______________________________________________________________________________________________________________
KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
ST PETER’S CHURCH, PARTICK, 46 Hyndland St. Glasgow, G11 5PS
____________________________________________________________________________________________________________
***
I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU 26 LUTY
GODZ. 13.30 – GORZKIE ŻALE/SPOWIEDŹ ŚW.
GODZ. 14.00 – MSZA ŚWIĘTA
PO MSZY ŚW. KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
______________________________________________________________________________________________________________
REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2023
W DNIACH OD 16 – 19 MARCA:
“WIARA RODZI SIĘ ZE SŁUCHANIA”.
REKOLEKCJONISTĄ BĘDZIE PALLOTYN
KS. MICHAŁ SENNICKI SAC
___________________________________________________________________________
KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
ST PETER’S CHURCH, PARTICK, 46 Hyndland St. Glasgow, G11 5P
****
16 MARCA – CZWARTEK III TYGODNIA WIELKIEGO POSTU
GODZ. 20. 00 – MSZA ŚW. – I NAUKA REKOLEKCYJNA
__________________________________________________________________________________________
17 MARCA – PIĄTEK III TYGODNIA WIELKIEGO POSTU
GODZ. 18.00 – ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
GODZ. 18.30 – DROGA KRZYŻOWA
GODZ. 19.00 – MSZA ŚW. – II NAUKA REKOLEKCYJNA
_________________________________________________________________________________________
18 MARCA – SOBOTA III TYGODNIA WIELKIEGO POSTU
GODZ. 17.00 – SPOTKANIE REKOLEKCYJNE
MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 18.00 – MSZA ŚW. – III NAUKA REKOLEKCYJNA
________________________________________________________________________________________
19 MARCA – IV NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
GODZ. 13.30 – ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.
GODZ. 14.00 – MSZA ŚW. – IV NAUKA REKOLEKCYJNA
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
PIERWSZY PIĄTEK MIESIĄCA – 3 MARCA – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
GODZ. 18.00 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU/SPOWIEDŹ ŚW.
GODZ. 18.30 – NABOŻEŃSTWO DROGI KRZYŻOWEJ
GODZ. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA WYNAGRADZAJĄCA NAJŚWIĘTSZEMU SERCU PANA JEZUSA ZA GRZECHY NASZE I GRZECHY CAŁEGO ŚWIATA.
W pierwszy piątek miesiąca wielu wiernych przystępuje do spowiedzi i Komunii świętej. Na czym polega praktyka 9 pierwszych piątków miesiąca i co się z nią wiąże?
Pierwsze piątki miesiąca nie są obce wielu wiernym. Większość dzieci słyszy o nich na katechezie, zachęca się je też do tej praktyki tuż po Pierwszej Komunii. Dla dużej części osób pierwsze piątki miesiąca pozostają już na stałe dniem spowiedzi i Komunii świętej. Skąd wzięła się ta praktyka?
Małgorzata Maria Alacoque
Powiedział o niej sam Jezus francuskiej siostrze zakonnej, św. Małgorzacie Marii Alacoque w czasie objawień. Przez ponad półtora roku ukazywał jej On swoje Serce płonące miłością do ludzi i zranione ich grzechami. Św. Małgorzata usłyszała od Jezusa o obietnicach, jakie daje On czcicielom jego Serca.
Wśród nich pojawia się i ta: „Przyrzekam w nadmiarze miłosierdzia Serca mojego, że wszechmocna miłość moja udzieli tym wszystkim, którzy komunikować będą w pierwsze piątki przez dziewięć miesięcy z rzędu, łaskę pokuty ostatecznej, że nie umrą w stanie niełaski mojej ani bez sakramentów i że Serce moje stanie się dla nich bezpieczną ucieczką w godzinę śmierci”.
Wielka obietnica
Pan Jezus ukazał się św. Małgorzacie jako ubiczowany. Z czasem obietnicę tę nazwano „Wielką”, jako największą, jakiej człowiek może dostąpić w czasie ziemskiego życia. Jezus obiecuje praktykującym 9 pierwszych piątków miesiąca, że nie umrą nie będąc w stanie łaskie uświęcającej. W najstarszym polskim miesięczniku katolickim, „Posłańcu Serca Jezusowego”, można przeczytać niezwykłą historię związaną z tą obietnicą.
Jedna z więźniarek obozu Ravensbrück została wyznaczona do egzekucji. Nie mogła uwierzyć, że po wielokrotnym odprawieniu dziewięciu piątków umrze bez sakramentów świętych. Tak się jednak złożyło, że choć dwukrotnie wzywano ją do tzw. transportu, z którego nie było już powrotu, w obu wypadkach niespodziewanie polecono jej wrócić do obozu. Dotrwała do czasu, gdy do obozu przemycono puszkę z komunikantami. Została stracona w dniu, w którym przyjęła Komunię św.
Przede wszystkim Komunia
Pan Jezus w swojej obietnicy mówi o przyjęciu Komunii świętej w kolejne 9 pierwszych piątków, nie o samej spowiedzi. Aby jednak przystąpić do Komunii, trzeba być w stanie łaski uświęcającej, więc dobrze poprzedzić ją sakramentem pokuty.
ze strony: stacja 7.pl
______________________________________________________________________________________________________________
PIERWSZA SOBOTA MIESIĄCA – 4 MARCA – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
OD GODZ. 17.00 – SPOWIEDŹ ŚWIĘTA
KATECHEZA DLA RODZICÓW I DZIECI
GODZ. 18.00
MSZA ŚWIĘTA WIGILIJNA Z II NIEDZIELI WIELKIEGO POSTU
PO MSZY ŚW. NABOŻEŃSTWO WYNAGRADZAJĄCE ZA ZNIEWAGI I BLUŹNIERSTWA SKIEROWANE PRZECIWKO NIEPOKALANEMU SERCU NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY.
Prośba Maryi, Bożej Matki, która jest i naszą Matką,
wciąż czeka na spełnienie – pięć pierwszych sobót miesiąca.
Matka Boża objawiając się w Fatimie trojgu pastuszkom – bł. Hiacyncie, bł. Franciszkowi i Łucji – powiedziała, że Pan Jezus chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, aby ludzie Ją lepiej poznali i pokochali. To nabożeństwo ma również charakter wynagradzający Jej Niepokalanemu Sercu za zniewagi wyrządzone przez ludzi. Tym, którzy będą je z wiarą praktykować, Maryja obiecała zbawienie. Poprzez to nabożeństwo mogą się oni przyczynić do ocalenia wielu ludzi od potępienia i zapowiadanych przez Matkę Najświętszą katastrof cywilizacyjnych. Nabożeństwo to uzyskało aprobatę kościelną i od tej pory rozwija się na całym świecie.
Orędzie fatimskie nie zostało definitywnie zakończone wraz z cyklem objawień w Cova da Iria, w roku 1917. Dnia 10 grudnia 1925 r. siostrze Łucji ukazali się w celi domu zakonnego św. Doroty w Pontevedra Najświętsza Maryja Panna i obok niej Dzieciątko Jezus opierające się na świetlistej chmurze. Dzieciątko położyło jej dłoń na ramieniu, a Maryja pokazała jej w drugiej dłoni Serce otoczone cierniami. Wskazując na nie, Dzieciątko napomniało wizjonerkę tymi słowami: – Zlituj się nad Sercem twej Najświętszej Matki okolonym cierniami, które niewdzięczni ludzie wbijają w każdej chwili, a nie ma nikogo, kto by przez akt zadośćuczynienia te ciernie powyjmował.
Maryja dodała: – Córko moja, spójrz na Serce moje otoczone cierniami, które niewdzięczni ludzie przez bluźnierstwa i niewdzięczność w każdej chwili wbijają. Przynajmniej ty pociesz mnie i przekaż, że tym wszystkim, którzy w ciągu pięciu miesięcy, w pierwsze soboty, wyspowiadają się, przyjmą Komunię świętą, odmówią różaniec i będą mi towarzyszyć przez kwadrans, rozważając 15 tajemnic różańcowych, w intencji zadośćuczynienia Mnie, w godzinę śmierci obiecuję przyjść z pomocą, ze wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia.
W dniu 15 lutego 1926 roku siostrze Łucji na nowo ukazało się w Pontevedra Dzieciątko Jezus. Podczas tego objawienia siostra Łucja przedstawiła Dzieciątku pewne trudności, jakie będą miały niektóre osoby, żeby przystąpić do spowiedzi w sobotę i poprosiła, by spowiedź była tak samo ważna podczas kolejnych ośmiu dni. Pan Jezus odpowiedział: – Tak, spowiedź może być ważna o wiele więcej dni, pod warunkiem, że gdy będą Mnie przyjmować, będą w stanie łaski uświęcającej i wyrażą intencję zadośćuczynienia za znieważenie Niepokalanego Serca Maryi. Siostra Łucja podniosła jeszcze kwestię dotyczącą sytuacji, w której ktoś w momencie spowiedzi zapomni sformułować intencję, na co Pan Jezus odpowiedział następująco: – Mogą to uczynić przy następnej spowiedzi, wykorzystując w tym celu pierwszą nadarzającą się okazję.
Podczas czuwania w nocy z dnia 29 na 30 maja 1930 roku, Pan Jezus przemówił do siostry Łucji, podając jej rozwiązanie innego problemu: – Praktykowanie tego nabożeństwa będzie dopuszczone również w niedzielę po pierwszej sobocie, jeżeli moi księża – ze słusznych powodów – przyzwolą na to. Przy tej samej okazji, nasz Pan dał Łucji odpowiedź na jeszcze inne pytanie: – Dlaczego pięć sobót, a nie dziewięć albo siedem, dla uczczenia cierpień Matki Bożej? – Moja córko, powód jest bardzo prosty: jest pięć rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi: 1. Bluźnierstwa przeciwko Niepokalanemu Poczęciu. 2. Przeciw dziewictwu Matki Bożej. 3. Przeciw Jej boskiemu macierzyństwu, przy równoczesnym sprzeciwie uznania Jej za Matkę rodzaju ludzkiego. 4. Czyny tych, którzy usiłują publicznie wpoić w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet nienawiść do tej Matki Niepokalanej. 5. Czyny takich, którzy profanują wizerunki Najświętszej Panny.
Elementy nabożeństwa
Spowiedź wynagradzająca. Należy do niej przystąpić w intencji wynagradzającej w pierwszą sobotę miesiąca, przed nią lub nawet po niej, byleby tylko przyjąć Komunię świętą w stanie łaski uświęcającej. Do spowiedzi można przystąpić nawet tydzień przed lub po pierwszej sobocie. Gdy podczas jednego z objawień siostra Łucja zapytała Pana Jezusa, co mają uczynić osoby, które zapomną powiedzieć przed wyznaniem swoich grzechów o intencji wynagradzającej, otrzymała odpowiedź: – Mogą to uczynić przy następnej spowiedzi, wykorzystując w tym celu pierwszą nadarzającą się okazję. Według wyjaśnienia siostry Łucji, następne trzy elementy tego nabożeństwa powinny być spełnione w pierwszą sobotę miesiąca, choć dla słusznych powodów, spowiednik może udzielić pozwolenia na wypełnienie ich w następującą po pierwszej sobocie niedzielę.
Komunia święta wynagradzająca.
Część różańca świętego. Należy odmówić pięć tajemnic w intencji wynagradzającej. Można rozważać którąkolwiek z części różańca.
Rozważanie. Następnym elementem tego nabożeństwa jest rozważanie jednej lub wielu tajemnic różańcowych w ciągu przynajmniej 15 minut. Matka Najświętsza nazwała ten rodzaj modlitwy „dotrzymywaniem Jej towarzystwa”, co można zrozumieć w ten sposób, iż mamy rozmyślać wspólnie z Matką Najświętszą.
Można w tym celu, jako pomoc w rozmyślaniu, przeczytać uważnie odpowiadający danej tajemnicy fragment Pisma Świętego albo książki, wysłuchać konferencji lub kazania. Temu rozważaniu także powinna towarzyszyć intencja wynagradzająca.
Obietnice Matki Najświętszej
1. Tym, którzy będą praktykować to nabożeństwo, obiecuję ratunek. Przybędę w godzinę śmierci z całą łaską, jaka dla ich wiecznej szczęśliwości będzie potrzebna.
2. Te dusze będą obdarzone szczególną łaską Bożą; przed tronem Bożym jako kwiaty je postawię.
W praktyce pięciu sobót należy przede wszystkim położyć nacisk na intencję wynagrodzenia, a nie osobiste zabezpieczenie na godzinę śmierci. Jak w praktyce pierwszych piątków, tak i pierwszych sobót nie można poprzestać tylko na dosłownym potraktowaniu obietnicy, na zasadzie „odprawię pięć sobót i mam zapewnione zbawienie wieczne”. Do końca życia będziemy musieli stawiać czoła pokusom i słabościom, które spychają nas z właściwej drogi, ale nabożeństwo to stanowi wielką pomoc w osiągnięciu wiecznej szczęśliwości. Aby je dobrze wypełnić i odnieść stałą korzyść duchową, trzeba, aby tym praktykom towarzyszyło szczere pragnienie codziennego życia w łasce uświęcającej pod opieką Matki Najświętszej. Jeśli na pierwszym miejscu postawimy delikatną miłość dziecka, które pragnie ukoić ból w sercu ukochanego Ojca i Matki, ból zadany obojętnością i wzgardą tych, którzy nie kochają – bądźmy pewni, że nie zabraknie nam pomocy, łaski i obecności Matki Najświętszej w godzinie naszej śmierci.
*****
Spełnijmy prośbę Matki.
______________________________________________________
28 LUTEGO – 7 MARCA – 14 MARCA
NIE BĘDZIE KATECHEZY DLA DOROSŁYCH
W KAPLICY IZBIE JEZUSA MIŁOSIERNEGO
______________________________________________________________________________________
NAJBLIŻSZE SPOTKANIE – 21 MARCA – WTOREK IV TYGODNIA WIELKIEGO POSTU
KAPLICA IZBA JEZUSA MIŁOSIERNEGO
KATECHEZA DLA DOROSŁYCH
Od 22 lutego 2022 roku w każdy wtorek o godz. 18.30 w kaplicy izbie Jezusa Miłosiernego na nowo odczytujemy Katechizm Kościoła Katolickiego, gdzie podane są najważniejsze prawdy naszej wiary.
Ta Katecheza jest propozycją dla każdego kto poprzez sakrament chrztu jest w Kościele Bożym i potrzebuje nieustannie coraz pełniej umacniać i pogłębiać przyjęty dar łaski wiary. Również te spotkania są zaproszeniem dla tych, którzy nie zostali nigdy w pełni wprowadzeni w chrześcijaństwo albo z różnych powodów od niego odeszli.
Dla zainteresowanych szczegóły znajdują się na zakładce: Katecheza dla dorosłych – katecheza.kosciol.org
godz. 18.30 – KATECHEZA
godz. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA
godz. 19.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
__________________________________________________________________________________________________________
22 MARCA – ŚRODA POPIELCOWA
POCZĄTEK WIELKIEGO POSTU
jest czasem szczególnym – czasem naszego nawrócenia
***
Środa Popielcowa rozpoczyna okres czterdziestodniowego przygotowania do najważniejszych uroczystości – Świąt Paschy, w którym dokonało się DZIEŁO ZBAWIENIA. Okres Wielkiego Postu trwa do początku liturgii Mszy Wieczerzy Pańskiej sprawowanej w Wielki Czwartek.
W ŚRODĘ POPIELCOWĄ W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA – MSZA ŚW. O GODZ. 20.00
W CZASIE LITURGII BĘDZIE OBRZĘD POSYPANIA GŁÓW POPIOŁEM, KTÓRY JEST ZNAKIEM NASZEJ GOTOWOŚCI DO POKUTY.
Środa Popielcowa i Wielki Piątek – to są dwa dni w roku, w którym katolicy podejmują post ścisły.
________________________________________________________________
Proch z nadzieją
***
Zwyczaj posypywania głów popiołem w pierwszym dniu Wielkiego Postu ma już prawie tysiąc lat. I wciąż jest czytelny.
W słowniku synonimów „posypać sobie głowę popiołem” znaczy: przeprosić, uderzyć się w piersi, ugiąć przed kimś karku, ugiąć przed kimś głowy, uznać swoją winę, ukorzyć się, pójść do Canossy, pokajać się, upokorzyć się, skruszyć się… Popiół od wieków symbolizuje uniżenie i żal z powodu własnych błędów. Stosowano go w różnych kulturach dla wyrażenia skruchy i chęci przeproszenia albo też jako znak żałoby po śmierci kogoś bliskiego. Posypanie popiołem wyrażało także rozpacz z powodu przegranej wojny bądź skutków kataklizmu. Użycie tej symboliki w chrześcijaństwie oznacza przyznanie: Jestem słaby i sam nie jestem w stanie sobie poradzić. Uznaję swoją kruchość i niezdolność do osiągnięcia czegokolwiek bez Twojej łaski.
Na długo zanim popiół stał się elementem liturgii, stanowił znak pokuty, pokornego przyjęcia porażki. W Biblii symbol ten występuje już w Księdze Hioba. „Kajam się w prochu i w popiele” – mówi Hiob, świadom swojej małości wobec Boga. „Córo mojego narodu, przywdziej wór pokutny i kajaj się w popiele!” – wzywa Jeremiasz, a Daniel wyznaje: „Zwróciłem więc twarz do Pana Boga, oddając się modlitwie i błaganiu w postach, pokucie i popiele”. W Księdze Judyty czytamy z kolei, że Izraelici, przeżywając ciężki lęk, „upadli na twarz przed świątynią, posypali głowy swoje popiołem i odziani w wory wyciągali ręce przed Panem”. A Juda Machabeusz i jego ludzie w rozterce „pościli, włożyli na siebie wory, głowy posypali popiołem i porozdzierali swoje szaty”. Wreszcie sam Jezus, wypowiadając „biada” nad Korozain i Betsaidą, stwierdza, że gdyby w Tyrze i Sydonie działy się podobne cuda, miasta te „już dawno w worze i w popiele by się nawróciły”.
Znak popiołu
Już w starożytności, gdy wyznawca Chrystusa popełnił szczególnie ciężki grzech, otrzymywał szansę pojednania z Kościołem po odbyciu surowej pokuty. Jej wyznaczeniu towarzyszył ceremoniał, który pomagał pokutnikom uświadomić sobie ciężar ich winy, a zarazem zrozumieć, jak wielką łaskę otrzymują, mogąc odpokutować swój grzech.
Najstarsze świadectwo posłużenia się popiołem w liturgii rozpoczynającej okres pokuty pojawiło się w IX wieku w tekście benedyktyńskiego mnicha Reginone z opactwa w Prüm. Dwieście lat później na synodzie w Benewencie papież Urban II wprowadził w Kościele zwyczaj posypywania głów. Ustalono też, że popiół używany do obrzędu ma pochodzić z palm, które rok wcześniej zostały poświęcone w Niedzielę Palmową.
„Na początku Wielkiego Postu wszyscy pokutnicy, którzy podjęli lub podejmą publiczną pokutę, stawią się u wejścia do kościoła przed biskupem miasta, ubrani w wory i bez obuwia, upadłszy twarzą do ziemi, uznając się winnymi swojego stanu; mają tam być dziekani, czyli archiprezbiterzy parafii, wraz ze świadkami, czyli prezbiterami pokutników, którzy mają starannie oceniać ich zachowanie” – zapisano w Pontyfikale Rzymskim, księdze liturgicznej z XII wieku. Następnie biskup nakładał pokuty odpowiednie do rodzaju popełnionej winy, po czym wprowadzał pokutników do kościoła i wraz z innymi duchownymi padał na twarz, modląc się o uwolnienie dla nich. „Wtedy, powstawszy do przepisanej modlitwy, nakłada na nich rękę, kropi wodą święconą, nakłada najpierw popiół, a potem włosiennicę na ich głowy, a wśród lamentów i wzdychania wymierza im karę na wzór Adama, który został wygnany z raju, tak i oni za swoje grzechy zostaną wygnani z kościoła” – czytamy.
Biskup „nakłada najpierw popiół”… Dziś w liturgii nie stosuje się worów pokutnych i nie chodzi się boso, ale wciąż używa się popiołu.
Proch to nie zgliszcza
– Nasze zwyczaje pokutne są powiązane z tymi, które istniały w judaizmie. Posypywanie się popiołem oznaczało tam w ogóle pokutę. Było formą rezygnacji z ozdabiania swojego ciała dla okazania, że się pości. Tak zachowały się Judyta i królowa Estera. Obie posypały się popiołem na znak pokuty – zauważa ks. dr hab. Dominik Ostrowski. Wskazuje, że w liturgii mówi się jednak o prochu (łac. pulvis), podkreślając, że jest różnica między popiołem a prochem. – Popiół ma w moim odczuciu bardziej negatywne znaczenie niż proch. Popiół (łac. cinis) to są zgliszcza, to, co zostaje po spaleniu. Kiedy spalimy coś na popiół, nic już z tego nie można zrobić; to kompletna destrukcja, materiał jałowy. Myśl ta ma odbicie w pewnym ograniczeniu dotyczącym obrzędów pogrzebowych z kremacją. Jeśli powodem kremacji jest niewiara w zmartwychwstanie, a przez spopielenie własnego ciała chce się zamanifestować tę niewiarę i beznadzieję, negując teologię chrześcijańską, wtedy prawo kościelne odmawia katolickiego pogrzebu – zaznacza liturgista, przypominając, że jeśli za kremacją nie stoją sprzeczne z teologią poglądy, jest ona dopuszczalna (choć wcale nie zalecana). Zwraca uwagę, że Bóg w Księdze Rodzaju mówi do człowieka: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. – Prochem, nie popiołem. Proch nie jest materią całkowicie zniszczoną. Dlatego, choć w liturgii używamy popiołu, za tym znakiem stoi proch. Popiół nie może być budulcem, natomiast z prochu, przy użyciu odpowiedniego spoiwa, można coś odbudować. Wyraża to alternatywny werset przy posypywaniu popiołem: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Oznacza to: Owszem, jesteś prochem i nawet się w proch obrócisz, ale Bóg może cię z tego prochu podźwignąć – podkreśla ks. Dominik Ostrowski.
Dla nowego życia
Chrześcijańska nadzieja udziału w zmartwychwstaniu Chrystusa przebija w treści modlitwy błogosławieństwa popiołu, która bez istotnych zmian była używana w liturgii Kościoła przez tysiąc lat, a i do tej pory się z niej korzysta. Składa się z czterech części. Pierwsza podkreśla majestat Boga i Jego łaskę, która przynosi zdrowie ciała i ducha: „Wszechmogący wieczny Boże, zmiłuj się nad pokutującymi, okaż łaskę błagającym i racz posłać świętego anioła swego, aby pobłogosławił i uświęcił te popioły, niech staną się zbawiennym lekarstwem dla wszystkich pokornie wzywających Twojego świętego imienia, którzy oskarżają siebie świadomi swoich przewinień i opłakują przed Twoją Boską łaskawością swoje złe czyny, a także pokornie i z całych sił proszą najczystszy Twój majestat, i daj, przez wzywanie najświętszego imienia Twego, aby każdy, kto będzie nimi posypany dla odkupienia swoich grzechów, dostąpił zdrowia ciała i ochrony duszy”.
Druga część nawiązuje do słów: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Jej odpowiednik w odnowionej liturgii brzmi: „Boże, Ty nie chcesz śmierci grzeszników, lecz ich nawrócenia, wysłuchaj łaskawie nasze prośby i racz w swojej dobroci pobłogosławić ten popiół, którym zamierzamy posypać nasze głowy; spraw, abyśmy uznając, że jesteśmy prochem i w proch się obrócimy, przez gorliwe pełnienie czterdziestodniowej pokuty otrzymali odpuszczenie grzechów i nowe życie na podobieństwo Twojego zmartwychwstałego Syna”.
Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Każdy z nas potrzebuje powracania na drogę nawrócenia, która prowadzi przez
POST, MODLITWĘ I JAŁMUŻNĘ.
Nawrócenie jest łaską. Rozpoczyna się od uznania swoich grzechów, które są ogromną niewdzięcznością wobec miłującego Boga od którego wszystko pochodzi. Moje usiłowanie dopasowywania Bożych darów do moich egoistycznych wyobrażeń rodzi niezmiennie dramaty i tragedie. Tak się dzieje od upadku pierwszych rodziców, bo nie potrafili przyjąć ani daru ani Dawcy. Dali się zwieść, bo zawierzyli nie Bogu, który nas stworzył z miłości i do miłości, ale temu, który jest ojcem kłamstwa.
Post
Post nie jest dietą. Dieta skupia nas na ciele, a post na duchu. Post jest ćwiczeniem się w wolności, przez podejmowanie wysiłku woli. Post, czyli powstrzymywanie się od jedzenia w ogóle, albo od jedzenia konkretnych potraw, przez ściśle określony czas, powinien prowadzić człowieka do jeszcze większego opanowania swoich pragnień. Motywem jest większa dyspozycyjność w szukaniu i realizowaniu woli Bożej. Droga ucznia Chrystusa, to droga współpracy z Bożą łaską. Ta z kolei, wymaga od nas zaangażowania, wysiłku woli i wewnętrznej wolności. Taką wewnętrzną wolność opisał św. Ignacy z Loyoli z 23 punkcie swoich Ćwiczeń Duchowych:
Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony.
Z tego wynika, że człowiek ma korzystać z nich w całej tej mierze, w jakiej mu one pomagają do jego celu, a znów w całej tej mierze winien się od nich uwalniać, w jakiej mu są przeszkodą do tegoż celu.
I dlatego trzeba nam stać się ludźmi obojętnymi [nie robiącymi różnicy] w stosunku do wszystkich rzeczy stworzonych, w tym wszystkim, co podlega wolności naszej wolnej woli, a nie jest jej zakazane [lub nakazane], tak byśmy z naszej strony nie pragnęli więcej zdrowia niż choroby, bogactwa [więcej] niż ubóstwa, zaszczytów [więcej] niż wzgardy, życia długiego [więcej] niż krótkiego, i podobnie we wszystkich innych rzeczach. [Natomiast] trzeba pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni».
W Środę Popielcową – zgodnie z kanonami 1251-1252 Kodeksu Prawa Kanonicznego – obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych i post ścisły (trzy posiłki w ciągu dnia, w tym tylko jeden – do syta). Prawem o wstrzemięźliwości są związani wszyscy powyżej 14. roku życia, a prawem o poście – osoby pełnoletnie do rozpoczęcia 60. roku życia. Prawo kanoniczne nie nakłada na wiernych natomiast obowiązku uczestniczenia w tym dniu w Eucharystii (chociaż jest to powszechną praktyką, z której nie powinno się rezygnować bez ważnej przyczyny)
Modlitwa
Nie chodzi o to, aby modlić się więcej, ale aby modlić się „głębiej”. Nie chodzi o to, żeby mnożyć modlitwy, ale żeby wreszcie modlitwa prowadziła rzeczywiście do najważniejszego, czyli do spotkania z Bogiem. Modlitwa niestety traktowana jest często jako magiczne zaklęcie… Im więcej – tym lepiej. Bliskie osoby często rozumieją się bez słów. Również modlitwa, im głębsza, tym prostsza. Im prostsza, tym częściej pozbawiona słów. Nawrócenie dokonuje się dzięki trwaniu w obecności Ojca, dzięki zapatrzeniu się w Jego oblicze, dzięki zasłuchaniu się w słowa, które wypowiada w milczeniu. Modlitwa staje się narzędziem nawrócenia, kiedy staje się rzeczywiście spotkaniem.
Jałmużna
Jałmużna jest pomocą w nawróceniu. Wyzwala nas z egoizmu, bo przesuwa nasze spojrzenie z nas samych na drugiego człowieka. Jałmużna, czyli dar serca, z tego co dla nas wartościowe, cenne dla innych. Im bardziej odczuwamy, że przywłaszczamy coś dla siebie, tym bardziej powinniśmy się tym z kimś podzielić z drugim. Jałmużną mogą być nie tylko pieniądze, choć to one często nas powolutku zniewalają i to bez względu na to ile posiadamy. Jałmużną może być czas, albo uwaga, która poświęcamy innym, zwłaszcza jeśli dotychczas czas i uwagę poświęcaliśmy tylko sobie. Jałmużna nie z tego co nam zbywa, ale z tego co ma dla nas największą wartość, do czego jesteśmy przywiązani pozwala nam wyzwolić się z egoizmu.
Uczynki miłosierdzia względem duszy:
1. Grzeszących upominać.
2. Nieumiejętnych pouczać.
3. Wątpiącym dobrze radzić.
4. Strapionych pocieszać.
5. Krzywdy cierpliwie znosić.
6. Urazy chętnie darować.
7. Modlić się za żywych i umarłych.
Uczynki miłosierdzia względem ciała:
1. Głodnych nakarmić.
2. Spragnionych napoić.
3. Nagich przyodziać.
4. Podróżnych w dom przyjąć.
5. Więźniów pocieszać.
6. Chorych nawiedzać.
7. Umarłych pogrzebać.
______________________________________________________________________________________________________________
92. ROCZNICA OBJAWIENIA SIĘ PANA JEZUSA MIŁOSIERNEGO ŚW. FAUSTYNIE KOWALSKIEJ. DZIŚ TEN WIZERUNEK ZNANY JUŻ JEST NA CAŁYM ŚWIECIE Z PODPISEM: JEZU, UFAM TOBIE!
To wydarzenie miało miejsce w celi płockiego klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy Starym Rynku w niedzielę w dniu 22 lutego 1931 roku
“Wieczorem, kiedy byłam w celi – zapisała w swym „Dzienniczku” św. Siostra Faustyna – ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. – Po chwili powiedział mi Jezus: „Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie” (Dz. 47).
***
Pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego został namalowany w Wilnie w 1934 roku pod okiem samej Siostry Faustyny w pracowni Eugeniusza Kazimirowskiego, a wystawiony do publicznej czci po raz pierwszy w Ostrej Bramie w 1935 roku.
Od tego czasu powstało wiele obrazów. Najbardziej znany jest łaskami słynący obraz Jezusa Miłosiernego pędzla Adolfa Hyły z kaplicy klasztornej Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia – Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Obraz ten powstał pod okiem krakowskiego kierownika duchowego Apostołki Bożego Miłosierdzia – o. Józefa Andrasza SJ, który poświęcił go w święto Miłosierdzia 16 kwietnia 1944 roku. Właśnie na tym wizerunku spełniły się słowa Pana Jezusa wypowiedziane do Siostry Faustyny przy pierwszym objawieniu: Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Przed tym obrazem modlą się nie tylko pielgrzymi z całego świata, którzy fizycznie przybywają do tego świętego miejsca, ale także internauci korzystając z transmisji on-line oraz gigapikselowej prezentacji na stronie: www.faustyna.pl .
______________________________________________________________________________________________________________
Wola Pana Jezusa, którą przekazał s. Faustynie wypełniła się, gdy powstał słynny obraz Jezusa Miłosiernego z podpisem: „Jezu, ufam Tobie”, a Papież Polak wprowadził nowe święto kościelne – Niedzielę Miłosierdzia Bożego.
„W myślach przemierzam ten świetlisty szlak, na którym św. Faustyna Kowalska przygotowywała się do przyjęcia orędzia o miłosierdziu – szlak od Łodzi i Warszawy, poprzez Płock, Wilno po Kraków” – te słowa wypowiedział papież Jan Paweł II, który 30 kwietnia 2000 roku w Rzymie wyniósł na ołtarze siostrę Faustynę.
______________________________________________________________________________________________________________
Ufam Tobie, Jezu
***
„Jezu, ufam Tobie”. Te trzy słowa są kluczem do Bożego miłosierdzia. „Łaski z Mojego miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest – ufność” – mówi Jezus św. Faustynie. Ale pierwsza jest ufność Boga względem mnie. Ufność rodzi ufność.
Siostra Faustyna notuje w „Dzienniczku”: „W pewnej chwili zapytał mnie spowiednik [bł. ks. Michał Sopoćko – przyp. T.J.], jaki ma być umieszczony ten napis, ponieważ to wszystko nie mieści się na tym obrazie. Odpowiedziałam, że się pomodlę i odpowiem na przyszły tydzień. Kiedy odeszłam od konfesjonału – i przechodząc koło Najświętszego Sakramentu – otrzymałam wewnętrzne zrozumienie, jaki ma być ten napis. Jezus mi przypomniał, jako mi mówił pierwszy raz, to jest, że te trzy słowa muszą być uwidocznione. Słowa te są takie: Jezu, ufam Tobie”. Sam Jezus niejako podpowiedział, na czym Mu najbardziej zależy. Na ufności! To słowo powraca w „Dzienniczku” jak refren. Dlaczego? Na pewno nie chodzi o mechaniczne powtarzanie słów: „Jezu, ufam Tobie” czy traktowanie ich jak magicznej formuły. Bogu nie zależy na słowach, lecz na sercu każdego z nas.
Kwestia zaufania jest aktualna zwłaszcza w czasach, gdy tak wiele nieufności w nas i wokół nas… Na przykład gdy słyszę o nowych przepisach o ochronie danych osobowych, to myślę, że świat zwariował. Elektroniczne sieci, kamery, komórki, GPS-y, Facebook itd. sprawiają, że jesteśmy widoczni wszędzie i zawsze dla tych, którzy chcą nas znaleźć. Żeby ukryć ten fakt, wprowadzamy jakieś biurokratyczne procedury, dzięki którym dostajemy złudzenie ochrony naszej prywatności. To jakiś absurd. Obawiam się, że ta rzekoma ochrona danych osobowych będzie powodowała raczej narastanie wzajemnej nieufności między ludźmi, niż kogokolwiek przed czymkolwiek chroniła. W kulturze, która promuje narcyzów skoncentrowanych na swojej osobie, swoich prawach, obojętnych na dobro wspólne, będziemy dla siebie jeszcze bardziej anonimowi, nieufni i podejrzliwi.
Co to ma wspólnego ze słowami: „Jezu, ufam Tobie”? Sądzę, że sporo. Jezus, jako Bóg i jako człowiek, zaprasza nas do postawy zaufania. Mówi nam: „Człowieku, zaufaj człowiekowi, sobie i innym” oraz: „Człowieku, zaufaj Bogu”. Gdzie jest ufność, tam powstają więzi międzyludzkie i te duchowe – z Bogiem. Tam jesteśmy bliżej nieba. Gdzie potęguje się nieufność, tam otwiera się droga do piekła.
Między karykaturą a oryginałem
Obraz Chrystusa jest nam potrzebny bardziej niż dawniej, bo jesteśmy coraz bardziej wzrokowcami. Kultura medialna jest dziś raczej kulturą obrazu niż słowa. Na ekranach naszych komputerów wciąż klikamy w ikonki. No właśnie, ikonki. Bądźmy więc wdzięczni, że Jezus daje nam obraz, ikonę. Trzeba ją tylko „rozklikać”, uruchomić. Nacisnąć „enter” – wchodzę. Tym „enterem” jest właśnie ufność.
Słowa: „Jezu, ufam Tobie” są integralną częścią obrazu Jezusa Miłosiernego. Warto zwracać uwagę na to, gdy kupujemy reprodukcje łagiewnickiego lub wileńskiego wizerunku. Tych słów na obrazie Jezusa Miłosiernego nie może zabraknąć. Pan Jezus powiedział św. Faustynie: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie”. I obiecał: „Przez obraz ten udzielać będę wiele łask dla dusz, a przeto niech ma przystęp wszelka dusza do niego”. Święty Paweł pisze: „On [Chrystus] jest obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1,15).
Może wydawać się to dziwne, że Pan każe wykonać zakonnicy swój „portret” i zapewnia, że ten właśnie obraz będzie „naczyniem” na łaski. A może powodem tej wyjątkowej prośby jest fakt, że tak wiele fałszywych obrazów Boga stworzyliśmy sobie i wciąż stwarzamy? I nie chodzi w tej chwili o wizerunki w kościołach, ale o coś ważniejszego – o obraz Boga, który nosimy w sobie, w duszy. Jakże często jest on bardzo daleki od tego, który zostawił nam Chrystus w Ewangelii. Ta wewnętrzna „ikona” Boga bywa zniekształcona tak dalece, że zamiast zachęcać do ufności, bliskości czy modlitwy, może często odpychać od Boga, napawać lękiem, zniechęcać.
W 2015 r. w kinach wyświetlano film pt. „Zupełnie Nowy Testament”. Bohaterem był Bóg, a dokładniej Jego karykatura. Bóg był ukazany jako zrzędny pijaczyna mieszkający w Brukseli, który siedzi w pidżamie i kapciach, pije wódkę, tyranizuje swoją rodzinę, całymi dniami przesiaduje przed „boskim” komputerem, zajmując się zatruwaniem ludziom życia przez przeróżne złośliwości. Film reklamowano jako „diabelsko śmieszną komedię”. Zaiste, było w tym coś diabolicznego. A gdzie szatan, tam i głęboki smutek maskowany rechotem. Przypominam ten film, bo jest to dobry przykład na to, jak bardzo zniekształcony obraz Boga może powstać w głowach i sercach współczesnych. Jeśli ktoś wyobraża sobie Boga jako patologicznego, zazdrosnego złośliwca, który utrudnia wszystkim życie swoimi przestarzałymi zasadami, to ostatnią rzeczą, jaką można zrobić, jest Mu zaufać. Robota diabła polega dokładnie na tym – na serwowaniu nam karykatury, zamiast autentycznego obrazu Boga, i osłabianiu zaufania do Niego.
Tak było już w raju pod drzewem poznania dobra i zła. Nie ufajcie Bogu – wmawiał ludziom wąż starodawny. – On wam zabrania tylu rzeczy, bądźcie odważni, bądźcie sobą, wybierzcie wolność, czyli siebie. Ta diabelska propaganda w ciągle nowych wcieleniach mąci nam w głowach i sercach. Nie bez sukcesów, niestety. Dlatego tak aktualne są słowa: „Jezu, ufam Tobie”. To odpowiedź na tę odwieczną pokusę.
Kto więcej zaufa, więcej otrzyma
W takim kontekście doceńmy dar, jakim jest wizerunek Jezusa Miłosiernego. Chrystus w ten sposób przychodzi nam z pomocą. Jego istotą jest połączenie prawdy o ukrzyżowaniu („spojrzenie Jezusa powinno być jak z krzyża”) i zmartwychwstaniu. Jezus usilnie prosił s. Faustynę: „Niech ten obraz będzie wystawiony na widok publiczny, niech ludzie modlą się przed nim, niech pomaga im odnowić obraz Boga Miłosiernego w sobie. Niech poczują siłę Mojego kochającego spojrzenia, niech wejdą w promieniowanie Mojego miłosierdzia. Niech spływa na nich Moje błogosławieństwo i przebaczenie”.
Jezus jest niewyczerpanym źródłem łask. Daje nam wszystko, co potrzebne do świętości. Ale warunek korzystania z tych łask jest jeden: zaufanie. „Łaski z Mojego miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest – ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma. Wielką Mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie skarby swych łask. Cieszę się, że żądają wiele, bo Moim pragnieniem jest dawać wiele, i to bardzo wiele. Smucę się natomiast, jeżeli dusze żądają mało, zacieśniają swe serca”.
Kiedy idziemy do źródła, możemy oczekiwać obfitości wody, ale jeśli nie zabierzemy ze sobą naczynia do czerpania, ta droga może okazać się daremna. Ksiądz Krzysztof Grzywocz podczas rekolekcji o ufności opowiadał m.in. historię pewnego człowieka, który modlił się przed wizerunkiem Jezusa w Łagiewnikach. Ów mężczyzna, patrząc na napis „Jezu, ufam Tobie”, ku własnemu zaskoczeniu wypowiedział nagle słowa: „Jezu, ja nie ufam Tobie”. Coś w nim pękło. Rozpłakał się, wzruszył. Odkrył, jak głęboko nie ufał ani sobie, ani innym, ani Bogu. I właśnie wtedy, gdy szczerze przed Jezusem przyznał się do swojej nieufności, miał wrażenie, że wreszcie modli się autentycznie. „Jaka ufność musiała go ogarnąć, aby takie słowa powiedzieć” – komentował ks. Grzywocz.
Słyszałem kiedyś świadectwo dziewczyny, która opowiadała o początku swojej świadomej wiary. W jej parafii odbywało się przygotowanie do bierzmowania, nie zaliczyła obowiązkowych spotkań. Ostatnią szansą była oaza. Postanowiła „zapisać się na niby” do grupy oazowej, żeby załapać się na bierzmowanie. Animatorka na spotkaniu grupy postawiła pytanie: „Kim jest dla ciebie Jezus?”. Padały piękne odpowiedzi: jest Światłem, Dobrym Pasterzem, Drogą, Prawdą i Życiem, itd. Układała w głowie jakąś pobożną formułkę. Kiedy przyszła jej kolej, powiedziała głośno: „Jezus jest dla mnie nikim”. To był początek jej drogi wiary. Poczuła się przyjęta przez Jezusa ze swoją niewiarą, udawaniem. Tak się zaczęło w jej życiu coś pięknego.
Przed Bogiem nie musimy niczego udawać, recytować pięknych zdań bez pokrycia. Przed Nim jesteśmy zawsze nadzy i nie musimy się tego wstydzić. Nie trzeba przykrywać swojej nędzy maską, grać pobożniejszych, niż jesteśmy. Możemy stanąć z naszym grzechem, brudem, zwątpieniem, nieczystością… Zapłakać jak Piotr. Poddać się. Bezbronnie. Ręce do góry. Panie, Ty wiesz, Ty wszystko wiesz.
Ufność, czyli skok
Jezu, ufam Tobie! Co znaczą te słowa? Jak je rozumieć?
Jezu… Zauważmy, że zwracamy się tu do Pana po imieniu, bezpośrednio i osobiście. Nawet nie „Panie Jezu”, ale po prostu „Jezu”. „Nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12).
Ufam… Zaufanie pojawia się między osobami, które się znają, są sobie bliskie. Jeśli ufam Jezusowi, to znaczy, że znam Go na tyle, że mogę Mu ufać. Dzieci z natury ufają swoim rodzicom. Im bardziej jednak stajemy się dorośli, tym trudniej nam ufać. Tylko miłość burzy mur nieufności, podejrzliwości, dystansu. Ufam temu, o którym wiem, że mnie kocha i mi ufa. Ufność rodzi ufność. Aby zaufać, konieczna jest pokora, uznanie tego, że nie jestem samowystarczalny. Potrzebuję pomocy, potrzebuję kogoś, potrzebuję ciebie.
Ufam… „Zaufał Panu, niech go Pan wyzwoli” (Ps 22). Tak wołano do Jezusa pod krzyżem. Zaufanie Jezusa do Ojca oznaczało wytrwałość w obliczu cierpienia i triumfu zła. Ufność nie traci nadziei w obliczu próby. Nie oczekuje natychmiastowej nagrody. Nie muszę wszystkiego rozumieć. Bóg wie lepiej. Ufność jest wciąż poddawana próbie. Wymaga nowych aktów woli, ponawiania zaufania. Każda pokonana próba wzmacnia ufność.
Tobie… Jakbyśmy byli z Jezusem „na Ty”. Brzmi tu jakaś zażyłość. Święty Tomasz, gdy dotknął Zmartwychwstałego, wyznał: „Pan mój i Bóg mój”. Pan mu powiedział: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. To błogosławieństwo dla ufających, czyli wierzących pośrodku ciemności. Ufność jest skokiem. Jak w tym starym przykładzie o dziecku, które miało wyskoczyć przez okno z płonącego domu, ale w kłębach dymu nie widziało ojca. – „Skacz” – woła tata. „Ale tato, ja ciebie nie widzę”. „Skacz, jestem, złapię cię, nie bój się”. To jest właśnie zaufanie. Nie teoria, ale decyzja, powierzenie się. Skok… w mocne ramiona Zbawcy, Ratownika.
„Powiedz zbolałej ludzkości, niech się przytuli do miłosiernego serca mojego, a ja ich napełnię pokojem. Powiedz, córko moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym. Kiedy dusza zbliża się do mnie z ufnością, napełniam ją takim ogromem łaski, że sama w sobie tej łaski pomieścić nie może, ale promieniuje na inne dusze”.
ks. Tomasz Jaklewicz/Gość Niedzielny
____________________________________________________________________________________________________________
CZWARTEK 23 LUTY – KAPLICA IZBA JEZUSA MIŁOSIERNEGO
GODZ. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA DLA HARCEREK I HARCERZY
DZIŚ WSPOMINAMY PATRONA HARCERSTWA POLSKIEGO
Przez całe życie, także w kapłaństwie, był wierny ideałom harcerstwa. Niósł pomoc innym do końca. Zmarł na tyfus w obozie koncentracyjnym Dachau.
***
Błogosławiony Stefan Wincenty Frelichowski już w latach szkolnych związał się z harcerstwem. Działał w 24. Pomorskiej Drużynie Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego, do której wstąpił w marcu 1927 r. Jako uczeń męskiego Gimnazjum Humanistycznego w Chełmży należał też do Sodalicji Mariańskiej i w 1930 r. został jej prezesem. Kiedy zdecydował się wstąpić na drogę kapłaństwa, tak to uzasadnił: „Wiem, że to najlepsza droga. Ufam, że Jezus mi dopomoże, bo dla Niego ta ofiara. Wiem, że niegodny jej jestem, ale chcę być kapłanem wedle Serca Bożego. Tylko takim. Innym nie”. Jeszcze jako diakon został kapelanem i sekretarzem bp. Stanisława Okoniewskiego. Święcenia kapłańskie otrzymał 14 marca 1937 r. Pracował jako wikariusz w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Toruniu. Angażował się szczególnie w pracę z dziećmi, prowadził apostolstwo chorych, pełnił również funkcję kapelana Chorągwi Pomorskiej ZHP i redaktora Wiadomości Kościelnych.
Został aresztowany przez Niemców w Toruniu 17 października 1939 r. i osadzony najpierw w Forcie VII, a potem w kolejnych niemieckich obozach koncentracyjnych: Stutthof, Grenzdorf, Sachsenhausen i Dachau. Organizował wspólne modlitwy, wspierał najbardziej umęczonych i załamanych współwięźniów. „Żyjąc Bogiem, od pierwszych lat kapłaństwa szedł z bogactwem swojego kapłańskiego charyzmatu wszędzie tam, gdzie trzeba było nieść łaskę zbawienia” – powiedział w homilii Jan Paweł II podczas Mszy św. beatyfikacyjnej ks. Frelichowskiego 7 czerwca 1999 r. w Toruniu.
W Dachau ks. Frelichowski opiekował się chorymi na tyfus, przekradał się do ich baraków, by nieść im pomoc i umacniać Eucharystią. Udało mu się pozyskać do tej posługi 32 polskich księży, którzy zgłosili się, by na tych blokach pielęgnować zakażonych.
Ksiądz Frelichowski do końca pozostał wierny Chrystusowi. W swoich pamiętnikach zanotował: „O śmierci, dobry jest sąd twój. Patrząc na śmierć, nie tylko spostrzegamy to, co przeminie; to, do czego ona ma prawo, ale i to, do czego prawa nie ma, i to pielęgnujmy w życiu i o to się starajmy. Nie przeminie życie Boże, jakie w nas jest, a my w nim. Życie, to jest piękne i dusza w łasce jest piękniejsza od pierwszej piękności świata. I ta piękność duszy pozostanie zawsze”.
22 lutego 2003 r. bł. Stefan Wincenty został ogłoszony patronem harcerstwa polskiego.
Bł. Stefan Wincenty Frelichowski, prezbiter i męczennik
ur. 22 stycznia 1913 r. w Chełmży
zm. 23 lutego 1945 r. w Dachau
ks. Mariusz Frukacz/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
PIĄTEK 24 LUTY – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
GODZ. 18.00 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU/SPOWIEDŹ ŚW.
GODZ. 18.30 – DROGA KRZYŻOWA
GODZ. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA
____________________________________________________________________________________________
SOBOTA 25 LUTY – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
GODZ. 17.00 – SPOWIEDŹ ŚW./ KATECHEZA DLA DZIECI I RODZICÓW
GODZ. 18.00 – WIGILIJNA MSZA ŚWIĘTA Z I NIEDZIELI POSTU
INTENCJA MSZY ŚW. – ZA WSPÓLNOTĘ ŻYWEGO RÓŻAŃCA.
PO MSZY ŚWIĘTEJ BĘDĄ PODANE INTENCJE RÓŻAŃCOWE NA MIESIĄC MARZEC. ___________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
Orędzie papieża Franciszka na Wielki Post 2023
***
Jak do nas przemawia?
Przede wszystkim w Słowie Bożym, które Kościół ofiarowuje nam w liturgii: nie pozwólmy, by padło ono w pustkę. Jeśli nie zawsze możemy uczestniczyć we Mszy Świętej, czytajmy czytania biblijne dzień po dniu, także z pomocą internetu. Oprócz Pisma Świętego, Pan przemawia do nas w braciach i siostrach, zwłaszcza w obliczach i historiach tych, którzy potrzebują pomocy.
Drodzy bracia i siostry!
Ewangelie Mateusza, Marka i Łukasza zgodnie opisują wydarzenie przemienienia Jezusa. Widzimy w nim odpowiedź Pana na niezrozumienie, jakie okazali mu jego uczniowie. Nieco wcześniej bowiem doszło do poważnej kontrowersji między Nauczycielem a Szymonem Piotrem, który po wyznaniu wiary w Jezusa jako Chrystusa, Syna Bożego, odrzucił Jego zapowiedź męki i krzyża. Jezus stanowczo go upomniał: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki!” (Mt 16, 23). A „po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno” (Mt 17, 1).
Ewangelia o Przemienieniu Pańskim jest głoszona co roku w drugą niedzielę Wielkiego Postu. Rzeczywiście w tym okresie liturgicznym Pan bierze nas ze sobą i prowadzi na miejsce odosobnione. Nawet jeśli nasze normalne obowiązki wymagają od nas pozostania w naszych zwykłych miejscach, przeżywając powszedniość często powtarzaną, a niekiedy nudną, to w okresie Wielkiego Postu jesteśmy zaproszeni do „wejścia na wysoką górę” razem z Jezusem, aby przeżyć wraz ze świętym ludem Bożym szczególne doświadczenie ascezy.
Asceza wielkopostna to usiłowanie, zawsze ożywiane łaską, do przezwyciężenia naszego braku wiary i oporów, żeby pójść za Jezusem drogą krzyżową. Tego właśnie, czego potrzebowali Piotr i inni uczniowie. Aby pogłębić naszą znajomość Nauczyciela, by w pełni zrozumieć i przyjąć tajemnicę boskiego zbawienia, realizowanego w całkowitym darze z siebie z miłości, musimy dać się Jemu prowadzić na miejsca odosobnione i w górę, odrywając się od przeciętności i próżności. Trzeba wyruszyć w drogę, drogę wiodącą pod górę, wymagającą wysiłku, ofiarności i koncentracji, jak wyprawa w góry. Te wymagania są ważne także dla procesu synodalnego, w realizację którego zaangażowaliśmy się jako Kościół. Warto, abyśmy podjęli refleksję nad tym powiązaniem, jakie istnieje między ascezą wielkopostną a doświadczeniem synodalnym.
Na „rekolekcje” na górze Tabor Jezus zabiera ze sobą trzech uczniów, wybranych by byli świadkami wyjątkowego wydarzenia. Chce, aby to doświadczenie łaski nie było indywidualne, lecz wspólne, jak zresztą całe nasze życie wiary. Za Jezusem idzie się razem. I razem, jako Kościół pielgrzymujący w czasie przeżywamy rok liturgiczny, a w nim Wielki Post, idąc z tymi, których Pan postawił obok nas jako współtowarzyszy podróży. Podobnie jak w przypadku wejścia Jezusa i uczniów na górę Tabor, możemy powiedzieć, że nasza wielkopostna droga jest „synodalna”, ponieważ odbywamy ją razem na tej samej drodze będąc uczniami jedynego Nauczyciela. Wiemy bowiem, że On sam jest Drogą, a zatem – zarówno w drodze liturgicznej jak i synodalnej – Kościół nie czyni nic innego, jak tylko coraz głębiej i pełniej wchodzi w tajemnicę Chrystusa Zbawiciela.
I dochodzimy do punktu kulminacyjnego. Ewangelia opowiada, że Jezus „przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17, 2). Tu jest „szczyt”, cel podróży. Po wejściu, przebywając z Jezusem na wysokiej górze trzem uczniom zostaje dana łaska ujrzenia Go w Jego chwale, jaśniejącego nadprzyrodzonym światłem, które nie pochodziło z zewnątrz, ale promieniowało z Niego samego. Boskie piękno tej wizji było nieporównywalnie większe niż jakikolwiek trud, jaki uczniowie mogliby podjąć, wchodząc na Tabor. Podobnie jak w każdej trudnej górskiej wyprawie: w miarę wchodzenia trzeba skoncentrować spojrzenie na ścieżce, ale panorama, która otwiera się na końcu, zaskakuje i odpłaca swoim cudem. Także proces synodalny często wydaje się żmudny i chwilami możemy się zniechęcić. Ale to, co czeka nas na końcu, to niewątpliwie coś wspaniałego i zaskakującego, co pomoże nam lepiej zrozumieć wolę Boga i naszą misję w służbie Jego królestwa.
