Boże, Ojcze miłosierny,
który objawiłeś swoją miłość
w Twoim Synu Jezusie Chrystusie,
i wylałeś ją na nas w Duchu Świętym, Pocieszycielu,
Tobie zawierzamy dziś losy świata i każdego człowieka.
Pochyl się nad nami grzesznymi,
ulecz naszą słabość,
przezwycięż wszelkie zło,
pozwól wszystkim mieszkańcom ziemi
doświadczyć Twojego miłosierdzia,
aby w Tobie, trójjedyny Boże,
zawsze odnajdywali źródło nadziei.
Ojcze przedwieczny,
dla bolesnej męki i zmartwychwstania Twojego Syna,
miej miłosierdzie dla nas i całego świata!
Amen.
Jan Paweł II, Kraków-Łagiewniki, 17.08.2002
******
PRZEMIANA DOKONUJĄCA SIĘ BOŻĄ MOCĄ: SZYMON PIOTREM A SZAWEŁ PAWŁEM
Tutaj w Szkocji uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła jest w tym roku przeniesiona na niedzielę. Dlatego dziś czcimy tych szczególnych świętych obdarzonych tak różnymi i wspaniałymi darami samego Boga. Są budowniczymi jednego Chrystusowego Kościoła. Kiedy wypowiadamy ich imiona – wypowiadamy je jednym tchem. Mówimy: Piotr i od razu dodajemy: Paweł. Dlaczego? Byli przecież tak różnymi od siebie ludźmi. Piotr zajmował się łowieniem ryb. Za namową swego brata Andrzeja poszedł spotkać Mesjasza. Usłyszał wtedy słowa: „Pójdź za Mną”. I poszedł z miejsca, od razu.
Spotkanie zaś Pawła z Panem Jezusem było zupełnie inne. Był uczonym teologiem, pobierał nauki u mądrego rabina Gamaliela, gorliwy wyznawca judaizmu, zagorzały prześladowca chrześcijan aż do momentu kiedy usłyszał tajemne słowa u bram miasta zwanego Damaszkiem: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?”
Ale nie tylko łączy ich zmiana imion – Szymon stał się Piotrem, Szaweł – Pawłem. Jest jeszcze coś co bardzo ich połączyło – przeżycie własnej słabości.
Piotrowi potrzeba było długiego czasu, aby stał się zapowiedzianą przez Pana skałą. Był spontaniczny, wybuchowy, gotowy składać obietnice i przysięgi. Ale potrafił też przyjmować nawet bardzo mocne słowa od Pana Jezusa, jak chociażby te: „Zejdź mi z oczu szatanie!” – bo nie wyobrażał sobie życia bez swojego Mistrza. A jednak stał się zaprzańcem i to potrójnym, ale właśnie to gorzkie doświadczenie nauczyło go, co to jest człowiecza słabość i jak koniecznie potrzebna jest Boża moc. Dlatego z takim przekonaniem napisał w swoim pierwszym Liście: „Czuwajcie i módlcie się, bo przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć… sprzeciwiajcie mu się, mocni w wierze” – w wierze Jezusa Chrystusa. Nie można ufać sobie. Nie można nigdy być pewnym siebie.
Z kolei Szaweł zaufał swojemu rozumowi, bo miał umysł głęboki i wnikliwy – a jednak zawiodła go jego własna inteligencja.. I tak obaj zrozumieli, Piotr i Paweł, że tylko na Bogu trzeba się oprzeć – nie na sobie. Dlatego są jak dwaj bracia syjamscy, jak dwa potężne filary, które potrafiły mocno i zdecydowanie dźwigać Jezusowy Kościół.
Carlo Carretto w książce „Bóg, który nadchodzi” pisze, że „wiarygodność nie jest cechą ludzi, a jedynie Boga. Cechą ludzi jest słabość i – co najwyżej – wola czynienia dobra z pomocą łaski płynącej z niewidzialnych żył widzialnego Kościoła.
Maritain robi rozróżnienie pomiędzy osobami, z których składa się Kościół, tzw. „personel Kościoła”, i zespołem ludzi zwanych Kościołem. Kościół bowiem, w odróżnieniu od wszystkich innych ludzkich wspólnot, „otrzymał od Boga osobowość nadnaturalną, świętą, niepokalaną, czystą, doskonałą, nieomylną, umiłowaną jako Oblubienica Chrystusa i godną tego, abym ja Ją umiłował jak najlepszą matkę”.
To jest właśnie tajemnica Chrystusowego Kościoła, że ma moc dawania świętości, choć składa się z samych grzeszników, z ludzi słabych. Czyż nie czuję na sobie dotyku nieustannej pokusy, która próbuje doprowadzić do utraty wiary? Ileż może zrodzić się pokus, aby być w Kościele urządzonym na sposób tego świata, który chce jedynie imponować swoją mocą i potęgą? A to znaczy, że należy odsunąć i wyeliminować wszystkich, którzy są słabi i nieudolni i którzy już się skompromitowali. To jest pokusa: zorganizować i urządzić wszystko rozsądnie. A tu – jak napisał ks. Pasierb – „ukrzyżowany jako przestępca Założyciel i pierwszy papież, który wyparł się pod przysięgą, że nie ma z Nim nic wspólnego”.
Jakie to szczęście dla mnie człowieka słabego, że Pan Jezus wciąż mnie zaprasza na swoją Eucharystię, bo On jeden wie jak bardzo potrzebuję wciąż umacniać się Jego Słowem i Jego Ciałem.
Panie Jezu, daj mi tę łaskę zrozumienia, abym widział gdzie jest siła i gdzie jest słabość Kościoła. Abym zrozumiał słowa św. Pawła : „Ilekroć niedomagam – tylekroć jestem mocny”.
ks. Marian SAC
*************
Św. Piotr i Paweł. Umarli z miłości do Chrystusa
1. Uroczyste wspomnienie apostołów Piotra i Pawła zachęca nas, byśmy raz jeszcze udali się z duchową pielgrzymką do jerozolimskiego wieczernika w dniu zmartwychwstania Chrystusa. Drzwi były wówczas «zamknięte z obawy przed Żydami» (J 20, 19). Zgromadzeni w nim apostołowie, już wcześniej głęboko wstrząśnięci męką i śmiercią Mistrza, niepokoili się teraz napływającymi przez cały dzień wiadomościami o pustym grobie. I nagle przez drzwi zamknięte wchodzi Jezus: «Pokój wam! – mówi. – Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. (…) Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane» (J 20, 21-23).
Mówi to z mocą, która nie budzi wątpliwości. Apostołowie wierzą Mu, ponieważ Go rozpoznają: jest to ten sam Jezus, którego znali; ten sam, którego słuchali; ten sam, który trzy dni wcześniej został ukrzyżowany na Golgocie i pogrzebany nie opodal. Ten sam – żywy. Aby zapewnić ich o swojej tożsamości, pokazuje im rany w rękach, nogach i boku. Właśnie Jego rany są zasadniczym pokryciem dla tego, co im w tej chwili powiedział, i dla misji, którą im powierzył.
Uczniowie doświadczają zatem w pełni tożsamości swojego Mistrza, a zarazem rozumieją, skąd się bierze Jego władza odpuszczania grzechów: tylko Bóg może odpuszczać grzechy. Kiedyś Jezus powiedział do paralityka: «odpuszczają ci się twoje grzechy» i na oczach oburzonych faryzeuszów uzdrowił go, aby dać znak swojej mocy (por. Łk 5, 17-26). Teraz przychodzi znów do apostołów po dokonaniu największego cudu – zmartwychwstania, w którym władza odpuszczania grzechów zapisana jest w sposób szczególnie wymowny. Tak, to prawda! Tylko Bóg może grzechy odpuszczać, ale Bóg zechciał dokonać tego dzieła przez swego ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Syna, aby każdy człowiek, któremu grzechy zostają odpuszczone, miał pełną świadomość, że oto przechodzi ze śmierci do żywota.
2. Czytany dziś fragment Ewangelii każe nam cofnąć się jeszcze o kilka lat w życiu Chrystusa, aby zastanowić się nad wysoce znamiennymi słowami, jakie padły w pobliżu Cezarei Filipowej, gdy zapytał On uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? (…) A wy za kogo Mnie uważacie?» (Mt 16, 13-15). W imieniu wszystkich odpowiedział Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego» (Mt 16, 16). W ślad za tym wyznaniem wiary padają znane słowa Jezusa, które miały na zawsze wyznaczyć przyszłość Piotra i Kościoła: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie» (Mt 16, 17-19).
Władza kluczy. Apostoł staje się klucznikiem największego skarbu: skarbu odkupienia. Ten skarb wykracza daleko poza wymiary doczesne. Jest to skarb życia Bożego, życia wiecznego. Został on powierzony ostatecznie Piotrowi i apostołom po zmartwychwstaniu: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane» (J 20, 22-23). Klucznik ma władzę i obowiązek zamykania i otwierania. Jezus upoważnia Piotra i apostołów, by rozdzielali łaskę odpuszczenia grzechów i by ostatecznie otworzyli Królestwo Boże. Po Jego śmierci i zmartwychwstaniu zrozumieli oni do końca, jakie zadanie zostało im powierzone, i z taką świadomością poszli w świat, przynaglani miłością do swojego Mistrza. Poszli wszędzie jako Jego wysłannicy (por. 2 Kor 5, 14. 20), ponieważ ich udziałem stał się czas Królestwa.
3. Dzisiaj Kościół, a w szczególności Kościół w Rzymie, czci pamięć świętych Piotra i Pawła. Rzym to serce katolickiej wspólnoty rozsianej po świecie; Rzym to miasto, które zrządzeniem Opatrzności stało się miejscem ostatecznego świadectwa, jakie ci dwaj apostołowie dali o Chrystusie.
O Roma felix! W twojej wielowiekowej historii dzień ich męczeństwa to z pewnością dzień najważniejszy. Przez świadectwo Piotra i Pawła, którzy umarli z miłości do Chrystusa, Boże zamysły wpisały się w bogate dziedzictwo twoich dziejów. Tych Bożych zamierzeń Kościół nie przestaje głosić całej ludzkości, zbliżając się do granicy trzeciego millennium – tertio millennio adveniente.
4. Zgodnie z wymowną tradycją w tym tak uroczystym dniu gromadzą się w Rzymie arcybiskupi metropolici mianowani w ciągu minionego roku. Przybywają z różnych części świata, aby otrzymać od Następcy Piotra święty paliusz – znak komunii z nim i z Kościołem powszechnym.
Witam was z wielką radością, czcigodni bracia w biskupstwie, i pozdrawiam w Panu! Każdemu z was serdecznie dziękuję za obecność, która w szczególny sposób wyraża trzy istotne cechy Kościoła, a mianowicie że jest on jeden, katolicki i apostolski; jego świętość zaś zostaje ukazana w pełnym świetle przez świadectwo «filarów Kościoła» – Piotra i Pawła.
Sprawując z wami Eucharystię, modlę się zwłaszcza za wspólnoty kościelne powierzone waszej pasterskiej opiece: wzywam Ducha Świętego, aby obficie obdarzył je swoimi darami i przeprowadził je, pełne wiary, nadziei i miłości, przez próg trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa.
5. Źródłem szczególnej radości i ufności jest udział w dzisiejszej uroczystości czcigodnych braci z Kościoła prawosławnego, delegatów Ekumenicznego Patriarchy Konstantynopola. Z całego serca dziękuję im za ten kolejny znak czci dla świętych apostołów Piotra i Pawła, a zarazem przypominam sobie ze wzruszeniem, że trzy lata temu w tym uroczystym dniu Jego Świątobliwość Bartłomiej I zechciał spotkać się ze mną w Rzymie: razem wyznaliśmy z radością naszą wiarę przy grobie Piotra i udzieliliśmy wiernym błogosławieństwa.
Te znaki wzajemnej duchowej bliskości mają wymowę opatrznościową, zwłaszcza w obecnym okresie bezpośredniego przygotowania do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000: wszyscy chrześcijanie, a w szczególny sposób pasterze są wezwani, aby przez gesty braterskiej miłości, nie naruszające wymogów prawdy, okazywali ewangeliczną troskę o pełną jedność, a tym samym ją umacniali, zgodnie z wolą jedynego Pana – Jezusa. Wiara mówi nam, że postęp procesu ekumenicznego jest całkowicie w ręku Boga, ale wymaga też gorliwego współdziałania ludzi. Dziś powierzamy tę sprawę wstawiennictwu świętych Piotra i Pawła, którzy przelali krew za Kościół.
6. Jerozolima i Rzym, dwa bieguny życia Piotra i Pawła. Dwa bieguny Kościoła, na które wskazuje dzisiejsza liturgia: od wieczernika jerozolimskiego do «wieczernika» w Bazylice Watykańskiej. Świadectwo Piotra i Pawła rozpoczęło się w Jerozolimie i dopełniło w Rzymie. Tak zrządziła Opatrzność Boża, która uchroniła ich od wcześniejszych śmiertelnych niebezpieczeństw, ale dopuściła, aby zakończyli swój bieg w Rzymie (por. 2 Tm 4, 7) i tutaj otrzymali koronę męczeństwa.
Jerozolima i Rzym to także dwa bieguny Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, ku któremu zmierzamy w duchu głębokiej wiary, umocnionej także przez dzisiejszą uroczystość. Niech świadectwo świętych apostołów uświadomi całemu Ludowi Bożemu prawdziwy sens tego wydarzenia, które ma z pewnością wymiar historyczny, ale przekracza historię i przemienia ją duchową energią Królestwa Bożego.
W tej perspektywie Kościół powtarza słowa Apostoła Narodów: «Wyrwie mię Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mię, przyjmując do swego królestwa niebieskiego; Jemu chwała na wieki wieków! Amen» (2 Tm 4, 18).
Jan Paweł II
29-06-1998/mod/opoka.org.pl
************************************************************************
sobota 27 czerwca 2020
Wspomnienie Matki Bożej Nieustającej Pomocy
Obraz Maryi pod wezwaniem Nieustającej Pomocy przywieziono w XV w. do Rzymu z wyspy Krety. Przez 300 lat doznawał on czci w kościele św. Mateusza należącym do augustianów. W czasie wojen napoleońskich kościół ten zburzono, a obraz został zapomniany. Po odnalezieniu przekazany został redemptorystom za zgodą papieża Piusa IX w celu rozwijania jego kultu. W 1866 r. umieszczono go w kościele św. Alfonsa przy ulicy Merulana na Eskwilinie, a kult Matki Bożej Nieustającej Pomocy zaczął się szybko rozszerzać po całym świecie.
W tym samym roku papież Pius IX nawiedził ikonę w kościele św. Alfonsa, a rok później odbyła się koronacja obrazu koronami papieskimi. W 1871 r. powstało Bractwo Matki Bożej Nieustającej Pomocy, zaś w 1876 r. ustanowiono święto Matki Bożej Nieustającej Pomocy wraz z formularzem mszalnym i własnym oficjum. Do różnych krajów rozsyłano tysiące wiernych kopii obrazu, a samo nabożeństwo przybrało ostatecznie bardzo cenioną przez ludzi formę Nieustannej Nowenny, która celebrowana jest w każdą środę wielu kościołach w Polsce i na świecie. Początek Nowenny miał miejsce w roku 1922 w Stanach Zjednoczonych a w Polsce po raz pierwszy została odprawiona publicznie w 1951 roku w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Gliwicach.
Obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy
*****
Jednym z najczęściej używanych wśród chrześcijan wezwań odnoszących się do Matki Bożej jest zawołanie: “Nieustająca Pomoc”. Przede wszystkim sięgają po nie ci najbardziej smutni i potrzebujący, którzy odczuwają szczególnie wielką potrzebę miłości, wsparcia i opieki. Oryginał obrazu jest wschodnią ikoną, przedstawiającą Matkę Bożą Bolesną. Ikona ta została namalowana, by pobudzić naszą nadzieję i ożywiać modlitwę. Jej duchowe przesłanie jest więc ważniejsze od jej piękna artystycznego.
Ikona przedstawia cztery święte postacie: Dziewicę Maryję, Dzieciątko Jezus oraz świętych archaniołów Michała i Gabriela.
Maryja, a właściwie połowa Jej postaci, jest przedstawiona w czerwonej tunice, granatowym płaszczu od spodu zielonym i w niebieskim nakryciu głowy, przykrywającym włosy i czoło. Na welonie, w jego środkowej części, znajduje się złota gwiazda z ośmioma prostymi promieniami, a obok malarz umieścił krzyż promienisty na wzór gwiazdy. Głowę Najświętszej Dziewicy otacza, tak charakterystyczna dla szkoły kreteńskiej, kolista aureola.
Oblicze Maryi jest lekko pochylone w stronę Dzieciątka Jezus trzymanego na lewej ręce.
Prawą, dużą dłonią o nieco dłuższych palcach, charakterystycznych dla obrazów typu “Hodigitria” – znaczy “wskazująca drogę”, Maryja obejmuje ręce Zbawiciela. W spojrzeniu Jej można wyczytać czuły smutek, a nie patrzy na swojego Syna, lecz wydaje się przemawiać do patrzącego na obraz. Miodowego koloru oczy i mocno podkreślone brwi dodają Jej obliczu piękna i wyniosłości.
Dzieciątko Jezus jako jedyne przedstawione jest w całości. Spoczywając na lewym ramieniu Matki, swoimi rączkami ujmuje mocno Jej prawą dłoń. Przyodziane jest w zieloną tunikę z czerwonym pasem i okryte czerwonym płaszczem. Opadający prawy sandał z nóżki pozwala dostrzec spód stopy, co może symbolizować prawdę, że będąc Bogiem jest także prawdziwym człowiekiem. Jezus posiada włosy koloru kasztanowego, a Jego rysy twarzy są bardzo dziecięce.
Stopy i szyja Dzieciątka wyrażają jakby odruch nagłego lęku przed czymś, co ma niechybnie nadejść. Tym natomiast, co wydaje się przerażać małego Jezusa, jest wizja męki i cierpienia, wyrażona poprzez krzyż i gwoździe niesione przez Archanioła Gabriela. Po drugiej stronie obrazu Archanioł Michał ukazuje inne narzędzia męki krzyżowej: włócznię, trzcinę z gąbką i naczynie z octem.
Maryja, pomimo że jest największą postacią obrazu, nie stanowi jego centralnego punktu. W geometrycznym środku ikony znajdują się połączone ręce Matki i Dziecięcia, przedstawione w taki sposób, że Najświętsza Dziewica wskazuje na swojego Syna, Zbawiciela i Syna Bożego w jednej Osobie, Który ofiarował życie za nas wszystkich. Mamy tutaj do czynienia z typem ikony zwanej “hodigitria” – bo Maryja wskazuje na Chrystusa, Który sam siebie nazwał “Drogą, Prawdą i Życiem”.
Historia Obrazu sięga XII wieku i okryta jest tajemnicą. Ten rodzaj ikony był bardzo rozpowszechniony w średniowieczu na terenach greckich, serbskich i na Rusi. Jedni twierdzą, że obraz powstał w Bizancjum, inni, że w klasztorze Hilmadar, na świętej górze Athos. Wizerunek Matki Bożej Nieustającej Pomocy został namalowany na desce o wymiarach 54 cm x 41,5 cm.
Na przestrzeni wieków otrzymał dwa główne tytuły: Matka Boża Bolesna, trzymająca na ramieniu swego Syna, mającego kiedyś podjąć mękę krzyżową, o czym świadczą przedstawione po bokach anioły, niosące narzędzia tej męki. Drugi natomiast tytuł: Matka Boża Nieustającej Pomocy, wyrósł z pobożności, która dopatrywała się w wizerunku ikony, czule spoglądającą na swych czcicieli Matkę, gotową pośpieszyć im z pomocą w każdej potrzebie.
Stare podanie mówi, że obraz wiózł na statku do Europy bogaty kupiec i w czasie burzy, kiedy tonął statek, wyciągnął go z kufra i ukazał podróżnym, z zaleceniem modlitwy. Nadzieja zrozpaczonych uratowała podróżnych od morskiej katastrofy. Po dramatycznej podróży Obraz znalazł się w Rzymie w kościele św. Mateusza.
Po zdobyciu Rzymu przez Francuzów kościół, w którym znajdował się Obraz, został zniszczony i rozebrany.
Po latach Michał Marchi (Redemptorysta) odnalazł Obraz i zaczął czynić starania o jego przeniesienie do kościoła O.O. Redemptorystów. Za zgodą papieża Piusa IX dokonano tego 26 kwietnia 1866 r. 23 czerwca 1867 roku dziekan Kapituły Watykańskiej uroczyście koronował Obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, wyrażając tym samym oficjalnie akt uznania dla maryjnej ikony, czczonej od kilku już wieków. Od tego momentu nabożeństwo do Matki Nieustającej Pomocy zaczęło nieustannie wzrastać, rozszerzając się po całym świecie.
W roku 1876 ustanowiono święto Błogosławionej Dziewicy Maryi pod wezwaniem Nieustającej Pomocy, z własnym oficjum, modlitwami i czytaniami mszalnymi. Początkowo celebrację tego święta ustalono na niedzielę poprzedzającą uroczystość św. Jana Chrzciciela, później natomiast wyznaczono 27 czerwca jako dzień poświęcony Matce Bożej Nieustającej Pomocy.
Co widzisz, kiedy patrzysz na ten obraz?
Przede wszystkim widzisz Maryję, gdyż ona dominuje na obrazie i ponieważ ona patrzy prosto na Ciebie – nie na Jezusa, nie w niebo, nie na aniołów ponad głową. Patrzy na Ciebie, tak jakby chciała powiedzieć Ci coś bardzo ważnego. Jej oczy wydają się poważne i smutne, ale przykuwają uwagę.
Maryja, jako poważna, pełna mocy i wyrazu kobieta, jest przedstawiona na złotym tle – w średniowieczu będącym symbolem nieba. Ubrana jest w ciemnoniebieski strój z zieloną podszewką i w czerwoną tunikę. Niebieski, zielony i czerwony to kolory wyrażające królewskość. Tylko cesarzowe mogły nosić stroje w tych kolorach.
Ośmioramienna gwiazda na czole została prawdopodobnie dodana przez późniejszego artystę, by ukazać znaczenie Maryi jako Gwiazdy, która prowadzi do Jezusa. Dla wzmocnienia tego symbolu na lewo od gwiazdy umieszczono ozdobny krzyż.
Litery ponad Jej głową wyrażaj w języku greckim słowa: Matka BogaPatrząc na obraz zdajemy sobie sprawę, iż Ona ma moc, by wstawiać się za nami w niebie.
Wzrok Maryi skierowany jest na Ciebie, ale Jej ramiona trzymają Jezusa. Bizantyjskie ikony nigdy nie przedstawiają Maryi bez Jezusa, gdyż to On jest centrum naszej wiary. Jezus także ubrany jest w królewski strój. Tylko cesarz mógł nosić zieloną tunikę, czerwony pas i złoty płaszcz, przedstawiony na ikonie. Greckie inicjały po prawej stronie Dziecięcia i aureola ozdobiona krzyżem oznajmiają, iż jest to “Jezus Chrystus”.
Jezus nie patrzy na nas ani na Maryję czy aniołów. Nawet, jeśli przytula się On do swej Matki, Jego wzrok skierowany jest gdzie indziej, ku czemuś, czego nie możemy zobaczyć – ku czemuś, co sprowokowało Go do szybkiej ucieczki do Matki tak, iż jeden z Jego sandały w prawie spada; ku czemuś, co sprawia, że przylgnął On do Matki w poszukiwaniu bezpieczeństwa i miłości.
Co mogło tak przestraszyć Dziecię – Bożego Syna?
Odpowiedź na nasze pytanie dają nam postacie, które widzimy po obu stronach Jezusa i Maryi – greckie litery ponad nimi wskazują, iż są to archaniołowi Gabriel i Michał. Zamiast przynosić harfę i flet chwały, niosą oni narzędzia Chrystusowej męki.
Po lewej stronie, Michał, trzyma naczynie napełnione żółcią, które żołnierze ofiarowali Jezusowi na krzyżu, włócznię, która przeszyła Jego bok oraz trzcinę z gąbką.
Po prawej stronie – Gabriel niesie krzyż i cztery gwoździe. Jezus zobaczył, jaki czeka Go los, ujrzał nadchodzące cierpienie i śmierć. Chociaż jest Bogiem, jest także człowiekiem i doświadcza lęku przed straszną przyszłością.
Ucieka do swej Matki, która podtrzymuje Go w chwili strachu i tak samo będzie czyniła w całym Jego życiu oraz w chwili śmierci. Maryja nie może oszczędzić Mu cierpienia, ale może ofiarować miłość i pocieszenie.
A więc dlaczego Maryja patrzy tak uważnie na nas, zamiast patrzeć na swe Dziecko, które znajduje się w potrzebie? Jej spojrzenie zaprasza nas do wzięcia udziału w tej historii, czyni nas uczestnikami obrazu i bólu tam obecnego. Jej spojrzenie mówi nam, iż tak jak Jezus uciekł się do swej Matki i znalazł pocieszenie, tak samo i my możemy uciekać się do Maryi.
Jej ręce nie splatają się z zaciśniętymi w lęku rękami Jej Syna, ale pozostają otwarte, zapraszając nas, byśmy wraz z Jezusem nasze ręce powierzyli Jej dłoniom.
Maryja wie, iż w naszym życiu istnieje wiele niebezpiecznych i budzących lęk spraw i że potrzebujemy kogoś, do kogo możemy się uciekać w chwili cierpienia i strachu. Ona ofiarowuje nam to samo pocieszenie i tę samą miłość, którymi obdarzyła Jezusa. Mówi do nas, byśmy biegli do Niej tak szybko, jak to uczynił Jezus, tak szybko, byśmy nawet nie myśleli o tym, jak wyglądamy i jak biegniemy, aby tylko dobiec do Niej.
Tygodnik NIEDZIELA/https://www.redemptor.by
*****
W bocznej nawie wadowickiej bazyliki, w rodzinnej parafii św. Jana Pawła II, znajduje się kaplica, zwana czasem świętokrzyską. Tu od lat, przed wizerunkiem Matki Bożej Nieustającej Pomocy modlą się uczniowie wadowickich szkół. Wśród nich był też kiedyś Karol Wojtyła. Przed tym obrazem modlił się jako uczeń, jako ministrant, a potem również jako ksiądz, biskup, kardynał i trzy razy jako papież.
– Jak za dawnych lat, kieruję swe kroki do świętokrzyskiej kaplicy, aby na nowo spojrzeć w oblicze Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Jej wadowickim obrazie – mówił papież w 1999 roku.
Św. Jan Paweł II bardzo chciał, by obraz Matki Bożej był ukoronowany. Stało się to 16 czerwca 1999 roku, gdy po raz trzeci i ostatni przyjechał do Wadowic jako papież. Korony na skroniach Jezusa i Maryi są darem mieszkańców Wadowic i okolicy. Wykonano je z obrączek, pierścionków, kolczyków, naszyjników i łańcuszków.
Pamiątką koronacji jest złoty różaniec ofiarowany przez Ojca Świętego. Powieszono go po lewej stronie cudownego obrazu. W kaplicy znajduje się też złoty różaniec podarowany przez św. Jana Pawła II.
Mały Gość Niedzielny/maj 2014
*************
Cudowne objawienia w Gietrzwałdzie – oto, czego chciała Maryja
Na ziemiach polskich jedyne, zaakceptowane oficjalnie przez Kościół objawienia miały miejsce w Gietrzwałdzie, małej miejscowości położonej na Warmii. Wydarzyły się one prawie dwadzieścia lat po objawieniach w Lourdes. Trwały prawie trzy miesiące: od 27 czerwca do 16 września 1877 roku. Wizjonerkami były dwie dziewczynki – trzynastoletnia Justyna Szafryńska oraz dwunastoletnia Barbara Samulewska.
Dnia 27 czerwca Justyna miała egzamin przed przystąpieniem do Pierwszej Komunii św. Wracając ze swoją mamą do domu, na drzewie w ogrodzie przy plebanii ujrzała świetlistą Postać. Była to siedząca młoda kobieta z rozpuszczonymi włosami. Następnie z obłoków zeszło do niej Dziecko, które się jej ukłoniło a Niewiasta wstała wzięła Go za rękę i wstępując do nieba znikła. W trakcie tego objawienia pojawił się miejscowy proboszcz ks. Augustyn Weichsel, u którego Justyna zdawała egzamin. Po zakończeniu widzenia proboszcz od razu dokładnie wypytał dziewczynkę o to, co się wydarzyło. Następnego dnia w trakcie odmawiania Różańca pod drzewem, na którym była widoczna Postać, 12-letnia Barbara Samulewska miała również objawienie. W trakcie kolejnych widzeń, dziewczynki zadały pytanie: Kto Ty Jesteś? Usłyszały wypowiedziane po polsku słowa: „Jestem Najświętsza Maryja Niepokalanie Poczęta”. Na pytanie: „Czego żądasz Matko Boża?” – padła odpowiedź: „Życzę sobie, abyście codziennie odmawiali Różaniec!”.
Jednym z efektów objawień w Gietrzwałdzie było prawie powszechne odmawianie Różańca w domach. Tak pisał proboszcz Gietrzwałdu ks. A. Weichsel do biskupa warmińskiego Filipa Krementza: „W całej polskiej Warmii, prawie we wszystkich domach Różaniec jest wspólnie odmawiany.(…) Miliony modlą się na Różańcu, przez co utwierdzają się w wierze katolickiej i ogromna ilość wyrwana została z doczesnej i wiecznej zguby. W tym widzę najlepszy dowód autentyczności objawień”.
Biskup Warmiński po zapoznaniu się ze sprawozdaniem proboszcza ks. Augustyna Weichsla wydelegował do Gietrzwałdu swoich przedstawicieli, aby uczestniczyli w nabożeństwach różańcowych. Mieli oni obserwować stan i zachowanie wizjonerek w trakcie objawień oraz zachowanie zgromadzonych pielgrzymów i wiernych. Relacje biskupich delegatów potwierdziły, że nie może tu być mowy o oszustwie czy kłamstwie a widzące zachowują się normalnie, nie ma w nich żadnej bigoterii, chęci zysku czy też pragnienia zdobycia uznania czy wzbudzenia sensacji. Dziewczęta wyróżniały się skromnością, szczerością i prostotą.
Pytania do Matki Bożej dotyczyły zdrowia i zbawienia różnych osób, ale nie tylko. Na zapytanie „Czy Kościół w Królestwie Polskim będzie oswobodzony?”, „Czy osierocone parafie w południowej Warmii wkrótce otrzymają kapłanów?” widzące usłyszały w odpowiedzi: „Tak, jeśli ludzie gorliwie będą się modlić, wówczas Kościół nie będzie prześladowany, a osierocone parafie otrzymają kapłanów!”
W czas objawień na mapie Europy nie było państwa polskiego. Ludność polska żyła i mieszkała w trzech zaborach. W tamtym czasie Gietrzwałd leżał w zaborze pruskim. Fakt, że Matka Boża przemawia do dziewczynek w języku polskim był dla narodu wielką pociechą i pokrzepieniem. Wieść o objawieniach błyskawicznie dotarła do Polaków mieszkających w trzech zaborach. W dosyć krótkim czasie zaczęły napływać do Gietrzwałdu pielgrzymki ze wszystkich dzielnic rozbiorowych. Oprócz Polaków przybywali Czesi, Węgrzy oraz Holendrzy.
Wśród wielu pielgrzymów przybywających do Gietrzwałdu z prośbą o zdrowie był pewien mieszkaniec Ornety. Na pytanie jednej z dziewcząt o zdrowie dla niego i jego żony, Matka Boża odpowiedziała: „Będą zdrowi, jeżeli będą się modlić i nie będą pić wódki”. A po przekazaniu dziewczynkom prośby proboszcza o modlitwę za spętanych nałogiem, Maryja tylko westchnęła głęboko i powiedziała „Oni będą ukarani”. To pokazuje, że pijaństwo, uzależnienie od alkoholu prowadzi do zguby. W czasach zaborów alkoholizm był problemem nie tylko społecznym ale i narodowym. Zaborcy, chcąc mieć łatwość rządzenia zdobytymi terytoriami, wspierali pijaństwo wśród ludności polskiej. Powodowało to rozbicie więzów rodzinnych i społecznych oraz łamanie charakterów podbitej ludności.
Wypowiedzi Matki Bożej w trakcie objawień w Gietrzwałdzie odnośnie pijaństwa dało silny impuls do walki z tym nałogiem i innymi uzależnieniami. Ksiądz proboszcz Augustyn Weischel napisał: „Wszyscy wyrzekają się tu wódki i przyrzekają zawsze modlić się na różańcu” oraz: „Ogromna ilość pijaków została wyrwana z doczesnej i wiecznej zguby”. Objawienia w Gietrzwałdzie doprowadziły do powstawania Bractw Wstrzemięźliwości walczących z tym nałogiem.
Widocznymi efektami objawień było odmawianie Różańca w Sanktuarium oraz w życiu codziennym napływających pielgrzymów. Objawienia przyniosły i przynoszą nadal owoce w postaci: przystępowanie do sakramentu pokuty z mocnym postanowieniem poprawy, życie w czystości młodzieży warmińskiej, powstawanie i rozwój stowarzyszeń abstynenckich, liczne przypadki nawróceń i przejść na religię katolicką.
W roku 1967 w 90.lecie objawień kardynał Stefan Wyszyński prymas Polski koronował obraz Matki Bożej z Sanktuarium w Gietrzwałdzie.
Ordynariusz warmiński bp Józef Drzazga 11 września 1977 roku wydal dekret zatwierdzający „kult objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie, jako nie sprzeciwiający się wierze i moralności chrześcijańskiej, oparty na faktach wiarygodnych, których charakteru nadprzyrodzonego i Bożego nie da się wykluczyć”.
Uroczystości odpustowe w Sanktuarium odbywają się 29 czerwca na św. Apostołów Piotra i Pawła, 15 sierpnia w święto Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny oraz główne – Matki Bożej Gietrzwałdzkiej – 8 września w dniu Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
TEKST ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W CZERWCU 2014 ROKU.
************************************************************************
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
Bogu niech będą dzięki!
Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk ks. Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego proponuję ten właśnie czas, aby nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca będzie dopiero po ustaniu pandemii.
Oby Matka Boża była coraz bardziej znana i umiłowana!
************************************************************************
Fatimska Pani jest darem Bożego Miłosierdzia
Fatima jest szczególnym znakiem Bożego miłosierdzia. Najświętsza Maryja Panna błaga i prosi wszystkich ludzi poprzez trójkę fatimskich dzieci, aby modlić się na różańcu, aby pokutować. Bo miłosierny Bóg nie chce śmierci grzesznika. Boży Syn dokonał odkupienia wszystkich ludzi. Ale konieczne jest tutaj nawrócenie. Żeby móc przyjąć Boży dar miłosiernego przebaczenia, ludzkie serce musi zdecydowanie porzucić drogę grzechu.
Wezwanie do nawrócenia jest echem słów Maryi z Kany Galilejskiej: „Zróbcie wszystko cokolwiek mój Syn wam powie”.
Najświętsza Matka, dobrze wie, jak bardzo potrzebujemy przebaczenia, które daje Jej Boży Syn. To dzięki przebaczeniu ludzkie serce wypełnia się pokojem, daje radość życia i odwagę, aby być nie tylko za siebie, ale również i za drugiego człowieka odpowiedzialnym.
Ojciec Święty Jan Paweł II w swojej encyklice o Bożym miłosierdziu przypomniał ludzkości, że Matka Boża wskazuje ludziom na tę Bożą miłość, którą Jej Syn nie przestaje objawiać. Ta miłosierna miłość stała się w sposób szczególny i wyjątkowy udziałem Jej Serca.
Modlitwy Anioła z Fatimy
Modlitwy podyktowane przez Anioła dzieciom w Fatimie w roku 1916, poprzedzającym objawienia Matki Bożej z roku 1917. Liturgiczne wspomnienie świętych Franciszka i Hiacynty Marto przypada 20 lutego. Trwa proces beatyfikacyjny s. Łucji dos Santos, trzeciej z wizjonerów fatimskich, zmarłej w 2005 roku.
Siostra Łucja: Zbliżywszy się do nas, powiedział:
– „Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju! Módlcie się ze mną”.
Uklęknął i pochylił głowę aż do ziemi. Porwani siłą nadprzyrodzoną robiliśmy to samo i powtarzaliśmy słowa wymawiane przez niego:
O Boże mój, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie,
ufam Tobie i miłuję Ciebie.
Proszę Cię o przebaczenie dla tych, którzy w Ciebie nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i Ciebie nie miłują.
Siostra Łucja: Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której spływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę:
Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty.
W najgłębszej pokorze cześć Ci oddaję i ofiaruję Tobie
Przenajdroższe Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecnego na ołtarzach całego świata
jako wynagrodzenie za zniewagi,
świętokradztwa i obojętność, którymi jest On obrażany.
Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca
i przez przyczynę Niepokalanego Serca Maryi,
proszę Cię o łaskę nawrócenia biednych grzeszników.
************************************************************************
Bp Athanasius Schneider ułożył modlitwę do Matki Bożej o konsekrację Rosji
Portal „Life Site News” zainicjował Krucjatę różańcową – codzienną modlitwę za wstawiennictwem Matki Bożej Fatimskiej. Katolicy z całego świata mogą z pomocą internetu łączyć się razem na wspólnej modlitwie, którą prowadzi ks. Anthony Pillari, amerykański duchowny, który obecnie studiuje we Włoszech.
Jak podaje portal: w modlitwie codziennie uczestniczą katolicy m.in. z Ugandy, Włoch, Francji, Niemiec, Pakistanu, Australii, Wielkiej Brytanii, USA i wielu innych krajów. Modlący chcą „poprzez ten codzienny Różaniec i przyjęcia przesłania danego przez Dziewicę Maryję w Fatimie oraz życie nim” osiągnąć cel, jakim jest triumf Niepokalanego Serca Maryi.
Do inicjatywy dołączył biskup Athanasius Schneider, który dla tej ogólnoświatowej krucjaty różańcowej ułożył specjalną modlitwę:
O Niepokalane Serce Maryi, Ty jesteś świętą Matką Boga i naszą czułą Matką. Wejrzyj na cierpienie, w którym Kościół i cała ludzkość żyje z powodu rozprzestrzenienia się materializmu i prześladowania Kościoła. W Fatimie ostrzegałaś przed tymi błędami, gdy mówiłaś o błędach Rosji. Ty jesteś Pośredniczką wszelkich łask. Błagaj swojego Bożego Syna o udzielenie tej specjalnej łaski papieżowi: aby mógł poświęcić Rosję Twojemu Niepokalanemu Sercu, aby Rosja została nawrócona, światu udzielony został okres pokoju, a Twoje Niepokalane Serce zatriumfowało poprzez autentyczną odnowę Kościoła w blasku czystości katolickiej wiary, świętości kultu Bożego i świętości życia chrześcijańskiego. O Królowo Różańca i nasza słodka Matko, zwróć swe miłosierne oczy na nas i łaskawie usłysz tę naszą ufną modlitwę. Amen.
+ Athanasius Schneider, biskup pomocniczy archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie
źródło: LifeSiteNews.com
************************************************************************
Ks. Arcybiskup Henryk Hoser SAC wręczył krzyże wolontariuszom misyjnym
28 czerwca 2020
fot. Salvatti.pl
„Nie bądźcie chrześcijanami bezobjawowymi” – mówił abp. Henryk Hoser do wolontariuszy misyjnych Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl oraz Wolontariatu Syberyjskiego podczas ceremonii wręczenia wolontariackich krzyży misyjnych. Uroczystość odbyła się w kościele Wyższego Seminarium Duchownego Księży Pallotynów w Ołtarzewie. Hierarcha wręczył 30 wolontariuszom krzyże misyjne i udzielił im specjalnego błogosławieństwa.
„Wiara jest odmianą słowa zaufanie. Komu wierzymy temu ufamy. Jeżeli ufamy Bogu, wówczas misja jest możliwa do spełnienia. Nawet bardzo trudna misja. Bez wiary misja jest bezsensowna” – podkreślił w homilii abp Hoser. – W krzyże, które otrzymaliście, wpisany jest symbol nieskończoności. Niech was zachęca do tego, by wszystkie wasze działania były na nieskończoną chwałę Bożą – tak jak to czynił nasz założyciel, św. Wincenty Pallotti – podkreślił na zakończenie liturgii ks. Jerzy Limanówka, prezes Fundacji Salvatti.pl. Jako wzór, przywołał przykład abp. Hosera, który będąc misjonarzem i wyższym przełożonym w Rwandzie doprowadził do usamodzielnienia się rwandyjskiej prowincji pallotynów, ale nie uznał, że jego misja jest już zakończona i wciąż podejmuje nowe działania. – I Wy podejmujcie misje Waszego życia w nieskończoność – życzył wolontariuszom.
Wcześniej z wolontariuszami spotkał się prowincjał księży pallotynów, ks. dr Zenon Hanas. – Wasze działanie wpisuje się w logikę daru. Nie interesownego działania coś za coś. I to może dziwić waszych bliskich. Ale świadczy o waszym niezwykłym powołaniu – mówił przełożony prowincjalny. Miały też miejsce spotkania on line z misjonarzami, br. Zbigniewem Kłosem z Wybrzeża Kości Słoniowej i br. Dawidem Walczakiem z Kuby, którzy podkreślali, że społeczności, do których jadą wolontariusze nie chcą, by im pomagać z poczuciem wyższości. Przede wszystkim potrzebują partnerstwa.
– Wolontariusze przygotowywani przez Fundację Salvatti.pl są uwrażliwiani na odczytywanie znaków czasu w zmieniającym się pejzażu misji. Kurs wolontariacki, w formie comiesięcznych weekendowych zjazdów, trwał od października ubiegłego roku. Pandemia koronawirusa trochę pokrzyżowała nam plany. Pierwsi ochotnicy, którzy mieli wyjechać już w kwietniu i maju wciąż czekają na otwarcie granic. Ale są cierpliwi i ich zapał nie gaśnie. Wyjadą do Kamerunu, Rwandy, na Wybrzeże Kości Słoniowej, na Kubę, do Kolumbii oraz do Kazachstanu i na Syberię – wyjaśnia Monika Florek-Mostowska, wiceprezes Fundacji Salvatti.pl.
Fundacja Salvatti.pl przygotowuje wolontariuszy do wyjazdu na misje od 2012 r. Kolejny kurs rozpocznie się w październiku 2020 r.
************************************************************************
środa 24 czerwca 2020
Narodziny Świętego Jana Chrzciciela
Imię Jan jest pochodzenia hebrajskiego i oznacza tyle, co “Bóg jest łaskawy”. Jan Chrzciciel urodził się jako syn kapłana Zachariasza i Elżbiety (Łk 1, 5-80). Jego narodzenie z wcześniej bezpłodnej Elżbiety i szczególne posłannictwo zwiastował Zachariaszowi archanioł Gabriel, kiedy Zachariasz jako kapłan okadzał ołtarz w świątyni (Łk 1, 8-17). Przyszedł na świat sześć miesięcy przed narodzeniem Jezusa (Łk 1, 36), prawdopodobnie w Ain Karim leżącym w Judei, ok. 7 km na zachód od Jerozolimy. Wskazuje na to dawna tradycja, o której po raz pierwszy wspomina ok. roku 525 niejaki Teodozjusz. Przy obrzezaniu otrzymał imię Jan, zgodnie z poleceniem anioła. Z tej okazji Zachariasz wyśpiewał kantyk, w którym sławi wypełnienie się obietnic mesjańskich i wita go jako proroka, który przed obliczem Pana będzie szedł i gotował mu drogę w sercach ludzkich (Łk 1, 68-79). Kantyk ten wszedł na stałe do liturgii i stanowi istotny element codziennej porannej modlitwy Kościoła – Jutrzni. Poprzez swoją matkę, Elżbietę, Jan był krewnym Jezusa (Łk 1, 36). Św. Łukasz przekazuje nam w Ewangelii następującą informację: “Dziecię rosło i umacniało się w duchu i przebywało na miejscach pustynnych aż do czasu ukazania się swego w Izraelu” (Łk 1, 80). Można to rozumieć w ten sposób, że po wczesnej śmierci rodziców będących już w wieku podeszłym, Jan pędził żywot anachorety, pustelnika, sam lub w towarzystwie innych. Nie jest wykluczone, że mógł zetknąć się także z esseńczykami, którzy wówczas mieli nad Morzem Martwym w Qumran swoją wspólnotę. Kiedy miał już lat 30, wolno mu było według prawa występować publicznie i nauczać. Podjął to dzieło nad Jordanem, nad brodem w pobliżu Jerycha. Czasem przenosił się do innych miejsc, np. Betanii (J 1, 28) i Enon (Ainon) w pobliżu Salim (J 3, 23). Swoje nauczenie rozpoczął w piętnastym roku panowania cesarza Tyberiusza (Łk 3, 1), czyli w 30 r. naszej ery według chronologii, którą się zwykło podawać. Jako herold Mesjasza Jan podkreślał z naciskiem, że nie wystarczy przynależność do potomstwa Abrahama, ale trzeba czynić owoce pokuty, trzeba wewnętrznego przeobrażenia. Na znak skruchy i gotowości zmiany życia udzielał chrztu pokuty (Łk 3, 7-14; Mt 3, 7-10; Mk 1, 8). Garnęła się do niego “Jerozolima i cała Judea, i wszelka kraina wokół Jordanu” (Mt 3, 5; Mk 1, 5). Zaczęto nawet go pytać, czy przypadkiem on sam nie jest zapowiadanym Mesjaszem. Jan stanowczo rozwiewał wątpliwości twierdząc, że “Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie: ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów” (Mt 3, 11). Na prośbę Chrystusa, który przybył nad Jordan, Jan udzielił Mu chrztu. Potem niejeden raz widział Chrystusa nad Jordanem i świadczył o Nim wobec tłumu: “Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” (J 1, 29. 36). Na skutek tego wyznania, przy Chrystusie Panu zjawili się dwaj pierwsi uczniowie – Jan i Andrzej, którzy dotąd byli uczniami św. Jana (J 1, 37-40). Na działalność Jana szybko zwrócili uwagę starsi ludu. Bali się jednak jawnie przeciwko niemu występować, woleli raczej zająć stanowisko wyczekujące (J 1, 19; Mt 3, 7). Osobą Jana zainteresował się także władca Galilei, Herod II Antypas (+ 40), syn Heroda I Wielkiego, który nakazał wymordować dzieci w Betlejem. Można się domyślać, że Herod wezwał Jana do swojego zamku, Macherontu. Gorzko jednak pożałował swojej ciekawości. Jan bowiem skorzystał z tej okazji, aby rzucić mu prosto w oczy: “Nie wolno ci mieć żony twego brata” (Mk 6, 18). Rozgniewany król, z poduszczenia żony brata Filipa, którą ku ogólnemu oburzeniu Herod wziął za własną, oddalając swoją żonę prawowitą, nakazał Jana aresztować. W dniu swoich urodzin wydał ucztę, w czasie której, pijany, pod przysięgą zobowiązał się dać córce Herodiady, Salome, wszystko, czegokolwiek zażąda. Ta po naradzeniu się z matką zażądała głowy Jana. Herod nakazał katowi wykonać wyrok śmierci na Janie i jego głowę przynieść na misie dla Salome (Mt 14, 1-12). Jan miał wtedy trzydzieści kilka lat. Jezus wystawił Janowi świadectwo, jakiego żaden człowiek z Jego ust nie otrzymał: “Coście wyszli oglądać na pustyni? (…) Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela” (Mt 11, 7-11; Łk 7, 24-27). Jan Chrzciciel jako jedyny wśród świętych Pańskich cieszy się takim przywilejem, iż obchodzi się jako uroczystość dzień jego narodzin. U wszystkich innych świętych obchodzimy jako święto dzień ich śmierci – czyli dzień ich narodzin dla nieba. Ponadto w kalendarzu liturgicznym znajduje się także wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Jana Chrzciciela, obchodzone 29 sierpnia. W Janie Chrzcicielu uderza jego świętość, życie pełne ascezy i pokuty, siła charakteru, bezkompromisowość. Był pierwszym świętym czczonym w całym Kościele. Jemu dedykowana jest bazylika rzymska św. Jana na Lateranie, będąca katedrą papieża. Jan Chrzciciel jest patronem Austrii, Francji, Holandii, Malty, Niemiec, Prowansji, Węgier; Akwitanii, Aragonii; archidiecezji warszawskiej i wrocławskiej; Amiens, Awinionu, Bonn, Florencji, Frankfurtu nad Menem, Kolonii, Lipska, Lyonu, Neapolu, Norymbergi, Nysy, Wiednia, Wrocławia; jest patronem wielu zakonów, m. in. joannitów (Kawalerów Maltańskich), mnichów, dziewic, pasterzy i stad, kowali, krawców, kuśnierzy, rymarzy; abstynentów, niezamężnych matek, skazanych na śmierć. Jest orędownikiem podczas gradobicia i w epilepsji. W ikonografii św. Jan przedstawiany jest jako dziecko, młodzieniec lub mąż ascetyczny, ubrany w skórę zwierzęcą albo płaszcz z sierści wielbłąda. Jego atrybutami są: Baranek Boży, baranek na ramieniu, na księdze lub u stóp, baranek z kielichem, chłopiec bawiący się z barankiem, głowa na misie, krzyż. W tradycji wschodniej, zwłaszcza w ikonach, ukazywany jest jako zwiastun ze skrzydłami. |
******
Prorok, który poprzedził Słowo
Nad rzeką Jordanem. Tam się zaczął urząd nauczycielski Chrystusa. Tam miał miejsce przyszły chrzest Chrystusa, bo przyjął chrzest uprzednio gotując drogę i wołając: „Gotujcie drogę Pańską, torujcie ścieżki jego”. Pan chciał być ochrzczony przez sługę, aby ci, którzy chrzczeni są przez Pana, widzieli co otrzymują. Stąd więc zaczyna się, skąd zapowiedziane jest proroctwem: „Będzie panował od morza aż do morza i od rzeki aż do krańców okręgu ziemi”.
Nad tą rzeką, gdzie Chrystus rozpoczął władanie, ujrzał Jan Chrystusa, poznał i dał świadectwo. Ukorzył się przed potężnym, aby być wywyższonym przez potężnego. Czy nazwał się przyjacielem Oblubieńca, ozy może równym? Broń Boże, znacznie niższym. O ile niższym? „Nie jestem godzien, powiada, rozwiązać rzemyka trzewików jego”.
Ten prorok, owszem więcej niż prorok, zasłużył na to, by być zapowiedzianym przez proroka. O nim bowiem powiedział Izajasz: „Głos wołającego na puszczy: Gotujcie drogę Pańską, proste czyńcie na puszczy ścieżki Boga naszego. Każda dolina będzie podniesiona, a każda góra i pagórek będzie poniżony: i będą krzywe prostymi, a ostre drogami gładkimi. I objawi się chwała Pańska, i ujrzy wszelkie ciało społem, że usta Pańskie mówiły. – Głos mówiącego: Wołaj! I rzekłem: Co będę wołał? Wszelkie ciało trawa, a wszelka chwała jego jako kwiat polny. Uschła trawa i opadł kwiat, bo duch Pański wionął nań, lecz słowo Pańskie trwa na wieki”.
Zważcie, najmilsi, że Jan zapytany, kim jest, czy Chrystusem, czy Eliaszem, czy jest prorokiem, odpowiada: „Nie jestem Chrystusem, ani Eliaszem, ani prorokiem. A oni: Kimże więc jesteś? Jam głos wołającego na puszczy”. Nazwał się głosem. Masz Jana jako głos. Za kogo masz Chrystusa, jeśli nie jako Słowo?
Wydaje się naprzód głos, aby potem pojąć Słowo. O jakie chodzi Słowo? Posłuchaj jak wyraźnie objaśnia: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. To było na początku u Boga. Wszystko przez nie się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało”.
Skoro wszystko, a więc i Jan. Cóż dziwnego, że Słowo uczyniło sobie głos? Spójrz, spójrz na obu mad rzeką, na głos i na Słowo. Głosem Jan, Słowem Chrystus.
Św. Augustyn, Kazanie 288, Na dzień urodzin św. Jana Chrzciciela. Głos a Słowo., w: Św. Augustyn, Wybór mów, Warszawa 1973, s. 192-193.
Read more: https://www.pch24.pl/prorok–ktory-poprzedzil-slowo,76754,i.html#ixzz6QH3eC6wL
*******
Msza święta
Antyfona na wejście
Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on, aby zaświadczyć o światłości, i przygotować Panu lud doskonały. (J 1,6-7; Łk 1,17)
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Ty powołałeś świętego Jana Chrzciciela,
aby przygotował Twój lud na przyjście Chrystusa Pana, udziel Twojemu Kościołowi daru radości
w Duchu Świętym i skieruj dusze wszystkich wiernych na drogę zbawienia i pokoju. Przez naszego
Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą
żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg,
przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Izajasza Iz 49,1-6
Wyspy, posłuchajcie mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: „Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię”. Ja zaś mówiłem: „Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą”.
A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela. I rzekł mi: „To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi”.
Oto słowo Boże.
Psalm 139
R/ Sławię Cię, Panie, za to, żeś mnie stworzył.
Przenikasz i znasz mnie, Panie,
Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję.
Z daleka spostrzegasz moje myśli,
przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę,
i znasz moje wszystkie drogi. R/
Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze
i utkałeś mnie w łonie mej matki.
Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył,
godne podziwu są Twoje dzieła. R/
I duszę moją znasz do głębi.
Nie tajna Ci istota,
kiedy w ukryciu nabierałem kształtów,
utkany we wnętrzu ziemi. R/
Czytanie z Dziejów Apostolskich Dz 13,22-26
W synagodze w Antiochii Pizydyjskiej Paweł powiedział: „Bóg dał ojcom naszym Dawida na króla, o którym też dał świadectwo w słowach: «Znalazłem Dawida, syna Jessego, człowieka po mojej myśli, który we wszystkim wypełni moją wolę». Z jego to potomstwa, stosownie do obietnicy, wyprowadził Bóg Izraelowi Zbawiciela Jezusa. Przed Jego przyjściem Jan głosił chrzest nawrócenia całemu ludowi izraelskiemu. A pod koniec swojej działalności Jan mówił: «Ja nie jestem tym, za kogo mnie uważacie. Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godny rozwiązać sandałów na nogach». Bracia, synowie rodu Abrahama i ci spośród was, którzy się boją Boga! Nam została przekazana nauka o tym zbawieniu”.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Ty, dziecię, zwać się będziesz prorokiem Najwyższego, gdyż pójdziesz przed Panem przygotować Mu drogę. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza Łk 1,57-66.80
Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”. Odrzekli jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”.
Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się. zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem.
Oto słowo Pańskie.
Wierzę w jednego Boga…
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, składamy dary na Twoim
ołtarzu obchodząc z należną czcią narodzenie
Jana Chrzciciela, który zapowiedział przyjście Zbawiciela świata i wskazał, że jest nim Jezus Chrystus. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Prefacja o św. Janie Chrzcicielu
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
a dla nas zbawienne, abyśmy Tobie składali dziękczynienie i Ciebie wychwalali, Panie,
Ojcze niebieski, wszechmogący i miłosierny Boże, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Wysławiamy cuda, których dokonałeś w życiu
Jana Chrzciciela, największego między narodzonymi
z niewiasty. Jego wybrałeś i uświęciłeś,
aby przygotował drogę Chrystusowi,
On jeszcze w łonie matki rozradował się
z przybycia Zbawiciela, a jego narodzenie wielu napełniło radością. Jako jedyny z proroków,
wskazał Baranka, który gładzi grzechy świata.
Jan ochrzcił w Jordanie Twojego Syna,
który chrzest ustanawiając, dał wodzie moc uświęcania. Aż do końca Jan świadczył o światłości,
a przez swoje męczeństwo złożył Chrystusowi najpiękniejsze świadectwo.
Dlatego łącząc się z Aniołami w niebie,
wielbimy Ciebie na ziemi, razem z nimi wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię
Dzięki serdecznej litości naszego Boga, nawiedziło nas z wysoka Wschodzące Słońce. (Łk 1,78)
Modlitwa po Komunii
Posileni na Uczcie niebieskiego Baranka,
prosimy Cię, Boże, aby Kościół czerpiąc radość z narodzin świętego Jana Chrzciciela,
uznał sprawcę swojego odrodzenia w Chrystusie, którego przyjście Jan zapowiadał.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
*****
11 faktów na temat Jana Chrzciciela
Jan Chrzciciel pozostaje jedną z najwybitniejszych, a zarazem najbardziej tajemniczych postaci w Nowym Testamencie. Wspominają o nim również źródła wykraczające poza tę świętą księgę. Oto 11 faktów, które warto o nim znać i przekazać dalej…
Wspomnienie Jana Chrzciciela przypada na 29 sierpnia. Zdaniem Jimmy’ego Akin’a z portalu National Catholic Register, jest to doskonały czas, by przyjrzeć się dokładnie postaci tego chrześcijańskiego proroka.
1) W jaki sposób Jan Chrzciciel był spokrewniony z Panem Jezusem?
Powiązanie Jezusa z Janem Chrzcicielem wynikało z pokrewieństwa ich matek. W Ewangelii św. Łukasza (1,36) Elżbieta określana jest jako „krewna” Maryi, co oznacza, że kobiety te były ze sobą w jakiś sposób związane poprzez powinowactwo lub krew. Najprawdopodobniej była to relacja krwi, ale ani szczególnie bliska, ani odległa. Elżbieta, będąc w podeszłym wieku, mogła być ciotką Maryi lub jedną z wielu rodzajów „kuzynek”. Nie można dokładniej określić tej zależności. Nie zmienia to jednak faktu, że Pan Jezus i Jan byli kuzynami w tym czy innym znaczeniu tego słowa.
2) Kiedy rozpoczęła się posługa Jana Chrzciciela?
Święty Łukasz podaje nam datę rozpoczęcia posługi Jana. Pisze: „Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. (…) skierowane zostało słowo Boże do Jana, syna Zachariasza, na pustyni. Obchodził więc całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów” (Łk, 3, 1-3).
„Piętnasty rok Tyberiusza Cezara” można wprost rozumieć jako odniesienie do 29 roku po narodzeniu Chrystusa. To historyczne umiejscowienie na osi czasu jest ważne również dlatego, że św. Łukasz sugeruje, jakoby publiczne nauczanie Pana Jezusa rozpoczęło się wkrótce po Janie, co umiejscawia prawdopodobną datę chrztu Zbawiciela w 29 lub wczesnym 30 roku.
3) Dlaczego Jan przyszedł chrzcić?
Pismo Święte przedstawia nam kilka powodów, dlaczego tak się stało. Jan Chrzciciel przyjął rolę prekursora lub zwiastuna Mesjasza i miał przygotować ludzi na jego przyjście niczym Eliasz, wzywając naród do pokuty. W związku z tym chrzcił ludzi na znak ich skruchy. Prorok przyszedł również, aby zidentyfikować i ogłosić Mesjasza. Według Jana Chrzciciela: „Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi” (J, 1, 31).
Identyfikacja ta została dokonana, gdy ochrzcił Jezusa: „Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym (J, 1, 32-34).
4) Jak aresztowanie Jana wpłynęło na Jezusa?
Ewangelie wskazują, że wczesne okresy posługi – zarówno Jana Chrzciciela, jak i Pana Jezusa – dokonywały się w Judei, w południowej części Izraela. Jednak Jan został aresztowany przez Heroda Antypasa, władcę Galilei i Perei, które obejmowały część pustyni nieopodal Jerozolimy. To właśnie przyczyniło się do rozpoczęcia nauczania przez Mesjasza w Galilei: „Gdy [Jezus] posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei” (Mt 4,12).
5) Czego Jan uczy nas o moralności w pracy?
Całkiem sporo! Pewnego razu Jan Chrzciciel został zapytany zarówno przez poborców podatków, jak i żołnierzy o to, co powinni zrobić, aby „mieć rację u Boga”. Warto nadmienić, że sprawowanie obydwu wspomnianych funkcji wymagało współpracy z Cesarstwem Rzymskim, dlatego pytający zastanawiali się, czy nie musieliby zrezygnować z posad. Jan pouczał ich, że nie ma takiej potrzeby, ale by wykonywali swoją pracę w sposób sprawiedliwy. Jest to dla nas dzisiaj ważne, bowiem tak wielu z nas musi współpracować z pracodawcami, państwami i korporacjami częściowo zaangażowanymi w niemoralne działania. Czytamy: „Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: Nauczycielu, co mamy czynić? On im odpowiadał: Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono. Pytali go też i żołnierze: A my, co mamy czynić? On im odpowiadał: Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie” (Łk, 3,12-14).
6) Czy Jan Chrzciciel Eliasz ponownie się odrodził?
Nie. W czasach Jezusa uczeni w Piśmie przewidywali, że Eliasz powróci przed przyjściem Mesjasza. W pewnym momencie Jezus dyskutując o Janie Chrzcicielu powiedział: „A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść” (Mt 11, 14). To skłoniło niektórych do głoszenia, że Jan Chrzciciel był odrodzonym Eliaszem. Wiąże się to z kilkoma problemami – chociażby takim, że Eliasz nigdy nie umarł, został wcielony do Nieba – nie mógł zostać ponownie wcielony. Identyfikując Jana Chrzciciela jako „Eliasza”, który miał przyjść, Jezus wskazał, że wypełnienie proroctwa Eliasza nie powinno być interpretowane w dosłowny sposób, tak jak czynili to uczeni w Piśmie żyjący w Jego czasach. Sam Eliasz nie miał powrócić i chodzić po Judei, służąc ludziom. Zamiast tego, ktoś taki jak Eliasz miał się pojawić i czynić w ten sposób – osobą tą był właśnie Jan Chrzciciel.
7) Jak sławny był Jan Chrzciciel w swoich czasach?
Łatwo jest nam myśleć o Janie Chrzcicielu jako o prekursorze i zwiastunie Chrystusa. Jednak on sam również pozostawał dość sławny. Wyjaśniają to dwie kwestie:
– Ruch, który zapoczątkował Jan Chrzciciel, miał swoich zwolenników w odległych krainach.
– Informacje o Janie Chrzcicielu pochodzą również spoza Nowego Testamentu.
8) W jaki sposób Jan Chrzciciel pozyskiwał naśladowców poza Izraelem?
Prawdopodobnie działo się to poprzez nauczanie jednostek, które propagowały orędzie Jana Chrzciciela na innych terytoriach. Jedną z takich osób wydaje się być Apollos, który później stał się chrześcijańskim ewangelistą.
Zgodnie z Dziejami Apostolskimi: „Pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, człowiek uczony i znający świetnie Pisma przybył do Efezu. Znał on już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy (Dz, 18, 24-25).
Najwyraźniej Apollos miał pewną wiedzę na temat powiązań pomiędzy Janem Chrzcicielem i Mesjaszem, jednak była ona ograniczona. Nie wiedział o chrzcie chrześcijańskim i różnicy między nim a chrztem Jana. Akwila i Pryscylla wzbogacili go o dodatkową wiedzę, aby lepiej wyjaśnić chrześcijańskie orędzie (Dz, 18, 26-28), jednak nauczanie to na początku nie dotarło w pełnej wersji do wszystkich jego zwolenników. Kiedy św. Paweł powrócił do Efezu, znalazł tam kilkunastu swoich rzekomych uczniów, którzy słyszeli o chrzcie Jana, ale nie o chrzcie chrześcijańskim i Duchu Świętym (Dz, 19,1-7). Były to najwyraźniej nawrócenia dokonane przez Apollosa w oparciu o jego znajomość ruchu Jana Chrzciciela, zanim poznał pełne orędzie Chrystusa.
9) Kto zabił Jana Chrzciciela?
Wyrok na Jana Chrzciciela wydał Herod Antypas, jeden z synów Heroda Wielkiego, który odziedziczył regiony Galilei i Perei jako swoje terytoria. Ewangelie przedstawiają go jako człowieka złożonego. Po pierwsze, zawarł małżeństwo z naruszeniem prawa. W pewnym momencie najwyraźniej wykradł Herodiadę, żonę swojego brata Heroda Filipa. Ten czyn postawił go w opozycji do Jana Chrzciciela, który sprzeciwił się takowemu występkowi (Mk, 6,18), prowokując tym samym Heroda do aresztowania proroka (Mt, 14, 3).
Chociaż Jan przebywał w areszcie, żona Heroda – Herodiada nienawidziła proroka i chciała, aby umarł. Co ciekawe, sam Herod Antypas występował w roli opiekuna Jana, mało tego, fascynował się ognistym kaznodzieją: „Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał” (Mk, 6, 20).
Nawet śmierć nie powstrzymała zainteresowania Antypasa Janem Chrzcicielem. Kiedy tetrarcha zaczął otrzymywać raporty dotyczące działalności Jezusa przypuszczał, że Chrystus może być w rzeczywistości powstałym z martwych Janem (Mk, 6, 14), i starał się na własne oczy zobaczyć Jezusa (Łk, 9, 9).
10) Dlaczego zginął Jan?
Herodiada z ogromną pasją nienawidziła Jana, przypuszczalnie za publiczne krytykowanie jej zdrady wobec byłego męża Heroda Filipa i jej małżeństwo z Antypasem. Ostatecznie, po tym jak córka Herodiady – Salome zachwyciła Antypasa specjalnym tańcem podczas przyjęcia urodzinowego władcy, matka skutecznie zmanipulowała męża, aby wydał rozkaz śmierci Jana przez ścięcie głowy (Mk 6, 21-28).
11) Gdzie, poza Nowym Testamentem, dowiadujemy się o Janie Chrzcicielu?
Wspominał o nim żydowski historyk Josephus. Odnotował on, że jedna z armii Heroda została zniszczona w 36 roku i stwierdził: „Teraz, niektórzy Żydzi myśleli, że zniszczenie armii Heroda pochodzi od Boga, i że jest bardzo sprawiedliwie, jako kara za to, co zrobił przeciwko Janowi, który został nazwany Chrzcicielem; Herod zabił go, który był dobrym człowiekiem, i nakazał Żydom, aby praktykowali cnoty, zarówno w odniesieniu do sprawiedliwości wobec siebie nawzajem, i pobożności wobec Boga, które prowadzą do chrztu; dlatego właśnie obmycie [wodą] byłoby dla niego akceptowalne, gdyby z niego korzystali, nie w celu odpuszczenia jakichś grzechów [wyłącznie], ale dla oczyszczenia ciała; zakładając jednak, że dusza została wcześniej dokładnie oczyszczona przez sprawiedliwość. Teraz, gdy [wielu] innych przybywało tłumnie, bo byli bardzo poruszeni [lub zadowoleni] słysząc jego słowa, Herod obawiał się, jak wielki wpływ Jan miał na ludzi, który mógł nadać mu moc i skłonić do wzniecenia buntu (bo wydawało się, że tłum był gotowy zrobić wszystko, co mu rozkaże [Jan]), uważał, że najlepiej będzie uśmiercić go [Jana], aby zapobiec wszelkim problemom, które może spowodować (…). Zatem został wysłany jako więzień, w związku z podejrzliwym temperamentem Heroda, do Macheru zamku, o którym wspomniałem wcześniej, i tam został uśmiercony. Teraz Żydzi uważali, że zniszczenie tej armii zostało zesłane jako kara na Heroda, i znak niezadowolenia Boga z niego” [Antiquities 18:5:2].
Szczegóły relacji Josephusa różnią się od Ewangelii. Najwyraźniej nie był on świadomy roli Herodiady i jej córki w tej sprawie oraz złożonej relacji Heroda z Janem. Dlatego właśnie przypisuje mu standardowe podejrzenia wobec przywódcy – proroka, które każdy władca w owym czasie mógł mieć.
Więcej szczegółowych informacji, dotyczących Jana Chrzciciela, w kręgu społeczności chrześcijańskiej rozpowszechniła Joanna, żona mężczyzny o imieniu Chuza, który pracował dla Heroda Antypasa i miał dostęp do poufnych informacji sądowych. Joanna była jedną z naśladowczyń Jezusa (Łk, 8, 1-3).
malk
********
Narodziny św. Jana Chrzciciela
Pustynie nie oznaczają miejsc w przestrzeni, ale stan umysłu i serca.
Jan Chrzciciel jest jedynym świętym, który w kalendarzu liturgicznym ma święto swoich ziemskich urodzin i wspomnienie śmierci (29 sierpnia), inni święci czczeni są tylko w dniu narodzin dla nieba. Prawosławni mają wielkie nabożeństwo do św. Jana, którego nazywają Poprzednikiem. Na ikonach bywa przedstawiany z dwoma wielkimi skrzydłami, które nadają mu wygląd anioła. W ręku trzyma kielich, w którym spoczywa Baranek Boży, lub rozwinięty zwój z tekstem Ewangelii (Łk 7,27 albo Mk 1,2). Jego uskrzydlona postać jest aluzją do tego, jak Ewangelia określa jego misję: „posłaniec, wysłannik”. Słowo „anioł” oznacza dokładnie to samo. Zadaniem Jana było świadczenie o Mesjaszu tuż przed Jego przyjściem, zwiastowanie wśród ludu Jego nadejścia.
Św. Jan przypomina nam o pustyni. Odejście od zgiełku świata wyostrza wewnętrzny wzrok, budzi wrażliwość na obecność Boga. Potrzebujemy takich chwil wyciszenia. „Pustynie, cisza, samotność nie oznaczają bynajmniej miejsc w przestrzeni, ale stany umysłu i serca” – pisze Catherine de Hueck Doherty, wychowana w prawosławiu kandydatka na ołtarze. „Takie pustynie można odnaleźć i w środku miasta, i w każdym dniu naszego życia. Wystarczy tylko ich poszukać i uświadomić sobie, jak ogromnie są nam potrzebne”.
Gdzie znaleźć takie mini-pustynie? Autorka podpowiada: samotność wieczornych powrotów do domu, gdy idziesz od stacji metra lub przystanku, a ulice są już ciche i mniej jest przechodniów; chwile samotności, gdy wchodzisz do pokoju, aby zmienić biurowe lub robocze ubranie na wygodniejsze domowe; samotność tak prozaicznych zajęć jak sprzątanie, prasowanie czy szycie. Takie „małe pustynie” są blisko nas, przypadkowe przystanki w codziennej gonitwie. Przypadkowe? A może to raczej delikatne zaproszenia Boga. Chodzi tylko o to, by zapragnąć tych właśnie chwil, które daje nam Bóg. Doherty: „Aby osiągnąć takie nastawienie, trzeba pozbyć się irracjonalnej wiary w czas. Bóg śmieje się z czasu, bowiem jeśli nasze dusze otworzą się na Niego, to będzie mógł je powołać, zmienić, wywyższyć i przeobrazić w jednej chwili”.
GOŚĆ NIEDZIELNY/24.2020
************************************************************************
5 tajników dobrej modlitwy
Adobe Stock
*****
W jaki sposób dobrze się modlić? Co to właściwie znaczy dobra modlitwa? Jak się do niej zabrać, co przygotować, ile ma trwać, więcej mówić czy słuchać? Oto 5 tajników dobrej modlitwy.
Już uczniowie zadręczali się pytaniami o dobrą modlitwę. Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów». Łk 11, 1
Poniżej 5 pomocnych wskazówek dobrej modlitwy:
1. MIEJSC
Miejsce modlitwy to pierwsza kwestia o jaką musimy zadbać. Jak nauczał nas sam Jezus: Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. Mt 6, 6
Odpowiednie miejsce modlitwy z dala od zgiełku, zabiegania i wszechobecnej krzątaniny to fundament dobrej rozmowy z Bogiem. Jezus zapraszając nas do modlitwy, pragnie aby było to osobiste spotkanie miłości.
Możemy modlić się w kościele, w kaplicy, ale także we własnym domu czy nawet ogrodzie. Znajdźmy samotne, zaciszne miejsce i zapragnijmy spotkania z samym Bogiem. To pragnienie to już połowa sukcesu.
2. CZAS
Czy każdy czas jest dobry na modlitwę? Zapewne, ale lepiej znaleźć taki, który pozwoli nam zatrzymać się z Bogiem na dłuższą chwilę. Oczywiście nie kwestionuję łask płynących z aktów strzelistych, czy krótkich westchnień do Boga, np. podczas pracy. Skupmy się jednak na dłuższej modlitwie.
Warto znaleźć w swoim (zapewne zabieganym dniu) czas tylko dla Boga. Odkładamy wtedy na bok inne rzeczy, wyciszamy samartfon, blokujemy powiadomienia z fejsa i instagrama i poświęcamy czas jedynie Stwórcy.
Wiem, że o wiele łatwiej jest lajkować kolejne zdjęcia znajomych, ale znajdując chociaż 15 minut dziennie na intymną rozmowę z Bogiem Wszechświata, zyskać możemy o wiele więcej niż sympatia znajomych.
3. ATMOSFERA
Gdy już mamy wygospodarowane czas i miejsce naszej modlitwy, warto zadbać także o panującą atmosferę. Cisza to przestrzeń w której najgłośniej mówi Bóg. Wyłączmy wszelkie grające urządzenia, uklęknijmy lub usiądźmy, gdy klęczenie sprawia nam kłopot (w rozmowie z Bogiem nie chodzi o stękanie z bólu, ale skupienie się na Nim, pokutować można w innej formie np. postem).
Pomocne może być także zapalenie świecy jako znak „światła Chrystusa”, ten zewnętrzny akt pomaga uświadomić sobie, że w pomieszczeniu w którym właśnie jestem, jest sam Bóg, że za moment wejdę w tak niezwykłą i intymną relację z samym Stwórca Wszechświata.
Warto także ustawić sobie na linii wzroku krzyż lub obraz np. Jezusa Miłosiernego. Pomoże to skupić się na Nim i pamiętać o Jego stałej obecności.
4. ŚWIADOMOŚĆ
Na początku modlitwy warto uzmysłowić sobie jej prawdziwy sens. Modlitwa to nie recytowanie wyuczonych fraz z pamięci powtarzanych jak mantra do ściany. Modlitwa to przestrzeń w której spotykam się z samym Bogiem. Oczywiście, że znane modlitwy jak Koronka czy Różaniec są piękną formą kontaktu z Nim, także przez ręce Maryi, ale nie możemy zatracić prawdziwego znaczenia rozmowy z Bogiem. Modlitwy są środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Cel sam w sobie to spotkanie z naszym Zbawicielem.
Ważne jest także stałe przypominanie sobie przed modlitwą swojej prawdziwej tożsamości. Skoro Bóg jest kochającym Ojcem, to ja jestem jego ukochanym dzieckiem, którego On nigdy nie odtrąca i nie odrzuca. Klękając do modlitwy ze świadomością Jego niezgłębionej obecności (nie jest ograniczony ani czasem, ani przestrzenią), w miejscu w którym się modlę oraz tego, że jestem dzieckiem samego Boga – stwarza możliwości na piękne modlitewne spotkanie, w którym Jego Miłość będzie mnie ogarniać, przemieniać i odnawiać.
5. SŁUCHANIE
Gdy już właściwie przygotowani, zapominając o pędzie świata, będąc skupieni jedynie na Bogu rozpoczniemy modlitwę, nie zapomnijmy o jednym. Nie zapomnijmy słuchać Boga. Modlitwa to rozmowa, a rozmowa to korelacja dwójki lub więcej osób. Modlitwa nie jest monologiem, ale dialogiem. Dajmy możliwość Duchowi Świętemu, aby do nas mówił. On naprawdę mówi, musimy tylko Mu na to pozwolić.
Warto także do naszej modlitwy włączyć krótką lekturę Słowa Bożego i medytację nad nim. Wybierzmy jeden fragment i czytając zastanówmy się co przez te słowa mówi do mnie Bóg. Możemy także wykorzystując nowe technologie uruchomić w naszym laptopie „Adorację online” i w ciszy uwielbiać Boga ukrytego w Najświętszym Sakramencie.
Jest mnóstwo tajników na owocne spotkanie z Bogiem, każdy z nas musi znaleźć przy pomocy Ducha Świętego te swoje najlepsze.
Jezus pragnie przemieniać nasze serce, odnawiać nas, umacniać, pocieszać, podnosić z upadków. Zapewniał nas przecież, że będzie z nami przez wszystkie dni, aż do końca świata. On zna doskonale nasze wnętrze. Mówmy Mu o naszych potrzebach, troskach, prośbach. Ale zastawmy Mu także przestrzeń na działanie. Jemu naprawdę na nas zależy.
Damian Krawczykowski /Tygodnik Niedziela/24.06.2020
*********************************************************
Badajcie duchy…
#LEKTURA DUCHOWA#WSPÓŁCZESNY ŚWIAT#ROZEZNAWANIE DUCHÓW
Żyjemy w czasach, które niewątpliwie można określić jako laickie, pełne zeświecczenia i nieprzychylne, a nawet wrogie wszelkiemu okazywaniu przywiązania do religii katolickiej. Co ciekawe, inne religie już nie są tak źle widziane, przynajmniej przez „elity” naszego kraju. Najczęściej wyśmiewa się i krytykuje katolików i katolicyzm.
Mimo że ludzie wychowani przez niektóre programy i stacje telewizyjne czy radiowe zdają się podzielać obawę różnych decydentów przed wiarą katolicką, to jednak sami przyznają się do potrzeb duchowych i pragnień kontaktu z czymś absolutnym. Decydenci telewizyjni czy radiowi, a także niektórzy „magnaci prasowi”, wychodzą naprzeciw tym zapotrzebowaniom na „duchowość bez Boga”. Zwolennicy wróżek i horoskopów mają w czym wybierać – propaguje się bardziej lub mniej otwarcie religie Wschodu, tj. buddyzm czy hinduizm. Niektórzy nasi bracia w wierze dają się złowić w te subtelne sieci. Pod pozorem troski o zdrowie próbują różnych praktyk wschodnich: medytacji, jogi… Stąd już blisko do uwikłania się w sekty, które wcześniej lub później zakończą się destrukcją życia duchowego człowieka.
Co o tym wszystkim mówi nasza wiara? Kiedyś rozmawiałem z pewnym młodym człowiekiem, dość mocno zaangażowanym w poznawanie buddyzmu i zachwyconym tą religią. Do całego pomieszania w jego duchowości doszło jeszcze i to, że czytał chętnie Pismo Święte, ale stosował jego swoistą interpretację…
Ogólnie możemy to nazwać czystym „new age”, czyli pomieszaniem i wybieraniem z różnych religii tego, co akurat nam pasuje. Na swoją obronę ten młody człowiek przytoczył słowa św. Pawła do Tesaloniczan: Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie! (1 Tes. 5,22). Próbował twierdzić, że św. Paweł sam zachęca do badania różnych religii i wybierania z nich tego, co szlachetne.
Tymczasem św. Pawłowi chodzi o coś zupełnie innego. Wystarczy przeczytać choćby ten pierwszy list do Tesaloniczan. Apostoł nie widzi innej religii i innej wartości poza religią Chrystusową. Jeżeli wzywa do badania „wszystkiego”, to ma na myśli okoliczności życia i wybór takich życiowych wartości, które jeszcze bardziej zbliżą nas do Chrystusa. Chodzi zatem nie o szukanie kierunków dla swojego życia w innych religiach, ale o takie możliwości w naszym własnym życiu, które bardziej będą podobały się Bogu. Jednym słowem: każda religia, która nie głosi Chrystusa, jest fałszywa.
W życiu Bóg zsyła nam przeróżne znaki, które pomagają nam odczytać Jego wolę. Czasem jednak jakiś rzekomy znak nie pochodzi od Boga, ale jest szatańską pokusą. Problem polega na umiejętności badania właśnie: czy ten pomysł, to pragnienie, które obecnie odczuwam, rzeczywiście pochodzi od Boga? A może od moich życiowych kompleksów, bo chcę być bardziej widoczny? A może od samego diabła, który według słów św. Pawła często podaje się za Anioła Światłości. Podobnie i św. Jan w swoim Pierwszym Liście poucza nas: Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie (1 J 4,1). A zatem nie badajmy dla samego tzw. poszukiwania, ale właśnie dlatego, by się ustrzec przed zamętem i niepotrzebnymi dociekaniami.
Drodzy w Panu Jezusie, naprawdę nie mamy czego szukać w innych religiach. Jeżeli czytamy dokładnie Pismo Święte, to z łatwością dostrzeżemy, że jego sensem jest nasz Pan, Jezus Chrystus. Wszyscy inni tzw. panowie, zwłaszcza jeżeli odwodzą nas od Chrystusa, przychodzą od Złego i naszym obowiązkiem jest ich unikać.
W Ćwiczeniach duchownych św. Ignacego jest mowa o rozróżnianiu duchów. Możemy się z tej pięknej książki wiele nauczyć. Szukanie fascynacji w coraz to innej religii nie jest wcale wewnętrznym ubogacaniem, ale wewnętrznym zamętem. To tak jakby ktoś z ciekawości chciał np. próbować różnych leków na własnym organizmie. Pewnie niedługo by pożył…
Chociaż, jak pisze św. Jan, wielu antychrystów pojawiło się na świecie, to jednak nie musimy się ich obawiać. Jeśli będziemy wiernie trwali przy nauczaniu Kościoła Katolickiego, nic nam nie grozi. Bogu podoba się człowiek pokorny i stały, który raz poznawszy Chrystusa i Jego Kościół, trwa przy nim i nie eksperymentuje z własną wiarą i zbawieniem.
Nie zapominajmy o badaniu na co dzień własnego sumienia i wzrastaniu w modlitwie, a niepotrzebne dociekania zostawmy ludziom niestałym. I nie zapomnijmy za takich się pomodlić.
Za: “Przymierze z Maryją” nr 56/2011
DATA: 2020-06-23 AUTOR: KS. ADAM MARTYNA
Read more: https://www.pch24.pl/badajcie-duchy—,2246,i.html#ixzz6QAptxcOM
********************************************** Jean Raspail – Strażnik Zachodniej Bramy
fot. pixabay
„Siedmiu jeźdźców opuściło Miasto o zmroku przez Bramę Zachodnią, której nikt już nie strzegł, i ruszyło w stronę zachodzącego słońca. Jechali z podniesionymi wysoko głowami, wcale się nie kryjąc (w przeciwieństwie do tych wszystkich, którzy wyjechali przed nimi), bo przecież nie uciekali i nie popełniali zdrady. W ich sercach nie było nadziei, a wyobraźnię trzymali na wodzy”.
Te słowa z powieści Jeana Raspaila „Siedmiu jeźdźców” od lat są dla mnie najbardziej syntetycznym opisem jego twórczości, jej ducha. Wyprawa tych siedmiu, którzy o zmierzchu opuścili Miasto nie zakończyła się tak szczęśliwie jako wyprawa Drużyny Pierścienia. Jednak ten motyw wyprawy – wędrówki, a może krucjaty, jak bowiem inaczej nazwać „podróż i powrót natury nierzeczywistej, odwołujące się do odczuć natury duchowej, które są obce ludziom współczesnym” dziedzica czterdziestu królów Francji w „Sire” – jest stale obecny w najświetniejszych powieściach Jeana Raspaila.
Wielkość twórczości autora „Pierścienia rybaka” polega na tym, że pobudza ona to, co T. S. Eliot nazywał moralną wyobraźnią. Raspail kieruje moje myśli ku „Przesłaniu Pana Cogito” z jego „Bądź wierny. Idź!”, ku „Potędze smaku”, która przywraca znaczenie „włókien duszy i chrząstek sumienia”, ku „Raportowi z oblężonego Miasta” i zawartym w niej zapewnieniem, że „jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden, on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania, on będzie Miasto”. Jak Benedykt – „zagubione odbicie” Następcy Księcia Apostołów z „Pierścienia Rybaka”, który przedstawiał się „Jestem Benedykt”, a nie „mam na imię Benedykt”. Jak słowa pouczenia skierowane do Filipa Faramunda przez jego ojca w „Sire” o tym, że „król nie posiada swego kraju […]; on sam w sobie jest swoim krajem, w jedności swego wcielenia. Królewskość nie polega na tym, że się ma, ale na tym, że się jest”.
Powieści Raspaila – z ukochanymi przeze mnie „Sire” i „Pierścieniem rybaka” na czele – to krystalicznie czysta opowieść o „obrońcach królestwa bez kresu i miasta popiołów”. A przy tym – jak przystało na pisarza, który nigdy nie dostał, nawet się nie otarł o literackiego Nobla, któremu zatrzaśnięto drzwi Akademii Francuskiej – są to dzieła, które skutecznie strzegą nas przed „oschłością serca”; uczą „kochać źródło zaranne, światło na murze, splendor nieba”. Lubię wracać do tych powieści, bo oczyszczają umysł i wyobraźnię.
A ta znowu nakłada na siebie obrazy wyczarowane przez różnych Strażników Zachodniej Bramy. Kieruje myśli ku scenie, gdy Aragorn – powracający król – zwołuje Armię Umarłych, a następnie ku jednej ze świetlistych scen „Sire”, choć dziejącej się w mrokach królewskiej krypty opactwa Saint-Benoit – sur Loire, gdy na ostatnie błogosławieństwo kończące Najświętszą Ofiarę „w głębi krypty dał się słyszeć jakiś daleki odgłos, stłumiony szczęk oręża i żelaza uderzającego o żelazo, brzęk rynsztunku, jakby przyklękała jakaś wielka armia, w zbrojach, pancerzach, z mieczami. […] Trwało to może minutę, może dwie. Długo, bo gdy przyklęka wielka armia, szereg za szeregiem, to przypomina biegnącą falę: trzeba zejść z koni, pochylić chorągwie, aż dotkną ziemi, muszą umilknąć trąbki, a rycerze muszą mieć czas na chwilę skupienia”.
W odróżnieniu od tolkienowskiej armii umarłych krzywoprzysięzców, była to „armia króla Filipa I”, rozpoznająca przy Źródle i Szczycie Wiary Kościoła prawdziwego króla. Mszalny kielich był również znakiem rozpoznawczym wszystkich trzydziestu trzech następców papieża de Luny, a odprawianie przez nich Najświętszej Ofiary w opuszczonych katedrach było światłem na wieżach strażniczych Bram Zachodu.
W naszych czasach banalizowania Eucharystii i Najświętszego Sakramentu, lektura tych powieści Raspaila ma zaiste moc oczyszczającą. I chociaż Francuz nigdy nie stał się urzędowo stwierdzonym „pisarzem katolickim”, to jego największe powieści (dla mnie bezdyskusyjnie „Sire” i „Pierścień rybaka”) są powieściami z gruntu katolickimi; powtórzę: krystalicznie czystymi.
Bo takie kolejne skojarzenia nasuwa wyobraźnia, gdy czytamy „nie jego własne, lecz włożone mu w usta” słowa opata Dom Benezeta: „Prawo Boskie jest jak wiecznie bijące źródło. Nie podlega ono ludzkiej władzy i jest tylko przekazywane przez tych, których Bóg wybrał. Nie może przestać obowiązywać, nigdy nie przestało i nigdy nie przestanie. Można uciąć głowy królom, wypędzić ich, zapomnieć o nich, ale prawo Boskie trwa dalej, jak niewyczerpana łaska, której skutki się nawarstwiają”.
Prawda, jak mówił Paul Claudel, „nie przejmuje się ilością zwolenników, których przekona”. Tak, jak Wcielona Prawda, która nie goniła za uczniami, którzy w wielkiej ilości opuścili Ją po słowach o eucharystycznym Źródle Życia Wiecznego z Ciała i Krwi Syna Człowieczego. Tak, jak ostatni z Benedyktów w „Pierścieniu rybaka”, który uczył, że „wierność nie jest, być może celem samym w sobie i odmawiając paktowania, traci się po drodze wielu ludzi, ale po co się targować, gdy ma się prawdę?”.
Słowa o terapeutycznej mocy w naszych czasach wyprzedawania najświętszych prawd, tylko dlatego, by „ludzie nie odchodzili od Kościoła” (czytaj: by nadal płacili podatek kościelny), negowania prawdy o Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza, tylko po to, by nikomu nie było przykro na uroczystościach rodzinnych („tata protestant w ławce, gdy mama katoliczka podchodzi do komunii” – a więc interkomunia).
Powieści Raspaila opowiadają o obronie Zachodniej Bramy i o jej zdradzie przez tych „co na kolanach, odwróceni plecami, obaleni w proch”. Analizę tych wszystkich postaci zdrady i zaprzaństwa, „zepsucia najlepszych” zawarł Francuz w swojej najgłośniejszej powieści „Obóz świętych”. Wiele już napisano – także na tych łamach – o profetycznej wartości tego dzieła. Warto jednak przypomnieć prorocze słowa przypisane przez Raspaila w „Pierścieniu rybaka” Janowi Pawłowi II (dwudziestowieczna część powieści rozgrywa się w 1994 roku), że „nadejdzie dzień, gdy nauka Kościoła zostanie jednomyślnie odrzucona, ponieważ będzie nie do pogodzenia z przyjętą moralnością i postępową religią. Powiedział [Jan Paweł II], że Kościół katolicki będzie rozrywany, a jego wielkie rzesze poddadzą się bez walki. Powiedział, że opinia międzynarodowa, której już się sprzeciwił bez powodzenia, będzie chciała sobie podporządkować papieża, jego lub jego następcę, że jakiś synod uzna to za konieczne w świetle jakiegoś nowego odczytania ewangelii i papieżowi nie pozostanie już nic innego, jak opuścić Rzym i zniknąć, jak Benedykt. I iść dalej, jak Benedykt. Obaj są tułaczami”.
Powróćmy do przytoczonego na wstępie fragmentu „Siedmiu jeźdźców”. Wystarczy zamienić w nim liczebnik „siedem” na „jeden”, by uzyskać opis samego Raspaila wyruszającego w „nierzeczywistą podróż”. Nie uciekł i nie popełnił zdrady. Nie wierzę jednak w to, że wyobraźnię trzymał na wodzy i nie było w jego sercu nadziei.
Tak nie może być, bo jego książki wyobraźnię uskrzydlają i opowiadają przecież nie tylko o podróży, ale i o powrocie – co z tego, że nierzeczywistym dla współczesnych ludzi. Tak być musi, ponieważ zarówno podróż Benedykta do Rzymu, jak i wyprawa Filipa Faramunda po królewską sakrę do Reims są „wyzwaniem rzuconym trzeciemu tysiącleciu”. To powrót do źródła, o którym mówił w swoim natchnionym „z góry” kazaniu Dom Benezet przy ołtarzu wokół którego skupiła się „cała armia króla Filipa I”.
Chodzi więc najpierw o przywrócenie, a następnie przekazanie „prawa pochodzącego od Boga”. A „sam Bóg zadecyduje, czy zostanie kiedykolwiek wcielone w życie, o ile nadejdzie stosowna chwila”. To nie są słowa rozpaczy. To słowa ufności, a więc nadziei.
Grzegorz Kucharczyk/PCh24.pl
************************************************************************
Naczynia połączone
Pierwsze czwartki, pierwsze piątki, pierwsze soboty. Interesowni praktykują dla obietnic, gorliwi – z miłości.
Na początku kwietnia, gdy ograniczenia sanitarne weszły w szczytową fazę, u wielu wiernych zrodziły się wątpliwości, co będzie z praktyką pierwszych piątków i sobót miesiąca. Nabożeństwo to dla zachowania duchowych owoców wymaga ciągłości – w obu przypadkach należy przyjmować w te dni Komunię św., co zwykle wiąże się też z potrzebą przystąpienia do sakramentu pokuty. Tymczasem wskutek pandemii dostęp do tych sakramentów został odcięty. W związku z tym Komisja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP poinformowała, że zgodnie z prawem kościelnym w tego rodzaju wyjątkowych przypadkach „nie ulega przerwaniu ciągłość owoców, a więc nie trzeba tej praktyki zaczynać od nowa, a jedynie przedłużyć tę praktykę o kolejny miesiąc”.
Już sama ta sytuacja pokazuje, jak ważne są dla wielu katolików dni, w których okazujemy szczególną cześć Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny. W pierwsze piątki miesiąca liczba wiernych w kościołach jest wyższa niż w inne dni powszednie, a wielu jest takich, którzy podejmują tego dnia posty i inne czyny pokutne.
Franciszek Kucharczyk/GOŚĆ NIEDZIELNY 25/2020
Austria: lekarze nie mają wątpliwości. Komunia św. do ust bardziej higieniczna niż na rękę
fot. Łukasz Dejnarowicz/ PCh24.pl
Z medycznego i higienicznego punktu widzenia, Komunia święta rozdawana do ust jest bezpieczniejsza niż ta udzielana w czasie pandemii na rękę. To zdanie 21 austriackich lekarzy, którzy wystosowali swój apel do biskupów w kraju, prosząc o przywrócenie tradycyjnej formy przyjęcia Ciała Chrystusa.
„Z punktu widzenia higieny absolutnie niezrozumiałe jest dla nas, dlaczego w Austrii zakazano rozdawania Komunii świętej do ust. Uważamy, że ta forma udzielania Komunii świętej jest bezpieczniejsza niż podawanie Jej na rękę” – twierdzą lekarze, którzy wystosowali specjalny list otwarty do Konferencji Biskupów w Austrii. Aktualnie w tym kraju ze względu na czas pandemii koronawirusa, Komunia święta jest udzielana wyłącznie na rękę.
Lekarze w swoim apelu do biskupów podkreślają, że nie ma wystarczających przesłanek medycznych i higienicznych do utrzymywania tego stanu. Co więcej, twierdzą, że to udzielanie Komunii świętej do ust jest bezpieczniejsze. W apelu podkreślono również opinię prof. Filippo Maria Boscii, prezesa Stowarzyszenia Lekarzy Katolickich we Włoszech. Ten uznany autorytet w świecie medycyny także jest zdania, że pod względem bezpieczeństwa higienicznego, o wiele bezpieczniejsza jest forma tradycyjna, tj. udzielanie Komunii świętej do ust.
Komunikat wystosowany przez austriackich lekarzy odnosi się do sytuacji nie tylko w Austrii, ale również m.in. we Włoszech. To tam bowiem biskupi postanowili zobowiązać księży sprawujących obrzędy religijne do udzielania Komunii świętej jedynie na rękę. Lekarze podkreślają również, że tradycyjna Nauka Kościoła mówi o przyjmowaniu Ciała Pańskiego na kolanach i do ust. Wobec tego zakazywanie tej formy jest niewłaściwe.
„Dla tradycyjnie myślących katolików obowiązek ten jest równoznaczny z całkowitym zakazem przyjmowania komunii. Brak szacunku i ryzyko profanacji cząstek z konsekrowanej Hostii znajdującej się na dłoni jest dla nich nie do przyjęcia” – czytamy na portalu LifeSiteNews.com. W apelu wskazano również, że księża sprawujący Mszę trydencką, zawsze rozdają ją do ust i potrafią udzielać Komunii św. nie mając kontaktu z ustami wiernego. Dodają, że nawet gdyby do tego doszło, kapłan w poczuciu odpowiedzialności za innych, może przerwać udzielanie Komunii świętej.
Katoliccy lekarze z Austrii przypomnieli również, że Kongregacja Kultu Bożego proklamowała „prawo” wiernych do przyjmowania Komunii świętej na język, bez żadnych wyjątków. Wobec tego wszelkie formy nakazu ze strony księży do przyjmowania Komunii św. na rękę, są bezpodstawne.
LifeSiteNews.com/PCh24.pl/2020-06-27
************************************************************************
Ojciec “jak ojciec”
Jak być dobrym tatą? Występować w pakiecie z mamą.
To nic trudnego być ojcem biologicznym, no chyba że się jest feministką z takimi roszczeniami. Ale być ojcem naprawdę, no to już rzecz trudniejsza. Prawdziwemu ojcu dziecko może się zwierzyć „jak ojcu”, może go „jak ojca” prosić o radę, może się czuć przy nim bezpiecznie – „jak przy ojcu”. Trudno jednak, żeby dzieci miały zaufanie do kogoś, kto swoim zachowaniem pokazuje, że nie jest godny zaufania.
Spotkałem kiedyś pana, który zastanawiał się, jak ma być dobrym ojcem dla swoich małych jeszcze dzieci. W trakcie rozmowy okazało się, że bywa w domu z doskoku, bo się z żoną „rozeszli”, a on teraz znalazł sobie inną panią.
No cóż – w tych warunkach to raczej ciężko będzie. Skoro facet nie jest wierny najświętszemu zobowiązaniu, jakie złożył żonie przed Bogiem i w obecności ludzi, to jak dzieci mają go uważać za człowieka słownego i odpowiedzialnego? Skoro tata nie tylko je opuścił, ale i zdradza mamę, to alimentami nie kupi sobie autorytetu, nawet jeśli do alimentów dorzuca prezenty.
Śmiem twierdzić, że nie może być dobrym ojcem mężczyzna, który nie jest dobrym mężem. Ja wiem, że w tej koncepcji na najlepszych ojców wychodzą wdowcy, ale w każdej innej sytuacji ojcostwo nie będzie pełne, jeśli ojciec skupia się bardziej na dzieciach niż na żonie. A tym bardziej, jeśli żonę w ogóle lekceważy. Choćby obsypywał dzieci pieniędzmi, słodyczami i elektroniką, choćby woził je co weekend do cudnych miejsc – jeśli robi to zamiast miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej, nic z tego nie będzie. Mężczyzna ślubuje żonie, a nie dzieciom – i gdy o tym pamięta, w rodzinie wszystko nabiera odpowiednich proporcji. Dzieci wychowują się jakby przy okazji miłości rodziców – ale to jest właśnie najwłaściwszy sposób wychowania.
Jaki więc jest najlepszy dla dzieci, normalny dzień ojca? Spędzony z matką.
Franciszek Kucharczyk/GOŚĆ NIEDZIELNY
*****************************
Ojcostwo ze stali
Boyarkina Marina/Fotolia.com
– Mama zawsze czuwała w domu, nie musieliśmy nosić klucza na szyi. Tato stale był w pracy, ale i w kościele. Nie byłoby naszego kapłaństwa bez ich przykładu – przyznają zgodnie księża Buryłowie.
Jacy byli rodzice trzech synów kapłanów? – By zarobić na rodzinę, tato wyjechał do pracy w Hucie Łaziska. Kiedy bliźniacy Andrzej i Wacław mieli po 3,5 roku, w ślad za mężem ruszyła i mama z dziećmi. Tato pracował na trzy zmiany przy wielkich piecach. I sam był ze stali – z zasadami, wierny sobie. Po pracy w hucie szedł jeszcze rozładowywać wagony z węglem. Kolejnych kilka godzin, by utrzymać rodzinę – opowiada ks. Bogdan.
Niezłomne zasady
Nie było wyjścia na piwo z kolegami hutnikami, wolał być punktualnie w domu, żeby żona się nie martwiła, a za zaoszczędzone pieniądze kupić dzieciom cukierki. Razem z kilkunastoletnimi synami pomagał przy budowie parafialnego kościoła św. Jana w Tychach, plebanii i salek katechetycznych, oczywiście, wszystko za „Bóg zapłać”. Kiedy w Tychach budowano market i okazało się, że przy nim stoi potężny krzyż, który chciano usunąć, stanął w jego obronie. – No i nigdy nie zapisał się do partii. Ile razy mu to proponowali, zawsze odmawiał. Jeden z inżynierów kiedyś powiedział mu w zaufaniu: „Panie Tadeuszu, pan ma zły kolor dokumentów, jest pan zbyt kościołowy, dlatego pan nigdy nie dostanie premii ani awansu”. I nie dostał – wspomina ks. Bogdan. Buryłowie mieszkali w ciasnym, 38-metrowym mieszkaniu. Do jedynego pokoju przygarnęli jeszcze na dwa lata siostrę Tadeusza, a nawet na jakiś czas 4-miesięczne niemowlę kuzynki z Rzeszowa. I nigdy nikt nie narzekał. – Mało tego, mimo tak małego metrażu mieszkania, rodzice cechowali się wielką gościnnością. Często zapraszali księży i traktowali ich jak własnych synów. Przychodzili oni do nas na kolację, nie były to jakieś wystawne kolacje, bo rodzice byli ludźmi biednymi, ale zawsze mówili: „Gość w dom, Bóg w dom” – wspomina ks. Bogdan.
Bez Boga ni do proga
foto: archiwum rodzinne
Eucharystia stanowiła centrum życia Tadeusza i Heleny Buryłów
U państwa Buryłów zawsze na pierwszym miejscu była wiara. Oboje religijni – wpajali synom, że „bez Boga ni do proga”. Pani Helena wspominała, że kiedy mąż wracał z pracy, nawet po 24-godzinnej zmianie, najpierw się modlił albo szedł do kościoła. Kiedy wracał z nocnej zmiany, siadał na piętach w ciemności, żeby nikogo nie budzić. Z kolei przed ranną zmianą wstawał o czwartej, żeby mieć czas na modlitwę. To umiłowanie Boga wspominają jego synowie. – Miałem kontakt z Eucharystią codziennie, bo taki przykład dawali rodzice. Oni – w miarę możliwości – byli na codziennej Eucharystii, na nabożeństwach: majowym czy październikowym. To było wielkie świadectwo wiary dla nas. Tato przez 12 lat miał obcięte nogi, jeździł na wózku, ale codziennie był na Mszy i odmawiał wszystkie części Różańca. Oboje byli we wszystkim czytelni. Nigdy nie byli powodem zgorszenia. Nie widzieliśmy rodziców takich, którzy by nas od Boga odpychali, by byli anty-świadectwem. Dlatego myślę, że najważniejsze źródło powołania do seminarium to dom. Oczywiście, w pierwszej kolejności to Pan Bóg dokonuje wyboru, ale do tego, żeby łaska Boża dotarła do serca, potrzebni są ludzie. W naszym przypadku byli to rodzice – mówi ks. Bogdan.
Tadeusz Buryła mimo że nie miał wykształcenia, posiadał wielką mądrość życiową. Zawsze i w każdej sytuacji wspierał swoich bliskich.
Ks. Bogdan sięga pamięcią do czasu, gdy wahał się co do zdawania matury. – Tata doradził mi wówczas: „Synu, jak zdasz maturę, będzie dobrze, jak nie zdasz, też będzie dobrze, ale spróbować można”. Podobną roztropnością wykazał się, gdy trzeci syn poszedł do seminarium. Jako człowiek głęboko wierzący, nie chciał stawać na przekór Panu Bogu. „Jeżeli tam masz być szczęśliwy, to my w tym szczęściu nie będziemy ci przeszkadzać” – skwitował.
12 lat cierpienia po amputacji nóg to również wielki sprawdzian zaufania Bogu. Zdał go celująco.
Marzena Cyfert/Niedziela wrocławska 25/2020
************************************************************************
poniedziałek 22 czerwca 2020 – XII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Msza św. o godz. 19.00
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
Wspomnienie świętych: Jan Fischer i Tomasz More
Św. Jan Fischer urodził się w 1469 r. – profesor i kanclerz uniwersytetu w Cambridge. Jako biskup Rochester odznaczał się duchem pokuty oraz gorliwością w obronie prawdziwej wiary katolickiej.
Św. Tomasz More był wzorowym mężem i ojcem czworga dzieci, z wykształcenia prawnik, człowiek o wszechstronnych, humanistycznych zainteresowaniach. Był posłem, mężem stanu i pisarzem politycznym, a przy tym człowiekiem głęboko pobożnym. Pełnił urząd kanclerza króla angielskiego Henryka VIII. Zrezygnował z tej godności, sprzeciwiając się w ten sposób rozwodowi króla i jego polityce wobec Kościoła. Odmówił uznania supremacji króla nad Kościołem i dlatego poniósł męczeńską śmierć 6 lipca 1535 r.
Patronowie dzisiejszego dnia zostali uwięzieni i straceni w roku 1535, ponieważ sprzeciwili się powtórnemu małżeństwu króla za życia jego żony i nie uznali jego próby uzurpacji zwierzchnictwa nad Kościołem katolickim w Anglii.
*****
Antyfona na wejście
Na ziemi święci męczennicy przelali krew za Chrystusa, dlatego osiągnęli wieczną nagrodę w niebie.
Kolekta
Wszechmogący Boże, świadectwo męczenników
jest najdoskonalszym wyrazem prawdziwej wiary, spraw, abyśmy za wstawiennictwem świętych
Jana i Tomasza całym życiem potwierdzali wiarę,
którą wyznajemy ustami.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Drugiej Księgi Królewskiej 2 Krl 17,5-8.13-15a.18
Król asyryjski Salmanassar najechał cały kraj, przyszedł pod Samarię i oblegał ją przez trzy lata. W dziewiątym roku Ozeasza król asyryjski zdobył Samarię i zabrał Izraelitów w niewolę do Asyrii, i przesiedlił ich do Chalach, nad Chabor – rzekę Gozanu, i do miast Medów.
Stało się tak, bo Izraelici zgrzeszyli przeciwko Panu Bogu swemu, który ich wyprowadził z Egiptu, spod ręki faraona, króla egipskiego. Czcili oni bogów obcych i naśladowali obyczaje ludów, które Pan wypędził przed Izraelitami, oraz królów izraelskich, których wybrali.
Pan jednak ciągle ostrzegał Izraela i Judę przez wszystkich swoich proroków i wszystkich „Widzących”, mówiąc: „Zawróćcie z waszych dróg grzesznych i przestrzegajcie poleceń moich i postanowień moich, według całego Prawa, które nadałem waszym przodkom i które przekazałem wam przez sługi moje, proroków”. Lecz oni nie słuchali i twardym uczynili swój kark, jak kark ich przodków, którzy nie zawierzyli Panu Bogu swojemu. Odrzucili przykazania Jego i przymierze, które zawarł z przodkami, oraz rozkazy, które im wydał. Wtedy Pan zapłonął gwałtownym gniewem przeciw Izraelowi i odrzucił go od swego oblicza. Pozostało tylko samo pokolenie Judy.
Oto słowo Boże.
Psalm 60
R/ Usłysz nas, Panie, wspomóż Twą prawicą.
Odrzuciłeś nas i złamałeś, Boże,
rozgniewałeś się, lecz powróć do nas.
Wstrząsnąłeś i rozdarłeś ziemię,
ulecz jej rozdarcia, albowiem się chwieje. R/
Ludowi Twemu zgotowałeś los twardy,
napoiłeś nas winem, które moc odbiera.
Czyż nie Ty, o Boże, nas odrzuciłeś
i już nie wychodzisz, Boże, z naszymi wojskami? R/
Daj nam pomoc przeciw nieprzyjacielowi,
bo ludzkie wsparcie jest zawodne.
Dokonamy w Bogu czynów pełnych mocy,
a On podepcze naszych nieprzyjaciół. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Żywe jest słowo Boże i skuteczne, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza Mt 7,1-5
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim wy sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: «Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka», gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, wejrzyj łaskawie na złożone dary
i spraw, abyśmy za przykładem świętych Jana i Tomasza,
całym sercem korzystali za owoców męki Twojego Syna,
która się uobecnia w sakramentalnej Ofierze.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Ani śmierć, ani życie, ani żadne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Chrystusa. (Rz 8,38-39)
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, w dniu wspomnienia
świętych męczenników Jana i Tomasza,
posiliłeś nas najdroższym Ciałem i Krwią
Twojego Jedynego Syna, spraw, abyśmy trwali w Twojej miłości, od Ciebie czerpali życie i do Ciebie dążyli. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
**********
Listy pisane węglem i złotem
„Pisma więzienne” św. Tomasza More są niezwykłą duchową lekturą. Są zapisem „rekolekcji” przygotowujących na męczeństwo, świadectwem jego wiary, wierności sumieniu i miłości nieprzyjaciół.
