Litania do Najdroższej Krwi Serca Pana Jezusa
Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Krwi Chrystusa, Jednorodzonego Syna Ojca Przedwiecznego, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, wcielonego Słowa Bożego, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, nowego i wiecznego Przymierza, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, przy konaniu w Ogrójcu spływająca na ziemię, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, tryskająca przy biczowaniu, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, brocząca spod cierniowej korony, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, przelana na krzyżu, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, zapłato naszego zbawienia, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, bez której nie ma przebaczenia, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, która poisz i oczyszczasz dusze w Eucharystii, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, zdroju miłosierdzia, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, zwyciężająca złe duchy, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, męstwo Męczenników, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, mocy Wyznawców, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, rodząca Dziewice, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, ostojo zagrożonych, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, ochłodo pracujących, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, pociecho płaczących, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, nadziejo pokutujących, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, otucho umierających, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, pokoju i słodyczy serc naszych, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, zadatku życia wiecznego, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, wybawienie dusz z otchłani czyśćcowej, wybaw nas.
Krwi Chrystusa, wszelkiej chwały i czci najgodniejsza, wybaw nas.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
P. Odkupiłeś nas, Panie, Krwią swoją.
W. I uczyniłeś nas królestwem Boga naszego.
Módlmy się: Wszechmogący, wieczny Boże, Ty Jednorodzonego Syna swego ustanowiłeś Odkupicielem świata i Krwią Jego dałeś się przebłagać, daj nam, prosimy, godnie czcić zapłatę naszego zbawienia i dzięki niej doznawać obrony od zła doczesnego na ziemi, abyśmy wiekuistym szczęściem radowali się w niebie. Przez Chrystusa, Pana naszego.
W. Amen.
Cena naszego zbawienia
Z Przenajdroższej Krwi Chrystusa jesteśmy zrodzeni.
Z Przenajdroższej Krwi Chrystusa jesteśmy odkupieni.
Przenajdroższa Krew Chrystusa obmywa nas z grzechów i daje zadatek
życia wiecznego.
Oby każde ludzkie serce napełniało się coraz bardziej wdzięcznością Panu Jezusowi!
*****
**************************
Ogłoszenie
W związku z pandemią kościół św. Szymona pozostaje nadal zamknięty, ale Msze św. są już odprawiane w pobliskim, większym kościele św. Piotra (St Peter’s, Partick, 46-50 Hyndland Street, Glasgow, G11 5PS)
W niedzielę 2 sierpnia, Msza święta w języku polskim w kościele św. Piotra będzie o godz. 14:00 (trzeba się zarejestrować – link poniżej). Tylko dla osób, które zarejestrują się na Mszę św. w kościele św. Piotra jest możliwość przystąpienia do Sakramentu Spowiedzi przed Mszą św.
Rejestracja:
SOBOTA 1 sierpnia
Pierwszosobotnie Nabożeństwo Wynagradzające po Mszy św. o godz. 18.00 w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego – transmisja https://www.facebook.com/odnowaglasgow
Na Mszy św. może być tylko 50 osób. Jeżeli będzie więcej chętnych, Ksiądz Marian odprawi również drugą Mszę św. o godz. 16:00
Spowiedź święta:
W sobotę 1 sierpnia w kościele św. Szymona: 14.00 – 16:00 Oczywiście jest też możliwość w innym czasie – wtedy trzeba umówić się indywidualnie z ks.Marianem: https://kosciol.org/dane/304
Spowiedź św. w kościele św. Anny – (szczegóły podane są w ogłoszeniach na stronie: www. kosciol.org)
***
Nie będzie to powrót do “normalnych” Mszy św. i przez dłuższy okres czasu będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:
- podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
- rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową – https://www.eventbrite.co.uk/e/niedzielna-msza-sw-godz-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-114823841200 (1 “bilet” na osobę/dziecko powyżej 5-go roku życia)
- przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele
- w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki)
- przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
- należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
- na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
- podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj
- bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
- również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół
Uwaga:
W Szkocji nadal zniesiony jest obowiązek uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. (nie jest grzechem nie przyjście na Mszę św. w niedzielę).
Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.
***
W kościele św. Piotra każdego dnia od godz. 12.00 – 16.00 jest możliwość adoracji przed Najświętszym Sakramentem.
***
Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.
Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.
***
***************************************************************************
XVII NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A
26 – VII – 2020 – godz. 14.00
MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
komentarz do Liturgii Bożego Słowa
ZNALEŹĆ, NAWET U SCHŁKU DNI, TĘ WŁAŚCIWĄ PERŁĘ
W naszej polskiej wspólnocie tu na obczyźnie miałem bardzo wiele okazji odwiedzać i słuchać Rodaków urodzonych wcześniej ode mnie. Chcę dziś wspomnieć o jednym z takich odwiedzin, które miało miejsce dawno temu i daleko stąd. Stary człowiek kiedy zobaczył księdza rozpłakał się. Ręką wskazał na krzesło mówiąc: „Niech wielebny usiądzie”. Jakiś czas trwała cisza, po czym tak rozpoczął swoją rozmowę: „Widzi ksiądz, jestem przykuty do łóżka, z którego mnie pewnego dnia wyniosą na cmentarz. Teraz mam dużo czasu na myślenie. I powiem księdzu, że dopiero teraz dotarło do mnie co w życiu jest najważniejsze – miłość. Tu nie chodzi o miłość do kobiety, czy o miłość do najbliższych. Chodzi o miłość, która jest obecna w każdym poczynaniu – a jest to możliwe wtedy gdy tak naprawdę człowiek zobaczy jak dobry jest Bóg pomimo nieodwzajemnionej ludzkiej miłości. Zrozumiałem tę podstawową prawdę dopiero teraz, gdy moje życie dobiega kresu. Przez tyle lat tyle energii i tyle zaangażowania wkładałem w różne sprawy, w rozmaite rzeczy. Nagromadziło się ich wiele, bo łudziłem siebie myśląc, że one są bardzo ważne i istotne w życiu. Dziś wiem, że to nic nie miało wspólnego z prawdziwą miłością. Powiem księdzu, że jestem Panu Bogu wdzięczny za te kilka tygodni ciężkiej choroby, ponieważ dopiero teraz zrozumiałem co w życiu jest najważniejsze. Szkoda tylko, że tak późno. Gdybym wcześniej zdał sobie sprawę z tego – moje życie byłoby inne, przede wszystkim byłoby pełniejsze i sensowniejsze.” Stary człowiek znalazł u schyłku swoich dni tę właściwą perłę, skarb.
Dziś Pan Jezus, żeby przybliżyć tę prawdę, posługuje się trzema przypowieściami. Pierwsze dwie mówią o znalezieniu skarbu w roli i o odkryciu drogocennej perły. Trzecia zaś przypowieść pokazuje konsekwencje wyboru u kresu ludzkiej wędrówki, który to wybór pociąga za sobą wybranie jednych, a odrzucenie drugich. Boży dar jest niewyobrażalną szansą daną człowiekowi. Człowiek mając wolną wolę może wybierać. Rolnik i kupiec kierując się roztropnością bez wahania wyzbywa się wszystkiego, po to tylko, aby posiąść cenny skarb. A czy ja, chrześcijanin, rozumiem o jaką stawkę chodzi? Jeżeli pojmuję na czym polega Boży dar – wtedy to wszystko z czym tak bardzo egoistycznie się związałem – potrafię ustawić we właściwym dystansie. I ciekawa rzecz, że ten właściwy dystans daje prawdziwą swobodę. Czemu więc tak trudno wyzbyć się nagromadzonego bagażu? Często powodem jest lęk, obawa, że postrada się swoje owce, barany, osły, suknie, pieniądze, tytuły, władzę.
Jeżeli mnie męczy wyrzeczenie się czegokolwiek dla Boga – byłby to znak, że gubię odnaleziony skarb. Ale dopóki człowiek jest jeszcze po tej stronie życia, przed żniwem – wciąż ma szanse odnaleźć ukryty skarb. Tym skarbem jest niewidoczny dla oczu ciała sam Bóg. Bo tylko w Bogu mieści się właściwy sens ludzkiej egzystencji.
Jest takie opowiadanie o pielgrzymie. Pewnego wieczoru stanął on na skraju wioski. Patrzył na domy myśląc w którym będzie mu dane spędzić noc. I wtedy usłyszał biegnącego w jego kierunku zdyszanego wieśniaka. Już z daleka wołał, aby dał mu kamień wyśniony minionej nocy. Bo taki miał sen, że o zmroku na skraju wioski spotka pątnika, który podaruje mu bardzo kosztowny kamień, dzięki któremu będzie bogaty do końca życia. Pielgrzym popatrzył do swojej torby i po chwili wyjął kamień i powiedział: „To pewnie ten, o którym śniłeś. Proszę, jest twój. Możesz go sobie zatrzymać. Znalazłem go wczoraj kiedy szedłem przez las”. Wieśniak bardzo ucieszył się. Trzymając ten drogocenny kamień, który, jak się okazało, był diamentem, pobiegł szybko do swojego domu. Schował go w bezpiecznym miejscu. Położył się spać. Ale zasnąć już nie mógł. Myślał tylko o tym diamencie. Przewracał się z boku na bok i taki umęczony o brzasku dnia wziął ten drogi kamień i poszedł szukać pielgrzyma. Kiedy go odnalazł zaczął go usilnie prosić: „Daj mi to bogactwo, które pozwoliło ci oddać ten diament tak lekkim sercem!”
Odkryć ukryty skarb, który nie można kupić za żadne bogactwa tego świata – to jest prawdziwa mądrość, która stała się udziałem człowieka z Jezusowej przypowieści. Trafiło mu się tylko to szczęście, że znalazł ten skarb ukryty w polu i to pole może on kupić za cały swój majątek. Ten człowiek nie podejmuje żadnego ryzyka. On po prostu rozpoznał, co mu się naprawdę opłaca.
O. Jacek Salij komentując tę przypowieść pyta: „Jaki to skarb, którego nie można kupić, którego nie może kupić nawet miliarder? To miłość. Jak powiada oblubienica z Pieśni nad pieśniami: ,Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko” (8,7). Żeby zdobyć miłość, trzeba oddać samego siebie i całego siebie. Wszystko, co posiadasz, nie wystarczy na to, żeby ją kupić. Ale kiedy już ostatecznie ugruntujemy się w miłości Boga, będzie to znaczyło, że zdobyliśmy życie wieczne.”
Nie zrozumiał tego bogaty młodzieniec, któremu Pan Jezus zaproponował: „Sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mt 19,21). Palcem pokazuje mu Pan Jezus ukryty skarb, proponuje mu transakcję, jakiej świat jeszcze nie widział: w zamian za przemijające i skończone bogactwa może otrzymać wartość nieskończoną – życie wieczne, a on w ogóle nie rozumie, jak wielkie szczęście mu się trafiło.
Kiedy człowiek ma odwagę oddać wszystko Panu Bogu, całego siebie, przekonuje się, że nawet już tu, na tej ziemi, otrzymuje nieporównanie więcej, niż miał przedtem.
Pan Bóg stawia przed każdym człowiekiem pytanie: „Proś o to, co mam ci dać”. Salomon poprosił Boga o mądrość. Podobno taka prośba jest najbardziej rzadkim przedmiotem ludzkich próśb – a przecież na jej brak słyszy się ustawiczne narzekanie. Tylko, jeżeli ja siebie z tego grona wyłączam – jest to niepokojący znak. No bo skoro wszyscy są tacy mądrzy i każdy wszystko wie – to dlaczego jest tak źle?
Dlatego, bo nie klękam przed Bogiem i nie proszę Go wiedząc kim jestem wobec Niego!
Panie Jezu Chryste, Ty jeden wiesz, Ty wszystko wiesz i Ty wiesz jak bardzo potrzebuję Twojej mądrości, abym w codzienności każdego dnia coraz głębiej dokopywał się do ukrytej perły, którą jest zbawienie świata.
ks. Marian SAC
**********
Dzisiejszego dnia wspominamy świętych: Annę i Joachima, rodziców NMP
Ewangelie nie przekazały o rodzicach Maryi żadnej wiadomości. Milczenie Biblii dopełnia bogata literatura apokryficzna. Ich imiona są znane jedynie z apokryfów Protoewangelii Jakuba, napisanej ok. roku 150, z Ewangelii Pseudo-Mateusza z wieku VI oraz z Księgi Narodzenia Maryi z wieku VIII. Najbardziej godnym uwagi może być pierwszy z wymienionych apokryfów, gdyż pochodzi z samych początków chrześcijaństwa, stąd może zawierać ziarna prawdy zachowanej przez tradycję. Anna pochodziła z rodziny kapłańskiej z Betlejem. Hebrajskie imię Anna w języku polskim znaczy tyle, co “łaska”. Od IV wieku do dzisiaj pokazuje się przy Sadzawce Owczej w Jerozolimie miejsce, gdzie stał dom Anny i Joachima. Obecnie wznosi się na nim trzeci z kolei kościół. Wybudowali go krzyżowcy. Św. Anna jest patronką diecezji opolskiej, miast, m.in. Hanoveru, oraz kobiet rodzących, matek, wdów, położnic, ubogich robotnic, górników kopalni złota, młynarzy, powroźników i żeglarzy. Joachim miał pochodzić z zamożnej i znakomitej rodziny z Galilei. Już samo jego imię miało być prorocze, gdyż oznacza tyle, co “przygotowanie Panu”. W dawnej Polsce czczony był jako “protektor Królestwa”. Kiedy Maryja była jeszcze dzieckiem, miał pożegnać ziemię. Razem ze św. Anną patronują małżonkom. Od dawna biblistów interesował problem, dlaczego Ewangeliści podają dwie odrębne genealogie Pana Jezusa: inną przytacza św. Mateusz (Mt 1, 1-18), a inną – św. Łukasz (Łk 3, 23-38). Przyjmuje się dzisiaj dość powszechnie, że św. Mateusz podaje rodowód Chrystusa Pana wymieniając przodków św. Józefa, podczas gdy św. Łukasz przytacza rodowód Pana Jezusa wymieniając przodków Maryi. Według takiej interpretacji ojcem Maryi nie byłby wtedy św. Joachim, ale Heli. Być może imię Joachim jest apokryficzne. Możliwe także, że Heli miał drugie imię Joachim. Sprawa jest nadal otwarta. Apokryficzna Protoewangelia Jakuba z II wieku podaje, że Anna i Joachim byli bezdzietni. Małżonkowie daremnie modlili się i dawali hojne ofiary na świątynię, aby uprosić sobie dziecię. Joachim, będąc już w podeszłym wieku, udał się na pustkowie i tam przez dni 40 pościł i modlił się o Boże miłosierdzie. Wtedy zjawił mu się anioł i zwiastował, że jego prośby zostały wysłuchane, gdyż jego małżonka Anna da mu Dziecię, które będzie radością ziemi. Tak też się stało. Przy narodzinach ukochanej Córki, której według zwyczaju piętnastego dnia nadano imię Maria, była najbliższa rodzina. W rocznicę tych narodzin urządzono wielką radosną uroczystość. Po urodzeniu się Maryi, spełniając uprzednio złożony ślub, rodzice oddali swą Jedynaczkę na służbę w świątyni. Kiedy Maryja miała 3 lata, oddano Ją do świątyni, gdzie wychowywała się wśród swoich rówieśnic, zajęta modlitwą, śpiewem, czytaniem Pisma świętego i haftowaniem szat kapłańskich. Wcześniej miał pożegnać świat Joachim. Według jednej z legend Annie przypisuje się trinubium – po śmierci Joachima miała wyjść jeszcze dwukrotnie za mąż. Kult świętych Joachima i Anny był w całym Kościele – a więc także na Wschodzie – bardzo dawny i żywy. W miarę jak rozrastał się kult Matki Chrystusa, wzrastała także publiczna cześć Jej rodziców. Już w IV/V w. istniał w Jerozolimie kościółek przy dawnej sadzawce Betesda w pobliżu świątyni pod wezwaniem św. Joachima i św. Anny. Tu nawet miał być według podania ich grób. Inni miejsce grobu sytuowali przy wejściu na Górę Oliwną. Cesarz Justynian wystawił w Konstantynopolu około roku 550 bazylikę ku czci św. Anny. Kazania o św. Joachimie i św. Annie wygłaszali na Wschodzie święci tej miary, co św. Epifaniusz (+ 403), św. Sofroniusz (+ po 638), św. Jan Damasceński (+ ok. 749), św. German, patriarcha Konstantynopola (+ 732), św. Andrzej z Krety (+ 750), św. Tarazjusz, patriarcha Konstantynopola (+ 806), a na Zachodzie: św. Fulbert z Chartres (+ 1029), św. Bernardyn ze Sieny (+ 1444) czy bł. Władysław z Gielniowa (+ 1505). Szczególną czcią była zawsze otaczana św. Anna. Jej kult był i jest do dnia dzisiejszego bardzo żywy. Na Zachodzie pierwszy kościół i klasztor św. Anny stanął w roku 701 we Floriac koło Rouen. Dowodem popularności św. Anny jest także to, że jej imię było i dotąd jest często nadawane dziewczynkom. Bardzo liczne są też kościoły i sanktuaria pod jej wezwaniem. Ku czci św. Anny powstało 5 zakonów żeńskich. W dawnej liturgii poświęcono św. Annie aż 118 hymnów i 36 sekwencji (wiek XIV-XVI). Polska chlubi się wieloma sanktuariami św. Anny: na Górze św. Anny w pobliżu Brzegu Głogowskiego, w Jordanowie, w Selnikach, w Grębocicach, w Stoczku koło Lidzbarka Warmińskiego, w Kamiance. Największej jednak czci doznaje św. Anna w Przyrowie koło Częstochowy i na Górze Św. Anny koło Opola. Sanktuarium opolskie należy do najsłynniejszych w świecie – tak dalece, że figura św. Anny doczekała się uroczystej koronacji papieskimi koronami 14 września 1910 r. Sanktuarium to nawiedził św. Jan Paweł II 21 czerwca 1983 roku podczas swej drugiej pielgrzymki do Polski. Cudowna figura św. Anny wykonana jest z drzewa bukowego i liczy 66 cm wysokości. Przedstawia ona św. Annę piastującą dwoje dzieci: Maryję, której była matką, i Pana Jezusa, dla którego była babką (św. Anna Samotrzecia). Wszystkie trzy figury są koronowane. Początkowo była tylko jedna postać św. Anny (wiek XV). Potem dodano postacie Maryi i Jezusa (wiek XVII), umieszczając je przy głowie św. Anny. Liturgiczny obchód ku czci rodziców Maryi pojawił się najpierw na Wschodzie. Wprowadził go w 710 r. cesarz Justynian II pod tytułem Poczęcie św. Anny. Wspomnienie obchodzono w różnych dniach, łącznie (św. Joachima i św. Anny) lub oddzielnie. Na Zachodzie wprowadzono je późno. W Neapolu jest znane w wieku X. Papież Urban VI bullą Splendor aeternae gloriae z 21 czerwca 1378 r. zezwolił na obchodzenie tego święta w Anglii. Juliusz II w 1522 r. rozszerzył je na cały Kościół i wyznaczył na 20 marca. Paweł V zniósł jednak to święto w 1568 r., opierając swoją decyzję na tym, że o rodzicach Maryi z ksiąg Pisma świętego nic nie wiemy. Przeważyła jednak opinia, że należy im się szczególna cześć. Dlatego Grzegorz XIII święto Joachima i Anny ponownie przywrócił (1584). Z tej okazji wyznaczył jako dzień pamięci 26 lipca. Papież św. Pius X w 1911 roku wprowadził osobno święto św. Joachima, wyznaczając dzień pamiątki na 16 sierpnia. Św. Anna miała nadal swoje święto dnia 26 lipca. Reforma liturgiczna z roku 1969 połączyła na nowo imiona obojga pod datą 26 lipca. W ikonografii św. Anna ukazywana jest w scenach z apokryfów oraz obrazujących życie Maryi. Przedstawiana jako starsza kobieta z welonem na głowie. Ulubionym tematem jest św. Anna ucząca czytać Maryję. Niektóre jej atrybuty: palec na ustach, księga, lilia. Św. Joachim ukazywany jest jako starszy, brodaty mężczyzna w długiej sukni lub w płaszczu. Występuje w licznych cyklach mariologicznych oraz z życia św. Anny. Jego atrybutami są: anioł, Dziecię Jezus w ramionach, dwa gołąbki w dłoni, na zamkniętej księdze lub w małym koszyku, jagnię u stóp, laska, kij pasterski, księga, zwój. |
***
************************************************************************
piątek 31 lipca
MSZE ŚWIĘTE W XVII TYGODNIU ZWYKŁYM
godz. 10.00 w kościele św. Piotra (w języku angielskim)
godz. 19.00 w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego
przed Mszą św. – godzinna adoracja przed Najświętszym Sakramentem
****
wspomnienie św. Ignacego z Loyoli, założyciela zakonu
**
Inigo Lopez de Loyola urodził się w roku 1491 w kraju Basków, jako trzynaste dziecko w zamożnym rycerskim rodzie. Otrzymał staranne wychowanie. Był paziem ministra skarbu króla hiszpańskiego, następnie służył jako oficer w wojsku wicekróla Nawarry.
W czasie walk hiszpańsko-francuskich znalazł się w oblężonej Pampelunie. Zraniony poważnie w nogę, został przewieziony do rodzinnego zamku. Rekonwalescencja była dla niego okresem łaski i gruntownej przemiany.
Po powrocie do zdrowia zawiesił oręż przed cudownym obrazem Matki Bożej w opactwie benedyktyńskim Montserrat i zamieszkał w grocie pod Manrezą. Tu, w oparciu o dzieło opata Garcii de Cisneros, napisał szkic sławnych „Ćwiczeń duchownych”.
W 1523 roku przez Rzym, Wenecję udał się do Ziemi Świętej. Chciał tam pozostać do końca życia, dopiero w wyniku nalegań tamtejszego legata papieskiego wrócił do kraju. Uczył się, a następnie studiował w Barcelonie, Alcala, Salamance, Paryżu. Tam, 15 sierpnia 1534 roku, wraz z sześciu przyjaciółmi, złożywszy śluby ubóstwa, czystości oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza Ojcu Świętemu, dał początek nowemu zakonowi, zwanemu Towarzystwem Jezusowym.
W 1537 roku Ignacy przyjął święcenia kapłańskie. Papież Paweł III zatwierdził nową wspólnotę w 1540 roku. Wkrótce potem św. Ignacy został wybrany przełożonym generalnym, a urząd ten piastował do śmierci.
Pozostawił po sobie 7 tysięcy listów, zawierających nieraz cenne pouczenia duchowe, „Opowiadanie pielgrzyma” oraz „Dziennik duchowy” – świadectwo ignacjańskiej mistyki. W ewolucji chrześcijańskiej duchowości mają szczególne znaczenie jego „Konstytucje” zakonu, w których zniósł obowiązek wspólnego odmawiania oficjum, przestrzegania reguły klasztornej, nakazując w zamian praktykowanie codziennej modlitwy myślnej, liturgię jako źródło życia duchowego oraz „Ćwiczenia duchowne” – pierwowzór rekolekcji.
W swoim nauczaniu przypominał, że człowiek musi dokonać pewnego wysiłku, aby współpracować z Bogiem. Św. Ignacy zmarł 31 lipca 1556 roku, przepowiedziawszy datę swej śmierci. Beatyfikowany przez Pawła V (1609), kanonizowany przez Grzegorza XV (1622). Jest patronem trzech diecezji w kraju Basków; zakonu jezuitów; dzieci, matek oczekujących dziecka, kuszonych, skrupulantów, żołnierzy oraz rekolekcji. Jego relikwie spoczywają w rzymskim kościele Di Gesu.
Zakon jezuitów odegrał w naszej Ojczyźnie szczególną rolę. Wydał między innymi takie postaci, jak: św. Stanisław Kostka, św. Andrzej Bobola, św. Melchior Grodziecki oraz Jakub Wujek (tłumacz pierwszej drukowanej „Biblii” w Polsce), Piotr Skarga Pawęski (wybitny kaznodzieja). Maciej Sarbiewski (poeta zwany polskim Horacym), Franciszek Bohomolec (ojciec komedii polskiej), Adam Naruszewicz (biskup, historyk, poeta), Franciszek Kniaźnin (poeta), Jan Woronicz (arcybiskup, prymas Królestwa Polskiego, poeta), Grzegorz Piramowicz (sekretarz Komisji Edukacji Narodowej), Jan Beyzym (apostoł trędowatych na Madagaskarze).
W ikonografii św. Ignacy przedstawiany jest w sutannie i birecie lub w stroju liturgicznym z imieniem IHS na piersiach. Niekiedy w stroju rycerskim i w szatach pielgrzyma. Jego atrybutami są: księga; globus, który popycha nogą; monogram Chrystusa – IHS; napis AMDG – „Ad maiorem Dei gloriam” – „Na większą chwałę Boga”; krucyfiks, łzy, serce w promieniach, smok, sztandar, zbroja.
Ewangelia na co dzień/Aleteia
*****
Antyfona na wejście
Na imię Jezus niech się zgina każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych i niech każdy język wyznaje, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca. (Flp 2,10-11)
Kolekta
Boże, Ty powołałeś w swoim Kościele
świętego Ignacego do szerzenia Twojej większej chwały, spraw, abyśmy walcząc na ziemi
z jego pomocą i za jego przykładem,
zasłużyli na udział w jego niebieskiej chwale.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza – Jr 26,1-9
Na początku panowania Jojakima, syna Jozjasza, króla judzkiego, Pan skierował następujące słowo do Jeremiasza: „To mówi Pan: «Stań na dziedzińcu domu Pana i mów do mieszkańców wszystkich miast judzkich, którzy przychodzą do domu Pana oddać pokłon, wszystkie słowa, jakie poleciłem ci im oznajmić; nie ujmuj ani słowa. Może posłuchają i zawróci każdy ze swej złej drogi, Mnie zaś ogarnie żal nad nieszczęściem, jakie zamyślam przeciw nim za ich przewrotne postępki.
Powiesz im: To mówi Pan: Jeżeli nie będziecie Mi posłuszni, postępując według mojego Prawa, które wam ustanowiłem, i jeśli nie będziecie słuchać słów moich sług, proroków, których nieustannie do was posyłam, mimo że jesteście nieposłuszni, zrobię z tym domem podobnie jak z Szilo, a z tego miasta uczynię przekleństwo dla wszystkich narodów ziemi»”.
Kapłani, prorocy i cały lud słyszeli Jeremiasza mówiącego te słowa w domu Pana. Gdy zaś Jeremiasz skończył mówić wszystko to, co mu Pan nakazał głosić całemu ludowi, prorocy i cały lud pochwycili go, mówiąc: „Musisz umrzeć! Dlaczego prorokowałeś w imię Pana, że z tym domem stanie się to, co z Szilo, a miasto to ulegnie zniszczeniu i pozostanie niezamieszkałe?” Cały lud zgromadził się dokoła Jeremiasza w domu Pana.
Oto słowo Boże.
Psalm 69
R/ W Twojej dobroci wysłuchaj mnie, Panie.
Liczniejsi od włosów na mej głowie
są ci, którzy mnie nienawidzą bez powodu.
Silni są moi prześladowcy, wrogowie zakłamani,
czy mam oddać to, czego nie zabrałem? R/
Dla Ciebie bowiem znoszę urąganie, hańba twarz
mi okrywa,
Dla braci moich stałem się obcym
i cudzoziemcem dla synów mej matki.
Bo gorliwość o dom Twój mnie pożera
i spadły na mnie obelgi złorzeczących Tobie. R/
Lecz ja, o Panie, modlę się do Ciebie,
w czas łaski, o Boże;
wysłuchaj mnie w Twojej wielkiej dobroci,
w Twojej zbawczej wierności. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Słowo Pana trwa na wieki, to słowo ogłoszono wam jako Dobrą Nowinę. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 13,54-58
Jezus, przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: „Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko?” I powątpiewali o Nim.
A Jezus rzekł do nich: „Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Panie Boże, przyjmij z upodobaniem dary,
które składamy oddając cześć świętemu Ignacemu, i spraw, aby najświętsze Misteria,
które z Twojej woli są źródłem wszelkiej świętości, uświęciły nas w prawdzie.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, aby on już zapłonął. (Łk 12,49)
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, dziękując za dary
udzielone świętemu Ignacemu,
złożyliśmy Ofiarę uwielbienia,
niech ona nas doprowadzi do wielbienia
Twojego majestatu w wieczności.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
********************************
Grzegorz Kucharczyk: Krakowskie Przedmieście – dziesięć lat później
fot. Jerzy Pawleta/ Forum
Profanacja figury Zbawiciela przy bazylice Świętego Krzyża w Warszawie przez komando wojujących bezbożników jest nie pozostawiającą żadnych złudzeń odpowiedzią na pojawiające się od początków pandemii pytanie: czy zaraza będzie czasem przemiany, nawrotem do Pana?
Jak już wcześniej pisałem na tych łamach, wszystko wskazuje raczej na to, że będzie tak samo, tylko bardziej. Akcja profanatorów w Warszawie jest tego kolejnym, wstrząsającym dowodem.
Profanacja Umęczonego Zbawiciela pokazuje po raz kolejny – jakże dramatycznie wyraźnie – że nie mamy tutaj do czynienia z „antyklerykalizmem”, czy – jak raczył zauważyć ks. kardynał Nycz – z „przekraczaniem granic w debacie publicznej”, ani nie nawet z chrystianofobią, tylko z chrystofobią; z nienawiścią do samego Chrystusa.
Nienawiść do Zbawiciela zawsze skutkowała i skutkuje także w naszych czasach nienawiścią do Jego wyznawców (chrystianofobia) oraz do założonego przez Niego Kościoła (antykatolicyzm). Ale trzeba mieć świadomość tego, że u początku jest nienawiść do samego Zbawiciela. Tak rozrasta się cywilizacja nienawiści, której innym imieniem jest cywilizacja śmierci. I odwrotnie – miłość do Zbawiciela, pożądanie Jego Królestwa, tj. takiej rzeczywistości duchowej, kulturowej i społecznej, gdzie On jest na pierwszym miejscu, daje początek cywilizacji miłości, której innym imieniem jest cywilizacja życia.
Na tym w największym skrócie polega starcie cywilizacji, które obserwujemy i którego jesteśmy uczestnikami. Ważne jest jednak, by pamiętać o korzeniach tej nienawiści; o tym, Kto tak naprawdę jest przedmiotem ataku. Rok temu komanda wojujących bezbożników profanowały jasnogórski wizerunek Królowej Polski. Dzisiaj profanują wizerunek niosącego Krzyż Zbawiciela. Jakże nie przywołać w tym kontekście słów abp. Fultona Sheena, który niejednokrotnie podkreślał, że ci, którzy odrzucają Matkę Bożą zawsze też – wcześniej czy później – odrzucą Jej Syna. Na naszych oczach spełnia się ta prawidłowość.
Profanacja na Krakowskim Przedmieściu miała miejsce niemal dziesięć lat po satanistycznym sabacie wokół krzyża postawionego przed pałacem Prezydenckim, upamiętniającym ofiary katastrofy smoleńskiej. Wtedy, w sierpniu 2010 roku widzieliśmy jak „młodzi, wykształceni z dużego miasta” naigrywali się z Męki Chrystusa tworząc krzyże z puszek po piwie oraz umieszczając pluszaki na krzyżach. Podobnie jak wtedy, również teraz biskup miejsca, na którym te straszliwe bluźnierstwa działy się, schował tchórzliwie głowę w piasek.
Zły nienawidzi znaków przypominających rozstrzygającą bitwę, którą przegrał, mimo że Wódz Życia w niej poległ. Stąd z taką lubością atakuje wszystko, co przypomina jego nieodwracalną klęskę z rąk Tego, który na Golgocie zlikwidował nasz zapis dłużny.
Trzecia bitwa o Warszawę trwa na naszych oczach, przy czym Warszawa jako stolica jest symbolem całej Polski. Sto lat temu pierwsza z tych batalii zakończyła się odepchnięciem bolszewickich hord. W 1944 roku barykady oddzielające cywilizację miłości od barbarzyńców germańsko – azjatyckich szły w poprzek Miasta, nawet w poprzek archikatedry warszawskiej. Figura Zbawiciela z Krakowskiego Przedmieścia została wówczas zwalona. Dzisiaj zagrożenie „motłochowo – radykalne” (Z. Krasiński) rozlewa się po naszych miastach, szkołach, szturmuje nasze świątynie, na podobieństwo Heroda ubierającego na pośmiech umęczonego Zbawiciela w lśniące szaty, „przystraja” Go we flagi tęczowej rewolucji. To dopiero początek, ale przecież On zwyciężył świat.
Grzegorz Kucharczyk/ PCh.pl
*******************************
czwartek 30 lipca
wspomnienie św. Piotra Chryzologa, doktora Koscioła
**
Św. Piotr Chryzolog, biskup, doktor Kościoła. Urodził się około 380 roku w miasteczku Imola. W roku 431 został arcybiskupem Rawenny, wówczas stolicy Zachodniego Cesarstwa.
Był doradcą cesarzowej Galii Placydii i jej synów. Wytrawny dyplomata. Budowniczy kościołów. Gorliwy duszpasterz.
Wybitny kaznodzieja. Wygłaszane mowy zjednały mu przydomek „Złotosłowy” – po grecku „Chryzolog”. Umarł 31 lipca 450 roku. Jest patronem diecezji i miasta Imoli.
Ewangelia na co dzień/Aleteia
***
************************************************************************
środa 29 lipca
wspomnienie św. Marty
***
Św. Marta wraz z rodzeństwem Marią i Łazarzem mieszkała w Betanii, oddalonej o 3 kilometry od Jerozolimy na zboczu Góry Oliwnej. Pan Jezus często zatrzymywał się w ich gościnnym domu – co świadczy jak serdeczną darzył ich przyjaźnią.
Św. Łukasz opisuje szczegółowo jedno ze spotkań (Łk 10,38-42). Martę wspomina w Ewangelii św. Jan, odnotowując wskrzeszenie Łazarza. Wyznała ona wtedy wiarę w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego (J 11,1-45). Ewangelista Jan opisuje także wizytę Jezusa u Łazarza na sześć dni przed wieczerzą paschalną, gdzie posługiwała Marta (J 12,1-11).
Św. Marta jest patronką ludzi zapracowanych, którzy jednak nie zatracili głębi i istoty wiary, i w tragicznej sytuacji potrafią za nią powtórzyć: „Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży”.
Również uważana jest patronką gospodyń domowych, hotelarzy, kucharek, sprzątaczek, właścicieli zajazdów. Legenda prowansalska głosi, że po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa Żydzi wprowadzili Łazarza, Marię i Martę na statek bez steru i tak puścili ich na Morze Śródziemne.
Dzięki Opatrzności wszyscy wylądowali szczęśliwie na wybrzeżu Francji, niedaleko Marsylii. Łazarz miał zostać pierwszym biskupem tego miasta, Marta założyła w pobliżu żeński klasztor, a Maria pokutowała w niedalekiej pustelni.
W ikonografii św. Marta przedstawiana jest w skromnej szacie z pękiem kluczy za pasem. Czasami we wspaniałej sukni z koroną na głowie. Są prezentacje, w których prowadzi smoka na pasku lub kropi go kropidłem. Nawiązują one do legendy, iż pokonała potwora Taraska. Jej atrybutami są: drewniana łyżka, sztućce, księga, naczynie, różaniec.
Imię Marta pochodzi z języka aramejskiego i znaczy “pani, władczyni”. W Kościele jest 9 świętych i 3 błogosławione o tym imieniu.
*****
Marta i Maria w nas
Wszystko, co Jezus mówi, czyni i Kim jest – jest na wagę złota. Marta dobrze o tym wie, dlatego siada u stóp Mistrza i rozkoszuje się smakiem „najlepszej cząstki”. Jest szczęśliwa, a ponadto zasługuje sobie na wiekopomną pochwałę Jezusa. Marta chce usłużyć Gościowi inaczej. Od razu zabiera się za przygotowanie posiłku. Niestety, jej gest czynnej miłości okazuje się wybrakowany. Wzbierają w niej negatywne uczucia i osądy. Dała im upust, wypowiadając swe rozżalenie: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». Oto, rzec można, „pokrzywdzona” i lepiej wiedząca, ujawnia pretensje nie tylko wobec swej siostry, ale i Mistrza.
Jezus, pełen miłości i wdzięczności wobec Marty, nie może jej nie ostrzec: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona». Powiedziane jasno, zdecydowanie i delikatnie. Miliony wierzących będą przez wieki, dziś także, wnikać w znaczenie tych słów Jezusa, Oblubieńca dusz. W każdym z nas jest wrażliwość i pragnienia Marii… Ale pełno też w nas Marty. My wszyscy – tak wprawni w uwijaniu się „około rozmaitych posług”, a tak powolni, by usiąść „u nóg Pana” – powinniśmy zrewidować nasze priorytety.
Czy my – poddawani dyktatowi antropocentrycznej cywilizacji i bezkrytycznie zafascynowani jej produktami – mamy jeszcze szczere przekonanie, że Jezus i oblubieńcza wzajemność, do której niezmiennie nas zaprasza, to skarb nieoceniony, Jedyny? On naprawdę zasługuje (my też), byśmy codzienne rezerwowali czas na spotkania z Nim. Łagodnie i zdecydowanie przenośmy uwagę z absorbujących zmartwień i niepokojów oraz z ulotnych fascynacji i często zbędnych zaangażowań – na Pana Jezusa. Tylko „u nóg Pana”, kontemplując na modlitwie Osobę Jezusa, poznajemy i smakujemy życie prawdziwe, spełniające. Naprawdę „potrzeba… tylko jednego”. Jak w Eucharystii, w której Boskie Osoby obdarowują nas „najlepszą cząstką”.
o. Krzysztof Osuch SJ
*******************
79 lat temu o. Kolbe zgłosił się w Auschwitz na śmierć za współwięźnia
29 lipca 1941 r. podczas apelu w niemieckim obozie Auschwitz franciszkanin o. Maksymilian Kolbe zgodził się dobrowolnie oddać życie za współwięźnia Franciszka Gajowniczka, jednego z dziesięciu skazanych na śmierć głodową w odwecie za ucieczkę Polaka.
Franciszkanin zmarł w bunkrze głodowym 14 sierpnia 1941 r. Został dobity zastrzykiem fenolu.
Kilka tygodni przed śmiercią Maksymilian powiedział do współwięźnia Józefa Stemlera: “Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”.
Franciszkanin o. Maksymilian Maria Kolbe trafił do Auschwitz 28 maja 1941 r. z więzienia na Pawiaku w Warszawie. W obozie otrzymał numer 16670. Początkowo trafił do pracy przy zwożeniu żwiru na budowę parkanu przy krematorium. Potem dołączył do komanda w Babicach, które budowało ogrodzenie wokół pastwiska.
W Babicach losy zakonnika zetknęły go m.in. z Tadeuszem “Teddym” Pietrzykowskim, przedwojennym wicemistrzem Polski w boksie, również więźniem. Któregoś dnia dostrzegł nadzorcę, który okrutnie znęcał się nad Kolbem. Pięściarz postanowił dać oprawcy nauczkę. Zaproponował esesmanom, że stanie z nimi do walki na pięści. Niemcy zgodzili się. Po chwili nadzorca leżał na ziemi powalony ciosem. Pobity Kolbe zaczął wtedy prosić “Teddy`ego”, by nie bił mężczyzny.
Maksymilian w Auschwitz szybko podupadł na zdrowiu. Trafił do szpitala obozowego. Więźniowie otaczali go opieką. Gdy poczuł się lepiej, wręcz wypchnięto go ze szpitala w obawie, by nie został w nim uśmiercony. Później trafiał do lżejszych prac, początkowo w pończoszarni, gdzie reperowano odzież, a później w kartoflarni przy kuchni.
Pod koniec lipca 1941 r. z obozu uciekł więzień Zygmunt Pilawski. Za karę zastępca komendanta Karl Fritzsch zarządził apel. Wybrał dziesięciu więźniów i skazał ich na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek.
Gajowniczek, opisując w 1946 r. tzw. wybiórkę, powiedział: “Nieszczęśliwy los padł na mnie. Ze słowami +Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam+ udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci. Te słowa słyszał o. Maksymilian. Wyszedł z szeregu, zbliżył się do Fritzscha i usiłował ucałować go w rękę. Wyraził chęć pójścia za mnie na śmierć”.
Egzekucje przez zagłodzenie budziły grozę wśród więźniów. Po ucieczce więźnia z bloku, w którym był więziony, komendant lub kierownik obozu wybierał podczas apelu dziesięciu lub więcej więźniów. Byli zamykani w jednej z cel w podziemiach bloku nr 11. Nie otrzymywali pożywienia ani wody. Po kilku, kilkunastu dniach umierali w straszliwych męczarniach. Na podstawie rejestru więźniów bloku 11 historycy ustalili kilka dat “wybiórek”.
O. Kolbe po dwóch tygodniach męki wciąż żył. 14 sierpnia 1941 r. został uśmiercony przez niemieckiego więźnia-kryminalistę Hansa Bocka, który wstrzyknął mu zabójczy fenol.
Franciszek Gajowniczek przeżył wojnę. Zmarł w 1995 r. w Brzegu na Opolszczyźnie w wieku 94 lat. Pochowany został na cmentarzu przyklasztornym franciszkanów w Niepokalanowie.
Rajmund Kolbe urodził się 8 października 1894 r. w Zduńskiej Woli. W 1910 r. wstąpił do zakonu, gdzie przyjął imię Maksymilian. Studiował w Rzymie, gdzie w 1917 r. założył stowarzyszenie Rycerstwa Niepokalanej. Do Polski wrócił dwa lata później. W 1927 r. założył pod Warszawą klasztor-wydawnictwo Niepokalanów. Trzy lata później wyjechał do Japonii, skąd wrócił w 1936 r. Objął kierownictwo Niepokalanowa, który stał się największym klasztorem katolickim na świecie.
We wrześniu 1939 r. Niemcy po raz pierwszy aresztowali Kolbego i franciszkanów. Duchowni odzyskali wolność w grudniu. 17 lutego 1941 r. Maksymiliana aresztowano po raz drugi. Trafił na Pawiak, a potem do Auschwitz.
Polski franciszkanin został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 r., a kanonizowany przez Jana Pawła II jedenaście lat później. Stał się pierwszym polskim męczennikiem podczas II wojny, który został wyniesiony na ołtarze.
W celi śmierci zakonnika modlili się trzej kolejni papieże: Jan Paweł II, Benedykt XVI oraz Franciszek, którzy pielgrzymowali do Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau.
Historyk z Muzeum Auschwitz Teresa Wontor-Cichy wspomniała, że Maksymilian miał dwóch braci. Józef również był franciszkaninem. Zmarł w 1930 r. podczas nieudanej operacji wyrostka. Z kolei Franciszek był legionistą i weteranem wojny z bolszewikami. W 1943 r. trafił do Auschwitz za działalność konspiracyjną. Był przenoszony do innych obozów. Zmarł 23 stycznia 1945 r. w KL Dora-Mittelbau.
Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości. (PAP)
autor: Marek Szafrański/Tygodnik NIEDZIELA
*****
„Przyrzekamy prowokować”. Aktywiści LGBT sprofanowali figurę Chrystusa w Warszawie
fot. Flickr.com
Aktywiści LGBT w nocy z 28 na 29 lipca 2020 r. sprofanowali figurę Chrystusa pod Krzyżem znajdującą się przed Bazyliką Świętego Krzyża w Warszawie. Na twarz rzeźby nałożyli różową maskę z feministyczno-anarchistycznymi symbolami, a w jej ręce włożyli tęczową flagę. Na cokole umieszczono też manifest zawierający wulgarną treść.
Celem akcji środowisk LGBT okazały się także pomniki Małej Syrenki, Józefa Piłsudskiego, Mikołaja Kopernika, Wincentego Witosa czy Tarasa Szewczenki. Szczególnie bulwersujący jest jednak fakt sprofanowania katolickiej rzeźby, która przetrwała okres Powstania Warszawskiego wśród gruzów stolicy.
Treść zamieszczonego na cokole pomnika tekstu brzmi: „To szturm! To atak! To Tęcza! Pamięci poległych w walce z codzienną nienawiścią, tych, którzy mieli siłę by skoczyć w ciemność. Dodająca wiary w lepszą przyszłość osobom, którym państwo zabrało wolność i bezpieczeństwo. Wzywająca do otwartej wojny przeciw dyskryminacji. Nakazująca nie prosić, nigdy więcej nie błagać o szacunek i litość. To miasto jest nas wszystkich. J****e się ignoranci”. Pod tekstem podpisał się niejaki „Gang Samozamęt”, „Stop Bzdurom” czy „Poetka”.
Manifest rozszerzyła na Facebooku jedna z organizatorek akcji. Okazuje się, że jednym z powodów akcji jest działalność Fundacji Pro-Prawo do Życia, polegająca na uświadamianiu mieszkańców stolicy w kwestii zagrożeń płynących z edukacji seksualnej i postulatów społeczeno-politycznego ruchu LGBT+. „To jest szturm! To tęcza. To atak! Postanowiłyśmy działać. Tak długo jak będę się bać trzymać Cię za rękę. Tak długo aż nie zniknie z naszych ulic ostatnia homofobiczna furgonetka” – piszą.
„To nasza manifestacja odmienności – ta tęcza. Tak długo jak flaga będzie kogoś gorszyć i będzie niestosowna, tak długo uroczyście przyrzekamy – prowokować” – podkreślają. „Sorry…. Nikt przecież nie powie, że polska flaga jest niestosowna i że kogoś obraża… Gdy zabierane są nam kolejne prawa, los waży się na szalach władzy. Niepokoi milczenie polityków – przerażają ich słowa. Nie będziemy prosić o litość, błagać o szacunek i zrozumienie. Jesteśmy głosem za małych na to by ich słuchano, za małych by coś powiedzieć. Uciszanych przez rodziców. Zmęczonych codzienną batalią ze światem. Oduczyliśmy się grzeczności i narzuconej gry w normalność. Gdy system chce byśmy skakali w ciemność sami, razem wypowiadamy mu walkę. Syrenka warszawska ma w dłoni miecz i tarczę. Ma tęczę i bandanę. To nasze wezwanie do walki. Jak długo będziemy zasypiać z myślą, że i tak nic się nie zmieni. tak długo będzie trzeba przypominać o tym że istniejemy. Że nie jesteście sami i same. To miasto jest też nasze. Walczcie” – stwierdzają.
Figurę Chrystusa niosącego krzyż z wypisanym na cokole hasłem „Sursum Corda” ustawiono pod Kościołem św. Krzyża 2 listopada 1898 r. z inicjatywy hrabiego Andrzeja Zamoyskiego. Dzieło rzeźbiarza Andrzeja Pruszyńskiego cudem przetrwało hekatombę jaką Warszawie zgotowali pacyfikujący powstanie Niemcy. 6 września w wywołanej przez żołnierzy Wehrmachtu eksplozji runęła wieża oraz sklepienia kościoła. Na niemieckich zdjęciach wykonanych tuż po Powstaniu i opublikowanych w Krakowie widać rzeźbę leżącą na jezdni Krakowskiego Przedmieścia. Chrystus leżąc nadal wyciąga ku górze dłoń zdając się wzywać „Sursum corda”! Wkrótce rzeźbę wywieziono i porzucono pod Nysą.
Źródło: Facebook.com
Ks. Roszak, ks. Bortkiewicz o homoprofanacji: Chrystus jest naszym Panem i musimy Go bronić
fot. Pixabay
Aktywiści LGBT w nocy z 28 na 29 lipca 2020 r. sprofanowali figurę Chrystusa pod Krzyżem znajdującą się przed Bazyliką Świętego Krzyża w Warszawie. Na twarz rzeźby nałożyli różową maskę z feministyczno-anarchistycznymi symbolami, a w jej ręce włożyli tęczową flagę. Na cokole umieszczono też manifest zawierający wulgarną treść. Sprawę skomentowali dla portalu PCh24.pl ks. prof. Piotr Roszak i ks. prof. Paweł Bortkiewicz.
Ks. prof. Piotr Roszak (UMK)
Ewidentnie widzimy część większej strategii obliczonej na prowokowanie chrześcijan. Z naszej strony powinna być odpowiedź pełna Prawdy, bo tylko „Prawda nas wyzwoli”.
A Prawda jest taka, że chrześcijanie są grupą, która jest w szczególny sposób atakowana. To, co stało się w Warszawie to przejaw ataku kulturowego, który dowodzi, że nie trzeba strzelać z amunicji do innych, a wystarczy przejmować, ośmieszać, ubliżać, bezcześcić jego symbole etc. Tak właśnie trzeba patrzeć na tęczowo-anarchistyczną profanację pomnika Pana Jezusa w Warszawie.
Musimy mocno powiedzieć: „Non Possumus” i dać mocny wyraz temu, że nie ma z naszej – chrześcijańskiej strony – przyzwolenia na takie wybitnie agresywne zachowania, które mają za zadanie zakomunikować światu, że są w Polsce aktywiści lekceważący i poniżający to wszystko, co dla zdecydowanej większości społeczeństwa jest najważniejsze.
Jest to działanie nie tylko bluźniercze, ale również po prostu antypaństwowe, które zagraża bezpieczeństwu wewnętrznemu państwa i nastawione na jego rozbicie oraz podzielenie społeczeństwa.
Najbardziej przeraża mnie fakt, że agresorzy zapowiedzieli, iż to dopiero początek i już niedługo będziemy świadkami kolejnych tego typu ataków. Musimy w końcu sobie uświadomić, że nie żyjemy w spokojnych czasach i jest nam potrzebne jasne i zdecydowane świadectwo, że Chrystus jest naszym Panem i Królem i że będziemy Go bronić!
Nie może się skończyć jedynie na słowach. One są ważne, bo musimy otwarcie mówić o złu, jakim są tego typu profanacje, ale potrzebne jest również wejście na obszar prawny i wymierzenie sprawiedliwości za tak haniebne czyny.
***
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz
Mamy do czynienia z totalną eskalacją wojny cywilizacyjnej. Warto przywołać słowa Jana Pawła II z 2 czerwca 1979 roku, który odwołując się właśnie do Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu mówił o rozumieniu dziejów Polski i polskiego narodu.
Chrystus z Krakowskiego Przedmieścia jest właśnie symbolem naszych dziejów i ten symbol zostaje bestialsko sprofanowany. To właśnie jest eskalacją wojny w stosunku do Kościoła i do Polski. Jestem bezwzględnie przekonany, że traktując ten akt agresji jako antykatolicki i antypolski powinien się on doczekać mocnej reakcji, bo taka jest potrzebna.
Musimy skończyć z jakąkolwiek narracją, która chociażby sugeruje, że należy zaakceptować przynajmniej niektóre postulaty ideologów gender. To jest po prostu niemożliwe i widzimy do czego prowadzi!
Święty Paweł stawiał sprawę bardzo krótko, pytając jaka jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Parafrazując te słowa zapytam wprost: jaka jest wspólnota chrześcijan z genderystami. Nie ma takiej wspólnoty. Jest za to wojna cywilizacyjna, a my – chrześcijanie – nie możemy być w tej wojnie pacyfistami. Potrzebny jest nasz stanowczy sprzeciw zarówno w formie prawnej, a tam gdzie będzie to konieczne wymagana jest postawa jednoznacznego radykalnego zdecydowania, a nie nieustanne nadstawianie drugiego policzka. Mam tutaj na myśli stawanie murem w obronie naszych wartości i branie chociażby przykładu z Argentyńczyków, którzy kilka lat temu wyszli na ulice swoich miast i z różańcami w rękach modlili się przeciwko agresji genderystów. Nie była to modlitwa zamknięta w kościołach. Nie! Argentyńczycy stanęli oko w oko ze złem, nadstawili własne piersi i stworzyli mur nie do przebycia przed atakiem genderystów.
Takiej właśnie fizycznej, cielesnej formy sprzeciwu potrzebuje dzisiaj również Polska wobec aktów agresji ze strony lewicowych ideologów. Powtórzę: to już nie jest wojna, tylko jej totalna eskalacja.
Not. TK
*******************************************************
****
1.08.2020
Spowiedź święta w kościele św. Szymona: 14.00 – 16:00 Oczywiście jest też możliwość w innym czasie – wtedy trzeba umówić się indywidualnie z ks. Marianem.
pierwsza sobota sierpnia
NABOŻEŃSTWO WYNAGRADZAJĄCE
po MSZY ŚW. o godz. 18.00 w kaplicy-izbie JEZUSA MIŁOSIERNEGO
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
https://www.facebook.com/odnowaglasgow
(nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)
*****
************************************************************************
“W pewnej chwili dał mi Jezus poznać, że kiedy Go proszę w intencji, jaką mi nieraz polecają, jest zawsze gotów udzielać swych łask, tylko dusze nie zawsze chcą je przyjąć:
– Serce Moje jest przepełnione miłosierdziem wielkim dla dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. Oby mogły zrozumieć, że Ja jestem dla nich Ojcem najlepszym, że dla nich wypłynęła z serca Mojego krew i woda, jako z krynicy przepełnionej miłosierdziem; dla nich mieszkam w tabernakulum jako Król miłosierdzia, pragnę obdarzać dusze łaskami, ale one nie chcą ich przyjąć.
Przynajmniej ty przychodź do Mnie jak najczęściej i bierz te łaski, których oni przyjąć nie chcą, a tym pocieszysz serce Moje. O, jak wielką jest obojętność dusz za tyle dobroci, za tyle dowodów miłości. Serce Moje napawa się samą niewdzięcznością, zapomnieniem od dusz żyjących w świecie; na wszystko mają czas, tylko nie mają czasu na to, aby przyjść do Mnie po łaski.
św. Faustyna Kowalska („Dzienniczek”, p. 367).
************************************************************************
Wakacyjne rekolekcje z bp Adrianem Galbasem SAC
Rozpoczynamy rekolekcje wakacyjne z biskupem Adrianem Galbasem SAC. To nie tylko czas fizycznego odpoczynku, ale też duchowej regeneracji. Chcemy czerpać ze Słowa, które skierowane jest właśnie do mnie.
2020-07-21 13:34
„A Wy – za kogo mnie uważacie?” – to nawiązanie do pytania Jezusa, które postawił swoim uczniom. Przez najbliższe 7 odcinków będziemy próbowali nie tylko zadać sobie pytania, ale znaleźć na nie właściwą odpowiedź. Szukanie Pana Boga rozpoczyna się od uświadomienia sobie potrzeby Jego obecności w naszym życiu. Ten pierwszy etap otwiera nam Drogi, pozwala w wolności decydować o własnym życiu – czy rozpoznajemy głos Boga i za nim pójdziemy?
Sceneria Wielkich Jezior Mazurskich zwraca nam uwagę na ich wakacyjny charakter – to właśnie w chwili zatrzymania, odpoczynku znajdujemy czas na zadanie sobie najważniejszych pytań. Bardzo wymownym będzie tu szum wiatru, „Strefa Ciszy”, wypłynięcie na głębokie wody – podejmujemy trud poznania własnej tożsamości.
Zapraszamy Cię – niezależnie od płci, wieku, miejsca zamieszkania czy wykształcenia – do wspólnej wędrówki w nieznane. Ta niewiadoma to nasza droga – dla każdego inna, indywidualna, osobista – ale prowadzi do wspólnego celu: świętości.
Organizatorem Rekolekcji jest Pallotyńskie Radio Pallotti.FM, Sekretariat ds. Apostolstwa Prowincji Chrystusa Króla i Fundacja Misyjna Salvatti.pl
Emisja odcinków będzie dostępna na kanale YouTube Telewizji Pallotti TV, na Facebooku Pallotti.FM oraz na stronie www.pallotti.fm
Emisja odcinków:
27 lipca – Świadomość
3 sierpnia – Droga
10 sierpnia – Wolność
17 sierpnia – Decyzja
24 sierpnia – Pewność
31 sierpnia – Kryzys
7 września – Wspólnota
Organizatorzy
Tygodnik NIEDZIELA
**********
5 tajników dobrej modlitwy
Adobe Stock
*****
W jaki sposób dobrze się modlić? Co to właściwie znaczy dobra modlitwa? Jak się do niej zabrać, co przygotować, ile ma trwać, więcej mówić czy słuchać? Oto 5 tajników dobrej modlitwy.
Już uczniowie zadręczali się pytaniami o dobrą modlitwę. Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów». Łk 11, 1
Poniżej 5 pomocnych wskazówek dobrej modlitwy:
1. MIEJSC
Miejsce modlitwy to pierwsza kwestia o jaką musimy zadbać. Jak nauczał nas sam Jezus: Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. Mt 6, 6
Odpowiednie miejsce modlitwy z dala od zgiełku, zabiegania i wszechobecnej krzątaniny to fundament dobrej rozmowy z Bogiem. Jezus zapraszając nas do modlitwy, pragnie aby było to osobiste spotkanie miłości.
Możemy modlić się w kościele, w kaplicy, ale także we własnym domu czy nawet ogrodzie. Znajdźmy samotne, zaciszne miejsce i zapragnijmy spotkania z samym Bogiem. To pragnienie to już połowa sukcesu.
2. CZAS
Czy każdy czas jest dobry na modlitwę? Zapewne, ale lepiej znaleźć taki, który pozwoli nam zatrzymać się z Bogiem na dłuższą chwilę. Oczywiście nie kwestionuję łask płynących z aktów strzelistych, czy krótkich westchnień do Boga, np. podczas pracy. Skupmy się jednak na dłuższej modlitwie.
Warto znaleźć w swoim (zapewne zabieganym dniu) czas tylko dla Boga. Odkładamy wtedy na bok inne rzeczy, wyciszamy samartfon, blokujemy powiadomienia z fejsa i instagrama i poświęcamy czas jedynie Stwórcy.
Wiem, że o wiele łatwiej jest lajkować kolejne zdjęcia znajomych, ale znajdując chociaż 15 minut dziennie na intymną rozmowę z Bogiem Wszechświata, zyskać możemy o wiele więcej niż sympatia znajomych.
3. ATMOSFERA
Gdy już mamy wygospodarowane czas i miejsce naszej modlitwy, warto zadbać także o panującą atmosferę. Cisza to przestrzeń w której najgłośniej mówi Bóg. Wyłączmy wszelkie grające urządzenia, uklęknijmy lub usiądźmy, gdy klęczenie sprawia nam kłopot (w rozmowie z Bogiem nie chodzi o stękanie z bólu, ale skupienie się na Nim, pokutować można w innej formie np. postem).
Pomocne może być także zapalenie świecy jako znak „światła Chrystusa”, ten zewnętrzny akt pomaga uświadomić sobie, że w pomieszczeniu w którym właśnie jestem, jest sam Bóg, że za moment wejdę w tak niezwykłą i intymną relację z samym Stwórca Wszechświata.
Warto także ustawić sobie na linii wzroku krzyż lub obraz np. Jezusa Miłosiernego. Pomoże to skupić się na Nim i pamiętać o Jego stałej obecności.
4. ŚWIADOMOŚĆ
Na początku modlitwy warto uzmysłowić sobie jej prawdziwy sens. Modlitwa to nie recytowanie wyuczonych fraz z pamięci powtarzanych jak mantra do ściany. Modlitwa to przestrzeń w której spotykam się z samym Bogiem. Oczywiście, że znane modlitwy jak Koronka czy Różaniec są piękną formą kontaktu z Nim, także przez ręce Maryi, ale nie możemy zatracić prawdziwego znaczenia rozmowy z Bogiem. Modlitwy są środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Cel sam w sobie to spotkanie z naszym Zbawicielem.
Ważne jest także stałe przypominanie sobie przed modlitwą swojej prawdziwej tożsamości. Skoro Bóg jest kochającym Ojcem, to ja jestem jego ukochanym dzieckiem, którego On nigdy nie odtrąca i nie odrzuca. Klękając do modlitwy ze świadomością Jego niezgłębionej obecności (nie jest ograniczony ani czasem, ani przestrzenią), w miejscu w którym się modlę oraz tego, że jestem dzieckiem samego Boga – stwarza możliwości na piękne modlitewne spotkanie, w którym Jego Miłość będzie mnie ogarniać, przemieniać i odnawiać.
5. SŁUCHANIE
Gdy już właściwie przygotowani, zapominając o pędzie świata, będąc skupieni jedynie na Bogu rozpoczniemy modlitwę, nie zapomnijmy o jednym. Nie zapomnijmy słuchać Boga. Modlitwa to rozmowa, a rozmowa to korelacja dwójki lub więcej osób. Modlitwa nie jest monologiem, ale dialogiem. Dajmy możliwość Duchowi Świętemu, aby do nas mówił. On naprawdę mówi, musimy tylko Mu na to pozwolić.
Warto także do naszej modlitwy włączyć krótką lekturę Słowa Bożego i medytację nad nim. Wybierzmy jeden fragment i czytając zastanówmy się co przez te słowa mówi do mnie Bóg. Możemy także wykorzystując nowe technologie uruchomić w naszym laptopie „Adorację online” i w ciszy uwielbiać Boga ukrytego w Najświętszym Sakramencie.
Jest mnóstwo tajników na owocne spotkanie z Bogiem, każdy z nas musi znaleźć przy pomocy Ducha Świętego te swoje najlepsze.
Jezus pragnie przemieniać nasze serce, odnawiać nas, umacniać, pocieszać, podnosić z upadków. Zapewniał nas przecież, że będzie z nami przez wszystkie dni, aż do końca świata. On zna doskonale nasze wnętrze. Mówmy Mu o naszych potrzebach, troskach, prośbach. Ale zastawmy Mu także przestrzeń na działanie. Jemu naprawdę na nas zależy.
Damian Krawczykowski /Tygodnik Niedziela/24.06.2020
**********************************************************************
Modlitwa prośby
Jest najpowszechniejszą odmianą modlitwy. Stanowi ona naturalny odruch niemal każdego człowieka w potrzebie, nawet tego, który nie modli się wcale.
Z drugiej jednak strony sens tej modlitwy wywołuje najwięcej pytań. Dlaczego prosić Boga o coś, skoro i tak wie On, czego nam potrzeba? Wśród teologów odpowiadających na to pytanie znajdował się o. Jacek Woroniecki – dominikański kandydat na ołtarze, jeden z pierwszych rektorów KUL, autor „Pełni modlitwy”.
W dziele tym Woroniecki napisał: „W modlitwie błagalnej wcale nie mamy zamiaru wpływać na zmianę postanowień Bożych ani nie chcemy informować Boga o naszych potrzebach, ale pragniemy wypełnić wolę naszego Stwórcy, który wiele rzeczy dopiero wtedy postanowił nam dać, gdy Go o nie poprosimy”. Według o. Woronieckiego modlitwa prośby jest jedną z dwóch form współpracy z Bogiem. Pierwsza polega na spełnianiu dobra, które leży w naszym zasięgu. Czynimy je sami, ale mocą otrzymaną od Boga. A co z dobrami, które nie leżą w naszym zasięgu i nie jesteśmy w stanie ich bezpośrednio sprawić? Otrzymujemy je właśnie poprzez modlitwę. Dzięki niej stajemy się współtwórcami tych dóbr. Czyni je Bóg, ale nie bez naszego duchowego wysiłku. Bóg jest hojny, chce jednak, byśmy w Jego hojności mieli swój własny, czynny udział. A co wtedy, gdy nie otrzymaliśmy od Boga dobra, o które żarliwie prosiliśmy? Takie sytuacje uczą nas, że choć w modlitwie współpracujemy z Bogiem, to nie jest ona magicznym mechanizmem, za pomocą którego możemy Go do czegoś zmusić. Podobnie jak niepowodzenie w naszym zwykłym działaniu uczy nas, że to Bóg, a nie my, jest Panem wszystkich zdarzeń. Naszej pracy i modlitwie powinna zawsze towarzyszyć pokora wobec Bożej mocy. Dlatego codziennie powtarzamy: Bądź wola Twoja!
JacekWojtysiak/GOŚĆ NIEDZIELNY/28/07/2020
*********************************
Znaki święte w Kościele
Pocałunek pokoju
Pocałunek jest gestem miłości i wyrazem czci. Na początku Mszy św. kapłan składa pocałunek na ołtarzu. Pocałunek ołtarza jest oddaniem czci Chrystusowi, do którego ołtarz należy i na którym Zbawiciel składa ofiarę przebłagalną Ojcu w Duchu Świętym. Często w ołtarzu znajdują się relikwie świętego, w nawiązaniu do zwyczaju sprawowania Eucharystii na grobach męczenników. Wyrazem czci jest ucałowanie Ewangelii, przez którą spotykamy się z Chrystusem. Całujemy krzyż Chrystusa w Wielki Piątek dla uczczenia Męki Zbawiciela. Całuje się relikwie święte dla zjednania patrona, u którego szukamy wstawiennictwa przed Bogiem.
Podczas Mszy św. przed Komunią św. słyszymy zachętę kapłana: „Przekażcie sobie znak pokoju” („Pax”). Jest to bezpośrednio przed modlitwą kapłana o pokój.
Pocałunek pokoju symbolizuje wspólnotę uczestników Ofiary Eucharystycznej z Chrystusem. Św. Cyryl Jerozolimski pisał, że „ten pocałunek jednoczy serca i prowadzi do przebaczenia uraz, jest oznaką pojednania i zapomnienia o krzywdach”. Pisarz ten nawiązuje do wypowiedzi Pana Jezusa o pojednaniu się ze swym bratem przed złożeniem ofiary Bogu.
Oczywiście, może się też zdarzyć pocałunek zdradziecki, niegodny ucznia Chrystusa, jakiego przykład wszedł do historii z gestem Judasza.
Natomiast znakiem zgody i wybaczenia był zawsze pocałunek pojednania.
Ks. Stefan Misiniec/Tygodnik NIEDZIELA/28.07.2020
************************************************************************
Lwów pożegnał „apostołkę” Kościoła podziemnego
Lwów pożegnał zmarłą w wieku 94 lat Jadwigę Zappę. Należała ona do powojennego pokolenia katolickiej inteligencji, która pozostała w sowieckim Lwowie, ucząc w warunkach konspiracyjnych wartości religijnych i patriotycznych. To dzięki jej i osobom do niej podobnym, wiara katolicka mogła przetrwać okres komunizmu i ateizacji.
Jadwiga Zappe wraz ze zmarłą siedem lat temu jej siostrą Ireną, były dla powojennego pokolenia lwowiaków przekazicielkami wartości duchowych. To w ich domu przez długie lata odbywały się tajne lekcje języka polskiego, historii i religii. Przygotowywała dzieci do I Komunii św., organizowała jasełka, pisała teksty przedstawień teatralnych. W domu sióstr Zappe zatrzymywali się pracujący w ukryciu kapłani, m.in Sługa Boży o. Serafin Kaszuba OFM Cap.
Mówi jeden z jej wychowanków ks. Władysław Derunow: „Wiele pokoleń uczyła religii, pod «płaszczykiem» odrabiania lekcji. Najpierw lekcje, a następnie było nauczanie religii. Wiedzieliśmy, że o tym nie można było mówić. Nauczyła nas tej konspiracji, takiego Kościoła katakumbowego”.
Jadwiga Zappe pomimo tragicznych doświadczeń czasu wojny, pozostała do końca, co podkreśla ks. Derunow, orędowniczką pojednania: „Nigdy nie różnicowała ludzi. Uczyła nas języków rosyjskiego, ukraińskiego i polskiego. Wszyscy do niej się garnęli. To wypływało z jej głębokiej wiary”.
Przez ostatnie lata Jadwiga Zappe, z uwagi na swój stan zdrowia, przebywała pod opieką sióstr józefitek w Domu Miłosierdzia w podlwowskich Brzuchowicach. Została pochowana na Cmentarzu Janowskim we Lwowie.
Mariusz Krawiec SPP – Ukraina/Tygodnik NIEDZIELA/29.07.2020
***************************************************************************
wtorek 28 lipca
Msza święta
wspomnienie św. Charbela Makhloufa, kapłana, zakonnika, pustelnika
Wikipedia
**
Św. Szarbel (Charbel) Makhluf urodził się w miejscowości Biga Kafra w Libanie, w roku 1828. Po wstąpieniu do zakonu libańskich maronitów przyjął imię Charbel.
Wyświęcony na prezbitera, pragnąc żyć w ścisłej samotności i osiągnąć wyższą doskonałość, z klasztoru w Annaja odszedł na pustynię, gdzie służył Bogu przez niezwykle surowe życie, nieustanne posty i modlitwy. Zmarł 24 grudnia 1898 roku w opinii świętości. Został beatyfikowany na zakończenie Soboru Watykańskiego II przez papieża Pawła VI, a kanonizowany w 1977 roku. Do jego grobu przybywają liczne pielgrzymki, a uzdrowienia za jego wstawiennictwem są czytelnym znakiem Bożej działalności we współczesnym świecie.
************
Cel mojego życia? Całkowite zjednoczenie się z Bogiem
Św. Charbela cechował wprost niewyobrażalny radykalizm w wierności Ewangelii. Pokorny, posłuszny i cichy, pochowany został na klasztornym cmentarzu. Ale to niebo upomniało się o niego.
Wizerunki Charbela spotykałem na każdym kroku. Na gwarnym Placu św. Piotra, na wyprażonych słońcem straganach w Guadalupe. Brodaty zakapturzony starzec zerkał na mnie z setek portretów leżących obok ton lepkich słodyczy i koszulek z królową Meksyku. Sława skromniutkiego libańskiego mnicha przerosła najśmielsze oczekiwania. Nic dziwnego. Czytając jego duchową biografię, ze zdumieniem zauważymy, że cud dosłownie goni cud. Prawdziwą eksplozję niezwykłych zjawisk zanotowano po śmierci pustelnika.
Pod cedrami Libanu
Youssef Makhlouf urodził się 8 maja 1828 r. w Bekaa-Kafra, 140 km na północ od Bejrutu. Był piątym dzieckiem w rodzinie. W domu nie przelewało się, a jednak chłopak rzadko słyszał narzekania. Rodzice zarazili go ogromną ufnością i zawierzeniem Opatrzności. Jako nastolatek długie godziny spędzał na samotnej modlitwie. Wtedy dojrzało w nim pragnienie zostania maronickim mnichem. W wieku 23 lat, wbrew woli rodziny, wstąpił do klasztoru w Mayfouk. Był zdeterminowany. Uciekł z domu na bosaka, bez kawałka chleba. Matka ruszyła w pościg razem z wujem Taniosem (ojciec Józefa zmarł, gdy chłopak miał 3 lata). Po dwóch dniach znaleźli uciekiniera w klasztorze. – Wracaj. Musisz pomóc w pracach przy domu! – wuj nie zamierzał ustępować, jednak widząc determinację syna, matka orzekła: – Niech dzieje się wola Boża! Youssef wrócił do celi. Po dwóch latach przeniesiono go do klasztoru św. Marona w Annaya, gdzie w 1853 r. złożył śluby zakonne i przyjął zakonne imię Charbel, czyli Pomazaniec Boży.
Niezwykły nauczyciel
Przez kilka kolejnych lat w klasztorze w Kfifan studiował filozofię i teologię. Na uczelni poznał niezwykłego mnicha. Uważany za życia za świętego (beatyfikowany w 1998 r. przez Jana Pawła II) Nimatullah Kassab Al-Hardini – asceta i filozof – stał się ojcem duchowym Charbela. Jego wykłady były wielką manifestacją mocy Ducha. Pewnego razu nauczyciel ostrzegł zapatrzonych w niego uczniów: „Mam przeczucie, że za chwilę runie potężny mur tego klasztoru. Uciekajmy!”. Mnisi posłuchali proroctwa i wybiegli na zewnątrz. Potężna ściana zawaliła się jak domek z kart. Uczniowie widywali często mistrza spędzającego długie nocne godziny przed Najświętszym Sakramentem. Kassab zmarł 14 grudnia 1858 roku. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Tobie, Maryjo, powierzam mą duszę”. Gdy po sześciu latach otwarto jego grób, okazało się, że ciało pozostało nienaruszone. Przy grobie zanotowano wiele uzdrowień. Władze zakonu zdecydowały się wystawić ciało na widok publiczny aż do 1927 roku. Charbel chyba niezwykle uważnie słuchał lekcji Kassuba, skoro – jak się okazało po kilkudziesięciu latach – powtórzył jego drogę. Z detalami.
Pełne zanurzenie
Jako młody kapłan w 1860 r. Charbel był świadkiem straszliwej masakry ponad 20 tys. chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Jak tylko mógł, pomagał przerażonym rodakom chroniącym się w klasztorze.Cel mojego życia? Całkowite zjednoczenie się z Bogiem – opowiadał po powrocie do klasztoru św. Marona w Annaya. Gdy jedna z jego bratanic przybyła do klasztoru, by skonsultować z nim kwestię spadku, usłyszała:
– Nie mam już nic wspólnego z tym światem. Zupełnie tak jak mój brat, który umarł w tym roku, ja umarłem w chwili, gdy opuściłem Bekaa-Kafra.
Po 16 latach pobytu w klasztorze św. Marona uzyskał zezwolenie na zamieszkanie w położonej w górach, nieopodal klasztoru, pustelni świętych Piotra i Pawła. Była niewielka. Miała zaledwie 6 metrów kwadratowych. Pustelnik narzucił sobie nieprawdopodobnie surowy rygor. Jego życie wypełniała modlitwa, umartwienia, praktyki pokutne i surowe posty. Widywano go odmawiającego godzinami Różaniec przed wizerunkiem Maryi. Pod habitem nosił włosiennicę, spał kilka godzin na dobę na twardej ziemi, jadał raz dziennie skromny, bezmięsny posiłek z resztek, które pozostały po klasztornym obiedzie. „Baranek Boży pożywał baranka. Kto kiedy widział, by Baranek pożywał baranka?” – śpiewał w swym hymnie o cudzie Eucharystii św. Efrem Syryjczyk (jego poezja jest gęsto cytowana w liturgii maronickiej).
Przez 39 lat swego kapłaństwa Charbel odprawiał Msze św. po długim przygotowaniu, a każdą Eucharystię kończył kilkugodzinnym dziękczynieniem. „Tracił” mnóstwo czasu przy Najświętszym Sakramencie. W pustelni spędził ostatnie 23 lata swego życia.Powszechnie znany był dar proroctwa, którym posługiwał. Gdy pewnego dnia wybrał się ze współbratem do pewnego chorego, w połowie drogi zatrzymał się i rzucił: „Zawróćmy, chory właśnie umarł”. Okazało się to prawdą.
Przełożeni niezwykle cenili sobie jego bezwarunkowe posłuszeństwo. Gdy poprosił opata, by dał mu chusteczkę do nosa, przełożony zdumiał się: „Dlaczego nie wziąłeś sobie jednej? Ludzie przynoszą tyle podarków i darów”. „Nie mam zwyczaju brać czegokolwiek bez pozwolenia przełożonych” – odpowiedział pustelnik. Sława świętości mnicha rozlała się po dolinach Libanu. Opowiadano o tym, jak w 1885 r. uratował plony, odganiając wodą święconą gigantyczną chmurę szarańczy. Szeptano o psychicznie chorych, którzy wychodzili z pustelni o zdrowych zmysłach, o uzdrowieniu konającego na tyfus syna księcia Rachida Beika Al-Khoury.
