Ogłoszenia – grudzień 2024


KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA – PARTICK, 46 HYNDLAND STREET, GLASGOW, G11 5PS

Niedziela 13/12 Msza św. g. 14:00 kościół św. Piotra (St Peters) Glasgow

W OKRESIE BOŻEGO NARODZENIA OD PIĄTKU 20 GRUDNIA 2024 DO PIĄTKU 3 STYCZNIA 2025 – MSZA ŚWIĘTA, ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU I SPOWIEDŹ ŚWIĘTA BĘDĄ W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA.


***

BÓG SIĘ RODZI, MOC TRUCHLEJE

This image has an empty alt attribute; its file name is candle-64179_960_720.jpg
pixabay/Aleteia.pl

***

Oprócz żłóbka na placu św. Piotra również w Bazylice (w Kaplicy Klementyńskiej, na końcu bocznej, w lewej nawie) została umieszczona ogromnych rozmiarów scena Bożych Narodzin.

***

fot. Włodzimierz Rędzioch/Tygodnik Niedziela

***

Po raz pierwszy w historii w Bazylice została wystawiona zagraniczna szopka, przywieziona z Meksyku, ze stanu Coahuila. Zakrywa ona cały monumentalny ołtarz. W jej górnej części widoczny jest kościół w górskim krajobrazie, a w dolnej – zostały umieszczone tradycyjne figury żłóbka. Szczególnie piękne są figury Matki Bożej i św. Józefa. Szopka nawiązuje do meksykańskiej tradycji religijnej i pobożności ludowej ukazując jednocześnie uniwersalne przesłanie Bożego Narodzenia.

***

fot. Włodzimierz Rędzioch/Tygodnik Niedziela


ŻYCZENIA KSIĘDZA BISKUPA PIOTRA TURZYŃSKIEGO, Delegata K E P ds. DUSZPASTEWRSTWA EMIGRACJI POLSKIEJ 

***

A Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami”. 

J 1, 14 

Betlejem to jest miejsce nadziei, 

bo Chrystus jest naszą nadzieją. 

Przychodzi do nas jak Prawda i Światło, 

aby nas wydobyć z chaosu. 

Przychodzi jako jeden z nas, 

aby nas przekonać, że Bóg jest blisko i ciągle kocha. 

Przychodzi jako Książe Pokoju, 

aby nam przypomnieć, że jest źródłem każdego dobra 

i nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych. 

Niech On ożywi nasze wielkie nadzieje. 

Życzę pełnych nadziei, błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia 

 

Ks. Bp. Piotr Turzyński 

Warszawa, Boże Narodzenie 2024


Narodzenie Pańskie nie skończyło się w nędznej szopie, lecz ma dopełnienie w Najświętszej Ofierze Chrystusa, czyli we Mszy świętej.

fot. ks. Jerzy Uchman/Tygodnik Niedziela

***

Narodzenie Pańskie nie skończyło się w nędznej szopie, lecz ma dopełnienie w najświętszej ofierze Chrystusa, czyli we Mszy św. – mówi ks. prof. Zdzisław Janiec z Katedry Historii Liturgii KUL.

Liturgia Narodzenia Pańskiego jest pełna symbolicznych znaczeń, warto więc w święta szczególną uwagę zwrócić na czytania i modlitwy mszalne, które opisują tajemnicę wcielenia Boga. Liturgista zwraca uwagę na kilkanaście razy powtarzane w nich słowo „dzisiaj”. Jezus narodził się historycznie, ale nieustannie ma się w nas rodzić duchowo, tu i teraz. „Rodzi się dzisiaj, łacińskie wyrażenie hodie – Pan Jezus jest z nami, rodzi się dla nas, chce być w nas. Zatem rodzi się w każdej Mszy św., która jest największym cudem świata i dlatego można powiedzieć, że Msza św. jest uobecnieniem nocy betlejemskiej” – wyjaśnia.

Kościół już od VI wieku w dniu upamiętniającym narodziny Jezusa sprawował trzy Msze św. Pierwszą o narodzeniu w ciele z Bogarodzicy, drugą o narodzeniu duchowym, trzecią o odwiecznym narodzeniu Chrystusa. Warto jednak pamiętać, że Narodzenie Pańskie trzeba widzieć w perspektywie Paschy, że to Zmartwychwstanie stanowi centrum życia Kościoła.

Jak zauważa ks. prof. Janiec, właśnie dlatego na drugi dzień po radości z narodzenia Jezusa, przypominany jest pierwszy męczennik św. Szczepan.

„Dzisiaj, kiedy przeżywamy w Polsce rok duszpasterski poświęcony Eucharystii warto sobie uświadomić to, co zauważył kiedyś św. Augustyn, że żłóbek jest zapowiedzią Eucharystii. Tak jak przed dwoma tysiącami lat żłóbek zawierał pokarm dla zwierząt, tak Jezus rodzi się w żłóbku, by stać się pokarmem dla nas. W Betlejem – domu chleba” – przypomina.

Ksiądz profesor uwrażliwia także na używanie poprawnej nazwy święta – Narodzenie Pańskie – tak brzmi ona w tekstach liturgicznych i nauczaniu. Natomiast popularne określenie – Boże Narodzenie wywodzi się z pobożności ludowej, prawdopodobnie z kolędy „Bóg się rodzi”.

Tygodnik Niedziela

***

PASTERKA – GODZ. 21.30

W DZIEŃ NARODZENIA PAŃSKIEGO

I W DRUGI DZIEŃ ŚWIĄT

MSZE ŚWIĘTE SĄ O GODZ. 14.00


Z ŻYCZENIAMI NA BOŻE NARODZENIE

ROKU PAŃSKIEGO 2024

****

W tamtym roku minęło dokładnie 800 lat kiedy św. Franciszek z Asyżu, po swoim pobycie w Ziemi Świętej, urzeczony i bardzo wzruszony zainscenizował betlejemski żłóbek w grocie znajdującej się w Greccio. Pragnął jak najbardziej uroczyście przeżyć narodziny Dzieciątka Jezus, aby pobudzić wszystkich do wielkiej wdzięczności i miłości, bo jak zwykł mówić: ” Miłość nie jest kochana! Jakże ludzie mogą kochać się nawzajem, jeżeli nie kochają Miłości?”

Klasztorne Kroniki opisują, że “kazał przygotować żłób, przynieść siano i przyprowadzić na to miejsce woła i osła. Zwołują się bracia, schodzą ludzie, las rozbrzmiewa różnymi głosami, a owa błogosławiona noc rozjaśnia się licznymi i jasnymi światłami, napełnia pochwalnymi i harmonijnymi śpiewami stając się wspaniałą i odświętną. Mąż Boży stał przed żłobem przepełniony pobożnością, zalany łzami i radością. Przy żłobie odprawiana jest uroczysta Msza św., a Franciszek, diakon Chrystusowy, śpiewa świętą Ewangelię. Następnie wygłasza do stojących tam ludzi kazanie o narodzeniu się ubogiego Króla, którego, gdy chciał nazwać po imieniu, z nadmiaru czułej miłości, nazywał Dzieciątkiem z Betlejem”…

Biedaczyna z Asyżu pragnąc jak najbardziej upodobnić się do Jezusa, któremu Ojciec niebieski wybrał drogę przyjścia na ten świat jako słabe, bezradne Niemowlę skrajnie ubogie, pozostawił nam wspaniały, cudowny dar żłóbka betlejemskiego. Sam przeżywał rozmaite trudności, które pochodziły nawet od najbliższych. Jednak nie załamał się, bo patrzył na Maleńkiego w żłobie złożonego. Ta Boża Tajemnica dała mu ogromną pociechę. Boży Syn wybrał dla siebie ubóstwo i maleńkość, słabość i bezradność. W taki właśnie sposób przyszła na ten świat Boża moc – przez ogołocenie się z wszelkiej ludzkiej potęgi, znaczenia i mocy.  

Klika wieków później Franciszek Karpiński ujął najtrafniej jak to jest możliwe ludzkimi słowami cały ten paradoks Tajemnicy Wcielenia wyśpiewując w kolędzie:

“Bóg się rodzi, moc truchleje.

 Pan niebiosów obnażony.

 Ogień krzepnie, blask ciemnieje,

 Ma granice Nieskończony.

 Wzgardzony, okryty chwałą,

 Śmiertelny Król nad wiekami.

 A Słowo ciałem się stało

 I zamieszkało między nami”.

Wdzięczni za dar odkrycia Bożego żłóbka prosimy Cię św. Franciszku, abyś nam wyprosił w to Boże Narodzenie Roku Pańskiego 2024 u Bożej Dzieciny moc wiary, niezachwianą nadzieję i żar miłości, bo żyjemy w czasie i w przestrzeni coraz bardziej zaczadzonej duchem diabelskiego zbałamucenia.

Jesteśmy pełni wdzięczności także św. Janowi Pawłowi II, który wprowadził ten cudowny zwyczaj stawiania każdego roku szopki z Betlejemu na placu św. Piotra wraz z ogromną choinką przypominającą, że to na drzewie rajskim diabeł zwiódł ludzki ród w osobie Adama i Ewy i to również na drzewie krzyża dokonało się zbawienie.

W styczniu 1983 roku w Sali Klementyńskiej tak tłumaczył polskiej młodzieży znaczenie choinki:

“Co znaczy to drzewko? (…). Ja osobiście myślę, że to drzewko jest symbolem drzewa życia, tego, o którym mowa jest w Księdze Rodzaju, i tego, które z Chrystusem razem zostało na nowo zasadzone w glebie ludzkości. Niegdyś człowiek został od tego drzewa życia odcięty przez grzech. Z chwilą kiedy Chrystus przyszedł na świat, to drzewo życia w Nim, przez Niego zostaje zasadzone na nowo w glebie życia ludzkości i rośnie razem z Nim, i dojrzewa do krzyża. Istnieje związek między drzewkiem wigilijnym Bożego Narodzenia a drzewem krzyża Wielkiego Piątku. Tajemnica paschalna… Piękna to tradycja i wymowna, tym bardziej że te drzewka świecą. Symbolizują życie i światło. Chrystus jest życiem i światłem.

Muszę Wam powiedzieć, że ja osobiście, chociaż mam już wiele lat, nigdy nie mogę się doczekać, kiedy przyjdzie Boże Narodzenie i kiedy mi to drzewko postawią w mieszkaniu. Jest w tym wszystkim głęboka wymowa, która jednoczy nas bez względu na wiek: zarówno starsi, jak i małe dzieci reagują podobnie, chociaż na innym poziomie świadomości”.

VATICAN-CHRISTMAS

fot. Antoine Mekary/Aleteia

****

To dzięki Tobie św. Janie Pawle co roku na placu św. Piotra choinka rozbłyskuje światełkami. I tak jak Ty, któryś tęsknił za swoją Ojczyzną często bolejącą kiedy nie tylko zewnętrzny wróg, ale swoi zadawali Jej rany i któryś świętował Boże Narodzenie według naszego prastarego zwyczaju, tak również i my porozrzucani w różnych miejscach świata, znowu jesteśmy zatrwożeni o losy naszej polskiej ziemi. Dlatego prosimy o Twoje wstawiennictwo u Tej, która dała największy dar Boga dla ludzkości – Chrystusa – prawdziwe “drzewo życia”.

Zielona jodła zawsze jest zielona, w zimowej aurze również – dlatego jest znakiem życia, które nie umiera. W jej przestrzeni składamy bożonarodzeniowe życzenia, nie tyle poprzez prezenty, co poprzez dawanie coraz bardziej siebie samych. A sprawia to BOŻA MOC dotykając delikatnie naszych poranionych serc.

ks. Marian


Co to znaczy, że Jezus urodził się w „pełni czasu”? Zaszło wtedy kilka szczególnych okoliczności

Czym była pełnia czasu, w której urodził się Jezus?

Romolo Tavani / Shutterstock

***

Jezus urodził się w szczególnym momencie. W świecie grecko-rzymskim dość powszechne było wtedy oczekiwanie, że stanie się COŚ ważnego.

„Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem” – czytamy w liście św. Pawła do Galatów. Czym była ta „pełnia czasu”?

Wielka Zmiana

Tuż przed przyjściem na świat Jezusa dość wyraźnie zaznaczało się w świecie grecko-rzymskim oczekiwanie na jakąś – na ogół raczej niesprecyzowaną – Wielką Zmianę. Chodzi tu nie tylko o Żydów, którzy czekali na Mesjasza. Historycy Tacyt i Swetoniusz zanotowali, że dość powszechnie oczekiwano, że z Judei wyjdzie nowy władca świata. Zapewne właśnie z tego powodu trzej mędrcy tak uważnie wpatrywali się w niebo, uznali za ważne pojawienie się niezwykłej gwiazdy jako ważny znak i wyruszyli w drogę.

Poza tym w świecie śródziemnomorskim nastąpił wtedy wyjątkowy splot okoliczności – duchowych, politycznych, kulturowych i społecznych – który ułatwił szybkie rozprzestrzenienie się Ewangelii. Jak napisał Joseph Ratzinger w książce Jezus z Nazaretu, „Historia świata w tym momencie, na mocy Bożej Opatrzności, została przygotowana na przyjęcie Boga, który wszedł w nią jako człowiek”.

Jak się przejawiła pełnia czasu?

Oto okoliczności, które wymienia kard. Ratzinger:

1. PAX ROMANA

Imperium rzymskie zapewniało relatywny pokój i stabilność na dużym obszarze, co sprzyjało podróżom i komunikacji, ułatwiając późniejsze szerzenie chrześcijaństwa.

2. ROZWINIĘTA INFRASTRUKTURA

Rzymskie drogi i rozwinięty jak nigdy wcześniej system transportu pozwalały na łatwiejsze przemieszczanie się ludzi i idei.

3. JĘZYK GRECKI

Dzięki wcześniejszym podbojom Aleksandra Wielkiego język grecki był powszechnie używany jako lingua franca, co ułatwiło komunikację i głoszenie Ewangelii.

4. OCZEKIWANIE NA MESJASZA

W świecie żydowskim panowało silne oczekiwanie na przyjście Mesjasza, co wynikało z proroctw starotestamentalnych i dość trudnych warunków życia pod panowaniem Rzymian.

Konwersje pogan na judaizm

Poza tym w czasach poprzedzających narodzenie Jezusa miało miejsce ciekawe zjawisko dość licznych konwersji na judaizm ludzi wychowanych w tradycji grecko-rzymskiej. Wspominają o tym m.in. Filon z Aleksandrii, Józef Flawiusz i Tacyt. Także w Nowym Testamencie i Talmudzie, choć zostały one spisane później, możemy znaleźć pośrednie świadectwa na ten temat.

Z czego wynikało to zainteresowanie pogan judaizmem? Żydzi byli wtedy rozproszeni po całym świecie śródziemnomorskim. W miastach, takich jak Aleksandria, Rzym czy Antiochia, funkcjonowały liczne społeczności żydowskie, które w naturalny sposób budziły zainteresowanie otoczenia. Żydzi prowadzili też działalność misyjną, która niekiedy przynosiła owoce. Poza tym synagogi funkcjonowały nie tylko jako miejsca kultu, ale również jako ośrodki edukacyjne. Przyciągały one ludzi „bojących się Boga” (gr. theosebeis).

Ale to nie wszystko. W świecie grecko-rzymskim wiele osób niezależnie od siebie zaczęło dochodzić do wniosku, że istnieje jeden Bóg. Zniechęcały ich niemoralne i bezsensowne pogańskie rytuały, a pociągała koncepcja Boga bliskiego człowiekowi. A ponieważ jedyny znany wówczas monoteizm to był judaizm, niekiedy zwracali się oni ku religii żydowskiej. Dla wielu pociągający był także jasny i zdecydowany żydowski kodeks moralny i rygorystyczne podejście do wartości rodziny i sprawiedliwości. Nawet jeśli nie wszyscy przechodzili w pełni na judaizm (spora barierą była konieczność obrzezania się i wypełniania rygorystycznych przepisów), pozostawali w kręgu w kręgu jego oddziaływania. Echa tego zjawiska możemy znaleźć w Dziejach Apostolskich, które kilka razy wspominają o poganach nawróconych na judaizm, określanych mianem „prozelitów” lub „bojących się Boga”.

Popularność judaizmu bardzo ułatwiła później rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa.

Czas i wieczność

To wszystko nie było oczywiście dziełem przypadku. To nie okoliczności dziejowe “stworzyły” chrześcijaństwo. Było odwrotnie – Bóg, który jest Panem historii, tak poprowadził wydarzenia, żeby ludzie mogli Go poznać i pokochać.

Jak pisze Joseph Ratzinger, czas osiągnął pełnię, ponieważ Syn Boży wkroczył w ludzką historię, przekształcając ją od wewnątrz. „Pełnia czasu to moment, w którym wieczność przenika czas” – podsumował. W Chrystusie czas staje się miejscem zbawienia, a historia – nośnikiem Bożej łaski.

 Joanna Operacz/Aleteia.pl


„Bóg się rodzi” – królowa polskich kolęd

SampleGerard van Honthorst; fot. Wikipedia

***

„Bóg się rodzi, moc truchleje”: tę kolędę śpiewamy bodajże najczęściej w okresie Bożego Narodzenia. Najczęściej nie wiemy jednak o jej pochodzeniu.

Autorem słów kolędy jest Franciszek Karpiński (1741 – 1825), znakomicie wykształcony poeta, absolwent Uniwersytetu we Lwowie, doktor filozofii, autor sielanek, w tym słynnej „Laury i Filona”, elegii, wierszy miłosnych, patriotycznych i religijnych. Napisał także autobiografię, wydał duży zbiór listów i pamiętniki.

Poeta odnotował w nich m.in. spotkanie z księżną Izabelą Lubomirską z Czartoryskich (1736 – 1816), którą poznał w Wiedniu w 1770 roku. Przyjmowano ją na najsławniejszych dworach Europy, aktywnie działała w polityce krajowej i międzynarodowej. Nie tylko otaczała troską swoich poddanych, ale była też mecenasem wielu artystów. Posiadała olbrzymią kolekcję dzieł sztuki i zbiorów muzycznych na zamku w Łańcucie. Z powodu błękitnych sukni, które często nosiła, nazywano ją Błękitną Markizą.

To na jej prośbę po powrocie do Polski Karpiński napisał swój najsłynniejszy tekst „Pieśń o Narodzeniu Pańskim”, znany powszechnie jako kolęda „Bóg się rodzi”. W 1792 roku po raz pierwszy zaśpiewano ją w starym kościele farnym w Białymstoku. W tym samym roku została wydana wraz z innymi tekstami w zbiorze „Pieśni nabożnych”. Większość z nich, jak inna kolęda „Bracia patrzcie jeno”, pieśni: „Kiedy ranne wstają zorze”, „Wszystkie nasze dzienne sprawy”, „Zróbcie mu miejsce” czy „Nie zna śmierci Pan żywota” jest do dziś śpiewania.

Niezwykłą popularność kolęda „Bóg się rodzi” zawdzięcza nie tylko faktowi, że jest to prawdziwe arcydzieło literackie i teologiczne, ale że wyrosła ona z potrzeby podniesienia narodu na duchu. Kolęda rodziła się w trudnym dla Polski czasie. Było już po pierwszym rozbiorze, tuż przed drugim, i nic nie wskazywało na to, że sytuacja się poprawi. Po trzecim rozbiorze, który nastąpił w 1795 roku, utwór zyskał zupełnie nowy wymiar. Nie tylko był kolędą śpiewaną jako pierwsza w czasie pasterki, lecz stał się również elementem tożsamości narodowej. Śpiewano ją wszędzie i śpiewali ją wszyscy.

Franciszek Karpiński na wieść o podpisaniu trzeciego rozbioru osiwiał przez jedną noc. Wyjechał na zawsze z Warszawy, zamieszkał na Białostocczyźnie. Zajął się pracą fizyczną i nigdy już nie napisał żadnego utworu. Stwierdził, że nie ma dla kogo. Sens odnajdywał tylko w pracy dla prostego ludu. Był wśród niego poważany i kochany. Jego pieśni znali wszyscy, wszak śpiewano je w każdym kościele. Poeta na zawsze pozostał wśród prostych ludzi, a jego grób ma kształt wiejskiej chaty.

Uznawana za najpiękniejszy z polskich utworów bożonarodzeniowych kolęda „Bóg się rodzi” w różnych okresach historycznych pełniła nawet funkcję nieformalnego hymnu państwowego. Cechy utworu ogólnonarodowego nadała jej przede wszystkim ostatnia piąta zwrotka, a zwłaszcza słowa: „Podnieś rękę, Boże Dziecię/ błogosław ojczyznę miłą/ w dobrych radach, w dobrym bycie/ wspieraj jej siłę swą siłą”. W okresie zaborów cenzorzy kazali zastąpić słowo „ojczyzna” słowem „kraina”.

Śpiewano ją do różnych melodii, największą jednak popularność zyskał polonez, który skomponował prawdopodobnie Karol Krupiński. Inne źródła wskazują, że jest to polonez koronacyjny królów polskich z XVI wieku.

Kolęda „Bóg się rodzi” dodawała otuchy Polakom w czasach zaborów, ale też w późniejszych trudnych okresach naszej historii. Podczas II wojny światowej śpiewano ją zamiast „Mazurka Dąbrowskiego”, surowo zakazanego przez Niemców. W okresie okupacji czy też w stanie wojennym spontanicznie dopisywano do niej kolejne zwrotki.

W bardzo wielu wersjach i aranżacjach kolędę wykonywały również bardzo znane gwiazdy polskiej estrady. Ze względu na niezwykłą popularność, prostotę, ale i artyzm, „Bóg się rodzi” nazywana jest „królową polskich kolęd”. Na pewno zabrzmi w te Święta w wielu domach, a „Boże Dziecię” pobłogosławi „dom nasz i majętność całą, i wszystkie wioski z miastami”.

e-Kai


Zobaczyć Boże Narodzenie. Dogmatyk o tym, co widzimy, kontemplując stajenkę

Czego można dowiedzieć się o Bogu i o człowieku, kontemplując betlejemską stajenkę?

W bożonarodzeniowej szopce ukazuje się prawda wyrażająca się w stwierdzeniu: „Bogu i człowiekowi dobrze jest być razem!”.

fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny

***

Tym, co wewnętrznie poruszało św. Franciszka do zaaranżowania pierwszego w historii przedstawienia opowieści o Bożym Narodzeniu, było ogromne pragnienie zobaczenia tego wydarzenia. Biedaczyna traktował Ewangelię bardzo serio. Motywowała nie tylko jego postępowanie, ale także wyobraźnię. Dlatego tak bardzo pragnął widzieć wydarzenia ewangeliczne i dlatego doprowadził do zainscenizowania betlejemskiej tajemnicy – dla siebie i dla mieszkańców Greccio. My również staliśmy się szczęśliwymi beneficjentami tego swoistego przedstawienia. Jego zadomowienie się w Kościele i wejście na stałe w sposób przeżywania pamiątki przyjścia na świat Syna Bożego pokazuje, że pragnienie Franciszka jest też pragnieniem każdego człowieka wierzącego.

Święto wiary

Boże Narodzenie jest świętem wiary, która chce widzieć. Nie ma nic złego w pragnieniu zobaczenia świętych wydarzeń, świadczących o walce Boga o nasze ocalenie. Nie powinniśmy bać się tego pragnienia, które odkrywamy w naszym umyśle i sercu. Ono nie kłóci się z wiarą. Biblia nieraz opisuje ogromne pragnienie zobaczenia Boga, ujrzenia Jego działania w świecie, Jego wyciągniętej prawicy. Od starotestamentalnego pragnienia ujrzenia oblicza Bożego, które przenika pokorną, ale i odważną, a momentami nawet zuchwałą modlitwę psalmisty, przez ciekawość apostołów, aż do Janowego: „zobaczymy Go i staniemy się do Niego podobni” (1 J 3,2). Interpretując życie Mojżesza, autor Listu do Hebrajczyków stwierdza, że w obliczu wielu doświadczeń wiary „wytrwał, jakby [na oczy] widział Niewidzialnego” (11,27). Przykłady można by mnożyć długo, także wśród świętych, Franciszek nie był jedynym, który chciał widzieć. Św. Teresa Wielka od dzieciństwa powtarzała: „chcę widzieć Boga”. Teresa z Lisieux codziennie wpatrywała się w ulubiony obrazek świętego oblicza Jezusa. Karol de Foucauld każdego dnia przez godziny adorował Najświętszy Sakrament, a brat Roger z Taizé kontemplował ikonę Narodzenia Pańskiego. Bo wiara nigdy nie rezygnuje z pragnienia ujrzenia Boga i Jego miłości do nas wyrażonej w konkretnych wydarzeniach historycznych. To pragnienie jest dla niej istotne i sprawia, że nasz ludzki duch nigdy nie rezygnuje z przeżycia przygody z Bogiem, która nigdy nie staje się nudna i mało interesująca. Bardzo potrzebujemy dziś podtrzymania naszej wiary, pragnącej, spodziewającej się zobaczyć – wcześniej czy później, w taki czy winny sposób. Bo chociaż nie widzimy jeszcze twarzą w twarz, to wiara pozwala nam ujrzeć już coś istotnego niejako w zwierciadle. Takim zwierciadłem jest Pismo Święte, głoszenie słowa, wspólnota, nasze doświadczenie duchowe, spotkanie drugiego człowieka, ale przede wszystkim liturgia. Liturgiczne celebracje świąt pozwalają nam zobaczyć już teraz i tutaj istotne fragmenty tego, co kiedyś zobaczymy doskonale, bez żadnej zasłony. Dotyczy szczególnie świąt Bożego Narodzenia, które oferują nam wiele do zobaczenia. Ucieszmy się naszą wiarą i życzmy jej sobie nawzajem, składając świąteczne życzenia. Być może trzeba w tym roku powiedzieć otwarcie: życzę Ci wiary, bo ona jest najważniejsza – ona otwiera oczy.

Co widać w stajence?

Bożonarodzeniowe szopki pomagają dostrzec kilka prawd o Bogu i o nas. Każda z nich jest przełomowa.

Przede wszystkim widzimy małe dziecko, o którym nasza wiara mówi, iż jest ono „Bogiem z Boga, światłością ze światłości”, który „dla nas i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i stał się człowiekiem”. Ta sama wiara posługuje się też inną formułą: to „owinięte w pieluszki i złożone w żłobie” niemowlę jest wcielonym Synem Bożym, który nie przestając być Bogiem, stał się jednym z nas. Stał się nieodwołalną jednością Boga i człowieka.

Jeśli Syn Boży stał się człowiekiem, nie przestając być Bogiem, to znaczy, że jest naprawdę wszechmocny, a jednocześnie bardzo pokorny. W swoim człowieczeństwie dotyka ziemi, zamieszkuje między nami. Jego miłość nie zna przemocy, chociaż dobrowolnie ją przyjmuje, aby położyć jej kres w samym sobie. Pokorna wszechmoc – bez niej nie można zrozumieć, co znaczy, że Bóg jest miłością. Betlejemska grota uczy nas boskiego stylu życia, wskazując w naszym pogrążonym w wojnach i konfliktach świecie, że prawdziwa wszechmoc wyrzeka się przemocy i jest pokorna.

W szopce widzimy również człowieka. Jaki on jest? Przede wszystkim przyjęty, zaakceptowany, ukochany, usprawiedliwiony w swojej maleńkości, postawiony razem z Bogiem w samym centrum wydarzeń. Ostatecznie dowartościowany. Wreszcie ukochany. W Boże Narodzenie możemy zobaczyć nasze życie, nasze przeznaczenie w nowym świetle: przygoda z Bogiem staje się tutaj istotą naszego bycia człowiekiem. Syn Boży, stając się człowiekiem, ukazuje nam prawdziwe horyzonty ludzkich możliwości. Bo On uczy nas człowieczeństwa. I zaprasza do „udziału w boskiej naturze”.

W bożonarodzeniowej szopce ukazuje się jeszcze jedna prawda, którą pięknie wyraził ks. Jerzy Szymik w prostym i genialnym stwierdzeniu: „Bogu i człowiekowi dobrze jest być razem!”. Wcale się nie dziwię, że św. Franciszek musiał na własne oczy zobaczyć ów bosko-ludzki dobrostan.

Fragment naszej codzienności

Szopki są nie tylko ilustracją tego, co się wydarzyło w Betlejem i co zostało zapisane dla naszego pouczenia oraz naszej radości w Piśmie Świętym, i nieustannie spełnia się na ołtarzu. One są także naszą odpowiedzią na te wydarzenia. Jeśli Boże Narodzenie przekonuje nas i przypomina o tym, że Bóg się zbliżył, że zamieszkał między nami jako jeden z nas, że się wcielił, to szopki, które budujemy w kościołach czy ustawiamy w naszych domach, są naszą odpowiedzią na to Wcielenie. O co chodzi w tej odpowiedzi?

Szopki rzadko naśladują realia czasów, w których przyszedł na świat i żył Jezus; zazwyczaj nawiązują do czasu i miejsca, w których powstają. W ten sposób łatwiej nam zrozumieć, że Syn Boży stał się człowiekiem dla nas, żyjących w konkretnym czasie i miejscu. Kiedy przedstawiamy sobie Jezusa jako jednego z nas, kiedy „pozwalamy” Mu wcielić się tu i teraz, w nasze realia, ambicje i sposoby życia, wtedy odpowiadamy na Jego Wcielenie, przyjmując Go do siebie. Ojcowie Soboru Watykańskiego II w tajemniczym tekście stwierdzają, iż Chrystus „zjednoczył się jakoś przez swoje Wcielenie z każdym człowiekiem” (Gaudium et spes, 22). Człowieczeństwo Boga nie jest złudą, przebraniem. Ono jest konkretne tak jak moje. Pan stał się człowiekiem dla mnie i dla każdego z nas, Wcielenie nie ogranicza się do Betlejem, chociaż ono jest jego epicentrum. Ten, którego scenę narodzenia chciał sobie wyobrazić i przedstawić św. Franciszek, przychodzi do nas także tu i teraz. Tajemnica Betlejem nie jest ograniczona w czasie i przestrzeni. Ona jest dla wszystkich i na zawsze. Biedaczyna z Asyżu chce nam powiedzieć, abyśmy szukali Jezusa blisko, w swoim życiu, w codzienności. Abyśmy pozwolili Mu zamieszkać między nami, stać się dzisiaj jednym z nas. Po to, aby nas wewnętrznie przemienił. Jego pragnienie widzenia nie jest pragnieniem ucieczki przed rzeczywistością, przed codziennością, ale poszukiwaniem Boga właśnie w nich. Dopóki będziemy chrześcijanami zafascynowanymi jedynie przeszłością, dopóki dobrowolnie i świadomie nie pozwolimy wcielić się Bogu w naszą osobistą i wspólnotową historię dzisiaj, tu i teraz, dopóki nie przemyślimy naszej nowoczesności w świetle Jego nauki, pozostaniemy jedynie muzealnikami, jak przypomina papież Franciszek, albo, jak stwierdza ks. Blachnicki, mało zaangażowanymi sympatykami. A wiara „sympatyzująca” pozostaje zalękniona, niepewna, pozbawiona misjonarskiego dynamizmu.

Jeśli szopka wyraża naszą wiarę we Wcielenie i jest na nie odpowiedzią, to stawia ona przed nami konkretne zadanie. To, że Chrystus zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem, powinno stać się programem naszego życia. Dzisiaj zagrażają nam jak nigdy dotąd indywidualizm i obojętność. Bez solidarności nie można być ani prawdziwym chrześcijaninem, ani prawdziwym człowiekiem. Św. Franciszek w swojej stajence zobaczył również owego trędowatego, którego niegdyś się bał i którego unikał, a w którym pewnego dnia zobaczył i uczcił pocałunkiem Chrystusa. Kogo w tym roku w mojej parafialnej szopce objawia mi mały i mocny Książę Pokoju?

Oczy wiary – oczy miłości

Powtórzmy: Boże Narodzenie jest świętem wiary, która chce widzieć. W duchowości i teologii mówi się często o oczach wiary i oczach miłości. Jako chrześcijanie jesteśmy przekonani, że wiara i miłość pozwalają nam widzieć więcej. Oczy wiary są oczami miłości. Wiara uczy nas patrzeć na Boga, świat, innych i siebie w zupełnie nowy sposób, z miłością. W dzień swoich narodzin Jezus popatrzył właśnie tak na świat. Swoimi ludzkimi oczami spojrzał na nas z miłością. Potem wielokrotnie patrzył na ludzi tymi samymi oczami miłości. To spojrzenie wyzwala w nas nadzieję, jak w celniku Mateuszu. Ale również wzywa, aby spojrzeć z miłością na Tego, który pierwszy na nas spojrzał z wielką miłością.

Boże Narodzenie to czas wymiany spojrzeń. Franciszek potrzebował szopki, żeby przeżyć tę wymianę realnie, nie tylko w wyobraźni. Nie przegapmy tych świąt jako okazji do prostego spojrzenia w oczy samemu Bogu. I chociaż to spojrzenie dziś jeszcze potrzebuje stajenki, to może wiele w naszym życiu zmienić. W Boże Narodzenie nie zmarnujmy też okazji do tego, aby spojrzeć w oczy drugiemu człowiekowi, może zwłaszcza takiemu, którego nie chcemy widzieć. W swoim liście na nowe tysiąclecie (Novo millennio ineunte) Jan Paweł II wskazał, że podstawowym zadaniem współczesnych chrześcijan jest patrzeć na Jezusa. Warto mieć Jego wizerunek zawsze ze sobą. Warto położyć figurkę Boskiego Dzieciątka na swoim biurku. I patrzeć na Nie często – z wiarą i miłością. Ostatecznie bowiem stajemy się tym, na co patrzymy.

ks. Robert J. Woźniak / Gość Niedzielny


Przyszłość świata nie zależy od polityków, ale ludzi, którzy niosą nadzieję

Przyszłość świata nie zależy od polityków, strategów, generałów i potentatów finansowych, ale ludzi, którzy niosą innym nadzieję – powiedział metropolita warszawski abp Adrian Galbas SAC w czasie pasterki. Nikogo w Kościele, rodzinie, ojczyźnie nie skreślajmy, ale podnośmy w górę – zaapelował.

fot. unsplash
***

W uroczystość Narodzenia Pańskiego metropolita warszawski przewodniczył mszy św. o północy w kościele pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła na stołecznym Ursynowie.

