Author: ks. Marian Łękawa SAC

  • NIEDZIELA ŚWIĘTEJ RODZINY: JEZUSA, MARYI I JÓZEFA

    Przykład Świętej Rodziny używany do dyskredytowania życia seksualnego

    Symeon od razu rozpoznał wśród wielu wchodzących do świątyni Maryję i Józefa jak „wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa”. Byli zwyczajnie ubogimi ludźmi, niczym nie zwracającymi na siebie uwagi. Po czym więc rozpoznał ich? Ewangelia mówi o Symeonie bardzo ciepło, że „był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim”. I kiedy wziął w swoje objęcia Mesjasza Pańskiego błogosławił Boga mówiąc: „Teraz, o Panie, według słowa Twego uwalniasz swojego sługę w pokoju, bo moje oczy ujrzały już Twoje zbawienie”. Był szczęśliwym starcem, bo oto spełniło mu się to o czym marzył, o co prosił i czego oczekiwał. A to zdarza się bardzo rzadko.

    Tadeusz Żychiewicz poczynił był taką refleksję na temat Symeona, którą rozpoczął pytaniem: „Czegóż więcej, poza uwolnieniem w pokoju, chcieć może człowiek szczęśliwy, któremu spełniło się życie? … Doprawdy: nie za wielu jest ludzi, którym – jak Symeonowi – spełniłoby się życie. Wielu jest takich, którzy na próżno o tym marzą, z dnia na dzień bardziej pewni swojej klęski. Wielu jest takich, którzy u progu starości wiedzą, że mogło być inaczej”.

    W moim kapłańskim życiu zdążyłem już wiele wysłuchać ludzkich historii, właśnie w momencie postępującej starości i zniedołężnienia – historie bardzo często skomplikowane i bardzo bolesne i często związane ze swoimi dziećmi. Choć przecież nie wszystkie tragedie rodziców są wynikiem ich błędnego wychowania. Natura zła i grzechu jest o wiele bardziej skomplikowana. Bywa i tak, że w rodzinie jedno dziecko jest dobre, łagodne, a drugie – całkowite przeciwieństwo – wulgarny brutal. Ileż serce matki musi doświadczyć bólu patrząc jak jej własne dziecko marnuje swoje życie. Tylko jeden Bóg wie ile wylanych zostało łez, ile błagań i próśb przez lata całe – a skutek żaden.

    Tu przypomina mi się historia, którą opowiedział ks. Pawlukiewiczowi pewien człowiek jak to po powrocie z wojska wrócił do matki i zamiast rozejrzeć się za pracą, pomyśleć o przyszłości, zaczął pić. Początkowo matka tak sobie myślała: No cóż, chłopak po wojsku, pewnie chce się wyszumieć. Ale mijały tygodnie, a syn dalej pił. Matka zaczęła się coraz bardziej martwić. Błagała syna, żeby przestał, żeby się opamiętał. Ale nic nie pomagało – pił dalej. Później zaczęła grozić, że go wyrzuci z domu, jak się nie poprawi, że wezwie policję, że go odda na leczenie. Aż pewnego dnia matka przyszła do pokoju syna i usiadła na krawędzi jego łóżka. Już nie błagała, ani nie straszyła, tylko powiedziała takie słowa: „Synu, ty już nie jesteś mój. Ktoś mi ciebie zabrał. Nic ci już nie będę mówić. Będę się tylko modlić za ciebie i pościć”. Syn wybuchnął śmiechem mówiąc, że to przedstawienie i poszedł się znowu upić. Kiedy wrócił – matka rzeczywiście nic nie mówiła. Widział ją siedzącą w kuchni wciśniętą w kąt pomiędzy oknem a lodówką. Tak samo było następnego dnia, a potem jeszcze w następne aż w końcu nie wytrzymał. Poszedł do kuchni, uklęknął przed nią i powiedział: „mamusiu, pomóż mi. Ja chcę się zmienić, ale nie mogę sobie dać rady sam ze sobą”. I matka pomogła. Ubłagała lekarza na odwykówce, aby go przyjął, bo o miejsce było trudno. W ten sposób syn wyszedł z tego – uratowany przez matkę. Ona zrozumiała, że szatan nie boi się krzyku, ale boi się modlitwy i postu. Ona robiła to samo co prorokini Anna: „Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i w modlitwie dniem i nocą”.

    Niech będą błogosławieni na ludzkich drogach tacy Symeonowie i takie Anny – bo to dzięki nim Boża Matka, której „duszę przenika miecz, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” może podawać światu swojego Syna „przeznaczonego na upadek i na powstanie wielu”.

    Arent de Gelder
„Pieśń pochwalna Symeona”
olej na płótnie, 1700–1710
Muzeum Mauritshuis, Haga
    Arent de Gelder
„Pieśń pochwalna Symeona”olej na płótnie, 1700–1710
 Muzeum Mauritshuis, Haga

    ************************************************************************

    UROCZYSTOŚĆ

    OBJAWIENIA PAŃSKIEGO

    By Bartolomé Esteban Murillo – Domena publiczna/Radio Maryja

    ****

    Mówimy, że Adwent już minął i okres Bożego Narodzenia po dzisiejszej uroczystości Objawienia Pańskiego też będzie już za nami. A tymczasem adwent dla każdego człowieka bywa różny i trwa nieraz bardzo długo. Pustynia zaś, przez którą trzeba przejść, też nie dla wszystkich jest jednakowa.

    Mędrcy przebyli ogromną drogę zanim dotarli, najpierw do Jerozolimy, a potem do Betlejem. „Ujrzeliśmy gwiazdę Jego na Wschodzie i przybyliśmy pokłonić się Jemu” – taką dali odpowiedź zalęknionemu Herodowi.

    Ale to nie gwiazda kazała im wyruszyć w drogę. Gwiazda była tylko znakiem, którym posłużył się Bóg wołając ich z dalekiej krainy. Jak to dobrze, że odważyli się wyruszyć ze swojego miejsca. W ten sposób uznali, że ich mądrość nie jest jeszcze wystarczająca, że przed nimi znajduje się długa droga wytrwałego szukania prawdy. Dlatego ich serca nie znajdowały spokoju. Towarzyszyło im napięcie i wyczekiwanie, że oto muszą dotrzeć do owej Tajemnicy, która znajduje się przed nimi. I kiedy dotarli już do celu swej podróży – „zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon”. Jak niewyobrażalna i nieprawdopodobna okazała się Boża rzeczywistość. To ich pokorne poszukiwanie sprawiło, że odczytali właściwie Boże wezwanie. Bo Bóg objawił się  mędrcom właśnie w ten sposób. Tutaj trzeba zdać sobie sprawę, że największe niebezpieczeństwo czai się i ukrywa wobec ludzi uważających się za mądrych i pewnych siebie, że już posiedli wszystko i dlatego nie widzą żadnego sensu po co się wybierać do jakieś dalekiej krainy. Już z góry przesądzili, że nie warto tam wędrować, bo tam nie ma żadnej prawdy. Ks. biskup Jan Pietraszko napisał był w swoich rozważaniach p.t. „Spotkania”, że ”takim ludziom bardzo trudno jest odnaleźć Boga. Mówią nieraz: to, co jest poza mną i czego nie wiem, nie istnieje. A inni: nic mnie to nie obchodzi. Obchodzi mnie to, co mam, co widzę, co mam pod nogami, co mam w zasięgu własnych rąk. A to, co jest wyżej, nie istnieje dla mnie”.

    Dzisiejsza uroczystość dlatego nazywa się Objawieniem Pańskim, bo Bóg ukazał poprzez Narodziny Swojego Syna, kim naprawdę jest. Objawił się jako miłość, czułość, dar, przywiązanie, stając się całkowicie zależnym. A mędrcy, którzy uosabiają mądrość, potęgę i moc tego świata, po długiej wędrówce odkrywają w tym Dziecięciu Bożą dobroć skierowaną ku ludziom. Bo Bóg obdarza każdego człowieka swoją ogromną życzliwością i nieprawdopodobnym zaufaniem. A jak odpowiada człowiek?

    Tu przywołam znów słowa ks. biskupa Pietraszki, który tłumaczy, że „wszystkie biedy, troski i lęki współczesności na tym przede wszystkim polegają, że w rodzinie ludzkiej jest tak ogromna liczba ludzi dysponujących jeżeli już nie mądrością, to w każdym razie wybitną wiedzą – ludzi posługujących się ponadto narzędziami niezwykle precyzyjnymi, które mogą dosięgnąć człowieka w każdym zakątku świata. Ludzie ci niestety nie zawsze są dość dobrzy i nie zawsze posiadają dość miłości i życzliwości dla każdego człowieka, gdziekolwiek by on żył. W tym właśnie jest bieda, niepokój i udręczenie współczesności, że wiedza i mądrość, która tak wiele umie i wie, że moc, która tak wiele może, nie wie niekiedy tego, że aby była siłą twórczą, musi być dobra, miłująca, musi być prosta, szczera, bez podejrzeń i zdrady, bez podstępu, otwarta ku człowiekowi – jak Dziecię Jezus na kolanach Matki”.

    Bardzo popularny brytyjski dziennikarz, rektor uniwersytetu, w czasie II wojny światowej oficer wywiadu, Malcolm Muggeridge, kiedy był jeszcze na swojej długiej drodze  nawrócenia, opisywał, jakie wrażenie zrobiło na nim spotkanie z Matką Teresą z Kalkuty, gdy odwiedził ją w okresie Bożego Narodzenia. Pokazywała mu dziecko, które znalazła na śmietniku. Potem  w swoich refleksjach tak napisał: „Dziwiłem się, bo było tak maleńkie, że aż dziw brał, że takie maleńkie może istnieć. Gdy powiedziałem o tym Matce Teresie, na jej twarzy pojawił się wyraz radosnego uniesienia. „A widzisz – rzekła – jest w nim życie”. Rzeczywiście było. Nagle poczułem się jakbym był przy narodzinach w Betlejem, a niemowlę na ramionach Matki Teresy stało się następnym Barankiem Bożym zesłanym na świat, by rozjaśnić ciemność wokół nas. I wtedy pomyślałem: jak wiele takich niemowląt można było uratować przed wyniesieniem w kubłach na szpitalny śmietnik…”. I ta refleksja i te następne, które pojawiały się na drodze Malcolma – po latach doprowadziły go do uwierzenia Bożemu Synowi narodzonemu z Najświętszej Maryi Panny.   

    Bardzo wielu jest ludzi, którzy słysząc w swoim sercu Boże zaproszenie mają odwagę iść ku prawdzie. Ale niestety są i tacy, którzy lękają się trudnej drogi i wtedy raczej wybierają wygodną postawę sędziego, stawiając zarzuty Bogu: że droga jest za bardzo wyboista, że cierni na niej za dużo. A przecież, Ty Panie, przyszedłeś na tę ziemię nie po to, by usuwać kamienie z ludzkich dróg i wyrywać ciernie. Jeszcze jako Maleństwo musiałeś uchodzić w obcy kraj przez zieloną granicę – a droga wiodła przez pustynię obcości i przez miasta nieprzyjazne. I dziś – też „idziesz w spiekocie dnia i w szarym pyle dróg… i uczysz kochać i przebaczać”.

    Choć moja ścieżka jest wąska i stroma, choć cierni na niej wiele – odnajduję na niej ślady Twoich stóp, bo Ty wciąż jesteś przede mną. Obym nigdy nie zagubił Twoich śladów!