Doświadczenie uczniów na górze Tabor zostaje dodatkowo ubogacone, gdy obok przemienionego Jezusa pojawiają się Mojżesz i Eliasz, uosabiając odpowiednio Prawo i Proroków (por. Mt 17, 3). Nowość Chrystusa jest wypełnieniem Starego Przymierza i obietnic: jest nierozerwalnie związana z dziejami relacji Boga ze swoim ludem i odsłania jej głęboki sens. Podobnie proces synodalny jest zakorzeniony w tradycji Kościoła, a jednocześnie otwarty na nowość. Tradycja jest źródłem inspiracji do poszukiwania nowych dróg, unikania przeciwstawnych pokus stagnacji i improwizowanego eksperymentowania.
Zarówno ascetyczna droga wielkopostna, jak i ta synodalna, mają za cel przemianę, tak osobistą, jak i eklezjalną. Przemianę, która w obu przypadkach znajduje swój wzór w przemienieniu Jezusa i dokonuje się dzięki łasce Jego paschalnego misterium. Aby takie przemienienie mogło się w nas w tym roku dokonać, chciałbym zaproponować dwie „ścieżki”, którymi można pójść, by wejść razem z Jezusem i razem z Nim osiągnąć cel.
Pierwsza odnosi się do nakazu, jaki Bóg Ojciec kieruje do uczniów na górze Taborze, gdy ci kontemplują przemienionego Jezusa. Głos z obłoku mówi: „Jego słuchajcie” (Mt 17, 5). Pierwsza wskazówka jest więc bardzo wyraźna: słuchać Jezusa. Wielki Post jest czasem łaski na ile słuchamy Tego, który do nas mówi. A jak do nas przemawia? Przede wszystkim w Słowie Bożym, które Kościół ofiarowuje nam w liturgii: nie pozwólmy, by padło ono w pustkę. Jeśli nie zawsze możemy uczestniczyć we Mszy Świętej, czytajmy czytania biblijne dzień po dniu, także z pomocą internetu. Oprócz Pisma Świętego, Pan przemawia do nas w braciach i siostrach, zwłaszcza w obliczach i historiach tych, którzy potrzebują pomocy. Ale chciałbym też dodać inny aspekt, bardzo ważny w procesie synodalnym: słuchanie Chrystusa dokonuje się także przez słuchanie naszych braci i sióstr w Kościele, przez to wzajemne słuchanie, które w niektórych fazach jest głównym celem, ale które zawsze pozostaje niezbędne w metodzie i stylu Kościoła synodalnego.
Słysząc głos Ojca, „uczniowie, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: «Wstańcie, nie lękajcie się!» Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa” (Mt 17, 6-8). Oto drugie wskazanie na ten Wielki Post: nie chronić się w religijności składającej się z nadzwyczajnych wydarzeń, z sugestywnych doświadczeń, w obawie przed stawieniem czoła rzeczywistości z jej codziennymi zmaganiami, jej trudnościami i sprzecznościami. Światło, które Jezus ukazuje uczniom, jest przedsmakiem chwały paschalnej i ku niej trzeba zmierzać, idąc za „Nim samym”. Wielki Post jest ukierunkowany na Paschę: „rekolekcje” nie są celem samym w sobie, ale przygotowują nas do przeżywania męki i krzyża z wiarą, nadzieją i miłością, aby dotrzeć do zmartwychwstania. Także proces synodalny nie powinien nas łudzić, że dotarliśmy do celu, gdy Bóg daje nam łaskę niektórych mocnych doświadczeń komunii. Także i tam Pan powtarza nam: „Wstańcie i nie lękajcie się”. Zejdźmy na równinę i niech łaska, której doświadczyliśmy, podtrzymuje nas w byciu budowniczymi synodalności w zwyczajnym życiu naszych wspólnot.
Drodzy bracia i siostry, niech Duch Święty ożywia nas w tym Wielkim Poście w naszym wchodzeniu na górę z Jezusem, by doświadczyć Jego Boskiego blasku i w ten sposób, umocnieni w wierze, abyśmy mogli podążać drogą razem z nim, który jest chwałą swego ludu i światłem pogan.
Rzym, u św. Jana na Lateranie, 25 stycznia 2023 r., w święto Nawrócenia św. Pawła Apostoła.
FRANCISZEK
______________________________________________________________________________________________________________
Abp Gądecki zachęca, aby w Wielkim Poście również praktykować „post oczu”
„Według badań, przeciętny użytkownik smartfona zagląda do niego 85 razy dziennie. Odtrutką na to zjawisko może się okazać „post oczu”, czyli ograniczenie kontaktu z mediami elektronicznymi”– mówił podczas Eucharystii sprawowanej w poznańskiej Katedrze w Środę Popielcową przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki.
W homilii przewodniczący KEP zwrócił uwagę na rozpoczynającą się dzisiaj wielkopostną drogę, w czasie której „ludzie ochrzczeni, trwając na modlitwie i w czynnej miłości, przechodzą drogę swego duchowego oczyszczenia przez jałmużnę, modlitwę i post”.
W homilii przewodniczący KEP zwrócił uwagę na rozpoczynającą się dzisiaj wielkopostną drogę, w czasie której „ludzie ochrzczeni, trwając na modlitwie i w czynnej miłości, przechodzą drogę swego duchowego oczyszczenia przez jałmużnę, modlitwę i post”.
Abp Gądecki zaznaczył, że starotestamentalny post wyrażał skruchę i nawrócenie, w sposób widzialny. „W tych czasach praktyce postu często towarzyszyły inne zewnętrzne formy umartwienia: płacz, nakładanie worka na ciało, posypywanie głowy popiołem, padanie na twarz” – zauważył metropolita poznański.
Przewodniczący KEP, przypominając praktyki wielkopostne, podkreślił, że jałmużna pozwala uwolnić się od przywiązania do dóbr ziemskich.
„Jej praktykowanie uwalnia nas od chciwości i pomaga odkryć, że drugi człowiek jest naszym bratem, zaś my nie jesteśmy autonomicznymi właścicielami, lecz tylko zarządcami dóbr otrzymanych od Stwórcy. Winniśmy więc posługiwać nimi dla dobra bliźnich” – stwierdził abp Gądecki.
Mówiąc o modlitwie, przekonywał, że „prawdziwa modlitwa jest siłą napędową świata, bo otwiera nas na Boga”.
Przewodniczący KEP wskazał na pożytki płynące z praktykowania chrześcijańskiego postu.
Zauważył, że post „pomaga nam unikać grzechu i tego wszystkiego, co do niego prowadzi”.
„Odmawianie sobie pokarmu materialnego służy celem zaspokojenia o wiele większego głodu, jakiego człowiek doświadcza w swoim życiu, a mianowicie głodu i pragnienia Boga” – mówił metropolita poznański.
Abp Gądecki zaznaczył, że kiedy pościmy, łatwiej jest nam pokonać pokusy i walczyć z nałogami.
„Poszczenie zaprawia także do przeżycia braków w dziedzinie moralnej, zarówno własnych, gdyż pomaga w pokucie, jak i bliźnich, bo zwiększa zdolność do wybaczania, wspiera trwałość związków, wyzwala większą otwartość na drugiego człowieka. Przywraca harmonię z otoczeniem” – stwierdził metropolita poznański.
Przewodniczący KEP podkreślił, że post powinien wiązać się ze wstrzemięźliwością od wszelkiego zła tak w myślach, słowach, jak i w czynach.
Post, a więc wstrzemięźliwość od pokarmów, winien łączyć się także z „postem oczu”.
„Jemy nie tylko ustami, dziś miliardy ludzi zajadają się wzrokiem. Według badań, przeciętny użytkownik smartfona zagląda do niego 85 razy dziennie. Odtrutką na to zjawisko może się okazać „post oczu”, czyli ograniczenie kontaktu z mediami elektronicznymi” – przekonywał abp Gądecki.
Zauważył, że post miły Bogu zawsze owocuje dobrymi uczynkami, zgodnie ze starą chrześcijańską zasadą „moim postem ma się nakarmić głodny”.
Metropolita poznański wskazał na różnicę między religijnym postem a różnego rodzaju postami podyktowanymi zdrowiem czy urodą.
„Dziś w miejsce religijnego postu pojawiła się moda na różnego rodzaju oczyszczające głodówki, w imię urody, zdrowia, które współczesna medycyna pochwala, o ile – rzecz jasna – stosuje się je w sposób rozumny” – stwierdził przewodniczący KEP.
Podkreślił, że „wszystkie te „świeckie” posty skoncentrowane są na ciele człowieka, jego wyglądzie i zdrowiu, co ma swoją wartość. Niemniej jednak największą wartość postu odkrywamy dopiero wtedy, gdy dostrzeżemy jego zbawienny wpływ na życie duchowe człowieka”.
„Niech więc Wielki Post posłuży każdej osobie, rodzinie i chrześcijańskiej wspólnocie do pogłębienia tego, co karmi duszę, otwierając ją na miłość Boga i bliźniego” – powiedział abp Gądecki.
Metropolita poznański zainaugurował też tegoroczne pielgrzymowanie po kościołach stacyjnych Poznania.
Abp Stanisław Gądecki (episkopat.pl)/Fronda.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Cena miłości
O biblijnej perspektywie przeżywania Wielkiego Postu i odkrywaniu miłości Boga do człowieka w tajemnicy paschalnej z s. dr hab. Judytą Pudełko PDDM rozmawia Monika M. Zając
Monika M. Zając: Rozpoczął się Wielki Post. Czy przeżywanie tego świętego czasu w zgromadzeniu ma jakąś szczególną specyfikę?
S. dr hab. Judyta Pudełko: Nasze przeżywanie Wielkiego Postu jest zupełnie normalne, związane z katolickim rozumieniem tego okresu. Przygotowujemy się do przeżywania najważniejszego wydarzenia w rzeczywistości naszej wiary, tj. misterium paschalnego. W Środę Popielcową słyszymy Ewangelię o trzech postawach, które powinny wyznaczać naszą wielkopostną drogę: modlitwa, post, jałmużna. Z ich perspektywy podejmujemy decyzje, intencje modlitewne czy wyrzeczenia, patrząc na bardzo konkretną sytuację, w jakiej znajdujemy się jako wspólnota, Kościół i świat.
Jakie porady na ten szczególny czas odnajdziemy w Biblii?
Jezus mówi nam, jaka jest rzeczywistość postu chrześcijanina. Będą pościć, gdy będzie im zabrany Pan Młody [Mt 9, 14-15]. Post chrześcijanina to nie jest asceza dla samej ascezy czy własnego udoskonalenia, ale jest bardzo ściśle połączona z osobą Chrystusa, naszego Pana i Mistrza, Oblubieńca Kościoła. Kiedy zanurzamy się w tajemnicę Jego cierpienia i krzyża, to również my jako część Jego Ciała, jako Jego Kościół, łączymy się z tym wszystkim, co towarzyszyło Mu podczas męki. Staramy się też szczególnie dostrzegać cierpiącego Chrystusa w drugim człowieku. Ale nie możemy też zapominać o niesamowicie pozytywnym wydźwięku tajemnicy paschalnej, że ona przynosi nam prawdę o odkupieniu. Człowiek powraca do Boga, dlatego że Bóg wyszedł najpełniej do człowieka w Chrystusie, że zapłacił najwyższą cenę oddając swojego Syna, wydając Go w ręce grzesznych ludzi.
Grzech doprowadził do śmierci Syna Bożego, ale to On odniósł ostateczne zwycięstwo…
Z tej wielkiej tragedii, jaką było zabicie Syna Bożego Bóg, wyprowadził największe dobro. Chrystus zmartwychwstał i obdarzył nas swoim niekończącym się życiem. To jest najważniejszy element tajemnicy paschalnej. I to jest powód również szczególnej radości i wdzięczności każdego chrześcijanina, aby odkrywać to każdego roku na nowo. Moja najgłębsza tożsamość, jaką jest bycie chrześcijaninem, wynika z tej prawdy, że Chrystus umarł i zmartwychwstał. Daje mi to zupełnie nowe spojrzenie na wszystko, co się dzieje w moim życiu i w świecie, który jest odkupiony przez Boga.
Radość paschalna potwierdza się także w doświadczeniu naszego osobistego nawrócenia.
Nawrócenie ma nas doprowadzić do tej świadomości, że wszystko czyni dla nas Bóg. Czasami za dużą wagę przykładamy do tego, że to my coś robimy dla Boga, że my się dla Niego umartwiamy, wyrzekamy wielu rzeczy. A te nasze wyrzeczenia czy umartwienia mogą nas jedynie otworzyć na przyjęcie daru Boga, bo to On czyni wszystko dla nas. My mamy się nawracać i wierzyć w Ewangelię. To było ośrodkiem orędzia Jezusa Chrystusa, który zaczął nauczać w Galilei, wzywając do nawrócenia i wiary w Ewangelię. Uwierz w to, że Bóg przychodzi cię zbawić, za darmo. Bóg nam daje wszystko. A naszym zadaniem w tym życiu jest to przyjąć.
Jak zatem mądrze wyznaczać sobie wielkopostne postanowienia i cele? Bo można zbanalizować pewne praktyki, np. skupiając się na wyrzeczeniu słodyczy, zapominając przy tym o odnawianiu więzi z Chrystusem i przybliżaniu się do Niego…
Liturgia I Niedzieli Wielkiego Postu zawsze wyprowadza nas na pustynię i pokazuje nam kuszenie Chrystusa. To nie były rzeczy złe, ale przeszkody, które demon próbował postawić na drodze Jego mesjańskiego posłannictwa. Kościół po to daje nam tę Ewangelię, abyśmy zadali sobie pytanie, co mi przeszkadza w relacji z Chrystusem, w byciu chrześcijaninem. Każdy musi sobie sam odpowiedzieć, jakie ma idole, bożki, to wszystko, co mi przysłania Boga i właściwą hierarchię wartości. Ten przysłowiowy cukierek jest pewnym symbolem wszystkiego, co się kojarzy z konsumpcją, z krążeniem wokół siebie, swoich potrzeb, z zaabsorbowaniem światem materialnym czy wirtualnym – to wszystko może nas tak wypełniać, że nie widzimy poza tym ani Boga, ani drugiego człowieka. Dlatego asceza powinna doprowadzić nas do wewnętrznej wolności, aby przyjąć dar nowego życia od zmartwychwstałego Chrystusa.
Bywa tak, że okres 40-dniowego Wielkiego Postu dla niektórych staje się tylko okresem Wielkiego Tygodnia. W Niedzielę Palmową przypominają sobie, że trzeba pójść do spowiedzi, a może jeszcze wziąć udział w ostatniej Drodze Krzyżowej czy „Gorzkich żalach”. Jak dobrze zaplanować ten czas, aby nie stracić kolejnej szansy nawrócenia i odnowy życia, którą daje nam Kościół?
Ważne jest uczestnictwo w rekolekcjach wielkopostnych, czy to parafialnych, czy prowadzonych w centrach duchowości. Możemy też skorzystać z konferencji, które odnajdziemy w Internecie. Następnie lektura Słowa Bożego, które prowadzi nas w tym czasie. Zwłaszcza Liturgia Słowa na każdą Niedzielę Wielkiego Postu, która w harmonijny sposób kieruje nas ku misterium paschalnego przeżywanego w Wielkim Tygodniu. Do 5. Niedzieli Słowo skoncentrowane jest wokół nawrócenia człowieka i Miłosierdzia Boga. Później przyglądamy się już Chrystusowi cierpiącemu.
A jak dobrze przeżywać nabożeństwa pasyjne, aby nie stały się tyko tkliwą praktyką, swoistym wielkopostnym folklorem?
Mają one nie tylko pobudzać nasze uczucia wobec ogromu cierpień Jezusa, ale przede wszystkim pokazać ogrom miłości Boga wobec nas, że odkupiła nas Jego miłość. Cierpienie było konkretną ceną, którą Bóg zapłacił w związku z grzechem człowieka. I temu mamy się przyglądać, widzieć, jak bardzo jesteśmy kochani przez Boga i jak bardzo On na nas czeka. Jest w stanie zapłacić każdą cenę za mnie.
Siostra dr hab. Judyta Pudełko. Zgromadzenie Uczennic Boskiego Mistrza (PDDM), doktor teologii biblijnej, doktor hab. w dziedzinie nauk teologicznych, wykładowca Akademii Katolickiej w Warszawie.
Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Sakrament ratunkowy
fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny
*****
Spowiedź jest łaską, której ogromu nie pojmujemy. Czasami jednak przeczuwamy – zarówno penitenci, jak i spowiednicy.
Był ciepły majowy wieczór 2017 roku. Zadźwięczał telefon ks. Łukasza Zygmunta, kapelana Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach (obecnie także rzecznika prasowego diecezji kieleckiej). Dzwonił strażak, prosząc o natychmiastowe przybycie na miejsce wypadku.
– Poszkodowana matka z dzieckiem. Potrzebne księdza wsparcie – usłyszał.
Kiedy kapłan przybył na wskazane miejsce, zorientował się, że zdarzyła się tragedia. Ciało potrąconego czteroletniego dziecka leżało już za parawanem, nad nim płakała babcia. Strażacy wyjaśnili, że matka chłopca w ciężkim stanie została zabrana przez zespół ratunkowy.
– Pojechałem do szpitala, żeby udzielić jej sakramentów. Przed salą intensywnej terapii zobaczyłem płaczącego męża potrąconej kobiety. Po spełnieniu posługi wróciłem na miejsce zdarzenia, ale nie dawała mi spokoju myśl, że ojciec zabitego dziecka pozostał w tej tragedii sam. Poczułem, że powinienem pojechać do jego domu – opowiada.
Przybył tam już po zmroku. W domu światło było zgaszone. Mężczyzna siedział w pokoiku swojego syna i patrzył w jeden punkt.
– Przedstawiłem się. Poznał mnie. Usiadłem, a on zaczął opowiadać o dziecku, o żonie. Mówił, że syn był wspaniały, grzeczny, że w nim pokładał swoje nadzieje. Czułem, jak wielki ból przeszywa jego duszę. Po chwili powiedział: „Proszę o modlitwę, bo ja nie umiem się teraz modlić”. Zacząłem się modlić Koronką do Bożego Miłosierdzia, potem Różańcem. W pewnym momencie ten człowiek poprosił mnie o spowiedź. Zaczął wyznawać swoje grzechy z całego życia. Płakał. Kiedy wyciągnąłem ręce nad jego głową, wypowiadając słowa rozgrzeszenia, miałem wrażenie, jakby ogarnęło go Boże światło – wspomina duchowny. Wciąż porusza go to, co nastąpiło w tym momencie. Mężczyzna wyprostował się. „Proszę księdza, ja mam dla kogo żyć. Moja żona walczy o życie, muszę zorganizować pogrzeb syna” – powiedział. Zaczął zapalać światło w całym domu.
– Poczułem wtedy, jak sprawdzają się słowa, które wypowiedział Chrystus do apostołów po swoim zmartwychwstaniu: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone…”. Autentycznie czułem obecność Jezusa Chrystusa, który w tym cierpieniu przyszedł przez sakrament pokuty i pojednania do serca tego człowieka. Z ciemności zrodziło się światło, z niepokoju zrodził się wielki pokój, a z bólu nadzieja. Uświadomiłem sobie, że Pan Jezus, kiedy odpuszcza nam grzechy, przychodzi ze swoim pokojem – zamyśla się kapłan.
Pokój Chrystusowy pozostał w sercu tego mężczyzny także w kolejnych dniach. Ksiądz na jego prośbę towarzyszył mu przy pożegnaniu z synem przed pogrzebem. – Widziałem, że cały czas mimo bólu, jaki przeżywał, Jezus Chrystus przytula go do swojego serca – wspomina. Zapewnia, że to było dla niego ważne doświadczenie: widzieć, jak realnie spowiedź daje pokój, którego świat dać nie może.
– Jako kapelan straży pożarnej jestem obecny razem z psychologiem przy wielu różnych tragediach. Najczęściej on wysyła mnie jako pierwszego, żebym wyczuł sytuację, żebym ocenił, czy on jest potrzebny, czy też trzeba raczej modlitwy i Bożego ratunku. Bo są sytuacje, których człowiek nijak nie może wytłumaczyć ludzkim językiem, ale może pomóc błogosławieństwem czy sakramentalnym rozgrzeszeniem – zaznacza.
Chciałam apostazji
Spowiedź nie jest zabiegiem kosmetycznym. Chodzi w niej nade wszystko o odnowienie relacji z Bogiem.
„Kiedy idę do spowiedzi, to po to, aby doznać uzdrowienia, uleczyć swoją duszę. Aby wyjść z większym zdrowiem duchowym. Aby przejść od nędzy do miłosierdzia. A centrum spowiedzi nie są grzechy, które wypowiadamy, ale Boża miłość, którą otrzymujemy i której zawsze potrzebujemy. W centrum spowiedzi jest Jezus, który czeka na nas, słucha nas i nam przebacza” – przypomina papież Franciszek. I dodaje: „Pamiętajmy o tym: w sercu Boga jesteśmy wcześniej niż nasze błędy”.
Tej uprzedzającej miłości Boga doświadczyła niedawno Katarzyna z Rybnika. Przez 18 lat była w ruchu Hare Kriszna. Z początku bardzo się angażowała, ale jej zapał stopniowo gasł, tłumiony przez życiowe trudności. W końcu przestała wierzyć w boga Krisznę, ale też w ogóle w Boga. Mimo to narastał w niej gniew na Boga, w którego, jak deklarowała, nie wierzyła.
– Kiedy w drodze do pracy przechodziłam koło bazyliki, strasznie wyzywałam na Jezusa, obwiniałam Go o wszystko, co wydarzyło się w moim życiu. I robiłam to najgorszymi epitetami, jakie znałam. Ponieważ wciąż byłam formalnie katoliczką, na początku minionego roku postanowiłam dokonać apostazji. Myślałam: nie wierzę w Boga, nie chcę mieć nic wspólnego z żadną religią, więc po co ta fikcja – opowiada.
Już chciała sfinalizować formalności, ale przyszło jej do głowy, żeby najpierw zrobić kurs prawa jazdy. Jej instruktorem został Piotr, jak się później okazało – członek ewangelizacyjnej Wspólnoty Jezusa Miłosiernego. Nie rozmawiali o Bogu, nic nie wiedzieli o sobie.
W nocy z 23 na 24 kwietnia minionego roku stało się coś dziwnego. – Przyśnił mi się Pan Jezus jako światło. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to jest On. To światło jakby weszło we mnie i usłyszałam wewnątrz siebie: „Głoś moje miłosierdzie”. I koniec. To wszystko. Ale kiedy się obudziłam, moja rzeczywistość całkowicie się zmieniła. Zrodził się we mnie ogromny głód poznania Jezusa. To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Przecież przestałam wierzyć w Boga… – uśmiecha się.
Z determinacją zaczęła szukać informacji o Jezusie w internecie, pytała znajomych, ale nie otrzymała satysfakcjonujących odpowiedzi. Aż nadszedł dzień, gdy miała ostatnią jazdę w ramach kursu.
– Nagle to się we mnie skumulowało i mówię do Piotra: „Ty, ja się chyba nawróciłam”. Myślałam, że weźmie mnie za wariatkę, a on spojrzał na mnie i powiedział: „Tak? Kontynuuj”. Ja do niego: „A ty jesteś w ogóle wierzący?”. On potwierdził, więc zaczęłam opowiadać. Kiedy skończyłam, Piotr powiedział mi, że ten sen miałam w nocy przed świętem Miłosierdzia Bożego. „To nie jest przypadek” – stwierdził i zaprosił mnie na następny dzień na spotkanie Wspólnoty Jezusa Miłosiernego – wspomina Kasia.
Piotr przed spotkaniem podarował jej Nowy Testament. „To jest najlepsza książka o Panu Jezusie” – powiedział.
Na spotkaniu usiadła z tyłu kościoła. – Kiedy zaczęło się uwielbienie, ryczałam jak bóbr. Potężnie doświadczałam w tym uwielbieniu obecności Boga. Czułam, jakby robił operację na moim sercu. W nocy zaczęłam czytać Pismo Święte. Gdy doszłam do opisu tonącego Piotra i przeczytałam pytanie Jezusa: „Dlaczego zwątpiłeś?”, to było jakby do mnie. Potem każde spotkanie było dla mnie takie „łzawe” i głęboko mnie przemieniało. Ale już po pierwszym zaczęłam chodzić do kościoła. Razem z tym pojawiła się we mnie ogromna potrzeba spowiedzi, oczyszczenia, i pragnienie przyjmowania Komunii. Tylko że nie wiedziałam, jak do tego podejść. Gorąco modliłam się o możliwość wyspowiadania się, ale nie znałam żadnego księdza i to mnie blokowało. Jedynym „ludzkim”, znanym mi, był ksiądz Adrian, opiekun wspólnoty, ale nie miałam odwagi, żeby go poprosić. A potrzeba narastała. Aż któregoś dnia po spotkaniu ksiądz Adrian podchodzi i mówi: „Widzę, że regularnie przychodzisz. Jak tam u ciebie z sakramentami?”. Odpowiedziałam, taka dumna: „Chrzest, Komunia i bierzmowanie są” – bo nawet nie wiedziałam, że spowiedź to też sakrament. A on: „A u spowiedzi kiedy byłaś?”. Ja na to: „Eeee… 30 lat temu?”. Ksiądz upewnił się, czy rzeczywiście chcę się wyspowiadać i mówi: „To co, umawiamy się na poniedziałek?” – wspomina.
To się dopełniło
Katarzyna próbowała się przygotować. – Jak zobaczyłam w internecie te różne klucze do rachunku sumienia, to się zdziwiłam. O wielu rzeczach nawet nie wiedziałam, że to są grzechy. W końcu przygotowałam się po swojemu na podstawie Dekalogu i z ogromnym stresem poszłam. To był dla mnie akt dużej odwagi. Ksiądz czekał na mnie przed kościołem. Powiedziałam, że nie wiem, jak to się robi, nie pamiętałam żadnych formułek. On uspokoił mnie, powiedział, żebym się nie martwiła. Usiedliśmy w salce przy stoliku i już to mnie zdziwiło, że tak normalnie, a nie „w szafie”. I zaczęłam. To był odlot, że spowiadam się przed księdzem. Była to dla mnie pierwsza w życiu głęboka spowiedź, a przy tym także symboliczne pogodzenie się z Kościołem. Odczułam po niej ogromną radość i wielką ulgę; jakbym stała się o 20 kilo lżejsza. Miałam wrażenie, że Bóg mnie przytulił. Że stanęłam przed miłosiernym Bogiem, który już mi wcześniej wybaczył, ale teraz się to dopełniło. Czułam, że zostałam oczyszczona i spłynął na mnie ogromny pokój. Poczułam też wielkie zaufanie. Z niecierpliwością czekałam, żeby przyjąć Jezusa Eucharystycznego. Na drugi dzień, podczas Mszy wspólnotowej, poszłam pierwszy raz od 30 lat do Komunii. Dla mnie było to ogromne przeżycie i od tej pory zawsze, gdy przyjmuję Komunię, bardzo mnie to wzrusza. Mam poczucie, że ta spowiedź zamknęła pewien etap mojego życia. Poczułam, że jestem znów częścią Kościoła, z którego kiedyś odeszłam.
Przebaczono mi
Krytycy sakramentu pokuty uważają, że spowiedź jest utwierdzaniem człowieka w poczuciu bezgrzeszności. Nic podobnego. Spowiedź przynosi świadomość przebaczenia, a to zasadnicza różnica. W człowieku, który doświadcza Bożego przebaczenia, budzi się wdzięczność, a nie zarozumiałość. „Ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje” – mówi Jezus (Łk 7,47b). Tym samym ten, komu wiele wybaczono, wiele miłuje. To miłość pełna pokoju.
– Ludzie dziś często udają się do różnych specjalistów. Owszem, to jest ważne, istotne. Bóg działa przez lekarzy. Niech jednak pamiętają o zwróceniu się do Tego, który potrafi leczyć rany duszy i wnosić pokój w nasze życie przez sakrament pokuty i pojednania – przekonuje ks. Łukasz Zygmunt.
Spowiedź jest zdarzeniem przełomowym w życiu wielu chrześcijan. Przełom ten nie wynika z geniuszu spowiednika, lecz z miłosierdzia Bożego, które wylewa się na skruszonego grzesznika. Po naszej stronie jest decyzja syna marnotrawnego: „Wstanę i pójdę do mojego Ojca”.
Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Chciwość
Modlitwa o wolność od chciwości
Panie, Ty powiedziałeś: „Nie martwcie się o życie – o to, co będziecie jeść; ani o ciało – o to, w co będziecie się ubierać” (Łk 12,22) A ja mam tyle zmartwień na głowie i rachunków do zapłacenia.
Proszę: „nie dawaj mi bogactwa ni nędzy, żyw mnie chlebem niezbędnym, bym syty nie stał się niewiernym, nie rzekł: »A któż jest Pan?« lub z biedy nie począł kraść i imię mego Boga znieważać”. (Prz 30,8-9)
Jezu, sprzedany za trzydzieści srebrników, strzeż mnie od chciwość i niszczącej żądzy posiadania. Pomóż uwierzyć, że „więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu”. (Dz 20,35) Daj mi serce wrażliwe na biedę i hojne w dzieleniu się.
Strzeżcie się chciwości! :. autor: ks. Tomasz Jaklewicz
Chciwy chce mieć zawsze więcej, bez oglądania się na innych, a nawet ich kosztem. Nigdy nie mówi: „dosyć, wystarczy”. Im więcej ma, tym więcej chce. W panteonie współczesnych bóstw pieniądz zajmuje czołową pozycję.
Chciwość rodzi śmierć :. autor: Marcin Jakimowicz
Pewien człowiek, imieniem Ananiasz, z żoną swoją Safirą, sprzedał posiadłość i za wiedzą żony odłożył sobie część zapłaty, a pewną część przyniósł i złożył u stóp apostołów.
Leki na grzechy :.
Częścią cyklu „Zmartwienia Pana Boga” są obrazki z propozycjami modlitw, które nawiązują do grzechów głównych. Przy układaniu tej modlitwy miałem problem. Bo jaka właściwie cnota jest przeciwieństwem chciwości?
Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Wyzwolenie i uzdrowienie przez post.
W jaki sposób post zbliża nas do Jezusa?
***
SKACZESZ DO WODY ?
Przekonajmy się na początku, czy jesteś zupełnie normalny. Wyobraź sobie, że pewnego grudniowego dnia idziesz wzdłuż rzeki. Jest siarczysty mróz. Nagle słyszysz krzyk tonącego dziecka. Ma ono 2 lub 3 latka. Jeśli to właśnie ty nie wskoczysz do wody, aby przyjść mu z pomocą, dziecko zginie. Co robisz? Czy skaczesz, chociaż wiesz, że woda jest lodowata? Tak ?
Oczywiście, że skaczesz, bo chcesz uratować mu życie. Nie możesz pozwolić, by dziecko zginęło, skoro możesz je uratować. Przecież tak łatwo jest wskoczyć do wody!
Tak samo jest z postem. Pozwala on ci uratować wiele istnień ludzkich, nie dopuścić do śmierci wielu młodych ludzi i dzieci, do rozpadu wielu rodzin. Niestety, od prawie pół wieku na Zachodzie zapomnieliśmy o poście i dlatego śmierć zaczęła dokonywać niesłychanego wprost niesłychanego wprost spustoszenia. Czy zauważyliście zależność między zaniechaniem postu a nasileniem się napaści złego ducha? Szatan mógł łatwiej dostać się nawet do Kościoła, ponieważ jego drzwi nie były zamknięte. Matka Boża w Medjugoriu kieruje do nas pełne strapienia wołanie: „Zapomnieliście o poście!”. Na Zachodzie został on porzucony, trzeba więc do niego powrócić. Jest to bardzo ważne. Matka Boża w Medjugoriu daje 5 podstawowych wskazań, które musimy wprowadzać w życie, jeśli chcemy być święci to znaczy mieć w sobie pełnię miłości a także zwyciężyć szatana. Są one podstawowe w naszej drodze do Boga. Drugie wskazanie jest właśnie tym, którego ludzie nie chcą stosować. W każdym zakątku świata mogę spotkać ludzi gorliwych, wprowadzających w życie słowa Matki Bożej z Medjugoria. Stwierdzam, że stosują się oni do 4 pozostałych wskazań: Msza św, czytanie Pisma św., spowiedź św., różaniec. Gdy jednak mówię do nich o poście, zwieszają głowę i nic nie odpowiadają , ponieważ go zaniechali. Nie zrozumieliśmy czym jest post!. W Medjugoriu Matka Boża mówi o nim w bardzo piękny sposób. Odsłania piękno i sens postu jako potężnego narzędzia w naszych rękach, narzędzia mocy Bożej, działającej poprzez nas dokonującej niezwykłych rzeczy, których tak bardzo potrzebujemy.
DWA DNI W TYGODNIU
MATKA BOŻA prosi, byśmy pościli o chlebie i wodzie dwa dni w tygodniu – w środy i w piątki. Dlaczego właśnie w te 2 dni? Sama Matka Boża wraz ze św. Józefem, Jezusem i wszystkimi pobożnymi Żydami tamtych czasów – pościła 2 dni w tygodniu. W bardzo dawnym dokumencie Kościoła, Didache, pochodzącym z ok. 90 roku n.e., w którym pierwsi uczniowie mówią o życiu chrześcijan pierwszego wieku, czytamy: „Nie zachowujcie postu w tym samym czasie, co obłudnicy. Oni bowiem poszczą w poniedziałek i czwartek, wy natomiast pośćcie w środę i piątek”. To niezwykłe, że Matka Boża chce przywrócić tę tradycję pierwotnego Kościoła wg której sama żyła. Post wpisany jest w religię żydowską, w religię chrześcijańską, jak też i w inne religie. Stosuje go nawet medycyna i niektóre terapie. Każdy lekarz wie, że post jest dobry dla zdrowia.
Matka Boża nie tłumaczy w swych orędziach, dlaczego mamy pościć właśnie w te dni. Miałam jednak okazję odkryć to dzięki członkom grupy modlitewnej, założonej przez Maryję w Medjugoriu. Przez całe lata nauczała ona tych młodych ludzi za pośrednictwem widzących. To piękne, że wszystko co czyni Maryja , ma tylko jeden cel: wskazywać na Jezusa. Przychodzi dla Jezusa, przychodzi po to, byśmy Go kochali, byśmy zbliżyli się do Jego Serca.
W JAKI SPOSÓB POST ZBLIŻA NAS DO JEZUSA
Maryja prosiła, by każdy czwartek był upamiętnieniem daru Eucharystii i kapłaństwa. Pamiątkę tę mamy przeżywać z wielką miłością. Z radością, wiarą i dziękczynieniem mamy przypominać sobie, że Jezus dał nam swoje Ciało i Krew jako pokarm i napój. Maryja jest tak bardzo rozmiłowana w Eucharystii, w Chlebie Życia, że daje nam całą środę na to, byśmy przygotowali się do przeżywania tej pamiątki. Maryja pragnie już od środy uwalniać nas od rozproszeń, od innych pokarmów, od zakupów, od przygotowywania posiłków i wszystkich trosk związanych z jedzeniem, abyśmy mogli rozsmakować się w chlebie, w tym pokarmie, który stanie się Ciałem samego Jezusa. Wybrał On bowiem właśnie chleb, by przemienić go w swoje Ciało. W środę nie powinniśmy myśleć o tym, co będziemy jeść następnego dnia. Mamy pościć z radością serca i rozsmakowywać się w chlebie. Mamy przygotowywać się tak jak naród wybrany podczas swej wędrówki przez pustynię. Bóg zesłał im mannę, chleb z nieba. Lud, który miał prze niej przygotowywał. W taki sam sposób Maryja przygotowuje nas dzisiaj. W czwartek obchodzimy uroczystą pamiątkę ustanowienia Eucharystii, Chleba Życia. Ale Maryja nie chce, byśmy od razu w piątek zajadali się homarami po amerykańsku czy innymi smakowitymi potrawami . Pragnie, byśmy w piątek nadal czuli smak chleba, aby jak najdłużej przeżywać tę tajemnicę . Podobnie jest z żydowskim szabatem. Dal Żydów jest to najważniejsze święto. Gdy nastaje wieczór i zachodzi słońce , gdy zbliża się koniec szabatu, Żydzi wciąż śpiewają Psalmy i hymny tak, jakby chcieli przedłużyć szabat. Nie chcą go utracić. Szabat jest jak narzeczona. Tak samo piątkowy post pozwala nam jak najdłużej zachować smak chleba, który przypomina nam Chleb Życia. Często wyobrażam sobie Matkę Bożą, która pozostała na ziemi wśród Apostołów po Wniebowstąpieniu Jezusa. Czy, gdy wchodziła do kuchni, mogła patrzeć na chleb tak samo, jak przed Ostatnią Wieczerzą? Gdy spoglądała na chleb, na pewno coś drżało w Jej matczynym Sercu: „Mój Syn przychodzi pod postacią chleba, to właśnie chleb stał się moim Synem”. – myślała z pewnością. Można się domyślać, że nie patrzyła na chleb tak samo, jak na marchew czy ziemniaki. Patrząc na ziarna zboża, z których powstaje chleb, mamy przed oczami całe dzieje Chrystusa, dzieje Odkupiciela. Gdy Jezus mówi w Ewangelii o ziarnie, widzimy siewcę i ziarno, które musi obumrzeć. Dopiero gdy obumrze, przyniesie owoc obfity, wyda plon – 30-krotny, 60-krotny, 100-krotny. To całe dzieje śmierci i zmartwychwstania Chrystusa i owoców Odkupienia. Aby ziarno stało się chlebem, trzeba je zmiażdżyć, by zrobić niego mąkę i dopiero z mąki upiec chleb. Tak samo został zmiażdżony Jezus: całe Jego ciało, dusza i serce, cała Jego osoba. Ziarno pszeniczne mówi o historii miłości Jezusa do nas. Jezus pozwolił się zmiażdżyć, abyśmy mogli Nim się karmić i być przebóstwieni przez ten pokarm. Mówiąc o Chlebie Życia, Jezus powiedział: „kto spożywa ten chleb, ma życie wieczne” Jaki to chleb? „Ten, który daje wam Syn Człowieczy, nie ten, który jedli wasi ojcowie i pomarli” /J 6,49-51/
Dlatego w środy i piątki powinniśmy żyć miłością do chleba i historią naszego Odkupienia. Matka Boża chce nas w tym zanurzyć nie tylko duchowo, lecz także w wymiarze materialnym. Maryja jest niewiastą żydowską, bardzo konkretną. Zaleca nam post o chlebie, aby zmusić nas niejako do przebywania z Jezusem. Skupia naszą uwagę na miłości i obecności Jezusa i pozwala, byśmy wraz z Nią wielbili GO za to, że w swej pokorze stał się chlebem. Oto prawdziwy sens postu. W samym Medjugoriu Matka Boża dała nam kilka przykładów dla zilustrowania orędzia, które do nas kieruje i ukazania dobrodziejstw, jakie przynosi post o chlebie i wodzie. Tradycja żydowska, a także tradycja chrześcijańska, która jest jej przedłużeniem, uczy nas, że post ma wielką moc przeciwko szatanowi. Sprawa ta jest bardzo ważna, bo dzisiaj szczególnie zmagamy się z siłami zła. Matka Boża wielokrotnie powtarza w Medjugoriu, że dziś szatan jest tak silny, jak nigdy dotąd. Trudno ogarnąć spustoszenia, jakich dokonuje w rodzinach, w młodych i dzieciach. Niestety dzisiaj na Zachodzie panuje kultura śmierci. Wielu pielgrzymów przyjeżdża do Medjugoria w stanie załamania, ponieważ ich dzieci biorą narkotyki, uprawiają nierząd czy zdążają drogą prowadzącą do śmierci. Podczas spotkań za mną ich rodzice proszą, by widzący pomodlili się o uwolnienie ich dzieci od narkotyków, czy nierządu. Zapewniwszy ich o modlitwie , pytam: „czy pościliście w intencji waszego dziecka?”. W odpowiedzi słyszę: „Bardzo się modlimy, odprawiamy nowenny do Najświętszej Krwi Chrystusa, odmawiamy różaniec”! „Ale nie odpowiadacie na moje pytanie. Czy również pościcie?”. „Ale, siostro, modlimy się!”. Przypominam wówczas o tym, że Maryja mówi o wojnach, które toczą się w rodzinach, w sercach ich dzieci. Może to właśnie taka wojna niszczy teraz życie ich dziecka. „Drogie dzieci – mówi Maryja – postem i modlitwą można powstrzymać wojny.”. Matka Boża nie mówi najpierw o wojnach między narodami, ale o wojnach w łonie rodzin. Mówi, że wojna zaczyna się w naszym sercu. Jeśli nienawidzę mego brata, jeśli zamknęłam drzwi przed jakimś człowiekiem i źle go osądziłam, jeśli go potępiłam, jeśli czuję do niego zazdrość, jeśli go obmawiam, jeśli w moim sercu pozostaje gorycz, wtedy toczy się w nim wojna, która tylko wydostaje się na zewnątrz. To przede wszystkim taką wojnę matka Boża chce usunąć z naszego serca. Jedynym sposobem jest post i modlitwa. Jeśli znajdziecie jakiś inny sposób, to jest to sposób podejrzany.
Trzeba z niego zrezygnować. Jezus mówi podobnie. Pewnego dnia Apostołowie powrócili zasmuceni, bo tym razem nie mogli pokonać zła, a przecież mieli w sobie moc Chrystusa. Czynili cuda, uzdrawiali, uwalniali od złych duchów. Tego dnia się nie udało. Jezus wytłumaczył im, dlaczego tak się stało: „Ten rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem”. ?Mt 17,21/
Nie zapominajmy o tych dwóch sposobach. Post to coś więcej, niż skok do lodowatej wody, by uratować jedno tonące dziecko. Gdy pościmy o chlebie i wodzie, nie grozi nam zapalenie płuc. Możemy za to uratować życie wielu ludziom nie zapadając na żadną chorobę. Post przywraca zdrowie. Z wielu badań wynika, że na Zachodzie je się o 1/3 za dużo w stosunku to tego, co jest niezbędne dla organizmu. Wiele chorób, a nawet przedwczesnych zgonów, spowodowanych jest nadmiarem pokarmu. Tak więc post zrobi nam dobrze.
Rodzice, którzy błagacie o uzdrowienie waszego dziecka, dzieci, które błagacie o pojednanie waszych rodziców, wiedzcie, że macie tę moc. Nie módlcie się bez postu i nie pośćcie bez modlitwy. Wszyscy święci pościli.
W pierwszych tygodniach objawień ludzie z wioski i okolic z wielką uwagą wsłuchiwali się w każde słowo matki Bożej. Mniej więcej dwa miesiące później po rozpoczęciu objawienia Maryja powiedziała: „Szatan ma wobec tej parafii niszczycielski plan. Drogie dzieci, proszę wszystkich parafian, by przez 3 dni pościli o chlebie i wodzie i odmawiali różaniec, aby odnieść zwycięstwo nad szatanem”. Wszyscy jak jeden mąż zrobili to o co prosiła Matka Boża. Przez 3 dni pościli i modlili się jednym sercem, by Maryja mogła zmiażdżyć głowę węża. Czwartego dnia Matka Boża powiedziała: „Drogie dzieci, dziękuję wam za modlitwy i post. Upadł szatański plan, odnieśliśmy zwycięstwo”. Nie powiedziała: „Odniosłam zwycięstwo”, ale: „Odnieśliśmy zwycięstwo”. Potrzebowała wieśniaków z parafii w Medjugoriu, aby zwyciężyć szatana. Jest to bardzo ważne, bo gdyby w tamtych dniach szatanowi udało się przeprowadzić swój plan, nie byłoby Medjugoria, nie byłoby tej całej rzeki błogosławieństwa, która rozlewa się po naszej ziemi od ponad 27 lat. Gdyby nie było Medjugoria, ileż ludzkich istnień nie zostałoby ocalonych, ileż rodzin nie zjednoczyłoby się na nowo, iluż młodych ludzi nie uniknęłoby samobójstwa!.Spójrzmy na dobro, jakie Medjugoriu przyniosło nam samym a wszystko dlatego, że kiedyś 500 parafian z tej wioski poświęciło 3 dni na to, by zwyciężyć szatana. Bóg mógł ofiarować światu Medjugoriu i miliony pielgrzymów mogą tam przybywać, by nabierać sił. Oto jaką moc ma ten, kto odpowiada „tak” na prośbę o post i modlitwę. W 1992 r. Matka Boża powiedziała do Iranki: „Drogie dzieci, proszę was, byście zwyciężali szatana”. Ależ kim ja jestem, bym mogła odnieść zwycięstwo nad szatanem? Czy Matka Boża prosi właśnie mnie, bym go zwyciężyła? Tak. Jestem dzieckiem Bożym i Maryja potrzebuje mnie, potrzebuje każdego z nas bez wyjątku. Mówi: „Kochane dzieci pragnę, abyście zrozumieli, że Bóg wybrał każdego z was, by go użyć w wielkim planie zbawienia ludzkości. Wy nie możecie pojąć, jak wielka jest wasza rola w planie zbawienia”. W tym samym orędziu skierowanym do Iranki Maryja wskazuje na broń, którą możemy zwyciężyć szatana: „Bronią, którą możecie zwyciężyć szatana, jest post i modlitwa. Módlcie się o pokój. Szatan chce zniszczyć tę odrobinę pokoju, którą macie”. W kwietniu 1992 r., gdy bomby zaczęły spadać na całą Bośnię-hercegowinę, a więc także wokół Medjugoria , patrzyliśmy na zniszczenie i śmierć. Pierwsze orędzie po tych bombardowaniach brzmiało: „Drogie dzieci….Tylko modlitwą i postem można wstrzymać wojnę…..Szatan chce w tych dniach zamętu sprowadzić na złą drogę jak najwięcej dusz. Dlatego wzywam was, abyście zdecydowali się na Boga a On was obroni i wskaże co powinniście czynić i jaką drogą iść”.
Maryja mówiła to także przed wojną. Teraz musiała to powtórzyć.
CIAŁO
Dlaczego post tak bardzo osłabia szatana? Można powiedzieć, że wtedy, gdy ofiarujemy Bogu coś, co jest związane z naszym ciałem, oddajemy się MU naprawdę. Łatwo jest dać pieniądze, oddać swój czas, powiedzieć dobre słowo czy zaangażować się w jakąś służbę. Post dotyka nie tylko naszego ciała, lecz także czegoś witalnego. Musimy jeść, aby żyć. Post dotyka więc głębokiego zakorzenionych w nas przyzwyczajeń. Mówi o tym O.Slavko: „Post objawia nasze uzależnienia”. Gdy pościmy o chlebie i wodzie, widzimy, jak zaczynają migać w nas jakby małe światełka: kawa, papieros, wino, czekolada… Ale matka Boża nie przychodzi, by wytykać nam nasze przywiązania. Przychodzi po to, byśmy byli wolni, wyzwoleni. Uświadamiamy sobie, do jakiego stopnia jesteśmy przywiązani do naszych drobnych zwyczajów, do naszych planów. Gdy zaczynałam poć o chlebie i wodzie, od razu odkryłam radość, jaką daje wolność. Mogłam jeść, mogłam nie jeść. Było to dla mnie to samo. Pewna Angielka założyła zgromadzenie zakonne na prośbę Matki Bożej. Któregoś dnia spytałam ją, czy Maryja prosi jej wspólnotę o post. „Tak – odpowiedziała. Maryja prosi byśmy pościli codziennie”. „Codziennie? – spytałam. Ale to niemożliwe!”. „Ależ tak, pościmy codziennie – od drugiej do szóstej po południu”.
Na to wybuchnęłam śmiechem, ale ona dodała: „My Anglicy, między 4 a 5 zawsze pijemy herbatę i jemy podwieczorek. Jeśli zabierze się Anglikowi herbatę, przestaje on być prawdziwym Anglikiem”. Każdy naród ma inny rodzaj przyzwyczajeń. Apostołowie często nie mieli czasu na jedzenie, ale to im nie przeszkadzało. Nie miało znaczenia, czy zjedli coś, czy te nie, bo ich najważniejszą troską było dzieło Boże. Gdy ofiarujemy coś, co związane jest z naszym ciałem to znak, że naprawdę oddajemy się Bogu. Post w pewien sposób stwarza przestrzeń w naszej duszy, sercu i ciele. Gdy nie jesteśmy zajęci jedzeniem, pojawia się owa przestrzeń dal Boga. Bóg zajmuje ją, przyjdzie do nas tak, jak nigdy przedtem. Jest to w naszym życiu niejako nowe terytorium przeznaczone wyłącznie dla Niego. Dlatego ci, którzy poszczą, mają szczególną wrażliwość i wyczucie duchowe. Otrzymują o wiele więcej natchnień niż ci, którzy nie poszczą.
Pewna matka rodziny mieszkającej w Meksyku zaczęła pościć, ale potem przerwała post na rok. Po upływie roku na nowo go podjęła. Opowiadała mi, że w czasie gdy przestała pościć, w pewien sposób straciła natchnienie potrzebne do tego, by rozmawiać z dziećmi, mówić im o życiu, wprowadzać je w rzeczywistość. Ale, gdy tylko na nowo podjęła post powróciły dobre natchnienia. Słowa przychodziły spontanicznie. Czuła, że działa przez nią Duch Sw., i że dziecko słucha jej całym sercem. To piękny przykład, mówiący o tej nowej przestrzeni, którą Duch Sw. Stwarza w nas przez post. To tak, jakby było w nas dodatkowe mieszkanie dla Trójcy Swiętej, które pozwalamy Jej zająć. Post jest przygotowaniem na spełnienie się dzieł Bożych i na wypełnienie się Jego woli wobec nas samych i wobec świata. Miałam wielką łaskę spotkania z pewnym świętym kapłanem, franciszkaninem, mieszkającym w pobliżu Medjugoria w Sirokim Briegu. Tysiące osób przybyło na jego pogrzeb. Miał on nie tylko dar uzdrawiania, lecz także potrafił czytać w duszach. Uzdrowił bardzo wiele dzieci. Mieszkańcy całej Bośni-Hercegowiny, a także Chorwacji, przyjeżdżali tam, by otrzymać jego błogosławieństwo. Natychmiast orientował się na czym polega czyjś problem. Gdy ktoś przychodził do niego z jakąś sprawą, on błogosławił go, to było wszystko. Uprawiał surową ascezę. Spał na ziemi i bardzo wiele pościł. Ta pełna miłości asceza pozwalała mu bardzo wiele wyjednać u pana. Stał się więc niezwykle popularny pomimo swego nieco gburowatego sposobu bycia.
PRZYGOTOWANIE WIELKICH DZIEŁ BOŻYCH
Jedna z moich znajomych Chorwatek z Medjugoria. Ivica, opowiadała mi historię, którą sama słyszała od swojej babci. Znała ona pewnego mnicha, do którego kiedyś przemówił Pan Bóg. Spytał go: „Zdenko, czy zgodzisz się pościć o chlebie i wodzie przez 7 lat?”. Mnich odp. Panu „tak”, co w rzeczywistości niewiele zmieniło jego obyczaje, bo bardzo często jego jedynym pożywieniem był chleb i woda. Pościł więc przez 7 lat. W ostatnim dniu siódmego roku Pan przemówił do niego jeszcze raz: „Zdenko czy zgodzisz się dodać do twojego postu jeszcze jeden rok”? Mnich i tym razem odp. „tak”. A w ostatnim dniu ósmego roku – 24.06 1981 – w Medjugoriu po raz pierwszy objawiła się Matka Boża. Nie ma tu nic do dodania. Któż wie, jak w ukryciu przygotowywane są wielkie dzieła Boże? Tego dowiemy się w niebie.
A oto inne zdarzenie związane ze wspomnianym franciszkaninem. Przyprowadzono do niego kobietę, którą codziennie przyłapywano na pijaństwie. W żaden sposób nie można było oderwać jej od alkoholu. Ojciec Zdenko powiedział do niej: „Nie będziesz już więcej piła. Obiecujesz?”. Kobieta obiecała a Ojciec pobłogosławił ją w imię Ojca i Syna i Ducha Swiętego . Nie piła przez następne 2 dni. Trzeciego dnia było bardzo ciepło i pokusa stawała się coraz silniejsza. Kobieta nalała więc wina do dużego kubka i podniosła go do ust. W chwili, gdy jej wargi dotknęły brzegu kubka, zobaczyła nad kubkiem palec i usłyszała Gos O. Zdenko: „Mówiłem ci, żebyś już więcej nie piła”. W szoku upuściła kubek na podłogę. Odtąd już na całe życie została uzdrowiona z alkoholizmu. Mnich ten po prostu modlił się i pościł. Ilu ludziom uratował życie?. Jest to tylko jedna z wielu anegdot. My także, tak samo jak on, możemy uczynić wiele dobra poprzez post i modlitwę. 25.07.1991 r. nasza matka prosiła: „W tym czasie pokój jest szczególnie zagrożony i Ja żądam od was, abyście odnowili post i modlitwę w waszych rodzinach. Drogie dzieci, pragnę żebyście zrozumieli powagę sytuacji i to, że wiele z tego, co się stanie zależy od waszej modlitwy”.
