**
W sierpniu w różańcowej modlitwie dziękowaliśmy za dwa cudowne dary Nieba otrzymane 100 lat temu. Ale niestety wdzięczność Narodu Polskiego okazała się mizerna skoro po 19 latach przyszedł pamiętny wrzesień związany i z dniem pierwszym i z dniem siedemnastym.
Nawet Powstanie Warszawskie budzące podziw dla ludzkiego heroizmu niewiele miało wspólnego z modlitewnym szturmem w pokutnym błaganiu Nieba o Bożą moc z roku 1920.
**
Polskę szczególnie umiłowałem…
fot. Łukasz Korzeniowski/TK
**
W Dzienniczku znajdują się zdumiewające słowa, które św. Siostra Faustyna usłyszała podczas modlitwy z ust Pan Jezusa: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje. (Dz. 1732)
Można przypuszczać, że iskrą tą jest misja naszej bohaterki, związana z głoszeniem orędzia Bożego Miłosierdzia. Zbawiciel bowiem wielokrotnie mówił św. Faustynie o czasie miłosierdzia, mającym poprzedzić czas sprawiedliwości, który nadejdzie wraz z ostatecznym przyjściem Pana. Czy jednak – nawiązując do pierwszej części zacytowanego fragmentu – Polska jest posłuszna Bożej woli? Już przed prawie pięcioma wiekami wielki kaznodzieja ks. Piotr Skarga gromił nasze wady narodowe, prywatę, religijną oziębłość, niesprawiedliwe prawa.
Także w czasach św. Faustyny zaraza zła i przyzwolenia nań zalewała nasz kraj. A cóż powiedzieć o Polsce współczesnej – kraju, w którym liczba katolików topnieje, społeczeństwo staje się coraz bardziej oziębłe religijnie, a przez to podatne na wpływy przeróżnych antychrześcijańskich „trendów i mód”, moralność tradycyjna jest ośmieszana, a „poważni politycy” wydają się rzecznikami społecznych patologii.
Biorąc to wszystko pod uwagę oraz narastającą agresję względem Krzyża Chrystusowego, Matki Najświętszej, Kościoła i Jego nauki, trudno udzielić twierdzącej odpowiedzi na pytanie o posłuszeństwo naszego kraju względem woli Bożej. I to nawet wtedy, gdy – dla równowagi – weźmiemy pod uwagę wiele dobrych inicjatyw i ciągle jeszcze katolicką mentalność naszego narodu.
Kara za nieposłuszeństwo woli Bożej
W Dzienniczku św. Siostry Faustyny pojawia się kwestia kary za grzechy, jaka miała spaść na mieszkańców polskiego miasta. Ostatecznie jednak dzięki ofiarom i modlitwom zostało ono ocalone. Pozostaje sprawą otwartą, o jakie miasto chodziło. A tak pisała o tym św. Faustyna: Pewnego dnia powiedział mi Jezus, że spuści karę na jedno miasto, które jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej. Kara ta miała być [taka], jaką Bóg ukarał Sodomę i Gomorę. Widziałam wielkie zagniewanie Boże i dreszcz napełnił, przeszył mi serce. Milczeniem modliłam się. – Po chwili powiedział mi Jezus: Dziecię Moje, łącz się ściśle w czasie ofiary ze Mną i ofiaruj Ojcu niebieskiemu krew i rany Moje na przebłaganie za grzechy miasta tego. Powtarzaj to bez przestanku przez całą Mszę Świętą. Czyń to przez siedem dni. Siódmego dnia ujrzałam Jezusa w obłoku jasnym i zaczęłam prosić, ażeby Jezus spojrzał na miasto i na kraj nasz cały. Jezus spojrzał się łaskawie. Kiedy spostrzegłam życzliwość Jezusa, zaczęłam Go błagać o błogosławieństwo. – Wtem rzekł Jezus: Dla ciebie błogosławię krajowi całemu. I uczynił duży znak krzyża ręką nad Ojczyzną naszą. Radość wielka napełniła duszę moją, widząc dobroć Boga. (Dz. 39)
Czytając dalej zapiski Apostołki Bożego Miłosierdzia, dowiadujemy się, że kara miała spotkać nie tylko miasto, ale cały kraj. Wytrwała i gorąca modlitwa jest jednak w stanie uśmierzyć Boży gniew: Widziałam gniew Boży ciążący nad Polską. I teraz widzę, że jeśliby Bóg dotknął kraj nasz największymi karami, to byłoby to jeszcze Jego wielkie miłosierdzie, bo by nas mógł ukarać wiecznym zniszczeniem za tak wielkie występki. Struchlałam cała, jak mi Pan choć trochę uchylił zasłony. Teraz widzę wyraźnie, że dusze wybrane podtrzymują w istnieniu świat, aby się dopełniła miara. (Dz. 1533) Dziś powiedział mi Pan: „Idź do Przełożonej i powiedz, że życzę sobie, żeby wszystkie siostry i dzieci odmówiły tę Koronkę, której cię nauczyłem. Odmawiać mają przez dziewięć dni i w kaplicy, w celu przebłagania Ojca Mojego i uproszenia miłosierdzia Bożego dla Polski”. (Dz. 714) 22 VIII [1937]. Dziś rano przyszła do mnie dziewica – św. Barbara i poleciła mi, abym przez dziewięć dni ofiarowała Komunię Świętą za kraj swój. „A tym uśmierzysz zagniewanie Boże”. (Dz. 1251)
Maryja naszą tarczą
Matka Najświętsza odbiera cześć jako Królowa Polski. Od 1 kwietnia 1656 roku, kiedy król Jan Kazimierz w katedrze lwowskiej ślubował: Ciebie za patronkę moją i za królowę państw moich dzisiaj obieram, minęły prawie cztery stulecia. Zmienił się świat, zmieniła się Polska, ale Maryja niezmiennie pozostaje naszą słodką Monarchinią. O ile my możemy wstydzić się swoich niewierności względem Matki Bożej, to Ona nas nie zawodzi.
Przychodzi nam z pomocą w najgorszych momentach – była z nami podczas zaborów, podczas okupacji hitlerowskiej i trwającej ponad 40 lat komunistycznej nocy. Możemy być pewni, że będzie naszą tarczą także podczas inwazji nowego, bezbożnego barbarzyństwa, które nadciąga nad Polskę.
O wielkiej roli Maryi, która broni swego Królestwa, ale też nieustannie żąda naszej modlitwy i ofiar za naszą Ojczyznę, wspominała również św. Siostra Faustyna: Wrzesień. Pierwszy piątek. Wieczorem ujrzałam Matkę Bożą, z obnażoną piersią i zatkniętym mieczem, rzewnymi łzami płaczącą, i zasłaniała nas przed straszną karą Bożą. Bóg chce nas dotknąć straszną karą, ale nie może, bo nas zasłania Matka Boża. Lęk straszny przeszedł przez moją duszę, modlę się nieustannie za Polskę, drogą mi Polskę, która jest tak mało wdzięczna Matce Bożej. Gdyby nie Matka Boża, na mało by się przydały nasze zabiegi. Pomnożyłam swoje wysiłki modlitw i ofiar za drogą Ojczyznę, ale widzę, ze jestem kroplą wobec fali zła. (Dz. 686)
Nowennę tę miałam odprawić w intencji Ojczyzny. W siódmym dniu nowenny ujrzałam Matkę Bożą pomiędzy niebem a ziemią, w szacie jasnej, modliła się z rękami złożonymi na piersiach, wpatrzona w niebo, a z Serca Jej wychodziły ogniste promienie i jedne szły do nieba, a drugie okrywały naszą ziemię. (Dz. 33)
1934 rok. W dzień Wniebowzięcia (…) ujrzałam Matkę Bożą w niewypowiedzianej piękności – i rzekła do mnie: Córko moja, żądam od ciebie modlitwy, modlitwy i jeszcze raz modlitwy za świat, a szczególnie za Ojczyznę swoją. Przez dziewięć dni przyjmij Komunię Świętą wynagradzającą, łącz się ściśle z ofiarą Mszy Świętej. Przez te dziewięć dni staniesz przed Bogiem jako ofiara, wszędzie, zawsze, w każdym miejscu i czasie – czy w dzień, czy w nocy, ilekroć się przebudzisz, módl się duchem. Duchem zawsze trwać na modlitwie można. (Dz. 325)
Dzień odnowienia ślubów. W początku Mszy św. widziałam Jezusa tak jak zwykle, Który błogosławił nam i wszedł do Tabernakulum. Wtem ujrzałam Matkę Bożą w szacie białej, w niebieskim płaszczu, z odkrytą głową, Która się zbliżyła od ołtarza do mnie i dotknęła mnie swymi dłońmi i okryła swym płaszczem i rzekła mi: „Ofiaruj te śluby za Polskę. Módl się za nią”. (Dz. 468)
Głęboka miłość do Ojczyzny
Wyznacznikiem życia św. Faustyny była miłość. Co oczywiste – przede wszystkim miłość do Boga, do Matki Najświętszej, do Kościoła, do bliźnich… Nie możemy zapomnieć także o innej wielkiej miłości naszej świętej bohaterki. Mianowicie wielkiej miłości do Ojczyzny, którą przecież także Boski Zbawiciel szczególnie umiłował.
Głęboki patriotyzm św. Siostry Faustyny nie opierał się na jakimś tkliwym uczuciu, lecz na prawdziwej miłości, świadomej błędów i zła, które trawią nasz kraj. Za taką Polskę pokorna zakonnica żarliwie się modliła i ofiarowywała cierpienia. W Dzienniczku znajdziemy wiele fragmentów o tym świadczących: Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała, ile ofiar i modłów za ciebie do Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę Bogu, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna. (Dz. 1038) Często się modlę za Polskę, ale widzę wielkie zagniewanie Boże na nią, iż jest niewdzięczna. Całą duszę wytężam, aby ją bronić. Nieustannie przypominam Bogu Jego obietnice miłosierdzia. Kiedy widzę Jego zagniewanie, rzucam się z ufnością w przepaść Miłosierdzia i w nim zanurzam całą Polskę, a wtenczas nie może użyć swej sprawiedliwości. Ojczyzno moja, ile ty mnie kosztujesz, nie ma dnia, w którym bym się nie modliła za ciebie. (Dz. 1188) W pewnej chwili, kiedy się odprawiła adoracja za naszą Ojczyznę, ból mi ścisnął duszę i zaczęłam się modlić w następujący sposób: Jezu najmiłosierniejszy, proszę Cię przez przyczynę świętych Twoich, a szczególnie przez przyczynę Matki Twojej najmilszej, która Cię wychowała z dziecięctwa, błagam Cię, błogosław Ojczyźnie mojej. Jezu, nie patrz na grzechy nasze, ale spójrz się na łzy dzieci małych, na głód i zimno, jakie cierpią. Jezu, dla tych niewiniątek, udziel mi łaski, o którą Cię proszę dla Ojczyzny mojej. W tej chwili ujrzałam Pana Jezusa, który miał oczy zaszłe łzami – i rzekł do mnie: „Widzisz, córko Moja, jak bardzo Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat”. (Dz. 286)
z książki: “Świadectwo Bożego Miłosierdzia”, red. Bogusław Bajor, Michał Wikieł, Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. ks. Piotra Skargi, Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu, Sandomierz 2013 /PCh.pl
************************************************************************
… “Od dnia 1 września 1939 roku … dla każdego Polaka, gdziekolwiek by się znajdował, wrzesień jest miesiącem klęski.
… Wrzesień…
Przez wyzłocony słońcem krajobraz tysiące zbiegów wędruje na wschód dziwacznymi taborami, gdzie chłopskie konie ciągną auta bez paliwa, wozy zaprzężone w krowy pośród morza pieszych. Wędrują, mijając po drodze żałosne szczątki zdruzgotanej państwowości polskiej w postaci uciekającej policji lub straży ogniowych. Wędrują ludzie obłąkani z rozpaczy, ludzie skowyczący z bólu jak zwierzęta, ludzie padający na szosie zamienionej w krwawe pobojowisko przez nurkujące nisko samoloty nieprzyjaciela.
Wędrują dzieci płaczące, gdyż zgubiły w zamieszaniu rodziców, rodzice odchodzący od zmysłów, gdyż zgubili dzieci, żołnierze bez broni, bez oddziałów. Pożary na prawo, pożary na lewo, łuny na wprost, zatarasowane drogi, a ponad wszystko, silniejsze niż ból i trwoga, poczucie, że Polska zginęła…
…Wrześniu, kto ciebie widział w owym kraju…
Tysiące oszalałych ludzi wędruje na wschód, tysiące wraca na zachód. Świat się kończy, zapada, gdy cofają się nazad w ręce tego samego nieprzyjaciela , przed którym pierzchli. Zdarzało się, że w tej ucieczce
od ucieczki docierali do brzegu rzeki, pięknej polskiej rzeki Wieprz. (Wieprz był niegdyś bóstwem 40 opiekuńczym wód, przeto dostojna nazwa wyróżniała ten bieg wody spośród innych bystrzyc, pilic.) Stanęli nad brzegiem w miejscu, gdzie był bród dzięki niskiej wodzie, a na drugim brzegu na drągach rozpięta widniała płachta z olbrzymią czarną sfastyką. Zabrakło już ojczyzny pod stopami. Już nie znajdziesz, Polaku, skrawka swojej ziemi, na której czułbyś się wolny. Nawet tyle co na grób. W niewysłowionej rozpaczy wołali, jak niegdyś ksieni Bronisława: „Wzgórza, otwórzcie się i pochłonijcie nas!” Modlili się, by ulecieć w górę, jak ulatywał błogosławiony Ładysław. Lecz święci milczeli i ziemia milczała.
Tylko modrzyło się pogodne niebo, błękitniała rzeka, bielił się piasek nadbrzeżny, a zarośla płonęły czerwienią i złotem. Przyroda zdawała się nie wiedzieć nic o narodzie, który konał w męce. Potem zaczęły się wyraje ludzi, podobne odlotom jesiennym ptactwa. Choć poeci lubią porównywać
człowieka do ptaków („gdybym ja była ptaszkiem z tego gaju…” – „gdyby orłem być…”), jest między nimi ta zasadnicza różnica: ptak odlatuje i wraca; człowiek, gdy się od ziemi oderwie – nie wróci. Tułacz podobien
jest raczej drzewu wyrwanemu z gruntu, rzuconemu w przestrzeń siłą wybuchu, usycha bowiem jak drzewo”…
z książki Zofii Kossak-Szczuckiej: ROK POLSKI – OBYCZAJ I WIARA
*****
Modlitwa na ruinach kościoła Sakramentek na rynku Nowego Miasta w Warszawie
**
************************************************************************
OGŁOSZENIA
W kościele św. Szymona nadal Msze św. w niedziele i w święta nie mogą być sprawowane. Mamy natomiast możliwość uczestniczyć we Mszy św. w kościele św. Piotra.
Ale niestety, obowiązuje wcześniejsza rejestracja (linki poniżej), ponieważ na Mszy św. może być maksymalnie 50 osób.
*******
w sobotę 26 września Msza św. o godz. 18.00
rejestracja do godz. 16:00 lub do wyczerpania miejsc
https;//www.eventbrite.co.uk/e/sobota-2609-msza-sw-godz-1800-kosciol-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-121856739789
*******
Zapraszam Dzieci, które są w trakcie przygotowania do I spowiedzi św. i do I Komunii św. na spotkanie w sobotę 26 września o godz. 16.00 do kościoła św. Szymona, aby kontynuować naszą katechezę.
*******
w niedzielę 27 września Msza św. o godz. 14.00
rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejsc
https://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-2709-msza-sw-godz-1400-kociol-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-121856527153
*****
Spowiedź święta:
W soboty w kościele św. Szymona: 14.00 – 16.00
Oczywiście jest też możliwość w innym czasie – wtedy proszę umówić się indywidualnie z ks.Marianem: https://kosciol.org/dane/304
Spowiedź św. w kościele św. Anny – (szczegóły podane są w ogłoszeniach na stronie: www. kosciol.org)
*****
Mając na uwadze trwające wciąż zagrożenie zdrowia i życia, Szkocki Episkopat przedłużył udzielenie dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy świętej. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych, które są w grupie ryzyka zarażeniem oraz osoby opiekujące się nimi, a także te osoby, które obawiają się z uzasadnionych przyczyn zakażenia.
Skorzystanie z dyspensy oznacza, że nieobecność na Mszy niedzielnej we wskazanym czasie nie jest grzechem. Jednocześnie korzystających z dyspensy zachęca się do udziału we Mszy świętej w dni powszednie, z zachowaniem roztropności i wzajemnej troski o siebie. Zachęca się również, aby osoby korzystające z dyspensy trwały na osobistej i rodzinnej modlitwie, i do duchowej łączności ze wspólnotą Kościoła poprzez transmisje radiowe, telewizyjne lub internetowe.
Nadal będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:
- podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
- rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową (1 “bilet” na osobę/dziecko powyżej 5-go roku życia)
- przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele
- w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki)
- przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
- należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
- na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
- podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj
- bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
- również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół
Uwaga:
Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.
***
Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.
***
Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.
***
***************************************************************************
XXV NIEDZIELA ZWYKŁA
20.IX.2020
MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godz. 14.00
przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem
Antyfona na wejście
Pan mówi: Ja jestem zbawieniem ludu, w jakimkolwiek ucisku wołać będą do Mnie, Ja ich wysłucham i będę im Panem na wieki.
K. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
W. Amen.
K. Pan z wami. W. I z duchem twoim. |
AKT POKUTY |
K. Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni, abyśmy mogli z czystym sercem złożyć Najświętszą Ofiarę. W. Spowiadam się Bogu wszechmogącemu * i wam, bracia i siostry, * że bardzo zgrzeszyłem * myślą, mową, uczynkiem, i zaniedbaniem: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze Dziewicę, * wszystkich Aniołów i Świętych, * i was, bracia i siostry, * o modlitwę za mnie * do Pana Boga naszego. K. Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący * i odpuściwszy nam grzechy * doprowadzi nas do życia wiecznego. W. Amen. WEZWANIA DO CHRYSTUSA PANA K. Panie, zmiłuj się nad nami. W. Panie, zmiłuj się nad nami. K. Chryste, zmiłuj się nad nami. W. Chryste, zmiłuj się nad nami. K. Panie, zmiłuj się nad nami. W. Panie, zmiłuj się nad nami. |
HYMN Chwała na wysokości Bogu, * a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. * Chwalimy Cię. * Błogosławimy Cię. * Wielbimy Cię. * Wysławiamy Cię. * Dzięki Ci składamy, * bo wielka jest chwała Twoja. * Panie Boże, Królu nieba, * Boże, Ojcze wszechmogący. * Panie, Synu Jednorodzony, * Jezu Chryste. * Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. * Który gładzisz grzechy świata, * zmiłuj się nad nami. * Który gładzisz grzechy świata, * przyjm błaganie nasze. * Który siedzisz po prawicy Ojca, * zmiłuj się nad nami. * Albowiem tylko Tyś jest święty * Tylko Tyś jest Panem. * Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste. * Z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca. * Amen. |
Kolekta
Boże, Ty zawarłeś wszystkie nakazy świętego Prawa w przykazaniu miłości Ciebie i bliźniego,
spraw, abyśmy zachowując Twoje przykazania,
zasłużyli na życie wieczne.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
***
LITURGIA BOŻEGO SŁOWA
Czytanie z Księgi proroka Izajasza – Iz 55,6-9
Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu.
Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami, mówi Pan. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi.
Oto słowo Boże.
Psalm 145
R/ Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.
Każdego dnia będę Ciebie błogosławił
i na wieki wysławiał Twoje imię.
Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały,
a wielkość Jego niezgłębiona. R/
Pan jest łagodny i miłosierny,
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest dobry dla wszystkich,
a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył. R/
Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach
i łaskawy we wszystkich swoich dziełach.
Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają,
wszystkich wzywających Go szczerze. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian – Flp 1,20c-24.27a
Bracia: Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele, to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć.
Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, a pozostawać w ciele – to bardziej dla was konieczne.
Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Otwórz, Panie, nasze serca, abyśmy uważnie słuchali słów Syna Twojego. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 20,1-16a
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: «Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam». Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: «Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?» Odpowiedzieli mu: «Bo nas nikt nie najął». Rzekł im: «Idźcie i wy do winnicy».
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: «Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych». Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.
Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: «Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty». Na to odrzekł jednemu z nich: «Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry». Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.
Oto słowo Pańskie.
WYZNANIE WIARY Wierzę w jednego Boga, * Ojca Wszechmogącego, * Stworzyciela nieba i ziemi, * wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. * I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, * Syna Bożego Jednorodzonego, * który z Ojca jest zrodzony * przed wszystkimi wiekami. * Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, * Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. * Zrodzony a nie stworzony, * współistotny Ojcu, * a przez Niego wszystko się stało. * On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego * przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. * Ukrzyżowany również za nas, * pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. * I zmartwychwstał dnia trzeciego, * jak oznajmia Pismo. * I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. * I powtórnie przyjdzie w chwale * sądzić żywych i umarłych, * a Królestwu Jego nie będzie końca. * Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, * który od Ojca i Syna pochodzi. * Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; * który mówił przez Proroków. * Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. * Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. * I oczekuję wskrzeszenia umarłych. * I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen. |
MODLITWA WIERNYCH
Wezwani przez Pana Boga do winnicy Kościoła, wypełniając wiernie swe powołanie nieśmy światu dar modlitwy.
- Prośmy, aby Kościół głosząc Ewangelię zapraszał ludzi do łączności z Bogiem, który jest hojny w przebaczenie.
R. Niech nasza modlitwa dotrze do Ciebie, Boże. - Prośmy, aby pracownicy mediów poszukiwali prawdy i przyczyniali się do budowania jedności między ludźmi.
- Prośmy, aby nigdy nie zabrakło nowych pracowników w winnicy Bożej.
- Prośmy, aby ludzie chętnie wykonywali swą pracę i chwalili Boga dziełami swoich rąk i umysłów.
- Prośmy, aby związki zawodowe broniły pracowników przed wyzyskiem i udzielały im poparcia w walce o sprawiedliwość.
- Prośmy, aby zmarli, którzy z nami pielgrzymowali po tej ziemi, otrzymali nagrodę za swe życie, pracę i wierność Bogu.
- Prośmy, abyśmy sami wezwani przez Chrystusa do winnicy Kościoła, wiernie wypełniając swe obowiązki zawodowe, rodzinne i społeczne, zasłużyli na zapłatę od Boga.
Niech Twoja dobroć, Panie, towarzyszy naszemu życiu, naszej pracy i naszemu powołaniu, byśmy zanosząc do Ciebie tę modlitwę zostali wysłuchani i mogli otrzymać nagrodę za wierną pracę i służbę. Który żyjesz i królujesz nią wieki wieków. Amen.
***
LITURGIA EUCHARYSTYCZNA
PRZYGOTOWANIE DARÓW
K. Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, * bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, * który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; * Tobie go przynosimy, * aby stał się dla nas chlebem życia.
W. Błogosławiony jesteś, Boże, teraz i na wieki.
K. Przez to misterium wody i wina * daj nam, Boże, udział w Bóstwie Chrystusa, * który przyjął nasze człowieczeństwo.
K. Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, * bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy wino, * które jest owocem winnego krzewu i pracy rąk ludzkich; * Tobie je przynosimy, * aby się stało dal nas napojem duchowym.
W. Błogosławiony jesteś, Boże, teraz i na wieki.
K. Przyjmij nas, Panie, stojących przed Tobą * w duchu pokory i z sercem skruszonym; * niech nasza Ofiara tak się dzisiaj dokona, przed Tobą, Panie Boże, * aby się Tobie podobała.
Obmyj mnie, Panie, z mojej winy * i oczyść mnie z grzechu mojego.
K. Módlcie się, * aby moja i waszą Ofiarę * przyjął Bóg, Ojciec wszechmogący.
W. Niech Pan przyjmie Ofiarę z rąk twoich * na cześć i chwałę swojego imienia, * a także na pożytek nasz i całego Kościoła świętego.
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, przyjmij łaskawie dary swojego ludu, i spraw, aby w sakramencie Eucharystii otrzymał dobra, w które wierzy z całego serca. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. |
***
MODLITWA EUCHARYSTYCZNA
Prefacja na Niedziele Zwykłe |
K. Pan z wami. W. I z duchem twoim. K. W górę serca. W. Wznosimy je do Pana. K. Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu. W. Godne to i sprawiedliwe. |
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe a dla nas zbawienne, * abyśmy Tobie składali dziękczynienie i Ciebie chwalili Panie Ojcze niebieski, wszechmogący i miłosierny Boże, * przez naszego Pana Jezusa Chrystusa. On to cudownie sprawił, * że przez wielkanocne misterium * zostaliśmy uwolnieni z jarzma grzechu i śmierci * i wezwani do chwały. * Jesteśmy bowiem plemieniem wybranym, * królewskim kapłaństwem, * narodem świętym, ludem odkupionym * i wszędzie głosimy wszechmoc Twoją, Boże, * który nas wezwałeś z ciemności * do Twojego przedziwnego światła. Dlatego z Aniołami i Archaniołami * i z wszystkimi chórami niebios, * głosimy Twoją chwałę, * razem z nimi wołając: |
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów. * Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej. * Hosanna na wysokości. Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. * Hosanna na wysokości.
Ojcze nieskończenie dobry, * pokornie Cię błagamy przez Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, naszego Pana, abyś przyjął i pobłogosławił ✠ te święte dary ofiarne. Składamy je Tobie przede wszystkim * za Twój święty Kościół powszechny, * razem z Twoim sługą, naszym Papieżem Franciszkiem * i naszym Biskupem Filipem * oraz wszystkimi, którzy wiernie strzegą * wiary katolickiej i apostolskiej. * Obdarz swój Kościół pokojem i jednością, * otaczaj opieką i rządź nim na całej ziemi. WSPOMNIENIE ŻYJĄCYCH Pamiętaj, Boże, o swoich sługach i służebnicach i o wszystkich tu zgromadzonych, * których wiara i oddanie są Ci znane. Za nich składamy Tobie tę Ofiarę uwielbienia, * a także oni ją składają * i wznoszą swoje modlitwy ku Tobie, * Bogu wiecznemu, żywemu i prawdziwemu, * za siebie oraz za wszystkich swoich bliskich, * aby dostąpić o odkupienia dusz swoich * i osiągnąć zbawienie. WSPOMNIENIE ŚWIĘTYCH Zjednoczeni z całym Kościołem, * uroczyście obchodzimy pierwszy dzień tygodnia, * w którym Jezus Chrystus zmartwychwstał * i zesłał na Apostołów Ducha Świętego, ze czcią wspominamy * najpierw pełną chwały Maryję, zawsze Dziewicę, * Matkę Boga i naszego Pana Jezusa Chrystusa, * a także świętego Józefa, * Oblubieńca Najświętszej Dziewicy, * oraz Twoich świętych Apostołów i Męczenników: * Piotra i Pawła, Andrzeja, *(Jakuba, Jana, Tomasza, * Jakuba, Filipa, Bartłomieja, * Mateusza Szymona i Tadeusza, Linusa, Kleta, Klemensa, Sykstusa, * Korneliusza, Cypriana, Wawrzyńca, Chryzogona, * Jana i Pawła, Kosmę i Damiana) * i wszystkich Twoich Świętych. * Przez ich zasługi i modlitwy * otaczaj nas we wszystkim swoją przemożną opieką. *( Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.) |
Boże, przyjmij łaskawie tę Ofiarę * od nas, sług Twoich * i całego ludu Twego. * Napełnij nasze życie swoim pokojem * zachowaj nas od wiecznego potępienia * i dołącz do grona swoich wybranych.Składa ręce. (Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.)
Prosimy Cię, Boże, * uświęć tę Ofiarę pełnią swojego błogosławieństwa, * mocą Twojego Ducha uczyń ją doskonałą i miłą sobie, * aby się stała dla nas Ciałem i Krwią * Twojego umiłowanego Syna, * naszego Pana Jezusa Chrystusa.
On to w dzień przed męką wziął chleb w swoje święte i czcigodne ręce, podniósł oczy ku niebu, * do Ciebie, Boga, swojego Ojca wszechmogącego, * i dzięki Tobie składając, błogosławił, * łamał i rozdawał swoim uczniom, mówiąc:
BIERZCIE I JEDZCIE Z TEGO WSZYSCY:
TO JEST BOWIEM CIAŁO MOJE,
KTÓRE ZA WAS BĘDZIE WYDANE.
Podobnie po wieczerzy wziął ten przesławny kielich * w swoje święte i czcigodne ręce, * ponownie dzięki Tobie składając, błogosławił, * i podał swoim uczniom mówiąc:
BIERZCIE I PIJCIE Z NIEGO WSZYSCY:
TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ NOWEGO I WIECZNEGO PRZYMIERZA
KTÓRA ZA WAS I ZA WIELU BĘDZIE WYLANA NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW.
TO CZYŃCIE NA MOJĄ PAMIĄTKĘ.
K. Oto wielka tajemnica wiary.
W. Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, * wyznajemy Twoje zmartwychwstanie * i oczekujemy Twego przyjścia w chwale.
K. Boże Ojcze, my, Twoi słudzy, * oraz lud Twój święty, * wspominając błogosławioną mękę, zmartwychwstanie * oraz chwalebne wniebowstąpienie Twojego Syna, * naszego Pana Jezusa Chrystusa, * składamy Twojemu najwyższemu majestatowi * z otrzymanych od Ciebie darów * Ofiarę czystą, świętą i doskonałą, * Chleb święty życia wiecznego * i Kielich wiekuistego zbawienia. * Racz wejrzeć na nie z miłością i łaskawie przyjąć, * podobnie jak przyjąłeś dary swojego sługi, * sprawiedliwego Abla, * i ofiarę naszego Patriarchy Abrahama * oraz tę ofiarę, * którą Ci złożył najwyższy Twój kapłan Melchizedek, * jako zapowiedź Ofiary doskonałej. Pokornie Cię błagamy, wszechmogący Boże, * niech Twój święty Anioł zaniesie tę Ofiarę na ołtarz w niebie * przed oblicze boskiego majestatu Twego, abyśmy przyjmując z tego ołtarza * Najświętsze Ciało i Krew Twojego Syna, otrzymali obfite błogosławieństwo i łaskę. (Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.) WSPOMNIENIE ZMARŁYCH Pamiętaj, Boże, o swoich sługach i służebnicach, którzy przed nami odeszli ze znakiem wiary * i śpią w pokoju. Błagamy Cię, daj tym zmarłym * oraz wszystkim spoczywającym w Chrystusie * udział w Twojej radości, światłości i pokoju. (Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.) Również nam, Twoim grzesznym sługom, * ufającym w Twoje wielkie miłosierdzie, * daj udział we wspólnocie z Twoimi świętymi Apostołami i Męczennikami: * Janem Chrzcicielem, Szczepanem, * Maciejem, Barnabą, * (Ignacym, Aleksandrem * Marcelinem, Piotrem, * Felicytą, Perpetuą, * Agatą, Łucją, * Agnieszką, Cecylią, Anastazją) * i wszystkimi Twoimi Świętymi; * prosimy Cię, dopuść nas do ich grona * nie z powodu naszych zasług, * lecz dzięki Twojemu przebaczeniu. Przez Chrystusa, naszego Pana, * przez którego, Boże, wszystkie te dobra * ustawicznie stwarzasz, uświęcasz, ożywiasz, * błogosławisz i nam ich udzielasz. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie * Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, * w jedności Ducha Świetego * wszelka cześć i chwała, * przez wszystkie wieki wieków. W. Amen. |
OBRZĘDY KOMUNII
Nazywamy się dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy, dlatego ośmielamy się mówić:
Ojcze nasz, któryś jest w niebie: * święć się imię Twoje, * przyjdź Królestwo Twoje, * bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. * Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. * I odpuść nam nasze winy, * jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. * I nie wódź nas na pokuszenie, * ale nas zbaw ode złego.
Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego * i obdarz nasze czasy pokojem. * Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, * abyśmy zawsze wolni od grzechu * i bezpieczni od wszelkiego zamętu, * pełni nadziei oczekiwali * przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa.
W. Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki.
Panie Jezu Chryste, * Ty powiedziałeś swoim Apostołom: * Pokój wam zostawiam, pokój mój wam daję. * Prosimy Cię, nie zważaj na grzechy nasze, * lecz na wiarę swojego Kościoła * i zgodnie z Twoją wolą * napełniaj go pokojem i doprowadź do pełnej jedności. który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
W. Amen.
K. Pokój Pański niech zawsze będzie z wami.
W. I z duchem twoim.
K. Przekażcie sobie znak pokoju.
K. Ciało i Krew naszego Pana Jezusa Chrystusa, * które łączymy i będziemy przyjmować, * niech nam pomogą osiągnąć życie wieczne.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem.
K. Panie Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, * Ty z woli Ojca, * za współdziałaniem Ducha Świętego, * przez swoją śmierć dałeś życie światu, * wybaw mnie przez najświętsze Ciało i Krew Twoją * od wszystkich nieprawości moich i od wszelkiego zła; * spraw także, * abym zawsze zachowywał Twoje przykazania * i nie dozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie.
K. Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. * Błogosławieni, którzy zostali wezwani na Jego ucztę.
W. Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, * ale powiedz tylko słowo, * a będzie uzdrowiona dusza moja.
K. Ciało Chrystusa niech mnie strzeże na życie wieczne.
K. Krew Chrystusa niech mnie strzeże na życie wieczne.
K. Ciało Chrystusa
Przystępujący do Komunii odpowiada: Amen
Antyfona na Komunię
Panie, Ty po to dałeś swoje przykazania, aby przestrzegano ich pilnie. Oby niezawodnie zmierzały moje drogi ku przestrzeganiu Twoich ustaw.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, udzielaj nieustannie pomocy wszystkim, których posiliłeś swoim Sakramentem, abyśmy dzięki sprawowanym misteriom
doznali skutków odkupienia w naszym życiu.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
OBRZĘDY ZAKOŃCZENIA
K. Pan z wami.
W. I z duchem twoim.
K. Niech was błogosławi Bóg wszechmogący,
Ojciec i Syn, ✠ i Duch Święty.
W. Amen.
K. Idźcie w pokoju Chrystusa.
W. Bogu niech będą dzięki.
********************************
komentarz do dzisiejszej Liturgii Słowa
**
Patrzę na rozpoczynającą się jesień, która ogarnia nie tylko otaczający mnie krajobraz. Dotyka i mnie i to coraz bardziej. Dziś w tej porze najpiękniejszych barw, kiedy jest czas owocobrania odczuwam w sobie większą natarczywość pytania – no i co z moim życiem?
Pan Jezus poprzez swój Kościół daje mi przypowieść o robotnikach w winnicy. Jaka jest pierwsza moja reakcja? Czy taka jak tych, którzy pracując cały dzień nie mogli się zgodzić się z postępowaniem gospodarza winnicy, ponieważ polecił wypłacić po denarze również pracownikom jednej tylko godziny?
Prorok Izajasz w I Czytaniu przypomina Boże Słowa: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami.” To znaczy, że Bóg jest hojny w dawaniu.
Nieraz już przyłapałem siebie mówiąc słowa, zresztą dość często dziś powtarzane: ‘mnie to się należy’. A czyż wszystko co mam nie zostało mi dane? Więc za Kochanowskim powtarzam: „Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?”
Albo: „Czymże ja jestem przed Twoim obliczem – prochem i niczem”.
Ks. Biskup Zawitkowski mówiąc o hojności Boga nie tylko w dawaniu, ale i w przebaczeniu pisze: „Tak często jestem grzechem swoim upokorzony przed Bogiem, przed ludźmi i przed sobą. Stałem na rynku tyle dni w moim życiu. Zmarnowałem je. Już tego nie zdołam odrobić, ale ufam – mój Bóg jest hojny w dawaniu i w przebaczeniu. Czym się Panu wypłacę za wszystko, co mi wyświadczył? Dał mi Bóg życie i zdrowie, myślenie i miłość, ziemię i morze, powietrze i wodę, i dach nad głową, i chleb powszedni, i odzienie, i tylu dobrych ludzi, rośliny i zwierzęta, i dni i noce, i jeszcze denara za godzinę mojej wiary, a ja tak mało Bogu dziękuję.”
Bo wciąż siebie tylko widzę, a nie Pana, który jest blisko. Mówi prorok Izajasz: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko.” Również psalm responsoryjny przypomina: „Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.” Szukanie Boga czyż nie jest przechodzeniem z pełnienia własnej woli na Bożą: „Bądź wola Twoja”. Pan Jezus wielokrotnie stwierdzał, że przyszedł na świat, aby wypełnić wolę Ojca: „Nie szukam własnej woli, ale woli tego, który mnie posłał”. Na tej drodze można zobaczyć do jak nieprawdopodobnej bliskości dochodzi człowiek z Bogiem – po prostu staje się domownikiem Bożego Domu – kiedy idzie za wskazaniem Jezusa: „Kto pełni wolę Ojca mego, ten jest moim bratem, siostrą i matką”.
Będąc w rejonie rodzinnych relacji łatwiej jest odczytać dzisiejszą przypowieść, bo Pan Bóg wcale nie jest żadnym pracodawcą, który oblicza zyski ze swojej winnicy. Pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest przede wszystkim ten istotny element, który zawsze jest nieobliczalny i nieprzeliczalny, a jest nim miłość. To ona potrafi tylko być tym jedynym kluczem, którym można otworzyć przeróżne zamki ludzkiego serca. Nawet te, które wydawać by się mogło, że są już zupełnie zardzewiałe i nie warto nawet próbować otwierać.
Jak pełna zachwytu jest historia Zacheusza i to nie tylko dla niego. Jezus wprosił się do jego domu w gościnę. I co się dzieje? Ten Zacheusz znany jako dusigrosz nagle traci rachubę. Bo oto połowę swojego majątku rozdaje ubogim, a tych, których skrzywdził chce wynagrodzić i to w sposób zwielokrotniony. Nie dba o to co mu zostanie, bo teraz doznał olśnienia. Przekonał się, że Bóg go kocha. A przecież on tylko wyszedł na drzewo, bo chciał zobaczyć Jezusa przechodzącego tamtędy. Resztę dokonał Bóg.
Ileż podobieństwa można odnaleźć pomiędzy narzekającymi robotnikami na właściciela winnicy a starszym synem z przypowieści, którego młodszy brat był powrócił. Jego pobyt w domu ojca na pewno był bez zarzutu, bo jak sam mówił, że nikogo nie skrzywdził. Wiernie służył ojcu. Jedynie brakło mu miłości. Ta jego sprawiedliwość uczyniła go zgryźliwym. Nie chciał brać udziału w radości szczęśliwego ojca. Ale jaki wspaniały okazał się ojciec. Nie ganił swojego starszego syna, ani go nie wyrzucał, ale tłumaczył: „Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje twoim jest, lecz trzeba było”… Ks. Ludwig Evely pisze, że “Takiej dobroci na pewno serce starszego brata się nie oparło. Oczekiwał, spodziewał się wyrzutów, by móc się odwzajemnić, surowości, by móc być surowym, gniewu, by na nim oprzeć, wzmocnić własny gniew. Ale ta pokorna, nieprzewidziana dobroć rozbroiła go, on też zaczął miłować jak ojciec, ponieważ napotkał na miłość, której się nie spodziewał. Widział, jak ojciec miłował, i nie mógł nie wejść w ‘komunię’, nie zjednoczyć się z tą miłością.”
Taki jest Bóg, który ciągle od nowa zaczyna wierzyć, że my będący już w winnicy Pana, będziemy dzielić Jego radość, cieszyć się Jego dobrocią, brać na siebie razem z Nim tę hojność i miłosierdzie, że będziemy Jego wspólnikami.
Za chwilę, tuż przed konsekracją znowu zostaną wypowiedziane słowa: „Przez ofiarę Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, wydanego za nas na śmierć, doprowadzasz nas do Twojej miłości, abyśmy także my dawali siebie braciom.”
Może wreszcie tym razem, w ten jesienny Dzień Pański odkryję w ewangelicznym denarze Jezusa, który nieustannie daje siebie samego tak bardzo różnym i zróżnicowanym ludziom – tym którzy już są w winnicy Kościoła i tym, których On wciąż przyprowadza z rynku świata.
ks. Marian SAC
************************************************************************
poniedziałek – 21 września
XXV tydzień okresu zwykłego
***
święto Apostoła i Ewangelisty – św. Mateusza
Wstał i poszedł
**
Ewangelie nie są urzędowym pismem z Wysoka, obiektywną relacją, chłodnym opisem. Cudownie, że czuć w nich także puls wiary ludzkich autorów.
Pracował jako poborca podatków. Umiał pisać i liczyć, co wtedy nie było zdolnością powszechną. Księgował przychody, wypisywał monotonne słupki: imię, nazwisko, winien, ma. Przeliczał kasę. Chyba nie był lubiany. Był przecież urzędnikiem okupanta. Takich ludzi zawsze się podejrzewa o nieuczciwość i zdradę.
Szokuje lakoniczność opisu jego powołania. „Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim”. Czy to możliwe? Tak po prostu, zostawić wszystko i pójść w siną dal za Nieznajomym. Może znał Jezusa już wcześniej, może słuchał Jego nauki, może ta decyzja dojrzewała w nim od dawna. Może tak było. A może raczej narastała w nim niechęć do samego siebie, swojej komory celnej, która stawała się klatką, w której dusił się coraz bardziej. I stąd tak nagła, odważna decyzja.
Może dlatego Ewangelia bywa tak oszczędna w słowach, zredukowana tylko do tego, co najważniejsze, aby jej słuchacz mógł łatwiej odnaleźć w niej siebie. Swój własny przypadek, swoją historię. Bo przecież mam i ja swoją komorę celną. Wygodne miejsce moich przyzwyczajeń, nałogów, wygód, większych czy mniejszych kompromisów ze złem. Moja bezpieczna przestrzeń, w której wszystko jest w miarę poukładane, tylko nieraz brakuje tlenu. Tam właśnie przychodzi Jezus. Patrzy na mnie.
Spojrzenie. To jest sedno. Bóg widzi mnie zawsze. To prawda. Ale ja udaję, że o tym nie pamiętam. Pisze s. Chmielewska: „Potrzebujemy nie słów, lecz spotkania. Odwagi wyjścia naprzeciw Bogu. Tak, aby mógł na nas spojrzeć”. Mateusz nie musiał nawet się ruszać. Podniósł tylko na chwilę wzrok znad swoich papierów i pieniędzy. Jedno jedyne spojrzenie wystarczyło. Przeskok iskry. Dotyk łaski. Początek nowego życia.
Stał się jednym z Dwunastu. Napisał Ewangelię. Czyli wrócił do pisania. Tyle że to już nie były słupki rozliczeń, ale słowa niosące życie.
W Ewangelii mieszkają nie tylko słowa i czyny Jezusa, jest w niej także wiara Mateusza, jego miłość do Mistrza. Słowo Boga jest jednocześnie słowem ludzkim. Ewangelie nie są urzędowym pismem z Wysoka, obiektywną relacją, chłodnym opisem. Cudownie, że czuć w nich także puls wiary ludzkich autorów.
Ja też mogę być ewangelistą. Wystarczy tylko wyjrzeć za próg własnego domu, spojrzeć na świat oczami Jezusa…
***
Mateusz był Żydem, synem Alfeusza. W Kafarnaum zajmował się pobieraniem podatków i opłat nakładanych na towary przewożone przez przechodzące przez Kafarnaum karawany, podążające szlakami handlowymi, przebiegającymi w pobliżu Jeziora Galilejskiego. Jako celnik boleśnie odczuwał pogardę, z jaką faryzeusze, pobożni Żydzi i mieszkańcy Galilei odnosili się do ludzi wykonujących ten zawód. Wezwanie Jezusa skierowane bezpośrednio do niego skłoniło go do pójścia za Mistrzem z Nazaretu, który powołał go na swego ucznia (Mt 9,9-13; Mk 2,13-17; Łk 5, 27-32).
Należał do grona dwunastu Apostołów (Mt 10,2-4; Mk 3,16-19; Łk 6,13-16; Dz 1,13). Tradycyjnie jest utożsamiany z autorem pierwszej Ewangelii. O jego życiu i działalności po śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa nie wiadomo nic pewnego. Prawdopodobnie przez 15 lat głosił Ewangelię w Palestynie, a następnie udał się do Indii, Etiopii, Persji, Pontu, Syrii, Macedonii i Irlandii. Nie wiadomo również gdzie i kiedy zmarł.
ks. Tomas Jaklewicz/wiara.pl
***
Msza święta o godz. 19.00
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
*****
Antyfona na wejście – Mt 28,19-20
Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu; uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem.
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Ty w niewysłowionym miłosierdziu
wybrałeś celnika Mateusza na Apostoła,
spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy jak on
szli za Chrystusem i wiernie przy Nim trwali.
Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 4,1-7.11-13
Bracia: Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani w jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami dla przysposobienia świętych do wykonywania posługi, celem budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa.
Oto słowo Boże.
Psalm 19
R/ Po całej ziemi ich głos się rozchodzi.
Niebiosa głoszą chwałę Boga,
dzieło rąk Jego obwieszcza nieboskłon.
Dzień opowiada dniowi,
noc nocy przekazuje wiadomość. R/
Nie są to słowa ani nie jest to mowa,
których by dźwięku nie usłyszano:
Ich głos się rozchodzi po całej ziemi,
ich słowa aż po krańce świata. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Ciebie, Boże, chwalimy, Ciebie, Panie, wysławiamy, Ciebie wychwala przesławny chór Apostołów. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 9,9-13
Gdy Jezus wychodził z Kafarnaum, ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?” On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.
Oto słowo Pańskie
Modlitwa nad darami
Oddając cześć świętemu Mateuszowi,
przynosimy Ci, Boże, nasze dary,
i pokornie Cię prosimy, abyś łaskawie wejrzał
na swój Kościół, który utwierdziłeś w wierze
przez nauczanie Apostołów.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię – Mt 9,13
Pan mówi: Nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników.
Modlitwa po Komunii
Boże, staliśmy się uczestnikami radości,
z jaką święty Mateusz przyjął w swoim domu Zbawiciela, spraw, abyśmy zawsze pokrzepiali się
przy stole Chrystusa, który nie przyszedł wzywać
do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
***
Zapatrzony w anioła
**
Gęsie pióro zapisuje kolejne słowa na kartach grubej księgi. Autor, pisząc, nie patrzy jednak na swoje dzieło. Intensywnie wpatruje się za to w oczy stojącego obok anioła. Tak powstawały Ewangelie.
Siwy człowiek z gęsim piórem to św. Mateusz, apostoł, autor pierwszej Ewangelii. Pisał ją natchniony przez Boga.
Widzimy jak anioł, czyli Boży posłaniec, tłumaczy coś Mateuszowi, wyliczając argumenty na palcach. Guido Reni zastosował zręczny manewr artystyczny: przedstawił anioła pod postacią kilkuletniego dziecka, takiego, jakie zwykło zadawać swoim rodzicom setki pytań. Tu jednak to siwowłosy mężczyzna kieruje pytające spojrzenie w stronę dziecka, a ono spokojnie wyjaśnia mu jakieś zagadnienie. Odwrócenie zwykłej, ludzkiej sytuacji daje ciekawy, zaskakujący efekt.
Z pleców dziecka wyrastają skrzydła. Reni zaznaczył je wyraźnie, by nikt nie miał wątpliwości, że widzi anioła. Przedstawił jednak tylko mały fragment skrzydeł, by nie zakłócić wrażenia rozmowy dziadka z wnuczkiem.
Każdy z czterech ewangelistów ma swój symbol. Tylko dla Mateusza jest to właśnie anioł, choć przecież wszystkie Ewangelie powstawały za anielskim podszeptem. Pierwotnie jednak atrybutem każdego ewangelisty była uskrzydlona istota: orzeł – św. Jana, lew ze skrzydłami – św. Marka, wół ze skrzydłami – św. Łukasza i człowiek ze skrzydłami – św. Mateusza. Można powiedzieć, że to anioł przybierający różne postacie.
Jest jednak jeszcze inna interpretacja. Taka, że symbolem ewangelisty Mateusza nie jest anioł, ale człowiek – na znak, że Chrystus – Bóg stał się także człowiekiem.
************************************************************************
piątek – 25 września
XXV tydzień okresu zwykłego
Adoracja przed NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM od godz.18.00
o godz. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA
************************************************************************
sobota – 26 września
XXV tydzień okresu zwykłego
MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 18.00
****************************************************************************************************
sobota – 12 września
XXIII tydzień okresu zwykłego
Uroczystość
Najświętszego Imienia Maryi Panny
**
Imię Maryi czcimy w Kościele w sposób szczególny, ponieważ należy ono do Matki Boga, Królowej nieba i ziemi, Matki miłosierdzia.
„Imieniny” Matki Bożej przypominają nam o przywilejach nadanych Maryi przez Boga i wszystkich łaskach, jakie otrzymaliśmy od Boga za Jej pośrednictwem i wstawiennictwem, wzywając Jej Imienia.
Zgodnie z wymogami Prawa mojżeszowego, w piętnaście dni po urodzeniu dziecięcia płci żeńskiej odbywał się obrzęd nadania mu imienia (Kpł 12, 5). Według podania Joachim i Anna wybrali dla swojej córki za wyraźnym wskazaniem Bożym imię Maryja. Jego brzmienie i znaczenie zmieniało się w różnych czasach. Po raz pierwszy spotykamy je w Księdze Wyjścia. Nosiła je siostra Mojżesza (Wj 6, 20; Lb 26, 59 itp.). W czasach Jezusa imię to było wśród niewiast bardzo popularne. Ewangelie i pisma apostolskie przytaczają oprócz Matki Chrystusa cztery Marie: Marię Kleofasową (Mt 27, 55-56; Mk 15, 40; J 19, 25), Marię Magdalenę (Łk 8, 2-3; 23, 49. 50), Marię, matkę św. Marka Ewangelisty (Dz 12, 12; 12, 25) i Marię, siostrę Łazarza (J 11, 1-2; Łk 10, 38). Imię to wymawiano różnie: Miriam, Mariam, Maria, Mariamme, Mariame itp. Imię to posiada również kilkadziesiąt znaczeń. Najczęściej wymienia się m.in. „Mój Pan jest wielki”, „Pani” i „Gwiazda morza”.
Maryję nazywamy naszą Matką; jest Ona – zgodnie z wolą Chrystusa, wyrażoną na krzyżu – Matką całego Kościoła. Po Wniebowzięciu została ukoronowana na Królową nieba i ziemi. Polacy czczą Ją także jako Królową Polski. Maryja jest naszą Wspomożycielką i Pośredniczką, jedyną ucieczką grzeszników. W ciągu wieków historii Kościoła powstały setki różnorodnych tytułów (wymienianych np. w Litanii Loretańskiej czy starszej od niej, pięknej Litanii Dominikańskiej, a także w starożytnym hymnie greckim Akatyście). Za pomocą tych określeń wzywamy opieki i orędownictwa Matki Bożej.
Bardzo wielu świętych wyróżniało się szczególnym nabożeństwem do Imienia Maryi, wiele razy wypowiadając je z największą radością i słodyczą serca, np. Piotr Chryzolog (+ 450), św. Bernard (+ 1153), św. Antonin z Florencji (+ 1459), św. Hiacynta Marescotti (+ 1640), św. Franciszek z Pauli (+ 1507), św. Alfons Liguori (+ 1787).
Wspomnienie Imienia Maryi jest jednym z wielu obchodów maryjnych, które są paralelne do obchodów ku czci Chrystusa. Jak świętujemy narodzenie Chrystusa (25 grudnia) i Jego Najświętsze Imię (3 stycznia), podobnie obchodzimy wspomnienia tych samych tajemnic z życia Maryi (odpowiednio 8 i 12 września). Obchód ku czci Imienia Maryi powstał w początkach XVI w. w Cuenca w Hiszpanii i był celebrowany 15 września, w oktawę święta Narodzenia Maryi. Z czasem został rozszerzony na teren całej Hiszpanii. Po zwycięstwie króla Jana III Sobieskiego nad Turkami w bitwie pod Wiedniem w 1683 r. Innocenty XI rozszerzył ten obchód na cały Kościół i wyznaczył go na niedzielę po święcie Narodzenia Maryi. Późniejsze reformy kalendarza i przepisów liturgicznych przeniosły go na dzień 12 września, kiedy to Martyrologium Rzymskie wspomina wiktorię wiedeńską. Obchód ten dekretem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów z 2001 r. wprowadzono do Kalendarza Rzymskiego (ogólnego) w randze wspomnienia dowolnego.
Ewangelia dla nas/w obronie Wiary i Tradycji Katolickiej.pl
***
Litania do Imienia Maryi
Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison.
Chryste, usłysz nas.
Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże.
Duchu Święty, Boże.
Święta Trójco, jedyny Boże.
Święta Maryjo, módl się za nami.
Maryjo, której Imię od wieków przez Boga jest wybrane.
Maryjo, której Imię przybliżają starotestamentalne symbole i figury.
Maryjo, której Imię znaczy: Bóg z rodzaju mego.
Maryjo, której Imię wskazuje na królewską i macierzyńską godność.
Maryjo, której Imię stało się źródłem wielorakich łask dla ludzkości.
Maryjo, której Imię objawia światu wszechmoc i dobroć Bożą.
Maryjo, której Imię zwiastuje grzesznikom Boże miłosierdzie.
Maryjo, której Imię wielbi niebo, ziemia i całe stworzenie.
Maryjo, której Imię przewyższa imiona patriarchów i proroków.
Maryjo, której Imię jest świętsze od imion wszystkich Świętych.
Maryjo, której Imię rodzice Joachim i Anna zawsze szanowali.
Maryjo, której Imię Archanioł Gabriel z miłością pozdrowił.
Maryjo, której Imię Święty Józef z pokorą wymawiał.
Maryjo, której Imię wzbudziło radość w sercu krewnej Elżbiety.
Maryjo, której Imię sam Jezus czcił i wysławiał.
Maryjo, której Imię błogosławią ludzie dobrej woli.
Maryjo, której Imię adorują w niebie aniołowie i święci.
Maryjo, której Imię poraża złe moce i duchy piekielne.
Maryjo, której Imię jest drogowskazem na ścieżkach zbawienia.
Maryjo, której Imię umacnia wiarę wątpiących.
Maryjo, której Imię przywraca nadzieję zrozpaczonym.
Maryjo, której Imię uczy pięknej miłości i ofiarnej służby.
Dla Imienia Maryi, przepuść nam, Panie.
Dla Imienia Maryi, wysłuchaj nas, Panie.
Dla Imienia Maryi, zmiłuj się nad nami, Panie.
Dla Imienia Maryi, w chwilach pokus i załamań, ratuj nas, Panie.
Dla Imienia Maryi, w chwilach niepowodzeń i porażek.
Dla Imienia Maryi, w czasach cierpień i udręk.
Dla Imienia Maryi, w stanach duchowych lenistwa i bezczynności.
Dla Imienia Maryi, w okresach prób i doświadczeń.
Dla Imienia Maryi, w każdym momencie życia naszego.
Dla Imienia Maryi, w godzinie śmierci naszej.
Dla Imienia Maryi, od nieposłuszeństwa natchnieniom i woli Bożej, zachowaj nas, Panie.
Dla Imienia Maryi, od marnotrawienia łaski Bożej.
Dla Imienia Maryi, od lekceważenia łaski Bożej.
Dla Imienia Maryi, od fałszywego pojmowania wolności.
Dla Imienia Maryi, od wad, nałogów i złych skłonności.
Dla Imienia Maryi, od pożądliwości ciała, oczu i pychy żywota.
Dla Imienia Maryi, od wszelkiego zła i przeciwności losu.
K. Módl się za nami Maryjo, Matko Jezusa Chrystusa.
W. Abyśmy przez chwalę Twojego Imienia oddawali cześć samemu Bogu.
Módlmy się: Wszechmogący Boże, Panie nieba i ziemi, który wzywasz każdego człowieka po imieniu do realizacji wyznaczonego mu przez Ciebie powołania życiowego, spraw prosimy, aby Imię Maryi nie tylko było powszechnie czczone i szanowane na całej ziemi, ale także byśmy w tym Imieniu znajdowali zawsze siłę i oparcie oraz skuteczną pomoc w naszej doczesnej pielgrzymce do niebieskiej ojczyzny Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
**********
MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 18.00
Antyfona na wejście – Jdt 13,18.19
Błogosławiona jesteś, Dziewico Maryjo, przez Boga Najwyższego, więcej niż wszystkie niewiasty na ziemi; tak bowiem wsławił Twe imię, że Twoja chwała nie zejdzie z ust ludzi.
Kolekta
Wszechmogący Boże, Twój Syn umierając na krzyżu, dał nam za Matkę Najświętszą Maryję Pannę,
swoją Rodzicielkę, spraw, abyśmy uciekając się
pod Jej obronę i wzywając Jej imienia, nabrali otuchy. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian – 1 Kor 10,14-22
Najmilsi moi, strzeżcie się bałwochwalstwa. Mówię jak do ludzi rozsądnych. Zresztą osądźcie sami to, co mówię: Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czy nie jest udziałem we Krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa? Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba. Przypatrzcie się Izraelowi według ciała. Czyż nie są w jedności z ołtarzem ci, którzy spożywają z ofiar na ołtarzu złożonych? Lecz po cóż to mówię? Czy może jest czymś ofiara złożona bożkom? Albo czy sam bożek jest czymś? Ależ właśnie to, co ofiarują poganie, demonom składają w ofierze, a nie Bogu. Nie chciałbym, byście mieli coś wspólnego z demonami. Nie możecie pić z kielicha Pana i z kielicha demonów; nie możecie zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów. Czyż będziemy pobudzali Pana do zazdrości? Czyż jesteśmy mocniejsi od Niego?
Oto słowo Boże.
Psalm 116
R/ Złożę Ci, Boże, ofiarę pochwalną.
Czym się Panu odpłacę
za wszystko, co mi wyświadczył?
Podniosę kielich zbawienia
i wezwę imienia Pana. R/
Tobie złożę ofiarę pochwalną
i wezwę imienia Pana.
Wypełnię me śluby dla Pana
przed całym Jego ludem. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 6,43-49
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo: nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta.
Czemu to wzywacie Mnie: «Panie, Panie», a nie czynicie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo podobny jest każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów moich i wypełnia je. Podobny jest do człowieka, który buduje dom: wkopał się głęboko i fundament założył na skale. Gdy przyszła powódź, potok wezbrany uderzył w ten dom, ale nie zdołał go naruszyć, ponieważ był dobrze zbudowany. Lecz ten, kto słucha, a nie wypełnia, podobny jest do człowieka, który zbudował dom na ziemi bez fundamentu. Gdy potok uderzył w niego, od razu runął, a upadek jego był wielki”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, składamy Ci Ofiarę uwielbienia, z radością oddając cześć Rodzicielce Twojego Syna, spraw, aby przez Najświętszą Ofiarę
wzrastała w nas łaska wiecznego odkupienia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię – Łk 1,48
Błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, bo wejrzał Bóg na uniżenie swojej służebnicy.
Modlitwa po Komunii
Oddając cześć Najświętszej Maryi Pannie, Matce Bożej, zostaliśmy pokrzepieni zbawiennym Sakramentem, pokornie błagamy Cię, Boże, abyśmy w wieczności radowali się owocami odkupienia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
*************
Polski król ma własną salę w Muzeum Watykańskim
**
… Muzea Watykańskie odwiedza się zazwyczaj ze względu na imponującą Kaplicę Sykstyńską. Ewentualnie ważne dla turystów są także freski Rafaela czy starożytne rzeźby. Jednak mało kto wie, że pomiędzy innymi zachwycającymi dziełami sztuki znajdziemy też obraz „Sobieski pod Wiedniem – 1683” autorstwa Jana Matejki. I to właśnie od niego wzięła się nazwa Sala Sobieskiego, której północną ścianę zajmuje płótno o wielkości ponad 40 m2.
Krótka powtórka z historii
Obraz „Sobieski pod Wiedniem – 1683” jest upamiętnieniem wydarzeń z 12 września 1683 roku. Wtedy miała miejsce bitwa pod Wiedniem między armią Imperium Osmańskiego a polsko-niemiecko-austriackimi wojskami dowodzonymi przez Jana III Sobieskiego.
Było to wydarzenie rozstrzygające dla chrześcijańskiej przyszłości Europy, udało się bowiem powstrzymać islamskie ataki z Turcji. Matejko ukazał na obrazie wyobrażenie sceny po Wiktorii Wiedeńskiej – kiedy król Polski postanowił wysłać papieżowi Innocentemu XI zdobytą „Świętą Chorągiew Proroka” oraz list królewski, rozpoczynający się słowami „Venimus, vidimus, Deus vicit” (Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył).
Głównymi elementami, które widzimy na płótnie Matejki, są: moment przekazania listu przez króla Jana III Sobieskiego wysłannikowi ze Stolicy Apostolskiej, kanonikowi Denhoffowi; pochylona turecka chorągiew; zwycięska husaria polska; pokonana armia turecka oraz rozciągająca się na niebie tęcza. Jej końce sięgają Wiednia oraz namiotu wezyra, w jej centrum zaś znajduje się głowa Jana III Sobieskiego. Układ ten najprawdopodobniej wskazywać ma na potęgę Polski jako przedmurza chrześcijaństwa. Warto też pamiętać, że nie ma w tym obrazie niczego przypadkowego, zwłaszcza, że nie jest on w pełni zgodny z rzeczywistymi wydarzeniami. Wspomnieć tu należy chociażby o błędnym przedstawieniu chorągwi, która u Matejki ma cechy renesansowe i niezgodna jest z opisem oryginału.
W jakich okolicznościach powstał obraz?
Jan Matejko był malarzem zaangażowanym społecznie, starał się poprzez swoją sztukę upamiętniać ważne dla Polski wydarzenia historyczne. Jego dzieła miały zatem charakter edukacyjny. „Sobieskiego pod Wiedniem” malował przez co najmniej rok, przygotowując się na 200. rocznicę pokonania armii islamskiej przez wojska chrześcijańskie. W tym czasie austriacka propaganda głosiła wyłącznie o własnych zasługach w związku ze zwycięstwem z roku 1683.
Co postanowił artysta, polski patriota? Zbuntować się i uświadomić społeczeństwu prawdę. W Wiedniu wystawił więc publicznie swój imponujący obraz. I zrobił to bezpłatnie, wynajmując w tym celu salę za własne pieniądze (co było i zapewne wciąż jest ewenementem wśród artystów). Dzięki temu cały naród austriacki mógł sobie przypomnieć o nieocenionej pomocy Polski i zdolnościach przywódczych króla Jana III Sobieskiego.
Dlaczego obraz znajduje się akurat w Watykanie?
Bo tak zdecydował sam Matejko. Osobiście zawiózł „Sobieskiego” papieżowi Leonowi XIII jako „dar od narodu polskiego”. Dzieło miało stać się upamiętnieniem zwycięstwa Jana III Sobieskiego oraz symbolem siły Polski, która w 1883 roku wciąż jeszcze nie odzyskała niepodległości….
Aleteia.pl
****
Wygrana króla Sobieskiego
**
Obrona Europy przez polskiego władcę w 1683 r. przed nawałą islamu musi być ciągle żywa w naszej pamięci. Dziś powinniśmy umieć wyciągać wnioski z Wiktorii Wiedeńskiej i ataków terrorystycznych – tego uczył nas śp. prof. Józef Szaniawski
Zwycięska bitwa pod Wiedniem, w której polski król Jan III Sobieski pogromił Turków, ratując Europę przed zalewem islamu, jest jedną z decydujących bitew w dziejach świata. Mija właśnie 330. rocznica Wiktorii, która stanowi wielką chlubę dla narodu polskiego.
Z tej okazji śp. prof. Józef Szaniawski planował wydać książkę o wielkim zwycięstwie chrześcijan nad islamem. Mimo, że pieczołowicie zaczął pracować nad, jak powtarzał, „dziełem swojego życia”, monografii nie udało się ukończyć. Prof. Szaniawski 4 września 2012 r. tragicznie zginął w Tatrach. Krótko przed śmiercią historyk przekazał tygodnikowi „Niedziela” unikatową fotografię, przedstawiającą monumentalny obraz Jana Matejki „Sobieski pod Wiedniem”.
Imperialny dżihad
To arcydzieło malarz postanowił podarować podczas 200. rocznicy Bitwy pod Wiedniem papieżowi Leonowi XIII i do dziś znajduje się ono w Muzeach Watykańskich. „Reprodukcja fotograficzna najwyższej jakości (190 megapikseli) została wykonana z inicjatywy śp. biskupa polowego Wojska Polskiego Tadeusza Płoskiego w czasie jego pobytu w Rzymie w 2008 r. O ile wiadomo, nie ma w Polsce poza tą fotografią ani jednej reprodukcji fotograficznej tak dobrej jakości. Bp Płoski przekazał mi tę fotografię w celu wykorzystania do napisania książki planowanej na rok 2013. Sam zapowiadał, że do tej książki o wielkim zwycięstwie chrześcijaństwa nad agresją islamu na Europę napisze przedmowę. Jako obecny właściciel tej unikatowej fotografii przekazuję ją tygodnikowi „Niedziela”, z absolutną pewnością, że przekazuję ją w ręce nie tylko dobre, ale najlepsze” – tak na łamach «Niedzieli» pisał prof. Józef Szaniawski („Niedziela”, nr 37 /2012).
Historyk był jedną z nielicznych osób w Polsce przypominających o istotnym związku odsieczy wiedeńskiej z atakiem terrorystycznym, mającym miejsce 11 września 2001 r. w Nowym Jorku oraz próbie utworzenia w 1683 r. Kalifatu Europejskiego przez wielkiego wezyra Kara Mustafę, który stał na czele tureckiego wojska. Profesor niejednokrotnie zwracał uwagę na to, że islamski dżihad (święta wojna z Zachodem prowadzona przez muzułmanów, której celem jest poddanie panowaniu Allaha całego świata, a ci, którzy nie są wyznawcami islamu, należą do niewiernych) ciągle trwa.
Zemsta za odsiecz wiedeńską
„11 września 1683 r. oraz 11 września 2001 r. – ta zbieżność dat nie jest przypadkowa, chociaż bardziej znana wśród terrorystów i fanatyków islamskich niż wśród Polaków! Oto zaplanowany z diabelską logistyką atak na Amerykę oraz uderzenie na wieżowce World Trade Center w Nowym Jorku nastąpiły dokładnie w rocznicę bitwy pod Wiedniem, nawet co do godziny! Bitwa pod Wiedniem rozpoczęła się bowiem 11 września 1683 roku o 3-5 po południu, kiedy ze wzgórz Kahlenberg i Schafberg zaczęły nadciągać ku dolinie Dunaju oddziały wojsk chrześcijańskich i rozpoczęły bój z siłami ogromnej armii tureckiej. Terroryści Al-Kaidy otwarcie przyznali się, że atakiem na Amerykę pomścili największą klęskę islamu w dziejach, jaką było zwycięstwo króla Polski Jana III Sobieskiego właśnie pod Wiedniem” – przypominał prof. Szaniawski, zaznaczając, że ekstremiści dokonali zamachu terrorystycznego w Nowym Jorku jako akt zemsty za wygraną bitwę pod Wiedniem przez króla Jana III Sobieskiego.
Akcentował również, że ataki ze strony islamistów na papieża Benedykta XVI w 2006 r., po przemówieniu Ojca Świętego wygłoszonym dokładnie w kolejną rocznicę Wiktorii Wiedeńskiej na uniwersytecie w Ratyzbonie, nie były przypadkiem. Prof. Józef Szaniawski, uhonorowany tytułem „Kustosza Tradycji, Chwały i Sławy Oręża Polskiego” i wybitny znawca historii, podkreślał, że Europa powinna z bitwy pod Wiedniem oraz ataków terrorystycznych przeprowadzanych w imię świętej wojny z chrześcijaństwem umieć wyciągać wnioski. „Permisywizm moralny i obojętność odebrały Europie przekonanie o oczywistej wyższości jej cywilizacji nad innymi. Powrót do przekonania o własnej wartości pomógłby Europie prowadzić skuteczną walkę nie tylko z terrorem” – pisał prof. Szaniawski („Nasz Dziennik”, 12 września 2008 r.).
Wiara Jana III Sobieskiego
Gdyby nie polski król, będący znakomitym wodzem, zdającym sobie sprawę z czyhającego w 1683 r. zagrożenia dla całego chrześcijaństwa, nie wiadomo, w jaki sposób dalej potoczyłyby się losy Europy. Zwłaszcza że celem strategicznym tureckiej armii był Rzym. To właśnie Jan III Sobieski prosił gorliwie Chrystusa i Najświętszą Matkę o błogosławieństwo i opiekę, modląc się – jak podkreślał śp. prof. Szaniawski – m.in. przed Cudownym Chrystusem w Kościele Rzeczypospolitej (archikatedra św. Jana w Warszawie), na Jasnej Górze przed Cudownym Obrazem Maryi Królowej Polski oraz w sanktuarium w Piekarach Śląskich. Jan III Sobieski całkowicie zawierzył się Chrystusowi i Maryi. Miał całkowitą świadomość odpowiedzialności za obronę chrześcijaństwa przed agresywnym islamem.