W homilii abp Galbas SAC (pallotyn) podkreślił, że Bóg w osobie Jezusa Chrystusa przychodzi do każdego człowieka bez wyjątku – “nikogo nie skreśla”.

“Chrystus Pan przychodzi do świętych i do świątobliwych, do pobożnych i do porządnych, do modlących się i do uczęszczających, do tych, co są blisko i bardzo blisko. Ale przychodzi też do tych, co są znacznie dalej. Do niewierzących i niedowierzających, do rozwiedzionych, co się na nowo związali i do rodziców, co mają dzieci z in vitro, do par spod jednego dachu, do alkoholików anonimowych i jawnych i do umęczonych szwindlami; do tych, co zdradzili i do tych, co zawiedli” – powiedział metropolita warszawski.

Zastrzegł, że fakt, iż Jezus nikogo nie skreśla, nie oznacza, że aprobuje ludzki grzech.

“Nie mówi każdemu, że żyje dobrze. Nie przyklepuje i nie aprobuje ludzkiego grzechu, ale też nikogo nie skreśla. Czeka, aż każdy Go w końcu zauważy i przyjmie” – powiedział hierarcha. I dodał, że niektórzy szczerze ucieszą się Bogiem dopiero na progu śmierci.

“On czeka, bo jest Bogiem łaski i wielkiego miłosierdzia, a Jego miłość jest cierpliwa” – zaznaczył abp Galbas. Przypomniał słowa Chrystusa, który – jak czytamy w Ewangelii – mówił, że “przyszedłem szukać i ocalić to, co zginęło”, bo “nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, co się źle mają”.

Metropolita warszawski podkreślił, że przyszłość świata zależy od tych, którzy będą w stanie przekazać przyszłym pokoleniom nadzieję.

“Przyszłość świata nie zależy przede wszystkim od polityków, strategów, generałów i potentatów finansowych. Zależy przede wszystkim od +nadziejodajnych+” – oświadczył abp Galbas. “Zacznijmy więc od tego, że nikogo nie skreślimy w ojczyźnie. A zwłaszcza nie skreślimy definitywnie” – zaapelował.

Zwrócił uwagę, że w Polsce “nie ma wspólnoty ponad różnicami i jedności ponad podziałami”, choć “z jednej i drugiej strony są przecież chrześcijanie”.

Zaapelował, aby nikogo nie skreślać, ale “podnosić w górę”, wzbudzać w innych nadzieję.

“Nie skreślajmy nikogo w Kościele. Niech każdy praktykuje swoją katolicką wiarę tak, jak ma na to ochotę i jak podpowiada mu to Duch Święty. (…) Nie skreślajmy nikogo w naszych rodzinach. To co, że twój syn nie myśli tak jak ty! Jest twoim synem, a nie twoim klonem. To co, że twoja córka wybrała inaczej niż ty. Jest twoją córką, a nie tobą” – powiedział abp Galbas.

Zwrócił uwagę, że cała Ewangelia jest przesłaniem nadziei. “Nadzieja to wiara, że jeszcze mogę przeżyć miłość” – wyjaśnił.

“Ostatecznie to świadczy za lub przeciw człowiekowi, czy dostrzega obok siebie innych i czy inni wokół niego podnoszą się, czy upadają” – powiedział abp Galbas cytując Ryszarda Kapuścińskiego.

Tygodnik Niedziela


„Ciesz się człowieku, że jesteś taki ważny dla Boga!”

“Ciesz się dziś człowieku z czegoś nieskończenie większego niż prezenty i smakołyki. Bądź świadomy obecności Chrystusa pośród codziennego życia” – mówił abp Adrian Galbas SAC podczas Mszy św. sprawowanej w archikatedrze warszawskiej w uroczystość Bożego Narodzenia.

fot. Episkopat News/Flickr.com

***

Pozdrawiając wiernych zgromadzonych w stołecznej archikatedrze, abp Adrian Galbas przypomniał, że „Kościół głosi dziś ze szczególnym zapałem i emocją wesołą i miłą nowinę, która streszcza się w słowach Anioła do pasterzy”, zasłyszanych w nocy: „Oto zwiastuję wam radość wielką. Dziś w mieście Dawida narodził się Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan”.

Kościół w te kolejne święta, która nam się w życiu zdarzyły, mówi: „Ciesz się chrześcijaninie! Ciesz się każdy człowieku! Wesel się jak małe dziecko! Ale nie tylko z prezentów i smakołyków. Ciesz się z czegoś nieskończenie większego – że jesteś kochany przez Boga, odkupiony przez Boga; że Bóg cię zbawił, że przyszedł na świat dla ciebie! On narodził się w konkretnym Betlejem, w konkretnym czasie, żeby udowodnić ci, że to jest Bóg konkretny, a nie jakaś mgławica, albo ideologia; że jest konkretnie przy tobie, by dać ci Niebo. Ciesz się człowieku, że jesteś taki ważny dla Boga! – mówił abp Galbas.

Tłumaczył dalej, że wypowiadany tego dnia w czytaniach z Ewangelii według św. Jana fragment: „A Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami” (J1,14) zawiera termin „słowo” rozumiany też jako „namiot”. Ów namiot był dla koczowniczych ludów biblijnych miejscem ich zamieszkania, ale miejscem zawsze otwartym, w którym z łatwością można spotkań jego gospodarza. Dlatego Bóg, który w Jezusie Chrystusie rozbija wśród nas swój namiot, też towarzyszy nam w naszej wędrówce. Jest z nami cały czas. Bywa, że my nie jesteśmy z nim, ale On jest z nami zawsze, w każdym naszym doświadczeniu. Towarzyszy nam w blasku i cieniach, radości i smutku, gdy jest nam pod górkę i z górki. Często nie dostrzegamy Jego dobroczynnej, miłosiernej obecności – tłumaczył metropolita warszawski.

Bracia i siostry, bądźmy świadomi obecności Chrystusa pośród codziennego życia. Jeśli wśród naszych namiotów dostrzeżemy Jego namiot, jeśli On będzie zawsze w zasięgu naszego wzroku, naszego słuchu i naszej pamięci, to na pewno nic złego z nami się nie stanie – podkreślił abp Adrian Galbas. Łatwiej uda nam się wtedy rozróżnić to, co w naszym życiu fundamentalne od tego, co drugorzędne – dodał.

KAI, pa/Stacja7


Papież Franciszek otworzył Drzwi Święte Bazyliki św. Piotra

Pope Francis opens the Holy Door of St Peter's Basilica in the Vatican to mark the start of the Catholic Jubilee Year, on December 24, 2024

fot. Alberto Pizzoli /AFP

***

Zamurowane od 2016 roku drzwi na nowo otwarte na Rok Jubileuszowy – oto ten wyjątkowy moment:

24 grudnia 2024 roku, jako prolog do Mszy wigilijnej w Bazylice Świętego Piotra, Papież Franciszek dokonał obrzędu otwarcia Drzwi Świętych. Tym samym oficjalnie zainaugurował Rok Jubileuszowy 2025, który potrwa do 6 stycznia 2026 roku. Można spodziewać się, że przyciągnie on do Rzymu ponad 30 milionów pielgrzymów.

Pope Francis (C) opens the Holy Door of St Peter's Basilica, during a special ceremony to mark the launch of the Jubilee 2025

Photo by Remo Casilli / POOL / AFP

***

Była godzina 19:17, kiedy Papież Franciszek – pozostając na wózku inwalidzkim – symbolicznie zapukał w Drzwi Święte. Papież dokonał uroczystego otwarcia drzwi, które były zamknięte od 20 listopada 2016 roku, czyli od końca Jubileuszu Miłosierdzia. Następnie, w głębokiej ciszy, został przewieziony na wózku do bazyliki, a wtedy rozbrzmiały dzwony i hymn Jubileuszu 2025, zatytułowany „Pielgrzymi Nadziei”.

Przesłanie Papieża Franciszka

„Przekroczmy próg tej świętej świątyni i wejdźmy w czas miłosierdzia i przebaczenia, aby każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie ukazała się droga nadziei, która nie zawodzi” – powiedział Papież podczas modlitwy liturgicznej, inaugurującej uroczystość.

Pope Francis presides over the Christmas Eve mass at St Peter's Basilica in the Vatican on December 24, 2024.

fot. Antoine Mekary | Aleteia

***

Liturgia Słowa i powszechność Kościoła

Obrzęd otwarcia poprzedziła Liturgia Słowa, podczas której odczytano fragmenty Starego Testamentu w kilku językach: włoskim, angielskim, francuskim i hiszpańskim. Ewangelia została odczytana po łacinie. Rozpoczęcie uroczystości miało miejsce w atrium bazyliki, a tysiące wiernych zgromadzonych na Placu Świętego Piotra śledziło przebieg wydarzenia na gigantycznych ekranach.

Na znak powszechności ludu Bożego, Drzwi Święte jako pierwsi przekroczyli wierni z różnych stanów życia. Było to 54 osoby, w tym dzieci i osoby niepełnosprawne, ubrani w tradycyjne stroje swoich krajów: Argentyny, Australii, Austrii, Brazylii, Kanady, Chin, Konga, Korei Południowej, Egiptu, Erytrei, Filipin, Francji, Indii, Iranu, Włoch, Malty, Meksyku, Nigerii, Papui Nowej Gwinei, Samoa, Słowacji, Stanów Zjednoczonych, Tanzanii, Togo, Tonga, Wenezueli i Wietnamu.

Udział hierarchów i przedstawicieli społeczeństwa

Po wiernych Drzwi Święte przekroczyli kardynałowie i prałaci, w tym także czterech „braterskich delegatów” reprezentujących niepojednane jeszcze wspólnoty chrześcijańskie. W uroczystości wzięli udział również przedstawiciele władz cywilnych, w tym burmistrz Rzymu Roberto Gualtieri oraz premier Włoch Giorgia Meloni. Ze względów bezpieczeństwa Drzwi Świętych nie mogą na razie przekraczać pozostali wierni zgromadzeni w bazylice.

Pope Francis presides over the Christmas Eve mass at St Peter's Basilica in the Vatican on December 24, 2024.

fot. Antoine Mekary | Aleteia

***

Pozostałe otwarcia Drzwi Świętych

26 grudnia Papież Franciszek otworzy drugie Drzwi Święte w więzieniu Rebibbia, na północny wschód od Rzymu. To miejsce szczególne, ponieważ w 1983 roku odwiedził je Papież Jan Paweł II, przebaczając Mehmetowi Ali Agcy, zamachowcowi, który dwa lata wcześniej usiłował go zamordować.

Drzwi Święte w pozostałych trzech bazylikach głównych otworzą ich odpowiedni arcykapłani. 29 grudnia 2024 roku kardynał Baldassare Reina otworzy Drzwi Święte Bazyliki Świętego Jana na Lateranie, katedry diecezji rzymskiej. Następnie, 1 stycznia 2025 roku, polski kardynał Stanisław Ryłko dokona otwarcia Drzwi Świętych Bazyliki Matki Bożej Większej. Ostatnie otwarcie odbędzie się 5 stycznia 2025 roku, kiedy to kardynał James Michael Harvey otworzy Drzwi Święte Bazyliki Świętego Pawła za Murami.

Jubileuszowe Msze inauguracyjne na świecie

W odróżnieniu od Jubileuszu Miłosierdzia z lat 2015-2016, tym razem diecezjom na całym świecie nie zaproponowano zakładania własnych Drzwi Świętych. Jednak we wszystkich katedrach świata zostaną odprawione jubileuszowe Msze inauguracyjne, planowane na niedzielę 29 grudnia 2024 roku.

za: imedia.news/Aleteia.pl


7 najważniejszych informacji o Jubileuszu 2025

Samplefot. Dmitrii Eliuseev / Unsplash

***

24 grudnia rozpoczął się Rok Jubileuszowy 2025. Oto najważniejsze rzeczy, które warto wiedzieć o rozpoczynającym się Roku Świętym, którego hasłem jest: „Pielgrzymi nadziei”.

Początek Jubileuszu – 24 grudnia wieczorem zostały otwarte w Bazylice Watykańskiej Drzwi Świętych. Zakończenie Jubileusz – 6 stycznia 2026 r. w uroczystość Objawienia Pańskiego.

1.    Początki Jubileuszu

Jubileusz to tradycja biblijna. Był obchodzony co 50 lat. Przypominał Izraelitom o darowanej im przez Boga wolności i godności. Do tej tradycji odwołał się sam Jezus, kiedy, rozpoczynając publiczną działalność, ogłaszał Rok Łaski od Pana. Kościół zaadaptował tradycję jubileuszy w 1300 r. Począwszy od 1475 r. są one obchodzone co 25 lat, aby każde pokolenie mogło doznać łaski Roku Świętego i uzyskać odpust zupełny.

2.    Drzwi Święte

Rok Święty to czas duchowej odnowy. Istotnym środkiem jest tu odbycie pielgrzymki, przejście przez Drzwi Święte, symbolizujące Jezusa, który mówi o sobie, że jest dla nas bramą. Stąd znaczenie Rzymu. W odróżnieniu od ostatnich jubileuszy, tym razem Drzwi Święte zostaną otwarte wyłącznie w Wiecznym Mieście: w czterech bazylikach papieskich i więzieniu Rebibbia.

3.    Spowiedź podstawą Jubileus

Podstawowym warunkiem odpustu jest spowiedź sakramentalna. Szeroki jest zakres praktyk, dzięki którym można uzyskać odpust zupełny. Podała je Penitencjaria Stolicy Apostolskiej, a można je przeczytać na stronie Penitencjarii: https://tinyurl.com/54944p6v

4.    Kalendarz Jubileuszu

Stolica Apostolska przygotowała kalendarz Roku Świętego. Wyznaczono Jubileusze dla różnych kategorii wiernych: młodych, rodzin, katechetów, artystów, seminarzystów itd. Do Rzymu można przyjechać na jubileusz partykularny albo w jakimkolwiek innym terminie.

Dla pątników przygotowano różne trasy pielgrzymkowe w samym Rzymie. Najbardziej zakorzeniona w tradycji Wiecznego Miasta jest trasa siedmiu kościołów. Liczy ona 25 km i obok 4 bazylik papieskich obejmuje również bazylikę św. Sebastiana (nad katakumbami), Świętego Krzyża i św. Wawrzyńca. Wyznaczono też trasę upamiętniającą święte kobiety: doktorów Kościoła i patronki Europy, a także trasę po kościołach 27 krajów Unii Europejskiej.

5.    Jubileusz w diecezjach

Z Jubileuszu nie są wykluczeni ci, którzy nie mogą odbyć pielgrzymki do Rzymu czy Ziemi Świętej. Mogą oni uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych na szczeblu lokalnym i nawiedzać święte miejsca wyznaczone przez swego biskupa.

6.    Portal Jubileuszu po polsku

Stolica Apostolska uruchomiła portal internetowy poświęcony Jubileuszowi 2025. Jest on obsługiwany również w języku polskim. https://www.iubilaeum2025.va/pl.html Można za jego pośrednictwem uzyskać kartę pielgrzyma oraz zarejestrować się na różne jubileuszowe wydarzenia.

7.    Na bieżąco

Bieżące informacje o Roku Świętym będą publikowane na polskiej stronie Vatican News (www.vaticannews.va/pl) i w watykańskich mediach społecznościowych jak również w Radiu Watykańskim i w miesięczniku L’Osservatore Romano. W ramach duchowego przygotowania do Jubileuszu 2025 warto sięgnąć po bullę Papieża Franciszka „Spes non confudit” ogłaszająca Jubileusz oraz Encyklikę Benedykta XVI „Spe salvi”, ponieważ tematem obecnego Jubileuszu jest nadzieja.

Krzysztof Bronk, Vatican News pl


Regens Penitencjarii Apostolskiej: każdy konfesjonał to drzwi święte dla duszy

fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny

***

Jubileusz jest czasem duchowej odnowy, nawrócenia i pojednania – mówi w wywiadzie dla Radia Watykańskiego-Vatican News bp Krzysztof Józef Nykiel, regens penitencjarii apostolskiej.

Podkreśla, że otwierane w tych dniach kolejne Drzwi Święte są znakiem bramy zbawienia otwartej przez Chrystusa. Drzwi święte to również konfesjonał. Sakramentalna spowiedź jest podstawowym warunkiem dla otrzymania odpustu.

Odpust uwalnia serce od ciężaru grzechu

Bp Nykiel wyjaśnia, że „odpust jest konkretnym przejawem Bożego miłosierdzia, które przekracza granice ludzkiej sprawiedliwości i je przemienia”. O jego znaczeniu przekonujemy się poznając życie świętych. „Patrząc na ich przykład widzimy, że łaska Boża może przemienić nawet największe słabości. Daje nam to nadzieję na przebaczenie naszych grzechów i wsparcie w podążaniu drogą do świętości. Odpust pozwala uwolnić serce od ciężaru grzechu, aby można było w pełnej wolności dokonać należnego zadośćuczynienia”.

Warunki odpustu

Regens penitencjarii apostolskiej przypomina, że aby „uzyskać odpust zupełny podczas Jubileuszu Roku 2025, wierni muszą spełnić pewne szczególne warunki, określone przez Kościół: spowiedź sakramentalna, Komunia Eucharystyczna, wyznanie wiary, modlitwa zgodnie z intencjami papieża, dzieło (dzieła) miłosierdzia, pielgrzymka do miejsc świętych, wewnętrzne oderwanie się od grzechu, nawet grzechu powszedniego”.

Pielgrzymować dla Chrystusa

Odwołując się do Bulli ogłaszającej Jubileusz Zwyczajny Roku 2025, bp Nykiel zauważa, że podstawowym elementem każdego wydarzenia jubileuszowego jest pielgrzymowanie. „Pielgrzymka w istocie przypomina osobistą wędrówkę wierzącego śladami Odkupiciela i wyraża sens naszej ludzkiej egzystencji. Jest ona, jak stwierdził św. Jan Paweł II, „jak wielka pielgrzymka do domu Ojca” (Tertio millennio adveniente, 35). Pielgrzymowanie, wyruszenie w drogę, nie oznacza tylko, tak po prostu, zmiany fizycznego miejsca, ale przemianę samego siebie. (…) W tym sensie pielgrzymka, która charakteryzuje ten rok, zaczyna się przed samą podróżą, przed wyruszeniem w drogę. Innymi słowy, jej punktem wyjścia jest decyzja o jej podjęciu, decyzja dla Chrystusa. (…) Bez niej trudno będzie przeżyć doświadczenie nawrócenia, zmiany egzystencji, aby ukierunkować ją na świętość Boga”.

Spowiedź stałym elementem pielgrzymki

Regens Penitencjarii Apostolskiej zaznacza też, że stałym punktem pielgrzymki, rozumianej jako doświadczenie nawrócenia, jest spowiedź. W niej „uznajemy nasze grzechy i przedstawiamy je Panu, prosząc o przebaczenie”. Bp Nykiel przypomina, że „kapłan jest szafarzem, czyli sługą, a jednocześnie roztropnym zarządcą Bożego miłosierdzia. Jemu powierzona jest poważna odpowiedzialność ‘odpuszczania lub zatrzymywania grzechów’ (por. J 20, 23)”.

Znaczenie Drzwi Świętych

Wskazując z kolei na znaczenie przejścia przez Drzwi Święte w bazylikach papieskich w Rzymie, regens Penitencjarii Apostolskiej wyjaśnia, że są one znakiem bramy prowadzącej do zbawienia duszy, a otwartej przez Chrystusa. „Stanowią wezwanie do przemiany życia, pojednania się z Bogiem i bliźnimi. Dlatego ich przekroczenie przywołuje przejście od grzechu do łaski, do którego każdy chrześcijanin jest powołany. Jest tylko jeden dostęp, który otwiera drzwi do życia w komunii z Bogiem. Tym dostępem jest Jezus, jedyna droga zbawienia”.

/Gość Niedzielny


27 grudnia

Trzeci dzień Oktawy Bożego Narodzenia

poświęcony jest św. Janowi Apostołowi

W liturgii obchody Bożego Narodzenia trwają osiem dni. Oktawa (łac. octavus – ósmy) jest to czas w liturgii obejmujący ważną uroczystość i siedem dni po niej następujących. Ma ona swoją wielowiekową tradycję. 27 grudnia, trzeci dzień oktawy, poświęcony jest św. Janowi Apostołowi.

Adobe Stock

***

Najwcześniej w III w. powstała oktawa Zmartwychwstania Pańskiego, w czasie której odbywały się nabożeństwa i katechezy dla nowo ochrzczonych dorosłych. Po przyjęciu chrztu w Noc Paschalną konieczne było wtajemniczenie (tzw. mistagogia) w pełniejsze rozumienie tajemnicy zbawienia (co działo się w oktawie). W VII wieku ukształtowała się oktawa Bożego Narodzenia, później Bożego Ciała i Najświętszego Serca Pana Jezusa.

W obrządku rzymskim odnowionym na polecenie Soboru Watykańskiego II zachowane zostały tylko dwie formalne oktawy: Wielkiej Nocy i Bożego Narodzenia.

Drugi dzień oktawy Bożego Narodzenia, 26 grudnia, poświęcony jest św. Szczepanowi, diakonowi i pierwszemu męczennikowi. Kult liturgiczny św. Szczepana znany jest od IV wieku. W państwie Karolingów, a następnie w innych krajach zachodnich i północnych św. Szczepan stał się patronem koni, dlatego 26 grudnia święcono owies. W niektórych parafiach zwyczaj ten nadal jest pielęgnowany.

Trzeci dzień oktawy, 27 grudnia, poświęcony jest św. Janowi Apostołowi. Jego kult liturgiczny istniał już od IV w. W dniu św. Jana święci się wino i podaje się wiernym do picia: Bibe amorem s. Joannis. To bardzo stara tradycja Kościoła, sięgająca czasów średniowiecza. Związana jest z pewną legendą, według której św. Jan miał pobłogosławić kielich zatrutego wina. Wersje tego przekazu są różne. Jedna mówi, że to cesarz Domicjan, który wezwał apostoła do Rzymu, by tam go zgładzić, podał mu kielich zatrutego wina. Św. Jan pobłogosławił go, a kielich się rozpadł.

Dziś ta tradycja ma inną wymowę. Głównym przesłaniem Ewangelii według św. Jana jest miłość. Dlatego, gdy podaje się owo wino, mówi się „pij miłość św. Jana”. Bo wino – sięgając do biblijnych korzeni – oznacza szczęście, radość, ale również cierpienie i miłość. Czerwony, a taki był najczęstszy jego kolor, to barwa miłości.

Czwarty dzień oktawy, 28 grudnia, to święto Młodzianków, wprowadzone do liturgii w V wieku. Młodziankowie to dzieci z Betlejem i okolicy, które niewinnie musiały oddać życie dla Chrystusa. Historia tego wydarzenia stała się treścią obchodu liturgicznego.

Dni następne, czyli 29, 30 i 31 grudnia, zgodnie z prawami oktawy są dalszym ciągiem obchodów Bożego Narodzenia. W tym czasie przypadają dwa wspomnienia dowolne – św. Tomasza Becketa, biskupa i męczennika (29 grudnia) i św. Sylwestra I, papieża (31 grudnia).

Z kolei Święto Świętej Rodziny, które Kościół katolicki co roku obchodzi w pierwszą niedzielę po Bożym Narodzeniu, w tegorocznej oktawie Bożego Narodzenia wypada 29 grudnia.

Kult Najświętszej Rodziny szerzył się w XVII w. jako spontaniczna reakcja na demoralizujące skutki wojny trzydziestoletniej (1618-1648), które w szczególny sposób dotknęły rodzin. Kult Najświętszej Rodziny zwracał wtedy uwagę na wzór życia rodzinnego.

Święto to zaczęto obchodzić systematycznie w różnych krajach począwszy od XVIII w., a zatwierdził je papież Leon XIII. Decyzją Benedykta XV zaczęto je obchodzić w całym Kościele. Na stałe do liturgii wprowadzono je za pontyfikatu Leona XIII, który na prośbę kard. Bausa, arcybiskupa Florencji, 20 listopada 1890 wydał dekret aprobujący “kult czci zwrócony ku Rodzinie Świętej”. Teksty liturgiczne na święto Najświętszej Rodziny ułożył Leon XIII. Jego dziełem też są przepiękne hymny kościelne, przeznaczone na ten dzień. Czytania tak są dobrane, by wyakcentować biblijne sceny, w których występuje rodzina. Teksty Pisma świętego podkreślają równocześnie obowiązki członków rodziny. W Niedzielę św. Rodziny Episkopat Polski ogłasza tradycyjnie list pasterski skoncentrowany wokół problematyki rodzinnej.

Ostatni dzień oktawy Bożego Narodzenia wypada 1 stycznia – uroczystość Maryi Bożej Rodzicielki. Jest to także Światowy Dzień Pokoju, z okazji którego Ojciec Święty ogłasza swe orędzie pokojowe, kierowane do wszystkich ludzi dobrej woli.

Kai/Tygodnik Niedziela


Ponad 365 mln chrześcijan prześladowanych na całym świecie

Papież Franciszek podczas modlitwy Anioł Pański w Watykanie nawiązując do przypadającego dziś święta św. Szczepana Pierwszego Męczennika wezwał także do modlitwy za chrześcijan prześladowanych z powodu swej wiary. „Maryjo, Królowo Męczenników, pomóż nam być odważnymi świadkami Ewangelii, dla zbawienia świata” – powiedział Ojciec Święty. Według międzywyznaniowej organizacji pomocowej Open Doors ponad 365 mln chrześcijan na całym świecie jest narażonych na wysoki poziom prześladowań i dyskryminacji ze względu na swoją wiarę – to jeden na siedmiu chrześcijan. Organizacja od ponad 30 lat opracowuje ranking 50 krajów o największych prześladowaniach chrześcijan.

Chagall - Białe Ukrzyżowanie

“Białe Ukrzyżowanie” – Marc Chagall/ fot. Włodzimierz Rędzioch/Tygodnik Niedziela

***

Tylko w okresie od 1 października 2022 r. do 30 września 2023 r. zniszczono lub zamknięto 14 766 chrześcijańskich budynków, a 4998 chrześcijan zostało zabitych. Według Światowego Indeksu Prześladowań (ŚIP) 2024, liczba niezgłoszonych przypadków jest znacznie wyższa.

Według raportu, Korea Północna po raz kolejny znalazła się na szczycie negatywnego rankingu najcięższych prześladowań, a za nią uplasowały się Somalia, Libia, Erytrea, Jemen, Nigeria, Pakistan, Sudan, Iran i Afganistan. Najbardziej zaludnione kraje świata, Indie i Chiny, zajmują odpowiednio 11. i 19. miejsce.

Według ŚIP prześladowania nasiliły się w porównaniu z poprzednim rokiem, a dyskryminacja chrześcijan przejawia się w groźbach, wypędzeniach, a nawet zabijaniu wierzących. Prześladowcami są rządy, takie jak w Nikaragui (30. miejsce), które niszczą kościoły lub prześladują biskupów, a także grupy ekstremistyczne, które atakują wioski i miejsca kultu, tak jak to ma miejsce w Nigerii (6. miejsce). Ale klany plemienne i rodziny również prześladują krewnych, gdy ci przechodzą na wiarę chrześcijańską.

Według organizacji, przemoc wobec chrześcijan w okresie sprawozdawczym jest szczególnie widoczna w niszczeniu lub zamykaniu chrześcijańskich instytucji, takich jak szkoły, kościoły i szpitale. Kościoły w Chinach i Indiach są najbardziej zagrożone zamknięciem lub zniszczeniem. Podczas gdy w Chinach ograniczenia i kontrola pochodzą głównie od rządu, w Indiach to “agresywne tłumy” przeprowadzają ataki na kościoły. Według raportu, co najmniej 160 chrześcijan w Indiach zostało zamordowanych przez hinduskich nacjonalistów z powodu ich wiary, w porównaniu do 17 w poprzednim roku. W samym stanie Manipur w 2023 r. zniszczono ponad 400 kościołów.

Pod rządami komunistycznej dyktatury w Korei Północnej chrześcijanie są zmuszani do praktykowania swojej wiary w „podziemiu” i grozi im przymusowa praca, jeśli zostaną odkryci. Według szacunków Open Doors, w Korei Północnej jest około 200 000 więźniów politycznych i religijnych, z czego od 50 000 do 70 000 uważa się za uwięzionych z powodu wiary chrześcijańskiej.

Ponadto sytuacja wierzących chrześcijan w Afryce Subsaharyjskiej nadal dramatycznie się pogarsza. Według raportu, podobnie jak w poprzednich latach, większość zabójstw chrześcijan miała miejsce w krajach na południe od Sahary, a sprawcami były głównie grupy islamistyczne. W samej Nigerii (6. miejsce w rankingu) zabito co najmniej 4118 wiernych. Jednak radykalne grupy islamskie, które wykorzystują niestabilne warunki polityczne, są szeroko rozpowszechnione na całym kontynencie afrykańskim. Działania fundamentalistycznych organizacji islamskich można zaobserwować na przykład w Burkina Faso (20. miejsce), Mali (14. miejsce), Mozambiku (39. miejsce), Nigerii (6. miejsce) i Somalii (2. miejsce).

Na Bliskim Wschodzie fala emigracji ludności chrześcijańskiej wciąż nie ustała. Z powodu przemocy, kryzysu gospodarczego i wypędzeń, wielu chrześcijan wycofuje się z życia publicznego lub emigruje. Jako przykład podano również północnosyryjski region Afrin, gdzie tureccy żołnierze zmusili do ucieczki całą ludność chrześcijańską.

Według ŚIP, rząd prezydenta Ortegi w Nikaragui jest również coraz bardziej wrogo nastawiony do chrześcijan i doprowadził do zamknięcia kościołów, stacji radiowych i uniwersytetów, a księża i zakonnice zostali wydaleni z kraju. W sumie – od maja 2018 do lipca 2024 – doszło do 870 udokumentowanych ataków na Kościół katolicki. Tylko w 2024 roku reżim wydalił z kraju 36 duchownych, w tym dwóch biskupów, a wielu kapłanów przetrzymywanych jest w więzieniach. W ostatnich miesiącach nikaraguańskie władze wprowadziły m.in. podatek od jałmużny i zdelegalizowały Caritas. Zdelegalizowana została też działalność Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów i Towarzystwa Jezusowego a już wcześniej kraj ten musiały opuścić m.in. misjonarki miłości.

Raport PKWP

Z kolei według najnowszego raportu Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP) przemoc, dyskryminacja i inne naruszenia praw człowieka nasiliły się w wielu krajach. W raporcie zatytułowanym „Prześladowani i zapomniani” zbadano sytuację chrześcijan w 18 krajach w okresie od lata 2022 r. do lata 2024 r.

Według raportu sytuacja chrześcijan jest szczególnie zła w Afryce. Epicentrum islamistycznej przemocy rozprzestrzeniło się tam z Bliskiego Wschodu. Wiele społeczności chrześcijańskich ucieka z powodu ataków islamistów, co rodzi pytanie, w jaki sposób Kościół może przetrwać w tych regionach w dłuższej perspektywie.

W Nigerii porwania księży i pracowników kościelnych są na porządku dziennym. Chrześcijanie są również dyskryminowani w miejscu pracy, w polityce i w wymiarze sprawiedliwości.

Ponadto chrześcijanie w krajach takich jak Chiny, Erytrea i Iran są postrzegani jako wrogowie państwa. W jeszcze innych krajach wyznawcy Chrystusa i inne mniejszości są coraz bardziej prześladowani przez prawo. W raporcie wielokrotnie opisywano również uprowadzenia i przymusowe nawrócenia chrześcijańskich kobiet i dziewcząt lub obraźliwe teksty o chrześcijanach w podręcznikach szkolnych.

W raporcie odnotowano jednak także jeden pozytywny przykład: nastąpiła niewielka poprawa sytuacji chrześcijan w Wietnamie m. in. dlatego, że kraj nawiązał stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską.

Kai/Tygodnik Niedziela


#RedWeek w Polsce

W najbliższą sobotę – na znak pamięci o chrześcijanach prześladowanych za wiarę – Jasna Góra zostanie podświetlona na czerwono. Tego samego dnia ulicami Poznania przejdzie marsz milczenia. Poznań i Częstochowa włączają się w ogólnoświatową kampanię #RedWeek, organizowaną przez Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

 Biuro Prasowe PKWP Polska

RedWeek to kampania o wymiarze ogólnoświatowym. Polska sekcja Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie włącza się w nią po raz drugi. Symboliczne podświetlenie m.in. kościołów i miejsc administracji publicznej ma zwrócić uwagę na dramatyczną sytuację chrześcijan prześladowanych za wiarę. Milionom osób na całym świecie odbiera się prawo do swobodnego wyznawania wiary. Tysiące z nich za przyznanie się do Chrystusa zapłaciło cenę życia.

„Chcemy zwrócić uwagę na naszych Braci i Siostry, którzy codziennie rano wstają ze świadomością, że z powodu wiary spotka ich dyskryminacja, ich życie może być zagrożone, a majątek zniszczony” – podkreśla dyrektor Biura PKWP w Poznaniu Tomasz Zawal. Tłumaczy, że „akcja wskazuje na prześladowanych z imienia i nazwiska”. „Kiedy słyszymy imię zamordowanej osoby, widzimy jej zdjęcie, nawiązuje się między nami więź z tą konkretną Siostrą, z tym konkretnym Bratem” – dodaje.

