godz. 19.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
______________________________________________________________________________________________________________
KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
ST PETER’S CHURCH, PARTICK, 46 HYNDLAND STREET, Glasgow, G11 5PS
_____________________________________________________________________________________________________________
30 kwietnia
UROCZYSTA MSZA ŚWIĘTA O GODZ. 14.00
13.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU/SPOWIEDŹ ŚW.
PO MSZY ŚW. – KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
DZIŚ NIEDZIELA DOBREGO PASTERZA
W tym tygodniu Kościół modli się szczególnie o powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego
„W sanktuarium św. Jana Marii Vianneya w Mzykach przez cały rok trwa modlitwa przed Najświętszym Sakramentem za powołanych do służby w Kościele i o nowe powołania. Chcemy, aby ta pokorna modlitwa nabrała szczególnego wymiaru w Tygodniu Modlitw o Powołania” – napisał na stronie archidiecezji częstochowskiej ks. Wojciech Torchalski, kustosz sanktuarium.
Msza Krzyżma w kościele seminaryjnym Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana w Częstochowie, Wielki Czwartek, 17 kwietnia 2019 r./ fot. Bożena Sztajner
***
Ilu alumnów przygotowuje się do przyjęcia sakramentu kapłaństwa?
Statystyki przed 60. Światowym Dniem Modlitw o Powołania
Do przyjęcia sakramentu kapłaństwa przygotowuje się w seminariach diecezjalnych i zakonach w Polsce 1954 alumnów. Formację w seminariach duchownych w roku akademickim 2022/23 rozpoczęło 338 kandydatów, czyli o ok. 5 pkt. proc. mniej, niż rok wcześniej.
fot. Karol Porwich
***
W Kościele katolickim IV niedziela wielkanocna, nazywana niedzielą Dobrego Pasterza to 60. Światowy Dzień Modlitw o Powołania, który rozpoczyna w Polsce tydzień modlitw o powołania do szczególnej służby w Kościele.
Zgodnie z danymi przekazanymi PAP przez Krajową Radę Duszpasterstwa Powołań KEP w bieżącym roku akademickim 2022/23 formację do kapłaństwa rozpoczęło 338 kandydatów, w tym 236 w seminariach diecezjalnych, a 102 w zakonnych i misyjnych. Dla porównania w roku 2021/22 formację do kapłaństwa rozpoczęło 356 kandydatów. To pokazuje spadek o ok. 5 pkt. procentowych.
Łącznie do przyjęcia sakramentu kapłaństwa przygotowuje się w kraju 1954 alumnów. Rok temu było ich 2 177. W ciągu pięciu ostatnich lat, a więc w porównaniu z rokiem 2018, kiedy było ich 3016, liczba kleryków zmniejszyła się o 1062.
W seminariach diecezjalnych etap propedeutyczny (który prowadzi tylko część seminariów) rozpoczęło 179 kandydatów, zaś pierwszy rok studiów 280 alumnów, natomiast w zakonach formację rozpoczęło 73 kandydatów” – wynika ze statystyk powołaniowych.
Najwięcej kandydatów do kapłaństwa zgłosiło się do seminariów duchownych w Tarnowie – 15. Na kolejnym miejscu są seminaria w Częstochowie – 11 oraz w Poznaniu, Warszawie i Katowicach – po 10 osób.
Najmniej nowych powołań (po jednym) zanotowano w diecezjalnym seminarium duchownym w Ełku, Bydgoszczy, Legnicy, Olsztynie, Szczecinie oraz w seminarium diecezji zielonogórsko-gorzowskiej i w seminarium diecezji łowickiej.
Do Wyższego Seminarium Duchownego 35 plus w Łodzi, czyli przyjmującego kandydatów powyżej 35 lat, zgłosiło się 14 kandydatów z różnych diecezji, podczas gdy jeszcze rok wcześniej – tylko 5 kandydatów, zaś do warszawskiego seminarium Redemptoris Mater – 5 kandydatów.
W przypadku zakonów męskich, w roku akademickim 2022/2023 najwięcej kandydatów rozpoczęło formację u franciszkanów OFM (zakon Braci Mniejszych) – 18 kandydatów, którzy zgłosili się do czterech Wyższych Seminariów Zakonnych OFM (Kraków – 5, Antonianum – 4, Katowice-Panewniki – 3, Wronki – 1). Na drugim miejscu znaleźli się dominikanie – 14 kandydatów i franciszkanie konwentualni – 10 kandydatów w dwóch seminariach: w Krakowie (5 kandydatów) i w Łodzi – (9 kandydatów). Kolejne miejsce zajmują salezjanie – 8 kandydatów i pallotyni – 7.
Z najnowszych danych wynika, że w Polsce żyje 1220 mniszek (rok wcześniej było ich 1250) – w tym 1198 w klasztorach należących do konferencji klauzurowej. Wśród nich są 1062 – profeski wieczyste, 56 – profesek czasowych, 32 – nowicjuszki, 15 – postulantek, a 26 to aspirantki. Statystyczna mniszka w naszym kraju w r. 2022 miała 58 lat.
Konferencja Przełożonych Żeńskich Klasztorów Kontemplacyjnych w Polsce zrzesza 83 przełożonych klasztorów kontemplacyjnych, należących do 13 rodzin zakonnych. Są to: benedyktynki (9 domów), benedyktynki sakramentki (3), bernardynki (9), dominikanki (3), kamedułki (2), karmelitanki (28), klaryski kapucynki (6), klaryski (7), klaryski od wieczystej adoracji (8), norbertanki (2), redemptorystki (1), wizytki (4), anuncjatki (1).
Z danych przekazanych przez Konferencję Przełożonych Żeńskich Klasztorów Kontemplacyjnych w Polsce wynika, że w ostatnich pięciu latach liczba mniszek zmniejszyła się o 72.
Według danych Konferencji Episkopatu Polski z 31 grudnia 2022 r. w kraju jest 107 czynnych zgromadzeń zakonnych, w których jest 15 tys. 940 sióstr. W 2021 było 16 tys. 307 zakonnic, a w 2020 r. – ok. 20 tys.
Wśród 15 tys. 940 sióstr w Polsce jest 15 tys. 309 profesek wieczystych, 438 profesek czasowych, 109 nowicjuszek i 84 postulantki.
Poza krajem pracuje 1821 zakonnic, w tym na misjach są 493 siostry, a 288 zakonnic na Wschodzie.
Z danym statystycznych wynika, że w Polsce jest 397 dziewic konsekrowanych (indywidulana forma życia konsekrowanego). Najwięcej jest ich w archidiecezji krakowskiej – 57. Na drugim miejscu jest archidiecezja warszawska mająca 36 dziewic, zaś trzecie miejsce zajmuje archidiecezja gdańska – 29. Natomiast po jednej mają diecezje: drohiczyńska, gnieźnieńska oraz zamojsko-lubaczowska. Dwie dziewice konsekrowane są w diecezji legnickiej, włocławskiej bydgoskiej i siedleckiej, a po 3 – w diecezji radomskiej i świdnickiej.
Do stanu wdów należy w Polsce 397 kobiet, w tym najwięcej jest w archidiecezji łódzkiej – 75. Na drugim miejscu jest archidiecezja krakowska i diecezja kielecka – po 26.
Do Krajowej Konferencji Instytutów Świeckich (KKIŚ) należy 30 instytutów i stowarzyszeń, do których należą 1024 osoby. Po ślubach wieczystych w instytutach jest obecnie 865 osób, 101 – po ślubach czasowych, a w formacji wstępnej 58.
Światowy Dzień Modlitw o Powołania to inicjatywa papieża Pawła VI. Pierwszy raz był obchodzony 12 kwietnia 1964 r. Niedziela Dobrego Pasterza to również święto patronalne Papieskiego Dzieła św. Piotra Apostoła. Wspiera ono powołania misyjne, m.in. akcją AdoMIS, zachęcającą do adopcji misyjnych seminarzystów. (PAP)
Tygodnik Niedziela/PAP
______________________________________________________________________________________________________________
2 MAJA WE WTOREK NIE BĘDZIE SPOTKANIA W KAPLICY IZBIE JEZUSA MIŁOSIERNEGO
KOLEJNE WTORKOWE KATECHEZY W MAJU: 9,23,30
______________________________________________________________________________________________________________
ŚRODA – 3 MAJA – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
UROCZYSTOŚĆ NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY KRÓLOWEJ POLSKI
GODZ. 19.00 – UROCZYSTA MSZA ŚWIĘTA
Akt osobistego poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Pannie
błogosławionego Prymasa Polski Stefana kardynała Wyszyńskiego:
Matko Boża, Niepokalana Maryjo!
Tobie poświęcam ciało i duszę moją, wszystkie modlitwy i prace, radości i cierpienia, wszystko, czym jestem i co posiadam.
Ochotnym sercem oddaję się Tobie w macierzyńską niewolę miłości.
Pozostawiam Ci zupełną swobodę posługiwania się mną dla zbawienia ludzi i ku pomocy Kościołowi Świętemu, którego jesteś Matką.
Chcę odtąd wszystko czynić z Tobą, przez Ciebie i dla Ciebie. Wiem, że własnymi siłami niczego nie dokonam.
Ty zaś wszystko możesz, co jest wolą Twego Syna, i zawsze zwyciężasz.
Spraw więc, Wspomożycielko Wiernych, by moja rodzina, parafia i cała Ojczyzna były rzeczywistym królestwem Twego Syna i Twoim. Amen.
____________________________________________________________________________________________
Maryjo, Królowo Polski
***
Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam – słowa Apelu Jasnogórskiego zawierają prawdę, coraz trudniejszą do przełknięcia także dla wielu współczesnych katolików, że Boża Rodzicielka jest naszą Monarchinią. To karygodne zawłaszczanie Matki Jezusa przez Polaków – dowodzą, nie wiedząc lub nie chcąc wiedzieć, że tytuł Królowej Polski został objawiony w… nadtyrreńskim Neapolu pewnemu włoskiemu jezuicie.
W połowie XVI wieku polsko‑łaciński poeta Grzegorz z Sambora pisał, używając literackiej przenośni, o Matce Bożej jako Królowej Polski i Polaków. Tytuł ten rozpowszechnił się w następnym stuleciu (po cudownej obronie Jasnej Góry, ściśle wiązanej ze wstawiennictwem Najświętszej Dziewicy) przede wszystkim za sprawą króla Jana Kazimierza, który 1 kwietnia 1656 roku przed cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej w katedrze lwowskiej na klęczkach oddał Rzeczpospolitą szczególnej opiece Maryi, nazywając ją Królową Polski. W istocie jednak odnoszący się do Matki Zbawiciela oficjalny tytuł Królowej Polski nie jest wymysłem Polaków, a tym mniej przejawem – tak obśmiewanej przez wielu „oświeconych polakosceptyków” – naszej rzekomej megalomanii. Nie zrodził się on bowiem w umyśle żadnego człowieka, lecz objawiony sędziwemu jezuicie z Neapolu padł z ust samej… Najświętszej Dziewicy. Sprawa to iście sensacyjna, bo ani wcześniej, ani nigdy potem, nie zdarzyło się, by jakiemukolwiek narodowi dana została taka łaska. Owszem, liczne królestwa, państwa i narody ogłaszały Maryję swą Królową, ale nigdy nie zostało to ogłoszone – expressis verbis – przez Nią samą. Sprawa była jeszcze o tyle bardziej intrygująca, że proklamacja Maryi jako Królowej Polski została ogłoszona światu nie przez naszego rodaka, ale przez Włocha. Stąd też ewentualny zarzut, że Polacy w swej pysze wymyślili całą historię, jest całkowicie chybiony.
Świadek życia i śmierci św. Stanisława Kostki
Juliusz (Gulio) Mancinelli urodził się 13 października 1537 roku w miejscowości Macerata, dwieście kilometrów na północny wschód od Rzymu. Choć był cenionym mistrzem nowicjatu rzymskich jezuitów – tego samego, w którym przebywał i zmarł św. Stanisław Kostka – dosyć pewnym wydaje się, że to nasz osiemnastoletni zaledwie rodak odgrywał rolę jego przewodnika duchowego, a nie na odwrót. Ojciec Mancinelli, świadek życia młodego Polaka, podobnie jak inni rzymscy jezuici pozostawał pod wielkim wrażeniem jego śmierci. Zatrzymajmy się na moment przy tym zdarzeniu…
1 sierpnia 1568 roku św. Piotr Kanizjusz głosił w Rzymie konferencję dla jezuickich nowicjuszy. Niemiecki prowincjał mówił o nagłej śmierci. Nauczał, że każdy miesiąc należy spędzić tak, jakby był ostatnim w życiu. Słuchający tych nauk młody, ale już słynny z wielkiej gorliwości, Stanisław Kostka odezwał się:
– Dla wszystkich ta nauka męża świętego jest przestrogą i zachętą, ale dla mnie jest ona wyraźnym głosem Bożym. Umrę bowiem jeszcze w tym miesiącu.
Zupełnie jeszcze zdrowy Stanisław przepowiedział tym samym swą rychłą śmierć – nie upłynęło bowiem trzydzieści dni, gdy oddał ducha o północy w wigilię święta Wniebowzięcia Matki Bożej. Umierał pogodnie, choć z ust sączyła mu się krew. Przed śmiercią mówił o ufności w miłosierdzie Boże. W pewnym momencie jego twarz rozjaśniła się tajemniczym blaskiem. Kiedy współbracia zaczęli się dopytywać, czego sobie życzy, ten odpowiedział, że przyszła po niego Matka Boża. Współbracia dopiero wtedy zorientowali się, że już umarł, gdy nie zareagował na podsunięty mu obrazek Maryi.
Zobaczyć polską ziemię!
Ojciec Juliusz Mancinelli słynął z pobożnego, świątobliwego życia – miał opinię proroka i cudotwórcy. Zakładał wiele dzieł miłosierdzia, a wszędzie, gdzie się pojawiał jako misjonarz – w Dalmacji, Bośni, Konstantynopolu czy w Afryce – notowano ogromną ilość nawróceń.
W latach 1585-1586 przebywał w Polsce – w Kamieńcu Podolskim i Jarosławiu. Słynący bowiem z żarliwej czci dla Najświętszego Sakramentu oraz Najświętszej Maryi Panny włoski jezuita miał pewną duchową „przypadłość”, za którą my, Polacy, powinniśmy wznosić nieustanne modły o jego beatyfikację i kanonizację! Odznaczał się on bowiem ogromnym nabożeństwem do naszych świętych, zwłaszcza do dwóch świętych Stanisławów: Biskupa i Męczennika, a także wspomnianego już św. Stanisława Kostki. Gorąco modlił się za Polskę.
Powróciwszy do Neapolu, marzył, aby móc znów ujrzeć polską ziemię i oddać jej hołd jako Matce Świętych, aby nawiedzić grób świętego biskupa i męczennika Stanisława, patrona św. Stanisława Kostki.
Chciał też włoski jezuita podziękować w katedrze krakowskiej za liczne łaski, jakie mu wyświadczyła Maryja i prosić Ją o dalszą pomoc. Nie sądził jednak, by mogło się to stać – był już wszak w podeszłym wieku – niemniej często zanosił modły do Boga, prosząc, by mu jeszcze umożliwił taką wyprawę. I Pan go wysłuchał. Po dwudziestu pięciu latach ojciec Juliusz powrócił na nasze ziemie. Pieszo! A jakie okoliczności skłoniły go do tej podróży!
Jemu tę łaskę zawdzięczasz…
14 sierpnia 1608 roku niemal siedemdziesięciojednoletni zakonnik modlił się w swoim klasztorze przy jezuickim kościele Gesu Nuovo w Neapolu. Wspomniał, iż w uroczystość Wniebowzięcia minie czterdziesta rocznica śmierci polskiego współbrata, którego kochał i starał się naśladować. Wśród wielu cnót świętego małego Polaka – jak go nazywano – jaśniała niezwykłym blaskiem jego miłość i cześć dla Królowej Nieba, a tę właśnie cnotę ojciec Juliusz szczególnie sobie upodobał i starał się ją praktykować. Usilnie szerzył kult Królowej Wniebowziętej, zwłaszcza po chorobie, z której cudem go podźwignęła.
Zatopiony w modlitwie starzec ujrzał nagle okrytą purpurowym płaszczem Dziewicę z Dzieciątkiem na ręku wyłaniającą się z obłoku. U Jej stóp klęczał piękny młodzieniec w aureoli. Poznał go natychmiast – to przecież ukochany współbrat, narodzony dla Nieba czterdzieści lat wcześniej.
– Wniebowzięta! O Królowo Wniebowzięta módl się za nami! – wyszeptał wzruszony zakonnik i upadł na kolana.
Tymczasem Matka Boża zapytała:
– Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie.
Usłyszawszy te słowa Najświętszej Dziewicy, Juliusz wykrzyknął:
– Królowo Polski Wniebowzięta módl się za Polskę!
Matka Boża spojrzała z wielką miłością na klęczącego u Jej stóp Stanisława Kostkę, a następnie na starego zakonnika i rzekła:
– Juliuszu, jemu tę łaskę zawdzięczasz!
Po skończonej wizji stary jezuita zwrócił się do swych współbraci następującymi słowy:
– Matka Boża wielkie rzeczy dla Polaków zamierza, po czym dodał:
– Królowo Polski, módl się za nami.
Niebawem, po zbadaniu sprawy i za pozwoleniem przełożonych ojciec Mancinelli poinformował o całym zdarzeniu swego polskiego przyjaciela, również jezuitę, Mikołaja Łęczyckiego. Poprosił go, by tę dobrą nowinę oznajmił królowi Zygmuntowi III Wazie. Stąd poznał ją ks. Piotr Skarga i cały zakon jezuitów, którzy wkrótce rozpowszechnili radosną wieść, że sama Bogarodzica kazała się nazywać Królową Polski.
Jestem Matką tego Narodu
W roku 1610 ojciec Juliusz wiedziony wewnętrznym poruszeniem udał się w pieszą pielgrzymkę do Polski, chcąc nawiedzić grób św. Stanisława. Długą drogę z Neapolu do Krakowa podjął w wieku siedemdziesięciu trzech lat – wyczyn zaiste imponujący!
Pierwsze swe kroki w Krakowie skierował do katedry wawelskiej (niektóre źródła podają, że został powitany przez króla i jego dworzan). Konający niemal ze zmęczenia staruszek udał się do Konfesji św. Stanisława, przed którą, ujrzawszy trumnę naszego głównego patrona, padł krzyżem i modlił się za Królestwo Polskie, a potem odprawił tam Mszę Świętą w dziękczynieniu za świętość Stanisława Kostki.
Nagle podczas sprawowania Najświętszej Ofiary za pomyślność naszej ojczyzny włoski jezuita wpadł w ekstazę i ujrzał Maryję w królewskim majestacie. I znów usłyszał Jej głos:
– Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego narodu, który jest Mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj nieustannie, a Ja ci zawsze będę, jakom jest teraz, miłościwą.
…ujrzysz mnie za rok w chwale Niebios
Siedem lat po powrocie z Polski, w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ojciec Juliusz Mancinelli patrzył z okna swej celi klasztornej na piękną Zatokę Neapolitańską. Modlił się, pragnąc ciągle oddawać jeszcze większą cześć Maryi.
I oto znowu z gorejącego obłoku, który pojawił się na niebie, wyłoniła się piękna postać Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus na rękach. U Jej stóp – tak jak poprzednio – klęczał młodzieniec w aureoli… Maryja zwróciła się do sędziwego jezuity:
– Juliuszu, synu mój! Za cześć, jaką masz do Mnie Wniebowziętej, ujrzysz Mnie za rok w chwale niebios. Tu jednak, na ziemi, nazywaj Mnie zawsze Królową Polski.
Stary jezuita zdołał tylko wyszeptać:
– Królowo Polski, módl się za nami.
Widzenie zakończyło się, ale w duszy zakonnika długo jeszcze panowała niebiańska radość.
Miesiąc potem kurier z Neapolu przywiózł ojcu Mikołajowi Łęczyckiemu do Wilna list od ojca Juliusza Mancinellego, w którym pisał: Ja rychło odejdę, ale ufam, że przez ręce Wielebności sprawię, iż po moim zgonie w sercach i na ustach polskich mych współbraci żyć będzie w chwale Królowa Polski Wniebowzięta.
Stało się wedle słów Królowej. Dokładnie rok po ostatnim objawieniu i pięćdziesiąt lat po śmierci św. Stanisława Kostki, w roku 1618, w uroczystość Wniebowzięcia Maryja wzięła do Nieba swego wiernego sługę.
Niemal natychmiast za sprawą Polaków rozpoczął się proces beatyfikacyjny ojca Juliusza. Do Polski dotarła relikwia – część głowy, oraz portret włoskiego jezuity.
Nie wszyscy jednak byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy i z czasem zebrane dokumenty „utknęły” gdzieś między Neapolem a Rzymem. Sprawa się odwlekła, a późniejsza kasata zakonu jezuitów w roku 1773 wstrzymała proces beatyfikacyjny. Taka sytuacja trwa do dnia dzisiejszego i niestety, podobnie jak w przypadku naszego wielkiego kaznodziei – ks. Piotra Skargi – na razie nie ma widoków na rychłe wznowienie procesu.
Czyżby współcześni jezuici nie byli już zainteresowani promocją obu wielkich synów duchowych św. Ignacego?
Polskie echa objawień
Na podstawie objawień danych włoskiemu jezuicie, 1 kwietnia 1656 roku, król Jan Kazimierz ogłosił w katedrze lwowskiej Najświętszą Maryję Pannę Królową Narodu i Państwa Polskiego. Monarcha, za panowania którego Rzeczpospolita zmagała się z Moskwą i Szwecją, nie wspominając nawet o wewnętrznej rebelii Chmielnickiego, napisał list do Ojca Świętego Aleksandra VII z błaganiem o pomoc. Papież odpowiedział, odwołując się do objawień ojca Mancinellego: Dlaczego zwracasz się o pomoc do mnie, a nie zwracasz się do tej, która sama chciała być Waszą królową? Maryja Was wyratuje, toć to Polski Pani. Jej się poświęćcie, Jej oficjalnie ofiarujcie, Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała.
List ten uzmysłowił polskiemu królowi, że jedyna nadzieja w Maryi – Królowej Polski. Powziął więc Jan Kazimierz postanowienie, że gdy jakikolwiek skrawek Rzeczypospolitej wolny będzie od wrogów, uda się tam, by dokonać ślubów z ogłoszeniem publicznym, że Matka Boża jest Królową Polski. Kiedy w marcu 1656 roku Szwedzi wycofali się ze Lwowa, król w tamtejszej katedrze przed obrazem Matki Bożej Łaskawej złożył obiecane śluby i koronował wizerunek Matki Bożej, ogłaszając Ją oficjalnie Królową Polski.
Objawienia ojca Juliusza Mancinellego wywołały w naszym narodzie potężny odzew. Pod ich wpływem w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny roku 1628 Kraków uczcił swą Królową poprzez umieszczenie na wieży Kościoła Mariackiego pozłacanej korony (obecna korona pochodzi z roku 1666, zamontowano ją tam w dziesiątą rocznicę Ślubów Lwowskich). Podwawelski gród dał tym samym zewnętrzny wyraz wierze w królowanie Matki Bożej nad polskim narodem. Krakowianie uczcili też chwalebną śmierć ojca Juliusza.
Niedługo po jego odejściu do wieczności Królową Polski zaczęli nazywać Maryję paulini z Jasnej Góry. Już w roku 1642 ojciec Dionizy Łobżyński stwierdził, że Maryja jest Królową Polski, Patronką bitnego narodu, Patronką naszą, Królową Jasnogórską, Królową niebieską, Panią naszą dziedziczną.
W polskich kościołach zawisły wizerunki Matki Bożej z z Orłem Białym na piersiach – jest ich co najmniej kilkanaście. Na podstawie objawień ojca Mancinellego powstał też obraz Matki Bożej Ostrobramskiej, na którym Maryja ma dwie korony – jako Królowa Świata i Królowa Polski.
Bogusław Bajor/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Polacy są Narodem Maryjnym. Matka Boża jest pierwszą pośredniczką w drodze do Pana Jezusa
***
– W maju w kościołach odprawiane są nabożeństwa majowe, których tradycją jest odmawianie Litanii do Najświętszej Maryi Panny. Matka Boża jest w naszych codziennych sprawach pierwszą i bezpośrednią pośredniczką w drodze do Pana Jezusa – powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową rzecznik KEP ks. Leszek Gęsiak.
Jak zastrzegł rzecznik KEP, Polacy są „narodem maryjnym”. – Matka Boża jest w naszych codziennych sprawach pierwszą i bezpośrednią pośredniczką w drodze do Pana Jezusa. Kult maryjny w Polsce przejawia się w licznych sanktuariach, począwszy od tego najważniejszego, czyli Jasnej Góry. Swoje sanktuaria maryjne ma każda polska diecezja, do nich ludzie pielgrzymują i tam się modlą. To dowodzi, że kult maryjny w Polsce był, jest i mam nadzieję, że wciąż pozostanie, bardzo mocno obecny – zaznaczył ks. Gęsiak.
Wyjaśnił, że maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi, a nabożeństwa majowe są bardzo mocno wpisane w polską tradycję religijną. – Trudno wyobrazić sobie dziś przeżywanie wiary przez Polaków bez tego nabożeństwa. W wielu miejscowościach ludzie nadal spotykają się przy kapliczkach i pod krzyżami, by wspólnie śpiewać „Majowe”. To pozwala im na bardzo proste, a jednocześnie głębokie przeżywanie wiary – ocenił.
Ks. Gęsiak podkreślił, że wezwania litanii loretańskiej zawierają różnego rodzaju określenia i tytuły „wyjątkowej Kobiety, jaką jest Matka Boża”. – Te wezwania ukazują Maryję jako Królową, jako Matkę, a jednocześnie jako kogoś, kto jest nam bardzo bliski. Litania loretańska przypomina nam o wyjątkowej roli Matki Bożej w historii zbawienia, bo przecież przez Maryję przyszło na świat zbawienie. To przez jej dziewicze macierzyństwo otrzymaliśmy Boga-Człowieka – mówił.
Poinformował, że wezwania litanii loretańskiej kształtowały się w tradycji Kościoła na przestrzeni wieków. – Niektóre wezwania wciąż są modyfikowane czy dodawane. To pokazuje, że litania loretańska – która może wydawać się prostym wymienianiem atrybutów Matki Bożej – jest wielkim wyrazem wiary Kościoła i jego przekonania, że ta Kobieta jest kimś wyjątkowym dla historii zbawienia, a także dla historii każdego z nas – zastrzegł.
Pierwsza wersja Litanii do Najświętszej Maryi Panny powstała w XII wieku we Francji, ale nie zachowała się. Utrwaliła się wersja używana od pierwszej połowy XVI wieku w Loreto. Stąd nazwa litania loretańska. W 1587 roku papież Sykstus V związał z jej odmawianiem przywilej odpustu. W roku 1631 zakazano wprowadzania wszelkich zmian w litanii bez zezwolenia Stolicy Apostolskiej, co wpłynęło na jej ujednolicenie i upowszechnienie.
20 czerwca 2020 r. Stolica Apostolska zatwierdziła nowe wezwania litanii loretańskiej, które w języku polskim brzmią: „Matko miłosierdzia” (po „Matko Kościoła”), „Matko nadziei” (po „Matko łaski Bożej”), „Pociecho migrantów” (po „Ucieczko grzesznych”). W Polsce nowe brzmienie litanii loretańskiej obowiązuje z dniem podjęcia uchwały przez Konferencję Episkopatu Polski, tzn. od 28 sierpnia 2020 r. W obecnym kształcie litania loretańska ma 55 wezwań do Matki Bożej. (PAP)
Iwona Żurek/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Litania loretańska do NMP – najnowsza wersja
10 października 2020 | autor: AS
Konferencja Episkopatu Polski zatwierdziła 28 sierpnia 2020 roku polskie tłumaczenie trzech nowych wezwań litanii loretańskiej: “Matko miłosierdzia”, “Matko nadziei”, “Pociecho migrantów” – poinformowało w sobotę biuro prasowe Episkopatu.
Nowe wezwania litanii loretańskiej, wprowadzone w języku łacińskim przez Stolicę Apostolską 20 czerwca 2020 r., będą odtąd brzmiały w języku polskim “Matko miłosierdzia” (po “Matko Kościoła”), “Matko nadziei” (po “Matko łaski Bożej”), “Pociecho migrantów” (po “Ucieczko grzesznych”).
Zaznaczono, że wezwania “Matko miłosierdzia”, które w polskiej wersji litanii już było w użyciu po wezwaniu “Matko łaski Bożej”, odtąd będzie znajdować się w nowym miejscu.
“Nie można dokładać dodatkowych wezwań np. Królowo świata, tylko dla dokończenia symetrycznej frazy melodycznej” – zwrócił uwagę sekretarz Komisji KEP ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów ks. Dominik Ostrowski.
Podkreślił, że w litaniach priorytetem jest tekst modlitwy, a nie melodia, dlatego “należy promować lub komponować takie melodie litanii, które nie zakładają parzystej liczby wezwań”.
Nowe brzmienie litanii loretańskiej obowiązuje z dniem podjęcia uchwały, tzn. od 28 sierpnia 2020 r. W obecnym kształcie litania loretańska ma 55 wezwań do Matki Bożej.
Litania loretańska nazywana jest także litanią do Najświętszej Maryi Panny. Pierwsza wersja tego rodzaju modlitwy powstała w XII wieku we Francji, nie zachowała się. Utrwaliła się wersja używana od pierwszej połowy XVI wieku w Loreto. Stąd nazwa litania loretańska. W 1587 roku papież Sykstus V związał z jej odmawianiem przywilej odpustu. W roku 1631 zakazano wprowadzania wszelkich zmian w litanii bez zezwolenia Stolicy Apostolskiej, co wpłynęło na jej ujednolicenie i upowszechnienie.
Litania Loretańska do Najświętszej Maryi Panny
Kyrie eleison. Christe, eleison. Kyrie eleison.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, — zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, — zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, — zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, — zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo, — módl się za nami.
Święta Boża Rodzicielko,
Święta Panno nad pannami,
Matko Chrystusowa,
Matko Kościoła,
Matko miłosierdzia,
Matko łaski Bożej,
Matko nadziei,
Matko nieskalana,
Matko najczystsza,
Matko dziewicza,
Matko nienaruszona,
Matko najmilsza,
Matko przedziwna,
Matko dobrej rady,
Matko Stworzyciela,
Matko Zbawiciela,
Panno roztropna,
Panno czcigodna,
Panno wsławiona,
Panno można,
Panno łaskawa,
Panno wierna,
Zwierciadło sprawiedliwości,
Stolico mądrości,
Przyczyno naszej radości,
Przybytku Ducha Świętego,
Przybytku chwalebny,
Przybytku sławny pobożności,
Różo duchowna,
Wieżo Dawidowa,
Wieżo z kości słoniowej,
Domie złoty,
Arko przymierza,
Bramo niebieska,
Gwiazdo zaranna,
Uzdrowienie chorych,
Ucieczko grzesznych,
Pociecho migrantów,
Pocieszycielko strapionych,
Wspomożenie wiernych,
Królowo Aniołów,
Królowo Patriarchów,
Królowo Proroków,
Królowo Apostołów,
Królowo Męczenników,
Królowo Wyznawców,
Królowo Dziewic,
Królowo wszystkich Świętych,
Królowo bez zmazy pierworodnej poczęta,
Królowo wniebowzięta,
Królowo różańca świętego,
Królowo rodzin,
Królowo pokoju,
Królowo Polski,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, — przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, — wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, — zmiłuj się nad nami.
P. Módl się za nami, Święta Boża Rodzicielko.
W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
Módlmy się. Panie, nasz Boże, daj nam, sługom swoim, cieszyć się trwałym zdrowiem duszy i ciała,
† i za wstawiennictwem Najświętszej Maryi, zawsze Dziewicy * uwolnij nas od doczesnych utrapień i obdarz wieczną radością. Przez Chrystusa, Pana naszego. W. Amen.
______________________________________________________________________________________________________________
Bp Piotr Turzyński z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą:
Niech polskie korzenie wydają dobre owoce tam, gdzie żyjecie
Niech polskie korzenie wydają wielkie owoce szlachetności i dobra ku pożytkowi ludzi, wśród których żyjecie, i na chwałę Ojczyzny – napisał Delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej bp Piotr Turzyński w Słowie skierowanym do rodaków z okazji przypadającego 2 maja Dnia Polonii i Polaków za Granicą.
fot. episkopat.pl
***
Z okazji obchodzonego od 2002 roku Dnia Polonii i Polaków za Granicą, Delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej zapewnił rodaków żyjących poza Ojczyzną o swojej modlitwie i jedności z nimi oraz życzył, aby polskie pochodzenie cechowały szlachetność i dobro. „W tym dniu o godzinie 12.00 w kaplicy Jasnogórskiej przed Obliczem Królowej Polski będę celebrował Eucharystię w Waszej intencji. Niech polskie korzenie, które wydały kochanego na całym świecie Ojca Świętego Jana Pawła Wielkiego oraz z Bożej Opatrzności przypomniały światu o miłosierdziu i solidarności, w was też wydają wielkie owoce szlachetności i dobra ku pożytkowi ludzi, wśród których żyjecie i na chwałę Matki Naszej – Kochanej Ojczyzny – Polski” – napisał bp Turzyński.
Delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej nawiązał również do trwającej w Ukrainie wojny. Prosił, aby nie ustawała modlitwa o zakończenie walk oraz w intencji wszystkich, którzy doświadczają ich okrucieństwa.
W Słowie skierowanym do Polonii i Polaków żyjących poza granicami kraju bp Turzyński zaakcentował także rolę kapłanów, sióstr zakonnych i świeckich liderów, którzy poza Ojczyzną „z miłością utwierdzają wiarę i polską tożsamość”, życząc im obfitości łask i umocnienia.
Transmisja Mszy św., którą w intencji Polonii i Polaków żyjących poza granicami kraju bp Piotr Turzyński odprawi we wtorek, 2 maja o godz. 12.00, w kaplicy Jasnogórskiej, będzie dostępna na kanale YouTube: Jasna Góra – transmisja na żywo.
SŁOWO BISKUPA PIOTRA TURZYŃSKIEGO, DELEGATA KEP DS. DUSZPASTERSTWA EMIGRACJI POLSKIEJ, DO POLONII I POLAKÓW ZA GRANICĄ
Kochani Rodacy żyjący poza granicami Ojczyzny!
Z okazji przypadającego 2 maja Dnia Polonii i Polaków za granicą pragnę zapewnić Was o jedności i modlitwie. W tym dniu o godzinie 12.00 w kaplicy Jasnogórskiej przed Obliczem Królowej Polski będę celebrował Eucharystię w Waszej intencji. Niech polskie korzenie, które wydały kochanego na całym świecie Ojca Świętego Jana Pawła Wielkiego oraz z Bożej Opatrzności przypomniały światu o miłosierdziu i solidarności, w was też wydają wielkie owoce szlachetności i dobra ku pożytkowi ludzi wśród których żyjecie i na chwałę Matki Naszej – Kochanej Ojczyzny – Polski.
Szczególną modlitwę wznieśmy wspólnie za tych, którzy na Ukrainie doświadczają okrucieństwa wojny i prośmy usilnie o zakończenie tego barbarzyństwa.
Dobry Bóg niech obficie darzy łaskami i umacnia tych, którzy z miłością utwierdzają w was wiarę i polską tożsamość, myślę tu o kapłanach, siostrach zakonnych i świeckich liderach. Niech Was wszystkich otacza swoją Opieką Jasnogórska Pani, Królowa Polski, której oddamy hołd w dniu 3 maja.
Z błogosławieństwem
Bp Piotr Turzyński
Delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej
BP KEP/Warszawa KAI
______________________________________________________________________________________________________________
Bp Piotr Turzyński: Zapraszam Polonię do Lourdes
POLSKIFR.FR
***
Zawieziemy Maryi sprawy naszej Ojczyzny, a przede wszystkim chcemy zawierzyć Jej sprawę pokoju na Ukrainie i w Europie. Zapraszam Was bardzo serdecznie do Lourdes – powiedział delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej bp Piotr Turzyński. W dniach 17-20 maja br. już po raz 146. odbędzie się Europejska Pielgrzymka Polonijna do Lourdes, którą organizuje Polska Misja Katolicka we Francji. Zapisy trwają do 30 kwietnia.
Sanktuarium Maryjne w Lourdes znane jest przede wszystkim jako miejsce modlitwy za chorych. „Chcemy Maryi zanieść wszystkie nasze sprawy, chcemy Jej powierzyć naszych ludzi chorych, cierpiących” – podkreślił bp Turzyński, nawiązując do szczególnego charyzmatu miejsca.
Od ponad 100 lat Polonia pielgrzymuje do Lourdes. Tradycją stało się, że pielgrzymka jest organizowana w okolicach uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego. W tym roku ta uroczystość przypada we Francji w czwartek 18 maja, a w Polsce w niedzielę 21 maja. Polska Misja Katolicka w łączności z Polonią innych krajów nie ma wątpliwości, że tę ważną tradycję wspólnego pielgrzymowania do Lourdes trzeba pielęgnować.
…
Na pielgrzymkę można się zapisać na trzy sposoby: w parafiach polskich, w największej i najstarszej polskiej parafii we Francji pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny na „Concorde” w Paryżu (tel.: 0033155353225, e-mail: paroissepolonaisedeparis@gmail.com) oraz w biurze Polskiej Misji Katolickiej we Francji (tel.: 0033155353223, e-mail: pmk.france@gmail.com).
Każdego roku sanktuarium w Lourdes nawiedzają miliony pielgrzymów, a wśród nich wielu z Polski. Przybysze kierują swoje kroki również do groty Massabielle, w której Maryja objawiła się osiemnaście razy Bernadecie Soubirous w 1858 r. W grocie znajduje się figura, będąca dziełem Józefa Hugona Fabisia – urodzonego we Francji potomka polskiego imigranta.
Historia najstarszej w świecie Polskiej Misji Katolickiej rozpoczyna się w Paryżu na przełomie wieku XVIII i XIX, jednym z jej założycieli był Adam Mickiewicz. Misja służyła polskim emigrantom, dla których stanowiła możliwość uczestnictwa w życiu liturgicznym oraz kontaktu z rodakami i krzewienia kultury polskiej.
Do głównych zadań PMK należy m.in. organizacja duszpasterstwa Polaków we Francji, katechizacja oraz ewangelizacja, a także podtrzymywanie kultury i tożsamości polskiej. Przy niektórych parafiach działają oddziały polskich szkół, funkcjonują również ruchy i wspólnoty katolickie. Szczególna oferta duszpastersko-edukacyjna kierowana jest do młodzieży. Misja niesie też różnorodną pomoc osobom, które jej potrzebują.
Misja prowadzi Seminarium Polskie w Paryżu w Issy-Les-Moulineaux, w którym mieszkają m.in. księża przebywający na stypendiach naukowych, znajduje się tam również biblioteka i archiwum, istnieje możliwość wynajmu pokoi.
Do PMK należą domy wypoczynkowo-rekolekcyjne: Polski Dom Pielgrzyma w Lourdes, Dom w La Ferte-Sous-Jouarre w rejonie paryskim i Dom św. Jacka na Korsyce. Przy PMK działa portal informacyjno-społecznościowy Polskifr.fr.
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
I CZWARTEK MIESIĄCA – 4 MAJA
KAPLICA IZBA JEZUSA MIŁOSIERNEGO
4 PARK GROVE TERRACE, GLASGOW G3 7SD
GODZ. 19.00 – MSZA ŚW.
GODZ. 19.30 – GODZINNA ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
_______________________________________________________________________________
Jasna Góra:
Powołani dla powołanych – pierwsze nocne czuwanie już dziś
4 maja 2022
Dziś pierwszy czwartek miesiąca. To dzień Eucharystii i dziękczynienia za Nią oraz wdzięczności za dar kapłaństwa, modlitwy o powołania do wyłącznej służby Bogu. Także na Jasnej Górze od dziś w każdy pierwszy czwartek miesiąca nocne czuwanie POWOŁANI DLA POWOŁANYCH.
***
Czuwanie rozpocznie się w Kaplicy Matki Bożej po Apelu i potrwa do ok. 1.30. Do modlitwy zaproszeni są: kapłani, klerycy, siostry zakonne i zakonnicy, ci, którzy odkrywają życiową drogę oraz wszyscy, którym sprawa powołań jest bliska.
– To inicjatywa, która ma pomóc twórczo, wiernie i radośnie wspierać się nawzajem w powołaniu – wyjaśniła s. Jana, urszulanka Unii Rzymskiej.
– Chcemy uwielbiać Pana Boga, zebrać się przed Nim przy Sercu Maryi. Razem trwać w wdzięczności za każdy dar powołania, też ukazać światu, że to nasze życie z Bogiem jest piękne, że Bóg jest naszym szczęściem i chcemy tez prosić o nowe powołania – powiedziała s. Jana.
Jak podkreśliła urszulanka teraz w okresie matur modlitwa zanoszona będzie także za wszystkich młodych, by odnaleźli dobry kierunek życia, umocnienie w poszukiwaniu swojego powołania również do życia małżeńskiego i rodzinnego.
Czuwania odbywać się będą w każdy pierwszy czwartek miesiąca.
Biuro Prasowe @JasnaGóraNews/Kai
____________________________________________________________________
***
Płomień Bożej miłości oczyści Ziemię
Prorocze orędzia s. Marii Natalii Magdolnej dla kapłanów
„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” [Mt 22, 37]. W wieku trzydziestu trzech lat s. Maria Natalia wyznała Jezusowi, że pragnie Go kochać właśnie w ten sposób, a Jezus obiecał jej w zamian tak wiele łask, że do końca życia miała doświadczać radości. Siostra Maria Natalia Magdolna otrzymywała przesłania dla dusz kapłańskich przede wszystkim pomiędzy rokiem 1939 a 1943. Jakie słowa przekazał Jezus węgierskiej mistyczce? Czego oczekuje od kapłanów? Jaką ważną role im powierzył? Przeczytaj fragment książki Claudii Matery „Nawróćcie się, nadchodzi czas oczyszczenia. Prorocze objawienia s. Marii Natalii Magdolnej”.
Jezus w jednym z przeslań mówił do s. Marii Natalii: Jesteś narzędziem, za pomocą którego pragnę otworzyć drzwi, aby dotrzeć do moich kapłanów. Przyjmuj moje boskie polecenia z pokojem w sercu, poświęcając Mi każdą myśl. Moi księża mnie zasmucają. Dlaczego ukrywają przed światem moją miłość, miłosierdzie i wszechmoc, gdy wróg niestrudzenie knuje przeciwko Mnie i przeciw tym, którzy Mnie kochają? Przekaż moim synom: „Kochajcie Mnie, tak jak Ja kocham was. Pragnijcie tego, czego i Ja pragnę, wynagradzajcie, pokutujcie, pielęgnujcie i umacniajcie ufność i miłość do Mnie w was samych, a także w duszach, które zostały powierzone waszej pieczy”.
Jezus zwraca się do kapłanów oraz dusz powierzonych ich opiece
Pewnego dnia wprawił mnie w zdumienie widok żebrzącego Jezusa. W przypływie współczucia zapytałam Go, dokąd zmierza. „Do moich kapłanów”, odparł. „Czego od nich oczekujesz?” „Prosiłem, żeby ofiarowali Mi dusze”. „Uczynili to?” „Nie”. „Dlaczego?” „Ponieważ własne sprawy pochłaniają ich bardziej aniżeli ratowanie dusz, chociaż to właśnie jemu powinni się niestrudzenie oddawać, nie troszcząc się o siebie i nie zważając na światowe rozrywki. Nie robią tego, mimo że wymownie modliłem się za nich na krzyżu: «Ojcze, powierzam ich dusze Twojej pieczy, aby żaden z nich nie zbłądził». Moja córko, módl się za nich dniem i nocą i składaj ofiary, żeby w ostatniej godzinie nie stawili się przed sądem z pustymi rękami”.
Z początkiem jesieni 1942 roku, kiedy byłam pogrążona w modlitwie, Jezus udzielił mi następującej wskazówki: „Potrzeba trzech rzeczy, abym w krótkim czasie mógł osiąść w duszy na tronie i chciałbym, żeby moi księża, szczególnie ci, którzy pełnią posługę jako przewodnicy duchowi, często o tych rzeczach mówili. Opiszę je za pomocą trzech obrazów: to kryształ, skrzydła i proch.
Kryształ symbolizuje czystość ciała, serca, woli, a nade wszystko duszy. Ta ostatnia powinna się obmyć nie tylko z grzechów ciężkich, lecz także z grzechów powszednich, zaniedbań, złych intencji, niewłaściwych inklinacji oraz niedoskonałości. Niewierność, choćby dotyczyła najbardziej błahych spraw, niezwłocznie skaża duszę. Każdy, kto pragnie osiągnąć taki stopień czystości, musi zadbać o cztery rzeczy: odmówić ciału wszelkich nieuporządkowanych przyjemności; oczyścić serce z emocji i uczuć, które nie są pochodną nadprzyrodzonej miłości Boga; oddalić od woli to, dla czego nadrzędnym celem nie jest dobro; wyrugować z myśli wszystko, co ziemskie, uwolnić się od przeszłości i nie martwić się tym, co niesie teraźniejszość i przyszłość, ponieważ tego rodzaju zmartwienia plamią duszę i nie pozwalają Mi się z nią połączyć.
Skrzydła są symbolem wolności duszy, która musi się uwolnić od przywiązania do ciała, do rzeczy tego świata i do stworzeń, aby mogło przepełnić ją pragnienie rzeczy świętych. Dusza powinna też wyzbyć się skłonności do decydowania o sobie, bo tylko wolne dusze mogę wynieść na poziom mojej boskości.
Proch należy utożsamiać z tym, czym istota ludzka byłaby beze Mnie. Dusza nie powinna przypisywać sobie żadnej wartości – ani wobec Mnie, ani wobec innych, ani wobec siebie samej. Gdyby jednak przypisywała, odsunąłbym się od niej i utraciłaby część przeznaczonych dla niej łask. Dusza, która uznając swoją małość, słabość i nędzę, prosi o wybaczenie, i która potrafi cieszyć się własną miernością, nie zdumiewa się swoimi słabostkami i nie doświadcza z ich powodu goryczy. Gdy wskazuję jej popełnione błędy, nie unosi się dumą, przeciwnie: szczerze przyznaje, że świętym jest nie ten, kto nie upada, ale ten, kto ma siłę podnieść się po upadku. Taka dusza odzyskuje siły i pomna własnej ułomności, zawierza Mi całkowicie, składa swój los w moje ręce, nie tyle dla uzyskania łask, ile po to, aby sprawić Mi radość i wynagrodzić dawne przewinienia. W swojej pokorze wie, że bardziej zasługuje na potępienie niż na łaskę. Tym sposobem ze swojej otchłani nieświadomie zarzuca złoty łańcuch na niebiańskie szczyty, a Ja zstępuję do niej, aby osiąść na tronie w jej sercu.
Płomień Bożej miłości rozleje się na ziemię przez otwarte serca kapłanów
Jezus polecił Mi przekazać ojcu spowiednikowi taką oto wiadomość: „Powiedz swojemu ojcu spowiednikowi, że godzina, w której spełnią się moje słowa, nadeszła. Przyniosłem na ziemię ogień, a ogień ma wypalać. Od momentu stworzenia człowieka opromienił już wiele dusz, ale mój płomień nie dopełnił jeszcze dzieła oczyszczenia. Za sprawą moich kapłanów ogień rozprzestrzeni się w cudowny, nadzwyczajny sposób i nic nie zdoła go ugasić. Płomień mojej miłości spoi ziemię z niebem. Moi księża będą podsycać ten ogień: moje boskie Serce udzieli im koniecznych łask, a ludzie się dowiedzą, jak słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie”
Następnie skierował do kapłanów słowa: „Nie obawiajcie się. Śmiało idźcie przed siebie. Niechaj waszych myśli nie zaprzątają ani życie, ani śmierć, ani efekty waszych działań. Wszystko jest w moich rękach. Wpatrujcie się we Mnie niestrudzenie i wypełniajcie moją wolę. To będzie waszym skarbem i waszą chwałą, a wasza dusza nie polegnie w walce. Nie zastanawiajcie się nad tym, co wydarzy się w przyszłości, jak do tego dojdzie i jaki będzie bieg rzeczy. Nieustannie proście niebieskiego Ojca o łaskę, przebaczenie i miłosierdzie. Moje dzieci, ukazałem wam moje plany. Doprowadźcie je do końca. Proszę, utkwijcie we Mnie wasze spojrzenia i nie lękajcie się; pozostańcie radośni, tak jak Ja jestem radosny, kiedy na was patrzę. Weselcie się, dzieło bowiem, które wam powierzyłem, rozwesela mojego Ojca. To nie wasza siła w was działa, ale siła Boga. Za waszym pośrednictwem ofiarowuję się duszom, aby przez nie wielbić i sławić Ojca. Przemierzajcie świat, zwyciężajcie go i zwyciężajcie moich nieprzyjaciół, ponieważ jestem potężniejszy niż wszelka potęga i silniejszy niż wszelka siła”.
Jezus na koniec zwrócił się do mnie:„Droga córko, módl się za moich kapłanów, aby łaska popchnęła oschłych ku nawróceniu, pokucie i duchowi poświęcenia, ze wzmożonym entuzjazmem i większą siłą niż dotychczas. Nadchodzi czas wielkiego oczyszczenia i pokoju, oczekujcie go z sercem pełnym skruchy”. Jedna dusza, jedno serce, jedna siła niech przemawia przez was, a tą siłą jestem Ja. Nie poddawajcie się zniechęceniu. Aby zmartwychwstać, trzeba zostać ukrzyżowanym, ale mój triumf, moje królestwo i pocieszenie są blisko”.
Fragmenty pochodzą z książki Claudii Matery „Nawróćcie się, nadchodzi czas oczyszczenia. Prorocze objawienia s. Marii Natalii Magdolnej” , Wydawnictwo Esprit/Fronda.pl
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
W Kaliszu trwa Kongres 108. Błogosławionych Męczenników II Wojny Światowej
Wydarzenie poprzedza ogólnopolskie obchody Dnia Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego, które w sobotę zakończy Msza św. pod przewodnictwem Prymasa Polski – powiedział w piątek PAP rzecznik prasowy diecezji kaliskiej ks. Przemysław Kaczkowski.
