Author: ks. Marian Łękawa SAC

  • II Niedziela Adwentu  9 grudnia 2018

    II Niedziela Adwentu 9 grudnia 2018

    DRUGA NIEDZIELA ADWENTU

    Wiemy, że ten Król, do którego w czasie Adwentu zwracamy się z całą naszą wiarą i nadzieją, przyjdzie na świat bezdomny, a za pierwsze miejsce schronienia będzie Mu stajnia dla zwierząt. I właśnie do tego przygotowujemy się w ciągu okresu adwentowego, ażeby przychodzącego w takim – po ludzku biorąc – uniżeniu, przyjąć Go z tym gorętszym oczekiwaniem i z tym większą miłością. Żeby w noc Bożego Narodzenia – w prawdziwą noc „Nowego Początku” – z Nim razem rozpocząć nowy etap naszego życia. Tak czeka Kościół na Tego, który ma przyjść. Nie jest to oczekiwanie bierne. Adwent jest czasem szczególnego współdziałania w duchu pokornej i radosnej nadziei z tym Słowem Życia, które Bóg odwiecznie wypowiada. I które wypowiada stale na nowo, dla każdego człowieka, dla każdego pokolenia, dla każdej epoki. Pragniemy wsłuchiwać się w to słowo na wzór Tej, która najpełniej przyjęła Je swoim sercem: na wzór Niepokalanej. I pragniemy wsłuchiwać się w Nie -w to Przedwieczne Słowo Prawdy i Miłości – na miarę naszych czasów, naszej epoki. (9 grudnia 1979)

    PIERWSZE CZYTANIE                  Ba 5,1-9

    Pierwsze czytanie i psalm responsoryjny roztaczają przed nami geograficzny obraz okolic Boskiego Adwentu. Widzimy przede wszystkim miasto Jeruzalem, do którego prorok Baruch mówi w ten sposób: „Podnieś się, Jeruzalem! Stań na miejscu wysokim, spojrzyj na wschód, zobacz twe dzieci, zgromadzone na słowo Świętego od wschodu słońca aż do zachodu, rozradowane, że Bóg o nich pamiętał”. Od wschodu do zachodu rozciągają się góry, pagórki i doliny. Kraj jest pełen nierówności. Prorok Baruch mówi o ich „zrównaniu”. Mówi też o „lasach i drzewach pachnących”, które „ocieniać będą Izraela”. (5 grudnia 1982)

    DRUGIE CZYTANIE               Flp 1
.4-6:8-11

    „Mam właśnie ufność – pisze św. Paweł do Filipin – że Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go do dnia Chrystusa Jezusa”. To „dobre dzieło” zostało zapoczątkowane w każdym z nas już w chwili poczęcia, w chwili urodzin, ponieważ przynieśliśmy z sobą na świat nasze człowieczeństwo i wszystkie „dary natury”, które do niego należą. Tym bardziej to „dobre dzieło” zostało zapoczątkowane w każdym z nas przez chrzest, kiedy staliśmy się dziećmi Bożymi i dziedzicami Jego Królestwa. Trzeba rozwijać to „dobre dzieło” z dnia na dzień, stale i z ufnością aż do końca, „do dnia Chrystusa Jezusa”. W ten sposób całe życie staje się współpracą z łaską i staje się dojrzewaniem do tej pełni, jakiej sam Bóg od nas oczekuje. Każdy z nas bowiem jest podobny do tych rolników, o których mówi dzisiejszy psalm responsoryjny: „Ci, którzy we łzach sieją, żąć będą w radości. Idą i płaczą niosąc ziarno na zasiew, lecz powrócą z radością niosąc swoje snopy”. Starajmy się  rozumieć w ten sposób całe nasze życie. Ono jest w całości adwentem. I właśnie dlatego jest interesujące i warto je przeżyć w pełni; jest godne tego, że jest stworzone na obraz i podobieństwo Boże: w każdym powołaniu, w każdej sytuacji, w każdym doświadczeniu. (9 grudnia 1979)

    EWANGELIA             Łk 3:1-6

    W liturgii dzisiejszej niedzieli adwentowej, drugiej tego okresu, bardzo często powtarza się to samo słowo, wzywając, że tak powiem, do skupienia na nim naszej uwagi. Jest to słowo „przygotujcie”. To słowo bierze dzisiaj Kościół z ust Jana Chrzciciela. To właśnie on tak nauczał, w ten sposób głosił, kiedy słowo Boże zstąpiło na niego na pustyni. On je przyjął i „obchodził całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia” (Łk 3, 3). Słowo „przygotujcie” jest słowem nawrócenia – w języku greckim odpowiada mu wyrażenie metanoia – stąd widoczne jest, że to wyrażenie jest skierowane do człowieka wewnętrznego, do ducha ludzkiego. I w taki sposób należy rozumieć słowo „przygotujcie”. Język Poprzednika Chrystusowego jest metaforyczny. Mówi on o drogach, o ścieżkach, które trzeba „prostować”, o górach i o pagórkach, które powinny być „zrównane”, o wąwozach, które trzeba „wypełnić”, czyli podnieść do poziomu odpowiednio wyższego; mówi wreszcie o miejscach bezdrożnych, które należy wyrównać. To wszystko jest powiedziane w przenośni: tak jak gdyby chodziło o przygotowanie przyjęcia szczególnego gościa, któremu trzeba ułatwić drogę, dla którego trzeba uczynić kraj dostępnym, przyciągającym i godnym odwiedzenia. Otóż ta wspaniała przenośnia Janowa, w której słychać echo słów wielkiego proroka Izajasza mówiącego o krajobrazie palestyńskim, wyraża to, co trzeba uczynić w duszy, w sercu, w sumieniu, aby były dostępne dla Najwyższego Gościa: dla Boga, który ma przyjść w noc Bożego Narodzenia i ma przychodzić potem stale do człowieka, a w końcu przybyć dla każdego u kresu życia, a dla wszystkich przy końcu świata. (9 grudnia 1979)

    STAŁE PRZYGOTOWANIE

    Człowiek ciągle przygotowuje się do czegoś w swoim życiu. Matka przygotowuje się do wydania na świat dziecka i troszczy się o różne rzeczy potrzebne dla niego, od wózka do pieluszek; chłopiec i dziewczyna, odkąd zaczynają chodzić do szkoły, wiedzą, że codziennie trzeba przygotowywać się do lekcji. Również nauczyciele muszą przygotowywać się, aby je dobrze prowadzić. Student przygotowuje się do egzaminów. Narzeczeni przygotowują się do małżeństwa. Seminarzysta przygotowuje się do święceń kapłańskich. Sportowiec przygotowuje się do swoich zawodów. Chirurg do operacji. A człowiek ciężko chory przygotowuje się na śmierć. Widać z tego, że żyjemy przygotowując się ciągle do czegoś. Całe nasze życie jest przygotowaniem z etapu na etap, z dnia na dzień, od jednego zadania do drugiego. Kiedy Kościół w dzisiejszej liturgii adwentowej powtarza nam wezwanie Jana Chrzciciela wypowiedziane nad Jordanem, chce, abyśmy to całe „przygotowywanie się” z dnia na dzień, z etapu na etap, które stanowi osnowę całego życia, wypełniali z pamięcią o Bogu. Ponieważ, koniec końców, przygotowujemy się na spotkanie z Nim. I całe nasze życie na ziemi ma swój ostateczny sens i wartość, kiedy na to spotkanie przygotowujemy się stale i konsekwentnie. (9 grudnia 1979)