16 grudnia 1898 r., gdy w czasie Podniesienia trzymał w ręku Hostię, by zgodnie z maronicką liturgią prosić Boga o przyjęcie jego ofiary, Charbel dostał udaru mózgu. Zmarł osiem dni później, w Wigilię Bożego Narodzenia. Został pochowany na przyklasztornym cmentarzu. Rychło okazało się, że nie był to koniec fascynującej historii. Parafrazując anegdotę, można śmiało stwierdzić, że pokora mnicha stała się sławna w kraju i za granicą.
Eksplozja cudów
„Szalony, kto śmierć uważa za sen, mający trwać wiecznie” – wołał Efrem Syryjczyk. To, co działo się przy trumnie świątobliwego mnicha, potwierdza prawdziwość tego okrzyku. Zgodnie z zakonną tradycją, niezabalsamowane ciało zmarłego złożono we wspólnym grobie bez trumny. Tuż po pogrzebie współbracia mieli zauważyć nad miejscem pochówku oślepiające, tajemnicze światło. Było widoczne w całej dolinie przez 45 nocy od dnia pogrzebu. „Straciliśmy błyszczącą gwiazdę, która swoją świętością ochraniała Zakon, Kościół i cały Liban” – notował przeor.
Do klasztoru w Annaya zaczęły przybywać tłumy wiernych: chrześcijan i muzułmanów Gdy po czterech miesiącach specjalna urzędowa komisja otwarła grób, okazało się, że mimo wypełniającej go wody z mułem ciało jest w doskonałym stanie. Zachowało elastyczność i temperaturę ciała osoby żyjącej.
Ponadto – relacjonowali świadkowie – wydzielało przyjemny zapach oraz specyficzną ciecz. Zwłoki pustelnika złożono w drewnianej trumnie w klasztornej kaplicy. Co dwa tygodnie trzeba było zmieniać szaty nieboszczyka ze względu na nieustannie wydzielający się płyn nieznanego pochodzenia. 24 lipca 1927 r. ciało eremity zostało włożone do metalowej trumny i przeniesione do marmurowego grobowca w kościele klasztornym.
Ponieważ w 1950 r. z grobowca zaczął obficie wyciekać tajemniczy płyn, patriarcha Kościoła maronickiego wydał polecenie powtórnej ekshumacji zwłok. Dokonano jej w obecności komisji lekarskiej, przedstawicieli Kościoła oraz władz cywilnych. Ponownie okazało się, że ciało Charbela pozostało w doskonałym stanie. 7 sierpnia 1952 r. nastąpiła ponowna ekshumacja zwłok w obecności patriarchy syryjskokatolickiego, biskupów, pięciu profesorów medycyny, ministra zdrowia i innych obserwatorów. Ciało świętego eremity było nienaruszone, ale zanurzone w tajemniczym płynie. Ekshumacja z 1955 r. potwierdziła brak śladów rozkładu ciała. Podejmowane próby zahamowania wydzielania płynu (przez usunięcie niektórych narządów) nie dały żadnych rezultatów.
Do dziś zjawiska nie potrafią wyjaśnić najwybitniejsi naukowcy. Georgio Sciukrallah, ceniony libański profesor medycyny, w ciągu 17 lat badał ciało św. Charbela aż 34 razy. „Zawsze ze zdumieniem stwierdzałem, że było ono nienaruszone, giętkie, jakby zaraz po śmierci. Gdyby ciało wydzielało tylko 3 gramy płynu dziennie – a w rzeczywistości wydzielało kilka razy więcej – to w ciągu 66 lat łączna jego waga wynosiłaby 72 kg, czyli o wiele więcej aniżeli waga całego ciała. Z naukowego punktu widzenia jest to zjawisko niewytłumaczalne” – stwierdził.
Od 1950 r., gdy w Annaya zaczęto prowadzić rejestr uzdrowień, stwierdzono ich ponad 6 tysięcy. 5 grudnia 1965 r. Paweł VI beatyfikował libańskiego mistyka, a 9 października 1977 r. ogłosił go świętym Kościoła, nazywając go „cudownym kwiatem świętości”. Mnich miał obiecać, że po śmierci będzie orędował za tymi, którzy poproszą go o pomoc. Pod jednym warunkiem. Że pomodlą się przy tym za jego ojczyznę. O to, by jak prorokował Izajasz: „Liban zamienił się w ogród, a ogród za bór został uznany. By głusi usłyszeli słowa księgi, a oczy niewidomych, wolne od mroku i od ciemności, zaczęły widzieć”.
Marcin Jakimowicz/NIEDZIELNY/28.07.2020
**********************************
W najbliższą sobotę przypada 76 rocznica Powstania Warszawskiego
Śmierć nie jest końcem – o kapelanach Powstania Warszawskiego
Ślub pary powstańców | Fot. Wikipedia
**
W ciągu 63 dni Powstania Warszawskiego kapelani wojskowi byli stale przy walczących, odprawiali Msze, organizowali wspólne modlitwy, spowiadali i odprowadzali zmarłych w ostatniej drodze, wreszcie sami ginęli. 1 sierpnia przypada 76. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego.
Około 150 duchownych wzięło udział w Powstaniu Warszawskim jako kapelani poszczególnych oddziałów i szpitali polowych. Wykazali się ogromnym bohaterstwem i poświęceniem. Nie przeżyło około 50 z nich: zginęli podczas ostrzałów i bombardowań a niektórzy zostali bestialsko zabici przez Niemców ponosząc śmierć męczeńską.
Przed wojna byli zwyczajnymi duchownymi, niemniej w wielu tych życiorysach obecny jest epizod 1920 roku, to znaczy zaangażowania wojskowego w wojnie polsko-bolszewickiej na różnych poziomach – mówi dr Karol Mazur, kierownik Działu Edukacyjnego Muzeum Powstania Warszawskiego. Niektórzy z przyszłych księży brali urlop w seminarium, żeby zaangażować się w wojsku. Widać więc wśród duchownych poczucie służby, nie tylko na rzecz Kościoła ale państwa polskiego. Później ci ludzie w różny sposób się rozwijają: niektórzy robią kariery naukowe, inni widzą swoje powołanie w zakonach, itd.
Znakomita organizacja i polski bałagan
Byli świetnie zorganizowani i mimo polskiego bałaganiarstwa i dramatycznych warunków, działali bardzo sprawnie, w miarę możliwości utrzymywali łączność z dowództwem i między sobą, ale – co najważniejsze – nie opuszczali ani na chwilę walczących. Przemieszczali się wraz z powstańcami, byli w pobliżu działań wojennych, w szpitalach polowych, na ulicach zbuntowanego miasta.
Kapelani stanowili integralną część struktury organizacyjnej Armii Krajowej. W każdym okręgu AK był ksiądz odpowiedzialny za zapewnienie opieki duchowej żołnierzom. Dzięki temu w 1944 roku niemal każdy oddział partyzancki miał swojego kapelana. Na czele tego duszpasterstwa stał ks. płk. Tadeusz Jachimowski, ps. “Budwicz”, który zginął 7 sierpnia.
Powstanie zastało księdza Jachimowskiego na Elektoralnej. 7 sierpnia w ten rejon wkroczyli Niemcy i aresztowali go wraz grupą cywilów. Wraz innymi zostali poprowadzeni przez Wolę. Następnego dnia jeden z esesmanów, prawdopodobnie z oddziałów Dirlewangera, zobaczył sutannę, czego nie mógł znieść… Wyciągnął go z kolumny cywilów i zastrzelił przy wszystkich.
Dziekanem obszaru stolicy był ks. Stefan Kowalczyk (ps. Biblia), który po rozstrzelaniu ks. Jachimowskiego przejął faktycznie obowiązki szefa Duszpasterstwa AK, zbudował podziemną kurię polową i dokooptował kapelanów tam, gdzie ich zabrakło. Po kapitulacji wraz z żołnierzami poszedł do niewoli. Najbardziej znanymi kapelanami Powstania byli: ks. Zygmunt Trószyński, ps. “Alkazar”, o. Józef Warszawski SJ, ps. “Ojciec Paweł”, ks. mjr Władysław Zbłowski SAC, ps. “Struś” czy o. Tomasz Rostworowski SJ, ps. “Ojciec Tomasz”.
To ks. Kowalczyk na polecenie przełożonego zwołał 1 sierpnia 1944 roku na godzinę 11.00 ostatnią odprawę kapelanów. Do budynku przy ul. Długiej przybyło 14 księży. Odprawa została zwołana za późno, gdyż walki wybuchły o godz. 17 i nie wszyscy zdążyli dotrzeć na powierzone im placówki. Element improwizacji stale towarzyszył posłudze duchownych w walczącym mieście, dlatego stuletni dziś ks. prałat Wacław Karłowicz, ostatni z żyjących kapelanów, mówi o bałaganie. Mimo wszystkich trudności, ks. Kowalczykowi udało się wysyłać księży wszędzie tam, gdzie prosili o to dowódcy.
“Już po paru dniach mój szef «Biblia» miał swą kwaterę przy ulicy Marszałkowskiej, potem chyba na Pięknej, Koszykowej. Ale kontakt z podwładnymi utrzymywał żywy, żądał stałych sprawozdań, zatwierdzenia każdej sprawy duszpasterskiej, dyspensy, ślubów. A kiedy ludność cywilna i niektórzy księża zaczęli opuszczać Warszawę, czuwał, by żadna formacja, a łącznie z tym i dzielnica, nie była pozbawiona opieki duszpasterskiej” – pisał po latach ks. Mieczysław Paszkiewicz.
Między godziną “W” a kapitulacją
Kapelani wojskowi stanowili integralną część struktury Armii Krajowej. Każdy Okręg AK miał kapelana, który odpowiadał za zorganizowanie opieki duchowej dla poszczególnych jednostek. W 1944 r. prawie każdy oddział partyzancki AK miał swojego kapelana. I tak kapelanem obwodu I -Śródmieście był o. Jan Wojciechowski SJ, ps. “Korab”, kapelanem na Woli był odważny pallotyn – ks. mjr Władysław Zbłowski, ps. “Struś”, a na Żoliborzu proboszcz na Marymoncie ks. Zygmunt Trószyński, ps. “Alkazar”.
Na Ochocie żołnierzami obwodu opiekował się znany logik, prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego ks. Jan Salamucha, logik z UJ, który należał do wybitniej szkoły matematyczno-logicznej w Krakowie. Godził działalność naukową z duszpasterstwem. Został aresztowany wraz z grupą profesorów krakowskich podczas słynnej akcji SS, w listopadzie 1939 r. i jak wszyscy pozostali wywieziony do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Upomnieli się o niego włoscy naukowcy i w styczniu 1941 r. ks. Salamuchę uwolniono. Po powrocie do Polski został wikarym w parafii św. Jakuba na Ochocie.
Jak zaznacza dr Mazur, ks. Salamucha, tuż po gimnazjum sanitariusz w wojnie polsko-bolszewickiej, w przeciwieństwie do o. Czartoryskiego i ks. Stanka, był w konspiracji. Bardzo też angażował się politycznie na rzecz zjednoczenia AK i Narodowych Sił Zbrojnych. Był szanowany przez obydwa środowiska. Wiele tajemnic tych negocjacji zabrał do grobu, bo jak każdy porządny konspirator, był bardzo dyskretny.
Zginął na Ochocie, w Reducie Wawelskiej. Gdy oddziały RONA otoczyły Redutę, powstańcy zaproponowali księdzu wycofanie się kanałami. Prosili, by szedł z nimi, ale on odpowiedział, żartując oczywiście, że jest za duży i nie zmieści się w kanale. Wiadomo było, że nie chce zostawić rannych bez opieki. Został rozstrzelany.
1 sierpnia dominikanin, o. Michał Czartoryski zjawił się na Powiślu u lekarza okulisty, odwiedzał też bliskiego znajomego i tam zastało go Powstanie. Także on bez reszty zaangażował się wśród w działania duszpasterskie. Pełnił posługi religijne, m.in. odprawiał Msze. Przed wojną słynął z praktykowania radykalnego ubóstwa. Podkreślał, że musi być ono tak radykalne jak u św. Franciszka. Swojego miejsca szukał długo i w różnych zakonach.
Podczas powstania był kapelanem w szpitalu na Powiślu, urządzonym w piwnicy budynku na rogu ulic Smulikowskiego i Tamka. Na początku września dopadli go tam Niemcy. Choć mógł się ratować, nie chciał zostawić chorych, którymi się opiekował.
Świadek, któremu udało się uratować relacjonował, że Niemcy wyciągnęli o. Michała ze szpitala i zapytali kim jest – mówi dr Mazur. Dominikanin był w sutannie, nie chciał nawet rozmawiać, pokazał tylko dokumenty. Kazali mu zdjąć sutannę ale kategorycznie odmówił. Wtedy go zabili. Rozstrzelali też wszystkich pacjentów, a następnie spalili ciała zamordowanych.
Zarówno ks. Stanek jak i o. Czartoryski znaleźli się w gronie 108 męczenników II wojny światowej beatyfikowanych przez Jana Pawła II w Warszawie w 1999 r.
1 sierpnia o godz. 11.00 na odprawę u ppłk. “Biblii”, która odbywała się przy ul. Długiej w byłym budynku Kurii Polowej, przybyło zaledwie czternastu duchownych. Pozostali albo nie otrzymali informacji o spotkaniu, albo nie zdołali dotrzeć na czas. Sytuacja na odprawie znalazła swoje odzwierciedlenie już po godzinie “W”. Część oddziałów nie miała swojego kapelana, jak np. słynny batalion “Zośka”, którego kapelanem został 4 sierpnia, trochę przypadkowo, słynny “Ojciec Paweł”, czyli o. Józef Warszawski SJ. Niektórzy księża dołączyli do wyznaczonych im oddziałów z opóźnieniem, a niektórzy zgłaszali się ochotniczo już w trakcie walk i otrzymywali przydział do jednostek od ks. “Biblii”. Duża część duchownych nie pełniła formalnie funkcji kapelanów, natomiast opiekowali się oni ludnością cywilną i rannymi w szpitalach polowych. Po kapitulacji opuścili miasto wraz z jego mieszkańcami udając się do obozów przejściowych w podwarszawskich miejscowościach. Niektórzy, jak dziekan okręgu Warszawa czy o. Warszawski poszli do niewoli wraz ze swoimi żołnierzami.
Duszpasterstwo pod obstrzałem
Mimo nadzwyczajnych warunków posługi kapelanów w czasie Powstania, nie stosowali oni taryfy ulgowej ani wobec siebie, ani wobec wiernych. Kapelani bez przerwy byli przy walczących. Ich najważniejszym obowiązkiem było chowanie zmarłych, prowadzenie spisu poległych. Starannie wypełniali więc protokoły zgonów. Dla żołnierzy i ludności cywilnej odprawiali Msze św., organizowali wspólne modlitwy, spowiadali umierających, towarzyszyli im w ostatnich chwilach. Ponieważ mimo grozy toczyło się też normalne życie – chrzcili i błogosławili związki małżeńskie.
Dowództwo AK wydało polecenie odprawiania jednolitych modlitw porannych i wieczornych. Rano “Ojcze nasz”, “Zdrowaś Mario”, “Wierzę w Boga”, wieczorem “Anioł Pański” i trzykrotnie “Wieczny odpoczynek”.
Pragnąc zawierzyć walkę powstańców Najświętszej Maryi Pannie ks. Kowalczyk zorganizował modlitwę warszawiaków do Matki Bożej, która trwała od 15 sierpnia – uroczystości Wniebowzięcia do 26 sierpnia – uroczystości Matki Boskiej Częstochowskiej.
Historycy Powstania odnotowali jeden przypadek kapelana, który – wbrew zasadom – włączył się do walki. Ks. Antoniemu Czajkowskienu “puściły nerwy”, gdy na jego oczach postrzelił się i zaraz potem zmarł młody powstaniec. Szok był tak mocny, że kapelan przez dwa tygodnie walczył za pomocą własnoręcznie zdobytego mausera. Zastąpił rannego porucznika Bolesława Niemirowskiego “Leka”, ale wrócił do swej posługi po dłuższych perswazjach ks. Kowalczyka.
Prof. Norman Davies podkreśla, że to posługa kapelanów zhumanizowała walkę, dzięki księżom nie dochodziło do samosądów, a jeńcy niemieccy byli traktowani zgodnie z Konwencją Genewską. W szpitalach polowych ranni okupanci byli traktowani tak samo jak Polacy – operacje i zabiegi były wykonywane w zależności od stanu pacjenta, wszyscy zaś otrzymywali te same racje żywnościowe.
Ale przede wszystkim obecność księży dawała siłę do przyjęcia śmierci, gdy średnio co dwie minuty ktoś ginął, a groby były rozsiane po całym mieście. Brytyjski historyk uważa, że katolicki rytuał śmierci i pogrzebu miał w tych warunkach ogromne znaczenie.
Śmierć kapelana naczelnego
Ks. płk. Tadeusz Jachimowski, ps. “Budwicz” w chwili wybuchu Powstania znajdował się w mieszkaniu na ul. Elektoralnej. Nie uczestniczył w przedpołudniowej odprawie u ks. “Biblii”, zresztą jego miejsce było przy Komendzie Głównej, skąd czekał na polecenia. Przez pierwsze dni kontakt z dowództwem był bardzo sporadyczny. Komenda Główna w tym czasie była odcięta od pozostałych oddziałów i po kilku dniach musiała się ewakuować z Woli na Stare Miasto. Czekając na rozkazy, które nie nadchodziły, ks. “Budwicz” urządził prowizoryczną kaplicę w domu przy Elektoralnej, gdzie okoliczni mieszkańcy zbierali się na modlitwie. Kapelan naczelny nie marnował czasu spowiadając tych, którzy do niego przychodzili, udzielając ostatniego namaszczenia i umacniając na duchu ludność cywilną. 7 sierpnia, gdy Niemcy zajęli już całą Wolę, ks. Jachimowski otrzymał polecenie, by opuścić swoje dotychczasowe miejsce postoju i dołączyć do oddziałów powstańczych koncentrujących się wokół gmachów Sądów Grodzkich na Lesznie.
Zwlekał jednak, spowiadając ludzi. Akurat udzielał rozgrzeszenia, gdy do zaimprowizowanej kaplicy wtargnęli niemieccy żołnierze. Jeden z nich wycelował w niego karabin, gdy sekretarka kapelana “Mira” zaczęła błagać innego żołnierza, obserwującego scenę ze współczuciem, aby ocalił księdza. Przekonywała go, że to kapłan, który ma ze sobą Najświętszy Sakrament. Żołnierz, widocznie katolik, powiedział coś do kolegi trzymającego wycelowany karabin, podszedł do “Budwicza” i sprawdził, czy rzeczywiście ma ze sobą Najświętszy Sakrament. Następnie kazał, aby kapelan dołączył do grupy cywili, którzy zostali pognani przez miasto.
W drodze ks. Jachimowskiemu udało się zostawić w Najświętszy Sakrament w kościele św. Andrzeja na Chłodnej. Kilka godzin później Niemcy dołączyli go do grupy mężczyzn pędzonych na rampę kolejową na Woli. Na noc grupa Polaków została zamknięta w kościele św. Wojciecha. Rano, gdy Niemcy prowadzili ich do transportów, jeden z konwojentów zobaczywszy w grupie księdza wyciągnął go z szeregów i zabił strzałem z pistoletu.
Opiekę duszpasterską nad powstańczą Warszawą organizował ks. “Biblia”, pełniąc de facto obowiązki kapelana naczelnego AK. Po kapitulacji, gdy ks. ppłk. Kowalczyk poszedł do niewoli wraz z innymi żołnierzami Powstania, kapelanem naczelnym został ks. płk. Jerzy Sienkiewicz, ps. “Gruzenda”, pełniący wcześniej funkcję zastępcy kapelana naczelnego.
Karabin i sutanna
Sekretarz kapelana naczelnego AK ks. Antoni Czajkowski, ps. “Badur” w godzinie “W” spowiadał młode sanitariuszki z Wyższej Szkoły Pielęgniarek. Miał przydział do oddziałów koncentrujących się w gmachu Sądów Grodzkich na Lesznie. Po wyspowiadaniu dziewcząt udał się w kierunku wyznaczonych jednostek. Po drodze, w Alejach Jerozolimskich, zatrzymali go jednak akowcy ppor. Bolesława Niewiarowskiego, ps. “Lek”. Kiedy zobaczyli, że mają przed sobą księdza, poprosili, aby został ich kapelanem. Zaczęli rozmawiać, a jeden z młodych żołnierzy – ps. “Rola” – pochwalił się swoim pistoletem. Broń okazała się niezabezpieczona i wypaliła. Powstaniec ciężko ranny upadł na ziemię w kałuży krwi. Wypadek tak wstrząsnął ks. “Badurem”, że postanowił zostać z oddziałem “Leka” i zastąpić tragicznie postrzelonego powstańca. Poprosił dowódcę o przyjęcie do jednostki i przyjął pseudonim żołnierski “Rola II” dla upamiętnienia postrzelonego chłopca.
Ks. Czajkowski brał udział w zdobyciu kolejnych kamienic w Alejach Jerozolimskich i silnie bronionego gmachu Zarządu Wodociągów i Kanalizacji na placu Starynkiewicza. W walkach wyróżniał się odwagą i pomysłowością. Ranny w jednej z akcji ppor. “Lek” mianował go swoim zastępcą. Po dwóch tygodniach Powstania, gdy do oddziału zgłaszali się nowi ochotnicy, ks. “Badur” postanowił powrócić do swoich pierwotnych zadań, nadal bowiem odczuwalny był brak kapelanów. Po zgłoszeniu się do ks. płk. “Biblii”, ks. Czajkowski otrzymał przydział jako kapelan Zgrupowania “Chrobry II”`, a więc oddziałów, z którymi walczył do tej pory. Towarzyszył im, aż do kapitulacji.
Jezus z katedry
W sierpniu trwały zażarte walki na Starówce. W tych dniach zarówno powstańcy, jak i ludność cywilna szukali pociechy i wsparcia u Matki Bożej Łaskawej oraz przy trumnie św. Andrzeja Boboli w kościele jezuitów na Świętojańskiej, a także przed cudownym krucyfiksem w katedrze. 17 września, ks. Wacław Karłowicz, ps. Andrzej Bobola, był wśród rannych przy ul. Długiej, gdy ktoś przybiegł do niego z wiadomością, że pali się katedra. Ks. Karłowicz, kustosz kościoła, poszedł tam natychmiast. Katedra rzeczywiście była w płomieniach, płonęły posągi królów polskich i stalle, ogień ogarniał ołtarz. Ks. Karłowicz chwilę zastanawiał się co zrobić, postanowił uratować przed zniszczeniem przynajmniej cudowny krucyfiks. Udało mu się jednak zdjąć z krzyża tylko figurę Chrystusa i wynieść ją na zewnątrz.
Po bombardowaniu ludzie spontanicznie utworzyli procesję, w której wśród ruin Starówki przenieśli figurę Jezusa do klasztoru sakramentek. Wielu cierpiących miało poczucie, że Bóg dzieli ich los i razem z nimi przemierza staromiejską Drogę Krzyżową. Po zniszczeniu klasztoru czyjeś troskliwe ręce przeniosły Jezusa z katedry do podziemi kościoła dominikanów na Freta. Tam zupełnie nieoczekiwanie natknął się na Niego ks. “Czesław” – Henryk Cebulski podczas spowiadania i namaszczania rannych. Obok spoczywających na posadzce ciężko rannych ludzi leżała też okryta płaszczem figura Chrystusa.
Powieszony na stule
Dr Karol Mazur przywołuje jeszcze jedną, nieco zapomnianą, a wybitna postać powstańczego kapelana. To pallotyn, ks. Józef Stanek. Kapelanem został przypadkowo. Urodził się na pograniczu polsko-słowackim, w Łapszach Niżnych. Podczas okupacji mieszkał w domu swojego zgromadzenia w Ołtarzewie pod Warszawą, studiował na tajnym uniwersytecie.
1 sierpnia miał zajęcia z socjologii i po prostu nie zdążył wrócić. Na początku był w Śródmieściu na ul. Hożej, potem sprawował posługę na Koszykach. Po jakimś czasie okazało się, że na Czerniakowie brakuje kapelanów i szef duszpasterstwa Powstania warszawskiego, ks. Stefan Kowalczyk ps. “Biblia” wysłał go właśnie tam. Ks. Józef w pełni zaangażował się w pracę wśród żołnierzy, chociaż wcześniej nie należał do struktur konspiracyjnego duszpasterstwa. Nie rozstawał się ze stułą ani z sutanną, otwarcie pokazując, że jest osobą duchowną. I to rozwścieczyło Niemców, którzy “wyłowili” go z szeregu.
To było w końcu września, kiedy powstanie na Czerniakowie już padło. Oprawcy, którzy wpadli na Czerniaków nie mogli znieść zachowania ks. Stanka. Jak zaznacza dr Mazur, znamy relacje bezpośrednich świadków tamtych chwil. Jeden z esesmanów krzyczał do księdza: jesteś najgorszy ze wszystkich, już wolę Polaków i Żydów, jesteś diabłem.
Ks. Stanek, który znał niemiecki, próbował negocjować z esesmanami, żeby zachowywali się godnie wobec ludności cywilnej. Trafił jednak na najgorszych oprawców Powstania czyli esesmanów z oddziałów Oskara Dirlewangera.
Najpierw został brutalnie pobity w obecności grupy zatrzymanych cywili a następnie powieszony na stule… Świadkiem jego śmierci był ks. mjr Józef Warszawski ps. “Paweł”, który stał w mundurze wojskowym. Opisał później to zdarzenie i, jak wyznaje, zastanawiał się, dlaczego ominął go podobny los. Niemcy wiedzieli, że jest księdzem, no ale nie “kłuł” ich w oczy sutanną… “Paweł” był zresztą znakomitym kapelanem w “Zośce” i “Parasolu”, niósł otuchę walczącym harcerzom, wspomina o nim Kamiński w “Kamieniach na szaniec”. Zmarł w 1997 r.
Nie bójcie się śmierci…
Dr Mazur mówi, że kapelani starali się tłumaczyć powstańcom, że śmierć nie jest końcem. Bardzo powszechne było zbiorowe rozgrzeszenie “in articulo mortis” czyli “w obliczu śmierci”, udzielane po spowiedzi powszechnej. Czyli: jeśli nie przeżyjesz to masz odpuszczenie grzechów, a jeśli powrócisz po walce, to przed przyjęciem komunii św. musisz się z nich wyspowiadać. Bardzo rygorystycznie przestrzegano też zasady, że duszpasterz ma pozostać duszpasterzem i nie może biegać z bronią. On jest od tego, by pilnować spraw duchowych.
Na jednym z filmów zrealizowanych przez Muzeum Powstania Warszawskiego jest scena z Mszy św. odprawianej przez bp. Stanisława Adamskiego – biskupa katowickiego, który został stamtąd wysiedlony bo nie podpisał volkslisty i w czasie okupacji przebywał w Warszawie. Na podstawie ruchu jego udało się odtworzyć fragmenty kazania, prawdopodobnie z 15 sierpnia, wielkiego święta Maryjnego, kiedy to, podobnie jak 26 sierpnia powstańcy masowo uczestniczyli w mszach i spowiadali się.
Wlewanie otuchy i ukazywanie powstańczego “tu i teraz” w perspektywie metafizycznej było lejtmotywem warszawskiej homiletyki tamtych dni. Starano się, relacjonuje dr Mazur, odnaleźć i ukazać jakiś sens tego, co wokół się dzieje; że to, co nas tu spotyka jest częścią jakiegoś Bożego planu i że śmierć nie jest końcem. Powtarzano: nie bójcie się śmierci, bo w kontekście chrześcijańskim śmierć jest początkiem. Ten motyw widać także w różnych relacjach powstańczych, a zatem to do walczących docierało.
Kai.pl/28 lipca 2020/Warszawa Ⓒ Ⓟ
****
Ks. Józef Stanek SAC– „niestrudzony Samarytanin” Powstania Warszawskiego
**
W ciągu 63 dni Powstania Warszawskiego oprócz wielu żołnierzy i ludności cywilnej, wzięli w nim udział również duchowni, którzy stale towarzyszyli walczącym. Zajmowali się organizowaniem Eucharystii i wspólnych modlitw, udzielali sakramentów, towarzyszyli poległym na ostatniej drodze, a niejednokrotnie oddawali własne życie w walce o wolność Ojczyzny. Jednym z nich był pallotyn ks. Józef Stanek – kapelan powstańców na Czerniakowie, zamordowany przez hitlerowców 23 września, wyniesiony na ołtarze przez Jana Pawła w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Obecnie trwają modlitwy o rychłą kanonizację niezłomnego kapłana.
Ks. Józef Stanek, noszący pseudonim “Rudy”, w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego posługiwał jako kapelan w Zakładzie Sióstr Rodziny Maryi na Koszykach. Od 1 sierpnia 1944 uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. W trudnych warunkach odprawiał nabożeństwa, udzielał pomocy rannym i umierającym, wspierał ludność cywilną i personel medyczny w szpitalach polowych. W drugiej połowie sierpnia zajął się towarzyszeniem żołnierzom zgrupowania AK “Kryska”, walczącym na Czerniakowie.
Duchowny z oddaniem i gorliwością służył powstańcom. Jego zaangażowanie w sprawowanie sakramentów i zwykłe rozmowy z wiernymi, miały niebagatelny wpływ na morale walczących. Wielokrotnie znosił z pola walki rannych powstańców, posługując niemal w każdym miejscu walczącego Czerniakowa. Zjawiał się nawet w najbardziej niebezpiecznych punktach oporu powstania, by wspierać załamanych cywili, głosić Ewangelię i udzielać sakramentów.
Podczas trwania powstania duchowny dostał propozycję przeprawy na prawy brzeg, co miało zapewnić mu bezpieczeństwo. Ustąpił jednak miejsca w pontonie rannemu żołnierzowi, rezygnując z przeprawienia się przez Wisłę. Nie zdecydował się na opuszczenie walczących powstańców i do końca pozostał w ruinach konającego Czerniakowa. Był dla nich wsparciem do ostatnich chwil. Świadkowie życia młodego pallotyna podkreślają jego heroiczną miłość bliźniego. Nazywano go „niestrudzonym Samarytaninem”. Śmierć poniósł mając zaledwie 28 lat, po 5 latach kapłaństwa. Jego altruistyczna i bohaterska postawa sprawiła, że zyskał wielki szacunek i uznanie ze strony wszystkich walczących.
W dniu kapitulacji Czerniakowa 23 września, duchowny dostał się w ręce SS. Odważnie pertraktował z wrogiem, aby ocalić jak najwięcej powstańców. Był poddawany wielu szczególnie brutalnym torturom, a następnie powieszony na własnej stule. Kiedy na szyję duchownego nałożono pętlę, pobłogosławił on jeszcze powstańców i ludność cywilną prowadzoną przez Niemców do obozów. Jednym ze świadków jego egzekucji był inny wybitny kapelan powstania jezuita, o. Józef Warszawski. Ks. Stanek ściągnął na siebie szczególną nienawiść m.in. dlatego, że polecił żołnierzom polskim zniszczyć broń, ponieważ hitlerowcy niemal każdego uzbrojonego Polaka natychmiast rozstrzeliwali. Nie chciał także, aby broń dostała się w ręce Niemców i służyła zabijaniu powstańców.
Ks. Stanek święcenia kapłańskie przyjął już w latach okupacji w 1941 roku. Po święceniach studiował na tajnym Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Zwłoki duchownego ekshumowano i złożono w zbiorowej mogile przy ul. Solec w Warszawie 14 kwietnia 1945 r. Następnie w 1946 roku przeniesiono je na cmentarz Powązkowski. 4 listopada 1987 w kościele Matki Boskiej Częstochowskiej przy ul. Zagórnej odbyło się nabożeństwo żałobne połączone z ekshumacją i pogrzebem, 5 listopada 1987 szczątki pallotyna złożono w powązkowskiej kwaterze zgrupowania AK „Kryska”. W 1994 roku przy skrzyżowaniu ulic Wilanowskiej i Solec postawiono pomnik ku czci ks. Józefa Stanka oraz innych bohaterów walczących na tym terenie w oddziałach Armii Krajowej i Wojska Polskiego.
13 czerwca 1999 roku w Warszawie Jan Paweł II ogłosił ks. Józefa Stanka błogosławionym w gronie 108 męczenników II wojny światowej oraz drugim pallotynem – ks. Józefem Jankowskim.
Kaplicę im. bł. ks. Józefa Stanka można odwiedzić w Muzeum Powstania Warszawskiego. Poświęcił ją kard. Józef Glemp podczas otwarcia Muzeum 31 lipca 2004 r. Do kaplicy wniesiono wówczas relikwie kapelana powstańców na Czerniakowie.
„Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami” – tak mówił o bł. ks. Józefie Stanku, pallotynie i męczenniku ks. dr Jan Korycki SAC w homilii wygłoszonej podczas Mszy św. w 74. rocznicę śmierci duszpasterza Powstańców Warszawskich.
Kai.pl/28 lipca 2020/Warszawa Ⓒ Ⓟ
**********
***
Sto lat temu na Jasnej Górze odbył się akt oddania Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa
fot. BP KEP
**
Wobec zagrożenia bolszewickim terrorem, sto lat temu 27 lipca 1920r., biskupi zebrani na Jasnej Górze pod przewodnictwem kardynałów Aleksandra Kakowskiego i Edmunda Dalbora ofiarowali Polskę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Episkopat wezwał naród do krucjaty modlitewnej za Ojczyznę, do żarliwej modlitwy różańcowej połączonej z całodzienną adoracją Najświętszego Sakramentu, do ufności w opiekę Królowej Polski i do zaangażowania w obronę zagrożonego państwa.
W chwili, gdy nad Ojczyzną i Kościołem naszym gromadzą się chmury ciemne, wołamy jak niegdyś uczniowie Twoi zaskoczeni burzą na morzu: Panie, ratuj nas, bo giniemy – czytamy w akcie z 1920r.
W tekście zawierzenia, obok błagania o ratunek dla Ojczyzny znalazła się też prośba o przebaczenie grzechów i niewierności: „ale przez zasługi naszych świętych Patronów, przez krew męczeńską przelaną dla wiary przez braci naszych, za przyczyną Królowej Korony Polskiej, Twojej Rodzicielki, a naszej ukochanej Matki Częstochowskiej, błagamy Cię, racz nam darować nasze winy i przemień serca nasze na wzór Twojego Boskiego Serca; przemień nas potęgą łaski Twojej wszechmocnej, z obojętnych i letnich uczyń nas gorliwymi i gorącymi, z małodusznych mężnymi, i spraw, abyśmy już wszyscy odtąd trwali w wiernej służbie Twojej i nigdy Cię nie opuścili”.
Polscy hierarchowie przyrzekli, że będą szerzyć kult Serca Jezusowego wśród wiernych, a zwłaszcza w seminariach duchownych, zachęcali do nabożeństwa oraz oddania Boskiemu Sercu Rodzin.
Biskupi zebrani na Konferencji Plenarnej w dniach 27-29 lipca 1920 r. ponowili także wybór Maryi na Królową Polski. – Odrzuć wroga od granic naszej Ojczyzny; wróć krajowi naszemu upragniony pokój, ład i porządek; wypleń z serc naszych ziarno niezgody; oczyść dusze nasze z grzechów i wad naszych, abyśmy bezpieczni od nieprzyjaciół naszych, Tobie w czystości serca służyć i przez Ciebie Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa czcić i chwalić mogli – błagali polscy biskupi.
Biskupi wystosowali też pismo do papieża Benedykta XV, informując go o grożącym Kościołowi w Polsce niebezpieczeństwie. Prosili o modlitwę i apostolskie błogosławieństwo na skuteczną obronę.
Przez cały lipiec 1920 r. gromadzący się na Jasnej Górze pielgrzymi i częstochowianie modlili się żarliwie za Ojczyznę. 14 lipca przybyły pielgrzymki parafii częstochowskich.
W obliczu zagrożenia istnienia państwa polskiego Jasna Góra wydawała specjalne odezwy do narodu wzywające wszystkich do walki w obronie Ojczyzny. Za pośrednictwem pielgrzymów przenikały one do znacznych kręgów społeczeństwa. Odezwa podpisana przez przeora Jasnej Góry o. Piotra Markiewicza została skierowana do całego narodu, a zwłaszcza do chłopów i robotników. Do tych ostatnich bowiem docierała najszerzej propaganda komunistyczna, w której zapewniano, że Armia Czerwona zmierza do wyzwolenia ich z „niewoli pańskiej”.
Paulini współpracowali z Ligą Obrony Narodowej. Na placu jasnogórskim organizowano wiece patriotyczne, zwłaszcza w niedziele i święta, czasie większego napływu pielgrzymów. W przemówieniach nawoływano do składania pieniędzy na rzecz państwa i do wstępowania do Armii Ochotniczej, apelowano o budowanie jedności i zgody narodowej wobec zagrożenia ze strony Armii Czerwonej, która zajęła już znaczny obszar ziem polskich i zbliżała się do Warszawy.
Na Jasnej Górze zachowały się księgi z wpisami żołnierzy-ochotników, udających się na front – Matko Częstochowska błogosław nas na wojnę, żebyśmy do domu wrócili spokojnie i żebyś mną opiekowała się na wojnie, jak też i powracających po zwycięstwie: Żyj Ojczyzno za nasze trudy i znoje, aby Ci posłużyły na tysiące lat – czytamy we wpisach.
Głęboką cześć dla Matki Bożej Jasnogórskiej żywił ks. Ignacy Skorupka, a także gen. Józef Haller, sodalis mariański i pielgrzym jasnogórski, który uczestniczył w nowennie w Warszawie, modląc się wraz z żołnierzami przed kopią Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. W swoich „Pamiętnikach” zanotował: „Noc z 12/13 VIII spędziłem w rektoracie Politechniki Warszawskiej. Po przeczytaniu raportów wieczornych zasnąłem z modlitwą na ustach, wiarą w pomoc Bożą i z wizją obrony Częstochowy z Jasnogórską Królową Polski, Matką Bożą, której Wniebowzięcie się zbliżało”.
27 lipca 2020/Radio Jasna Góra/Kai.pl
*****
Setna rocznica poświęcenia Narodu Polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa
fot. Gera Juarez / Cathopic
fot. Gera Juarez / Cathopic
**
Dokładnie 100 lat temu – u progu odzyskanej niepodległości i w obliczu zagrożenia bolszewickiego – polski Episkopat pod przewodnictwem Prymasa Polski Edmunda Dalbora poświecił naród polski i całą Ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Akt ten odnowiony został ponownie z inicjatywy kard. Stefana Wyszyńskiego w 1951 i 1976 roku. W kolei w 2011 r. akt ten został odnowiony przez kard. Józefa Glempa, a w tym roku przed przewodniczącego KEP abp. Stanisława Gądeckiego.
Geneza oddania się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa
Idea oddania się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa jest związana z objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque Alacoque (1647-1690), wizytki z Paray-le-Monial. Święta ta była mistyczką, której Chrystus ukazał swoje spragnione ludzkiej miłości Serce i zażądał, by Mu się poświęciła. Święta oraz jej spowiednik św. Klaudiusz la Colombière jako pierwsi ofiarowali się Bożemu Sercu, ułożyli formuły zawierzenia i tym samym zapoczątkowali osobiste poświęcenie się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Z biegiem czasu w Kościele zaczęto praktykować poświęcenie wspólnot, rodzin, narodów i krajów, aż wreszcie ofiarowano Sercu Zbawiciela cały rodzaj ludzki.
Szybko rozwijający się kult Najświętszego Serca Pana Jezusa został uznany oficjalnie w 1765 r. przez Klemensa XIII. Beatyfikował ją Pius IX (1864), kanonizował Benedykt XV (1920). Jest nazywana świętą od Serca Jezusowego.
Liturgiczne święto Boskiego Serca Pana Jezusa, wraz ze Mszą św. i oficjum brewiarzowym, ustanowił w 1765 r. papież Klemens XIII. Był to przywilej tylko dla Polski, dla ówczesnego Królestwa Polskiego i jednej Konfraterni Najświętszego Serca w Rzymie. W ten sposób Stolica Apostolska odpowiedziała na memoriał biskupów polskich z 1764 r. Na ziemiach polskich Serce Boskiego Zbawcy czczone było jeszcze przed objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque. Pierwszy w świecie podręcznik tego nabożeństwa napisał o. Kacper Drużbicki, autor książeczki „Ognisko serc – Serce Jezusa”. O ustanowienie święta Bożego Serca zabiegali u Stolicy Apostolskiej polscy królowie i biskupi.
Prymas Polski abp Mieczysław Ledóchowski poświęcił Najświętszemu Sercu metropolię gnieźnieńską. Nabożeństwem do Serca Jezusowego odznaczali się biskupi Józef Bilczewski i Józef Pelczar, autor dzieł o Najświętszym Sercu i założyciel Zgromadzenia Sióstr Sercanek.
11 czerwca 1899 r., w przededniu Roku Jubileuszowego 1900, Leon XIII dokonał poświęcenia całego rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Oznaczał on poddanie się władzy królewskiej Jezusa Chrystusa i uznanie Go za swojego Pana.
Idea poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusowemu szybko dotarła do Polski i nawiązano do niej na początku odbudowy niepodległego państwa. W 1920 r., w obliczu bolszewickiego zagrożenia, polscy biskupi zebrani na Jasnej Górze pod przewodnictwem prymasa Polski kard. Edmunda Dalbora, 27 lipca poświęcili naród polski i całą Ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa oraz ponownie obrali Matkę Bożą Królową Polski. „W chwili, gdy nad Ojczyzną i Kościołem naszym gromadzą się chmury ciemne, wołamy jak niegdyś uczniowie Twoi zaskoczeni burzą na morzu: Panie, ratuj nas, bo giniemy. I jak niegdyś, wyciągnąwszy prawicę, jednym słowem uspokoiłeś burzę, tak oddal, Panie, teraz od nas grożące nam niebezpieczeństwo” – prosili biskupi. Episkopat zobowiązał się wówczas, że będzie szerzył wśród wiernych (szczególnie w seminariach duchownych) nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa i zachęcał rodziny, aby Mu się poświęcały.
Trzy tygodnie później, 15 sierpnia 1920 r., miała miejsce zwycięska bitwa warszawska zwana „cudem nad Wisłą”, dzięki której udało się odeprzeć „nawałę bolszewicką”. Gdy papież Benedykt XV usłyszał o zawierzeniu Polski Bożemu Sercu, napisał do Episkopatu: „Nic stosowniejszego nie mogliście podjąć celem naprawienia zła naszych czasów, jak ulegając zachętom papieskim, Ojczyznę Waszą poświęcić Najświętszemu Sercu Jezusowemu i Jego kult święty w narodzie rozszerzać coraz więcej i więcej. Zaiste, powzięliście zamiar najpożyteczniejszy, jak nigdy: cóż bowiem można wynaleźć zbawienniejszego w tym przewrocie wszechrzeczy, jak wzmożenie miłości Pana Jezusa, który stanowi obronę i mocną podstawę każdej Rzeczypospolitej […]”.
W 1921 r. jako wotum wdzięczności Sercu Bożemu za odzyskanie niepodległości przez Naród Polski konsekrowano bazylikę Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie.
Rozwinięciem idei zawierzenia świata Sercu Jezusowemu było ustanowione przez papieża Piusa XI w 1925 r. święto Jezusa Chrystusa Króla. Sensem nowego święta – jak wyjaśniał papież w encyklice “Quas primas” – było uznanie panowania i władzy Chrystusa zarówno w życiu osobistym chrześcijan jak i całych społeczności. Miało ono służyć odnowie wiary, także w przestrzeni publicznej, która szczególnie – zdaniem papieża – narażona jest na wypieranie zeń wartości i zasad chrześcijańskich.
W 1927 r. powstał w Poznaniu komitet budowy pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa, który miał być także monumentem wdzięczności za odzyskaną niepodległość. W Poznaniu uroczyście odsłonięto 30 października 1932 pomnik „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” (został on zburzony w 1940 r.). Od kilku lat trwają starania o odbudowę tego pomnika i postawienie go ponownie w godnym miejscu.
W 1948 r. biskupi zachęcali wiernych do osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu, a trzy lata później Episkopat Polski – z inicjatywy prymasa Stefana Wyszyńskiego – ogłosił rok poświęcenia Narodu Polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. 28 października 1951 r. w święto Chrystusa Króla uroczysty akt intronizacji czyli poświęcenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusa dokonany został we wszystkich katedrach i kościołach parafialnych. W specjalnym orędziu Episkopat podkreślał jego znaczenie, tłumacząc: „przez to uroczyste poświęcenie Narodu wyrażamy niezłomną wolę, by wszystkie dziedziny życia naszego, zarówno prywatne jak publiczne, były urządzone według zasad Jezusa Chrystusa”.
25 lat później w 1976 r., w ostatnią niedzielę roku kościelnego w kościołach ponowiono akt oddania Narodu Sercu Pana Jezusa.
1 lipca 2011 r. kolejne ponowienie Aktu poświęcenia polskiego narodu Sercu Jezusowemu odbyło się Krakowie w bazylice Najśw. Serca Pana Jezusa u udziałem ówczesnego przewodniczącego KEP abp. Józefa Michalika, Prymasa Polski seniora Józefa Glempa i metropolity krakowskiego kard. Stanisława Dziwisza.
25 marca 2020 r. obecny Przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki zawierzył Polskę Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi.
27 lipca 2020/Marcin Przeciszewski/Warszawa Ⓒ Ⓟ/Kai.pl
****
100. rocznica poświęcenia Narodu Polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa
W poniedziałek 27 lipca o godz. 18.00 w kościele Sióstr Wizytek w Krakowie przy ul. Krowoderskiej 16 zostanie odprawiona dziękczynna Msza św. w 100. rocznicę Aktu poświęcenia narodu polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, jakiego dokonali polscy biskupi na Jasnej Górze.
W 1920 r., w obliczu bolszewickiego zagrożenia, polscy biskupi zebrani na Jasnej Górze pod przewodnictwem prymasa Polski kard. Edmunda Dalbora, 27 lipca poświęcili naród polski i całą Ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa oraz ponownie obrali Matkę Bożą Królową Polski.
„W chwili, gdy nad Ojczyzną i Kościołem naszym gromadzą się chmury ciemne, wołamy jak niegdyś uczniowie Twoi zaskoczeni burzą na morzu: Panie, ratuj nas, bo giniemy. I jak niegdyś, wyciągnąwszy prawicę, jednym słowem uspokoiłeś burzę, tak oddal, Panie, teraz od nas grożące nam niebezpieczeństwo” – prosili biskupi.
Episkopat zobowiązał się wówczas, że będzie szerzył wśród wiernych (szczególnie w seminariach duchownych) nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa i zachęcał rodziny, aby Mu się poświęcały.
Trzy tygodnie później, 15 sierpnia 1920 r., miała miejsce zwycięska bitwa warszawska zwana „cudem nad Wisłą”, dzięki której udało się odeprzeć „nawałę bolszewicką”. Gdy papież Benedykt XV usłyszał o zawierzeniu Polski Bożemu Sercu, napisał do Episkopatu: „Nic stosowniejszego nie mogliście podjąć celem naprawienia zła naszych czasów, jak ulegając zachętom papieskim, Ojczyznę Waszą poświęcić Najświętszemu Sercu Jezusowemu i Jego kult święty w narodzie rozszerzać coraz więcej i więcej. Zaiste, powzięliście zamiar najpożyteczniejszy, jak nigdy: cóż bowiem można wynaleźć zbawienniejszego w tym przewrocie wszechrzeczy, jak wzmożenie miłości Pana Jezusa, który stanowi obronę i mocną podstawę każdej Rzeczypospolitej […]”.
Idea oddania się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa jest związana z objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque, wizytki z Paray-le-Monial. Chrystus ukazał zakonnicy swoje spragnione ludzkiej miłości Serce i zażądał, by Mu się poświęciła. Święta oraz jej spowiednik św. Klaudiusz la Colombière jako pierwsi ofiarowali się Bożemu Sercu, ułożyli formuły zawierzenia i tym samym zapoczątkowali osobiste poświęcenie się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Z biegiem czasu w Kościele zaczęto praktykować poświęcenie wspólnot, rodzin, narodów i krajów, aż wreszcie ofiarowano Sercu Zbawiciela cały rodzaj ludzki.
Jednym z centrów kultu Bożego Serca jest krakowski klasztor wizytek. To tutaj w 1868 r. powstało Arcybractwo Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa w Polsce i do dziś w konwencie przy Krowoderskiej znajduje się główna siedziba tej wspólnoty dla całej Polski. W tutejszym kościele, w poniedziałek 27 lipca o godz. 18.00 zostanie odprawiona dziękczynna Msza św. za Akt, którego przed stu laty dokonali polscy biskupi na Jasnej Górze.
Kraków/Kai/Tygodnik NIEDZIELA
**************
Madryt: cud krwi św. Pantaleona
Liturgiczne wspomnienie św. Pantaleona, lekarza i męczennika z początku IV w., ma w tym roku w Madrycie wyjątkowy charakter. Wierni, którzy przybywają do klasztoru Wcielenia (Monasterio de la Encarnación), aby być świadkami cudu krwi świętego, proszą o ustanie pandemii i uzdrowienie chorych.
Marek Raczkiewicz CSsR – Hiszpania
Pantaleon urodził się pod koniec III w. w Nikodemii. Studiował filozofię i retorykę, ale ostatecznie poświęcił się medycynie. Został lekarzem na dworze cesarza Galeriusza Maksymina. Pod wpływem kapłana Hermolausza przyjął chrześcijaństwo i zaczął leczyć bezpłatnie. Cesarz kazał go uwięzić i zmusić do wyrzeczenia się wiary. Pomimo okrutnych i wymyślnych tortur Pantaleon nie dopuścił się jednak apostazji. Ostatecznie został ścięty pod suchym drzewem figowym, które zakwitło, kiedy na ziemię spadły krople krwi męczennika. Pantaleon jest patronem lekarzy, pielęgniarek i ludzi samotnych.
Kościół katolicki zaliczył go do grona czternastu świętych wspomożycieli, czyli tych, których wstawiennictwo u Boga jest wyjątkowo skuteczne. Dla Kościoła prawosławnego jest świętym „anárgiros”, czyli takim, który nie przyjmuje zapłaty za to, co robi.
Ampułka z krwią świętego trafiła do Madrytu w XVII w. Od tego czasu każdego 27 lipca, to jest w liturgiczne wspomnienie św. Pantaleona, jego krew przechodzi z postaci skrzepniętej w płynną. Cały proces można śledzić na specjalnie przygotowanych ekranach. Z racji pandemii zostały umieszczone już wczoraj, a kościół klasztoru Encarnación przygotowano na przyjęcie wiernych. Przy zachowaniu przepisów sanitarnych pielgrzymi mogą pomodlić się przy relikwiach św. Pantaleona, ale nie mogą ich dotykać ani całować.
Radio Watykańskie/27.07.2020
*****************
****
sobota 25 lipca
uroczystość św. Jakuba Apostoła
****
Święty Jakub, zwany Jakubem Większym Apostołem, to jeden z dwunastu apostołów Jezusa Chrystusa. Był jednym z pierwszych uczniów Jezusa – należał do grona najbliższych mu apostołów. Zginął śmiercią męczeńską – został ścięty po tym, jak arcykapłan żydowski wydał go Herodowi Agryppie za to, że nawrócił on w Jerozolimie czarnoksiężnika Hermogenesa. Legenda głosi, że ciało świętego Jakuba dotarło w cudowny sposób do Hiszpanii, w łodzi bez wioseł.
Patron: Hiszpanii, Portugalii, Lęborka, zakonów rycerskich, aptekarzy, rybaków, pielgrzymów, robotników, żebraków, drogistów
Ikonografia: atrybutami świętego Jakuba są: bukłak, kij pielgrzyma, księga, miecz, torba, muszla, zwój, turban turecki
**********
Syn Gromu
Taki przydomek św. Jakub otrzymał od Pana Jezusa ze względu na swój popędliwy charakter.
Z imieniem tego świętego łączy się jeden z najważniejszych chrześcijańskich szlaków pielgrzymkowych, obok tych prowadzących do Rzymu i Jerozolimy. Droga św. Jakuba (Camino de Santiago) to szlak pielgrzymkowy istniejący od ponad tysiąca lat.
Z kart Pisma Świętego wiemy, że św. Jakub, nazywany w tradycji Starszym lub Większym, był bratem apostoła Jana. Ewangelie wymieniają go pośród trzech uprzywilejowanych uczniów, którzy brali udział w takich wydarzeniach, jak: wskrzeszenie córki Jaira, przemienienie Jezusa, mowa eschatologiczna i agonia Jezusa w Getsemani.
Jak wynika z Dziejów Apostolskich, na początku lat czterdziestych I wieku król Herod Agryppa, wnuk Heroda Wielkiego, „zaczął prześladować niektórych członków Kościoła. Ściął mieczem Jakuba, brata Jana” (Dz 12, 1-2). Jakub poniósł śmierć męczeńską w 44 r. Euzebiusz z Cezarei, pierwszy historyk Kościoła (IV wiek), pisze, że ucałował on swojego kata, czym tak dalece go wzruszył, że sam kat także wyznał Chrystusa i za to natychmiast poniósł męczeńską śmierć. Jakub był pierwszym wśród Apostołów, a drugim po św. Szczepanie, męczennikiem Kościoła.
Św. Jakub zajmował wysoką pozycję w Kościele jerozolimskim. Również późniejsza tradycja opowiada o jego pobycie w Hiszpanii w celu ewangelizowania tego ważnego regionu cesarstwa rzymskiego. Według innej tradycji natomiast, jego ciało zostało przeniesione do Hiszpanii – do Santiago de Compostela.
Benedykt XVI w katechezie poświęconej temu Apostołowi podkreślił: „Od św. Jakuba możemy się wiele nauczyć: gotowości przyjęcia powołania, które daje nam Pan, nawet gdy domaga się od nas pozostawienia «łodzi», symbolizującej ludzkie bezpieczeństwo; entuzjazmu w pójściu za Nim drogami, które On nam wskazuje, odbiegającymi od naszych iluzorycznych oczekiwań; gotowości świadczenia o Nim z odwagą, gdy potrzeba – aż do złożenia najwyższej ofiary z życia. Tak więc Jakub Starszy jawi się nam jako wymowny przykład ofiarnego przylgnięcia do Chrystusa”.
Jan Paweł II w 1982 r. w Santiago de Compostela wygłosił przemówienie, które nazwano „aktem europejskim”.
Ks. Mariusz Frukacz/Niedziela Ogólnopolska 29/2020
***
Msza święta
*****
**
Dzisiejszego dnia wspominamy również św. Krzysztofa
Św. Krzysztof – patron kierowców i podróżujących
Od 1934 r. rozpowszechnia się zwyczaj święcenia samochodów czy motocykli przed nowym sezonem turystycznym lub w dzień św. Krzysztofa. Nie ma co ukrywać, że człowiek nie wyobraża sobie już dzisiaj życia bez samochodu. Rosnąca ich liczba powoduje korkowanie miast, a na drogach robi się coraz bardziej niebezpiecznie; każdy chce dojechać na czas, nie zauważając nierzadko innych uczestników ruchu drogowego.
Wspomnienie św. Krzysztofa – patrona, choć nie tylko, kierowców, to także czas na krótką refleksję. Co roku na naszych drogach ginie w wypadkach samochodowych pięć tysięcy osób, a co piąty wypadek spowodowany jest przez osobę nietrzeźwą. Pierwszą ofiarą ruchu samochodowego był pieszy potrącony przez samochód w Nowym Jorku w 1895 r. Niestety, szybki samochód staje się często bożkiem dla wielu młodych ludzi. Zasiadając za kierownicę liczą się tylko oni i ich samochód. Niestety umiejętności i kultura jazdy schodzą na dalszy plan.
Jak człowiek odrażający stał się Krzysztofem
Tu nieodparcie przypomina się jedna z legend o św. Krzysztofie, który, tak jak wielu z nas, początkowo zbłądził, będąc złym człowiekiem, mówiono nawet, że człowiekiem o twarzy szakala. Jego imię – Reprobus – oznaczało człowieka niegodnego, odrażającego. I takiego przedstawia się często w ikonografii wschodniej. Ale oto po chrzcie otrzymał ludzką twarz i nowe, piękne imię, które oznaczało człowieka niosącego Chrystusa. Zaczął służyć wielu pielgrzymom, przeprowadzając ich przez rzekę. To piękna aluzja do służebnej roli każdego kierowcy, który powinien służyć powierzonym sobie pasażerom i dążyć do tego, aby bezpiecznie przewieźć każdego z nas do celu podróży. Jadąc kiedyś autobusem, spotkałem wyjątkowego kierowcę, jakich chciałoby się spotykać jak najczęściej. Z uśmiechem na twarzy pomagał wielu starszym osobom wsiadać i wysiadać z autobusu, wynosił bagaże, a jadąc przez wiele małych miejscowości pozdrawiał i był pozdrawiany przez idących drogą mieszkańców. Jak widać ludzie zapamiętali „sympatycznego kierowcę”. Był więc przeciwieństwem innych, siedzących za kółkiem „ponuraków” zdobywających się jedynie na rzucane od niechcenia służbowe… „dobry”…
On jeden nosił Jezusa na ramionach
Kiedy św. Krzysztof pełniąc swoją służbę przy przeprowadzaniu ludzi spotkał pewnego dnia małego chłopca, ten poprosił go o przeniesienie na drugi brzeg. Kiedy wziął na swoje barki tego tajemniczego drobnego chłopca… poczuł ogromny ciężar, niewspółmierny do dziecięcego ciała. Omal nie zapadł się pod ziemię. Okazało się, że pielgrzymem był mały Jezus – „Jam jest Jezus, twój Zbawiciel. Dźwigając Mnie, dźwigasz cały świat” – odpowiedział Jezus. Wedle tej legendy, Pan Jezus miał mu wtedy też przepowiedzieć rychłą śmierć męczeńską. Dlatego pisał ks. Jan Twardowski: „Nosili małego Jezusa na rękach różni święci, Matka Boża wzruszona, ty jeden na ramionach”… Stąd w ikonografii zachodniej sztuki chrześcijańskiej spotykamy starego, brodatego Krzysztofa z małym Jezusem na ramionach, podpierającego się pielgrzymim kosturem.
Rzućmy okiem na fakty: Krzysztof miał żyć w III wieku, w czasach prześladowań chrześcijan. Należał, jako żołnierz do tzw. Trzeciej Kohorty zorganizowanej przez cesarza Dioklecjana, operującej w północnej Afryce między Libią a Egiptem. Część badaczy identyfikuje św. Krzysztofa z żołnierzem o imieniu Menas. Był on bardzo popularnym świętym, także patronem podróżników w Kościele koptyjskim. I zginął zamęczony w Antiochii. Po wydaniu przez cesarza Dioklecjana edyktu przeciw chrześcijanom rozpoczął życie pustelnicze na pustyni. Podczas igrzysk na arenie cyrku przyznał się do wyznawania chrześcijaństwa, został więc torturowany, a następnie ścięty. Ponieważ imię Menas nie było zbyt popularne w Kościele zachodnim nazwano go tym, który niósł Chrystusa. Kult św. Krzysztofa rozprzestrzenił się drogą bizantyjską w kierunku południowych Włoch, Sycylii, Rawenny. W VI wieku dotarł do Hiszpanii. Od XVI wieku świętego czczono również w krajach zamorskich. Zaliczano go do grona Czternastu Wspomożycieli. Jego relikwie miały np. znaleźć się w jedenastym stuleciu nas chorwackiej wyspie Rab, gdzie umieszczone w murach obronnych miały ocalić przed Saracenami.
„Krzysztofki”
Stare zwyczaje nakazywały każdego ranka patrzeć na wizerunki św. Krzysztofa, gdyż to miało zapewnić szczęście na cały dzień, według innych tradycji patrzenie na Krzysztofa miało sprawić, że nie umrze się bez sakramentów… Przejawem kultu było też umieszczanie na fasadach domów a nawet w bramach miejskich wizerunków przedstawiających św. Krzysztofa – kamienice takie zwano wówczas „Krzysztoforami” np. znana kamienica „Pod Krzysztofory”, w Krakowie. Umieszczano „Krzysztofki” w przydrożnych kapliczkach. Takowa istnieje np. w Babicach w powiecie przemyskim; wznosi się na wyniosłym wzgórzu nad rzeką przy drodze z Przemyśla. Kapliczka jest arkadowa i pochodzi najprawdopodobniej z końca XVIII wieku, kiedy budowano kościół w latach 1792-94. Niestety figura została skradziona i wystawiono nową. Piękny zwyczaj nakazuje także wystawianie kapliczek ze św. Krzysztofem w pobliżu dworców autobusowych i nad rzekami. Jest patronem nie tylko kierowców, ale wszelkich zawodów związanych z transportem – a więc przewoźników, flisaków, pielgrzymów, turystów, marynarzy i tragarzy.
Arkadiusz Bednarczyk/Tygodnik NIEDZIELA
************************************************
24 lipca
wspomnienie św. Kingi, dziewicy
Jan Matejko/Wikipedia
**
Św. Kinga (Kunegunda), księżna, dziewica. Urodziła się w 1234 roku jako córka Beli IV, króla węgierskiego i jego żony Marii, cesarzówny bizantyjskiej. Była siostrą św. Małgorzaty Węgierskiej oraz bł. Jolanty.
Żona Bolesława Wstydliwego, księcia krakowskiego, z którym dzieliła trudy długiego panowania. Sprowadziła górników węgierskich, z czym wiąże się legenda o odkryciu przez nią soli w Bochni. Matka biednych i strapionych.
Po śmierci męża wstąpiła do klasztoru klarysek w Starym Sączu, który wcześniej ufundowała. Umarła 24 lipca 1292 roku w Starym Sączu. Beatyfikowana przez Aleksandra VIII w 1690 roku. Kanonizowana przez Jana Pawła II 16 czerwca 1999 roku w Starym Sączu. Jest patronką Polski i Litwy oraz diecezji tarnowskiej.
W ikonografii przedstawiana jest w stroju klaryski lub księżny, w ręku trzyma makietę klasztoru ze Starego Sącza, czasami bryłę soli, bywa w niej pierścień.
Ewangelia na co dzień/Aleteia
***
Fragment homilii podczas Mszy św. i kanonizacji bł. Kingi, Stary Sącz, 16 czerwca 1999 r.
Prawie dokładnie trzydzieści trzy lata temu wypowiedziałem te słowa w Starym Sączu, podczas uroczystości milenijnych. Wypowiedziałem je nawiązując do szczególnej okoliczności. Oto, mimo niepogody, przybyli do tego miasta mieszkańcy ziemi sądeckiej i okolic i całe to wielkie zgromadzenie Ludu Bożego pod przewodnictwem Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego i biskupa tarnowskiego Jerzego Ablewicza prosiło Boga o kanonizację bł. Kingi. Jakże więc nie powtórzyć tych słów w dniu, w którym z Bożej Opatrzności dane mi jest dopełnić tej kanonizacji, tak jak dane mi było przed dwoma laty ogłosić świętą Jadwigę Królową, Panią Wawelską. Jedna i druga przybyły do nas z Węgier, weszły w nasze dzieje i pozostały w pamięci narodu. Tak jak Jadwiga, tak i Kinga oparła się przemijaniu. Minęły stulecia, a blask jej świętości nie tylko nie przygasa, ale wciąż rozpala kolejne pokolenia. Nie uszła z ich pamięci ta królewna węgierska, księżna małopolska, fundatorka i mniszka sądeckiego klasztoru. A dzisiejszy dzień jej kanonizacji jest tego najwspanialszym dowodem. Niech będzie Bóg uwielbiony w swoich świętych!
Zanim wejdziemy w duchu na drogi świętości księżnej Kingi, aby dziękować Bogu za to dzieło Jego łaski, pragnę pozdrowić wszystkich tu zgromadzonych i cały Kościół na pięknej ziemi tarnowskiej wraz z biskupem Wiktorem i biskupami pomocniczymi Józefem, Władysławem i Janem oraz drogim biskupem seniorem Piotrem. Witam biskupów węgierskich z Prymasem, kard. László Paskaiem, jak również prezydenta Węgier pana Arpada Göncza i towarzyszące mu osoby. Pozdrawiam pana premiera Słowacji Mikulaša Dziurindę. Słowa pozdrowienia kieruję również do premiera Jerzego Buzka. Pozdrawiam wszystkich kapłanów, zakonników i siostry zakonne, a w szczególny sposób siostry klaryski. Słowo serdecznego pozdrowienia kieruję do naszych gospodarzy – mieszkańców Starego Sącza. Wiem, że Stary Sącz słynie ze swego przywiązania do św. Kingi. Całe wasze miasto zdaje się być jej sanktuarium. Pozdrawiam również Nowy Sącz – miasto, które zawsze urzekało mnie swoim pięknem i gospodarnością. Sercem obejmuję całą diecezjalną wspólnotę, każdą rodzinę i osoby samotne, wszystkich chorych, jak również tych, którzy uczestniczą w tej liturgii za pośrednictwem radia i telewizji. Wszelka łaska od Tego, który jest źródłem i celem naszej świętości, niech będzie z wami!
“Święci żyją świętymi”. W pierwszym czytaniu słyszeliśmy proroczą zapowiedź: “Wspaniałe światło promieniować będzie na wszystkie krańce ziemi. Liczne narody przyjdą do ciebie z daleka i mieszkańcy wszystkich krańców ziemi do świętego twego imienia” (Tb 13,13). Te słowa proroka odnoszą się w pierwszym rzędzie do Jerozolimy – miasta naznaczonego szczególną obecnością Boga w Jego świątyni. Wiemy jednak, że od kiedy przez śmierć i zmartwychwstanie “Chrystus (…) wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga” (Hbr 9,24), to proroctwo spełnia się na wszystkich tych, którzy postępują za Chrystusem tą samą drogą do Ojca. Odtąd już nie światło jerozolimskiej świątyni, ale blask Chrystusa, który opromienia świadków Jego zmartwychwstania, przyciąga liczne narody i mieszkańców wszystkich krańców ziemi do świętego imienia Bożego.
W przedziwny sposób tego zbawiennego promieniowania świętości zaznała w swoim życiu św. Kinga począwszy od dnia narodzin. Przyszła bowiem na świat w węgierskiej, królewskiej rodzinie Beli IV z dynastii Arpadów. Królewski ten ród z wielką troską pielęgnował życie wiary i wydał wielkich świętych. Z niego pochodził św. Stefan, główny patron Węgier, i jego syn, św. Emeryk. Szczególne zaś miejsce pośród świętych z rodziny Arpadów zajmują kobiety: św. Władysława, św. Elżbieta Turyńska, św. Jadwiga Śląska, św. Agnieszka z Pragi i wreszcie siostry Kingi – św. Małgorzata i bł. Jolanta. Czyż nie jest oczywiste, że światło świętości tej rodziny prowadziło Kingę do świętego imienia Bożego? Czy przykład świętych rodziców, rodzeństwa i krewnych mógł pozostać bez śladu w jej duszy?
Ziarno świętości posiane w sercu Kingi w rodzinnym domu, znalazło w Polsce dobrą glebę do rozwoju. Gdy w 1239 r. przybyła wpierw do Wojnicza, a potem do Sandomierza, nawiązała serdeczną więź z matką swego przyszłego męża Grzymisławą i jej córką Salomeą. Obydwie odznaczały się głęboką religijnością, ascetycznym życiem oraz zamiłowaniem do modlitwy, lektury Pisma Świętego i żywotów świętych. Ich serdeczne towarzyszenie, zwłaszcza w trudnych, pierwszych latach pobytu w Polsce, miało wielki wpływ na Kingę. Ideał świętości coraz bardziej dojrzewał w jej sercu. Szukając wzorców do naśladowania, które mogły odpowiadać jej stanowi, za szczególną patronkę obrała sobie swą świętą krewną – księżną Jadwigę Śląską. Chciała również wskazać całej Polsce świętego, który dla wszystkich stanów i wszystkich dzielnic stałby się nauczycielem umiłowania Ojczyzny i Kościoła. Dlatego wespół z biskupem krakowskim Prandotą z Białaczewa podjęła usilne starania o kanonizację krakowskiego męczennika, bpa Stanisława ze Szczepanowa. Z pewnością niemały wpływ na jej duchowość wywarli żyjący wówczas św. Jacek, bł. Sadok, bł. Bronisława, bł. Salomea, bł. Jolanta – siostra Kingi i wszyscy ci, którzy tworzyli w ówczesnym Krakowie szczególne środowisko wiary.
Jeżeli dziś mówimy o świętości, o jej pragnieniu i zdobywaniu, to trzeba pytać, w jaki sposób tworzyć właśnie takie środowiska, które sprzyjałyby dążeniu do niej. Co zrobić, aby dom rodzinny, szkoła, zakład pracy, biuro, wioski i miasta, w końcu cały kraj stawały się mieszkaniem ludzi świętych, którzy oddziaływują dobrocią, wiernością nauce Chrystusa, świadectwem codziennego życia, sprawiając duchowy wzrost każdego człowieka? Św. Kinga i wszyscy święci i błogosławieni XIII w. dają odpowiedź: potrzeba świadectwa. Potrzeba odwagi, aby nie stawiać pod korcem światła swej wiary. Potrzeba wreszcie, aby w sercach ludzi wierzących zagościło to pragnienie świętości, które kształtuje nie tylko prywatne życie, ale wpływa na kształt całych społeczności.
Napisałem w Liście do Rodzin, że “poprzez rodzinę toczą się dzieje człowieka, dzieje zbawienia ludzkości. Rodzina znajduje się pośrodku tego wielkiego zmagania pomiędzy dobrem a złem, między życiem a śmiercią, między miłością a wszystkim, co jest jej przeciwieństwem. Rodzinom powierzone jest zadanie walki przede wszystkim o to, ażeby wyzwolić siły dobra, których źródło znajduje się w Chrystusie Odkupicielu człowieka, aby te siły uczynić własnością wszystkich rodzin, ażeby – jak to powiedziano w polskim milenium chrześcijaństwa – rodzina była “Bogiem silna”” (n. 23). Dziś, opierając się na ponadczasowym doświadczeniu św. Kingi, powtarzam te słowa tu, pośród mieszkańców sądeckiej ziemi, którzy przez wieki, często za cenę wyrzeczeń i ofiar, dawali dowody troski o rodzinę i wielkiego umiłowania życia rodzinnego. Wraz z patronką tej ziemi proszę wszystkich moich rodaków: niech polska rodzina dochowa wiary Chrystusowi! Trwajcie mocno przy Chrystusie, aby On trwał w was! Nie pozwólcie, aby w waszych sercach, w sercach ojców i matek, synów i córek zagasło światło Jego świętości. Niech blask tego światła kształtuje przyszłe pokolenia świętych, na chwałę imienia Bożego! Tertio millennio adveniente.
Bracia i siostry, nie lękajcie się chcieć świętości! Nie lękajcie się być świętymi! Uczyńcie kończący się wiek i nowe tysiąclecie erą ludzi świętych!
“Święci pragną świętości”. Takie pragnienie żywe było w sercu Kingi. Z tym pragnieniem rozważała słowa św. Pawła, które słyszeliśmy dzisiaj: “Nie mam (…) nakazu Pańskiego co do dziewic, lecz daję radę jako ten, który – wskutek doznanego od Pana miłosierdzia – godzien jest, aby mu wierzono. Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć” (1 Kor 7,25-26). Zainspirowana tym wskazaniem, pragnęła poświęcić się Bogu całym sercem przez ślub dziewictwa. Toteż, gdy ze względu na historyczne okoliczności miała zostać żoną księcia Bolesława, przekonała go do dziewiczego życia na chwałę Bożą i po dwuletniej próbie małżonkowie złożyli na ręce biskupa Prandoty ślub dozgonnej czystości.
Ten sposób życia, dziś może trudny do zrozumienia, a głęboko zakorzeniony w tradycji pierwotnego Kościoła, dał św. Kindze tę wewnętrzną wolność, dzięki której z całym oddaniem mogła troszczyć się przede wszystkim o sprawy Pana, prowadząc głębokie życie religijne. Dziś na nowo odczytujemy to wielkie świadectwo. Św. Kinga uczy, że zarówno małżeństwo, jak i dziewictwo przeżywane w jedności z Chrystusem może stać się drogą świętości. Ona staje dziś na straży tych wartości. Przypomina, że w żadnych okolicznościach wartość małżeństwa, tego nierozerwalnego związku miłości dwojga osób, nie może być podawana w wątpliwość. Jakiekolwiek rodziłyby się trudności, nie można rezygnować z obrony tej pierwotnej miłości, która zjednoczyła dwoje ludzi i której Bóg nieustannie błogosławi. Małżeństwo jest drogą świętości, nawet wtedy, gdy staje się drogą krzyżową.
Mury starosądeckiego klasztoru, któremu początek dała św. Kinga i w którym dokonała swego życia, zdają się dziś dawać świadectwo o tym, jak bardzo ceniła czystość i dziewictwo, słusznie upatrując w tym stanie niezwykły dar, dzięki któremu człowiek w sposób szczególny doświadcza własnej wolności. Tę zaś wewnętrzną wolność może uczynić miejscem spotkania z Chrystusem i z człowiekiem na drogach świętości. U stóp tego klasztoru, wraz ze św. Kingą proszę szczególnie was, ludzie młodzi: brońcie tej swojej wewnętrznej wolności! Niech fałszywy wstyd nie odwodzi was od pielęgnowania czystości! A młodzieńcy i dziewczęta, których Chrystus wzywa do zachowania dziewictwa na całe życie, niech wiedzą, że jest to uprzywilejowany stan, przez który najwyraźniej przejawia się działanie mocy Ducha Świętego.
Jest jeszcze jeden rys ducha św. Kingi, który wiąże się z jej pragnieniem świętości. Jako księżna umiała troszczyć się o sprawy Pana także na tym świecie. Przy boku męża współuczestniczyła w rządzeniu, wykazując stanowczość i odwagę, wielkoduszność i troskę o dobro kraju i poddanych. W czasie niepokojów wewnątrz państwa, walki o władzę w podzielonym na dzielnice królestwie, siejących spustoszenie najazdów tatarskich, św. Kinga potrafiła sprostać wyzwaniom chwili. Gorliwie zabiegała o jedność piastowskiego dziedzictwa, a dla podniesienia kraju z ruiny nie wahała się oddać tego wszystkiego, co otrzymała w posagu od swego ojca. Z jej imieniem związane są żupy solne w podkrakowskiej Wieliczce i w Bochni. Nade wszystko jednak miała na względzie potrzeby swych poddanych. Potwierdzają to jej dawne żywoty zaświadczając, że lud nazywał ją “pocieszycielką”, “lekarką”, “żywicielką”, “świętą matką”. Zrezygnowawszy z naturalnego macierzyństwa, stała się prawdziwą matką dla wielu.
Troszczyła się również o rozwój kulturalny narodu. Z jej osobą i tutejszym klasztorem wiąże się powstanie takich pomników literatury, jak pierwsza napisana po polsku książka: Żołtarz Dawidów – Psałterz Dawidowy.