Akcji promującej kampanię RedWeek towarzyszą infografiki, na których znajdziemy imię, a także datę i miejsce śmierci chrześcijan oddających życie za Jezusa. Wśród zamordowanych są m.in. 14-letni Samaru Madkami, zabity w Indiach przez grupę hinduistycznych fanatyków. Chłopiec został poćwiartowany na kawałki. Jego rodzina przyjęła chrześcijaństwo trzy lata temu. Od tego czasu byli stale prześladowani przez mieszkańców swojej wioski. W Nigerii 27 maja 2020 roku zamordowana została Uwavera Omozuwa. Kobieta zginęła w kościele. Według lokalnych mediów, została zgwałcona i uderzona gaśnicą.

Akcja RedWeek została zainaugurowana w Wielkiej Brytanii. Biuro londyńskie Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie w 2015 roku podświetliło kilka budynków, w tym krajowy parlament. Z czasem kampania nabrała wydźwięku międzynarodowego. Na czerwono podświetlane są m.in. figura Chrystusa w Rio de Janeiro, Koloseum w Rzymie i Bazylika Sacre Coeur w Paryżu. „W niektórych krajach RedWeek ma spektakularny zasięg. Na Filipach to 75 diecezji i 2 tys. kościołów. W Holandii to ponad 130 kościołów” – mówi Tomasz Zawal z Biura PKWP w Poznaniu.

W Polsce w akcję włączają się Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej (oo. jezuici) w Poznaniu, Parafia św. Piotra z Alkantary i św. Antoniego z Padwy w Węgrowie, a także Jasna Góra. „Chcemy wyrazić naszą solidarność z tymi wszystkimi, którzy cierpią z Chrystusem. To Chrystus cierpi w tych ludziach, w tych społecznościach, w tych narodach” – podkreśla kustosz Jasnej Góry o. Waldemar Pastusiak.

W najbliższą sobotę w Poznaniu z Placu Wolności o godz. 17.00 wyruszy marsz milczenia pod hasłem „Zabijani w ciszy”. „Ta cisza może być dużo bardziej wymownym znakiem w otaczającej nas cywilizacji hałasu, informacji i zgiełku” – podkreśla Tomasz Zawal. Uczestnicy mają mieć ze sobą czerwone lampiony i czerwone elementy garderoby. „Dojdą do kościoła ojców jezuitów na ul. Szewskiej i tam na placu przed kościołem, którego elewacja będzie podświetlona czerwonym światłem, obejrzą krótki film oraz wysłuchają świadectw zamordowanych chrześcijan” – dodaje dyrektor Biura PKWP w Poznaniu. Na godz. 18.00 zaplanowano Mszę św. w Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej.

Tego samego dnia na czerwono zostanie podświetlona wieża Jasnej Góry. „Tą akcją chcemy zachęcić wszystkich do modlitwy za cały Kościół Cierpiący; za cały Kościół Prześladowany. Naszą modlitwą ogarniamy też tych wszystkich, którzy prześladują chrześcijan. Prosimy dla nich o łaskę opamiętania” – podkreśla o. Waldemar Pastusiak, kustosz Jasnej Góry.

W Poznaniu akcję honorowym patronatem objął przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski ks. abp Stanisław Gądecki.

Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie / Kai / Tygodnik Niedziela


Niedziela 29 grudnia 2024

Niech Rok Jubileuszowy będzie czasem łaski, nadziei i przebaczenia

List pasterski Konferencji Episkopatu Polski na Niedzielę Świętej Rodziny

Samplefot. Jakov Pleše / Cathopic

***

Drodzy Bracia i Siostry,

Zanim na całym świecie rozpocznie się wielkie odliczanie w sylwestrową noc, a zegary, wybijając północ, obwieszczą początek roku 2025, już dziś – decyzją papieża Franciszka – we wszystkich katedrach i konkatedrach na świecie – otwieramy Rok Święty. Papież pragnie, aby był to dla całego Kościoła czas intensywnego doświadczenia łaski, nadziei i przebaczenia. Dlaczego właśnie to za nimi mamy podążać w tym szczególnym czasie? Przebaczenie – jak pisze papież Franciszek – „nie zmienia przeszłości, nie może zmienić tego, co już się wydarzyło; a mimo to przebaczenie może umożliwić przemianę przyszłości i życie w odmienny sposób, bez urazy, rozgoryczenia i zemsty. Przyszłość oświecona przebaczeniem pozwala na odczytanie przeszłości innymi, bardziej pogodnymi oczami, choć wciąż wyżłobionymi łzami” (Bulla Spes non confundit, 23). Chcemy dziś całemu Kościołowi i światu przypomnieć, że „nadzieja zawieść nie może” (Rz 5, 5).

Wszyscy potrzebujemy małych i większych nadziei, które dzień po dniu podtrzymują nas w drodze. Jednak bez wielkiej nadziei, która musi przewyższać pozostałe, są one niewystarczające. Tą wielką nadzieją może być jedynie Bóg, który ogarnia wszechświat, i który może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć (Benedykt XVI, Spe salvi, 31). Dlatego raz jeszcze chcemy Was, Bracia i Siostry, dziś – w święto Świętej Rodziny – zachęcić do nieco innego spojrzenia na żłóbek, do zatrzymania się nad codziennością Jezusa, Maryi i Józefa. Do odkrycia, że w Betlejem rodzi się prawdziwy Dawca nadziei.

Kochani młodzi. Nie chcemy traktować Waszych problemów jako błahe. Pragniemy dołożyć wszelkich starań, aby usłyszeć Wasze tęsknoty, pragnienia, dylematy i lęki. Przecież to na Was i na Waszym entuzjazmie opiera się przyszłość, to Wy jesteście teraźniejszością Kościoła. Wspaniale jest widzieć, jak wyzwalacie z siebie energię, na przykład gdy zakasujecie rękawy, angażując się w sytuacjach dramatycznych i trudnościach społecznych. Nie dajcie sobie odebrać nadziei, dotyczącej tego co tu i teraz oraz jutra. Uwierzcie, że nadzieja nie jest matką tchórzliwych, ale źródłem prawdziwej odwagi życia, podejmowania wyzwań, które pozwalają wyjść z poczucia bezradności i zupełnej klęski, która rodzi depresję (Jan Andrzej Kłoczowski OP, Odwaga dobrego życia).

Drodzy rodzice, nieraz niewyspani przez nocne pobudki najmłodszych, może załamani kłótniami z własnymi dziećmi albo odmawiający kolejny różaniec, prosząc o nawrócenie swoich pociech. Niejednokrotnie potrzebujecie usłyszeć i oprzeć Waszą wiarę na fundamencie słowa: „Nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 1-2.5). Wszyscy potrzebujemy na nowo odkryć, że nadzieja rodzi się w istocie z miłości i opiera się na miłości, która wypływa z Serca Jezusa przebitego na krzyżu: „Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie” (Rz 5, 10).

W sytuacjach przepracowania, lęków, doświadczenia własnej kruchości, problemów ze zdrowiem, troski o przyszłość, z wiarą i odwagą przypominamy, że przez ciemność przebija się światło: odkrywamy, jak ewangelizacja podtrzymywana jest przez moc płynącą z krzyża i zmartwychwstania Chrystusa (Bulla Spes non confundit, 4). Drodzy małżonkowie, czyż znakiem wielkiej nadziei dla świata nie będzie dziś moment odnawiania przez Was przyrzeczeń małżeńskich, gdy przypomnicie światu, że miłość jest większa niż śmierć?! Świat potrzebuje Waszego świadectwa miłości i nadziei, Waszej lekcji mocy sakramentu małżeństwa. W tym, czego doświadczacie, niech umocnieniem będą słowa św. Jana Pawła II: „Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się nadziei może sprzeciwić”. W dzisiejszym drugim czytaniu św. Jan wydaje okrzyk zachwytu nad wielkością miłości, którą obdarzył nas Bóg (por. 1 J 3, 1-2). W Jezusie staliśmy się wszyscy synami i córkami Boga. Może za rzadko i zbyt słabo uświadamiamy sobie naszą godność bycia dziećmi Boga.

Drodzy seniorzy, mający poczucie, że Wasza wiedza i doświadczenie mogłyby uratować najbliższych od popełnienia niejednego błędu. Chcemy w tym Roku Świętym przypomnieć, że jesteście skarbem Kościoła i świata. W sposób szczególny chcemy się zwrócić do dziadków i babć, którzy przekazujecie wiarę i mądrość życiową młodszym pokoleniom. Życzymy, abyście wsparci wdzięcznością dzieci oraz miłością wnuków, które znajdują w Was zakorzenienie, zrozumienie i otuchę, mogli oglądać piękne owoce swojego życia (Bulla Spes non confundit, 14).

Chcemy dziś razem z Wami, drodzy Bracia i Siostry, zawalczyć o teraźniejszość. Jeśli przeszłość jest historią, a przyszłość tajemnicą, to teraźniejszość jest darem. Jezus przychodzi więc do naszej teraźniejszości, do naszego dzisiaj, do tego świata, do naszych problemów i dylematów. Ale nie zapominamy, że On jest też Panem przyszłości. Dlatego lęk o to, co przed nami, chcemy zastąpić nadzieją i zaufaniem. Często brakuje nam takiej odwagi i nadziei. Jedną z konsekwencji tego jest dziś utrata pragnienia przekazywania życia, co ma wiele przyczyn: niepewność jutra, brak gwarancji zatrudnienia i odpowiedniej ochrony socjalnej oraz modele społeczne, w których program dyktuje pogoń za zyskiem, a nie pielęgnowanie relacji, które są fundamentem ludzkiego szczęścia. Misja dzielenia się życiem potrzebuje wsparcia od nas wszystkich, ponieważ pragnienie młodych ludzi rodzenia nowych synów i córek, jako owoc płodności ich małżeńskiej miłości, daje przyszłość każdemu społeczeństwu i jest kwestią nadziei: zależy od nadziei i rodzi nadzieję (Bulla Spes non confundit, 9).

Konieczne jest zatem zwrócenie uwagi na wiele dobra obecnego w świecie, aby nie ulec pokusie przekonania o byciu pokonanym przez zło i przemoc. Prawdziwą szkołą nadziei jest modlitwa (Benedykt XVI, Spe salvi, 32). Ona poszerza nasze serca, przestrzega przed koncentrowaniem na sobie samym, gdyż jest procesem oczyszczenia wewnętrznego, który czyni nas otwartymi na Boga, a przez to otwartymi na ludzi. W takim duchu zachęcamy do regularnej praktyki modlitwy osobistej, małżeńskiej i rodzinnej. W życiu duchowym także potrzeba konkretnych decyzji. Podejmijmy to wyzwanie;  niech to będzie codzienna modlitwa w ciszy przez kilka czy kilkanaście minut. Niech rodzice zadbają o to, by codziennie uklęknąć ze swoimi dziećmi, pozwalając im modlić się własnymi słowami. Niech modlitwa od dziś stanie się pobożnym i godnym pochwały zwyczajem, z którego nie będziemy rezygnować.

Niech ten Rok Jubileuszowy będzie czasem wybaczania sobie i innym, ale też proszenia o wybaczenie. Często najbardziej bezwzględni w ocenie jesteśmy wobec siebie i najbliższych. Niech Rok Święty przynagli nas do odkrycia Miłosierdzia Bożego, które nie ma granic. Boga, który niestrudzony czeka na każdego. Zachęcając do otwarcia się na nieskończone miłosierdzie, przypominamy, że odpust jubileuszowy jest przeznaczony w szczególny sposób dla tych, którzy odeszli przed nami, aby mogli otrzymać pełnię miłosierdzia (Bulla Spes non confundit, 22).

Dzisiaj, w święto Świętej Rodziny, jeszcze mocniej chcemy przypomnieć, że jako Kościół tworzymy wspólnotę, w której nikt nie jest sam. U progu nowego roku kalendarzowego, chcemy Wam, Bracia i Siostry, życzyć zaufania i nadziei, jakie miała Święta Rodzina. Idąc za słowami psalmu: „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Ps 37, 5), warto zwrócić uwagę, że zarówno Maryja jak i św. Józef, wyjścia z trudnych sytuacji nie szukali na własną rękę. Zaufać Bogu, oznacza także zrobić Mu miejsce, by mógł działać.

Podsumowując mijający czas, bądźmy dla siebie wyrozumiali i doceniajmy dobro, które było naszym udziałem. Witając rok 2025, pamiętajmy, że liczba ta jest odliczana od narodzin Jezusa Chrystusa, Pana ludzkich dziejów i historii świata. Dlatego nie lęk, ale zaufanie i nadzieja niech towarzyszą nam każdego dnia! Dobrej zabawy dla świętujących sylwestra, spokojnej nocy dla witających go w ciszy. Wielkich owoców Roku Jubileuszowego: łaski, nadziei, przebaczenia, a nade wszystko miłości.

Podpisali pasterze Kościoła katolickiego w Polsce
obecni na 399. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski
na Jasnej Górze, 19 listopada 2024 roku

e-Kai


Ta ikona mówi

Kto na nią spojrzy, ten jakby zaglądał przez dziurkę w rzeczywistość domu Jezusa, Maryi i św. Józefa. Ikona Świętej Rodziny znajduje się w instytucie Jej imienia w Łomiankach koło Warszawy.

***

W przypadająca dziś niedzielę Świętej Rodziny przyjrzyjmy się temu wizerunkowi.

Wspólnota Jezusa, Maryi i św. Józefa (gr. hagios oikos = Święta Rodzina, Święty Dom) rzeczywiście widziana na nim jakby przez dziurkę od klucza: jej charakterystyczny kształt tworzy zielone koło (symbol obecności Ducha Świętego) oraz pionowe kolumny i pozioma linia najniższego stopnia schodów.

Postacie członków Świętej Rodziny układają się w kształt krzyża. Jego pionowa belka to błogosławiąca dłoń Boga Ojca oraz postać Jezusa  – wszystko to w kolorze złoty i żółtym, zarezerwowanym w symbolice ikony dla tego, co boskie. Belkę poziomą wyznacza rytm dłoni Pana Jezusa, Matki Bożej i św. Józefa.

– Ten krzyż to dla mnie symbol harmonii powołań: do życia rodzinnego i bezżennego. To promocja obu tych dróg do świętości – mówi przełożony Instytutu Życia Konsekrowanego Świętej Rodziny w Łomiankach ks. Rafał Chruśliński.

Ramiona Boga Człowieka są otwarte jak dłonie kapłana podczas Mszy świętej. – Zapraszają: “Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. To także zaproszenie do przyjęcia Bożego orędzia o rodzinie – mówi ks. Rafał.

Dodaje, że jedna dłoń Maryi i jedna dłoń św. Józefa są złożone, jakby schowane za postacią Jezusa. – To symbol prawa rodziny do intymności – podkreśla.

Zwraca też uwagę na schody, po których Jezus jakby schodzi do ludzkości. – Bóg w Chrystusie przyjmuje wszystko, co ludzkie (prócz grzechu). Chce żyć w ludzkiej rodzinie, w konkretnym miejscu i czasie, chce rosnąć w niej bez żadnych skrótów. To rodzina realna, nie wyidealizowany symbol – zauważa ks. Chruśliński.

Autorka ikony s. Miriam, która żyje obecnie jako pustelnica przy karmelu w Szczecinie, kojarzy przedstawione na ikonie schody i kolumny z Kościołem. – Sakramentalna przynależność małżeńska jest obrazem stosunku Chrystusa do Kościoła – pisze s. Miriam.

Analizuje też użyte przez siebie kolory. Czerwień sukni Matki Bożej wyraża miłość, piękno i młodość, ale także zmaganie, walkę. Kolor niebieski Jej szaty to barwa tego, co duchowe, niematerialne. Oznacza nieskończoność. Zaś fiolet szaty św. Józefa to barwa mówiąca o przesunięciu swoistego napięcia z tego, co wewnętrzne na to co zewnętrzne, z tego co biologiczne na to co duchowe.

To oczywiście tylko część symboliki tego wizerunku. Naturą ikony jest jej wielopoziomowość, mnogość znaczeń i symboli.

Ikona Świętej Rodziny powstała w 1982 r. Ma rozmiary 105×170 cm. S. Miriam napisała ją na prośbę abp. Kazimierza Majdańskiego, założyciela instytutu Świętej Rodziny. Był on także jedną z głównych postaci pierwszego synodu, poświęconego rodzinie. Miał on miejsce w 1980 r. Rok później św. Jan Paweł II wydał posynodalną adhortację “Familiaris Consortio”. Jak mówi ks. Chruśliński, opisywana ikona jest jakby owocem tego synodu.

Co ciekawe, wizerunek ten powstał w czasie, gdy Polska pogrążeni byli w ciemności stanu wojennego. Gdy myśli Polaków kłębiły się wokół zupełnie innych tematów, mniszka ze Szczecina stworzyła ikonę, której uniwersalne przesłanie promieniuje na życie wielu rodzin.

Może dziś, w niedzielę Świętej Rodziny, warto samemu pomedytować nad tą ikoną?

Jarosław Dudała/Gość Niedzielny


„Czuwajmy z Maryją” – Sylwester na Jasnej Górze

Jasna Góra pożegna stary rok na modlitwie i modlitwą powita nowy 2025 rok. W sylwestrowy wieczór po Apelu, o godz. 21.30, w Kaplicy Matki Bożej rozpocznie się nocne czuwanie połączone z modlitwą o pokój. O północy odprawiona zostanie Msza św. Czuwanie potrwa do 4.00 rano.

fot. Karol Porwich/Tygodnik Niedziela

***

Czuwanie rozpocznie się tuż po Apelu Jasnogórskim konferencją „Maryja, Gwiazda Nadziei” opartą o encyklikę Benedykta XVI „Spe salvi” o nadziei chrześcijańskiej. – To Maryja prowadzi nas do Chrystusa, który jest źródłem naszej stabilności, i wewnętrznej, i zewnętrznej – podkreśla o. Jakub Szymczycha.

Przypomina, że Benedykt XVI szczególną, niezawodną rolę w czynieniu naszej nadziei przypisuje Maryi, którą nazywa Gwiazdą nadziei. Najświętsza Maryja Panna już w momencie Zwiastowania stała się znakiem spełnienia się nadziei mesjańskiej i przez swoje „fiat” przyczyniła się do jej wypełnienia poprzez swoje dzieje. Któż bardziej niż Maryja – pisał Benedykt – mógłby być gwiazdą nadziei dla nas – Ona, która przez swoje „tak” otwarła Bogu samemu drzwi naszego świata; Ona, która stała się żyjącą Arką Przymierza, w której Bóg przyjął ciało, stał się jednym z nas, pośród nas „rozbił swój namiot” (por. J 1, 14).

Temat czuwania nawiązuje też do rozpoczynającego się Roku Jubileuszowego – zapowiada paulin. Zauważa, że papież Franciszek, zapowiadając ten Rok Święty pod znakiem nadziei, podobnie jak Benedykt XVI mówi o tym, że życie jest jak wzburzone morze. Jest nim wzbierające zło. – A papież Franiczek zachęca nas, abyśmy zła nie adorowali, ale abyśmy zwrócili nasze oczy ku Kotwicy, ku Chrystusowi, ku Gwieździe, którą jest Maryja, ta, która zawsze daje nam Chrystusa – podkreśla o. Jakub. Jak wyjaśnia prawdziwe spotkanie z nadzieją jest możliwe jedynie przez Chrystusa. To Syn Boży stanowi centrum życia nadzieją dla każdego chrześcijanina i źródło każdej nadziei wierzących w Niego.

W programie czuwania oprócz konferencji, zaplanowano adorację Najświętszego Sakramentu, Eucharystię o północy, modlitwę o pokój. Czuwanie zakończy się ok. 4.00 nad ranem.

Kai/Tygodnik Niedziela/Jasna Góra

***

WTOREK 31 GRUDNIA

W TEN OSTATNI WIECZÓR STAREGO ROKU W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA BĘDZIE ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM OD GODZ.18.00

***

O GODZ. 19.00 – MSZA ŚW. DZIĘKCZYNNA ZA KOŃCZĄCY SIĘ ROK 2024 I Z PROŚBĄ O BOŻE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO NA NOWY ROK 2025.

***

W NOWY ROK MSZA ŚW. O GODZ. 14.00


Rorate caeli Refrain 1 JPEG


PANU BOGU WSZECHMOGĄCEMU, KTÓRY JEST PEŁEN MIŁOSIERDZIA, BĄDŹMY PEŁNI WDZIĘCZNOŚCI ZA DAR KOLEJNEGO CZASU, W KTÓRYM ŁASKA NAWRÓCENIA MOŻE ULECZYĆ NASZE PORANIONE SERCA.

DLATEGO NIE ZMARNUJMY BOŻEGO ZAPROSZENIA. WEJDŹMY W ADWENTOWĄ LITURGIĘ KOŚCIOŁA.

***


Wielkie O! Antyfony o niezwykłej treści

Zestawienie pierwszych liter antyfon wielkich, czytane od tyłu, daje zawołanie, które jest istotą ostatnich dni Adwentu.

fot. Józef Wolny/Tygodnik Niedziela

***

Od 17 grudnia w aklamacjach śpiewanych przed Ewangelią pojawiają się antyfony o niezwykłej treści. „Korzeniu Jessego, który stoisz jako sztandar narodów, przyjdź nas uwolnić, racz dłużej nie zwlekać” – słyszymy 19 grudnia. „Kluczu Dawida, który otwierasz bramy wiecznego królestwa, przyjdź i wyprowadź z więzienia jeńca siedzącego w ciemnościach” – rozbrzmiewa w kościołach następnego dnia. To niektóre z wezwań tzw. antyfon wielkich, śpiewanych w ostatnich dniach przed Narodzeniem Pańskim. Ich brzmienie i styl zdradzają wielowiekową tradycję. Istotnie – powstały pod koniec VI wieku, gdy na gruzach Imperium Rzymskiego w bólach rodziło się średniowiecze. Straszne to były czasy dla spadkobierców chwały dawnego Rzymu. Przez Europę przewalały się dzikie ludy, wywracając ustalony od wieków porządek, mordując lub porywając ludzi tysiącami i zajmując ich siedziby. Obrazu totalnej zagłady dopełniały kataklizmy naturalne i zarazy koszące całe społeczności. W takich okolicznościach na Stolicy Piotrowej zasiadł Grzegorz I (590–604), któremu chrześcijanie nadadzą niebawem przydomek Wielki, a Kościół wyniesie go do chwały ołtarzy, aby wreszcie ogłosić doktorem Kościoła. To za jego pontyfikatu ustalono, że Adwent w wersji rzymskiej będzie trwał 4 tygodnie, i to on wprowadził do liturgii antyfony wielkie, których treść w niezrównany sposób wyraża tęsknotę za Zbawicielem. W jego czasach ludzie, wciąż niepewni nie tylko swojego jutra, ale nawet swego dziś, zdawali sobie sprawę z chwiejności spraw tego świata. Byli zatem bardziej świadomi swojej rzeczywistej kondycji, niż są jej świadomi ludzie współcześni, żyjący w pozornej stabilizacji. Słowo Boże pozostaje jednak niezmienne. I niezmiennie aktualne pozostają zakorzenione w Starym Testamencie słowa tęsknoty. To esencja Adwentu.

Skąd się to wzięło

Mrok słabo rozjaśniony światłami lampionów – to pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl w odniesieniu do Adwentu. Nastrój tajemniczości, jaki towarzyszy przygotowaniu na przyjście Zbawiciela, dobrze wyraża istotę tego okresu – czekamy przecież na nadejście wieczystej światłości. Takie jest znaczenie łacińskiego słowa adventus: przyjście, przybycie. Już w starożytności chrześcijanie określali tym słowem podwójne nadejście Chrystusa. Pierwsze odnosiło się do Mesjasza, który przyjął ciało i narodził się, gdy nadeszła „pełnia czasu”. Drugie dotyczy przyjścia Chrystusa w czasie paruzji.

Na początku chrześcijanie „adwentem” nazywali święta Bożego Narodzenia i Objawienia Pańskiego, a dopiero później zaczęto używać tego określenia na oznaczenie czasu przygotowania do tych świąt. Mogło to być najwcześniej w drugiej połowie IV wieku, bo dopiero wówczas na stałą datę obchodów Narodzenia Pańskiego wyznaczono 25 grudnia. Nie od razu jednak wyznaczono jednolity czas trwania Adwentu. Długo obok siebie istniały tradycje gallikańska i rzymska. Ta pierwsza nadała Adwentowi charakter pokutny, powiązany z postem i wzmożoną modlitwą, nieco podobny w atmosferze do Wielkiego Postu. W Rzymie było inaczej. Tam obchody Adwentu wprowadzono dopiero w drugiej połowie VI wieku i nie miały one charakteru pokutnego. Nie poszczono, położono za to akcent na liturgię, która podkreślała radosne oczekiwanie na święta Narodzenia Pańskiego.

Z upływem czasu doszło do połączenia obu tradycji, wskutek czego Adwent przyjął formę istniejącą do dzisiaj. W liturgii obecne są elementy rzymskie, akcentujące radosne oczekiwanie, a także gallikańskie, podkreślające rys ascetyczny w postaci koloru fioletowego i braku śpiewu Gloria (brak ten nie jest jednak wyrazem pokuty, jak w Wielkim Poście, ale oczekiwania na pełne wybrzmienie tego hymnu w noc Narodzenia Pańskiego).

Nowa forma była propagowana zwłaszcza przez benedyktynów i cystersów. W XIII w., w znacznym stopniu za sprawą nowych zakonów, takich jak franciszkanie, rozpowszechniła się w całym Kościele.

Im bliżej, tym gęściej

Adwent w obecnym kształcie otwiera rok liturgiczny i obejmuje cztery niedziele poprzedzające 25 grudnia. W zależności od kalendarza może więc trwać od 23 do 28 dni. Dzieli się na dwa okresy. Pierwszy, trwający od początku Adwentu do 16 grudnia, akcentuje powtórne przyjście Jezusa na końcu czasów. Znajduje to odbicie w tekstach liturgicznych.

Okres drugi, nawiązujący już bezpośrednio do uroczystości Narodzenia Pańskiego, koncentruje się na wezwaniu do powrotu do dziecięctwa Bożego. Obie części łączą czytania z Księgi Izajasza, które zapowiadają nadejście Mesjasza albo wyrażają tęsknotę za Nim. Przyjście Zbawiciela jest powodem do radości, co najmocniej podkreśla liturgia III niedzieli Adwentu, zwanej niedzielą Gaudete. Tego dnia antyfona na wejście brzmi: Gaudete in Domino (Radujcie się w Panu). Radość tę symbolizuje kolor różowy, którego można użyć podczas liturgii. Również teksty liturgiczne w tym dniu wyrażają radość z bliskiego już przyjścia Pana.

Atmosfera ostatnich dni Adwentu, poczynając od 17 grudnia, gęstnieje. Przyczyniają się do tego wspomniane wielkie antyfony, zwane także antyfonami „O!”, bo w oryginalnej wersji każda z nich zaczyna się od tego wołacza. Treść owych krótkich wezwań modlitewnych, adresowanych do Chrystusa, pochodzi ze Starego Testamentu, a pojawiające się tam imiona Boże są głęboko zakorzenione w proroctwach mesjańskich. O Sapientia, quae ex ore Altissimi prodisti… – brzmi początek pierwszej (O Mądrości, która wyszłaś z ust Najwyższego…). Kolejne zaczynają się od słów: O Adonai (Panie); O Radix (Korzeniu); O clavis David (Kluczu Dawida); O Oriens (Wschodzie); O Rex (Królu); O Emmanuel.

Pierwsze litery antyfon, zebrane razem i odczytane od tyłu, tworzą tajemnicze łacińskie hasło ERO CRAS (Będę jutro).

Żywy zabytek

Wielkie antyfony śpiewa się przed hymnem „Magnificat” podczas nieszporów w ostatnich dniach Adwentu. Od Soboru Watykańskiego II są obecne w uproszczonej formie także we Mszy św., w wersecie śpiewanym przed Ewangelią. Są to jakby okrzyki radości na cześć nadchodzącego Pana, zapowiadanego w proroctwach.

Według tradycji antyfony „O” wprowadził do liturgii papież św. Grzegorz Wielki. To wezwania do mającego się wkrótce narodzić Jezusa Chrystusa. Obecny kształt literacki nadał im żyjący w IX wieku Amalariusz z Metzu, wybitny teolog i liturgista. To za jego czasów charakter Adwentu wzbogacił się o rys eschatologiczny, stając się także czasem oczekiwania na ostateczny powrót Chrystusa w chwale.

Antyfony wielkie to żywy zabytek, liczący prawie półtora tysiąca lat tradycji, ale, jak zwykle w przestrzeni ducha, jest to tradycja ciągle pełna treści i nigdy nietracąca aktualności. Mogą one służyć za podstawę wspólnych lub osobistych rozważań i modlitw. Można się nimi modlić także poza liturgią, wielokrotnie w ciągu dnia, na przykład traktując jako tzw. akty strzeliste. Bezustannie karmią duszę, bo też niezmiennie wyrażają tę samą tęsknotę kolejnych pokoleń chrześcijan za Tym, który jest już blisko. Będzie jutro.


Ostatnie dni Adwentu, od 17 grudnia, stanowią bezpośrednie przygotowanie do celebrowania Bożego Narodzenia. Charakterystyczne dla tego czasu są Wielkie Antyfony, zwane także „Antyfonami O!”, gdyż każda z nich zaczyna się właśnie od tej litery.

Antyfony te obecne są w liturgii Adwentu od czasów Grzegorza Wielkiego. Znane zwłaszcza z wieczornych nieszporów, kiedy śpiewamy je przed hymnem „Magnificat”, swoje miejsce znalazły też we Mszy świętej.

Treść antyfon stanowi jakby okrzyki radości, wzywające Pana różnymi imionami: Mądrość, Adonai, Korzeń Jessego, Klucz Dawida, Wschód, Król narodów czy Emmanuel. Imiona te są głęboko zakorzenione we wskazujących na oczekiwanego Mesjasza proroctwach Starego Testamentu.

Piękną obietnicę kryją również pierwsze litery wyśpiewywanych w antyfonach imion – tytułów oczekiwanego Mesjasza, stanowiące akrostych: gdy odczytamy je od tyłu, powstaje tajemnicze łacińskie hasło „Ero cras” (Emmanuel – Rex – Oriens – Clavis – Radix – Adonai – Sapientia), czyli „Jutro przybędę”.

Teksty Antyfon:

17 grudnia – Mądrości Najwyższego, która zarządzasz wszystkim mocno i łagodnie, przyjdź i naucz nas drogi roztropności (Iz 11,2-3; 28,29)

18 grudnia – Wodzu domu Izraela, który na Synaju dałeś Prawo Mojżeszowi, przyjdź nas odkupić mocą Twojego ramienia (Iz 11,4-5; 33,22)

19 grudnia – Korzeniu Jessego, który stoisz jako sztandar narodów, przyjdź nas uwolnić, racz dłużej nie zwlekać (Iz 11:1; 11:10)

20 grudnia – Kluczu Dawida, który otwierasz bramy wiecznego królestwa, przyjdź i wyprowadź z więzienia jeńca siedzącego w ciemnościach (Iz 9,6; 22:22)

21 grudnia – O Wschodzie, blasku Światła wiecznego i Słońce sprawiedliwości, przyjdź i oświeć siedzących w mroku i cieniu śmierci (Iz 9,2)

22 grudnia – Królu narodów, Kamieniu węgielny Kościoła, przyjdź i zbaw człowieka, którego z mułu utworzyłeś (Iz 2,4; 9,7)

23 grudnia – Emmanuelu, nasz Królu i Prawodawco, przyjdź nas zbawić, nasz Panie i Boże (Iz 7,14)

***


CZWARTA NIEDZIELA ADWENTU

22 GRUDNIA

***

13.30 ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU

W TYM CZASIE RÓWNIEŻ MOŻLIWOŚĆ PRZYSTĄPIENIA DO SAKRAMENTU POJEDNANIA

14.00 – MSZA ŚW.

PO MSZY ŚW. – KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA


TRZECIA NIEDZIELA ADWENTU

15 GRUDNIA

fot. Bożena Sztajner/Tygodnik Niedziela

***

13.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU

W TYM CZASIE JEST MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.

14.00 – MSZA ŚWIĘTA

***

fot. Ranyel Paula/cathopic.com

***

Gaudete, czyli radujcie się! Najbardziej radosna Niedziela w Adwencie

Tradycja świętowania Niedzieli “Gaudete” wyrosła w czasach, gdy Adwent miał typowo postny charakter. Wtedy miała charakter przerwy w poście, była jedynym radosnym akcentem Adwentu.

Nazwa III niedzieli Adwentu pochodzi od słów antyfony na wejście: „Gaudete in Domino”, czyli „Radujcie się zawsze w Panu”. Teksty liturgii tej niedzieli przepełnione są radością z zapowiadanego przyjścia Chrystusa i z odkupienia, jakie przynosi.

Nazywana jest także „Niedzielą różową” gdyż jest to jeden z dwóch dni w roku, kiedy kapłan może sprawować liturgię w szatach koloru różowego.

Przewaga światła

W liturgii adwentowej obowiązuje fioletowy kolor szat liturgicznych. Jako barwa powstała ze zmieszania błękitu i czerwieni, które odpowiednio wyrażają to co duchowe i to co cielesne, fiolet oznacza walkę między duchem a ciałem. Zarazem połączenie błękitu i czerwieni symbolizuje dokonane przez Wcielenie Chrystusa zjednoczenie tego co boskie i tego co ludzkie. Wyjątkiem jest III niedziela Adwentu – tzw. Niedziela „Gaudete”. Obowiązuje wtedy różowy kolor szat liturgicznych, który wyraża przewagę światła, a tym samym bliskość Bożego Narodzenia.

Kulminacyjny punkt oczekiwania

Tradycja świętowania Niedzieli „Gaudete” wyrosła w czasach, gdy Adwent miał typowo postny charakter. Wtedy miała charakter przerwy w poście, była jedynym radosnym akcentem Adwentu. Teraz, gdy Adwent obchodzony jest jako czas radosnego oczekiwania stanowi ona bardziej kulminacyjny punkt tego okresu trafnie wyrażając jego prawdziwą tożsamość.