  • komentarz do Liturgii Słowa na II Niedzielę Adwentu – 9 grudnia 2018

    komentarz do Liturgii Słowa na II Niedzielę Adwentu – 9 grudnia 2018

    Czytałem kiedyś o sierocińcu w Ameryce, w którym zachowanie ośmioletniej dziewczynki było bardzo tajemnicze. Mianowicie bez przerwy coś pisała na kartkach papieru, a potem chowała je w różnych miejscach, najczęściej w ogrodzie. Zaciekawiona wychowawczyni zawezwała dziewczynkę i po rozmowie razem poszły do tych miejsc, gdzie znajdowały się owe tajemnicze kartki. Na każdej z nich było wypisane jedno zdanie: „Kto znajdzie tę kartkę, niech wie, że go kocham”.

    Czy zachowanie tej dziewczynki nie przybliża Bożej rzeczywistości? Pan Bóg, który tak bardzo tęskni za człowieczym sercem, często w podobny sposób daje znać o sobie. Sławny francuski kaznodzieja, dominikanin o. Lacordaire w jednym ze swoich kazań użył takiego sformułowania: „Bóg ukrywa się – tak dalece, jak to tylko możliwe – za ścianą z chmur. Gdyby się bowiem objawił w całej pełni, nasza wolność uległaby stopieniu w gorącym słońcu Jego miłości”.

    Słowa ze Starego Testamentu, które zapisał prorok Jeremiasz: „Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość”, albo Słowa, które są w Ewangelii według św. Jana: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” – czyż nie są Bożym listem skierowanym do człowieka? Człowiek może i powinien odnaleźć na drodze swojego życia ukrywającego się Boga – o ile będzie Go szukał.

    Św. Bonawentura w tym adwentowym czasie sięga jeszcze po inny obraz wzięty z Pieśni nad Pieśniami, w której słowo „Bóg” nie występuje ani razu, zaś słowo „miłość” użyte jest aż po tysiąckroć. Cytuje on z tej Pieśni słowa, które brzmią wymowniej w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka: „Pod cieniem jego, któregom pragnęła, siedziałam”. Ks. Stanisław Musiał, jezuita, komentuje te słowa w ten sposób: „Życie chrześcijanina na tym świecie, pomiędzy dwoma przyjściami Chrystusa, tym pierwszym, które miało miejsce w Betlejem, i tym drugim, chwalebnym, u końca wieków, gdy Chrystus zwinie jak zwój pergaminowy historię tego świata, jest życiem „pod cieniem” Chrystusa. Cień nie jest nieobecnością. By mógł zaistnieć cień, musi być rzeczywistość, od której pada cień. Żyjemy „pod cieniem” Chrystusa, tzn. w jego pokornej obecności na tym świecie. Obecności, która nie niszczy ludzkiej wolności, bo ani nie jest hałaśliwa, ani przytłaczająca. Żeby ją odkryć, trzeba obok łaski Bożej zaprząc w jej poszukiwanie całe swoje serce i całego swego ducha. Nigdy w wymiarze ziemskim nie kończący się adwent oczekiwania Chrystusa, oczekiwania nie pustego, w nicości i donikąd, lecz pod Jego „cieniem”.

    A więc adwent trwa, który jest również czasem mojego oczekiwania. Czy zdaję sobie sprawę, że każda chwila życia dokonuje się pod nieustannym „cieniem” Jezusowej obecności? Stale jestem obdarowywany Jego darami. Ale może być i tak, że ja nawet nie zauważam mojego Darczyńcę, ponieważ – jak napisał Adam Mickiewicz: „Szukasz Boga, On często schodzi po kryjomu i puka do drzwi twoich, aleś rzadko w domu”.

    Św. Augustyn zaś, aby pokazać jak człowiek może pobłądzić, posłużył się takim porównaniem: w pięknej, ale niemądrej dziewczynie zakochał się książę i jako zadatek swojej miłości przysłał jej wspaniały pierścień zaręczynowy. A ona tak bardzo zachwycona tym pierścieniem zakochała się i to całkowicie w tym kawałku szlachetnego kruszcu. Miłość księcia była już jej niepotrzebna.

    Opowiadał jeden z księży jak poszedł odwiedzić pewną staruszkę. Gdy wszedł do jej skromnego mieszkania od razu zauważył uroczyście zastawiony stół. Biały obrus, kilka filiżanek, niektóre poszczerbione i bez ucha. Szklanki – trochę niedomyte, bo to i wzrok już nie ten. Na talerzu jakieś ciastka, owoce. Zapytał:

    – A cóż to za uroczystość?

    – A, to moje imieniny, proszę księdza. Przyjdą moje dzieci i wnuki. Właściwie to już powinni być.

    – To zaprosiła pani całą rodzinę?

    – Proszę księdza, dzieci się nie zaprasza. Przecież to moje imieniny.

    I ten ksiądz siedział z tą panią godzinę, dwie. Nikt nie przyjechał. Kiedy opowiadał tę historię – mówił, że do końca życia nie zapomni tej sceny, jak chowała do kredensu filiżanki ze stołu, szklanki i ciastka. Próbowała się uśmiechać. Mówiła, że pewnie zajęci, ale w oczach miała łzy.

    Pan Jezus stale obecny w tabernakulum, stale gotowy do rozmowy stoi przed drzwiami człowieczego serca i czeka. A każdej niedzieli wysyła swoje sługi i ma nadzieję, że człowiek zechce przyjąć Jego zaproszenie. Wszystko jest przygotowane. A tymczasem człowiek, jeżeli w ogóle nie zignoruje, to bardzo często o Mszy św. powie bez najmniejszej żenady: „Pójdę w sobotę wieczorem i będę miał już z głowy”. Dla ilu ludzi, którzy twierdzą, że oczywiście i jak najbardziej są katolikami, a jakże – chrześcijaństwo jest tylko zbiorem przepisów, które powinno się zachowywać. Jeżeli człowiek potrafi całym swoim zaangażowaniem opowiadać na przykład o sporcie, o polityce, o pieniądzach, a z kolei kiedy jest w kościele na Eucharystii – nudzi się – czy to nie jest znak, że nadszedł czas, aby iść ku rzece Jordan i posłuchać słów adwentowego proroka z dzisiejszej Ewangelii: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego; każda dolina niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech staną się prostymi, a wyboiste drogami gładkimi. I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże”.