POST JAKO OCHRONA
Post ma jeszcze inny wymiar. Jest nim ochrona człowieka. Którzy rodzice i dziadkowie nie chcieliby, żeby ich dzieci i wnuki były chronione? Dzisiaj ubezpieczamy się na życie, na wypadek choroby czy powodzi. Ale ubezpieczenie na życie nigdy nikogo nie uchroniło od śmierci. Ubezpieczenie od wypadku działa tylko wtedy, gdy wypadek już nastąpił. W dodatku często okazuje się, że nie dopilnowaliśmy jakiegoś drobnego szczegółu a więc i tak nie wypłacają nam odszkodowania. Natomiast ubezpieczenie, jakim jest post , jest jak środek zapobiegawczy, chroni nas przed mogącym nadejść nieszczęściem. „Wiecie, drogie dzieci, że z waszą pomocą mogę uczynić wszystko i zmusić szatana, by nie kusił do zła i by oddalił się od tego miejsca. Szatan czyha, drogie dzieci, na każdego człowieka. Szczególnie pragnie w każdą codzienną sprawę wnieść niepokój u każdego z was”
Przyznaję, że zdarza mi się wpadać w gniew, słysząc ludzi, którzy mówią: „Nie można wszędzie dopatrywać się szatana. W dodatku jego istnienie nie jest rzeczą pewną. Matka Boża przypomniała w Medjugoriu, że szatan istnieje. Teologia Maryi na temat szatana zawarta jest w 4 zdaniach: Szatan istnieje. Dzisiaj jest tak silny jak nigdy przedtem. Działa nieustannie. Jego celem jest nasze zniszczenie: „Pragnie zniszczyć nie tylko ludzkie życie, ale i przyrodę i planetę, na której żyjecie”. Maryja mówi także: „Poprzez modlitwę możecie go całkowicie rozbroić a sobie zapewnić szczęście”.
Jeśli mam 10 dzieci i wiem, że na zewnątrz grasuje zbrodniarz, który chce mordować i gwałcić, czy nie ostrzegę moich dzieci? Czy powiem im: „Możecie spokojnie iść na spacer do lasu”? Byłabym wtedy współmorderczynią moich dzieci! Nie mamy dziś prawa ukrywać przed dziećmi, że istnieje walka duchowa, że działa nie tylko dobry Bóg, ale że jest także wróg i piekło. Jezus umarł na krzyżu nie na żarty. Umarł by uwolnić nas od zła i piekła. Również nie na żarty od tylu lat posyła do nas swoją Matkę w Medjugoriu, aby uprzedzić nas, że czas się nawrócić, bo istnieje zło, bo mamy wroga, bo istnieje przeciwnik, który „krąży jak lew ryczący”. Nie na darmo Maryja mówi do nas: „Szatan teraz jak nigdy dotąd, chce pokazać światu swe haniebne oblicze i oszukać jak najwięcej ludzi na drodze śmierci i grzechu”. Maryja przestrzega nas nie bez powodu. Dziś we Francji liczba samobójstw jest większa niż kiedykolwiek. W wyniku samobójstw śmierć ponosi więcej ludzi, niż w wyniku wojen, raka czy wypadków drogowych. Poprzez post i modlitwę możemy zostać ochronienie. „Módlcie się tyle, ile to możliwe i pośćcie – mówi Maryja. Trwajcie w modlitwie i ofierze a Ja was ochronię i wysłucham waszych modlitw”. Matka Boża widzi, że potrzebujemy Jej ochrony. Mówi: „To są szczególne czasy i dlatego jestem z wami , aby was kochać i chronić. „Wiecie, że z waszą pomocą mogę uczynić wszystko”.
Czy modląc się do Najświętszej Maryi Panny myślimy o tym, że może Ona wszystkiego dokonać? Często zachowujemy się tak, jakby Bóg nie był wszechmogący, jakby nie był w stanie nam pomóc. Spróbujcie wyobrazić sobie, co znaczą słowa Maryi: „Z waszą pomocą mogę uczynić wszystko”.
OCZYSZCZENIE ZE ZŁA
W Medjugoriu Maryja zachęca nas do „Oddania Bogu całego zła, które się w nas nagromadziło, aby mógł nas oczyścić ze wszystkich grzechów popełnionych w przeszłości. Tylko w ten sposób, drogie dzieci, będziecie mogły rozpoznać całe zło, które jest w was, i oddać je Panu, aby całkowicie oczyścił wasze serca. Dlatego módlcie się nieustannie i przygotowujcie wasze serca przez ofiarę i post”.
Od czasu, gdy osiągnęliśmy wiek, w którym byliśmy zdolni do popełniania grzechów, popełniliśmy ich wiele i gromadziliśmy je w sobie. Nawet po wyznaniu grzechów nosimy w sobie ich skutki. Maryja zaś mówi nam, że przez swą modlitwę pomoże nam uwolnić się od skutków grzechów, które popełniliśmy w przeszłości.
Musimy oddać Bogu przeszłe zło. Prosi nas Ona, byśmy przygotowali nasze serca. Przygotowujemy serca przez post, by Maryja mogła uzdrowić nas z tego, co pozostawiły w nas przeszłe grzechy. Taka jest prawdziwa Mama. Gdy dziecko przewróci się i zrobi sobie krzywdę, mama będzie je leczyć, by jego upadek nie miał żadnych złych zastępstw. Z grzechów obmywa nas tylko Krew Chrystusa. Mama zaś naprawia szkody. Przez post zapraszamy Maryję, by to czyniła. Dokona się to szybciej.
PODPOWIEDZI SZATANA
Wszystko to przyprawia Złego o wściekłość. Nasz post go przepędził. Jest w nas nowa przestrzeń dla Boga. Bóg wyzwala nas z przeszłego zła. Matka Boa uzdrawia nas i przywraca nam piękno. Wróg pała nienawiścią.
W 1983 r. Maryja Panna skierowała ostrzeżenie do grupy modlitewnej w Medjugoriu: „Bądźcie roztropni. Szatan kusi wszystkich, którzy postanowili poświęcić się Bogu. Będzie im sugerował, że za dużo się modlą, za dużo poszczą, że powinni być jak inni młodzi ludzie, którzy poszukują przyjemności. Niech go nie słuchają i nie będą mu posłuszni Gdy będą utwierdzeni w wierze, szatan już nie będzie mógł ich zwodzić”.
W tej dziedzinie nie może zabraknąć nam rozsądku. Najświętsza Maryja Panna zarzuca nam często jego brak. Co będzie robił szatan, gdy tylko zdecydujemy się na post? Będzie podpowiadał: „Pościć dwa dni w tygodniu? To za dużo! Będziesz się wyróżniać spośród innych! Widzisz przecież, że w tych dniach masz smutną minę. Zobacz, jaki jesteś chudy i blady! Nawet jeśli jest środa, możesz przecież zjeść befsztyk, to ci dobrze zrobi. Bóg nigdy nie chciał, żebyś był słaby, a post cię osłabi. Rób tak jak inni. Nikt nie wygłupia się tak, jak ty! Korzystaj z życia i jedz, co chcesz! Korzystaj”.!
Czy Jezus powiedział kiedykolwiek w Ewangelii: „Róbcie tak, jak wszyscy”? Nie, życie chrześcijańskie nie polega na tym, by postępować jak inni, ale – jak Jezus. Mamy być uczniami, którzy wszędzie podążają za panem i działają tak, jak ON. Gdy przychodzi pokusa” „Rób tak, jak wszyscy” możemy być pewni od kogo to pochodzi Jest dobry sposób oddania się w ręce szatana: robić to, co wszyscy. Gdy szatan nas kusi, nie starajmy się mu odpowiadać, nie róbmy tego głupstwa! Jeśli mówi do nas: „Powinieneś coś zjeść! Widzisz, jaki jesteś bledziutki! Przecież wszyscy jedzą!” nie trzeba odpowiadać: „Ale ja mam ochotę pościć, idź precz, jesteś wstrętny!”. Nigdy tak nie róbcie. Z szatanem nigdy nie można wchodzić w dialog. Jeśli szatan nas niepokoi, powinniśmy zwrócić się do Boga: „Panie, niepokoi mnie diabeł. Zrób coś!” Szatan jest sprytniejszy od nas Jeśli wciągnie nas w dialog, wpadniemy w pułapkę. Tak wpadła w pułapkę Ewa. Gdyby zamiast wchodzić w dialog z szatanem powiedziała do Boga: „Panie, przyszedł do mnie wąż i to co mówi, jest przeciwieństwem tego, co powiedziałeś Ty. Co mam robić?” wówczas nie zjadłaby jabłka.
Kiedy nasz post będzie przynosił owoce? Jeżeli będziemy pościli sercem Często w środę i w piątek rano mamy pokusę niezadowolenia, zaczynamy utyskiwać. Gdy jednak wchodzimy w ducha postu z ową miłością Chleba Życia, z miłością do Jezusa, który jest najważniejszy, wtedy pościmy sercem, bo kochamy Jezusa.
W 1984 r. matka Boża powiedziała: „Drogie dzieci!. Dziś was wzywam, byście zaczęli pościć z serca. Są ludzie, którzy poszczą, ponieważ wszyscy poszczą. Zaistniał obyczaj z którym nikt nie ma odwagi zerwać. Parafię proszę, by pościła z wdzięcznością za to, że Bóg pozwolił Mi pozostać tak długo w niej. Drogie dzieci, pośćcie i módlcie się z serca!”.
Niech post będzie podziękowaniem za obecność Maryi, za Eucharystię.
WYPEŁNIANIE SIĘ PLANÓW BOŻYCH
Wszyscy pragniemy w pełni żyć powołaniem, jakie Bóg złożył w naszych sercach, gdy nas stwarzał. Chcielibyśmy, by wszystko się wykonało w dniu naszej śmierci. Chcielibyśmy usłyszeć, jak Pan mówi: „Cieszę się, bo pozwoliłeś mi wypełnić w tobie to wszystko, co dla ciebie zaplanowałem”. W 1985 r. Matka Boża powiedziała: „Szczególnie zachowajcie post. Gdyż poprzez post najwięcej osiągniecie i sprawicie Mi radość, bowiem wówczas spełni się cały plan, który Bóg postanowił zrealizować tu w Medjugoriu”.
Gdy mówi Ona o planie w Medjugoriu, chodzi także o plan dla każdego z nas. Poszcząc pozwalamy Bogu w pełni zrealizować Jego plan wobec nas, wobec naszej rodziny, wspólnoty. Pozwalamy Mu do końca wypełnić wszystkie Jego zamiary. Stwarzając nas, Bóg złożył w nas nadzieję. Kiedy się modlimy mamy nadzieję, że Bóg odpowie na naszą modlitwę. Podobnie Bóg. Patrząc na nas, Am nadzieję, że pozwalamy rozrastać się wszystkim małym nasionkom, które złożył w naszym sercu i że zanim umrzemy, staniemy się podobni do kwiatu otwartego na Jego łaskę, żyjąc w pełni owym „potencjałem” świętości, który w nas złożył. Post pozwala nam w pełni urzeczywistnić ów plan. Słuchajcie uważnie, to się wam spodoba. Czy pragniecie, by Bóg wysłuchał wszystkich waszych modlitw? Oto orędzie, które rozszerzy wasze horyzonty: „Modlitwa jest jedyną drogą, która prowadzi do pokoju. Jeśli modlicie się i prosicie, otrzymacie wszystko, o co będziecie prosić”.
CZYŚCIEC
Ci, którzy odeszli przed nami i teraz są w czyśćcu, bardzo cierpią. Jednym ze środków mogących przyczynić się do wyzwolenia dusz czyśćcowych jest post, który za nie ofiarujemy. Matka Boża w Medjugoriu mówi, że osoby te czekają na nasze modlitwy i ofiary. Post ma tu wielką moc. Przynieść kwiaty na grób kochanej osoby, postawić na komodzie jej zdjęcie, myśleć o dobru, które nam wyświadczyła, to bardzo miłe zwyczaje. Jednak w niczym jej to nie pomaga. Jeśli chcemy przyspieszyć koniec jej straszliwych cierpień czyśćcowych musimy pościć w jej intencji. Będzie to czyn bezinteresownej i doskonałej miłości, który uwolni ją od cierpień. Jeszcze raz nasza matka przychodzi nam z pomocą, dając nam po temu niezawodne środki. Oczywiście mówi nam o Mszy św. jako o najbardziej niezawodnym i najpiękniejszym sposobie pomocy duszom czyśćcowym, ale przypomina także o poście.
UZDROWIENIA
Matka Boża mówi również o uzdrowieniu. Wielu pielgrzymów prosi Maryję za pośrednictwem widzących, by wstawiała się za chorych. Bardzo leży Jej to na sercu. W czasie prawie każdego objawienia na górze Ivan mówi, że Gospa w szczególny sposób modliła się za chorych i za tych, których nosimy w sercach. Jest Ona bardzo blisko wszystkich, którzy cierpią fizycznie, psychicznie i duchowo. Na początku objawień widzący zapytali Ją o kilkoro chorych. Tak odpowiedziała: „Miejcie silną wiarę, módlcie się i pośćcie a wyzdrowieją”.
25.07.1982 r. dodała: „W intencji uzdrowienia chorych bardzo ważne jest odmawiać następ. Modlitwy : „Wierzę w Boga” siedem „Ojcze nasz”. „Zdrowaś Maryjo” i „Chwała” oraz pościć o chlebie i wodzie . dobrze jest nałożyć ręce na chorych i modlić się. Dobrze jest namaścić chorych poświęconym olejem”. Gdy w naszej rodzinie ktoś choruje, jesteśmy przede wszystkim zatroskani o leczenie. Uganiamy się za najlepszymi lekarzami, za najskuteczniejszymi lekarstwami, wyjeżdżamy do Ameryki na konsultacje z największymi specjalistami. Jesteśmy gotowi zrobić dosłownie wszystko, wydać majątek, dla ratowania życia chorego, np. : dziecka.
Ale wszystko to jest o wiele prostsze. Nieraz wystarczy modlić się i pościć. W wielu przypadkach modlitwa i post mogą wyjednać cudowne uzdrowienie chorego. Sakrament chorych proponowany przez Kościół katolicki, przynosi wielu chorym uzdrowienie. Nawet jeśli nie jest to uzdrowienie fizyczne, to chory otrzymuje pokój serca. Nie czekajmy aż chory będzie bliski śmierci, by wezwać księdza z olejami świętymi. Często chory tak bardzo boi się księdza, że jego widok może przyspieszyć śmierć. Boimy się sakramentu „ostatniego namaszczenia”, ale przecież namaszczenie to nie musi być ostatnie. Może być pierwsze. Gdy ktoś zachoruje, trzeba od razu wezwać księdza i zacząć pościć za chorego. Kiedyś przyszła do mnie pewna pani chora na raka. Mówiła: „Mój problem polega na tym, że w mojej rodzinie nie ma ani jednego wierzącego . Nikt nie będzie za nie się modlił ani pościł”. Odpowiedziałam jej, że wobec tego my będziemy to robić zamiast rodziny. Odwiedzajcie chorych, których rodziny się nie modlą, mówcie im o Bogu, zwiastujcie Dobrą Nowinę, powiedzcie im, że będziecie modlić się za nich i pościć. Wyjednacie u Pana wiele uzdrowień. Gdy widzący pytają Matkę Bożą, czy uzdrowi jakiegoś chorego, Ona bardzo często odpowiada: „Ja nie mogę uzdrowić. Uzdrawia sam Bóg. Ale dzieci, módlcie się a Ja będę modlić się z wami. Wierzcie wytrwale, pośćcie i czyńcie pokutę. Bóg wszystkim przychodzi z pomocą. Ja nie jestem Bogiem. Potrzebuję waszych ofiar i waszych modlitw”.
A DZIECI?
Często wyjaśniam dzieciom, czym jest ofiara. Proszę, by zamknęły oczy zastanowiły się, co mogą ofiarować. Mówię, że wieczorem Matka Boża przyjdzie po ich ofiarę, bo codziennie obchodzi ona cały dom i zbiera wszystkie ofiary do swego wielkiego kosza. Wtedy dzieci mocno zamykają oczy, modlą się w skupieniu, a potem mówią jaką ofiarę znalazły. Dzieci są niezwykle wspaniałomyślne, łatwo przyjmują taką propozycję. Nie chodzi o to by zmuszać dzieci do postu o chlebie i wodzie dwa dni w tygodniu, ale gdy zobaczą, jak rodzice poszczą, spytają: „A ja tato? Ja też chcę coś ofiarować!” I wyrzekną się cukierka czy loda, nie zjedzą ulubionego deseru, zrezygnują z oglądania telewizji.
Trzeba jednak uważać na dzieci, czasem są one aż nazbyt bystre. Mój 6-letni siostrzeniec Franciszek Józef zorientował się w sytuacji i pewnego wieczoru po modlitwie przed posiłkiem powiedział d ojca: „tato, ja też dzisiaj poszczę”. Ojciec odpowiedział : „Postem będzie dla ciebie to, że zjesz danie, którego nie lubisz”. W przypadku dzieci ważne jest dozowanie. Są one bardzo wielkoduszne, Zamiast 10 brzydkich słów powiedzą tylko jedno, dobrze rozumieją, kiedy trzeba zrobić jakiś wyjątek.
ZAWIESZENIE PRAW NATURY
Matka Boża powiedziała: „Postem i modlitwami można powstrzymać wojny, można zawiesić prawa naturalne”. Zbyt mało uwagi przywiązujemy do tego orędzia. Post i modlitwa może zawiesić prawa naturalne! Znaczy to, że nieszczęścia, które mogą się wydarzyć /lawiny, trzęsienia ziemi/ mogą nie nadejść, jeśli ktoś w wiosce pości. Podam przykład pewnej osoby, która kiedyś opowiadała mi o swoim życiu. Było ono wyjątkowo grzeszne. Pracowała w szpitalu jako pielęgniarka. Był tam pewien lekarz, który bardzo się za nią modlił i pościł /dowiedziała się o tym później/ Usiłowała popełnić samobójstwo a ponieważ była pielęgniarką, wiedziała jaką dawkę leków zażyć, żeby się otruć. Połknęła leki, ale nazajutrz rano obudziła się rześka i zdrowa, nie odczuwając żadnych negatywnych objawów. Po dawce, którą zażyła było to zupełnie nienormalne. Był to dla niej szok. Przez cały dzień mówiła sama do siebie: „ktoś nie chce, żebym umarła. Czy to Bóg?”. Szok ten sprawił, że kilka tygodni później otworzyła się na Boga. Gdy powróciła do wiary, lekarz, który od dawna modlił się za nią i pościł, powiedział jej o tym a ona od razu wszystko zrozumiała. Post tego lekarza zawiesił prawa naturalne, przeszkodził, by środki chemiczne wywołały efekt w jej organizmie. Jest to jeden z wielu przykładów. We wszystkich szkołach są gaśnice na wypadek pożaru. We wszystkich domach jest aspiryna na wypadek bólu głowy. To właśnie post jest taką gaśnicą, taką aspiryną, przeciwdziałającą złu, które rozprzestrzenia się w nas, w naszych rodzinach, w społeczeństwie, w Kościele.
UZDRAWIACZE
Mówiłam już, że przez post możemy wyjednać o wiele więcej uzdrowień, niż nam się zdaje i że zamiast biegać od lekarza do lekarza lepiej jest modlić się i pościć. Ale uwaga! Wielu ludzi chodzi dzisiaj do uzdrawiaczy. Trzeba wiedzieć, że owi uzdrawiacze pewnego pięknego dnia otrzymali swój ar, ale nie wiadomo dokładnie skąd ten dar pochodzi. We Wspólnocie Błogosławieństw często świadczymy „Usługi dla poszkodowanych”, tzn. pomagamy ludziom leczonym przez uzdrawiaczy. Jeśli ktoś pójdzie do uzdrawiacza z bólem lewego kolana, być może kolano przestanie go boleć. Nie wie on jednak, że choroba jedynie zmieniła miejsce. Zaatakuje inny organ i stanie się jeszcze dokuczliwsza. Człowiek taki powtórnie odwiedzi uzdrawiacza, a ten będzie na nowo odprawiał swoje czary i być może po raz drugi usunie ból. Potem ból pojawi się gzie indziej po raz trzeci i będzie jeszcze większy. A pewnego dnia człowiek ten obudzi się z lękiem nie do opanowania, będzie ogarnięty chęcią śmierci samobójstwa. Dlaczego znajdujemy ciało młodego człowieka wiszące na sznurze, koro wcześniej nic nie wskazywało na to, że chce on popełnić ten czyn? W wielu wypadkach okazuje się, że w przeszłości matka chodziła z nim do uzdrawiacza . Uzdrawiacze wypowiadają nieco dziwne słowa /czasem wymieszane z modlitwami chrześcijan. Używają tajnych formuł, w których niby przypadkiem wymieniają imię zdrajcy – Judasza. Robią masaże itd. Ale swój dar otrzymują często od innej osoby, która z kolei otrzymała go jeszcze od kogo innego. A u początku tego łańcucha jest czarownik, który otrzymał ten dar od szatana, ponieważ szatan może „uzdrawiać”. Jezus mi nam w Ewangelii, że w czasach ostatecznych fałszywi prorocy będą czynić znaki i wspaniałe cuda, aby – jeśli to możliwe – pozyskać sobie wybranych Bożych. Jest to prawda. A ponieważ szatan nie robi prezentów, więc przemieszcza jedynie chorobę, czyniąc ją jeszcze cięższą. Dlatego ci, którzy chodzą do uzdrawiaczy , wciąż zapadają na zdrowiu a ich choroba przechodzi z ciała do serca a z serca do duszy. Wszystko zaczyna się od zwykłej choroby fizycznej a kończy się pokusami samobójstwa, głęboką depresją, straszliwą nienawiścią…
Fronda/ S.Emmanuel
______________________________________________________
Te wypowiedzi przeszły bez echa
– amerykańskiego prezydenta i premier Włoch
o wielkości św. Jana Pawła II
***
To nie były jedynie grzecznościowe, dyplomatyczne ukłony w stronę Polski. „Zdałem sobie sprawę, jaką siłę ma Polska”, „gigant wiary” – tak o św. Janie Pawle II podczas swojego niedawnego pobytu w Polsce mówili prezydent USA Joe Biden i premier Włoch Giorgia Meloni. Słowa światowych przywódców to znak, że papież z Polski jest postrzegany nie tylko jako wielki lider duchowy, ale też postać będąca drogowskazem dla katolików na całym świecie.
Słowa Joe Bidena o św. Janie Pawle II wypowiedziane podczas spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą mógł usłyszeć cały świat. Choć z oczywistych względów czołówki mediów zdominowały słowa obu przywódców o wsparciu dla Ukrainy, relacjach w ramach NATO i polsko-amerykańskim sojuszu, to należy również zwrócić uwagę na słowa przywódcy USA dotyczące papieża z Polski.
Joe Biden przywołał swoje spotkanie ze Janem Pawłem II, do którego doszło w papieskiej bibliotece, gdy obecny prezydent USA był jeszcze młodym senatorem. Polityk wspominał, że wówczas napisał sprawozdanie, że Polska będzie wolna w ciągu roku. Następnie zadzwonił do niego papież z pytaniem o spotkanie, na co senator Biden – choć praktykujący katolik – żartował ze swych mniej konserwatywnych poglądów niż Ojciec Święty.
„Spotkałem się z nim, zakończyliśmy rozmowę, a rozmawialiśmy cały czas o Polsce, w ogóle nie wspomniał o katolicyzmie. Więc idziemy przez bibliotekę papieską, (…) zapytał mnie, czy chciałbym wspólne zdjęcie, ja mówię: oczywiście, jeśli Wasza Świątobliwość pozwoli, bardzo chętnie. Więc idziemy od biurka na drugi koniec sali, on podszedł, kładąc mi rękę na ramieniu i powiedział: senatorze, proszę pamiętać, że rozmawiałem z panem jako dumny Polak, nie jako papież, tylko jako Polak. I wtedy zdałem sobie sprawę, jaką siłę ma Polska” – relacjonował w miniony wtorek Joe Biden w trakcie rozmów w Pałacu Prezydenckim.
Wiemy, że św. Jan Paweł II spotkał się z Joe Bidenem 12 kwietnia 1980 roku. Kilka dni później senator Biden w rozmowie z katolickim magazynem „The Dialog” z jego rodzinnego stanu Delaware, opisywał nadzwyczaj długą audiencję z papieżem jako okazję do rozmowy na temat skutków odejścia od polityki „odprężenia” Zachodu z ZSRR.
Biden powiedział wówczas, że zasięgnął rady papieża, jako przywódcy kościelnego i światowego, w sprawie Czechosłowacji i szerzej – jaki kurs powinny obrać Stany Zjednoczone w stosunkach z krajami Wschodu. Według relacji przyszłego prezydenta USA, papież wyraził zaniepokojenie rozwojem komunizmu na półkuli zachodniej, zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej. „Świat musi uznać wielką dysproporcję między bardzo bogatymi i bardzo biednymi oraz iluzję komunizmu, że jest w stanie zapewnić jakąś równość” – takie słowa papieża przywoływał Joe Biden.
Ponadto – z relacji wówczas 37-letniego amerykańskiego senatora – wyczytujemy podziw dla postaci św. Jana Pawła II. Biden nazwał papieża-Polaka jednym z imponujących światowych przywódców, jakich kiedykolwiek spotkał, zwrócił też uwagę na osobisty magnetyzm, ciepło i poczucie humoru Ojca Świętego. Jak wspominał, papież argumentował, iż naród amerykański ma szczególne brzemię i nigdy nie zapomina o trudnej sytuacji jego rodzinnej Polski i Europy Wschodniej. Jako swoistą klamrę tamtych słów można odczytać dzisiejsze słowa Joe Bidena, prezydenta USA: „Stany Zjednoczone potrzebują Polski i NATO tak samo, jak NATO potrzebuje Stanów Zjednoczonych”.
O dziedzictwie św. Jana Pawła II wspomniała również premier Włoch Giorgia Meloni, która odwiedziła Polskę 19 lutego, w przeddzień przyjazdu Joe Bidena. Mówiąc o wielowymiarowych wątkach łączących Polskę i Włochy, szefowa rządu w Rzymie przywołała postać św. Jana Pawła II. „Historycznego giganta, giganta wiary” – podkreślała Meloni, przypominając, że dzień zaprzysiężenia jej rządu – 22 października – jest również liturgicznym wspomnieniem papieża Wojtyły.
Ojciec Święty był jedną z kilku postaci Kościoła – obok papieża Franciszka, św. Benedykta z Nursji i Służebnicy Bożej Chiary Corbelli Petrillo – wymienionych przez Giorgię Meloni w jej exposé, wygłoszonym we włoskim parlamencie pod koniec października ubiegłego roku. Św. Jan Paweł II to dla Giorgii Meloni „papież, mąż stanu, święty, którego miała zaszczyt poznać osobiście”. Puentując swoje exposé, podkreśliła, że papież z Polski był dla niej nauczycielem wolności.
„Wolność, mawiał [św. Jan Paweł II], nie polega na robieniu tego, co lubimy, ale na posiadaniu prawa do robienia tego, co należy. Zawsze byłam wolnym człowiekiem, dlatego zamierzam robić to, co do mnie należy” – w ten sposób Giorgia Meloni zakończyła swoje exposé.
Podane przykłady Giorgii Meloni i Joe Bidena, a więc polityków, których ideologicznie dzieli wiele, łączy przywiązanie do postaci św. Jana Pawła II. Dla wielu polityków na świecie, tych z lewa i z prawa, pozostaje on ważnym punktem odniesienia pomagającym działać i podejmować decyzje, o czym przekonujemy się szczególnie w czasach wielowymiarowego kryzysu.
Family News Service
______________________________________________________________________________________________________________
Na spotkanie z Jezusem,
czyli „Stygmatyk z Manoppello”
22 września 1968 roku w San Giovanni Rotondo, prawie dwadzieścia godzin przed swoją śmiercią, ojciec Pio odprawia ostatnią Mszę… Podczas celebracji nagle traci równowagę i osuwa się. Rejestrują to kamery.
***
Tego samego dnia, o tej samej porze ojciec Domenico z Cese, posługujący w Manoppello, 200 km od San Giovanni Rotondo, wchodzi do kościoła i widzi, że w ławce na tzw. chórze za ołtarzem modli się… ojciec Pio. Omdlenie kapucyna było tym momentem, kiedy ojciec Pio poprzez dar bilokacji przeniósł się do Manoppello, by móc spojrzeć w Oblicze Chrystusa. Przed Chustą z Manoppello ojciec Pio wypowiada tajemnicze słowa…
Tydzień później, podczas pogrzebu ojca Pio, kamery filmują ojca Domenico idącego w kondukcie żałobnym za trumną ojca Pio. Jednak dokładnie w tym czasie ojciec Domenico spowiada w konfesjonale w Manoppello; fakt, że nie opuścił w tym czasie klasztoru, potwierdził ówczesny rektor, zeznając w procesie beatyfikacyjnym ojca Domenico z Cese, który został otwarty osiem lat temu.
Okazuje się, że obydwaj kapucyni – ojciec Pio i ojciec Domenico – spotykali się dzięki darowi bilokacji, i to nie jeden raz…
Kim jest ojciec Domenico i jaki ma związek ze Świętym Obliczem, całunem przechowywanym w Manoppello opowiada książka autorstwa Aleksandry Zapotoczny „Stygmatyk z Manoppello” – Wydawnictwo AA, dobra lektura na Wielki Post.
Ocalony
Ojciec Domenico to kapucyn żyjący w Abruzji. Jako dziecko Emidio Petracca w cudowny sposób przeżył trzęsienie ziemi, które nawiedziło cały region w dalekim 1915 roku. Z gruzów odkopuje go nieznany mężczyzna, którego spotka po 52 latach. Jego twarz rozpozna w Świętym Obliczu, które jest przechowywane obecnie w Manoppello…
Mistyk
Życie kapłana było pełne niewytłumaczalnych sytuacji… Ojciec Domenico zazna objawienia: z krzyża, który nosił przy różańcu zauważy kapiące krople krwi. Krótko potem otrzyma stygmaty… Kapłan był obdarzony darem rozmnazania pokarmów, czytania w duszach, darem przepowiedni, bilokacji. Podczas całego życia towarzyszyły mu anioły, ale także nawiedzał go szatan. Podobnie jak ks. Dolindo Ruotolo także i ojca Domenico rekomendował wiernym ojciec Pio. Ojciec Domenico spotykał się z nim za pomocą bilokacji…
Ułamek sekundy po Zmartwychwstaniu
Całun przechowywany obecnie w Manoppello to chusta z przeźroczystego bisioru, na której widnieje oblicze Chrystusa – chociaż badania nie wykazały na niej żadnego pigmentu, żadnej farby. To właśnie ojciec Domenico jako pierwszy zorientował się, że twarz przedstawia Jezusa Zmartwychwstałego, a chusta ta, była obecna w grobie wraz z innymi płótnami m.in. całunem zwanym przez cały świat Całunem Turyńskim. Ojciec Domenico jest nazwany promotorem Świętego Oblicza, bo pragnął, aby cały świat poznał tę relikwie, płótno, na którym w niewytłumaczalny sposób Jezus zostawił swoje odbicie…
……
„Stygmatyk z Manoppello” to pierwsza biografia ojca Domenico opublikowana w języku polskim. Zawiera fakty biograficzne, świadectwa o świętości kapucyna i liczne fotografie.
…….
Aleksandra Zapotoczny/Tygodnik Niedziela
Aleksandra Zapotoczny – urodzona w Wadowicach, mieszka w Rzymie. Dziennikarka akredytowana w Biurze Prasowym Stolicy Apostolskiej. Autorka książek o świętych i relikwiach.
______________________________________________________________________________________________________________
Bliźniacza dusza Ojca Pio. Matka Speranza
Po spotkaniu z nią nawracali się nawet najbardziej zatwardziali ateiści.
***
Dzięki darowi bilokacji wielokrotnie mogła odwiedzać św. Ojca Pio, choć dzieliły ich spore odległości. Wiele osób zwraca uwagę na podobieństwa między nią a zakonnikiem z Pietrelciny; zaczęto ją nawet nazywać bliźniaczą duszą św. Ojca Pio.
Błogosławiona Matka Speranza, była mistyczką i stygmatyczką, założycielką Zgromadzenia Służebnic Miłości Miłosiernej oraz Zgromadzenia Synów Miłości Miłosiernej. Nadal jednak pozostaje postacią mało znaną w Polsce i nie zmienia tego nawet fakt, że wiele wątków jej biografii związanych jest ze św. Janem Pawłem II oraz orędziem miłosierdzia Bożego św. Siostry Faustyny. To dzięki Matce Speranzie przyśpieszono rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego s. Faustyny Kowalskiej, a swoim cierpieniem miała przyczynić się do ocalenia Jana Pawła II od pocisków wystrzelonych przez Alego Agcę. Nie bez powodu pierwszym miejscem, które odwiedził papież po rekonwalescencji, było sanktuarium w Collevalenzie, gdzie mieszkała mistyczka.
Te i wiele innych wątków porusza w pasjonującej biografii bł. Matki Speranzy hiszpański pisarz José María Zavala. Książka jest pierwszym pełnym życiorysem stygmatyczki, który trafił do rąk polskich czytelników.
Światowy rozgłos autor zdobył fenomenalną publikacją o św. Ojcu Pio. Teraz prezentuje sylwetkę swojej rodaczki, która całe życie poświęciła głoszeniu orędzia Miłosierdzia Bożego. Zavala pełnymi garściami czerpał ze świadectw zebranych w czasie procesu beatyfikacyjnego, które uzupełnił wywiadami z osobami żyjącymi u boku Matki Speranzy. Dzięki temu wiernie oddał charakter mistyczki i ukazał nieznane szerzej fakty z jej życia, również cuda, które jej towarzyszyły. Te ostatnie sprawiły, że dla wielu Matka Speranza była niczym anioł w habicie.
Ireneusz Korpyś/ Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Najpierw seanse spirytystyczne, a potem 50 razy zdrowaś Maryjo? Bartolo Longo nie od zawsze był święty!
Dobrze znany scenariusz: pobożny syn wyjeżdża na studia, wpada w złe towarzystwo, oddala się od Boga i popełnia błędy. Najczęściej jednak nie osiągają one takich rozmiarów jak w przypadku Bartolo Longo, który przez lata żył jako satanistyczny kapłan.
Archiwum Sanktuarium w Pompejach
Każdy grzesznik, nawet najbardziej upadły, może znaleźć ocalenie w Różańcu – tę myśl zapisał bł. Bartolo Longo
Skrajne decyzje
Jak wielu świętych, Bartolo wychował się w gorliwej, katolickiej rodzinie. Pobożni rodzice z południowych Włoch, dr Bartolomeo Longo i Antonina Luparelli, codziennie odmawiali Różaniec. W 1851 r. mając zaledwie 10 lat, chłopiec stracił ojca. Był to przełomowy moment w życiu młodego Włocha. Od tego tragicznego wydarzenia Bartolo coraz bardziej oddalał się od wiary katolickiej. Rozpoczynając studia prawnicze na uniwersytecie w Neapolu, pod wpływem m.in. profesorów dołączył do antyklerykalnego ruchu.
Bartolo zaczął poszukiwać odpowiedzi na egzystencjalne pytania u wróżbitów. Brał udział w seansach spirytystycznych i orgiach. Publicznie wyśmiewał chrześcijaństwo i robił wszystko, co w jego mocy, by obalać katolickie wpływy w społeczeństwie i kulturze. Wkrótce pragnienie dotknięcia tego, co nadprzyrodzone, doprowadziło go do uprawiania satanizmu. Po okresie intensywnych nauk i rygorystycznych postów został wyświęcony na satanistycznego kapłana, po czym oddał swoją duszę demonowi.
Załamanie psychiczne i przełom
Im więcej Bartolo eksperymentował z siłami złego, tym bardziej pogrążał się w depresji i demonicznej obsesji. Radość całkowicie go opuściła. Zamiast niej były paranoje, nienawiść do ludzi i poddenerwowanie. Mężczyznę nękały diaboliczne wizje i koszmary. Ostatecznie przeżył załamanie psychiczne.
Jego rodzina nie przestawała się za niego modlić. Za namową bliskich opętanego, katolicki profesor Vincenzo Pepe zgodził się porozmawiać z Bartolo. Zapytał go: „Czy chcesz umrzeć w zakładzie dla obłąkanych i być na zawsze potępionym?”. Profesor w końcu przekonał mężczyznę do wizyty u dominikanina o. Alberto Radenta, który po tygodniach długich rozmów, w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa w 1865 r., umożliwił byłemu sataniście powrót do Kościoła i udzielił mu rozgrzeszenia.
Wyrzuty sumienia
W ramach pokuty przez dwa lata Bartolo pomagał w szpitalu dla nieuleczalnie chorych. Gorliwie się modlił. Został dominikaninem trzeciego stopnia. Pomimo odwrócenia się od grzechu i łaski spowiedzi świętej Bartolo jednak nie mógł sobie wybaczyć. Pewnego dnia, gdy załatwiał w Pompejach sprawy hrabiny Marianny de Fusco, wspomniał swoją grzeszną przeszłość. Później napisał: „Pewnego dnia na polach wokół Pompei przypomniałem sobie mój dawny stan jako kapłana szatana… Pomyślałem, że być może tak jak kapłaństwo Chrystusa jest na wieczność, tak też kapłaństwo szatana jest na wieczność. Tak więc, pomimo mojej pokuty, pomyślałem: nadal jestem poświęcony szatanowi (…). Poczułem głębokie poczucie rozpaczy i prawie popełniłem samobójstwo. Wtedy usłyszałam w uszach echo głosu brata Alberta powtarzającego słowa Najświętszej Maryi Panny: »Ten, kto propaguje mój Różaniec, będzie zbawiony!«. Padając na kolana, zawołałem: »Osiągnę zbawienie, ponieważ nie opuszczę tej ziemi bez rozpowszechnienia Twojego Różańca!«”.
I tak też uczynił. Przy finansowym wsparciu hrabiny zbudował znaną na całym świecie bazylikę Matki Bożej Różańcowej w Pompejach. Założył szkoły i domy dziecka. Wspierał więźniów i ich potomstwo. Pisał książki o różańcu, nowenny i podręczniki do modlitwy. Zaprzyjaźnił się nawet z papieżem Leonem XIII, wielkim czcicielem Matki Bożej. Przez 50 lat wiernie propagował Różaniec, w tym Nowennę Pompejańską.
Wkład na wieki
Jan Paweł II beatyfikował Bartolo Longo w 1980 r., nazywając go „człowiekiem Maryi”. To właśnie w pismach bł. Bartolo polski papież znalazł inspirację do stworzenia Tajemnic Światła Różańca Świętego. Kiedy Jan Paweł II w swojej encyklice „Różaniec Najświętszej Maryi Panny” z 2002 r. przedstawił nowe tajemnice, nie zawahał się okazać podziwu temu świętemu człowiekowi, którego nawrócenie, a także późniejsze działania pokazały, że bez względu na to, jak bardzo oddalimy się od Boga, zawsze jest nadzieja na powrót do Naszego Stwórcy i szansa na nowe, święte życie.
Anna Casanova/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
MODLITWA ANIOŁA Z FATIMY
“O mój Boże, wierzę w Ciebie, wielbię Cię, ufam Tobie i kocham Cię!
Błagam Cię o przebaczenie dla tych, którzy w Ciebie nie wierzą,
nie wielbią Cię, nie ufają Tobie i Ciebie nie kochają!”
“Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty,
uwielbiam Cię w najgłębszej pokorze, ofiarując najdroższe Ciało i Krew,
Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa,
obecne na wszystkich ołtarzach świata jako wynagrodzenie za zniewagi,
świętokradztwa i obojętność jakimi jest On obrażany.
I przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi,
proszę Ciebie o łaskę nawrócenia biednych grzeszników”. Amen.
***************
OBJAWIENIA ANIOŁA PORTUGALII
Rok przed objawieniami Najświętszej Maryi Panny trójka pastuszków: Łucja, Franciszek i Hiacynta – Łucja de Jesus dos Santos i jej kuzyni Franciszek i Hiacynta Marto – mieszkająca w wiosce Aljustrel, należącej do parafii fatimskiej – miała trzy objawienia Anioła Portugalii, zwanego też Aniołem Pokoju.
Pierwsze zjawienie się Anioła
Pierwsze objawienie Anioła miało miejsce wiosną lub latem 1916 roku, przed grotą przy wzgórzu Cabeço, w pobliżu Aljustrel, i miało, zgodnie z opowiadaniem siostry Łucji, następujący przebieg:
Bawiliśmy się przez pewien czas, gdy nagle silny wiatr zatrząsł drzewami, co skłoniło nas do popatrzenia, co się dzieje, ponieważ dzień był pogodny. Wtedy ujrzeliśmy w oddali, nad drzewami rozciągającymi się ku wschodowi, światło bielsze od śniegu, w kształcie przezroczystego młodego mężczyzny, jaśniejszego niż kryształ w promieniach słońca.
W miarę jak się przybliżał, mogliśmy rozpoznać jego postać: młodzieniec w wieku około 14–15 lat, wielkiej urody. Byliśmy zaskoczeni i przejęci. Nie mogliśmy wypowiedzieć ani słowa.
Gdy tylko zbliżył się do nas, powiedział:
– Nie bójcie się. Jestem Aniołem Pokoju. Módlcie się ze mną.
I klęcząc nachylił się, aż dotknął czołem ziemi. Pobudzeni nadprzyrodzonym natchnieniem, naśladując Anioła, zaczęliśmy powtarzać jego słowa:
– O Mój Boże, wierzę w Ciebie, wielbię Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Błagam Cię o przebaczenie dla tych, którzy nie wierzą w Ciebie, nie wielbią Cię, nie ufają Tobie i nie kochają Cię.
Po trzykrotnym powtórzeniu tych słów podniósł się i powiedział:
– Módlcie się tak. Serca Jezusa i Maryi uważnie słuchają waszych próśb.
I zniknął. Atmosfera nadprzyrodzoności, jaka nas ogarnęła, była tak silna, że przez dłuższy czas prawie nie zdawaliśmy sobie sprawy z naszego własnego istnienia, pozostając w tej samej pozycji, w której nas Anioł zostawił, i powtarzając ciągle tę samą modlitwę. Obecność Boga była tak silna i tak dogłębna, że nie ośmieliliśmy się nawet odezwać do siebie. Następnego dnia jeszcze czuliśmy się ogarnięci tą atmosferą, która znikała bardzo powoli.
Żadne z nas nie zamierzało mówić o tym zjawieniu, ale zachować je w tajemnicy. Taka postawa sama się narzucała. Było to tak dogłębne, że nie było łatwo powiedzieć o tym choćby słowa. Zjawienie to zrobiło na nas większe wrażenie, chyba dlatego, że było pierwsze.
Drugie zjawienie się Anioła
Po raz drugi Anioł pojawił się latem 1916 roku, przy studni domu Łucji, blisko której bawiły się dzieci. Oto jak siostra Łucja opowiada to, co Anioł powiedział jej samej i jej kuzynom:
– Co robicie? Módlcie się! Módlcie się dużo! Przenajświętsze Serca Jezusa i Maryi chcą okazać przez was miłosierdzie. Ofiarowujcie nieustannie modlitwy i umartwienia Najwyższemu.
– Jak mamy się umartwiać? – zapytałam.
– Z wszystkiego, co możecie, zróbcie ofiarę Bogu jako akt zadośćuczynienia za grzechy, którymi jest obrażany, i jako uproszenie nawrócenia grzeszników. W ten sposób sprowadźcie pokój na waszą Ojczyznę. Jestem Aniołem Stróżem Portugalii. Przede wszystkim przyjmijcie i znoście
z pokorą i poddaniem cierpienia, które Bóg wam ześle.
I zniknął. Te słowa Anioła wyryły się w naszych umysłach jak światło, które pozwoliło nam zrozumieć, kim jest Bóg, jak nas kocha, jak chciałby być kochany. Pozwoliły nam również pojąć wartość umartwienia, jak ono Bogu jest miłe i jak dzięki niemu nawracają się grzesznicy.
Trzecie zjawienie się Anioła
Trzecie objawienie miało miejsce końcem lata i początkiem jesieni 1916 roku. Także i tym razem w grocie Cabeço. Potoczyło się ono, zgodnie z opisem siostry Łucji, w następujący sposób:
Gdy tylko tam przyszliśmy, padliśmy na kolana i dotknąwszy czołami ziemi, poczęliśmy powtarzać słowa modlitwy Anioła: „O Mój Boże wierzę w Ciebie, wielbię Cię, ufam Tobie i kocham Cię etc.!”
Nie pamiętam, ile razy powtórzyliśmy tę modlitwę, kiedy ujrzeliśmy błyszczące nad nami nieznane światło. Powstaliśmy, aby zobaczyć, co się dzieje, i ujrzeliśmy Anioła trzymającego kielich w lewej ręce, nad którym unosiła się hostia, z której spływały krople krwi do kielicha. Zostawiwszy kielich i hostię zawieszone w powietrzu, Anioł uklęknął z nami i trzykrotnie powtórzyliśmy z nim modlitwę:
– Przenajświętsza Trójco, Ojcze, Synu, Duchu Święty, wielbię Cię z najgłębszą czcią i ofiaruję Ci najdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecnego we wszystkich tabernakulach świata, jako przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, którymi jest On obrażany! Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi błagam Cię o nawrócenie biednych grzeszników.
Następnie powstając, wziął znowu w rękę kielich i hostię.
Hostię podał mnie, a zawartość kielicha dał do wypicia Hiacyncie i Franciszkowi, jednocześnie mówiąc:
– Przyjmijcie Ciało i pijcie Krew Jezusa Chrystusa straszliwie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagradzajcie zbrodnie ludzi i pocieszajcie waszego Boga.
Potem znowu schylił się aż do ziemi, powtórzył wspólnie z nami trzy razy tę samą modlitwę: „Przenajświętsza Trójco… etc.” i zniknął.
Natchnieni nadprzyrodzoną siłą, która nas ogarniała, naśladowaliśmy Anioła we wszystkim, to znaczy uklękliśmy czołobitnie jak on i powtarzaliśmy modlitwy, które on odmawiał. Siła obecności Boga była tak intensywna, że niemal zupełnie nas pochłaniała i unicestwiała. Wydawała się pozbawiać nas używania cielesnych zmysłów przez długi czas. W ciągu tych dni wykonywaliśmy nasze zewnętrzne czynności, jakbyśmy byli niesieni przez tę samą nadprzyrodzoną istotę, która nas do tego skłaniała.
Spokój i szczęście, które odczuwaliśmy, były bardzo wielkie, ale tylko wewnętrzne, całkowicie skupiające duszę w Bogu. A również osłabienie fizyczne, które nas ogarnęło, było wielkie.
Nie wiem, dlaczego objawienia Matki Bożej wywołały w nas zupełnie inne skutki. Ta sama wewnętrzna radość, ten sam spokój i to samo poczucie szczęścia, ale zamiast tego fizycznego osłabienia, pewna wzmożona ruchliwość. Zamiast tego unicestwienia w Bożej obecności, wielka radość. Zamiast trudności w mówieniu, pewien udzielający się entuzjazm. Lecz pomimo tych uczuć odczuwałam natchnienie, aby milczeć, zwłaszcza o niektórych rzeczach. Podczas przesłuchań czułam wewnętrzne natchnienie, które mi wskazywało odpowiedzi, aby nie odbiegając od prawdy, nie ujawniać tego, co wtenczas powinnam była ukryć.
Objawienia Anioła w roku 1916 poprzedzone były trzema innymi wizjami. W okresie między kwietniem a październikiem 1915 roku, Łucja wraz z trzema innymi dziewczynkami, Marią Rosą Matias, Teresą Matias i Marią Justiną, ujrzały, z tego samego wzgórza Cabeço, ponad lasem znajdującym się w dolinie, zawieszony w powietrzu jakiś obłok bielszy od śniegu, przezroczysty,
w kształcie ludzkiej postaci. Była to postać, jakby ze śniegu, którą promienie słoneczne czyniły nieco przezroczystą. Jest to opis samej siostry Łucji.
z książki: “Fatima – orędzie tragedii czy nadziei?” autorstwa A. Borellego
______________________________________________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________________________________
Podczas każdej Mszy świętej jest miejsce na Twoje osobiste intencje. Jak je składać?
***
Jest podczas Mszy świętej kilka takich momentów „szczególnie odpowiednich”, by przywołać i ofiarować Bogu swoje prośby.
Na początku każdej niemal Mszy świętej słyszymy, że jest odprawiana w jakiejś intencji. Najczęściej za zmarłych – o dar życia wiecznego. Czasami za żywych, o Boże błogosławieństwo i potrzebne im łaski. O co tu właściwie chodzi? Jaki jest sens „zamawiania” Mszy św. w jakiejś intencji? I czy to znaczy, że jeśli Msza św. jest za Kowalskiego, to moja modlitwa w jakiejś osobistej sprawie nie będzie już w trakcie tej Mszy św. wysłuchana?
Co to znaczy „zamówić” Mszę świętą?
Znaczy to tyle, że Kościół – czyli wspólnota sprawująca daną Eucharystię pod przewodnictwem kapłana – zgadza się prosić Pana Boga, aby dobrami duchowymi wynikającymi z tej Eucharystii obdarzył konkretną osobę lub grupę osób. Co to za dobra?
Odpowiedź kryje się w odpowiedzi na pytanie: Czym jest Eucharystia? To uobecnienie Ofiary Jezusa, którą złożył Ojcu z samego siebie oddając swoje życie na krzyżu. W tej Jedynej Ofierze Jezus doskonale i w pełni zjednoczył się z Ojcem.
My sprawując Eucharystię włączamy się w tę Ofiarę Jezusa, stajemy się jej uczestnikami, jej częścią – bierzemy w niej udział, a więc jednoczymy się „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” z Ojcem. „Intencja” oznacza, że robiąc to prosimy, by Pan Bóg w to zjednoczenie włączył konkretnego człowieka – by to zjednoczenie stało się przede wszystkim jego udziałem. A zjednoczenie z Bogiem, to nic innego jak zbawienie.
Jeśli prosimy na przykład o zdrowie, o pomyślne zdanie egzaminu, o błogosławieństwo i tak dalej, to w tym sensie, że one mają służyć sprawie zbawienia konkretnego człowieka, czyli jego bycia zjednoczonym z Bogiem na zawsze.
Nie da się ofiarować komuś nic cenniejszego
W gruncie rzeczy nie można prosić o nic więcej, o nic lepszego. I nie można nikomu ofiarować nic więcej niż to. Nasze zaangażowanie – nasza uwaga, obecność, poświęcony czas, gorliwa modlitwa czy ofiara materialna związana z „zamówieniem” mszy wyrażają naszą miłość, która w Eucharystii staje się częścią doskonałej i pełnej miłości jednoczącej Chrystusa z Ojcem.
Proste „zamówienie” Mszy św. (zakładające zasadniczo także jak najpełniejsze w niej uczestnictwo), to coś absolutnie najcenniejszego – wręcz bezcennego – co człowiek może dać drugiemu człowiekowi – żywemu lub zmarłemu. Aż dziwne, że „zamawianie” intencji staje się coraz mniej popularne.
A co z „prywatnymi” intencjami?
Czy to oznacza, że moje „prywatne” intencje nie zostaną przez Boga wysłuchane, kiedy modlę się w nich podczas Mszy św.? Najpierw sprostowanie. Nie ma „prywatnych” intencji, bo Msza św. to nie moje sam-na-sam z Bogiem, ale wspólne dzieło całego Kościoła.
I to nie tylko tego zebranego w konkretnym miejscu, ale naprawdę całego. Tę mszę, w której bierzemy udział sprawuje wraz z nami „Kościół rozproszony po całym świecie”. Na znak tego w każdej Mszy św., w modlitwie eucharystycznej przywołuje się imię papieża i miejscowego biskupa, którego jedność z papieżem jest znakiem jedności naszej wspólnoty z całym Kościołem Powszechnym.
To dlatego tuż przed śpiewem „Święty, Święty, Święty” poprzedzającym konsekrację przypominamy sobie, że modlimy się wraz z aniołami i świętymi. Poza tym w Mszy świętej modlimy się za cały świat i za wszystkich ludzi. Jeśli uważnie wsłuchamy się w Modlitwę Eucharystyczną, to usłyszymy w niej skierowane do Boga błagania: „aby ta Ofiara sprowadziła na cały świat pokój i zbawienie”, abyś pamiętał „o całym Twoim ludzie i o wszystkich, którzy szczerym sercem Ciebie szukają”, a także prośbę za wszystkich naszych zmarłych braci i siostry oraz „tych których wiarę jedynie Ty znałeś”. Krótko mówiąc: nie ma takiego człowieka, za którego Kościół nie modliłby się sprawując Eucharystię.