Historia życia i męczeńskiej śmierci św. Tomasza More jest powszechnie znana. Zainteresowała się nią nawet kultura masowa. Powstało kilka filmów opowiadających o konflikcie między Henrykiem VIII i jego kanclerzem, m.in. nagrodzony Oscarem obraz „Oto jest głowa zdrajcy” (ang. „A Man for All Seasons”). Nie chcę powtarzać tej historii, chcę skupić się na duchowym testamencie zapisanym przez mojego wybitnego imiennika. More, czekając na śmierć w Tower, pisał węglem drzewnym na skrawkach papieru. Dzięki tym tekstom, wydanym niedawno po polsku, możemy zajrzeć w głąb tej pięknej duszy, w której toczy się ostatnia, decydująca walka. To absolutnie wyjątkowe świadectwo, ponadczasowa lekcja chrześcijańskiej odwagi i miłości do prawdy. Pisał listy do najbliższych, najwięcej do ukochanej, najstarszej córki Małgorzaty. Notował krótkie modlitwy i rozważania. Zdołał napisać także dwa dłuższe traktaty: „Dialog pocieszenia” oraz „Traktat o smutku, znużeniu, strachu i modlitwie Chrystusa, zanim Go pojmano” („De Tristitia Christi”).
W zbiorze „Pism więziennych” znalazł się także ostatni list do Tomasza More napisany przez córkę Małgorzatę. W nim zdanie-perła: „Ojcze, gdyby dano mi cały świat, byłaby to mała przyjemność w porównaniu z radością, jakiej doznałam przez skarb twojego listu, który choć pisany węglem, wart jest według mnie, by był pisany literami ze złota”. Świadectwo Morusa jest potężnym zastrzykiem nadziei.
Bez goryczy
Przypomnę najważniejsze fakty. Tomasz More ukończył studia prawnicze. Był wybitnym humanistą, zaprzyjaźnił się i korespondował z Erazmem z Rotterdamu. Jako świetny prawnik stał się urzędnikiem królewskim. Król Henryk VIII cenił jego wiedzę. Dzięki władcy Tomasz More zrobił szybko karierę na dworze. Piął się po szczeblach kolejnych awansów i honorów, aż po najwyższy urząd w państwie. Stał się kanclerzem, pierwszą po królu osobą w królestwie. Kiedy Henryk VIII w 1531 roku ogłosił się zwierzchnikiem Kościoła katolickiego w Anglii, Tomasz zrzekł się urzędu kanclerza. Nie wziął udziału ani w ślubie (kościelnie nieważnym), ani w koronacji kochanki króla Anny Boleyn. Nie podpisał tzw. aktu supremacji, czyli ustawy, która ogłaszała zwierzchnictwo króla nad Kościołem w Anglii. Ten akt nieposłuszeństwa w imię prawdy o Kościele i prawdy o nierozerwalności małżeństwa oznaczał zdradę stanu. More został aresztowany i osadzony w Tower, gdzie spędził kilkanaście miesięcy. 1 lipca 1535 roku został skazany na śmierć. Król okazał łaskę. Oszczędził mu bolesnej i upokarzającej śmierci należnej zdrajcom: przez powieszenie, otwarcie wnętrzności i ćwiartowanie. More – wraz z bp. Janem Fischerem (jedynym z biskupów, którzy sprzeciwili się królowi) – został ścięty.
Pisma powstałe w więzieniu dotyczyły momentu, w którym More wiedział doskonale, że za sprzeciw sumienia grozi mu śmierć. Dochodzenie w jego sprawie, a potem proces były w toku. Wiedział, że wyrok już zapadł. Przesłuchanie i sąd były tylko formalnością. Dlatego nie uzasadniał swojej odmowy. Wystarczyłoby jedno jego słowo i byłoby po sprawie. Wielu usilnie namawiało go do tego. Gdyby wycofał się z jednoznacznego stanowiska, ocaliłby głowę, urząd, majątek, karierę.
„Wierność Ewangelii i Kościołowi sprawiła, że Morus doznał goryczy powszechnego opuszczenia” – zauważa we wstępie do pism więziennych o. Wojciech Giertych OP, teolog Domu Papieskiego. „Miał przeciwko sobie wszystkich: najwybitniejszych dostojników królestwa, prawie cały episkopat, z prymasem na czele, rodzinę, a szczególnie najukochańszą córkę i powiernicę, trzydziestoletnią Meg… Samotność i lęk Morusa nie wydały goryczy. Nie znajdziemy w jego pismach więziennych (podobnie zresztą jak w »Zapiskach więziennych« prymasa Wyszyńskiego) żadnego złego słowa. (…) Nie traci swojej łagodności, dowcipu, dobrych manier. Chodzi o jego życie wieczne i przyszłość Kościoła w Anglii, a on sprawia wrażenie, że ze spokojem pije nieznaną wówczas jeszcze angielską herbatę. Nie cofa się przed żartem, nawet gdy wchodzi na szafot”.
Wierność sumieniu
Jeden z listów zawiera zapis dramatycznego dialogu między Tomaszem a jego córką, której pozwolono odwiedzić ojca w więzieniu. Małgorzata namawia ojca, by okazał królowi posłuszeństwo i podpisał lojalkę. Przecież tylu innych zacnych i mądrych podpisało. Ona sama także. Po co ten upór, który może kosztować Cię życie – pyta Meg. Morus nie wchodzi w meritum sporu, ale zapewnia córkę, że jego sumienie jest absolutnie pewne swoich racji. „Zaprawdę ufam Bogu, że raczej umocni mnie, abym zniósł stratę, niż przeciw sumieniu przysięgał i naraził swą duszę na niebezpieczeństwo”. Dodaje, że decyzja podjęta pod wpływem strachu nie byłaby dobra dla duszy. Argument sumienia jest dla Morusa decydujący. Trzeba się liczyć najpierw z Bogiem, a potem z królem, podkreśla.
List kończy się słowami pociechy płynącymi z wiary, w których zawiera się ponadczasowa mądrość: „Moja dobra córko, nigdy nie martw się o nic, co kiedykolwiek spotka mnie na tym świecie. Nic nie może przyjść prócz tego, czego chce Bóg. I jestem całkiem pewien, że cokolwiek może to być, jakkolwiek złe może się wydawać, rzeczywiście będzie to najlepsze”.
W listach więziennych Morusa uderzają pokora i łagodność, które są połączone z niezmienną wiernością prawdzie odczytanej w sumieniu. Tomasz nie wypowiada jednego złego słowa przeciwko królowi ani przeciwko tym, którzy wybrali drogę oportunizmu. Nie czyni z siebie obrońcy Kościoła, bohatera, nie wzywa innych, by szli jego drogą. Nie zdecydował się także pisać listu do króla, aby tłumaczyć swoje racje i prosić o łaskę. W liście do jednego z bliskich księży tłumaczy: „Dziękuję naszemu Panu, że to, co robię, nie wynika z uporu, ale z troski o zbawienie mojej duszy, ponieważ nie mogę skłonić własnego umysłu, abym myślał inaczej niż to, co czynię, gdy chodzi o przysięgę. Co do innych ludzi nie chcę być sędzią, nigdy nie radziłem żadnemu człowiekowi przysięgać ani odmawiać”.
Kwestią kluczową dla Morusa jest sprawa własnego zbawienia. Ten argument wraca jak refren. Nie ma tu żadnych rozważań o relacji między władzą papieża i króla. Nie ma analizy skutków poddania Kościoła w Anglii władzy świeckiej. Nie ma tu żadnej polityki, dyplomacji, teologicznych spekulacji. Jest konsekwentne, wielokrotne odwołanie się do sumienia, którego rolą jest pokazywanie drogi życia zgodnego z Bożą wolą. „Nigdy w mojej duszy nie zamierzałem zgodzić się na żaden niegodziwy postępek, który według mojego sumienia naraziłby mnie na gniew Boga, nawet choćby to oznaczało przyjęcie największych cierpień” – pisze More.
Stracił głowę, uratował duszę
Listy, choć pełne emocji, zachowują wykwintny styl angielskiego dżentelmena, humanisty, prawnika. Uderza to, że każdą linijkę tych tekstów przenika głęboka wiara. Tomasz patrzy śmierci w oczy. Wyznaje: „W moim ciele o wiele więcej jest lęku przed bólem i śmiercią, niż można się spodziewać u wiernego chrześcijanina, któremu tak jak mnie sumienie mówi, że ocalanie ciała byłoby połączone ze zgubą duszy. Mimo to dziękuję Bogu, że po tych rozterkach duch odniósł zwycięstwo, a rozum z pomocą wiary ostatecznie stwierdził, że niesprawiedliwy wyrok śmierci za dobre postępowanie jest przypadkiem, w którym człowiek może stracić głowę, nie ponosząc szkody, ale zamiast szkody otrzymać bezcenne dobro z ręki Boga. I dzięki naszemu Panu, Meg, odkąd tu przyszedłem, z każdy dniem oswajam się z myślą o śmierci”.
Serce Morusa jest wolne od nienawiści. „Jestem naprawdę wiernym poddanym Króla, codziennie modlę się za niego… Nikomu nie wyrządzam krzywdy, o nikim nie mówię źle, nie myślę źle o nikim, lecz każdemu życzę dobrze. I jeśli to nie wystarcza, żeby człowiek mógł zachować życie, zaprawdę nie pragnę żyć” – pisze do córki. „Żegnaj, moje drogie dziecko, i módl się za mnie, a ja będę się modlił za ciebie i wszystkich twych przyjaciół, byśmy mogli radośnie spotkać się w niebie” – te słowa padają w ostatnim liście.
Po usłyszeniu wyroku śmierci Tomasz More układa modlitwę, zaczynającą się od słów: „Daj mi Twą łaskę, dobry Panie, abym za nic miał ten świat. By mój umysł mocno przylgnął do Ciebie i nie chwiał się za podmuchem ludzkich słów…”. Modlitwa kończy się prośbą: „Bym uważał mych największych wrogów za najlepszych przyjaciół. Ponieważ bracia Józefa nie mogliby nigdy uczynić mu tak dużo dobrego swoją miłością i przychylnością, jaką uczynili mu swą złośliwością i nienawiścią. Takiego usposobienia każdy człowiek powinien pragnąć bardziej niż wszelkich skarbów wszystkich książąt i królów, chrześcijańskich i pogańskich, jeśliby je razem zebrano i złożono na jednym stosie”.
Egzekucja miała miejsce 6 lipca 1535 roku. Wchodząc na szafot, Tomasz powiedział do eskortującego go żołnierza: „Proszę cię, panie Poruczniku, pomóż mi wejść na górę, z powrotem poradzę sobie sam”. Do kata zaś zwrócił się ze słowami: „Nabierz ducha, człowieku, i nie lękaj się spełnić swej powinności. Moja szyja jest bardzo krótka, bacz zatem, byś krzywo uderzając, nie stracił dobrej sławy”.
Stracił głowę, zachował twarz, uratował duszę. Niby zniewolony, a przecież wolny. Beatyfikowano go w 1886 roku, kanonizowano w 1935 roku. Dziś także Kościół anglikański czci go jako świętego. Święty Jan Paweł II ogłosił go patronem rządzących i polityków.
ks. Tomasz Jaklewicz/GOŚĆ NIEDZIELNY
**********
*****
Święty Tomasz Morus na śmierć szedł „na luzie”
Wszelka racja stanu musi bezwzględnie ustąpić przed racją Boga. Nie ma takiego dobra ojczyzny czy państwa, władcy czy narodu, które mogłoby usprawiedliwić sprzeciw wobec ustaw Pańskich.
Szafot, na którym miał zostać ścięty Tomasz Morus był w tak marnym stanie, że niemal się rozpadał. Widząc to skazaniec zwrócił się do towarzyszącego mu klawisza:
– Proszę cię, panie poruczniku, pomóż mi wejść na górę. Z powrotem poradzę sobie sam.
Pokonawszy chwiejne schodki zatrzymał się na chwilę, poprosił licznie zgromadzoną publiczność (nie co dzień wszak ścinają kanclerza królestwa) o modlitwę w swojej intencji, do której sam też niezwłocznie uklęknął, po czym z pogodnym wyrazem twarzy podszedł do kata, uściskał go i wręczając mu złotego angela rzekł:
– Nabierz ducha człowieku i nie lękaj się spełnić swej powinności. Mam krótką szyję, więc bacz, byś krzywo uderzając nie narobił sobie wstydu.
„Tak odszedł Sir Tomasz More z tego świata do Boga” – zapisał pierwszy biograf świętego, prywatnie jego zięć, William Roper (nawrócony z luterskich bezdroży dzięki długoletnim, żarliwym modlitwom teścia).
Tomasz Morus szedł na śmierć „na luzie”. Ale czy to w ogóle możliwe: „na luzie” wychodzić na spotkanie definitywnego kresu własnej egzystencji? Owszem, możliwe, jeśli się ma pewność, że się w dobrych zawodach wystąpiło, bieg ukończyło i ustrzegło wiarę. Wtedy spokojnie czeka się na „wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia” (2 Tm 4, 6-8). Sir Tomasz doskonale znał tę naukę świętego Pawła. Z pewnością nie jeden raz wczytywał się w słowa Apostoła – było to wszak modne w kręgach angielskich humanistów zainspirowanych przykładem Johna Coleta, dziekana katedry świętego Pawła w Londynie, którego sięgające ad fontes oksfordzkie egzegezy przyciągały tłumy ówczesnej inteligencji.
Święty Tomasz szedł na śmierć jak na bal, bo podobnie jak jego daleki poprzednik w męczeństwie „pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga” (Dz 7, 55).
Pan z otwartymi ramionami przywitał swego sługę, który nigdy nie skalał się fałszem, obłudą, oportunizmem; który całym sercem i umysłem bronił nierozerwalności Kościoła i małżeństwa, ani przez chwilę przy tym nie ustając w wierności swojej ojczyźnie i jej królowi.
„To państwo, będąc tylko pojedynczym członkiem i niewielką częścią Kościoła, nie może samo stanowić praw odmiennych od powszechnych praw świętego Chrystusowego Kościoła katolickiego, podobnie jak nie może miasto Londyn, które jest zaledwie cząstką całego królestwa, wydawać praw sprzecznych z ustawami parlamentu, wiążącymi całe państwo” – wołał były kanclerz przestrzegając nadętego pychą monarchę, co „otacza się chwiejnymi doradcami, gotowymi spełniać wszelkie jego życzenia i słabym klerem małodusznie porzucającym własną naukę”, przed nieuchronnym wkroczeniem na równię pochyłą, z której żadną miarą nie będzie już odwrotu.
Doskonale rozumiejąc istotę oddania „cezarowi tego, co należy do Cezara, a Bogu tego, co należy do Boga” (Mk 12, 17), Morus nie widział żadnego problemu w uznaniu przez angielski parlament nieprawowitej małżonki królewskiej Anny Boleyn prawowitą królową Anglii – bo rzeczą instytucji doczesnych jest kreowanie doczesnych urzędów – ale stanowczo sprzeciwił się uznaniu prawowitości powtórnego małżeństwa króla Henryka za życia jego sakramentalnej żony, Katarzyny Aragońskiej.
„Żaden parlament nie może uczynić króla głową Kościoła” – dowodził w pełni świadom, że „gniew króla to zwiastun śmierci” (Prz 16, 14), znając przy tym, jako człowiek biegły prawniczym fachu, sposób jej zadawania w przypadku takim jak jego własny: poprzez powieszenie skazanego i – zanim zdążył skonać – odcięcie go, aby mu wypruć wnętrzności i na oczach jeszcze żyjącego – spalić je. Dopiero potem kat odcinał głowę nieszczęśnika i unosząc ją za włosy wykrzykiwał po trzykroć: „Oto jest głowa zdrajcy!” Taki los spotkał londyńskich kartuzów – Tomasz Morus nie miał powodów spodziewać się, iż w wyniku nadzwyczajnej łaski królewskiej zostanie „humanitarnie” ścięty toporem…
Heroiczny obrońca autorytetu papieskiego i nienaruszalności sakramentalnego węzła małżeńskiego obruszyłby się zapewne na pochwałę jego bezsprzecznie bohaterskiej postawy. On przecież – co niejednokrotnie dał poznać w swych wypowiedziach – jedynie bronił normalności. Po prostu – jak to pięknie ujęła cztery wieki później młodziutka sanitariuszka z Wileńskiej Brygady AK – zachował się jak trzeba.
Jerzy Wolak / PCh24.pl POLONIA CHRISTIANA
************************************************************************************
KORONKA DO JEZUSA CHRYSTUSA W NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENCIE
****************************
„Dusza zbroi się przez modlitwę do walki wszelakiej. W jakimkolwiek dusza jest stanie, powinna się modlić. Musi się modlić dusza czysta i piękna, bo inaczej utraciłaby swą piękność; modlić się musi dusza dążąca do tej czystości, bo inaczej nie doszłaby do niej; modlić się musi dusza dopiero co nawrócona, bo inaczej upadłaby z powrotem; modlić się musi dusza grzeszna, pogrążona w grzechach, aby mogła powstać. I nie ma duszy, która by nie była obowiązana do modlitwy, bo wszelka łaska spływa przez modlitwę” – z Dzienniczka św. siostry Faustyny od Najświętszej Eucharystii.
(Św. s. Maria Faustyna do zakonnego imienia jakie otrzymała w dniu obłuczyn, chętnie dodawała jeszcze:„… od Najświętszego Sakramentu”. Spotykamy to rozbudowane imię już na drugiej stronie w rękopisie tekstu „Dzienniczka” (Dz. 3):
+JMJ – Bóg i dusze, Królu miłosierdzia, kieruj duszą moją.
Siostra M.Faustyna od Najświętszego Sakramentu)
************************************************************************
piątek 19 czerwca 2020
UROCZYSTOŚĆ NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA
godzinna adoracja w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego od godz. 18.00
Msza św. o godz. 19.00
Antyfona na wejście
Zamysły Jego serca trwają poprzez pokolenia, aby ocalić od śmierci tych, którzy Mu ufają, i żywić ich w czasie głodu. (Ps 33,11.19)
Chwała na wysokości…
Kolekta
Wszechmogący Boże, oddajemy cześć Sercu
umiłowanego Syna Twojego
i wysławiamy wielkie dary Jego miłości,
spraw, abyśmy z tego źródła Bożej dobroci
otrzymali obfite łaski.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa Pwt 7,6-11
Mojżesz mówił do ludu: „Ty jesteś narodem poświęconym twojemu Panu Bogu. Ciebie wybrał twój Pan Bóg, byś spośród wszystkich narodów, które są na powierzchni ziemi, był ludem będącym Jego szczególną własnością.
Pan wybrał was i znalazł upodobanie w was nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszystkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym, lecz dlatego, że Pan was umiłował. Chce On wam dochować przysięgi danej waszym przodkom. Wyprowadził was mocną ręką i wybawił was z domu niewoli z ręki faraona, króla egipskiego.
Uznaj więc, że Pan, twój Bóg, jest Bogiem, Bogiem wiernym, zachowującym przymierze i miłość do tysięcznego pokolenia względem tych, którzy Go kochają i strzegą Jego praw, lecz który odpłaca każdemu z nienawidzących Go, niszcząc go. Nie pozostawia bezkarnie tego, kto Go nienawidzi, odpłacając jemu samemu. Strzeż przeto poleceń, praw i nakazów, które ja tobie polecam dzisiaj pełnić”.
Oto słowo Boże.
Psalm 103
R/ Bóg jest łaskawy dla swoich czcicieli.
Błogosław, duszo moja, Pana,
i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego.
Błogosław, duszo moja, Pana
i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach. R/
On odpuszcza wszystkie twoje winy
i leczy wszystkie choroby.
On twoje życie ratuje od zguby,
obdarza cię łaską i zmiłowaniem. R/
Dzieła Pana są sprawiedliwe,
wszystkich uciśnionych ma w swojej opiece.
Drogi swoje objawił Mojżeszowi,
swoje dzieła synom Izraela. R/
Miłosierny jest Pan i łaskawy,
nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy.
Nie postępuje z nami według naszych grzechów
ani według win naszych nam nie odpłaca. R/
Czytanie z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła 1 J 4,7-16
Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.
Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy miłować się wzajemnie. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha. My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata.
Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza Mt 11,25-30
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Oto słowo Pańskie.
Wierzę w jednego Boga…
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, wejrzyj na niewysłowioną miłość Serca Twojego Syna, który wydał się za nas,
aby przez Jego zasługi nasz dar stał się miłą
Tobie Ofiarą i zadośćuczynieniem za nasze grzechy. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o Najświętszym Sercu Pana Jezusa
Zaprawdę, godne to jest, abyśmy Tobie,
Ojcze święty, składali dziękczynienie,
i sprawiedliwe, abyśmy Ciebie wychwalali,
przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.
On wywyższony na krzyżu, w swojej nieskończonej miłości ofiarował za nas samego siebie.
Z Jego przebitego boku wypłynęła krew i woda,
i tam wzięły początek sakramenty Kościoła,
aby wszyscy ludzie,
pociągnięci do otwartego Serca Zbawiciela,
z radością czerpali ze źródeł zbawienia.
Dlatego z Aniołami i wszystkimi Świętymi
wysławiamy Ciebie, razem z nimi wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię
Pan mówi: Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie, niech przyjdzie do Mnie i pije. Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza. (J 7,37-38)
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, niech ten Sakrament Twojej miłości
pociągnie nas do Twojego Syna,
abyśmy ożywieni świętą miłością
umieli dojrzeć w naszych braciach Chrystusa.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
*********
Najwłaściwszym sposobem oddania czci Sercu Jezusowemu jest zawierzenie Mu swojego życia
Twoją jesteśmy własnością
fot. Gera Juarez / Cathopic
*****
Nasza ojczyzna dokonywała już kilkakrotnie Aktu Zawierzenia Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Dla przypomnienia – po raz pierwszy aktu oddania Najświętszemu Sercu dokonał prymas kard. Edmund Dalbor na Jasnej Górze 27 lipca 1920 r., w przeddzień Cudu nad Wisłą. Rok później akt ten został odnowiony przez cały episkopat, z udziałem tysięcy wiernych w krakowskiej bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Także w naszych czasach, w czasach trwającej pandemii – 3 maja na Jasnej Górze miało miejsce zawierzenie naszej ojczyzny Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej Królowej Polski, którego dokonał Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. To nie była tylko historyczna chwila w życiu duchowym naszego narodu, to było zobowiązanie uczynione na zawsze, by uczcić i kontemplować miłość Serca Jezusowego. Każdy chrześcijanin powinien starać się odpowiadać Jezusowemu Sercu swoją miłością i oddaniem, a to wyraża się najlepiej przez poświęcenie siebie samego oraz przez intronizację, czyli poświęcenie. Istotą tego poświecenia jest odpowiedź na miłość Bożego Serca, która objawia się wiernością Jego przykazaniom. Miłość bowiem nie zatrzymuje niczego dla siebie, ale ofiaruje wszystko, tak jak Chrystus oddał wszystko, gdy z Jego przebitego boku wypłynęły krew i woda. Taka też powinna być odpowiedź człowieka na Boże zaproszenie, nawet jeśli w naszym ludzkim odczuciu ten dar, który możemy ofiarować, wydaje się niczym.
Zawierzmy się Bożemu Sercu, przez które stało się nam zbawienie. Niech nasze życie będzie chwałą Serca Jezusowego.
*****************************************
SERCE JEZUSA, DOBROCI I MIŁOŚCI PEŁNE – ZMIŁUJ SIĘ NAD NAMI
*****
Największe znaczenie dla rozwoju kultu Serca Pana Jezusa miały prywatne objawienia św. Małgorzaty Marii Alacoque (1647-1690).
Pierwsze z trzech wielkich objawień Najświętszego Serca Pana Jezusa miało miejsce 27 grudnia 1673 roku. Wówczas św. Małgorzata ujrzała Jego Serce, które dotąd trzymał w ukryciu. Wówczas też usłyszała słowa:
“Moje Boskie Serce tak gorąco kocha ludzi, że już nie mieści w sobie płomieni żarliwego miłosierdzia. Musi przelać je za twoją sprawą i objawić się wszystkim, by ubogacić ich bezcennymi skarbami, zwierającymi wszelkie łaski, jakich potrzebują, ażeby uniknąć zatracenia”.
Podczas drugiego objawienia (dokładna data nie jest znana -prawdopodobnie w oktawie Bożego Ciała 1674 roku), Pan Jezus dał wyraz swej miłości do ludzi, za którą jednak odpłacono jedynie niewdzięcznością:
“Bardziej to dla Mnie bolesne, niż Męka, którą przyszło Mi znosić. Gdyby ludzie okazali Mi choć trochę miłości, uznałbym, że niewiele dla nich zrobiłem, i gotów byłbym, gdyby istniała taka możliwość, ponownie wydać się na cierpienie, jednakże oni odpowiadają na Moją żarliwą miłość chłodem i ją odrzucają”.
Trzecie objawienie miało miejsce 16 czerwca 1675 roku, podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Pan Jezus wówczas powiedział:
„Oto jest Serce, które tak umiłowało ludzi, że niczego im nie szczędziło, godząc się na zniszczenie w dowód miłości. A jednak wielu z nich nie okazuje Mi wdzięczności, lekceważąc i bluźniąc, przyjmując Mnie w Sakramencie miłości chłodno i wzgardliwie. Tym większy sprawiają ból, że są to serca Mnie poświęcone”.
Również św. Małgorzacie objawiło się samo Serce Pana Jezusa. To mistyczne przeżycie opisała słowami:
“Ukazało mi się Serce Boże, jakby na jakimś tronie płomieni, jaśniało więcej niż słońce, a było jak kryształ przezroczyste. Z boku widniała święta krwawa rana. Otoczone było koroną, a na szczycie jaśniało zatkniętym krzyżem. Zbawca pozwolił mi pojąć, że jedynie gorące pragnienie, by być przez ludzi miłowanym i aby ratować ich dusze z dróg zatracenia, na które całe ich rzesze pociąga szatan, skłania Go do objawienia im swego Serca wraz ze wszystkimi skarbami Jego Bożej miłości, łaski i miłosierdzia, uświęcenia i zbawienia, które się w Nim znajdują.”
************************
Czerwiec jest miesiącem poświęconym czci Najświętszego Serca Pana Jezusa
Kult Najświętszego Serca Pana Jezusa
„To nabożeństwo jest ostatnim wysiłkiem Jego miłości i będzie dla ludzi jedynym ratunkiem w ostatnich czasach”
św. Małgorzata Maria Alacoque
Czerwiec jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kult Serca Jezusowego wywodzi się z czasów średniowiecza; początkowo miał charakter prywatny, z czasem ogarnął szerokie rzesze społeczeństwa.
Warto wymienić przynajmniej kilku świętych i błogosławionych, którzy wyróżniali się w średniowieczu szczególnym nabożeństwem do Serca Pana Jezusa; w tym Sercu znaleźli dla siebie źródło szczególnej radości i uświęcenia:
Św. Mechtylda (1241-1298) za zachętą samego Pana Jezusa wchodziła do Jego Serca i w nim spoczywała. Jezus oddawał jej swoje Serce jako znak zawartego z nią przymierza. Pewnego dnia w czasie spotkania Pan tak mocno przycisnął jej serce do swojego Serca, że miała wrażenie, że odtąd te dwa serca stanowią jedno. Mechtylda każdego rana witała Boże Serce i każdego wieczora czule je żegnała.
Podobnym przywilejem cieszyła się młodsza siostra Mechtyldy, św. Gertruda (1250-1303). Jej zasadnicze dzieło, które wsławiło jej imię po całej Europie, to Poseł Bożej pobożności. Jest to prawdziwy poemat o miłości Boga do duszy i duszy do Boga. Jego zaś źródłem jest Najświętsze Serce Syna Bożego. Można powiedzieć, że Gertruda obcowała z Sercem Jezusowym na co dzień.
Do św. Małgorzaty z Kortony (1252-1297) Pan Jezus odezwał się pewnego dnia: „Połóż twe ręce na ranach moich rąk!” Na to święta: „Nie, Panie!” W tej chwili otwarła się rana boku Chrystusa i święta ujrzała w niej Serce Zbawcy.
Od XVII wieku nabożeństwo do Serca Pana Jezusa staje się własnością ogółu wiernych i całego Kościoła. Przyczyniło się do tego dwoje świętych: św. Jan Eudes i św. Małgorzata Maria Alacoque. Pierwszy działał bardziej z własnej inicjatywy, natomiast św. Małgorzata – pod wpływem nakazów, jakie otrzymała od samego Chrystusa, który chciał się jej pośrednictwem posłużyć.
W dekrecie o heroiczności cnót z 1903 r. Św. Jan Eudes jest nazwany „twórcą liturgicznego kultu Serca Jezusa i Maryi”. W breve beatyfikacyjnym czytamy wprost: „Płonąc sam szczególną miłością ku Najświętszym Sercom Jezusa i Maryi, powziął pierwszy – a nie było to bez natchnienia Bożego – myśl publicznego kultu ku ich czci. Należy go przeto uważać za ojca tego, tak miłego nam nabożeństwa. (…) Był także tego kultu doktorem, albowiem ku czci obu Serc ułożył oficjum i Mszę świętą. Był wreszcie ich apostołem, bo całym sercem przykładał się do szerzenia tego zbawiennego nabożeństwa”. Jan Eudes chciał, aby ono było własnością wszystkich. Nowością, którą wprowadził, było również to, że nabożeństwo do Serca Pana Jezusa łączył ściśle z nabożeństwem do Serca Maryi. Nie umiał tych dwóch Serc rozłączyć. Nabożeństwo do tych dwóch Serc wprowadził także do liturgii Kościoła.
Jan Eudes postawił sobie za program swojej kapłańskiej misji szerzenie kultu i nabożeństwa do Serca Pana Jezusa i do Serca Maryi: niezmordowanym słowem, pismami i dziełami. Założył także ku czci tych dwóch Serc i pod ich imieniem osobną rodzinę zakonną (1641), aby kapłani tegoż zgromadzenia ex professo oddawali się szerzeniu nabożeństwa do tych dwóch Serc. Ku czci tych dwóch Serc przepisuje swoim synom duchownym osobne nabożeństwa i modlitwy, wśród nich piękne pozdrowienie: Ave Cor sanctissimum, ave Cor amantissimum Jesu et Mariae! W roku 1643 poleca w swoim zakonie obchodzić uroczyście święto Najświętszego Serca Maryi (8 lutego) oraz Serca Pana Jezusa (20 października). Układa oficjum na te święta. W roku 1648 wydaje książeczkę O nabożeństwie do Najświętszego Serca Jezusa i Maryi. W roku 1670 otrzymuje od teologów aprobatę tekstów Mszy świętej i oficjum o Najświętszym Sercu Pana Jezusa.
Główna zasługa w rozpowszechnieniu nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa przypada skromnej zakonnicy, wizytce, św. Małgorzacie Marii Alacoque (1647-1690). Żyła ona w tym samym wieku i czasie, co św. Jan Eudes, ale w zupełnym ukryciu w klasztorze w Paray-le-Monial. 27 grudnia 1673 roku Małgorzata dopuszczona została do tego, by spoczęła na Sercu Jezusowym. Pan Jezus pokazując jej swoje Serce pełne ognia, rzekł do niej: „Moje Boskie Serce tak płonie miłością ku ludziom, że nie może dłużej utrzymać tych płomieni gorejących, zamkniętych w moim łonie. Ono pragnie rozlać je za twoim pośrednictwem i pragnie wzbogacić ludzi swoimi Bożymi skarbami”. Następnie Jezus wziął serce Małgorzaty i umieścił je symbolicznie w swoim Sercu. Potem już przemienione i jaśniejące oddał Małgorzacie. Usłyszała pocieszające słowa: „Dotąd nosiłaś tylko imię mojej sługi. Dzisiaj daję ci inne imię – umiłowanej uczennicy mojego Serca”.
Drugie objawienie miało miejsce na początku roku 1674. Pan Jezus ponownie objawił Małgorzacie swoje Serce i wymienił dobrodziejstwa i łaski, jakie przyrzeka czcicielom swojego Serca.
„To nabożeństwo – pisze św. Małgorzata – jest ostatnim wysiłkiem Jego miłości i będzie dla ludzi jedynym ratunkiem w ostatnich czasach”. Wśród różnych form czci Pan Jezus zażądał czci także wizerunków swojego Serca.
W tym samym roku 1674 miało miejsce trzecie z wielkich objawień. W czasie wystawienia Najświętszego Sakramentu pojawił się Świętej Pan Jezus „jaśniejący chwałą, ze stygmatami pięciu ran, jaśniejącymi jak słońce”. Pan Jezus ponownie odsłonił swoją pierś i pokazał swoje Serce w pełnym blasku. Zażądał, aby w zamian za niewdzięczność, jaka spotyka Jego Serce i Jego miłość, okazaną rodzajowi ludzkiemu, dusze pobożne wynagradzały temuż Sercu zranionemu grzechami i niewdzięcznością ludzką. Zażądał, aby w duchu wynagrodzenia w każdą noc przed pierwszym piątkiem miesiąca odbywała się godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu (tzw. Godzina Święta) oraz aby Komunia święta w pierwsze piątki miesiąca była ofiarowana w celu wynagrodzenia Boskiemu Sercu za grzechy i oziębłość ludzką.
Wreszcie w piątek po oktawie Bożego Ciała, 10 czerwca 1675 roku, nastąpiło ostatnie wielkie objawienie. Kiedy Małgorzata klęczała przed tabernakulum w czasie nawiedzenia Najświętszego Sakramentu, ukazał się jej Chrystus, odsłonił swoje Serce i powiedział:
„Oto Serce, które tak bardzo umiłowało ludzi, że nie szczędziło niczego aż do zupełnego wyniszczenia się dla okazania im miłości, a w zamian za to doznaje od większości ludzi tylko gorzkiej niewdzięczności, wzgardy, nieuszanowania, lekceważenia, oziębłości i świętokradztw, jakie oddają mu w tym Sakramencie Miłości. Lecz najbardziej boli Mnie to, że w podobny sposób obchodzą się ze Mną serca służbie mojej szczególnie poświęcone. Dlatego żądam, aby pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała był odtąd poświęcony jako osobne święto ku czci mojego Serca i na wynagrodzenie Mi przez Komunię i inne praktyki pobożne zniewag, jakich doznaję. W zamian za to obiecuję ci, że Serce moje wyleje hojne łaski na tych wszystkich, którzy w ten sposób oddadzą Mu cześć lub przyczynią się do jej rozszerzenia”.
Pan Jezus dał św. Małgorzacie Alacoque dwanaście obietnic, dotyczących czcicieli Jego Serca:
Stolica Apostolska dopiero po ścisłych i dokładnych badaniach zezwoliła na obchodzenie święta, jak i na cześć wizerunków Jezusowego Serca w formach dzisiaj powszechnie przyjętych. Po raz drugi Kościół pośrednio zatwierdził objawienia, dane św. Małgorzacie Marii Alacoque, kiedy po surowym procesie wyniósł ją do chwały ołtarzy. Jej beatyfikacja odbyła się w roku 1864, a kanonizacja w roku 1920. Pierwszym z papieży, który zatwierdził nabożeństwo do Serca Pana Jezusa a także święto dla niektórych diecezji i zakonów, był Klemens XIII. Uczynił to w roku 1765 – a więc prawie w sto lat po wspomnianych objawieniach. Decydującym jednak w tej sprawie stał się memoriał biskupów polskich wysłany do tego papieża w 1765 roku. Memoriał podaje najpierw historyczny przegląd kultu, a następnie uzasadnia bardzo głęboko godziwość i pożytki płynące z tego nabożeństwa. Papież Pius IX w roku 1856 rozszerzył święto Serca Pana Jezusa na cały Kościół. Leon XIII 31 grudnia 1899 roku oddał Sercu Jezusowemu w opiekę cały Kościół i rodzaj ludzki.
31 Maj 2020/ w obronie Wiary i Tradycji Katolickiej
———————————————
PIELĘGNUJCIE KULT NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA
List Ojca Świętego Jana Pawła II do ordynariusza Lyonu z okazji stulecia poświęcenia ludzkości Najświętszemu Sercu Pana Jezusa
Abp Louis-Marie Billé
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Francji
1. W chwili gdy tak liczni pielgrzymi przygotowują się do obchodów w Paray-le-Monial uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz rocznicy poświęcenia Mu rodzaju ludzkiego — aktu, którego papież Leon XIII dokonał przed stu laty, z radością przekazuję im za pośrednictwem księdza arcybiskupa serdeczne pozdrowienia i w modlitwie duchowo łączę się z nimi, jak również z wszystkimi, którzy w tym dniu poświęcają się Najświętszemu Sercu.
2. Od czasów św. Jana Eudesa, który w Sercu Maryi nauczył nas kontemplować samego Jezusa — Serce serc — oraz krzewić miłość do obojga, kult Najświętszego Serca Pana Jezusa rozpowszechnił się przede wszystkim dzięki św. Małgorzacie Marii, zakonnicy ze zgromadzenia sióstr wizytek, żyjącej w Paray-le-Monial. 11 czerwca 1899 r. papież Leon XIII w modlitwie prosił Boga — wzywając wszystkich biskupów do uczestnictwa w tym akcie — aby był Królem zarówno wszystkich wiernych, jak i tych, którzy Go porzucili lub Go nie znają, i błagał Go, aby ich doprowadził do Prawdy i przywiódł do Tego, który jest Życiem. W encyklice Annum sacrum wyraził współczucie wszystkim ludziom, którzy są dalecy od Boga, oraz wolę poświęcenia ich Chrystusowi Odkupicielowi.
3. Kościół nieustannie kontempluje miłość Bożą, objawioną we wzniosły i jedyny w swoim rodzaju sposób na Kalwarii, podczas męki Chrystusa — Ofiary, która zostaje sakramentalnie uobecniona w każdej Eucharystii. «Z przepełnionego miłością Serca Jezusa wypływają wszystkie sakramenty, przede wszystkim jednak ten największy ze wszystkich, sakrament miłości, poprzez który Jezus pragnął stać się uczestnikiem naszego życia, pokarmem naszych dusz, ofiarą nieskończonej wartości» (św. Alfons Liguori, Medytacja II o miłującym Sercu Jezusa z okazji nowenny przed uroczystością Najświętszego Serca Pana Jezusa). Chrystus jest ogniem płonącym miłością, która wzywa i zaspokaja: «Przyjdźcie do Mnie, (…) bo jestem cichy i pokorny sercem» (Mt 11, 28-29).
Serce Wcielonego Słowa jest najdoskonalszym znakiem miłości; dlatego pragnąłem osobiście podkreślić, jak wielkie znaczenie ma dla wiernych zgłębianie tajemnicy tego Serca przepełnionego miłością do ludzi i głoszącego niezwykle aktualne orędzie (por. encyklika Redemptor hominis, 8). Jak napisał św. Klaudiusz La Colombičre: «Oto Serce, które tak umiłowało ludzi, że niczego nie oszczędziło, ale samo wyczerpało się i spaliło do końca, aby dać świadectwo swej miłości» (Pisma duchowe, 9).
4. Gdy zbliża się trzecie tysiąclecie, «miłość Chrystusa przynagla nas» (2 Kor 5, 14), abyśmy pomagali innym poznawać i kochać Zbawiciela, który wylał swoją krew za ludzi. «Za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie» (J 17, 19). Usilnie zachęcam zatem wiernych, aby adorowali Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, pozwalając Mu uzdrawiać nasze sumienia, oczyszczać nas, oświecać i jednoczyć. Ze spotkania z Nim chrześcijanie zaczerpną siły potrzebne do życia duchowego i do realizacji swojej misji w świecie. Trwając bowiem w zjednoczeniu serc z Boskim Nauczycielem i odkrywając nieskończoną miłość Ojca, staną się prawdziwymi czcicielami w duchu i w prawdzie. Ich wiara ożywi się, oni zaś wnikną w tajemnicę Boga i zostaną głęboko przemienieni przez Chrystusa. W chwilach doświadczeń i radości będą upodobniać swoje życie do tajemnicy krzyża i zmartwychwstania Zbawiciela (por. Gaudium et spes, 10). Każdego dnia będą się coraz bardziej stawać synami w Synu. Wówczas dzięki nim miłość będzie się rozlewać w ludzkich sercach, aby mogło wzrastać Ciało Chrystusa, którym jest Kościół, oraz by powstawało społeczeństwo sprawiedliwości, pokoju i braterstwa. Staną się orędownikami całej ludzkości, bo każda dusza, która wznosi się ku Bogu, wznosi ku Niemu także świat i w tajemniczy sposób przyczynia się do zbawienia, ofiarowanego nam bezinteresownie przez Ojca niebieskiego.
Wzywam zatem wszystkich wiernych, aby nadal gorliwie pielęgnowali kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, przystosowując go do naszych czasów, ażeby dzięki temu mogli nieustannie czerpać z jego niezgłębionych bogactw i umieli z radością na nie odpowiadać, miłując Boga i braci, znajdując pokój, wchodząc na drogę pojednania i umacniając swą nadzieję, że kiedyś będą żyć pełnią Boga we wspólnocie ze wszystkimi świętymi (por. Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa). Również następnym pokoleniom należy zaszczepić pragnienie spotkania Pana, wpatrywania się w Niego, aby potrafiły odpowiedzieć na wezwanie do świętości i mogły odkryć swoją szczególną misję w Kościele i w świecie, realizując w ten sposób swe powołanie chrzcielne (por. Lumen gentium, 10). Istotnie bowiem, «miłość Boża, bezcenny dar Serca Chrystusa i Jego Ducha» zostaje udzielona ludziom, aby i oni z kolei stawali się świadkami miłości Boga (Pius XII, encyklika Haurietis aquas, III).
5. Wzywając wstawiennictwa Maryi Panny, Matki Chrystusa i Kościoła, której zawierzyłem ludzi i narody 13 maja 1982 r., z serca udzielam Apostolskiego Błogosławieństwa wam i wszystkim wiernym, którzy z okazji uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa udadzą się z pielgrzymką do Paray-le-Monial lub którzy pobożnie wezmą udział w nabożeństwie liturgicznym czy też innej formie modlitwy do Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Watykan, 4 czerwca 1999 r.
Jan Paweł II, pp
L’Osservatore Romano (9-10/99)
———————————–
Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa
Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa została zainicjowana około 1689 roku w nurcie kultu Serca Jezusa, o czym świadczą teksty o. K. Drużbickiego. Inne wersje propagowali zarówno Jan Eudes, jak i J. Croiset. Na początku XVIII wieku wizytka, A. M. Remuzet, ułożyła litanię, którą śpiewano podczas zarazy panującej w Marsylii (tzw. wersja marsylska). Kongregacja Obrzędów zatwierdziła ją w 1889 roku, dodając kilka wezwań z dzieł Croiseta, by ich liczba wynosiła 33 – ze względu na tradycyjną liczbę lat ziemskiego życia Zbawiciela. Tekst tej Litanii jest dotąd używany podczas nabożeństw pierwszych piątków miesiąca i nabożeństw czerwcowych. Jan Paweł II mówił o tej Litanii:
„Jest to wspaniała modlitwa w całości skupiona na tajemnicy wewnętrznej Chrystusa: Boga-Człowieka. Litania do Serca Pana Jezusa czerpie obficie ze źródeł biblijnych, a równocześnie odzwierciedla najgłębsze doświadczenia ludzkich serc. Jest to również modlitwa uwielbienia i autentycznego dialogu. (…) Modlitwa ta – odmawiana i rozważana – staje się prawdziwą szkołą człowieka wewnętrznego: szkoła chrześcijanina. (…) Równocześnie stajemy się wrażliwi na potrzebę zadośćuczynienia. Chrystus otwiera ku nam swe Serce, abyśmy w Jego zadośćuczynieniu zjednoczyli się z Nim dla zbawienia świata”. (Anioł Pański, 27 VI1982).
Jest to rzeczywiście Litania Serca.
*****
Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami
Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, Syna Ojca Przedwiecznego, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, w łonie Matki – Dziewicy przez Ducha Świętego utworzone, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, ze Słowem Bożym istotowo zjednoczone, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, nieskończonego majestatu, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, świątynio Boga, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, przybytku Najwyższego, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, domie Boży i bramo niebios, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, sprawiedliwości i miłości skarbnico, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, dobroci i miłości pełne, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, cnót wszelkich bezdenna głębino, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, wszelkiej chwały najgodniejsze, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, królu i zjednoczenie serc wszystkich, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, w którym są wszystkie skarby mądrości i umiejętności, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, w którym mieszka cała pełnia Bóstwa, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, w którym sobie Ojciec bardzo upodobał, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, odwieczne upragnienie świata, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, cierpliwe i wielkiego miłosierdzia, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, hojne dla wszystkich, którzy Cię wzywają, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, źródło życia i świętości, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, przebłaganie za grzechy nasze, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, zelżywością napełnione, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, dla nieprawości naszych starte, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, aż do śmierci posłuszne, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, włócznią przebite, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, źródło wszelkiej pociechy, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, życie i zmartwychwstanie nasze, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, pokoju i pojednanie nasze, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, krwawa ofiaro grzeszników, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, zbawienie ufających Tobie, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, nadziejo w Tobie umierających, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, rozkoszy wszystkich Świętych, zmiłuj się nad nami
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami
P.: Jezu cichy i pokornego Serca.
W.: Uczyń serca nasze według Serca Twego.
P.: Módlmy się: Wszechmogący, wieczny Boże, wejrzyj na Serce najmilszego Syna swego i na chwałę, i zadośćuczynienie, jakie w imieniu grzeszników Ci składa; daj się przebłagać tym, którzy żebrzą Twego miłosierdzia i racz udzielić przebaczenia w imię tegoż Syna swego, Jezusa Chrystusa, który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków.
W.: Amen.
Antyfona
Do Serca Twojego uciekamy się, Jezu, Boski Zbawicielu! Naszymi grzechami racz się nie zrażać, o Panie święty! Ale od wszelakich złych czynów racz nas zawsze zachować, Boże łaskawy i najlitościwszy!
O Jezu dobry, Zbawicielu słodki, Pośredniku Boski, jedyna ucieczko nasza!
W Sercu Twoim racz nas obmyć, do Serca Twojego racz nas przytulić, w Twym Sercu na wieki racz nas zachować.
Akt wynagrodzenia Najświętszemu Sercu Jezusowemu
O Jezu Najsłodszy, któremu za miłość bez granic ludzie w niewdzięczny sposób odpłacają wielkim zapomnieniem, opuszczeniem i wzgardą, oto my rzucając się do stóp Twoich ołtarzy, pragniemy szczególnym hołdem czci wynagrodzić Ci tę oziębłość i krzywdy, jakie ze wszech stron ranią Najmiłościwsze Twoje Serce.
Świadomi jednak, że my sami nie zawsze byliśmy wolni od różnych przewinień, a przejęci najgłębszą skruchą, jesteśmy gotowi dobrowolnym zadośćuczynieniem wynagrodzić Ci nie tylko za swoje grzechy, ale i za grzechy tych, co błąkają się z daleka od drogi zbawienia, nie chcą iść za Tobą, Pasterzem i Wodzem.
A jakże liczne i straszne są te grzechy, które chcielibyśmy wynagrodzić. Oto brak skromności, bezwstyd w życiu i strojach, liczne sidła zastawiane na niewinne dusze, gwałcenie dni świątecznych, ohydne bluźnierstwa miotane przeciw Tobie i Świętym Twoim. A któż policzy obelgi rzucane na Twego namiestnika i stan kapłański! Kto nie zadrży na bezczeszczenie samego Sakramentu Boskiej miłości, okropne świętokradztwa i publiczne wykroczenia narodów, wyłamujących się spod praw i kierownictwa, ustanowionego przez Ciebie Świętego Kościoła!
O Panie! jesteśmy gotowi nie oszczędzać nawet krwi własnej dla zmycia tych wszystkich zbrodni. Aby zaś choć w części naprawić zniewagi wyrządzone Tobie, o Jezu, składamy Ci zadośćuczynienie, jakie Ty sam Bogu Ojcu ofiarowałeś na krzyżu i które ponawiasz co dzień na ołtarzu. W połączeniu z zadośćuczynieniem Bogarodzicy Dziewicy, Wszystkich Świętych i pobożnych dusz wiernych, z głębi serca przyrzekamy Ci, o Jezu, oddać się na Twoją służbę, okazując mocną wiarę, czyste życie oraz dokładne zachowanie ewangelicznego prawa miłości. Wreszcie postanawiamy nie dopuścić wedle sił do nowych zniewag i pociągnąć jak najwięcej dusz w Twoje święte ślady.
Przeto błagamy Cię, o Najłaskawszy Jezu, przyjmij za przyczyną Najświętszej Maryi Panny, ten akt dobrowolnego zadośćuczynienia i racz nas zachować aż do śmierci w wierności obowiązkom Twojej świętej służby przez wielki dar wytrwania, dzięki któremu wszyscy doszlibyśmy w końcu do tej ojczyzny, gdzie Ty z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
********************************
Wizja Służebnicy Bożej Pauli Zofii Tajber, założycielki Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana.
W Roku Eucharystii jesteśmy zachęcani do odkrywania Eucharystii na nowo, do świadomego uczestniczenia we Mszy św. oraz do częstej adoracji Najświętszego Sakramentu. Przykład umiłowania Eucharystii dają nam święci i błogosławieni, którzy traktowali ją jako wyjątkowy dar i źródło siły w dążeniu do doskonałości. Jezus Eucharystyczny był przedmiotem najwyższej czci również dla służebnicy Bożej Pauli Zofii Tajber, założycielki Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana.
Zofia Tajber pochodziła z ziemi podlaskiej, a dzieciństwo i młodość spędziła w Żytomierzu. Przeżyty w latach studenckich kryzys wiary stał się dla niej inspiracją do poszukiwania nowej drogi życia. Po kilku latach wewnętrznej udręki, w Chrystusie wystawionym w Najświętszym Sakramencie, odnalazła swoje szczęście doczesne i wieczne. Zrozumiała, że jest powołana do założenia nowej rodziny zakonnej poświęconej czci Najświętszej Duszy Chrystusa Pana. Zdaniem służebnicy Bożej, całe życie wewnętrzne człowieka powinno opierać się na przekonaniu, że Jezus którego przyjął w Komunii św., uczestniczy w jego myślach, słowach i postępowaniu. Wiara w obecność Jezusa w duszy – według jej nauki – wydelikatni sumienia ludzkie, bowiem każdy będzie zwracał uwagę na swoje postępowanie. Idea życia Jezusem jest środkiem na odrodzenie ludzkości i zaprowadzenie Bożego pokoju na ziemi. Jest ona „szkołą życia duchowego”, która wprowadza człowieka w życie Boże, daje mu możność posiadania Boga i oddania się do Jego wyłącznej dyspozycji. Służebnica Boża podkreślała, iż trzeba dostrzegać Jezusa w bliźnich, dlatego uwrażliwiała siostry, by odnosiły się do bliźnich z wielkim szacunkiem. Mówiąc o obecności Chrystusa w duszy ludzkiej, chciała ukazać, że Pan Bóg jest nie tylko dla wybranych, ale z każdym chce nawiązać łączność i „każdego człowieka wynieść do wielkiej świętości”.
Z pism Matki Tajber wynika, że adoracje Najświętszego Sakramentu i częste przyjmowanie Komunii św. prowadziły ją do głębokiego zjednoczenia z Chrystusem. Często powtarzała siostrom, że Pan Jezus, którego przyjmujemy w Eucharystii, przychodzi podjąć trud pracy nad naszym uświęceniem. Dlatego radziła, aby w Sakramencie Miłości przyjmować Jezusa raz jako Brata, innym razem jako Mistrza, Przyjaciela lub Lekarza czy Zbawiciela. Tylko trwanie w Chrystusie – winnym Krzewie może wydać bogate owoce w apostolstwie. W nabożeństwie do Duszy Chrystusowej służebnica Boża widziała antidotum na szerzące się materializm i liberalizm. Przypomina również dzisiaj, że rzeczy materialne, choć są potrzebne do godnego życia człowieka, nie mogą go zdominować i zniewolić. Źródłem siły do pokonywania w sobie trzech pożądliwości: ciała, oczu i pychy żywota jest Chrystus, którego przyjmujemy w Eucharystii. Sł. Boża Paula Zofia ukazała to wyraźnie swoim życiem. Jej posłannictwo dobrze streszcza fragment modlitwy: Boże, Źródło wszelkiej świętości (…) prosimy Cię o chwałę ołtarzy dla Twej służebnicy m. Pauli Zofii Tajber, która swoim życiem wielbiła Najświętszą Duszę Chrystusa, widząc w Niej najdoskonalszy wzór naszego zjednoczenia z Bogiem i ofiarnej miłości, i która bezgranicznie oddana była sprawie odrodzenia ludzi poprzez służbę uświęcenia nieśmiertelnych dusz ludzkich.
Na całym świecie znany jest obraz Pana Jezusa Miłosiernego, wykonany przez krakowskiego malarza Adolfa Hyłę. Mało kto wie, że artysta ten namalował jeszcze inny obraz, który staje się na naszych oczach obrazem słynącym z łask i cudownych uzdrowień. Jest to wizerunek Pana Jezusa Promieniującego, zwany popularnie obrazem Najświętszej Duszy Chrystusowej.
Obraz został namalowany według wizji, jaką miała w roku 1919 Sługa Boża Paula Zofia Tajber. Na modlitwie ujrzała promienną postać Jezusa, który powiedział: Najmilsza, oddaję ci Duszę Moją Boską ku uczczeniu, byś Ją i Jej żądania przekazała światu całemu. Promienie światła, przenikające Jego postać, najpotężniej wychodziły z Jego piersi, tworząc jakby krąg słońca.
Obejmowały nie tylko ludzi będących w kościele, lecz przebijały się przez mury świątyni i falami trafiały w ludzi przechodzących obok kościoła. Artysta to rozchodzenie się światła z Duszy Chrystusowej na ludzkie dusze przedstawił na obrazie w formie promieni przenikających przeźroczyste kółka, które symbolizują dusze ludzkie.
Według pragnień Matki Założycielki obraz Duszy Chrystusa Pana miał być dla współczesnych ludzi, zagubionych w materializmie, gorącą zachętą do zwrócenia uwagi na wartości duchowe. Przede wszystkim miał przypominać człowiekowi, iż posiada duszę nieśmiertelną, odkupioną Przenajdroższą Krwią Zbawiciela Świata.
Źródło: niedziela.pl/duszajezusa.pl
***************************************************************************
sobota 20 czerwca 2020
UROCZYSTOŚĆ
Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny
*****
Msza święta
w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego o godz. 18.00
W sobotę, w dzień po Uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa obchodzimy wspomnienie Niepokalanego Serca Maryi. Kult zapoczątkował św. Jan Eudes, żyjący w XVII w., dla swoich rodzin zakonnych. W czasie II wojny światowej papież Pius XII drogą radiową ogłosił całemu światu, że poświęcił rodzaj ludzki Niepokalanemu Sercu Maryi; miało to miejsce 13 października 1942 r., w 25. rocznicę zakończenia objawień fatimskich.
Słowo “serce” należy rozumieć w sensie biblijnym, które oznacza najgłębsze centrum ludzkiego życia duchowego, uczuciowego i wolitywnego. Jest to najwłaściwsze miejsce doświadczenia Boga samego. Biblijne znaczenie słowa “serce” jest bardzo trudno do przetłumaczenia na języki współczesne. Medytując Tajemnice Różańcowe, które jak refren mówią o zachowywaniu przez Bożą Matkę wszystkiego w swoim sercu, co Jej Syn powiedział – możemy dopiero pojmować co znaczy przyjmować w głębi swojego serca Boże Słowa i być zdolnym do ich wypełniania.
*****
Antyfona na wejście
Moje serce cieszyć się będzie z Twojej pomocy, śpiewać będę Panu, który obdarzył mnie dobrem.
Kolekta
Boże, Ty przygotowałeś w Sercu Najświętszej
Maryi Panny godne mieszkanie dla Ducha Świętego,
spraw, abyśmy za wstawiennictwem
Najświętszej Dziewicy stali się świątynią Twojej chwały. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi proroka Izajasza Iz 61,9-11
Plemię narodu mego będzie znane wśród narodów i między ludami ich potomstwo. Wszyscy, co ich zobaczą, uznają, że oni są szczepem błogosławionym Pana. Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który wkłada zawój, jak oblubienicę strojną w swe klejnoty. Zaiste, jak ziemia wydaje swe plony, jak ogród rozplenia swe zasiewy, tak Pan Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość i chwała wobec wszystkich narodów.
Oto słowo Boże.
Psalm (1 Sm)
R/ Całym swym sercem raduję się w Panu.
Raduje się me serce w Panu,
moc moja dzięki Panu się wznosi,
rozwarły się me usta na wrogów moich,
gdyż cieszyć się mogę Twoją pomocą. R/
Łuk mocarzy się łamie,
a słabi przepasują się mocą.
Za chleb najmują się syci, a głodni odpoczywają,
niepłodna rodzi siedmioro, a więdnie bogata
w dzieci. R/
To Pan daje śmierć i życie,
w grób wtrąca i zeń wywodzi.
Pan uboży i wzbogaca,
poniża i wywyższa. R/
Z pyłu podnosi biedaka,
z barłogu dźwiga nędzarza,
by go wśród możnych posadzić,
by dać mu stolicę chwały. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławiona jesteś, Panno Maryjo, zachowałaś słowa Boże i rozważałaś je w sercu swoim. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza Łk 2,41-51
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał On lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.
Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie te wspomnienia w swym sercu.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, wejrzyj z upodobaniem
na modlitwy i dary, które Tobie składamy
oddając cześć Najświętszej Maryi, Matce Bożej,
i udziel nam Twojego przebaczenia.
Przez Chrystusa, Pana naszego.Amen.
Prefacja o Najświętszej Maryi Pannie
Antyfona na Komunię
Maryja zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu.
Modlitwa po Komunii
Boże, nasz Ojcze, oddając cześć Rodzicielce
Twojego Syna przyjęliśmy Sakrament odkupienia,
spraw, abyśmy zostali napełnieni Twoją łaską
i coraz głębiej uczestniczyli w tajemnicy zbawienia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***************
Kult Niepokalanego Serca Maryi
Do ogłoszenia przez Piusa IX 8 grudnia 1854 r. dogmatu o Niepokalanym Poczęciu przyczynił się niewątpliwie kult Serca Najświętszej Maryi Panny. Rozwijał się równolegle z kultem Najświętszego Serca Jezusa, a swymi początkami sięgał czasów średniowiecza. Już w XIV wieku pojawiły się obrazy i rzeźby przebitego siedmioma mieczami serca Bolesnej Matki Zbawiciela. W połowie XVII wieku św. Jan Eudes rozpowszechniał obrazy Matki Bożej, ukazującej – na podobieństwo Jezusa – swe Serce. Na „cudownym medaliku”, rozpowszechnianym po objawieniach, jakie w 1830 r. miała św. Katarzyna Laboure, pod monogramem „M” widnieją dwa serca: Jezusa i Maryi. Także założone w Paryżu w 1836 r. Bractwo Matki Bożej Zwycięskiej szerzyło cześć Serca Maryi. W XIX wieku powstały liczne zgromadzenia zakonne pod wezwaniem Serca Maryi lub Serc Jezusa i Maryi.
Do zaistnienia kultu i nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi najbardziej przyczyniły się objawienia, jakie miały miejsce w 1917 r. w Portugalii. Kiedy 13 maja troje dzieci: Łucja (lat 10), jej brat cioteczny Franciszek (lat 9) i jego siostra Hiacynta (lat 8) pasły niedaleko od Fatimy owce, ujrzały w południe silny błysk jakby potężnej błyskawicy, który powtórzył się dwa razy. Zaniepokojone dzieci zaczęły zbierać się do domu, gdy ujrzały na dębie postać Matki Bożej i usłyszały Jej głos: „Nie bójcie się, przychodzę z nieba. Czy jesteście gotowe na cierpienia i pokutę, aby sprawiedliwości Bożej zadośćuczynić za grzechy, jakie Jego majestat obrażają? Czy jesteście gotowe nieść pociechę memu Niepokalanemu Sercu?”.
Matka Boża poleciła dzieciom, aby przychodziły na to miejsce 13. dnia każdego miesiąca. W trzecim objawieniu, 13 lipca, prosiła, aby w każdą pierwszą sobotę miesiąca była przyjmowana Komunia św. wynagradzająca. Podczas tych objawień Matka Boża wielokrotnie sama nazwała swe serce „niepokalanym”.
W piątym objawieniu, 13 września, poleciła dzieciom, aby często odmawiały Różaniec w intencji zakończenia wojny. Ostatnie zjawienie się Matki Bożej – 13 października oglądało ok. 70 tys. ludzi. Od samego rana padał deszcz. Nagle rozsunęły się chmury i ukazało się słońce. Z tłumu dały się słyszeć okrzyki przerażenia: bowiem słońce zaczęło zataczać koła po niebie i rzucać strumienie barwnych promieni…
Objawienia fatimskie stawały się coraz bardziej sławne i wywoływały coraz żywsze zainteresowanie, m.in. ze względu na zapowiedziane w nich wydarzenia, a zwłaszcza na tzw. tajemnicę, która została przekazana wyłącznie do wiadomości papieża. Dziś znamy jej treść. Matka Boża zapowiadała nadejście jeszcze straszliwszych wojen niż ta, która się kończyła. Zapowiadała nowe prześladowanie Kościoła, zamach na papieża, rewolucję w Rosji. Prosiła, aby Jej Niepokalanemu Sercu poświęcić cały świat, a zwłaszcza Rosję.
Krwawa bolszewicka rewolucja wybuchła, kiedy jeszcze trwały objawienia. Jej ofiarą stał się również Kościół w Meksyku (1925 r.) oraz w Hiszpanii (1936 r.). A mimo to ostatnie z fatimskich poleceń Maryi nie zostało szybko spełnione. Dopiero kiedy wybuchła II wojna światowa, przypomniano sobie „tajemnicę fatimską” i 13 października 1942 r., w 15-lecie objawień, papież Pius XII drogą radiową ogłosił całemu światu, że poświęcił rodzaj ludzki Niepokalanemu Sercu Maryi.
Pius XII polecił, aby aktu poświęcenia dokonały poszczególne kraje. Pierwsza, z udziałem prezydenta państwa, uczyniła to Portugalia. 4 maja 1944 r. papież ustanowił dzień 22 sierpnia świętem Niepokalanego Serca Maryi. W Polsce zawierzenia naszego narodu Niepokalanemu Sercu Maryi dokonał dopiero po zakończeniu wojny – 8 września 1946 r.
– Prymas Polski kard. August Hlond w obecności całego Episkopatu i około miliona pielgrzymów zgromadzonych na Jasnej Górze przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Do tego zawierzenia nawiązał kard. Stefan Wyszyński, kiedy w latach 1956, 1966 i 1971 oddawał naród polski w macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła w ojczyźnie i na całym świecie. W następnych latach akty te były ponawiane. Kościół w Polsce zawierzał także Maryi Jan Paweł II za każdym swym pobytem na Jasnej Górze.
Niby życzeniu Matki Bożej stało się zadość, ale trudno w akcie papieża Piusa XII dopatrzyć się wyraźnego zawierzenia Niepokalanemu Sercu Maryi Rosji. Niebawem też czerwony smok rozciągnął panowanie nad wieloma krajami, a na jego krwiożerczą służbę oddało się wielu intelektualistów całego świata. Wydawało się, że wkrótce rzuci do swych stóp całą ludzkość.
Wobec wciąż szalejącego bezbożnictwa wielu biskupów postulowało dokładne spełnienie prośby Fatimskiej Pani. W latach 1950-55 figura Matki Bożej Fatimskiej pielgrzymowała po wielu krajach. Wprawdzie na zakończenie Soboru Watykańskiego II (1964 r.) Paweł VI ogłosił Matkę Jezusa Matką Kościoła i posłał do Fatimy złotą różę, nie doszło jednak do postulowanego zawierzenia świata i Rosji Jej Niepokalanemu Sercu.
Dopiero wydarzenia z 13 maja 1981 r. – zamach na Papieża na Placu św. Piotra – przypomniały fatimską przepowiednię. Ojciec Święty Jan Paweł II spełnia wreszcie prośbę Matki Najświętszej i 7 czerwca 1981 r. zawierza ponownie całą ludzką rodzinę i Rosję Jej Niepokalanemu Sercu. Na owoce tego zawierzenia nie trzeba było długo czekać. Jesteśmy zobowiązani dawać świadectwo faktom, które dokonały się na naszych oczach.
Reforma liturgii w 1969 r. przeniosła święto Niepokalanego Serca Maryi na pierwszą sobotę po uroczystości Serca Pana Jezusa. W tym roku przypadnie ono 19 czerwca. Odprawiane zaś we wszystkie pierwsze soboty miesiąca nabożeństwa wynagradzające przypominają nam obowiązek podejmowania pokuty i zadośćuczynienia za grzechy współczesnego nam świata i za nasze grzechy.
ks. Florian/Niezbędnik katolika/niedziela.pl
**********
Ucieczka
****
Im bardziej ją poznawałem, tym stawała mi się droższa. Najstarsza znana nam maryjna modlitwa powstała w ogromnym ucisku, gdy krew lała się strumieniami, a chrześcijanie zmuszeni byli do dokonywania dramatycznych wyborów. Nic dziwnego, że Franciszek, pisząc do nas majowy list, uciekł się „pod Jej obronę”.
Który czas był największym bagnem, w jakim pogrążył się Kościół? – pytałem przed kilkoma miesiącami abp. Grzegorza Rysia. – Nie odważę się wymienić jednego zawirowania czy zakrętu – odpowiedział. − Można prześledzić całą historię Kościoła i zachwycić się tym, w jaki sposób, raz po raz, Bóg wyprowadzał go na prostą. Pierwszy bolesny zakręt? W połowie III wieku w trakcie krwawych prześladowań za Decjusza wielu chrześcijan zaparło się wiary i po raz pierwszy w dziejach Kościoła pojawiła się masowa apostazja.
Ratunku!
Krew polała się strumieniami. Decjusz Trajan, obwołany przez legiony cesarzem pod koniec 249 roku, okazał się twardym, zdecydowanym władcą, dążącym do wzmocnienia pozycji imperatora i przywrócenia tradycyjnej rzymskiej pobożności. Już trzeciego dnia 250 roku, tuż po złożeniu dorocznej ofiary Jowiszowi, wydał edykt nakazujący wszystkim mieszkańcom gigantycznego cesarstwa złożenie ofiary rzymskim bogom. To miał był test lojalności obywateli imperium. Dopilnować tego mieli wyznaczeni urzędnicy, a złożenie ofiary potwierdzał „libellus”, czyli zaświadczenie podpisane przez sędziego i świadków.
Wyznawcy Chrystusa zostali postawieni pod ścianą. Mieli wybór: albo pokłonią się bogom imperium, zapierając się wiary w Bożego Syna, albo czeka ich koszmarna śmierć. Jednym ze sposobów egzekucji było popularne „damnatio ad bestias”, czyli rzucenie ofiar na pożarcie dzikim zwierzętom (lwom, tygrysom lub niedźwiedziom).
Wszyscy mieszkańcy imperium (poza Żydami, którym tym razem udało się pozostać bez prawnych represji przy wierze ojców, ponieważ uznano, że nie oddadzą czci wizerunkowi cesarza) byli zmuszeni do składania ofiar i palenia kadzidła rzymskim bogom. Nowa chrześcijańska religia od lat niepokoiła władców. Uznali, że może doprowadzić do społecznego wrzenia.
Dla wyznawców Chrystusa edykt był trzęsieniem ziemi i zmuszał ich do dramatycznych wyborów. Polała się krew.
Wołanie w ciemności
− Pierwsi męczennicy nie prowokowali swych prześladowców – opowiada abp Ryś. − W pracy o ucieczce w czasie prześladowań Tertulian, który był już poza Kościołem, pisał, że czymś niegodziwym jest uciekać. Jego najbliższy duchowy uczeń − Cyprian z Kartaginy – pisząc o ludziach, którzy wyparli się wiary, główny zarzut uczynił z tego, że… nie uciekli. Powinni byli uciec – pisał – ale zadomowili się na ziemi, kupili pola, zbudowali domy i nie chcieli tego zostawić, więc wpadli w ręce prześladowców, a potem załamali się i ostatecznie wyparli się wiary. „Trzeba było uciekać!” – przypominał Cyprian, główny biskup północnej części Czarnego Lądu, zwany nawet „papieżem Afryki”. Sam uciekł. W czasie najbardziej intensywnych prześladowań kierował diecezją z wygnania. Napisał traktat „O upadłych”, w którym pisał, że ucieczka przed śmiercią to zdrowy odruch. Kiedy prześladowania wróciły, święty Cyprian przestał uciekać, poczekał na swoich oprawców i… przyjął ich kolacją. Czy to nie piękne?
W wyniku okrutnych prześladowań zamordowano nawet samego papieża Fabiana (zginął 20 stycznia 250 r. i spoczął w podziemnym labiryncie katakumb św. Kaliksta) oraz patriarchę Jerozolimy Aleksandra. Krwawe igrzyska zatrzymała dopiero wojna z Gotami, a prześladowania ustały ze śmiercią cesarza 1 lipca 251 roku.
W tym mrocznym czasie Kościół w Egipcie modlił się słowami, które, jak pokazało życie, na stałe weszły do duchowego krwiobiegu. Zwracając się do Maryi, wołał: „Pod Twoją obronę uciekamy się…”.
Tą starą antyfoną modlili się koptyjscy chrześcijanie już w połowie III wieku! Znaleziony nieopodal Aleksandrii przez brytyjskich archeologów zniszczony skrawek papirusu o kształcie prostokąta (9 + 18 cm) zawierał właśnie modlitwę prześladowanego Kościoła. Grecki tekst przetłumaczono jako wezwanie: „Pod Twoje Miłosierdzie uciekamy się, Bogurodzico. Naszych próśb nie pomijaj w potrzebie, ale od niebezpieczeństwa wybaw nas: jedyna święta, Ty błogosławiona”.
Po wieloletnich badaniach ustalono, że modlitwa z papirusu, który opublikowano w 1938 roku, powstała prawdopodobnie około 250 roku w środowisku koptyjskim.
W kleszczach przeciwieństw
Kim są Koptowie? To rdzenni mieszkańcy Egiptu, w ich żyłach płynie krew faraonów. Określeniem „Kopt” Arabowie nazwali starożytnych mieszkańców kraju piramid. Dziś poznać ich można po wytatuowanych na dłoniach krzyżach, surowych postach i wielogodzinnej liturgii. Trwają w kleszczach przeciwieństw już od dwóch tysięcy lat. Nie bez przyczyny Biblia określa Egipt słowem „Micraim”, czyli „ziemia ucisku”.
A ponieważ od czasu arabskiej wiosny sytuacja chrześcijan na spalonej słońcem ziemi pogarsza się z każdym rokiem, wołanie o ratunek pozostaje aktualne jak nigdy.
Hymn „Pod Twoją obronę” powstał prawdopodobnie jako błaganie o Bożą interwencję w czasie okrutnych prześladowań. Świadczyć może o tym tytuł „Matka Boga”, który Egipcjanie stosowali pierwotnie w stosunku do Izydy (matki Horusa), a chrześcijanie przejęli i odnieśli do Maryi. To również niezbity dowód na to, że określanie Maryi jako „pośredniczki” nie jest żadnym późniejszym wymysłem katolików.
Pierwszej poważnej zmiany tekstu dokonał w VII wieku św. Grzegorz Wielki. Zmienił słowo „miłosierdzie” na „obronę”. W połowie XVI wieku, po Soborze Trydenckim, w liturgii godzin znajdziemy już dopisek „Panno chwalebna i błogosławiona”, a znane doskonale Janowi Kowalskiemu zwieńczenie modlitwy: „O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza. Z Synem swoim nas pojednaj, Synowi swojemu nas polecaj, swojemu Synowi nas oddawaj” dodane zostało w XVII wieku w związku z rozwojem Sodalicji Mariańskich.
Tekst zainspirowany był płomiennymi mowami Bernarda z Clairvaux. Ponieważ modlitwa funkcjonowała w wielu wersjach, w 1724 roku Benedykt XIII ujednolicił jej formę.
Pod płaszczykiem
To znak jedności, wołanie Kościoła sprzed dramatycznego podziału. Dlatego modlitwę tę odmawiają chrześcijanie Wschodu i Zachodu. Do dzisiaj jest wykorzystywana zarówno w Kościele katolickim, jak i w Cerkwi prawosławnej czy Kościołach wschodnich. Wierni obrządku bizantyjskiego szepczą: „Pod Twoje miłosierdzie uciekamy się, Boża Rodzicielko. Naszych próśb Ty nie odrzucaj”, a Ormianie: „Padamy przed Tobą, o Boża Rodzicielko, i błagamy Cię, o Panno Niepokalana. Ty wypraszaj łaskę dla nas”.
Co ciekawe, gdy wejdziemy do kościoła za granicą, nie usłyszymy najprawdopodobniej znanej nad Wisłą części zaczynającej się od słów: „O Pani nasza, Orędowniczko nasza…”. Tę dłuższą wersję odmawia się jedynie w Polsce, Niemczech i niektórych regionach Hiszpanii.
Modlitwę tę szczególnie ukochali dominikanie. Pamiętam, jak szeptali ją nowicjusze na korytarzu poznańskiego klasztoru. Nic dziwnego. Wedle ich legendy „Dominik porwany został w duchu przed Boży tron i zobaczył, że przed Bogiem stoją zbawieni ze wszystkich zakonów, ze swojego jednak Zakonu nie zobaczył nikogo. Zaczął gorzko płakać i stojąc z daleka, nie odważał się przystąpić do Pana i do Jego Matki. Wtedy Pani nasza skinęła, aby do Niej podszedł. »Czemu tak gorzko płaczesz?« On zaś: »Płaczę, bo widzę tutaj ludzi ze wszystkich zakonów, a z mojego Zakonu nie ma tu nikogo«. Pan zaś, położywszy rękę na płaszczu Błogosławionej Dziewicy, rzekł Dominikowi: »Zakon twój powierzyłem mojej Matce. Czy chcesz go zobaczyć?«. Wówczas Błogosławiona Dziewica rozpięła swój płaszcz i rozłożyła go przed błogosławionym Dominikiem. Płaszcz był tak ogromny, że wydawał się obejmować całą niebieską ojczyznę, a pod nim zobaczył niezmierzoną liczbę braci” (o. Jacek Salij, „Legendy dominikańskie”).
W czasach zarazy
Do tego poruszającego hymnu nawiązał papież Franciszek, pisząc do pozamykanych w domach wiernych piękny list na maj. „Drodzy Bracia i Siostry, wspólna kontemplacja oblicza Chrystusa z sercem Maryi, naszej Matki, sprawi, że będziemy jeszcze bardziej zjednoczeni jako rodzina duchowa, i pomoże nam przezwyciężyć tę próbę. Będę się za was modlił, zwłaszcza za najbardziej cierpiących, i proszę was, módlcie się za mnie” – pisał Franciszek. „W obecnej dramatycznej sytuacji, pełnej cierpienia i udręki, która ogarnia cały świat, wołamy do Ciebie, Matko Boga i nasza Matko, i uciekamy się pod Twoją obronę. O Dziewico Maryjo, miłosierne oczy Twoje na nas zwróć w tej pandemii korona-wirusa, i pociesz tych, którzy są zagubieni i opłakują swoich bliskich zmarłych, niekiedy pochowanych w sposób raniący duszę. Wspieraj tych, którzy niepokoją się o osoby chore, przy których, by zapobiec infekcji, nie mogą być blisko. Wzbudź ufność w tych, którzy są niespokojni z powodu niepewnej przyszłości i następstw dla gospodarki i pracy. Zawierzamy się Tobie, która jaśniejesz na naszej drodze jako znak zbawienia i nadziei, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo! Amen”.
Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 19/2020
***
Pod Twoją obronę uciekamy się,
święta Boża Rodzicielko,
naszymi prośbami racz nie gardzić
w potrzebach naszych,
ale od wszelakich złych przygód
racz nas zawsze wybawiać,
Panno chwalebna i błogosławiona.
O Pani nasza,
Orędowniczko nasza,
Pośredniczko nasza,
Pocieszycielko nasza.
Z Synem swoim nas pojednaj,
Synowi swojemu nas polecaj,
swojemu Synowi nas oddawaj.
Amen.
************************************************************************
Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce
Niepokalanemu Sercu Maryi
Troska o małżeństwa i rodziny, prawo do życia każdego człowieka i godność kobiet to główne przesłanie Aktu Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi, który został odnowiony 6 czerwca 2017 roku w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach w Zakopanem z udziałem Konferencji Episkopatu Polski. Jest to jeden z najważniejszych punktów obchodów 100. rocznicy objawień fatimskich. Akt ten został ponowiony w każdej diecezji, parafii i rodzinie 8 wrześnie br., w uroczystość Narodzenia Matki Bożej.
Ten Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi jest nawiązaniem do wydarzeń z 8 września 1946 r., kiedy to na Jasnej Górze, z udziałem ok. miliona osób, biskupi pod przewodnictwem Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda poświęcili naszą ojczyznę Niepokalanemu Sercu Maryi. Akt ten nawiązywał do ofiarowania świata Niepokalanemu Sercu Maryi, którego dokonał Pius XII w 1942 r. (za: www.episkopat.pl)
******
Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi
O Święta i Niepokalana Dziewico!
Jakimi pochwałami zdołamy wysławić Ciebie, która zamknęłaś w swym łonie Tego, którego niebiosa ogarnąć nie mogą. Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona.
Oto mija już sto lat od Twojego objawienia się trojgu dzieciom w Fatimie, gdzie prosiłaś o modlitwę i pokutę za grzeszników oraz o nawrócenie. Dzisiaj stajemy przed Tobą my, polscy biskupi, duchowieństwo, osoby życia konsekrowanego, wierni świeccy i zwracamy się do Twego Niepokalanego Serca, postanawiając rzetelnie odpowiedzieć na Twoją prośbę.
Pragniemy, z Bożą pomocą – na różnych płaszczyznach naszego życia i pracy – stanowić jeden, nawracający się nieustannie Lud Boży, w którym nie ma nienawiści, przemocy i wyzysku. Pragniemy żyć w łasce uświęcającej, aby nasz Kościół stał się prawdziwym Domem Bożym i Bramą Nieba.
Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!
Matko Świętej Rodziny z Nazaretu, bądź opiekunką polskich rodzin. Chcemy uczynić wszystko co niezbędne, by bronić godności kobiety i wspomagać małżonków w wiernym wytrwaniu w świętym związku sakramentalnym. Zobowiązujemy się bronić związku małżeńskiego ustanowionego przez Boga i nie dawać posłuchu podszeptom złego ducha, zachęcającego nas do nadużywania wolności i do realizowania źle rozumianej tolerancji.
Chcemy, aby wszyscy małżonkowie objawiali swoim życiem Bożą miłość, a dzieci i młodzież nie utraciły wiary i nie zostały dotknięte zepsuciem moralnym.
Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!
Maryjo, Przybytku Ducha Świętego, Ty chroniłaś poczęte życie Jezusa a teraz uczysz nas, jak troszczyć się o dzieci nienarodzone. Chcemy dar życia uważać za największą łaskę od Boga i za najcenniejszy skarb. Postanawiamy stać na straży poczętego życia, aby każdy człowiek mógł wzrastać w pokoju i bezpieczeństwie we własnej rodzinie.
Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!
Rodzicielko Założyciela Kościoła, my polscy biskupi – w naszej pasterskiej posłudze – będziemy dążyli do tego, by wzrastało i umacniało się Mistyczne Ciało Chrystusa, by duchowieństwo dochowywało wierności Bogu, Krzyżowi świętemu i Ewangelii, a osoby życia konsekrowanego realizowały swój zakonny charyzmat i były dla świata czytelnym znakiem obecności Twojego Syna.
Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!
Nasza Matko i Królowo, pragniemy – poprzez autentycznie chrześcijański styl życia – przyczyniać się do powrotu tych, którzy odeszli z Owczarni Chrystusa, aby odnaleźli na nowo Twojego Syna i zrozumieli, że tylko On jest „Drogą i Prawdą i Życiem” (J 14, 6).
Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!
Przyrzekamy uczynić wszystko, aby w naszym życiu osobistym, rodzinnym, narodowym i społecznym realizowała się nie nasza własna wola, ale wola Twojego Syna.
Poświęcając się Twemu Niepokalanemu Sercu, pragniemy jak najściślej zjednoczyć się z Tobą, Najświętsza Dziewico, oddając się Chrystusowi – jedynemu Zbawicielowi, który żyje i króluje na wieki wieków.
Wszyscy: Amen.
******
Litania do Niepokalanego Serca Maryi
LITANIA DO NIEPOKALANEGO SERCA MARYI
Panie, zmiłuj się nad nami! Chryste, zmiłuj się nad nami!
Panie, wysłuchaj nas! Jezu Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze wieczny, który jesteś w niebie – zmiłuj się nad nami!
Synu, Zbawicielu świata, Boże – zmiłuj się nad nami!
Duchu Święty, Boże – zmiłuj się nad nami!
Święta Trójco, jedyny Boże – zmiłuj się nad nami!
Serce Maryi – módl się za nami!
Serce Maryi stworzone na wzór Serca Bożego – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce Niepokalanie Poczętej – módl się za nami!
Serce Maryi, godny przybytku Ducha Świętego – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce Matki Bożej Mądrości – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce Matki Słowa Bożego – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce Matki pięknej Miłości – módl się za nami!
Serce Maryi, której miłość jest mocniejsza niż śmierć – módl się za nami!
Serce Maryi, przeszyte mieczem boleści – módl się za nami!
Serce Maryi, ofiarowane z Chrystusem u stóp krzyża – módl się za nami!
Serce Maryi, obrazie Serca Jezusowego – módl się za nami!
Serce Maryi, rozkoszy serca Jezusowego – módl się za nami!
Serce Maryi, przybytku świętości – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce Szafarki wszelkich łask – módl się za nami!
Serce Maryi, wybawienie grzeszników – módl się za nami!
Serce Maryi, pociecho utrapionych – módl się za nami!
Serce Maryi, umocnienie opuszczonych – módl się za nami!
Serce Maryi, ucieczko zrozpaczonych – módl się za nami!
Serce Maryi, schronienie dla prześladowanych i przygnębionych – módl się za nami!
Serce Maryi, nadziejo umierających – módl się za nami!
Serce Maryi, obrono dla ludów w ich troskach – módl się za nami!
Serce Maryi, mocy Kościoła w jego walce z potęgami ciemności – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce Królowej zwyciężającej błędy całego świata – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce chwalebnej Królowej Wszechświata – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce naszej Matki – módl się za nami!
Serce Maryi, Serce godne największej chwały – módl się za nami!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam, Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas, Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami!
Módl się za nami, Święta Matko Boża, aby nasze serca rozpaliły się w zetknięciu z Boskim płomieniem, którym Twoje Serce jest w niewypowiedziany sposób objęte. Boże wieczny i wszechmocny! Ty przygotowałeś w Sercu błogosławionej Dziewicy Maryi godne mieszkanie dla Ducha Świętego. Udziel nam i tym wszystkim, którzy oddają cześć Jej Niepokalanemu Sercu, łaski coraz większego upodabniania się do niego. Prosimy Cię o to przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.
NaszGarbow.pl
*********
Niepokalane Serce Maryi jest ratunkiem dla grzeszników
Ratunkiem dla grzeszników jest Niepokalane Serce Maryi. Droga ta budzi jednak wiele pytań, gdyż Maryja jest, jak każdy z nas, stworzeniem i człowiekiem, a nie Bogiem. Nie możemy o tym zapominać, a tym bardziej zacierać nieprzekraczalnej granicy pomiędzy Stwórcą a stworzeniem.
A jednak to właśnie Bóg pragnie ustanowić nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Na ten argument wskazuje s. Łucja, podając racje uzasadniające dla tego właśnie nabożeństwa. Na pytanie, dlaczego takie nabożeństwo, odpowiedziała krótko i jednoznacznie: „Ponieważ Bóg tak chce”.
Jedność Serc Jezusa i Maryi
Nazwa nabożeństwa wskazująca na Maryję to jeden aspekt, drugi to jego właściwa treść, a ona wskazuje na Jezusa, który jest jedynym celem, ku Niemu zmierzamy poprzez Niepokalane Serce Maryi. Tak więc nazwa nabożeństwa bezpośrednio wiąże się z Maryją, jego istota jest jednak jednoznaczna: Jezus, ku któremu zmierzamy poprzez sakramentalną spowiedź, różaniec, medytację oraz przyjęcie Komunii świętej. Nie sposób zatem nie dostrzec w fatimskim przesłaniu bardzo wymownej i głębokiej jedności Serca Jezusa i Serca Maryi. Odnajdujemy ją już w pierwszych słowach Anioła, który ukazał się dzieciom: „Serce Jezusa i Maryi słuchają z uwagą waszych próśb” czy też: „Serce Jezusa i Maryi chcą przez was okazać (światu) wiele miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Największemu modlitwy i umartwienia”. Jakże piękne i wymowne w tym kontekście są słowa cierpiącej Hiacynty, która w ostatnich miesiącach życia, wiedząc, że odchodzi z tego świata, z takim apelem zwróciła się do Łucji. „Już niedługo pójdę do nieba. Ty tu zostaniesz, aby ludziom powiedzieć, że Bóg chce wprowadzić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Kiedy nadejdzie czas, aby o tym mówić, nie kryj się. Powiedz wszystkim ludziom, że Bóg daje nam łaski za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi, że ludzie muszą je uprosić przez to Serce, że Serce Jezusa chce, aby obok Niego wielbiono Niepokalane Serce Maryi. Niech proszą o pokój Niepokalane Serce Maryi, bo Bóg temu Sercu powierzył pokój na świecie. Ach, gdybym mogła włożyć w serca wszystkich ludzi ogień, który płonie w głębi mojego serca i który sprawia, że kocham tak bardzo Serce Jezusa i Serce Maryi!”.
Droga przez Serce Maryi
Wolą Boga jest, by obok Serca Jezusa uwielbiano Niepokalane Serce Maryi. Nie sposób wyobrazić sobie innej drogi ku Bogu, skoro to On taką drogę wybiera, by przez Niepokalane Serce Maryi stać się Człowiekiem. Sam Bóg wskazuje nam tę drogę, a zatem, choć racjonalność podsuwa nam wiele wątpliwości i pytań, nie możemy dać się zwieść, by Bogu dyktować nasze ludzkie rozwiązania. Jakże dobitnie wyraził to kard. Joseph Ratzinger w komentarzu do trzeciej części fatimskiej tajemnicy. „By ratować dusze przed piekłem, wskazany zostaje – ku zaskoczeniu ludzi anglosaskiego i niemieckiego kręgu kulturowego – kult Niepokalanego Serca Maryi”.
Bóg jest pokorny
Zjednoczenie Serc Jezusa i Maryi to wzór dany nam przez Boga, ale pozostaje jeszcze pytanie o to, gdzie jest nasze serce. Możemy rozważać prawdę o Najświętszym Sercu Jezusa i Niepokalanym Sercu Maryi, ale nie chodzi tu o teologiczne spekulacje, lecz o to, by nasze serca były jak najbliżej Jezusa i Maryi. Sam Bóg nam to wskazuje, do tego zaprasza i głosem małego dziecka mobilizuje nas do tego, byśmy podjęli wskazaną nam drogę. To, co zostało zapowiedziane przez Maryję w lipcu 1917 r., że przyjdzie jeszcze raz, by żądać poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu i Komunii świętej wynagradzającej w pierwsze soboty, to również znalazło swoje wypełnienie kilka lat później. „10 grudnia 1925 r. zjawiła się Najświętsza Panna w Pontevedra, a z boku w jasności Dzieciątko. Najświętsza Dziewica położyła Łucji rękę na ramieniu i pokazała cierniami otoczone serce, które trzymała w drugiej ręce. Dzieciątko powiedziało: «Miej współczucie z Sercem Twej Najświętszej Matki, otoczonym cierniami, którymi niewdzięczni ludzie je wciąż na nowo ranią, a nie ma nikogo, kto by przez akt wynagrodzenia te ciernie powyciągał»”.
Bóg – jako Dziecię Jezus – zabiega, pyta, zachęca, prosi o nabożeństwo do Serca Jego Matki. Droga naszego uświęcenia ma prowadzić przez Serce Maryi, być wyrazem naszej miłości, nie dziwi więc fakt, że taka forma prośby współgra z treścią wizji. Jezus ukazuje się nie jako Pan i Król Wszechświata, lecz jako Dziecko, które prosi i żebrze o miłość dla swojej Matki. Zatem nie respekt wobec autorytetu i wszechmocy Boga ma być argumentem co do wyboru wskazanej drogi, lecz szczera i dobrowolna miłość. Nasza odpowiedź nie powinna brać się z przymusu czy też wyrachowania, lecz być tak naturalną, jak odpowiedź na prośbę bezbronnego dziecka, które pokornie prosi o miłość dla swojej matki.
ks. Krzysztof Czapla SAC, dyrektor Sekretariatu Fatimskiego/ opoka.org.pl20
***************************************************************************
***************************************************************************
XII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO. ROK A
21.06.2020
Św. Augustyn w burzliwych latach swojego życia był zafascynowany, żyjącym w tym samym czasie, Mariuszem Wiktorynem, intelektualistą i zagorzałym przeciwnikiem Jezusowej nauki. W swojej walce wynajdując wciąż nowe argumenty przeciwko chrześcijaństwu tym samym poznawał coraz lepiej Chrystusa. I zdarzyło się, że dzięki Bożemu oświeceniu, nagle doznał olśnienia i uwierzył rozpoznając w Jezusie Boga. Zapragnął zostać Jego uczniem. Przygotowujący go kapłan chciał udzielić mu chrztu jedynie w gronie jego przyjaciół, bardzo dyskretnie, aby nie stwarzać trudnej dla niego sytuacji, jako niedawnego jeszcze znanego wroga wiary. Ale Mariusz Wiktorym stanowczo odpowiedział: „Tak długo broniłem publicznie nieprawdy, teraz chcę publicznie wyznać prawdę. Tyle ludzi słyszało moje bluźnierstwa, teraz chcę publicznie wyznać, że się myliłem. Nie wstydzę się tego, że uwierzyłem w Chrystusa, do mojego Zbawiciela chcę przyznać się publicznie”.
To świadectwo musiało mocno wpłynąć na Augustyna i na pewno pomogło w jego drodze do nawrócenia, bo oto zobaczył swojego idola, który nie wstydzi się publicznie przyznać do swojej pomyłki i gotów jest całym swoim życiem naprawiać głoszone wcześniej błędy.
Jezusowe słowa, które dziś słyszę: „Do każdego, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” – czy docierają dziś do mnie mocniej niż wtedy kiedy żyłem w Polsce? Bo tu i teraz żyję w krainie właściwie już pogańskiej. Na pewno dużo jest przykładów naszej żywej wiary przywiezionej z ojczystej ziemi, szczególnie teraz kiedy już tyle tygodni nie możemy uczestniczyć w sakramentach Kościoła. Ale Bogu dzięki – jeżeli nas to boli, uwiera, bo nie wyobrażamy sobie nie przyjmować Ciała Pańskiego, bo nie wyobrażamy sobie nie iść wcześniej do sakramentu pojednania, bo nie czujemy się dobrze kiedy w miejscu naszego zamieszkania nie ma na ścianie krzyża czy obrazu Matki Bożej, a wśród naszych książek brakuje tej najważniejszej, jaką jest Pismo św.
Ale niestety jest też bardzo wiele naszego anty-świadectwa. Moje codzienne życie jak często jest zaprzeczeniem autentycznego chrześcijaństwa. Muszę zapytać swojego sumienia czy pierwsze przykazanie jest we mnie rzeczywiście pierwszym i najważniejszym przykazaniem? I to drugie, które jest nieodłączne od pierwszego?
Ileż mam telefonów czy maili od naszych Rodaków, którzy nagle potrzebują polskiego księdza do wypisania zaświadczenia, że są katolikami akcentując przy tym z naciskiem dopowiedzenie – jak najbardziej od dziada, pradziada!
Teraz możemy tylko uczestniczyć łącząc się duchowo poprzez transmisję. Mamy nadzieję, że już w następnym miesiącu zakończy się dla nas ten niemormalny czas bez przyjmowania Ciała Pańskiego.
Ale wracając do tych niektórych telefonów – pytam naszych Rodaków jak długo mieszkają w tym mieście. A już sporo czasu – odpowiadają i nie ukrywają zdziwienia, kiedy tłumaczę, że w Glasgow każdej niedzieli sprawowana jest Msza św. po polsku w różnych miejscach aż pięć razy. No, ale my w niedzielę musimy pracować.
Tak miałoby się ochotę zacytować szyderczy list, który ktoś był łaskaw wysłać do redakcji katolickiej gazety: „Szanowny Panie! W tym roku przeprowadziłem godne uwagi doświadczenie: Na wiosnę w każdą niedzielę siałem i sadziłem (rozumie się: zamiast iść do kościoła), w lecie w każdą niedzielę pracowałem w polu, a jesienią – znowu w niedzielę – zbierałem owoce. Moje plony są znacznie większe niż sąsiadów, którzy żadnej niedzieli nie opuścili kościoła. Co Pan na to powie?”
Redakcja oczywiście opublikowała powyższy list z odpowiedzią ujętą jednym zdaniem: „Pan Bóg reguluje swoje rachunki nie zawsze w porze jesiennej!”
Żyjąc wśród obcych jest czymś naturalnym bardziej lgnąć do swoich pobratymców a jednak czasem słyszę: „Szukam pracy, szukam mieszkania – tylko broń Boże nie u Polaków!”
W przedsiębiorstwie pojawił się nowy pracownik. Był już w wielu biurach, zawsze zbywany albo źle informowany. W końcu znalazł kogoś, kto go cierpliwie wysłuchał, potem doradził i po dostarczeniu potrzebnych informacji życzył miłej pracy. Gdy tylko odszedł od razu inne panie pracujące w tym samym pokoju zaczęły nadawać swoje komentarze: „Co ty wyrabiasz? Poświęciłaś mu tyle czasu i co masz z tego? Przecież on będzie teraz zarabiał więcej od nas. Niech sam sobie radzi.” Zbesztana przez moment popatrzyła na swoje koleżanki a potem zajęła się spokojnie swoją pracą. W pokoju zrobiło cicho, bo zwykła ludzka życzliwość okazana drugiemu człowiekowi stała się świadectwem, które nie będzie jej zapomniane. I stała się również szansę do refleksji dla owych koleżanek, które weszły na niewłaściwą drogę.
Przyznawanie się do Pana Jezusa przed ludźmi nie zawsze jest proste i łatwe. Ale kiedy się spojrzy na niezliczone rzesze męczenników, które przeszły i przechodzą przez tę naszą ludzką ziemię – wtedy łatwiej jest wyjść z takiego ciągłego marazmu, w którym widzi się tylko grzechy w Kościele, a nie widzi się w tym samym Kościele owej nieskończonej przestrzeni Boga. Bo to Boża siła i Boża moc sprawia, że człowiek przestaje bać się tych, którzy potrafią tylko zabić ciało, ale duszy – już nie są w stanie.
„Każdy i każda w nas ma w swoim życiu jakieś Westerplatte, – mówił na tym polskim Westerplatte Ojciec św. Jan Paweł II w 1987 roku – może mniej sławne, mniej historyczne, powiedzmy, na mniejszą skalę zewnętrzną, ale czasem może na większą jeszcze skalę wewnętrzną – i tego swojego Westerplatte nie można oddać!”
Obym więc nie poddał się, kiedy nałóg zaczyna otaczać mnie coraz bardziej, czy kiedy kryzys dopadł mojej przysięgi małżeńskiej albo pokusa łasi się proponując łatwe i nieuczciwe bogacenie się.
Wierzę w Twoją moc Panie i proszę, abyś zaradził niedowiarstwu memu.
ks. Marian SAC
************************************************************************
XI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO. ROK A
14 czerwca 2020
„Nie ma większej wolności od tej, jak pozwolić Duchowi Świętemu kierować sobą i prowadzić tam, gdzie On chce” – papież Franciszek.
***
komentarz do Bożego Słowa
Dzisiejsze Boże Słowo pokazuje jak Pan Bóg powoli i stopniowo realizuje objawianie samego siebie. Dokonawszy dzieła stworzenia obdarzył mężczyznę i kobietę wolnym wyborem. Niestety, człowiek jednak źle wybrał zbałamucony przez złego. Ale na szczęście wszechmocny Bóg jest przede wszystkim Bogiem nieskończonego miłosierdzia. Dlatego cały Stary Testament jest nieustannym czasem przygotowywania nieszczęśliwej ludzkości do ponownej i to o wiele intymniejszej bliskości Boga z człowiekiem. Ta Boża inicjatywa naprawienia złamanej przez człowieka relacji rzeczywiście idzie daleko dalej niż samo dzieło stworzenia. Kościół każdego roku w liturgii Wielkiej Soboty wyśpiewuje to nieprawdopodobne Orędzie: „O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!” Grzech Adama został zgładzony śmiercią samego Bożego Syna. Ale zanim doszło do owej nocy pojednania nieba z ziemią poprzedziły ją długie dzieje wybranego narodu poprzez który Pan Bóg stopniowo objawiał samego siebie. Izrael, naród wybrany miał słuchać Bożego głosu i strzec Bożego przymierza. Ten wybrany lud składał się z 12-tu pokoleń. A kiedy wreszcie nadeszła pełnia czasów Boży Syn ustanawia nowy lud Boży. Jest nim Kościół. W tym Kościele wybiera Apostołów w tej samej liczbie ile było pokoleń Starego przymierza. I daje im zadanie głoszenia Dobrej Nowiny aż po krańce ziemi. Tak nastał oczekiwany czas nowej rzeczywistości, w której wznosi się, nie dla wszystkich jeszcze widoczna, nieogarniona budowla, bowiem Boże życie w niej tętni.
W tę dzisiejszą niedzielę wsłuchując się w tekst Bożego Słowa staję wobec tajemnicy zaproszenia jakie Bóg kieruje do człowieka, aby razem trudzić się nad wzrostem tej Bożej budowli, którą Pan Jezus zwykł porównywać do ziarna zasiewanego na glebie ludzkiego serca. Jest to jedyne zajęcie, które nie człowiek wybiera. To nie Apostołowie zgłaszali się do Chrystusa – ale to On, Jezus, przechodząc odrywał ich od codziennych zajęć mówiąc tylko trzy słowa: „Pójdź za Mną”. Pan Jezus dokonując wyboru 12 Apostołów dał im po prostu siebie. Napełnił ich Duchem prawdy, aby byli w stanie bezbłędnie odczytywać i u siebie i u innych tajemnicę Bożych zamysłów. Oczywiście – mogli odmówić, mogli z Nim pozostać i mogli Go też zdradzić, bo człowiek wciąż jest wolny. Tu znowu ocieram się o tajemnicę zupełnie niezrozumiałą dla człowieka – jak dalece Pan Bóg szanuje ludzką wolność.
O. Rene Voillaume podczas rekolekcji głoszonych w Watykanie zastanawiał się nad fenomenem powołania. Powiedział, że każde powołanie rozpoczyna się właściwie od zdziwienia. I rzeczywiście Apostołowie nie różnili się zasadniczo od innych rybaków, rolników czy celników. Wyczuwali jedynie, że oto stoją wobec tajemnicy, której nie można zmieścić w ludzkich kategoriach. Jeżeli będę pytał, jeśli otoczenie będzie pytać: dlaczego ten jest księdzem a nie tamten – odpowiedzi nie będzie. Powołany zaś ma zostawić wszystko i to od razu, natychmiast i ma iść za Chrystusem. Jeżeli będzie próbował realizować zaproszenie połowicznie – zaprzepaści otrzymany dar. Owszem, może głosić Ewangelię, ale słuchający wyczują, że brakuje w niej wyrazistości. Na Bożej niwie falsyfikat nie ma szans. Ten kto idzie za głosem powołania zdecydowanie i całkowicie, pomimo swojej niemocy, swoich słabości, różnych przywar i wad – widzi dalej, widzi obecnego Boga i widzi Jego rozprzestrzeniającą się wciąż moc.
Młody mnich przyszedł do starego mnicha, aby się dowiedzieć, dlaczego wielu przychodzi do klasztoru, a tylko niewielu pozostaje. Doświadczony zakonnik tak mu odpowiedział:
– „Bo widzisz – popatrz na psa, jak zobaczy zająca będzie go gonił, ujadł i głośno szczekał. Wtedy inne psy słysząc ujadanie doskakują i też biegną w tym samym kierunku. Ale tylko ten pies, który zobaczył zająca trzyma na nim wzrok i nie traci go z oczu. Te zaś, które się dołączały, ale nie miały kontaktu wzrokowego z zającem, po pewnym czasie odpadają z różnych powodów – jedne ze zmęczenia, inne nagle znalazły coś nowego, co przyciągnęło ich uwagę. A tylko ten jeden pies będzie biegł do końca i chwyci zająca.
I widzisz młody przyjacielu, tak samo jest i u nas, zakonników. Tylko ten, który utkwił oczy na osobie Jezusa Chrystusa, dotrze do celu”.
Św. Paweł napisał po prostu: „Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.
Warto jeszcze podkreślić, że Pan Jezus uzależnia liczbę i jakość powołań od modlitwy całego Kościoła: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Ks. Jan Twardowski komentując te słowa zauważył był, że „chociaż wciąż za mało na całym świecie ludzi świętych, dzieją się ciągle nieoczekiwane cuda łaski Bożej. Jeszcze kilka lat temu jeden z moich kolegów tłumaczył i zapisywał na papierze, ilu potrzeba księży, zakonnic – żeby zawalił się ustrój oparty na ateizmie. Wypisywał ogromne liczby. Tymczasem ustrój sam się zawalił. Bo żniwo jest zawsze wielkie, choć robotników mało. Jeżeli liczymy tylko na siebie – jesteśmy stale zmartwieni. Liczmy na Pana Boga”.
ks. Marian SAC
************
***********
środa 17 czerwca – XI tygodnia zwykłego
wspomnienie św. Brata Alberta Chmielowskiego
Adam Chmielowski urodził się 20 sierpnia 1845 r. w Igołomii pod Krakowem. Sześć dni później na chrzcie św. z wody dano mu imiona Adam Bernard. W czasie uroczystego chrztu św. 17 czerwca 1847 roku w warszawskim kościele Matki Bożej na Nowym Mieście dodano jeszcze imię Hilary. Pochodził ze zubożałej rodziny ziemiańskiej. Jako sześcioletni chłopiec został przez matkę poświęcony Bogu w czasie pielgrzymki do Mogiły. Kiedy miał 8 lat, umarł jego ojciec, sześć lat później zmarła matka.
Chłopiec kształcił się w szkole kadetów w Petersburgu, następnie w gimnazjum w Warszawie, a w latach 1861-1863 studiował w Instytucie Rolniczo-Leśnym w Puławach. Razem z młodzieżą tej szkoły wziął udział w Powstaniu Styczniowym. 30 września 1863 roku został ciężko ranny w bitwie pod Mełchowem i dostał się do niewoli rosyjskiej. W prymitywnych warunkach polowych, bez środków znieczulających amputowano mu nogę, co zniósł niezwykle mężnie. Miał wtedy 18 lat.
Przez pewien czas przebywał w więzieniu w Ołomuńcu, skąd został zwolniony dzięki interwencji rodziny. Aby uniknąć represji władz carskich, wyjechał do Paryża, gdzie podjął studia malarskie, potem przeniósł się do Belgii i studiował inżynierię w Gandawie, lecz powrócił wkrótce do malarstwa i ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Monachium. Wszędzie, gdzie przebywał, wyróżniał się postawą chrześcijańską, a jego silna osobowość wywierała duży wpływ na otoczenie. Po ogłoszeniu amnestii w 1874 r. powrócił do kraju. Zaczął poszukiwać nowego ideału życia, czego wyrazem stało się jego malarstwo. Oparte dotychczas na motywach świeckich, zaczęło teraz czerpać natchnienie z tematów religijnych.Jeden z jego najlepszych obrazów Ecce Homo jest owocem głębokiego przeżycia tajemnicy bezgranicznej miłości Boga do człowieka (obraz ten znajduje się obecnie w ołtarzu sanktuarium Brata Alberta w Krakowie przy ulicy Woronicza 10). Religijne obrazy Adama Chmielowskiego przyniosły mu miano “polskiego Fra Angelico”. Bez wątpienia duże znaczenie w życiu duchowym Adama Chmielowskiego miały rekolekcje, które odbył u jezuitów w Tarnopolu.
W 1880 r. nastąpił duchowy zwrot w jego życiu. Będąc w pełni sił twórczych porzucił malarstwo i liczne kontakty towarzyskie i mając 35 lat wstąpił do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi z zamiarem pozostania bratem zakonnym. Po pół roku, w stanie silnej depresji, opuścił nowicjat. Do stycznia 1882 roku leczył się w zakładzie dla nerwowo chorych w Kulparkowie koło Lwowa. Następnie przebywał u swojego brata na Podolu, gdzie w atmosferze spokoju i miłości powrócił całkowicie do równowagi psychicznej. Zafascynowała go duchowość św. Franciszka z Asyżu, zapoznał się z regułą III zakonu i rozpoczął działalność tercjarską, którą pragnął upowszechnić wśród podolskich chłopów. Wkrótce ukaz carski zmusił go do opuszczenia Podola.
W 1884 r. przeniósł się do Krakowa i zatrzymał się przy klasztorze kapucynów. Pieniędzmi ze sprzedaży swoich obrazów wspomagał najbiedniejszych. Jego pracownia malarska stała się przytuliskiem. Tutaj zajmował się nędzarzami i bezdomnymi, widząc w ich twarzach sponiewierane oblicze Chrystusa. Poznał warunki życia ludzi w tzw. ogrzewalniach miejskich Krakowa. Był to kolejny moment przełomowy w życiu zdolnego i cenionego malarza. Z miłości do Boga i ludzi Adam Chmielowski po raz drugi zrezygnował z kariery i objął zarząd ogrzewalni dla bezdomnych. Przeniósł się tam na stałe, aby mieszkając wśród biedoty, pomagać im w dźwiganiu się z nędzy nie tylko materialnej, ale i moralnej.
25 sierpnia 1887 roku Adam Chmielowski przywdział szary habit tercjarski i przyjął imię brat Albert. Dokładnie rok później złożył śluby tercjarza na ręce kard. Albina Dunajewskiego. Ten dzień jest jednocześnie początkiem działalności Zgromadzenia Braci III Zakonu św. Franciszka Posługujących Ubogim, zwanego popularnie “albertynami”. Przejęło ono od zarządu miasta opiekę nad ogrzewalnią dla mężczyzn przy ulicy Piekarskiej w Krakowie. W niecały rok później brat Albert wziął również pod swoją opiekę ogrzewalnię dla kobiet, a grupa jego pomocnic, którymi kierowała siostra Bernardyna Jabłońska, stała się zalążkiem “albertynek”.