    MAGI IN THE MANGER
    Waiting For the Word | CC BY 2.0/ Aleteia.pl

  • BOŻE NARODZENIE 2020

    Przyzwyczailiśmy się, że Boże Narodzenie to czas spokojny i radosny, bo  jesteśmy razem przy wigilijnym stole otoczeni serdecznością, życzliwością i ciepłem, które emanuje ogarniając wszystkich, gdzie nawet nieznajomy ma swoje miejsce przy stole.

    Tymczasem tegoroczne święta wydają się być inne – naznaczone trudnościami. A w trudnościach, jak pisze św. Jakub Apostoł: “Wiedzcie, że to, co wystawia wiarę na próbę, rodzi wytrwałość”. (Jk 1. 3)

    Zobaczmy jaki ogrom trudności stał się udziałem Świętej Rodziny i to przed narodzinami a potem miejsce urodzenia – stajnia i żłób w ciemną noc. I za niedługo,  też w ciemną noc, trzeba było z pośpiechem uchodzić w obcy kraj.

    W takiej scenerii dokonywała się Tajemnica Wcielenia Bożego Syna – w świecie pełnym nieprawości.

    Boże Słowo, które stało się Ciałem raz dokonane wciąż trwa. Dlatego choćby wszystko wskazywało na niebie i na ziemi, że ciemności nie ustają – to jednak świat zdecydowanie jest już inny, bo wypełniony jest Obecnością Zbawiciela i zmierza ku swej pełni według Bożego zamysłu.

    O tę wytrwałość w trudnościach dzisiejszego dnia, prośmy Świętą Rodzinę, która nie zwątpiła w Boże obietnice – mimo, że tak to wyglądało, jakby Niebo zamilkło pozostawiając Ich zupełnie samych.

    W tym rozpamiętywaniu trudu, lęku i cierpnienia Bożej Matki i sprawiedliwego męża, życzę w tych świętych dniach zobaczyć Światełko i pójść za Nim. To nic, że jest jeszcze Maleńkie, ale ma Bożą moc, które rozświetla nawet największe ciemności.

    Z tym Światłem wejdźmy w Nowy Rok Pański 2021, bo w Nim jest jedyne i całkowite ocalenie.

     Ks. Marian Łękawa SAC

    Natalia Szerszeń: Caelesti mysterio – niebieska tajemnica Narodzenia Pańskiego
    Dzisiaj w Betlejem. A co potem?

    Msze św. w kościele św. Piotra i św. Szymona

    St Peter's Catholic Church
    46 Hyndland St, Partick, Glasgow G11 5PS
    'Disgusting': Catholic community reacts to attack on historic Glasgow church
    33 Partick Bridge Street, Glasgow G11 6PQ

    ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA

    Dopuszczalna ilość wiernych na Mszach św. – Paterka i Boże Narodzenie

    kościół św. Piotra – 50 osób 

    – kościół św. Szymona – 40 osób.

    Od Niedzieli ŚWIĘTEJ RODZINY – 27 grudnia – TYLKO 20 OSÓB

    DZIECI PONIŻEJ 12 -GO ROKU ŻYCIA WCHODZĄ BEZ REJESTRACJI  
    W miarę możliwości prosimy o wpisywanie się albo na Pasterkę, albo na Mszę w I Święto 25 grudnia, żeby umożliwić jak największej liczbie osób uczestnictwo w świątecznej liturgii.  

    24 GRUDNIA – PASTERKA I  

    W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 21:30

    24 GRUDNIA – PASTERKA II

    W KOŚCIELE ŚW. SZYMONA O GODZ. 24:00

    *****

    25 GRUDNIA – PIERWSZY DZIEŃ ŚWIĄT

    W KOŚCIELE ŚW. SZYMONA O GODZ. 11:00 

    W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 14:00

    *****

    26 GRUDNIA – DRUGI DZIEŃ ŚWIĄT

    W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 14:00

    ***** 

    27 GRUDNIA – NIEDZIELA ŚWIĘTEJ RODZINY

    W KOŚCIELE ŚW. SZYMONA O GODZ. 11:00

    W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 14:00 

    ************************************************************************

    Wigilia to „liturgia domowa”. Stół będzie ołtarzem, a Ewangelię odczyta jedno z nas

    CZYTANIE PISMA ŚWIĘTEGO PRZED KOLACJĄ
    Halfpoint | Shutterstock

    O wieczerzy wigilijnej pomyślcie jak o mszy. Stół stanie się domowym ołtarzem i koniecznie trzeba przeczytać fragment Ewangelii o narodzeniu Jezusa w Betlejem.

    Stół jak ołtarz

    Przy żadnej innej okazji – jak właśnie w wigilijny wieczór – tak bardzo nie jest widoczne, że nasz rodzinny stół staje się domowym ołtarzem. Gromadzimy się wokół niego, by świętować. Płoną na nim świece, nakryty jest białym obrusem, a pod nim spoczywają „relikwie” Jezusowego żłóbka w postaci kilku źdźbeł siana.

    Wieczerza wigilijna jest „liturgią domową”. Ma przecież swój porządek, kanon, nieodzowne, symboliczne elementy, gesty, a nawet słowa. Skoro to „rodzinna msza”, to nie powinno na niej zabraknąć także Słowa Bożego.

    Jaki fragment przeczytać?

    Warto rozpocząć wigilię od przeczytania fragmentu Ewangelii według świętego Łukasza: rozdział 2, wersety 1-7 (tekst poniżej).

    W ten sposób przypominamy sobie, co świętujemy i zakończymy na zdaniu, które mówi, że Maryja urodziła Jezusa w stajence, „gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”.

    To ostatnie zdanie uświadamia nam, że w całym tym świętowaniu chodzi o to, by nasz dom i rodzina stały się tą „gospodą”, w której znajdzie się miejsce dla Jezusa.

    Bóg w dom

    Jeśli po wieczerzy wybierzemy się do kościoła na mszę „pasterską”, to usłyszymy tam dalszy ciąg tej Ewangelii mówiący o ogłoszeniu nowiny o narodzinach Boga-Człowieka pasterzom. I hołdzie, jaki Mu złożyli.

    Przy rodzinnym stole chcemy jednak skupić się na tym „domowym”, bardzo intymnym wymiarze spotkania z przychodzącym na świat Bogiem. Wieczerza wigilijna ma nam przypomnieć i pomóc zapamiętać, że Bóg pragnie przychodzić do nas w naszym domu. Pośród codziennych spraw, radości i trosk – tak samo, jak przychodzi w kościele podczas liturgii i przez sakramenty.

    Najważniejszym może sposobem tego Jego przychodzenia jest przychodzenie w drugim człowieku – moim bliskim: matce, ojcu, dziecku, siostrze, bracie, kuzynie, przyjacielu, znajomym. Drugi człowiek niesie mi ukrytego w sobie Boga – moc Jego łaski i Jego miłości.

    Plan wigilijnej modlitwy

    1. Znak krzyża
    2. Fragment Ewangelii: Łk 2,1-7 (tekst znajdziesz poniżej)
    3. Prośby: za wszystkich chrześcijan, za potrzebujących, za tych, którzy święta spędzają samotnie, za naszych zmarłych. I w naszych intencjach (można je wypowiedzieć na głos). Każde wezwanie kończymy: „Ciebie prosimy – Wysłuchaj nas, Panie”.
    4. Ojcze nasz
    5. Błogosławieństwo przygotowanego jedzenia. Na przykład: „Panie Boże, pobłogosław te dary i tych, którzy je przygotowali. I naucz nas dzielić się chlebem i miłością. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”. Albo własnymi słowami.
    6. Można też zaśpiewać w tym momencie jakąś kolędę (na przykład: „Wśród nocnej ciszy” albo „Bóg się rodzi”).
    7. Dzielenie opłatkiem
    8. Siadamy do stołu.

    Ewangelia na wigilię [Łk 2,1-7]

    W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz.

    Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna.

    Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.

    Ks. Michał Lubowicki – 23.12.20/Aleteia.pl

    ************************************************************************

    Dziś Wigilia Bożego Narodzenia

    Dziś Wigilia Bożego Narodzenia

    Przełamanie się opłatkiem to jeden z wigilijnych zwyczajów

    Uroczystość Bożego Narodzenia wprowadzono do kalendarza świąt kościelnych w IV wieku. Dwieście lat później ustaliła się tradycja wieczornej kolacji, zwanej wigilią. Wieczerza wigilijna jest echem starochrześcijańskiej tradycji wspólnego spożywania posiłku, zwanego z grecka agape, będącego symbolem braterstwa i miłości między ludźmi.

    Gdy w drugiej połowie IV w. Synod w Laodycei zabronił biesiadowania w świątyniach, zwyczaj ten przeniósł się do domów wiernych. W Polsce Wigilię zaczęto obchodzić wkrótce po przyjęciu chrześcijaństwa, choć na dobre przyjęła się dopiero w XVIII w.

    Wigilia (łac. czuwanie) – pierwotnie oznaczała straż nocną i oczekiwanie. W słowniku kościelnym nazywa się tak dzień poprzedzający większe święto. Dawniej w każdą wigilię obowiązywał post. Do stołu wigilijnego siadano, gdy zabłysła pierwsza gwiazda. Miała ona przypominać Gwiazdę Betlejemską prowadzącą pasterzy i magów do Betlejem.

    Od 2003 roku – zgodnie z formułą przykazań kościelnych, zatwierdzonych przez Watykańską Kongregację Nauki Wiary – formalnie nie obowiązuje już post w Wigilię Bożego Narodzenia. Biskupi polscy zachęcają jednak wierzących do dochowania wierności tej wieloletniej tradycji. Wigilia postna obowiązuje katolików wówczas, gdy przypada w piątek.

    W polskiej tradycji to ojciec rodziny lub najstarszy wiekiem rozpoczynał wieczerzę modlitwą, odczytaniem opisu narodzenia Pańskiego z Ewangelii św. Łukasza. Następnie dzielono się opłatkiem i składano sobie życzenia. Pod choinką ustawia się często żłóbek, dla upamiętnienia narodzenia Pana Jezusa w Betlejem. Układa się pod nią także prezenty dla najbliższych.

    Wigilia w polskiej obyczajowości jest świętem rodzinnym. Podobnie jak w Polsce Wigilię obchodzi się na Litwie, na Białorusi, na Ukrainie wśród katolików łacińskich, w Czechach i na Słowacji. Nieznany poza terenami dawnej Rzeczypospolitej jest zwyczaj łamania się opłatkiem.

    Po wigilii katolicy udają się tradycyjnie na pasterkę. Pasterka jest pamiątką z pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy nabożeństwa nocne należały do stałej praktyki Kościoła. Pierwsze Msze św. o północy 24 grudnia sprawowano w Betlejem. W Rzymie zwyczaj ten znany był już za czasów papieża Grzegorza I Wielkiego, pasterkę odprawiano przy żłóbku Chrystusa w bazylice Matki Bożej Większej. Charakter tej liturgii tłumaczą pierwsze słowa invitatorium, wprowadzenia do Mszy: „Chrystus narodził się nam. Oddajmy mu pokłon”.

    Kościoły w okresie Bożego narodzenia zdobi żłóbek. Żłóbek w dzisiejszej postaci zawdzięczamy św. Franciszkowi. Historia tej tradycji jest jednak znaczenie dłuższa i sięga piątego wieku. Wtedy, jak głosi podanie, żłóbek Jezusa przeniesiono z Betlejem do Rzymu i umieszczono w bazylice Matki Bożej Większej. Także Pasterkę w Rzymie odprawiano początkowo tylko w tym kościele.