Czas i miejsce na nasze osobiste prośby
Jak wynika z powyższego jest – i to jak najbardziej – we mszy świętej miejsce na moje osobiste intencje. Są one włączone w błaganie całego Kościoła. I bardzo dobrze jest przychodzić na Eucharystię z takimi osobistymi intencjami. Dlaczego? Po pierwsze – jeśli mam takie osobiste intencje, to znaczy, że kocham. A miłość – moja słaba, ułomna, ludzka miłość – jednoczy mnie z nieskończenie kochającym Chrystusem, który ofiaruje się odwiecznie miłującemu Ojcu.
Po drugie – ta osobista intencja „motywuje” mnie do jak najbardziej gorliwego i świadomego uczestnictwa w sprawowanej Mszy św. A przez takie uczestnictwo coraz bardziej jednoczę się z Bogiem, który na serio mnie słucha i „bierze sobie do serca” to i tych, których ja noszę w swoim człowieczym sercu.
Specjalne momenty
Jest podczas Mszy św. kilka takich momentów „szczególnie odpowiednich”, by przywołać i ofiarować Bogu te swoje prośby. Najpierw na samym początku, kiedy kapłan informuje wspólnotę w jakiej intencji sprawujemy Eucharystię.
Pamiętajmy, że nie jest ona „konkurencyjna” względem tej naszej osobistej. Wręcz przeciwnie. Im gorliwiej włączam się w tę „wspólną”, tym bardziej kocham, a więc tym bardziej to co noszę w swoim sercu staje się Jezusowe – tym bardziej On to może oddawać i polecać Ojcu. Kolejny dobry moment to „ofiarowanie”, czyli moment, kiedy na ołtarz przynoszone są chleb i wino, a kapłan przedstawia je po cichu Bogu, prosząc by niebawem stały się „Pokarmem i Napojem Duchowym”.
W tym czasie zazwyczaj zbierana jest tak zwana „taca”. Nie należy lekceważyć tego momentu. Moja materialna ofiara z pieniędzy, które przecież są mi tak bardzo potrzebne do życia bardzo dosłownie wyraża moją ofiarę duchową. Przy tym nie wolno „magicznie” myśleć, że im więcej dam, tym bardziej zostanę wysłuchany. Kłania się ewangeliczna historia o wdowim groszu, którym zachwycił się Jezus (Marek 12,43). Bóg zna moje możliwości i wie, co to dla mnie znaczy dać naprawdę dużo.
Najważniejszy moment i „Boski Zakładnik”
Najważniejszy moment to ten, kiedy przyjmuję Chrystusa w Komunii. On jest ze mną, jest we mnie, jest w moim sercu. Moje serce – wszystkie jego sprawy i troski – stają się Jego. Mogę śmiało powiedzieć Ojcu: Mam Twojego Syna. Chcę Ci go ofiarować, oddać. A wraz z nim samego siebie, a więc też wszystko i wszystkich, którzy są dla mnie ważni. Wszystko albo nic, Panie Boże!
Ten „święty szantaż” zadziała zawsze, jeśli powoduje mną miłość do Boga i człowieka. Bo ta miłość to przecież Duch Święty, który działa w moim sercu i przyczynia się za mną w błaganiach, których sam nie potrafię ubrać w słowa. To moment, kiedy najpełniej – tu na ziemi – uczestniczę w życiu Trójcy Świętej. Jestem z Bogiem, jestem w Bogu. Moje serce zanurzone w Nim. Wszystko, co moje, staje się Jego. Wszystko i wszyscy.
ks. Michał Lubowicki/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Post eucharystyczny jest obowiązkowy.
Czy zbyt łatwo o nim nie zapominamy?
***
Kogo obowiązuje post eucharystyczny? Jakie ma znaczenie? I jak liczyć czas postu?
Uczono nas o nim podczas przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej, ale praktyka pokazuje, że często ulatuje nam z pamięci albo nie przykładamy do niego większej wagi. Tymczasem to podstawowy sposób przygotowania się do owocnego udziału w Mszy świętej.
Obudzić pragnienie serca
Powstrzymanie się od pokarmów i napojów podtrzymujących i uprzyjemniających nasze życie biologiczne ma uświadomić nam, że oto niebawem będziemy przyjmowali Pokarm i Napój dający nam życie duchowe i wieczne. Tak pisał o tym święty Efrem Syryjczyk:
W Twym Chlebie ginie łakomstwo, Twój kielich unicestwia nieprzyjaciela – śmierć, co nas pożera. Spożywamy Cię, Panie, i pijemy nie tylko, by się nasycić, ale by żyć przez Ciebie.
Fizyczny głód i pragnienie mają za zadanie rozbudzić naszą duchową tęsknotę za Jezusem w Eucharystii. Takie duchowe „przez żołądek do serca” à rebours.
Niezwykły pokarm
Post eucharystyczny znany był w Kościele już w pierwszych wiekach. Co prawda pierwsze pokolenie chrześcijan łączyło nieraz Eucharystię z braterską ucztą zwaną „agapą”, ale dość szybko zdecydowano się rozdzielić te dwa wydarzenia, a przyjmowanie Ciała Pańskiego poprzedzać czasem powstrzymywania się od jakichkolwiek innych pokarmów i napojów.
Wynikało to z dużej wrażliwości na realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Uważano, że nie godzi się, by Chleb Eucharystyczny mieszał się w nas ze zwykłym, wcześniej przyjętym pożywieniem.
Dziś może dziwić, a nawet śmieszyć nas takie „organiczne”, naturalistyczne podejście, ale powinno też sprowokować do pytania: Czy ja rzeczywiście zdaję sobie sprawę, że w Komunii przyjmuję naprawdę Ciało i Krew Boga?
Komunia dla wytrwałych
Pierwsze precyzyjne przepisy dotyczące postu eucharystycznego wprowadził w XVI w. Sobór w Trydencie. Ustalone tam zasady były bardzo surowe. Aby przystąpić do Komunii, należało powstrzymać się od jakiegokolwiek pokarmu oraz napoju od północy aż do momentu jej przyjęcia. Zasada ta obowiązywała wszystkich i bez jakichkolwiek wyjątków.
Stąd Msze święte sprawowano zasadniczo tylko w godzinach porannych. Był to też jeden – choć nie jedyny – z powodów, dla których wierni nie przystępowali do Komunii zbyt często.
Dopiero w 1953 r. papież Pius XII pozwolił na picie w tym czasie samej wody, a niedługo potem skrócił obowiązujący czas postu eucharystycznego do trzech godzin. Następna zmiana przyszła już po II Soborze Watykańskim, gdy papież Paweł VI określił minimalny czas postu do jednej godziny. W 1973 r. w instrukcji Immensae caritatis zezwolił też, by w przypadku osób chorych, starszych oraz opiekujących się nimi było to jedynie piętnaście minut.
Post eucharystyczny dzisiaj
Obowiązujący nas dzisiaj Kodeks prawa kanonicznego z 1983 r. w kanonie 919 nakazuje powstrzymanie się od jakiegokolwiek pokarmu i napoju z wyjątkiem wody i lekarstw „przynajmniej na godzinę przed przyjęciem Komunii Świętej”.
Post eucharystyczny nie obowiązuje osób w podeszłym wieku, chorych oraz opiekujących się nimi. Zwolniony z postu eucharystycznego jest też kapłan sprawujący drugą lub trzecią Mszę św. tego samego dnia, ale nie przed pierwszą Mszą św.
Poza określonymi powyżej wyjątkami post eucharystyczny obowiązuje wszystkich wiernych i zasadniczo nie występuje możliwość dyspensowania (czyli zwalniania) od niego zarówno w przypadku przyjmowania Komunii podczas Mszy świętej, jak i poza nią. Czas postu eucharystycznego liczymy bowiem – o czym warto pamiętać – nie do chwili rozpoczęcia Mszy św., ale właśnie do przyjęcia Komunii św.
ks. Michał Lubowicki/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Opuściłem niedzielną Mszę św. Czy muszę od razu iść do spowiedzi?
Czy każda wieczorna Msza św. sobotnia „zalicza” się za Mszę św. niedzielną?
W każdą niedzielę na Mszy świętej słyszymy, że „z całym Kościołem uroczyście obchodzimy pierwszy dzień tygodnia”. W statystycznej polskiej parafii to w 40 procentach prawda. Ponad połowa osób deklarujących się jako uczniowie Chrystusa regularnie unika spotkań ze swoim Mistrzem.
W chrześcijaństwie nie chodzi w pierwszym rzędzie o spełnianie norm moralnych. Bycie chrześcijaninem polega przede wszystkim na życiu życiem danym nam przez Chrystusa. To życie jest darem Boga i do Niego należy „dystrybucja” tego daru oraz ustalanie zasad, na jakich się ona odbywa.
Zasady te Zbawiciel wyłożył swoim uczniom, a oni byli uprzejmi przekazać je następnym pokoleniom i nic nowego się tu nie wymyśli. Są to sakramenty, a zwłaszcza ten, który nazywamy Najświętszym Sakramentem, czyli Eucharystia.
Pomysł dyspensowania się od cotygodniowego powracania do źródła życia jest chybiony i śmiertelnie niebezpieczny. Jasne, że Pana Boga sakramenty nie „ograniczają” i ma możliwość zbawić także tego, kto nigdy do nich nie przystępował, ani o nich nie słyszał. Ale dobrowolna rezygnacja i lekceważenie tak pewnego i darmo ofiarowanego środka do zbawienia zakrawa nie tylko na głupotę i pychę, ale i na grubą niewdzięczność.
Msza św. dla nie-chętnych
Niedzielna Eucharystia nie jest więc dla chrześcijan aktywnością fakultatywną. Obowiązek uczestnictwa we Mszy św. w dni świąteczne nie jest ludzkim wymysłem. Kościół wyprowadza go nie tylko z trzeciego punktu Dekalogu, w którym mowa o święceniu dnia świętego, ale także ze słów samego Jezusa: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie (J 6,53).
Rezygnując z niedzielnej Eucharystii nie tylko poważnie łamię jedno z trzech pierwszych przykazań Bożych i pierwsze spośród kościelnych, ale na własne życzenie dokonuję duchowego samobójstwa. Dobrowolnie zrywam swoją więź z Chrystusem i odcinam się od źródła życia.
Aby do niego wrócić i móc w pełni uczestniczyć w Eucharystii przyjmując Komunię św., potrzebuję najpierw naprawić tę więź w sakramencie pokuty i pojednania.
A jeśli nie mogę być na Mszy św.?
Nad argumentami z serii „nie chce mi się” i „nudzi mi się” nie ma się co rozczulać. Jeśli chodzi o „nie czuję, żeby to mi coś dawało”, to Pan Jezus nie mówi: będziesz albo nie będziesz czuł, ale: będziesz albo nie będziesz miał życia.
Zdarzają się jednak sytuacje, w których uczestnictwo w niedzielnej mszy świętej jest niemożliwe czy bardzo utrudnione. Jest ich wiele i nie sposób je wszystkie tutaj omówić. Inna jest sytuacja obłożnie chorego, inna opiekujących się nim, inna kogoś, komu dotrzeć do kościoła jest trudno czy niewygodnie, inna również, gdy jest to fizycznie niemożliwe.
Jeśli rzeczywiście nie mogę, bo nie mam jak, to moja nieobecność – choć pozostaje z uszczerbkiem dla życia duchowego – grzechem nie jest. Grzechem nie może być coś, na co nie mam wpływu, bo grzech polega na przeciwnej Bogu decyzji.
W tych wszystkich sytuacjach warto jednak starać się jak najuczciwiej odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rzeczywiście i naprawdę w żaden sposób nie mogę dotrzeć na Mszę św., czy też w którymś momencie rezygnuję z poniesienia związanego z tym trudu (dystansu, niedogodności, organizacji czasu) bo stwierdzam, że „nie warto”. Może trzeba zapytać samego siebie: Czego nie jest warte życie, które daje mi Jezus.
Msza św. w sobotę wieczorem
Kościół wychodzi naprzeciw potrzebom swoich dzieci, którym uczestnictwo w mszy w dzień świąteczny sprawia jakikolwiek kłopot. Robi to na tyle, na ile może, bo sakramenty nie stanowią jego własności, a jedynie powierzony mu przez Chrystusa depozyt.
Kodeks prawa kanonicznego, który reguluje zasady życia katolików również w kwestiach związanych z korzystaniem z sakramentów, stwierdza: „Nakazowi uczestniczenia we Mszy świętej czyni zadość ten, kto bierze w niej udział, gdziekolwiek jest odprawiana w obrządku katolickim, bądź w sam dzień świąteczny, bądź też wieczorem dnia poprzedzającego” (KPK kan. 1248 §1).
Zatem jeśli wiem, że nie dam rady dotrzeć do kościoła w niedzielę, mogę spokojnie zrobić to w sobotę wieczorem. Z powyższego zapisu wynika też, że nie musi to być Msza św. sprawowana z formularza niedzielnego, czyli z hymnem „Chwała na wysokości”, dwoma czytaniami przed Ewangelią i wyznaniem wiary. Nawet jeśli będzie to zwykła „sobotnia” Msza św. lub na przykład Msza św. „ślubna” (ale sprawowana wieczorem!), uczestnicząc w niej, spełniam ów życiodajny – w gruncie rzeczy naprawdę niezbyt forsowny – obowiązek.
ks. Michał Lubowicki/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Dlaczego święci nie nudzili się na Mszy św?
Pięć powodów
O, nierozumni, co czynicie? Dlaczego nie śpieszycie do kościołów?
Msza św. – to „korona modlitwy”.
Święci o Mszy świętej
Nudzicie się czasami na Mszy świętej? Nie martwcie się, nie osądzam was. Kiedy po jakimś czasie zaczęłam ponownie chodzić na Mszę św., strasznie się nudziłam. Ale eucharystyczna obecność Jezusa pociągała mnie coraz mocniej i po jakimś czasie szczerze pokochałam Mszę świętą. Zdałam sobie sprawę, że to moja najważniejsza modlitwa w ciągu dnia.
Jak to określił kiedyś bł. Jakub Alberione, Msza św. to „korona modlitwy” i żadne działanie, które podejmujemy, aby zbliżyć się do Boga, nie da się porównać z uczestnictwem w niej.
Być może i wy potrzebujecie wzmocnić swoją motywację do uczestnictwa w Eucharystii? Z pomocą przychodzą nam święci, którzy raczej się w kościele nie nudzili. Oto pięć wskazówek od nich:
WIEDZIELI, ŻE W MSZY ŚW. UCZESTNICZĄ WRAZ Z ANIOŁAMI
Nie istnieje msza z niską frekwencją. Kiedy będziecie uczestniczyli w Eucharystii z zaledwie kilkoma innymi wiernymi, pamiętajcie, że są pośród was aniołowie!
Św. Grzegorz Wielki mówił, że „niebiosa się otwierają i rzesze aniołów zstępują, by wziąć udział w Świętej Ofierze”, a św. Augustyn dodał, że „anioły otaczają sprawującego ofiarę Mszy świętej kapłana i służą mu”.
TWIERDZILI, ŻE EUCHARYSTIA TO ISTOTA ICH ŻYCIA
Uczestnicząc w najbliższej mszy świętej, poproście Boga, by pokazał wam, jak bardzo wasza dusza pragnie łask Eucharystii. Tego samego pragnienia doświadczali święci.
„Łatwiej byłoby światu przetrwać bez słońca, aniżeli bez Mszy świętej” – pisał św. Pio z Pietrelciny. Matka Teresa z kolei mówiła, że Eucharystia to pokarm duchowy, który podtrzymuje ją w codziennym utrudzeniu. „Bez tego nie wytrwałabym ani jednego dnia, ani jednej godziny” – wyznała święta.
CHCIELI ODDAWAĆ CZEŚĆ BOGU
Skoro kochacie Boga i odwzajemniacie Jego miłość do was, uczestnictwo we mszy świętej jest najwyższym z możliwych wyrazów tej miłości.
„Jedna Msza święta więcej oddaje czci Panu Bogu, aniżeli wszystkie uczynki pokutne świętych, wysiłki apostołów, cierpienia męczenników, a nawet płomienna miłość Matki Najświętszej” – twierdził św. Alfons Liguori. Św. Jan Vianney mówił z kolei, że „wszystkie dobre uczynki razem wzięte nie są warte jednej Mszy świętej, bo tamte są dziełami ludzkimi, a Msza św. jest dziełem Bożym”.
W MSZY ŚW. ODNAJDYWALI RADOŚĆ
Bóg jest jedynym źródłem prawdziwego szczęścia. Wiedząc to, święci uczestniczyli w Eucharystii, aby odnaleźć prawdziwą radość.
„Trzydzieści pięć lat temu do wiary przywiodła mnie radość z narodzin mojego dziecka. Ta radość odnawia się nieustannie, kiedy codziennie przyjmuję Ciało Pana naszego w czasie Eucharystii” – wyznała Dorothy Day.
MIELI ŚWIADOMOŚĆ PONADCZASOWOŚCI MSZY ŚWIĘTEJ
Msza jest uobecnieniem misterium paschalnego Jezusa Chrystusa. Oznacza to, że nie tyle wspominamy w jej trakcie Jego śmierć i zmartwychwstanie, lecz że ponownie przeżywamy je, sami wkraczamy w ten ponadczasowy moment.
Bł. Jakub Alberione mówił, że „Jezus jest Barankiem, którego zabito, lecz który żyje na wieki, w każdym momencie odnawiając swoją mękę w nieustannym sprawowaniu mszy świętych na całym świecie”. Wiedział też o tym św. Jan Paweł II, który przypominał, że „msza święta uobecnia ofiarę krzyża”.
Mogłabym znaleźć jeszcze wiele powodów, dla których warto uczestniczyć we Mszy świętej, moglibyśmy rozważać myśli kolejnych świętych. Chciałabym jednak zakończyć, przywołując ostatni cytat „motywacyjny” – słowa św. Leonarda z Porto Maurizio (który, jak sądzę, wypowiedział je ze złośliwym uśmiechem na twarzy): „O, nierozumni, co czynicie? Dlaczego nie śpieszycie do kościołów, aby wysłuchać tyle Mszy świętych, ile tylko się da?”.
S. Theresa Aletheia Noble/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
***
KOMUNIĘ ŚWIĘTĄ PRZYJMUJEMY Z NALEŻNYM USZANOWANIEM DO UST
ALBO NA RĘKĘ – WTEDY CIAŁO PAŃSKIE SPOŻYWAMY W OBECNOŚCI KAŁANA.
PRZYJMUJĄC KOMUNIĘ ŚWIĘTĄ – NA SŁOWA KAPŁANA: CIAŁO CHRYSTUSA – ODPOWIADAMY: AMEN.
*************************************************************************************************
Co oznacza nasze „Amen”, które wypowiadamy podczas Komunii św. przyjmując „Ciało Chrystusa”?
Kapłanowi, który rozdając Eucharystię mówi tobie: „Ciało Chrystusa”, odpowiadasz: „Amen” – to znaczy uznajesz łaskę i zaangażowanie, jakie pociąga za sobą stanie się Ciałem Chrystusa. Gdy przyjmujesz bowiem Eucharystię, stajesz się Ciałem Chrystusa. To bardzo piękne! Komunia, jednocząc nas z Chrystusem, wyrywając z naszego egoizmu, otwiera nas i jednoczy ze wszystkimi, którzy są jedno w Nim. Oto cud Komunii Świętej: stajemy się Tym, Którego otrzymujemy!
Benedykt XVI –Jan Paweł II – Wielki Tydzień 2004
______________________________________________________________________________________________________________
“TEN, KTO MNIE SPOŻYWA, BĘDZIE ŻYŁ PRZEZE MNIE” (J 6,57)
„Wiara Kościoła jest istotową wiarą eucharystyczną, a więc sakramentalną, i karmi się ona w szczególny sposób przy stole Eucharystii”. (papież Benedykt XVI)
______________________________________________________________________________________________________________
ŻYWY RÓŻANIEC
Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń.
Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
***
INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA MIESIĄC LUTY 2023
Intencja papieska:
(w poszerzonej wersji)
*Módlmy się, aby wspólnoty parafialne uczestnicząc w Ofierze Mszy św., w której dokonuje się dzieło zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, stawały się coraz bardziej wspólnotami wiary i otwartości, szczególnie wobec najbardziej potrzebujących. W drugiej Modlitwie Eucharystycznej o Tajemnicy pojednania Kościół, Matka nasza, wyznaje, że “wszyscy oddaliliśmy się od Ciebie, ale Ty sam, Boże, nasz Ojcze, stałeś się bliski dla każdego człowieka. Przez ofiarę Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, wydanego za nas na śmierć, doprowadzasz nas do Twojej miłości, abyśmy także my dawali siebie braciom”.
więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja
***
Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Glasgow:
* za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
* za papieża Franciszka, aby Duch Święty prowadził go, a św. Michał Archanioł strzegł.
* Boża Matko, która dałaś nam cudowne miejsce w Lourdes, prosimy Cię, abyśmy byli wrażliwi na ludzkie cierpienie i mieli serce dobrego Samarytanina, który nie tylko zaopiekował się poranionym, ale i gospodarza gospody zachęcił: “Miej o nim staranie” (Łk 10, 35). W loretańskiej litanii wołamy do Ciebie: Uzdrowienie chorych, bo Ty, Boleściwa Matko, najlepiej wiesz co to jest cierpienie i czym jest ból nie tylko ciała, ale i ducha. Uproś siłę i odwagę dźwigającym swoją niemoc, aby wpatrując się w Ukrzyżowanego Twojego Syna zobaczyli, że wybawienie przyszło i wciąż przychodzi przez krzyż.
***
Intencja dodatkowa dla Róży Matki Bożej Częstochowskiej (II),
św. Moniki i bł. Pauliny Jaricot:
* Rozważając drogi zbawienia w Tajemnicach Różańca Świętego prosimy Bożą Matkę, która jest również i naszą Matką, aby wypraszała u Syna swego a Pana naszego Jezusa Chrystusa właściwe drogi życia dla naszych dzieci.
_________________________________
ŚWIĘCI WYBRANI NA PATRONÓW NASZYCH RÓŻ:
Róża 1 – św.Jana Pawła II
Róża 2 – św. Faustyny
Róża 3 – bł. ks. Jerzego Popiełuszki
Róża 4 – św. Maksymiliana Marii Kolbego
Róża 5 – św. brata Alberta Chmielowskiego
Róża 6 – św. Jadwigi
Róża 7 – bł. ks Michała Sopoćki
Róża 8 – bł. Karoliny Kózkówny
Róża 9 – św. Andrzeja Boboli
Róża 10 – św. Teresy Benedykta od Krzyża
Róża 11 – św. Moniki
Róża 12 – bł. męczenników o. Michała i o. Zbigniewa
Róża 13 – św. Hiacynty i św. Franciszka
Róża 14 – Matki Bożej Częstochowskiej I
Róża 15 – Matki Bożej Częstochowskiej II
Róża 16 – Matki Bożej Gietrzwałdzkiej
Róża 17 – Matki Bożej Miłosierdzia
Róża 18 – Matki Bożej Różańcowej
Róża 19 – bł. kardynała Stefana Wyszyńskiego
Róża 20 – bł. Paulina Jaricot
Róża 21 – św. Filomena
_____________________________________________________________________________
Tajemnice Różańcowe wraz intencjami zostały wysłane na maila w niedzielę 29 stycznia z adresu: e-rozaniec@kosciol.org (jeśli ktoś nie otrzymał, bardzo proszę o kontakt z Zelatorem Róży, albo na adres: rozaniec@kosciolwszkocji.org)
Na stronie Żywego Różańca: zr.kosciol.org – znajdują się intencje, Tajemnice Różańcowe, Patroni Róż oraz ogłoszenia.
____________________________________________________________________________
JAK CO ROKU, WSPÓLNOTA ŻYWEGO RÓŻAŃCA W OKRESIE ADWENTOWYM, ORGANIZUJE DATKI NA RZECZ POTRZEBUJĄCYM. W TYM ROKU NASZĄ SKŁADKĘ PRZEZNACZYLIŚMY NA POMÓC SIOSTROM KLAWERIANKOM.
BARDZO SERDECZNE DZIĘKUJĘ NASZYM STAROPOLSKIM: “BÓG ZAPŁAĆ” ZA WASZE ZROZUMIENIE I WSPANIAŁĄ CHOJNOŚĆ. SUMA 3000 FUNTÓW ZOSTAŁA JUŻ PRZEKAZANA NA POTRZEBY MISJI, KTÓRE PROWADZĄ SIOSTRY BŁOGOSŁAWIONEJ MARII TERESY LEDÓCHOWSKIEJ.
***
W Afryce żniwo jest dojrzałe, serca pragną Boga, pragną wiary. Każdy uczynek miłosierdzia, także ten, który zaspakaja potrzeby materialne, np. głód, służy ratowaniu dusz.
bł. Maria Teresa Ledóchowska
___________________________________________________________________________________________
Odpusty dla odmawiających różaniec
„Wiedz, że jakiekolwiek są już liczne odpusty udzielone Mojemu Różańcowi, Ja ubogacę go jeszcze więcej na każdą pięćdziesiątkę „Zdrowaś Maryja” dla tych, którzy będą go odmawiali bez grzechu śmiertelnego i pobożnie na kolanach. Każdemu zaś, kto wytrwa w odmawianiu go rozmyślając jego piętnaście tajemnic, uproszę jako nagrodę za tak dobrą przysługę, aby w końcu życia zostały mu całkowicie odpuszczone winy i kara za wszystkie jego grzechy… Niech ci się to nie wydaje niemożliwe, ponieważ łatwo Mi jest to uczynić, gdyż jestem Matką Króla Niebios, tego, który nazywa Mnie Pełną łaski; jeżeli więc jestem nią wypełniona, to mogę ją rozdzielać i udzielę jej obficie Moim drogim synom”. (MB do bł. Alana de Rupe)
Czym jest odpust?
Zgodnie z nauczaniem Kościoła: „Odpust jest to darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych.
(…). Każdy wierny może uzyskać odpusty dla siebie lub ofiarować je za zmarłych” (KKK 1471).
„Przebaczenie grzechu i przywrócenie komunii z Bogiem pociągają za sobą odpuszczenie wiecznej kary za grzech. Pozostają jednak kary doczesne. Chrześcijanin powinien starać się, znosząc cierpliwie cierpienia i różnego rodzaju próby, a w końcu godząc się spokojnie na śmierć, przyjmować jako łaskę doczesne kary za grzech. Powinien starać się przez dzieła miłosierdzia i miłości, a także przez modlitwę i różne praktyki pokutne uwolnić się całkowicie od «starego człowieka» i «przyoblec człowieka nowego»” (KKK 1473).
a) Odpust zupełny – uwalnia od wszystkich kar doczesnych, należnych za grzechy odpuszczone co do winy w sakramencie pokuty.
b) Odpust cząstkowy – darowanie części kary doczesnej.
„Przez odpusty wierni mogą otrzymać dla siebie, a także dla dusz w czyśćcu, darowanie kar doczesnych, będących skutkiem grzechów” (KKK 1498).
Kiedy uzyskujemy odpust różańcowy?
Odpust zupełny możemy uzyskać wówczas, gdy modlitwę różańcową odmawiamy:
• w kościele,
• w miejscu publicznych modlitw,
• w rodzinnym gronie,
• w zakonnej wspólnocie,
• w pobożnym stowarzyszeniu.
Gdy modlitwie różańcowej towarzyszą inne okoliczności, Kościół wtedy mówi o udzieleniu odpustu cząstkowego.
Warunki, które należy wypełnić dla uzyskania odpustu zupełnego:
1. Odmówić w całości przynajmniej jedną z czterech części różańca (pięć tajemnic określonej części).
2. Medytacji nad tajemnicami różańcowymi musi towarzyszyć modlitwa ustna.
3. Podczas publicznego odmawiania różańca muszą być – w sposób dla danego miejsca właściwy – zapowiadane poszczególne tajemnice. W przypadku gdy modlitwę różańcową odmawiamy sami, wystarcza, że recytujemy modlitwy i że towarzyszy temu rozważanie stosownych tajemnic. Ważne jest, byśmy nie przerywali modlitwy, nim ją skończymy*
Pozostałe warunki dla uzyskania każdego odpustu zupełnego:
• Być w stanie łaski uświęcającej; a jeśli trzeba, przystąpić do sakramentu pokuty.
• Przyjąć Komunię świętą.
• Wykluczyć wszelkie przywiązanie do grzechu, nawet powszedniego, tzn. tolerowanie u siebie złych przyzwyczajeń lub dobrowolne trwanie w jakimś nałogu.
• Wykonać z pobożnością dzieło obdarzone odpustem.
• Odmówić modlitwę w intencjach Ojca Świętego (np. Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo).
Odpust zupełny można uzyskać tylko jeden raz w ciągu dnia, a cząstkowy – kilka razy dziennie. Należy wzbudzić intencję uzyskania odpustu. Odpusty możemy uzyskać dla siebie lub za zmarłych. Nie można ich przekazać żyjącym.
za: http://parafia.prabuty.pl/
*„Dla uzyskania odpustów za odmawianie Różańca świętego, kiedyś należało odmawiać przynajmniej jedną trzecią część w całości, bez przerywania. Tylko członkowie wpisani do bractwa mieli przywilej i to jedynie przy odmawianiu obowiązującego w ciągu tygodnia różańca, że mogli oddzielać jeden dziesiątek od drugiego, bez względu na czas między jednym dziesiątkiem a drugim. Jednak św. Pius X zezwolił na to wszystkim wiernym. Dzisiaj więc wszyscy mogą zyskiwać odpusty różańcowe, odmawiając nawet każdy dziesiątek oddzielnie... Dlatego nikt nie może twierdzić, że brak mu czasu na częste, a nawet codzienne odmówienie chociażby jednej cząstki Różańca”. (o. Ludwik Fanfani OP) – za: https://rozaniec.maryjni.pl/
______________________________________________________________________________________________________________
Ja trzymam różaniec – Maryja mnie
… zwrócenie się ku Matce Bożej, aby od Niej czerpać wzór i duchowe siły.
… zastanówmy się nad sensem i znaczeniem Różańca.
*****
Pamiętasz swój pierwszy różaniec? Pewnie z utęsknieniem czekałeś na moment, gdy w czasie przygotowań do I Komunii św. otrzymasz go z książeczką i medalikiem. Być może twój dziecięcy wzrok nie potrafił jeszcze wtedy wznieść się ponad ziemskie piękno koralików i schludnego futerału. I może nawet do dziś po prostu „nie czujesz” Różańca. Nie martw się. Św. Tereskę nużył i nie od razu umiała odkryć jego piękno. Bo z Różańcem jest jak z drzewem. Nie zachwycasz się samym pniem. Mimo że jest najważniejszy, to sam w sobie jest nudny. W podziw wprawia nas dopiero widok owoców. Różaniec również zachwyci cię dopiero wtedy, gdy po czasie zobaczysz jego owoce.
Precz z nudą!
Czy powtarzanie tych samych formułek na okrągło, przez pół godziny, nie jest bezsensownym i nudnym klepaniem? Bezsensowne to nie jest na pewno. A nudę da się pokonać. Po pierwsze – warto się wyleczyć z tego specyficznego rodzaju „stresu”, w jaki sami siebie wpędzamy: „muszę kontrolować uciekające myśli”, „muszę się skupić tylko na wypowiadanych słowach”. Stop! A kto tak każe? Gdzie znalazłeś nakaz bezwzględnego koncentrowania całej uwagi wyłącznie na kolejnych słowach „zdrowaśki”? Nie wymagaj od siebie myślenia o każdym słowie wypowiadanych formuł. One mają ci pomóc wejść w prawdziwą modlitwę. Modlitwę sercem. Regularnie wypowiadane słowa mają je „ukołysać”, by zaczęło medytować! Tak! Bo Różaniec to modlitwa medytacyjna! Tutaj chodzi o rozważanie konkretnych tajemnic, jakby przy „melodii” powtarzanych słów. Mam się skupiać na kolejnych tajemnicach, a nie na kolejnych „paciorkach”. Sens i piękno Różańca nie polega na panicznym skupianiu uwagi na nim samym, ale na „dostrojeniu serca”. Dzięki niemu dusza staje się otwarta na rozważanie prawd z życia Jezusa i Maryi, a po czasie zaczyna z nich czerpać mądrość do własnego życia.
Co to znaczy „rozważać”?
Modlitwa „Zdrowaś Maryjo” jest jak sama Matka Boża: pokorna, a niesłychanie potężna. Ma niezwykłą właściwość: potrafi koić duszę, wyciszać serce i skupiać uwagę na rozważanych tajemnicach. Żeby głęboko je rozważać, warto sobie pomóc gotowymi tekstami. Czyta się je przed każdą „dziesiątką”. Gdzie je znaleźć? Najlepsza jest Biblia. Znajdziesz w Ewangelii fragmenty pasujące do każdej tajemnicy. Piękniejszych rozważań nie ma. Poza tym połączenie owej „modlitwy otwartego serca” ze Słowem Bożym jest dla duszy jak skondensowana dawka najbardziej wartościowego pokarmu. Rozważania są też w modlitewnikach albo po prostu w necie i często opierają się nie tylko na Biblii, ale także na tekstach świętych autorów. Po przeczytaniu rozważania zaczynasz daną dziesiątkę. Na ustach masz „Zdrowaś Maryjo”, a w sercu przedłuża się spotkanie z Jezusem, tyle że już bez kartki. Rozważanie ma dać ci impuls. Resztę zrobi twoje serce, kołysane rytmem powtarzanych słów.
Nie dobranocka, lecz kołysanka
Różaniec możesz mówić lub śpiewać. Samemu albo wspólnie. Głośno albo szeptem. Tradycyjnie bądź „z dopowiedzeniami”. Niezależnie od formy – na pewno podziała na osoby, które omadlasz, i na ciebie, który się modlisz. Zawsze, gdy trzymasz różaniec w ręku, wiedz, że ciebie za rękę trzyma Maryja. A tam, gdzie jest Ona, zawsze wylewa się łaska. I zawsze zstępuje Duch Święty, który jest Dawcą pokoju i mądrości. Nie bój się, gdy w czasie modlitwy nagle się „rozproszysz” i przed oczami staną ci aktualne problemy czy bliskie osoby. O to właśnie chodzi! Różaniec tak działa. Maryja celowo wydobywa z serca na wierzch to, co je obciąża. I zaczyna to sortować. Porządkuje myśli. Pomaga rozeznać sytuację i podjąć decyzję. Wielu ludzi zaraz po zakończeniu Różańca doświadcza „dziwnego” spokoju. Inni wstając od modlitwy, nagle wiedzą, co mają robić, mimo że nawet nie prosili o jasność w danej sprawie. Gdy więc spostrzeżesz, że na modlitwie atakują cię jakieś myśli o sprawach i ludziach – od razu zanurzaj je w tej modlitwie! Oddawaj Matce Bożej! Uczyń z rozproszeń intencję modlitewną. I pozwól, by ta modlitwa dalej kołysała twoją duszę. To jest właśnie medytacja. Pokój wlewa się do serca. Wnętrze się kołysze, ale ty wcale nie usypiasz.
I promise!
Nie sposób wymienić wszystkich obietnic, jakie do Różańca przywiązuje Maryja. W objawieniach wskazuje na niego jako skuteczne narzędzie nawrócenia człowieka i jego bliskich. Odmawianie Różańca ma moc wyproszenia i zachowania pokoju w świecie. Na różańcu można wymodlić cuda, uzdrowienie, a nawet zatrzymanie wojen. Historia już nieraz potwierdziła nadzwyczajne ingerencje Boga w sprawy omadlane Różańcem. Warto wspomnieć choćby o Hiroszimie, wojnie na Bałkanach czy niedawnym odbiciu kolumbijskiej senatorki Ingrid Betancourt przez wojsko, które do akcji przygotowywało się przez Różaniec! Święci nazywali go „biczem na szatana”, a sam Chrystus powiedział św. Gertrudzie, że „Zdrowaś Maryjo” to „moneta, za którą nabywa się niebo”. Różaniec to taka niebiańska kroplówka, dzięki której za każdą „zdrowaśką” do twojego duchowego organizmu sączy się kolejna kropla mądrości i pokoju. Ten, kto odmawia Różaniec, zmusza diabła do kapitulacji, a siebie i świat na nowo chowa pod płaszcz Maryi.
Módlmy się za wszystkie kobiety, aby Niepokalana była zawsze wzorem do naśladowania w ich życiu i uczyła wiernie trwać przy Chrystusie
ks. Tomasz Podlewski/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Mimo gorliwej modlitwy o uzdrowienie ktoś nie doznaje tej łaski… co z tym zrobić?
Po co się modlić o czyjeś uzdrowienie? Czy Bóg uzależnia życie i zdrowie danej osoby od ilości modlitw w jej intencji.
*****
Przy różnych okazjach składania sobie życzeń zazwyczaj słyszymy: „Na pierwszym miejscu życzę ci zdrowia, bo ono jest najważniejsze, zwłaszcza w dzisiejszych czasach”. Pewien mój znajomy miał zwyczaj odpowiadać, że od zdrowia ważniejsze jest szczęście, bo na Titanicu zdrowie mieli na ogół dobre, za to szczęścia im zabrakło. A tak poważnie mówiąc, wydaje się, że zdrowie urasta dzisiaj do rangi wartości absolutnej. Świadczą o tym nie tylko rosnąca w siłę moda na zdrowy tryb życia (to akurat dobrze), ale także zatrważająca ilość odżywek, suplementów diety, leków i wyrobów medycznych bez recepty, cudownych wyciągów z egzotycznych roślin i zwierząt oraz leków, które działają trzy razy mocniej niż te poprzednie. Ludzie poszukują życia bez bólu, ograniczeń, bez starzenia się, bez niepełnosprawności. Niewierzącym pozostaje do dyspozycji wybór mnóstwa cudownych preparatów, wierzący włączają w to jeszcze modlitwę. I nie jest to wcale ironia, ale próba pokazania, że zdrowie jest bardzo ważną wartością dla zarówno wierzących, jak i niewierzących.
Tym, co zachęca chrześcijan do modlitwy o uzdrowienie, jest przede wszystkim fakt, że Pan Jezus w czasie pobytu na ziemi uzdrowił wielką liczbę ludzi, także tych, wobec których nawet dzisiejsza medycyna pozostawałaby bezradna. Dlaczego to robił? Oczywiście, można by odpowiedzieć bardzo prosto: bo kochał ludzi. I byłoby w tym wiele prawdy. Pozostaje jednak pewna wątpliwość: skoro Pan Jezus kocha wszystkich, to dlaczego uzdrowił tylko niektórych? Otóż uzdrowienia dokonywane przez Chrystusa miały bardzo konkretny cel. Kiedy uczniowie uwięzionego Jana Chrzciciela przyszli do Jezusa z pytaniem: „Czy ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”, Mistrz w odpowiedzi powołał się na znaki, których dokonywał: „Niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi” (por. Mt 11). Uzdrowienia miały bowiem być zapowiedzią nadejścia ery mesjańskiej, którą przepowiadali prorocy. Jezus połączył więc w nich miłość do ludzi z objawieniem siebie jako Bożego Pomazańca.
Uzdrowienia mocą Bożą nie skończyły się wraz z wniebowstąpieniem Jezusa. Jeszcze przed zmartwychwstaniem Chrystus nakazał Apostołom: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy!” (Mt 10, 8). Historia Kościoła dawniej i dziś pełna jest świadectw o dokonanych uzdrowieniach. Sam, posługując w różnych wspólnotach, słyszałem świadectwa ludzi, którzy byli przekonani, że swoje uzdrowienie zawdzięczają modlitwie własnej oraz swoich współbraci w wierze. Niektórych uzdrowień medycyna nie była w stanie wyjaśnić. Wierzę w ich prawdziwość! Czym jest jednak uzdrowienie w swojej istocie? Jest obdarowaniem człowieka pełnią sił na jakiś czas. Każdy uzdrowiony człowiek po jakimś czasie (nieraz mierzonym w dziesięcioleciach) podupadnie na zdrowiu, zachoruje i umrze. To tak, jak ze wskrzeszeniem Łazarza: piękny znak przyjaźni Jezusa, przyczynek do wiary dla wielu Żydów, zapowiedź zmartwychwstania. Ale wskrzeszony Łazarz kiedyś się zestarzał i umarł; tak jak każdy z nas oczekuje w grobie dnia zmartwychwstania umarłych i Sądu Ostatecznego. Nie chcę w ten sposób umniejszać wartości uzdrowienia, bo ono zawsze przynosi konkretne dobro, ale chcę powiedzieć, że zdrowie nie jest wartością absolutną. Jest taki fragment Ewangelii, w którym Pan Jezus bezkompromisowo zestawia wartość fizycznego zdrowia oraz wartość zbawienia i życia wiecznego: „Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie” (Mk 9, 43-48). Dla uczniów Chrystusa bardzo ważne było to, by mieli dobrze poukładaną hierarchię wartości: zdrowie jest ważne, ale najważniejsze jest zbawienie. Jeśli tak mamy to ułożone, nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy się modlili o uzdrowienie z naszych chorób. Lecz jak to robić?
Tu prześcigamy się w wynajdywaniu sposobów. Czasem ulegamy wrażeniu, że jedne formy modlitwy o uzdrowienie są bardziej skuteczne od innych. Pamiętam taką rozmowę z moją parafianką w jednej ze wspólnot, gdzie posługiwałem. Przyszła do mnie przed poranną Mszą św. i zapytała, czy w naszej parafii odprawiane są Msze św. o uzdrowienie. Odpowiedziałem, że tak, i że najbliższa taka Msza zacznie się za 5 minut. Była pozytywnie zaskoczona. Po Mszy św. przyszła do mnie jednak z pretensjami. Według niej, wcale nie była to Msza o uzdrowienie. Kilkanaście uczestniczących osób, żadnych specjalnych modlitw, nawet krótka homilia zupełnie nie o uzdrowieniu. I jak to tak? Próbowałem jej wtedy wytłumaczyć, że Pan Jezus także w czasie tej Mszy św. mógł dokonywać cudu uzdrowienia, jeśli znalazł potrzebną do tego wiarę. Nie była do końca przekonana. Czy więc Msze św. o uzdrowienie, w czasie których odmawiane są specjalne modlitwy, padają słowa rozeznania, osoby posługują modlitwą wstawienniczą, są pozbawione sensu? Otóż nie! Co jest potrzebne do uzdrowienia? Wiara! Jeśli modlitwy, pieśni uwielbienia, słowa poznania, wstawiennictwo współbraci pobudzają moją wiarę w możliwość uzdrowienia, to z pewnością mają swoją wartość. Bylebym tylko pamiętał, że uzdrawia Jezus, a nie forma, długość czy konkretny sposób modlitwy. To nie znaczy, że w modlitwie o uzdrowienie nie mogę być „namolny”. Pamiętacie przypowieść o wdowie i sędzim, który nie chciał jej wziąć w obronę (Łk 18, 1-8)? To właśnie upór i częstotliwość próśb spowodowały, że w końcu zdecydował się jej pomóc. Jezus uczy nas tutaj, że wytrwałość i determinacja w modlitwie mogą zmieniać Boże wyroki!
Jednakże bywa i tak, że mimo gorliwej modlitwy o uzdrowienie ktoś nie doznaje tej łaski. Pozostaje sam na sam ze swoim cierpieniem. Często wtedy obraża się na Jezusa, choć On nigdy nie obiecywał swoim uczniom wolności od cierpienia. Może wtedy albo stać się osobą zgorzkniałą, żyjącą w poczuciu porażki, albo zrobić ze swoim cierpieniem to, co uczynił z nim Jezus: przemienić je w narzędzie współzbawiania świata. Znakomicie to rozumiał św. Paweł, który napisał: „Teraz raduję się, cierpiąc za was, i w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). Cierpienie nigdy nie stanie się dobrem. Możemy jednak, idąc za wzorem Jezusa, z czegoś, co dobrem nie jest, uczynić narzędzie zbawienia. Wymaga to jednak wielkiej dojrzałości w wierze.
ks. Andrzej Cieślik/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
W TYM ROKU – 10 LUTEGO – WSPOMINAMY 83 ROCZNICĘ PIERWSZEJ WYWÓZKI NASZYCH RODAKÓW NA SYBERIĘ
„Ludzie marli jak muchy”.
Nikt nie policzy ilu Polaków leży na cmentarzach Sybiru
***
W 83. rocznicę pierwszej sowieckiej deportacji Polaków na Wschód – z Grażyną Jedlińską o niedoli wywózki i katorgi na Syberii rozmawia Adam Białous.
Skąd Pani pochodzi i kiedy się pani urodziła?
Urodziłam się 16 lipca roku 1926 w gajówce Bagryny na Polesiu. Mój ojciec miał nazwisko Dauksza. W roku 1920, jako legionista, walczył z Sowietami. Później, do czasu wojny, był gajowym. Moja mama miała na imię Maria. Gdy rozpoczęła się wojna ojca zmobilizowano. Pracował na lotnisku wojskowym w Żabczycach. Tam zgromadzono samoloty Łoś, które ocalały po niemieckich bombardowaniach. Ojciec zginął 21 września 1939 roku. Zabili go białoruscy komuniści, miejscowe bojówki. Wywlekli ojca do lasu – w miejsce zwane Biały Jaz i tam zastrzelili.
Pogrzebaliśmy ojca nocą na cmentarzu we wsi Rutka, bo nas z domu rodzinnego Sowieci wyrzucili i byliśmy u mojej babci w Rutce. Moja starsza siostra, tej nocy kiedy ojca zabili, miała sen. On jej się przyśnił i mówił „Ruscy bandyci mnie zastrzelili. Strzelili w płuca i w oko. Kiedy zawiadomieni przez miejscowych Polaków o śmierci ojca pojechaliśmy furą wysłaną sianem po jego umęczone ciało, dokładnie takie właśnie miał rany…
Po moim ojcu został nam kuferek. On go dostał jak był w Legionach. Ten kuferek jest obecnie prezentowany na wystawie w Muzeum Sybiru w Białymstoku. Ja przekazałam go do tego muzeum, żeby ludzie pamiętali o moim ojcu i tych ciężkich czasach – oby nie wróciły.
***
Czy po wkroczeniu Sowietów 17 września 1939 oprócz Pani ojca zamordowano jeszcze innych Polaków?
Wówczas w tym miejscu – Biały Jaz zastrzelono też kilku miejscowych Polaków m.in. z rodziny ziemiańskiej Skirmontów. Zabili Aleksandra, Bolesława i Helenę Skirmontów. Oni mieli majątek i dwór w Korzeniewie. Komuniści przyszli po nich do dworu. Wyprowadzili ich na rozstrzelanie. Wykopali dół. Żadne nie zgodziło się żeby zawiązać im oczy. Aleksander odwrócił się do nich twarzą i powiedział – strzelajcie. Jak to było, to ja wiem od siostry, która już nie żyje. Wiem też od niej, że jeden z tych katów, którzy strzelali do Skirmontów popełnił samobójstwo, sumienie go strasznie gryzło. To był miejscowy Białorusin – komunista.
W jakich okolicznościach wywieziono was na Sybir?
Mama wiedziała, że Sowieci będą chcieli nas wywieźć na Sybir. Dlatego ukrywaliśmy się jak tylko było można. Miałam troje rodzeństwa. Starszą siostrę i dwóch braci, ja byłam najmłodsza. Wydali nas białoruscy komuniści. Wywieźli nas z Rutki 10 lutego 1940 roku. Ja miałam wtedy 13 lat. Przyszli po nas o 4 rano. Całe szczęście, że trafił nam się ludzki NKWD-zista. Pozwolił się spokojnie spakować, dzięki czemu mama mogło sporo rzeczy zabrać ze sobą, co nas później uratowało.
Zebrali nas, wszystkie rodziny do wywózki, koło szkoły. Potem ruszyliśmy. Jechały 45 fury ludzi i dobytku. Padał śnieg. Mróz był siarczysty. Tak dojechaliśmy do Pińska na dworzec. Był tylko ludzki jęk i płacz. Wpakowali nas do bydlęcych wagonów. Wieźli i wieźli, bez końca. Nikt się do snu nie przebierał, było za zimno. W tych samych ubraniach przez miesiąc. Niby paliło się w jakiejś kozie, ale to wszystko ciepło uchodziło przez szpary w deskach wagonu. Za ubikacją robiła dziura wyrąbana w podłodze. Jechaliśmy w takich nieludzkich warunkach dwa miesiące. Potem jeszcze 700 kilometrów sańmi. Dużo ludzi, w tym dzieci i starcy poumierali po drodze. Zawieźli nas w miejsce, od którego północny biegun był oddalony zaledwie o 300 kilometrów. Tam w najciemniejszą noc można było czytać gazetę. Żyli w tym łagrze zesłańcy wojskowi. Mieszkaliśmy w drewnianym baraku, którego pokrycie dachu stanowił mech.
Jakie były warunki żywieniowe ?
Do czasu wybuchu wojny niemiecko – sowieckiej warunki życia były nienajgorsze. Chleba raczej starczało wszystkim. Ten kto pracował, dostawał kilogram cukru na miesiąc, dzieci po pół kilograma. Kiedy rozpoczęła się wyżej wspomniana wojna, stało się gorzej. Dostawaliśmy tylko po 80 deko suchego chleba dziennie. To była cała zapłata za naszą katorżniczą pracę. Był głód. Łatwiej było się wyżywić latem, bo można było grzybów nazbierać, czy najeść się tataraku. A tam lasy ogromne, bez końca. Jak raz nasza znajoma zapuściła się w tym lesie, to 16 dni błądziła, zanim ją znaleźli. Jadała co było w lesie i tak przeżyła. Dobrze, że nie trafiła na niedźwiedzia, albo wilka, bo to one by ją zjadły. My jak jechaliśmy siano kosić, to zawsze mieliśmy przygotowane kosy w razie ataku niedźwiedzia. Ja też w lesie zbłądziłam. Byłam m.in. gońcem z listami chodziłam i raz zabłądziłam jak wracałam. Modliłam się i po 6 kilometrach marszu znalazłam dobrą drogę. Dobrze, że przed zachodem słońca.
Czy katorżnicza praca zagrażała życiu?
Nieludzka praca zimą była w lesie. Trzeba było ścinać drzewa i po kawałku wozić je nad rzekę. Dopiero wiosną, zwalano te kłody do rzeki i tak je transportowano. Praca była niebezpieczna. Ja pamiętam jedną Polkę o nazwisku Pietrucha, którą padające drzewo przygniotło na śmierć. Ale ofiar tej katorżniczej pracy było o wiele więcej. Opieka zdrowotna była taka, że najbliższy szpital znajdował się 100 kilometrów od naszego łagru. Poważnie ranni umierali więc przeważnie w drodze do szpitala.
Czy wielu Polaków zmarło w miejscu katorgi?
Ludzie chorowali na potęgę. Ja sama cudem wyszłam z duru brzusznego, który mnie mordował 21 dni. Wielu tam Polaków zmarło. Pamiętam jak do mojej mamy przychodzili rodacy i prosili ją o podarowanie jakiejś sukienki, żeby córkę czy żonę mieli w czym pochować. Mama dawała chętnie, mówiąc przy tym „jest przykazanie – umarłych pochować”. Mama miała te sukienki, bo wzięła je ze sobą, żebyśmy miały w czym do Polski wrócić. Ludzie umierali jak muchy. Moja koleżanka, wracała do Polski sama, bo na Sybirze zmarła cała jej rodzina. U rodziny Michałków zmarły rodzicom 2 dzieci. Dziewczynka miała 14 lat a jej braciszek 9. Dziewczynka kiedy umierała prosiła rodziców – „Pochowajcie nas razem ze Zdzisiem. Żebyśmy nie leżeli sami”. Taka była jej ostatnia prośba, żeby mogła spocząć w grobie razem z bratem. Ich mama dostała z tego wszystkiego pomieszania zmysłów. Tam gdzie żyliśmy założyliśmy cmentarz, ileż tam Polaków leży, dziś chyba nikt tego nie policzy.
Jak wyglądała wasza droga powrotu do Polski?
Pewna odwilż była, kiedy umówili się, chodzi mi o ten układ Sikorski – Majski, że będą robić w ZSRR armię polską generała Andersa. Ale nikt z naszych właściwie o tym nie wiedział, Ruscy nam nie powiedzieli. Dopiero kiedy armię Kościuszki robili, to już wtedy nam powiedzieli. Wtedy mój brat do tej armii wstąpił, dzięki temu nas, jego rodzinę, przewieźli z Syberii na Ukrainę. To było w roku 1943. Byliśmy wolni, ale głodni, dlatego trzeba było iść do pracy do kołchozu im. Woroszyłowa, założonego na ziemiach byłego, ogromnego majątku ziemskiego.
Właściwie to pracowaliśmy tam w oddziale tego kołchozu, który nazywał się Grybionka. Chleba zawsze było w ZSRR mało. Moja mama marzyła tam, żeby chleba do syta się najeść. Dzięki Bogu doczekała się tego, kiedy wróciliśmy do Polski. 2 lipca 1946 roku, czyli po 8 latach na wywózce, wróciliśmy do Rutki na Polesiu, skąd nas wywieźli. Niestety te tereny zostały po stronie ZSRR. Mieszkaliśmy u wujka. Ciężko tam nam było się pomieścić. Więc jeszcze w roku 1946 wyjechaliśmy do Pińska. Ja tam zatrudniłam się w zakładach mięsnych, bo byłam już dorosła. Tam poznałam chłopaka, który wkrótce został moim mężem. Później wyjechaliśmy z mężem do Białegostoku, gdzie też pracowaliśmy w zakładach mięsnych. I tak dzieci porosły, życie zleciało. Mąż zmarł już kilka ładnych lat temu. Moje rodzeństwo już nie żyje, ja mam 96 lat i jestem ostatnia.
