzeczywiście, ukazał się on w nocy z 28 na 29 stycznia 1938 r. Na jedną noc całe niebo rozświetliła krwawa łuna. Znak widzieli wszyscy – od Ameryki po Azję…
Czy tak samo wszyscy ludzie nie mogli zobaczyć cudu Słońca? Gdyby tak się stało, żylibyśmy w innym świecie. I nie będzie on lepszy, póki – jak ów mason Arturo Oliveira dos Santos – będziemy „skutecznie” zmieniać Boskie plany. Oto niepojęta tajemnica: wielkie plany Boga, który pragnie naszego szczęścia, niweczy mały grzech człowieka.
To chyba najważniejsza lekcja wpisana w fatimski cud Słońca. Bardzo konkretna.
Wincenty Łaszewski/Tygodnik Niedziela
____________________________________________________________________________________________
***
Maryja przepowiedziała wojnę nuklearną?
Abp Fulton Sheen o Cudzie Słońca
105 lat temu od 30 do nawet 100 tys. osób obserwowało w Cova da Iria w pobliżu Fatimy niezwykłe zjawisko zapamiętane jako „Cud Słońca”. Wydarzenie to miało być znakiem potwierdzającym autentyczność fatimskich objawień. Nowe światło na „Cud Słońca” rzucił w swojej książce „Komunizm i sumienie Zachodu” abp Fulton Sheen. Ten wybitny amerykański duchowny wskazywał, że zdarzenie z 13 października mogło być również przestrogą dla świata. To przestroga szczególnie aktualna dziś, kiedy Rosja ponownie grozi użyciem broni jądrowej.
Fragment książki “Komunizm i sumienie Zachodu“:
Ostatnie objawienie miało miejsce 13 października 1917 roku. Matka Boża zapowiedziała wcześniej, że w tym dniu dokona się cud, żeby wszyscy obecni mogli uwierzyć w Jej objawienia. Wieczorem12 października drogi do Fatimy zapełniły się powozami, rowerami i piechurami pielgrzymującymi na miejsce objawień. W południe 13 października w okolicy Fatimy zebrał się sześćdziesięciotysięczny tłum świadków, wśród których było wielu ludzi niewierzących i szyderców. Nie zależy nam na udowadnianiu autentyczności zjawiska, które miało miejsce w Fatimie. Ci, którzy wierzą w królestwo ducha i w Matkę Bożą, nie potrzebują dowodów, a ci, którzy odrzucają Ducha, i tak by tych dowodów nie przyjęli. Powinniśmy natomiast zastanowić się, jakie znaczenie należy przypisywać „tańcowi słońca”, który wielu ludzi widziało w dniu 17 października 1917 roku. Niczego nie możemy powiedzieć na pewno, ponieważ jednak ogólne wrażenie było przerażające, możemy pokusić się o pewne spekulacje.
Czy mogła to być zapowiedź dnia, w którym ludzie ukradną część energii atomowej ze Słońca i użyją jej nie do oświetlenia świata, ale do zrzucenia bomby z nieba na bezbronną ludność? W czasach, kiedy klęska głodu dotykała ziemię, kiedy wojny niszczyły gromadzone przez stulecia dziedzictwo ludzkości, kiedy człowiek był człowiekowi wilkiem, kiedy wielkie obozy koncentracyjne niczym Moloch pochłaniały miliony ludzkich istnień, ludzie zawsze mogli spoglądać ku niebu z nadzieją. Chociaż bowiem ziemia była okrutna, przynajmniej niebiosa pozostawały dla nas łaskawe. Czy to objawienie jest zapowiedzią, że na pewien czas niebiosa również zwrócą się przeciwko ludziom, a ogień z nieba zostanie skierowany przeciwko bezbronnym dzieciom Bożym? Nie wiemy, czy była to zapowiedź bomby atomowej. Jedno jednak jest pewne – nie oznaczało ono końca nadziei. Między ciemnymi chmurami wciąż bowiem widoczna jest wizja Pięknej Pani w niebiosach, która ma księżyc pod stopami, wieniec z gwiazd nad głową i jest obleczona w słońce. Niebiosa nie są nastawione przeciwko nam i nie dokonają zniszczenia, dopóki Ona jest Królową Nieba.
Być może jednak warto się zastanowić, dlaczego Wszechmogący Bóg w swojej opatrzności uznał za stosowne dać nam w tym czasie objawienie swojej Najświętszej Matki, aby ponownie zwrócić nas ku modlitwie i pokucie. Natychmiast przychodzi na myśl jedno wyjaśnienie. Ponieważ świat stracił Chrystusa, możliwe, że odzyska Go za pośrednictwem Maryi. Gdy nasz Najświętszy Pan miał dwanaście lat, zagubił się. Wtedy odnalazła Go Jego Matka. Teraz, kiedy znowu straciliśmy Go z oczu, być może właśnie dzięki Maryi świat odzyska swojego Boga i Zbawiciela. Inne wyjaśnienie może być takie, że Boża opatrzność kobiecie dała moc pokonania zła. W tym strasznym dniu, gdy zło po raz pierwszy pojawiło się na świecie, Bóg tak przemówił do węża w ogrodzie Eden: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono ugodzi cię w głowę, a ty ugodzisz je w piętę” [Rdz 3, 15]. Innymi słowy, zło będzie miało potomstwo. Ale dobro też doczeka się potomstwa. To dzięki potędze kobiety zło zostanie pokonane. Obecnie żyjemy w godzinie zła. Chociaż bowiem do dobra należy dzień, zło ma swoją godzinę. Nasz Pan, Jezus Chrystus, zapowiedział to w chwili, gdy Judasz przyszedł do Ogrodu Oliwnego: „To jest wasza godzina i panowanie ciemności” [Łk 22, 53]. W tej godzinie zło może tylko zgasić światła nad światem – ale może to zrobić. Skoro zatem żyjemy w godzinie zła, jak inaczej mamy przezwyciężyć ducha Szatana, jeśli nie mocą Kobiety, której Wszechmocny Bóg dał nakaz zmiażdżenia głowy węża? Nie słyszy się już kłamstw, że Kościół katolicki oddaje cześć Maryi albo że stawia Ją na równi z Bogiem lub wręcz że Maryja zajmuje Jego miejsce. Ludzie zaczynają uznawać przekazywaną przez chrześcijańską tradycję prawdę, że tak jak przez Ewę grzech pojawił się na świecie, tak też przez nową Ewę, czyli przez Maryję, na świat przyjdzie odkupienie za grzechy […]. Objawienia fatimskie są dla nas przypomnieniem, że żyjemy we wszechświecie moralnym, w którym zło pokonuje samo siebie, a dobro samo podtrzymuje swoje istnienie. Są przypomnieniem, że zasadnicze problemy tego świata nie dotyczą polityki czy ekonomii, lecz ludzkich serc i dusz, a odnowa duchowa jest warunkiem polepszenia sytuacji społecznej. Rosja Radziecka nie jest jedynym zagrożeniem dla Zachodu. Za większe zagrożenie uznać należy proces niszczenia duchowości w świecie zachodnim, któremu Rosja nadała polityczną formę i społeczną substancję. Według słów Matki Bożej Fatimskiej druga wojna światowa wybuchła, ponieważ nie było poprawy ludzkich serc i dusz.
z książki: „KOMUNIZM I SUMIENIE ZACHODU” ABP FULTONA SHEENA/Fronda .pl
______________________________________________________________________________________________________________
Ikona Bogurodzicy Fatimskiej
Historia ikony Niepokalanej Pani naszej Bogurodzicy Fatimskiej „W Tobie Jedność” rozpoczęła się w 2016 roku od pytania, „co można zrobić dla pokoju w świecie” wysłanego na grób św. Jana Pawła II. Po jakimś czasie, na modlitwie, Święty odpowiedział, że trzeba w tym celu podjąć intencje i formy wynagrodzenia przekazane Pastuszkom fatimskim przez „Panią jaśniejszą od słońca”, i by uczyć się od nich postawy dziecka, w którego wykonaniu to, co małe, jest zdolne „pocieszyć” Boga. Stąd też ufność, że ta ikona pisana modlitwą wielu osób i pragnieniem, by przybliżyć prośby Matki z Fatimy naszym braciom i siostrom, rzeczywiście może się do tego przyczynić. Przez cały Maryjny Rok Jubileuszowy ikona Pani Fatimskiej będzie w naszej kaplicy blisko swoich dzieci, nachylona ku ich modlitwom i dzieląca z nimi troski swego Serca.
Na ikonie w naszej kaplicy Maryja przedstawiona jest w niepełnej postaci, nieco powyżej kolan, z głową i ramionami skierowanymi trochę w prawo tak, że spojrzenie Matki skupione jest na małej, klęczącej w habicie karmelitanki, postaci s. Łucji i znajdującym się za nią krajobrazie. Na pierwszym planie jest dom rodzinny s. Łucji i kilka innych zabudowań, dalej łączka i parę owiec, wzgórze, a za nim miasto z górującą nad zabudowaniami cerkwią o kilku niebieskich kopułach, w sposób szczególny objętą spojrzeniem Maryi, na co wskazuje płynący od niej promień światła.
Postać Maryi zanurzona jest w złocie, które stanowi prawie połowę ikony i w hierarchii kolorów zajmuje pierwsze miejsce. Kolor złoty oznacza jasność Bożej chwały, jest to światłość niestworzona, nie znająca dychotomii „światłość-ciemność”, jest to symbol transendentny, nie element dekoracyjny. W ikonie Bogurodzicy Fatimskiej złoto przedstawia „to ogromne światło, którym jest Bóg”, które Maryja przekazała Pastuszkom. W sprawozdaniu Komisji kanonicznej tak to zostało ujęte: „Z całej postaci, okolonej blaskiem bardziej lśniącym od słońca, wychodziły promienie światła – szczególnie z twarzy o urodzie nie do opisania…” Na ikonie jest to oddane przez specjalne opracowanie aureoli okalającej głowę Maryi. Całość postaci Bogurodzicy, Jej różaniec, płaszcz, złota lamówka „wyłaniająca się z ogromu światła, którym się wydawała być Ona sama” zostały przedstawione na podstawie opowiadań dzieci.
Drugim kolorem dominującym jest biel – kolor, który również wyraża transcendencję, jest równocześnie kolorem i światłem. Kolor biały, który symbolizuje czystość, nieskalaność, wspólnotę ze światłem boskim, jest jednością wszystkich kolorów i w tej ikonie jest to szczególnie ważne.
Aby utrzymać dominantę bieli i wyrazić dziecięcą niewinność Świętych Pastuszków, Franciszek i Hiacynta, przedstawieni w medalionach oznaczających wieczność Boga i chwałę Nieba, zostali ubrani w białe szaty niebian, jako mali męczennicy, którzy dzięki swojej żarliwości w ascezie wynagrodzenia „wybielili swoje szaty we krwi Baranka” (por. Ap 7,14). Każdy z Pastuszków jest przedstawiony z różańcem, dla zobrazowania ich gorliwości w tej modlitwie, o którą Maryja szczególnie prosiła i prosi.
Na ramieniu Franciszka siedzi sokół. Wiemy z opowiadań Łucji, że Franciszek kochał zwierzęta, dzielił się swoim posiłkiem z ptakami, które przylatywały do niego, gdy grał na fujarce. Ale dlaczego sokół? W języku ikony oznacza to przywróconą harmonię Raju, pierwszą niewinność Adama i garnących się do niego zwierząt, gdy jeszcze „dla wszelkiego zwierzęcia… dla wszelkiego ptactwa w powietrzu… pokarmem była wszelka trawa zielona” (por. Rdz 1,30) i sokół był przypuszczalnie równie łagodny jak wróbel.
Podobne znaczenie mają kwiaty w dłoniach Hiacynty. Kwiaty są symbolem tej cząstki Raju utraconego, która wśród wszystkich rzeczy stworzonych najmniej dotknieta jest klęską grzechu. Są one także biblijnym symbolem krótkości życia – to 10 lat małej św. Hiacynty.W tym bukiecie kwiatów ukryty jest jeszcze jeden symbol: to wielka miłość Hiacynty, a także Franciszka i Łucji do Niepokalanego Serca Maryi. Tym, którzy Je czczą i kochają, Maryja powiedziała, że „będą przez Boga kochani jak kwiaty postawione przeze mnie dla ozdoby Jego tronu.” Mała Hiacynta była mądrą dziewczynką i w tej ikonie mówi modlącym się: I ty możesz żyć dla ozdoby Jego tronu.
S. Łucja, jeszcze bez aureoli, klęczy wytrwale u stóp Bożej Matki, której przesłania strzegła na ziemi. Klęczy w naszym imieniu i przedstawia sobą cały Karmel.
Ikona nosi nazwę „W Tobie jedność”. W Tobie jedność podzielonego Kościoła, w Tobie jedność ludzkości i podzielonej Ojczyzny, w Tobie jedność rodzin i wspólnot, w Tobie jedność podzielonego człowieka.
Karmel Miłości Miłosiernej w Szczecinie
______________________________________________________________________________________________________________
Dziś, 13 października 2022, miał miejsce ważny moment w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym s. Łucji z Fatimy
*****
Postulatorzy sprawy beatyfikacyjnej siostry Łucji od Jezusa (Lúcia dos Santos), jednej z trojga dzieci, którym w 1917 ukazała się Matka Boża w Fatimie złożyli na ręce prefekta Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, kardynała Marcello Semeraro dokumentację o jej życiu, cnotach i opinii świętości (Positio Super Vita, Virtutibus et Fama Sanctitati) – informuje agencja Ecclesia.
Jak stwierdza Sanktuarium Fatimskie, przekazanie „Positio” jest ważnym momentem w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym Służebnicy Bożej w jego rzymskiej fazie. Tom ten zawiera biografię siostry Łucji, opartą na dokumentach zebranych podczas diecezjalnej fazy procesu (która miała miejsce w diecezji Coimbra w latach 2008-2017); „Informatio” (informację), opisującą cnoty, którymi żyła zakonnica, a także listę zeznań świadków, jej Dzienniczek i inne niepublikowane dokumenty, „uznane za istotne w procesie”.
Dokument ten zostanie przeanalizowany przez grupę dziewięciu teologów, którzy wydadzą swoją opinię, aby ustalić, czy s. Łucja „praktykowała cnoty w stopniu heroicznym”.
Pozytywna opinia Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych jest przedstawiana papieżowi, który zatwierdza publikację odpowiedniego dekretu. Do etapów beatyfikacji i kanonizacji konieczne jest zatwierdzenie cudu przypisywanego wstawiennictwu odpowiednio Czcigodnego Sługi Bożego lub błogosławionego.
Faza diecezjalna procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego siostry Łucji od Jezusa (1907-2005), jednej z trzech widzących z Fatimy, dobiegła końca 13 lutego 2017 r. w kościele karmelitek w Coimbrze. Proces obejmował analizę tysięcy listów i tekstów, a także przesłuchanie 61 świadków.
Łucja Rosa dos Santos, siostra Maria Łucja od Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi zmarła 13 lutego 2005 r. w wieku 97 lat, po kilkudziesięciu latach życia w klauzurze w Karmelu w Coimbrze.
Proces ten rozpoczął się w 2008 roku, trzy lata po jej śmierci, kiedy to obecny papież-senior Benedykt XVI zrezygnował z pięcioletniego okresu oczekiwania ustanowionego przez prawo kanoniczne.
Franciszek i Hiacynta Marto, dwoje pozostały dzieci z Fatimy, zostali kanonizowani przez papieża Franciszka, w Fatimie 13 maja 2017 r.
Łucja urodziła się 22 marca 1907 roku w Aljustrel, w Portugalii. 13 maja 1917 roku, wraz z kuzynami Franciszkiem i Hiacyntą, doświadczyła pierwszego objawienia się Matki Bożej w Cova da Iria. Podczas kolejnego widzenia Łucja otrzymała od Maryi misję: „Ty jednak zostaniesz tu przez jakiś czas. Jezus chce posłużyć się tobą, aby ludzie mnie poznali i pokochali. Chciałabym ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca”.
3 października 1934 roku złożyła śluby wieczyste w Zgromadzeniu Sióstr św. Doroty. 25 marca 1948 roku za specjalnym pozwoleniem papieża Piusa XII wstąpiła do karmelitanek bosych w Coimbrze. Przyjęła imię siostry Marii Łucji od Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi. Zmarła 13 lutego 2005 roku w klasztorze w Coimbrze.
Kai/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Zaraz po Mszy świętej to różaniec jest modlitwą najbardziej miłą Panu Bogu – siostra Łucja
*****
„Sądzę, że po liturgicznej modlitwie ofiary Mszy świętej odmawianie różańca […] jest modlitwą najbardziej miłą Panu Bogu spośród wszystkich, jakie możemy zanosić do Niego, a tym samym bardzo owocną dla naszych dusz. Gdyby tak nie było, Nasza Pani nie zalecałaby go tak mocno” – podkreśla s. Łucja.
„Nie ma takiego problemu ani osobistego, ani rodzinnego, ani narodowego, ani międzynarodowego, którego nie można byłoby rozwiązać przy pomocy różańca” – Matka Boża w Fatimie dała Łucji najlepszą receptę na wszystkie nasze życiowe bolączki.
„Nasza Pani kończy swoje orędzie pamiętnego dnia 13 maja 1917 r. słowami: Odmawiajcie codziennie różaniec, by nastąpił pokój na świecie i koniec wojny – pisze s. Łucja Santos w Apelach orędzia fatimskiego. – To różaniec jest tą modlitwą, którą Bóg za pośrednictwem Kościoła i Naszej Pani nam wszystkim bez wyjątku mocno zalecił jako drogę i bramę zbawienia
Dlaczego różaniec?
Od czasu zakończenia objawień Maryi w Fatimie, a potem uznania ich prawdziwości przez Kościół co pewien czas powracało pytanie skierowane do s. Łucji: dlaczego Maryja dała takie właśnie zalecenie, wybrała tę modlitwę spośród wielu innych. Według zagorzałych krytyków objawień maryjnych wybór ten dyskredytuje znaczenie szczytu modlitwy, czyli Mszy świętej.
Dlaczego zatem ta prośba „Odmawiajcie codziennie różaniec” połączona ze skutkiem, który wypełnienie zadania sprawi, czyli „by nastąpił pokój na świecie i koniec wojny”?
„Nie mam całkowitej pewności, dlaczego, gdyż Nasza Pani nie wyjaśniła mi tego a ja nie pomyślałam nawet o tym, by Ją o to zapytać. Wyjaśnienie sensu orędzia pozostawiam całkowicie Kościołowi świętemu, gdyż to do niego należy i to mu przysługuje.
Odnośnie postawionego pytania sądzę, że Bóg jest Ojcem i jako Ojciec dopasowuje się do potrzeb i możliwości swoich dzieci. Otóż gdyby Bóg za pośrednictwem Naszej Pani prosił nas o to, byśmy codziennie uczestniczyli we mszy świętej i przyjmowali Komunię świętą, musiałby z pewnością wiele mówić, a to dlatego, że dla tych małych dzieci nie było to możliwe.
Z jednej strony ze względu na wielką odległość do najbliższego kościoła, z drugiej zaś dlatego, że ich codzienne zajęcia i obowiązki, stan zdrowia, itp. nie pozwalały im na to. Natomiast odmawianie różańca jest dostępne dla każdego – dla biednych i bogatych, mądrych i nieuczonych, wielkich i małych” – odpowiada wzruszona s. Łucja.
*****
Weź do ręki różaniec
Nie musisz mieć nic, by się modlić. Nie musisz nawet mieć w ręku różańca, by się modlić różańcem, ale warto go mieć, bo przypomina nam o spotkaniu, o Stwórcy modlitwy.
„Nawet dla osób, które nie potrafią, lub nie są zdolne skupić się duchowo, aby rozważać i medytować, zwyczajny fakt wzięcia różańca do ręki, aby go odmawiać, jest już przypomnieniem sobie Boga” – uczy s. Łucja.
Jako karmelitanka, zaprawiona w modlitewnym boju i znająca wiele form modlitwy, zaleca odmawianie różańca w ramach przygotowania do przyjmowania Komunii świętej. Z przekonaniem poucza, że „osoby, które mogą codziennie uczestniczyć we Mszy świętej nie powinny z tego powodu wymawiać się od codziennego odmawiania różańca”. Dla tych osób wskazuje modlitwę różańcową jako przygotowanie do lepszego udziału w Eucharystii.
Różaniec: dla wszystkich na świecie
„Nie wydaje mi się, byśmy spotkali lepszą modlitwę, która lepiej by służyła każdemu w ogólności, od różańca. Liturgia Godzin jest wspaniała, nie sadze jednak, by była dostępna dla wszystkich ludzi na świecie, ani też by odmawiane psalmy mogły być dobrze rozumiane przez wszystkich w ogólności. Wymaga ona niewątpliwie odpowiedniego wyrobienia i przygotowania, którego nie można wymagać od wielu” – mówi s. Łucja.
I rzeczywiście, jeśli wychylimy głowę poza europejskie realia bliskości kościołów, dostępności sakramentów, kapłanów, książek, szkół biblijnych, liturgicznych, wspólnot i stowarzyszeń okaże się, że w codzienności Afrykańczyków, czy mieszkańców niektórych krajów Azji, czy wysp, to różaniec jest modlitwą naprawdę dla każdego.
Również dla tych, którzy nigdy nie nauczą się czytać i pisać, a depozyt prawd wiary otrzymają z ustnych przekazów. Orędzia maryjne są zawsze uniwersalne, skierowane do każdego z wierzących. Zalecenie z Fatimy: „Odmawiajcie codziennie różaniec, by nastąpił pokój na świecie i koniec wojny” jest więc darem Ojca, przez ręce Matki dla każdego dziecka, niezależnie od jego wieku i wyrobienia duchowego.
„Bóg, który jest Ojcem i lepiej od nas rozumie potrzeby swoich dzieci, domaga się od nas codziennego odmawiania różańca, zstępując w ten sposób na poziom prosty i wspólny dla wszystkich, aby nam ułatwić drogę dostępu do siebie” – pisze s. Łucja.
*****
Paciorki budujące zażyłość
Była pewna, że wszyscy ludzie dobrej woli mogą i powinni codziennie odmawiać różaniec, aby być w kontakcie z Bogiem, korzystać z Jego dobrodziejstw i prosić Go o potrzebne łaski. „Jest to modlitwa, która prowadzi nas do zażyłego spotkania z Bogiem.
Podobnie jak dziecko, które idzie do ojca, aby mu podziękować, porozmawiać z nim o swoich problemach, otrzymać odpowiednie wskazania, pomoc, wsparcie i błogosławieństwo” – mówi.
„Sądzę, że po liturgicznej modlitwie ofiary Mszy świętej odmawianie różańca, ze względu na pochodzenie i wzniosłość modlitw, z jakich on się składa, oraz tajemnic Odkupienia, które przypominamy i rozważamy w każdej dziesiątce, jest modlitwą najbardziej miłą Panu Bogu spośród wszystkich, jakie możemy zanosić do Niego, a tym samym bardzo owocną dla naszych dusz. Gdyby tak nie było, Nasza Pani nie zalecałaby go tak mocno” – podkreśla s. Łucja.
Kto jest najważniejszy w tej modlitwie?
Tylko Bóg. Każda modlitwa jest rozmową z Bogiem. Jeśli prosimy Maryję, albo zwracamy się o pomoc do świętych, to tylko z taką intencją i w takim sensie, że oni obcują z Bogiem twarzą w twarz i mogą za nami przed Nim orędować.
Siostra Łucja zdecydowanie też mówi o tym, że przez różaniec uwielbiamy Boga, nie Maryję. Mówimy „błogosławiona między niewiastami”, ale dlatego, że Owoc Jej łona jest błogosławiony i przez Niego zstępuje w Maryję pełnia błogosławieństwa i łaski. Ona nie jest jej źródłem, ona jest naczyniem.
Modlitwa różańcowa jest więc nieustannym uwielbianiem kolejnych etapów życia Jezusa, w którym Maryja, jako Matka, miała swój niezwykły udział. Dając modlitwę różańcową Bóg niejako dał nam proste narzędzie do oddawania Mu czci i uwielbiania Go w Jego dziełach i działaniu.
Jeden jest pośrednik: Jezus
„Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” to modlitwy biblijne – pisze s. Łucja. Gdy prosimy, by „modliła się za nami grzesznymi” nie wskazujemy w żaden sposób, że Jej pośrednictwo jest równe Jezusowemu. Wręcz przeciwnie. Święty Paweł naucza, że „jeden jest pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Jezus Chrystus” i Maryja w żaden sposób tego porządku nie narusza.
Ona, w sposób doskonały, wypełnia jedną z próśb św. Pawła: „Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu. Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych i za mnie”. Na mocy tej rady powinniśmy modlić się za siebie nawzajem i zwracać się do Maryi, aby wstawiała się za nami u Boga – wyjaśnia s. Łucja.
*****
Bogu chce się z nami rozmawiać
Różaniec jest odpowiedzią na ukrytą w naszym wnętrzu potrzebę modlitwy, a więc potrzebę rozmowy z Ojcem. Nawet, jeśli na jakimś etapie naszego życia zaprzeczamy Jego istnieniu, lub przez całe życie zaprzeczamy i zagłuszamy tę potrzebę, ona w nas jest. Dlaczego?
Bo nie zależy od naszej woli, ani postanowień. Jest w nas tęsknota, której nikt nie jest w stanie zaspokoić i dać na nią odpowiedzi, bo ta znajduje się jedynie w gestii Boga.
Modlitwa, która jest w nas, nawet, gdy nie jesteśmy tego świadomi, jest częścią zwodzonego mostu wznoszonego nad rwącą rzeką. Przęsło otwierane po stronie Boga jest zawsze opuszczone na bezpieczną wysokość, nasza część bywa przez lata podniesiona do góry i spotkanie z Bogiem nie jest możliwe, choć czegoś wciąż nam brakuje.
Dlatego „skoro wszyscy potrzebujemy modlitwy, Pan Bóg chce tego, abyśmy odmawiali – jako pewien stały wymiar dzienny – tę modlitwę, która jest zawsze w naszym bezpośrednim zasięgu: różaniec” – radzi s. Łucja.
Do różańca nie musisz klękać
„Można go odmawiać zarówno we wspólnocie, jak i prywatnie, tak w kościele przed Najświętszym Sakramentem, jak też w domu, w rodzinie, lub zupełnie samotnie, zarówno w drodze, jak i podczas spokojnego przebywania na polu” – pisze.
Dziś do tych okoliczności, które sprzyjają sięgnięciu po różaniec można dodać jazdę autem, lot samolotem, czekanie w kolejce do lekarza, czy do kasy. Niemal każda z sytuacji, w których jesteśmy sami, jest stuprocentową okazją na modlitwę różańcową. Ta właśnie dostępność i przystępność, bez stwarzania specjalnych warunków zewnętrznych, czyni z różańca tak uniwersalną formę, dla każdego.
„Matka rodziny może go odmawiać, kiedy kołysze maleństwo, lub porządkuje mieszkanie. Każdy dzień ma dwadzieścia cztery godziny… jakże to niewiele, jeśli poświęcimy jeden tylko kwadrans życiu duchowemu, naszemu wewnętrznemu i zażyłemu spotkaniu z Bogiem!”.
cytaty: siostra Łucja, „Apele orędzia fatimskiego”
Agnieszka Bugała/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
św. Jan Paweł II:
Odmawiajcie różaniec w domach! To droga uprzywilejowana
*****
„Byłoby dobrze powrócić do pięknego zwyczaju odmawiania różańca w domu, jaki panował jeszcze w poprzednich pokoleniach. Rodzina, która modli się zjednoczona, zjednoczona pozostaje” – mówił papież w katechezie w 2003 roku.
Różaniec: modlitwa prosta, a zarazem głęboka
Jestem głęboko wdzięczny Bogu za ten czas łaski, w którym cała wspólnota Kościoła mogła pogłębić refleksję nad wartością i znaczeniem różańca jako modlitwy chrystologicznej i kontemplacyjnej.
„Kontemplować z Maryją oblicze Chrystusa”. Te słowa, zaczerpnięte z Listu apostolskiego Rosarium Virginis Mariae stały się niejako mottem Roku Różańca. Wyrażają one syntetycznie autentyczne znaczenie tej modlitwy, prostej, a zarazem głębokiej. Jednocześnie uwypuklają związek między wezwaniem do modlitwy różańcowej a drogą, jaką wskazałem Ludowi Bożemu w moim poprzednim Liście apostolskim Novo millennio ineunte.
Droga Maryi
Jeśli bowiem na początku trzeciego tysiąclecia chrześcijanie mają być tymi, którzy „kontemplują oblicze Chrystusa” (Novo millennio ineunte, 16), a wspólnoty kościelne stać się „prawdziwymi szkołami modlitwy” (tamże, 33), to różaniec stanowi „drogę maryjną” – a przez to uprzywilejowaną — do osiągnięcia tego podwójnego celu.
Kościół, który pragnie coraz lepiej odzwierciedlać misterium Chrystusa, medytuje tajemnice Jego Ewangelii w szkole Maryi.
Jest to „droga Maryi” (Rosarium Virginis Mariae, 24), droga, na której zrealizowała swą wzorcową pielgrzymkę wiary, jako pierwsza uczennica Wcielonego Słowa. Równocześnie jest to droga autentycznej pobożności maryjnej, całkowicie skupionej na więzi łączącej Chrystusa i Jego Najświętszą Matkę (tamże).
Różaniec odmawiany w domu
Rodzina! To właśnie komórka rodzinna powinna być pierwszym środowiskiem, w którym przyjmuje się, pielęgnuje i chroni pokój Chrystusa. Jednak w naszych czasach bez modlitwy coraz trudniej jest rodzinom realizować to powołanie.
Dlatego właśnie byłoby dobrze powrócić do pięknego zwyczaju odmawiania różańca w domu, jaki panował jeszcze w poprzednich pokoleniach. „Rodzina, która modli się zjednoczona, zjednoczona pozostaje” (Rosarium Virginis Mariae, 41).
Są to fragmenty wypowiedzi Jana Pawła II z audiencji generalnej w Watykanie z dnia 29 października 2003 roku. Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl.
____________________________________________________________________________________
Bez tego różaniec upodabnia się do ciała bez duszy. Benedykt XVI o modlitwie różańcowej
***
Naturalnie najważniejsze jest to, żeby w ogóle się modlić. Ale dla tych, którzy chcą w modlitwie wzrastać i rozwijać się duchowo wskazówki Benedykta XVI, Jana Pawła II i Pawła VI mogą okazać się niezwykle pomocne.
Benedykt XVI o różańcu
Choć modlitwa różańcowa jest dość prosta, papież Benedykt XVI uważa, że istnieje szczególny sposób odmawiania różańca. Swoimi przemyśleniami na ten temat podzielił się w przemówieniu wygłoszonym w 2008 roku:
Kiedy modlimy się na różańcu w sposób głęboki, autentyczny, nie zaś mechanicznie czy powierzchownie, modlitwa taka faktycznie przynosi pokój i pojednanie.
Dla papieża emeryta autentycznym sposobem odmawiania różańca jest „kontemplacja i medytacja” tajemnic różańcowych.
Z Maryją serce kieruje się ku tajemnicy Jezusa. Chrystus staje w centrum naszego życia, naszego czasu i naszego miasta w trakcie kontemplacji i medytacji świętych tajemnic radosnych, światła, bolesnych i chwalebnych.
Św. Jan Paweł II i św. Paweł VI o różańcu
Św. Jan Paweł II w liście apostolskim Rosarium Virginis Mariae także wskazał na kontemplację jako klucz do odmawiania różańca w „prawidłowy” sposób.
Różaniec, właśnie dlatego, że odwołuje się od początku do doświadczenia Maryi, jest modlitwą wybitnie kontemplacyjną. Pozbawiona tego kontemplacyjnego wymiaru, modlitwa różańcowa traci swoje znaczenie, jak wskazał papież Paweł VI: „Jeśli brak kontemplacji, różaniec upodabnia się do ciała bez duszy i zachodzi niebezpieczeństwo, że odmawianie stanie się bezmyślnym powtarzaniem formuł, oraz że będzie w sprzeczności z upomnieniem Chrystusa, który powiedział: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani” (Mt 6, 7).
Kontemplowanie tajemnic różańcowych w trakcie odmawiania tej modlitwy nie zawsze jest proste i jakże łatwo popadamy w stare nawyki. Kluczem jest podejmowanie nieustannych wysiłków o rozwój życia duchowego. Z łaską Bożą róbmy wszystko, aby odmawiać różaniec, kontemplując jednocześnie tajemnice życia Jezusa.
Philip Kosloski/Aleteia.pl
_____________________________________________________________________________
Benedykt XVI o modlitwie różańcowej: pomaga mocniej kochać Chrystusa i wierniej Go naśladować
*****
Różaniec jest środkiem, który został nam ofiarowany przez Najświętszą Maryję Pannę, byśmy kontemplowali Jezusa i, rozpamiętując Jego życie, kochali Go i coraz wierniej naśladowali – podkreślał w swoich naukach Benedykt XVI.
Benedykt XVI w czasie „Anioła Pańskiego” z 7.10.2007 roku, wskazał na tradycyjny wizerunek Matki Bożej Różańcowej. Jak przypomniał, ukazuje on Maryję, która trzyma na ręku Dzieciątko Jezus, a drugą ręką podaje koronkę różańca św. Dominikowi.
„Ta wymowna ikonografia wskazuje, że różaniec jest środkiem, który został nam ofiarowany przez Najświętszą Maryję Pannę, byśmy kontemplowali Jezusa i, rozpamiętując Jego życie, kochali Go i coraz wierniej naśladowali. Takie przesłanie przekazała też Matka Boża w swoich różnych objawieniach” – mówił papież.
Wyjaśnił przy tym, że ma na myśli zwłaszcza objawienia z Fatimy. „Przedstawiając się trojgu pastuszkom — Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi — jako «Matka Boża Różańcowa», usilnie zalecała im codzienne odmawianie różańca, by wyprosić zakończenie wojny. My również zechciejmy posłuchać matczynej prośby Maryi Panny i odmawiajmy z wiarą koronkę różańca w intencji pokoju w rodzinach, w narodach i na całym świecie” – nauczał Benedykt XVI.
Jako, że nauka była związana z tygodniem misyjnym Benedykt XVI przypomniał również, że prawdziwy pokój szerzy się tam, gdzie ludzie i instytucje otwierają się na Ewangelię. „Głoszenie Ewangelii pozostaje pierwszym obowiązkiem Kościoła wobec ludzkości, posługą, która ma na celu ofiarowanie Chrystusowego zbawienia współczesnemu człowiekowi, na różne sposoby upokarzanemu i ciemiężonemu, oraz nadanie chrześcijańskiego charakteru przemianom kulturowym, społecznym i etycznym, zachodzącym w dzisiejszym świecie” – podkreślał Benedykt XVI.
Papież zwrócił się też do Polaków, zachęcając do modlitwy różańcowej. Jak podkreślił „w tajemnicach różańca Maryja wprowadza nas w zbawcze dzieło Chrystusa” (…) „Niech jednoczy rodziny i niesie pokój dla świata. Niech wam Bóg błogosławi”.
źródło: opoka.org.pl/Rozważanie przed modlitwą „Anioł Pański” 7.10.2007
______________________________________________________________________________________________________________
20 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o Różańcu
Na cześć Matki Bożej Fatimskiej, Matki Najświętszej Różańcowej, skomponowano listę 20 rzeczy, które powinniśmy wiedzieć o najświętszym Różańcu. Mamy nadzieję, że po jej przeczytaniu będziesz bardziej zmotywowany, by zgłębiać tajemnice modlitwy różańcowej. A przede wszystkim jednak niech ten artykuł stanie się iskrą do częstszej modlitwy na Różańcu poprzez wszystkie dni naszego życia. Zgodnie z tym, co mówił Święty Jan Paweł II: „ Aby kontemplować oblicze Jezusa poprzez oczy i serce Maryi”.
1. Imię ujawnione w Fatimie. Matka Boska objawiła się w portugalskiej Fatimie sześć razy w roku 1917 r. Ostatnim jej objawieniem był zaś wspaniały cud słońca. W obliczu tych okoliczności Matka Boża ujawniła trójce dzieci swe imię: „Matka Boża Różańcowa”.
2. Fatimskie nawoływanie. Matka Boża sześć razy objawiła się w Fatimie. Za każdym razem kiedy się ukazywała nalegała, by modlić się na Różańcu. Deklarowała, że tylko taka forma pobożności może uratować świat przed katastrofą.
3. Ulubiona modlitwa wielu świętych. Na początku swego pontyfikatu Święty Papież Jan Paweł II powiedział, że Różaniec był jego ulubioną modlitwą. Święty Franciszek Salezy mówił zaś: „Poprzez tę modlitwę rozwijamy się, wzrastamy i poznajemy nowe horyzonty. Różaniec jest modlitwą bardzo pożyteczną o ile jest właściwie odmawiany”. U świętego Ludwika Grignion de Montfort znajdujemy takie zdanie: „Nigdy dusza gorliwa w codziennym odmawianiu różańca św. nie będzie heretycka lub oszukana przez szatana: to jest twierdzenie, które podpisuję swoją krwią”. Święty Maksymilian Kolbe pisał natomiast: „Prosta a wzniosła zarazem modlitwa – to różaniec święty. Przez tę modlitwę łatwo możemy otrzymać wielkie łaski i błogosławieństwo Boże. W serca zbolałe spływa balsam ukojenia, w duszach zrozpaczonych wita znowu promyk nadziei”. A to tylko oczywiście niektóre z licznych świadectw świętych Kościoła.
4. Papieże również pisali o różańcu. Leon XII poświęcił tej modlitwie maryjnemu aż szesnaście dokumentów! Pius X pisał w Liście apostolskim Summa Deus, że to „cudowne wydarzenie” spowodowało wzrost kultu Niepokalanej oraz „Jej świętego różańca”. Benedykt XV pisał zaś, że „Matka Boża ma tak wielki wpływ na swego Boskiego Syna, która jest pośredniczką i szafarką wszelkich łask udzielonych ludziom zawsze okazuje swą moc, zwłaszcza wtedy, gdy uciekamy się do różańca świętego”. Pius XI przypomniał, że „Kościół i sam papież — w obliczu błędów i ciężkich bolączek obecnych czasów — znajdują pociechę i natchnienie w synowskim zawierzeniu Matce Odkupiciela oraz w codziennym odmawianiu różańca Ten «Psałterz Matki Bożej, brewiarz Ewangelii i życia chrześcijańskiego» jest «mistycznym wieńcem», «mistyczną koroną», umiłowaną przez katolików, niezależnie od ich przynależności społecznej”. Pius XII zaś zachęcał rodziny chrześcijańskie do umieszczenia różańca na honorowym miejscu wśród innych modlitw. W encyklice Ingruentium malorum wezwał do ufnej modlitwy do Maryi, Matki całego rodzaju ludzkiego, aby zażegnała poważne konflikty między narodami, uchroniła Kościół przed prześladowaniami w wielu krajach oraz ustrzegła młodzież przed niebezpieczeństwami „Aby można było osiągnąć te szlachetne cele, papież Pius XII wzywa do modlitwy różańcowej, przekonany o «jej wielkiej skuteczności w otrzymaniu matczynej pomocy Najświętszej Maryi Panny” – pisał. Jan XXIII poświęcił pobożnej modlitwie maryjnej dwa znaczące dokumenty: encyklikę Grata recordatio o odmawianiu różańca w intencji misji i pokoju oraz List apostolski Il religioso convegno. Święty papież Jan Paweł II napisał duchowe arcydzieło na temat różańca: Różaniec Najświętszej Maryi Panny.
5. Tajemnice Światła. W cytowanym powyżej dokumencie Święty Jan Paweł II dodał nowy element, do tajemnic różańcowych, tajemnice Światła. Nie ma obowiązku ich odmawiania, można je jednak poznać. Są to: Chrzest Pana Jezusa w Jordanie, Pierwszy cud w Kanie Galilejskiej, Głoszenie nauk o Królestwie Bożym, Przemienienie na górze Tabor, Ustanowienie Eucharystii. Dzień, który zasugerował papież na Tajemnice Światła to czwartek.
6. Różaniec to modlitwa biblijna. Różaniec jest zarówno modlitwą biblijną jak i medytacją mającą swe źródło w Biblii. Pamiętają o tym katolicy, a powinni również protestanci, którzy nierzadko powołują się przecież wyłącznie na Pismo Święte.
7. Kompozycja biblijna. Modlitwy wypowiadane w czasie Różańca to: Ojcze Nasz, odmawiana sześć razy oraz Zdrowaś Maryjo, odmawiana pięćdziesiąt trzy razy. Obie te modlitwy mają swoje źródła w Biblii.
8. Tajemnice. Praktycznie wszystkie Tajemnice Różańca Świętego stanowią fragment Biblii lub obrazują scenę biblijną.
9. Różańcowy Papież. Papież Leon XIII (1878-1903), wśród licznych tytułów jakie nosił, jest również znany jako „Papież Różańcowy”. W miesiącu wrześniu, przez sześć lat, ten wspaniały Papież pisał krótkie encykliki poświęcone Różańcowi Świętemu – jakże bardzo musiał on kochać Różaniec i jak mocno zachęcać ludzi by się na nim modlili!
10. Różaniec i podobieństwo do człowieka. Święty Louis de Montfort porównuje Różaniec do złożonej natury człowieka. Istota ludzka ma zarówno ciało jak i duszę, podobnie jak Różaniec Święty. Ciało Różańca stanowią modlitwy słowne; duszę z kolei kontemplacja tajemnic Różańca. Wymodlony i kontemplowany Różaniec jest niezwykle ważną, ale też potężną modlitwą.
11. Jest to także ulubiona modlitwa Maryi. Dzięki objawieniom fatimskim możemy śmiało powiedzieć, że różaniec jest ulubioną modlitwą Matki Bożej. Jest ratunkiem dla świata, dla duszy, a także swoistym bukietem pięćdziesięciu róż ofiarowywanym Sercu Królowej Niebios.
12. Różaniec i morskie zwycięstwo. Zwycięstwo w słynnej bitwie morskiej pod Lepanto z XVI w. jest przypisywane błaganiom świętego Papieża Piusa V do wiernych, by modlili się na Różańcu. I rzeczywiście doszło do zmiany kierunku wiatrów, szala zwycięstwa się przechyliła i flota katolików rozbiła flotę muzułmanów – ogromne zwycięstwo, które zmieniło bieg historii. Dzień 7 października został ustanowiony liturgicznym Świętem Matki Bożej Różańcowej – aby upamiętnić różańcowe zwycięstwo pod Lepanto.
13. Czynnik czasu. Wiele osób uskarża się, że nie ma czasu na codzienną modlitwę, nie mówiąc już o modlitwie różańcowej. A przecież w czasie jednego odcinka opery mydlanej lub innego serialu telewizyjnego (60 minut) można odmówić cztery Różańce! Pozwólmy więc, by Jezus i Maryja oraz modlitwa stały się centrum naszego życia!
14. Formuła Świętego Jana Pawła II. Papież ten daje nam klucz do modlitwy różańcowej: „Kontemplować twarz Jezusa przez oczy i serce Maryi”. Święty Łukasz ewangelista przedstawia wszak Matkę Bożą jako skłonną do rozmyślań: „Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk, 2, 19).
15. Klasyczny Różaniec. Jednym z największych duchowych dzieł napisanych na temat Najświętszego Różańca jest „Tajemnica Różańca Świętego” Świętego Ludwika de Montfort. Ten sam święty napisał arcydzieło poświęcone Maryi – „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”. Obie są pozycjami, które „należy przeczytać” by poznać i kochać Matkę Bożą i Pana Jezusa jeszcze mocniej!
16. Miesiąc Różańca Świętego. Czerwiec jest miesiącem Najświętszego Serca Pana Jezusa, lipiec miesiącem Najdroższej Krwi Pana Jezusa, maj jest natomiast miesiącem Maryi. Ale to październik jest miesiącem Różańca Świętego. Powinniśmy się modlić przy pomocy Różańca każdego dnia, ale w październiku szczególnie.
17. Święty ojciec Pio. Ten wielki współczesny święty upierał się, by jego duchowe dzieci posiadały nawyk modlenia się na Różańcu codziennie. Spróbujmy podążać za radami wielkich świętych: to pomoże nam osiągnąć Niebo, by przebywać z Matką Bożą jako Królową i Panem Jezusem jako Królem. Wielki czciciel Maryi święty Ojciec Pio mawiał: „Odmawiajcie zawsze Jej różaniec i czyńcie dobro. Dzięki tej modlitwie szatan spudłuje swe ataki i będzie pokonany, i to zawsze. Jest to modlitwa do Tej, która odnosi triumf nad wszystkim i nad wszystkimi”.
18. Od satanistycznego kapłana do świętego. W dokumencie Świętego Jana Pawła II „Różaniec Najświętszej Maryi Panny” papież wspomina człowieka, o którym wielu wcześniej nie słyszało: Bartolo Longo. Człowiek ten popadł w praktyki satanistyczne, i został nawet kapłanem czarnych mszy. Jednak nawrócił się dzięki modlitwie na różańcu. Teraz mamy już błogosławionego Bartolo Longo! Cóż za niezwykła historia! Od kapłana Szatana do katolickiego świętego! Moc Matki Bożej jest nieograniczona, jeśli powierzymy się Jej w szczególności poprzez Różaniec Święty!
19. Chroń rodzinę. Każda rodzina powinna sobie zarezerwować czas, miejsce i uformować nawyk codziennej modlitwy przy pomocy Różańca Świętego. Dobrze byłoby więc, aby ojciec rodziny podjął inicjatywę przewodzenia jej w codziennym odmawianiu różańca dla wiecznego zbawienia! Prawdziwym jest bowiem stwierdzenie: „Rodzina, która modli się razem, pozostaje razem” .