    To we Włoszech zaczęto w uroczystość Bożego Narodzenia wystawiać żłóbki, w których umieszczano figury Świętej Rodziny, aniołów i pasterzy. Do rozpowszechnienia tego zwyczaju przyczynił się św. Franciszek. Z przekazów pozostawionych przez jego biografa – Tomasza z Celano – wiemy, że w wigilijną noc Biedaczyna z Asyżu zgromadził w grocie w miejscowości Greccio okolicznych mieszkańców i braci, by w prosty sposób pokazać im, co to oznacza, że „Bóg stał się człowiekiem i został położony na sianie”. W centrum jaskini leżał wielki głaz, pełniący rolę ołtarza. Przed nim bracia umieścili zwykły kamienny żłób do karmienia bydła, przyniesiony z najbliższego gospodarstwa. W pobliżu, w prowizorycznej zagródce, stało kilka owieczek, a po drugiej stronie wół i osioł. Jak pisał kronikarz, zwierzęta „zaciekawione, wyciągające szyje w stronę żłobu, pochylając się i jakby składając pokłon złożonej w nim figurce przedstawiającej dziecię Jezus”. Postaci do szopki wybrano spośród obecnych braci i wiernych. Zapalonymi pochodniami św. Franciszek rozjaśnił niebo, a w lesie ukryli się pasterze, którzy na dane hasło wznosili gromkie okrzyki. Do dziś szopka w Greccio przyciąga corocznie rzesze turystów.

    Obecnie najsłynniejsze są szopki toskańskie, sycylijskie i neapolitańskie. W Szwajcarii, w Niemczech i w Austrii modne są żłóbki „grające”. W Polsce do najbardziej znanych należą szopki krakowskie, prawdziwe arcydzieła sztuki ludowej. Powstanie tej tradycji przypisuje się murarzom i cieślom. Nie mając zatrudnienia w zimie, chodzili oni z takimi szopkami-teatrzykami od domu do domu i tak zarabiali na swe utrzymanie. Wzorem architektonicznym był dla nich przede wszystkim kościół Mariacki, ale wykonywano także miniatury Wawelu, Sukiennic i Barbakanu. Od 1937 r. z inicjatywy Jerzego Dobrzyckiego odbywa się konkurs na najpiękniejszą „Szopkę Krakowską”.

    Już w średniowieczu wystawiono przy żłóbkach przedstawienia teatralne zwane jasełkami. W Polsce najbardziej znanym utworem tego gatunku jest „Polskie Betlejem” autorstwa Lucjana Rydla.

    Gość Niedzielny/Kai 24.12.2020

    **************************************

    Zwyczaje Wigilijne

    Religijne treści uroczystości Bożego Narodzenia pokazują swoją wyjątkowość na tle szeregu zwyczajów kulturowych, które na trwałe wyznaczyły rytm życia nie tylko ludziom przynależącym do Kościoła chrześcijańskiego. Bogactwo tematyki bożonarodzeniowej zapisanej w literaturze, utrwalonej w sztuce, przekazywanej w tradycji rodzinnej, wyśpiewanej w kolędach i pastorałkach, prezentowanej w szopkach, misteriach teatralnych i zwyczajach ludowych zadomowiły się w kulturowych zwyczajach okresu Bożego Narodzenia.

    fot. Bożena Sztajner

    Wieczerza wigilijna

    To wyjątkowa wieczerza, którą tradycyjnie rozpoczyna się wraz z blaskiem pierwszej gwiazdki na niebie. Na jej niepowtarzalny klimat wpływają takie elementy, jak: dzielenie się opłatkiem, sianko pod obrusem, choinka, śpiewanie kolęd i obdarowywanie się prezentami. Tak się utarło, że Wigilię urządzają nawet ludzie nie związani bezpośrednio z Kościołem katolickim. Zwyczaj przygotowywania wigilijnej wieczerzy zapisano w XVIII w., choć prawdopodobnie był on znany już wcześniej. Nadal w dzień Wigilii przestrzegany jest post jakościowy (powstrzymywanie się od potraw mięsnych aż do północy) i ilościowy (do ukazania się pierwszej gwiazdy). Pod obrusem kładzie się kłosy siana (symbolika stajenki betlejemskiej)
    Przy stole pozostawiamy zawsze wolne miejsce dla ewentualnego gościa lub symbolicznie dla Chrystusa. O ile zaginął przesąd, by przy stole nie zasiadała nieparzysta liczba gości (znaczyłoby to, że za rok ktoś z uczestników nie doczeka kolejnej wieczerzy), to przetrwały różne tradycje co do ilości i zawartości potraw wigilijnych, których powinno być dwanaście. Najczęściej podaje się barszcz, zupę grzybową lub rybną, potem grzyby z postną kapustą, ryby smażone, faszerowane i w galarecie, gotowane lub pieczone, pierogi z grzybami, kluski z makiem, kompot z suszonych owoców, a także kutię.

    Opłatek

    Tradycyjnie spożywanie wieczerzy wigilijnej poprzedza dzielenie się opłatkiem, czyli bardzo cienkim, przaśnym (niekwaszonym) chlebem. Ten prosty, ale jakże wymowny zwyczaj jest nasycony głęboką i wielowymiarową symboliką. Zawarta jest ona najpierw w fakcie “bycia razem” – skłóceni nie zasiadają przecież do jednego stołu. Dzieląc się opłatkiem, wybaczamy sobie, darujemy urazy, jednamy się ze sobą; składamy sobie życzenia wszelakiego dobra zarówno materialnego, jak i duchowego. “To dobro duchowe symbolizuje materia opłatka – chleb. Opłatek wigilijny jest dla chrześcijanina przede wszystkim nawiązaniem do potrzeby spożywanie chleba biblijnego, z którym utożsamił się sam Chrystus, czyli do odżywiania się eucharystycznym chlebem (ks. Jerzy Stefański Liturgia w odnowie). Nie ma właściwie solidnego opracowania opisującego utrwalenie się w polskiej tradycji dzielenia się opłatkiem w wieczór wigilijny, a najstarsza wzmianka o tym pochodzi w końca XVIII w. Obecnie ten piękny zwyczaj spotykamy jedynie w polskiej tradycji bożonarodzeniowej.

    Pasterka

    Pasterka, czyli Msza św. o północy w noc Bożego Narodzenia, otwiera oktawę liturgicznych obchodów związanych z tajemnicą Wcielenia, czyli przyjęcia przez Syna Bożego ludzkiej natury i przyjścia na świat.
    Uczestniczenie w Pasterce, najlepiej z całą rodziną, stanowi zasadniczy, centralny punkt wszystkich zwyczajów powiązanych z obchodami przyjścia na świat Bożego Dziecięcia.

    Żłóbek

    Grota betlejemska, miejsce narodzin Chrystusa, wraz ze stojącym tam żłóbkiem od początku jest miejscem szczególnego pietyzmu i czci chrześcijan. Rozpowszechnienie idei budowania i “odtwarzania” żłóbka betlejemskiego w kościołach parafialnych zawdzięczamy św. Franciszkowi (XIII w.). Św. Bonawentura, opisując żywot Świętego z Asyżu (tzw. Legenda maior), podaje, że założyciel zakonu zbudował w pobliżu kościoła w Greccio w1223 r. szopkę, w której znalazło się miejsce nawet dla osła i wołu. Szopkę poza postaciami Świętej Rodziny stopniowo zaczęli wypełniać postaci pasterzy, aniołowie, królowie, słudzy Heroda i jego dworzanie. Z czasem szopka nabierała cech aktualnych dla określonego czasu i miejsca, a w okresach trudnych politycznie szopki nabierały charakteru patriotycznego czy wręcz symbolicznego. Polskie szopki pojawiły się u nas dzięki sługom synów zakonnych św. Franciszka (zarówno franciszkanów konwentualnych, jak też tzw. obserwantów, nazwanych w Polsce także bernardynami).

    Kolędy

    Dzisiaj ta nazwa kojarzy się z pieśniami o tematyce bożonarodzeniowej albo z odwiedzinami duszpasterskimi w tym okresie. Sama nazwa jest pochodzenia i tradycji rzymskiej. Przypuszczalnie kolędy polskie powstały najpierw w środowisku franciszkańskim, zwłaszcza franciszkanów obserwantów. Sam termin “kolęda” w znaczeniu pieśni bożonarodzeniowej ustalił się dopiero w XVII w. Kolędy wypełnione są tematyką nawiązującą do biblijnych opisów narodzin Jezusa, zwłaszcza do wydarzeń Nocy betlejemskiej, pokłonu pasterzy, klimatu groty czy stajenki, w której przyszedł na świat Zbawiciel. Stopniowo ubogacały się o inne wydarzenia związane z dziecięctwem Chrystusa: rzeź niewinątek, hołd mędrców, sen św. Józefa, ucieczka do Egiptu. W kolędach powstających przez wieki odbijały się jak w lustrze wydarzenia moralne, społeczne, patriotyczne zabarwione lokalnym kolorytem. Właśnie w kolędach, których ideą powstania było przekazanie ubóstwienia człowieka w Jezusie Chrystusie, dokonuje się proces “uczłowieczania” Boga. Także ich forma literacka sprawia, że są one chętnie wykonywane zarówno jako kołysanki, kolędy adorujące, życzeniowe, winszujące, patriotyczne czy radosne. Są one zjawiskiem kulturowym zwłaszcza na polskiej ziemi, gdzie liczba znanych i opisanych kolęd i pastorałek sięga do ponad pół tysiąca.

    Choinka

    Zwyczaj strojenia choinki – pachnącego lasem drzewka rozpowszechnił się w rodzinach niemieckich, tyrolskich, austriackich, a potem pozostałych krajach europejskich. W ubiegłym wieku zaczęto na szczycie jodły umieszczać gwiazdę betlejemską; zawieszane rajskie jabłka miały symbolizować echa biblijnego kuszenia Adama, w papierowych łańcuchach rozpoznawano okowy zniewolenia grzechowego (czy nawet politycznego w okresie rozbiorów Polski). Oświetlenia choinkowe miałyby wskazywać na Chrystusa, który przyszedł na świat jako “światło na oświecenie pogan”, a żywe, zielone drzewo jodłowe symbolizowałoby Chrystusa – źródło wszelkiego życia. Naturalna jodła pozostaje nieodzownym towarzyszem kościelnych żłóbków; choinka domowa już rzadko pachnie naturą – stała się “ekologiczna”, sztuczna, pachnąca plastikiem. Naturalne ozdoby (owoce, łakocie) zastąpiono szklanymi bądź plastikowymi kulami, sztucznymi “zimnymi ogniami”, świecącymi elektrycznymi lampkami.