Formacja dla kandydatów i kandydatek do obu zgromadzeń organizowana była w domach pustelniczych; najbardziej znanym stała się tzw. samotnia na Kalatówkach pod Zakopanem. Nowicjat był surowy, aby zawczasu z życia w tych zgromadzeniach mogły wycofać się osoby słabsze. Do trudnej pracy potrzeba bowiem było ludzi wyjątkowo zahartowanych zarówno fizycznie, jak i moralnie. Przytuliska znajdujące się pod opieką albertynów i albertynek były otwarte dla wszystkich potrzebujących, bez względu na narodowość czy wyznanie, zapewniano pomoc materialną i moralną, stwarzano chętnym możliwości pracy i samodzielnego zdobywania środków utrzymania.
Albert był człowiekiem rozmodlonym, pokutnikiem. Odznaczał się heroiczną miłością bliźniego, dzieląc los z najuboższymi i pragnąc przywrócić im godność. Pomimo swego kalectwa wiele podróżował, zakładał nowe przytuliska, sierocińce dla dzieci i młodzieży, domy dla starców i nieuleczalnie chorych oraz tzw. kuchnie ludowe. Za jego życia powstało 21 takich domów, gdzie potrzebujący otaczani byli opieką 40 braci i 120 sióstr. Przykładem swego życia Brat Albert uczył współbraci i współsiostry, że trzeba być “dobrym jak chleb”. Zalecał też przestrzeganie krańcowego ubóstwa, które od wielu lat było również jego udziałem.
Zmarł w opinii świętości, wyniszczony ciężką chorobą i trudami życia w przytułku, który założył dla mężczyzn, 25 grudnia 1916 r. w Krakowie. Pogrzeb na Cmentarzu Rakowickim 28 grudnia 1916 roku stał się pierwszym wyrazem czci powszechnie mu oddawanej. Św. Jan Paweł II beatyfikował go 22 czerwca 1983 r. na Błoniach krakowskich, a kanonizował 12 listopada 1989 r. w Watykanie. Jest patronem zakonów albertynek i albertynów, a w Polsce także artystów plastyków.
Postacią brata Alberta, artysty, który porzucił sztukę dla służby Bogu, był zafascynowany Karol Wojtyła już w latach swojej młodości. Tej postaci poświęcił dramat “Brat naszego Boga”, napisany w latach 1944-1950. Sztukę zaczęto wystawiać w polskich teatrach zaraz po wyborze kard. Wojtyły na papieża. W 1997 r. na jej podstawie powstał film w reżyserii Krzysztofa Zanussiego pod tym samym tytułem.
Msza święta
Antyfona na wejście
Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego; byłem chory, a odwiedziliście Mnie. Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. (Mt 25,34.36.40)
Kolekta
Boże, bogaty w miłosierdzie,
Ty natchnąłeś świętego Brata Alberta,
aby dostrzegł w najbardziej ubogich i opuszczonych
znieważone oblicze Twojego Syna,
spraw łaskawie, abyśmy spełniając dzieła miłosierdzia,
za jego przykładem umieli być braćmi
wszystkich potrzebujących.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Drugiej Księgi Królewskiej 2 Krl 2,1.6-14
Kiedy Pan miał wśród wichru unieść Eliasza do nieba, szedł Eliasz z Elizeuszem z Gilgal. Wtedy rzekł Eliasz do niego: „Zostańże tutaj, bo Pan posłał mnie aż do Jordanu”. Elizeusz zaś odpowiedział: „Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę cię!” I szli dalej razem.
A pięćdziesiąt osób z uczniów proroków poszło i stanęło z przeciwka, z dala, podczas gdy obydwaj przystanęli nad Jordanem.
Wtedy Eliasz zdjął swój płaszcz, zwinął go i uderzył wody, tak iż się rozdzieliły w obydwie strony. A oni we dwóch przeszli po suchym łożysku. Kiedy zaś przeszli, rzekł Eliasz do Elizeusza: „Żądaj, co mam ci uczynić, zanim wzięty będę od ciebie”. Elizeusz zaś powiedział: „Niechby, proszę, dwie części twego ducha przeszły na mnie!” On zaś odrzekł: „Trudnej rzeczy zażądałeś. Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie; jeśli zaś nie ujrzysz, nie spełni się”.
Podczas gdy oni szli i rozmawiali, oto zjawił się wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch: a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios. Elizeusz zaś patrzał i wołał: „Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze”. I już go więcej nie ujrzał. Ująwszy następnie szaty swoje, Elizeusz rozdarł je na dwie części i podniósł płaszcz Eliasza, który spadł z góry od niego. Wrócił i stanął nad brzegiem Jordanu. I wziął płaszcz Eliasza, który spadł z góry od niego, uderzył wody, lecz one się nie rozdzieliły. Wtedy rzekł: „Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?” I uderzył wody, a one rozdzieliły się w obydwie strony. Elizeusz zaś przeszedł środkiem.
Oto słowo Boże.
Psalm 31
R/ Bądźcie odważni, ufający Panu.
Jakże jest wielka dobroć Twoja, Panie,
którą zachowałeś dla bogobojnych.
Okazujesz ją tym, którzy uciekają się do Ciebie
na oczach ludzi. R/
Osłaniasz ich Twą obecnością
od spisku mężów,
ukrywasz ich w swoim namiocie
przed swarliwym językiem. R/
Miłujcie Pana wszyscy,
którzy Go czcicie!
Pan chroni wiernych,
a pysznym z nawiązką odpłaca. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza Mt 6,1-6.16-18
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Panie, Boże, przyjmij te dary, które Tobie składamy obchodząc wspomnienie świętego Brata Alberta, i spraw, aby paschalna ofiara Chrystusa,
przez którą dał nam przykład bezgranicznej miłości,
umocniła w nas miłość ku Tobie i braciom.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali. (J 13,35)
Modlitwa po Komunii
Wszechmogący, miłosierny Boże, posileni
Ciałem i Krwią Chrystusa, pokornie Cię prosimy,
abyśmy umieli dzielić się z innymi tym,
co otrzymaliśmy dzięki Twej miłości,
za przykładem świętego Brata Alberta,
który naśladując Twojego Syna,
a naszego Pana i Nauczyciela, stał się sługą braci.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***********
Nikt nie idzie sam do nieba
Pamiętamy o założonych przez Brata Alberta przytuliskach, a zapominamy o jego bogatym życiu duchowym. A przecież za każdym stworzonym przez niego dziełem stoi kontemplacja.
Całe życie pisał listy do przyjaciół i to z nich można poznać jego życie wewnętrzne. Współbraciom albertynom przypominał, że do czynnego życia potrzebne są modlitwa i refleksja. Pewnie dlatego wybudował pustelnię na Kalatówkach. Słowa, które wypowiedział niedługo przed śmiercią, były nie tylko testamentem. Można je też uznać za bardziej rozbudowaną modlitwę: „Nie chciejmy się niepokoić, bo dobrego Pana mamy, który ma w ręku wszystko, aż do najdrobniejszych szczegółów. Jak czego brakuje, to prosić i polecić Panu Jezusowi i być najspokojniejszym, że On wszystkiemu zaradzi”.
Tym przesłaniem pożegnał się z siostrami albertynkami w Boże Narodzenie 1916 r. w domu zakonnym przy ul. Skawińskiej w Krakowie. Długo nie poddawał się nowotworowi. Kiedy zasłabł pięć dni przed śmiercią, bracia położyli go na miękkiej kanapie. Gdy zorientował się, że ma tak wygodne posłanie, kazał się przenieść na pryczę, na jakiej spali ubodzy. Na koniec wspomniał też Matkę Najświętszą: „To Matka Boska Częstochowska jest waszą Fundatorką. Pamiętajcie o tym. Ona mnie prowadziła przez całe życie”. W opiekę Maryi oddała go, umierając w 1859 r., jego matka. Przekazała mu wtedy obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej. Kiedy wstąpił do nowicjatu jezuitów, podarował go Józefowi Chełmońskiemu.
Talent
Adam Chmielowski, wcześnie osierocony przez ojca, pojechał do Petersburga, żeby uczyć się w szkole kadetów. Kolejno kształcił się w gimnazjum w Warszawie, a w 1861 r. rozpoczął studia w Instytucie Rolniczo-Leśnym w Puławach. Przyłączył się do powstania styczniowego. W bitwie pod Mełchowem został ciężko ranny w lewą nogę. Amputowano mu ją bez znieczulenia. Z niewoli rosyjskiej uciekł do Paryża. Po ogłoszeniu amnestii dla powstańców wrócił do ojczyzny i podjął studia malarskie, najpierw w Warszawie, a potem w Monachium. Krążyła opowieść, że kiedy przyjeżdżał do Krakowa, podkładał swoją protezę pod koła powozów, wymuszając zapłatę, by zdobyć pieniądze na zabawę z kolegami. Doceniwszy jego talent, przynosili mu swoje obrazy Kossakowie, Gierymscy, Witkacy, prosząc o korektę. Jego życie zaczęło się zmieniać, kiedy zajął się malowaniem „Ecce Homo”. Równolegle z powstawaniem obrazu dojrzewał do przemiany życia, za którą od młodości tęsknił.
Twarz
Pracę nad płótnem rozpoczął w 1879 r. we Lwowie, na prośbę metropolity Szeptyckiego, w atelier dzielonym z Leonem Wyczółkowskim. Na płótnie widać moment, kiedy Piłat, wskazując na Jezusa, mówi: „Oto Człowiek”. Chrystus, który jest światłem, stoi prawie w ciemności. Nie ma aureoli, ale za jego głową rozlewa się światło. Jest umęczony, ale mimo to zachowuje godność. Początkowo artysta namalował tylko twarz skazanego. Musiał intensywnie w nią patrzeć, żeby napisać: „Trzeba żyć pod okiem Pana Jezusa. Wystarczy jedno spojrzenie duszy na Niego, jedno słowo, myśl jak błyskawica, a to już jest modlitwa”. Nie przez przypadek Jan Paweł II, którego ulubionym świętym był Brat Albert, podkreślał, że dobra modlitwa polega na tym, żeby skupić się na twarzy umęczonego Jezusa. Chmielowski, malując Umęczonego, musiał się modlić. „Gdy człowiek kontempluje twarz Boga, to jego twarz się zmienia. (…) Jezus został poniżony, żeby być z cierpiącym człowiekiem. Brat Albert wybrał poniżenie, żeby być jak najbliżej Jezusa z cierpiącym człowiekiem” – napisał bp Grzegorz Ryś w książce „Ecce Homo”, analizując ekstremalną decyzję powołania, które narodziło się z malarstwa.
Chmielowski zabrał ze sobą nieukończone dzieło do jezuitów w Starej Wsi, gdzie rozpoczął nowicjat. Popadł tam w depresję i w końcu trafił do psychiatry. Dopiero kiedy brat Stanisław zabrał go do siebie na wieś na Podole, po spowiedzi odzyskał równowagę. „Kogo Pan Jezus sobie wybrał, temu i sto piekieł nie zaszkodzi” – zanotował później.
Habit
Obraz „Ecce Homo” ukończył kilkanaście lat później na Skałce w Krakowie, ponaglany przez kard. Szeptyckiego, który uznał dzieło za niezwykłe. W szybkim tempie, narzekając na własne partactwo, domalował ramiona i tułów z szatą układającą się w jasne serce. Siostry albertynki odzyskały obraz dopiero w 1978 r. z muzealnych magazynów we Lwowie, gdzie ukryli je bolszewicy. Dziś można go oglądać w sanktuarium przy ul. Woronicza w Krakowie. Kiedy się go kontempluje, zrozumiałe jest, dlaczego powołany za sprawą Chmielowskiego zakon albertynów szczególną czcią obdarza tajemnicę wcielenia, męki Pańskiej, krzyża i Eucharystii.
25 sierpnia 1887 r. Brat Albert założył habit III Zakonu św. Franciszka z Asyżu i zamieszkał z bezdomnymi w krakowskiej ogrzewalni. Rok później złożył śluby tercjarskie, i tę datę uważa się za początek Zgromadzenia Braci Albertynów Posługujących Ubogim. 15 stycznia 1891 r. powstało zgromadzenie żeńskie – siostry albertynki. Jego pierwszą przełożoną generalną została Maria Jabłońska – s. Bernardyna, ogłoszona błogosławioną.
Zapach
Dzięki Bratu Albertowi powstało ekstremalne zgromadzenie braci i sióstr, którzy są stale na linii frontu, przebiegającego między dwoma światami – sytym i zadowolonym a głodnym i rozczarowanym. W sztuce „Brat naszego Boga” Karola Wojtyły, jedynego w historii świata dramaturga, który ogłosił swojego bohatera świętym, zwraca uwagę zdanie, które wypowiada jeden z ubogich, zwracając się do artysty: „Dajesz nam to, co ci zbywa”. Brat Albert poszedł w swoim dawaniu na całość, ofiarując innym wszystko, wybierając „większą wolność”. „Jakby bracia czy siostry mieli mieć własność, to lepiej by się rozwiązali” – mówił kategorycznie. „Nie chodzi o to, że macie mało – chodzi o to, że nie macie nic” – pouczał świadomy, że tylko wtedy może być jak bezdomni. „Nikt nie idzie sam do nieba. Rozbić naczynie, zapach się rozejdzie. Nie tylko będziemy Boga kochać, ale inni Go przez nas pokochają. A to jest coś” – notował.
Wiedział, że ważne jest, by nie poddać się zniechęceniu: „Zniechęcać się, to znaczy Panu Jezusowi nie ufać i robić Mu przykrość. Zniechęcać się nigdy nie trzeba, po burzy bywa spokój, po zimie zielona wiosna”. Jeszcze jako malarz do swojej pracowni przy ul. Basztowej w Krakowie przygarniał młodocianych przestępców. Jeden z nich go okradł i zniszczył protezę nogi, żeby jej właściciel nie mógł go dogonić. Artysta nie tylko nie zawiadomił policji, ale nazajutrz przyjął następnych wykolejeńców.
Sztuka
Kiedy malarka i pisarka Pia Górska robiła mu wyrzuty, że przestał zajmować się sztuką, odpowiedział: „Gdybym miał dwie dusze, to bym jedną duszą malował, a drugą opiekował się bezdomnymi, ale ponieważ mam tylko jedną duszę, więc zrezygnowałem z tej pierwszej”. Nieraz wracał do fundamentalnego dla każdego artysty pytania: „Czy sztuce służąc, Bogu służyć można? Chrystus mówi, że dwóm panom służyć nie można”. Twierdził, że za dzieło sztuki można uznać „każdy szczery i bezpośredni obraz duszy człowieka w jego dziele. Wszak Bóg objawia się jednakowo w drobnej trawie i wielości światów, tak dusza człowieka, istota sztuki, objawia się zarówno w poemacie, jak i w dobrze przedstawionej przez aktora roli na scenie; piękna róża kwiaciarki, dobrze noszona suknia mogą mieć większe w sztuce znaczenie aniżeli niejeden obraz i rzeźba”. Zajął się sztuką pomagania potrzebującym.
Chleb
Troszczył się o ducha i ciało potrzebujących. W jednym z listów pisze: „Magda prosi: masła kuchennego, waty z opatrunkiem, gazy czystej, olejku na oparzenia, sukna na habity”. Wiedząc, że ludzkie głody są nienasycone, podpowiadał innym, że kiedy zaczniemy zaspokajać głód drugiego, sami staniemy się mniej głodni. Wskazywał na Tego, który zaspokoi wszystkie głody: „Patrzę na Jezusa w Jego Eucharystii. Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego? Skoro jest Chlebem i my bądźmy chlebem”. Kiedy w 2002 r. zawiozłam Janowi Pawłowi II moją książkę o Bracie Albercie „Mało obstawiony święty”, po jej lekturze odpisał: „Brat Albert przypomina, że każde chrześcijańskie pochylenie się nad tym najmniejszym jest aktem miłości wobec samego Chrystusa”.
„Może nasze zbawienie zależy od małej rzeczy, czy mogę ryzykować, nie robiąc jej?” – zastanawiał się Brat Albert. Patrząc na jego życie, zyskujemy pewność, że nie warto.
BARBARA GRUSZKA-ZYCH/ wiara.pl
sobota 13 czerwca 2020 – X Tydzień zwykły
Wspomnienie św. Antoniego z Padwy, kapłana i Doktora Kościoła
Dominikos Theotokopulos zwany El Greco “Św. Antoni z Padwy”, olej na płótnie, ok. 1580 r. Muzeum Prado, Madryt
***
Książę ciemności, zgadując, że św. Antoni (Ferdynand) będzie w przyszłości wielkim świętym, bardzo wcześnie zaczął manifestować swoją obecność. Pewnego dnia, gdy młody człowiek modlił się w katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, lampka płonąca przed ołtarzem nagle zgasła i wnętrze świątyni pogrążyło się w mroku. Domyślając się, że chodzi o podstęp szatana, Ferdynand nakreślił palcem na marmurze znak krzyża, a płomień natychmiast zapłonął z powrotem. Zły duch rzucił się do ucieczki, co zostało wyobrażone na jednym z fresków katedry.
Święty Antoni z Padwy czyli Ferdynand z Lizbony – urodził się prawdopodobnie 15 sierpnia 1195 r. Nie znamy nazwiska jego rodziców. Wiemy jedynie, że ojciec miał na imię Marcin, a matka – Maria Teresa. O wczesnym dzieciństwie Ferdynanda nie wiadomo praktycznie nic, poza tym, że do 1210 roku uczęszczał do szkoły przykatedralnej, był nadzwyczaj religijnym chłopcem i żywił głębokie nabożeństwo do Matki Bożej.
Św. Antoni pracował niestrudzenie i odznaczał się niezwykłą pamięcią. Znał on Biblię tak doskonale, że mówiono o nim: „Gdyby wszystkie święte Pisma uległy zniszczeniu, Antoni mógłby podyktować je sekretarzowi, aby w ten sposób zostały odtworzone”.
Trudno zliczyć cuda, jakie towarzyszyły jego krótkiemu życiu (zmarł, mając zaledwie 36 lat). Został kanonizowany w niespełna rok po swojej śmierci, natomiast w 1946 roku, papież Pius XII ogłosił go doktorem Kościoła, nadając mu przydomek „Doctor Evangelicus”.
MSZA ŚW.
Antyfona na wejście
Duch Pański spoczywa na mnie, ponieważ mnie namaścił i posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, uzdrawiał skruszonych w sercu. (Łk 4,18)
Kolekta
Módlmy się: Wszechmogący, wieczny Boże,
Ty dałeś swojemu ludowi świętego Antoniego z Padwy, znakomitego kaznodzieję i orędownika ubogich,
spraw, abyśmy za Jego wstawiennictwem prowadzili życie zgodne z Ewangelią i we wszelkich przeciwnościach doznawali Twojej pomocy.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej 1 Krl 19,19-21
Eliasz poszedł z góry i odnalazł Elizeusza, syna Szafata, orzącego: dwanaście par wołów przed nim, a on przy dwunastej. Wtedy Eliasz podszedłszy do niego, zarzucił na niego swój płaszcz. Wówczas Elizeusz zostawił woły i pobiegłszy za Eliaszem, powiedział: „Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę, abym potem poszedł za tobą!” On mu odpowiedział: „Idź i wracaj, bo po co to ci uczyniłem?”
Wtedy powrócił do niego i zaraz wziął parę wołów, złożył ją na ofiarę, a na jarzmie wołów ugotował ich mięso oraz dał ludziom, aby zjedli. Następnie wybrał się i poszedłszy za Eliaszem, stał się jego sługą.
Oto słowo Boże.
Psalm 16
R/ Pan mym dziedzictwem, moim przeznaczeniem.
Zachowaj mnie, Boże, bo chronię się do Ciebie,
mówię do Pana: „Tyś jest Panem moim”.
Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem,
to On mój los zabezpiecza. R/
Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek,
bo serce napomina mnie nawet nocą.
Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy,
On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje. R/
Dlatego cieszy się moje serce i dusza raduje,
a ciało moje będzie spoczywać bezpiecznie.
Bo w kraju zmarłych duszy mej nie zostawisz
i nie dopuścisz, bym pozostał w grobie. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Nakłoń me serce do Twoich napomnień, obdarz mnie łaską Twojego Prawa. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii. według św. Mateusza Mt 5,33-37
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie będziesz fałszywie przysięgał», «lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi». A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie, ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, dary złożone na cześć świętych świadczą o Twojej potędze i chwale,
pokornie Cię prosimy, aby wyjednały nam zbawienie.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Mt 28,20
Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. (Mt 28,20)
Modlitwa po Komunii
Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, niech przyjęty
Najświętszy Sakrament przygotuje nas
do wiecznej radości, na którą święty Antoni
zasłużył jako wierny szafarz sakramentów.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
********
Św. Antoni z Dzieciątkiem Jezus
Dlaczego św. Antoni z Padwy, jeden z najpopularniejszych świętych świata, przedstawiany jest z Dzieciątkiem Jezus? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w najnowszym numerze „Posłańca św. Antoniego z Padwy”, wydawanego od roku w nowej edycji przez krakowską prowincję franciszkanów.
Pewnego razu hrabia Tiso, zaglądając niezauważony do pokoju, gdzie przebywał św. Antoni, ujrzał niezwykłe zjawisko: Dziecię wyjątkowej piękności uśmiechało się i przytulało się do Świętego.
Na większości obrazów, już od XVI w., przedstawia się św. Antoniego z Dzieciątkiem Jezus. Wśród tych wizerunków można wyróżnić trzy główne wzory. Pierwszy ukazuje św. Antoniego trzymającego na rękach Dziecię Jezus, o proporcjach odpowiadających rozmiarom dziecka od niemowlęcia do około trzeciego roku życia. Na niektórych obrazach zwraca Ono twarz lub rączkę ku Świętemu, okazując mu szczególną sympatię. Do tego samego wzoru można zaliczyć wizerunki, na których Dziecię, przedstawione w pozycji stojącej, w zwykłych proporcjach dziecka, okazuje zachwyconemu Świętemu jakąś pieszczotę (por. szczególnie obrazy G.B. Pittoniego). Drugi wzór wizerunków przedstawia Dziecię Jezus siedzące lub stojące na książce trzymanej przez św. Antoniego albo leżącej przed nim.
Natchnieniem dla tych dwóch przedstawień jest opowieść przypisywana hrabiemu Tiso, właścicielowi dóbr Camposampiero, który zaprosił do siebie ciężko chorego św. Antoniego na odpoczynek, po tym jak w ciągu Wielkiego Postu, przez 40 kolejnych dni, głosił on w Padwie kazania. Gospodarz często odwiedzał swego gościa i pewnego razu, zaglądając do jego pokoju, zobaczył niezwykłej piękności Dziecię, które uśmiechało się i przytulało do Świętego. Choć hrabia szybko się wycofał, Antoni zorientował się, że ktoś go oglądał, a upewniwszy się, że Tiso widział Dzieciątko, prosił go, aby nikomu nie mówił o tym, co zobaczył. Kilka lat po śmierci Świętego hrabia, czując się zwolniony z danego przyrzeczenia, opowiedział o tym, co widział. Odtąd zaczęto przedstawiać św. Antoniego z Dzieciątkiem. Tiso miał zobaczyć Dziecię Jezus stojące na rozłożonej przed św. Antonim książce. Stąd rodził się wniosek, że Święty, czytając pierwsze rozdziały Ewangelii Łukasza lub Mateusza, tak intensywnie rozważał ich treść, że zobaczył Jezusa, zrodzonego w stajence, pieszczonego w objęciach Matki i św. Józefa.
Wśród różnych przedstawień można spotkać i takie (jak jeden z obrazów El Greca), na którym Antoni ogląda wizerunek Dziecięcia, jakby był obrazkiem na stronicy otwartej książki. W polskich kościołach spotykamy otoczone czcią obrazy Świętego trzymającego książkę, na której siedzi Jezus w postaci dziecka, a czasem w postaci dorosłego człowieka, choć w bardzo zmniejszonych proporcjach. Wizerunki te, nawiązując do wizji, o której opowiadał właściciel Camposampiero, sugerują nam, że św. Antoni przedstawiał swoim słuchaczom i czytelnikom takiego Jezusa, jakiego poznał dzięki Ewangelii. Pouczają nas one, że dobrze byłoby wiernie poznać jej treść i tak się w niej zagłębić, aby zobaczyć i przyswoić sobie postać Jezusa i Jego słowa.
Trzeci wzór obrazów św. Antoniego z Dzieciątkiem przedstawia scenę, w której Najświętsza Maryja Panna pokazuje Świętemu Dziecię Jezus. Są to wizerunki stosunkowo późne. Ich twórcy znają zapewne wspomnianą wcześniej wizję św. Antoniego, przedstawiają jednak wizję, jaką ten miał tuż przed śmiercią. Świadkowie jego śmierci opowiadają, że wieziony na własne życzenie z Camposampiero do Padwy zasłabł już niedaleko miasta i trzeba go było złożyć na łóżku w małym klasztorze braci, w Arcelli. Tam, czując zbliżającą się śmierć, Święty odbył spowiedź, przyjął namaszczenie chorych i Ciało Pańskie, a na koniec zaśpiewał pieśń do Matki Bożej „O gloriosa Domina”. Podczas pieśni bracia zauważyli na jego twarzy niezwykłą radość, zapytali go więc, co widzi.
Antoni odpowiedział: „Widzę Pana mojego”. W tym trzecim wzorze malarze wyobrażają sobie, że Święty widział Maryję, którą chwalił pieśnią, jak ukazuje mu Jezusa w dziecięcej postaci.
To przedstawienie przypomina nam, że nasze życie, spędzone w żywej więzi z Jezusem i Maryją, zapewni nam także szczęśliwą śmierć i spotkanie z bliskimi nam Osobami, które nas kochają.
Paulin Sotowski OFMConv
oficjalny portal internetowy „Posłańca św. Antoniego z Padwy”
św. Antoni z Padwy
(ze strony: parafia rzymskokatolicka w Stawiskach pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego)
“A zatem proszę was, niechaj zamilkną słowa, a odezwą się czyny. U nas tym czasem pełno słów, ale czynów prawdziwe pustkowie (…) Mowa zaś jest skuteczna wówczas, kiedy przemawiają czyny”.Święty Antoni z Padwy
Jeden z pierwszych świętych franciszkańskich, Doktor Kościoła. Święty Antoni Padewski należy do najpopularniejszych świętych Kościoła katolickiego. Pokochali go wierni na całym świecie, gdyż zawsze był blisko codziennych ludzkich problemów. Za życia niósł pomoc i pociechę wszystkim potrzebującym. Miarą czci, jaką został otoczony, jest fakt, że jego kanonizacja nastąpiła już rok po śmierci.
Padwa dała Kościołowi kilkunastu świętych i błogosławionych, ale największą dumą miasta jest il Santo, czyli św. Antoni. Bazylika jemu poświęcona, jego grób i relikwiarz z zachowanym dotąd cudownie nienaruszalnym językiem Świętego, przyciągają niby magnes rzesze jego wielbicieli całego świata. Bo też nie ma w Kościele drugiego Świętego, który by cieszył się tak wielka popularnością wśród wiernych, jak św. Antoni Padewski. We wszystkich niemal zakątkach świata znajdziesz jego: kościoły, kaplice, ołtarze, czy bodaj wizerunki. Jest on wyznawany we wszystkich troskach codziennych i kłopotach, których jest przecież tak wiele. Słusznie papież Leon XIII nazwał św. Antoniego z Padwy „Świętym całego świata”.
Biografia świętego Antoniego
Św. Antoni (Ferdynand) pochodził z Portugalii. Urodził się ok. roku 1195 w Lizbonie, w zamożnej mieszczańskiej rodzinie. Jego rodzicami byli Marcin de Bulhoes i Teresa Taveira.
W wieku 15 lat wstąpił do zakonu augustianów w Lizbonie, gdzie odbywał studia przygotowujące go do kapłaństwa. Po dwóch latach pobytu w klasztorze św. Wincentego przeniósł się do klasztoru św. Krzyża pod Coimbrą, gdzie studiował pisma Ojców Kościoła i teologów średniowiecznych oraz nauki przyrodnicze. Tam zdobył gruntowne wykształcenie teologiczne i w roku 1219 otrzymał święcenia kapłańskie.
W roku 1220 Ferdynand był świadkiem sprowadzenia do Coimbry ciał pięciu misjonarzy, męczenników franciszkańskich z Maroka, którzy zginęli z rąk Saracenów. Przy tej okazji po raz pierwszy usłyszał o duchowych synach św. Franciszka z Asyżu i zapragnął wstąpić do nich. Św. Antoni poznawszy duchowość św. Franciszka z Asyżu, za wiedzą swoich przełożonych, przeniósł się do franciszkanów w Olivanez, gdzie osiedlili się przy kościółku św. Antoniego Pustelnika. Z tej okazji Ferdynand zmienił swoje imię na Antoni.
Pragnął pójść w ślady męczenników i dlatego udał się z posługą misyjną do Maroka, aby oddać swoje życie dla Chrystusa. Jednakże w Afryce ciężko zachorował i musiał wracać do kraju. Statek gnany burzą morską zawinął na Sycylię. Z Sycylii św. Antoni pojechał do Asyżu bo tam odbywała się w roku 1221 kapituła generalna nowego zakonu. W Asyżu spotkał się ze św. Franciszkiem (+ 1226). Był świadkiem dyskusji na temat życia, działalności apostolskiej i misyjnej oraz praktyk ascetycznych w zakonie. Jako człowiek nieznany większości członkom kapituły Antoni nie zabierał głosu.
Po skończonej kapitule oddał się pod władzę brata Gracjana, prowincjała Emilii i Romanii, który mu wyznaczył erem w Montepaolo w pobliżu Forli. Czas wykorzystał na pogłębienie w sobie życia wewnętrznego i dla swoich studiów. Ze szczególnym zamiłowaniem zagłębiał się w Pismo święte. Równocześnie udzielał pomocy duszpasterskiej i kaznodziejskiej.
Wkrótce św. Antoni dał się poznać jako wybitny kaznodzieja, więc ustanowiono go głównym kaznodzieją zakonu i wysłano na głoszenie Słowa Bożego i zwalczanie błędnowierców. Odtąd Święty przemierzał miasta i wioski, nawołując do poprawy życia i pokuty. Dar wymowy, jego języka niezwykle obrazowy i plastyczny, postawa ascetyczna, żar i towarzyszący mu cud, gromadził przy nim tak wielkie tłumy, że musiał głosić kazania na placach, gdyż żaden kościół nie mógł pomieścić słuchaczy.
W latach 1225-1227 św. Antoni udał się z kazaniami do południowej Francji, gdzie z całą mocą zwalczał szerząca się tam herezję katarów (albigensów). Kiedy powrócił do Italii, na kapitule generalnej został wybrany ministrem (prowincjałem) Emilii i Mediolanu. W tym czasie napisał Święty “Kazania Niedzielne”.
W roku 1228 udał się św. Antoni do Rzymu, by załatwić pilne sprawy swojej prowincji. Z tej okazji papież Grzegorz IX, który o nim tak wiele słyszał, zaprosił św. Antoniego z okolicznościowym kazaniem. Wywarło ono na papieżu tak silne wrażenie, że nazwał Świętego „Arką Testamentu”. Papież polecił Świętemu, by wygłaszał kazania do tłumów pielgrzymów, którzy przybywali do Rzymu. Na prośbę kardynała Ostii, Rajnolda Conti, późniejszego papieża Aleksandra IV, Święty napisał “Kazania na Święta”. Wygłosił tam także kazanie wielkopostne.
W roku 1230 na kapitule generalnej św. Antoni zrzekł się urzędu prowincjała (ministra) i udał się do Padwy. Rok ten był czasem intensywnej pracy kaznodziejskiej. W Padwie św. Antoni osiągnął największą popularność kaznodziejska.
Ze względu na stan zdrowia Antoni nie odbywał już podróży apostolskich i ograniczał się do głoszenia kazań na terenie Padwy. W roku 1231 podjął się wygłoszenia kazań wielkopostnych codziennie od 6 lutego do 23 kwietnia. W ten sposób Antoni stał sięhistorycznie pierwszym kaznodzieją, który przygotował wiernych do Świąt Wielkanocnych, przez codzienne kazania i związane z nimi słuchanie spowiedzi. W kazaniach tych brały udział rzesze wiernych, sięgające podobno do 30 tys.
W swoich kazaniach Antoni bardzo ostro występował przeciwko lichwie, pobieraniu wysokich procentów od pożyczek, potępiał chciwość. Stawał w obronie więźniów politycznych, odważnie występował przeciw postępowaniu tyrana i despoty Ezzelino. (Na zdjęciu: św. Antoni u tyrana Ezzelino) Święty Antoni chory, wyczerpany nadmierną pracą i opadający z sił, zatrzymał się w klasztorze klarysek w Arcella k. Padwy, gdzie przy śpiewie: “O gloriosa Virginum” wieczorem, w piątek, 13 czerwca 1231 roku, mając zaledwie 36 lat, oddał Bogu ducha. Pogrzeb jego był jedną, wielką manifestacją. Pochowano go tymczasowo w Padwie w kościele Matki Bożej. Pozostawił po sobie zbiór kazań na niedziele i uroczystości świętych.
W niecały rok, 30 maja 1232 roku papież Grzegorz IX zaliczył go w poczet Świętych. O tak rychłej kanonizacji zadecydowały rozliczne cuda i łaski, jakie wierni na grobie św. Antoniego otrzymywali. Komisja papieska stwierdziła w tak krótkim czasie: 5 uzdrowień z paraliżu, 7 wypadków przywrócenia niewidomym wzroku, 3 głuchym słuch, 2 niemym mowę, uzdrowienie 2 epileptyków i 2 wypadki wskrzeszenia umarłych.
Obecnie na miejscu grobu św. Antoniego wznosi się potężna bazylika, wystawiona w latach 1256-1310, posiadająca 118m długości, 32,5 szerokości i 38,5m wysokości nawy głównej. Dwie wieże wysokie 68 m, 2 wieżyczki minaretowe i 8 kopuł. (Zdjecia)
Kult św. Antoniego rozwinął się bardzo szybko nie tylko w Italii, ale też w całym świecie chrześcijańskim. Papież Grzegorz IX bullą Cum iudicat w 1233 roku wyznaczył dzień jego pamiątki dorocznej na 13 czerwca. Papież Sykstus V w roku 1586 włączył jego święto do kalendarza powszechnego Kościoła. Papież Innocenty XIII w roku 1722 na życzenie króla Hiszpanii Filipa V ustanowił 13 czerwca jako święto nakazane dla całej Hiszpanii i jej podległej Ameryki Południowej.Natomiast papież Pius XII ogłosił go w roku 1946 doktorem Kościoła.
Najważniejszym ośrodkiem kultu św. Antoniego w świecie są: Padwa, Rzym, Siena, Lizbona i Tuluza. Ku czci Świętego powstało wiele bractw i kilka zakonów. Ludwika Bouffier zainicjowała w roku 1890 w Tuluzie we Francji dzieło zwane: “Chleb św. Antoniego”, tzn. jałmużna dla ubogich.
W Polsce imię św. Antoniego należało do najpopularniejszych i najczęściej spotykanych. Czasem nadawane było również niewiastom. W Ojczyźnie naszej wystawiono ku jego czci ok. 250 świątyń a trzy razy tyle parafii obchodzi dzień jego święta jako odpustowe. Nie ma kościoła chyba w Polsce bez jego ołtarza czy choćby figury. Osobliwością chyba jedyną w świecie jest kaplica Św. Antoniego, wykuta w soli we Wieliczce, jak też figura Świętego rzeźbiona w konkrecji ołowianej w kościele w Dworkowicach pod Kielcami.
W bazylice padewskiej jest wśród dziewięciu gotyckich kaplic jako czwarty w szeregu kaplica polska pod wezwaniem Św. Stanisława Biskupa, a w niej pamiątkowe tablice i nagrobki sławnych Polaków, którzy w Padwie studiowali. Ma także Święty swoje w Polsce sanktuarium, kiedyś bardzo licznie nawiedzane, jak np. w Warszawie, w Łagiewnikach koło Łodzi, w Radecznicy, w Lublinie, w Przeworsku, w Gołonogu (diecezja częstochowska) i w Koziegłówkach koło Zawiercia. W kościele Św. Antoniego na Czerniakowie ściany świątyni zdobią freski, przedstawiające życie św. Antoniego w kilkudziesięciu scenach.
Św. Antoniego jako swojego patrona uznają franciszkanie, siostry antonianki i antoninki, mieszkańcy Lizbony, górnicy, małżonkowie, narzeczeni, położnice, ubodzy. Wzywano św. Antoniego jako orędownika w przypadku bezpłodności, w sprawach rodzinnych, podczas zarazy bydła. Później uznano go za patrona żniw, troski o człowieka, panien na wydaniu, sierot, rzeczy zagubionych i korespondencji. Najbardziej jednak jest dla nas znany jako patron ludzi i rzeczy zagubionych.
W ikonografii ukazuje się św. Antoniego w habicie franciszkańskim. Do charakterystycznych atrybutów należą: książka (symbol nauki) i lilia (niewinność), czasami Święty występuje z sercem płomiennym lub samym płomieniem na dłoni. Często św. Antoni jest ukazywany z Dzieciątkiem Jezus. Św. Antoni jest przedstawiony z Dzieciątkiem Jezus jako Zbawicielem Świata. Jezus trzyma prawą rączkę w geście błogosławieństwa. Na obrazie widnieje lilia i księga. Święty występuje w ciemnym habicie symbolizującym ubóstwo, pokorę i pokutę.
Liturgiczny obchód ku czci św. Antoniego przypada na dzień 13 czerwca i ma rangę wspomnienia obowiązkowego.
Św. Antoni poucza on nas, że możemy świadczyć o Chrystusie pokorą, ubóstwem, cierpliwością i posłuszeństwem. Prosząc o wstawiennictwo św. Antoniego przed Bogiem przyjmijmy za własną jego radę:
Kaznodzieja i cudotwórca
Świętemu Antoniemu towarzyszyła łaska Boża, która sprawiła, że jego nauki przyniosły obfity plon. Pod wpływem jego słów ludzie nawracali się, dochodziło do pojednań, lały się łzy przebaczenia. Złodzieje zwracali zagrabione mienie, lichwiarze darowali długi, a wrogowie wybaczali sobie wzajemne krzywdy. Na czym polegała siła jego słów? Rozpalał ludzkie serca miłością do Chrystusa. Umiał być łagodny dla zagubionych grzeszników, tak jak dobry ojciec dla niesfornych dzieci. Potrafił jednak być surowy i nieugięty, gdy chodziło o herezję. Mówił inaczej niż wszyscy, nikogo nie wyśmiewał, współczuł biednym, a tych, co mają więcej, zachęcał do dzielenia się z ubogimi…Chwalił dobroć Boga i dobroć ludzkich czynów. Do naszych czasów przetrwały napisane w XIII wieku żywoty Świętego. Znajdujemy w nich opisy licznych cudów zdziałanych za przyczyną św. Antoniego. A oto niektóre z nich:
Klęczący muł:
Pewnego razu św. Antoni usiłował przekonać zaciekłego heretyka, że Chrystus jest naprawdę obecny w opłatku Hostii świętej. Zwrócił się do niego z zapytaniem: “Czy uwierzysz w prawdziwość Najświętszego Sakramentu, gdy muł, na którym jeździsz odda hołd Chrystusowi ukrytemu pod postacią chleba”? Heretyk zaręczył, że jeżeli naprawdę się tak stanie, wówczas i on odda cześć Eucharystii. Słysząc to św. Antoni, zaczął się żarliwie modlić do Boga, by dopomóc mu swoją łaską. Przez dwa dni poprzedzające dzień próby zwierzę nie dostawało jedzenia. Trzeciego dnia przed mułem postawiono owies, zaś obok stanął św. Antoni trzymając w ręku kielich z Hostią. Jakież było zdziwienie zebranych, gdy wygłodzone zwierzę zamiast rzucić się na pokarm przyklękło i oddało cześć Najświętszemu Sakramentowi. Widząc to właściciel zwierzęcia nawrócił się, a wraz z nim wielu innych heretyków.
Nawróceni rabusie:
Sława brata Antoniego jako kaznodziei docierała nawet do ludzi, którzy oddalili się od Boga. Zdarzyło się, że banda dwunastu rabusiów żyjących z okradania podróżnych z czystej ciekawości przyszła do kościoła, aby posłuchać brata Antoniego. Jego słowa niezwykle ich poruszyły. Oto jak jeden z nich wspominał swoje nawrócenie: “Kiedyś postanowiliśmy na własne uszy usłyszeć kazania tego sławnego zakonnika. Przebraliśmy się więc, by nikt nas nie poznał i poszliśmy. Już po pierwszych słowach Świętego, dopadły nas ogromne wyrzuty sumienia. I stał się cud: poszliśmy do spowiedzi. Ja dostałem za pokutę odbyć dwanaście pielgrzymek do grobu apostołów. Teraz właśnie kończę odbywać swoją pokutę i jestem szczęśliwy.” Zaraz po Mszy świętej wszyscy przybiegli do zakonnika, aby wyznać mu swe grzechy i obiecać powrót na drogę uczciwości. Nie wszystkim udało się wytrwać w postanowieniach i powrócić na drogę uczciwości. Kilku jednak wypełniło zadaną pokutę i porzuciło niecny proceder.
Dziwne proroctwo:
W Puy we Francji żył pewien notariusz. Ilekroć przechodził obok Antoniego, ten na znak szacunku ściągał przed nim nakrycie głowy. Dziwne zachowanie zakonnika rozwścieczało notariusza. Sądził, że franciszkanin kpi sobie z niego. Kiedy po raz kolejny Antoni oddał mu hołd, zapytał go, dlaczego to czyni. Antoni odpowiedział: “Bo wiem, że kiedyś zostaniesz męczennikiem za wiarę. Zapamiętaj to sobie.” Zdziwiony mężczyzna roześmiał się drwiąco i odszedł. Po pewnym czasie notariusz udał się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Tam biskup, który przewodniczył grupie wiernych, głosił Słowo Boże do mahometan. Notariusz również włączył się w działalność misjonarską. Został aresztowany i skazany na śmierć. Egzekucję poprzedziły tortury. Jeszcze zanim go pojmało, męczennik opowiedział pielgrzymom o dziwnym proroctwie brata Antoniego.
Patron ludzkich spraw
W styczniu 1981 r. z okazji 750 rocznicy śmierci Świętego za pozwoleniem Stolicy Apostolskiej profesor anatomii na uniwersytecie w Padwie, Virgilio Meneghelli, wraz z 10 ekspertami przeprowadził badania nad dobrze zachowanym szkieletem św. Antoniego.
Doczesne szczątki św. Antoniego, wydobyto z grobu i poddano szczegółowym badaniom, czyli tak zwanej rekognicji. Używając zaawansowanych metod naukowych, odtworzono wygląd Świętego. Okazało się, że w rzeczywistości wyglądał on inaczej niż przedstawiano go na różnych malowidłach. Św. Antoni miał ponad 170 cm wzrostu, a więc w swoich czasach zaliczał się do osób wysokich. Był człowiekiem o szczupłej, pociągłej twarzy. Wysokie czoło, głęboko osadzone oczy, orli nos i wysunięty podbródek przydawały mu szlachetnego wyglądu. Mógł sprawiać wrażenie człowieka noszącego w sobie tajemnicę. Wizerunek ten kontrastuje się z wieloma wyobrażeniami Świętego, jakie spotykamy na dawnych freskach i obrazach. Artyści często bowiem przedstawiali go jako człowieka otyłego, sugerując się zapisami w starych źródłach, gdzie wspominano, że franciszkanin cierpiał na puchlinę wodną. Podczas badania kości stwierdzono, że Święty wiele czasu spędzał na kolanach. Jego zęby były zachowane w wyjątkowo dobrym stanie, co świadczy o stosowaniu diety wegetariańskiej i znacznych ograniczeniach w jedzeniu. Sporym zaskoczeniem było znalezienie wśród prochów ciała dobrze zachowanych narządów mowy – części ciała, które przyczyniły się do jego sławy i świętości, nimi bowiem chwalił Boga. Wiek Świętego w chwili śmierci ustalona na około 40 lat.
Powszechna ufność w skuteczność orędowania św. Antoniego ma swoje pełne pokrycie w charyzmatach i w mocy cudotwórczej, jaką Opatrzność szczodrze obdarzyła swojego wybrańca już za życia:
- dar uzdrowienia a nawet wskrzeszania umarłych,
- rzadki dar bilokacji, (czyli przebywania równocześnie w dwóch miejscach)
- dar proroctwa,
- czytania w sumieniach ludzkich itp.
Za legendę jednak należy uznać, jakoby św. Antoni miał trzymać na ręce Pana Jezusa, jak się go zwykło przedstawiać. Podobnie legendą jest jego kazanie do ryb, zniewolenie muła, by oddał cześć Najść. Sakramentowi, by w ten sposób zawstydzić heretyka.
Dzisiaj, kiedy Święty jest tak blisko Pana Boga nie dziw, że tym większą moc okazuje w pośrednictwie za tymi, którzy się do jego orędownictwa uciekają.
******
Św. Antoni – kaznodzieja z drzewa orzechowego
Francisco de Zurbarán, Objawienie Dzieciątka Jezus świętemu Antoniemu z Padwy | fot. Wikipedia
Podobno głosił kazania, siedząc w konarach orzechowego drzewa w pobliżu Padwy, gdzie dziś znajduje się niewielki kościółek Santo Antonio di Noce. Kościół katolicki wspomina 13 czerwca w liturgii św. Antoniego Padewskiego – doktora Kościoła, jednego z najpopularniejszych świętych, patrona „od zagubionych osób i rzeczy” oraz ludzi ubogich. Dla franciszkanów jest to drugi co do ważności święty – po ich założycielu, św. Franciszku z Asyżu.
Z osobą św. Antoniego łączy się wiele pięknych legend. Jedna z nich mówi, że kiedy głosił kazanie w Rimini nad Adriatykiem, z szeroko otwartymi pyszczkami słuchała go ogromna rzesza ryb. Do najpopularniejszych wspomnień dotyczących świętego należy „cud z Dzieciątkiem Jezus”, które szeroko uśmiechnęło się do świętego z kart Ewangelii. Dlatego wiele obrazów ukazuje św. Antoniego z czułością trzymającego na rękach małego Jezusa. Szczególnie wiele tego rodzaju opowiadań mają bardzo kochający „swego” świętego Włosi, mimo że Antoni pochodził nie z Włoch, ale z Portugalii, a do Padwy przybył na krótko przed śmiercią.
Św. Antoni (Ferdynand Bulonne; po portugalsku Fernando Martins de Bulhões) urodził się ok. roku 1195 w zamożnej rodzinie w Lizbonie. W wieku 15 lat wstąpił do zakonu augustianów, gdzie otrzymał bardzo dobre wykształcenie teologiczne, ale nie pozostał u nich długo. W 1219 przyjął święcenia kapłańskie, a w rok później był świadkiem sprowadzenia do Coimbry – ówczesnej stolicy Portugalii – ciał pięciu misjonarzy, męczenników franciszkańskich z Maroka, którzy zginęli z rąk Saracenów, a których poznał rok wcześniej, gdy wybierali się na misje. Wtedy też zapragnął zostać misjonarzem i męczennikiem, postanowił więc wstąpić do zakonu franciszkanów w Coimbrze, gdzie przyjął imię zakonne – Antoni ku czci pustelnika z Egiptu z przełomu III i IV w., jednego z twórców życia zakonnego w chrześcijaństwie.
Ale podjęta z wielkim entuzjazmem próba misji wśród Saracenów nie powiodła się; w gorącym klimacie Afryki młody zakonnik ciężko zachorował, a statek, którym powracał, zatrzymał się na Sycylii. Tam przyszły święty postanowił osiąść w pustelni franciszkańskiej, przypadek jednak sprawił, że szybko odkryto jego talent kaznodziejski. Antoni został więc wędrownym kaznodzieją. Wszędzie, gdzie się pojawiał, gromadziły się tłumy. Ponieważ kościoły nie mogły pomieścić wszystkich chętnych, przemawiał często pod gołym niebem. Jak głosi przekaz, potrafił przemawiać tak sugestywnie, że nieraz jeszcze w czasie kazania wyciągali do siebie ręce na znak zgody najzagorzalsi wrogowie.
Kazania św. Antoniego były proste, przystosowane do zwyczajnych ludzi, a ich styl – plastyczny, niekiedy sarkastyczny. Piętnował pogoń za zbytkiem i skąpstwo. Był zaciekłym krytykiem warunków społecznych, nie omieszkał też krytykować niektórych duchownych. Ludzie wierzyli w to, co mówił, bo widzieli, że nie przemawia do nich pewny siebie urzędnik Kurii, lecz wędruje z miasta do miasta ubogi kaznodzieja. Był jednym z najbardziej cenionych mówców XIII wieku: miał dar wymowy, obdarzony był świetną pamięcią, szeroką wiedzą i silnym, czystym głosem. Z powodu tych cech nazywano go „młotem na heretyków”. Samym sobą uosabiał najlepiej to, co pragnął wpoić swoim uczniom: „Nasze życie jest pełne pięknych słów i puste, gdy chodzi o dobre dzieła (…) Dlatego zaklinam was: pozwólcie zamilknąć swoim ustom, a pozwólcie mówić czynom!”.
Ten prosty kaznodzieja zakonny wydal się tak godnym zaufania św. Franciszka, że pod koniec 1223 poprosił on Antoniego, by wyjaśniał swoim współbraciom Pismo Święte i uczył sztuki kaznodziejskiej. Mianował go jednocześnie profesorem teologii, tym samym więc Antoni został pierwszym nauczycielem teologii u braci mniejszych. Odwiedzał domy zakonne w Arles, Tuluzie i Montpellier, a następnie w Bolonii i Padwie.
Tak intensywny i nie oszczędzający się tryb życia szybko podkopał zdrowie przyszłego świętego i gdy w wieku 35 lat przybył on do Padwy, był już ciężko chory i zmęczony. Jego kazania wielkopostne, które głosił codziennie w wypełnionym po brzegi kościele, po raz kolejny odmieniły życie miasta. Do dziś jeszcze obowiązuje podjęta wtedy reforma kodeksu – „Codice statuario repubblicano di Padova”, wedle którego można zajmować mienie opieszałych dłużników, ale nie można ich aresztować.
Tam też, a dokładniej w swym klasztorze w Arcelli koło Padwy zmarł 13 czerwca 1231, mając nieco ponad 35 lat. Pozostawił chrześcijanom dwa główne zadania: głoszenie Ewangelii i troskę o innych. Już w niespełna rok później – 30 maja 1232 ogłosił go świętym papież Grzegorz IX. Był to najkrótszy proces kanonizacyjny w nowożytnych dziejach Kościoła. W czasie kanonizacji odczytano opis 53 cudów, dokonanych za wstawiennictwem Antoniego. Do najbardziej znanych licznych pism teologicznych i kaznodziejskich, jakie po nim zostały, należą „Kazania niedzielne” i „Kazania o świętych”. Ze względu na zawarte w nich bogactwo duchowe 16 stycznia 1946 Pius XII ogłosił go doktorem Kościoła, obdarzając go tytułem „Doctor Evangelicus”.
Do postaci św. Antoniego nawiązywał też w swoim nauczaniu Benedykt XVI. Podkreślał jego wkład w rozwój duchowości franciszkańskiej oraz to, że święty ten zdawał sobie sprawę ze słabości natury ludzkiej i skłonności do upadku. Głosił on szczególnie, iż tylko dusza, która się modli, może dokonać postępu w życiu duchowym. W jednej z katechez papież Ratzinger przypomniał, że na początku XIII wieku, w czasach odrodzenia miast i rozkwitu handlu, wzrastała liczba ludzi nieczułych na potrzeby biednych. Dlatego Antoni „wzywa wiernych do refleksji o prawdziwym bogactwie, to znaczy bogactwie serca, które czyniąc ludzi dobrymi i miłosiernymi, gromadzi skarby dla nieba”.
************
Niektóre z cudów, które dokonały się za wstawiennictwem św. Antoniego
1) Chleb świętego Antoniego:
Święty Antoni był znany, jako obrońca biednych. Dzisiaj wiele kościołów prowadzi zbiórkę na rzecz biednych nazywaną: „Chlebem św. Antoniego”. Ma ona swoje korzenie w następującym fakcie:
Dwudziestomiesięczny chłopiec, bawiąc się w domu, wpadł do misy z wodą. Zrozpaczona matka zaczęła krzyczeć i wyjmować ciało nieżyjącego już chłopca z wody. Tuliła go do siebie i prosiła świętego Antoniego, by przywrócił jej syna do życia, a ona w zamian ofiaruje biednym tyle pszennej mąki ile waży chłopiec. Chłopiec ożył. Tak powstał chleb świętego Antoniego. 13 czerwca w Lizbonie, w kościele pod jego wezwaniem, rozdaje się małe chlebki. W zamian za chlebek składa się dobrowolną ofiarę, kwota w ten sposób zebrana przeznaczona jest na biednych.
Chlebki te zawsze wyglądają tak samo, nie tracą koloru, nie psują się. Wiele osób przechowuje je w domu, w miejscu, gdzie przechowuje się żywność, wierząc, że w domu nie zabraknie jedzenia.
2) Patron rzeczy zagubionych
Istnieje portugalska tradycja wzywania św. Antoniego, aby odnaleźć zagubioną rzecz. A wszystko zaczęło się za sprawą człowieka o głębokiej pobożności do Św. Antoniego, z Alcácer do Sal. Pracując na swojej posiadłości około południa udał się do studni, aby umyć spoconą twarz i ręce. Zdjął z palca złoty pierścień i położył go na brzegu studni, jednak przez nieuwagę pierścień wpadł do wody. Mimo wielu wysiłków nie udało mu się go znaleźć. Modlił się do św. Antoniego, aby pomógł mu odzyskać zagubioną rzecz. Po wielu miesiącach, kiedy mężczyzna modlił się w dniu wspomnienia św. Antoniego w kościele, do świątyni wszedł jego pracownik z pierścieniem w dłoni. Odnalazł go, jak wyciągał kijem wiadro wody ze studni – zguba była przyczepiona kija.
3) Kazanie do ryb
Brat Antoni został wysłany przez przełożonych do Rimini, z poleceniem nauczania i nawracania heretyków, którzy w tym mieście mieli wielu zwolenników. Jego słowa jednak, pomimo natchnionych zdolności naszego świętego, nie przekonały słuchaczy, którzy nawet przepędzili go, złorzecząc i mówiąc, aby się wyniósł z miasta.
Wówczas Antoni, nie zrażony niepowodzeniem, poszedł nad rzekę, która w okolicach Rimini wpadała do Morza Adriatyckiego. Zwracając się do wód rzeki zaczął przemawiać: „Słuchajcie słowa Bożego, wy, ryby morskie i rzeczne, jeżeli heretycy nie chcą go słuchać!” Gdy tylko wypowiedział te słowa, do brzegu zbliżyło się mnóstwo ryb różnej wielkości i gatunków, zarówno rzecznych jak i morskich. Wszystkie wystawiły głowy nad poziom wody i zwróciły się ku świętemu Antoniemu, który polecił im, aby ustawiły się przed nim według wielkości, z przodu najmniejsze, zaś z tyłu największe. Tak też uczyniły. Następnie zaczęły słuchać jego słów, odpowiadając na znak zrozumienia skłonami głowy. Im dłużej święty Antoni przemawiał, tym więcej ryb przybywało.
Widząc takie zjawisko mieszkańcy Rimini, a tym bardziej heretycy, nie mogli pozostać obojętni, toteż zaczęli przychodzić i przysłuchiwać się niecodziennemu nauczaniu głoszonemu przez tak zdolnego kaznodzieję oraz zobaczyć tak niezwykłe audytorium. Po skończonym kazaniu ryby odpłynęły, dla okazania swej radości wyskakując z wody, natomiast ludzie prosili Antoniego, aby pozostał w mieście i dalej głosił kazania. Doszło do tego, że Antoni nawrócił heretyków i zdobył przychylność wszystkich mieszkańców Rimini.
4) Otwarte mury
Gdy przebywał w klasztorze Świętego Krzyża w Coimbrze, poza obowiązkiem nauki i modlitwy, Ferdynand musiał wykonywać pewne prace: zmywał, odkurzał, sprzątał. Pewnego dnia był zajęty jedną z tych przykrych czynności w pomieszczeniu przyległym do kościoła, dlatego nie mógł uczestniczyć we Mszy świętej, chociaż gorąco tego pragnął. Otóż w chwili podniesienia rozwarły się ściany kościoła i Ferdynand mógł zobaczyć ołtarz i uklęknąć, by uczcić Najświętszy Sakrament.
5) Ferdynand i wróble
Pewnego czerwcowego dnia, gdy zboże nadawało się już do koszenia, ojciec Ferdynanda don Martino zabrał chłopca do jednego z ich gospodarstw na przedmieściu Lizbony. Ledwie znaleźli się blisko pola, zobaczyli, że stado wróbli wydziobuje bez przeszkód kłosy zboża. Don Martino pobiegł zaraz po ludzi, aby przepędzili nieproszone ptactwo. Odchodząc polecił Ferdynandowi zabawić się w „stracha na wróble”. Po pewnym czasie dzwon kościelny oznajmił „Anioł Pański”. Ferdynand niezdecydowany, czy ma posłuchać głosu wzywającego do modlitwy, czy ojca, który polecił mu chronić zboże przed wróblami, zwrócił się do ptaków. Poprosił je, aby odleciały z pola i ukryły się na strychu, gdyż musi iść do kościoła na modlitwę. Wróble posłuchały, a gdy ojciec z wieśniakami powrócił i stwierdził, że wróble są zamknięte na strychu, mógł jedynie wyrazić swoje zdumienie.
6) List szatana
Jeden z najbardziej znanych faktów wydarzył się podczas pobytu Antoniego we Francji. Diabeł w postaci gońca wszedł do kościoła, gdzie Antoni wygłaszał kazanie. Pewnej kobiecie, która słuchała nauki, przyniósł tragiczną wiadomość, że jej syn na skutek zdrady został zamordowany przez bandytów. Słysząc to kobieta, jak również wszyscy zgromadzeni, przestraszyli się i przestali słuchać Antoniego, który widząc w tym diabelską sztuczkę, uspokoił matkę: „Bądź spokojna, twój syn jest zdrowy, ten zaś nie jest gońcem, lecz przebranym szatanem, który chciał cię oszukać”. Zwrócił się także do rzekomego gońca, lecz ten nagle znikł w kłębach dymu i smrodzie siarki ku zdumieniu obecnych i radości matki. W tej właśnie chwili syn wszedł do kościoła, zaś matka pobiegła, aby go wziąć w ramiona.
7) Cud przyrośniętej stopy
Antoni, także we Francji, był sprawcą innego cudu. Pewien młody człowiek wyznał mu na spowiedzi, że kopnął swoją matkę. Spowiednik zganił go: „Twój grzech jest tak poważny, że zasługiwałbyś na odcięcie stopy, którą kopnąłeś”. Lecz widząc żal młodzieńca, dał mu rozgrzeszenie. Jednak ten, będąc pod wielkim wrażeniem słów spowiednika, w chwili uniesienia odciął sobie stopę siekierą. Matka, słysząc krzyk bólu syna, przybiegła, a widząc co się stało, pośpieszyła czym prędzej do Antoniego, krzycząc na niego i zarzucając mu sprowadzenie nieszczęścia na syna. Wówczas Antoni poszedł do młodzieńca, wziął stopę i ku zdumieniu matki i syna umieścił ją na dawnym miejscu.
8) Nowe Zesłanie Ducha Świętego
Wiosną 1228 roku Antoni wybrał się do Rzymu do swego przełożonego generalnego, który prosił go o pomoc. W tym czasie był już znanym i cenionym kaznodzieją, a jego sława dotarła również do uszu papieża Grzegorza IX. Poproszono go więc o wygłoszenie nauki w obecności Ojca Świętego i kolegium kardynałów.
Pochodzili oni z różnych krajów i każdy z nich posługiwał się własnym językiem, greckim, łacińskim, francuskim, niemieckim, angielskim i innymi. Antoni, natchniony przez Ducha Świętego, wyjaśniał Słowo Boże z takim zapałem, mądrością i zdolnością, że wszyscy słuchacze, choć wywodzili się z różnych narodów, rozumieli jego słowa, tak jakby mówił w ich własnym języku. Wszyscy byli zdumieni. Wydawało się, że został odnowiony dawny cud Pięćdziesiątnicy, gdy za sprawą Ducha Świętego apostołowie przemawiali różnymi językami. Kardynałowie z podziwem mówili jeden do drugiego: „Czyż ten, który przemawia, nie jest Portugalczykiem? Jak więc słyszymy w jego mowie nasze własne języki?” Także sam papież zachwycony głębią jego słów, powiedział: „Rzeczywiście, ten jest arką Testamentu i biblioteką Pisma świętego”.
9) Serce lichwiarza
W czasach św. Antoniego wielu mieszkańców Padwy doszło do ogromnych bogactw przez handel i zaczęło parać się lichwą. Zdarzało się, że pieniądze pożyczano nawet na 40 procent. Dłużników nie mogących spłacić sporych sum skazywano na wygnanie albo osadzano w więzieniu. Ten proceder doprowadził do ruiny i upadku wiele rodzin. Św. Antoni ubolewał nad losem niewypłacalnych dłużników, z którymi lichwiarze postępowali bezwzględnie. Jego orężem w walce z lichwą było słowo. I o dziwo, lichwiarze poruszeni do głębi kazaniami zakonnika rezygnowali z pobierania wysokich procentów. Zagrabione pieniądze składano u stóp kaznodziei dla wynagrodzenia pokrzywdzonych. W ten sposób Święty uratował wielu dłużników, a ponadto przyczynił się do uchwalenia ustawy, która zakazywała więzienia za długi.
Chcąc wstrząsnąć sumieniami Antoni, dokonał niezwykłego cudu. Będąc we Florencji, Antoni natknął się na kondukt pogrzebowy pewnego bogatego lichwiarza. Zatrzymał pochód i rzekł: „Co robicie? Chcecie w poświęconym miejscu złożyć tego, którego dusza jest już pogrzebana w piekle?” I ku zdumieniu wszystkich mówił dalej: „Jak powiada Ewangelia: gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Otwórzcie jego pierś, a nie znajdziecie serca, które znajduje się tam, gdzie jego skarb”. Ludzie pobiegli wówczas do domu lichwiarza, do komnat, w których zgromadzone były wszystkie jego bogactwa, otwarli szkatuły wypełnione pieniędzmi i w jednej z nich znaleźli jeszcze gorące i bijące ludzkie serce. Otwarli także pierś zmarłego, lecz serca tam nie było.
10) Cud mówiącego noworodka
Żył w Ferrarze szlachetny rycerz, który miał bardzo piękną żonę. Człowiek ten był jednak szalenie zazdrosny. Gdy żona zaszła w ciążę, zazdrość skłoniła go do podejrzeń, że dziecko jest owocem cudzołóstwa. Żona starała się uspokoić męża, lecz rycerza coraz bardziej dręczyły wątpliwości. Gdy nadeszła chwila rozwiązania i urodził się syn o ciemnej karnacji, utwierdził się w przekonaniu, że jest to syn ciemnoskórego Maura, który był u niego na służbie. Ciągłe i okrutne sceny zazdrości i zniesławiające oskarżenia sprawiały szlachetnej kobiecie wielkie cierpienie.
Pewnego razu jednak Antoni spotkał dwoje małżonków, gdy wraz z krewnymi i przyjaciółmi szli do kościoła, aby ochrzcić nowonarodzone dziecko. Antoni, który znał cały dramat zazdrości, zbliżył się do dziecka, pogłaskał je, wziął w ramiona i poprosił, aby wobec wszystkich powiedziało, kto jest jego ojcem. Dziecko mające zaledwie kilka dni, odwróciło się i wskazując rączką tatusia, powiedziało: „On jest moim ojcem”. Sytuacja wywołała zdumienie wszystkich obecnych oraz szczery żal zazdrosnego męża, który prosił o przebaczenie Boga i spotwarzaną małżonkę. Od tego też dnia żyli z sobą w doskonałej harmonii.
MODLITWA DO ŚW. ANTONIEGO
Kłaniamy się Tobie, Święty Antoni, wielki nasz Patronie. Prosimy cię pokornie, abyś z wysokości swej chwały wejrzał na nas i przyszedł nam z pomocą. Ty pomagasz wszystkim, którzy wzywają Twego pośrednictwa i proszą o opiekę. Nie odrzucaj i naszych ufnych próśb, ale wspomagaj nas w naszych troskach i kłopotach.
Twoi czciciele znają twe skuteczne wstawiennictwo – świętego z Padwy – w odnalezieniu rzeczy zgubionych, ochronie przed złodziejami, opiece nad podróżującymi, niesieniu ulgi w cierpieniu chorym, biednym i zakłopotanym.
Z ufnością błagamy, spraw, abyśmy dzięki twej opiece mieli zawsze silną wiarę, pracowali nad poprawą życia i pomnożeniem łaski uświęcającej.
Polecaj nas Najświętszej Maryi, Matce Bożej, której zawdzięczasz szczególną pomoc w pracy dla zbawienia ludzi. Ty wiesz, jak słabi i nędzni jesteśmy, wiesz najlepiej, jakie zło zewsząd nas otacza i jak bardzo potrzebujemy twej pomocy. Prosimy cię, święty Antoni, abyś nas wspomagał w życiu i kierował ku dobremu Bogu. Wspieraj wszystkich, którzy zwracają się do ciebie w swych potrzebach i troskach. Niech wszyscy odczuwają twoją opiekę i doznają twej pomocy, wielbiąc Boga Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
***
13 czerwca 2020 ze strony: w obronie wiary i tradycji
************************
Wspomnienie polskich męczenników
Papież Jan Paweł II dokonał w Warszawie 13 czerwca beatyfikacji 108 polskich męczenników z czasów II wojny światowej. Każda z tych osób wykazała się niezwykłym heroizmem wiary: mamy w tym gronie biskupów – pasterzy, którzy woleli zginąć, aniżeli zostawić swoją owczarnię; siostry i księży ratujących Żydów; teściową, która oddała swe życie za synową w ciąży; zakonnika, który za posiadanie różańca a potem odmowę sprofanowania go został zmasakrowany i utopiony w kloace; księży i alumnów dzielących się w obozie koncentracyjnym jedyną kromką chleba ze współwięźniami; duchownego, który zginął za to, że nie wydał Gestapo komunistów.
Sprawa beatyfikacji 108 sług Bożych, męczenników za wiarę, ofiar prześladowania Kościoła w Polsce w latach 1939-1945 ze strony nazizmu hitlerowskiego, choć przybrała formę kanonicznego postępowania beatyfikacyjnego dopiero od roku 1992, w rzeczywistości sięga swymi początkami pierwszych lat po zakończeniu II wojny. Sława świętości i męczeństwa licznych osób z grupy 108 sług Bożych, łaski przypisywane ich wstawiennictwu, kierowały uwagę diecezji i rodzin zakonnych na konieczność otworzenia procesów beatyfikacyjnych o męczeństwie. Chodzi tu m.in. o postaci abp. Juliana Antoniego Nowowiejskiego, bp. Leona Wetmańskiego, ks. Henryka Hlebowicza, ks. Henryka Kaczorowskiego z grupą kapłanów włocławskich, ks. Józefa Kowalskiego, salezjanina, br. Józefa Zapłaty, i wielu innych. Procesy jednak z różnych powodów nie były podejmowane. Sprawę wywołała ponownie dopiero beatyfikacja bp. Michała Kozala (Warszawa 1987), nazwanego “prawdziwym mistrzem męczenników” dla duchownych z obozów koncentracyjnych, zwłaszcza z Dachau. W trakcie dyskusji w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych nad męczeństwem bp. Kozala wypłynął postulat rozpoczęcia oddzielnego procesu beatyfikacyjnego tych, którym Biskup Męczennik przewodził w składaniu najwyższego świadectwa wiary. Idea została podjęta przez ówczesnego biskupa diecezji włocławskiej, Henryka Muszyńskiego. Po konsultacjach z Kongregacją wykrystalizowała się stopniowo obecna formuła procesu, który obejmuje nie tylko duchownych, męczenników z Dachau, ale także innych, w tym wiernych świeckich, którzy zginęli wskutek działań podejmowanych “z nienawiści do wiary” (in odium fidei) w różnych miejscach i okolicznościach, ale z rąk tego samego prześladowcy.
Z ramienia Konferencji Episkopatu Polski proces beatyfikacyjny prowadził biskup diecezji włocławskiej, która w czasie prześladowania poniosła największe procentowo straty spośród duchowieństwa diecezjalnego w Polsce: daninę krwi złożyła tu ponad połowa kapłanów. Proces informacyjny, “diecezjalny”, męczenników za wiarę został otworzony we Włocławku 26 stycznia 1992 r., w rocznicę śmierci męczeńskiej bł. Michała Kozala, obejmując na początku 92 osoby z różnych diecezji i rodzin zakonnych. Od rozpoczęcia procesu przysługiwał im tytuł Sług i Służebnic Bożych.
Krąg ten w trakcie prac procesowych aż pięciokrotnie ulegał zmianom: powiększał się przez kolejne zgłoszenia nowych kandydatów, a jednocześnie był redukowany, gdy okazywało się, że w rozpatrywanych przypadkach nie ma wystarczającego materiału dowodowego na męczeństwo w rozumieniu teologicznym. Ostatecznie, w listopadzie 1998 r., liczba męczenników ukształtowała się jako grono 108 sług Bożych.
Słudzy Boży objęci postępowaniem procesowym, przedstawieni przez 18 diecezji, ordynariat polowy i 22 rodziny zakonne, to osoby, których życie i śmierć oddane Bożej sprawie nosiły znamię heroizmu. Pośród nich jest 3 biskupów, 52 kapłanów diecezjalnych, 26 kapłanów zakonnych, 3 kleryków, 7 braci zakonnych, 8 sióstr zakonnych i 9 osób świeckich.
opoka.org.pl
Księża Pallotyni wspominają dziś dwóch swoich współbraci, którzy są w tym gronie 108 błogosławionych
KS. JÓZEF JANKOWSKI SAC (1910-1941)
Przed święceniami kapłańskimi zapisał: “Pragnę kochać Boga nad życie. Oddam je chętnie w każdym czasie, ale bez gorącej i wielkiej miłości Boga nie chciałbym iść na drugi świat”. Po wybuchu wojny znalazł się w seminarium pallotynów w Ołtarzewie, gdzie udzielał schronienia i żywności uciekinierom. Aresztowany i osadzony na Pawiaku, wywieziony został do Oświęcimia tym samym transportem, co św. Maksymilian Kolbe. Skatowany przez kapo, zmarł następnego dnia 16 października 1941 r.
KS. JÓZEF STANEK SAC (1916-1944)
Bohaterski kapelan Powstania Warszawskiego, ps. “Rudy”. Niezmordowany samarytanin, wśród ostrzału nieprzyjacielskiego nosił wodę z Wisły, dźwigał chorych na własnych ramionach, odgrzebywał zasypanych pod gruzami, podnosił na duchu, wielu ludziom uratował życie. Ustąpił miejsca w pontonie rannemu żołnierzowi, rezygnując z przeprawienia się przez Wisłę. Do końca pozostał z obrońcami Czerniakowa. Odważnie pertraktował z Niemcami, aby ocalić jak najwięcej powstańców. Traktowany przez hitlerowców ze szczególną brutalnością, torturowany, wreszcie zamordowany 23 września 1944 r.
*********************
Św. Ignacy z Loyoli (1491-1556)
Duszo Chrystusowa, uświęć mnie.
Ciało Chrystusowe, zbaw mnie.
Krwi Chrystusowa, napój mnie.
Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie.
Męko Chrystusowa, wzmocnij mnie.
(Fragment modlitwy św. Ignacego Loyoli)
Pierwsze 30 lat jego życia nie zapowiadało świętości. Wychowany do życia dworskiego i przeznaczonego mu stanu rycerskiego Inigo Lopez miał wykorzystać staranne wykształcenie w oficerskiej służbie wojskowej u boku wicekróla Nawarry. Dbał o sławę, rozumianą jako popularność, o to, co najbardziej łączy z życiem, stronił od wszystkiego, co od życia oddziela. Nie unikał hazardu i udziału w pojedynkach. Później powie, że w tym okresie swojego życia oddawał się marnościom świata. Przywiązywał ogromną wagę do wyglądu, stroju, lubił się pokazywać w pancerzu rycerza z przytroczonym mieczem i sztyletem. Pragnął wzbudzać podziw, co powodowało nieustanną chęć doskonalenia umiejętności rycerskich. I pewnie niczego by nie zmienił w swojej postawie, gdyby nie hiszpańsko-francuska wojna o Nawarrę, w której wziął udział i został ranny w 1521 r.
Kontuzja była tak dotkliwa, że wyłączyła go nie tylko z udziału w walkach, lecz także z dotychczasowego życia. Z Pampeluny przewieziono rannego do rodzinnego zamku, gdzie pod opieką brata i bratowej powoli dochodził do zdrowia. Całkowitej poprawy nigdy nie osiągnął, jednak kulejąca noga nie była problemem w nowym życiu rycerza. Podczas rekonwalescencji nie miał dostępu do ulubionych książek o tematyce rycerskiej, sięgnął więc po zaproponowane przez bliskich: „Życie Jezusa” Ludolfa de Saksa i „Złotą legendę” Jakuba de Voragine. Przeżył przemianę. Odmienny tryb życia, cierpienie, wyjątkowa lektura – spowodowały, że choroba okazała się czasem wielkiej łaski. Po wyzdrowieniu odrzucił dotychczasowe życie i ziemskiego człowieka. Zmienił imię Inigo na Ignacy ku czci biskupa z Antiochii, wielkiego pisarza i męczennika z II wieku. Pozbył się rzeczy, które mogłyby go łączyć z dotychczasowym życiem, zamieszkał w celi dominikanów. Chcąc odciąć się zupełnie od wygód, przeniósł się do groty. Nie strzygł się, nie golił, nie obcinał paznokci, nie nakrywał głowy, za to wiele się modlił, co dzień uczestniczył we Mszy św. u dominikanów. 19 lat kontemplacji i rozważań zaowocowało „Ćwiczeniami duchowymi”. Jako pielgrzym odwiedził Ziemię Świętą, skąd dotarł do Barcelony. Ten wykształcony światowy niegdyś człowiek, wrócił do szkoły, by uczyć się łaciny, potem studiował filozofię, w wolnym czasie nauczając prawd wiary i posługując chorym. Żebracze życie powodowało, że kilkakrotnie był więziony, posądzany o szpiegostwo lub działanie na rzecz antykatolickiej sekty. Wszystko to znosił mężnie, wierząc, że przynosi radość Jezusowi.
Studiując w Paryżu zaprzyjaźnił się m.in. z bł. Piotrem Favrem i św. Franciszkiem Ksawerym. 15 sierpnia 1534 r. w kapliczce na wzgórzu Monmartre z nimi i kilkoma innymi złożył śluby ubóstwa, czystości i wierności Kościołowi i Ojcu Świętemu. Dali początek Towarzystwu Jezusowemu. Przyjęli święcenia kapłańskie i stali się fundamentem przyszłego zakonu jezuitów. W 1541 r. wybrano Ignacego de Loyola przełożonym generalnym. Towarzystwa. Stanowisko to piastował do 31 lipca 1556 r., do dnia swojej śmierci. W 1551 r. założył uczelnię Gregorianum (Papieski Uniwersytet Gregoriański), która stała się prototypem przyszłych kolegiów jezuickich. Za jego życia zakon liczył 1000 członków.
Do chwały błogosławionych wyniósł o. Ignacego 27 lipca 1609 r. papież Paweł V, a kanonizował papież Grzegorz XV 12 marca 1622 r. Pius XI ogłosił go 25 lipca 1922 r. patronem rekolekcji w Kościele katolickim. Św. Ignacy patronuje również żołnierzom, matkom oczekujących potomstwa oraz rodzącym kobietom. Jego wspomnienie obchodzone jest 31 lipca.
Agnieszka Chadzińska/ Tygodnik NIEDZIELA
“Ignacy Loyola” w kinach
Doskonale opowiedziana historia dramatycznych i przełomowych momentów życia Ignacego Loyoli. Twórcy wykreowali trzymającą w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty opowieść o nadzwyczajnej przemianie wewnętrznej człowieka, idealnie oddając istotę „ignacjańskiego ducha”.
Brutalny żołnierz, kobieciarz, którego całe życie kręciło się wokół bogactw, sławy i władzy podejmuje walkę na śmierć i życie ze swoimi wewnętrznymi demonami. Loyola musi zmierzyć się z depresją, myślami samobójczymi, wstrętem do samego siebie i miłosierdzia dla innych, wreszcie przejść proces o herezję przed Inkwizycją, by ostatecznie wygrywając bitwę, stać się jedną z najważniejszych postaci w historii Kościoła.
Poetyka filmu, przesłanie, walory artystyczne, muzyka, kolor w połączeniu ze znakomitą grą aktorską głównego bohatera, trafiają prosto do duszy widza i nie pozwalają mu zbyć seansu wzruszeniem ramion.
PREMIERA: 12 stycznia 2018 r.
Gatunek: dramat biograficzny
Czas trwania: 118 min
www.loyolafilm.pl
Tygodnik NIEDZIELA/czerwiec 2020
transmisje z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:
https://www.facebook.com/odnowaglasgow
(nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)
MSZA ŚW. o godz. 19.00
********
sobota 13 czerwca:
MSZA ŚW. WIGILIJNA z NIEDZIELI o godz. 18.00
Fatima – objawienie z 13 czerwca
Maryja prosi:
chcę, żebyście codziennie odmawiali różaniec
13 czerwca 1917 – drugie objawienie się Matki Bożej
13 czerwca 1917 r. po odmówieniu różańca z Hiacynta, Franciszkiem i innymi osobami, które były obecne, zobaczyliśmy znowu odblask światła, które się zbliżało (to cośmy nazwali błyskawicą), i następnie ponad dębem skalnym Matkę Bożą, zupełnie podobną do postaci z maja.
– „Czego Pani sobie życzy ode mnie?”
– „Chcę, żebyście przyszli tutaj dnia 13 przyszłego miesiąca, żebyście codziennie odmawiali różaniec i nauczyli się czytać. Później wam powiem, czego chcę”.
Prosiłam o uzdrowienie jednego chorego.
– „Jeżeli się nawróci, wyzdrowieje w ciągu roku”.
– „Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba”.
– „Tak! Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak tu zostaniesz przez jakiś czas. Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie mnie poznali i pokochali. Chciałby ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca” (Tu z pośpiechu Łucja opuściła koniec zdania, który w innych dokumentach brzmi następująco: „Kto je przyjmuje, temu obiecuje zbawienie dla ozdoby Jego tronu”).
– „ Zostanę tu sama?” – zapytałam ze smutkiem.
– „Nie, moja córko! Cierpisz bardzo? Nie trać odwagi. Nigdy cię nie opuszczę, moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga”.
W tej chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa, otworzyła swoje dłonie i przekazała nam powtórnie odblask tego niezmiernego światła. W nim widzieliśmy się jak gdyby pogrążeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się stać w tej części światła, które wznosiło się do nieba, a ja w tej, które się rozprzestrzeniało na ziemię. Przed prawą dłonią Matki Boskiej znajdowało się Serce, otoczone cierniami, które wydawały się je przebijać. Zrozumieliśmy, że było to Niepokalane Serce Maryi, znieważane przez grzechy ludzkości, które pragnęło zadośćuczynienia.
To, Ekscelencjo, mieliśmy na myśli, kiedyśmy mówili, że Matka Boska wyjawiła nam w czerwcu tajemnicę. Nasza Pani nie rozkazała nam tego zachować w tajemnicy, ale odczuwaliśmy, że Bóg nas do tego nakłania.
——————————————————————————————————————–
***********************************
czwartek 11 czerwca 2020
Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa
Boże Ciało
***
Dziś, w uroczystość Bożego Ciała, Kościół przeżywa nie tylko radość świętując tę tajemnicę, ale także wysławia i wyznaje wobec świata w procesjach eucharystycznych realną obecność Ciała Pańskiego pod postacią maleńkiej Hostii nad którą kapłan wypowiedział słowa konsekracji: “BIERZCIE I JEDZCIE. TO JEST CIAŁO MOJE”.
Msza święta
Antyfona na wejście
Bóg karmi swój lud wyborną pszenicą i syci miodem z opoki. (Ps 81,17)
Chwała na wysokości…
Kolekta
Módlmy się: Boże, Ty w Najświętszym Sakramencie
zostawiłeś nam pamiątkę swej męki, daj nam taką czcią
otaczać święte tajemnice Ciała i Krwi Twojej, abyśmy nieustannie doznawali owoców Twego odkupienia.
Który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem w jedności Ducha Świętego, Bóg, n.przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa. Pwt 8,2-3.14b-16a
Mojżesz powiedział do ludu: „Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi Cię prowadził twój Pan Bóg przez te czterdzieści lat na pustym, aby cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w twym sercu; czy strzeżesz Jego polecenia, czy też nie. Utrapił cię, dał ci odczuć głód, żywił cię manną, której nie znałeś ani ty, ani twoi przodkowie, bo chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale wszystkim, co pochodzi z ust Pana.
Nie zapominaj twego Pana Boga, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. On cię prowadził przez pustynię wielką i straszną, pełną wężów jadowitych i skorpionów, przez ziemię suchą, bez wody, On ci wyprowadził wodę ze skały najtwardszej. On żywił cię na pustyni manną, której nie znali twoi przodkowie”.
Oto słowo Boże.
Bogu niech będą dzięki.
Psalm 147B
R/ Kościele święty, chwal swojego Pana.
Chwal, Jerozolimo, Pana,
wysławiaj Twego Boga, Syjonie.
Umacnia bowiem zawory bram twoich
i błogosławi synom twoim w tobie. R/
Zapewnia pokój twoim granicom
i wyborną pszenicą hojnie ciebie darzy.
Śle swe polecenia na krańce ziemi,
i szybko mknie Jego słowo. R/
Oznajmił swoje słowo Jakubowi,
Izraelowi ustawy swe i wyroki.
Nie uczynił tego dla innych narodów.
Nie oznajmił im swoich wyroków. R/
Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian. 1 Kor 10,16-17
Bracia: Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czy nie jest udziałem we Krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa? Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba.
Oto słowo Boże.
Bogu niech będą dzięki.
Alleluja, alleluja, alleluja. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Jana. J 6,51-58
Chwała Tobie Panie.
Jezus powiedział do Żydów: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało za życie świata”. Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: „Jak On może nam dać swoje Ciało na pożywienie?”
Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił, nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a pomarli. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”.
Oto słowo Pańskie.
Chwała Tobie Chryste.
Wierzę w jednego Boga…
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, udziel swojemu Kościołowi
darów jedności i pokoju, które mistycznie wyrażają złożone dary. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o Najświętszej Eucharystii
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie
Tobie składali dziękczynienie,
Panie, Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.
On sam jako prawdziwy i wieczny Kapłan,
ustanawiając obrzęd wiekuistej Ofiary,
pierwszy się Tobie oddał w zbawczej Ofierze
i nam polecił ją składać na swoją pamiątkę.
Jego Ciało za nas wydane umacnia nas,
gdy je spożywamy, a Krew za nas wylana,
obmywa nas, gdy ją pijemy.
Dlatego zjednoczeni z chórami Aniołów
wysławiamy Ciebie, z radością wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. (J 6,56)
Modlitwa po Komunii
Módlmy się: Panie Jezu, spraw, abyśmy w wieczności
radowali się pełnym udziałem w życiu Bożym,
który w doczesności zapowiada przyjmowanie najdroższego Ciała i Krwi Twojej. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
***
Msza św. w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego o godz. 19.00
***
TWOJA CZEŚĆ, CHWAŁA, NASZ WIECZNY PANIE!
Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa Kościół przeżywa każdego roku w swojej Liturgii podczas Wielkiego Tygodnia. Mówimy – Wielki Czwartek. Jest to dzień ustanowienia dwóch sakramentów: Eucharystii i kapłaństwa. Ale wtedy, w przeddzień Męki i Śmierci Pana Jezusa trudno jest o nastrój radosny i uroczysty. Dlatego po okresie Pięćdziesiątnicy Kościół adoruje i czci publicznie Hostię konsekrowaną – prawdziwe Ciało i Krew Pańską. Ileż wspomnień z dawnych lat z naszych rodzinnych parafii. Wtedy rzeczywiście rozlegał się poprzez wioski i miasta potężny śpiew Twoja cześć, chwała, nasz wieczny Panie! Wszędzie był wielki tłum. Wszędzie – zieleń. Były kwiaty, bo Pan idzie z nieba, pod przymiotami ukryty chleba. Zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się dzieciom Jego powodzi. Każdy wychowany na polskiej ziemi nie może nie mieć swoich ciepłych wspomnień związanych z procesją Bożego Ciała. Kto wie, czy i tu nie zrobiła swojego nostalgia polskich komunistów, bo święto Bożego Ciała jakoś się ostało w tym szalejącym i destrukcyjnym zawirowaniu, które likwidowało wszystko, co z religią było związane?
O tym święcie ks. Janusz Pasierb napisał był w swojej książce p.t. Czas otwarty, że „to jest bardzo piękne święto, złote i zielone. Zrodziła je zarówno teologia, jak i poezja. Największy myśliciel średniowiecza układał o nim wiersze i hymny. U nas nabrało barokowego kształtu i takie chyba pozostało, ale to nie jest źle: daj Boże innym, bardziej zarozumiałym epokom tyle ludzkiego ciepła i pogodnej mądrości…”
Pierwsza w naszej Ojczyźnie udokumentowana procesja Bożego Ciała odbyła się w Krakowie w roku 1420. Zaś monstrancja, która była wynalazkiem północnych miast hanzeatyckich, pojawiła się po raz pierwszy w Gdańsku. W tej uroczystości chodziło przede wszystkim o to, aby przybliżyć Tajemnicę Eucharystii naszej codzienności. Później, kiedy w Europie zbierała swoje żniwo nieszczęsna Reformacja odrzucając we wszystkich odmianach protestantyzmu rzeczywistą obecność Chrystusa pod postacią konsekrowanego chleba, było potrzebne, aby uroczystością Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej i związaną z nią procesją Eucharystyczną zamanifestować tę prawdę.
Odrzucanie prawdziwej obecności Chrystusa bardzo było widoczne podczas ostatniej wojny w Szkocji, gdzie dominują wyznawcy prezbiteriańscy wywodzący się od Johna Knoxa. Duchowieństwo szkockie, obawiając się negatywnych reakcji prezbiterian, nie chciało się zgodzić, aby Polacy urządzali procesję Bożego Ciała. Bowiem publiczne katolickie manifestacje religijne w Szkocji były zakazane. Po dziś dzień ekstremalna odmiana szkockich kalwinów Mszę św. nazywa bluźnierstwem.
Katolików w Szkocji jest bardzo mało, a nasi rodacy porozrzucani na rozległych połaciach żyją już coraz częściej pojedynczo i tęsknią za procesjami Bożego Ciała. Bo trudno być świadkiem Chrystusa w pojedynkę. Człowiek odczuwa wtedy lęk i boi się otoczenia. Siłą Kościoła jest niewątpliwie moc Ducha Świętego, ale jest nią też poczucie jedności, którą sprawia Bóg. Dlatego na Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus zgromadził uczniów i nakazał im jednoczyć się na łamaniu Chleba aż do ostatniego wieczór świata.
Ci, którzy są świadomi na czym polega życie prawdziwe znają taktykę szatana. On, aby pokonać człowieka wyprowadza go najpierw na bezdroża duchowej samotności. Ksiądz Pawlukiewicz pisze, że „można żyć w tłumie, ale swoją wiarę przeżywać samotnie. Sam ze swoimi poglądami w pracy, sam ze swoją postawą w środowisku . A wtedy zaczyna się człowiekowi wydawać, że już tylko on jeden pozostał takim dziwakiem przejmującym się Bogiem i Jego przykazaniami. To dlatego tak wielu ludziom zależy, by nasza wiara była jedynie naszą prywatną sprawą i ograniczała się tylko do intymnego wymiaru serca. A jak wiele może uczynić choćby najmniejsza wspólnota”.
Na przyjęciu gospodarz, tak jak zwykle bywa przy takich okazjach, namawiał wszystkich do picia alkoholu. Pewna pani, która złożyła przyrzeczenie abstynencji, miała już swoje doświadczenie w odmawianiu. Wszyscy dziwili się, że tylko ona i jeszcze jeden pan wytrwali do końca w swoim postanowieniu. Po przyjęciu, przy pożegnaniu niepijący mężczyzna podszedł do tej pani i powiedział:
- Chcę pani bardzo podziękować.
- Pan mi dziękuje? Ale za co?
- Widzi pani, ja jestem nałogowym alkoholikiem. Dla mnie nawet jeden kieliszek może być początkiem końca. Znam siebie i wiem, że tak wewnętrznie, duchowo nie jestem mocny. Gdyby nie pani, pewnie dziś bym się skusił i wypił. Pani mi bardzo pomogła. Nie byłem sam i zwyciężyłem.
Jak trudno być wiernym, być mocnym w pojedynkę, będąc zupełnie osamotnionym w środowisku, które zupełnie nie bierze w rachubę Pana Boga. Dlatego Kościół wypełniając polecenie Pana gromadzi ludzi wokół Eucharystii. I to dzięki Eucharystii zgromadzeni stają się wspólnotą, parafią.
Ksiądz Aleksander Federowicz, proboszcz z Lasek, w rozmowie z księżmi na temat parafii, powiedział znamienne słowa: „Parafia, czy Kościół w swojej istocie – to jest Słowo Boże, Eucharystia i wypływająca z tych źródeł miłość wzajemna”. Jego ulubionym powiedzeniem były słowa: „Msza święta się kończy, msza święta się zaczyna”. Bo rzeczywiście, po liturgii mszy świętej zaczyna się msza życia. I ona trwa dalej. Ksiądz Piotr Pawlukiewicz tak obrazuje ten ciąg dalszy mszy świętej: „Gdy ktoś w szpitalu przyjmie komunię świętą, to jego łóżko staje się jak eucharystyczny ołtarz, na którym cierpienie chorego jednoczy się z ofiarą Chrystusa. Msza święta trwa dalej. Słowa prefacji W górę serca! rozbrzmiewają tam, gdzie wobec człowieka załamanego, pogrążonego w smutku ktoś wypowiada słowa: Nie martw się, ja ci pomogę. Msza święta trwa dalej, gdy ludzie mówiąc: Przepraszam, nie gniewaj się, podają sobie ręce i przekazują znak pokoju. Msza święta trwa dalej, gdy udzielamy sobie jednoczącej komunii dobroci i uśmiechu. Eucharystia bez tych codziennych owoców byłaby niepełna. Ona przecież rodzi Kościół, a Kościół jest tam, gdzie ludzie wierzący w Chrystusa żyją na co dzień miłością. Msza święta jest jak uderzenie serca, które rozprowadza tę nadprzyrodzoną krew Bożej miłości po całym organizmie Kościoła.”
Boże Ciało uroczyście niesione w procesji drogą, którą człowiek idzie każdego dnia do pracy. Jak łatwo wtedy klękam i śpiewam eucharystyczne pieśni – bo jest tłum, bo jest nas aż tylu.
Panie Jezu, proszę, abyś dał mi odwagę klękać także przed Tobą obecnym w moim bliźnim, którego wciąż stawiasz w różnych sytuacjach na mojej drodze. Jeżeli Ty, “Pan mój i Bóg mój”, klękasz na każdej Mszy św., aby obmyć moje, wciąż na nowo zabrudzone nogi – jakże mógłbym Ci nie usłużyć w potrzebującym Bracie? Wierzę, że to Ty jesteś w nim ukryty, jak w tej białej Hostii. Ale czemu wciąż tak trudno rozpoznać mi Ciebie, moja Miłości?
ks. Marian SAC
************************************
************
Boże Ciało – uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa
fot. Santiago Mejía LC / Cathopic
Dziś przypada uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, Boże Ciało. To jedno z głównych świąt obchodzonych w Kościele katolickim. Choć świadomość niezwykłego cudu przemiany konsekrowanego chleba i wina w rzeczywiste Ciało i Krew Chrystusa towarzyszyła wiernym od początku chrześcijaństwa, jednak trzeba było czekać aż dziesięć stuleci zanim zewnętrzne przejawy tego kultu powstały i zadomowiły się w Kościele. Data Bożego Ciała nie jest stała, dlatego święto to rokrocznie może wypadać w różnych terminach. Zawsze jednak jest to czwartek po święcie Trójcy Świętej.
…..
Prawdziwa obecność Chrystusa w Eucharystii
Kościół od samego początku głosił wiarę w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Chrystus ustanowił Najświętszy Sakrament przy Ostatniej Wieczerzy. Opisali to trzej Ewangeliści: Mateusz, Marek i Łukasz oraz i św. Paweł Apostoł. Prawdziwa i rzeczywista obecność Jezusa Chrystusa pod postaciami chleba i wina opiera się według nauki Kościoła na słowie Jezusa: “To jest Ciało moje … To jest Krew moja” (Mk 14,22.24).
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, iż “sposób obecności Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi jest wyjątkowy… W Najświętszym Sakramencie Eucharystii są zawarte prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Ciało i Krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc cały Chrystus.” (KKK 1374).
Kult Najświętszego Sakramentu
Od XVI w. przyjęła się w Kościele katolickim praktyka 40-godzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Praktykę tę wprowadził do Mediolanu św. Karol Boromeusz w 1520 r. Dzisiaj praktyka ta jest obecna w całym Kościele katolickim. Zostały założone nawet specjalne zakony, których głównym celem jest nieustanna adoracja Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. W Polsce istnieją trzy zakony od wieczystej adoracji: benedyktynki-sakramentki, franciszkanki od Najświętszego Sakramentu i eucharystki.
…..
———————————————————————
Rozwój święta Bożego Ciała do Soboru Trydenckiego
fot. Łukasz Dejnarowicz
W starożytności i wczesnym średniowieczu nie istniał kult Eucharystii poza Mszą św. Nowy nurt pobożności eucharystycznej został zapoczątkowany w klasztorach w XI w. Był niejako odpowiedzią na spory dotyczące obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Pożądane stało się oglądanie Hostii. Zrodziło się także przekonanie, iż obecność wiernych w czasie samego tylko podniesienia jest równoznaczna z udziałem w całej Mszy św.
Źródłami, które pomagają zapoznać się z historią święta Bożego Ciała, są m.in. księgi liturgiczne (mszały, ewangeliarze, antyfonarze), statuty synodów prowincjonalnych i diecezjalnych, także wszelkiego rodzaju pamiętniki i kroniki, które w barwny sposób opisują ten podniosły dzień.
Bezpośrednim impulsem do wprowadzenia święta Bożego Ciała była wizja św. Julianny z Cornillon. Urodzona pod koniec XII w. miała około 1207 r. doświadczyć wizji, które systematycznie się powtarzały. Ich analiza doprowadziła do stwierdzenia, iż wśród świąt kościelnych brakuje uroczystości sławiącej Ciało Chrystusa. W 1245 r. ukazał się św. Juliannie sam Chrystus, który chciał ustanowienia święta w czwartek po uroczystości Trójcy Przenajświętszej. Innym czynnikiem przemawiającym za wprowadzeniem święta Bożego Ciała była chęć wynagrodzenia za zaniedbania księży podczas odprawiania Mszy św.
Święto Bożego Ciała po raz pierwszy ustanowione zostało w diecezji Liège. W kościele powszechnym wprowadził je papież Urban IV w 1264 r. bullą „Transiturus de hoc mundo”. W przygotowaniu bulli udział wziął św. Tomasz z Akwinu, któremu przypisuje się autorstwo najpiękniejszego hymnu eucharystycznego, rozpoczynającego się od słów „Sław, języku, tajemnicę Ciała i najdroższej Krwi”.
W myśl bulli, w niedzielę przed świętem wierni mieli być przez księży pouczani o sposobie jego obchodzenia. Zalecano także modlitwę, post i jałmużnę. Ponadto papież zachęcał do przyjęcia Komunii św. w czasie Bożego Ciała bowiem w tej epoce zwyczaj częstszego przystępowania do Najświętszego Sakramentu popadł w zapomnienie. Zachętą do uroczystego obchodzenia święta były także odpusty. Co ciekawe, bulla ustanawiająca święto Bożego Ciała wymienia samo święto i jego oktawę, bez procesji, które pojawiły się później, nie z inicjatywy papieża, a jako oddolna potrzeba.
Po śmierci Urbana IV święto zostało zaniedbane przez jego następców. Żywy kult Bożego Ciała nieprzerwanie występował przede wszystkim w zakonach, m.in. u: benedyktynów, dominikanów, karmelitów. Święto Bożego Ciała zaczęto w Kościele powszechnie obchodzić na początku XIV w., od pontyfikatu Jana XXII, który w odpowiedni sposób zatroszczył się o jego uczczenie. Do głównych świąt kościelnych zaliczone zostało dopiero w 1389 r. przez papieża Urbana VI.
Geneza i wprowadzenie procesji Bożego Ciała
Procesje Bożego Ciała nie zostały zaprowadzone bullą papieża Urbana IV. Ich odprawianie stało się niejako inicjatywą oddolną, której celem było uwielbienie Chrystusa. Poza tym doskonale wpisywały się w pobożność ludową. Przez procesję od początku rozumiano ciągły pochód wiernych, któremu towarzyszą śpiewy, a na koniec udzielane jest błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem.
Procesje wyrosły z wcześniej znanych praktyk pobożnych. Na ich ukształtowanie się duży wpływ miało zwłaszcza noszenie Wiatyku do chorych, w czasie którego największą uwagę zwracano na odpowiednie zachowanie kapłana względem Najświętszego Sakramentu oraz postawy pobożne wiernych. Z czasem wokół procesyjnego niesienia Wiatyku ukształtował się pewien rytuał. Przed udaniem się do chorego należało uderzyć w dzwon, by w ten sposób zwołać wiernych. W procesji przed kapłanem szła para osób ze świecami, a za nim postępowali wierni ułożeni w pary. Osoby, które napotkały taką procesję, miały pobożnie uklęknąć ze złożonymi rękami. Za udział w takiej procesji przewidywano 10 dni odpustu.
Istotne były również procesje w Niedzielę Palmową, gdyż noszono wówczas symbole Chrystusa: Ewangelię oraz krzyż. Procesje te przyciągały swoją dramaturgią, która pomagała przeżywać pamiątkę wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Pewien wpływ na procesje Bożego Ciała wywarły także procesje z relikwiami świętych.
Pierwsze udokumentowane procesje Bożego Ciała miały miejsce w Kolonii, w kościele św. Gereona, już przed 1271 r. Historycy mają pewność, iż procesje odbywały się w XIV w. w diecezjach w Anglii, Hiszpanii, Francji. W samym Rzymie wprowadzono je stosunkowo późno, bo w latach 1389-1429.
Prawne usankcjonowanie procesji
Bardzo duży wpływ na rozwój święta Bożego Ciała, a zwłaszcza towarzyszących mu procesji, miał sobór odbywający się w Konstancji w latach 1414-1418. W czasie jego trwania odprawiono uroczystą procesję, w której udział wzięli kardynałowie, biskupi, profesorowie uniwersytetów. To wydarzenie stało się dla nich niejako impulsem do wprowadzenia procesji Bożego Ciała w swoich diecezjach.
Pierwszym papieżem, który w oficjalnych dokumentach wyraźnie wspominał o procesjach Bożego Ciała, był Marcin V. W bulli „Ineffabile sacramentum” wydanej w 1429 r. papież zachęcał do odprawiania procesji i biorącym w niej udział udzielał 100 dni odpustu.
Po pojawieniu się procesji, w XV w. na zachodzie Europy zrodził się zwyczaj odprawiania mszy św. wobec Najświętszego Sakramentu. Wówczas procesje odprawiano przed sumą, a po ich zakończeniu Najświętszy Sakrament pozostawiano na ołtarzu, gdzie rozpoczynała się msza św. Z czasem zakazano odprawiania tego typu mszy św.
Początkowo procesje odbywały się według miejscowych rytuałów, zwyczajów właściwych dla konkretnej diecezji. Pierwsze odgórne rozporządzenia poświęcone obchodzeniu procesji wydane zostały przez Stolicę Apostolską dopiero w 1600 r. w „Caeremoniale episcoporum”, a następnie w „Rytuale Rzymskim” z 1614 r.
Z czasem procesje Bożego Ciała, prócz uwielbienia Chrystusa, przyjęły również charakter błagalny. Modlono się zwłaszcza o urodzaje; ludzie bardzo wierzyli w moc zanoszonych wówczas próśb. Pojawiły się liczne zapisy i fundacje na rzecz procesji. Troszczono się o to, by była ona jak najbardziej okazała. Budowano cztery ołtarze polowe, przy których kapłan bądź biskup czytał lub śpiewał początek Ewangelii i błogosławił zgromadzonych Najświętszym Sakramentem, eksponowanym w monstrancji. Kryzys błagalnej formy procesji Bożego Ciała nastąpił w dobie reformacji.
Sobór Trydencki jasno opowiedział się po stronie święta Bożego Ciała, jak i jego procesji. Ojcowie soborowi starali się ujednolicić różnorodność w obchodzeniu święta. W okresie kontrreformacji świętowanie Bożego Ciała stało się niejako wyznaniem wiary i przywiązywano do niego bardzo dużą rolę.
Karolina Rybska/PCh25.pl
Read more: https://www.pch24.pl/rozwoj-swieta-bozego-ciala-do-soboru-trydenckiego,76490,i.html#ixzz6OrYUxqEQ
*******************
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
Bogu niech będą dzięki!
Pragnę podzielić się wspaniałą wiadomością: mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk ks. Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego proponuję ten właśnie czas, aby nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca będzie dopiero po ustaniu pandemii.
Oby Matka Boża była coraz bardziej znana i umiłowana!
************************************************************************
39 lat temu podczas środowej audiencji na placu św. Piotra – 13 maja 1981 roku o godz. 17.19 – Pani Fatimska zniweczyła szatański plan. Cudownie ocaliła św. Jana Pawła II.
Fatimska Pani jest darem Bożego Miłosierdzia
Fatima jest szczególnym znakiem Bożego miłosierdzia. Najświętsza Maryja Panna błaga i prosi wszystkich ludzi poprzez trójkę fatimskich dzieci, aby modlić się na różańcu, aby pokutować. Bo miłosierny Bóg nie chce śmierci grzesznika. Boży Syn dokonał odkupienia wszystkich ludzi. Ale konieczne jest tutaj nawrócenie. Żeby móc przyjąć Boży dar miłosiernego przebaczenia, ludzkie serce musi zdecydowanie porzucić drogę grzechu.
Wezwanie do nawrócenia jest echem słów Maryi z Kany Galilejskiej: „Zróbcie wszystko cokolwiek mój Syn wam powie”.
Najświętsza Matka, dobrze wie, jak bardzo potrzebujemy przebaczenia, które daje Jej Boży Syn. To dzięki przebaczeniu ludzkie serce wypełnia się pokojem, daje radość życia i odwagę, aby być nie tylko za siebie, ale również i za drugiego człowieka odpowiedzialnym.
Ojciec Święty Jan Paweł II w swojej encyklice o Bożym miłosierdziu przypomniał ludzkości, że Matka Boża wskazuje ludziom na tę Bożą miłość, którą Jej Syn nie przestaje objawiać. Ta miłosierna miłość stała się w sposób szczególny i wyjątkowy udziałem Jej Serca.
Modlitwy Anioła z Fatimy
Modlitwy podyktowane przez Anioła dzieciom w Fatimie w roku 1916, poprzedzającym objawienia Matki Bożej z roku 1917. Liturgiczne wspomnienie świętych Franciszka i Hiacynty Marto przypada 20 lutego. Trwa proces beatyfikacyjny s. Łucji dos Santos, trzeciej z wizjonerów fatimskich, zmarłej w 2005 roku.
Siostra Łucja: Zbliżywszy się do nas, powiedział:
– „Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju! Módlcie się ze mną”.
Uklęknął i pochylił głowę aż do ziemi. Porwani siłą nadprzyrodzoną robiliśmy to samo i powtarzaliśmy słowa wymawiane przez niego:
O Boże mój, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie,
ufam Tobie i miłuję Ciebie.
Proszę Cię o przebaczenie dla tych, którzy w Ciebie nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i Ciebie nie miłują.
Siostra Łucja: Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której spływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę:
Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty.
W najgłębszej pokorze cześć Ci oddaję i ofiaruję Tobie
Przenajdroższe Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecnego na ołtarzach całego świata
jako wynagrodzenie za zniewagi,
świętokradztwa i obojętność, którymi jest On obrażany.
Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca
i przez przyczynę Niepokalanego Serca Maryi,
proszę Cię o łaskę nawrócenia biednych grzeszników.
************************************************************************
Akt Komunii Świętej duchowej
Tekst Aktu Komunii Świętej duchowej, zaproponowany w dniu 19.03.2020 r. przez papieża Franciszka wiernym, którzy uczestniczą we Mszach św. transmitowanych za pośrednictwem mediów – radia, telewizji, internetu.
milosierdzie.pl: Akt Komunii Świętej Duchowej
************************************************************************
W jaki sposób możemy uzyskać odpuszczenie grzechów poza spowiedzią
Kościół wskazuje sposób uzyskania przebaczenia grzechów ciężkich w wyjątkowej sytuacji niemożności wyspowiadania się. Jest nim wzbudzenie żalu doskonałego za grzechy oraz szczere pragnienie (postanowienie) wyspowiadania się – pisze w swej analizie ks. dr hab. Jacek Kempa z Katedry Teologii Dogmatycznej i Duchowości Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego.
A oto treść analizy:
O UZYSKANIU PRZEBACZENIA GRZECHÓW CIĘŻKICH W SYTUACJI NADZWYCZAJNEJ POZA SPOWIEDZIĄ
Kodeks Prawa Kanonicznego w kan. 960 przedstawia naukę Kościoła o konieczności spowiedzi: „Indywidualna i integralna spowiedź oraz rozgrzeszenie stanowią jedyny zwyczajny sposób, przez który wierny, świadomy grzechu ciężkiego, dostępuje pojednania z Bogiem i Kościołem. Jedynie niemożliwość fizyczna lub moralna zwalnia od takiej spowiedzi. W takim wypadku pojednanie może się dokonać również innymi sposobami”.
Kościół wskazuje taki sposób uzyskania przebaczenia grzechów ciężkich w wyjątkowej sytuacji niemożności wyspowiadania się. Jest nim wzbudzenie żalu doskonałego za grzechy oraz szczere pragnienie (postanowienie) wyspowiadania się. Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 1452) opisując doskonały żal za grzechy stwierdza: „Gdy żal wypływa z miłości do Boga miłowanego nade wszystko, jest nazywany «żalem doskonałym» lub «żalem z miłości». Taki żal odpuszcza grzechy powszednie. Przynosi on także przebaczenie grzechów śmiertelnych, jeśli zawiera mocne postanowienie przystąpienia do spowiedzi sakramentalnej, gdy tylko będzie to możliwe”.
************************************************************************
Zachęcam do codziennej modlitwy słowami Suplikacji:
Święty Boże, Święty mocny,
Święty a Nieśmiertelny
Zmiłuj się nad nami…
Od powietrza, głodu, ognia i wojny
Wybaw nas Panie!
Od nagłej i niespodzianej śmierci
Zachowaj nas Panie!