Polichromia błogosławionych męczenników II wojny światowej w kaplicy Muzeum Pomnika Historii Mateusz Środoń – autor polichromii
***
Jak dodał, co roku 29 kwietnia w kaliskiej bazylice św. Józefa duchowni wspominają wyzwolenie kapłanów z obozu w Dachau za przyczyną św. Józefa. Tego dnia przypada 78. rocznica cudownego ocalenia więźniów obozu KL Dachau, według których, do ocalenia doszło za przyczyną św. Józefa.
Tegoroczne obchody mają większy rozmach z okazji odbywającego się Kongresu 108. Błogosławionych Męczenników II Wojny Światowej.
90 lat temu, 21 marca 1933 r. Heinrich Himmler wydał rozkaz utworzenia obozu koncentracyjnego w Dachau (z niem. Konzentrationslager Dachau). Od 1938 r. obóz pełnił funkcję “ośrodka szkoleniowego”. Przeprowadzano tam zbrodnicze pseudomedyczne eksperymenty na więźniach. Przez KL Dachau przeszło łącznie ponad 200 tys. osób, z czego jedna trzecia to Polacy.
“Polscy duchowni, zarówno według Niemców, jak i Sowietów, byli grupą szczególnie niebezpieczną. Wynikało to z ich wiedzy o bardzo dobrze zorganizowanej pracy duszpasterskiej i społecznej Kościoła w Polsce. Kapłani byli wsparciem i ostoją polskości, co skutecznie uniemożliwiało planowe wyniszczanie narodu. Duchowni stali się głównym celem niemieckiej akcji +Tannenberg+, która miała na celu bezwzględną eliminację elit przywódczych i moralnych Rzeczypospolitej” – powiedział PAP organizator kongresu prezes Pomorskiego Stowarzyszenia Wspólna Europa (PSWE) Andrzej B. Piotrowicz. Poinformował, że w latach 1939–1945 z rąk Niemców i Sowietów śmierć poniosło blisko 3 tys. polskich duchownych, czyli około 20 procent stanu przedwojennego.
W Dachau, które stało się głównym, choć nie jedynym miejscem zagłady polskiego duchowieństwa, od końca 1940 r. prześladowano i mordowano duchownych wszystkich wyznań z całej Europy. Polscy księża stanowili wśród nich grupę nie tylko najliczniejszą, lecz także poddawaną najbardziej okrutnym represjom. Przebywało tam łącznie 1780 księży, zakonników i kleryków z całej Polski.
“Ocalało 800. 22 kwietnia 1945 r. uroczystym ślubowaniem oddali oni siebie i pozostałych współwięźniów w opiekę świętemu Józefowi i tydzień później – 29 kwietnia – zostali ocaleni z obozowej niewoli przez niewielki oddział patrolowy armii amerykańskiej. Stało się to niespodziewanie, na dwie godziny przed likwidacją obozu i na kilkanaście godzin przed atakiem na KL Dachau planowanym przez dowództwo amerykańskie” – powiedział Piotrowicz.
Wyjaśnił, że fakt wcześniejszego wyzwolenia obozu uznany został przez więźniów za szczególną łaskę otrzymaną od Pana Boga za przyczyną świętego Józefa.
Po zakończeniu wojny i powrocie do kraju polscy księża i zakonnicy wypełnili swoje obozowe ślubowanie i corocznie pielgrzymowali 29 kwietnia do sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu z dziękczynieniem. W 1970 r., w 25. rocznicę wyzwolenia obozu, ufundowali w podziemiach kaliskiego sanktuarium Kaplicę Wdzięczności i Męczeństwa oraz utworzyli muzeum i archiwum, w których zgromadzone zostały dokumenty i przedmioty z lat ich obozowej gehenny.
Od 2005 r., decyzją Konferencji Episkopatu Polski, w miejsce pielgrzymek byłych więźniów KL Dachau, w Kaliszu odbywają się ogólnopolskie obchody Dnia Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego.
Patronat honorowy nad wydarzeniem objął biskup kaliski Damian Bryl i ks. Dariusz Wilk CSMA (Congregatio Sancti Michaelis Archangeli – Zgromadzenie Św. Michała Archanioła; popularnie nazywani michalitami – PAP) i jednocześnie przewodniczący Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce. Patronat medialny nad wydarzeniem objęła Polska Agencja Prasowa.
Inauguracja obrad zaczęła się w czwartek w Krotoszynie, miejscu urodzenia bł. biskupa Michała Kozala, aby w kontekście 80. rocznicy męczeńskiej śmierci najmłodszego biskupa II Rzeczypospolitej w sposób szczególny uhonorować i przybliżyć duchowość przywódcy polskiego duchowieństwa w KL Dachau. 26 stycznia 1943 r. ordynariusz diecezji włocławskiej został zabity przez Niemców zastrzykiem z fenolu.
Kongres zakończy się dzisiaj wieczorem mszą św. w Narodowym Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu.
W sobotę o godz. 11.00 odbędzie się otwarcie wystawy o księżach męczennikach II wojny światowej, o godz. 12 mszy św. przewodniczyć będzie Prymas Polski abp Wojciech Polak.(PAP)
Tygodnik Niedziela/PAP
______________________________________________________________________________________________________________
W PONIEDZIAŁKI OD GODZ. 18.00 – 20.00 – PORADNICTWO RODZINNE
adres: 4 Park Grove Terrace, G3 7SD
POMOC DLA BEZDOMNYCH
KAŻDEJ NOCY – na Argyle Street pod mostem blisko Stacji Centralnej
KAŻDEGO DNIA – adres: 20 Crimea Street, G2 8PW (do godziny 20.00)
W CZWARTKI – adres: Cadogan Street (do godziny 20.00)
WE WTORKI i W CZWARTKI – adres; George Square (do godziny 19.00)
WSPÓLNOTA SZYMONA – adres: 389 Argyle Street, G2 8LR (naprzeciwko hotelu Aleksandra)
KLUB THE WAYSIDE – adres: 32 Midland Street, G1 4PR 9 (do godziny 19.00)
THE MARIE TRUST – adres: 29 Albion Street, G1 1LH, tel. 0141 286 0065 (każdego dnia do godziny 17.00)
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
2 MAJA WE WTOREK NIE BĘDZIE SPOTKANIA W KAPLICY IZBIE JEZUSA MIŁOSIERNEGO
KOLEJNE WTORKOWE KATECHEZY W MAJU: 9,23,30
KATECHEZA DLA DOROSŁYCH
Od 22 lutego 2022 roku w każdy wtorek o godz. 18.30 w kaplicy izbie Jezusa Miłosiernego na nowo odczytujemy Katechizm Kościoła Katolickiego, gdzie podane są najważniejsze prawdy naszej wiary.
Ta Katecheza jest propozycją dla każdego kto poprzez sakrament chrztu jest w Kościele Bożym i potrzebuje nieustannie coraz pełniej umacniać i pogłębiać przyjęty dar łaski wiary. Również te spotkania są zaproszeniem dla tych, którzy nie zostali nigdy w pełni wprowadzeni w chrześcijaństwo albo z różnych powodów od niego odeszli.
Dla zainteresowanych szczegóły znajdują się na zakładce: Katecheza dla dorosłych – katecheza.kosciol.org
godz. 18.30 – KATECHEZA
godz. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA
godz. 19.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
______________________________________________________________________________________________________________
PIĄTEK – 28 KWIETNIA – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
godz. 18.00 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU/SPOWIEDŹ ŚW.
godz. 19.00 – MSZA ŚW.
______________________________________________________________________________________________________________
SOBOTA – 29 KWIETNIA
godz. 17.00 – KATECHEZA DLA DZIECI PRZED I KOMUNIĄ ŚW./SPOWIEDŹ ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
godz. 18.00 – MSZA ŚW. WIGILIJNA Z IV NIEDZIELI WIELKANOCNEJ
PO MSZY ŚW. OGŁOSZENIE NOWEJ INTENCJI NA MIESIĄC MAJ
WSPÓLNOTA ŻYWEGO RÓŻAŃCA POTRZEBUJE TRZY OSOBY, ABY NADAL MIEĆ KOMPLET W NASZYCH 21 RÓŻACH.
______________________________________________________________________________________________________________
Prawda, dobro i piękno.
Tak dokonało się nawrócenie Evy Vlaardingerbroek
(źródło: YouTube/ The Spectator)
***
„Prawda, dobro i piękno to trzy rzeczy, których każdy chce. Przeznaczeniem każdej duszy jest nieskończony głód tych trzech pokarmów” – te między innymi słowa z przemówienia prof. Petera Kreefta wpłynęły na nawrócenie na katolicyzm holenderskiej filozof i publicystki Evy Vlaardingerbroek, o którym głośno ostatnio w mediach.
Sama konwertytka wskazała na nagrania na portalu YouTube, które zainicjowały jej nawrócenie, wymieniając w szczególności wykład prof. Kreefta, jaki wygłosił on na diecezjalnej konferencji mężczyzn w 2017 r. w diecezji Harrisburg w stanie Pensylwania: „7 powodów, dla których każdy powinien być katolikiem”.
Sam Peter Kreeft jest konwertytą na katolicyzm, wykładowcą filozofii w Boston College, apologetą katolickim i autorem ponad 100 książek, z których część jest dostępna także po polsku. W swoim trwającym godzinę przemówieniu z 2017 r. jako siedem powodów nawrócenia na katolicyzm wymienia fakt, że wiara katolicka jest prawdziwa, dobra, piękna, a jej prawdziwość potwierdzają fakty historii, daje ona światu świętych, wiedzie ludzi do Nieba i w Kościele katolickim spotykają oni Jezusa Chrystusa.
Podkreślając nierozerwalność piękna, prawdy i dobra, Kreeft stwierdza, że w Kościele tęsknota człowieka do nich zostaje spełniona poprzez trzy cnoty teologiczne: wiarę, nadzieję i miłość. Jak wyjaśnia, są one „duchowym klejem, który łączy nas z Bogiem”, który z kolei zaspakaja w pełni pragnienie piękna, prawdy i dobra. Człowiek poznaje prawdę przez wiarę, dobro przez miłość i ma nadzieję na nieskończone piękno, którym jest wizja uszczęśliwiająca.
Nazywając rewoltę protestancką „największą tragedią w historii widzialnego Kościoła”, Kreeft krytykuje doktrynę Marcina Lutra o „sola fide”, stwierdzając, że „wiara, która jest obojętna na miłość i miłość, która jest obojętna na wiarę to nie jest prawdziwa wiara ani prawdziwa miłość”.
Mówiąc o historycznych faktach, które potwierdzają prawdziwość katolicyzmu, prof. Keeft stwierdza przede wszystkim, że do jego własnego nawrócenia przyczynił się „historyczny fakt, że Jezus Chrystus ustanowił Kościół katolicki”. A skoro, jak wskazuje historia, to Chrystus założył Kościół, to nie można do niego nie należeć. Przedstawiając historię Kościoła i dowody na sukcesję apostolską, apologeta stwierdził: „Jaka inna widzialna instytucja ludzka zachowała swoją naukę w całkowitej czystości, choć jej nauczyciele byli dalecy od całkowitej czystości? To cud!”.
Według prof. Kreefta „nie można sprzeczać się ze świętymi”, którzy odgrywają „niesamowitą” rolę jako wzory wiary, a „święty we współczesnym politycznie poprawnym świecie wyglądałby dokładnie tak, jak św. Tomasz Morus”. Jest to też punkt, który musiał przemówić mocno do Evy Vlaardingerbroek, która stwierdziła: „Doświadczyłam tego, co dzieje się, kiedy wychodzi się i mówi o swojej miłości do Chrystusa: Siły zła na świecie stają się głośniejsze, ponieważ nienawidzą niczego bardziej niż świadectwo”.
Podając jako szósty argument Niebo, amerykański apologeta stwierdził: „Bądź katolikiem, ponieważ to ustanowiony przez Boga sposób dostania się do Nieba”. Bycie katolikiem przyrównał on też do „Arki Noego, a Arka Noego płynie do lądu życia”.
Ostatni – siódmy – argument okazał się też „kluczowy” dla Vlaardingerbroek. Prof. Kreeft mówiąc o Bogu jako początku i celu człowieka, podkreślił znaczenie sakramentów, a w szczególności Eucharystii, w której człowiek jednoczy się z Bogiem. Kreeft zauważył, że przed reformacją nikt nie kwestionował rzeczywistej obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, „nikt nie mówił, że to tylko symbol”. Według profesora w X wieku Berengar z Tours był pierwszym, który to zakwestionował i „został natychmiast określony jako heretyk; wyraził żal, został pojednany z Kościołem”.
źródło: ChurchMilitant.com/PCh24.pl
„Transsubstancjacja była dla mnie kluczem”. Znana konserwatywna publicystka przyjęła katolicyzm
fot. FB
***
W ubiegłą niedzielę znana konserwatywna komentatorka polityczna i filozof, Eva Vlaardingerbroek, przyjęła wraz ojcem prawdziwą wiarę. W rozmowie z Edwardem Pentinem opowiada o swoim nawróceniu i przekonaniu, że ortodoksyjna wiara katolicka jest najpotężniejszą bronią przeciwko lewicowemu i globalistycznemu dyktatowi naszych czasów.
Urodzona z katolickiej matki i protestanckiego ojca, 26-letnia Vlaardingerbroek została wychowana jako chrześcijanka, ale dopiero pandemia COVID-19 w pełni obudziła ją na rzeczywistość duchowej bitwy, przed którą stoi świat, i uświadomiła sobie, że wiara katolicka jest „najpotężniejszą bronią” przeciwko współczesnemu relatywizmowi moralnemu – czytamy w portalu National Catholic Register.
Na łamach tegoż portalu ukazał się wywiad, w którym Eva odpowiada na pytania znanego publicysty katolickiego Edwarda Pentina. Rozmówczyni – zapytana, co przekonało ją, że „Kościół katolicki jest jedyną prawdziwą wiarą ufundowaną przez Chrystusa” – przyznaje, że środowiska akademickie i mainstreamowe zawsze próbowały wykluczać ją z powodu jej konserwatywnych poglądów, natomiast w dobie tzw. pandemii koronawirusa to wyklucza stało uzyskało sankcję rządową.
– W tym czasie całym sercem zdałam sobie sprawę, że nie toczymy tylko walki politycznej (prawica kontra lewica), ale że mamy do czynienia z walką duchową (dobra ze złem). Pochopność, z jaką ludzie byli gotowi potępiać tych z nas, którzy nie podążali za „nauką”, oraz z jaką nasze rządy znosiły nasze konstytucyjne prawa, były dla mnie prawdziwym dzwonkiem alarmowym – opowiada.
Jako filozof nie była ona zainteresowana dyskutowaniem, czy choćby na temat czy tzw. szczepionki powinny być podawane ze względów medycznych, lecz interesowały ją względy moralne. – A jedyną postawą moralną, która wydawała mi się słuszna, było to, że zostałam stworzona na obraz Boga, że moje ciało jest świątynią i że prawa, jakimi się cieszę, zostały mi nadane przez mojego Stwórcę i dlatego są niezbywalne – kontynuuje.
Od tego momentu komentatorka zaczęła otwarcie mówić o swojej motywacji religijnej, co – jak wspomina – stało się podstawą do jeszcze zacieklejszych ataków ze strony wrogów prawdy. – Doświadczyłam tego, co się dzieje, gdy wychodzisz i mówisz o swojej miłości do Chrystusa: siły zła na świecie stają się tym głośniejsze, bo niczego nie nienawidzą bardziej niż świadectwa, ale siły dobra w moim życiu stały się również sto razy silniejsze i ja stałam się silniejsza – relacjonuje.
W podjęciu ostatecznej decyzji pomogły jej programy na YouTubie prof. Petera Kreefta, a szczególnie odcinek zatytułowany Siedem powodów, dla których każdy powinien zostać katolikiem. – Oglądałam to i po prostu nie byłam w stanie dyskutować tym, co mówił. Wszystko miało sens. Od faktu, że sam Chrystus założył Kościół, przez znaczenie świętych, po prawdziwy cud Eucharystii. Wiedziałam, że muszę dokonać wyboru – wyznaje Eva Vlaardingerbroek.
Jak sama przyznaje, elementem kluczowym była prawda o przeistoczeniu i realnej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. – Transsubstancjacja była dla mnie kluczem. Jako protestantka odrzucałam tę koncepcję, nigdy nie czułam, że mogę to zracjonalizować, więc poszłam z argumentem, że „to symbol”. Ale kiedy spojrzysz na Pismo Święte, na to, co sam Jezus powiedział, jest to krystalicznie jasne. To wcale nie jest symboliczne. I chociaż nie potrafię tego zracjonalizować, wierzę w to: ponieważ jeżeli Chrystus powiedział, że tak jest, to tak jest. Nie pozostaje więc nic innego, jak zostać katolikiem – podkreśla.
– Najpotężniejszą bronią przeciwko lewicowemu relatywizmowi jest wiara katolicka. Co może być lepszego w czasach, gdy ludzie mówią, że „wszystko jest dozwolone” niż powiedzieć „nie”? Istnieje coś takiego jak piękno, istnieje coś takiego jak Dobro i istnieje coś takiego jak Prawda. On jest Prawdą, Drogą i Życiem. I to się nigdy nie zmieni. Doktryna katolicka pozostaje taka sama, bez względu na to, kto jest papieżem i jakie zawirowania przeżywa Kościół jako instytucja. Doktryna przetrwała i zawsze przetrwa próbę czasu, ponieważ On sam założył Kościół – nie ma wątpliwości rozmówczyni Edwarda Pentina.
Filozof znana m. in. z przemówienia zatytułowanego Odrzucić globalizm: przyjąć Boga na Narodowej Konferencji Konserwatywnej w Brukseli podkreśla, że wiara katolicka jest jedyną odpowiedzią na zamęt współczesnego świata.
– Problem polega na tym, że wielu chrześcijan daje się nabrać na „piękne słowa”, których używają globaliści, aby sprzedać nam swoje plany. Czy to zmiana klimatu, COVID czy transhumanizm, przedstawiają swoje „rozwiązania” pod pozorem równości i szlachetnych pretekstów, ale tak naprawdę, jeśli spojrzeć na to, co tak naprawdę proponują, zawsze sprowadza się to do tego, że ci ludzie chcą bawić się w Boga. A rozwiązania, które oferują — paszporty szczepionkowe, transhumanizm, „ratowanie planety” – zawsze żywią się ludzkim strachem przed śmiercią – tłumaczy Vlaardingerbroek.
Jest przy tym przekonana, że narracja, która wmawia ludziom „ty możesz mieć swoją prawdę, a ja mam swoją” jest doskonałym wypełnieniem tego, w co diabeł chce, aby ludzie wierzyli. – Chrystus jest Prawdą, Drogą i Życiem. Jeśli naprawdę w to wierzymy, powinniśmy to mówić głośno. Moralność oparta na świeckich wartościach jest jak dom bez fundamentów. Dom może ładnie wyglądać z zewnątrz, mogą go zbudować mili, mający dobre intencje ludzie, ale nie będzie on trwały – dodaje.
Również w odpowiedzi na szaleństwo feminizmu i tzw. ideologii gender odpowiedzią jest jej zdaniem „bezwzględna bezkompromisowość” wyznawania prawdy Jezusa Chrystusa w Jego prawdziwym Kościele. – Bóg stworzył Adama i Ewę, a nie 73 różne płcie. To człowiek próbuje być swoim własnym małym bogiem, co nigdy nie działało i nigdy nie zadziała. I my to wiemy. Moje pokolenie jest absolutnie nieszczęśliwe. Tak więc najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić jako katolicy, jest mówić ludziom, że istnieje alternatywna droga, którą można podążać. Ona istnieje i ma imię: Jezus Chrystus – kończy Eva Vlaardingerbroek.
źródło: ncregister.com/FO/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Przyciąganie powierzchowne
Ewangelizacja działa, gdy ma związek z Ewangelią. I tylko wtedy.
Podobno Kościół, jeśli chce przyciągać nowych wiernych, musi „nauczyć się być sexy”. Tak stwierdzili członkowie austriackiej grupy Quo Vadis, zrzeszającej osoby zakonne. Tą ideą uskrzydleni zorganizowali przed katedrą w Wiedniu akcję bezpłatnego tatuowania chętnych „motywami katolickimi”. Chętnych były podobno setki, więc trzeba było losować. Ostatecznie z „katolicko” wytatuowanym ciałem wyszło kilkadziesiąt osób.
Nie, żebym miał coś przeciw rozmaitym inicjatywom w Kościele. Lepiej coś robić niż nie robić i zrzędzić na tych, co robią. Pytanie tylko, czy zawsze to robienie jest właściwie zaadresowane. No bo o co w tym wszystkim chodzi? Czemu właściwie Kościół ma być sexy? Żeby się podobać? Komu?
Może tu tkwi odpowiedź na pytanie, dlaczego w ogóle ludzie odchodzą od Kościoła zamiast, jak w czasach apostolskich, garnąć się do niego drzwiami i oknami. Kościół jest oblubienicą Chrystusa i to Jemu się ma podobać. I tylko taki Kościół przyciąga ludzi – bo widzą w nim Boga. Tymczasem wiele zaangażowań „katolickich” zmierza, jak się wydaje, ku przypodobaniu się ludziom. Bóg, jeśli się tam pojawia, to powierzchownie, tak jak powierzchowny, dosłownie, jest tatuaż. Towarzyszy temu komunikat, że w Kościele też może być fajnie, nawet tak jak na dyskotece czy innej imprezie.
W skrajnej formie taką mentalność prezentuje niemiecka Droga Synodalna. Ludzi ubywa? Więc dajmy sobie spokój z Ewangelią, niech Kościół błogosławi wszystko jak leci, zapomnijmy o grzechu, a z Boga uczyńmy ideę do dowolnego kształtowania – zdają się mówić promotorzy takich tendencji. I tylko ciekawa rzecz: to umizgiwanie się do ludzkich upodobań kompletnie nie pomaga. I nie pomoże, ludzie będą dalej odchodzili, może jeszcze szybciej, bo nikt nie potrzebuje Kościoła, który funkcjonuje tak jak wszyscy i oferuje to, co wszyscy. Zwłaszcza „seksowność”. Na tym świecie jest wystarczająco dużo akwizytorów rzeczy przemijających, żeby Oblubienica Chrystusa się nimi ścigała. Konkurencja w promocji byle czego jest oszałamiająca. Tu Kościół nie ma żadnych szans, naraża się tylko na śmieszność. Nie ma natomiast żadnej konkurencji w czynieniu uczniów Chrystusowi. A o to przecież chodzi.
Posiadanie duchowych dzieci wynika z nakazu misyjnego Zbawiciela. „Czyńcie uczniów ze wszystkich narodów” – to Jego testament.
Na tym polega ewangelizacja – na pokazywaniu Boga działającego w Kościele. Na spotkaniu z Nim i na czerpaniu z Niego. I, jak sama nazwa wskazuje, musi mieć związek z Ewangelią, a nie z seksem. W innym wypadku ma związek z seksualizacją, a chyba nie o to chodzi.•
KRÓTKO:
Wolno zakłócać
Sąd Okręgowy w Toruniu podtrzymał decyzję o umorzeniu postępowania w sprawie Joanny Scheuring-Wielgus. Chodzi o wydarzenie z 25 października 2020 r., gdy posłanka Lewicy wraz z mężem zakłóciła sprawowanie Mszy św. Oboje stanęli przed ołtarzem, trzymając transparenty o treści proaborcyjnej. Sąd Rejonowy w Toruniu nie dopatrzył się w tym niczego złego. Postanowienie zaskarżyły toruńska prokuratura i Instytut Ordo Iuris. 17 kwietnia sąd wyższej instancji oddalił zażalenie. „Posłanka nie miała zamiaru znieważenia symboli religijnych ani zakłócenia mszy, ale chodziło jej o to, by zwrócić uwagę na problem związany z represjonowaniem kobiet” – tłumaczył pełnomocnik Scheuring-Wielgus. Wychodzi na to, że Mszę zakłócać można, jeśli wyraża się przy tym poglądy zgodne z prywatnymi zapatrywaniami sędziów. Krótko mówiąc, katolicy podczas Mszy nie mogą liczyć na ochronę swoich praw, i kto zechce w jej trakcie reklamować zabijanie dzieci, będzie bezkarny. •
Wolno bić
Warszawski sąd umorzył postępowanie karne wobec Piotra Sz., który zaatakował kierowcę ciężarówki oklejonej plakatami pro life, bijąc go pięścią i przygniatając drzwiami. Sędzia dała „pełną wiarę” wyjaśnieniom sprawcy, który tłumaczył, że reagował „impulsywnie”, bo wcześniej czytał o śmierci kobiety, której lekarze odmówili aborcji, i chciał jedynie, żeby kierowca zaprzestał swojej działalności. Czyli bić prolajferów też można.
Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Edith Piaf i św. Teresa z Lisieux. Cud i pełne zawierzenie…
DALMAS/SIPA/East News
***
Ikona piosenki francuskiej, Édith Piaf, od czasu cudownego uzdrowienia, którego doznała w dzieciństwie, była wielką czcicielką świętej Teresy z Lisieux. Po tym, jak oślepła w wieku 6 lat, odzyskała wzrok po pielgrzymce do Lisieux. Historia niezwykłego oddania…
Zdaje się, że Édith Gassion, urodzonej 19 grudnia 1915 roku w Paryżu, wyjątkowa przyszłość była pisana już od dzieciństwa. Znana na całym świecie jako Édith Piaf, po dziś dzień jest uznawana za jeden z najlepszych głosów francuskiej piosenki, dzięki sławnym utworom, jak Non, je ne regrette rien,La vie en rose albo Hymne à l’ amour.
Édith Piaf – smutne dzieciństwo
Jej życie było tak samo krótkie, jak intensywne i rozpoczęło je nie nazbyt szczęśliwe dzieciństwo. Córka śpiewaczki ulicznej i akrobaty cyrkowego, została szybko porzucona przez matkę, która zostawiła ją, by móc zarabiać na życie. Jej ojciec, żołnierz podczas I Wojny Światowej, powierzył zatem małą Édith swojej matce.
W tym czasie babka dziewczynki prowadziła w Normandii dom publiczny, w miejscowości Bernay, około trzydziestu kilometrów od Lisieux. Édith spędziła tam kilka lat, zanim po skończonej wojnie wróciła do swego ojca. Zaczęła śpiewać na ulicy, żeby zarobić trochę pieniędzy.
Tak dostrzegł ją, kilka lat później, właściciel sali widowiskowej na Polach Elizejskich, Louis Leplée. Nadał jej pseudonim „La Môme Piaf”, „mały wróbelek”, z powodu jej niskiego wzrostu i dał początek jej karierze.
Całe życie Édith Piaf było naznaczone wieloma trudnościami. Przez jej licznych kochanków i liczne historie miłosne, które kończyły się skandalami, nie brakowało ludzi, którzy uważali, że jej życie było rozpustne. Niektóre zakłady pogrzebowe odmówiły jej nawet pochówku, przez wzgląd na liczbę zawartych przez nią małżeństw.
A jednak, wierność, której dochowała świętej Teresie z Lisieux, po cudzie, którego jak twierdziła doświadczyła będąc dzieckiem, jest ważniejsza od stawianych jej zarzutów.
Utrata wzroku?
W wieku 6 lat mała Edith przeszła ostre zapalenie rogówki, które sprawiło, że jak opowiadała straciła wzrok. Ponieważ liczne zabiegi nie przynosiły efektów, babcia dziewczynki, jak i „panienki lekkich obyczajów” z domu publicznego oraz sama Édith, pogodziły się z tym, że zostanie ślepa na zawsze. Wszystko zmieniło się, gdy babcia Édith postanowiła zabrać swoje „córki” na pielgrzymkę do pobliskiego Lisieux, a wraz z nimi swoją małą wnuczkę.
Krążyły słuchy o niespodziewanych uzdrowieniach, których doświadczali ludzie przybywający do grobu św. Teresy. I wtedy, w tym miejscu, zebrane kobiety pogrążyły się w modlitwie, przed oczami ciekawskich mieszkańców: zobaczyć te „panienki lekkich obyczajów”, choć ubrane zgrzebnie, z towarzyszącą im dziewczynką z czarnym bandażem na oczach, było rzeczą, co najmniej, niezwykłą. Przed grobem świętej Teresy przetarły ziemią czoło małej Édith, a następnie błagały świętą w swoich modlitwach, ażeby ta pomogła ich małej podopiecznej.
Kilka dni później, Édith zaczęła odzyskiwać wzrok, ku radości kobiet z domu publicznego i swojej babci. Lekarze pozostali sceptyczni. Jednakże, niewątpliwym jest, że dziewczynka odzyskała zdolność widzenia i mogła, kilka lat później, wrócić wraz ze swym ojcem na ulicę, żeby występować to tu, to tam.
W trakcie swego życia, Édith przypisała ten cud wielu modlitwom skierowanym do Teresy z Lisieux i oddała się tej świętej.
Chociaż autor najnowszej biografii pieśniarki Robert Belleret twierdzi, że nigdy nie była niewidoma. Jego zdaniem cierpiała co najwyżej na kilkutygodniową infekcję wirusową.
Niezawodna wiara
Zawsze we wrześniu, w rocznicę śmierci Teresy, Édith bywała w Karmelu w Lisieux, by się pomodlić. Zachowała przez całe swoje życie medalik z wizerunkiem świętej, który nosiła na szyi.
Przed każdym występem czyniła znak krzyża i modliła się tymi samymi słowami:
Tereso, teraz śpiewam dla ciebie!
Édith uważała ją za swoją duchową siostrę i, jak się okazało, były kuzynkami w czternastym stopniu pokrewieństwa, od strony ojca Édith…
Pomimo trudności, których doświadczała w życiu, jej wiara nie została zachwiana. Édith przeżyła śmierć swojej dwuletniej córki Marcelle, spowodowaną zapaleniem opon mózgowych, jaki i utratę wielu przyjaciół, kochanków, w tym śmierć miłości swego życia, boksera Marcela Cerdana… Nawet po tym wszystkim, zachowała swoją wiarę do końca.
Kilka dni przed śmiercią, powiedziała do swojej pielęgniarki:
To niemożliwe, że gdy umrzemy, to pozostaniemy niczym więcej niż pyłem… Jest coś, co nam się wymyka, czego nie wiemy… Wierzę w Boga. Niesprawiedliwe by było, żeby ci, którzy na ziemi wyłącznie cierpieli, teraz odczuli spokój sprowadzony do prochu… Raj nadejdzie… po Sądzie Ostatecznym.
Fanny Leroux /Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Pamiętacie Edith Piaf? Pamiętacie. Nie można nie zapamiętać tak dramatycznego vibrato w głosie i jeszcze bardziej dramatycznego życia.
Była córką śpiewaczki ulicznej, która szybko ją porzuciła, i cyrkowego akrobaty, który powierzył wychowanie małej Edith swojej matce. A że prowadziła ona dom publiczny, to właśnie w nim dziecko spędziło kilka najwcześniejszych lat. To musiało się na niej odbić: dzieciństwo częściowo spędzone w domu publicznym, dorosłość w nieustannym uzależnieniu od nielegalnej miłości i niezdrowej ilości leków znieczulających. Non, rien de rien, non, je ne regrette rien – słuchane po raz pierwszy zdaje się lirycznym credo, a w rzeczywistości jest przecież rozliczeniem z całym życiem. Niczego nie żałuję – ani dobra, którego doświadczałam, ani zła, które mi wyrządzono. Pamiętacie św. Teresę z Lisieux? Pamiętacie. Ale uwaga – o mały włos moglibyście nie pamiętać! W jaki sposób dwudziestoczterolatka miałaby zapracować na to, by ją zapamiętano po śmierci? Nawet jej rodzone siostry, również zakonnice, nie za bardzo przychylne były rozpoczęciu procesu kanonizacyjnego. A jednak. Jeden z najstarszych filmów w internecie to zapis ekshumacji jej ciała. Choć w jej pogrzebie uczestniczyła garstka, już przy ekshumacji otaczają ją tłumy, purpuraci i dostojnicy, a trumna jest przewożona z królewskim wręcz przepychem. Papieże – jak wspomniał Franciszek Kucharczak w bieżącym numerze „Gościa” („Wielka mała Teresa” – ss. 26–27) – prorokowali, że będzie „największą świętą nowych czasów” i „gwiazdą pontyfikatu”. Co takiego zatem się stało? Opublikowano jej zapiski, czyli „Dzieje duszy”. Książka ta – przyznam ze wstydem – przez całe życie wydawała mi się zapisem zbyt emocjonalnym, wręcz dziecięcym. Owszem, jest, ale nie tylko. Oto „mała” Tereska wychodzi na scenę tych naszych nowych czasów i mówi: możesz robić wiele i bardzo się starać, ale jeśli w tym wszystkim nie odnajdziesz prostej drogi do szczęścia, którym jest zaufanie Jemu, to… twoje starania raczej na nic się zdadzą. Do tego to szaleństwo – ofiara z siebie za mordercę, pragnienie wyjazdu na misje, gorąca modlitwa za kapłanów (cieszę się, że akurat te dwa tematy zbiegają się ze sobą w bieżącym numerze!). Umierała w ogromnym cierpieniu. I wciąż dziękowała, nie żałowała niczego, co ją spotkało. Co święta Teresa ma wspólnego ze słynną francuską śpiewaczką? Wiele. Gdy mała Edith przebywała u babki i w tym czasie zachorowała na oczy, ta – wraz z innymi mieszkankami prowadzonego przez siebie domu publicznego – zabrała ją do Lisieux (nie tak słynnego jak dzisiaj, dodajmy). Przyszła gwiazda francuskiej piosenki została uzdrowiona i do końca swoich dni, pomimo bardzo pokręconej historii życia, pozostała wierna Teresie. W rocznicę jej śmierci zawsze była w Lisieux, by się modlić. Medalik z jej wizerunkiem nosiła na szyi. Podobno przed każdym występem mówiła: „Śpiewam dla ciebie, Tereso”. Jest coś urzekającego w połączeniu historii dwóch tak odmiennych kobiet. Może deszcz róż, który jeśli już pada, to niewyłącznie na miejsca święte? A może to „niczego nie żałuję”, nawet zła, które mi wyrządzono? •
ks. Adam Pawlaszczyk/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Przed Vaticanum II Kościół modlił się o nawrócenie heretyków. A teraz?…
Watykan, fot. P. Ozdoba
***
Przed II Soborem Watykańskim Kościół katolicki modlił się o nawrócenie heretyków i schizmatyków. Dzisiaj Kościół obchodzi jednak bardziej „ekumeniczne” wydarzenia. O dawnych praktykach przypomniał na łamach „OnePeterFive.com” Matthew Plese.
Jak wskazuje autor, przed II Soborem Watykańskim Kościół katolicki obchodził Oktawę Jedności Chrześcijan, której zasadniczym celem była modlitwa i działania na rzecz nawrócenia tych, którzy są poza Kościołem katolickim. Po Vaticanum II wprowadzono jednak Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, którego charakter przesłania główny cel Oktawy.
Oktawę wprowadzono w Kościele dzięki zaangażowaniu Lewisa Thomasa Wattsona, który w 1898 założył episkopalną wspólnotę religijną w Anglii. Chciał przenieść model duchowości franciszkańskiej do tzw. Kościoła anglikańskiego. Wattson w 1909 roku nawrócił się na katolicyzm; Stolica Apostolska przyjęła wówczas do Kościoła całe stowarzyszenie, pozwalając im na zachowanie dotychczasowego modelu działania, co było bezprecedensowe. Do stowarzyszenia należeli zarówno mężczyźni jak i kobiety. Na rzecz tak rozumianej jedności chrześcijan Wattson pracował aż do swojej śmierci w 1940 roku.
Jak przypomina autor, w Oktawie kolejne dni były poświęcone konkretnym problemom. I tak:
18 stycznia modlono się o zjednoczenie wszystkich chrześcijan w prawdziwej wierze i w Kościele katolickim.
19 stycznia o powrót schizmatyków prawosławnych.
20 stycznia o powrót anglikanów.
21 stycznia o powrót protestantów europejskich.
22 stycznia o powrót protestantów z Ameryki.
23 stycznia o przywrócenie apostatów do sakramentalnego życia w Kościele.
24 stycznia o nawrócenie narodu żydowskiego.
25 stycznia o rozszerzenie Królestwa Chrystusa na cały świat.
Matthew Plese przypomniał, że istnieje wiele modlitw, które katolicy mogą odmawiać w każdy z tych dni.
źródło: onepeterfive.com/PachPCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
fot. via Wikipedia, CC 0
***
G. K. Chesterton: Dlaczego jestem katolikiem
Odkryłem, że kwestia, czy pozostać przy wierze protestanckiej, w ogóle już nie istnieje. Istniała po prostu kwestia, czy pozostać przy protestanckiej niezgodzie. Stwierdziłem, ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu, że bardzo liczni liberałowie wciąż ochoczo sieją protestancką niezgodę, choć dawno już stracili protestancką wiarę.
Na pierwszej stronie pewnej gazety codziennej ukazał się niedawno artykuł poświęcony Nowej Liturgii (1); nie żeby miał o niej wiele nowego do powiedzenia. Jego treść sprowadzała się do powtórzenia po raz dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty, że zwyczajny Anglik potrzebuje religii bez dogmatów (cokolwiek to może oznaczać) i że wszelkie spory na tematy kościelne to rzucanie grochem o ścianę, czy to z jednej strony, czy z drugiej. W tym miejscu autor artykułu przypomniał sobie nagle, że nie wolno zrównywać obu stron, bo a nuż zostanie to odebrane jako drobne ustęp- stwo wobec katolików albo uwzględnienie jakiejś katolickiej racji. Czym prędzej się więc poprawił i w dalszym toku wywodu zasugerował, że choć wiara w dogmaty jest zła sama w sobie, to jednak koniecznie należy wierzyć w dogmaty protestanckie. Zwyczajny Anglik (ta użyteczna postać) mimo niechęci do wszelkich różnic religijnych żywi przekonanie, że jego religia koniecznie musi nadal różnić się od katolicyzmu, uważa bowiem (wedle autora artykułu), że „Brytania jest protestancka tak jak morze jest słone”.
Spoglądając z rewerencją na głęboki protestantyzm pana Michaela Arlena(2), pana Noela Cowarda albo najnowszego murzyńskiego tańca w Mayfair, czujemy jednak pokusę, by zapytać: „Jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić?” A ponieważ z powyższego cytatu możemy logicznie wywnioskować, że lord Beaverbrook, pan James Douglas, pan Hannen Swaffer i wszyscy ich naśladowcy są w gruncie rzeczy surowymi i nieugiętymi protestantami (zaś protestanci, jak wiadomo, słyną z dociekliwego i zapamiętałego studiowania Pisma, w czym nie przeszkodzi im żaden ksiądz ani papież), możemy sobie pozwolić na interpretację tego stwierdzenia w świetle innego, mniej znanego cytatu. Nie da się wykluczyć, że gdy porównywali protestantyzm do morskiej soli, prześladowało ich mgliste wspomnienie fragmentu, w którym ten sam Autorytet mówił o jednym świętym źródle, pełnym wody żywej, dlatego tak nazwanej, że naprawdę daje życie i zaspokaja pragnienie ludzi; w odróżnieniu od rozmaitych sadzawek i bajorek, bo kto się z nich napije, znowu będzie pragnął. A przytrafia się to niekiedy osobom, które wolą pić słoną wodę.
Być może nazbyt to prowokujący początek dla wyznania moich najgłębszych przekonań, ale z całym szacunkiem trzeba wskazać, że prowokacja wyszła od protestantów. Kiedy protestantyzm z niezmąconym spokojem oznajmia, że sprawuje powszechny rząd dusz, w stylu Brytanii panującej nad morzami, wolno odpowiedzieć, że kwintesencja takiej właśnie soli zalega grubą warstwą na dnie Morza Martwego. Protestantyzm przypisuje sobie władzę, jaką w chwili obecnej nie może się poszczycić żadna religia. Od niechcenia zawłaszcza miliony agnostyków, ateistów, hedonistycznych pogan, niezależnych mistyków, badaczy fenomenów parapsychicznych, teistów, teozofów, wyznawców wschodnich kultów i przeróżnych wesołych koleżków żyjących jako te bydlęta, które zginą. Udawanie, że wszyscy ci ludzie są protestantami, to obniżanie prestiżu i znaczenia protestantyzmu. To sprowadzanie protestantyzmu do samej tylko negacji – a sól nie jest negacją.
Przyjmując ów artykuł za probierz obecnych problemów z dokonywaniem wyborów religijnych, stajemy twarzą w twarz z dylematem dotyczącym tradycyjnej religii naszych ojców. Protestantyzm, jak go tu rozumiemy, jest czymś albo pozytywnym, albo negatywnym. Jeśli jest pozytywny, jest bez wątpienia martwy. Na ile stanowił system konkretnych, specyficznych wierzeń, na tyle odszedł do lamusa. Praktycznie nikt dziś nie wyznaje autentycznej doktryny protestanckiej – a już z pewnością nie protestanci. Do tego stopnia stracili wiarę we własną religię, że niemal z kretesem zapomnieli, na czym polegała. Gdyby zapytać współczesnego człowieka, czy zbawienie duszy osiąga się wyłącznie dzięki teologii, czy też dobre uczynki (na rzecz ubogich, dajmy na to) pomagają nam na drodze do Boga, człowiek współczesny odpowie bez wahania, że milsze są chyba Bogu dobre uczynki niż teologia. Byłby najpewniej bardzo zdumiony, gdyby mu powiedzieć, że przez trzy stulecia wiara w samą wiarę cechowała protestantów, podczas gdy wiara w dobre uczynki stanowiła haniebny wyróżnik niegodziwych papistów. Zwyczajny Anglik (aby znów przywołać naszego starego znajomego) nie żywiłby dziś najmniejszych wątpliwości, która strona miała słuszność w długim sporze między katolicyzmem a kalwinizmem – a był to najistotniejszy i najbardziej intelektualny spór, do jakiego kiedykolwiek doszło między katolicyzmem a protestantyzmem. Jeśli zwyczajny Anglik w ogóle wierzy w Boga, a nawet jeśli i nie wierzy, z całą pewnością woli Boga, który stworzył wszystkich ludzi do radości i który chciałby ich wszystkich zbawić, niż Boga, który celowo stworzył niektórych ludzi do nieuchronnego grzechu i nieskończonego cierpienia po śmierci. A na tym właśnie polegał cały spór; i to katolicy wyznawali ten pierwszy pogląd, podczas gdy protestanci wyznawali ten drugi. Czło wiek współczesny nie tylko nie podziela, lecz nawet nie pojmuje nienaturalnej odrazy purytanów do wszelkiej sztuki i wszelkiego piękna związanego z religią. A przecież był to autentyczny protestancki protest. Jeszcze w czasach wiktoriańskich protestanckie matrony gorszyły się na widok białej sukni, nie mówiąc już o barwnym ornacie. W każdej praktycznie kwestii, w której tylko Reformacja postawiła Rzym w stan oskarżenia, Rzym został od tamtej pory uniewinniony zgodnym werdyktem całego świata.
Owszem, jest najzupełniejszą prawdą, że w Kościele katolickim tuż przed Reformacją istniało wiele zła prowokującego do buntu. Próżno by jednak szukać takiego zła, które Reformacja naprawiła. Na przykład, na skutek zepsucia klasztorów jakiś bogaty magnat mógł zabawiać się w patrona, czy nawet w opata, albo korzystać z dochodów należących w teorii do bractwa miłosiernego i ubogiego. Ale jedyne, co uczyniła Reformacja, to pozwoliła temuż bogatemu magnatowi zagarnąć c a ł y dochód, przywłaszczyć sobie cały klasztor, obrócić go wedle fantazji w pałac lub chlew i całkowicie wykorzenić ostatnie wspomnienie ubogiego bractwa. Najgorsze cechy doczesnego katolicyzmu zostały jeszcze pogorszone przez protestantyzm. Ale najlepsze cechy przetrwały jakoś czasy zepsucia; ba, przetrwały nawet czasy reform. Trwają do dziś we wszystkich krajach katolickich, gdzie religia jest barwna, poetyczna i powszechna. Widać je również w praktycznej mądrości, która mogłaby udzielać lekcji psychologom. I do tego stopnia znajdują dziś potwierdzenie, po czterech wiekach osądu, że każda z nich jest naśladowana nawet przez tych, którzy je potępiali. Niestety, naśladownictwo często przeradza się w karykaturę. Psychoanaliza to spowiedź bez bezpieczeństwa konfesjonału; komunizm to ruch franciszkański bez umiarkowania i równowagi Kościoła; zaś amerykańskie sekty, które przez trzy stulecia ciskały gromy oburzenia na papistowski teatr, odwołujący się do zmysłów, teraz „uatrakcyjniają” swoją liturgię wyświetlając teatralne filmy i kierując promienie różowego światła na głowę kapłana. Gdybyśmy to my używali promieni różowego światła, nie na kapłana byśmy je kierowali.
Rozumując dalej, protestantyzm może być czymś negatywnym. Inaczej mówiąc, może sprowadzać się dziś do nowej i całkiem odmiennej listy zarzutów wobec Rzymu, która tyle tylko ma wspólnego z dawną listą, że nadal jest skierowana przeciw Rzymowi. I tak się właśnie sprawy mają, najogólniej biorąc. Prawdopodobnie to właśnie miał na myśli dziennikarz z „Daily Express”, kiedy oznajmiał, że nasz kraj i nasi rodacy są przesiąknięci protestantyzmem niczym solą. Legenda, że Rzym myli się tak czy owak, nadal żyje i miewa się doskonale, chociaż karykatury odmalowują dziś monstrum o zupełnie innych kształtach. Nawet w tym znaczeniu twierdzenie „Daily Express” jest już przesadą w odniesieniu do współczesnej Anglii, ale nadal tkwi w tym więcej niż ziarno prawdy. Cóż, kiedy jest to prawda, z której uczciwy i autentyczny pro- tentant nie może czerpać specjalnej satysfakcji. Bo też, na dobrą sprawę, jakaż to tradycja, która co drugi dzień lub co dziesięć lat zmienia wersję, uznając, że każda zmiana jest dobra, byle tylko wszystkie te sprzeczne opowiastki były skierowane przeciw temu samemu człowiekowi czy tej samej instytucji? Jakaż to święta sprawa, odziedziczona po przodkach, która sprowadza się do założenia, że powinniśmy wciąż czegoś nienawidzić i tylko w nienawiści pozostawać konsekwentni, a we wszystkim innym możemy sobie pozwalać na dowolną zmienność i dowolny fałsz, nawet gdy chodzi o sam powód naszej nienawiści? Czy mamy na serio zająć się obmyślaniem coraz to nowych przyczyn niechęci wobec innych chrześcijan? Czy na tym właśnie polega protestantyzm, a skoro tak – czy zasługuje on na zestawienie z patriotyzmem lub morzem?
Takim to refleksjom musiałem stawić czoła, gdy zacząłem rozmyślać o kwestiach religijnych, ja, potomek czysto protestanckich przodków, wychowany w protestanckim domu. Protestanckim, co prawda, tylko w potocznym rozumieniu, gdyż w gruncie rzeczy moja rodzina nie była już protestancka, odkąd stała się liberalna. Wyrosłem raczej jako uniwersalista(3) i unitarianin(4), u stóp owego wspaniałego człowieka, Stepforda Brooke5. O ile w ogóle był to protestantyzm, to najwyżej w znaczeniu negatywnym. Nieraz było to coś całkiem przeciwnego. Na przykład, uniwersalista nie wierzył w piekło i zwykł podkreślać z emfazą, że niebo to szczęśliwy stan umysłu – „usposobienie”. Miał jednak dość rozumu, by dostrzec, że większość ludzi nie żyje ani nie umiera w wystarczająco szczęśliwym stanie umysłu, by mogli za jego sprawą dostać się do nieba. Jeśli niebo jest usposobieniem, na pewno nie jest usposobieniem powszechnie spotykanym; cała masa ludzi miewa iście piekielne humory. Skoro zaś, z braku pieklą, nawet oni trafią w końcu do nieba, musi się im przedtem przydarzyć coś innego niż miły charakter. Toteż uniwersalista wierzył w postęp duchowy po śmierci, w karę i zarazem oświecenie. Innymi słowy, wierzył w czyściec, chociaż nie wierzył w piekło. Tymczasem protestantyzm przez całą swoją historię toczył nieustającą wojnę z ideą czyśćca, czyli postępu duchowego w życiu pozagrobowym. Teraz, po latach, uważam, że ze wszystkich tych trzech poglądów najgłębsza prawda zawiera się w doktrynie katolickiej; prawda o woli, stworzeniu i cudownym Bożym umiłowaniu wolności. Ale nawet na samym początku, kiedy ani mi w głowie postał katolicyzm, nie widziałem żadnego powodu, by przejmować się protestantyzmem, który zawsze głosił coś zupełnie przeciwnego niż współczesna doktryna liberalna.
Mówiąc dobitnie, odkryłem, że kwestia, czy pozostać przy wierze protestanckiej, w ogóle już nie istnieje. Istniała po prostu kwestia, czy pozostać przy protestanckiej niezgodzie. I w tym momencie stwierdziłem, ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu, że bardzo liczni liberałowie wciąż ochoczo się ją protestancką niezgodę, choć dawno już stracili protestancką wiarę. Nie mam prawa ich osądzać, lecz w moich oczach, wyznaję, zdawało się to zachowaniem paskudnie niehonorowym. Dowiedzieć się, że mówiliśmy o kimś oszczerstwa, odmówić przeprosin i od razu wziąć się za wymyślanie nowej, bardziej przekonującej historyjki – nie było to w moim pojęciu ideałem dobrych manier. Ostatecznie postanowiłem sobie, że ocenię oczernianą insty- tucję podtug jej własnych zalet i wad, i od razu nasunęło mi się pytanie, czemuż to liberałowie są wobec niej tak bardzo nieliberalni? Jaki jest sens tej niezgody, tak stałej i tak nieustępliwej? Sporo czasu minęło, nim znalazłem odpowiedź, a jeszcze więcej czasu minęłoby, gdybym chciał teraz opisywać drogę mojego rozumowania. Doprowadziła mnie ona wreszcie do jedynego logicznego wniosku, zgodnego z doświadczeniem życiowym: mianowicie, że owa instytucja jest znienawidzona jak nic innego na świecie po prostu dlatego, że sama jest jak nic innego na świecie.