Wszystko to wpisuje się w jej świętość. A gdy dziś pytamy, jak uczyć się świętości i jak ją realizować, św. Kinga zdaje się odpowiadać: trzeba troszczyć się o sprawy Pana na tym świecie. Ona daje świadectwo, że wypełnianie tego zadania polega na nieustannym staraniu o zachowanie harmonii pomiędzy wyznawaną wiarą a własnym życiem. Dzisiejszy świat potrzebuje świętości chrześcijan, którzy w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i zawodowego podejmują swoje codzienne obowiązki; którzy pragnąc spełniać wolę Stwórcy i na co dzień służyć ludziom, dają odpowiedź na Jego przedwieczną miłość. Dotyczy to również takich dziedzin życia, jak polityka, działalność gospodarcza, społeczna i prawodawcza (por. Christifideles laici, 42). Niech i tu nie braknie ducha służby, uczciwości, prawdy, troski o dobro wspólne nawet za cenę wielkodusznej rezygnacji ze swego, na wzór świętej księżnej tych ziem! Niech i w tych dziedzinach nie zabraknie pragnienia świętości, którą zdobywa się przez kompetentne, służebne działanie w duchu miłości Boga i bliźniego.
“Święci nie przemijają”. Kiedy wpatrujemy się w postać Kingi, budzi się to zasadnicze pytanie: Co uczyniło ją taką postacią poniekąd nieprzemijającą? Co pozwoliło jej przetrwać w pamięci Polaków, a w szczególności w pamięci Kościoła? Jakie jest imię tej siły, która opiera się przemijaniu? Imię tej siły jest miłość. Na to wskazuje dzisiejsza Ewangelia o dziesięciu pannach mądrych. Kinga z pewnością była jedną z nich. Tak jak one wyszła na spotkanie Boskiego Oblubieńca. Tak jak one czuwała z zapaloną lampą miłości, ażeby nie przeoczyć momentu, kiedy Oblubieniec przyjdzie. Tak jak one spotkała Go nadchodzącego i została zaproszona, aby uczestniczyć w uczcie weselnej. Miłość Boskiego Oblubieńca, która w życiu księżnej Kingi wyraziła się tylu czynami miłości bliźniego – ta właśnie miłość sprawiła, że przemijanie, któremu poddany jest każdy człowiek na ziemi, nie zatarło jej pamięci. Po tylu wiekach Kościół na ziemi polskiej dzisiaj daje temu wyraz.
“Święci żyją świętymi i pragną świętości”. Raz jeszcze powtarzam te słowa tu, na ziemi sądeckiej. Tę ziemię otrzymała Kinga w darze w zamian za posag, który przekazała na ratowanie kraju i ta ziemia nigdy nie przestała być jej szczególną własnością. Ona wciąż troszczy się o ten lud wierny, który tu żyje. Jakże jej nie dziękować za opiekę nad rodzinami, zwłaszcza nad tak licznymi tu rodzinami wielodzietnymi, na które patrzymy z podziwem i szacunkiem. Jakże nie dziękować jej za to, że wyprasza dla tutejszej wspólnoty Kościoła łaskę tak wielu powołań kapłańskich i zakonnych. Jak nie dziękować jej za to, że dziś zgromadziła nas, jednocząc we wspólnej modlitwie braci i siostry z Węgier, Czech, Słowacji, Ukrainy, na nowo budząc tę tradycję duchowej jedności, którą sama tworzyła z takim oddaniem.
Pełni wdzięczności wielbimy Boga za dar świętości pani tej ziemi i prosimy, by blask tej świętości trwał w nas wszystkich; by w nowym tysiącleciu to wspaniałe światło promieniowało na wszystkie krańce ziemi i by ich mieszkańcy przyszli z daleka do świętego imienia Bożego (por. Tb 13,13) i ujrzeli Jego chwałę.
ekai.pl
***********
Święta księżna-klaryska
Gdy w naszym klasztorze powie ktoś: „Święta Matka”, to wiadomo, że chodzi o św. Kingę, jeśli nawet nie dodamy Jej imienia – mówi dla portalu PCh24.pl Matka Ksieni Teresa Izworska OSC ze starosądeckiego klasztoru sióstr klarysek.
Św. Kinga pochodziła z węgierskiego rodu królewskich Arpadów. Kto z jej rodziny został także wyniesiony na ołtarze?
Z królewskiego rodu Arpadów pochodzą święci: Stefan, główny patron Węgier i jego syn Emeryk, Władysław, Elżbieta – siostra Beli IV, ojca św. Kingi, zwana Elżbietą Węgierską lub Elżbietą z Turyngii. Zaślubiona była z landgrafem Hesji i Turyngii Ludwikiem IV. Jest patronką Trzeciego Zakonu św. Franciszka.
Chwały ołtarzy dostąpiły także siostry św. Kingi: Małgorzata, poświęcona Bogu w zakonie dominikańskim i bł. Jolenta, żona Bolesława Pobożnego. Po jego śmierci została klaryską. Jest czczona w Gnieźnie.
Jak przebiegło dzieciństwo Kingi? Czy mamy jakieś informacje na ten temat?
Nie posiadamy konkretnych informacji o latach jej dzieciństwa na dworze królewskim. Natomiast można wnioskować na podstawie zwyczajów, jakie wówczas panowały. Cechowała je troska, by dziecko jak najwcześniej otrzymało sakrament chrztu św. i Komunię św. pod postacią wina. W pokoju dziecka codziennie odprawiano Mszę św. Istniał też zwyczaj wspólnej modlitwy. Tak więc od najmłodszych lat przepajano dzieci duchem modlitwy. Wprowadzano też do praktykowania cnót chrześcijańskich, do spełniania uczynków miłości i miłosierdzia. Stąd istnieje przypuszczenie, że mała Kinga chętnie udawała się na modlitwę, zapraszając także towarzyszki dziecięcych zabaw. Z miłości do Boga wyrasta miłość do drugiego człowieka. Nie dziwi więc myśl o oddawaniu drogich sukienek ubogim dziewczynkom. Zresztą to, co jest przypuszczeniem o jej dzieciństwie, potwierdzone zostało w dorosłym życiu świętej Kingi.
Znacznym wydarzeniem w życiu św. Kingi był najazd tatarski na Polskę i Węgry. Jak wówczas toczyły się jej losy?
Po przybyciu do Polski w roku 1239 zamieszkała na dworze książęcym w Sandomierzu. Już w 1241 roku musiała uciekać z Grzymisławą i Bolesławem przed Tatarami. Chronili się w Krakowie, na Węgrzech, w Pieninach i na Morawach. Kinga, znając potrzeby zniszczonego kraju, ofiarowała czterdzieści tysięcy grzywien srebrnych. Po powrocie z tułaczki w kwietniu 1243 roku dwór książęcy przeniesiono do Nowego Korczyna, gdyż zamki w Krakowie i w Sandomierzu były zniszczone.
Drugi najazd tatarski miał miejsce w latach 1259-1260. Wówczas Kinga z Bolesławem znaleźli schronienie u Leszka Czarnego, na zamku w Sieradzu.
Trzeci najazd Tatarów, w latach 1287-1288, zastał Kingę już w Starym Sączu, w klasztorze sióstr klarysek, przez nią ufundowanym. I znów musiała uciekać razem z siostrami do zamku w Pieninach. Po powrocie w 1288 roku rozpoczęła nowicjat i w 1289 roku złożyła śluby zakonne.
Tak więc nasza Święta nie miała łatwego życia. Nie była jej obca tułaczka i niepewność jutra. Zaufała jednak Panu Bogu do końca i nie zawiodła się.
We współczesnym świecie dziwnym może wydawać się dozgonny ślub czystości św. Kingi i Bolesława Wstydliwego. Kto zainicjował ten ślub? Jakie inspiracje kierowały przy tym Kingą?
Posłużę się fragmentem homilii Ojca Świętego Jana Pawła II, wygłoszonej w dniu kanonizacji św. Kingi, 16 czerwca 1999 roku w Starym Sączu. Po zacytowaniu słów św. Pawła Apostoła o dziewictwie (1 Kor 7, 25-26), Papież dał następujące wyjaśnienie: „Zainspirowana tym wskazaniem, pragnęła poświęcić się Bogu całym sercem przez ślub dziewictwa. Toteż gdy ze względu na historyczne okoliczności miała zostać żoną Bolesława, przekonała go do dziewiczego życia na chwalę Bożą i po dwuletniej próbie małżonkowie złożyli na ręce biskupa Prandoty ślub dozgonnej czystości. Ten sposób życia, dziś może trudny do zrozumienia, a głęboko zakorzeniony w tradycji pierwotnego Kościoła, dał świętej Kindze tę wewnętrzną wolność, dzięki której z całym oddaniem mogła troszczyć się przede wszystkim o sprawy Pana, prowadząc życie głęboko religijne. Dziś na nowo odczytujemy to wielkie świadectwo”.
Św. Kinga nie była wyjątkiem. Miała wspaniałe wzory. Na pierwszym miejscu Najświętszą Dziewicę Maryję, a potem Jej naśladowczynie, które żyły w małżeństwie niespełnionym. Miała szczególne nabożeństwo do św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty.
Św. Kinga bardzo ceniła dziewictwo. Bliską jej była Salomea, siostra Bolesława, która ze swoim mężem Kolomanem żyła także w dziewiczym małżeństwie.
Mając przed oczyma całe życie naszej Świętej można powiedzieć, że taka postawa nie była jakimś kaprysem, lecz pójściem za Bożym prowadzeniem pod wpływem szczególnej łaski.
Ze św. Kingą łączy się również piękna legenda o „sprowadzeniu” soli do Polski. Czy może ją Siostra przytoczyć?
Pewnego razu Kinga udała się na Węgry, do swoich rodziców. W towarzystwie ojca, króla Beli IV, odwiedzała różne miejsca rodzinnego kraju. Przybyli też do solnych żup w Marmarosz. Poprosiła wówczas ojca by jej darował szyb, przy którym stała. Król chętnie przychylił się do prośby Kingi. Na znak objęcia w posiadanie wrzuciła do szybu swój pierścień. Znaleziono go w Polsce, w pierwszej bryle soli.
Inna wersja tej legendy mówi o podróży Kingi z Węgier do Polski. Gdy orszak wyruszył w stronę Krakowa, Kinga poczuła się bardzo zmęczona. Grzymisława zarządziła postój. W przygotowanym namiocie Kinga zasnęła. Wtedy usłyszano dudnienie i trzaski, nastąpiły podziemne wstrząsy. Na skraju polany ziemia się obsunęła. Ukazały się głębokie bruzdy. Pomimo tych hałasów Kinga spała. Gdy ją obudzono poleciła, aby robotnicy kopali w tym miejscu, skąd było słychać najsilniejszy łoskot. Wydobyto ogromną bryłę wraz z pierścieniem Kingi, który wrzuciła do szybu w Marmarosz. Tak więc według legendy sól wędrowała pod ziemią z Węgier do Polski. Miejsce, gdzie znaleziono wielką sól, nazwano Wieliczką.
Z kolei legenda o Bochni opowiada, że św. Kinga jadąc z Wojnicza do Krakowa zatrzymała się w Bochni. Usłyszała głos z nieba: „Tutaj każ kopać.” Zaczęto więc kopać u podnóża wzgórza, gdzie znaleziono sól kamienną. W pierwszym wydobytym okruchu spostrzeżono pierścień królewny.
Jakie były losy Kingi po śmierci jej męża?
Książę Bolesław, wdzięczny Kindze za wsparcie kraju zniszczonego przez najazdy tatarskie, oddał jej ziemię sądecką w wieczyste posiadanie w roku 1257. Wyraził też zgodę na wybudowanie klasztoru w Sączu. Kinga dbała o rozwój gospodarczy tej ziemi. Przeniosła wiele miejscowości na prawo magdeburskie. Troszczyła się o lud wiejski. Polecała sołtysom, by nie uciskali chłopów. Dzięki niej powstawały nowe świątynie. Szczególną troską otoczyła Sącz.
W roku 1279 zmarł w Krakowie książę Bolesław Wstydliwy. Po uroczystościach pogrzebowych przeniosła się do Sącza, gdzie doprowadziła do końca budowę klasztoru dla sióstr klarysek.
Dlaczego właśnie dla klarysek?
Duchowość franciszkańska nie była jej obca, gdyż oboje z Bolesławem należeli do Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka z Asyżu. Salomea, siostra Bolesława, sprowadziła klaryski do Polski. W 1245 roku złożyła śluby zakonne. 6 lipca 1280 roku Kinga wydała akt fundacyjny Klasztoru Sióstr Klarysek w Starym Sączu. Na rzecz Klasztoru zapisała miasto Sącz i dwadzieścia dziewięć wsi, z prawem poboru cła, a także wszystkimi prawami administracyjnymi i sądowniczymi, jakie na tych terenach miała sama Kinga. Zależało jej na zapewnieniu siostrom dobrych warunków materialnych, by wolne od trosk doczesnych mogły służyć Bogu. Grupa sióstr przybyła ze Skały-Grodziska, tworząc wspólnotę zakonną w Sączu. Kinga, nie będąc jeszcze klaryską, zajmowała się zarządzaniem dobrami klasztornymi. Dopiero 24 kwietnia 1289 roku złożyła profesję zakonną. Miała swoistą relację z klasztorem jako jego fundatorka i dobrodziejka. Nie była ksienią. Tak więc spełniło się jej pragnienie całkowitego oddania Chrystusowi. Bogata w cnoty odeszła do Pana w dniu 24 lipca 1292 roku.
Kinga została kanonizowana w 1999 r., 707 lat po śmierci. Dlaczego proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny trwał tak długo?
Kult św. Kingi trwa od jej śmierci aż do dnia dzisiejszego. Najpierw był to kult prywatny, a po beatyfikacji kult oficjalny. Około roku 1307 przeniesiono relikwie z ziemi do kamiennego grobowca. Zaczęto spisywać liczne cuda i łaski otrzymywane przez wstawiennictwo Kingi. Proces beatyfikacyjny rozpoczęty w 1629 roku został uwieńczony w 1690 roku beatyfikacją na podstawie kultu trwającego od niepamiętnych czasów.
W 1733 roku podjęto starania o kanonizację, które z przerwami trwały do roku 1999. Dlaczego tak długo? Zwykle mówimy, że było wiele przeszkód na skutek różnych burz dziejowych, które przetaczały się przez Polskę, takich jak wojny, rozbiory. W 1782 roku nastąpiła kasata Klasztoru. Siostry jednak nie opuściły tego miejsca i doczekały się lepszych czasów. Kult św. Kingi w takich niekorzystnych warunkach ulegał osłabieniu. Od 1905 roku nastąpił wzrost kultu. Podjęto na nowo starania o kanonizację. Gromadzono dokumentację, powoływano komisje. Chyba nie było łatwo zebrać wszystkich potrzebnych akt dotyczących osoby, która żyła w XIII wieku.
Cokolwiek by się powiedziało na temat drogi św. Kingi na ołtarze, przywołując różnego rodzaju trudności, to z całkowitą pewnością stwierdzić należy, że kanonizacja św. Kingi jest cudownym darem Bożym, na który czekały pokolenia klarysek i jej czcicieli. Hojność Boża przeszła wszelkie oczekiwania. Nawet w najśmielszych marzeniach zapewne nikt sobie nie wyobraził, że św. Kinga zostanie kanonizowana przez Papieża Polaka, wielkiego Świętego, na swoich włościach w pobliżu jej Klasztoru. Warto było tak długo czekać. Pan Bóg wybrał najlepszy czas i najlepsze miejsce!
W jaki sposób Siostry czczą swoją trzynastowieczną współsiostrę – św. Kingę?
Oprócz kultu oficjalnego, liturgicznego, istnieje kult siostrzany. Te dwa rodzaje kultu wzajemnie się przenikają i uzupełniają. Nie da się ich rozdzielić. Naszą Świętą czcimy szczególnie w każdy poniedziałek. Istnieje bowiem tradycja, że poniedziałek był dniem jej przejścia z klasztoru sądeckiego do Domu Ojca w niebie. Przed 24 lipca przeżywamy uroczystą Nowennę wraz z Ludem Bożym. To nabożeństwo cieszy się wielką frekwencją wiernych. Szczególnie jest to widoczne podczas centralnej uroczystości odpustowej i w samym dniu Świętej Kingi. Siostry uczestniczą nie wychodząc poza klauzurę. W tym czasie wystawiony jest główny relikwiarz (trumienka) na specjalnym feretronie, na środku kaplicy klasztornej. Mogą ją widzieć wierni przychodzący na modlitwę.
W naszej wspólnocie świętujemy także urodziny naszej Matki Fundatorki, tradycyjnie 4 marca. Obecnie bardzo radosnym dniem jest rocznica kanonizacji św. Kingi i wizyty św. Jana Pawła II w Starym Sączu i w naszym klasztorze. Celebrowana jest Msza św. według formularza kanonizacyjnego, w kaplicy Świętej Kingi.
Mamy różne modlitwy i pieśni. W czasie Nowenny lipcowej odmawiamy indywidualnie Godzinki ku czci naszej Patronki. Zawsze dostępne są Jej relikwie, które całujemy podczas nabożeństw określonych zwyczajem. Każda siostra może to uczynić kiedy zechce; każda Ją czci na swój niepowtarzalny sposób.
Święta Kinga jest naszą Siostrą w Zakonie Świętej Klary. My jednak bardziej czcimy Ją i kochamy jako Matkę. Gdy u nas się powie: „Święta Matka” wiadomo, że chodzi o św. Kingę, jeśli nawet nie dodamy Jej imienia. Zawdzięczamy Jej to miejsce, ten Klasztor, wspaniałe dziedzictwo świętości i kultury. Zostawiła nam piękny przykład życia oddanego Chrystusowi, przykład miłości bliźniego, zdrowego patriotyzmu i innych cnót. Czujemy Jej duchową obecność i opiekę. Bogu niech będą dzięki za naszą Matkę Fundatorkę!
Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski (wywiad z roku 2014)
********
godzinna adoracja przed Najświętszym Sakramentem od godz. 18.00
Msza św. o godz. 19.00
************************************************************************
23 lipca
wspomnienie św. Brygidy Szwedzkiej, patronki Europy
Święta Brygida, ogłoszona przez Jana Pawła II patronką Europy jako niewiasta pełna cnót stanowiących przykład dla współczesnego świata, znana jest pobożnym osobom głównie dzięki modlitwom wydanym w Polsce pod tytułem Tajemnica szczęścia, a będącym owocem jej mistycznego życia i objawień, jakie otrzymywała od Pana Jezusa. Dawne żywoty zwracają uwagę, iż skronie tej świętej zostały ozdobione potrójną koroną – dziewicy z wyboru, świętej małżonki i oddanej Bogu wdowy. Może właśnie w tym zawiera się tajemnica jej świętości, a stanowi ją miłość Pana Boga aż do zaparcia siebie i pogodzenia się z każdym wyrazem woli Bożej – nawet występującym przeciwko najpobożniejszym i najświętszym, ale własnym pragnieniom.
Córka Birgera Perssona, głównego sędziego Upplandii została w wieku siedmiu lat osierocona przez matkę Ingeborg z Folkungów (przez którą spokrewniona była ze szwedzką rodziną królewską). Ojciec posłał ją wówczas na dwór swojej krewnej, która miała zapewnić dziewczynce dobre katolickie wychowanie. Była to niewiasta niesłychanie surowych obyczajów, a w jej domu panowała dyscyplina płynąca ze szczerego umiłowania Boskiego porządku świata. Zdawać by się mogło, że mała Brygida nie odnajdzie się wśród takich zasad, ale od dziecka wykazywała ona niezwykłe jak na swój wiek zainteresowanie życiem duchowym i łatwość sprawowaniu praktyk religijnych kosztem własnych zabaw i przyjemności, więc u ciotki odnalazła właśnie to, co odpowiadało jej duchowemu usposobieniu.
Brygida wyrosła na urodziwą młodą damę, ale nie chciała słyszeć o zamążpójściu, ponieważ tak rozmiłowała się w życiu cnoty i umartwienia, że jej jedynym pragnieniem były duchowe zaślubiny z Boskim Oblubieńcem, Panem Jezusem Chrystusem. Postanowiła żyć w czystości do końca życia, lecz nie było jej dane spełnić tego życzenia, gdyż w wieku czternastu lat została z woli ojca wydana za księcia Ulfa Gudmarssona. Uznała w tym wolę Bożą i zrezygnowała z własnej. Ich pożycie małżeńskie okazało się jednak szczęśliwe – jego owocem było ośmioro potomstwa, a mąż Brygidy okazał się dobrym człowiekiem i bratnią duszą dla swej małżonki, która ze swej strony dokładała wszelkich starań, by być najlepszą towarzyszką życia mężczyzny i matką.
Zapaliła ona w księciu Ulfie tak żarliwą miłość Pana Boga, że w ostatnich latach życia zdecydował się zrezygnować ze świeckich zaszczytów i oddać wspólnym peregrynacjom do miejsc świętych, między innymi do Santiago de Compostella. Po śmierci męża w 1344 roku Brygida nadal, tym razem jako świątobliwa wdowa, kontynuowała życie pełne poświęcenia Panu Bogu i mogła wreszcie zrealizować dziecięce marzenie o oddaniu się wyłącznie służbie Bożej.
Od dziecka Święta odbierała nadprzyrodzone wizje mistyczne Pana Jezusa i Najświętszej Maryi Panny, a teraz te przeżycia nasiliły się nadzwyczajnie. Zostały one opisane w dziele Revelationes coelestes (czyli objawienia niebieskie, a w oryginale Himmelska uppenbarelser). Odznaczała się też zawsze wielkim nabożeństwem do Męki Pańskiej i Maryi Panny – czego wyrazem stało się założenie przez nią Zakonu Najświętszego Zbawiciela, cechującego się podobnym pietyzmem dla zbawiennej męki Jezusowej i osoby Jego Niepokalanej Matki. Do końca życia Brygida świadczyła o ideale chrześcijańskiego życia, nie bojąc się upominać nawet władców, w tym również papieży, którzy przebywali w poniżającej godność biskupa rzymskiego niewoli awiniońskiej.
Niedługo przed śmiercią odbyła jeszcze pielgrzymkę do Ziemi Świętej, swój żywot zakończyła natomiast w Rzymie, gdzie upłynęły jej ostatnie lata. Święta niewiasta zażyczyła sobie, by jej doczesne szczątki zostały przetransportowane do Vadsteny w Szwecji, gdzie przebywała w klasztorze jej córka Katarzyna, późniejsza święta. Brygida szwedzka została kanonizowana w roku 1391 przez papieża Bonifacego IX. Jej relikwie niestety nie zachowały się, ponieważ po przystaniu Szwecji do herezji protestanckiej zostały sprofanowane i zaginęły.
Polonia Christiana/PCh24.pl
*********************
Panie! Przyjdź szybko i rozjaśnij noc – Modlitwa św. Brygidy
Panie!
Przyjdź szybko i rozjaśnij noc.
Tak tęsknię do Ciebie,
Jak tęsknią umierający.
Powiedz mojej duszy,
że nic nie dzieje się bez Twego przyzwolenia,
a na co ty przyzwalasz nie pozostanie bez pocieszenia.
O Jezu, Synu Boży,
który stałeś cichy przed swymi sędziami,
nałóż więzy na mój język,
dopóki nie przemyślę,
co i jak mam mówić.
Wskaż mi drogę i spraw,
abym była gotowa po niej kroczyć.
Niebezpiecznie jest zwlekać
i niebezpiecznie się spieszyć.
Odpowiedz na moje błaganie
i wskaż mi drogę.
Przychodzę do Ciebie
jak zraniony człowiek do lekarza
w poszukiwaniu pomocy.
Udziel mi Panie, pokoju serca!
Amen
O św. Brygidy Szwedzkiej, patronce Europy, św. Jan Paweł II powiedział, że “przyczyniła się do budowy wspólnoty kościelnej, w szczególnie krytycznym momencie jej dziejów (…) przez swoje głębokie zrozumienie tajemnicy Chrystusa i Kościoła.”
****************************************
Matka 8 dzieci, wielbiona i wyśmiewana, okryta sławą i oblewana pomyjami – św. Brygida Szwedzka
Fr Lawrence Lew OP/FlickrS. Małgorzata Borkowska OSB
***
Zakonnica, która nigdy nie żyła w założonym przez siebie klasztorze; mistyczka, która wtrącała swoje trzy grosze w każdy ówczesny problem polityczny; kanonizowana święta, która papieżom wymyślała od Lucyperów…
Matka ośmiorga dzieci, wielka ochmistrzyni dworu, pątniczka, żebraczka, wielbiona i wyśmiewana, okryta sławą i oblewana pomyjami… Św. Brygida Szwedzka. Tkliwa oblubienica z objawień pisanych stylem tak dosadnym, że się to miejscami naprawdę nie kojarzy z dworskimi manierami.
Żyła w XIV wieku. Była krewną dynastii Folkungów i wydano ją za mąż stosownie do urodzenia; już do śmierci nie wyzbędzie się Brygida arystokratycznych uprzedzeń. Nie każdy byłby szczęśliwy przy żonie, która właśnie zaczyna robić cuda, ale pan Ulf był. I ona przy nim. Przez dwadzieścia trzy lata wyglądali jak każde inne, wyjątkowo tylko dostojne, pobożne i szczęśliwe małżeństwo. Wreszcie ruszyli na pielgrzymkę do Composteli. W powrotnej drodze Ulf zachorował ciężko i złożył ślub wstąpienia do klasztoru, jeśli przeżyje. Przeżył i został cystersem.
Nie każda żona widziałaby w tym sens, ale Brygida widziała. Ulf jednak zmarł w klasztorze bardzo prędko. Ona odtąd uważała się za sponsa Christi – a głos Boży potwierdzał to w głębi jej duszy – ale za klauzurę nie było jej pilno. Przez jakiś czas mieszkała w niewygodnej i niezręcznej roli rezydentki przy Ulfowych cystersach, po czym wróciła na dwór, na którym była poprzednio przez wiele lat ochmistrzynią. Tylko że młodzieńcza para królewska całkiem przez ten czas dorosła i już nie miała ochoty ulegać dłużej pobożnemu wpływowi świątobliwej ciotki.
Tej dziwaczki, prawda, która chce zakładać nowy zakon, ale zamiast się ćwiczyć w życiu klasztornym, wtrąca się w nie swoje sprawy i w dodatku utrzymuje, że to sam Bóg ją posyła. Wiecznie komuś grozi ogniem piekielnym za rzeczy tak zwyczajne jak rozsądna dbałość o własne interesy polityczne… Gdyby jej wierzyć, można by myśleć, że władcy będą odpowiadać przed Bogiem za wszystko, co spotka ich poddanych!
I gdybyż tylko to. Niemal codziennie nowe objawienia, które uczony spowiednik zaraz spisuje po łacinie. Czasem, podobno, dotyczą te objawienia tylko jej samej i własnych spraw jej duszy. Niestety, nie wszystkie ani nawet nie większość! Cała reszta dotyczy konkretnych ludzi, z których mnóstwo wcale pani Brygidy o radę nie pyta ani tej rady słuchać nie chce. Wielu skarży się na nią, wielu wyśmiewa ją otwarcie. Zamieszanie na dworze, na którym bez niej żyłoby się tak przyjemnie! I tylko ta odrobina niepewności w głębi serca: a co, jeśli stara dewotka ma rację?
Wreszcie ruszyła do Rzymu. Krzyżyk na drogę! Nie wróci już z tej podróży. Wszak cała Europa i cały basen Morza Śródziemnego pełne są politycznych i kościelnych wrzodów, które w każdej chwili mogą pęknąć. Jest się tam o co troszczyć. Jest problem awiniońskiej niewoli papieży; trwa między Anglią a Francją wojna stuletnia; Ziemię Świętą już znowu zajęli muzułmanie, a leżące w zasięgu ich ręki królestwo cypryjskie nie utrzyma się długo, osłabione wewnętrznymi walkami dynastii Lusignanów.
We Włoszech każde miasto spiskuje z osobna: to przeciw papieżowi, to przeciw cesarzowi, to z tamtymi przeciw najbliższym sąsiadom. Królestwem neapolitańskim rządzi Joanna I, sławna i osławiona; rodzony syn Brygidy zakochał się w niej z pełną wzajemnością i już się miał z nią żenić, choć dawno w Szwecji żonaty, ale mu śmierć przeszkodziła… A wszędzie kłębią się interesy, sprawy i dążenia ludzi większych i mniejszych, sławnych i całkiem nieznanych; i tylko nie widać w tym kłębowisku myśli o wieczności ani Bożego ładu.
Brygida była w Rzymie, pielgrzymowała wzdłuż i wszerz po Włoszech, pojechała do Neapolu i nawet przez Cypr do Ziemi Świętej. Tam miała najsłynniejsze ze swoich objawień, dotyczące przebiegu Męki Pańskiej, rozpowszechniane później w setkach kopii, w wydaniach niezliczonych. To przynajmniej nie szkodziło nikomu… ale nadal miewała i te inne: przesłania do dziesiątków ludzi, którym mówiła, co się w ich życiu nie podoba Bogu.
I co powinni robić. Władcom przypominała, że są stróżami, a nie właścicielami swoich krain. Bogaczom, że odpowiedzą za użytek zrobiony ze swego bogactwa. Rycerzom, że jest ich szczytnym powołaniem oddać życie za Boga i lud chrześcijański, a nie prowadzić wojny w imię chciwości i pychy. Duchownym, że czeka ich sąd najściślejszy.
Nie liczyła się też ze słowami: „Ta ksieni jest w oczach Bożych jak ubłocona krowa!” – wołała, albo: „Ilekroć biskup wsiada na pysznego konia, na jego serce diabeł wsiada!”. O królu szwedzkim: „Osioł koronowany z sercem zajęczym!”. Brygida głosiła prymat wartości moralnych, głosiła konieczność poddania sumieniu wszystkiego: polityki i ekonomii, życia publicznego i prywatnego.
Skutki? Niewielkie. Papież, usilnie przez nią karcony i upominany, wrócił wprawdzie do Rzymu, ale niedługo tam wytrwał, dopiero św. Katarzyna Sieneńska doprowadzi do ostatecznego już powrotu jego następcy. Władcy słuchali napomnień na ogół grzecznie, ale dalej robili swoje. Z ludzi prywatnych niektórzy rzeczywiście się nawrócili. Inni nie. Brygida zmarła w Rzymie w roku 1373, zostawiając swój zakon niezałożony i świat po staremu nieuporządkowany.
Potem jej sprawa jakby trochę ruszyła z miejsca. Córka Brygidy Katarzyna odwiozła ciało matki do Szwecji i nad jej grobem założyła w Vadstenie pierwszy klasztor nowego zakonu. Kościół uznał tekst Objawień za wolny od teologicznych błędów i pożyteczny dla życia pobożnego. Rozpowszechniał je odtąd jej zakon i jedną z pierwszych szwedzkich drukarni założono właśnie w tym celu pod koniec XV wieku. Ale znowu: pół wieku nie minęło, a skończyło się w Szwecji życie zakonne, wszelkie, w tym i brygidek. Skończyło się też dla kraju posłannictwo Brygidy, tak dla władców niewygodne.
Niemniej jakoś nie mogło ono całkiem zginąć. Upadki i nawroty, wymieranie i odradzanie się z niczego… Są do dziś klasztory brygitańskie we Włoszech, w Anglii. W Hiszpanii… Były kiedyś i w Polsce, i było ich sporo. Z tym że w Polsce św. Brygida stała się od początku patronką od spraw politycznych.
Najpierw była patronką przeciw Krzyżakom. To dlatego, że jest w księdze jej Objawień ów (rozsławiony przez Sienkiewicza) tekst grożący im straszną karą za sprzeniewierzenie się szczytnemu powołaniu chrześcijańskich rycerzy. Toteż wzywano usilnie jej pomocy i aż dwa klasztory brygidek ufundowano jako wota dziękczynne: w Lublinie i w Elblągu. Ten drugi zresztą upadł wkrótce; ten pierwszy stał się w XVII wieku kolebką siedmiu dalszych fundacji. To Zygmunt III Waza krzewił wtedy kult żarliwej wyznawczyni prymatu wiary przed polityką i koniunkturą; ostatecznie i on dokonał wyboru w tym duchu, narażając się na utratę raczej Szwecji niż wyznania. Nie powiedział, że Sztokholm wart skasowania mszy…
A potem znowu szły wieki – i polityka szła swoim własnym torem. Nawet jakby zwyciężała. Kasacie zaborców uległy wszystkie polskie klasztory brygidek; kurz zbierają wśród starodruków nieliczne ocalałe egzemplarze polskiego wydania Objawień. Nie jest to zresztą poza swoją epoką lektura łatwa. Ale nagle stała się znów św. Brygida patronką tych właśnie, którzy prawdzie i prawu przyznają pierwszeństwo. Przypadek? Jeśli ktoś wierzy w przypadki.
Fragment książki „Od Radegundy do Julianny”, Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów.
Siostra Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wieku, Czarna owca, Sześć prawd wiary oraz ich skutki, Ryk Oślicy, Twarze Ojców Pustyni, tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka.
Aleteia
******************************************************
środa 22 lipca
Święto św. Marii Magdaleny
Apostołki Apostołów
Maria z Magdali, której jako pierwszej objawił się Chrystus Zmartwychwstały i która tę dobrą nowinę zaniosła apostołom, będzie odtąd czczona w liturgii tak samo, jak apostołowie, a więc świętem. Franciszek, jak czytamy w dekrecie, chciał w ten sposób podkreślić tak aktualną dziś w Kościele godność kobiety i znaczenie ewangelizacji, dając wiernym za przykład Marię Magdalenę. Przypomniano, że św. Grzegorz Wielki nazwał ją „świadkiem Bożego miłosierdzia”, a św. Tomasz z Akwinu „apostołką apostołów”.
Święto Marii Magdaleny obchodzimy 22 lipca, czyli tak jak jej dotychczasowe wspomnienie liturgiczne. Teksty mszału i brewiarza na ten dzień pozostają te same co dotychczas, jednak w Mszy dodano specjalną prefację, która mówi o miłości tej świętej do Chrystusa i o jej świadectwie zmartwychwstania.
źródło: KAI | liturgia.wiara.pl
Dekret Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów
Kościół, tak na Zachodzie jak i na Wschodzie, choć w różny sposób, to jednak zawsze bardzo czcił św. Marię Magdalenę, pierwszego świadka i zwiastunkę dobrej nowiny o zmartwychwstaniu Pańskim.
W naszych czasach, gdy Kościół wezwany jest aby jeszcze bardziej zastanowić się nad godnością kobiety, nad nową ewangelizacją i nad wielkością misterium Bożego Miłosierdzia, wydaje się rzeczą słuszną, by również postać św. Marii Magdaleny jeszcze lepiej została wiernym ukazana. Ta bowiem niewiasta, znana z swej miłości do Chrystusa i sama wielce przez Niego umiłowana, nazwana przez św. Grzegorza Wielkiego “świadkiem Bożego Miłosierdzia” i przez św. Tomasza z Akwinu “apostołką apostołów”, może być dzisiaj przez wiernych uważana jako wzór posługi kobiet w Kościele.
Ojciec Święty Franciszek postanowił zatem aby coroczny obchód św. Marii Magdaleny, posiadał odtąd w Kalendarzu Rzymskim stopień święta, zamiast dotychczasowego wspomnienia obowiązkowego.
Nowy stopień obchodu nie zmienia jednak niczego odnoście samej daty i odnośnie
tekstów do Mszy Świętej i do Liturgii Godzin, to znaczy:
a) dniem poświęconym św. Marii Magdalenie pozostaje w Kalendarzu Rzymskim, tak jak dotychczas, dzień 22 lipca;
b) tekstami do Mszy Świętej i do Oficjum pozostają te same, które znajdują się pod tą datą w Mszale Rzymskim i w Liturgii Godzin, wraz z dołączoną do tego dekretu prefacją własną. Poszczególne Konferencje Biskupów zatroszczą się, aby prefację tę przetłumaczyć na odpowiednie języki narodowe i po uprzednim zatwierdzeniu jej przez Stolicę Apostolską, włączyć do użytku, oraz do kolejnego wznowienia Mszału Rzymskiego na terenie danej Konferencji.
Wszędzie tam, gdzie św. Maria Magdalena, na podstawie odpowiednich przepisów prawa, czczona jest w innym dniu i w innej randze obchodu, zachowuje się dotychczasowe rozporządzenia.
Bez względu na jakiekolwiek przeciwne zarządzenia.
W siedzibie Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, 3 czerwca 2016 roku, w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Robert Kard. Sarah
Prefekt
+Arthur Roche
Arcybiskup Sekretarz
***
W komentarzu do dzisiejszego święta Antonella Lumini napisała w „L’Osservatore Romano” ciekawe spostrzeżenie: „Jeśli Maryja, Matka Jezusa, ucieleśnia czystość początku, to Maria Magdalena uosabia trud przemiany, jaki przyjmuje natura ludzka, gdy została dotknięta miłością Bożą”. Podkreśla to także ikonografia, przedstawiająca ją jako pokutnicę, która – otrzymawszy miłosierdzie – staje się wzorem miłosierdzia, bierze na siebie ciężar człowieczeństwa.
***
Wśród niewiast galilejskich, które doznały od Pana Jezusa cudownej pomocy w ich dolegliwościach, a które odwdzięczyły mu się w jego apostolskich wędrówkach swą posługą, była właśnie Maria Magdalena. Zdaniem biblistów przydomek „Magdalena” wskazuje na miejsce jej pochodzenia. O św. Marii Magdalenie pisze św. Łukasz w swojej Ewangelii: „Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z nim dwunastu i kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów”. Po raz drugi jest o naszej Świętej wzmianka w Ewangeliach z okazji męki i śmierci Pana Jezusa: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena”. „A Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go złożono”. „Lecz Maria Magdalena i druga Maria pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu”. Najpiękniejszy epizod z życia Marii Magdaleny opisał nam św. Jan Apostoł i św. Marek. Oto wczesnym rankiem w niedzielę udała się Maria Magdalena wraz z dwoma towarzyszkami swoimi do grobu Pana Jezusa, aby namaścić wonnymi olejkami Jego ciało. Kiedy Magdalena ujrzała kamień od grobu odwalony, przerażona, że Żydzi ciało ukochanego Zbawiciela zbezcześcili, wyrzucając je z grobu w miejsce niewiadome, pobiegła do Apostołów i powiadomiła ich o tym. Potem sama ponownie wróciła do grobu Pana Jezusa. Pan Jezus ukazał jej się, ale we mgle porannej, tak że Go nie poznała. Jakaż była jej radość, kiedy Chrystus Pan dał się jej poznać. Jest dla nas zagadką, co właściwie rozumiał św. Łukasz, pisząc o Marii Magdalenie, że Pan Jezus wypędził z niej siedem złych duchów. Pierwszy św. Grzegorz I Wielki utożsamił Marię Magdalenę z jawnogrzesznicą, o której w innym miejscu pisze tenże Ewangelista, jak też z Marią, siostrą Łazarza, o której pisze św. Jan, że podobnie jak jawnogrzesznica u św. Łukasza, obmyła nogi Pana Jezusa wonnymi olejkami. Współcześni bibliści, idąc za pierwotną tradycją i za ojcami Kościoła na Wschodzie, uważają wszystkie trzy niewiasty za osoby odrębne, niemające ze sobą bliższego związku. A jednak dotąd tak w liturgicznych tekstach, jak też w ikonografii Marię Magdalenę zwykło się przedstawiać w roli Łukaszowej jawnogrzesznicy, myjącej nogi Pana Jezusa. Najnowsza reforma kalendarza z 1969 roku wyodrębnia Marię Magdalenę od Marii, siostry Łazarza, ustanawiając ku ich czci osobne dni wspomnienia. Kult św. Marii Magdaleny jest powszechny w Kościele, tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Ta Święta należy do najbardziej popularnych świętych może dlatego, że tak bardzo jest kobiecą i ludzką. Ma też Święta swoje sanktuaria, do których od wieków podążają licznie pielgrzymi. I tak w Efezie pokazywano jej grób i bazylikę wystawioną nad nim ku jej czci. Kiedy zaś Turcy zawładnęli miastem, miano jej relikwie przenieść z Efezu do Konstantynopola za cesarza Leona Filozofa. Kiedy zaś Krzyżowcy opanowali Konstantynopol, mieli przenieść relikwie Świętej do Francji, gdzie do pozostają do dzisiaj.
źródło: https://zyciorysy.info/sw-maria-magdalena
***
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście
Jezus powiedział do Marii Magdaleny: Idź do moich braci i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego, do Boga mego i Boga waszego. (J 20,17)
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Twój Syn wybrał Marię Magdalenę
na pierwszą zwiastunkę wielkanocnej radości,
spraw, abyśmy za jej wstawiennictwem
i przykładem głosili Chrystusa zmartwychwstałego
i oglądali Go w Twojej chwale.
Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Pieśni nad Pieśniami – Pnp 8,6-7
Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak otchłań; żar jej to żar ognia, płomień Pana. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.
Oto słowo Boże.
Psalm 63
R/ Ciebie, mój Boże, pragnie moja dusza.
Boże mój, Boże, szukam Ciebie
i pragnie Ciebie moja dusza.
Ciało moje tęskni za Tobą,
jak ziemia zeschła i łaknąca wody. R/
Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni,
by ujrzeć Twą potęgę i chwałę.
Twoja łaska jest cenniejsza od życia,
więc sławić Cię będą moje wargi. R/
Będę Cię wielbił przez całe me życie
i wzniosę ręce w imię Twoje.
Moja dusza syci się obficie,
a usta Cię wielbią radosnymi wargami. R/
Bo stałeś się dla mnie pomocą
i w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie:
Do Ciebie lgnie moja dusza,
prawica Twoja mnie wspiera. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Maryjo, ty powiedz, coś w drodze widziała Jam zmartwychwstałego blask chwały ujrzała. Żywego już Pana widziałam grób pusty I świadków anielskich, i odzież, i chusty. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Jana – J 20,1.11-18
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: „Niewiasto, czemu płaczesz?” Odpowiedziała im: „Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono”.
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: „Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę”. Jezus rzekł do niej: „Mario!” A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: „Rabbuni”, to znaczy: „Nauczycielu”. Rzekł do niej Jezus: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»”. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: „Widziałam Pana i to mi po wiedział”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, przyjmij dary złożone
w dniu wspomnienia świętej Marii Magdaleny,
której posługę łaskawie przyjął Twój Syn Jednorodzony. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Prefacja o świętej Marii Magdalenie
K. Pan z wami.
W. I z duchem twoim.
K. W górę serca.
W. Wznosimy je do Pana.
K. Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu.
W. Godne to i sprawiedliwe.
Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy Ciebie, wszechmogący Ojcze, wielki w miłosierdziu nie mniej niż w potędze zawsze wysławiali przez Chrystusa naszego Pana.
On w ogrodzie jawnie ukazał się Marii Magdalenie, która umiłowała Go żyjącego, widziała konającego na krzyżu, szukała złożonego w grobie, i jako pierwsza uwielbiła Go zmartwychwstałego. On zaszczycił ją apostolską misją wobec apostołów, aby dobra nowina nowego życia dotarła aż na krańce świata. Dlatego i my, ze wszystkimi Aniołami i Świętymi, wysławiamy Ciebie, Panie, z radością wołając:
Święty, Święty, Święty…
Antyfona na Komunię
Miłość Chrystusowa przynagla nas, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał. (2 Kor 5, 14-15)
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech przyjęcie Twojego Sakramentu wzbudzi w nas gorącą miłość, z jaką Maria Magdalena trwała przy Chrystusie, swoim Mistrzu.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
*******
Apostołka nadziei
O Marii Magdalenie, jako apostołce nowej i wspanialszej nadziei, mówił papież Franciszek m.in. podczas audiencji w 2017 r. Ojciec Święty podkreślił, że w godzinie płaczu i opuszczenia usłyszała ona zmartwychwstałego Jezusa, wzywającego ją po imieniu, aby z sercem pełnym radości poszła i głosiła: „Widziałam Pana”.
Oto tekst przemówienia papieża Franciszka na placu św. Piotra:
“W tych tygodniach nasza refleksja porusza się, że tak powiem w orbicie tajemnicy paschalnej. Dzisiaj spotykamy tę, która według Ewangelii, jako pierwsza zobaczyła zmartwychwstałego Jezusa: Marię Magdalenę. Niedawno zakończył się odpoczynek szabatu. W dniu męki nie było czasu na zakończenie obrzędów pogrzebowych. Dlatego w ten świt pełen smutku, kobiety poszły do grobu Jezusa z wonnymi olejkami. Jako pierwsza dotarła Maria Magdalena, jedna z uczennic, które towarzyszyły Jezusowi począwszy od Galilei, poświęcając się na służbę rodzącego się Kościoła. W jej drodze do grobu odzwierciedla się wierność wielu kobiet, które przez wiele lat chodzą cmentarnymi dróżkami, pamiętając o kimś, kogo już nie ma. Najbardziej autentycznych więzi nie zrywa nawet śmierć: są tacy, którzy nadal kochają, nawet jeśli ukochana osoba odeszła na zawsze.
Ewangelia (por. J 20,1-2.11-18) opisując Marię Magdalenę, natychmiast zwraca uwagę, że nie była kobietą skłonną do łatwego entuzjazmu. Faktycznie, po pierwszej wizycie u grobu powróciła rozczarowana w miejsce, gdzie ukrywali się uczniowie. Opowiedziała, że kamień został odsunięty od wejścia do grobu, a jej pierwsza hipoteza była najprostsza, jaką można było sformułować: ktoś musiał ukraść ciało Jezusa. Zatem pierwsza wieść jaką niesie Maria nie była ta o zmartwychwstaniu, ale o kradzieży dokonanej przez nieznanych sprawców, gdy cała Jerozolima była pogrążona we śnie.
Następnie Ewangelie mówią o tym jak Maria Magdalena udała się po raz drugi do grobu Jezusa. Była uparta, wróciła do grobu, nie dała się przekonać. Tym razem jej krok jest powolny, bardzo ciężki. Maria cierpi podwójnie: po pierwsze z powodu śmierci Jezusa, a następnie z powodu niewyjaśnionego zniknięcia Jego ciała.
I kiedy stała pochylona przed grobem, z oczyma pełnymi łez, Bóg zaskoczył ją w najbardziej nieoczekiwany sposób. Święty Jan Ewangelista podkreśla jej permanentną ślepotę: nie zdawała sobie sprawy z obecności dwóch aniołów, którzy zadali jej pytanie, a nawet nic nie podejrzewa widząc mężczyznę stojącego za nią, którego uważa za ogrodnika. Odkrywa natomiast najbardziej wstrząsające wydarzenie w historii ludzkości, kiedy w końcu zostaje wezwana po imieniu: „Mario” (w. 16).
Jakże wspaniale pomyśleć, że pierwsze ukazanie się Zmartwychwstałego według Ewangelii, miało miejsce w sposób tak osobisty! Jest tutaj ktoś, kto nas zna, kto widzi nasze cierpienie i rozczarowanie, kto wzrusza się z naszego powodu i wzywa nas po imieniu. To prawo jest wyryte na wielu kartach Ewangelii. Wokół Jezusa jest wiele osób, które szukają Boga, ale najbardziej cudowne jest przede wszystkim to, że Bóg znacznie wcześniej troszczy się o nasze życie, które pragnie wydźwignąć, a żeby tego dokonać wzywa nas po imieniu, rozpoznając osobiste oblicze każdego. Każdy człowiek jest opowieścią miłości, którą Bóg pisze na tej ziemi. Każdy z nas jest historią miłości Boga… Każdego z nas Bóg wzywa po imieniu, zna nas z imienia, patrzy na nas, oczekuje nas, przebacza nam, okazuje cierpliwość. Czy to prawda czy też nie? Każdy z nas ma to doświadczenie.
A Jezus wzywa ją: „Mario!”: rewolucja jej życia, rewolucja mająca na celu przekształcenie życia każdego mężczyzny i kobiety zaczyna się od imienia, które rozbrzmiewa w ogrodzie pustego grobu. Ewangelie opisują nam szczęście Marii: zmartwychwstanie Jezusa nie jest radością dawaną kroplomierzem, ale kaskadą, która wpływa na całe życie. Życie chrześcijańskie nie jest utkane z wygodnego szczęścia, ale z fal, które zmiatają wszystko. Spróbujcie i wy pomyśleć teraz, w tej chwili z bagażem rozczarowań i porażek, które każdy z nas nosi w swoim sercu, że istnieje Bóg bliski nam, który wzywa nas po imieniu i mówi: „Wstań, przestań płakać, bo przyszedłem, aby cię wyzwolić”. Jakże to piękne!
Jezus nie jest kimś, kto się dostosowuje do świata, godząc się, by trwały w nim śmierć, smutek, nienawiść, moralne niszczenie osób. Nasz Bóg nie jest obojętny, ale nasz Bóg, pozwolę sobie powiedzieć, jest marzycielem, marzy o przekształceniu świata, a dokonał tego w tajemnicy zmartwychwstania.
Maria chciała objąć swego Pana, lecz On zmierza teraz do Ojca Niebieskiego, podczas gdy ona zostaje posłana, aby zanieść nowinę braciom. I tak kobieta, która przed spotkaniem z Jezusem była na łasce Złego (por. Łk 8,2), teraz stała się apostołką nowej i wspanialszej nadziei. Niech Jej wstawiennictwo pomoże także i nam przeżyć to doświadczenie: aby w godzinie płaczu i opuszczenia usłyszeć zmartwychwstałego Jezusa, który wzywa nas po imieniu i by z sercem pełnym radości iść i głosić: „Widziałam Pana” (w. 18). Zmieniłem życie, bo widziałem Pana! Teraz jestem inny, niż wcześniej. Jestem inną osobą. Zmieniłem się, bo widziałem Pana. To jest nasza moc i to jest nasza nadzieja. Dziękuję.”
papież Franciszek
************************************************************************
Badajcie duchy…
#LEKTURA DUCHOWA#WSPÓŁCZESNY ŚWIAT#ROZEZNAWANIE DUCHÓW
Żyjemy w czasach, które niewątpliwie można określić jako laickie, pełne zeświecczenia i nieprzychylne, a nawet wrogie wszelkiemu okazywaniu przywiązania do religii katolickiej. Co ciekawe, inne religie już nie są tak źle widziane, przynajmniej przez „elity” naszego kraju. Najczęściej wyśmiewa się i krytykuje katolików i katolicyzm.
Mimo że ludzie wychowani przez niektóre programy i stacje telewizyjne czy radiowe zdają się podzielać obawę różnych decydentów przed wiarą katolicką, to jednak sami przyznają się do potrzeb duchowych i pragnień kontaktu z czymś absolutnym. Decydenci telewizyjni czy radiowi, a także niektórzy „magnaci prasowi”, wychodzą naprzeciw tym zapotrzebowaniom na „duchowość bez Boga”. Zwolennicy wróżek i horoskopów mają w czym wybierać – propaguje się bardziej lub mniej otwarcie religie Wschodu, tj. buddyzm czy hinduizm. Niektórzy nasi bracia w wierze dają się złowić w te subtelne sieci. Pod pozorem troski o zdrowie próbują różnych praktyk wschodnich: medytacji, jogi… Stąd już blisko do uwikłania się w sekty, które wcześniej lub później zakończą się destrukcją życia duchowego człowieka.
Co o tym wszystkim mówi nasza wiara? Kiedyś rozmawiałem z pewnym młodym człowiekiem, dość mocno zaangażowanym w poznawanie buddyzmu i zachwyconym tą religią. Do całego pomieszania w jego duchowości doszło jeszcze i to, że czytał chętnie Pismo Święte, ale stosował jego swoistą interpretację…
Ogólnie możemy to nazwać czystym „new age”, czyli pomieszaniem i wybieraniem z różnych religii tego, co akurat nam pasuje. Na swoją obronę ten młody człowiek przytoczył słowa św. Pawła do Tesaloniczan: Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie! (1 Tes. 5,22). Próbował twierdzić, że św. Paweł sam zachęca do badania różnych religii i wybierania z nich tego, co szlachetne.
Tymczasem św. Pawłowi chodzi o coś zupełnie innego. Wystarczy przeczytać choćby ten pierwszy list do Tesaloniczan. Apostoł nie widzi innej religii i innej wartości poza religią Chrystusową. Jeżeli wzywa do badania „wszystkiego”, to ma na myśli okoliczności życia i wybór takich życiowych wartości, które jeszcze bardziej zbliżą nas do Chrystusa. Chodzi zatem nie o szukanie kierunków dla swojego życia w innych religiach, ale o takie możliwości w naszym własnym życiu, które bardziej będą podobały się Bogu. Jednym słowem: każda religia, która nie głosi Chrystusa, jest fałszywa.
W życiu Bóg zsyła nam przeróżne znaki, które pomagają nam odczytać Jego wolę. Czasem jednak jakiś rzekomy znak nie pochodzi od Boga, ale jest szatańską pokusą. Problem polega na umiejętności badania właśnie: czy ten pomysł, to pragnienie, które obecnie odczuwam, rzeczywiście pochodzi od Boga? A może od moich życiowych kompleksów, bo chcę być bardziej widoczny? A może od samego diabła, który według słów św. Pawła często podaje się za Anioła Światłości. Podobnie i św. Jan w swoim Pierwszym Liście poucza nas: Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie (1 J 4,1). A zatem nie badajmy dla samego tzw. poszukiwania, ale właśnie dlatego, by się ustrzec przed zamętem i niepotrzebnymi dociekaniami.
Drodzy w Panu Jezusie, naprawdę nie mamy czego szukać w innych religiach. Jeżeli czytamy dokładnie Pismo Święte, to z łatwością dostrzeżemy, że jego sensem jest nasz Pan, Jezus Chrystus. Wszyscy inni tzw. panowie, zwłaszcza jeżeli odwodzą nas od Chrystusa, przychodzą od Złego i naszym obowiązkiem jest ich unikać.
W Ćwiczeniach duchownych św. Ignacego jest mowa o rozróżnianiu duchów. Możemy się z tej pięknej książki wiele nauczyć. Szukanie fascynacji w coraz to innej religii nie jest wcale wewnętrznym ubogacaniem, ale wewnętrznym zamętem. To tak jakby ktoś z ciekawości chciał np. próbować różnych leków na własnym organizmie. Pewnie niedługo by pożył…
Chociaż, jak pisze św. Jan, wielu antychrystów pojawiło się na świecie, to jednak nie musimy się ich obawiać. Jeśli będziemy wiernie trwali przy nauczaniu Kościoła Katolickiego, nic nam nie grozi. Bogu podoba się człowiek pokorny i stały, który raz poznawszy Chrystusa i Jego Kościół, trwa przy nim i nie eksperymentuje z własną wiarą i zbawieniem.
Nie zapominajmy o badaniu na co dzień własnego sumienia i wzrastaniu w modlitwie, a niepotrzebne dociekania zostawmy ludziom niestałym. I nie zapomnijmy za takich się pomodlić.
Za: “Przymierze z Maryją” nr 56/2011
ks. Adam Martyna/23.6.2020
https://www.pch24.pl/badajcie-duchy—,2246,i.html#ixzz6QAptxcOM
***********************************
Trzecie objawienie Matki Bożej we Fatimie. Wizja piekła
13 lipca 1917 r. krótko po naszym przybyciu do Cova da Iria do dębu skalnego, gdy odmówiliśmy różaniec z licznie zebranymi ludźmi, zobaczyliśmy znany już blask światła, a następnie Matkę Boską na dębie skalnym.
– „Czego sobie Pani ode mnie życzy?” – zapytałam.
– „Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać”.
– „Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje”.
– „Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc! W październiku powiem, kim jestem i czego chcę, i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.
Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Nasza Dobra Pani powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać. I w dalszym ciągu mówiła:
– „Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi”.
Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach.
Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle.
Przerażeni, podnieśliśmy oczy do Naszej Pani szukając u Niej pomocy, a Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:
– „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, wielu przed piekłem zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi. Ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa Xl rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, (ma na myśli nadzwyczajne światło północne, które widziano w nocy 25 stycznia 1938 r. w całej Europie, także w Polsce. Łucja uważała je wciąż za znak obiecany z nieba) wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie, będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.
Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła, dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć. Różne narody zginą. Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd. Tego nie mówcie nikomu; Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”.
Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:
– „Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?”
– „Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej”.
I jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu.
Siostra Łucja wspomina, że wizja piekła do tego stopnia przerażała siedmioletnią Hiacyntę, „że wszystkie kary i umartwienia wydawały się jej zbyt małe, aby uzyskać u Boga łaskę wybawienia niektórych dusz. Jak to się stało, że Hiacynta taka mała, mogła zrozumieć ducha umartwienia i pokuty i z takim zapałem mu się oddać. Wydaje mi się, że była to najpierw szczególna łaska, której Bóg za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi chciał udzielić, a potem widok piekła i nieszczęścia dusz, które się tam dostają. Niektórzy ludzie, nawet pobożni, nie chcą dzieciom mówić o piekle, żeby ich nie przerażać, ale Bóg nie zawahał się pokazać go trojgu dzieciom, z których jedno miało zaledwie 8 lat.. Hiacynta często siadała na ziemi lub na jakimś kamieniu i zadumana zaczynała mówić: «Piekło, piekło, jak mi żal tych dusz, które idą do piekła, i tych ludzi, którzy tam żywcem płoną, jak drzewo w ogniu.» Drżąc klękała z rękami złożonymi, aby powtarzać modlitwę, której Pani nasza nas nauczyła: 0 mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego Miłosierdzia. Obecnie Ekscelencja rozumie, dlaczego ostatnie słowa tej modlitwy odnoszą się do dusz, które znajdują się w największym lub najbliższym niebezpieczeństwie potępienia.”
Tuż przed swoją śmiercią przebywając w szpitalu w Lizbonie Hiacynta długie godziny spędzała na modlitwie, z jej pokoiku widać było wnętrze kościoła i tabernakulum. Adorowała Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Kilka razy odwiedziła ją Matka Boża. Po tych odwiedzinach zwierzała się siostrze Godinho przekazując jej to, co usłyszała od Matki Bożej.
Między innymi Maryja powiedziała jej, że „najwięcej ludzi trafia do piekła przez grzechy nieczystości”. Mówiła również: „Gdyby ludzie wiedzieli, czym jest wieczność, na pewno uczyniliby wszystko, by odmienić swoje życie. Pojawią się na świecie mody, które będą obrażać naszego Pana. Ludzie, którzy służą Bogu, nie mogą być niewolnikami mody. W Kościele nie ma miejsca na mody. Bóg jest zawsze ten sam.”
Według relacji s. Łucji Franciszek, w przeciwieństwie do swojej siostry Hiacynty, był mniej przejęty wizją piekła, „choć zrobiła na nim wielkie wrażenie. Całą swoją uwagę skupił na Bogu, który jest Trójcą Przenajświętszą w tym świetle ogromnym, które nas przenikało do głębi duszy. Potem powiedział: myśmy płonęli w tym świetle, które jest Bogiem, i nie spaliliśmy się. Jakim jest Bóg, tego nie można by powiedzieć. Tego właśnie nikt nie zdoła wypowiedzieć.”
***
„Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).
***********************
***
************************************************************************
ŻYWY RÓŻANIEC
Bogu niech będą dzięki!
Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk ks. Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.
Oby Matka Boża była coraz bardziej znana i umiłowana!
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
************************************************************************
Ikona Bogurodzicy Fatimskiej
Fatimska Pani jest darem Bożego Miłosierdzia
Fatima jest szczególnym znakiem Bożego miłosierdzia. Najświętsza Maryja Panna błaga i prosi wszystkich ludzi poprzez trójkę fatimskich dzieci, aby modlić się na różańcu, aby pokutować. Bo miłosierny Bóg nie chce śmierci grzesznika. Boży Syn dokonał odkupienia wszystkich ludzi. Ale konieczne jest tutaj nawrócenie. Żeby móc przyjąć Boży dar miłosiernego przebaczenia, ludzkie serce musi zdecydowanie porzucić drogę grzechu.
Wezwanie do nawrócenia jest echem słów Maryi z Kany Galilejskiej: „Zróbcie wszystko cokolwiek mój Syn wam powie”.
Najświętsza Matka, dobrze wie, jak bardzo potrzebujemy przebaczenia, które daje Jej Boży Syn. To dzięki przebaczeniu ludzkie serce wypełnia się pokojem, daje radość życia i odwagę, aby być nie tylko za siebie, ale również i za drugiego człowieka odpowiedzialnym.
Ojciec Święty Jan Paweł II w swojej encyklice o Bożym miłosierdziu przypomniał ludzkości, że Matka Boża wskazuje ludziom na tę Bożą miłość, którą Jej Syn nie przestaje objawiać. Ta miłosierna miłość stała się w sposób szczególny i wyjątkowy udziałem Jej Serca.
Modlitwy Anioła z Fatimy
Modlitwy podyktowane przez Anioła dzieciom w Fatimie w roku 1916, poprzedzającym objawienia Matki Bożej z roku 1917. Liturgiczne wspomnienie świętych Franciszka i Hiacynty Marto przypada 20 lutego. Trwa proces beatyfikacyjny s. Łucji dos Santos, trzeciej z wizjonerów fatimskich, zmarłej w 2005 roku.
Siostra Łucja: Zbliżywszy się do nas, powiedział:
– „Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju! Módlcie się ze mną”.
Uklęknął i pochylił głowę aż do ziemi. Porwani siłą nadprzyrodzoną robiliśmy to samo i powtarzaliśmy słowa wymawiane przez niego:
O Boże mój, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie,
ufam Tobie i miłuję Ciebie.
Proszę Cię o przebaczenie dla tych, którzy w Ciebie nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i Ciebie nie miłują.
Siostra Łucja: Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której spływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę:
Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty.
W najgłębszej pokorze cześć Ci oddaję i ofiaruję Tobie
Przenajdroższe Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecnego na ołtarzach całego świata
jako wynagrodzenie za zniewagi,
świętokradztwa i obojętność, którymi jest On obrażany.
Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca
i przez przyczynę Niepokalanego Serca Maryi,
proszę Cię o łaskę nawrócenia biednych grzeszników.
*****************
Bp Athanasius Schneider ułożył modlitwę do Matki Bożej o konsekrację Rosji
Portal „Life Site News” zainicjował Krucjatę różańcową – codzienną modlitwę za wstawiennictwem Matki Bożej Fatimskiej. Katolicy z całego świata mogą z pomocą internetu łączyć się razem na wspólnej modlitwie, którą prowadzi ks. Anthony Pillari, amerykański duchowny, który obecnie studiuje we Włoszech.
Jak podaje portal: w modlitwie codziennie uczestniczą katolicy m.in. z Ugandy, Włoch, Francji, Niemiec, Pakistanu, Australii, Wielkiej Brytanii, USA i wielu innych krajów. Modlący chcą „poprzez ten codzienny Różaniec i przyjęcia przesłania danego przez Dziewicę Maryję w Fatimie oraz życie nim” osiągnąć cel, jakim jest triumf Niepokalanego Serca Maryi.
Do inicjatywy dołączył biskup Athanasius Schneider, który dla tej ogólnoświatowej krucjaty różańcowej ułożył specjalną modlitwę:
O Niepokalane Serce Maryi, Ty jesteś świętą Matką Boga i naszą czułą Matką. Wejrzyj na cierpienie, w którym Kościół i cała ludzkość żyje z powodu rozprzestrzenienia się materializmu i prześladowania Kościoła. W Fatimie ostrzegałaś przed tymi błędami, gdy mówiłaś o błędach Rosji. Ty jesteś Pośredniczką wszelkich łask. Błagaj swojego Bożego Syna o udzielenie tej specjalnej łaski papieżowi: aby mógł poświęcić Rosję Twojemu Niepokalanemu Sercu, aby Rosja została nawrócona, światu udzielony został okres pokoju, a Twoje Niepokalane Serce zatriumfowało poprzez autentyczną odnowę Kościoła w blasku czystości katolickiej wiary, świętości kultu Bożego i świętości życia chrześcijańskiego. O Królowo Różańca i nasza słodka Matko, zwróć swe miłosierne oczy na nas i łaskawie usłysz tę naszą ufną modlitwę. Amen.
+ Athanasius Schneider, biskup pomocniczy archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie
źródło: LifeSiteNews.com
************************************************
Bóg ma plan dla każdego
rozmowa z bp. Adrianem Galbasem
Jeśli będąc księdzem, będziesz człowiekiem, to będzie to dobre i udane kapłaństwo. Ksiądz musi być przede wszystkim osobą, nie osobistością – podkreśla w rozmowie z KAI bp Adrian Galbas SAC. Biskup pomocniczy diecezji ełckiej wyjaśnia także, dlaczego ciągnie go do osób, które z Bogiem mają “pod górkę” i wyjaśnia, dlaczego lubi z nimi rozmawiać.
Renata Różańska (KAI): Powołanie… Nie da się tego ani zmierzyć, ani zważyć, nie da się tego też udokumentować żadnym zaświadczeniem. Żyjemy w czasach, kiedy nie jest łatwo usłyszeć głos w sobie. Szczególnie, że świat go skutecznie zagłusza. Czym według Księdza Biskupa jest powołanie? Jak można je określić?
Bp Adrian Galbas SAC: Przede wszystkim pamiętajmy, że pierwszym powołaniem, jakie wszyscy otrzymaliśmy (oczywiście poza powołaniem do życia) i które – mam nadzieję wszyscy realizujemy to powołanie do świętości. Św. Paweł mówi, że zostaliśmy powołani jeszcze przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed obliczem Boga. To jest powołanie, którego nie musimy rozeznawać. Jest nam wszystkim dane. Ale też bez niego wszystkie inne będą uszkodzone. Potem dopiero jest powołanie do konkretnego stanu: małżeństwa, kapłaństwa, zakonu i najtrudniejsze: do życia w pojedynkę.
Mamy jeszcze swoje powołania zawodowe. Mówimy, że ktoś jest lekarzem z powołania albo nauczycielem z powołania, albo przeciwnie, że minął się z powołaniem. To słowo „powołanie” sugeruje nam, że to jest coś spoza nas. Ktoś nas zawołał, ktoś nam coś zaproponował. Tym Kimś, dla nas wierzących, jest oczywiście Bóg. On jest dawcą życia, dawcą charyzmatów, dawcą talentów, Jemu zależy na naszym szczęściu. Wierzymy, że Bóg proponuje nam taką drogę, na której wie, że – realizując ją – będziemy najbardziej kochać. Czyli, pewnie mógłbym kochać jako mąż i ojciec, ale Bóg wie, że bardziej będę mógł kochać jako ksiądz.
Pani mogłaby pewnie kochać jako osoba zakonna, ale Pan Bóg wiedział, że bardziej będzie Pani kochać jako żona i matka. Właśnie to „bardziej” jest ważne. Jezus pyta: Piotrze, czy kochasz mnie bardziej, czy kochasz mnie więcej…
KAI: Co wtedy jeśli ktoś ma dwie opcje w rozeznawaniu powołania? Chciałby być lekarzem i powiedzmy księdzem? Jak wybrać właściwą drogę?
– Z powołaniem jest trochę jak z Coca-colą, która ma swoje słynne hasło reklamowe: „Coca-cola to jest to!”. I gdy tak samo możemy powiedzieć o swoim życiu, to znaczy, że dobrze rozeznaliśmy powołanie. Moje życie to jest to! Czasem, gdy ktoś pyta, a czemu zostałeś księdzem, albo lekarzem, nie potrafimy tego jakoś precyzyjnie wyrazić. Ale w sercu wiemy, że właśnie to jest to. Ważne są też nasze talenty, charyzmaty, umiejętności.
Ktoś, kto się boi krwi raczej nie będzie się nadawał do pracy jako śledczy w policji, albo jako chirurg. A ktoś, kto nie ma słuchu, nie będzie członkiem orkiestry symfonicznej. A wracając do konkretnej sytuacji, o którą Pani zapytała: lekarz, czy ksiądz? Takiej osobie radziłbym pójść na medycynę i trzymać kontakt z duszpasterzem, rozeznawać i troszczyć się o swoje powołanie do kapłaństwa, a potem, jako lekarz wstąpić do Seminarium. Wśród księży jest kilku lekarzy, choćby abp Hoser…
KAI: A jak Ksiądz Biskup odczytał swoje powołanie?
– Początkiem było bierzmowanie. Ono pokazało mi Pana Boga jako Kogoś, kto jest żywy. I właśnie po bierzmowaniu, które dziś rozpoznaję jako moment mojego nawrócenia, zaczęły pojawiać się pierwsze myśli o kapłaństwie. Przełomowym momentem była niby zwykła spowiedź, która jednak okazała się niezwykła. Pamiętam ją do dzisiaj. Kiedy po wyznaniu grzechów usłyszałem pytanie księdza: czy ty aby nie myślisz, by pójść do seminarium? To było zaskakujące, bo z nikim nie dzieliłem się takimi myślami wcześniej. Nikt o tym nie wiedział. I nagle zostało to przez tego spowiednika jakby wyciągnięte, nazwane. Pamiętam, że odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że owszem, myślę o tym. Wówczas kapłan powiedział: „to myśl nadal, a ja będę się za ciebie modlił”. I od tamtej chwili myślałem już tylko o tym, gdzie to powołanie mam zrealizować, a nie czy je mam zrealizować.
Kolejnym etapem i wielką pomocą było rozeznanie Kościoła, bo byłem jakoś tak nastwiony, że jeżeli naprawdę ma to być moje powołanie to Kościół mi to powie przez dopuszczenie do święceń. Muszę być tylko z Kościołem szczery i otwarty…W rozeznaniu Kościoła widziałem więc potwierdzenie woli Bożej.
KAI: Jak osoba św. Wincentego Pallottiego wpływała na kształtowanie tożsamości kapłańskiej Księdza Biskupa i posługę kapłańską i biskupią?
– Trafiłem do Pallotynów nie ze względu na Pallotiego, ale właśnie ze względu na Pallotynów. Najpierw poznałem konkretnych ludzi, a potem charyzmat i Założyciela. W życiu nie ma przypadków, więc i to nie był przypadek, że brat mojego kolegi z klasy był wtedy klerykiem Pallotynem i właśnie przez niego poznałem to zgromadzenie. Gdy składałem dokumenty na pytanie ówczesnego księdza prowincjała co chciałbym wiedzieć o pallotyńskiej wspólnocie, z całą szczerością zapytałem: co w ogóle Pallotyni robią, bo naprawdę nie wiedziałem. Ten się zaśmiał i mówi: wszystko. To myślę: zostanę. Jak wszystko, to coś się i dla mnie znajdzie.
A potem odkryłem Pallottiego, który jest fascynujący. On dwa wieki temu potrafił już docenić ludzi świeckich, zobaczyć ich i powiedzieć: świecki i ksiądz to jest ta sama godność. Różnimy się zadaniami i funkcjami, ale nie tym, kto jest godniejszy w Kościele. Dzisiaj jeszcze dla wielu brzmi to jak bajka, albo jak herezja, a Pallotti to mówił już wtedy. Piękne.
KAI: 26 lat temu przyjął Ksiądz Biskup w Ołtarzewie święcenia kapłańskie. Jak kształtowała się przez te lata wizja Księdza Biskupa dotycząca posługi kapłańskiej? Różni się ona z punktu widzenia „zwykłego” księdza a biskupa?
– W kapłaństwie zawsze ważne były dla mnie dwa wymiary: pierwszy to sakramenty. Nie wyobrażałem sobie nigdy, że mógłbym być księdzem, który nie sprawowałby sakramentów, albo robił to przy okazji.
Nie wiem po co są ci wszyscy księża dyrektorzy, którzy zasadniczo robią rzeczy, które nie wymagają święceń, a które kompetentniej robiliby ludzie świeccy. Mam nadzieję, że czas księży dyrektorów będzie się w Kościele w Polsce już kończył, także dlatego, że księży jest coraz mniej. Będzie to zdrowsze i dla tego „księdza dyrektora” i dla instytucji, którą kieruje.
A drugi ważny wymiar w moim kapłaństwie to ludzie, zwłaszcza świeccy. Czasem żartuję, że jestem antyklerykalny, bo źle się czuję bez ludzi świeckich. Podziwiam często wysiłek, jaki wkładają w pielęgnowanie swojej wiary. Tu życie rodzinne, tu praca zawodowa, a jeszcze tyle siły, determinacji, by się modlić, spowiadać, rozwijać się duchowo. Księża mogą się uczyć. Ale znam i lubię nie tylko tych z pierwszych ławek. Pan Bóg dał mi też poznać wiele osób, które mają z Nim „pod górkę”, którzy są albo wprost niewierzący, albo definiują się jako poszukujący. Czasem poobrażani na Boga. Ciągnie mnie do nich, bo są bardzo ciekawi i jeśli tylko nie mają w sobie jakiejś antyklerykalnej zadry, która utrudnia dialog, to spotkania z nimi są super. Bardzo pomagają, bo pokazują inne punkty widzenia…
KAI: Gdybyśmy uznali, że jest jakiś przepis na bycie dobrym księdzem dzisiaj, to jakie byłyby jego najważniejsze punkty?
– Bardzo ważne jest człowieczeństwo, czyli żeby ksiądz był przede wszystkim człowiekiem. To, czy ten człowiek będzie inteligentny, przebojowy, bogaty, wykształcony to jest drugorzędne. Najważniejsze, żeby był człowiekiem. Zawsze przecież z wdzięcznością wspominamy ludzi, którzy potraktowali nas, jak człowieka. Ale, niestety i takich, którzy swoim pokomplikowanym człowieczeństwem nas poranili. Gdy to zrobił ksiądz, sprawa jest dodatkowo bolesna i niezapominalna.
Jeśli tutaj w kurii, a wcześniej będąc prowincjałem słyszę pochwały na temat księży, albo krytykę księży, to ona nie dotyczy przede wszystkim tego, że ksiądz mówił piękne lub niezgrabne kazania, że krótko albo długo spowiadał, że wybudował albo nie wybudował… tylko, że jest wspaniałym człowiekiem, albo że jest nieludzki.
Kiedy czytamy opis powołania Apostołów, to tam Ewangeliści wymieniają po kolei ich imiona, bo imię jest skrótem osoby. Chcą pokazać, że każdy z tych Apostołów jest niepowtarzalny, tzn. że Filip jest inny niż Andrzej, a Andrzej jest inny niż jego brat Piotr itd. Jezus wybiera ludzi. Jeśli będąc księdzem, będziesz człowiekiem, to będzie to dobre i udane kapłaństwo. Ksiądz musi być przede wszystkim osobą, nie osobistością…
KAI: Czas wakacji to czas rozeznania powołania. Jednak wielu młodych boi się porzucić dotychczasowe życie, dające pewne perspektywy na własny rozwój dla pójścia za Chrystusem. Jakich rad, czy wskazówek udzieliłby Ksiądz Biskup młodym osobom?
– Po pierwsze, że ten lęk nie jest niczym dziwnym i on jest elementem wyboru drogi życiowej. Tak samo związana z nim walka. Bez tego się nie da. Po drugie, trzeba pamiętać, że właściwe odkrycie swojego powołania, to jeden z najważniejszych elementów szczęścia. Człowiek, szczęśliwy, to nie przede wszystkim ten, który ma wielkie pieniądze, ani ten, który zwiedził cały świat, albo ma tytuły przed nazwiskiem dłuższe niż samo nazwisko. Oczywiście to też wpływa na szczęście. Ale człowiek szczęśliwy to przede wszystkim ten, który żyje zgodnie ze swoim powołaniem, które wpierw właściwie rozeznał. Czyli, czy to jest to!