    Kiedy zrozumiem i zobaczę, że to chodzi o moje drogi, które wciąż są jeszcze we mnie tak bardzo powykręcane i wyboiste – to znaczy, że łaska nawrócenia jest już blisko. Bo najtrudniej dostrzec jest swój własny grzech.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • komentarz na I Niedzielę Adwentu – Rok C – 2 grudnia 2018

    komentarz na I Niedzielę Adwentu – Rok C – 2 grudnia 2018

    Kolejna szansa
    I Niedziela Adwentu – ROK C 2018

    Z dzisiejszą niedzielą Liturgia Kościoła rozpoczyna kolejny Adwent. Pytam sam siebie: ile już ich było w moim życiu? Każdy z nich był dla mnie szansą, aby poszerzyć horyzont poza zwykłe ludzkie, codzienne oczekiwania. Czy we mnie to najważniejsze czekanie już jest rzeczywiście najważniejsze.

    Tu w Szkocji jesienną porą jest chyba łatwiej myśleć o czasie, który był i już minął, bo ciężkie chmury na niebie, bo deszcz pchany wiatrem mocniej uderza w szyby, bo ciemność nocy skraca dzień o wiele bardziej niż w moich rodzinnych stronach. W takiej aurze chciałoby się uratować mijający czas, który jest czasem jedynym danym człowiekowi. W chrześcijaństwie ten czas ma wymiar dramatyczny. „Reinkarnacja, jak pisał ks. Janusz Pasierb, niesie ze sobą jakąś pociechę, że nieudane życie będzie można powtórzyć, jak repetuje się w szkole tę samą klasę. Znaczy to, że nic nie jest stracone, że życie nie musi być straszliwym stresem i wyścigiem z czasem, przerażającą loterią, gdzie wszystko można wygrać lub przegrać, na zawsze i nieodwołalnie.”

    Wyrazistość moich zmarnowanych lat widzę teraz wyraźniej niż w czasie, który minął. G.B. Shaw złożył swego czasu ciekawe i samokrytyczne wyznanie kiedy go zapytano jaką osobistością z historii chciałby być, gdyby mógł jeszcze raz zacząć swoje życie. Odpowiedział zdecydowanie: „Życzyłbym sobie być tym człowiekiem, którym George Bernard Shaw mógł się stać, a się nie stał”.

    Zaś Wisława Szymborska w swoim wierszu napisała po prostu:

    „Nic dwa razy się nie zdarza
    i nie zdarzy. Z tej przyczyny
    zrodziliśmy się bez wprawy
    i pomrzemy bez rutyny.”

    Z melancholią patrzę na migocący płomień świecy. W mojej pamięci przesuwają się wciąż bardzo żywe obrazy o ludziach i zdarzeniach, o sprawach i rzeczach, które były mi dane – raz tylko i nie więcej. W takim zamyśleniu czytam wiersz pt. „Pieśni”, który napisał Konstanty Ildefons Gałczyński:

    „Z dnia na dzień tkaninę tkamy
    wzorzystą dla pokolenia.
    Chciałbym i blask naszej lampy
    Ocalić od zapomnienia.”

    Zapatrzony w migocący płomień staję się świadkiem rozmowy. Zapałka mówi do świecy:

    – Otrzymałam polecenie, by cię zapalić.

    – Tylko nie to – daje odpowiedź świeca – Jeśli zacznę się palić, moje dni będą policzone i nikt w przyszłości nie będzie mógł podziwiać mojego piękna.

     

    – Zapalenie jest jedyną rzeczą, którą potrafię. Jeśli cię nie zapalę, nie spełnię mojego zadania i rozminę się z moim przeznaczeniem.

    – Dobrze rozumiem, ale co to ma wspólnego ze mną?

    – Ty jesteś świecą, której przeznaczeniem jest dawać światło. Czy chcesz przez całe życie być zimna i twarda, nie wypełniając swojego zadania?

    – Ale palenie się boli – stwierdza świeca.

    – Tak, to jest prawda. Ale czyż dawanie światła nie jest tajemnicą naszego powołania. Masz świecić dla innych. To co sprawi ci ból i twoje siły spalane przez płomień – to wszystko zostanie przeobrażone w ciepłe światło. W ten sposób innym rozświetlisz ciemność i ogrzejesz ich zimną przestrzeń.

    Świeca dopiero po jakimś czasie decyduje się i mówi do zapałki:

    – Proszę więc, zapal mnie.

    Nadal przesuwam kartki z poezją Gałczyńskiego i znajduję jeszcze inną jego pieśń – „Pieśń Cherubińską, a w niej takie słowa:

    „Kiedyś nadejdzie jesień. Świat nam się mniejszy ukaże,
    a za to dzieła wyrosną i usną jak olbrzymy.
    Pójdziemy wtedy za miasto i z dala popatrzymy
    na dni nie zmarnowane i noce wolne od marzeń.
    Tylko trzeba się przemóc. Musimy. Jeszcze goręcej!”

    Jeżeli więc poezja ludzką ręką pisana może ożywić i wyrwać z marazmu – cóż dopiero Twoje Słowo, które wypowiedziałeś, Panie mój i Boże mój.

    Twoje Słowo już stało się ciałem i zamieszkało tu i teraz. Czekasz tylko, aby człowiek zechciał usłyszeć i przyjąć.

    Oto kolejny Adwent w moim życiu znowu trwa.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • Adwent 2 grudnia 2018

    Adwent 2 grudnia 2018

    PIERWSZA NIEDZIELA ADWENTU

    Dzisiejsza pierwsza Niedziela Adwentu rozpoczyna nowy rok liturgiczny. Kościół na nowo wyrusza w drogę i zachęca nas do głębszej refleksji nad tajemnicą Chrystusa – tajemnicą zawsze nową, która nie wyczerpuje się z czasem. Chrystus jest Alfą i Omegą, początkiem i końcem. Dzięki Niemu historia ludzkości pielgrzymuje niejako ku wypełnieniu się Królestwa, które On sam zapoczątkował poprzez swoje wcielenie i swoje zwycięstwo nad grzechem i śmiercią. Dlatego Adwent jest synonimem nadziei: nie daremnym oczekiwaniem na jakiegoś bezosobowego boga, lecz konkretną i niezawodną ufnością w powrót Tego, który już raz do nas przyszedł, «ObluUeńca», który swoją krwią przypieczętował zawarte z ludzkością wieczne przymierze. Jest to nadzieja, która pobudza do czujności, cnoty wyróżniającej ten szczególny okres liturgiczny. Do czujności w modlitwie, ożywianej pełnym miłości oczekiwaniem; czujności wyrażającej się w dynamice konkretnej miłości, której towarzyszy świadomość, że Królestwo Boże przybliża się tam, gdzie ludzie uczą się żyć jak bracia. (2 grudnia 2001)

