Niedziela 1 listopada 2020
MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
o godzinie 14.00
tylko dla osób zarejestrowanych na Mszę; rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejschttps://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-0111-msza-sw-g-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-126699821577
przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15
Antyfona na wejście
Radujmy się wszyscy w Panu, obchodząc uroczystość ku czci Wszystkich Świętych. Z ich uroczystości radują się Aniołowie i wychwalają Syna Bożego.
HYMN
Chwała na wysokości Bogu, * a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. * Chwalimy Cię. * Błogosławimy Cię. * Wielbimy Cię. * Wysławiamy Cię. * Dzięki Ci składamy, * bo wielka jest chwała Twoja. * Panie Boże, Królu nieba, * Boże, Ojcze wszechmogący. * Panie, Synu Jednorodzony, * Jezu Chryste. * Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. * Który gładzisz grzechy świata, * zmiłuj się nad nami. * Który gładzisz grzechy świata, * przyjm błaganie nasze. * Który siedzisz po prawicy Ojca, * zmiłuj się nad nami. * Albowiem tylko Tyś jest święty * Tylko Tyś jest Panem. * Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste. * Z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca. * Amen.
Kolekta
Wszechmogący, wieczny Boże, Ty pozwalasz nam w jednej uroczystości czcić zasługi
Wszystkich Świętych, prosimy Cię,
abyś dzięki wstawiennictwu tak wielu orędowników,
hojnie udzielił nam upragnionego przebaczenia.
Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Czytanie z Księgi Apokalipsy św. Jana Apostoła – Ap 7,2-4.9-14
Ja, Jan, ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca, mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu: „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego”. I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela.
Potem ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: „Zbawienie Bogu naszemu, Zasiadającemu na tronie, i Barankowi”.
A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu, mówiąc: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków. Amen!” A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: „Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” I powiedziałem do niego: „Panie, ty wiesz”. I rzekł do mnie: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka”.
Oto słowo Boże.
Psalm 24
R/ Oto lud wierny, szukający Boga.
Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia,
świat i jego mieszkańcy.
Albowiem On go na morzach osadził
i utwierdził ponad rzekami. R/
Kto wstąpi na górę Pana,
kto stanie w Jego świętym miejscu?
Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca,
który nie skłonił swej duszy ku marnościom. R/
On otrzyma błogosławieństwo od Pana
i zapłatę od Boga, swego Zbawcy.
Oto pokolenie tych, co Go szukają,
którzy szukają oblicza Boga Jakuba. R/
Czytanie z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła – 1 J 3,1-3
Najmilsi: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.
Oto słowo Boże.
Alleluja, alleluja, alleluja. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię. Alleluja, alleluja, alleluja.
Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 5,1-12a
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie”.
Oto słowo Pańskie.
WYZNANIE WIARY
Wierzę w jednego Boga, * Ojca Wszechmogącego, * Stworzyciela nieba i ziemi, * wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. * I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, * Syna Bożego Jednorodzonego, * który z Ojca jest zrodzony * przed wszystkimi wiekami. * Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, * Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. * Zrodzony a nie stworzony, * współistotny Ojcu, * a przez Niego wszystko się stało. * On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego * przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. * Ukrzyżowany również za nas, * pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. * I zmartwychwstał dnia trzeciego, * jak oznajmia Pismo. * I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. * I powtórnie przyjdzie w chwale * sądzić żywych i umarłych, * a Królestwu Jego nie będzie końca. * Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, * który od Ojca i Syna pochodzi. * Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; * który mówił przez Proroków. * Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. * Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. * I oczekuję wskrzeszenia umarłych. * I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.
Modlitwa nad darami
Panie, nasz Boże, przyjmij łaskawie dary,
które składamy na cześć Wszystkich Świętych; wierzymy, że cieszą się oni nieśmiertelnym życiem, spraw, abyśmy doznawali ich pomocy w naszym dążeniu do Ciebie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Prefacja o Wszystkich Świętych
Zaprawdę godne to i sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie
Tobie składali dziękczynienie, Panie,
Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże.
Dzisiaj pozwalasz nam czcić Twoje święte miasto, niebieskie Jeruzalem, które jest naszą Matką.
W nim zgromadzeni nasi bracia i siostry
wysławiają Ciebie na wieki.
Do niego spieszymy pielgrzymując drogą wiary
i radując się z chwały wybranych członków Kościoła, których wstawiennictwo i przykład nas umacnia. Dlatego z niezliczoną rzeszą Świętych i Aniołów wysławiamy Ciebie, jednym głosem wołając:
Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.
Antyfona na Komunię
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie.
Modlitwa po Komunii
Boże, tylko Ty jesteś święty i Ciebie wielbimy
jako jedyne źródło świętości wszystkich zbawionych, spraw, abyśmy z pomocą Twojej łaski
osiągnęli pełnię miłości i od Uczty Eucharystycznej, która nas podtrzymuje w ziemskiej pielgrzymce,
mogli przejść na ucztę w niebieskiej ojczyźnie.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Uroczyste błogosławieństwo
Bóg, który jest chwałą i radością Świętych,
pozwala wam dzisiaj obchodzić ich uroczystość,
niech wam błogosławi dzisiaj i zawsze. Amen.
Niech wstawiennictwo Świętych
uwolni was od zła obecnego, a ich przykład
niech was pociągnie do świętego życia
w służbie Boga i bliźnich. Amen.
Niech Bóg sprawi, abyście ze wszystkimi Świętymi radowali się w tej ojczyźnie, którą przygotował
dla dzieci Kościoła. Amen.
Niech was błogosławi Bóg wszechmogący,
Ojciec i Syn, i Duch Święty. Amen.
***********
Uroczystość Wszystkich Świętych
Kanonizując niektórych wiernych, to znaczy ogłaszając w sposób uroczysty, że ci wierni praktykowali heroicznie cnoty i żyli w wierności łasce Bożej, Kościół uznaje moc Ducha świętości, który jest w nim, oraz umacnia nadzieję wiernych, dając im świętych jako wzory i orędowników (Por. Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 40; 48-51).
„W ciągu całej historii Kościoła w okolicznościach najtrudniejszych święte i święci byli zawsze źródłem i początkiem odnowy” (Jan Paweł II, adhort. apost. Christifideles laici, 16) . Istotnie, „świętość Kościoła jest tajemniczym źródłem i nieomylną miarą jego apostolskiego zaangażowania oraz misyjnego zapału” (Jan Paweł II, adhort. apost. Christifideles laici, 17).
Wstawiennictwo świętych. „Ponieważ mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, jeszcze mocniej utwierdzają cały Kościół w świętości… nieustannie wstawiają się za nas u Ojca, ofiarując Mu zasługi, które przez jedynego Pośrednika między Bogiem i ludźmi, Jezusa Chrystusa, zdobyli na ziemi… Ich przeto troska braterska wspomaga wydatnie słabość naszą” (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 49).
Nie płaczcie, będziecie mieli ze mnie większy pożytek i będę wam skuteczniej pomagał niż za życia (Św. Dominik, umierając, do swoich braci; por. Jordan z Saksonii, Libellus de principiis Ordinis praedicatorum, 93). Przejdę do mojego nieba, by czynić dobrze na ziemi (Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Novissima verba)
Komunia ze świętymi. „Nie tylko jednak ze względu na sam ich przykład czcimy pamięć mieszkańców nieba, ale bardziej jeszcze dlatego, żeby umacniała się jedność całego Kościoła w Duchu przez praktykowanie braterskiej miłości. Bo jak wzajemna łączność chrześcijańska między pielgrzymami prowadzi nas bliżej Chrystusa, tak obcowanie ze świętymi łączy nas z Chrystusem, z którego, niby ze Źródła i Głowy, wypływa wszelka łaska i życie Ludu Bożego” (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 50).
Składamy hołd (Chrystusowi) w naszej adoracji, gdyż jest Synem Bożym, męczenników zaś kochamy jako uczniów i naśladowców Pana, a to jest rzeczą słuszną, gdyż w niezrównanym stopniu oddali się oni na służbę swojemu Królowi i Mistrzowi. Obyśmy również i my mogli stać się ich towarzyszami i współuczniami (Św. Polikarp, w: Martyrium Polycarpi, 17).
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
*****************
Podczas audiencji generalnej 13.04.2011 roku papież Benedykt XVI mówił na czym polega świętość:
Świętość, pełnia chrześcijańskiego życia nie polega na dokonywaniu nadzwyczajnych czynów, ale na zjednoczeniu z Chrystusem, na życiu Jego tajemnicami, na przyswajaniu sobie Jego sposobu postępowania, Jego myśli, Jego zachowań. Miarą świętości jest to, jak wiele jest w naszym życiu z Chrystusa, oraz na ile, mocą Ducha Świętego, kształtujemy nasze życie na podobieństwo Jego życia. Trzeba upodobnić się do Jezusa, jak stwierdza św. Paweł: „tych, których przedtem poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna”. A św. Augustyn woła: „Moje życie będzie naprawdę żywe, całe napełnione Tobą”. (…)
Drodzy przyjaciele, jakże wielkie i piękne, ale też proste jest w takim świetle chrześcijańskie powołanie! Wszyscy jesteśmy powołani do świętości – jest ona miarą chrześcijańskiego życia. To również wyraża z mocą św. Paweł, kiedy pisze: „Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. (…) On też ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami, aby przysposobili świętych do wykonywania posługi dla budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4,7.11-13).
Pragnę zachęcić wszystkich do otworzenia się na działanie Ducha Świętego, który przemienia nasze życie, aby i z nas Bóg mógł tworzyć na przestrzeni dziejów tę wielką mozaikę świętości, aby oblicze Chrystusa zajaśniało pełnią swego blasku. Nie lękajmy się mierzyć wysoko, ku wyżynom Boga, nie lękajmy się, że Bóg chce od nas zbyt wiele, ale pozwólmy, by w każdym codziennym uczynku prowadziło nas Jego Słowo, nawet jeśli czujemy się ubodzy, niegodni i grzeszni: On nas przemieni na podobieństwo swojej miłości.
papież Benedykt XVI
*****************
poniedziałek – 2 listopada
***
W DZIEŃ ZADUSZNY
kapłani odprawiają trzy Msze święte
pierwsza i druga Msza św. będzie w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego o godz. 6.00 i 12.00
trzecia (z udziałem wiernych) – w kościele św. Piotra o godz. 18.00
rejestracja: https://www.eventbrite.co.uk/e/poniedziaek-0211-msza-sw-g-1800-koscio-sw-piotra-st-petersglasgow-tickets-126700545743
Cmentarz Powązkowski w Warszawie/fot. David Thompson, licencja CC BY-NC-SA 2.0
*****
komentarz do Liturgii Kościoła na rozpoczynający się miesiąc:
Liturgia obecnego czasu bardzo mocno wpisuje się w jesienną aurę, aby lepiej i mocniej pokazać proces przemijania otaczającego nas świata i nas, którzy przechodzimy przez ten świat.
Ilu już naszych bliskich i dalekich, z którymi żyliśmy na co dzień, przeszło w całkowicie inny świat. Przeszli próg i już wiedzą czym naprawdę jest życie w całej swojej pełni. Dopóki jesteśmy po tej stronie życia – pozostaje nam tylko wiara w obietnicę, którą, nam ludziom, mieszkańcom tej ziemi, dał Chrystus Pan.
Dziecko pyta mamę: “Jak to jest z umieraniem?” Mama odpowiada też pytaniem: Co się dzieje, kiedy wieczorem zasypiasz przed telewizorem, a rankiem następnego dnia budzisz się w swoim pokoju?”
Dziecko zastanawia się przez moment i odpowiada: “Ty przeniosłaś mnie przez prog mojego pokoju”.
A wtedy mama mówi: “Robiłam to już wiele razy, bardzo chętnie i z miłością. Tak samo jest z Bogiem. W Jego Synu możemy poczuć Jego miłość do nas. On kocha wszystkich ludzi takimi, jacy są. Przenosi nas ‘przez próg’ i przyjmuje do siebie. Próg, przez który On nas przenosi, nie dzieli tego i przyszłego świata. Ale dopiero po śmierci czeka nas to, co sprawi, że będziemy naprawdę szczęśliwi i poczujemy się spełnieni”.
Wszyscy, niezależnie ile mamy lat, jesteśmy w tym samym pochodzie, który zmierza w kierunku drugiego brzegu życia. Taka jest prawda, że każdego dnia umieramy. Nawet kiedy rośniemy – to życie ziemskie w nas się skraca. Powtarzający się każdego roku cykl liturgiczny sprawia, że w człowieku pomnaża się jego wiara. Każdego dnia człowieczy los, ubogacony nowymi doświadczeniami, jest w stanie wyznać i to z coraz większą pokorą i zarazem z coraz większą pewnością, że “życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy”. Rzeczywistość, do której każdy dzień nas przybliża, nie jest jakąś ciemnością, ale jest światłością i to światłością wiekuistą. Jezus jest światłem, nie tylko jako Bóg, ale także jako człowiek – Jezus, najbardziej żywy spośród umarłych.
Lilli Palmer rozmawiając z niewidomą Helen Keller zapytała ją: “Czy wierzy pani w życie po śmierci?” “Oczywiście, że tak!” – odpowiedziała z naciskiem. “Śmierć nie jest niczym innym jak przejściem z jednego pomieszczenia do drugiego”. Przez jakiś czas siedziały w milczeniu obok siebie. Upał i mocny zapach kwiatów sprawiły, że powieki stawały się coraz cięższe. Pewnie zmorzyłby ich sen, ale nagle Helen kontynuowała rozpoczętą rozmowę. Powiedziała powoli i stanowczo: “Ale dla mnie istnieje pewna różnica. Bowiem w tym drugim pomieszczeniu – tam będę już widziała”.
To tam odnajdziemy naszych ukochanych, których kochaliśmy po tej stronie życia. Z ich odejściem czuliśmy jak umierała jakaś część nas samych. Dlatego te nasze rozstania były takie bolesne, ale dzięki temu część naszego serca też już jest po tamtej stronie.
Żyjemy z dala od Ojczyzny. W listopadowy czas myślą i sercem chodzimy po cmentarzach w naszych rodzinnych stronach. Ile wspomnień, ile wdzięczności ożywa w nas, bo przecież żyjemy dzięki tym, którzy odeszli. Otula nas ich miłość i trud. A ci, co poginęli daleko… których ciał nikt nigdy nie znajdzie… których nie przygarnął żaden cemntarz. Jest jednak ktoś, kto o nich wciąż i stale pamięta – to jest Matka Kościół. Przygarnia ich swoim opiekuńczym gestem. W czasie każdej Mszy św. gromadzi ich pod skrzydłami w memento za umarłych. Bo tylko Jezus jest prawdziwym życiem i takie życie daje. Przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie zniszczył śmierć. Dlatego dzięki Niemu nikt nie umiera sam i nikt nie umiera naprawdę: “Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć bedzie”…
Pięknie wyraził istotę pierwszych listopadowych dni ks. Janusz Pasierb w swojej książce Czas otwarty: “Uroczystość Wszystkich Świetych i Dzień Zaduszny w potężnym skrócie ukazują nam wielorakie powiązanie wieczności z teraźniejszością. W pierwszym z tych dni pada na ziemię blask, w drugiem – nadzieja”.
Ożywieni tą nadzieją zdajmy sobie sprawę jak wiele możemy pomóc duszom czyśćcowym. Włączmy się w modlitwy Kościoła. Święci, którym było dane już tu, po tej stronie życia, doświadczyć w sposób mistyczny na czym polega niebo, czyściec i piekło, niech ożywią naszą gorliwość. Wiele razy pisze o na ten temat św. Faustyna w swoim Dzienniczku. Albo książka Marcella Stanzione – Ojciec Pio i dusze czyśćcowe – opisuje jak przez całe życie był on gorliwie oddany duszom czyśćcowym. Tuż przed swoimi święceniami kapłańskimi pisał do ojca Benedetta:
“Od dłuższego czasu odczuwam w sobie potrzebę, aby oddać się Panu jako ofiara za nieszczęsnych grzeszników i za dusze czyśćcowe. Pragnienie to coraz bardziej rośnie w moim sercu, tak bardzo, że teraz stało się ono — powiedziałbym — gwałtowną pasją. Jest prawdą, że uczyniłem tę ofertę Panu wielokrotnie, błagając Go, aby zechciał zesłać na mnie kary, które przygotował dla grzeszników i dla dusz mających się oczyścić, aby nawet je pomnożył stokrotnie, byle tylko nawrócił i zbawił grzeszników, a także przyjął szybko do Raju dusze z czyśćca. Teraz jednak chciałbym ponowić moją ofiarę z Twoim pozwoleniem. Wydaje mi się, że Pan Jezus właśnie tego chce” (List I, 206)
ks. Marian SAC
***************
Jak w tym roku uzyskać odpust za zmarłych?
***
W związku z panującą epidemią Penitencjaria Apostolska zmieniła w tym roku warunki uzyskania odpustu zupełnego za zmarłych związanego z uroczystością Wszystkich Świętych.
Co roku odpust za zmarłych można było uzyskać nawiedzając cmentarze między 1 a 8 listopada i spełniając zwykłe warunki odpustu. W tym roku jednak, ze względu na panujące w wielu krajach zasady mające na celu spowolnienie rozprzestrzeniania się wirusa, dla wielu osób spełnienie zwykłych warunków może być niemożliwe, czy to ze względu na kwarantanny czy ograniczony dostęp do cmentarzy. W związku z tym Penitencjaria Apostolska – watykańska komórka odpowiedzialna m.in. za odpusty – wydała dekret mający na celu umożliwić uzyskanie odpustów pomimo obowiązujących restrykcji. Jakie w tym roku są zasady uzyskania odpustu?
Odpust zupełny za osoby zmarłe można uzyskać na dwa sposoby:
Sposób I:
- Odpust można uzyskać przez 8 dowolnych dni listopada (nie muszą następować po sobie) nawiedzając cmentarz i modląc się tam za zmarłych oraz spełniając zwykłe warunki odpustu.
Sposób II:
- Nawiedzając z modlitwą kościół lub kaplicę publiczną w uroczystość Wszystkich Świętych (od południa) oraz w Dniu Zadusznym, odmawiając tam „Ojcze nasz” i „Wierzę” i spełniając zwykłe warunki odpustu. UWAGA: taka forma uzyskania odpustu może być też przełożona na dowolny dzień listopada.
Zwykłymi warunkami odpustu są:
- brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, nawet powszedniego.
- stan łaski uświęcającej, czyli brak nieodpuszczonego grzechu ciężkiego lub spowiedź sakramentalna.
- przyjęcie Komunii świętej.
- odmówienie dowolnej modlitwy w intencji, w której modli się Ojciec święty.
Penitencjaria wychodzi też naprzeciw osobom starszym, chorym oraz tym, którzy z poważnych powodów nie mogą opuścić domu, na przykład z powodu ograniczeń nałożonych przez władze i nie mogą spełnić któregoś z warunków, np. fizycznie nawiedzić kościoła czy przyjąć Komunii Świętej lub skorzystać z sakramentu pokuty, by być w stanie łaski uświęcającej. Osoby te będą mogły uzyskać odpust zupełny pod warunkiem duchowego dołączenia do pozostałych wiernych. Należy przy tym odrzucić wszelkie przywiązanie do grzechu z intencją jak najszybszego spełnienia warunków uzyskania odpustu, czyli przystąpienia do sakramentu pojednania, przyjęcia Komunii oraz modlitwy w intencjach Ojca Świętego oraz odmówienia przed obrazem Jezusa lub Maryi pobożnej modlitwy za zmarłych, na przykład Laudesów lub Nieszporów z Oficjum za zmarłych, koronki do Miłosierdzia Bożego lub innych modlitw dedykowanych zwykle zmarłym przez wiernych.
Wojciech Teister/ Gość Niedzielny
******************
Jak pomóc duszom czyśćcowym?
***
Pomaganie zmarłym nie polega na automatycznym wypełnianiu pewnych praktyk. Chodzi o duchowy dar. Najbardziej pomagamy duszom, kiedy sami zbliżamy się do Boga – mówi s. Anna Czajkowska ze Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych.
Jak podkreśla, w pomocy duszom nie tyle trzeba myśleć o zmarłym – o tym, czego on konkretnie potrzebuje – ale trzeba myśleć o Bogu. Zwraca też uwagę, że po „tamtej stronie” nic nie wygląda tak jak po naszej i możemy mówić o rzeczywistości po śmierci jedynie poprzez pewne podobieństwo do tego, co znamy.
KAI: Jak możemy pomagać duszom czyśćcowym?
S. Anna Czajkowska: Modlitwa, post, jałmużna, odpusty – takie formy poleca nam Kościół katolicki. Musimy jednak pamiętać, że pomaganie zmarłym wymaga od nas autentycznego wysiłku duchowego i pogłębionego spojrzenia na czyściec w wierze. Nie chodzi o automatyczne wypełnianie pewnych praktyk. To nie magia. Nie jest tak, że jeśli odmówię różaniec, czy zamówię Msze św. gregoriańskie za mojego zmarłego, to on po ich odprawieniu automatycznie idzie do nieba. Eucharystia jest darem nieskończonym i niewyczerpanym, ale może się zdarzyć, że zmarły nie może z tego daru skorzystać, bo jest w jakiś sposób na nią zamknięty, skrępowany np. tym, że przez lata przyjmował niegodnie Komunię św. albo potrzebuje czegoś innego, np. przebaczenia.
Skąd mamy wiedzieć, czego potrzebują zmarli?
– Nie potrzebujemy tego wiedzieć. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że mówiąc o rzeczywistości czyśćca, mówimy i to jedynie w sposób niedoskonały o tym, co jest dla nas zupełnie nieznane. Po tamtej stronie nic nie wygląda tak, jak po naszej. Wyobrażamy to sobie jedynie przez pewne podobieństwo do rzeczywistości, którą znamy. Mamy liczne świadectwa świętych. Ale to są tylko świadectwa, które przeszły przez ludzki umysł. Ktoś spisał swoje doświadczenia tak, jak potrafił je pojąć i wyrazić, więc na pewno nie należy ich rozumieć dosłownie.
Wiemy, że zmarli w czyśćcu nie doświadczają jeszcze pełnego zjednoczenia z Bogiem i cierpią z powodu tego oddalenia, z powodu niedoboru miłości w sercu. Na to oddalenie „pracowali” tutaj na ziemi. My, jeśli chcemy im pomóc, musimy niejako stanąć w ich sytuacji, „wejść w ich buty” i zbliżać się do Boga, starać się być z Nim w łączności. Najbardziej pomaga zmarłym to wszystko, co nas samych zbliża do Boga. W pomocy duszom nie tyle trzeba myśleć o zmarłym – trzeba myśleć o Bogu, myśleć o tym, co Bóg uczynił dla nas w Chrystusie. To jest droga do nieba dla nas i dla zmarłych cierpiących w czyśćcu.
Stąd pośpiesznie, mechanicznie odmówiona modlitwa, Msza św. przeżywana bez duchowego zaangażowania, albo na którą idę tylko z lęku by nie zgrzeszyć i spełnić niedzielny obowiązek – takie dary niewiele pomogą zmarłym, gdyż i nas samych w niewielkim stopniu zbliżają do Boga, jeśli wręcz nie oddzielają od Niego. Z takiego powierzchownego przeżywania modlitwy czy Eucharystii my sami będziemy się musieli po śmierci oczyszczać. To przecież buduje w nas przeszkodę do pełnego przeżywania komunii z Bogiem. A na tej komunii polega niebo.
Co zatem możemy robić?
– Prowadząc Apostolstwo Pomocy Duszom Czyśćcowym zachęcamy do tego, co czynimy my same: wszystko to, co w danym dniu może być pomocą dla tych dusz ofiarowujemy Chrystusowi przez ręce Maryi. Warto pamiętać, że my sami nie dysponujemy niczym, co ofiarujemy duszom w czyśćcu cierpiącym. Wszystkim tym dysponuje Boże Miłosierdzie.
Możemy chętnie darować urazy i udzielać przebaczenia różnym ludziom, którzy wobec nas zachowali się niewłaściwie; możemy to robić w intencji pomocy zmarłym, którzy tego przebaczenia potrzebują ze strony kogoś innego. Można w tej intencji wiernie wypełniać obowiązki wynikające ze swojego stanu – kapłańskiego, zakonnego ale także bycia żoną, mężem, matką czy ojcem. Przyjęcie z radością dziecka poczętego można ofiarować w intencji tych zmarłych, którzy cierpią, gdyż nie pozwolili się swojemu dziecku narodzić. Błogosławieństwo dane dziecku na dobranoc może być darem dla matek czy ojców, którzy przeklinali swoje dzieci i którzy źle je traktowali. Każdy gest życzliwości, miłości wobec swoich bliskich, sąsiadów czy osób potrzebujących, może być pomocą duszom czyśćcowym, jeśli taką intencję uczynimy. Byle tylko był to gest czyniony w łączności z Bogiem, w stanie łaski uświęcającej.