I po trzecie: między podjęciem decyzji o wstąpieniu na drogę kapłańską, a przyjęciem święceń, nie ma sześciu dni, ani sześciu miesięcy. Jest sześć lat, a pewnie niebawem będzie jeszcze więcej. I jeśli człowiek jest uczciwy ze sobą i z Kościołem, to ma wystarczająco dużo czas, żeby zobaczyć, czy to jest powołanie czy przywidzenie. Jeśli przywidzenie, to odejdzie, ale jeśli było powołanie, a nie przywidzenie, a on nie pójdzie, to potem nieraz będzie tego w życiu żałował…
KAI: Jak młodzi ludzie mogą dobrze odkryć powołanie w dzisiejszych czasach?
– Trzeba dbać o swoje życie duchowe; o sakramenty, o codzienną pobożność, która pomaga usłyszeć to, co Pan Bóg chce nam powiedzieć. Trzeba czyścić swoje ucho wewnętrzne. Ono jest dziś zasypywane światową woskowiną i jeśli nie ma duchowej higieny, to głos Pana Boga się po prostu nie przebije. Dobrze też mieć jakiegoś powiernika, z którym można szczerze, otwarcie i odważnie pogadać. Źle jak sami sobie odpowiadamy na swoje pytania.
KAI: Młodzież dzisiaj różni się od tej sprzed kilku, czy kilkunastu lat. Czy w związku z tym seminaria powinny zmienić swój program studiów, by iść z „duchem czasu”, aby lepiej przygotować księży i osoby duchowne na spotkanie ze współczesnym człowiekiem?
– Nie wiem czy otwartość na ludzi jest wyuczalna. Sposób kształcenia przyszłych księży jest na bieżąco analizowany i modyfikowany. Najważniejsze w formacji seminaryjnej jest dzisiaj indywidualne podejście do każdego kleryka. Dziś już nie jest tak, że młodzi ludzie przychodzą do Seminarium z bardzo wierzących rodzin. Są na szczęście też i tacy, ale wielu przychodzi z rodzin rozbitych, niewierzących… Do nich wiara przyszła nie w rodzinie, lecz bardziej przez udział we wspólnotach, pielgrzymkach. Przez jakieś radykalne i nagłe nawrócenie.
Świat seminarzystów jest dziś dużo bardziej skomplikowany niż kiedyś i dlatego potrzebne jest bardziej indywidualne i bezpośrednie rozeznanie i towarzyszenie. Piękny przykład daje sam Chrystus, który towarzyszy dwóm uczniom idącym do Emaus, albo rozmawia z jedną kobietą przy studni. Ma bardzo indywidualne podejście do człowieka. Chciało mu się tracić czas i siły na te pojedyncze spotkania. To wciąż jest w Kościele niedoceniane. Nie tylko w formacji seminaryjnej, ale i w pracy duszpasterskiej. Lubimy tłumy….
KAI: Dziękuję za rozmowę
rozmawiała Renata Różańska/Tygodnik NIEDZIELA – 21.07.2020 /Ełk (KAI)Wakacyjne rekolekcje online z bp. Adrianem Galbasem
*****
Wakacyjne rekolekcje online z bp. Adrianem Galbasem
fot. biskupgalbas.p
Wakacje to nie tylko czas fizycznego odpoczynku, ale też duchowej regeneracji – przypomina bp Adrian Galbas SAC, który razem z Pallotyńskim Radiem Pallotti.FM, Sekretariatem ds. Apostolstwa Prowincji Chrystusa Króla i Fundacją Misyjną Salvatti.pl, przygotował cykl filmów zapewniających „duchową regenerację” na letnie dni. Odcinek premierowy będzie można obejrzeć już w najbliższy poniedziałek 27 lipca na YouTubie Pallotti TV.
– „A Wy – za kogo mnie uważacie?” – to nawiązanie do pytania Jezusa, które postawił swoim uczniom. Przez najbliższe siedem odcinków będziemy próbowali nie tylko zadać sobie pytania, ale znaleźć na nie właściwą odpowiedź. Szukanie Pana Boga rozpoczyna się od uświadomienia sobie potrzeby Jego obecności w naszym życiu. Ten pierwszy etap otwiera nam Drogi, pozwala w wolności decydować o własnym życiu – czy rozpoznajemy głos Boga i za nim pójdziemy? – zachęcają organizatorzy.
Filmy powstały nad mazurskimi jeziorami, by zapewnić wakacyjny klimat cyklu. Jak podkreślają twórcy, to właśnie w chwili zatrzymania i odpoczynku najłatwiej znaleźć chwilę na zadanie sobie najważniejszych pytań oraz budowanie relacji z Bogiem.
– Bardzo wymownym będzie tu szum wiatru, „Strefa Ciszy”, wypłynięcie na głębokie wody – podejmujemy trud poznania własnej tożsamości. Zapraszamy Cię – niezależnie od płci, wieku, miejsca zamieszkania czy wykształcenia – do wspólnej wędrówki w nieznane. Ta niewiadoma to nasza droga – dla każdego inna, indywidualna, osobista – ale prowadzi do wspólnego celu: świętości – dodają.
Pierwszy odcinek pt. „Świadomość” będzie można zobaczyć 27 lipca, kolejny „Droga” – 3 sierpnia, następny „Wolność” – 10 sierpnia, odcinek „Decyzja” 17 sierpnia, „Pewność” 24 sierpnia”, „Kryzys” 31 sierpnia i ostatni odcinek „Wspólnota” 7 września.
Emisja odcinków będzie dostępna na Facebooku Pallotti.FM, na stronie www.pallotti.fm oraz YouTubie Telewizji Pallotti TV.
Katolicka Agencja Informacyjna
********************************************
wtorek 21 lipca
wspomnienie św. Wawrzyńca z Brindisi doktora Kościoła
tekst audiencji z 2011 r., papieża Benedykta XVI
Drodzy bracia i siostry,
Wspominam jeszcze z radością uroczyste przyjęcie, jakie zgotowano mi w 2008 r. w Brindisi – w mieście, w którym w 1559 r. urodził się wybitny doktor Kościoła, św. Wawrzyniec z Brindisi. Jest to imię, jakie przyjął Giulio Cesare Rossi, wstępując do zakonu kapucynów. Od dziecka pociągała go rodzina zakonna św. Franciszka z Asyżu. Gdy bowiem miał siedem lat, zmarł jego ojciec i matka powierzyła go opiece miejscowych braci konwentualnych. Ale w kilka lat później przeniósł się wraz z matką do Wenecji i właśnie w Veneto poznał kapucynów, którzy w owym czasie włączyli się wielkodusznie w służbę całego Kościoła, aby umacniać wielką reformę duchową, wprowadzaną przez Sobór Trydencki. W 1575 r. Wawrzyniec, złożywszy śluby zakonne, został bratem kapucynem, a w 1582 r. przyjął święcenia kapłańskie. Już podczas studiów kościelnych wykazał wybitne zdolności intelektualne, którymi był obdarzony. Łatwo opanował języki starożytne, jak greka, hebrajski i syriacki oraz współczesne: francuski i niemiecki, które dołączył do znajomości włoskiego i łaciny, jakimi w owym czasie posługiwali się płynnie ludzie Kościoła i kultury.
Dzięki poznaniu tak wielu języków Wawrzyniec mógł prowadzić intensywne duszpasterstwo wśród ludzi różnych kategorii. Będąc skutecznym kaznodzieją poznał tak dogłębnie nie tylko Biblię, ale również literaturę rabinistyczną, że sami rabini zdumiewali się i podziwiali go, okazując mu szacunek i uznanie. Jako teolog, zanurzony w Piśmie Świętym i Ojcach Kościoła, potrafił przedstawiać wzorcowo naukę katolicką także tym chrześcijanom, którzy – zwłaszcza w Niemczech – przyłączyli się do reformacji. W jasny i spokojny sposób ukazał biblijne i patrystyczne podstawy artykułów wiary, podważanych przez Marcina Lutra. Były wśród nich takie zagadnienia jak prymat św. Piotra i jego następców, boskie pochodzenie urzędu biskupiego, usprawiedliwienie jako wewnętrzna przemiana człowieka, konieczność dobrych uczynków do zbawienia. Powodzenie, jakim cieszył się Wawrzyniec, pomaga nam zrozumieć, że również dzisiaj, posuwając naprzód z wielką nadzieją dialog ekumeniczny, zetknięcie się z Pismem Świętym, czytanym w duchu Tradycji Kościoła, stanowi element niepodważalny i o podstawowym znaczeniu, jak pragnąłem o tym przypomnieć w adhortacji apostolskiej „Verbum Domini” (n. 46).
Nawet najzwyklejsi wierni, nie mający wielkiej kultury, korzystali z przekonywających słów Wawrzyńca, który zwracał się do prostych ludzi, aby nawoływać wszystkich do zgodności własnego życia z wyznawaną wiarą. Było to wielką zasługą kapucynów i innych zakonów, że w XVI i XVII wieku przyczyniły się do odnowy życia chrześcijańskiego, przenikając w głąb społeczeństwa swym świadectwem życia i nauczaniem. Również dzisiaj nowa ewangelizacja potrzebuje dobrze przygotowanych, gorliwych i odważnych apostołów, aby światło i piękno Ewangelii przeważyły nad kulturowymi horyzontami relatywizmu etycznego i obojętności religijnej oraz aby przemieniły różne sposoby myślenia i działania w prawdziwy humanizm chrześcijański. Zaskakujące jest to, że święty Wawrzyniec z Brindisi mógł prowadzić nieprzerwanie tę działalność cenionego i niezmordowanego kaznodziei w wielu miastach Włoch i w różnych krajach, mimo piastowania innych poważnych i wysoce odpowiedzialnych urzędów. W zakonie kapucynów był mianowicie profesorem teologii, mistrzem nowicjatu, wielokrotnie ministrem prowincjalnym (prowincjałem) i definitorem generalnym i wreszcie ministrem (przełożonym) generalnym w latach 1602-05.
Pośród tak wielu prac Wawrzyniec prowadził wyjątkowo gorliwe życie duchowe, poświęcając wiele czasu modlitwie i w sposób szczególny sprawowaniu Mszy świętej, która trwała często kilka godzin; był wówczas przejęty i poruszony, rozpamiętując Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Pana. W szkole świętych każdy prezbiter, jak to często podkreślano w czasie niedawnego Roku Kapłańskiego, może uniknąć niebezpieczeństwa aktywizmu, to znaczy działania, któremu towarzyszy zapominanie o głębokich motywacjach posługi, tylko wówczas, gdy będzie dbał o własne życie wewnętrzne. Przemawiając do kapłanów i seminarzystów w katedrze w Brindisi – rodzinnym mieście św. Wawrzyńca – przypomniałem, że „chwila modlitwy jest najważniejsza w życiu kapłana, tym, w którym z największą skutecznością działa łaska Boża, czyniąc płodnym jego posługę. Modlitwa jest pierwszą posługą, jaką ma pełnić wobec wspólnoty. Dlatego też chwile modlitwy winny mieć w naszym życiu prawdziwy priorytet (…). Jeśli nie pozostajemy w nieprzerwanej wspólnocie z Bogiem, nie możemy też nic dać innym. Dlatego Bóg jest pierwszym priorytetem. Musimy zawsze mieć czas niezbędny, aby pozostawać w modlitewnej wspólnocie z naszym Panem”. Poza tym z niezrównanym zapałem w swoim stylu Wawrzyniec zachęca wszystkich, nie tylko kapłanów, do prowadzenia życia w modlitwie, gdyż za jej pośrednictwem mówimy do Boga, a Bóg mówi do nas. „Oh, gdybyśmy mieli świadomość tej rzeczywistości! – woła. – Tego, że Bóg jest naprawdę obecny pośród nas, gdy rozmawiamy, modląc się; tego, że naprawdę słucha naszej modlitwy, nawet jeśli modlimy tylko sercem i umysłem. I że nie tylko jest obecny i nas wysłuchuje, ale co więcej, że może i pragnie przychylić się chętnie i z największą przyjemnością do naszych próśb”.
Innym rysem, charakteryzującym dzieło tego syna św. Franciszka, jest jego działalność na rzecz pokoju. Zarówno papieże, jak i książęta katoliccy powierzali mu ciągle ważne misje dyplomatyczne w celu rozstrzygnięcia kontrowersji i przyczynienia się do zgody między państwami europejskimi, zagrożonymi w owym czasie przez imperium osmańskie. Autorytet moralny, jakim się cieszył, sprawiał, że był poszukiwanym i słuchanym doradcą. Dzisiaj, podobnie jak w czasach św. Wawrzyńca, świat ogromnie potrzebuje pokoju, potrzebuje mężczyzn i kobiet pokojowych i budujących pokój. Wszyscy, którzy wierzą w Boga, winni być zawsze źródłem i twórcami pokoju. To właśnie z okazji jednej z takich misji dyplomatycznych Wawrzyniec zakończył swe ziemskie życie w 1619 roku w Lizbonie, dokąd udał się na dwór króla Hiszpanii Filipa III, aby wstawić się za poddanymi z Neapolu, gnębionymi przez miejscowe władze.
Został ogłoszony świętym w 1889 r., a ze względu na swą żywą i intensywną działalność, swą rozległą i harmonijną wiedzę zasłużył na tytuł Doctor apostolicus – Doktor apostolski, który nadał mu bł. Papież Jan XXIII w 1959 r., z okazji 400. rocznicy jego urodzin. Taki wyraz uznania przyznano Wawrzyńcowi z Brndisi również dlatego, że był on autorem licznych dzieł z zakresu egzegezy biblijnej, teologicznych i pism o przeznaczeniu kaznodziejskim. Proponuje w nich organiczną prezentację dziejów zbawienia, skupioną na tajemnicy Wcielenia – największego przejawu miłości Bożej do ludzi. Ponadto, będąc mariologiem dużego formatu, autorem zbioru kazań o Matce Bożej, zatytułowanego „Mariale”, podkreślił wyjątkową rolę Maryi Panny, o której jasno stwierdza, że jest Niepokalanie Poczęta i że współpracowała w dziele odkupienia, dokonanego przez Chrystusa.
Mając subtelną wrażliwość teologiczną, Wawrzyniec z Brindisi podkreślał także działanie Ducha Świętego w istnieniu człowieka wierzącego. Przypomina nam, że przez swoje dary Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej rozświetla i pomaga nam angażować się w radosne przeżywanie Ewangelii. „Duch Święty czyni słodkim jarzmo prawa Bożego i lekkim jego ciężar, abyśmy zachowywali przykazania Boże z największą łatwością, a nawet z przyjemnością” – pisze św. Wawrzyniec z Brindisi.
Chciałbym uzupełnić tę krótką prezentację życia i nauczania św. Wawrzyńca z Brindisi podkreśleniem, że cała jego działalność czerpała natchnienie z wielkiego umiłowania Pisma Świętego, którego wielkie fragmenty znał na pamięć, oraz z przekonania, że słuchanie i przyjmowanie Słowa Bożego tworzy przemianę wewnętrzną, która prowadzi nas do świętości. „Słowo Pańskie jest światłem dla umysłu i ogniem dla woli, aby człowiek mógł poznać i pokochać Boga – stwierdza. – Dla człowieka wewnętrznego, który dzięki łasce żyje z Ducha Świętego, jest chlebem i wodą, ale chlebem słodszym od miodu i wodą lepszą od wina i mleka (…) Jest młotem na serce mocno zatwardziałe w grzechach. Jest szpadą przeciw ciału, światu i szatanowi, aby zniszczyć wszelki grzech”. Święty Wawrzyniec z Brindisi uczy nas miłowania Pisma Świętego, wzrastania w zażyłości z nim, do codziennego utrzymywania więzów przyjaźni z Panem w modlitwie, aby każdy nasz czyn, każda działalność miały w Nim swój początek i swe wypełnienie. Jest to źródło, z którego należy czerpać, aby nasze świadectwo chrześcijańskie jaśniało i było w stanie prowadzić ludzi naszych czasów do Boga.
***
Msza św.
Antyfona na wejście
Oto mi Bóg dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Będę Ci chętnie składać ofiarę i sławić Twe dobre imię. (Ps 54, 6.8)
Kolekta
Wszechmogący Boże, okaż miłosierdzie swoim
wiernym i pomnażaj w nich dary swojej łaski,
aby pełni wiary, nadziei i miłości
zawsze wiernie zachowywali Twoje przykazania.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Micheasza – Mi 7,14-15.18-20
Paś lud Twój laską Twoją, trzodę dziedzictwa Twego, co mieszka samotnie w lesie, pośród ogrodów. Niech wypasają Baszan i Gilead, jak za dawnych czasów. Jak za dni swego wyjścia z ziemi egipskiej, ukaż nam dziwy.
Któż, Boże, podobny Tobie, który oddalasz nieprawość, odpuszczasz występek Reszcie dziedzictwa Twego? Nie żywi On gniewu na zawsze, bo upodobał sobie miłosierdzie. Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy.
Okażesz wierność Jakubowi, Abrahamowi łaskawość, co poprzysiągłeś przodkom naszym od najdawniejszych czasów.
Oto słowo Boże.
Psalm 85
R/ Okaż nam, Panie, miłosierdzie Twoje.
Łaskawym się okazałeś, Panie, dla Twej ziemi,
odmieniłeś los Jakuba,
odpuściłeś winę Twojemu ludowi
i zakryłeś wszystkie jego grzechy. R/
Odnów nas, Boże, nasz Zbawco,
poniechaj Twego oburzenia na nas.
Czyż będziesz się gniewał na nas na wieki,
czy gniew Twój rozciągniesz na wszystkie pokolenia? R/
Czyż to nie Ty przywrócisz nam życie,
a lud Twój w Tobie będzie się weselił?
Okaż nam, Panie, łaskę swoją
i daj nam swoje zbawienie. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 12,46-50
Gdy Jezus przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: „Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą”. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?” I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Boże, Ty jedyną, doskonałą Ofiarą
zastąpiłeś rozmaite ofiary Starego Prawa,
przyjmij Ofiarę oddanych Ci sług i uświęć ją tak,
jak pobłogosławiłeś dary Abla;
niech to, co każdy złożył na chwałę Twojego majestatu, posłuży wszystkim do zbawienia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto usłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. (Ap 3,20)
Modlitwa po Komunii
Boże nasz Ojcze, przybądź z pomocą swojemu ludowi, który nakarmiłeś Najświętszym Sakramentem, spraw, aby porzucił dawne nałogi i prowadził nowe życie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
****************************
poniedziałek 20 lipca
Msza św. o godz. 19.00
wspomnienie bł. Czesława, kapłana
**
Czesław urodził się około roku 1180 w Kamieniu Opolskim. Miał być krewnym św. Jacka. Wydaje się raczej mało prawdopodobne – co przekazują legendy – że studiował w Pradze, Paryżu i Bolonii i że miał studia uwieńczyć podwójnym doktoratem z teologii i prawa kanonicznego. Wiemy tylko, że należał obok św. Jacka Odrowąża i Hermana Niemca do księży z otoczenia biskupa krakowskiego, Iwona Odrowąża. Miał zajmować stanowisko kustosza kolegiaty sandomierskiej. Gdyby tak było, wskazywałoby to na rycerskie (szlacheckie) pochodzenie Czesława, gdyż wówczas tylko takich przyjmowano do kapituły. Jako kapłan diecezjalny w 1220 lub 1221 r. wstąpił do dominikanów. Habit otrzymał z rąk samego św. Dominika. W 1222 roku przybył z innymi współbraćmi, w tym ze św. Jackiem Odrowążem, do Krakowa. Tam przyjął ich uroczyście Iwo Odrowąż w otoczeniu kleru i ludu. Pierwsi dominikanie zamieszkali w Krakowie, oddając się pracy kaznodziejskiej i duszpasterskiej. W roku 1225 biskup Pragi zaprosił dominikanów do stolicy Czech. Wysłano tam Czesława z kilkoma ojcami. Czesław stał się więc założycielem rodziny dominikańskiej na ziemi czeskiej. Po założeniu klasztoru w Pradze (1225) udał się do Wrocławia. Tamtejszy biskup, Wawrzyniec, powitał go niemniej ciepło, jak to w Krakowie uczynił Iwo. Dominikanie otrzymali parafialny kościół św. Wojciecha. Zachował się do dzisiaj dokument przekazania świątyni z 1 maja 1226 r. Tam Czesław pozostał jako przeor do roku 1231, kiedy to został przez kapitułę wybrany na prowincjała (1233-1236). Jako prowincjał brał udział w kapitule generalnej w Bolonii i w kanonizacji św. Dominika w Rzymie (1234). Po złożeniu urzędu pozostał nadal przeorem w klasztorze wrocławskim, aż do swojej śmierci (ok. 1242). Jan Długosz przytacza barwną legendę, jak Czesław swoją modlitwą uratował Wrocław od najazdu Tatarów i całkowitego zniszczenia w roku 1241. Kiedy miasto zostało zajęte przez najeźdźców, część wrocławian postanowiła bronić się poza murami obronnego grodu. Czesław był duszą całej obrony, podobnie jak bł. Sadok w Sandomierzu, a później ks. Augustyn Kordecki podczas oblężenia Jasnej Góry. Podanie głosi, że Czesław modlił się o ocalenie miasta wychodząc często na jego wały i zachęcając dzielnych obrońców do oporu. Gdy Wrocław wyszedł obronną ręką z tej wojennej zawieruchy, mieszkańcy przypisywali uratowanie miasta modlitwom i wstawiennictwu Czesława, którego wiara złamała siły nieprzyjacielskie. Należy to uważać raczej za legendę, gdyż Wrocław został poważnie spalony właśnie w 1241 r. przez Tatarów. W innych zaś latach Mongołowie tak daleko już nie podeszli. Według tradycji wrocławskiej Czesław miał umrzeć 15 lipca 1242 r. Datę tę przyjmuje tradycja dominikańska. Zaraz po śmierci odbierał cześć jako święty. Nad jego grobem w kościele dominikanów we Wrocławiu wystawiono niebawem ołtarz. Cześć od dawna mu oddawaną zatwierdził papież Klemens XI 18 października 1713 roku. Ciało bł. Czesława spoczywa w dominikańskim kościele św. Wojciecha w osobnej kaplicy. Kiedy w czasie zdobywania Wrocławia w roku 1945 cały kościół legł w gruzach, zachowała się jedynie kaplica z relikwiami bł. Czesława. Jest on patronem Wrocławia. W ikonografii przedstawiany z kulą ognistą lub ze słupem ognia nad głową, który według tradycji ukazał się podczas oblężenia Wrocławia przez Tatarów. To niecodzienne zjawisko spowodowało ich odwrót. Atrybutami Błogosławionego są: krzyż misyjny, kielich, otwarta księga Ewangelii, laska pielgrzyma, lilia, monstrancja, puszka z komunikantami, różaniec. |
**
Historyczne postaci Dolnego Śląska
Bł. Czesław Odrowąż
Był jednym z pierwszych dominikanów, który przyjął habit z rąk samego św. Dominika. Jaki był i wciąż jest związek bł. Czesława z Wrocławiem?
Bł. Czesław Odrowąż urodził się w Kamieniu Opolskim. Ok. 1218 r. wstąpił do zakonu dominikańskiego. Wracając do Polski, do Krakowa, założył klasztor Ojców Dominikanów w Pradze. W 1225 r. przybył do stolicy Dolnego Śląska. Już wtedy dał się poznać we Wrocławiu jako wybitny kaznodzieja. Rok później ówczesny biskup wrocławski Wawrzyniec przekazał dominikanom kościół pw. św. Wojciecha, a rektorem świątyni, założycielem pierwszym przeorem wspólnoty zakonnej został właśnie bł. Czesław. To pierwszy moment, w którym zarysowały się związki Błogosławionego z miastem.
Najazd Mongołów w 1241 r.
– Błogosławionego łączy z Wrocławiem również historyczne wydarzenie oblężenia miasta przez Mongołów. Dominikanin, jak wynika z przekazów, modlił się na murach miasta i wyprosił to, że Mongołowie wycofali się spod miasta. Legenda opowiada o tym, że nad Wrocławiem w czasie modlitwy bł. Czesława unosiły się ogniste kule czy słupy ognia, które odstraszyły najeźdźców – przypomina o. Norbert Oczkowski, promotor kultu bł. Czesława. Najeźdźcy wydawali się nie do zatrzymania, ludność modliła się więc tylko o cud. Ten wydarzył się właśnie dzięki modlitwie Czesława, a dowód na to znajdujemy w kronice Jana Długosza. W tradycji zakonnej podkreśla się ofiarniczy charakter tego wydarzenia: Bóg uratował miasto, przyjmując w zamian życie Czesława, który zmarł w 1242 r.
Kult Błogosławionego
Doczesne szczątki bł. Czesława Odrowąża pochowano w kościele pw. św. Wojciecha, a niecałe sto lat po jego śmierci przeniesiono ciało do osobnej kaplicy. 18 października 1713 r. papież Klemens XI ogłosił Czesława błogosławionym, a w połowie XVIII wieku zezwolił na kult Błogosławionego w całej Polsce. Po uroczystościach beatyfikacyjnych we wrocławskim kościele Ojców Dominikanów rozpoczęła się budowa kaplicy pod wezwaniem bł. Czesława. Do dziś zatrzymują się w niej na chwilę modlitwy liczni wierni. Kult bł. Dominikanina od czasów reformacji zdecydowanie się osłabiał, jednak po drugiej wojnie światowej ponownie obserwujemy jego powrót. Szczególnie mocno widać to przez ostatnie pół wieku, od kiedy bł. Czesław czczony jest jako patron miasta Wrocławia (dzięki decyzji papieża Pawła VI). Wciąż trwa proces kanonizacyjny bł. Czesława Odrowąża.
Patron coraz bliżej mieszkańców
Do rozpropagowania kultu bł. Czesława wśród współczesnych mieszkańców Wrocławia, a także studentów i turystów przyczyniło się z pewnością odtworzenie oblicza Patrona, którego podjęli się antropolodzy z Uniwersytetu Wrocławskiego. Zadanie było możliwe dzięki doskonale zachowanej czaszce Błogosławionego. Relikwiarz, w którym była przechowywana, nie był otwierany od 1715 r. Zrobiono to w roku 2006, a ponownie zamknięto 5 lat później, po zakończeniu licznych badań. Kolejnym dowodem na rozwój kultu jest umieszczenie w czerwcu br. popiersia bł. Czesława we wrocławskim Ratuszu. Dodatkowo od stycznia br., z okazji trwającego roku jubileuszowego, ruszyła peregrynacja obrazu z wizerunkiem Błogosławionego. Mogą wziąć w niej udział rodziny mieszkające we Wrocławiu i w ten szczególny sposób oddać cześć i wypraszać dla siebie potrzebne łaski.
Marta Wilczyńska/Tygodnik NIEDZIELA
* * *
Modlitwa o wstawiennictwo bł. Czesława
O dobry, błogosławiony Czesławie,
Orędowniku i Obrońco nasz w ciężkich chwilach,
jak kiedyś na ziemi, tak i teraz z nieba,
opiekujesz się szczególnie tymi,
którzy się do ciebie uciekają
w potrzebach duszy i ciała.
Gorąco błagam Cię,
racz przyjść mi z ratunkiem
i uproś u Boga tę oto łaskę…
(wymień o co prosisz).
Nie pozwól, bym się poddawał utrapieniu,
niech za Twym wzorem,
nawet w największych uciskach nie tracę ducha,
niech zachowam spokój
i zdam się na wolę Bożą –
o dobry, błogosławiony Czesławie,
ufam mocno, że uzyskam pomoc Twoją
i będziesz zawsze moim opiekunem. Amen.
Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
***
Msza św.
Antyfona na wejście
Głoście chwałę Boga wśród wszystkich narodów, rozgłaszajcie Jego cuda pośród wszystkich ludów, bo Pan jest wielki, godzien wszelkiej chwały. (Ps 96,3-4)
Kolekta
Boże, nieskończenie miłosierny,
Ty powierzyłeś błogosławionemu Czesławowi
głoszenie niezmierzonych bogactw Chrystusa,
spraw za jego wstawiennictwem,
abyśmy coraz lepiej Ciebie poznawali
i, żyjąc w Twojej obecności według Ewangelii, przynosili owoce dobrych uczynków.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Micheasza – Mi 6,1-4.6-8
Słuchajcie tego, co Pan powiedział: „Stań, prowadź spór wobec gór, niech słuchają pagórki twego głosu! Słuchajcie, góry, sporu Pana, nakłońcie uszu, posady ziemi! Oto Pan ma spór ze swym ludem i oskarżać będzie Izraela.
Ludu mój, cóżem ci uczynił? W czym ci się uprzykrzyłem? Odpowiedz Mi! Otom cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli wybawiłem ciebie i posłałem przed obliczem twoim Mojżesza, Aarona i Miriam”.
Z czym stanę przed Panem i pokłonię się Bogu wysokiemu? Czy stanę przed Nim z ofiarą całopalną, z cielętami rocznymi? Czy Pan się zadowoli tysiącami baranów, dziesiątkami tysięcy potoków oliwy? Czy trzeba, bym wydał pierworodnego mego za mój występek, owoc łona mego, za grzech mojej duszy?
Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czego żąda Pan od ciebie: pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim.
Oto słowo Boże.
Psalm 50
R/ Boże zbawienie ujrzą sprawiedliwi.
„Zgromadźcie Mi moich umiłowanych,
którzy przez ofiarę zawarli ze Mną przymierze”.
Niebiosa zwiastują Jego sprawiedliwość,
albowiem sam Bóg jest sędzią. R/
„Nie oskarżam cię za twe ofiary,
bo twe całopalenia zawsze są przede Mną.
Nie przyjmę z twego domu cielca
ani kozłów ze stad twoich. R/
Czemu wymieniasz moje przykazania
i na ustach masz moje przymierze?
Ty, co nienawidzisz karności,
a słowa moje odrzuciłeś za siebie? R/
Ty tak postępujesz, a Ja mam milczeć?
Czy myślisz, że jestem do ciebie podobny?
Kto składa ofiarę dziękczynną, ten cześć Mi oddaje,
a tym, którzy postępują uczciwie, ukażę Boże
zbawienie”. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych, lecz słuchajcie głosu Pańskiego. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 12,38-42
Niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszów rzekli do Jezusa: „Nauczycielu, chcielibyśmy jakiś znak widzieć od Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi.
Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni wskutek nawoływania Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz. Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw temu plemieniu i potępi je; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Obchodząc wspomnienie błogosławionego Czesława, prosimy Cię, Boże, pobłogosław złożone dary i przemień je w Sakrament zbawienia,
niech wszyscy, którzy go przyjmą,
zostaną zachowani od grzechu i umocnieni Twoją łaską.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Pan wysłał uczniów, aby wszędzie głosili: Przybliżyło się do was Królestwo Boże. (ŁK 10,1.9)
Modlitwa po Komunii
Panie, nasz Boże, odnów nasze życie
przez Najświętszy Sakrament, który przyjęliśmy z radością obchodząc wspomnienie
błogosławionego Czesława, i spraw,
abyśmy go naśladowali w apostolskiej gorliwości.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
******
20 lipca: Dzień niekanonizowanego świętego Nie był nawet ochrzczony
W kalendarzu liturgicznym wymienieni są święci, którzy nigdy nie zostali oficjalnie kanonizowani. Dzisiejszy patron dnia nie był nawet ochrzczony. To św. Eliasz, prorok ze Starego Testamentu.
Eliasz pokonał proroków Baala, ścigając na ziemię ogień, który pochłonął ofiarę, podczas gdy modły pogańskich proroków okazały się bezowocne. Ten spektakularny sukces nie był zwieńczeniem jego misji, lecz jej początkiem. Prorok musiał uchodzić przed gniewem hołdującej pogaństwu królowej Izebel. Wpadł w depresję, prosił Boga o śmierć. Można by rzecz, że złożył Mu swoją prorocką dymisję. Ale Pan jej nie przyjął. Objawił mu się w delikatnym powiewie. Wzmocnił go. Eliasz zdołał przywieść do skruchy króla Achaba. Mocą Bożą uratował od głodowej śmierci pogańską wdowę, a przedtem wyrwał śmierci jej syna. W końcu na ognistym rydwanie został wzięty z ciałem do nieba. Widzimy go jeszcze u boku Pana Jezusa podczas Przemienienia na Górze Tabor.
Prorok Eliasz jest szczególnie czczony w zakonie karmelitańskim. – Jego słowa są dewizą umieszczona w herbie naszego zakonu (“Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Boga Zastępów.”) – mówi o. Mariusz Wójtowicz. Jedna z trzech gwiazd umieszczonych w tym herbie oznacza właśnie Eliasza (dwie pozostałe to Matka Boża i prorok Elizeusz, uczeń i następca Eliasza). Eliasz działał na górze Karmel. Tam właśnie osiedlili się starożytni pustelnicy, z których wywodzi się zakon karmelitański.
Jak zauważa o. Jerzy Zieliński na stronie karmel.pl, Eliasz jest wzorem i patronem ludzi prowadzących życie kontemplacyjne, ponieważ często rozmawiał z Bogiem. A to właśnie jest mistyka.
Jarosław Dudała/GOŚĆ NIEDZIELNY/20.7.2020
*****
***************************************************************************
czwartek 16 lipca
Uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej
Msze święte
transmisja z kościoła św. Krzyża w Croy – godz. 10.00
z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego – godz. 19.00
Antyfona na wejście
Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia i okrył mnie płaszczem sprawiedliwości jak oblubienicę strojną w swe klejnoty. (Iz 61,10)
Kolekta
Wszechmogący Boże, w czasach Starego Przymierza
na górze Karmel przyjmowałeś modlitwy proroków,
a w Nowym Przymierzu wybrałeś tę górę
na miejsce czci Najświętszej Maryi Panny,
spraw za Jej wstawiennictwem,
abyśmy doszli do Twojego Syna.
Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Izajasza – Iz 26,7-9.12.16-19
Ścieżka sprawiedliwego jest prosta, Ty równasz prawą drogę sprawiedliwego. Także na ścieżce Twoich sądów, o Panie, my również oczekujemy Ciebie; imię Twoje i pamięć o Tobie to upragnienie duszy. Dusza moja pożąda Ciebie w nocy, duch mój poszukuje Cię w swym wnętrzu; bo gdy Twe sądy jawią się na ziemi, mieszkańcy świata uczą się sprawiedliwości.
Panie, użyczysz nam pokoju, bo i wszystkie nasze dzieła Tyś nam zdziałał. Panie, w ucisku szukaliśmy Ciebie, słaliśmy modły półgłosem, kiedyś Ty chłostał. Jak brzemienna, bliska chwili rodzenia, wije się, krzyczy w bólach porodu, tak myśmy się stali przed Tobą, o Panie. Poczęliśmy, wiliśmy się z bólu, jakbyśmy mieli rodzić; ducha zbawczego nie wydaliśmy ziemi i nie przybyło mieszkańców na świecie. Ożyją Twoi umarli, zmartwychwstaną ich trupy, obudzą się i krzykną z radości spoczywający w prochu, bo rosa Twoja jest rosą światłości, a ziemia wyda cienie zmarłych.
Oto słowo Boże.
Psalm 102
R/ Bóg z wyżyn nieba spogląda na ziemię.
Ty zaś, o Panie, trwasz na wieki,
a imię Twoje przez wszystkie pokolenia.
Powstań i okaż litość Syjonowi,
bo nastała pora, byś się nad nim zmiłował. R/
Twoi słudzy bowiem miłują jego kamienie,
żalem ich przejmują jego gruzy.
Poganie będą się bali imienia Pana,
a Twej chwały wszyscy królowie ziemi. R/
Bo Pan odbuduje Syjon i ukaże się w swym majestacie,
przychyli się ku modlitwie opuszczonych
i nie odrzuci ich modłów.
Należy to spisać dla przyszłych pokoleń,
lud, który się narodzi, niech wychwala Pana. R/
Bo spojrzał Pan z wysokości swego przybytku,
popatrzył z nieba na ziemię,
aby usłyszeć jęki uwięzionych,
aby uwolnić skazanych na śmierć. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 11,28-30
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Oddając cześć Najświętszej Maryi Pannie,
składamy Tobie, Boże, nasze dary, i prosimy Cię, abyśmy za Jej przykładem służyli Tobie z miłością i ściślej się zespolili z dziełem odkupienia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o Najświętszej Maryi Pannie
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne, abyśmy wysławiali Ciebie,
Boże, za cuda, które zdziałałeś w Twoich Świętych. Oddając cześć Najświętszej Dziewicy Maryi
dzięki składamy za Twoją dobroć
powtarzając Jej hymn uwielbienia.
Wielkie rzeczy uczyniłeś dla całej ziemi i Twoje miłosierdzie rozciągnąłeś na wszystkie pokolenia.
Ty wejrzałeś na pokorę swojej służebnicy
i przez Nią zesłałeś ludziom Zbawiciela,
Twojego Syna, a naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Przez Niego Twój majestat uwielbiają zastępy Aniołów, którzy zawsze się radują w Twojej obecności.
Prosimy, aby i nasze głosy przyłączyły się do nich, razem z nimi wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię
Maryja zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu. (Łk 2,19)
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, posiliłeś nas Najświętszym Sakramentem Ciała i Krwi Twojego Syna,
umocnij w nas miłość ku Tobie i spraw, abyśmy służąc Najświętszej Maryi Pannie, naśladowali Jej cnoty.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
Nowenna do Matki Bożej Szkaplerznej
16 lipca w liturgii Kościoła wspominamy Najświętszą Maryję Pannę z Góry Karmel – powszechnie znaną jako Matkę Bożą Szkaplerzną.
Historia kultu Szkaplerza świętego
Wspomnienie zwraca nas ku Maryi objawiającej się na górze Karmel, znanej już z tekstów Starego Testamentu – z historii proroka Eliasza (1 Krl 17, 1 – 2 Krl 2, 25). W XII wieku po Chrystusie do Europy przybyli, prześladowani przez Turków, duchowi synowie Eliasza, prowadzący życie kontemplacyjne na Karmelu. Również w Europie spotykali się z niechęcią. Jednakże Stolica Apostolska, doceniając wyrzeczenia i umartwienia, jakie podejmowali zakonnicy, ułatwiała zakładanie nowych klasztorów. Szczególnie szybko zakon rozwijał się w Anglii, do czego przyczynił się m.in. wielki czciciel Maryi, św. Szymon Stock, szósty przełożony generalny zakonu karmelitów. Wielokrotnie błagał on Maryję o ratunek dla zakonu. W czasie jednej z modlitw w Cambridge, w nocy z 15 na 16 lipca 1251 r., ujrzał Bożą Rodzicielkę w otoczeniu Aniołów. Podała mu Ona brązową szatę, wypowiadając jednocześnie słowa: Przyjmij, synu, szkaplerz twego zakonu, jako znak mego braterstwa, przywilej dla ciebie i wszystkich karmelitów. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania”. Szymon Stock z radością przyjął ten dar i nakazał rozpowszechnienie go w całej rodzinie zakonnej, a z czasem również w świecie. W XIV wieku Maryja objawiła się papieżowi Janowi XXII, polecając mu w opiekę “Jej zakon” karmelitański. Obiecała wówczas obfite łaski i zbawienie osobom należącym do zakonu i wiernie wypełniającym śluby. Obiecała również wszystkim, którzy będą nosić szkaplerz, że wybawi ich z czyśćca w pierwszą sobotę po ich śmierci. Cały szereg papieży wypowiedziało się z pochwałami o tej formie czci Najświętszej Maryi i uposażyło to nabożeństwo licznymi odpustami. Wydali oni około 40 encyklik i innych pism urzędowych w tej sprawie. Do spopularyzowania szkaplerza karmelitańskiego przyczyniło się przekonanie, że należących do bractwa szkaplerza Maryja wybawi z płomieni czyśćca w pierwszą sobotę po ich śmierci. Tę wiarę po części potwierdzili papieże swoim najwyższym autorytetem namiestników Chrystusa. Takie orzeczenie wydał, jako pierwszy Paweł V 29 czerwca 1609 r., Benedykt XIV je powtórzył (+ 1758). Podobnie wypowiedział się papież Pius XII w liście do przełożonych Karmelu z okazji 700-lecia szkaplerza. Nie ma jednak ani jednego aktu urzędowego Stolicy Apostolskiej, który oficjalnie i w pełni aprobowałby ten przywilej. O przywileju sobotnim milczą najstarsze źródła karmelitańskie. Po raz pierwszy wiadomość o objawieniu szkaplerza pojawia się dopiero w roku 1430. Nabożeństwo szkaplerza należało kiedyś do najpopularniejszych form czci Matki Bożej. Jeszcze dzisiaj spotyka się bardzo wiele obrazów Matki Bożej Szkaplerznej (z Góry Karmel), ołtarzy i kościołów. We Włoszech jest kilkaset kościołów Matki Bożej z Góry Karmel, w Polsce blisko setka. Wiele obrazów i figur pod tym wezwaniem zasłynęło cudami, tak że są miejscami pątniczymi. Niektóre z nich zostały koronowane koronami papieskimi. Szkaplerz w obecnej formie jest bardzo wygodny do noszenia. Można nawet zastąpić go medalikiem szkaplerznym. Z całą pewnością noszenie szkaplerza mobilizuje i przyczynia się do powiększenia nabożeństwa ku Najświętszej Maryi Pannie. Szkaplerz nosili liczni władcy europejscy i niemal wszyscy królowie polscy (od św. Jadwigi i Władysława Jagiełły poczynając), a także liczni święci, również spoza Karmelu, m.in. św. Jan Bosko, św. Maksymilian Maria Kolbe i św. Wincenty a Paulo. Sama Matka Boża, kończąc swoje objawienia w Lourdes i Fatimie, ukazała się w szkaplerzu, wyrażając przy tym wolę, by wszyscy go nosili. Na wzór szkaplerza karmelitańskiego powstały także inne, jednakże ten pozostał najważniejszy i najbardziej powszechny. W wieku 10 lat przyjął szkaplerz karmelitański także św. Jan Paweł II. Nosił go do śmierci. Święto Matki Bożej z Góry Karmel karmelici obchodzili od XIV w. Benedykt XIII (+ 1730) zatwierdził je dla całego Kościoła. W Polsce otrzymało to święto nazwę Matki Bożej Szkaplerznej. Szkaplerz początkowo był wierzchnią szatą, której używali dawni mnisi w czasie codziennych zajęć, aby nie brudzić habitu. Spełniał więc rolę fartucha gospodarczego. Potem przez szkaplerz rozumiano szatę nałożoną na habit. Pisze o nim już reguła św. Benedykta w kanonie 55 dotyczącym ubrania i obuwia braci. Wszystkie dawne zakony noszą po dzień dzisiejszy szkaplerz. Współcześnie szkaplerz oznacza strój, który jest znakiem zewnętrznym przynależności do bractwa, związanego z jakimś konkretnym zakonem. Tak więc istnieje szkaplerz: brunatny – karmelitański (w. XIII); czarny – serwitów (w. XIV), od roku 1860 kamilianów; biały – trynitarzy, mercedariuszy, dominikanów (w. XIV), Niepokalanego Serca Maryi (od roku 1900); niebieski – teatynów (od roku 1617) i Niepokalanego Poczęcia Maryi (w. XIX); czerwony – męki Pańskiej; fioletowy – lazarystów (1847) i żółty – św. Józefa (w. XIX). Ponieważ było niewygodnie nosić szkaplerz taki, jaki nosili przedstawiciele danego zakonu, dlatego z biegiem lat zamieniono go na dwa małe kawałki płótna, zazwyczaj z odpowiednim wizerunkiem na nich. Na dwóch tasiemkach noszono go w ten sposób, że jedno płócienko było na plecach (stąd nazwa łacińska scapulare), a druga na piersi. Taką formę zachowały szkaplerze do dnia dzisiejszego. W roku 1910 papież św. Pius X zezwolił ze względów praktycznych na zastąpienie szkaplerza medalikiem szkaplerznym. W przypadku szkaplerza karmelitańskiego na jednym kawałku powinien być umieszczony wizerunek Matki Bożej Szkaplerznej, a na drugim – Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jedna część powinna spoczywać na piersiach, a druga – na plecach. Szkaplerz musi być poświęcony według specjalnego obrzędu. Szkaplerz, będący znakiem maryjnym, zobowiązuje do chrześcijańskiego życia, ze szczególnym ukierunkowaniem na uczczenie Najświętszej Maryi Dziewicy potwierdzanym codzienną modlitwą Pod Twoją obronę…
tekst ks. Łukasza Ślusarczyka – wikariusza Parafii Rzymsko-katolickiej pod wezwaniem Świętego Krzyża w Rzeszowie
***
Z nabożeństwem do Matki Bożej Szkaplerznej są związane przywileje uznane przez Kościół:
– noszącym szkaplerz Maryja zapewniła opiekę w trudach i niebezpieczeństwach życia zarówno względem duszy, jak i ciała;
– w znaku szkaplerza Maryja obiecała szczęśliwą śmierć i zachowanie od wiecznego potępienia;
– każdy, kto nosi szkaplerz, jest złączony z Zakonem Karmelitańskim i ma udział w jego duchowych dobrach za życia i po śmierci (objęty jest intencjami Mszy św., komunii św., umartwień, postów, modlitw itp.).
Z końcem XV w. do powyższych łask dołączono tzw. przywilej sobotni, przekazany przez papieża Jana XXII, któremu Najświętsza Maryja Panna obiecała, że każdy, kto będzie nosił szkaplerz i zachowywał czystość według swego stanu zostanie uwolniony z czyśćca w pierwszą sobotę po śmierci.
*********
Zachęta do noszenia szkaplerza płynie także z Fatimy
„Szkaplerz święty noś, na różańcu proś” – głosi staropolskie przysłowie. Mieli rację nasi praojcowie, którzy je stworzyli, a stało za tym ich życie w szkole Maryi gdyż podążali do Jezusa przez Maryję („ad Jesum per Mariam”). Słuszność takiej drogi potwierdził Sobór Watykański II, stwierdzając, że „gdy Matka czci doznaje, to poznaje się, kocha, wielbi w sposób należyty i zachowuje się przykazania Syna” (Lumen Gentium 66). Dlatego też sobór zachęcał wszystkich do popierania zbożnych ćwiczeń ku czci Maryi, jakie były zalecane w ciągu wieków przez Urząd Nauczycielski (tamże 67), a bł. Paweł VI, papież wprowadzający w życie soborowe uchwały zaznaczył, że ojcowie soborowi, mówiąc o formach pobożności maryjnej zalecanych przez Kościół w minionych wiekach, mieli na myśli przede wszystkim „różaniec święty i szkaplerz karmelitański” (AAS (1965) 376).
Skądinąd już w 1917 r. na szczególną aktualność i potrzebę praktykowania obu tych nabożeństw, tj. szkaplerznego i różańcowego, wskazała sama Matka Najświętsza, w czasie słynnego cudu słońca, kiedy to święci wizjonerzy Hiacynta i Franciszek wraz z s. Łucją zobaczyli na niebie obrazy symbolizujące tajemnice różańcowe, od radosnych (wyrażonych widzeniem Świętej Rodziny), poprzez bolesne (ukazane w wizji Matki Bożej w fioletowych szatach z mieczem przeszywającym Jej serce) i chwalebne (jawiące się w widzeniu Matki Bożej Szkaplerznej, ukoronowanej na Królową Nieba i Ziemi, z Dzieciątkiem Jezus trzymającym w ręku szkaplerz święty).
Szczególnym propagatorem nabożeństwa szkaplerznego był św. Jan Paweł II, tak bardzo związany z Fatimą: nosił on szkaplerz osobiście, często o nim mówił, zachęcał do praktykowania nabożeństwa szkaplerznego i wydał o nim list apostolski „Opatrznościowe wydarzenie łaski” (25 III 2001). Także Benedykt XVI mówił o nabożeństwie do Matki Bożej Szkaplerznej, przynoszącym owoce modlitwy, kontemplacji, służby Bogu i bliźnim (16 VII 2006), a Papież Franciszek poleca opiece Matki Bożej Szkaplerznej wszystkich, z którymi się spotyka oraz ich rodziny (14 VII 2014).
Z teologicznego punktu widzenia nabożeństwo szkaplerzne sytuuje się w kontekście duchowego macierzyństwa Maryi wobec ludzkości i Jej powszechnego wszechpośrednictwa.
Łaski i dobrodziejstwa otrzymywane przez wiernych noszących szkaplerz karmelitański nie odnoszą się jedynie do przeszłości, ale są bardzo liczne także dzisiaj. Różnorodność dobrodziejstw szkaplerza wręcz zaskakuje, łaski bowiem dotyczą zarówno sfery duchowej, jak i fizycznej, jak odzyskane zdrowie, wymodlone potomstwo, uratowanie życia w wypadku, wyzwolenie z nałogów, przywrócenie zgody w rodzinach czy pomiędzy innymi ludźmi, nawrócenia duchowe. Coroczne Ogólnopolskie Spotkania Rodziny Szkaplerznej, organizowane w soboty po 16 lipca w sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej k. Krakowa (w tym roku 22 lipca odbędzie już dziewiętnaste z nich), gromadzą tysiące osób noszących szkaplerz i wyznających, że jest on dla nich, cytując wybrane świadectwa: prezentem od Maryi, siłą w nieszczęściach i upokorzeniach, mocą i ochroną przed złem, ostoją w życiu, szatą Maryi, która odmienia życie, drogowskazem do Nieba, dowodem, że Matka Boża nas nie opuszcza, zobowiązaniem do bycia dobrymi, zaproszeniem do modlitwy, znakiem szczególnej łączności z Bogiem za pośrednictwem Jego Matki, przypomnieniem, że mamy naśladować cnoty Maryi, obietnicą osiągnięcia życia wiecznego.
Niech uświadomienie sobie aktualności nabożeństwa szkaplerznego w przeżywanym przez nas roku stulecia objawień fatimskich będzie zachętą do jego praktykowania, zgodnie z maryjnym orędziem płynącym z portugalskiego sanktuarium z coraz to większą mocą, o czym świadczy kanonizacja pastuszków Hiacynty i Franciszka i postępujący proces beatyfikacyjny s. Łucji.
o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD/karmel.pl/Karmelici Bosi
*********
Od wtorku 7 lipca wiele wspólnot i wielu indywidualnie modli się Nowenną do Matki Bożej Szkaplerznej
***
Nowenna do Najświętszej Panny Maryi Szkaplerznej
Modlitwa – na rozpoczęcie nowenny
O najwspanialsza Królowo nieba i ziemi! Orędowniczko Szkaplerza świętego, Matko Boga! Oto ja, Twoje dziecko, wznoszę do Ciebie błagalnie ręce i z głębi serca wołam do Ciebie: Królowo Szkaplerza świętego, ratuj mnie, bo w Tobie cała moja nadzieja.
Jeśli Ty mnie nie wysłuchasz, do kogóż mam się udać? Wiem, o dobra Matko, serce Twoje wzruszy się moim błaganiem i wysłuchasz mnie w moich potrzebach, gdyż Wszechmoc Boża spoczywa w Twoich rękach, a użyć jej możesz według upodobania. Od wieków tak czczona, najszlachetniejsza Pocieszycielko strapionych, powstań i swą potężną mocą rozprosz moje cierpienia, ulecz, uspokój mą duszę, o Matko pełna litości! Ja zaś wdzięcznym sercem wielbić Cię będę aż do śmierci. Na Twoją chwałę w Szkaplerzu świętym żyć i umierać pragnę. Amen.
Dzień pierwszy — wtorek 7 lipca
„Miłujcie Maryję! Z tej miłości nie przestawajcie czerpać siły dla waszych serc. Niech Ona okazuje się dla was i przez was Matką wszystkich, którzy tak bardzo spragnieni są tej macierzyńskiej opieki” – św. Jan Paweł II
Maryjo, Kwiecie Karmelu i Matko nasza! Ukazałaś się niegdyś prorokowi Eliaszowi w postaci jasnego obłoku, który wzniósłszy się nad morzem, użyźnił spragnioną ziemię obfitym deszczem. Pokornie Cię błagamy, racz nam wyjednać obfite zdroje łask niebieskich, które ubogacą nasze dusze, aby wydawały stokrotny plon świętych cnót i dobrych uczynków i abyśmy służąc Bogu w wierze oraz miłości, już w tym życiu mogli się cieszyć błogą nadzieją oglądania Go w szczęśliwej wieczności.
Składamy w Twoje Matczyne ręce nasze potrzeby i intencje tej nowenny, ufni, że nie odrzucisz naszej prośby, najlepsza i najczulsza Matko. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Dzień drugi — środa 8 lipca
„Nie bójmy się, że Maryja przesłoni nam Chrystusa, Ona jest po to, aby do Niego prowadzić” – bł. kard. Stefan Wyszyński
Maryjo, Gwiazdo Karmelu i Matko nasza, która pałając szczególną miłością ku dzieciom odzianym Szkaplerzem świętym, nawiedzasz ich dusze, pocieszasz je słowem i przykładem, uproś nam, o Królowo nasza, aby Syn Twój, a Pan nasz, Jezus Chrystus, swą Boską światłością rozproszył ciemności naszych umysłów; abyśmy poznali wartość Jego miłości ku nam zwróconej i serdecznie Go miłowali, abyśmy zrozumieli doniosłość naszych obowiązków i sumiennie je wypełniali, abyśmy wszystkie myśli, słowa i czyny kierowali ku większej chwale Bożej i zbudowaniu naszych bliźnich.Pokornie powierzamy Ci wszystko, co nas dręczy, niepokoi i boli. Ufamy, że przyjmiesz to jak Matka i dasz naszym duszom i sercom niezmącony pokój! Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Dzień trzeci — czwartek 9 lipca
„Matka nigdy nie odchodzi — ani od kołyski, ani z Kalwarii, ani od grobu swojego dziecka” – bł. kard. Stefan Wyszyński
Maryjo, Mistrzyni Karmelu i Matko nasza, przepełniona dobrocią dla nas, która raczyłaś przyjąć ofiary złożone Ci przez synów Twego zakonu, błagamy Cię, o Pani nasza, przemień nasze dusze w świątynie Boga żywego, aby przyozdobione kwiatami cnót i dobrych uczynków mogły godnie przyjąć Boski Majestat; abyśmy wielbiąc i miłując Boga, mogli wiernie Mu służyć i nigdy naszych świątyń duszy nie skalać grzesznym przywiązaniem do stworzeń.O Matko! Tyle w nas słabości, tyle nędz i mroków! Ty możesz umocnić nasze dusze i serca. Zawierzamy Ci całkowicie. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Dzień czwarty— piątek 10 lipca
„Równowaga stojącej pod krzyżem Maryi pomaga całemu światu”- bł. kard. Stefan Wyszyński
Maryjo, Chwało Karmelu i Matko nasza, która w dowód szczególnej miłości do dzieci odzianych Twą świętą szatą, raczyłaś zaszczycić je mianem Twego najsłodszego Imienia, prosimy Cię pokornie, obudź w naszych sercach pragnienie, abyśmy we wszystkich uciskach i dolegliwościach życia u Ciebie szukali wsparcia, ulgi i pociechy. Zachęcaj nas Twym życiem i przykładem do pełnienia dobrych uczynków i spraw, o Matko Miłosierdzia, abyśmy naśladując Twoje święte cnoty, stali się godni zaszczytnej nazwy synów Twoich; abyśmy zapisani zostali w księdze żywota, pomiędzy Twymi dziećmi i braćmi Jezusa Chrystusa.Usłysz nasze błagania. Ty na Kalwarii w wielkim bólu stałaś się dla nas Matką. Ty najlepiej rozumiesz nasze cierpienia. Osłaniaj nas przed pokusami złego i zaprowadź nas do Twego Syna, Jezusa Chrystusa. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Dzień piąty — sobota 11 lipca
„Jak bardzo postać Maryi promieniuje światu właśnie dziś, gdy tylu mądrych i roztropnych ludzi żenuje się mówić o ubożuchnym Dziewczęciu, które Bóg wypatrzył sobie w Nazarecie i uczynił Matką Syna Swego”- bł. kard. Stefan Wyszyński
Maryjo, Twierdzo Karmelu, która pośród ataków nieprzyjacielskich osłaniałaś tarczą swej opieki zakon karmelitański i ocaliłaś go od upadku, prosimy Cię pokornie, o Pani i Orędowniczko nasza, broń nas od nieprzyjaciół duszy i ciała: abyśmy służyli Bogu w pokoju i bezpieczeństwie na większą Jego cześć i na chwałę Twoją. Królowo Karmelu! Przychodzimy do Ciebie i składamy w Twoje Matczyne dłonie nasze przyszłe losy, losy Kościoła i naszej Ojczyzny. Ulżyj nam w dźwiganiu krzyża, który nosimy, i ukaż blask zwycięstwa prawdy, dobra, piękna i pokoju. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu...
Dzień szósty — niedziela 12 lipca
„Bóg nie chce inaczej udzielać się światu, jak tylko z ramion Maryi”- bł. kard. Stefan Wyszyński
Maryjo, Królowo Karmelu i Matko nasza, która swego wiernego sługę Szymona zaszczyciłaś świętym Szkaplerzem — znakiem zbawienia i synostwa Twego, przyobiecując niezliczone zdroje łask i błogosławieństw Bożych tym wszystkim, którzy będą pobożnie tę szatę nosić i należycie wypełniać obowiązki swego powołania, a naśladując Twoje święte cnoty, będą się stawali wiernymi Twoimi sługami, spraw, abyśmy przez wierność podjętym zadaniom, korzystali w życiu i po śmierci z Twoich obietnic, a przez to zostali dopuszczeni do chwały wiecznej.Spraw, Królowo Szkaplerza świętego, aby nosząc Twój Szkaplerz, dusze nasze upodabniały się coraz bardziej do Ciebie, a przez Ciebie do Chrystusa, i aby wzrastała w nas ufność, że Ty każdej naszej potrzebie zaradzisz i osłonisz przed burzami życia. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Dzień siódmy — poniedziałek 13 lipca
„Zawsze, gdy jest szczególnie ciężko, gdy ciemności ogarniają ziemie, a słońce już gaśnie i gwiazdy nie dają światłości, trzeba wszystko oddawać Maryi” – bł. kard. Stefan Wyszyński
Maryjo, Strażniczko Karmelu i Matko! Tyś nas zapewniła, że święta Twa suknia, jeżeli ją godnie nosimy, będzie nam puklerzem i tarczą przeciwko pociskom nieprzyjacielskim i że uchroni nas od wszelkiego zła. Prosimy Cię gorąco: niech nas zachowa Twoja potężna obrona nie tylko od niebezpieczeństw ciała, ale przede wszystkim od niebezpieczeństw duszy i wiecznego potępienia. Spraw za swoją przemożną przyczyną, abyśmy nie popełnili takiej winy, przez którą moglibyśmy być odrzuceni przez Boga.Kornie upadając przed Tobą, ufamy, że nie będzie takiego bólu, którego byś nie ukoiła, nie będzie takiej zasadzki, której byś nie oddaliła, bo jesteś najbardziej kochającą Matką. Amen.
Ojcze nasz…Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…
Dzień ósmy — wtorek 14 lipca
„Po Bogu w Trójcy Jedynym, nie mamy nikogo bliższego nad Matkę Słowa Wcielonego. Gdy wiec szukamy w naszych myślach modlitewnych, z kim mielibyśmy rozmawiać, komu mielibyśmy się zwierzyć, z kim naszą samotność dzielić, to chyba z Nią”- bł. kard. Stefan Wyszyński
Maryjo, Ozdobo Karmelu i Matko nasza! Dając nam tę szlachetną odznakę Twojej miłości — Szkaplerz święty, nie tylko chciałaś widzieć w nas swoje sługi, ale zapragnęłaś jeszcze przybrać nas za swoje córki i za swoich synów i raczyłaś nas tak nazwać. Błagamy Cię, wyjednaj nam u Jezusa tę łaskę, abyśmy nigdy nie byli dla Ciebie powodem smutku, ale Twoją radością i Twoją chwałą!Chcemy też być dobrymi Twymi braćmi, jak tego sobie życzyłaś. Dzięki pomocy takiej Matki, która wszystko rozumie — wyzwolimy się ze wszystkiego, co nas od Ciebie oddala, co nie podoba się Chrystusowi Panu. „Bądź z nami w każdy czas, wspieraj i ratuj nas”. Amen.
Ojcze nasz…Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…
Dzień dziewiąty— środa 15 lipca
„Matko Kościoła!… Daj nam odradzać się wciąż całym pięknem świadectwa dawanego Krzyżowi i Zmartwychwstaniu Twego Syna” – św. Jan Paweł II
Maryjo, Opiekunko Karmelu i Matko nasza! Wiemy, że nigdy nie opuszczasz wiernych swoich. Spraw, abyśmy zawsze byli wierni Tobie. Opiekuj się naszymi sercami, oczyść je z wszelkich brudów grzechowych, przystrój je w wonne kwiaty cnót. Niech Jezus Chrystus zamieszka w nas na zawsze, aby w godzinie śmierci naszej szatan odstąpił od nas, widząc Jezusa w naszych sercach. A kiedy dusze nasze rozłączą się z ciałami, daj nam pociechę oglądania Twego świętego Oblicza i zaprowadź nas do przybytku wiecznego szczęścia.Matko Szkaplerza świętego! Przyobiecałaś, że nie będzie potępiony ten, kto pobożnie nosił Twój Szkaplerz. Przypominaj nam nieustannie o tym, abyśmy w ostatniej godzinie ziemskiego życia ucałowali Twój znak zbawienia i stali się uczestnikami wiecznej chwały. Amen.
Ojcze nasz…Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…
***
Modlitwa do Matki Bożej Szkaplerznej(na zakończenie nowenny)
Bogarodzico Dziewico! Królowo Szkaplerza świętego i Matko nasza! Nieustannie przywołujesz nas do Siebie. Pani i Królowo nasza! Jak niegdyś przez dar Szkaplerza świętego ocaliłaś swój umiłowany zakon karmelitański od rozbicia i upadku, a nam wszystkim dałaś znak szczególnej opieki, tak dzisiaj stań na drogach ludzkości odchodzącej od Boga jako znak pojednania i ratunku dla świata. Bądź ocaleniem dla całej ziemi, Kościoła i naszego narodu. Odnów znaki i powtórz cuda! Otrzyj łzy cierpiącym, ochraniaj niewinność dzieci, broń wiary świętej w sercach młodzieży; rodzinom naszym uproś pokój i miłość wzajemną, i ducha ofiary! Naszej całej Ojczyźnie, którą tak bardzo umiłowałaś, błogosław od tronu Twej łaski. Niech będzie pociechą dla Twego Serca! Wyjednaj nam dar wytrwania w wierze ojców naszych, byśmy Cię mogli chwalić teraz i w wieczności. Amen.
Za stroną: http://sanctus.pl/index.php?podgrupa=270&doc=207
***
Szkaplerz karmelitański św. Jana Pawła II
“Cieszę się, że mogę podzielić się z wami moim nabożeństwem do Matki Bożej Szkaplerznej. Szkaplerz, który przyjąłem z rąk o. Sylwestra, noszę zawsze, a chociaż mieszkałem w cieniu kościoła parafialnego, wasz karmelitański kościół na Górce był mi zawsze bardzo drogi. Wśród wielu nabożeństw, które urzekały mą dziecięcą duszę, najgorliwiej korzystałem z nowenny przed uroczystością Matki Bożej z góry Karmel. Był to czas wakacji, miesiąc lipiec. Dawniej nie wyjeżdżało się na wczasy, jak obecnie. Wakacje spędzałem w Wadowicach, więc nigdy do czasu mojego wyjazdu z Wadowic nie opuszczałem popołudniowych nabożeństw w czasie nowenny. Czasem trudno się było oderwać od kolegów, wyjść z orzeźwiających fal kochanej Skawy, ale melodyjny głos karmelitańskich dzwonów był taki mocny, taki przenikający do głębi duszy, więc szedłem. Tak, tak, mieszkałem obok kościoła parafialnego, ale wzrastałem w kościele św. Józefa”.
„Noście zawsze święty szkaplerz. Ja zawsze mam szkaplerz na sobie i odniosłem wiele dobra z tego nabożeństwa. Jest moją siłą”.
św. Jan Paweł II/Wadowice/16.06.1999 r.)
**********************
************************************************************************
Fatima, „błędy Rosji”
i zamieszki w Stanach Zjednoczonych
„Błędy Rosji” opisane przez Matkę Bożą w Fatimie rozprzestrzeniają się po całym świecie. Obecne rozruchy, ale także wcześniejsze ciche zmiany świadczą o obecności owych błędów w Stanach Zjednoczonych. I choć zapanował tam skrajny nieporządek, to wbrew pozorom jeszcze gorsza sytuacja pod tym względem panuje w Unii Europejskiej i Chinach.
Włoski filozof Augusto del Noce twierdził, że „marksizm umiera na wschodzie, ponieważ jest realizowany na zachodzie”. Marksizm rozumiany jako nie tylko doktryna ekonomiczno-polityczna, lecz również kulturowa i filozoficzna w znacznej mierze opanował już świat Zachodu. Ostatnie wydarzenia w USA na czele z trwającymi tam protestami wskazują, że marksizm nie omija również tej mekki kapitalizmu.
Na wydarzenia te warto spojrzeć z punktu widzenia wyjątkowego drogowskazu dla ludzkiej historii, jakim są objawienia Fatimskie. Warto zauważyć, że amerykański historyk William Thomas Walsh przeprowadził w 1947 roku wywiad z wizjonerką z Fatimy świętą siostrą Łucją. Ta potwierdziła, że jeśli papież wraz z biskupami całego świata nie poświęci Rosji Niepokalanemu Sercu, to błędy Rosji rozpowszechnią się po świecie – wiemy o tym również z samych objawień fatimskich. Jednak wywiad ujawnia coś więcej. Historyk dopytał bowiem czy oznacza to, że każdy kraj bez wyjątku zostanie przezwyciężony przez komunizm (w razie niespełnienia warunków). Siostra Łucja odpowiedziała „tak”. Jak później poinformował tłumacz, historyk dopytał czy oznacza to również Stany Zjednoczone, a siostra Łucja także odpowiedziała twierdząco – podaje portal Life Site News.
Wywiad doprecyzowuje zatem dwie kwestie dotyczące objawień fatimskich, szczególnie aktualne w dzisiejszym kontekście zamieszek w Stanach Zjednoczonych:
– błędy Rosji, o których mówiła Matka Boża w podczas objawień w Fatimie z 1917 roku to – przynajmniej według wizjonerki – komunizm (a nie na przykład prawosławie),
– zagrożenie komunistyczne obejmuje również Stany Zjednoczone.
Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że to już nieaktualne, gdyż papież konsekrował Rosję. Nie jest to jednak takie oczywiste – ale stanowi, mówiąc oględnie, przedmiot kontrowersji. Na przykład Paul Josef Cordes, były przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum stwierdził, że podczas konsekracji świata Niepokalanemu Sercu w 1984 roku papież nie wspomniał o Rosji (mówi się też o tym, jakoby papież wspomniał o Rosji „po cichu”). Jednak nawet uznanie, że konsekracja Rosji się dokonała, nie rozwiązuje wszystkich problemów. Wszak jak wskazał niedawno kardynał Leo Raymond Burke [Life Site News], podczas uroczystości w 1982 roku sam święty Jan Paweł II powiedział, że apel Matki Bożej dotyczący poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu należy ponawiać w przyszłości, w kolejnych pokoleniach. Dlatego też – zdaniem amerykańskiego hierarchy – wskazane byłoby ponowienie go obecnie. Kolejny problem to słaby odzew zwykłych wiernych na fatimskie wezwania do pokuty, praktykowania nabożeństwa pierwszych sobót czy odmawiania różańca.
Wiele wskazuje więc na to, że skoro jedynie częściowo odpowiedzieliśmy na wezwanie Matki Bożej, to pokonanie komunizmu również miało charakter jedynie częściowy i tymczasowy. Owszem, upadek Związku Radzieckiego przyniósł licznym narodom wolność i rozwój oraz dał światu pewien okres wytchnienia. Z drugiej jednak strony dziś, niemal 30 lat po upadku ZSRR dawne postulaty komunistyczne zostały w znacznej mierze zrealizowane w krajach Zachodu. Obejmuje to w znacznej mierze także Stany Zjednoczone. Marksistowska agenda opanowała bowiem kraj stojący ongiś na czele bloku antykomunistycznego.
Marksistowskie USA?
Dobitnie widać to w stworzonej quasi-socjalistycznej wspólnocie w Seattle i w mentalności uczestników obecnych zamieszek. Jak przekonuje Maike Hickson na łamach Life Site News, organizacje uczestniczące w amerykańskich protestach cechuje przesiąknięcie ideologią marksistowską. Antyrasistowska Black Lives Matter zajmuje się nie tylko walką z rasizmem, lecz również na przykład sprzeciwem wobec „myślenia heteronormatywnego”. Krótko mówiąc, chodzi o sprzeciw wobec dominacji tradycyjnego modelu rodziny. Z kolei ideowymi przodkami Antify są niemieccy komuniści z Antifaschistische Aktion (z lat 30. XX wieku). Od nich właśnie wywodzi się symbol Antify (dwie flagi położone jedna na drugą). Bezpośrednimi poprzednikami ideologicznymi Antify są zaś założyciele założonej w latach 70. XX wieku Antifaschistische Aktion (niemieccy maoiści).
Obecny stan amerykańskiego społeczeństwa i instytucji wskazuje, że w znacznej mierze przejęcie ich przez komunizm już się dokonało – mimo pozostawienia (jeszcze?) kapitalistycznej gospodarki i demokratycznej polityki. Zrealizowana została bowiem znaczna część komunistycznych celów opisanych przez byłego agenta FBI W. Cleona Skousena w książce „The Naked Communist” z 1962 roku. Na podstawie danych źródłowych i informacji pozyskanych przez wywiad przedstawił on 45 „aktualnych celów komunistów”. Dane te przedstawił rok później w Kongresie. Ronald Reagan określił Skousena jako osobę najbardziej wykwalifikowaną do rozważania zagrożenia dla USA płynącego ze strony komunizmu.
Brzydota i niemoralność
Wśród wskazanych przez Skousena celów komunistów znajduje się degradowanie artystycznych środków przekazu i promocja brzydoty oraz sztuki odpychającej i pozbawionej znaczenia. Amerykańskiej komórce Partii Komunistycznej nakazano usuwanie wszelkiej dobrej sztuki z parków oraz budynków. Zastąpić ją miała sztuka bezkształtna, pozbawiona znaczenia i nieporęczna. Realizację tego postulatu można dostrzec w muzeach i parkach zdominowanych przez tak zwaną sztukę nowoczesną – zauważa John Henry Westen na łamach Life Site News. Sztuka w Stanach Zjednoczonych (i nie tylko) przestała stanowić odzwierciedlenie obiektywnego Piękna, lecz stała się wyrazem nieskrępowanej twórczości „artysty” – wyróżniającego się często nie tyle talentem co dążeniem do przekraczania kolejnych „granic” wyznaczonych przez przyzwoitość i dobry smak.
Wśród celów komunistów znalazło się także zerwanie ze standardami moralności, oraz wyeliminowanie wszystkich praw ograniczających obsceniczność. Skutki tego widzimy w produkcjach Hollywoodu epatujących wulgarnością i wywlekających na duży ekran życie intymne. Kino – według Lenina „najważniejsza ze sztuk” – angażuje wszystkie zmysły i wpływa na ludzi w głęboki i często niedostrzegalny sposób. Gdy oglądamy zarówno kinowe superprodukcje, jak i tasiemcowe seriale z wyłączeniem zmysłu moralnego, przyjmujemy styl życia i wartości tamtejszych bohaterów. Rewolucja kulturowa dokonywana z Hollywood, ekranu domowego telewizora czy komputera jest bardziej atrakcyjna i skuteczna niż ta dokonywana za sprawą opasłych, zakurzonych, rozpadających się tomiszczy „Kapitału”, walających się gdzieś w kącie publicznej biblioteki. Niewielkie media wykorzystujące nowe technologie, jak PCh24, stanowią dziś ostatnią zaporę chroniącą przed lewicowymi władcami dusz.
Kolejne cele komunistów według Skousena to: promocja homoseksualizmu, promiskuityzmu oraz degeneracji, dyskredytacja rodziny oraz wsparcie dla rozwodów. Przypomnijmy zatem, że w 1973 roku amerykański Sąd Najwyższy zalegalizował aborcję, a w 2015 roku uznał tak zwane małżeństwa homoseksualne za wymóg konstytucji. 40-50 procent amerykańskich małżeństw kończy się rozwodem.
Wiele z „tymczasowych celów komunistów” dotyczy spraw szkolnictwa. Chodzi o – pisze Skousen – „przejęcie kontroli nad szkołami, użycie ich w charakterze pasów transmisyjnych socjalizmu i obecnej propagandy komunistycznej, zmiękczenie programu nauczania (ang. soften the curriculum), zdobycie kontroli nad związkami zawodowymi nauczycieli, wprowadzenie linii partyjnej do podręczników”.
Tymczasem jak ujawniła nauczycielka z wieloletnim stażem Rebecca Friedrichs podczas procesu przed Sądem Najwyższym, niektóre czołowe amerykańskie związki nauczycielskie wspierały organizacje homoseksualne, proaborcyjne, transgenderowe oraz te wspierające niemoralną edukację seksualną dzieci. Nauczyciele, rodzice i studenci sprzeciwiający się demoralizacji podlegali surowym karom [Life Site News].
Inne cele to choćby zdyskredytowanie Biblii, amerykańskiej Konstytucji, wyeliminowanie modlitwy publicznej w szkołach, podkreślenie negatywnego wpływu rodziców na dzieci, a także wykorzystanie wielkich związków i wielkiego biznesu. To również w znacznej mierze się dokonało (vide choćby poparcie korporacji dla LGBT). Na ile stanowi to skutek bezpośrednich działań komunistów, a na ile przejęcia elementu ich światopoglądu przez innych pozostaje kwestią do zbadania. Faktowi realizowania wielu „tymczasowych celów komunizmu” opisanych przez Skousena jednak trudno zaprzeczyć.
Wielkie pranie mózgów i rewolucja
Były agent KGB Jurij Bezmenov w wywiadzie z Edwardem Griffinem z 1984 roku mówił, że aż 85 procent budżetu KGB przeznacza się na ideologiczną „subwersję”, a nie tradycyjne szpiegostwo. Wspomniał o 4 stadiach „wielkiego prania mózgu” dokonywanego z inspiracji sowieckiego wywiadu w USA:
1. demoralizacja – chodzi o skłonienie do odejścia od kultury i historii własnego narodu, od patriotyzmu i przyjęcie obcych wzorców myślenia. Osoba poddana tego typu praniu mózgu działa w sposób zaprogramowany, pozostaje głucha na fakty i dowody – preferując „opinie”, „narracje” tłumaczące rzeczywistość przez pryzmat ideologii. Dlatego też w wielu przypadkach Amerykanie wyćwiczeni w lewicowo-liberalnych szkołach i poddani oddziaływaniu lewicowo-liberalnych mediów pozostawali głusi na informacje o zbrodniach dokonywanych w ZSRR. Etap ten trwa aż 15-20 lat – tyle bowiem potrzeba na wykształcenie nowego pokolenia – zauważa Paul Ratner [bigthink.com].