Adwent jest wyjątkowym czasem dla chrześcijan. Słowo adwent pochodzi z języka łacińskiego „adventus”, które oznacza przyjście. Dla starożytnych rzymian słowo to, oznaczało oficjalny przyjazd cezara. Dla chrześcijan to radosny czas przygotowania na przyjście Pana. Dlatego też Adwent jest nie tyle czasem pokuty, ile raczej czasem pobożnego i radosnego oczekiwania.

KAI/Stacja7


8 GRUDNIA

DRUGA NIEDZIELA ADWENTU

Od niedzieli zapalamy świece w adwentowym wieńcu

fot. depositphotos.com

13.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU

W TYM CZASIE JEST MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.

14.00 – MSZA ŚWIĘTA

***

Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny

fot. radio Niepokalanów

***

Po ogłoszeniu dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi 8 grudnia 1854, bł. Pius IX ustanowił ten dzień uroczystością Niepokalanego Poczęcia. „Najświętsza Maryja Dziewica od pierwszej chwili swego poczęcia, przez łaskę i szczególny przywilej Boga wszechmogącego, na mocy przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego, została zachowana czysta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego”.

Cytowana definicja precyzyjnie wyjaśnia znaczenie tej prawdy wiary, która głosi, że Maryja została poczęta wolna od zmazy grzechu pierworodnego. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia: Aby być Matką Zbawiciela, „została obdarzona przez Boga godnymi tak wielkiego zadania darami”. W chwili Zwiastowania anioł Gabriel pozdrawia Ją jako „pełną łaski” (Łk 1,28). W ciągu wieków Kościół uświadomił sobie, że Maryja, napełniona „łaską” przez Boga (Łk 1,28), została odkupiona od chwili swego poczęcia. Maryja jest „odkupiona w sposób wznioślejszy ze względu na zasługi swego Syna”. Dzięki łasce Bożej Maryja przez całe życie pozostała wolna od wszelkiego grzechu osobistego Por. KKK, 490−493.


Niepokalanie poczęta Maryja – jak Ewa w raju przed grzechem, czy raczej jak każdy z nas po chrzcie?

Są ciekawe pytania dotyczące Matki Bożej, na które dogmat o Niepokalanym Poczęciu nie odpowiada wiążąco – mówi ks. prof. Jacek Kempa, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Niepokalanie poczęta Maryja – jak Ewa w raju przed grzechem, czy raczej jak każdy z nas po chrzcie?

 Scena zwiastowania Maryi na fresku w Sanktuarium Matki Bożej Sokalskiej.

fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny

***

Jarosław Dudała: Co to znaczy: Niepokalane Poczęcie?

Ks. prof. Jacek Kempa: 
Niepokalane Poczęcie to jest prawda, a nie wydarzenie. Prawda o tym, że Maryja od początku swojego istnienia, czyli od poczęcia, jest zachowana od grzechu pierworodnego.

Często Niepokalane Poczęcie Maryi jest mylone z dziewiczym poczęciem Jezusa. Tymczasem w Niepokalanym Poczęciu nie chodzi o to, jak Pan Jezus został poczęty, ale o to, Kim była Matka Boża.

Dokładnie tak. To jest mylone nieustannie i wprowadza bardzo duży zamęt. Ta pomyłka prawdopodobnie bierze się z kilku powodów. Pierwszy jest taki, że ta uroczystość przypada 8 grudnia, a więc w Adwencie, w pobliżu Bożego Narodzenia.

Kolejny powód jest pewnie taki, że w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi czytamy podczas Mszy o dziewiczym poczęciu Pana Jezusa – czytamy opis sceny Zwiastowania z Ewangelii według św. Łukasza.

Bardzo możliwe. A ten fragment jest przecież czytany dlatego, że Maryja jest w nim przez Archanioła Gabriela nazwana „łaski pełną”. Tu znajduje się podstawowe ewangeliczne odniesienie do prawdy wiary, którą nazywamy Niepokalanym Poczęciem.

Co to znaczy: „pełna łaski”? Są co do tego wątpliwości, ponieważ użyte w tym miejscu greckie słowo kecharitomene nie oznacza dosłownie „pełna łaski”, a raczej „obdarowana łaską”. A to przecież mniej kategoryczne stwierdzenie.

Prawda wyrażona w dogmacie o Niepokalanym Poczęciu nie jest prostym, dosłownym powtórzeniem tego, o czym mówi nam Ewangelia. Jest daleko idącą interpretacją, wynikającą z wiary Ludu Bożego, która rozwijała się po ogłoszeniu Ewangelii, po spisaniu i zamknięciu kanonu pism Nowego Testamentu. Dlatego odwoływanie się do słowa kecharitomene jak do fundamentu jest oczywiście potrzebne, ale nie wyczerpuje treści nauki o Niepokalanym Poczęciu.

Wracam więc do pierwszego pytania – co to dokładnie znaczy: Niepokalane Poczęcie?

Ściśle odpowiada na to definicja dogmatyczna papieża Piusa IX z 1854 roku. Mówi ona, że Maryja od początku swojego istnienia jest zachowana od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego i że dzieje się to mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa.

Jakie to zachowanie od grzechu pierworodnego miało skutki dla Matki Bożej i jakie skutki ma dla nas?

Najpierw jest to zwierciadlane odbicie stwierdzenia, że Maryja jest cała święta – z tym dopowiedzeniem, że jest święta od poczęcia, a nie tak jak my, uświęcona przez chrzest sakramentalny. Nie była przecież ochrzczona. Nie było wtedy sakramentu chrztu świętego. Mówiąc jeszcze inaczej: Nie mogło być łaski chrztu, skoro nie było odkupienia dokonanego przez Pana Jezusa.

Dogmat ten orzeka więc, że to wszystko, co się składa na pełnię świętości Maryi, zostało Jej podarowane od początku Jej istnienia. Dar ten zaś otrzymała przed dokonaniem się odkupienia w Chrystusie. To obdarowanie nie wydarzyło się jakby „poza darem odkupienia”, ale na mocy przewidzianego przez Boga odkupienia ludzkości.

Czy Matka Boża była zatem jak Ewa w raju przed grzechem pierworodnym, czy raczej jak my po chrzcie świętym?

Odniesienie Maryi do Ewy w raju jest znane z Tradycji wiary. Wnosi ważne światło w rozumienie roli Maryi w historii zbawienia. Niestety, może prowadzić też do spekulacji, których prawdziwości nie sposób sprawdzić.

Prawda o Niepokalanym Poczęciu pozwala nam powiedzieć, że Maryja jest jak Ewa przed grzechem: obdarzona nadprzyrodzoną przyjaźnią z Bogiem. Umocniona tą łaską nigdy nie traci więzi z Bogiem. Jest więc „nową Ewą”, początkiem „nowego stworzenia”. Istotą tego stanu jest pozostanie w podarowanej więzi z Bogiem – czyli w łasce.

Kiedy stawia Pan alternatywę między stanem Ewy w raju a stanem człowieka po chrzcie, to zostaje wprowadzony jeszcze inny problem. Chrzest gładzi grzech pierworodny i grzechy osobiste, jeśli zostały wcześniej popełnione. Czyli, mówiąc pozytywnie, chrzest obdarza nowym życiem w Chrystusie. Wprowadza w więź z Bogiem. Czy to uświęcenie przez chrzest wprowadza nas w stan pierwszych rodziców? Intuicyjnie zawołamy „nie!”, wskazując na to, że w dalszym życiu niestety popełniamy wiele grzechów, czyli ulegamy skutkom grzechu pierworodnego, do których należy skłonność do grzeszenia. Gdybyśmy do tego dodali jeszcze tradycyjną wykładnię wiary biblijnej, że pierwsi rodzice byli wyposażeni w niezwykłe dary wolności od cierpienia i śmierci, to zamęt gotowy. Zdecydowanie chrzest nie przywraca nas do stanu rajskiego. Nawet stwierdzenie, że chrzest „przywraca” nam łaskę nie jest poprawne. On nas po prostu obdarowuje czymś, na co nie zasłużyliśmy: nowym życiem w Chrystusie, czyli łaską wielkiego, miłosiernego Ojca. Gdzie jest Maryja w tym zestawieniu? Jest jak Ewa jedynie w sensie symbolicznym, jako Matka „nowej ludzkości”, odkupionej przez Chrystusa. Poza tym nie odwracamy się już wstecz ku Ewie. Maryja nie jest wolna od cierpień, od przemijania ku śmierci. Przecież czcimy ją także jako Matkę Bolesną. Maryja, odkupiona od początku swojego istnienia przez Chrystusa, wskazuje drogę ku przyszłości – jest prawzorem naszego odkupienia. W tym sensie jest jak wszyscy ochrzczeni, a nie jak Ewa. Jej przywilejem jest to, że otrzymała ten dar od początku swojego istnienia i na mocy specjalnego Bożego przywileju. Tajemnicą tego daru, ale i Jej współpracy z nim jest jej nieprzerwana świętość, to znaczy Jej zupełne oddanie Bogu, które się nigdy nie zachwiało.

Czyli można by powiedzieć, że Matka Boża była wolna od winy, ale nie była wolna od skutków grzechu pierworodnego?

Tak. A do skutków grzechu pierworodnego należy – jak wiadomo – skłonność do grzechu osobistego. Trwały i trwają spory co do tego, czy można z dogmatu o Niepokalanym Poczęciu wyciągać wnioski sięgające stwierdzenia, że Maryja nie przeżywała skłonności do złego. Wydaje się, że takie twierdzenie prowadziłoby do osobliwego wniosku, że Maryja stoi w swej „nadziemskiej” doskonałości poniekąd wyżej od Jezusa, czyli Syna Bożego w Jego ludzkiej naturze. Bo przypomnijmy, że Syn Boży stał się człowiekiem i jako Jezus z Nazaretu był kuszony do złego, a więc musiał się mierzyć z jakiegoś rodzaju pociąganiem w stronę zła. Owszem, zwyciężał je, ale w tym doświadczeniu pociągania do złego objawia swoją solidarność z nami. Gdyby twierdzić, że Maryja takiego stanu narażania na zło – np. w postaci doświadczania zwyczajnych codziennych słabości – nie przeżywała, to trzeba by uznać, że w porządku łaski stała Ona wyżej niż Pan Jezus. Dogmat o Niepokalanym Poczęciu oczywiście tego nie zakłada.

Z historii teologii wiemy, że w Kościele coraz wyraźniej rozwijało się przekonanie, iż Maryja nigdy nie popełniła żadnego grzechu, nawet lekkiego. Niemniej byli także autorzy sugerujący, że Maryja postępowała w doskonałości swojego życia. Nie popełniła nigdy grzechu ciężkiego (czyli nie zerwała nigdy swojej więzi z Bogiem), ale podlegała procesowi doskonalenia się w miłości Boga. To są otwarte kwestie. Można o nich dyskutować, bo dogmat o Niepokalanym Poczęciu tego nie przesądza.

Już święty Augustyn uważał, że Matka Boża była niepokalanie poczęta. Święto Niepokalanego Poczęcia zostało oficjalnie wprowadzone przez papieża Sykstusa IV w 1477 r. Sobór Trydencki zastrzegał, że grzech pierworodny nie dotyczy Maryi. Dlaczego w takim razie tak długo zajęło Kościołowi ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu? Przypomnijmy, że stało się to dopiero w 1854 r.

Z poglądami św. Augustyna na ten temat sprawa jest skomplikowana. Trzeba by naświetlać kontekst teologiczny, w jakim formułował swoje przemyślenia. Trudno go uznać za prekursora współcześnie ogłoszonej nauki o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Na pewno głosił świętość Maryi.

Rzeczywiście łatwiej jest wprowadzić święto do kalendarza liturgicznego niż ogłosić dogmat. Chwalenie Boga, Maryi i świętych w liturgii Kościoła nie domaga się w każdym przypadku precyzyjnych definicji. Natomiast ogłoszenie dogmatu nasuwało trudności. Czy można mówić o świętości Maryi jako efekcie dzieła odkupienia w Chrystusie? Jak można mówić, że Maryja jest od chwili poczęcia odkupiona przez Chrystusa, skoro dopiero stanie się osobą dorosłą, dopiero ma Go urodzić, a On dopiero za jakiś czas dokona dzieła Odkupienia?

Jak rozstrzygnięto tę wątpliwość?

Zwykle przywołujemy tu naukę franciszkańskiego teologa bł. Jana Dunsa Szkota, który jako pierwszy bardzo wyraźnie podkreślił, że Bóg nie jest związany biegiem historii. W swojej wszechwiedzy przewiduje, że Maryja zostanie Matką Odkupiciela. Przewidując to, udziela daru odkupienia Maryi, zanim spełni się Odkupienie przez Chrystusa.

Duns Szkot był zatem prekursorem myśli o tym, że Maryja cieszy się łaską Odkupienia za sprawą Bożego przewidzenia daru odkupienia przez Krzyż Chrystusa. I tak to zostało zapisane w definicji dogmatycznej w 1854 roku: Maryja na mocy przewidzianych zasług Zbawiciela rodzaju ludzkiego Jezusa Chrystusa została zachowana od grzechu pierworodnego.

Około czterech lat po tym uroczystym akcie miały miejsce objawienia w Lourdes. Matka Boża przedstawiła się tam św. Bernadecie jako Niepokalane Poczęcie.

Myślę, że miało to niesłychanie wielkie znaczenie dla szerokiego spopularyzowania tego tytułu Maryi i zawartej w nim treści. W każdym razie kult Maryi jako wyróżnionej przez Boga darem Niepokalanego Poczęcia rozpowszechnił się bardzo i stał się pośrednio przyczyną jeszcze większego wyniesienia Maryi w Kościele.

Szereg badaczy historii teologii mówi, że mniej więcej od tamtego czasu zaczęła się niestety umacniać także niepoprawna pobożność maryjna. Wyobrażała ona sobie Maryję nie jako jedną z nas w Kościele, jako pierwszą w Kościele, ale jako kogoś nieomal boskiego, jako osobę, którą można już tylko czcić, ale nie da się Jej naśladować. Szczęśliwie wróciliśmy do równowagi w Kościele: czcząc Maryję, nie stawiamy jej ponad ludzkością, ponad Kościołem. Jej wyjątkowa rola Matki Zbawiciela nie oddala jej od nas, Jej przywilej Niepokalanego Poczęcia nie stawia Jej ponad nami, ale czyni z Niej osobę „pierwszą w pielgrzymce wiary”.

Mówiliśmy, że ze względu na nagminne mylenie Niepokalanego Poczęcia Maryi z dziewiczym poczęciem Jezusa dość nieszczęśliwie się stało, że uroczystość Niepokalanego Poczęcia jest w Adwencie i że niemal sąsiaduje z Bożym Narodzeniem. Ale teologicznie to ma sens. Skoro definicja dogmatyczna mówi, że Niepokalane Poczęcie Maryi to skutek przewidzianych zasług Pana Jezusa, to mamy prawo – jak Dante Alighieri – nazywać Matkę Bożą „córką Swego Syna”.

Tak. Myślę, że dobrze jest przeżywać Adwent jako wielki skrót historii zbawienia. W takim szybkim résumé nauka o Niepokalanym Poczęciu ma swoje miejsce: oto po wiekach oczekiwania w narodzie wybranym pojawia się osoba, która jest przygotowana przez Boga do tego, żeby stać się Matką Zbawiciela. Tak, to bardzo pasuje! Należy tylko przesunąć akcent z tego nieprawidłowego skojarzenia z poczęciem Jezusa…

rozmawiał: Jarosław Dudała/Gość Niedzielny


WSPÓLNOTA ŻYWEGO RÓŻAŃCA W TEGOROCZNYM ADWENCIE ORGANIZUJE ZBIÓRKĘ NA CELE PRO-LIFE

***

***

POMÓŻ RATOWAĆ ŻYCIE OD POCZĘCIA
__________________________________

Dnia 12 lipca 2024 roku ustawa o mordowaniu dzieci została odrzucona przez Sejm zaledwie trzema glosami.

Fundacja Życie i Rodzina dziękuje wszystkim, którzy wspierali komisję do spraw aborcji poprzez modlitwę i wpływanie na posłów, aby głosowali za życiem.

***

DLA PRZYPOMNIENIA DLA TYCH, KTÓRZY PRZYSTĘPUJĄ DO KOMUNII ŚW. MIMO, ŻE ZGADZAJĄ SIĘ NA ZABIJANIE DZIECI W ŁONIE MATEK:

Zgodnie z kan. 1364 §1 PRAWA KANONICZNEGO KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO, ekskomunice „latae sententiae” – wiążącej mocą samego prawa podlegają katolicy odstępujący od prawd wiary, heretycy lub schizmatycy. W Encyklice „Evangelium vitae” św. Jan Paweł II napisał: „Dlatego mocą władzy, którą Chrystus udzielił Piotrowi i jego Następcom, w komunii z Biskupami […]  oświadczam, że bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel czy jako środek, jest zawsze poważnym nieładem moralnym, gdyż jest dobrowolnym zabójstwem niewinnej istoty ludzkiej. Doktryna ta, oparta na prawie naturalnym i na Słowie Bożym spisanym, jest przekazana przez Tradycję Kościoła i nauczana przez Magisterium zwyczajne i powszechne”. Oznacza to więc, że aprobowanie aborcji jest odstąpieniem od prawdy katolickiej wiary.

***

Dzieło Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego

Dzieło Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego
materdolorosa.pl

***

Istota Dzieła Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego

Duchowa adopcja jest przyjęciem w modlitewną opiekę jednego dziecka, któremu grozi śmierć w łonie matki. Imię tego dziecka jest znane jedynie samemu Bogu. Modlitwą oganiamy nie tylko poczęte dziecko, ale również jego rodziców, aby przyjęli je z miłością i dobrze wychowali. Zobowiązanie do takiej modlitwy podejmowane jest przez konkretną osobę na dziewięć miesięcy od chwili poczęcia do urodzenia.

Duchowa adopcja, wypływająca z idei miłosiernej miłości dla istoty najmniejszej i całkowicie bezbronnej, jest bezpośrednim powierzeniem Panu Bogu tego adoptowanego duchowo dziecka w modlitwie, błaganiu o zmianę myślenia jego rodziców, w prośbach, aby wypełnieni miłością nie zamykali się na nowe życie,nie bali się zubożenia tym życiem. Bo miłość, gdy się nią dzielisz, gdy nią obdarzasz jest jak chleb – takiej miłości i takiego chleba przybywa (Matka Teresa z Kalkuty).

Duchowa Adopcja

Może ją podjąć każdy człowiek:

  • obejmuje jedno dziecko i jego rodziców, o których wie tylko Bóg
  • trwa przez dziewięć miesięcy

Zobowiązanie:

  • codzienna modlitwa – jeden dziesiątek różańca
  • dobrowolne postanowienia, np.: post, Komunia św., pomoc potrzebującym, walka ze złym przyzwyczajeniem,
  • modlitwa w intencji uratowania życia dziecka

Modlitwa codzienna

Panie Jezu – za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi, która urodziła Cię z miłością, oraz za wstawiennictwem św. Józefa, człowieka zawierzenia, który opiekował się Tobą po urodzeniu – proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka, które duchowo adoptowałem, a które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady. Proszę, daj rodzicom miłość i odwagę, aby swoje dziecko pozostawili przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.

Treść przyrzeczenia

“Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. Najświętsza Panno, Bogarodzico Maryjo, wszyscy Aniołowie i Święci. Wiedziony(a) pragnieniem niesienia pomocy w obronie nienarodzonych, ja (N.N.), postanawiam mocno i przyrzekam, ze od dnia (…) biorę w Duchową Adopcję jedno dziecko, którego imię jedynie Bogu jest wiadome, aby przez dziewięć miesięcy, każdego dnia, modlić się o uratowanie jego życia oraz o sprawiedliwe i prawe życie po urodzeniu. Tymi modlitwami będą:

  • jedna tajemnica Różańca;
  • modlitwa, która dziś po raz pierwszy odmówię;
  • ewentualne dobrowolne postanowienie(a): .…………………………..”

Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego – www.duchowa-adopcja.pl

ze strony parafii Matki Bożej Bolesnej w Jawiszowicach


Duchowa adopcja to dziewięciomiesięczna modlitwa w intencji życia zagrożonego w łonie matki. Dla Polaków jest ona także formą osobistego wypełnienia Jasnogórskich Ślubów Narodu. Polega na indywidualnym modlitewnym zobowiązaniu podjętym w intencji dziecka zagrożonego zabiciem w łonie matki. Osoba odmawia jedną dowolnie wybraną tajemnicę “Różańca” i specjalną modlitwę w intencji dziecka i jego rodziców. Do modlitwy wierni mogą dołączyć dodatkowe wyrzeczenie, np. post czy działania charytatywne.


8 grudnia – w dzień Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny – katedra Notre-Dame, po dramatycznym pożarze w 2019 roku, zostanie uroczyście otwarta.

Odnowione wnętrze katedry Notre-Dame będzie wprowadzeniem w chrześcijaństwo

Archidiecezja paryska dostała 9 grudnia zielone światło państwowej komisji dziedzictwa i architektury dla swego planu nowego zagospodarowania wnętrza katedry Notre-Dame po odbudowie. Dzięki temu ma być „katedrą katolicką i otwartą dla wszystkich”.

Katedra Notre Dame

Katedra Notre Dame

***

Projekt został wypracowany po pożarze świątyni w 2019 roku. Ma on pogodzić przywrócenie katedry do sprawowania kultu, zgodnie z jej przeznaczeniem i z uwydatnieniem jej roli jako siedziby biskupa, oraz przyjmowanie 12 milionów turystów, którzy co roku odwiedzali paryską Notre-Dame. Zwiedzającym zaproponowane zostanie „wprowadzenie” w tę podstawową misję tej budowli, gdyż większość z nich „pochodzi z krajów o kulturze obcej światu chrześcijańskiemu”. Chodzi o wyjaśnienie im dlaczego katedra została zbudowana: aby głosić chwałę Boga poprzez sztukę i muzykę, ze szczególnym uwzględnieniem liturgii.

Liturgicznym centrum świątyni pozostanie ołtarz, znajdujący się na osi między chrzcielnicą (w zachodniej części nawy) i tabernakulum (które powróci na zabytkowy ołtarz według projektu Viollet-le-Duca, u stóp wielkiego złotego krzyża w głębi prezbiterium). Obok istniejących już miejsc kultu, takich jak figura Matki Bożej przy prawym filarze obok ołtarza głównego czy boczne kaplice (latynoamerykańska, chińska…), projekt proponuje stworzenie przestrzeni modlitewnej w pobliżu tabernakulum oraz wokół relikwiarza z koroną cierniową Chrystusa, jak również ustawienie konfesjonałów [przed pożarem spowiedź w Notre-Dame odbywała się w przeszklonej bocznej kaplicy – KAI].

Na bazie samej architektury świątyni i znajdujących się w jej wnętrzu dzieł sztuki sakralnej projekt przewiduje stworzenie dla turystów trasy zwiedzania, która stanie się ścieżką wprowadzającą w wiarę chrześcijańską. Idąc przez katedrę od głównego wejścia zwiedzający będzie mógł odkryć jej fundamenty: od stworzenia i obietnicy zbawienia poprzez narodziny, mękę i zmartwychwstanie Chrystusa Zbawiciela ludzi, objawionego w Ewangelii, a następnie przez Apostołów i świętych, szczególnie tych związanych z Paryżem.

Przy okazji zostanie udoskonalone nagłośnienie i oświetlenie świątyni, ułatwiające uczestnictwo w liturgii i koncertach muzyki sakralnej. Oświetlenie ma zmieniać się w zależności od rodzaju sprawowanych nabożeństw i okresu liturgicznego, na przykład: rozproszone i łagodne na czuwaniach modlitewnych i nabożeństwach wieczornych, stonowane w Wielkim Poście i Adwencie, a w pełni rozświetlające katedrę w dni świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy.

Projekt ma na celu także spójną prezentację dzieł sztuki znajdujących się w świątyni. Obok zagospodarowania nieużywanych na co dzień kaplic w nawach bocznych, do katedry mają zostać wprowadzone dzieła sztuki współczesnej, aby „dialogowały” z dziełami z przeszłości, ukazując w ten sposób chęć kontynuowania wielowiekowej historii tej zabytkowej budowli.

Kai/Tygodnik Niedziela


„Pod tym znakiem zwyciężysz”. Przejmujący obraz ocalałego z pożaru krzyża

(fot. Reuters/Philippe Wojazer/Pool/Forum)

***

Kiedy gaszący szalejący pożar strażacy weszli do wnętrza katedry Notre Dame ich oczom ukazał się niesamowity widok. Spośród kłębów dymu i osmolonych powierzchni wyłonił się stojący przy ołtarzu nietknięty złoty krzyż. Przejmujący obraz odbił się szerokim echem w mediach na całym świecie.

Okazało się, że w niemal nietkniętym stanie z pożaru wyszedł ołtarz, stojący przy nim krzyż oraz przynajmniej jeden z trzech witrażowych rozet datowanych na XIII wiek. Szczególnie przejmujący jest widok złotego krzyża, od którego światło odbijało się ciepłym blaskiem. Wideo i zdjęcia tego niesamowitego widoku już wielu określiło mianem cudu. Zastanawia bowiem, w jaki sposób krzyż pozostał nietknięty pośród szalejącego we wnętrzu katedry pożaru

„Złoty krzyż z ołtarza katedry Notre-Dame błyszczy wśród mroku, stając się symbolem nadziei” – pisze brytyjski The Sun.

Notre-Dame’s golden altar cross glistens in the gloom as it becomes symbol of hope https://t.co/Nz2Cgwxl1R pic.twitter.com/E1SiouHUg0

— The Sun (@TheSun) 16 kwietnia 2019

„Nie jestem pewien czy wierzę w cuda, lecz ten widok nietkniętego ołtarza i krzyża z tego poranka zapiera dech w piersiach i powinien poruszyć niejedno serce” – pisze użytkownik o pseudonimie Philip Webster.

Not sure I actually believe in miracles but this picture of the altar and the cross untouched this morning is breath-taking and should touch the hearts of all……..#notredame pic.twitter.com/NwgP4noHr3

— Philip Webster (@PhilipWebster72) 16 kwietnia 2019

Po tych wszystkich następstwach i zniszczeniu w pożarze Notre Dame, ołtarz i krzyż pozostały nietknięte. Proszę wytłumacz dlaczego po zobaczeniu tego obrazu nadal nie wierzysz w Boga” – pyta Kaylee Crain.

After all the aftermath and destruction of the Notre Dame fire, the alter and cross remained untouched. Please explain to me how you don’t believe in God after seeing this. pic.twitter.com/xUFmB7VnRG

— Kaylee Crain (@kayleecrain__) 16 kwietnia 2019

„Trzymajcie krzyż wysoko, bym mogła go widzieć ponad płomieniami” – przypomina słowa św. Joanny D’Arc „Pilarica”. 

St. Joan of Arc: „Hold the Cross high, that I may see it through the flames.”#NotreDame pic.twitter.com/8hbSgWEhZU

— Pilarica ن (@Pilaricareb) 16 kwietnia 2019

PChr.24.pl


Pożar katedry Notre-Dame przywrócił wiarę strażakowi

Pożar katedry Notre-Dame w Paryżu wieczorem 15 kwietnia 2019 roku był wydarzeniem duchowym dla jednego ze strażaków uczestniczących w akcji ratunkowej i odmienił jego życie. Widok krzyża na ołtarzu pośród płomieni i poważnie zniszczonej katedry był dla niego znakiem nadziei, „jakby Bóg chciał nas w tej chwili pocieszyć. Jego obecność była zauważalna” – powiedział członek służb ratowniczych francuskiemu magazynowi „Famille Chrétienne” z 2 grudnia.

©Mike Mareen – stock.adobe.com

***

Rozmówca chciał zachować swoją anonimowość – w artykule nazywany jest „Matthieu”. Przyznał, że to przeżycie poruszyło go tak głęboko, że na nowo odnalazł wiarę. Już od chwili przybycia na miejsce pożaru widok był wstrząsający. „Przed katedrą zobaczyliśmy klęczących ludzi, którzy modlili się i śpiewali” – powiedział doświadczony strażak. Zwrócił uwagę, że wszyscy byli głęboko zszokowani, ale jednocześnie zjednoczeni i widać było, że znajdują pocieszenie w modlitwie.

Po wejściu do płonącego kościoła Matthieu był jeszcze bardziej poruszony inną sceną. „Przede mną był ołtarz, a nad nim słynna rzeźba krzyża. Krzyż świecił intensywnie, ale nie był oświetlony z zewnątrz – zdawało się, że sam emitował światło. Wszystko inne było ciemne, ale krzyż promieniował, to było wyraźnie widać” – powiedział Matthieu.

Pokryty złotem drewniany krucyfiks, autorstwa XIX-wiecznego francuskiego rzeźbiarza Marca Couturiera, pomimo ekstremalnie wysokiej temperatury przetrwał pożar prawie nieuszkodzony. A niezależnie od uzasadnień technicznych (złoto zaczyna się topić dopiero w temperaturze 1000 stopni Celsjusza), dla Matthieu było to doświadczenie duchowe: „Poczułem ogromny spokój i miałem poczucie, że nie muszę się bać”.

Mówiąc o swoim życiu przyznał, że w dzieciństwie był pobożnym chrześcijaninem, a także ministrantem, lecz z biegiem lat na długo stracił wiarę. Odegrała tu rolę jego praca jako strażaka, w której często doświadczał cierpienia i bólu. „Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Bóg pozwala na tyle cierpienia” – powiedział Matthieu. Jednak w noc pożaru Notre Dame poczuł się „uratowany” – nie przed płomieniami, ale na głębszym poziomie. „Po tym doświadczeniu stałem się inną osobą. To było tak, jakby Bóg uwolnił mnie od gruzów moich wątpliwości”.

Oprócz przeżycia związanego z krzyżem ołtarzowym, Matthieu doniósł także o uratowaniu skarbów liturgicznych katedry. Po zawaleniu się słynnego dachu postanowiono uratować cenne relikty i przedmioty sakralne. Należały do nich korona cierniowa, gwoździe z ukrzyżowania Chrystusa, a także monstrancje i inne przedmioty liturgiczne. „Wraz z kustoszem w pełnym rynsztunku udaliśmy się do skarbca. Naszym celem było uratowanie jak największej liczby przedmiotów – przy zachowaniu jak największej staranności”. Mimo niebezpieczeństwa i dramatycznych okoliczności poczuł dziwny spokój: „Wiedziałem, że byliśmy chronieni”.

Od tej nocy życie Matthieu radykalnie się zmieniło. „Znowu chodzę na Mszę, często kilka razy w tygodniu. Modlę się regularnie, przystąpiłem do bierzmowania i teraz towarzyszę innym osobom przygotowującym się do przyjęcia wiary”, wyznał paryski strażak. Obudzona na nowo wiara zmieniła także jego rodzinę. „Moja mama znów zaczęła chodzić do kościoła, a część mojej rodziny jest w trakcie powrotu do wiary”. Od tego czasu stara się żyć z „otwartym sercem”, rozpoczynając każdy dzień od Boga i poświęcając więcej czasu innym.

„Wiele osób potrzebuje nie tylko słów, ale przede wszystkim kogoś, kto naprawdę słucha. Czasami jest to trudne, ale postrzegam to jako swoją pracę” – powiedział Matthieu.

Kai/Tygodnik Niedziela


Katedra wskazuje sens

O interpretacjach pożaru Notre Dame, symbolice katedr oraz związkach religii i kultury mówi ksiądz biskup Michał Janocha.

Pixabay.com/Opoka.pl

***

Bogumił Łoziński: Jak zareagował Ksiądz Biskup na pożar katedry ­Notre Dame?

Bp Michał Janocha:
 Chyba tak jak wszyscy – poczuciem smutku i bezradności.

Jaki wymiar ma ta strata?

Religijny i kulturowy, bo katedra jest jednocześnie symbolem obu tych wymiarów.

Co tracimy w wymiarze religijnym?

Powiem trochę przewrotnie. Wszyscy płaczą nad spaloną katedrą, i jest to na pewno reakcja poruszająca, ufam, że nie płytka, ale mało kto płacze nad Kościołem, który płonie od dziesięcioleci. I pozostawia po sobie zgliszcza w postaci rozbitych rodzin, samobójstw, zagubienia. Przejawia się to również na zewnątrz – w burzeniu świątyń, które nie są już potrzebne. W ponad 2-tysiącletniej historii Kościoła takiego zjawiska nie było. Owszem, burzono świątynie, również w stolicy Francji w czasie rewolucji, ale robili to wrogowie Kościoła. Wierni ich bronili. Dziś burzy się kościoły, bo nikt się w nich nie modli. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że we Francji są dziś też piękne, żywe źródła chrześcijaństwa. Mam nadzieję, że zniszczenie tej katedry będzie, przynajmniej dla niektórych, okazją do refleksji nad odbudową życia.

Notre Dame pochodzi z okresu średniowiecza, gdy w Europie mieliśmy cywilizację chrześcijańską. W tamtym czasie kościoły wznoszono, aby nawiązać kontakt Bogiem. Co 800-letnia Notre Dame mówi o duchowym wymiarze człowieka?