20. Mistyczna Róża. Poeta Dante przedstawia Maryję jako „Mistyczną Różę”. Juan Diego gromadzi róże, które Matka Boża zamawia własnymi rękoma. Najcenniejszą różą jaką możemy ofiarować Matce Bożej jest Różaniec. Każde Zdrowaś Maryjo jest różą wysłaną do Nieba, która wypełnia Matkę Bożą ogromną radością!
Módlmy się więc na różańcu! Módlmy się, by Matka Boża Różańcowa błogosławiła nas, nasze rodziny, i cały świat swoim kochającym matczynym spojrzeniem oraz nieustannie płonącym Niepokalanym Sercem.
catholicexchange.com/malk/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Wszystko o Różańcu. Jak powstał? Jak wyglądał na początku? Skąd wzięła się jego nazwa?
Prapoczątków modlitwy różańcowej trzeba szukać w pierwszych klasztorach, albo nawet i wśród mnichów pustyń Syrii i Egiptu. Praktykowali oni modlitwę psalmami, odmawiając wszystkie sto pięćdziesiąt każdego dnia.
*****
Biblijno-pustynne początki
Prapoczątków modlitwy różańcowej trzeba szukać w pierwszych klasztorach, albo nawet i wśród mnichów pustyń Syrii i Egiptu. Praktykowali oni modlitwę psalmami, odmawiając wszystkie sto pięćdziesiąt każdego dnia. Nie wszyscy jednak potrafili czytać, nie wszyscy byli w stanie się nauczyć wszystkich psalmów na pamięć. Poza tym sporo czasu zabierała im praca ręczna, dzięki której się utrzymywali, a którą trudno było pogodzić z dość czasochłonnym jednak odmawianiem codziennie całego Psałterza. Tak narodził się zwyczaj zastępowania stu pięćdziesięciu psalmów stu pięćdziesięcioma powtórzeniami Modlitwy Pańskiej, czyli Ojcze nasz. Tę praktykę przejęli z kolei od mnichów dość szybko i chętnie ludzie świeccy, pragnący naśladować w jakiejś mierze ich życie. Do odliczania modlitw używano kamyków, ziaren, sznurków, węzełków, które z czasem łączono. Tak powstawały pierwsze chrześcijańskie sznury modlitewne, które za kilka wieków doczekają się nazwy różańców. Ale o tym zaraz. Warto zauważyć, że modlitwa różańcowa urodziła się z modlitwy Słowem Bożym. Najpierw miały być to psalmy, od początku odczytywane przez chrześcijan jako teksty chrystologiczne, zapowiadające Mesjasza objawionego w Jezusie. Potem zastąpiono je modlitwą, której Jezus sam nauczył swoich uczniów – jakby nie patrzeć, również tekstem biblijnym.
Jak różaniec stał się modlitwą maryjną?
Pobożność maryjna, obecna w duchowości chrześcijańskiej właściwie od samego początku, systematycznie się rozwijała. Jednym z jej przejawów stała się praktyka modlitwy Pozdrowieniem Anielskim, czyli słowami, którymi Archanioł Gabriel zwrócił się do Maryi podczas Zwiastowania, opisanego przez ewangelistę Łukasza: „Bądź pozdrowiona, Maryjo, pełna łaski, Pan z Tobą; błogosławiona jesteś między niewiastami” (por. Łk 1,28; fraza „błogosławiona jesteś między niewiastami” nie występuje we wszystkich najstarszych kodeksach). Tę modlitwę również powtarzano sto pięćdziesiąt razy, analogicznie do powtarzania Ojcze nasz. Nazwano ją Psałterzem Maryi Panny.
Dopiero w połowie XIV wieku kartuzi jako pierwsi zaczęli do tej formy Pozdrowienia Anielskiego dołączać słowa Elżbiety z ewangelicznej sceny Nawiedzenia: „Błogosławiony jest owoc żywota Twojego, Jezus” (por. Łk 1,42) oraz prośbę: „Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej”, zapożyczoną niejako z tzw. modlitwy Jezusowej – „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, miej litość dla mnie grzesznika”. Tak wreszcie ukształtowała się znana nam dzisiaj modlitwa Zdrowaś Maryjo, która szybko zyskała popularność także poza kartuzją.
Połączenie modlitw Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo w różańcu oraz jego podział na „dziesiątki” również zawdzięczamy kartuzom, a dokładniej ich wspólnocie z Kolonii, w której narodził się zwyczaj odmawiania jednego Ojcze nasz co dziesięć Zdrowaś.
Dlaczego różaniec nazwano „różańcem”?
Ludzie średniowiecza, lubujący się w symbolach i przywykli do widzenia i opisywania świata na sposób alegoryczny. Róża świetnie nadawała się na symbol modlitwy – daru i hołdu. Sznur służący do odmawiania kolejnych modlitw ku czci Matki Bożej chętnie więc porównywano do wieńca plecionego z róż. Wieniec z róż, różaniec. Tak właśnie, najprawdopodobniej w XIII wieku wśród cystersów narodziła się nazwa modlitwy i służącego do niej przedmiotu. Do upowszechnienia tej nazwy przyczynili się następnie dominikanie, rozpowszechniając legendę o wizji, którą miał mieć św. Dominik. Sam chętnie sięgał po modlitwę różańcową. Odmawiał ją w drodze, w przerwach dysput z heretyckimi adwersarzami, przygotowując się do głoszenia kazań. Ponoć pewnego razu miał zobaczyć, jak z jego ust pod stopy Maryi padają róże, które Aniołowie splatają w wieniec. Jakkolwiek było, nazwa się przyjęła.
Skąd się wzięły tajemnice różańcowe?
Z początku nie były one znane. Dopiero z czasem modlący się różańcem zaczęli odczuwać potrzebę przywrócenia na nowo wyraźnie biblijnego charakteru i głębi tej modlitwy. Przypomnijmy, że narodziła się ona jako „zastępstwo” dla odmawiania psalmów, traktowanych jako proroctwa o życiu i misji Jezusa. Wprowadzenie różańcowych „tajemnic” – przywoływania i rozważania konkretnych wydarzeń z życia Pana przy kolejnych „dziesiątkach” – stanowiło więc niejako powrót do samego korzenia tej modlitwy, choć być może nieco okrężną drogą.
W XIV wieku francuscy cystersi wprowadzili „dopowiedzenia” po imieniu Jezusa w pierwszej części Pozdrowienia Anielskiego, w których przywoływali kolejne wydarzenia z życia Zbawiciela. Na przykład: „… i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus, który narodził się w Betlejem” itp. Co ciekawe, dokładnie tę samą metodę wieki później zaproponuje w stworzonym przez siebie Ruchu Światło-Życie Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki.
Żyjący na początku XV wieku kartuz z Trewiru, Dominik Helion alias Dominik z Prus opracował nawet zestaw stu pięćdziesięciu różnych dopowiedzeń do każdego różańcowego Zdrowaś. Podzielone one były na trzy zasadnicze grupy, dotyczące kolejno opisanych w Ewangelii wydarzeń z dzieciństwa Jezusa, z czasu Jego publicznej działalności oraz wydarzeń związanych z męką i zmartwychwstaniem. Owoc jego pracy nie przyjął się jednak w powszechnej praktyce, najpewniej ze względu na trud, jakiego wymagało wyuczenie się na pamięć kolejnych wezwań. Niemniej dzięki jego dziełu wiemy, że w XV wieku powszechnie znany i praktykowany był już „dziesiątkowy” podział różańca.
Tajemnice różańcowe, które dzisiaj znamy, zawdzięczamy błogosławionemu dominikaninowi, który nazywał się Alan de la Roche vel Alan de Rupe. Sam nauczył się różańca właśnie od kartuzów i tak bardzo pokochał tę modlitwę, że za swoje powołanie przyjął uczenie jej innych, możliwie jak najliczniejszych. W 1470 roku utworzył pierwszą znaną nam w historii konfraternię różańcową. On także wyznaczył znanych nam piętnaście tajemnic, podzielonych po pięć na radosne, bolesne i chwalebne. Dopiero św. Jan Paweł II w 2002 roku w liście Rosarium Virginis Mariae (Różaniec Panny Maryi) dodał do Alanowej piętnastki jeszcze pięć tajemnic światła, odnoszących się do publicznej działalności Zbawiciela.
Popularyzacja modlitwy różańcowej
Dalszą popularyzację modlitwy różańcowej należy uznać przede wszystkim za dzieło Zakonu Kaznodziejskiego, czyli właśnie dominikanów. Szczególnie mocno wpisane w ich duchowość nabożeństwo do Matki Bożej tylko temu sprzyjało. Tworzyli oni coraz liczniejsze konfraternie różańcowe, propagowali tę modlitwę w kazaniach i przy wielu innych okazjach.
Wywodzący się z Zakonu Kaznodziejskiego błogosławiony papież Pius V wstawiennictwu Maryi, uproszonemu modlitwą różańcową, do której wytrwale wzywał wszystkich wiernych, przypisał zwycięstwo floty sprzymierzonych państw chrześcijańskich nad Osmanami w bitwie morskiej pod Lepanto 7 października 1571 roku. Na pamiątkę tego zwycięstwa ustanowił na 7 października święto Matki Bożej Zwycięskiej, przemianowane potem przez jego następcę wprost na święto Matki Bożej Różańcowej.
Spośród kolejnych papieży wielkimi propagatorami różańca byli zwłaszcza Leon XIII i oczywiście św. Jan Paweł II. W sumie powstało ponad dwieście dokumentów sygnowanych przez papieży poświęconych tej szczególnej formie modlitwy.
Niebagatelną rolę w budzeniu różańcowej gorliwości miały i mają też na przestrzeni wieków prywatne objawienia maryjne, w których Matka Boża ma zachęcać do regularnego i pobożnego odmawiania różańca, podkreślając głębię, owocność i znaczenie tej modlitwy.
ks. Michał Lubowicki/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Październik – miesiąc modlitwy różańcowej
Od czasów papieża Leona XIII październik jest miesiącem modlitwy różańcowej. Tradycja tej modlitwy sięga średniowiecza. Do odmawiania różańca a także m.in. włączenia się w Procesje Różańcowe w całej Polsce zachęca moderator krajowy Żywego Różańca, ks. dr Jacek Gancarek. Rok 2022 to czwarty rok Wielkiej Nowenny Różańcowej zainicjowanej w związku z jubileuszem 200 – lecia Żywego Różańca, dzieła założonego przez beatyfikowaną w tym roku bł. Paulinę Jaricot.
***
Moderator Krajowy Żywego Różańca w swoim słowie na miesiąc różańcowy przypomina o szczególnej wartości tej modlitwy, o której papież Leon XIII mówił, że jest „streszczeniem całej Ewangelii”. Zachęca, by różaniec stał się codzienną modlitwą jak największego grona osób.
Zaprasza też – zwłaszcza wspólnoty różańcowe – do włączenia się w szczególną październikową inicjatywę, jaką będzie Gwiaździsta Procesja Różańcowa „Z Maryją dla Polski”. Jak wyjaśnia, jest to niejako druga stacja II Ogólnopolskiego Kongresu Różańcowego, który odbył się na Jasnej Górze 3 i 4 czerwca br.
Centralnym wydarzeniem w ramach tej inicjatywy będzie Procesja Różańcowa, która 8 października przejdzie z katedry w. Rodziny w Częstochowie na Jasną Górę, gdzie sprawowana będzie Eucharystia. Procesji będzie przewodniczył bp Andrzej Przybylski. W tym samym czasie podobne procesje różańcowe odbywać się będą w innych miastach w różnych parafiach. Jak wyjaśniają organizatorzy wydarzenia, ważnym motywem do podjęcia tego modlitewnego wysiłku jest sytuacja za naszą wschodnia granicą.
„Pragniemy, nie tylko prosić, ale także przepraszać Boga za grzechy popełniane w przestrzeni publicznej jak również w naszych rodzinach i różnych środowiskach. Dlatego też zachęcamy, aby oprócz wzięcia udziału w Procesji Różańcowej, podjąć tego dnia jakieś umartwienie, wyrzeczenie, które będzie formą ekspiacji” – czytamy w zaproszeniu zamieszczonym na stronach Papieskich Dzieł Misyjnych.
Wspólnoty różańcowe zaproszone też zostały do organizowania procesji różańcowych 16 października br. w rocznicę wyboru na Stolice Piotrową św. Jana Pawła II, który również wzywał do codziennej modlitwy różańcowej w intencji rodzin i pokoju.
Ks. dr Jacek Gancarek przypomina też o tegorocznej beatyfikacji bł Pauliny Jaricot (wyniesionej na ołtarze 22 maja 2022 r. ), założycielki dwóch wielkich dzieł w Kościele – Dzieła Rozkrzewiania Wiary i Żywego Różańca. Zachęca, by poznawać tę niezwykła postać, w czym pomocne być może „Misterium o bł. Paulinie Jaricot”, które powstało z inicjatywy ks. Stanisława Szczepańca, moderatora Żywego Różańca w archidiecezji krakowskiej. Misterium, autorstwa Anny Włodarczyk, może być kanwą modlitwy na spotkaniach w parafiach i podczas pielgrzymek.
Rok 2022 to czwarty rok Wielkiej Nowenny Różańcowej, zaplanowanej na lata 2018 – 2026 jako przygotowanie do jubileuszu 200. rocznicy powstania dzieła Żywego Różańca. „Żywy Różaniec wsparciem dzieła misyjnego” – to temat przewodni nowenny w tym roku. Papieska intencja modlitwy na miesiąc październik brzmi: „O Kościół otwarty dla wszystkich. Módlmy się, aby Kościół, wierny Ewangelii i odważny w jej głoszeniu, był przestrzenią solidarności, braterstwa i akceptacji drugiego człowieka, żyjąc coraz bardziej synodalnością.”
Warto przypomnieć, że w większości z blisko 210 objawień maryjnych, Matka Boża pojawia się z różańcem w dłoniach i gorąco zachęca do jego odmawiania.
Tygodnik Niedziela/Kai
_______________________________________________________________________________________
Różaniec i owoce „sznura łask”. Nagroda w niebie oraz szczęście na ziemi
***
Katolika wiernie przesuwającego w ręku różaniec przeprowadza przez wszystko Maryja Panna. Celem modlitewnej wędrówki nie jest jednak wyłącznie osiągnięcie radości wiecznej, ale również dojście do ziemskiej pełni życia.
Biblijna obietnica szczęścia
Trudna jest to mowa, ale jakże ożywcza: Nic nie zasmuci sprawiedliwego, cokolwiek by mu się przytrafiło (Prz 12,21; Wlg: Non contristabit iustum quidquid ei acciderit). Prawdziwym pocieszeniem, współcześnie coraz mniej rozumianym, jest bowiem świadomość, że cokolwiek dzieje się wbrew ludzkiej woli, ma miejsce właśnie dlatego, że tak upodobał sobie Bóg.
Biblijna obietnica szczęścia nie polega przecież na zapewnieniu, że chrześcijanie zawsze chronieni będą przed przeciwnościami (wręcz przeciwnie, przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego; Dz 14,22), ale na przyjęciu prawdy, że każde wydarzenie, radosne czy bolesne, nie jest dziełem przypadku. Wszystkie one następują zgodnie z mądrym, sensownym zamysłem kochającego Boga.
Ojciec, którego objawił Jezus, godzien jest zaufania. Nawet gdy Jego drogi obsypane są cierniami, zawsze prowadzą do jakiegoś dobra, choćby nawet przez długi czas niedostrzegalnego inaczej, jak tylko przez wiarę. W uniesieniu proroczym zobaczył to Hiob, kiedy wyznał: Choćby mnie zabił Wszechmocny – ufam (Hi 13,15). Ufał, ponieważ zrozumiał, że Bóg nie chce zgnębić, ale zawsze uświęcić.
Modlitwa różańcowa
Modlitwa różańcowa przeprowadza wiernego przez tajemnice radosne i bolesne, łącząc jego własne doświadczenia życiowe z cudami i cierpieniami Jezusa Chrystusa, aby finalnie zatrzymać się na nadziei przyszłej chwały. Płacz nadchodzi z wieczora, a rankiem okrzyki radości (Ps 30,6).
Katolika wiernie przesuwającego w ręku różaniec przeprowadza przez to wszystko Maryja Panna, najlepsza Przewodniczka w drodze do nieba. Celem modlitewnej wędrówki nie jest jednak wyłącznie osiągnięcie radości wiecznej, ale również dojście do ziemskiej pełni życia.
Modlitwa kończąca Litanię loretańską, na przykład, mówi: „za przyczyną Najświętszej Maryi, zawsze Dziewicy, racz nas uwolnić od doczesnych utrapień i obdarzyć wieczną radością” (…Gloriosa beatae Mariae semper Virginis intercessione, a praesenti liberari tristitia, et aeterna perfrui laetitia).
Nagroda w niebie i szczęście na ziemi
Podobne wezwanie zawierają teksty mszy św. na uroczystość Bożego Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny: „Panie, niech z Twego zmiłowania, a za przyczyną błogosławionej Maryi zawsze Dziewicy, Matki Syna Twego Jednorodzonego, ofiara ta wyjedna nam wieczne i doczesne szczęście oraz pokój” (Tua, Domine, propitatione, et beatae Mariae semper Virginis, Unigeniti tui matris, intercessione, ad perpetuam atque praesentem haec oblatio nobis proficiat prosperitatem et pacem).
Modlitwy te jednym tchem wspominają o nagrodzie w niebie i o szczęściu na ziemi. Ponieważ obecny świat jest miejscem zasługiwania na przyszły, aż do końca dni wino radości zaprawione będzie mirrą cierpienia. A jednak człowiek, dla którego wola Ojca jest jego własną i chce tylko tego, czego chce Ojciec, cieszy się, ponieważ wszystko dzieje się po Jego myśli.
Oznacza to, że trwałej szczęśliwości nie mogą zapewnić okoliczności zewnętrzne, a jedynie wewnętrzna gotowość na przyjęcie zamysłu Boga. Pełnia życia kryje się w pełnieniu Jego woli (zob. Ps 30,6; Wlg: Et vita in voluntate eius).
Modlitwa nieustanna
Sama forma różańca pozwala na praktykowanie „modlitwy nieustannej”, w ramach której możliwe staje się jednoczenie z zamysłem Ojca w każdej chwili i w każdej okoliczności. Ilekroć przychodzi trudne doświadczenie, pod ręką pozostaje koronka z „Psałterzem maryjnym”.
Dzięki niej czasowe przypadki zostają zapośredniczone w niebie. Tajemnice radosne inspirują do wyrażenia wdzięczności za doznaną pomoc, tajemnice bolesne – umożliwiają taką przemianę duszy, aby w trudnościach wraz z Jezusem mogła powiedzieć Bogu: Jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja (Mt 26,42), zaś tajemnice chwalebne – umacniają zmysł wiary i nadziei, który antycypuje światło pośród ciemności.
Są jeszcze tajemnice światła; znaczące miejsce zajmuje w nich realizacja królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości. Ludzka konstrukcja wewnętrzna zbudowana jest natomiast w taki sposób, że przemiana dokonuje się stopniowo. Wpierw ziarno obumiera, wypuszczając korzeń, wydaje pęd, aby następnie powoli wzrasta, i pnie się wysoko ponad ziemię.
Powolny wzrost przynosi trwalsze owoce
Z tego powodu dwie charakterystyczne cechy różańca, czyli systematyczność i powtarzalność służą temu, aby dusza dojrzewała do złożenia przed Ojcem wszystkich swoich spraw. W efekcie jednostajnego Ojcze nasz oraz Zdrowaś Maryjo wola jednoczy się z wolą. Bóg mógłby wprawdzie udzielać daru natychmiastowej przemiany, jednak czyni to niezwykle rzadko, ponieważ powolny wzrost przynosi zazwyczaj trwalsze owoce:
Święty Paweł, święta Katarzyna Genueńska, święta Magdalena, święta Pelagia i wielu innych dostąpili doskonałego oczyszczenia od razu. Ale takie oczyszczenie jest całkowicie cudowne i nadzwyczajne w dziedzinie łaski, tak jak wskrzeszenie z martwych w dziedzinie natury. Nikomu zatem z nas nie wolno się go spodziewać dla siebie. Oczyszczenie i uzdrowienie zwyczajne, tak ciała jak i duszy, przychodzi tylko stopniowo, z niemałym trudem i dopiero z czasem.
Aniołowie widziani na drabinie Jakubowej nie latają – chociaż mają skrzydła – ale ze szczebla na szczebel wstępują i zstępują. Dusza dźwigająca się z grzechów do pobożności porównywana jest do wstającej zorzy, która nie od razu, ale z wolna spędza cienie nocy. Uzdrowienie stopniowe jest zawsze bardziej pewne.
Spokojna regularność „sznura łask”
Człowiek kryje w swoim sercu mnóstwo zamysłów, ale pozostaje niespokojny, dopóki nie powierzy ich bez reszty woli Bożej (por. Prz 19,21). Nie sposób jednak oddać siebie w ten sposób za pomocą jednej tylko modlitwy. Dopomaga w tym powtarzalność różańca. Święci targani troskami chwytali za koronkę, aby obawy ich serca mogły zostać skonfrontowane z – płynącym z tej modlitwy – wezwaniem do przyjęcia kielicha od Ojca.
Spokojna regularność „sznura łask” powoli kształtowała ich ufność od wyciszenia lęku aż po pełne wytchnienia powierzenie się Bogu. Cóż za wolność – nie troszczyć się o to, czy przyszłość, na którą człowiek nie ma wpływu, będzie pomyślna, czy niepomyślna, nie wnikać zanadto w zamysły Opatrzności (tak jakby szerokość nieba dało się zmierzyć trzymanym w ręku kijem), ale zaufać bez zastrzeżeń.
Na gruzach ludzkich planów niejednokrotnie wyrastały róże modlitwy różańcowej – pojawiała się nowa, szersza nadzieja sicut in caelo et in terra (jako w niebie, tak i na ziemi). Ustawicznie przyzywając Trójcę Świętą oraz Jej pokorną służebnicę, Maryję, święci trwali w obecności kochających Osób.
Dłuższe obcowanie z drugim, zapraszanie go do swojej codzienności, do każdego, najdrobniejszego nawet uczucia czy zdarzenia (choć może czasem wydać się monotonne), rodzi przecież głębsze zaufanie. Miłość we wszystkim pokłada nadzieję (1 Kor 13,7).
fragment z książki „Niewiasta z perłą. Szkice o Maryi Pannie w świetle duchowości katolickiej”, Tyniec wyd. Benedyktynów. Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl./Michał Gołębiowski
_____________________________________________________________________________
Dwa najczęstsze błędy, jakie popełniamy przy odmawianiu różańca
*****
Jeden z największych propagatorów nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny mówi o tych błędach i podpowiada, jak dobrze odmawiać różaniec.
Różaniec: rozważanie tajemnic Odkupienia
Św. Ludwik Maria Griñon de Montfort niestrudzenie propagował nabożeństwo do Matki Jezusa i zgodnie z Jego wolą, również Matki naszej. Był wielkim czcicielem Najświętszej Maryi Panny.
Modlitwę różańcową uczynił on centralnym tematem swojego dzieła pt. Przedziwny sekret różańca świętego, aby się nawrócić i zbawić. Różaniec był dla niego jedną z najpopularniejszych form pobożności maryjnej, polegającą na rozważaniu tajemnic Odkupienia.
Odmawianie różańca zaleca on wszystkim wiernym, przestrzegając jednocześnie przed dwoma najczęstszymi błędami, jakie zwykło się popełniać przy tej okazji.
Dwa błędy przy odmawianiu różańca
„Aby dobrze odmówić różaniec, po wezwaniu Ducha Świętego stań przez chwilę w obecności Boga (…). Przed rozpoczęciem dziesiątki zatrzymaj się dłużej lub krócej, w zależności od czasu, jakim dysponujesz, aby rozważyć tajemnicę, którą sławisz w tej dziesiątce i proś zawsze w owej tajemnicy, przez wstawiennictwo Matki Bożej, o jedną z cnót, która najmocniej w niej promieniuje lub o tę, której najbardziej potrzebujesz.
Szczególnie uważaj na dwa powszechne błędy, jakie popełniają odmawiający różaniec. Pierwszy – że nie podejmują oni żadnej intencji – tak dalece, że gdyby zapytać, dlaczego odmawiają różaniec, nie umieliby odpowiedzieć. Dlatego ty odmawiając różaniec, miej zawsze na względzie kilka łask do uproszenia, pewne cnoty do naśladowania czy kilka grzechów do zniszczenia.
Drugi błąd, który się popełnia zazwyczaj, odmawiając różaniec, to brak innej intencji przy rozpoczęciu aniżeli szybkie zakończenie modlitwy. Bierze się to stąd, że widzimy w nim coś przykrego, ciążącego nad nami, zwłaszcza gdy uczyniło się z niego zasadę moralną albo dostało za pokutę jakby wbrew naszej woli”.
Następnym razem, kiedy będziemy odmawiać różaniec, pamiętajmy zatem by:
1) wzbudzić w sercu konkretną intencję;
2) modlić się bez pośpiechu, spokojnie i w skupieniu.
Aleteia.pl
_____________________________________________________________________________________
*****
Odmawiajcie Różaniec. Sprawia… cuda!!!
Cuda różańcowe w historii świata
Źródeł tej modlitwy upatruje się w historii św. Dominika. Została mu ona objawiona przez Maryję, gdy wszystkie ludzkie sposoby działania zawiodły. Święty ten próbował walczyć z heretykami wszystkimi dostępnymi sposobami – pościł i modlił się w ich intencji i … bezskutecznie. Wtedy Matka Boża jako ratunek w jego bezradności przykazała mu odmawianie Psałterza Maryi (dzisiejszego Różańca). Czyli od początku ta modlitwa była ostatnią i niezawodną deską ratunku…
Lepanto. Rok 1571. Imperium muzułmańskie wybudowało ogromną flotę i szykuje się do ataku na świat chrześcijański. Chce pierwsze podbić Rzym, a następnie całą Europę. Odpowiedź papieża Piusa V jest jednoznaczna – wzywa on wszystkich chrześcijan do odmawiania różańca. O zwycięstwie chrześcijan zadecydowała nagła zmiana pogody. Wenecjanie w dowód wdzięczności wybudowali kaplicę z napisem: „Nie odwaga, nie broń, nie dowódcy, ale Maryja Różańcowa dała nam zwycięstwo”.
Filipiny. Lata 80. XX wieku. Dyktator F. Marcos rozwiązał parlament i rozpoczął aresztowania. Na to bezbronni mieszkańcy zwrócili się o pomoc do kardynała Filipin – J. Sina. Wezwał on przez radio wiernych do wyjścia na ulice z różańcem w ręce. Całe rodziny publicznie odmawiały tę modlitwę w celu obalenia dyktatury. W Alei Objawienia zebrało się około 2 mln ludzi. Po czterech dniach na ulice wyjechały czołgi, aby rozgromić tłum, jednak ku zdziwieniu wszystkich żołnierze zamiast atakować ludzi przyłączyli się do modlitwy różańcowej. Gdy następnie próbowano zgromadzone osoby rozgromić gazem, wiatr zaczął wiać z przeciwnej strony, tak że nikomu z zebranych nie wyrządził on szkody.
Objawienia maryjne a różaniec
Można stwierdzić, że niemal za każdym razem, gdy objawia się Matka Boża wzywa do modlitwy różańcowej, a wielokrotnie sama odmawia ją z widzącymi. Tak było na przykład w przypadku objawień w Lourdes, gdy Maryja modliła się na różańcu razem z Bernadettą.
Wielokrotnie także Matka Boża obiecywała wyjednanie wszystkich potrzebnych łask i otrzymanie tego, o co się usilnie prosi, właśnie dzięki modlitwie różańcowej. Wystarczy przytoczyć tutaj chociażby przykład coraz bardziej znanych objawień w Pompejach. Do odmawiania różańca wezwała ona najpierw Bartolomeo Longo. Mężczyzna ten spacerował właśnie obok kapliczki, gdy nagle usłyszał głos: „Kto szerzy różaniec, ten jest ocalony! To jest obietnica samej Maryi!” Następnie Maryja objawiła się młodej neapolitance cierpiącej na nieuleczalną chorobę. Obiecała jej, że otrzyma wszystko, o co będzie prosić z różańcem w dłoni. I dziewczyna została uzdrowiona. Matka Boża podczas drugich objawień wezwała wszystkich do proszenia Boga o łaski w modlitwie różańcowej: „Kto pragnie uzyskać ode mnie łaski winien odprawić trzy nowenny różańcowe połączone z błaganiem, a następnie trzy nowenny dziękczynne”. Taką formę ma współczesna Nowenna Pompejańska składająca się z trzech części różańca odmawianego codziennie pierwsze w formie błagalnej przez 27 dni, a następnie dziękczynnej przez tyle samo czasu.
Tak samo gorąco do odmawiania różańca wzywała Matka Boża dzieci w Fatimie, zapewniając, że ta modlitwa może uratować świat i nawrócić zatwardziałych grzeszników: „Chcę abyście codziennie odmawiały różaniec” – prosiła. Fatima, jako jedno z niewielu państw, uniknęła strasznego spustoszenia podczas II wojny światowej.
Św. Ojciec Pio, który przez całe życie walczył z atakami szatańskimi uważał różaniec za jedną z najskuteczniejszych broni w duchowej walce: „Tym się zwycięża Szatana” – mówił wskazując na różaniec. Nosił go zawsze przy sobie, przez całe życie, a osoby, które go znały wielokrotnie widziały jak szeptał „Zdrowaś Mario” pogrążając się w skupieniu: „Odmawiajcie zawsze różaniec […] Dzięki tej modlitwie szatan spłudłuje swe ataki i będzie pokonany, i to zawsze. Jest to modlitwa do Tej, która odnosi triumf nad wszystkim i nad wszystkimi” – mawiał. To samo przekonanie żywiło wielu świętych, m.in. Josemaria Escriva: „Różaniec święty – to potężna broń. Używaj jej zawsze, a rezultaty wprawą cię w zadziwienie”.
Różaniec działa!
Świadectwa osób odmawiających różaniec (w tym Nowennę Pompejańską) potwierdzają, że Maryja jest wierna danej obietnicy, a świeci się nie mylą, gdy jej słuchają. Ludzie odmawiający różaniec zaświadczają, że otrzymują łaski, o które bezskutecznie starali się latami. Wielu doświadcza wyleczenia ze śmiertelnych chorób, niepłodne kobiety zachodzą w ciążę, a bezrobotni otrzymują pracę. Przytoczę tutaj świadectwo jednej osoby – Ani , która miała zagrożenie ciąży:
„W połowie ciąży z moim czwartym dzieckiem okazało się, ze mam łożysko przodujące, które się nie posuwa, co grozi krwotokiem, a w konsekwencji poronieniem dziecka, a nawet moją śmiercią. Po jakimś czasie lekarz stwierdził, że najprawdopodobniej będę musiała w 30 tygodniu ciąży pójść do szpitala, a w 37 zostanie sztucznie wywołany poród. Ta wiadomość mnie przeraziła, ponieważ jako matka trójki dzieci mam cały dom na głowie i nie wyobrażałam sobie, jak to wszystko poukładam. Zaczęłam modlić się o cud, ale nic się nie wydarzało. Po urlopie lekarz potwierdził diagnozę, stwierdzając, że pobyt w szpitalu będzie nieuchronny. I wtedy przypomniałam sobie o Nowennie Pompejańskiej, o której już wielokrotnie słyszałam. Jednak odmawianie trzech części różańca dziennie wydawało mi się niewykonalne. Zawsze miałam ogromne problemy, aby się na nim skupić, myśli co chwilę mi „odlatywały” do innych rzeczy, a poza tym byłam bardzo zapracowana. Jednak coraz wyraźniej czułam, że Bóg wzywa mnie do tego, abym pokonała te swoje bariery. I w końcu zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską. Na początku dobrze mi szło, tym bardziej, że wtedy dostałam już urlop zdrowotny i miałam więcej wolnego czasu. W połowie nowenny zauważyłam, ze zmienił się mój sposób myślenia. Dalej modliłam się o cud, ale w mojej świadomości zgodziłam się na to, czego będzie chciał Bóg. Wyluzowałam. Uspokoiłam się wewnętrznie i zrozumiałam, że nawet jak pójdę do szpitala to Bóg zatroszczy się o mój dom i dzieci. Pojawiła się we mnie zgoda na tę sytuacje. I tak dobrnęłam do końca nowenny, kiedy już modlitwa była dla mnie coraz trudniejsza, ja jednak pozostałam jej wierna. Po zakończeniu nowenny byłam umówiona do lekarza. Podczas wizyty zauważyła, że coś się wydarzyło – lekarz jakoś dziwnie się zachowywał. W końcu stwierdził, że co jest niemożliwe z medycznego punktu widzenia , ale łożysko się przesunęło i na razie nie musze iść do szpitala. Co tydzień przychodziłam na wizyty kontrolne i wszystko było w porządku. W końcu urodził się mój syn Antoś – całkiem zdrowy. Poród przebiegał w sposób naturalny i wyjątkowo bez żadnych komplikacji – urodziłam dziecko w przeciągu 1,5 godziny, a poprzednie porody trwały wiele godzin. Lekarz potwierdził, że to co miało miejsce z medycznego punktu widzenia jest cudem”.
Matka Boża jednak przez różaniec nie tylko leczy ciało, ale także duszę:
„Moje nawrócenie zaczęło się od różańca. Parę lat temu znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Byłam „w dole”, z którego nie widziałam żadnego wyjścia. Do kościoła chodziłam tylko z tradycji, w przekonaniu, że chociaż Bóg jest, ale za bardzo się mną nie interesuje. Dlatego, jak wydarzyła się ta trudna sytuacja, to czułam, że grunt usuwa mi się spod nóg i nie mam w niczym oparcia. I w tym tragicznym momencie zadzwoniła do mnie koleżanka, z pytaniem co u mnie słychać. Ja się rozpłakałam, a ona zapytała, czy się modlę. Dla mnie to była totalna abstrakcja. „Po co mam się modlić, skoro Pan Bóg nas w ogóle nie słucha” – myślałam. Wtedy zaproponowała, abyśmy codziennie o 21.00 odmawiały wspólnie dziesiątkę różańca. Przystałam. A ponieważ jestem słowna to byłam wierna danemu słowu, pomimo tego, że w ogóle nie miałam do tego przekonania. Podczas odmawiania różańca nie odczuwałam żadnych uczuć czy emocji, recytowałam go jak formułkę, coś w rodzaju mówienia „Wlazł kotek na płotek…”. Jednak po kilku dniach zauważyłam, że lepiej funkcjonuję, jestem spokojniejsza i nie mam takich czarnych myśli o swoim życiu. Ponieważ człowiek jest z natury pragmatyczny to postanowiłam odmawiać go jeszcze w drodze do pracy. Jednak tak samo jak poprzednio – robiłam to bezmyślnie. To wszystko trwało około miesiąca, a po tym czasie przyszła łaska niesamowitego doświadczenia Boga. Spotkałam Chrystusa i zakochałam się w Nim. Jednak wiem, ze wyprosiła mi to Matka Boża, gdy ja bezmyślnie mówiłam „Zdrowaś Mario…. Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej, Amen”.
Natalia Podosek/Fronda.pl
____________________________________________________________________________________________
Modlitwa, którą docieramy do serca Maryi. Ks. Dolindo uczy, jak odmawiać różaniec
*****
Kiedy na Neapol spadały bomby, ks. Dolindo często wychodził na balkon, wznosił ręce ku niebu i wytrzymywał tak 40 minut odmawiając różaniec za miasto.
Skąd wzięła się miłość ks. Dolindo Ruotolo do Maryi? Jaki miał sposób na życie modlitwą różańcową? Posłuchaj opowieści Joanny Bątkiewicz-Brożek, autorki bestsellerowej biografii „Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda” oraz książki „Różaniec zawierzenia z ks. Dolindo”.
Jak nie zasnąć przy różańcu?
Różaniec jak świeże powietrze, jak zapach kwiatów. To najpiękniejsza modlitwa, przez którą docieramy do serca Maryi, a ona zanosi nas do Chrystusa – mawiał ks. Dolindo.
Kiedy na Neapol spadały bomby, często wychodził na balkon, wznosił ręce i wytrzymywał tak 40 minut odmawiając różaniec za miasto.
Odmawiając różaniec, zwracaj się do Matki Bożej z wielką miłością, tak, jakby to była Twoja mama, a modląc się, wyobrażaj sobie życie Chrystusa – radził swoim córkom duchowym ks. Dolindo Ruotolo.
Jakie inne sposoby na modlitwę miał ten „propagator różańca”? Posłuchaj opowieści Joanny Bątkiewicz-Brożek, autorki biografii świętego kapłana z Neapolu.
Kim był ks. Dolindo?
To katolicki ksiądz i mistyk, któremu zawdzięczamy słynny akt zawierzenia „Jezu, Ty się tym zajmij”. Pisząc list do jednej ze swoich córek duchowych, poczuł niespodziewane przynaglenie, by zapisać słowa, które – jak wierzył – podyktował mu sam Jezus, a które dziś są modlitwą dla tysięcy wiernych.
Z jednej strony niezwykle obdarowany, z przedziwnym, proroczym wglądem w duszę człowieka. Ceniony przez o. Pio, który odsyłał do niego penitentów. Z drugiej – szczególnie doświadczany przez Kościół: z powodu oskarżeń nieprzychylnych mu osób, wielokrotnie stawiany przed Świętym Oficjum oskarżany o herezję, z wieloletnim zakazem odprawiania mszy świętej i głoszenia homilii. Obecnie jest Sługą Bożym. Trwa jego proces beatyfikacyjny.
Jego historię można przeczytać w książce Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda Joanny Bątkiewicz-Brożek (wyd. Esprit). Konkretne rozważania do tajemnic różańcowych znajdują się w książce Różaniec zawierzenia z księdzem Dolindo (wyd. Esprit).
______________________________________________________________________________________________________________
Każdy ma swój Różaniec
Co stanowi o sile modlitwy różańcowej? Dlaczego tak przyciąga? Czemu się nie nudzi? Jak to się dzieje, że jest tak ponadczasowa? Październik to dobry miesiąc na takie pytania.
***
Nie ma grama przesady w stwierdzeniu, że Różaniec jest modlitwą uniwersalną. Sięgają po niego dorośli – kobiety i mężczyźni, młodzież i dzieci. Można się nim modlić w samotności i wspólnotowo, różaniec nosi się w torebkach, w kieszeniach, na nadgarstkach, na palcach, a bywa, że i na szyi. Kierowcy wożą go w samochodzie, chorzy zabierają do szpitala, a misjonarze – w dalekie kraje. I choć wszyscy odmawiają go właściwie tak samo, przesuwając paciorki w rytm Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, to intencji, motywacji czy inspiracji jest tak wiele, że można by o nich opowiadać bez końca. A wszystko toczy się pod czułym okiem Matki Bożej.
Po męskiej stronie
– Wierzę w moc tej modlitwy. Spotkałem się z wieloma świadectwami i można powiedzieć, że uczepiłem się Różańca. Kształtuje mnie na co dzień, również jako mężczyznę – mówi Piotr Wiśniewski, dowódca jednego z męskich plutonów różańcowych, których w Polsce jest już ponad czterdzieści. Pełen pluton liczy dwadzieścia jeden osób. Dwudziestu mężczyzn modli się, każdy wyznaczoną tajemnicą, a ten dwudziesty pierwszy jest „na zabezpieczeniu” i modli się w zastępstwie tego, który w danym dniu nie dał rady. – Dodatkowo tworzymy też dwójki, w których modlimy się za siebie nawzajem. Tym różnimy się od zwykłej róży – nie mamy jednej określonej intencji w miesiącu, ale modlimy się: w poniedziałki za plutony, we wtorki za ojczyznę i rządzących, w środy za rodziny, w czwartki za kapłanów i o nowe powołania, w piątki za chorych, cierpiących i samotnych oraz więźniów, w soboty za kobiety, a w niedziele za cały Kościół święty. Spotykamy się w męskim gronie i razem formujemy, a łączy nas właśnie Różaniec.
Siła w codzienności
Katarzyna Marciniak sięga po różaniec, by prosić w różnych intencjach. W ramach Apostolatu Margaretka otacza modlitwą diakona, który przygotowuje się do święceń kapłańskich. – Jest nas tu siedmioro, tyle co płatków kwiatu, i każdy ma przypisany swój dzień, kiedy odmawia modlitwę za dk. Konrada. Dziękujemy za jego powołanie i prosimy o prowadzenie, by mógł być prawdziwym apostołem Jezusa – opowiada.
Katarzyna odmówiła już wiele Różańców, bo codziennie zawierza Matce Bożej swoich najbliższych. Na tym nie koniec, bo sama jest zelatorką aż czterech róż: żon modlących się za mężów i rodziców modlących się za dzieci. Może się to wydawać nieprawdopodobne, ale wszystkie te wspólnoty bardzo szybko się zapełniły. Co ciekawe, zrzeszają ludzi z różnych miejsc, często dość odległych. – Ponieważ nie jesteśmy z jednej parafii czy nawet jednego miasta, nie mamy możliwości, by regularnie się spotykać. Raz w miesiącu zamawiam Mszę św., na którą przychodzi ten, kto może. Zmiana tajemnic odbywa się on-line. Na pewno wygląda to inaczej niż w tradycyjnej róży, ale myślę, że jesteśmy dowodem na to, iż jeśli ludzie chcą, to mogą się razem modlić, nawet w tak zabieganych czasach jak nasze – podkreśla Katarzyna.
Wysoko skuteczna
Skoro mowa o zabieganych czasach, to wręcz niewiarygodne jest to, jak wiele osób modli się dziś bardzo wymagającą Nowenną Pompejańską. – To nie jest modlitwa, którą się odmawia w błahych intencjach. Kiedy ktoś decyduje się przez 54 dni poświęcać na nią ok. 1,5 godziny dziennie, to na pewno chodzi mu o coś ważnego – uważa Wiesława Dobrolińska. Sama odmówiła „pompejankę” w intencji nawrócenia swojego męża. – Zaczęłam się o to modlić, jeszcze zanim zostaliśmy małżeństwem. Czyniłam to w różny sposób. W którymś momencie przeczytałam o tej nowennie. Czytałam świadectwa, wiedziałam o skuteczności tej modlitwy, kiedy ją podejmowałam, nie zakładałam jednak, że na pewno muszę dostać to, o co proszę. Według mnie, nie o to w „pompejance” chodzi. Nie jest tak, że kiedy spełnię określone warunki, to Pan Bóg w zamian coś mi da. Siłą tej modlitwy jest to, że ona przemienia modlącego się.
Prośba Wiesławy została wysłuchana, chociaż nie od razu. – Nowennę odmówiłam w 2009 r., a mój mąż przyjął sakramenty w 2014. Wierzę jednak, że „pompejanka” miała z tym wiele wspólnego. I tak też mówię o tym innym ludziom, zwłaszcza tym, którzy są w trudnej sytuacji. Choć nie mogę nikomu zapewnić efektu, to zawsze będę zdania, że to wysoko skuteczna modlitwa – przekonuje Wiesława.
Najlepszy w trudnościach
Różaniec jest też bardzo często wybierany, kiedy potrzebny jest prawdziwy szturm do nieba. – Rok temu, zainspirowani przez oazę z archidiecezji katowickiej, przez kilka miesięcy modliliśmy się za Ruch Światło-Życie w naszej diecezji. Powstały wtedy trzy róże – opowiada Dorota Kuszyńska z diakonii ewangelizacji. – Tamten czas wspominam jako swego rodzaju walkę. O ile pierwsza i druga róża zebrały się bardzo szybko, to już z zapełnieniem trzeciej były problemy. A mimo to się udało.
Takie akcje mają to do siebie, że mocno zapadają w pamięć. – Na pewno niesamowita była wtedy świadomość, że tyle osób modli się w jednym czasie, że tworzy się wspólnota tak różnych ludzi, bo przecież włączali się do naszej modlitwy księża, małżeństwa, młodzież itd. To było bardzo potrzebne. Dla mnie samej ten czas był wielkim umocnieniem – wspomina Dorota. Jej zdaniem, choć ludzie często boją się Różańca, dobrze jest wybierać właśnie tę modlitwę. – Myślę, że modlitwa różańcowa zawsze wiąże się z pewnym trudem – zaznacza. – A jednak osoby, które modlą się na Różańcu, mimo tych trudności po jakimś czasie odkrywają jego wielką wartość. To bardzo często taki ostateczny oręż, po który ludzie sięgają, kiedy inne rzeczy zawodzą.
Katarzyna Krawcewicz/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
ŻYWY RÓŻANIEC
Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń.
Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
***
INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA MIESIĄC PAŹDZIERNIK 2022
Intencja papieska:
* Módlmy się, aby Kościół, wierny Ewangelii i odważny w jej głoszeniu, był miejscem solidarności, braterstwa i otwartości, doświadczając coraz bardziej synodalnością.
więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja
***
Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Glasgow:
* za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
* za papieża Franciszka, aby Duch Święty prowadził go, a św. Michał Archanioł strzegł.
* Boża Matko, która jesteś Matką miłosierną, w miesiącu Tobie poświęconym, modlitwą różańcową prosimy o dar mocy przemiany ludzkich serc pogrążonych chaosie i w cieniu śmierci. Ty, która jesteś Królową pokoju, módl się za nami grzesznymi o pokój, którego świat dać nie może, tylko Twój Syn a Pan nasz Jezus Chrystus.
***
Intencja dodatkowa dla Róży Matki Bożej Częstochowskiej (II),
św. Moniki i bł. Pauliny Jaricot:
* Rozważając drogi zbawienia w Tajemnicach Różańca Świętego prosimy Bożą Matkę, która jest również i naszą Matką, aby wypraszała u Syna swego a Pana naszego Jezusa Chrystusa właściwe drogi życia dla naszych dzieci.