Niewiele mam tu miejsca, by wybrać choć jeden fakt spośród tysiąca faktów, które potwierdzają ten wniosek i są też spójne ze sobą nawzajem. Mógłbym wziąć cokolwiek, na chybił trafił, od wieprzowiny po pirotechnikę, aby wykazać, że potwierdza to prawdę zawartą w tej jedynej prawdziwej filozofii; do tego stopnia realistyczne jest przysłowie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Poruszę zatem kwestię niejako podstawową: tę mianowicie, że katolicyzm jest prześladowany stulecie po stuleciu przez irracjonalną nienawiść, która wyszukuje sobie coraz to nowe racje.
Otóż o niemal wszystkich minionych herezjach można powiedzieć, że w oczach ludzkich są nie tylko minione, ale i martwe; czy to w Kościele, czy poza nim, nikt nie widzi dla nich racji bytu, ledwo tylko skończy się moda na ich wyznawanie lub wygaśnie mania religijna. Nikt w dzisiejszych czasach nie pragnie przywrócenia Boskiego Prawa Królów, które pierwsi anglikanie wysuwali jako argument przeciw papieżowi. Nikt nie chce, by powrócił kalwinizm, który pierwsi purytanie wysuwali jako argument przeciw królom. Nikt nie żałuje, że ikonoklastom nie udało się zniszczyć wszystkich dziel sztuki w Italii. Nikt nie rozpacza, że janseniści nie zdołali zniszczyć wszystkich dramatów we Francji. Nikt, kto wie cokolwiek o albigensach, nie narzeka, że nie nawrócili oni świata na pesymizm i perwersję. Nikt, kto naprawdę rozumie logikę lollardów (skądinąd całkiem miłych ludzi) nie życzyłby sobie, by doprowadzili oni do odebrania wszelkich praw publicznych każdemu, kto nie jest w stanie łaski uświęcającej. „Dominium zbudowane na łasce” to pobożny ideał, ale gdy rozważać go jako nakaz ignorowania policjanta, regulującego ruch na Picadilly, póki się nie dowiemy, czy był on ostatnio u spowiedzi, ideał ten zdaje się cokolwiek jakby nieaktualny. W dziewięciu wypadkach na dziesięć Kościół katolicki bronił rozsądku i umiarkowania przeciw heretykom, którzy nieraz mocno przypominali wariatów. A przecież w każdych czasach ciśnienie błędu napierało z ogromną siłą; błędem karmiły się całe pokolenia, wywierał wpływ tak przemożny, jak szkoła manchesterska w latach 50-tych X I X wieku lub fabianizm w okresie mojej młodości. Gdy jednak przestudiować wypadki historyczne, okazuje się, że duch czasów zmierzał w złą stronę, podczas gdy katolicy, przynajmniej relatywnie, zmierzali w dobrą. Rozum przetrwa tysiące zmiennych nastrojów.
Tak jak mówię, to tylko jeden aspekt sprawy, lecz pierwszy, który mi się nasunął i który doprowadził mnie do kolejnych. Kiedy ktoś sto razy z rzędu odnajduje właściwą drogę, musi się za tym kryć coś więcej niż przypadek. Wszystkie dowody historyczne byłyby jednak niczym bez dowodów ludzkich, osobistych, wymagających zupełnie innej relacji. Starczy powiedzieć, że ci, którzy znają praktykę wiary katolickiej stwierdzają nie tylko, że jest ona słuszna, ale że jest słuszna zawsze wtedy, gdy wszystko inne jest błędne. To ona czyni konfesjonał autentyczną ostoją szczerości, gdy świat opowiada nonsensy o spowiedzi. To ona podtrzymuje pokorę, gdy wszędzie wokół wysławia się pychę. Jest oskarżana o sentymentalne miłosierdzie, kiedy świat woli brutalny utylitaryzm; jest oskarżana o dogmatyczną surowość, kiedy świat woli krzykliwy i prostacki sentymentalizm – jak ma to miejsce współcześnie. W miejscu, gdzie spotykają się wszystkie drogi, nie sposób wątpić, że drogi prowadzą w jedną stronę. Człowiek może żywić najróżniejsze poglądy, zazwyczaj uczciwe i nieraz słuszne, co do kwestii, gdzie należy skręcić w labiryncie ścieżek. Ale nie żywi poglądu, że znalazł się w środku; wie tym.
Gilbert Keith Chesterton
tłum. Jaga Rydzewska
Rozdział “Why I am a Catholic” pochodzi z książki “The Thing” (1929)/Fronda nr 21-22
Przypisy:
1. Prace nad nową liturgią Kościoła Anglikańskiego rozpoczęły się jeszcze przed I Wojną Światową. Ostateczna wersja, powstała w latach 1927-28, była ostro krytykowana, gdyż pod wieloma względami upodabniała liturgię anglikańską do katolickiej. Została przyjęta przez Izbę Lordów, lecz Izba Gmin dwukrotnie odrzuciła ją w głosowaniu. Ostatecznie, w drodze kompromisu, ze zwolono na jej tymczasowe wprowadzenie; „tymczasowość” ta trwała do roku 1 9 8 0 .
2. Wszystkie osoby wymienione w tym akapicie były znane z postępowych poglądów: pisarz Michael Arlen, aktor i dramaturg Noel Coward, magnat prasowy William Aitken lord Beaverbrook, czołowy spirytysta Hannen Swaffer i redaktor pisma „Daily Express” J a m e s Douglas.
3 Uniwersalizm – odłam protestancki, pierwotnie wywodzący się z doktryny socyniańskiej, bardzo zbliżony do unitarianizmu, z którym ostatecznie się połączył w 1961 roku.
4 Unitarianizm – odłam protestancki, odrzucający dogmat o Trójcy Świętej, lecz poza tym bardzo liberalny pod względem doktryny
______________________________________________________________________________________________________________
Konferencja satanistów w Bostonie.
Tematy to grzechy cielesne i aborcja.
Archidiecezja wzywa do szturmu modlitewnego.
fot. PCh24.pl
***
Archidiecezja Bostonu zachęca do modlitwy w obliczu konferencji, jaką w mieście organizują sataniści. Według władz kościelnych należy powstrzymać się od protestów, by nie przyciągać uwagi mediów do wydarzenia.
W dniach 28-30 w Bostonie odbędzie się wydarzenie zatytułowane SatanCon, organizowane przez tzw. „Świątynię Szatana”. Według tej organizacji ma to być „największe zgromadzenie satanistów w historii”. W odpowiedzi na plany satanistów bp Mark O’Connel, wikariusz generalny archidiecezji Bostonu, wezwał do „intensywnej modlitwy” oraz do adoracji Najświętszego Sakramentu. Według wikariusza generalnego, który powołał się na stanowisko kardynała Seána o’Malley’a, katolicy muszą osiągnąć równowagę pomiędzy przeciwdziałaniu temu wydarzeniu a zwracaniu na nie jeszcze większej uwagi. Dlatego powinni skupić się na modlitwie.
Konferencja satanistów będzie skupiać się na promocji grzechów cielesnych oraz na aborcji; w jej centrum będzie stać między innymi postać starożytnych demonów, które sataniści wykorzystują jako symbol „wolności reprodukcyjnej” – czyli zabijania dzieci poczętych.
Według władz diecezji należy powstrzymać się od protestów, bo to „doleje tylko paliwa do nienawiści tych, którzy to wspierają i zaopatrzy media w obrazy”.
Zamiast osobiście protestować, mamy nadzieję na szturm modlitewny do nieba” – stwierdził wikariusz, dodając, że poprosił kościoły, kaplice i klasztory archidiecezji o intensyfikację modlitwy w nadchodzących dniach.
Archidiecezja przygotuje też listę miejsc, w których będzie możliwa adoracja Najświętszego Sakramentu. Władze archidiecezji zachęcają też do odmawiania modlitwy do św. Michała Archanioła; część kościołów zapowiedziała już też modlitwy wynagradzające za organizację konferencji.
źródło: lifesitenews.com/PachPCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Niezwykła modlitwa Jana Pawła II, wypowiedziana w formie egzorcyzmu
ks. Mateusz Szerszeń CSMA/Aleteia.pl/fot.Afp/East News
***
Człowiek zdolny jest do rzeczy najgorszych. Wzajemna nienawiść staje się często jedynym językiem w relacjach międzyludzkich. Dlatego warto wracać do tej wyjątkowej modlitwy.
Oddanie świata w opiekę Maryi, które miało miejsce 25 marca 1984 roku uważam za jeden z najważniejszych momentów pontyfikatu Jana Pawła II. Świat, który od wieków zna Chrystusa i może poszczycić się rozwojem cywilizacyjnym tak wysokim, że nigdy wcześniej nawet nie spodziewano się, jak daleko może sięgać człowiek, jest jednocześnie miejscem wewnętrznego rozdarcia.
Wraz z postępem cywilizacji, techniki i nauki nie zawsze idzie postęp moralny. Człowiek nadal zdolny jest do rzeczy najgorszych, a jego serce zranione przez grzech staje się puste bez Boga. Mimo ucywilizowania wielu sfer życia nadal toczą się wojny, a w silosach światowych imperiów czekają rakiety gotowe na odpalenie.
Wzajemna nienawiść stała się często jedynym językiem w relacjach międzyludzkich. Warto może zatem wrócić dzisiaj do tekstu poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi i żarliwej modlitwy Jana Pawła II, który wypowiedział ją w formie potężnego egzorcyzmu. Oto tekst tej modlitwy:
Modlitwa św. Jana Pawła II
O Serce Niepokalane! Pomóż przezwyciężyć grozę zła, która tak łatwo zakorzenia się w sercach współczesnych ludzi – zła, które w swych niewymiernych skutkach ciąży już nad naszą współczesnością i zdaje się zamykać drogi ku przyszłości!
Od głodu i wojny, wybaw nas!
Od wojny atomowej, od nieobliczalnego samozniszczenia, od wszelkiej wojny, wybaw nas!
Od grzechów przeciw życiu człowieka od jego zarania, wybaw nas!
Od nienawiści i podeptania godności dzieci Bożych, wybaw nas!
Od wszelkich rodzajów niesprawiedliwości w życiu społecznym, państwowym i międzynarodowym, wybaw nas!
Od deptania Bożych przykazań, wybaw nas!
Od usiłowań zdeptania samej prawdy o Bogu w sercach ludzkich, wybaw nas!
Od przytępienia wrażliwości sumienia na dobro i zło, wybaw nas!
Od grzechów przeciw Duchowi Świętemu, wybaw nas! Wybaw nas!
Przyjmij, o Matko Chrystusa, to wołanie nabrzmiałe cierpieniem wszystkich ludzi! Nabrzmiałe cierpieniem całych społeczeństw!
Pomóż nam mocą Ducha Świętego przezwyciężać wszelki grzech: grzech człowieka i „grzech świata”, grzech w każdej jego postaci.
Niech jeszcze raz objawi się w dziejach świata nieskończona zbawcza potęga Odkupienia: potęga Miłości miłosiernej! Niech powstrzyma zło! Niech przetworzy sumienia! Niech w Sercu Twym Niepokalanym odsłoni się dla wszystkich światło Nadziei!
______________________________________________________________________________________________________________
27 kwietnia – IX rocznica kanonizacji Jana Pawła II
Papież, który zmienił świat, Polskę i Kościół
Żaden Polak w dziejach nie miał tak realnego wpływu na losy świata jak Karol Wojtyła. To on przyczynił się w znacznym stopniu do zmian politycznych w Europie Środkowo-Wschodniej, choć nie było to celem jego posługi. Dla nas, Polaków, ważna jest odpowiedź na pytanie: Jaka byłaby Polska, gdyby nie Jan Paweł II? Ale nie można zapominać, że „Papież z dalekiego kraju” odmienił także Kościół katolicki.
fot. Karol Porwich/Tygodnik Niedziela
***
Janowi Pawłowi II przypisuje się decydującą rolę w demontażu komunizmu, choć on od tego zdecydowanie się odżegnywał, wskazując w książce „Przekroczyć próg nadziei” i w encyklice „Centesimus annus” na inne przyczyny. Papież nie stał na czele jakiejś prymitywnej, antykomunistycznej krucjaty. On zmieniał „imperium zła” potęgą ewangelicznego Słowa Prawdy.
Bóg zwyciężył, Papież pomagał
Tezę o Janie Pawle II jako pogromcy „imperium zła” lansują w pierwszym rzędzie publicyści zagraniczni. Francuski pisarz i dziennikarz Bernard Lecomte w książce pt. „Prawda zawsze zwycięży. Jak Papież pokonał komunizm” zwraca uwagę, że pojawienie się Jana Pawła II rozbudziło działania opozycji w krajach opanowanych przez Związek Sowiecki. Lecomte pisze: „Zwierzchnik Kościoła katolickiego to, rzecz jasna, nie wódz na wojnie, strateg, który z pałacu biskupiego rozstawiałby swoich generałów, regimenty, swą piątą kolumnę… A jednak, wkrótce po objęciu pontyfikatu przez Karola Wojtyłę, dało się zauważyć niezwykłe zjawisko: to właśnie w szeregach wiernych wszystkich wyznań pojawili się nowi grabarze totalitaryzmu, przyszli bohaterowie wyzwolonej Europy, którzy nie czynią tajemnicy z celu, jaki im przyświeca”. To trafne spostrzeżenie, bo rzeczywiście opozycja przed rokiem 1978 była słaba, a silniejszy był wówczas komunizm.
Papież dający do zrozumienia, że pojałtański porządek polityczny w Europie nie jest rozdziałem zamkniętym, upominający się konsekwentnie i odważnie o prawa człowieka, solidaryzujący się z ciemiężonymi narodami, zachęcał – żeby nie powiedzieć: „rozzuchwalał” – całe rzesze ludzi do wyrażania sprzeciwu wobec reżimu.
Jean-Bernard Raimond, ambasador Francji w PRL, w swojej pełnej entuzjazmu wobec Ojca Świętego książce pt. „Jan Paweł II. Papież w samym sercu Historii” dowodzi, że Karol Wojtyła zmienił bieg dziejów, także przez swoją dominującą rolę w demontażu komunizmu.
Najbardziej ten wpływ Ojca Świętego był widoczny w Polsce, ale dał się także zaobserwować w krajach sąsiednich. Wiosną 1985 r. w Velehradzie na Morawach w Czechosłowacji obchodzono tysięczną rocznicę śmierci św. Metodego. Sędziwy arcybiskup Pragi kard. František Tomášek odczytał list Jana Pawła II, w którym Papież zachęcał katolików w Czechosłowacji do dawania świadectwa, „nawet jeśli w obecnej sytuacji jest to trudne, uciążliwe i przepojone goryczą”. Ludzie wierzący poczuli się pokrzepieni i trzy miesiące później do Velehradu przybyło ich znacznie więcej, niemal 200 tys., co było liczbą olbrzymią jak na ten niewielki kraj, rządzony bezwzględnie, wręcz w sposób nieludzki, przez komunistów. Gdy ci próbowali zakłócić przebieg uroczystości, przejmując mikrofony, wierni zaczęli skandować: „To jest pielgrzymka! Chcemy Papieża! Chcemy Mszy!”. Było to największe publiczne zgromadzenie w Czechosłowacji od czasów Praskiej Wiosny w roku 1968. Od tych uroczystości Kościół katolicki w tym kraju włączył się odważniej w działalność opozycyjną. A i sama opozycja hardziej podniosła głowę.
Papież nie chciał, żeby przypisywano mu decydującą rolę w powaleniu „sowieckiego niedźwiedzia”. Po tym, jak upadek systemu komunistycznego stał się faktem, 21 lutego 1991 r. podczas audiencji generalnej Ojciec Święty powiedział z przekonaniem autentycznego świadka wiary: „To Bóg zwyciężył na Wschodzie”. Chodziło mu o podkreślenie, że zwyciężyło dobro, a nie o powiedzenie, że to Opatrzność Boża obaliła komunizm. System ten – tłumaczył Ojciec Święty włoskiemu pisarzowi Vittorio Messoriemu w książce „Przekroczyć próg nadziei” – upadł w konsekwencji własnych błędów i nadużyć, wskutek tkwiącej w nim własnej słabości. Okazał się „lekarstwem gorszym od samej choroby”.
Duch odnawia oblicze ziemi
Te zmiany, o czym często zapomina się na Zachodzie, rozpoczęły się w Ojczyźnie Papieża od jego pierwszej pielgrzymki w czerwcu 1979 r. Ludzie wierzący nie mają wątpliwości, że modlitwa Jana Pawła II z placu Zwycięstwa do Ducha Świętego, aby odnowił oblicze Polski, została wysłuchana. Ale trzeba też podkreślić, że Polacy odpowiedzieli na apel Papieża, podejmując trud odnowy, co nastąpiło rok później.
Brytyjski publicysta Timothy Garton Ash w swojej książce pt. „Polska rewolucja: «Solidarność»” tak opisuje „najbardziej fantastyczną pielgrzymkę w historii współczesnej Europy”: „Przez dziewięć dni państwo jakby przestało istnieć, działało jedynie jako cenzor zniekształcający transmisje telewizyjne. Dla świata stało się jasne, że Polska nie jest krajem komunistycznym, lecz zaledwie państwem komunistycznym. Jan Paweł II wykrzesał w tysiącach ludzi nowy szacunek dla samych siebie i odnowioną wiarę. Wyjeżdżając, pozostawił naród o rozbudzonej dumie i społeczeństwo z nowym poczuciem elementarnej jedności”. Ash nie ma wątpliwości, że pierwsza pielgrzymka papieska do Polski zaowocowała powstaniem „Solidarności”. „Spokojna godność robotników, ich opanowanie, retoryka moralnej odnowy, zakaz spożywania alkoholu, rozmach społecznego poparcia – wszystko to wywodziło się z masowego doświadczenia niezwykłej pielgrzymki 1979 roku. Trudno sobie wyobrazić «Solidarność» bez polskiego papieża” – twierdzi z przekonaniem brytyjski publicysta.
Dla swojej Ojczyzny Papież gotów był uczynić wszystko. Na rok przed ogłoszeniem stanu wojennego Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta Jimmy’ego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego USA, informował Ojca Świętego, że istnieje groźba interwencji sowieckiej w Polsce. Papież oznajmił mu, że w takim przypadku nie zawaha się udać do swego kraju. Jan Paweł II nigdy nie zostawiłby rodaków na pastwę wrogów!
Przed drugą pielgrzymką do Ojczyzny, w czasie, kiedy trwał jeszcze stan wojenny, w prasie podziemnej i w dyskusjach prywatnych wyrażano poważne zastrzeżenia, czy Papież przyjeżdżając do Polski nie będzie legitymizował władzy komunistycznej. Sam Ojciec Święty nie miał wątpliwości. Do ks. Stanisława Dziwisza powiedział: „Ja jadę, żeby podnieść na duchu naród, a nie umocnić reżim”. Podobną rolę spełnił w czasie swojej trzeciej pielgrzymki w 1987 r., podczas której przygotowywał nas do życia w wolności. A już w wolnej Polsce uczył nas, jak korzystać z daru wolności, aby nie przemieniła się ona w niewolę.
W czerwcu 1999 r., podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, miało miejsce wydarzenie o randze symbolu. Papież odwiedził polski parlament, podsumowując naszą drogę do niepodległości. „Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian, za świadectwo godności i duchowej niezłomności tych wszystkich, których w tamtych trudnych dniach jednoczyła ta sama troska o prawa człowieka, ta sama świadomość, iż można życie w naszej Ojczyźnie uczynić lepszym, bardziej ludzkim” – mówił Ojciec Święty. Kiedy sala zaintonowała: „Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski”, Papież zażartował: „Nikt nie przypuszczał, że w takim umundurowaniu”. A po oklaskach dodał: „Ale nam się wydarzyło”.
Kościół miłosiernego Ojca
Nie ma wątpliwości, że Jan Paweł II wywarł wielki wpływ na kształt współczesnego Kościoła. Po śmierci Ojca Świętego Kościół katolicki był inny od tego, którego przewodnictwo Papież przejął 16 października 1978 r. Wielką jego zasługą było to, że wprowadził nowy styl sprawowania urzędu Piotrowego i nakreślił jego wyraźną linię, od której nie ma odwrotu, co pokazał pontyfikat Benedykta XVI, a o czym w jeszcze większym stopniu świadczy posługa papieża Franciszka. Papież Polak, niczym św. Paweł Apostoł, był w nieustannym ruchu. Obliczono, że poza Watykanem spędził prawie 600 dni, czyli 7 proc. swego pontyfikatu. Ten nowy styl obejmował nie tylko pielgrzymowanie, ale w ogóle relacje z ludźmi: audiencje generalne i prywatne, wizytacje parafii rzymskich, spotkania poza Watykanem, podróże na terenie Włoch. Miliony ludzi na świecie ma fotografie z Ojcem Świętym, miliony ludzi go dotknęło, ucałowało go w pierścień lub uścisnęło jego dłoń. Poprzez łatwość kontaktu, bezpośredniość i serdeczność Jan Paweł II ostatecznie rozprawił się z mitem Najwyższego Pasterza niedostępnego w swoim pałacu.
Jan Paweł II dzięki swojemu geniuszowi, charyzmie i świętości wyniósł autorytet i prestiż papiestwa na niebotyczne w czasach współczesnych wyżyny. Stał się globalnym przywódcą, przekraczającym granice nie tylko swojej wspólnoty, ale liderem wręcz panreligijnym. Był powszechnie uznawany za rzecznika wszystkich wykluczonych i tych, którzy nie mają głosu, za herolda pokoju i pojednania wszystkich ludzi.
Andrea Riccardi, autor znakomitej biografii Jana Pawła II, która ukaże się niebawem po polsku, napisał: „Papież pochodzący z Europy totalitaryzmów i zimnej wojny był papieżem rodzącego się zglobalizowanego świata. Jest to bardzo ważny aspekt jego pontyfikatu i nie można go pominąć. Jan Paweł II rodzi się i działa jako papież czasu zimnej wojny, ale staje się papieżem globalizacji”.
Wielkim uproszczeniem jest postrzeganie Jana Pawła II przede wszystkim jako grabarza komunizmu i papieża, który wprowadził nowy styl sprawowania urzędu Piotrowego. Ojciec Święty zostawił nam olbrzymie dziedzictwo w postaci Katechizmu Kościoła Katolickiego i nowego Kodeksu prawa kanonicznego, a także swojego nauczania. W dobie kryzysu Kościoła zachodniego, zwłaszcza w Europie, ulegającego laicyzacji i relatywizującego nauczanie kościelne, sprecyzował i pozostawił nam obszerną i dogłębną wykładnię wiary, nie pozostawiając wątpliwości, co jest katolickie, a co nie.
Zachowując wielki szacunek dla tradycji, Jan Paweł II tworzył nową tradycję. Wymieńmy jeden ważki przykład: dodanie tajemnic światła do modlitwy różańcowej, co zostało przyjęte z radością przez wiernych, choć mogło się wydawać, że naruszenie wielowiekowej tradycji będzie tu i ówdzie napotykać opór.
Poprzez liczne beatyfikacje i kanonizacje, propagowanie kultu świętych, w tym także ludzi świeckich, Jan Paweł II przybliżył katolikom świętość, zwracając uwagę, że może być ona wykuwana nie tylko w zaciszu klasztoru i z dala od świata, ale także w środowisku pracy i w rodzinie.
Dzięki heroicznemu zaangażowaniu Ojca Świętego w szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego, Kościół katolicki nabiera na naszych oczach jeszcze bardziej ewangelicznego charakteru. Powstające jak grzyby po deszczu na wszystkich kontynentach sanktuaria Miłosierdzia Bożego z nieodłącznym obrazem Jezusa Miłosiernego, rosnąca popularność różnych form kultu z Koronką na czele, rozwój teologii i coraz częstsze akcentowanie idei Miłosierdzia Bożego w kaznodziejstwie stawia w centrum Kościoła najważniejszą ideę, która także niewierzącym pomaga lepiej zrozumieć chrześcijaństwo. Idea ta głosi, że Bóg jest miłością, miłosiernym Ojcem dla wszystkich ludzi. Jan Paweł II niósł to przesłanie z niewzruszonym przekonaniem i w sposób porywający, o czym świadczy dynamiczny rozwój kultu Miłosierdzia Bożego.
Jan Paweł II zostawił Kościół bardziej otwarty na dialog – zarówno w podzielonej rodzinie chrześcijan, jak również z innymi religiami oraz z ludźmi, którzy nie mają łaski wiary.
Grzegorz Polak/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Ks. prof. Robert Skrzypczak:
Benedykt XVI. Jego wrogowie znajdowali się wewnątrz Kościoła
Benedykt XVI odszedł ostatniego dnia 2022 roku. Uczynił to w swoim niepowtarzalnym stylu, złożonym z pokory, słodyczy i wrodzonej elegancji. Pozostawił nam swe dzieła zebrane, ogromną ilość papieskich homilii, okolicznościowych przemówień i udzielonych wywiadów. Być może jego nauczanie katolickich zasad czyni go współczesnym Ojcem Kościoła. Podjął się w nim wielkiej próby połączenia tradycji z nowoczesnością. Joseph Ratzinger był teologiem, prefektem Kongregacji Nauki Wiary i papieżem.
W 1966 roku Jacques Maritain, krytykując zachłyśnięcie się wielu katolickich środowisk nowoczesnością, napisał, że dzisiejszy Kościół postanowił trwać „na kolanach przed światem”. Z tego upadku katolicką wspólnotę usiłowali wydźwignąć wspólnymi siłami św. Jan Paweł II i jego „strażnik wiary” – Joseph Ratzinger. Podjęli się tego zadania nie po to, by Kościół znów zatryumfował i rzucał światu lekceważące wyzwania, ale by bez kompleksów i lęku wypełniał swą misję przekazywania ludziom żywego Jezusa Chrystusa. Z jaką reakcją spotykała się odważna i dogłębna posługa myślenia Benedykta XVI, pokazują gniewne i pełne napastliwości ataki kierowane przeciwko niemu choćby po opublikowaniu deklaracji Dominus Jesus w 2000 roku albo po napisaniu motu proprio Summorum Pontificum w 2009 roku. Najradykalniejszych prób zszargania jego dobrego imienia podejmowali się jego rodacy, biskupi i teologowie z Niemiec.
Wszyscy jego prawdziwi wrogowie znajdowali się wewnątrz Kościoła. Wystarczy tu przywołać tzw. mafię z St. Gallen – tak ją nazwał kard. Godfried Danneels, prymas Belgii, w biograficznej książce jemu poświęconej autorstwa Karima Schelkensa i Jürgena Mettepenningena – która przez lata spiskowała za plecami Benedykta XVI, aż został odwołany, albo też innych wpływowych teologów, z których jeden, Peter Hünermann, założył nawet specjalny instytut teologiczny przeznaczony do zwalczania Ratzingerowej myśli w Kościele. Profesor Hünermann narzekał, że Ratzinger „wzrastał w poprzedniej epoce, na starej teologii sprzed Soboru”. Wraz z Jurgenem Werbickiem i Hansem Küngiem podpisał się on pod dramatycznym apelem, w którym domagano się kapłaństwa kobiet, wyświęcania mężczyzn żonatych, udziału świeckich w wyborze kandydatów na biskupów i proboszczów, a także tego, by „nie wykluczać” z Kościoła rozwodników żyjących w ponownych związkach ani par złożonych z osób tej samej płci współżyjących ze sobą. Ci teologowie napierali całym swym autorytetem na ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, domagając się od Rzymu „wolności dla ewangelicznego przesłania” i „swobody postępowania w zgodzie z sumieniem”. Protestowali przeciwko autorytarnej władzy papieża. Hünermann pytany o to, jaka była największa zasługa Josepha Ratzingera dla Kościoła, miał odrzec z przekąsem: „fakt, że zrezygnował”.
Benedykt XVI tak opisywał tę atmosferę: „W niejednym seminarium studenci przyłapani na czytaniu moich książek byli uważani za niezdolnych do kapłaństwa. Moje książki były chowane, jak zła literatura, i jedynie czytane pod ławką”. Znamienna, choć wcale niezaskakująca, okazała się decyzja emerytowanego Ojca Świętego, żeby kazać opublikować swe ostatnie teksty, powstałe w latach 2018-2022, dopiero po własnej śmierci. Uzasadnił to następująco: „Ze swojej strony nie chcę już nic publikować w moim życiu. Wściekłość środowisk wobec mnie w Niemczech jest tak silna, że pojawienie się jakichkolwiek moich słów natychmiast wywołuje z ich strony morderczy szum. Sobie i chrześcijaństwu chcę tego oszczędzić”. I rzeczywiście, książka ujrzała światło dzienne dopiero po pogrzebie Josepha Ratzingera, zaopatrzona w tytuł: Czym jest chrześcijaństwo. Mój niejako testament duchowy (Che cos’è il cristianesimo. Quasi un testamento spirituale, Mondadori, Milano 2023).
Niechęć do Benedykta XVI nie ograniczała się jedynie do osób z kraju, z którego pochodził. Również we Włoszech przy wielu okazjach musiał znosić afront i kontestację. W niechęci do niego przodował postępowy Turyn. Przypomnę tylko kilka przykładów, choć można by zebrać z nich całą antologię. W 1998 roku kard. Ratzinger przybył do Turynu na zaproszenie abp. Giovanniego Saldariniego. Odwiedzał diecezję i rozmawiał z seminarzystami, a wieczorem wygłosił wykład w teatrze Regio, gdzie rażąco zabrakło całej znacznej części postępowego Kościoła lokalnego. Ówcześni seminarzyści zaczęli czytać jego książki potajemnie, ponieważ rektor, który właściwie niewiele z nich rozumiał, był temu przeciwny. Tekst konferencji poświęconej liturgii, wygłoszonej przez Ratzingera w opactwie Fontgombault w 2001 roku, został przetłumaczony, a następnie wydrukowany na koszt osoby prywatnej, po czym rozpowszechniony niemal potajemnie. W tym czasie o. Eugenio Costa SJ propagował opinię, że Ratzinger jest wyrazicielem „myśli nazistowskiej”. Podobnie Enzo Bianchi, założyciel włoskiej wspólnoty ekumenicznej „Communità di Bose”, nie szczędził krytyki ówczesnemu Ojcu Świętemu na wszystkich frontach. Arcybiskup Turynu Severino Poletto sprzeciwił się pomysłowi zaproszenia Ratzingera do przemawiania na wydziale teologicznym, woląc widzieć wśród swoich studentów innego niemieckiego kardynała Waltera Kaspera.
Kiedy Benedykt XVI odwiedził Turyn w 2010 roku, wydział liturgiczny sprzeciwił się użyciu kanonu rzymskiego w języku łacińskim podczas papieskiej Mszy Świętej na piazza S. Carlo, na szczęście bezskutecznie. Jeden z przedstawicieli „magicznego kręgu” włoskich liberalnych środowisk katolickich powiedział, że wraz z wyborem Franciszka Kościół „uwolnił się od ciężaru”. Aby zrozumieć dominujący dziś nurt myślowy w ojczyźnie Dantego i św. Franciszka, wystarczy wejść do sanktuarium św. Józefa przy via Santa Teresa, prowadzonego przez ojców kamilianów, i przyjrzeć się niszy wokół Świętego Oblicza Całunu Turyńskiego. Widnieją tam dumnie ikony postępowego katolicyzmu: Marcin Luter, Jan XXIII, Dietrich Bonhoeffer, Che Guevara, John Kennedy, Martin Luther King oraz kard. Carlo Martini. Żadnych ofiar komunizmu i męczenników lewicowego szaleństwa XX wieku, z wyjątkiem nieco ukrytego o. Pawła Floreńskiego. Benedykt XVI z pewnością nigdy nie znajdzie miejsca dla siebie w takim panteonie. Dla tych, którzy nie poddali się „dyktaturze relatywizmu”, będzie to raczej powodem do chwały.
Nikt już pewnie tego nie pamięta, ale Benedykt XVI w 2008 roku był przedmiotem jednego z najbardziej haniebnych wyczynów włoskiej nauki, kiedy to po zaproszeniu go do wygłoszenia konferencji na rzymskim uniwersytecie La Sapienza uniemożliwiono mu wejście na teren uczelni, ulegając dyktatowi wąskiego grona profesorów, w tym laureata Nagrody Nobla z fizyki w 2021 roku Giorgio Parisiego. Wszystko to odbyło się przy aplauzie orędowników postnowoczesnej idei wolności od elementów religii w przestrzeni publicznej. Eugenio Scalfari, redaktor naczelny włoskiego dziennika „La Reppublica”, sarkastycznie skomentował zdarzenie, iż według jezuickich przyjaciół Joseph Ratzinger był „przeciętnym teologiem”.
Dziś opłakuje go większość hipokrytów. Niektórzy w przypływie szczerości mówią, że był postacią „złożoną i kontrowersyjną”. Pewnie w kolejnych miesiącach usłyszymy jeszcze więcej podobnych wynurzeń. Dlaczego Benedykt XVI obudził tyle emocji? Aby to zrozumieć, wystarczy ponownie przeczytać jego mistrzowskie przemówienie wygłoszone w Regensburgu w 2006 roku, skoncentrowane na dehellenizacji chrześcijaństwa oraz przemocy u korzeni religii islamskiej, albo sięgnąć po jego trafne diagnozy współczesnego świata, w których mówił o „dyktaturze relatywizmu”, proponując katolikom sporządzenie katalogu „nienegocjowalnych zasad”.
Jak widział siebie Joseph Ratzinger? Jakie stoją dziś zadania przed teologiem i jaki funkcjonuje dziś – ujmując szerzej – obraz współczesnego głosiciela Ewangelii? Sam o tym pisał na początku pierwszego rozdziału swojego arcydzieła Wprowadzenie do chrześcijaństwa, opublikowanego po raz pierwszy w 1969 roku. Przywołał w tym miejscu, pochodzącą z pism Kierkegaarda, opowieść o klaunie i płonącej wiosce. Gdy dyrektor cyrku dowiedział się o wybuchu pożaru w swoim obwoźnym taborze, natychmiast wysłał klauna, już ubranego i wymalowanego do występu, do pobliskiej wsi, bowiem istniało niebezpieczeństwo, że ogień, rozprzestrzeniający się po wysuszonych polach, podpali ludziom domostwa. Klaun bez namysłu pobiegł do wioski, błagając mieszkańców, aby przyszli do cyrku i pomogli ugasić pożar. Jednakże jego krzyki ludzie wzięli za przebiegłą sztuczkę, mającą na celu przyciągnięcie jak największej liczby widzów na przedstawienie, toteż oklaskiwali go, śmiejąc się do łez. Biednemu klaunowi chciało się płakać, widząc, że na próżno błagał tamtych mężczyzn, by zaradzili niebezpieczeństwu. Tłumaczył, że to nie fikcja ani sztuczka, ale gorzka rzeczywistość, bo cyrk naprawdę płonie. Jego płacz jeszcze bardziej wzmagał śmiech. Wszyscy uważali, że pięknie odegrał swoją rolę… Zabawa trwała do momentu, aż ogień naprawdę ogarnął wieś, a pomoc przyszła za późno. Wieś i cyrk uległy płomieniom. Benedykt XVI być może wygląda jak ten błazen, ubrany w strój odziedziczony z przeszłości. W dzisiejszym Kościele niewielu ma ochotę potraktować go na serio i wysłuchać tego, co ma do przekazania. Ale historia jest długa, a Opatrzność Boża działa skutecznie. Przyjdzie czas, kiedy jego myśl przyniesie owoce.
George Weigel napisał: „Zgodnie z karykaturalnymi wyobrażeniami Ratzinger był przestarzałym, stetryczałym intelektualistą, którego książki wkrótce pokryją się kurzem, a potem rozlecą, nie pozostawiając żadnego śladu w Kościele i światowej kulturze. Tymczasem można być bardziej niż pewnym, że jego publikacje będą nadal czytane. Podejrzewam też, że niektóre z homilii tego papieża, największego papieskiego kaznodziei od czasów św. Grzegorza Wielkiego, znajdą ostatecznie miejsce w oficjalnej codziennej modlitwie Kościoła, Liturgii Godzin”. Nie chciał być papieżem, zresztą w 2005 roku powiedział o sobie, że nie jest „miłośnikiem rządzenia”. Wybór na tron papieski przyjął tylko z posłuszeństwa wobec tego, co uznał za wolę Bożą, objawioną przytłaczającą większością głosów braci kardynałów. Nie miał nic z „Bożego rottweilera” czy też „panzerkardinala”, co chętnie przypisywała nieprzychylna mu prasa. Był raczej wytrawnym dżentelmenem o łagodnej duszy, nieśmiałym mężczyzną, który mimo to miał silne poczucie humoru. Był miłośnikiem Mozarta i św. Augustyna, i zasadniczo szczęśliwym człowiekiem. Nie miał nic ze zgorzkniałego wariata. Był Niemcem, który podczas oficjalnej wizyty w Wielkiej Brytanii w 2010 roku podziękował Brytyjczykom za zwycięstwo w bitwie o Anglię. Zrobił więcej niż ktokolwiek inny, jako kardynał – prefekt Kongregacji Nauki Wiary, a później jako papież, aby oczyścić Kościół z tego, co brutalnie i dogłębnie określał jako „brud”.
Kluczem do zrozumienia jego osoby i jego wielkości była głęboka i szczera miłość do Pana Jezusa, miłość wyostrzona przez niezwykłą teologiczną i egzegetyczną kompetencję, Uważał, że „przyjaźń z Jezusem Chrystusem” jest początkiem, a także warunkiem sine qua non życia chrześcijańskiego. Pielęgnowanie tej przyjaźni uważał za najważniejszy cel Kościoła.
fragment pochodzi z książki „Wymagający papież” ks. prof. Roberta Skrzypczaka wydanej nakładem wydawnictwa „Rafael”
______________________________________________________________________________________________________________
ŻYWY RÓŻANIEC
Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń.
Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
*****
INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA
NA MIESIĄC KWIECIEŃ 2023
Intencja papieska:
*Módlmy się o większe propagowanie kultury rezygnacji z przemocy, do której prowadzi coraz rzadsze używanie broni, zarówno przez państwa, jak i obywateli.
więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja
Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Glasgow:
* za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
* za papieża Franciszka, aby Duch Święty prowadził go, a św. Michał Archanioł strzegł.
* Panie Jezu Chryste, otwórz oczy mojego serca, abym mógł każdą chwilę swojego życia przeżywać darem Bożej Mądrości. Bądź uwielbiony za “Twoją klęskę” na kalwaryjskiej drodze w oczach świata, bo dzięki tej klęsce świat, przez który przechodzą wciąż nowe pokolenia, otrzymał największy dar. Odtąd każdy człowiek, jeżeli tylko zechce, już tu na tym świecie, może wchodzić do Bożego Domu i staje się jego domownikiem. Drzwi są otwarte – otwarte na oścież od czasu tej jedynej i najważniejszej Nocy. Dlatego ta Noc jest Wielkanocą.
***
Intencja dodatkowa dla Róży Matki Bożej Częstochowskiej (II),
św. Moniki i bł. Pauliny Jaricot:
* Rozważając drogi zbawienia w Tajemnicach Różańca Świętego prosimy Bożą Matkę, która jest również i naszą Matką, aby wypraszała u Syna swego a Pana naszego Jezusa Chrystusa właściwe drogi życia dla naszych dzieci.
______________________________________________________________________________________________________________
Jak modlić się na różańcu
Różaniec można odmawiać codziennie w całości, i nie brak takich, którzy to czynią z godną pochwały wytrwałością. Wypełnia on w ten sposób modlitwą dni tak wielu dusz kontemplacyjnych albo towarzyszy osobom chorym czy w podeszłym wieku, które dysponują dużym zasobem czasu. Jest jednak oczywiste – i to tym bardziej, jeśli doda się nowy cykl mysteria lucis – że wielu wiernych będzie mogło odmawiać tylko jego część według pewnego porządku tygodniowego. Ten rozkład prowadzi do nadania poszczególnym dniom tygodnia swoistego duchowego „kolorytu”, podobnie jak liturgia nadaje go różnym okresom roku liturgicznego.
Według obecnej praktyki poniedziałek i czwartek poświęca się tajemnicom radosnym, wtorek i piątek – tajemnicom bolesnym, środę, sobotę i niedzielę – tajemnicom chwalebnym. Gdzie włączyć tajemnice światła? Zważywszy, że tajemnice chwalebne powtarza się przez dwa kolejne dni, w sobotę i w niedzielę, a sobota jest tradycyjnie dniem o silnym zabarwieniu maryjnym, wydaje się wskazane przenieść na sobotę drugie w ciągu tygodnia rozważanie tajemnic radosnych, w których wyraźniejsza jest obecność Maryi. Czwartek pozostaje w ten sposób wolny właśnie na medytację tajemnic światła.
To wskazanie nie ma jednak ograniczać słusznej wolności medytacji osobistej i wspólnotowej, z uwzględnieniem potrzeb duchowych i duszpasterskich, a przede wszystkim dat liturgicznych, które mogą sugerować bardziej odpowiednie dostosowania. Sprawą naprawdę wielkiej wagi jest to, by różaniec był coraz bardziej pojmowany i przeżywany jako droga kontemplacji.
św. Jan Paweł II
List Apostolski – Rosarium Virginis Mariae/ pkt 38
__________________________________________________________________________
Różaniec święty jako egzorcyzm
Około 1981 roku ks. bp Zbigniew Kraszewski po powrocie z Rzymu opowiedział na Jasnej Górze członkom Kapłańskiego Ruchu Maryjnego, co następuje:
Na prywatnej audiencji dla Polaków Jan Paweł II pochwalił Ruch za to, że wszyscy (także świeccy, na wieczernikach – chórem) mówią egzorcyzm Leona XIII, zaczynający się od modlitwy do św. Michała Archanioła. Po chwili jednak wyjął z kieszeni swój różaniec i pokazując obecnym powiedział: „Ale przecież to jest egzorcyzm przeciwko wszystkim złym duchom, dostępny także dla świeckich!” Widząc zaskoczenie na twarzach, dodał: „Żebyście nie mieli wątpliwości, to ja w tej chwili nadaję Różańcowi moc egzorcyzmu”. Usłyszawszy to stwierdziliśmy my, zebrani na Jasnej Górze w Sali Różańcowej: „Przecież właśnie od dnia wypowiedzenia przez Papieża tych słów – od kilku miesięcy – Różaniec stał się strasznie męczącą modlitwą! Musieliśmy toczyć walkę z rozproszeniami, z sennością oraz z innymi przeszkodami, jak nigdy dotąd!”
Jak się wydaje, aby Różaniec w pełni był egzorcyzmem, powinniśmy wypełnić przynajmniej trzy warunki: zaangażować w tę walkę swój rozum, swoją wolę, jak też mieć mocne przekonanie, że ta broń jest zawsze skuteczna. Inaczej mówiąc: mamy mieć świadomość walki oraz mocną wolę pokonania Przeciwnika (szatan znaczy właśnie przeciwnik), jak też wielką ufność w moc Boga i w Jego zwycięstwo, choćby owoce tego zwycięstwa miały pozostać dla nas na razie tajemnicą.
_______________________________________________________________________
Benedykt XVI o sile różańca: „Uzdrawiająca moc Imienia Jezusa”
Vincenzo Pinto/AFP/Marzena Devoud
*****
Różaniec bywa uważany za modlitwę monotonną, mechaniczną i z innych czasów. Jednak według Benedykta XVI przeżywa dziś swą „nową wiosnę”. Odkryjmy refleksje papieża emeryta na temat tej duchowej pomocy, tak przydatnej w walce z trudami naszego życia.
Różaniec nie każdemu odpowiada. Ale Benedykt XVI – tak jak jego poprzednik św. Jan Paweł II i następca Franciszek – zapewnia, że jest to jego ulubiona modlitwa. Dlaczego, według niego, ta forma modlitwy jest bronią o wielkiej sile uzdrawiającej? I jednym z najbardziej wymownych znaków miłości, jaką „młode pokolenia mają dla Jezusa i jego matki”? W jaki sposób ta modlitwa „pomaga umieścić Chrystusa w centrum” w świecie coraz bardziej podzielonym?
We wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej Papież Benedyk XVI podczas modlitwy na Anioł Pański (8.10.2007) przypomniał o skuteczności różańca – modlitwy łączącej rodziny i wypraszającej światu pokój. Tradycyjny obraz Matki Boskiej Różańcowej przedstawia Maryję, która jednym ramieniem podtrzymuje Dzieciątko Jezus, a drugą ręką przekazuje różaniec św. Dominikowi.
„Ta znacząca ikonografia wskazuje, że różaniec jest środkiem ofiarowanym nam przez Maryję, aby kontemplować Jezusa, rozważać Jego życie, kochać Go i coraz wierniej naśladować. To wskazanie Maryja pozostawiła także w wielu swoich objawieniach. Myślę szczególnie o tych fatimskich, które miały miejsce w 1917 roku. Trzem pastuszkom: Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi, Maryja przedstawiła się jako „Królowa Różańca”, poleciła z mocą, aby odmawiać codziennie różaniec i w ten sposób uprosić koniec wojny. Także my pragniemy podjąć to macierzyńskie polecenie Maryi, angażując się w odmawianie z wiarą różańca w intencji pokoju w rodzinach, między narodami i na całym świecie”.
„Różaniec jest środkiem, który został nam ofiarowany przez Najświętszą Maryję Pannę, byśmy kontemplowali Jezusa i rozpamiętując Jego życie kochali Go i coraz wierniej naśladowali. Takie przesłanie przekazała też Matka Boża w swoich różnych objawieniach”
________________________________________________________________________
Dwa najczęstsze błędy, jakie popełniamy przy odmawianiu różańca
Jeden z największych propagatorów nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny mówi o tych błędach i podpowiada, jak dobrze odmawiać różaniec.
Rozważanie tajemnic Odkupienia
Św. Ludwik Maria Griñon de Monfort, wielki czciciel Najświętszej Maryi Panny, niestrudzenie propagował nabożeństwo do Matki Jezusa i zgodnie z Jego wolą, również Matki naszej.
Modlitwę różańcową – jako jedną z najpopularniejszych form pobożności maryjnej polegającą na rozważaniu tajemnic Odkupienia – uczynił on centralnym tematem swojego dzieła pt. „Przedziwny sekret różańca świętego, aby się nawrócić i zbawić”.
Odmawianie różańca zaleca on wszystkim wiernym, przestrzegając jednocześnie przed dwoma najczęstszymi błędami, jakie zwykło się popełniać przy tej okazji.
Dwa błędy przy odmawianiu różańca
„Aby dobrze odmówić różaniec, po wezwaniu Ducha Świętego stań przez chwilę w obecności Boga (…). Przed rozpoczęciem dziesiątki zatrzymaj się dłużej lub krócej, w zależności od czasu, jakim dysponujesz, aby rozważyć tajemnicę, którą sławisz w tej dziesiątce i proś zawsze w owej tajemnicy, przez wstawiennictwo Matki Bożej, o jedną z cnót, która najmocniej w niej promieniuje lub o tę, której najbardziej potrzebujesz.
Szczególnie uważaj na dwa powszechne błędy, jakie popełniają odmawiający różaniec. Pierwszy – że nie podejmują oni żadnej intencji – tak dalece, że gdyby zapytać, dlaczego odmawiają różaniec, nie umieliby odpowiedzieć. Dlatego ty odmawiając różaniec, miej zawsze na względzie kilka łask do uproszenia, pewne cnoty do naśladowania czy kilka grzechów do zniszczenia.
Drugi błąd, który się popełnia zazwyczaj, odmawiając różaniec, to brak innej intencji przy rozpoczęciu aniżeli szybkie zakończenie modlitwy. Bierze się to stąd, że widzimy w nim coś przykrego, ciążącego nad nami, zwłaszcza gdy uczyniło się z niego zasadę moralną albo dostało za pokutę jakby wbrew naszej woli”.
Następnym razem, kiedy będziemy odmawiać różaniec, pamiętajmy zatem by:
1) wzbudzić w sercu konkretną intencję;
2) modlić się bez pośpiechu, spokojnie i w skupieniu.
Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Jak paciorki różańca przesuwają się chwile …
nasze smutki, radości i troski …
a Ty Bogu je zanieś, połączone w różaniec
Święta Panno Maryjo pełna łaski…
________________________________________________________________________
„Gdyby ludzie wiedzieli, że mają w zasięgu taką broń, siedziałbym samotny w piekle. Ale wy nie słuchacie papieży, świętych i proroków. Ani własnego serca. Zwyciężam was dzięki waszej głupocie i pysze. Nie boję się was. Ale boję się Jej różańca”. (szatan podczas egzorcyzmu prowadzonego przez księdza egzorcystę Francesco Bamonte)
Jak szatan boi się Maryi i Różańca
Święty Dominik wypędzając szatana z ciała opętanego, zapytał go:
Którego świętego w niebie boicie się najbardziej i który ma największą władzę nad wami tu, na ziemi ?
Przez dłuższy czas szatan nie odpowiadał, aż wreszcie rzekł:
Najbardziej boimy się Matki Bożej. Ona ma największą władzę nad nami i Jej należy się na ziemi cześć największa, gdyż jedna Jej modlitwa więcej znaczy niż modlitwy wszystkich świętych razem wziętych.
„Szatan wysila się i używa wszelkich sposobów, aby zerwać nić łączącą nas z Niepokalaną. Zadowoli się wszystkim – odmawianiem „Ojcze nasz” i innymi modlitwami, lecz nie pozwoli na odmawianie „Zdrowaś Maryjo”, bo właśnie na tym już się potknął i dlatego będzie starał się innych doprowadzić w ten sposób do upadku”. (św.Maksymilian Maria Kolbe)
_________________________________________________________________________
o. Gabriele Amorth:
Różaniec wywołuje paniczny strach u demona
Zmarły w 2016 roku egzorcysta Watykanu, jeden z najpopularniejszych duchownych, którzy stawali na froncie walki z szatanem, ojciec Gabriele Amorth przekonuje w swojej książce, że tylko jedna modlitwa wywołuje paniczny strach u demona – różaniec.