Katedra jest metaforą człowieczeństwa, metaforą homo religiosus – człowieka jako istoty religijnej. Jest też metaforą Europy. Późne średniowiecze, które stworzyło arcydzieło architektury, jakim jest gotycka katedra, w tym Notre Dame, w tym samym czasie stworzyło arcydzieło ludzkiego geniuszu, intelektu i ducha, jakim jest „Suma teologiczna” św. Tomasza z Akwinu. I jedno, i drugie arcydzieło próbuje wytłumaczyć świat i kosmos od stworzenia świata aż po jego kres. Jedno i drugie próbuje połączyć elementy paradoksalnie nie do połączenia, jak platonizm i arystotelizm u Tomasza, a w przypadku katedry chociażby odziedziczone po okresie romańskim rozety i nowy system filarowo-skarpowy. Wreszcie i gotycka katedra, i „Suma teologiczna” mają bardzo logiczną strukturę, ze swoim podziałem na części, rozdziały, kwestie, nawy i przęsła. Do tego stopnia, że usunięcie jednej z części sklepiennej katedry – myślę o zworniku – podobnie jak usunięcie któregoś z artykułów „Sumy teologicznej” powoduje, że całość zaczyna się rysować. Jeślibyśmy usunęli centralny zwornik katedry, który jest na przecięciu korpusu nawowego i transeptu, to tak, jakbyśmy z „Sumy teologicznej” usunęli pytanie: „An Deus sit?” – Czy Bóg jest? – a przecież od odpowiedzi na nie zależy cała reszta. Ta analogia katedry i „Sumy” bardzo wiele mówi nie tylko o średniowieczu, ale i o nas samych. Przemawiając językiem swojej epoki, językiem gotyckiej architektury i językiem scholastycznej łaciny – mówią o rzeczach uniwersalnych i ponadczasowych. Kim człowiek jest, dokąd idzie, po co żyje? Tomasz tłumaczy to za pomocą dyskursywnego języka teologicznego, katedra – za pomocą sklepiennych łuków, witraży, rzeźb, portali.

Pojawiły się liczne interpretacje znaczenia pożaru Notre Dame, a z drugiej strony stwierdzenia, że to było przypadkowe wydarzenie.

Sam fakt interpretowania tego zjawiska już bardzo wiele mówi. Francuski myśliciel i teolog Alan z Lille powiedział, że wszystko, co stworzone, jest jak książka i obraz, a zatem stanowi symbol. Ojcowie Kościoła wyrażali to stwierdzeniem: przez rzeczy widzialne do niewidzialnych, przez cielesne do duchowych, przez doczesne do wiecznych. Bardzo ciekawe, że pojawia się tak dużo interpretacji tego pożaru. To potwierdza, że czy chcemy, czy nie chcemy, jesteśmy animal symbolicum – zwierzęciem symbolicznym. Staramy się czytać znaki. Oczywiście możemy je czytać różnie, interpretacji mogą być setki. Znak ma to do siebie, że jest wielopłaszczyznowy i każdy może go odczytać na swój sposób. Bałbym się oficjalnych wykładni. Warto też mieć świadomość, że interpretacja o wydarzeniu mówi niewiele, a bardzo wiele o interpretującym je.

Porozmawiajmy o interpretacji religijnej. Arcybiskup Paryża Michel Aupetit stwierdził, że zniszczenie Notre Dame to wezwanie do nawrócenia. Czy to wydarzenie może być impulsem do odnowy wiary we Francji, która jest wroga wobec chrześcijaństwa?

Każde tragiczne wydarzenie można odczytać jako wezwanie do nawrócenia, jak zawaloną wieżę w Siloe, o której wspomina Jezus. Odnośnie do ­Notre Dame – ufam, że w licznych przypadkach tak się stanie, chociaż w skali całego społeczeństwa nie byłbym optymistą. Dla większości to jest news, który jutro przykryje inny news, a potem jeszcze inny. Newsy to taki zbiorowy narkotyk, któremu jako społeczeństwo mniej lub bardziej ulegamy. Obraz Francji wrogiej wierze jest pewnym uproszczeniem. W tym kraju i społeczeństwie są wielkie i tajemnicze pokłady oraz pragnienia, które od czasu do czasu się ujawniają. Na przykład po zabójstwie przez fanatyków islamskich trapistów z Tibhirine w 1996 r. pół Francji obejrzało film „Ludzie Boga” opowiadający ich historię. Teraz, gdy płonęła katedra, myślę, że też budzi się w ludziach ta zakopywana religijna warstwa.

Zaraz po pożarze Francuzi licznie wyszli na ulice Paryża i modlili się. To objaw tęsknoty za Bogiem?

Francja ma narzucony gorset politycznej poprawności w postaci radykalnego rozdziału Kościoła od państwa. Trudno nie zauważyć, że są Francuzi, którzy płaczą nad pożarem katedry Notre Dame, a jednocześnie świętują rocznicę rewolucji francuskiej, która zrównała z ziemią, sprofanowała setki katedr i kościołów. Ze wspaniałego opactwa w Cluny niemalże nie został kamień na kamieniu. Jest w tym jakiś dramat. Ale Francuzi modlący się publicznie na ulicach Paryża… To wiele mówi. I to też jakiś znak.

Co Ksiądz Biskup myśli o interpretowaniu pożaru katedry Notre Dame jako kary za grzechy Francuzów wobec Kościoła?

Jeśli ktoś z tego pożaru odczytuje wezwanie do przemiany życia i je podejmuje, to chwała Bogu. Oczywiście zawsze jest pokusa szukania zła na zewnątrz, co nie znaczy, że tam go nie ma, jednak nasz wpływ na zło zewnętrzne jest niewielki. Jeśli mam jakikolwiek wpływ na zło na ziemi, to przede wszystkim na to, które jest we mnie.

Środowiska lewicowe nie ukrywają satysfakcji ze zniszczenia Notre Dame. Związany z Krytyką Polityczną publicysta skomentował ten pożar słowami: „Nie gaście gówna, cud, że się pali”. Czy to jest nurt, w którym walka z wiarą stała się programem polityczno-społecznym?

To też są próby symbolicznego interpretowania tego samego wydarzenia. Potwierdzają one, że człowiek jest istotą symboliczną, że tak naprawdę szuka znaków, nawet jeśli nie uznaje transcendencji. W wymiarze rzeczywistości widzialnej próbuje doszukać się czegoś głębszego, nawet jeśli nie wierzy w Pana Boga.

Przykładów negatywnego stosunku do wiary jest dużo. W Hiszpanii, która przecież pamięta wojnę domową, w czasie której płonęły kościoły i mordowano duchownych, w naszych czasach na etykietach zapałek pojawiła się zapalona zapałka i płonący kościół oraz podpis: „Jedyny kościół, który oświeca, to kościół, który płonie”. Pożar Notre Dame był niejako materializacją tych złych pragnień.

Jednocześnie ludzie niezwiązani z Kościołem byli poruszeni pożarem, wielu zadeklarowało pomoc. Nawet lewicowe stacje telewizyjne kibicowały ratowaniu Najświętszego Sakramentu czy relikwii korony cierniowej. Istnieje pewna wspólnota kulturowa?

To jest płaszczyzna do dialogu Kościoła ze światem. Już Jan Paweł II bardzo mocno podkreślał, że wartością niekwestionowaną w dzisiejszym świecie pozostaje kultura, nawet w sytuacji, gdy podważana jest istota religii. Podkreślam to podczas wykładów na Uniwersytecie Warszawskim. Gdybym do grupy studenckiej, w której zdecydowana większość jest niewierząca albo wobec Kościoła obojętna, mówił wprost o Chrystusie czy świętych, spotkałbym się z dezaprobatą. Kiedy mówię o ikonie Chrystusa, o obrazach i rzeźbach świętych, słuchają z zainteresowaniem, ponieważ kultura stanowi niekwestionowaną wartość. A przecież sercem kultury jest kult.

Niektórzy chcą, aby po odbudowie zrobić z Notre Dame świątynię rozumu, jak za rewolucji francuskiej.

Takie myślenie wyrasta z oderwania kultury od kultu. Goethe mówił, że kultura oderwana od kultu staje się odpadkiem. Mocne słowa. Oddajmy jednak historii sprawiedliwość. W XIX w. zdewastowane mury katedry Notre Dame skłaniały do refleksji, pojawiła się myśl o odbudowie. Wielką inspiracją był Wiktor Hugo i jego książka „Dzwonnik z ­Notre Dame”. Potem na bazie zainteresowań francuską historią, na fali romantyzmu i fascynacji średniowieczem podjęto to wyzwanie. Francuski architekt i konserwator Eugène Viollet-le-Duc, wraz ze współpracownikami, dźwignął z ruin wiele katedr i przywrócił im dawny blask. Do tego stopnia, że jeszcze w końcu XX wieku stawiano sobie pytania, czy niektóre detale architektoniczne gotyckich katedr są oryginalne, średniowieczne, czy jest to kreacja Viollet-le-Duca z XIX w. Tak zręcznie potrafił naśladować gotyk, tak dobrze go poznał. Sygnaturka z Notre Dame, która spłonęła, była właśnie wspaniałym dziełem tego architekta.

Pojawiają się też propozycje, aby odbudować Notre Dame w stylu modernistycznym, ze szklanym dachem czy iglicą zamiast wieży. Jaki miałoby to wpływ na symbolikę katedry?

Myślę, że wygra koncepcja zachowawcza, która jest zgodna z tendencją dominującą we współczesnej szkole konserwatorskiej. Chodzi w niej o zachowanie maksimum oryginalnej substancji zabytkowej. W przypadku zniszczeń obiektów takiej rangi jak Notre Dame celem będzie przywrócenie jej pierwotnego kształtu sprzed pożaru. Gdy w wyniku trzęsienia ziemi zawaliło się jedno przęsło w bazylice w Asyżu i wraz z nim spadły fragmenty fresków Giotta, nikt nie miał wątpliwości, że trzeba je zrekonstruować. Historia kultury jest nieustannym burzeniem i odbudowywaniem. Arcybiskup Paryża przypomniał, że każdy kościół, nawet najwspanialszy, jak Notre Dame, ostatecznie jest zbudowany dla maleńkiego kawałka Chleba, w którym jest wszystko, cały kosmos. •

rozmawiał: Bogumił Łoziński/Gość Niedzielny


  Popatrz w górę. Piękno gotyckich katedr

Trudno wyobrazić sobie Francję bez gotyckich katedr. Dziś dla wielu to pomniki zamierzchłych czasów, niemal jak egipskie piramidy.

Katedra w Reims/fot. Jakub Szymczuk/Gość Niedzielny

***

Pożar katedry Świętych Piotra i Pawła w Nantes kolejny raz przypomniał światu o gotyckich arcydziełach Francji. Dla samych Francuzów, po zeszłorocznym pożarze paryskiej Notre Dame, był to kolejny wstrząs, choć w przypadku Paryża wykluczono celowe podpalenie, podczas gdy w Nantes śledczy dopatrzyli się właśnie świadomego działania. Wpisuje się to w szersze zjawisko. Statystyki rządowe mówią o blisko 800 atakach rocznie na miejsca kultu, z czego część to podpalenia kościołów.

Przedstawiamy pięć gotyckich katedr. Wybór jest oczywiście subiektywny. Celowo pomijam tu paryską Notre Dame (artykuł o niej zamieściliśmy w zeszłym roku), a także wspomnianą na początku katedrę w Nantes (pisaliśmy o niej w poprzednim numerze). Jest jeszcze wiele innych świątyń, w których pierwszym odruchem wchodzącego jest spojrzenie w górę. Bo o to w gruncie rzeczy chodzi w gotyku. W kraju nad Sekwaną to odruch niemal zapomniany.

Odcienie gotyku

Nie wiem, kto był pierwszy: Claude Monet czy Joanna d’Arc. Oczywiście nie o kolejność historyczną chodzi (święta wyprzedza malarza o trzy epoki), tylko o wpływ, jaki miały dla mnie obie postaci w postrzeganiu katedry w Rouen. Obrazy Moneta zdecydowały chyba o pierwszym zauroczeniu, ale dopiero wizyta w Rouen, śladami Joanny, pozwoliła zobaczyć na żywo gotyckie dzieło sztuki w normandzkim mieście, które było świadkiem procesu i spalenia Dziewicy Orleańskiej. W latach 80. XIX wieku, czyli dekadę przed tym, gdy francuski impresjonista tworzył swoją serię pod nazwą „Katedra w Rouen”, gotycka świątynia była uznawana za jeden z najwyższych budynków świata. Źródła historyczne mówią, że już na początku IV wieku Rouen miało swojego biskupa. Kilkadziesiąt lat później powstała pierwsza katedra, a następnie bazylika. Parę wieków później najazdy wikingów i pożary zamieniły je w ruiny. Budowa obecnego kościoła rozpoczęła się pod koniec XII wieku w celu modernizacji i powiększenia romańskiej katedry – dobudowano wtedy jedną z wież, która jako pierwsza była elementem czysto gotyckim. Pożar w 1200 r. tak mocno zniszczył konstrukcję romańskiej świątyni, że zaczęto odbudowywać ją już całkowicie w stylu gotyckim. Ciągnące się wojny, społeczne bunty i pożary sprawiły, że budowa trwała kilkaset lat, co odbiło się na charakterze obiektu. Widoczne są w nim różne odcienie gotyku, który również rozwijał się przez stulecia. Dziś turystów, poza imponującymi sklepieniami i doskonałą symetrią, przyciąga m.in. grobowiec Ryszarda Lwie Serce.

Rozum na kolanach

Katedrą w Chartres można zachwycać się z wielu powodów. Nie tylko dlatego, że uchodzi za drugą prawdziwie gotycką budowlę, nie tylko ze względu na matematyczną precyzję wykonanych części, ale także ze względu na obecność zaskakujących jak na świątynię elementów. Kluczowa jest tutaj przyciągająca wzrok fasada zachodnia: przedstawiono na niej siedem sztuk wyzwolonych (artes liberales). Mowa oczywiście o uniwersalnym systemie nauczania, który ukształtował się w starożytności, ale był charakterystyczny również dla średniowiecza i dał podwaliny pod nowożytną edukację. Pod pojęciem tym kryło się 7 dyscyplin, które traktowano jako niezależne od teologii: gramatyka, retoryka, dialektyka, arytmetyka, geometria, astronomia i muzyka. To niezwykłe, że kilka wieków przed renesansem, które swoim mottem uczyniło hasło „Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce”, i jeszcze dłużej przed oświeceniem, które rozum postawiło w centrum wszechświata, właśnie w tym „ciemnym średniowieczu”, na chrześcijańskiej świątyni, która sama w sobie jest owocem harmonii wiary i rozumu, pojawiła się swoista promocja tego, co człowiek może rozwijać dzięki swojej rozumności; pojawiły się na niej postacie m.in. Pitagorasa, Arystotelesa i Cycerona. Zresztą sama katedra w Chartres, tak jak i cały gotyk, jest chyba najlepszym dowodem na to, jak niesprawiedliwe są pojawiające się jeszcze współcześnie stereotypy dotyczące rzekomo zacofanych wieków średnich. Wrażenie robi ponad 150 witraży i blisko… 10 tys. rzeźb znajdujących się w świątyni, a także bardzo długi labirynt, który służył do odbycia na kolanach pielgrzymki. Dziś turyści traktują to zazwyczaj jako element wystroju wnętrza. To też miara przepaści między naszą i tamtą epoką.

Katedra aniołów

W tej krótkiej wycieczce po francuskim gotyku trudno nie zatrzymać się w katedrze w Reims. Nazywana „katedrą aniołów” ze względu na liczne rzeźby jest zarazem najbardziej podobna do paryskiej Notre Dame (zwłaszcza fasady obu świątyń są bliźniaczo podobne), choć – jak przekonują znawcy – katedra w Reims przewyższa swoją paryską siostrę harmonią i właściwymi dla gotyku proporcjami. To jeden z tych kościołów, które przez wieki były ściśle powiązane z państwem – tutaj miały miejsce koronacje królów francuskich. Tutaj również sięgają wpływy wspomnianej już Joanny d’Arc, bo to właśnie ona domagała się (powołując się na widzenia świętych), by w katedrze w Reims koronowany został odsunięty od tronu Karol VII. Trudno się dziwić – historia miasta sięga czasów na długo przed podbojem rzymskim, gdy było stolicą galijskiego plemienia Remi. Po podboju Galii miasto stało się jednym z najważniejszych centrów nowego imperium. Przede wszystkim zaś tutaj właśnie miał miejsce chrzest Chlodwiga, co przesądziło o roli Reims w późniejszych wiekach, czego przejawem była także ciągła rozbudowa koronacyjnej świątyni, która w XIII wieku zaczęła przybierać „krój” gotycki. Ogromne wrażenie robi środkowy portal oraz witraże Marca Chagalla, z których katedra słynie chyba najbardziej, ale równie wielkie wrażenie robi fakt, że aż do późnych lat 90. XX wieku trwały prace mające na celu usunięcie zniszczeń… jeszcze z I wojny światowej! Niemcy zdobyli się na bombardowanie katedry chyba w ramach zemsty za kolejne porażki, bo trudno inaczej wytłumaczyć ten barbarzyński akt. Trauma musiała być mocna nawet wśród samych Niemców, bo gdy wkroczyli do Francji ponownie w 1940 roku… żaden z oddziałów Wehrmachtu nie odważył się ponownie ruszyć świątyni.

Piękny Pasterz

Rówieśniczką trzech poprzednich świątyń (choć powstawała zdecydowanie krócej niż katedra w Rouen) i zarazem jedną z najbardziej zachwycających jest katedra w Amiens. Już sama fasada sprawia, że trudno opuścić wzrok, bo liczba elementów, zaskakujących rozwiązań i w tym wszystkim pedantyczna wprost dbałość o detale sprawiają, że oczy odruchowo wędrują w górę. Podobnie we wnętrzu, gdzie symetria sklepień zachwyca na nowo, nawet jeśli wcześniej zachwycała w podobnych katedrach. Jeśli coś jest w stanie zmusić oczy do spojrzenia w dół, to w Amiens będzie to podłoga… pokryta wzorami geometrycznymi oraz – podobnie jak w Chartres – labirynt dla pielgrzymów na kolanach. Katedrą zachwycał się swego czasu Stanisław Wyspiański. „To nie instrument jeden grający, harmonijny, melodyjny i wdzięczny, ale potężna orkiestra, o grubych tonach trąb, takcie miarowych bębnów, chórach całych śpiewnych fletni i brzęku harf złotostrunych” – pisał w jednym z listów. Jestem przekonany, że takie porównania przyszły mu do głowy, gdy patrzył na fasadę katedry: zwłaszcza brama główna oraz znajdujący się nad nią portal to pokazana w pigułce istota chrześcijańskiego życia: oczekiwanie na powrót Chrystusa w chwale. Największe wrażenie robi postać Chrystusa Zwycięzcy, nazwanego przez architektów Pięknym Bogiem. To wyraźne nawiązanie do fragmentu Ewangelii, który w Polsce tłumaczymy: „Ja jestem dobrym pasterzem”. Tymczasem użyte w nim greckie słowo kalos oznacza także osobę piękną. „Ja jestem pięknym pasterzem” – może brzmieć również tłumaczenie tekstu. To piękno w kontekście gotyckiego arcydzieła wybrzmiewa jeszcze mocniej. I jeszcze bardziej usprawiedliwione staje się przekonanie Dostojewskiego, że „piękno zbawi świat”.

Katedra kardynała

Pozwolę sobie zamknąć ten wybiórczy i subiektywny wybór gotyckich katedr świątynią, która nie znajduje się na żadnej top liście. To katedra św. Jana Chrzciciela w Lyonie (poprzednie mają w wezwaniu Najświętszą Maryję Pannę). Dlaczego właśnie Lyon? Nie tylko dlatego, że w tym mieście zaczynała się kiedyś moja francuska przygoda, nie tylko dlatego, że na ulicach Lyonu, w pobliżu katedry, grą na instrumentach zarabialiśmy z przyjaciółmi na kolejny rok studiów. Katedra w Lyonie, nie największa i nie najbardziej okazała spośród wielu innych gotyckich katedr, jest mi bliska jeszcze z dwóch innych powodów. Po dwóch stronach ołtarza znajdują się do dziś dwa krzyże, które były niemymi uczestnikami II soboru lyońskiego w 1274 roku. Sobór był pierwszą poważną próbą przywrócenia jedności w podzielonym przez tzw. schizmę wschodnią Kościele. Dwa krzyże przy jednym ołtarzu są symbolem tego – ciągle jeszcze niedokonanego – zjednoczenia Kościoła. Drugi powód to postawa kard. Philippe’a Barbarina, do niedawna arcybiskupa Lyonu. Złożył rezygnację, gdy został oskarżony o tuszowanie pedofilii jednego z księży. Ostatecznie został oczyszczony z zarzutów o ukrywanie przestępcy i sąd apelacyjny uniewinnił go po wcześniejszym wyroku skazującym. Mimo to kard. Barbarin postanowił usunąć się w cień i pełnić posługę „zwykłego księdza”. Katedra w Lyonie, ze swoją stonowaną, „skromną okazałością” w pewnym sensie dobrze współgra z postawą kardynała, który dla uniknięcia zgorszenia nieprzekonanych o jego niewinności wolał ustąpić z urzędu. To również znak czasu dla Kościoła. Podobnie jak płonące katedry. Być może kończy się czas godności i tytułów, czas okazałych i bogatych świątyń… „Nadchodzi bowiem godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie…”.•

Jacek Dziedzina/Gość Niedzielny


Notre-Dame. Ogień, odkrycia i powrót do chwały

(fot. Vincent Isore / Zuma Press / Forum)

***

Pożar paryskiej Notre-Dame wstrząsnął światem i wyrządził wielkie szkody. Jednak odsłonił też szereg tajemnic aż dotąd niedostępnych dla badaczy. Ich zgłębianie już się zakończyło: katedra ponownie otworzy swe podwoje w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny 8 grudnia Roku Pańskiego 2024.

Paryska Notre-Dame była przez wieki świątynią Boga oraz domem modlitwy królów i ludu Francji. Także i dziś, mimo powszechnej laicyzacji, łączy świat wiary ze światem polityki. Zarazem już dwa stulecia temu stała się jednym z najważniejszych ogniw w narodzinach fachowej konserwacji zabytków. Obecnie otwiera nowy jej rozdział.

Niegdyś szanowano kościoły o sędziwej metryce, ale nie znano stałych zasad ich renowacji. W praktyce każdy robił, co chciał. Toteż za ostatnich Burbonów zniszczono znaczną część średniowiecznych rzeźb i witraży Notre-Dame, zastępując je nowymi. Rozebrano też wielką, gotycką iglicę, wieńczącą skrzyżowanie naw. Rewolucja dorzuciła urzędowe zbezczeszczenie kościoła oraz destrukcję posągów królów i świętych na fasadzie.

Pierwsza taka renowacja

Powieść Victora Hugo Katedra Najświętszej Maryi Panny w Paryżu z roku 1831 zwróciła na Notre-Dame spojrzenie świata. Na tej fali rząd króla Ludwika Filipa zdecydował o renowacji świątyni. W latach 1843–1864 Jean-Baptiste-Antoine Lassus i Eugène Viollet-le-Duc przywrócili rozbite przez rewolucjonistów rzeźby, usunęli część nowożytnego wyposażenia i odtworzyli (w swym mniemaniu) średniowieczny wygląd kościoła. To wówczas nad katedrą znów pojawiła się niebotyczna, ponad dziewięćdziesięciometrowa iglica.

Ta renowacja dała przykład całej Europie.

Interwencja Opatrzności

Kolejne epokowe wydarzenie w dziejach konserwacji zabytków sprowokował pożar, który w Wielkim Tygodniu AD 2019 strawił dachy Notre-Dame. Szczęściem czuwała Opatrzność.

Nie było wprawdzie cudem, że sklepienie wytrzymało uderzenie płonących belek – to akurat średniowieczni architekci przewidzieli. Natomiast było cudem, że wielka iglica, która zapadła się, przebijając sklepienną czaszę, nie uderzyła o metr dalej. Gdyby trafiła w tak zwane żebro jarzmowe, ściany boczne zawaliłyby się w tym miejscu, a potem cała katedra złożyłyby się niczym domek z kart.

To samo stałoby się, gdyby w ciągu pierwszych dni po pożarze spadł deszcz – masa wody zawaliłaby nadwątlone sklepienia. A gdyby powiał silniejszy wiatr, kamienne szczyty, pozbawione wsparcia, runęłyby na okoliczne domy.

Pan Bóg ustrzegł.

Spontaniczność i profesjonalizm

Wszystko to wiemy dzięki pracy setek fachowców różnych specjalności, którzy spontanicznie zgłaszali się już podczas pożaru. Błyskawicznie powstało szereg instytucji, między innymi Projekt Naukowy Notre-Dame, w którego ramach działa dziewięć grup roboczych. Te ostatnie, nie biorąc udziału w odbudowie jako takiej, prowadziły badania, które – paradoksalnie – nie były możliwe przed pożarem.

Te prace już się skończyły, choć nie zbadano wszystkiego (dowcipni mówią: Reszta następnym razem…), jako że prezydent republiki ustalił sztywną datę oddania Notre-Dame do użytku na 8 grudnia 2024 roku. Najwyraźniej pragnie uwiecznić się jako renowator katedry en chef.

Zasób już zgromadzonych danych wystarczy jednak dla kilku pokoleń badaczy. Wiemy o Notre-Dame niebotycznie więcej niż dotąd. Zadziwiają efekty precyzyjnych analiz dokonywanych przez różne międzynarodowe ekipy z użyciem najnowocześniejszych technik. Dodać do tego trzeba szereg odkryć poczynionych w różnych dziedzinach, począwszy od pierwotnej kolorystyki Notre-Dame i jej dawnego wystroju. Archeolodzy wydobyli dziesiątki kamiennych figur, które przez kilkaset lat – od zburzenia średniowiecznej przegrody chórowej – zalegały pod posadzką. Okazało się też, że pewne części gotyckich sklepień pochodzą z czasu… barokowej renowacji. Aż dotąd w ogóle nie wiedziano, że takowa miała miejsce.

Niemało też dowiedzieliśmy się o rozwoju gotyku.

Miejsce w gotyckim rankingu

Gotyk – ten najważniejszy wynalazek średniowiecznej sztuki i techniki – narodził się we Francji w latach czterdziestych XII stulecia, ale dopiero po dwóch dekadach doświadczeń architekci rozpoczęli wielki wyścig: kto wzniesie świątynię najwyższą i najwspanialszą?

W finale na podium stanęły trzy tak zwane klasyczne katedry gotyckie: w Chartres, w Reims i w Amiens. Jednak hasło do wyścigu dała w roku 1163 paryska Notre-Dame. To jej twórcy jako pierwsi „podbili stawkę” i „przebili sufit”. Nikt wcześniej nie wzniósł tak wysokich sklepień, a potem mało kto stworzył budowlę o tak wielkiej kubaturze. I mimo że katedry klasyczne są od paryskiej nieco wyższe, ich skala jest podobna. Paryżanie mieli podstawy utrzymywać, że ich katedra przewyższa wszystkie pozostałe.

Rekordowe sklepienia

Niektóre badania w zaskakujący sposób potwierdziły to mniemanie. Oto aż dotąd można było mierzyć grubość sklepień Notre-Dame tylko w przybliżeniu. Teraz okazało się, że ich czasze, rozpięte na szerokości 12–13 metrów, mają grubość zaledwie… piętnastu centymetrów! Czyli są najcieńsze ze wszystkich znanych katedralnych sklepień gotyckich we Francji, które wszędzie – czy to wzniesione wcześniej, czy później – mierzą po kilkadziesiąt centymetrów grubości. Wygląda to zatem tak, jakby z początku architekci konkurowali w stawianiu sklepień jak najcieńszych – aż wygrał architekt paryskiej katedry. A potem nikt nie zapragnął powtórzyć tak ryzykownego osiągnięcia. Notabene, tak arcyfinezyjna struktura przetrwała osiemset lat i pożar na dokładkę.

Święty Krzyż i symbolika Notre-Dame

Zasadniczo symbolika świątyni chrześcijańskiej była i jest znana. Jednak każda średniowieczna katedra może mieć symbolikę indywidualną, właściwą tylko sobie. To właśnie przypadek paryskiej Notre-Dame. Na przykład od dawna zastanawiało badaczy powszechne występowanie w jej architekturze monumentalnego motywu krzyża. Wydawałby się on oczywisty w kościele chrześcijańskim, ale liczba jego powtórzeń we wnętrzu pozostaje wyjątkowa na tle innych dwunastowiecznych świątyń. Tłumaczono to w ten sposób, że ówcześnie na ołtarzu głównym przechowywano relikwie Prawdziwego Krzyża, największą świętość stolicy. Pamiętajmy, że równolegle tenże Prawdziwy Krzyż towarzyszył armii Królestwa Jerozolimskiego.

Kropkę nad „i” postawiło… rusztowanie, które po pożarze stanęło pod sklepieniem. Słabo widoczny element zwornika nad ołtarzem głównym okazał się pozłacaną (niegdyś) kulą z wyciętym w niej krwistoczerwonym krzyżem. Ten wyjątkowy element powiela dekoracje średniowiecznych relikwiarzy Krzyża Świętego. Można rzec, że katedra była w zamyśle jej twórców wielkim relikwiarzem Krzyża – tego samego, który wiódł do boju krzyżowców i rycerstwo w Ziemi Świętej.

Wizerunek architekta

Wciąż słyszymy romantyczną bajkę o rzekomej anonimowości średniowiecznych architektów. Tak naprawdę ani nie byli oni anonimowi, ani nie stronili od artystycznej chwały.

Dowód: obie zewnętrzne elewacje transeptów paryskiej Notre-Dame – północna i południowa – to dwa genialne dzieła dwóch genialnych architektów. Wymyślone przez nich nowatorskie formy zmieniły oblicze europejskiej sztuki. Owi twórcy znani są nam z imienia i nazwiska. To Jean de Chelles i młodszy odeń Jean de Montreuil. Chwałę pierwszego głosi kuty w kamieniu napis, datujący początek jego prac na rok 1257. Aż dotąd przypisywano mu północne ramię transeptu. Młodszy, Jean de Montreuil, miałby wykonać najbardziej zaawansowane stylistycznie (jak się wydawało) ramię południowe.

Otóż w północnym ramieniu transeptu, na wysokości 20 metrów, widnieje niespełna półmetrowe popiersie architekta. Wskazywano dotąd dwie możliwości: albo to średniowieczny wizerunek Jeana de Chelles, albo podróbka z czasów dziewiętnastowiecznej renowacji.

Dopiero teraz, dzięki nowym badaniom, okazało się, że popiersie jest autentyczne. Zarazem jednak komputerowa analiza wykazała, że oba ramiona transeptu powstawały jednocześnie, a nie kolejno – jak sądzono do tej pory. Czyli że obaj architekci musieli je współtworzyć w równym stopniu. A zatem autentyczne popiersie ukazuje któregoś z nich… ale którego? To kolejna tajemnica.

Finis coronat opus

Bohaterowie heroicznej renowacji ukończyli swoją pracę. Udało im się powstrzymać zakusy francuskiego prezydenta, który pragnął odbudować katedrę piękniejszą, niżeli była. W oczekiwaniu na ponowne otwarcie Notre-Dame świat wiary i świat miłośników chrześcijańskiego średniowiecza nadal jednak wstrzymuje oddech. Ostatnie słowo należy bowiem do gospodarzy – kapituły i arcybiskupa. Z góry powiem, że coś może nas tutaj zaskoczyć. Ale nie uprzedzajmy wypadków; mógłbym być niesprawiedliwy. Czas pokaże.

Jacek Kowalski/PCh.24.pl


„Teraz muszę to ujawnić”. Główny architekt Notre-Dame przyznał, że zawierzył odbudowę katedry Matce Bożej

„Spędziłem pięć lat, nie mówiąc o tym nic, ponieważ jestem urzędnikiem państwowym w świeckiej republice, a zatem nie mogłem powiedzieć czegoś takiego” – powiedział Philippe Villeneuve. Architekt przyznał, że bez przewodnictwa Maryi nie sądził, że przywrócenie Notre-Dame de Paris byłoby możliwe.

główny architekt katedry Notre-Dame de Paris ujawnił w wywiadzie dla EWTN, że czuł, że Matka Boża kierowała renowacją 861-letniej katedry po pożarze

***

Główny architekt katedry Notre-Dame de Paris ujawnił w wywiadzie dla EWTN, że czuł, że Matka Boża kierowała renowacją 861-letniej katedry po pożarze, który spustoszył budynek w kwietniu 2019 roku. Przyznał, że jako „człowiek wiary” całą odbudowę zawierzył Maryi, ale ze względu na państwową posadę, zachował to w tajemnicy.

„Spędziłem pięć lat, nie mówiąc o tym nic, ponieważ jestem urzędnikiem państwowym w świeckiej republice, a zatem nie mogłem powiedzieć czegoś takiego” – powiedział Villeneuve. „Ale teraz muszę to ujawnić” – powiedział. „Mam szczególne nabożeństwo do Maryi Dziewicy i ryzykując, że zabrzmię całkowicie szalenie – lub jak Joanna d’Arc – nigdy nie przestałem odczuwać wsparcie, które od Niej pochodzi” – dodał.

Architekt podzielił się tym, że bez przewodnictwa Maryi nie sądził, że przywrócenie Notre-Dame de Paris byłoby możliwe.  Rekonstrukcja Notre Dame była ogromnym przedsięwzięciem. Zespół liczący ponad 2000 osób pracował nad renowacją w wysokości 800 milionów euro. Budowa świątyni zajęła blisko 200 lat, a Villeneuve miał tylko pięć lat na przywrócenie jego świetności.

„Nie sądzę, aby ten projekt był możliwy w przeciwnym razie i myślę, że to dało mi siłę i determinację, aby iść do przodu, ponieważ wiedziałem, że jestem wspierany z góry” – powiedział Villeneuve.

Pożar zniszczył dach katedry, iglię i trzy części sklepienia – ale organy, obrazy, witraże i meble były nienaruszone. Dzięki presji ze strony francuskiego rządu i 340 000 prywatnych darczyńców z całego świata, Villeneuve musiał zapewnić, że oryginalne techniki i materiały były używane w jak największym stopniu.

