Wybranie, powołanie i posłanie
W Korei podczas ostatniej wojny w jednej z wiosek został ostrzelany katolicki Kościół. Figura Chrystusa, która stała na placu przed kościołem podczas strzelaniny została rozbita na wiele części.
Grupa amerykańskich żołnierzy pomagała potem księdzu zebrać fragmenty figury, z których udało się złożyć prawie całą postać Chrystusa za wyjątkiem rąk. Zaproponowali więc księdzu, że polecą do Ameryki, aby zamówić nowe ręce. Ale ksiądz nie zgodził się.
Mam lepszą myśl – powiedział – zostawmy postać Chrystusa bez rąk. A na postumencie zrobimy napis: Przyjacielu, użycz mi swoich rąk.
Ksiądz chciał w ten sposób wywołać refleksję u tych, którzy przechodząc, będą patrzeć na takiego Chrystusa, że oto Pan Bóg zechciał potrzebować naszych rąk, aby podnosiły tych, którzy upadli. Naszych nóg, aby szukały pogubionych. Naszych uszu, które słuchałyby samotnych i naszego głosu, który budziłby nadzieję.
Ten obraz, myślę, że jest dobrym wprowadzeniem do rozważania dzisiejszego Słowa Bożego, w którym jest mowa o wybraniu, powołaniu i posłaniu. Pan Jezus powołuje Dwunastu i nie podaje żadnych wyjaśnień dlaczego akurat ci. I może dziwić, że właśnie wybrał takich zwyczajnych, niczym nie wyróżniających się ludzi. A gdyby im czegoś brakowało w wypełnianiu zleconej misji – Jezus zapewnia, że będzie im to dodane.
Hans Urs von Balthasar komentując ten tekst pisze: „Jednego brak im na pewno – i to właśnie otrzymują w chwili rozesłania – prawa głoszenia królestwa Bożego wraz z władzą nad duchami nieczystymi, co jest możliwe tylko wówczas, gdy posiadamy Ducha Świętego, który rozprzestrzeniając się, ogranicza sferę działania duchów nieczystych. Ponieważ otrzymują te rzeczy od Jezusa w darze, przeto żąda się od nich, by nie dodawali do tego własnych pomocy i środków perswazji; to dlatego nie mają zabierać ze sobą ani torby, ani chleba, ani pieniędzy, ani ubrań na zmianę, nie mają też upatrywać wygód, jeśli chodzi o dach nad głową. Zaś zlecona im misja ogranicza się do głoszenia, wzywania do nawrócenia, bez wymogu osiągnięcia sukcesu. Jeśli ich słowa nie odniosą skutku, nie ich to sprawa, wówczas mają po prostu ruszyć dalej”… Sama bowiem prawda ewangeliczna jest najbardziej przekonywająca.
Dzisiejsze I Czytanie z Księgi proroka Amosa pokazuje Bożego wysłannika ze Starego Testamentu. Bowiem Bóg w każdym czasie zleca konkretne zadania. Za panowania króla Jerobama II, około 750 roku przed narodzeniem Chrystusa, Królestwo Izraela miało okres materialnej prosperity. I szerzyła się wtedy również niesprawiedliwość społeczna, wyzysk biednych. Moralna korupcja poszerzała swoje kręgi. Właśnie w taki czas Bóg wybiera i posyła proroka Amosa, który sam jest zdziwiony, że ma iść, aby głosić prawdę o Bogu i o ludzkich sprawach: „Nie jestem prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan”. Jego przepowiadanie spowodowało, że skazany został na wygnanie: „ Widzący, idź, uciekaj sobie do ziemi Judy”.
A kiedy nadeszła pełnia czasów, Bóg posyła swego Syna Jezusa Chrystusa, który z kolei powołuje galilejskich rybaków. Ani prorocy Starego Testamentu, ani Apostołowie nie pragnęli tej misji, nie wybierali jej sami; zostali po prostu postawieni na tej drodze. I pomimo zaskoczenia szli – byli posłani.
Ten proces wciąż trwa poprzez wieki, poprzez kraje i tak Boże przesłanie dociera do ludzkich serc.
Ojciec św. Jan Paweł II w Encyklice Misja Zbawiciela napisał zaraz na wstępie: „Wiara bowiem umacnia się, gdy jest przekazywana.”
Wtedy ile odnajduje się przestrzeni w swoim sercu i w życiu społecznym, które stały się na powrót zupełnie sprofanowane i to nie tylko pod wpływem czasu.
Jak to dobrze, że Boża ręka wciąż dotyka ludzkich ramion. I ci co są wolni od wewnętrznego oporu na pewno czują to dotknięcie i słyszą skierowane do nich słowo: „Idź, prorokuj do narodu mego”. Tak stają się posłanymi.
Cyprian Norwid genialnie ujął poezją teologię takiej osoby przez Boga dotkniętej:
„Duchowny gdzieżby, o promiennym czole
I nie porywacz dusz intryg kleszczami,
Lecz na pokory zasłanym popiele
Z oczyma rzeczy przyszłych feniksami
A od kochania cały w swym aniele,
Poufny nawet srogi słów światłością
Którego moc jest niemoc, niemocnością,
Którego cichość jak olejek wonny
A głośność jako wóz potwornokonny
Z świętego Jana patmosowych mocy
Którego wzrusza nawet kształt i wzięcie,
Którego prostość jest jako obłocy
Na uciszonym niebie o północy
A drzwi jako zastygłe pieczęcie,
A okno ptactwu przystępne głodnemu,
Widzeniom dobrym i słońcu wschodniemu”.
ks. Marian Łękawa SAC