Różaniec to potężny egzorcyzm – nie ma wątpliwości ojciec Gabriele Amorth. W świecie, w którym rządzi kozetka i tysiące – nierzadko sprzecznych – porad psychologów, słynny egzorcysta w książce „Mój różaniec” podsuwa nam niezawodny sposób rozwiązania wielu problemów duchowych. Te bowiem często rzutują na naszą kondycję psychiczną i fizyczną. Jak twierdzi watykański egzorcysta, żadna modlitwa, którą odmawia nie ma tak wielkiej mocy przepędzania złego ducha, co różaniec.
Uznany autorytet w walce z demonami, ojciec Amorth udowadnia więc w swojej książce, że modlitwa Maryjna jest najpotężniejszym egzorcyzmem, zaś poprzez rozważanie tajemnic różańcowych, możemy odkrywać po raz kolejny ewangeliczną Dobrą Nowinę. Jeśli zatem poszukujemy rozwiązania wielu problemów wewnętrznych, trapią nas natrętne myśli lub czujemy się zagubieni i przygnieceni licznymi codziennymi sprawami, różaniec – udowadnia słynny egzorcysta – może stanowić wielką pociechę, a nawet darować nam uzdrowienie zarówno duchowe, jak i fizyczne.
W książce, obok porad dotyczących tego, w jaki sposób zmagać się z zagrożeniami w życiu duchowym przy pomocy modlitwy różańcowej, znajdują się również niezwykłe rozważania, napisane przez ojca Amortha. Pozwalają one nie tylko odkrywać i przeżywać Ewangelię podczas modlitwy Maryjnej, ale również lepiej pojąć tajemnicę życia Matki naszego Boga.
o. Gabriele Amorth, Mój różaniec, Wydawnictwo Esprit 2016
______________________________________________________________________________________________________________
Jasna Góra: Konferencja o fenomenie Apelu Jasnogórskiego w 70-lecie nabożeństwa
O fenomenie, dziedzictwie i duszpasterskich szansach Apelu Jasnogórskiego w 70-lecie tego najbardziej charakterystycznego dla Jasnej Góry nabożeństwa mowa będzie podczas dwudniowej konferencji, która za tydzień odbędzie się w sanktuarium. Organizatorem konferencji pt. „Apel Jasnogórski – obecnością, pamięcią i czuwaniem z Maryją” jest Jasnogórski Instytut Maryjny.
fot. Karol Porwich/Tygodnik Niedziela
***
Apel Jasnogórski jest wyjątkowym nabożeństwem, które dzięki transmisjom telewizyjnym, radiowym, internetowym dociera do Polaków na całym świecie. – To ważny moment naszej łączności, to co jest najbardziej charakterystyczne dla tej modlitwy, to wspólne stanięcie przed Matką. Wszyscy się wtedy odnajdujemy jako dzieci, w jednym domu, u jednej Matki – zauważył o. dr Grzegorz Prus, dyrektor Jasnogórskiego Instytutu Maryjnego.
Przypomniał, że Apel Jasnogórski jest nabożeństwem typowo polskim zakorzenionym w naszej historii i dziedzictwie. Idea Apelu zrodziła się 8 grudnia 1953 r. w Kaplicy Matki Bożej. Modlitwa zaczęła się od małej grupy – paulinów i członkiń Instytutu Prymasa Wyszyńskiego proszących Maryję o uwolnienie uwięzionego przez komunistów kard. Wyszyńskiego i za Ojczyznę.
Wielkim propagatorem tego nabożeństwa stał się potem też sam Prymas Wyszyński, zwłaszcza w okresie Wielkiej Nowenny w latach 1957-1966, przygotowującej do Millenium Chrztu Polski. Gdziekolwiek był o godz. 21.00 jednoczył się z Jasną Górą i błogosławił Polakom.
O. Prus zwraca uwagę na strukturę modlitwy apelowej, w której istotną rolę odgrywa rozważanie wygłaszane przez duchownego prowadzącego nabożeństwo. Przywołuje słowa śp. o. Zachariasza Jabłońskiego, który na pytanie o to, jak przygotowuje rozważanie, miał stwierdzić, że „zagląda do Ewangelii i do gazety”, by osadzić przesłanie ewangeliczne w aktualnym kontekście życia ludzi.
Konferencja o Apelu Jasnogórskim rozpocznie się w piątek, 21 kwietnia w Kaplicy Różańcowej o godz.19.00. Otworzy ją przeor Jasnej Góry, o. Samuel Pacholski. O początkach Apelu powie Beata Mackiewicz z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego. Ks. prof. Janusz Królikowski z Wydziału Teologicznego UPJPII wygłosi słowo o inspiracjach apelowych w maryjnej drodze odnowy Kościoła. „Klęknij przed Matki Bolesnej Obrazem….” Prorocze słowa „do matki Polki” – to temat wystąpienia ks. prof. Jana K. Przybyłowskiego z UKSW. Po części konferencyjnej odbędzie się dyskusja. Pierwszą część sympozjum zakończy Apel Jasnogórski, który poprowadzi wikariusz generalny Zakonu Paulinów, o. dr Michał Lukoszek.
Drugi dzień sympozjum – sobotę, 22 kwietnia – rozpocznie Msza św. w Kaplicy Matki Bożej o 7.30 pod przewodnictwem bp. Jana Wątroby z Komisji Maryjnej KEP. O 9.30 w Kaplicy Różańcowej rozpocznie się pierwsza część panelowa. Jej temat to „Apel Jasnogórski w perspektywie pastoralno-ewangelizacyjnej, wśród zaproszonych gości: dziennikarka Judyta Syrek, o. dr Piotr Polek wykładowca w seminarium Zakonu Paulinów, o. Michał Legan, kierownik Redakcji Audycji Katolickich TVP i ks. dr Jarosław Grabowski, redaktor naczelny Tygodnika Katolickiego „Niedziela”.
W drugiej części panelowej o Apelu Jasnogórskim w mediach udział wezmą: prof. Monika Przybysz z UKSW, ks. Grzegorz Moj z Telewizji Trwam, prof. Michał Drożdż z UPJPII, Rafał Porzeziński, dziennikarz i prezes Stowarzyszenia Ocaleni.
/Biuro Prasowe Jasnej Góry/Częstochowa (KAI)
____________________________________________________________________________________
fot. Maciej Kluczka
***
Kiedy i jak rozpoczęto modlitwę
Apelu Jasnogórskiego?
W tej formie jako wieczorna modlitwa kierowana do Maryi, Królowej Polski i Matki Kościoła w intencji Ojczyzny i Kościoła rozpoczęła się 8 grudnia 1953 r. Dziś więc przypada 66. rocznica Apelu Jasnogórskiego. To jedna z najbardziej znanych modlitw, która każdego wieczoru o godz. 21.00 gromadzi tysiące pielgrzymów w Kaplicy Matki Bożej i kolejne tysiące dzięki transmisji na cały świat.
Genezy Apelu jasnogórskiego można dopatrywać się w wydarzeniach z 4 listopada 1918 r. kiedy polscy żołnierze z 22. Pułku Piechoty, dowodzeni przez podporucznika Artura Wiśniewskiego, wyzwolili Jasną Górę spod okupacji austriackiej i o godz. 21.15 stanęli, wraz z paulinami przed Cudownym Obrazem Królowej Polski, dziękując za odzyskaną wolność po 123 latach niewoli narodowej i zaborów.
***
Inny przekaz mówi o kapitanie Władysławie Polesińskim, pilocie zmarłym w 1939 r., trochę „wadzącym się z Bogiem”, który podczas próbnego lotu usłyszał nagle jakby wewnętrzny rozkaz: „zniż lot, ląduj!” Wylądował szczęśliwie. Po opuszczeniu samolotu nastąpiła jego eksplozja. Była godzina 21.00. Gdy po powrocie do domu opowiedział swojej żonie o tym wydarzeniu, ona zapytała go, którego to było dnia i o której godzinie to się stało? Okazało się, że właśnie tego dnia o godz. 21.00 polecała go Matce Bożej. Kapitan stanął „na baczność”, zasalutował i zwrócił się do Matki Bożej Jasnogórskiej, meldując się Jej jako swemu Dowódcy, od którego otrzymał ten wewnętrzny nakaz ratujący go od śmierci. Odtąd czynił to codziennie.
Kapitan Władysław Polesiński nawrócił się, zmienił życie i założył wśród oficerów polskich katolicką organizację – „Krzyż i Miecz”. Członkowie tej organizacji mieli w zwyczaju codziennie o godzinie 21.00 meldować się na apel przed Matką Bożą Częstochowską. Podczas okupacji hitlerowskiej ks. Leon Cieślak, pallotyn, szerzył tę praktykę w Warszawie wśród młodzieży akademickiej na tajnych kompletach i w sodalicjach mariańskich. O godzinie 21.00 młodzież modliła się do Matki Bożej Jasnogórskiej i odmawiała akt zawierzenia się Maryi. W tym samym czasie na Jasnej Górze o. Polikarp Sawicki, paulin, gromadził różne grupy akademickie, najczęściej członków sodalicji mariańskiej, na wieczorową modlitwę przed Cudownym Obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej. Po otrzymaniu wiadomości o internowaniu kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski w późnych godzinach nocnych 25 września 1953 r., paulini na Jasnej Górze podjęli z pielgrzymami specjalne modlitwy o jego rychłe uwolnienie. Prymas podczas swego internowania w Stoczku Warmińskim – w okresie stalinowskiego terroru – postanowił dokonać osobistego Aktu oddania się w niewolę miłości Matce Bożej, zawierzając Jej całkowicie swój los. Oddał się Maryi w uroczystość Jej Niepokalanego Poczęcia 8 grudnia 1953 r. W tym samym dniu rozpoczęto na Jasnej Górze wieczorową modlitwę, zwaną Apelem, w jego intencji o godz. 21.00.
***
Papież Pius XII ogłasza początek Maryjnego Roku Jubileuszowego.
Na Jasnej Górze z tej okazji ks. biskup Zdzisław Goliński, ordynariusz częstochowski, w otoczeniu kapituły katedralnej, paulinów i licznie zgromadzonych wiernych celebrował Mszę św. pontyfikalną 8 grudnia 1953 r. wieczorem – w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Podczas tej Mszy św. kazanie wygłosił przeor Jasnej Góry o. Jerzy Tomziński, w którym między innymi zapowiedział: „Staniemy dziś wszyscy na jasnogórski apel. Co to jest? Nic trudnego! Codziennie o godz. 9.00 wieczorem przeniesiemy się myślą i modlitwą na Jasną Górę, do cudownej kaplicy. Są rodziny, które o tej porze przerywają rozmowę, pracę i stają w milczeniu albo na czele ze swym ojcem odmawiają dziesiątkę różańca. Są całe zastępy polskiej młodzieży akademickiej, które to czynią. Gdy powiedziano o tym Księdzu Prymasowi Kardynałowi Wyszyńskiemu, odniósł się życzliwie do tego, potem jednak, kiedy przemyślał tę sprawę, powiedział parę miesięcy temu, że codziennie o godzinie 9 wieczorem przenoszę się myślą na Jasną Górę, modlę się i błogosławię całemu Narodowi. Wszyscy, jak nas jest przeszło 30 milionów na całym świecie; wszyscy o jednej godzinie, gdziekolwiek będziemy, czy w pracy, czy na ulicy, czy w kinie, czy na zabawie; wszyscy zbratani jedną myślą, jednym polskim sercem, staniemy przy naszej Pani i Królowej, przy Matce i Pocieszycielce, aby prosić i żebrać za Polskę, za Naród…”.
Zgodnie z tą zapowiedzią i pod jego przewodnictwem zgromadziła się w kaplicy Matki Bożej o tej wieczornej porze grupka osób, w tym paulini – o. Teofil Krauze, o. Aleksander Rumiński oraz kilka pań z Instytutu Prymasowskiego z Marią Okońską na czele, by polecić szczególnej opiece Maryi internowanego Prymasa Polski. Postanowili zbierać się codziennie o godzinie 21.00, by odmawiać modlitwy do Matki Bożej przed zasłoniętym Cudownym Obrazem. To było oficjalne zapoczątkowanie jasnogórskiego Apelu. Paulini wzywali rodaków, by sercem, myślą i modlitwą stawać przed Obliczem Jasnogórskiej Pani o godz. 21.00 i modlić się o uwolnienie Prymasa Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Śluby Narodu
Nowe impulsy dla apelu jako wieczornego nabożeństwa maryjnego dały Jasnogórskie Śluby Narodu złożone 26 sierpnia 1956 r., zawierające program religijno-moralnej odnowy życia narodowego. Odtąd Apel jasnogórski stał się modlitwą wieczorną w intencji Narodu. Prymas Wyszyński o godz. 21.00 błogosławił całej Polsce, a za jego przykładem czynili to inni biskupi, a zwłaszcza ks. biskup Lucjan Biernacki, biskup pomocniczy prymasowskiej archidiecezji gnieźnieńskiej, który za wierność współpracy z kard. Wyszyńskim został usunięty przez władze komunistyczne z Gniezna i przebywał na wygnaniu na Jasnej Górze.
Do upowszechnienia praktyki Apelu jasnogórskiego przyczyniła się przede wszystkim peregrynacja kopii Cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej (od 1957 r.). We wszystkich parafiach, gdzie był Obraz Nawiedzenia, utrwalała się praktyka Apelu jasnogórskiego o godzinie 21.00. Paulini, prowadzący misje przed nawiedzeniem kopii Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej w Człuchowie i okolicy, zaczęli wprowadzać już w 1961 r. praktykę jasnogórskiego apelu każdego wieczora. Spotkało się to z ogromnym zainteresowaniem, bo wierni wypełniali świątynie po brzegi. Niektórzy z nich urozmaicali apel przeźroczami o tematyce jasnogórskiej.
Apel jasnogórski miał różne melodie i był śpiewany w różnych wersjach. Autorem najbardziej znanej i rozpowszechnionej melodii jest ks. Stanisław Ormiński, salezjanin, który skomponował ją w 1956 r. W późniejszych latach melodię do apelu skomponował także ks. Marian Michalec CM. Młodzież zwykle śpiewa swój własny apel, nawiązujący w swej treści do jej zadań na nowe Tysiąclecie i wyrażający prośbę uświęcenia siebie i rodziny. Jak wynika z zapisów kronikarskich, Apel wszedł już na stałe do programu nabożeństw maryjnych na Jasnej Górze, zwłaszcza w uroczystości odpustowe – od 1960 r.
***
Z okazji rozpoczęcia tzw. „Czuwań soborowych” w 1962 r. ówczesny przeor Jasnej Góry o. Anzelm Radwański podjął decyzję, aby tę praktykę wieczorowego spotkania z Królową Polski jeszcze bardziej ożywić i pogłębić. Postanowiono więc na tę szczególną chwilę spotkania z Maryją odsłaniać Cudowny Obraz i nadać temu nabożeństwu bogatszą oprawę. Najczęściej od Apelu zaczynały się czuwania modlitewne wiernych w intencji prac ojców Soboru Watykańskiego II. Tak pomyślana i zaplanowana modlitwa maryjna zaczęła gromadzić nie tylko pielgrzymów przybyłych na „Czuwania soborowe”, ale także mieszkańców Częstochowy. Po powrocie kard. Stefana Wyszyńskiego na stolicę prymasowską (28 X 1956 r.), Apel wzbogacił się o specjalne modlitewne rozważania i intencje. Odtąd Prymas Polski błogosławił o godz. 21.00 całej Polsce, a także Polonii rozsianej po wszystkich kontynentach.
Rozmiłowany w Maryi kardynał
Do spopularyzowania modlitwy Apelu jasnogórskiego przyczynił się przede wszystkim kard. Wyszyński. Prymas Polski, który nie tylko na Jasnej Górze, ilekroć był obecny, ale wszędzie, nawet w swojej prywatnej kaplicy, gromadził domowników na to wieczorne spotkanie z Matką Bożą, Królową Polski i osobiście prowadził rozważania i modlitwy apelu. Wiele z nich zostało nagranych na taśmę magnetofonową i stanowi dziś bogaty zbiór modlitw w intencji aktualnych spraw Kościoła i Ojczyzny. Te modlitwy i rozważania ks. Prymasa pogłębiły znaczenie i wartość apelu. Przypomniał on, że Maryja, Królowa Polski, jest nam dana jako skuteczna pomoc i obrona dla naszego Narodu. Kard. Wyszyński wciąż zaświadczał, że wszystko postawił na Maryję. Apel jasnogórski – w ujęciu Prymasa – to modlitwa zawierzenia się w opiekę macierzyńską Maryi. Jego rozważania nawiązują do najbardziej aktualnych problemów społecznych w Polsce, do potrzeb Narodu zagrożonego w swej wierze i suwerenności, a także do zwykłych, codziennych spraw ludzkich. Ich treść wyrastała przede wszystkim z Jasnogórskich Ślubów Narodu, z duchowych mocy Wielkiej Nowenny, z owoców nawiedzenia kopii Obrazu Jasnogórskiego, a w następnych latach z Milenijnego Aktu Oddania w macierzyńską niewolę Maryi, z przeżyć Tysiąclecia Chrztu, „Społecznej Krucjaty Miłości” i przygotowań do jubileuszu 600-lecia Jasnej Góry.
Kard. Stefan Wyszyński rozmiłował się w tej maryjnej modlitwie, nadał jej właściwy charakter i treść oraz stał się jej szczególnym propagatorem. On pozostawił pewien model rozważania modlitewnego przy Apelu. – Jest to godzina czuwania przy Pani Jasnogórskiej, godzina rachunku sumienia i składania u Jej królewskich stóp naszego dorobku. Jest to godzina modlitwy, zjednoczenia przez miłość i błogosławieństwo – mówił podczas jednego z Apeli kard. Wyszyński.
Wzorując się na przykładzie kard. Stefana Wyszyńskiego i jego sposobie prowadzenia Apelu, przeor jasnogórski o. Józef Płatek wprowadził od 1975 r. krótkie rozważania modlitewne – spontaniczną modlitwę do Królowej i Matki Polaków, nawiązując do aktualnych potrzeb Ojczyzny. Następnie od 28 marca 1978 r. jako generał zakonu, przez kolejne 12 lat osobiście prowadząc Apel, utrwalił już na stałe taki styl prowadzenia jasnogórskiego Apelu, nadając mu przez to charakter serdeczny i zarazem rodzinny. Podobnie jak w dobrej rodzime wszyscy wieczorem gromadzą się wokół matki, tak samo czciciele Maryi stają po dziś dzień przed Nią jako Matką i Królową.
***
Papież promotor i animator
Największym promotorem i animatorem Apelu jasnogórskiego stał się św. Jan Paweł II. On bowiem ukazał najgłębszą treść ewangeliczną i zarazem narodową, zwłaszcza podczas swych pielgrzymek na Jasną Górę, ale i także podczas swych spotkań z Polakami. Chętnie śpiewał Apel ze swymi rodakami i nawiązywał do jego zobowiązującej treści. Wskazywał na historyczny i rycerski charakter Apelu i jednocześnie ukazał, że śpiewając czy odmawiając go, stajemy jakby „na baczność”, meldując się Maryi z oświadczeniem swego oddania: jestem cały Twój i do Twej dyspozycji! Jest to więc spotkanie z Maryją ubogacające i zarazem zobowiązujące.
Wielką zasługą papieża z Polski pozostanie na zawsze to, że jasnogórskiemu Apelowi VI Światowego Dnia Młodzieży na Jasnej Górze nadał charakter uniwersalny i zarazem eklezjalny. Jak podkreśla o. Józef Płatek, paulin „nie była to próba jakiejś polonizacji, ale raczej chrześcijańska postawa dzielenia się tym, co nasze z innymi w ich własnym języku i kulturze”. Papież w swym przemówieniu (14 sierpnia 1991 r.) zwrócił uwagę młodzieży na trzy słowa: jestem – pamiętam – czuwam. Są to kluczowe słowa apelu, które stały się programem życia dla młodego pokolenia całego świata. Dzięki inspiracji wypływającej z Ewangelii apel nabrał charakteru międzynarodowego, światowego i uniwersalnego i stał się nie tylko programem, ale i modlitwą do Maryi Matki Kościoła i Królowej świata. Po Światowym Dniu Młodzieży z udziałem Jana Pawła II na Jasnej Górze, w dniach 14-15 sierpnia 1991 r., swą działalność rozpoczęło archidiecezjalne częstochowskie Radio „Fiat”. Ono pierwsze podjęło transmisję Apelu z Kaplicy Matki Bożej Jasnogórskiej. Od 25 marca 1995 r. przekazuje Apel już na stałe i codziennie Radio „Jasna Góra”. Radio „Maryja” podjęła początkowo transmisję we wszystkie soboty od adwentu 1996 r. Na mocy umowy tej rozgłośni z Radiem „Jasna Góra”, od 2 lutego 1997 r. Radio „Maryja” transmituje codziennie Apel na całą Polskę i poza jej granice bezpośrednio z kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej. Od 5 grudnia 1997 r.- dzięki „Radiu Jasna Góra” – tysiące osób może w godzinie Apelu jasnogórskiego przekazywać swoje intencje kierowane do Jasnogórskiej Bogarodzicy Maryi. Jedni czynią to za pomocą telefonu (w godz. 20.30-21.00), a inni przesyłają swoje intencje drogą mailową, sms-ową lub pocztową.
W specjalnej księdze, którą nazwano „księgą modlitwy apelowej”, są zapisywane prośby i podziękowania. Księga ta jest też po części obrazem religijności Polaków, którzy bezgraniczną ufność pokładają w przemożnym wstawiennictwie Maryi i pragną się łączyć w modlitwie Apelu, stając duchowo przed obliczem Jasnogórskiej Królowej Polski. Tę księgę modlitwy apelowej składa się w czasie Apelu na ołtarzu. Księga pozostanie dla potomnych świadectwem miłości naszych rodaków z Polski i zagranicy – do swojej Matki i Orędowniczki.
***
Na to niepowtarzalne spotkanie modlitewne z Królową Polski składają się: pradawna pieśń „Bogurodzica Dziewica”; trzykrotnie śpiewany hejnał: Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam!; modlitewne rozważanie na tle tajemnic życia Maryi, Jej udziału w misterium Chrystusa, Kościoła i Narodu; dziesiątka różańca; antyfona „Pod Twoją obronę”; wezwania: „Królowo Polski, módl się za nami!”; błogosławieństwo, którego udziela prowadzący rozważanie, albo któryś z dostojników kościelnych; pieśń do Matki Bożej.
Misyjne Drogi/Kai
______________________________________________________________________________________________________________
_____________
23 kwietnia
UROCZYSTA MSZA ŚWIĘTA O GODZ. 14.00
13.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU/SPOWIEDŹ ŚW.
PO MSZY ŚW. – KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
Dziś wspominamy naszego pierwszego świętego
Jest nim św. Wojciech, patron Polski, który został wyniesiony do chwały ołtarzy w niecałe 2 lata po męczeńskiej śmierci.
______________________________________________________________________________________________________________
Przewodniczący Episkopatu:
Zachęcam wszystkich do osobistej, codziennej lektury Pisma Świętego
Zachęcam wszystkich wierzących, ale również poszukujących prawdy, do osobistej, codziennej lektury i rozważania Pisma Świętego – powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki z okazji rozpoczynającego się w niedzielę 23 kwietnia Tygodnia Biblijnego.
fot. Karol Porwich/Tygodnik Niedziela
***
Przewodniczący Episkopatu wyjaśnił, że Tydzień Biblijny ma przypominać, „jak ważne dla chrześcijanina jest sięganie do tej Świętej Księgi”. „Jeżeli jesteśmy przyjaciółmi Chrystusa, to powinniśmy też mieć pragnienie przebywania z Nim i słuchania Jego Słowa, a następnie życia nim w naszej codzienności” – podkreślił.
„Spróbujmy w tym dzisiejszym, zabieganym świecie, odpoczywać przy Chrystusie” – zachęcił przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
W dniach od 23 do 29 kwietnia, Dzieło Biblijne im. św. Jana Pawła II inicjuje już po raz 15. Tydzień Biblijny połączony z Narodowym Czytaniem Pisma Świętego.
BP KEP/Kai
______________________________________________________________________________________________________________
JAK CZYTAĆ PISMO ŚWIETE?
KONKRETNE RADY
fot. via: Pixabay
***
Dziś Niedziela Narodowego Czytania Pisma Świętego, która rozpoczyna w Kościele katolickim w Polsce XV Tydzień Biblijny. Inicjatywa ta ma nas zachęcić do częstszego czytania Słowa Bożego. W jaki sposób to robić? Warto przyjrzeć się radom o. Ludwika Mycielskiego, które przypominamy poniżej.
PIERWSZA RADA
Nie rozpoczynaj czytania Biblii tak, jak się zaczyna czytać inne książki – od jej początku. Przeciwnie: Biblię należy raczej czytać od końca, tzn. zaczynając od Nowego Testamentu. Kolejność przy tym nie jest obojętna. Najlepiej zacząć od historii powstawania Kościoła, a zatem od Dziejów Apostolskich. Potem czytać Listy św. Jana, cztery Ewangelie, Listy św. Pawła, Listy Apostolskie.
Apokalipsę, mimo że opisuje współczesne życie Kościoła, należy raczej odłożyć na koniec: do czasu, kiedy zapoznasz się bliżej z apokaliptycznym gatunkiem literackim u proroków, zwłaszcza u Daniela i Ezechiela.
Jeśli chodzi o Stary Testament, to nie należy zaczynać go od Księgi Rodzaju, gdyż wbrew pozorom pierwsze 11 rozdziałów tej Księgi – to najtrudniejsze rozdziały Biblii. Proponuję rozpoczynać od lektury Ksiąg najbliższych nam czasowo: Mądrości, Syracha, od Ksiąg Machabejskich, Przysłów, Hioba, Psalmów.
Z czasem – jak Ci już o tym pisałem – zauważysz, że Stary i Nowy Testament stanowią jedną zwartą całość – tworzą Biblię Katolicką (Katechizm Kościoła Katolickiego nr 128-130).
DRUGA RADA
Nie wdawaj się z własnej inicjatywy w dyskusje dotyczące Biblii – z ludźmi, przed którymi przestrzega św. Jan:
Dzieci, jest już ostatnia godzina i – tak, jak słyszeliście – Antychryst nadchodzi.
Św. Jan terminem Antychryst określa głosicieli błędnych nauk i odstępców (też 1 Tm 4,1).
Oto teraz właśnie pojawiło się wielu Antychrystów: stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina. Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas; bo gdyby byli naszego ducha, pozostaliby z nami. (J 13,23; 1 J 2,18)
Zastanów się:
– Kto, kiedy i od kogo odszedł? To prosty sposób rozeznawania duchów (1 Kor 12,10; 2 P 1,21 i 3,16).
Trzymaj się prostej linii prawdy. Unikaj światowej gadaniny, albowiem uprawiający ją coraz bardziej będą się zbliżać do bezbożności, a ich nauka jak gangrena będzie się szerzyć wokoło. (2 Tm 2,15)
Wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń! Z takich bowiem są ci, co wślizgują się do domów i przeciągają na swą stronę kobietki obciążone grzechami, powodowane pożądaniami różnego rodzaju: takie, co to zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść co poznania prawdy. Jak Jannes i Jambres wystąpili przeciw Mojżeszowi – tak też i ci przeciwstawiają się prawdzie: ludzie o spaczonym umyśle, którzy nie zdali egzaminu z wiary. Ale dalszego postępu nie osiągną, bo ich bezmyślność będzie jawna dla wszystkich, jak i tamtych jawną się stała.
Ty natomiast poszedłeś śladami mojej nauki, sposobu życia, zamierzeń, wiary, cierpliwości, miłości, wytrwałości, prześladowań, cierpień jakie mnie spotkały… Jakież to prześladowania zniosłem – a ze wszystkich wyrwał mnie Pan! I wszystkich, którzy chcą żyć zbożnie w Chrystusie Jezusie, spotykają prześladowania.
Tymczasem ludzie źli i zwodziciele będą się dalej posuwać ku temu, co gorsze – błądząc i innych w błąd wprowadzając. Ty natomiast trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci powierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś. Od lat bowiem niemowlęcych znasz Pisma Święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie (2 Tm 3,1-15).
Nienawiść ma swoich geniuszów. Voltaire, mistrz francuskiego Oświecenia, tak nauczał swoich uczniów: Okłamujcie ludzi, ile wlezie. Co im będziecie wmawiać – być może – odrzucą. Ale spokojna głowa: to, o co nam chodzi najbardziej, z pewnością w ludziach pozostanie!
I tak też się działo…
TRZECIA RADA
Jeżeli otrzymałeś od swojego biskupa misję kanoniczną do rozmów z ludźmi, o jakich wspomina Apostoł – rozmawiaj. Pamiętaj jednak, że walka na wersety jest walką niebezpieczną. Sam Pan Jezus miał z nią trudności. Diabeł, który Go kusił, w szermierce na wersety był doskonały.
Czytamy w Ewangelii:
Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy pościł już czterdzieści dni i czterdzieści nocy, poczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem. Lecz On mu odparł: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych. Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na szczycie narożnika świątyni i rzekł Mu: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisane jest bowiem: Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Odrzekł mu Jezus: Ale napisane jest także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon. Na to odrzekł mu Jezus: Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Wtedy opuścił Go diabeł, a oto przystąpili aniołowie i usługiwali Mu. Mt 4,1-11
Jezus dał mu odprawę, bo był Jednorodzonym Synem Bożym. A ja, mizerota – jak ja się zachowam? Co ze mną będzie? Uświadamiam sobie, że moje ewentualne zwycięstwo w szermierce na wersety może łatwo doprowadzić mnie do tego, o co w zasadzie diabłu chodzi: stanę się pyszny (wyniosły choćby z tego powodu, że w danym wypadku zwyciężyłem). I tu już jest moja klęska. Więc wyrwane z całości tekstu Biblii wersety – to broń obosieczna.
Po gorzkich doświadczeniach nauczyłem się metody, mającej jakąś szansę powodzenia w spotkaniach z emisariuszami Złego (które bywają nie do uniknięcia. Można by tę metodę streścić w trzech punktach):
- Po dobrej spowiedzi, po Mszy świętej, po przyjęciu Komunii, związać się paktem wzajemnej miłości z innymi chrześcijanami, którzy będą uczestniczyć w rozmowie.
- Ściskać w ręce odmawiany codziennie różaniec.
- Pytać – zanim się zostanie zapytanym.
Mam przy tym do Ciebie pytanie (może niezbyt delikatne, za co z góry Cię przepraszam):
Czy znasz na tyle problematykę biblijną, żeby zadawać sensowne pytania?
I czy na pewno znasz wyczerpujące odpowiedzi na te pytania?
CZWARTA RADA
Chodzisz do kościoła. Pamiętaj, że szatan wokół kościoła krąży jak lew ryczący, szukając, kogo by pożreć (1P 5,8). I porywa: tych, co stoją na zewnątrz, pod murem, koło cmentarza, tych, co do wnętrza kościoła nie wchodzą.
Ty – idąc do kościoła – dbaj o pełne uczestnictwo we Mszy Świętej. Regularnie przystępuj do sakramentu pojednania – do spowiedzi – by możliwie zawsze być u Komunii świętej.
PIĄTA RADA
Lectio divina – czytanie Słowa Bożego (określenie z Reguły św. Benedykta, podejmowane często w nauce Kościoła, parokrotnie przez Katechizm Kościoła Katolickiego) wymaga stosowania dodatkowej pomocy: zaglądania do komentarzy i innych książek. One bowiem czynią bardziej przystępnym i zrozumiałym słowo Boże, pisane specyficznym językiem ludzi sprzed tysięcy lat.
Książki, które Ci polecam.
Pragnącemu ze zrozumieniem wsłuchiwać się w natchnione teksty Biblii, proponuję raz – a dobrze – przestudiować książkę księdza profesora Józefa Kudasiewicza: Biblia, historia, nauka (Znak, Kraków 1987). Obejmuje ona trzy części:
ABC katechizmu biblijnego, Biblia na cenzurowanym oraz Ewangelie a historia. Jest to praktyczny wykład konstytucji II Soboru Watykańskiego O objawieniu Bożym, jak również odnośnych pouczeń dwóch Konstytucji o Kościele, dogmatycznej i pastoralnej.
A oto inne książki:
Alonso-Schoekel L. Słowo natchnione (Kraków 1983).
Balthasar H.U. von Medytacja chrześcijańska (Poznań 1998).
Bednarz M. Zanim zaczniesz czytać Pismo Święte (Tarnów 1997). Wprowadzenie do lektury Pisma Świętego (Tarnów 2005).
Bianchi E. Przemodlić słowo. Wprowadzenie w lectio divina (Kraków 1998).
Bosak C. Postacie Nowego Testamentu: słownik – konkordancja (Pelplin 1996).
Brandstaetter R. Krąg biblijny (Warszawa 1977). Jezus z Nazaretu (Warszawa 1979).
Brown R.E. – Fitzmyer J.A. – Murphy R.E. Katolicki komentarz biblijny(Warszawa 2004).
Charpentier E. Czytając Nowy Testament (Włocławek 1992)
Czytając Stary Testament (Włocławek 1993).
Czerski J. Wprowadzenie do Ksiąg Nowego Testamentu (Opole 1996).
Dąbrowski E. Prolegomena do NT (Warszawa 1959).
Drosnin M. Kod Biblii (Warszawa 1998).
Farmer W.R. Międzynarodowy komentarz do Pisma Świętego: komentarz katolicki i ekumeniczny na XXI wiek (Warszawa 2000).
Fitzmyer J. Pismo duszą teologii, (Kraków 1997).
Gądecki S. Wstęp do pism Janowych (Gniezno 2000).
Gryglewicz F. Wstęp do Nowego Testamentu, (Poznań 1969).
Hergesel T. Rozumieć Biblię, (Kraków 1992).
Jankowski A. Z rozważań nad Nowym Przymierzem (Poznań 1958). Apokalipsa św. Jana (Poznań 1959). Zarys pneumatologii NT (Kraków 1982). Eschatologia powszechna NT (Kraków 1974). Trwajcie mocno w wierze (Kraków1999). Porozmawiajmy o Apokalipsie (Kraków 2003). Królestwo Boże w Przypowieściach (Kraków 2003).
Jankowski A. – Romaniuk K. – Stachowiak L. Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu (Poznań – Kraków 1999).
Jelonek T. Biblia Księga Kościoła (Kraków 1978). Przed lekturą Nowego Testamentu (Kraków 1993). Jak czytać Pismo Święte (Kraków 1994). Nowy Testament dla ciebie (Kraków 1998). Biblijna historia zbawienia (Kraków 2004).
Kajfosz J. – Szymanek A. Konkordancja biblijna (Poznań 1990).
Keener C. S. Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu(Warszawa 2000).
Kremer J. Czytać Biblię, ale jak? (Lublin 1988).
Krzysiuk M. – Kwiecień M. Wykład Pisma Świętego Nowego Testamentu(Warszawa 1995).
Kudasiewicz J. Biblia dzisiaj (Kraków 1969). Biblia, historia, nauka (Kraków 1987). Jezus historii a Chrystus wiary (Lublin 1987).
Langkammer H. Wprowadzenie do Ksiąg Nowego Testamentu (Wrocław 1979). Słownik biblijny (Katowice 1989). Teologia Nowego Testamentu (Wrocław 1991). Stary Testament odczytany na nowo: wprowadzenie, treść teologiczna, etos(Lublin 1992). Wprowadzenie do ksiąg Nowego Testamentu (Wrocław 1997).
Laepple A. Od Księgi Rodzaju do Ewangelii (Kraków 1977).
Leon-Dufour S. Słownik teologii biblijnej (Poznań 1985). Słownik Nowego Testamentu (Poznań 1986).
Łach S. Wstęp do Starego Testamentu (Poznań 1973).
Mień A. Apokalipsa: komentarz (Kraków 2000).
Muszyński H.J. Biblia – księga natchniona (Gniezno 1995). Słowo natchnione(Kraków 1983).
Paciorek A. Wstęp ogólny do Pisma Świętego (Tarnów 1994). Ewangelia umiłowanego ucznia (Lublin 2000).
Peter M. W kręgu Starego Przymierza (Poznań 1975).
Peter M. – Wolniewicz M. Zanim otworzysz Biblię (Poznań 1981).
Pindel R. Od ewangelizacji do wspólnoty (Kraków 2000).
Pritchard J.E. Wielki atlas biblijny (Warszawa 1994).
Pronzato A. Niewygodne Ewangelie (Poznań 1994).
Romaniuk K. Nowy Testament bez problemów (Warszawa 1983). Lectio divina. Ascetyczna lektura Biblii (Częstochowa 1994). Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu (Poznań – Kraków 1999).
Rops D. Dzieje Chrystusa (Warszawa 1950). Od Abrahama do Chrystusa(Warszawa 1952). Co to jest Pismo Święte? (Poznań 1959). Życie codzienne w Palestynie w czasach Chrystusa (Poznań 1964).
Schmidt W. Wprowadzenie do Starego Testamentu (Bielsko- Biała 1997).
Szlaga J. Wstęp ogólny do Pisma Świętego (Poznań 1986).
Staniek E. Bogactwo natchnionych ksiąg. Nowy Testament (Kraków 1993).
Stern D.H. Komentarz żydowski do Nowego Testamentu (Warszawa 2004).
Szymanek E. Wykład Pisma Świętego Nowego Testamentu (Poznań 1990).
Wolniewicz M. W kręgu Nowego Przymierza (Poznań 1985).
Ziółkowski Z. Najtrudniejsze stronice Biblii (Poznań 1989). Spotkanie z Biblią(Poznań 1989).
Seria WAM-u Źródła myśli teologicznej zawiera liczne komentarze Ojców Kościoła do poszczególnych ksiąg Pisma Świętego (Orygenesa, Hilarego, Hieronima, Teodoreta, Tomasza z Akwinu i innych).
W bibliotekach mamy wielotomową Prymasowską Serię Biblijną z interlinearnym grecko-polskim tekstem Nowego Testamentu, z Konkordancją Biblijną, z Katolickim Komentarzem Biblijnym (Oficyna Wydawnicza Vocatio).
Są komentarze do poszczególnych Ksiąg Biblii wydawane przez KUL. Ukazała się warszawska seria „Wprowadzenie w myśl i wezwanie ksiąg biblijnych”. W Wydawnictwie Księży Sercanów można nabyć serię Lectio Divina. W Wydawnictwie Benedyktynów – serię pod wspólnym tytułem Czytając Pismo Święte.
Cieszę się z naszego braterskiego spotkania i na koniec lektury tego kursu proponuję Ci modlitwę:
Boże, mój Boże, szukam Ciebie
i pragnie Ciebie moja dusza.
Ciało moje tęskni za Tobą,
jak zeschła ziemia łaknąca wody.
Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni,
by ujrzeć Twą potęgę i chwałę.
Twoja łaska jest cenniejsza od życia,
więc sławić Cię będą moje wargi.
Będę Cię wielbił przez całe me życie
i wzniosę ręce w imię Twoje.
Moja dusza syci się obficie,
a usta Cię wielbią radosnymi wargami,
gdy myślę o Tobie na moim posłaniu
i o Tobie rozważam w czasie moich czuwań.
Bo stałeś się dla mnie pomocą
i w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie:
Do Ciebie lgnie moja dusza,
prawica Twoja mnie wspiera.
Psalm 63
o. Ludwik Mycielski OSB/Ordo et Pax/Fronda.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Jak zapoznać dzieci z Pismem Świętym? – pomocne publikacje
W drugą niedzielę po Wielkanocy rozpoczął się XV Tydzień Biblijny, który potrwa do 29 kwietnia. Czas ten stanowi okazję do rozpoczęcia lektury Pisma Świętego ze swoim dzieckiem. Obecnie na rynku wydawniczym nie brakuje wersji Pisma Świętego przygotowanego z myślą o najmłodszych czytelnikach, a także innych pomocnych materiałów służących do wprowadzenia dzieci w świat Biblii, jak chociażby Biblia Audio dla dzieci, komiks biblijny, animacje, aplikacje, czy interaktywna książka z czytającym piórem. Prezentujemy najciekawsze pozycje.
fot. Karol Porwich/Tygodnik Niedziela
***
Najnowszym edukacyjnym trendem wśród dzieci w wieku przedszkolnym, które jeszcze nie potrafią czytać, są serie książeczek z czytającym piórem. Albik to długopis, opowiadający dzieciom historie zawarte w książce, uczy nazewnictwa, nowych pojęć i ćwiczy spostrzegawczość. Wystarczy nakierować piórem na obrazek, który zainteresuje małego czytelnika, by dowiedzieć się więcej o interesującej ilustracji. Oprócz tego na każdej stronie zawarte są ciekawe quizy pozwalające uporządkować zdobytą wiedzę.
Jednym z takich dzieł jest „Interaktywna Biblia dla dzieci” z serii „Czytaj z Albikiem”. Zawiera ona zbiór pięknie zilustrowanych historii ze Starego i Nowego Testamentu. Książkę czyta aktor Marcin Kobierski i inni lektorzy ze studia Katolik.tv. Wg wydawcy publikacja przeznaczona jest dla dzieci 4+, jednak i młodsze z pewnością znajdą w niej coś dla siebie. Poprzez pióro można usłyszeć długie historie np. o stworzeniu świata, Noem, cudach Jezusa. Opowieściom towarzyszą utwory Arki Noego, a także modlitwy dla dzieci oraz quizy sprawdzające wiedzę.
Najlepiej poświęcić czas dziecku i przy okazji dopowiedzieć coś do treści podanych przez Gadające Pióro, jednak niewątpliwym plusem tej publikacji jest fakt, że dziecko może sięgnąć po nie samo, słuchając swoich ulubionych fragmentów.
Kolejną ciekawą opcją dla dzieci, które jeszcze nie czytają samodzielnie, jest “Biblia audio Kids”. To 90 biblijnych opowieść na trzech płytach CD lub na pedrivie. Treści są przygotowanych specjalnie z myślą o najmłodszych słuchaczach. Każda historia opatrzona jest komentarzem biblisty dr Piotra Kosiaka i pobudzającymi wyobraźnię odgłosami w tle. W role narratorów wcielili się młodzi aktorzy w wieku 10-15 lat. W pozostałych rolach wystąpili znani polscy aktorzy: Jerzy Trela, Adam Woronowicz, Franciszek Pieczka, Rafał Królikowski, Danuta Stenka i inni.
To idealna opcja dla dzieci, które w tym czasie przechodzą okres sensytywny na muzykę. Jak podkreślają twórcy, przyjemne słuchanie do snu ułatwia złagodzona ścieżka dźwiękowa, przygotowana z troską o wrażliwość młodych uszu. Pendrive świetnie sprawdzi się nie tylko podczas słuchania na komputerze, ale również podróży autem. Do zestawu dołączona została książeczka z obrazkami, które dzieci mogą kolorować podczas słuchania.
Wiele animowanych opowieści biblijnych znaleźć można na YouTubie. Warto jednak wcześniej samemu obejrzeć wideo, aby ocenić czy poziom nagrania jest odpowiedni dla naszego dziecka. Ciekawą propozycją dla nieco starszych dzieci są animacje na kanale BibleProject – Polski. Jak podkreślają twórcy, celem publikacji jest pomoc w odkryciu i lepszym zrozumieniu różnych motywów i wątków zawartych w Piśmie Świętym. „Tworzymy i bezpłatnie udostępniamy filmy animowane i inne materiały, żeby pomóc ludziom poznać Biblię jako spójną opowieść, która prowadzi do Jezusa” – zachęcają twórcy. Pozycja ta, będzie również ciekawa dla dorosłych, którzy dzięki niej mogą uporządkować zapomniane fakty związane z Pismem Świętym.
Animacje zawierają m.in. ilustrowane omówienie treści wszystkich Ewangelii, przybliżenie najważniejszych motywów biblijnych oraz pojęć, które często powtarzają się na kartach Pisma Świętego. Osobne filmy tłumaczą w jaki sposób czytać i interpretować poszczególne teksty Pisma Świętego. Link: Zobacz
Na Youtube dostępna jest także popularna animowana produkcja pt. „Księga Ksiąg”, która w ciągu ostatnich kilku lat stała się jednym z najbardziej lubianych i popularnych seriali animowanych w Polsce, a jej oglądalność osiągnęła liczbę kilkunastu milionów widzów. Jest to serial animowany z historiami biblijnymi dla dzieci, wyprodukowany przez amerykańską chrześcijańską telewizję CBN (Christian Broadcasting Network).
Główni bohaterowie Ola, Krzyś i robot Gizmo przenoszą się w czasie aby przeżyć i odkryć prawdziwe historie Biblijne. W ten sposób zdobywają ważne życiowe lekcje dotyczące wartości takich jak: miłość, przyjaźń, sprawiedliwość, miłosierdzie… Na podstawie poznanej przez dzieci historii z tytułowej „Księgi Ksiąg” mają one rozwiązać własne codzienne problemy. Niewątpliwym walorem animacji jest piękne odwzorowana sceneria i wydarzenia biblijne, a także polski dubbing oraz melodyjne piosenki. Link: Zobacz
Materiały edukacyjne dla dzieci i młodzieży, stworzone w oparciu o teksty i historie biblijne, do wykorzystania w domu, na religii lub w szkółkach biblijnych, do pobrania i wydrukowania – to wszystko można znaleźć na witrynie – Zobacz
Na stronie znajdują również m.in. opowiadania, krzyżówki, szyfry, gry planszowe oraz różne inne zadania i gry, które pomogą dzieciom i młodzieży w poznaniu i zrozumieniu historii biblijnych. Inicjatorzy projektu, którymi są członkowie Fundacji „Laodycea”, podkreślają, że wszystkie materiały muszą być wykorzystane wyłącznie w zakresie osobistego użytku. Teksty biblijne pochodzą z Biblii Warszawskiej, wydanej przez Towarzystwo Biblijne w Polsce.
Niedawno powstała również całkowicie darmowa aplikacja „Biblia dla Dzieci”, dostępna na urządzenia iPhone, iPad i iPod touch. Jest najnowszym dziełem aplikacji YouVersion. Poprzez interaktywne przygody i piękne animacje, dzieci odkrywają wielkie opowieści biblijne.
„To może być początek miłości do Słowa Bożego trwającej całe życie. Poprzez interaktywne przygody i piękne animacje, twoje dzieci odkryją niezwykłe opowieści biblijne” – zachęcają twórcy aplikacji, wyliczając jej plusy: „Łatwa, przyjazna dzieciom nawigacja, kolorowe ilustracje, animacje dotykowe, zabawne fakty i aktywności zaprojektowane do pomagania dzieciom w zapamiętywaniu tego, czego się uczą, specjalne wyzwania, które pozwalają dzieciom zdobywać nagrody”. Link do aplikacji: Zobacz
Nic nie zastąpi jednak kontaktu z papierową wersją Pisma Świętego, najlepiej dopasowaną do wieku dziecka. Tu również propozycji wydawniczych nie brakuje. Z najmłodszymi dziećmi, przygodę z Ewangelią najlepiej rozpocząć od małych książeczek, jak chociażby te z Edycji Świętego Pawła, przybliżające różne biblijne wydarzenia – „Biblia. Miniopowieści. Zagubiona owieczka, Dawid, Jonasz”, „Mali bohaterowie Biblii”, „Mała Biblia dla małych dzieci”, „Stajenka pełna cudów”, czy rozkładana książeczka „Narodziny Jezusa. Historia Bożego Narodzenia w 3D”. Każdą historię uzupełniono kolorowymi ilustracjami, zachęcającymi dziecko do słuchania. Opowiadania zredagowano w taki sposób, aby ich język był przystępny i zrozumiały, a zarazem interesujący dla maluchów.
Dla nieco starszych dzieci, powstała książka “Z Jezusem przez Biblię” autorstwa Jones-Lloyd Sally. Obsypana licznymi nagrodami niezwykła opowieść, która łączy w sobie wiele historii biblijnych z całego Pisma Świętego. Głównym bohaterem tej opowieści jest wyjątkowe Dziecko, od którego zależą losy całego świata. „Od Adama i Ewy, Noego, Abrahama, Izaaka i Jakuba, poprzez Mojżesza i Jozuego, aż do króla Dawida i wielu innych postaci – w każdej opowieści biblijnej, jeśli dobrze się w nią wsłuchać, można usłyszeć Jego imię – imię Jezusa. Jezus jest jak brakujący kawałek układanki, który pozwala dopasować do siebie wszystkie pozostałe jej części, tak by naszym oczom ukazał się piękny obraz” – zachęcają wydawcy. “Z Jezusem przez Biblię” to książka napisana przystępnym językiem, z bogatymi ilustracjami i przesłaniem dostosowanym do wrażliwości dziecięcej.
Kolejna podobna, polecana publikacja nosi tytuł „Jezus mówi do dzieci. Opowieści biblijne” a jej autorką jest Sarah Young. Książka również zawiera streszczenie najważniejszych historii z Nowego i Starego Testamentu. Po każdym rozdziale znajduje się krótkie rozważanie, w którym można przeczytać co Jezus mówi do dziecka poprzez przeczytaną historię. „Sarah Young usłyszała w swoim sercu słowa Jezusa, które, przekazane dalej, stawały się dla wielu chrześcijan źródłem siły i wielką pomocą w modlitwie. Autorka wiedziała, że Jezus mówi nie tylko do niej, ale swój głos kieruje do wszystkich ludzi. W sposób szczególny zaś, każdego dnia, mówi do dzieci. Opracowane przez nią opowieści biblijne i słowa Jezusa skierowane do nas, to najlepszy sposób by pokazać najmłodszym czytelnikom, że sercem Pisma Świętego jest Boża miłość” – czytamy w notce wydawniczej.
Dostępna jest także Komiksowa wersja Pisma Świętego. „Czytanie komiksu z małymi dziećmi to okazja do rozmów na tematy moralne i etyczne. Komiks angażuje najmłodszych dużo bardziej niż tradycyjne Słowo Boże. W kolejnych latach, gdy już samodzielnie będą sięgać po Biblię, z radością będą odszukiwać znane już historie” – podkreślają twórcy publikacji „Biblia. Komiks” – Doug Mauss, Sergio Cariello. Warstwa językowa i graficzna zachęcają do czytania. Ilustracje są barwne i dynamiczne i daleko im do idyllicznych przedstawień. Biblia Komiks od Wydawnictwa M to ponad 800 stron komiksu, a księga waży ponad dwa kilogramy!
