Franz Jägerstätter urodził się w Austrii w rodzinie katolickiej. Nic nie wskazywało w jego młodzieńczych latach, że życie poprowadzi go do męczeństwa. Był zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się wśród rówieśników chłopcem. Ukończył podstawową szkołę a potem pracował jako robotnik. I oto w pewnym okresie swojego życia nagle stał się bardzo dojrzały i odpowiedzialny.
Sprawy religii traktował poważnie. I to nie było u niego jakieś fanatyczne. On był po prostu dobrym katolikiem, nie z metryki, jak to się mówi. Ożenił się z Anną, którą zapoznał w swojej rodzinnej miejscowości. Mieli troje dzieci.
W tym czasie sytuacja w Europie wyglądała coraz bardziej złowrogo ze swoją II wojną światową. Franz miał 36 lat, kiedy poznał, co to jest strach w całej swojej rozciągłości. Mianowicie dostał wezwanie do armii hitlerowskiej. Ale on już wcześniej rozważył ten problem i zadecydował, że nie pójdzie. Wtedy taka odmowa była równoznaczna z samobójstwem. Przyjaciele próbowali go nakłonić, żeby zmienił decyzję. Ale on odpowiadał bardzo zdecydowanie:
– Nie mogę iść.
– Dlaczego?
– Ponieważ jestem przekonany, że ta wojna nie jest wojną sprawiedliwą. Uważam, że gdybym poszedł, zrobiłbym źle. To byłoby wbrew mojemu sumieniu.
– Ale wielu innych poszło. Czemu ty nie możesz?
– Co inni robią, to jest ich sprawa. Ja muszę postępować według mojego sumienia.
– To gdzie jest twoja lojalność do ludzi z twojego kraju, do twojej flagi?
– Nie próbujcie mi mieszać w głowie. Ja kocham moich ludzi, moją ojczyznę, ale dla mnie jest jeszcze jedno prawo, które stoi ponad wszystkimi ludzkimi prawami. Jest to prawo Boże. A ono mi mówi, że ta wojna jest niesprawiedliwa.
– Zobacz, my wszyscy jesteśmy zobowiązani, aby słuchać władzy. Poza tym nie ty robisz wojnę. Więc nie jesteś za nią odpowiedzialny.
– To prawda, ale ja wciąż mam swoje sumienie, które przypomina mi, że przyjdzie taki dzień, w którym będę musiał odpowiedzieć za wszystko, co zrobiłem. I wtedy nie będę mógł chować się za kimś innym, zasłaniać moim krajem, czy moją flagą.
– Pewnie myślisz, że jesteś lepszy od tych wszystkich, którzy idą na wojnę i podejmują ryzyko utraty swojego życia na froncie?
– Ja wcale tak nie powiedziałem. Tak naprawdę, ja zdaję sobie sprawę, że jestem słaby, tchórzliwy i popełniam złe rzeczy. Tylko gdybym poszedł, czułbym się winny i straciłbym wewnętrzny pokój.
– Na pewno któregoś dnia ubierzesz mundur i weźmiesz broń do ręki, a wtedy poczujesz się zupełnie inaczej. Zapomnisz o swoich dziwnych ideałach.
– Dla mnie istnieje jednak coś cenniejszego niż mundur czy jakieś wojenne odznaczenia.
– I co to takiego?
– Tą najbardziej cenną rzeczą, jaka istnieje na świecie, jest świadomość nieuczestniczenia w złu.
– I to jest twoja ostateczna odpowiedź?
– Tak, to jest moja ostateczna odpowiedź.
Franz zdawał sobie sprawę z wszystkich konsekwencji wynikających z jego odmowy. Niedługo po tej rozmowie został aresztowany. Jeszcze w więzieniu próbowano nakłonić go do zmiany zdania. Nawet żona błagała, aby raz jeszcze zastanowił się nad swoją decyzją. Ale było to daremne. 9 sierpnia 1943 wykonano na nim wyrok śmierci.
Franz bardzo przypomina Tomasza More. Król Anglii Henryk VIII domagał się, aby Rzym unieważnił jego małżeństwo, które było ślubem ważnie zawartym. Kiedy okazało się to niemożliwe, władca postanowił wziąć całą sprawę w swoje ręce i ożenił się powtórnie. I nakazał wszystkim pełniącym ważne urzędy na jego dworze podpisać dokument oznajmiający, że król postąpił słusznie. Wielu podpisało, ale Tomasz More odmówił i zapłacił za to swoim życiem.
„Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. Taką dał odpowiedź Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii nie tylko tym, którzy obłudnie zadali Mu pytanie: „Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?” Im zresztą nie o prawdę szło. Oni chcieli tylko „pochwycić Jezusa w mowie”. Ta Boża odpowiedź jest skierowana do każdego ludzkiego sumienia, aby umiało się rozeznać w różnych sytuacjach życia, co jest dobrem prawdziwym, a co jest tylko egoistyczną samowolą. Istnieje tu granica i to bardzo wyraźna pomiędzy tym, co boskie, a tym, co cesarskie.
Czy przypadkiem ja sam nie grzeszę taką obłudą, próbując stawiać podchwytliwe pytania samemu Bogu? Tu pomysłowość człowieka w wyszukiwaniu argumentów jest bardzo duża, aby tylko przesunąć granicę, którą nakreślił Bóg. Chodzi o to, aby było trochę łatwiej, trochę przyjemniej, żeby w trudnych sytuacjach wybrać drogę wygodną. W ten sposób wchodzę w takie zakłamane sytuacje, w których można się całkowicie pogubić i zaplątać.
Adam Mickiewicz wyraził bardzo dosadnie taką sytuacje człowieka:
„Mówisz, niech sobie ludzie nie kochają Boga,
byle im była cnota i Ojczyzna droga.
Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach,
Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach”.