Jakie jest znaczenie ofiarowywania cierpienia?
– Święci, w tym św. Faustyna, św. o. Pio, czy nasz założyciel, bł. Honorat Koźmiński, mówili, że to bardzo skuteczna forma pomocy. Co więcej, to również pomaga nam. Pamięć o intencjach dodaje nam sił w sytuacjach trudnych. Jeśli muszę wykonać ciężką pracę, która mnie czasem przerasta, jeśli muszę przełamać lęk, by wypełnić swój obowiązek, jeśli przychodzi cierpienie fizyczne – gdy wielkodusznie ofiaruję to wszystko w intencji dusz czyśćcowych – to jest mi łatwiej. Tak czy siak cierpię, trudzę się, ale wiem, że mogę dzięki temu kogoś przybliżyć do nieba. Wtedy to moje cierpienie nabiera sensu.
Zyskuję też wstawiennictwo zmarłych. To działa w obie strony. Na tym, m.in. polega tajemnica obcowania świętych. Gdy zmarli w czyśćcu widzą naszą troskę o nich, niemożliwe, by nie odpowiedzieli modlitwą za nas. Te dusze dzięki naszemu wsparciu coraz bardziej stają się podobne do Boga, a Bóg obdarowuje. One więc coraz bardziej się za nas modlą.
Tę tajemnicę można też próbować zrozumieć na przykładzie własnego ciała. Gdy wyleczę jakąś ranę, cały czuję się lepiej. Ofiarowując coś zmarłym, leczymy tę cząstkę Mistycznego Ciała Chrystusa, która jest w cierpieniu. Cały Kościół dzięki temu doznaje ulgi i radości.
Różaniec, Msze gregoriańskie, wypominki, Msze św. wieczyste – jakie jeszcze mamy formy wspierania dusz czyśćcowych?
– Jeżeli zmarły miał pragnienie pochówku katolickiego, to – przynajmniej w naszej polskiej rzeczywistości – nie wyobrażamy sobie, żeby odbył się on poza Mszą św. Eucharystia jest sprawowana w dniu pogrzebu, czyli najczęściej trzeciego dnia po śmierci. Później zależy to już od dobrej woli członków rodziny, znajomych i wszystkich tych, którzy w jakiś sposób dowiadują się o śmierci. Często zdarza się, że wiele osób zamawia kolejne Msze św. za tego zmarłego – od rodziny, od sąsiadów, od przyjaciół. W niektórych parafiach jest przyjęte, że zamiast kwiatów i wieńców uczestnicy pogrzebu ofiarowują zmarłemu dar Eucharystii.
Często też członkowie rodziny starają się, by w najbliższym czasie od pogrzebu zamówić Msze św. gregoriańskie w intencji zmarłego. Można też zamówić Msze św. wieczyste.
Czym są Msze św. gregoriańskie i Msze św. wieczyste?
– Msze św. gregoriańskie to 30 Mszy św. odprawianych w kolejnych dniach, bez przerwy, ofiarowanych za jedną osobę zmarłą. Jest to zwyczaj oparty jedynie na przekonaniu wiernych o skuteczności tej modlitwy. Zapoczątkowany został przez papieża Grzegorza Wielkiego, żyjącego w VI w., który polecił w taki sposób modlić się za zmarłego zakonnika. Według tradycji, trzydziestego dnia zakonnik miał się objawić we śnie przełożonemu klasztoru, dziękując za pomoc.
Msze św. wieczyste mogą być odprawiane w niektórych zgromadzeniach zakonnych, jak np. pallotyni, czy werbiści. Mają oni na to specjalne pozwolenie od papieża. Msze te odprawiane są codziennie, tak długo, jak istnieć będzie dane zgromadzenie, za wszystkie osoby, które wpisane są z imienia i nazwiska do specjalnej Księgi Intencji Mszy Wieczystych. Odprawiane one mogą być za osoby żyjące i zmarłe. Intencje te zapewne obejmują już miliony ludzi. Z wpisem do Księgi wiąże się specjalna ofiara, która w wielu przypadkach przeznaczana jest na misje. Jest to zatem rodzaj jałmużny wspierającej ewangelizację, która może być dodatkowo ofiarowana w intencji zmarłych.
W praktyce pobożnościowej przyjęło się również dawać na Wypominki.
– Wypominki wiążą się nie tylko z odczytywaniem imion i nazwisk zmarłych. Stąd nie jest najlepszą praktyką nazywanie ich „wymieniankami” – jak to się dzieje w niektórych polskich parafiach. Chodzi o to, byśmy sobie uzmysłowili, że są to konkretne osoby, które kochaliśmy, z którymi dzieliliśmy swoje życie. One potrzebują nadal naszej miłości, bo ich życie toczy się nadal – w Bogu wszyscy żyją. Przywołujemy więc pamięć o nich z imienia i nazwiska w czasie wspólnotowego nabożeństwa na wzór memento za zmarłych z Modlitwy Eucharystycznej. Modlimy się we wspólnocie parafialnej uświadamiając sobie, że zmarli wciąż do niej należą. Forma wypominków jest różna, w zależności od tego, jak to jest przyjęte w danej parafii. Niekiedy imiona zmarłych odczytywane są przed Mszą św. w ich intencji, czasem w trakcie modlitwy różańcowej, po której jest też sprawowana Eucharystia. Zazwyczaj praktykowane jest to przez cały listopad. W niektórych parafiach są też wypominki roczne, czyli czytanie wypominków i Msza św. w intencji zmarłych sprawowana w konkretnym dniu każdego miesiąca –czyli 12 razy w ciągu roku.
Jak uzyskać odpust za zmarłych?
– Żeby otworzyć się na łaskę odpustu, trzeba się trochę wysilić duchowo. Nie wystarczy wypełnienie zewnętrznych czynności. Ta łaska również nie działa automatycznie. W życiu duchowym nic tak nie działa. To bardzo trudno ludziom wytłumaczyć. Nie wystarczy pójść na cmentarz od 1 do 8 listopada i odmówić tam modlitwę za zmarłych. (W tym roku wyjątkowo dar odpustu zupełnego związany z nawiedzeniem cmentarza można uzyskać przez cały miesiąc – w dowolnie przez siebie wybrane 8 dni). By uzyskać odpust zupełny trzeba przyjąć Komunię św., być w stanie łaski uświęcającej i pomodlić się w intencjach, w których modli się papież. Nie można też być w sercu przywiązanym do żadnego grzechu, nawet powszedniego. To jest najtrudniejszy warunek.
Na czym to polega?
– Można nie grzeszyć, ale być przywiązanym do grzechów. Można np. przestać kraść ale w sercu żałować, że inni są bardziej zaradni i nadal to robią. Można – to dotyczy grzechów powszednich – wyspowiadać się z tego, że używamy np. wulgarnego języka, ale z żalem powierzchownym i bez szczerej chęci zmiany swego języka, w przekonaniu, że bez wulgaryzmów moi znajomi nie zrozumieją, co do nich mówię. Tutaj chodzi o szczerość intencji, czyli o szczery żal i autentyczną gotowość zmiany życia, na zawsze, nie tylko na 2 czy 3 dni, w celu uzyskania odpustu. Zmiana może mi się oczywiście nie udać. Większość z nas przecież od lat spowiada się z tych samych grzechów. Ale, jak podkreślam, tu chodzi o intencję. Nie mogę mieć upodobania w żadnym grzechu – nawet najlżejszym. Nie chcę go pod żadną postacią. Podsumowując – krótko po odbyciu naprawdę dobrej spowiedzi, gdy jeszcze trwam w moich dobrych postanowieniach poprawy, mam naprawdę dużą szansę na tę wolność w sercu i na sięgnięcie po łaskę odpustu zupełnego. Jeśli ofiaruję go za duszę czyśćcową oznacza to dla niej wejście do chwały nieba.
Czym są odpusty cząstkowe?
– O odpustach cząstkowych mniej się mówi, a szkoda, bo łatwiej się na nie otworzyć. Wymagany jest tylko stan łaski uświęcającej i skrucha serca, czyli pokorna świadomość własnej słabości oraz potrzeby łaski Bożej. Jeśli w takim stanie będąc, z intencją pomocy zmarłym odmówię jakąś dowolną modlitwę, do której Kościół nadał łaskę odpustu częściowego – np. „Pod Twoją obronę”, różaniec, „Wieczny odpoczynek” albo np. pomodlę się aktem strzelistym „Jezu ufam Tobie!” w sytuacjach trudnych, o to, np. by nie odpowiedzieć złem na zło – zyskuję łaskę cząstkowego odpustu, czyli darowania części czyśćcowego cierpienia duszy.
Czy listopad jest momentem szczególnych łask dla dusz czyśćcowych?
– Kościół ustanowił na początku listopada uroczystość Wszystkich Świętych i wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych, kierując nasz duchowy wzrok nie tylko na niebo, ale również na czyściec. Dał nam też oktawę tej uroczystości. 2 listopada decyzją Stolicy Apostolskiej kapłani mogą sprawować aż 3 Msze św. To jest czas, w którym zwykły człowiek, zazwyczaj zalatany i zabiegany, ma szansę się zatrzymać i pomyśleć o wieczności. Kościół mu przypomina, że są święci w niebie, którzy nas wpierają swoją modlitwą, ale są też zmarli, którzy czekają na pomoc, bo sami już nic dla siebie nie mogą uczynić. Z pewnością w tym czasie staramy się gorliwiej modlić za dusze zmarłych, więc zapewne też dociera do nich więcej łask.
Na pewno nie możemy się ograniczać w modlitwie za zmarłych do jednego miesiąca w roku. Niektóre objawienia prywatne podpowiadają, że szczególnym momentem łask dla dusz czyśćcowych są Święta Bożego Narodzenia. To ciekawa intuicja, zwłaszcza gdy sobie uświadomimy, czym było Wcielenie Chrystusa. Cały świat się od tego momentu zmienił. Liturgiczna pamiątka tego dnia musi być czasem wielkiego obdarowywania Bożym Miłosierdziem.
Czym jest Apostolstwo Pomocy Duszom Czyśćcowym?
– Jest to duchowa rodzina naszego Zgromadzenia, włączająca się w realizację charyzmatu niesienia pomocy duszom czyśćcowym. Działa już od prawie 40 lat i liczy ok. 30 tys. osób. Gromadzi ludzi żyjących różnym powołaniem. Należą do niego w większości osoby świeckie ale także w niemałej liczbie księża, siostry i bracia z różnych zgromadzeń zakonnych. Proponujemy im publikacje o tematyce eschatologicznej oraz uczestnictwo w rekolekcjach, z których oczywiście korzysta jedynie cząstka tej licznej wspólnoty. Docieramy do członków poprzez wewnętrzny kwartalnik formacyjny „Do domu Ojca” oraz treści zamieszczane na Facebooku Apostolstwa i na naszych stronach internetowych: www.wspomozycielki.pl oraz www.apdc.wspomozycielki.pl.
***
S. Anna Czajkowska ze Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych zajmuje się w zgromadzeniu formacją członków Apostolstwa Pomocy Duszom Czyśćcowym.
Zgromadzenie Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych powstało w 1889 r. Założone zostało przez bł. Honorata Koźmińskiego i m. Wandę Olędzką. To jedyne w Polsce a drugie w Europie żeńskie zgromadzenie zakonne, którego głównym celem jest niesienie pomocy duszom czyśćcowym.
Siostry Wspomożycielki są zgromadzeniem bezhabitowym. Żyją według Reguły i Życia Braci i Sióstr Trzeciego Zakonu Regularnego św. Franciszka z Asyżu. Ratują dusze zmarłych ofiarując Panu Bogu w ich intencji całe swoje życie: śluby zakonne, modlitwy, prace apostolskie, publikacje o tematyce eschatologicznej, trudy i radości życia we wspólnocie życia konsekrowanego, uczynki miłosierdzia, wyrzeczenia, ofiary i odpusty.
****************************
Dwa kondukty
***
Ten fresk jest wyjątkowy z dwóch powodów. Po pierwsze to bodaj jedyne przedstawienie w światowej sztuce pogrzebu św. Odylona (ok. 962–1049), opata benedyktynów z Cluny. Po drugie artysta namalował… dwa kondukty, jeden na drugim.
Ciało świętego opata niosą na marach mnisi. Głowę Odylona otacza złota aureola. Kondukt prowadzi opat, następca zmarłego. Patrząc na tę kompozycję, ze zdziwieniem jednak odkrywamy, że jest ona „pokreślona” białymi liniami. Po chwili dostrzegamy, że nie są to przypadkowe kreski, lecz kunsztownie narysowane kontury zakapturzonych postaci mnichów, niosących w rękach zapalone gromnice.
Święty Odylon, jako zwierzchnik potężnego opactwa w Cluny, był jednym z najbardziej wpływowych duchownych żyjących na przełomie wieków X i XI. Najprawdopodobniej to właśnie on rozpoczął świętowanie Zaduszek, czyli wspomnienia zmarłych w dniu następującym po uroczystości Wszystkich Świętych. Ponieważ opactwu w Cluny podlegało wówczas kilkaset klasztorów w całej Europie, obchody Zaduszek szeroko się spopularyzowały. Dziś św. Odylon jest patronem dusz czyśćcowych. Idący w kondukcie mnisi narysowani białymi konturami to zatem dusze zmarłych, które z wdzięczności za modlitwy zapoczątkowane przez opata Odylona dołączają się do jego pogrzebu.
Malowidło jest częścią wystroju katedry ormiańskiej we Lwowie. Jego autor, Jan Henryk Rosen (1891–1982), zasłynął później z wielu dzieł plastycznych o tematyce sakralnej, zwłaszcza zrealizowanych w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkał od 1937 roku. Freski we Lwowie powstały na zlecenie Józefa Teodorowicza, arcybiskupa lwowskiego obrządku ormiańskiego.
Leszek Śliwa/Gość Niedzielny
************************
Msze święte gregoriańskie: gwarantują wybawienia z czyśćca?
***
Istnieją różne zwyczaje dotyczące odprawiania mszy św. za zmarłych. Szczególnie rozpowszechnione są tzw. gregorianki. Skąd się wziął ten zwyczaj i jakie jest jego znaczenie w życiu Kościoła?
Msze gregoriańskie
Przy pierwszym spojrzeniu na poniższy obraz można się przerazić. Tłum cierpiących ludzi, płomienie. Na szczęście to nie piekło, ale czyściec. Im wyżej wznosi się wzrok, tym więcej na obrazie jasności i nadziei. A jeden szczęśliwiec właśnie opuszcza to miejsce.
Napis na wstędze informuje, że przechodzi ze śmierci do życia. Zgodnie z tytułem dzieła widzimy właśnie, jak „św. Grzegorz Wielki wprowadza do nieba duszę mnicha”. Po lewej stronie, niczym w nowocześnie montowanym filmie, widać kapłana sprawującego mszę św. Obraz namalował Giovanni Battista Crespi. Uwiecznił w ten sposób, jak rodził się zwyczaj odprawiania mszy św. gregoriańskich.
Skąd się wzięły gregorianki?
Tzw. gregorianka to trzydzieści kolejnych mszy św. ofiarowanych dzień po dniu za jedną osobę zmarłą. Skąd wziął się ten zwyczaj? Całą historię opisał św. Grzegorz Wielki w swych „Dialogach”.
Zanim w 590 roku został papieżem, był opatem benedyktyńskiego klasztoru. Jeden z mnichów, imieniem Justus, zachorował. Już na łożu śmierci wyznał, że ukrył przed wspólnotą trzy złote soldy. W świetle zasad rządzących w klasztorze dopuścił się wielkiego grzechu. „Było bowiem w naszym klasztorze stałą regułą, aby bracia tak wspólnie żyli, aby żaden z nich nie miał swojej osobistej własności” – wyjaśnił papież Grzegorz I.
Justus na polecenie opata umarł w osamotnieniu, a pochowano go nie wśród innych zakonników, lecz w niepoświęconej ziemi, rzucając do jego grobu wspomniane monety. Jednak miesiąc po jego śmierci Grzegorz zaczął się „w duchu litować nad zmarłym bratem i myśleć z głębokim smutkiem o jego katuszach i szukać jakiegoś środka, aby mu pomóc”. Polecił więc przeorowi, aby odprawiono za niego trzydzieści mszy św., dzień po dniu, bez przerwy.
Po odprawieniu trzydziestej mszy św. Justus ukazał się w widzeniu swemu rodzonemu bratu Kopiosusowi (również mnichowi) i powiadomił go, że właśnie został uwolniony z czyśćca i dołączył do wspólnoty zbawionych. „Z tego wyraźnie się okazało, że zmarły brat przez zbawczą Hostię został uwolniony z katuszy” – podsumował papież Grzegorz I.
Uważa się, że to właśnie pod wpływem jego autorytetu praktyka trzydziestu mszy św. odprawianych za konkretną osobę zmarłą upowszechniła się najpierw w Rzymie, a potem w Europie.
Zasady odprawiania gregorianek
Ks. Jan Glapiak na łamach „Przewodnika Katolickiego” krótko ujął cztery istotne elementy, które muszą być zachowane przy odprawianiu gregorianki. Zostały one sformułowane przez Stolicę Apostolską dopiero 24 lutego 1967 r. i zawarte w Deklaracji Kongregacji Soboru (to dawna nazwa Kongregacji ds. Duchowieństwa).
Po pierwsze, mszę św. gregoriańską można odprawiać tylko za jedną osobę (nie ma gregorianek zbiorowych).
Po drugie, msze św. gregoriańskie odprawiane są tylko za zmarłych (nie ma gregorianek za żywych).
Po trzecie, msze św. gregoriańskie za jedną osobę należy odprawiać dokładnie przez trzydzieści dni.
Po czwarte, istotna jest „stała ciągłość w odprawianiu mszy św.”. Warto jednak wiedzieć, że jeśli zajdą nieprzewidziane przeszkody, np. choroba kapłana lub konieczność odprawienia mszy św. w innej intencji (np. z powodu udzielania sakramentu małżeństwa albo pogrzebu), ciągłość nie zostaje przerwana, a cykl jedynie ulega przesunięciu.
Co ważne, nie jest wymagane, aby gregoriankę w konkretnej intencji odprawiał zawsze ten sam ksiądz.
Msza gregoriańska – gwarancja wybawienia?
Obszerne informacje dotyczące mszy św. gregoriańskich można znaleźć na stronach klasztoru ojców bernardynów w Alwerni. Zakonnicy wyjaśniają, że jeżeli chodzi o znaczenie mszy św. gregoriańskich, nie istnieje żadna oficjalna doktryna Kościoła z nimi związana. „Powinny one być traktowane jako msze św. za zmarłych”.
Zwyczaj mszy św. gregoriańskich został zatwierdzony przez Stolicę Apostolską „wyłącznie jako pobożna praktyka wiernych, oparta na ich przeświadczeniu, które nie jest sprzeczne z nauką Kościoła”. Nie ma więc ze strony Kościoła katolickiego żadnej gwarancji skuteczności i wybawienia od pokuty po śmierci. Cały zwyczaj oparty jest tylko na przekonaniu wiernych, że gregorianki są dobrą pomocą dla doznających w czyśćcu uwolnienia od następstw ich grzechów. „Człowiek może zawsze prosić, ale tym, który wysłuchuje próśb, jest Bóg. Ostateczną wartość podobnych mszy św. zna tylko On” – podkreślają bernardyni na swojej stronie internetowej.
Msza 30. dnia po śmierci
W wielu parafiach można spotkać jeszcze jeden zwyczaj dotyczący zmarłych, w którym pojawia się liczba „30”. Chodzi o msze św. sprawowane za zmarłego „w trzydziesty dzień po śmierci”. Jako jego źródło wskazywany jest Stary Testament. W księdze Powtórzonego Prawa czytamy, że „Izraelici opłakiwali Mojżesza na stepach Moabu przez trzydzieści dni” (Pwt 34,8). Msza św. w trzydziestym dniu po śmierci jest traktowana jako zakończenie pierwszego, intensywnego okresu żałoby po bliskim zmarłym.
Czy modlitwa za zmarłych ma sens?
Już w czasach Starego Testamentu istniało przekonanie, że modlitwa za zmarłych ma głęboki sens. W Drugiej Księdze Machabejskiej zawarta jest opowieść o tym, jak Juda Machabeusz nakazał składanie ofiar za zabitych w bitwie, którzy złamali Prawo.
Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda – była to myśl święta i pobożna (2 Mch 12,44).
Kościół katolicki od samego początku rozumiał sens i potrzebę modlitwy za zmarłych, traktowanej jako pomoc w oczyszczeniu ze skutków grzechów, których się dopuścili. Dobrze wyraża to zdanie św. Tomasza z Akwinu:
Bóg przyjmuje łaskawiej i częściej wysłuchuje modlitw za zmarłych niż tych, które zanosimy za żyjących. Zmarli bowiem bardziej potrzebują tej pomocy, nie mogąc, tak jak żywi, pomóc sobie samym i zasłużyć na to, ażeby Bóg ich wybawił.
Do modlitwy za zmarłych zachęca także Katechizm Kościoła Katolickiego. Jest ona związana z wiarą w „świętych obcowanie”. Ale to już temat na osobny artykuł…
ks. Artur Stopka/Aleteia.pl
*************************************************
Kiedy śnią się zmarli. Jak to interpretować? Przejmować się czy nie?
***
Czy zmarli mogą przychodzić we śnie lub dawać nam znaki? A na jawie, czy można duchy zmarłych wywoływać?
Taki sen to przypadek czy znak? Czy to coś znaczy, że wygląda w moim śnie na szczęśliwego albo wręcz przeciwnie? Czy zmarli w ogóle mogą się z nami kontaktować?
A kiedy w zupełnie niewytłumaczalny sposób znajdujemy nagle coś, co do nich należało lub bez wyraźnego powodu przychodzą nam na myśl? Czy należy przywiązywać wagę do takich epizodów? Jako osoba wierząca powinienem czy właśnie nie powinienem się tym przejmować i zajmować?
Czy zmarli mogą przychodzić we śnie
W jednej z mszalnych prefacji o zmarłych modlimy się słowami: „życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy”. Tak wierzymy.
I o ile w Starym Testamencie idea życia po śmierci była jeszcze niejasna, o tyle wraz z Chrystusem nabrała bardzo konkretnych rysów, a On sam jest najlepszym dowodem, że śmierć doczesna bynajmniej nie zrywa więzów między tymi, których łączy miłość, ani nie wyklucza dalszych kontaktów.
No ale to Jezus. On zmartwychwstał. A co z tymi, którzy umarli i jeszcze czekają na zmartwychwstanie? Otóż wierzymy przecież, że nie tylko Chrystus i wniebowzięta z ciałem i duszą Maryja, ale również inni święci (czyli po prostu zbawieni) mogą objawiać się żyjącym na ziemi.
Nie ma powodu, dla którego mielibyśmy uważać, że tę możliwość mają jedynie ci, których oficjalnie wynieśliśmy na ołtarze. I nie ma też żadnej teologicznej racji, dla której mielibyśmy zaprzeczyć, że możliwość kontaktowania się z nami mogą mieć również ci, którzy dopiero czekają na wejście do nieba, przeżywając swoje oczyszczenie w czyśćcu.
Ci pierwsi kontaktują się nami, by nam pomóc, natomiast ci drudzy głównie po to, by nas prosić o pomoc. Ponieważ łączą nas wszystkich więzi duchowe (których „centralnym węzłem” jest zmartwychwstały Pan), to możliwa jest miedzy nami wszystkimi bezustanna wymiana duchowych darów, czyli po prostu miłość.
Jak mogą przychodzić do nas zmarli?
Czy zmarli mogą przychodzić w snach? Nie ma powodu, aby twierdzić, że nie mogą. Biblia zna dobrych kilka przykładów tak zwanych snów proroczych, kiedy Bóg komunikował coś ludziom w mniej lub bardziej jasny sposób właśnie poprzez sny. To był na przykład sposób, w jaki Pan Bóg załatwiał swoje sprawy ze św. Józefem.
Biorąc pod uwagę, że zbawienie każdego jednego człowieka to sprawa, którą jako pierwszy zainteresowany jest właśnie On, możemy z powodzeniem założyć, że nieraz pozwala naszym zmarłym „zgłaszać się” do nas właśnie tą drogą.
A na jawie? Cóż, tu Biblia zna przynajmniej jedną sytuację, kiedy tak się stało, kiedy to na polecenie króla Saula wróżbitka wywołała ducha proroka Samuela. I to rzeczywiście był Samuel, ale cała sprawa nie skończyła się dla Saula dobrze. Zmarłych bowiem nie wolno wywoływać.