_________________________________
ŚWIĘCI WYBRANI NA PATRONÓW NASZYCH RÓŻ:
Róża 1 – św.Jana Pawła II
Róża 2 – św. Faustyny
Róża 3 – bł. ks. Jerzego Popiełuszki
Róża 4 – św. Maksymiliana Marii Kolbego
Róża 5 – św. brata Alberta Chmielowskiego
Róża 6 – św. Jadwigi
Róża 7 – bł. ks Michała Sopoćki
Róża 8 – bł. Karoliny Kózkówny
Róża 9 – św. Andrzeja Boboli
Róża 10 – św. Teresy Benedykta od Krzyża
Róża 11 – św. Moniki
Róża 12 – bł. męczenników o. Michała i o. Zbigniewa
Róża 13 – św. Hiacynty i św. Franciszka
Róża 14 – Matki Bożej Częstochowskiej I
Róża 15 – Matki Bożej Częstochowskiej II
Róża 16 – Matki Bożej Gietrzwałdzkiej
Róża 17 – Matki Bożej Miłosierdzia
Róża 18 – Matki Bożej Różańcowej
Róża 19 – bł. kardynała Stefana Wyszyńskiego
Róża 20 – bł. Paulina Jaricot
Róża 21 – św. Filomena
_____________________________________________________________________________
Tajemnice Różańcowe wraz intencjami zostały wysłane na maila w piątek 30 września z adresu: e-rozaniec@kosciol.org (jeśli ktoś nie otrzymał, bardzo proszę o kontakt z Zelatorem Róży, albo na adres: rozaniec@kosciolwszkocji.org)
Na stronie Żywego Różańca: zr.kosciol.org – znajdują się intencje, Tajemnice Różańcowe, Patroni Róż oraz ogłoszenia
______________________________________________________________________________________________________________
WSPÓLNOTA ŻYWEGO RÓŻAŃCA ZAPRASZA NA RÓŻAŃCOWE REKOLEKCJE, KTÓRE BĘDZIE PROWADZIŁ KS. ROMAN SZCZYPA, SALEZJANIN W DNIACH OD 6 – 9 PAŹDZIERNIKA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
Ks. Rekolekcjonista święcenia kapłańskie przyjął w roku 2003 w Łodzi. Kilka lat temu był duszpasterzem w szkockiej parafii w Glasgow a obecnie pracuje w Młodzieżowym Ośrodku Rekolekcyjnym (Savio House) w Bollington, w Anglii.
_________________________________________________________________________________________
I CZWARTEK MIESIĄCA – 6 PAŹDZIERNIK
GODZ. 18.00 – GODZINA ŚWIĘTA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 19.00 – MSZA ŚW. – I NAUKA REKOLEKCYJNA
__________________________________________________________________________________________
I PIĄTEK MIESIĄCA – 7 PAŹDZIERNIK
UROCZYSTOŚĆ MATKI BOŻEJ RÓŻAŃCOWEJ
GODZ. 18.00 – GODZINA ŚWIĘTA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 19.00 – MSZA ŚW. – II NAUKA REKOLEKCYJNA
_________________________________________________________________________________________
SOBOTA – 8 PAŹDZIERNIK
GODZ. 17.00 – SPOTKANIE REKOLEKCYJNE
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 18.00 – MSZA ŚW. – III NAUKA REKOLEKCYJNA
________________________________________________________________________________________
NIEDZIELA – 9 PAŹDZIERNIK
GODZ. 13.30 – ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MODLITWA RÓŻAŃCOWA i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 14.00 – MSZA ŚW. – IV NAUKA REKOLEKCYJNA
**********
Święty o. Pio o modlitwie różańcowej
Różaniec był wielkim pocieszeniem w jego życiu ofiarowywanym wciąż za innych.
Nie wypuszczał go nigdy z ręki. Mawiał: Niech ci Maryja przemieni w radość wszystkie cierpienia.
„Ona przychodzi, ilekroć Jej pomocy potrzebuję”.
Różaniec nazywał „bronią Madonny” i wszystkich wzywał:
„Przylgnijcie do różańca. Okazujcie wdzięczność Maryi, bo to Ona dała nam Jezusa”.
Często, nawet w godzinie śmierci powtarzał :
Zawsze odmawiaj różaniec”.
Ledwie się obudzisz, nie pozostawiaj ani sekundy szatanowi, zaczynaj odmawiać Różaniec.
Nawet wtedy, gdy pracujesz: myjesz naczynia czy cokolwiek innego robisz, módl się – bo wtedy nie dajesz miejsca szatanowi, żeby pracował w twoich myślach. A poza tym kroczysz w wolności i zawsze jesteś spokojny. Z tą swoją bronią przeciwko atakom szatana nie rozstawaj się nigdy. Zawsze odmawiaj różaniec”.
Gdy jedno z jego duchowych dzieci zwróciło się z prośbą, by nauczył je modlitwy, która sprawi przyjemność Matce Najświętszej, Ojciec Pio odrzekł:
„A czyż jest inna, piękniejsza i przyjemniejsza niż ta, której Ona sama nas nauczyła; piękniejsza od modlitwy różańcowej?
Zawsze odmawiaj różaniec”.
Pewnego dnia jeden z penitentów rzekł do o. Pio:
„Ojcze, mówi się dzisiaj, że różaniec jest modlitwą, która należy już do przeszłości, że minęła”moda” na różaniec. W tylu kościołach już się go nie odmawia”.
O. Pio:
„Czyńmy to, co czynili nasi ojcowie, a znajdziemy dobro .
A ów człowiek dodał:
„Przecież szatan rządzi dzisiaj światem”.
O. Pio:
„Ponieważ dają mu możność rządzenia; czy może jakiś duch, tak sam z siebie rządzić, jeśli nie złączy się z ludzką wolą? Nie mogliśmy się narodzić w bardziej nieszczęsnym świecie. Kto dużo się modli na różańcu, ten się zbawia, kto mało się modli, ten jest narażony na niebezpieczeństwo. Kto się nie modli na różańcu jest już w niebezpieczeństwie. Kto się nie modli, ten się potępia. „Tym się zwycięża szatana” – mówił, biorąc do ręki koronkę Różańca Kochajcie Maryję i starajcie się, by Ją kochano.
Odmawiajcie zawsze Jej różaniec i czyńcie dobro.Dzięki tej modlitwie szatan spudłuje swe ataki i będzie pokonany, i to zawsze. Jest to modlitwa do Tej, która odnosi triumf nad wszystkim i nad wszystkimi.
Modlitwa różańcowa jest syntezą naszej wiary, podporą naszej nadziei, żarem naszej miłości.
„A szatan tak lęka się Maryi, że kiedy człowiek wypowiada Jej imię, on pierwszy stawia się na jego wołanie, by uniemożliwić, przeszkodzić, wytrącić z ręki różaniec…
Podajcie mi moją broń – mówił Ojciec Pio, gdy czuł, że traci siły w walce ze złem.
Tym się zwycięża szatana – wyjaśniał, biorąc do ręki różaniec Na dwa dni przed swoją śmiercią o. Pio powiedział i powtórzył jeszcze raz tę myśl:
„Kochajcie Madonnę i czyńcie wszystko, by Ją kochano. Odmawiajcie różaniec, odmawiajcie go zawsze, jak tylko możecie”.
Inny świadek relacjonuje:
„Kiedy konał i już z nami nie mógł rozmawiać, jego jedyną odpowiedzią było pokazanie różańca i szeptane słowa: Zawsze, zawsze…”
(Diecezjalna Grupa Modlitewna Św. ojca Pio w Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej)
______________________________________________________________________________________________________________
Miał zawsze paciorki różańca w ręku – o. Pio do Matki Bożej kierował swe prośby nieustannie
Ojciec Pio wielbił Maryję także w milczeniu. Jego wieczorną modlitwę bez słów, na zakończenie pracowitego dnia, z prośbą o opiekę na nadchodzącą noc, zauważył o. Carmelo z San Giovanni in Galdo. Ojciec Pio, leżąc w łóżku, miał wzrok przykuty do obrazu Najświętszej Maryi Panny, umieszczonego na ścianie. Wpatrzony był w Maryję jak dziecko, które czeka na pocałunek i czuły gest swojej mamy na dobranoc.
*****
Miłość do Matki Najświętszej Ojciec Pio łączył z wielką czcią dla św. Józefa. Współbracia zaświadczyli, że bardzo często modlił się przed jego wizerunkiem znajdującym się na werandzie.
Miłość św. Ojca Pio do Matki Najświętszej wpłynęła na charakter jego pobożności – na wskroś maryjnej. Do Niej zwracał się w licznych nowennach i różnych formach nabożeństw, a przede wszystkim w modlitwie różańcowej, którą odmawiał nieprawdopodobną ilość razy każdego dnia.
Mówiąc o Różańcu w życiu Ojca Pio, trzeba wspomnieć, że w pierwszych latach kapłaństwa z powodu częstego płaczu przebył on chorobę oczu. Jego wzrok pogorszył się do tego stopnia, że nie był w stanie odczytać tekstów modlitw z mszału i brewiarza. Z tego powodu w marcu 1912 roku otrzymał pozwolenie na odprawianie Mszy świętej wotywnej ku czci Najświętszej Maryi Panny, którą znał na pamięć, a brewiarz zamieniono mu na codzienne odmawianie całego Różańca, obejmującego wówczas piętnaście tajemnic.
Różaniec św. Ojciec Pio odmawiał nieustannie. Potwierdził to, gdy 16 czerwca 1921 roku był przesłuchiwany przez bpa Raffaello Carlo Rossiego, wizytatora Świętego Oficjum. Z udzielonych przez Ojca Pio pod przysięgą odpowiedzi dowiadujemy się, że każdego dnia kilka godzin przeznaczał na rozmyślanie, a Różaniec odmawiał jako modlitwę nieustanną.
W jednym z raportów na temat Ojca Pio, które w ramach nałożonych na niego sankcji gwardian klasztoru w San Giovanni Rotondo musiał co dwa miesiące przesyłać do Świętego Oficjum, znajduje się informacja podana przez o. Raffaele: „Można powiedzieć, że w ciągu dnia nieustannie się modli, ponieważ gdy idzie korytarzem, widać jak porusza wargami i przesuwa w palcach paciorki różańca”.
Jego współbracia zauważyli, że codziennie odmawiał dziesiątki Różańców. Niektóre źródła podają, że było to około 40 części, ale są świadectwa potwierdzające, że nierzadko odmawiał ponad 50 całych Różańców.
Cleonice Morcaldi, duchowa córka Ojca Pio, gdy zapytała go, ile Różańców odmawia każdego dnia, usłyszała: „Sto osiemdziesiąt. I potem mogę odpocząć”. Chodzi tu oczywiście o 180 części, czyli 60 pełnych Różańców złożonych z części radosnej, bolesnej i chwalebnej. Łatwo zauważyć, że odmówienie takiej liczby Różańców, nawet w ciągu całej doby, dla zwykłego śmiertelnika może być trudne. Ojciec Pio jednak potwierdzał ten fakt, ale nie wyjaśniał, jak to jest możliwe.
W 1954 roku gwardian, o. Carmelo, zapytał go: „Ojcze, proszę powiedzieć, ile razy zmówił dzisiaj ojciec różaniec?”. „No cóż! Mojemu przełożonemu muszę powiedzieć prawdę: dziś zmówiłem trzydzieści cztery razy”. „Jak Ojciec to robi?” – zapytał gwardian. „A to już nie Ojca sprawa” – odpowiedział Ojciec Pio.
Odmawianie tak wielkiej liczby Różańców Ojciec Pio godził z wszystkimi innymi zajęciami. Regularnie brał udział w modlitwach wspólnotowych, celebrował Mszę świętą, przed którą długo się modlił, a po niej długo odprawiał dziękczynienie, poza tym dużo czasu poświęcał słuchaniu spowiedzi, niekiedy aż 16 godzin. Zapytano go kiedyś, jak udaje mu się to wszystko wykonać. Ojciec Pio odpowiedział: „Mówią, że Napoleon potrafił robić cztery rzeczy naraz. Nie jestem Napoleonem, ale trzema mogę się pochwalić”. Prawdopodobnie jedną z tych trzech czynności, które mógł wykonywać równocześnie było nieustanne odmawianie Różańca.
Ojciec Pio na różańcu modlił się, gdy inni bracia jedli obiad. Brat Modestino podejrzał, że miał wówczas jedną rękę na piersiach, drugą w kieszeni habitu, w której była koronka. Modlił się także w czasie przeznaczonym na odpoczynek. Każdego dnia po rekreacji, gdy zakonnicy szli do swoich pokoi na godzinną sjestę, on zwykle pozostawał na werandzie i odmawiał Różaniec. „Miał zawsze paciorki różańca w ręku – odnotował jego biograf Ruffin – modlił się bez przerwy, bez jakiegokolwiek znudzenia dzień i noc, różaniec za różańcem. Można by powiedzieć, że na paciorkach różańca przenosił z godziny na godzinę swoje obawy i cierpienia, zachwyty i radości, udręczenia i potrzeby swojej duszy i dusz milionów jego duchowych dzieci”. Główną intencją jego nieustannej modlitwy była prośba, aby zawsze kroczył śladami Jezusa.
Ojciec Tarcisio da Cervinara w swoich wspomnieniach o Ojcu Pio stwierdził, że „Pośród zakochanych w Maryi nie znalazł do tej pory nikogo, kto odmówiłby tyle różańców, co Ojciec Pio”. Na jego pytanie: „Ile różańców jest w stanie odmówić każdego dnia” odpowiedział: „Kiedy sprawy nie idą dobrze, odmawiam ich co najmniej trzydzieści”. Tu trzeba zaznaczyć, że Ojciec Pio za jeden Różaniec uważał wszystkie trzy jego części. Ojciec Tarcisio, wiedząc już, ile Różańców odmawia Ojciec Pio, „kiedy sprawy nie idą dobrze”, zapytał również, ile ich odmawia, gdy sprawy układają się lepiej: „Chłopcze – odpowiedział Święty – wydaje mi się, że chcesz wiedzieć zbyt wiele”.
Nieustanna modlitwa Ojca Pio nie była jedynie owocem jego niezwykłej pobożności, lecz charyzmatem określanym jako mistyczny dar modlitwy różańcowej. Dar nieustannego odmawiania Różańca łączył się u niego z możliwością wykonywania trzech czynności jednocześnie: modlitwy, słuchania spowiedzi i podróżowania dzięki bilokacji, o czym zwierzył się swoim kierownikom duchowym.
W ostatnich latach życia Ojciec Pio nie wypuszczał różańca ze swoich dłoni w sensie dosłownym. Gdy współbrat o. Marcelino Iasenzaniro pomagał mu przy obmywaniu ran, musiał najpierw osobno obmyć jedną rękę, a gdy Ojciec Pio przełożył do niej różaniec, mógł przystąpić do obmywania drugiej. Z różańcem w dłoni również zasypiał. Brat Eusebio Notte, który pomagał mu przed udaniem się na spoczynek do łóżka i później czuwał przy nim, wiele razy próbował wyjąć mu z ręki różaniec i zastąpić go innym. Nigdy mu się to nie udało, ponieważ Ojciec Pio także podczas snu nie przestawał ściskać różańca, od czego nabawił się odcisków na palcach.
Ojciec Pio codziennie wiele godzin spędzał w chórze zakonnym na swoim klęczniku. Klęcząc, odmawiał Różaniec i do takiej postawy zachęcał swoje duchowe dzieci. W ostatnim okresie życia, kiedy już nie był w stanie klęczeć, modlił się na siedząco. Również na siedząco odprawiał w tym czasie Mszę świętą, ponieważ jego zranione od stygmatów stopy nie były w stanie go utrzymać.
Modlitwa Ojca Pio pełna była spokoju i skupienia. Różaniec był dla niego radosnym spotkaniem z Jezusem i Maryją, których tajemnice życia rozważał i kontemplował jako obecne tu i teraz. Wspomnienia z uczestnictwa we wspólnej z Ojcem Pio modlitwie różańcowej zapisał abp Paweł Carta: „Nie widzieliśmy go, ale w mistycznej ciszy kościółka bezpośrednio dochodził do nas jego jasny i czysty głos. Był tak miły, wzruszający i tętniący miłością w czasie odmawiania wspomnianej modlitwy, że wzbudzał podziw. Jakże dobrze modlił się Ojciec Pio! Czuło się, że wkładał w modlitwę całe serce, całą duszę, całego siebie. W akcie tej modlitwy było coś wyjątkowego, coś nadzwyczajnego: mocne drganie duszy przepełnionej wiarą, najsłodsze wylanie serca pełnego miłości do Madonny. Ojciec Pio skandował każde słowo i wymawiał je z takim akcentem, że poruszało wszystkich do łez”.
Maria Wacholc, “Święty Ojciec Pio. Życie i Różaniec”, Serafin, Kraków 2021
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
1 PAŹDZIERNIKA – I SOBOTA MIESIĄCA – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
OD GODZ. 17.00 – SPOWIEDŹ ŚW.
GODZ. 18.00 – MSZA ŚW. WIGILIJNA Z XXVII NIEDZIELI ZWYKŁEJ
PO MSZY ŚW. NABOŻEŃSTWO WYNAGRADZAJĄCE ZA ZNIEWAGI I BLUŹNIERSTWA PRZECIWKO NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNIE.
*****
Nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca
***
Osobom, które będą uczestniczyć w pierwszosobotnich nabożeństwach, Maryja obiecuje towarzyszenie w chwili śmierci i ofiarowanie im wszystkich łask potrzebnych do zbawienia.
1. Wielka obietnica Matki Bożej Fatimskiej
W Fatimie 13 lipca 1917 r. Matka Boża powiedziała: „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Bóg chce je uratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczyni się to, co wam powiem, wielu zostanie przed piekłem uratowanych i nastanie pokój na świecie”.
„Przybędę, by prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeśli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie wiele cierpiał. Różne narody zginą, na koniec moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.
Siedem lat po zakończeniu fatimskich objawień Matka Boża zezwoliła siostrze Łucji na ujawnienie treści drugiej części tajemnicy fatimskiej. Jej przedmiotem było nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. 10 grudnia 1925 r. objawiła się siostrze Łucji Maryja z Dzieciątkiem i pokazała jej cierniami otoczone serce. Dzieciątko powiedziało: “Miej współczucie z Sercem Twej Najświętszej Matki, otoczonym cierniami, którymi niewdzięczni ludzie je wciąż na nowo ranią, a nie ma nikogo, kto by przez akt wynagrodzenia te ciernie powyciągał”.
Maryja powiedziała: “Córko moja, spójrz, Serce moje otoczone cierniami, którymi niewdzięczni ludzie przez bluźnierstwa i niewierności stale ranią. Przynajmniej ty staraj się nieść mi radość i oznajmij w moim imieniu, że przybędę w godzinie śmierci z łaskami potrzebnymi do zbawienia do tych wszystkich, którzy przez pięć miesięcy w pierwsze soboty odprawią spowiedź, przyjmą Komunię świętą, odmówią jeden Różaniec i przez piętnaście minut rozmyślania nad piętnastu tajemnicami różańcowymi towarzyszyć mi będą w intencji zadośćuczynienia”.
2. Dlaczego ma to być „pięć sobót” wynagradzających, a nie dziewięć lub siedem na cześć Matki Bożej Bolesnej?
Siostra Łucja odpowiada: „Pozostając przez część nocy z 29 na 30 maja 1930 roku w kaplicy z naszym Panem i rozmawiając z Nim o czwartym i piątym pytaniu, poczułam się nagle mocniej owładnięta Bożą obecnością. Jeśli się nie mylę, zostało mi objawione, co następuje: Córko, motyw jest prosty: Jest pięć rodzajów obelg i bluźnierstw wypowiadanych przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi.
Pierwsze: Bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu.
Drugie: Przeciwko Jej Dziewictwu.
Trzecie: Przeciwko Bożemu Macierzyństwu, kiedy jednocześnie uznaje się Ją wyłącznie jako Matkę człowieka.
Czwarte: Bluźnierstwa tych, którzy starają się otwarcie zaszczepić w sercach dzieci obojętność, wzgardę, a nawet nienawiść do tej Niepokalanej Matki.
Piąte: Bluźnierstwa tych, którzy urągają Jej bezpośrednio w Jej świętych wizerunkach. Oto, droga córko, motyw, który kazał Niepokalanemu Sercu Maryi prosić mnie o ten mały akt wynagrodzenia. A poza względem dla Niej chciałem poruszyć moje miłosierdzie, aby przebaczyło tym duszom, które miały nieszczęście Ją obrazić. Co do ciebie, zabiegaj nieustannie swymi modlitwami i ofiarami, aby poruszyć Mnie do okazania tym biednym duszom miłosierdzia”.
Jezus powiedział do siostry Łucji: „To prawda, moja córko, że wiele dusz zaczyna, lecz mało kto kończy i ci, którzy kończą, mają za cel otrzymanie przyrzeczonych łask. Ja jednak wolę tych, którzy odprawią pięć pierwszych sobót w celu wynagrodzenia Niepokalanemu Sercu twojej Matki Niebieskiej, niż tych, którzy odprawią piętnaście, bezdusznie i z obojętnością”.
3. Warunki nabożeństwa pierwszych sobót – co jest wymagane, aby uczynić zadość temu nabożeństwu
Warunek 1 – Spowiedź w pierwszą sobotę miesiąca.
„Łucja przedstawiła Jezusowi trudności, jakie niektóre dusze miały co do spowiedzi w sobotę i prosiła, aby spowiedź święta mogła być osiem dni ważna. Jezus odpowiedział: Może nawet wiele dłużej być ważna pod warunkiem, ze ludzie są w stanie łaski, gdy Mnie przyjmują i że mają zamiar zadośćuczynienia Niepokalanemu Sercu Maryi”. Spowiedź można odbyć na przykład w ramach pierwszego piątku miesiąca, pamiętając jednak o intencji wynagradzającej Niepokalanemu Sercu Maryi. Do spowiedzi – co istotne – należy przystąpić z intencją zadośćuczynienia za zniewagi wobec Niepokalanego Serca Maryi. Intencję można wzbudzić podczas przygotowania się do spowiedzi lub w trakcie otrzymywania rozgrzeszenia.
Przed spowiedzią można odmówić taką lub podobną modlitwę: Boże, pragnę teraz przystąpić do świętego sakramentu pojednania, aby otrzymać przebaczenie za popełnione grzechy, szczególnie za te, którymi świadomie lub nieświadomie zadałem ból Niepokalanemu Sercu Maryi. Niech ta spowiedź wyjedna Twoje miłosierdzie dla mnie oraz dla biednych grzeszników, by Niepokalane Serce Maryi zatriumfowało wśród nas.
Można także podczas otrzymywania rozgrzeszenia odmówić akt żalu: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu, szczególnie za moje grzechy przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi.
Warunek 2 – Komunia św. w pierwszą sobotę miesiąca. Po przyjęciu Komunii św. należy wzbudzić intencję wynagradzającą. Można odmówić taką lub inną modlitwę: Najchwalebniejsza Dziewico, Matko Boga i Matko moja! Jednocząc się z Twoim Synem pragnę wynagradzać Ci za grzechy tak wielu ludzi przeciw Twojemu Niepokalanemu Sercu. Mimo własnej nędzy i nieudolności chcę uczynić wszystko, by zadośćuczynić za te obelgi i bluźnierstwa. Pragnę Najświętsza Matko, Ciebie czcić i całym sercem kochać. Tego bowiem ode mnie Bóg oczekuje. I właśnie dlatego, że Cię kocham, uczynię wszystko, co tylko w mojej mocy, abyś przez wszystkich była czczona i kochana. Ty zaś, najmilsza Matko, Ucieczko grzesznych, racz przyjąć ten akt wynagrodzenia, który Ci składam. Przyjmij Go również jako akt zadośćuczynienia za tych, którzy nie wiedzą, co mówią, w bezbożny sposób złorzeczą Tobie. Wyproś im u Boga nawrócenie, aby przez udzieloną im łaskę jeszcze bardziej uwydatniła się Twoja macierzyńska dobroć, potęga i miłosierdzie. Niech i oni przyłączą się do tego hołdu i rozsławiają Twoją świętość i dobroć, głosząc, że jesteś błogosławioną między niewiastami, Matką Boga, której Niepokalane Serce nie ustaje w czułej miłości do każdego człowieka. Amen.
Warunek 3 – Różaniec (jedna część) w pierwszą sobotę miesiąca. Rozpoczynając różaniec należy wzbudzić intencję wynagradzającą, powiedzieć Matce Najświętszej, że będziemy się modlić, by ratować grzeszników i okazać Jej dowód miłości. Jeśli modlimy się prywatnie, spróbujmy zrobić to własnymi słowami. Jeżeli odmawiamy różaniec we wspólnocie, można odmówić następującą modlitwę: Królowo Różańca Świętego. Oto klękamy do modlitwy, by w pierwszą sobotę odmówić różaniec, o który prosiłaś. Chcemy przez niego zadośćuczynić za grzechy swoje, naszych bliskich, naszej Ojczyzny i całego świata. Pragniemy modlić się szczególnie za tych, którzy najdalej odeszli od Boga i najbardziej potrzebują Jego miłosierdzia. Wspomóż nas, abyśmy pamiętali o tej intencji wyznaczonej przez Ciebie. Pomóż nam wynagradzać naszym różańcem cierpienia Twego Niepokalanego Serca i Najświętszego Serca Jezusowego.
Po każdej tajemnicy różańca należy odmówić modlitwę: O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia.
Warunek 4 – Piętnastominutowe rozmyślanie nad tajemnicami różańcowymi w pierwszą sobotę miesiąca. Podejmujemy piętnaście minut rozmyślania o ściśle określonej przez niebo tematyce: mamy pochylić się nad jedną (lub kilkoma) z tajemnic różańca. Możemy rozmyślać nad dowolną tajemnicą, również nowymi tajemnicami: tajemnicami światła. Wzbudźmy intencję wynagradzającą za grzeszników, którzy nie chcą słuchać Matki Najświętszej ani być Jej dziećmi, którzy okazują Maryi obojętność, a nawet Ją nienawidzą i wiele czynią, by pomniejszyć Jej chwałę. Możemy w tym celu odmówić następującą modlitwę: Matko Najświętsza, Niepokalana Maryjo! Z radością przyjmuję Twe zaproszenie do udziału w Twoim rozmyślaniu. W pierwsze soboty otwierasz Swe Niepokalane Serce dla każdego, kto pragnie wlać we własne serce te najważniejsze znaki, jakie Bóg ukazał nam we Fatimie. Proszę, otwórz przede mną Swoje Serce. Ośmielam się prosić o to z całą pokorą, ale i z dziecięcą śmiałością, ponieważ chcę Cię naśladować, ponieważ chcę żyć miłością do Twego Syna, ponieważ pragnę zawsze trwać w stanie łaski i miłować Twój święty Różaniec, wreszcie – ponieważ pragnę wszystkiego, co tylko mogę ofiarowywać w duchu zadośćuczynienia za grzeszników. Daj mi uczestniczyć w Twym rozmyślaniu, a ja obiecuję wprowadzać w życie Słowo, które wlejesz do mego małego serca, by stawało się coraz milsze Tobie, bliższe Tobie, podobniejsze do Twego Niepokalanego Serca. A jeśli chcesz, zawsze możesz zabrać me serce, a dać mi Swoje – jak uczyniłaś to z tyloma swoimi dziećmi. Będę wtedy duszą najszczęśliwszą na świecie! Piętnastominutowe rozmyślanie (przykładowe tematy rozmyślania nad pierwszą tajemnicą radosną) 4.1. Najpierw odmawia się modlitwę wstępną: Zjednoczony ze wszystkimi aniołami i świętymi w niebie, zapraszam Ciebie, Maryjo, do rozważania ze mną tajemnic świętego różańca, co czynić chcę na cześć i chwałę Boga oraz dla zbawienia dusz. 4.2. Należy przypomnieć sobie relację ewangeliczną (Łk 1,26 – 38). Odczytaj tekst powoli, w duchu głębokiej modlitwy. 4.3. Z pokora pochyl się nad misterium swojego zbawienia objawionym w tej tajemnicy różańcowej. Rozmyślanie można poprowadzić według następujących punktów: a. rozważ anielskie przesłanie skierowane do Maryi, b. rozważ odpowiedź Najświętszej Maryi Panny, c. rozważ wcielenie Syna Bożego. 4.4. Z kolei zjednocz się z Maryją w ufnej modlitwie. Odmów w skupieniu Litanię Loretańską. Na zakończenie dodaj: Niebieski Ojcze, zgodnie z Twoją wolą wyrażoną w przesłaniu anioła, Twój Syn Jednorodzony stał się człowiekiem w łonie Najświętszej Dziewicy Maryi. Wysłuchaj moich próśb i dozwól mi znaleźć u Ciebie wsparcie za Jej orędownictwem, ponieważ z wiarą uznaję Ją za prawdziwą Matkę Boga. Amen. 5.5. Na zakończenie wzbudź w sobie postanowienia duchowe. Będę gorącym sercem miłował Matkę Najświętszą i każdego dnia oddawał Jej cześć. Będę uczył się od Maryi posłusznego wypełniania woli Bożej, jaką Pan mi ukazuje co dnia. Obudzę w sobie nabożeństwo do mojego Anioła Stróża. 4. A jeśli ktoś nie może spełnić warunków w sobotę, czy może wypełnić je w niedzielę? Siostra Łucja odpowiada: „Tak samo zostanie przyjęte praktykowanie tego nabożeństwa w niedzielę następującą po sobocie, jeśli moi kapłani ze słusznej przyczyny zezwolą na to duszom”.
5. Korzyści: jakie łaski zostały obiecane tym, którzy choć raz je odprawią? „Duszom, które w ten sposób starają się mi wynagradzać – mówi Matka Najświętsza – obiecuję towarzyszyć w godzinie śmierci z wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia”.
6. Intencja wynagradzająca. Jak ważna jest intencja zadośćuczynienia, przypomina sam Jezus, który mówił siostrze Łucji, że wartość nabożeństwa uzależniona jest od tego, czy ludzie „mają zamiar zadośćuczynić Niepokalanemu Sercu Maryi”. Dlatego siostra Łucja rozpoczyna swe zapiski uwagą: „Nie zapomnieć o intencji wynagradzania, która jest bardzo ważnym elementem pierwszych sobót”.
7. Warunki rzeczywiście proste, ale czy są wypełniane? „Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy”- mówi Maryja. Trzeba zatem wypełnić to, o co prosi Niebo. Prośba Maryi dotyczy czterech warunków, zatem wszystkie cztery należy wypełnić, a nie jedynie dowolnie wybrane. Jeśli mowa jest o intencji wynagradzającej Niepokalanemu Sercu Maryi, to taka intencja winna nam przyświecać w trakcie nabożeństwa pierwszych sobót. Matka Boża prosi, by Jej towarzyszyć przez 15 minut, rozmyślając o tajemnicach różańcowych, zatem nie zapominajmy o medytacji, której temat jest jasno sprecyzowany i nie ma tu dowolności. Maryja prosi ponadto nie tylko o różaniec, ale również o rozmyślanie, zatem zwróćmy uwagę, by nie utożsamiać rozważań w czasie różańca z rozmyślaniem o tajemnicach różańcowych. Pamiętajmy: medytacja, niezależna od modlitwy różańcowej, jest niezmiernie istotna i nie możemy jej pomijać.
8. Czy nabożeństwo pierwszych sobót jest jeszcze dziś aktualne? Ojciec Święty Benedykt XVI odpowiada: „Łudziłby się ten, kto sądziłby, że prorocka misja Fatimy została zakończona”. „W tym sensie posłanie nie jest zakończone, chociaż obydwie wielkie dyktatury zniknęły. Trwa cierpienie Kościoła i trwa zagrożenie człowieka, a tym samym nie ustaje szukanie odpowiedzi; dlatego wciąż aktualna pozostaje wskazówka, którą dała nam Maryja. Także w obecnym utrapieniu, gdy siła zła w najprzeróżniejszych formach grozi zdeptaniem wiary. Także teraz koniecznie potrzebujemy tej odpowiedzi, której Matka Boża udzieliła dzieciom”. Do dziś pozostają również aktualne słowa siostry Łucji: „Najświętsza Maryja Panna obiecała odłożyć bicz wojny na później, jeśli to nabożeństwo będzie propagowane i praktykowane. Możemy dostrzec, że odsuwa Ona tę karę stosownie do wysiłków, jakie są podejmowane, by je propagować. Obawiam się jednak, że mogliśmy uczynić więcej niż czynimy i że Bóg, mniej niż zadowolony, może podnieść ramię swego Miłosierdzia i pozwolić, aby świat był niszczony przez to oczyszczenie. A nigdy nie było ono tak straszne, straszne”. Nabożeństwo pierwszych pięciu sobót miesiąca jest wciąż wezwaniem dla Kościoła i każdego z nas; nadal możemy twierdzić, iż moglibyśmy więcej uczynić, by było ono znane i praktykowane. Rodzi się jednak pytanie: po cóż nam dziś to nabożeństwo? Nie zapominajmy jednak, iż to „Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi”. Zatem sam Stwórca Nieba i Ziemi wyciąga pomocną dłoń człowiekowi przez Maryję, a to zupełnie zmienia postać rzeczy. Siostra Łucja z wielką prostotą poucza wszystkich wątpiących w sens tego nabożeństwa, iż „Bóg jest Ojcem i lepiej od nas rozumie potrzeby swoich dzieci” i pragnie „ułatwić nam drogę dostępu do Siebie”.
Przypomnienie tego nabożeństwa, w czasie, kiedy trwa Wielka Nowenna Fatimska, nabiera szczególnego znaczenia. Stanowi ono bowiem istotę przesłania Matki Bożej i jest wezwaniem skierowanym do każdego z nas. Jeśli mówimy o pobożności fatimskiej, to nie możemy jej utożsamiać jedynie z 13. dniem miesiąca od maja do października. Fatima bowiem woła o nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca. Nie wypełnimy fatimskiego przesłania, jeśli nie będziemy wynagradzać Niepokalanemu Sercu Maryi w pierwsze soboty.
Sekretariat Fatimski os. Krzeptówki 14, 34-500 Zakopane tel. 18/ 20 66 420 www.sekretariatfatimski.pl e-mail: fatima@smbf.pl
_______________________________________________________________________
OBJAWIENIA ANIOŁA POKOJU
Rok przed objawieniami Najświętszej Maryi Panny – Łucja, Franciszek i Hiacynta przeżywali trzykrotne spotkania z Aniołem Portugalii, zwanego też Aniołem Pokoju.
Trzecie objawienie miało miejsce na początku jesieni 1916 roku, tak jak poprzednie w grocie Cabeço. Siostra Łucja opisuje je w następujący sposób:
Gdy tylko tam przyszliśmy, padliśmy na kolana i dotknąwszy czołami ziemi, poczęliśmy powtarzać słowa modlitwy Anioła:
„O Boże mój, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie, ufam Tobie i miłuję Ciebie. Proszę Cię o przebaczenie dla tych, którzy w Ciebie nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i Ciebie nie miłują”.
Nie pamiętam, ile razy powtórzyliśmy tę modlitwę, kiedy ujrzeliśmy błyszczące nad nami nieznane światło. Powstaliśmy, aby zobaczyć, co się dzieje, i ujrzeliśmy Anioła trzymającego kielich w lewej ręce, nad którym unosiła się hostia, z której spływały krople krwi do kielicha. Zostawiwszy kielich i hostię zawieszone w powietrzu, Anioł uklęknął z nami i trzykrotnie powtórzyliśmy z nim modlitwę:
“Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty. W najgłębszej pokorze cześć Ci oddaję i ofiaruję Tobie Przenajdroższe Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecnego na ołtarzach całego świata jako wynagrodzenie za zniewagi, świętokradztwa i obojętność, którymi jest On obrażany. Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca i przez przyczynę Niepokalanego Serca Maryi, proszę Cię o łaskę nawrócenia biednych grzeszników”.
Następnie powstając, wziął znowu w rękę kielich i hostię.
Hostię podał mnie, a zawartość kielicha dał do wypicia Hiacyncie i Franciszkowi, jednocześnie mówiąc:
“Przyjmijcie Ciało i pijcie Krew Jezusa Chrystusa straszliwie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagradzajcie zbrodnie ludzi i pocieszajcie waszego Boga”.
Potem znowu schylił się aż do ziemi, powtórzył wspólnie z nami trzy razy tę samą modlitwę: „Trójco Przenajświętsza … etc.” i zniknął.
Natchnieni nadprzyrodzoną siłą, która nas ogarniała, naśladowaliśmy Anioła we wszystkim, to znaczy uklękliśmy czołobitnie jak on i powtarzaliśmy modlitwy, które on odmawiał. Siła obecności Boga była tak intensywna, że niemal zupełnie nas pochłaniała i unicestwiała. Wydawała się pozbawiać nas używania cielesnych zmysłów przez długi czas. W ciągu tych dni wykonywaliśmy nasze zewnętrzne czynności, jakbyśmy byli niesieni przez tę samą nadprzyrodzoną istotę, która nas do tego skłaniała.
Spokój i szczęście, które odczuwaliśmy, były bardzo wielkie, ale tylko wewnętrzne, całkowicie skupiające duszę w Bogu…
______________________________________________________________________________________________________________
Adoracja – niewyczerpane źródło świętości
Eucharystia, pojęta jako zbawcza obecność Jezusa we wspólnocie wiernych i jako jej pokarm duchowy, jest czymś najcenniejszym, co Kościół posiada na drogach historii. Adoracja Najświętszego Sakramentu staje się niewyczerpanym źródłem świętości.
Ojciec Święty Benedykt XVI naucza: „Eucharystia znajduje się u źródła wszelkich form świętości i każdy z nas jest wezwany do pełni życia w Duchu Świętym. Iluż to świętych uczyniło autentycznym swoje życie dzięki pobożności eucharystycznej! (…). Świętość zawsze miała swoje centrum w sakramencie Eucharystii. Dlatego jest rzeczą konieczną, by w Kościele naprawdę wierzono w tę najświętszą tajemnicę, by ją pobożnie sprawowano i by była ona przeżywana intensywnie. (…). Celebracja i adoracja Eucharystii pozwala przybliżyć się do miłości Boga i przylgnąć do niej osobiście, aż do zjednoczenia z umiłowanym Panem. (…)”2. Ojciec Święty przytacza wypowiedź św. Augustyna: „Niech nikt nie spożywa tego Ciała, jeśli Go najpierw nie adorował; (…) grzeszylibyśmy, gdybyśmy Go nie adorowali”3.
1. Wewnętrzny związek pomiędzy celebracją i adoracją.
„Sprawowanie Eucharystii w ofierze Mszy świętej jest prawdziwie źródłem i celem kultu sprawowanego poza Mszą świętą”4. „W Eucharystii naprawdę Syn Boży wychodzi nam naprzeciw i pragnie się z nami zjednoczyć; adoracja eucharystyczna nie jest niczym innym jak tylko oczywistym rozwinięciem celebracji eucharystycznej, która sama w sobie jest największym aktem adoracji w Kościele. Przyjęcie Eucharystii oznacza ustawienie się w postawie adoracji wobec Tego, którego przyjmujemy. (…). Akt adoracji poza Mszą św. przedłuża i intensyfikuje to, co się dokonało podczas samej celebracji liturgicznej. W rzeczywistości «tylko przez adorację można dojrzeć do głębokiego i autentycznego przyjęcia Chrystusa»”5.
Trwanie na modlitwie przy Panu Jezusie, żywym i prawdziwym w Najświętszym Sakramencie, umacnia zjednoczenie z Nim, przygotowuje do owocnego sprawowania Eucharystii i przedłuża postawy kultyczne w formie licznych wyrazów pobożności eucharystycznej6.
Adoracja Najświętszego Sakramentu, zalecana przez Kościół pasterzom i wiernym, jest jasnym wyrazem związku między sprawowaniem Ofiary Pana i Jego trwałą obecnością w konsekrowanej Hostii7. „Kult, jakim otaczana jest Eucharystia poza Mszą św. ma nieocenioną wartość w życiu Kościoła. Jest on ściśle związany ze sprawowaniem Ofiary eucharystycznej. Obecność Chrystusa pod świętymi postaciami, które są zachowane po Mszy św. – obecność, która trwa, dopóki istnieją postaci chleba i wina – wywodzi się ze sprawowania Ofiary i służy Komunii sakramentalnej i duchowej”8…
Święty Augustyn nauczał: „Niech nikt nie spożywa tego Ciała, jeśli Go najpierw nie adorował; (…) grzeszylibyśmy, gdybyśmy Go nie adorowali”9. Ojciec Święty Benedykt XVI pisze: „Przyjęcie Eucharystii oznacza ustawienie się w postawie adoracji wobec Tego, którego przyjmujemy. Właśnie dlatego i tylko dlatego stajemy się jedno z Nim i w pewien sposób kosztujemy zadatku piękna liturgii niebieskiej. (…). I właśnie w tym akcie osobowego spotkania z Panem dojrzewa także posłannictwo społeczne, zawarte w Eucharystii, która ma na celu przełamanie barier nie tylko między Panem a nami, ale także i przede wszystkim barier odgradzających nas od siebie nawzajem”10.
2. Adoracja Najświętszego Sakramentu
1) Pojęcie adoracji
Przez adorację rozumiemy cześć oddawaną Panu Jezusowi obecnemu pod postacią Chleba eucharystycznego. Zwykłą formą adoracji jest przyklęknięcie na jedno kolano: przy podejściu do ołtarza z Najświętszym Sakramentem, przed Komunią świętą i przed odejściem od ołtarza; uklęknięcie na Podniesienie, przyklęknięcie przy przechodzeniu przed tabernakulum poza Mszą świętą oraz klęczenie podczas prywatnej modlitwy. Uroczystą formą adoracji jest wystawienie Chleba eucharystycznego w monstrancji i towarzyszące temu ceremonie. Szczególnymi zaś formami adoracji są: Nabożeństwo czterdziestogodzinne i tzw. adoracja wieczysta, czyli stałe wystawienie Chleba eucharystycznego w niektórych kościołach lub kaplicach oraz bezustanne adorowanie11.
Adoracja jest oddawaniem najgłębszej czci Obecności Bożej i zarazem głębokim aktem dziękczynienia, jakie składamy Ojcu za to, że w swoim Synu nawiedził i odkupił swój lud. Jak przypomina nam Pismo święte, Jezus spędzał całe noce na modlitwie, zwłaszcza wtedy, gdy miał podjąć ważne decyzje. Chrześcijanie, naśladując Chrystusa, przyjmują podczas adoracji postawę dziecięcej ufności oraz otwierają swoje serca i dłonie, aby przyjąć dar od Boga i podziękować Mu za Jego dobrodziejstwa12.
2) Z historii adoracji Najświętszego Sakramentu13
Od pierwszych wieków w Kościele po Mszy świętej przechowano konsekrowane Hostie, a racją tej praktyki była możliwość zanoszenia Komunii wiernym, którzy nie mogli uczestniczyć w Najświętszej Ofierze, zwłaszcza chorym i tym, którzy za wyznawanie swej wiary oczekiwali w więzieniach na męczeństwo14. Przez Komunię świętą łączyli się oni z Chrystusem i składaną przez Niego eucharystyczną ofiarą15. Ta praktyka zapoczątkowała u wiernych chwalebny zwyczaj16 adoracji tego wielkiego Sakramentu i oddawania Mu kultu, należnego jako Bogu17. Papież Pius XII (1939-1958) w encyklice Mediator Dei podaje, iż „pierwotna praktyka tej pobożności może mieć początek w adoracji w Wielki Czwartek, gdy po Mszy świętej Wieczerzy Pańskiej były przechowywane i adorowane święte postaci”18. Z biegiem czasu wiara i miłość wiernych wzbogacały publiczne i prywatne nabożeństwa do Najświętszej Eucharystii.
Zwróćmy uwagę na to, że przyjęcie Chrystusa w Komunii sakramentalnej nie jest wydarzeniem jednej chwili. Przyjąć Chrystusa oznacza przybliżyć się do Niego, adorować Go. Im bardziej Kościół wrastał w eucharystyczną tajemnicę, tym głębiej pojmował, że nie może w pełni celebrować Komunii świętej w ograniczonych minutach trwania Mszy świętej. Dopiero, gdy zapalono w kościołach wieczną lampkę i ustawiono obok ołtarza tabernakulum, rozwinął się jakby pąk tajemnicy i Kościół przyjął jej eucharystyczną pełnię. Pan jest obecny zawsze. Miarę życia Kościoła, miarę jego wewnętrznej otwartości poznajemy po tym, że może trzymać drzwi otwarte, ponieważ jest Kościołem modlitwy19.
Z biegiem czasu kultowi Eucharystii zostały nadane różne kształty, coraz piękniejsze i zbawienniejsze, jak np. pobożne i codzienne odwiedziny Boskiego Tabernakulum, święte obrzędy błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, uroczyste procesje szczególnie w uroczystość Bożego Ciała i podczas kongresów eucharystycznych oraz adoracje publicznie wystawionego Najświętszego Sakramentu (godzinne, kilkugodzinne, 40-godzinne, wieczyste)20. Te pobożne ćwiczenia bardzo się przyczyniły do wiary i nadprzyrodzonego życia pielgrzymującego Kościoła. Dlatego zostały nie tylko uznane, lecz Kościół przyjął je niejako za swoje i swoją powagą zalecił wiernym21. Powstały one z natchnienia liturgii świętej; toteż, jeżeli odbywają się z należytą godnością, wiarą i pobożnością, z zachowaniem odnośnych przepisów, bez wątpienia bardzo przyczyniają się do ożywienia zdrowej pobożności i życia liturgicznego22.
3) Kościół zawsze aprobował adorację i zachęcał do jej praktykowania
Nauczycielski Urząd Kościoła naucza: „Wszyscy chrześcijanie, zgodnie ze zwyczajem zawsze przestrzeganym w Kościele katolickim, powinien oddawać Najświętszemu Sakramentowi najwyższy kult uwielbienia, który należy się prawdziwemu Bogu”23. „Kult adoracji opiera się na mocnej i trwałej podstawie głównie dlatego, że wiara w rzeczywistą obecność Pana w sposób naturalny prowadzi do zewnętrznego i publicznego jej uwidocznienia”24.