    Prezenty gwiazdkowe

    Powszechna praktyka wzajemnego obdarowywania się prezentami, w tym zwłaszcza dzieci, z okazji świąt Bożego Narodzenia związana była pierwotnie z kultem i życiorysem św. Mikołaja, biskupa diecezji Bari, wielkiego jałmużnika żyjącego w IV w. Jego niezwykła hojność, szczodrobliwość, troska o biednych stały się symbolem i uosobieniem miłości do każdego bliźniego. Właśnie w okresie Bożego Narodzenia znalazło swoje logiczne uzasadnienie. Dzisiejszą tradycję zawdzięczamy Marcinowi Lutrowi, który w 1535 r. domagał się, aby protestanci zaniechali zwyczaju św. Mikołaja, a prezenty dawali swoim dzieciom jako dar samego Dzieciątka Jezus. Z czasem wszystkie kraje chrześcijańskie, także katolickie, przyjęły tę praktykę, gdyż motywacja była teolgicznie poprawna, “pomimo Lutrowej prowenciencji” (ks. Jerzy Stefański Liturgia w odnowie). Swoistym prezentem pamięci jest wysyłanie kartek z życzeniami “wesołych i szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia”. Jednakże czy treść kartek i banalne często słowa życzeń mają związek z istotą – sensem religijnego źródła tych życzeń, czyli faktem narodzin Jezusa Chrystusa. Coraz częściej laickie kartki świąteczne przyozdobione bombkami, saniami, wyparły plastyczne wyobrażenia związane z “wejściem Chrystusa w dzieje świata?”. I życzenia mogą być świadectwem wiary…

    (na podstawie “Liturgii w odnowie” ks. Jerzego Stefańskiego)/Niedziela łomżyńska 51/2002

    ************************************************************************

  • Boże Narodzenie – ROK B

    Sprawdzamy, czy to, co czytamy w Ewangeliach o narodzinach Jezusa to sama  prawda czy wymyślone bajeczki - Joe Monster
    „Mizerna cicha, stajenka licha, pełna niebieskiej chwały, oto leżący przed nami śpiący w promieniach – Jezus mały… „

    Maleńki Jezu, zapraszam Cię bardzo gorąco do mojego lichego serca…

    Narodziny Bożego Syna, mimo, że następują po najmilszym sercu okresie Adwentu i są najcieplejszym ze świąt chrześcijańskich – jakby powiedział ks. Pasierb – to jednak nie można nie zauważyć ogromnego dramatu i to nie tylko tego zewnętrznego związanego z rzymską okupacją i niebezpiecznym Herodem, ale przede wszystkim samo ubóstwo Józefa i Maryi i bezdomność Nowonarodzonego.

    Dlaczego Matka nie urodziła swego Syna we własnym domu?

    Bo nie dla siebie Go urodziła, ale dla świata całego, dla wszystkich ludzi. I urodziła Go prawie pod gołym niebem – w stajni, która jest miejscem dla zwierząt.

    Takie było Boże Narodzenie tedy, przeszło dwa tysiące lat temu i takie wciąż trwa.

    W tamtym czasie nie pozwolono Jej przekroczyć żadnego progu z domów do których pukała. A dziś – jak często i jak u wielu gospoda człowieczego serca wypełniona jest po brzegi tylko swoimi własnymi sprawami.

    Kiedy Ewangelia mówi: „Nie było dla nich miejsca w gospodzie” – to wcale nie znaczy, że w ogóle nie było w niej wolnych miejsc.

    Po prostu dla nich nie było miejsca.

    Bezdomność Chrystusowych narodzin ma jednak swoją głęboką wymowę. Ks. biskup Jan Pietraszko tłumaczy ją w ten sposób: „Nikt na tym świecie nie może powiedzieć, że Chrystus narodził się w jego domu. Cztery ściany domu oddzielają od świata, stwarzają atmosferę bezpieczeństwa: człowiek czuje się u siebie. Równocześnie jednak te cztery ściany zamykają światu dojście do człowieka. Chrystus widocznie nie chciał być odizolowany od ludzi, nie chciał, aby nawet w taki sposób ktoś zawłaszczył Go dla siebie. Dlatego narodził się bezdomny, w jaskini pasterskiej, z której drogi rozchodziły się na wszystkie strony świata. Nie było drzwi, które można by zatrzasnąć przed ludzką ciekawością; każdy przechodzący mógł wejść, zajrzeć i zatrzymać się, zapytać, pomyśleć”.

    I takim już pozostał na tej ludzkiej ziemi – bez żadnych barier, żadnych przeszkód.

    Kiedy już dorósł i chodził po palestyńskiej ziemi na pytanie uczniów:
    – „Mistrzu, gdzie mieszkasz?”
    tak odpowiedział:
    – „Ptaki mają gniazda, zwierzęta mają jamy, a Syn Człowieczy nie ma domu gdzie mógłby głowę skłonić”.

    I tu jest ta nieprawdopodobna szansa dla każdego ludzkiego serca – zaprosić Go do siebie. Zacheusz ze zwykłej tylko ciekawości wspiął się na drzewo, aby Go zobaczyć. Ta ciekawość sprawiła, że usłyszał słowa, które go ocaliły: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany”.

    I co więcej – Ewangelia zaznacza, że zbawienie stało się udziałem nie tylko Zacheusza, ale całego jego domu.

    Teraz jest czas, gdzie wszędzie słychać śpiew:

    „Dzisiaj w Betlejem wesoła nowina, że Panna czysta porodziła Syna.
    Chrystus się rodzi, nas oswobodzi,
    Anieli grają, króle witają, pasterze śpiewają, bydlęta klękają,
    Cuda, cuda ogłaszają”.

    I te cuda działy się wtedy i dzieją się dziś, tylko nie można ich zobaczyć w Herodowych pałacach, ani w gospodach, które są wygodne, rozbawione, kolorowe. Trzeba wyjść w ciemną noc i iść do stajenki – jak w kolędzie: „Pójdźmy wszyscy do stajenki” i śpiewać aż do ostatniej zwrotki:

    „Święta Panno, Twa przyczyna niech nam wyjedna u Syna,
    By to Jego narodzenie zapewniło nam zbawienie”.

  • IV Niedziela Adwentu – ROK B

    Zaufać Bogu do końca

    Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie według El GrecoZwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie według El Greco/vaticannews.va

    ****

    Już za kilka godzin wieczerza wigilijna. Ileż odżywa wspomnień związanych z tym wyjątkowym, bo jedynym i niepowtarzalnym wieczorem na przestrzeni całego roku. Tu nabierają właściwego znaczenia takie słowa jak ‘dom’, ‘stół’, ‘rodzinny krąg’. W języku angielskim można to wyrazić jednym słowem: ‘home’. I nieprzypadkowo dzisiejsza Liturgia Słowa mówi o pragnieniu króla Dawida, który chce zbudować dom dla Pana, bo on sam już mieszka w pięknym pałacu cedrowym.

    Ale Pan Bóg poprzez proroka Natana przedstawia zupełnie inny plan: …”wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności i utwierdzę jego królestwo. Ja będę mu Ojcem, a on będzie Mi synem. Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki”.

    Plany Boże od zarania dziejów mijają się z ludzkimi. Już w Księdze Rodzaju przy opisie pierwszego nieposłuszeństwa człowieka Bóg uchyla maleńki rąbek swojego cudownego Misterium naprawienia zerwanej przyjaźni. Bardzo pięknie wyraża ją modlitwa Eucharystyczna o Tajemnicy Pojednania: „Ojcze święty, Boże nieskończonej dobroci, Ty nieustannie wzywasz grzeszników do odnowy w Twoim Duchu i najpełniej objawiasz swoją wszechmoc w łasce przebaczenia. Wiele razy ludzie łamali Twoje przymierze, a Ty zamiast ich opuścić, zawarłeś z nimi nowe przymierze przez Jezusa, Twojego Syna i naszego Odkupiciela: przymierze tak mocne, że nic nie może go złamać”.

    A człowiek wciąż upiera się przy swoim ograniczonym spojrzeniu i to jak bardzo ograniczonym. Pragnie być szczęśliwym i robi wszystko, żeby poczuć się szczęśliwym – tylko, że według swojego własnego wyobrażenia. Brakuje mu odwagi, aby zawierzyć zupełnie przerastającym go Bożym planom. A przecież tylko Bóg i nikt inny, może dać prawdziwe szczęście. W modlitwie bardzo często wypowiadam słowa: „Bądź wola Twoja”, mimo to, jednak stale i wciąż odnajduję w sobie skłonność, aby iść za Adamowymi urojeniami, który nie uwierzył Bożym planom, ale wybrał inną drogę – najgorszą z możliwych – posłuchał diabła. Dlaczego kiedy mam wybór chwytam za brudny koniec kija? Ta nieufność do Pana Boga siedzi we mnie głęboko, przy czym potrafię znaleźć wytłumaczenie dla swoich usiłowań mówiąc: „To byłoby zbyt piękne, by mogło trwać”. „To już zawsze tak jest”. Znajdując w sobie lęk, obawę co Bóg da – muszę sobie odpowiedzieć w tym Adwencie na pytanie: Czego oczekuję od Boga? Kiedy obawiam się najgorszego, wtedy zachowuję się jak lękliwe dziecko w samochodzie, które na każdym zakręcie krzyczy i chciałoby wyrwać kierownicę z rąk kierowcy, zamiast mówić sobie: Wszystko w porządku, przecież to Ojciec prowadzi. Nie boję się.

    Od ks. Pawlukiewicza usłyszałem takie bardzo stare opowiadanie pochodzące z Dalekiego Wschodu:

    Pewien niezbyt zamożny człowiek miał jednego konia. Którejś nocy koń uciekł mu z zagrody. Z samego rana odwiedził go sąsiad i powiedział:

    • Koń ci uciekł? A to nieszczęście!
    • Nieszczęście, a może szczęście – odpowiedział bohater opowiadania.

    Za dwa dni koń wrócił i przyprowadził ze stepu dwa inne, dzikie konie. Natychmiast na podwórku gospodarza zjawił się sąsiad i powiedział:

    • A, to jednak szczęście!
    • Szczęście, a może nieszczęście – i tym razem odpowiedział enigmatycznie.

    Następnego dnia syn gospodarza chciał ujeździć dzikiego konia, ale spadł na ziemię i złamał rękę.

    • A, to jednak nieszczęście – zawyrokował sąsiad.
    • Nieszczęście, a może szczęście – odpowiedział w zamyśleniu ojciec.

    Kiedy za kilka dni wybuchła wojna i zabierano młodych ludzi do wojska, syn gospodarza uniknął poboru z powodu złamanej ręki.

    • A, to jednak szczęście! – ocenił sąsiad.
    • Szczęście, a może nieszczęście – tradycyjnie już odpowiedział mądry gospodarz.

    I można by tak dalej przypatrywać się kolejnym wydarzeniom, póki nie zorientuję się, że jest to historia mojego życia.

    Jak patrzę na moją codzienność? Czy widzę w nim obecnego Boga, który może objawić się w każdej chwili, ale w sposób jaki On wybierze. Ileż razy wydawało się, że wszystko pójdzie według moich przewidywań, a tymczasem stało się zupełnie inaczej. I zazwyczaj potrzeba długiego czasu, aby przestać się dziwić pytaniu: Dlaczego nie tak jak człowiek zaplanował?

    Dzisiejsza Ewangelia w wydarzeniu Zwiastowania pokazuje co to znaczy otworzyć się całkowicie na Boga i zaufać Mu bezgranicznie. Maryja zanim usłyszała słowa: „Nie bój się. Pan z Tobą” – zgodziła się umrzeć wszystkim swoim planom. A przecież miała swoje wyobrażenie całkiem innego życia. Jak pisze ks. Evely w książce pt. „Ojcze nasz”: „Maryja pierwsza zgodziła się na to, że odkupienie spełni się w sposób, jakiego my nie lubimy, przez udaremnienie wszystkich naszych planów, wszystkich naszych przewidywań, pozwalając, by spaliły na panewce. „Niech mi się stanie według słowa TWEGO”.