Zakaz ten zawiera już Tora. A to dlatego, że próba przyzywania zmarłych „na zamówienie” sprowadza się do naszej niewiary w to, że środki, które Pan Bóg włożył nam w ręce, byśmy wiedli dobre życie są wystarczające. Jest to ostatecznie zaprzeczenie zaufania wobec Boga i próba „załatwienia” czegoś bardziej lub często mniej wzniosłego po swojemu.
To jednak, że my nie mamy prawa „wymuszać” wizyt zmarłych, nie znaczy, że im nie wolno do nas (z woli Pana Boga) przychodzić. Nie musi to być zaraz „objawienie”. Czasem będzie to jakiś znak, a częściej jeszcze wydarzenie, o którym trudno nam będzie wyrobić sobie jednoznaczny sąd. I może tu właśnie tkwi cały sekret…
Chodzi o miłość
Najpewniej sekret tkwi w… wolności. Jeśli zmarli przychodzą, to przychodzą, by okazać nam miłość (gdy chcą dla nas jakiegoś dobra) albo o nią prosić (bo jeśli pokutują w czyśćcu, to z powodu braków w miłości – tym jest wszak każdy grzech).
A warunkiem miłości jest wolność. Pan Bóg i oni nie stawiają nas więc pod ścianą ewidentnymi znakami, które nie zostawiałyby nam wyboru, ale robią to delikatniej – zostawiając przestrzeń naszej wrażliwości i wolnej decyzji.
Skąd mam wiedzieć?
To skąd mam wiedzieć, czy ten mój zmarły, który mi się śni, rzeczywiście czegoś potrzebuje? Skąd mam mieć pewność, że to wydarzenie to akurat jakiś znak dla mnie?
A musisz mieć pewność? Nawet jeśli to tylko twoja „nadwrażliwa” pamięć, to przecież nic się nie stanie, jeśli zrobisz coś dobrego dla zmarłych. Nawet jeśli akurat ten konkretny ktoś nie potrzebuje twojej pomocy, bo już cieszy się niebem, to twój wysiłek się nie zmarnuje.
Bo nie marnuje się żadna miłość (choć nam tutaj nieraz wydaje się, że i owszem). Najwyżej Pan Bóg „przekaże” twoje duchowe dobra innemu zmarłemu, który jest jeszcze w potrzebie.
Jak mogę pomóc zmarłym?
Jest kilka sposobów. Pierwszy to ofiarowanie Eucharystii w ich intencji. Pierwszy, bo msza święta jest najdoskonalszą ofiarą i modlitwą, jaką znamy. Więcej na ten temat przeczytasz w artykule pod tytułem „Podczas każdej mszy jest miejsce na twoje osobiste intencje. Jak je składać?”.
Warto o tym pamiętać samemu i uczyć tego „następne pokolenia”, żebyśmy sami też mogli kiedyś skorzystać z tej najpewniejszej pomocy. Innym sposobem jest ofiarowanie odpustu za zmarłych – choćby w listopadzie, który jest szczególnym czasem naszej o nich pamięci.
Szczególną formą modlitwy za zmarłych są oczywiście wypominki, choć dziś to tradycja nieco zaniedbana „katechetycznie”, a przez to traktowana często na sposób magiczny. Przeczytasz o tym w materiale „Wypominki. To nie jest kościelna lista nieobecnych”.
Nie tylko modlitwa!
Każda modlitwa za zmarłych jest dobra i potrzebna. Warto wyrobić sobie zwyczaj włączenia jej w swoje codzienne „pacierze”. Ale modlitwa to nie wszystko!
Katechizm podpowiada nam, że za naszych zmarłych możemy ofiarować również post, jałmużnę i uczynki miłosierdzia wobec potrzebujących i będzie to dla nich bardzo skuteczna pomoc. Bo w tym wszystkim naprawdę idzie po prostu o miłość.
ks. Michał Lubowicki /Aleteia.pl
*************************************************
Kraków: Dzieło Pomocy św. Ojca Pio pamięta o zmarłych bezdomnych
Listopad to miesiąc, w którym wspomina się bliskich zmarłych. O osobach bez domu, które już odeszły i spoczywają na krakowskich cmentarzach, pamiętali podopieczni i współpracownicy Dzieło Pomocy św. Ojca Pio.
***
W ostatnich tygodniach odwiedzali oni regularnie i porządkowali groby osób bezdomnych na krakowskich cmentarzach. Uczestnicy Centrum Integracji Społecznej Dzieła Pomocy św. Ojca Pio oprócz typowych prac porządkowych, wykonali również drewniane płotki do ogradzania grobów.
– Wszystko po to, by oddać cześć i szacunek pamięci zmarłych osób bezdomnych. Wierzymy, że tak, jak każdego dnia staramy się otaczać osoby bez domu troską, gdy są z nami, tak teraz naszym zadaniem jest modlitwa i pamięć o nich, którą chcemy wyrazić w ten prosty sposób – tłumaczy br. Grzegorz Marszałkowski OFMCap, dyrektor instytucji.
Zadbano nie tylko o nagrobki znanych organizacji podopiecznych, ale również tych, na których grobach widnieje tabliczka „NN”. Dla wielu zmarłych Dzieło Pomocy św. Ojca Pio stanowiło namiastkę ziemskiego domu i rodziny.
„W sposób szczególny chcemy pamiętać o tych, których spotkaliśmy na naszej drodze, a którzy często odeszli w zapomnieniu – o osobach bezdomnych, samotnych, opuszczonych… Wierzymy, że po trudach ziemskiego życia, znalazły wreszcie upragnione szczęście i niebiański dom” – podkreślono na stronie www.dzielopomocy.pl.
Do tej pory dzięki pracy uczestników Centrum Integracji Społecznej krakowskiego Dzieła udało się uporządkować już kilkadziesiąt miejsc spoczynku osób bezdomnych.
Dzieło Pomocy św. Ojca Pio powstało w 2004 r. Wspiera ono osoby potrzebujące poprzez prowadzenie łaźni, pralni i garderoby, a także jadłodajni i ambulatorium, organizowanie konsultacji socjalnych i zawodowych, prowadzenie poradni psychiatryczno-psychologicznej oraz tzw. mieszkań wspieranych, w których ludzie bez domu uczą się samodzielności.
Organizacja od wielu lat angażuje się również w akcje społeczne mające na celu zwrócenie uwagi otoczenia na problem, jakim jest bezdomność. Staje się tym samym głosem zapomnianych, zepchniętych na margines i uwięzionych w krzywdzących stereotypach osób bez domu.
Tygodnik Niedziela/Kai.pl
***********************************************************
Dusze czyśćcowe zawsze pomogą
Od wielu lat praktykuję modlitwę za dusze czyśćcowe i jestem przekonana o jej niezwykłej skuteczności – mówi s. Agnieszka, franciszkanka.
***
Jak to się zaczęło? Byłam młodą zakonnicą, rozpoczęłam naukę w szkole pielęgniarskiej. Mieszkałam w klasztorze. Pewnej nocy poczułam, że ktoś wszedł do pokoju, ale nikogo nie widziałam. Na pytanie, kim jest, nie otrzymałam od przybysza żadnej odpowiedzi. Wówczas poczułam paraliżujący strach. Gdy zjawa zniknęła, zerwałam się z łóżka, padłam na kolana i zaczęłam się żarliwie modlić. Prosiłam Boga, by nigdy więcej nikt z tamtego świata do mnie nie przychodził, bo zwyczajnie po ludzku się boję. W zamian obiecałam stałą modlitwę za dusze czyśćcowe. Podobnej sytuacji doświadczyłam kilka lat później. Szłam na Mszę św. za zmarłe siostry z naszego zgromadzenia i w pewnej chwili dostrzegłam postać ubraną w stary strój zakonny (sprzed reformy strojów), jak zmierza do kaplicy. Pomyślałam, że przyszła prosić o modlitwę i trzeba jej tę modlitwę dać.
Zaczęłam praktykować modlitwę za dusze czyśćcowe. Z czasem przekonywałam się coraz bardziej o jej skuteczności. Kiedyś usłyszałam, że nie ma takiej prośby, zanoszonej za przyczyną dusz w czyśćcu cierpiących, która nie byłaby wysłuchana przez Pana Boga, jeśli jest zgodna z Jego wolą. Obiecałam, że w każdy poniedziałek będę ofiarowywać Mszę św., Komunię św., Różaniec, brewiarz, nawet jakieś doznane cierpienia i przykrości w intencji cierpiących w czyśćcu. I praktykuję to do dzisiaj. Dusze czyśćcowe to pamiętają. Gdybym zapomniała o tej intencji i modlitwę ofiarowała za kogoś innego, one się przypominają. Zaczynam odczuwać, że coś jest nie tak, spoglądam na kalendarz: poniedziałek, zapomniałaś o czymś – zdaje się, że chcą mi przypomnieć.
Dostrzegam też znaki pomocy ze strony dusz czyśćcowych, bo one nam pomagają, wypraszając łaski u Boga. Sobie nie mogą już nic wyprosić, ich czas zdobywania zasług dla siebie się zakończył, ale mogą pomóc nam, żyjącym jeszcze na ziemi. Nigdy nie oczekiwałam jakichś szczególnych czy wyjątkowych doznań, przekonałam się jednak, że ich wstawiennictwo ma niezwykłą moc. Kiedy idę do pracy, nieraz na nocną zmianę, przechodzę koło cmentarza, i wtedy rozmawiam z duszami czyśćcowymi. Proszę: – Pomóżcie mi, aby ten dyżur był spokojny, ja też wam pomogę modlitwą. I te dyżury są spokojne.
Modlitwa za umierających
W szpitalu codziennie ocieram się o cierpienie i śmierć. Zachęcam pacjentów, aby wzięli do ręki różaniec i się modlili. – W szpitalu nie ma bezrobocia – mówię żartobliwie. – My was obsługujemy, ale wy też musicie coś robić. Co godzinę za jakąś duszę czyśćcową ofiarować modlitwę, ból, niewygodę szpitalnego łóżka. Jak wy im pomożecie, to one też wam kiedyś pomogą. Wielu pacjentów podejmuje tę modlitwę, nawet z wielką radością.
Pracuję w szpitalu, więc mam kontakt z ludźmi umierającymi. Często jestem przy konających. Wiele świeckich pielęgniarek się boi – a ja nie. Trzymam pacjenta za rękę i się modlę. Odmawiam Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Proszę aniołów i dusze czyśćcowe, by pomogły konającemu przejść na tamten świat. Odczuwam ich obecność. To są dusze, którym umierający wyświadczał dobro, pomoc. One teraz mu się odwdzięczają i pomagają przejść na drugą stronę.
Kiedyś miałam taki przypadek. Pacjentka, która była w całkiem dobrej formie i nic nie wskazywało na to, że będzie umierać, zawołała nagle: Siostro, proszę szybko przyjść, pomóc mi się przebrać, zrobić fryzurę, bo oni już czekają. Pielęgniarki były zdziwione: kto czeka? Nie było nikogo, tylko trzy pacjentki w sali. Po przebraniu i uczesaniu chora zmarła z uśmiechem na twarzy. Ciarki nas przeszły. Ktoś po nią przyszedł, ona widziała te osoby. Ja wierzę, że to były dusze zmarłych. Święty Ojciec Pio w swojej książce wspominał, że gdy umieramy, przychodzą po nas dusze naszych bliskich zmarłych oraz te dusze czyśćcowe, za które się modliliśmy. Przychodzą, by pomóc nam przejść na tamtą stronę.
Woda święcona odstrasza złe duchy
Zawsze mam przy sobie wodę święconą. Postarałam się, aby była ona także na oddziale, na którym pracuję. Święcę chorych. Kiedy wkładamy rękę do kropielnicy, warto zrzucić kilka kropel, mówiąc na głos: „Za dusze czyśćcowe”. Przy konających woda święcona jest niezbędna.
Na stażu zawodowym na chirurgii miałam konającego pacjenta. Miał raka przełyku, nie mógł mówić, tylko pokazywał wzrokiem, czego chce. To było w święta Bożego Narodzenia. Cały czas zerkał na swoją szafkę przy łóżku i na mnie. Nie wiedziałam, jak mu pomóc. W końcu otworzyłam szufladkę, a tam w słoiczku była woda święcona. Pokropiłam go i za chwilę ten pacjent zmarł. Był to dla mnie znak, że przy konającym jest zły duch, który walczy o jego duszę.
Często się modlę za umierających. Nie jest istotne, czy znamy tego umierającego czy jest to dla nas ktoś z drugiego końca świata. Śmierć dla człowieka, nawet wierzącego, jest momentem szczególnym w życiu. Codziennie umiera wiele osób, które przez całe swoje życie nigdy nie myślały o Panu Bogu albo które z Nim walczyły. Ale właśnie w momencie śmierci dokonuje się decydujący wybór człowieka co do wieczności.
Możemy im pomóc
Gdy praktykujemy modlitwę za umierających, w szczególności za zatwardziałych grzeszników, musimy jednak okazać wiele czujności, szatan bowiem szuka zemsty. Rzeczywiście zachowuje się jak „lew ryczący (por. 1 P 5, 8)”, bo w tym decydującym momencie, z powodu nawrócenia grzesznika, traci łup, nad którym pracował przez całe lata.
Ludzie często odczuwają, że przychodzą do nich zmarli członkowie rodziny. Może to jest sugestia pod wpływem przeżyć związanych z odejściem, pogrzebem. Ale jeśli się tak zdarzy, to należy się za tę osobę modlić, zapytać, czego pragnie. Nie wolno jednak przywoływać dusz z czyśćca: „Przychodzą po prostu, kiedy Pan Bóg im pozwoli postarać się o szybsze wybawienie” – wyjaśniała Maria Simma, która miała dar kontaktu z duszami czyśćcowymi. Ale trzeba być bardzo ostrożnym, bo to może być zły duch. Wielu ludzi angażuje się w wywoływanie duchów, w spirytyzm, a to jest bardzo niebezpieczne, wchodzi się na grząski grunt. Nie można oczekiwać, że dusza przyjdzie, będzie pukać lub dawać jakieś inne znaki.
Święty Ojciec Pio, który miał dar rozmawiania z duszami czyśćcowymi, mówił, że ktokolwiek do niego przyszedł z tamtego świata, prosił, wręcz żebrał o modlitwę, o Eucharystię. Duszom czyśćcowym możemy pomóc przez modlitwę, dobre uczynki, odwiedzenie grobu, odpusty, ofiarowanie Eucharystii i Komunii św. Nie zapominajmy o nich, a sami się przekonamy, że dzięki ich wstawiennictwu możemy dokonać wręcz cudów. Nie oczekujmy spektakularnych wizji czy ingerencji w nasze życie, lecz dostrzegajmy ich pomoc w życiu codziennym; uczmy się miłości do nich, a one też będą nas obdarzać szczególną miłością. Między nami a nimi jest przepaść momentu śmierci, ale zawsze można ją pokonać przez pomost miłości.
Jolanta Marszałek/Niedziela Ogólnopolska
****************************************************************************************************
W miesiącu listopadzie , tak jak co roku, każdego dnia odprawiana jest Msza św. w intencji zmarłych, których imiona wypisaliście na kartkach i również w intencji wszystkich zmarłych, z którymi jeszcze nie tak dawno razem pielgrzymowaliśmy na tym padole śmierci.
************************************************
Modlitwy za zmarłych
***
Niedziela
Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew, którą Twój Boski Syn, Jezus Chrystus, wylał za nas w Ogrójcu, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która jest najbardziej ze wszystkich opuszczona. Przyjmij ją do Twojej chwały, gdzie będzie mogła wielbić Cię i chwalić na wieki. Amen.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Wieczny odpoczynek…
Poniedziałek
Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew, którą Boski Twój Syn, Jezus Chrystus, wylał za nas podczas okrutnego biczowania, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która jest już najbliższa wejścia do Twojej chwały, aby jak najprędzej mogła Cię wielbić i błogosławić na wieki. Amen.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Wieczny odpoczynek…
Wtorek
Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew, którą Boski Twój Syn, Jezus Chrystus, wylał za nas podczas bolesnego ukoronowania cierniem, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która najbardziej potrzebuje naszych modlitw, aby jak najprędzej mogła być uwolniona i mogła wielbić Twój Majestat i błogosławić Cię na wieki. Amen.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Wieczny odpoczynek…
Środa
Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew Syna Twego Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela, którą wylał na ulicach Jerozolimy dźwigając krzyż na swych świętych ramionach, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która w Twych oczach jest najbogatsza w zasługi, aby, przybywszy jak najprędzej do nieba, mogła w chwale, do której jest przeznaczona, głosić Twoją chwałę i błogosławić Cię na wieki. Amen.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Wieczny odpoczynek…
Czwartek
Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najświętsze Ciało i Krew Twego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa, które w noc przed męką dał jako pokarm i napój swym umiłowanym Apostołom i przekazał Kościołowi świętemu na wieczną Ofiarę i życiodajny Pokarm dla wiernych, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która miała największe nabożeństwo do tej Tajemnicy Miłości, by mogła chwalić Cię razem z Twoim Synem i Duchem Świętym w chwale Twojej na wieki. Amen.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Wieczny odpoczynek…
Piątek
Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew Twego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa, którą obficie wylał na krzyżu, najbardziej ze swych świętych rąk i stóp, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, za którą jestem najbardziej obowiązany się modlić, abym nie był przyczyną powstrzymującą Cię od przyjęcia jej do Twej chwały. Wprowadź ją jak najprędzej do niebieskich radości, gdzie z Aniołami będzie Cię wielbić i błogosławić na wieki. Amen.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Wieczny odpoczynek…
Sobota
Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew, która obficie wytrysnęła z boku Twego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa, w obecności Jego Niepokalanej Matki, co sprawiło Jej wielki ból, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która najbardziej czciła Niepokalaną Dziewicą Maryję, aby mogła jak najprędzej wejść do Twojej chwały i wielbić Cię razem z Nią przez wszystkie wieki. Amen.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Wieczny odpoczynek…
Modlitwy za zmarłych:
Panie, Boże Wszechmogący, ufając Twemu wielkiemu Miłosierdziu zanoszę do Ciebie moją pokorną modlitwę: wyzwól duszę Twego sługi (Twojej służebnicy) od wszystkich grzechów i kar za nie. Niech święci Aniołowie jak najprędzej zaprowadzą ją z ciemności do wiekuistego światła, z karania do wiecznych radości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Panie, nakłoń Twego ucha ku naszym prośbom, gdy w pokorze błagamy Twego miłosierdzia; przyjmij duszę sługi Twego N., której kazałeś opuścić tę ziemię, do krainy światła i pokoju i przyłącz ją do grona Twych wybranych. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Boże, Ty nam nakazałeś miłować wszystkich ludzi jak braci i siostry, także tych, których śmierć zabrała z tej ziemi. Wszyscy bowiem żyjemy w Tobie, wszyscy zjednoczymy się z Tobą w jednej wierze i miłości. Dopomóż nam, miłosierny Boże, zawsze dążyć ku temu zjednoczeniu, z miłością pomagając naszym żyjącym braciom i siostrom radą i dobrym przykładem, a zmarłym modlitwą i zasługami płynącymi z naszych dobrych uczynków. Racz przyjąć tę modlitwę, a przez nieskończone Miłosierdzie Twoje, przez Mękę i Śmierć Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, naszego Zbawiciela i Odkupiciela, zmiłuj się nad duszami zatrzymanymi w czyśćcu, które muszą odpokutować za swoje grzechy, zanim wejdą do Twojej chwały. Ześlij im Ducha Twego, Pocieszyciela, aby je oświecił światłem i Twoją łaską oraz umacniał w nadziei Twego Miłosierdzia. Racz je wprowadzić do Królestwa Twojej chwały za przyczyną Najświętszej Maryi Panny i wszystkich Twoich świętych, jak również przez modlitwy Twego świętego Kościoła i nas wszystkich, niegodnych sług Twoich, którzy błagamy dla nich o Twe zmiłowanie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
O Boże mój, miłuję Cię nade wszystko dla Twej nieskończonej dobroci i żałuję z całego serca, że Ciebie, moje Dobro Najwyższe, tak wiele razy obraziłem. Udziel mi swej łaski, abym wytrwał w dobrym i nie powracał już do dawnych moich grzechów. Zmiłuj się nade mną, a także nad duszami cierpiącymi w czyśćcu, które miłują Cię z całego serca i ze wszystkich swoich sił. Wysłuchaj błagania, jakie zanoszę za nimi i udziel mi łaski, o którą proszę przez ich wstawiennictwo. Miej litość nade mną i nad biednymi duszami w czyśćcu. O Maryjo, Matko dusz w czyśćcu cierpiących, uproś im jak najszybsze uwolnienie z czyśćca i wieczny odpoczynek w niebie. Amen.
Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci.
Niech odpoczywają w pokoju. Amen.
Modlitwa za zmarłych rodziców:
Boże, Tyś nam przykazał czcić ojca i matkę, zmiłuj się łaskawie nad duszami moich rodziców i odpuść im grzechy; pozwól mi oglądać ich w radości Twej wiekuistej światłości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa za poległych żołnierzy:
Panie, Boże Wszechmogący, polecam Twemu miłosierdziu dusze naszych poległych żołnierzy, którzy oddali swe życie w obronie drogiej Ojczyzny i przelali swoją krew w obronie nie tylko naszego kraju, ale i Wiary świętej. O Boże, niech to ich męczeństwo poniesione w obronie Wiary i Ojczyzny uwolni ich dusze z czyśćca i wyjedna wieczną nagrodę w niebie. Błagam Cię o to przez Mękę i Śmierć naszego Zbawiciela, przez Jego Najświętsze Serce, przez przyczynę i zasługi Jego Niepokalanej Matki oraz świętych Patronów i Patronek naszego Narodu. Amen.
Modlitwy do Matki Bożej za dusze w czyśćcu:
Najświętsza Panno Nieustającej Pomocy, Matko litościwa, racz spojrzeć na biedne dusze, które sprawiedliwość Boża zatrzymuje w płomieniach czyśćcowych. Są one drogie dla Twego Boskiego Syna, gdyż zawsze Go kochały i teraz gorąco pragną być blisko Niego, lecz nie mogą zerwać swych więzów, które je trzymają w palącym ogniu czyśćca. Niech się wzruszy Twe serce, Matko litościwa. Pośpiesz z pociechą dla tych dusz, które Cię zawsze kochały i teraz ślą do Ciebie swe westchnienia. Wszak są to Twoje dzieci, bądź więc im pomocą, nawiedzaj je, osładzaj ich męki, skróć ich cierpienia i nie zwlekaj z ich wybawieniem. Amen.
O Maryjo, swym litościwym sercem obejmij dusze zamknięte w ciemnych więzieniach pokuty, a nie mających na ziemi nikogo, kto by o nich pamiętał. Najlepsza Matko, wejrzyj swym miłosiernym wzrokiem na te dusze opuszczone, przyjdź im ze skuteczną pomocą wśród opuszczenia, w jakim pozostają i pobudź serca wielu wiernych do modlitwy za nie. O Matko Nieustającej Pomocy, zlituj się nad duszami opuszczonymi w czyśćcu!
O Niepokalana Maryjo, Matko Miłosierdzia, która widziałaś święte Ciało ukochanego Syna Twojego wiszące na krzyżu, patrzyłaś na ziemię przesiąkniętą Jego Krwią i byłaś obecna przy Jego okrutnej śmierci. Polecam Ci, Matko Najświętsza, dusze cierpiące w czyśćcu i błagam, racz wejrzeć na nie okiem swego miłosierdzia i wyjednaj im wybawienie z mąk. Dla wyproszenia Twej łaski, o Matko Niepokalana, przebaczam szczerze i serdecznie tym wszystkim, którzy mnie obrazili i przez Twoje wstawiennictwo proszę Jezusa o udzielenie im wszelkiego dobra, łaski i błogosławieństwa w zamian za zło, które mi wyrządzili lub którego mi życzyli. Przez Twoje ręce, o Panno Święta, ofiaruję Bogu ten akt miłości dla uproszenia miłosierdzia dla dusz, które poddane są oczyszczeniu. Amen.