    PIERWSZE CZYTANIE      Jr  33,14-16

    “Pan mówi: «Oto nadchodzą dni, kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź…» czytamy dzisiaj te słowa z księgi proroka Jeremiasza i wiemy, że one ogłaszają początek nowego roku liturgicznego, i jednocześnie zapowiadają zbliżającą się już w tej liturgii chwilę narodzenia Syna Bożego z Dziewicy. Do tej chwili w liturgicznym roku Kościoła, do tej wielkiej i radosnej uroczystości przygotowujemy się co roku. Istotnie, dzień, w którym rodzi się Chrystus, winien nam przynieść (jak głosi ten sam prorok Jeremiasz) tę radosną pewność, że „Pan jest naszą sprawiedliwością”. (2 grudnia 1979)

    DRUGIE CZYTANIE       1 Tes 3,12-4,2

    Adwent jest pierwszym i podstawowym czasem wyboru; przyjmując go, uczestnicząc w nim, wybieramy zasadniczy sens całego życia. To wszystko, co dzieje się między dniem urodzin i dniem śmierci każdego z nas, stanowi wielką próbę: egzamin z naszej ludzkości. I stąd gorące wezwanie św. Pawła w dzisiejszym drugim czytaniu: wezwanie do spotęgowania miłości, do utwierdzenia i zachowania nienagannymi naszych serc w świętości; wezwanie, byśmy w całym sposobie postępowania (dzisiejszym językiem można by powiedzieć „w całym stylu życia”) zachowali nakazy Chrystusa. Apostoł uczy: jeżeli mamy podobać się Bogu, nie możemy trwać w zastoju, powinniśmy iść naprzód, czyli „stawać się coraz doskonalszymi”. (2 grudnia 1979)

    EWANGELIA      Łk  21,25-28.34-36

    Będziemy przeżywali we właściwy sposób Boże Narodzenie, czyli radosne pierwsze przyjście Zbawiciela, kiedy będziemy świadomi Jego ostatecznego przyjścia „z wielką mocą i chwałą”, jak oświadcza dzisiejsza Ewangelia. W tym fragmencie znajduje się zdanie, na które pragnę zwrócić waszą uwagę: „Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagraża ziemi”. Zwracam uwagę, ponieważ także w naszej epoce udziela się ludziom strach.„w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi”. Czasu końca świata nikt nie zna „tylko Ojciec” (Mk 13,32), i dlatego z tego strachu, który udziela się ludziom naszych czasów, nie powinniśmy wyciągać żadnego wniosku w odniesieniu do przyszłości świata. Natomiast dobrze jest zatrzymać się nad tym zdaniem z dzisiejszej Ewangelii. Aby dobrze przeżywać pamiątkę narodzenia Chrystusa, trzeba dobrze zachowywać w pamięci prawdę o ostatecznym przyjściu Chrystusa; o tym ostatnim Adwencie. I kiedy Pan Jezus mówi: „Uważajcie na siebie…, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask”, to słusznie wyczuwamy, że On mówi tutaj nie tylko o ostatecznym dniu całego świata ludzkiego, lecz także o ostatnim dniu każdego człowieka. Ten dzień, który zamyka czas naszego życia na ziemi i otwiera przed nami wymiar wieczności, jest także Adwentem. W owym dniu przyjdzie do nas Pan jako Odkupiciel i Sędzia. (2 grudnia 1979)

    ADWENT I PRZEMIJANIE

    Wielorakie jest znaczenie Adwentu, który jako czas liturgiczny, rozpoczyna się dzisiejszą niedzielą. Wydaje się jednak, ,
że
 nade wszystko pierwsza z czterech niedziel tego okresu mówi nam o prawdzie przemijania, któremu poddany Jest świat i człowiek na świecie. Nasze życie na świecie jest przemijaniem, które nieuchronnie prowadzi do kresu. Jednakże Kościół chce nam powiedzieć – i czyni to z całą wytrwałością – że to przemijanie ten kres są jednocześnie adwentem: my nie tylko przemijamy, ale równocześnie przygotowujemy się! Przygotowujemy się na spotkanie z Nim. Życie człowieka nie jest tylko zbliżaniem się do kresu, który razem ze śmiercią ciała oznacza unicestwienie całej istoty ludzkiej. Adwent niesie w sobie pewność niezniszczalności tej istoty. Jeżeli powtarza: „Czuwajcie więc i módlcie się…”, to czyni to dlatego, byśmy mogli być przygotowani, by „stanąć przed Synem Człowieczym”. I stąd ku Temu, który przybędzie – ku Chrystusowi – zwracamy się z całkowitą ufnością i przekonaniem. I mówimy do Niego: prowadź! Prowadź mnie w prawdzie! Prowadź nas w prawdzie! (2 grudnia 1979)

  • Uroczystość JEZUSA CHRYSTUSA KRÓLA WSZECHŚWIATA – 25.XI.2018

    OSTATNIA NIEDZIELA ZWYKŁA

    JEZUSA CHRYSTUSA KRÓLA WSZECHŚWIATA

    Myśli i serca nasze zwracają się dziś w stronę Tego, który na pytanie Piłata, czy jest królem, odpowiada: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”, jakiż to wspaniały król: Jezus Chrystus, który odrzuca wszystkie akcesoria władzy, wszystkie środki panowania przy pomocy siły i przemocy, a pragnie panować tylko mocą prawdy i miłości, mocą wewnętrznego i czystego zawierzenia. (25 listopada 1979)

    PIERWSZE CZYTANIE       Dn 7,13-14

    W pierwszym czytaniu prorok Daniel oznajmia: Panowanie jego jest wiecznym panowaniem które nie przeminie, a Jego Królestwo nie ulegnie zagładzie”. Tak, o Chryste, ty jesteś Królem! Twoje królowanie objawia się paradoksalnie na krzyżu, przez posłuszeństwo zamysłowi Ojca, który -jak pisze apostoł Paweł – “uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna. (26 listopada 2000)

    DRUGIE CZYTANIE        Ap 1,5-8

    Być chrześcijaninem nigdy nie było łatwo i nie jest też dzisiaj. Aby naśladować Chrystusa trzeba odważnie dokonywać radykalnych wyborów i często iść pod prąd. Dawni i współcześni męczennicy i świadkowie wiary, a wśród nich liczni wierni świeccy, ukazują, że jeśli jest to konieczne, należy bez wahania oddać za Jezusa Chrystusa nawet życie. (26 listopada 2000)

    EWANGELIA      J 18,33b-37

    Jesteś Królem! Twoje Królestwo nie jest jednak z tego świata; nie jest owocem zbrojnych podbojów, panowania politycznego, ekspansji ekonomicznej ani dominacji kulturowej. Twoje Królestwo objawi się w pełni na końcu czasów, kiedy Bóg będzie wszystkim we wszystkich (por. 1 Kor 15,28). Kościół, który już tu na ziemi może zaznawać przedsmaku przyszłego spełnienia nieustannie powtarza: “Niech przyjdzie królestwo Twoje”. (26 listopada 2000)