    Maryja zgodziła się, by Bóg pozbawił ją zupełnie tego wszystkiego, czego domagał się Adam: panowania nad sytuacją, poznania dokąd zmierza, zrozumienia swego położenia, jasnego poglądu na wszystkie te sprawy. Maryja… zaufała Bogu. Bez zastrzeżeń”.

    Dlatego jest Matką Bożego Syna i jest Matką Kościoła. A tam gdzie jest matka – tam zawsze jest i dom.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • III Niedziela Adwentu – ROK B

    Prorok znad Jordanu - św. Jan Chrzciciel
    EL GRECO – Św. Jan Chrzciciel

    Usłyszeć Boże pukanie 

    Grupa zapalonych taterników została odcięta od świata: ziemia się obsunęła i oni znaleźli się całkowicie zamknięci w sztolni. Całymi godzinami usiłują za wszelką cenę przebić jakieś wyjście. Usuwają stosy kamieni. Ale przychodzi zniechęcenie. Brak dostatecznej ilości tlenu powoduje, że nie mają już nawet siły trzymać w rękach swoich haków i innych narzędzi i padają ze zmęczenia na ziemię.

    W tej bezsilności ogarnia ich pytanie: czy aby ich wysiłek nie jest daremny i czy jest wciąż jakaś szansa uratowania? Kiedy zapanowało milczenie wtedy usłyszeli słabe i dalekie, ale jednak regularnie powtarzające się uderzenia z drugiej strony. To epika ratowników, która idzie naprzeciw. Wówczas wracają im siły, wraca zapał. Pracują więc gorączkowo, kierując się w stronę ratowników. Za każdym razem, gdy brakuje im sił i wyczerpani opadają na ziemię, przysłuchują się w napięciu na coraz bardziej zbliżający się stuk. I to pozwala im wciąż odnajdywać nową energią, nowy zapał, aby wierzyć, że ich życie będzie uratowane.

    Jest to dobry przykład na dzisiejszą trzecią niedzielę Adwentu, nazywaną dawniej niedzielą Laetare od pierwszego słowa śpiewu na wejście. Bo bliskość Bożego przyjścia jest już tuż. Zapewnia o tym Słowo Boże: „Pojawił się człowiek posłany od Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości”. Tak mówi sam o sobie: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”. I zapowiada, że ta Światłość już jest: „Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie”. Dlatego konieczne jest nawrócenie, które polega na usłyszeniu Bożego pukania, aby człowiek wyprostował swoje kręte drogi z ciemnych labiryntów. Jeżeli naturalne światło rozprasza mroki ciemności tak, że otoczenie staje się dla człowieka przejrzyste i bliskie – to cóż dopiero dzieje się wobec Światłości Prawdziwej? Wtedy właśnie codzienność przeniknięta taką Światłością nabiera nowego, Bożego blasku. Jej pojawienie się nie jest zagrożeniem dla człowieka, ale wnosi w to ludzkie życie okryte mrokiem przeróżnych lęków wyzwalające poczucie bezpieczeństwa. I takie ocalenie jest dane każdemu kto potrafi uwierzyć, że jeszcze nie jest za późno – byleby tylko wola ludzka nie podała się, ale zdecydowanie usiłowała wychodzić z ciemnych rejonów grzechu w kierunku Światłości.

    Jan Chrzciciel mając w sobie Bożą moc wyzwala w ludziach, którzy go słuchają, nadzieję. I żeby nie było wątpliwości tłumaczy: „Ja was chrzczę wodą, lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem”.

    A kiedy Ten „mocniejszy” pojawia się nad brzegiem Jordanu wmieszany w tłum grzeszników Jan wskazuje na Niego dziwnymi słowami: „Oto Baranek Boży”. Nie nazywa Chrystusa określeniem na które czekano i które tylko ograniczało się do horyzontów czysto doczesnych. Przecież Mesjasz miał przynieść pomyślność materialną, miał uwolnić od cierpień i chorób i przywrócić wreszcie ludowi wybranemu wolność polityczną. A tu pojawia się słowo „Baranek”, które jest synonimem słabości, pokory, zależności, po prostu – sama bezbronność. Pan Jezus idzie zupełnie w poprzek ludzkiej logiki obciążonej jedynie przyziemnymi skojarzeniami.

    Ks. Tadeusz Polak w swoich Medytacjach tak pisze o tej ewangelicznej mocy:

    „Co jest mocniejsze: nóż czy chleb?

    Niemowlę w stajni czy Herod na tronie?

    Skazaniec na krzyżu czy Cesarstwo w rozkwicie?

    Chleb jest bezbronny wobec ostrza noża, ale to chleb daje nam moc życia.

    Kruche Niemowlę złożone na sianie. Syn cieśli z obskurnego Nazaretu i wreszcie Skazaniec przybity do krzyża – objawienie Miłości, która nie zna granic.

    Idzie mocniejszy…”

    Bardzo trudno jest człowiekowi zrozumieć na czym polega ta Boża moc. Kiedy powtarzam słowa psalmisty: „Choćbyś mnie zabił ufać Ci będę” – co one znaczą w moim życiu? Dlatego patrzę z taką gorącą prośbą na Tę, która jest Matką Bożego Syna. Jak Ona potrafiła przyjmować wszystko co Bóg dał bez cienia nawet najmniejszej wątpliwości. W litanii loretańskiej pośród wielu wezwań jest i takie: Panno wierna. Każdego dnia od nowa umiała rozpoznawać Boga obecnego w Jej życiu. Dzień po dniu stale wierzyła, że to były te wielkie rzeczy, które Pan czynił w niskości, rozczarowaniu, zdruzgotaniu, cierpieniu, w rozdarciu duszy Swojej służebnicy!

    Bo Bóg wciąż i zawsze rozczarowuje. W książce pt. Ojcze nasz ks. Ludwika Evely znalazłem taki tekst: „Od Wcielenia Bóg nigdy nie przemówił słowami, których oczekiwano. Jezus rozczarował wszystkich: swych rodaków, swych apostołów, swego poprzednika… a teraz czyni to samo każdemu z nas…

    Oczekiwano Boga triumfującego, grzmiącego, przynoszącego sprawiedliwość, jawnego. Bóg tymczasem postanowił był objawiać to, czego o Nim nie wiedziano, to, co było w Nim najbardziej intymnego, najwięcej osobistego, najczulszego: Swoją miłość. Długie godziny na krzyżu były tym objawieniem.

    Wmieszaliśmy się w grono Jego przeciwników, którzy Mu mówili: Hejże, zejdź z krzyża! Okaż się Bogiem! Daj nam dowód, znak, który każe im zamilknąć, wszystkim bezbożnikom, którzy nie myślą tak jak my – zwycięstwo bezsprzeczne, które można by im przeciwstawić. Daj nam Kościół, z którego moglibyśmy być dumni!”

    Ale takie wołanie nie odnosi żadnego skutku. Pan Jezus nadal cierpi i nadal nie przestaje objawiać swojej nieskończonej miłości. Bo jest Bożym Barankiem – bezbronnym, ofiarowanym i ukrytym. Jedynie kiedy kapłan, choćby był najnędzniejszy, wypowie słowa konsekracji – przychodzi. Taki jest „Pan mój i Bóg mój”.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • II Niedziela Adwentu – ROK B

    couronne de l'avent
    ©Corinne Simon/Ciric/Aleteia

    ****

    Doświadczenie pustyni

    Dzisiejszy fragment Ewangelii według św. Marka rozpoczyna opis Dobrej Nowiny. Tą Dobrą Nowiną jest osoba Jezusa Chrystusa, Bożego Syna. Jego przyjścia oczekiwały pokolenia przez wieki całe. Ale kiedy pojawił się Mesjasz – nie dla wszystkich był takim, jakiego oczekiwano. Bo, żeby rozpoznać i przyjąć Zbawiciela trzeba najpierw usłyszeć głos, który nawołuje: „Przygotujcie na pustyni drogę dla Pana, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu!”

    Głos ten można jednak zagłuszać, albo przemilczać z obawy i z lęku zobaczenia prawdy. Tak było wtedy, kiedy „wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów”. Bardzo wielu ludzi wchodziło do wód Jordanu, szukając wybawienia ze swoich pokrętnych dróg zła. Ale byli i tacy, którzy przemyśliwali jak zamknąć usta mówiącemu prawdę, jak pozbyć się tego niebezpiecznego człowieka. Tak jest i dziś. Miejscem adwentu jest pustynia, która tworzy scenerią adwentowych dni. Pustynia to jest pustka, odległość, obcość, samotność, brak życia – jak napisał ks. Janusz Pasierb. Doświadczenie pustyni – jak bardzo jest bliskie i zrozumiałe dla człowieka żyjącego dziś. Artyści, którzy mają dar opisywania poprzez słowo, kolor, kształt, dźwięk rzeczywistości, która nie dla wszystkich zawsze jest tak wyrazista, a która przecież jest obecna w każdym człowieku – bardzo często posługują się pojęciem pustyni. To dobry znak, bo Słowo Pańskie rozbrzmiewa właśnie na pustyni. W książce wspomnianego już ks. Pasierba pt. Czas otwarty można przeczytać takie słowa: „Pustynia jest miejscem interwencji Bożych. Bóg prowadzi swoich wybranych na pustynię i przez pustynię. Przez doświadczenie pustyni przechodzi sam Chrystus. Jeśliby życie wokół mnie zamieniło się w pustynię, muszę pamiętać, że jest to czas próby. Mogę z tej sytuacji przymusowej wynieść tyle, ile bym wyniósł wybierając ją dobrowolnie. Być na pustyni może być przekleństwem, ale może być i powołaniem”. W Liście do zakładnika Saint-Exupéry pisał o pustyni, że jest ona – wobec braku jakiegokolwiek bogactwa dotykalnego, widzialnego i słyszalnego – dowodem na to, że „człowiek jest ożywiany przede wszystkim przez przyciągania niewidzialne. Człowiekiem kieruje Duch. Na pustyni jestem wart tyle, ile warte są moje bóstwa”.

    Swego czasu siostra zakonna opowiedziała takie zdarzenie ze swego życia gdy miała lat 12. Było to w lipcowy poranek. Czekała na swoją koleżankę, z którą była umówiona. Zniecierpliwiona, że jej wciąż nie ma, zaczęła się dąsać pokazując swoje humory i stawała się coraz bardzie nieznośna. Ojciec widząc jak córkę ogarnia jakaś furia postanowił dłużej już nie tolerować takiego zachowania i kazał jej zabrać książkę, koc i jabłko. Wsadził do samochodu i wywiózł 8 mil poza miasto na jakąś wiejską polanę. Tam powiedział do niej:

    • Ponieważ nie umiesz przebywać w towarzystwie zostawiam cię tutaj aż do wieczora.

    Najpierw w tej złości i gniewie była gotowa iść pieszo z powrotem do domu, ale kiedy pomyślała o ojcu zmieniła zdanie. Więc postanowiła nic nie robić. Usiadła na kocu. Miała wiele czasu. Powoli jej złość zaczęła ją opuszczać. Zjadła jabłko. W miarę upływu czasu ogarniało ją wewnętrzne uciszenie i zaczęła odnajdywać w sobie coraz więcej harmonii i spokoju. Patrzyła na niebo, patrzyła na otaczający ją krajobraz i te jej oczy, jeszcze do niedawna takie pełne zawziętości, na co tylko spojrzały – wszystko ją denerwowało, a teraz widziały piękno. Zaczęła cieszyć się tym pięknem i ogarnęło ją zawstydzenie z powodu swojego zachowania. Zobaczyła swój egoizm rozpieszczonego dziecka.