Papież Pius XII (1939-1958) zachęcał duszpasterzy, aby starali się z największą pilnością o to, żeby świątynie – które zostały wzniesione w tym celu, by w nich śpiewać nieustannie hymn chwały Bogu Wszechmogącemu i dać godną siedzibę Odkupicielowi naszemu, ukrytemu pod postaciami eucharystycznymi – były otwarte na jeszcze częstsze odwiedziny ze strony wiernych. Niech oni usłyszą najsłodsze wezwanie Zbawcy: „Pójdźcie do Mnie, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Papież pragnął, by te świątynie były domami Bożymi, w których by ci, którzy tam wejdą prosić o dobrodziejstwa, radowali się, że wszystko uzyskali25 i w których by dostępowali niebiańskiej pociechy26.
Papież Paweł VI gorąco zachęcał do adoracji Najświętszego Sakramentu: „Eucharystia przechowywana jest w kościołach czy kaplicach jako duchowy ośrodek społeczności zakonnej lub wspólnoty parafialnej, a nawet całego Kościoła i całej ludzkości, ponieważ – pod świętymi postaciami – zawiera ona Chrystusa, niewidzialną Głowę Kościoła, Zbawiciela świata, centrum wszystkich serc, przez którego wszystko i my przez Niego (por.1 Kor 8, 6)”. Niech więc wierni „nie zaniedbują w ciągu dnia nawiedzenia Najświętszego Sakramentu, który należy przechowywać w kościołach (…) w miejscu najdostojniejszym i z największą czcią, jako że jest ono dowodem wdzięczności, poręką miłości i obowiązkiem należnego uwielbienia względem Chrystusa Pana obecnego w tymże Sakramencie”27. Tego rodzaju kult Eucharystii jest „dowodem wdzięczności, rękojmią miłości, hołdem należnej Jezusowi adoracji”28.
Sobór Watykański II zaleca kapłanom oprócz codziennego sprawowania Eucharystii „codzienną rozmowę z Chrystusem Panem w nawiedzeniu i osobistym kulcie Najświętszej Eucharystii”29. Wiara i miłość Eucharystii nie mogą pozwolić, by Chrystus w tabernakulum przebywał w samotności (por. KKK, n.1418). Prezbiter jest pierwszą osobą powołaną do wejścia do „Namiotu Spotkania” (por. Wj 33, 7), do odwiedzenia Chrystusa obecnego w tabernakulum i nawiązania z Nim „codziennej rozmowy”30. Kościół posoborowy gorąco zachęca zarówno duszpasterzy, jak i wiernych świeckich, aby również odpowiednio rozwijali kult Eucharystii, wyrażający się w publicznej i prywatnej adoracji, ponieważ jest on „znakomitym środkiem ożywienia wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa”31.
Jan Paweł II nauczał: „Jest więc zadaniem pasterzy Kościoła, aby również poprzez własne świadectwo zachęcali do kultu eucharystycznego, do trwania na adoracji przed Chrystusem obecnym pod postaciami eucharystycznymi, szczególnie podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu. Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13,25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim «sztuką modlitwy», jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie! (…). Wspólnota chrześcijańska, która chce doskonalej kontemplować oblicze Chrystusa (…), nie może zaniedbać pogłębiania tego aspektu kultu eucharystycznego, w którym znajdują przedłużenie i mnożą się owoce komunii z Ciałem i Krwią Pana”32.
„Adorując kapłan dąży do włączenia się w wieczną adorację Syna, aby z Jego spojrzenia czerpać pragnienie i siłę do podjęcia misji w świecie. To właśnie podczas adoracji kapłan umożliwia Bogu dopełnienie w sobie dzieła rozpoczętego w czasie Komunii eucharystycznej, pozwala Ojcu, aby go upodobnił do Syna, by stał się Chlebem żywym, wydanym za życie świata”33. Aby żyć w więzi z Chrystusem dialog ten jest potrzebny nie tylko kapłanom. Jest rzeczą ważną, by wierni świeccy widzieli duchownych adorujących Najświętszy Sakrament, aby dzięki temu ożywiła się ich wiara w rzeczywistą obecność i aby sami zaczęli praktykować adorację34. Dlatego Kongregacja ds. Duchowieństwa w swoim Dyrektorium zwraca się do prezbiterów z wezwaniem, by zaangażowani w prowadzeniu wspólnot, poświęcali dużo miejsca adoracji wspólnotowej i zachowali dla Najświętszego Sakramentu ołtarza, także poza Mszą świętą, uwagę i cześć większą niż dla innych obrzędów i działań35.
Papież z rodu Polaków nauczał, że kult, jakim otaczana jest Eucharystia „Winien wypełniać wnętrza świątyń również poza godzinami Mszy świętych. Zaiste, skoro tajemnica eucharystyczna została ustanowiona z miłości i uobecnia nam sakramentalnie Chrystusa, zasługuje zatem na nasze dziękczynienie i naszą cześć. Cześć ta winna się zaznaczyć w każdym spotkaniu z Najświętszym Sakramentem, czy to wówczas, gdy nawiedzamy kościoły, czy to wówczas, kiedy Najświętsze Postacie bywają zanoszone i udzielane chorym”36. „Należy gorliwie szerzyć pobożność, zarówno publiczną jak i prywatną, względem Najświętszej Eucharystii (…), aby wierni oddawali kult adoracji Chrystusowi prawdziwie i realnie obecnemu, «arcykapłanowi dóbr przyszłych» (Hbr 9,11) i Odkupicielowi całego świata”37.
Ojciec Święty – w wyżej wspomnianym liście do arcybiskupa Lyonu we Francji – napisał: „Usilnie zachęcam wiernych, by adorowali Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, pozwalając Mu uzdrawiać nasze sumienia, oczyszczać nas, uświęcać i jednoczyć”38. W swojej adhortacji apostolskiej Pastores gregis (Pasterze trzody) wprost zachęcił biskupów, by ich miłość do Eucharystii wyrażała się również w ciągu dnia poświęcaniem nawet znacznej części swojego czasu „na adorację przed tabernakulum. Biskup otwiera wtedy przed Panem swoją duszę, aby cała została przeniknięta i ukształtowana przez miłość wylaną na krzyżu przez Najwyższego Pasterza owiec (…) Do Niego też wznosi modlitwę, nie przestając wstawiać się za owcami, które zostały mu powierzone”39. W swojej książce „Wstańcie, chodźmy!” Sługa Boży dopisał: „Kaplica w domu, tak blisko, na wyciągnięcie ręki, to przywilej każdego biskupa, ale jednocześnie jakże wielkie zobowiązanie. Po to kaplica jest tak blisko, żeby wszystko w życiu biskupa – nauczanie, decyzje, duszpasterstwo – zaczynało się u stóp Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie”40.
W swoim Liście apostolskim na Rok Eucharystii, z 7 października 2004 roku, Jan Paweł II napisał: „Niech wspólnoty zakonne i parafialne podejmą szczególne zobowiązanie do adoracji eucharystycznej poza Mszą świętą. Pozostawajmy długo na klęczkach przed Jezusem Chrystusem obecnym w Eucharystii, pogłębiajmy naszą osobistą i wspólnotową kontemplację, posługując się modlitewnikami, które czerpią inspirację ze Słowa Bożego oraz z doświadczenia licznych dawnych i współczesnych mistyków”41..
Wszystkich wiernych świeckich Jan Paweł II zachęcał, aby regularnie nawiedzali Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, ponieważ jesteśmy wszyscy powołani, by trwać w obecności Bożej, dzięki Temu, który pozostaje z nami do końca czasów42. Wreszcie zwrócił się do wszystkich wiernych (duchownych i świeckich) jakby z apelem: „Zalecam kapłanom, zakonnikom, siostrom zakonnym i wiernym świeckim, by nadal i jeszcze z większym zaangażowaniem starali się ukazywać młodym pokoleniom sens i wartość adoracji oraz pobożności eucharystycznej” 43. „Spędzajmy często długie chwile na adoracji Chrystusa eucharystycznego. Najświętszy Sakrament niech będzie dla nas «szkołą życia»”. Dodał też, iż w ciągu stuleci liczni kapłani znajdowali w Eucharystii pokrzepienie obiecane im przez Jezusa w dniu Ostatniej Wieczerzy, sposób na przezwyciężenie samotności, pomoc w znoszeniu cierpień, pokarm dający siłę, by znów wyruszyć w drogę po każdym rozczarowaniu, wewnętrzną energię, która pozwala dochować wierności dokonanemu raz wyborowi44. Biskup Rzymu wskazał też wiernym (duchownym, zakonnikom i świeckim) tematy rozważań i intencje adoracji: Przed Jezusem Chrystusem obecnym w Eucharystii wynagradzajmy naszą wiarą i miłością zaniedbania, zapomnienie, a nawet zniewagi, jakich nasz Zbawiciel doznaje w tylu miejscach na świecie45.
Kościół zachęca zarówno duszpasterzy, jak i wiernych świeckich do nawiedzania i adoracji Najświętszego Sakramentu46 oraz zaleca ordynariuszom, aby zachęcali „do adoracji eucharystycznej z udziałem ludu – krótszej, dłuższej, a nawet wieczystej”, gdyż staje się ona „niewyczerpanym źródłem świętości”47. Kodeks Prawa Kanonicznego dodaje nadto praktyczną dyspozycję: „Jeśli nie stoi na przeszkodzie poważna racja, kościół, w którym jest przechowywana Najświętsza Eucharystia, powinien być otwarty dla wiernych przynajmniej przez kilka godzin dziennie, aby mogli się modlić przed Najświętszym Sakramentem” (kan. 937).
Rozważając wszystkie tajemnice z życia Pana Jezusa musimy w głębokim podziwie i uwielbieniu zgiąć kolana przed miejscem, o którym w naszych kościołach informuje wieczna lampka, świadcząca o żywej i zbawiającej Obecności Słowa, które ciałem się stało i zamieszkało między nami (J 1,14). Kardynał Józef Ratzinger pisze, że również dzisiaj zginanie kolan, okazywanie posłuszeństwa Bogu, Jego adorowanie czy wysławianie nie przeczy godności, wolności i wielkości człowieka. Jezus sam się nad nami pochylił, by umyć nasze nogi. I to napełnia naszą modlitwę wolnością, nadzieją i radością, ponieważ pochylamy się nad Miłością, która nie zniewala, lecz przemienia. Prośmy więc Pana, by zechciał nam ofiarować takie rozumienie i taką radość, a one niech promieniują na całe nasze życie i na każdy nasz dzień powszedni48.
IV Synod Diecezji Tarnowskiej – idąc za myślą przewodnią Kościoła powszechnego – poleca m. in. „urządzanie uroczystego wystawienia Najświętszego Sakramentu w pierwsze niedziele miesiąca po każdej Mszy świętej”, w celu adoracji. Postanawia też: Wszyscy wierni niech starają się oddawać cześć Eucharystii „także przez nawiedzenie kościoła i przez duchową łączność z Jezusem Eucharystycznym. Dla umożliwienia nawiedzenia Najświętszego Sakramentu kościół – przy odpowiednim zabezpieczeniu – powinien być otwarty przynajmniej przez kilka godzin dziennie…”49.
Znaczenie adoracji
„Papież z Krakowa” napisał: „Pięknie jest przebywać z Jezusem: spoczywając na Jego piersi jak umiłowany uczeń, możemy doznać nieskończonej miłości Jego Serca. Uczymy się głębiej poznawać Tego, który oddał samego siebie, w różnych tajemnicach swego Boskiego i ludzkiego życia; w ten sposób stajemy się uczniami i sami włączamy się w ten wielki proces składania i przyjmowania daru, ku chwale Boga i dla zbawienia świata. Przez adorację chrześcijanie przyczyniają się w tajemniczy sposób do radykalnej przemiany świata i do owocowania Ewangelii. Warto pamiętać o tym, iż każdy człowiek, który modli się do Zbawiciela, pociąga za sobą cały świat i podnosi go ku Bogu. Ci, którzy trwają przed Panem pełnią więc bardzo ważną posługę: przedstawiają Chrystusowi tych wszystkich, którzy Go nie znają lub są od Niego oddaleni; w ich imieniu czuwają przed Jego obliczem”50.
Bł. Honorat Koźmiński (1829-1916) napisał: „Adoracja jest najwymowniejszym aktem wiary, pokory, miłości żalu, uwielbienia. Akt milczącej adoracji, to akt uniwersalny, wszystkie akty w sobie zawierający” (Notatnik). „Prawdziwie adorować Boga to jest, oprócz zewnętrznych form, czynić akty wiary, nadziei, miłości, pokory, posłuszeństwa, zaparcia się siebie, cierpliwości, itp.” (Tamże)51. „Zatop się, duszo moja, w tym oceanie tajemnic, abyś tam zaczerpnęła to, czym byś Boga twego uczcić godnie mogła za to wszystko, co od Niego ciągle odbierasz. Ach, bo ileż tych dobrodziejstw przychodzi bez zwrócenia uwagi (…). Zatop się…, abyś zaczerpnęła stamtąd to, czym byś mogła przebłagać Boga za te ustawiczne niewierności, którymi odpłacamy się za tyle Jego dobroci. Zatop się, abyś mogła ofiarować Mu coś godnego do wybłagania Jego łask…” (Tamże)52. Ojciec Honorat widział wielką potrzebę i konieczność zadośćuczynienia Bogu „za wszystkie nieskromności, zniewagi i świętokradztwa”, którymi Go obrażamy, „za wszystkie nieuczciwości i obelgi” dotąd popełniane, jak również i za te, które w przyszłości będą wyrządzane53.
5) Ciągle żywa i ożywiająca praktyka adoracji eucharystycznej
Jeden z liturgistów trafnie napisał: „Jakie to dla nas szczęście móc przyjść do świątyni, gdzie zawsze trwa święta obecność Chrystusa. Można Mu powiedzieć wszystkie swoje radości i smutki. Z takiej cichej adoracji odchodzimy umocnieni i uspokojeni. Pan jest blisko. Trzeba o Nim pamiętać”54. Przy Chrystusie eucharystycznym, ukrytym w tabernakulum czy wystawionym w monstrancji lub puszce, nabierają coraz większej aktualności słowa Pana: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Nie przestawajmy Go nawiedzać. On czeka na nas i pragnie ofiarować nam swe liczne dobra.
Kościół – Oblubienica korzysta z prawa przechowywania eucharystycznego Ciała swego Oblubieńca poza liturgią eucharystyczną, aby przedłużyć adorację, która jest naturalną „kontynuacją” celebracji. Poprzez adorację wierni mogą przeżyć szczególne doświadczenie «trwania» w miłości Chrystusa (por. J 15,9), wnikając coraz głębiej w Jego synowską relację z Ojcem 55. W Kościele posoborowym adoracja Najświętszego Sakramentu jest szczególnie rozpowszechnioną formą pobożności w kulcie Eucharystii56.
„Nasz Papież” stwierdził iż: „niewątpliwie reforma liturgiczna Soboru w znacznym stopniu przyczyniła się do bardziej świadomego, czynnego i owocnego uczestnictwa wiernych w Najświętszej Ofierze ołtarza. Ponadto w wielu miejscach adoracja Najświętszego Sakramentu znajduje swoją właściwą rolę w życiu codziennym i staje się niewyczerpanym źródłem świętości (…)”57. W jednym ze swoich orędzi (w 1999 roku) profetycznie napisał: „Także dzisiaj trzeba tak prowadzić wiernych, aby wpatrywali się z uwielbieniem w tajemnicę Chrystusa, Boga-Człowieka, a przez to stawali się ludźmi życia wewnętrznego, którzy słyszą i realizują powołanie do nowego życia, do świętości, do wynagrodzenia, które jest apostolskim współuczestnictwem w dziele zbawiania świata; ludźmi, którzy przygotowują się do nowej ewangelizacji, dostrzegając w Sercu Chrystusa serce Kościoła: świat musi koniecznie zrozumieć, że chrześcijaństwo jest religią miłości”58.
„Dlatego – pisze Papież Benedykt XVI – wraz ze zgromadzeniem synodalnym gorąco polecam pasterzom Kościoła oraz Ludowi Bożemu praktykę adoracji eucharystycznej, czy to osobistej, czy wspólnotowej. Wielką korzyścią będzie tu odpowiednia katecheza, która wyjaśni wiernym znaczenie tego aktu kultu. (…). Ponadto polecam, by w formacji katechetycznej dzieci, w szczególności w ramach przygotowania do I. Komunii świętej, były one wprowadzane w znaczenie i piękno dotrzymywania towarzystwa Jezusowi i by było kultywowane ich zdumienie wobec Jego obecności w Eucharystii. Chciałbym wyrazić mój głęboki szacunek oraz poparcie dla tych wszystkich instytutów życia konsekrowanego, których członkowie poświęcają znaczną część swego czasu na adoracje eucharystyczną. W ten sposób dla wszystkich są przykładem osób, które pozwalają się kształtować przez realną obecność Pana. Tak samo pragnę dodać otuchy tym stowarzyszeniom wiernych, jak również bractwom, które podejmują tę praktykę jako swoje szczególne zadanie, stając się zaczynem kontemplacji dla całego Kościoła i przypomnieniem o centralnym miejscu Chrystusa w życiu poszczególnych ludzi oraz wspólnot”59.
3. Formy adoracji eucharystycznej
W Kościele znana jest adoracja indywidualna i wspólnotowa; ta druga uświadamia nam naszą przynależność do Ciała Chrystusa. Do adoracji ma prawo cała wspólnota zakonna, stowarzyszenie eucharystyczne lub wspólnota parafialna. Dają one okazję do licznych wyrazów pobożności eucharystycznej” (kan. 942)60. Jednakże ciągle należy pamiętać o tym, że eucharystyczna ofiara Chrystusa stanowi najwyższą formę adoracji, jaką ofiaruje On swojemu Ojcu w naszym imieniu.
Adoracja Najświętszego Sakramentu może mieć rozmaite formy:
1) Zwyczajne nawiedzenie Najświętszego Sakramentu przechowywanego w tabernakulum: krótkie spotkanie z Chrystusem wynikające z wiary w Jego obecność i wyrażone modlitwą w milczeniu.
2) Adoracja Najświętszego Sakramentu wystawionego w monstrancji lub w puszce, na dłuższy lub krótszy czas, według przepisów liturgicznych: tak zwana adoracja wieczysta i 40-godzinne nabożeństwo.
a) Adoracja wieczysta polega na nieprzerwanie trwającej czci wystawionego Najświętszego Sakramentu, oddawanej przez jednostki lub wspólnoty religijne, parafialne lub zakonne. Wywodzi się z nabożeństwa błagalnego przed wystawionym Najświętszym Sakramentem (czterdziestogodzinne nabożeństwo) odprawianego najpierw w katedrze mediolańskiej we Włoszech podczas wojny w latach dwudziestych XVI wieku, a następnie, w myśl zarządzenia świętego Karola Boromeusza biskupa (1563-1584), w sposób ciągły, kolejno w poszczególnych kościołach Mediolanu. Do Rzymu zwyczaj ten przeniósł w 1548 r. św. Filip Neriusz (1515-1595)61, a pap. Klemens VIII wprowadził w 1592 roku adorację wieczystą we wszystkich kościołach rzymskich. W XVI wieku powstały we Francji zgromadzenia zakonne dla adoracji wieczystej (adoratorki). Wiele diecezji francuskich, wprowadzając adorację wieczystą, wyznaczało poszczególnym parafiom i klasztorom dni wystawienia Najświętszego Sakramentu w taki sposób, by była zachowana ciągłość przez cały rok. Praktyka ta była znana w Austrii od czasów Marii Teresy i w południowych Niemczech. W Polsce w diecezjach: płockiej (od 1779), gnieźnieńskiej (od 1792), warszawskiej, łomżyńskiej, podlaskiej i sandomierskiej adoracja wieczysta polega na kolejnym odprawianiu przez poszczególne parafie czterdziestogodzinnego nabożeństwa, trwającego od 1-3 dni; w wielu innych diecezjach natomiast, na wzór francuski, rozdzielono poszczególne dni roku pomiędzy kościoły parafialne i kaplice zakonne, wyznaczając na te dni całodzienne wystawienia Najświętszego Sakramentu62.
Kongregacja Kultu Bożego „usilnie zaleca, ażeby w najważniejszych miastach biskup diecezjalny wyznaczył któryś z kościołów dla odprawiania wieczystej adoracji, w którym jednakże często, a nawet jeśli możliwe, każdego dnia, będzie celebrowana Msza święta63. Do biskupa diecezjalnego bowiem należy krzewienie adoracji wśród wiernych oraz wydawanie zarządzeń dotyczących procesji, uczestnictwa w nich oraz ich godnego celebrowania64.
b) Czterdziestogodzinne nabożeństwo65, trwająca nieprzerwanie 40 godzin lub trzy dni z przerwami nocnymi adoracja Najświętszego Sakramentu. Nabożeństwo to zapoczątkowało przed 1214 r. bractwo biczowników z obecnego miasta Zadar w Dalmacji, które od Wielkiego Czwartku do południa Wielkiej Soboty adorowało Najświętszy Sakrament przechowywany w Bożym Grobie, w nawiązaniu do tradycji o 40-godzinnym przebywaniu ciała Chrystusa w grobie (św. Augustyn) oraz do zwyczaju zachowywania postu w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę (Tertulian, Hipolit Rzymski). Zaraz po wprowadzeniu nabożeństwo to zaczęto odprawiać nieprzerwanie najpierw w kościołach miejskich, a następnie w poszczególnych parafiach danej diecezji. Dzięki ciągłości 40-godzinnego nabożeństwa przerodziło się ono w adorację wieczystą, W roku 1527 praktykę tę wprowadził Antoni Maria Zaccaria w kościele św. Grobu i w katedrze w Mediolanie, a następnie w kilku innych miastach. Od roku 1534 wystawiano Najświętszy Sakrament do adoracji w monstrancji. W roku 1548 Filip Neriusz wprowadził 40-godzinne nabożeństwo w Rzymie, a papież Klemens VIII w 1592 roku nakazał odprawiać je we wszystkich kościołach Wiecznego Miasta. W roku 1553 jezuici – jako główni propagatorzy – zaprowadzili 40-godzinne nabożeństwo także poza Italią, a w roku 1623 papież Urban VIII rozciągnął tę praktykę, jako obowiązkową, na cały Kościół zachodni.
Pod wpływem jezuitów w drugiej połowie XVI wieku 40-godzinne nabożeństwo66 odprawiano przed środą popielcową w celu przebłagania za grzechy popełnione w czasie karnawału, nadając mu charakter adoracji wynagradzającej; w Polsce miało też często charakter błagalny z prośbą o odwrócenie klęsk żywiołowych i niebezpieczeństwa zagrażających ojczyźnie. W naszym kraju nabożeństwo to przyjęło się początkowo w kościołach jezuickich: w roku 1579 – w Wilnie, a w 1581 w Poznaniu i w Pułtusku, a szerzej w drugiej połowie XVIII wieku
Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. postanawiał: „W kościołach parafialnych (…), należy co roku, w dniach oznaczonych za zgodą ordynariusza miejsca, z możliwie z największą okazałością odprawiać 40-godzinne nabożeństwo błagalne; w razie trudności (…) przynajmniej przez kilka godzin z rzędu w dni oznaczone” urządzić uroczyste wystawienie Najświętszego Sakramentu (kan. 1275). Po Soborze Watykańskim II podtrzymano 40-godzinne nabożeństwo. Dokumenty liturgiczne podkreślają ogólnie konieczność corocznego i trwającego dłuższy czas wystawienia Najświętszego Sakramentu w monstrancji do adoracji67. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r. powtarza liturgiczną normę: „Zaleca się, ażeby w tych kościołach i kaplicach [które mają zezwolenie na przechowywanie Najświętszej Eucharystii] organizowano corocznie uroczyste wystawienie Najświętszego Sakramentu przez odpowiedni czas, choćby z przerwami, aby miejscowa wspólnota głębiej rozważała i adorowała tajemnicę eucharystyczną. Jednakże tego rodzaju wystawienie ma być tylko wtedy, gdy przewiduje się odpowiedni udział wiernych, i przy zachowaniu ustanowionych norm” (kan. 942)68.
4. Wskazania Stolicy Apostolskiej69 co do przebiegu adoracji
Nauczycielski Urząd Kościoła postuluje, aby na chwile adoracji wierni byli przygotowani do posłużenia się Pismem świętym jako nieporównywalną z niczym księgą modlitwy, do odpowiedniego doboru pieśni i modlitw, do zapoznania się z niektórymi prostymi strukturami Liturgii Godzin, do trwania na cichej modlitwie. „W ten sposób zrozumieją oni stopniowo, że w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu nie można odprawiać innych nabożeństw ku czci Dziewicy Maryi i świętych”70. Jednakże Kościół, ze względu na ścisły związek Maryi z Chrystusem, nie wyklucza podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu odmawiania i rozważania różańca, który jako modlitwa oparta na Ewangelii i skoncentrowana na tajemnicy Wcielenia i Odkupienia, jest uważana za modlitwę o wymiarze ściśle chrystologicznym71: „kontemplację misteriów Chrystusa oczami i sercem Maryi. W łączności z Nią i z Jej przykładem”72.
Przed Najświętszym Sakramentem, wystawionym na dłuższy czas, można i powinno się również odprawić jakąś część Liturgii Godzin, zwłaszcza Godzin głównych73. Jej sprawowanie bowiem w ciągu dnia stanowi prawdziwe przedłużenie Ofiary chwały i dziękczynienia; Msza święta jest świadkiem i źródłem sakramentalnym Liturgii Godzin74, która „rozciąga na poszczególne pory dnia uwielbienie i dziękczynienie oraz wspomnienie tajemnic zbawienia, modlitwę błagalną i przedsmak niebiańskiej chwały dany nam w Eucharystii (…). Liturgia Godzin najlepiej przygotowuje do sprawowania Eucharystii i ożywia odpowiednie usposobienie, jak wiarę, nadzieję, miłość, pobożność i ducha ofiary” (OWMR, n.12). We wspólnej celebracji, kiedy okoliczności na to pozwalają, można ściśle połączyć Mszę świętą i jedną z godzin oficjum – Jutrznię, Modlitwę w ciągu dnia, Nieszpory, według wskazań i obowiązujących przepisów75.
„Podczas wystawienia należy modlitwy, śpiewy i czytania ułożyć tak, by adorujący wierni skupiali swoją uwagę na Chrystusie Panu (…) W pewnych zaś momentach dobrze jest zachować święte milczenie”76.
Biskup Rzymu podkreślał, że różańcową modlitwę maryjną cechuje cudowna «prostota i głębia»77 oraz że Różaniec pojmowany w jego głębokim znaczeniu biblijnym i chrystocentrycznym78, na które zwrócił uwagę w Liście apostolskim Rosarium Virginis Mariae (Różaniec Dziewicy Maryi), może się stać „szczególnie odpowiednim sposobem kontemplacji eucharystycznej, realizowanej razem z Maryją i w Jej szkole”79. Gdy jednak modlitwę różańcową odmawia się w obecności Najświętszego Sakramentu, zwłaszcza wystawionego, należy jasno przedstawić jej naturę, jako kontemplację tajemnic życia Chrystusa – Odkupiciela i zbawczego planu Ojca wszechmogącego, posługując się w tym celu przede wszystkim wybranymi czytaniami z Pisma świętego”80. Słuchanie tekstu biblijnego, milczenie medytacyjne, dopowiedzenia chrystologiczne w „Zdrowaś Maryjo”, po imieniu Jezus, śpiewanie „Chwała Ojcu”, dodana modlitwa końcowa skierowana do Chrystusa, także w formie litanijnej; wszystkie te akty uwydatniają charakter kontemplacyjny, który cechuje modlitwę przed Najświętszym Sakramentem znajdującym się w tabernakulum lub wystawionym do adoracji81.
Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów wyjaśnia, że co do litanii do Matki Bożej, która jest samodzielnym aktem kultu nie koniecznie związanym z różańcem82, to bardziej właściwe może być (podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu) zastąpienie jej przez litanie bezpośrednio skierowane do Chrystusa83.
5. Ze spotkania z Chrystusem podczas adoracji chrześcijanie czerpią siły…
Kongregacja Kultu Bożego stwierdza, że oddawanie czci Eucharystii poza Mszą świętą ma mocne i trwałe uzasadnienie, a nawet sam Kościół ustanowił niektóre powszechne i wspólnotowe jego formy84. Kult adoracji opiera się na silnej i pewnej podstawie, „głównie dlatego, że wiara w rzeczywistą obecność Pana prowadzi całkiem naturalnie do zewnętrznego i publicznego uwidocznienia tejże wiary (…). A więc [jest to] pobożność, skłaniająca wiernych (…) do odpowiedzi wdzięcznym sercem na dar z samego siebie Tego, który przez swoje człowieczeństwo nieustannie wlewa Boże życie w członki swojego Ciała. Przebywając przy Chrystusie Panu, zażywają najgłębszej Jego poufałości i wylewają przed Nim swe serce za siebie i wszystkich swoich, modlą się o pokój i zbawienie świata. Oddając w ofierze z Chrystusem całe swe życie Ojcu w Duchu Świętym, czerpią z tego przedziwnego obcowania wzrost w wierze, nadziei i miłości”85.
Eucharystia jest i Ofiarą i Sakramentem; ten zaś tym się rożni od innych sakramentów, że nie tylko daje łaskę, lecz zawiera w sposób trwały samego Dawcę łaski. Podczas adoracji Kościół prosi Go o dary nadprzyrodzone i doczesne, których ustawicznie potrzebujemy, objawia żywą wiarę, z jaką wyznaje, że Boski Oblubieniec jest obecny pod tymi postaciami, oświadcza Mu swą ochotną służbę i korzysta z serdecznej z Nim zażyłości86. Eucharystia jest Bogiem jako Odpowiedzią, jest odpowiadającą Obecnością. Inicjatywa kontaktów Bóg – człowiek już nie leży po naszej, lecz po Jego stronie i dopiero wtedy staje się rzeczywiście szczera. Kiedy modlimy się w eucharystycznej obecności Chrystusa, nigdy nie jesteśmy sami. Wtedy Jezus zawsze modli się z nami. Wtedy zawsze modli się z nami cały celebrujący Eucharystię Kościół87.
Skoro Bóg daje się nam osobiście, dlatego my również musimy dać mu naszą osobistą odpowiedź. Ponieważ Pan jako Zmartwychwstały daje nam się w Ciele, musimy odpowiedzieć duszą i ciałem. Wszystkie duchowe możliwości naszego ciała nieodzownie przynależą do kształtu Eucharystii: śpiewanie, mówienie, milczenie, postawa siedząca, postawa stojąca, klęczenie. Tylko te trzy elementy łącznie – śpiewanie, mówienie i milczenie – stanowią odpowiedź, w której dla Pana otwiera się pełnia naszego duchowego ciała88. W osobistej modlitwie codzienne nasze zajęcia przedstawiamy Bogu. Otrzymujemy od Niego duchowe pomoce potrzebne na każdą okoliczność życia, które nabiera nadprzyrodzonej wartości, jeśli prosimy Pana Jezusa o Jego umocnienie i łaskę. Jezus jest bowiem „dniem i nocą pośrodku nas, mieszka między nami pełen łaski i prawdy, urabia nasze obyczaje, zasila cnoty”89.
Ojciec Święty Paweł VI (1963-1978) w swojej encyklice o Eucharystii napisał: „Eucharystia nadaje chrześcijańskiemu ludowi godność, której niepodobna należycie ocenić. Chrystus bowiem jest rzeczywiście Emanuelem, czyli «Bogiem z nami» nie tylko w czasie składania ofiary i sprawowania Sakramentu, lecz również (…) gdy Eucharystię przechowuje się w kościołach i kaplicach. Jest bowiem dniem i nocą pośrodku nas, mieszka między nami pełen łaski i prawdy (por. J 1, 14), urabia nasze obyczaje, zasila cnoty, pociesza smutnych, umacnia słabych i pobudza wszystkich, którzy się do Niego zbliżają, by Go naśladować, by za Jego przykładem uczyć się być cichymi i pokornego serca i nie szukać własnych korzyści, lecz Bożych. Ktokolwiek więc odnosi się do Świętej Eucharystii ze szczególną pobożnością i miłującemu nas nieskończenie Chrystusowi stara się ochoczo i wielkodusznie miłością odwzajemniać90, ten doświadcza i do głębi rozumie, z wielką radością i pożytkiem dla duszy, jak cenne jest życie ukryte z Chrystusem w Bogu (por. Kol 3, 3) i jak wielką wartość ma prowadzenie rozmowy z Chrystusem, nad co nie ma nic na tej ziemi milszego, nic skuteczniejszego w podążaniu drogami świętości”91.
Papież Jan Paweł II napisał: „Dobrowolne wyniszczenie Chrystusa, miłe Ojcu i uwielbione w zmartwychwstaniu, stanowi niejako motyw najbliższy, z którego rodzi się nasza adoracja tego Zbawiciela, który «stał się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej» (Flp 2, 8). Adoracja jest równocześnie przejęta wielkością tej Ludzkiej Śmierci, w której świat – to znaczy każdy z nas – został umiłowany aż do końca (J 13, 1). I równocześnie zawiera się w niej jakieś nasze wynagrodzenie za tę Miłość ukrzyżowaną na śmierć: jest naszą «Eucharystią», czyli naszym dziękczynieniem, uwielbieniem za to, że Chrystus nas odkupił swoją śmiercią i przez swoje zmartwychwstanie dał nam uczestnictwo w życiu nieśmiertelnym. Kult ten winien wypełniać wnętrza świątyń również poza godzinami Mszy świętych. Skoro bowiem tajemnica eucharystyczna została ustanowiona z miłości i uobecnia nam sakramentalnie Chrystusa, zasługuje zatem na nasze dziękczynienie i naszą cześć”92. „Nasz Papież” uczył, że adoracja Eucharystii jest przede wszystkim kultem Bożej łaskawości. Prawdziwa cześć dla Eucharystii staje się szkołą czynnej miłości bliźniego, szkołą kształcenia sumienia93.„Nie żałujmy przeto naszego czasu na adorację (…) niech nasza adoracja nigdy się nie kończy”94.
W roku 1999 do arcybiskupa Lyonu Papież z Krakowa napisał: ze spotkania z Chrystusem podczas adoracji „chrześcijanie zaczerpną siły potrzebne do życia duchowego i do realizacji swojej misji w świecie. Trwając bowiem w zjednoczeniu serc z Boskim Nauczycielem i odkrywając nieskończoną miłość Ojca, staną się prawdziwymi czcicielami w duchu i w prawdzie. Ich wiara ożywi się, oni zaś wnikną w tajemnicę Boga i zostaną głęboko przemienieni przez Chrystusa. W chwilach doświadczeń i radości będą upodabniać swoje życie do tajemnicy krzyża i zmartwychwstania Zbawiciela (por. GS, n. 48). Każdego dnia będą się coraz bardziej stawać synami w Synu [Bożym]. Wówczas dzięki nim miłość będzie się rozlewać w ludzkich sercach, aby mogło wzrastać Ciało Chrystusa, którym jest Kościół, oraz by powstawało społeczeństwo sprawiedliwości, pokoju i braterstwa. Staną się orędownikami całej ludzkości, bo każda dusza, która wznosi się ku Bogu, wznosi ku Niemu także świat i w tajemniczy sposób przyczynia się do zbawienia, ofiarowanego nam bezinteresownie przez Ojca niebieskiego”95.
Bóg jest blisko nas. Jezus czeka na nas i my zawsze wiemy, gdzie możemy Go znaleźć, gdzie On daje się znaleźć. On nas zna i oczekuje na nas. Nie pozwólmy, by czekał daremnie. Nie omijajmy tego, co dla naszego życia najważniejsze i największe, roztargnieni i bierni. Nie przechodźmy obojętnie obok niezwykłej tajemnicy. Dajmy sobie również w ciągu tygodnia czas na to, by wstąpić do kościoła na chwilę i pobyć przed Panem, który jest tak blisko. Z naszych kościołów i kaplic stale wychodzi zaproszenie Jezusa Chrystusa. Zawsze żyje w nich Jego święte z nami sąsiedztwo. Ono stale nas woła i zaprasza96. Pan jest blisko w naszym sumieniu, w swoim słowie, osobowej obecności w Eucharystii: to jest godność i radość chrześcijan. Z tego chcemy się cieszyć i wyraża się to w wysławianiu Boga, który jest naszą radością i naszym zbawieniem97.
Zakończenie
Na zakończenie tego rozważania przywołajmy na pamięć godną refleksji wypowiedź Sługi Bożego Jana Pała II: „Ożywienie i pogłębienie kultu eucharystycznego jest sprawdzianem prawdziwej odnowy – tej, którą sobie Sobór postawił za cel. Jest tej odnowy punktem poniekąd kulminacyjnym. Kościół i świat odczuwają wielką potrzebę kultu eucharystycznego. Jezus oczekuje nas w tym sakramencie miłości. Nie żałujmy naszego czasu na spotkanie z Nim w adoracji, na kontemplację pełną wiary i gotowości wynagrodzenia wielkich win i występków świata”98. Ojciec Święty Benedykt XVI zwraca się do poszczególnych wiernych (duchownych, instytutów zakonnych i osób świeckich) z zaproszeniem, „by osobiście znajdowali czas na przebywanie na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem ołtarza”. Zachęca też parafie i rożne grupy kościelne, „by praktykowały wspólnotową adorację”99. Dajmy też posłuch zachęcie świętego Josemarii Escrivy: „Przychodź wytrwale przed tabernakulum, fizycznie lub duchowo, aby poczuć się pewnym, aby czuć się kochanym… i aby kochać”100.
Pan Jezus, który do końca nas umiłował, obecny we dnie i w nocy w Najświętszym Sakramencie w Tabernakulum, oczekuje w każdy dzień na nasze nawiedzenie i adorację
ks. Piotr Gajda/opoka.org.pl/Fronda.pl
*******
Przypisy:
1 Artykuł ten jest częścią 16-tego rozdziału książki ks. Piotra Gajdy, Eucharystia sercem przeżywana zadatkiem szczęśliwej wieczności, „Biblos” Tarnów 2004, s. 166-198.
2 Benedykt XVI, Posynodalna adhortacja apostolska o Eucharystii, źródle i szczycie życia i misji Kościoła Sacramentum caritatis, 22 lutego 2007 (dal. cyt. Sacramentum caritatis), n. 94.
3 Św. Augustyn, Enarrationes in Psalmos 98,9. – Podaję za: Sacramentum caritatis, n. 66, przypis 191; por. Benedykt XVI, Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2005, w:L’Osservatore Romano, w jęz. pol., 280 (2006), nr 2, s. 16
4 Kongregacja Obrzędów, Instrukcja Eucharisticum misterium, n. 3; Kongregacja Kultu Bożego, Komunia święta i kult tajemnicy eucharystycznej poza Mszą świętą dostosowane do zwyczajów diecezji polskich,. N. 56-57, Katowice 1985, s. 37-38.
5 Sacramentum caritatis, n. 66.
6 Por. Rok Eucharystii, Wskazania i propozycje, n. 13.
7 Por. Komunia święta i kult tajemnicy eucharystycznej poza Mszą świętą, n. 55-57; Ecclesia de Eucharistia, n. 25; Redemptionis Sacramentum, n. 129-141; D. Kwiatkowski, ks.,Duszpasterskie zadania i wyzwania dla Kościoła w Roku Eucharystii, w: „Liturgia sacra. Liturgia, musica, ars. Półrocznik Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego”, 10 (2004), nr 2, s. 268-269; R. Berger, Mały słownik liturgiczny, Poznań 1990, s. 130.
8 Ecclesia de Eucharystia, n. 25.
9 Enarrationes In Psalmos 98,9. – Por. Benedykt XVI, Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2005, w: L’Osservatore Romano, w jęz. pol. 280 (2006), nr 2, s. 16.
10 Benedykt XVI, Posynodalna adhortacja o Eucharystii, źródle i szczycie życia Sacramentum caritatsis, 22 lutego 2007 (dal. cyt. Sacramentum caritatsis), n. 66.
11 P. Pachciarek, Adoracja Najświętszego Sakramentu, w: ABC chrześcijanina, Mały słownik, s. 11.
12 Jan Paweł II, List z okazji 750-lecia święta Bożego Ciała, 28 maja 1996, n. 4, s. 124.
13 Zob. W. Schenk, ks., Adoracja Najświętszego Sakramentu. I. Dzieje, w: EK, t. 1, Lublin 1973, kol. 101-102.
14 Por. F. F. Carvajal, dz. cyt., t. 6, s. 312.
15 Kongregacja Kultu Bożego, Dekret Eucharistiae sacramentum, 21 czerwca 1973, w: AAS 65 (1973), s. 610.
16 Rok Eucharystii, Wskazania i propozycje, n. 13.
17 Tamże; por. Redemptionis Sacramentum, n. 129.
18 Por. Pius XII, Enc. Mediator Dei, w: AAS 39 (1947), s. 568-572; Paweł VI, Enc. Mysterium fidei, w: AAS (1965), s. 769-772; Eucharisticum mysterium, n. 49-50; Komunia święta i kult tajemnicy eucharystycznej poza Mszą świętą, n. 5; Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii, n. 164..
19 Por. J. Ratzinger, kard., Bóg jest blisko nas, s.100 -101.
20 Por. Mediator Dei, w: Eucharystia w wypowiedziach…, s. 62-63; Redemptionis Sacramentum, n. 136 i 140-141.
21 Sobór Trydencki, Sess. 13, c. 5 i 6.
22 Por. Mediator Dei, n. IV, w: Eucharystia w wypowiedziach, s. 63; Redemptionis Sacramentum, n. 137.
23 Eucharisticum misterium, n. 3b.
24 Wprowadzenie teologiczne i pastoralne, n. 5, w: Komunia święta i kult tajemnicy eucharystycznej poza Mszą świętą dostosowane do zwyczajów diecezji polskich,. Katowice 1985, s. 11-12.
25 Mszał Rzymski, na uroczystość poświęcenia kościoła.
26 Mediator Dei, n. IV, w: Eucharystia w wypowiedziach, s. 64.
27 Tamże.
28 Mysterium fidei, w: AAS 57 (1965), s. 771.
29 Sobór Watykański II, Dekret o posłudze i życiu kapłanów Presbyterorum ordinis, n. 18; por. J.-M. Verlinde, ks. dz. cyt., s. 147.
30 Jan Paweł II, Audiencja generalna, 9 czerwca 1993, w: L’Osservatore Romano, w jęz. pol. 8-9 (1993), s. 45.
31 List Komitetu Roku Maryjnego do biskupów, 7 października 1987 r., w: Curr: 138 (1988) nr 10-12, s. 468-469; por. Ecclesia de Eucharistia, n. 61; Redemptionis sacramentum, n. 130 i 134-136; 139-140; Rok Eucharystii. Sugestie i propozycje, n. 3.
32 Ecclesia de Eucharistia, n. 25.
33 J.-M. Verlinde, ks., dz. cyt., s. 149.
34 Tamże, s. 148.
35 Kongregacja ds. Duchowieństwa, Dyrektorium o posłudze i życiu kapłanów, 31 stycznia 1994, Tarnów 1995, n. 50; Jan Paweł II, Katecheza w czasie audiencji ogólnej, 9 czerwca 1993, n. 6, w: L’Ossevatore Romano, 10 czerwca 1993; Tenże, Adhortacja apostolska o formacji kapłanów we współczesnym świecie Pastores dabo vobis, 25 marca 1992, n. 48; por. Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 1418.
36 Jan Paweł II, List na Wielki Czwartek, Tajemnica i kult Eucharystii, 24 lutego 1980, n. 3. Korzystam ze zbioru: Jan Paweł II, Listy na Wielki Czwartek 1979-2005, Kraków [2005], s. 39.
37 Por. Redemptionis Sacramentum, n. 134.
38 Jan Paweł II, List do ordynariusza Lyonu, arcybiskupa L.-M. Bille…, w: L’Osservatore Romano, w jęz. pol. 9-10 (1999), s. 12.
39 Jan Paweł II, Adhortacja apostolska o biskupie słudze Ewangelii Jezusa Chrystusa dla nadziei świata Pastores gregis, 16 października 2003, n. 16.
40 Jan Paweł II, Wstańcie, chodźmy!, Kraków 2004, s. 115.
41 Mane nobiscum Domine, n. 18; por. Redemptionis Sacramentum, n. 137.
42 Jan Paweł II, List z okazji 750-lecia Bożego Ciała, 28 maja 1996, n. 7.
43 Tamże, n. 8.
44 Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2000 roku, n. 14; Redemptionis Sacramentum, n. 134-135.
45 Jeden z autorów natomiast pisze: „Adoracja może przybierać różne formy, ale właściwą postawą jest milczenie. Milczenie pozwala głębiej wniknąć człowiekowi w tajemnicę wiary, a jednocześnie łatwiej jest nawiązać intymny kontakt ze Zmartwychwstałym Jezusem Chrystusem. Kościół zezwala w czasie adoracji na czytanie Pisma świętego i inne modlitwy lub śpiewy. – J. Lewandowski, ks., dz. cyt., s. 97.
46 Por. Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii, n. 164; Redemptionis Sacramentum, n. 135; P.-M. Gajda, Rola sanktuariów w życiu diecezji, w: Zwiastowanie, Pismo urzędowe diecezji rzeszowskiej, 14 (2005), nr 1, s. 96-97.