Z kolei dla nastoletnich dzieci ciekawą pozycją jest bez wątpienia „Pismo Święte dla młodych” z paginacją Domu Wydawniczego Rafael. To edycja Biblii Tysiąclecia przygotowana specjalnie dla młodych czytelników. Publikacja zawiera kolorowe grafiki, komentarze, objaśnienia, ciekawostki, didaskalia, przygodową stylizację, kolorowe mapy i wiele innych elementów, przygotowanych po to, aby młody czytelnik ze zrozumieniem i w pełni świadomie korzystał z dobrodziejstw Słowa Bożego.
Kai.pl/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
SOBOTA W OKTAWIE WIELKANOCY – 15 KWIETNIA
* DZIEWIĄTY DZIEŃ NOWENNY DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
Dziś z powodu mojego zastępstwa w szkockiej parafii
spowiedź św. będzie po Mszy św. tak długo jak będzie potrzeba.
MSZA ŚW. WIGILIJNA Z UROCZYSTOŚCI BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
O GODZ. 18.00
______________________________________________________________________________________________________________
Tylko Boże Miłosierdzie może nas uratować!
Tuż przed wybuchem II wojny światowej, w jednym z najtrudniejszych momentów dla ludzkości, Pan Jezus objawił się polskiej zakonnicy, aby przekazać jej prawdę dotyczącą całego świata. Jest to prawda o Bożym Miłosierdziu – jedynej nadziei dla zatwardziałych grzeszników...
Za nami najważniejsze Święta chrześcijaństwa. Lecz zaraz po nich, zgodnie z życzeniem naszego Zbawiciela, w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, Kościół obchodzi uroczystość Bożego Miłosierdzia. Jej genezą była seria objawień, jakich doznała siostra Faustyna Kowalska w Płocku i Wilnie w latach trzydziestych XX wieku…
To właśnie przez Polkę Bóg przekazał światu tajemnicę Swojego Miłosierdzia. Dlatego też to my, Polacy jesteśmy szczególnie zobowiązani do zgłębiania tej prawdy i propagowania jej w świecie! Niestety… choć na ten temat ukazało się już wiele opracowań, to pewna część z nich traktuje temat powierzchownie lub – co gorsza – używa Miłosierdzia Bożego jako usprawiedliwienia swoich i cudzych grzechów lub powodu do zapomnienia o Sądzie i karze…
Bóg jest miłosierny, ale też sprawiedliwy. Jego Miłosierdzie to dla nas jedyna szansa na ocalenie, lecz potrzebna jest też nasza współpraca z Bożą łaską…
Boże Miłosierdzie czeka na Ciebie!
Przymierze z Maryją/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
16 kwietnia
NIEDZIELA BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
„Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była Świętem Miłosierdzia”
(słowa Pana Jezusa wypowiedziane do św. Faustyny Kowalskiej)
UROCZYSTA MSZA ŚWIĘTA O GODZ. 14.00
13.30 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU/SPOWIEDŹ ŚW. PRZED I PO MSZY ŚW.
PO MSZY ŚW. – KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
Święto Miłosierdzia w I niedzielę po Wielkanocy ustanowił całego Kościoła papież Jan Paweł II w dniu kanonizacji s. Faustyny Kowalskiej 30 kwietnia 2000 r.
Wcześniej, jako pierwszy wpisał je do kalendarza liturgicznego kardynał Franciszek Macharski dla archidiecezji krakowskiej w roku 1985. Dziesięć lat później, na prośbę Polskiego Episkopatu, św. Jan Paweł II ustanowił to święto dla wszystkich diecezji w Polsce.
Po raz pierwszy o ustanowieniu tego święta mówił Pan Jezus siostrze Faustynie w Płocku w 1931 r., gdy przekazywał swą wolę co do powstania obrazu: “Ja pragnę, aby było święto Miłosierdzia. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, żeby był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy – ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia” (Dz. 49).
Wybór pierwszej niedzieli po Wielkanocy na Święto Miłosierdzia jest ściśle związane z wielkanocną Tajemnicą Odkupienia a tajemnicą Bożego Miłosierdzia. Ten związek podkreśla także Nowenna wraz z Koronką do Bożego Miłosierdzia, którą również Pan Jezus podyktował polecając, aby pierwszy dzień nowenny rozpoczynał się w Wielki Piątek.
Święto Bożego Miłosierdzia jest dniem szczególnym, w którym Kościół uwielbia Boga w tajemnicy miłosierdzia a dla wszystkich ludzi jest czasem szczególnej łaski:
“W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski” (Dz. 699).
Wielkość tego święta mierzy się miarą niezwykłych obietnic, jakie Pan Jezus z tym świętem związał: “Kto w dniu tym przystąpi do Źródła Życia – powiedział Chrystus – ten dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar” (Dz. 300).
“Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat” (Dz. 699).
Aby skorzystać z tych wielkich darów, trzeba wypełnić warunki nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego (ufność w dobroć Boga i czynna miłość bliźniego) oraz być w stanie łaski uświęcającej (po spowiedzi świętej) i godnie przyjąć Komunię Świętą.
____________________________________________________
Modlitwa, którą św. Jan Paweł II wypowiedział podczas konsekracji Bazylki Bożego Miłosierdzia 7 sierpnia 2002 roku w Łagiewnikach:
Boże, Ojcze Miłosierny, który objawiłeś swoją miłość
w Twoim Synu Jezusie Chrystusie,
i wylałeś ją na nas w Duchu Świętym, Pocieszycielu,
Tobie zawierzamy dziś losy
świata i każdego człowieka.
Pochyl się nad nami grzesznymi, ulecz naszą słabość,
przezwycięż wszelkie zło,
pozwól wszystkim mieszkańcom ziemi
doświadczyć Twojego miłosierdzia,
aby w Tobie, Trójjedyny Boże,
zawsze odnajdywali źródło nadziei.
Ojcze Przedwieczny,
dla bolesnej męki i zmartwychwstania Twojego Syna,
miej miłosierdzie dla nas i całego świata!
_______________________________________________________________________
***
Dlaczego tę niedzielę porównuje do „drugiego chrztu”?
Największa łaska
Sam Jezus chciał, aby niedziela po Wielkanocy była obchodzona w Kościele jako Niedziela Miłosierdzia. Mówił o tym do św. siostry Faustyny Kowalskiej. Największą łaską jaką możemy otrzymać jest „zupełne odpuszczenie win i kar”. Należy w tym dniu przyjąć Komunią świętą po dobrze odprawionej spowiedzi (bez przywiązania do najmniejszego grzechu). W 2000 roku, podczas kanonizacji św. siostry Faustyny, papież Jan Paweł II ogłosił drugą niedzielę wielkanocną jako Niedzielę Miłosierdzia dla całego Kościoła.
Słowa klucze
Jezus: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.
Najlepszym komentarzem do tego fragmentu są słowa Jezusa, które powiedział podczas jednego z objawień św. siostrze Faustynie:
„Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia (Dz. 299). Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski (Dzienniczek św. s. Faustyny, nr 699).
Ks. Prof. Ignacy Różycki, który był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej, a wcześniej na polecenie kard. Karola Wojtyły jako arcybiskupa krakowskiego przeprowadził teologiczną analizę Dzienniczka św. s. Faustyny tak skomentował tę obietnicę Jezusa:
„odpuszczenie wszystkich win i kar jest tylko sakramentalną łaską chrztu świętego. W przytoczonych zaś obietnicach Chrystus związał odpuszczenie win i kar z Komunią świętą przyjętą w święto Miłosierdzia, czyli pod tym względem podniósł ją do rzędu «drugiego chrztu»”.
Dziś
W Niedzielę Miłosierdzia możemy otrzymać łaskę porównywaną przez teologów do „drugiego chrztu”. Wykorzystajmy tę okazję, którą daje nam Jezus i powiedzmy o tym innym.
ks. Paweł Rytel Andrianik/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Odpust zupełny na Święto Miłosierdzia
fot. Karol Porwich/Niedziela
***
Ażeby wierni przeżywali to święto z głęboką pobożnością, Ojciec Święty rozporządził, że we wspomnianą niedzielę będzie można dostąpić odpustu zupełnego, zgodnie ze wskazaniami podanymi poniżej. Dzięki temu wierni będą mogli obficiej korzystać z daru pocieszenia Ducha Świętego, a przez to żywić coraz większą miłość do Boga i bliźniego; kiedy zaś uzyskają oni Boże przebaczenie, sami będą z kolei gotowi przebaczyć ochoczo braciom.
Dzięki temu wierni w sposób doskonalszy zachowywać będą ducha Ewangelii, urzeczywistniając w sobie odnowę wskazaną i wprowadzoną przez Sobór Watykański II: «Chrześcijanie, pamiętając o słowach Pana: ‘Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali’ (J 13, 35), niczego nie powinni pragnąć goręcej, niż żeby coraz wielkoduszniej i skuteczniej służyć ludziom w dzisiejszym świecie. (…) Ojciec zaś chce, abyśmy we wszystkich ludziach rozpoznali Chrystusa jako brata i skutecznie miłowali, tak słowem, jak i czynem» (Gaudium et spes, 93).
Dlatego Ojciec Święty, powodowany gorącym pragnieniem rozbudzenia w chrześcijańskim ludzie jak najżywszej czci Bożego Miłosierdzia – ze względu na przebogate duchowe owoce, jakie może ona wydać – podczas audiencji udzielonej w dniu 13 czerwca 2002 r. niżej podpisanym, przełożonym Penitencjarii Apostolskiej, zechciał przyznać odpusty na następujących zasadach:
Udziela się odpustu zupełnego na zwykłych warunkach (spowiedź sakramentalna, komunia eucharystyczna, modlitwa w intencjach papieskich) wiernemu, który w II Niedzielę Wielkanocną, czyli Miłosierdzia Bożego, w jakimkolwiek kościele lub kaplicy, z sercem całkowicie wolnym od wszelkiego przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, choćby powszedniego, weźmie udział w pobożnych praktykach spełnianych ku czci Bożego Miłosierdzia albo przynajmniej odmówi przed Najświętszym Sakramentem Eucharystii, wystawionym publicznie lub ukrytym w tabernakulum, modlitwę «Ojcze nasz» i Credo, dodając pobożne wezwanie do Pana Jezusa Miłosiernego (np. «Jezu Miłosierny, ufam Tobie»).
Udziela się odpustu cząstkowego wiernemu, który – przynajmniej z sercem skruszonym – skieruje do Pana Jezusa Miłosiernego jedno z prawnie zatwierdzonych pobożnych wezwań.
Ponadto marynarze, którzy wykonują swoje obowiązki na niezmierzonych obszarach mórz; niezliczeni bracia, których tragedie wojenne, wy- darzenia polityczne, uciążliwe warunki naturalne i inne podobne przyczyny zmusiły do opuszczenia rodzinnej ziemi; chorzy i ich opiekunowie oraz ci wszyscy, którzy z uzasadnionej przyczyny nie mogą opuścić domów lub wykonują pilnie potrzebne zadania dla dobra społeczności, mogą uzyskać odpust zupełny w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, jeśli wyrzekając się cał- kowicie jakiegokolwiek grzechu, jak to zostało powiedziane powyżej, i z zamiarem spełnienia – gdy tylko będzie to możliwe – trzech zwykłych warunków, odmówią przed świętym wizerunkiem naszego Pana Jezusa Miłosiernego modlitwę «Ojcze nasz» i Credo, dodając pobożne wezwanie do Pana Jezusa Miłosiernego (np. «Jezu Miłosierny, ufam Tobie»).
www.faustyna.pl/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi
i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu.
A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Mt 6, 6
Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje
Św. Siostra Faustyna Kowalska zapisała w pierwszym zeszycie swojego “Dzienniczka” modlitwę, w której kolejne wezwania rozpoczyna słowami “Dopomóż mi, Panie” (nr 163)
+ Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.
Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.
Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.
Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.
Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.
Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.
Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem. że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój. (Dz. 163).
Św. Siostra Faustyna o modlitwie
Dusza zbroi się przez modlitwę do walki wszelakiej. W jakimkolwiek dusza jest stanie, powinna się modlić. Musi się modlić dusza czysta i piękna, bo inaczej utraciłaby swą piękność; modlić się musi dusza dążąca do tej czystości, bo inaczej nie doszłaby do niej; modlić się musi dusza dopiero co nawrócona, bo inaczej upadłaby z powrotem; modlić się musi dusza grzeszna, pogrążona w grzechach, aby mogła powstać. I nie ma duszy, która by nie była obowiązana do modlitwy, bo wszelka łaska spływa przez modlitwę (Dz. 146).
Niech dusza wie, że aby się modlić i wytrwać w modlitwie, musi się uzbroić w cierpliwość i mężnie pokonywać trudności zewnętrzne i wewnętrzne – trudności wewnętrzne: zniechęcenie, oschłości, ociężałość, pokusy; zewnętrzne: wzgląd ludzki – uszanować chwile, które są przeznaczone na modlitwę. Sama tego doświadczyłam, że jeżeli nie odprawiłam modlitwy w czasie dla niej przeznaczonym, później też jej nie odprawiłam, bo mi obowiązki nie pozwoliły, a jeżeli ją odprawiłam, to z wielkim trudem, bo myśl ucieka do obowiązku.
Zdarzała mi się ta trudność, że jeżeli dusza dobrze odprawiła modlitwę i wyszła z niej z wewnętrznym, głębokim skupieniem, inni sprzeciwiają jej się w tym skupieniu, a więc musi być cierpliwość, aby wytrwać w modlitwie. Zdarzała mi się rzecz taka niejednokrotnie, że kiedy dusza moja była głębiej pogrążona w Bogu i większy owoc odniosła z modlitwy, i obecność Boża towarzyszyła w ciągu dnia, a przy pracy było większe skupienie i większa dokładność, i wysiłek w obowiązku – to jednak zdarzało mi się, że właśnie wtenczas najwięcej miałam upomnień, że jestem nieobowiązkowa, że jestem obojętna na wszystko, bo dusze mniej skupione chcą, aby i inni byli im podobni, ponieważ są dla nich ustawicznym wyrzutem (Dz. 147).
Poznałam, jak bardzo potrzeba nam wytrwałości w modlitwie, i od takiej ciężkiej modlitwy zależy nieraz nasze zbawienie (Dz. 157).
______________________________________________________________________________________________________________
Nieobjęte miłosierdzie
To dość symptomatyczne, że w numerze na drugą niedzielę wielkanocną, od jakiegoś czasu przeżywaną jako Niedziela Miłosierdzia Bożego, rozmowę „Gościa” przeprowadzamy z… filozofem.
Choćby dlatego, żeby podkreślić, że Boże „bycie miłosiernym” (utożsamione po objawieniach świętej siostry Faustyny z „byciem Miłosierdziem”) nie oznacza jakiegoś eskalowania emocji, ulotnych, subiektywnych odczuć. Oznacza raczej to, co najważniejsze: Kim jest Pan Bóg. Oczywiście można sobie zadawać pytanie, po co w ogóle o miłosierdziu mówić i czy nie wystarczy samo mówienie o miłości. Otóż nie wystarczy, gdyby wystarczyło, to objawienia Miłosiernego byłyby niepotrzebne. Wracając jednak do filozofa – zagadnięty przez Piotra Sachę, czy to Bóg się tak dobrze ukrywa, czy my Go tak niedoskonale szukamy, profesor Jacek Wojtysiak odpowiedział: „Wielu filozofów podkreślało, że Bóg jest kompletnie od nas różny. Przekracza świat, co język filozofii nazywa transcendencją. Nie jesteśmy w stanie objąć nieskończoności. Dlatego w jakimś stopniu Bóg zawsze pozostanie dla nas zakryty. To trochę tak, jakby dziecku, które dopiero zaczyna mówić, kazać opisać mamę. Jednak po pierwsze – ono nie opanowało jeszcze języka, po drugie – mama jawi się mu jako nieobjęta. To ona je obejmuje, a nie na odwrót. Przy odrobinie pokory możemy czuć tajemnicę Boga jak dziecko czuje matkę” („Bóg ukryty i smak wiary”, ss. 22–24). Mnie się to porównanie do obejmowania mamy albo do opisywania jej przez niemowlę spodobało, i to bardzo, a temat Boga ukrytego nowy przecież nie jest – Karol Wojtyła napisał poemat pod tym właśnie tytułem i publikował jego fragmenty w okresie seminarium. „Więc w takiej ciszy ukryty ja – liść, oswobodzony od wiatru, już się nie troskam o żaden z upadających dni, gdy wiem, że wszystkie upadną” brzmi mi w uszach do dzisiaj i akurat „dzisiaj” chcę powiedzieć, że w tych krótkich słowach młody Wojtyła oddał całą rzeczywistość Bożego miłosierdzia. „Nie troskam się” to przecież trochę inna odsłona „Jezu, ufam Tobie”.
Nie jesteśmy w stanie objąć nieskończoności, w tym nieskończonego Bożego miłosierdzia. Nawet jeśli możemy – a wręcz mamy obowiązek – naśladować je w okazywaniu miłosierdzia innym, zawsze będzie to jakoś niedoskonałe. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że objawienia Miłosierdzia miały miejsce we właściwym czasie i miejscu, i wobec właściwej osoby. Prosta i głęboka duchowość Faustyny nie miała w sobie nic z porywających racjonalnością umysłów największych teologów wszech czasów. I to był jej atut – mogła stać się tym niemowlęciem, które usiłuje „opisać mamę” (płacząc co chwila z powodu niedoskonałości swoich słów albo niedoskonałości obrazu, który powstał pod ich wpływem). Nie próbowała obejmować, zamiast tego sama pozwoliła się objąć, a modlitwa przekazana przez nią światu jest najczęściej obecnie odmawianą modlitwą polską na wszystkich kontynentach. Filozofom się w głowie nie mieści, co pomieścić może serce kochającego niemowlęcia. I jak nieobjęte jest miłosierdzie naszego Boga.
ks. Adam Pawlaszczyk/15.Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Boże Miłosierdzie przewraca do góry nogami nasze patrzenie na świat
Happiness without/CC 2.0/Gość Niedzielny
***
O rewelacyjnym rozumieniu Bożego Miłosierdzia przez św. Teresę z Lisieux mówi ks. prof. Andrzej Muszala.
Jarosław Dudała: O co chodzi w miłosierdziu? O pomoc ubogiemu, choremu czy grzesznemu? A Miłosierdzie Boże? To odpuszczenie grzechów, ewentualnie jakieś cudowne uzdrowienie?
Ks. prof. Andrzej Muszala: A skądże! To tylko jakiś maleńki ułamek tego, co rozumiemy pod tym pojęciem.
Szerszy obraz daje już choćby 14 uczynków miłosierdzia względem ciała i względem duszy. Tam jest mowa np. o tym, aby smutnych pocieszać, a wątpiącym dobrze radzić (dobra rada może nawet uratować komuś życie!).
Św. Teresa z Lisieux jeszcze bardziej rozszerzyła rozumienie Miłosierdzia Bożego . W swoich „Rękopisach” zaraz na początku zastanawiała się, o czym właściwie miałaby pisać (a pisała z polecenia swojej przełożonej). I doszła do wniosku, że chce wyśpiewać Miłosierdzie Pana. Właściwie to użyła liczby mnogiej (les miséricordes du Seigneur); to coś jakby chciała opowiadać o wielu “miłosierdziach Pana”, czyli różnych jego przejawach.
Teresa uważa, że wszystko, co się wydarzyło w jej życiu, jest dziełem Miłosierdzia Bożego. Począwszy od tego, że się urodziła, poprzez to, że miała rodziców, siostry, że rodzina przekazała jej wiarę. Podkreśla, że na żadną z tych rzeczy nie zasłużyła.
Zresztą, nie tylko ona. Bo kto sobie nabył własne życie? Kto sobie kupił swoją sytuację życiową? Dlaczego mamy takich a nie innych rodziców? To wszystko dostaliśmy za darmo. Tymczasem ludzie są często roszczeniowi. Wydaje im się, że ciągle coś im się należy. Nie widzą, że właściwie niemal wszystko, co najcenniejsze, dostali za darmo. Każdy moment życia to przejaw Miłosierdzia Bożego.
A te złe momenty?
Teresa uznawała za przejaw Bożego Miłosierdzia także to, że chorowała. Że miała trudne siostry w klasztorze. Ona to wszystko odczytywała jako jedno wielkie Miłosierdzie Boże.
To ewidentne pójście pod prąd. Bo my raczej prosimy Boże Miłosierdzie o zdrowie, o życzliwe otoczenie…
Ona uważała za dary Bożego Miłosierdzia i te dobre elementy, i te – w ludzkim rozumieniu – złe. Dlaczego? Bo nawet w najtrudniejszym doświadczeniu jest jakiś pozytywny ładunek. I ona próbowała go odkryć. Gdy np. miała trudną, irytującą współsiostrę, to widziała w tym akt Miłosierdzia Bożego polegający na tym, że dzięki niej mogła zobaczyć własną wadę (złość, niecierpliwość) i nad nią pracować.
To rozszerzenie pojęcia Miłosierdzia Bożego odczytuję jako wielkie odkrycie tej świętej. Tu nie chodzi tylko o przebaczenie grzechów. Tymczasem my często tak właśnie rozumiemy Miłosierdzie Boga: sprowadzamy je do odpuszczenia grzechów. A to, że Bóg dał nam wszystko? To dopiero jest Miłosierdzie Boże! Bóg nie musiał nam tego dać – a dał!
W tym ujęciu aktem Bożego Miłosierdzia było stworzenie świata, jego podtrzymywanie w istnieniu i odkupienie.
To podstawowe pytanie filozoficzne: dlaczego coś jest? Dlaczego jestem ja? Dlaczego jest ziemia? Dlaczego jest ten kwiatek? Przecież mogło go nie być. A jednak jest. Czyli ktoś tego chciał!
Oczywiście, można powiedzieć, że to dzieło przypadku, ewolucji. Ale jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi, to wierzymy, że za tym wszystkim stoi Ktoś większy, a nie tylko przypadek. Zresztą, czy Bóg nie mógł stworzyć przypadku? Może przypadek też jest wyrazem Miłosierdzia Bożego? To, że sprawy potoczyły się tak a nie inaczej? Że świat się rozwija? Że stworzenia mają swoją wolność, swoją autonomię? Oczywiście, ceną wolności jest nieraz cierpienie. Ale bez niego wolność nie byłaby możliwa. Nasza wolność jest także wyrazem Bożego Miłosierdzia.
Jeśli człowiek tak patrzy na życie, to przyjmuje zupełnie inną optykę. Jest wdzięczny za każdą chwilę. Nie jest roszczeniowy. Nie ma pretensji, że tego czy tamtego nie ma.
Nieskończone Miłosierdzie Boże to pryzmat, przez który powinniśmy patrzeć na nasze życie. Patrzeć z nadzieją, która jest jedną z najpiękniejszych chrześcijańskich cnót. Wtedy człowiek na nic nie narzeka. A wszystko zyskuje jakiś pozytywny wydźwięk.
Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
W niedzielę Święto Miłosierdzia Bożego
Święto Miłosierdzia Bożego obchodzone jest w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, zwaną obecnie Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Święto to – obowiązujące w Kościele powszechnym od 2000 r. – ukazuje jedną a najważniejszych prawd chrześcijaństwa.
fot. Beata Pieczykura/Tygodnik Niedziela
***
Zostało ustanowione przez Jana Pawła II w odwołaniu do objawień s. Faustyny Kowalskiej, na zawartą w nich prośbę samego Jezusa. Zabiegi o ustanowienie tego święta sięgają roku 1938 r., które po śmierci św. Faustyny podjął jej spowiednik ks. Michał Sopoćko.
Wybór pierwszej niedzieli po Wielkanocy nie jest przypadkowy – na ten dzień przypada oktawa Zmartwychwstania Pańskiego, która wieńczy obchody Misterium Paschalnego Chrystusa. Ten okres w liturgii Kościoła ukazuje tajemnicę miłosierdzia Bożego, która najpełniej została objawiona właśnie w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Inaczej mówiąc – nie byłoby dzieła odkupienia, gdyby nie było miłosierdzia Boga.
Przygotowaniem do obchodów święta jest nowenna, polegająca m. in. na odmawianiu Koronki do Miłosierdzia Bożego przez 9 dni, poczynając od Wielkiego Piątku. W tej nowennie – mówił sam Jezus – „udzielę duszom wszelkich łask” (Dz. 796).
Święto Miłosierdzia zamyka Oktawę Wielkanocy oraz otwiera Tydzień Miłosierdzia. Tydzień Miłosierdzia jest czasem, który wzywa do refleksji i bardziej uważnego rozejrzenia się wokół, by lepiej dostrzec tych, którzy szczególnie potrzebują naszej pomocy. Jest czasem budzenia „wyobraźni miłosierdzia”, o którą apelował Jan Paweł II, po konsekracji świata Bożemu Miłosierdziu. Obecnie apel ten nabiera wyjątkowego znaczenia ze względu na panującą w Polsce i na świecie epidemię.
Święto Miłosierdzia Bożego wpisał do kalendarza liturgicznego najpierw kard. Franciszek Macharski dla archidiecezji krakowskiej (1985), a potem niektórzy biskupi polscy w swoich diecezjach. Na prośbę Episkopatu Polski Jan Paweł II w 1995 roku wprowadził to święto dla wszystkich diecezji w Polsce. Po kanonizacji Siostry Faustyny 30 kwietnia 2000 roku Papież ogłosił to święto jako obowiązujące w całym Kościele.
Święto odpowiedzią na prośbę samego Jezusa
Inspiracją dla ustanowienia Święta Miłosierdzia Bożego było pragnienie Jezusa, które przekazała Siostra Faustyna. Pan Jezus powiedział do niej: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia (Dz. 299). Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski” (Dz. 699).
Kult Bożego Miłosierdzia
Pierwsze objawienia s. Faustyna miała w 1931 r. w Płocku, a później w Wilnie. Wedle jej wskazań malarz Eugeniusz Kazimirowski namalował obraz “Jezu Ufam Tobie” w 1934 r. w Wilnie. Wówczas wydrukowano także jego małe, czarno-białe reprodukcje. Został on umieszczony w wileńskim kościele św. Michała, w 1948 r. skonfiskowany przez sowietów, ale wykupiony potajemnie przez wiernych i ukryty.
Maleńkie modlitewniki z Koronką i reprodukcją obrazu Jezusa Miłosiernego, w czasie II wojny światowej były bardzo popularne. Jest wiele świadectw mówiących o tym, że właśnie w trudnym okresie wojny wierni spontanicznie zwracali się do Miłosierdzia Bożego. Żołnierze polscy roznieśli orędzie s. Faustyny na cały świat.
Dzięki Polakom z armii Andersa, utworzonej w 1941 roku w ZSRR, kult Miłosierdzia dotarł do Iranu, Palestyny, Libanu, Egiptu, a stamtąd – do Afryki i Włoch. Wielkie zasługi w szerzeniu kultu poza granicami oddał marianin ks. Józef Jarzębowski, który podczas okupacji wydostał się z Wilna wywożąc memoriał o nabożeństwie do Miłosierdzia Bożego ks. Michała Sopoćki, spowiednika s. Faustyny i dotarł w niemal cudowny sposób do Stanów Zjednoczonych, podróżując przez Syberię i Japonię. Jeszcze w czasie wojny pojawiły się teksty nowenny, koronki oraz litanii do Miłosierdzia Bożego w językach: niemieckim, litewskim, francuskim, włoskim i angielskim.
W 1943 r. krakowski spowiednik s. Faustyny, o. Józef Andrasz, jezuita, poświęcił drugi obraz Jezusa Miłosiernego namalowany przez Adolfa Hyłę, także według wizji s. Faustyny i ofiarowany do klasztornej kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach. O. Andrasz zapoczątkował też uroczyste nabożeństwo ku czci Miłosierdzia Bożego. Kaplica, która służyła dotąd siostrom i ich wychowankom, stała się miejscem publicznego kultu. Wizerunek bardzo szybko zasłynął licznymi łaskami.
Próba ogniowa
Zaraz po zakończeniu wojny, już w 1946 roku w sprawę zatwierdzenia kultu zaangażowali się biskupi polscy. W 1948 roku skierowana została prośba do Stolicy Apostolskiej o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego w myśl poleceń, które otrzymała s. Faustyna (Dzienniczek, nr 49,88,1530). 27 lutego 1948 r. rozgłośnia Radia Watykańskiego nadała audycję o siostrze Faustynie i jej posłannictwie.
Pod koniec lat 50., według Marii Winowskiej – autorki biografii s. Faustyny, apostołka Miłosierdzia Bożego znana była w całej Europie, obu Amerykach, w Australii, w wielu krajach Azji i Afryki. Dzieła teologiczne poświęcone Miłosierdziu Bożemu oraz obrazki wraz z koronką do Miłosierdzia Bożego ukazały się w językach angielskim, francuskim, hiszpańskim, portugalskim, włoskim, niemieckim oraz w liturgicznym wówczas języku Kościoła – po łacinie. Same teksty nabożeństw i akt “Jezu, ufam Tobie!” przetłumaczone zostały ponadto na litewski, łotewski, niderlandzki, czeski, słowacki, ukraiński, węgierski oraz chorwacki. W Polsce istniało już wiele ośrodków, w których czczono Boże Miłosierdzie.
W tej sytuacji sporym zaskoczeniem była Notyfikacja Świętego Oficjum z 1958 r., które kwestionowało nadprzyrodzoność objawień siostry Faustyny, sprzeciwiało się wprowadzeniu święta Miłosierdzia Bożego, zakazywało rozpowszechniania obrazków i pism propagujących nabożeństwo w formach proponowanych przez siostrę Faustynę. Wątpliwości związane były nie tyle z samym kultem, co wynikały z pewnych nieprawidłowości w jego formach. Głównym powodem wydania przez Święte Oficjum dekretu zakazującego nowego kultu było rozpowszechnianie wyrwanych z kontekstu albo niedokładnych i “poprawionych” przez jedną z sióstr fragmentów „Dzienniczka” siostry Faustyny, obecnych we włoskim tłumaczeniu, które dotarło do kongregacji. Watykańscy eksperci opierali się na niedokładnych i źle przetłumaczonych odpisach rękopisów „Dzienniczka”. Ich autorka, siostra Ksawera Olszamowska, działając w dobrej wierze, „poprawiła” nieco dzieło Faustyny. Opuściła wielostronicowe fragmenty tekstu, pominęła wiele zdań i pozmieniała sens niektórych sformułowań.
W drugiej nocie Świętego Oficjum z 6 marca 1959 r. autorzy wycofali się jednak z negatywnego sądu co do prawdziwości objawień, nie zakazywano tak ostro propagowania samego kultu, ale powierzono to „roztropności biskupów, włącznie z usunięciem obrazów, które ewentualnie zostały już wcześniej wystawione do kultu”. W związku z czym obrazy ze świątyń zostały usunięte, zaprzestano organizowania nabożeństw.
Jednak ówczesny metropolita krakowski abp Eugeniusz Baziak, zdecydował, że obraz Adolfa Hyły przedstawiający Jezusa Miłosiernego, związany z objawieniem siostry Faustyny ma pozostać tam, gdzie był, czyli w kaplicy klasztoru w Łagiewnikach. Z innych kościołów został usunięty.
Zasadniczą rolę w zdjęciu zakazu i dalszym rozwoju kultu Miłosierdzia Bożego odegrał następca abp Baziaka, abp Karol Wojtyła, który nie miał wątpliwości co do prawdziwości objawień siostry Faustyny i szczególnej aktualności przesłania o Bożym Miłosierdziu. Będąc młodym księdzem wracał często do kaplicy w Łagiewnikach. Kronika sióstr odnotowuje, że ksiądz Wojtyła kilkakrotnie głosił kazanie w trzecią niedzielę miesiąca w czasie Mszy świętej i nabożeństwa do Bożego Miłosierdzia.
Wojtyła jako arcybiskup krakowski od 1964 r., przyjął mądrą strategię polegającą na tym, że najpierw należy doprowadzić do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego s. Faustyny, a potem dopiero podjąć kroki mające na celu propagowanie kultu Bożego miłosierdzia.
Proces informacyjny ws. siostry Faustyny w archidiecezji krakowskiej rozpoczął się w 1965. Zakończył po dwóch latach, a w 1968 zaczął być prowadzony jej proces beatyfikacyjny w watykańskiej Kongregacji ds. Świętych. W tym czasie kard. Wojtyła zarządził nowe wydanie „Dzienniczka”, gdzie tekst został skopiowany dosłownie, bez opuszczeń i dopisków oraz ze zwróceniem uwagi na podkreślenia ołówkiem, którym s. Faustyna zaznaczała słowa Jezusa. Zlecił ekspertyzę teologiczną “Dzienniczka” s. Faustyny ks. prof. Ignacemu Różyckiemu z krakowskiego Papieskiego Wydziału Teologicznego, który znany był z tego, że nie był przekonany do orędzia siostry Faustyny. Jednakże napisana przez niego obiektywna, naukowa analiza, dała podstawy do tego, że Paweł VI w 1978 r. odwołał ograniczenia dotyczące kultu Bożego Miłosierdzia. W tym samym roku kard. Wojtyła został papieżem.
Encyklika i “Dzienniczek”
W 1980 roku Jan Paweł II ogłosił encyklikę „Dives in misericordia” o Bożym Miłosierdziu. Ważny etap rozwoju kultu stanowiła beatyfikacja s. Faustyny (18 kwietnia 1993 w Rzymie). Siedem lat później, 30 kwietnia 2000 r., bł. s. Faustyna Kowalska została wyniesiona przez Jana Pawła II do chwały ołtarzy jako święta. 5 maja 2000 r. Kongregacja Kultu Bożego i ds. Dyscypliny Sakramentów wydała dekret ustanawiający obowiązujące w całym Kościele powszechnym Święto Miłosierdzia Bożego. Polecenia Pana Jezusa, sformułowane w trakcie objawień zostały tym samym zrealizowane.
W Polsce do rozwoju kultu Miłosierdzia Bożego przyczyniło się także wydane w 1981 r. krytyczne opracowanie “Dzienniczka” w jego oryginalnym kształcie. W połowie lat 80. nie było już diecezji, która by nie miała parafii pw. Miłosierdzia Bożego.
Święto Miłosierdzia Bożego wpisał do kalendarza liturgicznego najpierw kard. Franciszek Macharski dla archidiecezji krakowskiej (1985), a potem niektórzy biskupi polscy w swoich diecezjach. Na prośbę Episkopatu Polski Jan Paweł II w 1995 roku wprowadził to święto dla wszystkich diecezji w Polsce. Po kanonizacji Siostry Faustyny 30 kwietnia 2000 r. Papież ogłosił to święto jako obowiązujące w całym Kościele.
17 sierpnia 2002 roku Jan Paweł II zawierzył świat Bożemu Miłosierdziu. Tego dnia w Krakowie-Łagiewnikach konsekrował świątynię pod wezwaniem Bożego Miłosierdzia i ustanowił w niej światowe sanktuarium Miłosierdzia Bożego.
„Tobie zawierzamy dziś losy świata i każdego człowieka. Pochyl się nad nami grzesznymi, ulecz naszą słabość, przezwycięż wszelkie zło, pozwól wszystkim mieszkańcom ziemi doświadczyć Twojego miłosierdzia, aby w Tobie, Trójjedyny Boże, zawsze odnajdywali źródło nadziei” – modlił się wówczas Papież, powierzając cały świat Bożemu Miłosierdziu.
„Czynię to z gorącym pragnieniem, aby orędzie o miłosiernej miłości Boga, które tutaj zostało ogłoszone za pośrednictwem Siostry Faustyny, dotarło do wszystkich mieszkańców ziemi i napełniało ich serca nadzieją. Niech to przesłanie rozchodzi się z tego miejsca na całą naszą umiłowaną Ojczyznę i na cały świat” – wyjaśniał, apelując, że „Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia, gdyż w miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście”.
„To zadanie powierzam wam, drodzy bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce oraz wszystkim czcicielom Bożego miłosierdzia, którzy tutaj przybywać będą z Polski i z całego świata. Bądźcie świadkami miłosierdzia!” – apelował.
Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca po pierwszych Nieszporach Niedzieli Miłosierdzia 2005 r. – uroczystości, którą sam ustanowił.
Do sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie Łagiewnikach przybywało corocznie przed wybuchem pandemii około 2, 5 miliona pielgrzymów z Polski i wszystkich kontynentów. Szczególnie licznie sanktuarium odwiedzili młodzi podczas Światowych Dni Młodzieży w 2016 roku w Krakowie.
Jednym z owoców konsekracji świata Bożemu Miłosierdziu w Krakowie, była decyzja o utworzeniu sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Wilnie, mieście, gdzie s. Faustyna doświadczyła większości swych objawień. Obecny na uroczystościach w Łagiewnikach metropolita wileński kard. Audrys Juozas Bačkis postanowił pracować nad ożywieniem kultu na całej Litwie. Pierwszym krokiem miało być otwarcie sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Kardynał wyremontował w tym celu kościół św. Trójcy w Wilnie, do którego przeniósł we wrześniu 2005 r. cudowny obraz Jezusa Miłosiernego. Obraz ten od czasów wojny, przez kilkadziesiąt lat ukrywany był w jednej z parafii na Białorusi, a do Wilna powrócił w 1987 r. i początkowo umieszczony został w należącym do miejscowych Polaków kościele Świętego Ducha. Dziś w wileńskim sanktuarium Bożego Miłosierdzia każdego dnia sprawowane są liturgie zarówno po litewsku jak i po polsku oraz w wielu innych jeżykach. Przybywają tam pielgrzymi z całego świata.
W Polsce obok sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach kult Miłosierdzia Bożego szerzony jest również w kilku innych sanktuariach, to znaczy w Płocku, w Dolinie Miłosierdzia w Częstochowie, w Myśliborzu, w Ożarowie Mazowieckim, w Kaliszu, Warszawie, w Białymstoku, w Świnicach Warckich.
Kult w skali świata
We Włoszech główne miejsce szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego stanowi Centro della Divina Misericordia przy kościele Santo Spirito in Sassia w Rzymie w pobliżu Watykanu. Specyficzną formą szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego w tym kraju jest peregrynacja obrazu Jezusa Miłosiernego do parafii i wspólnot zakonnych, które tego pragną. Kilkudniowy pobyt obrazu Jezusa Miłosiernego w parafii lub wspólnocie kończy się zapoczątkowaniem odmawiania na stałe koronki do Miłosierdzia Bożego i Godziny Miłosierdzia.
W Niemczech od 1987 roku działa w Brilon Schwester Faustine Sekretariat, zajmujący się wydawaniem i dystrybucją obrazków, folderów i książek propagujących posłannictwo św. Siostry Faustyny i jej duchowość.
We Francji od zakończenia II wojny światowej kult Miłosierdzia Bożego szerzą księża pallotyni z ośrodka w Osny pod Paryżem. W 1993 roku wznowione zostało po 35 latach przerwy czasopismo pt. “Messager de la Misericorde Divine”. Kult Jezusa Miłosiernego sprawowany jest w około 100 kościołach, kaplicach i wspólnotach zakonnych we Francji.
W Portugalii szerzeniem kultu Miłosierdzia Bożego zajmuje się Apostolat Miłosierdzia Bożego z siedzibą w Balsamao. Oprócz Balsamao istnieje w Lizbonie ośrodek kultu Miłosierdzia Bożego założony przez Stowarzyszenie Katolików Świeckich pod nazwą “Odnowić wszystko w Chrystusie”.
W Anglii i Irlandii istnieją liczne ośrodki kultu Miłosierdzia Bożego prowadzone przez księży marianów, a także ludzi świeckich. Za przykład można podać Fawley Court w Henley-on-Thames w Anglii. Ośrodek ten rozwija działalność duszpasterską i wydawniczą.
W Czechach ośrodki kultu Miłosierdzia Bożego w Brnie i innych miastach utrzymują kontakty z sanktuariami polskimi. Czciciele Miłosierdzia Bożego z Czech co roku licznie przybywają do sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach na święto Miłosierdzia.
Na Węgrzech główny ośrodek kultu Miłosierdzia Bożego mieści się w Egerze, a osobą odpowiedzialną za kontakty i współpracę Episkopatu Węgier z sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach jest tamtejszy sufragan bp Istvan Katona.
Na Słowacji księża pallotyni budują w Spisska Nova Ves kościół pod wezwaniem Bożego Miłsoierdzia i od 1997 roku wydają czasopismo “Apostol Bozieho Molosrdenstva”.
W Szwecji od 1995 roku grupa czcicieli Miłosierdzia Bożego gromadzi się regularnie przy parafii Najświetszej Maryi Panny w Malmo. Podobne grupy działają w Boras i w Göteborgu.
Bardzo żywo kult miłosierdzia rozwija się od czasów II wojny światowej w Stanach Zjednoczonych. Obecnie w USA istnieje 75 sanktuariów Bożego Miłosierdzia, na czele z Narodowym Sanktuarium Miłosierdzia Bożego Stanów Zjednoczonych w Stockbridge w stanie Massachusatts.
Kult, zapoczątkowany objawieniami św. Faustyny, jest bardzo rozpowszechniony także w Ameryce Południowej i Afryce, na Filipinach, Korei i Nowej Zelandii. W Australii działa Bractwo Miłosierdzia Bożego, które zrzesza ponad 5 tys. osób z 14 krajów. Bardzo prężnym ośrodkiem duszpasterskim i wydawniczym jest również kanadyjska wspólnota w Verdun, której członkowie troszczą się o ludzi zagubionych moralnie.
Czciciele Miłosierdzia Bożego zrzeszają się ponadto w dwóch międzynarodowych organizacjach: Stowarzyszeniu Apostołów Bożego Miłosierdzia “Faustinum”, które liczy ok. 5 tys. osób z ponad 40 krajów oraz w wielomilionowym Apostolskim Ruchu Bożego Miłosierdzia. W samych Stanach Zjednoczonych należy do niego ok. miliona osób.
Szerzeniem orędzia Miłosierdzia Bożego w szczególny sposób zajmuje się założone w 1862 r. w Warszawie zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, do którego należała s. Faustyna oraz Siostry Jezusa Miłosiernego – zgromadzenie założone w 1942 r. w Wilnie przez kierownika duchowego i spowiednika s. Faustyny, bł. ks. Michała Sopoćkę.
Marcin Przeciszewski/Kai – Warszawa/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Rzymskie ślady miłosierdzia. Te powiązania Rzymu i Polski trwają od kilkuset lat
Kościół pw. Ducha Świętego w Rzymie. Tu w XII wieku powstał pierwszy w Europie szpital, a przy nim pierwsze na świecie okno życia./fot. Istock/Gość Niedzielny
***
Miłosierdzie Boże łączy niewidzialną linią Rzym z Polską. To znad Tybru przez stulecia docierały do nas inspiracje, które w XX wieku zaczęły powracać za sprawą św. Faustyny i św. Jana Pawła II. Tak historia zatoczyła koło.
Wprzewodnikach turystycznych możemy znaleźć bardzo wiele informacji o rzymskich polonikach i polityczno-kulturalnych związkach naszego kraju ze stolicą Włoch. Popularnym opracowaniom umykają jednak niezwykle istotne i głębokie, mające kilkusetletnią tradycję wzajemne relacje Rzymu i Polski oparte na Bożym miłosierdziu.
Pierwsze okno życia
19 marca obchodzić będziemy kolejną rocznicę powołania do istnienia w Polsce okien życia. Pierwsze z nich otwarto 19 marca 2006 roku w Krakowie, przy klasztorze sióstr nazaretanek (ul. Przybyszewskiego). Ta szlachetna inicjatywa, która matkom rezygnującym z jakiegoś bolesnego powodu z własnego dziecka umożliwia jego bezpieczne przekazanie do adopcji, realizowana jest dzisiaj przez ponad 60 okien życia na terenie całej Polski. Od 2006 roku pozostawiono w nich ponad 160 dzieci.
Mało kto jednak wie, że pierwowzór tego miejsca, będącego polskim fenomenem XXI wieku, znajduje się w Rzymie, w dawnym szpitalu Ducha Świętego, tuż przy Watykanie. To właśnie tam papież Innocenty III (zm. 1216), dowiedziawszy się o noworodkach wrzucanych przez zrozpaczone matki do Tybru, polecił uruchomić pierwsze w świecie okno życia, mające w tym przypadku formę obrotowego bębna. Każda matka, która nie chciała czy nie mogła zatrzymać swego dziecka, wkładała je anonimowo do wspomnianego drewnianego bębna i obracając nim, przekazywała dziecko na drugą stronę muru, pod opiekę szpitala.
Pierwszy prawdziwy szpital
Podążając w stronę Watykanu, warto odszukać to rzymskie okno życia, dzięki któremu uratowano wiele ludzkich istnień. Warto też zwrócić uwagę na sam szpital, nie tylko dlatego, że jest to najstarsza tego typu placówka w Europie, bogata w dzieła sztuki (posiada m.in. jedyną rzymską pracę słynnego architekta Andrei Palladia), lecz także ze względu na jej związki z Polską. Mówiąc o szpitalu, mamy na myśli również sąsiadujący z nim kościół Ducha Świętego – w średniowieczu jedna instytucja nie mogła bowiem istnieć bez drugiej, dając w ten sposób wyraz integralnej wizji człowieka w Kościele, troszczącego się i o ciało, i o duszę. Historia tego niezwykłego miejsca sięga VIII wieku, gdy dla anglosaskich pielgrzymów do Wiecznego Miasta zbudowano tutaj hospicjum, tzw. Schola Saxonum. Podupadłe w XI wieku, zostało z polecenia papieża Innocentego III w 1198 roku gruntownie przebudowane i przekształcone w pierwszy europejski szpital w kształcie, w jakim dzisiaj rozumiemy funkcjonowanie takiej placówki. Stał się on wzorem dla kolejnych takich instytucji w Europie.
W budynku szpitala mieściło się około trzystu pacjentów. Poza zabiegami medycznymi (niektóre z nich były wówczas nowatorskie) placówka świadczyła również dzieła miłosierdzia (ubranie, jedzenie, usługi ambulatoryjne) dla ponad tysiąca potrzebujących (ówczesny Rzym liczył 35 tys. mieszkańców). W roku 1204 papież Innocenty III przekazał oficjalnie to miejsce i kościół pod opiekę Zakonu Ducha Świętego de Saxia i od tamtego czasu oba te budynki noszą imię Ducha Świętego.
Największy rozwój zakonu przypadł na wiek XIII. Duchacy, jak popularnie nazywa się członków tego zakonu, prowadzili wówczas w Europie prawie 300 szpitali! Przy każdym z nich przed główną bramą znajdowało się specjalnie wyznaczone miejsce, gdzie matki mogły pozostawić niechciane dziecko. Warto dodać, że zabronione było nie tylko dowiadywanie się nazwiska matki, lecz także śledzenie ją wzrokiem. Ideę okna życia ze swego rzymskiego szpitala duchacy ponieśli więc szeroko w świat.
Dzisiaj w dawnym szpitalu znajduje się centrum kongresowe. Na przestrzeni wieków miejsce to zapisało się jednak złotymi zgłoskami zarówno w historii miasta, jak i całej Europy. Leczono w nim przybywających do Rzymu pielgrzymów. Dość powiedzieć, że nawet Marcin Luter, krytykujący chętnie wszystko, co rzymskie i papieskie, wypowiadał się o szpitalu Ducha Świętego z najwyższym uznaniem.
Z ziemi włoskiej do Polski
Do kraju nad Wisłą Zakon Ducha Świętego de Saxia sprowadzony został przez krakowskiego biskupa Iwona Odrowąża, który w czasie swoich pobytów w Wiecznym Mieście miał okazję zapoznać się z dziełem duchaków przy Watykanie i zapragnął mieć podobne w Polsce. W roku 1220 w Prądniku na przedmieściu Krakowa wybudował więc szpital i przytułek, który oddał właśnie pod opiekę duchaków. Pozostałością tamtego wydarzenia jest mało znany i niestety coraz mniej widoczny fresk w zakrystii kościoła Ducha Świętego w Rzymie. Jego autorem, podobnie jak pozostałych malowideł w zakrystii, powstałych z okazji Roku Świętego 1650, jest włoski artysta Guidobaldo Abbatini (1600–1656).
Fresk z interesującym nas polonikum nawiązuje do historii Zakonu Ducha Świętego de Saxia, o czym informuje umieszczony nad nim łaciński napis, który tłumaczymy następująco: „Karol II, król Obojga Sycylii, Iwo, biskup Krakowa w Polsce, w roku 1222, następnie i inni królowie i książęta zakładają szpitale Zakonu Ducha Świętego”. Intrygujące w tym zdaniu jest imienne wyszczególnienie osoby krakowskiego biskupa na tle anonimowych królów i książąt Europy. Trudno dzisiaj powiedzieć, jakie intencje kierowały artystą, czy raczej zleceniodawcą fresku i intrygującego napisu. Jedno wszak jest pewne – że jeszcze w XVII wieku biskup krakowski Iwo Odrowąż był osobą znaną i znaczącą w zakonie duchaków.
Był on nie tylko wybitnym biskupem i mężem stanu, lecz także jednym z najznamienitszych przedstawicieli trzynastowiecznej elity intelektualnej. Zasłynął jako posiadacz najstarszej prywatnej biblioteki w Polsce. Liczba jej woluminów – 41 – nie robi dzisiaj wrażenia, warto jednak pamiętać, że jedna taka księga kosztowała wówczas tyle co folwark! Biskup Iwo to również fundator dwóch wspaniałych krakowskich kościołów: Mariackiego i Trójcy Świętej. Jego zasługą było również sprowadzenie do Polski dwóch zasłużonych dla naszej historii zakonów, wspomnianych już duchaków i dominikanów, którym przewodził krewniak biskupa Iwona, Jacek Odrowąż. Lista zasług biskupa jest oczywiście o wiele większa, wróćmy jednak jeszcze na chwilę do rzymskiego kościoła Ducha Świętego.
