On nas pokrzepi
***
Dzisiejsze święte teksty ukazują najpierw postać Hioba, na którego spadły tak wielkie i tak ciężkie doświadczenia, że on marzy już tylko o jedynym wybawieniu – o śmierci. Cierpienia, które dotykają człowieka od razu poruszają rozpaczliwe i wciąż powtarzające się pełne pretensji pytanie: Gdzie jest Bóg – skoro dopuszcza taki ogrom ludzkiego cierpienia? Ile napisano już książek, które z jednej strony usiłują obciążyć Boga za ten stan rzeczy – a z drugiej – próbują znaleźć przyczyny dlaczego na tym Bożym świecie jest tyle cierpienia i zła.
We wstępie do Księgi Hioba napisanym przez ks. Józefa Sadzika można przeczytać między innymi: „Nie jesteśmy bowiem w stanie ‘zobiektywizować’ ani zła, ani cierpienia przeszywającego konkretną jednostkę. Każdy cierpi ‘dla siebie’, w samotności, indywidualnie, w sposób i na miarę tylko jemu wiadome. Podobnie jest ze złem doświadczanym albo czynionym przez danego człowieka. Nie cierpi się, nie kocha się, nie umiera się. To ja cierpię, kocham i umrę…
Problem cierpienia i zła. Niezbadany, bezdenny, okrutny, idący z nami od kolebki do grobu, przywarty do każdego człowieka, do wszystkich ludzi – poprzez całe dzieje. Cierpienie i zło, które jednych odrzucało od Boga, innych przynaglało do wpadnięcia w Jego ramiona. Ileż to śladów rozpaczy lub ukojenia, wyrytych drżącymi palcami, pozostało na ścianach kazamat rozsianych po naszej dobrej ziemi!”
Cierpienia nie można ani pojąć ani wytłumaczyć. Można jedynie przyjąć je albo odrzucić.
Rabin Johanan zachorował na straszliwą chorobę i jego cierpienie było tak ogromne, że był bliski psychicznego załamania. Całe to swoje beznadziejne położenie, całą swoją rozpacz wyznał swojemu przyjacielowi Haninie. Wtedy ten pobożny mąż zaczął go pocieszać:
– Mój przyjacielu, te słowa nie pasują w ogóle do takiego męża jak ty; do takiego, który jest pobożny i świątobliwy. Mów raczej, że Bóg jest sprawiedliwy w cierpieniach, jakie nam zsyła, że jest sprawiedliwy w nagrodzie, jaką obiecuje cierpiącym.
Te religijne rozważania „podreperowały” rzeczywiście schorowanego Johanana. Po paru latach zachorował Hanina i też został przez cierpienie całkowicie wytrącony z równowagi. Przyjaciel Johanan chciał go teraz pocieszyć jego własnymi, wcześniejszymi słowami, ale Hanina odpowiedział:
– Jakże chętnie zrezygnowałbym z tych męczarni i z obiecanej zapłaty!
Na to odparł Johanan:
– W mojej chorobie byłeś dla mnie mistrzem pociechy i podnoszenia na duchu. Z religii uczyniłeś balsam na rany, znalazłeś słowa, które niosły mi pokój serca. Dlaczego nie powiesz sobie samemu tych słów dźwigających?
– Ponieważ byłem wtedy na zewnątrz – odpowiedział spokojnie chory rabin – byłem wolny, mogłem ręczyć za innych; teraz jednak, gdy jestem wewnątrz, jakże mogę być dla siebie poręką?
Czy biblijny Hiob jest odpowiedzią na problem cierpienia i zła? W jego cierpieniu widoczne jest jedynie zmaganie się z jakąś w bezlitosną i okrutną próbą wiary. Dlatego Hiob wybucha skargami pełnymi sprzeczności. Jego rozdarcie wznosi się aż do bluźnierczego krzyku: „Odstąp ode mnie, abym miał trochę radości”. Ale w całym tym szamotaniu pozostał wierny Bogu. Hiob całkowicie osamotniony, bo nie znajduje zrozumienia ani u przyjaciół, ani nawet u żony, wierzy jednak Bogu do końca, iż jego utrapienia muszą mieć jakiś sens, choć przed nim jest to zakryte. W języku polskim ‘wierność’ i ‘wiara’ ma ten sam źródłosłów. Cierpienie Hioba jest przepowiedzeniem Jezusowej męki łącznie z wołaniem na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!?” Hiob jest zapowiedzią rzeczywistości, która miała się ziścić, a której realizację widać już w dzisiejszej Ewangelii. Mowa o wieczorze nie jest tylko przypadkową wzmianką. Jest to odniesienie do udręczonego Hioba, który marzył, aby wreszcie nastał ten wieczór wybawienia i ochłody: „Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Jezusa wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi.”
Pan Jezus po to przyszedł na tę naszą ziemię, aby „wziąć na siebie nasze słabości i nosić nasze choroby”. To On „leczy złamanych na duchu i przewiązuje rany”. I ten wieczór nie minął, ale trwa. Ojciec Jacek Salij tłumaczy, że „chodzi tylko o to, żebyśmy naprawdę zaprosili Jezusa Boskiego Cudotwórcę do naszych domów i w nasze życie. Jeśli Jezus przepędzi z naszych domów i serc różne złe duchy – ducha nienawiści, ducha kłamstwa, ducha rozpusty, ducha chciwości – to automatycznie będzie wśród nas znacznie mniej krzywd i nieszczęść i cierpień, niż jest ich obecnie. Jeśli z kolei w nasze choroby oraz w inne utrapienia będziemy zapraszali Jezusa, to na samych sobie przekonamy się, jak głęboko prawdziwa jest Jego obietnica, żebyśmy przyszli do Niego wszyscy, którzy jesteśmy utrudzeni i obciążeni, a On nas pokrzepi. Albowiem jarzmo Jego jest słodkie, a Jego brzemię lekkie.”
Teściowa Piotra, którą uzdrowił Jezus, od razu zaczęła usługiwać innym.
Apostoł Paweł wyzwolony ze swojego zaślepienia mocą Zmartwychwstałego, od razu głosi Dobrą Nowinę.
Dlaczego we mnie wciąż jest bezwład, paraliż i niemoc – brak fascynacji darami, które dał Pan?
Modlę się więc słowami Hioba:
„Wiem, że Ty wszystko możesz, i nie wzbroniony jest Tobie żaden zamysł”.
ks. Marian Łękawa SAC