My grzeszni Ciebie Boga prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
—————————————————–
transmisje z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
https://www.facebook.com/odnowaglasgow
(nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)
W tym szczególnym czasie, który teraz przeżywamy, Wspólnota Modlitewna JEZUS ŻYJE zaprasza na rekolekcje
Czas pandemii i izolacji nie musi być czasem smutku, znudzenia czy stagnacji, wręcz przeciwnie! Możemy wykorzystać ten czas, dany nam tu i teraz, na pracę nad swoim sercem, aby uczyć się wciąż i stale coraz lepiej współpracować z Bożą łaską. Wspólnota JEZUS ŻYJE zaprasza do przeżywania rekolekcji razem z Internetowym Seminarium Uzdrowienia Wewnętrznego. Informacje dotyczące tematów i formularz zgłoszeniowy można znaleźć pod poniższym linkiem:
https://odnowa.org/wydarzenia/e-seminaria/seminarium-uzdrowienia-wewnetrznego.html
I Tydzień rekolekcji – poniedziałek 27 kwietnia
II Tydzień rekolekcji – poniedziałek 4 maja
III Tydzień rekolekcji – poniedziałek 11 maja
IV Tydzień rekolekcji – poniedziałek 18 maja
V Tydzień rekolekcji – poniedziałek 24 maja
VI Tydzień rekolekcji – poniedziałek 1 czerwca
VII Tydzień rekolekcji – poniedziałek 8 czerwca
VIII Tydzień rekolekcji – poniedziałek 15 czerwca
IX Tydzień rekolekcji – poniedziałek 22 czerwca
X Tydzień rekolekcji – poniedziałek 29 czerwca
o godz. 19.00 – Msza Święta i Adoracja Najświętszego Sakramentu
********
——————————————————————————————————————–
Trwa proces “indywidualizacji religijności” Polaków
W Polsce przez ostatnie 30 lat mamy bardziej do czynienia z procesem, który można określić jako “indywidualizacja religijności” – uważa ks. Wojciech Sadłoń SAC, komentując opublikowany 8 czerwca raport Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS). Dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) wyjaśnia, że owa indywidualizacja nie oznacza po prostu osłabienia religijnego, ale złożony proces kształtowania się tożsamości religijnej Polaków.
Publikujemy komentarz ks. Wojciecha Sadłonia SAC dla KAI:
Zaprezentowane dane CBOS dotyczą dwóch bardzo ważnych deklaracji Polaków – wiary oraz praktyk religijnych. Dane wskazują, że przez ostatnie 20 lat niemal nie zmienił się odsetek Polaków, którzy uważają się za wierzących oraz nieznacznie wzrósł (do 8%) odsetek deklarujących się jako niewierzący. Większe zmiany zaszły w zakresie deklarowanych praktyk religijnych. Z niemal 60% do 47% zmniejszył się odsetek osób deklarujących regularne praktykowanie swojej wiary. Spadek następuje głównie od roku 2005. W tym też czasie odsetek osób deklarujących się jako niepraktykujący wzrósł do 15%.
Dane CBOS, potwierdzają trend obserwowany również przez inne ośrodki, w tym ISKK, że po 1989 r. mamy do czynienia ze stabilną tożsamością religijną Polaków. Polacy deklarują się jako osoby wierzące, jako katolicy. Jednocześnie religijność Polaków dynamicznie się zmienia. Zmiany te dotyczą przede wszystkim chodzenia co niedzielę do kościoła i przyjmowania Komunii św.
W ciągu 30 ostatnich lat, polskie społeczeństwo podąża nieco odmiennym torem co zachodnie kraje. Jeśli więc procesy religijne na zachodzie można określić jako sekularyzacja, to w Polsce przez ostatnie 30 lat mamy bardziej do czynienia z procesem, który można określić jako “indywidualizacja religijności”. Nie oznacza ona prostego trendu osłabienia religijnego, ale raczej złożony proces dynamicznego kształtowania się tożsamości religijnej Polaków w zmieniających się warunkach kulturowych.
***
Ks. Wojciech Sadłoń SAC jest dyrektorem pallotyńskiego Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK). Wkrótce ukaże się jego książka pt. “Polski katolicyzm między tradycją i migracją” (wydawnictwo Routledge).
************************************************************************
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Dusze czyśćcowe tęsknią za Bogiem
pixabay
W ósmym dniu Nowenny do Miłosierdzia Bożego modlimy się za dusze czyśćcowe słowami podyktowanymi św. Faustynie przez samego Pana Jezusa: „Dziś sprowadź Mi dusze, które są w więzieniu czyśćcowym, i zanurz je w przepaści miłosierdzia Mojego, niechaj strumienie Krwi Mojej ochłodzą ich upalenie. Wszystkie te dusze są bardzo przeze Mnie umiłowane, odpłacają się Mojej sprawiedliwości; w twojej mocy jest im przynieść ulgę. Bierz ze skarbca Mojego Kościoła wszystkie odpusty i ofiaruj za nie… O, gdybyś znała ich mękę, ustawicznie byś ofiarowała za nie jałmużnę ducha i spłacała ich długi Mojej sprawiedliwości” (Dz. 1226)
Czy podalibyśmy wodę w zardzewiałym dzbanie? A wino w zardzewiałym kielichu? Z pewnością nie, zwłaszcza gdybyśmy serwowali poczęstunek wyjątkowym gościom. W niebie nie podają w zardzewiałych garnkach. Skoro dusza ludzka jest naczyniem, w które zstępuje Duch Święty, to grzech z pewnością jest rdzą, która je szpeci. Stanem oczyszczania duszy z rdzy, aby mogła odbijać w niebie Boże światło, jest czyściec.
Czyściec to nie bajka
13 maja 1917 r., w niedzielę po Mszy św., Łucja, Hiacynta i Franciszek mieli za zadanie wyprowadzić owce na pastwisko. Łucja zdecydowała, że pójdą do Cova da Iria. Niebawem zaczęło się błyskać i dzieci uznały, że zbliża się burza, postanowiły więc wracać. To wtedy Matka Boża, wtulona w liście skalnego dębu, ukazała im się po raz pierwszy. Pierwszą rozmowę pastuszków z Maryją cytowano już wiele razy, ale jest tam fragment, który w rozważaniu tajemnicy czyśćca zasługuje na uwagę. Łucja zapytała Maryję, co stanie się z nimi, z dziećmi, i Matka Boża potwierdziła, że zarówno ona, jak i Hiacynta oraz Franciszek pójdą do nieba. „Później zapytałam o dwie dziewczynki, które niedawno umarły. To były moje przyjaciółki i uczyły się u nas tkactwa od mojej starszej siostry – wspomina Łucja. – Czy Maria das Neves jest już w niebie? – Tak – odpowiedziała Pani. – A Amelia? – Będzie przebywać w czyśćcu do końca świata – odpowiedziała Maryja”. Łucja dodała, że Amelia miała w chwili śmierci jakieś 18 czy 20 lat.
Raj jest otwarty, ale musisz się umyć
To bardzo ważna rozmowa. Maryja w jednej z odpowiedzi potwierdza istnienie czyśćca. Wierzymy, że Boże miłosierdzie gładzi ludzkie grzechy, ale jednocześnie dusza, która jest ubrudzona grzechem, nie może stanąć przed majestatem Boga, nie jest na to gotowa. I według objawień wielu świętych, dusza po śmierci doskonale rozpoznaje, że nie jest gotowa na spotkanie z Bogiem. Św. Katarzyna z Genui w „Traktacie o czyśćcu” pięknie pisze: „Widzę, że Bóg nie otoczył raju bramami zamkniętymi: każdy, kto chce, może wejść do niego; Bóg jest bowiem cały miłosierdziem i ramiona Jego są zawsze ku nam otwarte, aby nas przyjąć do Jego chwały. Lecz zarazem widzę jasno, że Istota Boża jest samą czystością i że dusza, która by miała w sobie jakąś niedoskonałość, a nawet najmniejszy cień, wolałaby raczej rzucić się w tysiące piekieł niż stanąć przed Boskim Majestatem z jakąś zmazą na sobie. Wiedząc zatem, że czyściec jest na to przeznaczony, żeby ją oczyścić z tych plam, sama się w niego rzuca, upatrując w tym wielkie miłosierdzie Boże, które zdolne jest uwolnić ją od owej przeszkody”. Czy my, żyjący, zabiegani, możemy to pojąć? Dusza po śmierci za oczywistość uważa swą niegodność, a za miłosierdzie poczytuje sobie właśnie oczyszczenie w ogniu czyśćca. Jej rozumienie wielkości Boga jest tak pełne i prawdziwe, że nie ośmieliłaby się nawet pragnąć wpuszczenia jej do raju w sytuacji ubrudzenia grzechem.
On jest święty
Bóg chce nas w niebie, w swoim domu, ale jednocześnie gdy jesteśmy uwikłani w grzech, nie może nas tam wpuścić. Dlatego czyściec w rzeczywistości nie jest karą dla ludzkiej duszy, ale ostatnią szansą na jej oczyszczenie z rdzy grzechu, by mogła wejść do chwały nieba; jest dostąpieniem miłosierdzia. Dusze czyśćcowe naprawdę pragną doskonałego oczyszczenia. One już wiedzą, kim jest Bóg. I wiedzą, że grzech naprawdę obraża Boga i naprawdę czyni człowieka całkowicie niegodnym spotkania z Nim. Doskonale ujął to sługa Boży abp Fulton J. Sheen: „Im bardziej człowiek zbliża się do Boga, tym bardziej czuje się niegodny. Obraz w świetle świecy zdradza mniej defektów, niż gdy oglądany jest w blasku słońca; podobnie dusze nieco oddalone od Boga są bardziej przekonane o swojej moralnej prawości niż te, które znajdują się blisko Niego. Ci, którzy porzucili blaski oraz splendory świata i od lat żyli w blasku Jego oblicza, pierwsi gotowi są wyznać, jak bardzo przytłacza ich ciężar ich własnych grzechów”. Św. Katarzyna poucza, że „dusze czyśćcowe nie mogą mieć innego pragnienia, jak tylko to, żeby pozostawać tam, gdzie przebywają wedle najsprawiedliwszego zarządzenia Bożego”. Wielki Jan Paweł II w bulli inicjującej Jubileusz Świętego Roku Odkupienia w 1983 r. tłumaczył: „Trzeba odkryć poczucie grzechu, a żeby to osiągnąć, trzeba odkryć poczucie Boga! Grzech jest bowiem obrazą Boga sprawiedliwego i miłosiernego, która wymaga odpowiedniej ekspiacji w tym lub przyszłym życiu”. Czyściec jest niczym więcej, jak właśnie ekspiacją w przyszłym życiu.
Ogień wypala rdzę – abyś rozbłysnął
W stanie ekspiacji i wypalania rdzy grzechu duszy nie jest łatwo. Św. Katarzyna w swym opisie nie pozostawia żadnych złudzeń: „Dusze czyśćcowe doznają cierpień tak srogich, że język ludzki tego wypowiedzieć nie zdoła. (…) kary jego są równe karom piekielnym”. I w innym miejscu: „Chociaż cierpienia ich są nader srogie, dusze te przywiązują większe znaczenie do owej przeszkody, która w nich tkwi, a jest nią sprzeczność między ich wolą a wolą Bożą. Teraz widzą jasno, jak bezmierną i czystą miłością są przez Niego kochane”. Wizje Katarzyny potwierdzają zapisy s. Faustyny z „Dzienniczka”: „Ujrzałam Anioła Stróża, który kazał mi pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy przyjść im z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały mnie” (Dz. 20).
Ojciec Pio, wielki przyjaciel dusz czyśćcowych, widział, w jaki sposób cierpią dusze poddane oczyszczeniu. Wiedział również dokładnie, jaki rodzaj cierpienia przechodzi dana dusza. Znając głębię tego cierpienia i wartość modlitwy wstawienniczej, powtarzał: „Módlcie się, módlcie się, módlcie się… Musimy opróżnić czyściec. Wszystkie dusze muszą być uwolnione”. Cleonice, najbliższa uczennica Ojca Pio, wiele razy pytała go o to, jak można pomóc duszom znajdującym się w czyśćcu, a on odpowiadał niezmiennie: „Dusze czyśćcowe poświęcamy Bogu poprzez wszystkie dobre uczynki”.
Tęsknota w ogniu
Dusze czyśćcowe tęsknią za Bogiem tęsknotą, której wielkości nigdy nie pojmiemy. To tęsknota tych, którzy Go poznali, którzy zobaczyli Jego miłosierdzie i sprawiedliwość jednocześnie, a nade wszystko Jego świętość. „Gdyby mogły się oczyścić przez skruchę – w jednej chwili spłaciłyby swój dług” – pisze św. Katarzyna. Ale nie mogą. Gdyby mogły wrócić na ziemię i zacząć wszystko od początku – zrobiłyby to. Ale nie mogą. Nade wszystko gdyby tylko mogły zedrzeć z siebie rdzę grzechu i braku miłości aż do samego dna tylko po to, by móc wejść do raju, w ramiona Boga, nawet za cenę bezmiernego cierpienia – zrobiłyby to. I to mogą. Dlatego tęsknota w ogniu jest ich wyborem i jest dla nich łaską. Cierpią uległe i pełne pokoju. W czyśćcu nie ma rozpaczy. Jest nadzieja, bo dusze wciąż zbliżają się do dnia ujrzenia Boga. Jest ból i męka. Czy można coś z tym zrobić?
Dusze zmarłych potrzebują nas…
Gdy tracimy bliskich naszemu sercu, często nasz świat rozpada się na kawałki. Nie potrafimy dalej żyć, szarpiemy się z myślami i z samotnością. Rozłąka, którą przynosi śmierć, nie powinna jednak wyłączyć naszej odpowiedzialności za bliskiego nam człowieka. W tym życiu mogliśmy okazywać mu miłość na tysiące sposobów. Teraz pozostał nam najważniejszy: modlitwa za jego duszę. Gdyby się zdarzyło, że jego dusza trwa w stanie oczyszczenia, nasza modlitwa będzie dla niej prawdziwą pomocą. Los zmarłych zależy od nas, żyjących. Kościół uznał na Soborze Trydenckim i powtórzył na II Soborze Watykańskim, że możemy skutecznie pomagać duszom w czyśćcu poprzez Mszę św. – to dla nich największa pociecha. Św. Robert Bellarmin publicznie nauczał, że ten, kto wstawia się za duszami czyśćcowymi i czyni dla nich dobro, robi w ten sposób więcej, niż gdyby złożył największy datek na rzecz ubogiego jeszcze żyjącego na tym świecie. Św. Alfons Liguori powtarzał, że „jeśli pragniemy skutecznie pomóc duszom w czyśćcu, powinniśmy polecać je w naszych modlitwach Najświętszej Dziewicy Maryi, a szczególnie polecać za nie Koronkę albo Różaniec, który daje im ulgę w cierpieniu”. Czy można to sobie wyobrazić? Można zlekceważyć? Nasza modlitwa ma taką moc, że przynosi ulgę duszom cierpiącym w czyśćcu. Obmywa je i chłodzi. I pamiętajmy: dusze w czyśćcu niczego nie mogą uczynić dla siebie, ale dla nas mogą wyprosić bardzo wiele. Jezus, gdy ukazał się św. Katarzynie Sieneńskiej, wyjawił jej, że wiele łask, które otrzymała, to owoc wstawiennictwa dusz czyśćcowych. Może warto – wierząc w świętych obcowanie – zaryzykować zawarcie takiej przyjaźni? Dusze zmarłych potrzebują nas, a my potrzebujemy ich. Modlitwa jest mostem, na którym możemy się spotkać w drodze do Boga. „Trzeba modlić się za dusze czyśćcowe – powtarzał Ojciec Pio. – To niewyobrażalne, ile mogą uczynić dla naszego dobra duchowego przez wdzięczność okazywaną tym, którzy wspominają je na ziemi i modlą się za nie”.
Agnieszka Bugała/Tygodnik NIEDZIELA
+++++++++++++++++
Okaż miłosierdzie swoje… duszom czyśćcowym!
“Jezu najmiłosierniejszy, któryś sam powiedział, że miłosierdzia chcesz, otóż wprowadzam do mieszkania Twego najlitościwszego Serca dusze czyśćcowe – dusze, które Ci są bardzo miłe, a które jednak wypłacać się muszą Twej sprawiedliwości – niech strumienie krwi i wody, które wyszły z Serca Twego, ugaszą płomienie ognia czyśćcowego, aby się i tam sławiła moc miłosierdzia Twego.
Ze strasznych upałów ognia czyśćcowego
Wznosi się jęk do miłosierdzia Twego.
I doznają pocieszenia, ulgi i ochłody
W strumieniu wylanym krwi i wody.
Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze w czyśćcu cierpiące, a które są zamknięte w najlitościwszym Sercu Jezusa. Błagam Cię przez bolesną mękę Jezusa, Syna Twego, i przez całą gorycz, jaką była zalana Jego przenajświętsza dusza, okaż miłosierdzie swoje duszom, które są pod sprawiedliwym wejrzeniem Twoim; nie patrz na nie inaczej, jak tylko przez rany Jezusa, Syna Twego najmilszego, bo my wierzymy, że dobroci Twojej i litości liczby nie masz.”
Dzienniczek, 1227
Misericors.org
********
Modlitwa za dusze czyśćcowe – uczta miłosierdzia
„Za niebem tyle tu mi lat żyć trzeba, ile tam w życiu przeżyłem bez nieba. Bo odłożyłem, lenistwem zatruty, na kres ostatni żal mojej pokuty. Chyba, że serce tam w łasce żyjące, przyśle tu za mną modlitwy gorące; bo tu daremny pacierz mego ducha lub jaki inny, gdy niebo nie słucha” – napisał o czyśćcu Dante Alighieri w Pieśni IV „Boskiej Komedii”.
Cierpienie dusz to nie tylko plastyczny temat dla rysunków literackich, to prawda Kościoła, o której w rozmowie z Agatą Pieszko opowiada o. Wojciech Matuła CMF – proboszcz parafii pw. św. Wawrzyńca we Wrocławiu.
AGATA PIESZKO: – Dusze czyśćcowe upominają się o modlitwę?
O. WOJCIECH MATUŁA CMF: – Tak. To już drugi rok, kiedy na początku listopada po Ewangelii przybliżamy wiernym prawdę o czyśćcu oraz duszach czyśćcowych i faktycznie jest wiele świadectw o tym, że te dusze przychodzą i proszą nas o modlitwę, bo one same sobie nie mogą już pomóc. W listopadzie robimy wielką ucztę zmarłym. Zamawiamy Mszę św., wypominki, odmawiamy Różaniec, ofiarowujemy Komunię św. w ich intencji, ale warto pamiętać o tym geście nie tylko w okolicy Wszystkich Zmarłych. Myślę, że w pamięci Polaków tkwi to, co powiedział dziś święty już papież Jan Paweł II: „Proszę, abyście się za mnie modlili za życia mojego i po śmierci”. Wielu świętych to zaznaczało. Św. Monika, matka św. Augustyna, mówiła swoim synom w ostatnich chwilach życia: „To nieważne, gdzie złożycie moje ciało. Zupełnie się o to nie martwcie! Tylko o jedno was proszę, żebyście – gdziekolwiek będziecie – wspominali mnie przed ołtarzem Pańskim”.
– Gdy dusze czyśćcowe objawiają się nam, proszą nie tylko o modlitwę, ale także o przebaczenie…
– Chyba największą przeszkodą w naszym zbawieniu jest brak przebaczenia. W Niedzielę Miłosierdzia Pan Jezus ukazuje nam się jako Ojciec pełen miłości, który nie pamięta naszych grzechów. Trzeba brać z Niego przykład i przebaczać zarówno żyjącym, jak i tym, których już wśród nas nie ma.
– We wrocławskiej parafii pw. św. Wawrzyńca znajduje się puszka na ofiary za dusze czyśćcowe. Jak sprawdza się ta inicjatywa?
– Puszka jest oczywiście dłużej, ale od dwóch lat bardzo intensywnie ogłaszamy zbiórkę ofiar na Msze św. za dusze czyśćcowe. Raz w miesiącu opróżniamy tę puszkę, informujemy wiernych, jaka kwota została zebrana i ile Mszy św. zostanie odprawionych. Na początku to były grosze, ale od kiedy o tym więcej mówimy, ofiara znacznie wzrosła i teraz kwota dochodzi nawet do 600 zł. Takie Msze św. najczęściej sprawujemy w piątki o godz. 15.00 wraz z Koronką do Miłosierdzia Bożego, ale jest ich tak wiele (czasem 15 w ciągu miesiąca), że odprawiamy je także w inne dni.
– Czy parafianie są skłonni okazywać swoje miłosierdzie przez ofiarę?
– Tak, kiedy znają cel. Mamy także puszkę przeznaczoną na obiady dla dzieci. To była puszka z napisem „Dla biednych”, tylko nikt nie wiedział, dla jakich biednych. Rozpoczęliśmy więc zbiórkę na konkretny cel. Trzy lata temu zaczynaliśmy od finansowania obiadów dla trójki dzieci, teraz mamy piątkę, a od przyszłego roku liczymy, że będziemy mogli wyżywić jeszcze kilku podopiecznych. W naszym kościele mamy też osiołka, który trzyma cukierki i po Mszy św. dzieci mogą się nimi poczęstować, ale w okresie Wielkiego Postu nie ma cukierków – to dzieci muszą dać coś od siebie – nie brać, ale uczyć się dawać. Mamy jednego podopiecznego z hospicjum dziecięcego – Mikołaja, dla którego zbieramy na rehabilitację. Godzina rehabilitacji to koszt 60/70 zł. Dzieci to wiedzą i przez cały Wielki Post odkładają ofiary, by w Niedzielę Miłosierdzia na Mszy św. o godz. 10.30 przekazać zebrane datki przedstawicielom hospicjum.
Agata Pieszko/Niedziela wrocławska 17/2019
+++++++++++++
Cudowne wydarzenia
O czyśćcu i skutkach niezałatwionych za życia spraw
Maria Simma urodziła się 5 lutego 1915 r. w niewielkim, ale urokliwym austriackim miasteczku Sonntag. Już od dziecka odznaczała się głęboką religijnością. Przez wiele lat pracowała jako służąca. Trzykrotnie podejmowała próby wstąpienia do klasztoru, jednak za każdym razem odmawiano jej przyjęcia ze względu na słabe zdrowie. Od śmierci ojca w 1947 r. mieszkała sama w rodzinnym domu. Jedynym źródłem jej utrzymania było ogrodnictwo, prace chałupnicze i sprzątanie kościoła.
Simma zgodnie z zaleceniami św. Ludwika Grignion de Montfort złożyła ślub czystości Matce Bożej i ofiarowała całe swoje życie, aby nieść pomoc duszom w czyśćcu cierpiącym przez modlitwę, cierpienie i apostołowanie. Katechizowała, a także służyła pomocą w przygotowywaniu dzieci do Pierwszej Komunii Świętej.
SPECJALNY CHARYZMAT
Gdy miała 25 lat, otrzymała od Pana Boga specjalny charyzmat spotkań z duszami czyśćcowymi. Pierwsze takie spotkanie odbyło się w 1940 roku. Około czwartej nad ranem w sypialni przebudziły ją czyjeś kroki. Na pytanie, kto to, jak tu wszedł i czego szuka, nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Wstała więc z łóżka i próbowała złapać tajemniczego gościa, ale… chwyciła tylko powietrze. Była bardzo zdziwiona. Widziała postać, jednak nie mogła jej dotknąć. Spróbowała jeszcze raz, lecz bezskutecznie. Rano opowiedziała wszystko swojemu spowiednikowi, który jej poradził, żeby w takich sytuacjach zawsze stawiała pytanie, po co osoba przychodzi i czego sobie życzy. Następnej nocy przyszedł ten sam zmarły. Zapytany przez Marię odpowiedział, że bardzo prosi, aby odprawiono za niego trzy Msze Święte. Od tego czasu dusze czyśćcowe zaczęły regularnie ją odwiedzać, prosząc szczególnie o Msze, a także o modlitwę różańcową i Drogę Krzyżową.
CIERPIENIA „ZASTĘPCZE”
Marię w jej posłannictwie wspierał zarówno ksiądz proboszcz, jak i miejscowy biskup ordynariusz. Simma pomagała duszom czyśćcowym nie tylko przez modlitwę, ale również przez cierpienia ofiarowane w ich intencji. Cierpienia te odpowiadały grzechom, za które dusze czyśćcowe musiały odpokutować.
Cierpienia zastępcze, których doświadczała Maria, nasilały się szczególnie w listopadzie, gdyż wtedy odwiedzało ją najwięcej dusz. Warto wspomnieć o przypadku księdza, który zmarł w Kolonii w 555 r. i zjawił się u Marii z prośbą, aby dobrowolnie przyjęła cierpienie zastępcze za jego ciężkie przewinienia, bo inaczej będzie musiał oczyszczać się aż do dnia Sądu Ostatecznego. Simma zgodziła się i od razu zaczęła doznawać strasznej męki. Ksiądz ten musiał pokutować za niegodne sprawowanie Mszy Świętych, odstąpienie od wiary i zabójstwo towarzyszek św. Urszuli. Co ciekawe, przypadek tego księdza jest odnotowany w kronikach historycznych z tamtego okresu.
CZYŚCIEC TO WSPANIAŁY WYNALAZEK PANA BOGA
Maria Simma, podobnie jak niektórzy święci w sposób szczególny pomagający duszom w czyśćcu cierpiącym, wielokrotnie powtarzała, że czyściec to wspaniały wynalazek Pana Boga, dzięki któremu dusze mogą uwolnić się od wszelkich ziemskich przywiązań i całkowicie oczyszczone pójść na spotkanie z Panem Wszechświata.
Tuż przed śmiercią Marii, siostra Emmanuela Maillard, zafascynowana wcześniejszymi jej wyznaniami, postanowiła z nią porozmawiać. Wywiad został przeprowadzony w 1997 roku w domu Marii w Sonntag.
Maria Simma podkreślała w nim, że poprzez dar kontaktu z duszami czyśćcowymi Pan Bóg powołał ją do uświadamiania ludziom, że nasze życie na ziemi ma jeden najważniejszy cel: przygotowanie do życia w Niebie, do zjednoczenia w miłości z Bogiem i innymi ludźmi.
Według Simmy grzechy, które najczęściej prowadzą do czyśćca, to grzechy przeciw miłości Boga, przeciw miłości bliźniego, zatwardziałość serca, wrogość, oczernianie, oszczerstwa itp.
Oczernianie i obmawianie bliźniego są jednymi z najgorszych wad, które wymagają długiego oczyszczania. Maria dała przykład pewnej kobiety, która zmarła podczas aborcji i mężczyzny, który znany był z częstych praktyk religijnych, ale nie miał w sobie dość pokory. Dlatego często krytykował i naśmiewał się z innych. Maria została poproszona o to, aby dowiedziała się, co się stało z duszami zarówno kobiety, jak i mężczyzny, którzy zmarli niemalże w tym samym czasie. Ku wielkiemu zdziwieniu pytających Maria dowiedziała się, że kobieta była już dawno w Niebie, zaś mężczyzna pozostawał w czyśćcu. Ludzie byli bardzo zdziwieni. Kobieta bowiem dopuściła się dzieciobójstwa, a mężczyzna często chodził do kościoła i prowadził pobożne życie. Maria szukała więc więcej informacji, myśląc, że się pomyliła. Okazało się jednak, że nie było pomyłki. Oboje zginęli praktycznie w tym samym momencie, jednak kobieta miała doświadczenie głębokiej skruchy i była bardzo skromną osobą, podczas gdy mężczyzna krytykował wszystkich, zawsze narzekał i źle mówił o innych. To dlatego jego czyściec trwał tak długo. Maria stwierdziła: Nie wolno nam sądzić po pozorach.
POTRZEBA DUŻO POKORY…
Maria Simma zwróciła uwagę, że wiele trzeba pokutować w czyśćcu za grzechy przeciwko miłości bliźniego. Odrzucenie pewnych ludzi, niechęć do pojednania się, długo chowana uraza często stają się powodem późniejszego cierpienia. Simma podała przykład pewnej kobiety, która miała przyjaciółkę. Mimo zażyłości, jaka je łączyła, pewnego razu doszło do kłótni między nimi. Obie nie odzywały się do siebie przez lata. Jedna z kobiet podejmowała próby pojednania. Druga ciągle je odrzucała. Nawet gdy zapadła na ciężką chorobę, nie chciała słyszeć o pogodzeniu się, aż w końcu umarła. Z tego też względu cierpiała w czyśćcu ogromne męki.
Maria podkreśliła, że słowa mogą zabijać i wyrządzać innym ogromną krzywdę. Z drugiej strony miłość bliźniego, najmniejsze akty dobroci okazywane różnym osobom przynoszą wiele zasług i stanowią pewną drogę do Nieba. Pomagają nam w tym także cierpienia i modlitwy odprawiane w intencji dusz czyśćcowych, które później będą orędować za nami z Nieba.
Musimy mieć też dużo pokory w sobie. To największa broń przeciwko złemu. Znane jest piękne świadectwo ks. Berlioux, który opowiedział historię kobiety zaatakowanej na łożu śmierci przez demony. Już wydawało się, że nie ma dla niej ratunku, że całe piekło się sprzysięgło. Demony walczyły o jej duszę. W pewnym momencie w mieszkaniu pojawił się tłum nieznanych osób o olśniewającym pięknie, które zmusiły demony do ucieczki. Te niezwykłe dusze dodawały otuchy konającej kobiecie i ją pocieszały. Gdy umierająca zapytała je, kim są i dlaczego tyle dobrego robią dla niej, one odparły, że są mieszkańcami Nieba, którym ona kiedyś pomogła i z wdzięczności za to teraz pomagają jej przekroczyć próg wieczności. Po tych słowach uśmiech rozjaśnił twarz kobiety i zasnęła w Panu. Jej dusza czysta jak gołębica znalazła tak wielu obrońców, że weszła do Nieba w wielkim triumfie i wśród błogosławieństwa wszystkich tych, których uratowała z czyśćca.
CAŁKOWICIE UFAĆ BOGU!
Maria podała także jeszcze jeden ciekawy przykład młodego grzesznego człowieka, który – mimo sprzeciwu rodziny – ruszył na pomoc osobom uwięzionym w lawinie, sam tracąc życie. Mężczyzna ów trafił do czyśćca, który miał opuścić po odprawieniu za jego duszę trzech Mszy Świętych. Gdy Maria poinformowała o tym krewnych i przyjaciół zmarłego, wszyscy byli zdziwieni. Wiedzieli, że wiódł rozwiązłe życie. A jednak okazało się, że to dzięki aktowi czystej miłości Pan Bóg miał go szybko przyjąć do Nieba. Kolejny raz potwierdziło się, że miłość zakrywa wiele grzechów.
Simma wyjaśniła, że być może ten młody człowiek nigdy nie miałby możliwości okazania tak wielkiego aktu miłości, gdyby nie seria lawin, które nawiedzały wioskę. Pan w swoim miłosierdziu zabrał go w najkorzystniejszym dla niego momencie, kiedy z czystej miłości do bliźnich pragnął ich uratować. Z tego przykładu płynie jeszcze jedna nauka: człowiek powinien całkowicie ufać Bogu.
TRZY ZŁOTE KLUCZE OTWIERAJĄCE NIEBO
Simma opowiadała o przypadku matki czworga dzieci, która miała umrzeć. Zamiast się buntować i niepokoić, mówiła do Pana: Zgadzam się na tą śmierć, jeśli taka jest Twoja wola Panie. Oddaję swoje życie w Twoje ręce. Powierzam Ci synów i wiem, że się będziesz o nich troszczyć. Maria powiedziała, że ze względu na ogromne zaufanie do Boga, ta kobieta poszła prosto do Nieba i uniknęła czyśćca. Dlatego naprawdę można powiedzieć, że miłość, pokora i oddanie Bogu, to trzy złote klucze otwierające drogę do Zbawienia. Pomagają nam także cierpienia znoszone z pokorą w intencji dusz w czyśćcu cierpiących, ofiarowane Najświętszej Maryi Pannie. Ona najlepiej wie, jak z nich korzystać. Pomocne są też Msze Święte ofiarowane za zmarłych, Droga Krzyżowa, Różaniec i odpusty.
O samym cierpieniu Simma mówiła, że jest ono dowodem miłości Boga, a dzięki ofiarowaniu go za dusze osób zmarłych możemy wiele dla nich uczynić. Cierpienie według niej jest darem, a nie karą. Maria podała przykład udręk pewnej schorowanej kobiety, która nie była dobrze traktowana we wsi. Mimo to ofiarowała cierpienia za jej mieszkańców, modląc się o to, by częste lawiny, które nawiedzały okolicę, omijały wioskę, w której mieszkała. I tak też się stało. Kobieta ta była błogosławieństwem dla wszystkich mieszkańców. Maria mówiła, że gdyby cieszyła się ona dobrym zdrowiem, wieś nie zostałaby uratowana. Cierpienia znoszone z cierpliwością mają znacznie większą moc niż same modlitwy (modlitwa jednak pomaga dźwigać cierpienie). Nie należy zawsze postrzegać cierpienia jako kary, bo sam Chrystus był niewinny, a musiał przejść ogromne męki, by otworzyć nam Niebo.
WOLNOŚĆ OD WSZELKICH PRZYWIĄZAŃ
Maria Simma powiedziała także, że zawsze trzeba mieć nadzieję, że nawet wielki grzesznik ukorzy się i całkowicie zawierzy się Panu Bogu, unikając piekła.
Trzeba też jednak pamiętać o tym, że grzechy przeciwko Duchowi Świętemu nie będą odpuszczone, czyli gdy na przykład ktoś zuchwale grzeszy w nadziei miłosierdzia Bożego. Jaka jest więc rola skruchy i pokuty w momencie śmierci?
Skrucha jest bardzo ważna. Grzechy skruszonej duszy są odpuszczane w każdym przypadku, ale pozostają ich skutki. Dusza pragnąca od razu pójść do Nieba, musi być wolna od wszelkich przywiązań.
Simma opowiedziała przypadek kobiety, która – jak sądzono – z pewnością trafiła do piekła. Okazało się jednak, że w momencie tragicznej śmierci kobieta ta powiedziała Bogu: Masz prawo do mojego życia, ponieważ w ten sposób nie będę już w stanie Cię obrażać. I dzięki temu aktowi skruchy została ocalona od piekła.
Ten przykład jest bardzo istotny, gdyż pokazuje, że skrucha wyrażona w chwili śmierci może nas zbawić. To nie znaczy, że od razu pójdziemy do Nieba, ale unikniemy wiecznego potępienia. Maria wyjaśniła, że w chwili śmierci jest czas, w którym dusza wciąż ma szansę zwrócić się ku Bogu, nawet po grzesznym życiu.
Pan daje kilka minut, aby każdy z nas żałował za swoje grzechy i pogodził się z wolą Bożą. Człowiek przed śmiercią jest atakowany przez legiony demonów. Może się jednak oprzeć ich atakowi dzięki całkowitemu zwróceniu się do Pana.
Maria zapytana o to, jakiej rady udzieliłaby każdemu, kto chce stać się świętym na ziemi, odpowiedziała: Bądź bardzo pokorny. Nie musisz zajmować się sobą. Duma jest zła. Stanowi największą pułapkę.
Maria powiedziała także, że aby nie musieć cierpieć w czyśćcu mąk – które notabene są tak samo ciężkie, jak w piekle, tyle że w czyśćcu jest nadzieja i pewność spotkania się twarzą w twarz z Bogiem po całkowitym oczyszczeniu – trzeba mieć głębokie zaufanie do Stwórcy. Podała przykład księdza i młodej kobiety, cierpiących z powodu gruźlicy. Oboje znaleźli się w szpitalu. Młoda kobieta mówiła do kapłana: Prośmy Boga, aby móc cierpieć na ziemi tyle, ile to konieczne, aby przejść bezpośrednio do Nieba. Ksiądz odpowiedział, że on nie ma dość odwagi, by o to prosić. Siostra zakonna, która była świadkiem rozmowy, opowiadała później, że młoda kobieta, która umarła pierwsza, poszła prosto do Nieba. Ksiądz zaś, który skonał później, trafił do czyśćca. Objawił się zakonnicy i powiedział: Gdybym tylko miał takie samo zaufanie, jak ta młoda kobieta, wtedy poszedłbym prosto do Nieba.
W CZYŚĆCU SĄ TAKŻE DZIECI
Simma przypomniała, że wszyscy ludzie mają sumienie, które pozwala im odróżnić dobro od zła i przez to uniknąć wiecznego potępienia. Chociaż sama Maria nigdy nie rozmawiała z duszą samobójcy, to jednak od innych dusz dowiedziała się, że często osoby takie targnęły się na swoje życie dlatego, że inni ich doprowadzili do takiego stanu przez oszczerstwa lub lekceważenie.
Co ciekawe, w czyśćcu są nawet dzieci. Simma podała przykład dziewczynki czteroletniej, która miała siostrę bliźniaczkę. Dzieci cierpią męki czyśćcowe znacznie krócej i są one dla nich mniej dotkliwe ze względu na brak dobrze wykształconej świadomości. Maria mówiła, że pewna dziewczynka otrzymała od rodziców jako prezent świąteczny lalkę. Taki sam podarunek otrzymała również jej siostra. Jednak ta mała dziewczynka zniszczyła potajemnie swoją lalkę, wiedząc, że nikt na nią nie patrzył, a następnie położyła ją na miejscu lalki siostry. Ta mała dziewczynka chciała w ten sposób wyrządzić krzywdę swojej siostrze. Wiedziała, że robi źle, stąd kara czyśćcowa. Maria zauważyła, że w rzeczywistości dzieci często są podatne na zło. Stąd konieczne jest zwalczanie w nich zwłaszcza kłamstwa.
CZYŚCIEC MOŻNA OPUŚCIĆ DOPIERO, GDY USTANĄ SKUTKI GRZECHÓW
Maria Simma wielokrotnie podkreślała, że dusza będąca w czyśćcu nie opuści go, dopóki nie ustąpią skutki jej grzechów, dopóki nie zostaną załatwione pewne sprawy. Jeśli ktoś np. prowadził grzeszne życie, dopuszczał się kradzieży, nabywał rzeczy w sposób nieuczciwy, to nie opuści czyśćca, dopóki nie zostaną naprawione krzywdy. Maria stała się znana w wielu wioskach austriackich między innymi dlatego, że dusze często przychodziły do niej i prosiły ją, aby udała się do ich domów i kazała ojcu albo bratu czy synowi lub innemu krewnemu oddać komuś określoną kwotę pieniędzy, jakąś nieruchomość czy daną rzecz, którą w przeszłości nieuczciwie nabył zmarły. Osoby takie były zdumione, że Maria tak wiele wie o nich i o ich życiu, więc często słuchały jej poleceń.
Maria mówiła także, że cierpienia w czyśćcu są nieporównywalnie większe aniżeli na ziemi. Jedna z dusz powiedziała jej o pewnym ojcu rodziny, który przez zaniedbanie i lenistwo stracił pracę. Z tego powodu jego dzieci bardzo cierpiały. Po śmierci cierpienia ojca w czyśćcu były o wiele intensywniejsze aniżeli te, które odczuwałby, gdyby musiał ciężko pracować na ziemi. Po raz kolejny potwierdza się, że aby trafić do Nieba, trzeba pamiętać o miłości bliźniego i czynieniu dobra. Trzeba także starać się tak ułożyć swoje życie, by uniknąć wiecznego potępienia i nie cierpieć tylu mąk w czyśćcu ani nie przysparzać tego cierpienia bliskim, którzy muszą znosić skutki grzechów swoich krewnych.
Przymierze z Maryją/M 62 styczeń/luty 2012
+++++++++++++
Dusze czyśćcowe zawsze pomogą
Od wielu lat praktykuję modlitwę za dusze czyśćcowe i jestem przekonana o jej niezwykłej skuteczności – mówi s. Agnieszka, franciszkanka.
Jak to się zaczęło? Byłam młodą zakonnicą, rozpoczęłam naukę w szkole pielęgniarskiej. Mieszkałam w klasztorze. Pewnej nocy poczułam, że ktoś wszedł do pokoju, ale nikogo nie widziałam. Na pytanie, kim jest, nie otrzymałam od przybysza żadnej odpowiedzi. Wówczas poczułam paraliżujący strach. Gdy zjawa zniknęła, zerwałam się z łóżka, padłam na kolana i zaczęłam się żarliwie modlić. Prosiłam Boga, by nigdy więcej nikt z tamtego świata do mnie nie przychodził, bo zwyczajnie po ludzku się boję. W zamian obiecałam stałą modlitwę za dusze czyśćcowe. Podobnej sytuacji doświadczyłam kilka lat później. Szłam na Mszę św. za zmarłe siostry z naszego zgromadzenia i w pewnej chwili dostrzegłam postać ubraną w stary strój zakonny (sprzed reformy strojów), jak zmierza do kaplicy. Pomyślałam, że przyszła prosić o modlitwę i trzeba jej tę modlitwę dać.
Zaczęłam praktykować modlitwę za dusze czyśćcowe. Z czasem przekonywałam się coraz bardziej o jej skuteczności. Kiedyś usłyszałam, że nie ma takiej prośby, zanoszonej za przyczyną dusz w czyśćcu cierpiących, która nie byłaby wysłuchana przez Pana Boga, jeśli jest zgodna z Jego wolą. Obiecałam, że w każdy poniedziałek będę ofiarowywać Mszę św., Komunię św., Różaniec, brewiarz, nawet jakieś doznane cierpienia i przykrości w intencji cierpiących w czyśćcu. I praktykuję to do dzisiaj. Dusze czyśćcowe to pamiętają. Gdybym zapomniała o tej intencji i modlitwę ofiarowała za kogoś innego, one się przypominają. Zaczynam odczuwać, że coś jest nie tak, spoglądam na kalendarz: poniedziałek, zapomniałaś o czymś – zdaje się, że chcą mi przypomnieć.
Dostrzegam też znaki pomocy ze strony dusz czyśćcowych, bo one nam pomagają, wypraszając łaski u Boga. Sobie nie mogą już nic wyprosić, ich czas zdobywania zasług dla siebie się zakończył, ale mogą pomóc nam, żyjącym jeszcze na ziemi. Nigdy nie oczekiwałam jakichś szczególnych czy wyjątkowych doznań, przekonałam się jednak, że ich wstawiennictwo ma niezwykłą moc. Kiedy idę do pracy, nieraz na nocną zmianę, przechodzę koło cmentarza, i wtedy rozmawiam z duszami czyśćcowymi. Proszę: – Pomóżcie mi, aby ten dyżur był spokojny, ja też wam pomogę modlitwą. I te dyżury są spokojne.
Modlitwa za umierających
W szpitalu codziennie ocieram się o cierpienie i śmierć. Zachęcam pacjentów, aby wzięli do ręki różaniec i się modlili. – W szpitalu nie ma bezrobocia – mówię żartobliwie. – My was obsługujemy, ale wy też musicie coś robić. Co godzinę za jakąś duszę czyśćcową ofiarować modlitwę, ból, niewygodę szpitalnego łóżka. Jak wy im pomożecie, to one też wam kiedyś pomogą. Wielu pacjentów podejmuje tę modlitwę, nawet z wielką radością.
Pracuję w szpitalu, więc mam kontakt z ludźmi umierającymi. Często jestem przy konających. Wiele świeckich pielęgniarek się boi – a ja nie. Trzymam pacjenta za rękę i się modlę. Odmawiam Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Proszę aniołów i dusze czyśćcowe, by pomogły konającemu przejść na tamten świat. Odczuwam ich obecność. To są dusze, którym umierający wyświadczał dobro, pomoc. One teraz mu się odwdzięczają i pomagają przejść na drugą stronę.
Kiedyś miałam taki przypadek. Pacjentka, która była w całkiem dobrej formie i nic nie wskazywało na to, że będzie umierać, zawołała nagle: Siostro, proszę szybko przyjść, pomóc mi się przebrać, zrobić fryzurę, bo oni już czekają. Pielęgniarki były zdziwione: kto czeka? Nie było nikogo, tylko trzy pacjentki w sali. Po przebraniu i uczesaniu chora zmarła z uśmiechem na twarzy. Ciarki nas przeszły. Ktoś po nią przyszedł, ona widziała te osoby. Ja wierzę, że to były dusze zmarłych. Święty Ojciec Pio w swojej książce wspominał, że gdy umieramy, przychodzą po nas dusze naszych bliskich zmarłych oraz te dusze czyśćcowe, za które się modliliśmy. Przychodzą, by pomóc nam przejść na tamtą stronę.
Woda święcona odstrasza złe duchy
Zawsze mam przy sobie wodę święconą. Postarałam się, aby była ona także na oddziale, na którym pracuję. Święcę chorych. Kiedy wkładamy rękę do kropielnicy, warto zrzucić kilka kropel, mówiąc na głos: „Za dusze czyśćcowe”. Przy konających woda święcona jest niezbędna.
Na stażu zawodowym na chirurgii miałam konającego pacjenta. Miał raka przełyku, nie mógł mówić, tylko pokazywał wzrokiem, czego chce. To było w święta Bożego Narodzenia. Cały czas zerkał na swoją szafkę przy łóżku i na mnie. Nie wiedziałam, jak mu pomóc. W końcu otworzyłam szufladkę, a tam w słoiczku była woda święcona. Pokropiłam go i za chwilę ten pacjent zmarł. Był to dla mnie znak, że przy konającym jest zły duch, który walczy o jego duszę.
Często się modlę za umierających. Nie jest istotne, czy znamy tego umierającego czy jest to dla nas ktoś z drugiego końca świata. Śmierć dla człowieka, nawet wierzącego, jest momentem szczególnym w życiu. Codziennie umiera wiele osób, które przez całe swoje życie nigdy nie myślały o Panu Bogu albo które z Nim walczyły. Ale właśnie w momencie śmierci dokonuje się decydujący wybór człowieka co do wieczności.
Możemy im pomóc
Gdy praktykujemy modlitwę za umierających, w szczególności za zatwardziałych grzeszników, musimy jednak okazać wiele czujności, szatan bowiem szuka zemsty. Rzeczywiście zachowuje się jak „lew ryczący (por. 1 P 5, 8)”, bo w tym decydującym momencie, z powodu nawrócenia grzesznika, traci łup, nad którym pracował przez całe lata.
Ludzie często odczuwają, że przychodzą do nich zmarli członkowie rodziny. Może to jest sugestia pod wpływem przeżyć związanych z odejściem, pogrzebem. Ale jeśli się tak zdarzy, to należy się za tę osobę modlić, zapytać, czego pragnie. Nie wolno jednak przywoływać dusz z czyśćca: „Przychodzą po prostu, kiedy Pan Bóg im pozwoli postarać się o szybsze wybawienie” – wyjaśniała Maria Simma, która miała dar kontaktu z duszami czyśćcowymi. Ale trzeba być bardzo ostrożnym, bo to może być zły duch. Wielu ludzi angażuje się w wywoływanie duchów, w spirytyzm, a to jest bardzo niebezpieczne, wchodzi się na grząski grunt. Nie można oczekiwać, że dusza przyjdzie, będzie pukać lub dawać jakieś inne znaki.
Święty Ojciec Pio, który miał dar rozmawiania z duszami czyśćcowymi, mówił, że ktokolwiek do niego przyszedł z tamtego świata, prosił, wręcz żebrał o modlitwę, o Eucharystię. Duszom czyśćcowym możemy pomóc przez modlitwę, dobre uczynki, odwiedzenie grobu, odpusty, ofiarowanie Eucharystii i Komunii św. Nie zapominajmy o nich, a sami się przekonamy, że dzięki ich wstawiennictwu możemy dokonać wręcz cudów. Nie oczekujmy spektakularnych wizji czy ingerencji w nasze życie, lecz dostrzegajmy ich pomoc w życiu codziennym; uczmy się miłości do nich, a one też będą nas obdarzać szczególną miłością. Między nami a nimi jest przepaść momentu śmierci, ale zawsze można ją pokonać przez pomost miłości.
wysłuchała: Jolanta Marszałek/Niedziela Ogólnopolska 43/2019
++++++++++
Modlitwa za dusze w czyśćcu cierpiące
Modlitwa do Matki Bożej za dusze w czyśćcu
Najświętsza Panno Nieustającej Pomocy, Matko litościwa, racz spojrzeć na biedne dusze, które sprawiedliwość Boża zatrzymuje w płomieniach czyśćcowych. Są one drogie dla Twego Boskiego Syna, gdyż zawsze Go kochały i teraz gorąco pragną być blisko Niego, lecz nie mogą zerwać swych więzów, które je trzymają w palącym ogniu czyśćca. Niech się wzruszy Twe serce, Matko litościwa. Pośpiesz z pociechą dla tych dusz, które Cię zawsze kochały i teraz ślą do Ciebie swe westchnienia. Wszak są to Twoje dzieci, bądź więc im pomocą, nawiedzaj je, osładzaj ich męki, skróć ich cierpienia i nie zwlekaj z ich wybawieniem. Amen.
Modlitwa św. Gertrudy
Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci, Najdroższą Krew Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa w połączeniu ze wszystkimi Mszami świętymi dzisiaj na całym świecie odprawianymi, za dusze w Czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w Kościele powszechnym, za grzeszników w mojej rodzinie, a także w moim domu. Amen
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
************************************************************************
poniedziałek 8 czerwca 2020 – X Tydzień Okresu Zwykłego
Wspomnienie obowiązkowe – św. Jadwigi Andegaweńskiej
ŚW. KRÓLOWA JADWIGA (1374 – 1399) córka króla Węgier i Polski, Ludwika Węgierskiego i Elżbiety Bośniaczki otrzymała staranne wykształcenie. Władała poza węgierskim i polskim, jeszcze językiem łacińskim, włoskim i niemieckim.
W wieku 11 lat została koronowana na króla Polski. Tron odziedziczyła po swym ojcu. Poślubiając wielkiego księcia Litwy Władysława Jagiełłę, przyczyniła się do nawrócenia jego kraju na chrześcijaństwo. Aby przywrócić ziemie ruskie do Polski, poprowadziła wyprawę na Ruś Czerwoną.
Przyczyniła się też do powstania w Krakowie Wydziału Teologicznego i odnowienia Akademii Krakowskiej. Przez całe życie odznaczała się hojnością dla ubogich. „Miłować czynem i prawdą” to jej motto życiowe.
Królowa umarła w Krakowie 17 lipca 1399 roku. Papież Jan Paweł II kanonizował ją 8 czerwca 1997 roku na krakowskich Błoniach.
Antyfona na wejście
Chwalcie Pana, wszystkie narody, wysławiajcie Go, wszystkie ludy; bo potężna nad nami Jego łaska, a wierność Pana trwa na wieki. Ps 117,1-2
Kolekta
Boże, życie wiernych i chwało pokornych,
Ty uczyniłeś świętą Jadwigę, królową,
gorliwą krzewicielką wiary i miłości,
spraw za jej wstawiennictwem,
abyśmy się stali apostołami prawdy i dobra.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa,
Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje
w jedności Ducha Świętego, Bóg,
przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej 1 Krl 17,1-6
Prorok Eliasz z Tiszbe w Gileadzie rzekł do Achaba: „Na życie Pana Boga Izraela, któremu służę! Nie będzie w tych latach ani rosy, ani deszczu, dopóki nie powiem!”
Potem Pan skierował do niego to słowo: „Odejdź stąd i udaj się na wschód, aby ukryć się przy potoku Kerit, który jest na wschód od Jordanu. Wodę będziesz pił z potoku, krukom zaś kazałem, żeby cię tam żywiły”. Poszedł więc, aby uczynić według rozkazu Pana, i podążył, żeby zamieszkać przy potoku Kerit na wschód od Jordanu. A kruki przynosiły mu rano chleb i mięso wieczorem, a wodę pijał z potoku.
Oto słowo Boże.
Psalm 121
R/ Naszą pomocą jest nasz Pan i Stwórca.
Wznoszę swe oczy ku górom:
skąd nadejść ma dla mnie pomoc?
Pomoc moja od Pana,
który stworzył niebo i ziemię. R/
On nie pozwoli, by się potknęła twa noga,
ani się nie zdrzemnie Ten, kto ciebie strzeże.
Nie zdrzemnie się ani nie zaśnie
Ten, który czuwa nad Izraelem. R/
Pan ciebie strzeże,
jest cieniem nad tobą,
stoi po twojej prawicy.
Nie porazi cię słońce we dnie
ani księżyc wśród nocy. R/
Pan cię uchroni od zła wszelkiego,
ochroni twoją duszę.
Pan będzie czuwał nad twoim wyjściem i powrotem,
teraz i po wszystkie czasy. R/
Alleluja, alleluja, alleluja. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza Mt 5,1-12
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Wszechmogący Boże, przyjmij dary,
które Ci składamy obchodząc wspomnienie
świętej Jadwigi, królowej, i spraw, abyśmy świadomi Twojej obecności jaśnieli świętą i czynną miłością. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Antyfona na Komunię
Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali. J 13,35
Modlitwa po Komunii
Pokrzepieni Ciałem i Krwią Twojego Syna, prosimy Cię,
Boże, abyśmy za przykładem świętej Jadwigi, królowej, z miłością służyli Tobie w naszych bliźnich
i z braterską gotowością zaspokajali ich potrzeby.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
Kobieta król
Jan Matejko w latach 1890–1892 wykonał cykl rysunków przedstawiających królów i książąt polskich, a wśród nich królowej Jadwigi. Artysta był obecny przy otwarciu grobu królowej na Wawelu w 1887 r. i udokumentował to rysunkami, m.in. czaszki. Dzięki temu wykonany później portret Jadwigi oddaje bardzo prawdopodobny wygląd Andegawenki, której wizerunki z epoki nie dotrwały do naszych czasów.
Jadwiga jest dowodem na to, że władza nie musi człowieka psuć. W tym roku mija 620 lat od jej śmierci.
Królowa Jadwiga w chwili śmierci miała niecałe 26 lat. Była wysoka. W średniowieczu 180 cm wzrostu to rzecz niespotykana nawet wśród mężczyzn. Na swojego męża Władysława musiała patrzeć z góry. Ale tylko w sensie dosłownym, bo królewskie małżeństwo było udane. „Żyli w statecznej zgodzie i błogiej słodyczy pełnej miłości” – pisał o nich Jan Długosz.
Kronikarz miał dla Jadwigi wiele ciepłych słów. „Tak była wychowana i ukształcona, że w niej cnota urodę, skromność powaby, piękność przymioty serca, czystość dziewicza sławę, a łagodność i słodycz obyczajów ród zacny przewyższała” – zachwycał się. Jej współcześni „widzieli ją rzadkimi na podziw wdziękami od przyrody ozdobioną, ćwiczoną w naukach, układną w obejściu, zachowującą stateczność i powagę nie tylko urodzeniu swemu, ale i kobiecie właściwą, a przy tym umiarkowanie, skromność osobliwszą i wstydliwość”.
Taka przychylność
Jeśli ktoś sądzi, że Jan Długosz pisał takie rzeczy z dworskiej poprawności, jest w błędzie. To był człowiek wyjątkowo rzetelny i intelektualnie niezależny. Nie oszczędzał królów i książąt, a choć sam był duchownym, nie patyczkował się z biskupami, gdy uznał, że zasłużyli na krytykę. Gdy trzeba, to i kobietom się dostawało. Dość powiedzieć, że o czwartej żonie Jagiełły, Zofii Holszańskiej, pisał jako o „urodą więcej niźli cnotami zaleconej”.
O Jadwidze takich rzeczy nie przeczytamy. Owszem, jej urodę sławił Długosz kilkakrotnie, ale zestawiał ją ze skromnością. I z dojrzałością ponad jej lata: „Zaledwie bowiem wyszła z lat dziecinnych, taki już okazywała rozsądek i dojrzałość, że cokolwiek mówiła albo czyniła, wskazywało jakby sędziwego wieku powagę”.
Niezależnie od funkcji, jaka jej przypadła, musiała mieć dużo osobistego uroku. „Taka zaś była prałatów i panów polskich ku niej przychylność, tak wielka i serdeczna miłość, że zapominając prawie swojej męskiej powagi, nie mieli sobie za żadną ujmę i sromotę podlegać tak zacnej i cnotliwej niewieście” – zauważył Długosz. Bo i to wyróżnia Jadwigę, że była jedyną kobietą, która sprawowała w Polsce najwyższą władzę. Była królem Polski, a nie tylko koronowaną żoną króla.
Ciemność i przesilenie
Ta funkcja miała swoją cenę – Jadwiga musiała jej podporządkować swoje życie prywatne. Nie było to proste, zwłaszcza gdy pojawił się projekt małżeństwa z Władysławem Jagiełłą. Ta dorastająca dziewczyna musiała porzucić swoje marzenia o romantycznej miłości, choć miała do nich szczególne prawo – była żoną austriackiego księcia Wilhelma Habsburga. Ślub został zawarty, gdy Jadwiga miała 4 lata, a Wilhelm 8, i był ważny, ale nie dopełniony. Dopóki więc nie doszło do konsumpcji związku, można go było zerwać. Dlatego gdy po śmierci ojca Jadwigi matka przysłała ją do Polski, książę ściągnął za nią do Krakowa.
Dziw, że jeszcze nie nakręcono o tym filmu. Ale to może i dobrze, bo mało który reżyser nie skusiłby się na „twórcze rozwinięcie” wątku relacji Jadwigi z Wilhelmem Habsburgiem, a przez to utrwaliłby nieuprawnioną tezę, że ich małżeństwo zostało skonsumowane. Dane historyczne nie dają do tego podstaw. Oczywiste jest za to, że dla Jadwigi musiał to być bardzo trudny czas.
Powróćmy do Długosza: „Jadwiga bowiem, pamiętna rozporządzenia ojcowskiego, a układnością i wdzięcznymi przymiotami młodzieńca ujęta, znanego sobie dobrze i zażyłego, bardziej pragnęła mieć za męża, niźli obcego poganina, którego nigdy nie widziała, a o którym ją fałszywie uprzedzono, że nie tylko z postaci, ale i z obyczajów, i całego układu okazywał się dzikim barbarzyńcą” – czytamy.
„Fałszywie ją uprzedzono” – ot takie ówczesne fejki. Za tymi słowami kryje się osobisty dramat dziewczyny, której serce ciągnie do miłego sercu młodzieńca, a „życzliwi” straszą ją alternatywą – obrazem zarośniętego zbója z maczugą w zębach.
Kryzys nastąpił, gdy możni pogonili Wilhelma z Wawelu. Ilustruje to scena opisana przez Długosza. Widzimy w niej Jadwigę z siekierą w ręku, stojącą przed bramą i próbującą wyrąbać sobie przejście. Co musiała wtedy czuć? Czytamy, że była „tknięta do żywego”, ale to chyba mało. Zawiedzione nadzieje, bezsilność, upokorzenie, uczucia musiały się w niej kotłować. „Zmiękczona prośbami rycerza Dymitra z Goraja przedsięwzięcia swego zaniechała” – podaje dziejopis. Tu następuje zwrot akcji. Wilhelm ucieka, a Jadwiga rezygnuje z marzeń i przyjmuje to, co dobre dla Polski. Bo tak właśnie było: zgoda na ożenek z Jagiełłą była decyzją o olbrzymich – dodatnich – skutkach. Realizacja scenariusza romantycznego byłaby może i dobra na filmowy happy end, ale mógł to być także „end” dla Polski. Od czasu śmierci Kazimierza Wielkiego kraj słabł, a mariaż z Habsburgami mógłby ten proces tylko przyśpieszyć.
Rozstanie
Zapadła więc decyzja kluczowa – dla kraju i dla królowej. W obu wypadkach szczęśliwa. Korzyści dla Polski i Litwy były niezaprzeczalne. Niebawem królowa, uprzedzana co do Jagiełły „o jego szpetności i grubych obyczajach”, przekonała się, że była okłamywana. Sam Jagiełło, „przypatrzywszy się z wielkim podziwieniem jej urodzie”, przylgnął do niej sercem. Małżeństwo pozostanie zgodne. Przez wszystkie te lata królowa będzie sobą: skromną i wrażliwą na ludzkie biedy kobietą. Wiele o tym mówi scena rozmowy z mężem, gdy ten za jej wstawiennictwem cofnął krzywdzące chłopów rekwizycje. Zapytana, czy jest zadowolona, odpowiedziała słynnym zdaniem: „A kto im łzy powróci?”.
Po 13 latach wspólnego życia Jadwiga spodziewała się dziecka. Czy czuła, że wraz z nim zbliża się śmierć? Chyba się z tym liczyła. Gdy Jagiełło słał do niej listy, w których radził przyozdobić komnaty na przyjście dziecka, „ona królowi odpisała, że już od dawna wyrzekła się pychy i próżności tego świata, a tym mniej mogłaby o niej myśleć w chwili śmierci, która często wydarza się w połogu”.
Istotnie, Jadwiga po urodzeniu Elżbiety Bonifacji „w ciężką niemoc popadła”. Wątłe dziecko zmarło przed nią. Jadwiga zaś 17 lipca 1399 roku, opatrzona sakramentami, „pobożnie i religijnie (…) w samo południe rozstała się z tym światem”.
Cały swój majątek zapisała Akademii Krakowskiej. Odnowienie i wzmocnienie uczelni było jej wielką troską. Testament wykonano. Po otwarciu jej grobowca okazało się, że trumienne insygnia władzy królowej są wykonane ze skóry i drewna.
Choć Jagiełło znacznie przeżył Jadwigę i był jeszcze trzykrotnie żonaty, zawsze nosił jej pierścień. Gdy w 1434 roku umierał, pamiątkę po żonie kazał przekazać biskupowi Oleśnickiemu. Dworzaninowi powiedział: „Zanieś ten pierścień, który do dnia dzisiejszego na ręce swej nosiłem, jako najcenniejszą rzecz wśród rzeczy doczesnych”.
Królowa na zawsze
Królowa pozostała w sercach Polaków. Pozostało też przekonanie o jej świętości. Kiedy Jan Paweł II kanonizował Jadwigę 8 czerwca 1997 r. na krakowskich Błoniach, powiedział: „Najgłębszym rysem jej krótkiego życia, a zarazem miarą jej wielkości, jest duch służby. Swoją pozycję społeczną, swoje talenty, całe swoje życie prywatne całkowicie oddała na służbę Chrystusa, a gdy przypadło jej w udziale zadanie królowania, oddała swe życie również na służbę powierzonego jej ludu”. •
Franciszek Kucharczak/GOŚĆ NIEDZIELNY
Dziś wspomnienie św. Jadwigi Królowej
Jeździła konno i polowała, umiała czytać, mówiła w kilku językach, błyszczała urodą. Dla Boga i Polski zrezygnowała z miłości.
Kościół wspomina dziś św. Jadwigę Królową. A właściwie… króla. Bo Jadwiga została koronowana na króla Polski. Nie było na polskim tronie tak pięknego króla. Bo też nie było oprócz niej drugiej kobiety, która zostałaby koronowana nie na królową, lecz na króla Polski. Jadwiga (1374–1399) została nim, zanim skończyła jedenaście lat.
Dzieciństwo spędziła na Węgrzech. Jednak w jej żyłach płynęła krew polskich Piastów: była prawnuczką Władysława Łokietka. Polkami były obie jej babcie. Wśród przodków miała też słynnych królów Węgier i Francji. Należała do wywodzącej się z Francji dynastii Andegawenów. Była bardzo wysoka (1,80 m wzrostu), czarnooka, miała kasztanowe włosy.
Została wydana za mąż bardzo wcześnie. Miała wtedy 4 latka. Pan młody, książę Wilhelm Habsburg, miał lat 8. Takie polityczne małżeństwa można było jeszcze unieważnić w ciągu kilku najbliższych lat, przed nocą poślubną. Wilhelm przyjeżdża do Krakowa, żeby odbyć noc poślubną z 11-letnią królową Jadwigą. Dla nas to szokujące, ale wtedy był to dobry wiek do zamążpójścia. Dziewczyna jest zakochana. Jednak polscy wielmoże nie chcą słyszeć o Wilhelmie jako królu Polski, więc przeszkadzają, jak mogą. W tysiącach podobnych filmów miłość zawsze pokonuje przeciwności, a zakochani żyją razem długo i szczęśliwie. Tu jest inaczej.
Jadwiga ze swoimi dwórkami i rycerzami spotykała się z Wilhelmem u franciszkanów w Krakowie. Tańczyli ze sobą, klasztorny refektarz rozbrzmiewał śmiechem młodych ludzi. Jadwiga była oczarowana Wilhelmem. Kiedy jednak chłopak przyszedł na Wawel i chciał wejść do sypialni, polscy wielmoże przepędzili go „w obraźliwy sposób”, jak napisał kronikarz Jan Długosz. Wzburzona Jadwiga chciała biec za ukochanym do miasta. Natknęła się na zatrzaśniętą furtę. Królowa własnoręcznie porwała więc topór i zaczęła wyważać furtę. Rycerz Dymitr z Goraja błagał ją: Królowo, wyjdź za Jagiełłę, bo wtedy rozszerzysz chrześcijaństwo na Litwę! Jadwiga mogła się uprzeć i pobiec za chłopakiem. Ale nagle odłożyła topór.
Choć była jeszcze dzieckiem, zapewne kierowała się motywacją religijną. Z opisów późniejszych lat jej życia wiadomo, że prowadziła głębokie życie duchowe, spędzała godziny na modlitwie. Możliwe, że rozpoznała, że wola Pana Boga może być inna niż jej wola. Dzięki jej wyborowi Litwini przyjęli chrzest, a Polska w sojuszu z Litwą z czasem zgniotła Krzyżaków i odzyskała Pomorze Gdańskie. Jej osobista ofiara dała początek Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Ludzie zapamiętali, że Jadwiga przyniosła pokój i nadzieję.
Jagiełło wydawał się Jadwidze stary: miał 35 lat. Niektórzy straszyli ją, że jest też dziki i prymitywny. Królowa posłała więc na Litwę zaufanego rycerza, żeby przyjrzał mu się osobiście. Jagiełło zorientował się, o co chodzi, i zaprosił rycerza nawet do wspólnej wizyty w łaźni. Małżeństwo Jagiełły z Jadwigą, choć zawarte ze względu na politykę, było bardzo zgodne i szczęśliwe. A miłość Jadwigi do Wilhelma okazała się z większej perspektywy tylko dziecięcym zauroczeniem.
Jadwiga oddawała swoje kosztowności, żeby pomóc zwykłym, prostym ludziom, fundowała dla nich szpitale. Kiedyś postarała się o odszkodowanie dla wieśniaków dotkniętych przemarszem wojska, ale i tak skomentowała: „Ale kto im łzy wróci?”. Kiedy otwarto jej grób, znaleziono w nim drewniane berło i skórzaną koronę – bo prawdziwe klejnoty Jadwiga oddała na odnowienie Akademii Krakowskiej. Zmarła w wieku 25 lat, tuż po urodzeniu córeczki. Cała Polska po niej płakała. Jagiełło miał później jeszcze trzy żony. Mimo to mówił, że ślubny pierścień, który dostał od Jadwigi, jest najcenniejszą rzeczą, jaką ma. Nosił go na palcu przez 48 lat, aż do śmierci.
Przemysław Kuchaczak/ GOŚĆ NIEDZIELNY 8.6.2020
——————————————————————————————————————–
——————————————————————————–
Uroczystość Najświętszej Trójcy
NIEDZIELA 7 czerwca 2020
Msza święta
Antyfona na wejście
Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec, i Jedyny Syn Boży oraz Duch Święty, bo okazał nam swoje miłosierdzie.
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże Ojcze, Ty zesłałeś na świat Twojego Syna,
Słowo Prawdy, i Ducha Uświęciciela,
aby objawić ludziom tajemnicę Bożego życia;
spraw, abyśmy wyznając prawdziwą wiarę
uznawali wieczną chwałę Trójcy i uwielbiali
Jedność Osób Bożych w potędze ich działania.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Wyjścia Wj 34,4b–6.8–9
Mojżesz, wstawszy rano, wstąpił na górę, jak mu nakazał Pan, i wziął do rąk tablice kamienne.
A Pan zstąpił w obłoku i Mojżesz zatrzymał się koło Niego, i wypowiedział imię Pana. Przeszedł Pan przed jego oczyma, i wołał: „Pan, Pan, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność”.
I natychmiast skłonił się Mojżesz aż do ziemi i oddał pokłon, mówiąc: „Jeśli łaskawy jesteś dla mnie, Panie, niech pójdzie Pan pośrodku nas. Jest to wprawdzie lud o twardym karku, ale przebaczysz winy nasze i grzechy nasze i uczynisz nas swoim dziedzictwem”.
Oto słowo Boże
Psalm (Dn 3)
R/ Chwalebny jesteś, wiekuisty Boże.
Błogosławiony jesteś. Panie, Boże naszych ojców,
pełen chwały i wywyższony na wieki.
Błogosławione niech będzie Twoje imię,
pełne chwały i świętości. R/
Błogosławiony jesteś w przybytku świętej chwały Twojej,
Błogosławiony jesteś na tronie Twego królestwa.
Błogosławiony jesteś Ty, który spoglądasz w otchłanie
i na Cherubach zasiadasz,
Błogosławiony jesteś na sklepieniu nieba. R
Czytanie z Drugiego Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian 2 Kor 13,11–13
Bracia, radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, jedno myślcie, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami. Pozdrówcie się nawzajem świętym pocałunkiem. Pozdrawiają was wszyscy święci. Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i udzielanie się Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, Bogu, który jest i który był, i który przychodzi. Alleluja, alleluja, alleluj
Słowa Ewangelii według św. Jana J 3,16–18
Jezus powiedział do Nikodema: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego”.
Oto słowo Pańskie.
Wierzę w jednego Boga…
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, uświęć nasze dary, nad którymi wzywamy Twojego imienia, i przez tę Ofiarę
uczyń nas samych wieczystym darem dla Ciebie.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o Najświętszej Trójcy
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie
Tobie składali dziękczynienie,
Panie, Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże.
Ty z Jednorodzonym Synem Twoim i Duchem Świętym jedynym jesteś Bogiem, jedynym jesteś Panem;
nie przez jedność osoby, lecz przez to,
że Trójca ma jedną naturę.
W cokolwiek bowiem dzięki Twemu objawieniu wierzymy o Twojej chwale, to samo bez żadnej różnicy myślimy o Twoim Synu i o Duchu Świętym.
Tak iż wyznając prawdziwe i wiekuiste Bóstwo wielbimy odrębność Osób, Jedność w istocie
i równość w majestacie.
Majestat ten chwalą Aniołowie i Archaniołowie, Cherubini i Serafini, którzy nie przestają
powtarzać codziennie, jednym głosem wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię
Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc waszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze. (Ga 4,6)
Modlitwa po Komunii
Panie, nasz Boże, niech nam posłuży do zbawienia duszy i ciała przyjęcie tego Sakramentu i wiara w wiekuistą i Świętą Trójcę oraz nierozdzielną Jedność. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
———————————
komentarz do Liturgii Bożego Słowa:
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.
Jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.
Za każdym razem kiedy mówimy te słowa uwielbiamy Boga w Trójcy Jedynego. Za każdym razem kiedy czynimy znak krzyża świętego wyznajemy największą tajemnicę naszej wiary.
Ale człowiek nie lubi tajemnic – szczególnie religijnych, dogmatycznych i równocześnie zapomina, że sam dla siebie jest wielką tajemnicą.
Ojciec św. na Placu Zwycięstwa w Warszawie powiedział bardzo pamiętne słowa: „Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może sam siebie do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa”.
Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. A tymczasem wielu ludziom tak trudno jest odnaleźć Boże ślady w sobie samym i w innych? Skarga Chrystusa pozostaje wciąż aktualna: „Ojcze sprawiedliwy, świat Cię nie poznał”.
Ks. Jan Twardowski w jednym ze swoich wywiadów pyta „czyżby rzeczywiście człowiek przychodził na świat z osłabioną wrażliwością na świat ducha?”
Do wielkiego miasta przyjechał rolnik. Idąc bardzo ruchliwą ulicą nagle zatrzymał się mówiąc do swego przyjaciela: Słyszę świerszcza. Jego przyjaciel zdziwiony pyta: Jak możesz słyszeć świerszcza w takim potwornym hałasie? Mogę, odpowiedział wieśniak, bo moje ucho jest wyczulone na jego dźwięk. I rzeczywiście, słuchając uważnie skąd przychodzi dźwięk zauważyli świerszcza na parapecie okna. Widząc wielki podziw swojego przyjaciela, wyjął kilka monet i wyrzucił na chodnik. Dźwięk rozrzuconych pieniędzy zatrzymał wielu przechodniów. Nikt z nich nie słyszał głosu świerszcza, ale wielu usłyszało dźwięk rozsypujących się metalowych krążków. Bo ludzie słyszą tylko to na co mają wyczulone ucho. Niestety bywa często tak, że ludzkie ucho nie jest wyczulone na sprawy najważniejsze.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi do Nikodema właśnie o tym co jest dla każdego najistotniejsze, mianowicie, że ja człowiek – nie jestem Bogu obojętny: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”.
Nieco wcześniej ten sam Ewangelista św. Jan napisał: „Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi.”
Więc człowiek ma ten nieprawdopodobny przywilej uczestnictwa w Bożym życiu. Ale niestety, może również tę szansę zmarnować. Człowiek może powiedzieć: nie! Znowu posłużę się słowami papieża, tym razem wypowiedzianych na Błoniach krakowskich: „Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka? Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale – pytanie zasadnicze: czy wolno? I w imię czego <wolno>? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim…, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć <nie>?”
Świat jest pełen Bożej światłości. I tak nie wiele trzeba – jedynie tylko otworzyć swoje serce, aby doznać skutków boskiej mocy. Ta moc oświeca, ogrzewa, sprawia, że człowiek zaczyna żyć naprawdę. Wtedy dzieje się coś nieprawdopodobnego: człowiecze serce staje się domem dla samego Boga w Trójcy Jedynego.
W wiosenne dni, kiedy niebo jest pogodne, promienie słońca potrafią oświetlić przeróżne zakamarki. Zagubiony brylant, choćby był w śmieciach czy w jakieś zgniliźnie jeżeli tylko zostanie dotknięty słonecznym światłem od razu mieni się ludzkim oczom przepiękną tęczą kolorów ukazując swój blask i wartość.
Ile razy napotykam na piękno ludzkiej duszy, która jest odbiciem bożego obrazu. Cenię sobie tę wielką łaskę, że mogę spotykać takich ludzi pełnych trudnego do opisania uroku wewnętrznego. Jak dobrze jest być z takimi ludźmi. Tacy ludzie są żywymi znakami, którzy z tej niepojętej tajemnicy – Jedynej i Troistej, wydobywają coś, co jest nieuchwytne ludzkim językiem.
ks. Marian SAC
***
Ręce rozkrzyżowane
Bóg Ojciec patrzy nam prosto w oczy. Na Jego poważnej twarzy widać ślad bólu ojca, który doświadczył śmierci dziecka…
Stwórca rozkłada ręce tak, jakby wisiał na krzyżu. Współcierpi z Synem. Poniżej widzimy Ducha Świętego, zgodnie z tradycją namalowanego pod postacią białego gołębia. Jego rozłożone skrzydła naśladują gest Ojca. I wreszcie jeszcze niżej na krzyżu umiera Jezus. Rozłożone ręce Osób Trójcy Świętej są jedynymi poziomymi akcentami obrazu.
Ten typ ikonograficzny przedstawiania Trójcy Świętej nazywa się Tronem Łaski. W jego klasycznej wersji Bóg Ojciec trzyma jednak krzyż, na którym wisi Syn. Guido Reni zdecydował się na pewną zmianę typowego przedstawienia, dlatego krzyż w imieniu Stwórcy podtrzymują dwa anioły. Jeden z nich spogląda na Boga Ojca – co sugeruje Bożą inspirację, drugi patrzy w dół – zwracając uwagę na skutek, jaki ukrzyżowanie Jezusa spowodowało dla ziemskiego świata ludzi.
Modyfikacja przedstawienia Tronu Łaski wynika z ogólnej koncepcji całego dzieła. Obraz bowiem ukazuje dwa światy przedzielone poziomym ramieniem krzyża: nasz ziemski, widzialny, oraz niewidzialną dla nas przestrzeń nieba. Dlatego górna część utrzymana jest w innej tonacji kolorystycznej niż dolna. Część niebiańska ma złote tło otoczone anielskimi głowami, natomiast ziemska – niebieskie, w naturalnym kolorze widzianego przez nas nieba wypełnionego chmurami.
Krzyż i wiszący na nim Jezus – Bóg wcielony – łączą te dwie rzeczywistości. Dlatego pionowe ramię krzyża z jednej strony sięga szaty Boga Ojca znajdującego się w niebie, a z drugiej wbite jest w glob symbolizujący kulę ziemską. Jezus na krzyżu, Zbawiciel i Odkupiciel, jest adorowany przez klęczące po obu stronach anioły.
Leszek Śliwa/GOŚĆ NIEDZIELNY
*************
———————————————————————————————–
6 czerwca, I sobota miesiąca – IX tygodnia zwykłego
10-ta rocznica beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki
“Wierni będą mogli zobaczyć przedmioty, jakie miał przy sobie w ostatniej podróży: krzyżyk, różaniec, znaczek solidarności, wezwanie na przesłuchanie sądowe czy słynny znaczek z orzełkiem” – podał Ośrodek Dokumentacji Życia i Kultu księdza Jerzego Popiełuszki w informacji przekazanej PAP.
19 października ubiegłego roku, w rocznicę jego śmierci, w specjalnej gablocie udostępniono sutannę, w której zginął….
… w ciągu dziesięciu lat kult błogosławionego intensywnie się rozwijał przekraczając granice Polski. “W tym czasie o relikwie kapłana poprosiło 990 rodzimych kościołów, sanktuariów i domów rekolekcyjnych. 448 relikwii znalazło się w 61 krajach, w tym w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w Hongkongu, Korei Południowej, na Filipinach w Izraelu czy na Watykanie. Imieniem męczennika nazwano 219 ulic i placów, w tym pięć poza granicami Polski, w Nowym Yorku czy Budapeszcie”.
Kult błogosławionego wiąże się również z licznymi świadectwami łask uzyskanych za jego wstawiennictwem. Do Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu księdza Jerzego Popiełuszki wpłynęło ich 570. Dwadzieścia z przysłanych po 2010 roku zaopatrzonych jest w dokumentację medyczną.
Dziesięć lat temu, 6 czerwca 2010 roku wysłannik papieża Benedykta XVI arcybiskup Angelo Amato na Placu Piłsudskiego w Warszawie odczytał uroczystą formułę beatyfikacyjną wynosząc męczennika komunizmu, księdza Jerzego Popiełuszkę, do grona błogosławionych. “Aktowi temu towarzyszyło ponad 250 tys. wiernych, w tym matka księdza Jerzego Marianna, jego przyjaciele oraz liczni przedstawiciele polskiego świata pracy. Fakt ten rozpoczął oficjalny kult kapelana Solidarności” – przypomniano.(PAP)
Magdalena Gronek/Tygodnik NIEDZIELA
——————————————–
Nabożeństwo wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa przeciwko Matce Bożej
Ks. Mirosław Drozdek SAC i o. Ludwik Kondor SVD – przekazanie dokumentacji procesu beatyfikacyjnego Fatimskich Pastuszków Janowi Pawłowi II
Zwycięstwo przychodzi w pierwsze soboty
Ostatnie nagrane słowa śp. ks. Mirosława Drozdka – 13 maja 2017 roku (zmarł tego samego miesiąca 25. W tym roku przypada 13 rocznica)
Ostatnie przesłanie śp. ks. Mirosława Drozdka – kustosza Sanktuarium – wzywające do podjęcia pierwszych sobót miesiąca
„1. Z Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem na Krzeptówkach kierujemy najserdeczniejszy Fatimski Apel o solidarne włączenie się w nabożeństwo pierwszych sobót z Janem Pawłem II.
Nabożeństwo to rozpoczynamy w dniu 1 kwietnia br., łącząc je z pierwszą rocznicą śmierci Sługi Bożego Jana Pawła II i siostry Łucji z Fatimy (13 lutego). Nie trzeba nikomu tłumaczyć, jak dalece śmierć ostatniej fatimskiej wizjonerki oraz Papieża Jana Pawła II związane są z orędziem fatimskim. Wiemy, że trzecia część tajemnicy fatimskiej z wpisanym w nią cudem ocalenia życia Ojca Świętego, który miał zginąć w zamachu w 1981 r., powiązała Matkę Bożą Fatimską i Jej orędzie z Papieżem z rodu Polaków. To wydarzenie wskazało nam wierzącym na kolejny, istotny etap fatimskiego orędzia. Tak, obietnice Fatimy wypełniają się na naszych oczach. Uczestniczymy w tej tajemnicy. To uczestnictwo oznacza, że staje przed nami nowe zadanie…
2. W czasie drugiej pielgrzymki do Fatimy (1991 r.) Ojciec Święty Jan Paweł II mówił: ’W 1917 r. tu, w Fatimie, Maryja z macierzyńską stanowczością wzywała całą ludzkość do nawrócenia i modlitwy. Po 75 latach zmieniło się wiele elementów w panoramie Europy i świata, w ciągu tego wieku, a zwłaszcza w ostatnich latach, byliśmy świadkami licznych doniosłych wydarzeń. Fatima, trwająca niezmiennie w milczącym słuchaniu głosu Boga, nadal jest stałym punktem odniesienia i wezwaniem do życia Ewangelią. Z Cova da Iria rozlewa się jakby światło pocieszenia, niosące nadzieję i pozwalające nam zrozumieć wydarzenia, które kształtują koniec drugiego tysiąclecia’.
Od 1991 r. upłynęło wiele czasu, dokonało się wiele wydarzeń, zaistniało wiele faktów historycznych powiązanych z orędziem fatimskim. W tę historię została również wpisana śmierć siostry Łucji i odejście do Domu Ojca naszego umiłowanego Papieża Jana Pawła II. Jego przejście przez próg wieczności w pierwszą sobotę miesiąca, więcej – w godzinie Apelu Jasnogórskiego to dla nas znak szczególny.
3. W bieżącym roku przypadają dwa historyczne wydarzenia: 60. rocznica aktu zawierzenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi na Jasnej Górze (8 września 1946 r.) i 25. rocznica zamachu i cudu ocalenia życia Jana Pawła II w dniu 13 maja 1981 roku.
Wspomnienie tych historycznych wydarzeń to kolejne znaki, które daje nam Bóg. Również przez nie światło orędzia fatimskiego rozświetla jaśniej ludzkie serca. Te mnożące się na naszych oczach znaki czasu przynaglają nas, aby jak najgłębiej odczytać sens tego orędzia. Wiemy, że niebo przygotowało w 1917 r. strategię walki z mocami ciemności. Matka Najświętsza ogłosiła, że poświęcenie się Jej Niepokalanemu Sercu oraz praktykowanie nabożeństwa pierwszych sobót są gwarantem pokoju, nawrócenia świata i tryumfu dobra nad złem.
Zadaniem na dziś jest wprowadzenie nabożeństwa pierwszych sobót w życie jak najszerszych kręgów całego świata. Przez minione lata uczyniono bardzo dużo w tym zakresie. Nabożeństwo to dojrzewa w Kościele jak ewangeliczne ziarno wrzucone w glebę. Do nowego impulsu potrzebne jest dziś duchowe zjednoczenie wszystkich sił, aby stworzyć zwarty front wiernych, którzy świadomie rozpoczną praktykę tego nabożeństwa od pierwszej soboty miesiąca kwietnia”.
Sekretariat Fatimski/Zakopane/www.sekretariatfatimski.pl
Czy pamiętasz warunki nabożeństwa wynagradzającego, o które prosi Matka Boża?
Pragnąc uczynić zadość prośbie Matki Bożej należy:
1. przystąpienie do spowiedzi św. i przyjęcie Komunii św.,
2. odmówienie jednej części różańca,
3. odprawienie piętnastominutowej medytacji,
4. a wszystkie warunki odprawiamy w intencji wynagradzającej Niepokalanemu Sercu Maryi.
Siostra Łucja przypomina, iż wskazana intencja wynagradzająca jest najistotniejszym warunkiem nabożeństwa.
______________________________________
************************************************************************
************************************************************************
Pokochać milczenie Boga
Był rok 1964. Waszych rodziców mogło jeszcze nie być na świecie, a ja właśnie wstępowałam do klasztoru. Serce mi się do niego wyrywało, ale jednocześnie wyjazd z domu był jak amputacja; i w tej udręce, chociaż wiedziałam dobrze, co mam robić, zażądałam od Pana Boga znaku. Upewnienia jeszcze raz; ale to już, na zawołanie, na moje rozkazanie. No więc otwieram Pismo Święte, kładę palec na jakimś wersecie, że to będzie właśnie ten – i pod palcem znajduję: Pokolenie złe i przewrotne znaku szuka… (Mt 12,39). Aha.
Pan mi powiedział, co sobie o mnie myśli. Zapamiętałam.
Zaraz: jak to, „powiedział”? To ja zinterpretowałam fakt, że akurat po postawieniu takiego pytania znalazłam taki właśnie tekst biblijny, jakby odpowiedź. I do dziś sądzę, że zinterpretowałam słusznie. Rzeczywistość była taka, że drogowskazów było już wystarczająco dużo, i teraz nie był potrzebny żaden następny (znak nie będzie mu dany… Mk 8,12). Należało po prostu działać, zgodnie z otrzymaną już wiedzą, ufając łasce. Ale nawet jeśli zinterpretowałam słusznie, pozostaje faktem, że Bóg jest niewidzialny i wszelkie nasze kontakty z Nim możemy opisywać tylko słowami wziętymi z ludzkiej rzeczywistości, a dlatego mającymi w zastosowaniu do Niego wartość metafory, przenośni. Powiedział: dał do zrozumienia, naprowadził moją myśl, ale przecież nie odezwał się głosem, który by można było nagrać. W jakimś więc stopniu pozostawił sprawę mojej interpretacji, mojemu wyborowi. Taki sposób porozumiewania się jest dla nas trudny i wymaga wielkiej ostrożności: żeby każdej swojej myśli nie przypisywać od razu Bogu, bo to zawsze nam grozi; ani nie dopatrywać się w każdym zdarzeniu Bożego potwierdzenia swojej racji, bo to się nieraz kończy tragicznie.
Widziałam kiedyś film, którego akcja rozgrywała się w starożytnym Rzymie; i od pierwszej chwili było widać, że producenci są oszczędni i że ten Rzym zbudowali sobie z dykty. Tu i tam się wypaczał, tu i tam plansze nie całkiem pasowały… No dobrze: kto chciał, mógł oglądać tę namiastkę przez parę godzin w ramach rozrywki; ale nasz kontakt z Bogiem to nie rozrywka, tylko istota naszego życia, i tu nie miejsce na zapychanie sobie świadomości namiastkami. A namiastkami właśnie zalewa nas i język, którego używamy, i wyobraźnia, wsparta miłością własną. „Pan mi powiedział…” Ale –
Chmura z Taboru to żadna krewna moich prywatnych mgiełek.
Powiedzmy jasno: Bóg potrafi przekazać nam treści, które przekazać chce, a które znajdujemy w swoich myślach w chwili radosnego zrozumienia; ale będąc absolutnie suwerenny, robi to wtedy, kiedy On sam chce, a wcale niekoniecznie na nasze żądanie. Robi to wtedy, kiedy w swojej mądrości i miłości, większej niż nasza, widzi, że to nam właśnie jest potrzebne. Czyli nie przez cały czas. Nawet zwykła kotka nie karmi swoich kociąt przez całą dobę; a z upływem tygodni coraz rzadziej. A w nas wszystkich jest takie duchowe łakomstwo: chcielibyśmy, żeby Bóg wciąż do nas „mówił”, żeby nas zalewał swoją radością. I jeśli tej radości odczuwalnej nie ma, szukamy wszelkich możliwych przyczyn: kto tu zawinił, i że widać nie wysilamy się dość mocno, żeby „usłyszeć”, i jak to zrobić, żeby się wysilić, i tak dalej. Tylko nie chcemy uwierzyć, że właśnie to jest w planie Bożym: milczenie. Są takie szkoły duchowości, które wprowadzają swoich adeptów w stan wręcz histerycznego napięcia, nawet rozpaczy i wyrzutów sumienia, zamiast im powiedzieć: Siądź spokojnie i posłuchaj Bożego milczenia. Nic nie „usłyszysz”: nie szkodzi. Przynajmniej uchronisz się od wszelkich prób oszukiwania własnej duszy i wmawiania sobie na siłę, że coś jednak „słyszysz”. Nie będziesz spędzać życia w takim Rzymie z dykty, tylko w tym świecie, który Bóg naprawdę dla ciebie stworzył.
Zastrzegam z góry: mówię tu nie o jakiejś wielkiej mistyce dla wybranych, tylko o normalnym rozwoju życia modlitwy, dostępnym każdemu, kto nie upiera się trwać zawsze w jego pierwszej fazie, ale pozostawia inicjatywę i przewodnictwo Bogu. Zostało nam wyraźnie powiedziane: Synu, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj duszę swą na doświadczenie (Syr 2,1). Od paru tysięcy lat ci, którzy Bogu zaufali, przyjmują to doświadczenie z wdzięcznością i poddają się mu, wierząc, że Bóg wie, dokąd ich prowadzi. To wcale nie jest przyjemne. Zalew radości to dobre na początek, ale po jakimś czasie człowiek zdaje sobie sprawę, że ten zalew minął, a on sam jest jak jabłko w pół drogi między kwiatem a dojrzałością. Takie stadium pośrednie jest oczywiście konieczne, bez niego nie będzie nigdy dojrzałości – ale jak to wygląda! Opadły różowe płatki, a w ich miejscu jest coś twardego, zielonego i kwaśnego: ani to ładne, ani słodkie. Człowiek w tym stadium potrafi tylko mówić:
Jeśli nie może chwalić Cię moja siła, niech słabość chwali.
A Bóg milczy – latami – a Boga nie widać! Pustka. Bożki stoją w słońcu i zachwalają swoją dotykalność. To straszne, straszne: tak bardzo chcieć się modlić i tak nie umieć. Można załamać się i odejść do rzeczy bardziej odczuwalnych, postrzegalnych, uchwytnych, policzalnych. A można Bogu powiedzieć: Wybieram Ciebie raczej niż radość z Ciebie, Nieogarniony! Bo przecież to nie Bóg istnieje dla nas, ale my dla Niego. I modlitwa, podczas której sprawdzamy ciągle, czy się modlimy, jest tylko psią zabawą w kręcenie się za własnym ogonem. No dobrze, ale inna jest przecież niemożliwa, skoro Bóg jest dla naszego postrzegania nieuchwytny! Skoro postrzegamy tylko siebie! – To nic: zielony niedo-owoc powinien przyjąć prawdę o sobie i nie próbować wrócić do urody kwiatu. Ma sobie wyznaczoną drogę:
Milczeć. Nie mierzyć. Nie sprawdzać i nie liczyć. Zaufać. Wielbić.
Właśnie: Chciałam Cię przeżyć, a to nie trzeba przeżyć, tylko uwielbić.
Pytano mnie czasem:
Co czuje człowiek wierzący? Nic nie czuje. Po prostu służy.
Odrzucił swój Rzym z dykty, a wydaje mu się, że nic innego nie posiada. Miał stać się drzewem, ale wciąż jeszcze nim nie jest: ziarnko gorczycy (por. Mt 13,32) leży w ziemi; cień drzewa płacze wśród chwastów. Tapla się w tej swojej bezradności: klęska za klęską, zwątpienie za zwątpieniem, łaska za łaską. Bardzo źle: dobrze! Wszystko się łamie? Dobrze. Ty trwasz: wystarcza.
Służba? Przecież nam powiedziano, że jesteśmy słudzy nieużyteczni, co to najwyżej spełniają swój obowiązek, nic więcej (por. Łk 17,10). Cóż z tego: Nieużyteczni, ale bardzo szczęśliwi, że służyć mogą. Że im wolno. I dlatego: dobrze jest, Panie, że tak źle i tak pusto; daj tylko wierność. Już nie tylko dekoracje z dykty, ale i prawdziwe skarby oddam za darmo, oddam tylko dlatego, że jesteś Bogiem.
Powoli nadchodzi pokój. Płakać i krzyczeć to mało, śmiesznie mało przed Majestatem! Wszystko już było wykrzyczane: zostają tylko psalmy i cisza. Pustka słoneczna, nędza bez niepokoju, nicość szczęśliwa…
Wiem. Nie wiem: wierzę. Może nie wierzę: ufam. Nie ufam: czekam. Chciałam Cię wielbić: i to jeszcze za mało. Trzeba Cię przyjąć.
Przyjąć, zaufać. Pokochać milczenie Boga. Z mojej strony i oziębłość, i miłość są równie pyłem, ale Jego miłość ten brak nadrobi: Mocą Twej łaski ufam Twej łasce, aby zdobyć Twą łaskę. Moje małe i wątłe zaufanie Bożemu milczeniu sprawia, że Bóg nawzajem mnie okazuje zaufanie: i milczy. Czeka, aż owoc dojrzeje. I ja też czekam. Cóż z tego, że Jego radość jest zbyt ogromna, żebym ją odczuła? Ona JEST.
Wolność, którą daje Duch Boży, to przede wszystkim wolność od złudzeń i wszelkich innych pułapek, które na siebie zastawiamy sami. Jeśli odrzekając się namiastek Boga, decydujemy się szukać Niewidzialnego i akceptować Jego niewidzialność, to co nam uchwytnego pozostaje? Przypomnijmy sobie, że nasz Pan tylko raz zaprowadził uczniów na górę Tabor; a przez resztę czasu pouczał ich ludzkimi słowami, i to najczęściej w przypowieściach, zmuszając ich ludzki umysł do wysiłku, do stopniowego odkrywania i przyswajania sobie Jego prawdy. Wystarczy i dla nas; na całe życie. Mamy Pismo Święte, mamy jego interpretację w nauce Kościoła. Ludzie, którzy tej nauki nie chcą nawet liznąć, mają zwyczaj reagować alergicznie na słowo „dogmat”, kojarząc je ze sztywnym ograniczeniem myśli ludzkiej; a naprawdę to jest godny radosnego podziwu przekład na język ludzki tego, co Bóg nam o Sobie objawia. Teologia nie jest intelektualną zabawą, ale umotywowaniem adoracji. Tym wypełniajmy naszą pustkę: wystarczy.
Od czasów Mojżesza wiadomo, że Boga nie można zobaczyć i pozostać przy życiu (Wj 33,20 i in.). Ten i ów gotów by całkiem szczerze zadeklarować, że za to widzenie chętnie odda życie, ale przecież Piotr deklarował coś bardzo podobnego… i wiemy, jak się skończyło (Mt 26,35 i in.). Lepiej zaczekać, aż Pan sam kiedyś po nas przyjdzie – i wtedy rzeczywiście obietnicę spełnić. Kto miałby odwagę zbliżyć się do Pana nie wezwany? (por. Jr 30,21). Ale kiedyś przecież to wezwanie przyjdzie: „Nic nie ma pewniejszego nad śmierć, a mniej pewnego nad jej godzinę” – tak nasi przodkowie mieli zwyczaj zaczynać swoje testamenty. Nic pewniejszego nad rzeczywiste – kiedyś – widzenie. Nad rzeczywiste – kiedyś – usłyszenie. Ale do tego trzeba iść przez wiarę, nie przez „przeżycia”: trzeba odrzucić niebo z dykty, szukanie doznań, życie emocjami, sensacjami. Trzeba znaleźć w sobie pewniejszy motyw, pewniejszą siłę: wierność.
O święta pustko, oblicze mego Pana! Kiedyż cię przyjmę?
Pokochać milczenie Boga.
—————-
Konferencja wygłoszona podczas III Kongresu Młodych Konsekrowanych Kraków 2018
Fragment książki „Ryk Oślicy. Kolejny apel do duchownych panów”
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora “honoris causa”. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
************************************************************************
WIGILIA ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO – UROCZYSTOŚĆ MATKI BOŻEJ KRÓLOWEJ APOSTOŁÓW
30 MAJA 2020
W wigilię Zesłania Ducha Świetego Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego Księży Pallotynów celebruje swoją patronalną uroczystość NMP Królowej Apostołów.
Św. Wincenty Pallotti, założyciel Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego, od samego początku oddał swoje dzieło pod szczególną opiekę Maryi Królowej Apostołów nie tylko dlatego, że Boża Matka przez swoje wyjątkowe wstawiennictwo udziela każdemu, kto tylko tego pragnie, wszelkich łask i darów, ale także dlatego, że w Niej odnajdujemy najdoskonalszy wzór gorliwości i doskonałej miłości.
Święty Wincenty Pallotti zaprasza wszystkich: kapłanów, siostry i świeckich, bez względu na wiek, pozycję społeczną, czy inne uwarunkowania, aby naśladować Niepokalaną Bożą Matkę Królową Apostołów w Jej gorliwości o chwałę Bożą i we wszystkich uczynkach miłosierdzia co do ciała i co do duszy na rzecz bliźnich.
Prośmy Maryję, abyśmy z Jej pomocą stawali się coraz bardziej autentycznymi apostołami Jezusa, przez ożywianie wiary i rozpalanie miłości w sercach ludzi. Czyńmy to, na wzór Maryi, służąc innym poprzez konkretne czyny miłosierdzia.
Niech Maryja Królowa Apostołów kształtuje w nas duchowość Wieczernika, w którym Duch Święty napełnia nas swoją mocą i posyła do apostolskiego działania.
Msza św. – godz. 18.00
po Mszy św. godzinna Adoracja przed NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
zakończenie Nowenny do DUCHA ŚWIĘTEGO
————————–
NIEDZIELA ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO ROK A
31 maja 2020
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 10.30 – 11.00
Msza św. – godz. 11.00
PRZEMIANA LUDZKICH SERC
Rozważając dzisiejszą uroczystość Zesłania Ducha Świętego na apostołów nie sposób nie zauważyć jak wielkim wrogiem wolności jest strach. Przecież ci biedni apostołowie zanim otrzymali obiecanego Pocieszyciela naprawdę byli przerażeni. Kiedy przychodził do nich Zmartwychwstały Pan, musiał przedostawać się przez drzwi zamknięte. Bo oni bali się, żyli w strachu, w zabarykadowanym wieczerniku – „z obawy przed Żydami”.
I gdyby nie zstąpienie Ducha Mocy chrześcijaństwo do dziś pewnie nie opuściłoby wieczernika – jak napisał ks. Janusz Pasierb.
Ale ich strach był realny, bo sytuacja była naprawdę dramatyczna. Poza wieczernikiem świat był okropny. Powstawanie Kościoła odbywało się w bardzo niesprzyjających warunkach. Sam Założyciel właściwie przez całe życie był śledzony, inwigilowany aż w końcu został ukrzyżowany. Była to śmierć okrutna, przeznaczona tylko dla najgorszych złoczyńców.
A dziesięciu Apostołów czyż nie podzieliło męczeńskiej śmierci swego Mistrza? Łatwiej jest dla ludzi starszego pokolenia, których już niewielu a którzy przeżyli niewyobrażalne cierpienia – jak chociażby deportacje na nieludzką ziemię, zrozumieć życie pierwszych chrześcijan. Każdego dnia dotykało ich prześladowanie, dyskryminacja, aresztowania i męczeńska śmierć. Tego świat wtedy i dziś pojąć nie może w jaki sposób przetrwała ta maleńka garstka.
Wspomniany ks. Janusz Pasierb w książce „Czas otwarty” tak opisuje początki Kościoła: „W tym czasie zostały spisane Ewangelie i Dzieje Apostolskie. Czy w tych księgach odbiła się owa dramatyczna, najzupełniej wyjątkowa sytuacja? Czy jest w pismach Nowego Testamentu atmosfera zagrożenia, klimat getta, psychoza oblężonej twierdzy, czy jest w nich zaciekłość, jakże pożyteczna w walce?
Czy poza opisem zabarykadowanego wieczernika – zabarykadowanego do momentu zstąpienia Ducha Świętego, bo od tej chwili Kościół otwiera się na świat – znajdziemy w Nowym Testamencie jakiś symbol stanu oblężenia? Czyż wszystkie te księgi nie oddychają świeżym powietrzem otwartych na przyszłą historię przestrzeni? Czy nie są dokumentem wolności, pogody, nadziei?
Oblany morzem niezrozumienia, wrogości, czy nawet otwarcie prześladowany, Kościół poniósł w świat dobrą nowinę, która miała z niego uczynić wyspę wolności.”
Apostołowie po otrzymaniu Ducha Świętego stali się nowymi ludźmi. Żeby zrozumieć tę przemianę – trzeba dotknąć tajemnicy, która jest działaniem Bożego Ducha – zdolna odmienić zarówno indywidualnych ludzi jak i całe wspólnoty.
Kilka lat temu czytałem reportaż z pielgrzymki do Lourdes dla osób niepełnosprawnych. Wśród 12 tysięcy ludzi – 1/3 to byli ułomni. Reszta towarzyszyła jako przyjaciele, pomocnicy. W Wielkanocne popołudnie odbyła się wielka celebracja na placu przed bazyliką. W prezentacji brali udział z różnych wspólnot ludzie biedni, słabi, na wózkach inwalidzkich, idący z wielką trudnością niosąc przeróżne swoje rany i kalectwa. Ale wszyscy, prawie wszyscy byli uśmiechnięci, wiwatujący, albo wykrzykujący swoją radość.
Następnego poranka operator telewizyjny zapytał organizatora pielgrzymki: „Jak to możesz wytłumaczyć? Mam świetną pracę. Mam pieniądze. Ale oni mają coś czego ja nie mam. Oni mają radość”. I taką usłyszał odpowiedź: „Kamień, który budujący odrzucili stał się kamieniem węgielnym. Ci, których społeczeństwo odrzuciło stali się dobrymi kamieniami, aby zbudować nową wspólnotę, wspólnotę miłości i radości”.
To jest Boża łaska zobaczyć cud przemiany ludzkich serc. Ludzie zmieniają się jeżeli potrafią wyrzucić z siebie wstyd, poczucie winy i strach. Zmieniają się kiedy jest im dana nadzieja. Zmieniają się kiedy odnajdą kogoś kto się nimi zainteresuje i w nich uwierzy. Przede wszystkim zasadnicza zmiana następuje w momencie kiedy zostają obdarowani miłością. Wtedy wychodzą ze swojej skorupy i zaczynają rosnąć. Odnajdują w sobie tyle energii, mocy, które przecież w nich były – tylko ukryte, a oni o tym nie wiedzieli. Jest coś wspaniałego zobaczyć cud ludzkiej przemiany. A jeszcze wspanialszym jest doświadczyć tego cudu. Być może to jest jedyny prawdziwy cud.
Przemiana apostołów w dzień zesłania Ducha Świętego była wypełnieniem obietnicy Jezusowej. Nagle doświadczyli Jego miłości w sposób zupełnie nowy i poznali, że On, ich Mistrz, ma do nich zaufanie. Zstępujący Duch rozpoczął dzieło najbardziej sensowne, bo najważniejsze. To już nie byli zastraszeni ludzie, ale świadkowie zmartwychwstałego Jezusa gotowi, aby głosić Dobrą Nowinę. Jak zmarznięta ziemia, która nagle w słoneczny, wiosenny dzień zaczyna na nowo swój żywot.
Wydarzenie w dniu Pięćdziesiątnicy było obaleniem wieży Babel. Nagle ludzie słysząc swój głos rozumieli się nawzajem. Każdy usłyszał swój własny język.
Jestem ochrzczony, jestem bierzmowany. Mam w sobie niezatarte znamię. Ale czy przeżyłem już swoje Zesłanie Ducha Świętego?
Skutki grzechu pierworodnego najbardziej uwidaczniają się w życiu zbiorowym, dlatego podczas Eucharystii w imieniu całej wspólnoty kapłan modli się, aby Bóg „dał swego Ducha, aby została usunięta wszelka przeszkoda na drodze do zgody i aby Kościół jaśniał pośród ludzi, jako znak jedności i narzędzie pokoju”.
„Niech Twój Kościół będzie żywym świadectwem prawdy i wolności, sprawiedliwości i pokoju, aby wszyscy ludzie otworzyli się na nadzieję nowego świata”.
ks. Marian SAC
______________________________
Poniedziałek 1 czerwca 2020 – II Dzień Zielonych Świąt
Święto Najświętszej Maryi Panny
Matki Kościoła
godz. 19.00 – Msza św. w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego
—————————————–
Zesłanie Ducha Świętego to jedno z najważniejszych świąt Kościoła, obok Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Kościołowi, który rozpoczął swoją działalność w dniu Pięćdziesiątnicy, towarzyszy od samego początku Matka Boża. Stąd w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego – w tym roku 1 czerwca 2020 – obchodzimy w Polsce święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła.
Święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła zostało wprowadzone do kalendarza liturgicznego na wniosek biskupów polskich w 1971 roku. Od 2018 r. w całym Kościele powszechnym w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego obchodzone jest wspomnienie obowiązkowe Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła; w Polsce – zgodnie z wcześniejszymi decyzjami Stolicy Apostolskiej – zachowano ten obchód w randze święta.
Dzień ten został wybrany na święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła dlatego, że Zesłanie Ducha Świętego było początkiem działalności Kościoła. Jak podają Dzieje Apostolskie, w momencie Zesłania Ducha Świętego w Wieczerniku obecni byli wszyscy Apostołowie, którzy “trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego” (Dz 1, 14). Matka Najświętsza, Oblubienica Ducha Świętego, mocą którego w dniu Zwiastowania poczęła Jezusa Chrystusa, przeżyła w Wieczerniku wraz z Apostołami zstąpienie Ducha Miłości na Kościół. Od tej chwili Maryja, Wspomożycielka Wiernych i Matka Kościoła, towarzyszy Kościołowi w świecie. Maryja jest Matką Kościoła. Tytuł ten dawali Matce Najświętszej teologowie już od początków dziejów Kościoła, a w ostatnim stuleciu papieże: Leon XIII, Jan XXIII i Paweł VI.
Maryja zrodziła Chrystusa – Głowę Kościoła, trwała też z Apostołami na modlitwie w Zesłanie Ducha Świętego, które było początkiem działalności Kościoła.
Starania Biskupów polskich o ogłoszenie Maryi Matką Kościoła
(fragment Listu Konferencji Episkopatu Polski z dnia 4 maja 1971 r.)
“Maryja jest Matką Kościoła. Tytuł ten dawali Matce Najświętszej teologowie już od początków dziejów Kościoła, a w ostatnim stuleciu papieże: Leon XIII, Jan XXIII i Paweł VI.
Biskupi polscy złożyli Ojcu świętemu, Pawłowi VI Memoriał, z gorącą prośbą o ogłoszenie Maryi Matką Kościoła i oddanie ponowne Jej macierzyńskiemu Sercu całej Rodziny ludzkiej. Prymas Polski imieniem 70 Biskupów polskich w dniu 16 września 1964 roku, podczas trzeciej sesji soborowej, wygłosił przemówienie, uzasadniając konieczność ogłoszenia Maryi Matką Kościoła, szczególnie w chwili obecnej, w której dręczona i zagrożona ludzkość tak bardzo potrzebuje Matki. Powoływał się na doświadczenia naszego Narodu, dla którego Matka Chrystusowa, obecna w naszych dziejach, i zawsze przez nas wzywana, była ratunkiem, pomocą i zwycięstwem. Biskupi polscy zabiegali również bardzo o to, aby nauka o Matce Najświętszej została włączona do Konstytucji o Kościele, gdyż to podkreśla godność Maryi, jako Matki Kościoła i Jej czynną obecność w misterium Chrystusa i Kościoła.