W „Panu Wołodyjowskim” Henryka Sienkiewicza możemy znaleźć następującą deklarację króla Sobieskiego, o którym pisze w swoim literackim dziele polski noblista: „Na Boga! jeśli nas zguba czeka, jeśli imię nasze ma być imieniem zmarłych, nie żyjących, to niechże sława po nas ostanie i wspominek onej służby, którą nam Bóg wyznaczył; niechże potomni, patrząc na one krzyże i mogiły, powiedzą; «Tu chrześcijaństwa, tu krzyża przeciw mahometańskiej sprosności, póki tchu w piersi, póki krwie w żyłach bronili i za inne narody polegli»”.
Ciągła walka o chrześcijańską Europę
Jan III Sobieski dysponował wraz ze sprzymierzonymi chrześcijańskimi siłami znacznie mniej licznym wojskiem w porównaniu z blisko półmilionową turecką armią. Jednak udało mu się powstrzymać nawałę islamu. Oriana Fallaci, znana włoska dziennikarka, w książce „Siła rozumu” w następujący sposób relacjonuje odsiecz wiedeńską: „Sobieski krzyknął przed bitwą: Żołnierze, nie tylko Wiedeń musimy ocalić! Musimy ocalić całe chrześcijaństwo, ideę chrześcijaństwa! (…) W czasie samej bitwy krzyczał: Żołnierze, walczymy za Matkę Boską Częstochowską, za Czarną Madonnę! (…) 12 września Polacy odnieśli imponujące zwycięstwo, które zmusiło Kara Mustafę do ucieczki i porzucenia nawet wielbłądów, słoni, żon, konkubin z poderżniętymi gardłami”. „Venimus, vidimus, Deus vicit” („Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył!”) – tak brzmiały słowa polskiego władcy, które zostały przekazane papieżowi Innocentemu XI wraz ze zdobytą chorągwią przeciwnika.
Zwycięstwo Sobieskiego można traktować jako swoisty cud i kolejną wygraną Pani Jasnogórskiej. Jednak w obliczu islamskiej ofensywy, próbującej zawładnąć Europą, nie można zaprzestać ciągłej walki o naszą chrześcijańską cywilizację. Tak jak Jan III Sobieski walczył pod Wiedniem o przetrwanie chrześcijaństwa, tak dziś politycy i poszczególne społeczności muszą toczyć walkę o to, aby – jak mówił śp. prof. Szaniawski – islamscy radykałowie nie pokonali nas ropą naftową oraz brzuchami swoich kobiet.
Magdalena Kowalewska/Niedziela Ogólnopolska 36/2013
***
Szatan ucieka przed tym imieniem!
**
Prowadząc kilka lat temu oazy wakacyjne dla młodzieży w Strachocinie (podkarpackie), miałem okazję spotkać zgromadzenie sióstr zakonnych założone w Japonii przez św. Maksymiliana Kolbego. Rzeczą, która od razu rzuciła mi się w oczy (a właściwie w uszy) były słowa wzajemnego pozdrawiania. Zamiast zwyczajowego „Szczęść Boże” siostry witały się słowem „Maryja”. Wtedy też uważniej przyjrzałem się niezwykłej sile tego imienia i Osoby, która je nosi. Okazało się, że jego moc znana jest na całym świecie, a w sposób szczególny potwierdzają to liczni egzorcyści.
Znany rzymski egzorcysta Gabriele Amorth (+2016) w wywiadzie dla Catholic News Agency w 2011 roku odniósł się do wzywania imienia Maryi w czasie modlitwy o uwolnienie. Padło wtedy zdanie, które początkowo mnie zaszokowało. Otóż ksiądz Amorth zasugerował, że kiedy modli się nad opętanymi i nawiązuje kontakt ze złymi duchami, to wtedy większy strach i popłoch wśród demonów wzbudza imię Maryi niż Jezusa. Wyjaśniał potem, że diabeł dużo bardziej boi się być upokorzonym przez zwycięstwo człowieka (Maryi) niż Jezusa. Dzięki przynależności do Chrystusa i świętości życia Maryja jest dla złych duchów niepokonanym przeciwnikiem. Można nawet powiedzieć, że już samo jej imię jest znakiem klęski, którą poniosły demony. To imię przypomina im takie wydarzenia, jak wcielenie, cud w Kanie, aż wreszcie zbawcza śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.
W chwilach pokus i nękania przez złego ducha warto oddawać się kontemplacji tego imienia. Wprowadza ono w duszę wewnętrzną harmonię i przyzywa obecności Tej, która nie zostawia nikogo w potrzebie. Co więcej, nawet jeżeli zdarzy się nam zgrzeszyć, warto w ramach żalu za grzechy i zadośćuczynienia odnowić swoje przymierze z Maryją. Dobrze to ujął św. Maksymilian Kolbe podczas jednej z konferencji w Niepokalanowie: Kiedy dusza odda się Niepokalanej, to diabeł, choć ją czasami skłoni do upadku – przyczynia się do jej większej świętości, bo ona jeszcze więcej oddaje się Matce Bożej. Grzech i nasza słabość nie mogą być niepokonalną przeszkodą na drodze do naszej świętości. Poprzez grzech i upadki mamy się umacniać i jeszcze usilniej wzywać wstawiennictwa tych, którzy pokonali grzech i szatana w swoim życiu.
Na zakończenie chciałbym zaproponować tekst, który ułożył św. Bernard z Clairvaux:
W niebezpieczeństwach, w uciskach, w wątpliwościach myśl o Maryi, Maryję przyzywaj. Niech nie schodzi z ust i nie znika z serca Jej imię, nie trać z oczu wzoru Jej postępowania, aby wybłagać Jej modlitewną pomoc. Idąc Jej śladami, nie zbaczasz z drogi; prosząc Ją, nie tracisz nadziei; myśląc o Niej, nie błądzisz; kiedy Ona cię podtrzymuje, nigdy nie upadasz; nie lękasz się, kiedy Ona strzeże; nie męczysz się, kiedy prowadzi, co więcej, zdobywasz wszelkie łaski i w ten sposób na sobie samym doświadczasz, jak słuszne są słowa: „A Dziewicy było na imię Maryja”.
ks. Mateusz Szerszeń CSMA/Michalici.pl/12-11-2018
*******
„Spróbuj uciekać się do Niej, jak małe dziecię do ukochanej najlepszej Matki, choćby tylko wzywając Jej świętego Imienia «Maryja» ustami czy sercem – w trudnościach życia, ciemnościach i słabościach ducha, a przekonasz się, co może Maryja i kim jest Jej Syn, Jezus Chrystus”.
św. Maksymilian Maria Kolbe
************************************************************************
XXIV NIEDZIELA ZWYKŁA
13.IX.2020
MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godz. 14.00
***
LITURGIA SŁOWA
Czytanie z Mądrości Syracha – (Syr 27, 30 – 28, 7)
Złość i gniew są obrzydliwościami, których trzyma się grzesznik.
Tego, kto się mści, spotka pomsta od Pana, On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci.
Odpuść przewinę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy.
Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów? Sam, będąc ciałem, trwa w nienawiści, któż więc zyska dla niego odpuszczenie grzechów? Pamiętaj o rzeczach ostatecznych i przestań nienawidzić – o rozkładzie ciała, o śmierci, i trzymaj się przykazań!
Pamiętaj o przykazaniach i nie miej w nienawiści bliźniego – o przymierzu Najwyższego, i daruj obrazę!
Oto Słowo Boże.
Psalm (Ps 103, 1b-4. 9-12)
Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia
Błogosław, duszo moja, Pana, *
i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego.
Błogosław, duszo moja, Pana *
i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach.
Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia
On odpuszcza wszystkie twoje winy *
i leczy wszystkie choroby.
On twoje życie ratuje od zguby, *
obdarza cię łaską i zmiłowaniem.
Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia
Nie zapamiętuje się w sporze, *
nie płonie gniewem na wieki.
Nie postępuje z nami według naszych grzechów *
ani według win naszych nam nie odpłaca.
Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia
Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, *
tak wielka jest łaska Pana dla Jego czcicieli.
Jak odległy jest wschód od zachodu, *
tak daleko odsuwa od nas nasze winy.
Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia
Czytanie z Listu Świętego Pawła Apostoła do Rzymian – (Rz 14, 7-9)
Bracia:
Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi.
Oto Słowo Boże.
Aklamacja (J 13, 3)
Alleluja, alleluja, alleluja
Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali,
tak jak Ja was umiłowałem.
Alleluja, alleluja, alleluja
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza – (Mt 18, 21-35)
Piotr podszedł do Jezusa i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?»
Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.
Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby dług w ten sposób odzyskać.
Wtedy sługa padł mu do stóp i prosił go: „Panie, okaż mi cierpliwość, a wszystko ci oddam”. Pan ulitował się nad owym sługą, uwolnił go i dług mu darował.
Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: „Oddaj, coś winien!” Jego współsługa padł przed nim i prosił go: „Okaż mi cierpliwość, a oddam tobie”. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.
Współsłudzy jego, widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło.
Wtedy pan jego, wezwawszy go, rzekł mu: „Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” I uniósłszy się gniewem, pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu nie odda całego długu.
Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu».
Oto Słowo Pańskie.
***
komentarz do Liturgii Bożego Słowa:
Miłość zakrywa wiele grzechów
Całe Boże Objawienie wypełnione jest przebaczeniem i miłosierdziem. I tak naprawdę to tylko Bóg umie darować winy. Potrafi uczynić ten gest wspaniałomyślnej miłości, który jest łaską niepojętą, radością nieogarnioną, zupełnie i całkowicie człowiekowi darowaną. Natomiast temu samemu człowiekowi, który wciąż i nieustannie doświadcza tych Bożych Tajemnic – jakże trudno jest wybaczyć. Dlatego nie dziwi dzisiejsze pytanie Piotra: „Czy aż siedem razy?” A Jezus taką daje odpowiedź: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.” To znaczy po prostu – nie liczyć, tylko wciąż i zawsze przebaczać. Owe liczby siedem i siedemdziesiąt siedem są wymienione już w Księdze Rodzaju, gdzie jeden z potomków Kaina przechwala się jak to Kain mścił się siedmiokrotnie, a on postanowił zwielokrotnić swoją pomstę aż do liczby siedemdziesięciu siedmiu. Tu widać to potęgujące się zło, które nie tylko dzieli i rozbija ludzi, ale jest powodem niepohamowanej zemsty i nienawiści. Niby pod pozorem sprawiedliwości, której musi stać się zadość, człowiek swoją zemstą o ileż więcej pomnaża zła dokładając do istniejącego już – swoje zło zwielokrotnione.
Ks. Prof. Sedlak tłumacząc Jezusową naukę o przebaczeniu posłużył się takim obrazem: Jeżeli ktoś zrobi tobie świństwo, a ty odpowiesz mu na to również świństwem, jako akt zemsty – to są wtedy już dwa świństwa na kuli ziemskiej. Jeżeli ktoś podłość ci wyrządził, a ty odpowiesz mu na odwet podłością – to są już dwie podłości zamiast jednej. Jaki okropny i okrutny byłby wtedy świat gdyby Chrystus nie zażądał od swoich naśladowców nastawienia drugiego policzka, żeby świństwo, podłość wyrządzona człowiekowi wsiąkła jak atrament w bibułkę do niewidzialnej duszy. Żeby nie mnożyło się zło na świecie, bo to jest jedyny sposób walki ze złem. „Zło dobrem zwyciężaj”.
I pamiętam jak proponował wyobrazić sobie taką zabawną scenę: tysiąc dwunastolatków bierze blaszankę od konserw. Każdy wkłada trzy kamyki i na komendę potrząsają tysiącem tych blaszanek. Przecież grzechot byłby piekielny. A jeżeli w każdą duszę wrzucono zło, jak w blaszankę – to na świecie nastałby grzechot piekielny nie do wytrzymania. Dlatego musi być w duszy człowieka idącego za Jezusem coś, co w fizyce określa się deficytem, amortyzatorem huku, zgrzytu, grzechotu, piekielnej wrzawy.
Osoba zraniona, skrzywdzona stoi przed pokusą odwetu i zemsty w myśl okrutnej zasady: „oko za oko, ząb za ząb”. Ale dzisiejsza Jezusowa przypowieść nie pozostawia cienia wątpliwości jaka istnieje zależność pomiędzy moim ludzkim i Bożym przebaczeniem. I przy tym nie sposób nie zauważyć ogromnej dysproporcji: ile Bóg przebacza a ile człowiek. Król darował swojemu dłużnikowi dziesięć tysięcy talentów. Jeden talent był jednostką monetarną, której wartość wynosiła 34 kilogramy złota albo srebra. I ten talent pomnożony przez 10 000 – daje olbrzymią sumę trudną do wyobrażenia. Tak wygląda Boża miara. A ludzka? Denar był złotą lub srebrną monetą rzymską, którą płacono za dzień pracy zwykłemu robotnikowi. W przypowieści więc chodziło tylko o wartość trzymiesięcznej pensji.
Muszę sobie dziś – raz jeszcze – mocno zdać sprawę, że odpuszczenie moich win związane jest z moim wybaczaniem bliźniemu. Sam Jezus nauczył nas tej modlitwy: ”I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
U Wincentego Witosa znalazłem taki opis: „W każdej wsi trafiali się uparci gniewnicy, że ich żadna ludzka siła nie była w stanie do siebie zbliżyć. Daremnie zabiegali sąsiedzi, rzucał wójt na szalę swój wpływ i powagę, silił się ksiądz na wszelkie środki, jakimi rozporządzał. Jeżeli nawet pogodzono się formalnie, np. po spowiedzi, na rozkaz lub życzenie księdza, zwykle była to zgoda tylko pozorna. ‘Ja się z wami przeproszę, mówił do kumotra zacięty gniewnik, bo mi ksiądz nakazał, ale żeby mnie miał piorun trafić, to wam tego nigdy nie daruję’. Taka rozmowa jeśli nie wywołała wielkiej kłótni zaraz, to co najmniej odnowiła wszystkie stare rany. Czasami dochodziło do budzącej grozę tragedii, gdy ktoś złożony już na śmiertelnej pościeli nie mógł skonać, przeciwnik nie chciał przyjść do niego mimo próśb i nalegań”…
Ta niechęć do wybaczania prawdziwego czy też wyimaginowanego zła, które wyrządził człowiek człowiekowi, jest jak trucizna, która niszczy równocześnie życie fizyczne, uczuciowe i duchowe. Jak łatwo jest wejść na niebezpieczną drogę zatwardziałości, kiedy będę powtarzał sobie i innym: „to jego wina, to on zaczął, nie odezwę się, wcale mu nie podam ręki, to on mnie tak potraktował, więc niech on przyjdzie i przeprosi”. A bywa i tak, że człowiek używa aż takich słów: „Nigdy! Absolutnie nigdy! Do końca życia się nie pogodzę!”
Swego czasu czytałem zapis wywiadu p.t. Przedziwne sekrety dusz czyśćcowych. Siostra Emmanuel rozmawiając z Marią Simmą, prostą kobietą z Austrii, która ma tajemniczy kontakt z duszami czyśćcowymi, między innymi zadała jej takie pytanie:
„Które grzechy najbardziej zagradzają człowiekowi drogę do nieba?”
Maria Simma od razu odpowiedziała:
„Grzechy przeciwko miłosierdziu, przeciwko miłości bliźniego: zatwardziałość serca, wrogość, oszczerstwo.”
Natomiast na pytanie:
„Jacy ludzie mają największe szanse na to, aby pójść prosto do nieba?”
Simma również bardzo szybko i zdecydowanie odpowiedziała:
„Ci, którzy mają dobre serce. Dobre serce dla wszystkich. Miłość zakrywa wiele grzechów.”
ks. Marian SAC
***
********************************
Ksiadz Kardynał Robert Sarah:
„Z radością powróćmy do Eucharystii”
**
Kongregacja ds. Kultu Bożego przypomina o potrzebie powrotu do normalnego sprawowania Eucharystii w kościołach, jak tylko na to pozwalają warunki sanitarne. Zaznacza się, że państwo nie może ingerować w normy liturgiczne, a pandemia nie może być okazją do eksperymentów i improwizacji w liturgii. Kard. Robert Sarah napisał w tej sprawie obszerny list do przewodniczących episkopatów. Jego treść została zatwierdzona przez Papieża, który zlecił też jego publikację. Nosi on tytuł: „Z radością powróćmy do Eucharystii”.
Na samym wstępie stwierdza się, że pandemia doprowadziła do poważnych zaburzeń nie tylko w sferze społecznej czy gospodarczej, ale również w życiu religijnym. Wymóg dystansu społecznego miał poważne konsekwencje dla wymiaru wspólnotowego, który należy do istoty chrześcijańskiej wiary. Kard. Sarah obszernie uzasadnia znaczenie tego wymiaru, który zostaje potwierdzony przez samego Chrystusa, zapewnieniem, że gdzie dwaj albo trzej gromadzą się w Jego imię, tam On będzie pośród nich. Prefekt watykańskiej kongregacji przypomina, że wspólnotowy charakter liturgii odróżniał chrześcijan od świata pogańskiego, w którym świątynie były przeznaczone dla bóstwa, a nie dla ogółu wiernych.
Kard. Sarah podkreśla, że chrześcijanie nigdy nie dążyli do izolacji od świata i zamknięcia się za drzwiami kościoła. Świadomi swej odmienności, zawsze starali się wniknąć w społeczeństwo. Wiedzieli, że są na tym świecie, choć do niego nie należą. Tym niemniej podczas pandemii biskupi i episkopaty we współpracy z władzami państwowymi i ekspertami musieli podjąć bolesne decyzje, w tym decyzję o przedłużonym zawieszeniu obecności wiernych podczas sprawowania Eucharystii. Prefekt watykańskiej dykasterii przypomina jednak, że jak tylko warunki na to pozwolą, trzeba pilnie powrócić do normalnego życia chrześcijańskiego, dla którego domem i miejscem sprawowania liturgii jest budynek kościoła. Podkreśla on, że oddalenie od ołtarza było czasem postu eucharystycznego, pozwalającym odkryć znaczenie tego sakramentu, do którego należy powrócić z oczyszczonym sercem, jak tylko jest to możliwe.
Przy tej okazji kard. Sarah powołuje się na świadectwo męczenników z Abiteny, którzy dla udziału w Eucharystii ryzykowali własnym życiem, bo jak wyznali nie mogą żyć bez niedzielnej Mszy. Przypomina, że choć środki społecznego przekazu oddały wielką służbę podczas pandemii, to jednak żadna transmisja Mszy nie może zastąpić osobistego udziału w Eucharystii. Co więcej transmisje te mogą nawet oddalić od osobistego i intymnego spotkania z Bogiem, który wydał się za nas nie w sposób wirtualny, lecz rzeczywisty, mówiąc: „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, trwa we Mnie, a Ja w nim”.
Kard. Sarah przypomina też o potrzebie zachowania niektórych zasad. Należna troska o przestrzeganie norm higieny i bezpieczeństwa nie może prowadzić do sterylizacji gestów i rytów. Nie może też zaszczepiać w wiernych lęku i poczucia zagrożenia. Od biskupów oczekuje się roztropnej ale też stanowczej postawy wobec rządzących, którzy usiłowaliby zredukować rolę celebracji Eucharystii do zwyczajnego zgromadzenia, porównywalnego a nawet mniej ważnego niż spotkania rekreacyjne. Szef watykańskiej kongregacji jednoznacznie też stwierdza, że normy liturgiczne nie należą do kompetencji państwa, lecz jedynie władz kościelnych. Ponadto należy ułatwiać wiernym udział w sakramentach, jednakże bez improwizacji i eksperymentów liturgicznych, lecz z pełnym zachowaniem norm i z dbałością o piękno obrzędów.
Kard. Sarah przypomina też o prawie wiernych do przewidzianych sposobów przyjmowania Ciała Chrystusa i adorowania Pana w Eucharystii, bez ograniczeń, które wykraczają poza to, czego wymagają normy higieniczne ustalone przez władze publiczne czy biskupów. Prefekt watykańskiej kongregacji przyznaje, że na czas szczególnych zagrożeń, takich jak pandemie czy wojny, biskupi i episkopaty, mogą ustalać tymczasowe zasady postępowania, którym należy okazywać posłuszeństwo. Ustalenia te jednak wygasają, kiedy sytuacja powraca do normy.
Na zakończenie kard. Sarah wspomina o integralnej wizji człowieka. Kościół przypomina, że życie ziemskie jest ważne, ale o wiele ważniejsze jest życie wieczne. Troskę o zdrowie łączy z głoszeniem wiecznego zbawienia dusz.
radio Bobola/Londyn
************
Kard. Sarah wzywa do szacunku wobec Eucharystii i powrotu do świątyń
Nikt nie może powstrzymać kapłana od słuchania spowiedzi czy udzielania Komunii. A zatem nawet jeśli wierni nie mogą uczestniczyć we Mszy św., mogą prosić o spowiedź i Komunię – powiedział prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Kard. Robert Sarah odniósł do sytuacji we Włoszech, gdzie od niemal dwóch miesięcy wierni nie mogą uczestniczyć w Eucharystii. Co więcej rządowe dekrety o rozluźnieniu sanitarnych obostrzeń, nadal nie przewidują publicznych liturgii. Episkopat prowadzi jednak z rządem negocjacje dotyczące bezpiecznego sprawowania Eucharystii, w tym udzielania Komunii.Odnosząc się do medialnych informacji na ten temat kard. Sarah podkreślił, że przywrócenie Eucharystii nie może się odbywać kosztem profanacji. Najświętszy Sakrament trzeba traktować w sposób godny Boga. Nie do przyjęcia jest więc na przykład pomysł, by Hostie były udostępniane w plastikowym opakowaniu na zasadzie samoobsługi czy Komunii na wynos. „Nie możemy traktować Eucharystii jak banalnego przedmiotu. Nie jesteśmy w supermarkecie” – powiedział kard. Sarah w wywiadzie dla portalu Nuova Bussola Quotidiana. Podkreślił on, że nawet jeśli brak dostępu do Eucharystii powoduje cierpienie, to sam sposób udzielania Komunii nie podlega negocjacji. Przypomniał, że w Kościele nadal obowiązuje zasada, że wierny ma wolność wyboru w sposobie przyjmowania Komunii na rękę bądź do ust. Ta reguła musi być uszanowana – powiedział szef watykańskiej dykasterii odpowiedzialnej za liturgię i sakramenty.
Podkreślił on również, że nie powinniśmy się przyzwyczajać do Mszy w telewizji czy w internecie. Bóg się wcielił, nie jest rzeczywistością wirtualną – przypomniał kard. Sarah, dodając, że takie liturgie są też szkodliwe dla samych kapłanów. „Podczas Mszy mają oni patrzeć na Boga, a tymczasem przyzwyczajają się do patrzenia na kamerę, jakby to był jakiś spektakl. Tak dłużej być nie może” – powiedział watykański purpurat.
Zastrzegł zarazem, że nie powinniśmy się dziwić iż diabeł w sposób szczególny atakuje dziś Eucharystię. Ona jest bowiem sercem życia Kościoła. „Jestem jednak przekonany – dodał kard. Sarah – że głównym problemem jest wiara kapłanów. Gdyby kapłani byli świadomi, czym jest Eucharystia, to niektóre sposoby jej sprawowania i niektóre hipotezy na temat udzielania Komunii w ogóle nie przyszłyby im do głowy. Jezusa nie wolno traktować w ten sposób”. Przestrzegł on również przed naśladowaniem tego, co dzieje się w niemieckim Kościele. Robi się tam wiele rzeczy, które nie mają nic wspólnego z wiarą katolicką, lecz są protestantyzmem.
źródło: vaticannews.va/autor: Krzysztof Bronk – Watykan
**************
Kardynał Robert Sarah ponownie wypowiedział się na temat nadużyć liturgicznych, mówiąc, że propozycje „Eucharystii na wynos” są „absurdem” i „szaleństwem”. Ostrzegł także przed dominacją Mszy transmitowanych na żywo, aby stały się nową normą, ponieważ „Bóg nie jest rzeczywistością wirtualną”.
Kardynał Sarah odpowiadał na pytania, które dotyczyły artykułu we włoskiej gazecie La Stampa, który podniósł pomysł pakowania świętych postaci i umieszczania ich na półkach w kościołach, aby wierni mogli je zabrać indywidualnie, poza Mszą Świętą.
Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów powiedział Daily Compass, że wierni mają prawo do przyjmowania sakramentów, ale tylko w sposób godny.
„Przede wszystkim Eucharystia nie jest prawem ani obowiązkiem” – powiedział kardynał Sarah. „[To] jest dar, który otrzymujemy za darmo od Boga i który musimy przyjąć z czcią i miłością. Odpowiedzią na brak Eucharystii nie może być bezczeszczenie” – dodał.
Idea, aby owinąć postaci eucharystyczne papierem i dostarczyć go tak, jakby to był posiłek na wynos, jest absurdem i „szaleństwem”. Eucharystię należy traktować z wiarą: nie możemy traktować jej jako trywialnego przedmiotu; nie jesteśmy w supermarkecie ”- wyjaśnił kardynał.
Kiedy Daily Compass zasugerował, że coś takiego już „dzieje się w Niemczech”, kardynał Sarah odpowiedział: „Niestety, wiele rzeczy w Niemczech nie jest katolickich, ale to nie znaczy, że trzeba je naśladować”.
„Diabeł mocno atakuje Eucharystię, ponieważ jest ona sercem życia Kościoła” – powiedział Sarah.
Zapytany o praktykę transmisji liturgii na żywo, kardynał Sarah ostrzegł, aby nie pozwolić, by wirtualizacja stała się nową normą: „Nie możemy się do tego przyzwyczaić” – powiedział. „Bóg stał się wcielony, On jest ciałem i krwią, nie jest rzeczywistością wirtualną” – podkreślił.
catholicherald.co.uk
************************
Kard. Sarah: „Z radością powróćmy do Eucharystii”
**
- Kard. Sarah podkreśla, że chrześcijanie nigdy nie dążyli do izolacji od świata i zamknięcia się za drzwiami kościoła. Świadomi swej odmienności, zawsze starali się wniknąć w społeczeństwo. Wiedzieli, że są na tym świecie, choć do niego nie należą.
- Kardynał powołuje się na świadectwo męczenników z Abiteny, którzy dla udziału w Eucharystii ryzykowali własnym życiem, bo jak wyznali nie mogą żyć bez niedzielnej Mszy. Przypomina, że choć środki społecznego przekazu oddały wielką służbę podczas pandemii, to jednak żadna transmisja Mszy nie może zastąpić osobistego udziału w Eucharystii.
- Hierarcha przypomina też o prawie wiernych do przewidzianych sposobów przyjmowania Ciała Chrystusa i adorowania Pana w Eucharystii, bez ograniczeń, które wykraczają poza to, czego wymagają normy higieniczne ustalone przez władze publiczne czy biskupów.
Na samym wstępie stwierdza się, że pandemia doprowadziła do poważnych zaburzeń nie tylko w sferze społecznej czy gospodarczej, ale również w życiu religijnym. Wymóg dystansu społecznego miał poważne konsekwencje dla wymiaru wspólnotowego, który należy do istoty chrześcijańskiej wiary. Kard. Sarah obszernie uzasadnia znaczenie tego wymiaru, który zostaje potwierdzony przez samego Chrystusa, zapewnieniem, że gdzie dwaj albo trzej gromadzą się w Jego imię, tam On będzie pośród nich. Prefekt watykańskiej kongregacji przypomina, że wspólnotowy charakter liturgii odróżniał chrześcijan od świata pogańskiego, w którym świątynie były przeznaczone dla bóstwa, a nie dla ogółu wiernych.
Kard. Sarah podkreśla, że chrześcijanie nigdy nie dążyli do izolacji od świata i zamknięcia się za drzwiami kościoła. Świadomi swej odmienności, zawsze starali się wniknąć w społeczeństwo. Wiedzieli, że są na tym świecie, choć do niego nie należą. Tym niemniej podczas pandemii biskupi i episkopaty we współpracy z władzami państwowymi i ekspertami musieli podjąć bolesne decyzje, w tym decyzję o przedłużonym zawieszeniu obecności wiernych podczas sprawowania Eucharystii. Prefekt watykańskiej dykasterii przypomina jednak, że jak tylko warunki na to pozwolą, trzeba pilnie powrócić do normalnego życia chrześcijańskiego, dla którego domem i miejscem sprawowania liturgii jest budynek kościoła. Podkreśla on, że oddalenie od ołtarza było czasem postu eucharystycznego, pozwalającym odkryć znaczenie tego sakramentu, do którego należy powrócić z oczyszczonym sercem, jak tylko jest to możliwe.
Przy tej okazji kard. Sarah powołuje się na świadectwo męczenników z Abiteny, którzy dla udziału w Eucharystii ryzykowali własnym życiem, bo jak wyznali nie mogą żyć bez niedzielnej Mszy.
Przypomina, że choć środki społecznego przekazu oddały wielką służbę podczas pandemii, to jednak żadna transmisja Mszy nie może zastąpić osobistego udziału w Eucharystii. Co więcej transmisje te mogą nawet oddalić od osobistego i intymnego spotkania z Bogiem, który wydał się za nas nie w sposób wirtualny, lecz rzeczywisty, mówiąc: „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, trwa we Mnie, a Ja w nim”.
Kard. Sarah przypomina też o potrzebie zachowania niektórych zasad. Należna troska o przestrzeganie norm higieny i bezpieczeństwa nie może prowadzić do sterylizacji gestów i rytów. Nie może też zaszczepiać w wiernych lęku i poczucia zagrożenia. Od biskupów oczekuje się roztropnej ale też stanowczej postawy wobec rządzących, którzy usiłowaliby zredukować rolę celebracji Eucharystii do zwyczajnego zgromadzenia, porównywalnego a nawet mniej ważnego niż spotkania rekreacyjne. Szef watykańskiej kongregacji jednoznacznie też stwierdza, że normy liturgiczne nie należą do kompetencji państwa, lecz jedynie władz kościelnych. Ponadto należy ułatwiać wiernym udział w sakramentach, jednakże bez improwizacji i eksperymentów liturgicznych, lecz z pełnym zachowaniem norm i z dbałością o piękno obrzędów.
Kard. Sarah przypomina też o prawie wiernych do przewidzianych sposobów przyjmowania Ciała Chrystusa i adorowania Pana w Eucharystii, bez ograniczeń, które wykraczają poza to, czego wymagają normy higieniczne ustalone przez władze publiczne czy biskupów.
Prefekt watykańskiej kongregacji przyznaje, że na czas szczególnych zagrożeń, takich jak pandemie czy wojny, biskupi i episkopaty, mogą ustalać tymczasowe zasady postępowania, którym należy okazywać posłuszeństwo. Ustalenia te jednak wygasają, kiedy sytuacja powraca do normy.
Na zakończenie kard. Sarah wspomina o integralnej wizji człowieka. Kościół przypomina, że życie ziemskie jest ważne, ale o wiele ważniejsze jest życie wieczne. Troskę o zdrowie łączy z głoszeniem wiecznego zbawienia dusz.
Tygodnik NIEDZIELA/Krzysztof Bronk/Watykan (KAI)
*********************************************************
Spotkania z Matką.
13 września 1917
**
Piąte objawienie miało miejsce zgodnie z dniem wyznaczonym przez Maryję. Wokół dębu w Cova da Iria zgromadził się tłum ludzi. Dla dzieci ich „sława” stawała się coraz bardziej uciążliwa.
Łucja tak relacjonuje wydarzenia z 13 września 1917 roku: „Kiedy zbliżyła się godzina, przeciskałam się z Hiacyntą i Franciszkiem przez tłum ludzi, który nam ledwo pozwalał przejść. Ulice były pełne ludzi. Wszyscy chcieli nas widzieć i rozmawiać z nami. Tam się jeden drugiego nie bał. Wiele osób, nawet zacne panie i panowie przeciskali się przez tłum, który nas otaczał. Padali na kolana przed nami, prosząc, byśmy Matce Bożej przedstawili ich prośby. Inni, którzy nie mogli się do nas dostać, wołali z daleka: – Na miłość Boską, proście Maryję, żeby mi wyleczyła mego syna kalekę. Ktoś inny wołał: – Niech wyleczy moje niewidome dziecko. A znowu inny: – A moje jest głuche. I znowu inny: – Niech mi przyprowadzi z wojny do domu mego męża i mego syna. – Niech mi nawróci grzesznika. – Niech mnie uzdrowi z gruźlicy itd.”.
Łucja komentuje to, co zobaczyła, w taki sposób: „Tam ukazała się cała nędza biednej ludzkości, niektórzy krzyczeli z drzew, inni z muru, na którym siedzieli, aby nas zobaczyć, gdy przechodziliśmy. Jednym obiecując spełnienie ich życzeń, innym podając rękę, aby mogli się podnieść z ziemi, mogliśmy się dalej posuwać dzięki kilku mężczyznom, którzy nam torowali drogę przez tłum. Kiedy teraz czytam w Nowym Testamencie o tych cudownych scenach, które się zdarzały w Palestynie, kiedy Pan Jezus przechodził, przypominam sobie te, które jako dziecko mogłam przeżyć na ścieżkach i ulicach z Aljustrel do Fatimy do Cova da Iria. Dziękuję Bogu i ofiaruję Mu wiarę naszego dobrego ludu portugalskiego. Myślę, że jeżeli ci ludzie na kolana padali przed trojgiem biednych dzieci jedynie dlatego, że z miłosierdzia Bożego doznały łaski rozmawiania z Matką Boską, to co by dopiero robili, gdyby widzieli przed sobą samego Jezusa Chrystusa?”.
Samo objawienie było krótkie. Kiedy dzieci dotarły do dębu skalnego w Cova da Iria, zaczęły wraz z ludźmi odmawiać Różaniec. Wkrótce potem ujrzały odblask światła i Panią nad dębem skalnym. Maryja powiedziała:
„»Odmawiajcie w dalszym ciągu Różaniec, żeby uprosić koniec wojny. W październiku przybędzie również Nasz Pan, Matka Boża Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby pobłogosławić świat. Bóg jest zadowolony z waszych serc i ofiar, ale nie chce, żebyście w łóżku miały sznur pokutny na sobie. Noście go tylko w ciągu dnia«.
Polecono mi, żebym Panią prosiła o wiele rzeczy: o uzdrowienie pewnego chorego i jednego głuchoniemego. [powiedziała Łucja]
»Tak, kilku uzdrowię, innych nie. W październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli«.
Po tych słowach Pani, zaczynając się wznosić, znikła jak zwykle”.
O jakim sznurze mówi Maryja? Otóż dzieci między 19 sierpnia a 13 września wpadły na pomysł dodatkowego umartwienia (oprócz kilku innych, które podjęły). Idąc mianowicie z owcami, znalazły na polu kawałek sznura od wozu. Łucja podniosła go i dla żartu owinęła wokół ramienia. Zauważyła, że sprawia on dotkliwy ból. Powiedziała do swoich kuzynów: „Słuchajcie, to boli. Moglibyśmy się nim wiązać i nosić jako umartwienie z miłości do Jezusa”.
Dzieci podchwyciły pomysł, podzieliły sznur i owinęły sobie wokół bioder. To sprawiało im ból, ale one traktowały to jako ofiarę. Maryja nie zakazuje im tego całkowicie, ale prosi o pewien umiar. Gorliwość małych apostołów może zawstydzać.
opracował ks. Tomasz Jaklewicz/wiara.pl
************************************************************************
poniedziałek – 14 września
XXIV tydzień okresu zwykłego
ŚWIĘTO PODWYŻSZENIA KRZYŻA ŚWIĘTEGO
**
Dla upamiętnienia Wielkiego Jubileuszu Roku Pańskiego 2000 w Beskidach wokół miasta Bielska-Białej wzniesiono trzy potężne krzyże między którymi odległość w linii prostej wynosi dokładnie 11 kilometrów: krzyże te postawiono na Trzech Lipkach, na Hrobaczej Łące oraz w Starej Wsi.
Krzyż pierwszy:
Wzgórze Trzy Lipki, na którym od 2001 roku stoi gigantyczny 40-metrowy stalowy krzyż, przypominający pastorał Jana Pawła II, to jedno z najpiękniejszych miejsc Bielska-Białej. Docierają tu liczne procesje i sprawowane są Msze św. Na wzgórze przychodzi też wielu turystów, by podziwiać niezwykłą panoramę miasta i Beskidów. U stóp krzyża znajduje się wypalana w glinie pamiątkowa tablica, przedstawiająca papieża z pastorałem. Obok umieszczono cytat z homilii papieskiej wzywającej do przyjęcia dziedzictwa krzyża.
Krzyż drugi:
W Starej Wsi postawiono 31-metrowy stalowy krzyż jubileuszowy z 2000 roku. U zbiegu ramion krzyża, który ma 8 tonową konstrukcję – umieszczony jest zarys serca, które o zmierzchu podświetlone jest na czerwono.
Krzyż Trzeci:
Na Hrobaczej Łące na wysokości 828 m n.p.m. jest postawiony 35-metrowy krzyż. Nocą jest oświetlony i przez to rozpoznawalny z daleka. Jest już stałym elementem krajobrazu beskidzkiego okolic Bielska-Białej.
Święto Podwyższenia Krzyża wiąże się z odnalezieniem drzewa krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus, a także wyraża głęboki sens krzyża w życiu chrześcijanina. Istotą święta jest ukazanie tajemnicy Krzyża jako ceny zbawienia człowieka.
WIELBIMY CIEBIE KRZYŻU ŚWIETY!
***
Kiedy w roku 70 Jerozolima została zdobyta i zburzona przez Rzymian, rozpoczęły się wielkie prześladowania religii Chrystusa, trwające prawie 300 lat. Dopiero po ustaniu tych prześladowań matka cesarza rzymskiego Konstantyna, św. Helena, kazała szukać Krzyża, na którym umarł Pan Jezus. Po długich poszukiwaniach Krzyż odnaleziono. Co do daty tego wydarzenia historycy nie są zgodni; najczęściej podaje się rok 320, 326 lub 330, natomiast jako dzień wszystkie źródła podają 13 albo 14 września. W związku z tym wydarzeniem zbudowano w Jerozolimie na Golgocie dwie bazyliki: Męczenników (Martyrium) i Zmartwychwstania (Anastasis). Bazylika Męczenników nazywana była także Bazyliką Krzyża. 13 września 335 r. odbyło się uroczyste poświęcenie i przekazanie miejscowemu biskupowi obydwu bazylik. Na tę pamiątkę obchodzono co roku 13 września uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego. Później przeniesiono to święto na 14 września, ponieważ tego dnia wypada rocznica wystawienia relikwii Krzyża na widok publiczny, a więc pierwszej adoracji Krzyża, która miała miejsce następnego dnia po poświęceniu bazylik. Święto wprowadzono najpierw dla tych kościołów, które posiadały relikwie Krzyża, potem zaś dla całego Kościoła Powszechnego. Ważnym wkładem w historię dzisiejszego święta jest świadectwo mniszki Egerii, która w Itinerarium Egeriae relacjonuje obchody Podwyższenia Krzyża połączone ze świętem dedykacji, czyli poświęcenia kościoła Męczenników (Martyrium) na Golgocie: “Dniami Eucenii (dedykacji) zwą się te dni, w których święty kościół stojący na Golgocie, zwany Martyrium, poświęcony został Bogu. Także święty kościół znajdujący się w Anastasis, to jest w miejscu, gdzie Pan po męce zmartwychwstał, tego samego dnia został Bogu poświęcony. Rocznica poświęcenia tych świętych kościołów jest obchodzona z całą czcią, bo i Krzyż znaleziono tego samego dnia […]” W 614 r. na Ziemię Świętą napadli Persowie pod wodzą Chozroeza. Zburzyli wówczas wszystkie kościoły, także i kościół Bożego Grobu, a wiedząc, jak wielkiej czci doznaje Krzyż Pana Jezusa, zabrali go ze sobą. Cały świat modlił się o odzyskanie Krzyża Świętego. Po zwycięstwie, jakie cesarz Herakliusz odniósł nad Chozroezem, w traktacie pokojowym Persowie zostali zmuszeni do oddania świętej relikwii (628). Podanie głosi, że kiedy sam cesarz chciał na swoich ramionach zanieść Krzyż Chrystusa na Kalwarię, mógł to uczynić dopiero wówczas, kiedy zdjął swoje królewskie szaty. Jest to legenda, gdyż ze świadectwa św. Cyryla Jerozolimskiego (+ 387) wiemy, że już za jego czasów czcigodną relikwię podzielono na drobne części i rozesłano je niemal po wszystkich okolicznych kościołach. Kościół w Krzyżu Jezusa widział zawsze ołtarz, na którym Syn Boży dokonał zbawienia świata. Dlatego każda jego cząstka, tak obficie zroszona Jego Najświętszą Krwią, doznawała zawsze szczególnej czci. Nie chodzi w tym wypadku o autentyczność poszczególnych relikwii, ale o fakt, że przypominają one Krzyż Chrystusa i wielkie dzieło, jakie się na nim dokonało dla dobra rodzaju ludzkiego. O ukrzyżowaniu Pana Jezusa piszą wszyscy Ewangeliści. Co więcej, podają bardzo szczegółowe okoliczności tego wydarzenia. Według świadectwa Ewangelistów Pan Jezus został ukrzyżowany około godziny 12, a umarł o godzinie 15. Jego pogrzeb odbył się ok. godziny 17. Kara ukrzyżowania była u Żydów znana, chociaż w prawie mojżeszowym nie była przewidziana. Aleksander Janneusz (103-76 przed Chrystusem) użył jej dla ukarania zbuntowanych przeciwko niemu faryzeuszów. Taką karę stosowali powszechnie Fenicjanie, Kartagińczycy, Persowie i Rzymianie. Ci ostatni jednak nie stosowali jej wobec obywateli rzymskich. Była to bowiem kara uznawana za hańbiącą i bardzo okrutną. Skazańca odzierano z szat, rzucano go na ziemię, rozciągano mu ramiona i nogi, przybijając je do krzyża. Skazaniec konał z omdlenia i gorączki, dusił się. Na domiar złego wisielca nękało mnóstwo komarów, a bywało, że konającego rozrywały sępy. Krzyż miał zwykle kształt litery T (tau). Ponieważ śmierć na krzyżu miała wszystkie znamiona hańby, dlatego cesarz Konstantyn Wielki zniósł karę śmierci przez ukrzyżowanie (316). Największą część drzewa Krzyża świętego posiada obecnie kościół św. Guduli w Brukseli. Bazylika św. Piotra w Rzymie przechowuje część relikwii, którą cesarze bizantyjscy nosili na piersi w czasie największych uroczystości. W skarbcu katedry paryskiej jest cząstka Krzyża świętego, podarowana przez polską królową Annę Gonzagę, którą miała otrzymać od króla Jana Kazimierza. Największą część Krzyża świętego w Polsce posiadał kościół dominikanów w Lublinie (zostały one skradzione w roku 1991, chociaż nadal w kościele tym znajdują się dwa inne relikwiarze Krzyża świętego). Stosunkowo dużą część Krzyża świętego posiada kościół św. Krzyża na Łysej Górze pod Kielcami. Miał ją podarować benedyktynom św. Emeryk (+ 1031), syn św. Stefana, króla Węgier (+ 1038). Od tej relikwii i klasztoru pochodzi nazwa “Góry Świętokrzyskie”. Wreszcie dość znaczna relikwia Krzyża świętego znajduje się w bazylice Krzyża Świętego w Rzymie. Ku czci Krzyża Świętego wzniesiono mnóstwo kościołów. W samej Polsce jest ich ponad 100. Istnieje również kilka rodzin zakonnych – męskich i żeńskich – pod nazwą Świętego Krzyża. Wśród nich najliczniejsze to Zgromadzenie Św. Krzyża, założone w 1837 r., a zatwierdzone przez Rzym w 1855 r. Na czele czcicieli Krzyża stoi św. Paweł Apostoł. Szczególnym nabożeństwem do Krzyża wyróżniała się św. Helena, cesarzowa. Jednak na wielką skalę kult Krzyża zapoczątkowało średniowiecze, kiedy to bardzo żywo i powszechnie rozwinął się kult męki Pańskiej. Wśród świętych wyróżnili się tym nabożeństwem: św. Bernard z Clairvaux (+ 1153), św. Franciszek z Asyżu (+ 1226), św. Bonawentura (+ 1274), św. Filip Benicjusz (+ 1285), a w latach późniejszych bł. Władysław z Gielniowa (+ 1505), św. Piotr z Alkantary (+ 1562), św. Jan od Krzyża (+ 1591) i św. Paweł od Krzyża (+ 1775). W nagrodę za serdeczne nabożeństwo do swojej męki Jezus obdarzył wielu świętych darem stygmatów. Dzieje Kościoła znają aż 330 podobnych wypadków. Pierwszy stwierdzony historycznie fakt stygmatów spotykamy u św. Franciszka z Asyżu. W ostatnich czasach mówiło się głośno o stygmatykach: Teresie Neumann z Konnersreuth (+ 1962) i o św. o. Pio (+ 1969). Od I w. spotykamy krzyże wypisywane, rysowane czy ryte graficznie – i to w najróżnorodniejszych formach i symbolice, której postacią naczelną jest zawsze Chrystus. Od IV w. spotykamy krzyże bez Ukrzyżowanego, ale za to bogato wykładane szlachetnymi kamieniami i złotem (crux gemmata). Ich forma jest także różna. Spotykamy między innymi krzyże Chrystusa, Piotra, Andrzeja, św. Pachomiusza, krzyż etiopski, ormiański, jerozolimski itp. We wczesnym średniowieczu zwykło się wyrabiać krzyże (pasje) z wizerunkiem Chrystusa, ale z koroną królewską (diademem) na głowie. Od wieku XII datują się krzyże współczesne, pełne wyrazu cierpienia i grozy. Najdawniejszy krzyż znaleziono w Herkulanum, w jednym z domów zasypanego przez wulkan (Wezuwiusz) w roku 63 i 79, którego to odkrycia dokonano w 1748 roku. Na jednej ze ścian domu znaleziono wyraźny odcisk dużego krzyża, który tam wisiał. Jest nawet otwór po gwoździu w ścianie, na którym ten krzyż był umieszczony. Krzyż Chrystusa czci się także czyniąc znak krzyża. Początkowo czyniono krzyż nad przedmiotami, kreśląc go dłonią. Miał on być wyznaniem wiary, chronić od nieszczęść, sprowadzać Boże błogosławieństwo. Zwyczaj ten sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa. Był on traktowany jako credo katolickie, streszczenie najważniejszych prawd wiary. Słowami podkreślano wiarę w Boga w Trójcy Świętej jedynego, a ruchem ręki podkreślano nasze zbawienie przez Chrystusową mękę i śmierć. O znaku krzyża świętego pisze już Tertulian (+ ok. 240). Św. Hieronim mówi o nim w liście do Eustochii. Pierwsi chrześcijanie tym znakiem posługiwali się bardzo często. Kościół zachował ten zwyczaj, kiedy w liturgii błogosławi swoich wiernych. Dzisiejsze święto przypomina nam wielkie znaczenie krzyża jako symbolu chrześcijaństwa i uświadamia, że nie możemy go traktować jedynie jako elementu dekoracji naszego mieszkania, miejsca pracy czy jednego z wielu elementów naszego codziennego stroju. |
***
Święto Podwyższenia Krzyża
fot. Martin Jernberg / Unsplash
**
14 września Kościół obchodzi Święto Podwyższenia Krzyża. Wiąże się ono z odnalezieniem drzewa krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus, a także wyraża głęboki sens krzyża w życiu chrześcijanina. Istotą święta jest ukazanie tajemnicy Krzyża jako ceny zbawienia człowieka.
Początki święta związane są z odnalezieniem przez św. Helenę relikwii krzyża na początku IV wieku i poświęceniem w Jerozolimie bazyliki ku jego czci w 335 r. Na pamiątkę, tego wydarzenia, ostatecznie 14 września, w Kościele obchodzi się uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego.
Znak krzyża był obecny w chrześcijaństwie od śmierci Jezusa. W początkach Kościoła nieraz przyjmował formę kotwicy albo trójzębu. Jako przedmiot kultu upowszechnił się i nabrał znaczenia po roku 313. W tym bowiem roku, według przekazu, cesarz Konstantyn Wielki, przed bitwą z uzurpatorem Maksencjuszem, zobaczył na tle słońca znak krzyża i słowa “w tym znaku zwyciężysz”. Poza tym tenże cesarz zniósł karę śmierci przez ukrzyżowanie.
Do VI w. na krzyżu nie umieszczano postaci Chrystusa. Także później nie ukazywano Jezusa umęczonego lecz chwalebnego: jako Króla z diademem zamiast cierniowej korony na głowie, albo jako Arcykapłana, albo jako Dobrego Pasterza. Od wieku XII pojawia się motyw cierpienia. Od tego czasu aż do dziś w Kościele łacińskim zwykle używany jest krzyż gotycki, pasyjny, który wskazuje na mękę i śmierć Chrystusa jako cenę zbawienia. W tradycji prawosławnej do dziś używany jest krzyż chwalebny.
Od czasów Konstantyna, kiedy to chrześcijanie uzyskali wolność wyznawania swojej wiary, krzyż stał się znakiem rozpoznawczym chrześcijan. Od tego czasu jest bardzo często używany w liturgii i uświęca całe życie chrześcijańskie: zaczyna i kończy modlitwę, dzień i każdą ważniejszą czynność, uświęca przestrzeń i jest używany przy wszelkich błogosławieństwach.
Ojcowie Kościoła podkreślali, że krzyż jest symbolem, w którym streszczają się najistotniejsze prawdy wiary chrześcijańskiej. Św. Jan Damasceński pisze: “Krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa, a nie cokolwiek innego, zwyciężył śmierć, zgładził grzech praojca, pokonał piekło, darował nam zmartwychwstanie, udzielił siły do wzniesienia się ponad doczesność i ponad samą śmierć, zgotował powrót do dawnej szczęśliwości, otworzył bramy raju, umieścił naturę naszą po prawicy Boga, uczynił nas Jego dziećmi i dziedzicami”.
Znak krzyża rozpoczyna i kończy modlitwę chrześcijanina. W liturgii jest gestem błogosławieństwa. Krzyż zawieszany na szyi, w mieszkaniu, w pracy, stawiany na szczytach świątyń przypomina wierzącym o ich powołaniu. Jego znaczenie staje się szkołą życia dla chrześcijan widzących w nim ostateczne zwycięstwo dobra nad złem.
Katolicka Agencja Informacyjna/Kai.pl
***************************
Chrystus wraca do katedry
Słynący łaskami i niezwykłą historią krucyfiks wraca po renowacji do kaplicy Baryczków w archikatedrze warszawskiej. Prace konserwatorskie odsłoniły jego nowe oblicze.
**
– Można powiedzieć, że jest to warszawski odpowiednik krucyfiksu królowej Jadwigi na Wawelu, stale otaczany kultem – podkreśla ks. dr Mirosław Nowak, dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Do warszawskiej katedry krucyfiks trafił około 1525 r., przywieziony tu z Norymbergi przez kupca Jerzego Baryczkę. Był świadkiem królewskich ślubów i koronacji oraz zaprzysiężenia Konstytucji 3 Maja. Modlili się przed nim Tadeusz Kościuszko, Romuald Traugutt i Henryk Sienkiewicz, a także papieże św. Jan Paweł II i Benedykt XVI. Klękał król Jan III Sobieski przed wyprawą pod Wiedeń oraz po powrocie, dziękując za zwycięstwo. Przychodzili w ważnych dla narodu chwilach królowie i prezydenci. A ks. Stanisław Tworkowski napisał we wspomnieniach, że kiedy we wrześniu 1939 r. abp Stanisław Gall wyświęcał w katedrze św. Jana w czasie nalotu młodych kapłanów, cudowny Pan Jezus błogosławił im na czekające ich trudy i walkę.
Z krzyżem Baryczków związanych jest wiele niezwykłych opowieści. Ludzie, modląc się przed nim, doznawali niezliczonych łask, o czym świadczyły liczne wota. W kategoriach cudu interpretowano ocalenie krucyfiksu z płonącej katedry podczas powstania warszawskiego.
NOWE OBLICZE
Krucyfiks Baryczków zwany jest cudownym krucyfiksem Jezusa Konającego, na co wskazuje układ zawieszonego na krzyżu ciała, opisywanego jako rzeźba naturalistyczna. Tradycja mówiła o rosnących włosach na głowie Chrystusa, które w Wielki Piątek miały podcinać dziewczęta z najgodniejszych rodów.
Krzyż w ciągu pięciuset lat obecności w Warszawie zaledwie trzykrotnie opuścił katedrę. Pierwszy raz, gdy ratowano go w czasie potopu szwedzkiego. Po raz drugi w czasie powstania 1944 r., a ostatni raz w sierpniu ubiegłego roku w związku z zaplanowaną konserwacją. Prace prowadzone były w jednej z sal Muzeum Archidiecezji Warszawskiej pod kierunkiem prof. Marii Lubryczyńskiej z Wydziału Konserwacji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zwiedzający mogli obserwować ich postęp przez szybę. Działania konserwatorskie i restauratorskie prowadzone były – jak mówiła prof. Lubryczyńska – z poczuciem odpowiedzialności za zachowanie w jak najlepszym stanie skarbu narodowego, jakim jest krzyż Baryczków.
Po renowacji twarz cierpiącego Jezusa nabrała innego wyrazu. Spod półprzymkniętych powiek widać spojrzenie oczu. Dzięki zabiegom konserwatorskim zniknęły zabrudzenia i ukazały się źrenice otoczone brązową tęczówką. Cała postać jest jaśniejsza i teraz lepiej widać szczegóły: wyraźnie rysujące się żyły, z których sączy się krew. Zniszczoną perukę z końskiego włosia zastąpiono naturalnymi ludzkimi, ciemnymi włosami. Cierniowa korona odzyskała srebrny kolor. Pierwotny koloryt odzyskał też krzyż. Okazało się, że ciemna barwa była skutkiem wieloletniego kurzu i brudu. Renowacja pokazała, że krzyż obity jest metalem, który po czyszczeniu nabrał srebrzystego koloru.
Renowacja trwała ponad pół roku. Cudowny krucyfiks wraca do archikatedry 28 lutego, w pierwszy piątek Wielkiego Postu, w niezwykłej oprawie Drogi Krzyżowej, która przejdzie ulicami Starego Miasta z kościoła Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Przyrynku. Odtworzono będą archiwalne nagrania rozważań kard. Stefana Wyszyńskiego. Uroczystość ma nawiązywać do powrotu krucyfiksu do katedry po II wojnie światowej, po tym, jak podczas powstania krucyfiks został ocalony.
CUDOWNIE URATOWANY
Krzyż z płonącej katedry wyniósł wówczas ks. Wacław Karłowicz, ps. „Andrzej Bobola”, kapelan powstańców z pomocą dwóch sanitariuszek harcerskiego batalionu Armii Krajowej „Wigry”: Barbary Gancarczyk-Piotrowskiej ps. „Pająk” i Teresy Potulickiej-Łatyńskiej ps. „Michalska”.
Irena Świerdzewska/Idziemy nr 09/2020
************************************
Z kim niesiesz krzyż?
**
W religii znaki są ważne. Mówią nieraz więcej niż słowa.
Coraz mniejsze krzyże w mieszkaniach, coraz większe ekrany. Ruszyło mnie kiedyś to zdanie. Postanowiłem kupić duży krzyż. Trafiłem w Krakowie na sklep z antykami. Zdziwiłem się, że było tam aż tyle krucyfiksów. Drewniane, metalowe, duże, małe, wystawione na sprzedaż, niepotrzebne. Stały między komodami, porcelaną, lampami, antykami. Wybrałem ten najbardziej zniszczony, właściwie samą figurę Ukrzyżowanego. Jaka jest Jego historia? Komu towarzyszył, kto przed Nim się modlił? Teraz to już mój krzyż, „mój Chrystus połamany”. Będzie towarzyszył mojemu życiu, będzie świadkiem moich wzlotów i upadków.
Sięgam do kazania ks. Tischnera („Wiara ze słuchania”). Na Golgocie były trzy krzyże, powiada krakowski filozof. Pierwszy to krzyż człowieka, który buntował się przeciwko władzy, a teraz przeciwko Bogu. Woła do Chrystusa, aby pomógł mu zejść z krzyża. Chce pozbyć się krzyża, ale w gruncie rzeczy dzieje się coś przeciwnego: na jego miejsce przychodzi drugi, trzeci, dziesiąty. Każdy z nas ma w sobie coś ze zbuntowanego złoczyńcy. Kto nie zrozumiał sensu krzyża, ten mnoży sobie krzyże na plecach. Z drugiej strony inny człowiek.
Ten prosi Boga o przebaczenie, otrzymuje od Jezusa obietnicę raju. Krzyż czegoś go nauczył. Był buntownikiem, może wydawało mu się, że jest silny, niezwyciężony. Krzyż nauczył go pokory. Cierpienie nauczyło go rozumieć, że jest tylko człowiekiem. Krzyż stał się dla niego wielką szkołą prawdy. I tak może być w naszym życiu. Im szybciej człowiek nauczy się prawdy o sobie, tym mniejszy będzie ten krzyż. I wreszcie krzyż Chrystusa. Słychać z niego wołanie: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. Jakby wszystko było stracone. Ale za chwilę odzywa się inny głos: „W ręce Twoje powierzam ducha mego”. Rozpacz została przezwyciężona, pojawia się nadzieja.
Te trzy krzyże są człowiekowi potrzebne, żeby go nauczyły dróg zbawienia. Jest krzyż, który prowadzi do buntu, jest krzyż, który uczy prawdy o sobie i jest ten najważniejszy, z którego płynie nadzieja. Ten trzeci krzyż niesiesz z Chrystusem. Nie jesteś sam. Kiedy wołasz: „Boże mój czemuś mnie opuścił”, to pamiętaj, że ktoś już te słowa wypowiedział przed tobą i że po nich są inne: „Ojcze, w Twe ręce oddaję ducha mojego”. Tischner pyta: „Z kim niesiesz krzyż? Z łotrem zbuntowanym? Ze złoczyńcą nawróconym? Czy z Jezusem Chrystusem?”.
ks. Tomasz Jaklewicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 37/2009
**************************************
Bez krzyża nie ma zbawienia
Droga do zbawienia wiedzie przez krzyż. Innej drogi nie ma. „Nie łudźcie się – przypomina święty Ludwik Maria Grignion de Montfort – „odkąd koniecznym stało się, by Mądrość Wcielona weszła do Nieba przez Krzyż, trzeba wchodzić tam za nią tą samą drogą. Dlatego właśnie „musisz zaakceptować swój krzyż. Jeśli będziesz go dźwigał odważnie, zaprowadzi cię do nieba” – zaleca święty Jan Maria Vianney. „Czemu więc jeszcze się boisz podjąć ten krzyż, który jest drogą do Królestwa?” – pyta Tomasz à Kempis.
Szydercy pokrzykiwali na Jezusa: „Zejdź z krzyża!” (Mt 27, 40). Nie mieściło się im w głowie, że łatwiej z krzyża zejść niż nań wejść. Łatwiej od krzyża uciec niż dobrowolnie po krzyż sięgnąć.
Szydercy pokrzykiwali na Jezusa: „Wybaw sam siebie” (Łk 23, 37). Nie mieściło się im w głowie, że On nie potrzebuje wybawienia dla siebie, ale oni – tak. I być może niejednemu z ich dzieci zbawienie zostało dane, bo chociaż oni sami przedłożyli cezara nad Mesjasza i krwi niewinnej wzywali na siebie i potomstwo swoje, to przecież już sześć wieków wcześniej Bóg zabronił powtarzać „tę przypowieść o ziemi izraelskiej: ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom” (Ez 18, 2).
Kto wie, czy synowie szyderców spod krzyża nie znaleźli się w gronie „świętych Pana w Jerozolimie” (Dz 19, 13), jak synowie Szymona z Cyreny, który (choć daleki od szyderstwa) też wcale się do krzyża nie palił? Krzyż Chrystusowy bowiem ma w sobie moc wywracania na nice sumień ludzkich. Krzyż obnaża całą prawdę o człowieku. O każdym z nas.
„Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia” (1 Kor 1, 18) – uczy święty Paweł. Chrystus ukrzyżowany „jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1, 23).
Stosunek do Chrystusowego krzyża najwyraźniej dowodzi, kim naprawdę, w głębi duszy jesteśmy: żydami, poganami czy uczniami Pana? Tymi co wybierają zbawienie czy tymi co wolą zatracenie? Zbałamuconymi „przebiegłością przebiegłych” (1 Kor 1, 19) czy zbrojnymi „mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1, 24)?
Zapłatą za grzech jest śmierć
Jezus Mesjasz mógłby zejść z krzyża, tylko że wtedy nie byłby Mesjaszem, czyli Chrystusem, który wybawi udręczoną ludzkość z mocy grzechu i śmierci. Jezus Chrystus bowiem został posłany na krzyż, „aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła” (Hbr 2, 14). Osobiście to zapowiedział na sześć dni przed ukrzyżowaniem podczas uczty w Betanii: „A ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć” (J 12, 32-33). A potem, w drodze do Emaus tłumaczył dwóm zdezorientowanym uczniom: „Czyż Mesjasz nie miał cierpieć, aby wejść do swej chwały?” (Łk 24, 26).
Wcześniej zaś wyznał Piłatowi: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J, 18, 37). A cóż jest najważniejszą prawdą chrześcijaństwa, jak nie to iż „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16)? I właśnie dlatego „jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne” (J 3, 14-15).
Bez krzyża nie byłoby zmartwychwstania. Na tym świętym drzewie dokonało się zbawienie całego rodzaju ludzkiego – „albowiem zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6, 23). Na drzewie krzyża z całego zła od pokoleń ciążącego na ludzkości, z całego ogromu naszych grzechów, z całego „odziedziczonego po przodkach złego postępowania zostaliśmy wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1, 18-19) – podkreśla święty Piotr.
Niech bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje
Jezus bez krzyża, tylko nauczający, uzdrawiający, błogosławiący dzieci, rozmnażający chleb, troszczący się o ubogich i wykluczonych – jak Go dziś coraz chętniej pragną widzieć coraz szersze kręgi chrześcijańskie – nigdy nie zbawiłby świata. Zostałby co najwyżej uznanym „guru” Bliskiego Wschodu (nawet nie „Buddą Zachodu” – jak bredzą „oświeceni” synkretyści na zachodnich uniwersytetach), ponieważ wiedza o Nim czy znajomość Jego nauki nie wykroczyłyby poza granice Judei (no, może sięgnęłyby Syrii, Arabii czy Cylicji, ewentualnie obrzeży Egiptu…). Nie byłby nawet prorokiem – bo prorocy zapowiadali Mesjasza, a On kogóż by miał zapowiadać?
Jezus bez krzyża nie byłby żadnym wzorem dla Kościoła. W czym bowiem moglibyśmy Go naśladować? Kto zdoła uzdrowić paralityka albo chorego na trąd? Kto potrafi rozmnożyć chleb albo martwe ryby? W krzyżu kryje się drogowskaz naszego postępowania drogą Chrystusową i wzorzec dostępny dla wszystkich bez wyjątku: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 23-24). Każdy jest w stanie oddać życie za Chrystusa; każdy jest w stanie nieść własny krzyż (zwłaszcza że Pan Bóg nie nakłada na nikogo ciężaru większego niż ten zdoła udźwignąć).
Czy można polubić krzyż? Chrystusowy Krzyż należy kochać, wielbić, czcić i adorować, a nasz własny – nieść cierpliwie. Z radością. Krzyż bowiem nie jest symbolem cierpiętnictwa, tylko posłuszeństwa. A posłuszeństwo bez miłości to postawa niewolnika. Ty zaś – zauważa z naciskiem święty Paweł – „nie jesteś już niewolnikiem lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej” (Ga 4, 7). Przyjmij zatem dumnie dziedzictwo, które Bóg Ojciec przez swojego Syna Jednorodzonego daje ci przez „drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”.
Nasze krzyże nie są z drewna. I bardziej niż na sobie nosimy je w sobie. Krzyż może być z ciała – ułomnego, schorowanego, wiarołomnego, obcego. Krzyż może być z nieokiełznanych myśli, które duszę na wskroś przepalają. Krzyż może być z relacji niezdrowych, toksycznych, nie dających spokoju. Krzyż może być z niezgody otoczenia na naszą wierność Chrystusowi. Krzyż może być z szyderstwa durniów nie mniej aroganckich niż przed dwoma tysiącami lat…
Jarzmo Moje jest słodkie, a Moje brzemię lekkie
„Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka?” (Hi 7, 1) – pyta retorycznie Hiob, który w życiu doświadczył wielu ciężkich krzyży. Trudy, cierpienia, znój, łzy, rozpacz zawsze będziemy mieli. Taki już nasz ludzki los. Chrześcijanin wie, że to bezpośredni skutek grzechu pierworodnego. Poganin, choć tego do wiadomości nie przyjmuje, również nie jest w stanie nic na to poradzić. Choćby nie wiadomo jak się starał słać sobie życie różami, nie zmieni ludzkiej kondycji.
Pan jednak, nakazując wszystkim, którzy zdecydują się pójść za nim krzyżową drogą: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 29), jednocześnie zapewnia ich ponad wszelką wątpliwość: „Albowiem jarzmo Moje jest słodkie, a Moje brzemię lekkie” (Mt 11, 30).
Chrześcijanie na co dzień noszą „ciężary”, które ludziom bezbożnym wydają się nie do udźwignięcia, jak choćby otwartość na życie, wierność małżeńska, czystość w myślach, mowie i uczynkach; jak powściągliwość w sądach i zaniechanie odwetu; jak miłosierdzie i miłość bliźniego jak siebie samego. I noszą je bez trudu, co więcej znajdują w tym radość. Bo kiedy się uzna celowość własnego krzyża, przestaje on być udręką. Owszem, niekiedy mocno ciąży na osłabłych ramionach, ba, nierzadko nawet wydaje się niesprawiedliwością, ale wówczas warto wspomnieć słowa Hioba: „Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?” (Hi 2, 10). Dają do myślenia, nieprawdaż?
Dobry Ojciec nigdy nie zsyła na swoje dzieci obiektywnego zła – to tylko nasze subiektywne opinie oparte na wąskiej perspektywie naszej ograniczonej jaźni. Zło w nas stanowi rezultat naszych osobistych wyborów, które Pan – nieustannie i nieodmiennie pragnący jedynie naszego szczęścia, przy pełnym poszanowaniu naszej wolności – dopuszcza, aby wyciągnąć z tego jeszcze większe dobro. Nie buntujmy się więc wobec krzyża, bo dając go nam Ojciec Niebieski traktuje nas jak swojego „Syna umiłowanego, w którym ma upodobanie” (Mt 17, 5). Pocieszmy się raczej zapewnieniem z ust Pana: „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! (…) Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie” (Ap 3, 19-21).
Mój krzyż – moje zadanie! Tylko go sobie trochę na plecach poprawię i ruszam dalej!
Jerzy Wolak/PCh24.pl
**********************************
MSZA ŚW. o godz. 19.00
Antyfona na wejście – Ga 6,14
Chlubimy się krzyżem naszego Pana Jezusa Chrystusa. W Nim jest nasze zbawienie, życie i zmartwychwstanie, przez Niego jesteśmy zbawieni i oswobodzeni.
Chwała na wysokości…
Kolekta
Wszechmogący Boże, Syn Twój posłuszny
Twojej woli poniósł śmierć na krzyżu,
aby wszyscy ludzie zostali zbawieni, spraw,
abyśmy poznawszy na ziemi tajemnicę odkupienia, mogli otrzymać jej owoce w niebie.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Liczb – Lb 21,4b-9
W owych dniach podczas drogi lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: „Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny”. Zesłał więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli zatem ludzie do Mojżesza, mówiąc: „Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże”. I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: „Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu”. Sporządził więc Mojżesz węża z brązu i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża z brązu, zostawał przy życiu.
Oto słowo Boże
Psalm 78
R/ Wielkich dzieł Boga nie zapominajmy.
Słuchaj, mój ludu, nauki mojej,
nakłońcie wasze uszy na słowa ust moich,
Do przypowieści otworzę me usta,
wyjawię tajemnice zamierzchłego czasu. R/
Gdy ich zabijał, wtedy Go szukali,
nawróceni garnęli się do Boga.
Przypominali sobie, że Bóg jest ich opoką,
że Bóg najwyższy jest ich Zbawicielem. R/
Lecz oszukiwali Go swymi ustami
i kłamali Mu swoim językiem.
Ich serce nie było Mu wierne,
w przymierzu z Nim nie byli stali. R/
On jednak będąc miłosierny
odpuszczał im winę i nie zatracał,
gniew swój często powściągał
i powstrzymywał swoje wzburzenie. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian – Flp 2,6-11
Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Uwielbiamy Cię, Chryste, i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty świat odkupiłeś. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Jana – J 3,13-17
Jezus powiedział do Nikodema: „Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Prosimy Cię, Boże, niech nas oczyści
z wszystkich grzechów Ofiara Twojego Syna,
która na ołtarzu krzyża zgładziła winy całego świata. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o Krzyżu Świętym
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie
Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze święty,
wszechmogący, wieczny Boże.
Ty postanowiłeś dokonać zbawienia
rodzaju ludzkiego na drzewie Krzyża.
Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek,
na drzewie Krzyża powstało nowe życie,
a szatan, który na drzewie zwyciężył,
na drzewie również został pokonany,
przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Przez Niego Twój majestat uwielbiają zastępy Aniołów, którzy zawsze się radują w Twojej obecności.
Prosimy, aby i nasze głosy przyłączyły się do nich, razem z nimi wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię – J 12,32
Gdy zostanę wywyższony nad ziemię, przyciągnę wszystkich do siebie.
Modlitwa po Komunii
Posileni na świętej Uczcie, błagamy Cię,
Panie Jezu Chryste, abyś doprowadził
do chwały zmartwychwstania Twoich wiernych,
których obdarzyłeś nowym życiem
przez Ofiarę złożoną na drzewie krzyża.
Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
********
Litania do Krzyża Świętego
Kyrie, elejson! Chryste, elejson! Kyrie, elejson!
Chryste usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupiecielu, świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty Boże, zmiłuj się nad nami.
O święty Krzyżu, broń nas.
O błogosławiony Krzyżu,
O cudowny Krzyżu,
O Krzyżu, drzewo życia,
Drzewo uznania dobrego,
Ozdobo całego chrześcijaństwa,
Narzędzie naszego Odkupienia,
Źródło wszelkiego błogosławieństwa,
Pociecho wszystkich strapionych,
Postrachu złych duchów,
Katedro cierpliwości,
Obrono chrześcijan,
Kluczu do Królestwa niebieskiego,
Ucieczko we wszystkich uciskach i pokusach,
Nadziejo grzeszników,
Światło sprawiedliwych,
Odpoczynku doskonałych,
Pociecho cierpiącego Kościoła,
Chwało zwycięskiego Kościoła,
Przewidziany przez Patriarchów i Proroków znaku naszego zbawienia,
Radości Apostołów,
Korono Męczenników,
Wesele Wyznawców,
Tarczo Dziewic,
Zadatku wiecznego szczęścia,
Krzyżu Święty, któryś był skropiony krwią Jezusa Pana,
Krzyżu Święty, któryś nam wieczną szczęśliwość przygotował,
Krzyżu Święty, któryś był godny nosić Zbawiciela świata.
Krzyżu Święty, na którym śmierć pokonaną została,
Jezu Chryste, ukrzyżowany Zbawicielu, zmiłuj się nad nami
Jezu Chryste, któryś cierpiał hańbę krzyża,
Jezu, któryś Ojcu Twemu Niebieskiemu posłuszny był aż do śmierci krzyżowej,
Jezu, któryś Ciałem Twoim na Krzyżu za grzechy nasze zapłacił,
Jezu, który wyrok śmierci na nas wydany przybiłeś do Krzyża,
Jezu, któryś przez Krzyż Twój zwyciężył szatana,
Jezu, któryś nas przywiódł przez Krzyż do wolności Synów Bożych,
Jezu, Kapłanie, któryś przez własną Krew do świątyni wstąpił i dla nas wieczne zbawienie uzyskał,
Jezu, który ze znakiem Krzyża przyjdziesz sądzić żywych i umarłych,
Bądź naw miłościw, przepuść nam, Jezu,
Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas, Jezu,
Od grzechu wszelkiego, wybaw nas, Jezu,
Od zasadzek nieprzyjaciela wiecznego,
Od wiecznego potępienia,
Od bojaźni śmierci,
Przez Krzyż Twój święty,
Przez pięć ran Twoich,
Przez Krew Twoją,
Przez śmierć Twoją,
My, grzeszni, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Jezu.
Abyśmy zawsze byli prawdziwymi miłośnikami Twego Krzyża, Ciebie prosimy,
Abyśmy w niczym chwały nie szukali, tylko w Krzyżu Twoim świętym, Ciebie prosimy,
Abyś nas mocą Twego Krzyża świętego od wszelkich niebezpieczeństw ciała i duszy uwolnić raczył, Ciebie prosimy,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Jezu.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Jezu.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami Jezu.
Karmel.pl /z ksiązeczki: 100 litanii, WAM, Kraków 1995
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Relikwie Krzyża na Świętym Krzyżu
Święty Krzyż jest najstarszym, a kiedyś był najważniejszym miejscem pielgrzymkowym w Polsce. Wiernych do klasztoru na Łysej Górze przyciągały relikwie Drzewa Krzyża Świętego, według najstarszych podań – podarowane zakonnikom w XII wieku przez św. Emeryka.
+++
Od dawna do Świętego Krzyża pielgrzymowały rzesze, a wśród nich polscy królowie. W 1386 r. Władysław Jagiełło, jadąc do Krakowa po chrzest i polską koronę, zatrzymał się tu na modlitwę. Tu prosił o pomoc, zanim wyruszył na wojnę z Krzyżakami w 1410 r. Siłę z modlitwy przed relikwiami Świętego Krzyża czerpali: Kazimierz Jagiellończyk, który w XV wieku zlecił rozbudowę klasztoru, Jan Olbracht, Zygmunt I, Zygmunt III, Władysław IV, a także Jan Kazimierz z żoną (w 1661 r.).
Pielgrzymowali na Święty Krzyż poeci, pisarze, naukowcy, m.in.: Wespazjan Kochowski, książę Adam Czartoryski, Cyprian Kamil Norwid, Stanisław Staszic, Julian Ursyn Niemcewicz. Wśród współczesnych pielgrzymów byli prymasi sługa Boży Stefan kardynał Wyszyński i kard. Józef Glemp. Jan Paweł II podczas Mszy św. na lotnisku w Masłowie k. Kielc w 1995 r. wspomniał sanktuarium Świętego Krzyża i dziękował Bogu, że sam jako papież jest przewodnikiem wierzących do Krzyża Chrystusowego.
Na ruinach pogańskich kultów
Święty Krzyż, jedno z najstarszych w Polsce sanktuariów, zbudowano na szczycie masywu górskiego o nazwie Łysa Góra (dawniej Łysiec), który ma wysokość 595 m n.p.m. i – po Łysicy – jest drugim co do wielkości wzniesieniem w Górach Świętokrzyskich. Znajduje się tu punkt widokowy, a także przecinają się liczne szlaki turystyczne Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Sanktuarium, którego nazwa przyjęła się dla całego wzniesienia, usytuowane jest na wschodnim niższym wierzchołku Łysej Góry, oddalone ok. 40 km od Kielc oraz 60 km od Sandomierza. Wraz z pobenedyktyńskim klasztorem obecnie jest pod opieką Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
Kiedyś na szczycie Łysej Góry znajdowała się pogańska świątynia. Cechą ludzi starożytnych było bowiem gromadzenie się na wzniesieniach, w miejscach widocznych z daleka. Być może historia Łysej Góry jako dobrze rozwiniętego gospodarczo ośrodka sięga nawet okresu kultury łużyckiej (XIII-IV wiek przed Chrystusem). Pozostałością po pogańskiej świątyni jest tzw. krąg kultowy – dwukilometrowy wał usypany z tłucznia kamiennego. W latach 1959-60 u podstawy wału odnaleziono fragmenty ceramiki pochodzące najprawdopodobniej z wczesnego średniowiecza. Pozwoliło to określić przybliżoną datę powstania wału na VIII wiek. Jedna z legend opowiada o znajdującym się w tym miejscu zamku, a więc ośrodku władzy. Zamek miał zostać zniszczony z powodu bluźnierstwa mieszkającej w nim kobiety, która kazała oddawać sobie boską cześć.
Według najstarszych podań, pierwszy chrześcijański kościół – romańska rotunda – powstał na ruinach pogańskich kultów za sprawą Dąbrówki, żony Mieszka I. Opactwo benedyktyńskie natomiast miał zbudować w 1006 r. Bolesław Chrobry.
Jak Emeryk rozmawiał z aniołem
Święty Krzyż był najstarszym, a kiedyś najważniejszym miejscem pielgrzymkowym w Polsce.
Wiernych do klasztoru na Łysej Górze przyciągały relikwie Drzewa Krzyża Świętego, według starych podań, podarowane zakonnikom w XII wieku przez św. Emeryka, syna króla węgierskiego św. Stefana I. Książę Emeryk podczas polowania miał podobno spotkać jelenia, w którego rogach zobaczył jaśniejący krzyż. W pogoni za uciekającym jeleniem dotarł na szczyt Łysej Góry, gdzie spotkał anioła. Ten wskazał medalion z relikwiarzem, który książę miał zawieszony na szyi. Były tam fragmenty Drzewa Krzyża Chrystusowego, odnalezionego przez św. Helenę, matkę Konstantyna Wielkiego. Książę stale nosił relikwie ze sobą, by chroniły go od nieszczęść i chorób. Anioł polecił mu jednak przekazać relikwie zakonnikom w klasztorze, który miał powstać w tym miejscu. Scenę rozmowy Emeryka z aniołem przedstawia jeden z obrazów Franciszka Smuglewicza, znajdujący się w sanktuarium, na bocznej ścianie, niedaleko wyjścia na krużganki.
Na tle zabudowań klasztornych, według średniowiecznego wzoru ułożonych w zamknięty czworobok, wyróżnia się murowany jednonawowy kościół pw. Trójcy Świętej. W obecnym kształcie kościół pochodzi z lat 1781-89. Zbudowany został według planu Józefa Karsznickiego w stylu barokowo-klasycystycznym. Wystrój wnętrza – w stylu klasycystycznym. Warte obejrzenia są zwłaszcza obrazy pędzla Franciszka Smuglewicza (1745-1807), profesora Uniwersytetu Wileńskiego, wybitnego malarza religijnego. Wśród nich obraz znajdujący się w ołtarzu głównym, przedstawiający Trójcę Świętą w postaci siedzących osób Boga Ojca i Pana Jezusa oraz unoszącego się ponad nimi Ducha Świętego w symbolu gołębicy.
Relikwie Drzewa Krzyża Świętego – skarb sanktuarium – znajdują się obecnie w kaplicy Oleśnickich, zbudowanej w latach 1614-20. Malowidła na ścianach kaplicy przedstawiają świętych oraz sceny związane z historią relikwii. W krypcie kaplicy Oleśnickich spoczywają członkowie rodziny fundatorów – zakonnik, powstaniec z 1863 r. oraz książę Jeremi Wiśniowiecki, ojciec późniejszego króla Michała Korybuta.
Na przestrzeni wieków opactwo kilkakrotnie dewastowano podczas najazdów tatarskich i litewskich. Było rabowane, ulegało zniszczeniom z powodu pożarów, a następnie znów remontowane i przebudowywane. Rozkwit opactwa przypada na wiek XV. Mnisi rozbudowali wtedy bibliotekę, zasłynęli z umiejętności medycznych i produkcji leków. Poniżej klasztoru, na południowym stoku góry można zobaczyć kilka polan, na których mnisi benedyktyńscy mieli plantacje leczniczych ziół. Pamiątką po słynnej benedyktyńskiej aptece jest także pobliskie miasteczko Huta Szklana, gdzie znajdowała się ich własna wytwórnia opakowań na leki.
W czasie rozbiorów, po kasacie Zakonu Benedyktynów, klasztor niemal zupełnie podupadł, a w 1819 r. bullą papieską został przekazany na rzecz skarbu Królestwa Polskiego. W 1864 r. władze carskie urządziły w ruinach klasztoru surowe więzienie, które istniało tu do 1939 r. Misjonarze Oblaci przybyli na Święty Krzyż w 1936 r. i próbowali wskrzesić klasztor. Prace te przerwała wojna. Niemcy urządzili na Świętym Krzyżu obóz zagłady jeńców radzieckich. Na polanie pod szczytem znajduje się ich zbiorowa mogiła. W Puszczy Jodłowej na zboczach góry znajduje się także zbiorowa mogiła Polaków pomordowanych przez Niemców w 1943 r.
Przez wieki jedyną drogą do sanktuarium był szlak wiodący po wschodniej stronie wzgórza, który pochodzi jeszcze z czasów przedchrześcijańskich. Służył nie tylko pątnikom, ale i kupcom podążającym niezbyt odległym szlakiem sandomierskim od Morza Czarnego i Rusi do miast nadbałtyckich. Obecnie trasa nosi nazwę Drogi Królewskiej, a jej górny, wybrukowany kamieniem odcinek powstał w początkach XIX wieku. Wzdłuż tej drogi, z inicjatywy opata Michała Maliszewskiego, na przełomie XVI i XVII wieku zbudowano stacje Drogi Krzyżowej. Na jej początku – kamienna figura klęczącego św. Emeryka.
Od strony Kielc południowo-zachodnim zboczem Łysej Góry prowadzi szosa, zbudowana w latach 30. XX wieku, gdy klasztor wykorzystywany był jako więzienie.
Jan Paweł II o świętym Krzyżu, Masłów, 1995:
Dzięki Bogu, że mogłem sprawować Eucharystię na ziemi Świętego Krzyża. Ta ziemia została zaszczycona relikwią Krzyża Chrystusowego już za czasów Bolesława Chrobrego. Góry Świętokrzyskie są dla mnie drogie, dlatego że są ziemią Świętego Krzyża. Dobrze, że dostałem ten tytuł przewodnika, czym bowiem jest papież, jeśli nie przewodnikiem po tajemnicy Świętego Krzyża.
Aleksandra Żuczkowska/Niedziela Ogólnopolska 29/2007
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
wtorek – 15 września
XXIV tydzień okresu zwykłego
ŚWIĘTO MATKI BOŻEJ BOLESNEJ
“Oto Ten przeznaczony jest na upadek… A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34a. 35). Tymi słowami prorok Symeon, podczas ofiarowania Jezusa w świątyni, zapowiedział Maryi cierpienie. Maryja, jako najpokorniejsza i najwierniejsza Służebnica Pańska, miała szczególny udział w dziele zbawczym Chrystusa, wiodącym przez krzyż. Przez wiele stuleci Kościół obchodził dwa święta dla uczczenia cierpień Najświętszej Maryi Panny: w piątek przed Niedzielą Palmową – Matki Bożej Bolesnej oraz 15 września – Siedmiu Boleści Maryi. Pierwsze święto wprowadzono najpierw w Niemczech w roku 1423 w diecezji kolońskiej i nazywano je “Współcierpienie Maryi dla zadośćuczynienia za gwałty, jakich dokonywali na kościołach katolickich husyci”. Początkowo obchodzono je w piątek po trzeciej niedzieli wielkanocnej. W roku 1727 papież Benedykt XIII rozszerzył je na cały Kościół i przeniósł na piątek przed Niedzielą Palmową. Drugie święto ma nieco inny charakter. Czci Maryję jako Matkę Bożą Bolesną i Królową Męczenników nie tyle w aspekcie chrystologicznym, co historycznym, przypominając ważniejsze etapy i sceny dramatu Maryi i Jej cierpień. Święto to jako pierwsi zaczęli wprowadzać serwici. Od roku 1667 zaczęło się ono rozszerzać na niektóre diecezje. Pius VII w roku 1814 rozszerzył je na cały Kościół, a dzień święta wyznaczył na trzecią niedzielę września. Papież św. Pius X ustalił je na 15 września. W Polsce oba święta rychło się przyjęły. Już stary mszał krakowski z 1484 r. zawiera Mszę De tribulatione Beatae Virginis oraz drugą: De quinque doloribus B. M. Virginis. Również mszały wrocławski z 1512 roku i poznański z 1555 zawierają te Msze. Oba święta są paralelne do świąt Męki Pańskiej, są w pewnym stopniu ich odpowiednikiem. Pierwsze bowiem święto łączy się bezpośrednio z Wielkim Tygodniem, drugie zaś z uroczystością Podwyższenia Krzyża świętego. Ostatnia zmiana kalendarza kościelnego zniosła pierwsze święto, obchodzone przed Niedzielą Palmową. Od XIV w. często pojawiał się motyw siedmiu boleści Maryi. Są nimi: 1. Proroctwo Symeona (Łk 2, 34-35) 2. Ucieczka do Egiptu (Mt 2, 13-14) 3. Zgubienie Jezusa (Łk 2, 43-45) 4. Spotkanie z Jezusem na Drodze Krzyżowej (Ewangelie o nim nie wspominają) 5. Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa (Mt 27, 32-50; Mk 15, 20b-37; Łk 23, 26-46; J 19, 17-30) 6. Zdjęcie Jezusa z krzyża (Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42) 7. Złożenie Jezusa do grobu (Mt 27, 57-61; Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42) Jest rzeczą niezaprzeczalną, że Maryja wiele wycierpiała jako Matka Zbawiciela. Nie wiemy, czy dokładnie wiedziała, co czeka Jej Syna. Niektórzy pisarze kościelni uważają to za rzecz oczywistą. Ich zdaniem, skoro Maryja została obdarzona szczególniejszym światłem Ducha Świętego odnośnie do rozumienia ksiąg świętych, gdzie w wielu miejscach i nieraz bardzo szczegółowo jest zapowiedziana męka i śmierć Zbawiciela świata, to również wiedziała o przyszłych cierpieniach Syna. Inni pisarze, powołując się na miejsca, gdzie kilka razy jest podkreślone, że Maryja nie rozumiała wszystkiego, co się działo, są przekonani, że Maryja nie była wtajemniczona we wszystkie szczegóły życia i śmierci Jej Syna. Maryja nie była tylko biernym świadkiem cierpień Pana Jezusa, ale miała w nich najpełniejszy udział. Jest nie do pomyślenia nawet na płaszczyźnie samej natury, aby matka nie doznawała cierpień na widok umierającego syna. Maryja cierpiała jak nikt na ziemi z ludzi. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że Jej Syn jest Zbawicielem rodzaju ludzkiego. Wśród świętych, którzy wyróżniali się szczególniejszym nabożeństwem do Matki Bożej Bolesnej, należy wymienić siedmiu założycieli zakonu serwitów (w. XIII), św. Bernardyna ze Sieny (+ 1444), bł. Władysława z Gielniowa (+ 1505), św. Pawła od Krzyża, założyciela pasjonistów (+ 1775) i św. Gabriela Perdolente, który sobie obrał imię zakonne Gabriel od Boleści Maryi (+ 1860). Ikonografia chrześcijańska zwykła przedstawiać Matkę Bożą Bolesną w trojaki sposób: najdawniejsze wizerunki pokazują Maryję pod krzyżem Chrystusa, nieco późniejsze (od XIV w.) w formie Piety, czyli jako rzeźbę lub obraz Maryi z Jezusem złożonym po śmierci na Jej kolanach. W tym czasie pojawiają się obrazy i figury Maryi z mieczem, który przebija jej pierś lub serce. Potem pojawia się więcej mieczy – do siedmiu włącznie. Znany jest także średniowieczny hymn Stabat Mater, opiewający boleści Maryi. Wątek współcierpienia Maryi w dziele odkupienia znajduje swoje odzwierciedlenie także w znanym polskim nabożeństwie wielkopostnym (Gorzkie Żale). Przez wspomnienie Maryi Bolesnej uświadamiamy sobie cierpienia, jakie były udziałem Matki Bożej, która – jak nikt inny – była zjednoczona z Chrystusem, również w Jego męce, cierpieniu i śmierci. |
**
***
Msza św. o godz. 19.00
Antyfona na wejście – Syr 36,15-16
Użycz pokoju, o Panie, tym, którzy Ci ufają, aby Twoi prorocy okazali się prawdomówni. Wysłuchaj prośby swojego sługi oraz ludu Twojego.
Kolekta
Boże, Stwórco i Rządco wszechświata,
wejrzyj na nas i daj nam całym sercem służyć Tobie,
abyśmy mogli doznawać skutków Twojego miłosierdzia.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Listu do Hebrajczyków – Hbr 5,7-9
Chrystus podczas swojego życia doczesnego z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.
Oto słowo Boże.
Psalm 31
R/ Wybaw mnie, Panie, w miłosierdziu swoim.
Panie, do Ciebie się uciekam,
niech nigdy nie doznam zawodu,
wybaw mnie w sprawiedliwości Twojej.
Nakłoń ku mnie Twe ucho,
pospiesz, aby mnie ocalić. R/
Bądź dla mnie skałą schronienia,
warownią, która ocala.
Ty bowiem jesteś moją skałą i twierdzą,
kieruj mną i prowadź przez wzgląd na swe imię. R/
Wydobądź z sieci zastawionej na mnie,
bo Ty jesteś moją ucieczką.
W ręce Twoje powierzam ducha mego.
Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże. R/
Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie,
i mówię: „Ty jesteś moim Bogiem”.
W Twoim ręku są moje losy,
wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców. R/
Jakże jest wielka dobroć Twoja, Panie,
którą zachowałeś dla bogobojnych.
Okazujesz ją tym, którzy uciekają się do Ciebie
na oczach ludzi. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławiona jesteś, Panno Maryjo, która bez śmierci wysłużyłaś palmę męczeństwa pod krzyżem Chrystusa. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Jana – J 19,25-27
Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Miłosierny Boże, daj się przejednać naszymi modlitwami i przyjmij łaskawie ofiary Twojego ludu, niech to, co każdy złożył na Twoją chwałę, posłuży wszystkim do zbawienia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o Matce Bożej Bolesnej
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze święty,
zawsze i wszędzie składali dziękczynienie,
i abyśmy Ciebie wielbili, oddając cześć
Najświętszej Maryi, zawsze Dziewicy.
Gdy Maryja stała pod krzyżem w czasie męki
i śmierci swojego Syna,
spełniła się przepowiednia Symeona:
miecz boleści przeniknął Jej duszę.
Ty jednak przemieniłeś Jej cierpienie w radość
i połączyłeś Ją z Chrystusem w wiekuistej chwale. Dlatego zjednoczeni z chórami Aniołów
wysławiamy Ciebie, z radością wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię – Ps 36,8
Jak cenna jest Twoja łaska, Boże, ludzie chronią się w cieniu Twych skrzydeł.
Modlitwa po Komunii
Prosimy Cię, Boże, niech działanie
niebieskiego Daru przeniknie nasze dusze i ciała,
aby stale kierowała nami łaska,
a nie nasze upodobania.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
******************************
Litania do Matki Bożej Bolesnej
**
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami
Synu, Odkupicielu świata, Boże zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże zmiłuj się nad nami
Święta Trójco, Jedyny Boże zmiłuj się nad nami
Święta Maryjo, módl się za nami.
Święta Boża Rodzicielko, módl się za nami.
Święta Panno nad pannami, módl się za nami.
Matko, męki krzyżowe Twego Syna cierpiąca, módl się za nami.
Matko Bolesna, módl się za nami.
Matko płacząca, módl się za nami.
Matko żałosna, módl się za nami.
Matko opuszczona, módl się za nami.
Matko stroskana, módl się za nami.
Matko, mieczem przeszyta, módl się za nami.
Matko w smutku pogrążona, módl się za nami.
Matko trwogą przerażona, módl się za nami.
Matko sercem do krzyża przybita, módl się za nami.
Matko najsmutniejsza, módl się za nami.
Krynico łez obfitych, módl się za nami.
Opoko stałości, módl się za nami.
Nadziejo opuszczonych, módl się za nami.
Tarczo uciśnionych, módl się za nami.
Wspomożenie wiernych, módl się za nami.
Lekarko chorych, módl się za nami.
Umocnienie słabych, módl się za nami.
Ucieczko umierających, módl się za nami.
Korono Męczenników, módl się za nami.
Światło Wyznawców, módl się za nami.
Perło panieńska, módl się za nami.
Radości Świętych Pańskich, módl się za nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Módlmy się: Boże, Ty sprawiłeś, że obok Twojego Syna, wywyższonego na krzyżu, stała współcierpiąca Matka, daj, aby Twój Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa i zasłużył na udział w Jego zmartwychwstaniu. Który z Tobą żyje i króluje, w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
*********
Koronka do siedmiu boleści Matki Bożej.
Nieobjawiona, ale chciana przez Maryję
**
Świętej Elżbiecie z Hesji sam Pan Jezus miał objawić obietnice związane z odmawianiem tej koronki. O jej odmawianiu przypomniała Matka Boża podczas objawień w rwandyjskim Kibeho. Tam też prosiła, by odmawiać ją w dwa określone dni tygodnia.
Święto Matki Bożej Bolesnej
Kiedyś Kościół obchodził w ciągu roku liturgicznego aż dwa święta związane z cierpieniem Maryi. Pierwsze z nich narodziło się w Kolonii, w roku 1423 i ustanowiono je celem zadośćuczynienia za profanacje, jakich dokonywali husyci. Obchodzono je w piątek trzeciego tygodnia wielkanocnego.
Trzy wieki później papież Benedykt XIII upowszechnił je w całym Kościele jako święto Matki Bożej Bolesnej, przenosząc jednocześnie jego obchód na piątek przed Niedzielą Palmową, jako że jego pasyjna treść bardziej pasowała do okresu Wielkiego Postu niż czasu wielkanocnego. Znikło ono z kalendarza wraz z reformą liturgiczną ostatniego Soboru.
Drugie święto narodziło się z pobożności powstałego w XIII wieku zakonu serwitów (Sług Najświętszej Maryi Panny). Jego treść miało stanowić rozważanie wydarzeń i momentów szczególnego cierpienia Matki Bożej w historii zbawienia. Święto Siedmiu Boleści Maryi zaczęło zyskiwać coraz większą popularność mniej więcej w XVII wieku. W 1814 roku papież Pius VII zdecydował, że będzie je obchodził cały Kościół powszechny w trzecią niedzielę września.
Pius X przeniósł ten obchód na 15 września, a więc dzień po święcie Podwyższenia Krzyża. W wyniku ostatniej reformy liturgicznej przejęło one nazwę zlikwidowanego święta wielkopostnego, a więc Matki Bożej Bolesnej.
Skąd się wzięła Koronka do siedmiu boleści Maryi
Z tym drugim świętem wiąże się także (pochodząca najpewniej również od serwitów) Koronka do siedmiu boleści Maryi. Zatwierdził ją papież Benedykt XIII w 1724 roku. Kolejni papieże wiązali z odmawianiem tej modlitwy odpusty.
Przypominał o niej św. Alfons Maria Liguori w swoim dziele „O łaskach Matki Najświętszej”, a św. Elżbiecie z Hesji sam Pan Jezus miał objawić obietnice związane z jej odmawianiem: łaskę odprawienia pokuty za wszystkie grzechy jeszcze przed śmiercią; szczególną opiekę Bożą w utrapieniach i w chwili śmierci; dar szczególnej duchowej pamięci o Męce Pańskiej i nagrodę za tąż pamięć; nadzwyczajną opiekę Matki Bożej i łaskę bycia prowadzonym przez nią w życiu.
Matka Boża prosi o odmawianie Koronki
Ciekawe jest to, że modlitwa ta nie została co prawda – w przeciwieństwie do wielu innych podobnych – podyktowana podczas jakiegokolwiek objawienia, czy wizji któremuś ze świętych, ale o jej odmawianiu przypomniała i prosiła o nie Matka Boża podczas objawień w rwandyjskim Kibeho w latach 1981-1983. Są to pierwsze objawienia Maryjne uznane oficjalnie przez Kościół w XXI wieku – uznał je biskup diecezji Gikongoro.
31 maja 1981 roku w Kibeho Maryja miała powiedzieć jednej z wizjonerek: „To o co was proszę, to pokuta. Chcę jedynie skruchy. Jeżeli będziecie odmawiać Koronkę do siedmiu boleści, rozważając ją, otrzymacie moc, by naprawdę żałować. Dziś wielu ludzi w ogóle nie umie prosić o przebaczenie. Nadal krzyżują mego Syna. Dlatego chciałam was przestrzec”.
Maryja prosiła jeszcze, by wizjonerka powiedziała o tym całemu światu i zapewniała: „Jeśli będziecie odmawiać ten różaniec, rozważając go, znajdziecie w sobie siłę, by wrócić do Boga”.
Taki właśnie jest sens tej modlitwy. Nie ma ona zastąpić tradycyjnego różańca, ale pomóc nam uświadomić sobie swoje grzechy i uprosić duchowe siły potrzebne do nawrócenia, wyjścia z grzechów i przemiany życia.
Matka Boża prosiła, by odmawiać Koronkę do jej siedmiu boleści przede wszystkim we wtorki (dzień objawień w Kibeho) i piątki (dzień męki i śmierci Jezusa).
Jak odmawiać Koronkę do siedmiu boleści Maryi
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Wierzę w Boga…
W tym miejscu warto krótko, własnymi słowami poprosić Maryję, aby pomogła nam modlić się gorliwie i w skupieniu, abyśmy wniknęli i podzielili z Nią Jej ból.
Boleść pierwsza: Proroctwo Symeona
Można przeczytać fragment Ewangelii: Łk 2, 34-35. W tej tajemnicy rozważamy ból Maryi wywołany zapowiedzią starca Symeona, że Jej duszę przeszyje miecz z powodu odrzucenia z jakim spotka się Jezus. Prosimy o łaskę wierności Chrystusowi i poddania się woli Bożej.
Ojcze nasz…
7 razy Zdrowaś, Maryjo…
Chwała Ojcu…
Boleść druga: Ucieczka do Egiptu
Można przeczytać fragment Ewangelii: Mt 2, 13-15. W tej tajemnicy rozważamy ból Maryi spowodowany obawą o życie małego Jezusa i koniecznością ucieczki do obcego kraju. Prosimy o łaskę wsłuchania się w głos Boga i słowo, które do nas kieruje, abyśmy umieli z Bożej perspektywy widzieć wydarzenia naszego życia.
Ojcze nasz…
7 razy Zdrowaś, Maryjo…
Chwała Ojcu…
Boleść trzecia: Poszukiwanie Pana Jezusa, który pozostał w świątyni
Można przeczytać fragment Ewangelii: Łk 2, 41-50. W tej tajemnicy rozważamy ból Maryi spowodowany zaginięciem Jezusa, strachem o Jego los i tęsknotą za Nim oraz niezrozumieniem Jego trudnej odpowiedzi. Prosimy o łaskę tęsknoty za Jezusem – za modlitwą, sakramentami, Słowem Bożym.
Ojcze nasz…
7 razy Zdrowaś, Maryjo…
Chwała Ojcu…
Boleść czwarta: Spotkanie Pana Jezusa dźwigającego krzyż
Można przeczytać fragment Ewangelii: J 19, 16-18. 25-27. W tej tajemnicy rozważamy spotkanie Jezusa z Maryją podczas Jego Drogi Krzyżowej czy też szerzej: Jej wierną obecność przy Synu podczas Jego męki i Jej udział w Jego cierpieniach. Prosimy o łaskę cierpliwego znoszenia cierpień, krzywd, przykrości, upokorzeń, wszystkich naszych życiowych krzyżów.
Ojcze nasz…
7 razy Zdrowaś, Maryjo…
Chwała Ojcu…
Boleść piąta: Śmierć Pana Jezusa na krzyżu
Można przeczytać fragment Ewangelii: J 19, 28-30. W tej tajemnicy rozważamy ból Maryi w momencie śmierci Jezusa. Prosimy szczególnie o łaskę „śmierci dla grzechu” – zerwania z jakimkolwiek grzechem, nawet najmniejszym.
Ojcze nasz…
7 razy Zdrowaś, Maryjo…
Chwała Ojcu…
Boleść szósta: Złożenie martwego ciała Jezusa w ramiona Matki
W tej tajemnicy rozważamy moment nieopisany przez ewangelistów, ale słusznie „zakładany” przez pobożność chrześcijańską: chwilę (jak długą?), w której pozwolono Maryi pochylić się nad martwym ciałem Syna, objąć je, utulić. Prosimy szczególnie o łaskę prawdziwego, doskonałego żalu za grzechy i owocnej pokuty.
Ojcze nasz…
7 razy Zdrowaś, Maryjo…
Chwała Ojcu…
Boleść siódma: Złożenie Pana Jezusa do grobu
Można przeczytać fragment Ewangelii: J 19, 38-42. Rozważamy w tej tajemnicy ból Maryi podczas złożenia ciała Jezusa w grobie (także ten związany z pośpiechem w jakim się to dokonało i niedopełnieniem wszystkich zwyczajów pogrzebowych Izraela). Prosimy o dar dobrej, szczęśliwej śmierci w stanie łaski uświęcającej dla nas samych, naszych bliskich i umierających w tej godzinie.
Ojcze nasz…
7 razy Zdrowaś, Maryjo…
Chwała Ojcu…
Na koniec, dla uczczenia łez wylanych przez Maryję odmawiamy jeszcze trzy razy Zdrowaś, Maryjo…
Ks. Michał Lubowicki/Aleteia.pl
****************************
Pieta Michała Anioła: odkryj z nami jej tajemnice
Milind Arvind Ketkar | ShutterstockJoynel Fernandes
**
Michał Anioł był bardzo zadowolony z Piety. Czuł tak bliski związek z tą rzeźbą, że często odwiedzał kaplicę, w której była wystawiona. Podczas jednej z takich wizyt podsłuchał grupę przybyszów z Lombardii, którzy twierdzili, że to dzieło Gobba z Mediolanu. Artystę bardzo to zdenerwowało…
Termin „pietà” wywodzi się z włoskiego słowa „litość” i łacińskiego słowa „pobożność”. Ta rozdzierająca serce kompozycja przedstawia Matkę Bożą, która tuli w swoich kochających ramionach martwe ciało Jezusa.
Niemający odniesienia biblijnego temat piety rozwinął się jako nabożne przedstawienie w XIII-wiecznych Niemczech, gdzie był uważany za tzw. „Vesperbild”, czyli „obraz wieczorny”. Spopularyzowany przez franciszkanów, wzbudzał pobożność i wiarę. Ta forma pobożności była następnie propagowana wśród mieszkańców innych krajów, m.in. we Francji i Włoszech.
Pieta Michała Anioła
Najbardziej udane przedstawienie piety to niewątpliwie dzieło Michała Anioła. Artysta miał zaledwie 24 lata, kiedy francuski kardynał Jean de Bilheres zamówił tę rzeźbę jako swój pomnik nagrobny. Michał Anioł od razu zabrał się do pracy. Kupił blok marmuru z Carrary – później uważał go za „najdoskonalszy” ze wszystkich, jakich kiedykolwiek użył – i zaczął rzeźbić, starannie przemieniając kamień w ciało.
Gotowe dzieło było tak wzniosłe i godne podziwu, że Giorgio Vasari w swoich Żywotach najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów chwali jego pracę tymi słowami:
To rzeczywiście cud, że bryła kamienia, bezkształtna z początku, została doprowadzona do doskonałości, którą natura zwykle stara się stworzyć w ciele! Żaden inny rzeźbiarz, żaden najznakomitszy nawet artysta, nie zdoła nigdy osiągnąć tego poziomu kompozycji i wdzięku.
Najbardziej intrygującym aspektem Piety jest relacja, jaką Michał Anioł zbudował pomiędzy Maryją Dziewicą a jej zmarłym Synem. Mająca kształt piramidy postać pięknej Dziewicy jest celowo powiększona, aby mogła unieść na kolanach sylwetkę dorosłego Jezusa.
Maryja i Chrystus z Piety
Proporcje nie są tu symetryczne i naturalne. Maryja przewyższałaby wzrostem swego Syna, gdyby wstała. Michał Anioł, w całym swoim twórczym geniuszu, ukrywa to powiększenie dzięki realistycznym fałdom długiej draperii. Fałdy wprawiają rzeźbę w ruch i potęgują przemienność światła i cienia. Pogniecione fałdy sukni podkreślają także wirtuozerię Michała Anioła i jego umiejętność przemieniania kawałków marmuru w dzieła sztuki.
Wyjątkowe w tej rzeźbie jest również samo przedstawienie Najświętszej Maryi Panny. Nie jest Ona ukazana jako postarzała matka, ale raczej jako młoda i elegancka kobieta. Za ten wizerunek Michała Anioła spotkało sporo krytycznych uwag. Ale jego wyobrażenie miało pewną zaletę. Artysta w swojej twórczości nigdy nie sprzeniewierzył się ówczesnej teologii. Jako tercjarz franciszkański Michał Anioł wierzył w doktrynę o Niepokalanym Poczęciu i nienaruszalną czystość Dziewicy. Przeciwstawiając się krytyce, miał powiedzieć:
Czy nie wiecie, że kobiety cnotliwe pozostają młode o wiele dłużej niż te, które cnotliwe nie są? A o ile bardziej w przypadku Maryi Dziewicy, która nigdy nie doświadczyła nawet najmniej lubieżnego pożądania, które mogłoby zmienić jej ciało.
Co ciekawe, Maryja nie dotyka bezpośrednio ciała swojego Syna. Jej prawa ręka delikatnie gładzi Go przez szmatkę. To oznacza świętość Jego cierpienia i boskość Jego ciała.
Spójrzcie, jak oddane zostało ciało Chrystusa. Zbawiciel nie wydaje się zakrwawiony i posiniaczony, ale raczej spokojny i zrezygnowany.
To, że nie żyje, ukazane jest poprzez odsłoniętą klatkę piersiową i zapadnięty brzuch. Jego łagodny wyraz twarzy pozostaje w harmonii z Jego stawami, ramionami, tułowiem i nogami, którym realizmu dodają misternie wyrzeźbione żyły. Odsłonięta klatka piersiowa ujawnia Jego bezbronność i niewinność.
Najbardziej poruszający w tej rzeźbie jest wzajemny związek dwóch postaci. Dziewica Maryja staje wobec rzeczywistości śmierci swego Syna. Jednak dzieło to nie jest głośnym krzykiem żałoby i cierpienia, ale raczej pełną harmonii sceną spokoju i akceptacji. Gdy Maryja przechyla głowę w kierunku Chrystusa, Jego głowa odchyla się do tyłu w bezradności ludzkiej śmierci. A jednak Najświętsza Panna widzi nowe życie.
Spójrzmy na lewą dłoń Maryi. Wyeksponowana, zachęca nas łagodnie do rozmyślania o śmierci Jej Syna. Subtelnie przedstawia nam ciało Chrystusa jako drogę do zbawienia. Cóż za głęboka deklaracja renesansu o istocie Eucharystii, o istocie Chrystusa, którego śmierć nie była końcem, ale początkiem życia wiecznego!
Podpis Michała Anioła na Piecie
Po dwóch latach posąg był gotowy, a Michał Anioł był bardzo zadowolony z dzieła. Pieta poruszała jego serce, przywodząc na myśl własną matkę, która zmarła, gdy miał zaledwie pięć lat. Czuł tak bliski związek z tą rzeźbą, że często odwiedzał kaplicę, w której była wystawiona. Podczas jednej z takich wizyt podsłuchał grupę przybyszów z Lombardii, którzy wychwalali posąg i twierdzili, że to dzieło Gobba z Mediolanu, artysty współczesnego Michałowi Aniołowi.
To zdenerwowało Michała Anioła. Dziwił się, jak można było jego pracę przypisać komuś innemu. Tej nocy potajemnie zamknął się w kościele z kagankiem i wyrzeźbił dłutem swój podpis na wstędze, która przebiega przez szatę Maryi. Później jednak żałował swojej szybkiej decyzji, uznając ją za oznakę dumy i przysiągł nigdy więcej nie znakować żadnego ze swych dzieł.
Atak na Pietę
Słynna na cały świat Pieta jest nie tylko powszechnie podziwiana, ale stała się także obiektem ataku. W maju 1972 r. do kaplicy wszedł pewien niezrównoważony geolog pochodzący z Węgier i zaatakował rzeźbę młotkiem, krzycząc: „Jestem Jezusem Chrystusem. Powstałem z martwych”. W wyniku 15 ciosów postać Maryi została oszpecona, tracąc ramię i kawałek nosa. Starannie odrestaurowany posąg znajduje się dziś za kuloodporną szybą i umieszczony jest po prawej stronie od wejścia do Bazyliki Świętego Piotra.
Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia
****************************************
Siedem mieczy boleści Matki Bożej. Czemu aż tyle?
Wikipedia/Juliusz Gałkowski
**|
W sztuce elementem ukazującym cierpienia Maryi jest miecz przeszywający – zgodnie ze słowami Symeona – Jej duszę. W miarę rozwoju pobożnych medytacji jeden miecz zamienił się w siedem mieczy. Co one oznaczają?
Stabat Mater Dolorosa
Imię Jacopone’a da Todi najlepiej na język polski przetłumaczyć jako „Kuba”, tym bardziej, że tak nazwali go bliscy, gdy podjął decyzję o rezygnacji ze światowej kariery i poświęcił życie pokucie i modlitwie. Szalony Kuba – a tak właśnie go nazwano – podjął pokutne życie po śmierci żony, gdy – wedle tradycji – odkrył, że pod drogimi sukniami nosiła włosiennicę, pokutując za jego utracjuszostwo.
Po wstąpieniu do zakonu franciszkańskiego Jacopone wykazał się wybitnym talentem poetyckim, tak że już za życia uznawany był za mistrza, a obecnie wielu historyków literatury uważa, że obok Dantego jest najwybitniejszym przedstawicielem średniowiecznej poezji włoskiej.
Spośród wszystkich dzieł da Todi najsłynniejsza jest pieśń Stabat Mater Dolorosa, która – przetłumaczona na wiele języków świata – jest śpiewana w kościołach po dziś dzień. Mater Dolorosa – Matka boleściwa jest tytułem, który przyznajemy Bożej Rodzicielce, chcąc ukazać nasze współczucie z Jej cierpieniem.
Matka Boleściwa
Matka Boleściwa jest motywem wielokrotnie wykorzystywanym w sztukach plastycznych, szczególnie w kameralnych dziełach związanych z tak zwanym nurtem devotio moderna. Celem tej „nowej” pobożności było wzbudzenie współczucia modlącej się osoby do umęczonego Chrystusa czy Jego matki. W sztuce takie myślenie zaowocowało szeregiem przedstawień dewocyjnych, które nie ilustrują dosłownie scen biblijnych, ale odnoszą się do Ewangelii, a przede wszystkim Pasji.
Przykładem może być Pieta, scena ukazująca Maryję trzymającą na kolanach umęczone ciało Syna zdjętego z krzyża. Mimo jej braku w ewangelicznych opisach męki jest ona bardzo prawdopodobna – trudno bowiem założyć, że matka nie chciałaby się pożegnać z synem po śmierci.
Pieta z Lubiąża jest przykładem, chciałoby się powiedzieć, doprowadzonej do skrajności ekspresyjności i emocjonalności w sztuce. Cierpienie ukazane jest nie tylko w niezliczonych ranach na ciele Zbawiciela, ale także w pełnych rozpaczy rysach Jego Matki.
Z kolei w jednym z kościołów w Hohenfeld znajdujemy przedstawienie będące połączeniem zdjęcia z krzyża oraz Piety. Jednakże w samym przedstawieniu dostrzegamy nawiązanie do wielu odmiennych przedstawień, z jednej strony widzimy miecz przeszywający serce Matki, z drugiej strony patrzy ona w górę, jakby ciągle wpatrywała się w wiszącego na krzyżu Syna.
**
Mąż Boleści
Ten typ przedstawienia cierpiącej Maryi wynika już jednoznacznie z ewangelicznej opowieści o Jej towarzyszeniu Synowi podczas męki na krzyżu. Jednym z piękniejszych i jednocześnie przepełnionych ekspresją jest obraz Rogiera van der Weydena. Od średniowiecza aż po czasy współczesne powstał szereg obrazów ukazujących grupę Maryi i Jana pod krzyżem. Z grupy tej wyodrębniono postać Maryi, nierzadko ukazanej jako popiersie z rękoma złożonymi w geście modlitwy. Bardzo często takie przedstawienia układano w dyptyki wraz z Chrystusem ukazanym jako Mąż Boleściwy – jak widzimy to w przepięknym dziele Albrechta Boutsa.
Ciekawym przykładem przemiany tego malarskiego przedstawienia jest obraz Bolesnej Maryi pędzla El Greca czy Tycjana. Te kobiety są eleganckimi arystokratkami, których ból jest już dyskretny, ale mimo tego nie mniej ekspresyjny.
Miecz przeszywający duszę Maryi
W sztuce ważnym elementem ukazującym cierpienia Maryi jest miecz przeszywający – zgodnie ze słowami Symeona – Jej duszę. W miarę rozwoju pobożnych medytacji jeden miecz zamienił się w siedem mieczy, takich jakie widzimy na wspaniałej rzeźbie z Salamanki czy też obrazie z klasztoru w Staniątkach.
Czym są owe miecze utkwione w sercu Maryi, ukazuje obraz Adriana Isebrandta, gdzie na scenach otaczających zbolałą Matkę Boga widzimy: ofiarowanie, ucieczkę do Egiptu, odnalezienie w świątyni, drogę krzyżową, ukrzyżowanie, zdjęcie z krzyża oraz złożenie do grobu. Każda z tych scen namawia wiernych do pobożnej medytacji nad Pasją oraz współczucia Matce i Synowi.
Aleteia.pl
************************************************************************
+++++++
„Mówimy:
Boże Narodzenie.
Dziecię się narodziło.
A to Ona rodzi co roku w boleściach,
wiedząc od chwili poczęcia,
na jakie męki na jaką śmierć wydaje Syna
ze swego łona.
Mówimy:
Wielki Post
przed Wielkanocą.
A to Ona przez dni czterdzieści
i czterdzieści nocy gotuje się
do Męki Syna.
Mówimy:
Ukrzyżowanie.
A to Jej serce krzyżują,
bez gestu łaski dla skazańca –
bez znieczulającego napoju
z żółci, octu i mirry.
Mówimy:
Złożenie do grobu.
A to Ona,
gdy Jego Ciało już nie cierpi więcej
i w śmierci
spoczywa,
ciałem i duszą cierpieć
nie przestaje.
Mówimy:
Zmartwychwstanie.
A Ona, u pustego grobu klęcząc,
zarysy fałd
w płótnie całunu zostawione gładzi
i śpiewa kołysankę:
Lulajże, lulaj!…
Mówimy:
Wniebowstąpienie.
A to Ona upada obarczona
pamięcią o Narodzeniu,
o Męce, o Ukrzyżowaniu,
o Złożeniu w grobie.
Mówimy:
Wniebowzięcie.
A Ona z nieba zstępuje,
żeby już ostatecznie
zostać na ziemi.”
Ewa Szelburg Zarembina
************************************************************************
środa – 16 września
XXIV tydzień okresu zwykłego
***
wspomnienie świętych męczenników Korneliusza, papieża,
i Cypriana, biskupa
**
Św. Cyprian, biskup, męczennik, urodził się w Kartaginie (Tunezja). Był człowiekiem wykształconym. Z zawodu adwokatem.
Po przyjęciu chrześcijaństwa został kapłanem, a później przez aklamację miasta biskupem Kartaginy. Jako duszpasterz musiał stawić czoło prześladowaniom i wewnętrznym sporom. Dzięki swej świętości i wiedzy wywierał poważny wpływ na Kościół zwłaszcza w Afryce.
Jego korespondencja z papieżem Korneliuszem stanowi świadectwo prymatu biskupa Rzymu. W czasie prześladowań za cesarza Waleriana został aresztowany i zesłany na pustynię koło Curubis (257). Sprowadzony do Kartaginy, został ścięty mieczem 14 września 258 roku w obecności wiernych.
W tym samym czasie w Rzymie odbywało się przeniesienie relikwii św. Korneliusza. Imiona obu męczenników wymienia się w Kanonie rzymskim.
***************************************************************************
czwartek – 17 września
XXIV tydzień okresu zwykłego
***
wspomnienie św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, biskupa
**
Św. Zygmunt Szczęsny Feliński urodził się 1 listopada 1822 roku w Wojutynie w diecezji łuckiej na Wołyniu. Był siódmym z jedenaściorga dzieci Gerarda i Ewy z Wendorffów. W jedenastym roku życia stracił ojca, a pięć lat później jego matka, z racji swej działalności patriotycznej, została deportowana na Syberię.
Po ukończeniu gimnazjum Zygmunt studiował matematykę w Moskwie i nauki humanistyczne na Sorbonie i w College de France. W 1851 roku powrócił do kraju i wstąpił do Seminarium Duchownego w Żytomierzu, skąd po roku został wysłany do Akademii Duchownej w Petersburgu. Tam przyjął święcenia kapłańskie 8 września 1855 roku, po których pracował duszpastersko i objął katedrę filozofii.
6 stycznia 1862 roku bł. Pius IX mianował go arcybiskupem metropolitą warszawskim. Po objęciu rządów przystąpił do systematycznej pracy nad odrodzeniem religijnym i moralnym w powierzonej sobie archidiecezji, przeprowadził reformę programów nauczania w Seminarium i Akademii Duchownej.
Dbając o wychowanie oraz nauczanie dzieci i młodzieży założył w stolicy sierociniec i szkołę, które oddał pod opiekę założonego przez siebie w 1857 roku Zgromadzenia SS. Franciszkanek Rodziny Maryi.
Odważnie broniąc wolności Kościoła i uciśnionego ludu, po upadku powstania styczniowego 14 czerwca 1863 roku został usunięty ze stolicy i zesłany przez władze carskie do Jarosławia nad Wołgą. Po dwudziestu latach, w 1883 roku, abp Feliński uzyskał wolność bez możliwości powrotu do Warszawy.
Mianowany przez Leona XIII arcybiskupem tytularnym Tarsu, przeżył dwanaście lat w Dżwiniaczce na terenie diecezji lwowskiej. Pełen pogody ducha, prostoty, pokory i ubóstwa rozwinął tam działalność duszpasterską, oświatową i dobroczynną wśród ludu polskiego i ukraińskiego jako apostoł pokoju, zgody i ewangelicznego braterstwa.
Zmarł 17 września 1895 roku w Krakowie. Od 1921 roku jego ciało spoczywa w podziemiach Archikatedry Warszawskiej przeniesione z cmentarza w Dżwiniaczce. Ojciec Święty Jan Paweł II 14 kwietnia 2001 roku ogłosił dekret o heroiczności cnót, a 18 sierpnia 2002 r. ogłosił arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego Błogosławionym. Kanonizowany przez Benedykta XVI.
Ewangelia na co dzień/Aleteia
***
z homilii wygłoszonej podczas kanonizacji abp. Zygmunta Felińskiego, Watykan, 11.10.2009 r.
Zygmunt Szczęsny Feliński, arcybiskup Warszawy, założyciel Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, był wielkim świadkiem wiary i duszpasterskiej miłości w czasach bardzo trudnych dla narodu i Kościoła w Polsce. Gorliwie dbał o duchowy wzrost wiernych i pomagał ubogim i sierotom. W Akademii Duchownej w Petersburgu starał się o solidną formację przyszłych kapłanów. Jako arcybiskup warszawski zapalał wszystkich do wewnętrznej odnowy.
Przed wybuchem powstania styczniowego ostrzegał przed niepotrzebnym rozlewem krwi. Jednak gdy powstanie się rozpoczęło i gdy nastąpiły represje, odważnie stanął w obronie uciśnionych. Z rozkazu cara rosyjskiego spędził dwadzieścia lat na wygnaniu w Jarosławiu nad Wołgą. Nigdy już nie mógł powrócić do swojej diecezji. W każdej sytuacji zachował niewzruszoną ufność w Bożą Opatrzność i tak się modlił: „O Boże, nie od udręczeń i trosk tego świata nas ochraniaj, (…) pomnażaj tylko miłość w sercach naszych i daj, abyśmy przy najgłębszej pokorze zachowali nieograniczoną ufność w pomoc i miłosierdzie Twoje”.
Dziś jego ufne i pełne miłości oddanie Bogu i ludziom staje się świetlanym wzorem dla całego Kościoła.
papież Benedykt XVI
********
MSZA ŚWIĘTA
Antyfona na wejście – 1 Sm 2,35
Ustanowię sobie kapłana wiernego, który będzie postępował według mego serca i pragnienia.
Kolekta
Boże, Ty włączyłeś do grona świętych pasterzy świętego Zygmunta Szczęsnego, odznaczającego się wiarą,
która zwycięża świat, i gorącą miłością ku Tobie, spraw, za jego wstawiennictwem, abyśmy trwając w wierze i miłości, zasłużyli na udział w jego chwale.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian – 1 Kor 15,1-11
Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam
głosiłem, którą przyjęliście, i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem. Chyba żebyście uwierzyli na próżno.
Przekazałem wam na początku to, co przejąłem; że Chrystus umarł za nasze grzechy zgodnie z Pismem, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu już po wszystkich ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi.
Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremną; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Tak więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli.
Oto słowo Boże.
Psalm 118
R/ Dziękujcie Panu, bo nasz Pan jest dobry.
Dziękujcie Panu, bo jest dobry,
bo Jego łaska trwa na wieki.
Niech dom Izraela głosi:
„Jego łaska na wieki”. R/
Prawica Pańska wzniesiona wysoko,
prawica Pańska moc okazała.
Nie umrę, ale żył będę
i głosił dzieła Pana. R/
Jesteś moim Bogiem, chcę Ci podziękować,
Boże mój, pragnę Cię wielbić.
Wysławiajcie Pana, bo jest dobry,
bo Jego łaska trwa na wieki. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 7,36-50
Jeden z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowego olejku i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego nogi łzami i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”.
Na to Jezus rzekł do niego: „Szymonie, muszę ci coś powiedzieć”. On rzekł: „Powiedz, Nauczycielu”. „Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?” Szymon odpowiedział: „Sądzę, że ten, któremu więcej darował”.
On mu rzekł: „Słusznie osądziłeś”. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: „Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”.
Do niej zaś rzekł: „Twoje grzechy są odpuszczone”. Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: „Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?” On zaś rzekł do kobiety: „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, przyjmij dary Twojego ludu, które składamy w dzień świętego Zygmunta Szczęsnego ufając, że udzielisz nam Twojej pomocy.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię – J 10,10
Ja przyszedłem, aby mieli życie, i mieli je w obfitości.
Modlitwa po Komunii
Panie, nasz Boże, Ty nas nakarmiłeś
Najświętszym Ciałem i Krwią Twojego Syna,
spraw, abyśmy osiągnęli pełne zjednoczenie z Tobą, którego zadatkiem jest nasz udział w misterium Eucharystii. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**************************************
Hildegarda –
święta nie tylko od diet i postów
Św. Hildegarda, którą w Kościele wspominamy 17 września, to nie tylko autorka znanych diet i postów, jak często ją kojarzymy. To przede wszystkim wielka święta, której duchowość może zachwycić niejednego z nas.
**
- Nigdy jednak nie wbiła się w pychę – przeciwnie, pozostała nad wyraz skromna, nawet kiedy przemawiała w imię autorytetu danego jej z góry
- Mnich Gwibert z Gembloux chwalił macierzyńską postawę Hildegardy, która okazywała wielką miłość swoim ukochanym córkom i nikomu nie odmawiała uwagi i bliskości, dodając ducha nawet grzesznikom
- Po pogrzebie świętej dwóch chorych ludzi doznało natychmiastowego uzdrowienia. Opowiadano również, że wokół jej grobu unosił się wspaniały zapach
Jako prorokini i teolog uwierzytelniona przez Stolicę Apostolską zdobyła taką sławę, że nie mogła dłużej pozostawać w zamknięciu swojego klasztoru. Wyruszyła więc w drogę po męskich i żeńskich wspólnotach monastycznych, aby wzywać duchownych i świeckich do nawrócenia.
Nigdy jednak nie wbiła się w pychę – przeciwnie, pozostała nad wyraz skromna, nawet kiedy przemawiała w imię autorytetu danego jej z góry. W razie konieczności okazywała stanowczość wobec upartych i zatwardziałych serc, w głębi duszy jednak była słaba i zawsze potrzebowała wsparcia modlitewnego oraz zaufanych osób, pojętnych i oświeconych, takich jak drogi jej mnich Wolmar, którego pewnego dnia zabrała śmierć.
“Wtedy wielka żałość przeniknęła mą duszę i ciało, gdyż wskutek przeznaczenia śmierci zostałam pozbawiona owego człowieka, mędrca tego świata.”
Wciąż była rozdarta – a przez to upokorzona – między chorobą, która okresowo unieruchamiała ją w łóżku, a odpowiedzialnością przewodniczki w Kościele.
Z biegiem czasu, po przejściu arcytrudnych prób, zrozumiała, że w ludzkiej słabości dopełnia się moc Chrystusa wedle słów św. Pawła Apostoła: Mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.
“Nigdy nie zaznałam spokoju, lecz męczyłam się z powodu licznych utrapień, aż [Bóg] wylał na mnie rosę swojej łaski. […] Ale zarazem tak mnie dotknął wieloma krzywdami, że nie ośmielałam się [nawet] myśleć, jak wielką łaskę mi okazuje w swojej dobroci, kiedy jeszcze widziałam wielkie opory ze strony tych, którzy sprzeciwiali się prawdzie Bożej.”
Życie w Rupertsbergu było ciągłym współzawodnictwem w cnotach. Święta Hildegarda stała się wspaniałym przykładem tego, czym jest osoba kobiety w zamyśle Bożym: zbudowaniem bliźniego, dążeniem do wzniosłości, bliskością wobec spraw nieba.
Mnich Gwibert z Gembloux, który odwiedził opactwo w 1177 roku, pozostawił cenne o nim świadectwo w liście do znajomego Bovo:
Matka otacza córki taką miłością, a one podporządkowują się matce z takim uszanowaniem, że trudno ocenić, czy w tym wielkim zapale matka prześciga córki, czy raczej one matkę. Te pobożne służebnice gorliwie oddają cześć Bogu jednozgodnymi uczuciami, sobie samym – swoją dyscypliną, sobie nawzajem – szacunkiem i posłuszeństwem. Pałają taką żarliwością, że dzięki pomocy Chrystusa doprowadziły do zwycięstwa płci słabej nad sobą, światem i demonem, a widok ten raduje serce. Pamiętają bowiem o wezwaniu Pana: „Oswobodźcie swoje serce, a poznacie, że ja jestem Bogiem”.
W dni świąteczne zakonnice przerywały pracę i zasiadały w milczeniu w klauzurze, aby z zapałem oddawać się lekturze i nauce śpiewu. W dni robocze natomiast poza porami modlitwy pilnie pracowały: przepisywały księgi, szyły ubiory liturgiczne, haftowały, zajmowały się ogrodem, pielęgnowały kwiaty, uprawiały rośliny lecznicze, prowadziły infirmerię i aptekę… Działała także szkoła, ponieważ szlachta powierzała mniszkom wychowanie swoich córek, i to niezależnie od ich powołania zakonnego.
W klasztornym skryptorium ciągle zużywano atrament na przepisywanie woluminów Hildegardy. Poza tym czytano treści duchowe dla zbudowania dusz i pracowano dla odpędzenia próżniactwa, wroga duszy, tym sposobem przeciwdziałając spłyceniu, które zagraża tam, gdzie wspólnie spędza się czas na bezczynności.
Mnich Gwibert z Gembloux chwalił macierzyńską postawę Hildegardy, która okazywała wielką miłość swoim ukochanym córkom i nikomu nie odmawiała uwagi i bliskości, dodając ducha nawet grzesznikom. Za św. Paweł Apostołem mogła powtórzyć: Nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam.
Na terenie klasztoru Rupertsberg mieszkały nie tylko, jak wiemy, córki szlacheckich rodzin, lecz także służba, którą należycie szanowano i wynagradzano. Niektórzy jednak krytykowali to rozwiązanie, dopatrując się w nim uprzedzeń klasowych.
Jej córki duchowe pozostawiły świadectwo, że ich matka po niezliczonych, ciężkich bojach, rozpoczętych już we wczesnym dzieciństwie, pragnęła wreszcie umrzeć, aby zjednoczyć się z Chrystusem. Pan jej wysłuchał i objawił, kiedy nastąpi jej odejście.
Rano w poniedziałek 17 września 1179 roku Hildegarda oddała ducha w wieku osiemdziesięciu jeden lat. Świadkowie opowiadali, że ujrzano wtedy na niebie niezwykły znak – dwa różnobarwne łuki. W najwyższym punkcie ich przecięcia świeciło w oddali jasne światło w kształcie księżyca, a w nim ukazał się czerwony, stopniowo rosnący krzyż. Otaczały go liczne różnobarwne kręgi, w których tworzyły się kolejne małe krzyże lśniące czerwono, z własnymi wieńcami dookoła. Najpierw powiększały się na firmamencie, aby następnie rozpostrzeć się nad domostwem, w którym umarła św. Hildegarda, i cała Góra św. Ruperta została zalana promienistym światłem.
Po pogrzebie świętej dwóch chorych ludzi doznało natychmiastowego uzdrowienia. Opowiadano również, że wokół jej grobu unosił się wspaniały zapach.
Wbrew temu, jak zwykło się postępować ze zmarłymi założycielami, św. Hildegardy nie pochowano przed ołtarzem w kościele, lecz w zwykłym, poświęconym miejscu na przyklasztornym cmentarzu. Niemniej z racji dużej liczby pielgrzymów, którzy przybywali nawiedzać jej grób, ciało przeniesiono właśnie przed główny ołtarz świątyni w Rupertsbergu.
Napływ pielgrzymów wciąż się jednak nasilał i wymykał spod kontroli, dlatego arcybiskup Moguncji postanowił przybyć do opactwa i stanąwszy przed grobem ksieni, uroczyście nakazał jej zaprzestać wstawiennictwa. Hildegarda – jak piórko mogąca swobodnie wzlatywać już nie w wizjach, lecz w osiągniętej rzeczywistości królestwa niebieskiego – posłuchała.
fragmenty z książki Cristiany Siccardi “Święta Hildegarda z Bingen. Życie i Duchowość”, wyd. eSPe/Tygodnik NIEDZIELA
*************************************
św. Hildegarda z Bingen, mistyczka
Doktor Kościoła
Jedna z najbardziej niezwykłych postaci średniowiecza. Urodziła się w Bermersheim (Niemcy) w hrabiowskiej rodzinie, w 1098 r. W wieku 8 lat została oddana na wychowanie, późniejszej świętej, Judycie, do klasztoru benedyktynek. Po jej śmierci została przełożoną. W 1150 r. przeniosła zgromadzenie w okolice Bingen.
**
Przez całe swoje długie życie była niezwykle aktywna, pisała (a częściej dyktowała, bo słabo znała łacinę) komentarze do Ewangelii i reguł św. Benedykta, poematy i hymny, rozprawy na temat ciała ludzkiego w tym porady lekarskie i znane do dziś recepty dietetyczne.
KOMPONOWAŁA MUZYKĘ I PISAŁA SŁOWA DO PIEŚNI I HYMNÓW (DO DZIŚ ZACHOWANE SĄ JEDNYMI Z NIELICZNYCH ZACHOWANYCH ARCYDZIEŁ MUZYKI ŚREDNIOWIECZNEJ). ZNANA TEŻ BYŁA Z LICZNYCH WIZJI I DARU PROROKOWANIA.
Prowadziła ożywioną korespondencję z decydentami ówczesnej Europy: papieżami, cesarzami, królami. Przyjaźniła się ze św. Bernardem z Clairvaux i św. Elżbietą z Schoenau. Zmarła w 1179 r. w wieku 80 lat. Jej relikwie znajdują się w kościele w Eibingen ( Niemcy).
Nasi Patroni.pl
********************************
Wzór kobiety według Świętej Hildegardy
Lubimy czasem ponarzekać – na pracę, rządy, służbę zdrowia, znajomych, pogodę. Często też poszukujemy właściwej dla siebie drogi życiowej, czasem upadamy w wierze i nie ucząc się na własnych potknięciach, błądzimy dalej. Współczesna kobieta ma jeszcze więcej dylematów.
**
Sprzeczne wzorce, nagonka medialna, społeczne oczekiwania powodujące, że kobiety próbują spełniać wygórowane ( a przede wszystkim nie swoje ) oczekiwania i ambicje. A wystarczy czerpać wskazówki z życia kobiet, które całym swoim dorobkiem pokazały, że można być silną, spełnioną i szczęśliwą, nie rezygnując z siebie. Takim przykładem jest Święta Hildegarda z Bingen – mistyczka, wizjonerka, miłośniczka przyrody oraz znawca medycyny, reformatorka Kościoła. Tak, reformatorka w czasach średniowiecza!
Wzór kobiety
Mniszka z Bingen była w wielu dziedzinach prekursorką i dla wielu z nas może być wzorem. Jako pierwsza kobieta w średniowieczu założyła samodzielnie klasztor żeński, jest pierwszą znaną autorką moralitetu; pierwszą, która zostawiła po sobie autobiografię i pamiętniki. To, z czego niewątpliwie zasłynęła najbardziej to całościowy, samodzielnie dokonany opis fauny i flory. Z kolei jej pisma z zakresu medycyny i ginekologii to dzieła, które na zawsze zapiszą się na kartach historii, zwłaszcza, że można uznać Świętą Hildegardę za prekursorkę teorii stresu oraz sportu i kultury fizycznej. Wiele aspektów jej ówczesnej działalności może dziwić, ale nie ma wątpliwości, iż teorie mniszki, które znacząco wyprzedzały średniowiecze, to zasługa boskiego tchnienia i wizji. Hildegarda od najmłodszych lat miewała wizje, dlatego jej działalność oraz ponadczasowość poglądów należy przypisać właśnie im.
Mniszka bardzo aktywnie zaangażowana była politycznie, prowadząc ożywioną korespondencję ze średniowiecznymi władcami. Istotną rolę w całym jej życiorysie odegrała jej działalność apostolska, podczas której głosiła odważną nawet jak na dzisiejsze czasy teorię, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, bez względu na wiarę i poglądy.
Jak to możliwe, że średniowieczna mniszka nie bała się wyrażać swoich poglądów, stać w pierwszym rzędzie, grozić palcem władzy, kiedy czuła, że dzieje się niesprawiedliwość?
Nie można jej odmówić hartu ducha, mądrości, ogromnej siły wewnętrznej. To niewątpliwie zasługa wspomnianych cech, ale ponownie źródła tej siły należy upatrywać w wizjach. Jak sama mówiła, „owe wizje oglądam nie we śnie, nie tracąc zmysłów, ale nie postrzegałam ich cielesnymi oczami i uszami. Nie otrzymywałam ich w miejscach ukrytych, ale zgodnie z wolą Bożą oglądałam je jawnie, widząc wzrokiem i słysząc słuchem wewnętrznego człowieka, będąc przytomna i o zdrowych zmysłach“. Przez wiele lat mniszka nie opowiadała o tej wyjątkowej relacji z Bogiem, ale za sprawą wizji mogła doświadczyć tego, czego normalnie zobaczyć ani doświadczyć się nie da. Po wielu latach usłyszała w jednej z nich nakaz spisywania tego, co słyszała i widziała, a dalej przekazywanie ich światu i głoszenie słowa Bożego stało się misją Hildegardy, którą pełniła do końca swoich dni.
Dla kobiet zrzeszonych w ramach Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Świętej Hildegardy mniszka jest wzorem do naśladowania w codziennym życiu. „Kobiety szukają inspiracji w życiu Świętej Hildegardy, ale też wskazówek żywieniowych, medycznych i ogólnie życiowych, bo przecież mniszka całym swoim życiem pokazała jak żyć w sposób wartościowy, jak nie wstydzić się wiary, korzystać z boskich darów i dbać o siebie tak, aby oddać Bogu ciało w stanie możliwie najlepszym“ – mówi Jolanta Zajdel, prezes Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Świętej Hildegardy.
W czym tkwi fenomen?
Święta Hildegarda wiedziała coś, co jest w swej prostocie piękne, a o czym dzisiaj zupełnie zapomnieliśmy. Kluczowym założeniem mniszki było to, że człowiek stworzony na boskie podobieństwo jest wyjątkowy, ale też z natury obdarzony zdrowiem. I przez odpowiedni styl życia może to zdrowie albo zachować albo zniszczyć, a więc jeśli choruje, to z reguły na własną odpowiedzialność, przez zaniedbanie, niewłaściwy styl życia, itd. O roli stylu życia mówi się dzisiaj bardzo dużo, Święta Hildegarda wiedziała to już w XII wieku. Niewłaściwie prowadzone życie to jednak nie tylko złe odżywianie, ale też zaniedbanie kondycji duchowej. Zdrowa dusza to zdrowe ciało, zresztą dzisiaj również wiemy, że od siły duchowej zależy ta fizyczna. W ramach dbania o duchowy rozwój i dobrostan duszy, Święta zaleca praktykowanie cnót przeciwstawnych do wad, będących często czynnikami zapalnymi wielu chorób. Pielęgnowanie w sobie właściwych postaw i dobrych cech sprawia, że człowieka wypełniają siły witalne, niezbędne zarówno do komfortu psychicznego, jak i fizycznego.
To, co jest we wskazaniach Świętej Hildegardy najbardziej istotne to zapobieganie chorobom. W ramach długotrwałego procesu dbania o zdrowie Święta zaleca odpowiednią dietę ( opartą o orkisz i zioła ), ale też posty, które służą oczyszczeniu organizmu ze złogów i toksyn.
Jaka dzisiaj powinna być kobieta?
Pewnie wielu coach’ów uznałoby, że samo słowo „powinna“ narzuca pewne schematy i wzorce, a dalej kreuje stereotypy. Czyżby? Kobieta ma znacznie więcej predyspozycji choćby do dbania o domowe ognisko, a tu z pomocą przychodzi Święta Hildegarda, która pokazuje jak odnajdować w sobie siłę, nie wstydzić się wiary, zaufać Najwyższemu, ale też spełniać swoje codzienne role najlepiej jak się da. Wskazówki żywieniowe Świętej to podanie na tacy prostych rozwiązań, które zapewnią całej rodzinie właściwe odżywianie, ale też optymalne dbanie o zdrowie. Dzisiaj można samodzielnie uprawiać wiele ziół i roślin, ale też kupić dobrej jakości orkisz ( na uwagę zasługuje odmiana Oberkulmer Rotkorn – ekologiczna, bez domieszek; więcej informacji na stronie Towarzystwa Przyjaciół Św. Hildegardy ), a nawet dietę pudełkową opartą całkowicie na wskazówkach Świętej Hildegardy, która pozwoli zaoszczędzić czas i zapewnić całej rodzinie zdrowy posiłek.
