‘Czyjaś ręka strzelała, inna ręka prowadziła kulę’.
Kto uratował Jana Pawła II?
Czy uda się wyjaśnić do końca wszelkie sekrety związane z zamachem na życie Jana Pawła II sprzed 27 lat? Większość wysiłków podejmowanych do tej pory obierało jako kierunek poszukiwań pytanie o mocodawców i o polityczne kulisy spisku przeciwko papieżowi. Zastanawiano się też przy okazji, jaki związek mogło łączyć usiłowanie zabicia Ojca Świętego z tzw. trzecią tajemnicą fatimską i obietnicą duchowego odrodzenia się Rosji. Koncentrowanie się na szczegółach okoliczności towarzyszących cierpieniu i cudownemu uratowaniu wielkiego papieża stanowi element podsumowania jego życia, zwłaszcza zaś uważnego odczytania znaków jego świętości. Właśnie niedawno udało się odsłonić nowy interesujący szczegół.
Inna ręka
Któż zdoła odgadnąć, jakim cudem, owego 13 maja 1981 roku, dwudziestotrzyletni „szary wilk”, zawodowy killer, profesjonalny morderca, Mehmet Ali Agca nie zdołał zamordować papieża Jana Pawła II? Wszak od miejsca w drugim rzędzie, które zajmował, do przejeżdżającej odkrytym samochodem ofiary dzieliły go zaledwie trzy metry. Bezbronny i odsłonięty papież nie miał żadnych szans na uniknięcie tego, co zamierzał uczynić wynajęty egzekutor.
Dlaczego więc zabójca chybił? I to w sytuacji, gdy wyeliminowanie popularnego papieża miało 99,99 procent szans powodzenia. Gdyby wówczas powiodła się próba przerwania owego wielkiego pontyfikatu, inaczej wyglądałby dzisiejszy świat, inne też oblicze miałby współczesny Kościół.
Wiemy, że Jan Paweł II swe ocalenie zawsze przypisywał nadprzyrodzonej interwencji Najświętszej Dziewicy. W rok po zamachu, podczas odwiedzin sanktuarium w Fatimie, powiedział: Widziałem we wszystkim, co mi się przydarzyło, nadzwyczajną macierzyńską opiekę Maryi. Dwanaście lat później wyznał włoskim biskupom: To pewna matczyna ręka poprowadziła trasę kuli, tak, iż umierający papież zatrzymał się na progu śmierci. Śmiertelna kula się zatrzymała, papież zaś żyje. Żyje, aby służyć. To, co Jan Paweł II lubił podsumowywać w zdaniu: Czyjaś ręka strzelała, inna ręka prowadziła kule, znalazło potwierdzenie w obiektywnej, naukowej analizie lekarskiej: Zauważyłem coś niewiarygodnego – przyznał szef kliniki Gemelli w Rzymie, profesor Crucitti. – Kula zdawała się biec zygzakiem przez żołądek, omijając witalne organy. Ominęła również aortę. Gdyby ją przebiła, Ojciec Święty wykrwawiłby się przed dotarciem do szpitala. Ominęła też kręgosłup. Wyglądało to tak, jakby kula była przez kogoś prowadzona w taki sposób, by nie spowodowała nieodwracalnych zniszczeń.
Trudno uwierzyć, jakim cudem tak sprawny i zdeterminowany zabójca, jakim był Mehmet Ali Agca, nie osiągnął swego celu. I to po dwóch strzałach z bliska. Trudno uwierzyć, zwłaszcza, że owa „inna ręka”, która prowadziła kulę, w sposób fizyczny – jak się okazuje – w najistotniejszym momencie złapała zawodowego mordercę za ramię, uniemożliwiając oddanie trzeciego, decydującego strzału.
Nowe ślady
Należy udać się drogą w okolice Asyżu, minąć bazylikę Matki Bożej od Aniołów ze słynną kaplicą Porcjunkuli, pozostawić z boku Rivotorto, a w nim mały kościółek wybudowany na gruzach stajni, w której św. Franciszek wraz z pierwszymi współbraćmi spędził kilka miesięcy życia. Potem należy minąć Spello, gdzie założył swą pustelnię Carlo Caretto, dojechać do Trevi, po czym odbić w kierunku Montefalco. Tam wśród pól znajduje się sanktuarium Matki Bożej Gwiezdnej, w którym żyje ojciec Franco D’Anastasio, biblista, wieloletni rektor sanktuarium św. Gabriela od Matki Bożej Bolesnej. Ów sędziwy pasjonista przewertował stosy dokumentów i świadectw na temat pewnej, nieznanej nikomu zakonnicy ze zgromadzenia sióstr augustianek, siostry Rity od Ducha Świętego. Cristina Montella – bo tak nazywała się, zanim przekroczyła mury klasztoru – była jedną z najwierniejszych córek duchowych najpopularniejszego świętego XX wieku, ojca Pio z Pietrelciny, słynnego stygmatyka. Wraz z nim współdziałała w trudzie modlitwy oraz tzw. „działalności naprawczej” stanowiącej formę duchowej walki o ocalenie innych. Przede wszystkim zaś dzieliła wraz z o. Pio dar bilokacji, czyli jednoczesnego przebywania w dwóch różnych miejscach. Historia chrześcijaństwa zna wielu świętych obdarzonych przez Boga tym nadzwyczajnym charyzmatem: św. Katarzynę Ricci, św. Alfonsa Marię Liguoriego, św. Antoniego z Padwy, św. Józefa z Copertino, św. Filipa Neri, bł. Marię z Agredy i innych.
