Życie jedyne i prawdziwe
Kahill Gibran w jednym ze swoich opowiadań opisuje w jaki sposób oko zostało całkowicie niezrozumiane. Otóż pewnego dnia oko powiedziało: „W niebieskiej mgle za tymi dolinami widzę górę. Czyż nie jest ona piękna?” Ucho nadsłuchiwało przez chwilę i odparło: „Nie słyszę żadnej góry!” Ręka dorzuciła swoje trzy grosze: „Próbuję dotknąć, lecz nie znajduję żadnej góry”. Nos przyłączył się do chóru oponentów: „Niczego nie czuję. Tam nie ma góry”. Oko odwróciło się w inną stronę. Natomiast oponenci po krótkiej dyskusji zgodnie stwierdzili, że z okiem jest coś nie w porządku.”
Niezrozumienie, z którym spotyka się Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii jaki ma kontekst? Z czego się ono bierze? Słowa, które mówi Chrystus do Żydów, są skierowane wprost i bez żadnych ogródek: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Thomas Merton komentując tę rozmowę pisze, że słowa Jezusa „rozmyślnie miały ich w najwyższym stopniu zadziwić i prawdziwie zgorszyć. Konieczne było, aby Żydzi zdali sobie sprawę, że nie posiedli prawdziwego światła, jak to sobie wyobrażali: przeciwnie, Prawo, Pismo, tradycja starszych, które jak wierzyli, są źródłem światła i życia, de facto zaślepiały wzrok ich ducha i tłumiły prawdziwe życie w ich sercach, ponieważ serca te odmówiły otwarcia się na Bożego ducha”.
Dlatego Pan Jezus powiedział: „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie”.
I nie pomogły tłumaczenia. Nie pomogło cudowne rozmnożenie chleba. Wielu ludzi zasłuchanych w Chrystusową mowę o Eucharystii po prostu skwitowało ją jednym zdaniem: „Trudna jest ta mowa”. I odchodzą ponieważ postawiony przez Jezusa radykalny wymóg wiary, że On jest „chlebem, który zstąpił z nieba” okazał się nie do przyjęcia. Ewangelista zaznacza: „Sprzeczali się więc między sobą Żydzi, mówiąc: „Jak On może nam dać swoje ciało na pożywienie?” Stoi przed nimi żywy człowiek i chce się ofiarować na pokarm, aby ci, którzy będą się Nim karmić mogli mieć Jego życie, które jest życiem jedynym i prawdziwym. Czy może być coś bardziej absurdalnego? Byli pewni, że pochodzenie Jezusa jest ziemskie: „Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: „Z nieba zstąpiłem”.
Tu przypomina mi się historia związana ze słynnym odkryciem, o którym słyszałem od ks. prof. Sedlaka. Mianowicie u schyłku rewolucji francuskiej w roku 1794 uczony Halley opublikował pracę naukową, pierwszą w historii świata, o kamieniach spadających z nieba. Kiedy uczeni francuscy przeczytali tę pracę, jeden z wybitnych fizyków francuskich podczas sesji naukowej publicznie tak się wyraził: „Wierzę w to, że kamienie spadają z nieba, bo pan Halley widocznie dostał takim kamieniem w głowę, skoro podobne głupstwa potrafi pisać”. I choć tysiące tych kamieni leżało na polach i choć ludzie widzieli podczas nocy spadający ognisty szum i choć dzisiaj wiemy, że prof. Halley miał rację, to wtedy stał się głupcem uderzonym takim kamieniem. Bo jak się czegoś nie wie – to jest strasznie głupio. To jest takie śmieszne jak kamienie spadające z nieba w roku 1794 dla uczonych Akademii francuskiej.
Ci, którzy uważali się za mądrych odchodzili od Chrystusa, powątpiewając czy to w ogóle możliwe?
Mowa Jezusa, wygłoszona w synagodze w Kafarnaum, przestaje być skandalizującą i niezrozumiałą wtedy jeśli przyjmie się ją z ufnością dziecka, wierząc do końca, że to naprawdę Miłość Boga stała się pokarmem dla człowieka.
Pytanie Jezusa: „Czyż i wy chcecie odejść?” jest pytaniem skierowanym nie tylko do Piotra i małej gromadki. Każdy człowiek staje przed taką alternatywą – odejść, czy pozostać? Ale zanim człowiek zdecyduje się na pozostanie, na przyjęcie Ciała Pańskiego „konieczne jest – jak pisze Thomas Merton – wewnętrzne poruszenie naszej woli, która nas wyzwala z samych siebie, przynajmniej w pragnieniu. Jesteśmy oswojeni z faktem, że Chrystus „przychodzi do nas” w komunii, ale zapominamy o jeszcze ważniejszym aspekcie tej tajemnicy, o tym, że aby On do nas przyszedł, my musimy przyjść do Niego, „musimy sami zezwolić na wzniesienie się do Niego” przez Ojca. To znaczy, że w naszych komuniach musimy się starać uświadomić sobie, że poddajemy się boskiemu działaniu, które wciąga nas w tajemnicę Chrystusa. Musimy sobie uprzytomnić, że szukając Jezusa, posłuszni jesteśmy woli Ojca i ukrytym natchnieniom Ducha Świętego, przynaglającym nas do życia wiecznego, jako członki Chrystusa”.
Ojciec święty Jan Paweł II w Roku Wielkiego Jubileuszu mówił do dwumilionowej rzeszy młodych ludzi zebranych w Tor Vergata w Rzymie: „Czy trudno jest wierzyć w takim świecie? Czy trudno jest wierzyć w roku dwutysięcznym? Tak! Jest trudno. Nie należy tego ukrywać. Jest to trudne, ale z pomocą łaski jest to możliwe, tak jak Jezus wyjaśnił Piotrowi: Ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie”.
ks. Marian Łękawa SAC