47 Por. Redemptionis Sacramentum, n. 136.
48 J. Ratzinger, kard., Bóg jest blisko nas, s. 130.
49 Stat. 167 § 1 IV Synodu Diecezji Tarnowskiej (1982-1986), Tarnów 1990.
50 Jan Paweł II, List z okazji 750-lecia święta Bożego Ciała, 28 maja 1996. n. 5.
51 Bł. H. Koźmiński o Eucharystii. Wybór tekstów J. Pyrek OFMCap., Katowice-Ząbki 2005, s. 63.
52 Tamże, s. 65-66.
53 Por. tamże, s. 109.
54 M. Nowak, ks., dz. cyt., s. 158.
55 Por. J.-M. Verlinde, ks. dz. cyt., s. 146-147.
56 Wskazania i propozycje obchodu Roku Maryjnego, n. 164, s. 118; por. n. 165, s. 119-120; Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii, n. 164; J. Lewandowski, ks., Eucharystia dar i ofiara, Ząbki 2005, s. 95-97.
57 Tamże, n. 10. Papież z bólem dodaje, że w niektórych miejscach obserwuje się „prawie całkowity zanik tej praktyki adoracji eucharystycznej. Do tego dochodzą też tu i ówdzie, w różnych środowiskach kościelnych, nadużycia (…) odnośnie do tego przedziwnego Sakramentu (…) Poza tym niekiedy bywa zapoznana potrzeba posługi kapłańskiej, opierającej się na sukcesji apostolskiej (…) Stąd też pojawiają się inicjatywy ekumeniczne, które (…) stosują praktyki eucharystyczne niezgodne z dyscypliną, w jakiej Kościół wyraża swoją wiarę (…). Eucharystia jest zbyt wielkim darem, ażeby można było tolerować dwuznaczność i umniejszenia. Ufam, że Encyklika przyczyni się w skuteczny sposób do rozproszenia cieni wątpliwości doktrynalnych i zaniechania niedopuszczalnych praktyk, tak aby Eucharystia nadal jaśniała pełnym blaskiem całej swojej tajemnicy”. – Por. Instrukcja o zachowaniu i unikaniu pewnych rzeczy dotyczących Najświętszej Eucharystii, Redemptionis sacramentum, n. 136; n. 141, 142 i 144.
58 Jan Paweł II, Orędzie na stulecie poświęcenia ludzkości Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, 11 czerwca 1999 r., w: L’Osservatore Romano, w jęz. pol. (1999), nr 9-10, s. 13.
59 Tamże, n. 67.
60 Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii, n. 165.
61 Filip Neri został wyświęcony na kapłana w 1551 roku, w wieku 36 lat życia; był zaprzyjaźniony ze św. Karolem Boromeuszem.
62 Por. W. Schenk, ks. Adoracja wieczysta, w: EK, t. 1, Lublin 1973, kol. 104-105. Decyzją Biskupa Wiktora Skworca zwyczaj ten został rozciągnięty również na diecezję tarnowską. W Polsce, w praktyce parafialnej, przez adorację wieczystą rozumie się uroczyste wystawienia Najświętszego Sakramentu w monstrancji, w dni powszednie, trwa od zakończenia ostatniej Mszy świętej porannej do rozpoczęcia Mszy świętej wieczornej
63 Redemptionis Sacramentum, n. 140.
64 Por. OWMR, n. 142.
65 Por. W. Schenk, ks., Czterdziestogodzinne nabożeństwo, w: EK, t. 3, Lublin 1979, kol. 923.
66 „Program” 40-godzinnego nabożeństwa zob. W. Schenk, art. cyt., w: EK, t. 3, Lublin 1979, kol. 923
67 Por. Komunia święta i kult tajemnicy eucharystycznej poza Mszą świętą , n. 62; zob. tamże n.63-64; W. Schenk, ks., Czterdziestogodzinne nabożeństwo, w: EK, t. 3, Lublin 1979, kol. 923.
„Przez Stolicę Apostolską lub Stolicę Świętą rozumie się w niniejszym Kodeksie nie tylko Biskupa Rzymskiego, lecz także – o ile nie wynika co innego z natury rzeczy lub z kontekstu – Sekretariat Stanu, Radę Publicznych Spraw Kościoła, jak również inne instytucje Kurii Rzymskiej”. – KPK, kan. 361.
68
69
70 Por. Odpowiedź na wątpliwość w pkt. 62 Instr. Eucharisticum mysterium, w: „Notitiae” 4 (1968), s. 33-134.
71 Paweł VI, Adhortacja apostolska o należytym kształtowaniu i rozwijaniu kultu Najświętszej Maryi Panny Marialis cultus, 2 lutego 1974 (dal. cyt. Marialis cultus), n. 46; List Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, 15 stycznia 1997, w: „Notitiae” 34 (1998) s. 506-510; zob. także odpowiedź Penitencjarii apostolskiej, 8 marca 1996, w: „Notitiae” 34 (1998) s. 511; Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii, n. 165 i 203; Jan Paweł II, List apostolski Rosarium Virginis Mariae o Różańcu Świętym, 16 października 2002 (dal. cyt. Rosarium Virginis Mariae), rozdz. III; Rok Eucharystii, Wskazania i propozycje, n. 14-15; Mane nobiscum Domine, n.18. Inaczej natomiast trzeba spojrzeć na Litanię do Matki Bożej; jest ona bowiem samodzielnym aktem kultu nie koniecznie związanym z różańcem.
72 Rok Eucharystii, Wskazania i propozycje, n. 16.
73 Komunia święta i kult tajemnicy eucharystycznej poza Mszą świętą, n. 72..
74 Por. Kongregacja ds. Duchowieństwa, Dyrektorium o posłudze i życiu kapłanów, n. 50.
75 Por. Ogólne Wprowadzenie do Liturgii Godzin, n. 93-97.
76 Komunia święta i kult tajemnicy eucharystycznej poza Mszą świętą, n. 71. O adoracji we wspólnotach zakonnych zob. tamże, n. 66.
77 Jan Paweł II, List apostolski Rosarium Virginis Mariae, n. 2.
78 Chrystocentryczny – którego centrum, ośrodkiem jest Chrystus.
79 Mane nobiscum Domine, n. 18; por. Redemptionis Sacramentum, n. 137.
80 Redemptionis Sacramentum, n. 137.
81 Rok Eucharystii, Wskazania i propozycje, n. 16. Eucharystię wolno przechowywać tylko w jednym tabernakulum kościoła czy kaplicy. – Por. R. Berger, Mały słownik liturgiczny, s. 148.
82 Por. Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii, n. 203.
83 Rok Eucharystii, Wskazania i propozycje, n. 16.
84 Por. Dekret Kongregacji Kultu Bożego z 21 czerwca 1973, w: Komunia święta i kult tajemnicy eucharystycznej poza Mszą święta, s. 7; zob. tamże, Wprowadzenie teologiczne i pastoralne, n. 2-5, s. 10-11.
85 Eucharisticum mysterium, n. 49-50; Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii, n. 164.
86 Por. Mediator Dei, n. IV, w: Eucharystia w wypowiedziach, s. 62.
87 Por. J. Ratzinger, kard., Bóg jest blisko nas, s.102
88 Tamże, s. 103 – 104.
89 Mysterium fidei, n. 24; por. J. Lewandowski, ks., dz. cyt., s. 99.
90 Por. D. Kwiatkowski, ks., art. cyt., s. 265-271.
91 Mysterium fidei, w: Eucharystia w wypowiedziach, s. 85-86.
92 Jan Paweł II, List apostolski o tajemnicy i kulcie Eucharystii Dominicae coenae, 24 lutego 1980, n. 3, w: Eucharystia w wypowiedziach, s.100.
93 Tamże, n. 6, w: Eucharystia w wypowiedziach, s. 103; por. J. Ratzinger, kard., Bóg jest blisko nas, s. 112-113.
94 Zob. J. Ratzinger, kard., Bóg jest blisko nas, s. 111; Św. J. S. Pelczar o Eucharystii, Katowice-Ząbki 2005, s. 43-50.
95 Jan Paweł II, List do ordynariusza Lyonu, arcybiskupa L.-M. Bille, z okazji stulecia poświęcenia ludzkości Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, 4 czerwca 1999, w: L’Osservatore Romano, w jęz. pol. (1999), nr 9, s. 12.
96 Por. J. Ratzinger, kard., Bóg jest blisko nas, s. 118 i 119.
97 Por. tamże, s. 122.
98 Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 1980 Tajemnica i kult Eucharystii, n. 3.
99 Sacramentum caritatis, n. 68; por. L’Osservarore Romano, 12 października 2005, n.5.
100 Św. Josemaria Escriva, To Chrystus przechodzi, s. 116.
______________________________________________________________________________________________________________
Sokółka, Legnica, Konstancin Jeziorna: co najmniej dwa cuda, aż trzy nadużycia (opinia)
*****
Hostia upuszczona przez księdza i umieszczona w naczyniu z wodą po pewnym czasie zabarwiła się na czerwono. Takie zdarzenia nastąpiły w Sokółce i Legnicy. Podobna sekwencja wypadków miała miejsce także w otwartym niedawno domu rekolekcyjnym Dobry Zakątek w Konstancinie-Jeziornej. Rozpoczęła się w niedzielę 11 września, podczas porannej Mszy świętej z udziałem członków Instytutu Chrystusa Króla.
– Kapłan, zgodnie ze zwyczajem, umieścił podniesioną Hostię w naczyniu liturgicznym z wodą, tzw. vasculum, żeby się rozpuściła. Kiedy zajrzał do niego po tygodniu, zauważył, że rozpuszczona Hostia częściowo zabarwiła się na czerwono. Poprosiłem wówczas, by umieścił ją w tabernakulum i poprosiłem o przyjazd księdza dziekana. Do 10 października przechowywaliśmy tę Hostię w kaplicy, następnie przewiozłem ją do kurii archidiecezjalnej warszawskiej – relacjonował ks. Bogusław Jankowski, dyrektor Dobrego Zakątka, cytowany przez „Gościa Niedzielnego”.
Hostia ma zostać poddana specjalistycznym analizom. W przypadku Sokółki i Legnicy badane substancje o czerwonej barwie okazały się być fragmentami ludzkiego serca w agonii. Nie wiemy, czy tak samo będzie również tym razem. Jednak te trzy wydarzenia łączy pewien wspólny fakt.
Z zamieszczonych w mediach relacji wynika, że podobnie jak podczas cudów eucharystycznych z 2008 i 2013 roku kapłani zastosowali procedurę przewidzianą dla sytuacji, w której – według przepisów Kongregacji Kultu Bożego i Sakramentów z 1965 roku – „coś trującego dotknęło hostii przeistoczonej” (De defectibus in celebratione Missae occurrentibus, n. 45, w: Ordo Missae, ritus servandus in celebratione Missae et de defectibus in celebratione Missae occurrentibus, Watykan 1965).
Zgodnie z tą samą instrukcją, w zwyczajnych przypadkach, to znaczy gdy nie wchodzi w grę zetknięcie z „czymś trującym” to „jeżeli upadnie Hostia lub jakaś jej cząstka, to należy ją ze czcią podnieść”.
Niemal identyczne brzmienie ma fragment Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego (Kongregacja Ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Rzym 2002). Punkt 280 głosi: „Jeśli upadnie Hostia lub jakaś jej cząstka, należy ją podnieść z czcią. Gdyby zaś rozlała się Najświętsza Krew, wtedy miejsce, na które spłynęła, należy obmyć wodą, a wodę wlać do kościelnej studzienki” (Ogólne wprowadzenie do Mszału rzymskiego z trzeciego wydania Mszału Rzymskiego, Rzym 2002).
Nie ma więc mowy o rozpuszczaniu całej Hostii w vasculum. Domyślnie – należy ją po prostu spożyć. Jednak najwyraźniej rozpowszechnił się obyczaj umieszczania podniesionych po upadku komunikantów w wodzie. Potwierdzenie tego znajdziemy nie tylko w praktyce, obserwując liturgie w polskich kościołach, ale też nawet w opisach vasculum na internetowych stronach sklepów dewocjonalnych sprzedających naczynia liturgiczne.
Czy nie mamy zatem do czynienia z „normowaniem” postępowania na granicy profanacji, zwłaszcza przy wszechobecnej dziś praktyce udzielania Komunii świętej w pośpiechu, procesjonalnie, w tłumie, bez pateny, na dowolne sposoby?
Najbardziej znany cud eucharystyczny w Lanciano związany był z niewiarą kapłana sprawującego Mszę, że podczas Przeistoczenia faktycznie chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Pańską. Nie przesądzając o naturze zdarzenia w Konstancinie-Jeziornej – czy kolejny już przypadek związany z upuszczeniem konsekrowanej Hostii i potraktowaniem jej w sposób sprzeczny z nakazami Kościoła nie powinien dać nam do myślenia w szeroko rozumianej kwestii czci dla Najświętszych Postaci?
Roman Motoła/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Piąte objawienie 13 września 1917 …
utworzone przez Araldimissioni-admin | październik 25, 2019
Fragment książki: „Fatima, Moje Niepokalane Serce Zariumfuje!”
Autor: João Scognamiglio Clá Dias, założyciel Heroldów Ewangelii.
Podczas kolejnych objawień Madonny na Cova da Iria wzrosła liczba osób, które uwierzyły. Tak więc 13 września nastąpił niezwykły napływ pielgrzymów do błogosławionego miejsca, pełen szacunku tłum, liczył od 15 do 20 tysięcy osób, a może i więcej.
(…) W końcu dotarliśmy do Cova da Iria, w pobliżu dębu ostrolistnego i zaczęliśmy wspólnie ze zgromadzonym tłumem odmawiać Różaniec. Wkrótce potem zobaczyliśmy błysk światła i zaraz potem Matkę Bożą nad dębem. (Powiedziała nam) :
Siostra Łucja opowiada:
„Gdy zbliżała się wyznaczona godzina, poszłam tam z Hiacyntą i Franciszkiem, poprzez tłum, który ledwo nas przepuścił. Ulice były pełne ludzi – wszyscy chcieli nas zobaczyć i porozmawiać, (…) prosząc, abyśmy przedstawili Matce Bożej ich potrzeby. (…) W końcu dotarliśmy do Cova da Iria, w pobliżu dębu ostrolistnego i zaczęliśmy wspólnie ze zgromadzonym tłumem odmawiać Różaniec. Wkrótce potem zobaczyliśmy błysk światła i zaraz potem Matkę Bożą nad dębem. (Powiedziała nam) :
– Nie przestawajcie odmawiać Różańca, aby wojna się zakończyła. W październiku przybędą również Nasz Pan, Matka Boża Bolesna Karmelitańska, Święty Józef z Dzieciątkiem Jezus, aby pobłogosławić świat. Bóg jest zadowolony z waszej ofiary, ale nie chce, abyście spali ze sznurem pokutnym, noście go tylko w ciągu dnia.
– Poproszono mnie, abym poprosiła o wiele rzeczy: uzdrowienie, niektórych chorych, o pewnego głuchoniemego.
– Tak, niektórych uleczę, innych nie. W październiku uczynię cud, i wszyscy uwierzą.
I unosząc się zniknęła jak zwykle “.
Według świadectw niektórych świadków, w czasie tego objawienia Madonny, podobnie jak podczas poprzednich, miały miejsce różne zjawiska atmosferyczne.
Obserwowano „świecącą kulę, która przesuwała się ze wschodu na zachód, płynąc powoli i majestatycznie w przestrzeni”.
Ponadto nastąpiło „zmniejszenie światła słonecznego”, do tego stopnia, że można było zobaczyć księżyc i gwiazdy na firmamencie. (…) Powietrze przybrało żółtawy odcień; mała biała chmura, widoczna aż do krawędzi Cova, owinęła dąb, a wraz z nim pastuszków.
Z nieba padało coś na kształt białych kwiatów lub płatków śniegu, które nie dotykały ziemi, ale rozpływały się na pewnej wysokości, lub wtedy, gdy próbowano zebrać je do kapelusza lub w dłonie.
Objawienie Najświętszej Dziewicy, choć krótkie, sprawiło, że dzieci były bardzo szczęśliwe, pocieszone i umocnione w wierze.
Szczególnie Franciszek czuł się przepełniony radością na myśl o tym, że zgodnie z obietnicą Królowej Nieba i Ziemi za miesiąc ujrzy Jezusa.
Szóste i ostatnie objawienie
13 października 1917 …
Wreszcie przyszedł długo oczekiwany dzień szóstego i ostatniego objawienia się Madonny trzem pastuszkom.
Była już późna jesień. Poranek był zimny. Uporczywy i obfity deszcz przekształcił Cova da Iria w ogromne trzęsawisko i przemoczył do suchej nitki rzesze 50 lub 70 tysięcy pielgrzymów przybyłych na miejsce ze wszystkich zakątków Portugalii. Około wpół do jedenastej morze ludzi otworzyło przejście odświętnie ubranej trójce dzieci.
Oto jak Siostra Łucja opisuje co wówczas nastąpiło:
“Po dotarciu do Cova da Iria, w pobliże dębu ostrolistnego, pod wpływem wewnętrznego natchnienia, poprosiłem zgromadzonych, o zamknięcie parasoli by odmówić Różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy błysk światła i zaraz po tym Matkę Bożą nad dębem.
– Czego Pan życzy sobie ode mnie?
– Chcę ci powiedzieć, aby zbudowano tutaj kaplicę na moją cześć ponieważ jestem Matką Boską Różańcową i żebyście kontynuowali odmawiać Różaniec każdego dnia. Wojna wkrótce się skończy, a żołnierze wrócą do swoich domów.
– Chciałbym prosić Panią o wiele rzeczy. O uzdrowienie chorych i nawrócenie grzeszników itp.
– Niektórzy tak, inni nie. Muszą wiele naprawić. Muszą prosić o wybaczenie za swoje grzechy. I ze smutnym wyrazem twarzy (dodała Matka Boża): nie obrażajcie Boga, Pana naszego, który już jest bardzo obrażony.
Znowu rozchyliła dłonie promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask spływał na ziemię ”.
Kiedy Matka Boża zniknęła w tym świetle, którym sama promieniowała, trzy nowe wizje ukazały się na Niebie, jak obrazy symbolizujące radosne, bolesne i chwalebne Tajemnice Różańca.
W pobliżu słońca pojawiła się Święta Rodzina:
Święty Józef z Dzieciątkiem Jezus w ramionach i Matka Boska Różańcowa.
Dziewica była ubrana w białą tunikę i niebieski płaszcz, święty Józef był również ubrany na biało, a Dzieciątko Jezus na czerwono. Święty Józef trzykrotnie uczynił w powietrzu znak krzyża, błogosławiąc lud, a Dzieciątko Jezus uczyniło to samo.
Dwie kolejne sceny zobaczyła tylko Łucja. W pierwszej, Jezusa przepełnionego cierpieniem, jak w drodze na Kalwarię, i Matkę Bolesną, ale bez miecza w piersi. Również Boski Odkupiciel pobłogosławił zgromadzonych.
Następnie pojawiła się chwalebna Matka Boska z Góry Karmel ukoronowana na Królową Nieba i Ziemi, z Dzieciątkiem Jezus na ręku.
„Spójrz na słońce!”
Podczas gdy pastuszkowie kontemplowali niebiańskie postacie, obiecany cud miał miejsce na oczach tłumu.
Przez cały czas objawienia padał deszcz. Łucja pod koniec rozmowy z Najświętszą Dziewicą krzyknęła do ludzi: „Spójrz na słońce!” Chmury otworzyły się i słońce wyglądało jak ogromny srebrny dysk. Pomimo swojego intensywnego światła można było na niego spojrzeć gołym okiem bez uszczerbku dla wzroku. Ludzie kontemplowali je zachwyceni, gdy nagle gwiazda zaczęła „tańczyć”. Odwróciło się szybko jak gigantyczne koło ognia. Zatrzymało się nagle, by zacząć od nowa wkrótce po tym, jak obróciło się z zadziwiającą szybkością. Wreszcie, w zawrotnym wirze, jego krawędzie przybrały szkarłatny kolor, rzucając czerwone płomienie we wszystkich kierunkach.
Wszystko to odbijało się na ziemi, na drzewach, na krzakach, na twarzach skierowanych w stronę nieba, lśniąc wszystkimi kolorami tęczy. Ognisty dysk zawirował szaleńczo trzykrotnie, z kolorami, które za każdym razem stawały się coraz bardziej intensywne, drżał strasznie i niezwykłym zygzakiem, rzucił się w stronę przerażonego tłumu. Pojedynczy i ogromny krzyk wyrwał się ze wszystkich ust. Wszyscy padli na kolana w błocie, myśląc, że będą spaleni przez ogień. Wielu modliło się głośno aktem skruchy. Stopniowo słońce zaczęło unosić się, kreśląc ten sam zygzak do punktu horyzontu, z którego zstąpiło. Wtedy było już niemożliwe, aby spojrzeć na nie gołym okiem. Znowu było to normalne słońce.
Cykl wizji Fatimskich zakończył się.
Cud ten trwał około 10 minut i można go było obserwować do 40 kilometrów od miejsca objawień.
Wszyscy patrzyli na siebie poruszeni. Potem wybuchła radość:
„Cud! Dzieci miały rację!” Okrzyki entuzjazmu rozległy się echem po sąsiednich wzgórzach i wielu zauważyło, że ich ubrania, przemoczone kilka minut wcześniej, były całkowicie suche.
______________________________________________________________________________________________________________
,,Dobrzy ludzie’’ nie będą zbawieni! Zbawienie nie zależy od ,,dobroci”
Coraz popularniejsza staje się teza, również wśród katolików, że do zbawienia wystarczy być „dobrym człowiekiem”. To herezja znana już Faryzeuszom, która dziś, kiedy w centrum stawia się człowieka, staje się wyjątkowo popularna. Jej istotą jest postawienie człowieka w miejscu Boga i przekonanie, że człowiek może sam siebie zbawić. To zbawienie miałoby mu zapewnić moralne życie. Takie myślenie jest całkowitym zaprzeczeniem chrześcijaństwa, w którego centrum stoi ukrzyżowany i zmartwychwstały Chrystus, zbawiający swoją ofiarą człowieka niemogącego zbawić się samemu. Pisał o tym Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, którego artykuł przypominamy.
Jak dostąpić zbawienia?
Każdy z nas – ja i Ty, i my wszyscy – nosimy w sobie pytanie: Jak dostąpić zbawienia? To jest najważniejsze, a może i jedyne, pytanie naszego życia. Tym się różnimy od wszystkich innych istot żyjących, że ciągle czegoś szukamy, ciągle o coś pytamy. Jesteśmy istotami szukającymi, pytającymi. Dlaczego? Dlatego, że nosimy w sobie pragnienie życia i szczęścia. Chcemy być szczęśliwi. Chcemy żyć pełnią życia. A tymczasem to życie i to szczęście ciągle jest zagrożone, ciągle nam czegoś brak i dlatego ciągle szukamy zbawienia. W rozlicznych codziennych kłopotach, w różnych sytuacjach, możemy sami siebie wybawić od jakiegoś braku, od jakiegoś zła – przy pomocy naszych zdolności, przy pomocy wysiłku własnego, przy pomocy posiadanych środków. Ale stajemy, prędzej czy później, w obliczu pytania nie o zbawienie jakieś cząstkowe, chwilowe, ale o zbawienie pełne, ostateczne i pytamy: co to znaczy ostatecznie być zbawionym? Chodzi w końcu zawsze o to, aby być wybawionym od poczucia bezsensu naszego życia albo od braku sensu życia. Życie zaś wtedy jest pozbawione sensu, kiedy kończy się śmiercią. Śmierć czyni nasze życie bezsensownym.
Zbawić człowieka oznacza więc ostatecznie: wybawić go od śmierci. Zbawienie znaczy wiec tyle, co życie wieczne, życie pełne, życie nie zagrożone śmiercią. Wszystko, co prowadzi do takiego życia, nadaje naszemu życiu sens, natomiast wszystko, co staje na drodze do takiego życia, co jest przeszkodą, to wszystko pozbawia życie sensu.
Otóż z takiego pojęcia zbawienia w znaczeniu jakimś pełnym, ostatecznym, wynika, że zbawić człowieka może tylko Bóg, bo tylko Bóg jest źródłem życia. Człowiek nie ma w sobie źródła życia. Człowiek zawdzięcza swoje życie Bogu. Człowiek żyje dzięki Bogu. I dlatego tylko Bóg może wybawić człowieka od śmierci i dać mu życie po śmierci, dać mu życie wieczne, czyli zbawienie.
Nieszczęściem natomiast człowieka jest to, co go oddziela od Boga, źródła życia. To, co oddziela człowieka od Boga, zrywa łączność człowieka z Bogiem, to nazywa się grzechem. Grzech powoduje śmierć, bo odrywa człowieka od Boga, źródła życia. Dlatego zbawienie polega ostatecznie na wybawieniu człowieka od grzechu i śmierci.
Tylko Bóg jest więc Zbawicielem w prawdziwym i ostatecznym znaczeniu tego słowa, bo tylko On może wybawić człowieka od grzechu i śmierci i dlatego tylko On może nam dać poczucie sensu wszystkich wydarzeń oraz pełnię życia, radości i szczęścia. On tylko może dać człowiekowi wypełnienie tych wszystkich dobrych pragnień i dążeń, które w języku wszystkich religii nazywa się Niebem.
Bóg rzeczywiście zbawia człowieka. Świadczy o tym Biblia, księga, pewien zbiór ksiąg, zawierających historię zbawienia, Boży plan zbawienia i jego realizację w kolejnych etapach zbawienia. A Biblia szczególnie mówi o ostatecznej realizacji Bożego planu zbawienia, świadczącego o Jego miłości względem człowieka.
Dokonało się to przez zesłanie na ziemię drugiej Osoby Bożej, Jednorodzonego Syna Bożego, Słowa Przedwiecznego, dla zbawienia człowieka. Jak mówi święty Paweł w Liście do Galatów: ,,Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu” (Ga 4, 4-5a). Albo jak mówi święty Jan: ,,Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Ten Syn Boży, stawszy się człowiekiem dla nas ludzi i dla naszego zbawienia, przyjął imię Jezus, to znaczy: Bóg Zbawia. Tak mówi Anioł do Józefa: Maryja ,,porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, on bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1, 21). Nazywa się on także Emmanuel, to znaczy: Bóg z nami (Iz 7, 14; Mt 1, 23).
On przyszedł po to, aby owce miały życie i miały je obficie (J 10, 10). On przyniósł ludziom odpuszczenie grzechów i żywot wieczny, On przyszedł rozwiązać wszystkie problemy, dręczące człowieka, i On woła: ,,PRZYJDŹCIE DO MNIE WSZYSCY, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Albo też w innym miejscu: ,,Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – NIECH PRZYJDZIE DO MNIE i pije!” (J 7, 37b) ,,Jam jest chleb życia. KTO DO MNIE PRZYCHODZI, nie będzie łaknął” (J 6, 35a). Jezus – jedyny Zbawiciel świata.
Odtąd za świętym Piotrem musimy powtarzać: ,,Panie! Do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!” (J 6, 68) Odtąd ,,nie ma w żadnym innym zbawienia, bo nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12). Skoro nie ma w żadnym innym zbawienia, powstaje dla nas nowe, odtąd jedyne i najważniejsze pytanie: W jaki sposób możemy przyjąć to zbawienie i stać się jego uczestnikami? Święty Jan mówi: Kto ma Syna, ten ma życie (por. 1 J 5, 12). Co to jednak znaczy mieć Syna? W jaki sposób możemy mieć życie, zbawienie, przez to, że mamy Jezusa?
Jest rzeczą oczywistą, że tylko On sam – Jezus – może określić sposób, w jaki możemy Go mieć. On jest bowiem Bogiem. On nie może być przez nas wzięty w posiadanie na sposób rzeczy, przedmiotu, tylko poprzez odpowiednie działania, podjęte z naszej strony. On tylko może nam dać siebie. Dlatego, że On sam chce w sposób wolny [dać nam siebie], On tylko może określić, w jaki sposób możemy to Jego danie nam siebie przyjąć. Otóż Pismo Święte w sposób jednoznaczny, nie pozostawiający żadnej wątpliwości, wielokrotnie określa, w jaki sposób możemy mieć Jezusa, aby mieć zbawienie i życie.
Wielokrotnie sformułowane jest prawo: Kto wierzy, będzie zbawiony. Żydzi w Kafarnaum pytają Jezusa: ,,Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?” (J 6, 28) Jezus odpowiada: ,,Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał” (J 6, 29). Wiele razy zapewnia Chrystus uroczyście: ,,Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, kto we mnie wierzy, ma życie wieczne” (J 6, 47). Do Marty, siostry Łazarza, która się skarży: ,,Panie, gdybyś tu był, nie umarłby mój brat” (J 11, 21b), mówi Jezus: ,,Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem, kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?” (J 11, 25-26). Tym, którzy wierzą, przynosi Chrystus uzdrowienie i odpuszczenie grzechów, i życie wieczne.
Na podstawie tych wszystkich wypowiedzi może św. Paweł nauczać zdecydowanie w liście do Rzymian: ,,Ale teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża niezależna od Prawa, poświadczona przez Prawo i Proroków. Jest to sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa Chrystusa dla wszystkich, którzy wierzą. Bo nie ma tu różnicy: wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi. Gdzież więc podstawa do chlubienia się? Została uchylona! Przez jakie prawo? Czy przez prawo uczynków? Nie, przez prawo wiary. Sądzimy bowiem, że człowiek osiąga usprawiedliwienie przez wiarę, niezależnie od pełnienia nakazów Prawa”. (Rz 3, 21-25; 27-28)
Jasno więc dowiadujemy się z Pisma Świętego, że aby dostąpić zbawienia trzeba uwierzyć w Jezusa, jedynego Zbawiciela. Ale jeszcze musimy dokładniej powiedzieć, w co mamy uwierzyć. W to, że jest On Synem Bożym, który przyszedł na ziemię, aby nas zbawić, aby umrzeć za nasze grzechy na krzyżu, aby zadośćuczynić za nasze grzechy, aby dać nam odpuszczenie grzechów i życie wieczne: jako dar, niezasłużony przez nas, wypływający jedynie z miłosierdzia Bożego, dar będący dla nas absolutną łaską, czymś darmo danym, co musimy tylko przyjąć przez wiarę. A więc właściwym przedmiotem wiary, wg Ewangelii, jest zbawienie jako dzieło, dokonane przez Boga w Jezusie Chrystusie, ofiarowane nam jako łaska, którą przyjmujemy wiarą.
Jest to sprawa niesłychanie ważna, aby to zrozumieć, bo, niestety, bardzo rozpowszechnione jest mniemanie, że zbawienie jest tylko pewną szansą, daną nam przez Boga, którą możemy wykorzystać: zbawienie może stać się naszym udziałem, jeżeli spełnimy odpowiednie warunki i zasłużymy na nie. A więc zbawienie zależy od nas, od naszych uczynków. Stajemy tutaj w obliczu trudnego problemu, będącego przedmiotem odwiecznych sporów, rodzącego wiele nieporozumień. Jest to problem: wiara a uczynki. Zbawienie, albo usprawiedliwienie, przez wiarę czy przez uczynki?
Spór ten szczególnie określa stosunek katolików do protestantów. Przyjmuje się ogólnie, że protestanci głoszą zbawienie przez wiarę, niezależnie od uczynków. Natomiast katolicy głoszą konieczność nie tylko wiary, ale i uczynków do zbawienia. Popularnie nawet się często upraszcza to zagadnienie i mówi się tak: katolicy przypisują protestantom tezę: możesz grzeszyć, ile chcesz, bylebyś wierzył i będziesz zbawiony. Natomiast protestanci zarzucają katolikom, że oni głoszą, niezgodnie z Pismem Świętym, zbawienie przez uczynki człowieka.
Jak rozwiązać ten problem? Co mamy czynić, aby się zbawić? Uwierzyć Chrystusowi i przyjąć zbawienie jako dar czy też zabrać się gorliwie do pełnienia dobrych uczynków, aby zapewnić sobie zbawienie? Jest to prawdziwy dylemat i z obu rozwiązaniami łączy się pewien lęk. Katolicy boją się, że jeżeli zaakceptujemy to pierwsze rozwiązanie, to wtedy może to doprowadzić do lekceważenia grzechów i zaniechania gorliwości w spełnianiu dobrych uczynków. Natomiast protestanci boją się, ze przyjęcie drugiego rozwiązania podważy biblijną prawdę o darmowości łaski, o tym, że zbawienie jest wyłącznie dziełem Boga, które staje się naszym udziałem przez wiarę.
Otóż powyższy dylemat w gruncie rzeczy jest pozorny, bo wynika z jakiegoś powierzchownego rozumienia Pisma świętego i wynika z jakiegoś błędnego rozumienia nauki Kościołów. To znaczy, katolicy błędnie rozumieją naukę protestantów i odwrotnie. Bo w gruncie rzeczy ani protestanci nie uczą, że dobre uczynki są niepotrzebne i że można grzeszyć, byleby się miało wiarę. Ani też z drugiej strony katolicy nie uczą, że uczynki człowieka same z siebie mają moc zbawczą i mogą usprawiedliwić człowieka przed Bogiem. W jaki więc właściwy sposób należy pojmować stosunek wiary do uczynków, płynących z wiary? Aby znaleźć właściwe rozwiązanie problemu, sięgnijmy jeszcze raz do Ewangelii. Kluczowy tekst, to przypowieść o faryzeuszu i celniku, modlących się w świątyni.
,,Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”. (Łk 18, 9-14)
Przypowieść ta przede wszystkim symbolizuje postawę religijną faryzeuszy. Byli to ludzie, prześcigający się w gorliwości: w wypełnianiu przepisów Prawa i w spełnianiu dobrych uczynków. Wierzyli przy tym, że te uczynki zapewnią im zbawienie. Bóg w nagrodę za wierne wypełnienie uczynków Prawa musi im dać Królestwo Boże jako nagrodę. Była to więc postawa samousprawiedliwienia się przed Bogiem. Postawa samowybawienia. Chrystus stanowczo odrzuca taką postawę i tu leży najgłębsza przyczyna tej nieprzejednanej postawy Chrystusa wobec faryzeuszy, a raczej postawy przez nich reprezentowanej. Postawa ta jest ostatecznie wyrazem ludzkiej pychy przed Bogiem, pychy z kolei rodzącej zakłamanie i obłudę, bo gdy człowiek stanie przed Bogiem w całej prawdzie, w pokorze, jak ów celnik, musi uznać swoją grzeszność, niegodność i nieudolność do autentycznego dobra i bezinteresownej miłości. Ta postawa prawdy wewnętrznej, pokory, czyni dopiero człowieka zdolnym do zawierzenia Bogu, do zdania się na Jego miłosierdzie. Takiej postawy oczekuje Chrystus i ona uzdalnia do przyjęcia zbawienia.
Św. Paweł, dawny Szaweł, gorliwy faryzeusz, najlepiej zrozumiał później błędność chlubienia się przed Bogiem z uczynków zakonu i stał się gorliwym głosicielem Ewangelii przez wiarę w Chrystusa, która usprawiedliwia człowieka przed Bogiem. Kościół w swoich dziejach zawsze bronił tej biblijnej nauki o darmowości zbawienia, łaski, o zbawieniu przez wiarę.
W średniowiecznej dyskusji o stosunku łaski do wolnej woli została odrzucona koncepcja tzw. synergizmu, głoszącego, że czyn zbawczy jest wynikiem zsumowania się dwóch energii: łaski i woli człowieka. Ilustruje to następujący przykład, który stosowano właśnie w ramach wykładów na ten temat, mianowicie środkiem rzeki jest holowana łódź przeciw prądowi. Do tej łodzi są przyczepione dwie liny. Za jedną linę ciągnie ktoś na lewym brzegu, za drugą na prawym brzegu i w wyniku zsumowania się tych dwu energii, łódź posuwa się do przodu. Otóż, mówiono, na tym polega synergizm. Dwie energie, człowiek i Bóg, obaj ciągną, i w wyniku zsumowania się wysiłku człowieka i łaski Bożej powstaje czyn zbawczy – zbawienie.
Otóż ta nauka, z punktu widzenia katolickiego, jest błędna. Dlatego, że Pismo święte jasno zaświadcza, że zbawienie jest wyłącznie dziełem łaski Bożej. Beze mnie nic uczynić nie możecie, mówi Chrystus. Dlatego nie możemy sobie wyobrazić zbawienia jako wyniku współdziałania Boga i człowieka, z których każdy coś wnosi dla zbawienia. Oczywiście, że Bóg działa przez człowieka, ale łaska Boża przenika jak gdyby od wewnątrz człowieka, porusza jego wolę, tak, że człowiek działa, współdziała w sposób wolny, ale musi mieć tę świadomość, że to jego współdziałanie jest dziełem łaski i ta jego wolność jest również już dziełem łaski i Ducha Świętego.
Człowiek więc nie może się chlubić przed Bogiem, nie może sobie przypisywać zbawienia, ale wszystko, całą chwałę oddaje Bogu, bo tylko dzięki Jego łasce może człowiek być zbawiony. Otóż jeżeli protestanci tak mocno bronią nauki o darmowości zbawienia przez wiarę to, oczywiście, jest to nauka słuszna, biblijna i my, katolicy, nie możemy głosić innej nauki. Natomiast protestanci nie odrzucają potrzeby dobrych uczynków. Nie odrzucają np. tekstu z listu św. Jakuba, apostoła, który mówi w ten sposób:
,,Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy /sama/ wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą.” (Jk 2, 14-19)
Otóż słowa powyższe nie są sprzeczne ze słowami św. Pawła z listu do Rzymian. Jest prawdą, że tylko wiara w Chrystusa ma moc zbawczą. Wiara natomiast przynosi owoce dobrych uczynków, z których człowiek nie może się chlubić, bo one są dziełem Ducha Świętego w nas. Problem: wiara a uczynki jest problemem bardzo dyskutowanym, napisano o tym całe tomy, jest to jednak problem bardziej teoretyczny. Właściwie nie jest to problem dla konkretnego człowieka, który ze swoją wiarą staje w obliczu Chrystusa, który do Niego się modli. Bo wtedy sytuacja nasza jest taka, że wiemy, iż wszystko zawdzięczamy Chrystusowi a równocześnie wyrażamy swoją gotowość spełniania Jego woli. Nie chcemy Go zasmucać, bo Go miłujemy. Dlatego spełniamy dobre uczynki. a jak nam się nie uda, jak upadniemy ze słabości, nie rozpaczamy, bo wiemy, że Chrystus jest gotów nam znów przebaczyć i możemy wrócić do Niego i zacząć od nowa, opierając się na Jego miłosierdziu i na Jego łasce.
I my chcemy teraz, na zakończenie tego rozważania, stanąć z naszymi problemami przed Chrystusem, żywym naszym Panem i Zbawicielem. Wiemy, że tylko w Nim jest zbawienie i dlatego zapraszamy Go w sposób bezpośredni, osobisty, żeby wszedł w nasze życie i stał się naszym Panem i Zbawicielem. Módlmy się więc razem do Niego:
Panie Jezu! Wierzę w Ciebie! Wierzę, że mnie widzisz i słyszysz, bo mnie miłujesz. Staję przed Tobą ze wszystkimi moimi problemami, z moimi grzechami, z moją słabością, z moją chorobą duszy, z cierpieniami ciała. Wszystko Tobie oddaję. Czynię to z ufnością, bo powiedziałeś: Nie zdrowi potrzebują lekarza, ale chorzy i źle się mający. Nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników. Przyjmij mnie i zbaw mnie od grzechu i od śmierci. Ty tylko masz moc zbawienia mnie. Chcę, abyś był moim Panem. Chcę Ci służyć z radością, ale jestem słaby i znów mogę upaść i stać się niewierny, ale wtedy chcę wrócić do Ciebie czym prędzej, bo wiem, że mi przebaczysz i pozwolisz zacząć od nowa. O Jezu! Dziękuję Ci za to, żeś mnie zbawił, że jesteś moim Zbawicielem. Bądź również moim Panem. Nie pozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie. Amen.
ks. Franciszek Blachnicki/mp/blachnicki.oaza.pl/Fronda.pl
______________________________________________________________________________________________________________
„Czyż i wy chcecie odejść?”
Dlaczego ludzie tracą wiarę?
***
W jednym ze słynnych „Listów starego diabła do młodego” autorstwa C.S. Lewisa możemy przeczytać o utraconej przez wychowanka piekielnego stryja duszy, która przeszła do obozu Nieprzyjaciela, stając się chrześcijaninem. W ocenie doradcy sytuacja młodszego kusiciela nie przedstawiała się zbyt optymistycznie, stąd za jego radą uwodziciel miał ukazać swojemu pacjentowi odmienne oblicze Kościoła, czyli takie, w którym wierzący miałby zobaczyć wszystkie możliwe zniekształcenia, w tym całą galerię śpiewających fałszywym głosem sąsiadów o podwójnych podbródkach, ubranych w skrzypiące buty i dziwaczną odzież. Obraz ten mógłby sprawić, że neofita nabierze przekonania, iż religia tych ludzi musi być w pewnym stopniu niedorzeczna. Dlatego ważną radą, jaką Krętacz udzieli Piołunowi, będzie: „Wszystko, co masz wówczas do zrobienia, to strzec jego myśli przed pytaniem: Jeśli ja, będąc tym, czym jestem, mogę w pewnym sensie uważać siebie za chrześcijanina, dlaczego wady ludzi z pobliskiej ławki miałby dowodzić, że ich religia jest jedynie hipokryzją i konwencją?”.
Ujmując problem w ten sposób, Lewis dotknął sedna. Ilu wierzących słyszało tę śpiewkę? Że ksiądz taki sam, albo jeszcze większy grzesznik, że skoro taka czy siaka sąsiadka bądź krewna mszy niedzielnej nie opuści, a w życiu dostrzec można tylko bałagan i hipokryzję, to ja „z takim kościołem” nie chcę mieć nic wspólnego? Wymówka ta kryje w sobie – jakby nie patrzeć – twardy orzech do zgryzienia. Niewątpliwie życie wierzących w Jezusa Chrystusa winno być życiem z wiary i zgodnie z nią. Z drugiej strony, łatwo jest ulec pokusie nie widzenia belki we własnym oku. Nie mniej, problem utraty wiary przez ochrzczonych jest dzisiaj na tyle ważki, iż trudno nie pytać: dlaczego tak wielu jej doświadcza?
W próbie odpowiedzi na tak postawione pytanie ciekawym odniesieniem może być wygłoszona podczas rekolekcji adwentowych Duszpasterstwa Akademickiego w Rybniku (1.12.2019) nauka ks. Wojciecha Węgrzyniaka. Zapis wideo z tej konferencji dostępny jest na platformie YouTube w materiale pt. „Dlaczego ludzie tracą wiarę?: ks. Wojciech Węgrzyniak [DAR#2]”. Na wstępie duchowny zauważył, że mniej Polaków odeszło od Pana Boga w czasie II wojny światowej niż przez ostatnie 25 lat. W kategorii fenomenu należy postrzegać zjawisko, w którym człowiek, mający świadomość nieskończonej Miłości Boga, traci wiarę. Dzieje się czasem tak, gdy modlitwa wiernego o jakieś dobro nie zostaje wysłuchana. Jest to towarzysząca człowiekowi wierzącemu od zarania zagwozdka, którą Psalmista wyraził słowami: „Dokąd kryć będziesz przede mną oblicze? Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania, a w moim sercu codzienną zgryzotę?” (Ps 13, 2-3). Doświadczenie opuszczenia człowieka przez Boga, poczucie braku Jego obecności, sprawia, że niektórzy przestają wierzyć.
Innym, równie poważnym, powodem odejścia od praktykowania wiary są grzechy wiernych. Antyprzykład powołanych do świętości może utwierdzić w przekonaniu innych (również powołanych do świętości), że jeśli Bóg ma takich wyznawców, to lepiej trzymać się od Niego z daleka. Bywa, że owocem zgorszenia bądź krzywdy, jakich dopuszczają się wobec wiernych ludzie Kościoła, jest także utrata wiary przez katolików. Zdarza się też, że na podejście niektórych do religijnych praktyk wpływ ma negatywna do nich opinia większości w najbliższym otoczeniu. Oddziaływanie ludzi niewierzących może skłonić mniej zaangażowanych do porzucenia zwyczaju uczestnictwa w sprawowanych w domach modlitwy obrzędach. Prócz tego, niemałą trudność sprawia przykład niewierzących osób, które swoim życiem mogłyby zawstydzić niejednego chrześcijanina. Niebagatelne znaczenie ma też wynikający z lenistwa brak pracy nad sobą oraz świadomość kruchości ludzkiej kondycji, wypływającej z doświadczania częstych upadków, które prowadzą do porzucenia wiary ze względu na trudność w trwaniu w łasce uświęcającej.
W kontekście wspomnianych powodów odchodzenia ludzi od Boga na szczególną uwagę zasługuje przywołana przez duchownego myśl abp. Fultona Sheena, który miał powiedzieć, że 9/10 przypadków ateizmu bierze się ze złego życia. Kapłan wskazał przy tym na prawidłowość polegającą na wymyślaniu teorii do złej praktyki, a jako przykład podał zdradzającego żonę męża, który za swoje wybory zaczyna nagle winić żonę.
Godnym namysłu względem, przez który możemy zamknąć się na wiarę, jest ograniczenie się w patrzeniu na własne życie do horyzontu doczesności. „Nie interesuje nas sens, początek świata, idee. Nie interesuje nas, po co jesteśmy, dla kogo. Nie interesuje nas coś głębiej, bo jesteśmy stworzeni z ziemi” – mówił rekolekcjonista. Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, jednakże – jak zauważył ks. Węgrzyniak – zrobił nas z pyłu ziemi, dlatego w ludzkich dążeniach widzimy zarówno pragnienie Nieba, jak i potrzeby, które zaspokaja doczesność. Można się wszelako zredukować wyłącznie do ziemskich spraw, wówczas wiara staje się niepotrzebna.