Dziękuję za rozmowę
Adam Białous/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
11 LUTEGO 2023
Tomasz A. Żak: Przegrywanie i wygrywanie
***
I znów obchodzimy okrągłą rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego. Już dziesięć lat temu w mediach publicznych okolicznościowe obchody promowano pod hasłem „Styczeń wolności”. Dzisiaj, tej medialnej „wolności” jest jeszcze więcej. Ech, te rocznice! W tym roku możemy na przykład jeszcze świętować 80-tą rocznicę Konferencji w Teheranie, za rok niewątpliwie nie zapomnimy o 80-tej rocznicy Powstania Warszawskiego, a za dwa lata będzie okazja na uczczenie „osiemdziesiątki” Konferencji Jałtańskiej. Czemu, w jednym szeregu stawiam tragiczne zrywy narodowe wraz „kamieniami milowymi” zdrady Polski przez aliantów? Ponieważ, jak w tym gorzkim powiedzeniu, Polak znów jest głupi, pomimo szkód jakie wciąż ponosi jego wolność.
Nie zamierzam tutaj wchodzić w trwający od pokoleń lechicki dyskurs: „Bić się czy nie bić”. Zdecydowanie bardziej chciałbym móc porozmawiać o tym, co robić po kolejnej przegranej mojej Ojczyzny. Zupełnie nie przekonują mnie tramtadrackie popisy propagandzistów, którzy dla sobie wiadomych politycznych celów wmawiają Polakom, jak to „pięknie jest z honorem lec”, bo przegrywając odnosimy „moralne zwycięstwo”. Takie właśnie narracje, niestety, są używane w ramach kampanii przywołujących rok 1863. Dopiero co Prezydent Andrzej Duda, zdecydowanie w duchu „internacjonalizmu”, mówił o tym przegranym powstaniu, jako o walce „za wolność naszą i waszą”, ale przede wszystkim wyraził przekonanie, że powstanie to „na zawsze pozostanie świadectwem nieujarzmionej siły wolności”. Dekadę wcześniej epatowano nas takim oto cytatem: „całe powstanie, łącznie z jego klęską, było szczeblem, być może tym najtrudniejszym, po którym naród polski wspinał się ku lepszej przyszłości”. Trzeba być kompletnym ignorantem, aby coś takiego „kupić”, ale – jak wiemy – proces ogłupiania społeczeństwa trwa od dawna, a więc nadawcy pewnie myślą, że można nam już ten kit sprzedać. Jak rozumiem, ta strategia dezinformacyjna podobne konkluzje skonstruuje dla hekatomby Powstania Warszawskiego albo i dla „Rzezi Wołyńskiej”…
Tak dwa wieki temu, jak i dzisiaj, o losach narodów i państw ostatecznie nie decydują konfrontujący się ze sobą i nawzajem się zabijający żołnierze, ale konferujący przy zielonych stolikach macherzy od polityki. Można to porównać do losu indywidualnego Kowalskiego, który dał się namówić na wzięcie kredytu: podpisałeś i będziesz płacił. Ale jest i tak, że za Kowalskiego podpisuje kto inny (jak np. w Jałcie). Bywa też, że podpisuje ktoś kogo Kowalski wyznaczył swym pełnomocnikiem (np. w ramach mandatu wyborczego), ale Kowalski nie ma świadomości, co w jego imieniu ten „wybraniec” kontraktuje (np. w Lizbonie, albo w Nowym Jorku). Zdziwienie, oburzenie pojawia się później; najczęściej wtedy jak zaczynają przychodzić faktury do zapłaty. Te faktury proszę traktować metaforycznie, choć w realu wzrost kosztów i obciążeń podatkowo-składkowych w ramach „Polskiego Ładu” doprowadził już do likwidacji ponad 200 tys. polskich firm. Jeden z takich „zlikwidowanych” przedsiębiorców (zatrudniał 4 osoby) powiedział mi, że wolałby, jak jego dziadek, strzelać do Niemców na wojnie, bo tam jednak była szansa, aby przeżyć.
Charte des droits fondamentaux ou la mort
Wróćmy jednak do metafory, bo to, co materialne można stracić, można też odzyskać, a pokazuje nam to dowodnie polska historia. Gorzej, dużo gorzej jest z utratą narodowej tożsamości, z przekonstruowaniem moralnego dekalogu, a tutaj właśnie faktury wystawiane przez naszych „zachodnich partnerów” mnożą się i są coraz bardziej wygórowane. Progowym dla nas w tej kwestii było podpisanie w roku 2007 Traktatu Lizbońskiego, dokładnie 13 grudnia (ech, te daty!), w efekcie czego zaimportowaliśmy do Polski całą paletę kolorowych zagrożeń, które dotąd mogliśmy oglądać bezpiecznie, bo z daleka, np. podczas podróży do Niemiec, Anglii czy przede wszystkim USA. Dziesięć lat później, europoseł Mirosław Piotrowski, tak podsumował ten „import”: „Traktat lizboński wszedł w życie wbrew woli obywateli, niejako tylnymi drzwiami. Dowodzą tego wypowiedzi czołowych europejskich polityków (…) Wprowadzono dokument ograniczający suwerenność krajów i wbrew ich woli, a niekiedy pod przymusem”.
Kluczowe dyrektywy traktatu zawiera towarzysząca mu Karta Praw Podstawowych. Nazwa tego dokumentu jest zgrabną marketingową fasadą (prawie jak Deklaracja praw człowieka i obywatela z czasów rewolucji we Francji), którą można zmieniać, a przede wszystkim interpretować wedle życzenia tych, którzy sami siebie uczynili „strażnikami” owych „praw”. A wśród tych „praw” odnajdziemy np. ładnie się prezentujące w zapisie „poszanowanie życia prywatnego i rodzinnego”. Brzmi dobrze, ale autorom zdecydowanie nie chodzi o polskie rozumienie rodziny czy prywatności jako takiej. Im chodzi o osoby i środowiska LGBTIQ (czytaj: pederaści, lesbijki i inni odmieńcy seksualni); im chodzi o pełną i legalną aborcję wspieraną przez państwo; im chodzi o SRHR (czytaj: tzw. sprawiedliwość reprodukcyjna, czyli np. prawo do nie posiadania dzieci). Wszystko to nie tylko ma być dostępne, ale również promowane poprzez edukację. Jest w tym jeszcze jedna „sugestia”: należy „się przyjrzeć” (czytaj: monitorować i eliminować) „grupom antygenderowym i sprzeciwiającym się prawu do aborcji”. Za nieprzestrzeganie Karty są kary. Na przykład można „zamrażać” przysługujące państwom środki finansowe. Chyba Państwu to coś mówi, prawda?
Sustainable Development Goals and all clear
Naszej metafory nie jest w stanie zatrzymać nawet ocean. Oto jesienią roku 2015, w siedzibie głównej ONZ w Nowym Jorku odbył się tzw. „szczyt”. Na tym szczycie przyjęto ważny dokument zobowiązujący państwa członkowskie do określonych działań formalnych i organizacyjnych, skądinąd rozłożonych na 15 lat, z oczywistą w takich sytuacjach opcją korekt i dodawania potrzebnych „po drodze” treści. Cele Zrównoważonego Rozwoju (SDG) – tak zwie się to zadanie prawne i jak najbardziej kulturowe, obliguje również Polskę. W duchu globalizmu dokument ten zdefiniował sekretarz generalny ONZ, António Manuel de Oliveira Guterres: „Mamy przed sobą śmiałą agendę rozwoju. Teraz musimy pracować nad tym, żeby stała się ona rzeczywistością w życiu każdego człowieka na świecie.”
Promowany przez ONZ dokument pełen jest nowomowy jak z komunistycznych czasów, w stylu: „skupimy się na dobrobycie ludzi”, „zmienimy świat na lepsze”. Nie zapomniano przy tym o współczesnych trendach typu – „przeciwdziałanie zmianom klimatycznym”. Agenda rozpisana na 17 celów definiuje 5 najważniejszych obszarów działania: „ludzie, nasza planeta, dobrobyt, pokój na świecie i partnerstwo”. Przypominam – to nowomowa, a więc wypowiadane czy zapisane słowa nie oznaczają tego, jak my je rozumiemy, ale to, jaka jest intencja „inżynierów dusz”. Na przykład, kiedy w szczegółowych zapisach czytamy o „ochronie życia ludzkiego na wczesnym etapie rozwoju oraz ochronie konstytucyjnych praw rodziców”, to musimy wiedzieć, że autorom tych słów chodzi o tzw. prawa reprodukcyjne i seksualne, które w praktyce mają ograniczać konstytucyjne gwarancje ochrony życia ludzkiego oraz prawa rodziców do wychowywania dzieci.
Wszystko to jest od kilku lat dokładnie weryfikowane (w Polsce zajmuje się tym Główny Urząd Statystyczny) i oceniane według ustalonych dla projektu SDG „wskaźników”. Pierwszy raport realizacji celów zrównoważonego rozwoju w naszym państwie został przyjęty przez Radę Ministrów już w 2018 roku. Raporty są przekazywane do „centrali”. Rosnąca wobec Polski presja na promowanie antykoncepcji, seksualizacji dzieci poprzez edukację oraz zapewnienia niepełnoletnim możliwości aborcji bez wiedzy i zgody rodziców, wskazuje jednoznacznie na wciąż negatywną ocenę naszego „postępu” w zakresie SDG. Rządzący muszą przyspieszyć, to jasne!
Будем жить, увидим
Proszę nie być zdziwionym, że odwołując się do nietrafionych inwestycji („nietrafione” to taki eufemizm) w polskiej polityce, nic nie piszę o zaangażowaniu naszego państwa w wojnę na Ukrainie. To po prostu jest zbyt oczywiste, a wnioski nasuwają się same. Jest jednak istotna różnica – o ile te wymienione powyżej zobowiązujące „kontrakty” wymyślane były w zagranicznych ośrodkach decyzyjnych i gdzieś tam podpisywane, o tyle w tej „ukrainnej” sprawie decyzje formalne zapadają w Warszawie i są tutaj sygnowane, tak przez władzę wykonawczą jak i ustawodawczą.
Kiedy traciliśmy nasze państwo z końcem XVIII wieku, odbywało się to na raty, konkretnie trzy – pierwsza w roku 1792, druga w 1793, a ostatnia w 1795. „Kredyt” zaciągnięty wcześniej przez rządzących u naszych sąsiadów spłaciliśmy wielopokoleniową utratą niepodległości, a „odsetki” były bardzo krwawe. Został nam jednak kraj rodzinny i rodowe srebra, czyli tożsamość. Inwestycje w sojusze, dokonane przez rządzących Polską międzywojenną, doprowadziły do drugiej utraty polskiego państwa, tej z 1939 roku, która nie tylko bardzo zubożyła nasze narodowe atuty, ale również wysoko podbiła koszty odsetek. Po roku 1945, w niesuwerennym komunistycznym państwie, wciąż jednak wiedzieliśmy kim jesteśmy. I choć polskość w dużej mierze musiała się ukrywać w kościelnej kruchcie, to ten depozyt dziadów uchowaliśmy aż do tzw. transformacji i… do kolejnych pomysłów inwestycyjnych realizowanych już przez nasze i już przecież demokratycznie wybrane władze… Proszę wybaczyć, ale nie chcę w tym tekście opisywać dalej tego, co Aleksander Bocheński w 1947 r. w swojej książce nazwał „dziejami głupoty w Polsce”. Pamflety i sarkazm mają krótki żywot, po którym pozostaje kac i zgryzoty. Jak mawiała moja babcia: Pożyjemy, zobaczymy.
Wróćmy, drogi Czytelniku, do innej okrągłej rocznicy sygnującej się 80-tką. Dokładnie tyle lat temu urodziła się Wanda Rutkiewicz. Poznałem ją w Tatrach, czyli tam gdzie „wolności ołtarze”. W górach, które będą stały jak stały, choć my się „miniemy”. Dobrze jest związać się liną z kimś komu ufamy. Dobrze jest iść w górę, zawsze w górę, bez względu na to, jakie przeszkody staną nam na drodze. Z góry widać całą Polskę i do Pana Boga stąd bliżej. Potem trzeba tylko zejść w doliny i zrobić dobrą robotę. To jest mój pomysł na każdą, nie tylko jubileuszową kampanię.
Tomasz A. Żak/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
SOBOTA 11 LUTY – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
UROCZYSTOŚĆ MATKI BOŻEJ Z LOURDES
SZCZEGÓLNY DZIEŃ PAMIĘCI O CHORYCH I CIERPIĄCYCH
***
Litania do Matki Bożej z Lourdes
Kyrie eleison. Chryste eleison. Kyrie eleison.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata Boże,
Duchu Święty Boże,
Święta Trójco jedyny Boże,
Najświętsza Panno w Lourdes objawiona, módl się za nami.
Najświętsza Panno pokutę zalecająca,
Najświętsza Panno, uzdrawiające źródło wskazująca,
Najświętsza Panno potwierdzająca Swe Niepokalane Poczęcie,
Niepokalana Córo Boga Ojca,
Niepokalana Matko Syna Bożego,
Niepokalana Oblubienico Ducha Świętego,
Niepokalana Świątynio Trójcy Przenajświętszej,
Niepokalane odzwierciedlenie Mądrości Bożej,
Niepokalana Jutrzenko sprawiedliwości,
Niepokalana Arko Przymierza,
Niepokalana Dziewico krusząca głowę węża piekielnego,
Niepokalana Królowo nieba i ziemi,
Niepokalana skarbnico łask Boskich,
Niepokalana drogo do Jezusa wiodąca,
Niepokalana Dziewico wolna od grzechu pierworodnego,
Niepokalana bramo niebios,
Niepokalana Gwiazdo morza,
Niepokalana Matko Kościoła świętego,
Niepokalane źródło wszelkich doskonałości,
Niepokalana przyczyno naszej radości,
Niepokalany wzorze wiary,
Niepokalane źródło Bożej miłości,
Niepokalany znaku naszego zbawienia,
Niepokalane światło Aniołów,
Niepokalana nauczycielko Apostołów,
Niepokalana chwało Proroków,
Niepokalana potęgo Męczenników,
Niepokalana opiekunko Wyznawców,
Niepokalany wzorze dziewiczej czystości,
Niepokalana radości ufających Tobie,
Niepokalana obrono grzeszników,
Niepokalana pogromicielko wszelkiego zła,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
O Maryjo bez grzechu poczęta
Módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy.
Módlmy się:
Matko Najświętsza słynąca w Lourdes wielkimi łaskami, przez dobroć,
jakiej dajesz tyle dowodów w tym wybranym miejscu, błagamy Cię pokornie, uproś nam wszystkie cnoty, aby nas uświęciły oraz wyjednaj nam zupełne zdrowie duszy i ciała i dopomóż, abyśmy go użyli na chwałę Boga, dla dobra bliźnich i zbawienia duszy.
Amen.
_________________________________________________
11 lutego br. po raz kolejny Kościół obchodzi Światowy Dzień Chorego. Ustanowił go Jan Paweł II dnia 13 maja 1992 r. Wyznaczył wówczas jego datę na 11 lutego – wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Pierwszy taki dzień obchodzono właśnie w tym francuskim sanktuarium maryjnym. Podobnie będzie i w tym roku.
Na każdy Dzień Chorego Ojciec Święty kieruje orędzie, apelując o podjęcie współpracy pomiędzy narodami biednymi i bogatymi, mającej na celu ochronę zdrowia i życia ludzkiego.
W Dniu Chorego w wielu kościołach organizowane będą uroczyste liturgie, połączone z udzieleniem sakramentu chorych, który dzisiaj coraz częściej jest zapomniany i niedoceniony. Można zapytać: dlaczego? Być może dlatego, że w pewnym momencie zło zastosowało dla deprecjacji tego sakramentu świetną taktykę. Oto kiedyś zaopatrzono go w nazwę „ostatnie namaszczenie”. W tej sytuacji wzywano kapłana z namaszczeniem chorych w ostatnim momencie życia, kiedy człowiek umierał. To wielki błąd. Wypada przypomnieć, że sakramentem konających jest tak zwany Wiatyk, czyli Komunia święta.
To ona jest sakramentem umierających, a nie namaszczenie chorych. Komunia św., zjednoczenie z Chrystusem tu na ziemi, daje gwarancję przekroczenia progu wieczności i wejścia w szczęście wieczne. Dlatego Wiatyku można udzielić człowiekowi nawet wtedy, gdy przyjął on już dwa razy Komunię św. w tym dniu. Uległ na przykład wypadkowi i w momencie śmierci można mu po raz trzeci udzielić Komunii św.
Sakrament namaszczenia chorych jest czymś innym. Jest to znak sakramentalny zostawiony przez Chrystusa jako narzędzie uświęcenia naszego cierpienia. Przez ten sakrament Chrystus chce nam pokazać, że cierpienie nie musi człowieka niszczyć, może go doskonalić. W ten sposób Chrystus nadał ludzkiemu cierpieniu sens. Oto człowiek cierpiąc, może ubogacać siebie i innych. Św. Marek wspomina, że uczniowie Chrystusa namaszczali chorych i uzdrawiali. Św. Jakub mówi o tradycji pierwszych pokoleń chrześcijan: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5, 14-15). Jakie są skutki tego sakramentu? Pierwszym, i to często, choć nie zawsze, widocznym efektem sakramentu namaszczenia, jest poprawa zdrowia chorego. Drugim skutkiem, tym razem w dziedzinie ducha, jest oczyszczenie z grzechów. Gdyby człowiek popełnił grzechy ciężkie, a nie mógł się spowiadać, czyli nie mógł skorzystać z sakramentu pokuty, to wtedy ten sakrament gładzi grzechy. Może więc być udzielony zarówno człowiekowi w stanie łaski uświęcającej, jak i grzesznikowi w stanie grzechu ciężkiego.
Trzecim i chyba najważniejszym celem tego sakramentu jest pomoc potrzebna do wykorzystania czasu cierpienia i zachowania godnej postawy. Cierpienie bowiem jest wielką próbą. W chrześcijańskiej religii cierpienie jest przede wszystkim próbą wiary w prawdę, że Bóg jest Miłością. Właśnie w tym momencie potrzebna jest łaska odkrycia sensu cierpienia.
Sakrament namaszczenia chorych pozwala człowiekowi wykorzystać cierpienie dla udoskonalenia własnego i dla zbawienia świata. Przez ten sakrament cierpienie, które jest ciężkim doświadczeniem, nie utrudnia, lecz pomaga w dostępie do Eucharystii.
Nasuwa się logiczny postulat: ilekroć wybieramy się do szpitala, powinniśmy przyjąć namaszczenie chorych. Pobyt w szpitalu łączy się zazwyczaj z cierpieniem. Trzeba więc szukać pomocy Bożej w zrozumieniu i odpowiednim przeżyciu jego tajemnicy. Ludzie w podeszłym wieku, którzy czują się słabo, mogą przystępować do tego sakramentu namaszcenia chorych nawet raz w roku.
11 lutego jest dla niejednego z nas szansą odkrycia całego bogactwa faktu, iż Chrystus w trosce o nasze zdrowie fizyczne, psychiczne i duchowe zostawił nam specjalny sakrament namaszczenia. Warto tego dnia w sposób szczególny dziękować Chrystusowi za tę Jego pełną miłości pamięć o wszystkich chorych. A jeśli nas samych dotyka – niezależnie od wieku – jakieś cierpienie, poprośmy o udzielenie tego sakramentu. Jest to głębokie religijne przeżycie, które umacnia człowieka, dodaje sił i umożliwia zachowanie chrześcijańskiej postawy w godzinach cierpienia.
ks. Paweł Staniszewski/Tygodnik Niedziela
________________________________
Boża Matko, która dałaś nam cudowne miejsce w Lourdes, prosimy Cię, abyśmy byli wrażliwi na ludzkie cierpienie i mieli serce dobrego Samarytanina, który nie tylko zaopiekował się poranionym, ale i gospodarza gospody zachęcił: “Miej o nim staranie” (Łk 10, 35). W loretańskiej litanii wołamy do Ciebie: Uzdrowienie chorych, bo Ty, Boleściwa Matko, najlepiej wiesz co to jest cierpienie i czym jest ból nie tylko ciała, ale i ducha. Uproś siłę i odwagę dźwigającym swoją niemoc, aby wpatrując się w Ukrzyżowanego Twojego Syna zobaczyli, że wybawienie przyszło i wciąż przychodzi przez krzyż.
_________________________________
Dzień Matki Bożej z Lourdes. “Na świecie istnieje miłość silniejsza od śmierci, od naszych grzechów i słabości”
Ustanowiony przez św. Jana Pawła II Światowy Dzień Chorego, który przypada 11 lutego, we wspomnienie objawienia Matki Bożej w Lourdes, obchodzony jest w tym roku pod hasłem “Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”.
Światowy Dzień Chorego został ustanowiony przez papieża dla całego Kościoła powszechnego 13 maja 1992 r. w liście do ówczesnego przewodniczącego Papieskiej Rady Duszpasterstwa Pracowników Służby Zdrowia kard. Fiorenzo Angeliniego. Ojciec Święty wyraził pragnienie, aby jeden dzień w roku był poświęcony “modlitwie, refleksji i dostrzeżeniu miejsca tych, którzy cierpią na duszy i na ciele”.
Wyznaczył na ten dzień datę 11 lutego – wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. W 1858 roku, w cztery lata po ogłoszeniu przez Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, Matka Boża ukazała się ubogiej pasterce, św. Bernadecie Soubirous, w Grocie Massabielskiej w Lourdes. Podczas osiemnastu objawień, w okresie od 11 lutego do 16 lipca.
“Maryja rozpoczęła spotkanie z Bernadetą od znaku Krzyża, który w pewnym sensie jest syntezą naszej wiary” – zwrócił uwagę papież Benedykt XVI, 14 września 2008 – w czasie swojej pielgrzymki do Francji z okazji 150 rocznicy objawień w Lourdes.
“Maryja mówi nam przez to, “że na świecie istnieje miłość silniejsza od śmierci, od naszych grzechów i słabości.(…) Zachęca wszystkich ludzi dobrej woli, wszystkich, którzy cierpią na duchu i na ciele, by podnosili oczy na Jezusowy Krzyż i w nim odnajdywali źródło życia, źródło zbawienia” – tłumaczył papież.
W czasie objawienia 24 lutego 1858 Maryja dała Bernadecie nakaz: “Proście Boga o nawrócenie grzeszników”. Potem zapytała ją, czy “byłoby jej trudno uklęknąć i pocałować ziemię w akcie pokuty za grzeszników”. Tym samym Matka Boża zwróciła uwagę, że człowiek jest odpowiedzialny za zbawienie innych.
W Lourdes Maryja nie nakazała Bernadecie przychodzić do groty, lecz zapytała ją, “czy byłaby tak dobra, by to uczynić”. Nie żądała także odmawiania różańca, ale sama dyskretnie, modląc się, zachęcała swym przykładem.
“Biała Pani” wskazała także dziewczynce miejsce, z którego wytrysnęło źródło. Wkrótce mieszkanka Lourdes umoczyła sparaliżowaną rękę w wodzie wypływającej ze źródła i została uleczona. Pierwszy cud zapoczątkował szereg innych.
18 stycznia 1862 roku komisja biskupa z Targes po wielu badaniach ogłosiła dekret, że “można dać wiarę” zjawiskom, jakie się przydarzyły w Lourdes. W roku 1864 ks. proboszcz Peyramale przystąpił do budowy świątyni. W roku 1875 poświęcił ją uroczyście abp Paryża Guibert. W uroczystości tej wzięło udział: 35 arcybiskupów i biskupów, 3 tys. kapłanów i 100 tys. wiernych. W roku 1891 papież Leon XII ustanowił święto Objawienia się Matki Bożej w Lourdes, które św. Pius X w 1907 r. rozciągnął na cały Kościół. Lourdes jest obecnie słynnym miejscem pielgrzymkowym, do którego przybywają tysiące ludzi, by czcić Matkę Bożą jako Uzdrowienie Chorych.
“Sanktuarium w Lourdes ma być przede wszystkim miejscem spotkania z Bogiem na modlitwie, a także miejscem służby braciom, w szczególności przez przyjmowanie chorych, ubogich i wszystkich cierpiących. W tym miejscu Maryja przychodzi do nas jak Matka, zawsze gotowa pomagać swym dzieciom. Przez blask Jej oblicza przebija Boże miłosierdzie” – powiedział papież Benedykt XVI 14 września 2008 r.
Od blisko 150 lat Lourdes gości każdego roku ponad 6 mln pielgrzymów i zwiedzających. Pandemia koronawirusa zatrzymała ruch pielgrzymkowy. 17 marca 2020 roku po raz pierwszy od początku objawień sanktuarium zostało zamknięte i wprowadzono modlitwę za pośrednictwem Internetu.
Sanktuarium poinformowało w komunikacie, że w tym roku, w piątek, grota w Lourdes zostanie udostępniona pielgrzymom. Będą mogli wejść do bazyliki Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, dotknąć Skały Massabielle i zbliżyć się do cudownego źródła – poinformowało sanktuarium w komunikacie.
Hasłem papieskiego orędzia na 30. Światowy Dzień Chorego są słowa “Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”.
Franciszek zwraca uwagę, że “chory jest zawsze ważniejszy od choroby” i “trzeba wsłuchać się w głos pacjenta, jego lęki i obawy”. “Nawet wtedy, gdy nie można wyleczyć, zawsze można otoczyć opieką, zawsze można pocieszyć, zawsze można sprawić, by pacjent poczuł bliskość, która świadczy o zainteresowaniu osobą bardziej niż jej chorobą” – wskazał papież.
Zaznaczył, że “w czasie, kiedy panuje kultura odrzucania, a życie nie zawsze jest uznawane za godne przyjęcia i przeżywania” katolickie instytucje opieki zdrowotnej nazwał “domami miłosierdzia”, które “mogą być przykładem ochrony i troski o każde istnienie, nawet najbardziej kruche, od jego początku aż po naturalny kres”.
Papież podkreślił, że “bliskość wobec chorych i ich duszpasterstwo nie jest zadaniem tylko niektórych duszpasterzy specjalnie przygotowanych”. “Odwiedzanie chorych jest zaproszeniem skierowanym przez Chrystusa do wszystkich Jego uczniów” – napisał w orędziu Franciszek.
Głównym uroczystościom 11 lutego w stołecznym sanktuarium Matki Bożej z Lourdes o godz. 11.00 będzie przewodniczył bp Jacek Grzybowski. W trakcie liturgii będzie udzielany sakrament namaszczenia chorych, który wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest sakramentem udzielanym osobom umierającym.
Kodeks Prawa Kanonicznego wskazuje, że sakrament namaszczenia chorych można przyjmować kilka razy w ciągu życia. Dotyczy to osób, które “po wyzdrowieniu znowu ciężko zachorują lub jeśli w czasie trwania tej samej choroby niebezpieczeństwo stanie się poważniejsze” – czytamy w dokumencie. Mogą go również przyjąć osoby w sędziwym wieku.
Gość Niedzielny
____________________________________________________________________________
ŚW. JAN PAWEŁ II – DWUKROTNY PIELGRZYM DO LOURDES
Św. Jan Paweł II jako pierwszy papież w historii odwiedził Lourdes i to dwukrotnie. Pierwszy raz w 1983 r., a drugi w 2004 r. i była to jego ostatnia podróż zagraniczna. Żadnemu z jego poprzedników to się nie udało. Za każdym razem pragnął, by jego pielgrzymka wyglądała tak jak pielgrzymka każdego spośród sześciu milionów chorych i cierpiących, przybywających do tego sanktuarium. A we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, obchodzone co roku 11 lutego, ustanowił światowy dzień modlitw w intencji ludzi chorych.
Historia Lourdes, małej mieściny, leżącej we Francji u podnóża Pirenejów , która w połowie XIX wieku liczyła zaledwie cztery i pół tysiąca mieszkańców jest zadziwiająca. Nie dochodziła tu nawet kolej. Kobiety i dzieci w większości zajmowały się wypasaniem owiec i krów, a mężczyźni pracą w pobliskim kamieniołomie. Dziś Lourdes to prawie dwudziestotysięczne miasteczko, corocznie odwiedzane przez blisko sześć milionów osób. Pielgrzymi przychodzą do groty, aby napić się wody ze źródła, które wytrysnęło podczas dziewiątego objawienia Bernadetcie Soubirous.
Od czasu objawień Matki Bożej, czyli od 1858 r. do Biura Lourdes ds. Obserwacji Medycznej zgłoszono ponad siedem tysięcy cudów, z których oficjalnie uznanych zostało siedemdziesiąt.
Pierwszy z cudów miał miejsce podczas siedemnastego objawienia i dotyczył bohaterki tych wydarzeń – samej Bernadety Soubirus. Nazwano go „cudem świecy”. Wszyscy zebrani widzieli jak dziewczynka modliła się w ekstazie, a palce jej prawej ręki wyciągniętej w kierunku Niepokalanej zanurzone były w płomieniu świecy i to aż przez szesnaście minut, bo tyle trwało objawienie. Zdarzenie obserwował miejscowy lekarz, doktor Pierre Dozous, który zbadał dłoń Bernadety i nie znalazł tam jakichkolwiek znaku poparzenia.
Wiele czasu upłynęło zanim Kościół oficjalnie uznał objawienia w Lourdes. Bernadeta Soubirous musiała znieść wiele cierpień, szykan i prześladowań z tego powodu. Wstąpiła do zakonu Sióstr Miłosierdzia w Nevers i tam zmarła w wieku 35 lat. Jej ciało nie uległo rozkładowi i zachowało się do dzisiaj. Można je oglądać w szklanej trumnie w kaplicy klasztoru w Nevers.
Urodziła się w rodzinie biednego młynarza. Nie była zbyt rozgarnięta, za to niezwykle chorowita. Astma odbierała jej siły. Nie umiała czytać ani pisać i posługiwała się dialektem. Nie znała prawd wiary i miała poważne problemy w opanowaniu katechizmu, ale odznaczała się żarliwą wiarą.
11 lutego 1858 roku, jak co dzień razem z siostrą i koleżanką, zbierała chrust na opał. Gdy została sama, nieopodal groty Massabielle, czyli „starej skały” – usłyszała jakby podmuch wiatru i zobaczyła wielką światłość, z której wyłoniła się piękna kobieca postać z różańcem w ręku. Gdy towarzyszki Bernadetki zobaczyły ją klęczącą z wzniesionymi oczami ku niebu, śmiały się z niej i drwiły. Początkowo Bernadeta nie chciała im nic powiedzieć, ale w końcu uległa natarczywym pytaniom. Prosząc do dochowanie tajemnicy, opowiedziała o „Pięknej Pani”. Już o powrocie do domu dziewczynki wszystko zdradziły, a Bernadetka musiała odbyć rozmowę z matką, która ją ostro zrugała i zabroniła chodzenia do groty. Widząc jednak jej wielką rozpacz zmieniła zdanie po kilku dniach. Już trzy dni później – 14 lutego Bernadeta i jej dwie towarzyszki najpierw poszły do kościoła po wodę święconą, a potem w miejsce pierwszego objawienia. Gdy odmawiały różaniec Matka Boża znowu się ukazała. Wtedy Bernadetka zaczęła ją kropić wodą święconą i mówić: „Jeśli przychodzisz od Boga, zbliż się; jeśli od szatana, idź precz!”. Piękna Pani z uśmiechem na ustach zbliżyła się aż do brzegu wylotu groty i bezgłośnie odmawiała różaniec.
18 lutego Bernadetka wyposażona w papier i atrament poprosiła zjawę o napisanie Jej życzeń na kartce, którą ze sobą przyniosły. Usłyszała: „Pisanie tego, co ci chcę powiedzieć, jest niepotrzebne”. Matka Boża poprosiła, żeby dziewczynka przychodziła w to miejsce przez kolejnych piętnaście dni.
21 lutego, w niedzielę przy grocie razem z Bernadetką stało już kilka tysięcy ludzi. Wtedy Matka Boża prosiła, żeby Bernadetka modliła się za grzeszników.
25 lutego zgromadzeni zobaczyli, jak Bernadetta klęka i całuje ziemię. Na kolanach ruszyła w stronę rzeki, po czym zawróciła do groty. Schyliła się i wydrążyła dołek w suchej ziemi. Po chwili nabrała wody i podniosła do ust. W tym dniu Maryja powtórzyła: „Pokuty! Pokuty! Pokuty!”. Poleciła Bernadecie zjeść roślinę, która tam rosła, iść do źródła, napić się i obmyć się w nim.
Tak opisywała to spotkanie Bernadetka:
„Nie widząc źródła skierowałam się ku rzece. Pani jednak powiedziała mi, że to nie tam, i dała mi znak palcem, abym podeszła pod skałę. Zrobiłam tak. Znalazłam tam zaledwie odrobinę wody, jakby błoto, i z ledwością mogłam jej nabrać. Zaczęłam drążyć ziemię. Po chwili mogłam nabrać wody, ale trzy razy ją wyrzuciłam. Dopiero za czwartym razem mogłam się napić, tak bardzo woda była brudna”.
Źródełko, które wówczas wybiło, nigdy nie wyschło i wciąż jest narzędziem licznych uzdrowień.
Spotkań z Maryją w ciągu paru miesięcy było osiemnaście. Ostatnie miało miejsce 16 lipca 1858 r. W przeciwieństwie do późniejszych objawień w Fatimie Matka Boża nie wyznaczała daty i godziny spotkania. Bernadeta pchana jakąś wewnętrzną siłą szła, by porozmawiać z Piękną Panią, która wzywała ludzi do modlitwy na różańcu i do pokuty.
Podczas trzynastego objawienia powiedziała: „Powiedz księżom, by wzniesiono tu kaplicę”. Bernadeta prośbę tę przekazała miejscowemu proboszczowi. Ten znalazł się w trudnej sytuacji, ponieważ władze kościelne nie życzyły sobie dalszego nagłaśniania tych wydarzeń i zabroniły procesji do groty. Proboszcz polecił Bernadetcie, by przy kolejnym widzeniu zapytała, jak „zjawa” ma na imię. Posłuszna Bernadeta zadała to pytanie, ale nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Zniecierpliwiony ksiądz oznajmił wszystkim, że kaplica zostanie zbudowana, o ile postać wypowie swoje imię.
Kolejne dni nie przyniosły żadnych nowych wiadomości. Ci co nie wierzyli w prawdziwość objawień triumfowali. Ale Bernadetka dalej przychodziła pod grotę i w czasie szesnastego objawienia Matka Boża powiedziała jej: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”. Nie mogła widzieć ta mała analfabetka, że papież zaledwie cztery lata wcześniej ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi. To był dla proboszcza konkretny dowód na prawdziwość tych objawień. Matka Boża w Lourdes potwierdziła nauczanie Kościoła katolickiego.
Matka Boża pragnęła, żeby na to miejsce przybywały pielgrzymki. Już sześć lat później, w roku 1864 przy poświęceniu figury zebrało się sześćdziesiąt tysięcy wiernych. Od roku 1872 się co rok odbywają narodowe pielgrzymki. Pierwsza pielgrzymka Polaków przybyła tam już w roku 1867.
W czasie pielgrzymki do Lourdes w roku 1983 polski papież powiedział:
„Wydaje mi się, że w Lourdes jest obecna szczególna łaska. Posłanie jej proste i jasne, ale podstawowe. Zostało przekazane w sposób szczególnie silny, czysty i przejrzysty przez kilkunastoletnią dziewczynkę o duszy jasnej i odważnej. Znaki są proste: wiatr, który przywodzi na myśl Ducha Świętego w dniu Zesłania, woda oczyszczająca i dająca życie, światło, znak krzyża, modlitwa różańcowa. Od początku chrześcijanie wezwani są, by przybywali tu tłumnie, całym Kościołem”.
Jan Paweł II był pierwszym papieżem, który odwiedził Lourdes. Nawet Jan XXIII, który wyraził takie życzenie, nie zdołał zrealizować tej pielgrzymki.
Na drodze papieża Wojtyły do Lourdes również stawały różne przeszkody. Zamach 13 maja 1981 r., który uniemożliwił jego obecność na odbywającym się w tymże roku Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym.
Dwa dni przed jego przybyciem do Lourdes – 12 sierpnia 1983 r., miał miejsce akt wandalizmu przy pierwszej stacji Drogi Krzyżowej eksplodowała bomba. Wbrew wszelkim przeszkodom papież wołał w Lourdes:
„Niech nasze modlitwy się złączą, aby ofiarować razem z Maryją gorące błaganie za cały świat. Za wszystkich cierpiących głód, okropności wojny, za wszystkich prześladowanych, za chorych i opuszczonych. W sposób szczególny módlmy się za tych, którzy są prześladowani za wiarę. To Chrystus w nich cierpi”.
Ojciec św. podobnie jak miliony pielgrzymów – zapalił świecę i napił się wody ze źródła. Powiedział wówczas do chorych:
„Chciałbym Was wszystkich objąć, jednego po drugim, w sposób serdeczny moimi ramionami i zapewnić Was, jak bardzo Wam jestem bliski i solidarny z Wami. Czynię to w sposób duchowy, powierzając Was macierzyńskiej miłości Matki Pana i prosząc Ją, by wybłagała Wam Błogosławieństwo i pocieszenie Jej Syna Jezusa”.
13 maja 1992 r., na pamiątkę pierwszego objawienia w Lourdes, 11 lutego – Jan Paweł II ustanowił – Światowy Dzień Chorego. Była to 75 rocznica objawień w Lourdes i jednocześnie 11 rocznica zamachu na Placu św. Piotra. Ojciec Święty, ustanawiając Światowy Dzień Chorego, chciał zwrócić uwagę na sens cierpienia, który w kategoriach ludzkich nie jest możliwy do zrozumienia i człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak wobec majestatu choroby z pokorą zwrócić się do lekarza dusz i ciał, jakim jest Jezus Chrystus.
Jan Paweł II kochał chorych i niepełnosprawnych i poświęcał im dużo swojej uwagi. Sam zyskał przydomek „papieża cierpienia”. Cudem przeżył zamach na Placu św. Piotra 13 maja 1981 r. i związane z nim liczne zabiegi i operacje, aż wreszcie przyszła ciężka, nieuleczalna choroba z bolesnymi zabiegami medycznymi.
Gdy w 2004 r. przybył po raz drugi do sanktuarium w Lourdes sam był schorowany i cierpiący. Składała się na nią modlitwa różańcowa, procesja z pochodniami i medytacja. Swe pierwsze kroki skierował do Groty Objawień. Długo klęczał, a jego twarz przenikała modlitewna zaduma połączona z wyraźnym śladem cierpienia. Na jego twarzy pojawiły się łzy. Do zebranych chorych powiedział: „Jestem jednym z was. Wasze modlitwy czynię swoimi”.
Druga wizyta w Lourdes w 2004 roku była jego ostatnią podróżą zagraniczną. Na twarzy Ojca św. pojawiły się łzy. Mówił tam o cierpieniu, którego sam doświadczał, a które kryje w sobie wielką tajemnicę. Jan Paweł II wypowiedział wtedy, w przejmujący sposób, znamienne słowa: „Klękając tutaj, przy grocie Massabielskiej, ze wzruszeniem odczuwam, że dotarłem do kresu mej pielgrzymki”.
Lidia Lasota/kalendarz rolników.pl/04.02.2021
__________________________________________________________________
Uzdrowienie chorych
Matka Boża z Lourdes
Był 11 lutego 1858 r. gdy 14-letnia Bernadetta zobaczyła w grocie nieopodal Lourdes Białą Panią. Podczas osiemnastu objawień Maryja wzywała do modlitwy i pokuty oraz prosiła o wybudowanie kościoła w miejscu objawień.
O Lourdes – miasteczku leżącym u stóp Pirenejów – zrobiło się głośno dzięki Matce Bożej. Maryja ukazała się tam w 1858 r. Bernardzie Marii Soubirous, zwanej przez bliskich Bernadetą. Rodzina dziewczyny była bardzo biedna. Sześć osób (rodzice i czworo dzieci) mieszkało w dawnej celi więziennej. Ojciec nie pracował. Zdarzało się, że młodszy brat Bernadety – Jean-Marie z głodu zjadał wosk z kościelnych świec.
Śliczna dziewczyna w białej sukni
11 lutego Bernadeta z siostrą i koleżanką poszła zbierać gałęzie na opał. Przy grocie Massabielskiej zobaczyła unoszącą się nad krzakiem śliczną dziewczynę w białej sukni, która w prawej dłoni trzymała różaniec. Bernadeta, naśladując ją, uczyniła znak krzyża i zaczęła odmawiać różaniec. Biała Pani włączała się w modlitwę tylko na „Chwała Ojcu…”, kończące każdą dziesiątkę. Potem – znikła.
Już wieczorem niemal całe miasteczko wiedziało o dziwnym zjawisku. Matka, nie wierząc Bernadecie, orzekła, że pewnie był to diabeł. „Diabeł nie odmawia różańca” – odpowiedziała rezolutnie dziewczyna. Na kolejnych spotkaniach z Białą Panią towarzyszyły Bernadecie setki, a potem tysiące mieszkańców Lourdes. Podpowiadali jej, o co ma pytać „zjawę”. Bernadeta nawiązała z nią dialog.
„Jestem Niepokalanym Poczęciem”
18 lutego Biała Pani wypowiedziała znamienne słowa: „Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, ale w przyszłym„. Trzy dni później wezwała: „Módlcie się za grzeszników”, a po kolejnych trzech dniach: „Pokutujcie! Pokutujcie! Pokutujcie!”. Prosiła też, by księża wybudowali przy grocie kaplicę, i aby przychodzono tam w procesji. Miejscowy proboszcz domagał się jednak cudu, chciał też poznać imię Białej Pani. Odpowiedź padła 25 marca: „Jestem Niepokalanym Poczęciem”.
Cudowne źródło
Biała Pani wskazała Bernadecie miejsce, z którego wytrysnęło źródło. Wkrótce wydarzył się pierwszy cud: mieszkanka Lourdes umoczyła sparaliżowaną rękę w wodzie wypływającej ze źródła i została uleczona.
Osiemnaście spotkań Bernadety z Białą Panią zakończyło się 16 lipca. Już dwanaście dni później miejscowy biskup powołał komisję, która miała zbadać sprawę rzekomych objawień Matki Bożej. 18 stycznia 1862 r. w imieniu Kościoła orzekł o ich autentyczności.
Zakończona misja
Trzy lata później Bernadeta rozpoczęła nowicjat u sióstr posługujących chorym (Soeurs de la Charité et de l’Instruction Chrétienne de Nevers). W 1866 r. na zawsze opuściła Lourdes – przeniosła się do domu zgromadzenia w Nevers. – Moja misja w Lourdes jest skończona – oświadczyła. Rok później złożyła śluby zakonne. Została pomocnicą pielęgniarki w klasztornej infirmerii.
Z pokorą znosiła upokorzenia ze strony innych sióstr, którym nie mieściło się w głowie, że Matka Boża mogła ukazać się prostej dziewczynie. Zdrowie Bernadety stale się pogarszało. Ostatnie pół roku spędziła w łóżku, które nazywała „białą kaplicą”. Umarła 16 kwietnia 1879 r. Miała zaledwie 35 lat.
Po beatyfikacji w 1925 r., jej nienaruszone ciało umieszczono w relikwiarzu, w kaplicy klasztoru Saint-Gildard w Nevers, a osiem lat później została kanonizowana.
70 cudów
Od pierwszego uzdrowienia, 1 marca 1858 r., chorzy napływają do Lourdes, spodziewając się uzdrowienia ciała lub szukając sił do znoszenia cierpienia. Kościół katolicki uznał oficjalnie 70 cudów i ok. 7 tys. uzdrowień, których nie da się wyjaśnić naukowo. Siedem pierwszych cudów odegrało rolę w uznaniu objawień za prawdziwe.
Od 1905 r. w sanktuarium działa biuro lekarskie, przyjmujące zgłoszenia przypadków uzdrowień i przeprowadzające wstępną konsultację wśród lekarzy obecnych w Lourdes. Jeśli wynik wstępnego dochodzenia jest pozytywny, sprawa jest przekazywana komitetowi medycznemu, który istnieje od 1947 r. Po przeprowadzeniu własnego dochodzenia wydaje on orzeczenie, że dany przypadek jest (lub nie jest) niewytłumaczalny według aktualnego stanu wiedzy medycznej.
Lourdes – miejsce pielgrzymek
Związek chorych z pirenejskim sanktuarium spowodował, że gdy w 1992 r. Jan Paweł II ustanowił Światowy Dzień Chorego, na jego datę wybrał dzień pierwszego objawienia Matki Bożej w Lourdes. Tam też, w 1993, 2004 i 2008 r. odbyły się centralne obchody tego Dnia.
Do Lourdes przybywają nie tylko chorzy. Od 1873 r. odbywa się francuska pielgrzymka narodowa organizowana z inicjatywy ojców asumpcjonistów. W pierwszej pielgrzymce wzięły udział 492 osoby. Dziś pątników jest 6-8 tys.
Od ponad 60 lat do Lourdes przybywa też międzynarodowa pielgrzymka wojskowa. W pierwszej, w 1958 r., uczestniczyli wyłącznie żołnierze francuscy i niemieccy. W następnych latach do udziału w pielgrzymce zapraszani byli żołnierze z innych krajów europejskich oraz Ameryki Północnej i Australii. Polska była w 1991 r. pierwszym krajem z byłego bloku komunistycznego, którego żołnierze uczestniczyli w pielgrzymce.
Pokutujcie!
Na 52 hektarach w sanktuarium znajdują się 22 miejsca kultu. Do najczęściej odwiedzanych należą: grota, górujące nad nią bazylika Niepokalanego Poczęcia i bazylika Różańcowa, oraz podziemna bazylika św. Piusa X. Tę ostatnią poświęcił w 1958 r. legat papieski kard. Angelo Giuseppe Roncalli, który kilka miesięcy później został papieżem. Wymagane przez liturgię trzy okrążenia świątyni wykonał w odkrytym samochodzie. Gdy dziennikarze poprosili go o kilka słów do Francuzów, bez wahania powtórzył słowa Matki Bożej: „Pokutujcie! Pokutujcie! Pokutujcie!”.
Pielgrzymom przybywającym do Lourdes na stałe posługuje 30 kapelanów, pochodzących z różnych diecezji i zgromadzeń zakonnych, a także siostry z pięciu zgromadzeń. Wspomaga im 300 stałych i 100 sezonowych pracowników świeckich i ok. 7 tys. wolontariuszy.
Paweł Bieliński/KAI, zś/Stacja7
_____________________________________________________
***
„Głupia prostaczka”, której objawiła się Maryja. Poruszająca historia Bernadety Soubirous
Bernadeta wciąż trwała przy danej jej przez Maryję słodko-gorzkiej obietnicy: „Obiecuję ci szczęście, ale nie na tej ziemi” i to pewnie z niej czerpała siły do przyjmowania z dziękczynieniem cierpienia i upokorzeń.
Od pierwszego objawienia w Lourdes w lutym 1858 roku ludzie traktowali małą wizjonerkę jak dzikie zwierzątko. Zresztą, po pewnym czasie Bernadeta sama czuła się zaszczuta. Ciągle ktoś chciał z nią rozmawiać, dyskutować albo przynajmniej na nią popatrzeć.
Bernadeta Soubirous schowała się w… klasztorze
Nie chciała sobą przesłaniać treści samych objawień – była świadoma, że teraz przyszedł czas działania Maryi. Rozwiązanie wkrótce przyszło samo: niewiele po ostatniej wizji zachorowała na zapalenie płuc. Leczyła się w szpitaliku Sióstr Miłosierdzia z Nevers i musiało to być dobre doświadczenie, bo postanowiła wstąpić do tego zgromadzenia i tak uciec przed ciekawskimi.
Nie miała wykształcenia i była prosta w obejściu, więc nadawała się tylko do tzw. drugiego chóru, czyli sióstr pracujących fizycznie. Jednak równocześnie była chora na astmę i ogólnie słabego zdrowia, co wykluczało ciężkie prace. Przyjęto ją dzięki protekcji biskupa miejsca. Próg klasztoru przekroczyła 7 lipca 1866 roku wraz z dwiema innymi aspirantkami, mając 22 lata.
Na drugi dzień przełożone zebrały całą wspólnotę (trzysta sióstr) w głównej sali i Bernadeta po raz pierwszy i ostatni opowiedziała im historię objawień. Od tego momentu miała być jedną z sióstr, a do tematu wizji nie wolno było wracać. Przynajmniej w gronie sióstr, bo do furty wciąż pukali dziennikarze (ci byli odsyłani) i osoby duchowne, w tym historycy, którzy „przesłuchiwali” s. Marię Bernardę. Cierpliwie odpowiadała na wciąż te same pytania i opowiadała wciąż i wciąż swoją historię.
Dlaczego Maryja nie objawiła się komuś wykształconemu?
Jednocześnie była w formacji. Jej bezpośrednią przełożoną była siostra ze szlacheckiej rodziny. Nie potrafiła zrozumieć, czemu Maryja objawiła się właśnie takiej „głupiej prostaczce”, a nie komuś z wysokiego rodu lub przynajmniej dobrze wykształconemu. Prawie do końca życia odrzucała prawdziwość tych wizji, a samą wizjonerkę uważała za małą spryciarkę, która chciała zwrócić na siebie uwagę i coś zyskać na twierdzeniu, że widziała Matkę Boga.
Dlatego wyłapywała jej najmniejsze potknięcia, nie dawała zwolnień od obowiązków i do granic nerwicy natręctw pilnowała, czy Bernadeta wypełnia regułę. Wizjonerka przyjmowała to w pokorze, nawet fakt, że wciąż odkładano jej śluby wieczyste. Złożyła je prawie cudem – ponieważ przy kolejnym ataku choroby obawiano się, że umrze, dano jej zezwolenie na nie. Bernadeta tym razem jeszcze nie zmarła, ale śluby były już ważne.
Praca św. Bernadety w szpitalu
Wcześniej jednak było kilkanaście lat pracy w szpitalu, najpierw jako pomoc pielęgniarki, a potem jako siostra odpowiedzialna za szpital. Sama schorowana – do astmy wkrótce dołączył nowotwór kolana i gruźlica – doskonale rozumiała słabość innych. Chorzy byli zachwyceni jej delikatnością i wyczuciem. Miała w sobie wiele naturalnej radości i przyjazny sposób bycia. Siostry do niej lgnęły, szczególnie aspirantki i postulantki.
Uważała się za ograniczoną i mało zdolną intelektualnie. Nie szukała wielkości. Świadczy o tym choćby następująca historia: ktoś przyniósł do klasztoru w Nevers informację, że w Lourdes można kupić zdjęcia Bernadety. Opłata za ich nabycie była śmiesznie mała. Wizjonerka skwitowała to słowami: „Widocznie tyle jestem warta”.
Modlitwa – najważniejsze zadanie Bernadety
Jednocześnie wciąż trwała przy danej jej przez Maryję słodko-gorzkiej obietnicy: „Obiecuję ci szczęście, ale nie na tej ziemi” i to pewnie z niej czerpała siły do przyjmowania w pokoju i z dziękczynieniem cierpienia fizycznego i upokorzeń.
Jednym z ostatnich była chwila przydzielania nowym profeskom wieczystym ich miejsca w zgromadzeniu. Była wtedy wśród nich i s. Soubirous, jednak przełożone jakby o niej zapomniały. Dopiero biskup zwrócił uwagę, że jej nie dano żadnego miejsca. Zapytał więc, co umie. Odparła, że nic, tylko się modlić. Więc ordynariusz wyznaczył jej jako zadanie w zakonie modlitwę.
Zmarła 16 kwietnia 1879 roku w wieku zaledwie 33 lat. Został po niej malutki notatnik duchowy, a w nim piękny duchowy „testament” – spisany niewiele przed śmiercią hymn dziękczynienia. Za wszystko.
Elżbieta Wiater/Aleteia.pl
Testament Bernadety Soubirous
Za biedę, w jakiej żyli mama i tatuś, za to, że się nam nic nie udawało, za upadek młyna, za to, że musiałam pilnować dzieci, stróżować przy owcach, za ciągłe zmęczenie… dziękuje Ci, Jezu.
Za dni, w który przychodziłaś, Maryjo, i za te, w które nie przyszłaś – nie będę Ci się umiała odwdzięczyć, jak tylko w raju. Ale i za otrzymany policzek, za drwiny, za obelgi, za tych, co mnie mieli za pomyloną, za tych, co mnie posądzali o oszustwo, za tych, co mnie posądzali o robienie interesu… dziękuje Ci, Matko.
Za ortografię, której nie umiałam nigdy, za to, że pamięci nigdy nie miałam, za moją ignorancję i za moją głupotę, dziękuję Ci.