Mniszka z Bingen dzisiejszym kobietom pokazuje, że bez względu na okoliczności zewnętrzne warto odnaleźć w sobie siłę do realizacji życiowej misji. Bez dwóch zdań Święta żyła w znacznie trudniejszych warunkach niż współczesne kobiety, a jej dokonania były niezwykłe mimo niesprzyjających okoliczności. Dzisiaj mamy warunki idealne do spełniania ambicji zawodowych, dbania o rodzinę, właściwy styl życia i zdrowie. Wystarczy czerpać dobre wzorce, a tych u Świętej Hildegardy nie brakuje.
Maria Kowalska/Tygodnik NIEDZIELA
więcej informacji na temat Świętej Hildegardy można znaleźć na stronie hildegarda.edu.pl
************************************************************************
piątek – 18 września
XXIV tydzień okresu zwykłego
święto św. Stanisława Kostki, patrona Polski
Sailko/Wikipedia/CC BY 3.0/Aleteia
**
Św. Stanisław Kostka przyszedł na świat w październiku 1550 roku w Rostkowie, wiosce położonej ok. 4 km od Przasnysza, na Mazowszu. Jego ojcem był Jan Kostka, który od 1564 roku piastował urząd kasztelana zakroczymskiego. Jego matką była Małgorzata z Kryskich z Drobnina. Obie rodziny: Kostków i Kryskich były w XVI wieku dobrze znane. Jeden z braci matki, Albert, wsławił się poselstwami z ramienia króla Zygmunta Augusta. Drugi brat matki i wuj Stanisława był wojewodą mazowieckim. Krewny ojca z linii pomorskiej, Jan Kostka, był kasztelanem gdańskim, a nawet kandydatem na króla polskiego. Piotr Kostka był biskupem chełmińskim. Mazowsze wyróżniało się przywiązaniem do wiary katolickiej i było jedyną polską dzielnicą, w której nie było protestantów ani wśród panów, ani wśród tamtejszej szlachty. Rodzina Kostków stanowiła w XVI wieku trzon Kościoła. Św. Stanisław Kostka miał trzech braci i dwie siostry. Śmiertelne szczątki rodziców i braci św. Stanisława spoczywają w kościele parafialnym w Przasnyszu, w kaplicy Kostków. Rodzice św. Stanisława nie oddawali się rozkoszom, lecz wychowywali dzieci w wierze katolickiej. Postępowali ostro i twardo, napędzając dzieci do pobożności, skromności i uczciwości. W domu Świętego panowały stosunki patriarchalne i każdemu wolno było napominać dzieci. Nie znamy bliższych informacji o latach dziecięcych św. Stanisława, poza jednym szczegółem. Otóż św. Stanisław był bardzo wrażliwy na brutalne żarty, dlatego ojciec w czasie przyjęć napominał gości w tej sprawie, gdyż jego syn może nawet zemdleć. Wielu świętych jako dzieci było bardzo wrażliwych na grzech, np. św. Dominik Savio w siódmym roku życia z okazji pierwszej Komunii świętej postanowił: “Raczej umrę, aniżeli zgrzeszę“. Św. Stanisław Kostka pobierał pierwsze nauki w domu rodzinnym. Przez ponad rok jego nauczycielem i wychowawcą był Jan Biliński. W swoim domu rodzinnym w Rostkowie Stanisław przebywał do czternastego roku życia. Wówczas w modzie było wysyłanie paniczów za granicę na studia, dlatego rodzice postanowili wysłać najstarszych synów – Pawła i Stanisława – do Wiednia. Wiedeń był miastem katolickim, w którym od niedawna jezuici założyli szkołę, która miała już swoją sławę. Uczęszczała do niej także młodzież z Polski. Stanisław i Paweł Kostkowie przybyli do Wiednia 26 lipca 1564, czyli dzień po śmierci cesarza Ferdynanda. Zatrzymali się w internacie prowadzonym przez jezuitów, jednak krótko tam przebywali, gdyż nowy cesarz Maksymilian w marcu kolejnego roku zabrał jezuitom internat, pozostawiając im jedynie szkołę. Kostkowie wraz ze swoim wychowawcą i kilkoma kolegami przenieśli się na stancję do domu dzierżawionego przez Kimberkera, zaciekłego luteranina. Dwaj jego koledzy po śmierci św. Stanisława wyznali ze łzami, że posuwali się nawet do kopania go, kiedy ten modlił się nocami, leżąc na ziemi krzyżem. Wówczas szkołę jezuitów w Wiedniu zasilało ok. 400 uczniów. Regulamin gimnazjum mówił o tym, by uczniowie poprzez pobożność, skromność i poznanie przedmiotów ozdobili swój umysł, aby podobać się Bogu i pobożnym ludziom, a w przyszłości przynieść korzyść sobie i ojczyźnie. Zaprawić studentów do pobożności miała codzienna modlitwa przed i po lekcjach, codzienna Msza święta oraz comiesięczna spowiedź. Na pierwszym roku nauczano gramatykę, na drugim roku nauki wyzwolone, a na trzecim retorykę. Początkowo nauka szła mu trudno, gdyż nie miał dostatecznego przygotowania, jednak już pod koniec trzeciego roku należał do najlepszych uczniów. Władał płynnie trzema językami: ojczystym, niemieckim i łacińskim. Uczył się również podstaw języka greckiego. Pozostały po nim zeszyty z uwidocznionymi błędami, podkreślanymi ręką nauczyciela. Zachowały się również notatki Stanisława w dyskusjach na problemy religijne, co wiązało się z tym, że jezuici w latach naporu protestantyzmu przygotowywali swoich uczniów do odpierania ataków na Kościół. Te trzy lata pobytu w Wiedniu były w życiu Stanisława okresem rozbudzonego życia wewnętrznego. W tym czasie Święty znał tylko trzy drogi: do kolegium, do domu i do kościoła. Swój wolny czas spędzał na lekturze i modlitwie. Czuł nieodparty pociąg do kontemplacji, jednak w ciągu dnia nie mógł poświęcać na nią wiele czasu, dlatego oddawał się jej w nocy. Ponadto zadawał sobie pokuty i biczował się. Jego tryb życia nie podobał się jego bratu, kolegom i wychowawcy. Uważali to za nienormalne, a nawet niebezpieczne. Próbowali w dobrej woli skierować go na drogę “normalnego” postępowania, najpierw poprzez słowo, a później poprzez bicie, a nawet znęcanie się nad nim. Stanisław starał się im dogodzić, brał nawet lekcje tańca, lecz działanie łaski było zbyt potężne, aby mógł się jej oprzeć. Nauka, intensywne życie wewnętrzne oraz praktyki pokutne osłabiły młody organizm chłopca. W grudniu 1565 roku był bliski śmierci. Był pewien, że umrze, lecz nie mógł otrzymać Wiatyku, gdyż właściciel domu nie chciał wpuścić katolickiego kapłana. Wtedy patronka dobrej śmierci, św. Barbara, w towarzystwie dwóch aniołów odwiedziła jego pokój i przyniosła mu Wiatyk. Podczas tej choroby objawiła się Świętemu Matka Boża i złożyła na jego ręce Dziecię Boże. Św. Stanisław Kostka doznał od niej cudownego uleczenia z poleceniem, aby wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Nie było łatwo wykonać polecenie Matki Bożej, gdyż Jezuici nie przyjmowali kandydatów bez woli rodziców, a Stanisław nie mógł na to liczyć. W związku z tym zdobywa się na heroiczny czyn, organizuje ucieczkę, do której pieczołowicie się przygotował. Ucieczka miała miejsce 10 sierpnia 1567 roku, w uroczystość św. Wawrzyńca. Zachował się list napisany przez przełożonego domu jezuitów w Wiedniu, skierowany do generała zakonu, św. Franciszka Borgiasza. Widnieje na nim data – 1 września 1567 roku, więc został napisany tuż po ucieczce Stanisława. Dowiadujemy się z niego, że Stanisław zapragnął wstąpić do jezuitów od pierwszego zetknięcia z nimi, więc życzenie Matki Bożej było dla Niego potwierdzeniem z nieba, że Pan Bóg przyjmuje jego święty zamiar. W liście czytamy, że św. Stanisław prosił kilkukrotnie o przyjęcie do zakonu, lecz spotkał się z odmową. W liście Święty jest nazywany: szlachetnym cnotą; przykładem stałości i pobożności; mały ciałem, lecz wielki duchem. Z listu dowiadujemy się również, że św. Stanisław Kostka próbował przez legata papieskiego wpłynąć na zakon, aby go przyjęto. Podczas egzaminu do nowicjatu wyznał na piśmie, że już przed rokiem złożył ślub wstąpienia do zakonu. Ucieczkę z Wiednia na gorąco opisał sam Stanisław w jednym ze swoich listów, pisanym do przyjaciela w czasie ucieczki. Opisywał jak dogonili go dwaj słudzy, przed którymi schował się do pobliskiego lasu. Po iluś dniach na koniu zauważył swojego brata, Pawła. Nie miał możliwości ucieczki, więc w strachu zbliżył się do jeźdźca i jako pielgrzym prosił go o jałmużnę. Brat szczęśliwie nie rozpoznał go, gdyż zamienił wcześniej swoje ubranie z przygodnym żebrakiem. W plany św. Stanisława został wtajemniczony jezuita Franiszek Antoni, który dał młodzieńcowi list polecający do św. Franciszka Borgiasza oraz wskazał mu drogę do Augsburga. Na podstawie ustnej relacji lub korespondencji spowiednik zeznał, że w drodze św. Stanisław Kostka nie mógł przyjąć Komunii świętej w kościele protestanckim, dlatego otrzymał ją z rąk anioła. Św. Stanisław nie zastał w Augsburgu prowincjała, św. Piotra Kanizego, więc udał się do Dylingi. Przebył w końcu całą trasę, która z Wiednia do Dylingi miała ok. 650 km. Św. Stanisław trafił jednak w klasztorze na moment krytyczny, gdyż wystąpili z niego dwaj zakonnicy, zrzucili habit i przeszli na protestantyzm. Sytuacja ta wywołała silny ferment w klasztorze. Na czele zbuntowanych stanął niestety polski zakonnik. W tej sytuacji o przyjęciu Stanisława – Polaka nie mogło być mowy, jednak nie zatrzaśnięto przed nim drzwi. Św. Piotr Kanizy przyjął go na próbę i wyznaczył mu służbę u konwiktorów: sprzątanie pokoi oraz pomaganie w kuchni. Jeszcze tego samego roku, 28 października, Stanisław wraz z dwoma innymi kandydatami został skierowany do Rzymu. Przełożony generalny przyjął do nowicjatu św. Stanisława, dzięki poleceniu prowincjała Niemiec. Nowicjat znajdował się przy kościele św. Andrzeja i było w nim wtedy ok. 40 nowicjuszów, w tym 4 Polaków. Rozkład zajęć nowicjuszów obejmował: modlitwę, pracę umysłową i fizyczną, posługi w domu i w szpitalach, dyskusje na tematy życia wewnętrznego i o sprawach kościelnych oraz konferencje mistrza nowicjatu i przyjezdnych gości. Stanisław wreszcie osiągnął cel życia i czuł się szczęśliwy, jednak na wiadomość o jego pobycie w nowicjacie zakonnym, jego ojciec postanowił za wszelką cenę go wydobyć stamtąd. Wysłał do syna list pełen wymówek i gróźb, jednak ten odpisał, że powinien dziękować Panu Bogu, że wybrał syna na swoją służbę. Wszelkie wysiłki jego ojca rozbiły się o wolę Stanisława, który był dorosły i miał prawo decydować o swoim losie. Już w pierwszych miesiącach roku 1658 przełożeni pozwolili św. Stanisławowi złożyć śluby zakonne. Stanisław osiągnął swój cel i nic go już nie wiązało z ziemią. 1 sierpnia w uroczystość Matki Bożej Anielskiej do Rzymu przybył św. Piotr Kanizjusz, który zatrzymał się w domu nowicjatu i wygłosił konferencję do adeptów. Niemiecki prowincjał zachęcał nowicjuszów, aby każdy miesiąc spędzali tak, jakby miał to być ostatni miesiąc w ich życiu. Po tej konferencji św. Stanisław Kostka powiedział kolegom: “Dla wszystkich ta nauka świętego męża jest przestrogą i zachęta, ale dla mnie jest ona wyraźnym głosem Bożym. Umrę bowiem jeszcze w tym miesiącu“. Koledzy jednak zlekceważyli te słowa. 5 sierpnia jeden z ojców zabrał Stanisława do bazyliki NPM Większej na doroczny odpust. W czasie drogi kapłan zapytał Stanisława “A czy ty naprawdę i szczerze kochasz Matkę Najświętszą?“. Stanisław odparł bez namysłu: “Ojcze, wszak ci to Matka moja“. Za kilka dni zbliżało się święto Matki Bożej Wniebowzięcia. Stanisław z wielkim zapałem opowiadał kolegom, jak pięknie muszą ten dzień obchodzić aniołowie i święci w niebie. Dodał również: “Jestem pewien, że będę mógł w najbliższych dniach osobiście przypatrzeć się tym uroczystościom i w nich uczestniczyć”. Dnia 10 sierpnia w prostocie serca napisał list do Matki Bożej i ukrył go na swojej piersi. Podczas przyjmowania Komunii świętej, prosił patrona dnia, św. Wawrzyńca, o orędownictwo, aby w uroczystość Wniebowzięcia Maryi mógł odejść z tego świata. Jego prośba została wysłuchana. Wieczorem tego samego dnia Stanisław źle się poczuł. 13 sierpnia znacznie wzrosła gorączka i przeniesiono go do infirmerii. W wigilię Wniebowzięcia miał silne mdłości i zemdlał. Miał zimne poty, poczuł silne dreszcze, a z ust zaczęła sączyć się krew. O północy zaopatrzono go na drogę do wieczności. Poprosił, aby położono go na ziemi. Jego prośbę spełniono. Przepraszał wszystkich. Podano mu do ręki różaniec, a on ucałował go i wyszeptał “To jest własność Najświętszej Matki”. Zapytano go czy nie ma jakiegoś niepokoju, lecz on odparł, że nie, gdyż ma ufność w miłosierdziu Bożym i zgadza się zupełnie z Bożą wolą. Jak zeznał naoczny świadek, o. Warszewiecki, nagle Stanisław zatopił się w modlitwie, jego twarz zajaśniała tajemniczym blaskiem, przeszedł oczami po otoczeniu. Zapytany: czego sobie życzy, odpadł, że widzi Matkę Bożą z orszakiem świętych dziewic, które po niego przychodzą. Tuż po północy 15 sierpnia 1568 roku przeszedł do wieczności. Wieść o tej pięknej śmierci polskiego młodzieńca rozeszła się lotem błyskawicy po Rzymie. Zwłoki młodzieńca wbrew zwyczajowi zakonu przyozdobiono kwiatami. Z polecenia generała zakonu włożono ciało do drewnianej trumny, co również w tamtych czasach w zakonie było rzadkim wyjątkiem. Mistrz nowicjatu o. Juliusz Fazzio z polecenia św. Franciszka Borgiasza napisał żywot Stanisława, który rozesłano po wszystkich domach Towarzystwa. O. Warszewicki ułożył dłuższy żywot. Podczas obrzędów pogrzebowych do Rzymu przybył brat Stanisława, Paweł, gdyż ojciec polecił, aby zmusił Świętego do powrotu do domu. Gdy Paweł zobaczył, jak wielką czcią jest otoczony Stanisław, wzruszył się i był to początek jego nawrócenia. Po powrocie do Polski ufundował w Przasnyszu kościół i klasztor. Gdy dwa lata później otwarto grób Stanisława, znaleziono jego ciało nietknięte rozkładem. W 1674 roku papież Klemens X ogłosił Stanisława Kostkę jednym z głównych patronów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litwy. Fakty te Stolica Apostolska uznała za akt beatyfikacji, a Stanisław Kostka został pierwszym, który dostąpił chwały ołtarzy w Towarzystwie Jezusowym. W 1714 roku papież Klemens XI wydał dekret kanonizacyjny. Samego aktu kanonizacji dokonał jego drugi następca, Benedykt XIII, w 1726 roku. W 1926 roku w 200-lecie kanonizacji odbyła się uroczystość sprowadzenia do Polski małej części jego relikwii. W uroczystościach tych wziął udział sam prezydent państwa, Ignacy Mościcki. Relikwia głowy św. Stanisława umieszczona jest w nowicjacie jezuickim, w w Gorheim koło Sigmaringen. Jego ciało spoczywa w kościele św. Andrzeja w Rzymie, w jego ołtarzu po lewej stronie. Ku czci Świętego wzniesiono w kraju 53 kościoły i kilkanaście za granicą. Pokój w domu Kimberkera, w którym mieszkał święty Stanisław Kostka, zamieniono w bogatą, barokową kaplicę. W obrazie ołtarza widnieją dwie sceny: jak św. Barbara posila Świętego Komunią świętą oraz jak Matka Boża podaje św. Stanisławowi na ręce dziecię Jezus. Również jego pokój w dawnym nowicjacie rzymskim zamieniono na kaplicę. Można tam zobaczyć pamiątki po Świętym i jego zeszyty szkolne. W pokoju stoi przepiękna rzeźba św. Stanisława. Święty leży na łożu śmierci jakby słodko spał, a nad nim znajduje się obraz Matki Bożej, która spuszcza na “śpiącego” kleryka róże z nieba. Pod obrazem znajduje się piękny wiersz w jęz. polskim, autorstwa Cypriana Kamila Norwida, którego inspiracją stał się właśnie ten wspaniały pomnik.
źródło: https://zyciorysy.info/sw-stanislaw-kostka/ | Zyciorysy.info
************
TRZY OBJAWIENIA MATKI BOŻEJ o. Juliuszowi Mancinelli dzięki św. Stanisławowi Kostce.
Szczyt wieży wyższej Mariackiej Bazyliki w Krakowie zdobi królewska korona przynależna Maryi jako Królowej Polski.
Pierwszą koronę wykonano już w 1628 roku. Jej pojawienie się na wieży związane jest z objawieniami włoskiego jezuity ojca Gulio Mancinellego, w których Maryja poleca nazywać się Królową Polski.
Następną, zachowaną do dziś koronę wykonano w roku 1666, a więc w dziesiątą rocznicę lwowskich ślubów króla Jana Kazimierza i oficjalnego już ogłoszenia Maryi Patronką i Królową Polski.
Korona ma kształt rozszerzonego ku górze ośmioboku. Jest wykonana z miedzianej blachy i pokryta złotem.
***
Sługa Boży Ojciec Juliusz Mancinelli (Giulio Mancinelli SJ) urodził się w miejscowości Macerata we Włoszech 13 października 1537 roku a zmarł w Neapolu 14 sierpnia 1618 roku. Był zakonnikiem – jezuitą włoskim. Był mistrzem nowicjatu rzymskich jezuitów, tego samego w którym zmarł św. Stanisław Kostka. Był starszy od św. Stanisława o 13 lat. Wydaje się jednak, że to św. Stanisław Kostka był jego duchowym przewodnikiem. Był świadkiem życia i śmierci św. Stanisława w nocy z 14 na 15 sierpnia 1568 roku.
Dnia 14 sierpnia 1608 roku ojciec Juliusz Mancinelli był zatopiony w modlitwie w klasztorze Gesu Nuovo w Neapolu. Kiedy oddawał najgłębszą cześć Wniebowziętej, wówczas ukazała mu się w królewskiej purpurze Niepokalana Dziewica z Dzieciątkiem na ręku. U Jej stóp klęczał św. Stanisław Kostka. Ojciec Juliusz nigdy nie widział Marii w tak wielkim majestacie i zapragnął pozdrowić Ją tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uczcił. Wtedy Najświętsza Panna powiedziała:
A czemu Mnie Królową Polski nie zowiesz? Ja to królestwo wielce umiłowałam i wielkie rzeczy dlań zamierzam, ponieważ osobliwą miłością ku Mnie pałają jego synowie.
Powiedziawszy to Bogarodzica jakby czekała na odpowiedź Wielebnego Sługi Bożego, który też zawołał: Królowo Polski Wniebowzięta – módl się za Polską!
Po tych słowach nasza Królowa i Pani miłośnie spojrzała na klęczącego u Jej kolan Stanisława Kostkę a potem na ojca Mancinellego i słodko rzekła: Jemu tę łaskę zawdzięczasz!
Ojcowie jezuici zbadali to objawienie i uznali je. Stąd, za zezwoleniem swoich przełożonych ojciec Juliusz przekazał wiadomość o tym objawieniu swemu przyjacielowi jezuicie w Polsce, Mikołajowi Łęczyckiemu. Za jego pośrednictwem wiadomość ta dotarła do króla Zygmunta III Wazy.
Dowiedział się o niej również ksiądz Piotr Skarga i cały zakon jezuitów. Wkrótce też rozgłosili, że sama Bogurodzica raczyła nazwać się i ogłosiła się Królową Polski i że wielkie rzeczy dla nas zamierza.
Była to rzecz niesłychana, albowiem żadnemu innemu narodowi chrześcijańskiemu łaska taka nie była dana ani przedtem ani potem.
Niewypowiedziany entuzjazm zapanował w Polsce. Zwracano uwagę na fakt, że ogłoszenie się Marii jako Królowej Polski zostało przekazane przez Włocha, kapłana jezuitę, aby nikt Polakom nie mógł zarzucić, że sami Polacy to wymyślili.
W roku 1610 ojciec Juliusz wybrał się w pielgrzymkę do Polski, chcąc nawiedzić grób św. Stanisława biskupa, do którego miał wielkie nabożeństwo. Miał 73 lata kiedy podjął długą i trudną drogę z Neapolu do Krakowa. Gdy przybył do Krakowa, 8 maja 1610 roku, został powitany przez króla Zygmunta III Wazę razem z dworem.
Pierwsze swoje kroki skierował do katedry wawelskiej do grobu św. Stanisława biskupa. Padł krzyżem i modlił się za Polskę, dziękując Bogu za Polskę, Matkę Świętych. Gdy w czasie Mszy św. modlił się za pomyślność królestwa polskiego, ujrzał w wielkiej postaci Marię, w królewskim olśniewającym majestacie, która powiedziała do Niego te słowa:
JA JESTEM KRÓLOWĄ POLSKI. JESTEM MATKĄ TEGO NARODU, KTÓRY JEST MI BARDZO DROGI, WIĘC WSTAWIAJ SIĘ DO MNIE ZA NIM I O POMYŚLNOŚĆ TEJ ZIEMI BŁAGAJ NIEUSTANNIE, A JA CI ZAWSZE BĘDĘ, JAKOM JEST TERAZ, MIŁOŚCIWĄ.
Ojciec Juliusz wrócił do Neapolu. Po siedmiu latach, 15 sierpnia 1617 roku, po raz trzeci ukazała się Jemu NMP i powiedziała:
Juliuszu, synu mój! Za cześć, jaką masz do mnie, Wniebowziętej, ujrzysz Mnie za rok w chwale niebios. Tu jednak, na ziemi, nazywaj Mnie zawsze Królową Polski.
kult Maryjny w Polsce i na świecie.pl/sluga-bozy-juliusz–mancinelli
***
św. Stanisław Kostka:
tak blisko nieba, tak blisko nas
**
Prawdopodobnie najstarszy obraz wotywny św. Stanisława Kostki w diecezji płockiej. Dawniej znajdował się w kościele filialnym w Kacicach, który obsługiwali duszpastersko jezuici z pułtuskiego kolegium.
Historyk sztuki o najprawdopodobniej najstarszym obrazie wotywnym św. Stanisława Kostki w diecezji płockiej.
Obraz przedstawia mistyczną wizję św. Stanisława Kostki – wyjaśnia ks. Paweł Szczepaniak z diecezji włocławskiej, student Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, historyk sztuki.
– Na pierwszym planie św. Stanisław jest przedstawiony w czarnym stroju jezuickim, zaś po prawej stronie widnieje Maryja z Dzieciątkiem Jezus. Wyraźnie widać na obrazie dwa światy: ziemski i niebieski. Stanisław dotyka ziemi, zaś Maryja unosi się ponad nim, jest podtrzymywana przez anioły. Tło stanowią chmury, z których delikatnie wynurzają się aniołowie, tworząc wizję glorii i chwały nieba – opowiada.
Postać świętego jest w wyraźnej kontemplacji, jego oczy są zwrócone, wręcz wzniesione ku Maryi. Jak mówi ks. Paweł, autor z pewnością chce w ten sposób podkreślić jego duchowość maryjną.
– Maryja z kolei jest ubrana w czerwoną suknię i niebieski płaszcz. W tym wypadku kolor czerwony jest symbolem miłości Bożej. Madonna ma misternie upięte włosy, jej twarz jest pociągła. Maryja i Stanisław patrzą na siebie, ale mają również wyraźne odsłonięte uszy, a więc nie tylko mają kontakt wzrokowy, lecz słuchają siebie nawzajem. To zjednoczenie jest więc tym większe – to kolejny znak autentycznej pobożności maryjnej, którą odznacza się nasz święty – wyjaśnia.
– Niesamowity jest też gest Maryi, która ofiaruje swego Syna Stanisławowi. Na krzyżu Jezus ofiaruje swą Matkę Janowi, a tu Maryja ofiaruje swego Syna. Mały Jezus, ubrany w długą białą tunikę, jest przedstawiony z gestem otwartych rąk. Ale co najważniejsze to dłoń małego Jezusa, która dotyka twarzy Stanisława. Ujęcie to jest już wcześniej znane w sztuce, choćby z mozaiki Dobrego Pasterza w Rawennie, gdzie Pan dotyka z czułością owcy – dodaje kapłan.
Jak wyjaśnia, Stanisław przyjmuje Boży dar i obiema dłońmi podtrzymuje Pana. Co ciekawe jego ręce są przykryte delikatnie małym materiałem, bo przyjmuje Jezusa z wielką czcią. Są również inne detale na obrazie: po lewej stronie znajduje się stół przykryty ciężkim, zielonym materiałem. Na stole wyraźnie widoczna księga, a jej okładka jest pokryta skórą, na niej widoczny jest krzyż.
– Obraz niesie w sobie przekaz dydaktyczny, typowy dla sztuki potrydenckiej. Sposób przedstawienia świętego odpowiada ówczesnym kanonom. To ukazanie wizji, którą nasz święty miał w 1565 roku. Wtedy nawiedziła go Maryja. Obraz ten służył z pewnością do rozpropagowania jego świętości. Ta mistyczna wizja jest dość nietypowa, bo skoro Stanisław nie był jeszcze jezuitą, to dlaczego przedstawiono go tu już w stroju zakonnym, a jeśli miał się znajdować w stanie agonii, to dlaczego jego wygląd wydaje się być tak pełny i zdrowy? – zastanawia się ks. Paweł.
Jest to więc ilustracja z życia świętego i nie jest przeznaczona wyłącznie do kultu. W tamtych czasach miała bowiem głębsze zadanie: propagować kult świętych i podkreślić wagę kultu maryjnego – wszystko to zgodnie z myślą soboru trydenckiego. – Reformacja przecież kwestionowała kult oddawany Matce Bożej i świętym w Kościele. Z kolei dla reformatorów Kościoła Maryja była bastionem i obroną prawdziwej wiary. Modlący się przed tym obrazem miał modlić się nie tylko do Stanisława, ale także do Maryi, miał naśladować Stanisława w miłości do Maryi. Kard. Gabriele Paleotti z Bolonii w 1582 roku pisał: “Obrazy są jak otwarte księgi dostępne dla wszystkich. Z nich możemy odczytać prawdy wiary, przykłady świętych, przestrogę przed grzechem” – opowiada kapłan.
Pamiętajmy, że św. Stanisław Kostka był pierwszym święty jezuickim, wyniesionym do chwały ołtarzy w 1605 r., jeszcze przed kanonizacją założyciela jezuitów św. Ignacego Loyoli, która miała miejsce cztery lata później.
opracowanie-WP/ GOŚĆ NIEDZIELNY-18.09.2019
***************
Zapomniany św. Stanisław Kostka
Młody szlachcic z Rostkowa urodzony w 1550 roku zauroczył wielu swoją szlachetną postawą. Św. Stanisław Kostka,
patron Polski, orędownik dzieci i młodzieży, któremu poświęcony jest 2018 rok w 450. rocznicę jego narodzin dla nieba, będzie czczony w katedrze w Kaliszu w relikwiach, które zostaną sprowadzone ze Starej Wsi koło Brzozowa.
Zaraz po śmierci Stanisława zaczęto spisywać jego żywot i cuda, które okazały się kluczowe dla jego późniejszej kanonizacji. Ważny był poemat Divi Stanislai Costuli Poloni vita, opublikowany w Krakowie w 1570 roku dwa lata po śmierci Stanisława, pisany łacińskim heksametrem przez Grzegorza z Sambora (1523–1573), profesora Akademii Krakowskiej, prawdopodobnie nauczyciela Stanisława Kostki z Rostkowa.
Sława świętości Stanisława rozeszła się z Rzymu po całym świecie, a miało to miejsce w czasie wielkich akcji misyjnych jezuitów. Znany był w Indiach, Afryce i Australii, a jego imię upraszczano dla wymowy w wielu językach. W 1726 roku w Pekinie Dominik Parenin opublikował żywot i cuda Świętego w języku chińskim. Pewnie dlatego o. Józef Warszawski SJ biografię Świętego zatytułował: „Św. Stanisław Kostka. Największy z międzynarodowych Polaków”.
Eustachy Iwanowski w „Rozmowach o Polskiej Koronie” tak opisywał tę famę świętości: „Po śmierci Stanisława Kostki (…) upadł filar Kościoła i wielka nadzieja Ojczyzny. Stanisław Kostka ratował Polskę w nieszczęściach wojen i był hasłem rycerstwa polskiego, jego czynów i zwycięstw. Cześć św. Stanisława była serdeczną i prawdziwie narodową. (…) Dzień Jego dorocznej uroczystości był tak solenny jak Wielkanoc. W uroczystościach mieli udział duchowieństwo, lud, młodzież narodowa, senatorowie, wojewodowie, kasztelani i dwór królewski, który wielkie miał do Błogosławionego nabożeństwo, i o kanonizacyą Jego usilnie się starał” (t. 1, Kraków 1873, s. 118). Został ogłoszony błogosławionym w 1605 roku, a świętym, wraz z Alojzym Gonzagą, w 1726 roku
W staraniach o rychłą kanonizację bł. Stanisława Kostki uczestniczyli kolejni królowie polscy: Zygmunt III wraz z królową Konstancją, potem ich syn Władysław IV, następnie Michał Korybut Wiśniowiecki i Jan III Sobieski. Powszechnym było przekonanie, które w liście do Klemensa X wyraził król Michał Korybut Wiśniowiecki, o wstawiennictwie bł. Stanisława w czasie bitew wojsk polskich z turecką armią muzułmańską.
Kości, czyli relikwie Świętego
Relikwie Świętego od momentu jego śmierci 15 sierpnia 1568 roku spoczywają na rzymskim Kwirynale w kościele św. Andrzeja. 10 października 1621 roku Polacy zwyciężyli Turków w bitwie pod Chocimiem. Na prośbę Zygmunta III przysłano wówczas z Rzymu relikwie głowy św. Stanisława. Relikwia ta od 1637 roku spoczywała w kościele Świętych Piotra i Pawła w Krakowie. Ponadto inne główne relikwie Świętego znajdowały się w Gorheim koło Sigmarignen, potem w Exaaten w Holandii, w Neuhausen auf den Filder w Niemczech w nowicjacie jezuitów (przednia część czaszki), obecnie zaś w domu jezuitów w Norymberdze.
W Starej Wsi koło Brzozowa, w nowicjacie jezuitów, umieszczono największą polską relikwię Świętego, dwunastocentymetrowy fragment żebra. Relikwiarz wykonano w 1926 roku. Dwa drewniane złocone anioły podtrzymują trumienkę z relikwią, nad nią zaś znajduje się postać św. Stanisława Kostki.
W 1926 roku sprowadzono uroczyście z Rzymu relikwie dla parafii w Rostkowie. Przed II wojną światową relikwie Świętego posiadały m.in.: Bazylika Kolegiacka w Pułtusku (w relikwiarzu z ok. 1760–1780 r.), Wyższe Seminarium Duchowne w Płocku i Liceum św. Stanisława Kostki w Płocku. W latach 60. XX wieku biskup płocki Bogdan Sikorski przywiózł z Rzymu relikwie św. Stanisława dla około 40 kościołów i kaplic w Polsce.
Główne miejsca kultu
Głównym sanktuarium Świętego jest rzymski kościół św. Andrzeja na Kwirynale, gdzie spoczywają jego doczesne szczątki. Około 1700 roku w celi, w której oddał ducha Bogu, urządzono kaplicę jemu poświęconą. Dominującym w tych pomieszczeniach obiektem jest rzeźba dłuta Piotra Legros Młodszego, przedstawiająca „Śmierć św. Stanisława Kostki”.
Ważnym miejscem czci św. Stanisława Kostki jest jego pokój w domu Kurrentgasse 2 w Wiedniu. W 1583 roku utworzono tu kaplicę ku czci Świętego, a po jego kanonizacji Maria Barbara Koller von Mohrenfeld w latach 1740–1742 ozdobiła ją bogatą sztukaterią.
W Polsce czczony jest w Starej Wsi w Małopolsce, w Jarosławiu i wielu innych miejscowościach: Przasnyszu, Rostkowie, Drobinie, Lublinie. Jest on także patronem katedry łódzkiej. Seminaria diecezjalne, np. w Płocku czy Lublinie, nowicjaty jezuickie, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, koła ministranckie i młodzieżowe do dziś odwołują się do postaci świętego Młodzieńca.
Święty na dziś
Współcześni wspominają, że w kolegium w Wiedniu nazywano Stanisława „najlepszym”. Rzeczywiście, jego życie, krótkie, ale bogate, ukazuje, w jaki sposób zrealizował to wezwanie do bycia najlepszym. Wśród spraw świata nie było dla niego rzeczy niemożliwych – od nauki, przez pracę, aż po wyczerpującą i niebezpieczną podróż do Rzymu, by zrealizować swoje powołanie. To pierwsza cecha, która czyni Stanisława Kostkę szczególnie pomocnym dzisiejszym młodym ludziom – rywalizacja w osiąganiu dobra, mimo sprzeciwu świata, otoczenia.
Po drugie, wielokrotnie w swoich zapiskach notował jezuickie hasło: Laus Deo, czyli „Chwała Bogu”. Jak Ignacy Loyola, jego mistrz i przewodnik duchowy, jako młody jezuita, chciał tak żyć, „by przy ubogich środkach osiągać wielkie rezultaty”. Pokazał w ten sposób, jak życie wyznawcy Chrystusa, nawet wobec ubogich środków, może być „piątą Ewangelią”, która czasem bardziej przemawia niż najpiękniejsze słowa.
Wreszcie, po trzecie, trzeba wskazać, że św. Stanisław Kostka żył w czasie wielkiego ruchu odrodzenia Kościoła katolickiego po bolesnym fakcie reformacji. Zapewne nieprzypadkowo wybrał Towarzystwo Jezusowe, bo jezuici postawili sobie za zadanie strzeżenie czystości katolickiej wiary, we współpracy z Ojcem Świętym. Niewątpliwie, w obecnym czasie relatywizmu moralnego i postprawdy, nasz Święty może stać patronem troski o właściwą interpretację prawd wiary.
Tekst oprac. na podstawie publikacji: „Stanisław Kostka. Święty z Rostkowa”, Wojciech Kućko (red.), Warszawa 2018
Opiekun – Dwutygodnik Diecezji Kaliskiej
**************
Kaplica św. Stanisława Kostki w Wiedniu
To właśnie w Wiedniu, w trakcie nauki w kolegium jezuickim oraz pod wpływem przeżyć mistycznych podczas ciężkiej choroby, powstało wielkie pragnienie wstąpienia do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego i całkowitego poświęcenia się Bogu – jako kilkunastoletni młodzieniec podporządkował całe swoje życie temu jedynemu życzeniu, kierując się maksymą:
„Do wyższych rzeczy jestem stworzony i dla nich winienem żyć.”
Stanisław Kostka przebywał w Wiedniu od lipca 1564 r. do sierpnia 1567 r. Przybył tu w wieku czternastu lat, wraz ze swoim starszym bratem Pawłem, w celu kontynuowania nauki w słynnym na całą Europę kolegium jezuickim. Początkowo mieszkali w konwikcie zakonu. Jednak po zamknięciu internatu przez cesarza Maksymiliana II w 1566 r. wynajęli mieszkanie w pobliskiej kamienicy przy Kurrentgasse 2. Niewielki pokój Stanisława znajdował się na pierwszym piętrze. Piętnaście lat po jego śmierci, w 1583 r., a jeszcze przed wyniesieniem go na ołtarze, pomieszczenie przez niego zamieszkiwane przebudowano na skromną kaplicę. Kamienica bardzo często zmieniała właścicieli. W latach czterdziestych XVIII w., dwadzieścia lat po kanonizacji św. Stanisława Kostki w 1726 r., ówczesna właścicielka domu Maria Barbara Koller von Mohrenfeld poleciła przebudować kaplicę, a jej wnętrze przyozdobić bogatymi ornamentami w stylu rokoko. W miejscu, gdzie wcześniej stało łóżko i gdzie Stanisław miał objawienia postawiono ołtarz. Nad nim sto lat później umieszczono obraz autorstwa austriackigo jezuity Franza Stechera. Scena nawiązuje do wizji św. Stanisława Kostki i przedstawia Matkę Bożą z Dzieciątkiem, św. Barbarę oraz anioła podającego Stanisławowi Komunię Świętą. Na suficie znajdują się freski przedstawiające dwie sceny – ucieczkę z Wiednia oraz przyjęcia Stanisława do rzymskiego nowicjatu Towarzystwa Jezusowego na Kwirynale przez Ojca Generała Franciszka Borgiusza.
Kaplica św. Stanisława Kostki przetrwała do dnia dzisiejszego. Ponieważ znajduje się ona cały czas w rękach prywatnych, wiedzą o niej tylko nieliczni. Obecnym właścicielem jest Zrzeszenie Chrześcijańskich Gospodyń Domowych/Berufsverband christlicher Arbeitnehmerinnen (szczególną troską otaczała i nadal otacza to miejsce była preses, dziś 92-letnia Nora Brandl, dbając o dobro kaplicy w kontekście duchowym i finansowym), a opiekę duchową sprawują jezuici. Regularnie raz w miesiącu odprawiana jest tu Msza św. – każdego 13-go o godz. 7.30, na pamiątkę wspomnienia z 13 listopada w Kościele katolickim, kiedy to papież Klemens X w 1670 r. zezwolił Zakonowi Jezuitów na sprawowanie Mszy św. oraz odmawianie godzin liturgicznych ku czci Stanisława. Kaplica jest otwarta w trakcie oktawy św. Stanisława Kostki między 13 a 20 listopada (w godz. 7.30 – 12.00 i 15.00 – 18.00). Tradycja oktawy pielęgnowana jest w tym miejscu od końca XVIII w. Możliwość zwiedzania i odprawienia nabożeństwa istnieje również po wcześniejszym uzgodnieniu terminu.
Wiedeńskie ślady polskiego świętego to również pobliski plac Am Hof. Na nim mieścił się niegdyś konwikt i kościół jezuitów (dzisiejszy kościół pw. Dziewięciu Chórów Anielskich), do którego uczęszczał codziennie św. Stanisław Kostka. Tu na sklepieniu kaplicy Serca Jezusowego znajduje się fresk przedstawiający niebiańską scenę – Matkę Bożą oraz klęczącego przed nią św. Stanisława, trzymającego w ramionach Dzieciątko Jezu. Scena ta ponownie nawiązuje do wizji podczas choroby młodzieńca. Konający Stanisław doznał cudu uzdrowienia od Matki Bożej i usłyszał od niej polecenie wstąpienia do Towarzystwa Jezusowego, co też, dzięki swojej głębokiej wierze i determinacji, rok później uczynił.
Joanna Łukaszuk-Ritter/ Tygodnik NIEDZIELA
*****************
godzinna adoracja od godziny 18.00
Msza św. – o godz. 19.00
Antyfona na wejście – Mdr 4,13-14
Wcześnie osiągnąwszy doskonałość przeżył czasów wiele. Jego dusza podobała się Bogu, dlatego pospieszył i wywiódł go spośród nieprawości.
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Ty wśród wielu cudów Twojej mądrości obdarzyłeś świętego Stanisława Kostkę
łaską dojrzałej świętości już w młodzieńczym wieku, spraw, abyśmy za jego przykładem
wykorzystywali czas przez gorliwą pracę
i z zapałem dążyli do wiekuistego pokoju.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Mądrości – Mdr 4,7-15
Sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek. Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości życie nieskalane. Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość, i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy: bo urok marności przesłania dobro, a burza namiętności mąci prawy umysł. Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele. Dusza jego podobała się Bogu, dlatego pospiesznie wyszedł spośród nieprawości. A ludzie patrzyli i nie pojmowali ani sobie tego nie wzięli do serca, że łaska i miłosierdzie nad Jego wybranymi i nad świętymi Jego opatrzność.
Oto słowo Boże.
Psalm 148
R/ Chłopcy i dziewczęta, chwalcie imię Pana.
Chwalcie Pana z niebios,
chwalcie Go na wysokościach.
Chwalcie Go, wszyscy Jego aniołowie,
chwalcie Go, wszystkie Jego zastępy. R/
Królowie ziemscy i wszystkie narody,
władcy i wszyscy sędziowie tej ziemi,
Młodzieńcy i dziewczęta,
starcy i dzieci
niech imię Pana wychwalają. R/
Majestat Jego ponad ziemią i niebem
i On pomnaża potęgę swego ludu.
Oto pieśń pochwalna wszystkich Jego świętych,
synów Izraela, ludu, który jest Mu bliski. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 2,41-52
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał On lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócili do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, niech ta Ofiara udzieli nam
takiego męstwa w trudnościach życiowych,
jakiego przykład dał święty Stanisław Kostka.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o zakonnikach
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe
a dla nas zbawienne, abyśmy Tobie składali dziękczynienie i Ciebie wychwalali, Panie,
Ojcze niebieski, wszechmogący i miłosierny Boże.
W Świętych, którzy oddali się Chrystusowi
ze względu na Królestwo niebieskie,
wychwalamy Twoją cudowną opatrzność.
Ty powołujesz wybranych ludzi do pierwotnej
świętości i pozwalasz im kosztować darów,
których nam udzielisz w przyszłym świecie.
Dlatego z Aniołami i wszystkimi Świętymi
wysławiamy Ciebie, razem z nimi wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię – Ps 78, 24-25
Podarował im chleb z nieba, chleb Aniołów spożywał człowiek.
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący Boże, niech za wstawiennictwem świętego Stanisława Kostki działanie Twojego Sakramentu oświeci nas i zapali, aby płonęły w nas święte pragnienia i abyśmy obfitowali w dobre czyny. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**********************************
W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu… – Cyprian Kamil Norwid
W pokoju nowicjatu Jezuitów – obecnie kaplicy, przy kościele św. Andrzeja na Kwirynale, w którym św. Stanisław Kostka odchodził do Pana dnia 15 sierpnia 1568 roku, umieszczony został napis nagrobny pióra Cypriana Kamila Norwida:*
W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu,
Na miejscu łoża jego stoi grób z marmuru,
Taki, że widz niechcący wstrzymuje się w progu,
Myśląc, iż święty we śnie zwrócił twarz od muru,
I rannych dzwonów echa w powietrzu dochodzi,
I wstać chce, i po pierwszy raz człowieka zwodzi.
Nad łożem tem i grobem świeci wizerunek
Królowej nieba, która z świętych chórem schodzi
I tron opuszcza, nędzy śpiesząc na ratunek.
Palm wiele, kwiatów wiele aniołowie niosą,
Skrzydłami z ram lub nogą występując bosą.
Gdzie zaś od dołu obraz kończy się, ku stronie,
W którą Stanisław Kostka blacie zwracał skronie,
Jeszcze na ram złoceniu róża jedna świeci:
Niby że, po obrazu stoczywszy się płótnie,
Upaść ma, jak ostatni dźwięk, gdy składasz lutnię.
I nie zleciała dotąd na ziemię — i leci…
1857.
**************
Cyprian Kamil Norwid, urzeczony postacią świętego Stanisława Kostki, napisał również ten wiersz:
A ty się odważ
A ty się odważ świętym stanąć Pana
A ty się odważ stanąć jeden sam
Być świętym – to nie zlękły powstać z wschodem
To ogromnym być, przytomnym być!
Krocz – jasny, uśmiechnięty,
Na twarzy ten Chrystusa rys
Miłość
Święty aż po krzyż – przez krzyż – na krzyż!
Ty się wahasz? Ty się cofasz?
Ty się odważ świętym być!
************************************************************************
sobota – 19 września
XXIII tydzień okresu zwykłego
wspomnienie ŚW. JANUAREGO
Męczennika, którego krew przelewa się do dziś
Ścięto mu głowę, ponieważ odmówił składania czci rzymskim bogom za cesarza Dioklecjana. Pobożna niewiasta zebrała do flakonika jego krew, która do dziś w jego wspomnienie liturgiczne się upłynnia.
**
Św. January, biskup, męczennik (+ 305). Niewiele informacji zachowało się o Świętym. Był biskupem Beneventu. Według dokumentu z V wieku, kiedy wybuchło prześladowanie chrześcijan za cesarza Dioklecjana, został aresztowany jego diakon Sozjusz. January udał się do więzienia, aby go pocieszyć. Towarzyszyli mu diakoni: Festus i Dezyderiusz. Wszystkich aresztowano.
Kiedy nie chcieli złożyć ofiary bożkom, skazano ich na pożarcie przez dzikie niedźwiedzie w amfiteatrze. Nazajutrz zgromadzono ich na arenie amfiteatru, ale żadna z bestii nawet się nie ruszyła. Posądzono ich wobec tego o czary i skazano na ścięcie.
Wyrok został wykonany w pobliżu Puteoli około 19 września 305 roku. January miał wtedy 33 lata. Podczas egzekucji św. Januarego jedna z chrześcijańskich kobiet nabrała do flakoników jego krew, którą do dnia dzisiejszego przechowuje się w katedrze w Neapolu.
January jest głównym patronem Neapolu. Kilkakroć w ciągu roku powtarza się tzw. cud św. Januarego. Na oczach pielgrzymów zakrzepła krew Świętego, przechowywana w dwóch zamkniętych ampułkach, blisko czaszki w relikwiarzu, staje się płynna i pulsująca, jakby świeżo wylana. Zjawisko to jest notowane od XIV wieku.
W ikonografii św. January przedstawiany jest w stroju biskupim z paliuszem lub w tunice i płaszczu. Jego atrybutami są: fiolki z krwią w dłoniach aniołów, gałązka palmowa, korona, krzyż biskupi trzymany przez anioła, lwy u jego stóp, miecz.
Ewangelia na co dzień/Aleteia
******************************
„CUD KRWI” ŚW. JANUAREGO
ks. Mieczysław Piotrowski/MIŁUJCIE SIĘ!/maj 2019
Święty January poniósł męczeńską śmierć w 305 r. w Pozzuoli pod Neapolem. Od tamtego czasu uobecnia się cudowny znak przemiany skrzepniętej krwi Świętego w tętniczą krew żyjącego człowieka. Co Pan Bóg pragnie nam powiedzieć poprzez ten znak?
Święty January został ścięty w 305 roku w Pozzuoli pod Neapolem, w pobliżu wulkanu Solfatara. Poniósł męczeńską śmierć, ponieważ nie chciał wyrzec się swej wiary w Jezusa Chrystusa.
Pierwsza udokumentowana historycznie relacja opisująca cud krwi św. Januarego pochodzi z 17 sierpnia 1389 roku. Od tamtego czasu mamy bogatą dokumentację świadczącą o tym, że każdego roku, aż do naszych czasów, powtarza się cudowny znak przemiany skrzepniętej krwi w ciecz, która – jak twierdzą naukowcy – staje się tętniczą krwią żyjącego człowieka.
Ta tajemnicza przemiana dokonuje się najczęściej trzy razy do roku: w sobotę poprzedzającą pierwszą niedzielę maja, 19 września, w rocznicę męczeństwa św. Januarego, oraz 16 grudnia – w jego patronalne święto.
Kronika prowadzona przez kanoników katedralnych zawiera szczegółowe relacje z tych wydarzeń. Z wielowiekowej obserwacji wynika, że 19 września upłynnienie zakrzepłej krwi dokonuje się prawie zawsze i natychmiast.
Natomiast w innych terminach nie ma reguły: były dni, kiedy skrzep krwi przemienił się w płyn w jednej chwili, a innym razem trzeba było na to długo czekać, ale były też takie dni, kiedy krew w ogóle się nie rozpuściła.
Krew św. Januarego jest przechowywana w relikwiarzu, w którym znajdują się dwie starożytne szklane ampułki. Większa, w formie eliptycznej, jest zapełniona w 75% krwią, natomiast mniejsza ma formę cylindryczną i zawiera niewielką ilość krwi. Według ekspertów obie te ampułki pochodzą z IV wieku.
WYZWANIE RZUCONE NAUCE
To niezwykłe zjawisko „ożywiania” krwi św. Januarego rzuca wyzwanie współczesnej nauce. Naukowcy stoją przed wielką zagadką i tajemnicą, której nie są w stanie zrozumieć ani wyjaśnić.
Skrzepnięta ludzka krew, którą odważna chrześcijanka napełniła ampułki podczas egzekucji św. Januarego 19 września 305 roku, nagle przechodzi w stan ciekły. Świadkowie tego wydarzenia mogą obserwować, jak krew zmienia swoją barwę, lepkość, a także ciężar i objętość.
Zaistnienie tego niesamowitego zjawiska nie jest uzależnione od określonych terminów, obecności ludzi czy temperatury. Przemiana konsystencji krwi ze stałej w ciekłą dokonuje się zarówno wtedy, gdy temperatura w katedrze wynosi 5ºC, a także gdy jest upał 32ºC.
Wydarzenie to nie jest uzależnione od napięcia psychicznego zgromadzonych na modlitwie ludzi. Krew Męczennika rozpuszcza się w obecności tłumu lub gdy jest tam tylko kilka osób, a także wtedy, gdy nie ma nikogo.
Były przypadki, że po otwarciu kasy pancernej, w której przechowywany jest relikwiarz, stwierdzano, iż krew Męczennika miała już stan płynny. Tak więc zjawisko przechodzenia krwi św. Januarego ze stanu skrzepu w stan płynny jest niezależne od ludzkich pragnień, temperatury czy innych zewnętrznych czynników.
I tak na przykład w 1976 roku przez osiem dni relikwie krwi św. Januarego były wystawione na widok publiczny. Mimo wielu dni intensywnej modlitwy oraz maksymalnego napięcia psychicznego tłumu wiernych cud „ożywienia” krwi św. Januarego w ogóle nie zaistniał.
Naukowcy, eksperci w dziedzinie fizyki i hematologii, zgodnie twierdzą, że fakt przetrwania krwi od 305 roku do naszych czasów w stanie morfologicznie niezmienionym, a także zjawisko przechodzenia skrzepniętej krwi w stan ciekły, przy zmianie jej objętości i ciężaru, oraz jej powrót do stanu pierwotnego pozostaje dla nauki wielką zagadką i nie można tego wytłumaczyć na gruncie naukowym.
Wszystkie próby laboratoryjnego odtworzenia tego zjawiska zakończyły się jak dotąd niepowodzeniem. Współczesna nauka nie może dać żadnego wyjaśnienia tego tajemniczego fenomenu.
Czasami skrzepnięta krew św. Januarego podczas przechodzenia w stan płynny tak bardzo zwiększa swoją objętość, że wypełnia całą ampułkę. Innym razem krew kurczy się i zmniejsza swoją objętość.
Naukowców szokuje fakt, że zmienia się wtedy ciężar całej krwi. Zmianie ulega również jej kolor – od jaskrawej do ciemnej lub brudnożółtej czerwieni.
Całkowicie nieprzewidywalny jest czas przechodzenia krwi ze stanu stałego w ciekły. Zdarza się, że następuje to natychmiast, innym razem proces ten trwa kilka minut, godzin lub cały dzień.
Podobnie dzieje się wówczas, gdy krew przechodzi proces ponownego krzepnięcia. Wszystkie te zjawiska dokonują się wbrew wszelkim prawom fizyki.
BADANIA NAUKOWE
Badaniem krwi św. Januarego zajęli się naukowcy. Po raz pierwszy, we wrześniu 1902 roku, prof. Raffaele Ianuario i dr Gennaro Sperindeo poddali ampułki z krwią badaniom spektroskopowym. Badacze nie mogli ich otworzyć, ponieważ naczynka są zapieczętowane mastyksem, czyli żywicą z drzewa pistacjowego.
W miarę upływu lat mastyks staje się tak twardy jak kamień i do środka ampułek można się dostać tylko poprzez rozbicie szkła.
22 września 1902 roku krew Świętego była jeszcze w stanie płynnym. Umożliwiło to naukowcom przeprowadzenie spektroskopii płynu znajdującego się w ampułkach. Badanie to wykazało, że mamy do czynienia z ludzką krwią.
Na prośbę kard. Michele Giordana jesienią 1988 roku ekipa naukowców pod przewodnictwem słynnego prof. Luigiego Baima Bollone z Uniwersytetu Turyńskiego przeprowadziła badania krwi św. Januarego za pomocą spektroskopii. Potwierdziły one wyniki badań z 1902 roku.
Analiza spektrograficzna ampułek z krwią wykazała, że w naczynkach znajduje się hemoglobina, a więc że mamy do czynienia z prawdziwą, arteryjną, czystą ludzką krwią, która się zachowuje tak jak tętnicza krew żywego człowieka.
Została tym samym całkowicie odrzucona hipoteza, jakoby w średniowieczu dodano do krwi św. Januarego jakieś substancje, które powodują zjawisko jej rozpuszczania i krzepnięcia.
Z naukowego punktu widzenia nie można wyjaśnić fenomenu przechodzenia krwi ze stanu skrzepu w stan płynny oraz ponownego jej krzepnięcia; tym bardziej nie można odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to tajemnicze zjawisko ponawia się każdego roku od tylu stuleci.
Gdyby krew św. Januarego podlegała normalnie obowiązującym prawom przyrody, to już dawno uległaby całkowitemu rozkładowi i zamieniłaby się w proch.
Włoski naukowiec Gastone Lambertini po wielu latach badań doszedł do następującego wniosku:
„Prawo zachowania energii, zasady, które rządzą żelowaniem i rozpuszczaniem koloidów, teorie starzenia się koloidów organicznych, eksperymenty biologiczne dotyczące krzepnięcia plazmy – wszystko to potwierdza, że substancja czczona od wielu wieków rzuca wyzwanie prawom przyrody i każdej próbie wyjaśnienia, która nie odwołuje się do nadprzyrodzonego działania Boga. Krew św. Januarego to jest skrzep, który żyje i który oddycha. Jest znakiem życia wiecznego i zmartwychwstania”.
ŚWIADEK ZMARTWYCHWSTAŁEGO JEZUSA
Święty January był jednym z wielu tysięcy męczenników, którzy oddali życie za Chrystusa podczas prześladowań chrześcijan za cesarza Dioklecjana. Urodził się około 270 roku i w młodym wieku został biskupem w Benewencie.
W historycznych źródłach dobrze udokumentowany jest opis męczeństwa św. Januarego w Pozzuoli 19 września 305 roku.
Natomiast mamy bardzo słabo udokumentowane przekazy o jego życiu i działalności. Wiemy, że w 305 roku młody biskup January wyruszył z Benewentu w apostolską podróż po różnych miejscowościach Kampanii. Na tych terenach żyły już liczne wspólnoty chrześcijan, które potrzebowały umocnienia w wierze w czasie okrutnych prześladowań.
Wiemy, że wcześniej przez krótki czas przebywali tam św. Piotr i św. Paweł. Święty Piotr przypłynął w 42 roku do Pozzuoli, podróżując do Rzymu. Natomiast z Dziejów Apostolskich (28,14) dowiadujemy się, że w 61 roku św. Paweł dotarł do Pozzuoli i przebywał tam kilka dni we wspólnocie chrześcijan.
Męczeństwo św. Januarego miało miejsce w szczytowym okresie prześladowań chrześcijan podczas panowania cesarza Dioklecjana.
Osiem lat później, w 313 roku, cesarz Konstantyn wydał dekret zapewniający chrześcijanom wolność religijną. Natomiast w 305 roku za wiarę w Chrystusa groziła kara śmierci, której można było uniknąć przez złożenie ofiary kadzidła pogańskim bożkom.
Niezwykle szybkie rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa na przełomie III i IV wieku poważnie zaniepokoiło Dioklecjana. Za jego panowania w 120 prowincjach imperium rzymskiego zamieszkiwało kilka milionów chrześcijan; było już wtedy 1800 biskupich siedzib.
Pomiędzy 303 i 304 rokiem Dioklecjan wydał szereg zarządzeń, w których nakazał zniszczenie wszystkich chrześcijańskich kościołów oraz świętych ksiąg. Kazał aresztować i zmuszać do apostazji kapłanów i biskupów oraz pozbawić chrześcijan wszystkich cywilnych praw.
To były jedne z najbardziej okrutnych prześladowań chrześcijan. W celu uniknięcia śmierci wystarczyło publiczne zapalenie kadzidła na cześć rzymskich bożków i boskości imperatora jako znak całkowitego podporządkowania się jego władzy.
Każdy, kto to uczynił, otrzymywał tak zwany libellus, czyli rodzaj zaświadczenia, że jest się obywatelem lojalnym wobec władzy, mającym właściwe poglądy religijne. Kto z chrześcijan odmawiał zapalenia kadzidła bożkom, był natychmiast skazywany na karę śmierci.
Przed egzekucją skazańców poddawano torturze biczowania. Uśmiercano ich przez ścięcie lub ukrzyżowanie, przez ćwiartowanie ciała lub spalenie, a także przez rozszarpanie przez dzikie zwierzęta podczas igrzysk na arenie cyrkowej.
Zwykle nie oddawano rodzinie ciał męczenników, lecz wrzucano je do rzek lub dawano dzikim psom na pożarcie. Nielicznych chrześcijan, którzy uniknęli śmierci, wysyłano do Sardynii, do niewolniczej pracy w kopalniach.
Wiemy z historycznych źródeł, że we wrześniu 305 roku biskup January z Benewentu razem z diakonem Festusem i lektorem Dezyderiuszem udali się do Pozzuoli, aby umacniać w wierze liczną wspólnotę gorliwych wyznawców Chrystusa.
Przybysze zatrzymali się u diakona Sozjusza, gdzie w ukryciu nauczali miejscowych chrześcijan. Po kilku dniach jakiś szpieg poinformował o tym fakcie sędziego Drakoncjusza.
Sędzia wydał natychmiastowy nakaz aresztowania biskupa oraz jego towarzyszy, jednak żołnierzom udało się schwytać i zamknąć w więzieniu tylko diakona Sozjusza.
Kiedy bp January dowiedział się o jego uwięzieniu, to razem z Festusem i Dezyderiuszem udali się do miejscowych władz z żądaniem uwolnienia niewinnie aresztowanego diakona. Wtedy aresztowano ich wszystkich.
Podczas przesłuchania biskup January bez wahania wyznał, że wierzy w Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga, który stał się prawdziwym człowiekiem, aby nas zbawić.
Sędzia Drakoncjusz, grożąc biskupowi śmiercią, chciał go przymusić do zaparcia się wiary w Chrystusa, przez złożenie ofiary kadzidła rzymskim bogom. Biskup January zdecydowanie odmówił, stwierdzając, że woli umrzeć, niż zdradzić zmartwychwstałego Pana, który jest jedynym źródłem szczęścia i życia wiecznego. Powiedział:
„dzięki zjednoczeniu z Chrystusem nie boję się przyjąć wszystkich cierpień, które ludzie są skłonni mi zadać”.
W imieniu swoim oraz aresztowanych towarzyszy stwierdził, że wszyscy są gotowi umrzeć męczeńską śmiercią.
Sędzia jeszcze raz zaproponował więźniom natychmiastowe uwolnienie, pod warunkiem że uczynią gest złożenia ofiary kadzidła na cześć boskości imperatora. Biskup January odpowiedział na to:
„My każdego dnia oddajemy chwałę naszemu Wszechmogącemu Panu Jezusowi Chrystusowi, a nie waszym bożkom”.
Wtedy sędzia ogłosił wyrok śmierci przez rozszarpanie więźniów przez dzikie zwierzęta podczas igrzysk w amfiteatrze.
Ponieważ chciał osobiście dopilnować wykonania wyroku, a nie mógł uczestniczyć w igrzyskach, dlatego zdecydował, że egzekucja pojmanych nastąpi poprzez ścięcie im głów. Przed wykonaniem kary śmierci św. January klęknął i wypowiedział krótką modlitwę:
„Panie Boże Wszechmogący, w Twoje ręce oddaję mojego ducha”.
Zawiązano mu oczy, a on z wielkim spokojem pozwolił, aby kat wykonał wyrok.
Pewna odważna i pobożna chrześcijanka po ścięciu głowy św. Januaremu zebrała do dwóch flakonów tryskającą z rany krew męczennika. Od tamtego czasu mieszkańcy Neapolu i okolicy traktują św. Januarego jako swojego głównego patrona.
Przez jego wstawiennictwo zmartwychwstały Jezus dokonuje wielkich znaków i cudów. Każdego roku ponawia „ożywienie” krwi świętego męczennika, ale także, jak stwierdzają kroniki, wszystkich, którzy z ufnością uciekają się do Jego nieskończonego miłosierdzia w modlitwie oraz w sakramentach pokuty i Eucharystii, uwalnia z niewoli złych duchów oraz leczy wszystkie choroby duszy i ciała.
ZNAK OBECNOŚCI ZMARTWYCHWSTAŁEGO
Każdego roku główne uroczystości ku czci św. Januarego rozpoczynają się 18 września, w wigilię rocznicy jego męczeństwa. Przed katedrą w Neapolu gromadzą się tłumy ludzi.
Na początku całonocnego modlitewnego czuwania zapalane są tak zwane pochodnie wiary. Następnego dnia, wczesnym rankiem, ksiądz kardynał Neapolu idzie w procesji do kaplicy, w której przechowywana jest krew św. Januarego. Po modlitwie otwiera sejf i wyjmuje relikwiarz z krwią Świętego, która najczęściej w tym momencie staje się płynna.
Na powierzchni krwi pojawiają się wówczas pęcherzyki, co świadczy o tym, że krew w tajemniczy sposób wchodzi w stan „wrzenia”.
Kardynał niesie ampułki z krwią, pokazując je zgromadzonym ludziom. W tym czasie przeszło 10 tysięcy wiernych z radością klaszcze w dłonie. Zwykle krew pozostaje w stanie płynnym jeszcze przez kolejnych osiem dni.
W tym czasie ludzie żarliwie się modlą, przystępują do spowiedzi oraz uczestniczą w Eucharystii. Najważniejszym wydarzeniem nie jest jednak „cud krwi”, ale osobiste spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem w tajemnicy Eucharystii.
Arcybiskup Neapolu kard. Corrado Ursi powiedział, że fenomen „ożywiania się” krwi św. Januarego jest bezpośrednio związany z faktem zmartwychwstania Chrystusa. Jest to nadzwyczajny znak Bożego działania, poprzez który Pan Bóg wzywa ludzi do nawrócenia. Tak kard. Ursi pisał w 1972 roku:
„Pan Bóg posługuje się przemianą skrzepniętej krwi Męczennika w krew żyjącego człowieka, aby nam uświadomić, że Chrystus zmartwychwstał i jest z nami, że Jego krew, która daje życie wieczne, jest zawsze żywa i pulsująca w chrześcijanach, którzy pozostają w stanie łaski uświęcającej.
Dlaczego zmartwychwstały Chrystus nie mógłby dzisiaj przemawiać do nas poprzez męczeńską krew św. Januarego, aby wzywać nas do nawrócenia i wiary w Jego rzeczywistą obecność w Eucharystii?”.
Pan Jezus pragnie dać nam udział w pełni swego zmartwychwstałego życia i dlatego wzywa nas do znienawidzenia grzechu, do powstawania z każdego upadku w sakramencie pokuty, abyśmy zawsze mieli czyste serca i trwali w stanie łaski uświęcającej. Gdyż tylko ludzie czystego serca są błogosławieni, czyli szczęśliwi, i tylko oni Boga oglądać będą (por. Mt 5,8).
„Cud krwi” św. Januarego jest także znakiem wskazującym na istnienie życia wiecznego, który wzywa do przyjęcia prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa oraz prawdy o zmartwychwstaniu ciał wszystkich ludzi w dniu paruzji oraz sądu ostatecznego, podczas którego
„ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie potępienia” (J 5,29).
Cud krwi św. Januarego jest także znakiem wzywającym do żywej wiary w rzeczywistą obecność zmartwychwstałego Pana w Eucharystii. Jezus nam mówi:
„Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. […] Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,51.53-54).
Taki jest ostateczny sens tego nadzwyczajnego znaku, jakim jest cud krwi św. Januarego – pobudzić nas do żywej wiary w rzeczywistą obecność zmartwychwstałego Chrystusa w Eucharystii oraz w życie wieczne.
Dziękując Jezusowi Chrystusowi za „cud krwi” św. Januarego, który ma pogłębić naszą wiarę oraz wzywać nas do nawrócenia, pomódlmy się słowami starożytnego hymnu, który jest śpiewany podczas trwania tego nadzwyczajnego znaku:
„Wszechmogący Boże w Trójcy Świętej Jedyny, dziękujemy Ci, że dałeś nam tego wielkiego Świętego. Święty January, rycerzu Jezusa Chrystusa, umacniaj naszą wiarę w Jego zmartwychwstanie oraz rzeczywistą obecność w Eucharystii i daj światło wiary tym wszystkim, którzy nie wierzą! Amen”.
************************************************************************
*******************************************************************************
8 września rozpoczeły się
33-dniowe rekolekcje!
**
Co to znaczy oddać swoje życie Matce Bożej?
To znaczy, że oddaję siebie samego całkowite i rzeczywiste, na własność i na zawsze, z pełnym zaufaniem i w niewolę.
Oddaję się Maryi całkowicie, to znaczy, że zgadzam się na wszystko, nawet na to, czego się dziś jeszcze bardzo boję. Niech Boża Matka dysponuje mną całkowicie. Nie chcę Jej niczego odmówić.
Moje oddanie ma być rzeczywiste, to znaczy, że zgadzam się ponosić każde ryzyko dla Bożych spraw.
Oddaję się Maryi na własność a nie tylko w opiekę, to znaczy, że szukam Jej dobra, jestem do Jej dyspozycji, cały do Niej należę. Pytam Ją o pozwolenie, jeśli chcę coś zrobić, gdzieś pojechać, z kimś porozmawiać itp. Mam z Nią stały duchowy kontakt. Niczego nie robię bez Jej zgody.
Oddaję się Maryi na zawsze. Udzielam Maryi prawo, żeby nie zwracała uwagi, kiedy będę chciał unieważnić swoją decyzję, uciec z obranej drogi oddania, kiedy będę krzyczał i buntował się. Niech kieruje mną zgodnie z wolą Boga.
Oddaję się Maryi z pełnym zaufaniem. Nie domagam się, żeby Matka Boża odkrywała przede mną swoje plany, nie muszę wiele wiedzieć. Zły duch będzie wtedy nieustannie zaskakiwany i dozna klęski od Tej, która miażdży jego głowę. Wystarczy mi, że Bóg zna każdy szczegół z mojego życia. Mogę zamknąć oczy i oddać się w ręce Maryi jak dziecko.
Oddaję się Maryi w niewolę. Daję Maryi prawo, żeby robiła, co chce z moim życiem. Wybieram niewolę z miłości. Ona przynosi mi prawdziwą wolność. Wyzwala mnie z grzechów, bo Bóg odpuszcza mi grzechy. Uwalnia mnie od strachu, bo w Bogu nie ma lęku. Uwalnia mnie od kłamstwa, bo Bóg jest prawdą.
***********
8 września 2020 roku rozpoczeły się Ogólnopolskie 33-dniowe rekolekcje przygotowane przez Fundację Tota Tua oraz redakcję “Miłujcie się!”. Projekt jednoczy różne środowiska, ruchy oraz wspólnoty katolickie.
Projekt ODDANIE33 to 33 dni przygotowania do całkowitego oddania się Matce Bożej, a za Jej pośrednictwem – Jezusowi. Tę drogę duchową polecali i osobiście praktykowali wszyscy papieże XX wieku.
Dlaczego to robimy? Ponieważ słowa Jezusa: “OTO MATKA TWOJA” to słowa dla każdej i każdego z nas!