    Zaskoczona tą zmianą swojego nastroju, że odczuwa w sobie teraz pokój, nawet radość uświadomiła sobie jak jej dobrze zrobiła ta samotność. Odnalazła w sobie dobro. Poczuła jakąś jedność z otaczającym ją światem i bardzo wyraźną Bożą obecność.

    Kiedy pod koniec dnia przyjechał jej ojciec – ona była już odmieniona, jakby nie ta sama osoba. Urosła wewnętrznie jak młoda roślina w słońcu. Dziękowała ojcu, że odważył się wziąć takie ryzyko i dał jej szansę – przez to stała się osobą dojrzalszą.

    I na koniec dodała, że w jej życiu bardzo zaowocowało to doświadczenie, bowiem zawsze w momentach ważnych decyzji albo trudnych przeżyć udawała się na miejsca odosobnione.

    Czy nie w ten sposób zbliża się Bóg do ludzi poddawanych próbie pustyni?

    Adwent, który trwa, jest szansą wchodzenia na taką symboliczną pustynię, aby doświadczyć Boga, który już tam jest.

    Modlę się więc o odwagę, bo nie jest łatwo wychodzić z mojego skomplikowanego świata, aby zaprosić do siebie Pana, bo wciąż jeszcze są we mnie urwiska, a nie równina, strome zbocza, a nie gładka nizina. Ale w tym moim ciągłym usiłowaniu obecna jest przecież nadzieja. Słyszę ją, bo sam Bóg mówi przez swoich posłańców: Powiedźcie małodusznym: Odwagi.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • I Niedziela Adwentu – ROK B

    fot. Niedziela.pl

    ****

    Czas oczekiwania 

    Minął kolejny rok przeżywania Bożych Tajemnic. I oto znowu staje przede mną szansa, nie tylko kontynuowania, ale nowa świeżość, nowa możliwość odkrywania wielkiej i niepowtarzalnej bliskości samego Boga, który mimo że jest niepojęty i nieogarniony, jest równocześnie tak blisko człowieka, tym samym umniejszając swoją boskość przed swoim stworzeniem i to do takiego nieprawdopodobieństwa, czego w żaden sposób ani pojąć ani ogarnąć niepodobna.

    Bogu niech będą dzięki, że mogę znowu wchodzić w ten nowy, kolejny w moim życiu Adwent. Kościół ze swoją liturgią w fioletowym kolorze i ze świecą roratną, której w tym kraju nie ma, ale ona jest – wciąż żywa w mojej pamięci z rodzinnych stron i przypomina, że oto jest czas, najwyższy czas, aby przebudzić się i zacząć czuwać. Tak mówi dziś Pan Jezus w Ewangelii: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodziewanie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie”.

    W tej krótkiej przypowieści o odźwiernym, którą był powiedział Jezus tuż przed swoją męką w pożegnalnej mowie, tak bardzo przynagla do czujności. W starożytnych posiadłościach do obowiązków odźwiernego należało zamykać i otwierać bramę od wewnątrz kluczem wielkim i ciężkim. Dlatego odźwierny musiał czuwać, by być gotowym od razu, natychmiast otworzyć, gdy jego pan nadejdzie, obojętnie o jakiej porze dnia czy nocy.

    Na półwyspie znajdującym się na jeziorze Comer stoi duża willa zatopiona w pięknej zieleni. Mieszka tam jedynie ogrodnik, który oprowadza zwiedzających.

    • Jak długo już pan tutaj mieszka?
    • Dwadzieścia siedem lat.
    • A jak często właściciel domu bywał tutaj w tym czasie?
    • Cztery razy.
    • A kiedy był tu ostatnio?
    • Dwanaście lat temu, szanowny panie. Jestem tutaj prawie zawsze sam. Rzadko zdarza się, że ktoś dociera w te strony i chce obejrzeć posiadłość.
    • Ale pan utrzymuje ogród w takim doskonałym stanie, tak dobrze pan go pielęgnuje, że właściciel domu mógłby przyjechać choćby jutro!
    • Dzisiaj, mój panie, dzisiaj – odpowiedział ogrodnik uśmiechając się serdecznie.

    Słowo Adwent wywodzi się od Rzymian. Zanim król przybył odwiedzić jakieś miasto, które mu podlegało, jego mieszkańcy przeżywali okres oczekiwania i zarazem przygotowywania. Ten właśnie czas nazywał się adwentem.

    Kogo ja oczekuję? Jaki będzie ten mój Adwent, który dziś rozpoczynam?

    Samuel Beckett francuski dramaturg, irlandzkiego pochodzenia, laureat literackiej nagrody Nobla, napisał w roku 1952 sztukę pt. En attendant Godot – Czekając na Godota. Bohaterami są Godo i Didi, ludzie samotni i kompletnie zagubieni na tym świecie, a w dodatku zupełnie pozbawieni środków do życia. Czekają na Godota, który ma przyjść „jutro”. Są tego pewni, bo ten Godot – człowiek czy jakaś abstrakcja – ma rozwiązać wszystkie ich problemy. Ale niestety, Godot nie nadchodzi i ich nadzieje nie ziściły się.

    A w dzisiejszym świecie iluż jest takich bohaterów Becketta, którzy nie potrafią poradzić sobie z koszmarem i absurdem życia? Jeszcze nie zauważyli, że przecież jest Ktoś kto już przyszedł i całkowicie odmienił człowieczy los. I ten Ktoś przychodzi wciąż i nieustannie. Jak bardzo wielu ludzi cieszy się Jego spotkaniem, Jego obecnością. To są ci, którzy potrafią „patrzyć sercem” – jakby powiedział Antoine de Saint- Exupéry.

    Słyszałem opowiadanie o pewnej matce jak pojechała w odwiedziny do swojego syna, który mieszkał w innym mieście. To był ukochany jej syn, już dorosły. Po studiach, właśnie w tym mieście, znalazł swoją pierwszą pracę. Ponieważ pociąg przyjeżdżał koło południa i syn w tym czasie musiał jeszcze pracować, więc umówili się, że sama przyjedzie z dworca do jego mieszkania, a klucze będą na nią czekały u sąsiadki. I opowiadała jak jej było miło, kiedy weszła do domu swego syna. W wazonie był bukiet jej ulubionych kwiatów, a przy nim karteczka ze słowami: „Witam Cię, Mamusiu. Pamiętaj: mój dom jest Twoim domem”. Ucieszyła ją przygotowana filiżanka, herbata, talerz z ciastkami, a w łazience ręcznik i pachnące mydło. Wszystko przygotowane na przyjazd mamy. Później opowiadała księdzu: „W tym mieszkaniu spędziłam sama kilka godzin, ale czułam się tak mocno ogarnięta miłością mojego syna. Trzymał na biurku moje zdjęcie. Meble i różne przedmioty na nich stojące tyle mi mówiły o moim synu – jak żyje, co czyta, czego słucha, gdzie jest jego ulubiony kąt, a nawet to, czy często i dokładnie sprząta. Nie był obecny w mieszkaniu, a jednak było go tam tak wiele. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się wszystkim, nawet najmniejszym drobiazgom, bo one mówiły mi o życiu kogoś, kogo kocham”.

    To wydarzenie, takie zwyczajne i całkowicie zrozumiałe, bardzo dobrze ilustruje obecny okres oczekiwania. Oby ten mój adwent, który dziś rozpoczynam, nie rozminął się z Bożym Adwentem, bo dzisiejsze Pierwsze Czytanie opisuje i moje doświadczenie: „ My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher. Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie. Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami i oddałeś nas w moc naszej winy. A jednak, Panie, Tyś naszym ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. My wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich”.

    ks. Marian Łękawa SAC

  • Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata – ROK A

    Kochać tak, jak On kocha

    mozaikowe logo miłosierdzia/ o. Marco Rupnik SJ /franiszkańska 3.pl

    ***

    Dzisiejsza Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata jest już ostatnią niedzielą Liturgicznego Roku. W Kościele pod taką nazwą jest znana i obchodzona od 77 lat. Papież Pius XI wydając Encyklikę „Quas primas” ustanowił to święto, aby przypomnieć zlaicyzowanemu światu, że „Królem Królów i Panem Panów” jest Jezus Chrystus. 

    Dlatego w Liturgii Słowa znajduję dziś opis sądu ostatecznego. Syn Boży równocześnie jest i sędzią i pasterzem. W pierwszym Czytaniu jest to jeszcze pasterz, który „w dni ciemne i mroczne” chodzi za swoimi rozproszonymi owcami: „Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chromą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał.” Natomiast w Ewangelii ten sam pasterz jest już sędzią, który „zasiądzie na swoim tronie, pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów.”

    Z jednej strony to Boże Słowo daje ogromną pociechę, ponieważ Jezus nieustannie jest pośród człowieczego życia i jest jak Dobry Pasterz. Ta Jego obecność nie tylko dotyka swoim bóstwem tych, którzy już teraz są obdarzeni łaską wiary, ale wszystkich, a więc także ludzi, którzy w ogóle nawet o Nim nie słyszeli. Dar Jezusowej obecności może zatem być w dzień sądu wspaniałym, szczęśliwym zaskoczeniem: Panie, kiedy widzieliśmy Cię i usłużyliśmy Ci? Ale niestety, może być i tak, że będzie zaskoczenie, ale tragiczne z powodu strasznego oskarżenia: Idźcie precz ode mnie, ponieważ nie usłużyliście – Mnie, który byłem obecny w każdym potrzebującym waszej pomocy człowieku.

    Dzisiejsza Ewangelia mówi bardzo przejrzyście i nie pozostawia najmniejszej wątpliwości. Na nic się zda cała moja religijna pobożność – jeżeli pozostała tylko na poziomie zewnętrznym, to znaczy taka, która nie miała żadnego wpływu na moje codzienne życie, na moje wybory. I nie pomogą ani moje codziennie odmawiane modlitwy, ani moja bliska znajomość z Jezusem. Bo sąd będzie dotyczył tylko jednego: czy wypełniłem przykazanie miłości bliźniego? To przykazanie jest jedynym sprawdzianem mojej miłości do Boga.

    Ks. Ludwik Evely tłumaczy dlaczego Pan Jezus tak ściśle uzależnił od siebie, tak nierozdzielnie powiązał ze sobą te dwa przykazania: „Ponieważ miłość do Boga nie jest tak jednoznaczna, jak miłość do braci. Ponieważ kochając Boga, nigdy nie dojdziemy do rozróżnienia, co dajemy bezinteresownie, a co nie, co jest miłością, a co nią nie jest. Miłość, jaką mamy dla Boga, nie może nie przynieść nam korzyści. Jedynym sposobem, by się upewnić, że mimo wszystko jest to miłość, jest nie tylko kochać Boga, ale kochać tak, jak On kocha. Poza tym, gdy mówimy, że kochamy Boga, nigdy nie jesteśmy pewni, czy to prawda…”Boga, którego się nie widzi” można sobie przybliżać i oddalać dowolnie. Przystosować Go do swoich wymagań. Z braćmi… trudniej; Nie pozwalają na to; Nikt nie potrafi na dłuższą metę uchronić swe złudzenia od konfrontacji z bolesną prawdą.”

    Słyszałem kiedyś takie opowiadanie o pewnej bogatej, samotnej damie. Życie jej było bardzo poprawne. Codziennie chodziła na Mszę św. i znajdowała niewiele, albo zgoła nic, z czego mogłaby się spowiadać, co powtarzała za każdym razem w czasie spowiedzi, ponieważ twierdziła, że „nie zrobiła nigdy nikomu nic złego”.