Z ziemi polskiej do Włoch
1 stycznia 1994 roku z woli papieża Jana Pawła II powstało bowiem tutaj Centrum Duchowości Bożego Miłosierdzia, którego celem jest promowanie orędzia Bożego Miłosierdzia przekazanego przez Jezusa światu za pośrednictwem siostry Faustyny. Od tamtej chwili ten zamknięty dotąd dla wiernych kościół stał się żywym centrum duszpasterskim na mapie Rzymu, silnie związanym również z Polską. Od 1994 roku posługują tutaj bowiem polskie siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia (tego samego, do którego należała siostra Faustyna), sprawowane są tu Msze św. w języku polskim, nawiedzają kościół nasi liczni rodacy. Najważniejszym z nich był oczywiście papież Jan Paweł II, który 23 kwietnia 1995 roku, w Niedzielę Bożego Miłosierdzia, sprawował w tym miejscu Mszę św. i poświęcił czczony w kościele obraz Jezusa Miłosiernego. Ten sam papież przekazał również świątyni relikwiarz kanonizacyjny św. Faustyny.
Koło historii
Czyż nie jest przedziwnym zrządzeniem Bożej Opatrzności, że jeden biskup krakowski, Iwo, sprowadza z kościoła Ducha Świętego zakon do Polski, a drugi biskup krakowski, Karol, sprowadza po wiekach do tego samego kościoła zakon z Polski? Koło historii, wprawione w ruch przez Boże miłosierdzie, zamyka się w ten sposób niczym bęben najstarszego okna życia w rzymskim szpitalu…
ks. Arkadiusz Nocoń/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Ksiądz Michał Sopoćko – kapłan wierny przesłaniu Miłosierdzia Bożego – rozmowa z s. Dominiką Steć
Patrząc na posłannictwo św. Faustyny, bł. ks. Michała Sopoćki i św. Jana Pawła II, można ich zaangażowanie w dzieło ustanowienia Święta Bożego Miłosierdzia spuentować parafrazą słów św. Pawła Apostoła: „Jeden siał, drugi podlewał, lecz Bóg dał wzrost” – powiedziała w rozmowie z KAI s. Dominika Steć ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. W pierwszą niedzielę po Wielkanocy, która w tym roku przypada 16 kwietnia, obchodzone jest Święto Miłosierdzia Bożego.
Wikipedia.org
***
Teresa Margańska (KAI): Święta Faustyna w swoim Dzienniczku zapisała słowa Pana Jezusa: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia. Proś wiernego sługę mego, żeby w dniu tym powiedział światu całemu o tym wielkim miłosierdziu moim, że kto w dniu tym przystąpi do Źródła Życia, ten dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar” (Dzienniczek, 300). Jaki wkład w ustanowienie Święta Miłosierdzia Bożego miał spowiednik s. Faustyny, ks. Michał Sopoćko – ten, którego sam Jezus nazwał „wiernym sługą”?
S. dr Dominika Steć: Jego wkład był ogromny. Ksiądz Michał Sopoćko jako pierwszy ze spowiedników s. Faustyny okazał zainteresowanie tą sprawą. Spełniło się wówczas jej wewnętrzne poznanie, że to właśnie on ma dopomóc jej w zrealizowaniu objawionych przez Jezusa żądań. Ksiądz Michał szybko zapalił się do tej idei. Krytycznie, ale z całą otwartością na Boże natchnienie, wczytał się w przesłanie o miłosierdziu Bożym przekazywane s. Faustynie. W swej kapłańskiej i duszpasterskiej intuicji rozpoznał, jak błogosławione owoce może przynieść kult Miłosierdzia Bożego.
Już w początkach swego zaangażowania pisał: „Święta Najmiłosierniejszego Zbawiciela domaga się dziś wielka nędza ludzka, potrzeba lepszego poznania i Boga i bliźniego, konieczność większej ufności, nawrócenie niewiernych i błędnowierców oraz okazanie należnej wdzięczności Panu Bogu za dobrodziejstwa”. Wiedział jednak doskonale, że objawienia s. Faustyny należy traktować jedynie jako inspirację, przypomnienie przez Boga w nowy sposób prawd od dawna objawionych, a święto, jeśli ma być przyjęte i zatwierdzone w Kościele, musi opierać się na solidnych podstawach biblijnych, liturgicznych i duszpasterskich. Tych podstaw zaczął poszukiwać, by uzasadnić podejmowane starania.
Wyniki swych dociekań opublikował już w 1936 r. w Wilnie. W tym samym roku zwrócił się też do biskupów polskich z prośbą o zatwierdzenie tego święta, wysyłając każdemu z nich broszurę o miłosierdziu Bożym. Nie okazali oni tej sprawie wielkiego zainteresowania – być może było na to jeszcze za wcześnie.
KAI: Jak argumentował wobec hierarchów potrzebę ustanowienia Święta Miłosierdzia Bożego, i to właśnie w pierwszą niedzielę po Wielkanocy?
– Zwracał uwagę przede wszystkim na to, że zakończenie oktawy Wielkanocy wieńczy łaski płynące z tajemnicy odkupienia, największego dzieła Miłosierdzia Bożego, celebrowanego w Święta Wielkanocne.
Podkreślał też, że aby ustanowić to święto nie trzeba nic zmieniać w liturgii przygotowanej na ten dzień, gdyż jest ona skupiona właśnie na uwielbieniu Miłosierdzia Bożego. Niedziela ta bowiem w swej treści przypomina tajemnicę chrztu św., ustanowienia sakramentu pokuty, a wraz z nim władzy darowania kar poprzez odpusty, to wszystko zaś jest przejawem działania Bożego Miłosierdzia. Dodatkowo ks. Sopoćko wskazał, że treści liturgii tejże niedzieli jak najbardziej odpowiada obraz Najmiłosierniejszego Zbawiciela z napisem: „Jezu, ufam Tobie!”, który został namalowany na polecenie samego Jezusa.
KAI: Jak przebiegały dalsze działania ks. Sopoćki?
– W staraniach o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego ks. Sopoćko zwracał się przede wszystkim do swojego ordynariusza abp. Romualda Jałbrzykowskiego, ówczesnego biskupa wileńskiego, jednak nie uzyskał jego aprobaty.
Gdy 15 czerwca 1938 r. arcybiskup udawał się do Rzymu na kanonizację św. Andrzeja Boboli, ks. Sopoćko przekazał mu kopię obrazu Jezusa Miłosiernego, prosząc jednocześnie o podjęcie starań w sprawie ustanowienia święta Miłosierdzia Bożego. Następnie 8 września tegoż roku złożył do niego podanie, w którym uzasadniając potrzebę nowego święta, prosił o poruszenie tej sprawy na konferencji Episkopatu Polski.
Arcybiskup jednak nie przyjął tego podania, wobec czego ks. Sopoćko sam postanowił zwrócić się z tym do polskich biskupów zebranych na konferencji w Częstochowie we wrześniu 1938 r. Każdemu z nich przekazał indywidualnie list z podaniem motywów przemawiających za wprowadzeniem święta w Niedzielę Przewodnią. Od żadnego z nich nie usłyszał słowa sprzeciwu, ale też najprawdopodobniej nie uzyskał konkretnego poparcia. W kwietniu 1939 r. udał się do Rzymu. Tam zamierzał ubiegać się o audiencję u papieża Piusa XII. Do audiencji jednak nie doszło, a starania o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego przerwała wojna.
KAI: Czy śmierć s. Faustyny i przeżycia okresu wojennego nie zniechęciły ks. Michała?
– Ksiądz Sopoćko nigdy nie ustał w swoich staraniach. Kontynuował je po wojnie, po 1947 r., kiedy przeniósł się na stałe z Wilna do Białegostoku. Wówczas ustanowienie przez Kościół Święta Miłosierdzia Bożego stało się główną ideą jego życia. Już w 1948 r. ponownie wydał broszurę dotyczącą tej tematyki, a rok później ukazały się kolejne.
Ksiądz Sopoćko w publikacjach przedstawiał swoje racje za ustanowieniem tego święta i poprzedzającej go Nowenny do Miłosierdzia Bożego. Wykorzystywał on wszelkie sposoby, by przekonać hierarchów Kościoła o ważności tego święta. Z taką intencją odwiedził wszystkich polskich biskupów w latach 50. XX w.
Mimo, że trafiał na twardy grunt, nie zniechęcał się. Pisał artykuły, uczestniczył w sympozjach poświęconych Bożemu Miłosierdziu, organizowanych przez księży pallotynów, którzy jako pierwsi przejawiali zainteresowanie rodzącym się kultem.
KAI: Co było dla niego najbardziej bolesne – czy właśnie brak poparcia ze strony biskupów?- Był świadomy, że choć dochodziło do ustanawiania świąt wskazywanych w objawieniach prywatnych, to ostatecznie wprowadzane były przez zakorzenienie ich w żywej wierze i tradycji Kościoła oraz odczytanie ich w duchu czasu. Liczył się zatem z długą i niełatwą drogą, znaczoną licznymi przeszkodami i trudnościami – koniecznymi, by dzieło oczyszczało się z ludzkich wpływów, aby najwierniej wyrażało zamysły Boże. Taką próbą wierności misji miłosierdzia, wskazanej w objawieniach s. Faustyny, był niewątpliwie zakaz Stolicy Apostolskiej z 1959 r., odnoszący się do propagowania nabożeństwa według tychże objawień. To chyba zabolało go najbardziej.
Notyfikacja, tak jak przypuszczał ks. Sopoćko na podstawie docierających do niego wcześniej wiadomości, dotyczyła jedynie nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, które szerzone było przez pisma i obrazy, wywodzące się z objawień św. Faustyny. Nie orzekała natomiast wprost o prawdziwości tych objawień, a także nie była podjęta w niej sprawa Święta Miłosierdzia Bożego ani ogólnie kultu Miłosierdzia Bożego, czyli potrzeby szczególniejszego uczczenia w odrębnych liturgicznych formach tej tajemnicy Boga, niezależnie od objawień zakonnicy. Dlatego, ks. Sopoćko nie przerwał pracy piśmienniczej dotyczącej kultu Miłosierdzia Bożego, zwłaszcza że w żadnych swoich pismach nie nawiązywał do objawień św. Faustyny, ale za fundament swoich przemyśleń uważał Pismo Święte i nauczanie Ojców Kościoła.
KAI: W jaki sposób ks. Michał przyjmował napotykane przeciwności?
– Myślę, że na to pytanie najlepiej odpowiedzieć jego własnymi słowami. Pod datą 1 listopada 1967 r. zapisał w swoim Dzienniku: „Wczoraj skończyłem 79 lat życia. Dziś rozpoczynam rok 80. Drżę na wspomnienie, że mogę stanąć na sąd przed Majestatem Najwyższego z pustymi rękami. Jeżeli bowiem i były jakie zasługi, zostały może przekreślone przez brak czystej intencji. Pozostaje tylko ufać Miłosierdziu Bożemu”.
KAI: Jaki był wkład ks. Sopoćki w szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego wobec zasług s. Faustyny i Jana Pawła II?
– Patrząc na posłannictwo św. Faustyny, bł. ks. Michała Sopoćki i św. Jana Pawła II, można ich zaangażowanie w to dzieło spuentować parafrazą słów św. Pawła Apostoła: „Jeden siał, drugi podlewał, lecz Bóg dał wzrost”.
Wspomniany wcześniej akt notyfikacji Kongregacji Świętego Oficjum Stolica Apostolska odwołała w 1978 r. Jan Paweł II wypełnił wolę Bożą, ustanawiając Święto Miłosierdzia Bożego dla całego Kościoła. Dokończył to, co zaczęła s. Faustyna i kontynuował ks. Michał Sopoćko, którego wkład był nieoceniony: przede wszystkim polecił on s. Faustynie pisać Dzienniczek, dzięki czemu wyprowadził treść objawień poza konfesjonał, by świat mógł je poznać. On też stał się pierwszym wykonawcą próśb Pana Jezusa przekazanych przez św. Faustynę: doprowadził do namalowania pierwszego obrazu Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Pierwszy drukował obrazki Miłosierdzia Bożego z tym samym podpisem oraz Litanię i Koronkę do Miłosierdzia Bożego; założył nowe zgromadzenie zakonne (Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego) i do końca życia zabiegał o ustanowienie Święta Bożego Miłosierdzia.
W tej intencji nieustannie się modlił i ofiarował swoje cierpienia. Cierpiał nie tylko fizycznie, znosząc wiele chorób. Jego krzyżem było niezrozumienie, zwłaszcza w najbliższym mu środowisku kapłańskim.
KAI: Ze spisanych przez ks. Michała pod koniec życia wspomnień wynika, że wielu z księży nie traktowało go wówczas poważnie, podobnie jak propagowanej przez niego idei Miłosierdzia Bożego. A jak dziś kapłani odbierają jego postać?
– Przede wszystkim Kościół otworzył się dziś na teologię Miłosierdzia Bożego. W czasach ks. Michała ten nurt teologii nie był tak oczywisty jak współcześnie. Dlatego też Apostoł Bożego Miłosierdzia, bł. ks. Michał jest coraz popularniejszym błogosławionym.
W moim odczuciu jednak najbardziej poruszają kapłanów słowa Pana Jezusa o ks. Michale: „Jest to kapłan według serca Mego” (Dzienniczek, 1256). Te słowa są dziś źródłem refleksji wielu z nich w przeżywaniu własnego powołania – ks. Sopoćko jest dla nich szczególnym orędownikiem przed Bogiem. Jest to ważne zwłaszcza teraz, gdy autorytet kapłana jest niszczony.
KAI: Jakie przesłanie dla współczesnego człowieka kryje się w tym święcie? Dlaczego prawda o Bożym Miłosierdziu jest dziś tak bardzo aktualna?
– Patrząc na to, co dzieje się na świecie i wokół nas, myślę że przesłanie tego święta można zamknąć w słowach Pana Jezusa, zapisanych w Dzienniczku św. Faustyny: „Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopóki nie zwróci się z ufnością do Mego Miłosierdzia” (Dzienniczek, 300).
***
Dominika Steć – siostra ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, doktor teologii. Promuje dzieła związane z osobą bł. ks. Michała Sopoćki. Autorka licznych artykułów i publikacji szerzących kult Bożego Miłosierdzia w Polsce i zagranicą. Autorka książki Święta siostra Faustyna Kowalska. Kobieta o macierzyńskim sercu.
(rozmowę przeprowadziła Teresa Margańska/Białystok/Kai/Tygodnik Niedziela)
______________________________________________________________________________________________________________
Kierowca Jezusa Miłosiernego
Jarek z Wrocławia od trzech lat przed świętem Bożego Miłosierdzia przemierza Polskę.
fot. Karolina Pawłowska/Gość Niedzielny
***
Nie liczy ani kilometrów, ani pieniędzy potrzebnych na paliwo. Co roku montuje obraz na dachu samochodu i jedzie w Polskę, żeby zapraszać do kościołów i na ulicach głosić orędzie o Bożym Miłosierdziu.
Wmniejszych miejscowościach już sam widok białej mazdy z dużym obrazem na dachu wzbudza zdumienie, na większych osiedlach to płynący z głośnika głos Jarka sprawia, że odwracają się głowy.
– Dzień dobry, kochani! Już w tę niedzielę jest święto Bożego Miłosierdzia! To osobiste zaproszenie dla ciebie od Jezusa, który tak cię umiłował, że dla ciebie oddał życie, dla ciebie zmartwychwstał. Ma dla ciebie dar życia wiecznego, przychodzi z łaską odpuszczenia wszystkich grzechów i win. Jezus cię kocha – przyjdź do Niego z ufnością. Jego miłosierdzie trwa na wieki! – ogłasza i… jedzie dalej. Dokąd? Najczęściej sam nie bardzo z góry wie.
– Wyjechałem w środę. Nie miałem planu, po prostu ruszyłem przed siebie. Pytałem Boga w sercu, dokąd mam jechać – przyznaje z uśmiechem wrocławianin, który od trzech lat przed świętem Bożego Miłosierdzia na kilka dni jedzie w Polskę. Mijanych ludzi zaprasza do kościołów, na ulicach głosi o Bożym Miłosierdziu.
Jak przyznaje, przynaglenie do podjęcia tego dzieła poczuł w Wielkim Poście 2020 r., odmawiając Koronkę. Planował, że zrobi rundę z obrazem po swoim osiedlu. Skończyło się na… Szczecinie.
– Pan mówił: „Jedziemy dalej. Są inni, którym chcę przypomnieć, że na nich czekam”. Więc jechaliśmy – opowiada.
W kolejnym roku, zainspirowany antycovidowymi komunikatami straży miejskiej, zainwestował w zakup nagłośnienia. Teraz Jezusa nie tylko widać, ale też słychać Jego przesłanie.
– Jezus uwolnił mnie z takich rzeczy! Wołałem do Niego szczerze, z głębokości i poczułem Jego obecność. Czystą, bezwarunkową miłość. I nigdy mnie nie odrzucił, nigdy się mnie nie zaparł – wyznaje wrocławianin, nie kryjąc dużych emocji.
“Dzienniczek” s. Faustyny doprowadził go do spowiedzi generalnej i nowej relacji z Jezusem.
– Czytałem słowa wezwania do rozpropagowania święta Bożego Miłosierdzia. I czułem, że są one tak bardzo do mnie. Przeszyły mnie na wylot – opowiada, choć przyznaje, że każda podróż sporo go kosztuje.
Mężowi, ojcu trójki dzieci, biznesmenowi nie łatwo wyrwać się niemal na tydzień z codziennych obowiązków. Bardzo trudno też przełamać się, żeby głosić Jezusa na ulicach.
Reakcje są przeróżne. – Najczęściej ludzie udają, że nie widzą. Traktują jak kolejną akcję reklamową. Ale są też tacy, którzy reagują. Jedni tak – Jarek demonstruje wyraz aprobaty uniesionym w górę kciukiem. – Albo tak – dodaje ze śmiechem, wymownie pukając się w głowę.
Z wrogimi reakcjami się nie spotyka, bo… nie ma na nie czasu. Nim zaskoczenie przerodzi się w agresję, on jedzie już dalej.
– To dla mnie wyjątkowy czas w ciągu roku. Czuję, że Jezus jedzie razem ze mną, że błogosławi ludziom, których mijamy po drodze – mówi.
W tegorocznej akcji od Poznania pomagała mu Ola z koszalińskiej Wspólnoty Świętego Pawła Szkoły Nowej Ewangelizacji, dlatego też obrał kierunek na północ. Dzisiaj o święcie Bożego Miłosierdzia przypominał mieszkańcom Koszalina i Karlina. Zanim obrał kierunek na Dolny Śląsk, ruszył też nad morze, do Kołobrzegu, Ustronia Morskiego i Sarbinowa. A potem, w drodze do Szczecina, odwiedził jeszcze mieszkańców Trzebiatowa, Kamienia Pomorskiego i Goleniowa.
Karolina Pawłowska/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
________
______________________________________________________________________________________________________________
Czy spowiednik i penitent muszą mówić w tym samym języku?
Nie da się odpowiedzieć na tak postawione pytanie bez podania okoliczności. One bowiem decydują o właściwym działaniu i inna jest ocena sytuacji. Na kwestię trzeba spojrzeć z dwóch stron: penitenta i spowiednika.
Zacznijmy od penitenta. Co ma zrobić człowiek, który chce się wyspowiadać, ale jest za granicą i problem stanowi bariera językowa? Na pewno nie powinien klęknąć przy konfesjonale i zacząć się spowiadać księdzu, który go nie rozumie. Co więc można zrobić? Po pierwsze, jeśli znamy choć trochę np. angielski, można spróbować wyspowiadać się w tym języku. Najważniejsze jest nazwanie po imieniu grzechów ciężkich. Można więc posłużyć się translatorem, napisać sobie grzechy na karteczce i przeczytać spowiednikowi. To jest minimalny próg komunikacji ze spowiednikiem. Tego nie da się ominąć. Jeśli nasza znajomość języka obcego jest niewystarczająca, by nazwać swoje grzechy, można skorzystać z pomocy tłumacza. Prawo kanoniczne przewiduje taką możliwość (kan. 990). Tłumacza obowiązuje tajemnica spowiedzi. Ogólna zasada mówi, że w sytuacji, gdy nie ma możliwości wyspowiadania się (a więc np. nie ma spowiednika, który mnie rozumie), a istnieje poważna racja, by przystąpić do Komunii św. (np. chrzest, pogrzeb, ślub itp.), wtedy wolno przyjąć Hostię po wzbudzeniu w sobie żalu doskonałego i decyzji o wyspowiadaniu się, gdy tylko będzie taka możliwość (kan. 916).
Od strony księdza rzecz wygląda następująco. Jeśli spowiednik zorientuje się, że ktoś spowiada się w języku, którego nie rozumie, to wtedy powinien przerwać taką spowiedź. Nie ma ona sensu, bo podstawą sakramentu pokuty jest wyznanie grzechów, a rolą spowiednika jest bycie sędzią i lekarzem. Kapłan nie jest w stanie wypełnić tej funkcji, nie znając sytuacji moralnej penitenta. Tak jak lekarz nie jest w stanie przepisać leku, nie znając choroby, ani sędzia wydać wyroku, nie rozumiejąc słów sądzonego. Kapłan, aby udzielić rozgrzeszenia, musi uznać, że penitent jest właściwie dysponowany, czyli odrzuca grzechy, które popełnił, postanawia poprawę i nawraca się do Boga. Jeśli spowiednik zrozumiał w jakiejś mierze penitenta, ale ma wątpliwości jedynie z powodu bariery językowej, powinien działać na korzyść penitenta, czyli udzielić rozgrzeszenia. Oczywiście mówimy o sytuacji zwyczajnej. Jeśli mamy do czynienia z niebezpieczeństwem śmierci, kapłan może zawsze udzielić rozgrzeszenia, jeżeli penitent o to prosi i żałuje za grzechy, nawet domyślnie. Wyznanie grzechów jest oczywiście wskazane, ale nie jest konieczne (czasem stan osoby w niebezpieczeństwie nie pozwala na wyznanie grzechów). Ponadto możliwa jest tzw. absolucja generalna w sytuacji, gdy z uwagi na dużą liczbę penitentów brakuje spowiedników. To może się zdarzyć, gdy np. duża liczba pracowników zatrudnionych za granicą prosi o spowiedź przedświąteczną, a nie ma możliwości zorganizowania tłumacza. Decyzję podejmuje biskup diecezjalny.
ks. Tomasz Jaklewicz/Gość Niedzielny
____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
9 KWIETNIA
NIEDZIELA ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO
14.00 UROCZYSTA MSZA ŚWIĘTA
* TRZECI DZIEŃ NOWENNY DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
_____________________________________________________________________________
10 KWIETNIA
PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY
14.00 MSZA ŚWIĘTA
* CZWARTY DZIEŃ NOWENNY DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
_____________________________________________________________
zdjęcie ze strony: grupa modlitwy o. Pio/diecezja kaliska
***
ŚWIĄTECZNE ŻYCZENIA NA WIELKANOCNY CZAS
Bogu niech będą dzięki za kolejny rok, w którym jest nam dane przeżywać najważniejsze wydarzenia w dziejach całego wszechświata, bo dzięki tym wydarzeniom dokonuje się nieustannie dzieło Bożego miłosierdzia.
Pragnę złożyć życzenia na ten wielkanocny czas. Dlatego zapraszam na drogę, którą przemierzali, tak się wydawało, tylko dwoje uczniów zmierzających do miejscowości zwanej Emaus.
Byli całkowicie zawiedzeni i rozgoryczeni wydarzeniami jakie miały miejsce w świętym mieście Jeruzalem. Ich upragniony i oczekiwany Mesjasz, jakim miał być Jezus z Nazaretu, nie tak wypełnił swoją misję, jak się spodziewali.
Odchodzą od miejsca umęczenia i ukrzyżowania Pana Jezusa nie wiedząc, że oto na tej swojej drodze ucieczki spotykają Nieznajomego, któremu opowiadają całą swoją gorycz a potem słuchają, jak Boży zamysł dokładnie był opisany w świętych Księgach i dokładnie się wypełnił. I choć jeszcze “oczy ich były niejako na uwięzi” – to jednak ich serca “pałały”.
Jak to dobrze, że przymusili, wciąż jeszcze Nierozpoznanego Towarzysza ich drogi, aby pozostał z nimi w miejscu do którego zdążali. Bo gdyby nie ich gościnność, z taką wielką żarliwością wypowiedziana, pewnie pozostałoby nadal w nich rozczarowanie i strach.
Jak to dobrze, że tak usilnie prosili owego Nieznajomego, aby pozostał – bo w końcu zobaczyli kim ON jest naprawdę. Kiedy przełamał chleb, którym został poczęstowany – nagle znikł strach, znikło rozczarowanie niczym mgła.
Mimo, że był już wieczór, późny wieczór, natychmiast powrócili do Jerozolimy, bo nie mogli nie opowiedzieć o spotkaniu z Jezusem, który rzeczywiście zmartwychwstał.
Ci sami a jakże przemienieni! Przekroczyli swoje ludzkie oczekiwania.
Niech Zmartwychwstały Pan sprawi, w Twoim i w moim sercu, też taką wielką przemianę.
Wystarczy tylko wypowiedzieć całą swoją niemoc a potem słuchać co mówi do Ciebie i do mnie ów Nierozpoznany a przecież wciąż obecny na drogach naszego ziemskiego “padołu”.
I choć nasze oczy też są tak często “na uwięzi” – wystarczy tylko zaprosić i to zaprosić tak usilnie, jak uczynił to Kleofas ze swoim towarzyszem drogi, do swojego Emaus …..
ks. Marian
Wieczerza w Emaus/Rembrandt/Paryż
Wieczerza w Emaus /Rembrandt/Luwr
______________________________________________________________________________________________________________
DZIEŃ ZMARTWYCHWSTANIA PANA NASZEGO JEZUSA CHRYSTUSA
Jezus żyje
Jadąc wiosenną porą wzdłuż budzących się do życia wrzosowych pól patrzę na maleńkie, dopiero co urodzone baranki porozrzucane na rozległych przestrzeniach uroczej Szkocji. Te maleństwa są takie bezbronne. I pomyśleć, że Pan Jezus jest takim barankiem. Liturgia przypomina tę prawdę, bo mówi o Baranku Wielkanocnym, który zgładził grzechy świata.
Dokonało się to poprzez Jego Mękę i Śmierć. W okresie Wielkiego Postu, a szczególnie w Wielkim Tygodniu Ewangelie opisywały bardzo dokładnie poszczególne etapy Drogi Krzyżowej. Ta Jezusowa śmierć – straszna, przeraźliwa, okropna – stwierdzona ponad wszelką wątpliwość tak przytłoczyła apostołów i najbliższe otoczenie, że oni nie tyle co zapomnieli o obietnicy zmartwychwstania, ile raczej znajdowali się w stanie zupełnej niemożliwości, aby uwierzyć w to, co mówił Chrystus o swoim powstaniu z martwych. Bo czym jest Zmartwychwstanie? Z czym porównać tę nieprawdopodobną i całkowicie niewyobrażalną nową rzeczywistość?
Ksiądz Biskup Jan Pietraszko w książce pt. „Po śladach Słowa Bożego” tłumaczy, że „wiara w zmartwychwstanie Chrystusa nie narodziła się z naiwnych pragnień, ani ze świadectwa ludzi, ani też ze świadectwa straży, ani z pogłosek, które roznosiły niewiasty, jak również nie ze świadectwa miłującej Go bardzo Magdaleny, ani z wieści krążących pomiędzy łatwowiernymi ludźmi; wiara w zmartwychwstanie wykształtowała się w pierwotnym Kościele z samego Jezusa Chrystusa, który przez częste ukazywanie się i słowo swoje uporczywie gruntował w świadomości swoich uczniów przekonanie, że naprawdę powstał z grobu i żyje”.
Dopiero z tych wielokrotnych spotkań narodziło się przekonanie i wiara, że Pan rzeczywiście żyje. Dlatego Piotr z całym przekonaniem mógł powiedzieć w domu centuriona w Cezarei: „Myśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu”. Tak więc św. Piotr i inni Apostołowie stali się świadkami Zmartwychwstania wobec całego świata. Na tym świecie głosili Ewangelię, to znaczy Dobrą Nowiną, która jest objawieniem Bożej Miłości. To Ona rządzi światem, a nie zło. To Ona daje każdemu człowiekowi prawdziwie życie, które jest życiem w pełni. Kościół czyta dziś słowa św. Pawła, że „razem z Chrystusem powstaliśmy z martwych”.
Każda epoka ma swoich świadków Zmartwychwstania. I jak pisze ks. Jerzy Chowańczak: „Nie ma tak ciemnej godziny, w której ukazuje się w całej pełni siła ‘tajemnicy nieprawości’, w której by jednocześnie nie zajaśniało w życiu ludzi światło zwycięstwa dobra nad złem”. Tę moc wiary Kościół poprzez wieki czerpie od Tego, który po trzech dniach swój grób pozostawił pusty. I odtąd Jezus daje swoje życie. Człowiek może w tym Bożym życiu uczestniczyć i uczestniczy. Jak wielu jest dziś świadków Zmartwychwstania, których życie zanurza się coraz bardziej w Życie Jezusa.
Uczestnicząc w dzisiejszej Liturgii Zmartwychwstania Pańskiego czy nie czuję się jakby przymuszonym, na podobieństwo owych pozbieranych z opłotków z Jezusowej przypowieści, których zaproszono na ucztę. Pan Jezus zechciał wybrać właśnie nas – i to też jest wielka tajemnica Bożego Miłosierdzia. Wybrał nas i zgromadził. Aby lepiej zrozumieć przeżywane Misterium zacytuję słowa, które powiedział kardynał Jean-Marie Lustiger: „Moc Boża, wbrew wszelkim naszym słabościom, niezdolności uwierzenia, wbrew naszym grzechom i ciemnościom, czyni z nas uczniów Jezusa, lud ‘żywych’, żyjący życiem, które nie do nas należy, ale które staje się naszym. W ten sposób jesteśmy jakby niesieni, unoszeni przez moc, która nas przerasta, a o której mamy świadczyć naszym braciom. Jesteśmy jak ci ślepcy porażeni światłem, którzy mają mówić, że światło istnieje”.
Panie Jezu Chryste spraw swoją mocą, abym całym moim życiem głosił, żeś zmartwychwstał, żeś prawdziwie zmartwychwstał.
ks. Marian
______________________________________________________________________________________________________________
Oktawa Wielkiej Nocy
Cud Zmartwychwstania „nie mieści się” w jednym dniu, dlatego też Kościół obchodzi Oktawę Wielkiej Nocy – przez osiem dni bez przerwy wciąż powtarza się tę samą prawdę, że Chrystus Zmartwychwstał.
fot. Karol Porwich
***
Nazwa “oktawa” pochodzi od łacińskiego słowa oznaczającego liczbę osiem. Ta wielkanocna jest weselem z wydarzeń przeżywanych podczas Triduum Paschalnego. To osiem dni świętowania Kościoła, które później przedłuża się aż do Pięćdziesiątnicy.
Zwyczaj przedłużania najważniejszych świąt chrześcijańskich na oktawę jest bardzo dawny. Nie znamy dokładnej daty powstania oktawy Paschy. Jednak wspomina o niej w już IV stuleciu Asteriusz Sofista z Kapadocji. Kościół chce w ten sposób podkreślić rangę i ważność uroczystości.
Oprócz Wielkanocy w Kościele obchodzi się również oktawę Narodzenia Pańskiego.
Dni oktawy Wielkanocy mają, podobnie jak Niedziela Zmartwychwstania, rangę uroczystości. Okres ośmiu dni traktowany jest jak jeden dzień, jako jedna uroczystość. Dlatego w oktawie Wielkanocy nie obowiązuje piątkowy post.
W te dni codziennie śpiewamy “Gloria” i wielkanocną sekwencję „Niech w święto radosne”. Na Mszach świętych czytane są także perykopy o spotkaniach Zmartwychwstałego, m.in. z Marią Magdaleną, z uczniami idącymi do Emaus, z uczniami nad jeziorem Genezaret.
Teksty mszalne wyjaśniają tez znaczenie sakramentu chrztu. W dawnych wiekach był to bowiem czas tzw. katechezy mistagogicznej dla ochrzczonych w Święta Paschalne. Miała ona na celu wprowadzić ich w tajemnicę obecności Chrystusa we wspólnocie wierzących.
Ostatnim dniem oktawy jest Biała Niedziela. Niegdyś w ten dzień neofici ochrzczeni podczas rzymskiej Wigilii Paschalnej, odziani w białe szaty podarowane im przez gminę chrześcijańską, szli w procesji do kościoła św. Pankracego, by tam uczestniczyć w Mszy.
Święty Jan Paweł II ustanowił tę niedzielę świętem Miłosierdzia Bożego.
W czasie jednej z wizji św. siostry Faustyny Kowalskiej Jezus powiedział do niej:
“Święto Miłosierdzia wyszło z wnętrzności moich, pragnę, aby uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do źródła miłosierdzia mojego”.
W roku 2000 papież Jan Paweł II ustanowił tę niedzielę świętem Miłosierdzia Bożego dla całego Kościoła powszechnego. Stąd dzisiaj określa się niedzielę w oktawie Wielkanocy jako Niedzielę Miłosierdzia Bożego.
Liturgiczny okres wielkanocny
Sam liturgiczny okres wielkanocny trwa 50 dni, aż do uroczystości zesłania Ducha Świętego (tzw. Pięćdziesiątnicy).
W tym czasie paschał, mający swoje miejsce przy ambonie lub przy ołtarzu, jest zapalony we wszystkich uroczystych celebracjach liturgicznych, a więc w czasie mszy św., podczas jutrzni i w czasie nieszporów, aż do niedzieli zesłania Ducha Świętego.
Krzyż ołtarzowy w okresie wielkanocnym przyozdobiony jest czerwoną stułą. Na miejscu widocznym, w pobliżu ołtarza, ale nie na nim, ustawia się figurę Chrystusa zmartwychwstałego. Ponadto zamiast modlitwy “Anioł Pański” odmawia się modlitwę “Królowo nieba” (Regina coeli).
Zgodnie z przykazaniami kościelnymi każdy wierny zobowiązany jest przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą (III przykazanie kościelne).
205. Konferencja Episkopatu Polski 21 marca 1985 r. w Warszawie ustaliła, że w naszym kraju “okres, w którym obowiązuje czas wielkanocnej komunii św. obejmować będzie okres od Środy Popielcowej do niedzieli Trójcy Świętej”. W tym roku uroczystość Trójcy Przenajświętszej przypadnie 4 czerwca.
______________________________________________________________________________________________________________
CZWARTEK W OKTAWIE WIELKANOCY – 13 KWIETNIA
18.00 – MSZA ŚW. W KAPLICY IZBIE JEZUSA MIŁOSIERNEGO
* SIÓDMY DZIEŃ NOWENNY DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
_________________________________________________
Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej
Historia obrazu MATKI BOŻEJ KOZIELSKIEJ
Obraz zawdzięcza swoje powstanie członkom Instytutu i Kola Religijno-Rycerskiego Marianum, które istniało w Wilnie w latach trzydziestych i zostało potem wznowione przez por. Tadeusza Bireckiego w obozie oficerów internowanych na Litwie po wrześniu 1939 r.
Do grona członków Instytutu Marianum od początku jego powstania należał kapitan Walerian Charkiewicz. To właśnie on odnalazł przypadkowo dobrze zachowany fresk na murze w najstarszej cerkiewce w Kozielsku przedstawiający dawna świętość Rzeczypospolitej – Matkę Boska z Żyrowic (koło Słonimia) związanej ze świętym Jozafatem Kuncewiczem.
Wśród więźniów Kozielska żywy był kult obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, obrończyni Wilna przed nawala moskiewska. Zrodziła się wiec myśl polaczenia tych dwu cudownych obrazów w jeden.Pierwsze szkice obrazu wykonał Mikołaj Arciszewski, rysownik i dziennikarz. Namalowania obrazu podjął się porucznik Michał Siemiradzki, artysta malarz a zarazem bratanek znakomitego malarza Henryka Siemiradzkiego. Za materiał posłużyła deska z drzewa lipowego, która podobno pochodziła z rozebranego ikonostasu. Przygotowano ja w obozowej stolarni, która prowadził generał Wacław Przeździecka, członek Kola Rycerskiego.
Porucznik Mieczysław Gulin wykonał w drzewie z gruszki kozielskiej oryginalne korony dla Madonny i Dzieciatka na obrazie. I w ten sposób powstał pierwszy malowany obraz Matki Boskiej Kozielskiej Zwycięskiej.
Do Kozielska przywieziono również tych, którzy uprzednio byli internowani na Łotwie, a wśród nich podchorążego Tadeusza Zielińskiego, młodego artystę rzeźbiarza. Na prośbę Tadeusza Bireckiego, członka Instytutu Marianum, i według szkiców Arciszewskiego, Zieliński wykonał w drzewie (druga cześć deski z ikonostasu) płaskorzeźbę obrazu Matki Boskiej Kozielskiej Zwycięskiej. W dolnym rogu obrazu, prawem autora-rzeźbiarza, została umieszczona deseczka, na której po jednej stronie wyrzezał swoje imię i nazwisko oraz datę 3.5.1941, a po drugiej stronie słowa Adama Mickiewicza: „Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzno łono”.
W wielkiej tajemnicy, w obecności jedynie Bireckiego i pułkownika Adama Kosiby, poświecenia obu obrazów dokonał Ks. Nikodem Dubrawka w Wielka Sobotę 1941 roku, który mieszkał w Kozielsku w baraku nr. 2. Kiedy przerzucano jeńców do obozu w Griazowcu to wraz z nimi powędrował obraz Zielińskiego ukryty w podwójnym dnie walizki pułkownika Adama Kosiby. To tu w Griazowcu udało się artyście Zielińskiemu pokryć płaskorzeźbę polichromia przez użycie farb przeznaczonych na hasła i slogany komunistyczne.
Natomiast obraz Siemiradzkiego pod opieka podchorążego Siemińskiego powędrował na północ, na półwysep Kola wraz z grupa podchorążych i policjantów. Później znalazł się on w 5 Dywizji organizowanej w Tatiszczewie nad Wołgą. Po wyjeździe z Sowietów, już w Palestynie, został on zwrócony Bireckiemu w przewidywaniu, iż po wojnie będzie obrazem Instytutu Marianum.
W niedziele 24 sierpnia 1941 roku w Griazowcu została odprawiona przed obrazem Matki Boskiej Kozielskiej Zwycięskiej pierwsza publiczna Msza św. przez Ks. Franciszka Tyczkowskiego w obecności generała Władysława Andersa i oficerów sowieckich. Od tego momentu obraz staje się przedmiotem kultu publicznego.
St. Andrew Bobola, Polish Roman Catholic Church
Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej
13 kwietnia obchodzimy Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Tego dnia w 1943 r. w Berlinie ujawniono informację o znalezieniu w Katyniu masowych grobów polskich oficerów zamordowanych przez sowieckie NKWD na mocy decyzji Biura Politycznego KPZS. Od 2008 r. 13 kwietnia jest Dniem Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej.
pl.wikipedia.org
***
Rysy na budowanym przez sowietów kłamstwie katyńskim pojawiały się długo przed ujawnieniem mordu przez niemiecką machinę propagandy. Już latem 1941 r. okazało się, że do tworzonej Armii Polskiej na Wschodzie zgłasza się bardzo niewielu oficerów. Józefowi Czapskiemu, jednemu z nielicznych ocalałych z obozu w Starobielsku, powierzono zadanie odnalezienia towarzyszy niewoli oraz jeńców z dwóch pozostałych obozów. Prowadząc śledztwo, Czapski rozmawiał nie tylko z polskimi jeńcami i więźniami łagrów, ale również sowieckimi urzędnikami i enkawudzistami. Część z nich sugerowała, że zaginieni jeńcy zostali wysłani na najdalsze wyspy na Morzu Arktycznym. Podobne przekonanie wyrażała część towarzyszy niewoli, którzy uniknęli śmierci.
Kilka miesięcy później, podczas rozmowy między gen. Władysławem Sikorskim a Stalinem, na pytanie polskiego premiera sowiecki dyktator stwierdził, że tysiące polskich jeńców uciekło do Mandżurii. Wiosną 1942 r. polskie władze zwróciły się do Brytyjczyków o wsparcie w poszukiwaniach. Szef brytyjskiego MSZ Anthony Eden zabronił dyplomatom angażować się w narastający m.in. wokół tej kwestii konflikt polsko-sowiecki. Sprawa ta pojawiła się jednak w raporcie przygotowanym dla Ministerstwa Wojny przez ppłk. Lesliego Hullsa: „Uwięzieni w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie po prostu znikli bez śladu (w łącznej liczbie 8300). Od 1940 r. nikt o nich nie słyszał i mimo obietnicy złożonej osobiście przez Stalina gen. Sikorskiemu i gen. Andersowi los tych oficerów pozostaje całkowitą tajemnicą”.
Wiosną 1942 r. część prawdy o losach polskich jeńców nieświadomie odkryli polscy robotnicy przymusowi, którzy dowiedzieli się o kaźni od miejscowych mieszkańców. Ustawiony przez nich krzyż mógł był jedną ze wskazówek, która doprowadziła Niemców do miejsca mordu. Kluczowe dla odkrycia dołów śmierci były również relacje składane przez miejscową ludność.
11 kwietnia 1943 r. niemiecka agencja prasowa Transocean opublikowała depeszę o odnalezieniu koło Katynia, na terenie lasu Kozie Góry, zwłok ok. 3 tys. ciał polskich oficerów wziętych do niewoli przez sowietów we wrześniu i w październiku 1939 r. Był to początek gigantycznej niemieckiej akcji propagandowej, której celem było rozbicie sojuszu ZSRS i państw zachodnich oraz przekonanie Polaków o bezsensowności walki po ich stronie. Kolejne tygodnie miały udowodnić nieskuteczność machiny sterowanej przez Josepha Goebbelsa. Dwa dni wcześniej niemiecki minister propagandy zapisał w swoim dzienniku: „W pobliżu Smoleńska odkryto masowe groby Polaków. Bolszewicy zastrzelili po prostu ok. 10 tys. polskich jeńców, wśród nich także więźniów cywilnych, biskupów, intelektualistów, artystów itp., po czym grzebali ich we wspólnych mogiłach”.
Dwa dni później w siedzibie niemieckiego MSZ odbyła się specjalna konferencja prasowa, na której ujawniono pierwsze szczegóły prowadzonych prac ekshumacyjnych, w tym nazwiska niektórych zamordowanych. Tego samego dnia o godz. 15:15 o odkryciu poinformowało Radio Berlin: „Ze Smoleńska donoszą, że miejscowa ludność wskazała władzom niemieckim miejsce tajnych egzekucji masowych wykonywanych przez bolszewików […] Już dziś ustalono, że wśród zamordowanych znajduje się gen. [Mieczysław – przyp. red.] Smorawiński z Lublina. […] Ogólna liczba zamordowanych obliczana jest na 10 tysięcy, co odpowiadałoby mniej więcej całości korpusu oficerskiego polskiego wziętego przez bolszewików do niewoli”.
„Wiadomości – rano o znalezieniu przez Niemców pod Smoleńskiem grobu 11 tys. Polaków zamordowanych przez bolszewików” – zapisano w „Dzienniku czynności Prezydenta RP Władysława Raczkiewicza” pod datą 13 kwietnia 1943 r. Dwa dni później informacja o odnalezieniu miejsca zbrodni ukazała się w prasie Generalnego Gubernatorstwa. Tego samego dnia o sprawie zameldował do Londynu dowódca Armii Krajowej gen. Stefan Rowecki „Grot”. „W oględzinach grobu wzięło udział kilku Polaków z Warszawy i Krakowa specjalnie tam zawiezionych. Ich relacje nie pozwalają wątpić w autentyczność tego masowego mordu. Opinia publiczna jest wzburzona, szczegóły w najbliższych dniach” – pisał. Tydzień później przesłał do Londynu informacje na temat składu delegacji oraz szczegółów prac prowadzonych przez Niemców, m.in. o odnalezieniu zapisków oficerów, które pozwalały ustalić datę popełnienia mordu na wiosnę 1940 r.
„Rozkręcamy sprawę nadal i będziemy tak długo atakować przede wszystkim Anglików i Amerykanów, aż wreszcie przemówią. […] Cała sprawa Katynia staje się gigantycznym wydarzeniem politycznym, które wywołać może jeszcze doniosłe reakcje” – zapisał Goebbels po kilku dniach trwania akcji propagandowej. Szczególną wagę przywiązywał do szokujących obrazów z Katynia, które były „w swej wymowie tak okropne, iż tylko część nadaje się do publikacji”. Wielką wagę przywiązywał również do uwiarygodnienia ekshumacji przez przedstawicieli państw neutralnych oraz funkcjonujące na terenie Generalnego Gubernatorstwa instytucje, które zachowały polskie kierownictwo. 14 kwietnia do Katynia udała się Komisja Techniczna Polskiego Czerwonego Krzyża z sekretarzem generalnym Kazimierzem Skarżyńskim.
19 kwietnia Skarżyński przedstawił sprawozdanie o wynikach prac, które potwierdzało, że oficerów zamordowano wiosną 1943 r. strzałem w tył głowy. 23 kwietnia działacze PCK zwrócili się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu tej sprawy.
Już dwa dni wcześniej, 17 kwietnia 1943 r., strona polska złożyła w tej kwestii oficjalną notę w Genewie, dowiadując się jednocześnie, iż wcześniej także Niemcy zwrócili się do MCK o wszczęcie dochodzenia. Moskwa bardzo ostro zareagowała na propozycję dochodzenia prowadzonego przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. 19 kwietnia dziennik „Prawda” opublikował artykuł zatytułowany „Polscy pomocnicy Hitlera”. Przeczytać w nim można było m. in.: „Zanim wysechł atrament na piórach niemiecko-faszystowskich pismaków, ohydne wymysły Goebbelsa i spółki na temat rzekomego masowego mordu na polskich oficerach dokonanego przez władze sowieckie w 1940 r. zostały podchwycone nie tylko przez wiernych hitlerowskich służalców, ale co dziwniejsze, przez ministerialne kręgi rządu generała Sikorskiego”. Ujawnienie mordu posłużyło sowietom za pretekst do zerwania stosunków dyplomatycznych z rządem RP. Niemal jednocześnie Kreml rozpoczął tworzenie podporządkowanych sobie polskich sił zbrojnych oraz intensywnie przygotowywał się do powołania własnego ośrodka władzy w przyszłej Polsce. Do formalnego zerwania stosunków dyplomatycznych przez Moskwę z polskim rządem na uchodźstwie doszło w nocy z 25 na 26 kwietnia 1943 r.
21 kwietnia Stalin wysłał tajne depesze do prezydenta Roosevelta i premiera Churchilla, w których zarzucał rządowi gen. Sikorskiego prowadzenie w zmowie z Hitlerem wrogiej kampanii przeciwko Związkowi Sowieckiemu. 24 kwietnia w rozmowie z premierem Sikorskim szef brytyjskiej dyplomacji Anthony Eden zaapelował do rządu RP o wycofanie wniosku z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i stwierdzenie, że pełną odpowiedzialność za mord ponosi strona niemiecka. „Po stronie Rosji jest siła – po naszej sprawiedliwość” – odpowiedział gen. Sikorski.
Wobec zablokowania przez sowietów przeprowadzenia śledztwa w sprawie katyńskiej przez MCK Niemcy zorganizowali własne dochodzenie. 28 kwietnia 1943 r. na miejsce zbrodni na zaproszenie władz niemieckich przyjechała grupa międzynarodowych ekspertów medycyny sądowej i kryminologii. Przewodniczącym zespołu został doktor Ferenc Orsós, dyrektor Instytutu Medycyny Sądowej w Budapeszcie. Eksperci jednomyślnie podpisali sprawozdanie, w którym stwierdzali, że egzekucje na polskich jeńcach wykonano w marcu i kwietniu 1940 r.
Uwieńczeniem równolegle budowanego kłamstwa katyńskiego było sowieckie „śledztwo” komisji chirurga Nikołaja Burdenki, która „wyjaśniła”, że zbrodni na polskich oficerach dopuścili się Niemcy jesienią 1941 r. Do wsparcia sowieckiej wersji wydarzeń użyto również żołnierzy podporządkowanej sowietom 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, którzy w styczniu 1944 r. wzięli udział w uroczystości żałobnej w miejscu mordu. Na miejsce przybyli też zachodni korespondenci i dyplomaci, którym przedstawiono spreparowane dowody zbrodni.
Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej został ustanowiony 14 listopada 2007 r. uchwałą Sejmu RP.
autor: Michał Szukała/PAP/Tygodnik Niedziela
Kaplica Katyńska w kościele św. Krzyża w Warszawie
Dziś obchodzimy 83-cię rocznicę wydania decyzji przez władze Związku Sowieckiego o zamordowaniu 22 tys. polskich oficerów w Katyniu i innych miejscach kaźni na Wschodzie.
János Esterházy – zapomniany świadek prawdy o zbrodni katyńskiej
Zdjęcie Jánosa Esterházyego zrobione w więzieniu w Czechosłowacji w 1949 r., po blisko 4 latach spędzonych w sowieckich więzieniach i łagrach.
ARCHIWUM BIURA POSTULATORA PROCESU BEATYFIKACYJNEGO J. ESTERHÁZYEGO
***
Sługa Boży János Esterházy został w Moskwie skazany na 10 lat łagru między innymi za to, że głosił prawdę o zbrodni katyńskiej. Wynika to z sowieckich akt śledczych, które w kontekście katyńskim omawiamy i publikujemy jako pierwsi.
Osiemdziesiąt lat temu 13 kwietnia Niemcy ujawnili informację o znalezieniu w Katyniu nieopodal Smoleńska masowych grobów polskich jeńców wojennych. Niemcy wiedzieli o tym już w 1942 r., kiedy polscy przymusowi robotnicy, budujący obiekty wojskowe w okolicy Katynia, od miejscowej ludności dowiedzieli się o masowych grobach polskich wojskowych, zamordowanych przez NKWD. Tę wiedzę Niemcy postanowili wykorzystać dopiero po klęsce pod Stalingradem, licząc na to, że informacja o zbrodni doprowadzi do skłócenia zachodnich aliantów z Sowietami. Informacje o mordzie w Katyniu ukazywały się w krajach znajdujących się pod niemiecką okupacją albo w tych, które były sojusznikami III Rzeszy. Sowieci od początku wypierali się swego sprawstwa tej zbrodni i już w czasie wojny starali się dopaść wszystkich, którzy mówili prawdę o tym, co się wydarzyło w Katyniu wiosną 1940 r. Jednym z nich był hrabia János Esterházy, lider mniejszości węgierskiej na Słowacji. Jego matka była Polką, ojciec przedstawicielem węgierskiej arystokracji. Znał polski język i czuł się dziedzicem także polskiej kultury. Jako polityk starał się w koszmarnych czasach największych sukcesów nazizmu i komunizmu bronić wartości chrześcijańskich. Jesienią 1939 r., m.in. za jego sprawą, schronienie na Węgrzech znalazło wielu polskich żołnierzy, a także ich rodziny. Gdy w maju 1942 r. Sejm Republiki Słowackiej zezwolił Niemcom na deportację tamtejszych Żydów, co doprowadziło potem do ich zagłady, jedynie Esterházy miał odwagę zagłosować przeciwko temu. Kiedy wiosną 1945 r. na Słowację wkroczyła Armia Czerwona, nie uciekł, przekonany, że ma czyste sumienie i nie może zawieść tych, którym przewodził w czasach wojny. Na dalszy bieg wypadków czekał w Bratysławie.