Dziękuję Ci, ponieważ gdyby było na ziemi dziecko o większej ignorancji i większej głupocie, byłabyś je wybrała…
Za to, że moja mama umarła daleko, za ból, który odczuwałam, kiedy mój ojciec, zamiast uścisnąć swoją małą Bernadetę, nazwał mnie „siostro Mario Bernardo” … dziękuję Ci, Jezu. Dziękuję Ci za to serce, które mi dałeś, tak delikatne i wrażliwe, a które przepełniłeś goryczą…
Za to, że matka Józefa obwieściła, że się nie nadaję do niczego, dziękuję…, za sarkazmy matki mistrzyni, jej głos twardy, jej niesprawiedliwości, jej ironię i za chleb upokorzenia… dziękuję.
Dziękuję za to, że byłam tą uprzywilejowaną w wytykaniu mi wad, tak że inne siostry mówiły: „Jak to dobrze, że nie jestem Bernadetą”.
Dziękuję, za to, że byłam Bernadetą, której grożono więzieniem, ponieważ widziałam Ciebie, Matko… tą Bernadetą tak nędzną i marną, że widząc ją, mówili sobie: „To ta ma być Bernadeta, którą ludzie oglądali jak rzadkie zwierzę?”.
Za to ciało, które mi dałeś, godne politowania, gnijące…, za tę chorobę, piekącą jak ogień i dym, za moje spróchniałe kości, za pocenie się i gorączkę, za tępe ostre bóle… dziękuję Ci, mój Boże.
I za tę duszę, którą mi dałeś, za pustynię wewnętrznej oschłości, za Twoje noce i Twoje błyskawice, za Twoje milczenie i Twe pioruny, za wszystko. Za Ciebie – i gdy byłeś obecny, i gdy Cię brakowało… dziękuję Ci, Jezu.
_______________________________________________________________________________________
Najświętszej Maryi Panny z Lourdes
Historia objawień
O Lourdes – miasteczku leżącym u stóp Pirenejów – zrobiło się głośno dzięki Matce Bożej. Maryja ukazała się tam w 1858 r. Bernardzie Marii Soubirous, zwanej przez bliskich Bernadetą. Rodzina dziewczyny była bardzo biedna. Sześć osób (rodzice i czworo dzieci) mieszkało w dawnej celi więziennej. Ojciec nie pracował. Zdarzało się, że młodszy brat Bernadety – Jean-Marie z głodu zjadał wosk z kościelnych świec.
Bernadeta była ładną dziewczyną, jednak po przebytej chorobie nie rosła. Miała tylko 140 cm wzrostu. Chorowała na astmę. Nie umiała czytać ani pisać, mówiła tylko miejscowym dialektem. Nauka sprawiała jej trudność. W wieku 14 lat chodziła do szkoły razem z siedmiolatkami, aby lepiej poznać katechizm. Inaczej nie zostałaby dopuszczona do I Komunii świętej.
11 lutego Bernadeta z siostrą i koleżanką poszła zbierać gałęzie na opał. Przy grocie Massabielskiej zobaczyła unoszącą się nad krzakiem śliczną dziewczynę w białej sukni, która w prawej dłoni trzymała różaniec. Bernadeta, naśladując ją, uczyniła znak krzyża i zaczęła odmawiać różaniec. Biała Pani włączała się w modlitwę tylko na „Chwała Ojcu”…, kończące każdą dziesiątkę. Potem – znikła.
Już wieczorem niemal całe miasteczko wiedziało o dziwnym zjawisku. Matka, nie wierząc Bernadecie, orzekła, że pewnie był to diabeł. – Diabeł nie odmawia różańca – odpowiedziała rezolutnie dziewczyna. Na kolejnych spotkaniach z Białą Panią towarzyszyły Bernadecie setki, a potem tysiące mieszkańców Lourdes. Podpowiadali jej, o co ma pytać „zjawę”. Bernadeta nawiązała z nią dialog.
18 lutego Biała Pani wypowiedziała znamienne słowa: „Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, ale w przyszłym”. Trzy dni później wezwała: „Módlcie się za grzeszników”, a po kolejnych trzech dniach: „Pokutujcie! Pokutujcie! Pokutujcie!”. Prosiła też, by księża wybudowali przy grocie kaplicę, i aby przychodzono tam w procesji. Miejscowy proboszcz domagał się jednak cudu, chciał też poznać imię Białej Pani. Odpowiedź padła 25 marca: „Jestem Niepokalanym Poczęciem”.
Biała Pani wskazała Bernadecie miejsce, z którego wytrysnęło źródło. Wkrótce wydarzył się pierwszy cud: mieszkanka Lourdes umoczyła sparaliżowaną rękę w wodzie wypływającej ze źródła i została uleczona.
18 spotkań Bernadety z Białą Panią zakończyło się 16 lipca. Już 12 dni później miejscowy biskup powołał komisję, która miała zbadać sprawę rzekomych objawień Matki Bożej. 18 stycznia 1862 r. w imieniu Kościoła orzekł o ich autentyczności.
Trzy lata później Bernadeta rozpoczęła nowicjat u sióstr posługujących chorym (Soeurs de la Charité et de l’Instruction Chrétienne de Nevers). W 1866 r. na zawsze opuściła Lourdes – przeniosła się do domu zgromadzenia w Nevers. – Moja misja w Lourdes jest skończona – oświadczyła. Rok później złożyła śluby zakonne. Została pomocnicą pielęgniarki w klasztornej infirmerii.
Z pokorą znosiła upokorzenia ze strony innych sióstr, którym nie mieściło się w głowie, że Matka Boża mogła ukazać się prostej dziewczynie. Zdrowie Bernadety stale się pogarszało. Ostatnie pół roku spędziła w łóżku, które nazywała „białą kaplicą”. Umarła 16 kwietnia 1879 r. Miała zaledwie 35 lat.
Po beatyfikacji w 1925 r., jej nienaruszone ciało umieszczono w relikwiarzu, w kaplicy klasztoru Saint-Gildard w Nevers, a osiem lat później została kanonizowana.
69 cudów
Od pierwszego uzdrowienia, czyli od 1 marca 1858 r. chorzy napływają do Lourdes, spodziewając się uzdrowienia ciała lub szukając sił do znoszenia cierpienia. Kościół katolicki uznał oficjalnie 69 cudów spośród prawie 7 tys. uzdrowień, nie dających się wyjaśnić naukowo. Siedem pierwszych cudów przyczyniło się do uznania objawień za prawdziwe.
Od 1905 r. działa w sanktuarium biuro, przyjmujące zgłoszenia przypadków uzdrowień i przeprowadzające wstępną konsultację wśród lekarzy obecnych w Lourdes. Jeśli wynik wstępnego dochodzenia jest pozytywny, sprawę przekazuje się Międzynarodowemu Komitetowi Medycznemu, który istnieje od 1947 r. Po przeprowadzeniu dochodzenia wydaje on orzeczenie, że dany przypadek jest (lub nie jest) niewytłumaczalny według aktualnego stanu wiedzy medycznej.
W 2006 r. Komitet zaproponował nowe zasady orzekania w tych sprawach. Obok kryteriów naukowych, w ocenie uzdrowień, jakie się tam dokonują, brana jest teraz pod uwagę również wiara osoby uzdrowionej i świadectwo jej życia chrześcijańskiego. Badanie każdego uzdrowienia obejmuje trzy etapy, w wyniku których orzeka się kolejno o uzdrowieniu „niespodziewanym”, „potwierdzonym” i „o charakterze wyjątkowym”.
Pierwszy etap badania przypadku uzdrowienia przez Komitet obejmuje odtworzenie historii choroby, określenie osobowości pacjenta, ocenę, czy dane uzdrowienie przekracza zwyczajowe przewidywania medycyny, i ustalenie okoliczności uzdrowienia. Niektóre sprawy są wówczas odrzucone, a inne są kwalifikowane jako „uzdrowienia niespodziewane”. W tym drugim przypadku biskup diecezji, na której terenie mieszka osoba uzdrowiona, zostaje poinformowany, że taki fakt miał miejsce i że prowadzone są w tej sprawie badania. W 2005 r. 40 osób odpowiadało w Lourdes kryterium „uzdrowienia niespodziewanego”.
Drugi etap, dotyczący już wyłącznie „uzdrowień niespodziewanych”, polega na studiach porównawczych całej dokumentacji medycznej sprzed uzdrowienia i po nim, aby – przy udziale większej liczby ekspertów – potwierdzić „niecodzienny charakter” uzdrowienia. W 2005 r. zanotowano pięć przypadków tego typu. Chodzi o osoby cierpiące wcześniej na powypadkowe zwyrodnienie rdzenia, ciężki przypadek choroby Crohna (zapalenie jelita cienkiego), poważne stwardnienie rozsiane, zanik mięśni i raka nerki.
Ostatni, trzeci etap, to uznanie „wyjątkowego charakteru uzdrowienia w obecnym stanie wiedzy naukowej”. Zebrana dokumentacja jest wówczas przekazywana przez biskupa Tarbes-Lourdes ordynariuszowi diecezji osoby uzdrowionej. Obecnie rozpatrywany jest tylko jeden taki przypadek. Chodzi o Francuzkę, która „nie życzy sobie reklamy i pragnie zachować anonimowość”. U kobiety tej stwierdzono złośliwego chłoniaka opłucnej, a także ostrą białaczkę rdzenia kręgowego, połączoną z zaatakowaniem mózgu i nerwu ocznego. Choroby leczono za pomocą chemioterapii, ale bez zadowalającego wyniku. Uzdrowienie nastąpiło bez powikłań ani nawrotów 15 lat temu i zbiegło się z aktami pobożności chorej do Matki Bożej z Lourdes – stwierdza orzeczenie Międzynarodowego Komitetu Lekarskiego.
Zmiany obowiązujących dotąd zasad były konieczne, gdyż, przy obecnym rozwoju medycyny, trudno rozpatrywać przypadki według kryteriów przyjętych w sanktuarium w XIX wieku. Wątpliwości budziło zwłaszcza pojęcie choroby nieuleczalnej oraz wymaganie, aby osoba, która doznała cudownego uzdrowienia, nie była wcześniej leczona. – Każdy z chorych, którzy przyjeżdżają dziś do Lourdes wcześniej przeszedł chemioterapię. Trudno więc określić co jest zasługą medycyny, a co dziełem nadzwyczajnej interwencji Bożej – wyjaśnia współprzewodniczący Komitetu prof. François-Bernard Michel, francuski pneumoalergolog należący do Narodowej Akademii Medycyny.
Obok pojęcia cudu, które nie uległo zmianie, zostało wprowadzone „pojęcie «wiarygodnego świadectwa» osób, których wyleczenie jest związane z Lourdes. Badanie w sprawie uzdrowienia będzie dotyczyć odtąd nie tylko choroby, ale także osoby uzdrowionej i jej świadectwa wiary chrześcijańskiej” – tłumaczy bp Perrier.
Profesor Michel podkreśla, że nie chodzi tu o „cuda z przeceny”, nie ma bowiem mowy o obniżeniu wymogów naukowych w badaniu przypadków uzdrowienia. Brana natomiast będzie pod uwagę zarówno ścisłość naukowa, jak też „wiara i przekonania osoby, która doświadczyła gwałtownej zmiany swego stanu zdrowia”.
Międzynarodowy Komitet Medyczny w Lourdes zamierza też zajmować się przypadkami uleczenia z chorób psychicznych i umysłowych. Wiele osób chorych na depresję czy przeżywających osobiste problemy, po pielgrzymce do tamtejszego sanktuarium odzyskuje ochotę do życia, widzi na nowo jego sens – twierdzi prof. Michel.
Nie tylko chorzy
Związek chorych z pirenejskim sanktuarium spowodował, że gdy w 1992 r. Jan Paweł II ustanowił Światowy Dzień Chorego, na jego datę wybrał dzień pierwszego objawienia Matki Bożej w Lourdes. Tam też, w 1993 i 2004 r. odbyły się centralne obchody tego Dnia.
Sam papież miał odwiedzić sanktuarium w 1981 r., jednak przeszkodził mu w tym zamach na placu św. Piotra. Później Jan Paweł II przyjechał do Lourdes dwukrotnie – w 1983 i 2004 r. Gdy był tam po raz ostatni, kilka miesięcy przed śmiercią, siedząc na wózku inwalidzkim jako „chory pośród chorych”, drżącym głosem wypowiedział przejmujące słowa: „Ze wzruszeniem odczuwam, że dotarłem do kresu mej pielgrzymki”. Zapalił świecę i napił się wody ze źródła w grocie Massabielskiej – tak jak czynią to wszyscy pielgrzymi.
Do Lourdes przybywają jednak nie tylko chorzy. Od 1873 r. odbywa się francuska pielgrzymka narodowa organizowana z inicjatywy ojców asumpcjonistów. W pierwszej pielgrzymce wzięły udział 492 osoby. Dziś pątników jest 6-8 tys.
Od niemal pół wieku do Lourdes przybywa też międzynarodowa pielgrzymka wojskowa. W pierwszej, w 1958 r., uczestniczyli wyłącznie żołnierze francuscy i niemieccy. W następnych latach do udziału w pielgrzymce zapraszani byli żołnierze z innych krajów europejskich oraz Ameryki Północnej i Australii. Polska, w 1991 r., była pierwszym krajem z byłego bloku komunistycznego, którego żołnierze uczestniczyli w pielgrzymce.
Sanktuarium w Lourdes jest też miejscem narodzin ogólnoświatowego ruchu osób niepełnosprawnych „Wiara i Światło”, założonego przez Jeana Vaniera wraz z Marie-Helene Mathieu. Powstał on podczas pierwszej międzynarodowej pielgrzymki osób niepełnosprawnych umysłowo, ich rodzin i przyjaciół do sanktuarium Matki Bożej w Lourdes na Wielkanoc 1971 roku.
„Droga jubileuszowa”
Ordynariusz Tarbes-Lourdes podkreśla, że obchody tegorocznego Roku Jubileuszowego zostały organizowane w perspektywie nowej ewangelizacji. „Sanktuaria i pielgrzymki zajmują obecnie ważne miejsce w życiu religijnym, szczególnie osób bardzo oddalonych od codziennych praktyk religijnych. Sanktuaria są miejscem cichej ewangelizacji” – zauważa bp Jacques Perrier. Na temat atrakcyjności sanktuariów dyskutowali uczestnicy Kongresu Maryjnego i Mariologicznego, jaki odbył się w Lourdes w dniach 4-8 września 2008 r. pod hasłem „Objawienia Matki Bożej: między historią, wiarą i teologią”.
Bogaty kalendarz Roku Jubileuszowego obejmował też m.in. sympozjum nt. aktualności orędzia z Lourdes dziś i w przyszłości, Festiwal Muzyki Sakralnej i jubileuszową 50. Międzynarodową Pielgrzymkę Wojskową. Przez cały rok są tam również przyjmowane pielgrzymki narodowe, m.in. francuska, portugalska, tamilska, cygańska i pielgrzymka anglofonów.
Chorzy przybywający do Lourdes mogą przejść „drogę jubileuszową”. Rozpoczyna się ona przy chrzcielnicy w kościele parafialnym, gdzie została ochrzczona Bernadeta Soubirous, aby uświadomić sobie, że przede wszystkim była ona chrześcijanką, a nie wizjonerką. Następnymi etapami drogi są: ubogie domostwo rodziny Soubirous, co pomoże w zrozumieniu Bożych wyborów, oraz grota Massabielska, gdzie można przypomnieć sobie treść objawień lourdzkich, wzywających do pokuty za grzeszników i potwierdzających niepokalane poczęcie Maryi. „Droga jubileuszowa kończy się w kaplicy hospicjum, gdzie Bernadeta przyjęła I Komunię św., co oznacza, że cały szlak prowadzi od chrztu do Eucharystii” – wyjaśnia bp Perrier.
Z okazji jubileuszu br. Jean-Paul Lécot skomponował mszę. Natomiast o. Ivan Rupnik wykonał mozaiki na fasadzie bazyliki Matki Bożej Różańcowej, przedstawiające tajemnice światła.
Pielgrzymom przybywającym do Lourdes na stałe posługuje 30 kapelanów, pochodzących z różnych diecezji i zgromadzeń zakonnych, a także siostry z pięciu zgromadzeń i jednego stowarzyszenia świeckich. Wspomaga ich niemal 300 stałych i ponad 100 sezonowych pracowników świeckich oraz ok. 7 tys. wolontariuszy. Roczny budżet sanktuarium wynosi 18 mln euro (ok. 90 mln zł), z których 90 proc. pochodzi z ofiar pielgrzymów, darowizn i spadków.
Lourdes należy na najliczniej odwiedzanych sanktuariów maryjnych w Europie. Corocznie przybywa tam 6 mln osób z całego świata (w okresie od marca do października). W obecnym Roku Jubileuszowym spodziewanych jest ponad 8 mln pielgrzymów.
Na 52 hektarach w sanktuarium znajdują się 22 miejsca kultu. Do najczęściej odwiedzanych należą: grota, górujące nad nią bazylika Niepokalanego Poczęcia i bazylika Różańcowa, oraz podziemna bazylika św. Piusa X. Tę ostatnią poświęcił w 1958 r. legat papieski kard. Angelo Giuseppe Roncalli, który kilka miesięcy później został papieżem. Wymagane przez liturgię trzy okrążenia świątyni wykonał w odkrytym samochodzie. Gdy dziennikarze poprosili go o kilka słów do Francuzów, bez wahania powtórzył słowa Matki Bożej: „Pokutujcie! Pokutujcie! Pokutujcie!”.
KAI/Aleteia.pl
_________________________________________________________________________
Rzeźbiarz Matki Bożej
Dla wielu naszych rodaków przybywających do Lourdes miłym zaskoczeniem jest wiadomość, że cudowna figura Matki Bożej w Grocie Massabielskiej, przed którą już od 140 lat modlą się miliony pielgrzymów, jest dziełem polskiego artysty. Pisał już na ten temat w obszernym artykule Bolesław Żynda w “Przewodniku Katolickim” z 9 lutego 1958 roku. Józef Hugo Fabisch pochodził z polskiej i chrześcijańskiej rodziny. Od rodziców otrzymał w spadku to, co najważniejsze – głęboką wiarę oraz szlachetne i wrażliwe na piękno i dobro serce słowiańskie. Jego matka, Franciszka Agata z domu Salon, urodziła się już we Francji (14 marca 1782 roku), w Eguilles (ujście Rodanu), natomiast ojciec, Karol Fabiś, przyszedł na świat 4 listopada 1759 roku w Andrychowie koło Wadowic. Jak wielu mieszkańców tej miejscowości, z zawodu był tkaczem. Po przybyciu do Francji kontynuuje swój zawód, prowadząc zakład tkacki w Aix-en-Provence. W tym mieście, 19 marca 1812 roku, urodził się im syn Józef.
Nazwisko Fabiś z różnych względów, między innymi ze względu na trudność poprawnego wymawiania przez Francuzów, było przekształcane na Fabish i Fabisch… Sam artysta, jak wynika z dokumentów i listów, podpisywał się Fabisch.
Czas wzrastania i poszukiwań
Jak każdy dobry ojciec, Karol Fabiś pragnął wyuczyć syna zawodu, który sam wykonywał i przekazać mu to, co miał najlepszego – dorobek swego życia, warsztat tkacki.
Jednak, widząc wielkie zdolności artystyczne syna, uszanował jego zamiłowanie i posłał go do miejscowej Szkoły Sztuk Pięknych. Po jej ukończeniu Fabisch podejmuje pracę, najpierw na miejscu, w Aix-en-Provence, a później jako profesor rysunków w liceum i Szkole Sztuk Pięknych w Saint-Etienne.
Przełomowym momentem w jego życiu była podróż do Włoch, zwłaszcza do Rzymu i Florencji, podczas której odkrył swoje powołanie rzeźbiarza.
W 1843 roku wystawia swoją pierwszą pracę “Magnificat”, która obecnie znajduje się w kościele Demi-Lune pod Lyonem. Wkrótce potem (1845) dostaje nominację na profesora rzeźby w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Lyonie.
Jego bardzo liczne dzieła, wystawiane i nagradzane między innymi w Lyonie i Paryżu, można znaleźć przede wszystkim w kościołach Francji i poza jej granicami. W samym Lyonie mamy całą kolekcję jego rzeźb. Figury Fabischa, przedstawiające zwłaszcza Matkę Bożą, znajdujemy na przykład w takich kościołach Lyonu, jak św. Wincentego, św. Franciszka Salezego, św. Nizier, w kościele Szpitala Miejskiego, w kościele św. Polikarpa. Jego dziełem są figura Serca Jezusa Matki Bożej i główny ołtarz, a w katedrze: dwa ołtarze z płaskorzeźbami.
W 1850 roku wygrywa konkurs wśród 32 artystów na figurę Matki Bożej, która umieszczona na wieży bazyliki Fourviére do dzisiaj góruje i czuwa nad Lyonem. To dzieło przynosi jemu największą sławę, tak za swój charakter monumentalny, jak i za zmysł religijny, z którego czerpał natchnienie.
Nawet nagana jest pochwałą
Jego dzieła są oceniane przez krytyków za godne mistrzów starożytnych, średniowiecznych i renesansu. W 1860 roku zostaje wybrany członkiem Akademii Nauk, Literatury i Sztuki w Lyonie. Ojciec Święty Leon XIII za całokształt twórczości religijnej ustanawia go Kawalerem Orderu Grzegorza Wielkiego.
Jedyna nagana, jaka go spotkała, była związana z wykonaniem Muz na zamówienie rządu francuskiego. Przesiąknięty duchem laickim i wrogo nastawiony do Kościoła minister sztuk pięknych, oglądając gotowe rzeźby, z oburzeniem powiedział: “Nawet jego Muzy są klerykalne”. To powiedzenie zachwyciło ks. Peyramale, proboszcza Lourdes: “Muzy klerykalne! To najwznioślejszy sposób oceny i najpiękniejsza pochwała artysty”. Dlatego już 19 sierpnia 1863 r. pisze do swego biskupa Laurence w Tarbess: “Ta figura będzie arcydziełem z punktu widzenia sztuki i jednocześnie będzie przedstawiała Niepokalaną Dziewicę tak, jak Bernadetta Ją widziała”.
Nie bez znaczenia przy wyborze Fabischa był też fakt, że to on właśnie wykonał piękną figurę Matki Bożej z La Salette i przy tej okazji rozmawiał z dziećmi, którym się Maryja ukazała. Posiadał więc ważne doświadczenie, jak to dzieło wykonać.
Biskup Laurence z wielkim zadowoleniem przyjął wiadomość, że Józef Fabisch został wskazany przez fundatorki, panie Lacour, na wykonawcę figury Matki Bożej w Lourdes i kandydaturę tę bardzo chętnie zatwierdził.
17 września 1863 roku przyjechał do Lourdes Józef Fabisch, aby samemu zobaczyć to cudowne miejsce i osobiście od Bernadetty dowiedzieć się, jak wyglądała Najświętsza Dziewica, której figurę miał wykonać. Bernadetta bardzo dokładnie przedstawiła, jak Maryja była ubrana, a nasz genialny artysta w sposób idealny na zawsze to utrwalił w białym, najczystszym kararyjskim marmurze.
Spełnia wszelkie kryteria oceny
Natychmiast po poświęceniu figury Matki Bożej w Grocie Massabielskiej, ksiądz kan. M. Fourcade, sekretarz generalny biskupstwa w Tarbes pisze: “Figura jest wspaniała. Przedstawia wiernie w najdrobniejszych szczegółach moment, w którym Najświętsza Maryja Panna wypowiada słowa: “Jestem Niepokalane Poczęcie””.
Nieco później Norbert Caste-ret, specjalista w tej dziedzinie, okiem znawcy oceni samo artystyczne wykonanie rzeźby: “Suknia, umarszczona wokół szyi i przepasana w talii, jest arcydziełem delikatności, a biały welon, zarzucony na głowę i obejmujący niemal całą postać, jest tak lekki, że zdaje się najsłabszy wietrzyk będzie nim powiewał”.
Podobna była też opinia ks. Blanca, według którego Józef Fabisch w tym wypadku przeszedł samego siebie, wykonując, jak to tylko jest możliwie wiernie i jednocześnie zgodnie z regułami sztuki, najsłynniejszą figurę Maryi, jako Niepokalanego Poczęcia, zwanej powszechnie Matką Bożą z Lourdes.
Dla nas i dla milionów pielgrzymów, którzy już od 140 lat przed figurą Najświętszej Dziewicy nieustannie się modlą i zawsze zostają wysłuchani, ta figura to przede wszystkim święta ikona w rzeźbie, widoczny i prawdziwy znak obecności Tej, która jako Matka Chrystusa i nasza Matka gromadzi nas przy sobie.
ks. Jan Robakowski/Przewodnik Katolicki
_________________________________________________________________________
Zapomniany twórca figury Matki Bożej z Lourdes
Figura Matki Bożej z Lourdes
Próżno szukać o nim informacji w polskich encyklopediach i słownikach. Zwraca na niego uwagę dopiero napisany w języku polskim przez Agatę i Zbigniewa Judyckich, a przetłumaczony na język francuski przez Ryszarda Zienkiewicza słownik biograficzny zatytułowany Polacy we Francji. W notatce na 62 stronie (bez wizerunku postaci) zaznaczono, iż Fabisch Józef Hugo, rzeźbiarz (19 marca 1812, Aix-en-Provence – 7 września, Lyon) (…) wyrzeźbił sławną statuę Matki Bożej do groty w Lourdes.
Kim był?
Niemiecki Allgemeines Lexicon der Bildenden Künstler von der Antike bis zur Gegenwart Begründet von Ulrich Thieme und Felix Becker podaje, że Józef Hugo Fabisch, który urodził się w Aix-en-Provence, tam ukończył Akademię Sztuk Pięknych jako uczeń Simona Saint-Jeana. Później był nauczycielem w Akademii Sztuk Pięknych w Lyonie. Z licznych jego prac leksykon wymienia m.in.: marmurowy posąg Joanny d’Arc jako dziecka (1845), grupę w marmurze Jezus u Marii i Marty (1850) do kościoła Hotel-Dieu w Lyonie, ogromny posąg Najświętszej Maryi Panny w wieży kaplicy Fourviére w Lyonie, przeznaczony do kaplicy w Neuilly posąg Marii Magdaleny, wystawiony w Salonie w Paryżu w 1853 r., a w roku następnym w Salonie w Lyonie i potem jeszcze w Paryżu (1855), medaliony w brązie Ludwika XIII, Henryka IV, Ludwika XIV, Anny Austriaczki, kamienne figury przedstawiające Sprawiedliwość i Prawdę oraz Herkulesa na fasadę ratusza w Lyonie, marmurową grupę Assunta do kościoła św. Franciszka w Lyonie, a w muzeum w Havre figurę Rebeka, wystawianą w paryskim Salonie w 1861 r.
W 1864 r. została ukończona statua Najświętszej Maryi Panny, umieszczona w grocie w Lourdes (pierwotnie ustawiona w krypcie bazyliki). W następnym roku w krypcie bazyliki w Lourdes stanęła grupa kamienna, przedstawiająca św. Dominika, otrzymującego wieniec z róż.
Józef Hugo Fabisz (obok wersji niemieckiej: „Fabisch” istnieje też wersja francuska – „Fabiche”) jest także autorem rozprawy De la Dignité de l’art. (O godności sztuki), przechowywanej w Akademii w Lyonie.
Brakuje informacji o jego rodzinie: – tej, z której pochodził, i którą założył. Data jego urodzin (1812 r.) jest ważna w naszych dziejach, a i miejsce urodzin – Aix-en-Provence (Francja) zdaje się wskazywać, że ojciec był prawdopodobnie polskim żołnierzem napoleońskim i emigrantem.
W dorobku artystycznym Józefa Fabisza zwraca uwagę koncentracja na tematach religijnych i portretach, co pośrednio świadczy o tym, co go najbardziej interesowało, ale i kim byli zamawiający u niego prace. Nie bez znaczenia jest wybór trudnego materiału, jakim jest marmur. Z kolei o wartości estetycznej jego dorobku świadczą odznaczenia: złoty medal za Rebekę i Order Grzegorza Wielkiego.
Statuę Matki Bożej do bazyliki w Lourdes wykonał z marmuru kararyjskiego, chociaż w 1813 r. istniały już trzy dokumenty potwierdzające eksploatację miejscowych złóż piaskowca, marmuru, łupku i wapienia.
Na podkreślenie zasługuje również wielka aktywność artystyczna Józefa Fabisza. Niemiecki leksykon wymienia najważniejsze jego rzeźby, a zatem były także inne, o mniejszym znaczeniu. Pamiętając o jego oddaniu się pracy dydaktycznej, należy dostrzec w tym dowód nie tylko pracowitości, ale i umiłowania zawodu.
Józef Fabisz w pełni zasługuje na przypomnienie w ponad 100 lat po śmierci i w związku z 140. rocznicą istnienia figury Matki Bożej w Lourdes. Ten obowiązek spoczywa przede wszystkim na nas, rodakach, szczególnie na emigracji, zwłaszcza w Lyonie, gdzie są dokumenty jego działalności i ślady pobytu, i gdzie prawdopodobnie żyją także jego potomkowie. Tymczasem przynajmniej w przewodnikach po Lourdes należałoby zamieszczać wzmiankę o Józefie Fabiszu jako twórcy statuy, by w ten sposób ocalić go od zapomnienia.
Barbara Kubicka-Czekaj/Tygodnik Niedziela
_________________________________________________________________
Figura Maryi w grocie Massabielle – polski akcent
sanktuarium w Lourdes
Grota Massabielle, fot. Brunner Emmanuel, Manu25, wikimedia
***
Niedawno w słynnym sanktuarium Maryjnym w Lourdes, u stóp Pirenejów, z okazji Światowego Dnia Chorego zgromadziły się rzesze pielgrzymów. Każdego roku to miejsce nawiedzają miliony ludzi, a wśród nich wielu pielgrzymów z Polski. Przybysze kierują swoje kroki również do groty Massabielle, w której Bernadecie Soubirous osiemnaście razy objawiała się Maryja w 1858 r. Być może jednak wielu pątnikom znad Wisły nie do końca znany jest fakt, że figura Maryi znajdująca się w grocie jest dziełem Józefa Hugona Fabisia – urodzonego we Francji potomka polskiego imigranta.
Józef Hugo Fabiś (fr. Joseph-Hugues Fabisch lub Fabiche) nie jest postacią dobrze znaną w Polsce. Jego nazwiska raczej nie znajdziemy w wielu encyklopediach. Niemniej zapisał się trwale w dzieje sanktuarium w Lourdes. W związku z tym warto przytoczyć najważniejsze fakty dotyczące jego pochodzenia, życia oraz pracy nad słynną dziś na całym świecie figurą Maryi. Jedną z przyczyn wyboru właśnie jego jako autora rzeźby było dość nietypowe zdarzenie.
***
Z ziemi polskiej do Francji
Ojciec Józefa Hugona – Karol Fabiś – urodził się w Andrychowie koło Wadowic 4 listopada 1759 r. Matka artysty – Franciszka Agata z domu Salon – przyszła na świat już we Francji; miało to miejsce 14 marca 1782 r. w Eguilles (ujście Rodanu). Karol Fabiś był tkaczem i w tym zawodzie działał również po przybyciu nad Sekwanę. 19 marca 1812 r., w Aix-en-Provence, gdzie mieścił się zakład tkacki Karola i Franciszki Agaty, urodził się właśnie Józef Hugon, któremu rodzice od dzieciństwa wpajali wrażliwość na piękno i dobro oraz wiarę katolicką i polskie tradycje. To wszystko miało później istotny wpływ na jego twórczość artystyczną. Józef tworzył jako Fabisch (lub Fabiche), gdyż Francuzi mieli problem z poprawną wymową polskiego nazwiska.
Nie tkacz, lecz artysta
Karol Fabiś jak wielu ojców miał wielkie marzenie, żeby syn zastąpił go kiedyś w wykonywanym zawodzie. Jak to się jednak często zdarza wśród dzieci i młodych ludzi, Józef Hugon miał inne zainteresowania niż rodzice, które zostały ostatecznie przez nich zaakceptowane. Po ukończeniu Szkoły Sztuk Pięknych młody artysta znalazł pracę w rodzinnej miejscowości, którą jednak opuścił obejmując stanowisko profesora w Saint-Etienne.
Wśród jego zamiłowań artystycznych na pierwsze miejsce wysunęła się w końcu rzeźba. Na taki kierunek rozwoju zainteresowań duży wpływ miała podróż Józefa do Włoch, gdzie zafascynował się dziełami dłuta wybitnych artystów renesansu.
Pierwszym dziełem Fabischa był „Magnificat”, które możemy podziwiać współcześnie w kościele Demi-Lune pod Lyonem. Generalnie rzecz ujmując liczne prace potomka polskiego imigranta były nagradzane i wystawiane w głównych ośrodkach Francji, jak Paryż czy Lyon. To właśnie w tym drugim mieście, gdzie od 1845 r. pracował, znajdziemy bodaj najwięcej dzieł Józefa Hugona, rozsianych po różnych kościołach. Chyba najsławniejszym z nich jest figura Matki Bożej z wieży bazyliki Fourviére. Ta monumentalna rzeźba została wybrana spośród prac 32 artystów, zgłoszonych do konkursu.
***
Nagana, będąca… pochwałą, u początków figury z Massabielle
Fabisch spotykał się z powszechnym uznaniem (papież Leon XIII ustanowił go nawet Kawalerem Orderu Grzegorza Wielkiego), choć w 1860 r. musiał się zmierzyć z naganą i to nie byle kogo, bo samego francuskiego ministra sztuk pięknych. Fabisch wykonał na zamówienie rządu kilka rzeźb przedstawiających muzy, jednak gdy ujrzał je wspomniany minister, zdeklarowany antyklerykał, miał podobno powiedzieć:
Nawet jego muzy są klerykalne!
Co dla jednego było naganą, dla kogoś innego stało się inspiracją. Ówczesny proboszcz parafii w Lourdes, ks. Peyramale, zachwycił się tą naganą i uznał ją za najwyższą pochwałę:
Muzy klerykalne! To najwznioślejszy sposób oceny i najpiękniejsza pochwała artysty.
W sierpniu 1863 r. proboszcz Lourdes napisał do miejscowego biskupa wskazując osobę Fabischa, który zdawał się być idealnym kandydatem do wykonania figury Maryi. Miał też niebagatelne doświadczenie w rzeźbieniu podobizn Maryi, gdyż była ona jego ulubionym motywem w pracy artystycznej. Stworzył już w tej materii kilka arcydzieł jak wspomniana Maryja z Lyonu oraz rzeźba Matki Boskiej wykonana dla innego sanktuarium francuskiego – w La Salette.
Wykonać niewykonalne
Prócz ks. Peyramale również fundatorki figury, panie Lacour, opowiedziały się za kandydaturą Fabischa, którą biskup Laurence zatwierdził z radością. Józef Hugo Fabisch przybył do Lourdes i m.in. na podstawie rozmów z Bernadetą zebrał potrzebne informacje do stworzenia dzieła, które zdawało się niewykonalne: jak z pomocą ludzkich narzędzi wyrzeźbić podobiznę Maryi, z całym jej ponadnaturalnym pięknem. Artysta na potrzeby swojego dzieła wykorzystał najczystszy kararyjski marmur.
***
I stało się – Józef Fabisch wykonał jedno ze swoich najwspanialszych dzieł, które znalazło uznanie wśród przedstawicieli Kościoła i znawców sztuki. Można powiedzieć, że powstała rzeźba paradoksalna, gdyż w możliwie najdoskonalszy sposób mistrz połączył w niej elementy i prawidła artystycznego fachu z czymś pozaziemskich i absolutnie niezwykłym.
Odwiedzając grotę Massabielle warto chociaż przez chwilę pomyśleć o polskim artyście, który wpisując się w Maryjny nurt narodu polskiego stworzył to cudne dzieło dla największego francuskiego sanktuarium. Warto też westchnąć w jego intencji do Tej, której tak wspaniałą podobiznę stworzył.
W Lourdes znajduje się dom Polskiej Misji Katolickiej, gdzie można się zatrzymać i wybrać do pobliskiego sanktuarium.
Artur Hanula – informacje z Przewodnika katolickiego i Tygodnika Niedziela
__________________________________________________________________________
Lourdes, Polacy i Żydzi. Zaskakujące wątki
O niespodziewanych związkach słynnego miejsca objawień z Żydami, a także z Polską, mówi ks. dr Seweryn Wąsik SJ.
Jarosław Dudała: Podobno figura Matki Bożej w grocie w Lourdes wyszła spod dłuta Polaka?
O. Seweryn Wąsik SJ: Można tak powiedzieć. Historia była taka: żołnierz napoleoński pochodzący z Andrychowa na Podbeskidziu, tkacz pochodzenia żydowskiego po klęsce cesarza osiedla się we Francji. Czy jego rodzina przeszła na katolicyzm – nie wiadomo. Jego syn kształci się w Lyonie. Kończy Akademię Sztuk Pięknych. Zostaje jej profesorem. Jest rzeźbiarzem. Nazywa się Józef Hugo Fabisch (Fabiś).
Proboszcz parafii w Lourdes, ks. Dominique Peyramale prosi go o przygotowanie statui Matki Bożej według wizji Bernadety Soubirous. Ustalają, że figura Matki Bożej będzie miała 1,88 m wysokości, że będzie wykonana z marmuru karraryjskiego. Bernadeta odrzuca kolejne wersje rzeźby. W końcu akceptuje jedną z nich. Córka prof. Fabischa zapamięta, że wrażenie, jakie zrobiła Bernadeta na jej tacie było takie, że on od tej pory codziennie odmawiał różaniec. Lourdes, Grota Massabielska (miejsce objawień).
Zrobiła wrażenie na profesorze artystycznej uczelni?!
Uderzające? Jeszcze bardziej uderzające, jest to, że Bóg przeprowadza swoje sprawy przez serca bardzo proste, a nie przez salony intelektualistów. Bóg nie wybiera dziewczynki z wyższych sfer Paryża, ale wybiera nastolatkę z marginesu. Z rodziny, która nie cieszyła się nawet najmniejszym szacunkiem. Dziś byłaby nazywana patologiczną.
Dlaczego?
Ojciec był utracjuszem, bezrobotnym. Chwytał się najniższych dorywczych, upokarzających prac. Rodzina Soubirous miała w Lourdes opinię ostatnich nędzarzy. Dlatego z początku do słowa Bernadety nikt nie będzie przywiązywać wagi.
Tak też będzie to postrzegać sama Bernadeta. Będzie porównywać siebie do miotły: “Co robi się z miotłą, gdy skończy się sprzątać? Gdzie się ją stawia? Stawia się ją w kącie. Ja jestem potrzebna Świętej Dziewicy jak miotła. Gdy jej już nie potrzebują, stawia się ją za drzwiami. Tam jestem i pozostanę.”
Dziś takie słowa są trudne do przełknięcia.
Dla mnie św. Bernadeta jest odtrutką na współczesną kulturę selfie: gdy inni marzą o sławie, ona woli pozostać niezauważona, na marginesie. Chce pozostać w cieniu. Mówi: “To, co mnie dotyczy, już mnie nie dotyczy”. I tłumaczy: “Muszę odtąd należeć całkowicie do Boga, nigdy do siebie.” W duchowości ignacjańskiej nazywamy to ukierunkowaniem na Boga. Tymczasem teraz żyjemy w kulturze ukierunkowanej na samego siebie, na odnoszenie sukcesów, lajki i liczniki łapek w górę…
…na samorealizację.
Dokładnie! Bernadeta jest odtrutką na koncentrację na sobie. “Jeśli Święta Dziewica wybrała mnie, to dlatego, że byłam najbardziej niewykształcona. Gdyby znalazła gorszą ode mnie, to wybrałaby ją” – mówi. Pamiętajmy, że mówimy o 14-letniej analfabetce, która miała objawienia, których tak naprawdę do końca nie rozumie. Jest dzieckiem, przez które Pan Bóg chce przeprowadzić swoje sprawy.
To tak, jak św. Tereska z Lisieux. Ona mówiła o sobie: “małe nic”.
“Jestem nikim w Lourdes” – to są słowa Bernadety. Ona tak siebie nazywała, ale nie chodziło bynajmniej o to, żeby siebie poniżać. To nie było ani poczucie winy, ani niskie poczucie własnej wartości. Absolutnie! To była dziewczynka o nieprawdopodobnej wytrwałości wobec przeciwności. Spokojnie znosiła też spotkania z dziesiątkami tysięcy pielgrzymów, którzy w swojej dewocji chcieli ściągnąć każdą nitkę z jej ubrania.
“Jestem zobowiązana wam powiedzieć o Niepokalanym Poczęciu, a nie zmusić was do uwierzenia” – mówiła. Tak przeżywała swoją misję: ma tylko opowiedzieć o doświadczeniu, które miała w grocie, a nie przekonywać nikogo.
Bo niby jak dziecko z głębokiej prowincji miałoby przekonać paryskie elity…
Salony intelektualno-polityczne Francji robiły wszystko, żeby jak najmniej ludzi jeździło do Lourdes. Nie prowadziła tam żadna linia kolejowa. Władze nie chciały jej budować, żeby ograniczyć dostęp pielgrzymów. Ale były minister transportu w rządzie Napoleona III –żydowskiego pochodzenia – kupił złoża skalne w okolicach Lourdes. W efekcie już rok po objawieniach została zbudowana linia kolejowa, z której mogli korzystać pielgrzymi.
Z Matką Bożą nikt nie wygra.
Francuski salon polityczno-intelektualny był masońsko-antyklerykalny. Ale część tych ludzi po wizycie w Lourdes i spotkaniu z Bernadetą i tak uklękło przed figurą Matki Bożej w Grocie Massabielskiej. To udokumentowane. Wniosek jest taki, że także dla dzisiejszych elit i salonów jest nadzieja i światełko bijące z Lourdes.
Co warto przeczytać o Lourdes i św. Bernadecie?
Zachęcałbym do przeczytania “Pieśni o Bernadecie” – bestsellera, który miał już kilkanaście polskich wydań. To książka z 1941 r.
Jej autorem był Franz Werfel. To był znany pisarz, urodzony w Pradze Żyd niemieckojęzyczny, przyjaciel Franza Kafki. Uciekając w czasie II wojny światowej do USA, przez przypadek trafił do Lourdes. Utknął tam, nie mając już możliwości przeprawienia się przez Pireneje. To, co tam przeżył, sprawiło, że uznał, iż swoje ocalenie zawdzięcza tajemnicy Pani z Lourdes oraz pirenejskim góralom – środowisku Lourdes. Obiecał, że jeśli przetrwa niemiecki horror zgotowany Żydom, spłaci dług, pisząc powieść o Bernadecie. Udało mu się uciec i napisać książkę (700 stron!), która zrobiła taką furorę, że Hollywood (Twentieth Century Fox) natychmiast wykupiło prawa do jej ekranizacji. I już w 1943 r., gdy Europie trwała wojna, w Hollywood powstał jeden z najpiękniejszych filmów o św. Bernadecie.
Szefowie wytwórni obawiali się jednak krytyki. Spodziewali się, że niewierzący odrzucą film jako naiwną opowieść o dziewczynce, która miała halucynacje. Obawiali się też reakcji katolików, ponieważ odtwórczyni roli Najświętszej Panienki nie była osobą o wyszukanej moralności. Postanowili więc opatrzyć film mottem, mówiącym, że “tym, którzy wierzą w Boga nie są potrzebne żadne wytłumaczenia. A dla tych którzy w Boga nie wierzą, żaden wytłumaczenie nie jest możliwe”.
Werfel zmarł cztery lata po napisaniu książki, w Beverly Hills.
Jest też wydana po polsku książka Vittoria Messoriego.
On z kolei poszedł drogą dziennikarza śledczego i napisał książkę: “Tajemnica Lourdes. Czy Bernadeta nas oszukała?”. Marketingowo dobrze uchwycony temat: czy prosta, uczciwa, pokorna góralka, nie mówiąca nawet po francusku, ale w dialekcie pirenejskim, nas oszukała? To oczywiście prowokacja. Ale książka jest bardzo dobra, analityczna. Dodajmy, że Kościół katolicki dość szybko uznał objawienia św. Bernadety za autentyczne. A w tym roku obchodzimy 90 rocznicę jej kanonizacji.
Gość Niedzielny
ks. dr Seweryn Wąsik SJ, dyrektor Domu Rekolekcyjnego św. Józefa w Czechowicach Dziedzicach, rekolekcjonista, kierownik duchowy, teolog duchowości ignacjańskiej, dziennikarz watykański (L’Osservatore Romano, Radio Watykańskie), pedagog. Od lat daje kursy Ćwiczeń duchowych według św. Ignacego Loyoli i kard. Carla Marii Martiniego. Autor serii formacyjnych audiobooków “Elementarz ignacjańskich” i słuchowiska radiowego “Ulmowie z Markowej”.
__________________________________________________________________________
***
Objawienia w Lourdes – gigantyczny dar Pana Boga dla ludzkości
Objawienia Matki Bożej w Lourdes w 1858 r. są niezwykle ważnym wydarzeniem historycznym i równocześnie wielkim Bożym darem dla Kościoła oraz całej ludzkości.
W tym sanktuarium Jezus Chrystus za pośrednictwem swojej Matki, Maryi, nieustannie przemienia serca milionów pielgrzymów przybywających tam każdego roku, uzdrawiając ich dusze i ciała. To właśnie w takich miej scach j ak Lourdes w sposób namacalny odkrywa się prawdę słów Chrystusa: że to, co decyduje o historii ludzkości i wiecznym szczęściu każdego człowieka, jest zakryte przed “mądrymi i roztropnymi” – czyli takimi, którzy nie kierują się logiką wiary, natomiast “zostaje objawione prostaczkom” – czyli ludziom, dla których wiara w Jezusa Chrystusa staje się najcenniejszym skarbem. Kochający Bóg nieustannie do nas apeluje: “Jeżeli nie uwierzycie, nie zrozumiecie” (por. Iz 7, 9). To znaczy: jeżeli nie uwierzycie w istnienie tajemnicy Boga, który stał się prawdziwym człowiekiem w łonie Maryi Dziewicy, zamykacie sobie możliwość poznania prawdy i drogę życia wiecznego.
Historia objawień
Święta Bernadetta Soubirous przychodzi na świat 7 stycznia 1844 r. w pobożnej i biednej rodzinie młynarza Franciszka i Ludwiki Soubirous. W 1854 r. z powodu finansowego kryzysu rodzina musi opuścić młyn w Boly i przeprowadzić się do małego, nędznego mieszkania w Lourdes. Ich sytuacja materialna pogarsza się wtedy jeszcze bardziej. Ojciec i matka pracują jako najemni robotnicy. Bernadetta zastępuje ich w domu i opiekuje się młodszym rodzeństwem – siostrą Antosią oraz braćmi Janem-Marią i Justynem. Z tego powodu nie chodzi do szkoły i nie przygotowuje się do Pierwszej Komunii św.
W 1855 r. epidemia cholery dociera do Lourdes. Umiera wielu ludzi. Zaraża się również jedenastoletnia Bernadetta. Choroba zrujnowała jej delikatny organizm – dziewczynka nabawiła się astmy, a później gruźlicy kości nóg, co stało się przyczyną jej śmierci w trzydziestym czwartym roku życia. Na początku września 1857 r. rodzice wysyłają Bernadettę do rodziny Avarantów w pobliskiej wiosce Bertres, aby pomagała tam w pasieniu owiec.
Wkrótce podejmuj decyzję o jej powrocie do Lourdes. Bernadetta wraca 21 stycznia 1858 r. i rozpoczyna przygotowanie do Pierwszej Komunii św. oraz naukę w szkole podstawowej, którą prowadziły siostry z Nevers. W krótkim czasie Bernadetta nauczyła się płynnie pisać i czytać. Kiedy wracała ze szkoły, pomagała matce w pracach domowych i opiekowała się młodszym rodzeństwem. Bernadetta wychowywała się w atmosferze prostej i szczerej pobożności swoich rodziców, którzy codziennie modlili się razem z dziećmi. Przejęła od nich skarb żywej wiary i dziecięcego zaufania Bogu.
Przełomowy dzień
11 lutego 1858 r. Bernadetta razem z siostrą Antonią i sąsiadką Joanną wybrały się nad rzekę Gave, aby nazbierać suchych gałęzi do palenia w piecu. Kiedy podeszły do groty, nad którą wznosiła się skała, nazywana Massabielle, musiały przeprawić się przez przepływający tam strumień lodowatej wody. Po ściągnięciu butów Bernadetta zdejmowała pończochy, gdy nagle usłyszała dziwny szum wiatru. “Spojrzałam w stronę groty – pisała potem – i zobaczyłam, że z jej wnętrza wypłynął złocisty obłok, a tuż za nim wyszła tak niezwykle piękna Pani, jakiej nigdy w życiu nie widziałam. Miała białą szatę, welon także biały, błękitny pasek i żółte róże na stopach. Od razu popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się i pokazała mi, bym podeszła do Niej, jak gdyby była moją matką. Cały mój strach zniknął, ale wydawało mi się, że straciłam świadomość tego, gdzie jestem. Przecierałam oczy, zamykałam je, otwierałam, lecz Pani wciąż stała na tym samym miejscu, dalej uśmiechając się do mnie – aż zrozumiałam, że to wszystko nie jest złudzeniem. Nie myśląc o tym, co robię, wzięłam w ręce swój różaniec i uklękłam. Pani skinęła głową na znak aprobaty i sama także wzięła do rąk różaniec, który miała przewieszony przez prawe ramię. Kiedy chciałam zacząć odmawiać różaniec i próbowałam podnieść dłoń do czoła, rękę miałam jakby sparaliżowaną – i dopiero kiedy Pani się przeżegnała, ja mogłam zrobić to samo. Jednak modliłam się sama, a Pani tylko przesuwała paciorki różańca w palcach, nie mówiąc nic. Dopiero na końcu każdej dziesiątki różańca odmawiała ze mną Chwała Ojcu… Kiedy skończyłam, dała mi znak, abym się do niej zbliżyła, ale się nie ośmieliłam. Wtedy nagle znikła”.
Kiedy dziewczynki zobaczyły klęczącą Bernadettę, zaczęły się z niej wyśmiewać, mówiąc, że jest głupią dewotką. Jednak po chwili zrozumiały, że coś musiało się stać, i dlatego uporczywie dopytywały się swej koleżanki, co to było. Początkowo Bernadetta nic im nie chciała powiedzieć, ale w końcu uległa; opowiedziała swym towarzyszkom o ukazaniu się tajemniczej Pani, prosząc je o zachowanie całkowitej tajemnicy. Jednak po powrocie do domu dziewczynki szybko wszystko wypaplały, a Bernadetta musiała w szczegółach opowiedzieć matce o swym tajemniczym widzeniu. Matka skrzyczała ją za to, twierdząc, że są to tylko przywidzenia, i zakazała jej chodzenia do groty.
“Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie”…
Spotkanie z tajemniczą piękną Panią, która wyglądała na młodą dziewczynę w wieku szesnastu lub siedemnastu lat, było dla Bernadetty tak wielkim przeżyciem, że od tamtej pory odczuwała wewnętrzne przynaglenie, aby jak najszybciej iść do groty na kolejne widzenie. Matka jednak kategorycznie zabraniała jej tego. Dopiero w niedzielę 14 lutego po Mszy św. uległa usilnym prośbom córki i wyraziła zgodę. Bernadetta razem z dwiema koleżankami natychmiast wyruszyły do groty Messabielle. Były uzbrojone w różańce oraz w butelkę ze święconą wodą. Chciały tajemniczą postać pokropić wodą święconą i w ten sposób sprawdzić, czy nie jest to przypadkiem jakaś pułapka złego ducha. Po drodze przyłączyły się do nich jeszcze inne dziewczynki. Bernadetta doszła pierwsza do groty i od razu uklękła do modlitwy różańcowej. “Zaledwie skończyłam pierwszy dziesiątek – pisze – ujrzałam tę samą Panią. Natychmiast zaczęłam kropić ją wodą święconą, mówiąc, aby została, jeśli przychodzi od Boga, a jeśli nie – aby odeszła. Równocześnie przyspieszyłam kropienie wodą. Pani uśmiechnęła się do mnie i pochyliła głowę. Im więcej kropiłam, tym bardziej uśmiechała się i potakiwała głową. (…) Kiedy skończyłam różaniec, postać znikła”. Trzeba podkreślić fakt, że tylko sama Bernadetta widziała objawiającą się Postać. W czasie widzenia była w ekstazie, cała pochłonięta tym, co widzi, jakby oderwana od rzeczywistości, ze wzrokiem utkwionym w jeden punkt.
Po powrocie do domu Bernadetta usłyszała od matki, że już nigdy nie będzie jej wolno pójść do groty Massabielle. Wpływowa i bogata mieszkanka Lourdes, pani Peyret, trawiona wielką ciekawością, wymogła jednak na matce Bernadetty, aby ta zgodziła się na pójście swej córki na miejsce objawień. 18 lutego, w piątek, po porannej Mszy św. Bernadetta razem z paniami Peyret i Millet wyruszyły do Massabielle. Piękna Pani ponownie objawiła się i prosiła widzącą: “Czy będziesz uprzejma przychodzić tu przez piętnaście dni?”. Dziewczynka odpowiedziała, że z radością spełni Jej prośbę – i wtedy usłyszała: “Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, lecz w innym”.