„To była ogromna ilość pracy” – kontynuował. „Zdaję sobie sprawę, że teraz patrzymy na to, skąd pochodzimy. Jestem naprawdę zdumiony pięknem – zdumionym pracą, jakością pracy” – powiedział, przyznając, że od dawna kocha zabytkową katedrę. „Już jako dziecko byłem szaleńczo zakochany w Notre Dame de Paris. W katedrze czułem się po prostu dobrze” – powiedział. Villeneuve dodał, że zrobił model katedry, gdy miał 16 lat.

„Byłem tym naprawdę zachwycony, poruszony tym” – powiedział. „I niewiele wiedziałem jako dziecko, kiedy budowałem katedrę z kart i papieru, że pewnego dnia będę pracował nad prawdziwą katedrą” – dodał.

W ceremonii otwarcia, która miała miejsce 7 grudnia wieczorem, wzięło udział ponad 1500 osób, w tym około 40 światowych przywódców, a także 170 biskupów. Arcybiskup Paryża Laurent Ulrich odprawił pierwszą Mszę św. i poświęcił ołtarz w grudniu. 8, uroczystość Niepokalanego Poczęcia.

Architekt przyznaje, że kiedy położył ostatni kamień skarbca w północnym transepcie, wróciły do niego dawne wspomnienia. „Widziałem siebie jako dziecko, ponownie budując ten skarbiec z papierem i kartonem” – mówi.  

Katedra ma głębsze duchowe znaczenie, nie tylko dla swojego architekta, ale dla tych w całej Francji, a nawet na całym świecie.  Prałat Olivier Ribadeau Dumas, rektor katedry Notre-Dame, nazwał budynek „duszą Francji”. „Ponieważ ta katedra jest czymś w rodzaju duszy Francji, historia naszego kraju jest ściśle związana z historią katedry, ale jego wpływ rozciąga się daleko poza Francję” – zauważył rektor.

„Katedra nie należy do paryżan, ani do katolików, ani do Francuzów, ale jest to dobro wspólne całej ludzkości” – kontynuował Dumas. A jego kamienie mówią o Bogu, ponieważ są ożywiane modlitwą od ponad 800 lat.

Opoka.pl/źródło: ncregister.com


1 GRUDNIA

PIERWSZA NIEDZIELA ADWENTU

13.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU i MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.

14.00 – MSZA ŚW.

W GODZINIE MIŁOSIERDZIA – KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA

***


****

„Sen to symbol życiowego odrętwienia, bierności i wycofania, a także nieumiejętności czytania Bożych znaków w swoim życiu. To również obraz oddalenia człowieka od Boga i niewiary. Warto na początku Adwentu zadać sobie pytanie: co dziś jest moim duchowym snem?”

„Noc się posunęła, a przybliżył się dzień” – dobrze ilustrują one to, co dokonało się przez przyjście na świat Jezusa Chrystusa – prawdziwego Światła zwyciężającego wszelki mrok.

„Wszyscy potrzebujemy tego Światła”.

„Potrzebujemy Światła, gdy sami doświadczamy bezradności, niepewności i obaw”.

„Potrzebujemy Światła, gdy szukamy drogi”.

„Potrzebujemy światła, aby nie zbłądzić” – Adwent jest właśnie po to, aby wyjść ku Chrystusowi, aby powstać ze snu, rozbudzić w sobie na nowo nadzieję, bo „człowiek żyje, dopóki czeka, dopóki w jego sercu żyje nadzieja” (Benedykt XVI).

„W Adwencie chodzi właśnie o to, by powstać ze snu” .

„Sen to symbol życiowego odrętwienia, bierności i wycofania, a także nieumiejętności czytania Bożych znaków w swoim życiu. To również obraz oddalenia człowieka od Boga i niewiary. Jak podpowiada nam papież Franciszek, sen, z którego mamy się przebudzić, to także obojętność, próżność, niezdolność do nawiązywania autentycznie ludzkich relacji, niezdolność do zatroszczenia się o brata samotnego, opuszczonego lub chorego. Warto zatem na początku tego Adwentu zadać sobie pytanie – co dziś jest moim duchowym snem?”

„Wierzę w Kościół Chrystusowy”.

„W tym czasie chcemy odnowić naszą wiarę w Kościół, zobaczyć, co znaczy wierzyć Kościołowi i umocnić naszą wiarę w to, czego Kościół naucza”. Jak zauważa papież Benedykt XVI, że słowu Kościół niemal zawsze towarzyszy określenie „Boży”, a to wskazuje, że nie jest to „stowarzyszenie ludzkie, zrodzone ze wspólnych idei czy interesów, lecz powołał je Bóg”.

„Jezus Chrystus potrzebuje Kościoła, by działać pośród nas. Ale i my potrzebujemy Kościoła. Nasza wiara rodzi się przecież w Kościele, żyje i rozwija się w nim, a także nas do niego prowadzi. Nie możemy żyć autentyczną wiarą bez Kościoła”. Owo adwentowe powstanie ze snu to także przezwyciężenie obojętności i przyzwyczajenia, „aby poczuć się odpowiedzialnym za Kościół, który wspólnie stanowimy”.
„Warto, byśmy częściej przypominali sobie, że Kościół to my wszyscy, zjednoczeni z Chrystusem w mocy Ducha Świętego” .

“Powstać ze snu to pójść dalej odważnie za tymi dobrymi podpowiedziami, które odkrywa przed nami Duch Święty” .

(z listu na Adwent – Prymas Polski arcybiskup Wojciech Polak/ www.prymaspolski.pl)


****

Roraty – są to adwentowe Msze św. odprawiane przed wschodem Słońca. Nazwa „roraty” pochodzi od adwentowej pieśni na wejście, rozpoczynającej się od słów:

„Rorate caeli desuper” – „Spuśćcie rosę niebiosa”.

Roratami związany jest zwyczaj zapalania specjalnej świecy ozdobionej mirtem, nazywanej roratką. Symbolizuje ona Maryję, patronkę adwentowego oczekiwania, która jako jutrzenka, wyprzedza wschód słońca i zapowiada przyjście pełnego światła – Światłości świata Jezusa Chrystusa. Innym zwyczajem jest zawieszanie w kościele wieńca z czterema świecami oznaczającymi cztery niedziele Adwentu. Z upływem kolejnych tygodni podczas Rorat zapala się odpowiednią liczbę świec. Świece i lampiony tak często używane w liturgii adwentowej wyrażają czuwanie. Nawiązują one do ewangelicznych przypowieści m.in. o pannach mądrych i głupich. Światło jest też wyrazem radości z bliskiego już przyjścia Chrystusa.

****

Samplefot. Dawid Tatarkiewicz/East News

****

Przekazy historyczne mówią, że roraty odprawiano w Polsce już za czasów panowania Bolesława Wstydliwego. Przez całe wieki Król, umieszczając w czasie rorat na ołtarzu zapaloną świecę, oświadczał: „Gotów jestem na sąd Boży”, za nim czynił to Prymas Polski, mówiąc „Sum paratus ad adventum Domini” (Jestem gotów na przyjście Pana), po nich zaś kolejno: senator, ziemianin, rycerz, mieszczanin i chłop, powtarzając słowa króla.

****

W ADWENCIE MSZE ŚWIĘTE RORATNIE BĘDĄ O GODZ. 7.00 RANO

W PONIEDZIAŁKI I W ŚRODY W KAPLICY IZBIE JEZUSA MIŁOSIERNEGO

4 PARK GROVE TERRACE, GLASGOW G3 7SD

This image has an empty alt attribute; its file name is image-2-e1673870873179-1024x683.png


****

Zadanie na Adwent: Nauczyć się cierpliwości!

5 rad ks. Piotra Pawlukiewicza

Czekanie daje życie. Dlatego Kościół mówi: „Czekajcie na przyjście Zbawiciela. To was ożywi. To uczyni was jeszcze piękniejszymi”. A żeby dobrze przeżyć ten czas czekania, powinniśmy zapoznawać się ze Słowem Bożym. W Adwencie jesteśmy szczególnie wezwani do jego czytania, to ono ożywia serce.

„Jedno z najtrudniejszych słów świata to dla wielu ludzi – czekać. Dzisiaj ludzie nie potrafią już czekać. Wszystko chcą dostać już, teraz, zaraz.” Tymczasem to właśnie postawa cierpliwości prowadzi nas do prawdziwej Miłości. Jak się jej nauczyć? Oto 5 rad od ks. Piotra Pawlukiewicza.

Po pierwsze – zatrzymaj się

Każdy statek musi być wyposażony w stery, które umożliwiają mu trzymanie się obranego kursu. My w naszym życiu też potrzebujemy steru, żebyśmy mogli dopłynąć do Bożej krainy szczęścia. W tej żegludze Kościół nie zostawia nas samych. Na każdy odcinek czasu daje nam taki ster – modlitwę. Ponieważ jednak zbyt często z niego nie korzystamy, co rusz wpływamy na mielizny.

Sterem każdego dnia jest modlitwa poranna i wieczorna. Sterem każdego tygodnia jest msza święta. Oczywiście taka, którą naprawdę przeżyliśmy, w której uczestniczymy ciałem i duszą. Sterem każdego miesiąca dla wielu ludzi jest spowiedź. Sterem dłuższego okresu, półrocza, są czas Adwentu i czas Wielkiego Postu oraz towarzyszące im rekolekcje.

Wtedy, kiedy jest najlepiej, najłatwiej się zgubić. Właśnie dlatego okresy w życiu pełne sukcesów, kiedy wszystko idzie mi super – zaliczam egzaminy, promotor mnie pochwalił, z rodzicami się świetnie dogaduję, chłopak mnie kocha, mam wspaniałego męża, żonę – wymagają od nas wzmożonej czujności. Wtedy najłatwiej jest się zgubić. A po czym poznać, że zjeżdżamy na złą drogę? Krajobraz przestaje nam się zgadzać. Co to za domy, co to za drzewa, co to za las? Trzeba się zatrzymać. Właśnie po to mamy w ciągu roku Adwent i Wielki Post – żeby się zatrzymać, zjechać na bok i sprawdzić na mapie, gdzie jesteśmy.

Po drugie – sprawdź, w jakim miejscu jesteś

Proszę państwa, wielu z nas wjechało nie w ten krajobraz, który obiecuje Biblia, i nie w ten, którego oczekiwaliśmy. Rozglądamy się dookoła, patrzymy na swoją rodzinę i myślimy: „No, inaczej to miało wyglądać. Coś jest nie tak”. Wtedy trzeba wziąć Biblię, wykorzystać adwentowe czy wielkopostne rekolekcje i sprawdzić, gdzie jesteśmy, a potem pomyśleć, jak stąd trafić na właściwą drogę.

Jak to zrobić? Bierzemy Pismo Święte, czytamy historię Dawida, historię Abrahama, czytamy historię Pawła i zastanawiamy się, gdzie się znajduje ta strzałka „tu jesteś”. Czasami to jest niesamowicie zaskakujące, gdy odkrywamy, że jesteśmy w zupełnie innym miejscu, niż nam się zdawało. Jesteśmy tu, gdzie Kain, a myśleliśmy, że jesteśmy tu, gdzie Matka Boża. Biblia powie nam: „Bracie, wpadłeś w historię Kaina i Abla, bo zacząłeś zazdrościć swojemu bratu czy swojej koleżance ze studiów i w swoim sercu już ich zabiłeś”.

Po trzecie – nie bój się wycofać i spróbować jeszcze raz

To naprawdę trudny moment, kiedy ktoś nam mówi, że musimy się cofnąć. Wolimy iść do przodu. Jeśli jednak nie schowamy swojej dumy do kieszeni i nie posłuchamy głosu mądrzejszych od siebie, głosu Pana Boga, wylądujemy na manowcach.

Czasami wydaje nam się, że idąc za głosem sumienia, kręcimy się w kółko, że cała religia to kręcenie się w kółko. Co roku przecież w ramach roku liturgicznego powtarzają się te same wydarzenia – Adwent, Boże Narodzenie, Trzech Króli, potem Wielki Post, Triduum, Wielkanoc, Boże Ciało, Wszystkich Świętych i znów Adwent. I pewnie tak jest, ale kręcąc się w kółko, idziemy do góry, jak po spiralnych schodach.

My za szybko chcemy dojść od razu do prawdy, a tymczasem do niej dochodzi się tak, jak się obiera jabłko – z każdym ruchem noża jesteśmy coraz bliżej zobaczenia, co się kryje pod skórką tego owocu. Można byłoby wbić nóż od razu do samego środka, w ten sposób nie zrozumiemy całego procesu, który do zrozumienia tej prawdy prowadzi. Właśnie dlatego Pismo Święte czytamy na okrągło – żeby zrozumieć. Bo tego nie da się zrobić na szybko.

Nasz rozum chce, żebyśmy myśleli pojęciami, dla niego to jest prostsze, łatwiej można sobie pewne sprawy poukładać na odpowiednich półkach w głowie. Bierzemy jakieś pojęcie i od razu na podstawie skojarzeń i wspomnień umiejscawiamy je na konkretnej półeczce. Serce działa zupełnie inaczej – intuicyjnie, a rozum dorabia potem do tego ideologię. Jeśli kogoś spotykacie, to ta osoba od razu albo się wam podoba, albo nie podoba. Dopiero potem rozum rozpoczyna żmudne argumentowanie, dlaczego tak jest. Chrystus chce, żebyśmy doprowadzili do przemiany tego naszego intuicyjnego poznania w głębi serca. Dlatego w kościele wciąż powtarzane są te same treści i dlatego po tych kręconych schodach chrześcijaństwa chodzimy.

Po czwarte – pozwól sobie nie rozumieć

Cały czas przeczuwamy, że są w naszym życiu jakieś wątki, których nie rozumiemy. Chrystus mówi: „Czekaj. Zrozumiesz ten wątek. Te kartki zostaną dolepione do twojej książki, ale na razie próbuj tę historię jeszcze odkrywać. Próbuj dedukować, jaka ona jest”. Jesteśmy jednak zbyt niecierpliwi. Jedno z najtrudniejszych słów świata to dla wielu ludzi – czekać. Dzisiaj ludzie nie potrafią już czekać. Wszystko chcą dostać już, teraz, zaraz. Nawet dzieci jak najszybciej chcą być dorosłe.

Dzisiaj ludzie nie potrafią czekać. Gdy mają szesnaście lat, już są dorośli, już wszystko potrafią, już wszystko wiedzą. „Małżeństwo? No, mieszka się razem, śpi się razem, je się, chodzi się, zarabia się – proste”. Wszyscy, którzy są po ślubie kilkanaście, czy nawet tylko kilka lat, wiedzą, że to nie jest takie proste.

Po piąte – bądź aktywny, czyli… słuchaj!

Tymczasem miłość to czekanie, ale czekanie aktywne. Proszę popatrzeć, jak na Dworcu Centralnym ludzie czekają, jacy są przy tym skoncentrowani, jacy pełni energii. Czekanie czyni nas młodymi. Czekanie daje życie. Dlatego Kościół mówi: „Czekajcie na przyjście Zbawiciela. To was ożywi. To uczyni was jeszcze piękniejszymi”. A żeby dobrze przeżyć ten czas czekania, powinniśmy zapoznawać się ze Słowem Bożym. W Adwencie jesteśmy szczególnie wezwani do jego czytania, to ono ożywia serce.

Jednym z najważniejszych fragmentów Ewangelii jest następujący: „Słuchaj Izraelu (…). Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem…” (zob. Mk 12, 29–30). Otóż proszę zwrócić uwagę, że to „słuchaj” można dwojako zinterpretować: nie tylko jako „słuchaj mi tu”, ale też „jeśli będziesz słuchał, będziesz miłował”. Jeśli będziesz słuchał słowa Bożego, zaczniesz miłować. Prawda jest taka, że na tyle zrozumiesz Biblię, na ile nauczysz się kochać.

(fragment pochodzi z książki „Włącz światło! Nie daj się ciemności” ks. Piotra Pawlukiewicza. Śródtytuły zostały nadane przez redakcjęStacja7.pl)


****

Jak nie zepsuć Adwentu? Nie popełnij tych błędów

fot. Daiga Ellaby/ Unsplash

***

Adwent jest wyjątkowym czasem w życiu człowieka wierzącego. Kościół proponuje nam na te kilka tygodni bardzo obfitą paletę możliwości większego zaangażowania w oczekiwanie na przyjście Pana. Oto wskazówki, które pomogą dobrze przeżyć ten czas.

1. Uświadom sobie, na co tak naprawdę czekasz

Jaka jest Twoja pierwsza myśl, gdy słyszysz “Boże Narodzenie”? Dla wielu z nas oznacza to: świętowanie, rodzinną atmosferę, wolne od szkoły czy pracy, możliwość odpoczynku. Ale czy to na to najbardziej czekamy? Adwent ma nas przygotować na przyjście Pana – zarówno na Jego powtórne przyjście na końcu świata, paruzję, jak i na Jego narodzenie. To na Nim powinno się skupić nasze oczekiwanie.

2. Pomyśl, kto czeka na Ciebie

Okres przedświąteczny zdaje się wyzwalać w ludziach większą otwartość, szczodrość i chęć pomocy. Rozliczne przedświąteczne zbiórki, charytatywne koncerty, przygotowywanie paczek z prezentami zachęcają nas do dawania siebie innym. Co ciekawe – mimo wielu wydatków w tym czasie, chętniej otwieramy swoje serca i portfele, by pomóc bardziej potrzebującym. Pomyśl, komu możesz w tym adwencie coś ofiarować, kto oczekuje Pana Boga i mógłby Go znaleźć w Twojej dobroci.

3. Roratnie wstawanie to nie wyścig po zaliczenie

Moda na roraty rozpowszechnia się. Kościoły w wielu parafiach są pełne wiernych, także i dzieci, mimo porannej pory. Łatwo jednak wpaść w przekonanie, że Adwent będzie ważny tylko z nimi. Roraty to nie konkurs z medalami. Jaka motywacja przyświeca Twojemu porannemu wstawaniu? Im bliższa jest Boga, tym lepiej. Roraty nie mogą być sposobem na udowodnienie sobie i komukolwiek, że jest się lepszym i wytrwalszym.

4. Nastrój – tak, ale czemu od razu świąteczne piosenki?

Bolączką naszych czasów jest nieumiejętność czekania. Denerwują nas korki i kolejki, biegniemy na metro nawet jeśli kolejne przyjedzie za kilkadziesiąt sekund, a w sklepach choinki, bombki i światełka pojawiają się prawie obok zniczy na początku listopada. Adwent może być dla nas lekcją cierpliwego czekania. Ale nie da się tego zrobić, jeśli od początku fundujemy sobie świąteczne – urocze skądinąd – piosenki we wszystkich gatunkach muzycznych. Poczekaj z tym. W sieci można znaleźć wiele pięknych adwentowych utworów o niezwykle bogatych tekstach – może skorzystasz z adwentowej playlisty Stacji7. Zdążysz jeszcze nasłuchać się kolęd i piosenek o Nowonarodzonym.

5. Nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę

Przygotowanie Świąt to spore wyzwanie. Kiedy żyjemy w biegu, czas ucieka nam nie wiadomo kiedy i nagle robi się 22, 23 grudnia. Zdenerwowani biegamy od sklepu do sklepu w poszukiwaniu prezentów, przytłacza nas ogrom sprzątania, nie wspominając o gotowaniu. Spróbuj zrobić, co możesz, wcześniej – szczególnie jeśli chodzi o duchowe porządki czyli spowiedź. Pomoże Ci to zaoszczędzić stres i niepotrzebne nerwy.

6. Niech przygotowania nie będą ważniejsze od Gościa

Chyba wszyscy zgodzimy się, że celem adwentu i przygotowań na Boże Narodzenie nie jest wzorcowe posprzątanie domu, suto zastawiony stół i spełniające marzenia prezenty. Jezus przychodzi, by dać nam miłość i pokój, którymi będziemy mogli się dzielić w gronie najbliższych. W ferworze przygotowań nie zapomnij, że najważniejszy w tym wszystkim jest Pan Bóg. W końcu to jego narodzenie będziemy świętować – nie można zostawiać go na dalszym planie.

7. Nie nadymaj się tak

Bóg przyszedł na świat jako maleńkie dziecko. To, co może nam Go przesłonić, to przerost formy nad treścią. Zastanów się, co w adwencie pomoże Ci przygotować się na jak najszczersze przyjęcie Go do swego życia. Pomysłów może być wiele, ale aktywność to nie wszystko, bo „nic się nie zmieni, jeśli nic nie zmienisz”. Niech to będzie błogosławiony czas!

Otylia Sałek/Stacja7pl


Nieudane końce świata. Wołanie Maranatha to nie histeria, lecz wyraz tęsknoty

O dniu, w którym nastąpi paruzja, jedno wiemy na pewno: nic o nim nie wiemy. Ale to jest właśnie powód, żeby nie obrastać w sadło duchowego rozleniwienia. Bo dopóki trwa ten świat, nie skończy się też Adwent.

ISTOCKPHOTO 

***

Wątpliwe, żeby jakikolwiek chrześcijanin czasów apostolskich wyobrażał sobie świat XXI wieku. Pierwsi wyznawcy Chrystusa na ogół spodziewali się, że koniec świata nadejdzie w niedalekiej przyszłości. „Zaiste, przyjdę niebawem” – mówi Jezus w ostatnich słowach Apokalipsy. Chrześcijanie mają czuwać, bo „Dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy” (1 Tes 5,2).

W Ewangelii Zbawiciel zapowiada upadek świątyni. Mówi też o ucisku, prześladowaniach, fałszywych prorokach, o dniach, w których „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku”. Uczniowie słyszą, że „gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte”. Wtedy przyjdzie Syn Człowieczy. Przepowiednie końca świata mieszają się tu z zapowiedziami zburzenia Jerozolimy w roku 70 i czasami trudno je od siebie odróżnić. Stąd Jezusowe zapewnienie, iż „nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie” (Mk 13,30), mogło zostać zrozumiane jako odnoszące się do końca czasów – i bywało tak interpretowane. Tymczasem dwa zdania dalej padają słowa, które każą nabrać dystansu do takich prognoz: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13,32).

Nie siedźcie!

Mimo nieprzeniknionej zasłony, którą Bóg spuścił na datę „końca świata”, od samego początku pojawiają się ludzie, którzy ogłaszają tę datę precyzyjnie lub w przybliżeniu. Jak widać – wciąż błędnie.

Już liczni członkowie pierwszych gmin chrześcijańskich sądzili, że paruzja jest tak blisko, iż nie ma sensu zajmować się zwykłymi sprawami życia. Musiał to być na tyle duży problem, że św. Paweł uznał za konieczne wyjaśnić: „W sprawie przyjścia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i naszego zgromadzenia się wokół Niego prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański. Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi” (2 Tes 2,1-3). Zwrócił się też do tych, którzy, oczekując końca, zaniedbywali swoje obowiązki. „Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli” (2 Tes 3,11-12) – pisał.

W kolejnych wiekach apokaliptyczne zapowiedzi końca świata rozpalały umysły szczególnie w bliskości okrągłych rocznic. Źródła średniowieczne mówią o napięciu, które ogarnęło ludzi przed rokiem tysięcznym, co m.in. wiązało się z dosłownym potraktowaniem symbolicznych słów Apokalipsy: „A gdy się skończy tysiąc lat, z więzienia swego szatan zostanie zwolniony. I wyjdzie, by omamić narody” (Ap 20,7-8).

Na temat nastrojów panujących przed nadejściem roku tysięcznego informują nieliczne dokumenty tamtej epoki, co wskazuje na mniejszą ich skalę, niż sądzono np. w epoce oświecenia. Jednym z takich dokumentów jest relacja św. Abbona, opata klasztoru benedyktynów w Saint Benoit-sur-Loire, który około roku 999 pisał, że jacyś paryscy duchowni kilka lat przed końcem tysiąclecia wieszczyli w kazaniach rychłą paruzję. „Ci duchowni to szaleńcy. Wystarczy otworzyć święte teksty, Biblię, żeby znaleźć tam słowa Chrystusa, który mówi, że nigdy nie będzie znany dzień ani godzina” – stwierdził mnich.

Znaki końca

Ogólnie panował lęk przed nadejściem Antychrysta, którego pojawienie się ma – zgodnie z zapowiedziami Nowego Testamentu – zwiastować rychły koniec czasów. Już wtedy, u progu drugiego tysiąclecia, dostrzegano objawy zepsucia i inne znaki zapowiedziane w Biblii. Pojawiały się zjawiska, których kumulacja istotnie zdawała się zapowiadać jakiś dziejowy paroksyzm: latem mieszkańców zachodniej Europy przeraziło zaćmienie słońca. Mniej więcej w tym czasie długotrwałe deszcze we Francji wywołały klęskę głodu tak potworną, że jedzono nawet ludzkie zwłoki. Za tym poszły zarazy i ciężkie choroby wynikające z niedożywienia, wobec których ludzie byli bezradni.

Wszystko to pasowało do zawartej w Ewangelii zapowiedzi: „Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie” (Łk 21,11). Wielu ludzi skłaniało to do pokuty i publicznego wyrażania skruchy z powodu grzechów.

W dokumentach z X wieku często pojawia się formuła: „Ponieważ zbliża się koniec świata…”. Dr Marzena Głodek z Uniwersytetu Pomorskiego w opracowaniu na temat lęków milenijnych tamtej epoki zwraca uwagę, że formuła ta funkcjonowała już w pierwszej połowie VI wieku i nie musiała wyrażać przekonania o bliskim Dniu Pańskim. Wskazuje, iż lęki przełomu tysiącleci nie były wcale silniejsze niż w latach późniejszych. Fenomenem cywilizacji Zachodu było jednak to, że je przetrwała, nie dając się sparaliżować. „Ludzie roku tysięcznego przekroczyli próg nowego millennium i wkroczyli na drogę prowadzącą do gotyckich katedr, duchowych wzlotów, teologii św. Tomasza z Akwinu, Pieśni słonecznej św. Franciszka z Asyżu i do uniwersytetów” – zauważa Marzena Głodek.

Tropienie Antychrysta

Za każdym razem, gdy na ludzi spadały kataklizmy, występował lęk, że to już znak końca. Nie inaczej było w połowie XIII wieku, kiedy pojawili się biczownicy, z łacińska flagellanci, obnażeni do pasa mężczyźni, którzy w procesjach ciągnących z miasta do miasta okładali się biczami aż do krwi. Miała to być forma naśladowania Jezusa i przebłagania Boga w obliczu bliskiego, jak sądzili, końca czasów. Ich przekonanie o nadchodzącym końcu świata wzmogła klęska głodu we Włoszech w 1258 r. i zaraza, która zdziesiątkowała ludność rok później. Niektórzy liczyli na nadejście od 1260 r. ery Ducha, która miałaby być czasem pokoju i modlitwy. Wtedy to, jak głosił jeden z biczowników, Albert ze Szwabii, miałby zostać – przez społeczność flagellantów – pokonany Antychryst, a następnie miał skończyć się ten świat. Ponieważ to nie nastąpiło, biczownicy „odroczyli” koniec świata na rok następny, a potem jeszcze kolejny.

Ruch biczowników czerpał z przepowiedni mnicha Joachima z Fiore (zm. 1202 r.), który w swoich czasach uchodził za proroka. Do niego także nawiązywał kilka wieków później włoski dominikanin Girolamo Savonarola (zm. 1498 r.), który głosił we Florencji pełne żaru kazania, w których wzywał do nawrócenia w obliczu bliskiego nadejścia Antychrysta, a po nim dnia sądu ostatecznego.

Spuścizną Joachima z Fiore był żywo zainteresowany Marcin Luter, który, jak stwierdza Ireneusz Kamiński w książce „Historie »końców świata« oraz przepowiednie”, był opanowany „obsesją końca świata”. Autor stawia tezę, że gdyby Luter i jego uczniowie wierzyli, iż Kościół rzymski przetrwa, i nie spodziewali się rychłego końca świata, „byliby mniej nieprzejednani dla papiestwa”. Jednak byli oni pewni, że papieże ich czasów są kolejnymi wcieleniami Antychrysta, z czego wysnuwali prosty wniosek, że dzieje świata właśnie dobiegają końca.

Współczesne „końce”

Powtarzające się fiaska „końców świata” nigdy nie zniechęciły kolejnych wieszczów, którzy wielokrotnie ogłaszali go w każdym wieku – również dziś. W ostatnich czasach ideę rychłej paruzji propagują świadkowie Jehowy. „Koniec tego systemu rzeczy” ogłaszali wiele razy. Założyciel tej organizacji Charles Taze Russell pierwszą datę końca świata wyznaczył na rok 1874. Kolejną na – 1914. Ponieważ i ta okazała się błędna, wskazał na rok 1916. Także i tu nie trafił, ale w tym roku zmarł, nie miał więc już okazji przekonać się, że kolejna data – 1918 rok – również się nie sprawdziła. Jego następca, Joseph Franklin Rutherford, wyznaczał kolejne daty. Świat miał się skończyć w roku 1920, potem w 1925, następnie w 1975. Przesuwanie tych dat przywódcy organizacji próbowali tłumaczyć, inne zmieniano bez wyjaśnień, a było ich sporo.

Świadkowie Jehowy wcale nie są odosobnieni w spodziewaniu się końca świata w czasach współczesnych. Dziś podobnych prognoz jest wyjątkowo dużo, a w ich spełnienie wierzą nie tylko ludzie religijni. Ostatnia wielka histeria ogarnęła świat przed rokiem 2012, w związku z pogłoską, że na tej dacie kończy się kalendarz Majów. Potem miało już nie być nic. W przestrzeni publicznej zaczęły krążyć wizje globalnej katastrofy, obawiano się masowych samobójstw. Jak widać, nic szczególnego się nie wydarzyło, ale są już kolejne daty. Jakie? To nie ma znaczenia. Znów przywołać tu warto trzeźwą uwagę opata Abbona sprzed tysiąca lat, który przypomniał to, co wynika ze słowa Bożego: „nigdy nie będzie znany dzień ani godzina”.

Dlaczego więc Jezus kazał nam czuwać i rozpoznawać znaki czasu? Na pewno nie po to, żeby trwać w lęku. Nie chodzi o przeniknięcie planów Boga, ale o gotowość. Chrześcijanie nie mogą przestać czuwać, bo tego właśnie oczekuje Ten, który ma nadejść.

Wołanie Maranatha to nie histeria i nie nerwowe wyglądanie globalnej katastrofy, lecz wyraz tęsknoty za Tym, który jest spełnieniem naszych najgłębszych pragnień. A kiedy to będzie: „z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem”? Dla czuwającego to bez różnicy – on i tak jest gotowy.

Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny


o. Joachim Badeni: Antychryst już przebywa pośród nas.

O. J. Badeni: Antychryst już przebywa pośród nas

fot. screenshot – YouTube (Stacja 7)

***

Dla tych, którzy go mniej znali, ojciec Joachim Badeni mógł się wydawać miłym starszym księdzem, dobrotliwie uśmiechniętym, przyjaźnie nastawionym do każdego, kto się do niego zbliżał. Ale za tą — prawdziwą zresztą — powierzchownością krył się wulkan, kipiący wewnętrzną mocą. Dawał on o sobie znać nieoczekiwanymi pomrukami i nagłymi wstrząsami. Łagodny staruszek stawał się groźnym prorokiem, miotającym pioruny. Piszę o tym, aby ostrzec potencjalnych czytelników tej książki, którzy biorą ją do ręki.

Co Ojcu daje wiara w paruzję?

Pewność paruzji daje mi chociażby zupełnie inną postawę wobec przebiegu historii. Widząc, że istnieją historyczne sytuacje wrogie wierze chrześcijańskiej, wiem, że one przeminą. Widząc, że pustoszeją kościoły na Zachodzie Europy, konfesjonały są rozebrane — wiem, że ta sytuacja jest przejściowa, bo potęga Boga w niczym nie jest naruszona tym, że dzisiaj słabnie wiara. A triumf Chrystusa jest całkowicie pewny. Na kartach Ewangelii czytamy, pytanie, jakie Chrystus skierował do swoich uczniów: Czy kiedy przyjdę, zastanę wiarę na świecie? Uczniowie nie mieli potężnej wiary od razu, ale modlili się bardzo mądrze: Panie przymnóż nam wiary! Oni rozumieli, że sama znajomość Syna Bożego — w ich przypadku bardzo osobista — nie wystarczy.. Czy wszyscy uczniowie wierzyli od razu, że Jezus jest Mesjaszem? Wydaje mi się, że nie od razu wszyscy wierzyli, ale na pewno rozumieli, że muszą prosić o głęboką wiarę Każdy człowiek potrzebuje głębokiej wiary.

Co mi jeszcze daje wiara w paruzję? Myślę, że dzięki niej otrzymałem spokój ducha, choć niekoniecznie nerwów. Człowiek zyskując pewność paruzji, dalej pozostaje nerwowy i zmienny. Ale jeśli sięgnę głębiej do swojej świadomości, to widzę tam wyraźnie absolutną pewność paruzji. Ona jest czasem przykryta wątpliwościami, lękami, ale pewność raz dana, nie została mi już odebrana. Wiem, że bieg historii, jest tylko przejściowy, a triumf Chrystusa, triumf wiary jest całkowity i pewny. Ta pewność jest ponadczasowa. Gdyby została podana z datą, to można by powiedzieć, że mamy jeszcze 200 albo 120 lat. Zaczęlibyśmy odliczać czas i doszli do wniosku, że jeszcze sobie możemy pohulać. Dlatego ponadczasowość paruzji daje bardzo głęboki, duchowy spokój temu, który ten spokój otrzymał. Może zrodzi się teraz w kimś pytanie, jak go otrzymać? Trzeba się o niego modlić. Niekonieczna jest wizja symboliczna, taka jaką ja miałem. Wystarczy sam dar pewności. Jeśli człowiek będzie się modlił o paruzję to otrzyma pewność, że będzie szczęście i dobro na świecie. Zaś pewność istnienia paruzji jest ogromną siłą pocieszenia, daną od samego Boga.

