Moc słowa
Boże Słowo z dzisiejszej niedzieli znowu zostało posiane na glebie ludzkich serc, jak ziarno. Pan Jezus bardzo często posługuje się tym obrazem zasiewania poprzez swoje przypowieści. Teraz właśnie jest miejsce i czas, aby zdać sobie sprawę co się w głębi mojego serca rodzi – dobro czy zło, czystość czy nieczystość, prawda czy fałsz. Sam nie potrafię znaleźć odpowiedzi, bo za dużo wciąż we mnie ciemności. W takiej sytuacji bardzo jest ważne kogo pytam, przedzierając się przez gąszcza i chaszcze niezrozumiałych moich codziennych sytuacji. Pan Jezus właśnie przypowieścią obrazuje tę człowieczą przestrzeń, w której tak łatwo można pogubić się. Dlatego stawia pytanie: “Czy może niewidomy prowadzić niewidomego?”
Władimir Sołowjow, filozof i poeta rosyjski, był kiedyś gościem w pewnym klasztorze. Po długiej rozmowie jednym z mnichów późną nocą wyszedł z jego celi. I kiedy znalazł się na ciemnym korytarzu nie potrafił odnaleźć drzwi do swojej celi, bo wszystkie wydawały mu się takie same. Poczuł się zagubiony. Nie mógł trafić ani do siebie, ani z powrotem do mnicha, z którym rozmawiał. Nie chcąc zakłócać zakonnego silentium, postanowił resztę nocy spędzić na klasztornym korytarzu. Ciche spacerowanie wydawało mu się najlepszym sposobem, aby doczekać brzasku nowego dnia. I kiedy zaczęło już świtać od razu odnalazł bez trudności drzwi do swojej celi, koło której przecież tyle razy dopiero co minionej nocy przechodził, ale w ciemności nie rozpoznał jej. Komentując to wydarzenie napisał: „Podobnie jest z tymi, którzy szukają prawdy. W czasie nocnego czuwania przechodzą tuż obok niej, ale jej nie dostrzegają. Aby ją znaleźć, potrzeba promienia światła”.
Święty Augustyn napisał, że „strumień łaski nie wspina się na wzgórza pychy, lecz spływa w doliny pokory”. A pokora jest po prostu wybraniem właściwego dla siebie miejsca. Wtedy dopiero człowiek naprawdę zbliża się do Boga.
“Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta”. W tym świecie, w którym żyjemy, jest tyle zła i okrucieństwa, hałasu i destrukcji, hardości i znieczulicy. W tej atmosferze czujemy całkowitą swoją bezsilność, jakbyśmy byli sparaliżowani. Ale nie ulegajmy fatalizmowi, że tylko zło jest zaraźliwe. Dobro potrafi być niesamowicie pociągające, choć działa dyskretnie. Św. Jan Paweł II w swojej encyklice o Bogu bogatym w miłosierdzienapisał, że miłość, dobroć “jest potężniejsza od śmierci, potężniejsza od grzechu i zła każdego, ona dźwiga człowieka z najgłębszych upadków i wyzwala z największych zagrożeń”.
Pan Jezus nie tylko mówi, aby wydobywać dobro ze skarbca swego serca, ale sam z obfitości swego Bożego serca wypowiada ustami słowa pociesznia, pouczenia, upomnienia i podniesienia. Rozmawia ze wszystkimi, którzy się z Nim spotykają, którzy bardzo pragną Jego bliskości – jak Maria w Betanii siedziąca u Jego stop albo umiłowany uczeń Jan w wieczerniku niemal czujący bicie Bożego Serca. Pan Jezus nie żałuje nocy, kiedy Nikodem przychodzi, bo bardzo pragnie, właśnie nocą, wypowiedzieć swoją niemoc czy Samarytanka czerpiąc wodę ze studni nagle odkrywa żywą wodę. A nawet w ostatniej minucie, tuż przed śmiercią, z wysokości krzyża kanonizuje dobrego łotra. Wystarczyło tylko skruszone serce dotknięte łaską.
Słowo, które wciąż wypowiada Boży Syn sprawia cud, przebacza grzechy, daje taką nie do pojęcia moc tym, których wybrał i przeznaczył – jak to śpiewamy w kolędzie: …i my czekamy na Ciebie, Pana, a skoro przyjdziesz na głos kapłana”. I jest nieustannie obecny. Także tu i teraz w tym świętym zgromadzeniu. Nie daj Boże, abym zmarnował tę Bożą bliskość.
Dziękując Panu Bogu za dar języka, powinienem tylko pragnąć uwielbiać i dziękować, ale przecież dobrze wiem, jak bardzo trzeba mi przepraszać, że zbyt łatwo i często tym cudownym darem obrażam Boski majestat i całe Boże dzieło, które jest obecne w mojej przestrzeni.
Zapytano kiedyś Ezopa, greckiego bajkopisarza:
– Co jest najlepsze na świecie?
– Język.
– A co jest najgorsze?
– Język.
Ten starożytny mędrzec znał dobrze możliwości człowieka i w jedną i w drugą stronę.
Zakończę ten komentarz słowami sługi Bożego, który już wkrótce zostanie ogłoszony błogosławionym, ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski. Podczas swojego uwięzienia pod data 31 stycznia 1956 roku napisał był takie oto słowa:
“Chroń mnie, Ojcze Prawdy, przed wyniosłym słowem. Gdy się modlę Tobie, w ciszy, Ty jeden znasz moją prawdę; nie dopuść, by słowa moje przerastały moją prawdę. Ty jeden znasz człowieka i nie trzeba, aby Ci cokolwiek mówić o człowieku. Nie dopuść, bym ja mówił Ci o sobie coś wielkiego, coś przerosłego, wygórowanego. Gdy Ci mówię, żem największy grzesznik, Ty wiesz, czy nie myślę czegoś na swoje usprawiedliwienie, czy nie widzę w duchu większych nad siebie grzeszników; nie dopuść, by między moim słowem a myślą była luka. Gdy Ci mówię, że Cię kocham, nie dopuść, bym Ci kłamał. Gdy mówię, że żałuję, nie pozwól, by serce zostało chłodne. Niech słowo moje będzie w prawdzie, niech będzie prawdziwe, oględne, ale rzetelne. Chroń mnie, Ojcze Słowa, od nadużycia słowa. Wejdź w świat moich myśli i uporządkuj je, bym nie starał się słowami i myślami zwodzić Ciebie, imponować Ci. Chroń mnie przed całą tą „literaturą”, przed wyobraźnią, przed twórczością, przed nadprodukcją słowa… Obym zamilkł nawet myślą, gdy stoję przed Tobą, który patrzysz w serca i czytasz w myślach…Scrutans corda et renes, Deus”.
ks. Marian Łękawa SAC