    KRÓLESTWO CHRYSTUSA

    Królestwo Chrystusa jest królestwem prawdy, łaski, sprawiedliwości, miłosierdzia. Jest królestwem, do którego wchodzi się z własnego wolnego wyboru, my zaś winniśmy pozwolić, by Chrystus królował zawsze w naszym życiu; musimy z radością otworzyć Mu drzwi naszego ducha; zaprosić Go, by wszedł w nasze życie, przyjmując Jego słowo i odpowiadając na nie wiernością naszym codziennym zobowiązaniom, życiem, które opierać się będzie na decyzjach podejmowanych zgodnie z wiarą. (21 listopada 1982)

  • komentarz do Liturgii Bożego Słowa – 25 listopada 2018

    komentarz do Liturgii Bożego Słowa – 25 listopada 2018

    W roku 1944, tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego, artysta malarz Adam Styka, na zamówienie księży Pallotynów, namalował obraz Chrystusa Króla. Obraz ten odegrał ogromną rolę zarówno w życiu artysty, jak również u tych, którzy z tym obrazem się zetknęli. Zadanie było bardzo trudne dla Styki. Dotychczas malował wyłącznie sceny świeckie, najczęściej egzotyczne. Potrzebował więc czasu. Czytał Ewangelię i dużo rozmyślał. Kiedy tak szukał koncepcji, aby rozpocząć swoje dzieło, wydarzyła się dla niego rzecz straszna. Niemcy aresztowali mu syna. Styka przeżył to doświadczenie bardzo głęboko.

    Kiedy człowieka dotyka cierpienie i ból, kiedy przeżywa napięcia i stresy, i potrafi je znosić w swoim życiu – to nie jest jakiś religijny masochizm, jakby powiedział ks. Janusz Pasierb. Nie kto inny, ale jeden z największych malarzy naszych czasów, Chagall, w jednym ze swoich wywiadów tak odpowiedział: „Kiedy pracuję najlepiej? … Ja nie pracuję dobrze. Ja dobrze znoszę cierpienie”.

    Właśnie w tym czasie u Adama Styki jakby wyzwoliły się nowe energie twórcze. Ci, którzy go znali, twierdzili, że zmienił się nie do poznania. Po jakimś czasie powiadomił Pallotynów, że obraz jest już gotowy. Ale obraz nie był gotowy. Chrystus Król nie miał jeszcze namalowanych oczu. Bo artysta, jak sam powiedział: „Ja się tych oczu boję!” Potrzebował więcej czasu. Kiedy wreszcie odważył się dać Chrystusowi oczy nastąpiła scena odsłonięcia obrazu. Artysta, według świadka tego wydarzenia, nie wytrzymał patrząc na Chrystusa. Padł na ziemię i płakał. Odtąd jego życie zmieniło się diametralnie. Całkowicie zwrócił się ku Bogu. Stał się zupełnie nowym człowiekiem. Swój obraz najpierw umieścił w oknie wystawowym w jednym z warszawskich sklepów przy Nowym Świecie. Chciał w ten sposób podzielić się z mieszkańcami Warszawy tym, czego sam doznał, czego sam doświadczył.

    Obraz przedstawia Chrystusa Króla w koronie cierniowej w nadnaturalnej wielkości. Z tyłu zarysowany jest krzyż – Jezusowy tron. Obok Chrystusa, który jedną ręką błogosławi, a w drugiej trzyma berło na kuli ziemskiej, są dwie postacie ze sceny Przemienienia Pańskiego na Górze Tabor: Mojżesz i Eliasz. Bardzo trafnie teologicznie artysta ujął swoją wizję, bowiem nie ma Chrystusa w oderwaniu od krzyża; nawet w dniu sądu, już w chwale, pojawi się z krzyżem. Św. Paweł w Liście do Koryntian napisał: „Postanowiłem będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego”. Kościół, którego głową jest Jezus Chrystus Król w cierniowej koronie wciąż przypomina, że droga do nieba prowadzi przez krzyż. Tego zgorszenia, jakim jest krzyż, nie da się usunąć, ani zapewnić, że nic nie będzie bolało.

    Bardzo wielu przechodniów zatrzymywało się przed tym obrazem. W powstańczym zmaganiu, najpierw z jednym najeźdźcą, potem z drugim, odczytywano ten obraz nie tylko w religijnych kategoriach, ale i w patriotycznych. Pan Jezus swoim berłem jakby zasłaniał Polskę na kuli świata. Ci, którzy patrzyli na ten obraz w tamten trudny czas odnajdywali w sobie nową siłę i nową nadzieję.

    Ponieważ działania wojenne nasilały się, obraz wyjęto z ram i w zwiniętym rulonie przewieziono do Jabłonny. Po upadku Powstania obraz – zgodnie z jego przeznaczeniem – umieszczono w głównym ołtarzu w kościele Chrystusa Króla przy ulicy Skaryszewskiej na Pradze. I tam jest po dziś dzień stale wyzwalając u tych, którzy przed nim się modlą, coraz większą wiarę, mocniejszą nadzieję i gorętszą miłość.

    Tajemnica człowieczych spotkań z Bogiem wciąż trwa i wciąż w ludzkim sercu dokonuje się. Jedni rozpoznają w Nim swego Zbawcę, a inni patrząc nie mogą wyobrazić sobie, że ten Jezus zlekceważony i skazany na śmierć jest Tym, który będzie panował na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca.

    Piłatowe wątpliwości wciąż się powtarzają: „Czy Ty jesteś Królem?” Gdzie jest Twoja moc i potęga? Świat rządzi się innymi prawami, które dalekie są od Ewangelii. Jezusowe zaś słowa: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” są zbywane szyderstwem, które dziś brzmią bardziej dotkliwie niż korona z ciernia czy szkarłatny płaszcz.

    I tak już będzie do końca świata: dwie pary oczu patrząc na Jezusa będą widzieć zupełnie co innego. Jeden będzie drwił z Chrystusowego Królestwa, a drugi – w skrusze swojego serca będzie błagał o litość i przebaczenie.

    Przez tę ziemię wciąż przechodzą ludzie, którzy dla Królestwa Bożego nie wahają się oddawać całego swojego życia. To oni są na froncie, gdzie decydują się losy walki pomiędzy dobrem a złem. Dzięki nim najgroźniejsze ataki spotęgowanego zła stają się bezsilne.

    A tuż obok są inni ludzie, niewidzący tej walki – ponieważ wiodą sobie i tylko dla siebie swój spokojny i wygodny żywot. Egoizm pozwala im widzieć tylko ludzkie kalkulacje, dyplomacje i racje.

    Świat jest poletkiem wciąż obsiewanym, ale niestety nie tylko dobrym ziarnem. Kiedy w ludzkim sercu panuje noc, jest ktoś, który wykorzystuje tę ciemność. A potem z takiej ciemności wyrasta chwast. I tak już będzie aż do czasu żniwa.