Modlitwa św. Gertrudy za zmarłych:
Boże miłosierny, z tronu Twojej chwały wejrzyj na biedne dusze w czyśćcu cierpiące. Wejrzyj na ich karanie i męki, jakie ponoszą, na łzy, które przed Tobą wylewają. Usłysz ich błagania i jęki, którymi wołają do Ciebie o miłosierdzie. Zmiłuj się nad nimi i odpuść im grzechy. Wspomnij, najłaskawszy Ojcze, na Mękę, którą Twój Syn podjął dla nich. Wspomnij na Krew Przenajświętszą, którą za nich wylał. Wspomnij na gorzką śmierć Jego, którą dla nich podjął i zmiłuj się nad nimi. Za wszystkie ich przewinienia, których się kiedykolwiek dopuściły, ofiaruję Ci przenajświętsze życie i wszystkie czyny Twego najmilszego Syna. Za zaniedbania popełnione w Twojej świętej służbie ofiaruję Ci Jego gorące pragnienia. Za opuszczenie dobrych i zbawiennych spraw ofiaruję Ci nieskończone zasługi Twego Syna. Za wszystkie krzywdy, jakich od nich doznałeś, ofiaruję Ci wszystko, co Ci kiedykolwiek miłego świadczyły. Na koniec za wszystkie męki, które słusznie muszą cierpieć, ofiaruję Ci wszystkie pokuty, posty, czuwania, modlitwy, prace, boleści, Krew i Rany, mękę i Śmierć niewinną, którą z najgorętszej miłości cierpiał za nas najmilszy Twój Syn. Błagam Cię, abyś raczył przyjąć te ukochane dusze do rajskiej szczęśliwości, aby Cię tam wielbiły na wieki. Amen.
Modlitwa św. Gertrudy do dusz czyśćcowych:
Niech Jezus Chrystus, dla nas ukrzyżowany, zmiłuje się nad wami, dusze bolejące; niech swoją Krwią zagasi pożerające was płomienie. Polecam was tej niepojętej miłości, która Syna Bożego sprowadziła z nieba na ziemię i wydała na okrutną śmierć. Niech się ulituje nad wami, jak okazał swe miłosierdzie dla wszystkich grzeszników, umierając na krzyżu. Jako zadośćuczynienie za wasze winy ofiaruję tę synowską miłość, jaką Jezus w swym Bóstwie kochał swego Przedwiecznego Ojca, a w Najświętszym Człowieczeństwie najmilszą swoją Matkę. Amen.
Krótka koronka za dusze zmarłych:
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Na trzech początkowych paciorkach mówimy:
Boże mój, wierzę w Ciebie, boś jest prawdą nieomylną.
Mam nadzieję w Tobie, boś jest nieskończenie dobry.
Kocham Cię, Panie, boś jest godzien nieskończonej miłości.
Na małych paciorkach 10 razy:
Słodkie Serce Maryi, bądź moim zbawieniem.
Zakończyć znakiem krzyża i modlitwą:
Boże mój, przez Najsłodsze Serce Maryi ofiaruję Ci tę modlitwę i proszę, abyś ją przyjął za dusze w czyśćcu cierpiące (albo: za duszę nieznaną).
Tygodnik NIEDZIELA
**************************************************************************************************************
OGŁOSZENIA
https://blueskyscotland.blogspot.com/2019/02/partick-kelvingrove-and-anderston-walk.html
***
W kościele św. Szymona nadal Msze św. w niedziele i w święta nie mogą być sprawowane. Mamy natomiast możliwość uczestniczyć we Mszy św. w kościele św. Piotra.
*******
w soboty w kościele św. Szymona jest spowiedź święta od godz. 14.00 – 16.00
Msze św. w kościele św. Piotra z udziałem wiernych
obowiązuje wcześniejsza rejestracja (linki poniżej)
Niestety nowe przepisy ograniczają od tego tygodnia ilość uczestniczących we Mszy św. – maksymalnie może być 20 osób, dlatego w tą niedzielę 22 listopada będzie jeszcze jedna Msza św. o godz. 16.00
link do rejestracji – https://www.eventbrite.co.uk/e/129613154443
Niedziela 22/11 – godz. 14:00; spowiedź od godz. 13:15 – tylko dla osób zarejestrowanych na Mszę; rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejsc
https://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-2211-msza-sw-g-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-1292050146777.
od godz. 13:30 Adoracja Najświętszego Sakramentu
Sobota 21/11 – godz. 18.00 https://www.eventbrite.co.uk/e/poniedziaek-2111-msza-sw-g-1800-koscio-sw-piotra-st-petersglasgow-tickets-129205813065
UWAGA! JEŻELI ZAREZERWOWALIŚCIE MIEJSCE NA MSZY ŚW. , ALE WIECIE, ŻE NIE BĘDZIECIE MOGLI W NIEJ UCZESTNICZYĆ – BARDZO PROSIMY O WIADOMOŚĆ NA ADRES MSZESWPIOTR@GMAIL.COM lub rezygnację przez stronę Eventbrite (im wcześniej, tym lepiej, żeby dać szansę innym na przyjście na Mszę św.)
Msze św. w kościele św. Piotra i św. Szymona w ciągu tygodnia – z udziałem wiernych, w języku angielskim: kościół św. Piotra – od poniedziałku do piątku godz. 10:00; poniedziałek i wtorek godz. 19:00 kościół św. Szymona – wtorek i czwartek godz. 12:30
*****
*****************************************************************************
Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.
Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.
**************************************************************************************************************
Mając na uwadze trwające wciąż zagrożenie zdrowia i życia, Szkocki Episkopat przedłużył udzielenie dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy świętej. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych, które są w grupie ryzyka zarażeniem oraz osoby opiekujące się nimi, a także te osoby, które obawiają się z uzasadnionych przyczyn zakażenia.
Skorzystanie z dyspensy oznacza, że nieobecność na Mszy niedzielnej we wskazanym czasie nie jest grzechem. Jednocześnie korzystających z dyspensy zachęca się do udziału we Mszy świętej w dni powszednie, z zachowaniem roztropności i wzajemnej troski o siebie. Zachęca się również, aby osoby korzystające z dyspensy trwały na osobistej i rodzinnej modlitwie, i do duchowej łączności ze wspólnotą Kościoła poprzez transmisje radiowe, telewizyjne lub internetowe.
Nadal będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:
- podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
- rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową
- przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele
- w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki)
- przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
- należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
- na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
- podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj
- bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
- również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół.
Uwaga:
Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.
****************************************************************
ŻYWY RÓŻANIEC
Bogu niech będą dzięki!
Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. (Uroczystości beatyfikacyjne były zaplanowane na 7 czerwca 2020 roku, ale nie odbyły się z powodu pandemii). Ks. Prymas święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk Księdza Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.
Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!
„Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.
(św. Josemaria Escriva do Balaguer)
**
INTENCJE ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA MIESIĄC LISTOPAD 2020
Intencja powszechna: sztuczna inteligencja
Módlmy się, aby postęp w dziedzinie robotyki oraz sztucznej inteligencji zawsze pozostawał w służbie ludzkiego istnienia.
więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja
*****
Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji:
Za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
***
Za papieża Franciszka, aby Duch Święty go prowadził, a św. Michał Archanioł strzegł.
***
Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci, Najdroższą Krew Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa w połączeniu ze wszystkimi Mszami świętymi dzisiaj na całym świecie odprawianymi, za dusze w Czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w Kościele powszechnym, za grzeszników w mojej rodzinie, a także w moim domu. Amen.
****
Intencja dla Róży św. Moniki i Matki Bożej Częstochowskiej (II):
Powierzamy Bożej Matce i Jej Synowi, którego życie rozważamy w różańcu, drogi wzrastania dzieci, za które modlimy się w tej Róży.
**************************************************************************************************************
Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym.
„Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).
***************
Ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi
Wyrozumiały Ojciec niebieski wysłuchał modlitwy. Wczoraj przedstawiciel rządu oświadczył mi, że zmienia się warunki mojej „izolacji”; zamieszkam w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy, bez prawa wydalania się i sprawowania obowiązków biskupich. – Wszystko jest łaską. – Przypominam sobie, że od wielu miesięcy modliliśmy się o to, by łaska wolności, gdy przyjdzie, miała miejsce w dzień Najświętszej Maryi Dziewicy lub w Jej miesiącu. Byliśmy gotowi pozostać w więzieniu dłużej, byleby tylko mieć ten znak mocy Dziewicy Wspomożycielki, byleby tylko wyjść ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi. – I stało się! Bo chociaż nie idę na wolność całkowitą, to jednak rozluźnienie więzów moich ma miejsce właśnie w dzień Sanctae Mariae in Sabbato i to w maryjnym miesiącu różańcowym, w przeddzień uroczystości Chrystusa Króla. Zwiastowanie tej łaski otrzymałem w uroczystość świętych Szymona i Tadeusza, w dniu piątkowym, podobnie jak zwiastowanie łaski więzienia otrzymałem w dniu piątkowym. Pierwszy dzień łaski więzienia był w sobotnim dniu Maryi i pierwszy dzień łaski ulgi jest również w Jej dniu.
Bóg jest wyrozumiały na prośby ludzkie, na wrażliwe serce człowieka, który tak pragnie znaków Bożych na swoim życiu. Pamiętam prośbę zaniesioną do wiernych u Świętej Anny w dniu aresztowania: Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. I ta prośba jest spełniona, bo właśnie pomoc przychodzi w ostatnich dniach miesiąca różańcowego. O ileż łatwiej jest czekać na dalsze łaski, gdy dobry Bóg okazał swoją wyrozumiałość na dziecięce prośby nasze.
sługa Boży kard. Stefan Wyszyński
Kard. Stefan Wyszyński († 1981), prymas Polski. (Prudnik, 29.10.1955, w: „Z głębi duszy. Kalendarzyk łaski”, Soli Deo, Warszawa 2019).
**************************************************************************************************************
Różaniec do granic Nieba
Różaniec Do Granic Nieba trwa 8 dni, całą oktawę Uroczystości Wszystkich Świętych. Do wydarzenia można dołączyć dowolnego dnia, choć zachęcamy, by aktywnie uczestniczyć przez całą oktawę. W zależności od sytuacji modlitwę przeżywamy na cmentarzu, w parafii lub innych dostępnych miejscach, w domu, pod przydrożnym krzyżem. Godzina dowolna, zachęcamy jednak do wybrania czasu powiązanego z rytmem duchowym dnia. Może to być, któraś z tych godzin:
12:00 – Anioł Pański
15:00 – Godzina Miłosierdzia
21:00 – Apel Jasnogórski
Jeśli modlitwa ma miejsce poza kościołem (z natury przygotowanym do liturgii), to prosimy o zorganizowanie godnego miejsca, na przykład – stolik z białym obrusem, zapalona świeczka, Pismo Święte otwarte na czytaniu z dnia, ew. obrazek, figurka.
Rodziny i pojedyncze osoby
codziennie, od 01.11 do 08.11 podejmujemy modlitwę w domach (jeśli nie można w parafii). Przygotowujemy w domu miejsce modlitwy. Stolik, świeczka, Pismo Święte. Po prostu odmawiamy modlitwę, którą znajdziecie tutaj. Jeśli możecie to zachęcamy, by odmówić więcej części różańca. Nawet wszystkie 4! Godzina podjęcia modlitwy nie ma znaczenia.
Jeśli, jednak pragniecie przeżyć to wspólnie z nami to zapraszamy na transmisję z czuwania i modlitwy. Wszystkie transmisje na stronie www.rozaniecdogranic.pl. Codziennie o godzinie 19:00
Modlitwa wynagradzająca za grzech aborcji. Trwa akcja Różaniec do granic Nieba
Trwa akcja modlitewna „Różaniec do Granic Nieba”. Rozpoczęła się ona 1 listopada Mszą Świętą w sanktuarium w Gietrzwałdzie. W tym roku uczestnicy przez osiem dni będą modlić się o pojednanie, przebaczenie i uzdrowienie wszelkich ran związanych z utratą dziecka nienarodzonego.
„Różaniec do Granic Nieba” to kontynuacja modlitewnej inicjatywy „Różaniec do Granic” zorganizowanej jako odpowiedź na trudną sytuację Polski i świata. W tym roku intencje obejmują w sposób szczególny wszelkie sytuacje związane z aborcją.
„Poprzez przebłaganie Boga, za grzech zabijania nienarodzonych i wynagrodzenie cierpienia, jakiego doznały dzieci nienarodzone pragniemy ratować Polskę i świat przed konsekwencjami grzechów. Konsekwencje stają się coraz bardziej widoczne i dotykają nas coraz bardziej. Pamiętacie Różaniec Do Granic sprzed 3 lat? Dzisiaj nie mniej niż wtedy potrzebna jest nasza wspólna modlitwa i pokuta.
Ponownie organizujemy ogólnopolskie wydarzenie modlitewne, żeby zmienić bieg historii, powstrzymać zło i wymazać skutki naszych grzechów” – czytamy na stronie organizatora akcji.
Inicjatywa modlitewna polega na wspólnym nabożeństwie różańcowym odprawianym codziennie o 19.00 od 1 do 8 listopada. Nabożeństwa można organizować w parafiach lub indywidualnie w domach. Organizatorzy zachęcają do pokuty za wszystkie grzechy aborcji dokonane w Polsce, ofiarowanie odpustów za dusze czyśćcowe oraz wyrażenie przeprosin dzieci nienarodzonych i przyjęcie ich do swoich rodzin.
„Owocem tej wielkiej modlitwy Polaków może być przywrócenie nadziei, wiary i przyjęcie pokoju Bożego” – wyjaśniają.
Więcej informacji można znaleźć na stronie: rozaniecdogranic.pl
rozaniecdogranic.pl/PR/PCh24.pl
**********
Dlaczego Różaniec do Granic Nieba?
Poprzez przebłaganie Boga, za grzech zabijania nienarodzonych i wynagrodzenie cierpienia, jakiego doznały dzieci nienarodzone pragniemy ratować Polskę i świat przed konsekwencjami grzechów. Konsekwencje stają się coraz bardziej widoczne i dotykają nas coraz bardziej.
Pamiętacie Różaniec Do Granic sprzed 3 lat? Dzisiaj nie mniej niż wtedy potrzebna jest nasza wspólna modlitwa i pokuta.
Ponownie organizujemy ogólnopolskie wydarzenie modlitewne, żeby zmienić bieg historii, powstrzymać zło i wymazać skutki naszych grzechów.
Jak to robimy?
Wspólnie. Jak Izrael na kartach Biblii, jak nasi przodkowie przez wieki.
Od 01 do 08 listopada, w oktawie Uroczystości Wszystkich Świętych.
1. Pokutujemy za wszystkie grzechy aborcji dokonane w Polsce.
2. Prosimy dusze czyśćcowe o modlitwę, ofiarowujemy odpusty
3. Przepraszamy dzieci nienarodzone, przyjmujemy je do naszych rodzin i prosimy o modlitwę za nas.
Owocem tej wielkiej modlitwy Polaków może być przywrócenie nadziei, wiary i przyjęcie pokoju Bożego.
*****************
papież Franciszek do Polaków:
niech „Różaniec do granic nieba” wyjedna pojednanie
Do włączenia się w modlitwę różańcową w intencji Ojczyzny, o pojednanie zachęcił papież Polaków podczas dzisiejszej audiencji ogólnej, transmitowanej przez media watykańskie z biblioteki Pałacu Apostolskiego.
***
Oto słowa Ojca Świętego:
Pozdrawiam serdecznie wszystkich Polaków.
W tym tygodniu w całej Polsce, Wasze rodziny i parafie jednoczy wspólna modlitwa: „Różaniec do granic nieba”.
Niech to błaganie, zanoszone do nieba przez wstawiennictwo Matki Bożej Różańcowej, wyjedna uzdrowienie ran związanych z utratą dzieci nienarodzonych, przebaczenie grzechów, dar pojednania, oraz napełni Wasze serca nadzieją i pokojem. Z serca Wam błogosławię.
Papieską katechezę streścił po polsku O. Marek Viktor Gongalo OFM z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej:
Drodzy bracia i siostry! Podczas swego życia publicznego, Jezus nieustannie odwołuje się do mocy modlitwy. Ewangelie ukazując Go, jak modli się w miejscach ustronnych, świadczą wyraźnie, że nawet w czasach większego poświęcenia się ubogim i chorym, Jezus nigdy nie zaniedbywał wewnętrznego i pełnego miłości dialogu z Ojcem.
Ze wzoru Jezusa możemy wyprowadzić pewne cechy charakterystyczne modlitwy chrześcijańskiej.
Modlitwa przywraca wymiar duchowy całej rzeczywistości. Modlitwa to także słuchanie i spotkanie z Bogiem. To ona ma moc przekształcania w dobro tego, co mogłoby być obciążeniem, ma moc otwierania umysłu, kształtowania serca oraz naszych relacji z Bogiem, ludźmi i całym stworzeniem.
Modlitwa także jest sztuką, którą należy praktykować natarczywie. Wszyscy jesteśmy zdolni do modlitw doraźnych, ale Jezus wychowuje nas do innego rodzaju modlitwy: takiej, która potrafi być zdyscyplinowana, wprawna i wytrwała.
Inną cechą modlitwy Jezusa jest samotność. W milczeniu, na miejscu pustynnym może wyłonić się wiele głosów, które ukrywamy, albo z uporem tłumimy w naszych sercach. Bez życia wewnętrznego stajemy się powierzchowni, wzburzeni, niespokojni; uciekamy od rzeczywistości, a także od siebie samych.
Drodzy bracia i siostry, odkryjmy na nowo Jezusa Chrystusa jako nauczyciela modlitwy i zasiądźmy w Jego szkole, na pewno odnajdziemy radość i pokój.
Watykan/Kai
************
Maryja wzywa do pokuty!
Grzegorz Górny o „Różańcu do granic nieba”
https://www.youtube.com/embed/2xzomenZWgI
Odtwórz w YouTube
#JAKA JEST PRAWDA?#GRZEGORZ GÓRNY#RÓŻANIEC DO GRANIC NIEBA
Trwa walka duchowa. Zło wkroczyło na arenę a różaniec stanowi potężną broń w tej walce – mówi Grzegorz Górny, zachęcając do wzięcia udziału w akcji “Różaniec do granic nieba”.
*********************
Jak dołączyć do akcji Różaniec do Granic?
Wskazówki jak włączyć się w akcję modlitewną “Różaniec do Granic Nieba”
***
I. UDZIAŁ W WYDARZENIU:
Różaniec Do Granic Nieba trwa 8 dni, całą oktawę Uroczystości Wszystkich Świętych. Do wydarzenia można dołączyć dowolnego dnia, choć zachęcamy, by aktywnie uczestniczyć przez całą oktawę.
W zależności od sytuacji modlitwę przeżywamy na cmentarzu, w parafi lub innych dostępnych miejscach, w domu,pod przydrożnym krzyżem.
Godzina dowolna, zachęcamy jednak do wybrania czasu powiązanego z rytmem duchowym dnia.
12:00 – Anioł Pański
15:00 – Godzina Miłosierdzia
21:00 – Apel Jasnogórski (online z Sanktuarium Matki Bozej w Czestochowie)
Jeśli modlitwa ma miejsce poza kościołem (z natury przygotowanym do liturgii), to prosimy o zorganizowanie godnego miejsca, na przykład – stolik, zapalona świeczka, Pismo Święte otwarte na czytaniu z dnia, ew. obrazek, fgurka.W czasie modlitwy przyjmij wewnętrzną postawę uniżenia przed Bogiem.
Nie przeżywaj modlitwy, jako „cudownego zaklęcia”, Bóg Ojciec jest całkowicie wolny w swoich decyzjach,On decyduje jakie łaski nam ofaruje, my Jego dzieci ufamy i wszystko przyjmujemy.
Całe wydarzenie przeżywamy w duchu jedności: świeckich, kapłanów, biskupów i papieża.
II. PRZEBIEG MODLITWY: (starajmy się zachować kolejność)
1. modlitwa do Boga Ojca:
Bądź uwielbiony Boże, w Trójcy Świętej Jedyny, Stwórco wszelkiego stworzenia. Ty jesteś Miłością i Źródłem miłości. Dziękuję Ci, żeś mnie tak cudownie stworzył! Dziękuję Ci także za życie członków mojej rodziny, gdyż każdy człowiek jest wyrazem Twojego błogosławieństwa dla mnie, mojej ojczyzny i całego świata.Niestety my, grzesznicy, często nie potrafmy przyjąć, a niekiedy nawet wprost odrzucamy ten Owoc Twojej miłości. Dlatego bardzo przepraszam Ciebie za każdą zniewagę, jakiej dopuściłem się odrzucając dar życia. Przepraszam za każde odrzucone przez moich Rodakówdziecko poczęte, które jest przejawem obftości Twojego miłosierdzia dla rodziców, krewnych i całego narodu. Przepraszam Cię za każdego człowieka, który w jakikolwiek sposób przyczynił się do odrzucenia miłości objawionej w zaistnieniu nowego życia. Proszę o łaskę przebaczenia dla mnie, dla mojej najbliższej rodziny, dla moich przodków i potomków. Jednocześnie pragnę przyjąć do swego serca każde poczęte, a odrzucone życie. Przyjmuję te dzieci, którym choć nie dano przyjść na ten świat, to jednak żyją przed Twoim Obliczem. Nadaję im prawa mojej rodziny i obywatelstwo mojej Ojczyzny. Przebacz nam i udziel daru jedności. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
(imprimatur N. 5375/2020)
2. modlitwa osobista/rodzinna:
MODLITWA OSOBISTA I RODZINNA NA CMENTARZU:
Wszystkie dzieci nienarodzone zabite w naszychrodzinach, te o których wiemy i te, które są nam nieznane,przepraszamy was i chcemy przyjąć do serca wasze przebaczenie.Prosimy, jeśli już oglądacie Boga twarzą w twarz, wstawiajcie się za nami, by śmierć nie miała dostępu do naszych rodzin.
Prosimy omodlitwę za Polskę i cały świat, by wrócił do Boga Ojca, naszego Stwórcy.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
(imprimatur N. 5375/2020)
3. Psalm 51:
Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, *
w ogromie swej litości zgładź nieprawość moją.
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy *
i oczyść mnie z grzechu mojego.
Uznaję bowiem nieprawość moją, *
a grzech mój jest zawsze przede mną.
Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem *
i uczyniłem, co złe jest przed Tobą,
Abyś okazał się sprawiedliwy w swym wyroku *
i prawy w swoim sądzie.
Oto urodziłem się obciążony winą *
i jako grzesznika poczęła mnie matka.
A Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie, *
naucz mnie tajemnic mądrości.
Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, *
obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję.
Spraw, abym usłyszał radość i wesele, *
niech się radują kości, które skruszyłeś.
Odwróć swe oblicze od moich grzechów *
i zmaż wszystkie moje przewinienia.
Stwórz, Boże, we mnie serce czyste *
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza *
i nie odbieraj mi świętego ducha swego.
Przywróć mi radość Twojego zbawienia *
i wzmocnij mnie duchem ofiarnym.
Będę nieprawych nauczał dróg Twoich *
i wrócą do Ciebie grzesznicy.
Uwolnij mnie, Boże, od kary za krew przelaną, †
Boże, mój Zbawco, *
niech sławi mój język sprawiedliwość Twoją.
Panie, otwórz wargi moje, *
a usta moje będą głosić Twoją chwałę.
Ofiarą bowiem Ty się nie radujesz, *
a całopalenia, choćbym dał, nie przyjmiesz.
Boże, moją ofiarą jest duch skruszony, *
pokornym i skruszonym sercem Ty, Boże, nie gardzisz.
Panie, okaż Syjonowi łaskę w Twej dobroci, *
odbuduj mury Jeruzalem.
Wtedy przyjmiesz prawe ofiary: dary i całopalenia, *
wtedy składać będą cielce na Twoim ołtarzu.
Chwała Ojcu i Synowi, *
i Duchowi Świętemu.
Jak była na początku, teraz i zawsze, *
i na wieki wieków. Amen.
4. Różaniec Święty – co najmniej jedna część Bolesna
(czyli wszystkie 5 Tajemnic), w zależności od możliwości
i pragnienia można odmówić wszystkie 4 części.
III. PODSUMOWANIE:
Schemat tego „nabożeństwa” jest uniwersalny i może być
powtarzany. Zachęcamy do postawy ufności po modlitwie.
Modlitwa została wysłuchana. Bóg Ojciec nas kocha
i da to, co możliwie najlepsze swoim dzieciom.
Odwagi!
W górę serca!
Jacek Morawa/Tygodnik NIEDZIELA
**************************************************************************************************************
Ks. prof. Waldemar Chrostowski:
ideologia gender to nic innego jak naganne parodiowanie Boga
fot. Agencja/PCh24.pl
– Sens biblijnych narracji o stworzeniu jest klarowny. Pierwsze opowiadanie z Księgi Rodzaju, które ją otwiera, świadczy, że Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Człowiek zaistniał w zróżnicowaniu płci, które wyraża się w odmiennej cielesności, a także w istotnych różnicach w sferze psychicznej i duchowej. Drugie opowiadanie zawiera myśl, że dopiero w spotkaniu z kobietą mężczyzna uświadamia sobie, kim naprawdę jest – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” ks. prof. Waldemar Chrostowski.