Przeżycie paruzji jest też bardzo twórcze. Ustawia człowieka i umacnia jego wiarę. Człowiek mając pewność paruzji patrzy inaczej na zło. Widzi je jako zło, ale ono jest już w jego świadomości pokonane. Czyli człowiek współczesny wierzący w paruzję widzi, że zło nie jest już siłą, której nie można pokonać, ale wierzy, że w miejsce zła przyjdzie niewyobrażalne boskie szczęście całej ludzkości, ład i sprawiedliwość.

Wiara w paruzję to dar Boży, dlatego daje spokój — spokój boski. Człowiek może być nadal nerwowy, zmienny, czy depresyjny, ale w głębi duszy będzie spokojny. Głębia ducha ludzkiego jest niezależna od nerwów.

Czy wiara w paruzję daje siłę, żeby przetrwać?

W razie kryzysu można po nią sięgnąć. Ale wiara w paruzję nie jest na powierzchni tak, jak wiara w istnienie Boga — o tym się wie, że Bóg istnieje. Natomiast wiara w paruzję jest skryta w planach bożych. Nawet Chrystus nie wie, kiedy będzie paruzja. Tylko Ojciec Niebieski będzie o tym wiedział.

A jak się mamy modlić o paruzję?

Marana tha — Przyjdź Panie Jezu. To ostatnie słowa Apokalipsy św. Jana. Odpowiedź brzmi: Przyjdę niebawem…

Mówi Ojciec, że Pan Bóg nas zaskoczy? A może jednak łagodnie przygotuje za nim przyjdzie nas sądzić?

Sam fakt paruzji, jak wynika z tekstu Pisma świętego, będzie raczej nagły. W Biblii zawarte jest wyraźne ostrzeżenie: Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godziny. Ten, kto jest w polu niech nie wraca po płaszcz.

Ale kiedyś Ojciec mi mówił, że Pan Bóg lubi przychodzić w ciszy.

Tak, ale nie zawsze. Stąd wynika potrzeba skupienia.

Nie rozumiem, przecież skupienie to cisza. Jakie więc będzie to powtórne przyjście? W ciszy, czy w nagłości?

Może być nagle w ciszy — w ciszy modlitewnej. Cisza nie przeszkadza nagłości. Przeciwnie, wydaje mi się, że cisza przygotowuje do nagłości. Jeśli jestem sfrustrowany, myślę o tysiącach rzeczy, to wtedy nie jestem przygotowany do czegoś nagłego. Jeśli zaś jestem skupiony i wyciszony, to wtedy nagłość mnie nie zaskoczy. Cisza, a raczej skupienie przygotowuje mnie do nagłości. To jest bardzo ciekawa myśl: czy cisza przeszkadza nagłości, czy sprzyja? Myślę, że sprzyja. Bo to cisza skupienia, która nas odrywa od doczesności. W tej chwili jestem skupiony i to może być bardzo podatny czas…

Czyli może w tym jest jakiś klucz, że paruzja będzie wtedy, kiedy świat się wyciszy?

Czy jest możliwe, żeby świat się wyciszył? Chyba nie. Spekulacje tutaj nie mają sensu. Warto skupić się w myślach na paruzji i potraktować to jako ćwiczenie w medytacji: „Paruzja jest pewna… Kiedy?… Nie wiem… W tej chwili nie wiem…”.

W Apokalipsie św. Jana jest taka wskazówka, żebyśmy obserwowali drzewo figowe. I ten opis sugeruje, że paruzja będzie bliska wtedy, kiedy dobre owoce zaczną dojrzewać. Jak Ojciec zinterpretuje ten fragment?

Powiem szczerze, że nie wiem… W Apokalipsie jest też bardzo wyraźnie powiedziane o klęskach, które poprzedzą paruzję. Jak te dwa fragmenty pogodzić? Trzeba zapytać dobrego biblistę… Ale próbowałbym to zrozumieć tak, że przy końcu świata może będzie liczna elita ludzi wybranych. I ze względu na nich, na owoce dobra, zostanie skrócone cierpienie i mniej będzie katastrof poprzedzających paruzję — to jest powiedziane w innym miejscu.

W sumie, to szukamy teraz ludzkich, jasnych pojęć, a to jest ciemność wiary, w którą trzeba wejść z miłością. Dyskusja nigdy nie rozwiąże tajemnicy, tylko doprowadzi do frustracji.

Czy oczekiwanie na przyjście Pana może pogłębić relacje z Panem Bogiem?

Na pewno, bardzo. W relacji z Bogiem jest podobnie jak w relacji małżeńskiej. Wyobraźmy sobie taką historię: mąż wyjechał do Ameryki zarobić na dom. Żona przestaje oczekiwać jego powrotu, nie myśli o nim, nie dzwoni. Stwarza się między nimi dystans. Natomiast, jeżeli żona codziennie czeka na telefon od męża, mimo upływu czasu, to pogłębia stale swoją więź z mężem. Podobnie jest z Panem Bogiem. Oczekiwanie na Jego powtórne przyjście, pogłębia relację. Oczekujmy przyjścia Pana, ale bardzo spokojnie. Na pewności paruzji spoczywa mój spokój, bardzo głęboki.

A może Pan Bóg specjalnie będzie nas trzymał w napięciu, żeby się pogłębiła wiara?

Napięcia co do paruzji nie ma zupełnie i nie będzie. Nie wiem czy w Krakowie znalazłabyś choć jednego człowieka, który byłby spięty czekaniem na Pana Boga… Nawet wśród zakonników myślę, że nie ma takiego. Ja też do czasu widzenia, nigdy nie myślałem o paruzji, chociaż interesowały mnie opisy zawarte w Piśmie Świętym.

Skąd bierze się w ludziach potrzeba poznania daty paruzji? Skąd te pomysły, że koniec świata będzie na przykład w roku 2012?

Tajemnice Boga podlegają niestety sfałszowaniu. Myślę, że potrzeba zwycięstwa dobra nad złem jest zawsze obecna, dlatego objawia się czasem w sposób fałszywy. Wiem, że jednym z najważniejszych zadań życia wewnętrznego jest umiejętność rozróżniania fałszywek, które są dość częste. W swoim życiu nie raz udało mi się nabrać na coś, co było genialnie podrobione — bo diabeł nie jest głupi, czasami udaje głupiego, ale staje się też bardzo inteligenty. Ludzie niby pragną zwycięstwa dobra nad złem, więc wyznacza się datę paruzji — przecież było już coś takiego, że tłum zgromadził się na szczycie góry w białych sukniach. Ale fałszywka nie spełnia się i wtedy następuje załamanie wiary. Myślę, że jeżeli ktoś chce poznać dokładną definicję końca świata i poznać datę, to z Panem Bogiem się nie dogada. Pan Bóg owszem, daje człowiekowi dokładne rozporządzenia, takie, jak na przykład dał Mojżeszowi na górze Horeb — dokładny opis Tabernakulum w szczególikach. Ale wtedy Panu Bogu chodziło o kult i formację Izraela. Natomiast, jeśli indywidualnie chcemy się czegoś od Pana Boga dowiedzieć, to nawet nie powinniśmy pytać Go, tylko możemy prosić, żeby objawił swoją wolę przez natchnienie, przez księdza, przez znajomego…

Mnie osobiście wiele rzeczy uświadomili ludzie świeccy. Przypadkiem, coś nagle powiedzieli i to była prawda. Dzisiaj miałem telefon, dzwoni kobieta i mówi, że moje książki są dla niej modlitwą. Świecka kobieta! Duchowny by tego nie powiedział, kobieta tak. Jej zdaniem są one pisane w sposób modlitewny, to jest prawda. Ludzie, którzy są przeformowani pojęciowo, myślę, że nie są w stanie bezpośrednio odczytać wiadomości tego typu. Wszystko klasyfikują starannie i dokładnie, ale to ich zamyka na niespodziewane światło Boga, bo nie potrafią go zmieścić, w żadnym rozdziale podręcznika do teologii. Pan Bóg mówi o czymś, zgodnie z dekalogiem, bo sam go podyktował, ale mówi czasami poza wszelkimi układami ludzkimi, mówi nagle. I to jest zaskakujące, ale prawda wtedy uderza. Instynkt prawdy wydaje się być dość częsty u ludu bożego. Spotykam się z nim u zupełnie prostych ludzi — żonatych, mających dzieci. U księży raczej nie spotkałem się z nim, choć może niektórzy mają taki wyraźny instynkt prawdy w sobie. Jest takie przekonanie w teologii, że Duch Święty jest w ludzie bożym. Owszem w tym ludzie jest też pijaczyna i morderca, ale Duch święty jest ponad tym. A czy jest wśród duchowieństwa? Oby, ale wydaje się być mniej czytelny w duchowieństwie zakonnym czy diecezjalnym, niż u świeckich.

Ale to przecież księża powinni być tym czytelnym znakiem Boga.

Niestety nie są. Znam bardzo świętobliwych i pracowitych kapłanów, modlących się, ale oni nie są podatni na nagłe przyjęcie światła bożego. Są zbytnio uporządkowani. Ja osobiście nie mam żadnego porządku dnia, bo nie widzę, nie słyszę, wobec tego nie chodzę do chóru na modlitwy, czy liturgię godzin. Na Mszy świętej słucham tylko mszału i dużo mnie to nauczyło. Słuchając tekstów z mszału, często otrzymuję odpowiedzi na różne pytania. Ale może przez to, że nie jestem czynny i mam dużo wolnego czasu, łatwiej widzę światło — mimo moich wszelkich braków. To samo dotyczy ludzi świeckich. Wiara u nich jest głęboka. Chodzą do kościoła, do spowiedzi, ale nie są zorganizowani wobec Pana Boga, i nie mają ustawionego planu. Pan Bóg zwykle działa ponad plan, w sposób zaskakujący. Wybory Boga są nie do przewidzenia, chociażby opisany w Biblii wybór króla Dawida. Nagle przychodzi światło, które poucza człowieka i nie można ustalić, że będzie to o piątej czy szóstej godzinie. Zakonnicy zwykle mają medytację o określonym czasie. Nic się wtedy specjalnego nie dzieje. Owszem, wszystko jest poprawne, ale to co Pan Bóg chce powiedzieć nagle, istnieje poza wszystkim. Czasem światło przychodzi do mnie na Mszy świętej, bo tam jest sprawowana ofiara Syna Bożego. Ale nie koniecznie, bo czasem przyjdzie w najmniej oczekiwanych sytuacjach życiowych. Pan Bóg daje wtedy poczucie absolutnej prawdy, tym bardziej, kiedy otoczenie tego przeżycia jest zwyczajne, na przykład podczas obiadu. Pan Bóg nie ogranicza się do rozkładu zajęć klasztoru czy plebani, owszem uznaje ten układ, ale w razie potrzeby go przekracza. To jest tajemnica bożego działania. Zgodnie z prawdą, z Dekalogiem, z zarządzeniami w Kościele. Jednak Pana Boga nie mogą żadne kategorie uchwycić. To co mówi, tak, ale Jego samego, nie. Bóg przekracza wszelkie możliwe kategorie myślowe. Mistrz Eckhart bardzo dobrze wyczuwa Pana Boga i dobrze do niego podchodzi — negatywnie. Paradoksalnie, często więcej się wie o Panu Bogu, przez to, że się nic nie wie. W tej chwili, kiedy mówię, to czuję absolutną pewność paruzji i czuję, że to co mówię, ma być powiedziane.


Czy kult Miłosierdzia Bożego jest znakiem zbliżającego się końca świata?

Wydaje mi się, że tak. Można sobie to tak, trochę po ludzku wyobrazić, że jest to ostatnia próba. Jedna siostrzyczka z drugiego chóru [św. Faustyna], gruźliczka, słabo pisząca po polsku, jest narzędziem w rękach Boga. Ona krzewi miłosierdzie, które cieszy się wielkim powodzeniem. Do krakowskiego sanktuarium w Łagiewnikach od lat przybywają tłumy. Ale czy miłosierdzie zwycięży nad złem? Chyba nie. Dlatego przyjdzie czas na sprawiedliwość. Miłosierdzie ma nas przygotować, jak pisze św. siostra Faustyna, na drugie przyjście Chrystusa. Aktem wolnej woli człowiek może poddać się Bożemu Miłosierdziu. Ale ilu ludzi to robi?…

Uważa Ojciec, że miłosierdzie nie wygra ze złem?

To zależy od naszej wolnej woli. Człowiek musi przyjąć miłosierdzie. Nawet w teologii moralnej, spowiednicy podkreślają, że jeśli ktoś umierając, odrzuca Miłosierdzie Boże, to nie zostanie zbawiony. Czy tak jest na pewno, tego nie wiemy. Może prorocy to wiedzą.

Tłumy w Łagiewnikach są bardzo pocieszające, ale to kropla w morzu potrzeb. Czy ta kropla uratuje świat? To jest możliwe. Przypominają mi się ciągle sławne targi Abrahama z Panem Bogiem, to wspaniała scena biblijna. Piękny dialog między człowiekiem a Stwórcą: Abraham pyta Boga, czy jak będzie trzydziestu sprawiedliwych, zniszczy Sodomę i Gomorę? Bóg odpowiada, że dopóki będą sprawiedliwi, nie zniszczy. Może właśnie ci ludzie, którzy przyjeżdżają do krakowskich Łagiewnik, pełnią taką funkcję? Może św. Faustyna oddala gromy gniewu Bożego?…

W życiu kontemplacyjnym można doświadczyć przeżycia niesamowitej łagodności Boga. Ale zaraz po nim, następuje widzenie grozy Boga. Ona jest straszliwa. Mówi się, że ktoś, kto by widział tu na ziemi Boga twarzą w twarz, umarłby. Bóg jednak dopuszcza inne widzenie tu na ziemi, ono nie jest jeszcze bezpośrednie. To nie jest widzenie twarzą w twarz. To jest widzenie grozy, która jednocześnie jest niesamowicie łagodna: Baranek Boży, który gładzi grzechy świata… Pewien chłopiec zdradził mi swoją myśl, uważa, że Pan Jezus wszystkich gładzi, czyli głaszcze. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”… Ale ten Baranek jest wszechmocny i bardzo groźny. Jeśli odrzucimy Baranka, to będzie groza.

Groza?! Przecież Miłosierdzie Boże nie zna granic.

Granicą miłosierdzia jest poniekąd wolna wola każdego z nas. Pan Bóg nie wymusi na nikim swojego miłosierdzia. On je tylko proponuje. Tłumom, które przybywają do Łagiewnik proponuje się spowiedź i miłosierdzie. Ale jeśli ktoś powie nie, to Bóg na nim niczego nie wymusi. Co będzie w ostatniej minucie życia, tego nikt nie wie. Jedno jest pewne, gniew Boży jest nieubłagany, konkretny, straszliwy, a miłosierdzie Boże jest bardzo łagodne. Ludzie sobie myślą, że Pan Bóg jest cały czas taki sam, że nie ma gniewu Bożego, nie ma Bożej sprawiedliwości, że jest tylko miłosierdzie. Bardzo się mylą.

Mówi się, że piekła już nie ma, bo Bóg objawił swoje miłosierdzie.

Jest nawet taki teolog w Lublinie, który twierdzi, że piekła nie ma — nazwiska nie wypowiem, bo nie wypada — ale publicznie to głosi. Mówi, że piekło jest puste, bo tak wielkie jest miłosierdzie Boże. To jednak niemożliwe, żeby największy łobuz wbrew swojej woli został nawrócony. Jeżeli ktoś nie chce być nawrócony, bo nie wierzy w Boga, to Bóg go na siłę nie zbawi. Bóg bardzo szanuje wolną wolę człowieka. Przykład mamy już w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju. Miłosierdzie Boże nie będzie narzucone, ono jest tylko proponowane. Sprawiedliwość zaś, będzie narzucona i stanie się nagle. Ale przyjmując miłosierdzie, trzeba mu też zaufać, a wtedy wszystko będzie w porządku. Zaufać i przestać grzeszyć.

Albo grzeszyć mniej…

Zaufać Miłosierdziu Bożemu i dalej grzeszyć to byłoby nadużycie, bardzo groźne.

Jakie może mieć konsekwencje?

Sądzę, że odrzucenie miłosierdzia kończy się piekłem. Ale kto jest, kto nie jest w piekle, tego nie wiemy. Z wizji opisanych przez mistyków wynika, że piekło nie jest puste.

Tutaj dotykamy tematu uczuciowości Boga. Osobiście uważam, że z tymi uczuciami u Boga to jest bardzo dziwna sprawa. Pan Bóg jest Absolutem. Jemu nie przypisuje się życia uczuciowego, ale przecież uczuciowe życie miał Chrystus: zapłakał nad Łazarzem, był wzruszony postawą Marii Magdaleny. W Starym Testamencie Bóg również mówi o sobie, że się wzruszył. I uczucia są tam bardzo częste. Ostrzega przecież Izraelitów, że się na nich rozgniewa. Czasami się na nich obraża — mówiąc na przykład pod górą Horeb, że dalej z nimi nie pójdzie. Później daje się przekonać Izraelitom i idzie dalej. To wszystko jest oczywiście taką antropomorficzną wizja Boga, ale jednak objawioną.

W Biblii jest więcej takich opisów, których Absolutowi nie powinno się przypisywać. Mój ulubiony fragment Psalmu 17, przepiękny:

Strzeż mnie, jak źrenica oka;
w cieniu twych skrzydeł mnie ukryj

Według Psalmisty Pan Bóg ma skrzydła, pod którymi ktoś może się schować, a przecież Absolut nie może mieć skrzydeł. Podobnie jest z Aniołami. Duch nie ma żadnych skrzydeł, tylko my tak sobie to wszystko wyobrażamy, bo Pan Bóg objawił się jako istota, pod której skrzydłami może schronić się wystraszony Izraelita, jak również każdy z nas. Pan Bóg jest tą źrenicą oka na sposób Absolutu, ale nie uczuciowo. On nie współczuje, bo Absolut nie ma współczucia, ale na kartach Biblii wchodzi w rolę istoty, która ma uczucia. I czyni to nawet jeszcze przed wcieleniem Syna Bożego.

Przypominają mi się znowu targi Abrahama z Panem Bogiem o Sodomę i Gomorę. Pamiętam, jak w oparciu o tę scenę, przekonałem kiedyś jednego protestanta, że Pana Boga można po ludzku skłonić do zmiany decyzji. Abraham targował się z Panem Bogiem i Pan Bóg ustąpił. Mimo, iż jest cały czas Absolutem Niezmiennym, to pragnie intymności i relacji z człowiekiem. Ale na pewno Pana Boga nie można zamknąć w uczuciowości, bo to byłaby dewocja.

Myślę, że Pan Bóg najbardziej pragnie wiary, a wiara to ogromna siła. Syn Boży mówi: Gdybyście mieli, wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej górze rzuć się w morze, a stałoby się tak. Wiara ma kolosalną siłę. Wiarą można z Panem Bogiem bardzo wiele utargować — z własnego doświadczenia wiem, że jak z wiarą się o coś prosi, to Pan Bóg wysłucha, choć nie zawsze i nie wszystko.

Dzisiaj wiara na Zachodzie Europy zanika, stała się bardzo obrzędowa. Dlatego boję się, żeby u nas nie była obecna tylko wiara w obrzędowość Mszy św., zamiast w tajemnicę, w której ofiaruję mękę Syna Bożego Ojcu Przedwiecznemu za nasze grzechy.

opoka.org/Fronda.pl


Aby Matka Boża była coraz bardziej znana, miłowana i uwielbiana!

„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń.

Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.

(św. Josemaria Escriva do Balaguer)

A rosary is used for prayers and meditations.
fot.wiseGeek

*****

INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA

NA MIESIĄC GRUDZIEŃ 2024

Intencja papieska:

*Módlmy się, aby nadchodzący jubileusz umocnił nas w wierze, pomógł nam lepiej poznać Chrystusa Zmartwychwstałego w naszym życiu i przemienił nas w pielgrzymów chrześcijańskiej nadziei.

więcej informacji – Vaticannews.va: papieska intencja


Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Glasgow:

* za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.  

* za papieża Franciszka, aby Duch Święty prowadził go, a św. Michał Archanioł strzegł.

*  Panie Boże Nieskończonego Miłosierdzia, jesteśmy pełni wdzięczności za dar życia w Twoim Świętym Kościele. Świadomi własnej niemocy prosimy o łaskę wzrostu Twojej Miłości w naszych poranionych sercach, bo pragniemy na nowo przeżywać Tajemnice naszej Świętej Wiary w kolejnym kręgu czasu. Niech Adwentowa Świeca, oznaczająca Ciebie Najświętsza Boża Rodzicielko, rozświetla nasze ciemności: “Rorate caeli, desuper et nubes pluant justum” – “Spuśćcie rosę niebiosa i obłoki niech wyleją Sprawiedliwego”.


Intencja dodatkowa dla Róży Matki Bożej Częstochowskiej (II),

św. Moniki i bł. Pauliny Jaricot: 

* Rozważając drogi zbawienia w Tajemnicach Różańca Świętego prosimy Bożą Matkę, aby wypraszała u Syna swego a Pana naszego Jezusa Chrystusa właściwe drogi życia dla naszych dzieci.

*****

Od 1 grudnia modlimy się kolejnymi Tajemnicami Różańca Świętego i w nowych intencjach, które otrzymaliście na maila 30 listopada z adresu e-rozaniec@kosciol.org (jeśli ktoś z Was nie dostał maila na ten miesiąc, proszę o kontakt z Zelatorem Róży, albo na adres rozaniec@kosciolwszkocji.org)


Obecnie mamy 19 Róż Żywego Różańca, choć mieliśmy do niedawna 21. Dlatego bardzo serdecznie zachęcamy chętnych, aby zechcieli dołączyć się do Żywego Różańca. Módlmy się też w tej intencji, aby dotąd nieprzekonani mogli się przekonać jak skuteczną i tym samym jak bardzo potrzebną jest dziś modlitwa różańcowa.


WSPÓLNOTA ŻYWEGO RÓŻAŃCA W TEGOROCZNYM ADWENCIE ORGANIZUJE ZBIÓRKĘ NA CELE PRO-LIFE

***

***

POMÓŻ RATOWAĆ ŻYCIE OD POCZĘCIA

***


I CZWARTEK MIESIĄCA – 5 GRUDNIA

KAPLICA IZBA JEZUSA MIŁOSIERNEGO

19.00 MSZA ŚW.

PO MSZY ŚW. – GODZINA ŚWIĘTA


I PIĄTEK MIESIĄCA – 6 GRUDNIA

SALKA PRZY KOŚCIELE ŚW. PIOTRA – ST PETER’S HALL

18.00 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU W INTENCJI ZADOŚĆUCZYNIENIA ZA GRZECHY NASZE I CAŁEGO ŚWIATA.

W TYM CZASIE JEST MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.

19.00 MSZA ŚW.


I SOBOTA MIESIĄCA – 7 GRUDNIA

OD GODZ. 17.00 MOŻLIWOŚĆ SPOWIEDZI ŚW.

GODZ. 18.00 – WIGILIJNA MSZA ŚW. Z II NIEDZIELI ADWENTU

PO MSZY ŚW. NABOŻEŃSTWO WYNAGRADZAJĄCE ZA ZNIEWAGI I BLUŹNIERSTWA PRZECIWKO NIEPOKALANEMU SERCU NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY


Kościelne święta nakazane w 2025 roku

Sample

fot. Piotr Tumidajski

***

Kodeks Prawa Kanonicznego zobowiązuje katolików do uczestnictwa w Mszy świętej i powstrzymywania się od prac niekoniecznych w niedzielę oraz święta nakazane. Czym są święta nakazane? W jakie dni wypadają one w 2025 roku?

Część świąt i uroczystości kościelnych ma stałe daty. Co roku BOŻE NARODZENIE obchodzimy 25 grudnia. Daty części świąt i uroczystości są ruchome – tak w przypadku m.in. WIELKANOCY, czy Uroczystości ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO. Poniżej jest lista, w której wypisane są kościelne święta nakazane 2025 roku.

Kościelne święta, w których należy uczestniczyć we Mszy św.:

1 stycznia (środa) – Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki

6 stycznia (poniedziałek) – Uroczystość Objawienia Pańskiego (Trzech Króli)

20 kwietnia (niedziela) – Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego (Wielkanoc)

1 czerwca (niedziela) – Wniebowstąpienie Pańskie

8 czerwca (niedziela) – Uroczystość Zesłania Ducha Świętego (Zielone Świątki)

19 czerwca (czwartek) – Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej (Boże Ciało)

15 sierpnia (piątek) – Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

1 listopada (sobota) – Uroczystość Wszystkich Świętych

25 grudnia (czwartek) – Uroczystość Narodzenia Pańskiego (Boże Narodzenie)

Inne ważne święta w Liturgii Kościoła w 2025 roku:

Kościelne święta nakazane to niejedyne święta i uroczystości w roku liturgicznym. W dni, w które przypadają inne ważne święta kościelne wierni nie mają obowiązku uczestniczenia we Mszy świętej i powstrzymywania się od prac niekoniecznych. Kościół zachęca jednak, aby, gdy jest to możliwe, również i wtedy uczestniczyć w liturgii:

2 lutego (niedziela) – Święto Ofiarowania Pańskiego (Matki Boskiej Gromnicznej)

19 marca (środa) – Uroczystość świętego Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny

25 marca (wtorek) – Uroczystość Zwiastowania Pańskiego

21 kwietnia (poniedziałek) – Poniedziałek Wielkanocny

9 czerwca (poniedziałek) – Święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła

29 czerwca (niedziela) – Uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła

30 listopada – I Niedziela Adwentu

8 grudnia (poniedziałek) – Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny

26 grudnia (piątek) – Święto świętego Szczepana, pierwszego męczennika



BARDZO ZACHĘCAM, ABY PRZECZYTAĆ I DOBRZE ZAPAMIĘTAĆ SŁOWA ŚWIĘTEGO OJCA PIO NA TEMAT MSZY ŚWIĘTEJ

fot. youtube

***

Ojciec Pio MSZĘ ŚWIĘTĄ nazwał „przerażającą tajemnicą”. Zapewne z tego powodu trwała ona nawet kilka godzin.

Na zarzuty, że celebruje ten sakrament zbyt długo, odpowiadał: „Pan wie, że chcę odprawiać mszę świętą tak, jak inni to czynią, ale nie zawsze potrafię. Są takie chwile, że nie mogę iść naprzód. Czuję, że upadłbym, gdybym się nie zatrzymał”. Doskonale rozumiał ogromną wagę Eucharystii.

Dlatego te myśli o Eucharystii trzeba zapamiętać na zawsze:

1. Pan Bóg w Eucharystii składa nam pocałunki miłości. Zatem przyjmujmy z wielką wiarą i miłością Komunię Świętą. 

2. W tych tak smutnych czasach śmierci wiary, triumfującej bezbożności, najbezpieczniejszym środkiem uchronienia się przed chorobą zakaźną, która nas otacza, jest wzmacnianie się pokarmem eucharystycznym. Rzeczą oczywistą jest, że nie może się nim wzmocnić ten, kto miesiącami nie karmi się ciałem nieskalanego Baranka Bożego.

3. Każda Msza święta, w której dobrze i pobożnie się uczestniczy, jest przyczyną cudownych działań w naszej duszy, obfitych łask duchowych i materialnych, których my sami nawet nie znamy. Dla osiągnięcia takiego celu nie marnuj bezowocnie twego skarbu, ale go wykorzystaj. Wyjdź z domu i uczestnicz we Mszy Świętej. Świat mógłby istnieć nawet bez słońca, ale nie może istnieć bez Mszy świętej

4. Póki nie jesteśmy pewni, że nasze sumienie jest obciążone ciężką winą nie należy zaprzestawać przyjmowania Komunii świętej.

5. Niegodni Jezusa jesteśmy wszyscy, ale to On nas zaprasza. On tego chce. Upokorzmy się przed Nim! 

6. Przed Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie wzbudzaj święte uczucia, rozmawiaj z Nim, módl się i trwaj w Objęciach Umiłowanego. 

7. Jak mogę nosić w mym małym sercu Nieskończonego? Jak mogę zamykać Boga w małej celi mej duszy? Moja dusza napełnia się w bólu i miłości. Napełnia mnie trwoga, że nie zdołam zatrzymać Go w wąskiej przestrzeni mego serca. 


„Widział Pana Jezusa w Hostii. To było coś nieprawdopodobnego!”. Ojciec Pio i Eucharystia.

fot. Fair use/Wikipedia

***

Ojciec Pio doskonale rozumiał istotę i wartość Eucharystii. “Świat mógłby istnieć nawet bez słońca, ale nie może istnieć bez Mszy świętej” – mówił.

Przez ponad 58 lat ojciec Pio codziennie uczestniczył w Eucharystii łącząc się duchowo z Chrystusem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. Eucharystia była dla niego – jak przypomniał Jan Paweł II podczas swego pobytu w San Giovanni Rotondo w dniu 23 maja 1987 roku – źródłem i szczytem, punktem oparcia oraz ośrodkiem całego życia i działania. Święty we Mszy św. widział całą Kalwarię, przeżywał ją jako wstrząsającą tajemnicę Męki Pańskiej.

Ojciec Pio doskonale rozumiał znaczenie Mszy świętej, dlatego nazwał ją przerażającą tajemnicą. Zapewne z tego powodu trwała ona nawet do trzech godzin! Na zarzuty, że celebruje ten sakrament zbyt długo, odpowiadał: „Pan wie, że chcę odprawiać Mszę świętą tak, jak inni to czynią, ale nie zawsze potrafię. Są takie chwile, że nie mogę iść naprzód. Czuję, że upadłbym, gdybym się nie zatrzymał”.

„Widziałem i przeżywałem – dzięki Ojcu Pio – niebo przy ołtarzu”

Ojciec Jerzy Tomziński, przełożony generalny Zgromadzenia Ojców Paulinów, uczestniczył we Mszy św. odprawianej przez o. Pio, 21 września 1962 roku. I wspomina, że to, co najbardziej wtedy przeżył, to moment konsekracji: „Ojciec Pio zachowywał się tak, jakby widział Chrystusa. Oparł się na ołtarzu, ręce położył tak, jakby obejmował krzyż, i patrzył na Hostię. On widział Pana Jezusa, że cierpi, że umiera. Widział Go w Hostii – to się ujawniło w jego twarzy. To było coś nieprawdopodobnego… Nie widziałem kapłana celebrującego, ale Mękę Pana Jezusa na Golgocie. Widziałem, Pan Jezus cierpi i umiera, że krew się leje. Widziałem i przeżywałem, dzięki Ojcu Pio – niebo przy ołtarzu”.

„Gdy jestem przy ołtarzu, czuję niekiedy dziwny ogień, który wypełnia całą moją osobę”

Ojciec Pio bardzo pragnął Eucharystii. Tak napisał w jednym z listów: „Miałbym wiele rzeczy do powiedzenia, lecz brakuje mi słów. Powiem tylko tyle, że uderzenia mojego serca stają się mocniejsze, gdy przebywam z Jezusem w Eucharystii. Nieraz wydaje mi się, że serce chciałoby mi wyskoczyć z piersi. Gdy jestem przy ołtarzu, czuję niekiedy dziwny ogień, który wypełnia całą moją osobę, niestety, nie jestem w stanie opisać go słowami”. Pytany zaś, co zawiera się w odprawianej przez niego Mszy św., odpowiadał, że cała Kalwaria.

Ksiądz Nello Castello zanotował niezwykłe wyznanie Świętego: „W czasie Mszy przeżywam trzy godziny agonii na krzyżu”. Włoski mistyk rozpoczynając Eucharystię otrzymywał łaskę widzenia całej ziemi i nieba, a nie tylko przenikania sumień pojedynczych osób – co działo się przy kratkach konfesjonału. Gdy przystępował do ołtarza, jego każdy krok naznaczony był cierpieniem i wydawało się że wstępował na Kalwarię. Już w chwili wypowiadania „Spowiadam się”… skupiał na ołtarzu grzechy świata, brał na siebie przewinienia wszystkich. Jego twarz przyjmowała wyraz całkowitego wyniszczenia. – Wyrok na grzesznika spada na mnie – mówił.

„Gdybym któregoś dnia został pozbawiony Komunii świętej – umarłbym”

Podczas Liturgii Słowa Święty często nie mógł powstrzymać łez. Nie tylko dlatego, że tak intensywnie przeżywał każde słowo, lecz również dlatego, że przepełniała go wdzięczność dla Boga, który zechciał przemówić do ludzi. Ofiarowanie było dla niego oczekiwaniem na przemienienie zwykłego chleba w „Chleb z nieba”To było oczekiwanie „na wschód Słońca”. Podczas konsekracji dokonywało się – jak mawiał Ojciec Pio – „nowe cudowne zniszczenie i stworzenie”. Zniszczenie i stworzenie, czyli tajemnica ofiary Ukrzyżowanego, który ponosi haniebną śmierć „zaliczonego do złoczyńców”, aby stać się Eucharystią dla milionów.

Gdy Ojciec Pio wymawiał słowa konsekracji: „To jest Ciało moje…, To jest kielich Krwi mojej”, a słowa te wypowiadał bardzo wolno, sylabizował je, to rzeczywiście uczestniczył w tragedii Golgoty. Chrystus wyciskał na nim to, co sam przeżywał: miłość, cierpienie, śmierć… Jego Msza święta była całą Męką Zbawiciela, a uczestniczący w niej wierni stawali się częścią grupy osób modlących się na Kalwarii. Wreszcie nadchodził czas zjednoczenia. Komunia święta! Na ten moment Ojciec Pio bardzo czekał. Kiedyś powiedział: „Gdybym któregoś dnia został pozbawiony Komunii świętej – umarłbym”.