    I kiedy przyszło jej umrzeć, ku swemu przerażeniu odkryła, że wysłano ją do piekła. Udała się więc do diabła i zaczęła się skarżyć, jak to niesprawiedliwie ją potraktowano. Przecież ona tak pobożnie żyła, właściwie można powiedzieć – bezgrzesznie. Upierała się więc, że tam na górze na pewno zrobiono wielki błąd.

    Szatan, którego głównym zajęciem jest mieszać i poróżniać ludzi, tym razem jednak obiecał damie, że sprawdzi, czy rzeczywiście nastąpiła jakaś pomyłka. Ale otrzymał potwierdzenie z nieba, że to nie pomyłka, ale owa kobieta jest w miejscu jak najbardziej dla niej właściwym, ponieważ jest osobą ogromnie pyszałkowatą i niesamowitą egoistką. Za życia na ziemi nigdy niczym się nie podzieliła. W ogóle nie wie ona, co to znaczy: dać coś od siebie. Przecież gdyby kiedykolwiek coś dała drugiemu – mogłaby być tu na górze.

    Zdziwiony diabeł chcąc się upewnić zapytał:

    – Nawet gdyby tylko zrobiła jeden dobry uczynek, to by wystarczyło, byście ją zaakceptowali?

    – Z całą pewnością – usłyszał potwierdzenie.

    Wtedy diabeł poradził owej damie, aby przypomniała sobie, że może jednak zrobiła, chociaż jeden jedyny raz, jakiś dobry uczynek – to wtedy przyjmą ją do nieba. Posłuchała rady i zaczęła przypominać sobie swoje życie. Po jakimś czasie nagle znalazła taki bezinteresowny jeden dar, jaki kiedyś uczyniła. Mianowicie podczas gdy gotowała któregoś dnia obiad przyszedł do niej żebrak. Był głodny, więc dała mu cebulę.

    Diabeł zrelacjonował jej słowa i dostał potwierdzenie, że rzeczywiście tak było i nawet mają w posiadaniu tę jej cebulę. Anioł więc zaproponował:

    – Spuścimy tę cebulę na linie. Wtedy ona uchwyci się jej i wciągniemy ją do nieba.

    Ucieszona zbliżającym się ratunkiem złapała cebulę i nagle poczuła, że wydostaje się z piekła. Ale zauważyła też jak kilku jej towarzyszy niedoli zdołało się uczepić tej liny, aby razem z nią wydostać się z otchłani.

    Wtedy zaczęła wrzeszczeć, kopiąc ich swoimi nogami:

    – Idźcie sobie! To moja cebula!

    I w tym momencie lina się urwała i dama spadła z powrotem wraz ze swoją cebulą wprost w objęcia diabła, który tak jej powiedział:

    – Lina była dość mocna, aby ocalić i ciebie i twoich braci, ale nie była na tyle mocna, by udźwignąć tylko ciebie jedną.

    Wraz ze zgromadzoną trzódką na Eucharystii modlę się o serce wrażliwe i o oczy uważne. Bo tu, Pan Jezus klęka przed każdym z nas, aby obmyć, a później posilić. W ten sposób przyzwyczaja nas do ostatecznej Uczty, gdzie On, Król Królów i Pan Panów „przechodząc usługiwał będzie”.

    Tymczasem Bóg chodzi pomiędzy nami w przebraniu potrzebującego człowieka.

    Obym zawsze usłużył i nigdy nie przeszedł obojętnie.

    ks. Marian SAC

  • Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata Niedziela, 22 listopada 2020

    MSZE ŚWIĘTE W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godzinie 14.00 i 16.00

    przed Mszą świętą o godz. 14.00 jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    LITURGIA SŁOWA

    PIERWSZE CZYTANIE

    Ez 34, 11-12. 15-17

    Chrystus zna swoje owce

    Czytanie z Księgi proroka Ezechiela

    Tak mówi Pan Bóg: «Oto ja sam będę szukał moich owiec i będę sprawował nad nimi pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne.

    Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisku» – mówi Pan Bóg. «Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie».

    Do was zaś, owce moje, tak mówi Pan Bóg: «Oto Ja osądzę poszczególne owce, barany i kozły».

    Oto słowo Boże.

    PSALM RESPONSORYJNY

    Ps 23 (22), 1b-2a. 2b-3. 5. 6 (R.: por. 1b)

    Refren: Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego.

    Pan jest moim pasterzem, *
    niczego mi nie braknie,
    pozwala mi leżeć *
    na zielonych pastwiskach.

    Refren.

    Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, *
    orzeźwia moją duszę.
    Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach *
    przez wzgląd na swoją chwałę.

    Refren.

    Stół dla mnie zastawiasz *
    na oczach mych wrogów.
    Namaszczasz mi głowę olejkiem, *
    kielich mój pełny po brzegi.

    Refren.

    Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną *
    przez wszystkie dni życia
    i zamieszkam w domu Pana *
    po najdłuższe czasy.

    Refren.

    DRUGIE CZYTANIE

    1 Kor 15, 20-26. 28

    Królestwo Boże

    Czytanie z Pierwszego Listu Świętego Pawła Apostoła do Koryntian

    Bracia:
    Chrystus zmartwychwstał jako pierwociny spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez Człowieka też dokona się zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności: Chrystus jako pierwociny, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc.

    Trzeba bowiem, ażeby królował, «aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy». Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć. A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich.

    Oto słowo Boże.

    ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

    Por. Mk 11, 9c. 10a

    Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

    Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie.
    Błogosławione Jego królestwo, które nadchodzi.

    Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

    EWANGELIA

    Mt 25, 31-46

    Chrystus będzie sądził z uczynków miłości

    Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza

    Jezus powiedział do swoich uczniów:
    «Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. 

    Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie:

    „Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata!
    Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
    byłem spragniony, a daliście Mi pić;
    byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
    byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
    byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
    byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.

    Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”.

    Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!
    Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść;
    byłem spragniony, a nie daliście Mi pić;
    byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie;
    byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie;
    byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie”.

    Wówczas zapytają i ci: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?” Wtedy odpowie im: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tego i Mnie nie uczyniliście”. 

    I pójdą ci na wieczną karę, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego».

    Oto słowo Pańskie.

    Chrystus Król i Jego Królestwo

    W 1980 r. rozpoczęto gruntowne czyszczenie i restaurację Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie. Po usunięciu pyłu i brudu nagromadzonego przez ponad czterysta lat zostały odsłonięte w pierwotnym blasku wspaniałe malowidła znamienitych artystów. Wśród nich, na ścianie ołtarza, znajduje się monumentalny fresk Michała Anioła „Sąd Ostateczny”, który powstał w latach 1536-1541. To jedno z najwspanialszych arcydzieł sztuki renesansu. Artysta w mistrzowski sposób posługując się kolorami oraz z wielkim poczuciem ruchu, ukazał na obrazie wzrastające napięcie i oczekiwanie osób, które otaczają Chrystusa. Pośrodku On, surowy i nieubłagany, sprawuje Sąd. To wyobrażenie zakłada sędziowską, a zarazem królewską godność Chrystusa.

    Sąd Ostateczny (fresk Michała Anioła)
    Sąd Ostateczny (fresk Michała Anioła)/ wikipedia.org