Kapłan przypomina również inny fragment Pisma Świętego, który mówi, że „nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam”. – Bóg nie stworzył jeszcze jednego mężczyzny, ponieważ jego samotność domagała się kogoś odmiennego – została stworzona kobieta. Właśnie tak różnym osobom, wzajemnie siebie potrzebującym, powierzył Bóg władzę nad światem, czyli odpowiedzialność za świat, który stworzył. To znamienne i ważne: dwie płcie wzajemnie się dopełniają, a nie są ze sobą skłócone w rywalizacji i wyniszczającej walce. Mężczyzna i kobieta potrzebują też siebie nawzajem, a gdy się odnajdują i akceptują, rozpoczynają wspólne życie. Zjednoczenie, które się między nimi dokonuje, jako owoc i przejaw wzajemnej miłości, odwzorowuje coś z natury Boga, który jest Miłością. Płeć zatem jest darem Boga i integralnym elementem Jego stwórczego planu – podkreśla.
W ocenie duchownego wszelkie próby podważania stabilności płci to nic innego, jak tylko „naganne parodiowanie Boga”. – Role, zachowania oraz działania mężczyzn i kobiet wynikają przede wszystkim z płci i różnic biologicznych. W procesie dorastania i dojrzewania ulegają one doprecyzowaniu i udoskonalaniu przez oddziaływanie wpływów i uwarunkowań społecznych, które mają jednak drugorzędne znaczenie wobec tego, co naprawdę istotne i najważniejsze – podkreśla. Dodaje, że właśnie w takim kontekście należy umiejscowić i oceniać sugestie, że płeć nie jest czymś biologicznym, lecz można ją dowolnie zmieniać przez oddziaływanie kulturowe, społeczne i obyczajowe.
Ks. Chrostowski zwraca uwagę, że podobnie jak marksistowska koncepcja „walki o pokój”, tak również ideologia gender jest realizowana na podstawie starej rzymskiej zasady divide et impera, czyli „dziel i rządź”. – Jej celem jest dzielenie ludzi, narodów, zawodów oraz warstw kulturowych i społecznych, bo gdy się ludzi odgórnie podzieli, wtedy wprowadzi się i ugruntuje zamieszanie oraz zamęt, w którym można wszechstronnie rządzić i więcej osiągnąć. Znamy zgniłe owoce śmiercionośnych ideologii – czerwonej, czyli komunizmu w Rosji sowieckiej, brunatnej, czyli narodowego socjalizmu w III Rzeszy, oraz żółtej, czyli komunizmu w wersji azjatyckiej. W tym samym szeregu, aczkolwiek w inny, chociaż tak samo bezwzględny sposób, plasuje się rozpasany i nie mniej totalitarny liberalizm, który wyrządził już ogromne szkody w Europie Zachodniej – wskazuje.
Zdaniem kapłana, nie ulega żadnej wątpliwości, że początkiem obecnej wojny czy też rewolucji społeczno-kulturowej jest rok 1968. – Teraz tamto pokolenie wchodzi w starość naznaczoną dla niego bezsensem, który skutkuje samotnością, samobójstwami i eutanazją. Nieszczęśliwe też są, dorosłe już, dzieci tamtych rodziców, jeżeli nie wyzwoliły się z niewoli bezbożnej ideologii. Od pewnego czasu ukazuje ona swoje najmroczniejsze strony, a jej groźba polega na tym, że po wcześniejszych próbach chce wprowadzić podział najbardziej radykalny, oparty na narzucaniu odgórnie zaprogramowanej rywalizacji i walki płci. Odrywając płeć od biologii, traktuje ją instrumentalnie, uderzając w tożsamość i godność człowieka oraz niszcząc wartości i więzi społeczne – zaznacza.
Ks. prof. Chrostowski podkreśla, że ideologia gender ma na celu zawładnięcie ludźmi poprzez ich totalne ogłupienie, pozbawienie kręgosłupa moralnego i sprowadzenie do pozycji rywali zwalczających się nawzajem. – Drogą, która do tego prowadzi, jest wprowadzanie hermeneutyki podejrzliwości, skutkującej zanegowaniem wszelkiej prawdy i każdego systemu wartości. Jeżeli się osiągnie zaplanowany cel, wówczas skłóconymi, a w pewnym sensie także zdziczałymi ludźmi można bardzo łatwo rządzić, a więc również zaprogramować ich postępowanie oraz, co bardzo ważne, stymulować dokonywane (niby przez nich) wybory polityczne – wskazuje.
– Gender zwraca się szczególnie mocno przeciwko małżeństwu i rodzinie, bo małżeństwo i rodzina przesądzają o trwałości, spójności i sile społeczeństwa. Nie jest przypadkiem, że właśnie małżeństwo i rodzina stały się przedmiotem napastliwej, wręcz wściekłej kontestacji. Nieprzypadkowo również promuje się rozmaite zboczenia, które istniały zawsze, ale były wstydliwie skrywane, a tym bardziej nie żądały dla siebie prawnej legalizacji ani uprzywilejowania. Narzędziem zwalczania małżeństwa jest bezczelne promowanie homoseksualizmu i pedofilii (handel dziećmi i ich seksualne wykorzystywanie istnieją na większą skalę niż kiedykolwiek wcześniej!), a także różnych odmian hedonizmu, co zasila kieszenie wydawców pornografii i organizatorów tzw. turystyki seksualnej, wykorzystujących biedę ludzi w różnych regionach świata – opisuje teolog.
Ks. Chrostowski zwraca również uwagę, że rozmaici ideologowie zdawali sobie sprawę, iż jak długo trwał pontyfikat Jana Pawła II, tak długo narzucanie ideologii gender się w Polsce nie powiedzie. – Sytuacja zmieniła się dość gwałtownie po roku 2005. Odbywało się to za cichym przyzwoleniem rządzących i – poza pewnymi wyjątkami – przy milczącej postawie Kościoła. Od tamtego czasu Polska stała się swoistym laboratorium tego, jak daleko można się posunąć w rozmiękczaniu społeczeństwa i podmywaniu tradycyjnych wartości. Widać wyraźne stopniowanie ideologicznych nacisków, często na zasadzie kija i marchewki. Od kiedy, 15 lat temu, zmarł Jan Paweł II, nacisk na nasz kraj stale rośnie. Ostatnio włączyły się w niego różne europejskie gremia i instytucje, co świadczy o tym, że ideologia gender stała się narzędziem uprawiania polityki – ubolewa.
– Mimo to w tym wszystkim jest coś pocieszającego. Polska jest bodaj pierwszym krajem i narodem, który zaczął nazywać po imieniu zagrożenia związane z gender. Dzieje się to w sposób, który w zachodniej Europie, Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie jest nie do pomyślenia. Tam polityczna poprawność, zamykająca usta prawdzie, zebrała już obfite żniwo. U nas reakcja na gender jest coraz bardziej masowa i wychodzi przede wszystkim od świeckich. Dobrze, że zanim nie będzie za późno, dołączają do nich także duchowni – podsumowuje ks. Chrostowski.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”/TK/PCh24.pl/02.11.2020
**************************************************************************************************************
wtorek, 3 listopada 2020
XXXI TYDZIEŃ ZWYKŁY
Dziś wspomnienie ŚWIĘTEGO MARCINA de PORRES, zakonnika
Urodził się 9 grudnia 1569 roku w Limie. Był nieślubnym dzieckiem Mulatki Anny Valasquez i hiszpańskiego szlachcica Juana de Porres – późniejszego gubernatora Panamy. Marcin przerwał studia medyczne i pracował jako felczer-balwierz.
Mimo sprzeciwu ojca wstąpił do dominikanów, gdzie do końca życia jako brat zakonny prowadził infirmerię (szpitalik zakonny). Opiekował się tam nie tylko chorymi zakonnikami, ale wszystkimi, którzy przychodzili, niezależnie od ich pozycji społecznej i koloru skóry.
Dobroć okazywana chorym, opuszczonym, nieszczęśliwym uczyniła z niego żywą legendę. Spędzał wiele czasu, zwłaszcza w nocy na modlitwie i surowej pokucie. Miał szczególne nabożeństwo do Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.
Otrzymał od Boga wiele łask, między innymi dar czytania w ludzkich sercach i sumieniach. Mistyk. Zmarł 3 listopada 1639 roku. Beatyfikował go Grzegorz XVI (1837), kanonizował Jan XXIII (1962). Patron fryzjerów, pielęgniarek, robotników, szkół.
W ikonografii św. Marcin przedstawiany jest w habicie dominikańskim. Jego atrybuty to: anioł trzymający bicz i łańcuch, koszyk chleba, a obok mysz, krzyż, różaniec.
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
**************
Marcin de Porres. Mulat z nieprawego łoża, który został św. Franciszkiem Ameryki Południowej
***
Święty Marcin de Porres potrafił wyczuć, że ktoś go potrzebuje. Zachowały się relacje, że przychodził w środku nocy do ojców, którzy nagle zachorowali i nie mieli siły nawet zawołać o pomoc. Podobno w celu udzielenia pomocy zdarzało mu się przechodzić przez zamknięte drzwi.
Kiedy czytam o św. Marcinie, czuję głębokie współczucie na myśl o bólu, jaki musi rodzić w synu odrzucenie przez ojca. Jednocześnie jestem pełna podziwu co do tego, jak sobie z tym doświadczeniem poradził i jakie owoce to zrodziło w jego życiu.
Marcin de Porres: syn bez ojca
W księgach metrykalnych przy jego imieniu nie ma podanego nazwiska ojca, a był nim szlachcic, Jan de Porres. Nie chciał on, żeby kojarzono go z czarnoskórą kochanką, bo marzyła mu się kariera polityczna. Marcin jako Mulat, do tego z nieprawego łoża, nie mógł liczyć w życiu na zbyt wiele.
Ojciec łożył na jego wychowanie i naukę zawodu. Syn mógł wykorzystać poczucie winy ojca i wymuszać na nim coraz większe kwoty. Mógł też podjąć próbę udowodnienia rodzicielowi, jak duży błąd popełnił, odrzucając syna i w tym celu wybić się za wszelką cenę. Wybrał jednak trzecią drogę.
Odzyskane nazwisko
Pomogło mu to, że poznał dominikanów i postanowił do nich wstąpić. Ich charyzmat, którego początkiem było miłosierdzie, odpowiadał jego współczującemu sercu. Jedyny problem polegał na tym, że w XVI w. z zasady nie przyjmowano do zakonu osób z nieprawego łoża. Marcin uprosił więc, żeby przynajmniej mógł zostać służącym w klasztorze.
Kiedy te wieści dotarły do pana de Porres, ten uniósł się dumą. Syn to syn, nawet jeśli urodzony przez kochankę i o zdecydowanie ciemniejszej karnacji. Zrobił braciom awanturę, dał Marcinowi nazwisko i nagle okazało się, że chłopak może nawet sięgnąć po kapłaństwo.
Ten jednak odmówił – wolał zostać bratem konwersem, czyli dominikaninem bez święceń kapłańskich. Nadal wykonywał prace fizyczne, ale należał już do zakonu. I trzeba przyznać, że na tej zmianie bardziej zyskał ten ostatni.
Dominikanin – miłosierny, mądry i pokorny
Marcin wkrótce stał się słynny w mieście i poza nim z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, był niesłychanie hojny wobec ubogich i troskliwie opiekował się chorymi, także tymi spoza klasztoru. Nawet więcej – potrafił wyczuć, że ktoś go potrzebuje.
Zachowały się relacje, że przychodził w środku nocy do ojców, którzy nagle zachorowali i nie mieli siły nawet zawołać o pomoc. Podobno w celu udzielenia pomocy zdarzało mu się przechodzić przez zamknięte drzwi.
Po drugie, prowadził tak głębokie życie duchowe, że pomimo braku wykształcenia stał się duchowym doradcą wielu ludzi. Furta, na której najczęściej można go było spotkać, stała się czymś w rodzaju skrzyżowania rozmównicy z gabinetem terapeuty. Miał tam przychodzić nawet biskup Limy.
Mimo rosnącej popularności Marcin de Porres pozostał pokorny. Kiedy jego klasztor popadł w potężne długi, wpadł na oryginalny pomysł wsparcia go finansowo. Otóż dogonił przeora idącego negocjować odłożenie spłaty pożyczki i zaczął nalegać na przełożonego, żeby ten go… sprzedał. W końcu był czarnoskóry i pracowity, zyskana kwota mogła wesprzeć wspólnotę, a on sam może zyskałby pana, który potrafiłby go „wreszcie przymusić do porządnej służby”. Oczywiście, do sprzedaży nie doszło, ale świadectwo hojnego serca i miłości do zakonu pozostało.
***
Święty Franciszek Ameryki Południowej
Obraz dobroci Marcina de Porres pozostałby niepełny bez wspomnienia o jego współczuciu wobec zwierząt. Był założycielem pierwszego znanego schroniska dla nich i do klasztoru sprowadzał nie tylko chorych nędzarzy, ale także ranne zwierzaki.
Zachowała się opowieść o kogucie ze złamaną nóżką, który codziennie sam przychodził do klasztoru na zmianę opatrunku, a także o psie, którego brat skarcił za wdawanie się w uliczne bójki, a następnie pielęgnował, dopóki czworonóg nie odzyskał pełni sprawności.
Ta opiekuńczość miała też niezbyt ciekawe skutki. Dokarmiane przez Marcina myszy tak się rozpleniły, że przeor zagroził ich eksterminacją. Brat, nie chcąc do niej dopuścić, zwołał je wszystkie i wyprowadził z domu. Podobno nie wróciły tam, dopóki żył ich dobroczyńca.
Rana, z której płynęło miłosierdzie
Odrzucenie, jakiego doświadczył Marcin, w jego życiu stało się źródłem miłosierdzia, bo znając ból opuszczenia, nie był w stanie przejść obojętnie obok potrzebujących. I tak uwierające ziarenko wewnętrznego cierpienia stało się źródłem dobra.
Elżbieta Wiater – publikacja 03.11.17/Aleteia.pl
*************************
środa, 4 listopada 2020
XXXI TYDZIEŃ ZWYKŁY
Dziś wspomnienie ŚWIĘTEGO KAROLA BOROMEUSZA
Urodził się na zamku Arona w 1538 roku jako syn arystokratycznego rodu. Studia ukończył na uniwersytecie w Pawii, uzyskując doktorat obojga praw (1559). Znawca sztuki. Grał pięknie na wiolonczeli.
W 23 roku życia mianowany kardynałem i arcybiskupem Mediolanu. Święcenia kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później. Po niespodziewanej śmierci brata, która była dla niego duchowym wstrząsem, podjął życie pełne pobożności i ascezy. Współpracując ze swoim wujem, papieżem Piusem IV doprowadził do końca Sobór Trydencki.
Uchwały tego soboru wprowadził w swej diecezji. Założył pierwsze seminarium duchowne. Hojny dla ubogich, żył ubogo. Podczas zarazy w Mediolanie (1576) niósł pomoc chorym, oddał wszystko, nawet własne łóżko. Zmarł 3 listopada 1584 roku.
Pozostawił po sobie dorobek pisarski. Beatyfikowany w 1602 roku, kanonizowany w 1610. Patron boromeuszek, diecezji w Lugano i Bazylei, uniwersytetu w Salzburgu. bibliotekarzy instytutów wiedzy katechetycznej, proboszczów profesorów seminarium.
W ikonografii św. Karol Boromeusz przedstawiany jest w stroju kardynalskim. Jego atrybutami są: bicz, czaszka, gołąb, kapelusz kardynalski, krucyfiks. postronek na szyi, który nosił podczas procesji pokutnych.
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
*************************
Święty Karol Boromeusz. Kapłan w czasach zarazy
fot. Pierre Mignard (1612-1695), “Św. Karol Boromeusz posługuje ofiarom dżumy”
Heroizm jakim św. Karol Boromeusz wykazał się podczas epidemii trawiącej Mediolan w 1577 r. sprawił, że okres ten nazwano „epidemią św. Karola”. Świadkowie tamtych wydarzeń wspominali – nieustraszeni ludzie Kościoła nieśli chorym i umierającym miłość nieporównywalną z niczym innym.
Epidemię trawiącą Mediolan w 1577 r. nazwano „epidemią św. Karola” nie dlatego, że przyszły święty w jakiś sposób przyczynił się do jej rozprzestrzenia, ale wręcz przeciwnie – jego cnoty najmocniej uzewnętrzniły się podczas pomocy cierpiącym i umierającym. Kiedy wszyscy inni uciekli, to właśnie on wraz z posługującymi z jego nadania kapłanami, otaczali chorych miłością, profesjonalną – jak na ówczesne czasy – opieką medyczną, dawali nadzieję i pocieszenie. Dla mediolańskiego metropolity było oczywiste – to właśnie chorzy i umierający najbardziej potrzebowali Sakramentów, a Kościół był od tego by im je zapewnić.
Przykład dla innych
Święty Karol Boromeusz doskonale zdawał sobie sprawę z konieczności niesienia pomocy nie tylko duchowej, ale i medycznej. Jako świetny organizator zarządził lokowanie chorych w specjalnie wybudowanych w tym celu lazaretach, do stolicy Lombardii sprowadził najlepszych ówczesnych lekarzy, a z prywatnej kasy sfinansował remont szpitala. Przeznaczał też środki na poprawienie warunków sanitarnych. Za jego przykładem poszedł senat Mediolanu i za pieniądze z miejskiej kasy żywiono około 50 tysięcy chorych wraz z rodzinami.
Sam święty zasięgał rady specjalistów, opatrzył się w dzieła medyczne, propagował higienę osobistą i działania profilaktyczne. Zalecał – zgodne z ówczesną wiedzą medyczną – unikać oddechu chorego, dezynfekować dłonie octem, często zmieniać ubrania czy spożywać odpowiednie przyprawy korzenne. Dając przykład innym ludziom Kościoła, sam osobiście odwiedzał chorych; tam gdzie się pojawiał momentalnie u ludzi wzrastała nadzieja – z niecierpliwością wyczekiwali jego przybycia.
Konflikt z władzami
Jeszcze na rok przed rozprzestrzenieniem zarazy – dzisiaj uczeni wskazują, że najprawdopodobniej chodziło o ospę – miasto nakazało zaprzestanie uroczystości jubileuszowych, jakie odbywały się w mediolańskiej katedrze Bożego miłosierdzia. Kardynał Boromeusz podporządkował się miejskim zaleceniom i zakończył uroczystości. Ci sami urzędnicy jednak, kilka miesięcy później zorganizowali huczny festyn ludowy na cześć przyjazdu Juana de Austrii, zwycięzcy z pod Lepanto. Całe miasto świętowało, zapominając o zarazie. Kiedy sytuacja stała się groźna, niektórzy zarządcy miejscy opuścili Mediolan.
Pierwszym, który otwarcie wypomniał władzom niekonsekwencje, głupotę i narażenie życia innych był właśnie święty Karol. Mimo, że w momencie wybuchu zarazy przebywał w Lodi, szybko wrócił do zagrożonego miasta. Zarządcy miejscy na początku zupełnie nie zgadzali się na kontakt duchownych z zarażonymi – widząc jednak upór kardynała i jego poświęcenie, dali za wygraną.
To co najważniejsze
Karol Boromeusz wiedział czego chorzy i umierający potrzebują najbardziej. Nie wyobrażając sobie ich opuszczenia, pozostał na miejscu, nawet gdy papież Grzegorz XIII dał mu możliwość prowadzenia posługi z poza miasta. Nie wszyscy ludzie Kościoła posiadali jednak tego samego ducha, co mediolański kardynał – widząc zatem małoduszność swoich kapłanów sprowadził chętnych do pomocy zakonników z innych diecezji, a nawet ze Szwajcarii. W większości przypadków chorym posługiwali więc kapucyni, jezuici, barnabici, teatyni czy karmelici. W środku zbudowanego przezeń szpitala umieścił ośmioboczną kaplicę, tak by z każdego miejsca chorzy mogli widzieć Mszę Świętą. Eucharystię sprawował kapucyn, znany ze swojej ofiarności o. Paweł Bellitano da Salo z Lodi.
Podtrzymywał na duchu nie tylko chorych, ale również osoby duchowne. W licznych kazaniach powtarzał, że chrześcijańskie miłosierdzie nie pozwala opuszczać w biedzie najbardziej potrzebujących. Tłumaczył, że właśnie w sytuacjach kryzysowych najbardziej objawia się powołanie do życia konsekrowanego, a jeżeli „Bogu Wszechmogącemu spodoba się byśmy zostali dotknięci chorobą, a nawet śmiercią, jakże wielka czeka nas chwała, jaka nagroda!”.
„Zaprawdę, nie należy śmiercią nazywać tego, lecz życiem, albowiem kto tak umiera z miłości do Boga, dla zbawienia bliźniego, ten naśladuje męczenników wzdychających za życiem w chwale wiecznej” – mówił.
Modlitewny szturm
Święty Karol zainicjował wielką modlitewną kampanię w intencji ustania zarazy, o nawrócenie grzeszników i przebłaganie Bożego Majestatu. W mieście odbywały się nabożeństwa czterdziestogodzinne, procesje i pielgrzymki. Praktyka postu i jałmużny objęła całą diecezję. Mnóstwo osób nawracało się, przyjmowało Komunię Świętą i czyniło pokutę. Sam arcybiskup niósł w procesjach wielki krzyż, który od tamtego czasu czczony jest w mediolańskiej katedrze. Podczas jednej z nich, idąc boso skaleczył się w stopę, lecz dał ja sobie opatrzyć dopiero po zakończeniu uroczystości.
Do domowej modlitwy wzywały wiernych siedem razy dziennie dzwony. Rzucając hasło: wielkie miasto, wielką świątynią, arcybiskup włączył wszystkich mieszkańców w jedną wspólną, nieustającą modlitwę. Przy dziewiętnastu ołtarzach ustawionych w różnych punktach miasta cały czas sprawowano Eucharystię.
W międzyczasie zaraza ustawała. 20 stycznia 1577 r. stał się dniem publicznych modlitw z udziałem mediolańskiego duchowieństwa, radnych, władz miejskich, senatu i mnóstwa wiernych. Do maja kryzys zażegnano.
W wyniku epidemii zmarło około siedemnaście tysięcy osób w samym Mediolanie i osiem tysięcy w jego okolicach. W całej diecezji zmarło 120 kapłanów, ale tylko trzech w wyniku zarażenia podczas pełnienia posługi wobec chorych. Na 65 klasztorów żeńskich, jedynie 2 z nich dotknęła choroba. Spośród domowników kardynała zmarły tylko trzy osoby: stajenny, sekretarz i służący.
Dlaczego tamten czas nazwano „zarazą świętego Karola”? Ponieważ „podczas tylu budujących wspomnień tej klęski dominuje w pamięci wspomnienie tego człowieka, który miał inspirować uczucia i czyny pamiętniejsze niż nieszczęścia, i to przetrwało w pamięci jako podsumowanie tej całej grozy, ponieważ w tych wszystkich wydarzeniach zajaśniała jego dobroć, czyniąc go wodzem, wspomożycielem, wzorem i dobrowolną ofiarą w czasie powszechnej plagi”.
Piotr Relich/PCh24.pl
Tekst na podstawie; Stanisław Romuald Rybicki FSC, „Święty Karol Boromeusz. Wierny sługa Kościoła odrodzenia (1538 – 1584)”, Kraków 1978.
************************************************************************************************************
pierwszy czwartek miesiąca – 5 listopada
XXXI TYDZIEŃ ZWYKŁY
wspomnienie świętych: Elżbiety i Zachariasza
rodziców św. Jana Chrzciciela
Zachariasz
Kapłan „z oddziału Abiasza”. Ojciec Jana Chrzciciela (Łk 1,5-25,59-79). Sprawiedliwy mąż żyjący ze swoją żoną Elżbietą w bezdzietnym małżeństwie.
Kiedy, wyznaczony przez losowanie, składał w świątyni ofiarę kadzenia, ukazał mu się anioł i przepowiedział, że jego żona urodzi syna, któremu ma nadać imię Jan. Z powodu niedowierzania został porażony niemotą. Odzyskał mowę dopiero przy obrzezaniu syna, kiedy napisał na tabliczce jego imię Jan.
Ewangelia św. Łukasza wkłada w jego usta hymn „Benedictus”, który wskazuje na posłannictwo Jana Chrzciciela. Po narodzeniu Jana Chrzciciela ani Pismo Święte, ani tradycja nie podają o jego rodzicach żadnych informacji.