W czasie czwartego i piątego objawienia (19 i 20 lutego) Bernadetcie towarzyszyła dosyć duża gromadka ludzi. 20 lutego Maryja nauczyła ją modlitwy, którą Bernadetta odmawiała codziennie przez całe życie, ale jej tekstu nikomu nie przekazała. Podczas szóstego objawienia (21 lutego) Matka Boża prosiła o modlitwę za grzeszników. Wtedy też niewierzący lekarz, dr Dozous, chciał “zdemaskować oszustwo” – i dlatego postanowił zbadać dziewczynkę podczas ekstazy. Został głęboko poruszony jej zachowaniem i doświadczył obecności wielkiej tajemnicy. Od tego momentu rozpoczął się proces jego nawracania się. W swoim oświadczeniu dr Dozous stwierdził, że podczas ekstazy twarz Bernadetty stawała się nieziemsko piękna. Oznaczało to, że dziewczynka nawiązywała z kimś autentyczny kontakt. Podczas swych widzeń miała regularny puls, swobodny oddech i absolutnie nic nie wskazywało na jej nerwowe podniecenie.
Wezwanie do pokuty i nawrócenia
Ponieważ coraz więcej ludzi zaczęło przybywać na miejsce objawień, władze bardzo się zaniepokoiły i próbowały przez zastraszanie i przesłuchania zabronić Bernadetcie przychodzenia do groty. Podczas siódmego objawienia (23 lutego) Maryja przekazała dziewczynce “trzy tajemnice” – dotyczące wyłącznie jej osoby – których Bernadetta nigdy nikomu nie wyjawiła. Matka Boża prosiła ją też o przekazanie księdzu proboszczowi prośby, aby wybudował kaplicę w miejscu objawień. Ksiądz Peyramale nie wierzył jednak w prawdziwość objawień i dlatego poprosił o czytelny znak – aby Bernadetta zapytała piękną Panią, jakie ma imię, gdyż on, jak powiedział, nie ma zwyczaju wierzyć tajemniczym nieznajomym. A jeśli zjawa nie powie, kim jest, to będzie wg niego oznaczało, że jest oszustką albo że Bernadetta ma halucynacje.
Podczas ósmego objawienia Matka Boża przekazała orędzie wzywające do pokuty i nawrócenia oraz do modlitwy o nawrócenie grzeszników. Mówiła: “Pokutujcie i módlcie się do Boga o nawrócenie grzeszników”. Następnego dnia (25 lutego) Maryja wskazała Bernadetcie miejsce na ziemi w grocie i kazała jej “napić się z tego zdroju, a potem się w nim obmyć”. A ponieważ nie było tam żadnego źródła, zaskoczona dziewczynka zaczęła rozgrzebywac ziemię i po chwili zauważyła wypływającą wodę. Nabrała więc dłońmi mulistej cieczy, napiła się jej, a następnie obmyła nią twarz, przez co pobrudziła ją sobie całą błotem. Wkrótce z tego miejsca zaczął płynąć wartki strumień krystalicznej wody. Wiadomość o źródle, które wytrysnęło w grocie, szybko rozeszła się po okolicy. Woda z tego źródła stała się znakiem uzdrawiającej łaski Bożej. Świadczą o tym tysiące uzdrowień niewytłumaczalnych z naukowego punktu widzenia.
Pierwsze cudowne uzdrowienia
Następnego dnia Maryja nie objawiła się Bernadetcie, za to przy grocie wydarzył się pierwszy cud. Kamieniarz Luis Bouriette od dwudziestu lat nie widział na prawe oko, które zostało mu wybite podczas wypadku przy pracy. Żarliwie modlił się przed grotą Massabielle i kilkakrotnie przemył oczy wodą ze źródła. Wtedy stał się cud: jego prawe oko zostało na nowo stworzone, a Luis odzyskał zdolność widzenia.
Drugie cudowne uzdrowienie nastąpiło 1 marca. Katarzyna Latapie po ciężkim wypadku i skomplikowanym złamaniu nie mogła otworzyć dłoni. Po modlitwie i zanurzeniu dłoni w źródle jej ręka powróciła do stanu przed wypadkiem.
Woda ze źródła w grocie Massabielle stała się znakiem Bożego działania. W pobliżu pobudowano specjalne baseny, w których każdego roku, po modlitwie, zanurza się setki tysięcy chorych. Następują tam wtedy cudowne uzdrowienia fizyczne i duchowe. Badania wykazały, że jest to normalna woda, że nie ma ona żadnych właściwości antyseptycznych czy antybakteryjnych. Nie stwierdzono jednak żadnego przypadku zakażenia czy zachorowania przez kąpiel albo picie zanieczyszczonej wody z tych basenów, w których wcześniej zanurzono tysiące ludzi cierpiących na różne choroby. Jest to dla nauki wielka lekcja pokory wobec Bożej strategii działania, które wymyka się wszelkim laboratoryjnym badaniom i analizom. Nie jest to jakaś woda “magiczna”, ale zanurzenie się w niej, napicie się jej czy obmycie się nią ma być znakiem nawrócenia, zerwania z grzechem, całkowitego zawierzenia Bogu i pojednania się z Nim oraz gotowości pełnienia Jego woli. Wtedy woda z Lourdes staje się znakiem, poprzez który Bóg dokonuje uzdrowień fizycznych i duchowych.
Podczas objawień 27 lutego przed grotą zgromadziło się około 1000 ludzi. Z każdym dniem było ich coraz więcej. 3 marca zebrało się około 4000 osób, a 4 marca było ich już blisko 8000. Wśród nich znajdowali się dziennikarze lokalnych czasopism, w których niezadługo ukazały się artykuły pełne kpin i ironii. Teksty te stały się głównym źródłem informacji dla dzienników z Paryża i innych wielkich miast francuskich. Tylko artykuły Romana Capdevielle’a, znakomitego redaktora Memoriał des Pyrenees, przedstawiały w sposób bezstronny, wyważony oraz obiektywny fakty z groty Massabielle.
Tego samego dnia, po skończonym objawieniu przy grocie, Bernadetta wracała do domu. Przy drodze spotkała niewidomą dziewczynę, Eugenię Troy, dotkniętą nowotworem rakowatym oczu, którą serdecznie uściskała i ucałowała, a następnie poprosiła ją, aby obmyła się wodą ze źródła z groty Massabielle. Kiedy Eugenia to uczyniła, została natychmiast uzdrowiona. Wieść o tym cudzie rozeszła się naokoło lotem błyskawicy.
“Jestem Niepokalanym Poczęciem”
W święto Zwiastowania, 25 marca, w nocy Bernadetta czuje nagle silne wewnętrzne przynaglenie, dlatego już o godzinie 5 rano udaje się do groty, razem ze swoimi rodzicami. Było jeszcze ciemno i panowała głęboka cisza, ale w miejscu objawień zgromadziła się już duża grupa ludzi, a wśród nich komisarz Jacomet. W czasie modlitwy różańcowej Bernadetcie objawia się piękna Pani. Podczas wcześniejszych objawień dziewczynka wielokrotnie pytała Ją o imię, ale w odpowiedzi otrzymywała tylko uśmiech. Tym razem ponownie zapytała zjawę, kim jest, i wtedy otrzymała długo oczekiwaną odpowiedź: “Jestem Niepokalanym Poczęciem”. Bernadetta była zaskoczona tą odpowiedzią, gdyż nie wiedziała, co znaczy to dziwne imię “Niepokalanie Poczęta”, tym bardziej że nigdy o nim nie słyszała. Nie zdążyła się już jednak o nic więcej zapytać, ponieważ śliczna Pani zniknęła.
Bernadetta szybko pobiegła do proboszcza Peyramale’a, aby przekazać mu to dziwne imię. Aby go nie zapomnieć, w drodze ciągle powtarzała: “Niepokalanie Poczęta”. Bernadetta nie wiedziała, że 8 grudnia 1854 r. w Bazylice Watykańskiej został uroczyście ogłoszony przez papieża Piusa IX dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryii Panny. Kiedy proboszcz usłyszał z ust Bernadetty imię “Niepokalanie Poczęta”, z wrażenia aż zaniemówił. Zrozumiał bowiem, że Maryja użyła teologicznie doskonałej formuły, która potwierdzała dogmat ogłoszony cztery lata wcześniej. Maryja jest Niepokalanie Poczętą, ponieważ od momentu swego poczęcia została zachowana od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, po to by mogła wypełnić misję Matki Zbawiciela. Dopiero wtedy proboszcz zrozumiał, że ma do czynienia z rzeczywistymi objawieniami Matki Bożej, a ta czternastoletnia dziewczynka, w swojej prostocie i niewiedzy, stała się przekazicielką orędzia Niepokalanej Pani dla całego świata. Widzenie 25 marca było przełomowe dla Bernadetty, gdyż dopiero wtedy dziewczynka zrozumiała, że ta piękna Pani, która się jej objawia, to Matka Boża, a nie jakaś dusza czyśćcowa czy też halucynacja, jak to niektórzy próbowali jej sugerować.
Dwa ostatnie objawienia
7 kwietnia miało miejsce siedemnaste objawienie. Podczas ekstazy Bernadetta nieświadomie przesunęła swą prawą dłoń nad palący się płomień świecy, którą trzymała w lewej ręce. Przez blisko kwadrans płomień przenikał jej przez palce, a mimo to dziewczynka nic nie czuła; na jej dłoni nie pozostał najmniejszy znak oparzenia. Obserwował to wszystko wspomniany wyżej dr Dozous, który po skończonej ekstazie Bernadetty przeprowadził na niej eksperyment: wziął drugą zapaloną świecę i dotknął nią ręki dziewczynki, która natychmiast krzyknęła z bólu i z oburzeniem powiedziała: “Pan mnie parzy!”. Dla dra Dozousa stało się wówczas oczywiste, że ma do czynienia z faktem nadprzyrodzonym, co definitywnie przekonało go o prawdziwości objawień.
A przy grocie dokonywały się kolejne cudowne uzdrowienia – choćby takie jak to z 2 maja, kiedy to zrozpaczona matka przez 15 minut zanurzała w cudownym źródle swojego umierającego 18-miesięcznego synka. Już następnego dnia dziecko wróciło do pełni zdrowia.
Nadzwyczajne uzdrowienia zaczęły przyciągać na miejsce objawień tysiące ludzi. Władze chciały jednak za wszelką cenę zatrzymać narastającą falę pielgrzymek i dlatego zamknęły dostęp do groty. Decyzją mera miasta stała się ona nielegalnym miejscem kultu religijnego. Nie poparł jednakże tego zarządzenia biskup i ludzie nadal tłumnie przybywali do Massabielle. Ponadto pielgrzymi zaczęli pisać petycje do ministra do spraw wyznań o odwołanie zarządzenia prefekta. Prócz tego mimo ponawianych gróźb ze strony władz ludzie kilkakrotnie zburzyli ogrodzenie broniące dostępu do groty. Wiele osób zostało z tego powodu osądzonych i skazanych lub ukaranych mandatami. Bernadetta w ogóle nie angażuje się w narastający konflikt pomiędzy ludźmi i władzą.
Postawa władz radykalnie się zmieniła dopiero w końcu września 1858 r. Wówczas to cesarz Napoleon III, po cudownym uzdrowieniu swojego syna, nakazał otworzenie pielgrzymom dostępu do groty. Jego dziecko wyzdrowiało po napiciu się wody z cudownego źródła i spożyciu ziół pochodzących z Massabielle.
Tymczasem z powodu pogarszającego się stanu zdrowia Bernadetta zostaje wysłana 8 maja na dwutygodniowe leczenie do pobliskiego sanatorium w Cauterets. Z wielkim utęsknieniem czekała i przygotowywała się na przyjęcie Pierwszej Komunii Świętej w dniu 12 czerwca 1858 r. Od tamtej chwili przyjmowanie Jezusa w Komunii św. stało się dla niej najważniejszym wydarzeniem i największym źródłem duchowej mocy. 16 lipca 1858 r., w święto Matki Boskiej z góry Karmel, po przyjęciu Komunii św. Bernadetta czuje wewnętrzne przynaglenie, aby udać się do groty na spotkanie z Niepokalaną Dziewicą. Dotarła tam tuż przed zachodem słońca. Podczas modlitwy różańcowej Matka Boża objawiła się jej po raz ostatni. Bernadetta mówiła, że Maryja wtedy milczała i że była piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Warto w tym miejscu odnotować znamienny fakt, że w czasie objawień, od 11 lutego do 16 lipca 1858 r., nie odnotowano w rejonie Lourdes żadnych przestępstw i nikt nie został w tym okresie skazany na karę więzienia.
Epilog
Objawienia Matki Bożej w Lourdes potwierdziły, że nauczanie Kościoła jest prawdą pochodzącą od Boga. 28 lipca 1858 r. ordynariusz Tarbes, bp Laurence, powołał komisję kanoniczną do zbadania prawdziwości objawień. Wielokrotnie przesłuchiwała ona Bemadettę i innych świadków, a także szczegółowo badała wszystkie przypadki cudownych uzdrowień. Po przyjęciu wyników prac komisji, 18 stycznia 1862 r., biskup Laurence wydał dekret uznający nadprzyrodzony charakter objawień w Lourdes. Czytamy w nim: “Uważamy za pewne, że Maryja Niepokalana, Matka Boża, rzeczywiście ukazała się Bernadecie Soubirous 11 lutego 1858 r. i w dniach następnych osiemnaście razy w Grocie Massabielskiej, na peryferiach Lourdes, i że wszystkie te objawienia były prawdziwe. Wierni zatem mogą w nie wierzyć”.
W roku 1866 Bernadetta wstąpiła do zakonu sióstr miłosierdzia w Nevers i pozostała tam aż do swojej śmierci 16 kwietnia 1879 r. Lourdes tymczasem stało się jednym z największych sanktuariów w świecie. Obecnie każdego roku przybywa tam około 5 milionów pielgrzymów, aby prosić Maryję o uzdrowienie duszy i ciała. Sługa Boży Jan Paweł II dwukrotnie pielgrzymował do tego sanktuarium. Jego druga wizyta w Lourdes była zarazem jego ostatnią podróżą zagraniczną. Papież wypowiedział wtedy znamienne słowa: “Oto dotarłem do kresu mojej pielgrzymki”…
ks. Andrzej Trojanowski TChr/Miesięcznik Miłujcie się!
______________________________________________________________________________________
„Jam jest Niepokalane Poczęcie”
Przesłanie z Lourdes zapowiedzią zwycięstwa Maryi
***
Nie można myśleć o Niepokalanej Dziewicy, nie pamiętając jednocześnie o wężu, którego głowę zmiażdżyła Ona stopą w sposób triumfujący i ostateczny. Antychrześcijański duch rewolucyjny jest samym duchem szatana i niemożliwą byłoby rzeczą, aby osoba wierząca nie uznała udziału jaki ma szatan w pojawieniu się i szerzeniu destrukcyjnych błędów, począwszy od katastrofy religijnej wieku XVI (pseudo-reformacja) aż do katastrofy politycznej wieku XVIII (Rewolucja Francuska) i tego wszystkiego co nastąpiło później.
11 lutego przypada rocznica pierwszego objawienia Matki Bożej w Lourdes. Fakt ten, w ogólnym zarysie, znany jest niemal każdemu. W 1854 r. wielki papież bł. Pius IX bullą Ineffabilis ogłosił Niepokalane Poczęcie Matki Bożej dogmatem wiary katolickiej. W 1858 r. między 11 lutego a 16 lipca Matka Boska ukazała się w Lourdes osiemnaście razy prostej dziewczynie z ludu Bernadetcie Soubirous, określając siebie mianem Niepokalanego Poczęcia. Od tej chwili miały miejsce rozliczne cuda. A cudowność Lourdes zaczęła jaśnieć niezwykłym światłem w oczach całego świata aż do dzisiejszych czasów. Cud potwierdzający dogmat, oto w skrócie związek pomiędzy wydarzeniami z 1854 i 1858 r.
XIX wiek: problemy takie same jak dziś
Tymczasem mniej znany jest związek tych dwóch faktów z problemami połowy wieku XIX, tak odmiennymi od dzisiejszych, ale jednocześnie wykazującymi tak wiele podobieństw. Ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu przez papieża bł. Piusa IX wywołało w całym cywilizowanym świecie głęboki wydźwięk. U większości wiernych, ogłoszenie dogmatu wzbudziło ogromny entuzjazm. Widok Namiestnika Jezusa Chrystusa wywyższonego w majestacie swojej władzy, by ogłosić dogmat w pełni wieku XIX, był niczym oglądanie wyniosłego wyzwania rzuconego triumfującemu sceptycyzmowi, który już wówczas zżerał od środka cywilizację zachodnią.
Liberalizm: plaga XIX wieku
W dodatku dogmat ten był dogmatem maryjnym. Jako, że liberalizm, inna plaga XIX wieku, zmierza z samej swojej natury do wielowyznaniowości, czyli afirmacji tego wszystkiego co różne religie mają wspólnego (co w ostateczności ogranicza się do nieokreślonego deizmu), i do niedoceniania, jeśli nie do formalnego odrzucenia tego wszystkiego co je dzieli. W ten sposób proklamacja nowego dogmatu maryjnego – dokładnie tak jak stało się to w niektórych środowiskach z ogłoszeniem dogmatu o Wniebowzięciu (rok 1950) – przedstawiała się ukrytym albo zdeklarowanym wielowyznaniowcom z 1854 jako poważna i nieoczekiwana bariera w realizacji ich zamierzeń.
Dogmat o Niepokalanym Poczęciu dogłębnie uderzył w egalitarną mentalność
Jednak do tego wszystkiego nowy dogmat, sam w sobie uderzał dogłębnie w mentalność egalitarną, która począwszy od 1789 r. (Rewolucji Francuskiej), despotycznie panowała na Zachodzie. Widok stworzenia wywyższonego w taki sposób ponad wszystkie inne, na mocy specjalnego przywileju, udzielonego w pierwszych chwilach Jej istnienia, jest czymś co nie mogło i nie może przestać boleć spadkobierców rewolucji, która proklamowała absolutną równość między ludźmi jako podstawę wszelkiego porządku, wszelkiej sprawiedliwości i wszelkiego dobra. Niekatolików, a także katolików mniej lub bardziej skażonych duchem 1789 r., bolało zaakceptowanie faktu, że Bóg powołał, a następnie tak niezwykle wyróżnił wśród stworzenia, tylko jeden byt – Maryję, podkreślając w ten szczególny sposób jego wyższość. I wreszcie sama natura przywileju jest czymś nieznośnym dla liberałów. Jeżeli ktoś dopuści istnienie grzechu pierworodnego z całym szeregiem ułomności duszy i nędzy ciała, które on przyniósł, musi zaakceptować, że człowiek potrzebuje autorytetu, któremu powinien być podporządkowany.
Niepokalana Dziewica zmiażdżyła głowę węża
Nie można myśleć o Niepokalanej Dziewicy, nie pamiętając jednocześnie o wężu, którego głowę zmiażdżyła Ona stopą w sposób triumfujący i ostateczny. Antychrześcijański duch rewolucyjny jest samym duchem szatana i niemożliwą byłoby rzeczą, aby osoba wierząca nie uznała udziału jaki ma szatan w pojawieniu się i szerzeniu destrukcyjnych błędów, począwszy od katastrofy religijnej wieku XVI (pseudo-reformacja) aż do katastrofy politycznej wieku XVIII (Rewolucja Francuska) i tego wszystkiego co nastąpiło później. Jednocześnie oglądanie tak potwierdzonego triumfu swojej największej i niezmiennie nieugiętej nieprzyjaciółki było dla władcy ciemności najgorszym z upokorzeń. Stąd ten koncert głosów ludzkich i szatańskich ryków rozlegający się na całym świecie, podobny do ogromnej i gwałtownej burzy. Widok nieustraszonej i majestatycznej postaci Chrystusowego Namiestnika, pozbawionej wszystkich ziemskich środków i opartej jedynie na pomocy z Nieba, stającego wobec tej nawałnicy namiętności, groźnej nienawiści i wściekłej rozpaczy, był dla prawdziwych katolików źródłem takiej radości, jaką zapewne odczuwali apostołowie na widok postaci Zbawiciela, unoszącej się nad Jeziorem Genezaret, władczo rozkazującej wiatrowi i wodzie: „Venti et mare oboediunt ei”) (Wichry i jeziora są Mu posłuszne”) (Mt 8,27).
Początek upadku antychrześcijańskiej utopii
Tak jak w obliczu hord Hunów wszyscy dowódcy i namiestnicy Cesarstwa Rzymskiego pozwolili się pokonać lub musieli ratować się ucieczką, tak również w obliczu anty-chrześcijańskiej rewolucji, wielu z tych, którzy w doczesnym społeczeństwie mieli bronić Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej znajdowało się w stanie godnej pożałowania klęski. W tej sytuacji, ze szlachetnym wyczuciem powagi chwili, bł. Pius IX, jak św. Leon Wielki, był jedynym, który stawił opór przeciwnikowi i narzucił mu odwrót. Odwrót? Stwierdzenie wydaje się nazbyt śmiałe. Tymczasem nic bardziej prawdziwego. Począwszy od 1854 r. antychrześcijańska rewolucja zaczęła ponosić wielkie klęski. Oczywiście, zarówno pozornie jak i w rzeczywistości nadal poszerzała ona swoje panowanie nad światem. Egalitaryzm, zmysłowość, sceptycyzm odnosiły zwycięstwa coraz bardziej radykalne i o coraz większym zasięgu. Ale oto pojawiło się „coś” nowego. I to „coś”, będąc czymś skromnym, przygaszonym i niepozornym, ze swojej strony rosło niepowstrzymanie, by wreszcie zadać ostateczny cios rewolucji.
Kościół stoi w centrum historii
Aby dobrze zrozumieć ten fundamentalny punkt należy uzmysłowić sobie rolę Kościoła w historii i kult Matki Bożej w Kościele. Kościół jest, w planach Boga, centrum historii. Jest on Mistyczną Oblubienicą Chrystusa, którą kocha On miłością jedyną i doskonałą i której zechciał podporządkować wszystkie stworzenia. Rzeczą oczywistą jest, że Oblubieniec nigdy nie opuszcza Oblubienicy i że dba on w najwyższym stopniu o Jej chwałę. Tak więc dopóki wierni dotrzymują wierności Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi, Kościół nie ma się czego obawiać. Nawet największe prześladowania przyczynią się do jego chwały. A zaszczyty i największe nawet powodzenie nie osłabią w wiernych poczucia obowiązku i miłości do Krzyża. To w sferze duchowej. Z drugiej strony, w sferze doczesnej, jeśli ludzie otworzyliby swoje dusze na wpływ Kościoła, zostanie im udostępniona droga do wszelkich powodzeń, pomyślności i wielkości. I odwrotnie, jeśli go porzucą, znajdą się na ścieżce katastrof i plag duchowych. Dla ludu, który raz znalazł się w kręgu Kościoła, istnieje jeden tylko normalny porządek rzeczy, którym jest cywilizacja chrześcijańska. A cywilizacja ta, przewyższająca wszystkie inne, bierze swój żywotny początek z Religii Katolickiej.
Warunki rozkwitu Kościoła
Jeśli chodzi o Kościół, istnieją dla niego trzy istotne warunki rozkwitu. Przede wszystkim szczególna cześć dla Najświętszego Sakramentu. Chrystus Pan obecny w Przenajświętszym Sakramencie jest słońcem Kościoła. Od niego pochodzą wszelkie dane nam łaski. Lecz łaski te muszą przejść przez Maryję. Bowiem Ona jest powszechną Pośredniczką, przez Którą idziemy do Jezusa, i przez Którą Jezus przychodzi do nas. Intensywny, światły i synowski kult maryjny jest przeto drugim warunkiem dla rozkwitu cnoty. Gdy Chrystus Pan, jest obecny w Przenajświętszym Sakramencie, lecz nie przemawia do nas, Jego głos usłyszeć możemy poprzez Ojca Świętego. Stąd posłuszeństwo względem następcy św. Piotra jest właściwym i logicznym owocem czci oddawanej Świętej Eucharystii i Matce Najświętszej. Gdy zatem spełnione są te trzy warunki, Kościół triumfuje. A gdy, przeciwnie, są przez ludzi zaniedbywane lub odrzucane, to prędzej czy później cywilizacja chrześcijańska podupada.
Lourdes, głośne potwierdzenie dogmatu
Lecz, aby obdarzyć większą chwałą swoją Matkę, Chrystus Pan uczynił jeszcze więcej. W Lourdes, jako głośne potwierdzenie dogmatu, uczynił to czego nigdy wcześniej nie widziano: ustanowił na świecie stale powtarzający się cud. Do tamtej pory cuda zdarzały się w Kościele sporadycznie. Lecz potwierdzone naukowo uzdrowienia w Lourdes (pochodzenia jak najbardziej nadprzyrodzonego) mają miejsce od 1858 roku i są niczym nieprzerwany strumień dobra w obliczu demoralizacji naszych czasów.
Nieomylność papieża
Z tego żarzącego się paleniska wiary, wznieconego ogłoszeniem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, powstało ogromne pragnienie. Najlepsze, najbardziej uczone i uprawnione elementy Kościoła pragnęły proklamacji dogmatu o nieomylności papieża. Bardziej niż ktokolwiek pragnął tego wielki bł. Pius IX. I dzięki ogłoszeniu tego dogmatu światu dany został rodzaj czci jaką otaczany jest Papież, co stanowiło nową klęskę dla bezbożności.
Święta Eucharystia
Wreszcie nastąpił pontyfikat Świętego Piusa X, a wraz z nim zachęcanie wiernych do częstej, a nawet codziennej komunii, a także do komunii dzieci. Era wielkich eucharystycznych triumfów zaczęła błyszczeć jasnym płomieniem dla całego Kościoła. Przy tym wszystkim, jansenistyczna atmosfera została usunięta ze środowisk katolickich. Rozwijającym się ruchom modernistycznym, a później neomodernistycznym nie udało się unicestwić wielkich zwycięstw, które Kościół odnosił w walce ze swoimi wewnętrznymi wrogami.
Wielki triumf i rozgoryczenie
Lecz można by zapytać co z tego wynikło dla walki Kościoła z jego wrogami zewnętrznymi? Czyż nie można powiedzieć, że wróg jest silniejszy niż kiedykolwiek, że zbliżamy się do tej epoki, wyśnionej przed wiekami przez oświeceniowych filozofów, brutalnego i całkowitego naukowego naturalizmu, zdominowanego przez materialistyczną technikę; powszechną republikę egalitarną, z której wymiecione zostaną wszelkie pozostałości nadprzyrodzonej religii? Czyż nie mamy przed oczami komunizmu, nie widzimy niebezpiecznego błądzenia samego społeczeństwa zachodniego, pozornie antykomunistycznego, lecz w rzeczywistości również zmierzającego do zrealizowania tego „ideału”?
Cały świat jęczy w ciemnościach i w bólu
Tak. Bliskość tego niebezpieczeństwa jest nawet większa niż się powszechnie sądzi. Lecz nikt nie zważa na fakt o pierwszorzędnym znaczeniu. A w miarę jak dokonuje się przemiana świata zmierzająca do realizacji tego zgubnego zamiaru, opanowuje go głęboki niepokój. Jest to niepokój często nieuświadomiony, który jawi się jako coś nieokreślonego i wypełnionego pustką nawet kiedy jest świadomy. Jednak jego istnienia nikt nie odważy się zakwestionować. Można by powiedzieć, że cała ludzkość doznaje gwałtu, że przemocą dopasowuje się ją do wzoru sprzecznego z jej naturą i że wszystkie jej zdrowe tkanki kurczą się i stawiają opór. Lecz w końcu, odkąd zaczął się w wieku XV upadek cywilizacji chrześcijańskiej, cały świat jęczy w ciemnościach i bólu, dokładnie jak ten syn marnotrawny, gdy doszedł do granic poniżenia i nędzy z dala od domu ojca. W tej samej chwili, gdy niegodziwość zdaje się triumfować, jest w tym pozornym zwycięstwie coś z frustracji. Doświadczenie uczy nas, że to z takiego niezadowolenia rodzą się wielkie niespodzianki historii. W miarę jak tkanki kurczą się coraz bardziej, zwiększa się niepokój. Któż powiedziałby, że wspaniałe niespodzianki mogą brać początek właśnie stąd? Na krańcach grzechu i bólu znajduje się dla grzesznika bardzo często godzina Bożego Miłosierdzia… Otóż ten zdrowy i obiecujący niepokój jest owocem odrodzenia tkanki katolickiej wraz z wielkimi wydarzeniami, które wyżej wymieniłem. Tego odrodzenia, które odbiło się pozytywnie na tym, co jeszcze zachowało resztki życia i świętości we wszystkich sferach kultury tego świata.
Wielki moment w dziejach
Był przeto wielki moment w życiu syna marnotrawnego, ten w którym jego duch pogrążony w ciemności grzechu dostąpił nowego światła, a jego wola nabrała nowych sił. Dotknięty łaską, znalazł się, bardziej świadomy niż kiedykolwiek, na rozdrożu: albo żałować i wrócić, albo trwać w błędzie i przyjąć jego konsekwencje aż do najbardziej tragicznego końca. Dobro jakie zasiało w nim prawe wychowanie, jak gdyby odradzało się cudownie w tej opatrznościowej chwili. Jednocześnie, z drugiej strony, tyrania złych przyzwyczajeń utwierdzała się w nim być może mocniej niż kiedykolwiek. Stoczyła się w nim wewnętrzna walka. I wybrał dobro. Resztę opowieści znamy z Ewangelii. Czy nie zbliżamy się przypadkiem do tej chwili? Czy wszystkie łaski nagromadzone dla grzesznej ludzkości poprzez ten rozwój głębokiej czci oddawanej Świętej Eucharystii, Matce Bożej i wierności papieżowi nie przyniosą wielkiego nawrócenia, właśnie w tragicznej sytuacji apokaliptycznego kryzysu, który zdaje się być nieunikniony?
Nauka Lourdes
Przyszłość zna jedynie Bóg. My, ludzie możemy jedynie domyślać się jej wedle reguł prawdopodobieństwa. Żyjemy w straszliwych czasach kar. Lecz czasy te mogą jednocześnie być zadziwiającymi czasami miłosierdzia. Jednak pod warunkiem, że zwrócimy oczy ku Maryi, Gwieździe Morza, która prowadzi nas poprzez burze. W ciągu stu lat, kierując się współczuciem dla grzesznej ludzkości, Matka Boska uczyniła dla nas najwspanialsze cuda. Czy to współczucie zgasło? Czy akty miłosierdzia Najlepszej z matek mogą mieć swój kres? Któż śmiałby tak uważać? Gdyby ktoś miał wątpliwości, Lourdes posłużyć tu może jako lekcja zaufania. Matka Boża na pewno przyjdzie nam z pomocą.
Lourdes i Fatima
Na pewno przyjdzie z pomocą. Jest to wyrażenie częściowo prawdziwe, a częściowo fałszywe. Gdyż w rzeczywistości Ona już zaczęła nam pomagać. Zdefiniowanie dogmatów o Niepokalanym Poczęciu i papieskiej nieomylności, odnowienie pobożności związanej z Eucharystią, ma swoje następstwa w epokowych wydarzeniach maryjnych za pontyfikatów, które nastąpiły po św. Piusie X. Matka Boża ukazała się w Fatimie za pontyfikatu Benedykta XV. Dokładnie w dniu, w którym Pius XII został wyświęcony na biskupa, 13 maja 1917 r. miało miejsce pierwsze objawienie. Za Piusa XI, orędzie fatimskie powoli i pewnie rozprzestrzeniało się po całym świecie. Przy tej samej okazji 75. rocznica objawień w Lourdes była świętowana z niepospolitą radością przez papieża, który oddelegował ówczesnego kardynała Pacellego, aby go reprezentował w czasie tych uroczystości. Pontyfikat Piusa XII został unieśmiertelniony przez ogłoszenie dogmatu o Wniebowzięciu i Ukoronowaniu Matki Bożej jako Królowej Świata. W czasie jego pontyfikatu, kardynał Masella ukoronował w imieniu papieża wizerunek Maryi Panny w Fatimie. Są to jedne z licznych świateł, które stanowią świetlistą linię, łączącą grotę Massabielle i Cova da Iria.
Królestwo Niepokalanego Serca Maryi
Matka Boża w tych objawieniach doskonale nakreśliła alternatywę: albo się nawrócimy, albo nadejdzie straszliwa kara. Lecz w końcu Królowanie Niepokalanego Serca zapanuje na świecie. Innymi słowy, tak czy inaczej, przy większych lub mniejszych cierpieniach ludzi, Serce Maryi zatriumfuje. Oznacza to, że zgodnie z orędziem fatimskim, dni panowania bezbożności są policzone. Ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu oznacza początek ciągu wydarzeń, które doprowadzą do Królestwa Maryi.
Plinio Correa de Oliveira – Catolicismo (nr 86, luty 1958)
Oprac. Sławomir Olejniczak
Artykuł pochodzi z pisma „Przymierze z Maryją” styczeń-luty 2004/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
11 LUTEGO 2023
„Cierpienie jest tajemnicą Bożej pedagogiki”
Ks. Marciniec: w procesie wychowania czasami są potrzebne gorzkie lekarstwa
***
– Jeśli wmówimy sobie, że zdrowie i dobre samopoczucie są najważniejsze, to wtedy, kiedy się one skończą, nic nie będzie mieć sensu. Człowiek może żyć nieustannie w leku, bo boi się umierania – nie tylko tego ostatecznego, ale i egzystencjalnego: szef jest męczący i to mnie zabija, żona ma wady i to też mnie zabija, dzieci nie są takie zdolne, jak bym chciał, i tak powoli umieram. Człowiek żyje w lęku, w pewnej niewoli – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Niedziela” ks. Jacek Marciniec, duszpasterz osób chorych i niepełnosprawnych.
Kapłan przywołuje fragment Listu do Hebrajczyków, w którym czytamy, że Jezus przyszedł uwolnić wszystkich tych, którzy przez całe życie wskutek bojaźni śmierci byli podlegli niewoli. – To znaczy, że chce on nas wyzwolić z takiego patrzenia, że umieramy i nic dobrego nas już nie spotka, a naszą perspektywą jest wyłącznie cierpienie – podkreśla.
Duchowny przypomina, że cierpienie jest nieodłącznym elementem życia i stanowi część naszego człowieczeństwa. – Ono jest wpisane w naszą egzystencję, ale nie chodzi o to, żebyśmy byli takimi przemądrzałymi rozmówcami Hioba, którzy chcą być nauczycielami sztuki cierpienia. Chodzi raczej o to, żeby spojrzeć na problem cierpienia z innej perspektywy, pamiętając, że jest to wielka tajemnica i trzeba zamilknąć z wielkim szacunkiem przed człowiekiem cierpiącym – zaznacza.
– Cierpienie bywa próbą. (…) Cierpienie jest tajemnicą Bożej pedagogiki, ale to nie jest tak, że Pan Bóg daje cierpienie w sposób zimny, wyrachowany – to nie leży w Jego naturze. Przede wszystkim Bóg jest kochającym Ojcem. W procesie wychowania czasami są potrzebne gorzkie lekarstwa, ale mają one służyć naszemu rozwojowi, a ostatecznie naszemu zbawieniu. Nie można tego odseparować, odizolować i powiedzieć: a teraz dam ci cierpienie, zobaczymy, ile wytrzymasz. To byłoby nie tylko nie Boże, ale i nieludzkie. Bóg dopuszcza czasami pewne sytuacje, które są egzystencjalnie trudne, żeby wyprowadzić z tego nasze ostateczne szczęście – zbawienie – podsumowuje ks. Jacek Marciniec.
PCh24.pl/źródło: tygodnik „Niedziela”
______________________________________________________________________________________________________________
W DRUGĄ SOBOTĘ MIESIĄCA PO MSZY ŚWIĘTEJ PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM MODLIMY SIĘ PRZEZ WSTAWIENNICTWO MATKI BOŻEJ BOLESNEJ ROZWAŻAJĄC SIEDEM MIECZY, KTÓRE PRZEBIŁY JEJ SERCE A KTÓRE ZAPOWIEDZIAŁ BYŁ STARZEC SYMEON W CZASIE OFIAROWANIA PANA JEZUSA W ŚWIĄTYNI JEROZOLIMSKIEJ.
***
MODLITWA DO MATKI BOŻEJ BOLESNEJ
Matko Bolesna stojąca pod krzyżem, naucz nas trwać mężnie przy cierpiących i współcierpieć z nimi, jak Ty na Kalwarii. Matko Ukrzyżowanego i Matko wszystkich ludzi, oddawaj Ojcu Niebieskiemu ludzkie cierpienia, tak jak ofiarowałaś Mękę Twego Syna i swój ból matczyny. Ucz swoje dzieci przyjmować z gotowością każdą wolę Bożą, w cierpieniu zachować ufność, znosić je mężnie w zjednoczeniu z Chrystusem i ofiarowywać je z miłością dla zbawienia świata. Matko Bolesna, pomóż nam i wszystkim ludziom udręczonym, odkrywać w cierpieniu głęboki sens. Uproś, aby cierpienia chrześcijan stały się wynagrodzeniem Bogu za grzechy świata
i przyczyniły się do jego zbawienia. Amen.
KORONKA (RÓŻANIEC) DO SIEDMIU BOLEŚCI MATKI BOSKIEJ
Koronka (Różaniec) do Siedmiu Boleści Matki Bożej składa się z siedmiu tajemnic, w których rozważamy najboleśniejsze momenty z życia Matki Bożej. Rozważając te tajemnice w szczególny sposób czcimy Matkę Bożą Bolesną i upraszamy dla siebie i bliźnich potrzebne łaski w tym życiu, a zwłaszcza w godzinę naszej śmierci.
W Imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Modlitwa wstępna:
Mój Boże, ofiarowuję Ci ten różaniec na cześć siedmiu boleści Maryi, na Twoją większą chwałę, moje nawrócenie i nawrócenie wszystkich ludzi na wiarę w Twego umiłowanego Syna, Jezusa Chrystusa- nasze zbawienie i naszą jedyną drogę do Ciebie, w jedności z Duchem Świętym, na wieki wieków. Amen!
Ku Tobie Święta Matko wznosimy serca swoje, aby współczuć w Boleściach Twoich.
BOLEŚĆ I – Proroctwo Symeona
Matko Najboleśniejsza! Przez Boleść, która przeszyła Serce Twoje, gdyś słyszała prorocze słowa starca Symeona o Męce Jezusa, Syna Twojego, racz nam wyjednać łaskę uświęcenia naszego życia i cierpliwego znoszenia cierpień i przeciwności.
1 Ojcze nasz…7 Zdrowaś Maryjo…1 Chwała Ojcu…
BOLEŚĆ II – Ucieczka do Egiptu
Matko Najboleśniejsza! Przez Boleść Twoją, której doznałaś uciekając z Synem Twoim przed Herodem do Egiptu, uproś nam łaskę wiernego poddania się Woli Bożej we wszystkim co nas spotyka.
1 Ojcze nasz…7 Zdrowaś Maryjo…1 Chwała Ojcu…
BOLEŚĆ III – Szukanie Jezusa
Matko Najboleśniejsza! Przez Boleść jaką przeżyłaś szukając zgubionego Jezusa, uproś nam łaskę, abyśmy nigdy Go nie utracili. Tym, którzy zgubili Jezusa, na grzesznych drogach swojego życia dopomóż Go odnaleźć w Sakramentach Świętych.
1 Ojcze nasz…7 Zdrowaś Maryjo…1 Chwała Ojcu…
BOLEŚĆ IV – Spotkanie z Synem na drodze Krzyżowej
Matko Najboleśniejsza! Przez Boleść jaką przeżyłaś spotkawszy Jezusa na drodze Krzyżowej, gdy na Swoich Ramionach dźwigał grzechy moje i całej ludzkości, uproś nam łaskę, abyśmy już nigdy nie obarczali Jezusa najmniejszymi grzechami. Prosimy Cie o łaskę miłości do Krzyża oraz cierpliwości i wytrwałości w niesieniu codziennych krzyży całego naszego życia dla ratowania dusz.
1 Ojcze nasz…7 Zdrowaś Maryjo…1 Chwała Ojcu…
BOLEŚĆ V – Śmierć Pana Jezusa na Krzyżu
Matko Najboleśniejsza! Przez Boleść jaką przeżyłaś u stóp Krzyża patrząc na Mękę i śmierć Twojego Syna, uproś nam łaskę szczerego żalu i pokuty oraz nawrócenie zatwardziałych grzeszników, szczególnie konających i Łaskę Miłosierdzia Bożego dla świata całego.
1 Ojcze nasz…7 Zdrowaś Maryjo…1 Chwała Ojcu…
BOLEŚĆ VI – Maryja trzyma martwe Ciało Syna
Matko Najboleśniejsza! Przez łzy, którymi obmywałaś Rany Jezusa złożonego w Twoich Ramionach oraz przez Twoje Matczyne i Krwawe łzy, które wylewasz nad całą grzeszną ludzkością stojącą w obliczu zagłady, prosimy Cię, ratuj dusze idące na potępienie, ratuj dusze w czyśćcu cierpiące, ratuj zagrożoną młodzież i nasze rodziny. Dla pocieszenia Twojego Zbolałego Serca i otarcia Twoich Łez ofiarujemy Ci Maryjo nasze serca, cierpienia, ofiary, łzy i modlitwy i całe nasze życie w ofierze miłości dla ratowania zagubionych dusz.
1 Ojcze nasz…7 Zdrowaś Maryjo…1 Chwała Ojcu…
BOLEŚĆ VII – Złożenie Jezusa W Grobie
Matko Najboleśniejsza! Przez Boleść rozstania z Jezusem złożonym w grobie, uproś nam łaskę, aby umarły w nas wszystkie złe skłonności i przywiązania do grzechu. Abyśmy żyli w świętości i miłości dla Chwały Bożej i ratowania dusz, przez Chrystusa i z Chrystusem, a po śmierci osiągnęli życie wieczne.
1 Ojcze nasz…7 Zdrowaś Maryjo…1 Chwała Ojcu…
Modlitwa na zakończenie:
O Święta Matko, którą Wszechmogący Bóg wybrał na Matkę Odkupiciela świata i upodobnił w cierpieniach do Swego Syna Ukrzyżowanego, niech boleść Twoja pobudzi nas do miłości Jezusa i Ciebie. O Królowo Męczenników, udziel nam podobnej cierpliwości i męstwa w znoszeniu cierpień z jakimi Ty stałaś pod krzyżem, Syna Twego. Amen.
Na uczczenie łez, które Najświętsza Maryja Panna przy tych tajemnicach wylała oraz na uproszenie łaski odpustu przypisanego do tej modlitwy odmówmy 3 razy: Zdrowaś Maryjo…
Wieczny odpoczynek racz zmarłym dać Panie…
LITANIA DO MATKI BOŻEJ BOLESNEJ
Kyrie eleison! Chryste eleison! Kyrie eleison!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami
Synu, Odkupicielu świata, Boże zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże zmiłuj się nad nami
Święta Trójco, Jedyny Boże zmiłuj się nad nami
Święta Maryjo, módl się za nami.
Święta Boża Rodzicielko
Święta Panno nad pannami
Matko męki krzyżowe Twego Syna cierpiąca
Matko Bolesna
Matko płacząca
Matko żałosna
Matko opuszczona
Matko stroskana
Matko mieczem przeszyta
Matko w smutku pogrążona
Matko trwogą przerażona
Matko sercem do krzyża przybita
Matko najsmutniejsza
Krynico łez obfitych
Opoko stałości
Nadziejo opuszczonych
Tarczo uciśnionych
Wspomożenie wiernych
Lekarko chorych
Umocnienie słabych
Ucieczko umierających
Korono Męczenników
Światło Wyznawców
Perło panieńska
Radości Świętych Pańskich
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Módlmy się: Boże, Ty sprawiłeś, że obok Twojego Syna, wywyższonego na krzyżu, stała współcierpiąca Matka, daj, aby Twój Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa i zasłużył na udział w Jego zmartwychwstaniu. Który z Tobą żyje i króluje, w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.
___________________________________________________
BOŻA MATKA BOLEŚCIWA
Pannę Maryję nazywamy Najświętszą Panną. Nazwa ta odnosi się raczej do Jej obecnego stanu w niebie, bo gdy wyobrażamy Ją sobie żyjącą na ziemi, to najlepiej odpowiada Jej nazwa Matki Boskiej Bolesnej. To zupełnie zrozumiałe: cierpienie Chrystusa musiało odbić się na Maryi, przecież Ona była Mu najbliższą. Jeśli wichura złamie drzewo, to zniszczyć potrafi i kwiaty. Jeśli cierpiał Chrystus, to cierpiała i Maryja.
Zwykle mówi się o siedmiu boleściach Najświętszej Panny, o jakich?
1. Pierwsza boleść spotkała Ją jeszcze przed narodzeniem Pana Jezusa, kiedy musiała wyjść za mąż za Józefa i porzucić świątynię, przy której postanowiła spędzić całe życie na służbie Bożej. Dużo bólu kosztowała Ją ta decyzja, ale wykonała ją zgodnie z wolą Bożą.
2. Druga boleść była dotkliwsza. Św. Józef z początku nie wiedział, że Bóg w cudowny sposób chce zesłać Swojego Syna na świat. Był zaskoczony niewytłumaczonym macierzyństwem Najświętszej Panny i postanowił z Nią zerwać. Możemy sobie wyobrazić, jak ten moralny cios dotknął Maryję!
3. Niedługo potem nawiedza Ją nowy ból, oto szuka schronienia w świętą noc i nie znajduje go, idzie więc do zimnej groty pasterskiej, by tam wydać na świat Zbawiciela!…
4. Czterdziestego dnia po Narodzeniu Chrystusa idzie do świątyni, by Go ofiarować Bogu, a tam stary Symeon przepowiada, że smutna przyszłość Ją czeka, miecz boleści przeszyje Jej duszę (Łk 2,35). Jaki smutek owładnął duszą Maryi po słowach Symeona! Bolesną jest rana fizyczna, ale stokroć bardziej boli rana zadana duszy. Słowa Symeona zraniły do głębi duszę Maryi i ciążyły nad Nią te koszmarne chmury smutku. Są słowa, które całe życie pamiętamy. Człowiek nie może zapomnieć ostatnich słów kochanych osób. Pamiętamy przestrogi konającego ojca, matki. Słowa Symeona tak głęboko utkwiły w sercu Maryi, że nie dawały Jej spokoju. Karmiąc małego Jezusa pamiętała, że chowa Go na mękę, na śmierć, że duszę Jej przeszyje miecz boleści.
Wyobrażam sobie dom Nazaretański, pełen smutnego wyczekiwania śmierci Chrystusowej. Krajało się z bólu serce Maryi, kiedy słuchała w świątyni słów Izajasza proroka o mękach Zbawiciela, że będzie „mężem boleści”, „ubity”, „jako trędowaty” „uniżony”, „wzgardzony”, że przebiją Jego ręce i nogi… Wiadomości te musiały bardzo zasmucać serce Najświętszej Panny.
5. Matka Boska przeżyła wiele utrapień, niedostatku i boleści w czasie ucieczki do Egiptu.
6. Niedługo potem musiała się rozstać na pewien czas z 12-letnim Jezusem i z niepokojem szukać Go; było to jakby przygotowanie do rozstania się z Jezusem, skazanym na śmierć. Maryja chcąc zbliżyć się do nas, musiała przeżyć największe cierpienie: rozstać się ze Swym Synem.
7. Był to największy ból, jakiego doznała Maryja. Pewnego dnia usłyszała smutną nowinę, że Judasz wydał Chrystusa, że żołdactwo z rozkazu przełożonych świątyni uwięziło Go, że Piotr się Go wyparł. Słyszała złowrogie okrzyki rozjuszonego tłumu — ukrzyżuj Go!… widziała Swego najukochańszego Syna biczowanego, w cierniowej koronie. Teraz rozumiemy dlaczego Kościół katolicki nazywa Najświętszą Pannę „Matką Bolesną”, „Królową Męczenników”, bo męką i cierpieniem duchowym przeżyła wszystkie boleści, jakie mogą spotkać człowieka. Chrystusa skazali na śmierć. Włożono Mu ciężki krzyż na ramiona. Pochód ruszył, słychać urągania, szyderstwa, potwarze. Chrystus ledwie idzie pod ciężarem krzyża.
Na rogu jednej ulicy zachodzi wzruszająca scena, którą by się przejęli na pewno wrogowie Chrystusa, gdyby ich nie zaślepiała nienawiść. Tłum rozstąpił się, a przed skrwawionym Chrystusem stanęła Marja! Napróżno Ją wstrzymywali krewni, znajomi – koniecznie chciała widzieć Swego ukochanego Syna. Było to smutne spotkanie! „Im większa, miłość, tym głębszy ból” – mówi św. Augustyn.
Im większa miłość! Czy może istnieć miłość macierzyńska, która by dorównała miłości Maryi? Kto znał tak dobrze Chrystusa, jak Ona? Dobrze wiedziała, kim jest Chrystus: że jest Synem Bożym bez grzechu, pełen doskonałości, mądrości, dobroci, miłości. A teraz na śmierć Go prowadzą!
Nastąpiło ukrzyżowanie, śmierć i pogrzeb. Najświętsza Panna przez cierpienia musiała Sobie wysłużyć zasługi wobec Boga… dusza Jej, lgnąc do strasznego drzewa krzyża, godziła się z wolą Bożą. Co wycierpiała Maryja pod krzyżem, tego język ludzki nie jest w stanie wyrazić. Co przeżywała, kiedy Syn Jej konał, kiedy Go zdjęto z krzyża i umieszczono na Jej łonie! Św. Hieronim mówi, że tyle dostała ran, ile miał Chrystus na Swym ciele. Ból ten można opisać tylko słowami Pisma Świętego: „Wielkie jest jako morze skruszenie Twoje” (Lm 2, 13). Kiedyś śpiewałaś Magnificat – a teraz smucisz się i bolejesz? Smutną jesteś, bo na wskroś przeszyta jest Twoja dusza. Słusznie możesz powiedzieć o Sobie słowami Noemi: „Nie nazywajcie Mię Noemi (to jest piękna), ale Mię zwijcie Mara (to jest gorzka), bo Mię gorzkością wielką napełnił Wszechmogący” (Rt 1,20). „Wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę obaczcie i przypatrzcie się, jeśli jest boleść, jako boleść Moja?” (Lm 1 12).
bp dr Tihamer Toth, Wierzę w Jezusa Chrystusa, Kraków 1934, s. 275-278
____________________________________________________________________________________________________________
W cieniu proroctwa Symeona
*******
„A Twoją duszę przeszyje miecz boleści, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,35). Słowa Symeona wypełniły się pod krzyżem, gdzie stała Maryja, uczestnicząc w męce swojego Syna. Czy jednak cierpienie nie było obecne w innych momentach Jej życia?
Cierpienie jest tajemnicą, dlatego trudno o nim mówić. Trudno też o nim pisać. I nie sposób je tłumaczyć. Cierpienie się przeżywa, przyjmuje i ofiarowuje. Wszystko to w zmaganiu z sobą samym, w obliczu Bogu, będąc wsłuchanym w bicie Jego serca. Być może dlatego Ewangelie, mówiąc o cierpieniu Maryi, przedstawiają je w bardzo specyficzny sposób. Dyskretny i symboliczny. Wspominają o nim bezpośrednio jedynie w trzech miejscach – podczas ofiarowania, poszukiwań dwunastoletniego Jezusa w świątyni i na Golgocie. Uważna lektura Ewangelii wskazuje jednak na to, że Maryja, biorąc aktywny udział w misji swego Syna, przeżywa trudności na każdym etapie swego życia. Męka Jezusa zapowiadana jest już w scenach tzw. Ewangelii dzieciństwa Jezusa. Warto czytać je z tej perspektywy, by zobaczyć, że Maryja stale uczestniczy w losie swego Syna.
Miecz boleści
Zacznijmy od sceny ofiarowania. W jerozolimskiej świątyni wypowiedziane zostaje proroctwo, które obejmie całe życie Maryi, aż do śmierci Syna na krzyżu. „Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,35). Nie przez przypadek słowa te padają tuż po radosnym hymnie uwielbienia, w którym Symeon wysławia Boga i zapowiada przyszłą misję Jezusa. Zbawiciel, którego sędziwy starzec ujrzał na własne oczy, będzie światłem narodów i chwałą Izraela, a jednocześnie znakiem sprzeciwu i kamieniem obrazy.
Słowa wypowiedziane przez Symeona nie pozostawiają cienia wątpliwości – wielu sprzeciwi się radykalnej nowości Ewangelii przyniesionej przez Jezusa i pójdzie za własnymi wizjami wiary i pobożności. I właśnie tutaj, według narracji Łukasza, możemy szukać źródła bólu Maryi – sprzeciw wobec Syna będzie powodował rozdarcie w Jej wnętrzu. Zanim zobaczy włócznię, która przebije i otworzy Jego serce na krzyżu, będzie razem z Nim przeżywała każdy atak na Jego osobę, współodczuwała to wszystko, co wiąże się z odrzuceniem Jego nauki. Prawdopodobnie już od momentu zwiastowania Maryja żyła w przekonaniu, że Jej los jest nierozerwalnie spleciony z losem Jezusa. Proroctwo Symeona tylko to potwierdziło.