2. Kolejny etap to destabilizacja polegająca na osłabieniu wszystkich kluczowych instytucji kraju poddawanego „wielkiemu praniu mózgów”: obrony narodowej, ekonomii, polityki zagranicznej. Potrzeba na to 2-5 lat.
3. Następny etap to kryzys – trwająca do 6 tygodni rewolucyjna zmiana struktur władzy politycznej i ekonomii.
4. Wówczas pozostaje już tylko normalizacja – rozpoczęcie życia w nowej rzeczywistości.
Czy obecne zamieszki w USA to aby nie realizacja etapu numer 3?
Marksizm kulturowy w UE
Sytuacja w Stanach Zjednoczonych to memento dla Polski, zapatrzonej niekiedy ślepo w amerykański wzór. U nas również marksiści kulturowi próbują wprowadzać swoje porządki. Rewolucja sączy się z galerii sztuki, ekranu komputera i telewizora, dociera do szkół, uniwersytetów i władz samorządowych.
Jednak nawet jeszcze gorsza sytuacja panuje we władzach Unii Europejskiej. Przykłady bliskich marksizmowi poglądów jej elit można mnożyć w nieskończoność. Ostatni przykład to słowa Very Jourowej – oto wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej zagroziła bowiem odebraniu funduszy samorządom popierającym Samorządową Kartę Praw Rodziny.
Chiny i marksizm XXI wieku
Spójrzmy teraz na Wschód. U jego najpotężniejszego przedstawiciela – w Chinach – wciąż rządzi partia nominalnie komunistyczna. W maju 2018 roku sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin Xi Jinping przewodniczył dwutygodniowej sesji upamiętniającej Karola Marksa. Uczestniczyli w niej obowiązkowo najwyżsi urzędnicy państwowi. Dla szerszej publiczności zaprezentowano złożony z pięciu epizodów show edukacyjny. Natomiast główny chiński ideolog Wang Huning, entuzjastycznie określił program Xi Jinpinga mianem „marksizmu XXI wieku”.
W przemówieniu z 4 maja w Wielkiej Hali Ludu Xi Jinping bronił prawdziwości marksizmu. Obiecywał jednocześnie dostosować go do chińskiej rzeczywistości. Co więcej, Chińczycy sfinansowali pomnik Karola Marksa w Trewirze, gdzie urodził się autor „Manifestu Komunistycznego”. O ile w Stanach Zjednoczonych wciąż tli się jeszcze cywilizacja chrześcijańska, o tyle Chiny stanowią wzorcowy niemal przykład totalitaryzmu połączonego z najnowszą technologią. Chodzi o tak zwany system kredytu społecznego przyznający punkty dodatnie i ujemne za prospołeczność lub antyspołeczność danego zachowania. W tym świecie bez prywatności spełniają się słowa komunistycznego poety Włodzimierza Majakowskiego „jednostka zerem – jednostka bzdurą”.
Walka z „błędami Rosji” jawi się więc jako daleka od zakończenia, a fatimskie wezwanie do pokuty i nawrócenia jest aktualne jak nigdy dotąd.
Marcin Jendrzejczak/PCh24.pl
*********************************************************
szczególny czas:
sobota 11 lipca/niedziela 12 lipca
11 lipca 2020 r. – w 77. rocznicę zbrodni wołyńskiej – obchodzony jest w Polsce po raz czwarty, Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.
Dzień ten został ustanowiony 22 lipca 2016 r. specjalną uchwałą Sejmu. 11 lipca to rocznica tzw. „Krwawej niedzieli” z 1943 r., podczas której na Wołyniu doszło do największej fali mordów na Polakach.
W niedzielę 11 lipca 1943 roku oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Było to apogeum mordów prowadzonych od lutego 1943 roku do wiosny 1945 roku. Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków – głównie kobiet, dzieci i starców. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, noży i innych narzędzi, nierzadko w kościołach podczas Mszy św. i nabożeństw. Powszechnie przyjęło się, że 11 lipca obchodzona jest rocznica zbrodni wołyńskiej. Zbrodnię, kwalifikowaną przez pion śledczy IPN jako ludobójstwo, przeprowadzili nacjonaliści ukraińscy z OUN-B i UPA na ludności polskiej Wołynia, Galicji Wschodniej, a także części Lubelszczyzny, Podkarpacia i Polesia. Szacuje się, że w jej wyniku w latach 1943–1945 zamordowano ok. 100 tys. Polaków.
Zbrodnia Wołyńska to antypolska czystka etniczna przeprowadzona przez nacjonalistów ukraińskich, mająca charakter ludobójstwa. Objęła nie tylko Wołyń, ale również województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie – czyli Galicję Wschodnią, a nawet część województw graniczących z Wołyniem: Lubelszczyzny (od zachodu) i Polesia (od północy).
Czas trwania Zbrodni Wołyńskiej to lata 1943–1945.
Sprawcy Zbrodni Wołyńskiej — Organizacja Nacjonalistów Ukraińskich frakcja Stepana Bandery (OUN-B) oraz jej zbrojne ramię Ukraińska Armia Powstańcza (UPA) we własnych dokumentach planową eksterminację ludności polskiej określali mianem „akcji antypolskiej”.
***
Kard. Stanisław Dziwisz w liście do uczestników Uroczystości 75-lecia Krwawej Niedzieli (2018):
… Święty Jan Paweł II w liście do Polaków i Ukraińców na 60-lecie Rzezi Wołyńskiej z dnia 7 lipca 2003 roku pisał: Nowe tysiąclecie, w które niedawno wkroczyliśmy, wymaga, aby Ukraińcy i Polacy nie pozostawali zniewoleni swymi smutnymi wspomnieniami przeszłości. Rozważając minione wydarzenia w nowej perspektywie i podejmując się budowania lepszej przyszłości dla wszystkich, niech spojrzą na siebie nawzajem wzrokiem pojednania.
I to właśnie w perspektywie solidarności z skrzywdzonymi w proteście przeciw złu, trzeba nam także odczytywać słowa Jana Pawła II. Tylko wtedy Polacy i Ukraińcy nie będą zniewoleni.
(…) Apeluję do chrześcijan, tak Polaków jak i Ukraińców, gromadzących się dziś na tym świętym, wskazanym przez Opatrzność miejscu oraz wszystkich, którym drogie są ideały chrześcijańskie, aby wspólnie podjęli dzieło pojednania i budowania solidarnej przyszłości dla obu naszych narodów. W dobie postmodernistycznej relatywizacji prawdy i permisywistycznego stosunku do dobra zasadne staje się pytanie – jeśli chrześcijanie nie podejmą tego wysiłku, to kto? W tej kwestii nie ma cywilizacyjnej alternatywy.
*
Przywołujemy prawdę o zamordowanych na Wołyniu, nie po to, by sądzić, ale po to, by poddać refleksji współczesnego pokolenia prawdę o tajemnicy ludzkiej natury – powiedział abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, w homilii podczas Mszy św. w Łucku.
*
– To nie była żadna wojna między Polską a Ukrainą, to była zwykła czystka etniczna, tak byśmy to dziś nazwali. Po prostu chodziło o to, żeby Polaków z tych terenów usunąć. Takie decyzje zostały wówczas podjęte na szczeblu politycznym przez ukraińską organizację OUN-B, zlecone do wykonania UPA, która niestety wywiązała się ze swojego zadania – mówił tego dnia Prezydent RP Andrzej Duda.
*
“Polska Antygona stoi dziś przed zamkniętym szlabanem na polsko-ukraińskim przejściu granicznym. Czeka, aby pochować swoich bliskich. Ona potrafi poczekać, ale nie potrafi jednego – zapomnieć!” – powiedział prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN.
misericors.pl
************************
Wigilijna Msza św. z XV Niedzieli zwykłej o godz. 18.00
***
po Mszy św. modlitewne czuwanie w intencji Ojczyzny
fot. arch/miesiędznikEGZORCYSTA/2018-11-07
****
Egzorcysta: gdy Jan Paweł II całował ziemię, demony manifestowały wściekłość
Egzorcysta ks. Marian Rajchel: podczas jednego z egzorcyzmów szatan manifestował swoją złość, mówiąc „ten wasz papież, on tym pocałunkiem więcej nam szkody czyni niż wy waszymi egzorcyzmami”.
Papież Jan Paweł II miał zwyczaj, że za każdym razem, gdy przybywał do Polski, całował ziemię. Dla nas z pewnością był to piękny gest. Jednak jak się okazuje, był czymś o wiele potężniejszym.
Podczas egzorcyzmów szatan krzyczał:
Ten wasz papież, on tym pocałunkiem więcej nam szkody czyni niż wy waszymi egzorcyzmami. Jeden taki pocałunek gorszy niż 1500 egzorcyzmów!
Św. Jan Paweł II zaczerpnął zwyczaj pocałunku od św. Jana Marii Vianneya, który całował ziemię każdej parafii, którą miał objąć. Jak mówi ks. Marian Rajchel, podczas egzorcyzmów demony ujawniały, jak wielkie znaczenie miał ten, pozornie symboliczny, gest papieża: Najgorszy był dzień jego urodzenia… powtórnego, dla nieba. Na jego wezwanie ja pierzchnąć muszę – słyszano na egzorcyzmach.
****
To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!
W ten dzisiejszy wieczór warto zastanowić się nad tymi nadzwyczaj mocnymi słowami św. Jana Pawła II, które wypowiedział podniesionym głosem w Masłowie k. Kielc, podczas pielgrzymki do kraju w 1991r.
******
KIEDYŚ MNIE ZABRAKNIE,
ALE WY TO SOBIE PRZYPOMNICIE.
Prymas Polski STEFAN Kardynał WYSZYŃSKI – 1970 rok
Wciąż czekamy na ogłoszenie dnia uroczystości wyniesienia na ołtarze
***
TRZEBA I DZIŚ WSZYSTKO ODDAĆ MARYI. JEDYNY RATUNEK W NIEJ!
***
TAM, GDZIE PANUJE WIELKA UFNOŚĆ KU MARYI I WIARA W JEJ ZWYCIĘSTWO, TAM BÓG DOKONUJE PRZEZ NIĄ PRZEDZIWNYCH CUDÓW SWOJEJ POTĘGI.
***
JA TYLKO WAS PYTAM. NIE CZYNIĘ WYMÓWEK. NIE OSKARŻAM, JA TYLKO PYTAM: JAKIEJ CHCECIE POLSKI? W RACHUNKU SUMIENIA MOŻNA I TRZEBA POSTAWIĆ SOBIE TAKIE PYTANIE.
***
RODZINA ZAWSZE BYŁA MOCĄ NARODU, BO JEST ONA KOLEBKĄ, BETLEJEM DLA NARODU.
NARÓD BĘDZIE JUTRO TAKI, JAKĄ DZISIAJ JEST RODZINA.
***
JEŻELI NAJBARDZIEJ NIEWINNE I BEZBRONNE DZIECKO NIE MOŻE CZUĆ SIĘ BEZPIECZNIE W JAKIMŚ SPOŁECZEŃSTWIE, WÓWCZAS JUŻ NIKT BEZPIECZNIE CZUĆ SIĘ W NIM NIE MOŻE!
***
GDYBY W POLSCE ZNIKNĘŁO POKOLENIE ZDOLNE DO OFIAR, MUSIELIBYŚMY JUŻ DZISIAJ WĄTPIĆ W ZACHOWANIE NIEPODLEGŁOŚCI.
***
PAMIĘĆ O TYCH, CO ODDALI ŻYCIE ZA OJCZYZNĘ, JEST NAKAZEM WDZIĘCZNOŚCI, BO MOŻE PRZEZ ICH OFIARĘ I ŻYCIE MY ŻYJEMY.
***
MIŁOŚĆ NARODU I MIŁOŚĆ OJCZYZNY JEST MORALNYM I RELIGIJNYM OBOWIĄZKIEM KAŻDEGO DZIECKA BOŻEGO, CZŁONKA NARODU.
***
BEZ MIŁOŚCI CZŁOWIEKA, BEZ ZROZUMIENIA JEGO WYSOKIEJ GODNOŚCI I POSŁANNICTWA, NIE MA MOWY O DOBRYM RZĄDZENIU LUDŹMI W NARODZIE CZY PAŃSTWIE.
***
CZY DOBRZE SŁUŻĘ MOJEMU NARODOWI I OJCZYŹNIE TALENTAMI, KTÓRE POSIADAM? CZY – PRZECIWNIE – NIE PLUJĘ W TWARZ NARODOWI I OJCZYŹNIE, CZY NIE ZOHYDZAM JEJ W OBLICZY INNYCH NARODÓW?
***
DZIŚ WIEMY, ŻE DOKONANO STRASZLIWEJ WIWISEKCJI I ALIENACJI NARODOWEJ I HISTORYCZNEJ MŁODEGO POKOLENIA,
POZBAWIAJĄC GO WIEDZY HISTORYCZNEJ O NARODZIE I POLSKIEJ TWÓRCZOŚCI LITERACKIEJ, A PRZEZ TO POZBAWIAJĄC KULTURY NARODOWEJ.
***
IM BARDZIEJ POLSKA BĘDZIE KOCHAĆ, TYM WIĘCEJ BĘDZIE MIAŁA WROGÓW.
***
KOCHAM OJCZYZNĘ WIĘCEJ NIŻ WŁASNE SERCE. WSZYSTKO CO CZYNIĘ DLA KOŚCIOŁA, CZYNIĘ DLA NIEJ!
Prymas Polski STEFAN Kardynał WYSZYŃSKI
********
Akt poświęcenia Polski Miłosierdziu Bożemu – bł. ks. Michał Sopoćko
Poniższy “Akt poświęcenia Polski Miłosierdziu Bożemu” zaproponował bł. ks. Michał Sopoćko w 1975 r., niedługo przed swoją śmiercią.
Akt poświęcenia Polski Miłosierdziu Bożemu
Boże Miłosierny – Stwórco Wszechświata – Boże Ojców naszych – Ojcze Przedwieczny! Spójrz okiem Miłosiernej Opatrzności Twej na wyciągnięte błagalnym gestem ręce Twojego ludu polskiego. W poczuciu naszej nędzy – z nieograniczoną ufnością uciekamy się do Twego Miłosierdzia i prosimy o łaskę przebaczenia za grzechy naszego narodu.
W tej chwili wpatrzeni oczyma dusz naszych w Twój święty Majestat, padamy na kolana wyznając w pokorze, żeśmy prochem i nicością, a grzechy nasze bez liczby.
Za wszystkie łaski i dary Twoje, Boże Miłosierny, myśmy Ci zapłacili zdradą Twych świętych przykazań, zdeptaniem Przenajświętszej Krwi Jezusa Chrystusa.
Tak, Ojcze nasz, zgrzeszyliśmy i zawiniliśmy! Ale ponieważ objawiłeś nam, o Boże, że Miłosierdzie Twoje nie zna granic, przeto wołamy z ufnością:
Jezu Miłosierny, Zbawicielu nasz
(wierni powtarzają trzy razy)
– Miłosierdzia… Miłosierdzia… Miłosierdzia.
Miłosierdzia nad narodem naszym!
W pokorze serca naszego Twemu sercu oddajemy na zawsze wszystkie polskie rodziny – młodzież polską – naszą ukochaną Ojczyznę. O dobry Panie Boże. Ojcze nasz, Jezu Chryste Odkupicielu i Bracie nasz, miej Miłosierdzie nad naszą Ojczyzną, naszą nędzą. Twego Miłosierdzia wzywamy, bo ono jest jedyną nadzieją naszą. Twemu Miłosierdziu polecamy i poświęcamy nasz biedny naród, skłócony nienawiścią Kaina i pychą szatana. Daj nam proszącym łaskę, byśmy zrozumieli swe posłannictwo w dziejach, byśmy poprawili się z grzechów, byśmy z całym przekonaniem i w duchu szczerości praktykowali Twoje i Kościoła Twego przykazania!
Daj moc ducha polskim rodzicom w misji rodzicielskiej i wychowawczej. Daj młodzieży polskiej całą głębię wiary naszych praojców.
Dokonując tego aktu poświęcenia i oddania Twemu Miłosierdziu, wołam: Boże, daj Ojczyźnie naszej i światu całemu tak upragniony pokój – pokój w duszy i sercach – pokój między wszystkimi narodami.
O Jezu, w dzień przyjścia Twego nie bądź nam sędzią, ale Ojcem Miłosierdzia. (Wierni powtarzają to wezwanie)
Miłosierdzie Boże, ufamy Tobie! (Wierni powtarzają to wezwanie)
Jezu, ufam Tobie! (Wierni powtarzają to wezwanie)
“Jezu Miłosierny, Zbawicielu nasz
– Miłosierdzia… Miłosierdzia… Miłosierdzia.
Miłosierdzia nad narodem naszym!…”
https://t.co/HCjIR7Ycqv#Polska pic.twitter.com/lMPxn4d2bj
Misericors_PL (@Misericors_PL) October 12, 2019
Bł. ks. Michał Sopoćko jest postacią mniej znaną od św. siostry Faustyny. Jednak to właśnie on zrealizował żądania, które Pan Jezus przekazał w objawieniach zakonnicy ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Aby przypomnieć światu o swym nieskończonym Miłosierdziu, Bóg posłużył się prostą, niewykształconą siostrą zakonną oraz kapłanem, profesorem teologii. To ks. Sopoćko wyniósł na zewnątrz, poza klasztorną furtę, przesłanie, jakie otrzymała od Pana Jezusa s. Faustyna, a po śmierci mistyczki kontynuował jej misję, podejmując ogromny, często niedoceniany, trud uzyskania kościelnej aprobaty dla nowej formy kultu oraz szerząc wśród wiernych cześć dla Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Ona była Sekretarką, a on Apostołem Miłosierdzia Bożego. fot. Jerzy Rojecki/Nasza ARKA 2011nr 2 |
********
MODLITWA BŁ.KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI
Wszechmocny Boże, Ojców naszych Panie!
Pochylamy pokornie nasze głowy, by prosić o siłę wytrwania i mądrość w tworzeniu jedności,
by prosić o Twoje błogosławieństwo.
Wszystkich polecamy Twojej szczególnej opiece, Twojej mocy uzdrawiającej ludzkie serca.
Chcemy wszystkim naszym winowajcom przebaczyć, jak Ty przebaczasz nam nasze winy.
I zbaw od złego nas wszystkich. Wysłuchaj, Panie, prośby ludu swego.
Amen.
******
1.
Boże, któryś zapomnianą do niedawna Polskę wskrzesił cudem wszechmocy Twojej, racz za przyczyną sługi Twojego Św. Andrzeja Boboli dopełnić miłosierdzia nad naszą Ojczyzną i odwrócić grożące jej niebezpieczeństwa. Niech za łaską Twoją stanie się narzędziem Twojej czci i chwały. Natchnij mądrością jej rządców i przedstawicieli, karnością i męstwem jej obrońców, zgodą i sumiennością w wypełnianiu obowiązków jej obywateli. Daj jej kapłanów pełnych ducha Bożego i żarliwych o dusz zbawienie.
Wzmocnij w niej ducha wiary i czystości obyczajów. Wytęp wszelką stanową zazdrość i zawiść, wszelką osobistą czy zbiorową pychę, samolubstwo i chciwość tuczącą się kosztem dobra publicznego. Niech rodzice i nauczyciele w bojaźni Bożej wychowują młodzież, zaprawiając ją do posłuszeństwa i pracy, a chroniąc od zepsucia. Niech ogarnia wszystkich duch poświęcenia się i ofiarności względem Kościoła i Ojczyzny, duch wzajemnej życzliwości i przebaczenia. Jak jeden Bóg, tak jedna wiara, nadzieja i miłość niech krzepi nasze serca! Amen.
2.
Święty Andrzeju, Patronie trudnych czasów! Ty krzepiłeś Polaków w czasach wszelkiego zagrożenia. Oddajemy się Tobie w opiekę. Pomagaj nam wytrwać pośród wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych. Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z rozwagą i ewangeliczną roztropnością umieli dostrzegać i oceniać sprawy własne i sprawy Narodu w świetle Ewangelii Chrystusa. Uproś nam odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności wobec zła, które nie ustaje. Niech nas napełnia Boża radość, gdy zwyciężamy albo ponosimy porażki. Święty Andrzeju Bobolo, oręduj za nami u Pana. Amen.
3.
Wielki Sługo Boży, a nieustraszony Męczenniku za sprawę zjednoczenia Kościołów na naszej polskiej ziemi, Andrzeju Bobolo, którego Namiestnik Chrystusowy ozdobił aureolą Świętych, wejrzyj z tronu niebieskiej chwały na Twoją ukochaną Polskę, której niegdyś przepowiedziałeś zmartwychwstanie i zjednoczenie. Niech za Twą przyczyną zapanuje w niej zgoda wszystkich stanów, poszanowanie władzy, miłość prawdziwa Chrystusa-Króla i Najświętszej Panny, naszych ziem Królowej. Niech duch nauki katolickiego Kościoła przepoi wszystkie dziedziny naszego życia polskiego, życia jednostkowego, rodzinnego i państwowego. Niech odrodzona Polska, której obiecałeś być szczególniejszym Patronem, wytrwa wiernie przy Chrystusie i Jego Kościele, i niech się stanie narodom przewodniczką na drodze powrotnej do Boga. Amen.
4.
Święty Andrzeju Bobolo! Twój patronat nad Ojczyzną sprawujesz w szczególny sposób przez ludzi obdarzonych władzą. Jako wierny towarzysz Jezusa przypominasz ewangeliczną prawdę, że wszelka władza ma służyć dobru ludzkiej wspólnoty. Prosimy Ciebie: wspieraj tych, którym została powierzona władza w państwie i społeczeństwie, by spełniali swoje obowiązki w pełnym poszanowaniu prawa i w postawie służby. Pomagaj także nam wszystkim w decyzjach związanych z władzą, by nasze wybory były dobre, wsparte wytrwałą modlitwą o światło Ducha Świętego, który z Ojcem i Synem króluje na wieki wieków. Amen.
5.
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Wzywamy Cię w ufnej modlitwie jako Patrona trudnych czasów. Ty krzepiłeś Polaków w czasach wszelkiego zagrożenia. Oddajemy się Tobie w opiekę. Pomagaj nam wytrwać pośród wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych. Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z rozwagą i ewangeliczną roztropnością umieli dostrzegać i oceniać sprawy własne i sprawy narodu w świetle Ewangelii Chrystusa. Uproś nam odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności wobec zła, które nie ustaje. Niech nas napełnia Boża radość, gdy zwyciężamy albo ponosimy porażki. Święty Andrzeju Bobolo, oręduj za nami u naszego Pana Jezusa Chrystus, który z Ojcem żyje i króluje w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.
6.
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Dziękujemy Wszechmocnemu za to, że do świętych Wojciecha i Stanisława, patronów z początku naszych dziejów, dodał u boku Królowej Polski Ciebie. Twoje życie dopełniło się męczeństwem w krytycznym okresie pierwszej Rzeczypospolitej, a Twoja świętość uznana została przy końcu drugiej Rzeczypospolitej, której odrodzenie przepowiedziałeś. Obecnie w niepodległej Ojczyźnie patronujesz odnowie naszego życia, tak osobistego, jak i społecznego, żeby wzrastała jedność w Polsce, Europie i świecie. Niech Twój patronat zjednoczy nas w miłości przez wiarę w imię Jezusa Chrystusa, Twojego i naszego Pana, który z Ojcem żyje i króluje w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.
*******************
*******
***
Transkrypcja zapisu BOGURODZICA z początku XV wieku
Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja!
U twego syna, Gospodzina, matko zwolena Maryja!
Zyszczy nam, spuści nam.
Kirielejson.
Twego dziela Krzciciela, bożyce,
Usłysz głosy, napełni myśli człowiecze.
Słysz modlitwę, jąż nosimy,
A dać raczy, jegoż prosimy,
A na świecie zbożny pobyt,
Po żywocie rajski przebyt.
Kirielejson.
Nas dla wstał z martwych syn boży,
Wierzyż w to człowiecze zbożny,
Iż przez trud Bog swoj lud
Odjął diablej strożej.
Przydał nam zdrowia wiecznego,
Starostę skował pkielnego,
Śmierć podjął, wspominął
Człowieka pirwego.
Jenże trudy cirzpiał zawiernie,
Jeszcze był nie prześpiał zaśmierne,
Aliż sam Bog z martwych wstał.
Adamie, ty boży kmieciu,
Ty siedzisz u Boga [w] wiecu,
Domieściż twe dzieci,
Gdzie krolują anjeli.
Tegoż nas domieściż, Jezu Kryste miły,
Bychom z Tobą byli,
Gdzież się nam radują szwe niebieskie siły.
Była radość, była miłość, było widzienie tworca
Anjelskie bez końca,
Tuć się nam zwidziało diable potępienie.
Ni śrzebrzem, ni złotem nas diabłu odkupił,
Swą mocą zastąpił.
Ciebie dla, człowiecze, dał Bog przekłoć sobie
Ręce, nodze obie.
Kry święta szła z boka na zbawienie tobie.
Wierzyż w to, człowiecze, iż Jezu Kryst prawy,
Cirpiał za nas rany,
Swą świętą krew’ przelał za nas krześcijany.
O duszy o grzeszne sam Bog pieczą ima,
Diabłu ją otyma,
Gdzie to sam kroluje, k sob[ie] ją przyma.
Maryja dziewice, prośmy synka twego
Krola niebieskiego,
Haza nas huchowa ote wszego złego.
Amen tako Bog daj,
Bychom szli szwyćcy w raj.
***********
Najstarszym zabytkiem pośród polskich pieśni religijnych i patriotycznych jest „Bogurodzica”, zwana też „pieśnią ojców” „pieśnią ojczystą” lub pierwszym polskim hymnem narodowym. Napisana została w języku polskim wierszem zdaniowo-rymowym. Wiersz taki miał wersy o różnej długości. Badaczom historii polskiej literatury nie udało się dotychczas ustalić ani dokładnego czasu powstania utworu, ani jego autora, ani pierwotnej funkcji jaką miałaby pełnić omawiana pieśń. Jeśli chodzi o czas powstania „Bogurodzicy”, to historycy literatury sugerują początki państwa polskiego, jednak brak jest bardziej dokładniejszych wskazań czasowych. Istnieją dwa rękopiśmienne zapisy pieśni, są to zapisy: kcyński i krakowski, oba pochodzą z początków XV wieku. Autorstwo „Bogurodzicy” przypisuje się kilku osobom np. św. Wojciechowi (zamarł w 997 roku), św. Jackowi Odrowążowi (zamarł w 1257 roku) lub zakonnikowi, żyjącemu w XIII wieku, który był franciszkaninem i nosił imię Boguchwał. Jedno jest pewne do dziś mówi się o anonimowym autorze tekstu, który świadomie mógł być napisany bez podania twórcy „dla chwały Bożej”.
Wspomniany powyżej zapis pieśni zwany kacyńskim został odnotowany na tylnej wklejce oprawy kodeksu z łacińskimi kazaniami Macieja z Grochowa, będącego wikariuszem w Kcyni koło Gniezna. Zapis ten sporządził nieznany autor prawdopodobnie około 1407 lub 1408 roku. Obecnie zapis ten znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie.
Drugi zapis zwany krakowskim obejmuje 14 zwrotek bez nut i zachował się na karcie łacińskiego kodeksu Biblioteki Jagiellońskiej. Analiza obu zapisów pozwala przypuszczać, że początkowo teks znany był z przekazów ustnych. Do dziś przetrwało około sześćdziesiąt rękopiśmiennych i drukowanych przekazów omawianego tekstu.
Pieśń „Bogurodzica” pełniła różne funkcje, istnieją źródła wskazujące na jej znaczenie religijne, bowiem już w XIV wieku była śpiewana przez wiernych przed lub po kazaniu, podczas procesji lub świąt Maryjnych. Jan Długosz w „Rocznikach”, opartych na relacji naocznego świadka bitwy pod Grunwaldem, spisanej w „Kronice konfliktu Władysława, króla polskiego, z Krzyżakami, w Roku pańskim 1410” dwukrotnie wspomina o odśpiewaniu „Bogurodzicy” przez całe wojsko polskie. Jan Długosz pisze o tym fakcie również w innym dziele pt.:„Dzieje”. Znana jest także relacja z uroczystej koronacji Władysława Jagiellończyka w 1440 roku, kiedy to kardynał Zbigniew Oleśnicki jako pierwszy zaintonował pieśń pt. „Bogurodzica”. Prawdopodobnie odśpiewano ją również podczas bitwy pod Warna w 1444 roku. W XV wieku polscy biskupi obdarzyli pieśń specjalnymi odpustami, z kolei w pierwszej połowie XVI wieku została przetłumaczona na język łaciński i białoruski. W wieku XVII odnotowywano „Bogurodzicę” jako „dziadowską” pieśń, która nie była już tak zanan i szanowana. Dopiero w wieku XIX przywrócono jej należną rangę . Dziś podobnie jak w średniowieczu „Bogurodzica”. jest wykonywana podczas ważnych uroczystości zarówno państwowych jak i kościelnych.
Kompozycja pieśni.
Najdłuższa wersja zapisanej „Bogurodzicy” stanowi dwadzieścia cztery wersy, powtarzające się piętnaście zwrotek tworzy tzw. tekst kanoniczny, zapisany m. i. n w „Statucie” Jana Łaskiego. W pieśni można wyodrębnić trzy zasadnicze człony:
- Część dwuzwrotkową – archaiczną.
- Część zwaną „ wielkanocną”.
- Część „pasyjną”.
Trudno określić jak wyglądał proces scalania wszystkich części w jedną całość, ważne jest natomiast to, że nie zanikł jej religijny charakter, o czym świadczy powtarzany kilkakrotnie zwrot Kyrie eleison. W najstarszej części pieśni pierwsza zwrotka zawiera zwrot do Bogurodzicy Matki Maryi Panny, druga natomiast do Jezusa Chrystusa, mamy więc do czynienia z liryką zwrotu do adresata. Podmiot liryczny w pieśni jest zbiorowy i oznacza wszystkich wiernych.
W Bogurodzicy znajdują się liczne archaizmy, niektóre z nich były przestarzałe już w XV wieku. Oto niektóre przykłady tych archaizmów:
- dziela – dla; bożyc – syn Boga; Gospodzin – Pan,
- Bogurodzica – matka Boga,
- raczy – racz ; zyszczy – pozyskaj; spuści – ześlij,
- Bogiem sławiena – sławiona przez Boga,
- Krzciciela – Chrzciciela .
Styl utworu jest bardzo wysublimowany, zawiera mnóstwo paraleli, rymów zewnętrznych i wewnętrznych oraz paradoksów i antytez. T. Michałowska tak oto wypowiedziała się na temat znaczenia pieśni „Bogurodzicy” :
W gruncie rzeczy wciąż pozostajemy trochę bezradni wobec tajemniczego dzieła, którego wyrafinowany artyzm wznosi początki naszej poezji narodowej do rzędu najwyższych zdobyczy twórczości europejskiego średniowiecza.
Zabytki piśmiennictwa średniowiecznego/Małgorzata Grządziel
*********************
************************************************************************
***
Ucieczka
****
Im bardziej ją poznawałem, tym stawała mi się droższa. Najstarsza znana nam maryjna modlitwa powstała w ogromnym ucisku, gdy krew lała się strumieniami, a chrześcijanie zmuszeni byli do dokonywania dramatycznych wyborów. Nic dziwnego, że Franciszek, pisząc do nas majowy list, uciekł się „pod Jej obronę”.
Który czas był największym bagnem, w jakim pogrążył się Kościół? – pytałem przed kilkoma miesiącami abp. Grzegorza Rysia. – Nie odważę się wymienić jednego zawirowania czy zakrętu – odpowiedział. − Można prześledzić całą historię Kościoła i zachwycić się tym, w jaki sposób, raz po raz, Bóg wyprowadzał go na prostą. Pierwszy bolesny zakręt? W połowie III wieku w trakcie krwawych prześladowań za Decjusza wielu chrześcijan zaparło się wiary i po raz pierwszy w dziejach Kościoła pojawiła się masowa apostazja.
Ratunku!
Krew polała się strumieniami. Decjusz Trajan, obwołany przez legiony cesarzem pod koniec 249 roku, okazał się twardym, zdecydowanym władcą, dążącym do wzmocnienia pozycji imperatora i przywrócenia tradycyjnej rzymskiej pobożności. Już trzeciego dnia 250 roku, tuż po złożeniu dorocznej ofiary Jowiszowi, wydał edykt nakazujący wszystkim mieszkańcom gigantycznego cesarstwa złożenie ofiary rzymskim bogom. To miał był test lojalności obywateli imperium. Dopilnować tego mieli wyznaczeni urzędnicy, a złożenie ofiary potwierdzał „libellus”, czyli zaświadczenie podpisane przez sędziego i świadków.
Wyznawcy Chrystusa zostali postawieni pod ścianą. Mieli wybór: albo pokłonią się bogom imperium, zapierając się wiary w Bożego Syna, albo czeka ich koszmarna śmierć. Jednym ze sposobów egzekucji było popularne „damnatio ad bestias”, czyli rzucenie ofiar na pożarcie dzikim zwierzętom (lwom, tygrysom lub niedźwiedziom).
Wszyscy mieszkańcy imperium (poza Żydami, którym tym razem udało się pozostać bez prawnych represji przy wierze ojców, ponieważ uznano, że nie oddadzą czci wizerunkowi cesarza) byli zmuszeni do składania ofiar i palenia kadzidła rzymskim bogom. Nowa chrześcijańska religia od lat niepokoiła władców. Uznali, że może doprowadzić do społecznego wrzenia.
Dla wyznawców Chrystusa edykt był trzęsieniem ziemi i zmuszał ich do dramatycznych wyborów. Polała się krew.
Wołanie w ciemności
− Pierwsi męczennicy nie prowokowali swych prześladowców – opowiada abp Ryś. − W pracy o ucieczce w czasie prześladowań Tertulian, który był już poza Kościołem, pisał, że czymś niegodziwym jest uciekać. Jego najbliższy duchowy uczeń − Cyprian z Kartaginy – pisząc o ludziach, którzy wyparli się wiary, główny zarzut uczynił z tego, że… nie uciekli. Powinni byli uciec – pisał – ale zadomowili się na ziemi, kupili pola, zbudowali domy i nie chcieli tego zostawić, więc wpadli w ręce prześladowców, a potem załamali się i ostatecznie wyparli się wiary. „Trzeba było uciekać!” – przypominał Cyprian, główny biskup północnej części Czarnego Lądu, zwany nawet „papieżem Afryki”. Sam uciekł. W czasie najbardziej intensywnych prześladowań kierował diecezją z wygnania. Napisał traktat „O upadłych”, w którym pisał, że ucieczka przed śmiercią to zdrowy odruch. Kiedy prześladowania wróciły, święty Cyprian przestał uciekać, poczekał na swoich oprawców i… przyjął ich kolacją. Czy to nie piękne?
W wyniku okrutnych prześladowań zamordowano nawet samego papieża Fabiana (zginął 20 stycznia 250 r. i spoczął w podziemnym labiryncie katakumb św. Kaliksta) oraz patriarchę Jerozolimy Aleksandra. Krwawe igrzyska zatrzymała dopiero wojna z Gotami, a prześladowania ustały ze śmiercią cesarza 1 lipca 251 roku.
W tym mrocznym czasie Kościół w Egipcie modlił się słowami, które, jak pokazało życie, na stałe weszły do duchowego krwiobiegu. Zwracając się do Maryi, wołał: „Pod Twoją obronę uciekamy się…”.
Tą starą antyfoną modlili się koptyjscy chrześcijanie już w połowie III wieku! Znaleziony nieopodal Aleksandrii przez brytyjskich archeologów zniszczony skrawek papirusu o kształcie prostokąta (9 + 18 cm) zawierał właśnie modlitwę prześladowanego Kościoła. Grecki tekst przetłumaczono jako wezwanie: „Pod Twoje Miłosierdzie uciekamy się, Bogurodzico. Naszych próśb nie pomijaj w potrzebie, ale od niebezpieczeństwa wybaw nas: jedyna święta, Ty błogosławiona”.
Po wieloletnich badaniach ustalono, że modlitwa z papirusu, który opublikowano w 1938 roku, powstała prawdopodobnie około 250 roku w środowisku koptyjskim.
W kleszczach przeciwieństw
Kim są Koptowie? To rdzenni mieszkańcy Egiptu, w ich żyłach płynie krew faraonów. Określeniem „Kopt” Arabowie nazwali starożytnych mieszkańców kraju piramid. Dziś poznać ich można po wytatuowanych na dłoniach krzyżach, surowych postach i wielogodzinnej liturgii. Trwają w kleszczach przeciwieństw już od dwóch tysięcy lat. Nie bez przyczyny Biblia określa Egipt słowem „Micraim”, czyli „ziemia ucisku”.
A ponieważ od czasu arabskiej wiosny sytuacja chrześcijan na spalonej słońcem ziemi pogarsza się z każdym rokiem, wołanie o ratunek pozostaje aktualne jak nigdy.
Hymn „Pod Twoją obronę” powstał prawdopodobnie jako błaganie o Bożą interwencję w czasie okrutnych prześladowań. Świadczyć może o tym tytuł „Matka Boga”, który Egipcjanie stosowali pierwotnie w stosunku do Izydy (matki Horusa), a chrześcijanie przejęli i odnieśli do Maryi. To również niezbity dowód na to, że określanie Maryi jako „pośredniczki” nie jest żadnym późniejszym wymysłem katolików.
Pierwszej poważnej zmiany tekstu dokonał w VII wieku św. Grzegorz Wielki. Zmienił słowo „miłosierdzie” na „obronę”. W połowie XVI wieku, po Soborze Trydenckim, w liturgii godzin znajdziemy już dopisek „Panno chwalebna i błogosławiona”, a znane doskonale Janowi Kowalskiemu zwieńczenie modlitwy: „O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza. Z Synem swoim nas pojednaj, Synowi swojemu nas polecaj, swojemu Synowi nas oddawaj” dodane zostało w XVII wieku w związku z rozwojem Sodalicji Mariańskich.
Tekst zainspirowany był płomiennymi mowami Bernarda z Clairvaux. Ponieważ modlitwa funkcjonowała w wielu wersjach, w 1724 roku Benedykt XIII ujednolicił jej formę.
Pod płaszczykiem
To znak jedności, wołanie Kościoła sprzed dramatycznego podziału. Dlatego modlitwę tę odmawiają chrześcijanie Wschodu i Zachodu. Do dzisiaj jest wykorzystywana zarówno w Kościele katolickim, jak i w Cerkwi prawosławnej czy Kościołach wschodnich. Wierni obrządku bizantyjskiego szepczą: „Pod Twoje miłosierdzie uciekamy się, Boża Rodzicielko. Naszych próśb Ty nie odrzucaj”, a Ormianie: „Padamy przed Tobą, o Boża Rodzicielko, i błagamy Cię, o Panno Niepokalana. Ty wypraszaj łaskę dla nas”.
Co ciekawe, gdy wejdziemy do kościoła za granicą, nie usłyszymy najprawdopodobniej znanej nad Wisłą części zaczynającej się od słów: „O Pani nasza, Orędowniczko nasza…”. Tę dłuższą wersję odmawia się jedynie w Polsce, Niemczech i niektórych regionach Hiszpanii.
Modlitwę tę szczególnie ukochali dominikanie. Pamiętam, jak szeptali ją nowicjusze na korytarzu poznańskiego klasztoru. Nic dziwnego. Wedle ich legendy „Dominik porwany został w duchu przed Boży tron i zobaczył, że przed Bogiem stoją zbawieni ze wszystkich zakonów, ze swojego jednak Zakonu nie zobaczył nikogo. Zaczął gorzko płakać i stojąc z daleka, nie odważał się przystąpić do Pana i do Jego Matki. Wtedy Pani nasza skinęła, aby do Niej podszedł. »Czemu tak gorzko płaczesz?« On zaś: »Płaczę, bo widzę tutaj ludzi ze wszystkich zakonów, a z mojego Zakonu nie ma tu nikogo«. Pan zaś, położywszy rękę na płaszczu Błogosławionej Dziewicy, rzekł Dominikowi: »Zakon twój powierzyłem mojej Matce. Czy chcesz go zobaczyć?«. Wówczas Błogosławiona Dziewica rozpięła swój płaszcz i rozłożyła go przed błogosławionym Dominikiem. Płaszcz był tak ogromny, że wydawał się obejmować całą niebieską ojczyznę, a pod nim zobaczył niezmierzoną liczbę braci” (o. Jacek Salij, „Legendy dominikańskie”).
W czasach zarazy
Do tego poruszającego hymnu nawiązał papież Franciszek, pisząc do pozamykanych w domach wiernych piękny list na maj. „Drodzy Bracia i Siostry, wspólna kontemplacja oblicza Chrystusa z sercem Maryi, naszej Matki, sprawi, że będziemy jeszcze bardziej zjednoczeni jako rodzina duchowa, i pomoże nam przezwyciężyć tę próbę. Będę się za was modlił, zwłaszcza za najbardziej cierpiących, i proszę was, módlcie się za mnie” – pisał Franciszek. „W obecnej dramatycznej sytuacji, pełnej cierpienia i udręki, która ogarnia cały świat, wołamy do Ciebie, Matko Boga i nasza Matko, i uciekamy się pod Twoją obronę. O Dziewico Maryjo, miłosierne oczy Twoje na nas zwróć w tej pandemii korona-wirusa, i pociesz tych, którzy są zagubieni i opłakują swoich bliskich zmarłych, niekiedy pochowanych w sposób raniący duszę. Wspieraj tych, którzy niepokoją się o osoby chore, przy których, by zapobiec infekcji, nie mogą być blisko. Wzbudź ufność w tych, którzy są niespokojni z powodu niepewnej przyszłości i następstw dla gospodarki i pracy. Zawierzamy się Tobie, która jaśniejesz na naszej drodze jako znak zbawienia i nadziei, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo! Amen”.
Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 19/2020
***
Pod Twoją obronę uciekamy się,
święta Boża Rodzicielko,
naszymi prośbami racz nie gardzić
w potrzebach naszych,
ale od wszelakich złych przygód
racz nas zawsze wybawiać,
Panno chwalebna i błogosławiona.
O Pani nasza,
Orędowniczko nasza,
Pośredniczko nasza,
Pocieszycielko nasza.
Z Synem swoim nas pojednaj,
Synowi swojemu nas polecaj,
swojemu Synowi nas oddawaj.
Amen.
***************************************
***
Modlitwa św. Bernarda lub „Memorare”
Św. Matka Teresa z Kalkuty opowiadała, że woła do Matki Bożej tymi właśnie słowami, kiedy znajduje się w sytuacjach nadzwyczajnych, kryzysowych, a zwłaszcza wtedy, gdy potrzebuje cudu. ŻYCIE CHRZEŚCIJAŃSKIE/26-07-2019
Najczęściej nazywana „Modlitwą św. Bernarda”, znana jest również jako „Memorare” – od łacińskiego słowa oznaczającego „pomnij”, „pamiętaj”, które rozpoczyna tekst modlitwy.
Św. Franciszek Salezy odmawiał tę maryjną modlitwę codziennie, a św. Matka Teresa z Kalkuty uczyła innych, by odmawiali ją zawsze wtedy, gdy najbardziej potrzebują pomocy. Sama też była do niej bardzo przywiązana. Opowiadała, że woła do Matki Bożej tymi właśnie słowami, kiedy znajduje się w sytuacjach nadzwyczajnych, kryzysowych, a zwłaszcza w chwilach, gdy potrzebuje cudu.
Nie wszyscy wiedzą, że modlitwa ta funkcjonuje w dwóch wersjach, krótszej i dłuższej. Poniżej zamieszczamy obydwie.
Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo,
że nigdy nie słyszano,
abyś opuściła tego,
kto się do Ciebie ucieka,
Twej pomocy wzywa,
Ciebie o przyczynę prosi.
Tą ufnością ożywiony, do Ciebie,
o Panno nad pannami i Matko,
biegnę, do Ciebie przychodzę,
przed Tobą jako grzesznik płaczący staję.
O Matko Słowa,
racz nie gardzić słowami moimi,
ale usłysz je łaskawie i wysłuchaj.
Amen.
Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Maryjo, iż od wieków nie słyszano,
aby ktokolwiek uciekając się do Ciebie, Twej pomocy wzywając,
Ciebie o przyczynę prosząc, miał być od Ciebie opuszczony.
Tą ufnością ożywiony, o Panno nad pannami i Matko,
biegnę do Ciebie, przychodzę do Ciebie,
staję przed Tobą jako grzeszny człowiek, drżąc i wzdychając.
O Pani świata, racz nie gardzić prośbami moimi!
O Matko Słowa przedwiecznego, racz wysłuchać mnie nędznego,
który do Ciebie z tego padołu płaczu o pomoc wołam.
Bądź mi pomocą we wszystkich moich potrzebach teraz i zawsze,
a osobliwie w godzinę śmierci, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo.
Przez Twoje święte Panieństwo i Niepokalane Poczęcie,
o Najświętsza Panno Maryjo, oczyść serce, ciało i duszę moją. Amen.
bł. Alvaro del Portillo
“Pozwólcie, że zatrzymam się, aby zasugerować wam kilka rozważań na temat pewnego zwyczaju maryjnego, który wspaniale odzwierciedla dwie istotne cechy: wiarę w mocne wstawiennictwo Dziewicy i gorliwą miłość braterską. Mam na myśli modlitwę Memorare, tak głęboko zakorzenioną w Kościele (…)
Cała nasza wiara jest wprowadzaniem w życie tego zwyczaju. Idziemy do Błogosławionej Dziewicy, ponieważ wiemy, że jest Ona Matką Bożą. Dlatego, poprzez swe wstawiennictwo przed tronem Bożym, staje się Ona błagającą wszechmocą. Pan nie odmawia niczego ukochanej Córce Boga Ojca, Matce Boga Syna i Oblubienicy Boga Ducha Świętego – jakie poczucie bezpieczeństwa i jaka radość płyną z tej pewności! Rozważaj też codziennie na nowo myśl, że nasza Matka jest najpotężniejszą istotą. Chrystus oddał nam ją przed śmiercią na krzyżu. Jako Matka Boża może czynić wszystko, a jako nasza Matka daje nam to, czego potrzebujemy, by być szczęśliwymi i osiągnąć wieczne zbawienie.
Ten Rok Maryjny jest dobrą okazją, abyśmy, mając przed oczyma przykład wiary Matki Bożej, mogli oczyścić naszego ducha wiary. Często zadawaj sobie pytanie: czy modlę się, mając pewność, że Bóg odpowie na moje modlitwy? Czy wytrwale modlę się za Kościół? Czy ty, podobnie jak św. Josemaria, wszystko powierzasz modlitwie? (Instrukcja, 9.01.1935, 259) (List, lipiec 1987).
Historia zwyczaju odmawiania codziennie modlitwy Saxum za tego, kto jest w największej potrzebie
1939. Podobnie, jak mieli w zwyczaju oficerowie w okresie powojennym, również Álvaro wynajmował mieszkanie przy rodzinie, gdy po wojnie został przez przełożonych skierowany do miasta Olot w Katalonii. Właścicielka domu uznała, że ten oficer – przystojny przyszły inżynier budownictwa lądowego – byłby dobrym mężem dla jej córki. Tak więc pewnego dnia wieczorem, kiedy Álvaro wrócił zmęczony do domu, matka i córka czekały na niego z filiżanką czekolady, chcąc z nim porozmawiać i lepiej go poznać. Gdy tylko Alvaro zdał sobie z tego sprawę, zdecydował się opuścić to mieszkanie, ale zanim to zrobił, właścicielka domu próbowała przyspieszyć bieg wydarzeń i zaaranżowała spotkanie Alvaro z jej córką sam na sam.
Jednocześnie w Madrycie, w sposób nadprzyrodzony, św. Josemaria zrozumiał, w jakim niebezpieczeństwie z punktu widzenia moralności znalazł się jego syn. Dlatego Ojciec poprosił tych, którzy właśnie byli przy nim, aby odmówili razem z nim modlitwę Memorare w intencji osoby, która tego potrzebowała w tym momencie. W tym samym momencie Alvaro opuścił ten dom, niwecząc plany matki i córki.
Później założyciel Opus Dei wspomniał o tym wydarzeniu w swoich książkach Droga i Bruzda, nie wymieniając jednak imienia jego bohatera: “Synu: wspaniale przeżywasz komunię świętych, skoro piszesz do mnie: “Wczoraj to odczułem, że Ksiądz modlił się za mnie!” (Droga, 546). “Komunia świętych: wyraźnie doświadczył jej ów młody inżynier, który mi powiedział: “Ojcze, tego a tego dnia o tej godzinie modlił się Ojciec za mnie” (Bruzda, 472). Później Alvaro zrozumiał, że modlitwa Memorare pomogła mu przezwyciężyć ryzykowną sytuację, w której się znalazł, a której nie szukał ze swej strony.
Od tego czasu zwyczajem Opus Dei jest codzienne modlić się tą modlitwą do Matki Bożej za wiernych Dzieła, którzy tego najbardziej potrzebują. Św. Josemaría określił ją mianem “modlitwy Saxum”, czyli skały.
ze strony: OPUS DEI
***************************************************************************
Fatima i wybory przedstawicieli Narodu
Przeczytaj i pomyśl, iż rzeczywiście Twoje wybory mają znaczenie i swoje konsekwencje!
„Trwa cierpienie Kościoła i trwa zagrożenie człowieka, a tym samym nie ustaje szukanie odpowiedzi; dlatego wciąż aktualna pozostaje wskazówka, którą dała nam Maryja. Także w obecnym utrapieniu, gdy siła zła w najprzeróżniejszych formach grozi zdeptaniem wiary. Także teraz koniecznie potrzebujemy tej odpowiedzi, której Matka Boża udzieliła dzieciom” w Fatimie mówił w 2011 Benedykt XVI.
Na naszych oczach wypełnia się prorocka misja Fatimy. Widzimy, jak błędy ateizmu rozlewają się po całym świecie wywołując wojny, cierpienia, prześladowania, „całe narody znikają z powierzchni ziemi”. Zło nazywa się dobrem, dobro ukazuje się jako coś złego i szkodliwego dla człowieka, a bardziej dla swoiście pojmowanego „szczęścia i rozwoju”. Zabijając mówi się, że się jest za życiem, a broniących życia ukazuje się jako ludzi „bez serca”, nie mających nawet odrobiny współczucia dla bliźniego.
Wypełnia się zatem jakaś „tajemnica zła”, której realność ukazała Maryja fatimskim pastuszkom poprzez „wizję piekła”. Padają wówczas istotne słowa dotyczące Portugalii, które dziś dla nas Polaków powinny zabrzmieć równie donośnie: „w Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary”. Pamiętajmy, iż Polska, jako pierwszy kraj po Portugalii, poszła drogą wskazań Maryi, poświęcając się Niepokalanemu Sercu Maryi, przez ten akt zawierzyła swoją przyszłość prosząc o ocalenie w czasie „czerwonej zarazy”. Niech interpretacja tego krótkiego zwrotu, jakiej dokonała s. Łucja, sprowokuje nas do myślenia w czasie, dokonywania przez nas wyboru przedstawicieli Narodu. Nie są to sprawy drugorzędne, lecz niezmiernie istotne decydujące nie tylko o tym, co dziś, lecz o przyszłości.
Sens obietnicy dotyczącej Portugalii wskazuje na zasadę, której nie powinniśmy lekceważyć!
Obietnica dotycząca Portugalii
W Portugalii na zawsze zachowany zostanie dogmat Wiary. Ta obietnica Matki Bożej nie oznacza, że Portugalczycy z góry są chronieni przed wszelkim złem, że mogą robić, co im się podoba i że wszystko będzie się pomyślnie układać…
Choć bardzo oszczędna w słowach, gdy odnosiła się do Przesłania z Fatimy, a szczególnie wówczas, gdy wyrażała swą osobistą interpretację wydarzeń, Łucja pozostawiła nam ważne stwierdzenie, owoc osobistych przemyśleń:
„jeśli Portugalia nie zatwierdzi aborcji, będzie uratowana; jeśli jednak ją zatwierdzi, będzie musiała wiele wycierpieć. Za grzech jednostki płaci osoba odpowiedzialna za jego popełnienie, lecz za grzech Narodu płaci cały Lud. Przecież rządzący, którzy ustanawiają niecne prawa, robią to w imię Narodu, który ich wybrał.
Dzisiaj na Portugalii ciążą trzy społeczne grzechy, które domagają się zadośćuczynienia i nawrócenia: rozwód, aborcja i cywilne śluby osób tej samej płci. To wielki kryzys moralny jest przyczyną wszystkich innych kryzysów. W ciele toczonym przez gangrenę, niezależnie od wielości zastosowanych kuracji, dopóki źródło zła nie zostanie usunięte, nie pojawi się polepszenie stanu zdrowia i śmierć będzie jego kresem. Tak samo dzieje się w tkance społecznej – dopóki amoralność będzie grasować niczym śmiercionośna plaga, dopóty cały naród będzie jęczeć i cierpieć katusze.
Jednak obietnica się wypełni, gdyż zawsze pozostanie reszta uboga i pokorna, która będzie niczym zaczyn w cieście. Dobro zawsze zwycięża zło i wyłącznie do Boga należy zwycięstwo”.
W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary
W aspekcie rysującego się dość czarnego scenariusza dla świata i ludzkości Maryja wplata 13 lipca również i takie zdanie: „W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd.” . Łucja komentuje to bardzo prosto, a mianowicie: „Obietnica ta wskazuje, iż w Portugalii wiara zawsze będzie istnieć, nawet wtedy, gdy ateiści będą chcieli ją ugasić”.
Prawdziwa wierność ukazuje się w obliczu zagrożeń i przeciwności. Zachowanie wiary przez Portugalię, o którym przypomina Maryja w Fatimie nie zakłada „świętego spokoju” w tym kraju, ale właśnie uświadamia, iż pomimo zmagać i przeciwności dogmat wiary się ostoi i Portugalia nie wyprze się swego chrześcijańskiego dziedzictwa, a przede wszystkim katolickich norm wiary.
Ostatnie słowa Hiacynty wypowiedziane w czasie choroby w Lizbonie (1920 r.):
„Biedna Matka Boża! Ach, jak mi smutno z powodu Matki Bożej, tak bardzo się martwię!
Jeśli ludzie wiedzieliby, czym jest wieczność, zrobiliby wszystko, żeby zmienić swoje życie!
Lekarze nie mają światła, aby wyleczyć chorych, ponieważ nie mają miłości Bożej.
Jeśli rząd dałby spokój Kościołowi i zostawiłby wolność religii, byłby błogosławiony przez Boga”.
Umierająca Hiacynta, jako niespełna 10 letnia dziewczynka dzieli się swoimi przemyśleniami, których charakter bardziej wskazywałyby na to, iż ich autorem jest dorosły człowiek. A może w tym jest i jakieś wskazanie na dziś dla nas? Może to my dziś nie zauważamy oczywistości, które są tak jasne i proste? Mówią o nich nawet dzieci, lecz nas dorosłych coś zaślepiło i nie dostrzegamy fundamentalnych prawideł naszego życia i funkcjonowania w społeczeństwie.
Polska upadła, gdyż nie wypełniła ślubów
„Kiedy emigranci polscy w Paryżu obchodzili w roku 1856 dwóchsetną rocznicę „Ślubów Jana Kazimierza”, wówczas polski kaznodzieja,. ks. Aleksander Jełowicki, omawiając obowiązek człowieka wobec ślubowanego czynu, doszedł do wniosku, że Polska dlatego upadla, bo naród nie wypełnił zaprzysiężonych zobowiązań.
Przed trzema miesiącami znowu katolicki naród polski u stóp Jasnogórskiej Pani złożył nowe ślubowania, których treść znana jest wszystkim.
A więc nie powtarzajmy dawnego błędu niewypełnienia przyjętych przez ślubowanie zobowiązań, ale od słów przejdźmy teraz do czynów, do życia prawdziwie katolickiego w rodzinie, w społeczeństwie” ( ks. A. Marchewka 1946 r.).
Czy wybieramy jednak tych, którzy pomogą nam w przyszłości wypełnić zaciągnięte zobowiązania? Czy popieramy tych, którzy będą mieli szczerą intencję, by współpracować w tym dziele podjęcia czynem złożonych przyrzeczeń? Dla każdego z nas: jako Polaków i ludzi wierzących, ten aspekt nie może być lekceważony. Dokonujmy wyborów mając świadomość, iż osoby na które głosujemy są naszymi reprezentantami. Jeśli zatem wybranie przez nas przedstawiciele Narodu będą ustanawiać prawa godzące w Boże prawo, my wszyscy poniesiemy tego konsekwencje.
Pamiętajmy: Za grzech jednostki płaci osoba odpowiedzialna za jego popełnienie, lecz za grzech Narodu płaci cały Lud – gdyż to Naród wybiera swoich przedstawicieli, którzy ustanawiają prawa.
Sekretariat Fatimski/Krzeptówki
*****
W związku wyborami na urząd Prezydenta naszej Ojczyzny Metropolita Krakowski, Ksiądz Arcybiskup Marek Jędraszewski napisał list pasterski do wiernych Archidiecezji Krakowskiej, w którym pisze bardzo wyraźnie o naszej odpowiedzialności:
„W imię miłości do Ojczyzny i w duchu wielkiej za nią odpowiedzialności bardzo proszę Was wszystkich także osoby starsze, które dobrze pamiętają czasy walki z Kościołem i jego nauczaniem, abyście w najbliższą niedzielę, 12 lipca br., jak najliczniej wzięli udział w II turze wyborów prezydenckich i zgodnie z właściwie ukształtowanym sumieniem opowiedzieli się za tym kandydatem na urząd prezydenta RP, którego polityczny program jest bliski nauce społecznej Kościoła ze względu na obronę fundamentalnej wartości życia oraz tradycyjnie pojmowaną instytucję małżeństwa i rodziny, a także troskę o zagwarantowanie rodzicom prawa do wychowywanie ich dzieci.”
*******
Ksiądz Biskup Ignacy Dec:
Katolik powinien głosować na kandydata głoszącego poglądy zgodne z Dekalogiem i Ewangelią
“Każdy obywatel jest odpowiedzialny za Ojczyznę, winien uczestniczyć w sprawach publicznych, a zatem udział w wyborach to nasz obowiązek. Wynika on z odpowiedzialności za dobro wspólne. Jednocześnie katolik, dokonując wyboru, powinien zawsze pamiętać, że każda nasza decyzja ma moralny wymiar. Może być dobra albo zła. Ta wyborcza także”.
**********
Zakon Rycerzy Jana Pawła II chce ożywić kult św. Stanisława Kostki
materiały prasowe
**
W parafii pw. Chrystusa Zbawiciela w Przasnyszu w diecezji płockiej powstała chorągiew Zakonu Rycerzy Jana Pawła II. To już jedenasta chorągiew w diecezji. Jej członkowie pragną ożywić kult św. Stanisława Kostki (1550-1568), który w 1550 roku został ochrzczony właśnie w Przasnyszu.
Inicjatorem utworzenia chorągwi Zakonu Rycerzy Jana Pawła II w parafii pw. Chrystusa Zbawiciela był jej proboszcz ks. kan. Romuald Ciesielski. Chorągiew liczy aktualnie jedenastu rycerzy oraz trzech kadetów (czyli osób poniżej 18 roku życia).
Mężczyźni są w różnym wieku i wykonują różne zawody, część z nich jest z Pokolenia Jana Pawła II. Łączy ich zaangażowanie w życie parafii i pragnienie formacji zgodnie z nauczaniem św. Jana Pawła II. Niebawem przywiozą z Krakowa do Przasnysza relikwie Świętego. .
Postanowili należeć do chorągwi Zakonu Rycerzy Jana Pawła II z jeszcze jednego powodu: „Nasza parafia jest w Przasnyszu, związanym ze św. Stanisławem Kostką, który urodził się w pobliskim Rostkowie. Chcielibyśmy ożywić jego kult i otoczyć opieką Sanktuarium św. Stanisława Kostki w Rostkowie” – zapowiada ks. proboszcz.
Janusz Paczkowski, komandor Zakonu w diecezji płockiej również podkreśla, że chociaż św. Jan Paweł II to w nim centralna postać, jednak rycerzom zależy również na promocji lokalnych świętych, a takim jest z pewnością św. Stanisław Kostka, który wychował się w Rostkowie, na mazowieckiej ziemi. To patron dzieci i młodzieży oraz diecezji płockiej: „To jeden z naszych największych świętych, chcemy go przypomnieć” – obiecuje Janusz Paczkowski.
W diecezji płockiej jest obecnie jedenaście chorągwi Zakonu Rycerzy Jana Pawła II. Dwie kolejne mają powstać w sierpniu w Płońsku.
***
Zakon Rycerzy Jana Pawła II działa od 2012 roku, w 19 diecezjach w Polsce i Kanadzie, w 52 parafiach. Liczy około 900 Braci Rycerzy. W diecezji płockiej istnieje 11 chorągwi Zakonu, komandorem jest Janusz Paczkowski, a kapelanem ks. dr Tomasz Brzeziński, rektor Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku.
Zasadniczym celem Zakonu Rycerzy Jana Pawła II jest formacja katolików-mężczyzn świeckich poprzez stawianie sobie za wzór osoby patrona – św. Jana Pawła II (Karola Wojtyły), który swoim świadectwem pokazywał jak łączyć męskość i świętość. Swoje powołanie Rycerze Jana Pawła II chcą realizować poprzez zaangażowanie w takie rodzaje aktywności jak m.in. obrona wartości chrześcijańskich, w tym rodziny, życia – od poczęcia do naturalnej śmierci, promocja nauczania Jana Pawła II, promowanie katolickiej duchowości świeckich, wspieranie duchowieństwa czy promocja duchowości mężczyzny.
Św. Stanisław Kostka urodził się 28 października 1550 r. w Rostkowie koło Przasnysza w diecezji płockiej, został ochrzczony w kościele św. Wojciecha w Przasnyszu; zmarł 15 sierpnia 1568 r. w Rzymie. Jest m.in. patronem Polski, diecezji płockiej, ministrantów oraz dzieci i młodzieży. Był synem kasztelana zakroczymskiego.
W wieku 14 lat razem ze starszym bratem Pawłem został wysłany do szkół jezuickich w Wiedniu. W grudniu 1565 r. ciężko zachorował. W nocy miał wizję, w której św. Barbara z dwoma aniołami przyniosła mu komunię św. Miał też drugą wizję, w której Matka Boża z Dzieciątkiem Jezus pochyla się nad nim i składa mu w ramiona Dzieciątko. Rano wstał zupełnie zdrowy.
Stanisław pragnął wstąpić do zakonu jezuitów, ale nie uzyskał zezwolenia rodziców. W sierpniu 1567 r. pieszo, w przebraniu, uciekł z Wiednia. W pogoń za nim ruszył jego brat Paweł. Stanisław dotarł do Dillingen w Bawarii (około 650 km) i zgłosił się do świętego Piotra Kanizjusza. Ten wysłał go do Rzymu, gdzie święty Franciszek Borgiasz przyjął go 28 października 1567 r. do nowicjatu. Mając 18 lat złożył śluby zakonne.
10 sierpnia 1568 r. nagle zachorował na malarię i zmarł 15 sierpnia 1568 r. w Rzymie. Na jego pogrzeb przybyły tłumy. Od 1983 roku z Przasnysza do Rostkowa wyrusza doroczna pielgrzymka dzieci i młodzieży. Rok 2018 był w Polsce i diecezji płockiej Rokiem św. Stanisława Kostki.
Kai.pl/25.07.2020/Przasnysz Ⓒ Ⓟ
***************************************
27-latek idzie z krzyżem przez Polskę. Modli się o nawrócenie narodu
Michał Ulewiński ma 27 lat. Od miesiąca przemierza Polskę z 15-kilogramowym krzyżem na plecach i modli się o nawrócenie narodu. W poniedziałek (20 lipca) będzie na Giewoncie.
– Na ten krzyż złożyłem wszystkie grzechy narodu polskiego i złączyłem je z ofiarą na krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa, ofiarując to wszystko kochanemu Ojcu – mówił Michał w pierwszych dniach pielgrzymki na kanale na YouTube „Państwo Boże”.
Swoją wędrówkę rozpoczął w miejscowości Różaniec w woj. warmińsko-mazurskim. Obecnie podąża na południe. Najbliższą noc spędzi w Zakopanem, a w poniedziałek zamierza zdobyć Giewont. Następnie przejdzie do Gniezna a stamtąd do Sokółki – Uczynię na Polsce znak krzyża. Wierzę, że wtedy Pan Bóg pobłogosławi naszej Ojczyźnie – wyznaje Michał.
Swoją wędrówką chce na mapie Polski wyrysować znak krzyża
Inspiracją do wyruszenia w drogę były słowa Apokalipsy św. Jana oraz “Dzienniczka” św. Siostry Faustyny. – Przypominały mi się słowa do Siostry Faustyny „dla ciebie błogosławię całemu krajowi”. Dlatego idę po błogosławieństwo dla naszego narodu – mówi Michał.
Na swojej drodze pielgrzym doświadcza niezwykłej troski ze strony napotkanych ludzi. Niektórzy pomagają nieść krzyż, inni proponują nocleg i ciepły posiłek. Noce spędza w domach gościnnych katolików oraz na plebaniach. Jak dodaje z uśmiechem, najwięcej jedzenia otrzymuje w środy i w piątki, ale wtedy odmawia, bo w te dni pości o chlebie i wodzie. Tę praktykę podjął niedługo po swoim nawróceniu, którego doświadczył w 2016 r.
Nocleg w parafii w Bielewach po 329 km wędrówki
– Nie możemy być obojętni na to, jak wygląda dzisiejszy świat. Pan kładzie przed nami życie i śmierć. Musimy wybrać: czy odwrócimy się od Boga i zostaniemy ukarani jak inne narody, czy zaufamy Panu. – mówi i zachęca do podejmowania czynów pokutnych za grzechy swoje i najbliższych.
Pielgrzymkę Michała można śledzić na stronie na Facebooku: Państwo Boże.
Anna Bandura/Tygodnik NIEDZIELA/19/07/2020
***
27-latek idzie z wielkim krzyżem na ramieniu przez całą Polskę
fot. Facebook/Michał Ulewiński
**
27-latek Michał Ulewiński przemierza Polskę na piechotę z wielkim krzyżem na ramieniu. W ten weekend dotarł na Podhale. Zamierza wejść na Giewont, a także pokłonić się przed Matką Boską Ludźmierską.
– Każdego dnia doświadczam coraz więcej dobroci. Po drodze odbyłem kilka rozmów, dostałem obrazek od Oliwki na pamiątkę. Pani Basia napisała, czy mam buty, żeby bezpiecznie wejść na Giewont, a Pan Przemek przywiózł mi te buty! Dostałem kilka propozycji noclegu, ale pierwsza była Pani Ewa i u niej spędzam dzisiejszą noc. Górzyste tereny dają się we znaki, ale Pan Bóg obficie błogosławi i niech błogosławi tak całej Polsce – mówi Michał Ulewiński.
Michał Ulewiński wędruje przez całą Polskę z wielkim krzyżem na ramieniu. – Na ten krzyż położyłem wszystkie grzechy narodu polskiego i złączyłem je z ofiarą na krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa, ofiarując to wszystko kochanemu Ojcu – tłumaczy pomysł takiej wędrówki Michał Ulewiński. Jego wędrówkę można oglądać na kanale YouTube „Państwo Boże”, a także śledzić na Facebooku.
Wędrowiec podkreśla ogromne wsparcie ze strony wielu osób, które pozdrawiają go w różnych miejscach, także na Podhalu. 27-latek spędzi na Podhalu kilka dni. Wybiera się na Giewont i chce pokłonić się Matce Boskiej Ludźmierskiej w Ludźmierzu.
20 lipca 2020/Zakopane/Kai.pl
***
27-latek idący z krzyżem przez całą Polskę dotarł na Giewont!
Michał Ulewiński od miesiąca przemierzał Polskę z 15-kilogramowym krzyżem na plecach i modlił się o nawrócenie narodu. 21 lipca dotarł na Giewont.
2020-07-22 14:21
Tomasz Pańszczyk Fotograf /fb.com
– Na ten krzyż złożyłem wszystkie grzechy narodu polskiego i złączyłem je z ofiarą na krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa, ofiarując to wszystko kochanemu Ojcu – mówił Michał w pierwszych dniach pielgrzymki na kanale na YouTube „Państwo Boże”.
Na profilu FB prowadzonym przez Michała, możemy przeczytać treść modlitwy jaką odmówił zaraz po dotarciu na Giewont:
„To modlitwa, którą odmówiłem przy krzyżu: Usłysz Boże, wołanie Twojego ludu. Spójrz na krew przelaną w obronie wiary i tradycji w tym narodzie, który powierzył się Matce Twojego Syna. Wspomnij na męczeństwo ofiarę tych, którzy poświęcili się na ołtarzu Ojczyzny, by bronić jej przed czerwonym smokiem. Niech ich modlitwa przyczyni się do oczyszczenia narodu Polskiego. Boże Ojcze nasz błagam Cię, uwolnij nas od grzechu i złych przyzwyczajeń, wypisz w naszych sercach swoje święte prawo i daj nam siłę, abyśmy spełnili przyrzeczenia i śluby, których dokonaliśmy przed gronem naszej Królowej. Zmiłuj się nad nami, Boże w miłosierdziu swoim, w obronie swej litości zgładź nieprawości naszą. Odwróć swe Oblicze od naszych grzechów i zniszcz wszystkie nasze przewinienia. Ojcze, składam Ci tę drogę i trud jak pokutę za grzechy narodu Polskiego. Wejrzyj na moje uniżenie, pokornie błagam Cię, abyś przez Najświętszą ofiarę Syna Swojego, a Pana Naszego Jezusa Chrystusa i wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny pobłogosławił nam w budowaniu wielkiej i świętej Polski.
W naszych sercach – Króluj nam, Chryste!
W naszych rodzinach – Króluj nam, Chryste !
W naszych parafiach – Króluj nam, Chryste!
W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam, Chryste !
W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam, Chryste !
W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam, Chryste !
W naszych miastach i wioskach – Króluj nam, Chryste!
W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam,Chryste !!!”
Tomasz Pańszczyk Fotograf /fb.com
Jak informuje z Giewontu chce pójść do Gniezna, a następnie do Sokółki, tak aby jego trasa uczyniła nad Polską znak krzyża.”
– Nie możemy być obojętni na to, jak wygląda dzisiejszy świat. Pan kładzie przed nami życie i śmierć. Musimy wybrać: czy odwrócimy się od Boga i zostaniemy ukarani jak inne narody, czy zaufamy Panu. – mówi i zachęca do podejmowania czynów pokutnych za grzechy swoje i najbliższych.
Tygodnik NIEDZIELA
************************************************************************
Ksiądz otacza Polskę modlitwą jadąc 3 tys. km na rowerze
Kapłan z diecezji siedleckiej i jednocześnie podporucznik Wojska Polskiego ks. Bogumił Lempkowski 2 lipca wyruszył w samotną rowerową pielgrzymkę dookoła Polski w intencji Ojczyzny. Dziś, 24 lipca, ma przed sobą ostatni odcinek trasy.
Ks. Lempkowski dzielił się swoimi przeżyciami z pielgrzymki na swoim Facebookowym profilu. W każdym wpisie podkreślał, że jedzie dla Polski, że otacza modlitwą naszą Ojczyznę i rodaków, jednocześnie prosząc o duchowe wsparcie i dla niego na dalszą podróż.
W dniu wyjazdu pisał (pisownia oryginalna): PIELGRZYMKA ROWEROWA DOOKOŁA POLSKI W INTENCJI OJCZYZNY. JUTRO WYRUSZAM. Kochani, oczywiście proszę o modlitwę za mnie, ale przede wszystkim za NASZĄ KOCHANĄ NAJJAŚNIEJSZĄ RZECZYPOSPOLITĄ. Już czuję Waszą modlitwę. Pan Bóg i Matka Boża już troszczą się o mnie. Doświadczyłem tego w czasie przygotowań. Ruszam w Uroczystość Matki Bożej Kodeńskiej Królowej Podlasia i Jednosci 2 lipca.
Oto kolejne z postów kapłana (pisownia oryginalna):
Na koniec trochę statystyki. Rekord pobity
Nigdy pierwszego dnia nie robiłem wiecej niż 162 km. Teraz 170 km pierwszego dnia czyli rozgrzewkę. Miałem kryzys przed Kodniem… brak prądu w bateriach wiec podlaczylem się pod prąd w Koronce do Milosierdzia Bożego. Ten nigdy nie zawodzi.
Dziś I. piątek miesiąca. Rano skwar, że lepiej było jechać niż siedzieć na odpoczynkach, stąd były one bardzo krótkie. Zatrzymaliśmy się w Dubience. Młodzi konserwatorzy odnawiali figurę Pana Jezusa Dobrego Pasterza. Czasem potrzeba odnowy siebie Kościoła, naszego Narodu. Stąd intencja dzisiejszego mojego sporego trudu. Odnowę zacząłem od siebie, ofiarowałem trud spiekoty i deszczu w intencji mojego Kościoła i mojego Narodu. Amen. Popołudniu deszcz i jazda w deszczu po dziurawym asfalcie z kałużami. Na nocleg po 152 km dotarłem o 20.30 do Dołchobyczowa.
Ps. Jutro jadę z sakwami. 137km. Módlcie się za mnie. Proszę i dziękuję.
www.facebook.com/bogumil.lempkowski
Ks. Lempkowski na rowerze przejeżdżał średnio 155 km dziennie:
Kochani, dziś pierwsza sobota miesiąca więc Mama zaopiekowała się wspaniale. Piękne słonko, niewielki zefirek, asfalcik rewacja, prawie cały różaniec odmowiony już przed poludniem w intencji Ojczyzny, w intencji mojej mamy, Kościoła w Polsce, Waszych intecjach. Złożyłem te intencje w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w Lubaczowie. Cudowna s. Samuela też będzie modlić się za nasz wszystkich. Dziś przekroczyłe rzekę San. Jutro dalej na południe do Lutowisk – starzy oazowicze znają doskonale.
Ps. Po trzech dniach jestem na 467 km co daje 155 km dziennie średnia.
Po środowej trasie (22 lipca) ksiądz pisał:
Kochani, to byl dobry dzień. 145 km ide spać. Wybaczycie ? Jest 2.05
Ps. Pan Bóg prowadzi. Wstaję śniadanko bez Mszy świętej wyjątkowo. Już dawno zaplanowałam Mszę świętą w Sokółce. Dziękuję najprzeserdeczniej Emilce i Sebastianowi. Ruszam-y , towarzyszy mi wytrawny kolarz Tadek. Najpierw szutr potem asfalt i znów szutr przez las. Tadkowi wplątuje sie w przerzutkę patyk. Meczymy się z 15 min. Jest. Naprawione ruszamy. Koniec szutru, wioska Mikaszowka. Zdjęcie przy kanale Czarna Hańcza. I… zlewa. Pan Bóg spowolnił nas byśmy nie zmokli. Ekspozycja upamiętniająca Obławę Augustowską. Widzę proboszcza. Zaprasza na kawę. Cudownie. Rozmowa o Polsce , ofiarach, patriotyzmie. Ruszam dalej. W Sokółce Msza święta. Spotkanie po latach z ks. Dziekanem. To tu zaczely się Msze święte za Ojczyznę. Z Skokołki do Krynek. Obiad u p. Józefa Popiełuszki brata bł. Księdza Jerzego.