Elżbieta
Żona Zachariasza i matka Jana Chrzciciela (Łk 1,5-80). Według Ewangelii św. Łukasza pochodziła z rodu Arona. Uchodząca za bezpłodną, mimo podeszłego wieku urodziła syna. Jej brzemienność – przedstawiona w kontekście zwiastowania NMP – miała być dowodem, „że dla Boga nie ma nic niemożliwego”.
Maryja odwiedziła spokrewnioną z nią Elżbietę, która za natchnieniem Ducha Świętego poznała w niej Matkę Boga i powitała ją słowami: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego.” Maryja pozostała przy Elżbiecie aż do jej rozwiązania. Św. Elżbieta jest patronką matek, żon, położnych.
W ikonografii św. Zachariasz, podobnie jak św. Elżbieta, występują w cyklach poświęconych Janowi Chrzcicielowi. Atrybutami św. Zachariasza są: gałązka oliwna w ręce, imię Jan; czasami bywa przedstawiany na ośle jako zapowiedź Chrystusa triumfującego w Niedzielę Palmową. Św. Elżbieta ukazywana jest często w scenie nawiedzenia NMP lub tuż po urodzeniu św. Jana. Rzadko występuje osobno.
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
*********************************************************
Zachariasz i Elżbieta, rodzice Jana Chrzciciela
Zwiastowanie narodzin Jana Chrzciciela zaważyło w sposób wyjątkowy na reszcie życia Zachariasza i na jego stosunku do Boga.
1. O Zachariaszu wiemy z Ewangelii – tylko Łukasz o nim wspomina (1, 5-25. 57-80):
– że pochodził z ósmej klasy kapłańskiej Abiasza;
– że był małżonkiem Elżbiety;
– że mieszkał ze swą małżonką Elżbietą w Ain Karem niedaleko Jerozolimy;
– że byli to ludzie pobożni, zachowujący Prawo Pańskie;
– że chyba nie byli jednak w pełni szczęśliwi, gdyż nie posiadali potomstwa, którego bardzo pragnęli.
Dwa wydarzenia z życia podeszłego już w latach Zachariasza zasługują na szczególną uwagę:
– zapowiedź narodzin Jana Chrzciciela;
– obrzezanie nowo narodzonego dziecka i nadanie mu imienia.
Zwiastowanie narodzin Jana Chrzciciela zaważyło w sposób wyjątkowy na reszcie życia Zachariasza i na jego stosunku do Boga. Dość nietypowo jak na męża pobożnego zachował się Zachariasz wobec anioła Gabriela; po prostu nie uwierzył w zapowiedź narodzin syna, poddając tym samym w wątpliwość przesłanie samego Boga. Ewangelista tak oto notuje wypowiedzi anioła: „Nie uwierzyłeś słowom moim, które się wypełnią we właściwym czasie” (Łk 1, 20).
Trudno stwierdzić, dlaczego i w co szczególnie Zachariasz nie uwierzył: czy w to, że w tak podeszłym wieku zostanie ojcem, czy też w to, kim miał być i co miał czynić jego przyszły potomek:
– będzie wielki w oczach Pana;
– od łona matki będzie pełen Ducha Świętego;
– wielu spośród Izraela nawróci;
– będzie szedł przed Panem w duchu i mocy Eliasza;
– ma przygotować Panu lud doskonały.
Bezpośrednio przedtem wypowiedział anioł słowa, które po dzień dzisiejszy stanowią podstawę dla definicji aktu wiary jako uznania czegoś za prawdę tylko dlatego, że znajduje się za nią autorytet samego Boga: „Ja jestem Gabriel, który stoi przed Bogiem. Zostałem posłany, aby mówić z tobą i by donieść ci tę dobrą nowinę” (Łk 1, 19). Otóż Zachariasz nie uznał autorytetu samego Boga w osobie anioła Gabriela. Nie uwierzył jego słowom.
Za tę niewiarę spotkała Zachariasza, jak wiadomo, kara w postaci niemożności mówienia aż do czasu narodzin Jana Chrzciciela. I tak zaczęły się dla Zachariasza, od chwili spotkania z aniołem, dni trudne; kiedy wyszedł ze świątyni, nic nie mógł powiedzieć; dawał tylko, jak każdy niemowa, różne znaki. Nigdy nie dowiemy się, co myślał przez czas wspólnego z Elżbietą oczekiwania na narodziny Jana.
Wiadomo natomiast, że zareagował już zgoła inaczej na Bożą interwencję przy nadawaniu imienia nowo narodzonemu dziecku. Ku wyraźnemu zaskoczeniu najbliższych, sądzących, że syn, wedle ówczesnego zwyczaju, otrzyma imię ojca, Zachariasz bez wahania opowiedział się za sugestią Elżbiety. Ona powiedziała: „Będzie się nazywał Jan” (Łk 1, 60). „A on, poprosiwszy o tabliczkę, napisał: Jan jest jego imię” (1, 63).
W tym momencie, jakby w nagrodę za poprawną postawę wobec woli Boga, kończy się czas Zachariaszowej niemożności mówienia. Ewangelista notuje: „Zaraz też otworzyły się jego usta i rozwiązał się język, i mówił wielbiąc Boga” (1, 64).
Zachariaszowi zawdzięczamy sławny hymn uwielbienia Pana i Boga Izraela. Jest to jeden z najbardziej znanych tekstów Nowego Testamentu a został spopularyzowany głównie przez to, że jest odmawiany codziennie w tak zwanych Laudesach, czyli w porannej modlitwie z Liturgii Godzin. Warto zauważyć, że w drugiej części tego hymnu powtarzają się, przynajmniej niektóre, myśli z anielskiego zwiastowania narodzin Jana Chrzciciela:
– że będzie prorokiem Najwyższego;
– że będzie szedł przed obliczem Pana;
– że będzie niósł ludowi wieść o zbawieniu.
W ten sposób Zachariasz jakby chciał dać do zrozumienia, że teraz już wierzy we wszystko, co powiedział anioł. Zresztą przed samym hymnem znajdują się słowa: „napełniony Duchem Świętym prorokował” (1, 67).
Tak więc Zachariasz to bardzo ludzka, ale zdecydowanie pozytywna postać. To przykład moralnej przemiany, dokonanej w człowieku mocą specjalnego napomnienia Bożego. Zachariasz dobrze zrozumiał na wskroś lecznicze właściwości nawet bolesnych doświadczeń zsyłanych na nas przez Boga. Resztę jego życia zapewne wypełniały uczucia radosnej wdzięczności i szczęścia.
Szkoda, że wśród chrześcijan jest tak mało Zachariaszów.
2. Żadnych cieni nie zanotował Ewangelista Łukasz w swej mini-biografii Elżbiety. Nad wszystkim, co o niej przekazał dominuje opis jej nawiedzenia przez Maryję. Wypowiedziane wtedy przez Elżbietę pozdrowienie Maryi, to jakby drugi – pierwszym była zapowiedź narodzin Jezusa – etap biblijnych początków kultu Bogurodzicy. Oto myśli przewodnie tej pramariologii:
– Maryja jest błogosławiona wśród wszystkich niewiast;
– Jest matką Pana;
– Szczególnie błogosławiony jest owoc jej łona;
– Wyniesienie Maryi jest zapłatą za Jej wiarę w spełnienie się obietnic Bożych;
– Pojawienie się Maryi w domu Elżbiety ta ostatnia uważa za całkowicie niczym niezasłużony z jej strony zaszczyt;
– Jeszcze nie narodzony Syn Boży właśnie poprzez Maryję rozpoczyna swoje zbawcze oddziaływanie na ludzi, bo za takie można by uznać symboliczne „poruszenie się dziecięcia” w łonie Elżbiety; tak właśnie „owocuje” owo łono.
Przy okazji wypowiada Elżbieta kilka prawd z zakresu bodaj najwcześniejszej chrystologii nowotestamentalnej.
A więc:
– to, że Mesjasz miał się narodzić z niewiasty, bo to oznacza „bycie owocem” maryjnego łona;
– to, że Syn Człowieczy przychodzi na świat ze względu na ludzi;
– to, że przez poruszenie się jeszcze nie narodzonego Jana Chrzciciela ludzkość odczuwa działanie Boga. Zauważmy, że tu znów mamy do czynienia z nawiązaniem do słów anioła Gabriela, zwiastującego narodziny Jezusa. Określenie „łaski pełna” to przecież synonim formuły „błogosławiona między niewiastami”.
W tym opisie nawiedzin Elżbiety przez Maryję jedno pozostanie tajemnicą na zawsze: Skąd, i jak dowiedziała się Elżbieta, że Maryja miała być „Matką jej Pana”? Można by, co najwyżej, przypuszczać, że powiadomił ją anioł, ten sam, który pojawiając się przed Maryją powiedział: „Oto krewna twoja Elżbieta, również poczęła dziecię…” (Łk 1, 36).
Nie trudno też dostrzec, że w wypowiedziach Elżbiety niezwykłość moralnego uprzywilejowania Maryi bierze się z faktu jej wybrania na przyszłą Matkę Mesjasza. Tak więc ta mariologia Elżbiety jest z gruntu chrystologiczna. Do historii zbawienia Zachariasz dostał się za sprawą Jana Chrzciciela, Elżbieta także dlatego, że była matką Jana, ale jeszcze bardziej dlatego, że łączyło ją coś szczególnego, prócz więzów krwi, z Maryją. W każdym razie jej spotkanie z przyszłą Bogurodzicą stanowi treść jednej z tajemnic Różańca Świętego, co świadczy o doniosłości tego wydarzenia w historii zbawienia. Można by też zauważyć, że nawiedziny św. Elżbiety przez Maryję nie tylko stanowiły wspomniany już etap w biblijnej historii kultu Bogurodzicy, lecz zapoczątkowały trwające po dzień dzisiejszy cudowne objawianie się jej ludziom. W odróżnieniu od tych wszystkich późniejszych, w ramach których Maryja upomina nas, przestrzega a często także nad naszym losem płacze, tamto pierwsze było samą radością, bo to przecież pragnienie podzielenia się z Elżbietą prawdą o zwiastowaniu narodzin Jezusa sprowadziły Maryję do Ain Karem. Wtedy też rozpoczęło się posłannictwo Maryi jako pośredniczki łask wszelkich, czego przejawem najpełniejszym będzie udział Maryi w całym dziele zbawienia. I za to czcimy Bogurodzicę jako Współodkupicielkę rodzaju ludzkiego.
W odróżnieniu od Zachariasza rzadko patronującego chrześcijańskim mężczyznom, imię Elżbieta jest bardzo popularne po dzień dzisiejszy, wśród nie tylko zresztą katolickich niewiast. Pojawia się także często wśród wyznawców różnych gałęzi protestantyzmu.
Na koniec refleksja może trochę nieskromna: św. Elżbieta powinna być chyba szczególnie bliska nam Polakom, jako że mamy też naszą własną cząstkę w upowszechnianiu kultu Matki „Matki Pana naszego”. Współuwielbiajmy z Elżbietą Bogurodzicę Maryję.
Biskup Kazimierz Romaniuk/Niedziela warszawska
**************************************
MSZA ŚWIĘTA o godz. 20.30
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
***
po Mszy świętej – godzinna Adoracja przed Najświętszym Sakramentem w intencji kapłanów (21.00 – 22.00)
***
W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo
Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.
Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.
W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.
Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.
W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu.
Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.
Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest kapłaństwo. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.
Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.
***
Modlitwa św. Faustyny:
O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.
O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.
***
Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:
Boże miłosierny,
daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!
Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
a żaden powołany nie został pominięty.
Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!
Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
głoszą słowem, przykładem i życiem!
Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.
Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
którego wylałeś na Apostołów!
Amen.
PROŚCIE PANA ŻNIWA…
“Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.
cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)
**************************************
Egzorcyzmy coraz częstsze, także w odniesieniu do agresywnych demonstracji
fot. FR34727 AP/Associated Press/East News
***
Pod takim tytułem amerykańska agencja AP zamieściła artykuł poświęcony rosnącej liczbie egzorcyzmów w związku z m.in. demonstracjami skierowanymi także przeciwko katolickim obiektom sakralnym.
Autor, David Crary, który pisuje także w katolickim „National Reporter”, zauważa, że w październiku dwaj arcybiskupi pokazali jeszcze inną twarz egzorcyzmu – wyrzucającego demony po „pełnych jadu” demonstracjach .
17 października w Portland, w stanie Oregon, arcybiskup Alexander Sample poprowadził procesje Najświętszym Sakramentem do miejscowego parku. Odmawiał tam razem różaniec i przeprowadził egzorcyzm, gdzie przez ostatnie 4 miesiące miały tam miejsce demonstracje przeciwko segregacji rasowej, niekiedy połączone z aktami agresji. Tego samego dnia w San Francisco abp Salvadore Cordileone również dokonywał egzorcyzmu na zewnątrz kościoła św. Rafała, gdzie protestujący obalili wcześniej figurę św. Junipera Serry. „Módlmy się aby Bóg oczyścił to miejsce od złych duchów. Aby oczyścił nasze serca i serca tych, którzy dopuścili się tej profanacji”- powiedział arcybiskup.
Autor artykule zwrócił się z prośbą o opinię do dwóch teologów, którzy są ekspertami w dziedzinie egzorcyzmów. Prof. Andrew Chesnut w Commonwealth University w Richomd w stanie Virginia, bada pod tym kątem sytuacje szczególnie w Ameryce Południowej. Stwierdził, że „zwłaszcza w Meksyku od 2015 r. niektórzy biskupi rozpoczęli egzorcyzmy także w odniesieniu do całego kraju, mając na uwadze rosnącą spiralę przemocy, aborcji i ożywioną dzielność gangów narkotykowych.
Z kolei o. Pius Pietrzyk OP, z kalifornijskiego Seminarium i Uniwersytetu św. Patryka zauważa, że „poza Oregonem i Kalifornią, w innych stanach także rośnie liczba egzorcyzmów w odniesieniu do „dzikich demonstracji”. Zwraca uwagę, ze papież Franciszek aprobuje taką działalność nie tylko w Rzymie, gdzie kształcą się przyszli egzorcyści. We wrześniu b.r. Ojciec Święty mianował trzech nowych biskupów pomocniczych w Chicago. Jednym z nich jest bp Jeffrey Grob, najbardziej znany egzorcysta w całej archidiecezji. W Chicago- Libertville działa Instytut Papieża Leona III, wychowujący przyszłych egzorcystów. Działa on za aprobatą episkopatu, ale jego funkcjonowanie w całości opiera się na ofiarach wiernych. Na swojej stronie internetowej Instytut podkreśla, że „wśród tych, którzy nie wierzą w istnienie szatana i jego działalność jest także niestety wielu katolików. Ważne, byśmy pamiętali, że papież Franciszek nigdy nie wahał się mówić o szatnie. I wiele razy ostrzegał przed naiwnością w tej sprawie”.
W tym kontekście warto wspomnieć, że w świecie anglojęzycznym dużym echem odbiła się książka znanego psychiatry z Nowego Jorku dr. Richarda Gallaghera, zatytułowana „Demonic Foes: My Twenty-Five years as a Psychiatrist Investigating Possesions, Diabolic Attacks and Paranoral (Wrogie Demony: moje 25 lat [pracy] psychiatry badającego opętania, ataki diabła i zjawiska paranormalne).
Ostatnio kolejny wywiad z jej autorem przeprowadził dziennik „The Telegraph”. W konkluzji amerykański psychiatra stwierdził, że „ci, którzy chorują psychicznie powinni udać się do lekarza, ale ci którzy cierpią z powodu ataków diabelskich powinni szukać pomocy duchowej. Nie wolno miesząc tych dwóch porządków. Wszystkie przypadki paranormalne należy uznać za diaboliczne, chyba że się je dostatecznie wytłumaczy w inny sposób. A szatan i złe duchy zabiją nas, jeśli się ich przed tym nie powstrzyma.”
01 listopada 2020 o.pj (KAI) / pz | Waszyngton Ⓒ Ⓟ
************************************************
PIERWSZY PIĄTEK MIESIĄCA – 6 listopada
wspomnienie św. Leonarda z Limoges, pustelnika
Leonard urodził się w Galii za panowania cesarza Anastazego (491-518). Pochodził ze znakomitej rodziny frankońskiej, zaprzyjaźnionej z królem Franków, Klodwikiem. Ten zgodził się nawet być ojcem chrzestnym Leonarda. Wychował się on u biskupa Reims, św. Remigiusza. Potem został pustelnikiem. Nie przyjął ofiarowanej mu przez Klodwika godności biskupa w Micy.
Zamieszkał w puszczy leśnej koło Limoges. Pewnego dnia odwiedził go Klodwik z okazji polowania, jakie urządził w tych stronach. Prosił Leonarda o modlitwę, gdyż jego małżonka miała bardzo bolesny, ciężki i niebezpieczny poród. Dzięki modlitwie Leonarda bóle ustały, a królowa szczęśliwie urodziła dziecię.
Król w podzięce podarował Leonardowi cały las. Leonard nazwał darowiznę Nobiliacum, czyli darem szlachetnego króla (nobilissimo rege). Wystawił też kościółek pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, a w nim ołtarz ku czci św. Remigiusza. Gdy dotkliwie odczuwał brak wody, wytrysnęła ona cudownie w postaci źródła, z którego skwapliwie korzystali pątnicy.
Był orędownikiem uwięzionych i wstawiał się za nimi przed królem i przed możnymi. Dlatego ikonografia zwykła przedstawiać go z łańcuchem i kajdanami. Według żywotów, jakie powstały w średniowieczu, Leonard miał także uzdrowić wielu chorych. Z czasem założył klasztor, gdyż pod jego kierownictwo duchowe zgłaszało się wielu chętnych. Klasztor z biegiem lat otrzymał wezwanie św. Leonarda. Potem całą miejscowość nazwano Saint-Leonard-de-Noblat.
Leonard zmarł prawdopodobnie 6 listopada. Rok jego śmierci jest nieznany. Jego grób stał się natychmiast miejscem pielgrzymek. Święty należał do najpopularniejszych świętych w Europie w wiekach średnich: we Francji, w Anglii, Niemczech, Austrii, w Bawarii, w Szwecji i w Polsce. Ku jego czci wystawiono mnóstwo kościołów i kaplic. W czasie wypraw krzyżowych jego kult wzrósł jako patrona jeńców wojennych.
W Polsce kult św. Leonarda w średniowieczu był szczególnie żywy. Świadectwem tego są najstarsze kościoły, jak np. krypta św. Leonarda w katedrze wawelskiej. W Garbowie (archidiecezja lubelska) do dnia dzisiejszego obchodzi się odpust ku czci św. Leonarda. Święty posiada tam swój ołtarz, w którym jego obraz ma na sobie srebrną suknię. Leonard w stroju opata trzyma kajdany. Dookoła widoczne są postacie modlących się do niego o wstawiennictwo do Boga.
W Martyrologium Rzymskim św. Leonarda z Limoges umieścił kardynał Cezary Baroniusz na podstawie świadectwa św. Bedy oraz bł. Adona. Wspomnienie o Leonardzie znajdujemy również w Historii napisanej przez Ademara z Chabannes ok. roku 1028. Z wieku XI pozostało kilka fragmentów tych wspomnień.
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
przed Mszą świętą godzinna adoracja od godz. 18.00
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
***
Koła ratunkowe
**
Pierwszy piątek i sobota miesiąca. Czy możemy je traktować jak polisę ubezpieczeniową na wieczność?
Wtym tygodniu przypadają pierwszy piątek i sobota miesiąca – słyszymy regularnie w kościołach. O popularnych nad Wisłą praktykach pierwszych piątków wiemy sporo. Tradycja ma już bowiem… 336 lat. To forma kultu Serca Jezusa objawiona św. Małgorzacie Marii Alacoque w 1673 r. Jezus obiecał tym, którzy odprawią nabożeństwo 9 pierwszych piątków, że nie umrą bez sakramentów świętych. Inną nieprawdopodobną odgórną „ofertę” usłyszała s. Faustyna. Dotyczyła ona Koronki do Bożego Miłosierdzia: „Kapłani będą ją podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby grzesznik był najzatwardzialszy, jeżeli tylko raz zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego”– zapewniał siostrę drugiego chóru sam Jezus.
Tajemnica druga: serce w cierniach
A pierwsze soboty? To nabożeństwa związane z objawieniami w Fatimie. Szukający zawsze drugiego dna i węszący we wszystkim sensację skupiliśmy się przede wszystkim na trzeciej tajemnicy. Napisano o niej grube opracowania, zanim jeszcze Watykan ujawnił 9 lat temu treść orędzia. O nabożeństwach pierwszych sobót, wspomnianych w drugiej tajemnicy, wiemy niewiele. Ostatnio zrobiło się o nich znów głośno. W tym roku ruszyła Wielka Nowenna Fatimska – międzynarodowa inicjatywa związana z przygotowaniami do 100. rocznicy objawień.
13 maja 1917 roku w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria objawiła się Maryja. Pastuszkom, którzy nigdy nie wytknęli nosa poza zabitą dechami wioskę, oznajmiła słowa, które miały wstrząsnąć Kościołem. Rosja wrzała, przygotowując leninowską rewolucję, wokół wybuchały bomby I wojny światowej, a na krańcu Europy dzieci otrzymały przesłanie mające przesądzić o losach świata. Łucja miała 10 lat, Franciszek 9, Hiacynta jedynie 7. Maryja prosiła: „Uciekajcie się do mojego Niepokalanego Serca, pokutujcie w intencji nawrócenia grzeszników”.
W czasie kolejnych objawień Maryja pokazała dzieciom swe Niepokalane Serce otoczone cierniami. Dzieci miały zobaczyć również piekło. Ta wizja bardzo je przeraziła. „Widziałyście piekło, do którego trafiają dusze biednych grzeszników. Aby ich zbawić, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczynią to, co wam powiem, wiele dusz się zbawi i zazna pokoju….” – zapowiedział Gość z nieba. Dodał też, że jeśli ludzkość nie opamięta się, „wybuchnie nowa, jeszcze gorsza wojna światowa, a Kościół zostanie prześladowany”. Maryja przyrzekła, że wróci, by prosić o wynagrodzenie w pierwsze soboty miesiąca.
Hiacynta i Franciszek zmarli wkrótce po objawieniach. Tajemnice, które usłyszeli, zabrali z sobą do grobu. Łucja skrupulatnie notowała słowa Maryi: „Bóg chce wprowadzić na świecie cześć Mego Niepokalanego Serca. Tym, którzy przyjmą to nabożeństwo, obiecuję zbawienie. Dusze te będą przez Boga kochane jak kwiaty, postawione przeze Mnie dla ozdoby Jego tronu. Jeśli się zrobi, to co wam powiem, wielu zostanie uratowanych przed piekłem i nastanie pokój na świecie… Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał znieść wiele cierpień. Różne narody zginą. Na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.
Co usłyszała portugalska nastolatka?
Siedem lat po zakończeniu fatimskich objawień Maryja zezwoliła siostrze Łucji na ujawnienie treści drugiej tajemnicy. 10 grudnia 1925 r. w hiszpańskim Pontevedra Łucja usłyszała o pierwszych sobotach miesiąca. Miał to być praktyczny wymiar kultu Serca Maryi. „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć i przekaż wszystkim, że obiecuję przyjść na pomoc w godzinę śmierci z wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia tym, którzy przez 5 kolejnych miesięcy w pierwsze soboty: odprawią spowiedź, przyjmą Komunię św., odmówią Różaniec i przez 15 minut towarzyszyć Mi będą, rozmyślając o 15 tajemnicach Różańca w intencji zadośćuczynienia” – opowiadała Maryja.
Gdy pięć lat później Łucja poproszona o wyjaśnienie, dlaczego trzeba praktykować akurat pięć sobót, wyjaśniała, że ukazał jej się sam Jezus, tłumacząc: „Powód jest prosty: jest 5 rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi: bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu; przeciwko Jej Dziewictwu; przeciwko Boskiemu Macierzyństwu, gdy jednocześnie nie chce się uznać Jej za Matkę ludzi; starania ludzi, którzy usiłują publicznie wpajać w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet odrazę wobec Niepokalanej Matki; bezpośrednie znieważanie Maryi w Jej świętych wizerunkach. Oto moja córko powody, dla których Niepokalane Serce Maryi nakazuje Mi żądać tego małego zadośćuczynienia. To zadośćuczynienie poruszy Moje Miłosierdzie i wybaczę temu, kto miał nieszczęście Ją znieważyć”.
Zaliczyłem!