Chcemy odkryć niesamowitą bliskość, miłość i czułość Jezusa i Maryi.
8 września to wyjątkowy dzień, bo to nie tylko urodziny Matki Bożej, ale także rocznica Jej objawień w Gietrzwałdzie. Dlatego wybraliśmy ten dzień na rozpoczęcie trzydziestotrzydniowych rekolekcji, które mają nas prowadzić do bliskości z Maryją i całkowitego oddania się Jezusowi przez Jej ręce.
(33-dniowe rekolekcje można oczywiście rozpocząć w dowolnym terminie).https://www.youtube.com/embed/zVIZvQP0r6k?enablejsapi=1&rel=0&wmode=transparent
Duchowość całkowitego oddania się Matce Bożej to sprawdzona i pewna droga duchowa, która otrzymała pełne błogosławieństwo Kościoła. Droga oparta na Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny świętego Ludwika Marii Grignion de Montfort.
Rekolekcje, przygotowane w ramach projektu ODDANIE 33 będą odbywać się za pośrednictwem mediów w następujących formach:
1. Na specjalnie przygotowanej stronie internetowej: www.oddanie33.pl – na której znajdują się wszystkie rozważania, potrzebne do odbycia rekolekcji.
2. Codziennie rano – na wszystkich kanałach oraz stronach zaangażowanych w projekt ODDANIE 33 pojawią się gotowe teksty oraz materiały video z medytacją na dany dzień rekolekcji.
3. Codziennie będą się odbywać dwie transmisje na żywo:
1. o 20:00 na YouTube – z KANAŁU “Miłujcie się!” sygnał będzie przekazywany na wszystkie inne kanały YouTube, zaangażowane w projekt
2. o 21:15 na Facebooku, na stronie “Miłujcie się!” – “rekolekcje dla zabieganych” (skrócona do 15 minut forma rekolekcji
4. Codziennie rekolekcje będą transmitowane w rozgłośniach radiowych.
************************************************************************
„A Wy – za kogo mnie uważacie?”
Rekolekcje wakacyjne z biskupem Adrianem Galbasem SAC. To nie tylko czas fizycznego odpoczynku, ale też duchowej regeneracji. Chcemy czerpać ze Słowa, które skierowane jest właśnie do mnie.
„A Wy – za kogo mnie uważacie?” – to nawiązanie do pytania Jezusa, które postawił swoim uczniom. Poprzez 7 odcinków jest dana propozycja jak odpowiedzieć sobie na pytanie Pana Jezusa, aby znaleźć na nie właściwą odpowiedź. Szukanie Pana Boga rozpoczyna się od uświadomienia sobie potrzeby Jego obecności w naszym życiu. Ten pierwszy etap otwiera nam Drogi, pozwala w wolności decydować o własnym życiu – czy rozpoznajemy głos Boga i za nim pójdziemy?
Sceneria Wielkich Jezior Mazurskich zwraca nam uwagę na ich wakacyjny charakter – to właśnie w chwili zatrzymania, odpoczynku znajdujemy czas na zadanie sobie najważniejszych pytań. Szum wiatru, „Strefa Ciszy”, wypłynięcie na głębokie wody jest dobrą sceneria, aby podejmować trud poznania własnej tożsamości.
Zaproszenie skierowane jest do każdego – niezależnie od płci, wieku, miejsca zamieszkania czy wykształcenia – do wspólnej wędrówki w nieznane. Ta niewiadoma to nasza droga – dla każdego inna, indywidualna, osobista – ale prowadzi do wspólnego celu: świętości.https://www.youtube.com/embed/PVQMbvnJ9zQ?feature=oembedA Wy – za kogo mnie uważacie? – ŚWIADOMOŚĆ [1]
PALLOTTI TV | WWW.PALLOTTI.TV
Organizatorem Rekolekcji jest Pallotyńskie Radio Pallotti.FM, Sekretariat ds. Apostolstwa Prowincji Chrystusa Króla i Fundacja Misyjna Salvatti.pl
Patronat nad rekolekcjami objęli: Telewizja Pallotti.TV, Telewizja Polska, Gość Niedzielny, Tygodnik Niedziela, Martyria – czasopismo Diecezji Ełckiej, Portal W Zasięgu.pl, Misyjne.pl, Stacja 7, Apostoł – Pallotyńskie Centrum Młodzieży, Radio Warszawa, Radio Nadzieja, Radio Rodzina – Wrocław, Radio Doxa, Siódma 9 – Poranek Rozgłośni Katolickich, Radio Jasna Góra, Radio Głos – Pelplin, Radio Fiat, Radio Pallotti.FM
Emisja odcinków jest dostępna na kanale YouTube Telewizji Pallotti TV, na Facebooku Pallotti.FM oraz na stronie www.pallotti.fm
Emisja odcinków:
- 27 lipca – Świadomość
- 3 sierpnia – Droga
- 10 sierpnia – Wolność
- 17 sierpnia – Decyzja
- 24 sierpnia – Pewność
- 31 sierpnia – Kryzys
- 7 września – Wspólnota
***************************************************************************
Tutaj Matka Boża mówiła po polsku
W tym roku przypada 146. rocznica objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie – małej warmińskiej wsi, położonej między Olsztynem a Ostródą. Były to jedyne objawienia na ziemiach historycznie polskich, a do tego Matka Boża mówiła po polsku! Maryja objawiła się Justynie Szafryńskiej (13 lat) i Barbarze Samulowskiej (12 lat). Objawienia trwały od 27 czerwca do 16 września 1877 r.
**
Był rok 1877. Warmia od ponad 100 lat znajdowała się w granicach Królestwa Prus. Jej mieszkańcy byli w większości katolikami, ale władze pruskie już od początku XIX wieku, popierając na tym terenie protestantów, wspierały budowę ewangelickich świątyń. Trwała właśnie kolejna faza bezwzględnej walki pruskiego zaborcy z polskością, związana z postacią „żelaznego kanclerza” Niemiec Ottona von Bismarcka. Tym razem główny impet wroga skierowano na Kościół katolicki, który był postrzegany przez zaborcę jako jeden z głównych filarów polskości. Od kilku lat trwał tzw. kulturkampf, którego celem było osłabienie przez protestanckie Prusy Kościoła katolickiego w Niemczech, w tym na ziemiach polskich, i zadanie w ten sposób śmiertelnego ciosu Polakom. Prusacy dążyli do całkowitego podporządkowania Kościoła na tym terenie państwu oraz stopniowego redukowania parafii katolickich przez zamykanie seminariów, likwidację klasztorów i prześladowania księży, którzy nie chcieli się podporządkować skrajnie represyjnemu prawu. Ledwie rok wcześniej więzienie opuścił arcybiskup gnieźnieński, prymas Polski Mieczysław Halka-Ledóchowski, internowany przez 3 lata z tego powodu, że powiedział „non possumus”, czyli sprzeciwił się w sposób otwarty polityce Bismarcka. I właśnie w takim momencie pojawiło się światło z nieba.
Światło nadziei w ciemności
27 czerwca niedaleko plebanii kościoła, z którego wracała wraz z matką, 13-letnia Justyna Szafryńska po dobrze zdanym egzaminie przed Pierwszą Komunią św., tuż po biciu kościelnych dzwonów na „Anioł Pański”, w czasie odmawiania modlitwy do Matki Bożej, zauważyła na klonie koło kościoła wielką jasność. Ksiądz proboszcz, który pojawił się w tym miejscu, kazał jej się zbliżyć i powiedzieć, co widzi. Justyna powiedziała, że widzi Piękną Panią, siedzącą na złotym tronie, wyszytym perłami, z Dzieciątkiem na ręku. Po kilku minutach widzenie znikło. To samo widzenie powtarzało się w następnych dniach. Z czasem grono widzących uległo powiększeniu.
„Żądam, abyście co dzień odmawiali Różaniec”
Najważniejszą częścią przesłania, które Matka Boża, mówiąca o sobie: „Jam jest Najświętsza Maryja Panna, Niepokalanie Poczęta”, przekazała w Gietrzwałdzie, była prośba o „codzienne”, czyli regularne i „gorliwe” odmawianie Różańca. Ważnym wątkiem w treści objawień było także orędzie do kapłanów, którzy byli wezwani do gorliwej posługi, do troski o lud Boży, ale także do dawania świadectwa swoim życiem. Matka Boża poleciła kapłanom „gorliwie modlić się do Najświętszej Panny, wtedy Ona zawsze będzie przy nich”. Zapytana o osierocone parafie, czy otrzymają wkrótce kapłanów, miała odpowiedzieć: „Tak, otrzymają, ale wierni muszą się gorliwie modlić w ich intencji”. Matka Boża zapewniła też, że „Kościół nie będzie prześladowany, a kapłani wrócą do opuszczonych parafii”. Podkreślała znaczenie Mszy św. – jest ona „ważniejsza od Różańca” i nie powinno się jej niczym zastępować. Kolejny wątek przesłania to zwrócenie uwagi na przywary, wady i grzechy narodu: nieczystość, rozwiązłość, pijaństwo, za które Matka Boża grozi karami. Maryja zażądała także, by pod miejscem objawień została zbudowana kaplica z Jej figurą jako Niepokalanie Poczętej, „a u stop jej ma być kładzione płótno ku uzdrowieniu chorych”. Matka Boża zapowiedziała ponadto, że pobłogosławi źródełko w pobliżu kościoła, co dokonało się według widzących 8 września – w dniu uroczystości Narodzenia Najświętszej Maryi Panny – w obecności 50 tys. pielgrzymów. Wieść o cudownych objawieniach rozchodziła się szybko po polskich ziemiach. Do Gietrzwałdu zaczęli przybywać pielgrzymi ze wszystkich zaborów. W okresie objawień do „polskiego Lourdes”, bo tak nazywano od tego czasu to miejsce, przybyło 300 tys. pielgrzymów. W następnym roku liczba pielgrzymów dochodziła do 70 tys.
Tam zapowiedziała stały swój pobyt
O tym, jak współcześni Polacy widzieli i przeżywali te wydarzenia, świadczą refleksje bł. o. Honorata Koźmińskiego. Porównywał on Gietrzwałd do Nazaretu czy Betlejem – małych, nieznanych światu miejsc, w których dokonały się wielkie tajemnice wiary. Tak jak dla chrześcijan miejsca te są święte, tak „miejsce to stało się dla każdego Polaka czcigodnym i świętym”, a ta „mała wioseczka” odtąd będzie droższa nad „wszystkie stolice wszystkich dzielnic Polski”, gdyż tam Maryja „zapowiedziała stały swój pobyt i jakby założyła stolicę swoją”. Miejsce objawień nie było dla o. Honorata przypadkowe, gdyż zabór pruski był „na pierwszym planie ułożonego ucisku i tam on się najbardziej srożył”. Stąd ta chwila jest „sposobniejsza dla nawiedzenia tego ludu przez Niebieską jego Matkę. Kiedyż zasługiwał on bardziej na tę pociechę, jeżeli nie teraz, gdy taki bohaterski wysiłek dla okazywania swej wierności czyni?”. Matka Boża miała wybrać tę małą wspólnotę z powodu „żywej” i „prostej wiary” tego ludu i „serdecznego nabożeństwa” do Przenajświętszej Matki, odprawianego w ramach istniejącego tam koła Żywego Różańca.
Nawiązując do polityki prześladowania katolicyzmu na ziemiach zaboru pruskiego widzianej przez niego w kategoriach kary za grzechy, o. Koźmiński pisał: „Ale jakie szczęśliwe jest dziecię, gdy po takiej chłoście ujrzy znowu swą matkę z rozpromienioną twarzą i wyciągniętymi rękami. O jak ona pożądana dla niego, jak stokroć droższa niż wprzódy – już ono teraz pewne, że kara skończona (…)”.
O. Honorat przypomniał, że objawienia miały miejsce w czerwcu, czyli wkrótce po zakończeniu nabożeństwa majowego, które „od tylu lat w całej Polsce, a zatem i Gietrzwałdzie się odprawia, a które jest jakby zebraniem się wszystkich dzieci Maryi u stóp Jej macierzyńskich, jest jakby natarczywym błaganiem tej wspólnej Matki, aby ratowała je w ich potrzebach”. I stwierdził, że odpowiedzią Niebieskiej Matki na te wszystkie prośby, na „te nawiedzenia całomiesięczne, które od tylu lat tutaj i w całej Polsce się czynią”, jest Jej paromiesięczne nawiedzenie.
Woła do ciebie twoja Ukochana i Miłościwa Matka
Bł. o. Honorat był przekonany, że to, co się stało w Gietrzwałdzie, to szczególny znak dla Polaków. Potwierdzać to miały słowa samego papieża Piusa IX, który porównując to wydarzenie do biblijnego nawiedzenia, miał powiedzieć: „A więc teraz Polska powinna wykrzykiwać z Elżbietą świętą: «Skądże mi to, że Matka Pana mojego przyszła do mnie»”. O. Koźmiński rozwinął ten wątek, mówiąc: „Skąd nam to, iż Matka Pana naszego nawiedza nas. Skąd to nam, najmłodszemu z ludów chrześcijańskich w Europie, że tak wielka i niesłychana łaska udzielona nam zostaje, iż Królowa Nieba i Ziemi przychodzi do nas, i to do ostatniego zakątka tej ziemi, o którym już nieledwie zapomnieliśmy sami, i ojczystą naszą mową przemawia do nas, gdzie ta mowa już prawie ustaje?”. Jeżeli „wszystkie Jej słowa weźmiemy do serca i przynależny im rozgłos nadamy”, to nastąpi przebudzenie. Tak o tym mówił z entuzjazmem: „Ocknij się, ziemio polska, dolino łez i cierpień, kraju pokuty i doświadczeń – starodawne Królestwo Przenajświętszej Matki Zbawiciela – a oglądaj te cuda, które Ona, miłosierna twoja Królowa (…) na krańcach dawnych granic twoich ku twej pociesze okazała. Obudź się, ludu lechicki, bogobojny i religijny, narodzie rdzennie katolicki. (…) Dlaczego leżysz tak długo snem zmorzony, kiedy woła do Ciebie twoja Ukochana i Miłościwa Matka, wskazując ci nowe posłannictwo twoje?”.
Odwołując się do wielkiej idei narodu polskiego jako przedmurza chrześcijaństwa, o. Honorat napisał: „Byłeś niegdyś dzielnym zapaśnikiem i bohaterskim rycerzem, dziś musisz być pokutnikiem wielkim; byłeś niegdyś przedmurzem chrześcijaństwa, o które na próżno szczerbiły się miecze pogańskie – dziś masz być przedmurzem jego duchowym, o które ma się odbić zarówno prześladowanie otwartych nieprzyjaciół Kościoła, jak i obojętność i niedowiarstwo, i zwątpienie oziębłych i niewiernych synów Jego”, a „oto jedyna Orędowniczka twoja (…) staje znowu na czele przed tobą i podaje ci inny oręż, duchowy, którym nie tylko widzialne, ale i niewidzialne potęgi pokonać możesz”.
Gietrzwałd – polskie Lourdes
Tym orężem miał być, zgodnie z życzeniami Matki Bożej, Różaniec. O. Honorat, wręcz zażenowany tym, „jak mało od nas Królowa nasza żąda”, wyjaśnia, dlaczego właśnie Różaniec: „… bowiem jest to rodzaj modlitwy przez Nią samą obmyślony, św. Dominikowi zalecony i ze wszystkich najmilszy. (…) w niej wspomina się wszystko to, co jest dla Jej Niepokalanego Serca najdroższe, rozmyśla się wszystkie tajemnice Jej życia, przypomina się Jej to wszystko, co Jej Serce napełnia najwyższą wdzięcznością dla Boga, a zarazem najgorętszą miłością do ludzi (…). Jest to nabożeństwo złożone z tej modlitwy, którą sam Bóg ułożył, i z tego pozdrowienia, którym archanioł Gabriel w imieniu Trójcy Przenajświętszej Ją pozdrowił”. Różaniec jest wreszcie „środkiem na wszystko skutecznym”, to „zwycięski oręż”, którego „Przenajświętsza Panna (…) dobywać nam każe (…). Wydaje się, że wzywając nas do Różańca, wzywa do zwycięstwa nad nieprzyjacielem dusz naszych, jakby nas pobudzała sama do tego, abyśmy Jej ratunku wzywali, i tym sposobem dopełnili to, co nie dostaje do tego, aby Ona nas mogła ratować, jak tego pragnie (…). Czyż to nie powinno być dla nas zapowiedzią pewnego triumfu? (…) Myśmy stracili ufność w skuteczność tej modlitwy, a jednak w niej jedyna nasza nadzieja”.
O Gietrzwałdzie mówi się często jako o „polskim Lourdes”. Wynika to przede wszystkim z bliskości chronologicznej objawień w obydwu miejscach, ale także z faktu, na który zwrócił uwagę o. Honorat, że łączy te miejsca nie tylko sposób objawień, ale także ich przesłanie, przez które „Matka Boża jakby przeszła całą katolicką Europę, ratując słabnącą wiarę, napominając i pocieszając, i rozbudzając nowe życie i zapał religijny”.
Bogdan Kędziora/Niedziela Ogólnopolska
***************************************************************************
wtorek – 8 września
XXIII tydzień okresu zwykłego
ŚWIĘTO NARODZENIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY
W Jerozolimie już w V wieku obchodzono uroczystość poświęcenia bazyliki w miejscu narodzenia się Matki Bożej. W Bizancjum i w Rzymie święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny było znane w VII wieku i wkrótce stało się jednym z głównych świąt maryjnych. Narodzenie się Maryi było zapowiedzią narodzenia Jezusa Chrystusa. Istnieje taki piękny zwyczaj w naszym ojczystym Kraju, że dzisiejszego dnia dokonuje się obrzędu błogosławieństwa ziarna siewnego i nasion. |
fragment obrazu: Narodzenie NMP – Jusepe Leonardo (1601–1652)
**
23.1. Z radością obchodzimy Narodzenie Najświętszej Maryi Panny, z Niej wzeszło Słońce sprawiedliwości, Chrystus, który jest naszym Bogiem[1].
Zaproszenie do radości występuje już na samym początku tekstów liturgicznych na dzisiejsze święto. Jest to czymś naturalnym: skoro zawsze rodzina, przyjaciele i sąsiedzi cieszą się z narodzin dziecka i skoro każde urodziny obchodzi się radośnie, to dlaczego nie mielibyśmy być w pełni radośni w święto narodzenia naszej Matki? To szczęśliwe wydarzenie zapowiada, że Mesjasz jest już blisko: Maryja jest Gwiazdą Zaranną, która uprzedza wschód słońca i zapowiada nadejście Zbawiciela, Słońca sprawiedliwości, w historii rodzaju ludzkiego. „Wypadało – stwierdza pisarz duchowy z dawnych wieków – aby to promienne i zdumiewające przyjście Boga do ludzi poprzedzało jakieś wydarzenie, które by nas przygotowało na przyjęcie z radością wielkiego daru zbawienia. I takie jest znaczenie święta, które dzisiaj sprawujemy, gdyż Narodzenie Matki Bożej jest wstępem do tej skarbnicy dóbr (…). Niechaj więc całe stworzenie wyśpiewuje z zadowolenia i na swój sposób przyczyni się do radości właściwej temu dniowi. Niechaj niebo i ziemia złączą się w tych obchodach i niechaj świętuje wszystko, co jest na świecie i ponad światem”[2].
Liturgia dzisiejszej Mszy świętej odnosi do Najświętszej Maryi Panny fragment z Listu do Rzymian (Rz 8,28-30), w którym św. Paweł opisuje miłosierdzie Boga wybierającego ludzi do wiekuistego przeznaczenia. Maryja przed wiekami została przeznaczona przez Trójcę Przenajświętszą na Matkę Syna Bożego i w tym celu przyozdobiona została wszelkimi łaskami: „Dusza Maryi była najpiękniejsza wśród stworzonych przez Boga, tak iż po wcieleniu Słowa była ona największym i najgodniejszym dziełem, którego Wszechmocny dokonał na tym świecie”[3]. Łaska wypełniająca duszę Maryi w chwili poczęcia przewyższała łaski wszystkich świętych i aniołów razem wziętych, gdyż Bóg każdemu daje łaskę odpowiadającą jego misji w świecie. Ogromna łaska dana Maryi była dostateczna i proporcjonalna do szczególnej godności, do której przed wiekami[4] powołał Ją Bóg. Maryja w swej świętości i pięknie była tak wspaniała, ponieważ – jak mówi św. Bernard – nie wypadało, ażeby Bóg posiadał inną Matkę ani też nie wypadało, ażeby Maryja miała innego Syna niż Boga[5]. A św. Bonawentura twierdzi, że Bóg mógł uczynić większym świat, ale nie mógł uczynić doskonalszej Matki od Matki Bożej[6].
Przypomnijmy sobie dzisiaj, że my również otrzymaliśmy od Boga powołanie do świętości, do spełnienia konkretnej misji w świecie. Oprócz rozpamiętywania pełni łaski i piękna Matki Bożej powinniśmy także pamiętać, że Bóg każdemu z nas daje łaski niezbędne i wystarczające do zrealizowania jego powołania w świecie. Możemy być też pewni, że pragnienie obchodzenia naszych urodzin jest czymś naturalnym, gdyż Bóg wyraźnie chciał, żebyśmy się urodzili i wezwał nas do wiecznej szczęśliwości i miłości.
23.2 Boże,(…) napełnij (…) [swój Kościół] radością w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, która dla całego świata stała się nadzieją i jutrzenką zbawienia[7].
Ile lat kończy dziś nasza Matka?… Dla Niej czas już nie płynie, gdyż osiągnęła pełnię wieku, tę wieczną i całkowitą młodość pochodzącą z uczestniczenia w młodości Boga, który – jak mówi św. Augustyn – „jest młodszy od wszystkich”[8] właśnie dlatego, że jest wieczny i niezmienny. Może mieliśmy możliwość przyjrzenia się z bliska radości i wewnętrznej młodości jakiejś świętej osoby i zauważyliśmy, jak z ciała niosącego w sobie ciężar wieku tryskała młodość serca o niepowstrzymanej energii i żywotności. Ta wewnętrzna młodość jest tym głębsza, im ściślejsze jest zjednoczenie z Bogiem. Maryja, będąc stworzeniem najściślej z Nim zjednoczonym, jest najmłodsza ze wszystkich stworzeń. Obecne są w Niej razem młodość i dojrzałość. Tak samo jest z nami, kiedy podążamy wprost ad Deum qui laetificat iuventutem meam (Ps 43 (42), 4), do Boga, który codziennie odmładza nas od wewnątrz swoją łaską i zalewa nas radością.
Już w swojej młodości Najświętsza Maryja Panna cieszyła się pełną i proporcjonalną do swego wieku dojrzałością. Teraz, w Niebie, z pełnią łaski – tej, którą posiadała od początku, i tej, którą osiągnęła przez swoje zasługi, łącząc się z dziełem Syna – spogląda na nas i przysłuchuje się naszym pochwałom i naszym prośbom. Dzisiaj słucha pieśni, którą śpiewamy Bogu, dziękując za to, że Ją stworzył, patrzy na nas i rozumie, gdyż właśnie Ona – po Bogu – wie najwięcej o naszym życiu, o naszych trudach, o naszym zaangażowaniu.
Wszyscy rodzice, kiedy urodzi im się dziecko, uważają, że jest nieporównywalne z żadnym innym i najwspanialsze. Tak samo pewnie myśleli św. Joachim i św. Anna, kiedy urodziła się Maryja, i z pewnością mieli rację. Wszystkie pokolenia nazywają Ją błogosławioną. Owego dnia Joachim i Anna nie mogli jeszcze domyślać się, czym będzie ów owoc ich czystej miłości. Nigdy nie wiadomo. Każde dziecko jest tajemnicą Boga, które przychodzi na świat ze szczególnym zadaniem od Stwórcy.
Dzisiejsze święto każe nam z głębokim szacunkiem traktować poczęcie i narodzenie każdej istoty ludzkiej, której Bóg przez rodziców dał ciało i w którą wlał nieśmiertelną i niepowtarzalną duszę, stworzoną bezpośrednio przez Niego w chwili poczęcia. Wielka radość, którą jako wierni przeżywamy z powodu narodzenia Matki Bożej wymaga równocześnie, abyśmy cieszyli się, gdy w łonie jakiejś matki kształtuje się dziecko i kiedy przychodzi na świat. Także wtedy, kiedy nowo narodzone dziecko wymaga wysiłków, wyrzeczeń, ograniczeń, obciążeń, powinno zawsze zostać przyjęte i czuć, że jest chronione miłością rodziców. Każda poczęta istota ludzka jest powołana do synostwa Bożego, do wielbienia Go i do wiecznej szczęśliwości.
Bóg Ojciec, patrząc na nowo narodzoną Maryję, ucieszył się radością nieskończoną na widok istoty ludzkiej bez grzechu pierworodnego, pełnej łaski, najczystszej, mającej być na zawsze Matką Jego Syna. Bóg użyczył Joachimowi i Annie szczególnej radości, wynikającej z uczestniczenia w łasce wylanej na ich Córkę, ale o ileż większą odczuwaliby radość, gdyby mogli przewidzieć przeznaczenie tej istoty, która przyszła na świat tak jak wszystkie inne? W innym porządku również my możemy się domyślać niezmiernej skuteczności naszego pielgrzymowania po ziemi, jeżeli będziemy wierni otrzymanym łaskom niezbędnym do realizacji powołania, które otrzymaliśmy od Boga przed wiekami.
23.3 Narodzeniu Maryi nie towarzyszyło żadne szczególne wydarzenie i Ewangelie nic nam o nim nie mówią. Urodziła się zapewne w jakimś miasteczku Galilei, prawdopodobnie w samym Nazarecie, i owego dnia nic osobliwego na jej temat nie zostało ludziom objawione. Świat nadal przywiązywał wagę do innych wydarzeń, które potem zostały całkowicie wymazane z ludzkiej pamięci, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. To, co jest ważne dla Boga, często przechodzi niepostrzeżenie przed oczyma ludzi, którzy szukają czegoś nadzwyczajnego, co by ulżyło ich egzystencji. Jedynie w Niebie przeżywano święto, wielkie święto.
Najświętsza Panna przeżyła potem wiele lat niezauważona przez nikogo. Cały Izrael oczekiwał tej dziewicy zapowiedzianej przez Pismo (por. Rdz 3, 15; Iz 7, 14), ale nikt nie wiedział, że ona już żyje wśród ludzi. Na pozór prawie nie różniła się od innych. Odznaczała się silną wolą, pragnęła i kochała z trudną do zrozumienia siłą, miłością, która we wszystkim dostosowywała się do miłości Boga. Swoją inteligencję oddała w służbę tajemnicom, które stopniowo odkrywała, doskonale rozumiała związek między nimi i proroctwa mówiące o Odkupicielu, a swoje umiejętności wykorzystywała przy tkaniu, gotowaniu i innych pracach domowych. Odznaczała się dobrą pamięcią: chowała wiernie wszystkie (…) sprawy w swym sercu (Łk 2, 51) i przechodziła od jednego wspomnienia do drugiego, posługiwała się konkretnymi faktami. Najświętsza Maryja Panna posiadała żywą wyobraźnię, dzięki czemu Jej życie było pełne inicjatyw, służenia innym, przynoszenia ulgi w ich egzystencji, czasami bolesnej z powodu choroby lub nieszczęścia… Bóg spoglądał na Nią z miłością, jak wykonywała drobne obowiązki każdego dnia, a te niepozorne zajęcia przynosiły Jej wielką radość. Maryja wiedziała, że „by się Bogu przypodobać, jednego potrzeba, to jest, aby najdrobniejsze rzeczy czynić z wielkiej miłości – miłość i zawsze miłość”[9].
Gdy patrzymy na Jej zwyczajne życie, uczmy się wykonywać codzienne czynności pamiętając o obecności Bożej. Służmy innym bez hałasu, bez ustawicznego podkreślania swoich praw lub przywilejów, które przecież zostały nam dane, wykonujmy rozpoczętą pracę do końca. Jeżeli będziemy naśladować Najświętszą Maryję Pannę, nauczymy się doceniać drobiazgi monotonnych dni, nadawać nadprzyrodzony sens uczynkom, których może nikt nie widzi: czyszczeniu mebli, uaktualnianiu danych w komputerze, ścieleniu łóżka, szukaniu dokładnych informacji i danych do przygotowywanej lekcji. Te małe rzeczy, wykonywane z miłością, przyciągają miłosierdzie Boże i ustawicznie powiększają łaskę uświęcającą w duszy. Maryja jest doskonałym przykładem takiego codziennego oddania się, które polega na uczynieniu ze swego życia ofiary dla Pana.
„Przy maszynach skomplikowanych znajduje się bardzo wiele rzeczy małych. Na przykład w samolocie można zauważyć całą moc agrafek. Wobec tak dużego samolotu agrafki są czymś bardzo małym. A służą one do tego, aby się śrubki nie odkręcały. Zastępują sztyfcik, jak to mówią mechanicy. I gdyby taka agrafka wypadła, a śrubka się odkręciła, mogłaby być katastrofa całego samolotu. A przecież to drobnostka wobec całego aparatu. Podobnie i w maszynie drukarskiej czy rotacyjnej, niechby tylko zatkał się mały przewód doprowadzający oliwę, a mielibyśmy zupełne zniszczenie łożysk. To nie tylko w maszynach i rzeczach materialnych tak bywa, ale tym bardziej w rzeczach duchowych – w staraniu się o uświęcenie duszy. Od małych rzeczy wiele zależy. Sam Pan Jezus powiedział w przypowieści o talentach, że kto nie będzie wierny w małych rzeczach, powoli upadnie w większych”[10]. Wiele narodów obchodzi dzisiejsze święto pod różnymi nazwami, wykazując trafną intuicję, gdyż, „jeżeli Salomon – poucza św. Piotr Damiani – z okazji poświęcenia materialnej świątyni wraz z całym ludem Izraela składał tak wielką i wspaniałą ofiarę, jakaż musi być radość ludu chrześcijańskiego z powodu świętowania narodzenia Najświętszej Maryi Panny, do której łona, jak do najświętszej świątyni osobiście zszedł Bóg, by przyjąć od Niej ludzką naturę i żyć widzialnie wśród ludzi?”[11]. Jako dobre dzieci nie zaniedbujmy dziś oddawania czci naszej Matce.
* Przekazy o tym święcie Najświętszej Maryi Panny są bardzo dawne. Najpierw obchodzono je na Wschodzie, w Jerozolimie uroczystość poświęcenia bazyliki w miejscu narodzenia się Matki Bożej obchodzono już w V wieku. W Kościele powszechnym to święto obchodzi się od VII w., stało się ono jednym z głównych świąt maryjnych. Święto narodzenia Maryi – Matki Boga i naszej Matki – jest bardzo radosne, ponieważ Jej przyjście na świat zapowiada bliskie zbawienie.
[1] Mszał Rzymski, Msza św. z dnia, antyfona na wejście.
[2]Św. Andrzej z Krety, Rozprawy, 1.
[3]Św. Alfons Maria Liguori, Pochwały Maryi, II, 2.
[4] Por. tamże, III, zag. 7, art. 10.
[5] Św. Bernard z Clairvaux, Kazanie 4 na Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny,5.
[6] Św. Bonawentura, Speculum, 8.
[7] Mszał Rzymski, modlitwa po Komunii.
[8] Św. Augustyn, Homilie na Księgę Rodzaju, 8, 26, 48.
[9] Św. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, 140.
[10] Cyt za: J. Domański, Co dzień ze św. Maksymilianem, Niepokalanów 1994, s. 130.
[11] Św. Piotr Damian, Kazanie 45,4.
ze strony Opus Dei.pl
*******************************
Narodzenie Najświętszej Maryi Panny
Pismo Święte nigdzie nie wspomina o narodzinach Maryi.
Tradycja jednak przekazuje, że Jej rodzicami byli: św. Anna i św. Joachim.
Nie znamy miejsca urodzenia Maryi ani też daty Jej przyjścia na ziemię. Według wszelkich dostępnych nam informacji, Maryja przyszła na świat pomiędzy 20. a 16. rokiem przed narodzeniem Pana Jezusa.
Pierwsze wzmianki o liturgicznym obchodzie narodzin Maryi pochodzą z VI w. Święto powstało prawdopodobnie w Syrii, gdy po Soborze Efeskim kult maryjny w Kościele przybrał zdecydowanie na sile. Wprowadzenie tego święta przypisuje się papieżowi św. Sergiuszowi I w 688 r. Na Wschodzie uroczystość ta musiała istnieć wcześniej, bo kazania-homilie wygłaszali o niej św. German (+ 732) i św. Jan Damasceński (+ 749). W Rzymie gromadzono się w dniu tego święta w kościele św. Adriana, który był przerobiony z dawnej sali senatu rzymskiego, po czym w uroczystej procesji udawali się wszyscy z zapalonymi świecami do bazyliki Matki Bożej Większej.
Datę 8 września Kościół przyjął ze Wschodu – w tym dniu obchód ten znajdował się w sakramentarzach gelazjańskim i gregoriańskim.
W Polsce święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny ma także nazwę Matki Bożej Siewnej. Był bowiem dawny zwyczaj, że dopiero po tym święcie i uprzątnięciu pól zaczynano orkę i siew. Lud chciał najpierw, aby rzucone w ziemię ziarno pobłogosławiła Boża Rodzicielka. Do ziarna siewnego mieszano ziarno wyłuskane z kłosów, które były wraz z kwiatami i ziołami poświęcane w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, by uprosić sobie dobry urodzaj. Na Podhalu święto 8 września nazywano Zitosiewną, gdyż tam sieje się wtedy żyto. W święto Matki Bożej Siewnej urządzano także dożynki.
We Włoszech i niektórych krajach łacińskich istnieje kult Maryi-Dziecięcia. We Włoszech istnieją nawet sanktuaria – a więc miejsca, gdzie są czczone jako cudowne figurki i obrazy Maryi-Niemowlęcia w kołysce. Do nich należą między innymi: Madonna Bambina w Forno Canavese, Madonna Bambina w katedrze mediolańskiej – najwspanialszej świątyni wzniesionej pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny; Madonna Bambina w kaplicy domu generalnego Sióstr Miłosierdzia. Matka Boża-Dzieciątko jest główną Patronką tego zgromadzenia. Czwarte sanktuarium Matki Bożej-Dzieciątka jest w Mercatello – znajduje się tam obraz namalowany przez św. Weronikę Giuliani (+ 1727).
Dzisiejsze święto przypomina nam, że Maryja była zwykłym człowiekiem. Choć zachowana od zepsucia grzechu, przez całe życie posiadała wolną wolę, nie była do niczego zdeterminowana. Tak jak każdy z nas miała swoich rodziców, rosła, bawiła się, pomagała w prowadzeniu domu, miała swoich znajomych i krewnych. Dopiero Jej zaufanie, posłuszeństwo i pełna zawierzenia odpowiedź na Boży głos sprawiły, że “będą Ją chwalić wszystkie pokolenia”.
w obronie wiary i tradycji.pl
****
Narodzenie Maryi
Oto przychodzi Dziewica:
królewska komnata i nowe mieszkanie Stwórcy
Octave 444/Wikipedia/CC BY-SA 4.0/Łukasz Kobeszko
**
W święto narodzenia Najświętszej Maryi Panny tradycje chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu przypominają o dwóch cudach związanych z córką Joachima i Anny.
Narodzenie Matki Bożej czci zarówno chrześcijański Zachód, jak i Wschód. Liturgiczne i ikonograficzne tradycje tego święta w różnych tradycjach przypominają cud poczęcia Bogurodzicy przez niepłodnych i zaawansowanych wiekiem rodziców, ale również fakt, iż Matka Boża stała się komnatą, która wydała na świat Chrystusa – Zbawiciela i króla wszechświata.
Jutrzenka zapowiadająca narodzenie Słońca
Naturalistyczna ikonografia Narodzenia Matki Bożej nie ma, jak widać, znaczenia ograniczającego się wyłącznie do szczegółowego relacjonowania zdarzeń związanych z tym wydarzeniem, ale posiada głębokie znaczenie teologiczne. Narodzenie Bogurodzicy jest początkiem i zapowiedzią narodzin Chrystusa, gdyż dzięki przyjściu na świat Matki Bożej, a później jej Syna, ludzkość będzie mogła osiągnąć życie wieczne.
W czasie wielkich nieszporów w przeddzień święta Narodzenia NMP Kościół wschodni, który zalicza Narodzenie Matki Bożej do 12 największych świąt, modli się następującymi słowami:
Niepłodna i nierodząca Anna niech dzisiaj radośnie klaszcze w dłonie, niech jaśnieje wszystko, co ziemskie, królowie niech się radują, niech weselą się kapłani błogosławiąc Boga, cały świat niech się cieszy, bowiem oto Królowa, nieskalana Oblubienica Ojca, wyrosła z korzenia Jessego. Już nie będą niewiasty w smutku rodzić dzieci, bowiem radość zakwitła i życie ludzi staje się pełne godności. Już nie są zwracane dary Joachimowi, bowiem płacz Anny przemienił się w radość. Raduj się ze mną, mówi ona, cały wybrany Izraelu, bowiem oto Pan dał mnie uduchowiony Pałac Bożej Jego chwały, na wspólną radość i wesele, i na zbawienie dusz naszych.
Z kolei tuż po odczytywanej w czasie nieszporów święta Ewangelii przypominającej nawiedzenie przez Marię Elżbiety, wybrzmiewa fragment:
To dzień Pański, radujcie się, ludzie, bowiem Pałac Światłości i Księga Słowa życia wyszła z łona i Brama zwrócona ku Wschodowi oczekuje na wejście Arcykapłana, Jedyna wprowadzająca Jedynego Chrystusa na świat na zbawienie dusz naszych.
Wschodnia hymnografia święta Narodzenia Matki Bożej często operuje nie tylko rekwizytami wschodu i bramy, zapowiadających zrodzenie z Marii Chrystusa, ale także Matki Bożej jako jutrzenki, zapowiadającej narodzenie Słońca – symbolizującego Syna Bożego.
Nowe mieszkanie Stwórcy
Dość podobne ujęcie Narodzenia NMP znajdziemy w liturgii łacińskiej. W Liturgii Godzin w godzinie czytań znajdziemy tego dnia rozważania św. Andrzeja, biskupa Krety. Ich fragment mówi:
Narodziny Bogarodzicy stanowią początek, wypełnieniem zaś i kresem jest zjednoczenie Słowa z ciałem. Oto przychodzi na świat Dziewica, przyjmuje pokarm i wzrasta, aby być Matką Boga, Króla wieków.
W formularzu mszy świętej z tego dnia kapłan prosi w kolekcie (modlitwie poprzedzającej czytania liturgii słowa), aby „macierzyństwo Najświętszej Dziewicy stało się początkiem naszego zbawienia”. W Ewangelii odczytuje się zaś fragment św. Mateusza o rodowodzie Jezusa sięgającym Abrahama, a następnie przypominającym zaślubiny Marii i Józefa oraz widzenie przez męża Matki Bożej anioła we śnie, który mówi: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło”.
W liturgii w formie nadzwyczajnej, w antyfonie na wejście „Salva, sancta Parens” śpiewa się lub deklamuje: „Witaj Święta Rodzicielko, któraś wydała na świat Króla, co niebem i ziemią włada na wieki wieków”.
W „Alleluja” przed Ewangelią brzmi z kolei sekwencja: „Szczęśliwa jesteś, święta Dziewico Maryjo, i wszelkiej chwały najgodniejsza, z Ciebie bowiem narodziło się Słońce sprawiedliwości, Chrystus nasz Bóg”.
Św. Andrzej, biskup z Krety zwraca uwagę na bardzo radosny aspekt święta Narodzenia NMP, wskazując: „Dziś bowiem wzniesiony został przybytek Stwórcy wszechświata, dziś stworzenie mocą niepojętego zamysłu Boga przygotowuje nowe mieszkanie Stwórcy”.
brewiarz.pl, liturgia.cerkiew.pl
***
Narodziny Najświętszej Maryi Panny
Narodziny Maryi – Giotto di Bodone
Narodziny Przenajświętszej Panny były jednym z głównych wydarzeń w historii! W jaki sposób zostały one przyjęte? Jaką możemy wynieść z tego lekcję?
Minęło wiele dni, nim Bóg wreszcie ukończył arcydzieło swego stwórczego aktu: przez dziewięć miesięcy dusza Maryi nadawała formę Jej dziewiczemu ciału i zbliżała się godzina Jej szczęśliwych narodzin. Gdy duszne palestyńskie lato zbliżało się ku końcowi, łagodniejące słońce zalewało obfitymi potokami złotego światła bujną równinę Samarii, gdzie w bogatych sadach dojrzewały jesienne owoce. Pewnego wspaniałego wrześniowego dnia, gdy przyrodę zdobiło promieniste piękno, w bielejącym murami miasteczku Nazaret na świat przyszła Najświętsza Panna.
Prawdopodobnie narodziła się w tym samym domu, w którym później dokona się wielka tajemnica Wcielenia i gdzie pracując i modląc się Jezus spędzi większość swojego dzieciństwa i swojej młodości. Aniołowie nie ogłosili nadejścia chwalebnej Królowej hymnami radości, tak jak później ogłoszą narodziny Zbawiciela. Niewidzialni dla oka śmiertelników, aniołowie uważali za swój zaszczyt objęcie straży wokół kołyski, nad którą z miłością pochylali się święty Joachim i święta Anna. Proroctwo Izajasza się wypełniło. Korzeń Jessego, po upływie dziesięciu wieków, wypuścił nową odrośl. Na tej samej odrośli po kilku zaledwie latach zakwitnie odwieczny Kwiat, Wcielone Słowo.
Jej Boży Syn wkrótce pojawi się przedstawiając sobą nowy świt nadziei nad światem zanurzonym od czterech tysiącleci w mrokach cierpienia i śmierci.
Dzień, w którym Królowa Niebios się narodziła, zalicza się do najpiękniejszych w historii, gdyż ogłaszał on potępionej ludzkości z dawna wyczekiwany czas wyzwolenia. Upamiętniając to wspaniałe wydarzenie Kościół wybucha entuzjazmem: „Twe narodziny, O Dziewicza Matko Boża – śpiewa Kościół w swojej liturgii – głoszą radość całemu światu” – Nativitas tua, Dei Genitrix Virgo, gaudium annuntiavit universo mundo.
Istotnie, zdajemy się zapominać, w jak straszliwej rozpaczy pogrążony był świat przed przyjściem Chrystusa.
Grzech naszych pierwszych rodziców wydał owoc śmierci. Aż do przyjścia Zbawiciela klątwa Wszechmocnego kładła się ciężkim brzemieniem na grzesznej ludzkości. Adam zjadł zakazany owoc w szalonej nadziei stania się jak Bóg. Ze straszliwą ironią Bóg pozbawił go wspaniałych przywilejów i zdegradował do skrajnej niedoli. Świat starożytny ufundowany był na ucisku słabych i lekceważeniu ludzkiej godności. Większa część ludzkości była poddana udręce niewolnictwa. Nawet Rzym, dumny dawca cywilizacji, traktował mnóstwo swoich niewolników jedynie jako ogromne stado, którego przeznaczeniem jest rzeź. Tak naprawdę panowie posiadali władzę posyłania swoich niewolników na śmierć tylko dla swojej rozrywki. Wytworni patrycjusze z cesarskiego miasta czasami używali te biedne istoty jako pokarmu dla morskich węgorzy, które hodowali. Nic nie syciło tak ich obżarstwa, jak smakowite morskie węgorze, podtuczone na ludzkiej krwi.
Cierpienia dusz były nawet dotkliwsze. Adam przypuszczał, że poradzi sobie bez Boga i niewdzięcznie odrzucił swego królewskiego Darczyńcę. Bóg z kolei wycofał się ze świata, który stworzył. Nie porzucił jednak całkowicie ludzkości, ale przemawiał do niej w rzadkich odstępach czasu, ogłaszając swoje przyszłe narodziny z Dziewicy, która zmiażdży głowę węża swą niepokalaną piętą. Powoływał proroków spośród ludu, a mimo to ukrywał się w swym nieprzystępnym świetle.
Ponadto Pan nie dopuścił do tego, aby źródło łaski ustało zupełnie. Nie odmawiał przebaczenia okazującemu żal grzesznikowi, udzielając go jednak pod wyłącznym warunkiem doskonałej skruchy. Nawet wówczas, wśród pokus ciała i przy braku hojnej duchowej pomocy dostępnej nam teraz, najsłabsze dusze wpadały tysiącami do piekielnej czeluści.
Biedni ludzie starożytnych czasów! Dotkliwie odczuwali swą słabość i bezbronność i poszukiwali w niezmiernym bólu jakiegoś sposobu zyskania nadprzyrodzonego wsparcia w swej biedzie. Bóg, Istota duchowa, wymyka się prymitywnym zmysłom człowieka, a więc ludzie tworzyli sobie bożki, w których pokładali swą największą nadzieję. Niestety! Te posążki były głuche i nie słyszały rozdzierających serce wołań, jakie wzbijały się wśród czterdziestu wieków cierpienia.
Jednak ten okropny koszmar, w którym szamoce się ludzkość, rozprasza się, jak gęsta nocna mgła przed słodkim światłem poranka. Kwadrant wieczności wyznacza godzinę nieskończonego miłosierdzia. Narodziny Maryi zaczynają dzieło Odkupienia. W swej kołysce Matka Zbawiciela rozświetla opuszczoną ziemię łaską swoich pierwszych uśmiechów. Wkrótce pojawi się Jezus i swą drogocenną Krwią zmaże wyrok naszego potępienia. Świat, który tyle wycierpiał, wreszcie będzie rozkoszował się radością wolności i pokoju. Niewolnictwo zostanie wszędzie zniesione, a ludzka godność będzie odtąd szanowana. Niczym wartkie strumyki, łaski wytrysną w obfitości z sakramentów. Musimy tylko do nich przystąpić i czerpać z nich – bez ograniczeń – przebaczenie, odwagę i życie wieczne.
Bóg, który ukrył się w swym raju, zstąpi na ziemię i nigdy nie porzuci ludzkości. Po swym wniebowstąpieniu nasz Pan pozostanie pośród nas pod zasłoną eucharystyczną, aż do skończenia świata, gdy Rzeczywista Obecność opuści zniszczone tabernakula. Chrystus wówczas będzie w sposób widzialny królował nad chwalebnymi duszami zmartwychwstałych wybranych. Takie są wspaniałe radości ogłaszane narodzinami Maryi. „Twe narodziny, O Dziewicza Matko Boża głoszą radość całemu światu”.
Narodziny Przenajświętszej Panny były zatem jednym z głównych wydarzeń w historii. Przyjrzyjmy się teraz, w jaki sposób te narodziny zostały przyjęte i wynieśmy z tych rozważań lekcję, która przyniesie korzyść naszemu życiu wewnętrznemu. Święci ojcowie Kościoła wyrażają wpływ narodzin Niepokalanej Dziewicy na niewidzialny świat, opisując niebiosa ogarnięte niezwykłym podziwem. Aniołowie nie potrafili odnaleźć stosownych słów pochwały, by wyrazić uznanie dla cudownej Trójcy Świętej za stworzenie Tej, która była umiłowaną Córką Ojca i która stanie się Matką Słowa Wcielonego i Oblubienicą Ducha Świętego. Nie nużył ich też podziw dla piękna ich Królowej. Błogosławione duchy, które radują się nawróceniem jednej duszy, radowały się widząc zjawienie się pewnej Ucieczki grzesznych. Wiedzieli, że Maryja pewnego dnia stanie się Bramą Niebios, która nigdy nie odmówi wejścia do wiecznego królestwa tym, którzy przywołają Ją z ufnością. Ojcowie także odnotowują: w otchłani – olbrzymie westchnienie ulgi sprawiedliwych, którzy pomarli od początków świata, w piekle – poruszenie wśród demonów, które ujrzały zbliżanie się końca swego despotycznego królowania.
W jaki sposób narodziny Maryi, które zachwyciły niebiosa i przeraziły upadłych aniołów, zostały przyjęte na ziemi? Narodzinom świętego Jana Chrzciciela kilka lat później towarzyszyły cuda, które wywarły wrażenie na ludowej wyobraźni. Mieszkańcy Judei pytali z podziwem: „Jakie będą losy tego dziecka, którego przyjście na ten świat jest witane tak wieloma cudami? Kim zatem będzie to dziecko?”. Wspaniała misja Maryi znacznie przewyższała misję zwiastuna. Jednak nic nadzwyczajnego nie wskazywało tłumom, że Ta, która została obiecana grzesznemu człowiekowi tuż po upadku i którą zapowiadali prorocy w ciągu wieków, się narodziła. W rzeczywistości Niepokalana Dziewica narodziła się wśród powszechnej obojętności.
Według pewnych tradycji nikt w miasteczku Nazaret, gdzie mieszkali święty Joachim i święta Anna, nie zwrócił uwagi na nowe narodziny. Choć krew Dawida płynęła w ich żyłach, Jej rodzina utraciła starożytną świetność. Któż zważał na tych zubożałych ludzi?
Anna i Joachim byli przez wiele lat bezdzietni, ale Pan w końcu wysłuchał ich modłów. Postrzegali swoją córkę, Maryję, jako miarę niebiańskiej dobroci, jaką im Bóg okazał. Praktycznie jednak nie zdawali sobie sprawy w rzeczywistości z tego, jakimi prawdziwymi skarbami Najwyższy obdarzył duszę ich dziecka. Nie potrafili sobie wyobrazić cudu Niepokalanego Poczęcia. Nie uświadamiali sobie, że to Matka Odkupiciela leży w ich kochających ramionach.
Żydzi tamtego czasu byli pogrążeni w zniechęceniu. Od lat nie słyszano głosu proroków. Utraciwszy swą polityczną wolność, wierzyli, że Opatrzność ich porzuciła. I to właśnie wówczas ukryte dzieło nieskończonego Miłosierdzia dokonało się pośród nich.
Fakty te mówią same za siebie i uczą nas oczywistej lekcji. Oby niedostrzeżenie narodzin Matki Bożej nauczyło nas lekce sobie ważyć ludzką wielkość! Zachowujmy chrześcijańską perspektywę obojętności wobec ulotnych marności, które sam Chrystus odrzucił przy narodzinach swojej Matki. Gdyby były one ważne, z pewnością nie odmówiłby ich swojej Rodzicielce.
Ta wspaniała tajemnica uczy nas także, by nigdy nie tracić serca. Niepokalana Matka przyszła na świat w czasie, kiedy Żydzi utracili nadzieję. Tak naprawdę sądzili, że wszystko zostało stracone. Czerpmy korzyść z tej lekcji. Często ulegamy zniechęceniu, kiedy – wzywając niebiosa o wsparcie – nasza prośba nie zostaje natychmiast wysłuchana. Czasami Bóg czeka, aż znajdziemy się na skraju przepaści, nim wyciągnie swą miłosierną dłoń. A więc nie zniechęcajmy się i nie ustawajmy w modlitwie! Wszechmocny wkroczy w tej właśnie chwili, kiedy będziemy się uważać za całkowicie porzuconych. Jeśli będziemy mieć ufność – nieograniczone zapasy ufności – spotka nas wspaniała nagroda!
Święty Tomasz z Villanuevy wyjaśniał, że Maryja jest niebiańskim świtem, nie tylko dla świata, ale w szczególności dla każdej indywidualnej duszy. Przypominał on wspaniałą prawdę, jakiej uczyła tradycja katolicka, że dusza przepełniona nabożeństwem do Najświętszej Panny niesie w swym wnętrzu znak przeznaczenia. Czy mocno pragniecie zbawienia, które uchroni was przed ostatecznym potępieniem? Zatem wiernie oddawajcie cześć Maryi. Czy pragniecie zapewnić zbawienie tym, którzy są wam drodzy? Pozyskajcie od nich obietnicę, że każdego dnia będą odmawiać jakąś modlitwę do Maryi. Tradycja katolicka stwierdza, że sługa Matki Bożej nie zginie: Servus Mariae non peribit. Będzie na zawsze wyśpiewywać miłosierdzie Jezusa i Jego Przenajświętszej Rodzicielki.
Ks. Raymond de Thomas de Saint-Laurent
źródło: tfp.org/tłum. Jan J. Franczak/PCh24.pl
Msza święta
na dzisiejsze święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny
Antyfona na wejście
Z radością obchodzimy Narodzenie Najświętszej Maryi Panny, z Niej wzeszło Słońce sprawiedliwości, Chrystus, który jest naszym Bogiem.
Chwała na wysokości…
Kolekta
Wszechmogący Boże, macierzyństwo
Najświętszej Dziewicy stało się początkiem
naszego zbawienia, udziel swoim sługom łaski,
aby święto Jej Narodzenia utwierdziło nas w pokoju.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Micheasza – Mi 5,1-4a
Tak mówi Pan: „A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich. Z ciebie Mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności. Przeto Pan wyda ich aż do czasu, kiedy porodzi mająca porodzić. Wtedy reszta braci Jego powróci do synów Izraela. I powstanie, i będzie ich pasterzem mocą Pana, przez majestat imienia Pana, Boga swego. Będą żyli bezpiecznie, bo Jego władza rozciągnie się aż do krańców ziemi. A On będzie pokojem”.
Oto słowo Boże.
Psalm 13
R/ Duch mój się raduje w Bogu, Zbawcy moim.
Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu, *
niech się moje serce cieszy z Twej pomocy.
Będę śpiewać Panu, *
który mnie obdarzył dobrem. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 8, 28-30
Bracia: Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też obdarzył chwałą.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Szczęśliwa jesteś, Najświętsza Panno Maryjo, i godna wszelkiej chwały, bo z Ciebie narodziło się słońce sprawiedliwości, Chrystus, który jest naszym Bogiem. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 1,1-16.18-23
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida.
Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego.
Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem.
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel”, to znaczy „Bóg z nami”.
Oto słowo Pańskie.
Wierzę w jednego Boga ….
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, niech nas wspomaga
w swojej dobroci Twój Syn Jednorodzony,
który rodząc się z Dziewicy,
nie naruszył panieństwa Matki, lecz je uświęcił;
niech On oczyści nas z grzechów
i uczyni naszą Ofiarę miłą Tobie.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Antyfona na Komunię – Iz 7,14; Mt 1,21
Oto Panna porodzi Syna, który wyzwoli swój lud z grzechów.
Modlitwa po Komunii
Boże, Ty pokrzepiłeś swój Kościół
Najświętszym Sakramentem, napełnij go radością w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny,
która dla całego świata stała się nadzieją
i jutrzenką zbawienia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
Genealogia Pana Jezusa według Ewangelistów
Przez podanie trzech serii, po czternaście pokoleń każda, Mateusz nadaje swej genealogii czytelną strukturę teologiczno-symboliczną, Łukasz natomiast podaje 76 imion bez zewnętrznie rozpoznawalnego układu. Jednakże i tutaj można dojrzeć symboliczną strukturę czasu historycznego: genealogia ta ma jedenaście członów, po siedem imion każdy. Łukasz znał może schemat apokaliptyczny, który dzieje świata dzieli na dwanaście części i który składa się na koniec z jedenastu członów, po siedem pokoleń każdy. W ten sposób mielibyśmy tu dyskretną aluzję do faktu, że wraz z Jezusem nastała „pełnia czasów”, że wraz z Nim rozpoczyna się decydująca godzina dziejów świata. Jest On nowym Adamem, który ponownie przychodzi „od Boga”, w sposób bardziej radykalny niż pierwszy, gdyż nie tylko istnieje dzięki tchnieniu Bożemu, lecz jest prawdziwie „Synem”.
Podczas gdy u Mateusza obietnica dana Dawidowi decyduje o symbolicznej strukturze czasu, Łukasz – dochodząc aż do Adama – zamierza pokazać, że w Jezusie ludzkość znajduje nowy początek. Genealogia jest wyrazem obietnicy odnoszącej się do całej ludzkości. (…)
Ewangelista Jan, u którego raz po raz można dosłyszeć pytanie o pochodzenie Jezusa, nie poprzedził swej Ewangelii genealogią, jednak w jej prologu dał wyraźną, wspaniałą odpowiedź na pytanie „skąd”. (…) „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo”.
papież Benedykt XVI
z książki: „Panie, naucz nas się modlić”, wyd. Św. Krzyża, Opole 2019)
************************************************************************
Gdybyś naprawdę uwierzył…
Pewien doświadczony proboszcz, snując głośno rozważania o tym, jak to będzie z powrotem do „niedzielnej normalności” po korona-wirusie, stwierdził, że każdy miesiąc nieuczestniczenia wiernych w niedzielnej Eucharystii z powodu pandemii będzie wymagał roku starań, aby osiągnąć stan z lutego 2020 r.
**
W odpowiedzi wyraziłem nadzieję, że głód Eucharystii przyprowadzi ludzi do kościoła znacznie szybciej – gdy tylko uznają, że jest to w miarę bezpieczne dla nich samych i dla ich bliskich. Uważam jednak, że niezależnie od tego, czy owa „niedzielna normalność” powróci w tym roku czy w następnym, nie jest ona czymś, z czym powinniśmy się łatwo pogodzić. Dlaczego? Bo nie tak powinna ona wyglądać. Przedłużający się czas „postu od Eucharystii” może stać się jednak opatrznościowym impulsem, aby coś w tym względzie zrobić.
Kwestia świadomości
Dlaczego uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii sprzed pandemii nie jest stanem, do którego powinniśmy dążyć? Ponieważ zbyt mało katolików traktuje ją na tyle poważnie, aby uczestniczyć w niej co tydzień, i zbyt mało pojmuje, jakim jest ona skarbem.
„Nigdy nie pozwól, aby czas kryzysu został zmarnowany” – ta maksyma znajduje zastosowanie nie tylko w polityce. W odniesieniu do Kościoła uczy ona, że przeżywany obecnie przejściowy okres to wyjątkowa okazja do ponownej, pogłębionej (a w niektórych przypadkach wręcz pierwszej) katechezy amerykańskiego Kościoła w kwestii nadprzyrodzonego wymiaru Eucharystii. Jeśli w ciągu najbliższych miesięcy biskupi oraz kapłani położą na to nacisk w swoich homiliach, wzmacniając przekaz z ambony przy pomocy materiałów rozsyłanych drogą elektroniczną zarówno do tych, którzy przychodzą na nabożeństwa do świątyń, jak i do tych, którzy uczestniczą w nich on-line, to kryzys może się przekształcić w szansę, a „niedzielna normalność” okaże się wyższej próby niż ta sprzed pandemii.
Centrum egzystencji
Dobrym sposobem, aby wstrząsnąć w tym względzie sumieniami wiernych, może być przytoczenie fragmentu pochodzącego z 1955 r. listu amerykańskiej pisarki Flannery O’Connor. Opisała w nim nowojorską kolację, podczas której, jako początkująca pisarka, została przedstawiona odnoszącej sukcesy koleżance po fachu – Mary McCarthy. „Kiedyś przyjaciele zabrali mnie na kolację z Mary McCarthy i jej ówczesnym mężem, Bowdenem Broadwaterem. Wiedziałam, że Mary w wieku 15 lat wystąpiła z Kościoła katolickiego i że uchodzi za tęgi umysł. Kolacja zaczęła się o ósmej wieczorem. Wybiła pierwsza w nocy, a ja ani razu nie otworzyłam ust, gdyż w takim towarzystwie nie miałam nic do powiedzenia. Lecz oto nad ranem rozmowa zeszła na Eucharystię, której ja, katoliczka, czułam się rzecz jasna w obowiązku bronić. Pani Broadwater oznajmiła, że ??kiedy była dzieckiem i przyjmowała Hostię, myślała o niej jako o Duchu Świętym, uznając Go za „najbardziej mobilną” Osobę Trójcy Świętej. Dodała, że obecnie również widzi w Eucharystii pewien pozytywny symbol. Usłyszawszy to, drżącym głosem odparłam: «Cóż, jeśli to tylko symbol, to do diabła z nim!». To była cała obrona, do jakiej byłam wtedy zdolna; ale i teraz mam poczucie, że słowa te zawierają wszystko, co kiedykolwiek będę w stanie powiedzieć o Eucharystii. Jest ona dla mnie centrum egzystencji; wszystko inne poza nią jest niekoniecznym dodatkiem”.
Oniemiali z wrażenia
Ilu katolików byłoby dziś stać na złożenie tak zdecydowanej deklaracji – że Eucharystia, zgodnie z tym, co powiedział Jezus, jest Jego Ciałem i Krwią, przez które wchodzimy w komunię z drugą Osobą Trójcy Świętej? Ilu byłoby wstrząśniętych tym, co pewien protestant wyznał kiedyś swemu przyjacielowi katolikowi: „Gdybym naprawdę uwierzył w to, co wyznajesz, że sam Chrystus jest w tym tabernakulum, czołgałbym się przez całą długość nawy na rękach i kolanach”. Ilu byłoby w stanie mu wytłumaczyć, że chociaż Eucharystia jest rzeczywiście tym, co powiedział o niej Chrystus i pozostawia nas oniemiałych z wrażenia, to jednak oprócz tego Jezus zaprasza nas na Mszę św. po to, by wejść z Nim w osobistą zażyłość – taką, w której onieśmielenie i respekt zamieniają się w miłość?
Współczesna teologia katolicka dokonała kluczowej pracy nad znaczeniem symboli, które są nie tylko znakami niosącymi przekaz, lecz raczej bardziej złożonymi rzeczywistościami, które na różne sposoby ucieleśniają to, co komunikują – jak np. obrączka ślubna czy flaga narodowa. Nadmierne uproszczenie teologii symboli doprowadziło jednak do niefortunnej sytuacji, w której większość katolików być może nie wierzy, że w Eucharystii Pan Jezus daje nam – jak zapewnił – siebie samego: w pełni, dosłownie.
Gdyby katolicy w to wierzyli, masowo uczęszczaliby na niedzielną Mszę św. Nauczanie prawdy o Eucharystii jest zatem zadaniem, zmieniającym czas zarazy w czas odnowy wiary w cud ofiarowywany nam w Komunii św.
George Weigel
amerykański pisarz i teolog, autor słynnej biografii Jana Pawła II Świadek nadziei
tłumaczył Tomasz Strużanowski/tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji/Tygodnik NIEDZIELA
************************************************************************
Uczynki miłosierdzia względem duszy:
1. Grzeszących upominać.
2. Nieumiejętnych pouczać.
3. Wątpiącym dobrze radzić.
4. Strapionych pocieszać.
5. Krzywdy cierpliwie znosić.
6. Urazy chętnie darować.
7. Modlić się za żywych i umarłych.
Uczynki miłosierdzia względem ciała:
1. Głodnych nakarmić.
2. Spragnionych napoić.
3. Nagich przyodziać.
4. Podróżnych w dom przyjąć.
5. Więźniów pocieszać.
6. Chorych nawiedzać.
7. Umarłych pogrzebać.
Warunki dobrej spowiedzi:
1. Rachunek sumienia.
2. Żal za grzechy.
3. Mocne postanowienie poprawy.
4. Spowiedź szczera.
5. Zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.
Grzechy przeciwko Duchowi Św.:
1. Zuchwałe dopuszczenie się grzechu
2. Rozpaczanie lub wątpienie w miłosierdzie Boże
3. Sprzeciwianie się uznanej prawdzie chrześcijańskiej
4. Zazdroszczenie bliźniemu łaski Bożej
5. Zatwardziałość serca na zbawienne napomnienia
6. Odkładanie nawróceń i pokuty aż do śmierci.
*****************************************************************
RACHUNEK SUMIENIA
Przygotowanie do spowiedzi
Modlitwa przed spowiedzią:
Ojcze Niebieski, Ty znasz mnie do głębi – znasz każdy szczegół mojego życia. Przeznaczyłeś mnie do życia z sobą w wieczności, często o tym zapominam. Jestem słaby, niestały, tak łatwo się wybielam, usprawiedliwiam. Pozwól mi widzieć siebie tak, jak Ty mnie widzisz. Osądzać bez wybiegów intencje, jakimi kieruję się w życiu. Oświeć mnie, abym rozpoznał swe grzechy przeciw Tobie i przeciwko moim bliźnim. Abym miał odwagę uznania, że źle postępuję, że potrzebuję zmiany postępowania, myślenia, nawrócenia. Daj łaskę prawdziwego żalu i poprawy, abym doznał radości Twojego przebaczenia. Niech Twoje miłosierdzie, Boże, uleczy moje rany, wzmocni moją wolę pełnienia Twojej woli.
Kiedy ostatni raz byłem u spowiedzi?
Czy odprawiłem zadaną pokutę?
Czy wynagrodziłem Bogu i bliźniemu za wyrządzone krzywdy?
Czy podjąłem wysiłek wyzbywania się swoich wad, słabości, nałogów?
Oceniając swoje postępowanie, stańmy przed obliczem Boga i odpowiedzmy sobie na
następujące pytania:
PIERWSZE I NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE MÓWI:
Miłuj Pana, Boga swego, całym sercem, całym duszą, całym swoim umysłem, całym sobą.
Czy modlę się rano i wieczorem? Czy była to prawdziwa rozmowa mego serca z Bogiem, czy tylko zwykła formalność?
Czy szukam u Boga rady, pomocy w cierpieniach, pokusach?
Czy zastanawiam się nad tym, jaka jest względem mnie wola Boża?
Czy w niedziele i święta uczestniczę we Mszy św. i troszczę się o to, by uczestniczyli w niej wszyscy domownicy?
Czy proponuję swym bliskim wspólną modlitwę?
Czy w niedziele nie wykonuję prac niekoniecznych?
Czy wyznaję otwarcie swoją wiarę przez udział w niedzielnych Mszach św., w procesjach publicznych i wówczas, kiedy mnie o to pytają?
Czy wspieram materialnie działalność parafii? Czy interesuję się jej potrzebami?
Czy nie uchylam się od udziału w pracach na jej rzecz?
Czy w miarę swoich możliwości biorę udział w działalności grup modlitewnych, grup troszczących się o katechizację dzieci i młodzieży?
Czy wspomagam dzieła dobroczynne na rzecz ubogich, ludzi znajdujących się w trudnych okolicznościach?
Czy staram się poznać naukę Kościoła przez lekturę stosownych książek, uczestniczenie w rekolekcjach, udział w spotkaniach grup formacyjnych?
Czy zachęcam do tego swoich bliskich, swoje dzieci?
Czy odrzucam horoskopy, karty do tarota, wróżbiarstwo, magię, treści głoszone przez
wysłanników sekt i czuwam, by moi bliscy nie dali się w nie uwikłać?
Czy czytam systematycznie katolicką prasę, słucham katolickich rozgłośni radiowych,
oglądam katolickie programy telewizyjne?
Czy oponuję, kiedy bluźni się Bogu, niesłusznie krytykuje Kościół?
DRUGIE Z NAJWAŻNIEJSZYCH PRZYKAZAŃ MÓWI:
Miłuj bliźniego jak siebie samego.
Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem (por. J 13,34).
Kto mówi, że miłuje Boga, a bliźniego ma w nienawiści, jest kłamcą (por. 1 J 4, 20).
Czy szanuję rodziców?
Czy nie wyrządzam im przykrości, nie lekceważę, czy troszczę się o ich potrzeby?
Czy się za nich modlę?
Czy nie daję dzieciom złego przykładu (klątwy, pijaństwo, nieprzyzwoite żarty, stosowanie przemocy, spędzanie zbyt dużo czasu przed telewizorem)?
Czy troszczę się o wychowanie dzieci w poszanowaniu godności własnej i innych?
Czy wiem, jakie filmy oglądają? Jakie czytają czasopisma, książki? Z kim przebywają?
Co robią z otrzymanymi pieniędzmi? Gdzie spędzają wolny czas? Czy nie pobłażam ich moralnym przewinieniom (lenistwu, samolubstwu, lekceważeniu bliźnich, przemocy, kradzieży, pijaństwu)?
Czy interesuję się zachowaniem dzieci w szkole, wymagam od nich szacunku dla nauczycieli, odrobienia zadanych lekcji?
Czy nie wtrącam się zbytnio w życie rodzinne dorosłych dzieci, wzniecając konflikty?
Czy żyję w zgodzie z rodzeństwem, krewnymi i kolegami w szkole, w pracy?
Czy traktuję życzliwie sąsiadów, współpracowników? Czy nie żywię do nich pretensji, urazów? Czy nie zazdroszczę im sukcesów, nie mszczę się, nie wzniecam nieporozumień?
Czy solidnie wypełniam swoje obowiązki w pracy?
Czy nie zatrzymuję lub nie pomniejszam słusznego wynagrodzenia za pracę?
Czy nie szkodzę swojemu zdrowiu przez picie alkoholu, palenie?
Czy nie trwonię pieniędzy na hazard (gry w karty, loterie)?
Czy nie prowadziłem samochodu po wypiciu alkoholu lub z nadmierną szybkością?
Czy nie używałem narkotyków lub nie dostarczałem ich innym?
Czy kogoś nie uderzyłem, nie pobiłem?
Czy unikam złego towarzystwa?
Czy nie byłem powodem rozbicia własnej lub innej rodziny?
Czy jestem czysty w myślach, pragnieniach?
Czy nie oglądam filmów pornograficznych, czy nie kupuję takich czasopism?