Rozważając omawianą problematykę, duchowny zwrócił uwagę na intrygujący punkt, w którym zobaczyć możemy, że jeden człowiek w obliczu możliwych trudności pozostaje wierny Bogu, odpowiedzią innego natomiast jest utrata wiary, co zdaje się być swego rodzaju tajemnicą. W odniesieniu do tego spostrzeżenia interesujący poniekąd może być „jutubowy” podcast Joli Szymańskiej o nazwie „#teżodchodzę”, w którym była katolicka dziennikarka i blogerka rozmawia z wiernymi Kościoła, którzy postanowili opowiedzieć o swoim odejściu.
W historiach tych jak w soczewce skupiają się wspomniane przez ks. Węgrzyniaka powody utraty wiary (również w to, czym jest Kościół) skutkujące „dystansem” lub formalną apostazją. Na podstawie opowiedzianych przez bohaterów projektu Szymańskiej wydarzeń dostrzec również możemy odmienne od wskazanych przyczyny, o czym warto wiedzieć, by lepiej zrozumieć tragizm ukazanej w Ewangeliach chwili, w której „Wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło” (J 6,66). Na to: „Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?». Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga»” (J 6,67-69).
Niezależnie od formułowanych, często słusznych, zastrzeżeń wobec instytucjonalnego Kościoła, rozmówcy Szamańskiej zatracili właściwą perspektywę tego, czym jest Mistyczne Ciało Chrystusa, co z kolei znakomicie oddał Lewis w przywołanym na początku fragmencie listu starego diabła do młodego, w którym czytamy o widzianym przez demony prawdziwym Kościele, „rozpostartym wszędzie w czasie i przestrzeni, zakorzenionym w wieczności, groźnym jak armia z rozwiniętymi sztandarami”. I tu należałoby odnieść się do innego fragmentu tego samego listu, w którym autor dzieła dotyka kolejnego ważkiego problemu – dopuszczonego przez Boga poczucia rozczarowania, jakiego doświadczają nie tylko neofici.
Zjawia się ono – czytamy w radach starego Krętacza – kiedy chłopiec, oczarowany niegdyś w dziecinnym pokoju opowiadaniami z Odysei, zamierza na serio uczyć się greki. Zdarza się zakochanym, którzy się pobrali i stają przed realną perspektywą wspólnego życia. W każdej dziedzinie życia znaczy ono przejście od marzycielskich aspiracji do pracowitego działania. Nieprzyjaciel podejmuje to ryzyko, gdyż ma On osobliwą fantazję czynienia z tej wstrętnej, nikczemnej ludzkiej gawiedzi swych, jak On to nazywa, „wolnych” wielbicieli i sług; „synowie” — to określenie, którego używa, mając dziwaczne a uporczywe upodobanie w degradowaniu duchowego świata przez Swe nienaturalne związki z dwunożnymi zwierzętami. Szanując ich wolność, nie chce ich doprowadzać jedynie uczuciem i przyzwyczajeniem do któregokolwiek z celów, jakie przed nimi stawia. Pozostawia ich, by „uczynili to sami z siebie”. I tu jest dla nas okazja. Ale pamiętaj, że w tym kryje się także dla nas niebezpieczeństwo. Jeśli raz przebrną pomyślnie przez tę początkową oschłość, stają się o wiele mniej zależni od uczuć, a przeto znacznie trudniejsi do kuszenia.
Z podobną puentą pozostawia nas wspomniany rekolekcjonista, przedstawiając ciekawy obraz, jaki objawił nam św. Antoni Pustelnik, w którym widzimy człowieka stojącego wobec czterech poważnych pokus.
Pierwszą jest pokusa zmysłów.
Drugą natomiast pokusa samotności polegająca na widzeniu siebie w oderwaniu od większości.
Trzecią jest deprymujący przykład autorytetów, którzy zniechęcają własnym słowem i przykładem. Zwycięstwo nad pokusą antyświadectwa autorytetów wiedzie wprawdzie na szczyt doskonałości, ale przed wierzącym pojawia się największa przeszkoda, jaką jest pokusa rozpaczy w obliczu najtrudniejszych doświadczeń i kryzys wiary.
Wówczas jedynym wyjściem jest iść prosto, nie poddając się zachęcie kontemplowania niewiary i pokusie rozpaczy. Takiej próbie poddawany jest człowiek, po to, by stał się sobą w pełni, niczym wypieczony w ognistym piecu najsmaczniejszy chleb.
Anna Nowogrodzka-Patryarcha/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Mądrość poganina, obciach chrześcijanina.
Co mówi nam bitwa przy Moście Mulwijskim?
***
W naszych czasach na skalę nigdy dotychczas nie spotykaną standardy życia religijnego nieprzeliczonej rzeszy katolików wyznacza obciach.
Siedemnaście wieków temu Bóg zdecydował, iż ustanowiony przezeń trzy wieki wcześniej Kościół wyjdzie z ukrycia, by zawojować świat. Do przeprowadzenia tej operacji wybrał poganina.
Przeszło już tysiąc siedemset lat temu, 28 października 312 roku po narodzeniu Chrystusa, w bitwie przy Moście Mulwijskim, nieopodal murów Rzymu starli się ze sobą dwaj pretendenci do jedynowładztwa w Imperium Romanum czyli de facto niepodzielnego władania antycznym światem: Konstantyn obwołany Augustem przez legiony Brytanii i Galii oraz Maksencjusz, któremu ten sam tytuł nadali jego pretorianie wparci przez rzymski plebs.
Bitwa przy Moście Mulwijskim nie figuruje w żadnym ze współczesnych zestawień najważniejszych starć zbrojnych w historii, podczas gdy w istocie była to batalia dla losów świata najważniejsza – z trudem znajdziemy trzy inne mogące się z nią równać rangą – albowiem w wyniku osiągniętego wówczas zwycięstwa cesarz Konstantyn ogłosił w Mediolanie edykt nadający chrześcijanom całkowitą wolność wyznania i działania, wskutek czego Chrystusowa Ewangelia mogła nieodwracalnie przemienić świat, niosąc mu cywilizację miłości, prawdy, dobra, piękna i sprawiedliwości.
Poganin pojmuje zamysł Boga, w którego nie wierzy
Konstantyn, jeszcze przez swych współczesnych nazwany Wielkim, nie pokonał Maksencjusza sam – zwycięstwo podarował mu Bóg, w którego nie wierzył. Przed bitwą cesarz ujrzał – częściowo na jawie, częściowo we śnie – wizję własnego triumfu, pod jednym wszakże warunkiem: iż na swych sztandarach umieści znak krzyża Chrystusowego. Nietrudno sobie wyobrazić rozterkę rzymskiego arystokraty: jakże to, znaczyć symbolem hańbiącej egzekucji przeznaczonej dla niewolników i buntowników niezwyciężone legiony, wierne wyłącznie dewizie Siła i honor?!
Co jednak uczynił ów dumny pogański arystokrata postrzegający dotychczas chrześcijaństwo jako kryjącą się po kątach religię społecznych dołów i wykluczonych? Zażądał konsultacji z duchownymi chrześcijańskimi – poprosił ich o wyjaśnienie sprawy, która przerastała jego pogańską mentalność. A usłyszawszy wyjaśnienie, uległ mocy argumentów i nakazał ozdobić krzyżem cesarskie labarum, a także wymalować go na tarczach swych żołnierzy.
Błędem byłoby mniemanie, jakoby Konstantyn w desperacji uczepił się oferty pomocy świadom, iż samodzielnie nie zdoła pobić Maksencjusza – przeciwnie: jego wojsko ścigało wycofujące się oddziały wroga już od Werony. Konstantyn zaś miał pełną świadomość własnej przewagi nad przeciwnikiem – był wszak znakomitym wodzem i świetnym dyplomatą, a Maksencjusz był zwyrodnialcem.
Pogański cesarz posłuchał głosu Kościoła, w którym Bóg zawarł pełnię swego Objawienia, pomimo, iż nie był jego członkiem. Ale był człowiekiem wielkiego formatu, a to niezmiennie oznacza jedno: otwarcia, choćby bezwiedne, na działanie Ducha Świętego.
Arcychrześcijanin lęka się obciachu
Jakże inaczej zachował się arcychrześcijański król Francji Ludwik XIV, totalnie ignorując głos Boga, który przez usta św. Małgorzaty Marii Alacoque zażądał odeń, by wraz z całą rodziną poświęcił się Najświętszemu Sercu Jezusa i publicznie Je czcił, aby zbudował świątynię pod wezwaniem Najświętszego Serca, a także szerzył wśród swego wojska kult obrazu Serca Jezusowego i tymże wizerunkiem ozdobił królewskie sztandary.
Czyż owe pięć żądań – jak pięć Ran Chrystusowych – nie wydaje się każdemu chrześcijaninowi absolutną oczywistością, ba, drobnostką, mogącą wręcz wprawić w zakłopotanie (czy nawet zasmucić), że oto wszechmocny Bóg żąda rzeczy, która kosztuje go tak niewiele? Przecież chrześcijanin z samej definicji poświęca Bogu samego siebie, własną rodzinę i wszystkie swe przedsięwzięcia (centrum owego poświęcenia lokując właśnie w Sercu Jezusa, bo przecież sedno jego relacji z Bogiem stanowi miłość) oraz żyje publicznie okazywaną i szerzoną na miarę jego możliwości czcią Trójcy Przenajświętszej.
W zamian za głoszenie między innymi narodami kultu Serca, które pragnie królować nad jego sercem, a za jego pośrednictwem nad sercami wielkich tego świata, Jezus obiecywał Ludwikowi otoczenie Francji i Francuzów szczególną opieką. Zapowiedział, że będzie błogosławił krajowi we wszystkich sprawach, a jego mieszkańców strzegł we dnie i w nocy, wszystkich zaś wrogów króla Francji złoży u jego stóp.
O cóż więc chodziło Ludwikowi XIV? Czyżby nie stać go było na wybudowanie świątyni? Czyżby nie znał mistrza godnego wyhaftowania na królewskim sztandarze wizerunek Najświętszego Serca? A może brakowało mu autorytetu, aby zarazić swe wojsko Jego kultem? Albo nie czuł się godny tak wielkiej łaski Bożej i żywił obawę, iż nie uniesie brzemienia funkcji apostoła Najświętszego Serca Jezusowego?
Bynajmniej! Król Francji Ludwik XIV uległ postawie, którą najlepiej określa wzięty z młodzieżowej gwary termin „obciach”. Jakże to: on, Król Słońce, najpotężniejszy i najbogatszy monarcha, który całą Europę trzyma za twarz, który odziany w złotogłów wśród zgiętych w kornym ukłonie poddanych przechadza się wyniośle korytarzami wzniesionego w Wersalu pałacu przyćmiewającego swym przepychem wszystkie dotychczasowe rezydencje monarsze, ma się publicznie pokazać z jakimś dewocyjnym obrazkiem?! Toż to obciach! Wyśmieją go wszyscy królowie i książęta, ba, nawet poddani!
A dlaczegóż to Chrystus nie objawił się jemu, aby sobie porozmawiali jak król z królem, tylko córce jakiegoś urzędniczyny z zapadłej burgundzkiej wiochy, nie mającej pojęcia o sztuce rządzenia, polityce, dyplomacji, wojskowości? I cóż, on, kartezjański racjonalista ma uwierzyć w bajdy rodem ze średniowiecza, które opowiada nawiedzona zakonnica? Obciach!
A niezwyciężona francuska armia ma stanąć w obliczu holenderskich muszkieterów, austriackich kirasjerów, szwedzkich rajtarów czy hiszpańskich tercios pod sztandarami z czerwonym serduszkiem? Chyba tylko po to, by ich zabić śmiechem! Obciach! Obciach! Obciach!
Obciach rządzi
Cesarz Konstantyn nie wierzył w Boga, bo go nie znał, król Ludwik znał Boga, ale wierzył weń jedynie z przyzwyczajenia. Ów letni katolik i sceptyk znakomicie nadaje się na patrona naszych czasów. W tych bowiem czasach na skalę nigdy dotychczas nie spotykaną obciach wyznacza standardy życia religijnego nieprzeliczonej rzeszy katolików.
Obciachem jest publiczne przyznawanie się do wiary w Jezusa Chrystusa i niezgoda na zamknięcie go w murach kościoła. Obciachem jest domaganie się poszanowania katolickich tradycji narodu i zgodne z nimi wychowywanie dzieci. Obciachem jest zachowywanie czystości przedmałżeńskiej i potępienie środków godzących w życie. Obciachem jest przypominanie odwiecznych zasad chrześcijańskiej moralności. Obciachem jest myślenie kategoriami nadprzyrodzoności i grzechu (a już, broń Boże, przywoływanie tego typu argumentów w publicznej debacie) oraz wiara w obcowanie świętych, anioły i szatana. Obciachem jest noszenie sutanny bądź habitu poza terenem kościoła czy klasztoru. Obciachem jest pasterski obowiązek ostrzegania ludu Bożego przed promotorami aberracji i dewiacji, bluźniercami a nawet jawnymi satanistami.
Długa jest lista tych obciachów, przeto – choć internet jest cierpliwy i wiele by jeszcze zmieścił – na tym ją zakończmy. Zakonkludujmy obserwacją, że Jezus Chrystus przemówił do Ludwika XIV w chwili, gdy ten stał u szczytu potęgi, a jego kraj był pierwszym mocarstwem Europy, czyli specjalnie wybierając moment, w którym najłatwiej mógł wpłynąć na losy własnego kontynentu i całego globu. Jednakowoż zwiedziony takim właśnie stanem rzeczy król kategorycznie odrzucił Bożą ofertę i wkrótce na Francję spadła plaga odmóżdżenia elit, rewolucyjnego ludobójstwa oraz duchowej próżni. I nie była to wcale zemsta Boga za upór Ludwika, przeciwnie: Bóg wiedząc, iż nad Francją zbierają się czarne chmury, z których sto lat później spadnie krwawy deszcz, wyciągnął ku niej pomocną dłoń, a odtrącony wycofał się dyskretnie – Bóg jest bowiem, z własnego zresztą ustanowienia, bezradny wobec wolnej woli człowieka. W przeciwnym bowiem razie byłby – jak to ładnie ujął Mickiewicz – nie Ojcem świata, ale… carem! Francja odrzucając Bożą pomoc sama się skazała na tragiczny los. Francja, która miała być światłem dla całego świata, bezpowrotnie tę szansę zmarnowała – Polska jest na dobrej drodze ku temu samemu.
Jerzy Wolak/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Różaniec „działa” – zapewnia siostra Łucja z Fatimy i wyjaśnia, dlaczego tak uważa
*****
„Nie ma tak trudnego problemu, którego by nie rozwiązał różaniec”.
Różaniec „działa”! Dlaczego? Oddajmy głos siostrze Łucji. Przecież to z nią rozmawiała w Fatimie sama Matka Boża!
Siostra Łucja z Fatimy o różańcu
26 grudnia 1957 r. ksiądz Augustín Fuentes z meksykańskiej diecezji w Veracruz przeprowadził z siostrą Łucja długą rozmowę. Był on wicepostulatorem procesów beatyfikacyjnych świętej Hiacynty i świętego Franciszka Marto, kuzynostwa Łucji, również widzących Matkę Bożą.
Po spotkaniu z s. Łucją ksiądz przekazał słowa zakonnicy „z pełną gwarancją autentyczności i z wymaganą episkopalną aprobatą, włącznie z biskupem Fatimy”. Oto co wyznał zakonnica:
Proszę zauważyć, księże, że w tym ostatnim czasie, który przeżywamy, Matka Boża nadała modlitwie różańcowej nową skuteczność. Dała nam tę skuteczność w taki sposób, że nie ma takiego problemu, przejściowego czy duchowego, jak bardzo trudnym by nie był, w naszym życiu osobistym, w życiu naszych rodzin, świata czy zakonnych wspólnot, a nawet w dziejach ludów i narodów, których by nie rozwiązał różaniec.
Oświadczam, nie ma tak trudnego problemu, którego by nie rozwiązał różaniec. Dzięki różańcowi się uratujemy. Uświęcimy. Pocieszymy Pana Jezusa i uzyskamy zbawienie dla wielu dusz.
Reasumując: różaniec „działa”!
Francisco Veneto/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Zamiast miecza
*****
Ojciec Pio odmawiał go tyle razy, że na rękach miał odciski. Jan Bosko i Josemaría Escrivá nazywali go „potężną bronią”. W opowieściach o Różańcu nie znajdziemy tylko laurek. Mała Tereska szczerze notowała: „Odmawianie go kosztuje mnie więcej niż używanie narzędzi pokutnych”.
Dlaczego ci chłopcy odmawiają Różaniec, modlitwę tak nudną, męczącą i przestarzałą? – zirytował się markiz d’Azeglio, polityk, pisarz i premier Królestwa Sardynii, który w 1848 roku zwiedzał turyńskie Oratorium. „Ogromnie cenię tę modlitwę i mogę powiedzieć, że to na niej opiera się moje dzieło. Gotów byłbym zrezygnować z tylu innych rzeczy o wielkim znaczeniu, ale nie z Różańca; a gdyby to było konieczne, wyrzekłbym się z żalem nawet pańskiej życzliwej przyjaźni, panie markizie, ale nigdy nie przestanę odmawiać Różańca” – błyskawicznie odparował oprowadzający go Jan Bosko.
„Kiedy się urodziłeś, poświęciłam cię Madonnie. Gdy poszedłeś do szkoły, poleciłam ci nabożeństwo do naszej Matki. I teraz polecam ci, żebyś do Niej całkowicie należał” – usłyszał od matki, gdy przestąpił progi seminarium. Przejął się tymi słowami. „Zaufajcie, Wspomożycielce, a zobaczycie, co to są cuda” – powtarzał założyciel salezjanów. „Różańcem można uderzyć, zwyciężyć i zniszczyć wszystkie piekielne moce. Niezliczone są łaski nieba, które otrzymano wskutek tej modlitwy”.
Alarm w piekle
„Najlepszym sposobem na modlitwę jest Różaniec. Poprzez Różaniec rozwijamy się, wzrastamy i poznajemy nowe horyzonty” – nauczał św. Franciszek Salezy, dodając: „Jest on modlitwą bardzo pożyteczną, o ile jest właściwie odmawiany”.
„Jedno tylko »Zdrowaś, Maryjo« dobrze powiedziane wstrząsa całym piekłem” – wtórował mu św. Jan Maria Vianney.
„To prosta, a zarazem wzniosła modlitwa. Możemy łatwo przez nią otrzymać wielkie łaski i błogosławieństwo Boże. W serca zbolałe spływa balsam ukojenia, w duszach zrozpaczonych świta znowu promyk nadziei” – dodawał św. Maksymilian Maria Kolbe.
Odciski
O Różańcu w życiu stygmatyka z Pietrelciny napisano tomy. Nieustannie przesuwał w swych palcach paciorki. Co więcej, zasypiał z różańcem w ręku. Ojciec Tarcisio da Cervinara notował: „Czuwałem nad ojcem Pio jak matka nad dzieckiem. Na krótkie chwile zasypiał. Wiele razy próbowałem wyjąć z ręki śpiącego różaniec. A choć to brzmi nieprawdopodobnie, nigdy mi się to nie udało: nawet podczas snu ten święty człowiek nie przestawał ściskać w palcach, które przez to nabawiły się nawet odcisków, swojej »broni«, jak nazywał sznur paciorków”.
Nie rozstawał się z różańcem. Odmawiał tę modlitwę wszędzie: w celi, na korytarzu, w zakrystii. Zapytany, ile Różańców odmawia w ciągu dnia i nocy, odpowiadał: „Czasem 40, a czasem 50”. Pytany, jak to robi, odpowiadał: „Jak ty to robisz, że ich nie odmawiasz?”.
„Jest bronią w dzisiejszych czasach” – wyznawał. „Zawsze pamiętaj o modlitwie różańcowej. Odmawiaj ją dobrze, tak często, jak tylko możesz! Najważniejsze, byś modlił się duszą i nie męczył się modlitwą. Różaniec porusza serce Boga!”.
Ogień
Rozwiązanie hasła w krzyżówce: „Robotnicy, Róża” nie musi brzmieć: „Luksemburg”. Może być nią Paulina Jaricot (1799–1862), osoba równie bliska lyońskim pracownicom jak grupom, których dewiza brzmi: „Różaniec? Stanowczo odmawiam”. Jej pomysł był genialny w swej prostocie. „Piętnaście węgli: jeden płonie, trzy lub cztery tlą się zaledwie, pozostałe są zimne. Ale zbierzcie je razem, a wybuchną ogniem”. „Najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą jest uczynić Różaniec modlitwą wszystkich” – pisała beatyfikowana w tym roku Francuzka. Na pomysł nieustannej modlitwy wpadła w 1826 roku. „I tak wszyscy członkowie, mając udział w dziele nawracania grzesznika, cieszą się wspólnie z jego powrotu. Takie zjednoczenie serc w jedności tajemnic daje Różańcowi szczególną moc w nawracaniu grzeszników” – pisała.
„Ci, którzy będą gorliwie odmawiali Różaniec, otrzymają wszystko, o co poproszą” – miał usłyszeć od samej Maryi bł. Alan z La Roche, a siostra Łucja z Fatimy powtarzała: „Nie ma w życiu problemu, którego nie można rozwiązać za pomocą Różańca”. Dwa miesiące przed śmiercią karmelitanka zdążyła napisać list do polskich dzieci. Czytelnicy „Małego Gościa” przeczytali: „Ponad wszystko kochaj Maryję i Jej Syna. Odmawiaj Różaniec. Przynajmniej jedną dziesiątkę każdego dnia. Najlepiej z rodziną”.
„Jak głosi legenda, to sama Matka Boża ofiarowała różaniec świętemu Dominikowi. I choć historia formowania się tej modlitwy jest znacznie bardziej skomplikowana, legenda ta wyraża synowskie zaufanie dominikanów do Matki Bożej i Różańca – opowiada o. Wojciech Surówka. – Każdy z dominikanów nosi różaniec przy pasie. Zamiast miecza, który w trzynastym wieku nosili rycerze. Jest on obroną przed zakusami złego ducha.
Bardzo go ukochałem
„Różaniec to modlitwa, którą bardzo ukochałem, przedziwna w swej istocie i głębi” – wyznał pięć lat po konklawe Jan Paweł II. „Przesuwają się przed oczyma naszej duszy główne momenty z życia Jezusa Chrystusa, jakbyśmy obcowali z Panem Jezusem przez serce Jego Matki. W tajemnicach bolesnych rozważamy w Chrystusie wszystkie cierpienia człowieka, w tajemnicach chwalebnych odżywają nadzieje życia wiecznego, a w Chrystusie zmartwychwstałym cały świat zmartwychwstaje”.
„Różaniec pozostaje narzędziem nie do pominięcia pośród środków duszpasterskich każdego głosiciela Ewangelii” – podkreślał papież w słynnym liście Rosarium Virginis Mariae. Po latach Benedykt XVI doda, że gdy odmawiamy Różaniec, „Maryja niejako użycza nam swojego serca i spojrzenia, byśmy kontemplowali życie Jej Syna”.
Jego krótkie nauki zebrane w tomikach „Droga”, „Bruzda” czy „Kuźnia” stały się bestsellerami. Josemaría Escrivá nauczał: „Różaniec to potężna broń. Używaj jej z ufnością, a skutek wprawi cię w zadziwienie. Ten pozornie nudny sposób niszczy każde ziarno próżności i dumy. Módl się wszędzie, nawet na ulicy, to pomoże ci czuć stałą obecność Bożą”.
Tak źle go odmawiam!
Na ścianie w naszej licealnej sali z fizyki wisiała dewiza: „Rzeczy piękne są trudne”. Zapewne ta złota myśl nie dotyczyła Różańca, ale przecież idealnie pasuje do tej maryjnej modlitwy!
W opowieściach o świętych nie znajdziemy jedynie „kwiatków” i wzniosłych dewiz. Jak wielu ludzi odnajduje się w słowach Małej Tereski, która w jednym ze swoich listów (Rękopis C 25 r.) notowała: „Odmawianie Różańca kosztuje mnie więcej niż używanie narzędzi pokutnych… Czuję, że tak źle go odmawiam! Muszę zadawać sobie gwałt, by rozmyślać o tajemnicach różańcowych; nie mogę skupić myśli (…). Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Bogiem, odmawiam bardzo powoli »Ojcze nasz«, a potem Pozdrowienie Anielskie; wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią mą duszę o wiele lepiej, niż gdybym odmówiła je setki razy, ale z pośpiechem!”.
Nie rozumiem tych, którzy opowiadają o tym, jak łatwa to modlitwa. Mam inne doświadczenie. „Różaniec to trudna modlitwa czy prosta?” – zapytałem przed laty o. Joachima Badeniego. „To jest bardzo trudna modlitwa, bardzo trudna…” – odpowiedział. „Ona jest łatwa jedynie na poziomie najniższym. Choć i wówczas można wpaść w świetny rytm modlitwy nieustannej, jak w Kościele wschodnim. To dotyczy ludzi prostych, bez wykształcenia. Natomiast jeśli przyjdzie ktoś, kto się zajmuje naukowo np. hodowlą mrówek, to całe to różańcowe mówienie może mu przeszkadzać w myśleniu. On woli myśleć, nawet jeśli nie o tych swoich mrówkach, to o Matce Boskiej. I twierdzi, że tam, gdzie jest miłość, mówienie nie jest zbytnio potrzebne. Milcząca miłość matki jest bardziej wymowna niż tłumaczenie dziecku, że się je kocha. Ludzie wykształceni boją się gadania…”
„To można zagadać Matkę Boską?” – przerwałem dominikaninowi. „Jasne! Człowiek potrafi właściwie w tej dziedzinie wszystko. Naukowiec boi się właśnie takiego zagadania i… przeżywa kryzys Różańca. Co zrobić? Wchodzić stopniowo w życie Maryi i Jezusa, a po pewnym czasie te tajemnice rodzą się we mnie, zaczynają rezonować. Do tego dojdzie i intelektualista, i prosty człowiek. Ja myślę, że gdybym był jednym z asysty dworu Pana Zastępów, to usłyszałbym od Niego: »Mnie się podoba modlitwa, w której jest mowa o Matce mego Syna. I tę modlitwę preferuję, i ją właśnie obdarzę licznymi łaskami«. Tak to sobie wyobrażam”.
Kamień
Trzymała w dłoni różaniec, pamiętam. Mijaliśmy dwa głazy. Jeden dumnie sygnalizował: „Suchowola leży w środku Europy”, drugi przed rodzinnym domem Popiełuszków przypominał rocznicę śmierci ks. Jerzego. Trzeci nosiła w sercu pani Marianna. Ten był najcięższy.
„Był wybrany przez Boga, jestem pewna. U nas w domu zawsze była wspólna modlitwa. Jak maj, to do Matki Boskiej, czerwiec – do serca Pana Jezusa, a w październiku – Różaniec. Zresztą za ten Różaniec to się syn bardzo w wojsku nacierpiał… Wie pan, co mnie ratowało, gdy to wszystko zobaczyłam? (pani Marianna pokazuje fotografię z ociekającą krwią twarzą syna). To, że patrzyłam na Matkę Bożą. Ona to dopiero wycierpiała. Widziała ciało zabitego Syna. Ja cierpiałam razem z nią. Ona nad swoim Synem, a ja nad swoim”.
MarcinJakimowicz/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Czy Kościół może istnieć bez struktur?
Skoro tyle złego mówi się o Kościele instytucjonalnym, to może zlikwidujmy go – dla dobra Kościoła jako ludu Bożego…
***
Ojciec Józef Bocheński, dominikanin (1902-95), wybitny filozof i jedna z najbarwniejszych postaci XX-wiecznego katolicyzmu, twierdził, że do seminarium wstąpił jako człowiek niewierzący. Na drogę powołania kapłańskiego pchnęła go nie głęboka wiara w Chrystusa (ta przyszła potem), ale podziw dla instytucji Kościoła: jego organizacji i kierujących nim niezmiennych praw, które pozwalają zachować spójność w czasie i przestrzeni. Ojcu Bocheńskiemu Kościół jawił się jako ostatni bastion porządku w świecie pogrążającym się w chaosie. Dziś chyba trudno sobie wyobrazić kogoś, dla kogo instytucjonalna strona Kościoła byłaby czynnikiem zachęcającym do wstąpienia w jego szeregi. Częściej słyszymy, że jest to jedna z głównych przeszkód na drodze do wiary.
Instytucja gwarantuje trwałość
Ważną przyczyną takiego zniechęcenia instytucją Kościoła są, oczywiście, ujawniane w ostatnich latach przypadki świadczące o tym, że nie zawsze funkcjonuje ona dobrze – od głośnych skandali z pierwszych stron gazet po nieprawidłowości na szczeblu parafialnym. Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że jest jeszcze coś: powszechna, szczególnie wśród młodych ludzi, niechęć do wszystkiego, co sformalizowane, sztywno określone, hierarchicznie uporządkowane. Dla wielu problemem i skandalem jest nie tyle nadużywanie władzy czy nieprzestrzeganie praw, ile już sama obecność prawa, władzy i hierarchii, rzekomo całkowicie obcych ewangelicznemu chrześcijaństwu. Katechizm Kościoła Katolickiego wskazuje jednak wyraźnie, że Kościół jest nierozerwalnie „społecznością wyposażoną w strukturę hierarchiczną i Mistycznym Ciałem Chrystusa” (KKK 771). Między tymi dwoma wymiarami istnieje pewne napięcie, ale z pewnością nie można mówić o ich niekompatybilności.
Każdemu z nas zdarzyło się pewnie czekać w kolejce do lekarza. Im dłuższe oczekiwanie, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś zacznie narzekać na służbę zdrowia. W tle takiego narzekania jest jednak zawsze milcząca akceptacja samej opieki zdrowotnej: krytykujemy ją za to, że musimy stać w kolejce do lekarza, ale przecież to ona gwarantuje nam, że w ogóle gdzieś będzie czekał na nas jakiś lekarz. Trudno, oczywiście, porównywać w skali 1:1 instytucje państwowe i Kościół – ten ostatni nie jest jednym z wielu ludzkich tworów, ale „złożoną rzeczywistością, w której zrasta się pierwiastek ludzki i Boski” (KKK 771). A skoro ma w sobie ludzki pierwiastek, to również do niego stosuje się ta zasada: jeśli coś ma być trwałe, stabilne, niezależne od ludzkich kaprysów czy nastrojów epoki, musi przybrać kształt instytucji. Wszystkie inne wizje Kościoła są marzycielstwem.
Dzieło Jezusa
Może jednak sam Jezus był marzycielem? Może Jego marzenie o grupie uczniów, w której nikt nie wydaje poleceń i nikt nie musi ich słuchać, w której nie ma potrzeby posłuszeństwa – chyba że bezpośrednio wobec Boga – dopiero ma się zrealizować? Taka myśl wracała na różnych etapach historii, a z największą intensywnością – w radykalnych odłamach reformacji. Czy jednak słusznie powoływały się one na Jezusa? Teologowie odpowiadają na to pytanie przecząco i wskazują takie momenty w Ewangelii, w których sam Pan nadaje Kościołowi zręby struktury. Wśród tych tekstów najbardziej znany dotyczy powołania Piotra i powierzenia mu „władzy kluczy” (por. Mt 16, 18-19). Nie mniej ważne i ciekawe są jednak fragmenty o ustanowieniu Dwunastu. Tytuł ten, stosowany dzisiaj jako synonim „Apostołów”, w rzeczywistości ma węższy zakres i wskazuje na zalążek hierarchicznej struktury Kościoła. Widać to szczególnie u św. Marka, który wyraźnie odróżnia moment powołania uczniów i moment wyłonienia spośród nich Dwunastu (por. Mk 3, 13-14). Użyta przez Ewangelistę formuła „uczynił” (greckie epoiesen, w Biblii Tysiąclecia „ustanowił”) to ta sama, której grecki przekład Starego Testamentu używa, gdy opisuje ustanowienie Mojżesza i Aarona przez Boga czy sędziów przez Mojżesza. Chodzi więc nie tylko o wezwanie po imieniu, ale też o włączenie w pewien urząd. Sama liczba dwanaście jest symboliczna: Jezus czyni w ten sposób aluzję do dwunastu synów Jakuba, od których wywodziło się dwanaście pokoleń narodu wybranego. Jak pisze wybitny polski teolog ks. Henryk Seweryniak, „mając to na uwadze, nie sposób twierdzić, że wspólnota uczniów Chrystusa, a później wspólnoty pierwszych Kościołów, które przechowały pamięć o gronie uczniów, miały charakter charyzmatyczny, luźny, niezobowiązujący”.
To, że instytucjonalny charakter Kościoła jest wyrazem woli samego Jezusa, nie oznacza oczywiście, że każdy element jego struktury ma uzasadnienie w Ewangelii i musi pozostać niezmieniony do końca czasów. Konkretny kształt Kościoła na przestrzeni wieków zmieniał się i zapewne będzie się zmieniał. Takie zmiany wymagają jednak wielkiej ostrożności, bo Kościół nie jest czymś, co każde pokolenie buduje na nowo, na miarę własnych pragnień i intuicji. Słyszałem kiedyś, że w jednej ze starych świątyń proboszcz zaczął porządkować strych i wyniósł tony gruzu, który nie wiedzieć czemu leżał nad sklepieniem. Sklepienie momentalnie zaczęło pękać – okazało się, że gruz był niezbędnym obciążeniem i mimo upływu czasu spełniał swoją funkcję, choć już nikt nie pamiętał jaką. Podobnie może być też z niektórymi organizacyjnymi aspektami Kościoła. Przypomina on trochę ekosystem: nie jest wyłącznie naszym dziełem i nie wszystkie wzajemne zależności są dla nas jasne.
Coś zależy od nas
Błędem jednak byłaby próba zachowania wszystkiego, co instytucjonalne, ze względu na to, że jest dawne. Jeśli coś generuje ewidentne zło, należy dążyć do zmiany tego. Jeśli coś nie działa, trzeba szukać możliwości usprawnienia tego. Dla większości osób wierzących – zarówno świeckich, jak i księży – brzmi to oczywiście dość abstrakcyjnie, bo nasz wpływ na kształt Kościoła jest niewielki. Coś jednak od nas zależy: na pewno wypełnienie jego struktury konkretnym, duchowym życiem. Może też próba budowania zwyczajnych, szczerych ludzkich relacji? Także to, że nie będziemy milczeć, gdy należy mówić, zarówno jeśli chodzi o piętnowanie zła, jak i docenianie dobra. Nie można też zapomnieć o naszych duchowych zasobach: poście, modlitwie, cierpieniu ofiarowanych za Kościół.
„Pieczołowicie przechowujemy otrzymaną od Kościoła wiarę, która pod działaniem Ducha Bożego, jak drogocenny depozyt złożony w pięknym naczyniu, nieustannie odmładza naczynie, które ją zawiera” – napisał w II wieku św. Ireneusz. Biskup Lyonu ujął w ten sposób wzajemne relacje Ewangelii i Tradycji Kościoła. Nie będzie chyba nadużyciem zastosowanie tego obrazu w interesującej nas kwestii: instytucja Kościoła jest naczyniem – miejscami bardzo pięknym, miejscami mniej pięknym, ale mocnym i trwałym, niezbędnym do tego, byśmy nie zgubili skarbu Ewangelii. I tylko wtedy, gdy będziemy ciągle sięgać do samej Ewangelii, do źródła, naczynie nie będzie niszczeć, ale będzie się nieustannie odmładzać.
ks. Andrzej Persidok, wykładowca teologii fundamentalnej w Akademii Katolickiej w Warszawie.
______________________________________________________________________________________________________________
Fatima, rozmowy pastuszków z Maryją i jedno jej zdanie o czyśćcu, które zatrważa
*****
Krążyła plotka, że 13 października 1917 r., w momencie ostatniego objawienia wybuchnie bomba i zabije wszystkich, którzy będą się tam znajdować. Rodzice Łucji bali się o córkę. – Skoro ma umrzeć, my też umrzemy razem z nią – powiedzieli. I poszli razem.
Maryja, która od 13 maja do 13 października 1917 r. odwiedzała Fatimę, przekazała nam przesłanie, z którego treścią do dziś mierzy się Kościół. Ci, którzy zechcą je poznać, trafiają na rzeczowe, mocne słowa Matki – o grzechu, o konieczności nawrócenia i o czyśćcu.
Początek objawień
– Hiacynta, a dlaczego idziesz w sam środek stada? – spytała Łucja.
– Po to, aby zrobić tak, jak Pan Jezus, który na tym obrazku, co mi dano, znajduje się też w środku pomiędzy wieloma owieczkami, a jedną trzyma na rękach – odpowiedziała dziewczynka.
Tak to się zaczęło – od wypasu owiec na polu rodziców Łucji w Cova da Iria. W maju 1917 r. było ciepło. S. Łucja zapisała, że tego dnia dzień był „piękny i pogodny”, dlatego wybrali się paść owce na odległe pole.
Musieli pokonać 2,5 km, przejść przez ugór – ale z jakiegoś powodu szli, i koło południa byli na miejscu. Owce zaczęły skubać trawę, a oni, w ramach zabawy, wznosili niewielki murek wokół zagajnika. I wtedy ją zobaczyli.
Piękna Pani z Fatimy
Łucja pisze, że nagle, mimo pięknej pogody, pojawiło się coś w rodzaju błyskawicy, dlatego ocenili, że zbliża się burza. Łucja, jako najstarsza, zdecydowała o powrocie do domu. Posłuszni kuzyni zaczęli schodzić z pagórka i pędzili owce w kierunku drogi.
Gdy byli w połowie zbocza i już mieli minąć rozłożysty, dąb zobaczyli kolejny błysk. Podeszli i nad jednym ze skalnych dębów – w Portugalii to drzewo wysokości 50-100 cm, ale ze względu na to, że jest niskie, jest nazywane krzewem – zobaczyli jakąś Panią. Była ubrana na biało, lśniła bardziej niż Słońce.
Dzieci uznały, że to zjawa. Najpierw nie mogły zrobić kroku, ale po chwili przybliżyły się tak bardzo, że znalazły się wewnątrz światła. I wtedy Maryja przemówiła. Nastąpił prosty, szczery dialog, który przeszedł już do historii.
Rozmowa z Maryją
Łucja, ośmielona jej anielską dobrocią, zadała kilka ważnych pytań. Po pierwsze, czy pójdą do nieba. Maryja odpowiedziała, że każde z nich pójdzie, ale Franciszek musi często odmawiać różaniec. Wtedy Łucja zapytała o dwie dziewczynki, które niedawno zmarły, a były jej przyjaciółkami.
– Czy Maria das Neves jest już w Niebie?
– Tak.
– A Amelia?
– Będzie przebywać w czyśćcu do końca świata – odpowiedziała Maryja.
„Wydaje mi się, że Amelia miała jakieś osiemnaście, czy dwadzieścia lat” – zapisała Łucja w swym dzienniku.
Odpowiedź Maryi zatrważa – jak krystalicznej trzeba duszy, jak wielkiej wiary w miłosierdzie Boże, aby po osiemnastu latach życia nie groził nam czyściec aż do końca świata, czyli do paruzji?
„Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, lecz w innym…”
Tak mówiła Maryja 59 lat wcześniej do Bernadety Soubirous w Lourdes i słowa te mogły by paść również wobec trójki pastuszków. W ciągu sześciu miesięcy, w których Maryja przychodziła na pole w Cova da Iria, w życiu Franciszka, Hicynty i Łucji zmieniło się niemal wszystko.
Jednak zmiana dotyczyła nie tylko widzących dzieci, ale też ich rodzin. Pole z dębem, które Matka Boża wybrała na spotkania, zostało stratowane przez ludzi, którzy coraz liczniej przybywali z całej Portugalii. Rodzice Łucji męczyli się we własnym domu, do którego drzwi wciąż pukali ludzie ciekawi, by zobaczyć widzącą.
Brak plonów z urodzajnego dotąd pola wymagał zmniejszenia stada owiec – nie było czym ich karmić. Mniejsze stado oznaczało mniejszą ilość wełny, jedzenia, w rezultacie coraz większe ubóstwo.
Ostatnie spotkanie
Krążyła plotka, że 13 października, w momencie ostatniego objawienia wybuchnie bomba i zabije wszystkich, którzy będą się tam znajdować. Rodzice Łucji, choć ostrożni w przyjmowaniu nowinek, byli już tak zmęczeni wielotygodniowym oblężeniem domu i pola, że nie byli pewni, co o tym myśleć.
Ale bali się o córkę. I choć nie rozumieli co się dzieje, uznali, że pójdą razem z nią. – Skoro ma umrzeć, my też umrzemy razem z nią – powiedzieli wieczorem, 12 października.
Czy to Matka?
Z relacji obserwatorów i samej Łucji wiemy, że plotka była ludzkim wymysłem. Ale prawdą jest, że tego dnia tłum był tak wielki, że Łucja od razu została rozdzielona z mamą. Tato, który mocno trzymał ją za rękę, mężnie doprowadził dziewczynkę na miejsce objawień. Wieczorem, gdy zmęczona dotarła do domu, usłyszała jeszcze pytanie, które ktoś zadał Marii Rosie, jej mamie:
– I co, Mario Roso, czy teraz już wierzycie, że Matka Boża objawiła się w waszej Cova da Iria?
– Jeszcze nie wiem – odpowiedziała. – Nie jesteśmy godni, żeby to była Matka Boża…
Agnieszka Bugała/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
„Nikt nie żyje sam. Nikt nie grzeszy sam. Nikt nie będzie zbawiony sam”.
Benedykt XVI o pomocy duszom w czyśćcu
***
„Jako chrześcijanie nie powinniśmy pytać się jedynie: jak mogę zbawić siebie samego? Powinniśmy również pytać siebie: co mogę zrobić, aby inni zostali zbawieni i aby również dla innych wzeszła gwiazda nadziei? Wówczas zrobię najwięcej także dla mojego własnego zbawienia” – napisał Benedykt XVI w encyklice Spe salvi.
Rozważania dotyczące pomocy duszom czyśćcowym odnajdziemy w rozdziale trzecim encykliki „Sąd Ostateczny jako miejsce uczenia się i wprawiania w nadziei”, którego fragment prezentujemy poniżej:
Trzeba tu wspomnieć jeszcze jeden motyw, gdyż ma on znaczenie dla praktykowania chrześcijańskiej nadziei. Już we wczesnym judaizmie istnieje myśl, że można przyjść z pomocą zmarłym w ich przejściowym stanie poprzez modlitwę (por. na przykład 2 Mch 12, 38-45: I wiek przed Chrystusem). W sposób naturalny podobna praktyka została przejęta przez chrześcijan i jest wspólna dla Kościoła wschodniego i zachodniego.
Wschód nie uznaje oczyszczającego i pokutniczego cierpienia dusz «na tamtym świecie», ale uznaje różne stopnie szczęśliwości lub też cierpienia w stanie pośrednim. Duszom zmarłych można jednak dać «pokrzepienie i ochłodę» poprzez Eucharystię, modlitwę i jałmużnę.
W ciągu wszystkich wieków chrześcijaństwo żywiło fundamentalne przekonanie, że miłość może dotrzeć aż na tamten świat, że jest możliwe wzajemne obdarowanie, w którym jesteśmy połączeni więzami uczucia poza granice śmierci. To przekonanie również dziś pozostaje pocieszającym doświadczeniem. Któż nie pragnąłby, aby do jego bliskich, którzy odeszli na tamten świat, dotarł znak dobroci, wdzięczności czy też prośba o przebaczenie?
Można też zapytać: jeżeli «czyściec» oznacza po prostu oczyszczenie przez ogień w spotkaniu z Panem, Sędzią i Zbawcą, jak może wpłynąć na to osoba trzecia, choćby była szczególnie bliska?
Kiedy zadajemy podobne pytanie, musimy sobie uświadomić, że żaden człowiek nie jest monadą zamkniętą w sobie samej. Istnieje głęboka komunia między naszymi istnieniami, poprzez wielorakie współzależności są ze sobą powiązane. Nikt nie żyje sam. Nikt nie grzeszy sam. Nikt nie będzie zbawiony sam. Nieustannie w moje życie wkracza życie innych: w to, co myślę, mówię, robię, działam. I na odwrót, moje życie wkracza w życie innych: w złym, jak i w dobrym. Tak więc moje wstawiennictwo za drugim nie jest dla niego czymś obcym, zewnętrznym, również po śmierci.
W splocie istnień moje podziękowanie, moja modlitwa za niego mogą stać się niewielkim etapem jego oczyszczenia. I dlatego nie potrzeba przestawiać czasu ziemskiego na czas Boski: w obcowaniu dusz zwykły czas ziemski po prostu zostaje przekroczony.
Nigdy nie jest za późno, aby poruszyć serce drugiego i nigdy nie jest to bezużyteczne. W ten sposób wyjaśnia się ostatni ważny element chrześcijańskiego pojęcia nadziei. Nasza nadzieja zawsze jest w istocie również nadzieją dla innych; tylko wtedy jest ona prawdziwie nadzieją także dla mnie samego.
Jako chrześcijanie nie powinniśmy pytać się jedynie: jak mogę zbawić siebie samego? Powinniśmy również pytać siebie: co mogę zrobić, aby inni zostali zbawieni i aby również dla innych wzeszła gwiazda nadziei? Wówczas zrobię najwięcej także dla mojego własnego zbawienia.
PCh24.pl/źródło: Benedykt XVI, Spe salvi/tłum. za vatican.va
______________________________________________________________________________________________________________
***
Dlaczego modlimy się za zmarłych?
– wyjaśnia Benedykt XVI
„Któż nie pragnąłby, aby do jego bliskich, którzy odeszli na tamten świat, dotarł znak dobroci, wdzięczności czy też prośba o przebaczenie? Można też zapytać: jeżeli « czyściec » oznacza po prostu oczyszczenie przez ogień w spotkaniu z Panem, Sędzią i Zbawcą, jak może wpłynąć na to osoba trzecia, choćby była szczególnie bliska? Kiedy zadajemy podobne pytanie, musimy sobie uświadomić, że żaden człowiek nie jest monadą zamkniętą w sobie samej. Istnieje głęboka komunia między naszymi istnieniami, poprzez wielorakie współzależności są ze sobą powiązane. Nikt nie żyje sam. Nikt nie grzeszy sam. Nikt nie będzie zbawiony sam” – pisał Benedykt XVI w encyklice Spe salvi.