Warto zwrócić uwagę na obraz miecza, który dla wielu komentatorów stanowi tajemnicę. Jest bowiem z jednej strony dobrze znanym narzędziem walki, z drugiej natomiast przywołuje na myśl wiele tych miejsc Starego Testamentu, w których jest mowa o gniewie i karze Boga. Dlaczego pojawia się w proroctwie Symeona?
Prorok nawiązuje do niego jako do symbolu wszelkich prześladowań. Mówi o każdym rodzaju bólu, który będzie przeżywać Matka Boga. Zwłaszcza o tym, który związany jest z niewiarą ludzi w boskie posłannictwo Jej Syna, wrogością wobec Tego, którego oczekiwali od wieków, a którego odrzucili. Trudno więc proroctwo o mieczu boleści czytać jedynie w kontekście krzyża. Zwłaszcza że ewangelista Łukasz nie wspomniał o obecności Maryi pod krzyżem. Być może chciał w ten sposób zwrócić uwagę na to, że cień wspomnianego miecza kładzie się na całym Jej życiu, nie wyłączając tego, co stało się po wniebowstąpieniu. Jej los był związany z losem Syna, a następnie z pozostawioną przez Niego wspólnotą – Kościołem.
Cień Egiptu
Gdy Mędrcy ze Wschodu oddalili się, „oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem” (Mt 2,13a). Słowa zanotowane przez ewangelistę Mateusza wprowadzają w dramat sytuacji, którą przeżywała Święta Rodzina. Powód jest jasny, a cel ucieczki ściśle określony. Anioł mówi, że „Herod będzie szukał Dziecięcia, aby je zgładzić” (Mt 2,13b), a Józef, głowa Świętej Rodziny, pragnie ocalić Jezusa przed władcą, który oszalał z nienawiści. Wzmianka o planach zagłady Jezusa jest pierwszą realizacją proroctwa Symeona.
Komentatorzy zaznaczają, że te słowa są aluzją do męki i śmierci Chrystusa. Intencje arcykapłanów i starszych określone są przez ewangelistę w taki sam sposób – domagają się oni zagłady Jezusa (por. Mt 27,20). Nie przez przypadek u progu życia Jezusa i u jego kresu władcy tego świata ukazani są w tym samym świetle.
Ucieczka do Egiptu to nie tylko ucieczka przed zagrożeniem. To opowieść o odrzuceniu Jezusa, który w tajemniczy sposób streszcza w sobie historię całego Izraela. W ten sposób przedstawia tę scenę ewangelista Mateusz, który, opisując powrót z Egiptu, przywołuje słowa proroka Ozeasza: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu” (Oz 11,1). Jezus, podobnie jak Izrael, wychodzi z Egiptu. Przejdzie także przez wody Jordanu, przyjmując chrzest od Jana, przeżyje wędrówkę przez pustynię, gdy będzie kuszony. Tutaj ujawniają się przenikliwość i głębia ewangelisty Mateusza. Budując narrację, ukazuje on Jezusa jako tego, który „przeżywa” historię swojego narodu, pełną bólu i niewierności. Utożsamia się z nią, biorąc ją na swoje barki. Z jedną jednak różnicą. Izrael jest przybranym, kolektywnie rozumianym synem Boga, który wielokrotnie okazywał niewierność. Jezus natomiast jest Synem jedynym, który okazał wierność. Jego oddanie sprawie Boga ujawni się także w kolejnej scenie z Ewangelii dzieciństwa.
Poszukiwanie zagubionego Syna
„Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go” (Łk 2,41-45).
Pobyt Maryi, Józefa i Jezusa w Jerozolimie wiązał się ze zwyczajem, zgodnie z którym Żydzi po przekroczeniu dwunastego roku życia udawali się do Jerozolimy na trzy najważniejsze święta. Problem pojawia się w drodze powrotnej, gdy okazuje się, że Jezusa nie ma wśród wracających. Scena ta jest bardzo symboliczna. Ewangelista zaznacza, że Maryja z „bólem serca” poszukiwała zaginionego Syna, a gdy Go odnalazła siedzącego wśród nauczycieli, zapytała: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie” (Łk 2,48).
Odpowiedź Jezusa jest niezwykle głęboka. „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mojego Ojca?” (Łk 2,49). Wskazanie na „powinność” nie jest przypadkowe. Będzie wracało jak refren w zapowiedziach dotyczących męki, śmierci i zmartwychwstania. Dwunastoletni Jezus, słuchający i zadający pytania nauczycielom, wydaje się wskazywać na swoją mękę.
Inną więzią łączącą scenę w świątyni z wydarzeniami paschalnymi, jest wskazówka dotycząca czasu. Maryja i Józef poszukiwali Jezusa przez „trzy dni”. To aluzja do trzykrotnej zapowiedzi Jezusa, że „będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Mt 16,21). Wszystkie te chwile, w których uczestniczyła Maryja, były przygotowaniem na moment, w którym cierpiący Syn powierzył Jej nową, duchową misję.
Na szczycie Golgoty
„A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: »Niewiasto, oto syn Twój«. Następnie rzekł do ucznia: »Oto Matka twoja«” (J 19,25-27). Słowa Jezusa wypowiedziane z krzyża mają niezwykły charakter. Nie tylko dlatego, że ich interpretacja wskazuje na troskę Zbawiciela o swoją Matkę. Maryja znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji, traci jedynego Syna i nie może liczyć na opiekę męża. Ważniejsze w tej scenie jest jednak to, że w godzinie największej ciemności Jezus ustanawia nowe, duchowe więzi, a wskazując na nową rolę Matki i ucznia, nie wymienia ich imion. Przypadek? Raczej świadome wskazanie na to, że od tej chwili obie postacie zapowiadają nową rzeczywistość. Maryja staje się Matką rodzącego się Kościoła, a Jan jest jego reprezentantem.
W tej perspektywie przeszyte serce Maryi nabiera nowego wymiaru. Jej duchowa boleść wpisuje się nie tylko w losy Jezusa, ale także w dzieje Jego Kościoła. Jej charakter zwięźle ujął Benedykt XVI w homilii wygłoszonej w Lourdes w 2008 roku: „U stóp Krzyża wypełnia się proroctwo Symeona – Jej matczyne serce zostaje przeniknięte cierpieniem zadanym Niewinnemu, zrodzonemu z Jej ciała. Jak Jezus zapłakał (por. J 11,35), tak również Maryja z pewnością płakała nad umęczonym ciałem swojego dziecka. Delikatność Maryi nie pozwala jednak poznać głębi Jej bólu. Można by powiedzieć, że – podobnie jak w przypadku Jej Syna – także Ją cierpienie doprowadziło do doskonałości (por. Hbr 2,10) i uczyniło zdolną do przyjęcia nowej misji duchowej, jaką powierzył Jej Syn (por. J 19,30) – miała stać się Matką Chrystusa w Jego członkach”.
ks. Rafał Bogacki/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
GODZ. 17.00 – SPRZĄTANIE KOŚCIOŁA (W TRZECI PIĄTEK KAŻDEGO MIESIĄCA). BARDZO DZIĘKUJĘ ZA ZROZUMIENIE TYM, KTÓRZY PRZYCHODZĄ KAŻDEGO MIESIĄCA, ABY OPRÓCZ KONTRYBUCJI, KTÓRĄ WPŁACAMY NA KONTO PARAFII ŚW. PIOTRA, RÓWNIEŻ I W TEN SPOSÓB PODZIĘKOWAĆ, ŻE MAMY MOŻLIWOŚĆ KORZYSTANIA Z KOŚCIOŁA, KTÓRY JEST NIEDALEKO OD SPALONEGO ŚW. SZYMONA, A Z KTÓRYM TRZY POKOLENIA POLAKÓW OD CZASÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ BYŁO BARDZO ZWIĄZANYCH. TUBYLCY PO PROSTU NAZYWALI GO “POLSKIM KOŚCIOŁEM”.
____________________________________________________________________________________________________________
PIERWSZY CZWARTEK MIESIĄCA – 2 LUTY
GODZ. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA
UROCZYSTOŚĆ OFIAROWANIA PANA JEZUSA W ŚWIĄTYNI JEROZOLIMSKIEJ
„Gdy upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu” (Łk 2,22).
Dzisiejsze święto Ofiarowania Pana Jezusa w świątyni, zwane w Polsce świętem Matki Bożej Gromnicznej, jest pierwszym w roku liturgicznym świętem maryjnym. Kalendarz liturgiczny roku kościelnego celebruje bowiem cztery uroczystości Matki Bożej: Niepokalane Poczęcie (8 grudnia), Boże Macierzyństwo (1 stycznia), Zwiastowanie Pańskie (25 marca) i Wniebowzięcie (15 sierpnia). Celebruje nadto trzy święta maryjne: jako pierwsze właśnie Ofiarowanie Pańskie (2 lutego), Nawiedzenie św. Elżbiety (31 maja) i Narodzenie Najświętszej Maryi Panny (8 września). W końcu w całym Kościele obchodzi się osiem wspomnień maryjnych: Najświętszej Maryi Panny z Lourdes (11 lutego); Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel (16 lipca); rocznicę poświęcenia rzymskiej bazyliki Najświętszej Maryi Panny (5 sierpnia); Najświętszej Maryi Panny Królowej (22 sierpnia); Najświętszej Maryi Panny Bolesnej (15 września); Najświętszej Maryi Panny Różańcowej (7 października); Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny (21 listopada); Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny (sobota po uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa). Wiele Kościołów lokalnych oddaje nadto cześć Matce Bożej w tytułach wpisanych w ich tożsamość chrześcijańsko-narodową, jak chociażby my Polacy świętujemy uroczystość Matki Bożej Królowej Polski (3 maja), czy Najświętszej Maryi Panny Jasnogórskiej (26 sierpnia), czy święto Matki Kościoła (poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego; wspomnienie to celebrują też Włosi, Hiszpanie, Francuzi, Portugalczycy, wiele krajów Ameryki Łacińskiej, ale nie kraje o tradycji protestanckiej, jak Niemcy czy Holandia).
Dzisiejsze święto określane jest po grecku jako „Hypapante” (Spotkanie – w nawiązaniu do spotkania Świętej Rodziny z Symeonem i Anną). Bł. papież Paweł VI, który przeprowadził posoborową reformę kalendarza liturgicznego, określił dzisiejsze święto „połączonym wspomnieniem Syna i Matki”. „Celebruje ono bowiem – wyjaśniał Paweł VI, nawiązując do słów Symeona (Łk 2,29-35) – tajemnicę zbawienia dokonanego przez Chrystusa, z którym Najświętsza Dziewica najściślej się zespoliła jako Matka cierpiącego Sługi Jahwe, jako wykonawczyni zadania powierzonego dawnemu Izraelowi i jako wzór nowego ludu Bożego, który wśród wiary i nadziei ustawicznie jest doświadczany cierpieniami i prześladowaniami” (Marialis cultus, nr 7).
W Polsce, nazywając dzisiejszy dzień świętem Matki Bożej Gromnicznej, widzimy w Maryi Tę, która sprowadziła na ziemię Chrystusa – Światłość świata, i która nas tym Światłem broni i osłania od wszelkiego zła, rozjaśniając drogi naszego życia. W przeszłości częściej niż dzisiaj brano do ręki gromnice, zwłaszcza w niebezpieczeństwach wielkich klęsk i grożącej śmierci, a także wówczas, gdy wiejskim, łatwopalnym domom groziły burze z piorunami. To od nich – gromów miały bronić poświęcone w święto Ofiarowania Pańskiego świece, zwane właśnie gromnicami. Gromnice do dziś zapala się i podaje się do ręki konającym, aby Maryja wprowadziła ich do wiekuistej światłości, chroniąc od napaści szatana i okazując im Jezusa, „jedyne Światło, które nie zna zmierzchu” (Obrzędy pogrzebu, nr 64).
Z dzisiejszym świętem kończy się w Polsce okres śpiewania kolęd i nazajutrz rozbieramy w kościołach szopki bożonarodzeniowe; kończy się tradycyjny (a nie liturgiczny – ten skończył się świętem Chrztu Pańskiego) okres Bożego Narodzenia, zamyka się cykl ukazywania w liturgii Chrystusa jako Dziecko.
Od 1997 r. w dzisiejsze święto Ofiarowania Pańskiego obchodzimy też Światowy Dzień Życia Konsekrowanego, ustanowiony przez św. Jana Pawła II. Wszak osoby obdarzone powołaniem do takiego stylu życia winny ofiarować Bogu całe swoje jestestwo, podobnie jak uczyniła to Maryja, która była pierwszą i najdoskonalszą uczennicą Chrystusa – prima et perfectissima Christi discipula (Marialis cultus, nr 35), co więcej, była niejako „pierwszą konsekrowaną” (Redemptionis donum (nr 17). Jako osoby konsekrowane jesteśmy więc wezwani, aby uobecniać Jej misję w Kościele i w świecie, przyjmując Ją jako pierwowzór naszej konsekracji w naśladowaniu Chrystusa i przedstawiając Ją Ludowi Bożemu przede wszystkim poprzez naśladowanie Jej cnót i odtwarzanie Jej postaw, aż do stania się znakiem Jej ustawicznej obecności wszędzie gdziekolwiek się znajdujemy.
o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD/karmel.pl
___________________________________________________________________________
Przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie
***
Starotestamentowe prawodawstwo zawiera polecenie, do którego posłusznie zastosowali się Maryja i Józef: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. W każdym pokoleniu Izraelitów żywa była pamięć o ocaleniu pierworodnych podczas wyjścia z Egiptu. Świadomość, że pierworodni chłopcy są absolutną własnością Boga, sprawiała, iż 40 dni po narodzinach byli Mu ofiarowywani w specjalnym obrzędzie. Jeżeli przyszli na świat w Jerozolimie czy jej sąsiedztwie, ten obrzęd odbywał się na terenie świątyni jako miejscu szczególnej obecności Boga. „Wykupienie” pierworodnego łączyło się z „oczyszczeniem” matki. Benedykt XVI napisał: „Maryja nie potrzebuje oczyszczenia po urodzeniu Jezusa: narodzenie to przynosi oczyszczenie świata. Jest jednak posłuszna Prawu i właśnie w ten sposób służy spełnieniu się obietnic” (Jezus z Nazaretu).
Ofiarowanie Jezusa, jako wypełnienie Prawa, pełniej odsłania, kim jest Niemowlę urodzone w Betlejem. Malachiasz, jeden z ostatnich proroków biblijnego Izraela, zapowiadał przybycie długo wyczekiwanego Pana do świątyni, do którego ona należy. Jego przyjście stanie się czasem definitywnego wyboru, który ukaże sens wybrania Izraela i zapoczątkuje całkowicie nowy etap historii zbawienia, gdyż „przetopi, oczyści i przecedzi synów Lewiego”, czyli starotestamentowych kapłanów i kapłaństwo. Ofiarowanie Jezusa w świątyni zapowiada położenie kresu ofiarom składanym ze zwierząt i pokarmowym oraz zastąpienie ich jedyną ofiarą Baranka, który gładzi grzechy świata.
Połączenia początku i kresu życia Jezusa Chrystusa dokonał autor Listu do Hebrajczyków – pisma, które dobitnie podkreśla związek Starego i Nowego Testamentu. Ofiarowanie w świątyni jest jednym z tych wydarzeń, przez które Jezus całkowicie i pod każdym względem upodobnił się do braci, czyli synów Izraela. Ale nie jest tylko jednym z nich, bo Jego człowieczeństwo łączy się z Bóstwem, wskutek czego odwieczny zwyczaj nabywa nowej treści. Jezus, upodabniając się do braci, „stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem dla przebłagania za grzechy ludu”. Ofiarowanie Pańskie zapowiada więc tajemnicę Krzyża.
Na terenie świątyni jerozolimskiej powtórzyła się sytuacja z Betlejem: w ludzie Bożego wybrania nie zabrakło tych, którzy cierpliwie czekali na wypełnienie obietnic Bożych. Nagrodą za ich cierpliwą wytrwałość był dar właściwego rozpoznania Pana i oddania Mu chwały. Starzec Symeon, określany jako sprawiedliwy, pobożny i wyczekujący pociechy Izraela, wieńczy nadzieję wszystkich sprawiedliwych Starego Testamentu. Owocem jego wiary i mądrości stały się słowa skierowane do Maryi, zapowiadające przyjęcie, ale i sprzeciw wobec Boga, który przyszedł do swojej własności: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”. Sprzeciw wobec Jezusa boleśnie rani Jego Matkę. W geście Maryi trzymającej na rękach nowonarodzonego Syna nietrudno rozpoznać podobieństwo do Piety – Matki, na której kolanach spoczywa Jego martwe ciało.
ks. prof. Waldemar Chrostowski/Niedziela Ogólnopolska
___________________________________________________________
Tajemnica ofiarowania Pana Jezusa
Ofiarowanie Jezusa w świątyni objawia najważniejszą prawdę o Jego relacji z Bogiem – to relacja zależności, w której dokonuje się także nasze zbawienie.
Maryja i Józef przynieśli Jezusa do świątyni jerozolimskiej, aby Go przedstawić Panu, jak jest napisane w Prawie Pańskim (por. Łk 2, 22-23). Poddanie Jezusa temu obrzędowi ukazuje posłuszeństwo Prawu i przynależność Jezusa do stworzenia: oto Słowo Odwieczne Ojca przyszło rzeczywiście na ten świat; Syn Boży prawdziwie stał się człowiekiem. Jest to również przyjęcie tej prawdy, że człowiek wraz z całym stworzeniem pochodzi od Boga i ma do Niego wrócić.
Całkowita zależność od Boga
Jezus nie zostaje przyniesiony do domu Bożego, aby zostać wykupionym, jak nakazywały przepisy Prawa Mojżeszowego, ale zostaje przedstawiony Panu, czyli poświęcony Mu na służbę. Jezus jako Syn Boży pochodzi od Boga oraz całkowicie do Niego należy. Także nasze zbawienie dokonuje się w całkowitej zależności od Boga i w pełnym oddaniu Mu naszego życia. Ofiarowanie siebie Bogu prowadzi do zmiany jakościowej naszego życia. W Bogu ma źródło nasza godność, a zarazem moc do wypełniania życia dobrem.
Dziękujmy więc Panu Bogu za dar życia i za czas, który jest nam dany, by czynić dobro. Dziękujmy za zdrowie i wrodzone umiejętności, za wykształcenie i pracę, za rodzinę i przyjaciół, bo to wszystko otrzymaliśmy od Niego. Dziękujmy Bogu, naszemu Stwórcy, przez Jezusa Chrystusa, naszego jedynego Pośrednika, w Duchu Świętym, który nas uświęca. Wdzięczność to cecha ludzi szlachetnych. Nasza wdzięczność wobec Boga to uznanie Jego wielkości i dobroci względem stworzeń. To także wyraz naszej wiary w Tego, który zawsze pragnie naszego dobra. Dlatego mówimy: „Ojcze nasz, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi” i z największą ufnością oddajemy Mu całe nasze życie, aby to, co dobre, w nas pomnożył, a zachował od tego, co złe, by nasze życie było prawdziwie na Jego chwałę i stanowiło dobry przykład dla innych. Często oddawajmy się Bogu za pośrednictwem Maryi, wypowiadając słowa: „Matko Boża, Niepokalana Maryjo! Tobie poświęcam ciało i duszę moją, wszystkie modlitwy i prace, radości i cierpienia, wszystko czym jestem i co posiadam. (…) Spraw więc, Wspomożycielko wiernych, aby cała moja rodzina, parafia i cała Ojczyzna były rzeczywistym królestwem Twego Syna i Twoim”.
Maryja wzorem zawierzenia
Z ufnością zwracajmy się do Boga przez Maryję, która jest dla nas wzorem całkowitego oddania się Bogu. Ona ciągle realizuje swoje słowa: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1, 38). Podczas ofiarowania Pana Jezusa w świątyni Maryja słyszy słowa wypowiedziane przez starca Symeona: „A Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2, 35). Oznacza to, że w Jej życiu, oprócz tajemnic radosnych, będą także tajemnice bolesne. Ona będzie współcierpieć ze swoim Synem, kiedy nadejdzie Jego godzina. Będzie na drodze krzyżowej Jezusa i pod Jego krzyżem.
W naszym życiu też są tajemnice bolesne. Jest wśród nas wiele osób cierpiących nie tylko ze względu na wiek. Jedni cierpią fizycznie, inni duchowo. Często od bólu fizycznego gorszy jest ból psychiczny, powodowany opuszczeniem, osamotnieniem, niezrozumieniem, krzywdą, czasami wyrządzoną przez najbliższych. A skoro tak jest, to zastanówmy się, czy Panu Bogu nie chodzi o to, abyśmy razem z naszą modlitwą ofiarowali Mu także nasze cierpienie? Bł. Jan Paweł II uczył nas tego – najpierw słowem, a potem przyjmowanym przez siebie cierpieniem – jak czerpać siły z Eucharystii poprzez łączenie swojej codziennej ofiary z Ofiarą Chrystusa dla dobra Kościoła i całej ludzkości. Albowiem nasz ból nie jest bezużyteczny, gdy jest złączony z cierpieniem Chrystusa. Wówczas jest on jak kropla wody, która – dodana do wina podczas Mszy świętej wraz z nim – przemienia się w Najdroższą Krew Chrystusa, wylaną dla zbawienia świata.
Trwanie na modlitwie
Przykładem życia całkowicie oddanego Bogu może być dla nas starzec Symeon. „Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczął na nim” (Łk 2, 25). Otrzymał on łaskę spotkania z Dzieciątkiem Jezus. Natomiast prorokini Anna „nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą” (Łk 2, 37). Pójdźmy w ich ślady. Wielu już tak uczyniło, chociażby uczestnicząc w Jerychach Różańcowych, które polegają na trwaniu przez siedem dni na modlitwie różańcowej przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Jak prawdziwie spełniają się wówczas słowa bł. Jana Pawła II, że modlitwa różańcowa jest kontemplowaniem oblicza Chrystusa w szkole Maryi!
ks. Jan Glapiak/Fronda.pl
_____________________________________________________________________
Gromniczna Matka Jezusowego Światła
Zaniesienie małego Jezusa do świątyni w Jerozolimie, „aby Go ofiarować Panu”, przez Maryję i Józefa, o którym pisze ewangelista Łukasz (por. Łk 2, 22-40), nazywano najpierw Świętem Spotkania, potem świętem Oczyszczenia Maryi, a dziś jest to święto Ofiarowania Pańskiego
***
W Polsce święto Ofiarowania Pańskiego ma charakter zdecydowanie maryjny i zwykle zwane jest świętem Matki Bożej Gromnicznej. Tak jak Maryja wniosła Jezusa – Światło do świątyni jerozolimskiej, tak też przynosi dziś Jezusa – Światło wszystkim wierzącym. Symbolem tego Światła świata są poświęcane w kościołach gromnice.
Jerozolimska tradycja
W 1884 r. odnaleziony został rękopis ze szczegółowym zapisem pielgrzymki do Ziemi Świętej, którą prawdopodobnie od Wielkanocy 381 do Wielkanocy 384 r. odbyła hiszpańska pątniczka Egeria. Dzięki temu dokumentowi wiemy, że już pod koniec IV wieku w Palestynie obchodzono święto Czterdziestnicy, czyli Objawienia się oczekiwanego Mesjasza wybranej Reszcie Izraela, którą uosabiali starzec Symeon oraz prorokini Anna. Wówczas nazywano to wydarzenie Świętem Spotkania. 14 lutego – 40 dni po świętowaniu Bożego Narodzenia (w Palestynie Boże Narodzenie najpierw obchodzono 6 stycznia) wierni gromadzili się, aby upamiętnić dzień przyniesienia Jezusa do świątyni w Jerozolimie oraz dzień rytualnego oczyszczenia Maryi. Egeria była tak zachwycona procesją do Bazyliki Zmartwychwstania w Jerozolimie, że zanotowała w swoim dzienniku: „Wszystko odbywa się jak zwykle z największą radością, jak na Wielkanoc”. Szybko uroczystość ta na Wschodzie zyskała nazwę „Święto Spotkania”, ponieważ lud oczekiwał objawienia się obiecanego Mesjasza właśnie w świątyni jerozolimskiej.
Dopiero w II wieku Święto Spotkania trafiło do kalendarza liturgicznego Kościoła w Rzymie. Wyznaczono jego celebrację na dzień 2 lutego, ponieważ 40 dni liczono od Bożego Narodzenia, które w Rzymie świętowano 25 grudnia. Z czasem akcenty przeżywania tego święta zostały przesunięte tak, że zyskało ono nową nazwę – „Święto Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny”. Pod tą nazwą funkcjonowało aż do reformy kalendarza liturgicznego, po Soborze Watykańskim II. Świętu przywrócono wówczas pierwotny charakter, nazywając je „Świętem Przedstawienia Pana”, co w Polsce zostało przetłumaczone, chyba niezbyt szczęśliwie, jako „Święto Ofiarowania Pańskiego” – lepsza byłaby nazwa: „Przedstawienia Pana”.
Gromniczna
2 lutego obchodzimy Święto Ofiarowania Pańskiego, Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej Gromnicznej. Nazwa nie jest najważniejsza, natomiast doniosła jest wielowiekowa tradycja, która łączy to święto z gromnicą, a więc świecą, którą w tym dniu pobłogosławi się w kościele na pamiątkę słów sędziwego Symeona, który dziękował Bogu, że już może odejść, bo jego oczy ujrzały zbawienie, „światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (por. Łk 2, 32). Maryja, jak każda izraelska kobieta, chciała się poddać oczyszczeniu po narodzinach Dziecka. Nie musiała tego robić, bo poczęła i porodziła dziewiczo, ale uczyniła to w wielkiej pokorze Służebnicy Pańskiej. Maryja z Józefem pragnęli jak najdokładniej wypełnić przepis Prawa. Dzień ten był równocześnie świętym dniem dla dwojga sędziwych sprawiedliwych Izraela, Symeona i Anny, którzy długo wyczekiwali Zbawiciela, trwając przy świątyni i błagając Boga, by ich oczy mogły ujrzeć Jego Syna. Czekali długo, więc gdy Maryja i Józef przynieśli Dzieciątko do świątyni, Symeon wyśpiewał pieśń uwielbienia Boga oraz otwarcia sobie bram nieba: „Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju” (Łk 2, 29).
Jezusowe światło
Poświęcona świeca, gromnica, jest symbolem Pana Jezusa, Światłości ze Światłości, ale jest też znakiem orędownictwa Jego Matki. Obraz Piotra Stachiewicza ukazuje Maryję z zapaloną gromnicą, na którym – jako Opiekunka ludzkich siedzib – odpędza wygłodniałe wilki. Podobną scenę utrwalił na rysunku Wojciech Grabowski. Dawniej, kiedy wilki rzeczywiście zagrażały ludziom w czasie długich i srogich zim, ci polecali się z ufnością Matce Boga, paląc gromnice jako znak Jej wstawiennictwa i opieki. Zapalano gromnice także w czasie nawałnic i burz, kiedy pioruny (piorun to inaczej grom, stąd „gromnica”) uderzały w drzewa, a nieraz i w zabudowania. Pożar domu oznaczał zazwyczaj utratę całego dobytku, dlatego ludzie gorąco prosili Matkę Bożą, by ich ratowała od piorunów i nawałnic.
Tradycje związane z tym świętem drogie mi są od dzieciństwa. Dymem płomienia gromnicy znaczyliśmy krzyżyk na tragarzu sufitu izby oraz nad drzwiami i oknami. Obchodziliśmy zabudowania gospodarcze oraz okadzali dłonie do ciężkiej pracy w polu i w lesie. Ten zwyczaj nadal pielęgnuje się w domu mojej siostry w Słopnicach Królewskich. Gromnice zapala się przy konających, by mieli przed oczyma światłość wiekuistą i wzywali Maryję, Patronkę dobrej śmierci.
Maryjo, chroń polski dom przed wilkami
Co do wilków, te z lasu nie zagrażają nam już tak jak dawniej. Dziś jesteśmy narażeni raczej na spotkanie z innymi „wilkami”: to pokusy, grzechy, zmuszanie do życia, jakby Boga nie było. Duchowe drapieżniki, wilki z europejskich salonów oraz karczm zdrady narodowej, porywają niewinne dusze małych dzieci i młodzieży przez zło, które się zewsząd sączy w ludzkie umysły i zabija w duszach miłość Boga. Nigdy chyba jeszcze ludzie tak się nie chlubili popełnianym złem, jak czynią to teraz.
Ufam, że nie dojdzie do oskarżenia Kazimiery Iłłakowiczówny o polski nacjonalizm i faszyzm, bo w wierszu „Matka Boska Gromniczna” napisała:„(…)
„Faryzejskie oczy
zdradliwie błyszczą nocą
Mówiła im po imieniu
– odpędzała gromnicą.
Najedli się tego ognia,
nasycili – na wieczność!
Boją się go do dzisiaj
i ratują ucieczką.
Matko Boska Gromniczna
– nad przeręblą stojąca
Każ bać się tego ognia
Tym, którzy mają wilcze serca”.
(Luty 1980 r.)
Niech wolno mi będzie zakończyć osobistą modlitwą z tomiku „W ramionach Matki”:
„Zapal mnie ogniem Twego Syna
niech osłonięty od wichur
płaszczem Twego Serca
płonę czystym ogniem
i wypalę się do końca”.
o. dr Jan Pach OSPPE, mariolog/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
DZIEŃ MODLITW ZA OSOBY KONSEKROWANE
Zgodnie z decyzją ojca świętego Jana Pawła II od roku 1997 w święto Ofiarowania Pańskiego Kościół szczególnie zwraca uwagę na osoby konsekrowane, które dziś ponawiają swoje oddanie na zawsze i całkowicie Panu Bogu, aby mógł w nich działać tak jak chce i bez żadnych zastrzeżeń. Pięknie wyraził istotę takiego oddania właśnie św. Jan Paweł II: „Człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”.
Osoby konsekrowane są żywym znakiem, że choć jesteśmy zanurzeni w doczesności, to celem naszego życia jest Królestwo Niebieskie. Życie konsekrowane jest drogą specjalnego naśladowania Jezusa Chrystusa i temu służą trzy rady ewangeliczne, które ślubują osoby konsekrowane: czystość, ubóstwo i posłuszeństwo.
- czystość jest wyrazem prawdziwej miłości,
- ubóstwo jest znakiem wolności od różnego rodzaju form zniewolenia,
- posłuszeństwo zaś oznacza dyspozycyjność dla miłości. (wzięte z wypowiedzi bp Jacka Kicińskiego, klaretyna, przewodniczącego Komisji KEP ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego).
___________________________________________________
Życie konsekrowane przez profesję rad ewangelicznych jest trwałą formą życia, w której wierni pod działaniem Ducha Świętego naśladując dokładniej Chrystusa, oddają się całkowicie umiłowanemu nade wszystko Bogu, ażeby – poświęceni z nowego i szczególnego tytułu dla chwały Boga, budowania Kościoła i zbawienia świata – osiągnąć doskonałą miłość w służbie Królestwa Bożego i stawszy się w Kościele wyraźnym znakiem, zapowiadać niebieską chwałę.
Kodeks Prawa Kanonicznego, Kan. 573 – § 1
Chrystus wzywa was, a świat na was czeka! Pamiętajcie, że królestwo Boże potrzebuje waszej hojności i pełnego poświęcenia. Nie zachowujcie się jak bogaty młody człowiek, który na zaproszenie Chrystusa nie był w stanie się zdecydować i zachował swój majątek. Zachowujcie się jak rybacy, którzy wezwanie przez Jezusa natychmiast porzucili wszystko i stali się rybakami ludzi.
…Musicie przywitać Maryję w swoim młodym życiu, jak apostoł Jan, który zabrał ją do swego domu. Pozwólcie jej stać się waszą Matką. Otwórzcie przed nią wasze serca i sumienia. Niech ona zawsze pomoże wam znajdować Chrystusa, aby „iść za Nim” na wszystkich ścieżkach życia.
św. Jan Paweł II – 2 lutego 1989 r.
___________________________________________________________
Ich modlitwa podtrzymuje świat
polskie mniszki z zakonów klauzurowych
***
Siostry zakonów kontemplacyjnych, zwanych także klauzurowymi, stanowią niewielki odsetek wszystkich sióstr zakonnych. W Polsce jest ok. 1220 mniszek, na ogólną liczbę 16 tys. sióstr zakonnych, czyli stanowią zaledwie 8 procent. Jednak ta forma życia konsekrowanego ma swoje szczególne miejsce w Kościele i wciąż nie brakuje kobiet, które pragną służyć Bogu i ludziom w klasztorze zamkniętym, „za kratami”. Papież Jan Paweł II przypominał: „Kościół i świat otrzymują niemało światła i mocy od Pana dzięki ich ukrytemu i modlitewnemu życiu”. 2 lutego Kościół obchodzi Dzień Życia Konsekrowanego.
Zakonami klauzurowymi nazywa się te zakony, w których obowiązuje zakaz wychodzenia na zewnątrz, tj. poza teren klasztoru. Sama nazwa – klauzura wywodzi się z łaciny, gdzie „claudere” oznacza zamykać, ogradzać.
Pierwszym żeńskim klasztorem założonym na ziemiach polskich był klasztor benedyktynek. Ufundował go w XI w. Bolesław Chrobry dla swojej córki. Do najstarszych zakonów kontemplacyjnych działających w Polsce należą poza tym klaryski, karmelitanki, wizytki i benedyktynki-sakramentki. Ale w ostatnich latach pojawiły się w Polsce nowe wspólnoty monastyczne: betlejemitki (1998 r.), wspólnoty jerozolimskie (2006 r.) i anuncjatki (2009 r.). Ogółem w naszym kraju jest blisko 20 zakonów kontemplacyjnych – 13 zrzesza Konferencja Wyższych Przełożonych Żeńskich Klasztorów Kontemplacyjnych, 6 jest poza tą strukturą.
Ile jest mniszek w Polsce?
Mimo ogólnego spadku powołań, co roku do zakonów kontemplacyjnych zgłaszają się nowe kobiety, pragnące wieść życie modlitwy i kontemplacji w ciszy klasztornych murów. W ubiegłym roku do furt tych klasztorów zapukało 26 osób, czyli o 7 więcej niż roku 2021. W 2022 r. formację w nowicjacie odbywały 32 kobiety, pięć lat wcześniej (2018 r.) było ich o 3 więcej. Liczba nowicjuszek w ostatnich latach utrzymuje się więc na dość stałym poziomie, choć porównując z pierwszymi latami XXI wieku spadła o przeszło połowę: w latach 2000-2007 formację w nowicjacie przeżywało przeciętnie od 60 do 80 kobiet (rekordowo 81 – w 2001 i 2003 roku). Według statystyk Konferencji, z ogólnej liczby 1165 mniszek w klasztorach (wraz z nowicjuszkami i postulantkami) większość złożyła już śluby wieczyste – 1062 siostry.
Dane powyższe dotyczą zakonów zrzeszonych w Konferencji Przełożonych Żeńskich Klasztorów Kontemplacyjnych. W Polsce jest jeszcze 6 domów zakonnych nieuwzględnionych w statystyce (poza KPŻKK), w których żyje ok. 50 mniszek. Można więc powiedzieć, że ogółem we wszystkich klasztorach żyje obecnie ok. 1220 mniszek.
Najliczniejszy jest zakon karmelitanek bosych – jest ich 427. Na drugim miejscu plasują się klaryski, łącznie z klaryskami od wieczystej adoracji jest ich 245. Sióstr bernardynek jest 142.
Najwięcej klasztorów na naszych ziemiach mają karmelitanki – 28. Trzy gałęzie klarysek (klaryski kapucynki, klaryski i klaryski od wieczystej adoracji) – 21, benedyktynki wraz z benedyktynkami sakramentkami mają 13 domów, a bernardynki 9.
Panny mądre
Socjolodzy religii zwracają uwagę, że często surowy klasztorny reżim przyciąga kobiety wykształcone, intelektualistki, które osiągnąwszy sukcesy w pracy zawodowej, a czasem także pozycję materialną, nagle poczuły duchową pustkę i potrzebę poświęcenia życia głębszym wartościom. Panuje nawet opinia, że za kratami klasztorów kontemplacyjnych żyją kobiety mądre, piękne i wykształcone. I nie jest to „ucieczka ze świata”, lecz raczej świadectwo, że istnieją wartości, którym warto poświęcić życie; dla wielu ludzi poza klasztorem – dowód na istnienie Boga. Ojciec Święty Jan Paweł II w liście apostolskim do osób konsekrowanych z okazji Roku Maryjnego w 1988 napisał: „Świat potrzebuje Waszego «ukrycia z Chrystusem w Bogu», nawet jeżeli nieraz krytykuje formy klasztornej klauzury”.
Jak żyją mniszki?
Siostry żyją za klauzurą, w miejscu, do którego nie mają wstępu osoby z zewnątrz. Same też nie opuszczają klasztoru, chyba że w wyjątkowych wypadkach, jak konieczność leczenia czy pogrzeb w rodzinie.
Mieszkają w małych wspólnotach, aby życie zakonne było bardziej rodzinne, dlatego w Polsce żyją w blisko 90 klasztorach. Reformatorka zakonu karmelitańskiego św. Teresa z Avila chciała, aby wspólnoty liczyły tylko 13 osób; obecnie, zgodnie z konstytucjami, każdy dom karmelitański może mieć maksymalnie 21 mniszek. Zakonnice starają się, by siostry były też w różnym wieku, co daje namiastkę wielopokoleniowej rodziny. Klasztory najczęściej położone są w pięknych przyrodniczo miejscach, a wiele z nich stanowi zabytki wysokiej klasy.
Czym się zajmują?
Większość czasu mniszki poświęcają modlitwie, adoracji i kontemplacji. Kilka razy dziennie zgodnie z zakonną regułą odmawiają modlitwy brewiarzowe. W wielu zakonach starają się zachować bezwzględną ciszę, unikając rozmów. Ale nie wyłączają się ze świata, śledzą wiadomości głównie w telewizji, dbając by intencje modlitewne obejmowały współczesne cierpienia świata. Na stronie internetowej zakonów kontemplacyjnych zawsze znajduje się „skrzynka intencji”, gdzie drogą mailową można przekazać konkretną prośbę o modlitwę. Wiele osób kieruje prośby listownie, ale niektórzy szukają kontaktu bezpośredniego, w klasztornej rozmównicy, gdzie można przez kratę porozmawiać z mniszką. Wierni cenią sobie wstawiennictwo mniszek, znają skuteczność ich modlitw, a dla zakonnic to jeszcze jeden powód do dziękczynienia Panu i do radości, bo mniszki, z którymi możemy porozmawiać przez kratę, robią wrażenie szczęśliwych.
Św. Benedykt z Nursji, żyjący w VI w., zwracał uwagę w regule zakonnej, że praca fizyczna sprzyja moralnej dyscyplinie, bezczynność́ natomiast to wróg duszy. Dlatego ilości czasu przeznaczonego na modlitwę powinien odpowiadać czas przeznaczony na pracę. Klasztory często mają własne ogrody, sady, a nawet całe gospodarstwa zaspokajające potrzeby mniszek. Ale zakonnice zajmują się też pracą, która przynosi dochód: wypiekają opłatki, haftują ręcznie i maszynowo szaty liturgiczne czy sztandary, np. dla szkół, malują obrazy, piszą książki, tłumaczą. Praca zarobkowa sióstr jest jednak często niewystarczająca, zwłaszcza że stare, zabytkowe klasztory wymagają remontów. Z pomocą mniszkom przychodzą wtedy diecezje.
„Niech się więc umocnią wszystkie dusze konsekrowane do życia kontemplacyjnego, ponieważ Kościół i świat, który Kościół winien ewangelizować, otrzymują niemało światła i mocy od Pana dzięki ich ukrytemu i modlitewnemu życiu” – podkreślił św. Jan Paweł II w liście apostolskim „Litterae Encyclicae” adresowanym do wszystkich osób konsekrowanych z okazji Roku Maryjnego (1988 r.).
***
Konferencja Przełożonych Żeńskich Klasztorów Kontemplacyjnych (KPŻKK) powstała w 1956 r. z inicjatywy prymasa Wyszyńskiego. Miała skonsolidować zakony klauzurowe w obliczu prześladowań ówczesnych władz. Zrzesza 83 przełożone klasztorów kontemplacyjnych, należących do 13 rodzin zakonnych. Są to: benedyktynki, benedyktynki sakramentki, bernardynki, dominikanki, kamedułki, karmelitanki, klaryski kapucynki, klaryski, klaryski od wieczystej adoracji, norbertanki, redemptorystki, wizytki, anuncjatki. Od roku 2021 jej przewodniczącą jest matka Teresa Wrona, karmelitanka bosa z Częstochowy, a jej zastępczynią matka Elżbieta Sander, klaryska z Krakowa.
Dzień Życia Konsekrowanego, obchodzony 2 lutego w święto Ofiarowania Pańskiego, został ustanowiony przez papieża Jana Pawła II w 1997 r. Ofiary zbierane na tacę w tym dniu są przeznaczone na wsparcie zakonów klauzurowych.
KAI/PCh24.pl
____________________________________________________________________________________________
W Polsce obecnie jest ponad 31,1 tys. osób konsekrowanych. Obok zakonnych wspólnot męskich (59) i żeńskich (105) – w tym gronie są także dziewice konsekrowane i wdowy poświęcone Bogu, jak również pustelnicy, członkowie wspólnot i instytutów kościelnych.
Chciała służyć nie tylko „niewidomym na ciele”, ale także „niewidomym na duszy”
___________________________________________________________________________
PO MSZY ŚWIĘTEJ
ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
*****
______________________________________________________________________________________________________________
***
Psychiatrzy i psycholodzy w szoku!
Te modlitwy uzdrawiają z depresji
“Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.” (Mt 11, 28-30). Złap się tej obietnicy, którą Chrystus złożył każdemu z nas. Oddaj swoje cierpienie Jezusowi.
Modlitwa dla cierpiących na depresję
Dobry Boże Ty znasz ciemności, które mnie otaczają. Wydaje mi się, że jakby otoczyła mnie chmura, tak że tracę całą moją perspektywę. I na dodatek mam wrażenie, że ona nigdy się nie podniesie. Wiem, że wcześniej udało mi się z tego wyjść, ale kiedy te uczucia znów przychodzą wszystko znowu się zaciemnia.
Pomóż mi ufać Tobie w tym trudnym czasie. Wiem, że po deszczu znów przychodzi słońce, i że ponad chmurami słońce zawsze świeci.
Proszę Cię jednak, umocnij to przekonanie w moim sercu, tak aby Twoja nadzieja mnie prowadziła.
Wierzę, że Ty możesz mnie uzdrowić i całkowicie powierzam się Tobie. Udziel mi łask, których potrzebuję, aby wytrwać przy Tobie, aż Twoja uzdrawiająca miłość, która wiem, że nieustannie działa we mnie, w końcu przeniknie mnie i przyniesie ulgę, której potrzebuję. Amen.
Modlitwa w chorobie psychicznej (za wstawiennictwem św. Judy Tadeusza)
Pełen współczucia święty Judo Tadeuszu, który mocą Bożą przywróciłeś tak wielu ludziom zdrowie i jasność umysłu, wejrzyj na mnie (lub wymień imię osoby chorej psychicznie, za którą się modlisz) w moim cierpieniu.
Ufny w Twoje potężne wstawiennictwo, błagam Cię, byś prosił Jezusa, miłosiernego Uzdrowiciela chorych, o uzdrowienie mnie (lub wymień imię chorej osoby).
Spraw, bym (lub wymień imię chorej osoby) podźwignięty Jego miłością, otrzymał wielką łaskę zdrowia psychicznego. Amen.
Modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne
Panie Jezu, Ty przyszedłeś po to, aby uzdrowić serca zranione i udręczone, proszę Cię, abyś uzdrowił urazy powodujące niepokoje w moim sercu. Proszę Cię w szczególny sposób, abyś uzdrowił tych, którzy są przyczyną grzechu. Proszę Cię, abyś wszedł w moje życie i uzdrowił mnie od urazów psychicznych, które mnie dotknęły w dzieciństwie i od tych ran, które mi zadano w ciągu całego życia.
Panie Jezu, Ty znasz moje trudne sprawy, składam je wszystkie w Twoim Sercu Dobrego Pasterza. Proszę Cię, odwołując się do Twej wielkiej rany, otwartej w Twoim Sercu, abyś uleczył małe rany mojego serca.Ulecz rany moich wspomnień, aby nic z tego, co mi się przydarzyło, nie przysparzało mi cierpienia, zmartwień, niepokoju. Ulecz, Panie, wszystkie te urazy, które w moim życiu stały się przyczyną grzechu.
Pragnę przebaczyć wszystkim osobom, które mi wyrządziły krzywdę. Wejrzyj na te urazy wewnętrzne, które mnie czynią niezdolnym do przebaczenia.Ty, który przyszedłeś uleczyć serca strapione, ulecz moje serce.
Ulecz, Panie Jezu, moje wewnętrzne urazy, które są przyczyną chorób fizycznych. Oddaję Ci moje serce. Zechciej je przyjąć, Panie, i oczyścić. Napełnij mnie uczuciami Twego Boskiego Serca. Pomóż mi być pokornym i cichym.
Ulecz mnie, Panie, z bólu, który mnie przytłacza z powodu śmierci drogich mi osób. Spraw, bym mógł odzyskać pokój i radość dzięki wierze, że Ty jesteś Zmartwychwstaniem i Życiem. Uczyń mnie prawdziwym świadkiem Twego Zmartwychwstania,Twego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią, Twojej obecności jako Żyjącego wśród nas. Amen.
Fronda.pl/przk/dowiary.pl
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
W TRZECIĄ SOBOTĘ MIESIĄCA PO MSZY ŚWIĘTEJ PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM MODLIMY SIĘ NA RÓŻAŃCU W INTENCJI POKOJU, KTÓRY TYLKO CHRYSTUS PAN DAĆ MOŻE – “POKÓJ MÓJ DAJĘ WAM”…
Modlitwa św. Jana Pawła II o pokój
***
Boże ojców naszych, wielki i miłosierny! Panie życia i pokoju, Ojcze wszystkich ludzi. Twoją wolą jest pokój, a nie udręczenie. Potęp wojny i obal pychę gwałtowników. Wysłałeś Syna swego Jezusa Chrystusa, aby głosił pokój bliskim i dalekim i zjednoczył w jedną rodzinę ludzi wszystkich ras i pokoleń.
Usłysz krzyk wszystkich Twoich dzieci, udręczone błaganie całej ludzkości. Niech już nie będzie więcej wojny – złej przygody, z której nie ma odwrotu, niech już nie będzie więcej wojny – kłębowiska walki i przemocy. Spraw, niech ustanie wojna (…), która zagraża Twoim stworzeniom na niebie, na ziemi i w morzu.
Z Maryją, Matką Jezusa i naszą, błagamy Cię, przemów do serc ludzi odpowiedzialnych za losy narodów. Zniszcz logikę odwetów i zemsty, a poddaj przez Ducha Świętego nowe rozwiązania wielkoduszne i szlachetne, w dialogu i cierpliwym wyczekiwaniu – bardziej owocne niż gwałtowne działania wojenne. Amen.
Święta Maryjo, Królowo Pokoju, módl się za nami,
Święty Benedykcie, módl się za nami,
Święci Cyrylu i Metody, módlcie się za nami,
Święta Brygido, módl się za nami,
Święta Tereso Benedykto od Krzyża, módl się za nami,
Święta Katarzyno ze Sieny, módl się za nami.
______________________________________________________________________________________________________________
Polonia potrzebuje kapłanów
Naszą największą troską jest ta o kapłanów i siostry zakonne do posługi poza granicami kraju – powiedział bp Piotr Turzyński, Delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej. W piątek 10 lutego w Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie odbyło się spotkanie członków i konsultorów Zespołu działającego przy Delegacie ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej.
***
Jak podkreślił bp Piotr Turzyński, spotkanie było okazją m.in. do podsumowania aktywności, jakie podejmowano w minionym roku.
– Zdaliśmy relacje z działalności prowadzonej w ostatnim czasie. Opowiedziałem, o problemach, które poznałem w trakcie moich spotkań i podróży, ale i o radościach, o pracy księży i sióstr zakonnych. Podobnie księża rektorzy z Anglii, Niemiec czy Francji relacjonowali, czym żyje Polonia – mówił bp Turzyński.
Delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej powiedział także o najważniejszym z problemów, z jakim zmaga się obecnie zagraniczne duszpasterstwo. – Zasadniczą i największą naszą troską jest ta o kapłanów do posługi za granicą. Chcielibyśmy, żeby Polonia była traktowana jak integralna część Kościoła w Polsce. Potrzeba troski o to, żeby również tam byli kapłani i siostry zakonne, którzy będą pomagać Polakom zachować wiarę i być przy Panu Bogu – powiedział bp Turzyński.
Przewodniczący zespołu podkreślił także ogromną wartość wspólnych, regularnych spotkań, które pozwalają lepiej poznać potrzeby i problemy Polonii. – Widzimy, że zmniejszyła się liczna Polaków poza granicami kraju, ale duszpasterstwo jest bardzo różnorodne i myślę, że te pięknie żyjące parafie polonijne mogą być inspiracją dla duszpasterstwa w Polsce – dodał Delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej.
Biskup Piotr Turzyński podkreślił również, że wśród inicjatyw planowanych na ten rok, na szczególną uwagę zasługują dwa wydarzenia: wyjazd polsko-polonijnych delegacji na Światowy Dzień Młodzieży w Lizbonie oraz organizowany we wrześniu Światowy Kongres Rodzin Polonijnych w Gdańsku.
BP KEP/Warszawa (KAI)
______________________________________________________________________________________________________________
Znamy datę beatyfikacji rodziny Ulmów!
Beatyfikacja Sług Bożych Józefa i Wikorii Ulmów i ich siedmiorga dzieci odbędzie się 10 września 2023 r. w Markowej – poinformowała archidiecezja przemyska. Rodzina Ulmów została zamordowana podczas wojny przez Niemców za ukrywanie Żydów.
***
Podczas uroczystości beatyfikacyjnej przedstawicielem Ojca Świętego będzie kard. Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych.
Józef i Wiktoria Ulmowie podczas II wojny światowej w swoim domu w Markowej na Podkarpaciu ukrywali dwie rodziny Żydów. Hitlerowcy dowiedzieli się o tym w wyniku donosu i 24 marca 1944 r. zamordowali przechowywanych Żydów oraz Ulmów wraz z szóstką małych dzieci. Wiktoria była wtedy w 9. miesiącu ciąży.
W 1995 r. Wiktoria i Józef Ulmowie zostali uhonorowani pośmiertnie tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
17 grudnia ub. roku papież Franciszek zatwierdził dekret o męczeństwie Rodziny Ulmów.
Beatyfikowane zostanie małżeństwo Józef i Wiktoria Ulmowie oraz ich siedmioro dzieci: Stanisława, Barbara, Władysław, Franciszek, Antoni, Maria oraz dziecko nienarodzone, które miało przyjść na świat wiosną 1944 roku.
W chwili niemieckiej zbrodni Wiktoria Ulma była w dziewiątym miesiącu ciąży. Historyk, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Mateusz Szpytma, którego babcia była siostrą Wiktorii, przypomniał we wpisie na Facebooku, że poród rozpoczął się podczas zbrodni lub po wrzuceniu ciała kobiety do dołu. „Uznano, że chrzest nastąpił, ale nie z wody lecz z krwi” – zaznacza dr Mateusz Szpytma.
Postulator w procesie beatyfikacyjnym ks. dr Witold Burda zwraca uwagę, że w teologii od dawna istnieje przekonanie, że w przypadku osób będących na przykład na drodze przygotowania do chrztu, pragnących go przyjąć, ale ponoszących śmierć za wiarę w Chrystusa, uznaje się, że owoce tego męczeństwa przynoszą takie same owoce jak przyjęcie sakramentu chrztu, jak przyjęcie łaski wiary.
Ks. Burda przypomina też o konstytucji duszpasterskiej Soboru Watykańskiego II „Gaudium et spes”, gdzie stwierdzono, iż człowiek jest jedynym stworzeniem, którego Bóg chciał dla Niego samego. „Można spotkać też to piękne określenie, że człowiek jest koroną stworzenia, jakie wyszło z rąk Pana Boga. I to obejmuje wszystkie etapy ludzkiego życia – i ten prenatalny, i ten postnatalny” – zauważa ks. Burda.
W 2016 roku w Markowej otwarto Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej im. Rodziny Ulmów. W uroczystości wziął udział prezydent Andrzej Duda, przedstawiciele Konferencji Episkopatu Polski z przewodniczącym abp. Stanisławem Gądeckim. Wydarzenie odbiło się szerokim echem w mediach polskich i zagranicznych.
Od 24 marca 2018 roku – w rocznicę bestialskiej śmierci Ulmów – obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.
Tygodnik Niedziela/BP KEP/KAI/przemyska.pl
______________________________________________________________________________________________________________