Czy nie lubuję się w nieprzyzwoitych rozmowach, żartach?
Czy nie dopuściłem się z kimś nieprzyzwoitych czynów?
Czy nie zdradziłem współmałżonka?
Czy szanowałem poczęte życie?
Czy nie dokonałem aborcji lub nie namawiałem do niej?
Czy nie przywłaszczyłem sobie cudzej rzeczy, mienia publicznego, czy go bezmyślnie
nie niszczyłem?
Czy nie dałem się skusić łapówką?
Czy oddałem długi, pożyczki?
Czy nie jestem chciwy, pyszałkowaty? Czy nie wynoszę się nad innych?
Czy nie chce zawsze postawić na swoim, skupić uwagi tylko na sobie?
Czy umiem przebaczyć, być wyrozumiałym, cierpliwym, ustępliwym, usłużnym?
Czy pomagam w codziennych pracach domowych?
Czy nie uchylam się od odpowiedzialności za życie wspólnoty lokalnej, narodowej?
Czy nie głosowałem na ugrupowania lub ludzi mających programy niezgodne z nauką katolicką?
Czy zachowuję umiarkowanie w jedzeniu?
Czy nie kupuję zbyt kosztownych lub niekoniecznych rzeczy?
Czy nie odmawiam wsparcia ludziom wyciągającym do mnie rękę po pomoc?
Czy pomagam innym, zwłaszcza swoim krewnym?
Czy, na miarę swych możliwości, wspieram potrzebujących, zwłaszcza osoby starsze, wdowy, sieroty, rodziny wielodzietne, bezdomnych, chorych, potrzebujących leczenia, ofiary kataklizmów?
Czy pamiętam, że kubek wody podany bliźniemu jest pomocą samemu spragnionemu Jezusowi?
Czy nie kłamałem i czy z tego nie wynikła jakaś szkoda?
Czy nie mówiłem źle o innych, nie oczerniałem ich, nie rzucałem podejrzeń?
Czy nie zazdrościłem innym powodzenia?
Czy dotrzymuję obietnic?
Czy miałem odwagę bronienia prawdy?
Czy prostowałem krzywdzące opinie o innych?
Czy nie powtarzałem niesprawdzonych plotek?
Czy w piątki zachowywałem wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych?
Czy w Środę Popielcową i Wielki Piątek zachowywałem post ścisły?
Czy jest we mnie prawdziwa chęć przemiany życia, czy tylko uzyskania rozgrzeszenia?
Jaka jest moja wada główna?
AKT ŻALU
Boże, mój Ojcze, żałuję za me złości jedynie dla Twej miłości.
Bądź miłościw mnie grzesznemu, całym sercem skruszonemu.
Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję. Nad wszystko, co jest stworzone, boś Ty Dobro Nieskończone.
SPOWIEDŹ
Spowiedź rozpoczynamy znakiem krzyża i słowami:
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Ostatni raz byłem u spowiedzi…
Nałożona pokutę odprawiłem.
Obraziłem Pana Boga następującymi grzechami:
Po wymienieniu grzechów mówimy:
Więcej grzechów nie pamiętam.
Za wszystkie serdecznie żałuję.
Proszę o pokutę i rozgrzeszenie.
Czekamy na wypowiedzenie nad nami słów rozgrzeszenia przez kapłana, modląc się np. słowami:
Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu… lub: Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną.
Modlitwa papieża Klemensa XI:
Wierzę w Ciebie, Panie, lecz wzmocnij moją wiarę,
Ufam Tobie, ale wspomóż moją nadzieję,
Miłuję Ciebie, lecz uczyń moją miłość bardziej gorącą.
Żałuję za moje grzechy, ale spraw, bym żałował doskonalej.
Uwielbiam Ciebie jako Stwórcę wszechrzeczy.
Napełnij mnie swoją mądrością. Otocz swoją dobrocią
Chroń swoją potęgą. Ofiaruję Ci moje myśli,
aby trwały przy Tobie; moje słowa i uczynki,
aby były zgodne z Twoją wolą; i całe moje postępowanie,
aby było życiem wyłącznie dla Ciebie.
Chcę tego, czego Ty chcesz. Chcę, jak Ty chcesz i jak długo chcesz.
Proszę Cię, Panie, abyś oświetlił mój rozum,
pobudził moją wolę, oczyścił intencje, uświęcił serce.
Daj mi, Dobry Boże, miłość ku Tobie i wstręt do moich wad,
szczerą troskę o bliźnich i pogardę tego,
co sprowadza na świat zło.
Pomóż mi zwyciężyć pożądliwości – umartwieniem,
skąpstwo – jałmużną,
gniewliwość – łagodnością,
a lenistwo – pracowitością.
Spraw, bym był skupiony w modlitwie,
wstrzemięźliwy przy posiłkach, dokładny w pracy,
wytrwały w podejmowanych działaniach.
Naucz mnie, jak małe jest to, co ziemskie,
jak wielkie to, co Boskie.
Jak przemijające, co doczesne, jak nieskończone, co wieczne.
Proszę o to przez Chrystusa, mojego Pana. Amen.
************************************************************************
Benedykt XVI: małżeństwa homoseksualne i aborcja to znaki Antychrysta
Homoseksualne małżeństwa i aborcja na świecie to znak “duchowej siły Antychrysta” – to słowa emerytowanego papieża Benedykta XVI przytoczone w jego nowej biografii napisanej przez niemieckiego dziennikarza i jego literackiego współpracownika Petera Seewalda.
**
Obszerny tom z wypowiedziami Benedykta XVI ukaże się w Niemczech w poniedziałek, a w innych krajach – w kolejnych miesiącach. Papież Ratzinger otrzymał tom biografii pod tytułem “Życie” w dniu swych 93. urodzin 16 kwietnia.
Słowa emerytowanego papieża przytoczył konserwatywny amerykański portal Life Site News, a za nim w niedzielę włoski dziennik “La Repubblica”, który kolejną wypowiedź nazwał “powrotem Ratzingera”.
W rozmowie z Seewaldem powiedział on: “Sto lat temu każdy uznałby za absurd rozmowę o małżeństwie homoseksualnym”.
“Dzisiaj ten, kto mu się sprzeciwia jest ekskomunikowany ze społeczeństwa” – stwierdził Benedykt XVI. To samo – dodał – odnosi się do “aborcji i tworzenia istot ludzkich w laboratorium”.
“Współczesne społeczeństwo jest w trakcie formułowania antychrześcijańskiego credo, a jeśli ktoś się mu sprzeciwia, jest karany przez społeczeństwo ekskomuniką” – oświadczył Benedykt XVI. (PAP)
sw/mars/Tygodnik NIEDZIELA
***************************************************************************************
wtorek – 1 września
XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
wspomnienie bł. Bronisławy, dziewicy
Błogosławiona Bronisława urodziła się w Kamieniu Wielkim około 1200 roku, w zamożnej rodzinie Odrowążów. Jej kuzynami byli święty Jacek i błogosławiony Czesław. Bronisława wychowywała się w atmosferze głębokiej wiary i szlachetności. Religijność jej przejawiała się w służbie bliźnim. W wieku 16 lat Bronisława wstąpiła do zakonu norbertanek na Zwierzyńcu pod Krakowem. Jeszcze jako młoda zakonnica została przełożoną klasztoru. Podczas zarazy w 1224 roku z wielkim oddaniem niosła pomoc chorym, karmiła głodnych, rozdawała leki i ubrania potrzebującym.
Życie Bronisławy przypadło na okres niezwykle bogaty w różne wydarzenia historyczne. Wtedy to właśnie toczyły się walki o Kraków między Konradem Mazowieckim a Henrykiem Brodatym; klasztor norbertanek był świadkiem tych bratobójczych walk. Wielokrotnie był zajmowany przez zwalczające się armie, siostry musiały wówczas chronić się w pobliskich lasach. Najtragiczniejsze wydarzenie w dziejach klasztoru i bł. Bronisławy to najazd tatarski w 1241 r. Siostry ukryły się wówczas wśród zalesionych skał, które dotąd noszą nazwę Skał Panieńskich; klasztor został splądrowany i spalony. Siostry zaś, z Bronisławą na czele, niosły pomoc ofiarom wojny. W życiu zakonnym doszła do wyżyn modlitwy mistycznej. Ukazał jej się Chrystus, który powiedział: Bronisławo, krzyż mój jest twoim, lecz i chwała moja twoją będzie. Bronisława umarła w 1259 roku i niemal natychmiast po jej śmierci zaczął kwitnąć jej kult. Wszystkie żywoty Bronisławy akcentują jej wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej. To właśnie rozważanie wzniosło ją na najwyższe szczyty kontemplacji. Celem przypodobania się Chrystusowi podejmowała różne pokuty i umartwienia. Jej relikwie spoczywają w kościele norbertanek w Krakowie.
Bronisława to imię pochodzenia słowiańskiego, łączące słowa bronić i sława.
************************************************************************
środa – 2 września
XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Dzisiejsi patroni:
błogosławieni męczęnnicy Rewolucji Francuskiej:
oto niektórzy z pośród 3000 katolickich kapłanów:
franciszkanin o. Jan Franciszek Burte, gwardian stołecznego klasztoru oraz jego zakonny współbrat, Seweryn Jerzy Girault, kapelan paryskich sióstr zakonnych, Aleksandr Lanfant, zakonnik, Apolinary Morel, zakonnik, Franciszek-Józef, biskup, Piotr-Ludwik de la Rochefoucauld, biskup, Jakub Bonnaud, zakonnik, Jan Franciszek Bourtez, zakonnik, Jan-Marii du Lau, biskup, Wilhelm Delfaud, zakonnik (+ 1792); …
Francuska Golgota męczenników czasu rewolucji
Egzekucja katolickiego księdza w Rennes, 1792 r. Repr. Mary Evans Picture Library/Forum
Ocenia się, że podczas rewolucji we Francji życie za wiarę oddało około trzech tysięcy katolickich kapłanów. Wśród nich zamordowani 2 września 1792 r. franciszkanin o. Jan Franciszek Burte, gwardian stołecznego klasztoru oraz jego zakonny współbrat, Seweryn Jerzy Girault, kapelan paryskich sióstr zakonnych. Rewolucja stawiała sobie za cel stworzenie „nowej Francji” i „nowego człowieka”. Każdego, kto nie mieścił się w „republikańskich wymiarach”, przykrawała do nich gilotyna.
Antychrześcijańskie oblicze rewolucji francuskiej objawiło się na dwa sposoby: w aspekcie destruktywnym (czyli polityce wymierzonej w Kościół katolicki i duchowieństwo, a także niszczeniu symboli chrześcijaństwa w sferze publicznej, w tym kościołów) oraz w aspekcie twórczym, o wiele groźniejszym – jak zauważył Józef de Maistre – od tego pierwszego (czyli tym, co na gruzach chrześcijańskiej Francji rewolucjoniści chcieli zbudować). Oba aspekty łączyło przeświadczenie zaczerpnięte z ateistycznego dziedzictwa Woltera, iż należy wymazać tę niegodziwość, czyli – wedle „patriarchy oświecenia” – chrześcijaństwo.
Uczniowie de Sade’a
Tak, obywatele, religia jest nie do pogodzenia z ustrojem wolności, czujecie to tak samo jak ja. Nigdy wolny człowiek nie pochyli głowy przed bogami chrześcijaństwa; nigdy jego dogmaty, rytuały, tajemnice, moralność nie będą mogły odpowiadać republikaninowi… Oddajcie nam pogańskich bogów! Chętnie będziemy czcić Jowisza, Herkulesa czy Pallas Atenę, ale nie chcemy więcej tego baśniowego stwórcy świata. (…) Nie chcemy więcej tego Boga nieogarnionego, który wszystko ponoć napełnia – takimi słowyzagrzewał rewolucjonistów do kontynuowania antychrześcijańskiej polityki we Francji markiz de Sade – znany zboczeniec seksualny, który zresztą z racji swego zboczenia został na prośbę własnej rodziny osadzony na jakiś czas w Bastylii. W tym kontekście jej zburzenie nabiera całkiem nowego znaczenia.
Gdy de Sade wypowiadał te słowa, już od ponad pięciu lat trwała rewolucyjna polityka wymierzona we Francję jako „pierworodną córę Kościoła”. W pierwszej kolejności uderzono bowiem właśnie w Kościół. Już w roku 1789 skonfiskowano wszystkie należące doń majątki, które podobnie jak w szesnastowiecznej Anglii stały się początkiem fortun nowej, republikańskiej arystokracji. W lutym 1790 roku rewolucyjne Zgromadzenie Narodowe zadekretowało zniesienie wszystkich zakonów we Francji, a 15 sierpnia 1791 roku (nieprzypadkowo wybrano dzień wielkiego święta kościelnego) zakazano księżom noszenia sutann. We wrześniu 1793 roku – w apogeum szalejącego wówczas jakobińskiego terroru – uchwalono „prawo podejrzanych”, otwierające możliwość zgilotynowania osoby także za żywienie arystokratycznych sympatii; te ostatnie mogły oznaczać również uczestnictwo we Mszy Świętej odprawianej w prywatnych mieszkaniach przez tzw. niezaprzysiężonych księży, czyli tych, którzy nie złożyli przysięgi na wierność tzw. konstytucji cywilnej kleru.
Ten akt prawny, uchwalony w lipcu 1790 roku, stanowił faktyczne wypowiedzenie wojny Kościołowi we Francji i Rzymowi. Anglikanin, Edmund Burke, komentujący na gorąco uchwalenie owej ustawy na kartach swoich Rozważań o rewolucji we Francji, pisał: Wydaje mi się, że ten nowy ustrój kościelny ma być tylko przejściową i przygotowawczą fazą prowadzącą do całkowitego wyrugowania wszystkich form religii chrześcijańskiej, gdy tylko umysły ludzi zostaną przygotowane do zadania jej ostatniego ciosu za sprawą urzeczywistnienia planu otoczenia jej kapłanów powszechną pogardą. Ludzie, którzy nie chcą wierzyć, że filozoficzni fanatycy kierujący tą akcją od dawna ją planowali, nie mają pojęcia o ich charakterach i poczynaniach.
Ojciec europejskiego konserwatyzmu nie pomylił się w niczym. Konstytucja cywilna kleru była bowiem próbą ustanowienia we Francji schizmatyckiego wobec Rzymu Kościoła. Z katolickich duchownych czyniła funkcjonariuszy państwowych wybieranych (w tym biskupi) przez wszystkich obywateli danego departamentu (obszar diecezji przykrojono do granic administracyjnych) – również ateistów. 10 marca 1791 roku tę uzurpację rewolucyjnego państwa oficjalnie odrzucił i potępił papież Pius VI. Król Ludwik XVI, chociaż podpisał dokument, traktował go jak kroplę przelewającą kielich goryczy – o czym poinformował w liście pozostawionym na krótko przed nieudaną ucieczką z Paryża.
Konstytucja cywilna kleru okazała się przełomowa również dlatego, że dostarczyła pretekstu dla rozpętania kolejnej spirali przemocy przeciw duchowieństwu, które nie przysięgając na nią dochowywało wierności widzialnej Głowie Kościoła. 27 maja 1792 roku zadekretowano więc deportację do kolonii wszystkich duchownych odmawiających zaprzysiężenia. Jednak już 18 marca 1793 roku Republika poszła dalej i uchwaliła dla odmawiających zaprzysiężenia karę śmierci. Taka sama kara spotkać miała również świeckich, którzy udzielali schronienia kapłanom niezaprzysiężonym lub uczestniczyli w nabożeństwach przez nich odprawianych bądź korzystali z udzielanych przez nich sakramentów. Jak mówił w roku 1793 „kat Lyonu”, jakobiński komisarz Chalier, księża są jedyną przyczyną nieszczęść we Francji. Rewolucja, która jest triumfem oświecenia, tylko z obrzydzeniem może spoglądać na zbyt długą agonię zgrai tych niegodziwców.
Męczennicy czasów rewolucji
Ocenia się, że podczas rewolucji we Francji życie za wiarę oddało około trzech tysięcy katolickich kapłanów. W roku 1793 w aktach orleańskiego Trybunału Rewolucyjnego, dotyczących osoby jednego z owych męczenników – ks. Juliena d’Herville, niezaprzysiężonego jezuity – zapisano między innymi, że znaleziono przy nim wszystkie środki dla uprawiania fanatyzmu i przesądu: szkaplerz z dwoma medalikami, małe okrągłe pudełko z zaczarowanym chlebem [chodzi o konsekrowane hostie – przyp. aut.], taśmę, na której był przyczepiony duży krzyż ze srebra, serce wykonane ze srebra oraz kryształowy relikwiarz.
Danton namawiał swoich kolegów z rewolucyjnego Konwentu, by wszystkich „opornych księży” załadować na barki i wyrzucić na jakiejś plaży we Włoszech, ojczyźnie fanatyzmu. W końcu jednak wybrano mordercze tropiki Gujany Francuskiej, która stała się miejscem zesłania i męczeństwa niezaprzysiężonych. Przez ponad pół roku (od końca roku 1793) takiego losu oczekiwało na barkach zacumowanych u wejścia do portu w Bordeaux ponad ośmiuset księży. Stłoczeni w nieludzkich warunkach, pozbawieni żywności, lekarstw i elementarnych warunków ludzkiej egzystencji, czekali na wypłynięcie na ocean. W tych okolicznościach spośród 829 księży zmarło aż 547. Trwali jednak w owych katuszach do końca, wspólnie się modląc i nawzajem spowiadając.
1 października 1995 roku papież Jan Paweł II beatyfikował sześćdziesięciu czterech z nich, bo jak sam podkreślił w homilii beatyfikacyjnej, na dnie udręki zachowali ducha przebaczenia. Jedność wiary i jedność ojczyzny uznali za sprawę ważniejszą niż wszystko inne.
Martyrologium Kościoła francuskiego czasów rewolucji, sporządzane przez Jana Pawła II, bynajmniej się na tym nie kończy. W lutym 1984 roku beatyfikował on 99 męczenników z Angers – ofiary krwawej pacyfikacji Wandei przez władze Republiki. Do chwały ołtarzy wyniesiono wówczas jedenastu księży i trzy zakonnice. Papież z Polski kontynuował w tym względzie dzieło swoich poprzedników na Stolicy Piotrowej. W roku 1906 bowiem św. Pius X beatyfikował szesnaście karmelitanek z Compiegne straconych w apogeum dechrystianizacyjnych działań władz republikańskich (1793-1794). Wiezione na miejsce stracenia bydlęcymi wozami wszystkie śpiewały Miserere i Salve Regina (Witaj Królowo Niebios). Ujrzawszy szafot, odśpiewały Veni Creator (Przybądź Duchu Święty) i na głos odnowiły swoje przyrzeczenia chrzcielne i śluby zakonne.
Osobną grupę wśród męczenników czasów francuskiej rewolucji stanowią świeccy posyłani na szafot za miłosierdzie okazane duchownym (poprzez udzielenie im schronienia we własnym domu). Część z nich doczekała się oficjalnego uznania swej chwały męczeństwa przez Kościół (jak męczennicy z Angers), większość jednak to święci bezimienni.
Niektórych jednak znamy, jak na przykład osiemdziesięcioletnią wdowę, Annę Leblanc i jej sześćdziesięcioletnią córkę, Anastazję, skazane na śmierć 1 lipca 1794 w Morlaix. Ich zbrodnią było przechowywanie w domu ściganego księdza, Augustina Clecha z diecezji Tregnier. Maria Gimet, robotnica z Bordeaux, natomiast, z pomocą Marii Bouquier (pracowała jako służąca) ukrywała w swoim mieszkaniu trzech księży: Jeana Molinier z diecezji Cahors, Louisa Soury z diecezji Limoges oraz Jeana Lafond de Villefumade z diecezji Perigueux. W uzasadnieniu wyroku śmierci dla owych kobiet czytamy, iż podzielały kontrrewolucyjne uczucia niezaprzysiężonych księży, (…) chlubiły się, że ich ukrywały oraz kilkakrotnie powtarzały, że lepiej być posłusznym prawu Bożemu niż prawu ludzkiemu. Nie znaleziono żadnych okoliczności łagodzących (na przykład w postaci plebejskiego pochodzenia oskarżonych).
Zniszczyć papieski Rzym!
Osobno omówić należy wrogie akty rewolucyjnego państwa (czy to Republiki, czy wywodzącego się z „ideałów roku 1789”Pierwszego Cesarstwa) wymierzone w Stolicę Apostolską i kolejnych papieży. Już w roku 1790 zaanektowano należący do papiestwa Awinion. Uchwalona w tym samym roku cywilna konstytucja kleru była niczym innym jak wypowiedzeniem wojny papieżowi. Od słów do czynów Republika przeszła w roku 1796, z chwilą błyskotliwej ofensywy generała Bonapartego w Italii. Dwa lata później, 1 lutego 1798 roku, wojska francuskie pod dowództwem generała Berthiera zajęły papieski Rzym. Wkrótce też „lud rzymski” (czytaj: co bardziej aktywni członkowie lóż wolnomularskich) „spontanicznie” (pod czujną obserwacją przybyłych zza Alp zaprzyjaźnionych wojsk) ogłosił powstanie Republiki Rzymskiej, znosząc w ten sposób istniejące od ponad tysiąca lat Państwo Kościelne. Aby dotkliwiej upokorzyć papieża, decyzję tę promulgowano 15 lutego 1798 roku, w rocznicę jego wyboru na Stolicę Piotrową.
Ponad osiemdziesięcioletniego, schorowanego Piusa VI francuscy rewolucjoniści wygnali z Rzymu i umieścili w surowych warunkach twierdzy Palence, gdzie 29 sierpnia 1799 roku zakończył on życie ze słowami: In te Domine speravi, non confundar in aeternum (Tobie Boże zaufałem, nie zawstydzę się na wieki) na ustach. Wysłannik Republiki tak raportował to paryskiemu Dyrektoriatowi: Ja, niżej podpisany obywatel, stwierdzam zgon niejakiego Braschi Giovanni Angelo, który pełnił zawód papieża i nosił artystyczne imię Piusa VI. Na końcu zaś nazwał zmarłego papieża: Pius VI i ostatni.
Podobne nadzieje wyrażał, jeszcze przed śmiercią Piusa VI, generał Napoleon Bonaparte – przyszły cesarz Francuzów. Pisał on do swojego brata, Józefa, pełniącego funkcję francuskiego wysłannika przy Państwie Kościelnym: Jeśli papież umrze, należy uczynić wszystko, by nie wybrano następnego i aby nastąpiła rewolucja [w Państwie Kościelnym]. Ale kolejnego Następcę św. Piotra wybrano podczas konklawe poza Rzymem (w Wenecji) i w dodatku przybrał on imię Piusa VII. To z nim Bonaparte jako Pierwszy Konsul zawarł w roku 1801 konkordat kładący kres najgorszej fali prześladowań Kościoła we Francji i umożliwiający odbudowę struktur kościelnych. Kreujący się na następcę Karola Wielkiego Korsykanin potrzebował papieża, by odbyć cesarską koronację w Paryżu. Ale cały czas traktował on biskupa Rzymu jako podwładnego sobie funkcjonariusza. Nie tolerował żadnego sprzeciwu i wymagał bezwzględnego posłuszeństwa. Gdy w roku 1809 Pius VII „ośmielił się” wyrazić swój sprzeciw wobec brutalnej inwazji Cesarstwa na katolicką Hiszpanię, został aresztowany i przewieziony do Francji, gdzie pozostał więźniem cesarza Francuzów aż do jego upadku w roku 1814.
„Nowy człowiek” Rewolucji
Rewolucja poczytywała sobie za cel stworzenie „nowej Francji” i „nowego człowieka” – każdego, kto nie mieścił się w „republikańskich wymiarach”, przykrawała do ich wielkości gilotyna. Choć nie tylko. Oto w roku 1793, podczas jednej z debat toczonych w Konwencie, poważnie roztrząsano projekt jednego z jakobińskich deputowanych zakładający zburzenie w imię republikańskiej równości wszystkich wież kościelnych we Francji. Do realizacji projektu nie doszło, co jednak nie zmienia faktu, że rewolucja francuska to kolejna odsłona radykalnego, antykatolickiego ikonoklazmu. Niszczono całe kościoły (w tym, wspaniałą bazylikę w Cluny) lub je poważnie uszkadzano (zwłaszcza tzw. portale królewskie, m.in. w paryskiej Notre Dame i w jej odpowiedniczce w Chartres). Z perełki gotyku, kaplicy Saint Chapelle w Paryżu (zbudowanej przez św. Ludwika IX w XIII wieku jako relikwiarz dla Korony Cierniowej) uczyniono magazyn na zboże. Katedrę w Chartres od zburzenia uchronił pewien obywatel, który wykupił ją od władz po cenie gruzu (dzisiaj katedra figuruje na liście światowego dziedzictwa UNESCO). Komitet rewolucyjny w Bourges postanowił zburzyć dwa kościoły (w tym również wspaniałą tamtejszą katedrę), ponieważ w sytuacji, kiedy triumfuje filozofia, należy dołożyć wysiłku do zniszczenia wszystkich świątyń, które świadczą o głupocie naszych ojców i konserwują nadzieje winne przesądów i szarlatanerii.
„Nowy człowiek” miał funkcjonować w nowym czasie („nowym” znaczy antychrześcijańskim). W takim właśnie kontekście należy rozpatrywać wprowadzenie przez francuskich rewolucjonistów w roku 1792 nowego, tzw. republikańskiego kalendarza. Początkiem nowej ery miała być data proklamowania republiki we Francji – 22 września 1792 roku. Zniesiono Dzień Święty (niedzielę) oraz wszystkie pozostałe święta chrześcijańskie. Zamiast siedmiodniowego tygodnia wprowadzono dziesięciodniowe dekady (chodziło o zamazanie odrębności niedzieli). Jak mówił jeden z projektodawców republikańskiego kalendarza, Fabre d’Eglantine: Długie przyzwyczajenie do gregoriańskiego kalendarza wypełniło pamięć ludu znaczną ilością wyobrażeń, które długi czas szanowano i które jeszcze dzisiaj są źródłem błędów religijnych. Konieczne jest więc zastąpienie tych wizji ignorancji rzeczywistością umysłu, zastąpienie godności kapłańskiej prawdą natury.
„Nowego człowieka” w „republikańskiej cnocie” miała wychować nowa szkoła, wyjęta spod jakiegokolwiek wpływu Kościoła i oddana pod całkowitą dominację rewolucyjnego państwa. Republikański model edukacji miał być oparty wprost na zasadach antychrześcijańskich. Wspominany na początku teoretyk i praktyk rewolucji, markiz de Sade, zachęcał do tego słowami: Francuzi, zadajcie tylko pierwsze ciosy [religii katolickiej – przyp. aut.], reszty dopełni oświata publiczna.
Co może oznaczać takie „republikańskie wychowanie”, któremu poddano całe jedno pokolenie Francuzów (w ciągu niemal trzydziestu lat, jakie minęły od roku 1789 do roku 1815), najlepiej dokumentują słowa św. Proboszcza z Ars, który porównał swoich parafian do istot różniących się od zwierząt jedynie chrztem. Pokolenie to, wyrosłe i ukształtowane przez rewolucję (której Pierwsze Cesarstwo było wszak wiernym kontynuatorem), ucieleśniało przerwanie ciągłości nie tylko z dawną Francją królów, ale przede wszystkim z Francją chrześcijańską – „pierworodną córą Kościoła”. Rewolucja nie jest bowiem najgorsza w tym, co niszczy, ale w tym, co tworzy.
Aleksander Smolarski
Artykuł ukazał się w 12. numerze dwumiesięcznika “Polonia Christiana”/PCh24.pl
***
************************************************************************
czwartek – 3 września
XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
***
Wspomnienie św. Grzegorza Wielkiego, papieża i doktora Kościoła
Dziś Kościół wspomina św. Grzegorza Wielkiego, papieża i doktora Kościoła. „Był zanurzony w Bogu. Często mówił o pragnieniu Boga. Dzięki temu był bliski wszystkim ludziom potrzebującym. Był w ciężkich czasach człowiekiem, który umiał dawać nadzieje i przynosić pokój. Pokazywał, gdzie leżą prawdziwe źródła pokoju, skąd pochodzi prawdziwa nadzieja i dlatego jest przewodnikiem dla nas, w naszych dzisiejszych czasach” – mówił o świętym Benedykt XVI.
**
Święty Grzegorz urodził się w 540 r. w Rzymie w rodzinie patrycjuszy. Jego rodzicami byli św. Gordian i św. Sylwia. Swoją młodość Grzegorz spędził w domu rodzinnym na Clivus Scauri, położonym w pobliżu dawnego pałacu cesarza Septymiusza Sewera, Cyrku Wielkiego oraz istniejących już wówczas bazylik – świętych Jana i Pawła, św. Klemensa, Czterech Koronowanych i Lateranu.
Piastował różne urzędy cywilne, aż doszedł do stanowiska prefekta (namiestnika) Rzymu, znajdującego się wtedy pod władzą cesarstwa wschodniego (od roku 552). Po czterech latach mądrych i szczęśliwych rządów (571-575) niespodziewanie opuścił tak eksponowane stanowisko i wstąpił do benedyktynów. Rodzinny dom zamienił na klasztor dla dwunastu towarzyszy. Ten czyn zaskoczył wszystkich – pan Rzymu został ubogim mnichem. Dysponując ogromnym majątkiem, Grzegorz założył jeszcze 6 innych klasztorów w swoich dobrach na Sycylii. W opactwie św. Andrzeja na wzgórzu Celio trwał na modlitwie i poście.
W roku 577 papież Benedykt I mianował Grzegorza diakonem Kościoła rzymskiego, a w roku 579 papież Pelagiusz II uczynił go swoim apokryzariuszem, czyli przedstawicielem na dworze cesarza wschodniorzymskiego. Grzegorz udał się więc w stroju mnicha wraz z kilkoma towarzyszami do Konstantynopola. Spędził tam 7 lat (579-586). Wykazał się dużymi umiejętnościami dyplomatycznymi. Korzystając z okazji, nauczył się języka greckiego. Ceniąc wielką mądrość i roztropność Grzegorza, papież Pelagiusz II wezwał go z powrotem do Rzymu, by pomagał mu bezpośrednio w zarządzaniu Kościołem i służył radą. Miał jednocześnie pełnić obowiązki osobistego sekretarza papieża. Od roku 585 był także opatem klasztoru.
7 lutego 590 r. zmarł Pelagiusz II. Na jego miejsce lud, senat i kler rzymski jednogłośnie, przez aklamację, wybrali Grzegorza. Ten w swojej pokorze wymawiał się. Napisał nawet do cesarza i do swoich przyjaciół w Konstantynopolu, by nie zatwierdzano jego wyboru. Stało się jednak inaczej. 3 października 590 r. odbyła się jego konsekracja na biskupa. Przedtem przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku Rzym nawiedziła zaraza, jedna z najcięższych w historii tego miasta. Grzegorz zarządził procesję pokutną dla odwrócenia klęski. Wyznaczył 7 kościołów, w których miały gromadzić się poszczególne stany. Wyruszyły z nich procesje do bazyliki Matki Bożej Większej, gdzie papież-elekt wygłosił wielkie przemówienie o modlitwie i pokucie. Podczas procesji Grzegorz zobaczył nad mauzoleum Hadriana anioła chowającego wyciągnięty, skrwawiony miecz. Wizję tę zrozumiano jako koniec plagi. Utrwalono ją artystycznie. Do dnia dzisiejszego nad mauzoleum Hadriana, zwanym także Zamkiem Świętego Anioła, dominuje ogromny posąg anioła ze wzniesionym mieczem.
Pontyfikat Grzegorza trwał 15 lat. Zaraz na początku swoich rządów duchowny nadał sobie pokorny tytuł, który równocześnie miał być programem jego pontyfikatu: servus servorum Dei – „sługa sług Bożych”.
Codziennie głosił słowo Boże. Usunął z kurii papieskiej niegodnych urzędników. Podobnie uczynił z biskupami i proboszczami na parafiach. Zreformował służbę wobec ubogich. Wielką troską otoczył rzymskie kościoły i diecezje Włoch. Dla lepszej kontroli i orientacji wyznaczył wśród biskupów osobnego wizytatora. Był stanowczy wobec nadużyć. Poprzez przyjaźń z królową Longobardów, Teodolindą, pozyskał ją dla Kościoła.
Kiedy Bizantyjczycy pokonali Wandalów i zajęli północną Afrykę, tamtejsi biskupi zaczęli dążyć do zupełnej autonomii od Rzymu, co mogło grozić schizmą. Papież energicznie temu zapobiegł. Wielką radość sprawiła mu wiadomość o nawróceniu w Hiszpanii ariańskich Wizygotów, dzięki gorliwości i taktowi św. Leandra (589), z którym św. Grzegorz był w wielkiej przyjaźni. Nawiązał także łączność dyplomatyczną z władcami Galii. Do Anglii wysłał benedyktyna św. Augustyna (późniejszego biskupa Canterbury) wraz z 40 towarzyszami. Ich misja powiodła się. W samą uroczystość Zesłania Ducha Świętego w 597 r. król Kentu, Etelbert I, przyjął chrzest. Obecnie czczony jest jako święty.
Najgorzej układały się stosunki Rzymu z Konstantynopolem. Chociaż papież utrzymywał z cesarstwem jak najlepsze stosunki, patriarchowie uważali się za równorzędnych papieżom, a nawet za wyższych od nich właśnie dlatego, że byli biskupami w stolicy cesarzy. W tym właśnie czasie patriarcha Konstantynopola nadał sobie nawet tytuł patriarchy „ekumenicznego”, czyli powszechnego. Przeciwko temu Grzegorz zaprotestował i nigdy tego tytułu nie uznał, uważając, że należy się on wyłącznie biskupom rzymskim.
Grzegorz rozwinął owocną działalność także na polu administracji kościelnej. Uzdrowił finanse papieskie, zagospodarował majątki, które służyły na utrzymanie dworu papieskiego. W równym stopniu zasłużył się na polu liturgii przez swoje reformy.
Ujednolicił i upowszechnił obrządek rzymski. Dotąd bowiem każdy kraj, a nawet wiele diecezji miały swój własny ryt, co wprowadzało wiele zamieszania.
Od pontyfikatu Grzegorza pochodzi zwyczaj odprawiania 30 Mszy św. za zmarłych – zwanych „gregoriańskimi”. Kiedy papież był jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie, zmarł pewien mnich, przy którym znaleziono pieniądze. W owych czasach posiadanie własnych pieniędzy przez zakonnika było uważana za wielkie przestępstwo. Grzegorz, aby dać lekcję mnichom, nakazał pogrzebać ciało owego zakonnika poza klasztorem, w miejscu niepoświęconym. Pełen jednak troski o jego duszę nakazał odprawić 30 Mszy świętych dzień po dniu. Kiedy została odprawiona ostatnia Msza święta, ów zakonnik miał się pokazać opatowi i podziękować mu, oświadczając, że te Msze święte skróciły mu znacznie czas czyśćca. Odtąd panuje przekonanie, że po odprawieniu 30 Mszy świętych Pan Bóg w swoim miłosierdziu wybawia duszę, za którą są one ofiarowane, i wprowadza ją do nieba.
Przy bardzo licznych i absorbujących zajęciach publicznych św. Grzegorz także bardzo wiele pisał. Pozostawił po sobie bogatą spuściznę literacką. Do najcenniejszych jego dzieł należą: Dialogi, Reguła pasterzowania, Sakramentarz, Homilie oraz Listy. Tych ostatnich zachowało się do naszych czasów aż 852. Jest to największy zbiór epistolarny starożytności chrześcijańskiej.
Z imieniem św. Grzegorza Wielkiego kojarzy się także tradycyjny śpiew liturgiczny Kościoła łacińskiego – chorał gregoriański, który choć w pełni ukształtował się dopiero w VIII w., to jednak przypisywany jest temu Świętemu.
Św. Grzegorz zmarł 12 marca 604 r. Obchód ku jego czci przypada obecnie 3 września, w rocznicę konsekracji biskupiej. Jego ciało złożono obok św. Leona I Wielkiego, św. Gelazjusza i innych w pobliżu zakrystii bazyliki św. Piotra. Pół wieku później przeniesiono je do samej bazyliki wśród ogromnej radości ludu rzymskiego. Średniowiecze przyznało Grzegorzowi przydomek Wielki. Historia nazwała go „apostołem ludów barbarzyńskich”. Należy do czterech wielkich doktorów Kościoła Zachodniego.
Jest patronem m.in. uczniów, studentów, nauczycieli, chórów szkolnych, piosenkarzy i muzyków.
W ikonografii św. Grzegorz Wielki przedstawiany jest jako mężczyzna w starszym wieku, w papieskim stroju liturgicznym, w tiarze, czasami podczas pisania dzieła. Nad księgą lub nad jego głową unosi się Duch Święty w postaci gołębicy, inspirując Świętego. Jego atrybutami są: anioł, trzy krwawiące hostie, krzyż pontyfikalny, model kościoła, otwarta księga, parasol – jako oznaka papiestwa, zwinięty zwój. Na Wschodzie św. Grzegorz Wielki czczony jest jako Grzegorz Dialogos.
brewiarz.pl – opr. idziemy.pl
Wysłuchana prośba
**
Dokładnie 24 sierpnia minęło 320 lat od wstawienia tego obrazu do nastawy ołtarzowej w kaplicy papieża Grzegorza Wielkiego w padewskiej bazylice pod wezwaniem św. Justyny.
Święty Grzegorz I Wielki (ok. 540–604), doktor Kościoła, wielki reformator liturgii i teolog, był jednym z najwybitniejszych papieży w historii. Obraz ukazuje jedno z ważniejszych wyzwań, z jakimi musiał się zmierzyć na samym początku swego pontyfikatu. W roku 590, tym samym, w którym został wybrany na papieża, w Rzymie rozszalała się wielka zaraza. Nowy papież zarządził procesję pokutną, by prosić Boga o zatrzymanie klęski. Wyznaczył siedem kościołów, w których mieli się zebrać ludzie, by następnie z różnych stron wyruszyć do bazyliki Santa Maria Maggiore, by błagać Boga o litość za pośrednictwem Maryi.
Leszek Śliwa/Gość Niedzielny/36/2020
**********************************************
piątek – 4 września
XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Dziś wspomnienie Nazaretanek – męczennic z Nowogródka
Męczennice z Nowogródka – autor: Adam Styka en.wikipedia.org/www.nazaretanki.krakow.pl
**
Kościół katolicki wspomina 4 września błogosławioną siostrę nazaretankę Marię Stellę (Adela Mardosewicz) i jej 10 towarzyszek z klasztoru w Nowogródku. 1 sierpnia 1943 r. rozstrzelali je Niemcy w lesie oddalonym o kilka kilometrów od ich macierzystego domu. Zakonnice ofiarowały swe życie za aresztowanych mieszkańców Nowogródka, wypełniając w heroiczny sposób nazaretański charyzmat służby rodzinie. Błogosławionymi ogłosił je 5 marca 2000 r. w Watykanie św. Jan Paweł II.
“Jesteście najcenniejszym dziedzictwem zgromadzenia nazaretanek. Jesteście dziedzictwem całego Kościoła Chrystusowego po wszystkie czasy, zwłaszcza na Białorusi” – powiedział w czasie beatyfikacji papież.
Nazaretanki przybyły do Nowogródka w 1929 r. na zaproszenie ówczesnego biskupa pińskiego Zygmunta Łozińskiego, obecnie sługi Bożego. Miały objąć opiekę nad miejscową Białą Farą – kościołem Przemienienia Pańskiego oraz zająć się wychowaniem i nauczaniem miejscowych dzieci. Mieszkańcy miasteczka kochali swoje siostry. Wysoko cenili ich pracę i zaangażowanie. Mówili o nich “nasze siostry”, a dla licznych tam innowierców w tym wieloetnicznym regionie były one “paniami siostrami”. Były najlepszymi siostrami dla wszystkich i najpokorniejszymi służebnicami Pana – wspominają do dzisiaj ci, którzy je pamiętają.
Siostry, otwarte na potrzeby ludzi w czasie pokoju, jeszcze bardziej udzielały się w czasie okupacji, gdy trzeba było pocieszać, pomagać, modlić się i współczuć rodzinom prześladowanych, więzionych i mordowanych.
W Nowogródku wojna rozpoczęła się 17 września 1939 w niedzielę, gdy do zebranych na mszy w farze dotarła wiadomość o przekroczeniu granicy Rzeczpospolitej przez armię sowiecką. Siostrom zaraz odebrano szkołę. Przeniosły się do zabudowań gospodarczych, ale i te najeźdźcy im zabrali. Aby przeżyć, musiały szukać mieszkania i pracy zarobkowej w mieście, gdzie Polaków było coraz mniej. Rosjanie masowo ich aresztowali i wywozili na Syberię i do Kazachstanu. Najliczniejsze deportacje nastąpiły w lutym 1940 r. i w kwietniu 1941 r.
Terror okupacyjny po zajęciu tych ziem przez Niemców rozpoczął się w 1942 r. eksterminacją Żydów, po czym nastąpiła fala aresztowań ludności polskiej. Na wiosnę tego roku Niemcy wydali zakaz używania języka polskiego w kościołach. Ukoronowaniem tych działań było aresztowanie w nocy z 28 na 29 czerwca 1942 r. wielu Polaków, głównie spośród inteligencji oraz zbiorowa egzekucja ponad 60 osób, w tym dwóch kapłanów.
Podobna sytuacja powtórzyła się 18 lipca 1943 r., gdy aresztowano 120 osób z zamiarem rozstrzelania uwięzionych. Wówczas siostry nazaretanki wspólnie podjęły decyzję ofiarowania swego życia za uwięzionych członków rodzin. Poinformowała o tym kapelana i rektora fary ks. Aleksandra Zienkiewicza pełniąca obowiązki przełożonej s. Stella, wypowiadając w imieniu wszystkich sióstr słowa: “Mój Boże, jeśli potrzebna jest ofiara z życia, niech raczej nas rozstrzelają, aniżeli tych, którzy mają rodziny, modlimy się nawet o to”.
Uwięzieni nie mieli pojęcia, że ktoś za nich chciał oddać życie. Wkrótce uwięzionych wywieziono na roboty do Niemiec, a kilku nawet zwolniono. Wobec dalszego zagrożenia życia jedynego w całej okolicy kapłana, wspomnianego ks. Zienkiewicza, siostry ponowiły gotowość ofiary za niego: “Boże mój, Boże, Ksiądz Kapelan jest o wiele potrzebniejszy na tym świecie niż my, toteż modlimy się teraz o to, aby Bóg raczej nas zabrał niż Księdza, jeśli jest potrzebna dalsza ofiara”. Bóg ofiarę przyjął. Zarówno uwięzieni jak i kapłan ocaleli. To oni właśnie stali się głosicielami wiary w skuteczność pośrednictwa sióstr u Boga.
Błogosławione siostry Stella i 10 jej towarzyszek ofiarą z życia heroicznie wypełniły nazaretański charyzmat służby rodzinie. Niemcy uwięzili je 31 lipca, a rankiem następnego dnia wywieźli za miasto i rozstrzelali nad przygotowanym uprzednio dołem. W nim też spoczęły 1 sierpnia 1943 r.
S. Małgorzata Banaś, która pozostała przy życiu, gdyż w tym czasie pracowała w szpitalu, odnalazła wkrótce miejsce stracenia swoich współsióstr. 19 marca 1945 r. ekshumowano ciała rozstrzelanych zakonnic, a ludność Nowogródka z głęboką czcią i wdzięcznością urządziła im triumfalny pogrzeb, składając ich trumny przy kościele farnym. Nad sarkofagiem w kaplicy Matki Bożej Nowogródzkiej widnieje cytat: “On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci”.
Już wkrótce zaczęto się zwracać do nowogródzkich męczennic z prośbami o wstawiennictwo w różnych potrzebach. Liczne łaski wypraszane w niebie przez siostry zostały wysłuchane przez Boga. W lutym 2003 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny s. Małgorzaty, zmarłej 26 kwietnia 1966 r. w wieku 70 lat. “Pozostała tutaj przez resztę swego życia, była bardzo znana, kochana, wszystkie się modlimy o jej rychłą beatyfikację, bo sobie na to naprawdę zasłużyła” – powiedziała s. Adriana. W czerwcu tegoż roku doczesne szczątki sługi Bożej s. Małgorzaty przeniesiono do fary i spoczęły w kaplicy obok jej 11 błogosławionych współsióstr.
Wspomnienie liturgiczne 11 męczennic nazaretańskich obchodzone jest 4 września. Tego dnia w 1929 r. do Nowogródka przyjechały dwie pierwsze siostry, aby objąć “stałą i niezależną opiekę nad starożytną farą”, w której m.in. został ochrzczony Adam Mickiewicz.
Teresa Sotowska (KAI) | Nowogródek Ⓒ Ⓟ
*******
Błogosławione Męczenniczki z Nowogródka – Maria Stella i Dziesięć Towarzyszek ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu
18.07.1943 r. Niemcy aresztowali ponad 120 osób z zamiarem rozstrzelania. Wówczas siostry nazaretanki wspólnie podejmują decyzję ofiarowania swego życia za uwięzionych członków rodzin. Wobec kapelana i rektora Fary ks. Aleksandra Zienkiewicza, w imieniu wszystkich sióstr, s. Stella, przełożona wspólnoty, wypowiada następujące słowa :
Mój Boże, jeśli potrzebna jest ofiara z życia, niech raczej nas rozstrzelają, aniżeli tych, którzy mają rodziny – modlimy się o to.
Niedługo po tej modlitwie uwięzieni zostają wywiezieni na roboty do Rzeszy, a kilku zwolniono. Wobec zagrożenia życia jedynego w okolicy kapłana ks. Aleksandra Zienkiewicza siostry ponawiają gotowość ofiary:
Ks. Kapelan jest bardziej potrzebny ludziom niż my, toteż modlimy się teraz o to, aby Bóg raczej nas zabrał niż Księdza, jeśli jest potrzebna dalsza ofiara.
Bóg ofiarę przyjął. 31 lipca wieczorem siostry otrzymały wezwanie na komisariat. Po wieczornym nabożeństwie 11 sióstr stawiło się na wezwanie. Dwunasta siostra – Małgorzata Banaś (której proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 2003 r.) nie wróciła jeszcze z pracy w szpitalu. Jeszcze tego samego wieczoru Niemcy wywieźli siostry za miasto, szukając miejsca na egzekucję. Nie znaleźli, więc wrócili na komisariat i zamknęli siostry w piwnicach. Następnego dnia, w niedzielę 1 sierpnia 1943 roku około 5.00 rano ponownie wywieźli siostry około 5 km. od miasta. Tam w lesie rozstrzelali 11 sióstr nazaretanek.
- S. Stella – Adela Mardosewicz, lat 55, pochodząca z okolic Pińska;
S. Imelda – Jadwiga Żak, lat 51, z Oświęcimia;
S. Rajmunda – Anna Kukołowicz, Lat 51, z Wileńszczyzny;
S. Daniela – Eleonora Jóźwik, lat 48, z Podlasia;
S. Kanuta – Józefa Chrobot, lat 47, z ziemi Wieluńskiej;
S. Sergia – Julia Rapiej, lat 43, z okolic Grodna
S. Gwidona – Helena Cierpka, , lat 43, z Poznańskiego;
S. Felicyta – Paulina Borowik, lat 37, z Podlasia;
S. Heliodora – Leokadia Matuszewska, lat 37, z Pomorza;
S. Kanizja – Eugenia Mackiewicz, lat 39, z Suwałk
S. Boromea – Weronika Narmontowicz, lat 27, z okolic Grodna
Zarówno uwięzieni jak i kapłan ocaleli. To oni stali się głosicielami wiary w skuteczność pośrednictwa sióstr u Boga. S. M. Stella i 10 Towarzyszek ofiarą z życia heroicznie spełniły nazaretański charyzmat służby rodzinie.
Modlitwa za przyczyną Sióstr Męczenniczek z Nowogródka:
Boże, nasz Ojcze, Twój Syn, Jezus, powiedział, że nie ma większej miłości niż oddać życie za drugiego człowieka. Siostra Stella i jej współsiostry dobrowolnie wybrały śmierć, by ratować braci. Ty przyjąłeś ich ofiarę. Przez wstawiennictwo Błogosławionych Sióstr usłysz nasze prośby, które zanosimy do Ciebie w imię Jezusa, naszego Pana. Amen.
*******
11 zakonnic dobrowolnie poszło na śmierć, ratując życie 120 osób. Męczennice z Nowogródka
**
Znamy św. Maksymiliana, który poszedł na śmierć za jednego człowieka. Ta historia jest mniej znana: 11 sióstr oddało życie za 120 osób.
Służba nazaretanek
W Nowogródku, miejscowości oddalonej dziś o ok. 140 km na wschód od granicy polsko-białoruskiej, pierwsze siostry nazaretanki pojawiły się w 1929 r. Posługiwały jako nauczycielki.
Działały prężnie – najpierw internat, potem w osiem miesięcy wybudowana szkoła powszechna, a wszystko w połączeniu z posługą w kościele Przemienienia Pańskiego, tzw. Białej Farze. Miejscowi katolicy mówili o nich „nasze siostry”, a mieszkający w tych okolicach licznie Tatarzy czy Żydzi – „panie siostry”.
Po wybuchu II wojny światowej siostry nazaretanki musiały opuścić szkołę i klasztor. W świeckich strojach imały się różnych zajęć, by nie być dla nikogo obciążeniem. Przyjmowano je pod dachy prywatnych domów, a ich życie wspólnotowe ograniczyło się do mszy świętych i różańca w parafialnym kościele.
Egzekucja sióstr nazaretanek
W 1941 r. Sowietów z Nowogródka wyparli Niemcy. Gdy w 1943 r. w wyniku udanych akcji partyzanckich poczuli się zagrożeni, zaczęli planowo mordować niewinnych ludzi. 18 lipca 1943 r. aresztowali grupę 120 osób, których planowali rozstrzelać.
Był to moment wzbudzenia w sercach nazaretanek chęci podjęcia heroicznych kroków. Postanowiły oddać życie za aresztowanych, za ludzi, którzy byli przecież odpowiedzialni za swoje rodziny. Gdy okazało się, że zagrożone jest również życie jedynego okolicznego kapłana, ks. Aleksandra Zieniewicza, gotowość oddania życia w sercach sióstr wzmogła się jeszcze bardziej.
W efekcie większość aresztowanych wywieziono na roboty do Niemiec. Część z nich zwolniono. Wszyscy ocaleli. Natomiast siostry zostały wezwane na komisariat.
Stawiły się na nim 31 lipca 1943 r. po wieczornej modlitwie. 1 sierpnia około 5.00 rano w okolicznym lesie nazaretanki z Nowogródka – pobłogosławione przez przełożoną, s. Marię Stellę, na klęczkach i zatopione w modlitwie – zostały rozstrzelane.
11 bohaterskich zakonnic
Maria Stella od Najświętszego Sakramentu, Maria Imelda od Jezusa Hostii, Maria Rajmunda od Jezusa i Maryi, Maria Daniela od Jezusa i Maryi Niepokalanej, Maria Kanuta od Pana Jezusa w Ogrójcu, Maria Sergia od Matki Bożej Bolesnej, Maria Gwidona od Miłosierdzia Bożego, Maria Felicyta, Maria Heliodora, Maria Kanizja, Maria Boromea – oto kobiety, które poszły za Jezusem w charyzmacie nazaretańskiej służby rodzinie i wypełniły ten charyzmat absolutnie do końca.
Najpierw przez mrówczą, codzienną pracę w służbie rodzinom w Nowogródku, oddając życie w codzienności, potem przez heroiczną decyzję, która ocaliła fizycznie życie wielu z tych rodzin, oddając swoje konsekrowane życie w sposób ostateczny i zdobywając dla siebie niebo.
Są w niebie!
To m.in. one jako pierwsze zostały beatyfikowane w Rzymie przez Jana Pawła II w jubileuszowym roku 2000. Nastąpiło to 5 marca. Papież w trakcie homilii powiedział:
Bóg był dla nich podporą przez całe życie, a zwłaszcza w chwilach straszliwej próby, kiedy przez całą noc oczekiwały na śmierć (…).
Mówi Chrystus: «Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich» (J 15, 13). Tak, nie ma większej miłości od tej, która gotowa jest oddać życie za braci.
Dziękujemy wam, błogosławione męczennice z Nowogródka, za to świadectwo miłości, za przykład chrześcijańskiego bohaterstwa i zawierzenia mocy Ducha Świętego. «Wybrał was Chrystus i przeznaczył na to, abyście przyniosły owoc waszego życia i aby owoc wasz trwał» (por. J 15, 16). (…) Jesteście dziedzictwem całego Kościoła Chrystusowego po wszystkie czasy, a zwłaszcza na Białorusi.
Bóg jest wielki, że daje przykłady tak heroicznej służby i naśladowania ukrzyżowanego Jezusa. Ta historia budzi wielkie przejęcie i każe spojrzeć na swoją codzienność. Czy ja oddaję życie? Czy jestem gotowy ponosić ofiarę?
Dzisiejsze ofiary w naszej części kuli ziemskiej najczęściej nie wiążą się z męczeństwem. Ale pamiętajmy, że męczeństwo to nie tylko śmierć fizyczna. Męczeństwo to również śmierć mojego egoizmu, mojej racji, mojego grzechu. Wpatrzony w krzyż i historię nazaretanek z Nowogródka mam jeszcze więcej siły, by służyć na co dzień moim bliskim. Bóg jest wielki, że daje tak inspirujące przykłady!
Aleteia/Jarosław Kumor – redaktor naczelny i jeden z liderów programu formacyjnego dla mężczyzn “Droga Odważnych” (www.odwazni.pl). Współpracuje z tygodnikiem “Niedziela”.
***
sobota – 5 września
XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
**
wspomnienie świętej Matki Teresy z Kalkuty,
dziewicy i zakonnicy
**
Matka Teresa – właściwie Agnes Gonxha Bojaxhiu – urodziła się 26 sierpnia 1910 r. w Skopje (dzisiejsza Macedonia) w rodzinie albańskiej. Została ochrzczona następnego dnia i ten dzień obchodziła później jako swoje urodziny. Dzieciństwo upłynęło jej w harmonii, pośród małych, codziennych spraw, w atmosferze wsparcia ze strony rodziny. W 1919 r. jej ojciec, kupiec, wyjechał w interesach. Wrócił z podróży w bardzo ciężkim stanie zdrowia i mimo natychmiastowej pomocy zmarł. Odbiło się to istotnie na sytuacji materialnej rodziny. Matka pozostała bez środków do życia. Choć nie było im łatwo, przyjmowali w swoich murach ubogich i szukających pomocy. Regularnie na posiłki przychodziła do nich pewna starsza kobieta. Matka mówiła wtedy do dzieci: “Przyjmujcie ją serdecznie, z miłością. Nie bierzcie do ust nawet kęsa, jeśli wcześniej nie podzielicie się z innymi”. Ponadto matka odwiedzała raz w tygodniu staruszkę opuszczoną przez rodzinę, zanosiła jej jedzenie, sprzątała dom, prała, karmiła. Powtarzała dzieciom: “Gdy czynicie coś dobrego, róbcie to bez hałasu, jakbyście wrzucały kamyk do morza”. Mając 18 lat Agnes wstąpiła do Sióstr Misjonarek Naszej Pani z Loreto i wyjechała do Indii. Składając pierwsze śluby zakonne w 1931 r., przyjęła imię Maria Teresa od Dzieciątka Jezus. Sześć lat później złożyła śluby wieczyste. Przez dwadzieścia lat w kolegium sióstr w Entally, na wschód od Kalkuty, uczyła historii i geografii dziewczęta z dobrych rodzin. W 1946 r. zetknęła się z wielką biedą w Kalkucie i postanowiła założyć nowy instytut zakonny, który zająłby się opieką nad najuboższymi. W 1948 r., po 20 latach życia zakonnego, postanowiła opuścić mury klasztorne. Chciała pomagać biednym i umierającym w slumsach Kalkuty. Przez dwa lata oczekiwała na decyzję władz kościelnych, by móc założyć własne Zgromadzenie Misjonarek Miłości i zamienić habit na sari – tradycyjny strój hinduski. 7 października 1949 r. nowe zgromadzenie zostało zatwierdzone przez arcybiskupa Kalkuty Ferdinanda Periera na prawie diecezjalnym. Po odbyciu nowicjatu 12 sióstr złożyło pierwszą profesję zakonną 12 kwietnia 1953 r., a założycielka złożyła profesję wieczystą jako Misjonarka Miłości. 1 lutego 1965 r. zgromadzenie otrzymało zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską. Stopniowo do sióstr dołączali spontanicznie lekarze, pielęgnarki i ludzie świeccy. Organizowano kolejne punkty pomocy, by uporać się z chorobami będącymi skutkiem niedożywienia i przeludnienia. W ciągu długiego życia Matka Teresa przemierzała niezmordowanie cały świat, zakładając placówki swej wspólnoty zakonnej i pomagając na różne sposoby najuboższym i najbardziej potrzebującym. W 1963 r. założyła męską wspólnotę czynną Braci Misjonarzy Miłości. W 1968 r. papież Paweł VI poprosił Matkę Teresę o przysłanie sióstr z jej zgromadzenia do Rzymu do opieki nad biedakami. W 1976 r. Matka Teresa utworzyła wspólnotę kontemplacyjną dla sióstr i braci. Otrzymała wiele nagród i odznaczeń międzynarodowych, m.in. Pokojową Nagrodę Nobla w 1979 r. Dzięki temu wiele krajów otworzyło drzwi dla sióstr. Papież Paweł VI nagrodził ją Nagrodą Pokoju papieża Jana XXIII “za pracę na rzecz ubogich, obraz chrześcijańskiej miłości i wysiłki na rzecz pokoju”. W 1976 r. otrzymała nagrodę Pacem in terris. Na wniosek włoskich dzieci została Kawalerem Orderu Uśmiechu (1996). Wielokrotnie gościła w Polsce, odkąd w 1983 r. Misjonarki Miłości podjęły służbę w naszym kraju. Podczas tych wizyt witana była przez hierarchów Kościoła i tłumy wiernych. Przyjmowała śluby swoich sióstr, odwiedzała prowadzone przez nie domy i otwierała nowe. Spotkać ją można było też wśród bezdomnych na Dworcu Wschodnim czy u więźniów na Służewcu w Warszawie. W 1993 r. przyjęła doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dyplom wręczył jej rektor Uniwersytetu; uroczystość odbyła się jednak nie w murach krakowskiej uczelni, ale w Warszawie, w pomieszczeniu, które na co dzień służy jako stołówka dla najuboższych. Obecnie w ponad 560 domach w 130 krajach pracuje prawie 5 tys. sióstr. Gałąź męska zgromadzenia liczy ok. 500 członków w 20 krajach. Strojem zakonnym sióstr jest białe sari z niebieskimi paskami na obrzeżach. Matka Teresa zmarła w opinii świętości w wieku 87 lat na zawał serca w domu macierzystym swego zgromadzenia w Kalkucie 5 września 1997 r. Jej pogrzeb w dniu 13 września 1997 r., decyzją władz Indii, miał oprawę należną osobom zajmującym najważniejsze stanowiska w państwie. Na prośbę wielu osób i organizacji św. Jan Paweł II już w lipcu 1999 r., a więc zaledwie w 2 lata po jej śmierci, wydał zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego, chociaż przepisy kościelne wymagają minimum 5 lat od śmierci sługi Bożego na podjęcie takich działań. Proces na szczeblu diecezjalnym zakończono już w 2001 r. Beatyfikacji Matki Teresy dokonał w ramach obchodów 25-lecia swojego pontyfikatu św. Jan Paweł II dnia 19 października 2003 r. Kanonizacja Matki Teresy odbyła się w ramach obchodów Nadzwyczajnego Jubileuszu Świętego Roku Miłosierdzia w Watykanie 4 września 2016 r., a dokonał jej papież Franciszek. |
Podczas największej batalii w obronie życia w Polsce Matka Teresa z Kalkuty, dzisiaj już ogłoszona świętą, napisała list do Polaków. Dzięki pomocy Sióstr Miłosierdzia nadszedł on faxem do biura Human Life International – Europa. Szybko ją przetłumaczyliśmy i wysłaliśmy do mediów. Przekazaliśmy Matce Teresie wielkie podziękowanie. W tym czasie była już bardo chora i zmagała się z wielkim cierpieniem. Ofiarowała je za nas, Polaków, abyśmy ochronili życie. Czy spełniliśmy jej prośbę i oczekiwania? Ten list jest nadal tak bardzo aktualny. W dniu kanonizacji św. Matki Teresy z Kalkuty warto go przypomnieć i ponownie przemyśleć.
LIST ŚWIĘTEJ MATKI TERESY Z KALKUTY DO POLAKÓW
Moi Drodzy!
Bracia i Siostry w Polsce!
Jak wiecie, jestem w szpitalu, ale słysząc o zmianach prawa, jakie są rozważane w Polsce, czuję, że Bóg chce, abym zwróciła się do Was w imieniu nienarodzonych dzieci.
Życie jest najpiękniejszym darem Boga. On stworzył nas do wielkich rzeczy, aby kochać i być kochanym. Bóg daje nam czas na ziemi, abyśmy poznali Jego Miłość, abyśmy doświadczyli Jego Miłości do głębi naszego istnienia. Abyśmy Go kochali, byśmy kochali naszych braci i siostry. Życie jest darem Boga. Darem, którym tylko Bóg może obdarzać. I Bóg w swojej pokorze dał mężczyźnie i kobiecie zdolność współpracy z Nim w przekazywaniu życia. Jakikolwiek był Jego zamiar, nie wolno nam ingerować w ten piękny Boży dar ani go niszczyć. Dlaczego dzisiaj ludzie boją się małego dziecka? Ponieważ chcą mieć łatwiejsze, bardziej komfortowe, wygodniejsze życie? Więcej wolności? Bać się należy jedynie łamania Bożych praw, ponieważ Bóg w swojej nieskończonej i czułej miłości pragnie tylko naszego dobra, naszego szczęścia, naszej miłości.
Moi kochani Polacy! Uczcie swoich młodych kochać Boga. Uczcie ich modlić się. A jeśli będziecie trzymać się razem, będziecie kochać się wzajemnie taką miłością, jaką Bóg kocha każdego z nas. Z całych sił starajmy się utrzymać jedność polskich rodzin. Wnośmy prawdziwy pokój w naszą rodzinę, otoczenie, miasto, kraj, w świat. Zaczynajmy od pełnego miłości pokochania małego dziecka już w łonie matki. Jak już wielokrotnie mówiłam w wielu miejscach, tym, co najbardziej niszczy pokój we współczesnym świecie, jest aborcja, ponieważ jeżeli matka może zabić swoje własne dziecko, co może powstrzymać Ciebie i mnie od zabijania się nawzajem? Najbezpieczniejszym miejscem na świecie powinno być łono matki, gdzie dziecko jest najsłabsze i najbardziej bezradne, w pełni zaufania całkowicie zdane na matkę. I pamiętajcie, że Jezus powiedział: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Ofiarowuję wszystkie swoje cierpienia, wynikające z choroby i bezradności, abyście dokonali prawidłowego wyboru – abyście wybrali życie, zgodnie z wolą Bożą. Módlmy się! Niech Bóg Was błogosławi.
Kalkuta, 24 września 1996 r.
Human Life International – Polska/Polski serwis pro-life/04.09.2016
Św. Matka Teresa z Kalkuty (2011 Gamma-Rapho) Vatican News
************************************************************************
poniedziałek – 7 września
XXIII tydzień okresu zwykłego
***
wspomnienie św. Melchiora Grodzieckiego, kapłana i męczennika
Dał się pociąć
Św. Melchior Grodziecki: Róbcie ze mną, co chcecie, ale ja nigdy nie wyrzeknę się mojej wiary.
Historia jego życia nie jest długa. Miał zaledwie 35 lat, kiedy wraz z dwoma innymi duchownymi oddał życie za wiarę. Zamordowali ich fanatyczni wyznawcy kalwinizmu w Koszycach (Słowacja) podczas wojny trzydziestoletniej. Oprawcy postąpili z trójką księży wyjątkowo okrutnie. Umocowali do belki każdego z nich i podnosili w górę. Nogi obciążano kamieniami. Ciało krajali nożami i wyrywali jego kawały obcęgami. Świeże rany przypalali pochodniami. Ofiary dobili, obcinając im głowy. Ciała duchownych wrzucono do miejskiej kloaki, ale po protestach miejscowej ludności wyciągnięto je i pochowano na cmentarzu. Ostatecznie szczątki męczenników koszyckich trafiły do Trnawy, gdzie spoczęły w kościele sióstr Urszulanek.
Melchior urodził się w Cieszynie ok. 1584 r. Pochodził z rodziny szlacheckiej osiadłej w Grodźcu koło Skoczowa. Z tego rodu pochodziło już kliku innych duchownych. Melchior kształcił się w wiedeńskim kolegium jezuitów. W 1603 r. rozpoczął nowicjat jezuicki w Brnie, gdzie po 2 latach złożył pierwsze śluby zakonne. Później odbywał praktykę nauczycielską w Brnie i w Kłodzku, gdzie jezuici mieli swoje kolegia. W roku 1614 po studiach teologicznych otrzymał święcenia kapłańskie w Pradze Czeskiej. Tam też spędził pierwsze lata kapłańskiego życia. Kiedy wybuchła wojna trzydziestoletnia w 1618 prascy jezuici zostali wypędzeni z Pragi.
Melchior został później mianowany kapelanem armii cesarskiej w Koszycach. Kiedy wojska Jerzego Rakoczego wspierające protestantów zajęły Koszyce, pastor kalwiński domagał się wymordowania wszystkich katolików w mieście. Wydano wyrok śmierci na trzech kapłanów: Melchiora Grodzieckiego, Marka Kruża (Chorwata) i Stefana Pongracza (Węgra). Wieść o okrutnej zbrodni wywołała oburzenie nawet wśród protestantów. Wkrótce na Słowacji, Węgrzech, Morawach i Śląsku zaczął się szerzyć kult męczenników. Melchior i jego dwaj towarzysze zostali beatyfikowani przez św. Piusa X, kanonizował ich Jan Paweł II w 1995 r. podczas swojej wizyty w Koszycach.
Tuż przed śmiercią św. Melchior powiedział do swoich katów: „Róbcie ze mną, co chcecie, ale ja nigdy nie wyrzeknę się mojej wiary”. Jan Paweł II powiedział o nim: „jest przykładem ewangelicznej wytrwałości”. Brzmi dość łagodnie. Melchior dał się dosłownie pociąć na kawałki dla Chrystusa.
ks. Tomasz Jaklewicz/GOŚŚ NIEDZIELNY 35/2010
Imię Melchior można przetłumaczyć jako „Król światła”. Patrząc na życie tego świętego kapłana i męczennika – widać bardzo wyraźnie jak Bóg był jego światłością. On przeżył swój ziemski czas w blasku obecności Pana Boga i dla Boga poświęcił całe swoje życie bez reszty, włącznie z oddaniem swojego życia w ogromnym męczeństwie. Módlmy się do Boga również za jego wstawiennictwem:
„Męczenniku jedności Kościoła, aż do śmierci trwałeś wiernie przy słowie Bożym przechowywanym i głoszonym we wspólnocie, która dochodzi do pełni prawdy dzięki Duchowi Świętemu i strzeże depozytu wiary. Wypraszaj nam posłuszeństwo wobec głoszonej Ewangelii oraz gotowość dawania świadectwa wierności Kościołowi. Amen”.
************************************************************************
środa – 9 września
XXIII tydzień okresu zwykłego
wspomnienie św. Piotra Klawera
**
Św. Piotr Klawer, kapłan, urodził się 1580 roku w Verdu (Katalonia). W roku 1596 rozpoczął studia humanistyczne na Uniwersytecie Barcelońskim, a w roku 1602 wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. O powołaniu misyjnym dowiedział się głównie od św. Alfonsa Rodrigueza, furtiana kolegium Towarzystwa na Majorce. Wyświęcony na prezbitera na misji kolumbijskiej w roku 1616, aż do śmierci wykonywał tam pracę apostolską wśród murzyńskich niewolników, stawszy się na mocy ślubu “zawsze sługą Murzynów”. Utrudzony ciężką pracą, zmarł w Kartagenie w Kolumbii 8 września 1654 roku. Beatyfikowany w 1851, kanonizowany w 1888 roku. Przez Leona XIII ogłoszony patronem misji wśród Murzynów. Jest także patronem sióstr klawerianek.
**************
Gdy was wyłączą spośród siebie
**
Dla gorliwych obrońców ponowoczesności wartości tradycyjne wywodzące się z cywilizacji judeochrześcijańskiej są jakoby przestarzałe, niepotrzebne i niebezpieczne. Rodzina nigdy nie była tak bardzo nękana. Pod płaszczykiem humanizmu i braterstwa wyszydzana jest godność człowieka. Zepsucie obyczajów i przemoc wymierzona przeciw kobietom osiągają niedościgły poziom.
Zachód jest zatruty ideami, które powodują wypaczenie sumień i deprawację wrażliwości.