Tak się też stało. Nauka o Matce Najświętszej weszła do Konstytucji Dogmatycznej o Kościele, a Ojciec Święty przychylając się do próśb Biskupów polskich, ogłosił Maryję Matką Kościoła. Uczynił to w Bazylice Watykańskiej, dnia 21 listopada 1964 roku, na zakończenie III Sesji Soboru i powierzył Jej cały rodzaj ludzki. Oto Jego słowa: Ku chwale więc Najświętszej Maryi Panny, oraz ku naszej radości, ogłaszamy Najświętszą Maryję Pannę Matką Kościoła, czyli całego Ludu chrześcijańskiego, zarówno wiernych, jak i pasterzy, którzy wszyscy zwą Ją swą Matką najmilszą. Ustanawiamy również, aby odtąd cały lud chrześcijański oddawał Matce Boga pod tym właśnie najmilszym Imieniem jeszcze większą cześć i do Niej zanosił swe prośby… Twemu Niepokalanemu Sercu powierzamy, o Bogurodzico Dziewico, całą ludzkość! Padło oficjalne oświadczenie: Kościół ma Matkę! Matka Chrystusowa jest Matką naszą. Radość Ojców Soboru była nieopisana. Można ją porównać tylko z radością, jaką wywołało na Soborze Efeskim w roku 431 ogłoszenie dogmatu o Boskim Macierzyństwie Maryi.
Na zakończenie Roku Wiary (w czerwcu 1968 roku), Ojciec Święty potwierdził swoje orzeczenie o Matce Kościoła w Wyznaniu Wiary, w tzw. Credo Pawłowym które w Polsce wielokrotnie było później powtarzane.
Episkopat Polski włączył nowe wezwanie do Litanii Loretańskiej : „Matko Kościoła, módl się za nami”. wniósł równocześnie prośbę do Stolicy Świętej, aby wezwanie to znalazło się w Litanii odmawianej w Kościele Powszechnym, i aby Papież ustanowił Święto Matki Kościoła również dla całego Kościoła Powszechnego. Na razie Stolica Święta zezwoliła na wprowadzenie Święta Matki Kościoła w Polsce, które z radością będziemy jutro po raz pierwszy obchodzili, Ufamy, że w niedługim czasie, będzie ono rozszerzone na cały Kościół powszechny…”
Całość listu —> episkopat.pl (2018): Święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła
Maria Okońska:
“… opowiadał nam o tym, co działo się w auli soborowej w dniu ogłoszenia Maryi Matką Kościoła, sam Ojciec [kard. Stefan Wyszyński – red.] Był uszczęśliwiony. Porównywał ten moment z tym, co działo się na Soborze Efeskim w 431 r., gdy Maryja została ogłoszona Matką Boga. Wtedy również entuzjazm był niebywały. Ojcowie soborowi z pochodniami wyszli na ulice Efezu, śpiewając hymny Maryjne. „Tym razem – mówił Ojciec – biskupi zerwali się ze swych miejsc i zaczęli klaskać, śpiewając: Magnificat, Alma Redemptoris Mater, Ave Regina coelorum, Ave maris Stella itd. Powtórzył się Efez. Tam Maryja została ogłoszona Matką Boga, tu – Matka Boga została ogłoszona Matką Kościoła. Radość biskupów i Ludu Bożego wyraziła się prawie tak samo”.
Gdy Ojciec nam to wszystko powiedział, zakończył słowami: „Dziękuję Wam z całego serca, moje dzieci”. Zapytałyśmy zdumione: „Ojcze, za co?”. Odpowiedział ze wzruszeniem: „Za to, że wyklęczałyście tę sprawę na Jasnej Górze, wbijając dzień i noc kolana w posadzkę jasnogórską…”
Czytaj całość —> niedziela.pl: Maryja Matką Kościoła
misericors.org
———————————-
Historia mozaiki Matki Bożej Matki Kościoła na placu św. Piotra
Dzisiaj w Kościele katolickim obrządku łacińskiego obchodzone jest wspomnienie Maryi Matki Kościoła. Decyzją Papieża Franciszka jest ono obchodzone w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego. Najbardziej znany wizerunek Matki Bożej “Mater Ecclesiae” znajduje się nad placem św. Piotra, na ścianie starej części Pałacu Apostolskiego.
O historii powstania tego wizerunku opowiedział mi bp Javier Echevarría Rodriguez, przełożony prałatury Opus Dei, w rozmowie nt. związków Jana Pawła z „Dziełem” założonym przez św. Josemarię Escrivę de Balageuera (wywiad znajduje się w książce „Niezapomniany. Jan Paweł II we wspomnieniach przyjaciół i współpracowników” wydanej przez Muzeum Dom Rodzinny Jana Pawła II i wydawnictwo Rafael). Oto co odpowiedział mi bp Echevarría, gdy go zapytałem, czy to prawda, że jeden z członków Opus Dei przyczynił się do powstania mozaiki na placu św. Piotra?
„Tak, to prawda. Co roku przyjeżdzają do Rzymu na święta wielkanocne tysiące studentów z ośrodków Opus Dei z całego świata. W 1980 r. w czasie spotkania naszych studentów z Janem Pawłem II jeden z nich powiedział, że obserwując plac św. Piotra można zauważyć figury wielu świętych ale nie ma Matki Bożej.Po czym zasugerował: “Ojcze Święty, może warto by umieścić chociaż jeden Jej wizerunek”. Na co Papież odpowiedział: «Bardzo dobrze!». Gdy ks. Álvaro dowiedział się o tym fakcie, zlecił architektowi Javierowi Cotelo znalezienie najlepszego miejsca na palcu, gdzie wizerunek Matki Bożej przyciągał by wzrok pielgrzymów. Architekt Javier natychmiast zrobił projekt, który przewidywał wykonanie mozaiki na rogu Pałacu Apostolskiego. Papieżowi tak bardzo spodobała się ta idea, że kazał zrealizować nasz projekt”. Mozaika została wykonana pod koniec 1981 r. (listopad-grudzień), tzn. w roku zamachu na Jana Pawła II, w podziękowaniu za ocalenie. Nad pracami czuwał ówczesny asesor w Sekretariacie Stanu, obecnie kardynał, Giovanni Battista Re, szef Komisji Ochrony Zabytków Stolicy Apostolskiej, ks. Giovanni Fallani, oraz dyrektor Muzeów Watykańskich, prof. Carlo Pietrangeli. Podjęto decyzję, by mozaikę umieścić w oknie starego skrzydła Pałacu Apostolskiego, które wychodziło na plac św. Piotra.
Ta propozycja spodobała się Papieżowi. Jako model dla mozaiki posłużył wizerunek Maryi z Dzieciątkiem, znajdujący się w Bazylice św. Piotra zwany jako Matka Boska Kolumny, gdyż został namalowany na kolumnie pochodzącej ze starej bazyliki. Po Soborze Watykańskim II Paweł VI nadał wizerunkowi tytuł „Mater Ecclesiae”. Mozaika widoczna z placu św. Piotra mierzy ponad 2,5 metra, w dole umieszczony został herb Jana Pawła II z hasłem Totus Tuus. Jan Paweł II poświęcił mozaikowy wizerunek Matki Bożej 8 grudnia 1981, w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, przed modlitwą Anioł Pański.
Włodzimierz Rędzioch /Tygodnik Niedziela
************************************************************************
Duchowa pielgrzymka Żywego Różańca
Materiały prasowe organizatora
W dniach 5-6 czerwca 2020 r. do jasnogórskiego sanktuarium jak co roku przybędą wraz z diecezjalnymi moderatorami członkowie i zelatorzy Żywego Różańca z całej Polski, by zawierzyć Kościół i świat opiece Matki Bożej. Jak to zrobią, gdy ograniczenia związane z epidemią nie pozwalają na tak liczne zgromadzenia? Stawią się przed tronem Matki Bożej sercem. Zapraszamy na wyjątkową VIII Duchową Ogólnopolską Pielgrzymkę Żywego Różańca na Jasną Górę.
W tym roku nie będziemy mogli wszyscy fizycznie przybyć na Jasną Górę. Z powodu obostrzeń związanych z pandemią nasza pielgrzymka będzie miała charakter duchowy. Na Jasną Górę przybędą przedstawiciele Żywego Różańca w Polsce, którzy poprowadzą dwudniowe czuwanie, a my wraz z nimi nasze duchowe pielgrzymowanie będziemy przeżywać za pośrednictwem Radia Maryja, Telewizji Trwam i strony internetowej jasnagora.pl.
Co będzie w programie pielgrzymki?
Hasłem tegorocznej pielgrzymki są słowa kard. Stefana Wyszyńskiego: Wszystko postawiłem na Maryję. Pielgrzymkę rozpoczniemy w piątek 5 czerwca o godz. 20:20 transmisją modlitwy różańcowej. O godz. 21:00 będziemy razem modlić się podczas Apelu jasnogórskiego. Rozważanie apelowe poprowadzi ks. Jacek Gancarek, moderator krajowy Żywego Różańca, błogosławieństwa udzieli abp Wacław Depo, metropolita częstochowski, opiekun Żywego Różańca z ramienia KEP. W sobotę 6 czerwca o godz. 13:30 rozpoczniemy transmisję Mszy Świętej w kaplicy Cudownego Obrazu za pośrednictwem Telewizji Trwam.
Podczas pielgrzymki rozpoczniemy także trzeci rok Wielkiej Nowenny Różańcowej. Temat, który w tym rok będziemy rozważać, także na łamach miesięcznika formacyjnego „Różaniec”, to: „Żywy Różaniec znakiem jedności z Ojcem Świętym i Kościołem”.
Odczytamy również słowo, które skierował do nas abp Salvatore Pennacchio, nuncjusz apostolski. Nie zabraknie również tradycyjnej pamiątki z pielgrzymki. W tym roku będzie to obrazek z wizerunkiem Stefana kard. Wyszyńskiego z modlitwą „Aktu osobistego oddania Matce Bożej”. Obrazek będzie dołączony do czerwcowego numeru miesięcznika „Różaniec”.
W tym trudnym czasie dla całego świata nie ustajemy w modlitwie. Bądźcie razem z nami duchowo na Jasnej Górze 5-6 czerwca. Jeśli stawimy się wszyscy – ponaddwumilionowa armia Żywego Różańca – być może będzie to największa w historii Ogólnopolska Duchowa Pielgrzymka Żywego Różańca na Jasną Górę.
Czym jest wspólnota Żywego Różańca?
Żywy Różaniec to niezwykła wspólnota modlitwy i apostolstwa. Mogą do niej dołączyć wszyscy, którzy u boku Maryi chcą przemieniać świat modlitwą. W jaki sposób to się dzieje? Bardzo prosto. Żywy Różaniec tworzą róże/koła różańcowe. Do jednej róży należy 20 osób, z których każda zobowiązuje się do codziennego odmawiania jednego dziesiątka Różańca, rozważając w nim jedną tajemnicę różańcową (zmienianą co miesiąc). Dzięki temu róża codziennie odmawia cały Różaniec.
Codzienny dziesiątek odmawiamy w papieskich intencjach Apostolstwa Modlitwy, czyli w intencjach wyznaczonych prze papieża na dany miesiąc jako odpowiedź na różne wyzwania i trudności, przed którymi stoją wierni Kościoła i ludzie całego świata. Założycielką tego dzieła modlitwy jest sługa Boża Paulina Maria Jaricot. Dziś prawie w każdej parafii w Polsce istnieje i działa wspólnota Żywego Różańca, który ma też swoje stowarzyszenie zatwierdzone przez Konferencje Episkopatu Polskiego.
27 maja 2020 / Katolicka Agencja Informacyjna/eKAI.pl
—————————————–
Już wkrótce 4 nowych błogosławionych
Ojciec Święty upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do opublikowania 8 dekretów, w tym 2 o cudzie oraz dwóch o męczeństwie (do beatyfikacji).
Dwa dekrety dotyczą osób szeroko znanych: założyciela Rycerzy Kolumba, ks. Michała McGivney, oraz Pauliny Jaricot, założycielki Dzieła Rozkrzewiania Wiary.
Ks. Michał J. McGivney urodził się 12 sierpnia 1852 roku w rodzinie irlandzkich imigrantów w Waterbury w stanie Connecticut a jego rodzicami byli Patrick McGivney oraz Mary McGivney. Był najstarszym synem spośród liczącego 13 osób rodzeństwa (w tym 6 z nich zmarło we wczesnym dzieciństwie). Jego ojciec pracował w Waterbury jako formierz. Uczył się w lokalnej szkole, ale przerwał naukę w wieku 13 lat, aby pracować przy młynie w fabryce mosiądzu jako rozdrabniacz. W wieku 16 lat Michael rozpoczął naukę w seminarium znajdującym się w Saint-Hyacinthe. Zmarł w wieku 38 lat na zapalenie płuc. W 1882 roku założył Rycerzy Kolumba jako stowarzyszeni wzajemnej pomocy i formacji w wierze katolickiej. Dzisiaj są oni międzynarodową organizacją katolickich mężczyzn. Działają w kilkunastu państwach świata i gromadzą w swoich szeregach ponad 1,95 miliona członków. Obecni są także w Polsce i liczą ponad 5,5 tys. członków działających w 105 radach na terenie 28 diecezji. Zasadami Rycerzy Kolumba są miłosierdzie, jedność, braterstwo i patriotyzm.
Proces beatyfikacyjny został zainaugurowany w roku 1996, a 15 marca 2008 r. Benedykt XVI zatwierdził dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego.
Paulina Jaricot urodziła się 22 lipca 1799 r. w Lyonie we Francji, jako córka bogatego przemysłowca. W rodzinie otrzymała staranne wychowanie religijne. W wieku 17 lat podjęła prosty sposób życia i zapragnęła służyć Bogu. Złożyła prywatny ślub czystości. Zaczęła odwiedzać biedne lyońskie rodziny, rozdając im jałmużnę. Gorąco kochała Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie i z gronem dziewcząt w swoim wieku założyła Stowarzyszenie Wynagrodzicielek Najświętszego Serca Pana Jezusa. Codziennie adorowały Jezusa Eucharystycznego.
Z korespondencji ze swoim bratem, uczącym się w seminarium duchownym w Paryżu, i z listów misjonarzy Paulina dowiedziała się o niezwykle trudnej sytuacji finansowej na misjach i tragicznej sytuacji dzieci w Chinach, które umierały z głodu. Myśl ta nie dawała jej spokoju. Zaczęła więc szukać pomocy. Wtedy właśnie ujawnił się jej geniusz organizacyjny. Utworzyła koła, w które chętnie zaangażowały się robotnice zakładu przemysłowego, odkładając drobne sumy z tygodniowych zarobków. Z dziesiątek kół wyłaniały się nowe koła i rosły w setki, tworząc fundusz na działalność misyjną Kościoła i rozkrzewianie wiary.
Kiedy Paulina miała 23 lata, jej dzieło, już w pełnym rozkwicie, przeszło pod zarząd Specjalnej Rady i wówczas podjęła inną, duchową formę wspierania Dzieła. Otoczyła je modlitwą różańcową. W ten sposób powstał Żywy Różaniec.
Dziełu modlitewnemu Pauliny Jaricot udzieliło poparcia wielu biskupów oraz generał Zakonu Dominikanów, który w 1836 r. przyłączył Stowarzyszenie Żywego Różańca do dominikańskiej Rodziny Różańcowej. Papież Grzegorz XVI wydał breve aprobujące stowarzyszenie. Objęło ono najpierw Lyon, potem całą Francję, a wreszcie inne kraje. Róże Różańcowe istnieją w parafiach na całym świecie do dziś, obejmując modlitwą miesięczne intencje misyjne, które papież wyznacza na każdy rok.
Tymczasem wobec pogarszającej się sytuacji społecznej we Francji Paulina zaczęła szukać systemu rozwiązania problemu zubożałych rodzin robotniczych. Cały swój majątek zainwestowała w budowę gmachu, który miał być idealnym ośrodkiem przemysłowym, gdzie robotnicy z rodzinami mieli cieszyć się pracą roztropnie kierowaną i sprawiedliwie wynagradzaną. Inwestycja upadła wskutek oszustwa nieuczciwych ludzi. Paulina do końca życia spłacała długi, pogrążona w ubóstwie, chorobie i całkowitym opuszczeniu.
Odeszła do Boga 9 stycznia 1862 roku ze słowami: Boże mój, wybacz im i obdarz błogosławieństwem, na miarę cierpień, jakie mi zadali…
Założone przez Paulinę Jaricot Dzieło Rozkrzewiania Wiary już po trzech latach liczyło 2 tys. członków. Od 1922 r. ma ono status Dzieł Papieskich; dzisiaj obecne jest w 144 krajach całego świata. Natomiast koła Żywego Różańca po kilku latach działania liczyły ponad milion uczestników. Choć Paulina uważała się tylko „za zapałkę wzniecającą ogień”, to jednak stała się założycielką jednego z największych misyjnych dzieł w Kościele.
Proces beatyfikacyjny Pauliny Jaricot otwarty został w 1910 r., heroiczność jej cnót ogłoszona została przez papieża św. Jana XXIII w 1963 r.
Kolejne dwa dekrety dotyczą autentyczności męczeństwa (do beatyfikacji).
Włoskich cystersów z opactwa Casamari, zabitych przez wojska napoleońskie w 1799 roku – Symeona Cardon i 5 towarzyszy oraz włoskiego franciszkanina (Zakon Braci Mniejszych), Kosmy Spessotto zabitego w Nikaragui w 1980 roku. Spessotto – podobnie jak arcybiskup San Salvador Óscar Romero – wypowiedział się przeciwko niesprawiedliwości ze strony junty Salwadoru. Otrzymał szereg pogróżek śmierci. Został zabity przed Mszą świętą w 1980 roku. Starania o jego beatyfikację rozpoczęła się w 1999 roku za papieża Jana Pawła II, który nazwał go Sługą Bożym.
Watykan, Tygodnik NIEDZIELA
************************************************************************
—————————————-
W niedzielę 31 maja Kościół Katolicki przeżywał jedno z najważniejszych świąt – Zesłanie Ducha Świętego. Apostołowie wraz z Maryją, Bożą Matką, po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa, trwali w wieczerniku na modlitewnym oczekiwaniu, przygotowując się w ten sposób na przyjście Ducha Pocieszyciela obiecanego przez Chrystusa, jak jest napisane w Ewangelii według św. Jana (14.15-20). Wspólnota gromadzącą się przy kościele św. Szymona, uczestniczyła w 9-dniowej nowennie przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego. Każdego dnia, od piątku – 22 maja, w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego, która jest dla nas takim wieczernikiem, duchowo łączyliśmy się we wspólnej modlitwie wsłuchując się w rozważania. Niżej podany jest tekst tej nowenny na każdy dzień. Oby ta wspólna modlitwa odnowiła oblicza naszych serc w tym szczególnym czasie i przygotowała nas do najważniejszego wydarzenia jakim jest wspólne przeżywanie Eucharystii, Mamy wielką nadzieję, że już w krótce będzie nam dane na żywo uczestniczyć w Bożych Tajemnicach naszej wiary.
“Owocem ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” – poucza Paweł Apostoł.
Nie sposób przecenić znaczenie tych owoców
w naszym codziennym, chrześcijańskim życiu.
Pożytecznie i mądrze jest prosić o nie
w modlitwie tak szczególnej
jak nowenna do Ducha Świętego.
——————-
NOWENNA PRZED UROCZYSTOŚCIĄ ZESŁANIEM DUCHA ŚWIĘTEGO
… Nowenna do Ducha Świętego, oparta na rozważaniu i upraszaniu dziewięciu „owoców Ducha Świętego”, wymienionych w Liście św. Pawła do Galatów. Pozwólmy się prowadzić Duchowi Świętemu – prosił Apostoł i zarazem zalecał, aby owoce te zdobywać i na ich miarę kształtować nasze życie. Podkreślał ich wagę w miłości i wolności chrześcijańskiej. Pisał: „Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa… Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5,1618.22).
…. Proponuję, aby modlitewne skupienie, towarzyszące odprawianiu nowenny o owoce Ducha Świętego, wzbogacić codziennymi, konkretnymi czynami. Niech podane propozycje i intencje modlitewne po każdym rozważaniu pomogą upraszać potrzebne łaski oraz żyć owocami Ducha Świętego, umacniać je i pogłębiać w swoim życiu.
o. Mirosław Piątkowski SVW, święto Zwiastowania Pańskiego, 25.03.2006
Za zgodą Kurii Biskupiej Warszawsko-Praskiej, 30.10.2006 r., nr 1942(K)
——————————————————————————————————————–
DZIEŃ PIERWSZY – piątek 22 maja 2020
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 18.00 – 19.00
Msza św. – godz. 19.00
MIŁOŚĆ – CARITAS
Bóg jest miłością. Te słowa z Pierwszego Listu św. Jana (4,16) ze szczególną jasnością objawiają istotę wiary chrześcijańskiej. W tym krótkim stwierdzeniu, jak zauważa na początku swojej pierwszej encykliki papież Benedykt XVI, zawiera się chrześcijański obraz Boga i wyłaniający się z niego obraz człowieka i jego drogi. Jan Apostoł nie napisał tych słów po wnikliwej analizie intelektualnej, ale po spotkaniu i doświadczeniu miłości Boga w osobie Jezusa Chrystusa. Wielu współczesnych Janowi, tak jak on sam, poznało miłość i uwierzyło w miłość, jaką Bóg nam okazuje. My, choć, żyjemy już w innym czasie i innych sytuacjach, nadal spotykamy chrześcijan, którzy żyją miłością i doświadczamy miłości Boga i ludzi. Doświadczamy miłości Boga w Eucharystii, którą zostawił nam Jezus i w której w każdej chwili jest On obecny dla nas. Możemy też trwać w Jego miłości, bo daje nam samego siebie. Możemy wreszcie sami miłować Boga i ludzi swoją (i co więcej) Jego miłością. Wszystko to jest możliwe dzięki działaniu i mocy Ducha Świętego, który jest nam bezustannie dawany. „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5); „Albowiem Bóg tak umiłował świat, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Kto zatem trwa w miłości, trwa w Bogu… Przyzywajmy Ducha Świętego, aby trwać w miłości i obdarowywać nią innych, aby doświadczać miłości Bożej i odczuwać, że naprawdę jesteśmy kochani przez Niego, aż do „szaleństwa krzyża”!
Czyn ku wzrastaniu w miłości – przyjmowanie Pana Jezusa w Komunii świętej
(w obecnym czasie, oby w naszym sercu było głębokie pragnienie przyjęcia Pana Jezusa)
Intencja ogólna:
Przybądź Duchu Święty… daj szczęście bez miary! Pomóż nam dzięki jak najczęstszemu uczestniczeniu we Mszy świętej i przyjmowaniu Jezusa w Komunii świętej umacniać miłość do Ciebie i bliźniego, samego siebie i całego świata stworzonego.
Intencja osobista:
Duchu Święty, w szczególny sposób zawierzam ci moją osobistą troskę, którą w obecnym czasie jest… (w tym miejscu wymienić to, o co szczególnie chcę prosić w tej nowennie do Ducha Świętego).
Następnie można odmówić koronkę do Ducha Świętego albo jedno Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu oraz modlitwę na zakończenie:
Módlmy się: Boże, któryś pouczył serca wiernych światłem Ducha Świętego, daj nam w tymże Duchu poznać, co jest prawe, i Jego pociechą zawsze się radować. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Niepokalana Oblubienico Ducha Świętego, – Módl się za nami.
Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11,13).
KORONKA KU CZCI DUCHA ŚWIĘTEGO
Krzyżyk:
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Wierzę w Boga Ojca…
Koralik po krzyżyku:
Przybądź, Duchu Święty,
Spuść z niebiosów wzięty
Światła Twego strumień.
Przyjdź, Ojcze ubogich,
Dawco darów mnogich,
Przyjdź, Światłości sumień!
O najmilszy z Gości,
Słodka serc radości,
Słodkie orzeźwienie.
W pracy Tyś ochłodą,
W skwarze żywą wodą,
W płaczu utulenie.
Światłości najświętsza,
Serc wierzących wnętrza
Oddaj swej potędze!
Bez Twojego tchnienia
Cóż jest wśród stworzenia?
Jeno cierń i nędze!
Obmyj, co nieświęte,
Oschłym wlej zachętę,
Ulecz serca ranę!
Nagnij, co jest harde,
Rozgrzej serca twarde,
Prowadź zabłąkane.
Daj Twoim wierzącym,
Daj wieniec zwycięstwa,
Daj szczęścia bez miary!
Amen.
Siedem części po trzy koraliki:
1. Bądź uwielbiony, Boże Duchu Święty, i przyjdź do nas w darze mądrości.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu.
2. Bądź uwielbiony, Boże Duchu Święty, i przyjdź do nas w darze rozumu.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu.
3. Bądź uwielbiony, Boże Duchu Święty, i przyjdź do nas w darze rady.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu..
4. Bądź uwielbiony, Boże Duchu Święty, i przyjdź do nas w darze męstwa.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu.
5. Bądź uwielbiony, Boże Duchu Święty, i przyjdź do nas w darze umiejętności.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
6. Bądź uwielbiony, Boże Duchu Święty, i przyjdź do nas w darze pobożności.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…
7. Bądź uwielbiony, Boże Duchu Święty, i przyjdź do nas w darze bojaźni Bożej.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
– Ześlij Ducha Twego, Panie, a powstanie życie,
– I odnowisz oblicze ziemi.
Zakończenie:
Módlmy się: Boże, Tyś pouczył serca wiernych światłem Ducha Świętego: daj nam w tymże Duchu poznać, co jest prawe i Jego pociechą zawsze się radować. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
– Niepokalana Oblubienico Ducha Świętego,
– Módl się za nami.
Codzienne ofiarowanie się Duchowi Świętemu:
Boże, Duchu Święty, słodka miłości Ojca i Syna. Aby całkowicie należeć do Ciebie, oddaję Ci teraz i na zawsze: moje serce, moje ciało i duszę, moje siły i zdolności, moje cierpienia i radości, moje życie i śmierć. Oddaję Ci też wszystkich, którzy są mi drodzy i wszystko, czym jestem i co posiadam, abyś Ty sam mógł tym rozporządzać i panować nade mną swoją miłością, teraz i w wieczności. Amen.
(św. Arnold Janssen SVD)
——————————————-
DZIEŃ DRUGI – sobota 23 maja 2020
Msza św. niedzielna – godz. 18.00
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 19.00 – 20.00
RADOŚĆ – GAUDIUM
„Aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” – to życzenie, a nawet polecenie, Jezusa skierowane do uczniów. Bóg w Jezusie pragnie dla nas pełnej radości. Czy zdaję sobie z tego sprawę? Prawdziwa radość jest możliwa i dla mnie i takiej radości dla mnie pragnie Bóg! Uczniowie Jezusa przypatrywali Mu się bacznie przez trzy lata i widzieli, że nieraz doznawał głębokiej radości. Oni sami uczestniczyli w Jego radości. „Kiedy wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają” (Łk 10,17); „W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom»” (Łk 10,21).
Radość była również udziałem Apostołów po wstąpieniu Jezusa do nieba. Choć nie było Go już fizycznie pośród nich, tak jak to jest w naszej sytuacji, to jednak doświadczali pełni radości. Była ona ich udziałem nawet w trudnych sytuacjach, gdy doznawali cierpienia! Kiedy członkowie Sanhedrynu kazali ubiczować Apostołów za głoszenie “Dobrej Nowiny o Jezusie i zabronili im przemawiać w imię Jezusa, „oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa” (Dz 5,41). Potwierdza to także świadectwo Pawła Apostoła z Listu do Kolosan: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa, dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Nie były to tylko słowa pisane w liscie. Kiedy przebywał w więzieniu razem z Sylasem, zakuty w dyby, po wymierzeniu mu wielu razów „śpiewał hymny Bogu” (Dz 16,25).
Biblia w wielu miejscach ukazuje nam, że ludzie dzięki żywej relacji z Bogiem, dzięki modlitewnemu życiu, jakie prowadzą, doznają prawdziwej radości, i to nawet w cierpieniu. Mojżesz i Izraelici śpiewali pieśni i tańczyli na cześć Pana, gdy „mocną ręką” wyprowadził ich z niewoli (por. Wj 15,1-21). Dawid również tańczył wśród radosnych okrzyków przed Arką Pańską po zwycięstwie nad wrogiem (por. 2 Sm 6,14-15). Maryja, Matka Jezusa, wyraża swoją radość w hymnie nazywanym Magnificat: ,Raduje się duch mój w Bogu zbawcy moim…” (Łk 1,47). Święty Jan Chrzciciel także – mimo surowego życia, jakie prowadził – zaświadcza o głębokiej radości, jakiej doznaje w relacji z Bogiem i w spotkaniu z Jezusem: „Przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu” (J 3,29). I choć doznajemy smutku, to jednak Jezus obiecuje, że „smutek wasz zamieni się w radość… a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać” (J 16,20.22). Duch Święty sprawia, że Jezus jest obecny w naszym życiu. Przyzywajmy Ducha, aby zstępował na nas i uobecniał pośród nas Jezusa. Aby zamieniał nasze smutki w radość, której nikt nam nie zdoła odebrać.
Czyn ku rozwijaniu radości – regularna lektura duchowa (np. życiorysy świętych)
Intencja ogólna:
Przybądź, Duchu Święty… słodka serc radości! Pomóż nam rozwijać i umacniać radość w sobie dzięki lekturze duchowej, a w szczegółności dzięki przypatrywaniu się sługom Bożym, błogosławionym i świętym.
Dalej tak, jak w pierwszym dniu po intencji ogólnej.
————————————-
DZIEŃ TRZECI – Niedziela 24 maja 2020
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 10.30 – 11.00
Msza św. – godz. 11.00
POKÓJ – PAX
Pokój serca jest największą i najgłębszą potrzebą człowieka. Franciszek Kyutaro Hashimoto, Japończyk urodzony w Osace, był buddystą. Kiedy spotkał brata Romualda Mrozińskiego, franciszkanina, zafascynował się głębokim, wewnętrznym jego pokojem. ,Widziałem, że jest to prawdziwy pokój Chrystusa, pokój, którego nie znalazłem w kulturze i religijności japońskiej. Urzeczony bratem Romualdem, pokojem, który miał w sobie, zapragnąłem zostać chrześcijaninem” (z książki Rozmowy o chrześcijaństwie w Japonii… i w Polsce, wydanej przez Verbinum).
Pokój jest pragnieniem człowieka. Pokoju chce Bóg dla ludzi. Kiedy narodził się Chrystus, aniołowie objawiając się pasterzom i zwiastując im Jego przyjście, wielbili Boga słowami: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania” (Łk 2,14). Pokój Boga jest możliwy dla narodów całej ziemi i wszystkich ludzi dobrej woli. Pokój Boży nie oznacza jednak tylko braku wojny. Jest przede wszystkim wewnętrznym stanen ducha, którym możemy się cieszyć mimo wojny, prześladowań i cierpień. Kiedy Jezus żegnał się ze swoimi uczniami, mówił do nich: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka!” (J 14,27)
Jeśli słyszałeś o chrześcijanach, którzy wewnętrznie spokojni i bez lęku stają wobec różnych trudnych sytuacji życiowych, np. ciężkiej choroby czy śmierci, to tym samym dowiedziałeś się, czym jest prawdziwy pokój, który daje Chrystus. Tylko Jezus Chrystus może dać nam prawdziwy pokój. My sami nie możemy go sobie dać. Świat daje i odbiera pokój. Jeśli daje pokój, to często jest on tylko pozorny albo częściowy. Jezus przychodząc po swoim zmartwychwstaniu do uczniów, przynosi im przede wszystkim pokój.
Mówi do nich: „Pokój wam”. Tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego! Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, komu zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,19-23). Jezus w sposób szczegółny udziela nam prawdziwego pokoju przez Ducha Świętego, gdy wyznajemy nasze grzechy w sakramencie pojednania! Jeśli pragniemy, by w naszych sercach i umysłach zagościł prawdziwy pokój Boga, przyzywajmy go z gorliwością i stałością, i oczyszczajmy się z naszych grzechów, stanowiących przeszkodę na drodze do pokoju.
Czyn ku odnajdywaniu Bożego pokoju – regularna spowiedź
Intencja ogólna:
Przybądź, Duchu Święty… bez Twojego tchnienia cóż jest wśród stworzenia? Jeno cierń i nędze! Pomóż nam umacniać pokój w sobie, wokół siebie i na całym świecie dzięki dobrze przeżytemu, comiesięcznemu sakramentowi pojednania.
Dalej tak jak w pierwszym dniu po intencji ogólnej.
—————————————-
DZIEŃ CZWARTY – poniedziałek 25 maja 2020
Msza św. – godz. 19.00
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 19.30 – 20.00
CIERPLIWOŚĆ – LONGAMINITAS
Kardynał Ratzinger, obecny papież Benedykt XVI, pisząc o przemianach w Europie, a szczególnie we wschodniej jej części, podkreślą siłę cierpliwego świadectwa chrześcijan. „Jak znaczące jest to, czego mogła dokonać cierpliwość, a z tym i związane cierpienie duchowe, psychiczne i fizyczne chrześcijan. Fakt, że w Europie Wschodniej wiara stała się siłą, która okazała się mocniejsza niż «naukowy socjalizm» wypływa przede wszystkim z pokory i cierpliwości cierpiących, w których świadectwie uwidoczniła się większa obietnica. Jesteśmy od nowa zdani na to, aby przekraczać samych siebie na drodze wiary w Żywego Boga. Odwagi do tego, by wierzyć tak dziś jak i niegdyś, nie da się przekazać na czysto intelektualnej drodze. Przede wszystkim wymaga ona świadków, którzy ją poprzez swoje życie i cierpienie zweryfikują jako słuszną drogę. Jednak ta właśnie droga prowadzi do Żywego Boga” (por. J. Ratzinger, Czas przemian w Europie, Kraków 2001, s. 93).
Cierpliwość to wytrwałość w drodze do wyznaczonego celu. Zwykle celu nie osiąga się natychmiast, w jednej chwili, ale po upływie jakiegoś czasu, nieraz długiego. Cnota ta nierzadko jest związana z trudem, zmęczeniem czy bólem, ale znoszonym w spokoju. W doskonaleniu cnoty cierpliwości i trwaniu w niej pomaga wpatrywanie się w cel, który chce się osiągnąć, jasna wizja drogi, którą się podąża, świadomość, że nie jesteśmy na tej drodze sami. Kto jest cierpliwy, nie zniechęca się upadkami, bo wie, jak ważny jest cel, do którego dąży. Cierpliwości potrzebujemy w znoszeniu naszych słabości i ciągłym nawracaniu się do Boga. Jednocześnie postawa ciągłego nawracania się wyrabia w nas cierpliwość i daje nadzieję na ostateczne osiągnięcie celu.
Teresa z Avila, wielka święta i mistyczka hiszpańska, w krótkich i pięknych słowach określiła wartość cierpliwości: „Niech nic cię nie niepokoi, kto ma Boga, temu niczego nie brakuje, cierpliwością osiągnie się wszystko”.
Czyn ku wzrastaniu w cierpliwości – postawa stałego nawracania się
Intencja ogólna:
Przybądź, Duchu Święty… daj wieniec zwycięstwa! Umocnij naszą cierpliwość dzięki postawie nieustającego nawracania się.
Dalej tak jak w pierwszym dniu po intencji ogólnej.
—————————————-
DZIEŃ PIĄTY – wtorek 26 maja 2020
Msza św. – godz. 19.00
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 19.30 – 20.00
UPRZEJMOŚĆ – BENIGNITAS
Jest wiele książek uczących dobrych manier – sztuki savoir vivre’u. W szczególności w zawodach sportowych, choć nie tylko, ma obowiązywać zasada fair play, czyli uczciwej i, mimo współzawodnictwa, honorowej walki. Przyznaje się nawet bardzo zaszczytną nagrodę fair play. Wszystko to świadczy, że uprzejmość nie jest powszechnie i na co dzień spotykaną postawą, choć na pewno bardzo upragnioną. Zależy nam, aby inni byli wobec nas uprzejmi i przyjaźnie do nas nastawieni w pracy, na ulicy czy w domu. Z własnego doświadczenia jednak wiemy, że nie jest łatwo przez cały czas być uprzejmym. Przyznajemy, że zdobywamy się na uprzejmość i grzeczność w szczególnych miejscach, w spotkaniu z wyjątkowymi osobami, w szczególnych sytuacjach. Ale słabość charakteru i zmienność emocji nie pozwalają nam być uprzejmymi zawsze i wszędzie. Zdarza się nawet, że wybuchamy złością wobec innych, stajemy się dla nich opryskliwi, zamiast emanować uprzejmością.
Słusznie święty Paweł zaliczył uprzejmość do tych cech ludzkiej osobowości, które należą do owoców Ducha Świętego. Dopiero Jego obecność i moc są w stanie sprawić, że odnajdujemy dość siły i motywacji, by być uprzejmym. Zdarza się, że ze względu na wyznawaną wiarę okazujemy jakieś osobie szacunek, mimo że swym postępowaniem nie wydaje się ona godna szacunku. Jak wielkiej wówczas potrzebujemy mocy Bożej, aby wypełnić polecenie Jezusa: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują. Tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie… Bądźcie więc doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Łk 44-45.48). Jak wiele trzeba modlić się za innych, aby być wobec nich uprzejmym i odkrywać w nich oblicze Jezusa.
Czyn ku rozwijaniu uprzejmości – modlitwa wstawiennicza
Intencja ogólna:
Przybądź, Duchu Święty… o najmilszy z Gości! Umocnij w nas cnotę uprzejmości dzięki modlitwie wstawienniczej za tych, którzy są jeszcze daleko od Ciebie, również za wrogów i nieprzyjaciół.
Dalej tak jak w pierwszym dniu po intencji ogólnej.
————————————————————–
DZIEŃ SZÓSTY – środa 27 maja 2020
Msza św. – godz. 19.00
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 19.30 – 20.00
DOBROĆ – BONITAS
Człowiek tęskni za dobrocią serca. Dobroć ta obecna była w oczach Jezusa, w Jego słowach i czynach. „Nauczycielu dobry…” powiedział do Niego młodzieniec, pytający o życie wieczne (Mk 10,17). Pan Jezus przenikał do głębi ludzkiego serca, rozpoznawał pragnienia ludzkiej duszy, czuł ból i dostrzegał choroby każdego napotkanego człowieka. Błogosławił dzieci, pochylał się nad ubogimi i płaczącymi. Głosił słowa, które przynosiły życie. Patrzył z miłością… dawał samego siebie.
Być dobrym to umieć się zatrzymać, ofiarowac swój czas, pozwolić odczuć ciepło, obdarzyć życzliwym spojrzeniem, radosnym uśmiechem i modlitwą, sprawiać, by serce drugiego człowieka otwierało się jak kwiat w promieniach słońca. Być dobrym to przejawiać gotowość na doznanie bólu, który może okazać się ceną dobroci. Być mimo wszystko dobrym jak chleb, który każdy może wziąć do ręki i odłamać kawałek, aby zaspokoić głód miłości… (św. Brat Albert).
Dobroć, jakiej potrzebuje świat, wydaje się bardzo prosta. Czyż jednak ludzkość nie zagubiła dobroci, która obywa się bez świateł, neonów, wielkich słów, reklam, komputerów i pieniędzy? Ojciec Marian Żelazek (1908 -2006), misjonarz werbista, mimo pięcioletniej gehenny, jaką przeżył i widział, przebywając w obozie koncentracyjnym w Dachau (1940 -1945), zdecydował się zostać księdzem i po święceniach, od 1950 roku, pracował przez pięćdziesiąt lat w Indiach, z czego ponad trzydzieści wśród trędowatych w Puri. Stworzył dla nich ośrodek-miasteczko, aby uczynić ich życie ludzkim. Zwykł mawić: „Nie jest trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć”.
Czy wytrwale pragniemy być dobrymi? Czy nie potrzeba nam mocy Ducha Świętego, aby mimo trudności chcieć żyć tą dobrocią, która odnawia oblicze ziemi? Czy nie to miał na myśli psalmista, gdy się modlił: „Wszystko to czeka na Ciebie… Stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha i odnawiasz oblicze ziemi” (Ps 104,27.30).
Czyn ku rozwijaniu dobroci – ofiarowywanie serca i dóbr (jałmużna)
Intencja ogólna:
Przybądź, Duchu Święty… Dawco darów mnogich! Umocnij w nas dobroć, abyśmy umieli przyjmować dobroć Bożą i obdarzać nią innych dzięki ofiarowywaniu swego czasu i obecności, dobrego słowa i konkretnej pomocy osobom szczególnie potrzebującym, zwłaszcza tym, które utraciły wszelką nadzieję.
Dalej tak jak w pierwszym dniu po intencji ogólnej.
————————————————–
DZIEŃ SIÓDMY – czwartek 28 maja 2020
Msza św. – godz. 19.00
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 19.30 – 20.00
WIERNOŚĆ – FIDES
Wierność najczęściej kojarzy się z małżeństwem. Na początku wspólnej drogi małżonkowie przyrzekają sobie nawzajem, że zachowają wierność i uczciwość małżeńską i że nie opuszczą siebie aż do śmierci. Na koniec dopowiadają: „Tak mi dopomóż Panie Boże i wszyscy święci”. Przed ceremonią wypowiedzenia przysięgi małżeńskiej wzywa się Ducha Świętego, aby pobłogosławił nowy związek życia i udzielał małżonkom mocy do trwania w wierności aż do śmierci.
Kościół ustanawiając obrzęd zawarcia związku małżeńskiego był świadom, że wierność małżeńska, podobnie jak i zakonny ślub czystości, może być dochowana tylko dzięki łasce Ducha Świętego. Bez Niego ludzie nie są zdolni wytrwać do końca w wierności małżeńskiej czy w czystej miłości oblubieńczej do Boga. Konstytucje Zgromadzenia Słowa Bożego, mówiąc o ślubie czystości, tak zwracają się do tych, którzy zamierzają podjąć życie w czystości: „Nasza Bogu poświęcona czyśtość jest bardziej darem Boga dla nas, niż naszym darem dla Niego. Ponieważ dotyka ona głębokich skłonności ludzkiej natury, wierność jej jest możliwa jedynie w zawierzeniu łasce Boga, który nie opuszcza wybranych… Pełni zaufania zwracamy się do Maryi, która przez swoje «niech mi się stanie» w dziewiczej płodności stała się Matką Wcielonego Słowa, aby nam dopomagała każdego dnia przeżywać nasz ślub w mocy i radości Ducha Świętego” (206) .
Nie tylko w sytuacjach szczególnych kryzysów wierności i pokus, ale także w codziennym wypełnianiu wszystkich naszych zobowiązań i w pielęgnowaniu przyjaźni wzywajmy wraz z Maryją i świętymi Ducha Świętego, gwaranta naszej wiernej miłości do Boga i człowieka. Wpatrujmy się w błogosławionych i świętych, aby zachęcać siebie ich przykładem dochowywania wierności do końca.
Czyn ku wzrostowi wierności – codzienna modlitwa, szczególnie różaniec w rodzinie
Intencja ogólna:
Przybądź, Duchu Święty… ulecz serca ranę! Umacniaj naszą wierność Tobie i ludziom dzięki pielęgnowaniu codziennej modlitwy, szczególnie różańcowej.
Dalej tak jak w pierwszym dniu po intencji ogólnej.
————————————-
DZIEŃ ÓSMY – piątek 29 maja 2020
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 18.00 – 19.00
Msza św. – godz.19.00
ŁAGODNOŚĆ – MODESTIA
Łagodność ujawnia się przede wszystkim w zachowaniu wobec bliźniego. Jest przeciwieństwem brutalności, grubiaństwa, szorstkości czy wszelkiego rodzaju zajadłości i agresywności. Ale nie jest również miękkością ani brakiem zdecydowania, które są na ogół cechami ludzi wygodnych i unikających za wszelką cenę jakiejkolwiek konfliktowej sytuacji. Natomiast może iść w parze z żarem, mocą i odwagą. W tym sensie Dzieje Apostolskie mówią o św. Szczepanie, pierwszym męczenniku chrześcijaństwa: „pełen łaski i mocy” (Dz 6,8). Łagodność jest owocem wewnętrznej harmonii z naszym otoczeniem, przepojeniem naszej postawy wobec bliźniego pokojem i miłością. Człowiek łagodny promieniuje harmonią, której nic nie jest w stanie zburzyć.
Prawdziwą łagodność może posiąść ten, kto stara się upodobnić w swym życiu do Chrystusa, pozwala Mu działać w sobie i przez Niego i z Nim odnosi zwycięstwo nad swoim gniewem i zapalczywością. Człowiek prawdziwie łagodny rozpoznaje oblicze Chrystusa w bliźnich, a widząc je, dostrzega też miłosierną miłość zbawiającą świat. Przypatrując się postępowaniu Jezusa wobec mężczyzn, kobiet i dzieci, możemy się uczyć, na czym polega święta łagodność. Jezus z natury był spokojny i łagodny. Nie przeszkadzało Mu to jednak wyrażać gniew i smutek wówczas, gdy chodziło o prawdziwe dobro i wieczne zbawienie człowieka. W Jego świętej łagodności kryła się nadprzyrodzona moc. Ewangelista odnosi do Jezusa słowa proroka Izajasza o Słudze Pańskim, który nie spiera się ani krzyczy, nie złamie trzciny zgniecionej ani nie zgasi knota o nikłym płomieniu (por. Iz 42,2-4; Mt 12,19-20). To Jezus swoją współczującą postawą wobec opuszczonych objawia Boga, pragnącego miłosierdzia, a nie ofiary (por. Mt 9,13; 12,7). Podstawowa prawda objawienia: „Bóg jest miłością”, ukazuje się nam w zbawiającej świat miłości „Baranka Bożego, który gładzi grzech świata” (por. Iz 53,7; J 1,29). Dlatego lgnęły do Niego tłumy, bo serce ludzkie można przede wszystkim pozyskać dzięki wyrozumiałości, miłości i życzliwości.
Czyn ku rozwijaniu łagodności – czytanie i rozważanie Pisma Świętego
Intencja ogólna:
Przybądź, Duchu Święty… słodkie orzeźwienie! Umacniaj w nas łagodność dzięki częstemu czytaniu i rozważaniu Pisma Świętego, abyśmy z niego czerpali natchnienie, a wpatrując się w naszego Pana i Mistrza, uczyli się od Niego pokory i łagodności.
Dalej tak jak w pierwszym dniu po intencji ogólnej.
DZIEŃ DZIEWIĄTY – sobota 30 maja 2020
Msza św. niedzielna – godz. 18.00
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 19.00 – 20.00
OPANOWANIE – CONTINENTIA
Odpowiadając na pytanie, czym jest cnota opanowania, można by powiedzieć, że cała mądrość życia to umiejętność czekania i trwania w nadziei. Wydaje się, że współczesnemu człowiekowi bardzo brakuje tej właśnie cnoty. Ciągle się śpieszymy, za czymś gonimy. Na nic nie chcemy czekać. Wszystko chcielibyśmy mieć już, w tej chwili, natychmiast. A przecież wiemy, jak często się zdarza, że nie jesteśmy w stanie przyswoić mnogości informacji, wrażeń i przeżyć, których tak łakniemy ciałem i duchem. Poza tym autor biblijny ostrzega: „Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem” (Koh 1,8). Warto więc ćwiczyć się w opanowywaniu naszej zmysłowości i nadmiernych pragnień, pożądliwości ciała, oczu i pychy tego życia (por. 1 J 2,16).
Opanowanie to umiar i umiejętność wyczekania na stosowną chwilę, reakcja w słowie i czynie w odpowiednim momencie, miejscu i we właściwej formie. Nie przemilczanie czy tłumienie, ale właściwe reagowanie we właściwy sposób, we właściwym czasie. Duch Święty może nam w tym pomóc. Chętnie wspomaga nasze ludzkie wysiłki, ochoczo wspiera nas w ćwiczeniu się w dobrze rozumianej ascezie, której szczególnymi wyrazami są wstrzemięźliwość i post, i to nie tylko w Wielkim Poście. Wielu jest takich, którzy poszczą o chlebie i wodzie nawet dwa razy w tygodniu. Wzywajmy łaski i obecności Ducha Świętego, by nauczył nas zachowywania dystansu do siebie i do życia. Prośmy Go o szczęśliwe kierowanie naszymi pragnieniami, o opanowywanie naszej zachłanności i kształtowanie siebie na obraz i podobieństwo Boże.
Czyn ku wzrastaniu w opanowaniu – post i wstrzemięźliwość w określone dni
Intencja ogólna:
Przybądź, Duchu Święty… serc wierzących wnętrza poddaj swej potędze! Umocnij nasze opanowanie ciała i duszy dzięki ćwiczeniu się we wstrzemięźliwości i poście. Uczyń nas na swoje podobieństwo.
Dalej tak jak w pierwszym dniu po intencji ogólnej.
ZAKOŃCZENIE
Każdego poranka stajemy na rozdrożu dróg. Stajemy przed wyborem „pełni życia albo pozorów życia”. Święty Paweł określa nasz codzienny dylemat następującymi słowami: „Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie” (Ga 5,17). Jak więc żyć w zgodzie z samym sobą? Przysłuchując się dalej słowom Pawła Apostoła, widzimy, że odpowiedź brzmi jasno: powinniśmy wybrać drogę, którą proponuje nam duch! Wydaje się to takie proste, a jednak doświadczenie codziennego życia uczy nas czegoś innego. Jak wielu z nas żyje w niezgodzie z samym sobą. Jakże często pociąga to za sobą niezgodę z drugim człowiekiem i samym Bogiem.
Czy naprawdę ciało jest mocniejsze i bardziej atrakcyjne od ducha? Postawmy to pytanie w inny sposób: czy „nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne” są atrakcyjniejsze i bardziej przez Ciebie pożądane niż „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”? Wybór ostatecznie jest w Twoich rękach. Wielu rezygnuje z dobra, miłości, pokoju i wszystkiego, o czym marzy, z jednego tylko powodu. Wydaje im się, że tak zostali wychowani i nauczeni, że nie ma w nich owej mocy, która pozwalałaby im żyć i cieszyć się darami Ducha Świętego, żyć Jego owocami. Jakże często stajemy na rozdrożu dróg w naszej codziennej rzeczywistości życia. Jedną drogą radzi podążać głos ciała, drugą – głos serca. Pierwsza obiecuje szczęście, pokój, radość i miłość siebie, drugiego człowieka i rozkosze otaczającego świata, ale bez Boga. Druga prowadzi do przepięknych zakamarków serca, gdzie w łączności z Duchem Świętym możemy odnaleźć prawdziwe szczęście, pokój, radość i miłość. Już starotestamentowy autor Księgi Psalmów poucza na samym początku: „Szczęśliwy człowiek, który nie wchodzi na drogę grzeszników… lecz w Prawie Pana upodobał sobie, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą. Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie, a liście jego nie więdną: co uczyni, pomyślnie wypada” (Ps 1,1-3).
Zapraszam do osobistego spotkania z Jezusem w mocy Ducha Świętego, abyś dzięki Jego darom odkrywał w sobie godność dziecka Bożego. Twój Bóg Ojciec zaprasza Cię do codziennego, radosnego wydawania trwałych owoców („Kto trwa we mnie przynosi owoc obfity” J 15,5). Stanie się to możliwe, gdy często będziesz przyzywał i wielbił Ducha Świętego oraz słuchał Jego natchnień („To, że trwa On w nas poznajemy po Duchu, którego nam dał” 1 J 3,14). W ten to sposób doświadczysz tego, kim jesteś naprawdę, i zaczniesz wzrastać w Pełni i Prawdzie ku wiecznej radości, bo takie jest powołanie człowieka w Duchu Świętym.
“Owocem ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” – poucza Paweł Apostoł.
================================================================
************************************************************************
Prymas i papież – wierność niezłomna
„Wojtyła zawsze dawał pierwsze miejsce prymasowi Wyszyńskiemu” – wspomina kard. Stanisław Dziwisz. Relacja, jaka łączyła Prymasa Tysiąclecia z Janem Pawłem II, była kwestią nurtującą wielu obserwatorów i biografów. Peerelowska propaganda od początku starała się postawić obie postacie w opozycji do siebie, by doprowadzić do konfliktu i rozłamu wewnątrz Kościoła. Chociaż nie brakowało prowokacji ze strony SB, mających na celu skłócenie duchownych i rozbicie polskiego społeczeństwa, Jan Paweł II i Prymas Tysiąclecia do końca pozostali nieugięci, zachowując wierność wobec Ojczyzny, a także względem siebie nawzajem. Dziś, 28 maja, obchodzimy 39. rocznicę śmierci Prymasa Tysiąclecia.
Do dzisiaj gdzieniegdzie pobrzmiewają echa plotki Służb Bezpieczeństwa, jakoby Karol Wojtyła i Stefan Wyszyński mieli ze sobą rywalizować i nie darzyć się sympatią. W 1967 roku, gdy arcybiskup krakowski otrzymał nominację kardynalską, bezpieka rozpoczęła grę operacyjną polegającą m.in. na rozsiewaniu pogłosek o rzekomej niechęci duchownych wobec siebie. Plan był prosty, chciano zastąpić „nieugiętego” Prymasa, rzekomo „ugodowym” Wojtyłą. Nie było to jednak możliwe do zrealizowania. Przede wszystkim dzięki bezkompromisowej lojalności biskupa z Wadowic do kard. Wyszyńskiego, jego niezwykłej pokorze, a z czasem również przyjaźni, jaka połączyła kapłanów. Jak się później okazało, samo założenie propagandzistów było błędne – dopiero w latach 70. służby zdały sobie sprawę, z tego, że to właśnie młodszy duchowny jest tym bardziej bezkompromisowym.
Stefan Wyszyński był od Wojtyły starszy o 19 lat. Różniło ich wiele, przede wszystkim życiowe doświadczenie i usposobienie. Pierwszy pasjonował się Katolicką Nauką Społeczną, drugi filozofią, literaturą, teatrem. W kwestii przeżywania wiary również dostrzec można kilka zasadniczych różnic. Tym co cechowało duchowość Prymasa było umiłowanie pobożności ludowej połączonej z silną nutą maryjną i zaangażowaniem na polu społecznym. Z kolei Wojtyle przypisywane jest bardziej intelektualne podejście do wiary. Z pewnością łączyła ich miłość do Maryi. Obaj przyznali, że to śmierć matki, której doświadczyli jako kilkuletni chłopcy, spowodowała pewną łatwość w nawiązaniu relacji z Matką Bożą. Jednak zdaniem kard. Dziwisza, tu również widać pewną różnicę – prymas miał podejście „Przez Maryję do Jezusa”, natomiast Karol Wojtyła „Przez Jezusa do Maryi”.
Kolejną różnicą zauważoną przez biografów było spojrzenie na politykę i ówczesną sytuację Polski. Wyszyński starał się poprawić sytuację Polaków w zaistniałych warunkach życia, miał przekonanie, że póki co system socjalistyczny musi trwać, choć miał nadzieję, że kiedyś upadnie na skutek wewnętrznej degeneracji. Wojtyła natomiast zakładał, że Kościół powinien wpłynąć na zmianę sytemu, co w istocie czyniło go nawet bardziej niebezpiecznym dla ówczesnych władz. „Ci dwaj panowie zostali w historii Kościoła postawieni w zupełnie innych rolach. Wyszyński był prymasem, ale i mężem stanu, myślał w kategoriach całego społeczeństwa. Wojtyła był filozoficznie i teologicznie głębszy – to nie była kwestia sposobu mówienia, ale myślenia. Natomiast sprawy społeczne stały się mu bliskie później” – tłumaczył prof. Bohdan Cywiński. W jego opinii kard. Wyszyński był wodzem, zaś kard. Wojtyła “najpierw tylko uroczym młodym biskupem krakowskim”, później natomiast autorytetem dla tych, którzy mieli wymagania intelektualne wobec współczesnej kultury. Dopóki duchowny z Wadowic nie został ogłoszony papieżem, stał w cieniu prymasa, był to zabieg świadomy, uniemożliwiający stworzenie pozoru, jakoby Kościół miał być podzielony. Główną rolę miał tu grać kard. Wyszyński, jako interreks, Pater Patriae – Ojciec Ojczyzny.
Obaj duchowni brali aktywny udział we wszystkich obradach Soboru Watykańskiego II. Jak podkreślił ks. prof. Rober Skrzypczak, prymas dziesięciokrotnie zabrał głos podczas obrad, dwa razy złożył swoje interwencje na piśmie. Natomiast Wojtyła, miał ok. osiem wystąpień plus 16 interwencji na piśmie. „Można powiedzieć, że jego aktywność na Soborze jest wiodąca” – podsumował autor książki „Karol Wojtyła na Soborze Watykańskim II”. Dodał, że prymas był postrzegany niemalże jako męczennik, dlatego podczas pierwszego roboczego zgromadzenia biskupów został przywitany owacją oklasków. Wojtyła był wówczas biskupem pomocniczym krakowskim. „Z czasem jego ranga wzrosła, był traktowany jako człowiek o niesamowitych horyzontach, umiejętności nawiązywania kontaktów, znał języki, czym robił niesamowite wrażenie, to wybrzmiewało w opiniach soborowych ekspertów. Wybił się spośród innych uczestników” – zaznaczył ks. Skrzypczak. Zdaniem prof. Pawła Skibińskiego fakt, że Sobór Watykański II i reforma soborowa nie kojarzy się ani z rewolucyjnym zapałem reformatorów, ani z dramatem zwykłego katolika, który jest pozbawiony ciągłości i stabilności duszpasterstwa, to też ogromny sukces prymasa Wyszyńskiego.
Gdy w 1964 roku Wojtyła został arcybiskupem krakowskim, kard. Wyszyński na pytanie, jaki on jest, odpowiedział tylko: „On jest poetą”. Dopiero z czasem było mu dane poznać i docenić zalety przyszłego papieża, który mimo nasilających się prowokacji ze strony władz PRL wciąż pozostawał nieugięty w swej lojalności wobec prymasa. Jak podkreślił kard. Dziwisz, obaj byli świadomi działań Służb Bezpieczeństwa i wiedzieli, że najlepszą metodą przeciwdziałania im będzie zachowanie pełnej solidarności. „Nie wolno utrudniać zadania prymasowi” – powtarzał często Wojtyła. „Ciągnijmy wóz Ojczystego Kościoła społem” – napisał kard. Wyszyński w 1967 roku. Natomiast już w 1968 roku Wyszyński w swoich notatkach zapisał: „Wtajemniczyłem Kardynała we wszystkie ważniejsze sprawy”. Być może już wówczas widział w nim swojego następcę. Oficjalnie ten pogląd wypowiedział w 1970 roku. Podkreślił, że kard. Wojtyła na pewno przejmie po nim odpowiedzialność za los Kościoła w Polsce. Warto dodać, że sam tytuł „Prymas Tysiąclecia” był pomysłem Jana Pawła II, który powstał podczas pierwszej pielgrzymki do Polski. „Ojca i Pasterza Bóg daje raz ma tysiąc lat” – stwierdził wówczas Jan Paweł II.
Z czasem wspólne spotkania prymasa i kardynała stały się wakacyjną tradycją. 3 sierpnia Wyszyński obchodził dzień urodzin, imienin i święceń kapłańskich. Wojtyła zawsze starał się przyjechać odrobinę wcześniej, by być pierwszą osobą, która złoży mu życzenia. Często zostawał na kilka dni, odwiedzał go również, gdy ten odpoczywał w górach. Świadkowie ich spotkań podkreślają, że duchowni potrafili rozmawiać ze sobą godzinami, wspólnie spacerowali, śpiewali przy ognisku. Jeden czytał gwarą, drugi grał na gitarze. „Wizyty Wojtyły w przeddzień imienin Wyszyńskiego były wyrazem szacunku dla prymasa, co ten doceniał” – podsumowała dr Ewa Czaczkowska w swojej biografii kard. Wyszyńskiego. Dodała, że w Krakowie utarła się nawet pewna anegdota na ten temat – podobno podczas wizyty w Rzymie duchowny z Wadowic zdziwił się, że włoscy kardynałowie nie jeżdżą na nartach. Podkreślił, że w Polsce 40% kardynałów to narciarze. Ktoś zauważył, że w Polsce było wtedy tylko dwóch kardynałów, na co odpowiedział: „Tak, ale kard. Wyszyński liczy się jako 60%”. „Z perspektywy lat widzę, że to było jedną z większych zasług kard. Wojtyły. Zawsze, gdy byli we dwóch, prymas mówił kazanie, a Wojtyła celebrował Mszę św. W przekonaniu wielu biskupów metropolita krakowski powinien czasem wystąpić jako pierwszy, bo przecież byli sobie równi tytułami kardynalskimi, ale on chyba nigdy tego nie chciał” – ocenił śp. bp Ignacy Jeż.
Nie bez znaczenia była także rola Wyszyńskiego, jaką odegrał na konklawe. „Zapiski prymasa są bodaj jedynym tak obszernym źródłem do poznania jego roli na konklawe w październiku 1978 roku, gdy w kuluarach zabiegał o wybór kard. Karola Wojtyły na papieża” – podkreśliła dr Ewa Czaczkowska. Zdaniem prof. Cywińskiego wybór na Stolicę Piotrową w 1978 był momentem przełomowym, który sprawił, że papież Polak zyskał w oczach polskiego społeczeństwa “format wielkiego nauczyciela”. „Wtedy nas uderzyło, z jak wielkim człowiekiem mieliśmy dotąd i mamy do tej pory do czynienia” – stwierdził.
O zażyłości, jaka łączyła duchownych, świadczy również moment pierwszego homagium kardynałów (złożenie hołdu symbolizującego poddanie się władzy nowego papieża). „Popłakaliśmy się obydwaj”, „Jesteśmy obydwaj zażenowani tym tytułem, który nagle w ciągu 2 godzin stanął miedzy nami”– zanotował wówczas prymas. Po tym wydarzeniu gest przyklęknięcia przed sobą wzajemnie papieża i prymasa oraz całowanie przez Jana Pawła II dłoni kard. Wyszyńskiego powtarzał się niejednokrotnie. „Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła” – powiedział Jan Paweł II 23 października 1978 r. podczas audiencji dla Polaków.
13 maja 1981 roku całym światem wstrząsnęła wiadomość o zamachu na Jana Pawła II. W tym samym czasie kard. Wyszyński zmagał się z ciężką, śmiertelną chorobą. Prymas zaapelował do modlących się za niego wiernych, by modlitwy skierować „ku Matce Chrystusowej, błagając o życie i siły dla Ojca Świętego”. To właśnie tego dnia papież Polak odzyskał przytomność. Niestety stan zdrowia kard. Wyszyńskiego nie ulegał poprawie. Kilka dni później, 16 maja, przyjął on sakrament namaszczenia chorych. 24 maja w pałacu na Miodowej odebrano telefon z Watykanu, Jan Paweł II poczuł się na siłach, by porozmawiać z konającym prymasem, jednak kabel telefonu był za krótki i nie sięgnął do łóżka. „Trudno wyobrazić sobie dramatyzm tej sytuacji. Dwie wielkie postacie: prymas, który zasłużył sobie na miano interreksa jako prawdziwy przywódca narodu, i polski papież, byli o krok od śmierci – zauważyła dr Ewa Czaczkowska. Rozmowa powiodła się dopiero następnego dnia. „Przesyłam błogosławieństwa i ucałowanie” – miał powiedzieć Ojciec Święty, wg kardynała Dziwisza. Na co Wyszyński odparł: „Ojcze jestem bardzo słaby, bardzo. Całuję twoje stopy. Błogosław mi”.
Trzy dni później, 28 maja o 4.40 nad ranem, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, zmarł kard. Stefan Wyszyński. Prymas odszedł niemalże w tej samej chwili, w której mógł odejść również Jan Paweł II. Pogrzeb odbył się 31 maja 1981 r. Wojtyła przebywał wówczas w klinice Gemelli i słuchał transmisji radiowej, mimo złego samopoczucia napisał homilię pogrzebową, w której jeszcze raz wyraził swoje uznanie i lojalność wobec kardynała. „Będzie mi go brakowało. Łączyła mnie z nim przyjaźń, potrzebowałem jego obecności” – wyznał Jan Paweł II kardynałowi Dziwiszowi.
28 maja 2020 /Anna Rasińska /Kai.pl
——————————–
Kardynał Wyszyński – wielki i normalny
Fot. archiwum ks. Bronisława Piaseckiego
Kardynał Wyszyński był jednocześnie wielki i normalny – powiedział w rozmowie z KAI ks. prałat Bronisław Piasecki. – W zmaganiach z komunistami był “pomnikowy” i mocny, ale jako ksiądz Stefan żartował z nami i podawał piłkę – mówi osobisty sekretarz Prymasa Polski. Ks. Piasecki mówi o aktualnych wątkach jego nauczania, o wizji Polski i Kościoła a także o relacjach Prymasa z kard. Wojtyłą oraz o panującej dziś w naszym kraju “walce klas.
+++
Tomasz Królak (KAI): Księże Prałacie, prymas Wyszyński to dla ludzi średniego i starszego pokolenia postać pomnikowa, wielka, legendarna. Jak pomnik zachowywał się na co dzień?
Ks. prałat Bronisław Piasecki: – Prawdziwa wielkość to skromność i prostota. On był skromny do tego stopnia, że niekiedy wręcz nieśmiały. Ale wiedział, jak działa na innych, bo sam kilka razy słyszałem, jak mówił: mój autorytet ciąży rozmówcy.
KAI: Miał tego świadomość.
– Tak, dlatego tym bardziej starał się być jak najbardziej prosty, zwyczajny i nie onieśmielać, a wręcz zachęcać rozmówcę do rozmowy. Kiedy w 1974 r. przyszedłem do pracy w Domu Arcybiskupów Warszawskich zapytałem, co będzie należało do moich obowiązków. Odpowiedział: będziesz w moim imieniu na progu tego domu przyjmował wszystkich wchodzących. Nie wszystkim uda się załatwić sprawę, ale każdy ma być wysłuchany i uszanowany, żeby wychodził stąd z poczuciem godności. Tak mnie instruował.
Po kilku dniach, kiedy już trochę ochłonąłem, poprosiłem: księże prymasie może jakiś dekret nominacyjny, żeby pozostał w archiwum rodzinnym?… Spojrzał na mnie ciepło i powiedział: w tym domu jest się i pracuje na zaproszenia, a nie “z dekretu”. Myślę, że to bardzo dobrze go charakteryzuje.
W domu, przy stole podawał sąsiadowi wazę z zupą czy półmisek, nalewał herbatę, żartował. Bardzo chciał tworzyć klimat bliskości. O sprawach biurowych czy tym podobnych nie rozmawiało się przy stole. Tu panowała prywatność, rodzinność.
KAI: Towarzyszył mu Ksiądz także w czasie wakacji.
– Kiedy graliśmy w piłkę, to on sam co prawda nie grał, ale chętnie nam ją podawał, kiedy potoczyła się poza boisko.
KAI: Uczestniczył w zabawie?
– Oczywiście! To były takie drobne gesty, którymi mówił: tu też jestem z wami. Nigdy żadnego wywyższania się, to było Księdzu Prymasowi obce.
KAI: Czy nie odnosi Ksiądz wrażenia, że rola, jaka przypadła kard. Wyszyńskiemu – prawdziwego przywódcy narodu, na tle komunistycznych pierwszych sekretarzy, którzy byli oczywistymi uzurpatorami – przysłoniła Wyszyńskiego – człowieka, kogoś, kto “po prostu” zawsze chciał być wierny Ewangelii?
– Władza w Polsce nie pochodziła od suwerena – narodu, lecz była z importu, z Moskwy. Nie miała umocowania społecznego, tylko zewnętrzny, moskiewski nadzór.
Słynne “non possumus” Prymasa było odpowiedzią na dekret rządu z 9 lutego 1953 r. o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Największą karierę urzędnicy robili na walce z Kościołem. To było uciążliwe dla Kościoła, bo urzędnik z Urzędu ds. wyznań w Poznaniu w tej samej sprawie decydował odwrotnie niż urzędnik w Krakowie. Prymas proponował jakąś regulację, żeby strona kościelna miała do czego się odwołać (bo pamiętajmy, że po wojnie konstytucję przyjęto dopiero w 1952 r.).
Rząd zgodził się na porozumienie w kwietniu 1950 r., oczywiście licząc na to, że będzie to punkt wyjścia do podporządkowania sobie Kościoła. Niecałe trzy lata później uchwalono wspomniany dekret. Najkrócej mówiąc polegał on na tym, że biskupów mianuje premier, a proboszczów wojewoda. Możemy sobie wyobrazić istnienie Kościoła w takich “normach”…
Cztery miesiące po dekrecie, 4 czerwca 1953 r., odbyła się w Warszawie procesja Bożego Ciała. W latach powojennych na tę uroczystość przyjeżdżało wielu ludzi z całej Polski, 80-100 tys., bo chcieli posłuchać Prymasa. I wtedy, przemawiając przed fasadą kościoła św. Anny, powiedział wobec “ludu pracującego miast i wsi” (jak komuniści określali naród): “non possumus” – „nie możemy pozwolić”, bo to jest ingerencja w kanoniczną strukturę Kościoła. Odwołał się do ludzi, narodu, suwerena. To te słowa stały się przyczyną aresztowania Prymasa. Wcześniej słano protesty i petycje, ale władza nic sobie z tego nie robiła. Prawdziwie groźne okazało się odwołanie się do narodu.
Kiedy po uroczystości przyjechał do domu, powiedział: Nie wiadomo, czy aresztują mnie przede wakacjami czy dopiero po.
KAI: Pełna świadomość.
– Przemawiał z pełnym przekonaniem, jakie to może mieć konsekwencje, ale nie robił tego, by prowokować, ale jasno zaprezentować swoje przekonania.
Przyjechali… po wakacjach, 25 września, tuż przed północą. Pułkownik, który dowodził grupą operacyjną odczytał postanowienie rządu podpisane przez Cyrankiewicza, że: “Ze względu na szkodliwość działania wobec Polski zostaje odsunięty od urzędu arcybiskupa w Gniezna i Warszawy oraz izolowany”.
Kilka miesięcy po wyjściu z więzienia spotkał się z Gomułką. Rozmawiał z nim zresztą kilka razy. Za którymś razem dyskutowali do czwartej nad ranem. Gomułka, co sam słyszałem od Prymasa, oświadczył: „Jeszcze 20 lat i problem Kościoła w Polsce przestanie istnieć. Na co Kardynał odpowiedział: „Panie sekretarzu, 20 lat w Polsce to wy jesteście, a Kościół jest tu tysiąc lat.”
KAI: Ktoś, kto rzuca wyzwanie wszechpotężnej i – mogłoby się wydawać wówczas – wiecznej władzy, w oczach narodu staje się pomnikiem. Zwykli ludzie mogli czuć się maleńcy…
– Trzeba pamiętać, że w 1950 r. Prymas szukał kontaktu z władzą. Podpisane wówczas porozumienie okazało się jednak nietrwałe. Ratunkiem dla zagrożonego Kościoła był naród, więc wypowiadając w 1953 r. “non possumus” odwołał się do narodu. Nie po to, żeby walczyć z władzą, ale żeby Kościół mógł działać i wypełniać swoją misję zbawczą.
Użył pan, w odniesieniu do władz słowa “uzurpatorzy. Lepiej byłoby nazwać ich figurantami. Uzurpator musi być jakoś umocowany, a oni nie byli decydentami, lecz odbiorcami decyzji płynących z Moskwy.
Kościół i jego przywódca był zawsze z narodem i bardzo starał się, żeby ludzie mieli tego świadomość. Ale, uwaga, naród to nie tylko “Solidarność”. Naród to i ludzie “Solidarności” i ludzie partii, PZPR-u.
Pamiętamy przecież, jak w sierpniu 1980 r. “Solidarność” oczekiwała od Prymasa jednoznacznego poparcia. Tymczasem on mówił o narodzie, nie o “Solidarności”. Niektórzy oceniali, że: “Staruszek nie wie, o czym mówi”, że się “rozminął z nastrojami”, itd. A on pojmował to inaczej i tu widzę jego geniusz: po prostu naród to Polacy, wszyscy. Także ten, który jest uwikłany, złamany lub z jakiejkolwiek innej racji jest po tamtej stronie.
Prawdziwym reprezentantem suwerena, czyli narodu był Kościół, a w Kościele – prymas. Dlatego, o czym się nie mówi, a czego byłem świadkiem, wszyscy ambasadorzy państw zachodnich, rozpoczynając misję w Polsce, składali wizytę Prymasowi. Po pięciu latach, bo zazwyczaj tyle trwała ich kadencja, przed wyjazdem przybywali, żeby się pożegnać, bo dla nich to on reprezentował polski naród.
Kiedy we wrześniu 1967 r. przyjechał do Polski generał de Gaulle, chciał spotkać się Prymasem. Ale w niedzielę, gdy miało do tego dojść, władze uniemożliwiły to, “wywożąc” generała do Gdańska. To dobitnie pokazuje, jak kard. Wyszyński był odbierany za granicą i co znaczył dla świata.
Liberalni katolicy mieli mu za złe, że rozmawia tylko z pierwszym sekretarzem i z premierem. Tak, on tego bardzo przestrzegł. Mówił: Jeśli nie dopilnuję, to mi każą rozmawiać z dzielnicowym i wtedy nic nie załatwię. Nie robił więc tego z poczucia wielkości. To był po prostu przejaw pragmatyzmu i zdrowego rozsądku.
KAI: Co nam dziś, w zupełnie innych czasach, mówi kard. Wyszyński? Jakie wątki jego nauczania czy postawy w ogóle wydają się dziś najbardziej aktualne?
– Myślę, że ciągle aktualne pozostaje to, co podkreślał za życia: Człowiek, naród i Kościół. Człowiek, a więc szacunek dla drugiego. Każdy człowiek kocha, chce być kochany, cierpi, ma nadzieję… Wielkim zadaniem także na dziś jest autentyczne budowanie narodu i Kościoła. Poza tym: troska o rodzinę.
Moskwę zastąpiła dziś Bruksela, stąd deficyt polskości.
KAI: Myśli Ksiądz, że kard. Wyszyński zwracałby dziś uwagę na pogłębianie świadomości narodowej i troskę o zachowanie polskiej tożsamości?
– Z pewnością. Śluby narodu z 1956 r. zrodziły pierwszą solidarność Polaków. Na Jasną Górę przyjechało wtedy ponad milion pielgrzymów. Na dworcu kolejowym w Warszawie nie sprzedawano biletów do Częstochowy, jeden z biskupów w drodze z Warszawy był zatrzymywany siedem razy. Jak zebrał się tam ten milion, z całego kraju? I tam Polacy rozpoznali się po raz pierwszy: jesteśmy razem. A Śluby były skierowaną do wszystkich Polaków, zachętą do gruntownej refleksji wokół takich pojęć, jak: człowiek, osoba, rodzina, społeczeństwo, etyka, moralność, praca, odpowiedzialność.
KAI: A obchody milenijne były dobitną “powtórką”.
– Tak, inspiracją dla obchodów tysiąclecia chrztu Polski były Śluby zorganizowane 10 lat wcześniej. Cały projekt moralnej odnowy narodu w “formie” dziewięcioletniej nowenny, dał Kościołowi program duszpasterski. To była nie tylko pobożność, ale i formacja. Dalszym etapem tej formacji był program Społecznej Krucjaty Miłości, zawarty w 10 punktach i impuls do budowania cywilizacji miłości.
KAI: Zastanawiamy się dziś często nad tym, co epidemia powiedziała o naszym Kościele oraz jaki będzie po jej ustaniu. Jak patrzyłby na to kard. Wyszyński?
– Pandemia w dramatyczny sposób obnażyła myślenie niektórych ludzi Kościoła. Zamknąć kościół? Uciec, schować się…
KAI: Sugeruje Ksiądz, że Prymas Wyszyński reagowałby na zagrożenie epidemiczne inaczej? Wobec tego jak?
– Oczywiście, że inaczej, bo przecież człowiek jest zagrożony! A kto ma być blisko przy takim człowieku? Lekarz i kapłan!
KAI: Kościół się wystraszył?
– Przypomnę tylko co powiedział kilka dni temu prezydent Trump: w Stanach Zjednoczonych sklepy alkoholowe są otwarte, kliniki aborcyjne czynne, a kościoły wszystkich wyznań zamknięte. W Polsce na Wielkanoc w świątyniach obowiązywał limit pięciu osób.
KAI: A jak postrzega Ksiądz obecność myśli kard. Wyszyńskiego w przestrzeni publicznej? Czy potrafimy z niego czerpać – w życiu indywidualnym, w Kościele, w życiu społecznym, w praktyce politycznej?
– Dwa pokolenia Polaków, a może nawet trzy, wychowano w atmosferze walki klas. Nie zastanawiano się nad tym, jak pomnożyć dobro wspólne i dobro indywidualne, a cały wysiłek był skierowany na to, jak zabrać temu, kto ma, o ile jeszcze miał. Jakie to krótkowzroczne! Po kilkudziesięciu latach społeczeństwo nie miało już nic lub prawie nic. Całe dobro wspólne przejęła wąska grupa oligarchów. Dlatego Kardynał opracował Społeczną Krucjatę Miłości, która wyrosła z obchodów milenijnych.
KAI: Pierwszy punkt Krucjaty brzmi: “Szanuj każdego człowieka, bo Chrystus w nim żyje. Bądź wrażliwy na drugiego człowieka, twojego brata (siostrę)”. Gdyby choć część spuścizny Kardynała była traktowana poważnie, to chyba żylibyśmy w innej Polsce?
– Przecież i dziś wciąż mówimy o walce, a nie o szukaniu wspólnego dobra i budowaniu tego, co będzie służyło przyszłym pokoleniom. Zamiast tego rozgrywamy wszystko partyjnie. Powróciła walka klas.
KAI: A wskazania Prymasa Wyszyńskiego?
– Cóż, one przecież są, można ich słuchać, można je przeczytać. Ale nie robimy tego. Dlaczego? Dlatego, że utknęliśmy w walce klas. Najwyższą wartością społeczną jest dobro wspólne, ale nim nikt się nie przejmuje. Liczy się interes grupy. Mnie się wydaje, że społeczeństwo myśli prawidłowo, problem tkwi w stylu myślenia oligarchii politycznej. Ludzie mają naturalny zmysł wartościowania, wyczuwają, co jest dobre, a co złe, na czym trzeba się skoncentrować, co można poświęcić dla większego dobra, itd. Natomiast media zostały zdominowane przez interesy polityczne i jest to, co jest.
KAI: Może to, że czas oczekiwania na beatyfikację kardynała Wyszyńskiego nam się wydłużył, powinniśmy wykorzystać na doczytanie jego nauk?
– W Kościele nie ma przypadków. Dostaliśmy czas na refleksję. Myślę, że wszystkie te doświadczenia społeczne i polityczne będą temu sprzyjały. Może przyjdzie jakieś opamiętanie. Kiedyś mówiło się o “stylu parlamentarnym”, to coś znaczyło…
KAI: Wiosna tego roku jest wyjątkowa poprzez splot wydarzeń związanych z dwoma wielkimi postaciami Kościoła w Polsce w XX wieku: Jana Pawła II z okazji 100. rocznicy jego urodzin i Prymasa Wyszyńskiego w związku z oczekiwaną beatyfikacją.
– Obaj stanowili wielkie zagrożenie dla komunistów i liberałów. Zawsze byli razem, jak przy ołtarzu: jeden odprawiał, drugi przemawiał. Częściej przemawiał Stefan. Pamiętam ostatnią Mszę św., przed tym, jak obydwaj udali się na konklawe. To było w rzymskim kościele św. Stanisława. Odprawiał Stefan, a mówił Karol. Omawiał fragment z pytaniem Jezusa: „Piotrze, czy mnie miłujesz?” Do dziś pamiętam, jak zmagał się z tym pytaniem, jakby to było pytanie do niego. Za kilkadziesiąt godzin był już papieżem.
KAI: Władze PRL próbowały ich sobie przeciwstawiać, a nawet skłócić.
– Zawsze byli razem, więc żeby ich osłabić, usiłowali ich podzielić lub unicestwić. Jeden umierał w Warszawie, drugiego trzeba uśmiercić. Opatrzność znalazła rozwiązanie, co potwierdza dziś Kościół, że obaj są świętymi.
KAI: Prymas musiał wiedzieć, że próbuje się go skłócić z kard. Wojtyłą. Cierpiał z tego powodu, czy się tym nie przejmował?
– Poza konferencją episkopatu czy Radą Główną spędzili ze sobą dziesiątki godzin, rozmawiając w cztery oczy: w ogrodzie, w pokoju, w czasie wakacji w Bachledówce i wielu innych miejscach. Prymas przygotowywał go na swego następcę. Dlatego uzgadniali stanowiska, wyjaśniali argumentacje, a kiedy kard. Wojtyła został wybrany na papieża, zwrócił się do Prymasa: co mam robić. “Wybór przyjąć”.
Dla mnie kluczową sprawa, jeśli chodzi o ich relacje, była wizyta polskich biskupów w Niemczech, jesienią 1977 r. Zaczęło się to od słynnego listu biskupów polskich do niemieckich ze słowami: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Jak wiadomo Niemcy odpowiedzieli na to dość powściągliwie, niemniej szybko zorientowali się, że trzeba wykazać się postawą bardziej otwartą. Dlatego przez kolejne lata przyjeżdżali do Polski kardynałowie i biskupi niemieccy, uczestnicząc w uroczystościach religijnych, m.in. w Gnieźnie, Warszawie i Częstochowie. Zaczął narastać problem proceduralny związany z rewizytą. Prymas powtarzał co roku, że jeszcze nie czas.
Po wyborze Jana Pawła I Prymas wrócił z Watykanu i pojechał do Fiszora pod Wyszkowem na odpoczynek. Po powrocie poprosił na rozmowę sekretarza Episkopatu bp. Bronisława Dąbrowskiego i powiedział mu, że nadszedł czas na rewizytę w Niemczech. Wizyta okazała się wielkim sukcesem. Rozpoczęła się w Fuldzie, u grobu św. Bonifacego, patrona Niemiec. Pierwszego wieczoru Prymas powiedział mi: “Chciałbym, żeby ktoś tym wiedział. Presja wojującego komunizmu rodzi głęboką erozję w polskim Kościele. Jeżeli to potrwa dłużej, to sami tego nie udźwigniemy. Trzeba szukać kontaktu, oparcia w innych Kościołach. Hiszpanie są daleko; Włosi są tacy, jacy są; na Francuzach nie można polegać, zostają nam Niemcy”.
W katedrze w Kolonii stałem za Prymasem, nagrywałem jego przesłanie. Powiedział wtedy, że: „Europa ma być Betlejem dla świata, to znaczy rodzić Chrystusa dla świata.„ Kardynał Karol słuchał tego, siedząc w stalli. Myślę, że to przemówienie mogło być jakąś inspiracją dla papieża Wojtyły, który jeździł od krańca do krańca Europy i świata, “rodząc Chrystusa”.
Po powrocie z Niemiec, Prymas pojechał na kilka dni do Fiszora i tam zastała go wiadomość o śmierci Jana Pawła I. Znowu trzeba było jechać na konklawe. Ale tym razem już nikt nie miał wątpliwości, kto zostanie wybrany.
KAI: Śmiertelnie już chory Prymas rozmawiał telefonicznie z rannym w zamachu Papieżem. Ksiądz był tego świadkiem. Pierwsza próba, gdy z rzymskiego szpitala zadzwonił Jan Paweł II, nie powiodła się z prozaicznych powodów: zbyt krótkiego kabla telefonicznego w domu Kardynała…
– Prymas niczego w swoim pokoju nie miał: telefonu, telewizora, radia. Trzeba było wykorzystać telefon, który stał na parterze, w sekretariacie. Rzeczywiście, przewód był zbyt krótki, więc trzeba było trochę czasu i umówiono rozmowę na następny dzień, 25 maja, w południe. Opuściłem pokój, nie było mnie przy tej rozmowie. Ale wiem, że mówił do Papieża: „Ojcze, całuję Twoje dłonie… Łączy nas cierpienie.”
KAI: A jaki był Prymas w ostatnich godzinach życia?
– Bardzo opanowany, powściągliwy, a jednocześnie świadomy swojej sytuacji.
KAI: Co dało Księdzu spotkanie z Prymasem – wielkim, a jednocześnie skromnym?
– Właśnie, w nim były te dwa wymiary. Z jednej strony miał świadomość, że reprezentuje Kościół w zmaganiach z ideologią wojującego ateizmu. Wiedział, że jest stroną i tu rzeczywiście był “pomnikowy”. W tamtych warunkach trzeba było być monumentem: inaczej oni nie rozumieli. Człowiek ciepły, znaczy – słaby, więc trzeba było pokazać moc. Natomiast gdy był księdzem Stefanem to z nami żartował i podawał piłkę. Wielki i normalny.
Służyłem do Mszy św., kiedy nie było koncelebry. Później on to robił, gdy ja odprawiałem: polewał wodą moje ręce, podawał ręczniczek. Jak prawdziwy ministrant. Uważał to za zupełnie normalne.
Co mi dało spotkanie z nim? Stojąc u Jego boku nauczyłem się odprawiać Mszę świętą, mimo, że miałem “kwalifikacje”. On nie czytał tekstu mszału, lecz tekstem wołał do Pana. Każda jego modlitwa: różaniec, Anioł Pański czy litania – to było wielkie wołanie. A nie gadanie…
***
Ks. Bronisław Piasecki (ur. 1940) przyjął święcenia kapłańskie w 1963 r. W latach 1974-1981 był osobistym sekretarzem kard. Stefana Wyszyńskiego, a następnie wice-postulatorem w Jego procesie beatyfikacyjnym. Jest doktorem teologii moralnej, prałatem Jego Świątobliwości, byłym proboszczem parafii Najświętszego Zbawiciela w Warszawie.
————————————–
Prymas Wyszyński a władze komunistyczne
28 maja 2020/Tomasz Wiścicki/Warszawa/Kai.pl
Fot. BP KEP
Stosunek prymasa Stefana Wyszyńskiego do komunistycznej władzy nie był wbrew pozorom niezmienny. Ewoluował wraz z upływem czasu, zmianami w polityce władz, zwłaszcza w stosunku do Kościoła i w związku ze zmieniającą się sytuacją Kościoła i narodu. Zachowując pryncypialność co do zasadniczych celów, przede wszystkim zachowania niezależności Kościoła od władzy, a także dobra narodu, prymas Wyszyński umiejętnie zmieniał taktykę, wybierając te środki, które w danym czasie najlepiej służyły przyjętym przezeń celom.
1945-1953: obrona Kościoła, ustępstwa, non possumus
Prymas Wyszyński uznał powojenne przemiany społeczne za niezbędne. Uważał, że Kościół nie ma powodu bronić niesprawiedliwego kapitalizmu. „Ustrój poprawia się w widoczny sposób” – pisał już jako biskup lubelski, w liście na adwent 1946 r. Później, gdy komuniści pokazali, jak w praktyce realizują przemiany społeczne, Prymas już takich deklaracji nie składał. Aprobował jednak reformę rolną, nacjonalizację przemysłu, a nawet gospodarkę planową, zdecydowanie odrzucał natomiast walkę klas. Nie zareagował na przejęcie przez władze dóbr martwej ręki (nieruchomości ziemskich należących do Kościoła) – uważał, że to w istocie posłuży Kościołowi, zbliżając księży do ludu.
Prymas długo miał nadzieję, że komunizm w Polsce nie będzie ateistyczny, choć jego wiedza o sowieckim komunizmie podpowiadała mu sceptycyzm w tej kwestii. We wspomnianym liście z 1946 r. opowiedział się w obronie praw człowieka – ten język jeszcze długo nie był w Kościele używany. W praktyce, wobec nieprzejednanej walki z Kościołem, podjętej przez komunistyczne władze od samego początku, skupiał się przede wszystkim na obronie Kościoła i praw ludzi wierzących.
W kraju wyniszczonym straszliwą wojną i okupacją prymas apelował o spokój, pochwalał amnestię dla podziemia, apelował o ujawnianie się. Domagał się od biskupów zakazania księżom działalności politycznej, zwłaszcza konspiracyjnej. W obliczu prześladowań Kościoła wzywał do miłości nieprzyjaciół „Nie walczcie z ludźmi, tylko z szatanem!” – apelował do księży w 1949 r.
Prymas uważał, że Kościół ma działać w każdych warunkach, rozmawiać z każdym państwem, także komunistycznym. „To nie koniunktura […]. To zasada” – mówił w 1953 do swego partyjnego rozmówcy Franciszka Mazura. Nie zamierzał być przywódcą opozycji, irytował się, gdy nazywano go interreksem. Dlatego też od początku dążył do porozumienia z władzą, nie tylko z pobudek taktycznych.
Prymas doprowadził do utworzenia w sierpniu 1949 rządowo-kościelnej Komisji Mieszanej, pracującej nad porozumieniem. Jej pracom towarzyszyły antykościelne posunięcia władz. Prymas protestował przeciw nim na form komisji i w listach do władz, ale wierny zasadzie „nie obrażamy się, rozmawiamy”, nie zrywał rokowań.
Priorytetem dla prymasa w czasie otwartych prześladowań Kościoła było zachowanie jego maksymalnej niezależności od władz, zwłaszcza w kwestii obsady stanowisk kościelnych, przede wszystkim biskupich. Dla osiągnięcia tego celu gotów był na daleko idące ustępstwa.
W podpisanym 14 kwietnia 1950 porozumieniu z rządem za sukces Kościoła uznał przede wszystkim zgodę władz na zachowanie zwierzchnictwa papieża w sprawach wiary, moralności i jurysdykcji kościelnej, co zapobiegało planom komunistów oderwania Kościoła w Polsce od Rzymu. Rząd zobowiązywał się też do nieograniczania nauki religii w szkołach, zachowania katolickich szkół, stowarzyszeń i prasy, zgodę na działalność charytatywną, katechetyczną, kult publiczny, procesje, pielgrzymki, duszpasterstwo w szpitalach, wojsku i więzieniach, swobodę działania zakonów, a także odraczanie służby wojskowej kleryków.
Biskupi zobowiązywali się wystąpić do Watykanu o ustanowienie diecezji na Ziemiach Zachodnich, co akurat łączyło władze i Kościół. Watykan jednak odmawiał wobec braku traktatu pokojowego z Niemcami.
Cena za te deklaracje – niespotykane w innych krajach pod władzą komunistów – była jednak wysoka. Kościół zobowiązywał się do wpłynięcia na księży, by nie przeciwstawiali się kolektywizacji, deklarował też zwalczanie „zbrodniczej działalności band podziemia”.
Prymas był zdania, że tak daleko idące ustępstwa były dla władzy warunkiem podpisania porozumienia. Uważał, że warto było je zawierać, nawet jeśli rządzący łamali wszystkie swoje zobowiązania. W jego opinii stanowiło ono jednak jakieś ograniczenie działania władz – można się było do niego odwoływać. Dlatego zawarł porozumienie mimo sprzeciwu części episkopatu, dlatego bronił go wobec wiernych, a także Piusa XII i Watykanu.
Prymas Wyszyński upominał „księży patriotów”, kolaborujących z władzą, ale w obawie przed rozłamem w Kościele nie stosował konsekwentnie dekretu św. Oficjum, grożącego ekskomuniką katolikom współpracującym z komunizmem. Odwołał się do dekretu dopiero na początku 1953 r., gdy „księża patrioci” zażądali zmian personalnych w Kościele.
Po zawarciu porozumienia ataki władz tylko się nasiliły. Jest to okres ustępstw Prymasa, w zamian za ograniczenie strat i uniknięcie najgorszego: przejęcia kontroli nad Kościołem przez władze. Mimo to prymas protestował wobec władz, choć zwykle nie publicznie.
Gdy w 1951 r. władze usunęły administratorów apostolskich na Ziemiach Zachodnich i mianowały powolnych sobie wikariuszy kapitulnych – Prymas ustanowił ich wikariuszami generalnymi, zatwierdzając niejako bezprawne posunięcia władz. W 1952 r., po wygnaniu biskupów katowickich ze swej diecezji za protest przeciw usuwaniu religii ze szkół, przyznał uprawnienia ks. Filipowi Bednorzowi, narzuconemu przez władze wikariuszowi kapitulnemu w Katowicach. Prymas publicznie odciął się od księży z kurii krakowskiej, fałszywie oskarżonych w pokazowym procesie – w zamian wikariuszem kapitulnym w Krakowie został bp Franciszek Jop, a nie kandydat władzy.
W tym samym czasie Prymas był głównym autorem memoriału do władz, apelującego o uszanowanie praw ludzi wierzących i Kościoła w nowej konstytucji z 1952 r. Uzgadniał z władzą przedstawiane papieżowi kandydatury na biskupów. Gdy władze zażądały, by wysyłać tylko jedną kandydaturę, co oznaczałoby w praktyce kontrolę komunistów nad mianowaniem nowych biskupów, prymas szukał formuły możliwej do przyjęcia dla władz i zapewniającej niezależność Kościoła. Dzięki tym staraniom w stalinowskiej Polsce mimo wszystko byli biskupi.
Prymas spotykał się ze stalinowskim wielkorządcą Bolesławem Bierutem. Rozmowy z nim wspominał dobrze. Z trudnych do zrozumienia powodów Bieruta cenił najwyżej ze wszystkich przywódców: uważał, że jest „szczerze zatroskany o los Polski”.
Gdy władze uznały, że Prymas nie jest godny rozmawiać z samym Bierutem, rozmówcą prymasa stał się Franciszek Mazur, członek Biura Politycznego KC PZPR. Prymas bezskutecznie przekonywał go do zaprzestania dalszych nacisków w sprawach personalnych, apelował o powrót religii do szkół i zelżenie cenzury. W zamian za to proponował dalsze ustępstwa – instrukcje dla duchowieństwa, zobowiązującą do powstrzymania wszelkich wystąpień przeciw władzom, dla prefektów szkolnych i redaktorów prasy katolickiej.
Władze jednak ani myślały przyjąć tych propozycji. Odpowiedzią był dekret Rady Państwa z 9 lutego 1953 o obsadzie stanowisk kościelnych, zgodnie z którym wszelkie zmiany na kościelnych stanowiskach, od wikarego do biskupa, miałyby się odbywać za zgodą władz, za działalność „sprzeczną z prawem i porządkiem publicznym” (czyli dowolni, uznani za takich przez władze) duchowni mieli być usuwani, a wszyscy księża musieli ślubować wierność PRL.
Mimo to prymas Wyszyński jeszcze dwa razy spotkał się z Mazurem. Protestował, nie zgadzał się na żądanie zdjęcia ekskomuniki z „księży patriotów”, ale i proponował dalsze ustępstwa. Jednak władze chciały już tylko kapitulacji – komuniści uznali ustępstwa za oznakę słabości Kościoła.
Teraz jednak prymas wyraźnie usztywnił swe stanowisko, także ze względu na lekką odwilż po śmierci Stalina. Owocem była deklaracja z 8 maja 1953, znana jako „Non possumus”. Prymas na 25 stronach wytykał władzom łamanie porozumienia, wyrażał sprzeciw wobec dekretu. „Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. Non possumus!” – brzmiały ostatnie słowa deklaracji, nieupublicznionej, ale przesłanej do Bieruta. 4 czerwca 1953, w Boże Ciało, wygłosił „najbardziej wrogie” – w ocenie władz – kazanie, powtarzające argumentację memoriału.ADVERTISEMENT
Mimo to Prymas zgodził się na ślubowanie, nie było natomiast zgody na usuwanie i mianowanie przez władzę biskupów – tu od początku była granica ustępstw prymasa Wyszyńskiego.
20 lipca 1953 prymas napisał bezskuteczną prośbę o uwolnienie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, któremu wytoczono pokazowy proces o urojone a bardzo ciężkie przestępstwa. Dzień po skazaniu biskupa na 12 lat więzienia, 23 września 1953, zapadła decyzja o uwięzieniu Prymasa. Następnego dnia Bolesław Piasecki, przywódca współpracującego z władzą ruchu PAX, przekazał propozycję uniknięcia więzienia w zamian za potępienie biskupa. Prymas się na to nie zgodził i napisał list odrzucający oskarżenia.
25 września 1953 wieczorem Prymas wygłosił kazanie w warszawskim kościele św. Anny. „Kościół będzie wiecznie żądać prawdy i wolności. Może dlatego Kościół ma tyle wrogów” – mówił prymas. Około 22.30 został internowany.
1953-1956: Uwięzienie
Przez następne trzy lata bezpośrednimi rozmówcami prymasa Wyszyńskiego byli jedynie pilnujący go ubecy. Prymas protestował wobec nich na bezprawne uwięzienie pod kłamliwymi zarzutami łamania porozumienia, działania sprzecznego z racją stanu wobec Ziem Zachodnich oraz działalności antypaństwowej. Chciał pisać list do Bieruta albo Mazura, ale – i to dopiero po dziewięciu miesiącach – zezwolono mu na skierowanie pisma do min. Antoniego Bidy, szefa Urzędu ds. Wyznań. Na to z kolei nie zgodził się Prymas.
Po kolejnym miesiącu mógł skierować protest do prezydium rządu. Odrzucił zarzuty władz jako nieprawdziwe. Odpowiedzi, rzecz jasna, nie dostał, podobnie jak na kolejny list, wysłany trzy miesiące później. Bez odpowiedzi pozostały także listy z prośbą o uwolnienie ze względu na stan zdrowia (26 października 1954) oraz o możliwość widzenia się z ciężko chorym ojcem.
Podczas uwięzienia modlił się regularnie za swych prześladowców – Bieruta, Mazura, Bidę, Edwarda Ochaba, „partię, UB, więziennych dozorców”.
Gdy władze zorientowały się, że nie tylko nie mają szans na planowany na początku proces pokazowy Prymasa, a nadchodząca z Sowietów polityczna odwilż sprawia, że uwięzienie staje się problemem dla władz, przedstawiciel bezpieki w randzie podpułkownika zaproponował Prymasowi zelżenie rygoru w zamian za zobowiązanie do powstrzymania się od wszelkiej działalności publicznej, a nawet niedopuszczenie do protestów w jego sprawie. Prymas odmówił, uważając, że zgoda oznaczałaby usankcjonowanie przezeń bezprawia.
W miarę łagodzenia reżimu w PRL łagodniała też izolacja Prymasa. Pojawiły się otwarte żądania jego uwolnienia. Gdy 26 października 1956 – a więc w trakcie tzw. polskiego Października, czyli masowych wystąpień społecznych na rzecz zwiększenia wolności – do uwięzionego Prymasa przyjechali bliscy współpracownicy nowego I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, Zenon Kliszko i Władysław Bieńkowski – Prymas postawił im warunki! Zażądał odwołania dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych, powrotu wygnanych biskupów, usunięcia narzuconych przez władze wikariuszy kapitulnych we Wrocławiu i Katowicach, przywrócenia Komisji Mieszanej, niezależności prasy katolickiej. Sam zobowiązał się do poparcia nowej ekipy władzy. Dwa dni później warunki zostały przyjęte. Prymas – na własnych warunkach! – wrócił na swe urzędy.
1956-1970: Od warunkowego poparcia Gomułki do konfliktów z antykościelnym sekretarzem
Jesienią 1956 r. Polska stanęła na rozdrożu. Społeczeństwo chciało demokratyzacji, a nowa władza – swojej stabilizacji. Równocześnie na Węgrzech trwało powstanie, krwawo tłumione przez Armię Czerwoną. W tej sytuacji prymas Wyszyński za swój obowiązek uznał przede wszystkim – jak wcześniej i później w chwilach przesileń – niedopuszczenie do rozlewu krwi. Jak mógł, tonował nastroje. Mówił, że zamiast umrzeć w chwale, trzeba cierpliwie znosić trudności. W tym duchu przemawiał nawet – po raz pierwszy! – w oficjalnym Polskim Radiu
Dążenie do uspokojenia nastrojów i uniknięcia losu Węgier sprawiło, że jedyny raz w historii PRL episkopat wezwał do udziału w tzw. wyborach, 20 stycznia 1957 r. Wziął w nich udział (też jedyny raz) osobiście prymas Wyszyński, który wcześniej spotkał się z premierem Józefem Cyrankiewiczem, skądinąd współodpowiedzialnym za jego uwięzienie.
Wydaje się, że prymas w pewnym stopniu – choć zapewne mniejszym niż ogół społeczeństwa – uległ też powszechnym wówczas nadziejom na trwałe pozytywne zmiany w Polsce, wiązanym z ekipą Gomułki, jeszcze niedawno więzionego przez swych towarzyszy. Dlatego przeżył też rozczarowanie, gdy względna demokratyzacja została szybko zatrzymana. Jednak pośpiech w dążeniu do uregulowania stosunków z władzą wskazuje, że spodziewał się szybkiego odwrotu władz na dawne antykościelne pozycje.
Owocem prac Komisji Wspólnej było tzw. małe porozumienie z 8 grudnia 1956, w znacznej mierze spełniające warunki prymasa, a nawet przywracające naukę religii w szkole. Z kolei w dekrecie Rady Państwa z 31 grudnia 1956 o organizowaniu i obsadzaniu stanowisk kościelnych władze zastrzegły sobie istotny wpływ na kwestie personalne oraz tworzenie parafii i diecezji, miały też możliwość domagania się od Kościoła usuwania „nieposłusznych” księży, pozostał też wymóg składania przyrzeczeń przez duchowieństwo. Prymas twierdził, że dosłowna treść dekretu została narzucona przez władze.
Spór z ekipą Gomułki był nieunikniony. Prymas bronił suwerenności katolickiego narodu, sekretarz, jeśli w ogóle, z konieczności, widział jakąś rolę Kościoła w „socjalistycznym państwie”, to jako element wspierający działania władzy. Jak zauważa biografka prymasa, Ewa K. Czaczkowska, oznacza to, że w konsekwencji Kościół miał służyć partii, dążącej do ateizacji społeczeństwa…
Mimo że Gomułka nie szczędził „kierownikowi episkopatu”, jak o nim mówił, publicznej krytyki, Prymas nigdy nie odwzajemniał mu się tym samym, choć w „Zapiskach” nie brak uwag krytycznych wobec sekretarza. Rozmawiali czterokrotnie: w 1957, 1958, 1960 i 1963. Atmosfera spotkań stopniowo się pogarszała. Obaj rozmówcy zgadzali się, że konieczne jest współistnienie socjalistycznego państwa i Kościoła, jednak o ile Prymas oczekiwał, że państwo respektować będzie wolność religijną, o tyle sekretarz chciał wsparcia Kościoła dla ustroju PRL. Nie tolerował przy tym wkraczania Kościoła w „politykę”, czyli bardzo szeroko rozumianą sferę publiczną. Dążył też do ateizacji narodu, co oczywiście było biegunowo sprzeczne z misją Kościoła.
Stąd gwałtowny konflikt wokół Wielkiej Nowenny i Milenium 1966 r. Dla Prymasa była to przede wszystkim rocznica chrześcijaństwa w Polsce, dla sekretarza – tysiąclecie państwa, którego zwieńczeniem jest PRL. Wielką Nowennę i obchody milenijne Gomułka traktował nie jako przedsięwzięcie religijne, ale jako konkurencję dla swej władzy i uderzenie w polską rację stanu, którą określał on sam. Zarzucał Prymasowi dążenie do władzy i przeciwstawianie Polski Związkowi Radzieckiemu. Prymas podkreślał, że działania Kościoła nie mają charakteru politycznego.
Podobnie musiało dojść do konfliktu na tle listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z 18 listopada 1965 r., ze sławnymi, choć często przekręcanymi słowami „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”. Gomułka odebrał go nie jako akt o charakterze moralnym, jak to rozumieli biskupi, ale jako uzurpację episkopatu, który wkroczył na teren polityki, zastrzeżonej – zdaniem komunistów – wyłącznie dla nich. Stąd wszczęta przez władze propagandowa nagonka na biskupów i na Prymasa osobiście, zarzucająca episkopatowi działalność sprzeczną z polską racją stanu, uosabianą przez komunistyczne władze. Opinia ta jest wyjątkowo krzywdząca wobec Prymasa, dla którego podpis pod listem wymagał przezwyciężenia wojennych wspomnień i wynikającej z nich wieloletniej nieufności wobec Niemców.
Władze, umocnione, także dzięki poparciu Kościoła w 1956, i niezadowolone z niezależności episkopatu i Prymasa, utrudniały działalność Kościoła, zwłaszcza wykraczającą poza mury kościołów, na których budowę też przyzwalały bardzo niechętnie. Dlatego Prymas musiał się nieustannie i często bezskutecznie upominać o to, do czego władze się zobowiązały i przeciwstawiać się kolejnym szykanom: usuwaniu krzyży ze szkół, eliminowaniu nauki religii, obciążaniu ogromnymi podatkami, nadzorowi władz nad seminariami, poborowi kleryków do wojska.
W marcu 1968 Prymas wsparł w kazaniu protestującą młodzież. „Władza państwowa nie może zastąpić rozsądku i sprawiedliwości społecznej pałką gumową” – pisali biskupi w liście do premiera Cyrankiewicza. Prymas poparł też, także publicznie, posłów koła „Znak”, których interpelacja na temat ataku milicji na studentów spotkała się z niebywałą napaścią w Sejmie.
Gdy krwawo stłumione przez władzę rozruchy na Wybrzeżu w grudniu 1970 kończyły epokę Gomułki, Prymas nie wezwał do spokoju, uznając, że zostałoby to odebrane jako stanięcie po stronie władzy. Opóźnił jedynie o dwa miesiące czytanie w Kościołach listu o dramatycznym tytule „W obronie zagrożonego bytu narodu” – o złej sytuacji demograficznej, w obronie życia.
1970-1980: Przełom w połowie gierkowskiej dekady
Rządy nowego I sekretarza Edwarda Gierka Prymas powitał dramatycznym kazaniem, w którym przyjął współodpowiedzialność za krew przelaną na Wybrzeżu. „Bo może nie dość wołałem, nie dość upominałem, nie dość ostrzegałem i prosiłem!” – wołał Prymas, wzywając ludzi do przebaczenia, a do władzy apelując – o demokratyzm i wolność.
Jednak początki epoki Gierka nie przyniosły szczególnych zmian w antykościelnej polityce władz, Prymas nie miał więc powodu do zmiany swej postawy. Upominał się o prawa robotników, wolność religijną, prawo do budowy kościołów. Domagał się zniesienia dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych – ta sprawa została załatwiona „via facti” dopiero za pontyfikatu Jana Pawła II. Nie dawał się wciągnąć w zastawianą przez władze pułapkę szukania poparcia w Kościele. To samo tłumaczył prymas Wyszyński nowemu premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi, z którym rozmawiał w 1971 r.
Zmiany nastąpiły dopiero w 1976 r. Władze uznały w końcu Prymasa za zło mniejsze niż kard. Wojtyła, a premier Piotr Jaroszewicz na 75. urodziny Prymasa przysłał mu 75 biało-czerwonych róż i list gratulacyjny. Konkretnym przejawem zmian było wysłuchanie – choć nie od razu – kościelnego postulatu amnestii dla skazanych za udział w rozruchach w Radomiu w 1976 r. Prymas i episkopat działali jak zwykle – pisali listy do władz, potem upubliczniali swój protest, nowością było to, że do amnestii doszło.