Śledztwo nr 7976
Nakaz jego aresztowania 27 czerwca 1945 r. wydał ppor. Iwan Danilin, inspektor Ministerstwa Sprawiedliwości służący w jednostce wojskowej nr 7138/3. 23 sierpnia 1945 r., wraz z dziewięcioma innymi osobami z kierownictwa Partii Węgierskiej, Esterházy został przewieziony do Moskwy i osadzony w więzieniu Butyrki. Przez pewien czas siedział tam z Aleksandrem Sołżenicynem i Raoulem Wallenbergiem, szwedzkim dyplomatą znanym z ratowania Żydów w czasie wojny. Śledztwo przeciwko Węgrom, oznaczone numerem 7976, prowadzone było przez osiem miesięcy. 11 kwietnia 1946 r. sporządzono liczący 17 stron akt oskarżenia. Całość dokumentacji tej sprawy zgromadzono w VI tomach, które nie są dostępne dla badaczy.
Esterházyemu zarzucano m.in., że jako przywódca „faszystowskiej” Partii Węgierskiej „aktywnie walczył przeciwko Związkowi Sowieckiemu i partii komunistycznej”, a także, że jako poseł słowackiego parlamentu „wszelkimi siłami wspomagał i popularyzował walkę u boku Niemiec przeciwko Związkowi Sowieckiemu”. Postawiono mu też zarzut „systematycznego” publikowania artykułów na temat zbrodni katyńskiej w węgierskiej prasie: „Magyar Hirlap”, „Új Hirek” i „Magyar Néplap”. Miał w nich – jak czytamy w akcie oskarżenia – dokonaną przez Niemców „barbarzyńską zbrodnię na polskich oficerach” przypisywać Związkowi Sowieckiemu. Akt ten zatwierdził 11 kwietnia 1946 r. naczelnik 3 Zarządu Ministerstwa Bezpieczeństwa Związku Sowieckiego gen. por. Sołomon Milsztejn. Był jednym z bliskich współpracowników Ławrentija Berii, odpowiedzialnego za funkcjonowanie całego sowieckiego systemu bezpieczeństwa. Po upadku Berii został aresztowany i rozstrzelany w styczniu 1955 r. Tego samego dnia, kiedy Milsztejn podpisał akt oskarżenia, zebrało się Kolegium Specjalne, kolektywny organ działający w ramach sowieckiej bezpieki, i bez żadnych procedur sądowych skazało Esterházyego na 10 lat łagru. Niewątpliwie więc jego działania na rzecz ujawnienia prawdy o zbrodni katyńskiej miały istotne znaczenie dla wysokości kary, jaką otrzymał w Moskwie. Skazani zostali także pozostali Węgrzy.
Sowieckie motywy
Doktor Imre Molnár, były węgierski dyplomata i autor książki „Zdradzony bohater. János Esterházy 1901–1957”, w rozmowie z „Gościem” zwraca uwagę, że żadnemu innemu Węgrowi, represjonowanemu przez władze komunistyczne, nie został postawiony zarzut „propagowania kłamstwa” o zbrodni katyńskiej, co świadczy o wyjątkowej aktywności Esterházego w tej kwestii. – Zniknięcie Esterházyego – podkreśla dr Molnár – było wygodne także dla słowackich komunistów, którzy w ten sposób pozbywali się ważnego polityka mniejszości węgierskiej. Kiedy przebywał w więzieniu Butyrki w Moskwie, we wrześniu 1947 r. w Bratysławie odbył się proces zaoczny. W takich okolicznościach, bez żadnego przesłuchania, był on fikcją. Esterházy został w nim skazany na karę śmierci przez powieszenie.
Dr Molnár dodaje, że o Katyniu pisała nie tylko gazeta „Magyar Hirlap”, wydawana w Bratysławie. Esterházy mówił o tym także w czasie spotkań z Węgrami na Słowacji, które organizował prywatnie, gdyż władze słowackie zakazywały oficjalnych mityngów. – Chodził od wsi do wsi i mówił tam o Katyniu – opowiada dr Molnár i dodaje, że wiedzę na ten temat czerpał nie tylko z oficjalnych informacji niemieckich. Miał także własne źródła. Kontaktował się m.in. z prof. Františkiem Šubíkiem, słowackim lekarzem, który był członkiem powołanej przez Niemców komisji lekarskiej i uczestniczył w ekshumacjach w Katyniu, a przede wszystkim z dr. Ferencem Orsósem, światowej sławy węgierskim patologiem, przewodniczącym tej komisji. Opracowana przez Orsósa metoda oznaczenia daty śmierci, na podstawie zmian zwapnienia kości czaszki, pozwoliła ustalić szczegółowo, kiedy zamordowano w Katyniu polskich jeńców wojennych.
– Niewątpliwie Esterházy, którego matka była Polką, miał dodatkowe motywy, aby zaangażować się w głoszenie prawdy o zamordowanych rodakach– dopowiada dr Molnár. – Dla niego ta sprawa miała wymiar osobisty, a nie była tylko kolejną sowiecką zbrodnią. O znaczeniu tropu katyńskiego w aktach Esterházyego świadczy również to, że tylko w tym przypadku Sowieci powołują się na zeznania jakiegoś słowackiego komunisty – świadka, w innych punktach aktu oskarżenia tego nie ma.
Czy aresztowanie Esterházyego i jego szybkie wywiezienie do Moskwy mogło mieć związek z pracami Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, gdzie Sowieci planowali obciążyć Niemców odpowiedzialnością za zbrodnię katyńską i chcieli usunąć niewygodnego świadka? Dr Molnár uważa, że taka hipoteza jest wiarygodna, ale nie można jej obecnie potwierdzić w dokumentach. – Aresztowanie Esterházyego w Bratysławie można wytłumaczyć także tym, że Sowieci chcieli zlikwidować elity polityczne w tych krajach, gdzie mieli rządzić, aby w ich miejsce instalować swoich ludzi – mówi. – Możliwe są zresztą oba motywy. Sowieci chcieli pozbyć się Esterházyego, bo był niewygodnym świadkiem w sprawie Katynia, oraz dlatego, że cieszył się wielkim autorytetem wśród słowackich Węgrów. W tym kontekście można także rozpatrywać jego nieoczekiwane zwolnienie w kwietniu 1949 r. i przekazanie go Czechosłowacji. Sprawa katyńska w Norymberdze nie stanęła na wokandzie, a więc i powód przetrzymywania Esterházyego nie był już aktualny i dlatego mógł on wrócić do Czechosłowacji. Niewątpliwie trop katyński w biografii Esterházyego jest ważny i warty dalszych badań. W tym kontekście jego postać zasługuje na upamiętnienie w Muzeum Katyńskim w Warszawie, gdzie uhonorowani są już dwaj inni Węgrzy zabici w Katyniu – Emánuel Aladár Korompay oraz Oskar Rudolf Kühneln – dodaje dr Molnár.
Świadek prawdy
W kwietniu 1949 r. Esterházy wrócił do Czechosłowacji, ale wolności nigdy nie odzyskał. Przez kolejne osiem lat był przetrzymywany w najstraszniejszych więzieniach w Czechach i na Słowacji. Współwięźniowie zapamiętali go jako mistyka, wpisującego swoje i innych więzienne cierpienie w mękę Pańską. Modlił się za oprawców nawet w czasie przesłuchań i tortur i namawiał do tego innych więźniów. Umarł 8 marca 1957 r. w więzieniu w Mirovie na Morawach.
Postulator w procesie beatyfikacyjnym Jánosa Esterházyego, ojciec Paweł Cebula OFM Conv, pytany o znaczenie świadectwa, jakie sługa Boży dawał w sprawie zbrodni katyńskiej, podkreśla, że całe jego życie było odważnym świadectwem prawdy. W swoim najgłębszym przekonaniu chciał działać jako chrześcijanin. Kiedy w czasie wojny ponownie wybrano go na przewodniczącego partii, powiedział, że godzi się na to tylko pod warunkiem, że nadal będą walczyć pod sztandarem Maryi. Nawiązywał w ten sposób do dziedzictwa św. Stefana, który oddał Koronę Węgierską Maryi, nazywanej Magna Domina Hungarorum, czyli Wielka Pani Węgrów. – Myślę, że dla Esterházyego Katyń był ważny jako ukazanie, do czego zdolna jest maszyna totalitaryzmów, zagrażająca nam ze Wschodu i z Zachodu. Stale powtarzał, że naszym znakiem jest krzyż Chrystusa, a nie złamany krzyż, czyli niemiecka swastyka, bądź gwiazda, młot i sierp. Na rozumienie przez niego tego, co wydarzyło się w Katyniu, miały wpływ opowieści, jakie usłyszał od swej młodszej siostry Marii, która na Kresach po 17 września 1939 r. przeżyła wkroczenie Armii Czerwonej i opowiadała o barbarzyństwie, jakie wtedy się tam rozgrywało – mówi o. Paweł. Na pytanie, czy ugruntowanie wiedzy o tym, że Esterházy jest także świadkiem prawdy o zbrodni katyńskiej, ma znaczenie dla jego procesu beatyfikacyjnego, o. Paweł odpowiada twierdząco, dodając, że pokazuje to jego odwagę w dążeniu do prawdy, a później konsekwencję w jej obronie.
Andrzej Grajewski/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
PIĄTEK W OKTAWIE WIELKANOCY 14 KWIETNIA – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
18.00 – ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU/SPOWIEDŹ ŚW.
19.00 MSZA ŚW.
* ÓSMY DZIEŃ NOWENNY DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
______________________________________________________________________________________________________________
Mistyczne spotkania z Jezusem?
To normalne, że odwiedza się przyjaciół
Giovanni di Paolo „Mistyczne zaślubiny św. Katarzyny ze Sieny”, tempera na desce, ok. 1460 roku.
METROPOLITAN MUSEUM OF ART, NOWY JORK
***
Jezus ukazał się apostołom przemieniony. Od tamtej pory ukazuje się wciąż – i to przemienia nas.
Podobno ptaki całymi gromadami zlatywały się ze szczebiotem, gdy Franciszek z Asyżu wchodził na Alwernię. Święty już od pewnego czasu trwał w duchowym napięciu, odczuwając dziwną mieszaninę uniesienia i udręczenia. Zamierzał zaszyć się na 40 dni wśród skalnych rozpadlin tej dzikiej góry. Zapowiedział braciom z tworzącego się zakonu, że będzie to dla niego czas postu. Bardzo chciał poznać i wypełnić wolę Bożą, a przeczuwał, że Bóg chce go obdarzyć łaską cierpienia razem z Ukrzyżowanym.
Rankiem 14 września 1224 roku, w święto Podwyższenia Krzyża, chwila nadeszła. Kiedy modlił się na zboczu góry, zobaczył nad sobą postać wiszącą na krzyżu, z przybitymi do belek rękami i nogami. Miała ona sześć skrzydeł, tak jak przedstawia się serafinów – dwa skrzydła nad głową, dwa jakby rozciągnięte do lotu, a dwa okrywające ciało.
„Widząc to, Franciszek zdumiał się gwałtownie, a gdy nie umiał wytłumaczyć, co by znaczyło to widzenie, wtargnęła mu w serce radość pomieszana z żałością. Cieszył się z łaskawego wejrzenia, jakim Serafin patrzył na niego, ale przybicie do krzyża przeraziło go. Natężył umysł, by pojąć, co mogłaby znaczyć ta wróżba, i duch jego silił się trwożnie nad jakimś jej zrozumieniem. Otóż podczas gdy szukając wyjaśnienia na zewnątrz, poza sobą, nie znalazł rozwiązania, nagle objawiło mu je w nim samym odczucie bólu” – zapisał brat Tomasz z Celano, biograf Biedaczyny z Asyżu i jeden z pierwszych jego towarzyszy. Święty Bonawentura dodał później, że między serafinem a Franciszkiem toczyła się rozmowa „tajemna i poufna”. Opisujący tę scenę podkreślają mistyczne piękno ukrzyżowanego człowieka, ale nie piszą wprost, że był to Chrystus.
Ból, który odczuł Franciszek, wynikał ze stygmatyzacji. „Natychmiast bowiem na jego rękach i nogach zaczęły jawić się znaki gwoździ, jak to na krótko przedtem widział u Męża ukrzyżowanego, ponad sobą w powietrzu” – relacjonuje Tomasz z Celano. Dodaje, że także „prawy bok, jakby przebity lancą, miał na sobie czerwoną bliznę, która często broczyła i spryskiwała tunikę oraz spodnie świętą krwią”.
Znaki męki Chrystusa na ciele założyciela Zakonu Braci Mniejszych zdumiały świat chrześcijański. Franciszek stał się pierwszym w historii świętym, obdarzonym uznanymi przez Kościół stygmatami, jemu samemu zaś przyniosły określenie alter Christus (drugi Chrystus).
Zdarzenie na górze Alwerni wyjątkowo mocno pokazuje, że spotkanie z żywym Bogiem nie pozostawia człowieka takim samym, jakim był wcześniej. To spotkanie przemieniające, czasem tak, jak to było w przypadku Mojżesza, gdy po rozmowie z Bogiem jego twarz promieniała. To także spotkanie umacniające przed nadchodzącą próbą, tak jak to było z apostołami, świadkami przemienienia Jezusa na górze. To wreszcie spotkanie mówiące o wielkiej miłości Boga, który już tu na ziemi chce być blisko człowieka, tak jak to było z wieloma świętymi.
Pierścień niewidzialny
Wśród osób, które osobiście i bezpośrednio spotykały Chrystusa, wyróżnia się św. Katarzyna ze Sieny. W połowie XIV wieku, gdy miała około siedmiu lat, zobaczyła Pana Jezusa, idąc z bratem jedną ze sieneńskich uliczek. Zbawiciel był ubrany w białą kapę i miał na głowie złocistą tiarę. Nic wtedy nie powiedział, uśmiechnął się tylko i spojrzał dziewczynce głęboko w oczy, po czym ją pobłogosławił.
Spotkanie to zapadło w serce Katarzyny tak mocno, że odtąd bezustannie myślała o Jezusie. Paliło ją pragnienie ujrzenia Go ponownie. Chciała nawet opuścić miasto, żeby z dala od zgiełku myśleć o Nim na pustkowiu. Kiedy to jednak zrobiła, jeszcze tego samego dnia w niepojęty sposób znalazła się z powrotem w Sienie. Żyła więc jako dominikańska tercjarka, prowadząc życie pustelnicy pośród miejskiego gwaru. Jej mały pokoik, wydzielony w jej rodzinnym domu, był świadkiem duchowych zmagań i wielu mistycznych doświadczeń Katarzyny. Do najważniejszych należą mistyczne zaślubiny, które miały miejsce pod koniec karnawału 1367 r. Kiedy w całym mieście rozbrzmiewały odgłosy zabawy, Katarzyna intensywnie się modliła. W pewnej chwili ujrzała Jezusa. „Ponieważ pogardziłaś próżnymi przyjemnościami, oddając całe serce Mnie, twemu Stwórcy i Zbawicielowi, poślubiam cię w wierze. Bądź mężna! Mocą twej wiary zwyciężysz!” – powiedział Chrystus. Następnie nałożył na palec Katarzyny złoty pierścień z czterema perłami i diamentem, mówiąc: „Zaślubiam cię w wierze, Ja, twój Stwórca i Zbawiciel. I dopóki w niebie nie będziesz ze mną odprawiać godów wiecznych, niech ten ślub będzie nienaruszony. A teraz, moja córko, bądź mężna, bez żadnej zwłoki wykonuj wszystko, co zarządzi moja Opatrzność, bo jesteś zbrojna mocą wiary i wszystkie przeciwności szczęśliwie pokonasz”.
Odtąd święta zawsze ten pierścień widziała, ale tylko ona. Tego dnia serce mistyczki ściśle przylgnęło do Serca Jezusa. Biografowie piszą, że w tym okresie pozostawała w ciągłym kontakcie ze świętymi. Podczas jednej z ekstaz przeżyła śmierć mistyczną, gdy na kilka godzin zamarły jej funkcje życiowe i sądzono, że nie żyje. Kiedy powróciła do życia, przez trzy dni płakała z tęsknoty za tym, co widziała. W 1375 roku otrzymała stygmaty, których nie było widać na zewnątrz, a które pojawiły się na jej ciele po śmierci.
To już inna księga
Z mistycznych doświadczeń zasłynęła także św. Teresa od Jezusa, odnowicielka zakonu karmelitańskiego. Jedno z nich genialnie wyraził w marmurze Gianlorenzo Bernini. Wykonana przez niego rzeźba, zatytułowana „Ekstaza św. Teresy”, znajduje się w kościele Santa Maria della Vittoria w Rzymie. Przedstawia uśmiechniętego anioła, który zamierza przebić serce zakonnicy trzymaną w ręku strzałą. Jest to zgodne z opisem, jaki sama Teresa zawarła w autobiografii. Święta relacjonuje, że anioł w postaci cielesnej, którego widziała, był niewysokiego wzrostu, ale bardzo piękny. „Z twarzy jego płonącej niebieskim zapałem znać było, że należy do najwyższego rzędu aniołów, całkiem jakby w ogień przemienionych. Musiał być z rzędu tych, których nazywają cherubinami” – czytamy. W ręku anioła Teresa ujrzała złotą włócznię z grotem jakby z ognia. „Tą włócznią kilka razy przebijał mi serce, zagłębiając ją aż do wnętrzności. Za każdym wyciągnięciem włóczni miałam to uczucie, jakby wraz z nią wnętrzności mi wyciągał. Tak mnie pozostawił całą gorejącą wielkim zapałem miłości Bożej” – zapisała Teresa. Dalej zaznaczyła, że to „niewypowiedziane męczeństwo” było jednocześnie słodkie „ponad wszelki wyraz”, co sprawiało, że, jak zanotowała, „najmniejszego nie czuję w sobie pragnienia, by ono się skończyło i w niczym innym dusza moja nie znajduje zadowolenia, tylko w samym Bogu”. Nie jest to bowiem ból cielesny, ale duchowy, choć, jak przyznaje Teresa, także ciało ma w nim znaczny udział. „Taka mu towarzyszy słodka, między Bogiem a duszą, wymiana oznak miłości, że opisać jej nie zdołam, tylko Boga proszę, aby w dobroci swojej dał zakosztować jej każdemu, kto by mnie nie wierzył” – stwierdza mistyczka.
Nic nie zapowiadało takiej intensywności przeżyć duchowych Teresy. Gdy dobiegała czterdziestki, wpadła w oziębłość, ulegając „demonowi południa”, zwanemu acedią. Jako zakonnica spełniała swoje obowiązki, ale bez zaangażowania, i czuła, że jest nieautentyczna. Wtedy, w Wielki Poście, przywieziono do klasztoru obraz przedstawiający bardzo poranionego Chrystusa. „Czułam się cała poruszona, gdyż on dobrze przedstawiał to, co Pan dla nas przeszedł. Serce mi się rozdzierało i upadłam tuż przy Nim, cała zalana łzami, błagając Go, aby mnie już raz na zawsze umocnił, abym Go już nie obrażała… Wydaje mi się, że powiedziałam Mu wówczas, że nie podniosę się stamtąd, dopóki nie sprawi tego, o co Go błagałam. Od tamtego czasu bardzo zaczęłam się poprawiać” – czytamy.
To był punkt zwrotny. „Odtąd jest to już inna, nowa księga, to znaczy inne, nowe życie. To aż dotąd było moje. Natomiast obecne jest tym, którym Bóg żył we mnie” – zanotowała Teresa. Zgodnie ze swym imieniem zakonnym była już naprawdę „od Jezusa”. Jej zażyłe relacje ze Zbawicielem uświadamiały zaskoczonym obserwatorom, że Bóg naprawdę chce z nami przebywać jak z przyjaciółmi i dzielić się niesłychanymi tajemnicami swojego serca.
Kiedy miała 67 lat, jej życie dobiegło kresu. Gdy przyjęła Komunię, powiedziała: „Już czas, mój Oblubieńcze, abyśmy się spotkali”. W gruncie rzeczy byli ze sobą stale.
Kwestia decyzji
Mistyczne spotkania z Jezusem nie są doświadczeniem tylko odległych pokoleń. Ojciec Pio czy Faustyna Kowalska to wyraziste przykłady świętych ostatnich czasów, dla których relacja ze Zbawicielem „twarzą w twarz” była w swojej nadnaturalności czymś naturalnym. Takich osób było i jest wiele, choć tylko nieliczne z nich Kościół wyniósł do chwały ołtarzy. Poniekąd każdy z nas powinien spotkać Chrystusa na swój oryginalny sposób. Mistyczny potencjał każdego chrześcijanina czeka na ożywienie, a to dzieje się zawsze wtedy, gdy człowiek decyduje się zaufać Bogu i po prostu robić to, o co On prosi.
Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Cierpliwość pomnika
„DLACZEGO TY ŻYJESZ?” JAN PAWEŁ II NIGDY NIE ZAPOMNIAŁ TEGO PYTANIA
Cała rozmowa skupiła się na tym wątku. Ojciec Święty, o czym wielokrotnie i ze zmartwieniem przypominał, nigdy nie usłyszał słów: „Przebacz mi”. „Dlaczego Ty żyjesz?” Jan Paweł II nigdy nie zapomniał tego pytania. Przez lata nosił je w sobie, zastanawiał się. Znalazł pierwszą, definitywną odpowiedź. Był pewien, że został ocalony przez Matkę Boską. Pozostawała odpowiedź na drugie pytanie, którą pragnął odnaleźć. Zbliżając się do schyłku swego ziemskiego życia, poczuł potrzebę podzielenia się zdaniem, które wyrobił sobie na ten temat. W ostatniej książce „Pamięć i tożsamość” czytamy: „Ali Agca, jak wszyscy mówią, to zawodowy zabójca. Oznacza to, że zamach nie był jego inicjatywą, zaplanował go ktoś inny, ktoś inny zlecił mu jego wykonanie…” (…) Przeznaczeniem (bądź działaniem Opatrzności, jak powiedzieliby wierzący) był taki przebieg wydarzeń. Przeznaczeniem było także pytanie Ali Agcy, zadane człowiekowi, którego miał zabić: „Dlaczego Ty żyjesz?”. Ale nie poprosił o przebaczenie! Jan Paweł II napisał to nawet w liście: „Drogi Bracie, jak moglibyśmy stanąć przed obliczem Pana, jeśli nie przebaczymy sobie wzajemnie tu na ziemi?”. Ten list nigdy nie został wysłany. Prawdopodobnie Ali Agca zlekceważyłby go. Ojciec Święty wolał pójść go odwiedzić. Uczynić gest pojednania. I uścisnąć zamachowcowi dłoń. Tę dłoń! A on nic, zero. Interesowały go wyłącznie objawienia fatimskie. Chciał wiedzieć, kto przeszkodził mu w zabiciu tego człowieka. Ale prosić o przebaczenie? Nie, to go nie interesowało. Nigdy tego nie zrobił. Nigdy nie poprosił o przebaczenie!
Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz – „Świadectwo”.
***
Najświętsze oburzenie nie jest tak święte jak przebaczenie.
Kiedy w nocy z 1 na 2 kwietnia ktoś zdewastował pomnik św. Jana Pawła II przed łódzką katedrą, abp Grzegorz Ryś powiedział podczas porannej Mszy: „Zapraszam do modlitwy za naszych braci, którzy ten pomnik zniszczyli; nie o ich opamiętanie czy nawrócenie, lecz po prostu za nich”.
Strasznie to trudne zrezygnować z jakiejś formy odwetu, a tym bywa nawet cedzone przez zęby oświadczenie: „Pomodlę się, żebyś się nawrócił”. Rzadko autor takiej deklaracji rzeczywiście się potem modli, bo miała ona tylko podkreślić jego moralną wyższość i w istocie zastąpić kopniaka. To nie są szczere intencje, a jak pisze Faustyna, „bardzo nie podoba się Bogu czyn chociażby był najchwalebniejszy, ale niemający pieczęci czystej intencji; takie czyny pobudzają Boga raczej do kary, a nie do nagrody”. Szczera i pokorna modlitwa tam, gdzie chciałoby się udusić drania różańcem, to jest dopiero ofiara. Ale czy można inaczej? Właśnie na tym polega wyjątkowość Ewangelii, że wymaga od nas zachowań szokująco odmiennych od tych, których domaga się skażona ludzka natura. „Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód – nakarm go. Jeżeli pragnie – napój go!” – instruuje św. Paweł” (Rz 12,19).
To po ludzku nie jest normalne. W żadnej religii nie ma wymogu działania na przekór odruchowi zemsty. Czasem cały organizm skowyczy: „Skoro już dajesz jeść wrogowi, to dodaj mu przynajmniej coś na przeczyszczenie!”. Ale trzeba się temu oprzeć, jeśli nie chcemy być „jak poganie”. Jak ludzkość stara, wciąż się za coś odkuwamy i jakoś niczego to nie naprawia i nikogo nie skłania do zmiany życia. A przecież o taką zmianę chodzi.
Gdyby Jan Paweł II wcielił się w pomnik i palnąłby w łeb tego delikwenta, co go mazał farbą, tamten by się na pewno wystraszył i uciekł. Ale co z tego? Niczego by biedak nie zrozumiał i zostałby tak samo pogubiony jak był wcześniej.
Ale Jan Paweł II by tego nie zrobił. To pewne, bo on doznał zamachu na siebie, a nie na swój pomnik. I w obliczu śmierci – bo nie mógł przewidzieć, że przeżyje – powiedział: „Wybaczam zamachowcowi”. W takich warunkach się nie gra, nie robi niczego na pokaz. O ile bardziej więc wybaczyłby nieszczęśnikowi, który nasłuchał się insynuacji i wyobraża sobie, że atakując pomnik walczy z pedofilią.
Pomnikowy terroryzm to rzecz daleko mniej straszna od tego, co zrobiliśmy z Bogiem wcielonym. A jednak i wtedy Pan Jezus znalazł okoliczność łagodzącą: „Nie wiedzą, co czynią”. Tu też sprawcy nie wiedzą, co czynią. Oni naprawdę uważają siebie za obrońców dzieci, za rzeczników prawdy wobec tego, co uznają za nasz fanatyzm. I nie zmienią zdania, jeśli z naszej strony nie spotkają się z tym, czego się najmniej spodziewają: z miłością.
KRÓTKO:
Trauma krzyża
W „Gazecie Wyborczej” trwa akcja oburzania się tym, co kościelne. „Drastyczne sceny w pasyjnym spektaklu przed kościołem w Strzegomiu. Wśród widzów były dzieci” – napisali w tytule na portalu wałbrzyskiego wydania GW. Dalej czytamy: „Oblane sztuczną krwią ciało aktora grającego Jezusa, biczowanie półnagiego mężczyzny czy »ukrzyżowanie« – takie sceny oglądali parafianie na widowisku pasyjnym w Strzegomiu. Wśród widzów były dzieci, które wszystkiemu mogły się przyglądać z bardzo bliska”. Proszę, jak się redaktorzy troszczą o dzieci. Czy w następnym kroku oburzą się krucyfiksami? Bo tak się składa, że misteria Męki Pańskiej są organizowane od wieków, zazwyczaj z udziałem dzieci, a główną rolę gra w nich „półnagi mężczyzna”. I krew (sztuczna) też się leje. I jakoś dzieci nie miały traumy. Za to teraz, jak się zdaje, traumę mają ci, którzy życzyliby sobie, żeby dzieci niczego już o Jezusie Chrystusie się nie dowiadywały.
Kolejny transfob
Richard Dawkins, znany misjonarz ateizmu, stanął w obronie J.K. Rowling, autorki Harry’ego Pottera i brytyjskiej profesor filozofii Kathleen Stock. Obie panie naraziły się genderystom. Zostały uznane za „transfobki” za sprzeciw wobec ideologicznego traktowania ludzkiej płciowości i są z tego powodu szykanowane i zastraszane. Dawkins napisał na Twitterze: „Jako biolog twierdzę, że są dwie płcie i to wszystko”. Teraz on też ma kłopoty.
Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
LITURGIA WIELKIEGO TYGODNIA
____________________________________________________________________________________________________________
8 KWIETNIA
WIELKA SOBOTA
22.00 LITURGIA PASCHALNA
* DRUGI DZIEŃ NOWENNY DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
ŚWIĘCENIE POKARMÓW NA STÓŁ WIELKANOCNY O GODZ. 12.00 I 15.00
_____________________________________________
Wielka cisza spowiła ziemię;
wielka na niej cisza i pustka.
Cisza wielka, bo Król zasnął
Grób Pański w kościele św. Tomasza Apostoła/profil parafii na FB/PCh24.pl
______________________________________________________
Noc Zmartwychwstania – WIELKANOC
Obrzędy Wigilii Paschalnej
***
Ta uroczysta Eucharystia, wieńcząca nocne paschalne czuwanie, jest par excellence rezurekcją, a nie poranna procesja. Wyjaśniamy znaczenie liturgicznych znaków Wigilii Paschalnej.
Wielki szabat
Doświadczenie pustki i ciszy. „Kościół trwa przy Grobie Pańskim, rozważając Mękę i Śmierć Chrystusa oraz Jego zstąpienie do otchłani, a także w modlitwie i poście oczekuje na Jego Zmartwychwstanie”.
W naszej polskiej tradycji to także – niekorespondujący zbytnio z nastrojem Wielkiej Soboty – zwyczaj błogosławienia pokarmów na wielkanocny stół. Oby nie zmącił wielkosobotniej ciszy i skupienia. Gdy wielki i święty szabat, wraz z nastaniem nocy dobiegnie kresu, nadejdzie oczekiwane.
Noc
Konieczny warunek. Świętowanie Zmartwychwstania rozpoczyna się „czuwaniem na cześć Pana” w nocy. Wigilia Paschalna domaga się tego znaku. Nie chodzi o to, by rozpoczynając liturgie w popołudniowych godzinach Wielkiej Soboty wyobrazić sobie, że jest noc. Trzeba tej nocy doświadczyć.
Dlatego przepisy liturgiczne stanowczo zakazują rozpoczęcia Wigilii Paschalnej przed zapadnięciem nocy. Bez niej trudno będzie zrozumieć pełny sens tej celebracji.
Światło
Rozprasza ciemności nocy. Przy rozpalonym ognisku, przed kościołem, rozpoczyna się pierwsza część Wigilii Paschalnej – Liturgia Światła. Kapłan poświęca nowy ogień.
Po chwili, zapalona od nowego ognia i oznaczona symbolami Chrystusa paschalna świeca wnoszona jest do ciemnego kościoła, otwierając procesję. „Jak synowie Izraela szli za przewodem słupa ognia, tak chrześcijanie idą w ślady Zmartwychwstałego Chrystusa”. Światło Chrystusa! Ciemna świątynia powoli rozjaśnia się blaskiem setek płomieni trzymanych w rękach świec.
Orędzie
Przed płonącym paschałem wyśpiewywane jest Orędzie Wielkanocne. W przepięknym lirycznym poemacie otwiera się przed uczestnikami liturgii tajemnica paschalnej nocy.
„Jest to ta sama noc, w której niegdyś ojców naszych, synów Izraela, wywiodłeś z Egiptu; noc, która światłem ognistego słupa rozproszyła ciemności grzechu; a teraz ta sama noc uwalnia wszystkich wierzących w Chrystusa (…) od mroku grzechów; tej właśnie nocy Chrystus skruszywszy więzy śmierci, jako zwycięzca wyszedł z otchłani; o, zaiste błogosławiona noc!”.
Noc Paschy Izraela, noc Zmartwychwstania Chrystusa, noc naszego czuwania. Ta sama noc.
Słowo
Stół słowa tej nocy jest zastawiony obficie. Czytanie słowa Bożego stanowi podstawową część Wigilii Paschalnej. Siedem czytań ze Starego Testamentu, dwa z Nowego; towarzyszą im psalmy i modlitwy.
„Kościół – poczynając od Mojżesza i wszystkich proroków – wyjaśnia paschalne misterium Chrystusa”. Otwierają się przed nami w tę noc najważniejsze etapy historii zbawienia: stworzenie świata („Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre”); próba Abrahama („Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia takiego, jakie jest udziałem twojego potomstwa”); przejście Izraela przez Morze Czerwone („Ulękli się Pana i uwierzyli Jemu oraz Jego słudze Mojżeszowi”); Boże obietnice dawane za pośrednictwem proroków („Dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza”).
Słuchając słowa, symbolicznie przechodzimy od Pierwszego do Nowego Przymierza. Wypełnia się Pascha naszego zbawienia: „Przez chrzest zostaliśmy razem z Chrystusem pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych”; rozbrzmiewa radosne: „nie ma Go tu, zmartwychwstał!”. By to usłyszeć, trzeba mieć czas. Jakikolwiek pośpiech byłby zaprzeczeniem czuwania.
Chrzest
Liturgia chrzcielna jest trzecią częścią Wigilii Paschalnej. Pascha Chrystusa staje się realnie naszą Paschą. Urzeczywistnia się w sakramencie. Katechumeni, mający przyjąć w tę noc chrzest, wspierani przez wszystkich modlitwą „z radosną nadzieją zbliżają się do źródła odrodzenia”.
Nawet jeśli gdzieś nie ma katechumenów ani dzieci, które mają być ochrzczone, błogosławi się wodę chrzcielną, używaną do udzielania chrztu przez cały okres wielkanocny: „Prosimy Cię Panie, niech przez Twojego Syna zstąpi na tę wodę moc Ducha Świętego, aby wszyscy przez chrzest pogrzebani razem z Chrystusem w śmierci, z Nim też powstali do nowego życia”.
Katechumeni wyrzekają się szatana, wyznają wiarę i przyjmują chrzest. Pozostali uczestnicy liturgii, z płonącymi świecami w rękach, odnawiają swoje chrzcielne przyrzeczenia. Do tego momentu przygotowywali się przez czterdzieści dni Wielkiego Postu. Krople chrzcielnej wody obficie zraszają zgromadzonych.
Eucharystia
Jest czwartą częścią Wigilii Paschalnej i jej szczytem. „Jest ona bowiem najpełniej sakramentem paschalnym, czyli upamiętnieniem ofiary krzyża i obecnością Chrystusa Zmartwychwstałego”. Nowo ochrzczeni uczestniczą w niej po raz pierwszy, dopełniając chrześcijańskiego wtajemniczenia.
Ta uroczysta Eucharystia, wieńcząca nocne paschalne czuwanie, jest par excellence rezurekcją! To przecież nie procesja po porannej mszy świętej w wielkanocny poranek nosić powinna to miano. Msza rezurekcyjna, czyli pierwsza msza Zmartwychwstania, sprawowana jest na zakończenie Wigilii Paschalnej w Wielką Noc.
Wpisana w naszą polską tradycję procesja rezurekcyjna doskonale może zakończyć (tak dzieje się już w wielu kościołach) nocną rezurekcję. Radosne ogłoszenie światu Zmartwychwstania Pana będzie wtedy naturalną konsekwencją przeżytej Paschy i początkiem pięćdziesięciu dni świątecznej radości.
ks. Grzegorz Michalczyk/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Wielka Sobota i „zstąpienie do piekieł”
Chrystus w krainie umarłych
Chrystus wyciąga Adama i Ewę z Otchłani, fresk z kościoła w Stambule, 1315
© José Luiz Bernardes Ribeiro/Wikipedia | CC
***
„Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, pójdźmy stąd!”
O jakie „piekła” chodzi?
W odmawianych przez nas słowach Składu Apostolskiego, wyrażających wiarę Kościoła, tuż przed wyznaniem wiary w zmartwychwstanie Chrystusa spotykamy dość enigmatyczne stwierdzenie: „zstąpił do piekieł”. Co oznacza ta formuła? Inaczej mówiąc: dokąd i w jakim celu Jezus zstąpił?
Pierwsze nasuwające się w tym kontekście skojarzenie „piekieł” ze stanem potępienia jest mylące. Staropolskie, wyrażane w liczbie mnogiej „piekła” są bowiem oddaniem znajdującego się w wyznaniu wiary greckiego „katotata” (dosłownie: dół) czy łacińskiego „infernae” (również w liczbie mnogiej), które – choć może oznaczać piekło w dosłownym tego słowa znaczeniu – sugeruje przede wszystkim coś, co znajduje się „niżej”.
Chodzi więc o „krainę umarłych”, Otchłań, biblijny Szeol (hebr.), przetłumaczony potem przez Biblię grecką jako „Hades”.
Szeol i kraina umarłych
Pojęcie „Szeolu” oznaczało pierwotnie w Biblii krainę umarłych, bez rozróżnienia ostatecznych konsekwencji ich życia i ich czynów. Szeol był taki sam dla wszystkich, którzy umarli: smutny i beznadziejny. Przebywający w nim byli cieniami, niespełnieni, oddzieleni od Boga. Szukający nadziei człowiek potrafił jednak modlić się: „Choćbym przechodził przez dolinę cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” (Ps 23,4), „Jesteś przy mnie, gdy położę się w Szeolu” (Ps 139,8).
W późniejszych tekstach Starego Testamentu pojawia się coraz wyraźniej koncepcja zmartwychwstania i sądu, podkreślająca konsekwencje dobrych i złych czynów człowieka.
Znajdujemy ją też w Ewangelii w nauczaniu Jezusa: przypowieść o bogaczu, cierpiącym w wiecznych płomieniach gehenny z powodu braku miłości w swym życiu i Łazarzu, doświadczającym szczęścia „na łonie Abrahama”, jest jej wyraźnym przykładem, choć wciąż nie jest rozwiązaniem „problemu śmierci” i braku zbawienia.
ks. Grzegorz Michalczyk/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
DO SAKRAMENTU SPOWIEDZI ŚW. MOŻNA PRZYSTĄPIĆ W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA – KAŻDEGO WIECZORU PO LITURGII TRIDUUM I W WIELKI PIĄTEK W KAPLICY-IZBIE OD GODZ. 10.00 -15.00
Niechciany sakrament
***
Jezus powiedział św. Faustynie: „Nie odkładaj sakramentu spowiedzi, bo to Mi się nie podoba”. Każdemu to mówi.
Dziesięciu księży spowiada od wieczora do późnej nocy. Ludzie, czasem po raz pierwszy od wielu lat, wylewają przed Bogiem swoje dusze. Siedząc twarzą w twarz ze spowiednikiem, mówią rzeczy, których nikomu, nawet sobie, powiedzieć nie chcieli. Płaczą. Wreszcie słyszą: „Bóg, Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła. I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. I odchodzą przemienieni. I mówią: „Nie wiedziałem, że Kościół taki jest. Nie wiedziałam, że taka może być spowiedź”.
Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Jak uzyskać odpust zupełny w czasie Triduum Paschalnego?
CATHOPIC
***
Każdego dnia Triduum Paschalnego można uzyskać odpust zupełny za siebie lub za zmarłego. Kościół określa warunki, jakie w tym celu trzeba wypełnić.
“Odpust jest to darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych. Każdy wierny może uzyskać odpusty dla siebie lub ofiarować je za zmarłych” – czytamy w 1471 punkcie Katechizmu Kościoła Katolickiego.
Odpust może uzyskać osoba ochrzczona, wolna od ekskomuniki, będąca w stanie łaski uświęcającej przynajmniej pod koniec wypełniania przepisanych czynności oraz posiadająca przynajmniej ogólną intencję zyskania odpustu.
Warunki przyjęcia odpustu:
WIELKI CZWARTEK:
adoracja Najświętszego Sakramentu trwająca przynajmniej przez pół godziny;
lub
odmówienie w sposób uroczysty hymnu ,,Przed tak wielkim Sakramentem”
WIELKI PIĄTEK:
pobożne odprawienie Drogi Krzyżowej (przed stacjami prawnie erygowanymi, połączone z rozważaniem Męki i Śmierci Chrystusa i przechodzeniem od stacji do stacji; w publicznym odprawianiu wystarczy przechodzenie prowadzącego)
lub
pobożny udział w obrzędzie liturgicznym w Wielki Piątek i ucałowanie krzyża
WIELKA SOBOTA:
odnowienie przyrzeczeń chrztu św. w czasie nabożeństwa Wigilii Paschalnej.
Oprócz tego spełnione muszą być stałe warunki odpustu, którymi są:
– spowiedź sakramentalna (niekoniecznie w dniu odpustu)
– Komunia eucharystyczna
– modlitwa w intencjach Ojca Świętego (np. Ojcze nasz i Zdrowaś)
– brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu.
(Po jednej spowiedzi sakramentalnej można uzyskać wiele odpustów zupełnych. Natomiast po jednej Komunii eucharystycznej i po jednej modlitwie w intencjach Ojca Świętego zyskuje się tylko jeden odpust zupełny.)
AH/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
2 KWIETNIA – NIEDZIELA PALMOWA
GODZ. 13.30
ADORACJA PRZED NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM
NABOŻEŃSTWO GORZKICH ŻALÓW
GODZ. 14.00
UROCZYSTA MSZA ŚWIĘTA
Z CEREMONIĄ POŚWIĘCENIA PALM I PROCESJĄ
Ludzkie krzyże
W pokoju, w którym mijają moje dni i noce, miesiące i lata
wisi dużo krzyży – a każdy krzyż jest inny, bo i jego ciężar, który ciąży człowiekowi niczym brzemię też jest inny, jedyny, niepowtarzalny…
Są jak stacje Drogi Krzyżowej.
Ciągle dochodzą kolejne wydłużając pogłębiającą się koleinę.
Ludzkie krzyże: duże i małe, z drzewa szorstkiego i bardzo ozdobne
uczestniczą nie tylko w mojej modlitwie,
ale i w udręce, bo lęku doznaję – jak Jonasz.
Czemu we mnie jest jeszcze tak mało z Szymona z Cyreny, który niosąc belkę Krzyża pozbył się przymusu?
Ludzkie krzyże z Jezusowym wizerunkiem przenoszę na drugi brzeg. Z trudem pokonuję wir rzeki. Wiem, że Twoje nieskończone Miłosierdzie już tyle razy obmywało moją nędzę a jednak wciąż ją widzę powtarzając za psalmistą: …”a grzech mój jest zawsze przede mną”…
Niech wreszcie utonie w wodzie, z którą się zmagam, mój ciężar słabości i grzechu, abym mógł nieść tylko Ciebie Panie, któryś ukrył swoje Oblicze w każdym człowieczym sercu.
ks. Marian
______________________________________________________________________________________________________________
6 KWIETNIA
WIELKI CZWARTEK
20.30 MSZA ŚW. WIECZERZY PAŃSKIEJ
***
„Panie Jezu, daj nam wejść razem z Tobą do Wieczernika, gdzie czeka na nas Największy z Cudów”.
Pani Jezu, nadchodzi godzina, gdy zostaniesz wydany w ręce ludzi. Przygotowani przez Twoje nauczanie i odnowieni przez czterdziestodniowy post chcemy kontemplować głębię wielkiego misterium, jakie dzisiaj się rozpoczyna…
Z dziękczynieniem chcemy celebrować tajemnicę Najświętszej Ofiary i jednocześnie uwielbiać Cię jako Najwyższego i Wiecznego Kapłana.
Przepełnieni wdzięcznością za tak wielki dar składamy na ołtarzu nasze życie, wszystkie problemy i troski, całą naszą słabość i grzeszność. Przemień je, Jezu, i uczyń ofiarą miłą Tobie. W wieczornym mroku patrzymy na nasze zdrady, które wydały Cię na śmierć.
Nie jesteśmy godni, aby przebywać z Tobą, ale Ty mimo wszystko przygarniasz nas do siebie i przebaczasz wszystkie nasze nieprawości. Patrzymy na Ciebie w ciemnicy i współodczuwamy Twoje osamotnienie i smutek. Chcemy być razem z Tobą w oczekiwaniu na wydarzenie, które przyniesie nam usprawiedliwienie i pokój.
ks. Mateusz Szerszeń CSMA/Aleteia.pl
______________________________________________________________
Modlitwa w intencji kapłanów:
Panie Jezu, Ty wybrałeś Twoich kapłanów spośród nas i wysłałeś ich, ab głosili Twoje Słowo i działali w Twoje Imię. Za tak wielki dar dla Twego Kościoła przyjmij nasze uwielbienie i dziękczynienie.
Prosimy Cię, abyś napełnił ich ogniem Twojej miłości, aby ich kapłaństwo ujawniało Twoją obecność w Kościele. Ponieważ są naczyniami z gliny, modlimy się, aby Twoja moc przenikała ich słabości. Nie pozwól, by w swych utrapieniach zostali zmiażdżeni. Spraw, by w wątpliwościach nigdy nie poddawali się rozpaczy, nie ulegali pokusom, by w prześladowaniach nie czuli się opuszczeni.
Natchnij ich w modlitwie, aby codziennie żyli tajemnicą Twojej śmierci i zmartwychwstania. W chwilach słabości poślij im Twojego Ducha. Pomóż im wychwalać Twojego Ojca Niebieskiego i modlić się za biednych grzeszników. Mocą Ducha Świętego włóż Twoje słowo na ich usta i wlej swoją miłość w ich serca, aby nieśli Dobrą Nowinę ubogim, a przygnębionym i zrozpaczonym – uzdrowienie.
Niech dar Maryi, Twojej Matki, dla Twojego ucznia, którego umiłowałeś, będzie darem dla każdego kapłana. Spraw, aby Ta, która uformowała Ciebie na swój ludzki wizerunek, uformowała ich na Twoje boskie podobieństwo, mocą Twojego Ducha, na chwałę Boga Ojca. Amen.
_____________________________________________________
W ten wyjątkowy wieczór Wielkiego Czwartku przypomnijmy sobie słowa św. o. Pio o Najświętszej Ofierze Mszy świętej:
“W tych tak smutnych czasach śmierci wiary, triumfującej bezbożności, najbezpieczniejszym środkiem uchronienia się przed chorobą zakaźną, która nas otacza, jest wzmacnianie się pokarmem eucharystycznym. Rzeczą oczywistą jest, że nie może się nim wzmocnić ten, kto miesiącami nie karmi się ciałem nieskalanego Baranka Bożego”.
***
“Każda Msza święta, w której dobrze i pobożnie się uczestniczy, jest przyczyną cudownych działań w naszej duszy, obfitych łask duchowych i materialnych, których my sami nawet nie znamy. Dla osiągnięcia takiego celu nie marnuj bezowocnie twego skarbu, ale go wykorzystaj. Wyjdź z domu i uczestnicz we Mszy Świętej. Świat mógłby istnieć nawet bez słońca, ale nie może istnieć bez Mszy świętej”.
***
“Póki nie jesteśmy pewni, że nasze sumienie jest obciążone ciężką winą nie należy zaprzestawać przyjmowania Komunii świętej”.
***
“Przed Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie wzbudzaj święte uczucia, rozmawiaj z Nim, módl się i trwaj w Objęciach Umiłowanego”.
***
“Jak mogę nosić w mym małym sercu Nieskończonego? Jak mogę zamykać Boga w małej celi mej duszy? Moja dusza napełnia się w bólu i miłości. Napełnia mnie trwoga, że nie zdołam zatrzymać Go w wąskiej przestrzeni mego serca”.
_____________________________________________________________________________________________________________
7 KWIETNIA
WIELKI PIĄTEK
20.00 LITURGIA MĘKI PAŃSKIEJ
* DZIEŃ ŚCISŁEGO POSTU CO DO JAKOŚCI I ILOŚCI
* PIERWSZY DZIEŃ NOWENNY DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
* O GODZ. 15.00 W KAPLICY IZBIE – DROGA KRZYŻOWA
_____________________________________________________________________
_______________________________________________
Dziś przed krzyżem klękamy jak przed Najświętszym Sakramentem
i całujemy go z wielką czcią, wielbimy adorując …
__________________________________________________________________________________________
Dzisiejszego wieczoru medytując Mękę Pana naszego Jezusa Chrystusa
wchodzę w nieprawdopodobną ciszę.
Nie ma muzyki ani śpiewu.
Są jedynie lamentacje.
Kapłan w milczeniu zbliża się do obnażonego ołtarza przed którym pada na twarz. Ten gest wyraża „ukorzenie się człowieka oraz smutek i ból Kościoła”.
Na ołtarzu nie ma zapalonych świec.
Nie ma krzyża.
I nie ma Mszy św.
W takiej scenerii pragnę pokutować za grzechy swoje i grzechy świata całego.
Słucham opisu Męki Pańskiej według Ewangelii św. Jana.
I widzę coraz wyraźniej jak często i jak lekkomyślnie swoimi wyborami skazywałem
Ciebie, Panie Jezu na śmierć.
Jak uczynić zadość za każdy Twój upadek, Jezu?
Jak wynagrodzić za każde wyszydzanie Ciebie, Jezu?
Bo w Twojej męce wpisany jest mój konkretny grzech.
Wiem, że łaską jest pragnienie, aby doznać nawrócenia. Dlatego proszę o tę łaskę.
Już w Ogrodzie oliwnym Twój pot stał się krwią.
W tym duchowym cierpieniu widziałeś, Jezu,
jak bardzo wielu tak bezgranicznie ukochanych przez Ciebie nie tylko nie uszanuje,
ale pogardzi Twoją Miłością.
Dziś w Wielki Piątek cierpisz także fizycznie.
Dlatego medytuję opis Twojej Męki i proszę Cię, Panie,
abym nie zwątpił patrząc na Twoje niewyobrażalne cierpienia i śmierć,
ale oddał Tobie całego siebie bez żadnych zastrzeżeń.
Bo tylko Ty, Panie, możesz przeprowadzić mnie z moim krzyżem przez ten padół wszystkiego czego się wciąż lękam.