Zło, przemoc, zbrodnie, perwersja seksualna istniały zawsze. Niewątpliwie były w historii takie okresy, kiedy ohyda, brutalność, obsceniczność, nieczystość, szał erotyczny i upojenie seksualne królowały tak samo jak dzisiaj. Jednakże w porównaniu z tymi epokami dziś panuje zinstytucjonalizowana kultura hedonistyczna, która zagraża życiu człowieka w przyszłości. Niedawno temu młodzi byli zanurzeni w ogromie niekwestionowanych wartości wywodzących się z cywilizacji judeochrześcijańskiej. Dzisiaj są one odrzucane jako nieprzystosowane i przestarzałe, i są zwalczane.
Opierając się na rozumie, Zachód usiłuje skończyć ze „starym światem”. Największym dramatem naszych czasów jest przemieszanie dobra ze złem. Wydaje się, że umysł zatracił zdolność do przeprowadzenia takiego rozróżnienia. Rozum już nie wie, co szkodzi naturze ludzkiej, istnieniu człowieka, a co nie jest szkodliwe. Zbyt wielu młodych i dorosłych ignoruje lub kategorycznie neguje znaczenie wielkich zasad świata. Zagubiliśmy busolę, która ma nadawać kierunek moralnemu osądowi człowieka.
Jeśli rozum nadal jest w stanie znaleźć prawdę, wydaje się zagubiony w trzęsawiskach i mgłach, które go oślepiają i udaremniają mu otwarcie się na prawdę.
Człowiek Zachodu zanieczyszcza sam siebie. Można zaobserwować przejmującą analogię między zanieczyszczeniem przyrody i zanieczyszczeniem człowieka. Wiemy, że nie należy używać niektórych produktów chemicznych w celu powiększenia zysku z plonów w rolnictwie, ale nadal to robimy. Tak samo jest z życiem moralnym: człowiek zatracił zmysł Absolutu. Ugrzązł w znieczulającym relatywizmie. Toteż rozprasza się, załamuje się, przestaje odnajdywać swoją drogę.
kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
z książki: “Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – wyd. Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019).
*********************************************
czwartek – 10 września
XXIII tydzień okresu zwykłego
Święta Pulcheria, cesarzowa – wspomnienie
Pulcheria urodziła się 19 stycznia 399 r. w Konstantynopolu jako jedno z pięciorga dzieci cesarza Arkadiusza. Po śmierci ojca, matki i siostry została oddana na wychowanie pod opiekę eunucha, Antiocha, dzięki któremu otrzymała wszechstronne wykształcenie. Władała doskonale nie tylko językiem greckim, ale również łacińskim. 14 lipca 414 r. jej brat, Teodozjusz, został cesarzem. Natychmiast do współrządów powołał Pulcherię i nadał jej tytuł Augusty (cesarzowej). W senacie umieszczono jej popiersie obok popiersia cesarza. Odtąd dzieliła z bratem rządy, wywierając na niego przemożny, ale też i dobroczynny wpływ. Z jej inicjatywy wyszły dekrety przeciwko montanistom i eunomianom (415), a potem przeciwko nestorianom (429). Wydała także ustawę zabraniającą poganom przyjmowania publicznych urzędów i stanowisk państwowych (416). Hierarchii Kościoła okazywała wielki szacunek, wspierała kościoły i klasztory. Złożyła ślub dozgonnej czystości, składając na odpowiednim dokumencie własnoręczny podpis. Skłoniła do tego samego również dwie swoje siostry. Oddawała się w wolnym czasie pilnie studiom Pisma świętego, modlitwie i dziełom miłosierdzia. Jej osobistą zasługą było to, że stosunki pomiędzy Rzymem a Konstantynopolem ułożyły się bardzo pomyślnie. Korespondowała z papieżem św. Leonem I Wielkim i sama także otrzymywała od niego listy. Popierała rozwój kultury, wspierała budowę nowych świątyń. Po pewnym czasie na zaplecze władzy cesarskiej dostał się ambitny minister Chryzapiusz. Miał on tak wielki wpływ na cesarza, że stał się niemal wszechwładny. Swoimi intrygami doprowadził do tego, że Pulcheria musiała opuścić dwór cesarski i zamieszkać w pałacu w Hebdomon, gdzie wiodła życie na pół klasztorne. Patriarcha Konstantynopola, Nestoriusz, dla przypodobania się cesarzowi i jego ministrowi, jawnie okazywał cesarzowej swoją niechęć. Posunął się tak daleko, że nie pozwalał jej uczestniczyć w niedzielnej liturgii. Zniszczył też jej portret zawieszony przy ołtarzu obok złożonych przez nią darów i dokumentu ślubu dozgonnego dziewictwa. Pulcheria jawnie potępiła jego błędy i okazywała swoją przyjaźń największemu pogromcy jego herezji, św. Cyrylowi Aleksandryjskiemu. Kiedy za zezwoleniem cesarza zwołano do Efezu synod i dotkliwie pobito na nim wyznawców prawowiernych przekonań (przeszedł on do historii pod nazwą synodu “zbójeckiego”), Pulcheria dała publicznie wyraz swojemu oburzeniu (449). Papież św. Leon I wyraził jej za to podziękowanie i uznanie. Cesarzowa odpowiedziała listem, domagającym się zwołania soboru powszechnego. 28 lipca 450 r. zmarł cesarz Teodozy II. Pulcheria natychmiast powróciła na dwór cesarski, usunęła Chryzapiusza i objęła rządy. Niedługo potem poślubiła prawie 60-letniego i chorowitego dowódcę wojska, senatora Marcjana, który jako cesarz objął z nią współrządy. Postawiła wszakże warunek, że małżeństwo będzie dziewicze. Koronacja odbyła się 25 sierpnia 450 r. Papież św. Leon I wysłał delegację z gratulacjami. Cesarzowa z tej okazji (451) dokonała uroczystej translacji (przeniesienia) relikwii św. Flawiana, patriarchy Konstantynopola, który na synodzie “zbójeckim” tak został pobity, że niebawem zmarł. Jego relikwie przeniesiono do kościoła Dwunastu Apostołów, który odgrywał wówczas rolę narodowego mauzoleum cesarstwa. Znajdowały się tam relikwie Apostołów (stąd nazwa kościoła) i znakomitych świętych Kościoła wschodniego. Ostatnim wielkim dziełem św. Pulcherii było zwołanie Soboru Chalcedońskiego w roku 451, na którym została definitywnie i ostatecznie potępiona nauka Nestoriusza. W jednej z sesji cesarzowa uczestniczyła osobiście i odebrała hołd od ojców soboru. Papież po odbytym soborze wysłał osobne pismo z podziękowaniem do cesarzowej. Pulcheria panowała 39 lat. Zmarła w roku 453, mając 54 lata. Jej ciało umieszczono w kościele Dwunastu Apostołów. Cesarz Leon, następca Marcjana, na grobowcu Pulcherii umieścił jej portret. Kazał także na jednym z placów Konstantynopola umieścić jej posąg. Czczona jest jako święta zarówno przez katolików, jak i prawosławnych. W ikonografii święta Pulcheria przedstawiana jest w stroju cesarskim, w koronie na głowie. W dłoni trzyma model kościoła. |
************************************************************************
piątek – 11 września
XXIII tydzień okresu zwykłego
wspomnienie świętych męczenników – Prota i Hiacynta
Prot i Hiacynt (Jacek) to święci męczennicy rzymscy z III wieku. Wiemy o nich niewiele, choć o ich kulcie zaświadczają wczesnochrześcijańskie dokumenty liturgiczne. Święty papież Damazy (IV w.) obu męczenników rzymskich nazwał braćmi, nie wiadomo jednak, czy w tym sformułowaniu chodziło o więzy krwi. Prawdopodobnie byli służącymi św. Eugenii Rzymskiej, którzy wraz z nią udali się do Egiptu, gdzie biskup Elipiusz ochrzcił ich. Było to w czasach prześladowania chrześcijan przez cesarza Galiena (260-268). Około roku 262 obaj zostali wysłani przez św. Eugenię do młodej Rzymianki imieniem Bazylia, by ją pouczyć i ochrzcić. Zostali wtedy pojmani przez pogan, którzy usiłowali przymuszać ich do złożenia ofiary bożkom. Kiedy święci weszli do pogańskiej światyni, figura bożka spadła i roztrzaskała się. Nie ma pewności, czy Prot i Hiacynt zginęli przez ścięcie, czy przez spalenie. Czczeni są przez katolików i prawosławnych. W 1845 r. w katakumbach Bazyli przy Via Salaria (obecnie są to katakumby św. Hermesa, męczennika) archeolodzy odkryli grób św. Hiacynta z dobrze zachowanym napisem. Jego ciało było zawinięte w resztki drogocennego materiału. |
************************************************************************
XXIII NIEDZIELA ZWYKŁA
6.IX.2020
MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godz. 14.00
LITURGIA SŁOWA
Czytanie z Księgi proroka Ezechiela – Ez 33,7-9
To mówi Pan: „Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela, abyś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu. Jeśli do występnego powiem: «Występny musi umrzeć», a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi, to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę”.
Oto słowo Boże.
Psalm 95
R/ Słysząc głos Pana, serc nie zatwardzajcie.
Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu,
wznośmy okrzyki ku chwale Opoki naszego zbawienia,
stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem,
radośnie śpiewajmy Mu pieśni. R/
Przyjdźcie, uwielbiajmy Go padając na twarze,
zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył.
Albowiem On jest naszym Bogiem,
a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku. R/
Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego:
„Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba,
jak na pustyni w dniu Massa,
gdzie mnie kusili wasi ojcowie,
doświadczali mnie, choć widzieli moje dzieła”. R/
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 13,8-10
Bracia: Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: „Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj” i wszystkie inne, streszczają się w tym nakazie: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. W Chrystusie Bóg pojednał świat ze sobą, nam zaś przekazał słowo jednania. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 18,15-20
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.
Dalej zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.
Oto słowo Pańskie.
******
komentarz do Liturgii Słowa
**
Dzisiejsze Boże Słowo może wywoływać w człowieku niepokój. No bo jak ja mogę być odpowiedzialny za mojego brata i mam mu robić upomnienia? Owszem, bywa, że ktoś znajduje satysfakcję w rozdawaniu swoich uwag co do postępowania otaczających go ludzi. Takiemu dobrze by zrobiło przeczytać co napisał grecki bajkopisarz Ezop, żyjący w IV wieku przed Chrystusem, że każdy człowiek nosi na sobie dwie torebki: jedną z przodu, a drugą na plecach. Do tej z przodu wkłada różne błędy i słabości, które widzi u innych. Zaś do tej na plecach – swoje własne, których później nie widzi. Dlatego wychodzi taka dysproporcja w pojemnościach owych torebek. Do tego jeszcze swoje własne zło człowiek bardzo łatwo potrafi usprawiedliwić. Chrystus przestrzega swoich uczniów: „Wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata”.
Na sprawę odpowiedzialności za drugiego człowieka trzeba spojrzeć nie w oderwaniu od społeczności Kościoła – co jest bardzo podkreślone w dzisiejszej Ewangelii. Jezus zapewnia o swojej obecności wśród nawet tylko dwóch albo trzech zgromadzonych w Jego imię i jeżeli będą prosić o coś zgodnie – stanie się to ich udziałem. Tę obietnicę od samego początku chrześcijanie łączyli z niedzielnym zgromadzeniem liturgicznym. Bowiem w pismach św. Ignacego z Antiochii można znaleźć taki oto tekst: „Niech nikt nie błądzi! Kto nie przebywa w pobliżu ołtarza, pozbawia się Chleba żywego! Wiemy, jak wielką moc posiada modlitwa dwóch lub trzech osób. O ileż większą moc ma modlitwa całego Kościoła. Kto więc nie uczęszcza na wspólne zgromadzenia, unosi się pychą, sam siebie w ten sposób osądza. Napisano bowiem: Bóg pysznym się sprzeciwia”. Tekst ten pochodzi z roku 108. A więc jest to czas, w którym nawet 10 lat nie minęło od śmieci św. Jana Apostoła. Wówczas opuszczanie niedzielnej Eucharystii było odbierane przez tych pierwszych chrześcijan bardziej jako pycha ludzka a nie jako lenistwo. Modlitwa całego zgromadzenia na Eucharystii Kościoła jest bardzo ważna. I musi w niej być obecny istotny element: zgodność w modlitwie: „Jeśli dwaj z was zgodnie o coś prosić będą, tego wszystkiego użyczy im Ojciec mój, który jest w niebie”. W języku greckim występujący tam czasownik brzmi: ‘symfonein’, z którego pochodzi słowo ‘symfonia’. Tu staje się bardziej zrozumiała potężna modlitwa Kościoła, którą można w jakimś sensie porównać z ogromną orkiestrą symfoniczną.
O. Jacek Salij, dominikanin, pisze, że: „Symfonię modlitewną w całym tego słowa znaczeniu zanosi do Boga cały Kościół. Modlimy się o bardzo różne rzeczy. Jeden modli się o zdrowie dla siebie lub dla kogoś bliskiego, kto inny modli się o uwolnienie męża lub brata z nałogu pijaństwa, jeszcze ktoś inny modli się o nawrócenie swojej żony lub syna. Ktoś modli się o zrozumienie i ukochanie woli Bożej, ktoś modli się o zgodę w rodzinie, albo o łaskę powołania kapłańskiego lub zakonnego dla kogoś ze swych dzieci.
Naszej jedności modlitewnej nie przeszkadza to, że intencje naszych modlitw są różne. Byle by nas wszystkich, którzy się modlimy, ożywiło pragnienie ukochania woli Bożej. Byle byśmy wszyscy starali się żyć w łasce Bożej, byle by w naszych sercach mieszkał Duch Święty.”
Ale jeżeli w sercach modlących nie ma nic z tych pragnień, wtedy do Boga co dochodzi? Przeciwieństwo symfonii. Nie ma wówczas żadnego współbrzmienia. O takiej modlitwie prorok Izajasz mówi: „To tylko zgiełk wasz rozlega się na wysokości”.
Jeżeli we mnie, w moim sercu coraz bardziej pragnę chcieć dostrzec troskę, biedę, rozpacz, opuszczenie drugiego człowieka, wtedy będę zbliżał się coraz bardziej do tej właściwej, jedynie prawdziwej rzeczywistości, o której św. Paweł w dzisiejszym II Czytaniu tak pisze: „nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością…Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa”.
Tu dopiero staje się zrozumiała troska o drugiego człowieka, którego pragnę ostrzec, tak jak ostrzegał strażnik Jerozolimę wobec nadchodzących armii nieprzyjaciela u proroka Ezechiela w dzisiejszym I Czytaniu.
Takim prorokiem naszych czasów czy nie była Matka Teresa opiekunka ubogich i umierających? Jej życie było nieustannym ostrzeganiem, że świat idzie w złym kierunku. Swego czasu Malcolm Muggeridge przeprowadził z nią rozmowę. I Matka Teresa mówiła do niego w ten sposób:
„Sadzę, że ludzie dzisiaj przestali uważać biedaków za takie istoty ludzkie, jakimi są sami. Patrzą na nich z góry. Gdyby jednak mieli ów głęboki szacunek dla godności ludzi biednych, to z pewnością łatwiej by im było zbliżyć się do nich oraz dostrzec, że i ci biedacy są dziećmi Boga, że mają takie samo prawo do życia, miłości i opieki jak wszyscy inni. W czasach rozwoju każdy się spieszy i jest zapędzony, pozostawiając po drodze tych, którzy upadli i nie są w stanie z nami współzawodniczyć. I właśnie tych chcemy kochać, pragniemy im służyć i troszczyć się o nich.”
Prawdziwa miłość nie szuka jakiś rozwiązań poza Bożymi przykazaniami a jest najpewniejszym sposobem, aby przemóc zło.
Oby dzisiejsza Eucharystia wyprowadzając nas z ludzkich dróg niesprawiedliwości otworzyła nasze słabe serca na Boży rytm – bowiem tu znajduje się źródło, z którego wypływa miłość wzajemna.
ks. Marian SAC
***************************************************************************
I CZWARTEK MIESIĄCA – MSZA ŚW. o godz. 20.30
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
po Mszy św. – godzinna Adoracja
21.00 – 22.00
adoracja przed Najświętszym Sakramentem w intencji kapłanów
***
W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo
Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.
Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.
W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.
Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.
W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu.
Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.
Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest kapłaństwo. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.
Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.
***
Modlitwa św. Faustyny:
O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.
O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.
***
Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:
Boże miłosierny,
daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!
Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
a żaden powołany nie został pominięty.
Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!
Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
głoszą słowem, przykładem i życiem!
Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.
Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
którego wylałeś na Apostołów!
Amen.
PROŚCIE PANA ŻNIWA…
“Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.
cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)
***********************************
I PIĄTEK MIESIĄCA – MSZA ŚW. o godz. 19.00
przed Mszą św. godzinna adoracja
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
***
Koła ratunkowe
**
Pierwszy piątek i sobota miesiąca. Czy możemy je traktować jak polisę ubezpieczeniową na wieczność?
Wtym tygodniu przypadają pierwszy piątek i sobota miesiąca – słyszymy regularnie w kościołach. O popularnych nad Wisłą praktykach pierwszych piątków wiemy sporo. Tradycja ma już bowiem… 336 lat. To forma kultu Serca Jezusa objawiona św. Małgorzacie Marii Alacoque w 1673 r. Jezus obiecał tym, którzy odprawią nabożeństwo 9 pierwszych piątków, że nie umrą bez sakramentów świętych. Inną nieprawdopodobną odgórną „ofertę” usłyszała s. Faustyna. Dotyczyła ona Koronki do Bożego Miłosierdzia: „Kapłani będą ją podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby grzesznik był najzatwardzialszy, jeżeli tylko raz zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego”– zapewniał siostrę drugiego chóru sam Jezus.
Tajemnica druga: serce w cierniach
A pierwsze soboty? To nabożeństwa związane z objawieniami w Fatimie. Szukający zawsze drugiego dna i węszący we wszystkim sensację skupiliśmy się przede wszystkim na trzeciej tajemnicy. Napisano o niej grube opracowania, zanim jeszcze Watykan ujawnił 9 lat temu treść orędzia. O nabożeństwach pierwszych sobót, wspomnianych w drugiej tajemnicy, wiemy niewiele. Ostatnio zrobiło się o nich znów głośno. W tym roku ruszyła Wielka Nowenna Fatimska – międzynarodowa inicjatywa związana z przygotowaniami do 100. rocznicy objawień.
13 maja 1917 roku w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria objawiła się Maryja. Pastuszkom, którzy nigdy nie wytknęli nosa poza zabitą dechami wioskę, oznajmiła słowa, które miały wstrząsnąć Kościołem. Rosja wrzała, przygotowując leninowską rewolucję, wokół wybuchały bomby I wojny światowej, a na krańcu Europy dzieci otrzymały przesłanie mające przesądzić o losach świata. Łucja miała 10 lat, Franciszek 9, Hiacynta jedynie 7. Maryja prosiła: „Uciekajcie się do mojego Niepokalanego Serca, pokutujcie w intencji nawrócenia grzeszników”.
W czasie kolejnych objawień Maryja pokazała dzieciom swe Niepokalane Serce otoczone cierniami. Dzieci miały zobaczyć również piekło. Ta wizja bardzo je przeraziła. „Widziałyście piekło, do którego trafiają dusze biednych grzeszników. Aby ich zbawić, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczynią to, co wam powiem, wiele dusz się zbawi i zazna pokoju….” – zapowiedział Gość z nieba. Dodał też, że jeśli ludzkość nie opamięta się, „wybuchnie nowa, jeszcze gorsza wojna światowa, a Kościół zostanie prześladowany”. Maryja przyrzekła, że wróci, by prosić o wynagrodzenie w pierwsze soboty miesiąca.
Hiacynta i Franciszek zmarli wkrótce po objawieniach. Tajemnice, które usłyszeli, zabrali z sobą do grobu. Łucja skrupulatnie notowała słowa Maryi: „Bóg chce wprowadzić na świecie cześć Mego Niepokalanego Serca. Tym, którzy przyjmą to nabożeństwo, obiecuję zbawienie. Dusze te będą przez Boga kochane jak kwiaty, postawione przeze Mnie dla ozdoby Jego tronu. Jeśli się zrobi, to co wam powiem, wielu zostanie uratowanych przed piekłem i nastanie pokój na świecie… Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał znieść wiele cierpień. Różne narody zginą. Na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.
Co usłyszała portugalska nastolatka?
Siedem lat po zakończeniu fatimskich objawień Maryja zezwoliła siostrze Łucji na ujawnienie treści drugiej tajemnicy. 10 grudnia 1925 r. w hiszpańskim Pontevedra Łucja usłyszała o pierwszych sobotach miesiąca. Miał to być praktyczny wymiar kultu Serca Maryi. „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć i przekaż wszystkim, że obiecuję przyjść na pomoc w godzinę śmierci z wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia tym, którzy przez 5 kolejnych miesięcy w pierwsze soboty: odprawią spowiedź, przyjmą Komunię św., odmówią Różaniec i przez 15 minut towarzyszyć Mi będą, rozmyślając o 15 tajemnicach Różańca w intencji zadośćuczynienia” – opowiadała Maryja.
Gdy pięć lat później Łucja poproszona o wyjaśnienie, dlaczego trzeba praktykować akurat pięć sobót, wyjaśniała, że ukazał jej się sam Jezus, tłumacząc: „Powód jest prosty: jest 5 rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi: bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu; przeciwko Jej Dziewictwu; przeciwko Boskiemu Macierzyństwu, gdy jednocześnie nie chce się uznać Jej za Matkę ludzi; starania ludzi, którzy usiłują publicznie wpajać w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet odrazę wobec Niepokalanej Matki; bezpośrednie znieważanie Maryi w Jej świętych wizerunkach. Oto moja córko powody, dla których Niepokalane Serce Maryi nakazuje Mi żądać tego małego zadośćuczynienia. To zadośćuczynienie poruszy Moje Miłosierdzie i wybaczę temu, kto miał nieszczęście Ją znieważyć”.
Zaliczyłem!
Po zamachu na swoje życie Jan Paweł II zapoznał się z dokumentacją objawień. Stał się apostołem orędzia z Fatimy, bo jak podkreślał, swe ocalenie wiązał z objawieniami Maryi w portugalskiej wiosce. 13 maja 2000 roku spotkał się na rozmowie w cztery oczy z s. Łucją. Sam praktykował nabożeństwo pierwszych sobót. Bardzo wymowny był dzień jego śmierci. Zmarł w pierwszą sobotę miesiąca, w wigilię uroczystości Bożego Miłosierdzia. Wyrachowani do bólu, czynimy z fatimskiego przesłania teologię bankomatu. Obietnice traktujemy jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej. Bóg rzuca nam koła ratunkowe, a my przerabiamy je na walutę. Wrzucamy je do bankomatu i z uśmiechem sprawdzamy stan konta. No, nie jest najgorzej: troszkę już się uzbierało.
O takiej mentalności znakomicie opowiada jezuita o. Wojciech Ziółek: – Z wymyślonym przez nas Bogiem jest bardzo wygodnie żyć. Wystarczy się rozliczyć jak z fiskusem. Płacę i wymagam. Jaka praca, taka płaca. Traktujemy modlitwę jak kartę kredytową: wkładam i wypłacam. Wystarczy wstukać PIN: ko-ron-ka albo ró-ża-niec i gotowe. Troszkę wprawdzie trzeba pocierpieć, ale generalnie się opłaca. Nie musimy wpadać w ręce Boga żywego”. Tymczasem sama s. Łucja wyraźnie przestrzegała, że w praktyce pięciu sobót należy podkreślić intencję wynagrodzenia za grzeszników, a nie asekurację na godzinę śmierci.
Inne zagrożenie? Praktyka pierwszych piątków czy sobót bardzo łatwo może zamienić się w magiczne rytuały. „Uzbierałem już osiem pierwszych piątków ale, niestety, w ostatnim miesiącu nie mogłem dojść do kościoła. I co? Wszystko na nic?”. Przypomina mi to historię naszego fotoreportera, który spacerował po meczecie w Damaszku. Kilka razy przechodził między modlącymi się muzułmanami a torbami, które kładli przed sobą na podłodze. Za każdym razem reagowali zniecierpliwionym fuknięciem. W końcu, gdy nasz fotograf przeparadował między jednym z rozmodlonych facetów a jego torbą, ten zniecierpliwiony przeniósł się na inne miejsce. Okazało się, że gdy ktoś zakłóci muzułmanom przestrzeń modlitwy, którą sobie stworzą, muszą zaczynać wszystkie modlitwy od początku. Z praktyki „kolekcjonowania” piątków i sobót może wyłonić się nieprawdziwy obraz Boga – buchaltera z kalkulatorem w dłoni, który z satysfakcją zaznacza parafkę w kolejnych rubrykach. – Skupiamy się na gadżetach, a zapominamy o istocie – wyjaśnia w wywiadzie ks. dr Grzegorz Strzelczyk. W 1943 roku ukryta w lasach Beskidu mistyczka Kunegunda Siwiec usłyszała od Maryi: „Twoje serce jest małym niebem dla mojego syna. Odpoczywa w Nim. Pocieszaj Go”. Dwadzieścia lat wcześniej portugalska dziewczyna Łucja dos Santos usłyszała: „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć”. To istota objawień.
Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NNIEDZIELNY 46/09
**************************************
I SOBOTA MIESIĄCA – MSZA ŚW. o godz. 18.00
po Mszy św. nabożeństwo pierwszej soboty miesiąca wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa skierowane przeciwko Najświętszej Maryi Pannie
źródło: pixabay.com/PCh.pl
**
*********************************************************
Testament do wypełnienia
**
Każdy, kto czyta wypowiedzi i pisma kard. Augusta Hlonda, ze zdumieniem i wyrzutami sumienia odkrywa ich aktualność.
Był czwartek 21 października 1948 roku. Od kilku dni prymas Polski kard. August Hlond czuł, że siły go opuszczają. Miał świadomość, że umiera. „Niech teraz wyjdzie stąd wszystko, co doczesne, niech wejdzie wieczność” – zapisali świadkowie tamtych dni, notując ostatnie słowa odchodzącego pasterza. „Siły szatańskie zwyciężyły moje ciało. Lecz wy walczcie dalej. Zwycięstwo wasze jest pewne. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa… Nie rozpaczajcie! Nie rozpaczajcie. Lecz zwycięstwo, gdy będzie, będzie zwycięstwem błogosławionej Maryi Dziewicy…” – mówił w przeddzień swojej śmierci prymas Hlond, zachęcając uprzednio: „Jeżeli mnie nie będzie, wy walczcie, aby sprawa Boża zwyciężyła”.
Kontynuatorzy
Wiele lat później do maryjnej przepowiedni swego poprzednika na prymasowskiej stolicy nawiązał kard. Stefan Wyszyński. 31 maja 1965 roku przypomniał, wyznając: „[Kard. Hlond] to bowiem powiedział: »Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej«. Ja jestem tylko wykonawcą jego programu. Pracuję nad tym, aby to zwycięstwo przyszło i aby było to zwycięstwo Matki Najświętszej. Ono przyjdzie i będzie Jej zwycięstwem”. To nie tylko gest skromności i pokory. To wyraźne wskazanie zarówno znaczenia, jakie w misji Kościoła na polskiej ziemi Wyszyński przypisywał Hlondowi, jak i tego, jak postrzegał swoją rolę. Do tych samych słów Hlonda odwołał się też bł. Jan Paweł II w swoim „Testamencie”. Napisał: „Kiedy w dniu 16 października 1978 konklawe kardynałów wybrało Jana Pawła II, Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński powiedział do mnie: »Zadaniem nowego papieża będzie wprowadzić Kościół w Trzecie Tysiąclecie«. Nie wiem, czy przytaczam to zdanie dosłownie, ale taki z pewnością był sens tego, co wówczas usłyszałem. Wypowiedział je zaś Człowiek, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia. Wielki Prymas. Byłem świadkiem Jego posłannictwa, Jego heroicznego zawierzenia, Jego zmagań i Jego zwycięstwa. »Zwycięstwo, kiedy przyjdzie, będzie to zwycięstwo przez Maryję« – zwykł był powtarzać Prymas Tysiąclecia słowa swego Poprzednika kard. Augusta Hlonda”.
Trzy witraże na Jasnej Górze
Nie wszyscy odwiedzający Jasną Górę zauważają, że w kaplicy Cudownego Wizerunku znajdują się trzy witraże. Na środkowym ojcowie paulini umieścili Jana Pawła II, po bokach widnieją podobizny kard. Augusta Hlonda (z zapisanymi słowami jego przepowiedni czy – jak chcą niektórzy – proroctwa) oraz Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego. „Wszystkich tych trzech wybitnych synów Narodu Polskiego charakteryzuje niezachwiana wiara we wstawiennictwo Maryi w historii zbawienia ludzkości. Zawierzając Maryi, Prymas A. Hlond oddał Polskę Jej Niepokalanemu Sercu; Prymas S. Wyszyński »pod znakiem Maryi kontynuował dzieło swojego Poprzednika«; Papież Jan Paweł II całkowicie poświęcił się Matce o Niepokalanym Sercu i oddał pod Jej opiekę cały świat” – skomentował wspomniane trzy wizerunki ks. Andrzej Orczykowski SChr w miesięczniku „Msza Święta”. W ostatnich kilku latach w licznych wykładach i kazaniach poświęconych osobie kard. Hlonda można było usłyszeć stwierdzenie: „Gdyby nie było kardynała Hlonda, nie byłoby kardynała Wyszyńskiego, gdyby nie było kardynała Wyszyńskiego, nie byłoby Jana Pawła II”. Mówili tak między innymi abp Damian Zimoń i abp Stanisław Gądecki. A abp Wiktor Skworc zwrócił uwagę, że kard. August Hlond był dla Prymasa Tysiąclecia wzorem.
Pytania o testament
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wiemy już, że wypowiedziana przez Augusta Hlonda na łożu śmierci przepowiednia sprawdziła się. Zwycięstwo przyszło. I rzeczywiście przyszło przez Maryję. Czy jednak można powiedzieć, że zrealizowaliśmy jego testament? Czy wypełniliśmy zadania, jakie stawiał przed Polakami? Każdy, kto studiuje jego pisma i wypowiedzi, ze zdumieniem, ale i niejednokrotnie z wyrzutami sumienia odkrywa ich aktualność. Zaczynając od pierwszych jego publicznych wystąpień, tych wygłaszanych na śląskiej ziemi. „Z religijnych głębin duszy płynie odrodzenie w dziedzinę życia prywatnego, gdzie się spotykamy z codziennym ludzkim czynem, drobnym i wielkim, jawnym i skrytym, z pracą, z wypoczynkiem i zabawą. To wszystko musi wiara według prawa Bożego ułożyć i uzgodnić. Odrodzenie musi w całe życie wnieść konsekwencję moralną, sprowadzając wszystko do prawidła sumienia katolickiego. Katolik powinien być katolikiem w sercu, w kościele, na ulicy, w towarzystwie, przy pracy, wszędzie i zawsze. Odrodzenie musi gruntownie odbudować obyczaj, sumienność, uczciwość, wstrzemięźliwość, a przede wszystkim miłość” – pisał Hlond w liście pasterskim „O życie katolickie na Śląsku” z roku 1924. Dodawał, że odrodzenie religijne to dzieło niezwykłe i ogromne, dzieło łaski Bożej w sercach i dzieło ludzkiej pracy, dzieło duchowieństwa i wiernych świeckich, Kościoła i społeczeństwa. „Zatrzymamy i zastosujemy »rzeczy stare«, stare wypróbowane metody pastoralne, ulepszając i ożywiając je nowym duchem. Wprowadzimy »rzeczy nowe« i nowe formy pracy. Będziemy budzili nowe siły, dotąd uśpione i niewyzyskane” – zapowiadał późniejszy prymas Polski.
Na rozstaju dziejowym
A później, gdy już decyzją następcy św. Piotra powierzona mu została troska o kształt Kościoła katolickiego w Polsce i życia religijnego Polaków na całym świecie, kard. Hlond nie tyle snuł wizje, ile stawiał zadania, które dla nas w swej istocie są jego testamentem. Największe wrażenie robią jednak słowa z ostatnich lat jego posługi. W liście episkopatu do wiernych z lutego 1946 roku, powszechnie uważanym za dzieło kard. Augusta Hlonda, czytamy apel do rodaków: „Nie odmawiajcie Chrystusowi i Kościołowi swej współpracy nad religijnym odnowieniem Narodu i życia zbiorowego. Polska bowiem ma być budowaniem Bożym nie tylko w sercach i rodzinach, lecz również w państwie. Polska urośnie do znaczenia potęgi moralnej i będzie natchnieniem przyszłości Europy, jeśli nie ulegnie bezbożnictwu, a w rozgrywce duchów pozostanie niezachwianie po stronie Boga. Jako promieniejący ośrodek chrześcijański Polska będzie powagą i może odegrać rolę wzoru oraz pośredniczki oczekiwanego braterstwa narodów, którego samą li tylko grą dyplomatyczną zbudować niepodobna. Na rozstaju dziejowym Polska nie powinna się przeto wahać, nie powinna zbaczać ze swej drogi, lecz iść za swym powołaniem, nie uczyć się zła od nikogo, ale wszystkim podawać naukę prawdy i dobra. Pogłębioną świadomością chrześcijańską powinna odgrodzić się duchowo od zmurszałego i zakłamanego świata, który przepada, a przodować w nowym życiu, które się wyłania”. Prymas Hlond przestrzegał też, dostrzegając zagrożenia życia religijnego: „Przez trud, boleść i upokorzenia idziemy ku jednemu z największych zwycięstw Kościoła w Polsce. Zwycięstwo będzie tak wielkie, że swój wzrok zwrócą na Polskę pobliższe i dalsze narody”.
Zawzięta walka
Ksiądz Ignacy Posadzy, generał Towarzystwa Chrystusowego, rozmawiał długo z kard. Hlondem na kilka miesięcy przed jego śmiercią 16 sierpnia 1948 roku. Spisał po tej rozmowie myśli ówczesnego prymasa Polski. Według jego relacji, August Hlond był przekonany, że jesteśmy świadkami zaciętej walki między civitas Dei a civitas diaboli, która współcześnie toczy się zawzięcie jak nigdy. Z jednej strony odbywa się zdobywczy pochód królestwa Chrystusowego, z drugiej zaś ciąży nad światem łapa szatana, tak zachłannie i perfidnie, jak to jeszcze nigdy nie bywało. „Nowoczesne pogaństwo, opętane jakby kultem demona, odrzuciło wszelkie idee moralne, wymazało pojęcie człowieczeństwa. Upaja się wizją społeczeństwa, w którym już nie rozbrzmiewa imię Boże, a w którym pojęcie religii i moralności chrześcijańskiej są wytępione bezpowrotnie” – wskazywał kard. Hlond. Wynik tej rozgrywki, jego zdaniem, nie nastręcza żadnej wątpliwości. Kościół ma zapewnione zwycięstwo. „Chodzi tylko o to, by każdy człowiek rzucił na szalę tego zwycięstwa zasługę swego moralnego czynu. Jeśli kto, to zwłaszcza my, kapłani Chrystusowcy, winniśmy w tej decydującej walce stanąć w pierwszych szeregach. Od nas zależy, by godzinę triumfu przyspieszyć. Każdy z nas w tym boju wyznaczone ma stanowisko. Kto na wyznaczonym swoim posterunku nie daje z siebie wszystkiego, jest zdrajcą sprawy Bożej i naraża na niebezpieczeństwo innych. Kto zaś z tej walki z wygodnictwa się usuwa, jest dezerterem z szeregów oficerskich Chrystusa” – zanotował ks. Posadzy. Stawiając cele i zadania, sługa Boży August Hlond wskazywał też środki. Wśród jego odręcznych notatek znaleziono taki zapis: „Trzeba ufać i modlić się. Jedna broń, której Polska używając odniesie zwycięstwo – jest różaniec. On tylko uratuje Polskę od tych strasznych chwil, jakimi może narody będą karane za swą niewierność względem Boga. Polska będzie pierwsza, która dozna opieki Matki Bożej. Maryja obroni świat od zagłady zupełnej. Całym sercem wszyscy niech się zwracają z prośbą do Matki Najświętszej o pomoc i opiekę pod Jej płaszczem”.•
ks. Artur Stopka/GOŚĆ NIEDZIELNY–15.09.2013
****************
74 rocznica poświęcenia Polski
Niepokalanemu Sercu Maryi
8 września 1946
„Polska upadła, ponieważ nie dotrzymała przysięgi złożonej Bogu i Maryi, lecz powstanie rychło, skoro wypełni zobowiązania”.
Aleksander Jełowicki, Zmartwychwstaniec, Paryż 1856 r.
„Wszystko skończy się znów ślubami; tym razem, jak mocno wierzę, dochowanymi w porywie nowego życia”.
List kard. A. Hlonda do o. K. Raczyńskiego z dn. 14. 01. 1942r. napisany z Francji po lekturze pamiętnika o. Augustyna Kordeckiego.
„Będzie miało miejsce przyłączenie się do „powszechnego chóru, który za najwyższą zachętą i przykładem Ojca Świętego Piusa XII wszystkie katolickie narody składają Najświętszej Pannie”.
Informacja Episkopatu Polski z dnia 18. 02. 1946 roku odnosząca się do wskazania Papieża Piusa XII, który po poświęceniu świata i Rosji 8. 12. 1942 roku wezwał Episkopaty do poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi.
Niepokalane Serce Maryi ocaleniem!
Polska za wskazaniem ks. Prymasa kard. Augusta Hlonda 8 września 1946 r. wybrała fatimską drogę ocalenia. Oto w rodzinach, w parafiach, diecezjach a następnie na Jasnej Górze miał miejsce uroczysty akt poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi. Miał on być uczyniony z wiarą, jak również uzupełniony czynem. „Z wiarą” – bowiem sama Matka Najświętsza wyraziła pragnienie w Fatimie, aby poświęcano się Jej Niepokalanemu Sercu. „Uzupełniony czynem” – bowiem jednym i tym samym zdaniem prosząc o poświęcenie, wyraziła także życzenie o wynagrodzenie w pierwsze soboty miesiąca.
Polska już raz cierpiała czas niewoli, gdyż „nie wypełniła zaprzysiężonych zobowiązań z 1656 r.”, nie powtarzajmy zatem dawnego błędu niewypełnienia zaprzysiężonych przez ślubowanie zobowiązań, ale od słów przejdźmy teraz do czynów.
Czas zatem, by każdy Polak sięgnął codziennie po różaniec, a w pierwsze soboty miesiąca cała nasza Ojczyzna zjednoczyła się na modlitwie wynagradzającej.
„Trzeba, aby się Naród odrodził w Bogu, aby był katolicki nie tylko z imienia, ale z przekonania, więcej jeszcze, z życia ; nie od święta, ale na każdy roboczy dzień. Poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi, to pierwszy krok na tej drodze mozolnej ku odrodzeniu” – list Episkopatu Polski z 1948 roku.
1. “Nie postąpilibyśmy zgodnie z duchem naszych dziejów ani z ciążącym na nas długiem wdzięczności, gdybyśmy na progu nowych czasów nie odnowili przymierza Polski z Jej niebieską Królową, dla której naród ma odwieczną, serdeczną i rodzinną cześć. Po szwedzkim potopie ślubował Jej “nową i gorącą służbę” król Jan Kazimierz. Teraz sam Naród i kraj cały poświęca się uroczystym aktem Matce Najświętszej i Jej Niepokalanemu Sercu, obierając Ją znowu za Patronkę swoją i państwa oraz oddając w Jej szczególną opiekę Kościół i przyszłość Rzeczypospolitej…
Przywiązujemy wielką wagę do uroczystego oddania się narodu Niepokalanej Dziewicy, o ile akt ten dokonany zostanie z wiarą i uzupełniony będzie czynem”.
Informacja Konferencji Episkopatu Polski dotycząca poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi – Wielki Post 1946
2. „Łącząc modlitwy z ofiarami wspomagać będziemy biednych grzeszników, których los takim smutkiem przepełnia Twoje Niepokalane, Macierzyńskie Serce. Pragniemy wynagradzać Ci wszystkie zniewagi i rany doznane z winy naszej i naszych braci.
Aby pocieszyć Twoje Niepokalane Serce, spełniać będziemy Jego życzenia, poświęcając pierwsze soboty miesiąca czci Twego Niepokalanego Serca przez nabożeństwo według Twoich wskazówek.
Kochać będziemy tak drogi Ci różaniec święty”.
3. „Dobrze będzie z okazji tego oddania się osobistego Najśw. Pannie postanowić sobie czcić Ją codzień przez jakieś uczynki pobożne i dobrowolne umartwienia.
Najlepiej jednak będzie dostosować się do tego, czego sobie Ona sama w słynnych objawieniach Serca Swojego w Fatimie życzyła.
Prócz bowiem poświęcenia się Niepokalanemu Jej Sercu do naj istotniejszych części naszego do Niej nabożeństwa należą:
- Codzienne odmawianie różańca, polecane przez Matkę Bożą Różańcową przy każdym ukazaniu się Jej.
- Pierwsza sobota miesiąca, która ma być poświęcona Niepokalanemu Sercu Marii i obchodzona przez Komunię św. wynagradzającą i ofiary”.
4. „Życzeniem więc Matki Najświętszej i Jej Syna jest, by tak, jak formalnym wyrazem kultu Serca Jezusowego są Pierwsze Piątki miesiąca, tak wyrazem kultu Jej Serca stały się Pierwsze Soboty miesiąca. Dlatego też ogół wiernych czcicieli Maryi musi się gorąco modlić, by podjęte z wiosną poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Najświętszej Panny Maryi nie ograniczyło się tylko do jednorazowego, choćby najbardziej oficjalnego poświęcenia się, ale by zapoczątkowało w Polsce praktykę uroczystego obchodzenia, na wzór pierwszych Piątków, – Pierwszych Sobót miesiąca. (Spowiedź i Komunia św., wynagradzająca). Niech Wierni zwracają się do Swoich Proboszczów z prośbą o zaprowadzenie Pierwszych Sobót miesiąca ku czci Niepokalanego Serca Najświętszej Panny Maryi”.
5. “Poświęcenie jasnogórskie narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi było najwspanialszym aktem hołdu złożonym przez Polskę Bogarodzicy. Podobnej manifestacji, podobnych tłumów Jasna Góra nie widziała nigdy przedtem. Sama Matka Najświętsza wyraziła życzenie we Fatima, aby poświęcono świat Jej Niepokalanemu Sercu. Ale jednym i tym samym zdaniem wyraziła także życzenie o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty miesiąca”.
NABOŻEŃSTWO PIERWSZYCH SOBÓT MIESIĄCA Bp Stanisław Czajka – Częstochowa
************************************************************************
Górale na Krupówkach wzięli udział w “Męskim Różańcu”
W sobotnie przedpołudnie 5 września górale z całego Podhala spotkali się w sanktuarium Najświętszej Rodziny przy Krupówkach w Zakopanem na “Męskim Różańcu”. Po Mszy św. i medytacji mężczyźni – wielu w strojach regionalnych – przeszli Krupówkami. Na słynnym zakopiańskim deptaku odmówili różaniec z rozważaniem poszczególnych tajemnic.
**
– Różaniec, który bierzemy do rąk, jest receptą na życie, które daje nam Bóg. Nie ma lepszej. Ale musimy pamiętać o nim, kiedy wrócimy do naszych domów, miejsc pracy, tam różaniec i spokój który on daje musi stanowić naszą oręż do walki o mądre, prawe życie – mówił ks. Krzysztof Czapla, dyrektor Sekretariatu Fatimskiego na Krzeptówkach w Zakopanem.
Mszy św. z udziałem uczestników “Męskiego Różańca” przewodniczył ks. Bogusław Filipiak, zakopiański dziekan i kustosz sanktuarium Najświętszej Rodziny przy Krupówkach.
– Mamy tak wiele intencji, najważniejsza z nich jest związana z naszym zdrowiem i bezpieczeństwem. To były i są ważne sprawy. Wypełniamy również wspólnym różańcem testament św. Jana Pawła II, który mówił do nas – górali, że “na Was można zawsze liczyć” – mówił KAI Maciej Zubek z Zakopanego, członek Związku Podhalan, a także inicjator banderii konnej w strojach regionalnych, która towarzyszy społeczności Podhalan pod Giewontem. Jak podkreślał Maciej Zubek do wspólnej modlitwy zaproszeni byli wszyscy mężczyźni, którzy chcą wynagrodzić Najświętszej Maryi Pannie za wszystkie upadki rodzaju ludzkiego. Ta intencja będzie towarzyszyć kolejnym odsłonom “Męskiego Różańca”.
Na apel górali odpowiedziało wielu mężczyzn, wielu z nich przyszło w strojach regionalnych. Podhalanie różaniec odmawiali po Mszy św. i po medytacji. Przeszli z różańcami w ręku przez słynny zakopiański deptak – Krupówki. W rękach mieli flagi papieskie i maryjne. Nieśli też figurę Matki Boskiej Fatimskiej. Zatrzymali się w kilku miejscach, aby rozważyć poszczególne tajemnice różańcowe. Modlitwa zakończyła się przy oczku wodnym na Krupówkach, gdzie uczestniczy “Męskiego Różańca” uklękli i otrzymali błogosławieństwo od ks. dziekana Bogusława Filipiaka i ks. Krzysztofa Czapli. Był to bardzo symboliczny moment, który obserwowali turyści. Oto około setki mężczyzn klęczy na środku ulicy i zwraca się twarzą do krzyża na Giewoncie. Górskie szczyty były bardzo dobrze widoczne.
“Męski Różaniec” odbywał się będzie w Zakopanem już cyklicznie, w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Plan zawsze będzie taki sam. Najpierw o godz. 8.30 Msza św. w sanktuarium Najświętszej Rodziny przy zakopiańskich Krupówkach, potem piętnastominutowa adoracja z medytacją, a następnie rozpoczęcie modlitwy różańcowej na słynnym zakopiańskim deptaku z rozważaniem poszczególnych tajemnic.
Tygodnik NIEDZIELA/Kai.pl
************************************************************************
25 MARCA JEST NARODOWYM DNIEM ŻYCIA, ale każdego dnia można podjąć decyzję
DUCHOWEJ ADOPCJI POCZĘTEGO DZIECKA
Matka Boża z Guadalupe – Patronka poczętego życia
Zwykle Duchową Adopcję rozpoczynamy od złożenia przyrzeczenia, które powinno być składane w sposób uroczysty w kościele. Obecnym czasie, który jest szczególny, można składać przyrzeczenie adopcyjne prywatnie, przed Krzyżem albo wizerunkiem Matki Bożej.
ROTA PRZYRZECZENIA DUCHOWEJ ADOPCJI:
Najświętsza Panno, Bogurodzico Maryjo,
wszyscy Aniołowie i Święci.
Wiedziony pragnieniem niesienia pomocy
nienarodzonym, postanawiam mocno i przyrzekam,
że od dnia ………………………………
biorę w duchową adopcję jedno dziecko,
którego imię jedynie Bogu jest wiadome,
aby przez 9 miesięcy, każdego dnia,
modlić się o uratowanie jego życia
oraz o sprawiedliwe i prawe życie po urodzeniu. Amen
Każdego dnia moimi zobowiązaniami adopcyjnymi będą:
• jedna Tajemnica Różańca Świętego
• moje dobrowolne postanowienia
• oraz poniższa modlitwa “Panie Jezu”:
TEKST CODZIENNEJ MODLITWY “PANIE JEZU”:
Panie Jezu za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi, która urodziła Cię z miłością oraz za wstawiennictwem świętego Józefa, “Człowieka Zawierzenia”, który opiekował się Tobą po urodzeniu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady i które duchowo adoptowałem. Proszę, daj rodzicom tego dziecka miłość i odwagę, aby zachowali je przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.
Duchowa adopcja może być podjęta jeden raz, ale może być podejmowana cyklicznie co 9 miesięcy, jednak zawsze po wypełnieniu poprzednich zobowiązań. Każdorazową nową Duchową Adopcję powinno poprzedzać nowe przyrzeczenie.
Adoptujemy każdorazowo tylko jedno nieznane nam dziecko zagrożone aborcją. Pan Bóg-Dawca Życia zna jego imię i sam nam je wybiera.
Postanowienia dodatkowe (dodatkowe praktyki) są uzupełnieniem Duchowej Adopcji. Są dobrowolne. Praktykowane ich może powiększyć nasze pragnienie zadośćuczynienia, dziękczynienia i wyproszenia łask u Bożej Opatrzności. Żeby podjęte postanowienia praktyk skutecznie i do końca wykonać, najlepiej jest podjąć jedną lub najwyżej dwie praktyki.
Może się zdarzyć, że zapomnimy lub zaniedbamy nasze zobowiązania adopcyjne. Długa przerwa, na przykład miesięczna, przerywa Duchową Adopcję i wymaga podjęcia jej od początku. Należy wtedy odbyć spowiedź, ponowić przyrzeczenia i starać się je dotrzymać. W wypadku krótkiej przerwy należy Duchową Adopcje kontynuować, przedłużając praktykę o ilość dni opuszczonych.
*****************************************************************
Sługa Boży Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński w obronie poczętych dzieci
**
Prymas Tysiąclecia w swoich przemówieniach często nawiązywał do ochrony poczętego życia. Był świadkiem jak w 1956 roku komuniści wprowadzili prawo do aborcji na życzenie, w wyniku której dokonano ok. 20 mln aborcji. Wielokrotnie apelował o zaprzestanie tego procederu i szacunek wobec dziecka w łonie matki. Oto kilka cytatów Prymasa Tysiąclecia, które świadczą o wielkiej trosce do nienarodzonych dzieci.
„Matka ma prawo do swego ciała, ale nie ma prawa do poczętego dziecięcia, bo ono jest własnością Boga i narodu.”
„Obudźcie się! Ratujcie życie! Wszak chodzi tu o życie narodu! Zginajcie kolana przed każdym rodzącym się życiem, przed każdym dziecięciem”
„Jeżeli najbardziej niewinne i bezbronne dziecko nie może czuć się bezpiecznie w jakimś społeczeństwie, wówczas już nikt bezpiecznie czuć się w nim nie może!”
„Największym szczęściem jest dziecko! Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych, ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego. A małe niemowlę, które wyda na świat mocami Bożymi matka, ma w sobie życie wieczne.”
„Pamiętajcie, nowa Polska nie może być Polską bez dzieci Bożych! Polską niepłodnych lub mordujących nowe życie matek! Polską pijaków! Polską ludzi niewiary, bez miłości Bożej! Nie może być ojczyzną ludzi bez wzajemnej czci jedni dla drugich, bez ducha ofiary i służby, bez umiejętności dzielenia się owocami pracy z tymi, którzy sami nie są w stanie zapracować na życie i utrzymanie.”
„Jaka jest rodzina domowa, taka też będzie rodzina ojczysta. Jeśli nie będą umieli uszanować maleńkiego życia, które się rodzi w komórce życia domowego, nie uszanują i życia obywateli, bo nauczą się mordować już w rodzinach. W ten sposób zamiast społeczności życiodajnej, będzie się wyrabiać społeczność morderców. Będzie to naród samobójczy (…). Taki naród się skończy.”
„Prawo do życia musi każdy uszanować: rodzice, Naród, społeczeństwo, Państwo i Kościół. Nikt nie może go pogwałcić, choćby dotyczyło istoty, która kryje się jeszcze pod sercem matki, bo już jest ona człowiekiem (…). Ta maleńka istota ma pełne prawo do życia i nikt, bez odpowiedzialności za zwykłe zabójstwo, nie może tego prawa naruszyć!”
„Każde tak zwane prawo, które daje komukolwiek możliwość dysponowania i przesądzania o ludzkim życiu, jest bezprawiem. Każdy czyn, który zmierza wprost do zniszczenia i przekreślenia prawa człowieka do życia jest zwykłą zbrodnią.”
„Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! (…) Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna.”
„Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu – nauczał Prymas Tysiąclecia – jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! Powstające pod sercem matki nowe życie nie należy do niej. Jest ono własnością nowego człowieka! Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna. Musi więc mieć swoich obrońców. Obrońcą jest sam Bóg, który się upomni o to życie…”
************************************************************************
********************************
Modlitwa rodziców, winnych zabójstwa nienarodzonych dzieci
Opublikowano 21 sierpnia 2020by wobroniewiary
Autor: kapłan chcący zachować anonimowość, dobrze znany redakcji strony „w obronie wiary”.
Boże, nasz kochany Ojcze!
Przychodzimy do Ciebie z wielkim bólem, ze złamanym sercem, z głębokim smutkiem. Nasza dusza nie przestaje płakać, a nasz wzrok jest spuszczony i nie mamy odwagi spojrzeć Ci w oczy. Naruszyliśmy Twoje przykazanie NIE ZABIJAJ!
Matko Najświętsza, Matko Miłosierdzia, ucieczko grzeszników, oręduj za nami u Boga. Bóg Ci niczego nie odmawia, gdyż i Ty nigdy Mu niczego nie odmówiłaś. On ustanowił Cię Bramą Nieba, więc w Tobie i w Twej modlitwie pokładamy nadzieję. Przeprowadź nas nad otchłanią grzechu i zła, uproś nam Boże Miłosierdzie, zanim nie staniemy przed Sędzią Sprawiedliwym.
Bardzo pobłądziliśmy! Nie jest prawdą, że istnieje jakiś „ślepy los”, „przeznaczenie”, i nikt się przed nim nie uchroni – „jeśli ma spotkać go zło, to go spotka, jeśli ma wypełnić dobro, to je wypełni”. Ty stwarzasz, Boże, każde swoje dziecko do szczęścia, tak ziemskiego jak i wiecznego, dla każdego z nich masz swój wspaniały plan i powołanie, jednak dla jego wypełnienia każdy ma współpracować z Tobą w sposób wolny, wybierając dobro i odrzucając zło. Także nasze dziecko otrzymało dar powołania, którego nie znamy. My jednak nadużyliśmy swojej wolności, podnosząc na nie rękę i odbierając mu życie, a przez to nie pozwalając mu tego powołania wypełnić, choć tyle małżeństw bezdzietnych chętnie zapewniłoby mu przyszłość. Zdążyło zaledwie złożyć Ci ofiarę z doznanej męczarni i okrutnej śmierci. Ponieważ stwarzasz od razu duszę człowieka jako dorosłą, dziecko miało pełną świadomość tego co się dzieje i było zdolne do złożenia takiej ofiary. Mamy nadzieję, że ginąc nie zaniosło przed Twój tron oskarżenia przeciwko nam, tylko modlitwę o przebaczenie i miłosierdzie, i nadal tę modlitwę za nas zanosi – o nią je prosimy.
Nasz Ojcze, Ty nie brzydzisz się żadnym ze swoich dzieci, nawet najbardziej brudnym i grzesznym. Przychodzimy więc do Ciebie z wielką ufnością i świadomością faktu, że im dalej od Ciebie odeszliśmy, tym bardziej cieszy Cię nasz powrót. Przeżywasz radość, gdy możesz przebaczyć, widząc szczery żal oraz mocne postanowienie poprawy, a także wolę wynagrodzenia dobrem za popełnione zło. Na pewno to wszystko widzisz w naszym sercu. Błagamy Cię, byś nie tylko przyjął nas na nowo w swoje ramiona, ale także umożliwił nam życie miłe Tobie i obfitujące w jak największe zasługi.
Dodaje nam odwagi, a nawet pociesza nas ogrom Twojego Miłosierdzia. Gdy komuś zło przebaczasz, czynisz to w sposób całkowity i pełny i patrzysz odtąd na niego tak, jakby wcale tego zła się nie dopuścił! Wymazujesz je ze swej pamięci i z serca i nie chcesz już do niego powracać, a na nas patrzysz jak na świętych… Pozostaje nam już tylko wyrównywanie naruszonego porządku czynieniem dobra, czy to na ziemi, czy w Czyśćcu. Jakie to dla nas szczęście! Chętnie włączymy się w dzieło duchowej adopcji dziecka poczętego, swoją codzienną modlitwą wypraszając szczęśliwe narodziny jakiegoś maleństwa, którego matka nie kocha i chciałaby je zabić w swoim łonie. Naszej pomocy potrzebują także biedne rodziny, wśród nich wielodzietne.
Chociaż jesteśmy na drodze nawrócenia, piekielny oskarżyciel nadal trzyma swój pazur na ranie naszego serca i wciąż ją rozdrapuje. Kiedyś, przed grzechem zabójstwa, kusił nas do bagatelizowania i pomniejszania zła, podsuwał rzekome usprawiedliwienia, by zdławić głos ostrzegającego nas sumienia. Teraz natomiast – wprost przeciwnie: wyolbrzymia zło, ukazuje je jako „niewybaczalne” i wmawia nam, że zawsze w Twoich oczach będziemy przestępcami i nie możemy liczyć na Twoje Miłosierdzie! Nie chcemy być jego niewolnikami, nie pozwolimy mu dalej na wchodzenie między Ciebie a nas i na zatruwanie nam życia. Przezwyciężymy te jego ataki potężną modlitwą uwielbienia Ciebie i dziękczynienia za Twoją dobroć. Taką modlitwą przepełnione jest całe Niebo, niech więc nasz głos złączy się z głosami Aniołów i Świętych. Prostujemy się więc przed Twoim Obliczem, unosimy głowę, podnosimy wzrok, dotąd ze wstydem spuszczany, i wznosimy w górę serce. Alleluja – chwalmy Pana! Hosanna na wysokości!
Ufamy, że spotkamy nasze dziecko w chwale Nieba i na wieki będziemy razem z nim szczęśliwi tam, gdzie wszelkie zło zostało zapomniane, a dobro rozkwitło w całej swej pełni.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.
******************************************
Trzecie objawienie Matki Bożej we Fatimie. Wizja piekła
13 lipca 1917 r. krótko po naszym przybyciu do Cova da Iria do dębu skalnego, gdy odmówiliśmy różaniec z licznie zebranymi ludźmi, zobaczyliśmy znany już blask światła, a następnie Matkę Boską na dębie skalnym.
– „Czego sobie Pani ode mnie życzy?” – zapytałam.
– „Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać”.
– „Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje”.
– „Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc! W październiku powiem, kim jestem i czego chcę, i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.
Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Nasza Dobra Pani powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać. I w dalszym ciągu mówiła:
– „Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi”.
Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach.
Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle.
Przerażeni, podnieśliśmy oczy do Naszej Pani szukając u Niej pomocy, a Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:
– „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, wielu przed piekłem zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi. Ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa Xl rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, (ma na myśli nadzwyczajne światło północne, które widziano w nocy 25 stycznia 1938 r. w całej Europie, także w Polsce. Łucja uważała je wciąż za znak obiecany z nieba) wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie, będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.
Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła, dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć. Różne narody zginą. Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd. Tego nie mówcie nikomu; Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”.
Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:
– „Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?”
– „Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej”.
I jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu.
Siostra Łucja wspomina, że wizja piekła do tego stopnia przerażała siedmioletnią Hiacyntę, „że wszystkie kary i umartwienia wydawały się jej zbyt małe, aby uzyskać u Boga łaskę wybawienia niektórych dusz. Jak to się stało, że Hiacynta taka mała, mogła zrozumieć ducha umartwienia i pokuty i z takim zapałem mu się oddać. Wydaje mi się, że była to najpierw szczególna łaska, której Bóg za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi chciał udzielić, a potem widok piekła i nieszczęścia dusz, które się tam dostają. Niektórzy ludzie, nawet pobożni, nie chcą dzieciom mówić o piekle, żeby ich nie przerażać, ale Bóg nie zawahał się pokazać go trojgu dzieciom, z których jedno miało zaledwie 8 lat.. Hiacynta często siadała na ziemi lub na jakimś kamieniu i zadumana zaczynała mówić: «Piekło, piekło, jak mi żal tych dusz, które idą do piekła, i tych ludzi, którzy tam żywcem płoną, jak drzewo w ogniu.» Drżąc klękała z rękami złożonymi, aby powtarzać modlitwę, której Pani nasza nas nauczyła: 0 mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego Miłosierdzia. Obecnie Ekscelencja rozumie, dlaczego ostatnie słowa tej modlitwy odnoszą się do dusz, które znajdują się w największym lub najbliższym niebezpieczeństwie potępienia.”
Tuż przed swoją śmiercią przebywając w szpitalu w Lizbonie Hiacynta długie godziny spędzała na modlitwie, z jej pokoiku widać było wnętrze kościoła i tabernakulum. Adorowała Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Kilka razy odwiedziła ją Matka Boża. Po tych odwiedzinach zwierzała się siostrze Godinho przekazując jej to, co usłyszała od Matki Bożej.
Między innymi Maryja powiedziała jej, że „najwięcej ludzi trafia do piekła przez grzechy nieczystości”. Mówiła również: „Gdyby ludzie wiedzieli, czym jest wieczność, na pewno uczyniliby wszystko, by odmienić swoje życie. Pojawią się na świecie mody, które będą obrażać naszego Pana. Ludzie, którzy służą Bogu, nie mogą być niewolnikami mody. W Kościele nie ma miejsca na mody. Bóg jest zawsze ten sam.”
Według relacji s. Łucji Franciszek, w przeciwieństwie do swojej siostry Hiacynty, był mniej przejęty wizją piekła, „choć zrobiła na nim wielkie wrażenie. Całą swoją uwagę skupił na Bogu, który jest Trójcą Przenajświętszą w tym świetle ogromnym, które nas przenikało do głębi duszy. Potem powiedział: myśmy płonęli w tym świetle, które jest Bogiem, i nie spaliliśmy się. Jakim jest Bóg, tego nie można by powiedzieć. Tego właśnie nikt nie zdoła wypowiedzieć.”
************************************************************************
„Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).
************************************************************************
ŻYWY RÓŻANIEC
Bogu niech będą dzięki!
Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. (Uroczystości beatyfikacyjne były zaplanowane na 7 czerwca 2020 roku, ale nie odbyły się z powodu pandemii). Ks. Prymas święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk Księdza Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.
Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
**
INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA WRZESIEŃ 2020
Intencja powszechna:
o szacunek dla zasobów planety.
Módlmy się, aby zasoby planety nie były rabowane, ale dzielone w sposób uczciwy i z poszanowaniem.
więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja na wrzesień
***
Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji:
Za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
Za papieża Franciszka, aby Duch Święty go prowadził, a św. Michał Archanioł strzegł.
O Matko nasza, Matko miłości! Niechaj doznamy Twojej litości, bośmy okryci grzechów ranami: Ucieczko grzesznych, módl się za nami!
***
Intencja dla Róży św. Moniki i Matki Bożej Częstochowskiej (II):
Powierzamy Bożej Matce i Jej Synowi, którego życie rozważamy w różańcu, drogi wzrastania dzieci, za które modlimy się w tej Róży.
************************************************************************
************************************************************************
W Chrystusie cierpi Bóg odrzucony przez swe stworzenie
Ważne słowa św. Jana Pawła II o miłości, krzyżu i cierpieniu.
**
*Nie ma zła, z którego Bóg nie mógłby wyprowadzić większego dobra. Nie ma cierpienia, z którego nie mógłby uczynić drogi prowadzącej do Niego. (“Pamięć i tożsamość”).
*Cierpienie ma służyć nawróceniu, czyli odbudowaniu dobra w podmiocie, który w wezwaniu do pokuty może rozpoznać Miłosierdzie Boże. Pokuta ma na celu przezwyciężenie zła, które pod różną postacią drzemie w człowieku, oraz ugruntowanie dobra zarówno w nim samym, jak też w stosunkach z innymi, a zwłaszcza z Bogiem. (List Apostolski Salvifici Doloris).
*Krzyż Chrystusa rzuca tak przenikliwie zbawcze światło na życie człowieka, a w szczególności na jego cierpienie, ponieważ przez wiarę trafia do niego wespół ze Zmartwychwstaniem: tajemnica pasyjna zawarta jest w tajemnicy paschalnej. Świadkowie męki Chrystusa są zarazem świadkami Jego Zmartwychwstania. Pisze Paweł: “bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim… przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodobniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych”. (List Apostolski Salvifici Doloris).
*Uczestnicy cierpień Chrystusowych mają przed oczyma paschalną tajemnicę Krzyża i Zmartwychwstania. W tajemnicy tej Chrystus zstępuje niejako do ostatecznych granic słabości i obezwładnienia człowieka – wszak kona przybity do Krzyża. Jeśli równocześnie w słabości tej dopełnia się Jego wyniesienie, potwierdzone mocą Zmartwychwstania, to znaczy, że słabości wszelkich cierpień człowieka może przeniknąć ta sama Boża moc, która objawiła się w Krzyżu Chrystusa. W tym zrozumieniu: cierpieć – to znaczy stawać się jakby szczególnie podatnym, szczególnie otwartym na działanie zbawczych mocy Boga, ofiarowanych ludzkości w Chrystusie. W Nim Bóg potwierdził, że chce działać szczególnie poprzez cierpienie, które jest słabością i wyniszczeniem człowieka – i chce w tej właśnie słabości i wyniszczeniu objawiać swoją moc. (List Apostolski Salvifici Doloris).
*Poprzez wieki i pokolenia stwierdzono, że w cierpieniu kryje się szczególna moc przybliżająca człowieka wewnętrznie do Chrystusa, jakaś szczególna łaska. tej łasce zawdzięcza swoje głębokie nawrócenie wielu świętych, jak choćby św. Franciszek z Asyżu czy św. Ignacy Loyola i wielu innych. (List Apostolski Salvifici Doloris).
*W Krzyżu Chrystusa nie tylko Odkupienie dokonało się przez cierpienie, ale samo cierpienie ludzkie zostało też odkupione. (List Apostolski Salvifici Doloris).
*Cierpienie nie jest karą za grzechy ani nie jest odpowiedzią Boga na zło człowieka. Można je zrozumieć tylko i wyłącznie w świetle miłości Bożej, która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje. (…) Trzeba zawierzyć Bożej Miłości, jak dziecko. (Olsztyn, 6 czerwca 1991).
*Cierpienie ukrzyżowanego Boga nie jest tylko jakimś rodzajem cierpienia pośród innych, mniejszym czy większym bólem, lecz nieporównywalną miarą cierpienia. Chrystus, cierpiąc za nas wszystkich, nadał cierpieniu nowy sens, wprowadził je w nowy wymiar, w nowy porządek: w porządek miłości. (“Pamięć i tożsamość”).
*W odkupieńczej perspektywie męka Chrystusa poprzedza zmartwychwstanie. A więc również i ludzie są włączeni w tajemnicę Krzyża, by uczestniczyć z radością w tajemnicy zmartwychwstania. (…) Nie można zrozumieć tego błogosławieństwa, jeśli się nie uzna, że życie ludzkie nie ogranicza się do czasu spędzonego na ziemi, ale zwrócone jest całkowicie ku doskonałej radości i pełni życia w wieczności. (Katechezy – Kościół, 27 kwietnia 1994).
*Oto paradoksalna tajemnica miłości: w Chrystusie cierpi Bóg odrzucony przez swe stworzenie: “nie wierzą we Mnie”! I równocześnie z głębi tego cierpieniu, a pośrednio – z głębi grzechu, że “nie uwierzyli” – Duch wyprowadza nową miarę obdarowania człowieka i stworzenia od początku. W głębi tajemnicy Krzyża działa Miłość, która przywodzi człowieka na nowo do uczestnictwa w życiu, jakie jest w Bogu samym. (Encyklika Dominum et Vivificantem).
Gość Niedzielny.pl
************************************************************************
Lamentacja twardej Heleny
**
Modlitwę na ścianie katowni wyryła wybitym zębem. Henryk Mikołaj Górecki napisał do jej słów muzykę, która wbija się w serce…
Nawet teraz, po 76 latach od uwięzienia, niektórzy mówią i piszą: „nie przeżyła Palace”. Owszem, przeżyła. Ukrywała się, potem wyszła za mąż, zmieniła imię. Urodziła pięcioro dzieci, a zmarła dopiero w 1999 roku. Helena Wanda Błażusiakówna-Pawlik, pseudonim Lena, do końca nie opowiadała niemal wcale o swoim bohaterstwie. Czas, by w końcu poznał ją świat.
Opowieść najstarszej córki
– Mama urodziła pięcioro dzieci. Była wobec nas bardzo wymagająca. Kochająca, ale surowa – opowiada Bogumiła Stanek. – Wychowywała nas w duchu patriotycznym, ale o swojej walce nigdy nie opowiadała. Dowiadywaliśmy się przypadkiem, a potem opowiedziała więcej mojemu mężowi. Nie chciała należeć do stowarzyszeń zrzeszających kombatantów. Do Światowego Związku Żołnierzy AK wstąpiła dopiero pod koniec życia, za naszą namową. Właściwie sami ją zgłosiliśmy. Oficjalne członkostwo przyszło do nas po jej śmierci.
Rodzinie zależało, by bezcenne wspomnienia matki zostały spisane. By pamięć o dzielnej dziewczynie, męczonej w katowni Podhala, przetrwała. Pani Bogumiła opowiada jeszcze o skromności swej matki: – Mama nie lubiła się fotografować. Dlatego w archiwum rodzinnym właściwie nie mamy jej zdjęć – mówi. – Zachowało się tylko jakieś powojenne zdjęcie znad morza. Pamiętam, że gdy próbowaliśmy raz znienacka sfotografować ją, gdy coś gotowała w kuchni, szybko zakryła twarz fartuchem.