Wobec działającej otwarcie od 1976 r. opozycji Prymas zachowywał się pozytywnie, acz powściągliwie, ale pomagał represjonowanym i apelował do władz o zaniechanie szykan.
Gdy ekipa Gierka zaniechała szykan wobec Kościoła, Prymas uznał, że znikł główny powód sprzeciwu wobec władz. Uznał, że w trwałej – jak się wówczas wydawało – sytuacji geopolitycznej jest to maksimum tego, co Kościół i naród mogą osiągnąć. Dlatego ostrożne wspieranie państwa, takiego jakie było, uznał za rację stanu. Zabiegał natomiast o kondycję moralną Polaków. Wygłosił cykl kazań świętokrzyskich (w warszawskim kościele św. Krzyża) na tematy społeczne, otwarcie bronił praw człowieka, nie tylko wolności religijnej. Protestował przeciw zmianom w konstytucji w 1976 r.
Spotkania z Gierkiem (w 1977 i dwukrotnie w 1979) przebiegały w atmosferze nieporównanie lepszej niż z jego poprzednikami. Prymas przekonywał I sekretarza o konieczności dania ludziom więcej wolności oraz moralnej przemiany partyjnego przywództwa – jak wiemy, bezskutecznie. Szczególnym gestem było pojawienie się Prymasa na przyjęciu, które przywódca PRL wydał w Rzymie na cześć premiera Aldo Moro. Było to powszechnie odbierane jako gest wsparcia dla słabnącej – wraz z polską gospodarką – władzy Gierka.
Wybór Jana Pawła II umocnił tendencje z lat wcześniejszych. Zasadniczą zmianą była rezygnacja z uzgadniania z władzami kandydatur na biskupów – pierwszy był następca Karola Wojtyły, abp Franciszek Macharski.
Po raz ostatni prymas Wyszyński spotkał się z Gierkiem, na jego prośbę, 25 sierpnia 1980 r. – kilka dni przed końcem strajków sierpniowych i upadkiem sekretarza. Radził mu, by zgodził się na wolne związki zawodowe i zniósł cenzurę, zapewnił o poparciu Kościoła dla strajków. Dzień później na Jasnej Górze wygłosił kazanie, które zawiodło wielu – Prymas nie poparł wyraźnie strajkujących, ale wezwał do spokoju. Nastroje tonował już wcześniej, jak zresztą zwykł czynić w okresie kryzysów grożących rozlewem krwi. W kilka dni później (28 sierpnia) zainspirował wydanie stanowiska przez Radę Główną Episkopatu, w którym wyraźnie poparty został postulat wolnych związków zawodowych.
1980-1981: Doradca „Solidarności” i mediator
W ostatnich miesiącach swojego życia, które przypadły na czas pierwszej „Solidarności”, Prymas umiejętnie godził role, zda się, nie do pogodzenia: był doradcą Związku i zarazem mediatorem między nim a władzą. W rozmowie z nowym partyjnym przywódcą, Stanisławem Kanią, nalegał na rejestrację „Solidarności”, patronował też kompromisowi w sprawie statutu, który to umożliwił. W kolejnej rozmowie z Kanią nalegał też na rejestrację „S” rolniczej.
Równocześnie nawoływał związkowców do umiarkowania i przestrzegał przed polityzacją ruchu. Podkreślał, że wyrwanie Polski z orbity wpływów sowieckich jest w przewidywalnej przeszłości niemożliwe. Mediował w konkretnych konfliktach, łącznie z najgroźniejszym – bydgoskim, po pobiciu działaczy „S” przez ZOMO, półtora miesiąca przed śmiercią. Liczył, że jeśli Związek przetrwa kilka lat, władzom będzie trudno go zlikwidować.
Paradoksalnie, zapewne z tych samych powodów władze zdecydowały się na siłową rozprawę z „S” w grudniu 1981. Ale tego już Prymas nie zobaczył.
——————————————-
Kobiety w życiu i nauczaniu prymasa Wyszyńskiego
28 maja 2020/Małgorzata Bilska/Warszawa/Kai.pl
Fot. BP KEP
W Polsce nie tylko nie rozwijamy nauczania Księdza Prymasa, ale je marnujemy. A najbardziej zaniedbanym obszarem jaki nam pozostawił kard. Wyszyński jest kwestia kobiet.
Dziś mija 39. rocznica śmierci prymasa Stefana Wyszyńskiego. Był nim długo, od 1948 roku (Pius XII w listopadzie podpisał bullę nominacyjną na arcybiskupa warszawskiego oraz gnieźnieńskiego, co czyniło go także prymasem Polski) do śmierci w1981, w sumie 33 lata.
Choćby dlatego prymas Wyszyński powinien wywrzeć na wspólnocie polskich katolików niezatarte piętno, a kwestie dla niego ważne, w których był prekursorem – być dla nich oczywiste. Tymczasem nic bardziej mylnego. Nie pomógł nawet fakt, że lada moment będzie wyniesiony na ołtarze…
Najbardziej zaniedbanym obszarem jest kwestia kobiet. Kiedy 8 marca portal Aleteia opublikował mój artykuł „Co kard. Wyszyński mówił o kobietach? Ożywcze i inspirujące” okazało się, że poglądy prymasa są zaskoczeniem nie tylko dla czytelników (płci obojga), ale i katolickich dziennikarzy oraz… duchownych. Aby to pokazać skoncentruję się na 3 wybranych zagadnieniach: rozumieniu władzy, zaufaniu do świeckich i awansie kobiet.
Władza a wpływy
Właśnie ukazała się kolejna książka Ewy K. Czaczkowskiej poświęcona osobie wybitnego hierarchy „Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość” [Wydawnictwo Znak, 2020]. W rozdziale „Człowiek, który został prymasem” pisze:
„Od 1948 roku życie Wyszyńskiego jako Prymasa Polski już nie tylko splatało się z dziejami Kościoła i Polski, ale te dzieje współkształtowało. Było to po części możliwe dlatego, że funkcje, które pełnił, dawały mu w Kościele realną władzę. Objęte przez niego archidiecezje były najważniejsze w kraju: w warszawskiej znajdują się stołeczne instytucje państwowe, z gnieźnieńską łączył się zaś (tak jest obecnie) tytuł prymasa Polski, a z nim wiązało się dożywotnio (czyli inaczej niż obecnie) stanowisko Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Ale co najistotniejsze, bo dające duży zakres władzy. Stefan Wyszyński jako prymas dysponował także nadzwyczajnymi uprawnieniami od Stolicy Apostolskiej. Wcześniej miał je prymas August Hlond, częściowo też kardynał Adam Sapieha.
Uprawnienia te przyznał Prymasowi Polski papież Pius XII, na wypadek gdyby w związku z nową sytuacją polityczną w kraju (we wrześniu 1945 roku komuniści zerwali konkordat) kontakty między polskim Kościołem a Watykanem stały się trudne albo niemożliwe. […] Specjalne uprawnienia, przyznawane lub potwierdzane przez kolejnych papieży […] zmieniały swój zakres. Kardynał Wyszyński strzegł ich, gdyż dawały mu one możliwość całościowego zarządzania Kościołem w Polsce.” (s. 14-15)
Od 1952 roku był też kardynałem. Nikt z polskich biskupów takiej władzy teraz nie posiada. Potęga decyzyjna, jaką dysponował prymas Wyszyński, dziwnie koreluje z jego osobistym stosunkiem do stanowiska, które przyjął. Władzę sprawował wbrew sobie. Czaczkowska przytacza jego słowa z 1976 roku: „Władzy nie szukałem i do niej nie dążyłem. Zostałem po prostu zmuszony do spełniania w Kościele obowiązków, które chciałem zamienić na służbę i służenie. Chociaż łatwe to nie jest, w jakimś wymiarze było realizowane. (…). Usiłowałem mniej rozkazywać, a więcej prosić. Ratowało mnie to od wyniosłości, która z konieczności wiąże się z pełnieniem władzy i z poczuciem, że się władzę posiada. Nadto doświadczenie pouczyło mnie również, że rozkazując, zyskuję ludzi posłusznych, prosząc zaś, zyskuję przyjaciół, a posiadać władzę i mieć przyjaciół to jest rzecz bardzo trudna.”
Dzięki pokorze, uniżeniu się do zwykłego wiernego, Prymas nie tylko nie stracił władzy, ale i tego, co jest (być może) najtrudniejszym dobrem – kapłańskiego autorytetu! Mamy fantastyczną postać do naśladowania. Czemu zatem tak rzadko na co dzień jest naśladowana?
Bo po 1989 roku znaleźliśmy się w demokratycznym ładzie, gdzie natychmiast rozpoczęły działalność dobrze rozwinięte na Zachodzie ruchy społeczne, w tym feministyczny. Jednym z praw kobiety jest prawo do równego podziału władzy. Ponieważ hierarchiczność instytucji Kościoła Katolickiego łączy ordynację ze sprawowaniem tej władzy, feministki domagają się dla kobiet prawa do święceń kapłańskich. Ludzie Kościoła bronią (stricte ewangelicznej) tezy, że sens władzy w Kościele polega na służbie – odrzucanej przez ruchy liberalno-lewicowe… Jałowa debata o prawie do władzy toczy się od 30 lat, prowadząc do coraz ostrzejszej polaryzacji. Nie zwraca się uwagi na to, że kobiety nie były aż tak bezbronne i pokrzywdzone, jak wiele feministek twierdzi. Widać to u Czaczkowskiej, choć nieco… między wierszami. W rozdziale „W otoczeniu kobiet” nie raz pada słowo „wpływ”. Czasem jest też ukazany opisowo. Na przykład:
1. Maria Okońska, współzałożycielka słynnych „Ósemek” – Instytutu Świeckiego Pomocnic Maryi Jasnogórskiej, nazywanego tak od liczby tworzących go 8 kobiet (dziś nosi nazwę Instytut Prymasa Wyszyńskiego), „miała wpływ – jeszcze nie do końca poznany i opisany – na kształt i realizację programu milenijnego prymasa”.
2. Prymas napisał tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego tylko dlatego, że „zdanie zmienił pod wpływem Marii Okońskiej i Janiny Michalskiej”.
3. Prymas pisał o różnych kobietach, doceniając ich wpływ na swoje działania, np.: „zasługi Marii Winowskiej są olbrzymie; trudno o tym mówić”.
4. Ogromny wpływ na jego sposób myślenia i działania miała jego nieżyjąca już w tym czasie mama: „Gdy podejmuję i prowadzę jakieś wyjątkowo ciężkie prace, to mam wrażenie, że ona mi doradza i podpowiada”. Czuł jej obecność „za plecami”.
Wiele kobiet doradzało mu i podpowiadało. On miał władzę, olbrzymią! One miały WPŁYW.
Zgodnie z wiedzą naukową z dziedziny socjologii wpływ jest pojęciem nieco szerszym od władzy, ale są one pokrewne. Wpływ nie daje prawa zastosowania sankcji: kar i nagród. Na boisku podczas meczu władzę ma sędzia, wpływ mają np. kibice. Za niesportowe zagranie sędzia może pokazać czerwoną kartkę. Kibice mogą tylko gwizdać przeciwników i kibicować swoim. Co z tego wynika dla kobiet?
Czy są tylko kibicami? Niekoniecznie… W historii Kościoła kobiety nigdy nie miały władzy nad mężczyznami. To prawda. Miały jednak na nich wpływ. Aby poprawić pozycję kobiet, warto wykorzystać narzędzie, jakim jest zwiększeniu wpływu, a nie z uporem maniaka domagać się „władzy święceń”. Wpływ to może mało, ale nie – nic. Wiele żon ma wpływ na mężów. Co prawda kobieta – ofiara przemocy, nie ma go w ogóle. A przez wieki nie miała prawa ani możliwości ukarać sprawcy! Dziś chroni ją władza policji i chroni prawo, jeśli szuka pomocy… To, czy ktoś ma na kogoś wpływ, zależy od dobrej woli tego, co ma władzę.
Obdarzony ogromną władzą prymas Wyszyński tę wolę miał. Kiedy zmarł, zwyczaj dopuszczania (nawet przez prezbiterów) kobiet do wpływu, dyskutowania z nimi decyzji, szybko zanikł. Może nigdy go nie było… Czy od prymasa nie mogą się tego uczyć?
Zaufać świeckiej!
Wielkość Prymasa polega m. in. na tym, że potrafił się przyjaźnić z ludźmi świeckimi, w tym – z kobietami. Czym irytował, a niekiedy wręcz gorszył sobie współczesnych, pobożnych ludzi. Może nie aż tak, jak Jezus z Nazaretu (ileż razy spotykały go zarzuty, że jada i rozmawia z tak niewłaściwymi ludźmi!), ale jednak. Stał się ofiarą podejrzeń, plotek… Prymas miał swoje zdanie. I dobre doświadczenia. Kiedy komuniści go uwięzili, by go złamać, szybko poczuł się osamotniony przez mężczyzn. To jego córki duchowe, przyjaciółki w wierze, a i rodzone siostry, przy nim trwały. Pisał o nich: „Bóg odebrał mi kapłanów, pozostawił kobiety. Podobnie uczynił Synowi swojemu na Kalwarii, gdy dopuścił, że wszyscy Apostołowie odeszli Go, ale pozostały niewiasty, które tam przyszły z Maryją” (za: E. Czaczkowska, s. 163). Tak buduje się więź zaufania. Kobiety sprostały najgorszym próbom. I nadal (czemu?) nic dla z tego nie wynika.
Im bardziej Prymas nie narzucał władzy siłą, nie wymuszał posłuszeństwa kobiet, tym lepiej się z nimi rozumiał. Tylko na takiej płaszczyźnie da się budować ewangeliczną równość między kobietą i mężczyzną – zaplanowaną i chcianą przez Boga, jak naucza (po Soborze Watykańskim II) Kościół katolicki. Kobiety konsekrowane również są osobami świeckimi. Nie mają święceń kapłańskich; śluby zakonne nie są sakramentem. Mężczyźni katolicy dzielą się na kapłanów i świeckich. Kobiety są świeckie – wszystkie! Dlatego zanim wyrazimy postulat ordynacji (klerykalny, jak twierdzi Franciszek), pomyślmy – co to da nam, świeckim?
Jest inna droga, inna płaszczyzna równania szans kobiet i mężczyzn. Odejście od modelu jednostronnie klerykalnego na rzecz doceniania, uznania aktywności i talentów osób świeckich. Ponieważ kobiety w Kościele stanowią zdecydowaną większość osób zaangażowanych w ruchy, wspólnoty, parafie, czy ich głos nie może być w pełni doceniony?
Określenie papieża Polaka „geniusz kobiety” jest prawie na pewno zainspirowane przez poglądy i nauczanie prymasa Tysiąclecia. Prymas najbardziej cenił macierzyństwo, ale jego doradczynie w większości nie były biologicznymi matkami! Były znakomicie wykształcone, do czego je zachęcał. Według prymasa kobiety są niezbędne w działalności apostolskiej. A po Soborze już wiemy, że nie trzeba do tego żadnych wybitnych kwalifikacji misjonarskich. Dziś apostołem jest każdy świecki, kto żyje wiarą, w relacji z Bogiem, w swojej codzienności. W pracy zawodowej – na uczelni, w zarządzie firmy, w kancelarii prawniczej, w biurze architektonicznym itd. W polityce, ekonomii, sztuce, sporcie, mediach – w sferze publicznej. Dzięki świeckim powstaje kultura, w której Bóg nie jest na marginesie.
Mało kto zna słowa Prymasa o kulturze: „Pierwiastki męskie doszły za bardzo do głosu i świat otwartych ramion macierzyńskich zmienił się w świat stalowych tanków i latających śmiercionośnych fortec. Coraz więcej przybywa potężnych zbrodniarzy i nikt nie ma sił na to, aby z nich zrobić ludzi. W takiej sytuacji trzeba nawrócić do drogi, którą wyznaczył Ojciec niebieski w szóstym dniu stworzenia, gdy powołał do życia tych dwoje i powiedział do nich: »Czyńcie sobie ziemię poddaną (Rdz 1,28) – wy oboje! […]«.
Musi się to powtórzyć i w cywilizacji współczesnej, aby wyrównać Boże wartości męskie i kobiece. Przez czerpaną ze współdziałania Jezusa i Maryi nadprzyrodzoną symbiozę, trzeba je zharmonizować do wspólnego działania na różnych odcinkach współczesnego życia, które na skutek przerostu elementów męskich są wynaturzone i prowadzą do okropnych katastrof. Zmaskulinizowana a przez to wynaturzona cywilizacja współczesna, o formalnie zboczonych przejawach życia, nie jest zdrową cywilizacją. Abyśmy mogli osiągnąć w świecie współczesnym prawdziwą kulturę, bardziej ludzką, a przez to bardziej Bożą, potrzeba harmonijnego współdziałania w życiu i całej duchowości współczesnej, elementów męskich i kobiecych […]. Nadzieja odrodzenia kultury – aby była bardziej ludzka – już się […] kształtuje, bo świat kobiecy dochodzi do głosu w różnych dziedzinach życia: w wychowaniu, w medycynie, w kulturze twórczej i literackiej, a nawet w architekturze itp.”.”
Czy stać nas na to, aby w XXI wieku kobiety sprowadzić tylko do roli żon, matek, opiekunek ogniska domowego i domowych gospodyń? Pomocnic mężczyzny? Ta pomocą ma być WZAJEMNA! W czym mężczyźni pomagają kobietą? To, że rodzina jest bardzo cenną wartością nie oznacza, że dla kobiet – jedyną. Potrzebują wsparcia w tym, aby rozwijać swoje indywidualne talenty, pasje i umiejętności. Pomocy od całej reszty wspólnoty Kościoła.
Potrzeba gospodyń…
Kiedy w 1946 roku ks. Stefan Wyszyński otrzymał nominację na biskupa lubelskiego, miał już pod opieką grupę dziewcząt znaną jako „Ósemki”. I dalekosiężne plany wspólnych działań. Jak pisze Czaczkowska, wahał się nawet, czy nominację przyjąć, bo „nie było przyjęte, by biskup zajmował się duszpastersko grupą kobiet.” Czy ma grupę rozwiązać? W pogodzeniu ról pomogli mu ks. Władysław Korniłowicz i prymas August Hlond. Przy czym argumentacja prymasa Hlonda warta jest zacytowania: „Ludzie świeccy, wykształceni, przygotowani do pracy w Kościele, będą księdzu biskupowi bardzo potrzebni. Przecież to też jest jakaś cząstka Kościoła”.
Przecież? Też? Cząstka? Jak bardzo prymas Wyszyński szedł więc pod prąd… Oficjalnie pozycję świeckich zmienił Sobór Watykański II niemal 10 lat później, ale mentalność zmienia się powoli. Ile księży myśli w tym duchu?
Te „świeckie” miały potem ogromny wkład w Podkomisję KEP ds. Duszpasterstwa Kobiet – pomysł i dzieło prymasa Wyszyńskiego. Działała od połowy lat siedemdziesiątych. Kilka lat po jego śmierci została rozwiązana – priorytetem okazała się rodzina. I komisja tylko jej poświęcona. Jakby nie mogły działać dwie.
Po jednym z moich artykułów na temat sytuacji kobiety w Kościele otrzymałam list od czytelnika. Było to jakiś czas temu, ale – za jego aktualną zgodą – przytoczę tu jego fragment. Autor prosi o anonimowość. W latach osiemdziesiątych był osobistym sekretarzem ks. bp. Mariana Jaworskiego, ostatniego przewodniczącego Podkomisji. Jest świecki, ma żonę. Jak się okazało, zatrudniała go nie kuria, a sam ksiądz biskup. Pisze tak: jako sekretarz przewodniczącego Podkomisji „brałem udział w kilkudniowych spotkaniach w Nałęczowie, które miały charakter rekolekcji, połączonych z naukowymi sympozjami i formą treningów psychologicznych; byłem także wprowadzony w prace Podkomisji. W spotkaniach nałęczowskich brały udział członkinie Podkomisji i księża referenci diecezjalni z całej Polski. […] W referatach podkreślano znaczenie odnowienia nauczania naszego Kościoła w zakresie problematyki związanej z miejscem kobiet w społeczeństwie i rodzinie. Przestrzegano, że utrzymano dawnego modelu może doprowadzić do masowego odchodzenia kobiet z Kościoła, a co za tym idzie, lawinowej laicyzacji, gdyż w naszej kulturze przekaz wiary w rodzinach następuje głównie przez kobiety (osobnym problemem jest uaktywnienie mężczyzn w tym zakresie). Pamiętam też referaty dotyczące samotnych kobiet (ogromny potencjał duszpasterski stanowiły kobiety III wieku – wykorzystanie tej sytuacji, jak mi się zdaje, leży o podstaw sukcesu Radia Maryja).
Dlaczego tak mało zostało z działań Podkomisji? Przypuszczam, że jedną z przyczyn, mogła być postawa referentów diecezjalnych. Zdaje mi się, że oni nie byli zaangażowani w istotę sprawy […]. Ich interesowały zagadnienia poboczne – np. problem braku gospodyń na plebaniach (jakie środki podjąć, aby zaradzić tej sytuacji). Jeden ksiądz angażował się w organizowanie domu samotnych matek. Referent z Łodzi sporo wiedział o konkretnych sytuacjach kobiet w zakładach włókienniczych. Nie pamiętam natomiast, aby któryś z duchownych doceniał ogólne znaczenie problemu”.
To wiele wyjaśnia. Nowatorskie teksty Prymasa Tysiąclecia o potrzebie wkładu kobiet w kulturę, sferę publiczną itd. nie przebiły się przez brak zaangażowania księży. I to do tego wyznaczonych przez biskupów! Kobiety nabywały w Podkomisji poczucia własnej wartości, kształciły się i rozwijały, a coraz mocniej oczekiwano od nich… prac gospodarskich na plebaniach. No i rodzenia. Wychowywania w wierze kolejnych pokoleń katolików… Nie na tym polegała koncepcja prymasa. I nie o to chodziło Janowi Pawłowi II. O coś dużo więcej.
Minęło 39 lat od śmierci prymasa a my w postrzeganiu roli i zadań kobiety cofnęliśmy się do czasów sprzed Soboru. Po co go beatyfikować i kanonizować, skoro nie ma żadnej woli brania z niego przykładu? Trochę chyba nie wypada wznosić mu kolejnych pomników, tak gruntownie ignorując rzecz dla niego ważną: awans (to jego słowo) kobiety w Kościele i świecie. Bo awans społeczny i macierzyństwo służebne nie mogą się wykluczać.
***
Kobiety nie potrzebują pełni władzy ani szczególnych przywilejów. Potrzebują równości, bo tak nas stworzył Bóg. Tak naucza o nas Kościół Rzymskokatolicki. Kobieta jest – jak napisał Jan Paweł II w „Mulieris Dignitatem” stworzona DLA NIEJ SAMEJ. Jest samoistną, autoteliczną wartością – na obraz Boga. Jeśli ktoś chce traktować ją użytkowo, bo jest mu koniecznie potrzebna do pomocy w reaktywacji chrześcijaństwa lub w gotowaniu, praniu i sprzątaniu, to jest to sprzeczne z naszą wiarą. Kobieta jest człowiekiem, nie tylko matką. Ma godność niezależną od macierzyństwa – tak samo, jak kiepskie lub żadne ojcostwo wcale nie pozbawia mężczyzny godności i praw ludzkich…
************************************************************************
Sługa Boży Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński w obronie poczętych dzieci
Prymas Tysiąclecia w swoich przemówieniach często nawiązywał do ochrony poczętego życia. Był świadkiem jak w 1956 roku komuniści wprowadzili prawo do aborcji na życzenie, w wyniku której dokonano ok. 20 mln aborcji. Wielokrotnie apelował o zaprzestanie tego procederu i szacunek wobec dziecka w łonie matki. Oto kilka cytatów Prymasa Tysiąclecia, które świadczą o wielkiej trosce do nienarodzonych dzieci.
„Matka ma prawo do swego ciała, ale nie ma prawa do poczętego dziecięcia, bo ono jest własnością Boga i narodu.”
„Obudźcie się! Ratujcie życie! Wszak chodzi tu o życie narodu! Zginajcie kolana przed każdym rodzącym się życiem, przed każdym dziecięciem”
„Jeżeli najbardziej niewinne i bezbronne dziecko nie może czuć się bezpiecznie w jakimś społeczeństwie, wówczas już nikt bezpiecznie czuć się w nim nie może!”
„Największym szczęściem jest dziecko! Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych, ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego. A małe niemowlę, które wyda na świat mocami Bożymi matka, ma w sobie życie wieczne.”
„Pamiętajcie, nowa Polska nie może być Polską bez dzieci Bożych! Polską niepłodnych lub mordujących nowe życie matek! Polską pijaków! Polską ludzi niewiary, bez miłości Bożej! Nie może być ojczyzną ludzi bez wzajemnej czci jedni dla drugich, bez ducha ofiary i służby, bez umiejętności dzielenia się owocami pracy z tymi, którzy sami nie są w stanie zapracować na życie i utrzymanie.”
„Jaka jest rodzina domowa, taka też będzie rodzina ojczysta. Jeśli nie będą umieli uszanować maleńkiego życia, które się rodzi w komórce życia domowego, nie uszanują i życia obywateli, bo nauczą się mordować już w rodzinach. W ten sposób zamiast społeczności życiodajnej, będzie się wyrabiać społeczność morderców. Będzie to naród samobójczy (…). Taki naród się skończy.”
„Prawo do życia musi każdy uszanować: rodzice, Naród, społeczeństwo, Państwo i Kościół. Nikt nie może go pogwałcić, choćby dotyczyło istoty, która kryje się jeszcze pod sercem matki, bo już jest ona człowiekiem (…). Ta maleńka istota ma pełne prawo do życia i nikt, bez odpowiedzialności za zwykłe zabójstwo, nie może tego prawa naruszyć!”
„Każde tak zwane prawo, które daje komukolwiek możliwość dysponowania i przesądzania o ludzkim życiu, jest bezprawiem. Każdy czyn, który zmierza wprost do zniszczenia i przekreślenia prawa człowieka do życia jest zwykłą zbrodnią.”
„Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! (…) Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna.”
„Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu – nauczał Prymas Tysiąclecia – jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! Powstające pod sercem matki nowe życie nie należy do niej. Jest ono własnością nowego człowieka! Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna. Musi więc mieć swoich obrońców. Obrońcą jest sam Bóg, który się upomni o to życie…”
Katolicka Agencja Informacyjna KAI
***********************************************************************
DUCHOWA ADOPCJA POCZĘTEGO DZIECKA
Matka Boża z Guadalupe – Patronka poczętego życia
Zwykle Duchową Adopcję rozpoczynamy od złożenia przyrzeczenia, które powinno być składane w sposób uroczysty w kościele. Obecnym czasie, który jest szczególny, można składać przyrzeczenie adopcyjne prywatnie, przed Krzyżem albo wizerunkiem Matki Bożej.
ROTA PRZYRZECZENIA DUCHOWEJ ADOPCJI“:
Najświętsza Panno, Bogurodzico Maryjo,
wszyscy Aniołowie i Święci.
Wiedziony pragnieniem niesienia pomocy
nienarodzonym, postanawiam mocno i przyrzekam,
że od dnia ………………………………
biorę w duchową adopcję jedno dziecko,
którego imię jedynie Bogu jest wiadome,
aby przez 9 miesięcy, każdego dnia,
modlić się o uratowanie jego życia
oraz o sprawiedliwe i prawe życie po urodzeniu. Amen
Każdego dnia moimi zobowiązaniami adopcyjnymi będą:
• jedna Tajemnica Różańca Świętego
• moje dobrowolne postanowienia
• oraz poniższa modlitwa “Panie Jezu”:
TEKST CODZIENNEJ MODLITWY “PANIE JEZU”:
Panie Jezu za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi, która urodziła Cię z miłością oraz za wstawiennictwem świętego Józefa, “Człowieka Zawierzenia”, który opiekował się Tobą po urodzeniu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady i które duchowo adoptowałem. Proszę, daj rodzicom tego dziecka miłość i odwagę, aby zachowali je przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.
Duchowa adopcja może być podjęta jeden raz, ale może być podejmowana cyklicznie co 9 miesięcy, jednak zawsze po wypełnieniu poprzednich zobowiązań. Każdorazową nową Duchową Adopcję powinno poprzedzać nowe przyrzeczenie.
Adoptujemy każdorazowo tylko jedno nieznane nam dziecko zagrożone aborcją. Pan Bóg-Dawca Życia zna jego imię i sam nam je wybiera.
Postanowienia dodatkowe (dodatkowe praktyki) są uzupełnieniem Duchowej Adopcji. Są dobrowolne. Praktykowane ich może powiększyć nasze pragnienie zadośćuczynienia, dziękczynienia i wyproszenia łask u Bożej Opatrzności. Żeby podjęte postanowienia praktyk skutecznie i do końca wykonać, najlepiej jest podjąć jedną lub najwyżej dwie praktyki.
Może się zdarzyć, że zapomnimy lub zaniedbamy nasze zobowiązania adopcyjne. Długa przerwa, na przykład miesięczna, przerywa Duchową Adopcję i wymaga podjęcia jej od początku. Należy wtedy odbyć spowiedź, ponowić przyrzeczenia i starać się je dotrzymać. W wypadku krótkiej przerwy należy Duchową Adopcje kontynuować, przedłużając praktykę o ilość dni opuszczonych.
——————————————————–
26 maja – dzień matki
Dzień Matki – dla wszystkich Mam, których już nie ma z nami….
Opublikowano 26 Maj 2020 – wobroniewiary
”Jest jedna miłość, która nie liczy na wzajemność, nie szczędzi ofiar,
płacze a przebacza, odepchnięta wraca – to Miłość Macierzyńska”
Józef Ignacy Kraszewski
Tak mi Mamo jest smutno bez Ciebie,
brak Twych słów i ciepła Twych rąk,
Lecz Ty pewnie wolisz być w niebie,
a tu jest pusty kąt.
Tak mi Mamo jest smutno bez Ciebie.
Czy powrócić wolno Ci tu?
Lecz Ty pewnie wolisz być w niebie,
chociaż ja proszę, wróć.
———-
polecam wysłuchać tę piosenkę na https://youtu.be/Lf2uvtUNWcs
————————————————–
Biblijne Mamy
Samuel ofiarowany przez Annę w świątyni – Frank Topham
———————————–
Dzień Matki skłania do głębszej refleksji nad tajemnicą macierzyństwa objawioną w Piśmie Świętym.
Objawienie biblijne ściśle łączy pojęcie macierzyństwa z poczęciem i zrodzeniem potomstwa. Przekazanie życia zapewnia kobiecie szacunek i uznanie, choć nie gwarantuje odpowiedniej pozycji w hierarchii społecznej. Na wyjątkową rolę kobiety jako dającej życie wskazuje już pierwsza w Biblii wzmianka o narodzinach: imię Ewa tłumaczy się jako „matka wszystkich żyjących” (Rdz 3, 20). W zrodzeniu nowego życia kobieta współdziała ściśle z samym Bogiem: „otrzymałam mężczyznę od Pana” (Rdz 4, 1). W planie Bożym posiadanie dzieci jest marzeniem i szczęściem kobiety, a zarazem zapewnia jej miłość męża.
Anna – matka Samuela
Brak potomstwa natomiast rodzi w kobiecie smutek i prowadzi do konfliktów w małżeństwie. Widać to na przykładzie Anny, matki proroka Samuela. Historia sięga zamierzchłych czasów, jeszcze przed powstaniem monarchii w Izraelu. Anna była ukochaną żoną Elkany z miejscowości Rama w pobliżu Betlejem. W tamtym czasie małżeństwa były często poligamiczne, co stwarzało dodatkowe trudności w relacjach rodzinnych. Ponieważ Anna była niepłodna, jej mąż poślubił drugą żonę, która obdarzyła go licznym potomstwem. Było to dla Anny źródłem licznych upokorzeń ze strony rywalki (por. 1 Sm 1, 1-8). Podczas pielgrzymki do sanktuarium w Szilo Anna gorąco modliła się o syna i z góry oddała go na służbę Bogu. Umocniona przez kapłana słowem Bożym wróciła z mężem do domu.
Wkrótce modlitwa została wysłuchana. „Anna poczęła i po upływie dni urodziła syna i nazwała go imieniem Samuel, ponieważ [powiedziała]: Uprosiłam go u Pana” (1, 20). Po wykarmieniu dziecka Anna ofiarowała je w świątyni na służbę Bogu. Narodziny syna były niewątpliwie cudowną interwencją Boga w życie Anny, które doznało teraz radykalnej odmiany. Łaska ta skłoniła Annę do wyśpiewania pieśni uwielbienia Boga (por. 1 Sm 2). Ta właśnie pieśń uważana jest powszechnie za literacki wzorzec hymnu Maryi, nazwanego Magnificat – od pierwszych słów: „Wielbi dusza moja Pana” (Łk 1, 46-55). Anna w swoim hymnie wyznaje, że macierzyństwo jest zawsze łaską: „To Pan daje śmierć i życie” (1 Sm 2, 6).
Obdarzone łaską
Już dawno zauważono, że św. Łukasz w swojej wersji Ewangelii w opisie dzieciństwa Jezusa korzysta obficie z biblijnej historii narodzin Samuela. Liczne podobieństwa wskazują na literacką i treściową zależność, zamierzoną przez św. Łukasza. I tak Elkana i Anna, po uproszeniu narodzin Samuela, udali się do świątyni w Szilo, aby oddać swe dziecko na służbę Panu. Podobnie udają się Józef i Maryja do Jerozolimy, aby tam ofiarować Dziecię Jezus, poczęte z Ducha Świętego. Kapłan Heli pobłogosławił rodziców Samuela, gdy przyszli do świątyni z doroczną ofiarą (por. 1 Sm 2, 20); tak samo Symeon pobłogosławi Rodziców Jezusa (por. Łk 2, 34). W Szilo były kobiety posługujące u wejścia do Namiotu Spotkania (por. 1 Sm 2, 22); podobnie prorokini Anna (zbieżność imion!) „nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach” (Łk 2, 37).
Oczywiście, obok tych zbieżności św. Łukasz odnotowuje istotną różnicę: podczas gdy Elkana i Anna wrócili do domu sami, pozostawiwszy swe dziecko w świątyni (por. 1 Sm 2, 11), Józef i Maryja wracają wraz z Jezusem, który objawia się stopniowo jako żywa świątynia. Teologia świątyni u Łukasza wykazuje więc znamienny postęp – kładzie on nacisk na tajemnicę Chrystusa. Łukasz jest jednak także ewangelistą Maryi. W jego zestawieniu postaci Anny z Maryją można więc widzieć zaczątek mariologii i nauki o Kościele. Zakończeniem dialogu między Anną a kapłanem Helim były słowa: „Oby służebnica twoja znalazła łaskę w twoich oczach” (por. 1 Sm 1, 18). Ten prosty zwrot ma dla Łukasza wielkie znaczenie, gdyż dobrze ilustruje prawdę o szczególnej łasce, którą jest obdarzona Matka Pana. To nie tylko nawiązanie do imienia Anna (hebrajskie Channa znaczy: „obdarzona łaską”). To przede wszystkim zapowiedź niezwykłego tytułu, którym anioł przywita Maryję (por. Łk 1, 28).
Radość mesjańska, przenikająca kantyk Anny, znalazła żywy oddźwięk w hymnie Maryi. Jest to pieśń ubogiej niepłodnej i wzgardzonej służebnicy, która z łaski Pana stała się matką proroka. Z tego względu kantyk Anny dobrze nadawał się do wyrażenia uczuć Maryi, pokornej Służebnicy Pańskiej, która stała się Matką Mesjasza. Przez zestawienie wielkich dzieł Bożych obie te modlitwy pokazują sposób działania Boga, tak bardzo odmienny od ludzkiego. Bóg wywyższa i poniża, dokonuje cudów łaski i niweczy plany pyszałków.
Dziewica Matka
Ostatni werset kantyku Anny zapowiada przyjście Mesjasza-Króla: „Pan osądza krańce ziemi, On daje potęgę królowi, wywyższa moc swego pomazańca” (1 Sm 2, 10). Pomazaniec (greckie Christos) jest tu tytułem królewskim, gdyż nawiązuje do namaszczenia władcy z rodu Dawida. Jest również tytułem kapłana z rodu Aarona (por. Kpł 4, 3). W sensie duchowym „pomazańcami” byli też prorocy. Psalmista łączy w jednym szeregu postacie największych pomazańców Bożych sprzed epoki monarchii: „Wśród Jego kapłanów są Mojżesz i Aaron, i Samuel wśród tych, którzy wzywali Jego imienia” (Ps 99, 6). Kantyk Anny cieszy się więc w Kościele zrozumiałym poważaniem jako proroctwo o Mesjaszu.
Zestawienie macierzyństwa Anny i Maryi pokazuje jednocześnie, jak Nowy Testament przewyższa wszystkie instytucje dawnego Prawa. Wspomniana na początku „protoewangelia” (por. Rdz 3, 15) zapowiadała, że Niewiasta, której Potomstwo zetrze głowę węża, będzie Matką. Dalsze opisy biblijne, ukazujące ostateczny tryumf Boga nad niepłodnością i śmiercią, zapowiadają coraz wyraźniej przyjście Dziewicy-Matki. Widać to zwłaszcza u Izajasza (por. 7, 14) w proroctwie o Emmanuelu, a także u Micheasza (por. 5, 2) o Tej, „która ma porodzić”. Ewangeliści widzieli w tych tekstach proroctwo, które wypełniło się w Jezusie Chrystusie (por. Mt 1, 23; por. Łk 1, 35-36). On sam, mówiąc o opuszczeniu ojca i matki, nie umniejszał jednak roli macierzyństwa i ojcostwa. Rodzicielstwo w nauczaniu Chrystusa staje się wartością względną: „Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i przestrzegają go” (Łk 11, 28). Jego Matka umiała słuchać słowa Bożego i dlatego jest wzorem wszelkiego macierzyństwa.
Uroczysty tytuł „Niewiasty”, który Jezus nadał swej Matce (por. J 2, 4 i 19, 26), przenosi na wyższy poziom dotychczasowe relacje synowskie. Maryja staje się teraz symbolem ludu Bożego w jego macierzyńskiej roli wobec wszystkich wierzących. Zgodnie z nauką Jezusa także św. Paweł przyrównuje się do matki rodzącej w bólach (por. Ga 4, 19) i troskliwie opiekującej się dziećmi (por. 1 Tes 2, 7). Jednocześnie uczy, że w porównaniu z dziewictwem poświęconym Panu macierzyństwo w chrześcijaństwie ma wartość jedynie względną (por. 1 Kor 7). Tak wielkie przewartościowanie dawnych ideałów zawdzięcza Kościół przykładowi dziewiczej Matki Jezusa.
Ks. Antoni Tronina/Tygodnik NIEDZIELA
************************************************************************
Jubileusz ks. Józefa M. Lisiaka SAC – najstarszego pallotyna na świecie
28 maja 2020/Wałbrzych/Lai.pl
Fot. youtube
Bp Ignacy Dec przewodniczył 27 maja wieczornej Mszy św. z okazji jubileuszu 75-lecia święceń kapłańskich ks. Józefa Lisiaka SAC w kościele pw. św. Franciszka z Asyżu w Wałbrzychu. Ks. Józef Lisiaka jest najstarszym pallotynem na świecie.
– Dwa lata temu w tym kościele świętowaliśmy setną rocznicę urodzin ks. Józefa, a teraz przeżywamy niezwykły jubileusz 75-lecia kapłaństwa. Po raz pierwszy uczestniczę w takiej uroczystości. Brylantowy jubileusz to rzadko spotykana rocznica – mówił bp Ignacy Dec.
Homilię wygłosił ks. Zdzisław Szmeichel SAC, przełożony Prowincji Zwiastowania Pańskiego. – Do zalet długiego życia należy świętowanie jubileuszy. Dzisiejszy brylantowy jubileusz jest wyjątkowy i dany tylko nielicznym. Dlatego jesteśmy szczęśliwi, że możemy uczestniczyć w tej uroczystości.
Kaznodzieja przedstawił historię życia jubilata. – Ks. Józef zakończył studia teologiczne w zawirowaniach II wojny światowej, niespełna trzy tygodnie zaraz po zakończeniu działań wojennych. Po pierwszych doświadczeniach duszpasterskich m.in. w Gliwicach i w Gdańsku ks. Józef studiował na Uniwersytecie Warszawskim teologię biblijną, a potem długie lata wykładał w naszym pallotyńskim seminarium w Ołtarzewie. Zafascynowanie Pismem Świętym było i jest pasją ks. Lisiaka.
Pod koniec uroczystości głos zabrał jubilat. – Dziękuję za wszystkich obecnych na tej dziękczynnej Mszy św. za 75 lat kapłaństwa. Od najmłodszych lat ukochałem różaniec i wszystkich obecnych na dzisiejszej Eucharystii będę powierzać w codziennej modlitwie różańcowej. Jedno mam tylko życzenie, by na moim grobie znalazł się napis hymnu ku czci różańca – mówił ks. Józef Lisiak.
Ks. Józef Lisiak SAC urodził się 4 sierpnia 1918 r. Święcenia kapłańskie przyjął 27 maja 1945 r. w Krakowie na Dębnikach z rąk bp. Stanisława Rosponda. Jest najstarszym pallotynem na świecie.
************************************************************************
Akt oddania św. Michałowi Archaniołowi
“O wielki Książę niebieski, najwierniejszy Stróżu Kościoła, Święty Michale Archaniele (…) Ciebie dziś obieram za szczególnego Obrońcę i Orędownika” – zapraszamy do modlitewnego aktu Oddania się św. Michałowi Archaniołowi.
Kościół katolicki obchodzi święto Archaniołów Michała, Gabriela i Rafała w dniu 29 września – w rocznicę konsekracji starożytnej bazyliki św. Michała w Rzymie. Kościół czci trzech Archaniołów, którzy odegrali szczególną rolę w historii zbawienia.
Akt oddania św. Michałowi Archaniołowi
O wielki Książę niebieski, najwierniejszy Stróżu Kościoła,
Święty Michale Archaniele,
oto ja, chociaż bardzo niegodny Twojego oblicza,
jednak ufny w Twą dobroć, powodowany potężnym
wpływem Twoich modlitw i licznymi Twymi dobrodziejstwami,
staję przed Tobą w towarzystwie mego Anioła Stróża, Błogosławionych i Świętych,
a nade wszystko w obecności błogosławionego Bronisława Markiewicza,
Twojego wielkiego czciciela.
Biorę ich za świadków mego nabożeństwa ku Tobie.
Ciebie dziś obieram za szczególnego Obrońcę i Orędownika.
Postanawiam sobie mocno czcić Cię zawsze i odważnie szerzyć Twoją cześć.
Bądź moją mocą przez całe życie,
abym nigdy nie obraził Pana Boga myślą, słowem lub uczynkiem.
Broń mnie przeciw wszelkim pokusom
szatańskim, głównie przeciw tym, które atakują wiarę i czystość,
a w godzinę śmierci uproś pokój mojej duszy i zaprowadź do ojczyzny wiecznej.
Amen
Misericors.pl
120 lat modlitwy papieża Leona XIII do św. Michała Archanioła
Dnia 29 lipca 2006 r. przypada więc 120. rocznica powstania modlitwy do św. Michała Archanioła.
Święty Michale Archaniele! Wspomagaj nas w walce, a przeciw zasadzkom i niegodziwości złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Wodzu niebieskich zastępów, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.
Za pontyfikatu papieża Leona XIII (1878-1903) masoneria nasiliła swoją działalność i przystąpiła do mocnego ataku na Kościół katolicki. Dlatego Leon XIII wydał encyklikę Humanumgenus, 20 kwietnia 1884 r., w której ukazał główne założenia masonerii, jej strukturę, metody działania, zagrożenia, jakie stwarza, i sposoby jej przeciwdziałania. Dwa lata później Papież Leon XIII napisał specjalną modlitwę (inwokację) do św. Michała Archanioła pod wpływem przerażającego widzenia demonów, które gromadziły się nad Wiecznym Miastem, aby je osaczyć. Nie znamy jednak dokładnie szczegółów tego widzenia. Jest pewne, że Papież napisał tę modlitwę i 29 lipca 1886 r., polecił Sekretarzowi Kongregacji Obrzędów rozesłać ją do wszystkich Ordynariuszy świata, aby kapłani odmawiali ją wraz z wiernymi, klęcząc, po każdej tzw. Mszy św, cichej, tzn. nie śpiewanej. Inwokację do św. Michała Archanioła poprzedzały modlitwy do Matki Bożej (por. Decreta Liturgica, 1886, f. 44A, Archiwum Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, Ex Archiwum Kongregacji Obrzędów).
Dnia 29 lipca 2006 r. przypada więc 120. rocznica powstania tej modlitwy.
Giuseppe Ferrari, we włoskim miesięczniku Mądre di Dio [Matka Boża] (n. 2, luty, 1984, s. 4), w artykule pt. La visione diabolica di Leone XIII (Widzenie diabelskie Leona XIII), przytacza fragment artykułu o. Domenico Pechenino, zamieszczonego w czasopiśmie o niewątpliwej powadze Ephemerides Liturgicae (rok 1955, ss. 58-59), w którym wspomina o widzeniu, jakie miał Leon XIII. Pisze tam: Nie pamiętam dokładnie roku. Pewnego rana wielki papież Leon XIII odprawił swoją Mszę św, i uczestniczył w drugiej, w ramach dziękczynienia, jak to miał zwyczaj czynić. W pewnej chwili zobaczono, że energicznie podniósł on głowę, potem utkwił mocno wzrok w czymś nad głową celebransa. Patrzył nieruchomo, bez poruszania powiekami, ale z uczuciem strachu i zdziwienia, zmieniając kolor i rysy twarzy. Coś niezwykłego, wielkiego, działo się w nim… Wreszcie, jakby wracając do siebie, czyniąc lekki, ale energiczny ruch ręką, wstał. Udał się do swojej Biblioteki Prywatnej. Jego najbliżsi współpracownicy udali się za nim z pośpiechem i niepokojem. Zapytali go delikatnie: „Czy Ojciec Święty nie czuje się dobrze? Czy potrzebuje czegoś?” Odpowiedział: „Nic, nic”, i zamknął się w pokoju. Po upływie pół godziny kazał wezwać Sekretarza Kongregacji Obrzędów, wręczył mu kartkę papieru, i polecił mu wydrukować napisany na niej tekst i rozesłać go do wszystkich Ordynariuszy świata. Co ta kartka zawierała?
– Modlitwę, którą odmawiamy po Mszy św, wspólnie z wiernymi, z prośbą do Maryi i żarliwym wezwaniem do „Księcia wojsk niebieskich”, prosząc Boga, aby „strącił szatana do pieklą”(Co więcej, zarządził, aby odmawiano tę modlitwę, klęcząc). O widzeniu papieża Leona XIII i jego modlitwie wspomniał też kard. Nasalli Rocca w swoim Liście Pasterskim na Wielki Post (Bologna 1946). Kardynał pisał: Leon XIII osobiście napisał tę modlitwę,,. Słowa: „które krążą po świecie” (złe duchy) mają wyjaśnienie historyczne, które wiele razy powtarzał mi sekretarz osobisty Papieża, ks, prałat Rinaldo Angeli. Leon XIII mial naprawdę widzenie złych duchów, które gromadziły się nad Wiecznym Miastem (Rzymem); z tego jego doświadczenia pochodzi modlitwa, którą chciał, aby była odmawiana w całym Kościele, Tę modlitwę sam Papież odmawia! głosem drżącym i mocnym: słyszałem go wiele razy w bazylice watykańskiej. Nie tylko tę modlitwę napisał, ale napisał także, własnoręcznie, specjalny egzorcyzm, Sobór Watykański II, dokonując reformy liturgicznej, zniósł modlitwy wprowadzone przez papieża Leona XIII, odmawiane bezpośrednio po Mszy św. cichej. Od kilkunastu lat, za zgodą władz kościelnych, modlitwa do św. Michała jest odmawiana po Mszy św. w Zgromadzeniu św. Michała Archanioła i w parafiach przez niego prowadzonych. Szatan nadal podstępnie działa we współczesnym świecie. W Polsce ciągle, niestety – pisze ks. prof. Czesław Bartnik – nasilają się ataki na prawowierny Kościół, na etykę ewangeliczną i ogólnoludzką… Niewątpliwie w ogóle „diabeł wstępuje w serca wielu” (por. J 13, 27; Nasz Dziennik, 15-17 kwietnia 2006, s. 15). Ks. arcybiskup Angelo Comastri, autor tekstu Drogi Krzyżowej w 2006 r., której przewodniczył Benedykt XVI w Koloseum, napisał: Zagubiliśmy sens grzechu. Dziś przez oszukańczą propagandę szerzy się głupia apologia zła, absurdalny kult szatana, szalone pragnienie łamania zasad, klamliwa i pusta wolność, która wynosi kaprys, wadę i egoizm, ukazując je jako zdobycze cywilizacji (stacja III). Wydaje się, że mamy do czynienia z diaboliczną pychą, która zamierza zmieść rodzinę (stacja VII). Odmawiajmy codziennie modlitwę do św. Michała Archanioła w intencji Ojca Świętego i Kościoła Świętego, w intencji rodzin, dzieci i młodzieży, Do walki ze złem, pod sztandarem św. Michała Archanioła zachęcał gorąco błogosławiony ks. Bronisław Markiewicz, pisząc: Stójmy przy św. Michale, dzierżącym zwycięską ręką chorągiew Krzyża Chrystusowego, i pamiętajmy, że pod tą chorągwią, idąc naprzód i walcząc, pokonamy szczęśliwie wszystkie zasadzki i napaści złego ducha… (por. Powściągliwość i Praca, wrzesień 1902).
ks. Edward Data CSMA/Katolik.pl
************************************************************************
*****************************************************************
Narodowa nowenna ku czci św. Andrzeja Boboli
Od 16 do 24 2020 marca trwała w Polsce Nowenna do św. Andrzeja Boboli w czasie epidemii.
Nabożeństwa były transmitowane z Narodowego Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie.
św. Andrzej Bobola – patron Polski żył w Europie rozdartej podziałami religijnymi i politycznymi
20 czerwca 1938 roku – Przeniesienie relikwii św. Andrzeja Boboli z katedry św. Jana do kaplicy OO. Jezuitów. Członkowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” wynoszą trumnę z relikwiami z katedry św. Jana
Św. Andrzej Bobola działał na Polesiu, był autorem tekstu ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza, jego ciało nie ulegało rozkładowi przez kilka wieków. Zginął z rąk Kozaków. Według Watykańskiej Kongregacji ds. Świętych Obrzędów i Ceremonii w historii Kościoła nie zanotowano równie okrutnego męczeństwa.
Św. Andrzej Bobola zmarł śmiercią męczeńską 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim, gdy podczas powstania Chmielnickiego dostał się w ręce Kozaków. Do końca bronił wiary, mimo okrutnych tortur.
—————————
Patron dla tych, którzy chcą być mężni.
Grzegorz Kucharczyk o męczeństwie św. Andrzeja Boboli
Papież Pius XII nazywał go „niezwyciężonym bohaterem Chrystusowym”, „chlubą i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego męstwa”. Św. Andrzej Bobola to rzeczywiście prawdziwy miles Christi, który jak „niezwyciężony Męczennik w purpurze krwi własnej z wielkim triumfem przyjęty został w niebie” (Pius XII, Invicti athletae Christi).
Życie i straszliwa śmierć Andrzeja Boboli są wielkimi znakami dla naszych czasów, znakami męstwa, czyli wytrwania. Swoim oprawcom bez wahania oświadczył, że jest kapłanem katolickim, a jego „wiara jest prawdziwa i prowadzi do zbawienia”. Jak pisał Pius XII w cytowanej encyklice opublikowanej 16 maja 1957 roku na trzechsetlecie męczeńskiej śmierci polskiego jezuity, „wzdryga się dusza na wspomnienie wszystkich tych mąk, które bohater Chrystusowy męstwem i nieugiętą wiarą przecierpiał”.
Finis coronat opus. Całe bowiem życie Andrzeja Boboli było praktykowaniem cnoty męstwa. Wczytując się w jego żywot można natrafić również i na informacje o tym, że w drugiej połowie lat dwudziestych XVII wieku, gdy pełnił posługę duszpasterską w Wilnie nawiedzanym wówczas przez epidemie, nie opuścił miasta. Mężnie służył wiernym, zwłaszcza tym najsłabszym i chorym, spiesząc do nich z sakramentami i słowami duchowej pociechy.
Można powiedzieć patron na nasze czasy, gdy tylu ludzi Kościoła – duchownych i świeckich – zadrżało przed wirusem, zachęcając władze państwowe do zamykania kościołów lub traktując pandemię jako dobrą okazje do szerzenia skandalicznych praktyk osłabiających cześć dla Najświętszego Sakramentu. Myślę tu o skandalicznej praktyce zmuszania ludzi – w tym dzieci pierwszokomunijnych – do przyjmowania komunii świętej na rękę.
Patron tych wszystkich, którzy dążą do wypracowania w sobie we współpracy z Bożą łaską cnoty męstwa. A więc patron tych, którzy chcą wytrwać w obliczu nacierającego barbarzyństwa. Pius XII wspominając „niezwyciężonego bohatera Chrystusowego” podkreślał aktualność tego waloru świadectwa, które dał całemu Kościołowi powszechnemu św. Andrzej Bobola. Barbarzyństwo w połowie dwudziestego wieku – jak podkreślał Ojciec Święty – to już nie hordy kozackie, ale fakt, że „w niejednym kraju wiara katolicka już to omdlewa i podupada, już to prawie zupełnie wygasa”. Współcześni barbarzyńcy odrzucają ją powołując się na „postęp czasu” i „urabiają sobie przekonanie, że na ziemi bez Boga, tj. przez własny rozum i przez własne siły wszystko, czym żyją i przez co działają, posiąść mogą, swoją mocą podbijając pod swoją wolę i władzę, dla pożytku i rozwoju ludzkości, wszystkie pierwiastki i żywioły tej ziemi”.
Pius XII nawiązywał w ten sposób do różnych odcieni marksizmu – za „żelazną kurtyną” uczącego subtelności heglowskiej dialektyki za pomocą kolby sowieckiego sołdata, a na zachodnich uniwersytetach i w mediach sączonego przez neomarksistów i ich mentorów ze szkoły frankfurckiej. Do tych ostatnich można odnieść słowa papieża o ludziach, którzy „dążą, żeby z dusz ludzi prostych i nieuczonych albo też takich, którzy już dotknięci są zarazą błędów, wyrwać do ostatka tę wiarę chrześcijańską”.
Św. Andrzej Bobola doświadczył za życia furii zezwierzęconego barbarzyństwa. Po śmierci zaś jego umęczone ciało doświadczyło barbarzyństwa tych, którzy „naukowo” dążyli do samozbawienia „przez własny rozum i przez własne siły”. Jak wiadomo relikwie męczennika były przez bolszewików pokazywane jako ciekawostka w moskiewskim Instytucie Higieny, do czasu gdy staraniem Stolicy Apostolskiej zostały sprowadzone do Rzymu w 1937 roku. Tak jak Chrystus, również jego „niezwyciężony bohater” nosił purpurę swoje krwi, ale i „lśniącą szatę” narzuconą przez prześmiewczego Heroda.
Atak na wiarę katolicką wymaga – podkreślał Pius XII – by „bronić ją wszelkimi siłami, wykładać i szerzyć”. Chodzi o to, by zarówno duchowni i świeccy „nie lękali się stanąć do pokojowej walki o Bożą chwałę”, „zachowując zawsze poszanowanie dla osób, ale stając mężnie w obronie prawdy”.
Trzeba więc męstwa – „a pamiętać należy, że w tej cnocie, jeśli rzeczywiście chcemy ją coraz bardziej ku doskonałości kierować, zawsze znajdzie się odrobina męczeństwa”. Ojciec Święty podkreślał bowiem, że dawanie świadectwa wiary to nie zawsze rozlew krwi, „ale i mężne oraz wytrwałe opieranie się pokusom oraz wielkoduszna ofiara z siebie i ze wszystkiego, co mamy, złożona Temu, który tu jest naszym Stwórcą i Odkupicielem”.
Przypominając sobie o nieludzkich cierpieniach, które znosił w ostatnich godzinach przed osiągnięciem chwały Nieba św. Andrzej Bobola, jakże trywialnie małe wyglądają stojące przed nami wyzwania naszych czasów. Mężny kapłan czasów zarazy – zarówno biologicznej jak i duchowej natury – wielki patron na nasze czasy. Wzór, ale i pociecha dla nas wszystkich, którzy tęsknimy za mężnymi kapłanami i sami chcemy wytrwać do końca.
Grzegorz Kucharczyk/Polonia Christiana PCh24.pl
—————————–
MODLITWA ZA OJCZYZNĘ PRZEZ PRZYCZYNĘ ŚW. ANDRZEJA BOBOLI
Boże, któryś zapomnianą do niedawna Polskę wskrzesił cudem wszechmocy Twojej, racz za przyczyną sługi Twojego Św. Andrzeja Boboli dopełnić miłosierdzia nad naszą Ojczyzną i odwrócić grożące jej niebezpieczeństwa. Niech za łaską Twoją stanie się narzędziem Twojej czci i chwały. Natchnij mądrością jej rządców i przedstawicieli, karnością i męstwem jej obrońców, zgodą i sumiennością w wypełnianiu obowiązków jej obywateli. Daj jej kapłanów pełnych ducha Bożego i żarliwych o dusz zbawienie. Wzmocnij w niej ducha wiary i czystości obyczajów. Wytęp wszelką stanową zazdrość i zawiść, wszelką osobistą czy zbiorową pychę, samolubstwo i chciwość tuczącą się kosztem dobra publicznego. Niech rodzice i nauczyciele w bojaźni Bożej wychowują młodzież, zaprawiając ją do posłuszeństwa i pracy, a chroniąc od zepsucia. Niech ogarnia wszystkich duch poświęcenia się i ofiarności względem Kościoła i Ojczyzny, duch wzajemnej życzliwości i przebaczenia. Jak jeden Bóg, tak jedna wiara, nadzieja i miłość niech krzepi nasze serca! Amen.
bz/fronda.pl/tysol.pl
Modlitwa o rozpoznanie życiowego powołania za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli
Modlitwa o rozpoznanie życiowego powołania za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli, Prezbitera i Męczennika, Patrona Polski
Święty Andrzeju Bobolo!
Twoim powołaniem było
służyć Bogu w Towarzystwie Jezusowym
i pomagać bliźnim
w posłudze duszpasterza.
Odkrywałeś drogę dzięki modlitwie,
w której wspomagał Cię Duch Święty,
dając wzrost i wytrwanie
przez całe Twoje życie.
Prosimy Cię jako naszego Patrona,
byś orędował za nami i pomagał
w odkryciu życiowego powołania.
Wspieraj naszą modlitwę,
prowadzącą do rozpoznania dobra,
jakie przeznaczył nam Ojciec.
Obyśmy z Twoją pomocą znaleźli Jego wolę
przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana
w jedności Ducha Świętego
na wieki wieków.
Amen.
************************************************************************
Litania do św. Jana Pawła II
powiew Ducha Świętego/Wrocław/życie zakonne.pl
Jan Paweł II był zawsze blisko człowieka, codziennie przez wiele godzin modlił się w nadsyłanych mu intencjach. Dzisiaj to my możemy modlić się za jego wstawiennictwem, powierzając Bogu problemy swoje i naszych bliskich oraz intencje, które przekazuje nam papież Franciszek. Zachęcamy także do codziennej modlitwy o pokój na świecie.
—————————-
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas
Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami
Synu Odkupicielu świata, Boże – zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże – zmiłuj się nad nami
Święta Trójco, Jedyny Boże – zmiłuj się nad nami
Święta Maryjo – módl się za nami
Święty Janie Pawle – módl się za nami
Zanurzony w Ojcu, bogatym w miłosierdzie,
Zjednoczony z Chrystusem, Odkupicielem człowieka,
Napełniony Duchem Świętym, Panem i Ożywicielem
Całkowicie oddany Maryi i przyodziany Jej szkaplerzem,
Przyjacielu Świętych i Błogosławionych,
Następco Piotra i Sługo sług Bożych,
Stróżu Kościoła nauczający prawd wiary,
Ojcze Soboru i wykonawco jego wskazań,
Umacniający jedność chrześcijan i całej rodziny ludzkiej,
Gorliwy Miłośniku Eucharystii,
Niestrudzony Pielgrzymie tej ziemi,
Misjonarzu wszystkich narodów,
Świadku wiary, nadziei i miłości,
Wytrwały Uczestniku cierpień Chrystusowych,
Apostole pojednania i pokoju,
Promotorze cywilizacji miłości,
Głosicielu Nowej Ewangelizacji,
Mistrzu wzywający do wypłynięcia na głębię,
Nauczycielu ukazujący świętość jako mia-rę życia,
Papieżu Bożego Miłosierdzia,
Kapłanie gromadzący Kościół na składanie ofiary,
Pasterzu prowadzący owczarnię do nieba,
Bracie i Mistrzu kapłanów,
Ojcze osób konsekrowanych,
Patronie rodzin chrześcijańskich,
Umocnienie małżonków,
Obrońco nienarodzonych,
Opiekunie dzieci, sierot i opuszczonych,
Przyjacielu i Wychowawco młodzieży,
Dobry Samarytaninie dla cierpiących,
Wsparcie dla ludzi starszych i samotnych,
Głosicielu prawdy o godności człowieka,
Mężu modlitwy zanurzony w Bogu,
Miłośniku liturgii sprawujący Ofiarę na ołtarzach świata,
Uosobienie pracowitości,
Zakochany w krzyżu Chrystusa,
Przykładnie realizujący powołanie,
Wytrwały w cierpieniu,
Wzorze życia i umierania dla Pana,
Upominający grzeszników,
Wskazujący drogę błądzącym,
Przebaczający krzywdzicielom,
Szanujący przeciwników i prześladowców,
Rzeczniku i obrońco prześladowanych,
Wspierający bezrobotnych,
Zatroskany o bezdomnych,
Odwiedzający więźniów,
Umacniający słabych,
Uczący wszystkich solidarności,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami
K: Módl się za nami święty Janie Pawle.
W: Abyśmy życiem i słowem głosili światu Chrystusa, Odkupiciela człowieka.
Módlmy się: Miłosierny Boże, przyjmij nasze dziękczynienie za dar apostolskiego życia i posłannictwa świętego Jana Pawła II i za jego wstawiennictwem pomóż nam wzrastać w miłości do Ciebie i odważnie głosić miłość Chrystusa wszystkim ludziom. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
(Imprimatur: kard. Stanisław Dziwisz, Nr 985)
List Benedykta XVI :
Jan Paweł II wskazywał przede wszystkim na Boże Miłosierdzie
Na stulecie urodzin
Świętego Papieża Jana Pawła II
18 maja 2020 r.
18 maja upłynie 100 lat od urodzin papieża Jana Pawła II w małym polskim mieście Wadowice.
Polska, którą trzy sąsiednie mocarstwa – Prusy, Rosja i Austria – podzieliły między siebie i okupowały przez ponad sto lat, po pierwszej wojnie światowej odzyskała niepodległość. Było to wydarzenie budzące wielkie nadzieje, ale domagające się także wielkich wysiłków, ponieważ organizujące się na nowo państwo ciągle odczuwało nacisk obydwu mocarstw – Niemiec i Rosji.
W tej sytuacji opresji, ale przede wszystkim nadziei, wzrastał młody Karol Wojtyła, który niestety bardzo wcześnie stracił swą matkę, brata, a na koniec także ojca, któremu zawdzięczał swoją głęboką i gorącą pobożność. Młodego Karola pociągały szczególnie literatura i teatr, dlatego po uzyskaniu matury zaczął najpierw studiować te dwa przedmioty.
„Aby uchronić się przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, jesienią roku 1940 zaczął pracę jako robotnik fizyczny w kamieniołomie, związanym z fabryką chemiczną Solvay” (por. Jan Paweł II, Dar i tajemnica, s. 12). „Jesienią roku 1942 podjął ostateczną decyzję wstąpienia do krakowskiego Seminarium Duchownego, które arcybiskup Krakowa Sapieha potajemnie zorganizował w swej rezydencji. Już jako fabryczny pracownik rozpoczął z pomocą starych książek studiowanie teologii, tak że 1 listopada 1946 mógł otrzymać święcenia kapłańskie” (por. tamże, s. 15).
Teologii uczył się jednak nie tylko z książek, ale także poprzez doświadczenie konkretnej ciężkiej sytuacji, w której znajdował się on sam i jego kraj. Jest to poniekąd charakterystyczne dla całego jego życia i działalności. Studiuje książki, ale zawarte w nich pytania stają się treścią, którą przeżywa i której dogłębnie doświadcza. Tak też dla niego jako młodego biskupa – od 1958 roku biskupa pomocniczego, a od 1964 roku arcybiskupa Krakowa – Sobór Watykański II stanowi szkołę całego jego życia i pracy. Pojawiające się doniosłe pytania, przede wszystkim wiążące się z tak zwanym Schematem XIII – późniejszą Konstytucją Gaudium et spes – były jego osobistymi pytaniami. Wypracowane na soborze odpowiedzi wskazały mu drogę jego pracy jako biskupa, a później jako papieża.
Gdy kardynał Wojtyła 16 października 1978 roku został obrany Następcą Świętego Piotra, Kościół znajdował się w sytuacji dramatycznej. Obrady soborowe przedstawiano na forum publicznym jako spieranie się o samą wiarę, która w ten sposób wydawała się pozbawiona swego charakteru nieomylnej i nienaruszalnej pewności. Tak na przykład pewien bawarski proboszcz sytuację tę scharakteryzował w następujących słowach: „Na koniec wpadliśmy w błędną wiarę”. To poczucie, że nic już nie jest pewne, że wszystko można kwestionować, podsycał jeszcze sposób przeprowadzania reformy liturgii. Na koniec wydawało się, że także w liturgii można wszystko tworzyć samemu. Paweł VI energicznie i zdecydowanie doprowadził do końca sobór, jednak po jego zakończeniu stawał przed coraz trudniejszymi problemami, które na koniec postawiły pod znakiem zapytania sam Kościół. Socjologowie porównywali w tamtym czasie sytuację Kościoła z sytuacją Związku Sowieckiego pod rządami Gorbaczowa, w którym w procesie poszukiwania niezbędnych reform rozpadł się na koniec cały potężny wizerunek państwa sowieckiego.
Tak więc na nowego papieża czekało w istocie zadanie po ludzku niemal niewykonalne. Już na pierwszy rzut oka okazało się jednak, że Jan Paweł II budził nowe zachwycenie się Chrystusem i Jego Kościołem. Najpierw jego słowa na rozpoczęcie pontyfikatu, zawołanie: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!” Ten ton charakteryzował zresztą cały jego pontyfikat i uczynił go wyzwalającym odnowicielem Kościoła. Stało się tak dlatego, że nowy papież pochodził z kraju, w którym recepcja soboru była pozytywna. Decydujące było nie powątpiewanie we wszystko, lecz radosna odnowa wszystkiego.
W 104 wielkich podróżach duszpasterskich papież przemierzył cały świat i wszędzie głosił Ewangelię jako radosną nowinę, wyjaśniając w ten sposób także swój obowiązek opowiadania się za dobrem, za Chrystusem.
W 14 encyklikach na nowy sposób ukazywał wiarę Kościoła i jego ludzkie nauczanie. Nieuniknione więc było to, że wywołał sprzeciw w Kościołach Zachodu, które były przepełnione wątpliwościami.
Dzisiaj istotne wydaje mi się wskazywanie na właściwe centrum, z perspektywy którego należy odczytywać przesłanie zawarte w jego różnych tekstach. Centrum to sugestywnie odsłoniła nam wszystkim godzina jego śmierci. Papież Jan Paweł II zmarł w pierwszych godzinach ustanowionego przez niego święta Miłosierdzia Bożego. Pozwólcie mi najpierw dołączyć tutaj małą osobistą uwagę, która ukazuje nam coś ważnego dla zrozumienia istoty i postępowania tego papieża. Jan Paweł II był od początku pod dużym wrażeniem orędzia krakowskiej zakonnicy Faustyny Kowalskiej, która przedstawiała miłosierdzie Boże jako istotne centrum całej chrześcijańskiej wiary i pragnęła ustanowienia jego święta. Po konsultacjach papież przewidział na nie Białą Niedzielę.
W sprawie stosowności tej daty, przed podjęciem ostatecznej decyzji, poprosił jednak o opinię Kongregację Nauki Wiary. Daliśmy odpowiedź negatywną, ponieważ uważaliśmy, że takiej wielkiej, starej i pełnej treści daty jak Biała Niedziela nie należy obciążać nowymi ideami. Dla Ojca Świętego przyjęcie naszego „nie” z pewnością nie było łatwe. On jednak zrobił to z całą pokorą i przyjął również nasze drugie „nie”. Na koniec sformułował propozycję, która Białej Niedzieli pozostawia jej historyczne znaczenie, ale w jej pierwotną treść wprowadza miłosierdzie Boże. Często zdarzały się takie przypadki, w których wywierała na mnie wrażenie pokora wielkiego papieża, rezygnującego ze swych ulubionych idei, gdy nie było na nie zgody urzędowych organów, o którą zgodnie z klasycznym porządkiem należało je prosić.
Gdy Jan Paweł II wydał ostatnie tchnienie na tym świecie, było akurat po pierwszych nieszporach święta Miłosierdzia Bożego. Rozjaśniło to godzinę jego śmierci: światło miłosierdzia Bożego rozbłysło nad jego konaniem jako krzepiące orędzie. W swojej ostatniej książce Pamięć i tożsamość, która ukazała się prawie w przeddzień jego śmierci, papież raz jeszcze po krótce przedstawił orędzie Bożego miłosierdzia. Wskazuje w niej, że siostra Faustyna zmarła jeszcze przed okropieństwem drugiej wojny światowej, ale przekazała już odpowiedź Pana na te potworności. „Zło nie odnosi ostatecznego zwycięstwa! Tajemnica paschalna potwierdza, że ostatecznie zwycięskie jest dobro; że życie odnosi zwycięstwo nad śmiercią; że nad nienawiścią tryumfuje miłość” (s. 62).
Papieżowi przez całe życie chodziło o to, aby obiektywne centrum wiary chrześcijańskiej – naukę o zbawieniu – subiektywnie przyjąć za swoje i uzdalniać innych do jego przyjęcia. Dzięki zmartwychwstałemu Chrystusowi miłosierdzie Boże jest przeznaczone dla każdego. Mimo iż to centrum chrześcijańskiej egzystencji jest nam darowane tylko w wierze, ma ono jednocześnie znaczenie filozoficzne, bo skoro miłosierdzie Boże nie jest faktem, to musimy radzić sobie z takim światem, w którym ostateczna przeciwwaga dobra wobec zła nie jest rozpoznawalna.
Ostatecznie poza tym obiektywnym historycznym znaczeniem każdy musi wiedzieć, że miłosierdzie Boże okaże się na koniec silniejsze od naszej słabości. W tym miejscu należy odnajdywać wewnętrzną jedność orędzia Jana Pawła II i zasadnicze intencje papieża Franciszka: wbrew spotykanej niekiedy opinii Jan Paweł II nie jest moralnym rygorystą. Ukazując istotne znaczenie Bożego miłosierdzia, daje on nam możność przyjęcia stawianych ludziom moralnych wymogów, mimo iż człowiek nigdy nie zdoła im w pełni sprostać. Nasze moralne wysiłki podejmujemy w świetle Bożego miłosierdzia, które dla naszej słabości okazuje się uzdrawiającą mocą.
Gdy papież Jan Paweł II umierał, Plac św. Piotra był pełen ludzi, przede wszystkim młodych, którzy chcieli po raz ostatni spotkać się ze swym papieżem. Nigdy nie zapomnę chwili, w której arcybiskup Sandri podał wiadomość o odejściu papieża. Nie zapomnę przede wszystkim chwili, w której wielki dzwon św. Piotra ogłosił tę wiadomość. W dniu pogrzebu Ojca Świętego można było zobaczyć mnóstwo plakatów z napisem „Santo subito”. Było to wołanie, które płynęło ze spotkania z Janem Pawłem II ze wszystkich stron. I nie tylko na Placu św. Piotra, ale w różnych kręgach intelektualistów dyskutowano nad nadaniem Janowi Pawłowi II tytułu „Wielki”.
Słowo „święty” wskazuje na sferę Bożą, a słowo „wielki” na wymiar ludzki. Zgodnie z zasadami Kościoła świętość ocenia się na podstawie dwóch kryteriów: heroiczności cnót i cudu. Obydwa te kryteria są ściśle ze sobą związane. Bowiem pojęcie „cnoty heroicznej” oznacza nie jakiś sukces olimpijski, ale fakt, że w danym człowieku i przez niego widoczne jest to, co nie ma źródła w nim samym, lecz jest tym, co działanie Boga ukazuje w nim i przez niego. Chodzi tu nie o moralne współzawodnictwo, lecz o rezygnację z własnej wielkości. Chodzi o to, że człowiek pozwala Bogu działać w sobie i w ten sposób uwidaczniać przez siebie działanie i moc Boga.
To samo odnosi się do kryterium cudu. Również tutaj nie chodzi o to, że dzieje się coś sensacyjnego, lecz o to, że uzdrawiająca dobroć Boga staje się widoczna w sposób przekraczający ludzkie możliwości. Święty jest człowiekiem otwartym, którego przenika Bóg. Święty to ktoś otwarty na Boga, to człowiek przeniknięty Bogiem. Świętym jest ten, kto nie koncentruje uwagi na sobie, ale sprawia, że widzimy i rozpoznajemy Boga. Celem procesów beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego jest właśnie zbadanie tego zgodnie z normami prawa. W odniesieniu do Jana Pawła II obydwa te procesy zostały przeprowadzone ściśle według obowiązujących reguł. Stoi on więc teraz przed nami jako ojciec ukazujący nam miłosierdzie i dobroć Boga.
Trudniejsze jest poprawne zdefiniowanie pojęcia „wielki”. W ciągu prawie dwutysiącletniej historii papiestwa tytuł „Wielki” przyjął się tylko w odniesieniu do dwóch papieży: do Leona I (440 – 461) i do Grzegorza I (590 – 604). Słowo „wielki” ma u obydwu wydźwięk polityczny, ale w tym sensie, że dzięki sukcesom politycznym ukazuje się coś z tajemnicy samego Boga. Leon Wielki w rozmowie z wodzem Hunów Attylą przekonał go do oszczędzenia Rzymu, miasta apostołów Piotra i Pawła. Bez broni, bez władzy wojskowej czy politycznej, mocą swego przekonania do wiary zdołał straszliwego tyrana namówić do oszczędzenia Rzymu. W walce ducha z władzą, duch okazał się silniejszy.
Grzegorz I nie odniósł żadnego podobnie spektakularnego sukcesu, ale mimo to potrafił kilka razy ocalić Rzym przed Longobardami – również on, przeciwstawiając władzy ducha, odnosił zwycięstwo ducha.
Gdy zestawiamy historię tych dwóch papieży z historią Jana Pawła II, podobieństwo jest niezaprzeczalne. Także Jan Paweł II nie dysponował żadną siłą militarną ani władzą polityczną. W lutym 1945 roku, przy naradzaniu się nad przyszłym kształtem Europy i Niemiec, ktoś zwrócił uwagę, że trzeba też uwzględnić opinię papieża. Stalin zapytał wtedy: „Ile dywizji ma papież?” Oczywiście nie miał żadnej. Ale moc wiary okazała się siłą, która na koniec w roku 1989 wytrąciła z równowagi sowiecki system siły i umożliwiła nowy początek. Nie ulega wątpliwości, że wiara papieża stanowiła istotny element w przełamaniu sił. I z pewnością także tutaj widoczna jest owa wielkość, która ujawniła się w przypadku Leona I i Grzegorza I.
Pytanie, czy w tym przypadku przydomek „wielki” przyjmie się czy nie, pozostawmy otwarte. Prawdą jest, że w Janie Pawle II uwidoczniły się nam wszystkim moc i dobroć Boga. W czasie, kiedy Kościół na nowo cierpi z powodu naporu zła, jest on dla nas oznaką nadziei i otuchy.
Drogi Święty Janie Pawle II, módl się za nami!
Benedykt XVI
KEP / 15 maja 2020
————————————-
Bóg jest miłosierdziem – Jan Paweł II o Psalmie Miserere
Psalm Miserere jest chyba jedną z najwspanialszych modlitw, jakie Kościół odziedziczył po Starym Testamencie. Okoliczności jego powstania są znane. Zrodził się jako wołanie grzesznika, króla Dawida, który przywłaszczył sobie małżonkę żołnierza Uriasza i popełnił z nią cudzołóstwo, a następnie, dla zatarcia śladów swojego przestępstwa, postarał się o to, żeby prawowity mąż owej kobiety poległ na placu boju. Przejmujące jest to miejsce w Drugiej Księdze Samuela, kiedy prorok Natan podnosi na Dawida oskarżający palec, wskazując na niego jako winnego wielkiego przestępstwa przed Bogiem: „Ty jesteś tym człowiekiem” (2 Sm 12, 7). Wówczas król doznaje jak gdyby oświecenia, z którego wypływa głębokie wzruszenie, znajdujące upust w słowach Miserere. Jest to psalm, który chyba częściej od innych bywa stosowany w liturgii: (…)
Bądź mi litościw, Boże nieskończony,
według wielkiego miłosierdzia Twego!
Według litości Twej nie policzonej
chciej zmazać mnóstwo przewinienia mego.
Obmyj mię z złości, obmyj tej godziny,
oczyść mię z brudu, w którym mię grzech trzyma;
bo ja poznaję wielkość mojej winy,
i grzech mój zawsze przed mymi oczyma.
Odpuść przed Tobą grzech mój popełniony,
boś przyrzekł, że ta kary ujdzie głowa,
którą-ć przyniesie grzesznik uniżony,
by nie mówiono, że nie trzymasz słowa.
Wspomnij, żem w grzechu od matki poczęty,
stąd mi zła skłonność; chociaż z drugiej strony,
że lubisz prawdę Twej mądrości świętej,
i Twych tajemnic jestem nauczony (…)
(Ps 51 (50), 3-17, tłum. Franciszek Karpiński)
Te słowa właściwie nie wymagają żadnego komentarza. One mówią same za siebie. One same objawiają prawdę o kruchości moralnej człowieka. Oskarża on siebie przed Bogiem, bo wie, że grzech jest przeciwny świętości jego Stwórcy. Równocześnie też człowiek-grzesznik wie o tym, że Bóg jest miłosierdziem i że to miłosierdzie jest nieskończone: Bóg wciąż na nowo gotów jest przebaczać i usprawiedliwiać grzesznego człowieka.
Jan Paweł II
Pamięć i tożsamość
************************************************************************
Niezwykła zbieżność losów Jana Pawła II i małżeństwa Jérôme & Birthe Lejeune
GOŚĆ NIEDZIELNY 13.05.2020. Doromiła Salikdodane
Światowej sławy uczony Jérôme Lejeune, który jako pierwszy opisał od strony genetycznej zespół Downa i jego żona Birthe byli ostatnimi gośćmi Jana Pawła II przed zamachem na niego 13 maja 1981 r. A we wczorajszą wigilię tego wydarzenia w paryskim kościele Saint Germain l’Auxerrois odprawiono pogrzebową Mszy za duszę Birthe, która zmarła 6 maja w wieku 92 lat.
Światowej sławy genetyk Jérôme Lejeune, który jako pierwszy opisał od strony genetycznej zespół Downa i jego żona Birthe byli ostatnimi gośćmi Jana Pawła II przed zamachem na niego 13 maja 1981 r. A we wczorajszą wigilię tego wydarzenia w paryskim kościele Saint Germain l’Auxerrois odprawiono pogrzebową Mszy za duszę Birthe, która zmarła 6 maja w wieku 92 lat.
Birthe i Jérôme byli zaprzyjaźnieni z papieżem. W dniu zamachu zaproszeni zostali przez niego na obiad jako ostatni goście przed planowaną audiencją generalną. Po kilku godzinach, kiedy państwo Lejeune byli w drodze na lotnisko, doszło do zamachu. Dla Jérôme’a to wydarzenie było takim szokiem, że w nocy Birthe musiała odwieźć go do szpitala. Wspominała później, że „w jakiś przedziwny sposób cierpiał w jedności z Ojcem Świętym przez cały ten czas, gdy on był hospitalizowany”.
Jan Paweł II ogromnie cenił francuskiego genetyka. Znali się już wcześniej, od 1975 roku. Jako papież zapraszał go wraz z Birthe do siebie, lubił z nim dyskutować, powierzał mu odpowiedzialne zadania, m.in. przewodnictwo Papieskiej Akademii Życia. Szczególnym momentem była apostolska wizyta Jana Pawła II we Francji w 1997 roku, gdy papież poza protokołem, nie bez trudności, nawiedził grób przyjaciela na małym cmentarzu w podparyskim Chalô-Saint-Mars.
Jérôme Lejeune zmarł 3 kwietnia 1994 r. Jego pogrzeb odbył się 6 kwietnia w katedrze Notre-Dame w obecności ok. 2000 osób. Tydzień później, w zastępstwie swego męża, Birthe udała się do Warszawy, by nie zawieść polskich przyjaciół. Wystąpiła tam z wykładem podczas konferencji na Kongresie Rodziny. Tuż przed wystąpieniem dowiedziała się, że urodziła się jej wnuczka, której nadano imię Faustyna.
We wczorajszym pogrzebie Birthe uczestniczyłam z mężem za pośrednictwem YouTube’a, poprzez katolicką telewizję KTO. Z powodu pandemii koronawirusa była to uroczystość kameralna. Małżonkowie Lejeune doczekali się 5 dzieci, 28 wnuków i 11 prawnuków (dane z 2013 r.). Na pogrzebie niektóre z dzieci i wnuków dziękowały Mamie i Babci za przykład miłości i wiary aż do końca. Podkreślano jej otwartość, żywotność, zainteresowanie każdym bliźnim i jego problemami oraz jej prośbę – testament, by przede wszystkim rodzina nigdy się nie kłóciła.
Birthe odchodziła w domu, otoczona dziećmi i wnukami. Najbardziej bolało ją to, że nie mogła mówić – bo tyle chciałaby jeszcze przekazać…
Została pochowana razem ze swoim mężem na cmentarzu w Chalô-Saint-Mars.
W kontekście związków Jérôme’a i Birthe z Polską nie dziwi pięknie zaśpiewana na jej pogrzebie po polsku piosenka „Czarna Madonno”. Na mnie i moim mężu uczestniczącym w tej Eucharystii była to bardzo wzruszająca chwila. Podano też informację, że w kilku miastach świata, m.in. w Warszawie, odprawiano o tej samej porze, o godz. 15.00, Eucharystię w intencji zmarłej Birthe.
——————————————————————————————————————–
By lepiej poznać sylwetki Birthe i Jérôme Lejeune’ów, warto przeczytać następujące teksty:
Zmarła Birthe Lejeune – wdowa po doktorze Jérôme Lejeune, odkrywcy przyczyny zespołu Downa
Gość Niedzielny/Kai
6 maja zmarła Madame Birthe Lejeune, wdowa po słudze Bożym dr. Jérôme Lejeune. Wraz z mężem broniła wartości ludzkiego życia od poczęcia, ze szczególnym uwzględnieniem osób z zespołem Downa, którego przyczynę odkrył francuski genetyk.
Birthe Bringsted urodziła się w Danii. Po zakończeniu II wojny światowej przyjechała do Paryża, aby uczyć się francuskiego. Z Jérôme’em Lejeune’em pobrali się w 1952 roku; mieli pięcioro dzieci i 28 wnucząt. Birthe pochodziła z protestanckiej rodziny. Dzięki Jérôme’owi przeszła na katolicyzm. – Jego wiara mi imponowała, była czymś naturalnym – wspominała w jednym z wywiadów.
Jérôme Lejeune latem 1958 r. dokonał swojego najważniejszego odkrycia – u osób z zespołem Downa przy 21. parze chromosomów odkrył jeden dodatkowy. Brithe pracowała z osobami niepełnosprawnymi, ale po odkryciu męża zdecydowała się zostać w domu z dziećmi, bo Jérôme zaczął jeździć z wykładami do USA czy Chin i długie dni nie było go z rodziną.
Papież Paweł VI w 1974 roku powołał Jérôme’a Lejeune’a do Papieskiej Akademii Nauk. Dwadzieścia lat później Jan Paweł II powierzył mu Papieską Akademię Życia. Po śmierci męża, Birthe Lejeune stała się jej honorowym członkiem.
Jérôme Lejeune zmarł 3 kwietnia 1994 r. (od 2007 roku toczy się jego proces beatyfikacyjny). Birthe założyła fundację i instytut imienia męża, które kontynuują dzieło profesora. Fundacja prowadzi klinikę, w której leczone są dzieci cierpiące z powodu różnych chorób genetycznych. Uczeni związani ze szpitalem kontynuują badania, mające polepszyć ich warunki życia.
Birthe była wiceprezesem Fundacji Jérôme’a Lejeune’a i właściwie do końca życia czynnie angażowała się w jej działania. Znana była z tego, że do darczyńców wysyłała dziesiątki tysięcy własnoręcznie pisanych podziękowań.
W znacznej mierze to dzięki jej wysiłkom fundacja co roku finansuje około 10 tys. projektów badawczych dotyczących niedoborów intelektualnych pochodzenia genetycznego i rozwija konsultacje medyczne obejmujące ponad 10 tys. pacjentów. Niejednokrotnie na różnych forach w Europie, a także w ramach ONZ występowała w obronie życia i godności najsłabszych osób. Pragnęła rozszerzyć działalność fundacji na cały świat. Jesienią ma zostać otwarte centrum medyczne w Stanach Zjednoczonych, o które bardzo zabiegała.
Znak sprzeciwu
Mój mąż przyjaźnił się z Janem Pawłem II. Często uczestniczyliśmy we Mszy św. w kaplicy prywatnej papieża – wspomina Birthe Lejeune
GOŚĆ NIEDZIELNY/ foto: H. Przondziono
Z Birthe Lejeune, wdową po słudze Bożym prof. Jérôme Lejeune rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek
Joanna Bątkiewicz-Brożek: Dwadzieścia lat temu, dzień po śmierci Pani męża, dziennik „Le Monde” opublikował apel podpisany przez trzy tysiące lekarzy. Poparli naukową tezę Jérôme’a Lejeune’a, że embrion ludzki od poczęcia jest człowiekiem i nie wolno go zabijać, wykluczone są manipulacje genetyczne na nim.
Birthe Lejeune: Ten apel był pierwszym publicznym głosem poparcia środowiska medycznego dla męża. Znakiem, że jego walka o szacunek dla życia się nie zakończyła. Ale to nie wszystko. Bo nie zdążyliśmy pochować Jérôme’a, jak zadzwonił telefon z Warszawy. Usłyszałam przygnębiony głos jednego z biskupów: „To katastrofa! Profesor Lejeune miał wygłosić wykład 13 kwietnia na uniwersytecie. Setki osób na to czeka. Mamy nagranie na wideo konferencji pani męża. Proszę więc przyjechać do Polski”. Odparłam, że nie dam rady, za wcześnie. Moje dzieci jednak nalegały. W Warszawie przyjęto mnie cudownie. Po odsłuchaniu konferencji zadzwoniła do mnie córka z wieścią, że urodziła się moja wnuczka – Faustyna, na cześć waszej świętej. Ogłosiłam to na sali. Rozległy się oklaski. Nie mogłam płakać. Nie byłam sama.
Obrona życia była pasją Pani męża.
To było coś naturalnego. Kiedy Francja i naukowcy z różnych stron świata szydzili z odkryć Jérôme’a, pasja i miłość do życia przerodziły się u niego w walkę. Był atakowany w sposób okrutny. Blokowano mu naukowe publikacje i wystąpienia, zabraniano pisać nawet w katolickich pismach! Tylko dzięki pomocy Watykanu udało mu się jeździć z wykładami po świecie.
Dobrze zrozumiałam, że nawet katolicy we Francji byli mu przeciwni?
Wszyscy uważali, że jest faszystą. To brzmi niedorzecznie. Widzi pani, Jérôme ogłaszając, że przyczyną choroby zwanej syndromem Downa nie jest wcale, jak dotąd uważano, syfilis, a jedynie wada genetyczna, tzw. trisomia 21, wywołał burzę. W latach 50. ub. wieku dzieci z syndromem Downa – mówiono o nich „dzieci mongolskie” – były uważane za gorszą kategorię ludzi.
A profesor Lejeune domagał się szacunku i miłości dla nich. Entuzjastą jego odkrycia byli Paweł VI i kard. Wojtyła, ale i amerykański prezydent.
Za odkrycie trisomii 21 John F. Kennedy w 1962 r. przyznał mężowi pierwszą nagrodę swojego imienia.
Jak właściwie doszło do odkrycia przyczyn syndromu Downa?
Jérôme jako student zaglądał do pracowni prof. Turpina. Pasjonowały go choroby umysłowe. Sen z powiek spędzała mu ta „dziwna choroba, która tak wykrzywia twarze”. Badał takich pacjentów, obserwował. Przeczuwał, że przyczyna tej choroby jest gdzieś głęboko ukryta. Nauczył się języka angielskiego, by móc sięgać do anglojęzycznej literatury na ten temat. Całymi dniami ślęczał przy starym mikroskopie. Wreszcie badając tzw. kariotyp, czyli genetyczny dowód tożsamości, doszedł do tego, że osoby dotknięte mongolizmem mają, zamiast dwóch, trzy chromosomy 21, stąd nazwa trisomia 21. Chromosomy te są zdrowe, ale źle odczytywane. Mąż tłumaczył, że to tak, jakby ktoś zapisał piękną muzykę na porysowanej płycie.
Profesor szukał leku na syndrom Downa.
Nie mógł znieść niemocy wobec takich pacjentów, ich cierpienia i przedwczesnej śmierci. Wiedział, że odkrycie leku na trisomię 21 da początek leczeniu innych chorób genetycznych. Powtarzał: „Pacjenci czekają! Nie mam czasu!”. Kiedyś jadąc samochodem, krzyknął: „Mam! Chyba mam!”. Myślał o tym bez przerwy. Szukał mechanizmów biochemicznych, które powodują zakłócenia w umyśle. Dzięki temu m.in. dotarł do przyczyn autyzmu i odkrył, że kwas foliowy podawany w ciąży ogranicza choroby mózgu dzieci. Śmiano się wtedy z niego, a dziś każda kobieta w ciąży zażywa kwas foliowy!
Naukowcy z Fundacji im. Lejeune’a są blisko odkrycia leku na syndrom Downa.
Odkryli cząsteczki, które hamują wytwarzanie szkodliwej substancji powodującej zespół Downa, oraz to, że gdy stykają się one z enzymem odpowiedzialnym za opóźnienie umysłowe u chorych z trisomią 21, niszczą go w reakcji chemicznej. Trwają badania kliniczne.
Odkrycie trisomii 21 przez Pani męża niestety otwarło jednak furtkę do nadużyć.
W tym samym czasie kolega męża, prof. Liley z Nowej Zelandii, opracował technikę diagnostyki prenatalnej. Jérôme cieszył się, bo dzięki temu można było zdiagnozować syndrom Downa już w ciąży. To niosło nadzieję, bo mąż był przekonany, że trisomię 21 można leczyć już w łonie matki. Tymczasem świat zaczął wykorzystywać oba odkrycia do eliminacji dzieci.
W 1972 r. w życie weszła ustawa proaborcyjna, tzw. prawo Peyreta.
Do tej pory próba zabicia dziecka nienarodzonego była karana więzieniem. Ponieważ na chorych z syndromem Downa ciążyło wtedy piętno odrzucenia, minister Peyret zaproponował: „Eliminujmy ich, skoro możemy zdiagnozować ich chorobę w ciąży”. Burzliwa debata toczyła się w mediach. Pamiętam, jak kiedyś Jérôme wrócił do domu przerażony. Przyszli do niego rodzice z chłopczykiem z syndromem Downa. Matka dziecka płakała, bo syn obejrzał poprzedniego wieczora debatę telewizyjną o aborcji. Dziecko rzuciło się w ramiona mojego męża i mocno go ściskało, krzycząc: „Obiecaj, że będziesz nas bronił! Chcą nas zabić!”.
I profesor obiecał.
To był przełomowy dla niego moment. Ponosił za to konsekwencje zawodowe, zabierano mu np. dotacje na badania. Do dziś odbija się to na naszych dzieciach. Kiedy przykładowo córka Clara została doradcą w ministerstwie sprawiedliwości, rozpętała się kampania o zwolnienie jej.
Macie Państwo piątkę dzieci i 28 wnucząt. Pani jednak zrezygnowała z pracy zawodowej. Jakie było życie u boku odkrywcy?
Wspaniałe! Pobraliśmy się w 1952 roku. Pochodzę z protestanckiego duńskiego domu. Dzięki Jérôme przeszłam na katolicyzm. Jego wiara mi imponowała, była czymś naturalnym. Kochał i szanował każdego człowieka. Był bardzo skromny. Nic sobie nie kupował. Dawałam mu co tydzień banknot stufrankowy na kawę, bo często spotykał się z różnymi osobami. Więcej nie chciał. Nosił przez lata ten sam garnitur. Dzieci wypominały mu, że jest niemodny. A on odpowiadał: „Czekajcie, za kilkadziesiąt lat taki garnitur będzie na topie”. Jeździliśmy starym samochodem, ponieważ Jérôme nie pozwalał kupić nowego, bo ludzie nie mają na chleb, trzeba im dać.
Sporo czasu spędzał przy mikroskopie, jeździł po świecie.
Nawet jeśli pracował, zawsze znajdował czas dla dzieci. A one przychodziły do niego ze wszystkim. I zawsze odkładał pracę, by je wysłuchać. Każdego wieczora klękaliśmy do modlitwy. Siadaliśmy przy stole całą rodziną trzy razy dziennie. Bo na obiad przyjeżdżał do domu. To był czas rozmów. Nasz dom był też często pełen gości. Ja pracowałam na początku z osobami niepełnosprawnymi, potem zdecydowałam się być w domu. Tym bardziej że Jérôme zaczął jeździć z wykładami do USA, Chin. Dzieci tęskniły za nim. W kuchni na lodówce wieszaliśmy kalendarz. Skreślaliśmy kolejne dni. Kiedy Jérôme wracał, cała piątka czekała w oknach. Mąż zwykle ciągnął ze sobą bagaż prezentów – na to nie żałował.
Toczy się proces beatyfikacyjny Pani męża. Jak się Pani z tym czuje?
Wydaje mi się to niemal abstrakcją. Nie znamy ani świadków, ani przebiegu procesu, który ruszył w 2007 r. z inicjatywy jednego z kardynałów z Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. Metropolita Paryża podpisał dekret. Dzięki temu wspomniana Fundacja „Przyjaciół doktora Lejeune’a” rozwinęła skrzydła, ruszyły kolejne badania medyczne.
Pomysł, by powstała fundacja, powstał w Polsce, prawda?
W czasie wspomnianego wykładu w Warszawie. Poczułam, że coś trzeba zrobić. Mój mąż musiał sam odkładać na badania. Zostawił milion franków na ten cel – chciał na emeryturze pracować. Potrzebowaliśmy dużo więcej. Kiedy zaapelowaliśmy do jego pacjentów, znalazły się kolejne pieniądze. Mieliśmy jednak trudności ze strony państwowych instytucji. Trudności ideologiczne. Ale wstawił się za nami jeden z lewicowych polityków. Tak! Jak się okazało, mój mąż leczył jego syna. Dziś fundacja ma swoją siedzibę i w Paryżu, i w Nowym Jorku.
Nie myśleliście o Polsce?
Owszem. Polska jest nam bliska. Mój mąż przyjaźnił się z Janem Pawłem II. Za każdym razem, kiedy byliśmy w Rzymie, uczestniczyliśmy we Mszy św. w kaplicy prywatnej papieża. Jérôme zapamiętał spotkanie z Janem Pawłem II w dniu zamachu na niego: 13 maja 1981 r. Długo rozmawiali o ochronie życia, o badaniach nad syndromem Downa. Rozstali się o godzinie 16. A godzinę później papież ranny jechał do kliniki Gemelli. Mąż bardzo to przeżył. Potem papież mianował go szefem Akademii Pro Vita. Niestety, 33 dni później mąż zmarł. Kiedy Jan Paweł II przyjechał do Paryża, już po śmierci Jérôme’a, zażyczył sobie, by odwiedzić jego grób. A to 50 km od Paryża. Papież nalegał: „Chcę tam pojechać!”. Dla nas, rodziny, to był nie tylko wzruszający moment, znak przyjaźni dwóch obrońców życia, ale przesłanie: dalej głoście ewangelię życia!
——————————————————————————————————————–
Mąż dał mi szczęście
Wiem, że żyłam u boku świętego męża. Myślę, że miał głębokie doświadczenie Boga – mówi Berthe Lejeune
– Dzięki Jérôme’owi przeszłam na katolicyzm. Jego wiara mi imponowała – mówi Berthe Lejeune, żona Jérôme’a Lejeune’a.
Mama trwała u boku taty jak wierny żołnierz. Dzięki jej determinacji i sile tata często znieważany i odpychany przez środowisko tylko dlatego, że bronił życia i był zagorzałym przeciwnikiem aborcji, kończył swoje wystąpienia słowami: „Nigdy nie zrezygnujemy!”. I to tata przekonywał mamę, że byłaby świetną dziennikarką, ale ona wybrała życie dla niego – opowiada w swojej książce Clara, jedna z córek francuskiego profesora.
Jérôme Lejeune, odkrywca przyczyny syndromu Downa, pierwszy przewodniczący Papieskiej Akademii Życia, powołany na to stanowisko przez Jana Pa- wła II, nieformalny patron obrońców życia, lekarz pediatra, genetyk, był też świetnym ojcem, dziadkiem i – jak przekonuje mnie jego żona – świętym mężem. – Mój mąż dał mi szczęście – mówi ze łzą w oku wdowa po słudze Bożym, którego proces beatyfikacyjny trwa od 2007 r.
„Choć sprzeczki i trudne chwile wcale ich nie ominęły, moi rodzice zafundowali nam bajeczne dzieciństwo” – wspomina Clara. „Nie mam wątpliwości, że byli świętym małżeństwem”.
Od pierwszego wejrzenia
Rok 1952. 1 maja nad wieżą katolickiego kościoła w Odensie, rodzinnym mieście Christiana Andersena, świeci słońce. Jego światło odbija się w wielkich czarnych oczach Berthe. Dwudziestokilkuletnia Dunka, córka protestanta, ujmuje pod rękę niewiele starszego, 26-letniego Francuza, lekarza, katolika. Ona niska, skośne oczy, błyszczące granatem włosy, ma na sobie idealnie skrojony czarny kostium. Pochodzi z mało zamożnej rodziny i tylko w takim stroju w jej otoczeniu idzie się do ślubu. On, wysoki i szczupły, w błękitnym garniturze, niezmącony spokój w oczach, przyjechał tu mimo protestów swojej burżuazyjnej francuskiej rodziny. – Byliśmy zakochani w sobie po uszy – wspomina Berthe. – To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Spotkali się w paryskiej bibliotece Sainte-Geneviève. Jérome ślęczał nad podręcznikami medycznymi. Berthe uczyła się francuskiego. Chciała coś zapisać, ale nie mogła znaleźć pióra. Jérôme podał jej swoje. Wtedy skrzyżowały się ich spojrzenia. „Nie wiem, dlaczego kolana drżą, a gardło wysycha, kiedy człowiek jest zakochany, ale bez wątpienia mama i ja doświadczyliśmy miłości od pierwszego wejrzenia” – tłumaczył wielokrotnie swoim dzieciom prof. Lejeune.
– Piórem, które mi Jérôme wtedy podał, napisał mi potem setki listów. Do dziś przechowuję to pióro jak relikwię w domu i jako świadka naszego pierwszego spotkania – śmieje się wdowa po profesorze.
Berthe po ślubie i przeprowadzce do Francji szybko rezygnuje z pracy zawodowej. Chowa się jakby w cieniu naukowca. Przeczuwa, że żyje obok wielkiego człowieka. – Nie żałuję, bo życie u boku Jérôme’a było wspaniałe! – mówi. Lejeune’owie mają piątkę dzieci i dziś już 30 wnucząt.
Obiecaj, że nas obronisz!
„Co trzeba zrobić dla bliźniego? – Więcej!” To ulubione przez Lejeune’a słowa św. Wincentego à Paulo. Francuski lekarz kurczowo trzymał się tej zasady. Jego poszukiwania przyczyny tzw. mongolizmu, czyli syndromu Downa, nie były podyktowane głodem żądnego sukcesu naukowca. Lejeune nie mógł spać, widząc rozpacz rodziców dzieci z upośledzeniem. Cierpiał, kiedy na ulicach wytykano je palcami. W latach 60. ub. wieku upośledzenie umysłowe traktowano jak chorobę niemal zakaźną albo karę za grzechy rodziców. Lekarze proponowali aborcję, a kiedy rodzice zjawiali się w gabinecie z dzieckiem z syndromem Downa, pediatrzy wyrzucali ich za drzwi.
– Jérome nie mógł tego znieść. Pamiętam, jak raz wrócił do domu przerażony. Był rok 1972, w życie wchodziło pierwsze we Francji prawo zezwalające na zabijanie chorych dzieci w łonie matki. Mąż już w progu powiedział mi: „Berthe, kochanie, to dziecko krzyczało: »Chcą nas zabijać! Broń nas!«”. Pytam, o co chodzi. Do Jérôme’a przyszli tamtego dnia rodzice z synem z syndromem Downa. Matka dziecka płakała, bo chłopak obejrzał debatę telewizyjną o aborcji. Dziecko rzuciło się w ramiona męża i mocno go ściskało, krzycząc: „Obiecaj, że będziesz nas bronił! Chcą nas zabić!”. I to był przełomowy dla Jérôme’a moment.
Lejeune ślęczy nad mikroskopem. Szuka mechanizmów biochemicznych, które powodują zakłócenia w umyśle. Dociera do przyczyn autyzmu, odkrywa też, że kwas foliowy podawany w ciąży ogranicza choroby mózgu dzieci. Jeździ po świecie z odczytami i powtarza: „Społeczeństwo, które zabija swoje dzieci, utraciło duszę i nadzieję”. W środowisku coraz bardziej spychany jest na margines, mimo że za odkrycie trisomii 21 należy się Nagroda Nobla. Nikt nie cytuje jego prac naukowych. A Lejeune dowodzi naukowo, że embrion ludzki jest człowiekiem od chwili poczęcia.
– Jérôme myślał tylko o dobru swoich małych pacjentów i o rodzinie – dodaje żona naukowca. – Bo nawet jeśli pracował, zawsze znajdował czas dla dzieci. A one przychodziły do niego ze wszystkim. „Tato, tato, popruł mi się strój indiański!”. Jérôme odrywał wzrok od książki i zabierał się za naprawę stroju. Wiedział, że to dla dzieci ważne.
Potwierdza to córka profesora, Clara: „Nie usłyszałam od taty nigdy: nie mam czasu, idź do mamy. Podczas gdy większość myślała, że tak zajęty człowiek, odkrywca i naukowiec, pewnie zaniedbuje rodzinę, my czuliśmy się kochani” – wspomina w swojej książce.
Berthe: – Każdego wieczora klękaliśmy do modlitwy. Jérôme tego pilnował. Tak jak i tego, by na obiad przyjeżdżać do domu. Jego koledzy umawiali się na służbowe lunche, a on wolał rodzinę. Nasze dzieci w szkole były jedynymi, które trzy posiłki dziennie zjadały z rodzicami przy stole! Rozmawialiśmy wtedy o wszystkim. Taka niby mała rzecz, ale wiem, że to było poświęcenie, że to odbijało się na jego zawodowych relacjach.
Świadek
Dom Lejeune’ów przez cały rok był pełen gości. Berthe: – Ciągle ktoś do nas wpadał. Szczególnie przyjaciele dzieci. Czasem nawet po 15 osób. Wyjmowałam, co miałam w zamrażarce. Ale oni nie przychodzili jeść, tylko słuchać mojego męża! Bo Jérôme zawsze schodził na czas, kiedy przygotowywałam posiłek. Potem dyskretnie wycofywaliśmy się, żeby młodzież pobyła w swoim towarzystwie, ale często nas zatrzymywali. Mówił im o nauce, o badaniach. I zawsze kończył: „Ale pamiętajcie, wszystko pochodzi od Boga!”.
„Ojca można było słuchać godzinami. Moi przyjaciele zwierzali mi się, że cenią go za odwagę, ale i tęsknią za takim domem jak nasz. Za kochającymi się rodzicami. Ich rodzice rozstawali się, a moi trwali” – wspomina Clara.
Kiedy z inicjatywy jednego z kardynałów z Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia rozpoczął się proces beatyfikacyjny Lejeune’a, Berthe wydawało się to abstrakcją. Żona genetyka przyznaje: – Ale to dzięki Jérôme’owi przeszłam na katolicyzm. Jego wiara mi imponowała, była czymś naturalnym. Kochał i szanował każdego człowieka. Kiedyś znalazłam w garniturze męża strugany różaniec. Okazało się, że sam rzeźbi różańce i daje je swoim małym pacjentom. Wiem, że żyłam u boku świętego męża. Myślę, że miał głębokie, niemal mistyczne doświadczenie Boga, choć się tym nie chwalił. Pamiętam dokładnie wieczór w dniu zamachu na Jana Pawła II. Byliśmy tego dnia u papieża na obiedzie. Papież pożegnał się z nami i poszedł na audiencję. Kiedy go postrzelono, mój mąż zwinął się z bólu. Wysiadaliśmy z samolotu na lotnisku Roissy w Paryżu. I stamtąd prosto pojechał karetką do szpitala… Jérôme cierpiał autentycznie przez kilka dni i modlił się. Miał atak kamicy nerkowej spowodowany szokiem. Był operowany w tym samym czasie co papież, i tego samego dnia obaj wyszli ze szpitala. Jérôme nie chciał, żeby mówić o tych zbieżnościach dat przy nim. Był w końcu umysłem ścisłym, a to już było pogranicze mistyki… Łączyła go przyjaźń ze świętym papieżem.
Berthe zamyśla się: – To Bóg dawał mu siłę do walki o ludzkie życie. I, jak mówił św. Jan Paweł II, mój mąż był znakiem sprzeciwu w naszych czasach. I jeśli chodzi o obronę życia, i – mówię to z doświadczenia – świętości małżeństwa!
GOŚĆ NIEDZIELNY – Joanna Bątkiewicz-Brożek
——————————————————————————————————————–
Polecam także wywiad z Birthe Lejeune, który ukazał się w „Apostolstwie Chorych” (listopad 2014).
Nie zdradził wiary
Z Birthe Lejeune, wdową po Słudze Bożym prof. Jérôme Lejeunie, o jego związkach z Polską i Janem Pawłem II, życiu rodzinnym i ostatnich chwilach życia rozmawia Dobromiła Salik.
DOBROMIŁA SALIK: – Na początek poproszę o krótkie przedstawienie rodziny.