„Nie marnuj bezowocnie twego skarbu, ale go wykorzystaj”

Uczestnicząc w Eucharystii warto mieć w pamięci słowa mistyka: „Każda Msza święta, w której dobrze i pobożnie się uczestniczy, jest przyczyną cudownych działań w naszej duszy, obfitych łask duchowych i materialnych, których my sami nawet nie znamy. Dla osiągnięcia takiego celu nie marnuj bezowocnie twego skarbu, ale go wykorzystaj. Wyjdź z domu i uczestnicz we Mszy Świętej. Świat mógłby istnieć nawet bez słońca, ale nie może istnieć bez Mszy świętej”.

KAI,opoka.org,adonai.pl,glosojcapio.pl,zś/Stacja7


Nigdy nie odchodziłbym od ołtarza

O. PIO (PUBLIC DOMAIN/WIKIMEDIA COMMONS)

***

„Ten pokorny kapucyn zadziwił świat swym życiem całkowicie poświęconym modlitwie i słuchaniu braci, na których cierpienie wylewał balsam miłości Chrystusa” – powiedział papież Franciszek nawiedzając miejsce, w którym podczas modlitwy w chórze zakonnym przed krucyfiksem 20 września 1918 roku, o. Pio otrzymał stygmaty. Lekarze obliczyli, badając go wielokrotnie, że z tych ran w ciągu 50 lat wypłynęło 3 400 litrów krwi. Rany krwawiły szczególnie podczas sprawowania Mszy świętej.

Cała Kalwaria w jego Mszy

21 września 1962 roku o. Jerzy Tomziński, przełożony generalny Zgromadzenia Ojców Paulinów, uczestniczył we Mszy św. odprawianej przez o. Pio. Swoje doświadczenie, szczególnie moment konsekracji tak opisał: „Ojciec Pio zachowywał się tak, jakby widział Chrystusa. Oparł się na ołtarzu, ręce położył tak, jakby obejmował krzyż, i patrzył na Hostię. On widział Pana Jezusa, że cierpi, że umiera. Widział Go w Hostii, to się ujawniło w jego twarzy. To było coś nieprawdopodobnego… Nie widziałem kapłana celebrującego, ale Mękę Pana Jezusa na Golgocie. Widziałem, jak Pan Jezus cierpi i umiera, że krew się leje. Widziałem i przeżywałem, dzięki Ojcu Pio, niebo przy ołtarzu”. Podobne wrażenia zanotował o. Bernardo Romagnoli: „Kiedy po raz pierwszy uczestniczyłem we Mszy św. odprawianej przez o. Pio, w momencie konsekracji zauważyłem na jego twarzy pewne ruchy i skurcze, które wtedy wydały mi się trochę dziwne, ale później zrozumiałem, że przeżywał on w tej chwili mękę Ukrzyżowanego. Rzeczywiście, było to widoczne, że podczas Mszy św. Ojciec Pio przeżywał na nowo mękę Jezusa, ofiarę miłości i cierpienia”.

Takie przeżywanie Eucharystii nie powinno dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak bardzo Ojciec Pio jej pragnął. Tak napisał w jednym z listów: „Miałbym wiele rzeczy do powiedzenia, lecz brakuje mi słów. Powiem tylko tyle, że uderzenia mojego serca stają się mocniejsze, gdy przebywam z Jezusem w Eucharystii. Nieraz wydaje mi się, że serce chciałoby mi wyskoczyć z piersi. Gdy jestem przy ołtarzu, czuję niekiedy dziwny ogień, który wypełnia całą moją osobę, niestety, nie jestem w stanie opisać go słowami”. Pytany zaś, co zawiera się w odprawianej przez niego Mszy św., odpowiadał, że cała Kalwaria.

Wprowadzał wszystkich
w inny wymiar

Znana pisarka Maria Winowska, która żyjąc w Paryżu napisała kilka książek, między innymi o Bożym Miłosierdziu. Przetłumaczyła na język francuski “Dzienniczek” św. siostry Faustyny. Również jest jej książka o stygmatyku z San Giovanni Rotondo pod tytułem: „Prawdziwe oblicze Ojca Pio”, w której opisuje Mszę św. odprawianą przez niego. Oto jej świadectwo: „Twarz jego przeobraża się, gdy stanął u stopni ołtarza. Nie trzeba być mędrcem, żeby zrozumieć, że znalazł się w świecie dla nas niedostępnym. Nagle pojmuję, dlaczego Msza odprawiana przez niego przyciąga tłumy, dlaczego je przykuwa i podbija. Od pierwszej chwili jesteśmy raptownie wciągnięci w głąb tajemnicy. Jak niewidomi otaczający widzącego. Jesteśmy bowiem ślepcami, przebywającymi za granicami rzeczywistości. To właśnie jest posłannictwem mistyków. Oni przywołują do życia nasze wewnętrzne oczy, które uległy zanikowi, oczy przeznaczone do oglądania olśniewającej jasności, nieporównywalnie potężniejszej od światła widzialnego okiem śmiertelnika… Od siebie mogę powiedzieć, że w San Giovanni Rotondo okryłam w ofierze Mszy świętej otchłanie miłości i światła, przedtem zaledwie dostrzegalne. Ten moment jest bardzo ważny… Jego zadaniem nie jest robienie «czego innego», ani też «lepiej niż inni», ale uprzystępnienie nam zrozumienia, przeżycia i wchłonięcia w siebie tej jedynej w świecie ofiary, jaką jest Msza święta… Bo trzeba być ślepym, żeby nie wiedzieć, że człowiek, który przystąpił do tego ołtarza, cierpi. Jego krok jest ciężki i chwiejny. Niełatwo jest stąpać na przebitych stopach. Ramiona ciężko się opierają na ołtarzu, gdy go całuje. Zachowuje się jak ranny w ręce, zmuszony do oszczędzania każdego ruchu. Wreszcie, uniósłszy głowę, wpatruje się w krzyż. Mimo woli odwracam oczy, jak gdyby lękając się podpatrzeć tajemnicę miłości. Twarz kapucyna, przed chwilą wyrażająca jowialną uprzejmość, ulega przeobrażeniu. Przechodzą przez nią fale wzruszenia, jak gdyby niewidzialne siły powołujące go do walki napełniały go kolejno obawą, radością, smutkiem, trwogą, bólem. Rysy jego odzwierciedlają tajemny dialog. Protestuje, potrząsa głową przecząco, czeka na odpowiedź. Całe ciało sprężyło się w milczącym błaganiu (…). Czas stanął. A raczej czas przestał się liczyć. Wydaje mi się, że ten ksiądz przykuty do ołtarza wprowadził nas wszystkich w inny wymiar, gdzie trwanie zmieniło znaczenie”.

Eucharystia w centrum życia

Ojciec Pio święcenia kapłańskie przyjął w katedrze w Benevento 10 sierpnia 1910 r., a na swoim obrazku prymicyjnym napisał: „Jezu, moje pragnienie i życie moje, kiedy dziś drżący Cię unoszę w tajemnicy miłości, spraw, abym był dla świata drogą, prawdą, życiem, a dla Ciebie świętym kapłanem, ofiarą doskonałą”. Ojciec Pio wspominając swoje dzieciństwo tak mówił: „Miałem wtedy pięć, może sześć lat. Wtedy nad wielkim ołtarzem ukazało mi się Serce Pana Jezusa i uczyniło znak, abym się zbliżył do ołtarza. Pan Jezus położył rękę na mojej głowie, pragnąc w ten sposób potwierdzić, że podoba Mu się to moje postanowienie ofiarowania się i poświęcenia Jemu…”.

Ks. Andrzej Antoni Klimek taki daje komentarz do tego wydarzenia: “Te słowa uzmysławiają nam, jak ważne jest budowanie duchowości eucharystycznej w dzieciach, zwłaszcza w dzieciach przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej. Jak ważna jest każda Msza święta i jaką stratą jest każda Msza święta, którą opuszczamy. W czasach Ojca Pio odprawiana przez niego Msza o czwartej lub piątej rano wpływała na rozkład autobusów i godziny otwarcia hoteli w San Giovanni Rotondo. Jego sakramentalna posługa przyciągała tysiące wiernych i ludzie już od 2.30 oczekiwali w kościele. Życie „kręciło się” wokół Eucharystii i Sakramentu Pokuty. Wiemy też, że Ojciec Pio często odmawiał rozgrzeszenia penitentom, którzy wyznawali, iż zaniedbywali Mszę św. niedzielną. Bolał nad ich niefrasobliwością i tylko kiedy widział ich szczery żal, odpuszczał grzech. W ten sposób uczył, że każda Najświętsza Ofiara ma bezgraniczną wartość. Każda! A ileż razy my z wielką niefrasobliwością dyspensujemy się z niedzielnej Eucharystii? Ile razy dopiero na pytanie kapłana wyznajemy w konfesjonale jej zaniedbanie? Jak słabe albo wręcz nieobecne jest w nas pragnienie Eucharystii. Kto z nas może powtórzyć za Ojcem Pio: „Serce czuje się, jakby było przyciągane przez nieokreśloną, wyższą siłę, zanim rankiem zjednoczy się z Nim w Eucharystii. Odczuwam tak wielki głód i pragnienie połączenia się z Jezusem, że niewiele brakuje, żebym umarł z tęsknoty za Nim, a ponieważ nie mogę żyć bez przyjęcia Go, zdarzało się, że nawet z wysoką gorączką byłem zmuszony udać się posilić Jego Ciałem. Ów głód i pragnienie, zamiast ulec zaspokojeniu, wzmagały się jeszcze bardziej po przyjęciu Jezusa”?


SMS-y do Pana Boga. Papież zachęca do odmawiania aktów strzelistych

akty strzeliste - papież zachęca do odmawiania aktów strzelistych

fot. Filippo Monteforte/AFP/East News

***

„Jakże często wysyłamy SMS-y do osób, które kochamy! Czyńmy to również z Panem, aby nasze serce było z Nim stale złączone” – zachęcał papież Franciszek zgromadzonych na placu św. Piotra w Rzymie, by odmawiali akty strzeliste – bardzo krótkie modlitwy, powtarzane w ciągu dnia.w rozważaniu przed południową modlitwą „Anioł Pański“.

Co znalazłby Jezus w moim życiu?

Ewangelia dzisiejszej liturgii kończy się pełnym troski pytaniem Jezusa: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18, 8). Jakby chciał powiedzieć: czy kiedy przyjdę u kresu dziejów – ale, możemy pomyśleć, także teraz, w tym momencie życia – znajdę w was jakąś wiarę, w waszym świecie? To poważne pytanie.

Wyobraźmy sobie, że Pan przychodzi dziś na ziemię. Zobaczyłby, niestety, wiele wojen, biedy i nierówności, a jednocześnie wielkie osiągnięcia techniki, nowoczesne środki i ludzi nieustannie biegnących, którzy nigdy się nie zatrzymują. Ale gdyby przyszedł dzisiaj, czy znalazłby ludzi, którzy poświęcają czas i miłość Jemu, którzy stawiają Go na pierwszym miejscu? A przede wszystkim zadajmy sobie pytanie: co znalazłby we mnie, w moim życiu, w moim sercu? Jakie widziałby priorytety?

Modlitwa – lekarstwo dla duszy

Często skupiamy się na wielu rzeczach pilnych, lecz niepotrzebnych, zajmujemy się i martwimy wieloma sprawami drugorzędnymi. A być może, nie zdając sobie z tego sprawy, zaniedbujemy to, co najważniejsze i pozwalamy, aby nasza miłość do Boga stopniowo, krok po kroku, oziębła. Dziś Jezus proponuje nam lekarstwo na rozpalenie wiary, która stała się letnią. Cóż to jest? Modlitwa.

Tak, modlitwa jest lekarstwem wiary, lekarstwem odbudowującym duszę. Musi to być jednak modlitwa nieustanna. Jeśli musimy zastosować kurację, by wyzdrowieć, ważne jest, aby jej dokładnie przestrzegać, przyjmować leki we właściwy sposób i o właściwej porze, w sposób stały i regularny. Potrzeba tego w życiu we wszystkim.

Pomyślmy o roślinie, którą trzymamy w domu: musimy ją podlewać w sposób stały, nie możemy jej obficie podlać, a potem pozostawić bez wody na całe tygodnie! Tym bardziej w przypadku modlitwy: nie możemy żyć tylko mocnymi chwilami czy intensywnymi spotkaniami co jakiś czas, a potem „zapaść w letarg”. Nasza wiara uschnie. Potrzebujemy codziennej wody modlitwy, czasu poświęconego Bogu, aby mógł On wkroczyć w nasz czas, w naszą historię; stałych chwil, w których otwieramy Mu nasze serca, aby mógł obdarzać nas każdego dnia miłością, pokojem, radością, siłą, nadzieją; to znaczy karmić naszą wiarę.

Na kłopoty z modlitwą – akty strzeliste

Dlatego Jezus mówi dziś „swoim uczniom – wszystkim, a nie tylko co niektórym! – że zawsze powinni się modlić i nie ustawać” (w. 1). Ale ktoś mógłby zaprotestować: „Jak mam to zrobić? Nie mieszkam w klasztorze, nie mam zbyt wiele czasu na modlitwę!”. Z pomocą może nam przyjść w tej trudności, która jest prawdziwa, mądra praktyka duchowa, chociaż dziś nieco zapomniana, a którą dobrze znają osoby starsze, zwłaszcza babcie: praktyka tak zwanych aktów strzelistych. Nazwa jest trochę przestarzała, ale treść dobra. Co to jest? Bardzo krótkie modlitwy, łatwe do zapamiętania, które możemy powtarzać często w ciągu dnia, w trakcie różnych czynności, aby „dostroić się” do Pana.

Weźmy kilka przykładów. Zaraz po przebudzeniu możemy powiedzieć: „Panie, dziękuję Ci i ofiarowuję Tobie ten dzień” – jest to mała modlitwa. Potem, przed jakąś czynnością, możemy powtarzać: „Przyjdź, Duchu Święty”. A między jedną rzeczą a drugą możemy modlić się w następujący sposób: „Jezu, ufam Tobie i miłuję Ciebie”. Są to małe modlitwy, które pomagają nam trwać w kontakcie z Panem. Jakże często wysyłamy SMS-y do osób, które kochamy! Czyńmy to również z Panem, aby nasze serce było z Nim stale złączone.

I nie zapominajmy o czytaniu Jego odpowiedzi. Pan zawsze odpowiada. Gdzie je znajdziemy? W Ewangelii, którą trzeba trzymać pod ręką i otwierać kilka razy każdego dnia, aby otrzymać skierowane do nas Słowo Życia. Powróćmy do tej rady, którą dawałem wiele razy: noście małą kieszonkową Ewangelię, w kieszeni, w torbie. I tak, gdy będziecie mieli wolną chwilę, otwierajcie ją i przeczytajcie jakiś fragment, a Pan odpowie.

Niech Maryja Dziewica, wierna w słuchaniu, nauczy nas sztuki nieustającej modlitwy.

tłumaczenie o. Stanisława Tasiemskiego OP/Katolicka Agencja Informacyjna/Watykan/Aleteia.pl


Trzy krótkie modlitwy, które odmienią twój dzień

RAIN

fot. Dean Drobot | Shutterstock

***

Każda, nawet najmniejsza prośba o łaskę Bożą przynosi obfity owoc.

Bóg jest niezawodnie blisko nas, nieustannie przemawia do naszych serc. Lecz zajęcia dnia codziennego powodują, że często zapominamy o Jego obecności. Aby wzrastać w miłości do naszego Stwórcy, musimy od czasu do czasu przypominać sobie o Jego bliskości i mówić do Niego.

Słowa kierowane do Boga mogą być tak samo proste, jak każde pozdrowienie, które kierujemy do naszych rodziców, dziecka, współmałżonka czy rodzeństwa, przebywających w tym samym pokoju co my. Możemy za św. s. Faustyną powtórzyć: „Jezu, ufam Tobie”, czy po prostu wypowiedzieć jedno tylko słowo: „Abba”. „Jezu, bądź w moim życiu” to kolejna piękna modlitwa.

Warto jest pamiętać tego typu akty strzeliste i często z nich korzystać.

Jezu mój, ulituj się nade mną

Jan Paweł II uważał Miłosierdzie Boże za granicę, którą Bóg wyznacza złu. Dlatego właśnie wzywajmy Jego miłosierdzia, gdy w naszym sercu lub w naszym otoczeniu dzieje się źle. Wyobraźmy sobie, że Bóg powstrzymuje cierpienie i zło, które jest niczym wściekły pies trzymany mocno na smyczy. Możemy wówczas także wyobrazić sobie, jak Mojżesz powstrzymuje fale Morza Czerwonego, aby Izraelici mogli przez nie przejść.

Ufam Tobie (lub: Dziękuję Ci)

Wyrażenie naszej ufności Jezusowi jest w centrum obrazu Bożego Miłosierdzia, który Pan Jezus objawił św. Faustynie. Dobrze jest też pamiętać, że ta wdzięczność rozlewa się na naszą rzeczywistość. A to może nas uchronić przed niepokojem umysłu i serca. Naprawdę jest tyle rzeczy, za które warto być wdzięcznym! Kiedy dziękujemy, to prostu potwierdzamy ten fakt.

Jezus, Maryja, Józef

Myśl o Świętej Rodzinie może nas przytłaczać, zwłaszcza kiedy uzmysłowimy sobie, jak daleko nam do życia codziennego, które było udziałem jej członków. Taka reakcja pomija jednak pewien kluczowy fakt. Otóż Święta Rodzina jest nie tylko przykładem tego, jak powinniśmy żyć, ale przede wszystkim źródłem łaski, której potrzebujemy, aby żyć tak jak Oni. Jezus, będący sercem tej rodziny, jest gotów udzielić nam wszelkiej niezbędnej pomocy. Wypowiedz imiona członków Świętej Rodziny jako modlitwę do Jezusa o pomoc w naszym życiu rodzinnym.

Kathleen N. Hattrup/Aleteia.pl


SMS-y do nieba. Czym są akty strzeliste i jak je praktykować?

Krótko i na temat. Nasze akty strzeliste mkną w stronę nieba i są realizacją Pawłowego wezwania do nieustannej modlitwy.

Ewa Bem, znakomita wokalistka jazzowa, która „podarowała Polakom trochę słońca”, opowiada, że w zabieganym dniu jej najczęstszą modlitwą są króciutkie akty strzeliste. „Nieustannie się módlcie” – wzywa święty Paweł. „Nie spędziłam ani chwili bez modlitwy” – wyznawała Teresa z Lisieux, a ojciec Pio odmawiał kilkadziesiąt różańców dziennie. Niestety, podobne hasła często podcinają nam skrzydła i stają się powodem do samooskarżenia. Niesłusznie! Prawdziwym ratunkiem i realizacją Pawłowego wezwania do nieustannej modlitwy są akty strzeliste, czyli przerwanie na chwilkę zajęć, by „wysłać w niebo SMS-a”.

Zajączki światła

Przed laty bardzo pomogła mi intuicja ojca Joachima Badeniego, który opowiadał, że jeśli w czasie bombardowanej rozproszeniami modlitwy 20 razy westchnę: „Panie Jezu, wracam!”, to znaczy, że jest to dobra modlitwa, bo 20 razy wybrałem Jezusa. Akty strzeliste mają podobny mechanizm. Są jak małe pociski rozpraszające to, co nas przytłacza, i wciąga w narrację galopującego na oślep świata. Kompozytor Michał Lorenc opowiadał mi, że doświadczenie Bożej obecności jest dla niego „jak krótkie błyski światła, »zajączki« puszczane lusterkiem na ścianie”. „Na długo starcza?” – zapytałem. „Starcza, aby żyć”. 

Akty strzeliste są takimi refleksami światła. „Ojcowie Pustyni używali takich krótkich wezwań, by odpierać pokusy i złe myśli oraz by zwracać ciągle swą myśl do Boga. O praktyce egipskich pustelników słyszał św. Augustyn, który pisał, że te krótkie modlitwy są »pośpiesznie jakby wyrzucane z siebie« (dosł.: »jakby wystrzeliwane«, niczym strzała czy pocisk). To dlatego na Zachodzie przyjęło się je nazywać aktami strzelistymi” – wyjaśnia ks. prof. Józef Naumowicz.

Bukłak pełen łez

Sam biskup Hippony pisał: „Mówią, że bracia w Egipcie odmawiają często modlitwy, ale bardzo krótkie i jakby w pośpiechu, tak aby należyte skupienie najbardziej potrzebne na modlitwie nie osłabło na skutek upływu czasu i nie zanikło zupełnie. Niech przeto z dala od modlitwy będzie wielomówstwo, ale niech nie zabraknie usilnego błagania, jeżeli trwa żarliwe skupienie. Albowiem wiele mówić na modlitwie to znaczy rzecz konieczną wyrażać przez nadmiar słów, wiele zaś modlić się oznacza długim i pobożnym poruszeniem serca kołatać do Tego, którego błagamy. Zazwyczaj ta modlitwa wyraża się raczej w westchnieniach niż w słowach, bardziej w płaczu niż w przemawianiu. Bóg zaś »kładzie nasze łzy przed swoim Obliczem«, a »jęk nasz nie jest ukryty przed Tym, który wszystko stworzył«”. Bardzo porusza mnie biblijne określenie: „Kładzie nasze łzy przed swym Obliczem”. W innym tłumaczeniu czytamy, że „Bóg zbiera nasze łzy do swego bukłaka”.

Święty Jan Chryzostom wyjaśniał: „Kto często umacnia się takimi aktami, ten zamyka drzwi szatanowi, nie dopuszczając złych myśli, które szatan mu podaje”. „Akty strzeliste podtrzymują i oczyszczają duszę. Ileż to aktów w ciągu dnia i nocy po przebudzeniu można odmówić! Są one bardzo ważne w życiu duchownym; podsycają je, jak drewna podkładane do ognia” – podpowiadał św. Maksymilian Maria Kolbe, a św. Alfons Maria de Liguori (życie tego ambitnego prawnika zmieniły słowa: „Porzuć świat, oddaj się Mnie”; wygłosił ponad 500 misji i rekolekcji, napisał 160 prac teologicznych, które przetłumaczono na 61 języków), podsumowywał: „Ojcowie Pustyni przywiązywali wielką wagę do aktów strzelistych. Uważali, że są one skuteczniejsze dla utrzymania w duszy pamięci o obecności Boskiej niż długie modlitwy”.

Wielka siła rażenia

Orygenes nauczał, że modlitwa ma wielką siłę duchowego rażenia, czyli odpędzania złych duchów i natrętnych myśli („Wierzę też, że słowa modlitwy ludzi świętych są pełne mocy. Modlitwa jak promień tryska z duszy i warg modlącego się, mocą Bożą rozprasza wewnętrzną truciznę, jaką wrogie siły wlewają do duszy tych, którzy lekceważą modlitwę i nie idą za zgodnymi z zachętą Jezusa słowami Pawła: »Nieustannie się módlcie«. Z duszy modlącego się z poznaniem, rozumieniem i wiarą wychodzi jakby pocisk, który rani aż do zniszczenia i rozbicia wrogie Bogu duchy, które chcą nas omotać więzami grzechu”.

Jan Kasjan, który zebrał doświadczenia duchowe ojców pustyni i mnichów Wschodu, by wszczepić je w zachodnie chrześcijaństwo, nauczał: „Mamy często wznosić krótkie modlitwy, by podstępny nieprzyjaciel nie miał czasu podsunąć czegoś naszemu sercu. Egipscy Ojcowie Pustyni uważają, że jest lepiej, gdy nasze modlitwy są krótkie i częściej zanoszone. Gdy bowiem częściej zwracamy się do Boga, będziemy mogli też stale przynależeć do Niego, a dzięki temu, że są zwięzłe i krótkie, lepiej unikniemy strzał podstępnego diabła, którymi on usilnie nas atakuje zwłaszcza wtedy, gdy się modlimy. Niech dusza nieustannie trzyma się bardzo krótkiej formuły, aż wzmocniona nieprzerwanym i ciągłym jej medytowaniem, porzuci bogate i rozległe myśli i zgodzi się na ubóstwo, ograniczając się do jednego wersetu. W ten sposób nasza dusza dojdzie do modlitwy bez skazy, gdzie umysł nie zajmuje się już postaciami wyobraźni, nie wymawia nawet głośno słów, nie zatrzymuje się nad sensem wyrazów, lecz gdzie serce płonie ogniem, pełne jest niewysłowionego zachwytu”.

Nie trzeba wielu słów

Joachim Badeni powtarzający na każdym kroku, że „im bardziej coś jest proste, tym bardziej jest Boże”, wspominał: „Miałem guwernantkę Francuzkę, która mnie uczyła aktu strzelistego »Jezu, ufam Tobie«. Miałem może 10–12 lat. Nie trzeba wielu słów. Syn Boży skarcił wielomówstwo. – Poganie są tacy, gdy się modlą – powiedział. Krótkie akty strzeliste każdemu bym radził. Proste rozmowy z Panem Bogiem. My, zakonnicy, mamy ustalony tryb modlitwy. A co ma zrobić człowiek, który codziennie idzie do pracy; matka, która troszczy się o dzieci, pierze, gotuje? Ja bardzo wierzę w akty strzeliste, w znak krzyża. Jeszcze przed nawróceniem robiłem znak krzyża byle jak. Dziś staram się robić go bardzo powoli i spokojnie, dotykając czoła, jakbym dotykał Ojca, potem dotykam Syna i Ducha Świętego. Cała Trójca Święta jest jak gdyby dotknięta wiarą”.

„Siostra Faustyna, która miała duszę kontemplacyjną, nauczyła się modlić, nie przerywając pracy, w czym pomagał zakonny nakaz zachowywania milczenia. Łatwiej jej było jednak odmawiać akty strzeliste w czasie gotowania, gdyż również w Płocku była przez pewien czas kucharką, niż za ladą w sklepie, gdzie miała nieustanny kontakt z klientami” – pisze biografka Sekretarki Bożego Miłosierdzia Ewa K. Czaczkowska.

Nie boję się

Akty strzeliste to zazwyczaj zdania zaczerpnięte z Biblii („Panie, zmiłuj się nade mną”, „Panie, Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że Cię kocham”), hymnów Kościoła („Święty Boże, Święty mocny, Święty a nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami”) lub słów pochodzących z prywatnych objawień („Jezu, ufam Tobie!” czy „Jezu, Ty się tym zajmij”).

Jako akty strzeliste można potraktować kanony z Taizé, jednozdaniowe refreny powtarzane raz za razem. „Gdybyśmy znaleźli jedną chwilę, w dogodnym dla nas czasie i miejscu, na świadome przeżycie spotkania z Bogiem, to choćby westchnienie kierowane do Niego mogłoby wystarczyć i miałoby głębszy sens” – opowiada brat Marek z Taizé. „Brat Roger lubił powtarzać, że westchnienie z głębi serca kierowane do Boga może już być modlitwą. Prostota i piękno pomagają w modlitwie, ale nie one są jej sednem. Modlitwa jest przede wszystkim spotkaniem Tego, który przez Ducha Świętego dokonuje czegoś w naszym sercu i w naszym życiu. A czego dokonuje? Kiedy się z Nim spotkamy, nie będziemy już tacy jak przedtem. On zmieni nasze serce”.

„Chodzi o wejście w Jego obecność, trwanie w zjednoczeniu z Nim” – podpowiada franciszkanin o. Rafał Kogut. „W jaworzyńskiej pustelni Pan Bóg mi dał taką prostą modlitwę obecności, czyli zdanie: »Jezus jest we mnie«. Powtarzam je z wiarą i później trwam w tej obecności, powtarzając Jego imię. Jestem kochany, mam Jego i… nie boję się”.

Marcin Jakimowicz/Gość Niedzielny


AKTY STRZELISTE

Te krótkie modlitwy warto odmawiać w jakiejkolwiek chwili dnia czy nocy.

Akt wiary
Wierzę w Ciebie, Boże żywy,
W Trójcy jedyny, prawdziwy.
Wierzę, coś objawił Boże,
Twe słowo mylić nie może.

Akt nadziei
Ufam Tobie, boś Ty wierny,
Wszechmocny i miłosierny.
Dasz mi grzechów odpuszczenie,
Łaskę i wieczne zbawienie.

Akt miłości
Boże, choć Cię nie pojmuję,
Jednak nad wszystko miłuję.
Nad wszystko, co jest stworzone,
Boś Ty dobro nieskończone!

Akt żalu
Ach, żałuję za me złości,
Jedynie dla Twej miłości.
Bądź miłościw mnie grzesznemu,
Do poprawy dążącemu.


Akty strzeliste

  1. Niechaj będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
  2. Chwała i dziękczynienie bądź w każdym momencie Jezusowi w Najświętszym Boskim Sakramencie. Ile minut w godzinie, a godzin w wieczności, Tylekroć bądź pochwalon, Jezu, ma miłości.
  3. Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu!
  4. O Maryjo, bez zmazy poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy!
  5. Jezu, Maryjo, Józefie święty, Wam oddaję ciało i duszę moją.
  6. A dusze wiernych zmarłych przez miłosierdzie Boże niech odpoczywają w pokoju! Amen.


Uwielbienie Boga w aktach strzelistych

  • Panie, Ty wszystko wiesz Ty wiesz, że pragnę Cię kocham.
  • Jezu, ufam Tobie!
  • Panie Jezu, cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według Serca Twego.
  • Niech będzie Bóg uwielbiony.
  • Niech będzie uwielbione święte Imię Jego.
  • Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek.
  • Niech będzie uwielbione Imię Jezusowe.
  • Niech będzie uwielbione Najświętsze Serce Jezusa.
  • Niech będzie uwielbiona Najdroższa Krew Jezusowa.
  • Niech będzie uwielbiony Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.
  • Niech będzie uwielbiony Duch Święty, Pocieszyciel.
  • Niech będzie pochwalona Bogurodzica, Najświętsza Panna Maryja.
  • Niech będzie pochwalone Jej święte i Niepokalane Poczęcie.
  • Niech będzie pochwalone Jej chwalebne Wniebowzięcie.
  • Niech będzie pochwalone Imię Maryi, Dziewicy i Matki.
  • Niech będzie pochwalony święty Józef, przeczysty Jej Oblubieniec.
  • Niech będzie uwielbiony Bóg w swoich Aniołach i w swoich Świętych.


Akty strzeliste w czasie adoracji

  • Pan mój i Bóg mój!
  • O Jezu w Najświętszym Sakramencie, zmiłuj się nad nami!
  • Niech na wieki będzie pochwalony i uwielbiony Przenajświętszy Sakrament!
  • Wielbię Ciebie w każdym momencie, żywy Chlebie nasz w tym Sakramencie.
  • Witaj prawdziwe Ciało zrodzone z Panny Maryi.
  • Niechaj będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament, teraz i na wieki wieków. Amen.


Akt strzelisty w chorobie

  • Boże mój, nie jestem godny daru wykonywania w najdoskonalszy sposób wszystkich miłosiernych uczynków co do ciała i duszy biednych chorych; Ty mi go jednak udzielasz przez nieskończone swe miłosierdzie oraz przez zasługi Jezusa i Maryi.


Akty strzeliste do Anioła Stróża

  • Aniele Stróżu mój, uwielbiam Boga, który Cię do mnie posłał.
  • Błogosławię Cię Boże, w Trójcy Jedyny, obecny w moim kochanym Aniele Stróżu i dziękuję, że mi Go dałeś.
  • Ojcze niebieski, bądź uwielbiony w moim Aniele Stróżu.
  • Dziękuję Ci, Aniele, mój Stróżu, że przedstawiasz Bogu moje prośby.
  • Witam Cię, Aniele, mój Stróżu, na początku nowego dnia i dziękuję Ci za błogosławiony, spokojny sen i proszę pomóż mi przeżyć ten dzień na chwałę Bogu Najwyższego.
  • Dziękuję Ci, Aniele, mój Stróżu, wierny i dobry Przyjacielu, że mi we wszystkim pomagasz i nie zrażasz się moimi grzechami.
  • Dziękuję Ci, Aniele Stróżu, że jesteś stale ze mną i w dzień i w nocy.
  • Aniele, mój Stróżu, pomóż mi uwierzyć, że jesteś zawsze przy mnie.
  • Aniele, mój drogi Przyjacielu, pocieszaj mnie we wszystkich smutkach i utrapieniach.
  • Aniele, mój Stróżu, dziękuje Ci za Twą obecność.
  • Przepraszam Cię, Aniele Stróżu mój, że dziś Cię zasmuciłem.
  • Aniele, mój Stróżu, naucz mnie, proszę, uwielbiać Boga i za wszystko Mu dziękować.
  • Aniele, mój Stróżu, pomóż mi życzliwie spojrzeć z Twoją miłością na tego człowieka, którego z trudem przyjmuję.
  • Aniele Stróżu, pociesz mnie dziś w moim smutku.


Akty strzeliste za zmarłych

  • Panie, wysłuchaj łaskawie naszych modlitw za dusze sług i służebnic Twoich, za które się modlimy prosząc, abyś je przyjął do społeczności swoich Świętych.
  • Spraw, prosimy Cię, Panie, aby dusze sług i służebnic Twoich, oczyszczone ze swoich win, otrzymały przebaczenie i wieczny odpoczynek.
  • “Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki”. J 11,25-26


Jezu, ufam Tobie.

Panie Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, Zbawicielu, zmiłuj się nade mną, grzesznym.

Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według serca Twego.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem.

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.

Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.

Panie, ratuj!

Panie Boże chroń mnie.

Panie Boże, bądź ze mną.

Panie Boże , daj mi odczuć Twoją obecność.

Panie Jezu, pragnę kochać Ciebie całym sercem.

Panie Boże, pomóż mi.

Panie Jezu, Ty się tym zajmij.

O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy.


Advocata, czyli Orędowniczka – jeden z najstarszych obrazów Matki Bożej, przechowywany w klasztorze sióstr dominikanek w Rzymie.

Advocata, czyli Orędowniczka – jeden z najstarszych obrazów Matki Bożej, przechowywany w klasztorze sióstr dominikanek w Rzymie.
fot. Roman Koszowski/Gość Niedzielny