Siostrę Ritę sędziwy ojciec D’Anastasio poznał osobiście. Jego szczególne zainteresowanie tą mniszką, rówieśniczką Karola Wojtyły, uzasadnia pewna odbyta z nią rozmowa. Otóż zaraz po zdarzeniach z 1981 roku powierzyła mu ona pewien sekret, prosząc jednocześnie o zachowanie dyskrecji przynajmniej do czasu jej śmierci. Sekret dotyczył jej daru bilokacji oraz faktu, iż dzięki temu darowi mogła być obecna tamtego dnia na placu św. Piotra w Rzymie. Wspólnie z Maryją udaremniłam cios papieskiego zamachowca – zwierzyła się. Również przy innej okazji, podczas rozmowy o zamachu na papieża ze swą przyjaciółką Gabriellą Panzani, „wymsknie się” siostrze Ricie stwierdzenie: Ileż musiałam się natrudzić, by nie stało się coś gorszego. Byłyby to z całą pewnością słowa zasługujące na dobrotliwe zignorowanie, gdyby nie świadectwo życia siostry Rity Montella oraz liczne oznaki jej charyzmatu bilokacji, dzięki któremu zdołała przyjść z pomocą wielu osobom, znajdującym się w skrajnej potrzebie. Liczba świadectw dotyczących działalności siostry Rity przekracza granice czysto ludzkich możliwości. Zagadka jej skuteczności potwierdzona została zresztą przez samego ojca Pio. Tkwiła w „tajemnicy cierpienia zastępczego”, dobrowolnie przyjmowanej ofiary życia za innych. Jest to władza nadzwyczajna, o której istnieniu przekonują się święte osoby: siłą modlitwy i akceptowanego bólu można wydrzeć Niebu wiele łask dla ludzi. Ojciec Pio powtarzał, że jedyną rzeczą, której bezdennie zazdroszczą ludziom aniołowie, jest cierpienie i ofiara, ów najmocniejszy sposób, by wyznać Bogu: „kocham Cię, naprawdę”.
Złapała mnie za prawe ramię
Na czym polegał udział siostry Rity w uratowaniu Jana Pawła II? Podczas drugiego śledztwa w sprawie zamachu na Placu św. Piotra, przesłuchiwany przez sędziego Ilario Marcellę, Ali Agca powiedział: Było moim zdecydowanym zamiarem zabicie papieża. Zgodnie z zadaniem, jakie mi zlecono. Tyle tylko, że zdołałem wystrzelić jedynie dwa razy, bo obok mnie znalazła się pewna zakonnica, która naraz złapała mnie za prawe ramię i nie mogłem już więcej oddać strzału. Winnym wypadku zabiłbym papieża.
Epizod ten, czyli obecność zakonnicy, która powstrzymała zamachowca, umknął powszechnej uwadze. Co prawda, od razu rozeszła się pogłoska, że jakaś siostra przeszkodziła Ali Agcy w strzelaniu. Dla przykładu, Adriano Sofri pisał: „Owego popołudnia, w dniu zamachu, mówiło się na placu, że jakaś siostra rzuciła się na Ali Agcę, podbiła mu ramię, by odwrócić strzał”. Niemniej wnet wszyscy zgodnie zinterpretowali wiadomość, że chodziło o ową zakonnicę, która zatrzymała zamachowca, gdy uciekał. Była to zresztą w całej sprawie jedyna siostra rozpoznana przez policję, potem również składająca zeznania na procesie. Tamta zaś, która podbiła ramię zabójcy, znikła z placu, nikt jej nie zarejestrował. Wyparowała.
Ktoś może kręcić nosem: same tajemnice! Cóż poradzić, mistycy zawsze wywracają nasze pojęcia i pewniki, otwierają przed nami nowe wymiary. Za każdym razem pomagają też nam stwierdzić, jak niedaleko sięga nasz wzrok.