Dziś przed księdzem ostatnie 130 km, jest już z powrotem na Podlasiu. 3000 km w nogach, jak sam pisze – dla ukochanej Ojczyzny.
Tygodnik Niedziela/24.07.2020
*************************************************************
Wyjątkowa misja
Eduardo Verastegui, znany aktor, muzyk i działacz pro-life, w czasie swojej podróży do Polski powiedział: „Kim jesteś, jeśli nie stajesz w obronie tego, w co wierzysz?”.
Eduarda Verastegui pamiętamy z poruszających filmów, takich jak „Bella”, „Little Boy” czy „Cyrk motyli”, gdzie zagrał razem z Nickiem Vujicicem. W Polsce aktor jest najbardziej kojarzony z filmem „Cristiada”, będącym historią meksykańskich męczenników, gdzie zagrał Anacleta Floresa u boku Andy’ego Garcii i Ewy Longorii. Niezwykłym przedsięwzięciem artysty jest odmawianie w czasie pandemii koronawirusa Różańca, który każdego dnia gromadzi tysiące użytkowników portali społecznościowych. Aktor nazywa ich wszystkich „rodziną”. Wołają razem z nim do Matki Bożej z Guadalupe w intencji zakończenia pandemii, za rodziny oraz o pokój na świecie.
Pod płaszczem z Guadalupe
Eduardo Verastegui jest zaangażowany w obronę życia dzieci nienarodzonych. Dla nich i dla ich matek, które stoją przed dramatycznym wyborem, czy urodzić dziecko, czy raczej dokonać aborcji z powodu lęku, poczucia osamotnienia i bezsilności, razem z przyjaciółmi (należy do nich Gianna Emmanuela, córka św. Joanny Beretty Molli) stworzył niezwykłą klinikę. Otwarty w 2011 roku ośrodek został nazwany Płaszcz z Guadalupe, na cześć Matki Bożej, która jest patronką Meksyku, a na świecie znana jest zwłaszcza jako opiekunka dzieci nienarodzonych. I rzeczywiście widać Jej pomoc i błogosławieństwo, ponieważ wiele tysięcy spodziewających się dziecka kobiet w trudnej sytuacji otrzymało tam wszechstronną bezpłatną pomoc.
Aktor bardzo szeroko rozumie działalność pro-life. Dla niego to dużo więcej niż tylko obrona życia dzieci nienarodzonych. – Zaangażowanie na rzecz pro-life obejmuje także zainteresowanie się losami dzieci, które są głodne i nie mają normalnego domu i kochającej rodziny, oraz tymi, które są porywane, a potem sprzedawane i wykorzystywane seksualnie. Takich dzieci są miliony. Koniecznie trzeba z tym skończyć – mówi Eduardo Verastegui. – Chronienie życia, a także godności każdego dziecka oraz zainteresowanie się młodzieżą, która potrzebuje pomocy i jest niszczona przez uzależnienia – na tym również według mnie polega działalność pro-life. Ale i to jeszcze nie wszystko. Być pro-life oznacza też stawać w obronie niesłusznie skazanych czy pozbawionych prawa do obrony z powodu braku środków finansowych na opłacenie prawnika. To również otwartość na potrzeby seniorów. Przygotowaliśmy programy, które polegają na tym, że młodzież spotyka się z osobami starszymi, samotnymi, zwłaszcza w domach opieki, których nie odwiedzają bliscy. Te wszystkie działania są za życiem: chronienie od poczęcia aż do naturalnej śmierci. To jest dla mnie wyjątkowa misja – dodaje z przekonaniem Eduardo.
W trudnym czasie epidemii aktor też angażuje się w pomoc na rzecz potrzebujących. Dołączając do ruchu Dona Despensas (Podaruj Spiżarnię), razem z przyjaciółmi przygotował już 60 tys. paczek dla ubogich wielodzietnych rodzin.
Różaniec dla świata
Eduardo Verastegui zmobilizował 200 tys. osób do wspólnego odmówienia Różańca 13 maja, we wspomnienie Matki Bożej Fatimskiej. Następnego dnia rzucił wyzwanie, aby na zakończenie maryjnego miesiąca maja i w niedzielę Pięćdziesiątnicy zgromadzić milion osób z różnych części świata odmawiających Różaniec. 7 czerwca zaprosił do wspólnej modlitwy w intencji bardzo dotkniętych skutkami epidemii Stanów Zjednoczonych. Te internetowe różańcowe spotkania nazwał Rosario por el Mundo, czyli Różaniec dla Świata. Uczestniczą w nim również Polacy. 31 maja wiele osób łączyło się z Eduardo nie tylko przez media społecznościowe, ale modliło się razem z nim w tym samym czasie w swoich kościołach. – Moi rodzice o godzinie 20 czasu polskiego, czyli o godzinie 13 czasu meksykańskiego, w łączności z Eduardem odmówili Różaniec przy grobie bł. ks. Jerzego Popiełuszki – opowiada Marek Popiełuszko, bratanek męczennika. Wiemy, że Różaniec jest potężną bronią. A o tym, że często pojawiają się różne przeszkody w dążeniu do dobra, mógł przekonać się nie tylko artysta, ale wszyscy modlący się razem z nim, kiedy w czasie odmawiania modlitwy od czasu do czasu w mediach społecznościowych pojawiały się nieprzewidziane „usterki techniczne”. 7 czerwca Rosario por el Mundo był ofiarowany szczególnie w intencji Stanów Zjednoczonych, m.in. z powodu niepokojów społecznych, jakie miały miejsce po tragicznej śmierci jednego z obywateli, który był Afroamerykaninem.
– Można posługiwać się sztuką, na przykład filmem czy muzyką, aby ukazywać światu piękno rodziny, szacunek dla drugiego człowieka od momentu poczęcia aż do późnej starości – mówi Eduardo Verastegui. – Rodzina, aby mogła trwać, musi opierać się na miłości, ale też na wzajemnym szacunku jej członków i wspólnej modlitwie – dzieli się swoimi refleksjami w czasie modlitwy różańcowej. Setki uczestników tego wirtualnego spotkania modlitewnego piszą i powierzają w swoich komentarzach intencje. Często można przeczytać, z jak wielką troską modlący się mówią o swoich bliskich, martwią się, aby być pod opieką i nie zachorować z powodu koronawirusa. Swoje intencje dołączają uczestnicy wspólnej modlitwy nie tylko z Meksyku, ale też z Kolumbii, Peru, Chile, Paragwaju czy Dominikany. Są też prośby wielu Europejczyków, na przykład z Hiszpanii, Włoch, czy Polski.
Różaniec dla Świata wciąż trwa. Każdy może dołączyć do modlitwy prowadzonej przez Eduarda Verastegui na facebookowym profilu pod adresem: www.facebook.com/EduardoVerastegui/•
Iwona Flisikowska/GOŚĆ NIEDZIELNY 25/2020
*************************
Brytyjscy posłowie podjęli decyzję ws. liberalizacji aborcji
fot. Serena Repice Lentini / Unsplash
Brytyjscy posłowie nie poparli drastycznej liberalizacji prawa aborcyjnego. Przeciw zmianom w ustawie zagłosowali również ci parlamentarzyści, którzy nie popierają działań organizacji pro-life, ale dostrzegają konieczność skutecznej ochrony praw dziecka poczętego i kobiet.
Dotychczasowa ustawa aborcyjna choć i tak uderzająca w prawo do życia dziecka poczętego, nie ulegnie jednak zmianom pod dyktando lobby, którego celem jest dalsza ekspansja aborcyjnego biznesu na Wyspach Brytyjskich. Nadal obowiązuje więc ochrona życia człowieka w fazie płodowej, a prawo zezwalające na dokonanie aborcji w domu nie zostało trwale zmienione, lecz obowiązuje tymczasowo.
Na wysokości zadania stanęła międzypartyjna grupa posłów pro-life, a w debacie parlamentarnej odnotowano opór ze strony tych posłów, którzy nie popierają bezwzględnej ochrony życia człowieka od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Głosowali przeciw poprawkom do ustawy o przemocy domowej głównie z tego powodu, iż były one opracowane w tak fatalny sposób, że zwiększały zagrożenie życia kobiet.
W kampanię sprzeciwu wobec dalszej liberalizacji prawa aborcyjnego zaangażowały się tysiące osób, powiązanych z organizacjami obrony życia. Wysyłano maile protestacyjne do posłów, namawiając do tego również swoje otoczenie.
„Podziękowania należą się tym wszystkim, którzy modlili się w tej intencji, pościli i pisali do swoich posłów. Ta sytuacja pokazuje, że wbrew przeciwnościom wciąć możemy wygrać niektóre bitwy w obronie naszych najsłabszych i dać im szansę narodzin. Te małe zwycięstwa podtrzymują w nas nadzieję do chwili, gdy nasza ziemia będzie wolna od aborcji” – powiedział znany z działań w obronie życia poczętego bp John Keenan.
07.07.2020/Elżbieta Sobolewska-Farbotko (Radio Bobola)/vaticannews.va / Londyn
************************************************************************
Szkockiej posłance grożono śmiercią za głosowanie pro-life
fot. Richard Townshend, CC BY 3.0
**
Lisa Cameron ze Szkockiej Partii Narodowej sprzeciwiła się zakazowi oferowania pomocy kobietom w ciąży w pobliżu klinik aborcyjnych w Anglii i Walii, a także zalegalizowaniu prawa do aborcji w domach. Na Facebooku grożono śmiercią jej i jej rodzinie. Szkocka policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie.
Zdaniem posłanki niektóre komentarze nie były jedynie wyrazem negatywnych emocji, ale realną groźbą. „Jestem zaniepokojona działaniami tych, którzy w ostatnich tygodniach podsycali w internecie nienawiść i toksyczną agresję. Zagłosowałam jedynie zgodnie z sumieniem” – powiedziała Lisa Cameron.
W zeszłym tygodniu w brytyjskim parlamencie nie powiodła się próba dalszej liberalizacji aborcji na żądanie w Anglii i Walii. Po sprzeciwie deputowanych wycofana została jedna z poprawek, której celem była legalizacja aborcji w domach. Taka możliwość istnieje obecnie jedynie tymczasowo, w związku z ograniczeniami związanymi z pandemią. Rząd zapowiedział jednak, że będzie konsultował się w sprawie stałego udostępniania tabletek do samodzielnej aborcji.
17 lipca 2020/Łukasz Sośniak SJ/vaticannews.va/Edynburg Ⓒ Ⓟ
************
6666 ofiar aborcji w pierwszym roku po jej legalizacji w Irlandii
6666 nienarodzonych dzieci zabito w wyniku aborcji w zeszłym roku w Irlandii, w czasie pierwszego roku obowiązywania nowej ustawy pozwalającej na praktycznie nieograniczone przerywanie ciąży. Irlandzki departament zdrowia poinformował, że 24 aborcje przeprowadzono ze względu na poważne zagrożenie życia lub zdrowia matki.
Według danych irlandzkiego rządu, 6542 aborcje dotyczą tak zwanych „wczesnych ciąż”, w których rozwijający się płód nie osiągnął 12. tygodnia życia, 24 aborcje – ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia matki. Kolejne 100 dzieci zostało zabitych, z powodu, jak oficjalnie ujęto, „stanu wpływającego na płód, który może prowadzić do jego śmierci przed lub w ciągu 28 dni od porodu”.
Zdaniem Liama Gibsona z brytyjskiego Stowarzyszenia Ochrony Dzieci Nienarodzonych (SPUC), liczba aborcji jest „naprawdę szokująca”, a ta przytłaczjąca statystka mówi dużo o współczesnym irlandzkim społeczeństwie. Jak zaznaczył, poza ujawnionymi liczbami warto też pamiętać, że „każda z tych 6666 aborcji była świadomym aktem śmiertelnej przemocy wymierzonej w zupełnie niewinną i niepowtarzalną istotę ludzką”.
Aborcja została zalegalizowana w Irlandii w wyniku referendum, jakie przeprowadzono w maju 2018 r. Tylko jedna trzecia obywateli tego kraju głosowała przeciwko aborcji, a ponad 66 proc. opowiedziało się za usunięciem z Konstytucji prawa ochrony nienarodzonych dzieci. „Żaden rząd, żadne państwo, niezależnie od referendum, nie może znieść danego przez Boga prawa do życia nawet jednego członka rodziny ludzkiej” – skomentował Gibson.
Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że ogłoszona oficjalnie przez rząd irlandzki liczba aborcji w tym kraju, składająca się z samych szóstek, w sposób symboliczny nawiązuje do fragmentu Apokalipsy św. Jana: „Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć” (Ap 13 18).
02 lipca 2020/rk (KAI/LifeSiteNews)/Dublin Ⓒ Ⓟ
*********************************
Dłonie świątyni
Myśl wyrachowana: Kto ma Boga w sercu, może Go mieć i w dłoniach.
Kiedy w związku z pandemią episkopat zalecił przyjmowanie Komunii św. „na rękę”, opublikowałem w „Gościu” tekst wyjaśniający teologiczne i historyczne podstawy tej formy przyjmowania Ciała Pańskiego. Zakończyłem fragmentem z „Dzienniczka”, w którym św. Faustyna opisuje sytuację, jaka zdarzyła się jej podczas przyjmowania Komunii św. „Kiedy przyjęłam tę Hostię, którą mi podał, druga upadła mi na ręce. (…) Kiedy miałam Hostię w ręku, odczułam taką moc miłości, że przez dzień cały nie mogłam nic ani jeść, ani wrócić do przytomności. Z Hostii usłyszałam te słowa: Pragnąłem spocząć na rękach twoich, nie tylko w sercu twoim”.
Czy to nie jasny komunikat, że gdy serce czyste, to i ludzka dłoń jest miła Jezusowi?
Cóż, nie dla wszystkich. Znalazły się całkiem liczne osoby, dla których było to oburzające – bo „jak można porównywać nasze grzeszne ręce z dłońmi świętej!”.
No tak. Tylko że to był rok 1936, a wtedy dłonie Faustyny były takie same jak każdego innego. Ona, owszem, była wierna Jezusowi, ale wciąż jeszcze mogła Mu wierności odmówić. Owszem, była obdarzona szczególnymi darami, ale mogła je wykorzystać niezgodnie z przeznaczeniem albo zmarnotrawić.
Faustyna była święta, ale wtedy jeszcze „w drodze” – jak każdy z nas. Bo każdy z nas jest przecież powołany do świętości.
„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa (…) W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” – zapewnia św. Paweł (Ef 1,3-4). To o nas, a nie tylko o Faustynie i Matce Teresie. Ta druga zresztą powtarzała, że świętość to „nie luksus dla wybranych, ale obowiązek dla ciebie i dla mnie”.
Co to za gadanie: ale ja nie jestem jak Faustyna? Wszyscy mamy być jak Faustyna! Nasze dłonie mają być tak samo godne przyjmować Jezusa jak jej dłonie, nasze języki jak jej język i w ogóle my w całości mamy być tak mili Bogu jak ona. To zależy wyłącznie od naszej decyzji, bo wszyscy mamy dość łaski, żeby wiernie wypełnić zadaną nam wolę Bożą – a to jest właśnie istota świętości.
Jak mówi Pismo, nasze ciała są świątynią Ducha Świętego. Ciała! Jesteśmy właściwszym miejscem zamieszkania Jezusa niż wszelkie budowle sakralne. Jesteśmy godniejsi przechowywać Pana niż tabernakulum. No chyba że nie jesteśmy – ale to dlatego, że wybraliśmy grzech i postanowiliśmy w nim tkwić. Wtedy jesteśmy sprofanowaną świątynią.
Ale to już nasz wybór. Bo nie chodzi o sposób przyjmowania Jezusa ale o sposób życia.
Zadziałało
Marszałek brytyjskiej Izby Gmin ogłosił, że poprawka, którą miał głosować parlament, a która przewidywała wprowadzenie pełnej legalizacji aborcji do 28. tygodnia ciąży, została wycofana przez wnioskodawcę. Prawdopodobnie jest to skutek akcji wysyłania e-maili z protestami do deputowanych. Nigdy do tej pory parlamentarzyści nie otrzymali ich tak wielu w sprawie aborcji. Przypuszcza się, że lobbyści aborcyjni zdali sobie sprawę, że wynik głosowania może być dla nich niekorzystny, a na to nie mogli sobie pozwolić. Do tej pory bowiem nie zdarzyło się w historii brytyjskiego parlamentu, żeby jakikolwiek projekt wprowadzający aborcję lub ją rozszerzający został odrzucony. Zapewne więc za jakiś czas spróbują ponownie, ale – jak widać – wiele będzie zależało od działań środowisk pro-life. A tak swoją drogą to wymowne, że w kraju, który edukuje obywateli „antykoncepcyjnie” niemal od becika, tak bardzo potrzebują aborcji. Chociaż to dość proste: jedno i drugie płynie z tego samego źródła – z niechęci do życia.•
Co z tego
W USA w ramach walki z rasizmem obalono i zniszczono pomnik św. Junipera Serry, apostoła Kalifornii. To już trzeci tak potraktowany monument poświęcony temu świętemu. Co prawda Juniper nie był rasistą, lecz przeciwnie – potępiał działania kolonizatorów wobec Indian i robił, co mógł, aby ich ochronić, ale co z tego. Nie przepraszał, że jest biały i że jest katolikiem.
Franciszek Kucharczak/GOŚĆ NIEDZIELNY/29/2020
*****
Czy Komunia jest na rękę
Polski episkopat w 2005 roku ogłosił dokument, w którym znalazło się ogólne pozwolenie na udzielanie Komunii św. na rękę osobom, które o to proszą.
Kto z czystą duszą przystępuje do stołu Pańskiego zgodnie z przepisami Kościoła, zawsze dostępuje łaski. Bo godne przyjęcie Ciała Pańskiego nie zależy od dłoni czy języka, lecz od serca.
Wzwiązku z zagrożeniem epidemią koronawirusa abp Stanisław Gądecki wydał 28 lutego komunikat, w którym zachęcił duchowieństwo i wiernych do wzmożonej ostrożności.
„Ponieważ istnieje wiele dróg przenoszenia się tego wirusa – a komunikacja między ludźmi jest dzisiaj bardzo intensywna – trzeba, aby księża biskupi w swoich diecezjach, w ośrodkach, w których pojawiłoby się takie zagrożenie, przekazali wiernym informację o możliwości przyjmowania na ten czas Komunii Świętej duchowej lub na rękę” – zalecił przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
To nie modernizm
Sugestia przyjmowania Komunii św. na rękę wzbudziła u niektórych wiernych oburzenie. Pojawiły się głosy, że to objaw niewiary, profanacja, a nawet satanizm. W sieci zaczęły krążyć grafiki przedstawiające Chrystusa leżącego we krwi na posadzce kościoła i deptanego nogami przyjmujących Komunię św. na rękę.
Jakkolwiek reakcje takie są wyrazem zatroskania o szacunek dla Ciała Pańskiego, to jednocześnie wskazują na nieznajomość faktów bądź na brak szacunku dla postanowień Kościoła. Fakty są bowiem takie, że Kościół aktualnie zezwala na przyjmowanie Komunii na rękę, a zatem katolik wybierając tę formę, w żadnym razie nie popełnia grzechu. Warto też wiedzieć, że nie jest to żaden „modernizm”. Przyjmowanie Ciała Pańskiego na rękę było normalną praktyką w Kościele aż do IX wieku. Jednym z najcenniejszych jej świadectw jest nauczanie św. Cyryla Jerozolimskiego, doktora Kościoła. Ten żyjący w IV wieku biskup Jerozolimy pozostawił pięć tzw. katechez mistagogicznych. Zawarte w nich nauki, przeznaczone dla neofitów, są świadectwem głębokiej wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Zawierają też konkretne instrukcje dotyczące przyjmowania Komunii Świętej. „Przystępując do ołtarza, nie wyciągaj gładko ręki i nie rozłączaj palców. Podstaw lewą dłoń pod prawą niby tron, gdyż masz przyjąć Króla. Do wklęsłej dłoni przyjmij Ciało Chrystusa i powiedz »Amen«. Uświęć też ostrożnie oczy swoje przez zetknięcie ich ze świętym Ciałem, bacząc, byś zeń nic nie uronił. (…) Następnie zatrzymaj się na modlitwie, dziękując Bogu za to, że tak wielkimi zaszczycił cię tajemnicami” – uczył wiernych.
Dłoń nad złoto
Wyciągnięte dłonie, nałożone jedna na drugą, tworzą Jezusowi tron – tak, wzorem Cyryla, przez wieki rozumiano gest poprzedzający spożycie Ciała Pańskiego. Nie inaczej rozumie się go dziś – bo właśnie w taki sposób wierni powinni przyjmować Komunię św., gdy chcą otrzymać ją „na rękę”.
W VII wieku w niektórych miejscach upowszechnił się zwyczaj przyjmowania Komunii do złotego naczyńka zamiast na dłoń. Ksiądz Bogusław Nadolski TChr, opisując to w książce „Komunia Święta »na rękę«”, zwrócił uwagę na reakcję synodu w Trullanum z roku 692. Obecni tam biskupi stanowczo sprzeciwili się takiej praktyce, grożąc nieposłusznym ekskomuniką. Dlaczego? Bo, jak uzasadnili, żadna materia, choćby najcenniejsza, nie jest porównywalna z żywym obrazem Boga, jakim jest człowiek.
„Człowieka, stworzonego na obraz Boży, święty Apostoł nazywa wzniośle ciałem Chrystusa i świątynią. Wyniesiony ponad wszelkie widzialne stworzenie, dzięki zbawczej męce Chrystusa człowiek został powołany do niebieskiej chwały, a przyjmując Ciało i Krew Chrystusa, nieustannie przemienia się na życie wieczne, jego zaś ciało i dusza uświęca się przez przyjmowanie Bożej łaski. Zatem kto pragnie przyjąć podczas liturgii przeczyste Ciało i zjednoczyć się z Nim przez Komunię, niech złoży ręce na podobieństwo krzyża i tak niech przystępuje, przyjmując Je w łasce” – głosi jeden z kanonów synodu w Trullanum. Pojawia się tu więc drugie – obok tronu – porównanie nałożonych na siebie dłoni przystępującego do Komunii: do krzyża.
Tak, ale z zastrzeżeniami
„Dokumenty historii ukazują nam, iż sposoby sprawowania i przyjmowania Najświętszej Eucharystii były rozmaite. Nawet w naszych czasach wiele ważnych zmian rytu wprowadzono do sposobu celebracji Eucharystii, aby przybliżyć ją do duchowych i psychologicznych potrzeb współczesnych ludzi” – czytamy w Instrukcji Kongregacji ds. Kultu Bożego, dotyczącej sposobu udzielania Komunii św. „Memoriale Domini” z 29 maja 1969 r. Watykański dokument wprowadził możliwość udzielania Komunii na rękę tam, gdzie Stolica Apostolska na prośbę konferencji episkopatu wyda na to zgodę. Zastrzeżono jednak, że dotychczasowy sposób komunikowania – tj. bezpośrednio do ust – „daje lepsze zapewnienie, iż Komunia św. będzie rozdawana z odpowiednią czcią, oprawą i godnością; że uniknie się jakiegokolwiek niebezpieczeństwa sprofanowania Eucharystii. (…) A wreszcie, że szczególna ostrożność, jaką Kościół zawsze nakazywał wobec najmniejszych nawet kawałków konsekrowanego chleba, będzie zachowana”.
Dokument zastrzegał, że wszędzie należy pozostawić wiernym możliwość przyjmowania Komunii do ust. Instruował, że przyjmujący nie może sam brać Hostii, lecz należy ją składać na dłoń wiernego, ten zaś powinien spożyć ją od razu, w obecności szafarza.
Warunek: miłość
Konferencja Episkopatu Polski początkowo zachowała w tej sprawie rezerwę. Sytuacja zmieniła się po ogłoszeniu nowego wydania „Ogólnego wprowadzenia do Mszału rzymskiego”, który informował o adaptacjach, jakie konferencje episkopatów mogą wprowadzić w swoich krajach, m.in. w sposobie przyjmowania Komunii Świętej.
9 marca 2005 r. polscy biskupi na 331. Zebraniu Plenarnym ogłosili dokument „Wskazania Episkopatu Polski po ogłoszeniu nowego wydania Ogólnego wprowadzenia do Mszału rzymskiego”, który zawierał ogólne pozwolenie na udzielanie Komunii św. na rękę osobom, które o to proszą.
W I niedzielę Wielkiego Postu 2005 r. decyzję tę ogłosił w liście do mieszkańców archidiecezji warszawskiej kard. Józef Glemp. „Kościół, jako stróż Eucharystii, zezwala dziś w pewnych okolicznościach przyjąć Chleb Eucharystyczny na rękę i samemu podać sobie do spożycia. Zakłada to wielką dojrzałość religijną przyjmującego i świadomość, że Chrystus w swej dobroci zawierza nam Siebie (…) Ja, po rozważeniu tego zagadnienia, zezwalam na to, by kapłani i szafarze, poczynając od Wielkiego Czwartku, mogli kłaść świętą Hostię na rękę wiernego” – pisał prymas. Zaznaczył jednak, że „podstawowym i powszechnym sposobem udzielania Komunii Świętej pozostaje przekazanie jej do ust”. Wyliczył też warunki przyjęcia Komunii na rękę: „dojrzałość duchowa, której wyznacznikiem jest przybliżony wiek przyjęcia sakramentu bierzmowania; po drugie, nauczenie się właściwego ułożenia rąk (lewa dłoń, podtrzymywana przez prawą ma być tak wyciągnięta, aby tworzyła jakby patenę lub rodzaj żłóbka, na którym mogłaby być położona Komunia Święta. Następnie prawą ręką wierny bierze złożone na lewej dłoni Ciało Pana i wkłada do swych ust niezwłocznie, w obecności kapłana. Ta chwila trzymania Pana Jezusa we własnych dłoniach jest momentem osobistej adoracji)”. Wreszcie „tylko ten powinien decydować się na takie przyjmowanie Eucharystii, kto bardzo kocha Pana Jezusa” – wymienił ostatni warunek prymas.
Hostia na rękach
Argumentacja przeciwników przyjmowania Komunii św. na rękę przybiera czasami postać pogardy dla ludzkiego ciała, które jakoby – o ile nie chodzi o osobę o poświęconych dłoniach – z natury nie powinno dotykać Ciała Pańskiego. Nie jest to język Ewangelii, która pokazuje Jezusa kochającego ludzi tak bardzo, że stał się dla nich pokarmem. Zbawiciel nazywa ciało ludzkie świątynią Ducha Świętego, nie unika z nim kontaktu. On sam dotyka ludzkich dłoni, a dotyk ten przynosi wielkie błogosławieństwo: uzdrowienie, wskrzeszenie, uwolnienie, ocalenie. Gdy Zbawiciel przyszedł do teściowej Piotra i „ujął ją za rękę, gorączka ją opuściła. Wstała i usługiwała Mu” (Mt 8,14-15). Jezus „ująwszy dziewczynkę za rękę”, przywraca jej życie (Mk 5,41). Chrystus chwyta za rękę Piotra, gdy ten, zwątpiwszy, pogrążył się w wodzie (Mt 14,31). „Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał” (Mk 9,27) – czytamy o chłopcu, z którego Jezus wyrzucił złego ducha.
Kościół ostrożnie podchodzi do komunikowania na rękę nie dlatego, jakoby lekceważył godność ludzkiego ciała albo dłoń uważał za mniej godną niż język, lecz z powodu troski o powierzony mu największy skarb, jaki istnieje na tym świecie. Rzecz bowiem nie w dłoniach czy w ustach, lecz w sercu. To żywa wiara, pokora i szczere, otwarte na Zbawiciela serce sprawiają, że człowiek godnie przystępuje do stołu Pańskiego – gdy robi to w posłuszeństwie Kościołowi.
Sam Jezus wyrywa się do człowieka o czystym sercu, czego doświadczyła św. Faustyna. Pewnego dnia pod koniec 1936 r., w chwili, gdy przyjmowała Komunię, jedna z konsekrowanych Hostii uczepiła się rękawa kapłana. Tak opisała to w „Dzienniczku”: „Kiedy przyjęłam tę Hostię, którą mi podał, druga upadła mi na ręce. (…) Kiedy miałam Hostię w ręku, odczułam taką moc miłości, że przez dzień cały nie mogłam nic ani jeść, ani wrócić do przytomności. Z Hostii usłyszałam te słowa: Pragnąłem spocząć na rękach twoich, nie tylko w sercu twoim”.
Franciszek Kucharczak/GOŚĆ NIEDZIELNY 11/2020
*********************************
NADZIEJA PODDAWANA PRÓBOM
z książki: o. Jacek Salij OP,
KOMUNIA ŚWIĘTA NA RĘKĘ
Najłatwiej by mi było wytłumaczyć sobie, że dawanie Komunii świętej na rękę oraz rozdawanie jej przez ludzi świeckich, jak to się praktykuje w Kościele na Zachodzie, to tylko sprawa innego zwyczaju. Jednak słyszę nieraz twierdzenie, że Kościół katolicki dostosowuje się w ten sposób do zwyczajów protestanckich i że pociąga to za sobą stopniowe odchodzenie od wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa Pana w sakramencie Eucharystii.
Postawmy rzecz jasno: Gdyby Kościół kiedykolwiek przestał wierzyć, że Eucharystia jest to prawdziwe Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, i gdyby przyłączył się do którejś z protestanckich wykładni tego sakramentu, znaczyłoby to, że nie traktujemy poważnie naszej wiary katolickiej. Znaczyłoby to zarazem, że Duch Święty wcale nad autentycznością naszej wiary nie czuwa i że słowa Pana Jezusa, iż bramy piekielne nie przemogą Kościoła, były obietnicą bez pokrycia. Sądzę, że trudno mieć wątpliwości co do tego, iż jeśli swoją wiarę traktujemy na serio, nie możemy jej treści czynić przedmiotem jakichś taktycznych rozgrywek.
Toteż gdyby się okazało, że dopuszczenie świeckich do rozdawania Komunii świętej oraz podawanie jej na otwartą dłoń powoduje jakąś protestantyzację naszego katolickiego stosunku do tego Sakramentu, pasterze Kościoła powinni wówczas przeciwstawić się tym niepożądanym procesom. Oni bowiem są powołani szczególnie do czuwania nad czystością naszej wiary.
Po tej wstępnej uwadze ogólnej spróbuję pokazać, że oba wspomniane przez Pana zwyczaje były dobrze znane Kościołowi starożytnemu. Jednocześnie będziemy mogli przypatrzyć się głębokim i zasługującym na odnowienie ideom, jakie pojawiły się wówczas w związku z tymi zwyczajami.
Jeśli był Pan w dzieciństwie ministrantem, to wśród różnych świętych osób, jakie opiekujący się wami ksiądz stawiał za wzór, z pewnością znajdował się św. Tarsycjusz, młody męczennik z III wieku, który nie pozwolił sobie wydrzeć Komunii świętej, którą niósł do uwięzionych współwyznawców. Jednak nie tylko w takich nadzwyczajnych sytuacjach odważano się Najświętszy Sakrament powierzać świeckim. Istnieją wiarygodne świadectwa, że w pierwszych wiekach chrześcijanie mogli go zabierać do domu, aby móc każdy swój dzień rozpocząć od Komunii świętej.
Zapewne nie był to wówczas zwyczaj powszechny, jednak jego istnienia nie da się podważyć. Na przykład Tertulian, kiedy na samym początku III wieku chce zniechęcić współwyznawców do zawierania małżeństw z niewierzącymi, podaje m.in. taki argument: „Twój mąż nie będzie wiedział, czym jest to, co potajemnie spożywasz przed wszelkim innym pokarmem. A jeśli zauważy, że jest to Chleb, będzie sądził, że jest to chleb zwyczajny. Czy ten, kto nie wie, o co tu chodzi, bez niechęci i podejrzeń przyjmie cierpliwie twoją informację, że jest to lekarstwo, a nie żaden chleb” (Do żony 2,5).
Półtora wieku później św. Ambroży wspomina o następującym wydarzeniu: Kiedy okręt, na którym znajdował się jego rodzony brat, zaczął tonąć, okazało się, że ktoś z pasażerów miał przy sobie Komunię świętą i podzielił się nią z bratem Ambrożego (O życiu brata Satyra 1,43).
Łatwo domyślić się, dlaczego zwyczaj ten zaniknął, a może nawet nigdy się nie rozpowszechnił. Przechowywanie Najświętszego Sakramentu we własnym domu było czymś bardzo zobowiązującym. Tymczasem w domu tym mogła zdarzyć się kłótnia, a może nawet trwała niezgoda; pożycie małżeńskie mieszkańców tego domu zapewne nie zawsze było wzorem małżeńskiej miłości i czystości; nie każdy potrafił zabezpieczyć Sakrament przed ciekawskim okiem pogan albo i przed własnymi małymi dziećmi. Pojawienie się tego rodzaju problemów możemy wnioskować chociażby z opowieści, jaką ok. 252 roku zapisał św. Cyprian. Mowa w niej o chrześcijance, która wzięła udział w obrzędach pogańskich. Otóż „kiedy próbowała ona otworzyć swymi nieczystymi rękami skrzynię, w której była Komunia, odstraszona została ogniem, jaki się stamtąd wydobywał, i nie ważyła się dotykać” (O upadłych 26).
Faktem jest, że w Kościele, którym w drugiej połowie IV wieku kieruje św. Bazyli (mniej więcej współczesny św. Ambrożemu), nie ma zwyczaju przechowywania Komunii świętej w domach. Bazyli podkreśla tylko pełną prawomocność tego zwyczaju podczas prześladowań: „Przystępowanie nawet codzienne do Komunii i przyjmowanie świętego Ciała i świętej Krwi Chrystusa jest rzeczą piękną i zbawienną. (…) My wszakże tylko cztery razy w tygodniu przystępujemy do Komunii: w dzień Pański, w czwartek, piątek i sobotę, jak również i w inne dni, jeśli przypada na nie obchód pamięci jakiegoś świętego. Jeśliby zaś ktoś w czasie prześladowań, gdy brak kapłana lub posługującego, zmuszony był Komunię przyjmować z rąk własnych, to zbędną jest rzeczą wskazywać, iż nie ma w tym nic zdrożnego, jako że od dawna stosowany zwyczaj praktykę taką poświadcza” (List 93).
Przejdźmy teraz do samego obrzędu przyjmowania Komunii świętej na rękę. O tym, że właśnie w ten sposób pierwsi chrześcijanie ją przyjmowali, źródła mówią nam nieraz całkiem mimochodem. Zachował się na przykład napisany w roku 258 list biskupa Aleksandrii, Dionizego, do papieża Sykstusa II. Biskup pyta papieża, czy dobrze rozstrzygnął problem pewnego chrześcijanina, który prosił go o udzielenie chrztu, jako że miał wątpliwości co do ważności swojego chrztu, przyjętego niegdyś u heretyków. „Tego jednak uczynić nie śmiałem — pisze Dionizy — powiedziałem mu natomiast, że wystarczy mu wieloletnia łączność z Kościołem. Ponieważ słuchał on słów eucharystycznych i razem z wszystkimi odpowiadał: Amen, i stał przy stole, i wyciągał ręce na przyjęcie Świętego Pokarmu, i brał go, i miał przez długi czas udział w Ciele i Krwi Pana naszego, nie miałbym odwagi obdarzać go nowym odrodzeniem. Kazałem mu być dobrej myśli i z silną wiarą a dobrą nadzieją zbliżać się do przyjmowania rzeczy świętych” (Euzebiusz, Historia kościelna 7,9,4; por. 6,43,18).
Szczególną jednak uwagę zwróćmy na różne duchowe treści, jakie pierwsi chrześcijanie wiązali z faktem, że Komunię świętą przyjmowali właśnie na rękę. Pierwszym chyba świadectwem na ten temat jest oburzenie wspomnianego już Tertuliana, że chrześcijanin potrafi tych samych rąk, w które bierze Ciało Pańskie, używać do kultu bałwochwalczego (O bałwochwalstwie 7). Zatem aż się prosi o to, żeby tę intuicję rozszerzyć: Żadnego zła nie godzi się czynić tymi rękami, którymi dotykamy Ciała Pańskiego!
Najbardziej sławną wypowiedź na ten temat pozostawił po sobie św. Cyryl z Jerozolimy. „Podstaw dłoń lewą pod prawą — mówił w połowie IV wieku do nowo ochrzczonych — gdyż masz przyjąć Króla. Do wklęsłej ręki przyjmij Ciało Chrystusa i powiedz: Amen. Uświęć też ostrożnie swoje oczy przez zetknięcie ich ze świętym Ciałem, bacząc, byś zeń nic nie uronił. To bowiem, co by spadło na ziemię, byłoby utratą jakby części twych członków. Bo czyż nie niósłbyś z największą uwagą złotych ziarenek, by ci żadne nie zginęło i byś nie poniósł szkody? Tym bardziej zatem winieneś uważać, żebyś nawet okruszyny nie zgubił z tego, co jest o wiele droższe od złota i innych szlachetnych kamieni” (Katecheza 23,21).
Zatem sposób złożenia rąk przed Komunią świętą wyrażał coś niezwykle głębokiego. Ponieważ przyjmujesz Komunię świętą — sugeruje św. Cyryl — powinieneś ciało swoje przemieniać w tron dla Króla niebios! Inaczej mówiąc, masz się upodabniać do cherubinów, o których Pismo Święte tyle razy powiada, że stanowią oni tron Boży: „Błogosławiony jesteś, Boże, co na Cherubach zasiadasz, pełen chwały i wywyższony na wieki!” (Dn 3,55; por. 2 Krl 19,15; Ps 18,11; 80,2; 99,1; Iz 37,16).
Opis św. Cyryla (zwłaszcza okoliczność, że Komunię składano wówczas na prawej dłoni) każe się domyślać, że przyjmujący przenosił ją do ust bez pośrednictwa palców. Tak czy inaczej, dokonywało się to z najwyższym pietyzmem wobec Sakramentu. I to jest, moim zdaniem, podstawowy sprawdzian, czy powrót w niektórych krajach do dawnego zwyczaju dokonuje się w jedności z wiarą Ojców naszego katolickiego Kościoła: przyjmowanie Komunii świętej na rękę nie może pociągać za sobą zmniejszenia się czci dla tego Sakramentu.
Ciekawe świadectwo na nasz temat znajduje się w uchwałach Synodu w Konstantynopolu z lat 691—692. Mianowicie, pod wpływem lęku przed dotykaniem Ciała Pańskiego niektórzy wierni zaczęli posługiwać się złotym albo jakimś innym talerzykiem, na który kapłan składał im Komunię świętą. Otóż synod stanowczo sprzeciwia się tej innowacji. Niewykluczone, że lękano się, aby Komunia święta nie stała się okazją do manifestowania różnic społecznych (bo iluż to ludzi stać było na sprawienie sobie złotego talerzyka!) Niemniej argumentacja synodu jest ściśle teologiczna. Synod podkreśla mianowicie nieporównywalną z żadnymi złotymi naczyniami godność samego człowieka, również ludzkiego ciała: „Człowieka, stworzonego na obraz Boży, święty Apostoł nazywa wzniośle ciałem Chrystusa i świątynią. Wyniesiony ponad wszelkie widzialne stworzenie, dzięki zbawczej męce Chrystusa człowiek został powołany do niebieskiej chwały, a przyjmując Ciało i Krew Chrystusa, nieustannie przemienia się na życie wieczne, jego zaś ciało i dusza uświęca się przez przyjmowanie Bożej łaski. Zatem kto pragnie przyjąć podczas liturgii przeczyste Ciało i zjednoczyć się z Nim przez Komunię, niech złoży ręce na podobieństwo krzyża i tak niech przystępuje, przyjmując udział w łasce” (kan. 101).
Zauważmy w tekście synodalnym szczegół, że dłonie przyjmującego Komunię mają być złożone „na podobieństwo krzyża”. Synod z pewnością pragnie w ten sposób zasugerować, że układ dłoni wyraża również treść duchową. Mianowicie Komunia święta uzdalnia nas do coraz skuteczniejszego ukrzyżowania w sobie starego człowieka i dokonuje w nas coraz głębszego otwarcia na dar przebóstwienia. Wyraźniej pisze o tym — w pół wieku później — św. Jan z Damaszku: „Zbliżajmy się z gorącym pragnieniem i mając dłonie ułożone na sobie w kształt krzyża, bierzmy na nie Ciało Ukrzyżowanego, a zwracając ku Niemu oczy, usta i czoło, przyjmujmy ten boski Węgiel, aby ogień naszej tęsknoty połączony z jego żarem spalił nasze grzechy i oświecił serca, a uczestnictwo w Bożym płomieniu rozpłomieniło nas i przebóstwiło” (Wykład wiary prawdziwej 4,13).
Jest to ostatnie wielkie świadectwo związane z podawaniem Komunii świętej na rękę. Na przestrzeni wieków IX i X w całym Kościele — zarówno na Wschodzie, jak na Zachodzie — przyjął się zwyczaj podawania Komunii świętej bezpośrednio do ust. Chciano w ten sposób zapewnić religijną cześć dla Sakramentu — być może trudniejszą do zachowania w sytuacji, kiedy Kościół wypełniły narody barbarzyńskie, nie wkorzenione jeszcze dostatecznie w duchowość chrześcijańską.
Copyright © by o. Jacek Salij OPData publikacji: 2004-11-15
OPOKA.org.pl
********************************************************
Austriaccy lekarze: przyjmowanie Komunii na język bezpieczniejsze niż na rękę
fot: Magdalena i Tomasz Jodłowski/Archiwum/PCh24.pl
Dwudziestu jeden austriackich lekarzy wystosowało list do biskupów Austrii, w którym wspierają przyjmowanie Komunii św. na język. Ogólne regulacje Konferencji Biskupów Austrii z 15 V 2020 r. określiły, że dozwolone jest przyjmowanie Komunii św. wyłącznie na rękę. Zostało to także potwierdzone w zmienionej wersji 27 maja tego roku.
W liście, którego tłumaczenie zostało opublikowane na stronie „Life Site News”, lekarze stwierdzają m.in.: „Dekret Konferencji Biskupów Austrii prowadzi wielu księży i wiernych do poważnego konfliktu sumienia. Zgodnie z ważnymi normami Kościoła udzielanie Komunii na rękę wciąż opiera się na indulcie, podczas gdy Komunia na język jest wciąż normalną formą jej przyjmowania”.
Lekarze zauważają, że z higienicznego punktu widzenia jest dla nich „całkowicie niezrozumiałe (…), dlaczego komunia ustana została w Austrii zakazana”. Uważają bowiem, że „ta forma jej udzielania jest bezpieczniejsza niż komunia na rękę”. Wśród podanych argumentów przytoczyli m.in. oświadczenie, jakie wygłosił prof. Filippo Maria Boscia, przewodniczący Stowarzyszenia Lekarzy Katolickich Włoch, a więc „kraju, który został dotknięty dużo mocniej pandemią COVID-19 niż Austria”.
– Jako lekarz, jestem przekonany, że Komunia na rękę jest mniej higieniczna, a zatem mniej bezpieczna niż Komunia do ust – oświadczył prof. Boscia. – Pewne jest to, że ręce to części ciała, które są bardziej odsłonięte na [działanie] patogenów – dodał.
Austriaccy lekarze zwracają uwagę na fakt, że w tradycyjnym rycie „ksiądz powinien umyć ręce w zakrystii bezpośrednio przed rozpoczęciem Mszy św. Dotyka tylko kielicha i cyborium”. Także pozostałe praktyki, związane z odprawianiem Mszy, zapewniają zachowanie higieny. Księża odprawiający w tradycyjnym obrządku mają też duże doświadczenie i „praktycznie nigdy nie mają kontaktu z ustami przystępującego do Komunii”. Gdyby się to nawet zdarzyło, odpowiedzialny ksiądz powinien przerwać udzielanie Komunii i po prostu umyć ręce.
Autorzy listu podkreślają, że „pojawienie się zakażenia kropelkowego jest niemal niemożliwe” w tradycyjnym rycie, a związane to jest z przyjmowaniem Komunii św. na kolanach, podczas gdy kapłan stoi. Większe ryzyko natomiast występuje przy udzielaniu Komunii na rękę w pozycji stojącej.
Lekarze zwracają uwagę na fakt, że przyjmowanie Komunii św. na język jest nie tylko motywowane religijnie, ale sama ta praktyka, która trwa „1400 lat (jeśli nie dłużej)” bierze też pod uwagę względy higieniczne. We wcześniejszych okresach dostępność środków czystości była mniejsza, a wierny może i dzisiaj przyjść z nieumytymi rękami. Stąd Komunia do ust zapobiega zakażeniu.
Austriaccy medycy przypominają, że Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów potwierdziła prawo wiernych do przyjmowania Komunii św. do ust i że nie wolno tego odmówić. Nie uwzględniono żadnych wyjątków. Wziąwszy pod uwagę wymienione w liście argumenty, lekarze wezwali biskupów do skorygowania regulacji, aby „wszyscy wierni mogli otrzymać możliwość przyjmowania Ciała Pana Jezusa i w ten sposób mieć udział we wszystkich łaskach Mszy św. Nie uważamy za usprawiedliwione wykluczanie ich z powodów higienicznych”, kończą autorzy listu.
Oprócz Austrii, także biskupi Meksyku oraz niektórych stanów w USA zakazali przyjmowania Komunii św. do ust.
ChurchMilitant.com, LifeSiteNews.com/PCh24.pl
************************************************************************
Miesiąc lipiec rozpoczyna się uroczystością Najdroższej Krwi Jezusa Chrystusa
Do czasu reformy kalendarza liturgicznego po Soborze Watykańskim II w dniu 1 lipca obchodzona była uroczystość Najdroższej Krwi Chrystusa. Obecnie obchód ten został w Kościele powszechnym złączony z uroczystością Najświętszego Ciała Chrystusa (zwaną popularnie Bożym Ciałem), zachował się jedynie – na zasadzie pewnego przywileju – w zgromadzeniach Księży Misjonarzy i Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa. Do dziś istnieją kościoły pod wezwaniem Najdroższej Krwi Chrystusa. Jak Boże Ciało jest rozwinięciem treści Wielkiego Czwartku, tak uroczystość Najdroższej Krwi Jezusa była jakby przedłużeniem Wielkiego Piątku. Ustanowił ją dekretem Redempti sumus w roku 1849 papież Pius IX i wyznaczył to święto na pierwszą niedzielę lipca. Cały miesiąc był poświęcony tej tajemnicy. Papież św. Pius X przeniósł święto na dzień 1 lipca. Papież Pius XI podniósł je do rangi świąt pierwszej klasy (1933) na pamiątkę dziewiętnastu wieków, jakie upłynęły od przelania za nas Najświętszej Krwi. Szczególnym nabożeństwem do Najdroższej Krwi Pana Jezusa wyróżniał się św. Kasper de Buffalo, założyciel osobnej rodziny zakonnej pod wezwaniem Najdroższej Krwi Pana Jezusa (+ 1837). Misjonarze Krwi Chrystusa mają swoje placówki także w Polsce. Od roku 1946 pracują w Polsce także siostry Adoratorki Krwi Chrystusa, założone przez św. Marię de Mattias. Gorącym nabożeństwem do Najdroższej Krwi wyróżniał się także papież św. Jan XXIII (+ 1963). On to zatwierdził litanię do Najdroższej Krwi Pana Jezusa, a w liście Inde a primis z 1960 r. zachęcał do tego kultu. Nabożeństwo ku czci Krwi Pańskiej ma uzasadnienie w Piśmie świętym, gdzie wychwalana jest krew męczenników, a przede wszystkim krew Jezusa Chrystusa. Po raz pierwszy Pan Jezus przelał ją przy obrzezaniu. W niektórych kodeksach w tekście Ewangelii według świętego Łukasza można znaleźć informację, że podczas modlitwy w Ogrodzie Oliwnym pot Jezusa był jak krople krwi (zob. Łk 22, 44). Nader obficie płynęła ona przy biczowaniu i koronowaniu cierniem, a także przy ukrzyżowaniu. Kiedy żołnierz przebił Jego bok, “natychmiast wypłynęła krew i woda” (J 19, 24). Serdeczne nabożeństwo do Krwi Pana Jezusa mieli święci średniowiecza. Połączone ono było z nabożeństwem do Ran Pana Jezusa, a zwłaszcza do Rany Jego boku. Wyróżniali się tym nabożeństwem: św. Bernard (+ 1153), św. Anzelm (+ 1109), bł. Gueryk d’Igny (+ 1160) i św. Bonawentura (+ 1270). Dominikanie w piątek po oktawie Bożego Ciała, chociaż nikt nie spodziewał się jeszcze, że na ten dzień zostanie kiedyś ustanowione święto Serca Pana Jezusa, odmawiali oficjum o Ranie boku. |
******************
Niezbity dowód miłości
Adobe Stock
***
Lipcowym nabożeństwom ku czci Krwi Chrystusa towarzyszy pytanie: dlaczego właśnie w tym miesiącu szczególnie czcimy Krew Zbawiciela?
Spójrzmy na to pytanie z perspektywy historycznej. Jest początek XIX wieku, kiedy swą kapłańską działalność rozpoczyna młody ksiądz, obecnie święty, Kasper del Bufalo (1786 – 1837). Na drodze swojej kapłańskiej służby spotyka wybitne postacie Kościoła: przyszłą świętą, założycielkę Zgromadzenia Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa Marię De Mattias oraz ks. Jana Merliniego, dziś sługę Bożego. Wraz z ks. Franciszkiem Albertinim zakłada 8 grudnia 1808 r. Bractwo Przenajdroższej Krwi, a 7 lat później (w 1815 r.) – Zgromadzenie Misjonarzy Krwi Chrystusa. Przez lata mówi o Przenajdroższej Krwi w różnych kościołach Rzymu oraz w wielu innych miejscowościach, równocześnie stara się u papieża o formalne zezwolenie na obchody liturgiczne święta Przenajdroższej Krwi Chrystusa we wszystkich domach zgromadzenia. W 1822 r. papież na nie zezwala i wskazuje datę: 1 lipca. Jest to pierwszy krok w kierunku formalnego uznania, że lipiec będzie poświęcony czci Krwi Chrystusa. Druga ważna data jest związana z dekretem Redempti sumus (1849), wydanym przez papieża Piusa IX, w którym nakazał on, by w pierwszą niedzielę lipca w całym Kościele obchodzone było święto Przenajdroższej Krwi Chrystusa. Ostatecznie w 1914 r. św. Pius X ustanowił święto Przenajdroższej Krwi Chrystusa na dzień 1 lipca. Podniesienie rangi tego święta do stopnia uroczystości nastąpiło z okazji upamiętnienia w 1933 r. upływu dziewiętnastu wieków od czasu Odkupienia.
Ważne przesłanie
Wielkim orędownikiem kultu Krwi Chrystusa był św. Jan XXIII, który w liście apostolskim Inde a primis (1960) zwrócił się do wiernych z ojcowską zachętą: „Z okazji zbliżającego się dnia uroczystości Przenajdroższej Krwi Pana Naszego Jezusa Chrystusa oraz miesiąca tejże Krwi Chrystusowej poświęconego, zapłaty naszego wykupienia, okupu naszego zbawienia i życia wiecznego, niechaj wierni nad tym rozmyślają i często przystępują do Sakramentów świętych”.
Choć reforma kalendarza liturgicznego, która nastąpiła po Soborze Watykańskim II, zniosła odrębne obchodzenie w Kościele uroczystości Najdroższej Krwi Chrystusa, łącząc ją z uroczystością Najświętszego Ciała Chrystusa, popularnie nazywaną Bożym Ciałem, to zachowała się tradycja czci Przenajdroższej Krwi Chrystusa w lipcu. Nawiązał do niej św. Jan Paweł II 1 lipca 2001 r.: „Dziś zaczyna się lipiec, miesiąc, który zgodnie z ludową tradycją poświęcony jest kontemplacji Najświętszej Krwi Chrystusa, niezgłębionej tajemnicy miłości i miłosierdzia. (…) Krew Chrystusa jest ceną, którą Bóg zapłacił, aby wyzwolić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci. (…) jest niezbitym dowodem miłości niebieskiego Ojca do każdego człowieka bez żadnego wyjątku”. To Krew, „której jedna kropla może wybawić cały świat od wszelkiej winy”.
Zgromadzenia, stowarzyszenia, grupy
Duchowość Krwi Chrystusa jest źródłem charyzmatu wielu zgromadzeń zakonnych, takich jak: Adoratorki Krwi Chrystusa (ASC), Misjonarze Krwi Chrystusa (CPPS) oraz Misjonarki Krwi Chrystusa (MSC), a także wielu ruchów świeckich żyjących tą duchowością.
Wspomniane wyżej Zgromadzenie Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa liczy ok. 1,3 tys. zakonnic i działa obecne w dwudziestu siedmiu krajach. Do Polski siostry adoratorki przybyły w 1946 r. i osiadły w Bolesławcu na Dolnym Śląsku. Wyrazem ich działalności apostolskiej jest m.in. powołanie Stowarzyszenia Krwi Chrystusa (SKC) w 1993 r. i stała opieka formacyjna nad grupami modlitewnymi organizowanymi w ramach tego stowarzyszenia (grupy te mają najczęściej charakter wspólnot parafialnych, ale są też wspólnoty rodzinne i sąsiedzkie).
Szerzenie kultu Krwi Chrystusa odbywa się również z gorliwym udziałem księży misjonarzy Krwi Chrystusa. Szczególnie ważna jest działalność wśród laikatu Wspólnoty Krwi Chrystusa (WKC) – międzynarodowego ruchu katolickiego prowadzonego przez misjonarzy.
Dla zgromadzeń zakonnych i wspólnot świeckich żyjących duchowością Krwi Chrystusa obchody ku czci Przenajdroższej Krwi Chrystusa pozostają w randze uroczystości i odbywają się corocznie 1 lipca. W tym dniu siostry adoratorki z Bolesławca nieprzerwanie od 1947 r. organizują odpust Krwi Chrystusa, w którym biorą udział nie tylko mieszkańcy miasta i okolic, ale również delegacje grup modlitewnych Stowarzyszenia Krwi Chrystusa z całego kraju. Z kolei w sanktuarium Krwi Chrystusa w Częstochowie, gdzie posługują misjonarze Krwi Chrystusa, odpust przypada zazwyczaj w ostatnią niedzielę czerwca. Przyjeżdżający wtedy z całej Polski pielgrzymi m.in. otrzymują błogosławieństwo relikwią Krwi Chrystusa. To samo błogosławieństwo udzielane jest w każdy czwartek przez cały rok podczas odmawiania koronki.
Zanim w dniu 1 lipca w kościołach parafialnych odprawione zostaną Msze św. inaugurujące nabożeństwa ku czci Krwi Chrystusa, od 22 czerwca odmawiana jest nowenna do Krwi Chrystusa. W wielu miejscach odbywa się także przez cały lipiec czytanie kolejnych rozważań dotyczących tajemnic przelania Krwi Chrystusa (np. autorstwa ks. Tullia Vegliantiego Krew Chrystusa – codzienne rozważania na lipiec). Inną praktyką lipcową jest codzienne odmawianie w parafiach i domach zakonnych Litanii i Koronki do Krwi Chrystusa.
Siostra Bernadetta Pajdzik ze Zgromadzenia Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa, krajowa moderatorka Stowarzyszenia Krwi Chrystusa:
– Wszystkie lipcowe dni poświęcone są adoracji i modlitwie oraz szerzeniu kultu Najdroższej Krwi Chrystusa. Warto, abyśmy w tych dniach składali dziękczynienie Bogu za umiłowanie nas i obmycie z grzechów we Krwi Jezusa. Żyjąc duchowością Krwi Chrystusa i doświadczając mocy „ceny naszego zbawienia”, mamy zaszczyt i obowiązek troszczyć się o zbawienie swoje i naszych bliźnich. (…) Pamiętajmy o tym, aby Najdroższej Krwi okazać wdzięczność. Postarajmy się choć przez chwilę każdego dnia oddać hołd Jezusowi za to, że z miłości do nas oddał życie dla naszego zbawienia. Przelał swoją Krew, aby nas wyzwolić z jarzma grzechów, ze szponów śmierci, i wykupić z mocy złego ducha. Wygospodarujmy czas na dziękczynienie i uwielbienie Boga obecnego w Najświętszym Sakramencie. Doceńmy tę bliską Bożą obecność również w Eucharystii.
S. Krystyna Kusak, adoratorka Krwi Chrystusa/Niedziela Ogólnopolska 27/2020
************************************************************************
Cena naszego zbawienia
Jesteśmy zrodzeni z Krwi Chrystusa, jesteśmy odkupieni Jego Krwią, ona obmyła nas z grzechów i dała nam zadatek życia wiecznego. Jest to powód do wdzięczności Jezusowi.
Ile razy oglądam „Pasję” Mela Gibsona, szczególnie mocno wzrusza mnie jeden moment: obraz Maryi, która białym płótnem, z wielkim skupieniem zbiera z posadzki Krew Pana Jezusa.
Poruszając w tym numerze naszego miesięcznika temat życiodajnej krwi, nie można zapomnieć o tej Krwi, która dała nam zbawienie – Krwi Chrystusa. Święty Piotr w jednym ze swoich listów pisał: „Wiecie bowiem, że z odziedziczonego po przodkach waszego złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako Baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1, 18-19).
Nic więc dziwnego, że w Kościele istnieje nabożeństwo do Krwi Chrystusa, mało tego – są zgromadzenia zakonne, których charyzmat oparty jest na adoracji Krwi Jezusowej, na przykład Adoratorki Krwi Chrystusa (Adoratrices Sanguinis Christi – ASC), Misjonarze Krwi Chrystusa (Congregatio Missionariorum Pretiosissimi Sanguinis Domini Nostri Iesu Christi – CPPS) czy Misjonarki Krwi Chrystusa (Missionariae Sanguinis Christi – MSC).
Znaczenie Krwi Chrystusa
„Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda” (J 19, 31-34).
Znamy bardzo dobrze ten opis; jego szczególną ilustracją jest obraz „Jezu, ufam Tobie”, namalowany z polecenia samego Pana Jezusa. Przebicie boku Chrystusa i wypłynięcie z niego krwi i wody już Ojcowie Kościoła uważali za moment narodzin Kościoła. Święty Jan Chryzostom wyjaśniał w swoich „Katechezach chrzcielnych”: „Chcesz […] poznać moc krwi [Chrystusa]? Zobacz, skąd zaczęła płynąć, gdzie jest jej źródło? Pochodzi z krzyża, z boku Pana. Bo gdy już Chrystus – mówi Ewangelia – umarł, a był jeszcze na krzyżu, żołnierz otworzył włócznią bok Jego i wyszła z niej woda i krew. Woda była symbolem chrztu, krew zaś tajemnic [Eucharystii] (…). Z nich obu zrodził się Kościół, przez owo obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym, przez chrzest i tajemnicę (…). Z boku swego utworzył Chrystus Kościół, jak z boku Adama utworzył Ewę. Stąd też, kiedy Mojżesz mówi o pierwszym człowieku, tak się wyraża: Kość z kości mojej i ciało z ciała mego, wskazując na bok Pana. Jak bowiem Bóg wziął żebro i uczynił niewiastę, tak i Chrystus dał nam krew i wodę ze swego boku i uczynił Kościół. Jak wtedy wziął żebro Adama w czasie jego snu, tak i teraz dał nam krew i wodę po swej śmierci – najpierw wodę, potem krew. Czym wtedy był sen, tym teraz jest śmierć, abyś wiedział, iż śmierć nie jest niczym innym, jeno snem. Widzieliście, jak Chrystus zjednoczył się z oblubienicą? Widzieliście, jakim żywi nas wszystkich pokarmem? Z jednego pokarmu zostaliśmy utworzeni i jesteśmy żywieni. Jak niewiasta karmi dziecię własną krwią i własnym mlekiem, tak i Chrystus stale żywi własną krwią tych, których zrodził”.
Święty Jan Chryzostom ukazuje Krew Chrystusa przede wszystkim jako symbol Eucharystii oraz źródło duchowego pokarmu, którym możemy karmić się podczas każdej Mszy świętej To, co dokonało się na krzyżu, Jezus zapowiadał podczas Ostatniej Wieczerzy: „Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów»” (Mt 26, 27-28). Właśnie podczas Eucharystii możemy stawać się nie tylko świadkami tego zbawczego wydarzenia, ale także czerpać z jego owoców, jeśli tylko przystępujemy do Komunii świętej.
Krew Jezusa nie tylko nas poi, lecz również obmywa z grzechów i chroni od śmierci wiecznej. W Starym Testamencie pokropienie krwią cielców i kozłów ofiarowanych Panu Bogu oczyszczało ludzi z grzechów. W Księdze Kapłańskiej znajdujemy opis obrzędu przebłagania, poprzez który Izraelici przepraszali Boga za swoje grzechy. Podczas tego obrzędu przyprowadzano do kapłana cielca oraz dwa kozły. Cielca oraz jednego kozła zabijano, a ich krwią kropiono Miejsce Święte, Namiot Spotkania i ołtarz. Natomiast nad drugim kozłem kapłan wyznawał wszystkie winy i grzechy Izraelitów, po czym wypędzał go na pustynię (por. Kpł 16, 6-22). Jezus „dopełnia” tego obrzędu, sam stając się ofiarą przebłagalną za nasze grzechy. Już nie krew zwierząt ofiarnych, lecz Jego Krew, przelana na krzyżu, oczyszcza nas z grzechów. Dlatego św. Piotr napisze, że zostaliśmy wykupieni drogocenną krwią Chrystusa (por. 1 P 1, 18-19).
Wreszcie Krew Jezusa to także cena naszego zbawienia. Tak naprawdę, to każdy z nas powinien umrzeć, ponieważ „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6, 23). Zamiast nas, śmierć ponosi Pan Jezus…
Modlitwa do Krwi Chrystusa
Jesteśmy zrodzeni z Krwi Chrystusa, jesteśmy odkupieni Jego Krwią, ona obmyła nas z grzechów i dała nam zadatek życia wiecznego. Jest to powód do wdzięczności Jezusowi. Tę naszą wdzięczność możemy wyrazić modlitwą do Krwi Chrystusa.
Modlitwa ta ma różne formy, najbardziej chyba znana jest litania do Krwi Chrystusa. Czciciele Krwi Chrystusa odmawiają również różaniec do Krwi Chrystusa, który składa się z siedmiu tajemnic, według siedmiu przelań Krwi Chrystusa (obrzezanie, modlitwa w Ogrójcu, biczowanie, cierniem ukoronowanie, Droga Krzyżowa, ukrzyżowanie, przebicie Serca Pana Jezusa). Przy sześciu pierwszych tajemnicach odmawia się pięć razy „Ojcze nasz”, a przy ostatniej – trzy (razem 33 według wieku Pana Jezusa). Na końcu każdej tajemnicy mówi się: „Chwała Ojcu”, a potem: Ciebie, Panie, prosimy, wspomóż sługi swoje, które odkupiłeś swoją Przenajdroższą Krwią.
Na zwykłym różańcu można się też modlić koronkę do Krwi Chrystusa. Wówczas na dużych paciorkach odmawia się modlitwę: O Jezu, okryj Twoją Przenajdroższą Krwią cały świat! Obmyj wszelki brud grzechowy i odnów świat przez Ducha Świętego. Na małych natomiast mówi się: O mój Jezu, przebaczenia i Miłosierdzia, przez zasługi Twej Najdroższej Krwi. Można też odmawiać modlitwy zanurzenia we Krwi Chrystusa – poranną i wieczorną. Miesiącem szczególnie poświęconym Krwi Chrystusa jest lipiec, który rozpoczyna się uroczystością Krwi Chrystusa (1.07.).
Modlitwa zanurzenia na początek dnia
Jezu, zanurzam w Twojej Przenajdroższej Krwi cały ten rozpoczynający się dzień, który jest darem Twojej nieskończonej miłości.
Zanurzam w Twojej Krwi siebie samego, wszystkie osoby, które dziś spotkam, o których pomyślę czy w jakikolwiek sposób czegokolwiek o nich się dowiem. Zanurzam moich bliskich i osoby powierzające się mojej modlitwie.
Zanurzam w Twojej Krwi, Panie, wszystkie sytuacje, które dziś zaistnieją, wszystkie sprawy, które będę załatwiać, rozmowy, które będę prowadzić, prace, które będę wykonywać i mój odpoczynek. Zapraszam Cię, Jezu, do tych sytuacji, spraw, rozmów, prac i odpoczynku. Proszę, aby Twoja Krew przenikała te osoby i sprawy, przynosząc według Twojej woli uwolnienie, oczyszczenie, uzdrowienie i uświęcenie. Niech dziś zajaśnieje chwała Twojej Krwi i objawi się jej moc.
Przyjmuję wszystko, co mi dziś ześlesz, ku chwale Twojej Krwi, ku pożytkowi Kościoła św. i jako zadośćuczynienie za moje grzechy, składając to wszystko Bogu Ojcu przez wstawiennictwo Maryi. Oddaję samego siebie do pełnej dyspozycji Maryi, zawierzając Jej moją przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, bez warunków i bez zastrzeżeń. Amen.
Modlitwa zanurzenia na zakończenie dnia
Jezu, zanurzam w Twojej Przenajdroższej Krwi ten kończący się dzień.
Zanurzam ludzi, których spotkałem: błogosław tym, którzy myśleli albo mówił o mnie dobrze, którzy wyświadczyli mi dobro. Błogosław także tym, którzy wyrażali się o mnie źle – niech ich myśli i słowa mnie nie dotykają, ale im też nie szkodzą, jeśli mieli rację – przepraszam, jeśli nie mieli – wybaczam. Popełnione wobec mnie zło obróć w dobro – ich i moje.
Zanurzam w Twojej Krwi, Panie, wszystkie sytuacje, które dziś zaistniały, wszystkie sprawy, które załatwiłem, rozmowy, które przeprowadziłem. Zanurzam wszystko, co zrobiłem, co było dobrze – pobłogosław, co było źle – w swoim miłosierdziu napraw. Proszę, aby Twoja Krew przenikała te osoby i sprawy, przynosząc według Twojej woli uwolnienie, oczyszczenie, uzdrowienie i uświęcenie. Niech zajaśnieje chwała Twojej Krwi i objawi się jej moc. Cały dzień składam Bogu Ojcu przez wstawiennictwo Maryi, zawierzając Jej moją przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, bez warunków i bez zastrzeżeń. Proszę Cię, Jezu, o dobrą i spokojną noc dla mnie i moich bliskich oraz o dobrą śmierć dla tych, którzy dzisiaj przejdą do wieczności. Amen.
Apostolstwo Chorych/2018-07-02/tekst: s. M. Aleksandra Leki CSSE
************************************************************************
O Krwi i Wodo, czyli jak to z przebiciem Serca Jezusowego było?
„O Krwi i Wodo, któraś wypłynęła z Serca Jezusowego jako zdrój miłosierdzia dla nas…” Przebicie Serca Jezusa włócznią to wydarzenie niezwykle symboliczne, często przywoływane oraz interpretowane w różny sposób. Krew i Woda są uznawane za zdrój miłosierdzia, źródło naszego zbawienia bądź początek sakramentów Kościoła. Jednocześnie zarówno Serce, jak i Krew naszego Pana są otaczane przez katolików kultem, zwłaszcza w szczególnie im poświęcone miesiące – czerwiec oraz lipiec. Co więc naprawdę wydarzyło się na krzyżu tuż po śmierci Jezusa i jakie ma to dla nas znaczenie?
Mimo iż przebicie włócznią boku Chrystusowego jest tak często przywoływanym wydarzeniem, wzmiankę o nim znajdziemy jedynie w Ewangelii św. Jana. Pisze on:
“Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda”. (J 19, 31-34)
Te zaledwie kilka wersetów zajmuje w katolickiej teologii niezwykłe miejsce.
Ten, którego przebili
Na wstępie warto wyjaśnić, dlaczego w ogóle doszło do przebicia boku Jezusa włócznią. Jak czytamy w przywołanym wyżej fragmencie Ewangelii, Żydzi poprosili Piłata o połamanie skazańcom goleni. Była to ówcześnie powszechna praktyka „dobijania” ukrzyżowanych – jedyny punkt oparcia człowieka wiszącego na krzyżu stanowiły nogi. Po połamaniu goleni ten punkt oparcia znikał, przez co ciężar całego ciała gwałtownie przenosił się na ramiona i klatkę piersiową. To powodowało kurcze i ucisk mięśni oddechowych, a w konsekwencji uduszenie. Właśnie w ten sposób zginęli wiszący po obu bokach Chrystusa łotrzy.
Jezus jednak był już martwy, dlatego żołnierze zaniechali łamania Jego goleni; niemniej jeden z nich – tradycja nazywa go imieniem Kasjusz – przebił Ciało Zbawiciela włócznią. Najprawdopodobniej chciał w ten sposób upewnić się ponad wszelką wątpliwość, że Jezus nie żyje, chociaż część opisów widzi w tym geście wyraz bezmyślnej, niepotrzebnej agresji. Jakkolwiek by nie było – św. Jan zauważa tutaj spełnienie starotestamentalnych proroctw, słów: „Kości z niego łamać nie będziecie” (Wj 12, 46) stanowiących jedno z zaleceń odnoszących się do paschalnego baranka, a także: „Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym” (Za 12, 10).
Ciekawe są rozważania dotyczące możliwości naukowego wytłumaczenia wypłynięcia krwi i wody. Tryskająca z rany krew nie budzi większych wątpliwości – według biologów zaczyna ona krzepnąć kilka godzin po śmierci, a Jezus został przebity niedługo po zgonie. Bardziej niezwykłe wydaje się wypłynięcie wody, choć i tutaj istnieje kilka wersji mogących stanowić wyjaśnienie. Ich prawdopodobieństwo zależy jednak od tego, w którym miejscu ciało Pana zostało ugodzone. Tradycyjnie przyjmuje się, że przebite zostało Jego serce – tak twierdzą apokryfy i ta wersja pojawia się w późniejszych tekstach Kościoła, chociażby w wezwaniu Litanii do Serca Jezusa: „Serce Jezusa, włócznią przebite, módl się za nami!”. Wydaje się to również logiczne z punktu widzenia rzymskiego żołnierza – przebijając serce, zdobywasz absolutną pewność, że skazany nie żyje. Warto jednak pamiętać, że Ewangelia wspomina jedynie o przebiciu boku, nie mówiąc o sercu ani słowa. Przyjmując jednak powszechny punkt widzenia, można tłumaczyć wypłynięcie wody przebiciem otaczającego serce osierdzia, w którym znajduje się pewna ilość cieczy. Rana mogła powstać również w przednim sercu, co spowodowałoby krwotok do osierdzia, podczas którego czerwone ciałka krwi opadają, oddzielając się od płynnego osocza. Inne wytłumaczenie to przebicie wątroby, w której znajduje się trochę płynu.
Interesująca jest też postać wspomnianego Kasjusza z Cezarei Kapadockiej. Legionista, który przebił serce Chrystusa, jest bowiem w Kościele… czczony jako święty męczennik. Mówiące o nim pozabiblijne źródła – apokryfy i pisma Ojców Kościoła – są zgodne co do tego, że Kasjusz, widząc wypływające z boku Jezusa krew i wodę, przeżył nawrócenie, następnie ochrzcił się, przyjmując imię Longin, i poniósł śmierć męczeńską. Co ciekawe, według większości źródeł Kasjusz zapisał się na kartach Ewangelii nie tylko jako ten, który przebił bok Jezusa. Utożsamia się go także z setnikiem, który po śmierci Jezusa stwierdził: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15, 39; Łk 23, 47; Mt 27, 54) oraz z przywódcą strażników, którzy pilnowali Grobu Pana (por. Mt 27, 62–66). Każde z tych trzech zdarzeń wiąże się z postępującym procesem nawrócenia – po przyjęciu i wyznaniu wiary pod krzyżem nastąpiło jej umocnienie przy zmartwychwstaniu.
Jako dowódca straży Kasjusz zapewne był obecny przy opisanej w Mt 28, 11–15 scenie przekupienia strażników przez arcykapłanów. Wspominają o tym apokryfy, według których dowódca nie dał się przekupić i wkrótce – wraz z innymi dwoma żołnierzami – przyłączył się do apostołów. Po Zesłaniu Ducha Świętego przyjął chrzest i, jak wspomniano, przyjął pochodzące od łacińskiego słowa oznaczającego włócznię imię Longin (Longinus). Po chrzcie udał się do rodzinnej Kapadocji i zajął się ewangelizacją miejscowych, nawracając wielu z nich na wiarę w Chrystusa. Zakończył życie jako męczennik, według większości źródeł ścięty mieczem z rozkazu Piłata za dezercję ze służby. Co ciekawe, nieco inaczej o jego śmierci wypowiada się Martyrologium Rzymskie, w którym czytamy: „Dnia 15-go marca w Cezarei w Kapadocji męczeństwo św. Longina, żołnierza, któremu podobnie jak Panu Jezusowi, przebito dzidą lewy bok”.
Zdrój miłosierdzia dla nas
Oczywiście szczegóły samego przebicia serca Chrystusa czy żywotu św. Longina można traktować jako ciekawostki, których prawdziwości raczej nie uda się zweryfikować. Nie to jest jednak dla nas, katolików, najważniejsze – najważniejsze jest to, że zapis o Krwi i Wodzie, które wytrysnęły z boku Jezusowego, nie znalazł się w Ewangelii przypadkowo. Jak każda ewangeliczna historia, tak i ta niesie ze sobą pewną symbolikę oraz uczy nas czegoś o wierze
Po pierwsze – czym jest serce Jezusa? Ograniczanie go jedynie do zniszczonego na krzyżu narządu pompującego Jego Krew, wydaje się zbytnim uproszczeniem. Czujemy to nawet, obserwując jego kult – gdyby serce Jezusa nie posiadało dodatkowej symboliki, to czemu mielibyśmy je czcić dużo bardziej niż przykładowo Jego mózg czy pozostałe członki? To serce musi mieć więc szczególne znaczenie. Dobrze ujął to Orygenes: „Należy interpretować Serce Boga jako potęgę Jego rozumu i władzę kierowania wszechświatem, a Jego Słowo jako posłańca niosącego wieść o tym, co jest w Jego Sercu”. Św. Jan Ewangelista napisał w swoim liście, że Bóg jest Miłością – a zatem kontemplując Serce Jezusa, kontemplujemy Mądrość i Miłość Boga. Jego Serce to Jego Biblia – pisał wreszcie św. Augustyn, podkreślając, że nie da się interpretować Słowa Bożego z pominięciem Jego Miłości. Dlatego w litanii wołamy: „Serce Jezusa, ze Słowem Bożym istotowo zjednoczone”.