    Panie Jezu, Królu Wszechświata, który idziesz w spiekocie dnia tak blisko każdego ludzkiego serca, błagam Cię dziś wraz z całym Kościołem, abyś dał odwagę tym, którzy boją się spojrzenia Twoich oczu. Twoje oczy są tu i teraz tylko przebaczeniem. Dopiero później, na końcu świata, w tych oczach ukaże się cała Twoja cześć i chwała, nasz wieczny Panie.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • komentarz do Liturgii Słowa – 18 listopada 2018

    komentarz do Liturgii Słowa – 18 listopada 2018

    Wilhelm Miller wybrał dzień 22 października 1844 roku na powtórne przyjścia Chrystusa. I rzeczywiście w Ameryce jego przepowiedniom uwierzyło kilka tysięcy ludzi. Porzucili swoje zajęcia i odświętnie ubrani w białe tuniki wyszli na dachy i na pagórki czekając na moment zjawienia się Pana Jezusa, który, według Millera, miał zapoczątkować tysiącletni nowy okres błogosławionej rzeczywistości dla wybranych.

    Swoją zapowiedź oczywiście oparł na Biblii. Niestety dzień 22 października 1844 roku nie różnił się niczym od innych dni. Zwiedzione tłumy porzuciły Millera. Pozostała tylko niewielka grupka wśród których był między innymi Karol Taze Russell, przyszły założyciel świadków Jehowy. On z kolei przesunął datę przyjścia Chrystusa na rok 1874, ale i wtedy koniec świata nie nastąpił. Była jeszcze jedna niespełniona zapowiedź na rok 1914.

    Obydwaj tak odczytali teksty Pisma świętego – w tym również przekaz z dzisiejszej Ewangelii, w którym Pan Jezus mówi i o końcu świata, i o czasie mającym niebawem nastąpić. A ten czas jest już bliski: „nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie”. Wielu uczniów Pańskich z tamtych czasów było przekonanych, że powtórne przyjście Chrystusa w chwale dokona się już wkrótce. Nie brakowało takich, którzy przestali z tego powodu pracować, aż św. Paweł musiał ich napominać.

    Pan Jezus jednak zanim zaczął mówić o końcu świata najpierw powiedział Apostołom zachwyconym budowlą świątyni jerozolimskiej, że „nie pozostanie z niej kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”. Pytają Go wtedy: „Kiedy to nastąpi?” Dziś wiemy, że chodziło o rok 70-ty. Sprawa świątyni była jakby wstępem do wypowiedzenia eschatologicznych zapowiedzi. Jeżeli zaś chodzi o ich spełnienie się – Chrystus wyraźnie zaznacza: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”.

    Hans Urs von Balthasar pisze w ten sposób: „Ewangelia o końcu świata jest przedziwnie wielopostaciowa, opis ten nie jest reportażem o przyszłych wydarzeniach, lecz jednoczy w sobie różne aspekty, których wzajemny związek nam umyka. Najpierw został odmalowany w obrazach katastrofy kosmicznej ucisk czasów ostatecznych, następnie jest mowa o przyjściu Syna Człowieczego na sąd, na który aniołowie (rzecz dziwna) zwołują wybranych. Potem jest mowa o znakach, po których rozpoznamy zbliżanie się końca, następnie o tym, że dzień ten jest tuż, tuż, lecz zaraz potem pada zastrzeżenie, że nikt go nie zna, nawet Syn, tylko Ojciec. A przecież i te słowa Jezusa nie przeminą, choć przeminie niebo i ziemia. Dlatego też winniśmy przyjąć sens poszczególnych obrazów, nie próbując uporządkować ich w przejrzysty system. Szczególnie ważna jest tu stała możliwość końca, przed jaką staje każde pokolenie. Także i te słowa są bardziej nieprzemijające niż my, niż wszystkie pokolenia.”

    Co jest istotne w Jezusowym przekazie – to przede wszystkim ciągła gotowość. Czuwanie staje się tutaj wymaganiem bezwarunkowym. Jest to znak wierzących chrześcijan, który mają być „podobni do ludzi oczekujących swego pana, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze”. Ale czuwać nie jest łatwo, bo wciąż trwa nieustanna walka pomiędzy dobrem a złem. I ta walka rozgrywa się przede wszystkim w ludzkim sercu. Z serca przenosi się na szeroki świat. Pan Jezus przestrzega swoich naśladowców, aby nie tracili sił na „stawianie oporu złemu” odpowiadając gwałtem na gwałt i odpłacając pięknym za nadobne. Nieustannie czuwać – znaczy stawać zawsze po stronie dobra – nawet wtedy, gdy zło zadaje rany. Zło zostało już definitywnie pokonane przez Chrystusa. Chodzi teraz o to, aby zwyciężało w ludzkim sercu. W Apokalipsie Pan Jezus wprasza się w człowiecze życie, bo wie, że człowiek jest słaby i zmienny – zaś zło w diabelskich rękach bywa przebiegłe: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”. Bóg znając niefortunne wybory ludzkiego serca nieustannie ofiarowuje mu dar swojej miłości. Ale człowiek często nie słyszy Bożego pukania, bo zajęty jest tyloma różnymi sprawami. A nawet słysząc odkłada Boże zaproszenie na potem, jakby nie wiedział, że czas, który daje Pan Bóg jest czasem jedynym. Już się nigdy nie powtórzy.

    Znany hiszpański pisarz Lope de Vega na łożu śmierci powiedział swojemu lekarzowi, który wychwalał jego wspaniałe życie i zapewniał go, że świat i historia o nim nie zapomni, bo pozostawia tyle wspaniałych swoich dzieł:

    – Panie doktorze, teraz to rozumiem: przed Bogiem wielki jest tylko ten, kto ma dobre serce. Jak chętnie oddałbym wszystkie pochwały z całego mojego życia, gdybym tylko mógł za to uczynić jeszcze coś dobrego.

    W Karmelu Echt św. Teresa Benedykta od Krzyża, Edyta Stein, w swoim ostatnim teologicznym rozważaniu, które pozostało już niedokończone, napisała między innymi takie słowa: „Każdy dzień i każdą godzinę trzeba umieć coraz lepiej wbudowywać w wieczność… Niebo niczego nikomu nie zabiera, nie nagradzając go w zamian bez miary… Od pierwszych chwil życia wiedziałam, że o wiele ważniejszym jest być dobrym niż mądrym”.

    Dlatego trzeba sobie często powtarzać słowa ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą”. Każdego dnia z tego świata odchodzi ponad dwieście tysięcy ludzi. A przecież śmierć nie zabiera tylko bardzo starych. Wśród tych codziennie umierających jest wiele dzieci, ludzi młodych i w sile wieku. Okazuje się, że co trzeci człowiek umiera śmiercią gwałtowną. Końcem świata dla każdego człowieka jest śmierć. W każdej chwili, każdy – to znaczy również i ja – mogę przeżyć swój własny koniec świata.