Może to skromność, a może przyzwyczajenie z okupacyjnej młodości? Gdy dyskrecja i głęboka konspiracja ratowały życie? A przecież i za komuny „Lena” musiała ukrywać przeszłość w AK.
Córka Pika
Życiorys Heleny Błażusiak-Pawlik, który napisała wiele lat po wojnie, jest dojmująco krótki. W żołnierskich słowach „Lena” raportuje: „Urodziłam się 4 lutego 1926 roku w Szczawnicy, jako córka Stanisława Błażusiaka i jego żony Zofii z domu Hurkała. Szkołę podstawową ukończyłam w Szczawnicy, po której pomagałam rodzicom w domu. Wybuch wojny w 1939 roku zastał mnie i naszą rodzinę w Szczawnicy. Mój ojciec Stanisław Błażusiak ps. Pik i starszy mój brat Stanisław Franciszek od jesieni byli zaprzysiężonymi przewodnikami Komórki Służby Zwycięstwu Polski w Szczawnicy. Przeprowadzali żołnierzy i oficerów WP po wojnie obronnej z 1939 roku, z Nowego i Starego Sącza do Szczawnicy. Przeprowadzani wojskowi byli zakwaterowani w naszym domu i w innych domach mieszkańców Szczawnicy w oczekiwaniu na kuriera, który przeprowadzał ich ze Szczawnicy przez Słowację na Węgry”.
Kilkunastoletnia wtedy dziewczyna mocno wspierała ojca i brata. Pisze o tym jednym zdaniem: „W czynnościach zakwaterowania uchodźców pomagałam ojcu i bratu”. Nieodrodna. Dlatego mówili na nią „córka Pika”, bo tak samo jak ojciec była odważna i dyskretna. Nieustępliwa i nastawiona na działanie. – Jej starszy brat, mój wuj, miał pseudonim „Orzełek”. Ona była po prostu córką patrioty i siostrą patrioty. Mogła rosnąć tylko na patriotkę – opowiada pani Bogumiła. Córka Pika dorastała wraz z toczącą się wojną. Wiele widziała. Dokonywała dojrzałych wyborów. Walkę podejmowała już własną…
Skończyła 18 lat, a trzy miesiące później została żołnierką. „W maju 1944 roku zostałam zaprzysiężona przez komendanta placówki ZWZ-AK „Slec I” Szczawnica, por. dr. Adama Czartoryskiego ps. Szpak do konspiracji jako łączniczka na trasie Szczawnica – Schronisko na Lubaniu. Tam był punkt kontaktowo-noclegowy i instruktażowy dla przechodzących oddziałów partyzanckich. W schronisku leczyli swoje rany ranni partyzanci polscy AK i radzieccy”.
Pod koniec lipca 1944 roku wybucha powstanie szczawnickie. Szczawnica dołącza w ten sposób do akcji „Burza”, chce walczyć z niemieckim okupantem. Jednak powstanie upada i cała rodzina musi się ukrywać. Chronią się w lesie, ponieważ poszukuje ich Gestapo. Helena przechodzi na punkt kontaktowy ZWZ-AK na Lubaniu, do kpt. Ernesta Durkalca ps. Sław. Prowadzi kuchnię dla ukrywających się i załogi, opiekuje się rannymi. We wrześniu zapewne Gestapo otrzymuje donos. Rozpoczyna się obława. „25 września 1944 roku, wczesnym rankiem, Niemcy (…) urządzili obławę na partyzantów ukrywających się w schronisku. Zostaliśmy wszyscy, 16 osób, aresztowani”.
W czasie sprowadzania jeńców z Lubania niektórym udało się uciec, dwie osoby zostały rozstrzelane. – Mama też chciała uciekać, ale jedna z pojmanych kobiet, trzymając ją kurczowo za rękę, nie pozwalała – prosiła, żeby nie ryzykowała postrzału. Mama jej posłuchała i tak trafiła do Czorsztyna, do siedziby Gestapo – opowiada pani Bogumiła. – Tam mamę przesłuchiwano. W końcu postawili ją przy murze, na rozstrzelanie. Odstąpili od tego zamiaru w ostatniej chwili. Chcieli wiedzieć więcej, wydobyć ważne informacje, dlatego zapewne przewieziono matkę i kilka osób do katowni Gestapo, do Palace w Zakopanem.
W Palace
Przedwojenny ekskluzywny pensjonat przy ul. Chałubińskiego w czasie wojny został przez Niemców zamieniony w miejsce kaźni. „Lena” o swojej męczarni pisze krótko: „Na Gestapo już od pierwszego dnia zaczęła się gehenna: przesłuchania, bicia, wieszanie na drzwiach itp. Tam też miałam wybite zęby”.
Więcej o Palace nie pisze. Po wielu latach o tym, co ją spotkało, opowie zięciowi. Ale też w bardzo oszczędnych słowach. Bo kto może dziś zrozumieć tamten czas i tamte tortury – bicie, polewanie lodowatą wodą? Kto zrozumie śmierć z zamarznięcia i maleńkie cele, w których jednocześnie przebywało po kilkadziesiąt stłoczonych, poranionych osób? Kto zrozumie tamto cierpienie, krew na ścianach i podłodze? Tu przez lata okupacji Niemcy zamordowali około 250 osób, a torturowali nawet 4 tysiące. – Mama musiała cierpieć niewyobrażalnie. Tym bardziej że Niemcy wściekli byli na tych, którzy nikogo nie sypnęli mimo tortur, a najbardziej na kobiety – mówi pani Bogumiła. – Mój dziadek, gdy matkę pojmali, miał powiedzieć do swoich dowódców: „Nie bójcie się, ona nikogo nie wyda”. On znał najlepiej swoją córkę. Nie sypnęła nikogo.
Modlitwa Heleny
„Nie wiadomo, czy Helena przeżyła pobyt w Palace i czym wyskrobała swoją modlitwę na ścianie. Może kawałkiem cegły” – do niedawna można było przeczytać w dostępnych źródłach. Dwa błędy w jednej informacji. Po pierwsze: przeżyła. Po drugie: modlitwę wydrapała na ścianach swojej celi własnym wybitym zębem. Osiemnastolatka pozostawiła wstrząsający ślad:
„Mamo, nie płacz, nie.
Niebios Przeczysta Królowo,
Ty zawsze wspieraj mnie.
Zdrowaś Mario, Łaskiś Pełna
…
Zakopane »Palace«, cela nr 3, ściana nr 3. Błażusiakówna Helena Wanda, lat 18, siedzi od 25 września 44”.
W Palace przebywa siedem tygodni. „Dnia 22 listopada 1944 roku zabrali kilkanaście osób (…) do samochodu i pojechaliśmy na stację kolejową pod eskortą rzekomo do obozu (…). Jak pociąg dojeżdżał do lasku, nagle było słychać ostrą strzelaninę, pociąg zwolnił, partyzanci wyłamali drzwi, kazali nam wyskakiwać gdzie kto może i uciekać”. Helena została odbita i uwolniona.
Nocą przeszła przez góry do Nowego Targu. Nad ranem „weszłam do pierwszego lepszego napotkanego domu, tam dostałam spódnicę i dużą chustkę. (…) Wieczorem byłam w Szczawnicy u dziadków”. Trudne przejścia dały o sobie znać: ciężko zachorowała i do końca wojny przebywała w szpitalu. Personel wiele ryzykował, by ją leczyć w pełnej konspiracji.
Po wojnie skończyła technikum ekonomiczne, wyszła za mąż w Wadowicach, gdzie pracowała. Zaczęła oficjalnie używać drugiego imienia. Wanda Pawlik musiała uważać na władze komunistyczne. Takich jak ona osadzano w więzieniach i skrytobójczo mordowano. Zdarzały się donosy. Mimo że zmieniła miejsce zamieszkania, ktoś ją rozpoznał i wyrzucono ją z pracy. „Dostałam taką opinię (…), że od razu z pracy mnie wyrzucono. Dopisek na opinii był taki: rodzina AK, wrogowie klasowi”.
Symfonia
W latach 70., trzydzieści lat po wojnie, do piwnic Palace schodzi Henryk Mikołaj Górecki. Wstrząśnięty tym, co widzi, śladami krwi, wyrytymi napisami, notuje słowa – modlitwę Heleny. Umieści je w III Symfonii op. 36 – „Symfonii pieśni żałosnych”, która powstała w Katowicach w 1976 roku. Prawykonanie odbywa się w kwietniu 1977 roku. Śpiewa polska sopranistka Stefania Woytowicz. Słowa Heleny znajdą się w części drugiej dzieła, o której Górecki napisze, że „jest rodzajem lamentacji o prostej budowie ABABC”.
Symfonia w Polsce była mocno krytykowana, została doceniona dopiero po latach. Na Zachodzie od premiery nie schodziła wiele tygodni z… popularnych list przebojów.
Przesłanie córki
Pani Bogumiła kończy opowieść: – Dumna jestem z matki. To wielka bohaterka. Ale takich jak ona było więcej. Jesteśmy wielkim narodem, mądrym i patriotycznym. I nie pozwólmy sobie wmówić, że jest inaczej. Trzeba wierzyć w siebie, wierzyć w drugiego człowieka. I przyjmować krzyże, bo każdy ma swój…
Helena Wanda Błażusiak-Pawlik, pseudonim Lena, zmarła 25 lipca 1999 roku. Jest pochowana w Wadowicach na cmentarzu parafialnym. •
Agata Puścikowska/GOŚĆ NIEDZIELNY 33/2020
************************************************************************
Duży pokój stał się kaplicą. To była piękna niedziela z Eucharystią on-line
fot. archiwum prywatne/Jarosław Kumor | 19/03/2020
**
„Bóg przekracza totalnie nasze ograniczenia i nawet jeżeli jesteśmy daleko od ołtarza, On chce do nas przychodzić. Ma na to swój sposób” – powiedział kapłan na początku naszej Eucharystii on-line w ostatnią niedzielę.
Swojski klimat
Dzięki Bogu nie było mi trudno wyjść ze schematu „chodzenia do kościoła” i wejść na tory myślenia o dobru wspólnoty wiernych, zwłaszcza kiedy dowiedziałem się, że jako Droga Odważnych zorganizujemy Eucharystię transmitowaną na naszym portalu www.odwazni.pl – Eucharystię wśród braci i ich rodzin, w łączności z ludźmi, którzy są nam bardzo bliscy i z którymi poprzez czat mogliśmy mieć na bieżąco kontakt. A zatem ta niedziela od rana wyglądała dość standardowo i pośpiech, który często niestety nam towarzyszy przy wychodzeniu do kościoła, był obecny również i teraz.
Nasz domowy „ołtarz” nakryliśmy białym obrusem. Była okazja, by wyjąć krucyfiks i świece nie tylko na wizytę księdza. Ubraliśmy się odświętnie, a dla naszych dzieci była to okazja, by wystroić się trochę po swojemu – w taki sposób, którego pewnie nie zaakceptowalibyśmy przy normalnym wyjściu do kościoła (vide diadem – tudzież korona – bransoletki i buty widoczne na zdjęciach). Było to ważne. Dzieciom łatwiej było przyjąć do wiadomości, że to również jest msza święta, mimo że nie wychodzimy tym razem z domu. Duży pokój stał się naszą „kaplicą” i trzeba przyznać, że dzieciaki nie wyobrażały sobie, by ni stąd ni zowąd np. pójść do swojego pokoju i się pobawić. Dla nas z kolei były to pewne zewnętrzne znaki, które ułatwiły nam wejście w głąb tej tak szczególnej dla Kościoła modlitwy.
„W Duchu i prawdzie”
Zaprzyjaźniony kapłan i osoby, które czuwały nad transmisją oraz wielu przyjaciół na czacie dało nam na swój sposób poczucie wspólnoty. Nie było więc trudno skupić się na Liturgii Słowa, która (mam wrażenie) była w tym dniu wycelowana w punkt. Towarzyszyła mi myśl, że sam Bóg jasno wypowiedział się o tym co tutaj się dzieje i nie mam wątpliwości, że miał tego dnia wielu czcicieli, którzy oddawali Mu cześć „w Duchu i prawdzie”. (por. J 4, 23)
Oczywiście nie zabrakło stałych coniedzielnych elementów dziecięcej niecierpliwości i pytań, czy długo jeszcze. To też dało nam specyficzne rodzicielskie poczucie, że zdecydowanie jesteśmy na Eucharystii, a nie na jakiejś jej imitacji.
„Bóg chce, żebyś przyjął Go duchowo”
Kiedy przyszedł czas komunii, spodziewałem się jakiegoś obszernego wprowadzenia nas przez kapłana w to doświadczenie. Usłyszeliśmy: „Wzbudź w sobie pragnienie Jezusa. Kościół działa niesamowicie, bo Bóg działa niesamowicie. Nie możesz przyjąć ciała i krwi, ale Bóg chce, żebyś przyjął Jego samego duchowo, a On przyjdzie z tymi samymi owocami”.
Doświadczenie komunii duchowej nie wiązało się dla nas z żadnymi uniesieniami. Emocje, owszem, były, ale ich źródłem były nasze dzieciaki, które już wtedy „jechały na oparach”, ale z drugiej strony nie jest to nic nowego i nie przeszkodziło nam, by zaprosić Jezusa do serca i odczuć wielką radość z faktu, że On jest wierny i przychodzi.
Nie tylko Eucharystia – zapraszamy codziennie!
Nie miałem wątpliwości, że w naszym domu wydarzyło się coś szczególnego i dotychczas niespotykanego. Na Drodze Odważnych w czasie epidemii będzie to stały coniedzielny element.
W normalnych warunkach nasz program formacyjny w swojej podstawowej formie zakłada jeden maksymalnie 15-minutowy materiał dziennie. Teraz jest inaczej. Po rejestracji na Drodze Odważnych dostajemy dodatkowo codzienny program na poranek i na wieczór. O poranku otrzymujemy materiały do spotkania ze Słowem Bożym – film ze Słowem i komentarzem oraz (w poniedziałki, środy i piątki) spotkanie z jednym z liderów Drogi Odważnych w formie transmisji na żywo wokół tematów związanych z rozwojem osobowym, duchowym lub przywództwem. By każdy z użytkowników mógł lepiej się odnaleźć w naszych porannych działaniach, otrzymuje płatny w normalnych warunkach „Planomax” (www.chceplanomax.pl) na ostatnie tygodnie marca.
Z kolei wieczory to wspólna modlitwa w gronie rodzin mężczyzn z Drogi Odważnych i kobiet z projektu uBOGAcONA (www.ubogacona.pl). O 21:00 łączymy się na żywo na dziesiątek Różańca i śpiewamy Apel Jasnogórski.
Zawalcz o ten czas
By być w tym z nami i doświadczać nie tylko tych codziennych elementów, ale też szeregu innych działań, które szczególnie w tym czasie podejmujemy, wystarczy zarejestrować się na Drodze Odważnych. Czy to nam zapewni dobre owoce tego tak długiego czasu w domu? Nie. To nam da dobre narzędzia, by o te owoce zawalczyć. Taką walką była dla mnie ta szczególna i piękna Eucharystia i taką walką o siebie i swoich bliskich jest dla mnie ta codzienna formacja. Podejmiesz wyzwanie?
Jarosław Kumor/Aleteia
************************************************************************
Benedykt XVI najstarszym papieżem w historii
Fot. © Mazur / catholicnews.org.uk
**
Benedykt XVI jest od dzisiaj najstarszym wiekiem spośród wszystkich papieży w historii. Były biskup Rzymu, który ma obecnie 93 lata i zasiadał na Stolicy Piotrowej w latach 2005-13, w środę 2 września kończy 34 108 dni życia, wyprzedzając Leona XIII (Vincenzo Gioacchino Pecciego; 2 marca 1810-20 lipca 1903), który zmarł po 25 latach urzędowania.
Urodzony 16 kwietnia 1927 Benedykt XVI z końcem lutego 2013 jako pierwszy papież od ponad siedmiu wieków ustąpił z urzędu. Od tego czasu mieszka w byłym klasztorze Mater Ecclesiae na terenie Ogrodów Watykańskich. Joseph Ratzinger jest obecnie “Papa emeritus” – “papież senior” i nadal nosi białe szaty, które – zgodnie z wielowiekową tradycją – zastrzeżone są tylko dla biskupów Rzymu.
Papież senior jako następca papieża św. Jana Pawła II kierował Kościołem katolickim od 19 kwietnia 2005 do swojego ustąpienia 28 lutego 2013. W dziejach Kościoła katolickiego był 265. papieżem. Przybrał imię Benedykta nawiązując do “papieża pokoju” Benedykta XV oraz patrona Europy i założyciela zakonu benedyktynów, św. Benedykta z Nursji. Był też pierwszym Niemcem na tym urzędzie od czasów Wiktora II (1055-57). Przed wyborem na następcę św. Piotra był w latach 1983-2005 prefektem Kongregacji Nauki Wiary i pełniąc ten jeden z najważniejszych urzędów watykańskich był najbliższym współpracownikiem papieża Polaka.
Dotychczas najstarszym papieżem był Leon XIII, który zmarł w wieku 93 lat, 4 miesięcy i 18 dni, następnie Klemens XII (7 IV 1652-6 II 1740, papież od 12 lipca 1730) – w chwili śmierci liczył prawie 88 lat. Po nim z kolei “na podium” znalazł się Klemens X (12 VII 1590-22 VII 1676, wybrany na Stolicę Piotrową 29 IV 1670) – zmarł w 10 dni po swych 86. urodzinach. Prawie 86 lat (brakowało mu 3 miesięcy i 6 dni) przeżył bł. Pius IX (13 V 1792-7 II 1878, papież od 16 VI 1846), którego ponad 31-letni pontyfikat jest najdłuższy w nowożytnych dziejach Kościoła.
02 września 2020/KAI/Rzym Ⓒ Ⓟ
************************************************************************
Tajemnica wypadku kard. Jaworskiego.
Jan Paweł II wierzył, że krew przyjaciela była przelana dla niego
OSSERVATORE ROMANO / AFP | EAST NEWS
**
Ks. Jaworski cudem uniknął śmierci, ale stracił w tym strasznym wypadku lewą rękę. Gdy kard. Wojtyła go wreszcie zobaczył, rozpłakał się jak dziecko. Prof. Swieżawskiemu opowiadał później kilkakrotnie, że jego kardynalat został okupiony krwią bliskiego mu kapłana.
Moje spotkanie z kard. Jaworskim
Był koniec lat 90. ubiegłego wieku. W Przemyślu odbywało się Sympozjum Biblistów Polskich, na które przyjechałem, będąc wciąż jeszcze studentem Uniwersytetu Warszawskiego. Jeden z dni tego naukowego wydarzenia przeznaczono na wyjazd do Lwowa.
Granica polsko-ukraińska była, jak się zdaje, nieco łatwiejsza do przebycia niż dziś. Autokar długo nie czekał na przejściu w Medyce i dość szybko trafiliśmy do miasta nad Pełtwią. Tam w łacińskiej katedrze czekał już na uczestników przemyskiego sympozjum abp Marian Jaworski.
Pamiętam, że przywitał nas bardzo serdecznie. Przypomniał, że znajdowaliśmy się w miejscu, gdzie 1 kwietnia 1656 r. – gdy Rzeczpospolita krwawiła pod nawałą potopu szwedzkiego – król Jan Kazimierz podczas uroczystej mszy tuż przed odśpiewaniem „Agnus Dei” złożył przed ołtarzem berło i koronę. A po przystąpieniu do Komunii świętej padł na kolana przed obrazem Matki Boskiej Łaskawej i odczytał napisany przez św. Andrzeja Bobolę tekst słynnych ślubów, w którym Maryja została ogłoszoną Królową Korony Polskiej.
Homilia arcybiskupa dotyczyła już jednak czegoś innego. Ów znany w Europie filozof religii mocno podkreślał, że bez Biblii chrześcijaństwo nie mogłoby być religią. Nie miałoby w sobie więziotwórczego pierwiastka (jednym ze znaczeń łacińskiego słowa religio jest właśnie „więź”), nie stałoby się Kościołem. Dlatego ważna powinna być dla chrześcijan (i to wszystkich, a nie tylko dla protestantów) lektura Pisma Świętego we wspólnocie.
Lwów, okupacja i kapłaństwo
Pamiętam, że podczas tamtego pobytu we Lwowie przypomniałem sobie, że o arcybiskupie Jaworskim po raz pierwszy usłyszałem od prof. Stefana Swieżawskiego. Miałem zaszczyt chodzić na seminarium domowe tego wybitnego historyka filozofii średniowiecznej, na którym tłumaczono „Traktat o Bogu” św. Tomasza z Akwinu. Profesor, który przed II wojną światową studiował, a potem podjął pracę naukową na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, bardzo był rad, że w 1991 r. ordynariuszem odnowionej łacińskiej archidiecezji ze stolicą w mieście jego młodości został właśnie bp Marian Jaworski (od 1984 r. administrator apostolski w Lubaczowie).
Swieżawski znał go dobrze. Wiedział, że był lwowianinem z urodzenia, któremu przyszło uczęszczać do szkoły średniej za okupacji sowieckiej i niemieckiej, a maturę w 1945 r. zdawać ponownie pod kuratelą sowieckich speców od edukacji. W tamtym pamiętnym roku zakończenia II wojny światowej – dokładnie 1 sierpnia – 19-letni Marian wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Lwowie.
Jako kleryk w rodzinnym mieście spędził jednak tylko niecałe dwa miesiące. Już pod koniec września abp Eugeniusz Baziak musiał podjąć decyzję o natychmiastowej ewakuacji swej archidiecezjalnej uczelni dla przyszłych kapłanów do Kalwarii Zebrzydowskiej. To właśnie w tamtejszym sanktuarium w 1950 r. Marian Jaworski przyjął święcenia kapłańskie.
Silna przyjaźń z Karolem Wojtyłą
Rok później udał się do Krakowa, by podjąć pracę nad doktoratem. Wtedy właśnie spotkał się z nieco starszym od siebie kolegą – ks. dr. Karolem Wojtyłą. Obu kapłanów połączyły więzy silnej przyjaźni opartej na dzielonych przez obu duchowych i intelektualnych fascynacjach.
Byli tak bliscy sobie, że, gdy Wojtyła w 1958 r. został biskupem pomocniczym w Krakowie, poprosił ks. Jaworskiego, by zamieszkał razem z nim przy ul. Kanoniczej 21. Właśnie z tamtych czasów pamiętał go zaprzyjaźniony z Wojtyłą prof. Swieżawski.
Ks. Jaworski – także wtedy, gdy był już biskupem i kardynałem – konsekwentnie odmawiał publicznych wypowiedzi na temat swego krakowskiego przyjaciela. Indagowany w tej sprawie w latach 90. uciął krótko: „On jest papieżem w Watykanie, a ja biskupem we Lwowie”.
Kardynalat okupiony krwią
Mało kto w Polsce i na świecie wiedział, że Jan Paweł II wierzył, że swoją misję w Kościele mógł realizować dzięki ofierze swego pochodzącego ze Lwowa kolegi. Wiedział o tym prof. Swieżawski i od niego po raz pierwszy usłyszałem taką oto dramatyczną opowieść.
W 1967 r., gdy Karol Wojtyła był już arcybiskupem krakowskim, papież Paweł VI wyniósł go do godności kardynała. Uroczystość wręczenia kardynalskich insygniów w Rzymie zbiegła się jednak w czasie z rekolekcjami dla księży diecezji warmińskiej, które długo wcześniej metropolita krakowski obiecał prowadzić. Abp Wojtyła poprosił wtedy ks. Mariana Jaworskiego o zastępstwo.
Ten 3 lipca 1967 r. wsiadł w pociąg z Warszawy do Olsztyna. Za Działdowem doszło do katastrofy kolejowej. Zginęło 7 osób. Ks. Jaworski cudem uniknął śmierci, ale stracił w tym strasznym wypadku lewą rękę. Gdy kard. Wojtyła wrócił do Polski z Rzymu, 11 lipca 1967 r. pojechał do swego leżącego w szpitalu w Działdowie przyjaciela.
Gdy go wreszcie zobaczył, rozpłakał się jak dziecko. Prof. Swieżawskiemu opowiadał później kilkakrotnie, że jego kardynalat został okupiony krwią bliskiego mu kapłana.
Cierpienie przyjaciół
Podobna sytuacja miała wydarzyć się w trakcie konklawe, na którym kardynałowie wybrali 16 października 1978 r. Wojtyłę na papieża. Rozległego udaru doświadczył wtedy inny serdeczny przyjaciel wadowiczanina – bp Andrzej Maria Deskur. W noc po wyborze na tron Piotrowy Jan Paweł II udał się do kliniki Gemelli, by odwiedzić chorego.
Papież wierzył, że swe papiestwo także zawdzięczał cierpieniu bliskiej mu osoby. W ten sposób wypełniały się wedle niego tajemnicze słowa z Listu św. Pawła do Kolosan: „W moim ciele dopełniam braki cierpień Chrystusa za Jego Ciało, którym jest Kościół” (Kol 1,24).
Prof. Swieżawski twierdził, że to jeden z trudniejszych do teologicznej interpretacji fragmentów Nowego Testamentu. Może istotnie zastanawiać, że losy Polaka, który został następcą św. Piotra, posłużyły w XX w. za jego wytłumaczenie.
Filozofia, Bóg i kształcenie księży
Jan Paweł II cenił jednak ks. Jaworskiego nie tylko za okazaną mu przezeń przyjaźń. Uważał, że jego pochodzący ze Lwowa kolega jest również wybitnym filozofem. Obaj byli przekonani, że bez dobrych podstaw filozoficznych teologia jest co najwyżej zbiorem pobożnych zachęt i napomnień.
W czerwcu 2005 r., podczas uroczystości odnowienia swego doktoratu na Uniwersytecie Jagiellońskim, kard. Marian Jaworski swoją filozoficzną drogę przedstawiał następująco:
Refleksja filozoficzna pozwoliła mi głębiej zrozumieć Boga religijnej wiary, odsłoniła mi czym jest religijność i modlitwa. […] Refleksja filozoficzna nad egzystencją ludzką pozwala nam na odsłonięcie tych jej wymiarów, które wskazują na podstawowe odniesienie do Boga, który nie znosi istnienia człowieka, lecz nadaje sens i godność jego bytowi.
Mówił też dalej, że filozofia religii (jej właśnie poświęcił lwią część swych badań)
przyczynia się do wzbogacenia metafizyki i jej wyjścia naprzeciw współczesnego człowieka, który nie tylko pyta: dlaczego Bóg?, ale i po co Bóg? Metafizyka jak gdyby dotyka problemu Boga, On sam jednak wymaga innego sposobu podejścia do Jego tajemnicy. Tego zadania podejmuje się filozofia religii. Wychodzi ona z doświadczenia, by biorąc pod uwagę to wszystko, co człowiekowi, w pełni jego władz, jest bezpośrednio dane, dojść do Absolutu.
Pewnie dlatego ks. Marian Jaworski przez całe swe naukowe życie bardzo dbał o odpowiedni poziom kształcenia w seminariach duchownych zarówno w Krakowie, jak i – w odnowionej przez niego samego w latach 90. – uczelni dla kandydatów na księży we Lwowie. Pytał: „Jeśli ksiądz nie przejdzie porządnych studiów, nie zna dobrze literatury filozoficzno-teologicznej, to jak potem może skutecznie katechizować innych czy wygłaszać dobre kazania?”.
„Dla mnie żyć to Chrystus”
Nie tylko jednak w dbaniu o dobrą formację intelektualną (nie tylko kapłanów, ale i świeckich) wyrażała się troska kardynała o Kościół. Było to szczególnie widoczne w czasie, gdy po prawie 46 latach wrócił do swego rodzinnego miasta, by objąć godność arcybiskupa obrządku łacińskiego. Wiedział, że to bardzo delikatne zadanie.
We współczesnym Lwowie większość chrześcijan stanowią grekokatolicy. Ryt łaciński powszechnie uważa się tam za „polski” (a lwowska katedra łacińska to dla wielu Ukraińców po prostu „polski kościół”). Nie brakuje zatem między chrześcijanami tarć na tle narodowościowym.
Kardynał Jaworski zawsze miał w tej sytuacji gotową, przemyślaną odpowiedź, którą wyłożył jasno w jednym z wywiadów dla Tygodnika Powszechnego:
Nie jesteśmy wspólnotą ani polską, ani ukraińską – tylko rzymskokatolicką. Należymy do Kościoła powszechnego […]. Jako Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie nie konkurujemy z grekokatolikami.
I w czasie tamtej pamiętnej wizyty we lwowskiej katedrze w ramach Sympozjum Biblistów Polskich taka postawa ks. kardynała naprawdę była widoczna. Po zakończeniu mszy świętej kard. Jaworski zaprosił nas na spotkanie z parafianami swej katedry: było wśród nich wielu Ukraińców.
Teraz, gdy życie tego niezwykłego człowieka się dopełniło, myślę o biskupim zawołaniu, które sobie wybrał: „Mihi vivere Christus est” („Dla mnie żyć to Chrystus”). Owo Pawłowe zdanie z Listu do Filipian ma jednak przecież swój ciąg dalszy: „a umrzeć to zysk” (zob. Flp 1,21). Wierzę, że ks. kardynał, który spoczął ostatecznie w krypcie kaplicy cudownego obrazu w Kalwarii Zebrzydowskiej, na ów zysk wieczny zasłużył jak mało kto.
Sebastian Duda/Aleteia.pl/13/09/2020
********************************************************
Prymas Wyszyński był kandydatem do tronu papieskiego.
Dlaczego nie chciał zostać papieżem?
ASSOCIATED PRESS/East NewsKardynał Wyszyński podczas spotkania przygotowującego konklawe w 1963 roku.
**
Kard. Wyszyński zdecydowanie odmawia, podając pięć argumentów. Ale nazajutrz, 16 października 1978 roku, jak wynika z lakonicznych zapisków Prymasa, przejmuje on inicjatywę. Staje się, używając terminologii siatkarskiej, rozgrywającym podczas konklawe.
14 października 1978 r. do Kaplicy Sykstyńskiej wchodzi 111 kardynałów z 49 krajów. Jest wśród nich dwóch purpuratów z Polski. Nikt nie jednak przeczuwa, że za dwa dni wskutek decyzji zgromadzonych dostojników zmieni się bieg historii. Po latach okaże się, że również prymas Stefan Wyszyński był kandydatem do tronu papieskiego. Dlaczego zatem został wybrany kard. Karol Wojtyła, a nie on?
Śmierć Jana Pawła I po zaledwie 33-dniowym pontyfikacie jest ogromnym szokiem także dla kardynałów. Zastanawiają się, co przez to doświadczenie chciał im powiedzieć Duch Święty. Nie mają czasu na dogłębne analizy, bo termin nowego, drugiego już konklawe w roku 1978 zbliża się wielkimi krokami.
Do Kolegium Kardynalskiego dochodzi informacja o manifeście wybitnych ojców soborowych, domagających się charyzmatycznego pasterza. Kardynałowie mają świadomość, że nowy papież powinien być człowiekiem o silnej, wyrazistej osobowości, który byłby zdolny zahamować kryzys w Kościele. Kryzys, który – jak zauważył założyciel Wspólnoty św. Idziego prof. Andrea Riccardi – wynika nie z zewnętrznych czynników, jak w czasach rewolucji francuskiej czy polityki państw ateistycznych, ale pochodzi z wnętrza Kościoła.
Nie do końca spełniają te wymagania dwaj główni faworyci mediów, jak również większości elektorów: z jednej strony arcybiskup Genui kard. Giuseppe Siri, który z trudem przyjmuje zmiany posoborowe inicjowane przez Pawła VI, a z drugiej – arcybiskup Florencji kard. Giovanni Benelli, gwarantujący kontynuację nauczania tego papieża.
Wojtyła powodem konfliktu z Sowietami?
Niektórzy z wpływowych kardynałów niewłoskich stawiają na kandydatów spoza Włoch. Arcybiskup São Paolo kard. Paulo Evaristo Arns oświadcza wprost, że najlepszym pretendentem byłby kard. Karol Wojtyła. O metropolicie krakowskim dużo się mówi przed konklawe w kręgach Kurii Rzymskiej.
Cieszy się tam opinią wspaniałego człowieka, zdolnego pasterza, ale nikt poważnie nie bierze pod uwagę jego kandydatury. Dlaczego? Bo – jak wspomina w wywiadzie dla PAP znakomity watykanista Luigi Accattoli – ich zdaniem „wybór papieża z kraju komunistycznego byłby wielkim zagrożeniem, bo mógłby doprowadzić do konfliktu z sowieckim systemem”.
Daleki od takiego myślenia jest arcybiskup Wiednia kard. Franz König, który jeszcze przed konklawe daje niedwuznacznie do zrozumienia, że Kościół dojrzał do tego, żeby papieżem mógł zostać nie-Włoch. Kardynał ten dobrze orientuje się w realiach socjalistycznych, bo jako pierwszy purpurat z Zachodu odwiedza kraje Europy Środkowo-Wschodniej jako nieformalny przedstawiciel papieża.
Zna arcybiskupa Wojtyłę z jego wizyt w Wiedniu i swoich rewizyt w Krakowie. Ceni jego intelekt, walory moralne i talenty duszpasterskie. W rozmowach z członkami Kolegium Kardynalskiego sonduje możliwość wyboru nie-Włocha i w tym kontekście wymienia nazwisko Wojtyły, lobbując, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, za jego kandydaturą.
Pięć argumentów Prymasa
Kard. König rozmawia także na ten temat z kard. Wyszyńskim. Wedle znanej anegdoty słowa arcybiskupa Wiednia o godnym następcy św. Piotra z Polski Prymas odnosi do siebie, choć jedzie na konklawe z absolutnym przekonaniem, że papieżem powinien zostać Włoch. Znane są jego wypowiedzi sprzed konklawe, zapisuje także to przekonanie w Pro memoria.
Kiedy Prymas i metropolita krakowski spotkali się z innymi purpuratami przed konklawe, kard. Wyszyński zwierzył się mu, że wśród Kolegium Kardynalskiego widzi tyle nowych twarzy i wielu z nich nie zna. Kard. Wojtyła stwierdził natomiast, że zna tu wszystkich. Sami jednak byli dobrze znani purpuratom nawet z odległych krajów.
Kard. Wyszyński cieszył się sławą niezłomnego, bohaterskiego obrońcy Kościoła w państwie rządzonym przez komunistów, kard. Wojtyła, wschodząca gwiazda Kolegium Kardynalskiego, zdobył zaś uznanie jako aktywny uczestnik różnych gremiów watykańskich oraz ten, który głosił rekolekcje dla Ojca Świętego. Jak się wkrótce miało okazać, wielu kardynałów w którymś z dwóch Polaków widziało następcę św. Piotra, czego w historii Kościoła nigdy dotąd nie było. Takiej sytuacji nie przewidzieli nawet wytrawni watykaniści, którzy w gronie papabili, czyli faworytów do tronu papieskiego, nie wymienili żadnego z polskich kardynałów.
Kiedy dwaj główni faworyci włoscy blokują się nawzajem, bo żaden z nich mnie może uzyskać wymaganej większości głosów, w przerwie między głosowaniami zgłasza się do Prymasa grupa elektorów z pytaniem, czy przyjąłby wybór. Kard. Wyszyński zdecydowanie odmawia, podając pięć argumentów. Nocą, pod datą 17 października (wtorek), zapisuje:
- Już wielokrotnie wypowiadałem swoje stanowisko, jeszcze przed wyborem Pawła VI, że Lud Rzymski ma prawo mieć biskupa rzymskiego, z narodu italskiego, niezależnie od tego, że Rzym dziś jest miastem międzynarodowym, na tym stanowisku stoję dziś;
- nadto, uważam, że moje życiowe zadanie, jak bronić Kościoła na Wschodzie centralnej Europy, dla tego celu szukam sprzymierzeńców, jak o tym świadczy ostatnia nasza podróż po Niemczach. Do mnie należy nawet paść na granicy polsko- sowieckiej, gdyby Bóg tego ode mnie zażądał;
- przekroczyłem 77 lat, a papież musi mieć siły do pracy;
- na Stolicy Apostolskiej musi zasiąść człowiek wszechstronnie do tego przygotowany;
- gdyby wybór padł na Kardynała Wojtyłę, uważam, że miałby obowiązek wybór przyjąć, gdyż Jego zadania w Polsce są inne.
Kiedy Prymas orientuje się, że szanse metropolity krakowskiego rosną, staje się gorącym rzecznikiem jego kandydatury.
To Jej dzieło!
Drugiego dnia konklawe wobec niemożności uzyskania przewagi jednego z kandydatów włoskich kard. König podczas posiłków wymienia nazwisko kard. Wojtyły, dając do zrozumienia, że będzie na niego głosował.
Nazajutrz, 16 października, po obiedzie, jak wynika z lakonicznych zapisków Prymasa, przejmuje on inicjatywę. Staje się, używając terminologii siatkarskiej, rozgrywającym. W Pro memoria zapisuje: „Po obiedzie długa moja rozmowa z Kard. Królem, a później z Kard. Königiem. Nic więcej! Później z Kardynałami niemieckimi. Nic więcej!”.
Co to oznacza – wiadomo. Wymienieni dostojnicy należą do grona wpływowych purpuratów, których kard. Wojtyła ma po swojej stronie. Również arcybiskup Filadelfii zna dobrze Wojtyłę, który dwa razy gościł w USA. 8 grudnia 1967 r. – z powodu odmowy władz PRL udzielonej kard. Królowi na odwiedziny w Polsce – metropolita krakowski w jego zastępstwie odbył ingres kardynalski w Siekierczynie k. Limanowej, skąd pochodził ojciec amerykańskiego purpurata.
Można się domyślić, że prymas Wyszyński dyskutuje z kardynałami, których nazwisko znaczy to samo, o tym, jak zmobilizować elektorów niezdecydowanych do postawienia na metropolitę krakowskiego, aby on został „królem kardynałów”, czyli papieżem. Czas poobiedniego wypoczynku jest jednak dla nich bardzo pracowity. „Czuło się ożywienie na korytarzach” – notuje kard. Wyszyński.
„Grupa Prymasa” okazuje się skuteczna, bo ósme głosowanie jest formalnością. Kard. Wyszyński przesuwa się do metropolity krakowskiego, który siedzi za nim w drugim rzędzie, i prosi go o przyjęcie wyboru. „Gdyby Ks. Kardynała wybrano, proszę pomyśleć, czy nie przyjąć imienia Jana Pawła II. Dla włoskiej opinii publicznej byłoby to obrócenie na dobro tego kapitału duchowego, który zebrał Jan Paweł I” – czytamy w Pro memoria.
Podczas homagium obaj płaczą. Prymas wspomina po powrocie do Polski w jednym z kazań: „… usta nasze niemal jednocześnie otworzyły się imieniem Matki Bożej Jasnogórskiej : to Jej dzieło! Wierzyliśmy w to mocno i wierzymy nadal”.
Zaraz potem Prymas wypowie prorocze słowa, które Papież zapisze w swoim testamencie, a po latach powtórzy w Gorzowie Wielkopolskim: „Masz teraz wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie”.
Kard. Wyszyński na gorąco wyraża swój pogląd o tym, dlaczego kardynałowie opowiedzieli się za metropolitą krakowskim.
Co mogło wpłynąć na ten wybór? Nie sposób odpowiedzieć. Być może, że obawa przed aktualnymi 3 kandydatami. Żadnego nie chciano. Gdy wypłynęło nazwisko Karola Wojtyły, miało ono równie koleje w głosowaniach. Ale, gdy 3 kandydaci tracili głosy, zyskiwał głosy Kard. Wojtyła. Ale to tylko mechanika.
Bodaj istotne było to, że Polska, mimo jarzma komunistycznego, zachowała wiarę, jedność z Kościołem, żywą religijność którą podziwiało wielu Kardynałów świata w Polsce, żywą cześć do Matki Najświętszej. Wielu powtarzało: zwycięży Matka Najświętsza. Dzień św. Jadwigi dla Polski chwałą.
Właściwie składano życzenia Kościołowi Polskiemu. Myślę, że obok wysokiej popularności Kardynała na świecie ta właśnie żywa religijność wszystkim dawała wiele do myślenia. Wielu Kardynałów wypowiadało to zdanie. Moja krótka odpowiedź na wszystkie strony: Polska przeżywa wiele upokorzeń i udręki – Deus exaltavit humiles [Bóg wywyższył pokornych].
Opatrznościowy udział
Choć Prymas i Papież są przekonani, że wynik konklawe to zasługa Madonny Jasnogórskiej, Jan Paweł II docenia rolę czynnika ludzkiego. Świadczy o tym, niepublikowany dotąd, jego odręczny list do kard. Wyszyńskiego z 3 listopada 1978 r., w którym Ojciec Święty dziękuje Księdzu Prymasowi za „tak opatrznościowy udział w ostatnim konklawe”. Oto treść tego listu:
† Wasza Eminencjo
Umiłowany Księże Prymasie!
Korzystam z odjazdu Biskupa Bronisława, aby przesłać serdeczne wyrazu czci i miłości – a zarazem podziękować raz jeszcze za tak opatrznościowy udział Księdza Prymasa w ostatnim Konklawe.
Nie muszę już więcej pisać, Wasza Eminencja sam wie, o co chodzi, o czym myślę. To są drogi Boże, które tym bardziej nam się uświadamiają, im bardziej nieoczekiwanie objawia się ich zobowiązujące znaczenie. Ksiądz Prymas wie, że miał bezpośredni udział w objawieniu się tego właśnie zobowiązującego znaczenia na tle całego przebiegu Konklawe, a w szczególności w dniu 16 października, w uroczystość świętej Jadwigi.
Pragnę także raz jeszcze podziękować Waszej Eminencji, a także przez Księdza Prymasa całemu Episkopatowi Polski, wszystkim moim Braciom w biskupstwie za Ich tak liczny udział w początkach nowego pontyfikatu.
O szczegółach nie piszę. Przekazuję je wszystkie, które w tej chwili pamiętam, Biskupowi Bronisławowi, który z pewnością dokładniej to powtórzy, niż można by napisać w wąskich rozmiarach tego listu.
Nie potrzebuję też mówić, jak bardzo liczę na wsparcie duchowe, na modlitwę Waszej Eminencji i całej Polski. Wiem, że tak się dzieje – więc przede wszystkim wyrażam podziękowanie. A dziękując – przez to samo najbardziej proszę, bo taka już jest „ekonomia wdzięczności”.
Raz jeszcze powtarzam wyrazy serdecznej czci i oddania w Chrystusie Panu i Jego Matce – naszej Jasnogórskiej Pani.
Jan Paweł II
3.XI.1978.
Prymas i Papież rozumieli się w pół słowa. Ale i my po przeczytaniu tego fragmentu nie mamy wątpliwości, że Jan Paweł II dziękuje kard. Wyszyńskiemu za to, że w sposób zasadniczy przyczynił się do jego wyboru na Papieża.
Prymas wyraża na gorąco przypuszczenie, że wybór Papieża z Polski może „przyhamować akcję ateistyczną, płynącą z ZSRR, gdy Moskwa zorientuje się, że w centralnej Europie wyrosła niespodziewanie nowa siła”. I dodaje za starcem Symeonem: „Teraz puszczasz swego sługę, Panie, ponieważ moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś przed obliczem wszystkich narodów”.
Zanim to się stanie, Prymas przeżyje chwile wielkiej chwały, kiedy podczas homagium 22 października 1978 r. Papież – w bezprecedensowym geście podniesie go z klęczek i ucałuje w rękę – i kilka miesięcy później, kiedy w czerwcu 1979 r. będzie gospodarzem ze strony Episkopatu Polski pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny.
Grzegorz Polak/Aleteia.pl/03/08/2020
Jest to fragment książki Grzegorza Polaka, „Najbardziej lubił nasturcje. Nieznane fakty z życia Prymasa Wyszyńskiego”, Wydawnictwo M i Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego 2020.
************************************************************************
Szkocja: spełniają się obawy Orwella. Czy Pismo Święte będzie zakazane?
W społeczeństwach zachodnich już teraz dzieje się to, przed czym ostrzegał Orwell w „Folwarku zwierzęcym”, wszyscy są równi, ale niektórzy są równiejsi – uważa wiceprzewodniczący Episkopatu Szkocji, odnosząc się do projektu nowego prawa przeciw podżeganiu do nienawiści.
Jak zauważa biskup John Keenan, niektóre „podstawowe prawa człowieka” okazują się bardziej podstawowe niż inne. Swoboda sumienia i wyznawania religii muszą ustąpić miejsca prawu do własnego stylu życia seksualnego. Hierarcha podkreśla, że nowe prawo stanowi zagrożenie dla Kościoła. Nie pozwala też wielu ludziom być wiernymi swym sumieniom i swobodnie wyrażać własną opinię.
Od kwietnia szkocki rząd forsuje nowe prawo, rzekomo przeciw podżeganiu do nienawiści, choć sprzeciwia się temu dwie trzecie społeczeństwa oraz wiele instytucji. Kościół, jak mówi biskup Keenan, nie ma nic przeciwko zapobieganiu nienawiści, ale obawia się, że nowe prawo poważnie ograniczy wolność słowa. Niepokojące jest to, że aby uznać czyjąś winę, sąd nie będzie musiał wykazać, że oskarżony rzeczywiście chciał podżegać do nienawiści. Wystarczy, że jego gest czy zachowanie zostaną zinterpretowane w ten sposób.
Kościół obawia się również pojęcia „materiały prowokacyjne”, którym operuje nowe prawo. Jeśli zostanie ono przyjęte, za materiały prowokacyjne z łatwością będzie można uznać Pismo Święte oraz katechizm, bo nie aprobują one aktów homoseksualnych. Nowe prawo jest bowiem bardzo nieprecyzyjne i w praktyce uniemożliwia wyrażanie jakichkolwiek negatywnych opinii na temat kwestii „genderowych”.
Hierarcha zauważa, że katolicy w Szkocji już teraz niechętnie dzielą się swymi opiniami, w obawie, by nie popaść w konflikt z prawem. Przyznaje, że daleko tam jeszcze do prześladowań, których chrześcijanie doświadczają w Birmie, Chinach czy Indiach. Jest jednak prawdą, że już teraz twierdzenia inspirowane wiarą katolicką czy Ewangelią są tam powszechnie wyciszane – dodaje w wywiadzie dla portalu Nuova Bussola Quotidiana biskup Keenan.
źródło: VaticanNews.va / KAI/PCh24.pl
**********************
„Gniazdo polskie”. W poszukiwaniu polskiej tożsamości narodowej
zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (wiol5) + okładka (bialykruk.pl)
W czasie Kulturkampfu prusko-niemieccy urzędnicy wmawiali Polakom, że są nic niewartą dziczą, a Rzeczpospolita przedrozbiorowa to kulturowa pustynia, którą należy jak najszybciej ucywilizować. Podobne głosy pojawiły się po 1989 roku, kiedy to rozpoczęła się operacja nazywana „pedagogiką wstydu”, której celem było – i nadal jest – wmawianie Polakom, że nasza historia, kultura, tożsamość narodowa to ciąg absurdów, głupstw i bezrozumności. Po roku 2004 „postępowe ośrodki” poszły krok dalej, ponieważ zaczęły głosić, że bez Unii Europejskiej nasza ojczyzna jest „brzydką panną na wydaniu” i jeśli chcemy by była „fajna”, to musimy zainstalować nad Wisłą wszystko, co jest modne na Zachodzie. Odpowiedzią na ten stan rzeczy jest najnowsza książka Bohdana Urbankowskiego pt. „Gniazdo polskie. Wspólna pamięć narodu”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Biały Kruk.
Bohdan Urbankowski nie ma wątpliwości, że to właśnie Polska przez setki lat była kulturową potęgą w Europie – i nie chodzi tutaj o malarstwo, muzykę, literaturę czy architekturę, ale również, a może przede wszystkim, o ideę polityczną, która do dziś fascynuje wielu historyków i politologów. Chodzi oczywiście o polską wolność wynikającą z ducha republikańskiego, ale nie tylko. Przecież Polska na początku swego istnienia była monarchią i już wtedy stanowiła swoiste przedmurze chrześcijaństwa. W XII i XIII wieku doświadczyliśmy rozbicia dzielnicowego, z którego wyszliśmy obronną ręką. Rzeczpospolita Obojga Narodów przyciągała na swoje terytorium ludzi z całej Europy, którzy zafascynowani naszą kulturą chcieli zostać Polakami.
Doświadczyliśmy wielu zdrad, najważniejsi ludzie w naszym państwie nie raz sprzedawali siebie, ojczyznę i rodaków za „srebrniki” od państw ościennych, co wpędziło nas w 123-letnią niewolę. Polska jednak nie zginęła. Mimo, że państwo zniknęło z map, to naród przetrwał i nie dość, że zachował swoje piękne dziedzictwo, to dodatkowo dał Europie i światu wybitnych artystów, naukowców, myślicieli i kapłanów. To właśnie oni są głównymi bohaterami „Gniazda polskiego” – bo to oni przez lata zaszczepiali w Polakach system wartości opartych na świętej Wierze katolickiej i patriotyzmie, które chroniły nas 100, 300, 500 lat temu i chronią dzisiaj.
Z książki Bogdana Urbankowskiego dowiadujemy się m.in. niesamowitych faktów dotyczących pierwszego polskiego hymnu, czyli „Bogurodzicy” – faktów, o których nie mówi się w szkole. Autor cytuje najpiękniejsze polskie wiersze, które mają wręcz charakter poezji publicystycznej. Przykładem jest chociażby wiersz „Na zakon krzyżacki” autorstwa abp. Andrzeja Krzyckiego. Jak czytamy w „Gnieździe polskim”:
„Nie jest to prosty paszkwil przeciwko Krzyżakom, bo nie zdobyłby tej sławy, którą zdobył. On jest bardzo kunsztownie napisany, dlatego pozwolę go sobie przytoczyć. A nawiązuje do trzech krzyży stojących na Golgocie. Wiadomo – Chrystus i dwóch łotrów.
Wiadomo, że trzy krzyże są i o trzech barwach.
Różne; tych, co je noszą, też rodzaje trzy:
Jest czerwony, ten słusznie zwie się Jezusowym,
Albowiem tak Jezusa zabarwił się krwią.
Jest biały, odpowiedni zbójcy z prawej strony,
Którego zbrodnie kilka odkupiło słów.
Jest w końcu czarny, zbója z strony lewej; ten to
Zdradziecki Zakon uznał – jak słusznie! – za swój”.
Poeci i pisarze zdominowali „Gniazdo polskie”. To oni pojawiają się już na pierwszych kartach książki, a fragmenty ich twórczości i życiorysów odnajdujemy w każdym rozdziale. Urbankowski przekazuje nam wiedzę zarówno na temat tych znanych przez niemal nas wszystkich (Kochanowski, Rej, Mickiewicz, Słowacki, Sienkiewicz, Żeromski, Norwid, Gałczyński, Herbert, Miłosz, ks. Twardowski etc.) jak i tych, o których dzisiaj się niemal nie pamięta (Syrokomla, Pol, Bełza, Kromer, Feliński etc.).
Kolejną grupą bohaterów książki Urbankowskiego stanowią malarze z Janem Matejko na czele, wojskowi, politycy, architekci, kompozytorzy i inni wielcy Polacy, którzy zapisali się w historii naszej Ojczyzny i świata. Autor nie zapomina również o tych, którzy robili i nadal robią wszystko, aby Polska nie była Polską, tylko „tym krajem”, a fraza „Polak-katolik” została zastąpiona słowami „Polak-kapuś, nieudacznik, złodziej, faszysta, antysemita”.
To od nas zależy, którą drogą pójdziemy i to my zdecydujemy czy przetrwamy jako naród, co kilkukrotnie nam się udawało. Czy jest to możliwe jednak i dzisiaj?
„Gniazdo polskie” to bez cienia wątpliwości jedna z najważniejszych i najbardziej „budujących” książek w dorobku Bohdana Urbankowskiego i jedno z najważniejszych dzieł stanowiących o polskiej kulturze, jakie ukazało się w ostatnich latach. Napisać, że autor wykonał tytaniczną pracę, która wzywa nas do dumy i kroczenia przez życie z podniesionym czołem, to nic nie napisać. Najlepszym podsumowaniem będzie wiersz XXIX „Nad głębiami” Adama Asnyka:
Póki w narodzie myśl swobody żyje,
Wola i godność i męstwo człowiecze,
Póki sam w ręce nie odda się czyje
I praw się swoich do życia nie zrzecze,
To ani łańcuch, co mu ściska szyję,
Ani utkwione w jego piersiach miecze,
Ani go przemoc żadna nie zabije,
I w noc dziejowej hańby nie zawlecze.
Zginąć on może z własnej tylko ręki:
Gdy nim owładnie rozpacz senna, głucha,
Co mu spoczynek wskaże w grobie miękki,
I to zwątpienie, co szepcze do ucha:
Że jednem tylko lekarstwem na męki
Jest dobrowolne samobójstwo ducha.
TK
Urbankowski B., Gniazdo polskie. Wspólna pamięć narodu, Kraków 2020.
************************************************************************
Prof. Kazimierz Braun:
Dwusetlecie urodzin Cypriana Norwida
Czas się przygotować!
Józef Łoskoczyński, Cyprian Kamil Norwid. Repr. Jarekt/Wikimedia Commons
W roku 2021 upłynie 200 lat od urodzenia Cypriana Norwida. Jubileusz 200-lecia urodzin tego wielkiego twórcy to ważna sprawa narodowa – sprawa literatury polskiej i polskiego teatru, a ogólnie sprawa narodowej kultury i narodowej świadomości.
Cyprian Norwid przyszedł na świat 24 września 1821 r. na Mazowszu, w Laskowie-Głuchach koło Radzymina. Gdy zbliża się 199 rocznica jego urodzin pora, aby przygotować się do rocznicy dwusetnej.
Norwid był poetą, dramatopisarzem, prozaikiem i myślicielem, a także artystą sztuk pięknych. Wcześnie rozpoczął błyskotliwą karierę literacką, by w następnych latach życia stworzyć arcydzieła, jak wiersz Fortepian Chopina, przez wielu uznawany za najwybitniejszy w ogóle utwór poetycki napisany w języku polskim, czy jak dramat Za kulisami, będący mistrzowskim połączeniem narracji politycznej, krytyki społecznej i uniwersalnej refleksji filozoficznej.
W Promethidionie, poetyckim traktacie, napisał:
„I ja tak widzę przyszłą w Polsce sztukę,
Jako chorągiew na prac ludzkich wieży,
Nie jak zabawkę ani jak naukę,
Lecz jak najwyższe z rzemiosł apostoła
I jak najniższą modlitwę anioła.”
W Aktorze dał natomiast fundamentalną definicję teatru:
„Teatr ile wiemy – jest atrium spraw niebieskich – i stąd go tak zwiemy.”
W dorobku Cypriana Norwida znalazły się setki wierszy i poematów, kilkanaście dramatów, wiele utworów prozą, oraz obfita epistolografia; pozostawił po sobie również dzieła sztuk pięknych: rysunki, obrazy, rytownictwo.
W twórczości swej Norwid odwoływał się do narodowej i ogólno-europejskiej tradycji, a zarazem był odważnym nowatorem. Na zawsze weszły do zbiorowej świadomości Norwidowe frazy, jak ta: „Ojczyzna to wielki, zbiorowy obowiązek”. Największą wartością, promieniującą ze wszystkich jego dzieł jest wolność – wolność jednostki i narodu, wolność w dziedzinie twórczości i wolność polityczna.
Jego nowatorska twórczość oraz bezkompromisowe sądy artystyczne, polityczne i moralne stopniowo odsuwały od niego czytelników. Tylko część jego dzieł została opublikowana za jego życia. Część z nich zaginęła, ale wiele zostało odszukanych po śmierci twórcy i wtedy, już w XX w., został odkryty na nowo.
Cyprian Norwid przeżył swą młodość w kraju, a lata dojrzałe na emigracji – w Europie Zachodniej, w Ameryce i ponownie w Europie, osiedliwszy się we Francji. W 1855 r. został uznany przez zaborcze władze rosyjskie za politycznego „wygnańca” i do Polski już nie mógł powrócić – chyba, że wprost na Sybir. Zmarł w Paryżu w biedzie i opuszczeniu w 1883 r.
W krwioobieg polskiego życia literackiego wprowadził Norwida Zenon Miriam-Przesmycki, który opublikował wiele jego utworów w wydawanym przez siebie w Krakowie czasopiśmie „Chimera” (1901-1908). Następnie zaś wydał wszystkie Pisma do dziś odszukane Norwida (w latach 1930. i 1940.). Kolejnej edycji Pism wszystkich Norwida dokonał Juliusz Wiktor Gomulicki (w latach 1971-1976), dodając do niej bezcenne kompendium: Norwid. Przewodnik po życiu i twórczości (1976). Trzeciego już wydania Dzieł wszystkich Norwida dokonuje Julian Maślanka (poczynając od 2013 r.). Liczni wielcy uczeni badali twórczość Norwida: Wacław Borowy, Juliusz Wiktor Gomulicki, Karol Górski, Mieczysław Inglot, Irena Sławińska, Wiesław Rzońca, Kazimierz Wyka i wielu innych, a sekundowali im uczeni francuscy, holenderscy, węgierscy i inni.
Najwybitniejsi polscy poeci podążali szlakiem Norwida, a wśród nich Krzysztof Baczyński, Zbigniew Herbert, Tymoteusz Karpowicz i Tadeusz Różewicz. Wczytywał się w niego młody Karol Wojtyła, który potem, jako Papież Jan Paweł II, wielokrotnie powoływał się na Norwida w swych wystąpieniach.
Na scenę teatralną pragnął wprowadzić Norwida Stanisław Wyspiański. Gdy ubiegał się o dyrekcję krakowskiego Teatru Miejskiego w 1905 r. umieścił w swoich planach repertuarowych Kleopatrę. Dyrekcji nie otrzymał – tragedii Norwida nie wystawił. Jednak w 1908 r., w Teatrze Miejskim pod dyrekcją Ludwika Solskiego, odbyła się pierwsza w ogóle premiera Norwidowska: misteryjny dramat Krakus. Reżyserował Józef Sosnowski. Scenografię skomponował Franciszek Siedlecki. W głównych rolach wystąpili mistrzowie – Andrzej Mielewski w roli Krakusa i Józef Sosnowski w roli Rakuza. Później, największe zasługi we wprowadzaniu Norwida na sceny położyli Wilam Horzyca, inscenizator Kleopatry (Lwów 1933) i Za kulisami (Toruń 1946, Warszawa 1959) oraz Juliusz Osterwa, który pierwszy wystawił w swojej Reducie Pierścień wielkiej damy (Warszawa 1936). W kolejnych przedstawieniach Norwidowskich grali tak wybitni aktorzy jak Irena Eichlerówna, Maria Nowotarska, Alicja Pawlicka, Hanka Stankówna, Aleksandra Śląska, Tadeusz Białoszczyński, Henryk Boukołowski, Leszek Herdegen, Mariusz Dmochowski, Zbigniew Zapasiewicz, Mieczysław Voit i inni. Scenografie do sztuk Norwida tworzyli tacy mistrzowie jak Andrzej Pronaszko, Otto Axer, Krystyna Zachwatowicz.
Co do mnie, zetknąłem się z Norwidem już jako dziecko. Moja matka Elżbieta (z domu Szymanowska), ucząc mnie w naszej wojennej szkole domowej mówiła o nim i wskazywała mi jego wiersze do nauczenia się na pamięć. A z drugiej strony, wcześnie dowiedziałem się o przechowywanej z pietyzmem tradycji w rodzinie mego ojca, Juliusza: ojciec jego matki Henryki, doktor Konstanty Miller, był w Paryżu przyjacielem Cypriana Norwida, który umieścił jego imię w Promethidionie.
Miałem niezwykle ważne formacyjne doświadczenie uczestniczenia w seminarium magisterskim poświęconym Norwidowi prowadzonym na Uniwersytecie Poznańskim przez tak wybitnego uczonego, jakim był profesor Zygmunt Szweykowski. Później, miałem to szczęście, że o Norwidzie mogłem mówić z Wilamem Horzycą – jego oddanym miłośnikiem i propagatorem. Miałem także bezcenną możliwość wielokrotnie konsultować moje prace Norwidowskie z jego wytrawnym znawcą, niestrudzonym wydawcą i komentatorem o niezrównanej erudycji, Juliuszem W. Gomulickim.
Było tych prac wiele. W ciągu lat wyreżyserowałem w teatrach i w telewizji wszystkie pełnospektaklowe sztuki Norwida: Pierścień Wielkiej-Damy, Aktora, Za kulisami, Kleopatrę i Cezara, a także jednoaktówkę Miłość czystą u kąpieli morskich. Reżyserowałem również moje scenariusze Norwidowskie: Piszę pamiętnik artysty oraz Powrót Norwida. Aby torować drogę do Norwida pisałem o jego dramacie i teatrze; jemu poświęciłem pracę doktorską. Opublikowałem książki Cypriana Norwida teatr bez teatru oraz Mój teatr Norwida. Dla Biblioteki Narodowej przygotowałem Cztery dramaty Cypriana Norwida (wstęp i opracowanie), a niebawem ma zostać opublikowany mój Przewodnik po twórczości dramaturgicznej Cypriana Norwida (Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego). W ten sposób starałem się przypominać jego dzieło i włączać je w bieżące polskie życie teatralne, literackie i naukowe.
A teraz zbliża się ta ważna Norwidowska rocznica. Jest już czas, i jeszcze jest czas, aby ludzie teatru zaplanowali realizacje sztuk Norwida w roku 2021, aby uczeni przygotowali sesje naukowe i publikacje jemu poświęcone, aby nauczyciele zorganizowali konkursy recytatorskie utworów Norwida – jest na pewno wiele sposobów przypominania go, czerpania z jego dzieła.
Twórczy wkład Cypriana Norwida w polską kulturę jest bowiem ogromny, a na wielu polach decydujący. Dwustulecie jego urodzin stwarza okazję godnego przypomnienia dzieła, zasług i znaczenia tego wielkiego twórcy, ponownego odwołania się do niego.
Kazimierz Braun/POLONIA CHRISTIANA/PCh.24pl
***
Słowo do rzeczy
**
Miał jeden cel: „Odpowiednie dać rzeczy – słowo!”. I tak budował mosty między literaturą a teologią. Nic dziwnego, że twórczością Norwida zafascynował się przyszły papież.
Wiedeńska biblioteka, rok 1901. Młodopolski poeta i tłumacz Zenon „Miriam” Przesmycki trzyma w ręku niepozornie wyglądający tomik poezji. Nie wie jeszcze, że ta chwila będzie przełomowym momentem dla historii polskiej literatury.
Czwarty wieszcz
Ów tomik to jedyny zbiór wierszy Cypriana Kamila Norwida, jaki autorowi „Vade-mecum” udało się wydać za życia. Niemal wszystko, co dziś znamy, i co mieści się w jedenastu tomach „Pism wszystkich”, wydanych dopiero w latach 70. ubiegłego wieku, zostało wydobyte z rękopisów.
Urodził się w mazowieckiej wsi Laskowo-Głuchy, ale większą część życia spędził za granicą, głównie w Paryżu. Wiele lat przeżył w skrajnej nędzy, utrzymując się jedynie z dorywczych prac, m.in. z grafiki. Postępująca gruźlica i uzależnienie od alkoholu sprawiły, że jeden z największych polskich poetów wszech czasów ostatnie lata życia spędził w przytułku, opuszczony i zapomniany.
Czemu tak się stało? Cyprian Kamil Norwid to jeden z tych artystów, którzy wyprzedzili swoją epokę. Niezrozumiany przez współczesnych, stał się jednak inspiracją dla potomków, tak jak przewidział w wierszu: „Syn – minie pismo, lecz ty spomnisz wnuku”. Dziś stawia się go w jednym rzędzie z romantycznymi wieszczami, jednak błędem byłoby sądzić, że twórczość Norwida jest powszechnie znana. Trudny, filozoficzny język jego poezji sprawia, że zaczytywać się nią mogą tylko nieliczni. I choć są badacze, którzy zajmują się niemal wyłącznie Norwidem, to dla wielu zwykłych czytelników pozostaje on ciągle autorem kilku „szkolnych” utworów: „Fortepianu Chopina”, „Mojej piosnki (II)” czy „Bema pamięci żałobnego rapsodu”.
Krzyż stał się bramą
Jednym z tych, którzy uważali Norwida za swojego mistrza, był Jan Paweł II. Gdyby sporządzić listę artystów najczęściej przez papieża cytowanych, na pierwszym miejscu znalazłby się z pewnością autor „Promethidiona”. Jego wpływy widać nie tylko w poezji Karola Wojtyły, zwłaszcza w „Tryptyku rzymskim”, ale przede wszystkim w nauczaniu, co zresztą Ojciec Święty sam podkreślał. W 180. rocznicę urodzin poety wyznał, że myśl o kapłańskim charakterze osoby ludzkiej, zaczerpnięta właśnie z Norwida, kształtowała społeczny wymiar jego pontyfikatu. Papieża inspirowały również rozważania Norwida na temat narodu. „Z wielkim bólem mówił Norwid Polakom, że nie będą nigdy dobrymi patriotami, jeśli wpierw nie będą pracowali na swoje człowieczeństwo – przypomina papież. – Ład narodu przychodzi spoza narodu, ostatecznie jest on z Boga, i dlatego tym, którzy tak dalekosiężnie, bo kapłańsko, kochają swój naród, nie grozi nacjonalizm”.
Dla Jana Pawła II jest oczywiste, że siła autorytetu poety bierze się z krzyża: „Tylko ci bowiem, w których wnętrzu codziennie rozgrywa się dramat Golgoty, mogą powiedzieć: Krzyż »Stał się nam: bramą«”. Krzyż to jedno ze słów-kluczy w twórczości Norwida, jednak symboli zaczerpniętych z Biblii jest w niej znacznie więcej. Siostra Alina Merdas w książce „Łuk przymierza” udowadnia, że są one jednym z najważniejszych tworzyw tej poezji. To odróżnia autora „Vade-mecum” od wielu innych poetów, znajdujących w motywach biblijnych jedynie ozdobniki. Zdaniem badaczki, Biblia przeniknęła całą twórczość Norwida, czyniąc ją religijną, a nawet ortodoksyjnie katolicką.
Mowa na nowo
Norwid nie wybiera z Biblii jedynie wygodnych dla siebie fragmentów, ale inspiruje go ona w całości: od Księgi Rodzaju po Apokalipsę. To dążenie do pełni, charakterystyczne dla artysty, widoczne jest zarówno w konstruowaniu cyklów poetyckich, jak i w tworzeniu spójnego systemu filozoficznego, w którym głównym zagadnieniem stanie się – jak mówi s. Alina Merdas – „moralny postęp ludzkości”. Zdaniem poety, tylko „c a ł y – c z ł o w i e k – od stóp do głów – cały!” ma szansę wygrać, jak Bóg, w walce ze światem. Aby „być c z ł o w i e c z y m”, człowiek musi więc stać się „n a d – l u d z k i m”, przemienionym według Bożego zamysłu. Przemiana ma się dokonać nie tylko na planie osoby, ale także narodu i wreszcie całej ludzkości. W ten sposób Norwid tworzy całą filozofię dziejów, która oparta jest na biblijnej wizji świata, a także na pismach Ojców Kościoła, których poeta był gorliwym czytelnikiem. Jak jednak przedstawić tę wizję w poezji, nie uciekając się do wytartych formuł? Norwid dostrzega niebezpieczeństwo „zeskorupienia” języka religijnego, dlatego jednym z celów, które sobie postawi, będzie jego odświeżenie. To zadanie najlepiej chyba streszcza tytuł książki o twórczości Norwida, napisanej przez Wojciecha Kudybę: „Aby mowę chrześcijańską odtworzyć na nowo…”. „Odtworzyć” właśnie, czyli dotrzeć do źródeł, a nie stworzyć od zera.
Wyprzedzał teologów
Autor „Vade-mecum”, nawet kiedy układa neologizmy, to zazwyczaj po to, by wydobyć ukryte znaczenie słów już istniejących. Czasem dzieje się to przez rozbijanie wyrazów na części („u-martwienie”, „od-poczynek”), innym razem z kolei przez ich łączenie („Słowo-ciałem”, „źródła-czynów”), ale cel jest zawsze ten sam: skoncentrować uwagę czytelnika na tym, że każdy, nawet najmniejszy, element języka ma istotne znaczenie. Norwid nadaje słowu poetyckiemu bardzo wysoką rangę, ma ono być jak najwierniejszym odzwierciedleniem rzeczywistości. Stąd wezwanie, by: „Odpowiednie dać rzeczy – słowo!”.
Czy to się udało? Zdaniem Wojciecha Kudyby, twórczość Norwida budowała mosty pomiędzy literaturą a teologią – „obszarami pozostającymi w czasach romantyzmu w wyraźnej separacji”. Inny badacz, ks. Antoni Dunajski, twierdzi nawet, że „teologia poetycka” Norwida uprzedza niekiedy ujęcia teologów profesjonalistów. Nie dziwi więc, że zafascynował się nią przyszły papież. „Podczas okupacji niemieckiej – pisze Jan Paweł II – myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka, pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć. Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem”. Warto zaczerpnąć tego światła.
Szymon Babuchowski/GOŚĆ NIEDZIELNY 38/2011
************************************************************************