Nie da się zrozumieć sensu historii zbawienia, całego Bożego planu dla człowieka, nie pamiętając o tym, że jest On miłością, a najwyższym wyrazem tej miłości jest śmierć krzyżowa Chrystusa. W tym momencie łatwiej jest dostrzec symbolikę przebicia Jezusowego serca włócznią. W oryginalnym tekście słowo określające to, co zrobił św. Longin, nie oznacza dosłownie „przebił”, a należałoby je przetłumaczyć raczej jako „otwarł”. Otwarcie serca Jezusa zdaje się więc symbolizować odkrycie przed ludźmi Bożego planu, wypełnienie całej historii zbawienia. Symbolicznie ukazuje to jedna ze średniowiecznych legend o św. Longinie, według której miał on mieć problemy ze wzrokiem uleczone przez kroplę krwi, która spadła do jego oka z przebitego boku Chrystusa. „Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali” – musimy tylko z tych darów korzystać.
Co jednak konkretnie „wszyscyśmy otrzymali”? Po otwarciu Jezusowego boku wypłynęły z niego Krew i Woda. W potocznym języku otwarte serce przypisujemy człowiekowi, który jest hojny, chętnie dzieli się tym, co ma. Taką samą symbolikę mają wspomniane Krew i Woda – oznaczają one dwa spośród najcenniejszych darów Boga, widzialnych znaków Jego niewidzialnej łaski – sakramentów. Woda jest odczytywana jako symbol chrztu, Krew zaś jako znak ofiary Chrystusa, czyli Eucharystii. Śmierć Jezusa jest więc źródłem, z którego otrzymujemy życie. Chrzest to początek życia w Chrystusie, włączenie do Jego Kościoła, Eucharystia zaś stanowi nasz pokarm. To poprzez ich działanie Bóg prowadzi nas i umacnia na drodze do zbawienia, słusznie zatem wołamy: „Serce Jezusa, źródło życia i świętości”.
Oprócz ofiary Chrystusa, Krew może mieć także inną symbolikę – obok wody chrztu może przedstawiać chrzest krwi, czyli męczeństwo. Łączą się tu dwa najważniejsze momenty w życiu męczenników – chrzest, czyli narodzenie do życia w Chrystusie oraz męczeńska śmierć, czyli narodziny dla nieba. Oczywiście obie interpretacje ściśle się z sobą łączą – nie bez przyczyny Eucharystię sprawuje się na relikwiach męczenników. Ofiara świętych, którzy oddali życie za wiarę w Chrystusa, jest naśladowaniem Jego ofiary. „Męczenników Orszak Biały”, w którym znalazł się także św. Longin, najpełniej zrozumiał wezwania: „Serce Jezusa, aż do śmierci posłuszne” oraz „Nadziejo w Tobie umierających”.
Konrad Myszkowski/MIESIĘCZNIK,WIARA/Adeste/2.6.2019
************************************************************************
Uczczono bł. Mariannę Biernacką, patronkę teściowych
Tłum pielgrzymów, a przede wszystkim teściowe oraz Koła Gospodyń Wiejskich z terenu diecezji ełckiej, przybyły dziś do Lipska, by we wspomnienie bł. Marianny Biernackiej, wspólnie modlić się w Sanktuarium Matki Bożej Bazylianki. Mszy św. przewodniczył i homilię wygłosił ełcki biskup pomocniczy Adrian Galbas SAC.
Bł. Marianna Biernacka, która pochodzi z Lipska, jest uznana za patronkę teściowych. Coraz więcej kobiet zwraca się do niej, jako do swej patronki i orędowniczki. O jej wstawiennictwo u Boga proszą całe rodziny, a także małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci oraz kobiety w ciąży. W czasie II wojny światowej bł. Marianna Biernacka oddała życie w zamian za ocalenie ciężarnej synowej.
Biskup Adrian Galbas w homilii zaznaczył wartość i piękno osoby bł. Marianny. – Gdy przychodzimy na doroczną pielgrzymkę do Lipska, to najpierw po to, by podziękować Panu Bogu za ten hojny plon, który już wydało i wciąć wydaje to maleńkie ziarenko jakim jest ta prosta kobieta stąd, matka, żona, babcia, teściowa, chłopka, chrześcijanka, ale przede wszystkim człowiek: bł. Marianna. To ziarno wrzucone w ziemię wciąż owocuje. Ona nie tylko uratowała życie swojej synowej i wnuków, ale wciąż ratuje nas, zwłaszcza nasze relacje, szczególnie te w rodzinach (…) Choć “w ludzkim rozumieniu doznała kaźni”, tak naprawdę trwa w pokoju, żyje, uczy nas i nas pociąga – stwierdził duchowny.
Porównał bł. Mariannę do św. Marii Maksymiliana Kolbego, który oddał swoje życie za p. Franciszka Gajowniczka. – Bł. Marianna zrobiła to samo co św. Maksymilian Kolbe. Ten sam czas, ta sama sytuacja polityczna i ten sam motyw: poświęcam swoje życie, by uratować życie kogoś. Św. Maksymilian Kolbe, oddał życie za rodzinę p. Gajowniczka, a bł. Marianna za życie swojej rodziny (…) Tu i tu motywem tego zwycięstwa była miłość. Miłość, która nie jest uczuciem, a w każdym przypadku nie jest tylko uczuciem, ani przede wszystkim uczuciem. Bo “uczucia przychodzą i odchodzą”, napisał Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas est – powiedział biskup.
Bp Adrian przypomniał zebranym, że słowa Jezusa “Nikt nie ma większej miłości niż, ta, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich…” bł. Mariana właściwie odczytała i potraktowała je poważnie.
– Osobiście doświadczyła tego jak bardzo jest kochana przez Boga, który w Chrystusie oddał za Nią życie, mogła powtórzyć za św. Pawłem, że nic i nikt jej nie zdoła oderwać od tej miłości: ani utrapienie, ani ucisk, ani prześladowanie, ani głód, ani nagość, ani Gestapo, ani widmo obozu koncentracyjnego… I gdy nadarzyła się okazja, by czytaną wielokrotnie Ewangelię w radykalny sposób zastosować w życiu, bł. Marianna to zrobiła. Gdy do jej domu przyszli gestapowcy, żądając wydania jej synowej, będącej w stanie błogosławionym, bł. Marianna poprosiła, by zabrano ją, doskonale wiedząc co to oznacza. Zaofiarowała się. Dała swoje życie za życie kogoś innego. Jak Chrystus, jak Maksymilian Kolbe i jak tylu, którzy traktowali Ewangelię poważnie – uświadamiał zebranych Hierarcha. – Gdy przychodzimy do Lipska, to nie po to, by się powzruszać losem bł. Marianny, ale po to, by uczyć się od niej takiej miłości w praktyce i by prosić Ją o to, by była dla nas nauczycielką miłości – dodał.
Licznie zgromadzonym pielgrzymom kaznodzieja zadał pytanie: “Czy i co umiem ofiarować dziś mojemu bliźniemu? Na ile jestem zdolny do miłości, a na ile jedynie do jej przeciwieństwa, czyli do egoizmu”. – Egoizmu nie musimy się uczyć. Mamy go we krwi, co jest skutkiem grzechu pierworodnego. Miłości uczyć się trzeba. Na szczęście jest ona wyuczalna, co pokazuje nam bł. Marianna. nauczycielka miłości! – dodał.
Rola Matki Bożej również została zauważona przez kaznodzieję. – Św. Maksymiliana i bł. Mariannę łączyło coś jeszcze: miłość do Maryi. On, dla którego Niepokalana – jak mówił św. Jan Paweł II – była “natchnieniem całego życia” i ona, która wiedząc, że idzie na śmierć poprosiła tylko o jedno: O różaniec! Niech Maryja będzie natchnieniem także dla nas, niech modlitwa różańcowa pomaga także nam prowadzić takie życie, w którym liczy się oprócz nas ktoś jeszcze, a nawet, w którym ten ktoś jest ważniejszy od nas – porównał obydwoje męczenników bp. Galbas.
Po uroczystej Eucharystii miał miejsce Akt Oddania Kół Gospodyń Wiejskich opiece bł. Marianny.
Ks. kan. Waldemar Sawicki, proboszcz parafii w Lipsku wyraził wdzięczność pielgrzymom za przybycie na to wyjątkowe spotkanie teściowych. Zachęcał, aby wypraszać u bł. Marianny łaskę bycia zarówno dobrą synową jak i dobrą teściową. Marianna Biernacka, pomimo prześladowań i okrucieństwa wojny nie utraciła wiary. Próbowała ratować życie swojego syna i synowej. Niemcy zgodzili się ostatecznie, żeby to Marianna poszła na śmierć i w ten sposób uratowała życie nienarodzonego wnuka i synowej.
13 czerwca 1999 roku Jan Paweł II ogłosił Mariannę Biernacką błogosławioną w grupie męczenników II wojny światowej. Beatyfikacja przyniosła wzrost zainteresowania jej życiem nie tylko w diecezji ełckiej, ale także w całej Polsce i poza jej granicami.
11 lipca 2020/Lipsk/Kai.pl
************************************************************************
XVI NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A
19 – VII – 2020
MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 14.00
Antyfona na wejście
Oto mi Bóg dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Będę Ci chętnie składać ofiarę i sławić Twe dobre imię. (Ps 54,6.8)
Chwała na wysokości…
Kolekta
Wszechmogący Boże, okaż miłosierdzie swoim
wiernym i pomnażaj w nich dary swojej łaski,
aby pełni wiary, nadziei i miłości
zawsze wiernie zachowywali Twoje przykazania.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Mądrości – Mdr 12,13.16–19
Panie, nie ma oprócz Ciebie boga, co ma pieczę nad wszystkim, abyś miał dowodzić, że nie sądzisz niesprawiedliwie. Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa sprawia, że wszystko oszczędzasz. Moc swą przejawiasz, gdy się nie wierzy w pełnię Twej potęgi, i karzesz zuchwalstwo świadomych. Potęgą władasz, a sądzisz łagodnie i rządzisz nami z wielką oględnością, bo do Ciebie należy moc, gdy zechcesz.
Tak postępując, nauczyłeś lud swój, że sprawiedliwy powinien być dobrym dla ludzi. I wlałeś swoim synom wielką nadzieję, że po występkach dajesz nawrócenie.
Oto słowo Boże.
Psalm 86
R/ Panie, Ty jesteś dobry i łaskawy.
Tyś, Panie, dobry i łaskawy,
pełen łaski dla wszystkich, którzy Cię wzywają.
Wysłuchaj, Panie, modlitwę moją
i zważ na głos mojej prośby. R/
Przyjdą wszystkie ludy przez Ciebie stworzone,
i Tobie, Panie, oddadzą pokłon,
będą sławiły Twe imię.
Bo Ty jesteś wielki i czynisz cuda
tylko Ty jesteś Bogiem. R/
Ale Tyś, Panie, Bogiem łaski i miłosierdzia,
do gniewu nieskory, łagodny i bardzo wierny.
Wejrzyj na mnie
i zmiłuj się nade mną. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 8,26–27
Bracia: Duch Święty przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus, każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 13,24-43
Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: «Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc się wziął na niej chwast?» Odpowiedział im: «Nieprzyjazny człowiek to sprawił». Rzekli mu słudzy: «Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?» A on im odrzekł: «Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza»”.
Inną przypowieść im powiedział: „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach”.
Powiedział im inną przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło”.
To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: „Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata”.
Wtedy odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego uczniowie i prosili Go: „Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście”. On odpowiedział: „Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha”.
Oto słowo Pańskie.
Wierzę w jednego Boga…
Modlitwa nad darami
Boże, Ty jedyną, doskonałą Ofiarą zastąpiłeś
rozmaite ofiary Starego Prawa, przyjmij Ofiarę oddanych Ci sług i uświęć ją tak, jak pobłogosławiłeś dary Abla; niech to, co każdy złożył na chwałę
Twojego majestatu, posłuży wszystkim do zbawienia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja na niedzielę zwykłą
Antyfona na Komunię
Pan miłosierny i łaskawy sprawił, że trwa pamięć Jego cudów, dał pokarm bogobojnym. (Ps 111,4-5)
Modlitwa po Komunii
Boże nasz Ojcze, przybądź z pomocą swojemu ludowi, który nakarmiłeś Najświętszym Sakramentem, spraw, aby porzucił dawne nałogi i prowadził nowe życie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
komentarz do Liturgii Bożego Słowa
LUDZKA NIECIERPLIWOŚĆ
Po wysłuchaniu dzisiejszego Słowa Bożego wydaje się być oczywistym, że na świecie są ludzie dobrzy i są ludzie źli. Dokładnie jak w Jezusowej przypowieści – na polu równolegle obok siebie rośnie i pszenica, i chwast. Dlatego reakcja sług gospodarza zdziwionych skąd wziął się chwast, skoro posiane było tylko dobre nasienie, jest bardzo zrozumiała: „Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” Ale gospodarz nie zgodził się. I powiedział dlaczego.
Na pewnej wyspie żyli ludzie bardzo spokojnie. Panowała wśród nich harmonia i prawdziwy pokój. Ale przyszedł czas, że na tym błogim miejscu wszystko się zmieniło. Pojawiły się kłopoty, niepokój i strach. Dobrzy ludzie bardzo byli tym zmartwieni i nie wiedzieli co robić. Obwiniali za ten stan rzeczy stosunkowo małą grupę osób, która była przyczyną wzrastającego niepokoju. Dlatego postanowili tych złych odizolować od siebie. Wyznaczyli dla nich specjalną część na wyspie – najbiedniejszą i najbardziej ponurą. Ogrodzili ją wysokim płotem. I zaczęła się segregacja, która w teorii wyglądała prosto. Każdy wiedział, albo myślał, że wie, kto jest złodziejem, wandalem, handlarzem narkotyków, zboczeńcem, mordercą niewinnych ludzi i tak dalej. Ale w praktyce okazało się, że to dzielenie na dobrych i złych jest bardzo skomplikowane. Ci, których próbowano umieścić za wysokim murem zaczęli się opierać. Bo kto by chciał nosić etykietką z napisem: „zły”? Czy być traktowanym jak trędowaty? Wiele rodzin przeżywało rozdarcie. Mimo że dzieci zostawały osierocone, przyjaciele rozdzieleni – akcja tropienia trwała nadal. I tak po jednej stronie muru byli źli ludzie, a po drugiej – tylko przyzwoici, uczciwi, szanowani, religijni, przestrzegający prawa.
Na tej wyspie żył również świątobliwy starzec, któremu na imię było Antoni. Przez wszystkich mieszkańców bardzo był szanowany i podziwiany. I oczywiście dobrzy ludzie byli przekonani, że zostanie z nimi. Ale zdziwili się i doznali szoku, kiedy zobaczyli, że on zamieszkał ze złymi.
– Antoni! – to nie jest w porządku, protestowali porządni. Dlaczego? – przecież ty najbardziej zasługujesz, aby być po naszej stronie ogrodzenia.
– Tak myślicie naprawdę? – odpowiedział Antoni. Wy uważacie się za niewinnych, prawych i czyniących pokój, a tych innych – za wcielone diabły. Oszukujecie samych siebie. Wasza niewinność jest tylko wyimaginowana. Kto może powiedzieć, że jest dobry albo zły? Kto z nas może powiedzieć, że nie ma w sobie zła albo, że nigdy nie uczynił nic złego? Przede wszystkim to, co potępiacie u innych jest w was. Przez odrzucenie waszych braci i sióstr mających też prawo do zbawienia, popełniliście wielki błąd. Ja pozostaję po tej stronie ogrodzenia, ponieważ ja także czyniłem zło. Ja także jestem grzesznikiem.
Kiedy wysłuchali jego argumentacji zdecydowali się już więcej nie robić żadnych podziałów i rozebrali wysoki płot.
Jak łatwo i jak chętnie przychodzi człowiekowi rozdzierać swoje szaty oburzając się grzechami innych. Przypowieść o pszenicy i kąkolu tak by się chciało inaczej zaaplikować. Załatwić doraźnie. Tymczasem Boży Siewca obsiewając glebę ludzkiego serca jak bardzo szanuje wolną wolę i daje człowiekowi czas. Z jak wielką cierpliwością znosi głupotę człowieka. Czy ja nigdy nie miałem pretensji do Pana Boga za to, że jest wieczny, że myśli kategoriami wiecznymi? Ależ tak. Bo ja nie mam cierpliwości ani do zła, które widzę tylko u innych, ani do ich przeróżnych słabości. Tak by się chciało ponakręcać Boże zegary według ludzkich zegarków szybko cykających. A gdzie jest Boże prawo do wolności, do mądrości, do dobroci, do wieczności? W moich zapiskach znalazłem tekst ks. Pasierba dotyczący właśnie braku ludzkiej cierpliwości: „My byśmy uporali się z wrogami Boga. My byśmy pozałatwiali wszystkich Malchusów. W stosunku do ludzi nasza niecierpliwość wyraża się przede wszystkim w nietolerancji i w braku wyrozumiałości – które to cnoty są mądrością błogosławioną. Jak często zdarza się nam mówić: ‘Ja go znam na wylot’. ‘Oni wszyscy tacy’. ‘On się na pewno nie zmieni’. To są straszne zdania, ponieważ człowiekowi nie wolno tak mówić. Tu wyraźnie stajemy w roli wszechwiedzącego i wszechmogącego Boga. Bóg tak nie mówi o nikim. A my tak mówimy o wielu ludziach – jako sędziowie, jako ci którzy potępiają. Po tej stronie życia, przed żniwem nie wiemy, naprawdę nie wiemy kto jest dobry, a kto jest zły”.
Nie ferowałbym takich sądów, gdybym zdał sobie sprawę z faktu, że to ja jestem grzesznikiem i przed Najświętszym Bogiem jestem absolutnym nędzarzem.
Klęczę wiec przed Tobą Panie i milczeć próbuję. Bo Twoje Słowo posiane na ludzkim sercu tylko w ciszy rośnie – jak ziarno głęboko ukryte w ziemi.
Proszę Cię Panie o łaskę przemiany serca, bo wtedy kąkol, który diabeł już zdążył nasiać, nie zdoła zagłuszyć Twojego siewu.
ks. Marian SAC
***
“Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” “Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa…”
***************************************************************************
MSZE ŚWIĘTE W XVI TYGODNIU ZWKŁYM
XV NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A
12 – VII – 2020
godz. 10.30 – adoracja przed Najświętszym Sakramentem
godz. 11.00 – Msza św.
Antyfona na wejście
W sprawiedliwości ujrzę Twe oblicze, nasycę się Twym widokiem, gdy ukaże się Twoja chwała. (Ps 17,15)
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Ty ukazujesz błądzącym światło Twojej prawdy, aby mogli wrócić na drogę sprawiedliwości,
spraw, niech ci, którzy uważają się za chrześcijan,
odrzucą wszystko, co się sprzeciwia tej godności, a zabiegają o to, co jest z nią zgodne.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Izajasza – Iz 55,10-11
To mówi Pan: „Podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa”.
Oto słowo Boże.
Psalm 65
R/ Na żyznej ziemi ziarno wyda plony.
Nawiedziłeś i nawodniłeś ziemię,
wzbogaciłeś ją obficie.
Strumień Boży wezbrany od wody;
przygotowałeś im zboże. R/
I tak uprawiłeś ziemię:
nawodniłeś jej bruzdy, wyrównałeś jej skiby,
spulchniłeś ją deszczami, pobłogosławiłeś płodom.
Rok uwieńczyłeś swymi dobrami,
gdzie przejdziesz, wzbudzasz urodzaj. R/
Stepowe pastwiska są pełne rosy,
a wzgórza przepasane weselem,
łąki się stroją trzodami, doliny
okrywają się zbożem,
razem śpiewają i wznoszą okrzyki radości. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 8,18-23
Bracia: Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał, w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych.
Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów, odkupienia naszego ciała.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus, każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 13,1-23
Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: „Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha”.
Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: „Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich?” On im odpowiedział: „Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: «Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie zrozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił». Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę powiadani wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło zobaczyć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.
Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy. Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze. Posiane na miejsca skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje. Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny”.
Oto słowo Pańskie.
Wierzę w jednego Boga…
Modlitwa nad darami
Wejrzyj, Boże, na dary błagającego Cię Kościoła i przemień je na Pokarm duchowy dla Twoich wiernych,
aby przyjmując go wzrastali w świętości.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Wróbel znajduje swój dom, a jaskółka gniazdo, gdzie złoży swe pisklęta: przy ołtarzach Twoich, Panie Zastępów, Królu mój i Boże. Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie, nieustannie wielbiąc Ciebie. (Ps 84,4-5)
Modlitwa po Komunii
Posileni Twoimi Darami, prosimy Cię, Boże,
aby przez uczestnictwo w tym Sakramencie
wzrastał w nas jego zbawienny owoc.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
********
***
komentarz do Liturgii Bożego Słowa
BOŻY ZASIEW
Przypowieść o siejbie, którą Pan Jezus opowiedział dziś na nowo, jest tak prosta i tak pokorna, że nawet dziecko łatwo ją pojąć może a przecież mieści w sobie tyle niezgłębionej treści, iż nigdy nie dość, aby do końca ją wyczerpać.
Zasiewane ziarno Boży Syn przyrównuje do siebie samego. Z tego ziarna wyrasta i Prawda i Życie i Miłość i choć tylko czwarta część zasianego ziarna przyniesie obfity plon – to jednak każde posiane Słowo nie powraca bezowocnie, bowiem w swoim czasie – Bogu tylko wiadomym – dopełnia swego posłannictwa.
Boże życie dane człowiekowi poprzez sakrament chrztu jest uzależnione od ludzkiego przeżywania czasu i ludzkich decyzji. Owoc wydaje ziarno i tylko ziarno, ale jest ono uzależnione od gleby. A ziarno pada na różną glebę. Pan Jezus wymienia w swojej przypowieści rozmaite gleby. I ciekawa rzecz, że tak jak mówi się o plennej odmianie ziarna – tak samo mówi się o urodzajnej glebie. Mimo, że to wcale nie gleba daje ziarno, tylko ziarno daje ziarno. Ale bez gleby ziarno ziarna nie wyda.
Przenosząc ten obraz na poletko ludzkiego serca człowiek nie wie jak długo musi spoczywać Boże ziarno w tej czy w innej glebie, by móc wykiełkować, wypuścić korzenie i róść ku owocowaniu. Dlatego Jezusowe przesłanie daje nadzieje i zaufanie mojemu niedowierzaniu, które nie rozumie po co Pan Bóg rzuca ziarno tam, gdzie ptaki je wydziobią, ciernie zagłuszą albo sucha ziemia nie przyjmie. Ale to tylko moja małość lękająca się niepowodzeń i wyrzeczeń nie potrafi cierpliwie czekać nadejścia właściwego czasu, żeby ziarno zaczęło dawać ziarna. Ileż razy było mi już dane doświadczać u siebie i u innych jak nagle Słowo, dawno zasłyszane, rzucone jak ziarno na glebę przebiło zasuszoną ziemię ludzkiego serca, albo nazbyt namokniętą deszczami i zaczęło róść nawet pomimo zimna i niesprzyjającej aury.
Ja wiem, że jestem człowiekiem-ziemią, rozgrzebaną, rozoraną i swoją i cudzą aktywnością. Ja wiem, że jestem pokaleczony cierniami, że noszę winy swoje i cudze, które ciążą mi na plecach jak ciężkie kamienie. A wtedy trudno jest podnieść głowę i zobaczyć czy idę właściwą drogą. Brak orientacji wydaje się dziś być powszechnym zjawiskiem, jakimś znakiem czasu. Zły dobrał sobie wielu współpracowników, którzy bardzo efektownie obsiewają kąkolem wszystko co się da wmawiając przy tym, że nie ma żadnego Siewcy, a wszelkie słowa pochodzą tylko i wyłącznie od ludzi, że czas, w którym się mówiło o Bożych przykazaniach i o obowiązku pracy nad cierniami poranionego człowieczeństwa, dawno już minął, że jest to zjawisko przeszłości, które umarło albo jeżeli jeszcze gdzieniegdzie jest – niedługo i na pewno też umrze. I to bałamucenie bałamuci wielu. A tymczasem „Boże Słowo jest ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku; zdolne osądzać pragnienia i myśli serca.”
Żeby zobrazować tę moc Bożego ziarna przypomnę postać św. Augustyna, który będąc nauczycielem retoryki w Mediolanie żył sobie całkowicie beztrosko oddając się wszelkim przyjemnościom i rozrywce. Otóż pewnego upalnego dnia leżąc w ogrodzie w cieniu figowego drzewa posłyszał głosy bawiących się dzieci, które wołały do siebie na przemian: „Bierz i czytaj!” Te dwa słowa tak mocno dotarły do jego świadomości, że wziął rulon Biblii i pierwsze na co natrafił – to był tekst listu do Rzymian: „Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (13, 12-14). I to był ten moment przełomu w życiu tego młodego pogańskiego retora. Odtąd stał się nowym człowiekiem, wielkim świętym, którego pisma do dziś nie przestają fascynować.
Panie Jezu Chryste, spraw, aby Twoja przypowieść o siejbie dotarła wreszcie do mnie z całą swoją mocą. Proszę, odmień glebę mojego serca, która niestety wciąż jest jałowa. Niech stanie się żyzną!
ks. Marian SAC
************************
XVI NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A
19 – VII – 2020
MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 14.00
Antyfona na wejście
Oto mi Bóg dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Będę Ci chętnie składać ofiarę i sławić Twe dobre imię. (Ps 54,6.8)
Chwała na wysokości…
Kolekta
Wszechmogący Boże, okaż miłosierdzie swoim
wiernym i pomnażaj w nich dary swojej łaski,
aby pełni wiary, nadziei i miłości
zawsze wiernie zachowywali Twoje przykazania.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Mądrości – Mdr 12,13.16–19
Panie, nie ma oprócz Ciebie boga, co ma pieczę nad wszystkim, abyś miał dowodzić, że nie sądzisz niesprawiedliwie. Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa sprawia, że wszystko oszczędzasz. Moc swą przejawiasz, gdy się nie wierzy w pełnię Twej potęgi, i karzesz zuchwalstwo świadomych. Potęgą władasz, a sądzisz łagodnie i rządzisz nami z wielką oględnością, bo do Ciebie należy moc, gdy zechcesz.
Tak postępując, nauczyłeś lud swój, że sprawiedliwy powinien być dobrym dla ludzi. I wlałeś swoim synom wielką nadzieję, że po występkach dajesz nawrócenie.
Oto słowo Boże.
Psalm 86
R/ Panie, Ty jesteś dobry i łaskawy.
Tyś, Panie, dobry i łaskawy,
pełen łaski dla wszystkich, którzy Cię wzywają.
Wysłuchaj, Panie, modlitwę moją
i zważ na głos mojej prośby. R/
Przyjdą wszystkie ludy przez Ciebie stworzone,
i Tobie, Panie, oddadzą pokłon,
będą sławiły Twe imię.
Bo Ty jesteś wielki i czynisz cuda
tylko Ty jesteś Bogiem. R/
Ale Tyś, Panie, Bogiem łaski i miłosierdzia,
do gniewu nieskory, łagodny i bardzo wierny.
Wejrzyj na mnie
i zmiłuj się nade mną. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 8,26–27
Bracia: Duch Święty przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus, każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 13,24-43
Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: «Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc się wziął na niej chwast?» Odpowiedział im: «Nieprzyjazny człowiek to sprawił». Rzekli mu słudzy: «Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?» A on im odrzekł: «Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza»”.
Inną przypowieść im powiedział: „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach”.
Powiedział im inną przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło”.
To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: „Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata”.
Wtedy odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego uczniowie i prosili Go: „Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście”. On odpowiedział: „Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha”.
Oto słowo Pańskie.
Wierzę w jednego Boga…
Modlitwa nad darami
Boże, Ty jedyną, doskonałą Ofiarą zastąpiłeś
rozmaite ofiary Starego Prawa, przyjmij Ofiarę oddanych Ci sług i uświęć ją tak, jak pobłogosławiłeś dary Abla; niech to, co każdy złożył na chwałę
Twojego majestatu, posłuży wszystkim do zbawienia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja na niedzielę zwykłą
Antyfona na Komunię
Pan miłosierny i łaskawy sprawił, że trwa pamięć Jego cudów, dał pokarm bogobojnym. (Ps 111,4-5)
Modlitwa po Komunii
Boże nasz Ojcze, przybądź z pomocą swojemu ludowi, który nakarmiłeś Najświętszym Sakramentem, spraw, aby porzucił dawne nałogi i prowadził nowe życie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
komentarz do Liturgii Bożego Słowa
LUDZKA NIECIERPLIWOŚĆ
Po wysłuchaniu dzisiejszego Słowa Bożego wydaje się być oczywistym, że na świecie są ludzie dobrzy i są ludzie źli. Dokładnie jak w Jezusowej przypowieści – na polu równolegle obok siebie rośnie i pszenica, i chwast. Dlatego reakcja sług gospodarza zdziwionych skąd wziął się chwast, skoro posiane było tylko dobre nasienie, jest bardzo zrozumiała: „Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” Ale gospodarz nie zgodził się. I powiedział dlaczego.
Na pewnej wyspie żyli ludzie bardzo spokojnie. Panowała wśród nich harmonia i prawdziwy pokój. Ale przyszedł czas, że na tym błogim miejscu wszystko się zmieniło. Pojawiły się kłopoty, niepokój i strach. Dobrzy ludzie bardzo byli tym zmartwieni i nie wiedzieli co robić. Obwiniali za ten stan rzeczy stosunkowo małą grupę osób, która była przyczyną wzrastającego niepokoju. Dlatego postanowili tych złych odizolować od siebie. Wyznaczyli dla nich specjalną część na wyspie – najbiedniejszą i najbardziej ponurą. Ogrodzili ją wysokim płotem. I zaczęła się segregacja, która w teorii wyglądała prosto. Każdy wiedział, albo myślał, że wie, kto jest złodziejem, wandalem, handlarzem narkotyków, zboczeńcem, mordercą niewinnych ludzi i tak dalej. Ale w praktyce okazało się, że to dzielenie na dobrych i złych jest bardzo skomplikowane. Ci, których próbowano umieścić za wysokim murem zaczęli się opierać. Bo kto by chciał nosić etykietką z napisem: „zły”? Czy być traktowanym jak trędowaty? Wiele rodzin przeżywało rozdarcie. Mimo że dzieci zostawały osierocone, przyjaciele rozdzieleni – akcja tropienia trwała nadal. I tak po jednej stronie muru byli źli ludzie, a po drugiej – tylko przyzwoici, uczciwi, szanowani, religijni, przestrzegający prawa.
Na tej wyspie żył również świątobliwy starzec, któremu na imię było Antoni. Przez wszystkich mieszkańców bardzo był szanowany i podziwiany. I oczywiście dobrzy ludzie byli przekonani, że zostanie z nimi. Ale zdziwili się i doznali szoku, kiedy zobaczyli, że on zamieszkał ze złymi.
– Antoni! – to nie jest w porządku, protestowali porządni. Dlaczego? – przecież ty najbardziej zasługujesz, aby być po naszej stronie ogrodzenia.
– Tak myślicie naprawdę? – odpowiedział Antoni. Wy uważacie się za niewinnych, prawych i czyniących pokój, a tych innych – za wcielone diabły. Oszukujecie samych siebie. Wasza niewinność jest tylko wyimaginowana. Kto może powiedzieć, że jest dobry albo zły? Kto z nas może powiedzieć, że nie ma w sobie zła albo, że nigdy nie uczynił nic złego? Przede wszystkim to, co potępiacie u innych jest w was. Przez odrzucenie waszych braci i sióstr mających też prawo do zbawienia, popełniliście wielki błąd. Ja pozostaję po tej stronie ogrodzenia, ponieważ ja także czyniłem zło. Ja także jestem grzesznikiem.
Kiedy wysłuchali jego argumentacji zdecydowali się już więcej nie robić żadnych podziałów i rozebrali wysoki płot.
Jak łatwo i jak chętnie przychodzi człowiekowi rozdzierać swoje szaty oburzając się grzechami innych. Przypowieść o pszenicy i kąkolu tak by się chciało inaczej zaaplikować. Załatwić doraźnie. Tymczasem Boży Siewca obsiewając glebę ludzkiego serca jak bardzo szanuje wolną wolę i daje człowiekowi czas. Z jak wielką cierpliwością znosi głupotę człowieka. Czy ja nigdy nie miałem pretensji do Pana Boga za to, że jest wieczny, że myśli kategoriami wiecznymi? Ależ tak. Bo ja nie mam cierpliwości ani do zła, które widzę tylko u innych, ani do ich przeróżnych słabości. Tak by się chciało ponakręcać Boże zegary według ludzkich zegarków szybko cykających. A gdzie jest Boże prawo do wolności, do mądrości, do dobroci, do wieczności? W moich zapiskach znalazłem tekst ks. Pasierba dotyczący właśnie braku ludzkiej cierpliwości: „My byśmy uporali się z wrogami Boga. My byśmy pozałatwiali wszystkich Malchusów. W stosunku do ludzi nasza niecierpliwość wyraża się przede wszystkim w nietolerancji i w braku wyrozumiałości – które to cnoty są mądrością błogosławioną. Jak często zdarza się nam mówić: ‘Ja go znam na wylot’. ‘Oni wszyscy tacy’. ‘On się na pewno nie zmieni’. To są straszne zdania, ponieważ człowiekowi nie wolno tak mówić. Tu wyraźnie stajemy w roli wszechwiedzącego i wszechmogącego Boga. Bóg tak nie mówi o nikim. A my tak mówimy o wielu ludziach – jako sędziowie, jako ci którzy potępiają. Po tej stronie życia, przed żniwem nie wiemy, naprawdę nie wiemy kto jest dobry, a kto jest zły”.
Nie ferowałbym takich sądów, gdybym zdał sobie sprawę z faktu, że to ja jestem grzesznikiem i przed Najświętszym Bogiem jestem absolutnym nędzarzem.
Klęczę wiec przed Tobą Panie i milczeć próbuję. Bo Twoje Słowo posiane na ludzkim sercu tylko w ciszy rośnie – jak ziarno głęboko ukryte w ziemi.
Proszę Cię Panie o łaskę przemiany serca, bo wtedy kąkol, który diabeł już zdążył nasiać, nie zdoła zagłuszyć Twojego siewu.
ks. Marian SAC
***
“Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” “Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa…”
***************************************************************************
MSZA ŚWIĘTA W XIV NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
https://www.facebook.com/odnowaglasgow
(nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)
godz. 10.30 – adoracja przed Najświętszym Sakramentem
godz. 11.00 – Msza św.
Antyfona na wejście
Przyjęliśmy, Boże, Twoje miłosierdzie we wnętrzu Twej świątyni. Jak imię Twe, Boże, tak i chwała Twoja sięga po krańce ziemi. Prawica Twoja pełna jest sprawiedliwości. Ps 48, 10-11
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Ty przez uniżenie się Twojego Syna
podźwignąłeś upadłą ludzkość, udziel swoim wiernym duchowej radości i spraw, aby oswobodzeni
z niewoli grzechu osiągnęli wieczne szczęście.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Zachariasza. Za 9,9–10
To mówi Pan: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”.
Oto słowo Boże.
Psalm 145
R/ Będę Cię wielbił, Boże mój i Królu.
Będę Cię wielbił, Boże mój i Królu,
i sławił Twoje imię przez wszystkie wieki.
Każdego dnia będę Ciebie błogosławił
i na wieki wysławiał Twoje imię. R/
Pan jest łagodny i miłosierny,
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest dobry dla wszystkich,
a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył. R/
Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła
i niech Cię błogosławią Twoi święci.
Niech mówią o chwale Twojego królestwa
i niech głoszą Twoją potęgę. R/
Pan jest wierny we wszystkich swoich słowach
i we wszystkich dziełach swoich święty.
Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają,
i podnosi wszystkich zgnębionych. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian. Rz 8,9.11-13
Bracia: Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.
Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała, będziecie żyli.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza. Mt 11,25-30
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Oto słowo Pańskie.
Wierzę w jednego Boga…
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, niech nas oczyści Ofiara,
którą Tobie składamy, i niech z dnia na dzień
doskonali nas w prowadzeniu życia godnego nieba. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Skosztujcie i zobaczcie jak Pan jest dobry, szczęśliwy człowiek, który znajduje w Nim ucieczkę. Ps 34,9
Modlitwa po Komunii
Posileni tak wielkimi Darami, prosimy Cię, Boże, spraw, abyśmy korzystali z łaski dającej zbawienie i nigdy nie przestawali Cię wielbić.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
komentarz do Liturgii Bożego Słowa
POKORA BOGA
******
Minął miesiąc, któremu towarzyszyła każdego dnia litania do Najświętszego Serca Jezusowego wraz z prośbą: „Jezu cichy i pokornego serca uczyń serca nasze według Serca Twego”. W dzisiejszej Liturgii odnajdujemy potwierdzenie tej prośby w słowach samego Jezusa: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”.
Od razu przypomina mi się komentarz św. Augustyna do tych słów: „Uczcie się ode mnie, nie stwarzania świata, ani stwarzania wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, ani też czynienia cudów na tym świecie. Ani wskrzeszania umarłych, ale uczcie się ode mnie, że jestem pokorny i łagodny sercem”.
Jak nieprawdopodobnie uniżył się Bóg wystarczy popatrzeć na przyjście Syna Bożego na tę naszą ziemię: grota betlejemska, zwykły żłób. Choć my wolimy unikać tej twardej rzeczywistości. W naszych szopkach, betlejkach tyle jest ‘cudowności’, że zapominamy o prawdziwym miejscu narodzin Jezusa, które przecież było miejscem dla zwierząt. Zaś kres kończący Jego ziemski pobyt znajduje się na Golgocie. Ukrzyżowanie było najgorszym rodzajem śmierci i przeznaczonym tylko dla złoczyńców, którzy do Rzymian nie należeli – a więc dla obcych. Pomiędzy tymi krańcami 33 lata przeżyte w kraju podbitym w niewolę. Jezus nie miał ani bogatej, ani znaczącej, ani inteligentnej rodziny. Miał właściwie wszystkie ziemskie upokorzenia. Jego uczniowie, poczciwi na pewno, ale jakże niepewni, wciąż chwiejni i słabi. W oczach świata była to gromadka analfabetów. Całe Jezusowe życie upływało w bezpośrednim i w śmiertelnym zagrożeniu. Głosząc Królestwo Boże był nieustannie śledzony i podsłuchiwany, tak, że każde Jego słowo zostało wykorzystane przeciwko Niemu. Uruchomiono, przecież na oczekiwanego od wieków Mesjasza, cały aparat totalitarnego państwa, które było wówczas państwem jedynym i nie mającym alternatywy. Religijni przedstawiciele Jego własnego Narodu, kapłani Jego własnego Ojca robili wszystko, aby Go zabić. Najpotężniejsze na świecie obce mocarstwo zapieczętowało Jego grób. Jezus umierał odarty z wszystkiego. Nawet nie miał całego ciała – bo było podarte biczami, podziurawione gwoździami. Nawet nie miał całego serca, bo zostało ono przebite. Umierał w ciemności i pustce, w odrzuceniu i w nędzy śmiercią niewolnika i dlatego „Bóg dał mu wszystko” – jak napisał św. Paweł. Więc dał Mu także i nas. W dzisiejszej Ewangelii sam Jezus o tym mówi: „Wszystko przekazał Mi Ojciec mój”.
I to On, nasz Pan, ze względu na nas doświadczając tego wszystkiego, wciąż chodzi naszymi drogami, aby być zawsze, w każdej sytuacji z człowiekiem. On widzi to nasze umęczenie, a może przede wszystkim nasze udręczenie własnym egoizmem. Wiem jak bardzo potrzebuję Jezusowego ukojenia dla mojej duszy, bo znam, ze swojego doświadczenia również co to znaczy, kiedy życie przygniata. Część tych człowieczych ciężarów wylicza Karl Rahner w książce Przez Syna do Ojca: …”długie jednakowe godziny, monotonia obowiązków, praca, którą każdy uważa za zwykłą i naturalną, ciągłe i dokuczliwe trudy, za które nikt nie dziękuje, zużycie i nieuchronne ofiary starości, rozczarowania i porażki, nieporozumienia i niezrozumienia, niespełnione życzenia, ból drobnych upokorzeń, uparte obstawanie przy swoim ludzi starych w obronie przed młodymi i równie nieuchronna nielitościwość młodzieży wobec starości i nieporozumienia w bliskim współżyciu”.
A moje obciążenie złem? Tu nie o poszczególne epizody chodzi, które są moimi grzechami, ale moje człowieczeństwo skażone grzechem pierworodnym. Św. Augustyn nazywa to skażenie egocentryzmem. Siedzi we mnie głęboko zakorzenione i to jest sedno grzechu. Tu dopiero zrozumiałe staje się diabelskie działanie. Chęć za wszelką cenę zrealizować siebie po swojemu – nawet, a może przede wszystkim, na przekór samemu Bogu.
Bardzo trafnie ujął to głębokie człowieka rozdarcie Wolfhart Pannenberg w swoim rozważaniu Kim jest człowiek: „Jakkolwiek najbardziej rozpowszechnionym przejawem grzechu jest pożądliwość, to jednak najgłębszym motywem pożądliwości jest miłość człowieka do samego siebie. Samolubstwo odwraca nas od zainteresowania się ludźmi ze względu na nich samych, ono też przeszkadza kochać Boga dla Niego samego”.
Teraz dopiero nabiera sensu Jezusowe zalecenie, dlaczego mam Go naśladować. Bo to łagodność jest wychodzeniem z egocentryzmu do ludzi, do świata, w którym mogę zrealizować swoje człowieczeństwo. W tych właśnie rejonach, które wyznaczył mi Bóg. Pokora serca daje poznanie prawdy o sobie. Wtedy akceptuję siebie, mimo okaleczenia grzechem pierworodnym. Zgadzając się na mój człowieczy los moja nadzieja wzrasta w Bogu, który już tyle razy wyprowadzał mnie ze ślepych ulic, z komplikowanych zdarzeń.
Panie Jezu dziś słyszę Twoje słowa i bardzo pragnę iść za nimi: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.
ks. Marian SAC
*************
Drzwi pokory
„Przyjdźcie do Mnie, jestem bowiem cichy i pokorny sercem”. Bóg stał się mały, abyśmy mogli stać się wielcy, wielcy prawdziwą wielkością: pokorą serca.
Fasada bazyliki Narodzenia w Betlejem/Opus Dei
****
Fasada bazyliki Narodzenia w Betlejem pozwala nam wyobrazić sobie także dzisiaj jej dawny portyk, który z czasem zmniejszył się do małych, zaledwie półtorametrowych drzwiczek. W ten sposób chroniono to święte miejsce poprzez uniemożliwienie wjeżdżania do niego na koniu. Małe rozmiary tych drzwi pobudzają do refleksji także dzisiejszego pielgrzyma: mówią do niego bez słów, że «musimy się pochylić, by tak rzec, podążając duchem „pieszo”, aby móc wejść przez drzwi wiary i spotkać Boga, który jest różny od naszych przeświadczeń i naszych opinii: Boga, ukrytego w pokorze dopiero co narodzonego dziecka»[1].
Jesteśmy dziećmi Boga
W swojej drugiej encyklice Ojciec Święty Franciszek przypomina nam jeden z głębokich powodów pokory. Chodzi o prawdę zarazem prostą i wielką, istnieje ryzyko, że łatwo o niej zapomnimy w codziennym zabieganiu: «Nie jesteśmy Bogiem»[2]. Rzeczywiście, akt stwórczy jest mocnym punktem oparcia naszego życia: otrzymaliśmy nasze istnienie od Boga. Kiedy przyjmujemy tę podstawową prawdę, pozwalamy się przekształcić przez Bożą łaskę; poznajemy w tym momencie rzeczywistość, ulepszamy ją i ofiarowujemy Panu Bogu. Miłość do świata, którą przekazuje nam święty Josemaría prowadzi nas do pragnienia ulepszenia tego co kochamy, tam, gdzie się znajdujemy, według naszych możliwości. W centrum tego olbrzymiego zadania leży pokora «ta bowiem cnota pozwoli nam poznać i naszą nędzę, i naszą wielkość»[3]: nędzę, której często doświadczamy i wielkość bycia, poprzez chrzest, córkami i synami Boga w Chrystusie.
CZŁOWIEK POKORNY ROZWIJA SZCZEGÓLNĄ WRAŻLIWOŚĆ WOBEC BOŻYCH DARÓW, ZARÓWNO WE WŁASNYM ŻYCIU, JAK I W ŻYCIU INNYCH OSÓB; ROZUMIE, ŻE KAŻDA OSOBA JEST BOŻYM DAREM, I W TAKI SPOSÓB PRZYJMUJE WSZYSTKICH, BEZ PORÓWNAŃ ANI RYWALIZACJI.
Pokora jest «cnotą świętych i osób przepełnionych Bogiem», która powoduje, że «im bardziej wzrasta ich pozycja, tym bardziej wzrasta w nich świadomość własnej nicości i niemożności uczynienia czegokolwiek bez Bożej łaski (por. J 15,8)»[4]. Takimi są małe dzieci i takimi jesteśmy my wobec Boga. Dlatego warto wrócić do tego, co podstawowe: Pan Bóg mnie kocha. Kiedy jakaś osoba ma świadomość Bożej miłości – a odnajduje ją w miłości, jaką jej okazują inne osoby – potrafi kochać wszystkich.
Pokora wobec innych
Pokora prowadzi nas do przyjęcia danej nam rzeczywistości, w sposób szczególny osób nam najbliższych, ze względu na więzy rodzinne, na więzy nadprzyrodzone lub ze względu na zwykłe okoliczności życiowe. «A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze» (Ga 6,10). Apostoł uczy nas, abyśmy nie zniechęcali się, praktykując uporządkowaną miłość. Dlaczego mamy nie patrzeć jak na braci, dzieci tego samego dobrego i miłosiernego Ojca, na tych, którzy tak jak my, otrzymali dar chrztu? «Pokora prowadzi nas jak za rękę ku takiej formie traktowania bliźniego, która jest najlepsza: ku rozumieniu wszystkich, akceptacji wszystkich, wybaczaniu wszystkim; zwalczaniu podziałów i barier; służeniu — zawsze! — za narzędzie jedności»[5].
Człowiek pokorny rozwija szczególną wrażliwość wobec Bożych darów, zarówno we własnym życiu, jak i w życiu innych osób; rozumie, że każda osoba jest Bożym darem, i w taki sposób przyjmuje wszystkich, bez porównań ani rywalizacji: każdy jest jedyny w oczach Bożych i wnosi coś, czego inni nie mogą dać. Pokora prowadzi do cieszenia się radością innych, ze względu na sam fakt, że istnieją i liczą się. Pokorny uczy się być jednym więcej: jednym pomiędzy wieloma. Rodzina ma w związku z tym pierwszorzędne zadanie: dziecko uczy się wchodzić w relacje, mówić, słuchać; wśród swoich braci i sióstr nie zawsze jest w centrum uwagi; uczy się dziękować, ponieważ powoli zdaje sobie sprawę, ile kosztują różne rzeczy. W ten sposób, kiedy osiągnie jakiś osobisty sukces, odkrywa, że był on możliwy dzięki oddaniu krewnych i przyjaciół, osób które o nie dbają, dając mu jedzenie i tworząc dom rodzinny. Pokora wzrasta wraz z dziękowaniem, a także z przebaczeniem: przebaczać, prosić o przebaczenie, otrzymać przebaczenie. Kim jestem, aby mówili mi: „wybacz mi”? Pokora tego, który prosi o przebaczenie, szczególnie jeśli chodzi o osobę mającą pewną władzę czy autorytet, czyni go bliskim i niejako „zaraża” pokorą. Taka jest pokora pomiędzy małżonkami, pomiędzy rodzicami i dziećmi, pomiędzy zwierzchnikami i współpracownikami.
TEN, KTÓRY ZWYKLE MÓWI O RZECZACH, KTÓRE GO DENERWUJĄ, ZAZWYCZAJ ROBI TO Z POWODU BRAKU SZEROKICH HORYZONTÓW, WYROZUMIAŁOŚCI, OTWARTOŚCI ROZUMU I SERCA.
Nie stając się przez to naiwnym, chrześcijanin posiada zwyczajowe dobre nastawienie do tego, co przychodzi ze strony bliźniego, ponieważ rzeczywiście każda osoba jest wartościowa, każda osoba się liczy; każdy sposób myślenia, zarówno bardziej spekulatywny, jak i ten bardziej płynący z serca, przynosi pewne światło. Świadomość godności innych osób zapobiega popadnięciu w «obojętność, która poniża»[6]. Chrześcijanin przez swoje powołanie jest zwrócony ku innym: otwiera się przed nimi, nie martwiąc się zbytnio, czy nie wypada śmiesznie albo jest źle oceniany. Są osoby, które onieśmielają, ponieważ same są nieśmiałe, zamiast przekazywać światło i ciepło: myślą zbytnio o sobie, co powiedzą inni… być może z powodu zbytniej troski o swój honor, własny wizerunek, cechy, które mogą ukrywać pychę i brak prostoty.
Skupiać uwagę na samym sobie, stale wyrażać pragnienia zbyt konkretne i wymyślne, zbytnio podkreślać mniej lub bardziej zwyczajne problemy zdrowotne; albo przeciwnie, zbytnio ukrywać pewną chorobę, o której inni mogliby wiedzieć, aby lepiej nam pomóc, przez swoją modlitwę i wsparcie: są to postawy które prawdopodobnie wymagają pewnego oczyszczenia. Pokora wyraża się także w pewnej elastyczności, w wysiłku, aby przekazać to, co widzimy i czujemy. «Nie umartwiasz się, jeśli jesteś drażliwy; jeśli pochłania cię tylko twój własny egoizm; jeśli podporządkowujesz sobie innych; jeśli nie umiesz zrezygnować z tego, co zbyteczne, a czasem i z tego, co potrzebne; jeśli się smucisz, kiedy sprawy nie ułożą się tak, jak to sobie zaplanowałeś. Umartwiasz się natomiast, jeśli umiesz stać się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych (1 Kor 9,22)»[7].
Zobaczyć dobro i umieć żyć wspólnie
«Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili» (Mt 11,17): Pan Jezus posługuje się piosenką albo być może pewną ludową grą, aby pokazać jak niektórzy mu współcześni nie potrafią go rozpoznać. Jesteśmy powołani, aby odkryć Chrystusa w zdarzeniach i w osobach; mamy możliwość dotknięcia boskich sposobów działania: Bóg stwarza, uwalnia, ratuje, przebacza, powołuje… «Nie możemy więc pozwolić sobie na przeciwstawianie się pełnej wolności miłości, z jaką Bóg wkracza w życie każdego człowieka».[8]
Otworzyć się na innych pociąga za sobą dostosowanie się do nich; np. aby brać udział w grze zespołowej z osobami, które mają gorszą od nas technikę; albo zapominając o naszych gustach, aby wypocząć z innymi tak jak im się to podoba. W codziennych relacjach z innymi, osoba pokorna kocha podejście pozytywne. Pyszny zaś zwykle zbytnio podkreśla to, co negatywne. W życiu rodzinnym, w pracy, w społeczeństwie, pokora pozwala widzieć innych ze strony ich cnót. Tymczasem ten, który zwykle mówi o rzeczach, które go denerwują, zazwyczaj robi to z powodu braku szerokich horyzontów, wyrozumiałości, otwartości rozumu i serca. Być może powinien nauczyć się kochać innych z ich wadami. Wprowadza się w ten sposób w życie pedagogię miłości, która krok po kroku, wprowadza dynamizm, któremu nie można się oprzeć: ta osoba umniejsza się, aby inni wzrastali. Tak stało się z Janem Chrzcicielem: «Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał» (J 3,30). Słowo Przedwieczne stało się jeszcze mniejsze: «Ojcowie Kościoła w ich greckim tłumaczeniu Starego Testamentu znajdowali słowa proroka Izajasza, które również św. Paweł przytacza, aby ukazać, w jaki sposób nowe drogi Boże były już zapowiadane w Starym Testamencie. Było tam napisane: “Bóg krótkim uczynił swe słowo, skrócił je” (por. Iz 10, 23; Rz 9, 28). Sam Syn jest Słowem, Logosem. Odwieczne Słowo stało się małe – tak małe, że zmieściło się w żłobie. Stało się dzieckiem, aby Słowo było dla nas uchwytne»[9].
DLA CZŁOWIEKA POKORNEGO NIE MA NIC OBCEGO: JEŚLI, NA PRZYKŁAD, STARA SIĘ, ABY POLEPSZYĆ SWOJE WYKSZTAŁCENIE ZAWODOWE, OPRÓCZ NATURALNEGO ZAINTERESOWANIA WŁASNĄ SPECJALNOŚCIĄ ROBI TO, ABY LEPIEJ SŁUŻYĆ INNYM.
Jezus Chrystus otworzył się na kontakt ze wszystkimi: potrafił rozmawiać ze swoimi uczniami, uciekając się do przypowieści, dostosowując się do ich poziomu – na przykład rozwiązując problem podatku na świątynię, bez wahania traktuje Piotra jako równego sobie (por. Mt 17,27)[10]. Potrafił rozmawiać z kobietami, zarówno świętymi, jak i oddalonymi od Boga, z faryzeuszami, z Piłatem. Chodzi o to, aby dojść do takiego oderwania od własnego sposobu bycia, aby wyjść ku innym: rozwija się w ten sposób pewna zdolność, aby dostosować się do innych, nie pozwalając, by zawładnęły nami obsesje i dziwactwa; odkrywając w każdej osobie to „coś” miłego, tę iskierkę bożej miłości; zadowalając się byciem jednym z wielu, wedle tego, co świętujemy w naszym domu czy kraju, także w świetle czasu liturgicznego, który znaczy nasze życie dzieci Bożych. Pokorny żyje w stanie czujności, troszcząc się o osoby, które go otaczają. Ta postawa jest podstawą dobrego wychowania i wyraża się w wielu szczegółach, jak na przykład nieprzerywanie rozmowy, obiadu czy kolacji, a tym bardziej modlitwy, aby odebrać telefon, z wyjątkiem spraw rzeczywiście pilnych. Podsumowując, miłość rodzi się na płodnej glebie pokory: «miłość cierpliwa jest, łaskawa jest; Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą» (1 Kor 13,4).
Pokora w pracy
W swojej encyklice Laudato si’, Ojciec Święty wskazuje, że u podstaw każdej pracy leży «pewna idea na temat relacji, jaką człowiek może i powinien nawiązać»[11] z tym, co go otacza, i kto go otacza. Praca daje nam wiele możliwości, aby wzrastać w pokorze.
Jeżeli na przykład, kierownik jest zbyt autorytarny, można znaleźć jakąś okoliczność łagodzącą, być może spoczywa na nim duża odpowiedzialność albo po prostu tej nocy źle spał. Kiedy jakiś współpracownik popełnia błąd, można go naprawić, nie raniąc osoby. Zasmucać się z powodu sukcesu innych oznaczałoby brak pokory, ale także wiary: «wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga» (1 Kor 3,22-23). Dla człowieka pokornego nie ma nic obcego: jeśli, na przykład, stara się, aby polepszyć swoje wykształcenie zawodowe, oprócz naturalnego zainteresowania własną specjalnością, robi to aby lepiej służyć innym. To wiąże się z oczyszczaniem intencji, patrzeniem na sprawy ze spojrzeniem nadprzyrodzonym, nie pozwalaniem, aby wpłynęła na nas negatywnie powierzchowna, a nawet zepsuta atmosfera, jednocześnie nie patrząc w związku z tym na innych z góry. Pokorny ucieka od perfekcjonizmu, uznaje własne ograniczenia i liczy się z tym, że inne osoby mogą ulepszyć to, co on zrobił. Pokorny potrafi zmienić zdanie, przyznać się do błędu, prosić o przebaczenie. Kiedy pełni funkcje kierownicze, to, co daje mu przywództwo, to uznanie jego autorytetu, a nie tyle jego ustanowionej władzy.
Pan Bóg powołał nas do życia darmową miłością, tymczasem czasami wydaje nam się, że potrzebujemy usprawiedliwić nasze własne istnienie. Pragnienie wyróżnienia się, zrobienia rzeczy inaczej, aby zwrócić na siebie uwagę, zbytnia troska, aby czuć się użytecznym i błyszczeć nawet w służbie, mogą być oznakami pewnej choroby duszy, które zapraszają, aby prosić o pomoc i przyjąć ją, będąc uległymi łasce. «Ze zgaszonym spojrzeniem wobec dobra i innym, bardziej skupionym na tym, co przypochlebia własnemu ja, letnia wola zbiera w duszy zapasy egoizmu i pychy (…), bezprzedmiotowa, albo skupiona na nas samych rozmowa, (…) to non cogitare nisi de se, które wyraża się w non loqui nisi de se (…), oziębia się miłość i traci się zapał apostolski»[12]. Myśleć dużo o sobie samym, mówić jedynie o sobie… Osoba pokorna unika prowadzenia rozmowy w stronę własnego życiorysu, własnego doświadczenia, osiągnięć: unika zbytniego uznania własnych zasług. Czymś zupełnie innym jest z kolei przypominać sobie miłosierne dzieła Boże i zrozumieć, że nasze życie znajduje się w ramach planu Opatrzności. Jeśli ktoś mówi o tym, co zrobił, czyni to po to, aby inna osoba mogła rozwijać swój własny życiorys. W ten sposób, świadectwo osobistego spotkania z Chrystusem, w ramach uprawnionej wstydliwości duszy, może pomóc odkryć innej osobie, że także ją Pan Jezus kocha, przebacza, przebóstwia. Jak wielka jest wtedy radość! «Jestem kochany, więc jestem»[13].
CZY ABY NIE JESTEŚMY TYMI OSOBAMI, KTÓRE CHCĄ, ABY INNI PODPORZĄDKOWALI SIĘ NASZEMU SPOSOBOWI MYŚLENIA? ZBYTNIA SKŁONNOŚĆ DO NALEGANIA NA WŁASNY PUNKT WIDZENIA MOŻE ZDRADZAĆ PEWNĄ OGRANICZONOŚĆ UMYSŁU.
Są momenty szczególnie odpowiednie, aby odnowić pragnienia pokory. Na przykład, kiedy otrzymujemy awans albo rozpoczynamy pracę o pewnym publicznym znaczeniu. Jest to moment, aby podejmować decyzję, które wyrażają chrześcijański styl pracy: przyjąć tę funkcję jako możliwość jaką Pan Bóg daje nam, aby służyć jeszcze więcej; unikać jakiejkolwiek niepotrzebnej korzyści osobistej; zwiększyć naszą uwagę wobec najsłabszych, nie ulegając pokusie zapomnienia o nich, w obecnej sytuacji, kiedy mamy kontakt z ludźmi, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu. Jest to także moment, aby dać przykład oderwania od zysków i zaszczytów właściwych wypełnianej funkcji czy zadaniu, nie przywiązywać wagi do odbieranych gratulacji, które zwykle odbiera ten kto kieruje, a z drugiej strony być otwartym na krytykę, która zwykle jest mniej widoczna i ma w sobie ziarna prawdy. Jest wiele oznak tej prostoty w pracy: śmiać się z samych siebie, kiedy łapiemy się na przykład na tym, że od razu szukamy czy jesteśmy na jakimś zdjęciu albo cytują nas w jakimś artykule; przezwyciężyć skłonność, aby podpisać się pod wszystkim, albo powiększać trudność, kiedy poproszono nas o radę, aby ją rozwiązać, jakby potrzeba było, aby zawsze się nas pytano o radę…
Nauczyć się rezygnować z własnego zdania
W pracy, w rodzinie, nawet przy okazji spędzania wolnego czasu, często omawiamy jakąś sprawę z innymi osobami, które być może mają inny, a nawet przeciwny punkt widzenia. Jesteśmy tymi osobami, które chcą, aby inni podporządkowali się naszemu sposobowi myślenia? To co powinno się stać, to co trzeba zrobić… Zbytnia skłonność do nalegania na własny punkt widzenia może zdradzać pewną ograniczoność umysłu. Oczywiście, ustąpienie nie jest czymś automatycznym, ale w każdym razie wiele razy pokazuje, że posiada się wyczucie danej sytuacji. Wykorzystać okazje, aby zrezygnować z własnego zdania jest czymś miłym w oczach Bożych[14]. Trafionym zdaniem Benedykt XVI odnosił się do smutnego zwrotu jaki uczynił Tertulian w ostatnich latach swojego życia: «Kiedy widzi się jedynie własną myśl w jej wspaniałości, w końcu traci się właśnie ową wspaniałość»[15].
Czasami mamy okazję, aby słuchać młodsze od nas osoby, z mniejszym doświadczeniem, ale które być może posiadają większe dary rozumu lub serca, albo sprawują funkcje związane ze specjalną łaską stanu. To jasne, że nie jest przyjemnym być uznanym za głupiego, lub bez serca, ale jeśli zbytnio przejmujemy się, co inni myślą o nas, to znaczy, że brakuje nam pokory. Życie Jezusa, Syna Bożego jest nieskończoną lekcją dla każdego chrześcijanina obdarzonego dużą odpowiedzialnością w oczach świata. Wiwaty w Jerozolimie nie spowodowały, że Król Królów zapomni, że inne osoby ukrzyżują go i że jest także cierpiącym Sługą (por. J 12,12-19).
Święty Ludwik, król Francji, doradzał swojemu synowi, żeby jeśli zostanie królem, nie bronił gwałtownie swojej opinii na spotkania rady królewskiej, bez wysłuchania wcześniej jej członków: «Członkowie twojej rady mogą czuć strach przed posiadaniem przeciwnego zdania, czego nie należy pragnąć»[16]. Bardzo zdrowe jest nauczenie się niewyrażania opinii lekkomyślnie, szczególnie kiedy w ostateczności to nie nas spoczywa odpowiedzialność i nie zna się kontekstu danej sprawy, oprócz tego, że nie mamy łaski stanu ani pełni wiedzy, które być może posiada ten kto został obdarzony władzą. Z drugiej strony, tak samo ważna jak rozwaga i zdolność podjęcia refleksji jest otwartość na szlachetne i wielkoduszne zrezygnowanie z własnego zdania: czasami należy praktykować roztropność, słuchając doradców i zmienić zdanie, i w tym właśnie ukazuje się jak pokora i zdrowy rozsądek czynią daną osobę jeszcze większą i skuteczniejszą. Praca w grupie sprzyja roztropności w podejmowaniu decyzji: tworzyć zespół, łączyć siły, wypracować pewien sposób rozumowania i dojść do wspólnej decyzji: to wszystko to praktyka pokory i rozumu.
Pokora nieużytecznego sługi
W przedsięwzięciach duszpasterskich, w parafiach, w organizacjach dobroczynnych, w inicjatywach, aby pomóc imigrantom, wielokrotnie rozwiązania poszczególnych problemów nie są oczywiste albo po prostu istnieje wiele sposobów, aby się z nimi zmierzyć. Pokorna postawa prowadzi, aby przedstawić własne zdanie, powiedzieć w odpowiedni sposób, jeśli jakaś kwestia nie jest jasna, i przyjąć być może nawet inny kierunek niż własny, ufając, że Bóg wspomaga tych, którzy sprawują swoje funkcje z czystością intencji i liczą się z pomocą specjalistów w danej dziedzinie.
W związku z piękną pokorą zbiorową, mało znanym faktem jest, że Kościół katolicki jest instytucją, która ożywia najwięcej inicjatyw na całym świecie, aby pomagać ubogim i chorym. Właśnie pośród ludu Bożego, gdzie łączy się to co ludzkie z tym co boskie, pokora jest szczególnie konieczna. Jak pięknie jest pragnąć być kopertą, którą się wyrzuca, kiedy czyta się jakiś list, albo igłą, która prowadzi nić i znika, wypełniwszy swoje zadanie! Pan Bóg zaprasza nas by powiedzieć: «Słudzy nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy to co mieliśmy wykonać» (Łk 17,10). W ten sposób, kapłan będzie praktykował pokorę, aby uczyć się «nie być w modzie»[17], nie starać się, aby zawsze podążać za najnowszymi trendami, w awangardzie we wszystkich dziedzinach; odrzucać w sposób niemalże instynktowny stawianie się na pierwszym planie, które często wiąże się z mentalnością właściciela dusz. Ze swej strony, wierny świecki, jeśli jest pokorny, szanuje sługi ołtarza w związku z tym kogo reprezentują: nie krytykują swojego proboszcza ani księży w ogólności, tylko dyskretnie im pomaga. Dzieci Noego zakryły nagość swojego upojonego Ojca: (por. Rdz 9,23). «Tak jak dobrzy synowie Noego okryj płaszczem miłosierdzia słabości, które dostrzeżesz u swego ojca, kapłana»[18]. Święty Tomasz Morus odnosił tę scenę nawet do Ojca Świętego, za którego lud chrześcijański powinien modlić się… zamiast go prześladować![19]
Czas należy do Boga: wiara i pokora
«Świadectwa Pisma świętego są jednomyślne: troska Opatrzności Bożej jest konkretna i bezpośrednia; obejmuje sobą wszystko, od rzeczy najmniejszych aż do wielkich wydarzeń świata i historii. Księgi święte z mocą potwierdzają absolutną suwerenność Boga w biegu wydarzeń: „Nasz Bóg jest w niebie; czyni wszystko, co zechce” (Ps 115, 3), a o Chrystusie zostało powiedziane: „Ten, co otwiera, a nikt nie zamknie, i Ten, co zamyka, a nikt nie otwiera” (Ap 3, 7). „Wiele zamierzeń jest w sercu człowieka, lecz wola Pana się ziści” (Prz 19, 21)»[20]. Kierownictwo duchowe jest wspaniałym środkiem, aby lepiej umiejscowić nasze życie w kontekście tej prawdy. Duch Święty działa cierpliwie i liczy się z czasem: otrzymana rada powinna przejść swoją drogę w duszy. Bóg oczekuje pokory ucha wrażliwego na swój głos; wtedy można uzyskać osobistą korzyść z homilii, które słyszymy w naszej parafii, nie tylko, aby czegoś się dowiedzieć, ale przede wszystkim, aby stać się lepszym: zapisać jakąś myśl podczas pogadanki formacyjnej albo chwili modlitwy, aby omówić ją z kimś kto dobrze zna naszą duszę, to także oznacza odkryć głos Ducha Świętego.
Wiara i pokora idą razem: w naszej pielgrzymce do niebiańskiej ojczyzny, koniecznym jest pozwolić się prowadzić przez Pana Jezusa, zwracając się do Niego i słuchając jego Słowa[21]. Spokojne czytanie Starego i Nowego Testamentu, z teologicznym i duchowym komentarzem, pomaga nam zrozumieć co mówi nam Bóg w każdej chwili, zapraszając nas do nawrócenia: «myśli moje nie są myślami waszymi, ani moje drogi waszymi drogami –mówi Pan» (Iz 55,8; por. Rz 11,33). Pokora wiary przyklęka przed Jezusem Chrystusem obecnym w Eucharystii, adorując Słowo wcielone tak jak pasterze w Betlejem. Proste zdarzenie z życia świętej Teresy Benedykty od Krzyża, Edyty Stein ilustruje tą postawę: nigdy nie zapomniała o kobiecie, która weszła do Kościoła z torbą z zakupami i uklęknęła, aby się pomodlić, otwierając się przed Panem Bogiem w intymnej rozmowie[22].
Pokora prowadzi do życia teraźniejszością, bez niepotrzebnej troski o przyszłość, ponieważ my, chrześcijanie, jesteśmy tymi, którzy «pragną z miłością jego przyjścia» (2 Tm 4,8). Jeśli denerwujemy się wobec mniej sprzyjających okoliczności, powinniśmy wzrastać w wierze i pokorze. «Kiedy naprawdę zdasz się na Pana, nauczysz się zadowalać tym, co cię spotyka, i nie tracić pogody, jeżeli sprawy nie idą tak, jakbyś chciał, mimo że włożyłeś w nie cały swój wysiłek i zastosowałeś odpowiednie środki… Bo „pójdą” tak, jak Bogu będzie to odpowiadało»[23]. W ten sposób unikamy nadmiernego niezadowolenia albo skłonności, aby zachowywać w pamięci upokorzenia: dziecko Boże przebacza winy, nie chowa uraz, radośnie idzie do przodu[24]. I jeśli czasem myśli, że ktoś je obraził, stara się nie pamiętać o obrazie, nie chowa uraz: patrzy na Jezusa, wiedząc, «jakże wielki dług miłości ciąży na mnie, któremu wybaczył jeszcze więcej!»[25]. Pokorny mówi razem ze świętym Pawłem: «zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie» (Flp 3,13-14).
Taka postawa pomaga nam przyjąć chorobę, i przekształcić ją w płodne zadanie: to misja jaką obdarzył nas Bóg. I częścią tej misji jest nauczyć się ułatwiać innym, aby mogli nam pomóc i złagodzić nasz ból i możliwe udręki: pozwolić, by nam pomagano, by nas leczono, by nam towarzyszono, to okazje do oddania się w ręce Pana Jezusa, który uobecnia się w naszych braciach. Powinniśmy dopełnić «braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół» (Kol 1,24).
Świadomość naszej słabości prowadzi nas do tego, abyśmy pozwolili sobie pomóc, abyśmy byli wyrozumiali wobec innych, abyśmy zrozumieli ludzką niedoskonałość, abyśmy unikali faryzejskich niespodzianek. Nasza słabość otwiera nasz rozum i serce, aby zrozumieć innych: można na przykład nie osądzać intencji, albo pomyśleć, że ta osoba znalazła się w bardzo trudnej do rozwiązania sytuacji, chociaż oczywiście nie oznacza to zamykania oczu na prawdę, nazywając «zło dobrem i dobro złem», i zamieniając «gorycz na słodycz i słodycz na gorycz» (Iz 5,20). Z drugiej strony, może się zdarzyć, że czasami ktoś ma skłonność do niskiej samooceny. Ta niska samoocena, częsta w wielu środowiskach, też nie jest zdrowa, ponieważ nie odpowiada prawdzie i odbiera skrzydła temu, który jest powołany, aby latać wysoko. Nie ma powodu do przygnębienia: pokora prowadzi nas do przyjęcia tego co jest nam dane, z głębokim przekonaniem, że drogi, którymi Pan chce nas prowadzić, są drogami miłosierdzia (por. Hb 3,10; Ps 95[94],10); ale także właśnie w związku z tym prowadzi nas do śmiałych marzeń: «Świadomość, że jest się gliną pospinaną klamrami, jest źródłem ciągłej radości. Oznacza bowiem uznanie swej małości w obliczu Boga, uznanie się za dziecko, za syna. A czy może być głębsza radość od radości człowieka, który wie, że jest biedny i słaby, ale wie równocześnie, że jest dzieckiem Bożym?»[26]
Otwartość na Opatrzność
Mężczyzna i kobieta pokorni są otwarci na działanie Opatrzności w przyszłości. Nie starają się ani nie pragną panować nad wszystkim, ani rozumieć wszystko. Szanują tajemnicę osoby ludzkiej i ufają Bogu, mimo tego, że jutro wydaje się niepewne. Nie próbują poznać zakrytych Bożych planów ani tego co przekracza ich siły (por. Syr 3,21). Wystarczy im Bożej łaski, ponieważ «moc w słabości się doskonali» (2 Kor 12,9). Znaleźć tę łaskę w obcowaniu z Jezusem Chrystusem: to uczestnictwo w jego życiu.
Po pełnym uczuć dziękczynieniu skierowanemu ku Bogu Ojcu, Pan Jezus zaprasza swoich uczniów wszystkich czasów do zbliżenia się do Niego, quia mitis sum et humilis corde (Mt 11,29): Pan jest cichy i pokorny sercem, i dlatego w Nim znajdziemy zrozumienie i pokój. Zbliżamy się do Chrystusa w Eucharystii, do jego Ciała zranionego i zmartwychwstałego: in humilitate carnis assumptae, mówi I Prefacja Adwentowa –przychodzi po raz pierwszy w pokorze naszego ciała. Dotykamy niewypowiedzianej pokory Boga: «Pokora Jezusa Chrystusa: w Betlejem, w Nazarecie, na Kalwarii… — Ale jeszcze większe jest Jego upokorzenie i ogołocenie w Najświętszej Hostii: większe niż w stajence, niż w Nazarecie, niż na Krzyżu»[27]. Najświętsza Maryja Panna towarzyszy nam abyśmy przyjęli Go z pokorą jaką ona przyjęła swojego Syna Jezusa. Salve radix, salve porta, ex qua mundo lux est orta[28]: Witaj korzeniu, witaj bramo, z której narodziło się Światło, aby rozświetlić świat pogrążony w ciemnościach pychy; Jezus Chrystus, Światłość ze Światłości[29], objawia nam miłosierdzie Ojca.
Guillaume Derville
[1] Benedykt XVI, Homilia, 24-XII-2011.
[2] Franciszek, Encyklika Laudato si’ (24-V-2015), n. 67.
[3] Św. Josemaria, Przyjaciele Boga, n.94.
[4] Franciszek, Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 21-XII-2015.
[5] Święty Josemaría,Przyjaciele Boga, 233.
[6] Franciszek, Bulla Misericordiae Vultus (11-IV-2015), 15.
[7] Święty Josemaría, To Chrystus przechodzi, 9.
[8] Franciszek, List ap. Misericordia et misera (30-XI-2016), 2.
[9] Benedykt XVI, Adh. ap. Verbum Domini, 12.
[10] Por. Guillaume de Saint-Thierry, Exposé sur le Cantique des Cantiques, 109, w Sources Chrétiennes 82, 243.
[11] Franciszek, Laudato si’, 125.
[12] Bł. Álvaro del Portillo, List pasterski, 9-I-1980, 31 (cytowany w: Álvaro del Portillo, Orar. Como sal y como luz, Barcelona: Planeta, 2013, 207).
[13] Franciszek, Misericordia et misera, 16.
[14] Por. Święty Josemaría, Droga, 177.
[15] Benedykt XVI, Audiencja, 30-V-2007.
[16] Święty Ludwik Francuski, Duchowy testament dla swojego syna, w: Acta Sanctorum Augustii 5 (1868), 546.
[17] Święty Josemaría,Rozmowy, 59.
[18] Droga, 75.
[19] Por. Święty Tomasz Morus, Responsio ad Lutherum, w: The Yale Edition of The Complete Works of St Thomas More, vol. 5, p. 142 (CW5, 142/1-4).
[20] Katechizm Kościoła Katolickiego, 303.
[21] Por. Sagrada Biblia, Tłumaczenie i komentarz Wydziału Teologii Uniwersytetu Nawarry, komentarz do Psalmu 95 (94).
[22] Por. Święta Teresa Benedykta od Krzyża (Edith Stein), Aus dem Leben einer jüdischen Familie. Das Leben Edith Steins: Kindheit und Jugend, 1965 (ed. 1985), p. 362.
[23] Święty Josemaría, Bruzda, 860.
[24] Por. Javier Echevarría, List pasterski, 4-XI-2015, n. 21.
[25] Święty Josemaría, Kuźnia, 210.
[26] Przyjaciele Boga, 108.
[27] Droga, 533.
[28] Hymn Ave Regina Cælorum.
[29] Por. Mszał Rzymski, Credo.
**********
2 lipca – I CZWARTEK MIESIĄCA
MSZA ŚWIĘTA – godz. 20.30
po Mszy św. godzinna adoracja: 21.00 – 22.00
W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo
Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.
Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.
W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.
Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.
W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu.
Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.
Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest KAPŁAŃSTWO. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.
Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.
***
Modlitwa św. Faustyny:
O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.
O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.
***
Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:
Boże miłosierny,
daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!
Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
a żaden powołany nie został pominięty.
Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!
Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
głoszą słowem, przykładem i życiem!
Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.
Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
którego wylałeś na Apostołów!
Amen.
PROŚCIE PANA ŻNIWA…
“Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.
cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)
*********************************
3 lipca – I PIĄTEK MIESIĄCA
Dziś wspominamy świętego Tomasza Apostoła
pl.wikipedia.org
*****
Audiencja generalna, 27 września 2006 r.
Drodzy Siostry i Bracia!
Kontynuując nasze spotkania z dwunastoma Apostołami, wybranymi bezpośrednio przez Jezusa, dziś poświęcimy naszą uwagę apostołowi Tomaszowi. Jest on zawsze obecny na czterech listach sporządzonych na podstawie Nowego Testamentu, w pierwszych trzech Ewangeliach umieszczony jest obok Mateusza (por. Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 15), Dzieje Apostolskie natomiast umieszczają go blisko Filipa (por. Dz 1, 13). Jego imię pochodzi od rdzenia hebrajskiego ta’am, co oznacza „bliźniak”. W rzeczywistości Ewangelia św. Jana wiele razy nazywa go imieniem „Didymos” (por. J 11, 16; 20, 24; 21, 2), które po grecku znaczy dokładnie „bliźniak”. Dla nas nie jest jasne, dlaczego nosił taki przydomek.
Czwarta Ewangelia przynosi nam trochę wiadomości, które ukazują kilka znaczących cech jego osobowości. Pierwsza dotyczy napomnienia, jakiego udzielił on innym Apostołom, gdy Jezus w krytycznym momencie swego życia zdecydował się pójść do Betanii, aby wskrzesić Łazarza, zbliżając się w ten sposób niebezpiecznie do Jerozolimy (por. Mk 10, 32).
Przy tej okazji Tomasz powiedział do swoich współuczniów: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć” (J 11, 16). Ta jego determinacja w naśladowaniu Mistrza jest zaprawdę wzorcowa i daje nam cenną naukę: objawia całkowitą dyspozycyjność w przylgnięciu do Jezusa, aż po identyfikowanie własnego losu z Jego losem oraz chęć podzielenia z Nim najwyższego doświadczenia śmierci. Najważniejsze jest nigdy nie oderwać się od Jezusa. Gdy Ewangelie używają słowa „naśladować”, oznacza to, że chcą powiedzieć, iż tam, gdzie udaje się Jezus, musi iść również Jego uczeń. W ten sposób życie chrześcijańskie definiuje się jako życie z Jezusem Chrystusem, życie do przemierzenia razem z Nim. Św. Paweł pisze analogicznie, gdy zapewnia chrześcijan w Koryncie: „pozostajecie w naszych sercach na wspólną śmierć i wspólne z nami życie” (2 Kor. 7, 3).
To, co realizuje się między Apostołem a jego chrześcijanami, dotyczy przede wszystkim związków między chrześcijanami a samym Jezusem: razem umrzeć, razem żyć, trwać w Jego sercu tak, jak On trwa w naszym.
Druga interwencja Tomasza ma miejsce podczas Ostatniej Wieczerzy. Przy tej okazji Jezus, przepowiadając bliskie swe odejście, ogłasza, że idzie przygotować miejsce dla uczniów, aby również oni znajdowali się tam, gdzie On będzie. Wyjaśnia im: „Znacie drogę, dokąd Ja idę” (J 14, 4).
Wówczas Tomasz interweniuje, mówiąc: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” (J 14, 5). Tym powiedzeniem Tomasz sytuuje się na poziomie bardzo niskiego zrozumienia; jednakże jego słowa stwarzają Jezusowi okazję do wypowiedzenia słynnej definicji: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14, 6). Pierwotnie to objawienie zostało przekazane Tomaszowi, jednakże ważne jest ono dla nas wszystkich oraz dla ludzi wszystkich czasów.
Za każdym razem, gdy słyszymy czy też czytamy te słowa, możemy naszą myślą stanąć obok Tomasza i wyobrazić sobie, że Pan mówi również do nas w ten sposób, w jaki mówił do niego. Jednocześnie jego pytanie daje również nam prawo – by tak powiedzieć – do proszenia Jezusa o wytłumaczenie.
Często nie rozumiemy tego. Miejmy odwagę powiedzieć: Nie rozumiem Cię, Panie, wysłuchaj mnie, pomóż mi zrozumieć. W ten sposób, z tym spokojem, który jest prawdziwym sposobem modlitwy, rozmowy z Jezusem, wyrażamy małość naszej zdolności rozumienia, ale równocześnie stajemy w postawie ufności człowieka, który oczekuje światła i siły od Tego, który może mu to dać.
Bardzo znana, a nawet przysłowiowa, jest scena z niewiernym Tomaszem, która miała miejsce osiem dni po wydarzeniu Paschy. Najpierw nie uwierzył on w Jezusa, który ukazał się podczas jego nieobecności, i powiedział: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę” (J 20, 25).
Z tych słów płynie przekonanie, że Jezus jest już rozpoznawalny nie tyle z oblicza, co ze swoich ran. Tomasz uważa, że znakami istotnymi dla tożsamości Jezusa są teraz przede wszystkim Jego rany, w których objawia się, jak bardzo nas umiłował. W tym Apostoł się nie myli. Jak wiemy, osiem dni później Jezus ponownie ukazał się pośród swoich uczniów, i tym razem Tomasz był obecny. Jezus mówi mu: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20, 27). Tomasz reaguje wspaniałym wyznaniem wiary w całym Nowym Testamencie: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 28).
Św. Augustyn komentuje w ten sposób: Tomasz „widział i dotknął człowieka, ale wyznawał swoją wiarę w Boga, którego nie widział, ani nie dotykał. Jednak, gdy widział i dotykał Go, chciał wierzyć w to, w co aż do tej chwili wątpił” (In Johann. 121, 5). Ewangelista kończy ostatnim słowem Jezusa do Tomasza: „Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29). To zdanie można również powiedzieć w czasie teraźniejszym: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, jednakże wierzą”.
Jezus wypowiada tu podstawową zasadę dla chrześcijan, którzy przyjdą po Tomaszu, a zatem dla nas wszystkich. I warto zauważyć, jak inny Tomasz, wielki średniowieczny teolog z Akwinu, zbliży do tej formuły błogosławieństwa inną formułę, pozornie przeciwną, przytoczoną przez Łukasza: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie” (Łk 10, 23). Jednakże Akwinata komentuje: „Zasługuje o wiele bardziej ten, kto wierzy bez widzenia, od tego, kto nie wierzy, pomimo że widzi” (In Johann. XX lectio VI par. 2566). W rzeczywistości List do Hebrajczyków, powołując się na wielu starożytnych Patriarchów biblijnych, którzy wierzyli w Boga, nie widząc wypełnienia się Jego obietnic, definiuje wiarę jako „porękę tych dóbr, których się spodziewamy, oraz dowód tych rzeczywistości, których nie widzimy” (por. Hbr 11, 1).
Przypadek apostoła Tomasza ważny jest dla nas przynajmniej z trzech powodów: po pierwsze dlatego, że nas umacnia w naszych niepewnościach; po drugie dlatego, że pokazuje nam, iż każda wątpliwość może być doprowadzona do świetlanego rozwiązania, ponad wszelką wątpliwość; wreszcie dlatego, że słowa skierowane do niego przez Jezusa przypominają nam prawdziwy sens wiary dojrzałej i dodają nam odwagi do działania mimo trudności na naszej drodze przylgnięcia do Jezusa.
Ostatnia uwaga na temat Tomasza została zachowana dla nas w Czwartej Ewangelii, która przedstawia go jako świadka Zmartwychwstałego, po cudownym połowie ryb na Jeziorze Tyberiadzkim (por. J 21, 2). Z tej okazji jest on wspomniany nawet zaraz po Szymonie Piotrze: to ewidentny znak wielkiej ważności, jaką cieszył się on w środowisku pierwszych wspólnot chrześcijańskich. W rzeczywistości pod jego imieniem zostały napisane później Dzieje oraz Ewangelia Tomasza, oba teksty apokryficzne, jednakże bardzo doniosłe dla studiów początków chrześcijaństwa. Przypominamy wreszcie, że według starożytnej tradycji, św. Tomasz ewangelizował najpierw Syrię oraz Persję (tak referuje już Orygenes, cytowany przez Euzebiusza z Cezarei, Hist. eccl. 3, 1), zaś później wybrał się do Indii Środkowych. W tej perspektywie misjonarskiej kończymy naszą refleksję, wyrażając życzenie, aby przykład św. Tomasza umacniał zawsze naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, naszego Pana i naszego Boga.
Z oryginału włoskiego tłumaczył o. Jan Pach OSPPE
Audiencja generalna
O postaci św. Tomasza Apostoła mówił Benedykt XVI podczas audiencji generalnej w Watykanie. Papież kontynuował cykl środowych katechez poświęconych Apostołom. Na Placu św. Piotra zgromadziło się 30 tys. pielgrzymów z całego świata, w tym wielu z Polski, do których Ojciec Święty powiedział: „Pozdrawiam pielgrzymów z Polski i z innych krajów. «Pan mój i Bóg mój!» – w tych słowach św. Tomasz daje świadectwo o zmartwychwstaniu Chrystusa. Przyjmujemy z wdzięcznością to wyznanie. Niech kształtuje naszą wiarę, umacnia nadzieję i rozpala miłość. Serdecznie Wam błogosławię”.
Tygodnik Niedziela/41/2006
*******
Św. Tomasz Apostoł: czy na pewno był „niewierny”?
Wikipedia/Domena publicznaElżbieta Wiater | 03/07/2018
Według tradycji moc wiary, która zrodziła się w Wieczerniku, zaprowadziła Tomasza aż do Indii. Podobno apostoł zbudował tam piękny, pełen przepychu i… niewidzialny pałac.
Jego imię brzmi raczej jak przydomek, gdyż po hebrajsku „Thoma” to po prostu „bliźniak”. Takie rozumienie wydaje się potwierdzać podane przez św. Jana greckie imię „Didymos”, znaczące to samo. W Ewangeliach, szczególnie Jana, jego postać pojawia się na tyle często, że z grubsza potrafimy określić, jakie cechy posiadał ten z apostołów.
Co o św. Tomaszu Apostole mówią Ewangelie?
Kiedy niewiele przed męką nasila się poczucie zagrożenia, a Jezus mimo to postanawia iść do Jerozolimy, Tomasz mówi: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć” (J 11,16). Dobrze rozpoznaje sytuację, ale, podobnie jak większość pozostałych apostołów, przecenia swoje możliwości dania świadectwa w tamtym momencie. Z pewnością jednak chce być gotów na męczeństwo i przynajmniej w tamtej chwili woli je od odejścia od Mistrza.
Podczas Ostatniej Wieczerzy Pan zapowiada, że odchodzi przygotować miejsce w domu Ojca, a potem powróci, by zabrać ze sobą uczniów. Mówi wtedy też, że znają drogę, którą On idzie. Tomasz wtedy zauważa, że uczniowie nie wiedzą, dokąd idzie Jezus, więc jak mogą znać drogę (zob. J 14,5). Myśli, podobnie zresztą jak pozostali obecni w Wieczerniku w kategoriach tego, co dosłowne i namacalne. Będzie potrzebował dużego szoku, aby zmienić swoje podejście.
Następuje on po zmartwychwstaniu. Tomasz najpierw nie przyjmuje świadectwa pozostałych apostołów, że widzieli Zmartwychwstałego. Domaga się możliwości dotknięcia Jezusa, nawet więcej – włożenia palców w Jego rany, a dłoni w Jego bok. Prośba dość makabryczna, jednak kiedy Jezus znów się objawia uczniom, wśród których tym razem już jest Tomasz, jest gotów pozwolić apostołowi na tę wiwisekcję. Ten jednak od razu odpowiada, wyznając jednocześnie wiarę: „Pan mój i Bóg mój!” (zob. J 20,24–29).
Misja Tomasza Apostoła
Według tradycji moc wiary, która zrodziła się w Wieczerniku i została wzmocniona zesłaniem Ducha Świętego, zaprowadziła Tomasza bardzo daleko, bo najpierw do Mezopotamii, a potem aż do Indii.
Kiedy w XVI w. dotarli na ten subkontynent portugalscy misjonarze, ze zdziwieniem odkryli, że są tam już chrześcijanie. Rodowici Hindusi, wierzący w Chrystusa, powoływali się na tradycję wywodzącą się właśnie od św. Tomasza Apostoła.
Z jego misją na tamtym terenie związana jest piękna legenda o budowie pałacu króla Gudnafara. Jako że Tomasz był z zawodu cieślą i budowniczym, król zlecił mu budowę pałacu. Sam odjechał i tylko co jakiś czas przesyłał potrzebne materiały, kruszce i klejnoty. Jakie było jego zdziwienie, kiedy w wyznaczonym czasie przyjechał i okazało się, że na placu budowy nic nie ma!
Wtedy apostoł odparł, że zbudował władcy pałac, ale żeby go ujrzeć, król musi przejść do innego świata. Tomasz bowiem wybrał bardzo nowatorski sposób budowy, mianowicie rozdał otrzymywane bogactwa potrzebującym, dodając do tego Boże słowo i często uzdrowienie od siebie.
Gudnafar oczywiście wpadł we wściekłość i kazał uwięzić Judejczyka. W tym samym czasie zmarł brat królewski, Gad. Kiedy przyszedł do nieba, zobaczył tam cudownej urody pałac, a aniołowie mu powiedzieli, że rzeczywiście należy on do Gudnafara i stanowią go dawane przez niego jałmużny. Gad wrócił więc we śnie do brata i poprosił, czy nie mógłby dostać od niego tej nieziemskiej (dosłownie i w przenośni) posiadłości. Sen ten przekonał króla o prawdomówności Tomasza oraz o prawdzie głoszonej przez niego Ewangelii.
Męczeństwo
Zgodnie z legendami apostoł zginął ok. 72 r. w Ramapuram. Najpierw go torturowano, a potem przebito włóczniami. Z jego świadectwa i krwi narodził się Kościół malabarski. Do XVI w. chrześcijanie św. Tomasza mieli kontakt jedynie z Kościołami wschodnimi i nie brali udziału w sporach, jakie dzieliły chrześcijaństwo w basenie Morza Śródziemnego.
Ich wiara karmiła się otrzymaną Ewangelią, sprawowaniem kultu, podtrzymywali sukcesję apostolską i wypracowali własne tradycje pobożnościowe. Doświadczali prześladowań, stanowiąc w indyjskim społeczeństwie jedynie drobną jego cząstkę o wyraźnie odmiennych normach postępowania. Jak na wspólnotę założoną przez apostoła o przydomku „Niewierny” okazywali i nadal okazują wyjątkową żywotność wiary.
Aleteia.pl
***
godzinna adoracja od godz. 18.00
MSZA ŚWIĘTA – godz. 19.00
Antyfona na wejście
Jesteś moim Bogiem, podziękować chcę Tobie, Boże mój, wielbić pragnę Ciebie; dziękuję Tobie, bo stałeś się moim zbawcą.
Chwała na wysokości…
Kolekta
Wszechmogący Boże, z radością obchodzimy
święto Tomasza Apostoła,
przez jego wstawiennictwo zachowaj naszą wiarę, abyśmy jak on uznali Twojego Syna za naszego Pana i mieli życie w imię Jezusa Chrystusa.
Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan. Ef 2,19-22
Bracia: Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
Oto słowo Boże.
Psalm 117
R/ Idźcie i głoście światu Ewangelię.
Chwalcie Pana, wszystkie narody,
wysławiajcie Go, wszystkie ludy,
bo potężna nad nami Jego łaska,
a wierność Pana trwa na wieki. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Uwierzyłeś Tomaszu, bo Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Jana. J 20,24-29
Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana”. Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!” Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!” Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, w święto Tomasza Apostoła,
my, Twoi słudzy, składamy Ci Ofiarę uwielbienia i pokornie prosimy, abyś zachował w nas swoje dary. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Wyciągnij swoją rękę i rozpoznaj miejsce gwoździ, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, w Najświętszym Sakramencie rzeczywiście przyjęliśmy Ciało Twojego Jedynego Syna,
spraw, abyśmy z Tomaszem Apostołem,
uznawali Chrystusa za naszego Pana i Boga
i całym życiem potwierdzali tę wiarę.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
************************************************************************
4 lipca – I SOBOTA MIESIĄCA
MSZA ŚWIĘTA z XIV NIEDZIELI ZWYKŁEJ – godz. 18.00
po Mszy św. – nabożeństwo wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa, które są również popełniane przez Polaków przeciwko Matce Bożej.
Niepokalane Serce Maryi to ratunek dla grzeszników
Ratunkiem dla grzeszników jest Niepokalane Serce Maryi. Droga ta budzi jednak wiele pytań, gdyż Maryja jest, jak każdy z nas, stworzeniem i człowiekiem, a nie Bogiem. Nie możemy o tym zapominać, a tym bardziej zacierać nieprzekraczalnej granicy pomiędzy Stwórcą a stworzeniem.
A jednak to właśnie Bóg pragnie ustanowić nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Na ten argument wskazuje s. Łucja, podając racje uzasadniające dla tego właśnie nabożeństwa. Na pytanie, dlaczego takie nabożeństwo, odpowiedziała krótko i jednoznacznie: „Ponieważ Bóg tak chce”.
Jedność Serc Jezusa i Maryi
Nazwa nabożeństwa wskazująca na Maryję to jeden aspekt, drugi to jego właściwa treść, a ona wskazuje na Jezusa, który jest jedynym celem, ku Niemu zmierzamy poprzez Niepokalane Serce Maryi. Tak więc nazwa nabożeństwa bezpośrednio wiąże się z Maryją, jego istota jest jednak jednoznaczna: Jezus, ku któremu zmierzamy poprzez sakramentalną spowiedź, różaniec, medytację oraz przyjęcie Komunii świętej. Nie sposób zatem nie dostrzec w fatimskim przesłaniu bardzo wymownej i głębokiej jedności Serca Jezusa i Serca Maryi. Odnajdujemy ją już w pierwszych słowach Anioła, który ukazał się dzieciom: „Serce Jezusa i Maryi słuchają z uwagą waszych próśb” czy też: „Serce Jezusa i Maryi chcą przez was okazać (światu) wiele miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Największemu modlitwy i umartwienia”. Jakże piękne i wymowne w tym kontekście są słowa cierpiącej Hiacynty, która w ostatnich miesiącach życia, wiedząc, że odchodzi z tego świata, z takim apelem zwróciła się do Łucji. „Już niedługo pójdę do nieba. Ty tu zostaniesz, aby ludziom powiedzieć, że Bóg chce wprowadzić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Kiedy nadejdzie czas, aby o tym mówić, nie kryj się. Powiedz wszystkim ludziom, że Bóg daje nam łaski za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi, że ludzie muszą je uprosić przez to Serce, że Serce Jezusa chce, aby obok Niego wielbiono Niepokalane Serce Maryi. Niech proszą o pokój Niepokalane Serce Maryi, bo Bóg temu Sercu powierzył pokój na świecie. Ach, gdybym mogła włożyć w serca wszystkich ludzi ogień, który płonie w głębi mojego serca i który sprawia, że kocham tak bardzo Serce Jezusa i Serce Maryi!”.
Droga przez Serce Maryi
Wolą Boga jest, by obok Serca Jezusa uwielbiano Niepokalane Serce Maryi. Nie sposób wyobrazić sobie innej drogi ku Bogu, skoro to On taką drogę wybiera, by przez Niepokalane Serce Maryi stać się Człowiekiem. Sam Bóg wskazuje nam tę drogę, a zatem, choć racjonalność podsuwa nam wiele wątpliwości i pytań, nie możemy dać się zwieść, by Bogu dyktować nasze ludzkie rozwiązania. Jakże dobitnie wyraził to kard. Joseph Ratzinger w komentarzu do trzeciej części fatimskiej tajemnicy. „By ratować dusze przed piekłem, wskazany zostaje – ku zaskoczeniu ludzi anglosaskiego i niemieckiego kręgu kulturowego – kult Niepokalanego Serca Maryi”.
Bóg jest pokorny
Zjednoczenie Serc Jezusa i Maryi to wzór dany nam przez Boga, ale pozostaje jeszcze pytanie o to, gdzie jest nasze serce. Możemy rozważać prawdę o Najświętszym Sercu Jezusa i Niepokalanym Sercu Maryi, ale nie chodzi tu o teologiczne spekulacje, lecz o to, by nasze serca były jak najbliżej Jezusa i Maryi. Sam Bóg nam to wskazuje, do tego zaprasza i głosem małego dziecka mobilizuje nas do tego, byśmy podjęli wskazaną nam drogę. To, co zostało zapowiedziane przez Maryję w lipcu 1917 r., że przyjdzie jeszcze raz, by żądać poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu i Komunii świętej wynagradzającej w pierwsze soboty, to również znalazło swoje wypełnienie kilka lat później. „10 grudnia 1925 r. zjawiła się Najświętsza Panna w Pontevedra, a z boku w jasności Dzieciątko. Najświętsza Dziewica położyła Łucji rękę na ramieniu i pokazała cierniami otoczone serce, które trzymała w drugiej ręce. Dzieciątko powiedziało: «Miej współczucie z Sercem Twej Najświętszej Matki, otoczonym cierniami, którymi niewdzięczni ludzie je wciąż na nowo ranią, a nie ma nikogo, kto by przez akt wynagrodzenia te ciernie powyciągał»”.
Bóg – jako Dziecię Jezus – zabiega, pyta, zachęca, prosi o nabożeństwo do Serca Jego Matki. Droga naszego uświęcenia ma prowadzić przez Serce Maryi, być wyrazem naszej miłości, nie dziwi więc fakt, że taka forma prośby współgra z treścią wizji. Jezus ukazuje się nie jako Pan i Król Wszechświata, lecz jako Dziecko, które prosi i żebrze o miłość dla swojej Matki. Zatem nie respekt wobec autorytetu i wszechmocy Boga ma być argumentem co do wyboru wskazanej drogi, lecz szczera i dobrowolna miłość. Nasza odpowiedź nie powinna brać się z przymusu czy też wyrachowania, lecz być tak naturalną, jak odpowiedź na prośbę bezbronnego dziecka, które pokornie prosi o miłość dla swojej matki.
ks. Krzysztof Czapla SAC
*****
************************************************************************
sobota 18 lipca 2020
kaplica-izba JEZUSA MIŁOSIERNEGO – godz. 18.00
*****
wspomnienie św. Szymona z Lipnicy, kapłana
Młodość i droga do kapłaństwa
Św. Szymon urodził się w miejscowości Lipnica, zwanej dzisiaj Lipnicą Murowaną (koło Bochni). Przyszedł na świat między 1435 a 1440 r. Jego rodzice Anna i Grzegorz byli średnio zamożni, należeli do niższej warstwy mieszczańskiej. Byli ludźmi głębokiej wiary. Szymon już w domu rodzinnym wzrastał w atmosferze życia chrześcijańskiego i otrzymał dobre wychowanie religijne. Źródła pisane podkreślają, że od dzieciństwa wykazywał wyjątkową pobożność.
Od lat młodzieńczych Szymon odznaczał się także umiłowaniem nauki oraz zapałem do jej zdobywania i pogłębiania. W 1454 r. zapisał się na Wydział Artium Akademii Krakowskiej. W 1457 r. ukończył fakultet sztuk wyzwolonych z tytułem bakałarza. Mógł kontynuować studia, ale wybrał życie zakonne, wstępując do Zakonu św. Franciszka z Asyżu, do nowo założonej w 1453 r. przez św. Jana Kapistrana wspólnoty franciszkańskiej, której klasztor znajdował się w Krakowie pod Wawelem. Zakon Braci Mniejszych de Observantia był pod wezwaniem św. Bernardyna ze Sieny, dlatego franciszkanów tej wspólnoty nazywano popularnie bernardynami.
W klasztorze krakowskim Szymon odbył roczny nowicjat, a później studiował teologię w ramach przygotowania się do święceń kapłańskich. Odznaczał się wieloma wrodzonymi zdolnościami, a także pilnością w nauce, co pozwoliło mu na zdobycie szerokiej wiedzy teologicznej.
Życie zakonne i posługa kapłańska
Po przyjęciu święceń w 1465 r. pierwszą placówką posługi kapłańskiej i zakonnej Szymona był klasztor w Tarnowie, gdzie pełnił funkcję gwardiana. Ale już dwa lata później powrócił do Krakowa, gdzie wypełniał obowiązki kaznodziei w kościele św. Bernardyna i kierował skryptorium klasztornym. Sam także własnoręcznie przepisywał dzieła pisarzy swojego zakonu.
W zakonie Szymon szybko dał się poznać jako przykładny brat mniejszy, bardzo gorliwy w codziennym życiu zakonnym i w posługiwaniu innym. Postrzegany był jako człowiek oddany modlitwie, pokorny i prowadzący życie pełne umartwienia. Modlitwa i kontemplacja zajmowały pierwsze miejsce w jego codziennym życiu. Wiele godzin spędzał na rozważaniu Pisma Świętego, a także oddawał się studium pism Ojców Kościoła, dzieł teologicznych i ascetycznych.
Jako kapłan poświęcił się głoszeniu słowa Bożego. Szybko zasłynął jako gorliwy i wybitny kaznodzieja. Do kazań zawsze starannie się przygotowywał. W swoim kaznodziejstwie naśladował mistrzów odnowy życia franciszkańskiego: św. Bernardyna ze Sieny i św. Jan Kapistrana. Idąc ich śladem, był wielkim czcicielem Imienia Jezus; podczas kazań często nabożnie wzywał tego Imienia ze zgromadzonym ludem. W wyjątkowy sposób potrafił przemawiać do serc i umysłów słuchaczy i poruszać ich sumienia. Jednym z dowodów wielkości i popularności Szymona jako kaznodziei był fakt, że powierzono mu zaszczytną funkcję kaznodziei katedralnego na Wawelu. Tradycja przekazuje nam informację, że był również spowiednikiem króla Kazimierza Jagiellończyka.
Szymon jako brat mniejszy umiejętnie i harmonijnie łączył życie kontemplacyjne z działalnością apostolską. Kochał samotność i ciszę, oddawał się modlitwie, praktykował surowe umartwienia. Przez całe życie – bardzo aktywny w posłudze kapłańskiej – był wytrwałym głosicielem Ewangelii. Gorliwie realizował rady ewangeliczne i kochał szczególnie cnoty wypływające z duchowości franciszkańskiej, takie jak: ubóstwo, pokora i prostota, surowość życia. Odznaczał się radością w służbie Bogu i ludziom. Chrystus, którego starał się wiernie naśladować, idąc za wskazaniami św. Franciszka, był w centrum jego życia i działania. Z miłości do Jezusa pragnął ponieść śmierć męczeńską. Przez całe życie odznaczał się także wielkim nabożeństwem do Matki Najświętszej i starał się Ją wiernie naśladować.
We wszystkim, co Szymon czynił, ujawniała się jego wielka pokora i skromność, wypływające z ducha ubóstwa. Było to widoczne w jego sposobie bycia, odnoszenia się do innych, w podejmowaniu najbardziej przyziemnych i pogardzanych prac fizycznych w klasztorze. Unikał wszelkich godności i honorów. Wszelkie dobro, jakie działo się za jego przyczyną, przypisywał Bogu, a wszystko co robił, czynił na chwałę Bożą.
Śmierć i sława świętości
Kiedy w 1482 r. Kraków nawiedziła klęska zarazy – największa i najbardziej bolesna dla Krakowa w XV wieku – Szymon wraz z innymi braćmi pozostał na miejscu i niósł dotkniętym chorobą pociechę religijną, świadczył różnoraką pomoc potrzebującym i opuszczonym. Spieszył z pomocą sakramentalną, zanosił Komunię św., umacniał duchowo i wspomagał materialnie, rozdając żywność. Bardzo szybko jednak Szymon też się zaraził i po kilku dniach podzielił los tych, którym ofiarnie służył. Podczas choroby okazywał wielką moc ducha i cierpliwość w znoszeniu cierpień. Umierał spokojnie, ze wzrokiem utkwionym w krzyżu. Było to 18 lipca 1482 r.
W opinii wiernych i współbraci Szymon już za życia był uważany za świętego, dlatego wkrótce po jego śmierci podjęto – niestety, nieskuteczne – starania o jego beatyfikację. Dopiero 24 lutego 1685 r. Stolica Apostolska ogłosiła dekret beatyfikacyjny. W drugiej połowie XVIII wieku rozpoczęły się starania o kanonizację. Trudności natury politycznej uniemożliwiły przeprowadzenie procesu kanonizacyjnego. Kult jednak przez cały czas był żywy, spisywano cuda, które miały miejsce za jego przyczyną. Proces kanonizacyjny został wznowiony w 1948 r., ale dopiero ostatnie lata stworzyły właściwe warunki do tego, aby mógł być doprowadzony do szczęśliwego zakończenia.
Ojciec Święty Benedykt XVI, 3 czerwca 2007 r. dokonał kanonizacji czworga błogosławionych. Wśród nich był franciszkanin – bł. Szymon z Lipnicy.
Duchowe przesłanie przyszłego Świętego
Szymon z Lipnicy, chociaż żył w XV wieku, pozostaje bliski również dziś przez przykład swojego życia i wstawiennictwo u Boga, żywo doświadczane przez wiernych, także na początku XXI wieku.
Był mocno związany z Krakowem, dlatego stał się patronem miasta Krakowa oraz społeczności akademickiej, zwłaszcza studentów. Uważamy go za szczególnego orędownika matek w stanie błogosławionym. Był i jest czczony również jako ten, który uprasza zdrowie ciężko i nieuleczalnie chorym. O jego skutecznym wstawiennictwie u Boga, także dzisiaj, we wszystkich trudnych sprawach i w różnorakich potrzebach, świadczą prośby i podziękowania wciąż składane pisemnie u jego grobu w Krakowie. Sława świętości gromadzi wiernych także w miejscu jego urodzenia – w Lipnicy Murowanej, zwłaszcza 18 lipca, z okazji dorocznego odpustu.
Szymon wstawia się u Boga, ale także swoim świątobliwym życiem ukazuje drogę realizacji powołania do świętości. Własnym przykładem uczy nas, że świętość życia zdobywa się przez codzienną wierność swojemu powołaniu oraz cierpliwe i wytrwałe wypełnianie obowiązków swego stanu. Tym samym uczy, że nie ma świętości bez współpracy z łaską Bożą, bez trudu i codziennego zmagania się z ludzką słabością.
Pozostaje wzorem pracowitości oraz poważnego i odpowiedzialnego podejścia do obowiązków dnia codziennego, zwłaszcza dla tych, którzy poświęcili się głoszeniu Ewangelii; zachęca, by żyli nią na co dzień, pogłębiali wiedzę teologiczną i przygotowywali się do głoszenia słowa Bożego z całą gorliwością, pokładając jednocześnie nadzieję jedynie w Bogu i Jego mocy.
Uczy, nie tylko osoby zakonne, umiejętnego łączenia kontemplacji z aktywnością życiową. Pokazuje, jak ważne są w życiu człowieka wierzącego cisza i skupienie, by odnaleźć samego siebie, pielęgnować ducha modlitwy, a tym samym umacniać wiarę i żyć w bliskiej zażyłości z Chrystusem i Jego Najświętszą Matką. Szymon swoim przykładem umartwienia i wyrzeczenia uczy także, że w życiu chrześcijańskim obok modlitwy konieczne jest również życie ascetyczne.
Dla braci mniejszych jest ponadto wzorem gorliwego życia ideałami św. Franciszka z Asyżu, które nadal są aktualne i poszukiwane, gdyż dzisiejszy człowiek bardzo potrzebuje przykładów głębokiej wiary, braterstwa między ludźmi i harmonii z otaczającą przyrodą, pokoju, pokornego czynienia dobra i poświęcenia dla innych, zwłaszcza dla chorych i opuszczonych. Bł. Szymon pokazuje nam, że w każdej epoce i w każdej sytuacji można w pełni żyć Chrystusową Ewangelią i być skutecznym świadkiem Zmartwychwstałego Pana oraz świadkiem czynnej miłości i głosicielem Dobrej Nowiny o zbawieniu.
O. Czesław Gniecki OFM/www.bernardyni.pl
***********
poniedziałek 6 lipca 2020 – godz. 19.00
wspomnienie Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, dziewicy
Maria Teresa Ledóchowska – wzór pracy misyjnej
fot. Wikipedia
“Z rzeczy boskich najbardziej boską jest współpraca nad zbawieniem dusz”. To hasło przyświeca Zgromadzeniu Sióstr Misjonarek św. Piotra Klawera, popularnie zwanego klaweriankami. Założyła je urodzona ponad 150 lat temu bł. Maria Teresa Ledóchowska, którą Kościół katolicki wspomina dziś, 6 lipca. Należy ona do najwybitniejszych postaci w Kościele w dziedzinie pracy misyjnej.
Teresa Ledóchowska ożywiła ducha misyjnego, odkryła nowe drogi współpracy misyjnej, zainteresowała swoją ideą rzesze ludzi. Nawiązała też żywy kontakt z misjami katolickimi w Afryce. W swej działalności była prekursorką soborowej odnowy życia apostolskiego głoszącej, że „Kościół pielgrzymujący jest misyjny ze swej natury” (Dekret Soboru Watykańskiego II o misyjnej działalności Kościoła „Ad gentes divinitus”).
Przyszła błogosławiona urodziła się 29 kwietnia 1863 w Loosdorf w Dolnej Austrii. Jej ojcem był hrabia Antoni Ledóchowski, a matką – pochodząca ze Szwajcarii Józefina Salis-Zizers. Rodzina była głęboko religijna i silnie związana z Polską. Młodszą siostrą Marii Teresy była Julia, założycielka Zgromadzenia szarych urszulanek – św. Urszula Ledóchowska, brat Włodzimierz był w późniejszych latach generałem jezuitów, a stryj Mieczysław – arcybiskupem gnieźnieńsko-poznańskim, a następnie kardynałem i prefektem Kongregacji Rozkrzewiania Wiary (obecnie Ewangelizacji Narodów).
Maria Teresa była dzieckiem bardzo zdolnym. Swoje wrażenia z podróży z ojcem do Polski i na Litwę opisała w książce „Mein Polen”, dedykowanej ukochanemu stryjowi, kard. Mieczysławowi Ledóchowskiemu. „Dla Boga i mojej ukochanej Ojczyzny!” – oto hasło, które powinno mi towarzyszyć” – napisała 16-letnia wówczas dziewczyna.
W 1883 r. rodzina przeniosła się na stałe do Polski, do Lipnicy Murowanej. W dwa lata później zachorowała na ospę i zaraziła ojca, który wkrótce zmarł. To przeżycie oraz wiadomość, że jej siostra zamierza wstąpić do sióstr urszulanek w Krakowie spowodowały, że ona także chciała „uczynić coś wielkiego dla Pana Boga”.
W latach 1885-89 była damą dworu toskańskiego w Salzburgu. Tam zetknęła się z franciszkankami misjonarkami Maryi, od których po raz pierwszy usłyszała o misjach. Bolała nad tym, że wychowana w domu głęboko religijnym, nie słyszała o działalności misyjnej Kościoła. Również w Salzburgu zapoznała się z działalnością kardynała Charlesa Martiala Allemanda Lavigerie (1825-92), założyciela Zgromadzeń: Misjonarzy Afryki, zwanego (od koloru habitu) „ojcami białymi” i Misjonarek Afryki.
Spotkanie z prymasem Afryki (taki tytuł nosił kardynał od 1884) latem 1889 w Szwajcarii wywarło decydujący wpływ na jej dalszą działalność. Ona również pragnęła poświęcić się całkowicie misjom afrykańskim i walce z niewolnictwem. Zrezygnowała więc ze stanowiska damy dworu i zamieszkała u szarytek w Salzburgu. W 1894 założyła Sodalicję św. Piotra Klawera dla Misji Afrykańskich. Ten hiszpański jezuita (1580-1654), zmarły na terenie dzisiejszej Kolumbii, był wielkim misjonarzem, opiekunem i apostołem niewolników i Murzynów amerykańskich.
Założycielka opracowała statuty dla swego stowarzyszenia oparte na konstytucjach św. Ignacego, wedle których m.in. jałmużna miała się łączyć z modlitwą o nawrócenie Afryki oraz wypraszać łaski dla misjonarzy. Nawiązała kontakt z misjonarzami i pod pseudonimem Aleksander Halka zaczęła wydawać czasopismo „Echo z Afryki” z podtytułem: „Pismo miesięczne ilustrowane dla popierania zniesienia niewolnictwa i dla rozszerzenia misji katolickich w Afryce”. Wydawała też „Murzynka” i kilka innych pism w kilkunastu językach.
Sodalicja św. Piotra Klawera została ostatecznie zatwierdzona w 1910 jako nowe Zgromadzenie Sióstr Misjonarek św. Piotra Klawera dla Misji Afrykańskich. Jej członkinie były misjonarkami, choć nie udawały się na misje. Sodalicja klaweriańska podlegała nie Kongregacji dla Spraw Zakonnych, lecz Kongregacji Rozkrzewiania Wiary.
„Misjonarze i misjonarki mogą być porównywani do pięknej palmy, której owocami są ochrzczone murzyńskie dzieci: korzenie jednak, które tkwią głęboko w ziemi, których nikt nie widzi, a z których drzewo czerpie swe soki – to jest Sodalicja ze swą ukrytą, nieprzerwaną pracą” – napisała Maria Teresa Ledóchowska. I odnosiła sukcesy, tworząc dzięki misji klaweriańskiej nowe dzieła, np. Związek Mszalny, Chleb św. Antoniego dla Afryki, Wykup dziecka murzyńskiego z niewoli, Kształcenie seminarzysty itp. Zbierano też okruchy szlachetnych metali, staniol, zużyte znaczki pocztowe, które potem sprzedawano, a pieniądze wysyłano misjonarzom. Przez wiele lat przetrwały też skarbonki z figurką Murzynka, kłaniającego się po wrzuceniu datku do skarbonki.
Założycielka organizowała również w Polsce i Austrii kongresy poświęcone walce z niewolnictwem i wydawała książki religijne w różnych językach afrykańskich; w tym celu powołała Dzieło Prasy Afrykańskiej. Grupy skupione wokół Sodalicji były niekiedy bardzo liczne, np. w Wilnie 1300 dzieci należało do 40 grup Ligi Dzieci dla Afryki. Liczne zasługi na polu misji i walki z niewolnictwem zjednały jej miano „Matki Afryki”.
Maria Teresa Ledóchowska zmarła w Rzymie 6 lipca 1922. Paweł VI beatyfikował ją 19 października 1975, w Niedzielę Misyjną a 20 stycznia 1976 – na prośbę biskupów polskich – ogłosił ją patronką Dzieła Współpracy Misyjnej w Polsce.
Teresa Sotowska/Kai.pl
*****
Msza święta
Antyfona na wejście
Głoście chwałę Boga wśród wszystkich narodów, rozgłaszajcie Jego cuda pośród wszystkich ludów, bo Pan jest wielki, godzien wszelkiej chwały. Ps 96, 3-4
Kolekta
Boże, Ty powołałeś błogosławioną Marię Teresę z książęcego dworu, aby żyła jedynie dla Chrystusa i Kościoła, który jest Jego Ciałem,
spraw za jej wstawiennictwem,
abyśmy całe nasze życie przeniknięte Twoją miłością oddawali na służbę braciom.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Ozeasza. Oz 2,16.17b-18.21-22
To mówi Pan: „Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca, i będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju.
I stanie się w owym dniu, że nazwie Mnie: «Mąż mój», a już nie powie: «Mój Baal».
I poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana”.
Oto słowo Boże.
Psalm 145
R/ Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia.
Każdego dnia będę Ciebie błogosławił
i na wieki wysławiał Twoje imię.
Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały,
a wielkość Jego niezgłębiona. R/
Pokolenie pokoleniu głosi Twoje dzieła
i zwiastuje Twoje potężne czyny.
Głoszą wspaniałą chwałę Twego majestatu
i rozpowiadają Twoje cuda. R/
Mówią o potędze Twoich dzieł straszliwych
i głoszą Twoją wielkość.
Przekazują pamięć o Twej wielkiej dobroci
i cieszą się Twą sprawiedliwością. R/
Pan jest łagodny i miłosierny,
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest dobry dla wszystkich,
a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus, śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza. Mt 9,18-26
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa.
Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała.
Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Składając nasze dary na Twoim ołtarzu błagamy Cię, Boże, abyś wszystkich ludzi doprowadził do zbawienia, które Twój Syn, Jezus Chrystus, wysłużył krwią swoją. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Antyfona na Komunię
Syn Człowieczy przyszedł, aby dać swoje życie na okup za wielu. Mk 10,45
Modlitwa po Komunii
Prosimy Cię, Boże, niech Najświętszy Sakrament,
który przyjęliśmy, rozpali nasze serca miłością,
abyśmy gorliwie przyczyniali się do zbawienia ludzi. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
************************************************************************
czwartek 9 lipca 2020
Wspomnienie św. Augustyna Zhao Rong i 119 towarzyszy męczenników
© Courtesy of the Holy Transfiguration Monastery, http://www.thehtm.org
Początki ewangelizacji Chin sięgają V w., ale misje europejskie w tym kraju rozwinęły się szczególnie w czasach nowożytnych, poczynając od XVI w. W ciągu minionych czterech stuleci Kościół katolicki w Chinach wzrastał nieprzerwanie, choć w niektórych okresach i regionach bywał prześladowany.
Za pierwszego męczennika uznawany jest o. Franciszek Fernández de Capillas, hiszpański dominikanin, umęczony w 1648 r., beatyfikowany w 1909 r. Wchodzi on w skład 120-osobowej grupy męczenników, której przewodzi Augustyn Zhao Rong, pierwszy chiński kapłan umęczony za wiarę.
Pozostali męczennicy to w części europejscy zakonnicy — członkowie zgromadzeń, którym Stolica Apostolska powierzyła prowadzenie misji w różnych regionach Chin (jezuici, franciszkanie, dominikanie, salezjanie i członkowie Paryskich Misji Zagranicznych) — a w części rodowici Chińczycy — biskupi, kapłani i świeccy, mężczyźni i kobiety.
Najmłodszy z nich miał zaledwie 9 lat. Augustyn Zhao Rong pochodził z prowincji Syczuan. W wieku 20 lat zaciągnął się do wojska i wchodził w skład oddziału, który eskortował do Pekinu grupę chrześcijańskich więźniów. Uderzyła go ich cierpliwość i odwaga. Ponownie zetknął się z chrześcijanami w prowincji Wuczuan, gdzie poznał uwięzionego o. Marcina Moye.
Przykład wiary i miłości tego kapłana oraz jego katecheza skłoniły Augustyna do przyjęcia chrześcijaństwa. Otrzymał chrzest z rąk o. Moye w wieku 30 lat. Przez następnych pięć lat przygotowywał się do kapłaństwa i przyjął święcenia w 1781 r. Przez wiele lat pełnił posługę kapłańską.
W okresie prześladowań wszczętych za panowania cesarza Jiaqinga został aresztowany, gdy udzielał sakramentów choremu. Uwięziony w Chengdu, został skazany na dotkliwą karę cielesną, choć miał już 69 lat. Otrzymał 60 uderzeń bambusowym kijem w kostki i 80 policzków zadanych skórzaną podeszwą. Zmarł w więzieniu kilka dni później, 27 stycznia 1815 r. Jest pierwszym kapłanem chińskim — męczennikiem.
Aleteia.pl
*********************************************
sobota 11 lipca 2020
Uroczystość św. Benedykta, opata, patrona Europy
***
Św. Benedykt, opat. Urodził się w Nursji około 480 roku. Był synem właściciela ziemskiego. Kształcił się w Rzymie, lecz przerwał naukę i podjął życie pustelnika w Affile. Po paru latach przeniósł się w góry niedaleko Subdiaco.
Kiedy zaczęli gromadzić się wokół niego uczniowie, założył w okolicy 12 klasztorów. Później przeniósł się w ruiny opuszczonej, niewielkiej fortecy na Monte Cassino, gdzie założył opactwo. Tutaj napisał „Regułę”, która stała się podstawą życia monastycznego na Zachodzie.
Zaleca w niej roztropność i umiar w modlitwie, pracy i spoczynku. Ukazuje drogę do doskonałości religijnej poprzez panowanie nad sobą, pokorę, posłuszeństwo. Poważną część dnia zakonnika przeznaczył na „lectio divina” – czytanie Pisma Świętego.
Święty wprowadził do zakonu profesję – prawem zagwarantowaną przynależność do klasztoru oraz stabilność miejsca, czyli zobowiązanie mnichów do pozostawania w jednym klasztorze aż do śmierci.
Jego sława ściągała wielu współczesnych mu, m. in. odwiedził go król Gotów, Totiia. Św. Scholastyka, bliźniacza siostra św. Benedykta, w pobliżu Monte Cassino założyła benedyktyńską gałąź żeńską.
Święty umarł 21 marca 547 roku. W klasztorze na Monte Cassino żyło wtedy 150 mnichów. „Reguła” św. Benedykta wywarła poważny wpływ na całe życie klasztorne Europy Zachodniej. W Polsce najbardziej znanym opactwem benedyktyńskim jest Tyniec. Tradycja nadała św. Benedyktowi tytuł „patriarchy” monastycyzmu Zachodu.
Paweł VI w roku 1964 ogłosił go patronem Europy. Św. Benedykt jest także patronem wielu zakonów, diecezji tarnowskiej, Francji; architektów, górników, inżynierów, nauczycieli, speleologów, uczniów, wydawców. Orędownik konających. 11 lipca upamiętnia dzień przeniesienia relikwii Świętego.
W ikonografii św. Benedykt przedstawiany jest w habicie benedyktyńskim, w kukulli, z krzyżem w dłoni. Jego atrybutami są: anioł, bicz, hostia, kielich z wężem, księga, kruk z chlebem w dziobie, księga reguły w ręce, kubek, pastorał, pies, rozbity puchar, infuła u nóg z napisem „Ausculta fili” – „Synu, bądź posłuszny”, wiązka rózg.
Aleteia/Ewangelia na co dzień
***
Antyfona na wejście
Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, to On mój los zabezpiecza. Sznur mierniczy szczodrze mi dział wyznaczył, jak miłe jest dla mnie moje dziedzictwo. (Ps 16,5-6)
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Ty nam dałeś w świętym Benedykcie, opacie,
wzór ewangelicznej doskonałości,
spraw, abyśmy wśród zmiennych kolei życia
całym sercem umiłowali sprawy niebieskie.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Przysłów – Prz 2,1-9
Synu, jeśli przyjmiesz moje nauki i zachowasz u siebie wskazania; ku mądrości nachylisz swe ucho, ku roztropności swe serce; jeśli wezwiesz rozsądek, przywołasz donośnie rozwagę, jeśli szukać jej poczniesz jak srebra i pożądać jej będziesz jak skarbów, to bojaźń Pana zrozumiesz, osiągniesz znajomość Boga. Bo Pan udziela mądrości, z ust Jego wychodzą wiedza i roztropność; dla prawych On chowa swą pomoc, On jest tarczą dla żyjących uczciwie. On strzeże ścieżek prawości, ochrania drogi pobożnych. Wtedy sprawiedliwość pojmiesz i prawość, i rzetelność, i każdą dobrą ścieżkę.
Oto słowo Boże.
Psalm 34
R/ Po wieczne czasy będę chwalił Pana.
Będę błogosławił Pana po wieczne czasy,
Jego chwała będzie zawsze na moich ustach.
Dusza moja chlubi się Panem,
niech słyszą to pokorni i niech się weselą. R/
Wysławiajcie razem ze mną Pana,
wspólnie wywyższajmy Jego imię.
Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością,
oblicza wasze nie zapłoną wstydem. R/
Skosztujcie i zobaczcie, jak Pan jest dobry,
szczęśliwy człowiek, który znajduje w Nim ucieczkę.
Zbliżcie się, synowie, posłuchajcie, co mówię,
będę was uczył bojaźni Pańskiej. R/
Powściągnij swój język od złego,
a wargi swoje od kłamstwa.
Od zła się odwróć, czyń dobrze,
szukaj pokoju i dąż do niego. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Kto porzuci wszystko dla Ewangelii, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 19,27-29
Piotr powiedział do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” Jezus zaś rzekł do nich: „Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Boże, nieskończenie dobry, dzięki Twojej łasce
święty Benedykt oczyścił się z nałogów
grzesznego człowieka i przyodział nowego, stworzonego na Twoje podobieństwo,
spraw, abyśmy się podobnie odnowili
i godnie złożyli Tobie Ofiarę pojednania.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Zaprawdę powiadam wam: Wy, którzy opuściliście wszystko i poszliście za Mną, stokroć tyle otrzymacie i posiądziecie życie wieczne. (Mt 19,28-29)
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, Ty w Najświętszym
Sakramencie udzielasz nam Twojej mocy,
spraw, abyśmy za przykładem świętego Benedykta zawsze szukali przede wszystkim Ciebie,
i wśród świata nosili w sobie wizerunek Chrystusa zmartwychwstałego. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
***
Co święci mówią Europie?
Adobe.Stock.pl
***
Benedykt z Nursji, Cyryl i Metody, Brygida Szwedzka, Katarzyna ze Sieny i Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein). Dlaczego właśnie ci święci zostali wybrani, by patronować Europie? Co takiego wnieśli swoim życiem i dziełami w dzieje naszego kontynentu?
Przypadające 11 lipca święto św. Benedykta, opata, patrona Europy, jest doskonałą okazją do zastanowienia się nad odpowiedzią na te pytania.
Zwiastun pokoju
Najczęściej św. Benedykta z Nursji kojarzymy z opactwem na Monte Cassino i z zaleceniem: „Módl się i pracuj”, pochodzącym z jego Reguły. Święty Paweł VI, kiedy ogłosił św. Benedykta patronem Europy w liście apostolskim Pacis nuntius z 24 października 1964 r., nazwał go „zwiastunem pokoju, sprawcą jedności, nauczycielem cywilizacji, głosicielem religii Chrystusowej i twórcą życia monastycznego na Zachodzie”. Benedyktyni budowali nie tylko klasztory, ale również drogi, uprawiali ziemię i uczyli uprawy miejscową ludność. W swoich skryptoriach przepisywali Pismo Święte – w całości lub we fragmentach, teksty liturgiczne, a także dzieła starożytnych pisarzy, historyków i filozofów. Obok opactw zakładali szkoły i kształcili młodzież, przekazywali ludom europejskim bogate dziedzictwo cywilizacji łacińskiej. Benedykt XVI podkreślił, że św. Benedykt z Nursji swoim życiem i dziełem „wywarł zasadniczy wpływ na rozwój cywilizacji i kultury europejskiej (…) po zburzeniu jedności politycznej, stworzonej przez cesarstwo rzymskie”.
Apostołowie Słowian i „inkulturacja”
Metody i Konstantyn, później bardziej znany pod zakonnym imieniem: Cyryl, byli dziedzicami wiary i kultury starożytnej Grecji, kontynuowanej przez Bizancjum. Święty Jan Paweł II w liście apostolskim Egregiae virtutis, w którym ogłosił ich patronami Europy (31 grudnia 1980 r.), podkreślił, że ich głównym dziełem ewangelizacyjnym była misja na Wielkich Morawach, wśród ludów zamieszkujących wówczas Półwysep Bałkański i ziemie nad Dunajem. Dokonali oni przekładu ksiąg świętych na język Słowian dla celów liturgicznych i katechetycznych i położyli tym samym podwaliny pod całe ich piśmiennictwo. Dzieło Cyryla i Metodego to „inkulturacja” – wcielenie Ewangelii w rodzime kultury oraz wprowadzenie tych kultur w życie Kościoła. Jan Paweł II w encyklice Slavorum apostoli z 2 czerwca 1985 r. zwrócił uwagę na to, że święci Cyryl i Metody, wcielając Ewangelię w rodzimą kulturę ludów, które ewangelizowali, przyczynili się do ukształtowania i rozwoju tych kultur.
Otwarcie ekumeniczne
Założycielka Zakonu Najświętszego Zbawiciela – św. Brygida Szwedzka nie lękała się przemawiać do władców i papieży, by ukazywać, jak zamysły Boże spełniają się w historycznych wydarzeniach. W swoich pismach nie unikała surowych napomnień w kwestii odnowy moralnej chrześcijańskiego ludu i samego duchowieństwa; przyczyniła się do budowy wspólnoty kościelnej. Święty Jan Paweł II w motu proprio Spes aedificandi z 1 października 1999 r. podkreślił, że „od czasu (…) gdy Skandynawia, ojczyzna Brygidy, oderwała się od pełnej jedności ze Stolicą Rzymską w konsekwencji smutnych wydarzeń XVI wieku, postać szwedzkiej świętej stanowi ważny «łącznik» ekumeniczny, wzmocniony jeszcze przez posługę, którą pełni na tym polu jej zgromadzenie zakonne”.
Orędowniczka powrotu papieża
Święta Katarzyna Sieneńska wypełniła pragnienie św. Brygidy Szwedzkiej, stając się orędowniczką powrotu papieża z Awinionu do Rzymu. Walczyła o pokój w średniowiecznej Europie. Pisała listy do odbiorców w różnych częściach Włoch i w całej Europie. Z głęboką znajomością ówczesnych realiów potrafiła w nich pisać o najistotniejszych problemach kościelnych i społecznych swojej epoki. Dążyła do rozwiązania licznych konfliktów, które nękały społeczeństwo średniowiecznej Europy. Docierała do władców Europy, takich jak: król Francji Karol V, Karol z Durazzo, Elżbieta Węgierska, król Węgier i Polski Ludwik Wielki, Joanna Neapolitańska.
Filozof ukrzyżowany
Do grona współpatronów Europy w 1999 r. św. Jan Paweł II włączył również św. Teresę Benedyktę od Krzyża, w świecie Edytę Stein (zm. 9 sierpnia 1942 r. w KL Auschwitz-Birkenau). Podkreślił, że jako myślicielka, mistyczka i męczenniczka „przerzuciła jak gdyby most między swoim żydowskim pochodzeniem a wiarą w Chrystusa, prowadząc z niezawodną intuicją dialog ze współczesną myślą filozoficzną, a na koniec stając się przez męczeństwo – w obliczu straszliwej hańby Shoah – rzeczniczką racji Boga i człowieka. Stała się w ten sposób symbolem przemian dokonujących się w człowieku, kulturze i religii, w których kryje się sam zarodek tragedii i nadziei kontynentu europejskiego”. Święta Edyta Stein uczyniła bardzo dużo na rzecz postępu społecznego kobiety. Przykładem tego jest jej książka Kobieta. Jej zadanie według natury i łaski, zawierająca teksty o bogactwie kobiecości i misji kobiety z punktu widzenia ludzkiego i religijnego. Ta święta wniosła również wkład w dziedzictwo filozofii europejskiej, łącząc m.in. fenomenologię Edmunda Husserla z myślą św. Tomasza z Akwinu.
ks. Mariusz Frukacz/Tygodnik NIEDZIELA/27/2020
************************************************************************
środa 15 lipca – Msza święta – XV tydzień zwykły
transmisja z kościoła św. Krzyża w Croy – godz. 10.00
Wspomnienie św. Bonawentury, Doktora Kościoła
Św. Bonawentura, zakonnik, biskup, kardynał, doktor Kościoła. Jan di Fidanza urodził się około 1217 roku w Bagnoregio koło Viterbo. Ojciec był lekarzem. Jan studiował filozofię w Paryżu.
Mając 25 lat wstąpił do franciszkanów, przyjmując imię zakonne Bonawentura. Następnie skończył studia teologiczne i podjął wykłady. 2 lutego 1257 roku został generałem zakonu i na tym urzędzie zasłużył sobie na miano drugiego założyciela franciszkanów.
W zakonie mediował pomiędzy frakcją rygorystyczną a zwolennikami łagodniejszej reguły. Odbył wizytacje w Anglii, Flandrii, Niemczech, Hiszpanii, we Włoszech. Bonawentura posiadał umiejętność łączenia życia czynnego, publicznego z bogatym życiem wewnętrznym. Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej.
Papież Grzegorz X mianował go kardynałem-biskupem Albano. Delegacja papieska z wiadomością o nominacji zastała go przy myciu naczyń kuchennych w klasztorze. Przygotował sobór w Lyonie. Prowadził negocjacje w sprawie unii Kościoła katolickiego z greckim Kościołem ortodoksyjnym. Niestety, wkrótce potem została ona zerwana.
Umarł 15 lipca 1274 roku podczas trwania soboru w Lyonie. Był jednym z najwybitniejszych teologów średniowiecza. Pozostawił po sobie wiele traktatów i dzieł teologicznych. Kanonizowany w 1482 roku przez Sykstusa IV. Św. Bonawentura jest patronem franciszkanów, matek oczekujących potomstwa, dzieci, robotników, teologów.
W ikonografii Święty przedstawiany jest w habicie franciszkańskim z biskupim krzyżem na piersiach; jako kardynał w cappa magna; jako teolog nad pulpitem. Jego atrybutami są: anioł przynoszący mitrę, kapelusz kardynalski trzymany przez anioła lub leżący u stóp, księga, krzyż w dłoniach, drzewo Krzyża Świętego (jest to aluzja do traktatu „Ecce lignum Vitae”), zwój.
Ewangelia na co dzień/Aleteia
************************************************************************
Zakończył się kurs propedeutyczny dla duszpasterzy polonijnych
W posłudze duszpasterza Polonii ważna jest przede wszystkim otwartość na drugiego człowieka i na nowe wyzwania. Możliwe jest to dzięki otwartości na Pana Boga i osobistej więzi z Nim – powiedział bp Wiesław Lechowicz, delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej po zakończeniu kursu propedeutycznego dla duszpasterzy polonijnych. Spotkanie odbyło się wczoraj w formule online.
„Zarówno duszpasterze z Polski posługujący za granicą, jak i osoby świeckie doświadczają losu emigranta. Chcemy zachować pewną polską tożsamość, polskie tradycje, ducha patriotycznego, a jednocześnie jesteśmy w środowisku obcym, często obcym kulturowo, i kwestia integracji środowiska, w którym żyją Polacy, jak i integracja z Kościołem lokalnym jest sprawą trudnąˮ – powiedział bp Wiesław Lechowicz zapytany o specyfikę posługi wśród polskich emigrantów.
Dodał, że wiele osób spośród Polonii drugiej lub trzeciej generacji, mówiąc lepiej w języku lokalnym, wciąż identyfikuje się ze swoimi korzeniami i chce aktywnie uczestniczyć w życiu wspólnot polonijnych, jest to dodatkowym wyzwaniem i jednocześnie specyfiką duszpasterstwa Polonii.
Bp Lechowicz podkreślił, że księża wyjeżdżający z Polski do pracy z Polonią, muszą mieć świadomość, że ich przełożonym jest miejscowy biskup. „Trzeba uszanować i zaakceptować miejscową tradycję, a równocześnie dbać o to, aby tradycja związana z polską religijnością również była podtrzymywana i przekazywanaˮ – powiedział. Jednocześnie zauważył, że nawiązywanie i utrzymywanie relacji międzyludzkich w duszpasterstwie na emigracji jest trudniejsze niż w Polsce ze względu na dzielące wiernych od duszpasterza odległości.
„Potrzeba podjęcia większego wysiłku, aby dbać o te relacjeˮ – powiedział. Nawiązując do duszpasterstwa zdalnego prowadzonego w czasie ogólnoświatowej epidemii koronawirusa, zauważył, że z jednej strony księża odkryli nowe możliwości duszpasterstwa, z drugiej strony istnieje jednak niebezpieczeństwo przyzwyczajenia się do takiej formy komunikacji, żadne bowiem spotkanie wirtualne nie zastąpi rzeczywistego udziału w liturgii. Dodał jednak, że prowadzone we Francji czy USA spotkania wirtualne duchownych mogą być dobrym narzędziem wzajemnego umocnienia i służyć do wymiany doświadczeń między księżmi pracującymi w duszpasterstwie polonijnym.
„Nie można sobie wyobrazić pracy w środowisku emigracyjnym bez współpracy z osobami świeckimiˮ – powiedział bp Lechowicz. Podkreślił, że podstawą funkcjonowania polonijnych parafii są rady parafialne i działające przy nich grupy. W szkołach działających przy polskich parafiach, przekazywane są podstawowe wiadomości o Polsce i prowadzona jest katecheza. Działa też wiele wspólnot charytatywnych m.in. grupa „Pomostˮ we Francji czy grupy charytatywne w Niemczech – pomagające Polakom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej.
W kursie dla duszpasterzy polonijnych, oprócz przewodniczącego mu bp. Wiesława Lechowicza, wziął udział m.in. ks. prof. Leszek Adamowicz z KUL, który mówił o aspektach prawnych duszpasterstwa polskojęzycznego, a także ks. Krzysztof Olejnik, Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego, który powiedział o specyfice tego duszpasterstwa. O roli świeckich w duszpasterstwie polonijnym opowiedział zebranym Tomasz Kania, jeden z założycieli Katolickiego Radia Londyn.
Z uczestnikami spotkania połączył się również rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Paweł Rytel-Andrianik, który powiedział m.in. o portalu informacyjno-społecznościowym www.polskifr.fr. Jego wydawcą jest Polska Misja Katolicka we Francji. „To przykład platformy integracji i współpracy rozmaitych środowisk, a także tego, jak w praktyce przechodzić od spotkań wirtualnych do współpracy w świecie realnymˮ – powiedział rzecznik KEP.
1.7.2020/Kai.pl
************************************************************************
Nieznane cuda bliźniaczej duszy ojca Pio
Czy Matka Speranza, mało znana w Polsce hiszpańska mistyczka, przewidziała wybór Karola Wojtyły na papieża? Czy 13 maja 1981 roku pomogła ocalić Jana Pawła II? Czy to ona przyczyniła się do wyniesienia na ołtarze siostry Faustyny Kowalskiej? Czy wyprosiła dla poległych pod Monte Cassino polskich żołnierzy łaskę nieba? Czy wreszcie to prawda, że ta niepozorna, skromna i zawsze uśmiechnięta zakonnica posiadała dar bilokacji, stygmatów, wglądu w ludzkie serca i kontaktu z duszami czyśćcowymi?
Na te intrygujące pytania twierdząco – bez cienia wahania – odpowiada biograf bł. Speranzy Jose Maria Zavala, znany już w Polsce dzięki wyreżyserowanemu przez siebie filmowi „Tajemnica ojca Pio”.Bł. Matka Speranza. Nieznane cuda bliźniaczej duszy ojca Pio
DOM WYDAWNICZY RAFAEL
Matka Speranza pochodziła z Hiszpanii, ale większość życia spędziła we Włoszech. Dziełem jej życia było głoszenie orędzia Bożego Miłosierdzia. Założyła Zgromadzenia Sióstr i Synów Miłości Miłosiernej oraz doprowadziła do powstania Sanktuarium Miłości Miłosiernej w Collevalenzie. Ale to, co czyni ją wyjątkową, są liczne dary mistyczne, które otrzymała od Boga. Dość powiedzieć, że przyjaźniła się z Ojcem Pio, tyle że ich spotkania odbywały się… dzięki darowi bilokacji obydwojga mistyków.
W 1964 roku doszło do spotkania Matki Speranzy z Karolem Wojtyłą. Był to czas, gdy biskup z Krakowa zmagał się z odmową Świętego Oficjum co do uznania zgodności z nauką Kościoła „Dzienniczka” siostry Faustyny i rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego tej krakowskiej zakonnicy. Ale Matka Speranza, dzięki mistycznym darom, wiedziała więcej. Wskazała przyszłemu papieżowi, by jeszcze raz przyjrzano się tłumaczeniu „Dzienniczka”, sugerując, że wkradły się tam błędy. Biskup Wojtyła skorzystał z rad zakonnicy. Jak się okazało, to był przełom w zatwierdzeniu „Dzienniczka” i rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego siostry Faustyny.Kilka miesięcy po tym spotkaniu Matka Speranza wyraziła przekonanie, że krakowski biskup wróci do Collevalenzy jako… papież.
U Matki Speranzy bywał też kard. Wyszyński. W 1963 roku ofiarował jej obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, który już na zawsze zawisł na ścianie jej celi.
13 maja 1981 roku już o drugiej w nocy Matka Speranza doznała potężnego ataku bólu połączonego z silnym krwotokiem. Maria Isabel Matazarro, dokumentalistka twierdzi, że : „Nie ma wątpliwości, że Matka Speranza wiedziała wcześniej, co się wydarzy i że Jan Paweł II po zamachu straci mnóstwo krwi, co zagrozi jego życiu. Mistyczka przyjęła zatem tę formę cierpienia, ofiarowując je w intencji uratowania Ojca Świętego. Wydaje się, że sam papież również wiedział, co w dniu zamachu wydarzyło się w Collevalenzie. Na miejsce swojego dziękczynienia Bogu po uratowaniu życia wybrał bowiem właśnie Sanktuarium Miłości Miłosiernej, gdzie spotkał po raz drugi Matkę Speranzę.”
Matka Speranza zmarła 8 lutego 1983 roku. Jeszcze za pontyfikatu Jana Pawła II rozpoczął się proces wyniesienia jej na ołtarze. Błogosławioną została ogłoszona w 2014 roku. Świadectwa tysięcy cudów wypraszanych przez nią tak za życia, jak i po jej śmierci sprawiają, że rzesze wiernych otaczają błogosławioną szczególną miłością i za jej pośrednictwem szturmują niebo. Także wielu Polaków otacza niezwykłym kultem błogosławioną Speranzę, jak również pielgrzymuje do sanktuarium i cudownego źródełka w Collevalenzie, zwanym przez pielgrzymów „małym Lourdes”.
Pełna biografia bł. Matki Speranzy właśnie ukazała się w Polsce nakładem Domu Wydawniczego „Rafael”
GOŚĆ NIEDZIELNY/1.7.2020
************************************************************************
Król w białym garniturze
Przez lata projektowała ubrania, żyła w świecie mody. W końcu Bóg powiedział: „Teraz Ja podaruję ci strój”. Tym strojem jest benedyktyński habit.
Konsekracja monastyczna s. Marii Agnieszki od Boga Ojca odbyła się w kaplicy klasztornej mniszek benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu we Wrocławiu-Pawłowicach dokładnie w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. W czarnym habicie, z symbolem złotej monstrancji na piersiach i w czarnym welonie na białym nakryciu głowy właściwie pozostała wierna swoim ulubionym trendom. – Zawsze ubierałam się na biało-czarno; wybierałam ubrania proste i eleganckie, w stylu Coco Chanel. Gdy projektowałam żakiety, dodawałam złote zatrzaski. Wszystko jest więc teraz tak, jak lubię – mówi z uśmiechem.
Zmiana branży
Dzisiejsza benedyktynka sakramentka pochodzi ze Środy Wielkopolskiej w okolicach Poznania. Skończyła studia plastyczne na wydziale projektowania odzieży, zyskując tytuł „artysta plastyk projektant”. – Pracę magisterską przygotowywałam z odzieży męskiej. Zaprojektowałam kolekcję białych garniturów. Uszyła mi je firma, w której byłam zatrudniona już w czasie studiów, miałam swój pokaz – wspomina.
Wkrótce projektowała dla największych w Polsce marek specjalizujących się w odzieży męskiej. Zaczęła podróżować do Chin i innych krajów azjatyckich, weszła w świat wielkiego biznesu. Z czasem zdecydowała się na współpracę z mniejszymi firmami, założyła własną. Pod koniec kariery zawodowej projektowała damskie ubrania przeznaczone na rynek wschodni, do Rosji i na Ukrainę.
– Miałam naprawdę światowe życie. Pokazy mody, współpraca z modelkami, piękne ubrania, buty, sport, ćwiczenia na siłowni… Czy byłam elegancką kobietą? Aż za bardzo. W takiej branży trzeba wyglądać – być szczupłym, zgrabnym, zadbanym – mówi. – Powtarzano mi, że projektant świadczy o firmie. Jeśli jest zadbany, dobrze ubrany, to znaczy, że nieźle mu płacą, a on jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Poświęcałam mnóstwo czasu na dbanie o swój wizerunek.
I nagle zdarzyło się coś nieoczekiwanego. – Pan Bóg wyraźnie dotknął mojego serca, powiedział: „Pójdź za Mną”. Czy to możliwe, żeby ktoś taki jak ja został zakonnicą? Byłam zszokowana – wspomina. Owszem, szukała swojej drogi. Nawet modliła się – ale o męża. A tu nagle zakon?
W przełomowym dla siebie okresie Agnieszka dołączyła do wspólnoty neokatechumenalnej. Uczyła się słuchania Boga, a Jego wołanie było bardzo wyraźne. W końcu powiedziała „tak”.
Dobierał ze mną guziki
Jeszcze zanim wstąpiła do klasztoru, czuła, że Pan Bóg towarzyszy jej w każdej chwili życia. – Kiedy zaczynałam projektować, robiłam to tak, żeby mi się podobało. Potem myślałam o tym, żeby innym się podobało – wspomina. – Na końcu pracowałam po to, by ludzie w tych sukienkach, marynarkach czy innych ubraniach byli szczęśliwi. „Jak chcesz, by byli ubrani?” – pytałam Jezusa. Zapraszałam Go do pracy. „Ty, Jezu, krój ze mną ten kawałek materiału” – modliłam się, a On mi towarzyszył w codziennych sprawach. Dla mnie to było coś niesamowitego. Jak wielki Bóg, Pan i Król, może ze mną dobierać guziki. A On dobierał je, przycinał materiał, upinaliśmy wspólnie tkaniny na manekinie.
Agnieszka była po prostu szczęśliwa. – A Jezus uszczęśliwiał też ludzi wokół mnie. Widziałam, że moja radość, doświadczenie bliskości Boga promieniują też na nich – mówi. Przez pewien czas modliła się razem ze swoimi współpracowniczkami. Pamiętają o niej do dziś.
Przypomina sobie, jak kiedyś z Jezusem zaprojektowała niezwykłe sukienki. – To był projekt dla firmy, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. Z powodu zamknięcia niektórych rynków nie mogła sprzedawać swoich towarów tam, gdzie robiła to do tej pory. Szef zapowiadał zwolnienia. Był potrzebny jeden model, który sprzedawałby się w dużych ilościach, żeby kobiety zatrudnione w tej firmie nie straciły pracy. Byłam pod presją. Poszłam do kościoła i powiedziałam: „Panie Jezu, pomóż stworzyć jakieś hity, żeby ci ludzie nie zostali zwolnieni”.
Wkrótce trzy modele zaprojektowanych przez Agnieszkę sukienek okazały się prawdziwymi przebojami. – Zrozumiałam, że wszystko należy do Boga. Moje projekty mogły spodobać się dwustu paniom, a spodobały się trzem tysiącom, które kupiły sukienki. Firma przetrwała trudny czas i nikt nie został zwolniony.
Zaproszona na pokaz
W pierwszym klasztorze, do którego się dodzwoniła pani projektantka, usłyszała delikatny głosik: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. „Na wieki wieków” – odpowiedziała w podobnej tonacji. – I natychmiast pomyślałam: „To nie jestem prawdziwa ja, ja się tak nie zachowuję” – wspomina. To nie było jej miejsce.
Do benedyktynek sakramentek podprowadziła Agnieszkę wyszukiwarka internetowa. – Przeczytałam „adoracja Najświętszego Sakramentu” i… wpadłam w zachwyt. Choć, prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czym ta adoracja jest – wspomina. – Dzwoniłam tu przez 5 dni, dzień w dzień. Sygnał był cały czas zajęty. „Co te siostry tak cały czas gadają?” – myślałam. Ale kiedy w końcu przeorysza odebrała telefon, usłyszałam gromkie, serdeczne: „Szczęść Boże!”. Pomyślałam: „To tu”!
Wstąpiła do wrocławskiego klasztoru po roku. Porozdawała koleżankom swoje ubrania, a zawsze kupowała te najlepszej jakości. – Co ciekawe, mój samochód kupił pan, który nazywał się Mnich. Ja zostałam mniszką, a mój samochód poszedł do Mnicha… – śmieje się.
W ciągu ośmiu lat poprzedzających profesję wieczystą przestawiła się na inny styl życia, skoncentrowany na modlitwie. – W tym czasie wiele spraw zostało pozamykanych w moim sercu, a pootwierały się nowe drzwi. Cieszę się, że Jezus mnie tu przygarnął. Widzę, jak przydaje się w klasztorze doświadczenie, jakie zdobyłam „w świecie”. Choćby obowiązkowość, odpowiedzialność za innych – dodaje.
W zakonie s. Agnieszka podejmuje różne artystyczne zadania, np. przygotowuje kartki okolicznościowe i świąteczne, wykonuje dekoracje w kaplicy. – Bardzo dobrze jeżdżę samochodem. Sporo podróżowałam i kochałam swoje auto. Idąc do klasztoru, myślałam: „Po co mi, Panie Boże, dałeś takie umiejętności?”. Tymczasem okazuje się, że i tu czasem służę siostrom jako kierowca – mówi.
Przydała się nawet umiejętność projektowania, bo s. Agnieszka nieco udoskonaliła jeden z elementów zakonnego stroju – białe nakrycie głowy i szyi (zwane przez siostry „zatyczką”), do którego przymocowany jest welon. Mogła też podpowiedzieć osobie szyjącej habity, jakie są nowe rozwiązania technologiczne, które można by zastosować.
– Przez całe życie nie lubiłam swojego chrzcielnego imienia, a w zakonie pokochałam je – dodaje. – Kiedy przed laty moi rodzice wybierali dla mnie imię, jakaś mama obok nich zawołała do swojej córki: „Agnieszka!”. „O, tak jej damy na imię” – stwierdzili. Myślę, że to było z Bożego natchnienia. Przypomina mi dziś słowa „Agnus Dei, qui tollis peccata mundi…” – „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata…”.
A co z pasją sportową? Długie trwanie na adoracji także wymaga kondycji, dobra forma jest więc mile widziana. Kiedyś s. Agnieszka śledziła pokazy mody. Teraz spędza wiele godzin, wpatrując się w „Boski pokaz” – czuwając przed Najświętszym Sakramentem. Bóg przyszedł do niej znienacka jako Król ukryty w „białym garniturze” Hostii. Ma całe życie, by podziwiać kreację Syna Bożego – styl ofiary i daru z Siebie, styl prostego kawałka chleba.•
Benedyktynki sakramentki
Instytut Mniszek Benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu jest częścią wielkiej benedyktyńskiej rodziny zakonnej. Został założony w 1653 r. w Paryżu przez matkę Mechtyldę od Najświętszego Sakramentu – Katarzynę de Bar. Charyzmatem instytutu jest kult Najświętszego Sakramentu – w czasie Mszy św. i osobistej adoracji. Charakterystyczna dla nich jest tzw. reparacja – kilkugodzinna adoracja podejmowana przez kolejne siostry w duchu wynagrodzenia za grzechy świata. Więcej na: enedyktynki-sakramentki.wroclaw.pl.
Agata Combik/GN 24/2020
********************************