Przedziwna łaskawość Twej dobroci
Zmartwychwstały Chrystus przychodzi do swoich uczniów, którzy są zatrwożeni i pełni lęku. Mówi do nich: „Pokój wam!” Słowo „pokój” wypowiedziane przez Boga zupełnie przerasta ludzkie oczekiwanie. Bo przecież zamknięci i zabarykadowani ze strachu, a do tego mają jeszcze świadomość obciążoną zaparciem się i zdradą. A tutaj niespodziewanie dotyk żywego słowa staje się dla nich przebaczeniem i nadzieją.
Kardynał Jean-Marie Lustiger pyta: „Jakież jest zatem teraz przesłanie Tego, który daje pokój? Pokazuje swe ręce i bok, pokazuje rany. To nie są znaki rozpoznawcze, to nie sprawdzanie tożsamości. Te słowa i towarzyszący im gest sprawiają, że grupka uczniów zaczyna pojmować fakt, iż Jezus przekroczył straszliwą otchłań śmierci”.
Męka i śmierć Syna Bożego sprawiła, że człowiek został na nowo obdarzony życiem Boga, które utracił poprzez grzech nieposłuszeństwa – a teraz odzyskał je i to jeszcze obficiej i jeszcze wspanialej. Dlatego Kościół śpiewa podczas Liturgii Wielkiej Soboty w Orędziu Wielkanocnym: „Tej właśnie nocy Chrystus skruszywszy więzy śmierci, jako zwycięzca wyszedł z otchłani. Nic by nam przecież nie przyszło z daru życia, gdybyśmy nie zostali odkupieni. O, jak przedziwna łaskawość Twej dobroci dla nas! O, jak niepojęta jest Twoja miłość: aby wykupić niewolnika, wydałeś swego Syna. O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa!… Uświęcająca siła tej nocy oddala zbrodnie, z przewin obmywa, przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym, rozprasza nienawiść, usposabia do zgody i ugina potęgi.”
Pokazywaniem swoich ran Pan Jezus przypomina zalęknionym uczniom jak było to potrzebne i jak teraz dane im jest widzieć zupełnie inaczej te okropne wydarzenia, które przeżyli, a które były dla nich nie do zniesienia, a jeszcze z ich doświadczeniem tchórzostwa, strachu i wyparcia się. Teraz Jezus daje im tę możliwość właściwego, tzn. prawdziwego zobaczenia tego wszystkiego co było takie nie do przyjęcia, absurdalne i gorszące. Przecież Jezusowa Męka i Śmierć z miłości wyrosła – dlatego jest przebaczeniem. A Jezusowe wyniszczające rany stały się źródłem zbawienia. Tego człowiek ani pojąć ani zrozumieć nie jest w stanie jak bardzo jest przez Boga ukochany, skoro Bóg dla niego aż tak i aż tyle potrafi cierpieć!
Dlaczego więc Boża miłość jest wciąż dla tak wielu ludzi zupełnie obojętna? Nasza ludzka zwyczajna codzienność – jakie to smutne – nie potrafi nawet jej zauważyć, a przecież jak głęboko zanurzony jest człowiek w Bożej rzeczywistości. Ewangelie aż zaskakują opisem najdrobniejszych szczegółów, które nie mogą nie być bliskie dla każdego człowieka: zaznaczone dokładnie godziny wielu wydarzeń – kto biegł, a kto szedł do grobu, w którym miejscu w grobie leżały zwinięte chusty. A w dzisiejszej Ewangelii św. Łukasz przedstawia nie tylko jak Zmartwychwstały Jezus pokazuje swoim uczniom ręce i nogi, ale i Jego prośbę: „Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich.” Albo opis spotkania nad jeziorem – złowiono wtedy sto pięćdziesiąt trzy ryby. Kiedy dobili do brzegu czekała na nich smażona ryba i chleb. Sam Bóg przygotował posiłek dla swoich uczniów! Te precyzyjne, tak szczegółowe opisy podkreślają, że Zmartwychwstanie Pana i nasza ludzka codzienność są ściśle ze sobą powiązane. I to każdego dnia, w każdej chwili. Uczestniczę w tej nieprzerwanej bliskości ze Zmartwychwstałym Jezusem. To nie tylko Szaweł pod Damaszkiem usłyszał Jego głos i zobaczył światło z nieba.
Od ks. Piotra Pawlukiewicza słyszałem o takim tajemniczym wydarzeniu, którego doświadczyła pewna zakonnica. Było to jeszcze przed jej wstąpieniem do zgromadzenia. Kończyła średnią szkołę i zastanawiała się, czy pragnienie życia zakonnego, jakie nosiła w sobie, jest znakiem prawdziwego powołania. Zastanawiała się nad tym biorąc argumenty za i przeciw. Pewnego dnia wracała ze szkoły. Zamyślona patrzyła na kamienny chodnik. Ktoś przechodząc obok niej, pozdrowił ją słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Odruchowo odpowiedziała: „Na wieki wieków. Amen”. Po chwili zatrzymała się bardzo zdziwiona: „Dlaczego ten człowiek pozdrowił mnie tymi słowami? Przecież jestem zwykłą świecką dziewczyną, ubraną jak każda nastolatka. Kto to był?” Odwróciła się i spojrzała za siebie, ale na ulicy nie było nikogo. Ta siostra powiedziała potem: „Może ksiądz wierzyć lub nie, ja jednak jestem głęboko przekonana, że to był sam Jezus. W ten sposób odpowiedział na moje wątpliwości i powołał mnie do życia zakonnego. On pierwszy pozdrowił mnie na ulicy tak, jak dziś czyni to wielu ludzi”.
Ze Zmartwychwstałym Panem już tu na ziemi człowiek może spotykać się i to tak blisko i tak realnie. To On zawsze obecny tuż obok pisze listy. Nocą choremu pot z twarzy ociera. Ktoś przy mogile opłakuje swoją bliską osobę i może nawet nie wie, że On Zmartwychwstały przy nim stoi, bo na ogrodnika wygląda, a przecież nie jest ogrodnikiem.
Za chwilę moje ręce będę trzymały biały chleb, a usta wypowiedzą słowa: „To jest Ciało Moje”. Będę podnosił Ciało Pańskie. Przed Mszą św. w konfesjonale wypowiedziałem takie słowa: „Ja odpuszczam tobie grzechy”. Przecież byłoby to czyste szaleństwo, gdyby nie fakt, że to Jezus Zmartwychwstały zechciał posłużyć się moimi ustami, moją ręką.
Nie daj Boże, abym przyzwyczaił się do Twojej obecności, Panie. Albo gorzej – zobojętniał. Drżeć powinienem.
ks. Marian Łękawa SAC