BIRTHE LEJEUNE: – Mieliśmy z mężem pięcioro dzieci – dwóch synów i trzy córki. Jeden syn i wszystkie córki mają rodziny i dzięki nim mam 28 wnuków. Anouk ma siedmioro dzieci, Klara i Karin po dziewięcioro, a Tomasz troje. Nasz starszy syn Damian jest diakonem stałym we wspólnocie św. Marcina. Dzięki niemu mamy w rodzinie radość z innej formy przekazywania życia. Jérôme mawiał często, że jesteśmy rozpieszczeni. Bardzo chętnie zajmował się dziećmi, a później wnukami.
– Pani związki z Polską – św. Faustyna, św. Jan Paweł II… może ktoś jeszcze?
– Mój mąż miał uczniów w wielu krajach, również w Polsce. Niektórzy z nich jeszcze żyją i wciąż okazują wierną pamięć. Na licznych kongresach na temat rodziny mąż spotykał prof. Wandę Półtawską, która podzielała jego poglądy. Ona i jej mąż stali się naszymi przyjaciółmi. Co do polskich wątków – było pewne wydarzenie, które nie pozwoliło mi wpaść w nieutuloną żałobę. Jérôme zmarł 3 kwietnia 1994 roku. Kilka dni później jeden z polskich biskupów zadzwonił do mnie, prosząc, bym przyjechała do Warszawy, gdzie mąż miał wystąpić 13 kwietnia na konferencji. „Będzie wiele osób. Znaleźliśmy wideo z wykładem Profesora. Bardzo proszę przyjechać i zaprezentować to wideo” – nalegał. Nie chciałam wyjeżdżać, ale dzieci przekonały mnie, że powinnam. Nigdy nie zapomnę tej daty, ponieważ w chwili, gdy weszłam na podium, przekazano mi wiadomość od mojej córki Klary, że właśnie urodziła dziewczynkę, która otrzymała imię Faustyna. Nie muszę chyba mówić, jaką owację wywołała ta informacja na sali.
– W czasie redakcyjnej wizyty w Instytucie prof. Lejeune’a mogliśmy zobaczyć gabinet Pani męża, który teraz jest Pani gabinetem. Jaka jest Pani rola w Instytucie i Fundacji? Sądzę, że Pani obecność i aktywność wszystkich mobilizuje!
– Po śmierci męża, gdy wróciłam z Polski, moje dzieci i przyjaciele oraz współpracownicy Jérôme, a także rodzice chorych postanowili – pod patronatem kilku watykańskich kardynałów i osobistości międzynarodowych – wspólnie kontynuować jego dzieło naukowe i przesłanie.
Powołana wówczas Fundacja im. Jérôme Lejeune’a, mająca na celu badania nad niepełnosprawnościami intelektualnymi, została zatwierdzona jako organizacja pożytku publicznego. To poprzez Fundację kontynuowana jest walka Jérôme z tą bardzo dotkliwą chorobą, która „uniemożliwia choremu bycie samym sobą”. Przebyta droga, wspaniałe wsparcie tysięcy osób, bolesne oczekiwanie tylu rodzin i ataki ze strony tych, którzy woleliby widzieć Jérôme definitywnie umarłym i pogrzebanym, świadczą o sile, nowoczesności i prawdzie jego przesłania. Jestem wiceprzewodniczącą Fundacji i odpowiadam zwłaszcza za relacje pomiędzy Fundacją i darczyńcami.
– Podobno pisze Pani setki, jeśli nie tysiące listów rocznie. Proszę opowiedzieć nieco o tej szczególnej epistolografii…
– Od początku czułam, że bardzo istotne jest, by dawać do zrozumienia darczyńcom, że nie są anonimowi i że najważniejsze jest nasze wspólne zaangażowanie. Dlatego chcę być z nimi w stałym kontakcie.
– Poproszę o jakieś wyjątkowo bliskie Pani sercu wspomnienie z życia Pani męża.
– Na zawsze pozostanie w mojej pamięci obiad z Janem Pawłem II z 13 maja 1981 roku – dnia zamachu na jego życie. Opuściliśmy Ojca Świętego tuż przed jego odjazdem na Plac św. Piotra. My sami udaliśmy się na lotnisko, by wrócić do Francji. W taksówce wiozącej nas do domu, już w Paryżu, usłyszeliśmy z radia komunikat o zamachu. Mój mąż był tak poruszony i wstrząśnięty, że tego samego wieczoru trafił do szpitala, gdzie usunięto mu kamienie żółciowe. W jakiś przedziwny sposób cierpiał w jedności z Ojcem Świętym przez cały ten czas, gdy był on hospitalizowany.
– No właśnie – więź Profesora z Janem Pawłem II była bardzo silna…
– Jan Paweł II istotnie okazywał duże przywiązanie do Jérôme; istniało między nimi obustronne zaufanie. Mieliśmy okazję spotykać się często z Ojcem Świętym. Zwykle zapraszał nas na poranną Mszę i później jedliśmy z nim śniadanie. Obydwaj wiele dyskutowali.
Jan Paweł II wyrażał swoją więź z moim mężem na wiele sposobów, np. napisał sam piękne wspomnienie zaraz po jego śmierci, nazywając go „bratem Jérômem”. Poza tym musiał przezwyciężyć różne przeszkody, by przybyć do jego grobu i tam się pomodlić. Cmentarz znajduje się 50 km od Paryża. Doszło do tego w 1997 roku, podczas papieskiej pielgrzymki do Francji. Jan Paweł II chciał to uczynić już rok wcześniej; często wyrażał wolę udania się tam, ale odpowiadano mu, że to nie ten moment.
Przez cały czas choroby, która miała zabrać Jérôme, Ojciec Święty chciał być na bieżąco. I mimo jego stanu zdrowia nie zawahał się powołać go na pierwszego przewodniczącego Papieskiej Akademii Życia. W przeddzień śmierci Jérôme, przysłał telegram z wyrazami wsparcia. Kiedy pytano Jérôme: „Czy jest Pan przyjacielem Jana Pawła II?”, odpowiadał z uśmiechem: „Tylko papież może to powiedzieć”.
– Jak przeżyli Państwo jako rodzina papieską wizytę na cmentarzu w Chalo-Saint-Mars?
– To była dla nas niespodzianka – wiedzieliśmy, że papież tego pragnął i starał się o to, ale nie sądziliśmy, że będzie to możliwe. Ja sama dowiedziałam się o tych planach późno; wcześniej jedna z naszych córek była zaangażowana w przygotowania do tej kontrowersyjnej wizyty. Odbyła się podczas Światowych Dni Młodzieży i wszystkie gazety pisały o niej. Sama obecność Jana Pawła przy grobie Jérôme była momentem pięknym i pełnym pokoju, bardzo mocnym. Modliliśmy się wszyscy razem i zaśpiewaliśmy Salve Regina. Później Ojciec Święty powiedział: „Musimy zaśpiewać jeszcze Regina caeli, bo on umarł w Wielkanoc!”. To było bardzo piękne! Papież chciał się też spotkać z całą naszą rodziną i kilkoma chorymi, którzy mogli przybyć. Byli to: niepełnosprawny umysłowo Roland, Marie-Ange z trisomią i Clément z niedowładem mięśni. Dla każdego miał słowo pocieszenia. Rolandowi wyjawił nawet pewien sekret, który ten do dziś zachowuje w swoim sercu…To było wydarzenie z jednej strony bardzo krótkie, a z drugiej bardzo długie… Trochę jakby poza czasem. Znaleźliśmy się w „czasie Boga”.
– Jak wyglądało codzienne życie Państwa rodziny?
– Jérôme potrafił łączyć życie rodzinne z życiem zawodowym. Rodzinne posiłki były priorytetem. Po odkryciu trisomii 21 nie było inaczej. Jérôme żył w rodzinie, jak wcześniej. Był z nami zawsze przy stole i opowiadał, jak minął dzień, co robił, jakie miał spotkania. Kiedy mówił o swoich chorych, nigdy nie wymieniał ich imion, gdyż bardzo szanował tajemnicę lekarską. Do dziś spotykam rodziców pacjentów męża, którzy dziwią się, że ich nie znam.
– Proszę powiedzieć, jakie cechy charakteru Jérôme Lejeune’a były najbardziej uderzające dla Pani?
– Tym, co moim zdaniem charakteryzowało go najbardziej, były jego wielka ciekawość popychająca go, by zawsze iść dalej w poznawaniu chorób, a także podziw dla stworzenia, cierpliwość wobec każdego, kogo spotykał, oraz umiejętność przebaczania – zwłaszcza tym spośród przyjaciół, którzy go zdradzili. Czasem uważałam, że jest nazbyt pobłażliwy dla swoich wrogów! Kiedy dotykały go krytyki i oszczerstwa, uśmiechał się i mówił: „To nie dla siebie walczę, więc te ataki nie mają znaczenia!”.
– Pozostaję pod wrażeniem słów zawartych w liście do Pani po ważnym wystąpieniu, na którym jawnie opowiedział się po stronie życia – co nie spodobało się wielu osobom. Napisał: „Dziś straciłem nagrodę Nobla”. Świadomość wielkości swojego odkrycia i osiągnięć naukowych, a z drugiej strony calkowity dar z siebie, wybór wartości jeszcze wyższych… Z czego wynikała jego bezkompromisowość?
– Jérôme nie szukał zaszczytów i uznania. Dla niego ważna była sprawiedliwość i prawda. Wiedział, że „nauka bez sumienia jest ruiną duszy”. My, jako rodzina, byliśmy w tym całkowicie z nim zgodni. Jego wielką siłą było to, że nie miał w sobie lęku. Nie lękał się!
– Z jakimi uczuciami prof. Lejeune przyjął nominację na przewodniczącego Papieskiej Akademii Życia?
– Jan Paweł II zlecał mężowi już wcześniej pewne misje, np. tę, która dotyczyła spotkania z Breżniewem. Warto też podkreślić, że już Paweł VI w 1974 roku powołał Jérôme do Papieskiej Akademii Nauk. To był dla niego wielki zaszczyt i wielka łaska, bo dzięki temu mógł służyć Kościołowi. Kiedy Jan Paweł II 20 lat później, w 1994 roku, powierzył mu Papieską Akademię Życia, Jérôme stwierdził: „Papież wykazał akt nadziei, powołując umierającego!”. A jakiś czas po śmierci Jérôme Ojciec Święty powiedział do mojej córki Anouk: „Po ludzku tak bardzo go potrzebowaliśmy. Ale może to właśnie jest prezent, jaki uczynił Akademii, i to jest jego praca na rzecz życia… Czyż Chrystus nie umarł na krzyżu, aby nas zbawić?
– Czytałam wzruszającą relację o śmierci Profesora. Czy mogłaby Pani opowiedzieć o jego ostatnich dniach, o jego odejściu?
– Jérôme poczuł się źle we wrześniu 1993 roku. Miał trudności z oddychaniem, poddał się badaniom kardiologicznym. W listopadzie zaczął mocno kaszleć. Jako lekarz musiał już wtedy wiedzieć to, co potwierdziły kolejne badania: że ma raka płuc, jak jego ojciec. W grudniu poddał się chemioterapii. W szpitalu, mimo że bardzo słaby, troszczy się o innych; wczuwa w ich problemy i potrzeby; pociesza umierającego obok chorego. Jednocześnie stara się pracować – nie znalazł przecież jeszcze leku, który uleczyłby jego trisomicznych pacjentów… Włącza się aktywnie w debatę bioetyczną. Kilka dni po śmierci męża 3000 lekarzy podpisuje list otwarty, domagając się uznania praw ludzkiego embrionu i sprzeciwiając jakimkolwiek manipulacjom genetycznym.
W Wielki Piątek 1994 roku Jérôme przeżywa apogeum swoich cierpień. Przyjmuje sakrament namaszczenia chorych. Od księdza słyszymy następujące słowa: „Nie zdradzając tajemnicy spowiedzi, mogę zacytować jedno zdanie Jérôme: »Wie ksiądz, że nigdy nie zdradziłem mojej wiary«”. W sobotę jesteśmy w szpitalu wieczorem. Bardzo źle oddycha i chcę zostać przy nim na noc. Ostatkiem sił, ale zdecydowanie każe nam iść do domu. „Jeśli ktoś przyjdzie, będę zły” – mówi. Anouk, wówczas w dziewiątym miesiącu ciąży, i ja odchodzimy więc z ciężkim sercem. O czwartej rano wchodzi w agonię. Lekarz chce nas przywołać. Jérôme nie zgadza się. Nie chce, byśmy byli świadkami jego duszenia się. Pamięta zapewne śmierć ojca… To jego ostatni akt miłości! Przed wydaniem ostatniego tchnienia, mówi do lekarza: „Widzi Pan, dobrze zrobiłem”… O siódmej rano budzi nas telefon. Jest wielkanocny poranek, 3 kwietnia. W kilkustronicowym liście z tego dnia Jan Paweł II pisze: „Jeśli Ojciec Niebieski zawołał go w sam dzień Zmartwychwstania Chrystusa, trudno nie widzieć w tym zbiegu okoliczności znaku. Stajemy dziś wobec śmierci wielkiego chrześcijanina XX wieku, człowieka, dla którego obrona życia stała się apostolatem. Oczywiste jest w sytuacji współczesnego świata, że taka forma apostolatu świeckich jest niezbędna”.
– Toczy się proces beatyfiakcyjny Pani męża. W jakim stopniu rodzina jest informowana o jego postępach?
– Nasza rodzina jest informowana o etapach procesu beatyfikacyjnego tak jak wszyscy – i nic ponad to. Doceniamy ogromną pracę, jaką wykonuje postulatorka procesu, pani Aude Dugast i wicepostulator, opat z Saint Wandrille, o. Jean-Charles Nault. Z zachwytem obserwujemy promieniowanie Jérôme, ale nie wiemy nic więcej.
– Dla mnie Profesor jest przede wszystkim człowiekiem nadziei. Owej „nadziei wbrew nadziei”. Wierzył zawsze, że życie jest silniejsze…
– Aby skomentować to, co Pani powiedziała, zacytuję zdanie, które Jérôme lubił powtarzać: „Wiara mówi nam, by szanować obraz Boga, nadzieja pomaga nam go chronić, a miłość osądza wszystko”.
– Dziękuję bardzo za ukazanie nam pięknej sylwetki Pani męża, Sługi Bożego prof. Jérôme Lejeune’a.
************************************************************************
Kardynałowie Burke i Sarah: o sile modlitwy w obliczu pandemii
Tygodnik NIEDZIELA
foto: Bożena Sztajner
„Chrystus jest Panem natury i historii. Używając naturalnych środków, aby bronić się przed zarazy, nie zapominamy o naszych podstawowych środkach obrony: modlitwie, zwłaszcza Różańcu i adoracji eucharystycznej” – przypomniał za pomocą Twittera amerykański hierarcha kard. Raymond Burke.
Uznawany za kościelnego „konserwatystę” arcybiskup-senior Saint Louis zwrócił uwagę, że choć „długotrwały atak koronawirusa „naturalnie prowadzi do smutku i strachu”, warto pamiętać, że „Chrystus nigdy nas nie opuszcza”.
W podobnym tonie wezwał katolików do modlitwy i „zaufania Panu” kard. Robert Sarah.
„Jeśli okoliczności lub przepisy cywilne albo kościelne wywołane przez koronawirusa uniemożliwiają chodzenie do kościoła, by spotkać Pana lub uczestniczenia w Eucharystii, wiedz, że nikt, absolutnie nikt nie może przeszkodzić ci zwrócić się ku Bogu i upraszać o Jego pomoc podczas tej wielkiej próby” – napisał w języku francuskim prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, w liście do wiernych, który zamieścił na Twitterze.
Kardynał zachęcił wiernych, by nie ustawali w modlitwie i nie ulegali znużeniu. Wezwał do zawierzenia Bogu świata i Jego Kościoła. „Jego serce wzruszy się i nas zbawi”.
Kard. Sarah: udostępniać Eucharystię, ale bez profanacji
Krzysztof Bronk/vaticannews.va / Watykan (KAI) 2 maja 2020
foto: Adobe. Stock.
Nikt nie może powstrzymać kapłana od słuchania spowiedzi czy udzielania Komunii. A zatem nawet jeśli wierni nie mogą uczestniczyć we Mszy św., mogą prosić o spowiedź i Komunię – powiedział prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Kard. Robert Sarah odniósł do sytuacji we Włoszech, gdzie od niemal dwóch miesięcy wierni nie mogą uczestniczyć w Eucharystii. Co więcej rządowe dekrety o rozluźnieniu sanitarnych obostrzeń, nadal nie przewidują publicznych liturgii. Episkopat prowadzi jednak z rządem negocjacje dotyczące bezpiecznego sprawowania Eucharystii, w tym udzielania Komunii.
Odnosząc się do medialnych informacji na ten temat kard. Sarah podkreślił, że przywrócenie Eucharystii nie może się odbywać kosztem profanacji. Najświętszy Sakrament trzeba traktować w sposób godny Boga. Nie do przyjęcia jest więc na przykład pomysł, by Hostie były udostępniane w plastikowym opakowaniu na zasadzie samoobsługi czy Komunii na wynos. „Nie możemy traktować Eucharystii jak banalnego przedmiotu. Nie jesteśmy w supermarkecie” – powiedział kard. Sarah w wywiadzie dla portalu Nuova Bussola Quotidiana.
Podkreślił on, że nawet jeśli brak dostępu do Eucharystii powoduje cierpienie, to sam sposób udzielania Komunii nie podlega negocjacji. Przypomniał, że w Kościele nadal obowiązuje zasada, że wierny ma wolność wyboru w sposobie przyjmowania Komunii na rękę bądź do ust. Ta reguła musi być uszanowana – powiedział szef watykańskiej dykasterii odpowiedzialnej za liturgię i sakramenty.
Podkreślił on również, że nie powinniśmy się przyzwyczajać do Mszy w telewizji czy w internecie. Bóg się wcielił, nie jest rzeczywistością wirtualną – przypomniał kard. Sarah, dodając, że takie liturgie są też szkodliwe dla samych kapłanów. „Podczas Mszy mają oni patrzeć na Boga, a tymczasem przyzwyczajają się do patrzenia na kamerę, jakby to był jakiś spektakl. Tak dłużej być nie może” – powiedział watykański purpurat.
Zastrzegł zarazem, że nie powinniśmy się dziwić iż diabeł w sposób szczególny atakuje dziś Eucharystię. Ona jest bowiem sercem życia Kościoła. „Jestem jednak przekonany – dodał kard. Sarah – że głównym problemem jest wiara kapłanów. Gdyby kapłani byli świadomi, czym jest Eucharystia, to niektóre sposoby jej sprawowania i niektóre hipotezy na temat udzielania Komunii w ogóle nie przyszłyby im do głowy. Jezusa nie wolno traktować w ten sposób”. Przestrzegł on również przed naśladowaniem tego, co dzieje się w niemieckim Kościele. Robi się tam wiele rzeczy, które nie mają nic wspólnego z wiarą katolicką, lecz są protestantyzmem.
************************************************************************
Benedykt XVI: małżeństwa homoseksualne i aborcja to znaki Antychrysta
4 maja 2020
foto: Grzegorz Gałązka
Homoseksualne małżeństwa i aborcja na świecie to znak “duchowej siły Antychrysta” – to słowa emerytowanego papieża Benedykta XVI przytoczone w jego nowej biografii napisanej przez niemieckiego dziennikarza i jego literackiego współpracownika Petera Seewalda.
Obszerny tom z wypowiedziami Benedykta XVI ukaże się w Niemczech w poniedziałek, a w innych krajach – w kolejnych miesiącach. Papież Ratzinger otrzymał tom biografii pod tytułem “Życie” w dniu swych 93. urodzin 16 kwietnia.
Słowa emerytowanego papieża przytoczył konserwatywny amerykański portal Life Site News, a za nim w niedzielę włoski dziennik “La Repubblica”, który kolejną wypowiedź nazwał “powrotem Ratzingera”.
W rozmowie z Seewaldem powiedział on: “Sto lat temu każdy uznałby za absurd rozmowę o małżeństwie homoseksualnym”.
“Dzisiaj ten, kto mu się sprzeciwia jest ekskomunikowany ze społeczeństwa” – stwierdził Benedykt XVI. To samo – dodał – odnosi się do “aborcji i tworzenia istot ludzkich w laboratorium”.
“Współczesne społeczeństwo jest w trakcie formułowania antychrześcijańskiego credo, a jeśli ktoś się mu sprzeciwia, jest karany przez społeczeństwo ekskomuniką” – oświadczył Benedykt XVI. (PAP)
Catholic Herald: ostre reakcje na słowa Benedykta XVI potwierdzają, że trafił w sedno
Słowa papieża-emeryta o „duchowej sile Antychrysta” – jak określił aborcję, zapłodnienie metodą in vitro i pseudomałżeństwa homoseksualne, wywołał wrzenie w mediach o profilu lewicowo-liberalnym. Jak przekonuje katolicki portal Catholic Herald, jest to dowód, że Benedykt XVI swoją analizą „trafił w sedno”.
Wypowiedź papieża seniora o zgubnej promocji seksualizmu, brytyjski „Express” nazywa „sabotowaniem papieża Franciszka”. Pro-homoseksualne media takie jak „Advocate” czy „Pink” wprost nazywają papieża-seniora osobą, która „sprzeciwia się sposobom w jaki społeczeństwo traktuje homofobów”. Utyskiwano na stanowisko jakie papież zajął wobec „wszelkich postępów w kierunku równości LGBTQ”, kiedy był przewodniczącym Kongregacji Nauki Wiary. Nagłówki liberalnych mediów zdobią kłamliwe hasła w stylu „były papież porównuje osoby LGBT do antychrysta”.
W biografii Benedykta XVI, autorstwa Petera Seewalda, papież-emeryt stwierdza Benedykt XVI wymienia trzy zjawiska ujawniające głęboką dekadencję naszych czasów: mordowanie dzieci nienarodzonych, homoseksualne pseudo-małżeństwa oraz wytwarzanie ludzi w laboratoriach w ramach procedury in vitro. Papież-emeryt użył niezwykle mocnych słów: nasze społeczeństwa, powiedział, sformułowały „antychrześcijańskie credo”, a wymienione praktyki są przejawem „duchowej siły Antychrysta”.
O trafności analizy Benedykta XVI przekonuje Melanie McDonagh z „Catholic Herald”. „Te bezprecedensowe zjawiska są teraz święte, w tym sensie, że nie można nawet sugerować, że zawierają błędy i są szkodliwe. Stosowanie wyjątku od tych nowych norm wiąże się z nałożeniem szeregu form cenzury społecznej; od linczu online po cofnięcie wyboru kandydata na stanowiska polityczne” – pisze w artykule „Ostre reakcje na dyktatorskie słowa Benedykta XVI potwierdzają, że trafił w sedno”.
„Reakcja na jego obserwacje potwierdza, że ma rację; humanistyczne ideologie zdominowały współczesną kulturę i nie jest to światopogląd, który toleruje sprzeciw. Papież Benedykt jest jednym z najbardziej inteligentnych papieży; mówi prawdę taką, jaką ją widzi. W czasach, w których szczerość emocjonalna jest bardziej ceniona niż intelektualna zwięzłość, taka postawa nie jest popularna” – zauważa publicystka brytyjskiego portalu.
Źródło: catholicherald.co.uk / własne PCh24.pl
Benedykt XVI kontra złoty cielec wynaturzonej wolności
Homoseksualne pseudo-małżeństwa, aborcja, in vitro – to przejaw ducha Antychrysta, który coraz silniej działa w świecie. Opublikowany właśnie wywiad Benedykta XVI wzbudził powszechną sensację, bo papież Ratzinger dotknął najczulszego chyba punktu współczesnej cywilizacji zachodniej: złotego cielca wynaturzonej wolności.
Czwartego maja ukazała się w Niemczech biografia Benedykta XVI, pióra dziennikarza Petera Seewalda. Monachijski wydawca, grupa Droemer Knaur, jako aneks do książki zamieścił zapis rozmowy przeprowadzonej przez autora z papieżem Ratzingerem jesienią 2018 roku. W prasie pojawiło się bardzo szybko krótkie omówienie tego wywiadu – i wzbudziło niemałą sensację. O słowach Benedykta XVI pisały portale na całym świecie, często takie, które na co dzień w ogóle nie zajmują się problematyką wiary katolickiej. Nic dziwnego, bo papież Ratzinger dotknął najczulszego chyba punktu współczesnej cywilizacji zachodniej – skrytykował złotego cielca nieskrępowanej wolności.
Benedykt XVI wymienił mianowicie trzy dramatyczne zjawiska ujawniające głęboką dekadencję naszych czasów: mordowanie dzieci nienarodzonych, homoseksualne pseudo-małżeństwa oraz wytwarzanie ludzi w laboratoriach w ramach procedury in vitro. Papież-emeryt użył niezwykle mocnych słów: nasze społeczeństwa, powiedział, sformułowały „antychrześcijańskie credo”, a wymienione praktyki są przejawem „duchowej siły Antychrysta”. Jak powiedział, przeciwstawić można się jej przede wszystkim gorącą modlitwą we wszystkich diecezjach Kościoła powszechnego.
Profetyczny znak
Choć wywiad pochodzi sprzed dwóch lat, to jego publikacja właśnie dzisiaj wydaje się być czymś więcej niż tylko zbiegiem okoliczności. Słowa Benedykta XVI rozbrzmiewają jako wielkie memento dla milionów poważnie zagubionych katolików. Kościół zmaga się obecnie z państwowym aparatem przemocy, odbierającym wierzącym prawo do uczestnictwa we Mszy świętej i przyjmowania sakramentów. Niemal na całym świecie bez poważnego uzasadnienia zamknięte zostały kościoły – często całkowicie. W wielu krajach ateistyczne rządy odrzucają apele biskupów, księży i świeckich, odmawiając zgody na otwarcie świątyń, choć epidemia ustępuje, a w innych miejscach ludzie gromadzą się z coraz większą swobodą. Władze państw zachodnich depczą fundamentalne prawo do wolności religijnej. Francuski minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner powiedział nawet, że „miejsca kultu nie są potrzebne do modlitwy”. Także we Włoszech rząd odmawia odblokowania kościołów.
W Polsce katolikom wolno uczestniczyć w Najświętszej Ofierze, choć nałożone przez władze ograniczenia liczbowe bywają bardzo dotkliwe; podczas gdy w wielkich marketach swobodnie gromadzą się tłumy, świątynie muszą być opustoszałe. Odebranej nam możliwości uczestnictwa w liturgii paschalnej nie zapomnimy nigdy.
Największe zagrożenie to nie wypalone lasy
W tej niezwykle trudnej sytuacji wielkie zamieszanie powoduje głos wielu pasterzy, którzy nawołują do posłusznego wypełniania państwowych nakazów i przedstawiają chodzenie na Mszę świętą… jako grzech. Inni wzywają do nawrócenia, ale bynajmniej nie duchowego, tylko ekologicznego. Od najwyższych rangą hierarchów Kościoła powszechnego słyszymy, jakoby epidemia koronawirusa była zemstą planety albo jakiegoś rodzaju odpowiedzią Ziemi – często przedstawianej jako istota żyjąca i obdarzona świadomością, tak zwana Gaja – na niszczenie środowiska przez współczesną cywilizację przemysłową. To myślenie wpisuje się w coraz silniejszą tendencję do wykorzystywania Kościoła katolickiego jako instrumentu w ideologicznej walce po stronie ekologii. Już od wielu miesięcy szwedzka nastolatka Greta Thunberg nawet przez niektórych biskupów przedstawiana jest niczym nowa „święta” i ideał godzien naśladowania w większej mierze niż prawdziwi święci i męczennicy Kościoła. Watykańskie dokumenty coraz częściej zamiast spraw wiary dotyczą kwestii ekologicznych i niewiele różnią się od folderów wydawanych przez ONZ oraz inne świeckie agendy międzynarodowe.
Dyktatura wyuzdanej wolności a Polska
Wobec tak poważnego zamieszania i chaosu słowa Benedykta XVI z niezwykłą mocą przypominają nam, co stanowi tak naprawdę główne zagrożenie dla Kościoła katolickiego oraz całego świata. Nie jest nim stan amazońskiej puszczy czy też zanieczyszczony plastikiem ocean, nie jest nim też spalanie węgla ani nawet energetyka jądrowa. Wszystkie te kwestie, choć czasem ważne i nawet palące, są drugorzędne, a tym więcej drugorzędne z perspektywy katolickiej. To problemy świata – i ich rozwiązanie leży w gestii autorytetów świeckich. Papież Ratzinger przywraca właściwy porządek rzeczy: naszym wrogiem jest szatan, zły duch, przeciwnik Chrystusa, buntownik i zwodziciel.
Jak silny jest dziś w świecie zachodnim duch Antychrysta, o którym pisze Benedykt XVI! Ideologia niczym nieskrępowanej pseudo-wolności opanowała do głębi społeczeństwa w wielu krajach zachodnich, stając się – doprawdy – nowym credo. Już nie „wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego”, ale „wierzę w siebie, któremu wolno wszystko” – oto współczesne wyznanie wiary. To postawa wielokrotnie piętnowana przez Benedykta XVI jako „dyktatura relatywizmu” i która – jak mówił w homilii z grudnia 2019 roku – „niczego nie ma za ostateczne i uznaje jako najwyższą miarę jedynie własne ja i zachcianki”.
Jest wielkim dramatem, że myślenie to przenika coraz mocniej także polskie społeczeństwo. Nie chodzi tu jedynie o legalne w naszej Ojczyźnie zabijanie dzieci nienarodzonych (a każdego roku morduje się ich ponad tysiąc!). Niestety, znaczna część naszych rodaków popiera czołowe postulaty antychrystycznej rewolucji. Z przeprowadzanych w 2019 roku badań CBOS i IPSOS wynika, że co trzeci Polak jest zwolennikiem poszerzenia możliwości zabijania dzieci nienarodzonych oraz legalizacji związków homoseksualnych. Gdy idzie o in vitro, jest jeszcze gorzej, bo procedurę sztucznego zapłodnienia popiera aż 70 procent indagowanych. Ten stan rzeczy domaga się palącej odpowiedzi i wielkiej pracy duchownych i świeckich katolików. Sumienia Polaków trzeba przebudzić i w wielu wypadkach naprostować, tak, by zatrzymać rewolucyjny marsz.
Tworzenie nowego katolicyzmu na modłę świata
Problem, na który zwrócił uwagę w tak szeroko komentowanej wypowiedzi Benedykt XVI, dotyczy nie tylko świata – dotyczy także Kościoła. Czy w Winnicy Pańskiej nie widzimy dziś znaków działania tego samego ducha, który prawodawcom każe wywracać do góry nogami Boży porządek w dziedzinie ochrony życia oraz małżeństwa i rodziny? Relatywizm, który „niczego nie ma za ostateczne i uznaje jako najwyższą miarę jedynie własne ja i zachcianki”, jest coraz bardziej rozpowszechniony. Świadectwa tego dramatycznego kryzysu Benedykt XVI opisał w głośnym tekście, opublikowanym w 2019 roku na łamach bawarskiego czasopisma „Klerusblatt”. Papież Ratzinger tak między innymi charakteryzował sytuację w Kościele w latach 60. i 70. ubiegłego wieku:
„W różnych seminariach powstały kluby homoseksualne, które działały mniej lub bardziej otwarcie i znacząco zmieniły klimat w seminariach. […] W wielu częściach Kościoła usposobienie soborowe rozumiano jako postawę krytyczną lub negatywną wobec obowiązującej do tej pory tradycji, którą teraz należało zastąpić nowym, radykalnie otwartym stosunkiem do świata. Pewien biskup, który wcześniej był rektorem seminarium, zorganizował dla seminarzystów pokaz filmów pornograficznych, rzekomo z zamiarem uodpornienia ich na zachowania sprzeczne z wiarą. Byli – nie tylko w Stanach Zjednoczonych Ameryki – pojedynczy biskupi, którzy całkowicie odrzucili katolicką tradycję i dążyli do rozwinięcia w swoich diecezjach pewnego rodzaju nowej, nowoczesnej katolickości. Być może warto zauważyć, że w niemałej liczbie seminariów studenci przyłapani na czytaniu moich książek uważani byli za niezdatnych do kapłaństwa”.
Homoseksualne kliki w seminariach, sobór powszechny rozumiany jako zachęta do odrzucania tradycji, biskupi, którzy chcą tworzyć katolicyzm na nowo, rugowanie studentów czytających dzieła konserwatywnego teologa – to echo tego samego ducha, który kieruje społeczeństwami Zachodu, legalizującymi aborcję, in vitro i homoseksualne pseudo-małżeństwa.
Niestety, duch Antychrysta, o którym mówi w opublikowanym teraz wywiadzie Benedykt XVI, jest obecny nie tylko w świecie, ale także w Kościele. Tylko w tych kategoriach można właściwie ocenić to, co dzieje się choćby za Odrą. Tamtejsi biskupi i świeccy na forum Drogi Synodalnej dążą do opracowania zupełne nowego wyznania wiary – chcą znieść celibat i wprowadzić kapłaństwo kobiet, wyrażają pełną aprobatę dla czynów i relacji homoseksualnych oraz pozamałżeńskich, akceptują antykoncepcję, pragną udzielać Komunię świętą każdemu, kto tego chce, nawet niekatolikom. Choć nie posunęli się jeszcze do tego, by dać zgodę na aborcję, jak zrobili to ich protestanccy przyjaciele, to o zabijaniu dzieci nienarodzonych mówią rzadko i raczej niechętnie, z rezygnacją przyjmując fakt mordowania w swoim kraju około 100 tysięcy najmniejszych rocznie.
Te same postawy widoczne są w Kościele katolickim wielu innych krajów Europy, w Stanach Zjednoczonych, a coraz częściej także i w Ameryce Łacińskiej, gdzie do głosu znowu dochodzi tak silnie zwalczana przez św. Jana Pawła II czy Benedykta XVI marksistowska teologia wyzwolenia. Oto nowe credo, które odrzuca autorytet Pisma Świętego i Tradycji Kościoła, zastępując go własnym widzimisię oraz przekraczaniem kolejnych nieprzekraczalnych granic.
Benedykt jest nam potrzebny
Gdy w styczniu 2020 roku Benedykt XVI i kardynał Robert Sarah opublikowali książkę w obronie celibatu, rozpętała się prawdziwa burza. Niezliczeni komentatorzy, zarówno w świeckich jak i katolickich mediach, odmawiali papieżowi Ratzingerowi prawa do zabierania głosu i uznawali go za jakiegoś monstrualnego eklezjalnego szkodnika. Nawet wśród konserwatywnych komentatorów wielu uznawało, że lepiej byłoby, gdyby Benedykt milczał. Jakby przewidując te głosy, bronił on jednak swojego prawa do mówienia o Kościele w opublikowanym teraz wywiadzie. Niektórzy, powiedział, „złośliwie zniekształcają rzeczywistość” i twierdzą, jakoby „mieszał się” w wewnątrzkościelną debatę, starając się rozgrywać ją z tylnego siedzenia. Takie twierdzenia, dodał, są bezpodstawne, a ich jedynym celem jest nieuzasadniona próba „wyłączenia jego głosu”.
Benedykt XVI przeszkadza. Jest znakiem sprzeciwu wobec projektu zburzenia Tradycji. Nie chce zaakceptować zamiany autentycznego katolicyzmu na zestaw poglądów odpowiadających światu, ale pozbawionych Chrystusa. Kolejny raz okazuje się, jak bardzo potrzebny jest nam papież Ratzinger. Kilka zaledwie słów z wywiadu Petera Seewalda trafia na czołówki gazet na całym świecie przecież nie tylko dlatego, że wypowiedział je „były” następca św. Piotra, ale przede wszystkim dlatego, iż jest w nich zawarta przejmująca prawda, którą coraz częściej próbuje się zamilczeć. Duch Antychrysta działa w świecie i w samym Kościele, próbując narzucić nam obłędne rozumienie wolności. Słusznie uczynił kazachski biskup Athanasius Schneider, publicznie dziękując Benedyktowi XVI za jego krótkie, ale dramatycznie potrzebne słowa. Do tych podziękowań wszyscy możemy się tylko przyłączyć.
Paweł Chmielewski / POLONIA CHRISTIANA PCh24.pl
************************************************************************
O rewolucji seksualnej, homolobby i odejściu od Tradycji
Benedykt XVI o przyczynach kryzysu Kościoła
Kościół przeżywa trudne chwile. Problemy to efekt kryzysu dotyczącego moralności. Jakie są źródła owego kryzysu? Po premierze filmu pt. „Zabawa w chowanego” warto wrócić do przełomowej i głębokiej analizy, w której Benedykt XVI mówi o prawdziwych powodach zapaści i zdradzania swojego powołania przez niektórych duchownych.
Amerykańska stacja EWTN opublikowała angielską wersję listu autorstwa Benedykta XVI, w którym obszernie przedstawia podstawy kryzysu, jaki dotknął Kościół w sferze seksualnej. Zdaniem papieża emeryta, do przyczyn obecnych skandali zaliczyć należy m.in. odrzucenie tradycji na rzecz „nowocześnie pojmowanego Kościoła” czy idee seksualnej rewolucji lat ’60, które przeniknęły w struktury Kościoła. Benedykt XVI wskazuje także na problem homoseksualnych sieci, które zawiązały się w części seminariów. Portal PCh24.pl w całości przetłumaczył list na język polski. [LIST ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W KWIETNIU 2019 r.]
Oto jego treść:
Od 21 lutego do 24 lutego na zaproszenie papieża Franciszka przewodniczący konferencji biskupów świata zebrali się w Watykanie, by przedyskutować obecny kryzys wiary i Kościoła; kryzys doświadczany na całym świecie po szokujących doniesieniach o nadużyciach popełnianych przez duchownych w stosunku do nieletnich.
Skala i powaga nagłośnionych incydentów głęboko zmartwiła księży, jak również świeckich i spowodowała, że niejeden człowiek podał w wątpliwość samą wiarę Kościoła. Koniecznością było wysłanie mocnego przesłania i znalezienie nowego początku, by na nowo uczynić Kościół naprawdę wiarygodnym jako światło wśród narodów i siłę w służbie przeciwko siłom zniszczenia.
Ponieważ sam służyłem na odpowiedzialnym stanowisku jako pasterz Kościoła w czasie publicznego wystąpienia kryzysu i w okresie go poprzedzającym, musiałem zadać sobie pytanie – chociaż jako emeryt nie jestem już bezpośrednio odpowiedzialny – co mógłbym wnieść do nowego początku.
Stąd po tym, gdy ogłoszono spotkanie przewodniczących konferencji biskupów, przygotowałem notatki, dzięki którym mógłbym ofiarować jedną lub dwie uwagi, aby wspomóc w tej trudnej godzinie.
Po skontaktowaniu się z Sekretarzem Stanu, Kardynałem [Pietro] Parolinem i samym Ojcem Świętym [Papieżem Franciszkiem] wydawało się stosowne opublikowanie tego tekstu w „Klerusblatt” [miesięczniku dla duchowieństwa w większości bawarskich diecezji]
Moje uwagi dzielą się na trzy części.
W pierwszej części moim celem jest krótkie przedstawienie szerszego kontekstu społecznego kwestii, bez którego nie można zrozumieć problemu. Próbuję pokazać, że w latach sześćdziesiątych XX wieku doszło do ważnego wydarzenia na skalę w historii bezprecedensową. Można powiedzieć, że w ciągu 20 lat od 1960 roku do roku 1980 dotychczasowe standardy normatywne dotyczące seksualności zawaliły się całkowicie i pojawiła się nowa normalność, która do tej pory była przedmiotem żmudnych usiłowań zmierzających ku zamętowi.
W drugiej części zamierzam wskazać wpływ tej sytuacji na formację księży i ich życie.
W końcu w trzeciej części chciałbym rozwinąć pewne perspektywy właściwej reakcji ze strony Kościoła.
I.
(1) Sprawa zaczyna się wraz z zalecanym i wspieranym przez państwa wprowadzaniem dzieci i młodzieży w naturę seksualności. W Niemczech ówczesna minister zdrowia, pani [Käte] Strobel, zleciła realizację filmu, w którym wszystko to, co poprzednio nie było dopuszczane do publicznego pokazu, łącznie ze stosunkiem seksualnym, było teraz pokazane dla celów edukacyjnych. To, co z początku było jedynie przeznaczone dla seksualnej edukacji młodzieży, w konsekwencji stało się powszechnie akceptowane jako realna opcja.
Podobne skutki osiągnięto dzięki „Sexkoffer”, które opublikował rząd Austrii [kontrowersyjną „walizeczkę” materiałów do edukacji seksualnej, jakiej używano w austriackich szkołach pod koniec lat 80-tych]. Filmy erotyczne i pornograficzne stały się następnie zjawiskiem powszechnym do tego stopnia, że wyświetlano je w kinach prezentujących kroniki filmowe [Bahnhofskinos]. Do tej pory pamiętam, jak idąc pewnego dnia przez miasto Regensburg widziałem tłumy ludzi stojące w kolejce przed dużym kinem – coś, co wcześniej widzieliśmy tylko w czasach wojny – kiedy miano nadzieję na specjalny przydział. Pamiętam także, jak przyjechałem do miast w Wielki Piątek roku 1970 i zobaczyłem wszystkie bilbordy oklejone plakatami dwojga kompletnie nagich ludzi w ścisłym objęciu.
Wśród wolności, do których w swojej walce dążyła rewolucja roku 1968, była ta powszechna wolność seksualna, taka, która już nie uznawała żadnych norm.
Upadek umysłowy był także powiązany ze skłonnością do przemocy. To dlatego filmy erotyczne nie były już dopuszczalne w samolotach, gdyż groziło to wybuchem przemocy wśród małej wspólnoty pasażerów. A ponieważ ubranie w tamtym czasie również prowokowało do agresji, dyrektorzy szkół także usiłowali wprowadzić mundurki szkolne, mając na uwadze stworzenie atmosfery sprzyjającej uczeniu się.
Częścią fizjonomii rewolucji roku 1968 było to, że pedofilia została wówczas także zdiagnozowana jako dopuszczalna i właściwa.
Dla młodych ludzi w Kościele, ale nie tylko dla nich, był to na wiele sposobów bardzo trudny czas. Zawsze zastanawiałem się, w jaki sposób młodzi ludzie w tej sytuacji mogą zbliżyć się do kapłaństwa i przyjąć je ze wszystkimi jego konsekwencjami. Powszechny upadek następnego pokolenia księży w tamtych latach i bardzo wysoka liczba sekularyzacji były konsekwencjami całego tego rozwoju wydarzeń.
(2) Jednocześnie, niezależnie od tego rozwoju wydarzeń, katolicka teologia moralna ucierpiała z powodu upadku, który sprawił, że Kościół stał się bezbronny wobec tych zmian w społeczeństwie. Spróbuję krótko naszkicować trajektorię tego rozwoju.
Do Soboru Watykańskiego II katolicka teologia moralna była w głównej mierze ufundowana na prawie naturalnym, gdy Pismo Święte było jedynie przytaczane dla kontekstu czy uzasadnienia. W soborowych zmaganiach o nowe zrozumienie Objawienia, opcja prawa naturalnego została w głównej mierze porzucona, a domagano się teologii moralnej opartej całkowicie na Biblii.
Wciąż pamiętam, jak wydział jezuicki we Frankfurcie kształcił bardzo utalentowanego księdza (Bruno Schüllera) w celu opracowania moralności opartej całkowicie na Piśmie Świętym. Piękna rozprawa księdza Schüllera pokazuje pierwszy krok ku budowaniu moralności opartej na Piśmie Świętym. Ksiądz Schüller został potem wysłany do Ameryki na dalsze studia i powrócił zdając sobie sprawę, że nie można wyrazić systematycznie moralności na podstawie tylko Biblii. Usiłował potem stworzyć bardziej pragmatyczną teologię moralną, nie potrafiąc dostarczyć odpowiedzi na kryzys moralności.
Ostatecznie główna hipoteza, że moralność ma być określana wyłącznie celami ludzkich działań, zwyciężyła. Choć stare powiedzenie, że „cel określa środki” nie zostało potwierdzone w tej surowej formie, to jego sposób myślenia stał się ostateczny. W konsekwencji nie mogło już być niczego, co stanowiłoby absolutne dobro, tak jak niczego, co byłoby fundamentalnie złe; [mogły być] jedynie relatywne oceny wartości. Nie było już [absolutnego] dobra, jedynie to, co względnie lepsze, zależne od chwili i okoliczności.
Kryzys uzasadnienia i przedstawienia moralności katolickiej osiągnął dramatyczne proporcje w latach 80-tych i 90-tych. 5 stycznia 1989 roku opublikowano „Deklarację kolońską”, podpisaną przez 15 profesorów teologii. Skupiała się ona na różnych punktach kryzysowych w relacjach między biskupim magisterium a zadaniem teologii. [Reakcje na ten tekst], które z początku nie wykraczały poza zwykły poziom protestów, bardzo szybko zamieniły się w krzyk przeciwko Magisterium Kościoła i osiągnęły, w sposób wyraźny i widoczny, potencjał globalnego protestu przeciwko spodziewanym tekstom doktrynalnym Jana Pawła II (por. D Mieth, Kölner Erklärung, LThK, VI3, s. 196) [LTHK to Lexikon für Theologie und Kirche, niemieckojęzyczny „Leksykon of teologii i Kościoła”, którego redaktorami byli m.in. Karl Rahner i kardynał Walter Kasper].
Papież Jan Paweł II, który bardzo dobrze znał sytuację teologii moralnej i uważnie ją śledził, zlecił pracę nad encykliką, która uporządkowałaby te sprawy na nowo. Została ona opublikowana pod tytułem Veritatis splendor 6 sierpnia 1993 roku i wywołała gwałtowny sprzeciw części teologów moralnych. Wcześniej „Katechizm Kościoła Katolickiego” już przedstawiał przekonująco, w sposób systematyczny, moralność głoszoną przez Kościół.
Nigdy nie zapomnę tego, jak wówczas wiodący niemiecki teolog moralny, Franz Böckle, wróciwszy do swej rodzimej Szwajcarii po przejściu na emeryturę, ogłosił – mając na uwadze możliwe decyzje encykliki Veritatis splendor – że jeśli encyklika określi, iż istnieją działania, które zawsze i we wszystkich okolicznościach należy zaklasyfikować jako złe, zakwestionuje ją używając wszystkich dostępnych mu zasobów.
Miłosierny Bóg zapobiegł w realizacji jego postanowienia; Böckle zmarł 8 lipca 1991 roku. Encyklika została opublikowana 6 sierpnia 1993 roku i w istocie zawierała określenie, że istnieją działania, które nigdy nie mogą stać się dobre.
Papież był w pełni świadom znaczenia tej decyzji w tamtej chwili i ponownie konsultował tę część tekstu z wiodącymi specjalistami, którzy nie brali udziału w redagowaniu encykliki. Wiedział, że nie może zostawić żadnych wątpliwości co do faktu, że rachunek moralny związany z wyważeniem dóbr musi uwzględniać ostateczną granicę. Istnieją dobra, które nigdy nie są przedmiotem kompromisu.
Istnieją wartości, których nigdy nie wolno porzucać dla większej wartości, a nawet stoją wyżej niż zachowanie życia cielesnego. Istnieje męczeństwo. Wiara w Boga dotyczy czegoś więcej niż tylko zwykłego fizycznego przetrwania. Życie, które zostałoby kupione za cenę zaparcia się Boga, życie, które opierałoby się na ostatecznym kłamstwie, jest nie-życiem.
Męczeństwo jest podstawową kategorią chrześcijańskiej egzystencji. Fakt, że męczeństwo już nie jest moralnie konieczne według teorii promowanej przez Böckle’a i wielu innych, pokazuje, że zagrożona jest tutaj sama istota chrześcijaństwa.
W teologii moralnej jednakże w międzyczasie stała się pilna kolejna kwestia: otóż powszechną akceptację zyskiwała hipoteza, że Magisterium Kościoła powinno mieć ostateczną kompetencję („nieomylność”) jedynie w kwestiach dotyczących samej wiary; (zgodnie z tym poglądem) kwestie dotyczące moralności powinny nie podpadać pod zakres nieomylnych decyzji Magisterium Kościoła. Jest prawdopodobnie w tej hipotezie coś słusznego, co uzasadnia dalszą dyskusję. Ale istnieje minimalny zestaw zasad moralnych, który jest nierozerwalnie powiązany z fundamentalną zasadą wiary i który musi być broniony, jeśli wiara nie ma być sprowadzona do teorii, ale uznana w swoich roszczeniach do konkretnego życia.
Wszystko to ukazuje, jak zasadniczo kwestionuje się autorytet Kościoła w kwestiach moralności. Ci, którzy odmawiają Kościołowi ostatecznej kompetencji nauczycielskiej w tej dziedzinie, zmuszają go do milczenia właśnie tam, gdzie granica pomiędzy prawdą a kłamstwem jest zagrożona.
Niezależnie do tej kwestii, w wielu kręgach teologii moralnej wykładano hipotezę, że Kościół nie ma i nie może mieć swojej własnej moralności. Argumentowano to tym, że wszystkie hipotezy moralne będą także istnieć paralelnie w innych religiach, a zatem chrześcijańska cecha moralności nie może istnieć. Jednak kwestia wyjątkowej natury moralności biblijnej nie znajduje odpowiedzi w fakcie, że dla każdego jednego zdania można także znaleźć paralelę w innych religiach. Raczej to cała moralność biblijna jest jako taka nowa i różna od swoich pojedynczych części.
Moralna doktryna Pisma Świętego ma swoją wyjątkowość ostatecznie stwierdzoną w swoim wiernym trwaniu przy obrazie Boga, w wierze w jednego Boga, który ukazał się w Jezusie Chrystusie i który żył jako człowiek. Dekalog jest zastosowaniem biblijnej wiary w Boga do ludzkiego życia. Obraz Boga i moralności stanowią całość i stąd ich wynikiem jest konkretna zmiana chrześcijańskiej postawy wobec świata i ludzkiego życia. Ponadto chrześcijaństwo było opisywane od początku słowem hodós [greckim słowem na oznaczenie drogi, często stosowanym w Nowym Testamencie w rozumieniu ścieżki rozwoju].
Wiara jest podróżą i drogą życia. W starym Kościele katechumenat został stworzony jako środowisko przeciwko coraz bardziej zdemoralizowanej kulturze, w której charakterystyczne i świeże aspekty chrześcijańskiej drogi życia były praktykowane i jednocześnie chronione przed powszechną drogą życia. Sądzę, że nawet dzisiaj coś takiego jak wspólnoty katechumenalne są koniecznością, aby życie chrześcijańskie mogło ukazać się na swój sposób.
II.
Początkowe reakcje kościelne
(1) Długo przygotowywany i trwający proces rozpadu chrześcijańskiej koncepcji moralności był – jak próbowałem pokazać – naznaczony bezprzykładnym radykalizmem w latach 60-tych XX wieku. Ten rozpad moralnego autorytetu nauczycielskiego Kościoła siłą rzeczy musiał mieć wpływ na różnorodne dziedziny Kościoła. W kontekście spotkania przewodniczących konferencji biskupów z całego świata z papieżem Franciszkiem kwestia życia kapłańskiego, jak również kwestia seminariów, ma szczególne znaczenie. Jeśli chodzi o problem przygotowania do posługi kapłańskiej w seminariach mamy w rzeczywistości do czynienia z dalekosiężnym załamaniem poprzedniej formy tego przygotowania.
W różnych seminariach ustanowiono kliki homoseksualne, które działały mniej lub bardziej otwarcie i znacząco zmieniły klimat w seminariach. W jednym z seminariów w południowych Niemczech kandydaci do kapłaństwa i kandydaci do świeckiej posługi jako specjaliści duszpasterscy [Pastoralreferent] mieszkali razem. Na wspólnych posiłkach klerycy i specjaliści duszpasterscy jedli razem, żonaci spośród świeckich w towarzystwie swoich żon i dzieci, a od czasu do czasu swych dziewczyn. Klimat w tym seminarium nie mógł zapewnić wsparcia do przygotowania do powołania kapłańskiego. Stolica Apostolska wiedziała o takich problemach, nie będąc informowana szczegółowo. Jako pierwszy krok zorganizowano wizytację apostolską w seminariach w Stanach Zjednoczonych.
Ponieważ kryteria wyboru i powołania biskupów także zmieniły się po Soborze Watykańskim II, relacja biskupów z ich klerykami była także bardzo odmienna. Ponadto kryterium powołania nowych biskupów była „soborowość”, która oczywiście mogła być rozumiana jako coś, co oznacza różne rzeczy.
W istocie w wielu częściach Kościoła postawy soborowe rozumiano jako takie, które oznaczają posiadanie krytycznego czy negatywnego stosunku do istniejącej dotąd tradycji, która miała teraz być zastąpiona nową, radykalnie otwartą relacją ze światem. Jeden z biskupów, który wcześniej był rektorem seminarium, zorganizował pokaz filmów pornograficznych dla kleryków, rzekomo z zamiarem uodpornienia ich w ten sposób na zachowania przeciwne wierze.
Byli – nie tylko w Stanach Zjednoczonych Ameryki – pojedynczy biskupi, którzy odrzucali tradycję katolicką jako całość i dążyli do zapoczątkowania nowej, nowoczesnej „katolickości” w swoich diecezjach. Być może warto wspomnieć, że w niejednym seminarium studenci przyłapani na czytaniu moich książek byli uważani za niezdolnych do kapłaństwa. Moje książki były chowane, jak zła literatura, i jedynie czytane pod ławką.
Wizytacje, które się odbyły, nie przyniosły nowych spostrzeżeń, najwidoczniej dlatego, że różne siły połączyły się, by ukryć prawdziwą sytuację. Zlecono drugą wizytację i przyniosła ona znacznie więcej spostrzeżeń, ale generalnie nie osiągnęła jakichkolwiek rezultatów. Niemniej jednak od lat 70-tych sytuacja w seminariach generalnie się poprawiła. A mimo to wystąpiły tylko odosobnione przypadki nowego wzmocnienia powołań kapłańskich, gdy ogólna sytuacja przybrała inny obrót.
(2) Kwestia pedofilii, jak pamiętam, nie stała się poważna, aż do drugiej połowy lat osiemdziesiątych. W międzyczasie stała się ona już sprawą publiczną w Stanach Zjednoczonych do tego stopnia, że biskupi w Rzymie szukali pomocy, gdyż prawo kanoniczne w takiej postaci, w jakiej jest ono zapisane w nowym (1983 r.) Kodeksie, wydawało się niewystarczające do podjęcia koniecznych środków.
Rzym i rzymscy specjaliści prawa kanonicznego z początku mieli trudność z tymi sprawami, w ich opinii bowiem tymczasowa suspensa urzędu kapłańskiego musiała wystarczyć w doprowadzeniu do oczyszczenia i wyjaśnienia. Tego nie mogli przyjąć biskupi amerykańscy, gdyż kapłani pozostawali w ten sposób w służbie biskupa i tym samym mogli być traktowani jako tacy, którzy wciąż są bezpośrednio z nim związani. Odnowa i pogłębienie umyślnie luźno skonstruowanego prawa karnego nowego Kodeksu zaczynała dopiero powoli nabierać kształtu.
Dodatkowo jednakże istniał podstawowy problem w postrzeganiu prawa karnego. Tylko tak zwany „gwarantyzm” [rodzaj protekcjonizmu proceduralnego] był wciąż uważany za „koncyliarny”. Oznacza to, że ponad wszystko prawa oskarżonego musiały być zagwarantowane do tego stopnia, że faktycznie wykluczało to w ogóle jakiekolwiek skazanie. W ramach przeciwwagi dla często nieadekwatnych opcji obrony, jakie były dostępne oskarżonym teologom, ich prawo do obrony poprzez gwarantyzm zostało rozszerzone do takiego stopnia, że skazania były praktycznie niemożliwe.
Pozwolę sobie w tym momencie na krótką dygresję. W świetle skali wykroczeń pedofilskich, z uwagą spotkało się ponownie słowo Jezusa, które mówi: „A kto by stał się powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu lepiej byłoby kamień młyński uwiązać u szyi i wrzucić go w morze” (Mk 9,42).
Wyrażenie „mali” w języku Jezusa oznacza zwykłych wierzących, którzy mogą być wprawieni w konfuzję w swojej wierze intelektualną arogancją tych, którzy myślą, że są inteligentni. A więc tutaj Jezus chroni depozyt wiary stanowczą groźbą kary dla tych, którzy wyrządzają mu szkodę.
Współczesne użycie tego zdania nie jest samo w sobie mylne, ale nie może ona zaciemniać pierwotnego znaczenia. W tym znaczeniu staje się jasne, przeciwnie do jakiegokolwiek gwarantyzmu, że nie tylko prawo oskarżonych jest ważne i wymaga gwarancji. Wielkie dobra, takie jak wiara, są równie ważne.
Zrównoważone prawo kanoniczne, które odpowiada całemu przesłaniu Jezusa musi zatem nie tylko dostarczać gwarancji oskarżonym, do których szacunek jest dobrem prawnym. Musi także chronić wiarę, która jest także ważnym atutem. Właściwie ukształtowane prawo kanoniczne musi zatem zawierać podwójną gwarancję – prawnej ochrony oskarżonych, prawną ochronę zagrożonego dobra. Jeśli dzisiaj ktoś przedstawia tę z natury jasną koncepcję, generalnie trafia ona w próżnię, kiedy dochodzi do kwestii ochrony wiary jako dobra prawnego. W ogólnej świadomości prawa wiara już nie okazuje się mieć rangi dobra wymagającego ochrony. Jest to sytuacja alarmująca, którą należy wziąć pod uwagę i którą pasterze Kościoła muszą potraktować poważnie.
Chciałbym teraz dodać do tych krótkich spostrzeżeń o sytuacji kapłańskiej formacji w czasie publicznego wybuchu kryzysu kilka uwag dotyczących rozwoju prawa kanonicznego w tej kwestii.
Zasadniczo Kongregacja ds. Duchowieństwa jest odpowiedzialna za zajmowanie się przestępstwami popełnianymi przez kapłanów. Ale ponieważ gwarantyzm w tym czasie w dużym stopniu zdominował sytuację, zgodziłem się z papieżem Janem Pawłem II, że stosowne było przydzielenie kompetencji w przypadku tych przestępstw Kongregacji Nauki Wiary pod tytułem Delicta maiora contra fidem.
Takie ustalenia umożliwiły także nakładanie maksymalnej kary, tj. wykluczenia z duchowieństwa, która nie mogła być nałożona na mocy innych prawnych warunków. Nie był to trik umożliwiający nakładanie maksymalnych kar, ale jest to konsekwencja znaczenia wiary dla Kościoła. W rzeczywistości ważne jest dostrzeżenie, że takie złe prowadzenie się ze strony duchownych ostatecznie niszczy wiarę.
Jedynie wówczas, kiedy wiara nie określa już działań człowieka, takie przestępstwa są możliwe.
Surowość kary jednakże także zakłada wyraźny dowód przestępstwa – ten aspekt gwarantyzmu pozostaje w mocy.
Innymi słowy, aby nałożyć maksymalną karę zgodnie z prawem, wymagany jest autentyczny proces karny. Jednak zarówno diecezje, jak i Stolica Apostolska były przytłoczone takim wymogiem. Sformułowaliśmy zatem minimalny poziom postępowań karnych i zostawiliśmy otwartą możliwość, że sama Stolica Apostolska przejmie proces tam, gdzie diecezja albo administrator metropolitalny nie jest zdolny go przeprowadzić. W każdym przypadku proces musiałby być zrewidowany przez Kongregację Nauki Wiary, aby zagwarantować prawa oskarżonego. Ostatecznie w Feria IV (tj. w zgromadzeniu członków Kongregacji) ustanowiliśmy instancję odwoławczą, aby zapewnić możliwość odwołania.
Ponieważ to wszystko w rzeczywistości przekroczyło zdolności Kongregacji Nauki Wiary i ponieważ powstały opóźnienia, którym należało zapobiec w związku z naturą sprawy, papież Franciszek przedsięwziął kolejne reformy.
III.
(1) Co należy zrobić? Może powinniśmy stworzyć drugi Kościół, by wszystko zaczęło działać? Cóż, już podjęto taki eksperyment i już zakończył się niepowodzeniem. Jedynie posłuszeństwo i miłość do naszego Pana, Jezusa Chrystusa, może wskazać drogę. A więc najpierw spróbujmy zrozumieć na nowo i od wewnątrz [wśród nas], czego chce Pan i czego oczekuje w naszym przypadku.
Po pierwsze sugerowałbym rzecz następującą: Gdybyśmy naprawdę chcieli bardzo krótko streścić treść wiary wyłożoną w Biblii, moglibyśmy zrobić tak stwierdzając, że Pan zapoczątkował narrację miłości z nami i chce włączyć w nią całe stworzenie. Siła przeciwdziałająca złu, które stanowi zagrożenia dla nas i całego świata, może jedynie polegać na naszym wejściu w tę miłość. Jest to prawdziwa siła przeciwdziałająca złu. Moc zła wynika z naszej odmowy kochania Boga. Ten, kto powierza się miłości Boga, zostaje odkupiony. Nasze istnienie nieodkupione jest konsekwencją naszej niezdolności kochania Boga. Nauka kochania Boga jest zatem ścieżką do ludzkiego odkupienia.
Spróbujmy teraz odsłonić tę zasadniczą treść Bożego objawienia odrobinę bardziej. Możemy wówczas powiedzieć, że pierwszym fundamentalnym darem, jaki wiara nam ofiaruje, jest pewność, że Bóg istnieje.
Świat pozbawiony Boga może jedynie być światem pozbawionym znaczenia. Albowiem skąd wszystko, co jest, się wywodzi? W każdym razie nie ma on żadnego celu duchowego. W jakiś sposób jest i nie ma ani celu, ani sensu. W takim razie nie ma żadnych standardów dobra czy zła. W takim razie tylko to, co jest silniejsze niż inni, może zaznaczyć swój autorytet. Władza jest zatem jedyną zasadą. Prawda się nie liczy, w rzeczywistości nie istnieje. Jedynie wówczas, gdy rzeczy mają przyczynę duchową, są zamierzone i stworzone – tylko wówczas, gdy istnieje Bóg Stwórca, który jest dobry i chce dobra – może życie człowieka także mieć sens.
To, że istnieje Bóg jako stwórca i miara wszechrzeczy, jest przede wszystkim pierwotną potrzebą. Jednak Bóg, który w ogóle by siebie nie wyrażał, który nie dałby siebie poznać, pozostałby przypuszczeniem i tym samym nie mógłby określić kształtu [Gestalt] naszego życia.
Jednak Bóg, który nie wyrażałby siebie w ogóle, który nie dałby siebie poznać, pozostałby założeniem i tym samym nie mógłby określić kształtu naszego życia. Aby Bóg był rzeczywistym Bogiem w tym celowym stworzeniu, musimy liczyć na Niego, że w jakiś sposób siebie wyrazi. Uczynił tak na wiele sposobów, ale zdecydowanie w wołaniu, które doszło do Abrahama i dało ludziom szukającym Boga orientację, wiodącą poza wszelkie oczekiwania: sam Bóg staje się stworzeniem, mówi jako człowiek z nami, istotami ludzkimi.
W ten sposób zdanie „Bóg jest” ostatecznie zamienia się w prawdziwie radosne przesłanie, właśnie dlatego, że jest On czymś więcej niż rozumieniem, ponieważ stwarza miłość – i jest miłością. Sprawienie, by ludzie ponownie byli tego świadomi, jest pierwszym i podstawowym zadaniem powierzonym nam przez Pana.
Społeczeństwo bez Boga – społeczeństwo, które nie zna Go i traktuje Go jako nieistniejącego – jest społeczeństwem, które gubi swoją miarę. W naszych czasach ukuto powiedzenie: Bóg umarł. Kiedy Bóg faktycznie umiera w społeczeństwie, staje się ono wolne – zapewniano nas. W rzeczywistości śmierć Boga w społeczeństwie także oznacza koniec wolności, ponieważ to, co umiera jest celem, który zapewnia orientację. I ponieważ znika busola, która wskazuje nam właściwy kierunek, ucząc nas odróżniania dobra od zła. Społeczeństwo Zachodu jest społeczeństwem, w którym Bóg jest nieobecny w sferze publicznej i nie ma nic, co mógłby mu zaoferować. I dlatego jest to społeczeństwo, w którym miara człowieczeństwa jest coraz bardziej gubiona. W indywidualnych punktach staje się nagle jasne, że to, co złe i niszczy człowieka, stało się rzeczą naturalną.
Tak jest w przypadku pedofilii. Jeszcze niedawno teoretyzowano o niej jako o czymś całkiem uzasadnionym, dziś rozprzestrzenia się coraz bardziej. A teraz uświadamiamy sobie z szokiem, że naszym dzieciom i młodym ludziom przytrafiają się rzeczy, które grożą ich zniszczeniem. Fakt, że mogło się to także rozprzestrzenić w Kościele i wśród księży, powinien niepokoić nas w szczególności.
Dlaczego pedofilia osiągnęła takie proporcje? Ostatecznym powodem jest brak Boga. My, chrześcijanie i księża, także wolimy nie rozmawiać o Bogu, ponieważ taka mowa nie wydaje się praktyczna. Po wstrząsie II wojny światowej my w Niemczech wciąż wyraźnie ustaliliśmy naszą Konstytucję jako mającą zobowiązania wobec Boga będącego zasadą przewodnią. Pół wieku później okazało się, że niemożliwe jest w konstytucji europejskiej włączenie zobowiązania wobec Boga jako zasady przewodniej. Bóg jest postrzegany jako partyjny interes małej grupki i nie stanowi już przewodniej zasady dla wspólnoty jako całości. Ta decyzja odzwierciedla sytuację na Zachodzie, gdzie Bóg stał się prywatną sprawą mniejszości.
Nadrzędnym zadaniem, które musi być wynikiem moralnych wstrząsów naszych czasów, jest to, byśmy ponownie zaczęli żyć według Boga i ku Niemu. Nade wszystko my sami musimy nauczyć się ponownie uznawać Boga za fundament naszego życia, zamiast zostawiać Go na boku jako w jakiś sposób nieskuteczne wyrażenie. Nigdy nie zapomnę ostrzeżenia, jakie wielki teolog Hans Urs von Balthasar kiedyś napisał dla mnie na jednej ze stron swego listu. „Nie zakładaj z góry Boga w trzech osobach: Ojca, Syna i Ducha Świętego, ale uobecniaj Go!”. Istotnie w teologii Bóg jest często traktowany naturalnie jako oczywistość, ale konkretnie nikt się Nim nie zajmuje. Temat Boga wydaje się tak nierealny, tak daleki od rzeczy, które nas zajmują. A jednak wszystko staje się odmienne, jeśli ktoś nie zakłada z góry Boga, ale Go uobecnia; nie zostawiając Go w jakiś sposób w tle, ale uznając Go za centrum naszych myśli, słów i działań.
(2) Bóg stał się człowiekiem dla nas. Człowiek jako Jego stworzenie jest tak blisko Jego serca, że zjednoczył się z nim i stąd wkroczył w ludzką historię w bardzo praktyczny sposób. Rozmawia z nami, żyje z nami, cierpi z nami i wziął na siebie za nas śmierć. Mówimy o tym szczegółowo w teologii przy pomocy uczonych słów i myśli. Ale właśnie w ten sposób ryzykujemy, że staniemy się panami wiary, zamiast przeżyć odnowę i być opanowanym przez wiarę.
Zastanówmy się nad tym uwzględniwszy centralne zagadnienie, jakim jest odprawianie Świętej Eucharystii. Nasze podejście do Eucharystii może jedynie budzić niepokój. Sobór Watykański II słusznie skupił się na przywróceniu tego sakramentu Obecności Ciała i Krwi Chrystusa, Obecności Jego Osoby, Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania do centrum życia chrześcijańskiego i samej egzystencji Kościoła. Częściowo to naprawdę się udało i powinniśmy być szczególnie za to Panu wdzięczni.
A jednak dominuje dość odmienne nastawienie. To, co przeważa, to nie nowa rewerencja dla obecności śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, ale sposób postępowania z Nim, który niszczy wspaniałość Misterium. Spadające uczestnictwo w uroczystościach niedzielnej Eucharystii pokazuje, jak niewiele my, dzisiejsi chrześcijanie, wciąż wiemy o docenieniu wspaniałości daru, który polega na Jego rzeczywistej obecności. Eucharystia zostaje zdewaluowana do zwykłego ceremonialnego gestu, kiedy bierze się za oczywistość, że grzeczność wymaga, by ofiarować Go na rodzinnych uroczystościach czy przy okazjach takich jak śluby i pogrzeby wszystkim tym, którzy zostali zaproszeni z powodów rodzinnych.
Sposób, w jaki ludzie często po prostu przyjmują Najświętszy Sakrament w komunii siłą rzeczy pokazuje, że wielu postrzega komunię jako gest czysto ceremonialny. Zatem, kiedy myśli się o tym, jakie działanie jest wymagane przede wszystkim, jest raczej oczywiste, że nie potrzeba nam drugiego Kościoła naszego własnego projektu. To, czego potrzeba przede wszystkim, to odnowa wiary w rzeczywistość Jezusa Chrystusa danego nam w Najświętszym Sakramencie.
W rozmowach z ofiarami pedofilii dotkliwie uświadomiłem sobie ten najważniejszy wymóg. Młoda kobieta, która [wcześniej] usługiwała przy ołtarzu, opowiedziała mi, że kapelan, jej zwierzchnik w służbie ołtarza, zawsze inicjował molestowanie seksualne, jakiego dopuszczał się wobec niej, słowami: „To jest ciało moje, które będzie za ciebie wydane”.
To oczywiste, że ta kobieta nie może już słuchać tych słów konsekracji bez doświadczania ponownie tego całego straszliwego cierpienia molestowania. Tak, musimy natarczywie błagać Pana o przebaczenie i przede wszystkim musimy święcie wierzyć w Niego i prosić Go o nauczanie nas całkowicie na nowo zrozumienia wielkości Jego cierpień, Jego ofiary. I musimy zrobić wszystko, co można, by chronić dar Eucharystii Świętej przed nadużyciami.
(3) I w końcu mamy Misterium Kościoła. Zdanie, którym niemal sto lat temu Romano Guardini wyraził radosną nadzieję, jaka została wzbudzona w nim i w wielu innych, pozostaje niezapomniane: „Zaczęło się wydarzenie o nieocenionym znaczeniu; Kościół budzi się w duszach”.
Chciał przez to powiedzieć, że Kościoła nie doświadczano już i nie postrzegano jako jedynie zewnętrznego systemu, wkraczającego w nasze życie jako rodzaj władzy, ale że zaczął on być postrzegany jako ten, który jest uobecniany w ludzkich sercach – jako coś nie tylko zewnętrznego, ale wewnętrznie nas poruszającego. Około pół wieku później, rozważając ten proces i spoglądając na to, co się wydarzyło, miałem pokusę, by zmienić to zdanie: „Kościół umiera w duszach”.
Istotnie Kościół dzisiaj jest powszechnie postrzegany jako po prostu jakiś rodzaj aparatu politycznego. Mówi się o nim niemal wyłącznie w kategoriach politycznych, a to ma zastosowanie nawet do biskupów, którzy formułują koncepcje Kościoła jutra niemal wyłącznie w terminologii politycznej. Kryzys spowodowany wieloma przypadkami nadużyć ze strony duchownych skłania nas do postrzegania Kościoła jako czegoś niemal niemożliwego do przyjęcia, co musimy teraz wziąć w nasze dłonie i zaprojektować na nowo. Ale własnoręcznie zmajstrowany Kościół nie może stanowić nadziei.
Sam Jezus porównał Kościół do sieci, w której dobre i złe ryby zostaną ostatecznie oddzielone przez samego Boga. Jest także przypowieść o Kościele jako polu, na którym rośnie dobre ziarno, które posiał Bóg, ale także chwasty, które potajemnie na nim zasiał „nieprzyjaciel”. Istotnie chwasty na Bożym polu, Kościele, są widoczne ponad miarę, a złe ryby w sieci także pokazują swą moc. Tym niemniej pole wciąż jest Bożym polem, a sieć jest Bożą siecią. I przez cały czas są nie tylko chwasty i złe ryby, ale także Boże uprawy i dobre ryby. Głoszenie obu tych rzeczy z naciskiem nie jest fałszywą formą apologetyki, ale konieczną służbą dla Prawdy.
W tym kontekście konieczne jest odwołanie się do ważnego tekstu w Apokalipsie św. Jana. Diabeł jest określony jako oskarżyciel, który oskarża naszych braci przed Bogiem dniem i nocą (Ap 12,10). W ten sposób Apokalipsa św. Jana podejmuje myśl z centrum ramowej narracji Księgi Hioba (Hi 1 i 2, 10; 42,7-16). W tej księdze diabeł dążył do pomniejszenia prawości Hioba przed Bogiem jako czegoś jedynie zewnętrznego. I to właśnie ma do powiedzenia Apokalipsa: Diabeł chce udowodnić, że nie ma prawych ludzi; że cała prawość ludzi jest tylko pokazana na zewnątrz. Gdyby tylko można bardziej ograniczyć się do samej osoby, wówczas jej sprawiedliwość szybko by upadła.
Opowieść w Księdze Hioba zaczyna się od dysputy pomiędzy Bogiem a diabłem, w której Bóg mówi o Hiobie jako prawdziwie prawym człowieku. Teraz zostanie on użyty jako przykład, by sprawdzić, kto ma rację. Jeśli zabierze się jego dobra, zobaczysz, że nic nie pozostanie z jego pobożności – argumentuje diabeł. Bóg pozwala mu na tę próbę, z której Hiob wyłania się w pozytywnym świetle. Teraz diabeł naciska dalej i mówi: „Skóra za skórę. Wszystko, co człowiek posiada, odda za swoje życie. Wyciągnij, proszę rękę i dotnij jego kości i ciała. Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył” (Hi 2,4-5).
Bóg daje diabłu drugą szansę. Może także dotknąć skóry Hioba. Jedynie wzbronione jest mu zabijanie Hioba. Dla chrześcijan jest jasne, że tym Hiobem, który stoi przed Bogiem jako przykład dla całej ludzkości, jest Jezus Chrystus. W Apokalipsie św. Jana dramat ludzkości jest przedstawiony nam w całej swojej rozciągłości.
Bóg Stwórca jest skonfrontowany z diabłem, który mówi źle o całej ludzkości i całym stworzeniu. Mówi nie tylko do Boga, ale nade wszystko do ludzi: Spójrzcie, co ten Bóg zrobił! Pozornie dobre stworzenie, ale w rzeczywistości pełne biedy i obrzydzenia. To dyskredytowanie stworzenia jest w rzeczywistości dyskredytowaniem Boga. Chce się tutaj dowieść, że sam Bóg nie jest dobry i w ten sposób odwrócić nas od Niego.
Stosowność pory, o której Apokalipsa nam tutaj mówi, jest oczywista. Dzisiaj oskarżenie wymierzone w Boga jest nade wszystko charakteryzowaniem Jego Kościoła jako całkowicie złego i w ten sposób odwodzeniem nas od niego. Idea lepszego Kościoła stworzonego przez nas jest w rzeczywistości propozycją diabła, przy pomocy której chce nas odwieść od Boga żywego, poprzez oszukańczą logikę, na którą zbyt łatwo dajemy się nabierać. Nie, nawet dzisiaj Kościół nie składa się z tylko złych ryb i chwastów. Kościół Boży istnieje także dzisiaj i dzisiaj jest on tym właśnie narzędziem, dzięki któremu Bóg nas zbawia.
Bardzo ważne jest przeciwstawianie się kłamstwom i półprawdom diabła pełną prawdą: Tak, jest grzech w Kościele i zło. Ale nawet dzisiaj jest święty Kościół, który jest niezniszczalny. Wciąż istnieje wielu ludzi, którzy pokornie wierzą, cierpią i kochają, w których prawdziwy Bóg, kochający Bóg, pokazuje się nam. Dzisiaj Bóg także ma swoich świadków (martyres) na świecie. Musimy tylko być czujni, by ich zobaczyć i usłyszeć.
Słowo męczennik jest zapożyczone z prawa proceduralnego. W procesie przeciwko diabłu Jezus Chrystus jest pierwszym i rzeczywistym świadkiem Boga, pierwszym męczennikiem, za którym poszła niezliczona rzesza innych.
Dzisiaj Kościół jest bardziej niż kiedykolwiek „Kościołem męczenników” i w ten sposób świadkiem Boga żywego. Jeśli się rozejrzymy i wsłuchamy uważnym sercem, będziemy mogli dzisiaj odnaleźć świadków wszędzie, szczególnie pośród zwykłych ludzi, ale także w wysokich rangach Kościoła, którzy stają w obronie Boga swoim życiem i cierpieniem. To inercja serca sprawia, że nie pragniemy ich rozpoznać. Jednym z wielkich i zasadniczych zadań naszej ewangelizacji jest – na tyle, na ile potrafimy – ustanowienie siedlisk wiary i nade wszystko znalezienie ich i rozpoznanie.
Mieszkam w domu w małej wspólnocie ludzi, którzy stale odkrywają takich świadków Boga żywego w codziennym życiu i którzy radośnie wskazują na to również i mi. Widzieć i odkryć żywy Kościół jest cudownym zadaniem, które wielokrotnie wzmacnia nas i daje nam radość w naszej wierze.
Pod koniec moich refleksji chciałbym podziękować papieżowi Franciszkowi za wszystko, co robi, by pokazać nam ciągle na nowo światło Boga, które nie znikło, nawet dzisiaj. Dziękuję Ci, Ojcze Święty!
Benedykt XVI
Dokument ten został pierwotnie opublikowany po angielsku przezEWTN [LIST ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W KWIETNIU 2019 r.]
Źródło: LifeSiteNews
Tłum. z j. angielskiego: Jan J. Franczak PCh24.pl
************************************************************************
Uroczystość
WNIEBOWSTĄPIENIA PAŃSKIEGO
MSZA ŚW. w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego o godz. 19.00
od godz. 18.30 adoracja przed Najświętszym sakramentem (nabożeństwo majowe)
https://www.facebook.com/odnowaglasgow (uwaga: nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)
Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy
Czterdzieści dni, które upłynęły od Zmartwychwstania Jezusa do Jego Wniebowstąpienia, miało przygotować grono wylęknionych uczniów do misji odważnych głosicieli Ewangelii. Ukazując się w różnych sytuacjach, zmartwychwstały Pan utwierdzał ich w pewności, że żyje. W taki sposób dokonywało się przejście od czasu Jezusa do czasu Kościoła.
Dzieje Apostolskie, opowiadając, jak Jezus w obecności Apostołów uniósł się w górę, przedstawiają wydarzenie rzeczywiste, lecz zarazem całkowicie nadprzyrodzone. Tradycja chrześcijańska umiejscawia je na Górze Oliwnej, na wschód od Jerozolimy, w pobliżu konwentu „Pater Noster”, gdzie Jezus nauczył swoich uczniów Modlitwy Pańskiej. By przygotować ich do definitywnego zakończenia swojej ziemskiej misji, zapoczątkowanej w Nazarecie i Betlejem, tuż przed Wniebowstąpieniem zapowiada dar Ducha Świętego. Apostołowie, którzy nadal pojmują Jego osobę i posłannictwo w kategoriach ziemskich, otrzymują zapowiedź mocy, która pokona wszelkie obawy i sprawi, że staną się świadkami Jezusa „w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”. Największym wrogiem głosicieli Ewangelii jest lęk. Nie da się go pokonać bez otwarcia się na światło i moc Ducha Świętego.
Wiara i pobożność Starego Testamentu skupiały się wokół świątyni jerozolimskiej. Najważniejszym pomieszczeniem tej budowli było Miejsce Święte, do którego raz w roku, w Jom Kippur, wchodził arcykapłan, aby dokonać przebłagania za grzechy całego ludu. Autor Listu do Hebrajczyków zestawia tę praktykę z wniebowstąpieniem Jezusa, który „wszedł nie do świątyni zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga”. To, co arcykapłan ponawiał każdego roku, zostało zastąpione przez zbawcze, dokonane raz na zawsze, mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Wniebowstąpienie potwierdza, kim On naprawdę jest, oraz zapowiada ostateczne przeznaczenie tych, którzy w Niego wierzą. Uzasadnia też zachętę: „Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę”.
Ewangelia według św. Łukasza opowiada, że Wniebowstąpieniu Jezusa towarzyszyło udzielenie błogosławieństwa uczniom. Samo Wniebowstąpienie nie było wydarzeniem postrzegalnym zmysłami, aczkolwiek uczniowie dali wyraz temu, co naprawdę przeżyli i jak się wtedy zachowali. Spełniły się zapowiedzi wywyższenia Jezusa Chrystusa, które stanowi drugi biegun Jego uniżenia się przez Wcielenie. Wniebowstąpienie wyznacza jednocześnie nowy początek. Czas ziemskiej działalności i obecności Syna Bożego dobiegł końca, a rozpoczął się czas dawania świadectwa o jedyności i powszechności zbawienia, którego On dokonał.
Ksiądz profesor Waldemar Chrostowski/NIEDZIELA
———————————–
Wniebowstąpienie – Bł. ks. Michał Sopoćko
Chrystus Pan wstąpił do nieba nie jako Bóg, lecz jako człowiek, natura bowiem Boska nigdy nieba nie opuściła.
Jeśli się mówi o zstąpieniu Boga z nieba, to nie w tym znaczeniu, że opuścił on niebieski przybytek, lecz że przyjął naturę ziemską do jedności osoby. Natura Boska nie podlega ruchowi ani nie jest objęta miejscem, nie można więc o niej mówić, że zstąpiła na ziemię lub wstąpiła do nieba. Chrystus wstąpił do nieba nie tylko dla własnego dobra, ale i dla dobra swoich wybranych, aby przygotować im drogę i miejsce, jak sam powiedział: „Idę przygotować wam miejsce. A jeżeli odejdę i przygotuję wam miejsce, przybędę znowu i przyjmę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie ja będę” (Jan 14, 2 – 3). Wniebowstąpienie tedy jest końcowym dziełem miłosierdzia Bożego.
Chrystus wstąpił do nieba, by wstawiać się za ludźmi u Ojca, by nam dać nadzieję dojścia do chwały oraz dla obudzenia miłości ku rzeczom niebieskim, jak mówi Apostoł: „Miłujcie, co na szczytach jest, a nie co na ziemi” (Kol. 3, 2). Toteż Wniebowstąpienie jest naszym wywyższeniem i zapoczątkowaniem życia niebieskiego: jesteśmy bowiem członkami mistycznego ciała Chrystusa, skoro tedy głowa jest w niebie, jest nadzieja wezwania i członków. Dlatego Kościół w dniu Wniebowstąpienia wzywa chrześcijan do radości, wesela i wdzięczności.
ks. Michał Sopoćko
Miłosierdzie Boga w dziełach Jego, t.II
Dni Krzyżowe
Wniebowstąpienie Pańskie jest uroczystością obchodzoną obecnie 40. dnia po Wielkanocy lub w niedzielę przypadającą po 40 dniu. W Polsce od 2004 r. na mocy postanowienia Konferencji Episkopatu Polski obchodzi się Wniebowstąpienie Pańskie w niedzielę przed uroczystością Zielonych Świąt. Istotą tej uroczystości jest odejście Chrystusa do Ojca, udział Chrystusowego człowieczeństwa w pełnej chwale Boga Ojca.
Trudno dokładnie określić datę powstania tej uroczystości. Pierwotnie obchodzono ją razem z Zielonymi Świętami. Tak było w Jerozolimie jeszcze pod koniec IV wieku. W dniu Zesłania Ducha Świętego, w godzinach popołudniowych, wierni udawali się na Górę Oliwną, gdzie w kościele zbudowanym na pamiątkę odejścia Jezusa Chrystusa do Ojca czytano fragmenty Pisma Świętego mówiące o Wniebowstąpieniu oraz śpiewano odpowiednie hymny. Inne Kościoły już w połowie IV wieku obchodziły Wniebowstąpienie Pańskie 40. dnia jako osobną uroczystość, i to upowszechniło się w następnym stuleciu tak, że św. Augustyn w kazaniu mówił: „dzień dzisiejszy świętują po całym świecie”. W średniowieczu we Wniebowstąpienie Pańskie zaczęto odprawiać przed Mszą św. uroczystą procesję przypominającą udanie się Chrystusa z Apostołami na Górę Oliwną i triumfalne wejście Zbawiciela do nieba. Na zakończenie procesji podnoszono w górę krzyż lub figurę Zmartwychwstałego na znak wejścia do domu Ojca. Figurę i krzyż paschalny odnoszono do zakrystii, a po odczytaniu Ewangelii gaszono paschał (obecnie pali się on do końca uroczystości Zesłania Ducha Świętego). Po procesji też polewano zgromadzonych wodą na znak, że Bóg zsyła deszcz na dobrych i złych (por. Mt 5, 45). Niekiedy też zrzucano z sufitu kościoła kwiaty dla podkreślenia radości z faktu Wniebowstąpienia.
Z Wniebowstąpieniem Pańskim łączą się tzw. Dni Krzyżowe obchodzone w poniedziałek, wtorek i środę przed tą uroczystością. Są to dni błagalnej modlitwy o urodzaj i zachowanie od klęsk żywiołowych. Obchód Dni Krzyżowych zapoczątkował w Galii ok. roku 470 biskup diecezji Vienne – Mamert, w związku z klęskami nieurodzaju, trzęsienia ziemi i wojny.
Nazwa Dni Krzyżowe wywodzi się stąd, że modlono się wówczas, idąc w procesji z głównego kościoła do innych kościołów, kaplic i krzyży przydrożnych. Od IX wieku śpiewano podczas procesji Litanię do Wszystkich Świętych. W średniowieczu w takich procesjach brali udział także królowie, magnaci, władze danego miasta, lud – wszyscy zazwyczaj w strojach pokutnych. W niektórych miejscowościach poświęcano popiół i posypywano nim uczestniczących w procesji. Obecnie Dni Krzyżowe nazywane są dniami modlitw o dobre urodzaje i za kraje głodujące. Poleca się też organizować procesje błagalne. W poniedziałek poleca się odprawić Mszę św. „w okresie zasiewów”, we wtorek – „o uświęcenie pracy ludzkiej” i we środę – „za głodujących”. W naszej diecezji jedynie w niektórych parafiach wiejskich odprawiane są Dni Krzyżowe.
Dni między Wniebowstąpieniem Pańskim a Zielonymi Świętami są czasem modlitwy o dar Ducha Świętego. Dlatego od piątku przed obecnym Wniebowstąpieniem Pańskim odprawiamy Nowennę do Ducha Świętego poleconą Kościołowi przez papieża Leona XIII w roku 1895 i 1897.
Agnieszka Lorek/Niedziela sosnowiecka 23/2011
************************************************************************
8 maja – piątek 2020
UROCZYSTOŚĆ ŚW. STANISŁAWA, BISKUPA I MĘCZENNIKA,
PATRONA POLSKI
Stanisławowa korekta
foto: Grzegorz Brozek
Prymas Wyszyński tak mówił o męczeństwie krakowskiego biskupa: „Stanisław zginął nie w innej sprawie, tylko w obronie porządku moralnego, w obronie praw moralnych, które w Narodzie mają znaczenie i dla maluczkich, i dla wielkich, i obowiązują zarówno tych, co rządzą, jak tych, co są rządzeni. Była to śmierć za prawa Boże, prawa moralne obowiązujące wszystkich, dlatego śmiercią swoją i ofiarą Stanisław zwyciężył. Dlatego również żyje dziś wśród nas. […] Jednocześnie ustanowił wspaniały wzór, jak trzeba – gdy Bóg tego wymaga – życie oddawać za Chrystusa, w obronie ładu moralnego Narodu, w obronie praw ojczystych, a zwłaszcza należnej człowiekowi, rodzinie i narodowi wolności oraz prawa do prawdy, sprawiedliwości, miłości i szacunku” (Kraków, 8 maja 1966).
W podobny sposób o św. Stanisławie wypowiadał się św. Jan Paweł II, gdy przybywając na obchody 900. rocznicy męczeństwa krakowskiego biskupa, nazywał go „patronem ładu moralnego w Ojczyźnie”.
Nieprzypadkowo w wypowiedziach Prymasa Tysiąclecia i Ojca Świętego o dramatycznych wydarzeniach z 1079 roku co rusz przewija się słowo „prawo (moralne)” albo „ład (moralny)”. Konflikt między królem Polski Bolesławem Śmiałym a św. Stanisławem, który zakończył się przelaniem krwi krakowskiego biskupa, był jednym z wielu w epoce christianitas konfliktów między władzą świecką a duchowną. Losy św. Tomasza Becketa arcybiskupa Canterbury zamordowanego w XII wieku na rozkaz króla Anglii Henryka II, czy męczeństwo św. Jana Nepomucena w Pradze w 1393 roku na polecenie króla Wacława IV lub śmierć w 1349 roku ks. Marcina Baryczki piętnującego rozwiązły tryb życia naszego Kazimierza Wielkiego potwierdzają, że niestety w tamtej epoce tego typu wydarzenia nie były wyjątkiem.
Charakterystyczne jest sformułowanie Galla Anonima, który pisząc swoją kronikę na dworze Bolesława Krzywoustego mógł zetknąć się z bezpośrednimi świadkami wydarzeń z 8 maja 1079 roku, a stwierdzał, że największym skandalem tego dnia było to, że „jeden pomazaniec podniósł rękę na innego pomazańca”. Nie heretyk na katolickiego biskupa, ale właśnie tak – pomazaniec na pomazańca.
Przez całe wieki christianitas dwa miecze (świecki i duchowny) ścierały się ze sobą. Nieraz lała się krew, ale w odróżnieniu do czasów, które miały nadejść wraz z reformacją protestancką, nie był to wynik sporów doktrynalnych, ale jurydycznych.
Ani Bolesław Śmiały nie był heretykiem (fundator biskupstwa płockiego, renowator metropolii gnieźnieńskiej, sojusznik papieża św. Grzegorza VII w walce z cesarzem Henrykiem IV), ani Wacław IV ponad trzy wieki później próbując wymusić na św. Janie Nepomucenie złamanie tajemnicy spowiedzi nie kwestionował samego sakramentu, ani nasz Kazimierz Wielki dla zalegalizowania swoich chuci nie chciał ogłaszać się „Głową Kościoła w Polsce”. To wszystko dopiero miało nadejść wraz z epoką, którą otworzył Marcin Luter kwestionując teorię „dwóch mieczy”, afirmując tylko jeden z nich, ten w ręku władzy świeckiej. Skoro zaś, zgodnie z wolą „reformatora” i jego naśladowców, władca świecki przyjmujący „prawdziwą Ewangelię” miał być „biskupem z konieczności”, odtąd każdy spór na linii władza świecka – duchowieństwo miał charakter doktrynalny. Po śmierci św. Stanisława nie wybuchła w Polsce wojna religijna, król nie rozpoczął prześladowania Kościoła w całym państwie. Musiał opuścić swoje królestwo. Henryk II za zlecenie zabójstwa św. Tomasza Becketa publicznie pokutował, a Kazimierz Wielki za doprowadzenie do śmierci ks. Baryczki stawiał jako wyraz swojej pokuty kościoły.
W 1076 roku, krótko po tym, gdy do cesarza rzymskiego Henryka IV dotarła wiadomość o rzuconej na niego przez papieża Grzegorza VII ekskomunice i złożeniu z tronu, napisał – jeszcze przed Canossą – do Ojca Świętego: „Zaatakowałeś mnie, chociaż mimo swej niegodziwości należę do tych, którzy zostali namaszczeni na króla, i chociaż zgodnie z tradycją świętych Ojców nie mogę być zdetronizowany za żadną zbrodnię, chyba że – oby nie spodobało się Bogu – pobłądziłbym w wierze [podkr. – G.K.]”.
Jeden z jego następców na niemieckim i rzymskim tronie, Fryderyk I Barbarossa, który w drugiej połowie XII wieku będzie toczył przez długie dziesięciolecia spory z papiestwem, prowadził je w ramach wyznawanej przez siebie zasady zaczerpniętej z przeżywającego wówczas renesans prawa rzymskiego: „To, co podoba się księciu, ma moc prawa”. Spodobało się więc Barbarossie, by nakazać jednemu z powołanych przez siebie antypapieży kanonizację cesarza Karola Wielkiego. Gdy nastaną po 1517 roku nowe czasy i nowi książęta, przejęci siarczystym duchem odkrytej przez Lutra et consortes „prawdziwej Ewangelii”, nikt już nie będzie wojował na kanonizacje. Rozpocznie się wojna z kultem świętych. Henryk II korzył się przed sarkofagiem Tomasza Becketa. Henryk VIII każe go zniszczyć.
Pius XII w encyklice „Summi pontificatus” (październik 1939) napisał, że datujące się od czasów oświecenia, rewolucji francuskiej i liberalnych kulturkampfów prześladowania Kościoła były „zbrodniami obrazy majestatu Chrystusa Króla”, przygotowującymi drogę do nadejścia bezbożnych totalitaryzmów. Zbrodnia króla Bolesława Śmiałego, czy inne wymienione tutaj podobne odrażające uczynki, jakkolwiek straszna, nie była wyrazem jakiegoś ideologicznego projektu, które negowałoby królewską władzę Zbawiciela.
Zarówno polski, niemiecki, angielski czy czeski władca negowali natomiast obowiązująca w christianitas wykładnię teorii dwóch mieczy, wedle której „na planie duchowym Kościół za pośrednictwem swojej głowy, papieża, ma oczywiście wszystkie prawa, a zatem i prawo sądzenia wszystkich chrześcijan, łącznie z książętami, kiedy popełniają oni grzechy. Ale obok tej władzy bezpośredniej Kościół dysponuje władzą pośrednią, na mocy której może domagać się posłuszeństwa od panów świeckich po to, by ziemskie instytucje odpowiadały boskim zasadom” (Daniel – Rops).
Od czasu, gdy sens istnienia Kościoła został zanegowany (reformacja i kolejne emanacje rewolucji), „miecz” władzy bezpośredniej i pośredniej zawisł w próżni. A właściwie został przechwycony przez nowych „biskupów z konieczności”, którzy swoje roszczenia legitymizować będą czy to „namaszczeniem” przez „reformatorów”, czy to implementacją hasła „wolny Kościół w wolnym państwie”, czy wreszcie kolejnymi emanacjami „rozdzielania Kościoła od państwa”.
Czyżby oznaczało to, że 8 maja 1079 roku „właściwie nic się nie stało”? Czyżby chodziło tylko o „spór kompetencyjny”? Zgodnie z tradycją, św. Stanisław upominał króla z powodu niemoralnego prowadzenia się. Przy czym w tym ostatnim wypadku chodziło o niepohamowane napady królewskiego gniewu wiodące do wyuzdanego okrucieństwa. Temat zastępczy? Cóż to ma wspólnego z wielkimi sprawami niedawno przywróconego królestwa (koronacja w Gnieźnie w 1076 roku)?
A jednak ma. Wszak ten kto nie żyje, jak wierzy, z czasem wierzy tak, jak żyje – przypomina arcybiskup Fulton Sheen. Krótko mówiąc, bez „korekty Stanisława” groziło nam przyzwyczajenie się do rządów tyrańskich i turańskich, czyli jakiegoś zaimportowanego ze wschodu (gdzie często król przebywał „chodząc na Kijowiany”) modelu cywilizacyjnego, wedle typologii prof. Feliksa Konecznego. Jak mówił 8 maja 1966 w czasie uroczystości na Skałce Prymas Tysiąclecia: „Wielka jest droga dziejowa poprzez Naród, który rozumie sens obrony ładu moralnego i porządku Bożego w życiu narodowym”.
Wspominając dzisiaj patrona Polski, św. Stanisława, warto zapoznać się ze słowami, które w usta św. Tomasza Becketa włożył w swoim poemacie „Zbrodnia w katedrze” T. S. Eliot: „Umiłowani moi, nie myślmy o męczenniku po prostu, iż to dobry chrześcijanin, zgładzony, bo chrześcijanin: to byłby jedynie powód do płaczu. Nie myślmy, że to po prostu dobry chrześcijanin, wyniesiony na święte ołtarze; to byłby powód radości: ani zaś płacz nasz, ani radość nie należą do świata. Chrześcijańskie męczeństwo nigdy nie jest przypadkiem, bo nie zostaje się Świętym przez przypadek. W jeszcze mniejszej mierze męczeństwo chrześcijanina bierze się z ludzkiej woli zostania Świętym, bo przez swą wolę i zamysł człowiek może zostać najwyżej rządcą nad ludźmi. Męczeństwo jest zawsze zamierzeniem Boga, powziętym z miłości do ludzi, by ostrzec ich, by prowadzić, ba, nawrócić ich na ścieżki Boże”.
Grzegorz Kucharczyk
Read more: http://www.pch24.pl/grzegorz-kucharczyk–stanislawowa-korekta,75868,i.html#ixzz6LqSIZGrF
************************************************************************
MIESIĄC MAJ ROKU PAŃSKIEGO 2020
Miesiąc maj jest miesiącem dedykowanym Maryi, Matce naszego Zbawiciela. W tym roku o szczególne uszanowanie tej wielowiekowej tradycji apeluje do nas Papież Franciszek, który, w tym czasie trwania epidemii, skierował do całego Kościoła specjalny list. Prosi wszystkich o odmawianie w tym miesiącu różańca. Zwracając się natomiast do nas, Polaków, prosił, abyśmy na nowo w warunkach domowych odkryli piękno tradycji nabożeństw majowych: „Niech Jej matczyne orędownictwo pomoże wam przetrwać czas tej szczególnej próby”.
************************************************************************
Nabożeństwa majowe – chwalcie z nami Panią Świata!
Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. Nam kojarzą się one z małymi kapliczkami skrytymi w bzach lub wiejskimi kościołkami, skąd szeroko po okolicy niosła się majowa pieśń ku czci Najświętszej Panienki.
Początkowo sądzono, że nabożeństwa majowe zaczęto odmawiać w XVIII w. Tymczasem badania mariologów wykazały, że były one znane dużo wcześniej, i to właśnie na Wschodzie. Gdzie indziej za Maryjny uchodził sierpień i nawet nakazywano prawem modlitwy ku czci Matki Bożej właśnie w tym miesiącu.
Na Wschodzie prekursorami majowych nabożeństw byli chrześcijanie koptyjscy. Spotykali się na modlitwach wokół Maryjnych figur, śpiewali pieśni w podziale na chóry, obsypywali posąg kwiatami. W każdą sobotę nabożeństwo było bardziej uroczyste i obowiązkowe dla tych, co nie chodzili na nie codziennie. Ponoć pomysłodawcą tego nabożeństwa był św. Cyryl Aleksandryjski, gorący obrońca boskiego macierzyństwa Maryi.
Miesiąc Maryi znany był także w Ziemi Świętej, Grecji, Syrii, ale prawdziwą popularność zdobyło on dopiero na przełomie XIII i XIV w.
Dlaczego właśnie maj?
Po pierwsze dlatego, że najpiękniejszy w roku. Po drugie – wiosną ludziom przychodzą do głowy różne, czasem mało zbożne pomysły, więc w średniowieczu wykoncypowano, wiosną należy skierować uwagę człowieka ku rzeczom wyższym.
Pierwszym, który nazwał Maryję Królową Wiosny, względnie zapoczątkowany już zwyczaj rozszerzył, był podobno król hiszpański Alfons X (1239-84). Król pisywał wiersze, w tym chwalące Maryję, opiekunkę człowieka. Wielkim propagatorem nabożeństwa majowego na zachodzie Europy był bł. Henryk Suzo (zm. w 1365 r.), który podobno codziennie wyplatał wianki z róż i ozdabiał statuę Maryi na chórze zakonnym.
Następnie długo leżał przed figurą, która w sposób cudowny okazywała mu swoją miłość. Dane mu było nawet raz ujrzeć chóry aniołów śpiewające na cześć Maryi. Odtąd zakonnik starał się powtarzać zasłyszane melodie. Innym razem posłyszał w maju, jak w niebie duchy czyste śpiewały swej Królowej Jej ulubiony hymn – Magnificat.
W XV i XVI w. nabożeństwo majowe znano już w Ameryce Środkowej, a potem i Południowej. W 1549 r. Wolfang Seidl w Maju duchowym dzielił nabożeństwo majowe na 4 części (tygodnie) z odpowiednimi aktami czci dla Jezusa i Maryi. W drugiej połowie XVI w. propagował nabożeństwo majowe św. Filip Nereusz (zm. w 1595 r.), którego uznaje się czasem za twórcę tej praktyki.
W początkach XVII w. nabożeństwo to przyjęło się u dominikanów włoskich. Żarliwym jego apostołem był o. Anioł Dominik Guinigi. Za jego namową w 1676 r. powstało Stowarzyszenie Comunella – w maju modlono się przy żłóbku otoczonym figurami Maryi i św. Józefa i śpiewano hymny i pieśni maryjne.
Na zakończenie maja odśpiewywano Litanię Loretańską, ale nie urządzano nabożeństw w inne dni tego miesiąca. Modlono się pojedynczo przez cały maj, a dopiero w ostatnim dniu składano serca ze srebra jako wota, na których ryto często nazwiska ludzi świeckich, którzy brali udział w tych nabożeństwach.
W 1692 r. o. Wawrzyniec Schnueffis, kapucyn, wydał zbiór pieśni i hymnów na maj. W XVIII w. powstało dzieło o. Hannibala Dionisi SI, wydane w Veronie w 1725 r., stanowiące całościowy i wielce poręczny spis modlitw maryjnych. Dzieło to miało w ciągu 70 lat 18 wydań. Autor zebrał wszystkie, różnorodne objawy kultu Najświętszej Panny w maju, jasno i systematycznie je zestawił. Poleca jako zasadnicze następujące rzeczy:
– zdobienie girlandami kwiatów i zieleni, światłem itd. ołtarza lub obrazu Najświętszej Panny,
– gromadzenie się przed nim codziennie wieczorem od 30 kwietnia począwszy, w celu odmówienia cząstki Różańca lub Litanii czy innych modlitw do Najświętszej Panny,
– ofiarowanie Najświętszej Pannie jakiegoś kwiatu duchowego w każdym dniu maja,
– odczytanie trzech punktów rozważań o Maryi, nad którymi każdy powinien się w następnym dniu zastanowić.
Głównym i największym apostołem nabożeństwa majowego był w XVIII w. jezuita Alfons Muzzarelli, który nawet wymodlił sobie śmierć w maju. Dzięki gorliwości tego zakonnika Pius VII wydał bullę o nabożeństwie majowym, ubogacając je odpustem zupełnym. Od tego czasu zaczyna się niesłychanie szybki rozwój nabożeństwa majowego na całym świecie. Oprócz Włoch, Hiszpanii, Portugalii i Francji obejmuje ono Szwajcarię, Niemcy, Austrię, Węgry, Polskę, Czechy, Irlandię, Stany Zjednoczone, Meksyk, Chiny i Australię.
W Polsce nabożeństwo majowe po raz pierwszy publicznie odprawiono w 1837 r. w kościele Świętego Krzyża w Warszawie, zaraz potem trafiło ono do Krakowa i na Jasną Górę oraz do kilku innych kościołów.
W ciągu następnych 30 lat nabożeństwem majowym modliła się cała Polska.
Obecnie do każdego dnia nabożeństwa majowego publicznie odprawianego przywiązany jest odpust 7 lat. Za uczestniczenie przynajmniej przez 10 dni w nabożeństwie majowym publicznie odprawianym można zyskać pod zwykłymi warunkami odpust zupełny. Kto nie ma możności uczestniczenia w publicznym nabożeństwie, może zyskać odpust 5 lat za każdy dzień i odpust zupełny za cały miesiąc, prywatnie je odprawiając.
Katarzyna Woynarowska Tygodnik NIEDZIELA
W artykule wykorzystano informacje z tekstów zamieszczonych w piśmie „Pod Opieką św. Józefa”.
************************************************************************
Jak powstała Litania Loretańska?
Tygodnik Niedziela szczecińsko-kamieńska 18/2007
foto: BOŻENA SZTAJNER
Miesiąc maj, poświęcony jest w szczególny sposób Matce Bożej. Jest to miesiąc nabożeństw, podczas których rozbrzmiewa w kościołach, przy kapliczkach czy figurach przydrożnych Litania do Najświętszej Maryi Panny, nazywana popularnie Litanią Loretańską.
Miesiąc maj, poświęcony jest w szczególny sposób Matce Bożej. Jest to miesiąc nabożeństw, podczas których rozbrzmiewa w kościołach, przy kapliczkach czy figurach przydrożnych Litania do Najświętszej Maryi Panny, nazywana popularnie Litanią Loretańską.
Termin „litania” (gr. lite, łac. litanea = prośba, błaganie) oznacza dosłownie modlitwę błagalną. Od innych modlitw błagalnych różni się specyficznym układem. Złożona jest z szeregu wezwań-inwokacji, po których następuje stała odpowiedź, np.: „Módl się za nami” – w litaniach do Matki Bożej i świętych, a jeśli zwracamy się do Chrystusa lub innych Osób Boskich – „Zmiłuj się nad nami” lub „Wysłuchaj nas, Panie”.
„Wśród form modlitwy do Najświętszej Dziewicy zalecanych przez Kościół znajdują się litanie. Polegają one na dość długiej serii wezwań do Maryi, następujących po sobie w jednakowym rytmie i stwarzających jakby modlitewny strumień uwielbień i błagań. Wezwania bowiem, przeważnie bardzo krótkie, składają się z dwu części: pierwsza jest wychwalaniem (Panno łaskawa), druga – błaganiem („Módl się za nami”) („Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii”).
Geneza Litanii Loretańskiej jest trudna do ustalenia. Najprawdopodobniej w swej charakterystycznej formie i podstawowym zarysie pojawiła się w manuskrypcie paryskim z końca XII wieku Można również wykazać, że niektóre wezwania skierowane do Maryi znajdowały się w Litanii do Wszystkich Świętych, z biegiem czasu dodawane nowe tytuły maryjne stawały się coraz liczniejsze i stopniowo utworzyły nową grupę, która oderwała się od początkowego pnia. Litania zwana jest „Loretańską” od miasteczka Loreto, położonym w prowincji Ancona, we Włoszech, gdzie znajduje się słynne sanktuarium maryjne. Wierzono, że w XIII wieku został przeniesiony przez aniołów do Loreto Domek Nazaretański, w którym przyszła na świat Matka Boża. Faktem jest, że litania była szczególnie propagowana i odmawiana przez pielgrzymów w tym sanktuarium maryjnym. Przybrała tam ostateczną formę i zaczęła promieniować na cały Kościół. Z roku 1531 pochodzi świadectwo używania jej w tym sanktuarium. Po raz pierwszy ukazała się drukiem w 1572 r. we Florencji i zawierała 43 wezwania. Do końca XVI wieku jeszcze co najmniej 20 razy, co świadczy o jej wielkim rozpowszechnianiu.
W dokumentach papieskich pojawiła się o niej wzmianka w 1581 r. w bulli „Redituri” papieża Sykstusa V, który udzielił za jej odmawianie 200 dniowego odpustu i zachęcał wiernych do jej odmawiania. Kolejne odpusty przypisali do niej Pius VII oraz Pius XI w 1932 r. Natomiast papież Benedykt XIV urzędowo ją zatwierdził i zezwolił stosować w publicznym kulcie Kościoła.