A co z tą drugą, wspomnianą siostrą? Nazywa się Łucja Giudici, w zakonie siostra Letizia, żyje w klasztorze w Genui i nie godzi się na żadne rozmowy z dziennikarzami. 10 stycznia 2006 roku napisała do lokalnego czasopisma „L’eco di Bergamo” swe świadectwo o przebiegu zamachu: „To prawda, że mnie przypadło zatrzymać Ali Agcę, który starał się zbiec z Placu po wystrzeleniu do Ojca Świętego. Na próżno wówczas czekałam, że ktoś zagrodzi mu drogę. Wszyscy pielgrzymi i turyści w tej chwili byli poruszeni i zajęci przyglądaniem się śmiertelnie rannemu papieżowi, którego odwożono do kliniki Gemelli. Wszystko przebiegało w mgnieniu oka, ja zaś odruchowo szukałam sposobności, by go ująć i przytrzymać, zanim przyjdzie policja”. Siostra Łucja nie twierdzi zatem, że była przy zamachowcu, ani tym bardziej, że złapała go za rękę. Opowiada natomiast o tym, co działo się już po zamachu, gdy sprawca usiłował uciekać.
Włoski dziennikarz Antonio Socci, który spróbował zbadać związek zamachu na Karola Wojtyłę z postacią ojca Pio, postanowił na potrzeby swej ostatniej książki Tajemnice ojca Pio odnaleźć opisywaną przez prasę zakonnicę. Udało mu się dotrzeć do siostry Łucji podczas jej ubiegłorocznych wakacji w rodzinnym Bergamo. Wówczas kobieta wyjaśniła mu, iż tamtego dnia zamachowiec znajdował się w tłumie około 10 metrów przed nią. Gdy oddał dwa strzały w kierunku papieża, odwrócił się i zaczął uciekać w stronę kolumnady Berniniego, to jest w jej stronę. Nikt go nie zatrzymywał, toteż Łucja rozłożyła ręce, by zagrodzić mu drogę. Agca wycelował w nią pistolet, lecz chcąc cofnąć się do tyłu, stracił równowagę i w tym momencie zakonnica rzuciła się na niego, umożliwiając aresztowanie bandyty. Była zatem daleko od Ali Agcy, gdy tamten oddawał strzały. To nie ona chwyciła go za rękę. A zatem, jeśli to nie była siostra Łucja, kim była owa mniszka u boku mordercy, nigdy nierozpoznana przez policję?
To nie moja inicjatywa
Ojciec Franco D’Anastasio po śmierci bohaterskiej zakonnicy, obdarzonej darem bilokacji, nie czuje się już związany obowiązkiem tajemnicy. W 25. rocznicę zamachu wysłał list do kardynała Stanisława Dziwisza do Krakowa zawierający świadectwo siostry Rity wraz z notarialnym potwierdzeniem prawdziwości powierzonych mu słów. Kardynał poprosił o przesłanie całej dokumentacji do biura postulatom procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożego Jana Pawła II. Według ojca Franco wśród innych sekretów powierzonych mu przez siostrę Ritę znalazły się i takie: zamachowiec nic nie powie; kule, które zraniły papieża, były zatrute; płatny morderca był owego popołudnia na Placu św. Piotra wraz z dwoma innymi, którzy jednakże zdołali uciec; to był międzynarodowy spisek wymierzony przeciwko papieżowi i Kościołowi. Wszystko to zresztą potwierdziło się w trakcie śledztwa.
Całą tę historię, która dziś po tylu latach ogląda światło dzienne, można uznać za niepotrzebną egzaltację i „dorabianie” cudów. Przecież wszystko można równie dobrze uznać za najzwyczajniej fortunny zbieg wydarzeń. Sam zainteresowany tak jednak nie uważał. Trudno odgadnąć, czy Jan Paweł II mógł przypuszczać, że w jego ocalenie owego 13 maja 1981 roku zaangażował się – oprócz samej Dziewicy Maryi – ojciec Pio i jego „duchowa córka”, siostra Rita od Ducha Świętego. W każdym razie co do jednego nie miał wątpliwości: „Ja żyję w przeświadczeniu, że we wszystkim, co mówię i robię w związku z moim powołaniem i posłannictwem, z moją służbą, dzieje się coś, co nie jest wyłącznie moją inicjatywą. Wiem, że to nie tylko ja jestem czynny w tym, co robię jako następca Piotra”… Świadomość „nieużytecznego sługi” jest we mnie coraz silniejsza wśród tego wszystkiego, co się wokół mnie dzieje – i myślę, że mi z tym dobrze”.
Ks. ROBERT SKRZYPCZAK Tekst ukazał się w 2008 roku w kwartalniku FRONDA nr. 48