Benedykt XVI: Sąd Ostateczny jako miejsce uczenia się i wprawiania w nadziei
41. W wielkim Credo Kościoła centralna część, która mówi o misterium Chrystusa, począwszy od odwiecznego zrodzenia z Ojca i narodzenia w czasie z Dziewicy Maryi, i poprzez krzyż i zmartwychwstanie dochodzi do Jego powtórnego przyjścia, kończy się słowami: « przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych ». Perspektywa Sądu Ostatecznego od najwcześniejszych czasów oddziaływała na codzienne życie chrześcijan, stanowiąc jakby kryterium, według którego kształtowali życie doczesne, jako wyzwanie dla sumień i równocześnie jako nadzieja pokładana w sprawiedliwości Boga. Wiara w Chrystusa nigdy nie patrzyła tylko wstecz, ani też tylko wzwyż, ale zawsze również wprzód, ku godzinie sprawiedliwości, którą Pan zapowiadał wielokrotnie. To spojrzenie ku przyszłości było dla chrześcijaństwa ważne w odniesieniu do doczesności. Wznosząc budowle sakralne, chrześcijanie pragnęli ukazać bogactwo historyczne i kosmiczne wiary w Chrystusa, dlatego stało się zwyczajem, że na wschodniej stronie przedstawiano Pana, który powraca jako król – wyobrażenie nadziei, zaś na zachodniej Sąd Ostateczny jako wyobrażenie odpowiedzialności za nasze życie; obraz ten « spoglądał » na wiernych i im towarzyszył właśnie w drodze ku codzienności. W rozwoju ikonografii uwydatniano coraz bardziej groźny i posępny aspekt Sądu, który widocznie bardziej pociągał artystów niż blask nadziei, który często nadmiernie przysłaniała groźba.
42. W epoce nowożytnej myśl o Sądzie Ostatecznym jest mniej obecna: wiara chrześcijańska zostaje zindywidualizowana i jest ukierunkowana przede wszystkim na osobiste zbawienie duszy. Refleksja nad historią powszechną jest zaś w dużej mierze zdominowana przez myśl o postępie. Podstawowy sens oczekiwania na Sąd Ostateczny jednak nie zanikł. Niemniej teraz przybiera całkowicie inną formę. Ateizm XIX i XX wieku ze względu na swą genezę i cel jest moralizmem: protestem przeciw niesprawiedliwościom świata i historii powszechnej. Świat, w którym istnieje taka miara niesprawiedliwości, cierpienia niewinnych i cynizmu władzy, nie może być dziełem dobrego Boga. Bóg, który byłby odpowiedzialny za taki świat, nie byłby Bogiem sprawiedliwym, a tym bardziej Bogiem dobrym. W imię moralności trzeba takiego Boga zakwestionować. Skoro nie ma Boga, który stwarza sprawiedliwość, wydaje się, że człowiek sam jest teraz powołany do tego, aby ustanowił sprawiedliwość. Jeżeli można zrozumieć protest przeciw Bogu wobec cierpienia na tym świecie, to jednak teza, że ludzkość może i powinna zrobić to, czego żaden bóg nie robi ani nie jest w stanie zrobić, jest zarozumiała i w istocie rzeczy nieprawdziwa. Nie jest przypadkiem, że z takiego założenia wynikły największe okrucieństwa i niesprawiedliwości, bo opiera się ono na wewnętrznej fałszywości tej tezy. Świat, który sam musi sobie stworzyć własną sprawiedliwość, jest światem bez nadziei. Nikt i nic nie bierze odpowiedzialności za cierpienie wieków. Nikt i nic nie gwarantuje, że cynizm władzy – pod jakąkolwiek ponętną otoczką ideologiczną się ukazuje – nie będzie nadal panoszył się w świecie. Toteż wielcy myśliciele ze szkoły frankfurckiej Max Horkheimer i Theodor W. Adorno, tak samo krytykowali ateizm i teizm. Horkheimer zdecydowanie wykluczył możliwość znalezienia jakiejkolwiek immanentnej namiastki Boga, równocześnie odrzucając także obraz Boga dobrego i sprawiedliwego. Radykalizując ekstremalnie starotestamentalny zakaz tworzenia obrazów, mówi on o « tęsknocie za całkowicie Innym », który pozostaje niedostępny, o wołaniu pragnienia, zwróconym do historii powszechnej. Również Adorno opowiedział się za odrzuceniem wszelkiego obrazu, co wyklucza również « obraz » kochającego Boga. Ale on także wciąż na nowo kładł nacisk na tę « negatywną » dialektykę i głosił, że sprawiedliwość, prawdziwa sprawiedliwość, domaga się świata, « w którym nie tylko doczesne cierpienie byłoby unicestwione, ale także byłoby odwołane to, co nieodwołalnie minęło »[30]. Oznaczałoby to jednak – a zostało to wyrażone w pozytywnych, a więc dla niego nieadekwatnych symbolach – że sprawiedliwość nie może istnieć bez zmartwychwstania umarłych. Taka jednak perspektywa niosłaby ze sobą « zmartwychwstanie ciał, które zawsze było całkowicie obce idealizmowi i królestwu absolutnego ducha »[31].
43. Z rygorystycznego odrzucenia jakiegokolwiek obrazu, które wynika z pierwszego Przykazania Bożego (por. Wj 20, 4), może i powinno czerpać naukę również chrześcijaństwo. Prawda teologii negatywnej została uwydatniona na IV Soborze Laterańskim, który zdeklarował wyraźnie, że jakkolwiek można dostrzec wielkie podobieństwo między Stwórcą i stworzeniem, zawsze większe jest niepodobieństwo między nimi[32]. Dla wierzącego jednak odrzucenie wszelkiego obrazu nie może posuwać się tak daleko, że dojdzie do « nie » w odniesieniu do obu tez, teizmu i ateizmu – jak tego chcieliby Horkheimer i Adorno. Bóg sam dał nam swój « obraz »: w Chrystusie, który stał się człowiekiem. W Nim, Ukrzyżowanym, odrzucenie błędnych obrazów Boga jest doprowadzone do końca. Teraz Bóg objawia swoje oblicze właśnie w postaci cierpiącego, który dzieli dolę człowieka opuszczonego przez Boga. Ten niewinny cierpiący stał się nadzieją- pewnością: Bóg jest i Bóg potrafi zaprowadzić sprawiedliwość w sposób, którego nie jesteśmy w stanie pojąć, a który jednak przez wiarę możemy przeczuwać. Tak, istnieje zmartwychwstanie ciał[33]. Istnieje sprawiedliwość[34]. Istnieje « odwołanie » minionego cierpienia, zadośćuczynienie, które przywraca prawo. Dlatego wiara w Sąd Ostateczny jest przede wszystkim i nade wszystko nadzieją – tą nadzieją, której potrzeba stała się oczywista zwłaszcza w burzliwych wydarzeniach ostatnich wieków. Jestem przekonany, że kwestia sprawiedliwości stanowi istotny argument, a w każdym razie argument najmocniejszy za wiarą w życie wieczne. Sama indywidualna potrzeba spełnienia, które nie jest nam dane w tym życiu, potrzeba nieśmiertelnej miłości, której oczekujemy, z pewnością jest ważnym powodem, by wierzyć, że człowiek został stworzony dla wieczności. Niemniej jednak konieczność powrotu Chrystusa i nowego życia staje się w pełni przekonująca tylko w połączeniu z uznaniem, że niesprawiedliwość historii nie może być ostatnim słowem.
44. Protest przeciw Bogu w imię sprawiedliwości niczemu nie służy. Świat bez Boga jest światem bez nadziei (por. Ef 2, 12). Jedynie Bóg może zaprowadzić sprawiedliwość. A wiara daje nam pewność: On to robi. Obraz Sądu Ostatecznego nie jest przede wszystkim obrazem przerażającym, ale obrazem nadziei; dla nas jest, być może, nawet decydującym obrazem nadziei. Czy nie jest jednak również obrazem zatrważającym? Powiedziałbym: obrazem mówiącym o odpowiedzialności. A więc obrazem tej trwogi, o której św. Hilary mówi, że ma ona, jak każdy nasz lęk, swoje umiejscowienie w miłości[35]. Bóg jest sprawiedliwością i zapewnia sprawiedliwość. To jest nam pociechą i nadzieją. Jednak w Jego sprawiedliwości zawiera się również łaska. Dowiadujemy się o tym, kierując wzrok ku Chrystusowi ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu. Obydwie – sprawiedliwość i łaska – muszą być widziane w ich właściwym wewnętrznym związku. Łaska nie przekreśla sprawiedliwości. Nie zmienia niesprawiedliwości w prawo. Nie jest gąbką, która wymazuje wszystko, tak że w końcu to, co robiło się na ziemi, miałoby w efekcie zawsze tę samą wartość. Przeciw takiemu rodzajowi nieba i łaski słusznie protestował na przykład Dostojewski w powieści Bracia Karamazow. Na uczcie wiekuistej złoczyńcy nie zasiądą ostatecznie przy stole obok ofiar, tak jakby nie było między nimi żadnej różnicy. W tym miejscu chciałbym zacytować tekst Platona, który wyraża przeczucie sprawiedliwego sądu, jakie w dużej mierze pozostaje prawdziwe i cenne również dla chrześcijanina. Chociaż za pomocą obrazów mitologicznych, to jednak jasno ukazuje niedwuznaczną prawdę, że na końcu dusze staną nagie wobec sędziego. Teraz już nie liczy się, kim były kiedyś w historii, ale tylko to, czym są w prawdzie. « Teraz [sędzia] ma przed sobą być może duszę króla […] czy panującego, i nie widzi w niej nic zdrowego. Widzi ją wychłostaną, pełną blizn pochodzących z popełnionych krzywd i niesprawiedliwości […] i wszystko jest wypaczone, pełne kłamstwa i pychy, a nic nie jest proste, gdyż wzrastała bez prawdy. I widzi jak wiele jest w duszy nadużycia, ekspansywności, arogancji i nieroztropności w postępowaniu, nieumiarkowania i niegodziwości. Widząc to posyła ją natychmiast do więzienia, gdzie otrzyma zasłużoną karę […]. Czasem jednak widzi przed sobą inną duszę, taką, która prowadziła życie pobożne i szczere […], cieszy się nią i oczywiście posyła ją na wyspę błogosławionych »[36]. W przypowieści o bogaczu i Łazarzu (por. Łk 16, 19-31) ku naszej przestrodze Jezus przedstawił obraz takiej duszy zniszczonej przez pychę i bogactwo, która sama stworzyła ogromną przepaść pomiędzy sobą a ubogim: przepaść, jaką jest zamknięcie w rozkoszach materialnych, przepaść, jaką jest zapomnienie o drugim, niezdolność do kochania, która teraz przeradza się w palące i nie dające się zaspokoić pragnienie. Musimy tu podkreślić, że Jezus w tej przypowieści nie mówi o ostatecznym przeznaczeniu po Sądzie, ale podejmuje wyobrażenie, jakie odnajdujemy, między innymi, w dawnym judaizmie, o stanie pośrednim pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem, w którym jeszcze nie ma ostatecznego wyroku.
45. To starojudaistyczne wyobrażenie o stanie pośrednim zawiera przekonanie, że dusze nie znajdują się po prostu w tymczasowym areszcie, ale już odbywają karę, jak to przedstawia przypowieść o bogaczu, albo też już cieszą się tymczasową formą szczęścia. W końcu zawiera ono myśl, że w tym stanie są możliwe oczyszczenia i uleczenia, które sprawiają, że dusza dojrzewa do komunii z Bogiem. Kościół pierwotny podjął te wyobrażenia, z których potem w Kościele zachodnim powoli rozwinęła się nauka o czyśćcu. Nie ma potrzeby zajmować się tu skomplikowanymi historycznymi drogami tego rozwoju; zastanówmy się jedynie, o co w rzeczywistości chodzi. Wraz ze śmiercią decyzja człowieka o sposobie życia staje się ostateczna – to życie staje przed Sędzią. Decyzja, która w ciągu całego życia nabierała kształtu, może mieć różnoraki charakter. Są ludzie, którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania. Ludzie, w których wszystko stało się kłamstwem; ludzie, którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość. Jest to straszna perspektywa, ale w niektórych postaciach naszej historii można odnaleźć w sposób przerażający postawy tego rodzaju. Takich ludzi już nie można uleczyć, a zniszczenie dobra jest nieodwołalne: to jest to, na co wskazuje słowo piekło[37]. Z drugiej strony, są ludzie całkowicie czyści, którzy pozwolili się Bogu wewnętrznie przeniknąć, a w konsekwencji są całkowicie otwarci na bliźniego – ludzie, których całe istnienie już teraz kształtuje komunia z Bogiem i których droga ku Bogu prowadzi jedynie do spełnienia tego, czym już są[38].
46. Nasze doświadczenie mówi jednak, że ani jeden, ani drugi przypadek nie jest normalnym stanem ludzkiej egzystencji. Jak możemy przypuszczać, u większości ludzi w najgłębszej sferze ich istoty jest obecne ostateczne wewnętrzne otwarcie na prawdę, na miłość, na Boga. Jednak w konkretnych wyborach życiowych jest ono przesłonięte przez coraz to nowe kompromisy ze złem. Chociaż czystość bywa pokryta różnorakim brudem, to jednak jej pragnienie pozostaje i mimo wszystko wciąż na nowo wynurza się z nikczemności i pozostaje obecne w duszy. Co dzieje się z takimi ludźmi, kiedy pojawiają się przed Sędzią? Czy wszystkie brudy, jakie nagromadzili w ciągu życia, staną się od razu bez znaczenia? Albo co jeszcze nastąpi? Św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian daje nam wyobrażenie różnorakiej miary osądu Bożego nad człowiekiem, w zależności od jego sytuacji. Czyni to posługując się obrazami, które mają w jakiś sposób wyrazić to, co niewidzialne, przy czym nie możemy przełożyć tych obrazów na pojęcia po prostu dlatego, że nie możemy wejrzeć w świat po drugiej stronie śmierci, ani nie mamy żadnego jego doświadczenia. Św. Paweł mówi przede wszystkim, że egzystencja chrześcijańska jest zbudowana na wspólnym fundamencie: Jezusie Chrystusie. Jest to solidny fundament. Jeśli mocno opieramy się na tym fundamencie i na nim zbudowaliśmy nasze życie, wiemy, że nawet w śmierci ten fundament nie może nam być odebrany. Dalej Paweł pisze: « I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drewna, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego budowla wzniesiona na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień » (3, 12-15). W każdym razie, ten tekst pokazuje jasno, że ocalenie ludzi może mieć różne formy; że niektóre rzeczy zbudowane mogą ulec spaleniu do końca; że dla ocalenia trzeba przejść samemu przez « ogień », aby definitywnie stać się otwartymi na Boga i móc zająć miejsce przy Jego stole na wiekuistej uczcie weselnej.
47. Niektórzy współcześni teolodzy uważają, że ogniem, który spala a równocześnie zbawia, jest sam Chrystus, Sędzia i Zbawiciel. Spotkanie z Nim jest decydującym aktem Sądu. Pod Jego spojrzeniem topnieje wszelki fałsz. Spotkanie z Nim przepala nas, przekształca i uwalnia, abyśmy odzyskali własną tożsamość. To, co zostało zbudowane w ciągu życia, może wówczas okazać się suchą słomą, samą pyszałkowatością, i zawalić się. Jednak w bólu tego spotkania, w którym to, co nieczyste i chore w naszym istnieniu, jasno jawi się przed nami, jest zbawienie. Jego wejrzenie, dotknięcie Jego Serca uzdrawia nas przez bolesną niewątpliwie przemianę, niczym «przejście przez ogień ». Jest to jednak błogosławione cierpienie, w którym święta moc Jego miłości przenika nas jak ogień, abyśmy w końcu całkowicie należeli do siebie, a przez to całkowicie do Boga. Jawi się tu również wzajemne przenikanie się sprawiedliwości i łaski: nasz sposób życia nie jest bez znaczenia, ale nasz brud nie plami nas na wieczność, jeśli pozostaliśmy przynajmniej ukierunkowani na Chrystusa, na prawdę i na miłość. Ten brud został już bowiem wypalony w Męce Chrystusa. W chwili Sądu Ostatecznego doświadczamy i przyjmujemy, że Jego miłość przewyższa całe zło świata i zło w nas. Ból miłości staje się naszym zbawieniem i naszą radością. Jest jasne, że nie możemy mierzyć « trwania » tego przemieniającego wypalania miarami czasu naszego świata. Przemieniający « moment » tego spotkania wymyka się ziemskim miarom czasu – jest czasem serca, czasem « przejścia » do komunii z Bogiem w Ciele Chrystusa. Sąd Boży jest nadzieją, zarówno dlatego, że jest sprawiedliwością, jak i dlatego, że jest łaską. Gdyby był tylko łaską, tak że wszystko, co ziemskie, byłoby bez znaczenia, Bóg byłby nam winien odpowiedź na pytanie o sprawiedliwość – decydujące dla nas pytanie wobec historii i samego Boga. Gdyby był tylko sprawiedliwością, byłby ostatecznie dla nas wszystkich jedynie przyczyną lęku. Wcielenie Boga w Chrystusie tak bardzo połączyło sprawiedliwość i łaskę, że sprawiedliwość jest ustanowiona ze stanowczością: wszyscy oczekujemy naszego zbawienia « z bojaźnią i drżeniem » (Flp 2, 12). Niemniej jednak łaska pozwala nam wszystkim mieć nadzieję i ufnie zmierzać ku Sędziemu, którego znamy jako naszego « Rzecznika », Parakletos (por. 1 J 2, 1)[39].
48. Trzeba tu wspomnieć jeszcze jeden motyw, gdyż ma on znaczenie dla praktykowania chrześcijańskiej nadziei. Już we wczesnym judaizmie istnieje myśl, że można przyjść z pomocą zmarłym w ich przejściowym stanie poprzez modlitwę (por. na przykład 2 Mch12, 38-45: I wiek przed Chrystusem). W sposób naturalny podobna praktyka została przejęta przez chrześcijan i jest wspólna dla Kościoła wschodniego i zachodniego. Wschód nie uznaje oczyszczającego i pokutniczego cierpienia dusz « na tamtym świecie », ale uznaje różne stopnie szczęśliwości lub też cierpienia w stanie pośrednim. Duszom zmarłych można jednak dać « pokrzepienie i ochłodę » poprzez Eucharystię, modlitwę i jałmużnę. W ciągu wszystkich wieków chrześcijaństwo żywiło fundamentalne przekonanie, że miłość może dotrzeć aż na tamten świat, że jest możliwe wzajemne obdarowanie, w którym jesteśmy połączeni więzami uczucia poza granice śmierci. To przekonanie również dziś pozostaje pocieszającym doświadczeniem. Któż nie pragnąłby, aby do jego bliskich, którzy odeszli na tamten świat, dotarł znak dobroci, wdzięczności czy też prośba o przebaczenie? Można też zapytać: jeżeli « czyściec » oznacza po prostu oczyszczenie przez ogień w spotkaniu z Panem, Sędzią i Zbawcą, jak może wpłynąć na to osoba trzecia, choćby była szczególnie bliska? Kiedy zadajemy podobne pytanie, musimy sobie uświadomić, że żaden człowiek nie jest monadą zamkniętą w sobie samej. Istnieje głęboka komunia między naszymi istnieniami, poprzez wielorakie współzależności są ze sobą powiązane. Nikt nie żyje sam. Nikt nie grzeszy sam. Nikt nie będzie zbawiony sam. Nieustannie w moje życie wkracza życie innych: w to, co myślę, mówię, robię, działam. I na odwrót, moje życie wkracza w życie innych: w złym, jak i w dobrym. Tak więc moje wstawiennictwo za drugim nie jest dla niego czymś obcym, zewnętrznym, również po śmierci. W splocie istnień moje podziękowanie, moja modlitwa za niego mogą stać się niewielkim etapem jego oczyszczenia. I dlatego nie potrzeba przestawiać czasu ziemskiego na czas Boski: w obcowaniu dusz zwykły czas ziemski po prostu zostaje przekroczony. Nigdy nie jest za późno, aby poruszyć serce drugiego i nigdy nie jest to bezużyteczne. W ten sposób wyjaśnia się ostatni ważny element chrześcijańskiego pojęcia nadziei. Nasza nadzieja zawsze jest w istocie również nadzieją dla innych; tylko wtedy jest ona prawdziwie nadzieją także dla mnie samego[40]. Jako chrześcijanie nie powinniśmy pytać się jedynie: jak mogę zbawić siebie samego? Powinniśmy również pytać siebie: co mogę zrobić, aby inni zostali zbawieni i aby również dla innych wzeszła gwiazda nadziei? Wówczas zrobię najwięcej także dla mojego własnego zbawienia.
z Encykliki Benedykta XVI Spe salvi
______________________________________________________________________________________________________________
Czy każdego czeka czyściec?
Nie, nie każdego. Przykładem Matka Boża i „kilka” innych osób, patrząc na życie których Kościół miał odwagę stwierdzić, że z pewnością poszli prosto do nieba. Zwyczajowo mówimy o nich „święci” i „błogosławieni”. Zasadniczo dobrze by było, gdybyśmy wszyscy tak żyli, by czyśćca uniknąć i wejść prosto do królestwa, przygotowanego nam od założenia świata (por. Mt 25,34). Wyznaczenie sobie celu na poziomie: „byle na ostatniego dostać się do czyśćca”, to nie jest bodajże najszczęśliwsza miara życia chrześcijańskiego.
***
Trzy możliwości
Wierzymy, że każde z nas „w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym” (KKK 1022). Są trzy możliwe warianty tej zapłaty: „dokonuje się przez oczyszczenie, albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki” (KKK 1022). Naukę tę Kościół sformułował ostatecznie na soborach we Florencji i w Trydencie (XVI w.), opierając się na słowach Pisma Świętego. Kluczowymi tekstami są tu fragmenty obu Testamentów, dokumentujące praktykę modlitwy za zmarłych, a także słowa Jezusa o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu: „Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym życiu, ani w przyszłym” (Mt 12,32). Z tej wypowiedzi Pana wynika, że pewne grzechy mogą być odpuszczone w przyszłym życiu, czyli po śmierci.
Czyściec to pewność zbawienia
Jeśli umieramy w stanie łaski i w przyjaźni z Bogiem, ale nie jesteśmy jeszcze całkowicie wolni od grzechów, to przyjdzie nam przejść oczyszczenie po śmierci. Ci, którzy znajdą się w czyśćcu będą już pewni swojego zbawienie, ale jeszcze niegotowi, by wejść do radości nieba. Tę dyspozycję da im doświadczenie czyśćca (por. KKK 1030). Jest i będzie ono czymś zupełnie różnym od kary i cierpień potępionych w piekle (por. KKK 1031). Właściwie nie jest najlepszym sformułowaniem mówienie o „karach czyśćcowych”. Brak pełnej dyspozycji, aby wejść prosto do nieba, sprowadza się ostatecznie do braku gotowości by być kochanym i kochać całą pełnią siebie. Z wielką przenikliwością św. Jan od Krzyża pisał, że „pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości”. Jakieś wyobrażenie o tym, na czym będzie polegało nasze ewentualne cierpienie w czyśćcu, mogą dać nam te wszystkie sytuacje, w których cierpimy, odkrywając, że wciąż zbyt mało lub niedoskonale kochamy tych, na których nam zależy.
Ból „od wewnątrz”
Można też użyć porównania, które świetnie sprawdza się już na etapie szkolnej katechezy. Jeśli żyjemy, poruszamy się w świetle (na przykład słonecznym), to nasze oczy są przyzwyczajone do światła. Możemy nawet przelotnie spojrzeć wprost na słońce. Ale jeśli większość czasu spędzamy w ciemnościach, to nagłe rozbłyśnięcie światła sprawi nam ból i odruchowo zaciśniemy powieki. Będziemy potrzebowali chwili, by nasz wzrok przywykł do światła i nie tylko mógł je znosić bez bólu, ale wręcz się nim cieszyć. Czyściec będzie bolesny, ale nie dlatego, że ktoś nas będzie za coś mniej lub bardziej wymyślnie karał, zadając nam cierpienie. Oczyszczenie po śmierci będzie bolało niejako „od wewnątrz”. Wszystko, co nie jest naprawdę miłością będzie musiało się w nas wypalić, spopielić i zniknąć, abyśmy mogli wejść w całkowite doświadczenie miłości, jakim będzie niebo.
Miarą czasu: miłość
Myśląc o czyśćcu należy wziąć w cudzysłów pojęcia czasu i przestrzeni w naszym doczesnym rozumieniu. Czyściec jest bardziej stanem niż miejscem. A jeśli chodzi o miarę czasu, to będą nią nie tyle jednostki chronometryczne, co właśnie sama miłość. Żeby to jakoś zobrazować, pomyślmy na przykład o kwadransie, który inaczej mija nam w zimny deszczowy poranek na przystanku, na którym stoimy, czekając na spóźniony autobus, świeżo po kłótni z kimś bliskim, a zupełnie inaczej podczas serdecznej rozmowy z tą samą osobą. Niby to samo piętnaście minut, a jak diametralnie inaczej doświadczamy mijającego czasu. Można powiedzieć, że w czyśćcu „czas” będzie tylko przyspieszał w miarę naszego dojrzewania do pełni miłości.
W czyśćcu nie będziemy mogli już sami sobie pomóc. Będą nam za to mogli nadal pomóc ci, którzy nas kochają – zarówno znajdujący się już w niebie, jak i ci wciąż pozostający na ziemi. Będą to mogli zrobić modlitwą – zwłaszcza Mszą Świętą i Komunią ofiarowanymi w naszej intencji. A także postem, jałmużną, uczynkami miłości i dziełami pokutnymi, które za nas ofiarują (por. KKK 1032). Dokładnie tak, jak my sami możemy to robić dla zmarłych przebywających w czyśćcu, póki żyjemy.
Czyściec „nieobowiązkowy”
A jednak czyśćca możemy uniknąć. I mamy się o to starać. Naszym celem jest niebo, czyli zjednoczenie z Bogiem, który jest miłością, a w Nim z innymi. Wszystko, co jest naprawdę miłością w naszym życiu i postępowaniu „wszczepia” nas w Boga i zbliża do tej upragnionej pełni, za którą nasze serce tęskni z natury, choćby i nieświadomie. Świętość, do której wszyscy bez wyjątków jesteśmy powołani, polega ostatecznie na komunii, czyli zjednoczeniu z Bogiem, który jest miłością. Im bardziej i prawdziwiej kochamy, tym bardziej jesteśmy święci, czyli gotowi na wejście do nieba. Bo w niebie są tylko święci – ci oficjalnie „wyniesieni na ołtarze” i ci, którzy nie zostaną nigdy beatyfikowani ani kanonizowani – także nasi zmarli znajomi, bliscy, przyjaciele. I być może niektórzy z nich po swojej śmierci poszli prosto do nieba. Czy to znaczy, że niepotrzebnie się za nich modlimy? Nie. Obrazowo mówiąc, ta modlitwa się „nie zmarnuje”. Modląc się za nich – choć o tym nie wiemy – przyzywamy ich wstawiennictwa, a ofiarowana im przez modlitwę i inne pobożne dzieła miłość posłuży najpewniej komuś innemu.
Jak uniknąć czyśćca?
Jeśli ktoś zastanawia się, co może zrobić, aby uniknąć czyśćca, to przede wszystkim powinien starać się żyć zawsze w łasce uświęcającej i nie zwlekać ze spowiedzią, gdy stan łaski zdarzy mu się utracić. Powinno zajmować go nie tyle nawet pytanie: „Jakiej wady/słabości powinienem się jeszcze pozbyć?”, ile raczej pytanie: „Kogo i jak mógłbym jeszcze bardziej kochać?” Ponadto niech korzysta z łaski odpustów zupełnych, które „oferuje” mu Matka Kościół. Warto jednak zwrócić uwagę, że nasza motywacją nie powinna być obawa, czy strach, ale miłość. A w miłości – jak przypomina nam św. Jan – nie ma lęku: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu, ponieważ tak, jak On jest w niebie, i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,16-18).
ks. Michał Lubowicki/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Dusze czyśćcowe zawsze pomogą
Od wielu lat praktykuję modlitwę za dusze czyśćcowe i jestem przekonana o jej niezwykłej skuteczności – mówi s. Agnieszka, franciszkanka.
***
Jak to się zaczęło? Byłam młodą zakonnicą, rozpoczęłam naukę w szkole pielęgniarskiej. Mieszkałam w klasztorze. Pewnej nocy poczułam, że ktoś wszedł do pokoju, ale nikogo nie widziałam. Na pytanie, kim jest, nie otrzymałam od przybysza żadnej odpowiedzi. Wówczas poczułam paraliżujący strach. Gdy zjawa zniknęła, zerwałam się z łóżka, padłam na kolana i zaczęłam się żarliwie modlić. Prosiłam Boga, by nigdy więcej nikt z tamtego świata do mnie nie przychodził, bo zwyczajnie po ludzku się boję. W zamian obiecałam stałą modlitwę za dusze czyśćcowe. Podobnej sytuacji doświadczyłam kilka lat później. Szłam na Mszę św. za zmarłe siostry z naszego zgromadzenia i w pewnej chwili dostrzegłam postać ubraną w stary strój zakonny (sprzed reformy strojów), jak zmierza do kaplicy. Pomyślałam, że przyszła prosić o modlitwę i trzeba jej tę modlitwę dać.
Zaczęłam praktykować modlitwę za dusze czyśćcowe. Z czasem przekonywałam się coraz bardziej o jej skuteczności.
Kiedyś usłyszałam, że nie ma takiej prośby, zanoszonej za przyczyną dusz w czyśćcu cierpiących, która nie byłaby wysłuchana przez Pana Boga, jeśli jest zgodna z Jego wolą. Obiecałam, że w każdy poniedziałek będę ofiarowywać Mszę św., Komunię św., Różaniec, brewiarz, nawet jakieś doznane cierpienia i przykrości w intencji cierpiących w czyśćcu. I praktykuję to do dzisiaj. Dusze czyśćcowe to pamiętają. Gdybym zapomniała o tej intencji i modlitwę ofiarowała za kogoś innego, one się przypominają. Zaczynam odczuwać, że coś jest nie tak, spoglądam na kalendarz: poniedziałek, zapomniałaś o czymś – zdaje się, że chcą mi przypomnieć.
Dostrzegam też znaki pomocy ze strony dusz czyśćcowych, bo one nam pomagają, wypraszając łaski u Boga. Sobie nie mogą już nic wyprosić, ich czas zdobywania zasług dla siebie się zakończył, ale mogą pomóc nam, żyjącym jeszcze na ziemi. Nigdy nie oczekiwałam jakichś szczególnych czy wyjątkowych doznań, przekonałam się jednak, że ich wstawiennictwo ma niezwykłą moc. Kiedy idę do pracy, nieraz na nocną zmianę, przechodzę koło cmentarza, i wtedy rozmawiam z duszami czyśćcowymi. Proszę: – Pomóżcie mi, aby ten dyżur był spokojny, ja też wam pomogę modlitwą. I te dyżury są spokojne.
Modlitwa za umierających
W szpitalu codziennie ocieram się o cierpienie i śmierć. Zachęcam pacjentów, aby wzięli do ręki różaniec i się modlili. – W szpitalu nie ma bezrobocia – mówię żartobliwie. – My was obsługujemy, ale wy też musicie coś robić. Co godzinę za jakąś duszę czyśćcową ofiarować modlitwę, ból, niewygodę szpitalnego łóżka. Jak wy im pomożecie, to one też wam kiedyś pomogą. Wielu pacjentów podejmuje tę modlitwę, nawet z wielką radością.
Pracuję w szpitalu, więc mam kontakt z ludźmi umierającymi. Często jestem przy konających. Wiele świeckich pielęgniarek się boi – a ja nie. Trzymam pacjenta za rękę i się modlę. Odmawiam Koronkę do Bożego Miłosierdzia.
Proszę aniołów i dusze czyśćcowe, by pomogły konającemu przejść na tamten świat. Odczuwam ich obecność. To są dusze, którym umierający wyświadczał dobro, pomoc. One teraz mu się odwdzięczają i pomagają przejść na drugą stronę.
Kiedyś miałam taki przypadek. Pacjentka, która była w całkiem dobrej formie i nic nie wskazywało na to, że będzie umierać, zawołała nagle: Siostro, proszę szybko przyjść, pomóc mi się przebrać, zrobić fryzurę, bo oni już czekają. Pielęgniarki były zdziwione: kto czeka? Nie było nikogo, tylko trzy pacjentki w sali. Po przebraniu i uczesaniu chora zmarła z uśmiechem na twarzy. Ciarki nas przeszły. Ktoś po nią przyszedł, ona widziała te osoby. Ja wierzę, że to były dusze zmarłych. Święty Ojciec Pio w swojej książce wspominał, że gdy umieramy, przychodzą po nas dusze naszych bliskich zmarłych oraz te dusze czyśćcowe, za które się modliliśmy. Przychodzą, by pomóc nam przejść na tamtą stronę.
Woda święcona odstrasza złe duchy
Zawsze mam przy sobie wodę święconą. Postarałam się, aby była ona także na oddziale, na którym pracuję. Święcę chorych. Kiedy wkładamy rękę do kropielnicy, warto zrzucić kilka kropel, mówiąc na głos: „Za dusze czyśćcowe”. Przy konających woda święcona jest niezbędna.
Na stażu zawodowym na chirurgii miałam konającego pacjenta. Miał raka przełyku, nie mógł mówić, tylko pokazywał wzrokiem, czego chce. To było w święta Bożego Narodzenia. Cały czas zerkał na swoją szafkę przy łóżku i na mnie. Nie wiedziałam, jak mu pomóc. W końcu otworzyłam szufladkę, a tam w słoiczku była woda święcona. Pokropiłam go i za chwilę ten pacjent zmarł. Był to dla mnie znak, że przy konającym jest zły duch, który walczy o jego duszę.
Często się modlę za umierających. Nie jest istotne, czy znamy tego umierającego czy jest to dla nas ktoś z drugiego końca świata. Śmierć dla człowieka, nawet wierzącego, jest momentem szczególnym w życiu. Codziennie umiera wiele osób, które przez całe swoje życie nigdy nie myślały o Panu Bogu albo które z Nim walczyły. Ale właśnie w momencie śmierci dokonuje się decydujący wybór człowieka co do wieczności.
Możemy im pomóc
Gdy praktykujemy modlitwę za umierających, w szczególności za zatwardziałych grzeszników, musimy jednak okazać wiele czujności, szatan bowiem szuka zemsty. Rzeczywiście zachowuje się jak „lew ryczący (por. 1 P 5, 8)”, bo w tym decydującym momencie, z powodu nawrócenia grzesznika, traci łup, nad którym pracował przez całe lata.
Ludzie często odczuwają, że przychodzą do nich zmarli członkowie rodziny. Może to jest sugestia pod wpływem przeżyć związanych z odejściem, pogrzebem. Ale jeśli się tak zdarzy, to należy się za tę osobę modlić, zapytać, czego pragnie. Nie wolno jednak przywoływać dusz z czyśćca: „Przychodzą po prostu, kiedy Pan Bóg im pozwoli postarać się o szybsze wybawienie” – wyjaśniała Maria Simma, która miała dar kontaktu z duszami czyśćcowymi. Ale trzeba być bardzo ostrożnym, bo to może być zły duch. Wielu ludzi angażuje się w wywoływanie duchów, w spirytyzm, a to jest bardzo niebezpieczne, wchodzi się na grząski grunt. Nie można oczekiwać, że dusza przyjdzie, będzie pukać lub dawać jakieś inne znaki.
Święty Ojciec Pio, który miał dar rozmawiania z duszami czyśćcowymi, mówił, że ktokolwiek do niego przyszedł z tamtego świata, prosił, wręcz żebrał o modlitwę, o Eucharystię. Duszom czyśćcowym możemy pomóc przez modlitwę, dobre uczynki, odwiedzenie grobu, odpusty, ofiarowanie Eucharystii i Komunii św. Nie zapominajmy o nich, a sami się przekonamy, że dzięki ich wstawiennictwu możemy dokonać wręcz cudów.
Nie oczekujmy spektakularnych wizji czy ingerencji w nasze życie, lecz dostrzegajmy ich pomoc w życiu codziennym; uczmy się miłości do nich, a one też będą nas obdarzać szczególną miłością. Między nami a nimi jest przepaść momentu śmierci, ale zawsze można ją pokonać przez pomost miłości.
wysłuchała: Jolanta Marszałek/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Czyściec – trzy mało znane fakty. Co dzieje się z duszami po śmierci?
*****
Czyściec nie jest pozbawiony radości. Tak jak możemy dodawać sobie nawzajem otuchy podczas naszego życia na Ziemi, możemy to także robić w czyśćcu.
Chociaż dwudziestowieczna filozofia współczesna i teoria polityki obficie posługują się kategoriami i ramami teoretycznymi zaczerpniętymi z eschatologii katolickiej (dosłownie nauki o „rzeczach ostatecznych”) – i to często zaskakująco owocnie – tego samego nie można chyba powiedzieć o niektórych naszych współczesnych refleksjach teologicznych. Eschatologia w dzisiejszych czasach zdaje się nie zajmować zbyt uprzywilejowanej pozycji.
Jednak nie znaczy to, że w tradycji katolickiej eschatologia nie była przedmiotem intensywnej i często uczonej refleksji. Wręcz przeciwnie. A ostatnio Shaun McAfee opublikował listę dziesięciu faktów o czyśćcu, których najprawdopodobniej nie znacie. Spośród nich wybraliśmy trzy, naszym zdaniem najbardziej interesujące, aby rozpocząć, jeśli to możliwe, dyskusję o tych kwestiach w komentarzach.
Już zjednoczeni z Chrystusem
Dusze w czyśćcu są częścią Kościoła pokutującego, zwanego również Kościołem cierpiącym lub Kościołem oczekującym (Ecclesia Poenitens, Ecclesia Dolens lub Ecclesia Expectans). Tradycja uznaje, że wierni tworzą trzy główne stany: Kościół wojujący, Kościół cierpiący i Kościół triumfujący. Sprawdźmy, co encyklika Lumen Gentium ma do powiedzenia na ten temat:
Dopóki tedy Pan nie przyjdzie w majestacie swoim, a wraz z Nim wszyscy aniołowie, dopóki po zniszczeniu śmierci wszystko nie zostanie poddane Jemu, jedni spośród uczniów Jego pielgrzymują na ziemi (Kościół wojujący), inni dokonawszy żywota poddają się oczyszczeniu (Kościół pokutujący), jeszcze inni zażywają chwały (Kościół triumfujący), widząc „wyraźnie samego Boga troistego i jedynego, jako jest.
Jeśli dusze w czyśćcu są częścią Kościoła pokutującego – którego częścią także moglibyśmy być, pośród naszych cierpień, jako Kościół wojujący – są one zatem w oczywisty sposób częścią Mistycznego Ciała Chrystusa, a zatem pozostają z Nim zjednoczone.
Męki czyśćcowe są dobrowolne
To zasługuje na nieco bardziej szczegółowe wyjaśnienie. Jak czytamy w artykule, który Shaun McAfee umieścił na EpicPew, św. Katarzyna Genueńska w swoim Traktacie o czyśćcu tłumaczyła, że widząc, co czeka ją w Niebie, dusza dobrowolnie rzuca się w czyściec.
Czyściec jest dobrowolny, nie dlatego, że ktoś może zdecydować, że tam nie pójdzie, ale dlatego, że skwapliwie się jemu poddaje. W tym względzie św. Tomasz z Akwinu mówi dokładnie to samo.
W czyśćcu jest też radość
Na ogół czyściec jest traktowany jako miejsce cierpienia, choć tymczasowego. Jednak w rzeczywistości, jak wyjaśnia św. Katarzyna Genueńska, czyściec nie jest także pozbawiony radości: tak jak sam Chrystus pociesza dusze Kościoła walczącego, to samo czyni z Kościołem cierpiącym, i tak jak możemy dodawać sobie nawzajem otuchy podczas naszego życia na Ziemi, możemy to także robić w czyśćcu.
Ale to nie wszystko. Święta Katarzyna tłumaczy:
To właśnie ogień miłości Bożej trawi całą rdzę czy też skazę grzechu w duszy. Męki czyśćcowe są zatem przede wszystkim karą [czasowej] utraty [widzenia Boga], znacznie bardziej niż karą zmysłów, czyli czymś więcej niż „wszelkie inne kary jakie można tam znaleźć” (15b).
Rzeczywiście, najstraszniejsze dla duszy jest wewnętrzne rozdarcie spowodowane przez miłość, która widzi, że, ze względu na te wciąż nie całkowicie unicestwione przeszkody, jej doskonałe posiadanie Boga opóźnia się. A im większe oczyszczenie, tym bardziej intensywna miłość i, co za tym idzie, tym okrutniejszy ból. Miłość i ból pojawiają się i wzrastają w czyśćcu w stałym postępie.
Czyściec jest zatem stopniowym narastaniem miłości i bólu, które prowadzi do nieba, do szczęścia doskonałego. Dusze w czyśćcu doświadczają wielkiej radości, podobnej do radości Nieba, a także ogromnego bólu, podobnego do bólu piekła; a jedno nie usuwa drugiego.
Daniel Esparza/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Czy modlitwa za zmarłych ma sens? Skąd o tym wiemy?
*****
Wielu ludzi właśnie modlitwą reaguje na wiadomość, że ktoś zakończył ziemski żywot. Skąd się to bierze i czy modlitwa za kogoś, kto już odszedł do wieczności, ma sens? Czy zmarli naprawdę potrzebują modlitwy żywych?
Ks. Wojciech Węgrzyniak jakiś czas temu analizował na swoim blogu argumenty podające w wątpliwość sensowność modlitwy za zmarłych. Jeden argument mówił o tych, którzy po śmierci trafią do piekła. Jezusowa przypowieść o bogaczu i Łazarzu nie pozostawia wątpliwości, że nie ma dla nich ratunku. Między niebem a piekłem „zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać”. „Faktycznie, modlitwa im nie pomaga” – stwierdził ks. Węgrzyniak.
Drugi przywołany przez niego argument dotyczy tych, którzy znaleźli się w czyśćcu. Przecież oni i tak pójdą do nieba. To prawda. Jednak to właśnie oni bardzo potrzebują modlitwy. Dlaczego? Mówiąc w wielkim uproszczeniu po to, aby jak najszybciej dostąpili wiecznej radości oglądania Boga twarzą w twarz.
Modlitwa za zmarłych: argument biblijny
Jednym z najczęściej przytaczanych argumentów biblijnych uzasadniających sens i potrzebę modlitwy za tych, którzy już odeszli z doczesności, jest ten odwołujący się do Starego Testamentu, do Drugiej Księgi Machabejskiej. To z niej (z zakończenia dwunastego rozdziału) wywodzi się często przytaczany cytat, zgodnie z którym modlić się za zmarłych to „myśl święta i pobożna”.
Opowieść o mężnym Judzie, który przeprowadził składkę wśród swoich żołnierzy i posłał do Jerozolimy, aby złożono ofiarę za tych, którzy zginęli, zawiera również uzasadnienie. „Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym” – wyłożył jasno i zrozumiale autor starotestamentalnej księgi.
Do Drugiej Księgi Machabejskiej odsyła Katechizm Kościoła Katolickiego, przypominając, że Kościół „od początku czcił pamięć zmarłych i ofiarował im pomoce, a w szczególności Ofiarę eucharystyczną, by po oczyszczeniu mogli dojść do uszczęśliwiającej wizji Boga”. Kościół w trosce o zmarłych zaleca nie tylko modlitwę, ale także jałmużnę, odpusty i dzieła pokutne podejmowane w ich intencji.
Pomoc dla zmarłych
Żyjący na przełomie czwartego i piątego stulecia św. Jan Chryzostom zachęcał: „Nieśmy im pomoc i pamiętajmy o nich. Jeśli synowie Hioba zostali oczyszczeni przez ofiarę ich ojca, dlaczego mielibyśmy wątpić, że nasze ofiary za zmarłych przynoszą im jakąś pociechę? Nie wahajmy się nieść pomocy tym, którzy odeszli, i ofiarujmy za nich nasze modlitwy”.
Kilka lat młodszy od niego św. Augustyn stwierdził natomiast: „Nie można zaprzeczyć, że dusze zmarłych doznają ulgi dzięki pobożności swoich żyjących bliskich, gdy za nich składa się ofiarę Pośrednika albo gdy się w kościele daje jałmużny”.
Zapewniał też, że to, co za zmarłych ma zwyczaj czynić Kościół, nie jest sprzeczne z zapowiedzią zawartą przez św. Pawła w Liście do Rzymian, że wszyscy staniemy przed trybunałem Boga i każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu.
Wspólnota większa niż myślimy
„YOUCAT. Katechizm Kościoła katolickiego dla młodych” o modlitwie za zmarłych mówi we fragmencie poświęconym wierze w świętych obcowanie. Zwraca uwagę, że do wspólnoty świętych (komunii świętych) należą wszyscy ludzie, którzy swoją nadzieję pokładają w Chrystusie i przez chrzest przynależą do Niego, bez względu na to, czy już umarli, czy jeszcze żyją.
Jesteśmy w Chrystusie jednym ciałem, dlatego żyjemy w jednej wspólnocie obejmującej niebo i ziemię. „Kościół jest wspólnotą większą niż myślimy. Należą do niego żywi i zmarli, bez względu na to, czy znajdują się w czyśćcu czy przebywają w chwale Bożej; znani i nieznani; wielcy święci i niepozorni ludzie” – wyjaśnia młodzieżowy katechizm, dodając, że „możemy nawzajem się wspierać ponad śmiercią”.