    Proszę Cię Panie, aby ogarniało mnie coraz większe pragnienie trwania przy Tobie, bo wtedy potrafię zachować czujność wobec zła a dobro w moich rękach będzie się pomnażać.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • XXXIII Niedziela zwykła  Rok B – 18 listopada 2018

    XXXIII Niedziela zwykła Rok B – 18 listopada 2018

    TRZYDZESTA TRZECIA NIEDZIELA ZWYKŁA

    Dzisiaj, w przedostatnią niedzielę okresu liturgicznego, liturgia mówi nam o drugim przyjściu Chrystusa. Pan ukaże się w obłokach, odziany w chwałę i moc. Jest to ten sam Syn Człowieczy miłosierny i litościwy. On przyjdzie, aby dopełnić ostatecznie ludzkie dzieje. Ewangelista Marek przypomina, że Bóg, objawiając się w Synu, osądzi ludzką historię, kładąc kres istnieniu świata niszczonego kłamstwem i rozdzieranego przez przemoc i niesprawiedliwość.  (19 listopada 2000)

    PIERWSZE CZYTANIE       Dn 12,1-3

    To wszystko, czym człowiek—tkwiąc w świecie—przerasta świat w samym sobie, tłumaczy się obrazem i podobieństwem Boga, które wpisane jest w istotę ludzką od początku. I to wszystko, czym człowiek przerasta świat, nie tylko uzasadnia pytanie o życie wieczne, ale czyni je wręcz nieodzownym. Jest to pytanie, które ludzie zadają sobie od dawna, nie tylko w obrębie chrześcijaństwa, również i poza nim. (Parati semper, 5)

    DRUGIE CZYTANIE       Hbr 10,11-14.18

    Zwycięstwo w walce między dobrem i złem zostało odniesione przez krzyż. Chrystus zwyciężył przez ofiarę. I Jego ofiara za grzechy trwa. Nie przemija, tak jak nie przemija Jego słowo. W promieniu tej ofiary toczy się historia ludzkości i historia każdego człowieka. Ofiara Chrystusa niesie w sobie nadzieję ostatecznego zwycięstwa dobra nad złem, nad cierpieniem i nad śmiercią. Ona ukazuje nam „ścieżkę życia”. (15 listopada 1982)

    EWANGELIA        Mk 13,24-32

    W dzisiejszej Ewangelii znajdujemy wyrazisty obraz drzewa figowego: gdy na jego gałęziach pojawiają się pierwsze zawiązki, zapowiada to bliską wiosnę. Mówiąc o tym Jezus zachęca apostołów, aby nie zniechęcali się w obliczu trudności i niepewności obecnej chwili. Wzywa ich, aby Go oczekiwali i przygotowali się na Jego przyjęcie, kiedy powróci. Ewangelia, dodaje nam otuchy, ukazując zwycięską postać Chrystusa-sędziego dziejów, wzywa nas, abyśmy badali „znaki czasu”. (19 listopada 2000)

    TAJEMNICA OBECNOŚCI

    Wiara wymaga, byśmy w obliczu Eucharystii mieli świadomość, że stajemy przed samym Chrystusem. Właśnie Jego obecność nadaje innym wymiarom – uczty, pamiątki Paschy, antycypacji eschatologicznej – znaczenie, które daleko wykracza poza samą tylko symbolikę. Eucharystia jest tajemnicą obecności, przez którą spełnia się w najwznioślejszy sposób obietnica Jezusa, że pozostanie z nami aż do skończenia świata. (Mane nobiscum Domine, 16)

  • komentarz do Liturgii Słowa na XXXIII Niedzielę  –  18.11.2018

    komentarz do Liturgii Słowa na XXXIII Niedzielę – 18.11.2018

    Wilhelm Miller wybrał dzień 22 października 1844 roku na powtórne przyjścia Chrystusa. I rzeczywiście w Ameryce jego przepowiedniom uwierzyło kilka tysięcy ludzi. Porzucili swoje zajęcia i odświętnie ubrani w białe tuniki wyszli na dachy i na pagórki czekając na moment zjawienia się Pana Jezusa, który, według Millera, miał zapoczątkować tysiącletni nowy okres błogosławionej rzeczywistości dla wybranych.

    Swoją zapowiedź oczywiście oparł na Biblii. Niestety dzień 22 października 1844 roku nie różnił się niczym od innych dni. Zwiedzione tłumy porzuciły Millera. Pozostała tylko niewielka grupka wśród których był między innymi Karol Taze Russell, przyszły założyciel świadków Jehowy. On z kolei przesunął datę przyjścia Chrystusa na rok 1874, ale i wtedy koniec świata nie nastąpił. Była jeszcze jedna niespełniona zapowiedź na rok 1914.

    Obydwaj tak odczytali teksty Pisma świętego – w tym również przekaz z dzisiejszej Ewangelii, w którym Pan Jezus mówi i o końcu świata, i o czasie mającym niebawem nastąpić. A ten czas jest już bliski: „nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie”. Wielu uczniów Pańskich z tamtych czasów było przekonanych, że powtórne przyjście Chrystusa w chwale dokona się już wkrótce. Nie brakowało takich, którzy przestali z tego powodu pracować, aż św. Paweł musiał ich napominać.

    Pan Jezus jednak zanim zaczął mówić o końcu świata najpierw powiedział Apostołom zachwyconym budowlą świątyni jerozolimskiej, że „nie pozostanie z niej kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”. Pytają Go wtedy: „Kiedy to nastąpi?” Dziś wiemy, że chodziło o rok 70-ty. Sprawa świątyni była jakby wstępem do wypowiedzenia eschatologicznych zapowiedzi. Jeżeli zaś chodzi o ich spełnienie się – Chrystus wyraźnie zaznacza: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”.

    Hans Urs von Balthasar pisze w ten sposób: „Ewangelia o końcu świata jest przedziwnie wielopostaciowa, opis ten nie jest reportażem o przyszłych wydarzeniach, lecz jednoczy w sobie różne aspekty, których wzajemny związek nam umyka. Najpierw został odmalowany w obrazach katastrofy kosmicznej ucisk czasów ostatecznych, następnie jest mowa o przyjściu Syna Człowieczego na sąd, na który aniołowie (rzecz dziwna) zwołują wybranych. Potem jest mowa o znakach, po których rozpoznamy zbliżanie się końca, następnie o tym, że dzień ten jest tuż, tuż, lecz zaraz potem pada zastrzeżenie, że nikt go nie zna, nawet Syn, tylko Ojciec. A przecież i te słowa Jezusa nie przeminą, choć przeminie niebo i ziemia. Dlatego też winniśmy przyjąć sens poszczególnych obrazów, nie próbując uporządkować ich w przejrzysty system. Szczególnie ważna jest tu stała możliwość końca, przed jaką staje każde pokolenie. Także i te słowa są bardziej nieprzemijające niż my, niż wszystkie pokolenia.”