    W 34. niedzielę zwykłą, ostatnią w roku liturgicznym, staje także przed nami Jezus Chrystus jako Król Wszechświata. Kult Chrystusa Króla wyrósł z nabożeństwa do Serca Jezusowego. Na prośbę biskupów polskich, za pontyfikatu papieża Klemensa XIII w 1765 r. została wprowadzona uroczystość Serca Jezusowego, w piątek po oktawie Bożego Ciała. Papież bł. Pius IX w 1856 r. rozciągnął obchody tego święta na cały Kościół. W 1925 r. papież Pius XI wydał encyklikę Quas primas i na mocy posiadanej władzy zaprowadził do liturgii kościelnej osobne święto Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Wyznaczył je na ostatnią niedzielę października i polecił, aby w tym dniu corocznie oddawano całą ludzkość Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Podczas reformy kalendarza liturgicznego, po Soborze Watykańskim II, papież Paweł VI przeniósł to święto w 1969 r. na ostatnią niedzielę roku liturgicznego nadając mu nazwę Uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata.
    Chociaż uroczystość została wprowadzona stosunkowo niedawno (79 lat temu), to odniesienie tytułu królewskiego do Boga było używane w Biblii dla wyrażenia tajemnicy Pana, który zasiadając na niebieskim tronie jest władny objąć, prowadzić cały kosmos i nim rządzić. Na kartach Pisma Świętego obraz króla zasiadającego na tronie pierwszy raz zjawia się w pieśni Mojżesza i Miriam: „Pan jest królem na zawsze, na wieki!” (Wj 15,18). Idea wiecznego królowania Boga powraca wielokrotnie w innych księgach. Jego panowanie trwa od niepamiętnych czasów (por. Ps 74; 93).
    W starotestamentowych Księgach Sędziów i Samuela królowanie Pana nad swym ludem wyklucza ludzką władzę królewską jako właściwą formę sprawowania rządów nad ludem Przymierza. Ustanowienie Saula, a potem Dawida królem wymagało szczególnego przyzwolenia Bożego. Królewski dom Dawidowy nie obala najwyższej władzy Boga, jest On nadal najwyższym Władcą, Panem całej ludzkości i Królem Izraela. Bóg panuje nad swoim ludem i nad królem Izraela. Biblijny obraz panowania Bożego ogarnia swym zasięgiem wszystkie narody. Bóg sprawuje nad wszystkimi suwerenną władzę, a w czasach ostatecznych wszystkie narody oddadzą Mu cześć.
    Psalm 93 pięknie chwali królowanie Boga: „Pan króluje, oblókł się w majestat, Pan przywdział potęgę i nią się przepasał: tak utwierdził świat, że się nie zachwieje…” (w. 1). Podobnie Psalm 47 oraz Psalmy 96-99 są pięknymi hymnami na cześć Boga-Króla. Panowanie Boga obejmuje wszystkie siły natury oraz wszystkich bogów, których czczą ludzie. Pan Bóg panuje w niebie, a Stary Testament wymienia Arkę Przymierza jako tron Boży (1 Sm 4,4; Ps 99,1). Prorok Izajasz ukazuje Boga na wysokim i wyniosłym tronie w otoczeniu serafinów oddających Mu cześć. Prorok Zachariasz głosi, że Bogu należy się chwała od wszystkich narodów.
    Nowy Testament ukazuje często Pana Jezusa jako króla. Ten obraz nawiązuje do przepowiedni króla z rodu Dawida oraz pochodzącej ze Starego Testamentu idei Mesjasza. Mesjasz – z języka hebrajskiego – znaczy „namaszczony, pomazaniec”. Te określenia zostały przejęte przez język grecki (messias), co po przetłumaczeniu zostało odzwierciedlone w formie „christos”. Jezus Chrystus, jak wykazuje Ewangelista Mateusz (1,1) i Apostoł Narodów w Liście do Rzymian (1, 3), jest potomkiem Dawida. Jest więc królewskim pomazańcem, jak wskazują na Niego liczne proroctwa ze Starego Testamentu.
    W Ewangeliach Jezusa nazwano Synem Dawida, królem Żydów lub królem Izraela. Podczas procesu sądowego przed Piłatem tych tytułów używają Jego wrogowie – oskarżyciele. Jezus potwierdził wprost swą królewską godność odpowiadając na pytanie najwyższego arcykapłana: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?” (Mk 14,61). Jezus odpowiedział wtedy: „Ja Jestem [Mesjaszem]. Ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi” (Mk 14,62).
    Opis królewskiego panowania Chrystusa osiąga swoje apogeum w Księdze Apokalipsy. Bóg przez św. Jana przedstawia Jezusa jako Króla królów i Pana panów (por. 19,16; 17,14). Jezus Chrystus zajmuje w proroczej wizji Nowego Testamentu miejsce należne Bogu w tekstach Starego Testamentu mówiących o Jego panowaniu. Jezus Chrystus jest Królem narodów lub wieków. Apokaliptyk ukazuje w większej części swej księgi zwycięstwo Boga nad mocami zła.
    W Nowym Testamencie, w osobie Jezusa Chrystusa połączone są urzędy proroka, kapłana, sędziego i króla ze Starego Testamentu. Jezus jest królem wywyższonym ponad wszystko i ponad wszystkich; przed Nim zegnie się każde kolano, jak trafnie ujął to św. Paweł w Liście do Filipian (por. 2,9-11).
    Jezus Chrystus jest Królem. A Jego królestwo? Liturgia mszalna mówi w prefacji – uroczystym wezwaniu do dziękczynienia – że jest to „wieczne i powszechne Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (MR 205*). Odwołajmy się jednak do Pisma Świętego Nowego Testamentu, w którym jest o nim mowa ponad 100 razy, najczęściej w przypowieściach. Niektóre przypowieści są przedstawione przez różnych Ewangelistów. Założenie Królestwa Bożego opisuje Jezus w przypowieści o zasiewie i jego różnych wynikach. To królestwo charakteryzuje się dynamizmem rozwoju. Ukazany jest on jako zasiew rosnący własną siłą lub jako ziarno gorczycy czy zaczyn chlebowy. Najwyższą wartość Królestwa Bożego przedstawiają przypowieści o skarbie ukrytym w roli i drogocennej perle, o wieży i wojnie. Pomimo zainaugurowania Królestwa Bożego na ziemi, na świecie istnieje zło, co odzwierciedla przypowieść o chwaście oraz o sieci zagarniającej różne ryby: dobre i złe.
    W Królestwie Bożym obowiązują inne, nowe kryteria oceny, w stosunku do ludzkich królestw. O tej nowej skali opowiadają przypowieści o faryzeuszu i celniku, o głupim bogaczu, który zbudował nowe spichlerze; bogaczu, który się świetnie bawił i o Łazarzu; robotnikach w winnicy, o dwu skreślonych długach (jawnogrzesznica), zaginionej owcy, zagubionej drachmie oraz o synu marnotrawnym. Cechy królestwa, które można poznać z nauczania Jezusa budzą w niektórych słuchaczach zasadniczy opór. Kapitalnie przedstawia to przypowieść o dziatwie na rynku, przypowieść o dwóch synach wobec rozkazu ojcowskiego, przypowieść o wielkiej uczcie i niegrzecznych zaproszonych, o nieurodzajnym drzewie figowym i o przewrotnych rolnikach – dzierżawcach winnicy.
    Dla Królestwa Bożego potrzeba się poświęcić. Wzywa nas do tego przypowieść o obrotnym (nieuczciwym) rządcy oraz o minach i talentach. Wobec takich wymagań Pan Jezus daje wskazówki w postaci nowego przykazania, aby się nie pogubić w drodze. Odzwierciedlają je przypowieści o nielitościwym współsłudze i miłosiernym Samarytaninie. W Królestwie Bożym obowiązuje modlitwa, która czyni prawdziwymi synami. Przykładem ducha modlitwy jest przypowieść o natrętnym przyjacielu i ukazująca niesprawiedliwego sędziego, który ugina się wobec wielkiej wytrwałości ubogiej wdowy.
    Królestwo Boże już się rozpoczęło. Kościół jest – jeszcze niedoskonałą – fazą jego realizacji. Kiedy nadejdzie Król, królestwo Boże stanie się w całej pełni. Do gotowości i czujności na Jego przyjście wzywają nas przypowieści o czujnym odźwiernym, czujnym gospodarzu, słudze wiernym i niewiernym, dziesięciu pannach i sługach nagrodzonych za czujność.
    Z okazji uroczystości ku czci Chrystusa Króla spojrzeliśmy na samego Chrystusa i na Jego Królestwo. W dobie powszechnej demokratyzacji; w epoce, gdy już królestwa ziemskie można policzyć na palcach – odwołaliśmy się nieco do biblijnej idei królowania Boga, która w nauczaniu Chrystusa otrzymała swój definitywny kształt, stając się synonimem zbawienia człowieka. Docierając bowiem w liturgii do końca roku, trzeba spojrzeć na rzeczy ostateczne, na cel ludzkiego życia, którym jest wieczne zbawienie.
    W archidiecezji przemyskiej majestatyczny tytuł Chrystusa Króla noszą parafie w: Jarosławiu, Łańcucie, Łubnie Opacem, Przeworsku, Sanoku i Trzcianie-Zawadce. Godną zauważenia jest monumentalna figura Chrystusa Króla stojąca w Rakszawie przy drodze Łańcut – Leżajsk, wskazująca drogę do kościoła. Z kolei w Jarosławiu, w pobliżu kościoła pw. Ducha Świętego, stoi od niedawna figura, jako materialny znak poświęcenia miasta Chrystusowi Królowi. Kult Chrystusa Króla jest bardzo żywy, bo wyrasta z dobrze rozwiniętego nabożeństwa do Bożego Serca, zaprowadzonego przez św. bp. Józefa Sebastiana Pelczara.
    Jezus Chrystus – Odkupiciel ludzkości, jest darem Ojca ze swego ukochanego, Jednorodzonego Syna, darem tym większym, że z Bożego Serca płyną dla nas życiodajne, oczyszczające zdroje Krwi. Królestwo Boże jest także darem, wobec którego, tak jak w przypadku Chrystusa, trzeba zająć osobiste stanowisko: przyjąć je z wdzięcznością lub odrzucić. Przyjąć królestwo – i to jako wartość bezwzględnie najwyższą – to przyjąć samego Chrystusa-Króla, a przyjąć nie tylko z Jego programem, prawem i wymaganiami, ale i z Jego miłością, która przemienia świat. Przyjąć zaś, to nie znaczy uznać tylko w teorii, ale całkowicie się zaangażować w tę jedyną sprawę, która wszystko przetrwa.
    Nasze pragnienie wyrażajmy w słowach z Modlitwy Pańskiej: „Przyjdź Królestwo Twoje!”

    Ks. Stanisław Zbojnowicz/Niedziela przemyska

  • Wieża z miliarda nienarodzonych sięgnęłaby do Księżyca – tyle zabito od 1920 roku

    Dzieło słowackiego artysty Martina Hudáčka/żródło: pch24.

    Odkąd 100 lat temu zalegalizowano aborcję w Rosji na świecie, zginęło w jej skutek ponad miliard dzieci nienarodzonych. Komentatorzy mówią tu o otwarciu bram piekieł rozpoczętym w 1920 roku i trwającym po dziś dzień.

    Jak zauważył już w 2017 roku Pete Baklinski, o ogromie tej liczby świadczy choćby fakt, że odliczanie do miliarda zajęłoby niemal 100 lat. Miliard minut temu na świecie żył Pan Jezus. Wieża z miliarda nienarodzonych dzieci dosięgłaby księżyca. Bolszewicki dekret z 1920 roku oznaczał de facto darmowe aborcje na życzenie pod warunkiem przeprowadzania ich przez lekarza. Minimalnym obostrzeniem okazało się zobowiązanie medyków do zniechęcania kobiet, jeśli nie istniały żadne społeczne, ekonomiczne ani medyczne przesłanki do dokonania aborcji.  

    Co ciekawe, sto lat temu w dość prymitywnym, rolniczym kraju, jakim była Rosja, kraju zdominowanym przez ludobójczą ideologię, argumentowano podobnie jak dziś. Otóż chodziło o zapobieganie negatywnym skutkom nielegalnego dzieciobójstwa dla zdrowia kobiet. Według Michaela Heynesa z Life Site News w 1920 roku Rosja stała się pierwszym krajem świata legalizującym aborcję. Kraje kapitalistyczne wówczas chroniły życie. Kilka miesięcy wcześniej nawet laicka Francja zakazała nawet sprzedaży oraz promocji antykoncepcji.  

    Wskutek decyzji z 1920 roku już dwa lata później w samej Moskwie dokonano 7969 aborcji (urodziło się wówczas 35 320 dzieci). Oznacza to, że na jedne narodziny przypadało ok. 0.23 aborcji. Z kolei do 1925 roku doszło tam do 18071 aborcji i 57537 narodzin (co daje proporcję 0.31). W 1926 doszło już do 31 986 aborcji. Według doktora Marka Fielda publikującego na łamach „New England Journal of Medicine” można sądzić, że do końca lat 20. liczba aborcji rosła wskutek nagromadzenia ludności w miastach i związanej z tym ciasnocie w mieszkaniach (jeden pokój dla całej rodziny, wspólne łazienki) oraz aktywizacji zawodowej kobiet.

    Następnie doszło do pewnego odwrotu. W 1936 roku za rządów Józefa Stalina mordowanie nienarodzonych zostało w znacznej mierze zakazane. Argumentowano, że aborcje podziemne to skutek działań nieoświeconych klas, a Związek Radziecki lepiej od krajów kapitalistycznych docenia kobietę jako matkę. Jednak w 1955 roku prawo aborcyjne zostało ponownie „zliberalizowane”, co również argumentowano problemem nielegalnych aborcji.

    Choć komunizm podobno upadł, to w Rosji aborcja pozostaje wciąż poważnym problemem. Obecnie na 1000 urodzin przypada 412 aborcji, a więc więcej niż w Rosji Radzieckiej lat 20. XX wieku. Jak zauważył ojciec Richard Heilman na Life Site News, wraz z legalizacją aborcji w Rosji Radzieckiej otwarły się bramy piekła. Niewykluczone, że Matka Boża przewidując to w 1917 roku mówiła w Fatimie o błędach Rosji i wzywała do poświęcenia tego kraju Niepokalanemu Sercu. Niestety wspomniane w Fatimie „błędy Rosji” przedostają się na zachód – zgodnie zresztą z fatimskim ostrzeżeniem. Co ciekawe, niekoniecznie jest to proces li-tylko spontaniczny.

    Wszak były agent KGB Jurij Bezmenov w wywiadzie z Edwardem Griffinem z 1984 roku mówił, że aż 85 procent budżetu KGB przeznacza się na ideologiczną „subwersję”, a nie tradycyjne szpiegostwo. Wspomniał o 4 stadiach „wielkiego prania mózgu” dokonywanego z inspiracji sowieckiego wywiadu w USA. To: demoralizacja (skłonienie do pogardy dla własnej kultury i tradycji), destabilizacja (osłabienie kluczowych instytucji); kryzys (rewolucyjna zmiana struktur władzy politycznej i elit ekonomicznych) i normalizacja w nowej już rzeczywistości. Dziś masowe aborcje (a także rozwody czy seksualne wynaturzenia) to problem nie tylko Rosji, lecz także USA czy innych krajów cywilizacji zachodniej. Ślady tego odnajdujemy w wulgarnych działaniach feministycznego Strajku Lempart.

    źródła: lifesitenews.com / pch24.pl/mjend/2020-11-18