Oznacza to, że możemy przywoływać w modlitwie naszych patronów i ulubionych świętych, ale także naszych zmarłych, co do których wierzymy, że są już u Boga. Jednak to nie wszystko. Możemy przez naszą modlitwę dopomóc naszym zmarłym, znajdującym się jeszcze w czyśćcu.
Modlitwa podczas pogrzebu i nie tylko
Zwięzłe uzasadnienie celowości modlitwy za zmarłych można usłyszeć na początku każdej Mszy św. pogrzebowej. Ksiądz mówi wtedy mniej więcej tak: „Wiemy, że wskutek ludzkiej skłonności do złego wszyscy popełniamy grzechy. Przed Najświętszym Bogiem nikt nie jest bez winy. Dlatego chcemy złożyć za naszego zmarłego brata Ofiarę Eucharystyczną jako zadośćuczynienie za jego grzechy. Będziemy prosili Boga, aby go oczyścił od wszelkiej winy i dopuścił do społeczności Świętych”.
Modlitwa za zmarłych znajduje się w każdej Modlitwie Eucharystycznej odmawianej podczas mszy św., uwzględniając także możliwość wspomnienia konkretnych osób. W modlitewnikach można znaleźć bardzo dużo tekstów poświęconych tym, którzy odeszli, z tym, który zaczyna się od słów „Wieczny odpoczynek” na czele.
Dusze znikąd niemające ratunku?
W „Instrukcji liturgiczno-duszpasterskiej Episkopatu Polski o pogrzebie i modlitwach za zmarłych”, ogłoszonej czterdzieści lat temu, w roku 1978, można znaleźć bardzo ciekawe wskazówki. Niektóre z nich wciąż z trudnością przebijają się do świadomości wierzących. Biskupi przypomnieli m.in., że cały człowiek został odkupiony przez Chrystusa i ma mieć udział w życiu wiecznym, dlatego nie mówimy „módlmy się za duszę Jana, Krystyny itp.” lecz „módlmy się za zmarłego Jana, Krystynę itp”.
Instrukcja mówi również stanowczo, że z modlitw za zmarłych należy usunąć wezwania w rodzaju: „za dusze znikąd niemające ratunku”, „za dusze, za które nikt się nie modli”, ponieważ Kościół w każdej mszy św. i w liturgii godzin poleca Bogu wszystkich zmarłych, a także co roku obchodzi Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych.
Można użyć np. takich sformułowań: „módlmy się za tych zmarłych, których imiona znane są tylko Bogu”, „którzy najwięcej potrzebują modlitwy”, „za których najbliżsi się nie modlą”.
Powinność i… dziękczynienie
Święty Jan Paweł II niespełna dwa lata przed swoją śmiercią powiedział: „Modlitwa za zmarłych jest ważną powinnością, bowiem nawet jeśli odeszli w łasce i w przyjaźni z Bogiem, być może potrzebują jeszcze ostatniego oczyszczenia, by dostąpić radości nieba”.
Papież Franciszek w czasie jednej ze środowych katechez natomiast wskazał na jeszcze jeden aspekt. Według niego modlitwa za zmarłych jest przede wszystkim wyrazem wdzięczności z powodu świadectwa tych, którzy nas opuścili, oraz za uczynione przez nich dobro.
„Jest ona dziękczynieniem Panu za to, że nam ich dał, a także za ich miłość i przyjaźń”. Innym razem wyjaśniał, że wspomnienie zmarłych, troska o groby i modlitwy w intencji zmarłych są świadectwem ufnej nadziei, zakorzenionej w przekonaniu, że śmierć nie jest ostatnim słowem o ludzkim losie, ponieważ człowiek jest przeznaczony do nieskończonego życia, zakorzenionego i znajdującego swoje wypełnienie w Bogu.
ks. Artur Stopka/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Och, gdybyż tylko ludzie wiedzieli, czym jest czyściec
Gdyby czyściec nie istniał, aby usunąć plamy grzechu z niedoskonałych dusz, jedyną alternatywą byłoby piekło. Zatem czyściec jest koniecznym miejscem ekspiacji. Każdy osobisty grzech niesie ze sobą dwie konsekwencje: winę (która w przypadku grzechu śmiertelnego niszczy łaskę uświęcającą i prowadzi do piekła) oraz doczesną karę uzasadnioną obrazą Boga.
„Och, gdybyż tylko ludzie wiedzieli, czym jest czyściec!”
W roku 1870 Belgia walczyła jako sojusznik Francji przeciwko Niemcom. We wrześniu owego roku siostrę Marię Serafinę, zakonnicę redemptorystkę z Mechelen w Belgii, nagle ogarnął niewytłumaczalny smutek. Wkrótce potem otrzymała wiadomość, że w tej wojnie zginął jej ojciec. Od tamtego dnia siostra Maria wielokrotnie słyszała niepokojące jęki i głos mówiący: „Moja droga córko, zmiłuj się nade mną!”
Później dokuczały jej różne udręki, a wśród nich nieznośne bóle głowy. Kładąc się pewnego dnia ujrzała swojego ojca w otoczeniu płomieni i pogrążonego w głębokim smutku. Cierpiał w czyśćcu. Otrzymał od Boga pozwolenie, by błagać swą córkę o modlitwy oraz opowiedzieć jej o czyśćcowych cierpieniach. Opowiedział o tym tak:
– Chcę od ciebie Mszy św., modlitw i odpustów w moim imieniu. Spójrz, jak jestem pogrążony w tym wypełnionym ogniem dole! Och! Gdybyż ludzie wiedzieli, czym jest czyściec, znieśliby wszystko, aby go uniknąć i zmniejszyć cierpienia dusz tutaj. Bądź bardzo święta, moja córko, i przestrzegaj świętej reguły, nawet w jej najmniej istotnych punktach. Czyściec dla osób zakonnych jest straszliwą rzeczą!
Siostra Maria ujrzała dół pełen płomieni, wypluwający czarne obłoki dymu. Jej ojciec był zanurzony w tym dole, płonąc, straszliwie się dusząc i pragnąc. Gdy otwierał usta, widziała, że jego język jest całkowicie wyschnięty.
– Pragnę, moja córko, pragnę!
Następnego dnia jej ojciec odwiedził ją ponownie, mówiąc:
– Moja córko, minęło wiele czasu, odkąd cię widziałem ostatni raz.
– Mój ojcze, to było dopiero wczoraj…
– Och! Dla mnie wydaje się to wiecznością. Jeśli pozostanę w czyśćcu trzy miesiące, to będzie to wieczność. Zostałem skazany na wiele lat, ale dzięki wstawiennictwu Matki Bożej, mój wyrok został zredukowany do tylko kilku miesięcy.
Łaska, która dawała mu możliwość przyjścia na ziemię, została udzielona mu dzięki dobrym uczynkom za jego życia i ponieważ był oddany Matce Najświętszej, przyjmując Komunię św. we wszystkie Jej święta.
W ciągu tych odwiedzin siostra Maria Serafina zadała swojemu ojcu kilka pytań:
– Czy dusze w czyśćcu wiedzą, kto modli się za nie i czy mogą modlić się za nas?
– Tak, moja córko.
– Czy te dusze cierpią, wiedząc, że w ich rodzinach i na świecie obraża się Boga?”
– Tak.
Słuchając wskazówek swojego spowiednika i swojej przełożonej, wciąż zadawała swemu ojcu kolejne pytania:
– Czy to prawda, że cierpienia czyśćca są dużo większe od udręk na ziemi i nawet udręk męczenników?
– Tak, moja córko, to wszystko to szczera prawda.
Siostra Serafina spytała wówczas, czy każdy, kto należy do Bractwa Szkaplerza Najświętszej Panny z Góry Karmel (ci, którzy noszą szkaplerz), jest wolny od czyśćca w pierwszą sobotę po śmierci:
– Tak – odpowiedział – ale tylko wówczas, jeśli są wierni zobowiązaniom Bractwa.
– Czy to prawda, że niektóre dusze muszą pozostać w czyśćcu nawet pięćset lat?
– Tak. Niektóre są skazane aż do końca świata. Te dusze bardzo zawiniły i są całkowicie opuszczone. Trzy główne rzeczy ściągają gniew Boga na ludzi: nieprzestrzeganie dnia Pańskiego z powodu pracy, bardzo rozpowszechniony występek nieczystości oraz bluźnierstwo. Och, moja córko, jakiż gniew Boży wywołują te bluźnierstwa!
Przez ponad trzy miesiące siostra Serafina i zakonnice z jej wspólnoty modliły się i ofiarowały pokutę za duszę jej udręczonego ojca, który często się jej ukazywał. Podczas podniesienia Hostii na Mszy w Boże Narodzenie siostra Maria ujrzała swojego ojca lśniącego z niezrównanym pięknem jak słońce.
– Skończyłem swój wyrok i przyszedłem, by podziękować tobie i twoim siostrom za waszą modlitwę i pobożne uczynki. Będę się za was modlił w niebie.
Gdyby czyściec nie istniał, aby usunąć plamy grzechu z niedoskonałych dusz, jedyną alternatywą byłoby piekło. Zatem czyściec jest koniecznym miejscem ekspiacji. Każdy osobisty grzech niesie ze sobą dwie konsekwencje: winę (która w przypadku grzechu śmiertelnego niszczy łaskę uświęcającą i prowadzi do piekła) oraz doczesną karę uzasadnioną obrazą Boga.
Chociaż spowiedź uwalnia nas od winy i części kary, musimy wciąż dokonać dodatkowe zadośćuczynienie Bogu. W tym życiu można to zrobić poprzez modlitwę, intencje mszalne, jałmużnę, pokutę i zyskanie odpustów. Jeśli ktoś umiera w stanie grzechu lekkiego albo bez wystarczającego zadośćuczynienia, idzie do czyśćca.
Miejsce ekspiacji
Jak widzieliśmy, czyściec jest miejscem odpokutowania. Dusze w czyśćcu doświadczają dwojakiego cierpienia: doświadczają tymczasowego bólu utraty, gdyż są pozbawione tymczasowo wizji uszczęśliwiającej oraz odczuwają również cierpienie zmysłów. Przeciwnie do potępionych w piekle, gdzie kary wywołują nienawiść, dusze w czyśćcu odkrywają, że kara budzi głęboką miłość do Boga.
Według świętego Tomasza z Akwinu i świętego Augustyna najmniejsze cierpienie w czyśćcu jest gorsze od największego cierpienia w tym życiu. Wywołane to jest intensywnością pragnienia Boga, jakie żywią dusze. Brak Boga jest niezwykle bolesny, a skala zmysłowego cierpienia, które dotyka duszę bezpośrednio, jest gorsza niż cokolwiek zmysły odczuwają.
Cierpienie pobudzane nadzieją
„Jakkolwiek surowe byłyby kary czyśćca, uśmierza je nadzieja”. Święta Katarzyna z Genui (1447-1510), mistyczka, która doświadczyła udręk czyśćca na ziemi, wyjaśniała, że cierpi się jednocześnie niewysłowioną udrękę i nieopisane szczęście. Opisała udrękę jako wynik nieustannie trawiącego wewnętrznego ognia, pobudzanego oddzieleniem od Boga, dla którego dusza płonie z miłości. Cierpienie jest tak intensywne, że przemienia każdą chwilę w bolesne męczeństwo.
Choć to cierpienie przewyższa wszelkie ziemskie cierpienia, nie można go porównać z bólem piekła, gdzie męka jest rozpaczliwym owocem nienawiści, podczas gdy udręki czyśćca to przepełnione nadzieją cierpienie miłości. W konsekwencji, jak mówi św. Katarzyna, tylko w samym niebie istnieje większe szczęście niż pośród udręk czyśćca. Dzieje się tak dlatego, że dusza wie, iż jest zbawiona, w przyjaźni z Bogiem, otoczona świętymi duszami, a zatem płonie miłością do Boga.
Święta Katarzyna wyjaśniała:
Myślę, że nie istnieje żadne szczęście, które byłoby godne porównania do szczęścia duszy w czyśćcu, wyjątkiem są świeci w raju; dzień po dniu to szczęście rośnie, bo w coraz większym stopniu do tych dusz przenika Bóg, gdy przeszkoda broniąca Mu wejścia powoli znika. Tą przeszkodą jest rdza grzechu, zaś ogień wypala tę rdzę tak, że dusza coraz bardziej otwiera się na przenikanie Boga. Rzecz przykryta nie może reagować na promienie słońca, nie z powodu jakiejś skazy słońca, które cały czas świeci, ale ponieważ to przykrycie jest przeszkodą. Jeśli przykrycie ulegnie spaleniu, rzecz ta otwiera się na słońce; im bardziej płomienie trawią to przykrycie, tym bardziej rzecz ta reaguje na promienie słońca.
W taki sposób rdza, którą jest grzech, pokrywa duszę, a w czyśćcu zostaje ona wypalona ogniem; im bardziej ogień ją strawi, tym bardziej dusze otwierają się na Boga, ich prawdziwe Słońce. Wraz z ustępowaniem rdzy i otwieraniem się duszy na Boże promienie, rośnie szczęście, aż z czasem jednego ubywa, a drugiego przybywa. Ból jednakże nie zmniejsza się, jedynie czas trwania bólu. Jeśli chodzi o wolę: to trudno tak naprawdę duszom mówić, że te cierpienia są cierpieniami, tak zadowala je zrządzenie Boże, z którym w czystej miłości ich wola się jednoczy.
Czas trwania czyśćca
Czas spędzony w czyśćcu bardzo trudno wyrazić w ludzkich słowach. W relacjach z prywatnych objawień, czytamy o duszach skazanych na pewną liczbę lat, albo nawet do końca świata. W istocie Matka Boża objawiła dzieciom z Fatimy, że dziewczyna, która zmarła tuż przed objawieniami, pozostanie w czyśćcu aż do końca czasu.
Teologowie wyjaśniają, że czas w czyśćcu można mierzyć na dwa sposoby. Pierwszy jest pozytywny i odpowiada takiemu czasowi, jaki odmierzamy na ziemi; drugi jest fikcyjny albo wyobrażony, gdyż odpowiada on ilości czasu, jaki według dusz wycierpiały, a który jest zniekształcony, bowiem samo to cierpienie sprawia, że tracą rachubę czasu. Stąd widzimy, że dusze, które spędziły zaledwie kilka godzin w czyśćcu, narzekają, że są to lata albo nawet wieki cierpień.
Święty Antoni snuje opowieść o chorym, który cierpiał tak okrutnie, że uważał, iż przekracza to wytrzymałość ludzkiej natury i stąd nieustannie modlił się o śmierć. Pewnego dnia pojawił się przed nim anioł i powiedział:
– Bóg posłał mnie tutaj, by ofiarować ci wybór. Możesz spędzić jeden rok cierpienia na ziemi albo jeden dzień w czyśćcu.
Wybrawszy to ostatnie, człowiek ów umarł i poszedł do czyśćca.
Kiedy anioł przybył, by go pocieszyć, powitały go jęki bólu:
– Kłamliwy aniele! Około dwadzieścia lat temu powiedziałeś, że spędzę tylko jeden dzień w czyśćcu… Mój Boże, jakże cierpię!
Na to anioł odpowiedział:
– Biedna, zwiedziona duszo, twoje ciało nawet jeszcze nie spłonęło.
Nabożeństwo do dusz czyśćcowych
Nabożeństwo do dusz czyśćcowych wzięło swój początek we wczesnym Kościele, w oparciu o dogmat o świętych obcowaniu. Chociaż dusze te nie mogą zyskać zasług, to są one w przyjaźni z Bogiem, który chętnie stosuje do nich zasługi ofiarowane za nie. Aktem miłosierdzia jest zatem, jeśli ofiaruje się za nie modlitwę, Mszę św., wyrzeczenia i odpusty.
Nabożeństwo to było tak głęboko zakorzenione wśród wiernych, że nawet Luter nie śmiał go usunąć. Rozumiał znaczenie ostrożnego zmierzania ku swoim podstępnym celom.
Znajdując wsparcie w Piśmie Świętym i Tradycji, Kościół zdefiniował dogmat o świętych obcowaniu, który zachęca do nabożeństwa do świętych dusz. To nabożeństwo nie tylko pobudza do praktykowania miłosierdzia, ale także ożywia wiarę i niesie pociechę tym, którzy stracili swych ukochanych.
Potężne wstawiennictwo dusz czyśćcowych
Oprócz tego, że jest to duchowy uczynek miłosierdzia i skuteczne przypomnienie życia po śmierci, nabożeństwo do dusz czyśćcowych, jak pokazuje Tradycja Kościoła, zapewnia nam także nieocenione wstawiennictwo. Według dogmatu o świętych obcowaniu, tworzą oni część Kościoła (zwanego Kościołem cierpiącym), a zatem są z nami zjednoczeni i mogą się za nas wstawiać. Przykładów na to jest mnóstwo w historii Kościoła i wielu czytelników bez wątpienia doświadczyło takiego wstawiennictwa. Poniżej podajemy kilka przykładów.
Hrabina Stratfordu, angielska protestantka, mając wątpliwości co do istnienia czyśćca, poradziła się biskupa Amiens we Francji. Wysłuchawszy jej zastrzeżeń, odpowiedział:
– Powiedz biskupowi Londynu (anglikaninowi), że porzucę wiarę i zostanę anglikaninem, jeśli potrafi dowieść, że św. Augustyn nigdy nie odprawiał Mszy ani nie modlił się za zmarłych, w szczególności za swoją matkę. Usłuchawszy jego rady, hrabina napisała do anglikańskiego biskupa Londynu. Nieotrzymawszy odpowiedzi, nawróciła się.
W pewnym momencie, podczas reformy zakonu karmelitanek, św. Teresa potrzebowała klasztoru. Pewien szlachcic, o imieniu Bernadyn z Toledo, odpowiedział na jej potrzebę i podarował miejsce na klasztor. Zmarł wkrótce potem. Święta Teresa otrzymała objawienie, że pozostanie on w czyśćcu tak długo, aż zostanie odprawiona pierwsza Msza św. w klasztorze, pod budowę którego podarował ziemię. Święta przyspieszyła więc kładzenie fundamentów. Podczas Komunii na tej pierwszej Mszy ujrzała obok księdza promieniejącą blaskiem duszę. Dzięki odprawionej za niego Mszy św. został uwolniony z czyśćca. Kiedykolwiek wydawało się, że na modlitwy św. Katarzyny z Bolonii brak odpowiedzi, wzywała o wstawiennictwo dusze czyśćcowe. Potwierdziła, że te modlitwy zawsze były wysłuchane.
Wzruszający przykład
Przypadki wstawiennictwa dusz czyśćcowych są tak liczne, że nie starczyłoby nawet kilku książek, aby opowiedzieć o nich wszystkich. Następujący przypadek, który należy do najlepiej znanych i jest jednym z najbardziej wzruszających, wydarzył się w Paryżu w roku 1817. Pewna służąca, która miała pobożny zwyczaj zamawiania Mszy św. każdego miesiąca za dusze w czyśćcu, zachorowała, a ponieważ musiano ją hospitalizować, straciła pracę.
Opuściwszy szpital, udała się do kościoła, by się pomodlić. Tam przypomniała sobie, że w owym miesiącu nie zamówiła za biedne dusze Mszy św. Jednak z powodu utraty pracy nie było jej stać na ofiarowanie Mszy, gdyż pozostałaby bez grosza. Wahając się, złożyła jednak ofiarę.
Opuszczając kościół, spotkała młodzieńca wyglądającego na szlachcica. Nieoczekiwanie spytał jej, czy nie potrzebuje zatrudnienia i podał jej adres pewnego domu, gdzie brakowało pokojówki. Kiedy przybyła do tego domu, właścicielka, która właśnie zwolniła swoją pokojówkę, zastanawiała się, kto mógł wiedzieć, że potrzebna jej pomoc. Opisując młodego człowieka z kościoła, służąca ujrzała nagle na ścianie przedstawiający go obraz.
Usłyszawszy to, właścicielka wykrzyknęła:
– To mój syn, który zmarł dwa miesiące temu!
Wówczas obie uświadomiły sobie, że Bóg chciał wynagrodzić pokojówce jej miłosierdzie i objawić moc wstawiennictwa dusz cierpiących.
Luiz Sérgio Solimeo/PCh24pl
źródło: tfp.org/tłum. Jan J. Franczak
______________________________________________________________________________________________________________
Czyściec jest po coś
Z ks. Dominikiem Chmielewskim, mówiącym o sobie, że „jest wielkim grzesznikiem, który uwierzył, że jest kochany przez Boga”, rozmawia Monika Mazanek-Wilczyńska.
Monika Mazanek-Wilczyńska: – Ksiądz w swoich kazaniach w Wyższym Seminarium Duchownym w Lądzie bardzo ciekawie mówił o duszach czyścowych. Przypomniał Ksiądz też, że włoska mistyczka Natuzza Evolo powiedziała, że nawet św. o. Pio spędził trzy dni w czyśćcu.
Ks. Dominik Chmielewski SDB: – Tak, ta wielka, zaprzyjaźniona z o. Pio mistyczka mówiła o tym, że on jeszcze przez trzy dni przebywał w czyśćcu rozumianym jako stan zadośćuczynienia za grzechy, które nie zostały jeszcze odpokutowane do końca. Dla nas brzmi to może przerażająco, że św. o. Pio jeszcze był w czyśćcu, ale trzeba mieć na uwadze to, że im większa świętość i większe powołanie i im większe łaski człowiek otrzymuje, tym trudniej na nie w pełni odpowiedzieć. I wtedy też nasze słabości i grzechy, zaniedbania mogą inaczej wyglądać w oczach Bożych niż kogoś, kto tych łask nie otrzymał. Tym niemniej warto zauważyć, że każdy z nas jest indywidualnie powołany i przeznaczony do wielkich dzieł Boga i Bóg będzie każdego z nas indywidualnie sądził i rozliczał. Ten czyściec dla o. Pio był z tego powodu, jak przekazywała Natuzza, że o. Pio zbyt koncentrował na sobie popularność, a za mało kierował wszystkich odwiedzających go na Pana Jezusa.
– Mówimy o tym w dniu, kiedy relikwie o. Pio z San Giovanni Rotondo przybyły do Szczecina. Św. Jan Vianney mówił o doświadczeniach czyśćca na ziemi. Kiedy Bóg ukazał mu trochę nędzy, wpadł w depresję i nawet miał myśli samobójcze. Po tym doświadczeniu przyjmował grzeszników z największym miłosierdziem. Jakie są dla nas wskazówki wynikające z tego, że ten czyściec jest po coś?
– Czyściec jest przede wszystkim szkołą miłości Boga z całego serca, ze wszystkich sił i z całej duszy, i całej swojej mocy i bliźniego swego jak siebie samego. Kiedy patrzymy na sąd, jest to sąd z miłości. Praktycznie sąd będzie nieustannym pytaniem: jak kochałem Boga i drugiego człowieka, każdej chwili, dnia i nocy. Nie mam wątpliwości, że każdego dnia nie kochałem Boga i drugiego człowieka tak, jak powinienem i dopiero wtedy z mego serca płynie pytanie: jak mogę to naprawić? I wielu świętych prosiło o czyściec za życia, żeby po śmierci iść od razu do nieba. Ale dla wielu z nas to naprawianie doskonałej miłości do Boga i do drugiego człowieka rozpocznie się po śmierci – w czyśćcu, czyli oczyszczenie z tego wszystkiego, co było dla nas ważniejsze niż Bóg.
– Ksiądz jest wojownikiem Maryi, a Matka Boża nawołuje do pokuty.
– Nawołuje do pokuty jako radykalnej zmiany w swoim życiu, zerwania z grzechem i powrotu do tego, co jest najważniejszym przykazaniem: do kochania Boga całym sercem, a bliźniego swego jak siebie samego. Matka Boża, mówiąc o pokucie, mówi o tym, że mamy pokutować nie tylko za swoje grzechy, ale i za grzechy innych ludzi, za których nikt nie pokutuje. My jako chrześcijanie jesteśmy szczególnie wezwani do przyjęcia pokuty za cały świat. Jak Jezus niewinnie wziął grzechy wszystkich na siebie, tak samo my mamy wziąć na siebie pokutę i ta pokuta wydaje się najważniejsza. Ale nie jest to pokuta rozumiana jako biczowanie się, umartwianie, katowanie swego ciała, jakieś potworne ascezy itd., nie, nie. Matka Boża zachęca do pokuty, która jest – chociażby jak mówi w Fatimie – wypełnianiem całym sercem, swoich codziennych obowiązków z intencją, że robię to dla Boga, że robię to z miłości do Boga i do człowieka ze względu na miłość Boga w tym człowieku.
– Ksiądz mówi w swoich konferencjach, że na sądzie obrońcą jest Jezus Chrystus, a oskarżać nas będą nasze grzechy.
– Tak. Sąd, który będzie sądem moich własnych wyborów – sądem skrzywdzonych ludzi, którzy staną przede mną i powiedzą: zrobiłeś to, to… Ja zobaczę te wszystkie sytuacje, w których zabijałem Boga brakiem miłości i zabijałem człowieka brakiem miłości i to mnie osądzi, a Jezus jest Tym, który nieustannie wstawia się za mną, czyli Tym, który szuka racji usprawiedliwiających, żebyśmy mogli przyjąć miłosierdzie Boże.
– Jak możemy pomóc duszom czyśćcowym? Co takim razie z odpustem zupełnym?
– W listopadzie przez 9 dni mamy możność uzyskania odpustu zupełnego, który możemy ofiarować za dusze w czyśćcu. Natomiast – jaka będzie skuteczność tego odpustu, czy dusza, która go otrzyma, od razu pójdzie do nieba z czyśćca, czy też będzie skrócona jej męka na jakiś czas – to jest w gestii Pana Boga. Jak mówią święci i mistycy, jeden dzień w czyśćcu jest straszniejszy niż całe życie w największym cierpieniu. My nie jesteśmy świadomi, jak bardzo trzeba oczyścić się z grzechów w czyśćcu. Doświadczenie świętych i mistyków mówiących o czyśćcu z jednej strony pokazuje radość dusz czyścowych, że już są zbawione, nieprawdopodobną tęsknotę za Bogiem, gdzie równocześnie jest niezwykle bolesnym procesem, gdzie za każdy najmniejszy grzech musimy odpokutować. Musimy mieć świadomość, że warunkiem uzyskania odpustu zupełnego jest to, że nie mam najmniejszego przywiązania nawet do najmniejszego grzechu – a to jest heroizm świętych. Kto z nas może powiedzieć szczerze: „nie jestem przywiązany nawet do najmniejszego grzechu”? Ale zawsze mogę uzyskać dla dusz odpust częściowy w tej sytuacji.
– Księdza rekolekcje zamieszczane w Internecie na kanale YouTube mają dużą słuchalność…
– Ludzie chcą dzisiaj słuchać prawdy, nawet bolesnej, ale chcą słuchać prawdy. W czasach ostatecznych św. Paweł mówi, że będą kaznodzieje, którzy będą głosić tak, żeby się przypodobać ludziom. Ludzie będą sobie wyszukiwać takich kaznodziejów. Św. Paweł nazywa te kazania, że „łechcą ucho”, czyli są bardzo przyjemne do słuchania. Natomiast zdrowej nauki, kiedy trzeba mówić prawdę, nie zniosą. To nie jest kwestia popularności. To jest kwestia tego, że duża grupa ludzi chce prawdy o życiu duchowym, a nie sympatycznych, gładkich kazanek, żeby nikogo nie urazić, broń Boże, i żeby wszyscy „dobrze” czuli się w kościele. Kazania mają zmieniać serca, zmienić życie. Mamy ratować ludzi od potępienia mocą głoszonego słowa od Boga. To, co głoszę, często wynika z moich bolesnych przeżyć i cierpienia, z doświadczania swoich własnych grzechów i słabości i wielkiej łaski Boga, że mogę zobaczyć samego siebie w prawdzie na tyle, na ile On chce mi ją pokazać. Ale ona i tak jest już bardzo bolesna i wypalająca. Nie mam żadnych wątpliwości, że jestem księdzem, który jest grzesznikiem, ale ukochanym przez Boga i Matkę Bożą i chce głosić wszędzie Jego miłosierdzie.
Monika Mazanek-Wilczyńska/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Inicjatywa “Ze świętym Ojcem Pio czyścimy czyściec”
Kapucyni zapraszają do wspólnego odmawiania modlitwy różańcowej. Ich akcja “Ze świętym Ojcem Pio czyścimy czyściec” zachęca do modlitewnej pamięci o zmarłych w pierwszych dniach listopada.
***
Inicjatywa, która potrwa od 1 do 8 listopada, nawiązuje do osoby św. Ojca Pio i jego nieustannej modlitwy do Maryi o łaski, o które prosił.
„O godz. 19-tej serdecznie zapraszam na nasz kanał w Tenczynie do wspólnego odmawiania różańca za naszych drogich zmarłych. Akcja ‘Ze świętym Ojcem Pio czyścimy czyściec’ trwa, dlatego nie może Cię zabraknąć” – tłumaczy na stronie www.kapucyni.pl br. Roman Rusek OFMCap, krajowy koordynator Grup Modlitwy Ojca Pio.
To właśnie św. Ojciec Pio 15 lipca 1959 r. chorując w celi klasztornej, powiedział do swoich duchowych synów i córek, którzy byli wtedy zgromadzeni w kościele: „Pamiętajmy o tym, że jutro jest święto Matki Bożej Szkaplerznej, będącej szczególną opiekunką dusz czyśćcowych. Polecajmy tej drogiej Matce święte dusze w czyśćcu. Któż z nas nie ma tam swoich bliskich i kto wie, jak wielu z nich cierpi tam może – a nawet z pewnością – także przez nas”.
Zakonnik zaznaczył, że wołanie za pośrednictwem Maryi o ukojenie cierpień dusz czyśćcowych i okazywanie w ten sposób w stosunku do nich miłosierdzia to również prośba do Boga o to, by, jeśli wierni będą musieli pójść do czyśćca, sprawił On, że znajdą się inni, którzy tym wiernym pomogą.
„My, współcześni czciciele Ojca Pio, pragniemy iść po śladach, które nam zostawił. Wspólnie będziemy modlili się za tych, którzy jeszcze nie dostąpili pełnego zjednoczenia z Panem Bogiem” – zachęcają do udziału w inicjatywie organizatorzy. Akcja będzie prowadzona na kanale YouTube zatytułowanym „Święty Ojciec Pio Tenczyn -Transmisja na żywo”.
O. Pio urodził się 25 maja 1887 r. jako Francesco Forgione w Pietrelcina. W wieku 16 lat wstąpił do zakonu kapucynów otrzymując imię Pio. Mimo słabego zdrowia i ascetycznego trybu życia skończył studia teologiczne i w 1910 r. w katedrze w Benewencie otrzymał święcenia kapłańskie. W 1918 r. na dłoniach, nogach i piersi młodego kapucyna pojawiały się otwarte rany – stygmaty, które pozostały na jego ciele do końca życia.
Charyzmatyczny spowiednik i kierownik duchowy został beatyfikowany 2 maja 1999 r., a następnie kanonizowany 16 czerwca 2002 r. przez Jana Pawła II.
luk,rk/Kraków – KAI
______________________________________________________________________________________________________________
Odpusty – po co, jak, dlaczego?
Listopad to czas odpustów za dusze zmarłych. Czym tak właściwie są odpusty i dlaczego mamy się o nie starać?
***
W Katechizmie Kościoła Katolickiego możemy przeczytać, że “odpust jest to darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Może go dostąpić chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi określonymi warunkami za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców odkupienia rozdaje i prawomocnie rozdziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych” (por. KKK 1471).
Papież Paweł VI w konstytucji apostolskiej Indulgentiarum doctrina dodaje jeszcze, że odpust jest cząstkowy albo zupełny zależnie od tego, czy od kary doczesnej należnej za grzechy uwalnia w części czy w całości. Dla pełnego obrazu nauki katolickiej trzeba jeszcze wspomnieć, że odpusty mogą być udzielane żywym lub zmarłym.
“Aby dobrze zrozumieć naukę i praktykę Kościoła, trzeba uświadomić sobie, że każdy grzech ma podwójny skutek. Grzech ciężki pozbawia nas jedności z Bogiem, a przez to zamyka nam dostęp do zbawienia, co jest określane «karą wieczną» czy wiecznym potępieniem. Każdy zaś grzech, nawet powszedni, powoduje ponadto nieuporządkowane przywiązania do stworzeń, które wymaga oczyszczenia, albo na ziemi, albo po śmierci, w stanie nazwanym czyśćcem. Takie oczyszczenie uwalnia od tego, co nazywamy «karą doczesną» za grzech (por. KKK 1472).
Gdy człowiek dokona jakiegoś złego czynu, jakiegoś przestępstwa, to wymiar sprawiedliwości najpierw orzeka jego winę, a potem w oparciu o obowiązujące prawo wydaje wyrok. Ten wyrok jest karą za popełniony czyn. Podobnie ma się rzecz z grzechem, który jest złem w oczach Boga.
Każdy grzech implikuje winę i karę. Sakramentalna spowiedź, w której przepraszamy Boga za nasze grzechy, a w sposób wiążący rozgrzeszenie, uwalnia człowieka od winy, kara jednak pozostaje, gdyż człowiek musi odpokutować za swoje grzechy. Aby Bóg darował karę, czyli pozwolił człowiekowi osiągnąć zbawienie bez czasu oczyszczenia w czyśćcu, potrzebny jest właśnie odpust.
Katechizm naucza, iż “przebaczenie grzechu i przywrócenie jedności z Bogiem (w sakramencie pokuty) pociągają za sobą odpuszczenie wiecznej kary za grzech. Pozostają jednak kary doczesne. Chrześcijanin powinien więc starać się przez dzieła miłosierdzia i miłości, a także przez modlitwę i różne praktyki pokutne [jak mówi św. Paweł] uwolnić się całkowicie od «starego człowieka» i przyoblec człowieka nowego” (por. KKK 1473).
Zwykłym warunkiem otrzymania odpustu jest stan łaski uświęcającej (odbycie spowiedzi św.), przyjęcie Komunii św. i odmówienie modlitwy w intencjach Ojca Świętego. Odpust zupełny można uzyskać przy wielu okazjach, m.in. za nawiedzenie cmentarza i modlitwę za zmarłych w dzień zaduszny (ten można ofiarować tylko za zmarłych), na zakończenie rekolekcji czy w dniu odpustu parafialnego.
Warunki zyskania odpustu zupełnego:
– wyrzeczenie się przywiązania do grzechu, nawet powszedniego (jeżeli brakuje całkowitej dyspozycji – zyskuje się odpust cząstkowy),
– stan łaski uświęcającej lub spowiedź sakramentalna,
– przyjęcie Komunii św.,
– odmówienie modlitwy (np. „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario”) w intencjach Ojca Świętego (nie chodzi o modlitwę w intencji papieża, choć i ta modlitwa jest bardzo cenna, lecz w intencji tych spraw, za które modli się każdego dnia papież).
– wykonanie czynności związanej z odpustem, np. nawiedzenie kościoła, odmówienie modlitwy.
Ewentualna spowiedź, Komunia św. i modlitwa w intencjach Ojca Świętego mogą być wypełnione w ciągu kilku dni przed lub po wypełnieniu czynności, z którą związany jest odpust; między tymi elementami musi jednak istnieć związek.
Po jednej spowiedzi można uzyskać wiele odpustów zupełnych, natomiast po jednej Komunii św. i jednej modlitwie w intencjach papieża – tylko jeden odpust zupełny.
Kościół zachęca do ofiarowania odpustów za zmarłych. Przez taki dar sam ofiarodawca zyskuje dla siebie odpust zupełny w godzinie swojej śmierci.
Odpustów (zarówno cząstkowych, jak i zupełnych) nie można ofiarowywać za innych żywych.
Możemy zyskać odpust zupełny z okazji:
– adoracji Najświętszego Sakramentu przez co najmniej pół godziny (jeśli jest krótsza – odpust cząstkowy),
– nawiedzenia jednej z czterech rzymskich bazylik (św. Piotra, św. Pawła za Murami, Matki Bożej Większej lub św. Jana na Lateranie) i odmówienie w niej „Ojcze nasz” i „Wierzę” w święto tytułu tej bazyliki, w jakiekolwiek święto nakazane (np. we Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny), raz w roku, w dniu wybranym przez wiernego,
– przyjęcia błogosławieństwa udzielanego przez Papieża „Urbi et Orbi” (Miastu i Światu), choćby przez radio lub telewizję,
– adoracji i ucałowania Krzyża podczas liturgii Męki Pańskiej w Wielki Piątek,
– odmówienia modlitwy: „Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu”, po Komunii św. przed obrazem Jezusa Ukrzyżowanego w każdy piątek Wielkiego Postu oraz w Wielki Piątek (w pozostałe dni – odpust cząstkowy),
– uczestnictwa w uroczystym zakończeniu Kongresu Eucharystycznego,
– uczestnictwa w rekolekcjach trwających przynajmniej trzy dni,
– publicznego odmówienie aktu wynagrodzenia Sercu Jezusowemu „O Jezu Najsłodszy” w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa (w inne dni – odpust cząstkowy),
– publicznego odmówienia aktu poświęcenia rodzaju ludzkiego Chrystusowi Królowi „O Jezu Najsłodszy”, w uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata (w inne dni – odpust cząstkowy),
– przyjęcia Pierwszej Komunii świętej lub uczestnictwo w takiej uroczystości,
– sprawowania i uczestnictwa we Mszy świętej prymicyjnej,
– sprawowania i uczestnictwa we Mszy świętej z okazji 25-, 50- i 60-lecia kapłaństwa,
– odmówienia w całości (bez przerwy) przynajmniej jednej części Różańca w kościele, kaplicy publicznej, w rodzinie, wspólnocie zakonnej czy stowarzyszeniu, połączone z rozmyślaniem nad rozważanymi tajemnicami (odmówienie poza tymi miejscami lub wspólnotami – odpust cząstkowy),
– jednorazowego nawiedzenia kościoła, w którym trwa Synod diecezjalny,
– pobożnego odmówienia (śpiewu) modlitwy „Przed tak wielkim Sakramentem” podczas liturgii Wieczerzy Pańskiej, po Mszy św. w Wielki Czwartek oraz w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Boże Ciało); w innym czasie – odpust cząstkowy,
– publicznego odmówienia (śpiewu) hymnu „Ciebie, Boga, wysławiamy” jako podziękowanie za otrzymane łaski w ostatnim dniu roku (w innym czasie, nawet prywatnie – odpust cząstkowy),
– publicznego odmówienia (śpiewu) hymnu „Przyjdź, Duchu Święty” (Veni Creator) w Nowy Rok i w uroczystość Zesłania Ducha Świętego (w pozostałe dni, nawet prywatnie – odpust cząstkowy),
– odprawienia Drogi Krzyżowej przed urzędowo erygowanymi stacjami Drogi Krzyżowej (np. w kościele, na placu przykościelnym), po spełnieniu następujących warunków: rozważanie męki i śmierci Chrystusa (nie jest konieczne rozmyślanie o poszczególnych tajemnicach każdej stacji), przechodzenie od jednej stacji do drugiej (przy publicznym odprawianiu wystarczy, aby prowadzący przechodził, jeśli wszyscy wierni nie mogą tego czynić); jeśli ktoś z powodu słusznej przyczyny (np. choroby, zamknięcia kościoła itp.) nie może odprawić Drogi Krzyżowej wg podanych wyżej warunków, zyskuje odpust zupełny po przynajmniej półgodzinnym pobożnym czytaniu lub rozważaniu męki Chrystusa,
– nawiedzenia kościoła parafialnego w święto tytułu lub 2 sierpnia, kiedy to przypada odpust „Porcjunkuli”, po odmówieniu „Ojcze nasz” i „Wierzę”,
– nawiedzenia kościoła lub kaplicy we wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych (2 listopada) i odmówienie tam „Ojcze nasz” i „Wierzę”,
– w dniach od 1 do 8 listopada (w 2021 r. przedłużone na cały listopad) za nawiedzenie cmentarza z równoczesną modlitwą za zmarłych – codziennie odpust zupełny, który można ofiarować wyłącznie za zmarłych (za nawiedzenie cmentarza w inne dni – odpust cząstkowy również wyłącznie za zmarłych),
– nawiedzenia kościoła lub kaplicy zakonnej w święto ich założyciela i odmówienie tam „Ojcze nasz” i „Wierzę”,
– odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych podczas liturgii Wigilii Paschalnej w Wielką Noc lub w rocznicę swojego chrztu (jeśli przy pomocy innej formuły w innym czasie – odpust cząstkowy). Ponadto dla Polski zostały zatwierdzone także dwa dodatkowe odpusty zupełne:
– uczestnictwo w nabożeństwie „Gorzkich Żali” jeden raz w Wielkim Poście w jakimkolwiek kościele na terenie Polski,
– nawiedzenie dowolnej bazyliki mniejszej w następujące dni: w uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła (29 czerwca), w święto jej tytułu, 2 sierpnia (odpust „Porcjunkuli”), jeden raz w ciągu roku w dniu wybranym według uznania.
Odpust cząstkowy:
możemy uzyskać:
– jeśli w czasie spełniania swoich obowiązków i w trudach życia wzniesiemy myśli do Boga z pokorą i ufnością, dodając w myśli jakiś akt strzelisty, np. „Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami”,
– jeśli powodowani motywem wiary przyjdziemy z pomocą potrzebującym (chorym, więźniom, niepełnosprawnym, samotnym, starcom itp.),
– gdy odmówimy sobie czegoś godziwego, a przyjemnego dla siebie. Warunek ten ma zachęcić nas do praktykowania dobrowolnych umartwień.
Odpust cząstkowy jest związany z odmówieniem jakiejś znanej modlitwy i można go uzyskać wielokrotnie w ciągu dnia. Niektóre z modlitw związanych z odpustem cząstkowym, to: „Anioł Pański” (lub „Regina Caeli” w okresie wielkanocnym), „Duszo Chrystusowa”, „Wierzę w Boga”, Psalm 130 („Z głębokości”), Psalm 51 („Zmiłuj się”), modlitwa św. Bernarda („Pomnij, o Najświętsza Panno”), „Wieczny odpoczynek”, „Witaj, Królowo, Matko Miłosierdzia”, „Pod Twoją obronę”, „Magnificat”. Odpust cząstkowy możemy też uzyskać odmawiając jedną z sześciu litanii zatwierdzonych dla całego Kościoła (do Najświętszego Imienia Jezus, do Najświętszego Serca Pana Jezusa, do Najdroższej Krwi Chrystusa Pana, Loretańskiej do Najświętszej Maryi Panny, do św. Józefa lub do Wszystkich Świętych) oraz Jutrznię lub Nieszpory za zmarłych, a także pobożne uczynienie znaku Krzyża Świętego.
ks. Tomasz Wójtowicz, ks. Florian/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
3 mało znane modlitwy za zmarłych
*****
„Modlić się za żywych i umarłych” to jeden z siedmiu uczynków miłosierdzia względem duszy. Proponujemy wam 3 mniej znane modlitwy za zmarłych.
„To nie jest tak, że oni umarli, a my żyjemy. To oni żyją, a my umieramy” – powiedział kiedyś ks. Piotr Pawlukiewicz. Te słowa warto zapamiętać. Skoro nasi drodzy zmarli żyją, to możliwe, że nadal potrzebują naszej pomocy.
Jedną z takich form, najcenniejszą, jest niewątpliwie Msza święta w intencji zmarłych. 10 listopada 2022 roku z inicjatywy Aletei zostanie odprawiona specjalna międzynarodowa Msza św. zaduszkowa za bliskich zmarłych naszych Czytelników. Możesz nam wysłać ich imiona, by także oni zostali otoczeni tą modlitwą. Kliknij tylko w ten link:https://pl.aleteia.org/msza-intencje/i wypełnij krótki formularz.
A odwiedzając groby naszych bliskich czy wspominając ich możemy skorzystać z którejś z poniższych, mało znanych modlitw za zmarłych.
***
Modlitwa o wyzwolenie duszy zmarłego od grzechów i kar
Panie, Boże Wszechmogący,
ufając Twemu wielkiemu Miłosierdziu,
zanoszę do Ciebie moją pokorną modlitwę:
wyzwól duszę Twego sługi / Twojej służebnicy (tu podajemy imię)
od wszystkich grzechów i kar za nie.
Niech święci aniołowie jak najprędzej zaprowadzą ją
z ciemności do wiekuistego światła,
z karania do wiecznych radości.
Przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen.
Modlitwa o miłosierdzie dla zmarłego
Panie, nakłoń Twego ucha ku naszym prośbom,
gdy w pokorze błagamy Twego miłosierdzia.
Przyjmij duszę sługi Twego / sługi Twojej (tu podajemy imię),
której kazałeś opuścić tę ziemię,
do krainy światła i pokoju
i przyłącz ją do grona Twych wybranych.
Przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen.
Modlitwa do Maryi za dusze w czyśćcu
Najświętsza Panno Nieustającej Pomocy, Matko litościwa,
racz spojrzeć na biedne dusze,
które sprawiedliwość Boża zatrzymuje w płomieniach czyśćcowych.
Są one drogie dla Twego Boskiego Syna,
gdyż zawsze Go kochały i teraz gorąco pragną być blisko Niego,
lecz nie mogą zerwać swych więzów,
które je trzymają w palącym ogniu czyśćca.
Niech się wzruszy Twe serce, Matko litościwa.
Pośpiesz z pociechą dla tych dusz,
które Cię zawsze kochały i teraz ślą do Ciebie swe westchnienia.
Wszak są to Twoje dzieci, bądź więc im pomocą,
nawiedzaj je, osładzaj ich męki, skróć ich cierpienia
i nie zwlekaj z ich wybawieniem.
Amen.
Redakcja/Aleteia.pl
____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________