Wezwania Litanii Loretańskiej podlegały zmianom (dzisiejsza wersja litanii zawiera 52 wezwania). Usuwano lub wzbogacano ją nowymi wezwaniami w zależności od potrzeb i okoliczności. I tak w ciągu wieków oficjalnie dodano następujące inwokacje: „Wspomożenie wiernych” przypisywana Piusowi V w związku ze zwycięstwem nad Turkami pod Lepanto (1571); „Królowo bez zmazy pierworodnej poczęta” – Piusowi IX, dzień przed ogłoszeniem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP (1854); Leon XIII wprowadził wezwanie „Królowo Różańca świętego” (1883) oraz „Matko dobrej rady” (1903). W 1908 r. Kościół w Polsce uzyskał zgodę na włączenie tytułu „Królowo Korony Polskiej” (przekształcone po drugiej wojnie światowej w „Królowo Polski”). „Królowo pokoju” włączył Benedykt XV (1917), a papież Pius XII – „Królowo wniebowzięta” (1950) w związku z ogłoszeniem dogmatu o Wniebowzięciu NMP; „Matko Kościoła” (tytuł nadany przez Pawła VI w czasie Soboru Watykańskiego II) Jan Paweł II przyznał prawo Konferencji Episkopatów do włączenia go do litanii (1980); Janowi Pawłowi II zawdzięczamy też wezwanie „Królowo Rodziny” (1995). Oprócz zezwoleń na powszechne wprowadzenie inwokacji, wydano wiele zezwoleń ograniczonych do poszczególnych diecezji lub zgromadzeń zakonnych. I tak np. franciszkanie uzyskali pozwolenie na umieszczenie (na ostatnim miejscu) własnego wezwania „Królowo zakonu serafickiego” (1910), a karmelici stosują od 1689 wezwanie „Królowo szkaplerza świętego”.
Co do pobożnej praktyki odmawiania lub śpiewania Litanii warto przytoczyć fragment „Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii”. Czytamy tam: „W wyniku rozporządzenia papieża Leona XIII o kończeniu odmawiania różańca w październiku śpiewem Litanii Loretańskiej liczni wierni byli przeświadczeni, że litania jest tylko rodzajem dodatku do różańca. W rzeczywistości jednak jest ona czymś niezależnym. Litanie bowiem mogą stanowić samodzielny element hołdu składanego Maryi, być śpiewem procesyjnym, stanowić część nabożeństwa Słowa Bożego lub innych aktów liturgicznych”.
Justyna Wołoszka
Dekretem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów z dnia 8 listopada 2014 roku (Prot. 130/14) do treści Litanii Loretańskiej włączono kolejne wezwanie. Po słowach “Matki Łaski Bożej” należy odmówić wezwanie “Matko Miłosierdzia”. Zmianę należy uwzględnić podczas tradycyjnych nabożeństw majowych.
************************************************************************
„Mówimy:
Boże Narodzenie.
Dziecię się narodziło.
A to Ona rodzi co roku w boleściach,
wiedząc od chwili poczęcia,
na jakie męki
i na jaką śmierć wydaje Syna
ze swego łona.
Mówimy:
Wielki Post
przed Wielkanocą.
A to Ona przez dni czterdzieści
i czterdzieści nocy gotuje się
do Męki Syna.
Mówimy:
Ukrzyżowanie.
A to Jej serce krzyżują,
bez gestu łaski dla skazańca –
bez znieczulającego napoju
z żółci, octu i mirry.
Mówimy:
Złożenie do grobu.
A to Ona,
gdy Jego Ciało już nie cierpi więcej
i w śmierci
spoczywa,
ciałem i duszą cierpieć
nie przestaje.
Mówimy:
Zmartwychwstanie.
A Ona, u pustego grobu klęcząc,
zarysy fałd
w płótnie całunu zostawione gładzi
i śpiewa kołysankę:
Lulajże, lulaj!…
Mówimy:
Wniebowstąpienie.
A to Ona upada obarczona
pamięcią o Narodzeniu,
o Męce, o Ukrzyżowaniu,
o Złożeniu w grobie.
Mówimy:
Wniebowzięcie.
A Ona z nieba zstępuje,
żeby już ostatecznie
zostać na ziemi.”
Ewa Szelburg Zarembina
************************************************************************
2 maja 2020
NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY,
KRÓLOWEJ POLSKI
Głównej Patronki Polski
Fot. BP KEP
W tym roku liturgiczna Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski będzie obchodzona 2 maja, a nie jak zwykle 3 maja, ponieważ tego dnia wypada niedziela wielkanocna, a w niedziele wielkanocne nie ma możliwości obchodzenia innych uroczystości.
Z uwagi na to, że tegoroczna Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski zbiega się z obchodem IV niedzieli wielkanocnej, zgodnie z zasadami podanymi w „Tabeli pierwszeństwa dni liturgicznych” Mszału Rzymskiego uroczystość maryjna powinna być obchodzona następnego dnia, czyli w poniedziałek, 4 maja.
Jednakże na prośbę Konferencji Episkopatu Polski, Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Stolicy Apostolskiej pozwoliła, aby Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w 2020 roku była obchodzona w sobotę, 2 maja.
W dekrecie Kongregacji czytamy: „Na prośbę J. E. Stanisława Gądeckiego, Arcybiskupa Metropolity Poznańskiego i Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, wyrażoną w liście z dnia 3 kwietnia 2019 r., mocą uprawnień udzielonych tej Kongregacji przez papieża Franciszka, po uważnym zbadaniu prośby, chętnie udzielamy zgody, aby w nadchodzącym roku, tzn. 2020, kiedy to obchodzona 3 maja uroczystość NMP Królowej Polski zbiega się z IV Niedzielą Wielkanocną, uroczystość ta mogła być obchodzona w przeddzień tego dnia, tzn. 2 maja” – czytamy w dokumencie.
************************************************************************
2 maja – UROCZYSTOŚĆ NMP KRÓLOWEJ POLSKI
o godz. 18.00 – Msza Święta oraz Nabożeństwo Pierwszych Sobót Miesiąca
3 maja – IV Niedziela Wielkanocna
o godz. 10.30 – Adoracja Najświętszego Sakramentu (Litania Loretańska)
o godz. 11.00 – Msza Święta
W trudnym czasie epidemii, 3 maja na Jasnej Górze będzie miało miejsce zawierzenie naszej Ojczyzny Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej Królowej Polski, którego dokona Przewodniczący Konferencji Episkopatu abp Stanisław Gądecki.
Polska była zawierzana Matce Bożej w narodowym sanktuarium na Jasnej Górze w trudnych chwilach i kryzysach dotykających naszą Ojczyznę. Biskupi oddali Polskę Maryi m.in. w obliczu zagrożenia inwazją bolszewicką w 1920 roku, po II wojnie światowej w 1946 roku w obliczu zagrożenia komunizmem, w 300. rocznicę ślubów lwowskich w 1956 roku oraz 10 lat później w 1966 roku.
W 1979 roku Jan Paweł II, podczas swojej pierwszej podróży apostolskiej do Ojczyzny, zawierzył Kościół w Polsce Pani Jasnogórskiej. 3 maja 2016 roku, z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski, Przewodniczący Episkopatu dokonał Nowego Aktu Zawierzenia Narodu Polskiego Matce Bożej.
„W najbliższą niedzielę abp Stanisław Gądecki będzie przewodniczył uroczystościom na Jasnej Górze, podczas których zawierzy naszą ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej Królowej Polski. Akt zawierzenia będzie transmitowany przez TVP3 i TV Trwam” – powiedział rzecznik Episkopatu.
W Akcie Zawierzenia czytamy m.in.: „Wraz z Maryją, Bogurodzicą Dziewicą, Królową Polski i Świętymi Patronami, błagamy o ratunek dla naszej Ojczyzny w jej dzisiejszym trudnym doświadczeniu. (…) Dzisiaj zawierzamy Tobie naszą Ojczyznę i Naród, wszystkich Polaków żyjących w Ojczyźnie i na obczyźnie. Tobie zawierzamy całe nasze życie, wszystkie nasze radości i cierpienia, wszystko czym jesteśmy i co posiadamy, całą naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość”.
W czasie trwającej epidemii koronawirusa także inne kraje oddały się w opiekę Matki Bożej, m.in. Anglia i Walia, Portugalia i Hiszpania, Austria, a 1 maja br. swój kraj zawierzą Maryi biskupi Włoch.
Akt Zawierzenia Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej Królowej Polski, który odczyta na Jasnej Górze Przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, jest przeznaczony do wykorzystania w kościołach i kaplicach w niedzielę 3 maja.
Boże, Ojcze Wszechmogący, bogaty w Miłosierdzie, bądź uwielbiony w tajemnicy Twojej Miłości, objawionej przez Syna w Duchu Świętym.
Panie Jezu Chryste, Zbawicielu świata. Dziękujemy Ci za Twoją ofiarną miłość, która w tajemnicy Ukrzyżowania i Zmartwychwstania stała się miłością zwycięską.
Duchu Święty, Duchu Prawdy, miłości, mocy i świadectwa, prowadź nas.
Gdy zbliża się 100. rocznica Cudu Nad Wisłą – który w sierpniu 1920 roku za przyczyną Najświętszej Maryi Panny ocalił naszą Ojczyznę i cywilizację europejską od bolszewickiego panowania – my, Pasterze Kościoła w Polsce, podobnie jak nasi Poprzednicy przybywamy na Jasną Górę. To tutaj od pokoleń uczymy się, że królowanie Chrystusa, a wraz z Nim Maryi, Królowej Polski, obejmuje w sposób szczególny również służbę Narodowi. Tutaj – na Jasnej Górze – uświadamiamy sobie wyraźniej odpowiedzialność za chrześcijańskie dziedzictwo na polskiej ziemi. Potrzebę wspólnej troski wszystkich warstw społecznych nie tylko za materialne, ale także za duchowe dobro naszej Ojczyzny.
W tym szczególnym roku dziękujemy za 100. rocznicę urodzin Św. Jana Pawła II, który dostrzegał w Maryi wzór niezawodnej nadziei ogarniającej całego człowieka. Dziękujemy również za decyzję o beatyfikacji Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego, który przypominał nam, że nie wystarczy patrzeć w czyste, zranione oblicze Matki, ale trzeba też, aby nasz Naród wyczytał w Jej oczach wszystko, co jest potrzebne dla odnowy polskich sumień.
Wraz z Maryją, Bogurodzicą Dziewicą, Królową Polski i Świętymi Patronami, błagamy o ratunek dla naszej Ojczyzny w jej dzisiejszym trudnym doświadczeniu.
W duchu Aktu Zawierzenia przez Biskupów Polskich sprzed 100 laty, wyznajemy „w prawdzie i pokorze, że niewdzięcznością naszą i grzechami zasłużyliśmy na Twoją karę, ale przez zasługi naszych Świętych Patronów, przez krew męczeńską przelaną dla wiary przez braci naszych, za przyczyną Królowej Korony Polskiej, Twojej Rodzicielki, a naszej ukochanej Matki Częstochowskiej, błagamy Cię, racz nam darować nasze winy”. Prosimy Cię, przebacz nam nasze grzechy przeciwko życiu, bezczeszczenie Twojej eucharystycznej Obecności, bluźnierstwa wobec Twojej Najświętszej Matki i Jej wizerunków oraz wszelki grzech niezgody. „Przemień serca nasze na wzór Twojego Boskiego Serca; przemień nas potęgą Twojej wszechmocnej łaski a z obojętnych i letnich uczyń nas gorliwymi i gorącymi, z małodusznych mężnymi i spraw, abyśmy już wszyscy odtąd trwali w wiernej służbie Twojej i nigdy Cię nie opuścili”.
Najświętsze Serce Jezusa, Tobie zawierzamy Kościół na polskiej ziemi, wszystkie jego stany i powołania: duchowieństwo, osoby życia konsekrowanego, wszystkich wiernych, którzy „Polskę stanowią” w kraju i poza jego granicami. Oddal od nas wszelką zarazę błędów i grzechów, pandemię koronawirusa, grożącą nam suszę, jak również kryzys ekonomiczny i związane z tym bezrobocie. Te nasze prośby ośmielamy się zanieść do Ciebie przez szczególne wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny, która jest naszą Przedziwną Pomocą i Obroną.
Bogurodzico Dziewico, Królowo Polski i nasza Jasnogórska Matko! Ku Tobie wznosi się dzisiaj nasza ufna modlitwa, która zespala serca wszystkich Polaków. Przyjmij godziwe pragnienia Twoich dzieci, którymi opiekowałaś się zawsze z macierzyńską troską. Twoimi jesteśmy i Twoimi pragniemy pozostać. Towarzysz nam w codziennej wędrówce naszego życia, bądź Przewodniczką, błagającą i niezwyciężoną Mocą.
Maryjo! Pragniemy w tej modlitwie przywołać solidarny Akt Zawierzenia świata, Kościoła a także naszej Ojczyzny, który w dniu 25 marca 2020 r., wypowiadał Pasterz Kościoła Portugalskiego w Fatimie. Dzisiaj zawierzamy Tobie naszą Ojczyznę i Naród, wszystkich Polaków żyjących w Ojczyźnie i na obczyźnie. Tobie zawierzamy całe nasze życie, wszystkie nasze radości i cierpienia, wszystko czym jesteśmy i co posiadamy, całą naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Uproś nam wszystkim obiecanego Ducha Świętego, aby ponownie zstąpił i odnowił oblicze tej Ziemi.
Najświętsze Serce Jezusa, przyjdź Królestwo Twoje!
Maryjo, Królowo Polski, módl się za nami. Amen
W imieniu Kościoła w Polsce
+ Stanisław Gądecki, Arcybiskup Metropolita Poznański, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski
Jasna Góra, 3 maja 2020 roku
Transmisję Mszy św. z kaplicy Matki Bożej w niedzielę, 3 maja o godz.11.00 przeprowadzą m.in. TVP, TV Trwam i Radio Jasna Góra. Eucharystia o godz. 13.00 w intencji Polaków rozsianych po świecie transmitowana będzie przez TV Polonia.
************************************************************************
************************************************************************
Brak możliwości przyjęcia Komunii św. nie przerywa praktyki pierwszych piątków i pierwszych sobót miesiąca
Jeśli w trakcie odprawiania praktyki pięciu sobót oraz dziewięciu piątków miesiąca nie jest możliwe spełnienie warunku przyjęcia sakramentalnej Komunii w okresie epidemii, nie ulega przerwaniu ciągłość owoców, a więc nie trzeba tej praktyki zaczynać od nowa, a jedynie przedłużyć tę praktykę o kolejny miesiąc – czytamy w komunikacie Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Episkopatu nt. praktyki pierwszych piątków i pierwszych sobót miesiąca w okresie epidemii.
Komisja zwraca uwagę, że w okresie epidemii dostęp do sakramentów spowiedzi i Komunii św. jest dla wielu wiernych utrudniony, czasem wręcz niemożliwy. „Z tego względu rodzą się wątpliwości co do zachowania ciągłości pobożnych praktyk dziewięciu pierwszych piątków miesiąca oraz pięciu pierwszych sobót miesiąca, które wielu wiernych podejmuje. Obie praktyki dla zachowania duchowych owoców zakładają przyjęcie Komunii sakramentalnej w określonym czasie” – czytamy w komunikacie Komisji, podpisanym przez jej przewodniczącego bp. Adama Bałabucha.
Posługując się ogólnymi zasadami prawa kościelnego oraz dokumentami dotyczącymi sytuacji analogicznych, Komisja Episkopatu przypomina kilka zasad. Po pierwsze: „prawo kościelne czysto pozytywne nie obowiązuje przy poważnej przeszkodzie”, a obecne ograniczenia w stanie epidemii są taką przeszkodą. Po drugie: „w analogicznej sytuacji opisanej przez prawo kościelne nie przerywa się ciągłości owoców duchowych pobożnej praktyki pod warunkiem dokończenia jej zaraz, gdy będzie to możliwe”.
W związku z tym Komisja Episkopatu podkreśla: „Jeśli w trakcie odprawiania praktyki pięciu sobót oraz dziewięciu piątków miesiąca nie jest możliwe spełnienie warunku przyjęcia sakramentalnej Komunii w okresie epidemii, nie ulega przerwaniu ciągłość owoców, a więc nie trzeba tej praktyki zaczynać od nowa, a jedynie przedłużyć tę praktykę o kolejny miesiąc”.
„Zaleca się jednakże, celem podtrzymania ciągłości praktyki, aby we właściwym dniu (pierwszy piątek/sobota) w okresie braku dostępu do sakramentu, jeśli to możliwe, wzbudzić właściwą danej praktyce intencję oraz skorzystać z możliwości przyjęcia tzw. Komunii duchowej (pragnienia), a także, jeśli trzeba, z możliwości uprzedniego oczyszczenia sumienia z grzechów ciężkich poprzez akt żalu doskonałego, gdy nie można się wyspowiadać (por. Katechizm Kościoła Katolickiego 1452)” – czytamy w komunikacie Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski.
BP KEP
Pełna treść komunikatu:
Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP
Praktyka pierwszych piątków i pierwszych sobót miesiąca
w okresie epidemii
W okresie epidemii dostęp do sakramentalnej spowiedzi i sakramentalnej Komunii jest dla wielu wiernych utrudniony, czasem wręcz niemożliwy. Z tego względu rodzą się wątpliwości co do zachowania ciągłości pobożnych praktyk dziewięciu pierwszych piątków miesiąca oraz pięciu pierwszych sobót miesiąca, które wielu wiernych podejmuje. Obie praktyki dla zachowania duchowych owoców zakładają przyjęcie Komunii sakramentalnej w określonym czasie.
Posługując się ogólnymi zasadami prawa kościelnego oraz dokumentami dotyczącymi sytuacji analogicznych należy stwierdzić, że:
– prawo kościelne czysto pozytywne nie obowiązuje przy poważnej przeszkodzie (Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Odpowiedzi na zapytania odnośnie do obowiązku sprawowania Liturgii Godzin, 15.11.2000, Prot. Nr 2330/00/LL, (tekst łaciński "Notitiae" 37 (2001) 190-194).
– w analogicznej sytuacji opisanej przez prawo kościelne nie przerywa się ciągłości owoców duchowych pobożnej praktyki pod warunkiem dokończenia jej zaraz, gdy będzie to możliwe (Święta Kongregacja Soboru, "Tricenario Gregoriano". Deklaracja o ciągłości celebracji trzydziestu Mszy Gregoriańskich, 24.02.1967 (AAS 59 (1967), s. 229-230.])
– dlatego jeśli w trakcie odprawiania praktyki pięciu sobót oraz dziewięciu piątków miesiąca nie jest możliwe spełnienie warunku przyjęcia sakramentalnej Komunii w okresie epidemii, nie ulega przerwaniu ciągłość owoców, a więc nie trzeba tej praktyki zaczynać od nowa, a jedynie przedłużyć tę praktykę o kolejny miesiąc;
– zaleca się jednakże,celem podtrzymania ciągłości praktyki, aby we właściwym dniu (pierwszy piątek/sobota) w okresie braku dostępu do sakramentu, jeśli to możliwe, wzbudzić właściwą danej praktyce intencję oraz skorzystać z możliwości przyjęcia tzw. Komunii duchowej (pragnienia) (por. Breviarium Fidei (2002), nr 296), a także jeśli trzeba, z możliwości uprzedniego oczyszczenia sumienia z grzechów ciężkich poprzez akt żalu doskonałego, gdy nie można się wyspowiadać (por. Katechizm Kościoła Katolickiego 1452).
Bp Adam Bałabuch, Przewodniczący Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP
Świdnica, 2 kwietnia 2020 r.
************************************************************************
JEZU, UFAM TOBIE!
W niedzielę 22 lutego 1931 roku siostra Faustyna przebywała w Płocku. Wieczorem zobaczyła w klasztornej celi Jezusa.
„Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady” – zanotowała w „Dzienniczku”. „W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby obraz czczono w kaplicy waszej i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie”. Pierwszy obraz namalował Eugeniusz Kazimirowski w Wilnie. Większą popularność zyskał jednak obraz Adolfa Hyły, podarowany w 1944 roku dla kaplicy sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.
Obraz oddaje moment ukazania się Zmartwychwstałego apostołom w Wieczerniku, kiedy pokazał im rany i dał władzę odpuszczania grzechów (J 20,19-31). Ta Ewangelia odczytywana jest w święto Bożego Miłosierdzia. Według św. Faustyny Pan Jezus ma być w postawie idąco-stojącej, jak wtedy, gdy zatrzymujemy się dla powitania kogoś. Oczy powinny być spuszczone, a spojrzenie miłosierne jak z krzyża (oddawał to lepiej pierwszy obraz). „Te dwa promienie oznaczają krew i wodę – blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz” – wyjaśniał Pan Jezus s. Faustynie.
Jan Paweł II, modląc się w Krakowie-Łagiewnikach w 1997 roku, powiedział: „Każdy może tu przyjść, spojrzeć na ten obraz miłosiernego Chrystusa, na Jego Serce promieniujące łaskami, i w głębi duszy usłyszeć to, co słyszała święta: »Nie lękaj się niczego, Ja jestem zawsze z Tobą«. A jeśli szczerym sercem odpowie: »Jezu, ufam Tobie!«, znajdzie ukojenie wszelkich niepokojów i lęków”.
GOŚĆ NIEDZIELNY 22.02.2020 – ks. Tomasz Jaklewicz
************************************************************************
Święto Miłosierdzia Bożego – geneza, historia i obietnice Pana Jezusa
Święto Miłosierdzia Kościół obchodzi w I niedzielę po Wielkanocy, w roku 2020 w niedzielę 19 kwietnia. Ustanowił je dla całego Kościoła papież Jan Paweł II w dniu kanonizacji s. Faustyny Kowalskiej 30 kwietnia 2000 r. Obecnie jest nazywane też Niedzielą Miłosierdzia.
Wcześniej, jako pierwszy wpisał je do kalendarza liturgicznego kardynał Franciszek Macharski dla archidiecezji krakowskiej w roku 1985, a potem niektórzy biskupi polscy w swoich diecezjach. Na prośbę Episkopatu Polski św. Jan Paweł II w 1995 roku wprowadził to święto dla wszystkich diecezji w Polsce…
Święto Miłosierdzia Bożego ma najwyższą rangę wśród wszystkich postaci nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, które zostały objawione Siostrze Faustynie.
Po raz pierwszy o ustanowieniu tego święta mówił Jezus w Płocku w 1931 r., gdy przekazywał swą wolę co do powstania obrazu: Ja pragnę, aby było Miłosierdzia święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, żeby był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy – ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia (Dz. 49).
Wybór pierwszej niedzieli po Wielkanocy na Święto Miłosierdzia ma swój głęboki sens teologiczny, który wskazuje na ścisły związek, jaki istnieje pomiędzy wielkanocną tajemnicą Odkupienia, a tajemnicą miłosierdzia Bożego. Ten związek podkreśla jeszcze nowenna z Koronki do Miłosierdzia Bożego, poprzedzająca to święto, która rozpoczyna się w Wielki Piątek.
Święto jest nie tylko dniem szczególnego uwielbienia Boga w tajemnicy miłosierdzia, ale czasem łaski dla wszystkich ludzi.
W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski (Dz. 699).
Wielkość tego święta mierzy się miarą niezwykłych obietnic, jakie Jezus z tym świętem związał. Kto w dniu tym przystąpi do Źródła Życia – powiedział Chrystus – ten dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar (Dz. 300).
Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat (Dz. 699).
Aby skorzystać z tych wielkich darów, trzeba wypełnić warunki nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego (ufność w dobroć Boga i czynna miłość bliźniego) oraz być w stanie łaski uświęcającej (po spowiedzi świętej) i godnie przyjąć Komunię Świętą.
Ks. Józef Orchowski
Święta Siostra Faustyna i Boże Miłosierdzie, Kraków 2015 www.misericors.org/kult
************************************************************************
Czym jest Święto Miłosierdzia Bożego
Święto Miłosierdzia Bożego obchodzone jest w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, zwaną obecnie Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Święto to, choć jest jednym z najmłodszych w kalendarzu liturgicznym, ukazuje jedną z najważniejszych prawd chrześcijaństwa. Można powiedzieć, że zostało ustanowione na prośbę samego Jezusa, przekazaną w objawieniach s. Faustynie Kowalskiej.
Wybór pierwszej niedzieli po Wielkanocy nie jest przypadkowy – na ten dzień przypada oktawa Zmartwychwstania Pańskiego, która wieńczy obchody Misterium Paschalnego Chrystusa. Ten okres w liturgii Kościoła ukazuje tajemnicę miłosierdzia Bożego, która najpełniej została objawiona właśnie w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Inaczej mówiąc – nie byłoby dzieła odkupienia, gdyby nie było miłosierdzia Boga.
Przygotowaniem do obchodów święta jest nowenna, polegająca na odmawianiu Koronki do Miłosierdzia Bożego przez 9 dni, poczynając od Wielkiego Piątku. W tej nowennie – mówił sam Jezus – „udzielę duszom wszelkich łask” (Dz. 796).
Święto Miłosierdzia zamyka Oktawę Wielkanocy oraz otwiera Tydzień Miłosierdzia. W tym roku obchodzony jest on pod hasłem: „Miłosierdziem budujemy Kościół Boży”, zaczerpniętym z nauczania prymasa Stefana Wyszyńskiego. Tydzień Miłosierdzia jest czasem, który wzywa do refleksji i bardziej uważnego rozejrzenia się wokół, by lepiej dostrzec tych, którzy szczególnie potrzebują naszej pomocy. Jest czasem budzenia „wyobraźni miłosierdzia”, o którą apelował Jan Paweł II, po konsekracji świata Bożemu Miłosierdziu. W tym roku apel ten nabiera wyjątkowego znaczenia ze względu na panującą w Polsce i na świecie epidemię.
Święto Miłosierdzia Bożego wpisał do kalendarza liturgicznego najpierw kard. Franciszek Macharski dla archidiecezji krakowskiej (1985), a potem niektórzy biskupi polscy w swoich diecezjach. Na prośbę Episkopatu Polski Jan Paweł II w 1995 roku wprowadził to święto dla wszystkich diecezji w Polsce. Po kanonizacji Siostry Faustyny 30 kwietnia 2000 roku Papież ogłosił to święto jako obowiązujące w całym Kościele.
Święto odpowiedzią na prośbę samego Jezusa
Inspiracją dla ustanowienia Święta Miłosierdzia Bożego było pragnienie Jezusa, które przekazała Siostra Faustyna. Pan Jezus powiedział do niej: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia (Dz. 299). Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski” (Dz. 699).
Kult Bożego Miłosierdzia
Pierwsze objawienia s. Faustyna miała w 1931 r. w Płocku, a później w Wilnie. Wedle jej wskazań malarz Eugeniusz Kazimirowski namalował obraz “Jezu Ufam Tobie” w 1934 r. w Wilnie. Wówczas wydrukowano także jego małe, czarno-białe reprodukcje. Został on umieszczony w wileńskim kościele św. Michała, w 1948 r. skonfiskowany przez sowietów, ale wykupiony potajemnie przez wiernych i ukryty.
Maleńkie modlitewniki z Koronką i reprodukcją obrazu Jezusa Miłosiernego, w czasie II wojny światowej były bardzo popularne. Jest wiele świadectw mówiących o tym, że właśnie w trudnym okresie wojny wierni spontanicznie zwracali się do Miłosierdzia Bożego. Żołnierze polscy roznieśli orędzie s. Faustyny na cały świat.
Dzięki Polakom z armii Andersa, utworzonej w 1941 roku w ZSRR, kult Miłosierdzia dotarł do Iranu, Palestyny, Libanu, Egiptu, a stamtąd – do Afryki i Włoch. Wielkie zasługi w szerzeniu kultu poza granicami oddał marianin ks. Józef Jarzębowski, który podczas okupacji wydostał się z Wilna wywożąc memoriał o nabożeństwie do Miłosierdzia Bożego ks. Michała Sopoćki, spowiednika s. Faustyny i dotarł w niemal cudowny sposób do Stanów Zjednoczonych, podróżując przez Syberię i Japonię. Jeszcze w czasie wojny pojawiły się teksty nowenny, koronki oraz litanii do Miłosierdzia Bożego w językach: niemieckim, litewskim, francuskim, włoskim i angielskim.
W 1943 r. krakowski spowiednik s. Faustyny, o. Józef Andrasz, jezuita, poświęcił drugi obraz Jezusa Miłosiernego namalowany przez Adolfa Hyłę, także według wizji s. Faustyny i ofiarowany do klasztornej kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach. O. Andrasz zapoczątkował też uroczyste nabożeństwo ku czci Miłosierdzia Bożego. Kaplica, która służyła dotąd siostrom i ich wychowankom, stała się miejscem publicznego kultu. Wizerunek bardzo szybko zasłynął licznymi łaskami.
Próba ogniowa
Zaraz po zakończeniu wojny, już w 1946 roku w sprawę zatwierdzenia kultu zaangażowali się biskupi polscy. W 1948 roku skierowana została prośba do Stolicy Apostolskiej o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego w myśl poleceń, które otrzymała s. Faustyna (Dzienniczek, nr 49,88,1530). 27 lutego 1948 r. rozgłośnia Radia Watykańskiego nadała audycję o siostrze Faustynie i jej posłannictwie.
Pod koniec lat 50., według Marii Winowskiej – autorki biografii s. Faustyny, apostołka Miłosierdzia Bożego znana była w całej Europie, obu Amerykach, w Australii, w wielu krajach Azji i Afryki. Dzieła teologiczne poświęcone Miłosierdziu Bożemu oraz obrazki wraz z koronką do Miłosierdzia Bożego ukazały się w językach angielskim, francuskim, hiszpańskim, portugalskim, włoskim, niemieckim oraz w liturgicznym wówczas języku Kościoła – po łacinie. Same teksty nabożeństw i akt “Jezu, ufam Tobie!” przetłumaczone zostały ponadto na litewski, łotewski, niderlandzki, czeski, słowacki, ukraiński, węgierski oraz chorwacki. W Polsce istniało już wiele ośrodków, w których czczono Boże Miłosierdzie.
W tej sytuacji sporym zaskoczeniem była Notyfikacja Świętego Oficjum z 1958 r., które kwestionowało nadprzyrodzoność objawień siostry Faustyny, sprzeciwiało się wprowadzeniu święta Miłosierdzia Bożego, zakazywało rozpowszechniania obrazków i pism propagujących nabożeństwo w formach proponowanych przez siostrę Faustynę. Wątpliwości związane były nie tyle z samym kultem, co wynikały z pewnych nieprawidłowości w jego formach. Były dwa główne powody wydania przez Święte Oficjum dekretu zakazującego nowego kultu. Na pierwszy złożyło się rozpowszechnianie wyrwanych z kontekstu albo niedokładnych i “poprawionych” przez jedną z sióstr fragmentów „Dzienniczka” siostry Faustyny, obecnych we włoskim tłumaczeniu, które dotarło do kongregacji, drugim zaś było – co może dziś szokować – stanowisko większości polskich hierarchów. Watykańscy eksperci opierali się na niedokładnych i źle przetłumaczonych odpisach rękopisów „Dzienniczka”. Ich autorka, siostra Ksawera Olszamowska, działając w dobrej wierze, „poprawiła” nieco dzieło Faustyny. Opuściła wielostronicowe fragmenty tekstu, pominęła wiele zdań i pozmieniała sens niektórych sformułowań.
W drugiej nocie Świętego Oficjum z 6 marca 1959 r. autorzy wycofali się jednak z negatywnego sądu co do prawdziwości objawień, nie zakazywano tak ostro propagowania samego kultu, ale powierzono to „roztropności biskupów, włącznie z usunięciem ww. obrazów, które ewentualnie zostały już wcześniej wystawione do kultu”. W związku z czym obrazy ze świątyń zostały usunięte, zaprzestano organizowania nabożeństw.
Jednak ówczesny metropolita krakowski abp Eugeniusz Baziak, zdecydował, że obraz Adolfa Hyły przedstawiający Jezusa Miłosiernego, związany z objawieniem siostry Faustyny ma pozostać tam, gdzie był, czyli w kaplicy klasztoru w Łagiewnikach. Z innych kościołów został usunięty.
Zasadniczą rolę w zdjęciu zakazu i dalszym rozwoju kultu Miłosierdzia Bożego odegrał następca abp Baziaka, abp Karol Wojtyła, który nie miał wątpliwości, jak pokazują następne wydarzenia, co do prawdziwości objawień siostry Faustyny i szczególnej aktualności przesłania o Bożym Miłosierdziu. Będąc młodym księdzem wracał często do kaplicy w Łagiewnikach. Kronika sióstr odnotowuje, że ksiądz Wojtyła kilkakrotnie głosił kazanie w trzecią niedzielę miesiąca w czasie Mszy świętej i nabożeństwa do Bożego Miłosierdzia.
Wojtyła jako arcybiskup krakowski od 1964 r., przyjął bardzo mądrą strategię polegającą na tym, że najpierw należy doprowadzić do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego s. Faustyny, a potem dopiero podjąć kroki mające na celu propagowanie kultu Bożego miłosierdzia.
Proces informacyjny ws. siostry Faustyny w archidiecezji krakowskiej rozpoczął się w 1965. Zakończył po dwóch latach, a w 1968 zaczął być prowadzony jej proces beatyfikacyjny w watykańskiej Kongregacji ds. Świętych. W tym czasie kard. Wojtyła zarządził nowe wydanie „dzienniczka”, gdzie tekst został skopiowany dosłownie, bez opuszczeń i dopisków oraz ze zwróceniem uwag na podkreślenia ołówkiem, którym s. Faustyna zaznaczała słowa Jezusa. Zlecił ekspertyzę teologiczną “Dzienniczka” s. Faustyny ks. prof. Ignacemu Różyckiemu z krakowskiego Papieskiego Wydziału Teologicznego, który znany był z tego, że nie był przekonany do orędzia siostry Faustyny. Jednakże napisana przez niego obiektywna, naukowa analiza, dała podstawy do tego, że Paweł VI w 1978 r. odwołał ograniczenia dotyczące kultu Bożego Miłosierdzia. W tym samym roku kard. Wojtyła został papieżem.
Encyklika i “Dzienniczek”
W 1980 roku Jan Paweł II ogłosił encyklikę „Dives in misericordia” o Bożym Miłosierdziu. Ważny etap rozwoju kultu stanowiła beatyfikacja s. Faustyny (18 kwietnia 1993 roku w Rzymie). Siedem lat później, 30 kwietnia 2000 r., bł. s. Faustyna Kowalska została wyniesiona przez Jana Pawła II do chwały ołtarzy jako święta. 5 maja 2000 roku Kongregacja Kultu Bożego i ds. Dyscypliny Sakramentów wydała dekret ustanawiający obowiązujące w całym Kościele powszechnym Święto Miłosierdzia Bożego. Polecenia Pana Jezusa, sformułowane w trakcie objawień zostały tym samym zrealizowane.
W Polsce do rozwoju kultu Miłosierdzia Bożego przyczyniło się także wydane w 1981 r. krytyczne opracowanie “Dzienniczka” w jego oryginalnym kształcie. W połowie lat 80. nie było już diecezji, która by nie miała parafii pw. Miłosierdzia Bożego.
17 sierpnia 2002 roku Jan Paweł II zawierzył świat Bożemu Miłosierdziu. Tego dnia w Krakowie-Łagiewnikach konsekrował świątynię pod wezwaniem Bożego Miłosierdzia i ustanowił w niej światowe sanktuarium Miłosierdzia Bożego.
„Tobie zawierzamy dziś losy świata i każdego człowieka. Pochyl się nad nami grzesznymi, ulecz naszą słabość, przezwycięż wszelkie zło, pozwól wszystkim mieszkańcom ziemi doświadczyć Twojego miłosierdzia, aby w Tobie, Trójjedyny Boże, zawsze odnajdywali źródło nadziei” – modlił się wówczas Papież, powierzając cały świat Bożemu Miłosierdziu.
„Czynię to z gorącym pragnieniem, aby orędzie o miłosiernej miłości Boga, które tutaj zostało ogłoszone za pośrednictwem Siostry Faustyny, dotarło do wszystkich mieszkańców ziemi i napełniało ich serca nadzieją. Niech to przesłanie rozchodzi się z tego miejsca na całą naszą umiłowaną Ojczyznę i na cały świat” – wyjaśniał, apelując, że „Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia, gdyż w miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście”.
„To zadanie powierzam wam, drodzy bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce oraz wszystkim czcicielom Bożego miłosierdzia, którzy tutaj przybywać będą z Polski i z całego świata. Bądźcie świadkami miłosierdzia!” – apelował.
Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca po pierwszych Nieszporach Niedzieli Miłosierdzia 2005 r.; uroczystości, którą sam ustanowił. Fakt ten wydaje się wymownym dopełnieniem roli, jaką odegrał w upowszechnieniu prawdy o Bogu bogatym w miłosierdzie. Prawdy przypomnianej za pośrednictwem prostej s. Faustyny, przy grobie której modlił się w młodości.
Dziś do sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie Łagiewnikach przybywa corocznie około 2, 5 miliona pielgrzymów z Polski i wszystkich kontynentów. Szczególnie licznie sanktuarium odwiedzili młodzi podczas Światowych Dni Młodzieży w 2016 roku w Krakowie.
Jednym z owoców konsekracji świata Bożemu Miłosierdziu w Krakowie, była decyzja o utworzeniu sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Wilnie, mieście, gdzie s. Faustyną doświadczyła większości swych objawień. Obecny na uroczystościach w Łagiewnikach metropolita wileński kard. Audrys Juozas Bačkis postanowił pracować nad ożywieniem kultu na całej Litwie. Pierwszym krokiem miało być otwarcie sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Kardynał wyremontował w tym celu kościół św. Trójcy w Wilnie, do którego przeniósł we wrześniu 2005 r. cudowny obraz Jezusa Miłosiernego. Obraz ten od czasów wojny, przez kilkadziesiąt lat ukrywany był w jednej z parafii na Białorusi, a do Wilna powrócił w 1987 r. i początkowo umieszczony został w należącym do miejscowych Polaków kościele Świętego Ducha. Dziś w wileńskim sanktuarium Bożego Miłosierdzia każdego dnia sprawowane są liturgie zarówno po litewsku jak i po polsku oraz w wielu innych jeżykach. Przybywają tam pielgrzymki z całego świata.
W Polsce obok sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach kult Miłosierdzia Bożego szerzony jest również w kilku innych sanktuariach, to znaczy w Dolinie Miłosierdzia w Częstochowie, w Myśliborzu, w Ożarowie Mazowieckim, w Kaliszu, Płocku, Warszawie, w Białymstoku, w Świnicach Warckich.
We Włoszech główne miejsce szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego stanowi Centro della Divina Misericordia przy kościele Santo Spirito in Sassia w Rzymie w pobliżu Watykanu. Specyficzną formą szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego w tym kraju jest peregrynacja obrazu Jezusa Miłosiernego do parafii i wspólnot zakonnych, które tego pragną. Kilkudniowy pobyt obrazu Jezusa Miłosiernego w parafii lub wspólnocie kończy się zapoczątkowaniem odmawiania na stałe koronki do Miłosierdzia Bożego i Godziny Miłosierdzia.
W Niemczech od 1987 roku działa w Brilon Schwester Faustine Sekretariat, zajmujący się wydawaniem i dystrybucją obrazków, folderów i książek propagujących posłannictwo św. Siostry Faustyny i jej duchowość.
We Francji od zakończenia II wojny światowej kult Miłosierdzia Bożego szerzą księża pallotyni z ośrodka w Osny pod Paryżem. W 1993 roku wznowione zostało po 35 latach przerwy czasopismo pt. “Messager de la Misericorde Divine”. Kult Jezusa Miłosiernego sprawowany jest w około 100 kościołach, kaplicach i wspólnotach zakonnych we Francji.
W Portugalii szerzeniem kultu Miłosierdzia Bożego zajmuje się Apostolat Miłosierdzia Bożego z siedzibą w Balsamao. Oprócz Balsamao istnieje w Lizbonie ośrodek kultu Miłosierdzia Bożego założony przez Stowarzyszenie Katolików Świeckich pod nazwą “Odnowić wszystko w Chrystusie”.
W Anglii i Irlandii istnieją liczne ośrodki kultu Miłosierdzia Bożego prowadzone przez księży marianów, a także ludzi świeckich. Za przykład można podać Fawley Court w Henley-on-Thames w Anglii. Ośrodek ten rozwija działalność duszpasterską i wydawniczą.
W Czechach ośrodki kultu Miłosierdzia Bożego w Brnie i innych miastach utrzymują kontakty z sanktuariami polskimi. Czciciele Miłosierdzia Bożego z Czech co roku licznie przybywają do sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach na święto Miłosierdzia.
Na Węgrzech główny ośrodek kultu Miłosierdzia Bożego mieści się w Egerze, a osobą odpowiedzialną za kontakty i współpracę Episkopatu Węgier z sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach jest tamtejszy sufragan bp Istvan Katona.
Na Słowacji księża pallotyni budują w Spisska Nova Ves kościół pod wezwaniem Bożego Miłsoierdzia i od 1997 roku wydają czasopismo “Apostol Bozieho Molosrdenstva”.
W Szwecji od 1995 roku grupa czcicieli Miłosierdzia Bożego gromadzi się regularnie przy parafii Najświetszej Maryi Panny w Malmo. Podobne grupy działają w Boras i w Göteborgu.
Bardzo żywo kult miłosierdzia rozwija się od czasów II wojny światowej w Stanach Zjednoczonych. Obecnie w USA istnieje 75 sanktuariów Bożego Miłosierdzia, na czele z Narodowym Sanktuarium Miłosierdzia Bożego Stanów Zjednoczonych w Stockbridge w stanie Massachusatts.
Kult, zapoczątkowany objawieniami św. Faustyny, jest bardzo rozpowszechniony także w Ameryce Południowej i Afryce, na Filipinach, Korei i Nowej Zelandii. W Australii działa Bractwo Miłosierdzia Bożego, które zrzesza ponad 5 tys. osób z 14 krajów. Bardzo prężnym ośrodkiem duszpasterskim i wydawniczym jest również kanadyjska wspólnota w Verdun, której członkowie troszczą się o ludzi zagubionych moralnie.
Czciciele Miłosierdzia Bożego zrzeszają się ponadto w dwóch międzynarodowych organizacjach: Stowarzyszeniu Apostołów Bożego Miłosierdzia “Faustinum”, które liczy ok. 5 tys. osób z ponad 40 krajów oraz w wielomilionowym Apostolskim Ruchu Bożego Miłosierdzia. W samych Stanach Zjednoczonych należy do niego ok. miliona osób.
Szerzeniem orędzia Miłosierdzia Bożego w szczególny sposób zajmuje się zgromadzenie Matki Bożej Miłosierdzia, do którego należała s. Faustyna oraz siostry Jezusa Miłosiernego – zgromadzenie założone przez kierownika duchowego i spowiednika s. Faustyny, bł. ks. Michała Sopoćkę.
Tygodnik NIEDZIELA, Marcin Przeciszewski, (KAI)
***********************************************************************
Koronka do Miłosierdzia Bożego – Jak się nią modlić?
Pan Jezus podyktował św. Siostrze Faustynie tekst Koronki do Miłosierdzia Bożego w Wilnie 13 i 14 września 1935 roku. Koronka do odmawiania na zwykłej cząstce różańca – 5 dziesiątków.
Koronka do Miłosierdzia Bożego jest modlitwą wyjątkową, gdyż przekazał ją sam Chrystus. Siostra Faustyna usłyszała ją najpierw we wnętrzu swej duszy i modliła się jej słowami, gdy w wizji zobaczyła anioła, który przyszedł ukarać ziemię za grzechy (Dz. 474-475). Na drugi dzień Pan Jezus dokładnie jej wyjaśnił, jak należy tę modlitwę odmawiać i jak wielkie ma ona znaczenie (Dz. 476); w następnych objawieniach przekazał obietnice, które związał z ufnym jej odmawianiem.
Czytaj więcej o Koronce i obietnicach z nią związanych —> Faustyna.pl: Koronka do Miłosierdzia Bożego
Jak się modlić Koronką do Miłosierdzia Bożego?
Na początku
Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen.
Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus. Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, i w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego, Pana naszego, który się począł z Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny, umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion. Zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał. Wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca wszechmogącego. Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny, świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny. Amen.
Na dużych paciorkach (1 raz)
Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata.
Na małych paciorkach (10 razy)
Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
Na zakończenie (3 razy)
Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem.
Imprimatur:
kard. Franciszek Macharski metropolita krakowski, Kraków, 16 lutego 1980
Kult Miłosierdzia Bożego —> www.misericors.org/kult
************************************************************************
7 maja – pierwszy czwartek miesiąca
o godz. 20.30 – Msza Święta
o godz. 21.00 – godzinna Adoracja Najświętszego Sakramentu w intencji kapłanów (Litania Loretańska i Różaniec)
Modlitwa za kapłanów, którą napisał spowiednik św. Faustyny, błogosławiony ksiądz Michał Sopoćko
Boże miłosierny,
daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!
Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
a żaden powołany nie został pominięty.
Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!
Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
głoszą słowem, przykładem i życiem!
Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.
Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
którego wylałeś na Apostołów!
Amen.
************************************************************************
CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!
PRAWDZIWIE ZMARTWYCHWSTAŁ!
z życzeniami na WIELKANOC 2020
Podczas Liturgii Wielkiego Piątku papieski kaznodzieja o. Cantalamessa bardzo wnikliwie odczytał obecny czas. Żeby zobrazować sytuację do jakiej doszedł nasz ludzki świat, przywołał historię angielskiego malarza Jamesa Thornhilla. Otóż artysta podczas ozdabiania ściany londyńskiej katedry św. Pawła, zachwycony swoim dziełem, aby lepiej popatrzeć na wykonany przez siebie fresk, cofnął się tak, że mógł spaść z wysokiego rusztowania. Jego pomocnik widząc tę sytuację pomazał farbą fragment fresku i wtedy artysta nagle zatrzymał się, oburzony zeszpeceniem jego dzieła. Czy zdał sobie sprawę, że w ten właśnie sposób jego pomocnik uratował mu życie?
Zauważmy, że Pan Bóg nieraz miesza się w nasze plany i w nasz spokój, właśnie po to, aby uratować nas od spadnięcia w przepaść, której nie widzimy. Ten świąteczny czas jest nam dany, abyśmy weszli w zadumę nad ludzkim losem i zauważyli jak błądzimy w naszym rozumowaniu. Bo to nie Pan Bóg za pomocą korona-wirusa oszpecił fresk naszej dumnej cywilizacji technicznej. Pan Bóg poprzez swojego Syna dał nam niewyobrażalny dowód, że zawsze jest po naszej stronie a nie po stronie jakieś bezkształtnej cząstki maleńkiego wirusa, który nagle obnażył naszą złudną wszechmoc. Teraz zobaczyliśmy, że jesteśmy śmiertelni i na nic wojskowe potęgi czy wspaniałe technologie. To nie one nas uratują.
Odsuńmy różne wątpliwości, może nawet pretensje do Pana Boga, z którymi nie umiemy sobie poradzić. A wtedy, dzięki Bożej łasce, zobaczymy, w tej nowej odsłonie Wielkiego Tygodnia Roku Pańskiego 2020, najważniejsze wydarzenie w dziejach ludzkości: JEZUSA CHRYSTUSA ZMARTWYCHWSTAŁEGO.
Pusty grób
Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego
Maria Magdalena ze swoim pośpiechem – bo jak pisze święty Jan „pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, udała się do grobu” – jest mi taka bliska, jak zresztą każdemu człowiekowi. Kto z nas nie przeżywał już, albo jest w trakcie doświadczenia, kiedy grób staje się bliższy, niż był przedtem?
Nie dlatego tak piszę, że z biegiem lat człowiek czuje zbliżającą się własną śmierć, ale dlatego, że śmierć zabrała osobę bliską, może – najbliższą. Chodzę więc na cmentarz. A przecież nie spotykam już kochanej osoby, którą Bóg postawił na mojej drodze, ale spotykam samego siebie, moje wspomnienia, mój żal i tak często mój wyrzut sumienia, że nie dość było się dobrym, serdecznym. Wiem, w grobie są tylko prochy, kości i wielkie milczenie. Ale chcę za każdym razem, gdy jestem nad grobem mojej mamy, mojej siostry i tylu innych, którym tak wiele zawdzięczam, nie tylko wzruszyć się, ale iść dalej – tam dokąd prowadzi mnie dzisiejsza Liturgia.
Maria Magdalena tak bardzo pragnęła już być przy grobie – dlatego ten pośpiech i ten ból wielki, a przed oczyma jej serca zmasakrowane Jezusowe ciało, które pragnęła jedynie namaścić. Martwiła się jak wejść do grobu. A oto „zobaczyła kamień odsunięty od grobu”. Grób okazał się grobem pustym.
Więc znowu z pośpiechem pobiegła, aby powiadomić Piotra i Jana: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”. Nie wiedziała jeszcze, że to sam Pan prowadził ją tą drogą, na której dorastała do radosnej Tajemnicy Zmartwychwstania. Jak to dobrze, że wyszła naprzeciw, że pozwoliła się Jezusowi prowadzić.
Bo „Jezus Zmartwychwstały niepokoi – jak pisze ksiądz Tadeusz Huk – wyrywa człowieka z zastoju, zasklepienia, pokazuje nowe perspektywy. Powoli, cierpliwie dotyka ludzkiego serca i otwiera na zaufanie, jest zawsze o krok przede mną w drodze, gdy pojawia się pytanie o dobro, prawdę, sens życia, gdy pragnę uwierzyć, modlić się, to właśnie On jest obecny w moim życiu, to On wzywa, zaprasza, potwierdza, że JEST i chce być przy mnie, On zabity, a przecież żyjący. Światło zmartwychwstania prześwietla wszelki ból, zło, śmierć i tym światłem pragnie mnie objąć Jezus, jeżeli tylko zdecyduję się wyjść. Uwierzyć, że w moim życiu może się wiele zmienić”.
Wraz z całym Kościołem stoję przed pustym grobem. Czy potrafię postawić sobie pytanie bardziej świadomie niż rok temu, co we mnie ma z martwych powstać? Życie każdego człowieka ma wielkie możliwości dzięki mocy Ducha Bożego. Dlatego może doświadczać sensu życia, cierpienia i śmierci – o czym zapewnia święty Paweł, pisząc: „wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu”.
Żeby odkryć w sobie tę moc, muszę zgodzić się, aby wyjść naprzeciw radosnej Tajemnicy wypowiedzianej przez anioła: „Powstał z martwych i udaje się do Galilei. Tam Go ujrzycie”.
W katedrze Holly Cross kończyła się Liturgia Wielkanocna. W bocznej nawie klęczała matka, której na imię było Maria. Przez wiele lat modliła się, aby jej dwaj synowie powrócili do wiary. Jej modlitwy były zajęte tylko tą jedną, jedyną intencją. W pewnym momencie podniosła wzrok i nagle – nie dowierzając własnym oczom – zobaczyła swoich synów stojących w drzwiach katedry. Co więcej, stali w długiej kolejce do konfesjonału. Ogarnęła ją radość i ogromna wdzięczność. Później dowiedziała się od synów, co sprawiło, że powrócili.
Tego dnia pogoda była okropna. Lało jak z cebra. Dwaj bracia wsiedli w samochód, aby pojechać na dyskotekę. Jadąc, na drodze zobaczyli starszego mężczyznę, który, kulejąc, szedł bez parasola. Nie było na nim suchej nitki. Zatrzymali samochód, aby go podwieźć. Mężczyzna zmierzał do katedry Holly Cross, do której miał jeszcze ze trzy mile. Gdy byli już przed bramą świątyni, deszcz wciąż mocno padał. Pomyśleli, mając czas, dlaczego nie – zaczekają na niego, aby go odwieźć z powrotem. W tym czekaniu doszli do wniosku, że może lepiej wejść do środka. Chyba będzie przyjemniej niż w samochodzie. I wtedy w czasie podniesienia, przeistoczenie dokonało się również w nich. Podjęli decyzję.
Historia dwóch braci z nieznajomym na drodze do Holly Cross bardzo przypomina spotkanie na innej drodze, która prowadziła do innej wioski. Też było dwoje ludzi. Szli, zupełnie zrezygnowani, pozbawieni już wszelkiej nadziei z powodu tragicznych wydarzeń Wielkiego Piątku. I na tej drodze z Jerozolimy do Emaus spotkali Nieznajomego. Mimo że rozmowa na początku nie była dla nich przyjemną, to oni jednak, jak mówi Pismo Święte, „przymusili Go, mówiąc: Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Ten ich upór był błogosławiony, bo rozpoznali w Nieznajomym Zmartwychwstałego Jezusa przy łamaniu chleba. Właśnie wtedy, jak zaznacza Pismo Święte – „oczy im się otworzyły”.
Bracia jadący w kierunku Holy Cross byli zupełnie nieświadomi, iż usłużyli samemu Jezusowi. Ale ich uczynek wraz z żarliwą modlitwą matki sprawił, że doświadczyli mocy samego Boga.
Wychodzenie z ciemności, aby zaznać Światła, wciąż trwa. Oby głos wołającego Kościoła był coraz lepiej słyszany:
„Zbudź się o śpiący i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus”.
Bo Chrystus zmartwychwstał.
Prawdziwie zmartwychwstał.
ks. Marian SAC
************************************************************************
Śniadanie wielkanocne
W Niedzielę Wielkanocną po Mszy św. rezurekcyjnej gromadzimy się wszyscy na uroczystym śniadaniu przy odświętnym stole, przybranym gałązkami, baziami wierzbowymi, zieloną pszenicą, rzeżuchą albo bukszpanem, które symbolizują nowe życie otrzymane na Chrzcie św. Na środku stołu umieszczamy świecę, baranka wielkanocnego. Przed spożywaniem pokarmów winna być wspólna modlitwa o Boże błogosławieństwo, o dary Ducha Świętego dla naszego papieża Franciszka, o łaskę nawrócenia dla niewierzących, o pokój na ziemi, o pociechę dla cierpiących i samotnych.
Zmartwychwstał Pan prawdziwie. Alleluja.
Bogu niech będą dzięki. Alleluja.
Gromadzimy się dzisiaj w naszej wspólnocie rodzinnej, aby uroczyście świętować pamiątkę Zmartwychwstania naszego Pana Jezusa Chrystusa. Życzę nam wszystkim tu obecnym, aby pokój i radość zagościły w naszych sercach. Życzę, byśmy wszyscy byli świadkami Zmartwychwstałego Chrystusa w dzisiejszym świecie i gdziekolwiek będziemy, byśmy oznajmiali, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał. Ogarnijmy myślą i sercem wszystkich naszych krewnych i przyjaciół, żyjących i zmarłych, ogarnijmy cały świat i prośmy:
Ojcze nas, któryś jest w niebie…
Modlitwa przed posiłkiem:
Z radością wysławiamy Ciebie, Panie, Jezu Chryste, który po swoim z zmartwychwstaniu ukazałeś się uczniom przy łamaniu chleba. Panie, bądź z nami, kiedy z wdzięcznością spożywać będziemy te dary i dzisiaj w braciach przyjmujemy Ciebie w gościnę, przyjmij nas kiedyś jako współbiesiadników w swoim królestwie, który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
Modlitwa po posiłku:
Uczniowie poznali Pana. Alleluja.
Przy łamaniu chleba. Alleluja.
Boże, źródło życia, napełnij nasze serca paschalną radością i podobnie jak dałeś nam pokarm pochodzący z ziemi, spraw, aby zawsze trwało w nas nowe życie, które Chrystus nam wysłużył przez swoją śmierć i zmartwychwstanie i w swoim miłosierdziu nam udzielił. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
************************************************************************
Zaufać do końca
Niedziela Miłosierdzia Bożego
19 kwietnia 2020
Zmartwychwstały Chrystus po swojej męce i śmierci powraca do swoich uczniów. Każdego dnia, począwszy od Wielkiej Nocy, Ewangelie opowiadają o tych spotkaniach. Jest taki zwykły, że Maria Magdalena wzięła Go za ogrodnika. Do wystraszonych zaś uczniów przychodzi pomimo zaryglowanych drzwi i tłumaczy, że tak być musiało. Tak wypełniły się Pisma. Pokazuje swoje rany na rękach, na nogach. Żeby ich przekonać, że ma ciało i kości, podaje im chleb i rybę. Razem z nimi się posila – po to, aby uwierzyli, że to On jest, prawdziwie żyjący.
„Nie pokazał się ani Piłatowi, ani Herodowi, ani wielkim kapłanom – jak napisał ksiądz Janusz Pasierb. Nie ujrzeli Go ich zausznicy, szpicle, fałszywi świadkowie, oprawcy. Któż inny odmówiłby sobie takiego triumfu, nasycenia oczu przerażeniem swoich wrogów. Ale oni byli już nieważni, to znaczy ich nienawiść była nieważna. Niewątpliwie czegoś się dowiedzieli. Przerazili się tą pogłoską, która obiegła miasto. Później jednak przeszli nad nią do porządku. Czuli się bezpieczni i zapewne sypiali spokojnie.
On tymczasem przychodził do biednych, osaczonych, szukających, smutnych, pełnych nieśmiałej czy rozgoryczonej nadziei. I tak miało pozostać, począwszy od tamtej nocy” – jedynej nocy, którą nazywamy: Wielka Noc.
Jakie to jest pocieszające, bo tu odnajduję siebie – w tych Jezusowych powrotach, które wciąż trwają. Jego miłość i Jego wierność nie jest skrępowana żadnym czasem. Choć tak naprawdę to nie Jezus wraca – tylko ja biedny, grzeszny człowiek wciąż powracam do Jezusa. Każdy mój powrót jest możliwy dzięki modlitwie zanoszonej przez cały Kościół i poszczególnych ludzi – tych, o których wiem i tych, o których Bóg tylko wie. Obym mógł zawsze wysławiać Pana za to, że już tyle razy było mi dane i wciąż uczestniczę w Tajemnicy dotykania, niemalże jak Tomasz, Chrystusowego człowieczeństwa, które z martwych powstało. Przecież nie co innego się dzieje, kiedy klękam przed drugim kapłanem, który nosi w sobie moc Jezusowego tchnienia z dzisiejszej Ewangelii. A sprawowana Eucharystia?
Tutaj posłużę się tekstem księdza biskupa Jana Pietraszki, aby lepiej zrozumieć, jak bardzo człowiek jest związany z Bożą rzeczywistością: „Jego Ciało zamknięte w Eucharystii jest oddzielone od Krwi widzialnym znakiem postaci wina. Jest w stanie ofiarnym i nosi na sobie znaki cierpienia i śmierci. Kiedy Go przyjmujemy, kładziemy i my – w ustanowiony przez Niego sposób – nasze ręce duchowe na to Ciało i na te znaki męki i śmierci. On nas również dotyka – w sobie wiadomy sposób – w najgłębszych pokładach naszego człowieczeństwa i pozostawia tam zbawienne ślady swej obecności i swego działania.
Dobrze jest od czasu do czasu popatrzeć w tej perspektywie na swoje ciało i na swoje ręce, i powiedzieć sobie samemu: To są ręce, które tyle razy kładły się duchowo na Chrystusowe rany, to jest moje ciało, które nosi na sobie znaki i ślady tylu dotknięć Chrystusa, a żadne z nich nie pozostało bez skutku. On nas tyle razy budził na nowo do postawy odważnej wiary, On nam przypominał tamte słowa wypowiedziane do Tomasza: <Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.> On nas ciągle karmi swoim zmartwychwstaniem i pragnie nas napełnić swoim niezwyciężonym życiem. Jako siewca rzuca swoje zmartwychwstanie jak ziarno w ziemię naszego człowieczeństwa, by we właściwym czasie – Jemu tylko znanym – wyrosło w nas drzewo życia i zaowocowało naszym osobistym zmartwychwstaniem”.
W dzisiejszą niedzielę, która jest niedzielą Bożego Miłosierdzia, dobrze jest zdać sobie sprawę, że w moim życiu w s z y s t k o zawdzięczam Bożemu Miłosierdziu. A jak bardzo nikłe musi być tutaj moje rozeznanie, zdałem sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy przeczytałem tekst z rękopisu błogosławionego księdza Michała Sopoćki: „Są prawdy, które się zna i często o nich się słyszy i mówi, ale się nie rozumie. Tak było ze mną co do prawdy miłosierdzia Bożego. Tyle razy wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, powtarzałem w modlitwach kościelnych – szczególnie w psalmach – ale nie rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani też nie wnikałem w jej treść, że jest najwyższym przymiotem działalności Boga na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej zakonnicy, siostry Faustyny ze Zgromadzenia Opieki Matki Bożej (magdalenek), która intuicją wiedziona powiedziała mi o niej krótko i często powtarzała, pobudzając mnie do badania, studiowania i częstego o tej prawdzie myślenia”.
Święty Piotr w dzisiejszym drugim Czytaniu przypomina, że „Bóg Ojciec w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei”. Przez tę prawdę miłość całkowicie zwyciężyła nienawiść. Miłosierdzie osiągnęło triumf nad złem. Grzech nie jest już nieszczęściem – jeżeli otworzę się na Boże Miłosierdzie.
Słyszałem o pewnym księdzu, który był bliski załamania. Przeżywając jakieś wewnętrzne rozdarcia, postanowił zostawić kapłaństwo, a nawet odejść od Boga. Jakby na pożegnanie poszedł do swojego kolegi, z którym razem był święcony. Opowiedział mu o wszystkich swoich grzechach, o swojej niewierności i właściwie nie ukrywał, że on już zwątpił w Boże Miłosierdzie. Kolega ksiądz tłumaczył jak mógł: że miłosierdzie Boże jest ogromne, że dobry Bóg wciąż ma dla nas swoją przebaczającą miłość – wystarczy ją tylko przyjąć.
– I co z tego? Moje serce jest jak dziurawe wiadro. Boże przebaczenie przelatuje przez nie jak przez sito.
– Myślę, że to dobry obraz – twoje serce jest jak dziurawe wiadro, w którym pełno dziur i różnych pęknięć. Jeżeli wrzucisz je w morze Bożego Miłosierdzia, to przecież nie jest ważne, ile jest dziur. Boże Miłosierdzie, które jest nieskończone, otoczy je z wszystkich stron. I im więcej dziur, tym szybciej dostanie się do środka.
ks. Marian SAC
Każdy ma swoją drogę do Emaus
III Niedziela Wielkanocna
26 kwietnia 2020
Już od szeregu lat mam tę możliwość bycia na co dzień z ludźmi, których koleje życia bywały tak bardzo trudne, że często słyszę w ich głosie rozgoryczenie i wątpliwości. Wojenna tułaczka, która wiodła wielu z nich aż na Syberię, a potem szlakiem krajów arabskich i afrykańskich doprowadziła w końcu nie do ziemi ojczystej, ale obcej.
Nie pogodzili się z faktem, że siłą tworzy się prawo. Przecież wyrośli w romantycznej tradycji półtora wiekowej walki o niepodległość. Wciąż napotykam na otwarte rany powstałe z uświadomienia krzywdy, jaka ich spotkała. Idą z tym ciężarem przez życie, czując się oszukani. I pytają nie tylko siebie samych – „na cóż więc przydał się wkład naszej krwi i bohaterstwa?” Ileż razy było mi dane uczestniczyć w robieniu bilansu gasnącego życia wśród tych, którzy pozostali do końca żywym protestem na umowy wielkich tego świata. Wybierając z serca gorycz, tak jakbym czerpakiem wylewał brudną wodę – a ona wciąż dopływała, nie wiadomo skąd – wtedy zaczynam lepiej rozumieć słowa, które napisał Cyprian Norwid: „Gorzki to chleb jest polskość”. Na wyspie, która stała się siłą rzeczy drugim domem, kiedy się budzę, każdy poranek podobny jest do siebie poprzez swoją ciężkość i mglistość. Już słyszę wyrzuty od tych, których dziś odwiedzę: „a jednak starość Panu Bogu się nie udała”. A ja z kolei wciąż się łudzę, że moje pytanie, może tym razem nie pozostanie bez odpowiedzi: dlaczego jesień jest taka piękna? Zwrotnica jest jednak zbyt ciężka dla mnie, żeby ją przestawić. Pozostaje zatem czekać i słuchać. W rozmowie z 87-letnim Rodakiem jestem urzeczony prawdziwością przysłowia: „Nie zapomina się smaku chleba z rodzinnego domu i głosu kochającej matki”.
Dzisiejsza Ewangelia o owych uczniach do Emaus bardzo przypomina moich wiecznych żołnierzy, dla których <Bóg, Honor i Ojczyzna> nie jest pustym sloganem, ale prawdą ich życia. Dla niektórych z nich to wciąż Ojczyzna jest Jerozolimą, z której wyszli i stale idą drogą prowadzącą do bliżej nieokreślonego Emaus. To już nie jest odległość 60 stadiów, ale przeszło 60 lat. Ile pretensji i żalu do Boga, którego plany trudno pojąć, bo każdy z nas stale musi odchodzić od tych wizerunków Bożego Oblicza przykrojonych na ludzką tylko miarę. Jezusowe zaś Królestwo, które już jest obecne na ziemi, nie do ziemi jednak należy. Takie bywają rozmowy, długie nieraz, na dalekiej północy. Tu odnajduję podobieństwo do rozmowy dwóch uczniów Jezusa. Jednemu z nich na imię było Kleofas. „Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali”.
Sam sobie zadaję pytanie, jeżeli tamtym pierwszym uczniom nie wystarczyło Chrystusowe nauczanie, którego słuchali bezpośrednio, osobiście, zanim nastąpiły wydarzenia Wielkiego Piątku – to jak ja, biedny, grzeszny człowiek, mam tłumaczyć Boże drogi, na których też często staję bezradny. Więc lepiej jest milczeć. Każdy ma swoją własną drogę do Emaus, którą musi przebyć.
Czy ja potrafię odnaleźć siebie w owych uczniach, do których dołączył Nieznajomy, wtedy kiedy sam znajdę się w sytuacji mojego rozgoryczenia? Trzeba mi się wciąż miarkować, aby nie ulec pokusie, która jest złudzeniem, że moje życie sam mogę sobie zaprogramować. Jakie to naiwne robić plany, w których wszystko będzie toczyć się bezpiecznie, bez żadnych wielkich wstrząsów. I jakie byłoby to nieszczęście, nie odczuwając na drodze swojego życia wciąż obecnego Zmartwychwstałego Pana.
Więc dla osób, które już nie mogą być mi obojętne, a których oczy niejako chwilowo utknęły na uwięzi, widząc wokoło samą tylko pustkę, bo najbardziej bliska osoba odeszła, chcę podzielić się tekstem, który znalazłem u księdza biskupa Jana Pietraszki:
„W takich warunkach może być postawiony znak zapytania nad całym sensem naszego życia, nad sensem naszej wierności Panu Bogu i Chrystusowi według dawnych wyuczonych z katechizmu schematów z dawnych lat. I wtedy Chrystus musi przyjść drugi raz. Wtedy nam trzeba spotkania na tej wspólnej drodze i rozmowy z Chrystusem. Na szczęście Chrystus może przychodzić zamkniętymi drzwiami. Może wchodzić w samo serce zamkniętych sytuacji, niedostępnych dla nikogo. Na szczęście może czytać treści naszego wnętrza tak dokładnie, jak my sami nie potrafimy. I może przychodzić niewidzialnie i naprawdę być nawet wtedy, kiedy my o tym zupełnie nie wiemy. Może się posłużyć cudzym głosem, cudzymi myślami jako skutecznym narzędziem, choć to narzędzie jest nieraz tak zaskakująco proste. Przecież On nawet z błota ziemskiego uczynił lekarstwo na niewidzące oczy.
On i do nas musi przyjść z owocami własnej śmierci.
On musi do nas wrócić z owocami swojego krzyża i otworzyć nam niewidzące oczy, żebyśmy Go zobaczyli na nowo, w zupełnie nowej sytuacji, w tej nieoczekiwanej perspektywie, którą nam życie stworzyło, w nowych, nieraz radykalnie zmienionych warunkach życia, byśmy zobaczyli na nowo sens i wartość tam, gdzie wszystko naraz wydawało się tylko chaosem, bezsensem, absurdem i pustką”.
Słuchając Słowa Bożego, słuchamy samego Jezusa. Żeby tylko zapałało w nas serce – tak jak uczniom idącym do Emaus, „kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał”. Oni Go przymusili i pozostał z nimi. Zostanie i z nami, jeżeli Go również przymusimy.
Bo dzień, który przeżywamy tu i teraz, już naprawdę się nachylił. Eucharystia wciąż trwa. Nieustannie trwa. Oby to dzisiejsze łamanie Chleba uwolniło moje oczy z uwięzi.
ks. Marian SAC
************************************************************************
IV NIEDZIELA WIELKANOCNA ROK A
3 maja 2020
Jezus jest moim pasterzem
W starożytności chrześcijańskiej Chrystus najczęściej był przedstawiany jako Dobry Pasterz. I dzisiejsze Słowo Boże nie inaczej zwraca się do słuchacza. Sam Jezus mówi o sobie, że jest pasterzem, że jest bramą owiec. Używając takiego porównania był właściwie rozumiany. Cały Stary Testament pełen jest obrazów pasterzy pasących swoje owce. Abraham, Izaak i Jakub byli pasterzami. Mojżesz, któremu Pan Bóg objawił się w ognistym krzaku na Synaju zajmował się pasieniem owiec. A Dawid czyż nie był zawezwany do proroka Samuela, który go namaścił na króla, właśnie od owiec. Do groty betlejemskiej przybyli pasterze jako pierwsi, którzy oddali pokłon Nowonarodzonemu.
A dziś jaki we mnie powstaje rezonans kiedy słyszę: Jezus jest moim pasterzem. To znaczy, że ja jestem owcą, baranem. Jakieś dziwne ogarniają mnie skojarzenia, albo raczej opory. Człowiek wciąż nosi w sobie pragnienie, nie zawsze do końca uświadomione, bycia niezależnym, zaradnym, bystrym. A tymczasem porównanie z poczciwymi stworzeniami nie wiele ma wspólnego z synonimem inteligencji.
Przejeżdżając poprzez rozległe wrzosowe pola wszędzie widzę, nie razem, tylko pojedynczo porozrzucane szkockie owce. Oddzielają je kamienne płoty, które układają się w jakąś szachownicę. Co jakiś czas na tych murach ułożonych z kamieni bez żadnej zaprawy jest otwór na szerokość jednej owcy. To jest po prostu taka bramka. Są one między innymi po to, aby w niebezpiecznym czasie właściciel zatoczył na tą otwartą przestrzeń w murze leżący obok głaz. Ale czy zdąży w porę, żeby nikt z zewnątrz nie mógł wejść i żeby owce mogły poczuć się bezpieczne?
Na galilejskich zboczach po których chodził Jezus owce zawsze były razem, a sam pasterz był bramą dla owiec. Samym sobą bronił wstępu obcemu. Owce znały jego głos i tylko za nim szły. Tu dopiero można zrozumieć Jezusowe słowa, kiedy mówi o sobie, że On jest prawdziwym Pasterzem, bo jest nie tylko bramą przez którą przechodzą owce, ale On sam swoje życie oddaje i za te, które już są w Jego owczarni i za te, które odeszły, pogubiły się, a On wciąż je szuka a kiedy znajdzie sprowadza. Przypowieść o Dobrym Pasterzu jest właściwie jakaś nieprawdopodobna. Kto by zostawił 99 owiec i biegał za tą jedną, która po prostu sobie odeszła? Przecież taki porządny pasterz, który zna się na kalkulacji rozumuje całkiem logicznie: niech sobie idzie, bo i tak już nic z niej nie będzie. Pewnie się poraniła, a z taką pokaleczoną, chorą tylko kłopot. Właściwie dobrze jej tak. Po co uciekała?
Jakie to szczęście, że Jezus uprawia zupełnie inną matematykę, która jest całkowicie sprzeczna z wyrachowanym światem. Jak to możliwe, żeby 1 było tyle samo ważne, albo nawet ważniejsze niż 99. Najemnik, handlarz, hodowca taką owcę dobija, albo pozostawia własnemu losowi. Tu przypominają mi się wspomnienia z obozów koncentracyjnych opowiadane przez moich parafian, jak koledzy, przyjaciele wynosili ludzi konających na apel, żeby nie zostali w bloku, bo by ich dobito. Człowiek konający musiał udawać, że żyje. Właściwie ten lęk wciąż towarzyszy dzisiejszemu człowiekowi zatrudnionemu w różnych zakładach pracy. W jakim muszą żyć stresie, ponieważ boją się pokazać swoją chorobę, że słabną, że się starzeją.
Przed Jezusem nie muszę niczego ukrywać. Jego zachęta nieustannie jest słyszana: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście obciążeni, słabi i chorzy, a Ja was pokrzepię”. Jezus „woła swoje owce po imieniu i wprowadza je”. A słowo „znać” w języku Biblii znaczy „kochać”. Jakich nieprawdopodobnych Pan Jezus używa porównań, że ja biedny grzesznik czuję się bardzo zakłopotany. Jak rozumieć Chrystusowe słowa, kiedy mówi, że „nas kocha tak jak Ojciec Jego kocha a On Ojca”?
Przecież z każdym dniem zdaję sobie coraz lepiej sprawę, że naprawdę jestem owcą próbując wciąż iść jakąś swoją drogą. Ale czy ta droga nie oddala mnie od owczarni? Ileż razy czułem się zagubiony, nieszczęśliwy, poraniony. Uczestniczę w powszechnym dziś falowaniu pomiędzy dumą a świadomością poniżenia. Neurotyczne pragnienie aby być kochanym z równoczesnym uciekaniem i lękiem przed miłością jest dziś jakimś znakiem czasu. W tym miejscu chcę podzielić się zdaniem, które usłyszałem podczas rekolekcji prowadzonych przez ks. Pasierba, bo wciąż te słowa, pomimo tylu lat są we mnie żywe: „Nie próbuj sam się zbawić. Nie starczy ci życia. Pozwól się Jezusowi odnaleźć”. Bo tak jest w moim życiu, że często sam nie potrafię się ani odnaleźć, ani pozbierać i zupełnie zrozumieć. Obraz z Księgi Rodzaju stale się powtarza: Bóg nawołuje człowieka po imieniu szukając go. A człowiek ukrywa się w krzakach ze swoim wstydem. Tu widać czym jest pycha, która chce wszystko tylko sobie zawdzięczać, nawet swoją zgubę. Obłudnie tłumaczę się wstydem, który wstrzymuje mnie, abym pokazywał Jezusowi swoje rany. A przecież na pokazywaniu swoich ran, które zadał mi świat, szatan, grzech i również ja sam sobie polega Sakrament pojednania.
Ks. Jan Twardowski w jednym ze swoich rozważań przy Stacji III-go upadku tak pisze: „Kiedyś usłyszałem takie słowa: <Z ran się wyspowiadaj>. Człowiek spowiada się z grzechów, ale i z ran. Niechęci, urazu, żalu, jakie ma do kogoś”.
Dzisiejsze II Czytanie kończy się wielką dla mnie pociechą: „Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych”.
Patrzę więc z dziękczynną modlitwą w sercu na szkockie wzgórza na których znowu urodziło się bardzo wiele owiec i jestem pewien, że Pan nasz Jezus Chrystus, Dobry Pasterz odnajdzie nas wszystkich porozrzucanych i pogubionych na bezkresnych przestrzeniach – bo przecież tak nie wiele trzeba: jedynie pozwolić się odnaleźć.
ks. Marian SAC
************************************************************************
V NIEDZIELA WIELKANOCNA
10 maja 2020
Pan Jezus żegnając się z uczniami podczas Ostatniej Wieczerzy wypowiada bardzo wzruszające słowa: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie Boga? I we mnie wierzcie”. A powiedział to na kilka godzin przed rozpoczęciem swojej męki. Przez trzy lata przygotowywał swoich wybranych, aby ich wiara nie ustala. Widział dokładnie poszczególne etapy męki duchowej i fizycznej, które już niebawem miały się stać Jego udziałem. Dlatego mówił otwarcie: „Wy wszyscy zgorszycie się mną tej nocy”. Bonhoeffer ujął w jednym zdaniu co znaczyło wtedy i co znaczy dziś być uczniem Jezusa, Jego wyznawcą – po prostu: „być z Bogiem w Jego bezsilności i cierpieniu”. Trzeba było wtedy, trzeba i dziś wejść za Jezusem w strefę słabości. A jest to ta słabość, która wciąż nie przestaje gorszyć świata. Ale jedynie tą drogą można się zbliżyć do Bożej Tajemnicy. Dlatego ma rację Pascal pisząc, że „znamy Boga tylko przez Chrystusa, ale i siebie samych poznajemy tylko dzięki Niemu. Jedynie przez Jezusa poznajemy życie i śmierć”.
Pan Jezus pociesza swoich uczniów w Wieczerniku. Wyjaśnia sens tego co ma nadejść. Pewnie i sam siebie pocieszał. Bo mówił o swoim Ojcu, do którego wraca. O domu, w którym jest mieszań wiele. „A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem”.
Kiedy słyszę słowo – dom, rodzinny dom – to doskonale zdaję sobie sprawę co mieści się pod tym pojęciem. Pewnie dlatego urządziłem w wynajętym mieszkaniu kaplice, która jest „izbą na górze”. Na jednej ze ścian wypisałem wiersz Cypriana Norwida „Moja Piosnka”, aby przypominało to, co w języku tubylców określane jest jednym krótkim słowem <home>. Mieć dom to nie znaczy posiadać budynek, ale mieć ścisłe więzy z ludźmi, którzy są mi bliscy i dla których nie jestem obojętny.
Czym jest taki dom – przywołam historię młodego Martina, który potrzebował kogokolwiek, aby podzielić się tym co przeżywał. Zwrócił się do siedzącego obok pasażera w pociągu, zupełnie obcego, aby opowiedzieć mu swoją historię. Wracał z więzienia. Był tam zamknięty na trzy lata za jakieś kradzieże i inne przestępstwa. Ten jego pobyt w zakładzie karnym odmienił go zupełnie. Czuł się strasznie winnym przede wszystkim dlatego, że sprawił tak ogromną przykrość, krzywdę swojej rodzinie. Przez te całe trzy lata nie było żadnego listu, żadnych odwiedzin. Próbował znaleźć jakieś wytłumaczenie. Jego rodzice byli praktycznie analfabetami. Byli także bardzo biedni i nie było ich stać, aby wsiąść w pociąg i odwiedzić syna w więzieniu, które znajdowało się daleko od domu. Ale on wciąż żył nadzieją, że może jednak przebaczyli mu i czekają na jego powrót. Aby mieć pewność napisał do nich list. Jeżeli jest oczekiwany, to niech dadzą mu jakiś znak. Jego rodzinny dom był bardzo blisko torów kolejowych. Z tyłu domu w ogrodzie rosła stara jabłoń. Więc jeżeli go oczekują, to niech zarzucą na to drzewo białą wstążkę. A jeżeli nie – to niech nic nie robią. Kiedy nie zobaczy białej wstęgi na gałęziach jabłoni, będzie to znaczyło, że już nie jest oczekiwany. Jest im zupełnie obojętny. Wtedy on, po prostu, pozostanie w pociągu. Minie przystanek, gdzie był jego dom. Wysiądzie dopiero na ostatniej stacji, która znajduje się w wielkim mieście. Tam nikomu nie będzie znany i tam łatwo będzie mógł zaginąć. Kiedy pociąg był już blisko jego rodzinnego domu niepewność Martina wymieszana wciąż jednak z tlącą się nikłym płomykiem nadzieją była tak ogromna, że nie mógł patrzeć przez okno. Poprosił swego rozmówcę, aby on szukał jabłoni. Zgodził się chętnie i po chwili złapał za ramię Martina wykrzykując z radości: Synu, jesteś ocalony. Masz dom, do którego możesz wrócić. Zobacz! Kiedy otworzył oczy ujrzał starą jabłoń ubraną nie w jedną białą wstążkę, ale w mnóstwo wstążeczek. Łzy pojawiły się na jego twarzy, które swą gorzkością zmywały zmarnowane młode lata. Jego współpasażer powiedział później: Czułem, że jestem świadkiem cudu. Nie wiele razy w życiu byłem wzruszony, tak jak teraz, kiedy uświadomiłem sobie co to znaczy dla młodego człowieka mieć dom, w którym jest się oczekiwany.
Człowiek, który jest bezdomny, nie ma nadziei i nie ma wiary. Życie takiego człowieka jest koszmarem, bo jego droga życia prowadzi do nikąd. Szwedzki pisarz, który popełnił samobójstwo, napisał: „Moje życie jest tylko podróżą z jednej ciemności do drugiej”.
Tu dopiero Jezusowe słowa: „Ja jestem drogą i prawdą i życiem” stają się naprawdę Dobrą Nowiną. Po to właśnie przyszedł, aby nas pozbierać pogubionych na tym padole. Aby ukazać Ojca, który oczekuje nie tylko na swojego Syna, ale również na tych wszystkich, których Mu dał. Każdy człowiek wyszedł z ręki Boga i dlatego „niespokojne jest serce człowieka póki nie spocznie w Bogu”. Pragnienie domu czyż z każdym dniem nie staje się coraz większą tęsknotą? Tak, sprawia to Ojciec, o którym mówi Jezus: „Ojciec, który trwa we mnie, On sam dokonuje tych dzieł”.
Te Boże dzieła czyż nie dotykają i mnie? Ileż to razy zostałem przeprowadzony przez „ciemną dolinę”. I wciąż Bóg wyprowadza mnie z moich niedobrych sytuacji – tzn. grzesznych, takich niezgodnych z Bożym zamysłem. Nie odbywa się to bezboleśnie.
Niech Pan Bóg, który jest nieskończonym miłosierdziem, będzie uwielbiony.
ks. Marian SAC
************************************************************************
VI NIEDZIELA WIELKANOCY ROK A
17 maja 2020
powiew Ducha Świętego/Wrocław/życie zakonne.pl
———————–
W Kościele nadal trwa okres Pięćdziesiątnicy. Jest to czas, w którym Pan Jezus nie tylko ukazuje się swoim uczniom po zmartwychwstaniu, ale również przygotowuje na przyjęcie i przeżycie nowej Tajemnicy. Takie są Słowa dzisiejszej Ewangelii: „Będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze, Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna”. Pozostało już tylko dwa tygodnie do Świąt Zesłania Ducha Świętego. To oczekiwanie jest jakby „małym adwentem”.
Dlaczego więc nie odnajduję w sobie pragnienia, aby poznawać coraz lepiej bliskość Pana? Gdzie podziało się moje wyczekiwanie, aby Duch Prawdy we mnie zamieszkał tak naprawdę, tak całkowicie? Raczej zauważam w moim postępowaniu sytuację nienormalną. Jakbym uczestniczył w dość powszechnym dziś, nawet modnym zakłamaniu, które polega, owszem, na uznaniu Boga, tylko, że na bezpieczną odległość, z daleka. Dobrze oddaje ten mój stan ducha obecny czas izolacji. Uczestniczę tak na odległość poprzez internetowe transmisje w Liturgii Kościoła. Jeżeli mnie to boli ta niemożność bycia na Eucharystii – to dobrze. Ale jeżeli przyzwyczajam się do takiego sposobu przeżywania mojej relacji z Bogiem w Jego Kościele – to znaczy, że wciąż jest we mnie lęk przed zbytnim zbliżeniem się do Bożych Tajemnic. To jest taka chęć ukrycia się przed Bogiem, chęć ucieczki sprzed Bożego Oblicza. Dlaczego?
Dzieje człowieka rozpoczęły się w raju. To jest początek kontaktu z Bogiem, kiedy Bóg przechadza się z Adamem po ogrodzie w porze popołudniowego wiatru, tak jak zwykł człowiek przebywać ze swoim przyjacielem. Bo Bóg jest osobą do której mogę przeżywać te same emocje, jakie przeżywam w stosunku do bliskiej, do najbliższej mi osoby, najbliższego mi człowieka. Zaczęło się od przyjaźni. Bóg zwracając się do człowieka, zaprzyjaźniając się z człowiekiem unicestwił straszliwy dystans jaki istnieje w stosunku do stworzenia. Zaakceptował, wybrał człowieka. Bóg powiedział człowiekowi: jesteś dobry, aby być moim partnerem. W języku angielskim jest takie ładne wyrażenie: „you are good enough”. A człowiek kiedy dopuścił się pierwszego grzechu zaczyna ukrywać się przed Bogiem. Chowa się w krzakach. Adam nie wyrzekał się Boga. On tylko nie chciał po swoim nieposłuszeństwie być za blisko z Bogiem. Uważał, że lepszy będzie dystans. Ale Bóg nie rezygnował z przyjaźni. Nawoływał: Adamie, gdzie jesteś? Dlatego jest Wcielenie jako dowód akceptacji przez Boga. Nawet po grzechu człowiek jest wciąż dość dobry, żeby dla niego watro było poświęcić Syna. Bóg robi wszystko, aby zasłużyć na bliskość z człowiekiem. Dopiero co przeżywałem liturgiczny okres Wielkiego Postu, gdzie mogłem raz jeszcze zobaczyć całą mękę i śmierć, której Syn Boży podjął się dla mnie.
Tu dopiero widać tę potworną pułapkę grzechu. Bo to grzech powoduje dystans. Kiedy ludzkie serce pogrążone jest w ciemnościach może nadal uznawać Boga, ale w życiu takiego człowieka Boża Miłość jest skrępowana. Nie widać wtedy wyraźnie granicy pomiędzy dobrem a złem. Wyrazistość grzechu jest zamazana. I tym samym Prawda staje się niewidoczna. Tu odnajduję odpowiedź dlaczego tak trudno człowiekowi jest wejść w tę Bożą bliskość?
Wiem, że moje serce wciąż jest dalekie, aby całkowicie wypełnić Jezusowe słowa: „Jeśli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania”. Wiem, że ukochanie Jezusa jest początkiem wejścia na drogę, która przybliża do Boga. Ale czy ja już wszedłem tak naprawdę na tę drogę? W drugiej Modlitwie Eucharystycznej o Tajemnicy Pojednania jest bardzo zwięźle ukazany cały proces ludzkiego dojrzewania: „Wszyscy oddaliliśmy się od Ciebie, ale Ty sam, Boże, nasz Ojcze, stałeś się bliski dla każdego człowieka. Przez ofiarę Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, wydanego za nas na śmierć, doprowadzasz nas do Twojej miłości, abyśmy także my dawali siebie braciom”.
Widząc w sobie wciąż uśpione przeróżne demony, które są pożywką mego egoizmu – proszę Cię Panie, abyś mnie doprowadził „do Twojej miłości”. Abym w końcu uwierzył, bez żadnych zastrzeżeń, że Twoje przykazanie miłości nie jest ciężarem, ale darem. Bo wtedy w wypełnianiu tego daru Duch Pocieszyciel będzie dokonywał swego dzieła. Przez to Boże działanie – ja stworzenie słabe, nędzne i grzeszne – mogę wchodzić w coraz większą bliskość z moim Stworzycielem, Wybawicielem i Pocieszycielem. Staje się wtedy rzecz zupełnie niezrozumiała dla świata, bo oto serce człowieka staje się domem dla samego Boga. To są słowa z dzisiejszej Ewangelii: „wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was”.
Św. Paweł w liście do Galatów napisał po prostu: „Teraz już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”.
A osoba Jana Pawła II czyż nie jest czytelnym znakiem w jaki sposób życie samego Boga w Trójcy Jedynego może zamieszkiwać ludzkie serce i przez to ludzkie serce działać?
ks. Marian SAC
************************************************************************
VII NIEDZIELA WIELKANOCY ROK A
24 maja 2020
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem – godz. 10.30 – 11.00
Msza św. – godz. 11.00
foto: Tygodnik Niedziela/Rafael Santi
————————-
Nastrój melancholii i smutku jest bardzo wyraźny w liturgii wielkanocnych niedziel. Święto Wniebowstąpienia Pańskiego ukazuje postać odchodzącego Chrystusa na tle obłoku i wiosennego błękitu. Apostołowie pewnie długo by patrzyli w górę gdyby nie przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. Nie było łatwo zejść z góry Oliwnej. Tak niedługo cieszyli się Zmartwychwstałym Panem. Pan Jezus przygotowywał ich na tę chwilę odejścia: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was”.
Ten ból rozstania być może pomógł im lepiej „trwać jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, matką Jezusa, i braćmi Jego”?
Każdego roku Kościół wchodzi w tamten Wieczernik. Wchodzi z tamtą dziewięciodniową modlitwą, aby nadal trwać razem z Maryją.
Mówimy – Królowa Apostołów. Bo Ona, jak wskazuje Konstytucja Dogmatyczna o Kościele, „z racji daru i roli boskiego macierzyństwa, dzięki czemu jednoczy się z Synem Odkupicielem, i z racji swoich szczególnych łask i darów związana jest głęboko także z Kościołem”.
„Maryja, która wkroczywszy głęboko w dzieje zbawienia łączy w sobie w pewien sposób i odzwierciedla najważniejsze treści wiary, gdy jest sławiona i czczona, przywołuje wiernych do Syna swego i do Jego ofiary oraz do miłości Ojca”.
Przesuwam więc paciorki różańca kontemplując słowa Jej Syna, który mówi do swojego Ojca o sprawach niezmiernie ważkich i głębokich. A te Jezusowe słowa dotykają każdego człowieka osobiście. Dotykają więc i mnie. My wszyscy należymy do Ojca, który dał moc swojemu Synowi nad każdym człowiekiem, po to, aby obdarzać każdego człowieka życiem wiecznym. „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa”.
„Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem, a oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał”.
Czy rzeczywiście uwierzyłem już, że ja człowiek, biedny, grzeszny, jestem obdarzony godnością domownika w Bożym Domu? Zbyt często zapominam, że za ceną Jezusowych Ran zostałem przygarnięty. Wtedy moje życie nie staje się darem, bo nie odczuwam Bożej bliskości. Bóg, który mnie pierwszy ukochał – otrzymuje z mojej strony wciąż tylko bladą, nieuważną i słabą odpowiedź w porównaniu do tego, co On odczuwa.
Tu przyłapuję się, że można poprzestać na łatwym stwierdzeniu: Bóg kocha ludzkość. Nie wymaga to żadnego wysiłku i nic z tego nie wynika. A chodzi przecież o to, aby uwierzyć tak naprawdę, na serio, tak całkowicie, że Boża miłość jest prawdziwa, żywa, skierowana osobiście do mnie, skoro nawet taki maleńki szczegół nie jest Mu obojętny, który znajduję w Ewangelii według św. Łukasza, że „nawet włos z głowy waszej nie spadnie, by Ojciec o tym nie wiedział”.
Czytając rozważania ks. Ludwika Evely na temat źródeł naszego braterstwa natrafiłem na taki tekst: „Bóg cię kocha – właśnie ciebie. Obchodzisz Go osobiście, do szaleństwa, ciągle. Bóg znajduje w tobie Swą radość, jesteś Mu potrzebny, twoje serce Go cieszy, twoja obojętność zasmuca, twoje smutki Go przejmują. Jest bez ustanku z tobą, pełen wyczekiwania, dumny z ciebie lub martwiąc się tobą”.
A w Dzienniczku św. Faustyny ile razy Jezus mówi, jak bardzo pragnie dawać najwięcej i daje tym, którzy tego pragną. Ile tu trzeba mieć pokory, szczerości i świeżości. Powiedzieć bez żadnej obłudy, jedynie z czystej uczciwości, co jest oczywiste, że ja nie jestem godzien miłości, ale równocześnie, żebym był tak prostoduszny, abym mógł uwierzyć, jak bardzo jestem ukochanym.
Ten skarb Bożego dotyku odkrywa się zazwyczaj wtedy kiedy decyduję się na odwagę i zaczynam kochać innych. W ten sposób Bóg wciąga mnie w swój rytm. I tu już drugi człowiek przestaje być mi obojętny.
Przepiękny jest tekst Claudela: „Żadnego z naszych braci, choćby tego chciał, nie może zabraknąć wśród nas. Nawet w najtwardszym skąpcu, nawet w prostytutce i w najbrudniejszym pijaku znajduje się dusza nieśmiertelna, która jest święcie zajęta oddychaniem i która, wykluczona z jasności dnia, praktykuje nocną adorację. Słyszę jak mówią, gdy my mówimy, a płaczą, gdy ja klękam. Przyjmuję wszystko. Biorę je wszystkie, rozumiem je wszystkie, nie ma ani jednej, której bym nie potrzebował i bez której byłbym zdolny obyć się. Wiele jest gwiazd na niebie, ich liczba przechodzi wszelką możliwość jej wyczerpania, a jednak nie ma ani jednej, która nie byłaby mi potrzebna do chwalenia Boga. Dużo jest żyjących, a spośród nich tylko niewielu czymś w życiu zabłyśnie, podczas gdy inni miotają się w chaosie i w wierze ciemności. Dużo jest dusz, ale nie ma ani jednej, z którą nie byłbym złączony w tym jej świętym szczycie, który wymawia: Ojcze nasz”.
Pogodzić się, że odblaski Boga odnajduję w biednych istotach, tak jak inni mogą je znajdować we mnie. Jest to ciągłe przyjmowanie tej gorszącej tajemnicy, ponieważ Bóg zechciał posługiwać się ludzkimi rękoma. W tym poznawaniu i zespalaniu widoczne jest dzieło Bożego Ducha. Oby nas przeniknęło swoim światłem.
Wołam więc z Wieczernika wraz z całym Kościołem trwającym na modlitwie:
Przyjdź Duchu Święty!
ks. Marian SAC
************************************************************************
4 czerwiec – I czwartek miesiąca – IX tygodnia zwykłego
Święto Pana Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana
Święto Pana Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana obchodzone jest w Polsce od 2013 r. Ma ono przyczynić do świętości życia duchowieństwa oraz być inspiracją do modlitwy o nowe, święte i liczne powołania kapłańskie.
Decyzję o wprowadzeniu święta podjęli biskupi zgromadzeni na 360. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski w Zakopanem w listopadzie 2012 r. W następstwie tej decyzji, w lutym 2013 r. Watykańska Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zatwierdziła dla Kościoła w Polsce nowe święto oraz zatwierdziła jego coroczne obchody na czwartek po Niedzieli Zesłania Ducha Świętego.
Biskupi podkreślają, że święto Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana, wprowadzone w ostatnich dniach pontyfikatu papieża Benedykta XVI jest dla Kościoła w Polsce niejako jego testamentem duchowym.
Egzegeza tekstu biblijnego ma prowadzić do modlitwy. Najlepszym zwieńczeniem tych rozważań będzie litania o Chrystusie-Kapłanie, odmawiana niegdyś w seminariach duchownych. Ojciec święty Jan Paweł II w swojej książce Dar i tajemnica poleca nam ją gorąco dla odnowienia żarliwości apostolskiej. Pisze tam między innymi: “W Ofierze Krzyża, upamiętnianej i uobecnianej w każdej Eucharystii, Chrystus ofiaruje siebie za zbawienie świata. Wezwania litanijne wyrażają całe bogactwo tej tajemnicy (…) Jest w tych wezwaniach zawarte wielkie bogactwo teologicznej wizji kapłaństwa. Litania ta jest głęboko osadzona w Piśmie świętym, a zwłaszcza w “Liście do Hebrajczyków” (Dar i tajemnica, s. 77).
Świętując dzisiejszą uroczystość Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który jest Najwyższym i Wiecznym Kapłanem – dziś również jest pierwszy czwartek miesiąca – a więc mamy podwójną zachętę, aby modlić się za kapłanów, którzy poprzez swoją posługę, przede wszystkim sakramentalną, pomagają nam osiągnąć wieczne zbawienie.
Msza święta
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego o godz. 20.30
Antyfona na wejście
Chrystus, Pośrednik nowego Przymierza, które trwa na wieki, ma Kapłaństwo nieprzemijające – Hbr 7,24; 9,15
Chwała na wysokości…
Kolekta
Boże, Ty dla chwały Twojego majestatu
i dla zbawienia rodzaju ludzkiego
ustanowiłeś Jednorodzonego Syna swojego
Najwyższym i Wiecznym Kapłanem,
spraw, aby dzięki łasce Ducha Świętego ci,
których On wybrał jako sługi i szafarzy swoich tajemnic, okazali się wierni w wykonywaniu przyjętego
urzędu posługiwania.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgo Rodzaju – Rdz 22,9-18
A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna. Ale wtedy anioł Pana zawołał na niego z nieba i rzekł: „Abrahamie!” A on rzekł: „Oto jestem”. Powiedział mu: „Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna”.
Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna. I dał Abraham miejscu temu nazwę „Pan widzi”. Stąd to mówi się dzisiaj: „Na wzgórzu Pan się ukazuje”.
Po czym anioł Pana przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi: „Przysięgam na siebie, mówi Pan, że ponieważ uczyniłeś to, iż nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu”. Abraham wrócił do swych sług i wyruszywszy razem z nimi w drogę, poszedł do Beer-Szeby. I mieszkał Abraham nadal w Beer-Szebie.
Oto słowo Boże.
Psalm 40
R/ Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę
Nie chciałeś ofiary krwawej ani z płodów ziemi,
lecz otwarłeś mi uszy:
nie żądałeś całopalenia i ofiary za grzechy.
Wtedy powiedziałem: „Oto przychodzę. R/
W zwoju księgi jest o mnie napisane:
Radością jest dla mnie pełnić Twoją wolę, mój Boże,
a Twoje prawo mieszka w moim sercu”.
Głosiłem Twą sprawiedliwość w wielkim zgromadzeniu
i nie powściągałem warg moich, o czym Ty wiesz,
Panie. R/
Sprawiedliwości Twojej nie kryłem w głębi serca,
głosiłem Twoją wierność i pomoc.
Nie taiłem Twojej łaski ani Twej wierności
przed wielkim zgromadzeniem. R/
Alleluja, alleluja, alleluja.
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć na krzyżu, dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i dał Mu imię, które jest ponad wszelkie imię.
Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 26,36-42
Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: „Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił”. Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną”. I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”.
Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: „Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”. Powtórnie odszedł i tak się modlił: „Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja”.
Oto słowo Pańskie.
Modlitwa nad darami
Panie Boże, niech nasz Pośrednik, Jezus Chrystus, uczyni te dary miłymi Tobie;
i wraz z Sobą przedstawi nas jako wdzięczną ofiarę.
Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Prefacja
Kapłaństwo Chrystusa i Kościoła
Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie
Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze święty,
wszechmogący, wieczny Boże.
Ty przez namaszczenie Duchem Świętym
ustanowiłeś Twojego Jednorodzonego Syna Kapłanem nowego i wiecznego przymierza i postanowiłeś,
że Jego jedyne kapłaństwo będzie trwało w Kościele. Chrystus nie tylko obdarzył cały lud odkupiony królewskim kapłaństwem, lecz w swojej miłości
dla braci wybiera ludzi, którzy przez święcenia otrzymują udział w Jego kapłańskiej służbie.
W Jego imieniu odnawiają oni Ofiarę,
przez którą odkupił ludzi,
i przygotowują dla Twoich dzieci ucztę paschalną. Otaczają oni miłością Twój lud święty,
karmią go słowem i umacniają sakramentami. Poświęcając swoje życie dla Ciebie i dla zbawienia braci,
starają się upodobnić do Chrystusa
i składają Tobie świadectwo wiary i miłości.
Dlatego z Aniołami i wszystkimi Świętymi
wysławiamy Ciebie, z radością wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię
Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Modlitwa po Komunii
Prosimy Cię, Panie, niech święta Hostia,
którąśmy ofiarowali i przyjęli, odnowi nasze życie, abyśmy nieustannie zjednoczeni z Tobą w miłości, przynosili owoce trwające na wieki.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
po Mszy św. godzinna adoracja
Litania do Chrystusa Kapłana i Żertwy
- Kyrie eleison Chryste eleison. Kyrie eleison.
- Chryste usłysz nas Chryste wysłuchaj nas.
- Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
- Synu, Odkupicielu świata, Boże,
- Duchu Święty, Boże,
- Święta Trójco, jedyny Boże,
- Jezu, Kapłanie na wieki, zmiłuj się nad nami.
- Jezu, nazwany przez Boga Kapłanem na wzór Melchizedeka,
- Jezu, Kapłanie, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą,
- Jezu, Kapłanie wielki,
- Jezu, Kapłanie z ludzi wzięty,
- Jezu, Kapłanie dla ludzi ustanowiony,
- Jezu, Kapłanie wszystkich wierzących,
- Jezu, Kapłanie większej od Mojżesza czci godzien,
- Jezu, Kapłanie prawdziwego przybytku,
- Jezu, Kapłanie dóbr przyszłych,
- Jezu, Kapłanie święty, niewinny i nieskalany,
- Jezu, Kapłanie wierny,
- Jezu, Kapłanie miłosierny,
- Jezu, Kapłanie dobroczynny,
- Jezu, Kapłanie pałający gorliwością o Boga i ludzi,
- Jezu, Kapłanie na wieczność doskonały,
- Jezu, Kapłanie, który wszedłeś do nieba,
- Jezu, Kapłanie, siedzący po prawicy Majestatu na wysokości,
- Jezu, Kapłanie wstawiający się za nami przed obliczem Boga,
- Jezu, Kapłanie, któryś nam otwarł drogę nową i żywą,
- Jezu, Kapłanie, któryś umiłował nas i obmył od grzechów Krwią swoją,
- Jezu, Kapłanie, któryś siebie samego wydał jako Ofiarę i Hostię dla Boga,
- Jezu, Ofiaro Boga i ludzi,
- Jezu, Ofiaro święta,
- Jezu, Ofiaro niepokalana,
- Jezu, Ofiaro przyjęta przez Boga,
- Jezu, Ofiaro przejednania,
- Jezu, Ofiaro uroczysta,
- Jezu, Ofiaro chwały,
- Jezu, Ofiaro pokoju,
- Jezu, Ofiaro przebłagania,
- Jezu, Ofiaro zbawienia,
- Jezu, Ofiaro, w której mamy ufność i śmiały przystęp do Boga,
- Jezu, Ofiaro, która dwoje jednym uczyniła,
- Jezu, Ofiaro od założenia świata ofiarowana,
- Jezu, Ofiaro żywa przez wszystkie wieki.
- Bądź nam miłościw, przepuść nam, Jezu.
- Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas, Jezu.
- Od zła wszelkiego, wybaw nas, Jezu.
- Od nierozważnego wejścia na służbę Kościoła,
- Od grzechu świętokradztwa,
- Od ducha niepowściągliwości,
- Od pogoni za pieniądzem,
- Od wszelkiej chciwości,
- Od złego używania majątku kościelnego,
- Od miłości świata i jego pychy,
- Od niegodnego sprawowania świętych Tajemnic,
- Przez odwieczne Kapłaństwo Twoje,
- Przez święte namaszczenie Boskości, mocą którego Bóg Ojciec uczynił Cię Kapłanem,
- Przez Twego kapłańskiego Ducha,
- Przez Twoje posługiwanie, którym na ziemi wsławiłeś Ojca Twego,
- Przez krwawą ofiarę z Siebie raz na Krzyżu złożoną,
- Przez tę samą ofiarę codziennie na ołtarzu odnawianą,
- Przez Boską władzę, którą jako jedyny i niewidzialny Kapłan wykonujesz przez swoich kapłanów.
- Abyś wszystkie sługi Kościoła w świętej pobożności zachować raczył, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
- Aby ich napełnił Duch kapłaństwa Twego,
- Aby usta kapłanów strzegły wiedzy,
- Abyś na żniwo swoje robotników nieugiętych posłać raczył,
- Abyś sługi Twoje w gorejące pochodnie przemienił,
- Abyś pasterzy według Twego Serca wzbudzić raczył,
- Aby wszyscy kapłani nienaganni byli i bez skazy,
- Aby wszyscy, którzy zobaczą sługi ołtarzy, Pana uczcili,
- Aby składali Ci ofiary w sprawiedliwości,
- Abyś przez nich cześć Najświętszego Sakramentu rozkrzewić raczył,
- Kapłanie i Ofiaro.
- Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Jezu.
- Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Jezu.
- Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami, Jezu.
- Jezu, Kapłanie, usłysz nas.
- Jezu, Kapłanie, wysłuchaj nas.
Módlmy się. Boże, Uświęcicielu i Stróżu Twojego Kościoła, wzbudź w nim przez Ducha Twojego godnych i wiernych szafarzy świętych Tajemnic, aby za ich posługiwaniem i przykładem, przy Twojej pomocy, lud chrześcijański kierował się na drogę zbawienia. Boże, Ty nakazałeś modlącym się i poszczącym uczniom oddzielić Pawła i Barnabę do dzieła, do którego ich przeznaczyłeś, bądź teraz z Twoim Kościołem trwającym na modlitwie, i wskaż tych, których do służby wybrałeś. Przez Chrystusa Pana naszego.
Amen.
************************************************************************
Mały dekalog spowiedzi podczas epidemii
ks. Wojciech Węgrzyniak – biblista, rekolekcjonista – www.wegrzyniak.com
O spowiedzi. Taki mały dekalog na czas epidemii. Albo dziesięć warunków pojednania z Bogiem w nadzwyczajnym czasie.
1. Jak nie masz grzechów ciężkich, nie szukaj spowiedzi. Siedź w domu i ciesz się łaską uświęcającą.
2. Jak zawsze chodziłeś do spowiedzi przed Wielkanocą, to zrób to później. Przykazanie kościelne mówi, żeby przynajmniej raz w roku spowiadać się a nie że przed Wielkanocą i to gdy się ma grzechy ciężkie, więc żadnej winy nie będzie.
3. Jak robiłeś Dziewięć Pierwszych Piątków i jeszcze nie skończyłeś, nie panikuj. Bóg zna Twoje pragnienie, pozwoli Ci przeżyć, zrobisz je jeszcze nie raz i to ze spokojnym sercem.
4. Jak jesteś na kwarantannie albo boisz się panicznie przyjścia do kościoła z obawy przed zarażeniem, wzbudź sobie żal doskonały. Żałuj szczerze za grzechy. Wyspowiadasz się z nich jak minie zagrożenie.
5. Jak boisz się trochę mniej, ale nie ufasz spowiedzi w konfesjonale, umów się telefonicznie czy mailem w parafii na indywidualną spowiedź w innym miejscu.
6. Jak potrafisz zachować bezpieczeństwo, zorientuj się, w których kościołach jest spowiedź i kiedy. Wybierz ten kościół, który jest blisko Twojego miejsca zamieszkania czy pracy, tak by jak najmniej przemieszczać się po drogach.
7. Spowiadaj się krótko i konkretnie. Na rozmowy przyjdzie jeszcze czas. Teraz najważniejsze jest rozgrzeszenie.
8. Przyjdź do spowiedzi jak najprędzej. Z każdym dniem będzie więcej zarażonych, więcej ludzi w kwarantannie, również księży. Będą zamykane kolejne kościoły i plebanie. Może się okazać, że o spowiedź będzie trudniej niż o płyn na Orlenie.
9. Staraj się nie grzeszyć, żebyś nie musiał za parę dni znowu szukać spowiednika, bo to będzie towar coraz bardziej deficytowy.
10. Jeśli masz grzechy ciężkie i jeszcze się cieszysz, że teraz możesz spokojnie dalej grzeszyć, tłumacząc, że nie możesz inaczej, bo spowiedź jest narażeniem bezpieczeństwa Twojego czy innych, módl się, żebyś zdążył nawrócić się przed śmiercią.
************************************************************************