Całkowicie zaufać Jego Słowu
III Niedziela Zwykła – ROK C
W dzisiejszym I Czytaniu jest wzruszający opis, jak to Naród Wybrany, po powrocie z wygnania w 488 roku przed Chrystusem, przeżywa Święto Namiotów. Kapłan Ezdrasz, na drewnianym podwyższeniu, otworzył Księgę, a cały zgromadzony lud podniósł się i z należnym szacunkiem słuchał świętych słów.
Jeszcze z ministranckich czasów pamiętam taki obraz: kapłan stał na ambonie i zanim zaczął czytać tekst Pisma św. wypowiadał słowa: „Na większą cześć i chwałę Pana Boga Wszechmogącego, a nam na zbawienny pożytek czyta Kościół święty, Matka nasza, Ewangelię”. Wszyscy obecni w kościele w postawie stojącej robili – tak jak i dziś – na czole, na ustach i na sercu znak krzyża, aby usłyszane Słowa Boże pozostały w pamięci, w mowie i w sercu.
Te dwa szczegóły: kapłan stojący na podwyższeniu i otwarcie Księgi, która jest Księgą życia, mają tutaj swoje szczególne znaczenie. Kapłan Ezdrasz stanął na drewnianym podwyższeniu nie tylko dlatego, aby lepiej być słyszanym. Jest to przede wszystkim zapowiedź krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata. Pan Jezus stale przygotowywał swoich uczniów na ten moment: „A Ja gdy zostanę podwyższony wszystkich pociągnę do siebie”. Z kolei Księga życia dopóki jest zamknięta – dopóty człowiek trwa w swojej niemocy i w swoim poniżeniu. Dopiero kiedy Słowo Boga jest czytane i znajduje rezonans w ludzkich sercach – wtedy ci, którzy je przyjmują odnajdują w sobie moc, która jest mocą Bożą. I mogą się podnieść i wyzwolić. Dlatego dzień, w którym kapłani otwierają Biblię, aby ją czytać we wspólnocie, jest naprawdę dniem radości: „Ucieszyłem się, gdy mi powiedziano, że pójdziemy do Domu Pana” – mówi psalmista. A słowa Nehemiasza, kończące dzisiejsze Czytanie, czyż nie dotyczą i nas, uczestników niedzielnej Eucharystii?: „A nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest ostoją waszą”.
Zaś dzisiejsza Ewangelia jest już wypełnieniem Starotestamentowej zapowiedzi. Bo oto przychodzi do synagogi, w swoim rodzinnym mieście, w dzień szabatu, sam Chrystus Pan. Wstaje i czyta proroka Izajasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana”. A więc nic dziwnego, że „oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”.
W Starym Testamencie jubileuszowy rok obchodzono co 49 lat. Polegał on na powszechnej amnestii. Niewolników obdarzano wolnością, dłużnikom darowano długi. Ale odkąd Syn Boży przyszedł na tę ziemię, aby wypełnić Boży zamysł – rok łaski nie obejmuje już tylko 365 dni, ale trwa i trwać będzie nieustannie aż do ostatniego wieczoru świata. Dlatego charakter wiary chrześcijańskiej jest zdecydowanie radosny. I jeżeli papieże ogłaszają w Kościele jubileuszowe lata, to po to, aby przypominać i odnawiać tę prawdę, że chrześcijaństwo ze swej natury jest orędziem wyzwolenia.
O. Jacek Salij, dominikanin, pisze, „że sama logika naszej wiary domaga się od nas tego, abyśmy usłyszeli Chrystusową obietnicę wolności i starali się wyzwolić z niewoli naszych lęków, czy różnych ciemnych namiętności, nałogów, czy chorobliwych ambicji”.
I tak się wciąż dzieje, że kiedy człowiek naprawdę uwierzy w Ewangelię – to przekonuje się jaką moc ma Ewangelia i jak potrafi prowadzić człowieka, nieraz po trudnych ścieżkach, dając mu prawdziwe wyzwolenie.
Tu posłużę się konkretnym przykładem, aby lepiej zrozumieć co to znaczy „wierzyć”. To znaczy po prostu całkowicie zawierzyć siebie Panu Bogu – bo „Słowa Twe, Panie, są duchem i życiem”.
Kardynał Miloslav Vlk, prymas Czech, zanim stał się osobą znaną i szanowaną nie tylko w Kościele, ale i w świecie, przeszedł bardzo wiele doświadczeń i prób. Długo nie mógł być przyjęty do seminarium duchownego, bo w szkole średniej nie wstąpił do organizacji prokomunistycznej. Nie został również przyjęty na studia mimo dobrze zdanej matury. I w tamtym czasie pojechał do pewnego sanktuarium maryjnego. Podczas Mszy św. usłyszał słowa, które utkwiły mu w pamięci: „Upokórzcie się pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili”. Zrozumiał wtedy, że bardziej trzeba polegać na Słowie Bożym niż na ludziach. Toteż cierpliwie czekał na przyjęcie do seminarium, co nastąpiło w 1964 roku po 12 latach starań. Gdy został wyświęcony na księdza, był gorliwym kapłanem, za co władze państwowe przerzucały go na trudne parafie. W końcu w 1978 roku, po 10 latach pracy duszpasterskiej, władze wymówiły mu umowę o pracę. Ks. Vlk przyjął to doświadczenie, wyjechał do Pragi i tam przez 10 lat mył szyby wystawowe. Msze św. mógł tylko odprawiać potajemnie u swoich przyjaciół.
Po upadku komunizmu w 1989 roku ks. Vlk mógł już swobodnie pracować na parafii. Niedługo został biskupem, potem arcybiskupem w Pradze, a w końcu w 1994r. – kardynałem.
Kiedy w Watykanie odbierał biret kardynalski, podczas liturgii Słowa usłyszał, o dziwo, te same słowa, co przed 42 laty w maryjnym sanktuarium: „Upokórzcie się pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili”.
Jak nieprawdopodobnymi drogami prowadzi Bóg tych, którzy mają odwagę całkowicie zaufać Jego Słowu. Jeżeli tylko człowiek pragnie słuchać Bożego Słowa – to na pewno usłyszy Je, bo Kościół święty, Matka nasza, wciąż czyta pełnym głosem Ewangelię stojąc na miejscu podwyższonym.
Ks. Marian Łękawa SAC