Dróg jest wiele, ale Tyś jest tą jedyną Drogą, prawdziwą, która ma moc doprowadzić do zmartwychpowstania.
ks. Marian
__________________________________________________________________________
Tajemniczy wizerunek Chrystusa.
Stworzony nieprzerwaną linią. Jak to możliwe?
Ta szesnastowieczna rycina przedstawiająca Chrystusa w koronie cierniowej była jednym z najpopularniejszych wizerunków Zbawiciela w XVII-wiecznej Europie. Jednak technika wykonania wizerunku pozostaje tajemnicą, której nikt nie zdołał powtórzyć.
Sudarium św. Weroniki, znane także pod tytułami Święte Oblicze, Oblicze Chrystusa, przedstawiające twarz umęczonego Jezusa wpisaną w koło to jeden z najbardziej tajemniczych wizerunków Zbawiciela. Stworzył je w 1649 r. francuski grawer i malarz Claude Mellan (1598 –1688).
Twarz Chrystusa
Miedzioryt na pierwszy rzut oka nie różni się od innych dzieł z epoki. Ale gdy spojrzymy na niego z bliska zobaczymy, że twarz Chrystusa tworzy ciągła, nieprzerwana spiralna linia. Zaczyna się na czubku nosa, rozwija się (zgodnie z ruchem wskazówek zegara), rozszerza i ponownie zwęża, nie stykając się z sąsiednią linią, i tworzy kompletny obraz.
***
Spoglądają na nas smutne oczy Jezusa. Widzimy detale, takie jak krople krwi i potu, poszczególne włosy na brodzie i pukle loków na głowie, a także misternie wykończoną koronę cierniową. Wszystkie te elementy, cienie i efekt plastyczny powstały poprzez wygięcie i poszerzenie lub osłabienie pojedynczej, wygrawerowanej linii.
„Święte Oblicze”
U dołu znajdują się dwie łacińskie inskrypcje. Pierwsza z nich informuje, że autorem pracy jest Claude Mellan i powstała ona w Luwrze w 1649 r. Druga, Formatur Unicus Una Non Alter (łac. jedyny uczyniony z jedynego [być może „jednorodzony”?], żadnego innego), od wielu lat stanowi zagadkę i budzi domysły historyków sztuki.
Jedna z interpretacji sugeruje, że chodzi o osobę jednorodzonego Syna Bożego, zrodzonego z Dziewicy, a napis NON ALTER oznacza, że nie ma nikogo, kto przypominałby, kto byłby drugim Chrystusem. Jednocześnie napis nawiązuje też do mistrzowskiej techniki grawera, jego pewnej ręki, której pracy nikt nie jest w stanie skopiować.
Tym bardziej, że napis miał podobno umieścić przyjaciel Mellana, Michel de Marolles, opat z Villeloin-Coulangé w środkowej Francji. Niektórzy badacze skłaniają się też do teorii, że napis odnosi się do odbicia Chrystusowego oblicza, które w momencie podania przez św. Weronikę chusty zostało stworzone „ręką Boga”.
Krzysztof Stępkowski/Aleteia.pl
______________________________________________________________
Dzisiejszy dzień jest dniem postu ścisłego co do ilości i jakości.
Wstrzemięźliwością od pokarmów mięsnych i post ścisły (trzy posiłki w ciągu dnia, w tym tylko jeden – do syta) zobowiązani są wszyscy wierzący powyżej 14-tego roku życia, a post dotyczy osób pełnoletnich do 60-tego roku życia. (Kodeks Prawa Kanonicznego: 1251-1252)
Poprzez post mam doświadczyć głodu, który mnie osłabi, bo w tej słabości łatwiej uświadomić sobie, jak bardzo jestem słaby, kruchy i bezbronny. Ta niemoc nakarmienia samego siebie powinna mnie tak mocno ogarnąć, że zaczynam wołać do Boga: Nakarm mnie! Tak bardzo potrzebuję Ciebie, Panie!
Mój dobrowolnie przyjęty post, który powinienem odczuć, pomoże mi zbliżyć się i zjednoczyć z Panem naszym Jezusem Chrystusem przyjmującym całkowicie dobrowolnie krzyż naszych grzechów po to, aby poprzez swoją mękę i śmierć i chwalebne Zmartwychwstanie nakarmić swoim Ciałem głód całego świata.
________________________________________________________________________
Nowenna przed Świętem Miłosierdzia Bożego
Nowennę tę kazał Pan Jezus siostrze Faustynie zapisać w sierpniu 1937 roku, polecając odprawianie jej przed Świętem Miłosierdzia, począwszy od Wielkiego Piątku:
“Pragnę, abyś przez te dziewięć dni sprowadzała dusze do zdroju mojego miłosierdzia, by zaczerpnęły siły i ochłody, i wszelkiej łaski, jakiej potrzebują na trudy życia, a szczególnie w śmierci godzinie. W każdym dniu przyprowadzisz do serca mego odmienną grupę dusz i zanurzysz je w tym morzu miłosierdzia mojego. A ja te wszystkie dusze wprowadzę w dom Ojca mojego. Czynić to będziesz w tym życiu i w przyszłym. I nie odmówię żadnej duszy niczego, którą wprowadzisz do źródła miłosierdzia mojego. W każdym dniu prosić będziesz Ojca mojego przez gorzką mękę moją o łaski dla tych dusz.
Odpowiedziałam: Jezu, nie wiem, jak tę nowennę odprawiać i jakie dusze wpierw wprowadzić w najlitościwsze Serce Twoje. – I odpowiedział mi Jezus, że powie mi na każdy dzień, jakie mam dusze wprowadzić w Serce Jego”. (1209)
_________________________________________
PIERWSZY DZIEŃ NOWENNY DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
______________________________________________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________________________________
2 KWIETNIA, WSPOMINAMY XVIII ROCZNICĘ “ODEJŚCIA DO DOMU OJCA”
ŚW. JANA PAWŁA II
______________________________________________________________________________________________________________
Homilia św. Jana Pawła II,
którą wygłosił był 43 lata temu w Niedzielę Palmową
***
– Jezus, idąc do Jerozolimy w tym momencie, odsłania siebie całkowicie wobec tych, którzy przygotowuję zamach na Jego życie. Odsłania się zresztą od dawna, głosząc to wszystko, co głosi – i nauczając, czego naucza. Czytania liturgiczne ostatnich tygodni ukazują to bardzo przejrzyście: “wjazd do Jerozolimy” stanowi nowy, zdecydowany krok na drodze ku śmierci, jaką gotują Mu przedstawiciele starszyzny żydowskiej. Nie mogły nie spotęgować niepokoju Najwyższej Rady i nie przyśpieszyć ostatecznej decyzji słowa wypowiadane przez “całe mnóstwo” pielgrzymów, zdążających wraz z Jezusem do Jerozolimy – powiedział podczas homilii wygłoszonej 30.03.1980 r. św. Jan Paweł II.
1. Chrystus przybliża się do Jerozolimy z uczniami. Czyni to podobnie jak inni pielgrzymi, synowie i córki Izraela, którzy w tym tygodniu poprzedzającym Paschę podążają do Jerozolimy. Jezus jest jednym z wielu.
Zdarzenie to można więc uznać za zwyczajne, jeśli sadzić po jego zewnętrznym przebiegu. Jezus przybliża się do Jerozolimy od strony Góry Oliwnej; a więc także od strony miejscowości Betfage i Betania. Tam poleca dwom uczniom przyprowadzić osiołka. Daje im dokładne wskazówki co do tego, gdzie znajdą zwierzę i jak maję odpowiedzieć tym, którzy będą pytać, w jakim celu to czynią. Uczniowie postępują ściśle według tych wskazówek. Pytającym, czemu odwiązują oślę, odpowiadają: “Pan go potrzebuje” (Łk 19, 31) – i ta odpowiedź wystarcza. Osiołek jest młody. Nikt jeszcze dotąd nie siadał na nim, Jezus będzie pierwszy. Tak więc dalszy ciąg drogi do Jerozolimy odbywa Jezus siedząc na osiołku. Od pewnego jednak momentu ta podróż, która nie miała w sobie nic niezwykłego, zamienia się w prawdziwy “wjazd do Jerozolimy”.
Dzisiaj sprawujemy liturgię Niedzieli Palmowej, która nam ten “wjazd” przypomina i uobecnia. W specjalnym obrzędzie liturgicznym powtarzamy i odtwarzamy to wszystko, co czynili i mówili uczniowie Jezusa – bliżsi i dalsi – na owej drodze, jaka wiodła spoza Góry Oliwnej do Jerozolimy. Podobnie jak oni trzymamy w rękach gałęzie palmowe i wypowiadamy – a raczej wyśpiewujemy – słowa uwielbienia, które oni wówczas wypowiadali. Słowa te, wedle zapisu ewangelii Łukaszowej, brzmią: “Błogosławiony król, który przychodzi w imię Pańskie, Pokój w niebie i chwała na wysokościach” (Łk 19, 38).
Poprzez niniejsze okoliczności zwyczajne wydarzenie: Jezus przybliżający się z uczniami do Jerozolimy w związku z bliskim świętem Paschy – nabiera wyraźnie znaczenia mesjańskiego. Szczegóły, jakie znajdują miejsce w ramach tego wydarzenia, wskazują na to, że dopełniają się w nim proroctwa. Wskazują również na to, że na kilka dni przed Paschą, w owym momencie swego publicznego posłannictwa, Jezus zdołał przekonać do tego posłannictwa wielu zwyczajnych ludzi w Izraelu. Oprócz najbliższych – dwunastu – szła już za Nim rzesza – “całe mnóstwo uczniów”, jak mówi ewangelia Łukasza (19,37), którzy niedwuznacznie dawali do poznania, iż widzą w nim Mesjasza.
2. Niedziela Palmowa otwiera Wielki Tydzień Męki Pańskiej – i niesie już w sobie pełny wymiar tego Tygodnia. Dlatego też czytamy cały opis Męki Pańskiej według św. Łukasza.
Jezus, idąc do Jerozolimy w tym momencie, odsłania siebie całkowicie wobec tych, którzy przygotowuję zamach na Jego życie. Odsłania się zresztą od dawna, głosząc to wszystko, co głosi – i nauczając, czego naucza. Czytania liturgiczne ostatnich tygodni ukazują to bardzo przejrzyście: “wjazd do Jerozolimy” stanowi nowy, zdecydowany krok na drodze ku śmierci, jaką gotują Mu przedstawiciele starszyzny żydowskiej. Nie mogły nie spotęgować niepokoju Najwyższej Rady i nie przyśpieszyć ostatecznej decyzji słowa wypowiadane przez “całe mnóstwo” pielgrzymów, zdążających wraz z Jezusem do Jerozolimy.
Mistrz ma pełną świadomość tego. Wszystko, co czyni, czyni z tą świadomością, idąc za słowem Pisma, które przewidziało poszczególne momenty Jego Paschy. “Wjazd do Jerozolimy” był wypełnieniem Pisma.
Odsłania się więc Jezus z Nazaretu w świetle słowa proroków, które On jeden przyjmował w całej pełni. Nie liczyło się z pełnią tego słowa ani to “całe mnóstwo uczniów”, którzy na drodze do Jerozolimy, śpiewając “Hosanna”, “wielbili radośnie Boga za wszystkie cuda, jakie widzieli” (Łk 19, 37) – ani nawet owych Dwunastu Najbliższych. Tym ostatnim miłość do Chrystusa nie pozwalała przypuścić żadnych złych myśli. Pamiętamy, jak kiedyś powiedział Piotr: “nie przyjdzie to na Ciebie”.
Natomiast dla Jezusa słowa proroków są przejrzyste do końca: odsłaniają się przed Nim całą pełnią swej prawdy – i On sam otwiera się wobec prawdy całą głębią swojego ducha. Przyjmuje ją w całości. Niczego nie ogranicza. Znajduje w słowach proroków właściwe znaczenie powołania Mesjasza: swego powołania. Znajduje w nich wolę Ojca.
“Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem, ani nie cofnąłem”! (Iz 50, 5)
W ten sposób liturgia Niedzieli Palmowej zawiera już w sobie pełny wymiar Męki: wymiar Paschy. “Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mej twarzy przed zniewagami i opluciem” (Iz 50, 6). “Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, wykrzywiają wargi i potrząsają głowami…”. “Przebodli ręce moje i nogi, policzyć mogę wszystkie moje kości…”. “Dzielą między siebie moje szaty i los rzucają o moją suknię…” (Ps 22 [21], 8, 17-19).
3. Oto liturgia Niedzieli Palmowej: pośród okrzyków rzeszy, wśród uniesienia uczniów, którzy słowami proroków głoszą i wyznają w Nim Mesjasza – On jeden, Chrystus, zna do końca prawdę swojego posłannictwa; On jeden, Chrystus, czyta do końca to, co napisali o Nim prorocy.
W Nim też to wszystko, co powiedzieli i napisali, wypełnia się wewnętrzną prawdą Jego duszy. On już jest wolą i sercem w tym wszystkim, co w zewnętrznych wymiarach czasu jest jeszcze przed Nim: On już w tym swoim tryumfalnym pochodzie, w swoim “wjeździe do Jerozolimy” jest posłuszny aż do śmierci – do śmierci na krzyżu (Flp 2, 8).
Pomiędzy wolą Ojca, który Go posłał, a wolą Syna trwa głębokie, pełne miłości zjednoczenie: wewnętrzny pocałunek pokoju – pocałunek odkupienia. W tym pocałunku, w tym oddaniu bez granic “Jezus Chrystus, istniejąc w postaci Bożej… ogołaca samego siebie, przyjąwszy postać sługi… uniża samego siebie” (Flp 2, 6-8). I trwa w tym uniżeniu, w tym ogołoceniu własnego wnętrza. Idzie tym wyniszczonym, ogołoconym wnętrzem – On, Syn Człowieczy – ku wydarzeniom, które przyniosą najbliższe dni. Ku wydarzeniom, wśród których to Jego wewnętrzne uniżenie, ogołocenie, wyniszczenie przyoblecze się w zewnętrzne kształty: będzie oplwany, ubiczowany, zelżony, wyszydzony, odrzucony przez własny lud, skazany na śmierć, ukrzyżowany – aż wypowie ostatnie “wykonało się” i odda ducha swego Ojcu.
Taki jest ów “wewnętrzny” ingres Jezusa do Jerozolimy – ten, który dokonuje się w Jego duszy na progu Wielkiego Tygodnia.
4. W pewnym momencie zbliżają się do niego faryzeusze, którzy nie mogą znieść okrzyków rzeszy na cześć Chrystusa wkraczającego do Jerozolimy – i mówią: “Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom”. Jezus odpowiada: “Powiadam wam, jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą” (Łk 19, 39 – 40).
Rozpoczynamy dzisiaj Wielki Tydzień Męki Pańskiej w Rzymie. W tym mieście nie brak kamieni, które mówią o tym, jak dotarł tutaj krzyż Chrystusa. Jak się zakorzenił w tej stolicy starożytnego świata.
Oby kamienie nie zawstydzały żywych ludzi. Oby serca nasze i sumienia wołały głośniej od nich!
mp/opoka.org.pl
______________________________________________________________________________________________________________
To ja zobaczyłem, że to już koniec…
wspomnienia z momentu śmierci św. Jana Pawła II
W rocznicę śmierci św. Jana Pawła II prezentujemy wzruszający fragment książki Magdaleny Wolińskiej-Riedi „Zdarzyło się w Watykanie”, w którym moment odejścia Ojca Świętego opisuje Massimiliano – ówczesny sanitariusz w Poliklinice Gemelli w Rzymie.
©Wydawnictwo Biały Kruk/Adam Bujak
***
– Prawie dwadzieścia lat temu watykańska służba zdrowia organizowała specjalną ekipę do opieki nad coraz bardziej schorowanym Janem Pawłem II. Pracowałem wtedy w Poliklinice Gemelli w Rzymie. Kilkakrotnie zdarzyło mi się opiekować papieżem podczas jego pobytów w tym szpitalu. Kolega, z którym tam współpracowałem, wymienił moje nazwisko, kiedy kompletowano wspomnianą ekipę. Kilka miesięcy później, w 2002 roku, trafiłem do Watykanu. Był to bez wątpienia trudny czas. Najtrudniejszy w mojej medycznej karierze. W Gemelli, gdzie pracowałem od 1990 roku, kiedy miewałem do czynienia z Ojcem Świętym, to jedynie przez kilka godzin, najwyżej kilka dni. Tutaj ta opieka miała być na stałe, a przy tym nabrała zupełnie innego, bardzo osobistego charakteru.
(…)
Ostatniego dnia, w sobotę, wszyscy czuwaliśmy przy łóżku Ojca Świętego. Klęczały przy nim siostry sercanki, te, które całe życie zajmowały się prowadzeniem jego domu, byli obaj sekretarze, był też kardynał Jaworski, matka Tekla – przełożona sióstr brygidek, jeśli dobrze pamiętam. Z sypialni papieskiej nie oddalał się również doktor Buzzonetti ani drugi lekarz, reanimator. Byłem też ja oraz drugi sanitariusz, Andrea.
To ja zobaczyłem, że to już koniec… I wyłączyłem monitor, kiedy papież przestał oddychać. Zrobiłem ostatnie EKG, które potwierdziło śmierć. Walczyłem ze sobą, z własnymi emocjami. Tłumaczyłem sobie, że muszę być twardy, niewzruszony, skoro wszyscy wokół mnie są w tym momencie zrozpaczeni. W środku cały drżałem, ale nie dałem tego po sobie poznać.
Największe wzruszenie wywołała we mnie reakcja doktora Buzzonettiego, który płakał jak dziecko. Przez te wszystkie lata nie tylko był osobistym lekarzem papieża, ale też stał się jego prawdziwym przyjacielem. Jego rozpaczliwy płacz uświadomił mi jeszcze mocniej, jak wielką stratą była śmierć Jana Pawła II i jak wielkim był on człowiekiem. Był przepełniony dobrem, a nade wszystko wiarą. Miał niesamowicie silną wiarę w Boga – może zabrzmi to niewiarygodnie i górnolotnie, ale dla mnie papież był cały przeniknięty Bogiem.
Kiedy obejmowałem go ramionami, by go podtrzymać, przenieść czy obrócić, czułem niewytłumaczalną moc ducha, coś wielkiego, nieopisanego, co w nim drzemało. Czegoś takiego nie doświadczyłem nigdy, zbliżając się do żadnej innej osoby. Oczywiście w momencie kiedy stwierdziliśmy, że funkcje życiowe Ojca Świętego definitywnie ustały, ruszyła cała machina ceremoniału związanego ze śmiercią głowy Kościoła. Zaczęli wchodzić kardynałowie, by oddać mu pokłon, a niedługo potem zabraliśmy się do przygotowania ciała papieża do wystawienia go publicznie. Pojawił się kardynał kamerling, który przystąpił do obrzędu ogłoszenia zgonu, zgodnie ze wskazówkami zawartymi w Ordo exsequiarum (Ceremoniale pogrzebu).
Po chwili dołączyli też ceremoniarze z Urzędu Papieskich Ceremonii Liturgicznych ze szkatułą pełną szat przewidzianych na okoliczność śmierci następcy świętego Piotra.
Magdalena Wolińska-Riedi – “Zdarzyło się w Watykanie”/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Problemem nie jest Jan Paweł II
Jakoś jestem spokojny o Jana Pawła II. Jeśli o kimś mógłbym powiedzieć, że jest na pewno święty, to o nim. Nie dlatego, że został beatyfikowany i kanonizowany, bo to jest tylko konsekwencja. Dlatego, że po prostu był święty. Dotąd mi w uszach brzmią słowa, które ks. Konrad Krajewski – wtedy jeszcze ceremoniarz papieski – w Kolegium Polskim w Rzymie powtarzał jak refren: „Dotykałem świętego. Dlaczego nie zostałem świętym?”.
Koronacja cudownego obrazu Matki Bożej Opolskiej na Górze św. Anny, 21 czerwca 1983 r.
Reprodukcja Łukasz Krzysztofka
***
Nie boję się akt, archiwów i świadków, tak jak nie boję się, że ktoś znajdzie jakiś starożytny manuskrypt, które będzie miał inną wersję Ewangelii. Jest bowiem za wiele świadectw, które potwierdzają jej zgodność, żeby lękać się o to, co z tymi świadectwami może nie być zgodne. Miliony ludzi na całym świecie śledziło papieża z daleka i z bliska. I jeśli wołaliśmy „Santo subito”, to nie dlatego, że wybraliśmy emocje i rezygnację z solidnych badań. Po prostu było to tak oczywiste jak słońce i księżyc, a świadków tego, że nie ma się do czego przyczepić było więcej niż lądowania Amerykanów na księżyc.
Problem nie jest z Janem Pawłem II. Problem jest z nami. Coś dziwnego dzieje się w społeczeństwie i to jest widoczne przynajmniej na siedmiu płaszczyznach.
Po pierwsze, nie zależy nam na rozwiązywaniu prawdziwych problemów. W styczniu 2013 trzy razy dziennie sprawdzałem, co na temat Kościoła i księży piszą na głównej stronie portale gazeta.pl, onet. pl. i interia.pl. Okazało się, że ilość artykułów na głównej mówiąca na ten temat wahała się między 30 a 60 w zależności do portalu i prawie wszystkie były negatywne, tzn. mówiące o negatywnym zachowaniu księży. W styczniu 2023 roku zrobiłem podobnie, z tym, że sprawdzałem raz dziennie i dodałem jeszcze wirtualna.pl. Z grubsza (bo zawsze coś mogłem pominąć) na głównej stronie na temat Kościoła i księży było tekstów: 27 (Interia), 28 (WP), 40 (Gazeta) a nawet 45 (Onet). Księży w Polsce jest 30 tysięcy, 4 razy więcej jest lekarzy, 5 razy więcej jest żołnierzy, 20 razy więcej jest nauczycieli, ale ilość artykułów na temat innych profesji jest zdumiewająca niska. A przecież wystarczy zejść z Internetu do realu, żeby zobaczyć, że problemy, którymi żyją ludzie są naprawdę inne. Ale nam jako społeczeństwu nie zależy na rozwiązywaniu prawdziwych problemów. I to jest pierwszy nasz problem.
Po drugie, nie zależy nam na faktach. Były badania GUS-u na temat przyczyn małej dzietności Polaków. Każdy mógł je zobaczyć. Abp Jędraszewski w liście na Wielki Post wymienił te, które były najczęstsze. Rozpętała się burza. To nic, że z badań wynikało, że tylko 2% podaje za przyczynę zbyt małej mieszkanie. I nawet można by zrozumieć sławny list Polki, bo przecież ktoś może się w tych 2% procentach znajdować. Ale jeśli największe portale – także katolickie – szerują problemy z przewijakami i nawet jedna czy drugi profesor mówią w mediach, że przyczyną braku otwarcia na życie – wbrew badaniom – są problemy finansowe, to o co nam chodzi? Nam jako społeczeństwu coraz mniej zależy na faktach. I to jest drugi nasz problem.
Po trzecie, nie zależy nam na prawdzie. Wybuchła afera z ks. Stryczkiem. Kilkaset świadków przesłuchanych. Nie skażą go za mobbing. „Ale jest winny, choćby sąd inaczej orzekł, bo to są takie sprawy, których się nie da udowodnić”. Wybuchła sprawa z bp. Szkodoniem. Był proces. Nie stwierdzono winy. „Ale skoro nie ma pewności, że nic nie było, na pewno coś było”. To samo z kard. Dziwiszem. Przyjechał z Rzymu kard. Bagnasco. Sprawdzał zarzuty tuszowania pedofilii. Zarzuty się nie potwierdziły. „Ale skoro się znali z Rzymu, to na pewno poszło po znajomości”. Nam jako społeczeństwu nie zależy na prawdzie. Zależy nam na tym, żeby nasza opinia była prawdą, a nie żeby prawda była naszą opinią. I to jest nasz trzeci problem.
Po czwarte, nie zależy nam na żadnych archiwach. Przerabialiśmy to już przy okazji lustracji a jeszcze bardziej w sprawie McCarrricka. Raport był zrobiony rzetelnie. Każdy mógł go przeczytać. I każdy kto umie czytać, zobaczył, że nie można oskarżać papieża w tej sprawie. Pomogło? Nie. Wystarczy poczytać niektóre teksty a jeszcze lepiej komentarze. Tysiące ludzi dalej uważa i powtarza jak mantrę, że papież jest winny. Dlatego rozpowszechnia się zdjęcie papieża z McCarrrickiem, wypowiadając słowa o „drapieżcy seksualnym” i sprawa gotowa. Zmieniły coś badania archiwów? Nie. Bo nam jako społeczeństwu nie zależy na archiwach. Nam zależy na hakach. I to jest nasz czwarty problem.
Po piąte, nie zależy nam na ofiarach. Gdyby nam zależało na ofiarach, to byśmy walczyli z pedofilią a nie z pedofilią w Kościele. Jeśli nauczyciel widzi, że cała klasa ściąga na sprawdzianie i wpisuje ocenę niedostateczną tylko prymusowi, to czy nauczycielowi zależy na tym, żeby cała klasa nie ściągała? Nie. Zwłaszcza, że cała klasa cieszy się, że prymus dostał pałę. Gdyby nam zależało na ofiarach, to byśmy sprawdzili wszystkie archiwa, wyłapali każdego SB-ka, który złamał życie niejednej osobie. Wyrzucili z sejmu i sądów ludzi, którzy przyłożyli rękę do rządów komuny. Zrobilibyśmy narodowy program walki z pedofilią, informowali na portalach, jak sobie radzi z tym Kościół a jak nauczyciele, jak lekarze a jak terapeuci. Przepytali świat celebrytów i dziennikarzy. Ale nam nie zależy na ofiarach. Raz skrzywdzeni staję się narzędziem partykularnych interesów. I to jest nasz piąty problem.
Po szóste, nie umiemy myśleć. Przecież każdą sprawę musi się rozpatrywać w szerszym kontekście, również historycznym. Czy naprawdę mądrym jest oskarżać katolickich lekarzy za to, że sto lat temu operowali bez masek? Czy można śmiać się ze starożytnych uczonych za to, że uważali, że ziemia jest płaska? Nigdy nie wolno przerzucać swoich pojęć i rozumienia wiedzy na czasy, kiedy takiej wiedzy nie było! Historia lubi się powtarzać. I wierzę gorąco w to, że tak jak my oskarżamy poprzednie pokolenia, oskarżą i nas. Nie wiem za co. Czy za pozwalanie od najmłodszych lat na smartfony, czy za to, że będąc tak wykształceni, nie rozumieliśmy, że aborcja to zabójstwo. Nie wiem za co. Ale jeśli społeczeństwo nie postawi na homo sapiens, to homo emoticus na pewno nie będzie przejmował się, jaka była historyczna prawda, tylko wsadzi nas w takie ramy, jakie mu będą pasować. Nie potrafimy zgodzić się na prymat myślenia nad emocjami. I to jest nasz szósty problem.
Po siódme, jesteśmy nielogiczni. Jeśli ktoś mówi, że nie rozumie, jak papież mógł nie zrobić więcej dla ofiar, a afiszuje się profilem wspierającym marsz za aborcją, jeśli ktoś strzela do kamery, że episkopat to dno a nie zna nawet 10% biskupów, to nie ma w tym żadnej logiki. Logika jest nieodłączną częścią prawdy. I nie będzie prawdy tam, gdzie nie będzie logicznego myślenia. Nie potrafimy logicznie myśleć, coraz mniej łączymy przyczyny ze skutkami, nie przeszkadza nam, że to się nie trzyma kupy, bo światem zaczęły rządzić lajki a nie logika. Stąd również nie oblejemy studenta, bo choć logicznie tyle mu się należy, tak zrobić nie można, bo nas lubił nie będzie. Zdecydowaliśmy się jako społeczeństwo, że lubienie jest ważniejsze niż logika. I to jest nasz siódmy problem.
Problemem nie jest Karol Wojtyła II, bo jemu zależało na prawdzie i ta prawda go wyzwoliła. Problem jest z nami. On nas przeprowadził przez Morze Czerwone. Nam zachciało się na nowo Egiptu. Nie prawdy, do której dochodzi się przez krzyż, ale faraonów emocji, manipulacji, krzyków i podziałów. I jak tak dalej pójdzie, skończymy zniewoleni każdy własną wizją przeszłości. Jak rodacy Jezusa, którzy potrafili nawet zapłacić za to, żeby rozgłaszać, że Chrystus nie zmartwychwstał.
ks. Wojciech Węgrzyniak/wegrzyniak.com/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
Nie sądzę
Sąd Piłata (Pasja Rothenburska).
XV w. Autor nieznany. Reichsstadtmuseum. Rothenburg nad Tauberem, Niemcy
***
W każdym procesie chodzi o prawdę. Także wtedy, gdy siedzi ona na ławie oskarżonych.
Wyrok „winien” zapadł, zanim ks. Adam Rucki stanął przed sędziami. Wcześniej, zanim go zamknęli, pracował z młodzieżą. Do kościoła w Jabłonkowie ściągali młodzi z całej okolicy. W komunistycznych Czechach to była rzecz nie do przyjęcia. Miarka się przebrała, gdy 33-letni wtedy kapłan ochrzcił syna komunistki. Szpicel wszystko doniósł. Ksiądz Adam trafił za kratki. W roku 1985 odbył się proces. Trwał dwa dni. Wreszcie przyszedł czas na ostatnie słowo oskarżonego. Ksiądz Adam przygotował sobie przemowę, ale…
– Duch Święty wszystko mi wygumował – opowiada. – Nie wiedziałem, jak się nazywam. Zacząłem mówić, jak Jezus nauczył mnie kochać. Także tego człowieka, który mnie wydał. Powiedziałem sędziom: „On nie wie, co czyni. I wam tu, z tego miejsca z serca przebaczam”. A potem nie wiem już, co mówiłem. Pamiętam ostatnie zdania. Popatrzyłem na sędziów i powiedziałem: „Ja tu stoję przed wami, ale pewnego dnia wszyscy staniemy przed sędzią sędziów. Ja chciałbym wtedy spojrzeć Mu w twarz z uśmiechem. Dlatego róbcie, co musicie, panowie”. Ludzie płakali, sędziowie byli bladzi jak ściana. Duch Święty na sali sądowej wiał jak tajfun, atmosfera była niesamowita. Potem pomyślałem: „Po co się przygotowywałem? Przecież Pan Jezus powiedział, że w takiej chwili Duch waszego Ojca będzie przez was przemawiał”. Teraz zobaczyłem, jak te słowa Ewangelii się wypełniły.
Ustawianie wyroku
Jest coś mistycznego w sytuacjach, gdy prawda ściera się z kłamstwem. „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” – powiedział Jezus, stojąc przed sądem Piłata. „A cóż to jest prawda?” – zapytał cynicznie namiestnik. Nie miał pojęcia, że Prawda stoi przed nim. Jezus jest prawdą. Osobową. „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” – mówi sam o sobie.
Bóg „nie może się zaprzeć siebie samego” – powie apostoł. A siedem wieków wcześniej Izajasz prorokował o Nim: „W Jego ustach kłamstwo nie postało”. Ten, który jest prawdą, zna całą prawdę i mówi zawsze prawdę. A zwykły śmiertelnik? Mimo postępów cywilizacyjnych jesteśmy jak dzieci we mgle. Nie znamy wektorów wyznaczających kierunek zdarzeń, a i zdarzenia dostrzegamy wycinkowo. Co my wiemy o sobie, o innych, o świecie? Sokrates doszedł do tego: „Wiem, że nic nie wiem”. Oto szczyt ludzkiej mądrości – świadomość własnej niewiedzy.
Na tej mizernej podstawie sądzimy i wyrokujemy. Nie ma dramatu, gdy wyrokujący ma dobrą wolę, jeśli szczerze chce poznać prawdę i wydać uczciwy wyrok. Gorzej, gdy prawda osądzającemu przeszkadza. Tak jak to było wtedy, w tym procesie procesów, gdy jedyny Sprawiedliwy stanął przed trybunałem sług kłamstwa.
„Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić” – czytamy u Mateusza. Bo decyzja zapadła kilka dni wcześniej, po tym, gdy Jezus wskrzesił Łazarza. „Tego więc dnia postanowili Go zabić” – czytamy u Jana.
Gdy sędziowie mają cel inny niż sprawiedliwość, szanse na uczciwy wyrok maleją do zera. A gdy celem tym jest zgładzenie podsądnego, tak samo maleją szanse jego przeżycia.
Nie żeby sędziowie Jezusa tak po prostu chcieli Go zabić. Nie, skądże. Oni szlachetni byli. Sam arcykapłan „Kajfasz poradził Żydom, że warto, aby jeden człowiek zginął za naród”. O naród podobno chodziło, o cel nadrzędny, który – no trudno – czasem wymaga ofiar.
Jak widać, zasada „cel uświęca środki” była stosowana na długo przed tym, jak sformułował ją Machiavelli. Kto ją stosuje, nigdy nie ma czystych intencji, także wtedy, gdy sam to sobie skutecznie wmawia. Oficjalnie nikt nigdy świadomie nie skazuje niewinnego z podaniem prawdziwych przyczyn. Skazaniec musi wyglądać na takiego, który zasłużył na wyrok. Tak jak się to w 1966 roku przydarzyło paulinowi o. Krzysztofowi Kotnisowi, faktycznie skazanemu przez PRL za nazywanie aborcji morderstwem. Dostał dwa lata więzienia z utratą praw publicznych i obywatelskich za „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości, mogących wyrządzić istotną szkodę interesom państwa polskiego”. Pozwolono mu wygłosić ostatnie słowo: „Przyjmuję cierpienie dla sprawiedliwości” – powiedział. Wiedział, czyje to słowa. „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” – obiecał Jezus. Ojciec Krzysztof wiedział, że te słowa są także dla niego. Mimo bólu – uszczęśliwiające.
Nie zawsze ofiary fałszywych procesów dożywają ziemskiej rehabilitacji, ale osoby postronne z reguły łatwo rozpoznają rzeczywiste motywy prześladowców. W sądzie nad Jezusem nikt chyba na serio nie uwierzył w gadanie o „dobru narodu”. Nawet dla Piłata to było jasne. „Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali” – relacjonuje Mateusz.
Jest wielbłądem
Zanim jednak sprawa trafiła przed namiestnika, proces nie szedł łatwo. Nawet podstawieni „świadkowie” nie dawali rady. Kłamstwo, biegnąc na swoich krótkich nóżkach, co chwila dostawało zadyszki. „Wielu wprawdzie zeznawało fałszywie przeciwko Niemu, ale świadectwa te nie były zgodne” – podaje Marek. Zawsze tak jest. W obliczu niewinności podstęp się plącze, zaprzecza sam sobie i sam siebie kompromituje. W końcu dwaj kłamcy zeznali: „On powiedział: »Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować«”.
Typowa półprawda. Naprawdę Jezus powiedział: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Różnica z pozoru drobna, ale istotna. W fałszywym zeznaniu wygląda to tak, jakby się Jezus chełpił zdolnością robienia sztuczek, i to kosztem przybytku samego Boga. „On zaś mówił o świątyni swego ciała” – wyjaśnia ewangelista Jan.
Z opisu Mateusza wynika, że Jezus nie reagował na fałszywe oskarżenia. „Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?” – zdziwił się najwyższy kapłan. „Lecz Jezus milczał” – czytamy. Nie zaszczycił oczywistego kłamstwa polemiką, nie poniżył się tłumaczeniem z gatunku „nie jestem wielbłądem”. Przemówił dopiero wtedy, gdy arcykapłan zapytał Go wprost, dotykając samej istoty Jego misji: „Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?”.
Są takie chwile, gdy nie można stosować uników, niezależnie od ceny, jaką przyjdzie za to zapłacić. To była taka chwila. „Tak, Ja Nim jestem” – zabrzmiały nieprawdopodobne słowa. Tak nieprawdopodobne, że dla takich ludzi jak członkowie trybunału okazały się nie do przyjęcia. Mesjasza może by jeszcze przełknęli. Wiedzieli, że miał nadejść, czekali na niego – ale Syn Boży? Jak człowiek może powiedzieć coś takiego? Rzeczywiście – nikt nigdy nie miał prawa tego powiedzieć. Tylko Jezus, On jeden jedyny. Nie mógł inaczej: bo to była prawda.
Znamienne: Jezus nie prowokuje wypadków, nie wypowiada bez potrzeby słów, które przesądzą o jego losie. Wcześniej, gdy Piotr powiedział: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”, On surowo zabronił uczniom o tym mówić. Teraz daje świadectwo prawdzie, bo dać je trzeba. Tak samo będą robić pokolenia męczenników, łączących swoje cierpienie z męką Jezusa. Takie będzie doświadczenie i tych chrześcijan, których skażą rzymskie trybunały, i tych prześladowanych w wiekach późniejszych, i tych niedawno zarzynanych przez islamistów. Nie będą pewnymi siebie pyszałkami, pokrzykującymi jak Piotr: „Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć”. Będą liczyli na łaskę męczeństwa. I gdy alternatywą będzie zaparcie się wiary, otrzymają tę łaskę: z podniesionym czołem powiedzą: „Jestem chrześcijaninem”.
Odruchy stadne
Dalej jest już chóralne „Ukrzyżuj!” na placu przed siedzibą namiestnika. Jak to możliwe? Przecież dopiero co tłumy krzyczały „Hosanna!”. Jeszcze nie zwiędły zerwane wtedy liście palmowe, a już taka zmiana opinii społecznej? Wielu z ludzi, którzy tam byli, musiało znać Jezusa, a przynajmniej słyszeć o Nim dobre rzeczy. Głośno było o Nim od wybrzeża Morza Czerwonego po górę Hermon – że uzdrawia, wskrzesza, złe duchy wygania, rozmnaża chleb. Nikt nie doznał od Niego żadnej krzywdy, wszędzie za to było mnóstwo ludzi, którzy swoim odzyskanym wzrokiem, zdrowym ciałem i duchem świadczyli o otrzymanych od Niego niesłychanych dobrodziejstwach. Aż tu nagle okazuje się, że nawet zbója wolą od Jezusa.
Tyle warte jest poparcie społeczne. Łaska społeczna jeździ na pstrym koniu, który nie kieruje się prawdą, tylko nastrojem i emocjami, a żywi się fejkami. Parę fałszywych wiadomości, parę podstępnych sugestii i niezobowiązujących obietnic podsuniętych przez cyników – i gotowe. Jakie to prawdziwe przysłowie, że gdy kto wszedł między wrony, zacznie krakać jak i one.
Pewnie gdyby każdego z osobna zapytać o przyczynę tej nagłej nienawiści, okazałoby się, że właściwie to nikt nie ma nic przeciw Jezusowi, a nawet każdy jest jego zwolennikiem, tylko że tak, no wiecie, „w sercu”.
Zostanie szczęście
Jest coś błogosławionego w procesach wytaczanych ludziom za ich zaangażowanie na rzecz sprawiedliwości: oskarżony jest błogosławiony. Czyli szczęśliwy. „Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie” – zapowiada Jezus w Kazaniu na Górze. Zatem znoszenie urągań i wysłuchiwanie o sobie kłamstw nie oznacza konieczności natychmiastowego prostowania i ripostowania. To dym, „nastrój społeczny”, który rozwieje się równie nagle, jak się pojawił. Poczekaj, burza minie. Pozostanie błogosławieństwo, które ma swoje korzenie w ofierze, jaką poniósł Jezus znoszący dobrowolnie najbardziej krzyczącą niesprawiedliwość. Owocu tego błogosławieństwa zakosztował także ks. Adam Rucki. Dziś pełni funkcję ojca duchownego kapłanów diecezji ostrawsko-opawskiej. Jest szczęśliwym kapłanem. Największa i wspaniała niespodzianka przyszła jednak w 2011 roku, gdy ks. Adam prowadził rekolekcje w Trzyńcu. Na zakończenie podszedł do niego wiekowy mężczyzna. – Ksiądz mnie poznaje? To ja księdza osądziłem przed dwudziestu pięciu laty. Wtedy byłem niewierzący, ale uwierzyłem w Jezusa – powiedział ze łzami w oczach.
– Padliśmy sobie w ramiona, popłakaliśmy się. „Bracie, witaj w Kościele!” – powiedziałem. Szaweł stał się Pawłem, Dzieje Apostolskie ciągle aktualne! Wszystko działa! Nie wiem, czy przed śmiercią zakosztuję jeszcze większego szczęścia – cieszy się ksiądz.
Prawda zawsze zwycięża. Bo Jezus jest prawdą.•
Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny
______________________________________________________
PIERWSZA SOBOTA MIESIĄCA – 1 KWIETNIA – KOŚCIÓŁ ŚW. PIOTRA
OD GODZ. 17.00 – SPOWIEDŹ ŚWIĘTA
GODZ. 18.00
MSZA ŚWIĘTA WIGILIJNA Z NIEDZIELI MĘKI PAŃSKIEJ
PO MSZY ŚW. NABOŻEŃSTWO WYNAGRADZAJĄCE ZA ZNIEWAGI I BLUŹNIERSTWA SKIEROWANE PRZECIWKO NIEPOKALANEMU SERCU NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY.
Prośba Maryi, Bożej Matki, która jest i naszą Matką,
wciąż czeka na spełnienie – pięciu pierwszych sobót miesiąca.
Matka Boża objawiając się w Fatimie trojgu pastuszkom – bł. Hiacyncie, bł. Franciszkowi i Łucji – powiedziała, że Pan Jezus chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, aby ludzie Ją lepiej poznali i pokochali. To nabożeństwo ma również charakter wynagradzający Jej Niepokalanemu Sercu za zniewagi wyrządzone przez ludzi. Tym, którzy będą je z wiarą praktykować, Maryja obiecała zbawienie. Poprzez to nabożeństwo mogą się oni przyczynić do ocalenia wielu ludzi od potępienia i zapowiadanych przez Matkę Najświętszą katastrof cywilizacyjnych. Nabożeństwo to uzyskało aprobatę kościelną i od tej pory rozwija się na całym świecie.
Orędzie fatimskie nie zostało definitywnie zakończone wraz z cyklem objawień w Cova da Iria, w roku 1917. Dnia 10 grudnia 1925 r. siostrze Łucji ukazali się w celi domu zakonnego św. Doroty w Pontevedra Najświętsza Maryja Panna i obok niej Dzieciątko Jezus opierające się na świetlistej chmurze. Dzieciątko położyło jej dłoń na ramieniu, a Maryja pokazała jej w drugiej dłoni Serce otoczone cierniami. Wskazując na nie, Dzieciątko napomniało wizjonerkę tymi słowami: – Zlituj się nad Sercem twej Najświętszej Matki okolonym cierniami, które niewdzięczni ludzie wbijają w każdej chwili, a nie ma nikogo, kto by przez akt zadośćuczynienia te ciernie powyjmował.
Maryja dodała: – Córko moja, spójrz na Serce moje otoczone cierniami, które niewdzięczni ludzie przez bluźnierstwa i niewdzięczność w każdej chwili wbijają. Przynajmniej ty pociesz mnie i przekaż, że tym wszystkim, którzy w ciągu pięciu miesięcy, w pierwsze soboty, wyspowiadają się, przyjmą Komunię świętą, odmówią różaniec i będą mi towarzyszyć przez kwadrans, rozważając 15 tajemnic różańcowych, w intencji zadośćuczynienia Mnie, w godzinę śmierci obiecuję przyjść z pomocą, ze wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia.
W dniu 15 lutego 1926 roku siostrze Łucji na nowo ukazało się w Pontevedra Dzieciątko Jezus. Podczas tego objawienia siostra Łucja przedstawiła Dzieciątku pewne trudności, jakie będą miały niektóre osoby, żeby przystąpić do spowiedzi w sobotę i poprosiła, by spowiedź była tak samo ważna podczas kolejnych ośmiu dni. Pan Jezus odpowiedział: – Tak, spowiedź może być ważna o wiele więcej dni, pod warunkiem, że gdy będą Mnie przyjmować, będą w stanie łaski uświęcającej i wyrażą intencję zadośćuczynienia za znieważenie Niepokalanego Serca Maryi. Siostra Łucja podniosła jeszcze kwestię dotyczącą sytuacji, w której ktoś w momencie spowiedzi zapomni sformułować intencję, na co Pan Jezus odpowiedział następująco: – Mogą to uczynić przy następnej spowiedzi, wykorzystując w tym celu pierwszą nadarzającą się okazję.
Podczas czuwania w nocy z dnia 29 na 30 maja 1930 roku, Pan Jezus przemówił do siostry Łucji, podając jej rozwiązanie innego problemu: – Praktykowanie tego nabożeństwa będzie dopuszczone również w niedzielę po pierwszej sobocie, jeżeli moi księża – ze słusznych powodów – przyzwolą na to. Przy tej samej okazji, nasz Pan dał Łucji odpowiedź na jeszcze inne pytanie: – Dlaczego pięć sobót, a nie dziewięć albo siedem, dla uczczenia cierpień Matki Bożej? – Moja córko, powód jest bardzo prosty: jest pięć rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi: 1. Bluźnierstwa przeciwko Niepokalanemu Poczęciu. 2. Przeciw dziewictwu Matki Bożej. 3. Przeciw Jej boskiemu macierzyństwu, przy równoczesnym sprzeciwie uznania Jej za Matkę rodzaju ludzkiego. 4. Czyny tych, którzy usiłują publicznie wpoić w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet nienawiść do tej Matki Niepokalanej. 5. Czyny takich, którzy profanują wizerunki Najświętszej Panny.
Elementy nabożeństwa
Spowiedź wynagradzająca. Należy do niej przystąpić w intencji wynagradzającej w pierwszą sobotę miesiąca, przed nią lub nawet po niej, byleby tylko przyjąć Komunię świętą w stanie łaski uświęcającej. Do spowiedzi można przystąpić nawet tydzień przed lub po pierwszej sobocie. Gdy podczas jednego z objawień siostra Łucja zapytała Pana Jezusa, co mają uczynić osoby, które zapomną powiedzieć przed wyznaniem swoich grzechów o intencji wynagradzającej, otrzymała odpowiedź: – Mogą to uczynić przy następnej spowiedzi, wykorzystując w tym celu pierwszą nadarzającą się okazję. Według wyjaśnienia siostry Łucji, następne trzy elementy tego nabożeństwa powinny być spełnione w pierwszą sobotę miesiąca, choć dla słusznych powodów, spowiednik może udzielić pozwolenia na wypełnienie ich w następującą po pierwszej sobocie niedzielę.
Komunia święta wynagradzająca.
Część różańca świętego. Należy odmówić pięć tajemnic w intencji wynagradzającej. Można rozważać którąkolwiek z części różańca.
Rozważanie. Następnym elementem tego nabożeństwa jest rozważanie jednej lub wielu tajemnic różańcowych w ciągu przynajmniej 15 minut. Matka Najświętsza nazwała ten rodzaj modlitwy „dotrzymywaniem Jej towarzystwa”, co można zrozumieć w ten sposób, iż mamy rozmyślać wspólnie z Matką Najświętszą.
Można w tym celu, jako pomoc w rozmyślaniu, przeczytać uważnie odpowiadający danej tajemnicy fragment Pisma Świętego albo książki, wysłuchać konferencji lub kazania. Temu rozważaniu także powinna towarzyszyć intencja wynagradzająca.
Obietnice Matki Najświętszej
1. Tym, którzy będą praktykować to nabożeństwo, obiecuję ratunek. Przybędę w godzinę śmierci z całą łaską, jaka dla ich wiecznej szczęśliwości będzie potrzebna.
2. Te dusze będą obdarzone szczególną łaską Bożą; przed tronem Bożym jako kwiaty je postawię.
W praktyce pięciu sobót należy przede wszystkim położyć nacisk na intencję wynagrodzenia, a nie osobiste zabezpieczenie na godzinę śmierci. Jak w praktyce pierwszych piątków, tak i pierwszych sobót nie można poprzestać tylko na dosłownym potraktowaniu obietnicy, na zasadzie „odprawię pięć sobót i mam zapewnione zbawienie wieczne”. Do końca życia będziemy musieli stawiać czoła pokusom i słabościom, które spychają nas z właściwej drogi, ale nabożeństwo to stanowi wielką pomoc w osiągnięciu wiecznej szczęśliwości. Aby je dobrze wypełnić i odnieść stałą korzyść duchową, trzeba, aby tym praktykom towarzyszyło szczere pragnienie codziennego życia w łasce uświęcającej pod opieką Matki Najświętszej. Jeśli na pierwszym miejscu postawimy delikatną miłość dziecka, które pragnie ukoić ból w sercu ukochanego Ojca i Matki, ból zadany obojętnością i wzgardą tych, którzy nie kochają – bądźmy pewni, że nie zabraknie nam pomocy, łaski i obecności Matki Najświętszej w godzinie naszej śmierci.
*****
Spełnijmy prośbę Matki.
*****
ŻYWY RÓŻANIEC
Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń.
Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
*****
INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA
NA MIESIĄC KWIECIEŃ 2023
Intencja papieska:
*Módlmy się o większe propagowanie kultury rezygnacji z przemocy, do której prowadzi coraz rzadsze używanie broni, zarówno przez państwa, jak i obywateli.
więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja
Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Glasgow:
* za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
* za papieża Franciszka, aby Duch Święty prowadził go, a św. Michał Archanioł strzegł.
* Panie Jezu Chryste, otwórz oczy mojego serca, abym mógł każdą chwilę swojego życia przeżywać darem Bożej Mądrości. Bądź uwielbiony za “Twoją klęskę” na kalwaryjskiej drodze w oczach świata, bo dzięki tej klęsce świat, przez który przechodzą wciąż nowe pokolenia, otrzymał największy dar. Odtąd każdy człowiek, jeżeli tylko zechce, już tu na tym świecie, może wchodzić do Bożego Domu i staje się jego domownikiem. Drzwi są otwarte – otwarte na oścież od czasu tej jedynej i najważniejszej Nocy. Dlatego ta Noc jest Wielkanocą.
***
Intencja dodatkowa dla Róży Matki Bożej Częstochowskiej (II),
św. Moniki i bł. Pauliny Jaricot:
* Rozważając drogi zbawienia w Tajemnicach Różańca Świętego prosimy Bożą Matkę, która jest również i naszą Matką, aby wypraszała u Syna swego a Pana naszego Jezusa Chrystusa właściwe drogi życia dla naszych dzieci.
______________________________________________________________________________________________________________