    Co jest istotne w Jezusowym przekazie – to przede wszystkim ciągła gotowość. Czuwanie staje się tutaj wymaganiem bezwarunkowym. Jest to znak wierzących chrześcijan, który mają być „podobni do ludzi oczekujących swego pana, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze”. Ale czuwać nie jest łatwo, bo wciąż trwa nieustanna walka pomiędzy dobrem a złem. I ta walka rozgrywa się przede wszystkim w ludzkim sercu. Z serca przenosi się na szeroki świat. Pan Jezus przestrzega swoich naśladowców, aby nie tracili sił na „stawianie oporu złemu” odpowiadając gwałtem na gwałt i odpłacając pięknym za nadobne. Nieustannie czuwać – znaczy stawać zawsze po stronie dobra – nawet wtedy, gdy zło zadaje rany. Zło zostało już definitywnie pokonane przez Chrystusa. Chodzi teraz o to, aby zwyciężało w ludzkim sercu. W Apokalipsie Pan Jezus wprasza się w człowiecze życie, bo wie, że człowiek jest słaby i zmienny – zaś zło w diabelskich rękach bywa przebiegłe: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”. Bóg znając niefortunne wybory ludzkiego serca nieustannie ofiarowuje mu dar swojej miłości. Ale człowiek często nie słyszy Bożego pukania, bo zajęty jest tyloma różnymi sprawami. A nawet słysząc odkłada Boże zaproszenie na potem, jakby nie wiedział, że czas, który daje Pan Bóg jest czasem jedynym. Już się nigdy nie powtórzy.

    Znany hiszpański pisarz Lope de Vega na łożu śmierci powiedział swojemu lekarzowi, który wychwalał jego wspaniałe życie i zapewniał go, że świat i historia o nim nie zapomni, bo pozostawia tyle wspaniałych swoich dzieł:

    – Panie doktorze, teraz to rozumiem: przed Bogiem wielki jest tylko ten, kto ma dobre serce. Jak chętnie oddałbym wszystkie pochwały z całego mojego życia, gdybym tylko mógł za to uczynić jeszcze coś dobrego.

    W Karmelu Echt św. Teresa Benedykta od Krzyża, Edyta Stein, w swoim ostatnim teologicznym rozważaniu, które pozostało już niedokończone, napisała między innymi takie słowa: „Każdy dzień i każdą godzinę trzeba umieć coraz lepiej wbudowywać w wieczność… Niebo niczego nikomu nie zabiera, nie nagradzając go w zamian bez miary… Od pierwszych chwil życia wiedziałam, że o wiele ważniejszym jest być dobrym niż mądrym”.

    Dlatego trzeba sobie często powtarzać słowa ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą”. Każdego dnia z tego świata odchodzi ponad dwieście tysięcy ludzi. A przecież śmierć nie zabiera tylko bardzo starych. Wśród tych codziennie umierających jest wiele dzieci, ludzi młodych i w sile wieku. Okazuje się, że co trzeci człowiek umiera śmiercią gwałtowną. Końcem świata dla każdego człowieka jest śmierć. W każdej chwili, każdy – to znaczy również i ja – mogę przeżyć swój własny koniec świata.

    Proszę Cię Panie, aby ogarniało mnie coraz większe pragnienie trwania przy Tobie, bo wtedy potrafię zachować czujność wobec zła a dobro w moich rękach będzie się pomnażać.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • TRZYDZIESTA DRUGA NIEDZIELA ZWYKŁA   ROK B   11.XI.2018

    TRZYDZIESTA DRUGA NIEDZIELA ZWYKŁA ROK B 11.XI.2018

    Miłość chrześcijańska to nie jest tylko gest miłości, ale także spotkanie z samym Chrystusem obecnym w człowieku ubogim. Miłość do Chrystusa oznacza zatem miłość do ubogich. W świecie tak często trawionym zachłannością pokorne, a jednocześnie bogate życie w ewangelicznym ubóstwie stanowi wymowne świadectwo, że Bóg jest bogactwem ludzkiego serca. (3 lutego 2003)

    PIERWSZE CZYTANIE        1 Krl 17,10-16

    Słowa o ziemi, która „jęczy w bólu” przywodzą na myśl pracę rolnika, niezwykle doniosłą, a przecież niosącą wiele trudów i niewygód. Dzisiejszy urywek z Księgi Królewskiej mówi właśnie o typowej sytuacji, w której susza jest przyczyną cierpienia. Prorok Eliasz udręczony głodem i pragnieniem jest uczestnikiem cudownego wydarzenia, w którym ujawnia się ludzka wielkoduszność, i zarazem korzysta z jej owoców. Pomocy udziela mu uboga wdowa, dzieląc z nim ostatnią garstkę mąki i resztkę oliwy, jej wielkoduszność porusza serce Boże tak, że prorok może oznajmić: „Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię”. (12 listopada 2000)

    DRUGIE CZYTANIE      Hbr 9,24-28

    Kościół żyje nieustannie odkupieńczą ofiarą i zbliża się do niej
 nie tylko przez pełne wiary wspomnienie, ale też poprzez aktualne uczestnictwo, ponieważ ofiara ta wciąż się uobecnia, trwając sakramentalnie w każdej wspólnocie, która ją sprawuje przez ręce konsekrowanego szafarza. W ten sposób Eucharystia umożliwia ludziom współczesnym dostąpienie pojednania, które Chrystus uzyskał raz na zawsze dla ludzkości wszystkich czasów. W rzeczywistości: „Ofiara Chrystusa i ofiara eucharystyczna są jedną ofiarą” (KKK, 1382). (Ecclesia de Eucharistia, 12)

    EWANGELIA          Mk 12,38-44

    Łaska Eucharystyczna jest mocą zdolną nas podźwignąć i uzdrowić od wewnątrz przez zaszczepienie w Chrystusie. Postawę, jaką winniśmy przyjąć w obliczu tej łaski, ukazuje nam dzisiejsza Ewangelia na przykładzie ubogiej wdowy, która wrzuca do skarbony kilka grosików, ale w rzeczywistości ofiaruje więcej, niż inni, bo wszystko, co ma na swe utrzymanie. (3 marca 2003)

    KTO JEST BOGATY?

    Za pośrednictwem tych dwóch postaci [wdowy z Sarepty i ubogiej wdowy z Ewangelii] ukazuje się prawdziwe znaczenie owego ubóstwa w duchu, które stanowi treść pierwszego błogosławieństwa w Kazaniu na Górze. Może to brzmieć jak paradoks, ale to ubóstwo kryje w sobie szczególne bogactwo. Bogaty w rzeczywistości nie jest ten, kto ma, lecz ten, kto daje. I daje nie tyle to, co posiada, ile samego siebie. Może wtedy dawać, gdy nawet nic nie posiada. (11 listopada 1979)