Po zamachu na swoje życie Jan Paweł II zapoznał się z dokumentacją objawień. Stał się apostołem orędzia z Fatimy, bo jak podkreślał, swe ocalenie wiązał z objawieniami Maryi w portugalskiej wiosce. 13 maja 2000 roku spotkał się na rozmowie w cztery oczy z s. Łucją. Sam praktykował nabożeństwo pierwszych sobót. Bardzo wymowny był dzień jego śmierci. Zmarł w pierwszą sobotę miesiąca, w wigilię uroczystości Bożego Miłosierdzia. Wyrachowani do bólu, czynimy z fatimskiego przesłania teologię bankomatu. Obietnice traktujemy jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej. Bóg rzuca nam koła ratunkowe, a my przerabiamy je na walutę. Wrzucamy je do bankomatu i z uśmiechem sprawdzamy stan konta. No, nie jest najgorzej: troszkę już się uzbierało.
O takiej mentalności znakomicie opowiada jezuita o. Wojciech Ziółek: – Z wymyślonym przez nas Bogiem jest bardzo wygodnie żyć. Wystarczy się rozliczyć jak z fiskusem. Płacę i wymagam. Jaka praca, taka płaca. Traktujemy modlitwę jak kartę kredytową: wkładam i wypłacam. Wystarczy wstukać PIN: ko-ron-ka albo ró-ża-niec i gotowe. Troszkę wprawdzie trzeba pocierpieć, ale generalnie się opłaca. Nie musimy wpadać w ręce Boga żywego”. Tymczasem sama s. Łucja wyraźnie przestrzegała, że w praktyce pięciu sobót należy podkreślić intencję wynagrodzenia za grzeszników, a nie asekurację na godzinę śmierci.
Inne zagrożenie? Praktyka pierwszych piątków czy sobót bardzo łatwo może zamienić się w magiczne rytuały. „Uzbierałem już osiem pierwszych piątków ale, niestety, w ostatnim miesiącu nie mogłem dojść do kościoła. I co? Wszystko na nic?”. Przypomina mi to historię naszego fotoreportera, który spacerował po meczecie w Damaszku. Kilka razy przechodził między modlącymi się muzułmanami a torbami, które kładli przed sobą na podłodze. Za każdym razem reagowali zniecierpliwionym fuknięciem. W końcu, gdy nasz fotograf przeparadował między jednym z rozmodlonych facetów a jego torbą, ten zniecierpliwiony przeniósł się na inne miejsce. Okazało się, że gdy ktoś zakłóci muzułmanom przestrzeń modlitwy, którą sobie stworzą, muszą zaczynać wszystkie modlitwy od początku. Z praktyki „kolekcjonowania” piątków i sobót może wyłonić się nieprawdziwy obraz Boga – buchaltera z kalkulatorem w dłoni, który z satysfakcją zaznacza parafkę w kolejnych rubrykach. – Skupiamy się na gadżetach, a zapominamy o istocie – wyjaśnia w wywiadzie ks. dr Grzegorz Strzelczyk. W 1943 roku ukryta w lasach Beskidu mistyczka Kunegunda Siwiec usłyszała od Maryi: „Twoje serce jest małym niebem dla mojego syna. Odpoczywa w Nim. Pocieszaj Go”. Dwadzieścia lat wcześniej portugalska dziewczyna Łucja dos Santos usłyszała: „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć”. To istota objawień.
Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 46/09
**********
Cześć należna Chrystusowi Eucharystycznemu. O niej przypominał Anioł w Fatimie
fot. PCh24.pl
Nasz Pan, Jezus Chrystus, jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Poprzez Eucharystię uczestniczymy w Ofierze Krzyża, przyjmujemy Komunię świętą przyjmujemy samego Chrystusa, to Chrystus jednoczy nas w tym sakramencie, udziela łask, gładzi grzechy i ofiarowuje nam zadatek przyszłego życia w Niebie. Stąd też musimy zawsze pamiętać o tym, by przystępować do tego Przenajświętszego Sakramentu tak często, jak to tylko możliwe, przyjmując do swej duszy Zbawiciela w sposób godny – tak wewnętrznie, jak i zewnętrznie.
Pan Jezus pozostawił nam jasną naukę: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata (J 6, 51). Jak tłumaczył święty Augustyn, nie musimy szukać drogi prowadzącej do Boga, objawił nam ją Zbawiciel. Chrystus jest drogą, światłem i życiem, chcąc mieć udział w Jego życiu, musimy także przyjmować „chleb żywy, który zstąpił z Nieba”, karmić się Eucharystią. W tym sakramencie spotykamy naszego Zbawiciela, realnie, choć pod postacią chleba, Chrystus jest ukryty w każdej, nawet najmniejszej, cząstce konsekrowanej Hostii.
Apostołowie pouczali już pierwsze wspólnoty chrześcijan o tym, jak wielki jest to Sakrament i z jak wielką starannością należy do niego przystępować. Święty Paweł podkreślał, że ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też umarło. Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni (1 Kor 11, 26-31). „Konstytucje Apostolskie”, anonimowy pomnik literatury chrześcijańskiej z IV wieku, zawierał następujące pouczenie: „Przyjąwszy kosztowne Ciało i drogą Krew Chrystusa, składajmy dzięki Temu, który uczynił nas godnymi uczestnictwa Jego świętych tajemnic i prośmy, aby nam nie były na sąd i potępienie, ale ku zbawieniu na pożytek duszy i ciała, na ochronę pobożności, na odpuszczenie grzechów i żywot wieczny. Powstańmy w łasce Chrystusa; sami ofiarujmy się Bogu, jedynemu Bogu niezrodzonemu i Jego Chrystusowi”.
Wiara Kościoła jest niezmienna, w Eucharystii obecny jest sam Chrystus, źródło naszej nadziei i życia, dlatego też przyjmowanie Go wymaga odpowiedniego przygotowania, odpowiedniej czci i dziękczynnej modlitwy. Przygotowanie to posiada charakter duchowy, wymaga znajdowania się duszy w stanie łaski uświęcającej, intencji godnego przyjęcia Pana, jak i fizyczny: dotyczy to tak zachowania odpowiedniego postu eucharystycznego, jak i postawy, zachowania względem sakramentu. Dziś znajdujemy się jednak w sytuacji pozbawionej precedensu, cześć wobec Najświętszego Sakramentu jest pomniejszana, w wielu miejscach świata Bóg obecny pod postacią chleba jest udzielany wiernym, którzy nie są do tego właściwie przygotowani, a na dodatek w sposób pozbawiony właściwej czci wobec Przenajświętszych Postaci. Udzielanie Komunii Świętej do rąk wiernych – będące jeszcze kilka dekad temu nadużyciem, a następnie praktyką dopuszczaną ze względu na brak możliwości jej wyeliminowania – stało się dziś nową „normą”, gwałcącą tak prawa i tradycje Kościoła, jak i sumienia wiernych oraz kapłanów. Wystarczy zadać sobie jedno pytanie: czy można w sposób właściwy i godny przyjmować Pana ukrytego w Eucharystii, okazując równocześnie lekceważenie postaciom sakramentalnym? Albo przyjmując je w sposób, który nie chroni ich przed profanacją?
Pewną wskazówkę ofiarowują nam objawienia w Fatimie. Pastuszkowie zostali wprost poproszeni przez Anioła o wynagradzanie zniewag i „pocieszanie” Pana, spotykającego się z niewdzięcznością ludzi: Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której pływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę: „Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię z czcią najgłębszą. Ofiaruje Ci przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników”. Następnie podnosząc się z klęczek wziął znowu w rękę kielich i Hostie. Hostie podał mnie, a zawartość kielicha podał Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia mówiąc równocześnie: „Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga!” (Wspomnienia s. Łucji z Fatimy, T.1, Secretariado dos Pastorinhos, Fatima, s. 177).
**
Wskutek zagrożenia epidemicznego praktyka udzielania Komunii Świętej na rękę została upowszechniona także i w Polsce, co więcej, w wielu miejscach bywała przedstawiana jako odpowiadająca woli Kościoła, bo bardziej „odpowiedzialna” metoda przyjmowania Ciała Pańskiego. To nieprawda. Jak się dziś dowiadujemy, lekarze podkreślają, że przyjmowanie Komunii do dłoni nie stanowi „bezpieczniejszej” metody przyjmowania Komunii, jest wprost przeciwnie. Co więcej, taka forma komunikowania sprzyja niewłaściwemu traktowaniu Eucharystii. Kapłan udzielając Komunii w sposób tradycyjny, zachowuje troskę o partykuły eucharystyczne, małe drobinki konsekrowanego chleba, w których także obecny jest sam Chrystus. Przyjmując Komunie do rąk, drobinki te pozostają na dłoniach wiernych, ich los może być różny. To przeczy właściwej czci wobec Sakramentu. Zresztą, jak Stolica Apostolska dopuszczając w przeszłości taki sposób udzielania Komunii Świętej w pewnych miejscach – w których nadużycie to zapuściło już korzenie – z naciskiem podkreślała, że nie może to prowadzić do spadku wiary w realną obecność Pana, ani też sprzyjać profanacją. Dziś wiemy, że niestety stało się inaczej…
W tej sytuacji Stowarzyszenie im. Księdza Piotra Skargi przygotowało specjalną broszurę, poświęconą właściwej czci wobec Najświętszego Sakramentu. Jak w niej czytamy, kiedy Komunia święta jest udzielana do rąk, „Ciało Pana Jezusa kładzione jest przez szafarza na lewej dłoni, po czym wierny palcami prawej podnosi Je do ust. Zarówno na dłoni, jak i na palcach mogą pozostać drobne okruszki Hostii. Biskup Juan Rodolfo Laise OFMCap w książce pt. Komunia św. na rękę? twierdził nawet, że w tym przypadku potrzebny byłby cud, żeby przy każdej Komunii jakaś cząstka nie upadła na ziemię lub nie została na dłoni wiernego”. Nie stanowi to więc kwestii drugorzędnej… Co więcej, sposób, w jaki przystępujemy do Ołtarza Pańskiego, wyraża naszą wiarę, postawę wobec samego Pana Jezusa.
Dzięki broszurze „W tej Hostyi jest Bóg żywy” dowiesz się więcej o wierze i tradycji Kościoła, wprowadzeniu nadużycia polegającego na udzielaniu Komunii świętej na rękę i jego konsekwencjach, poznasz autentyczne stanowisko Kościoła w tej sprawie – stanowisko, o którym dziś wielu nie chce pamiętać ani przywiązywać do niego wagi… Poznasz również historię ostatnich cudów eucharystycznych i płynącą z nich naukę.
Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebna jest pokuta, ofiara i modlitwa wynagradzająca za grzechy, których doświadcza Chrystus ukryty pod postacią chleba i wina. W ciągu ostatnich miesięcy apelował o to biskup Athanasius Schneider z Kazachstanu. Co możesz zrobić? Wejdź na stronę www.cialochrystusa.com i zamów broszurę poświęconą czci należnej Eucharystii. Pamiętaj o właściwym przyjmowaniu Ciała Pańskiego i modlitwie wynagradzającej!
PCh24.pl/mat
***********************************************************************
Jak przygotować się do spowiedzi?
***
Spotkanie z przebaczającym Chrystusem w sakramencie pokuty wymaga odpowiedniego usposobienia i należytego przygotowania. Tym usposobieniem jest miłość do Boga. Sakrament pojednania i pokuty nie działa bowiem na sposób znaku magicznego. Wymaga świadomego przyjęcia i osobistego zaangażowania się w tym, co oznacza i co przynosi. Niesie więc w sobie określone wezwanie. Nie ma charakteru rytualnego oczyszczenia z grzechu, lecz stanowi szansę spotkania z Chrystusem przebaczającym, a więc szansę uzyskania Jego przebaczenia i pojednania z Bogiem (S. Olejnik, Teologia moralna życia osobistego).
Aby spowiedź była dobra…
Należyte przygotowanie wymaga spełnienia warunków dobrej spowiedzi. Są nimi: rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, spowiedź szczera, zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.
Punktem wyjścia w procesie sakramentalnego pojednania jest przejrzystość sumienia, a jej sakramentalnym znakiem jest rachunek sumienia.
Zrewiduj swoje postępowanie!
Ta tradycyjna nazwa podkreśla jedynie to, co jest konieczne w czasie przygotowania się do spowiedzi, pojętej jako trybunał oskarżenia się z grzechów ciężkich i ich istotnych okoliczności. Chodzi tu jednak o coś więcej niż obliczanie ilości grzechów. Ma to być bowiem rewizja własnego postępowania w obliczu Boga. Nade wszystko należy solidnie rozliczyć się z sobą, ze swoich grzechowych upadków, nastawień i myśli. Temu ma służyć właśnie rachunek sumienia. Sumienie to jest głos Boga. Robiąc rachunek sumienia, człowiek winien usłyszeć to, co Bóg ma mu do powiedzenia. Tylko wtedy zobaczy swoje czyny dobre i złe we właściwych proporcjach. Rachunek sumienia winien być dokonany w trzech zasadniczych pionach. Pierwszym jest Dekalog, drugim obowiązki rodzinne i zawodowe, a trzecim wady główne. Przy grzechach ciężkich należy ustalić ich liczbę. Za dobro należy Bogu podziękować, a za zło Go przeprosić.
Żal doskonały
Wśród aktów penitenta żal za grzechy zajmuje pierwsze miejsce. Jest to „ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości” (KKK 1451). Zasadniczo wyróżnić można trzy elementy autentycznego żalu za grzechy. Pierwszym jest dostrzeżenie i uznanie zła. Drugim jest przyznanie się do winy, natomiast trzecim – wzięcie odpowiedzialności za dokonany zły czyn. Odpowiedzialność za zło prowadzi do próby naprawienia popełnionego przez człowieka zła. Umiejętność wzięcia odpowiedzialności za zły czyn, świadczy o wielkości i doskonałości człowieka. Wtedy to właśnie człowiek zyskuje przebaczenie. Taki żal, zwany doskonałym, wystarczy do nawiązania kontaktu z Bogiem. Kto nie żałuje, najczęściej szuka usprawiedliwienia w oskarżaniu innych, co zawsze jest znakiem samousprawiedliwienia.
Potrzebujemy wyznania win
Właśnie dowodem brania odpowiedzialności za swój czyn jest publiczne wobec kapłana wyznanie swych grzechów. Człowiek potrzebuje wyznania swoich win, potrzebuje tego dla zdrowia psychicznego. Jest to niezwykle ważny element, gdyż człowiek ma pewność, że kapłan, w imieniu Boga, jego przyznanie się do winy słyszy. Wyznanie grzechów powinno być absolutnie szczere i należy nim objąć okres od ostatniej, dobrze odprawionej spowiedzi. Wyznanie czynów złych nigdy nie pomniejsza człowieka. Przyznanie się do czynu złego, świadczy o odwadze i o wielkości człowieka.
Przeprowadzi cię przez poczucie winy
W odkryciu wielkości zła tkwiącego w grzechu zawarte jest mocne postanowienie poprawy. Gdy się nie dostrzega zła zawartego w grzechu, to szybko się do niego wraca. Grzech zawsze czaruje pewnym dobrem. Tylko odkrycie jego jadu jest skutecznym środkiem do powstrzymania człowieka od popełniania następnych grzechów. Mocne postanowienie poprawy to nie tylko decyzja, to także konsekwencja doświadczenia zdobytego w grzechu. Dlatego prawdziwe nawrócenie zawsze połączone jest z odkryciem, że poczucie winy to trudny odcinek, przez który Bóg przeprowadza człowieka, aby jaśniej zobaczył prawdziwe wartości. Żal za grzechy jest drogą prowadzącą do miłości Boga i Jego miłosierdzia. Z tym wiąże się również pragnienie wynagrodzenia (E. Staniek, Kościół i sakramenty). Jeśli grzesznik naruszył sprawiedliwość, to w duchu wynagrodzenia pragnie swój błąd naprawić.
Pokuta to nie wzlot uczuć
Tak zwana pokuta, zadawana przez spowiednika w czasie spowiedzi, jest tylko symbolem. Wynagrodzenie powinno uwzględniać rodzaj popełnionego grzechu. Penitent sam powinien określić, w jaki sposób chce wynagrodzić Bogu za popełnione zło. Człowiek w ten sposób doskonali samego siebie, gdyż zarówno postanowienie poprawy, jak i wynagrodzenie, są ukoronowaniem nawrócenia.
Prawdziwa pokuta nie jest wzlotem uczuciowym, ale radykalnym odcięciem się od zła, wewnętrzną przemianą ducha. Konieczna zatem jest skrucha – wewnętrzne nastawienie, kierujące spojrzenie człowieka na Zbawiciela, który przyjął na siebie wszystkie winy ludzkie i przez Krzyż swój wszystkie je przezwyciężył i zniszczył.
Bp Antoni Długosz do młodych/Niedziela Ogólnopolska
*****************************************
PIERWSZA SOBOTA MIESIĄCA – 7 listopada
MSZA ŚW. w kościele św. Piotra o godz. 18.00
po Mszy św. nabożeństwo pierwszej soboty miesiąca wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa skierowane przeciwko Najświętszej Maryi Pannie
źródło: pixabay.com/PCh.pl
*****
Dziś nie będzie transmisji z Nabożeństwa Pierwszej Październikowej Soboty Miesiąca z kościoła św. Piotra, dlatego proponuję połączyć się z Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach:
program transmisji:
godz. 18.10 – program słowno-muzyczny
godz. 18.30 – modlitwa różańcowa
godz. 19.05 – 15-minutowa medytacja
godz. 19.20 – Msza św. z homilią
Transmisja ON LINE na kanale YouTube
– Czy pamiętasz warunki nabożeństwa wynagradzającego, o które prosi Matka Boża?
Pragnąc uczynić zadość prośbie Matki Bożej należy:
1. przystąpienie do spowiedzi św. i przyjęcie komunii św.,
2. odmówienie jednej części różańca,
3. odprawienie piętnastominutowej medytacji,
4. a wszystkie warunki odprawiamy w intencji wynagradzającej Niepokalanemu Sercu Maryi.
Siostra Łucja przypomina, iż wskazana intencja wynagradzająca jest najistotniejszym warunkiem nabożeństwa.
Ikona Matka Boża Fatimska napisana ręcznie. Wykonana według tradycyjnej technologii, na desce lipowej ze szpongami (15 x 15 cm), na gruncie kredowo – klejowym, malowana techniką tempery jajowej. Tło pokryte szlagmetalem (imitacja złota), złote ornamenty na nimbie i szacie wykonane złotem 22 ct.
Ikona przedstawia wizerunek Matki Bożej Fatimskiej w ujęciu popiersia. Pierwowzór takiej ikony został namalowany współcześnie, przez prawosławnego ikonografa w Petersburgu na pocz. XXIw. Wizerunek ten nawiązuje do tradycyjnych przedstawień Maryi w ikonach chrześcijańskiego Wschodu. Biel szaty symbolizuje światło, jakie prześwietlało postać Maryi podczas objawień w Fatimie oraz jej chwałę. Złoto w ikonie jest symbolem świętości, transcendencji. Grecki monogram umieszczony w tle oznacza „Matka Boga”.
Treść objawień Matki Bożej w Fatimie w 1917 r.
na podstawie Wspomnień Siostry Łucji
tekst zatwierdzony przez Biskupa diecezji Leiria
Fatima, grudzień 2002
13 października 1917 – szóste objawienie się Matki Bożej
13 października 1917. Wyszliśmy z domu bardzo wcześnie, bo liczyliśmy się z opóźnieniem w drodze. Ludzie przyszli masami. Deszcz padał ulewny. Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć. Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie pokornej i błagalnej.
Gdyśmy przybyli do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
– „Czego Pani sobie ode mnie życzy?”
– „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu”.
– „Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy: czy zechciałaby Pani uzdrowić kilku chorych i nawrócić kilku grzeszników i wiele więcej”.
– „Jednych tak, innych nie. Muszą się poprawić i niech proszą o przebaczenie swoich grzechów”.
I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:
– „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony”.
Znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. Oto, Ekscelencjo, powód dlaczego zawołałam, aby ludzie spojrzeli na słońce. Zamiarem moim nie było zwrócenie uwagi ludzi w tym kierunku, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności. Zrobiłam to jedynie pod wpływem impulsu wewnętrznego, który mnie do tego zmusił.
Kiedy Nasza Pani znikła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża.
Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna.
Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską.
Uwagi końcowe
Oto, Ekscelencjo, historia objawień Matki Boskiej w Cova da Iria w 1917 roku.
Zawsze, gdy z jakiegoś powodu musiałam mówić o nich, starałam się uczynić to jak najzwięźlej z pominięciem intymnych spraw osobistych, bo by mnie to bardzo wiele kosztowało. Ale ponieważ są one Boże, a nie moje, i ponieważ Bóg teraz Waszą Ekscelencję o nie pyta, oddaję je niniejszym. Świadomie nie zatrzymuję niczego, co do mnie nie należy. Wydaje mi się, że brak tylko kilku małych szczegółów odnoszących się do próśb, które przedstawiłam. Ponieważ były to sprawy bardziej materialne, nie miały dla mnie specjalnego znaczenia i być może nie utkwiły mi tak żywo w pamięci. A poza tym było ich tak wiele! Miałam i z tym tyle roboty, aby sobie przypomnieć niezliczone łaski, o które miałam Matkę Bożą prosić, że może tu i tam wślizgnęła się jakaś pomyłka, kiedy np. powiedziałam, że wojna skończy się w tym samym dniu, tj. 13 (Prawdę mówiąc, Łucja nie powiedziała wprost że wojna skończy się w tym samym dniu. Nakłoniona została do tego przez wiele naglących pytań, które jej stawiano).
Wiele ludzi było zdumionych pamięcią, którą Bóg mi raczył dać. Dzięki nieskończonej dobroci Bożej jest to pod każdym względem naprawdę wielki dar. Jednak w nadprzyrodzonych sprawach nie trzeba się dziwić, że tak głęboko odciskają się w pamięci, że po prostu nie można ich zapomnieć. W każdym razie sensu spraw, które one oznaczają, nigdy się nie zapomina, jeżeli Bóg sam nie sprawi, że się je zapomni.
*************************************************
Akt Komunii Świętej duchowej
Tekst Aktu Komunii Świętej duchowej, zaproponowany w dniu 19 marca 2020 r. przez papieża Franciszka wiernym, którzy uczestniczą we Mszach św. transmitowanych za pośrednictwem mediów – radia, telewizji, internetu.
Akt Komunii Świętej duchowej
Klękam u Twoich stóp, o mój Jezu, i ofiarowuję Tobie skruchę mego serca, które pogrąża się w nicości i Twojej świętej obecności.
Uwielbiam Ciebie w Sakramencie Twej miłości, pragnę Cię przyjąć w ubogim mieszkaniu mego serca.
W oczekiwaniu na szczęście Komunii sakramentalnej pragnę Cię przyjąć w Duchu.
Przyjdź do mnie, o mój Jezu, abym przyszedł do Ciebie.
Niech Twoja miłość rozpali całą moją istotę na życie i na śmierć.
Wierzę w Ciebie, ufam Tobie, kocham Ciebie.
Niech się tak stanie.
*************************************************************************************************************
8 listopada 2020
XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA – ROK A
MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
o godzinie 14.00
przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15
Liturgia Słowa
PIERWSZE CZYTANIE
Czytanie z Księgi Mądrości – Mdr 6, 12-16
Mądrość jest wspaniała i nie więdnie, ci łatwo ją dostrzegą, którzy ją miłują, ci ją znajdą, którzy jej szukają, uprzedza bowiem tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać.
Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. O niej rozmyślać – to szczyt roztropności, a kto z jej powodu nie śpi, wnet się trosk pozbędzie, sama bowiem obchodzi i szuka tych, co są jej godni, objawia się im łaskawie na ścieżkach i wychodzi naprzeciw wszystkim ich zamysłom.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY
Ps 63 (62), 2. 3-4. 5-6. 7-8 (R.: por. 2ab)
Refren: Ciebie, mój Boże, pragnie moja dusza.
Boże, mój Boże, szukam Ciebie *
i pragnie Ciebie moja dusza.
Ciało moje tęskni za Tobą, *
jak zeschła ziemia łaknąca wody.
Refren.
Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni, *
by ujrzeć Twą potęgę i chwałę.
Twoja łaska jest cenniejsza od życia, *
więc sławić Cię będą moje wargi.
Refren.
Będę Cię wielbił przez całe me życie *
i wzniosę ręce w imię Twoje.
Moja dusza syci się obficie, *
a usta Cię wielbią radosnymi wargami.
Refren.
Gdy myślę o Tobie na moim posłaniu *
i o Tobie rozważam w czasie moich czuwań.
Bo stałeś się dla mnie pomocą *
i w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie.
Refren.
Czytanie z Pierwszego Listu Świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan – 1 Tes 4, 13-18
Nie chcemy, bracia, byście trwali w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim.
To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi, tak pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób na zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami.
Oto słowo Boże.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Czuwajcie i bądźcie gotowi,
bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza – Mt 25, 1-13
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
«Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły.
Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”.
Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny».
Oto słowo Pańskie.
***
komentarz do Bożego Słowa:
Wchodząc do katedry w Chartes można oglądać na portalu dzisiejszą przypowieść, którą był wykuł anonimowy średniowieczny rzeźbiarz. Oglądałem to dzieło wiele lat temu. Wówczas Kościół rozpoczynał czytanie Ewangelii od słów: „Onego czasu”… i nazywał owe panny bardziej wyraziście: „pięć z nich było głupich, a pięć mądrych”.
Artysta bardzo trafnie uchwycił różnice pomiędzy oczekującymi Oblubieńca. Mianowicie wyrzeźbił w kamieniu co to znaczy mieć lampę a nie mieć oliwy. One wszystkie oczekiwały, a więc wierzyły. Miały wiarę. Tylko, że te wymienione w Jezusowej przypowieści jako pierwsze, nie miały w swoim zanadrzu żadnych dobrych uczynków. Pismo Święte nazywa taką wiarę – martwą. Bo jaki jest sens nosić lampę nie mając oliwy? Na tym polega głupota. Panny mądre połączyły swoją wiarę z dobrymi uczynkami. Szły zatem na spotkanie z lampami, które świeciły.
Za każdym razem kiedy wchodzę do kościoła najpierw szukam migającego światła wiecznej lampki, bo ono wskazuje, że tu obecny jest Pan Jezus. A czy rozpoznaję światło tego samego Jezusa w moim życiu i w moim bliźnim? Podczas chrztu przyjąłem Jego światło. Kapłan podając zapaloną świecę wypowiedział wtedy takie słowa: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dziecko oświecone przez Chrystusa, postępowało zawsze jak dziecko światłości, a trwając w wierze, mogło wyjść na spotkanie przychodzącego Pana”…
Dzisiejsza przypowieść jest ostrzeżeniem – bo nawet wspólna droga, wspólne czuwanie z osobami, których lampy są zapalone może mi nic nie pomóc i nie uchroni przed zmarnowaniem otrzymanego zaproszenia na niepowtarzalną, bo jedyną ucztę weselną. Nie daj Bóg, aby doszło do sytuacji tragicznej, gdzie nie ma żadnej możliwości, aby wejść „na spotkanie przychodzącego Pana”. I na nic się zda przywoływanie, że „przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Co więc pozostanie człowiekowi, którego Chrystus nie rozpozna? Własna głupota z bezużyteczną lampą, zamknięte drzwi i całkowita ciemność.
Kiedyś przyjaciele Cypriana Norwida zadali mu takie pytanie:
- Mistrzu, ty tak pięknie i umiejętnie dobierasz słowa, powiedz, które ze słów jest najtragiczniejsze, przerażające?
I poeta odpowiedział:
- Tym słowem jest: „za późno”.
Jesień już jest w pełni. Dzisiejsza Liturgia Słowa bardzo dobrze współbrzmi z tą porą najpiękniejszych barw. Jest to czas zbierania owoców. Przemijanie świata, jakby powiedział ks. Pasierb, staje się bardziej widoczne. Cień drugiego brzegu, o którym pisał Słonimski, staje się niemal dotykalny. Ile jeszcze zostało mi czasu, który dał mi Pan? Tutaj w Szkocji o tej porze nie tylko przeraźliwy chłód towarzyszy człowiekowi, ale i nieustanne ciemności, bo dni są bardzo krótkie. Zapalam więc ogień i światło. Ale co jest najważniejsze – znaleźć w sobie i ciepło i światło.
Bo w życiu często jest tak, jak u pewnego pobożnego Żyda, który szukał porady u rabina.
- Kiedy słucham twojego kazania, wznoszę się do siódmego nieba i ogarnia mnie zapał do życia uczciwego; ale jak tylko wrócę do domu, zaraz zapominam o twoich wspaniałych naukach i moich postanowieniach i wszystko jest, jak przedtem. Czym to wytłumaczyć? – bo martwię się tym.
Mądry rabin tak mu odpowiedział:
- Najważniejsze jest to, skąd płynie twoje światło. Jeśli idziesz przez las, lampa twego współtowarzysza oświeca również drogę dla ciebie. Ale kiedy się rozstaniecie, ty zostaniesz w ciemności, bo nie masz własnej lampy. Staraj się słuchać tak moich kazań, aby zapaliła się od nich ta lampa, którą Pan umieścił w twoim sercu.
Ks. biskup Jan Pietraszko pisze w ten sposób: „Ewangeliczne lampy w rękach ludzkich, lampy płonące, są znakiem wewnętrznej przynależności do kręgu Bożego światła, jakiegoś wewnętrznego pokrewieństwa, szczególnej wewnętrznej wspólnoty i jedności z Ojcem przez Jezusa Chrystusa. Tego światła nigdy człowiek nie zapala sam. Nikt z nas, z ludzi, nie posiada takiej mocy, żeby mógł je własnymi siłami czy własnym działaniem w sobie rozniecić. Zapala je zawsze tylko sam Chrystus. I tylko On sam je żywi”…
Dlatego już za niedługo podczas tej Eucharystii znowu Słowo Boga wypowiedziane ustami kapłana stanie się Ciałem Pańskim.
ks. Marian SAC
*************
dziś wspomnienie bł. Jana Dunsa Szkota
***
***
Jan nazywany jest Dunsem, ponieważ urodził się niedaleko miasteczka o takiej nazwie (Duns, Berwick), pod koniec 1265 roku. Jego ojczyzną jest Szkocja i jej imię także weszło do jego przydomka.
W 1280 roku Jan wstąpił do franciszkanów. Przykład i inspirację do tego kroku dał mu stryj Eliasz Duns. 17 marca 1291 roku Jan otrzymał święcenia w angielskim Northhampton. Przełożeni wysłali go następnie do Paryża, gdzie miał uzupełnić studia rozpoczęte na uniwersytecie w Oksfordzie. Decyzja ta pokazuje, że Jan musiał cechować się wybitną inteligencją, skoro zasłużył na takie wyróżnienie. Paryż był wówczas niezwykle żywym ośrodkiem uniwersyteckim. Po zdobyciu pierwszych stopni akademickich – nauczał. Po pewnym czasie powrócił znowu do Anglii, by nauczać w szkołach franciszkańskich. To z tego okresu pochodzi jego pierwsze dzieło Ordinatio. Wtedy też powoli zaczęła się jego sława jako europejskiego teologa średniowiecznego, która trwa do dziś. Papież Paweł VI przyrównał teologię Jana Dunsa do katedry gotyckiej: obok potężnych i harmonijnych struktur św. Tomasza z Akwinu i innych mistrzów, myśliciele średniowiecza zauważali, jak “na trwałych podstawach i ze śmiałymi pinaklami (strzelistymi wierzchołkami) wznosiła się żarliwa refleksja Jana Dunsa Szkota”.
Następne lata życia Jana Dunsa Szkota to podróże po europejskich uniwersytetach, nauczanie coraz to nowych studentów i kolejne osiągnięcia naukowe, m.in. w Cambridge, Oksfordzie i Paryżu. W 1304 roku został w paryskim studium franciszkańskim “mistrzem regentem”, czyli dyrektorem teologicznego studium braci. Na kartach swego dzieła De prima principio modlił się: “O Panie, Stworzycielu świata, udziel mi łaski wiary, zrozumienia i uwielbiania Twego majestatu i wznieś mego ducha ku kontemplacji Ciebie”. Ze względu na wysublimowanie i delikatność myśli zwany był “doktorem subtelnym”.
Po kilku latach napięcia polityczne (proces przeciwko templariuszom) sprawiły, że przełożeni przenieśli go do spokojnej Kolonii, gdzie miał kierować studium braci. W czasie pełnienia tej posługi zmarł 8 listopada 1308 roku. Miał wówczas 43 lata. Jego życie streszcza sentencja: “Szkocja mnie zrodziła, Anglia mnie przygarnęła, wykształciła mnie Francja, strzeże mnie Kolonia”.
Jan Duns Szkot był zwolennikiem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Argumentował, że Chrystus, jako doskonały Pośrednik, mógł i chciał wybawić swoją Matkę nie tylko od grzechu śmiertelnego, nie tylko od grzechu powszedniego, ale także od grzechu pierworodnego. Najdoskonalszy Pośrednik jest w stanie sprawić najdoskonalszy czyn pośrednictwa na rzecz osoby, dla której jest Pośrednikiem; najdoskonalszym pośrednictwem jest zaś zachowanie od grzechu pierworodnego. To, że się tak stało, można poznać po owocu łona Maryi. Jan Duns z wielką mocą głosił tajemnicę Wcielenia Słowa i był żarliwym obrońcą prawdy o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Jako jeden z nielicznych wówczas teologów, odważnie i zdecydowanie bronił bezgrzeszności Maryi, Matki Jezusa Chrystusa, stając się dla potomnych Doktorem maryjnym. Kościół katolicki ogłosił w 1854 r. naukę o Niepokalanym Poczęciu Maryi jako dogmat wiary.
W filozofii Duns Szkot głosił prymat abstrakcji nad bytem rzeczywistym. Według niego przedmiotem metafizyki jest byt jako byt, czyli najogólniejsza natura ujmowana aktem intelektu, który przenika przez wszystkie warstwy konkretu i dociera do bytu.
Kongregacja ds. Beatyfikacji i Kanonizacji, dekretem zatwierdzonym przez Pawła VI w 1972 r., stwierdziła, że pisma Dunsa Szkota nie zawierają błędów przeciw wierze i moralności i zezwoliła na prowadzenie procesu na drodze badań historycznych. Po dokładnych badaniach życia i dziejów kultu sługi Bożego przeprowadzonych przez historyków i teologów, Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych 6 lipca 1991 r. wydała dekret stwierdzający heroiczność jego cnót i dawność kultu. Papież św. Jan Paweł II ogłaszając go uroczyście błogosławionym w dniu 20 marca 1993 r., określił Jana Dunsa Szkota jako “piewcę Słowa wcielonego i obrońcę Niepokalanego Poczęcia”.
ILG/Czytelnia
Bł. Jan Duns Szkot – obrońca Niepokalanego Poczęcia
Nazywany Dunsem, ponieważ urodził się niedaleko miasteczka o takiej nazwie, Szkotem – ze względu na pochodzenie. Ten filozof i teolog, franciszkanin, przez delikatność myśli określany jest mianem „doktora subtelnego”.
Kształcił się w Anglii, Szkocji i Francji, wykładał w Cambridge, Oxfordzie i Paryżu. Z tego ostatniego został wydalony za odmówienie poparcia królowi Filipowi IV Pięknemu w jego sporze z papieżem Bonifacym VIII. Powrócił jednak i uzyskał tytuł magistra teologii. W katechezie poświęconej temu wielkiemu franciszkaninowi, papież Benedykt XVI mówił: Obdarzony błyskotliwą inteligencją i skłonnością do myślenia spekulatywnego — ze względu na tę inteligencję tradycja nadała mu tytuł Doctor subtilis, „Doktor subtelny” – Duns Szkot został skierowany na studia filozoficzne i teologiczne na sławnych uniwersytetach w Oksfordzie i w Paryżu. Po pomyślnym zakończeniu formacji zaczął wykładać teologię na uniwersytetach w Oksfordzie i w Cambridge, a potem w Paryżu oraz komentować Sentencje Piotra Lombarda, jak wszyscy mistrzowie tamtej epoki. […] Duns Szkot opuścił Paryż, po wybuchu poważnego konfliktu między królem Filipem IV Pięknym i papieżem Bonifacym VIII – wolał raczej dobrowolne wygnanie niż podpisać dokument wrogi wobec papieża, co król narzucił wszystkim zakonnikom. I tak – z miłości do Stolicy Piotrowej – razem z braćmi franciszkanami opuścił kraj. Drodzy bracia i siostry, ten fakt sprawia, że przypominamy sobie, ile razy w dziejach Kościoła wierzący spotykali się z wrogością, a nawet byli prześladowani z powodu wierności i oddania Chrystusowi, Kościołowi i papieżowi. Patrzymy wszyscy z podziwem na tych chrześcijan, którzy uczą nas strzec, jako cennego dobra, wiary w Chrystusa oraz komunii z Następcą Piotra i Kościołem powszechnym.
Jan Duns Szkot wypracował filozoficzną syntezę, która dała początek tzw. szkotyzmowi, nowej średniowiecznej szkole myślenia. Był promotorem idei o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Jako pierwszy wysunął tezę, że pomimo tego, iż wszyscy ludzie są obarczeni od chwili swojego poczęcia grzechem pierworodnym, to jednak Maryja została wybawiona od niego odkupieniem zachowawczym, ze względu na wcielenie Syna Bożego. Argumentował to tezą, że Chrystus mógł i chciał wybawić swoją Matkę nie tylko od grzechu śmiertelnego i powszedniego, ale także od grzechu pierworodnego. Były to twierdzenia przełomowe. Doktryna Dunsa Szkota dotycząca Niepokalanego Poczęcia Maryi, określana jest potocznie w teologii katolickiej jako tzw. szkoła franciszkańska. Duns Szkot twierdził także, że Jezus wcieliłby się, nawet jeśli pierwszy człowiek by nie zgrzeszył.
W 1307 r. Jan Duns Szkot udał się do Kolonii, gdzie pełnił urząd regenta studiów teologicznych. Tam zmarł rok później. Na jego grobie widnieje sentencja: „Szkocja mnie zrodziła, Anglia mnie przygarnęła, wykształciła mnie Francja, strzeże mnie Kolonia”. Wkrótce po jego śmierci papież Klemens V nadał Dunsowi Szkotowi tytuł Doktora Subtelnego, ale dopiero w roku 1706 został wszczęty jego proces beatyfikacyjny. W 1854 r. papież Pius IX ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu, a w roku 1966 papież Paweł VI wydal list apostolski Alma parens, w którym umieścił doktrynę Dunsa Szkota na równi z doktryną Tomasza z Akwinu. List został wysłany do biskupów Anglii, Walii i Szkocji z okazji siedemsetnej rocznicy urodzin Jana. Papież nazwał w nim nauczanie Doktora Subtelnego „antidotum przeciw ateizmowi” i przypomniał, że Duns Szkot był mistrzem prawdziwego dialogu, opartego na Ewangelii i starożytnych tradycjach, który może doprowadzić do jedności pośród różnorodności, o jaką modlił się Chrystus.
Jan Duns Szkot został beatyfikowany w roku 1991 przez Jana Pawła II.
Jak mówił papież Benedykt XVI, bł. Duns Szkot uczy nas, że w naszym życiu najistotniejsza jest wiara w Boga, który jest z nami i kocha nas w Chrystusie Jezusie, oraz pogłębianie miłości do Niego i do Jego Kościoła. My jesteśmy świadkami tej miłości na ziemi. Niech Najświętsza Maryja Panna pomaga nam przyjąć tę nieskończoną miłość Bożą, którą będziemy się wiecznie cieszyć w pełni w niebie, kiedy w końcu nasza dusza połączy się na zawsze z Bogiem, we wspólnocie świętych.
Artykuł ukazał się na łamach dwumiesięcznika franciszkańskiego „Posłaniec św. Antoniego z Padwy” nr 6/2017
franciszkanie.pl
****************
Wolność winna być wolna od ograniczeń grzechu
***
O konieczności powiązania wolności z prawdą przypomniał Benedykt XVI podczas audiencji ogólnej 7 lipca w Watykanie. Swą katechezę poświęcił on osobie i dziełu bł. Jana Dunsa Szkota – wybitnego teologa i filozofa, żyjącego pod koniec XIII wieku.
Oto polski tekst nauczania papieskiego:
Drodzy bracia i siostry,
dzisiejszego poranka chciałbym przedstawić wam – po kilku katechezach o różnych wielkich teologach – inną ważną postać w dziejach teologii: chodzi o błogosławionego Jana Dunsa Szkota, który żył pod koniec XIII wieku. Stary napis na jego grobie tak oto podsumowuje geograficzne wyznaczniki jego życiorysu: „Anglia go przyjęła; Francja go nauczyła; Kolonia w Niemczech zachowuje jego szczątki; w Szkocji się urodził”. Nie możemy pominąć tych informacji również dlatego, że mamy bardzo mało wiadomości o życiu Dunsa Szkota. Urodził się prawdopodobnie w 1266 r. w miejscowości, która nazywała się właśnie Duns, w okolicach Edynburga. Pociągany charyzmatem św. Franciszka z Asyżu wstąpił do Rodziny Braci Mniejszych i w 1291 został wyświęcony na kapłana. Obdarzony wspaniałą inteligencją, skłonną do roztrząsań spekulatywnych – tą inteligencją, dzięki której tradycja obdarzyła go zasłużenie tytułem Doctor subtilis – Doktor subtelny – Duns Szkot udał się na studia filozoficzne i teologiczne na sławne uniwersytety w Oksfordzie i w Paryżu. Po ukończeniu z powodzeniem tej formacji zaczął nauczać teologii na uniwersytetach w Oksfordzie i Cambridge, a następnie w Paryżu, rozpoczynając od komentowania, podobnie jak wszyscy nauczyciele owych czasów, Sentencji Piotra Lombarda. Główne dzieła Dunsa Szkota stanowią właśnie dojrzały owoc tych wykładów i noszą tytuły od miejsc, w których je głosił: Opus Oxoniense (Oksford), Reportatio Cambrigensis (Cambridge), Reportata Parisiensia (Paryż).
Z Paryża wyjechał wtedy, gdy po wybuchu wielkiego konfliktu między królem Filipem IV Pięknym a papieżem Bonifacym VIII, Duns Szkot wolał wybrać dobrowolne wygnanie niż podpisywać dokument wrogi Ojcu Świętemu, jaki król narzucił wszystkim duchownym. W ten sposób – z miłości do Stolicy Piotrowej – wraz z braćmi franciszkanami opuścił ten kraj.
Drodzy bracia i siostry, fakt ten wzywa nas do przypomnienia, ileż to razy w dziejach Kościoła wierni napotykali wrogość, a nieraz nawet doświadczali prześladowań z powodu swej wierności i swej czci okazywanej Chrystusowi, Kościołowi i papieżowi. My wszyscy spoglądamy z podziwem na tych chrześcijan, którzy uczą nas strzeżenia jako cennego dobra wiary w Chrystusa oraz wspólnoty z Następcą Piotra i w ten sposób – z Kościołem powszechnym.
Ale gdy stosunki między królem Francji a następcą Bonifacego VIII wkrótce znowu stały się przyjazne, w 1305 Duns Szkot mógł ponownie przybyć do Paryża, aby nauczać tam teologii jako Magister Regens – dziś należałoby powiedzieć: profesor zwyczajny. Następnie przełożeni wysłali go do Kolonii jako profesora franciszkańskiego studium teologicznego, ale zmarł on 8 listopada 1308 w wieku zaledwie 43 lat, pozostawiając jednak po sobie znaczącą liczbę dzieł.
Ze względu na sławę świętości, jaką się cieszył, jego kult szerzył się bardzo szybko w Zakonie Franciszkańskim i czcigodny papież Jan Paweł II zapragnął potwierdzić to, ogłaszając go uroczyście błogosławionym 20 marca 1993 oraz określając go jako „piewcę Słowa wcielonego i obrońcę Niepokalanego Poczęcia”. W wyrażeniu tym zawiera się synteza wielkiego wkładu, jaki Duns Szkot wniósł do historii teologii.
Przede wszystkim rozważał on Tajemnicę Wcielenia i – w odróżnieniu od wielu ówczesnych myślicieli chrześcijańskich – utrzymywał, że Syn Boży stałby się człowiekiem nawet wtedy, gdyby ludzkość nie zgrzeszyła. Stwierdzał w „Reportata Parisiensia”: „Byłoby zupełnie niedorzeczne myśleć, że Bóg wyrzekłby się takiego dzieła, gdyby Adam nie zgrzeszył! Powiadam więc, że upadek nie był przyczyną przeznaczenia Chrystusa i że – nawet gdyby nikt nie zgrzeszył, ani anioł, ani człowiek – w hipotezie tej Chrystus byłby jeszcze przeznaczony w ten sam sposób” (w III Sent., d. 7, 4). Myśl ta, być może nieco zaskakująca, powstała dlatego, że dla Dunsa Szkota Wcielenie Syna Bożego, zaplanowane odwiecznie przez Boga Ojca w Jego planie miłości, jest dopełnieniem stworzenia i umożliwia każdej istocie, w Chrystusie i przez Niego, napełnienie się łaską oraz uwielbienie i wysławianie Boga w wieczności. Duns Szkot, mimo że był świadom, iż w rzeczywistości z powodu grzechu pierworodnego Chrystus odkupił nas swoją Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem, podkreśla, że Wcielenie jest największym i najpiękniejszym dziełem w całej historii zbawienia i że nie jest ono uwarunkowane żadnym przypadkowym faktem, ale stanowi pierwotną ideę Boga ostatecznego zjednoczenia całego stworzenia z samym sobą w osobie i ciele Syna.
Jako wierny uczeń św. Franciszka Duns Szkot umiłował kontemplację i głoszenie tajemnicy zbawczej Męki Chrystusa, wyraz niezmierzonej miłości Boga, Który z wielką hojnością przekazuje na zewnątrz siebie promienie swej dobroci i swej miłości (por. Tractatus de primo principio, c. 4). I miłość ta objawia się nie tylko na Kalwarii, lecz także w Najświętszej Eucharystii, której Duns Szkot był wielkim czcicielem i którą postrzegał jako sakrament rzeczywistej obecności Pana Jezusa oraz jako sakrament jedności i komunii, prowadzący nas do wzajemnej miłości i umiłowania Boga jako Najwyższego Dobra Wspólnego (por. Reportata Parisiensia, w IV Sent., d. 8, q. 1, n. 3).
Drodzy bracia i siostry! Ta wizja teologiczna, wybitnie „chrystocentryczna” otwiera nas na kontemplację, zdumienie i wdzięczność. Chrystus jest centrum historii i wszechświata, to On nadaje sens, godność i wartość naszemu życiu! Podobnie jak papież Paweł VI w Manili, również ja pragnę dziś powiedzieć światu: „[Chrystus] jest objawieniem niewidzialnego Boga, jest pierworodnym wszelkiego stworzenia, jest podstawą wszystkiego; On jest Nauczycielem ludzkości, jest Odkupicielem, On dla nas się narodził, umarł i zmartwychwstał, On jest centrum historii i świata; On jest Tym, który nas zna i który nas kocha; On jest towarzyszem i przyjacielem naszego życia… nigdy nie przestanę o Nim mówić” (Paweł VI, homilia; Manila 29 listopada 1970 r.).
Przedmiotem refleksji Doctora subtilis jest rola nie tylko Chrystusa, ale także Maryi, w historii zbawienia. W czasach Dunsa Szkota większość teologów zgłaszała zastrzeżenia, wydawało się nieprzezwyciężalne, względem poglądu, iż Najświętsza Maryja Panna była wolna od grzechu pierworodnego od pierwszej chwili swego poczęcia: w istocie bowiem powszechność Odkupienia, dokonanego przez Chrystusa, na pierwszy rzut oka mogła wydawać się zagrożona przez stwierdzenie, jakoby Maryja nie potrzebowała Chrystusa i Jego odkupienia. Z tego względu teologowie sprzeciwiali się takiej tezie. Tak więc Duns Szkot, aby umożliwić zrozumienie owego zachowania Maryi od grzechu pierworodnego, rozwinął argument, który następnie uwzględni także bł. Pius IX w 1854 roku, gdy uroczyście określił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Jest to pojęcie „odkupienia zachowawczego”, zgodnie z którym Niepokalane Poczęcie jest arcydziełem Odkupienia dokonanego przez Chrystusa, dlatego że właśnie moc Jego miłości i Jego pośrednictwa sprawiły, że Matka Boża została zachowana od grzechu pierworodnego. Z tego powodu Maryja jest w pełni odkupiona przez Chrystusa, ale już przed poczęciem. Franciszkanie, jego współbracia z entuzjazmem przyjęli i rozpowszechnili tę naukę, a inni teologowie – często z uroczystą przysięgą – zobowiązali się do jej obrony i dopracowania.
W związku z tym chciałbym wskazać na inny element, który uważam za ważny. Wybitni teologowie, jak Duns Szkot w odniesieniu do nauki o Niepokalanym Poczęciu, wzbogacili swym szczególnym wkładem myślowym to, w co Lud Boży wierzył już spontanicznie odnośnie do Najświętszej Maryi Panny i co ukazywał w aktach pobożności, wyrażał w sztuce i ogólnie w życiu chrześcijańskim. W ten sposób wiara zarówno w Niepokalane Poczęcie, jak i w cielesne Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny była już obecna w Ludzie Bożym, podczas gdy teologia nie znalazła jeszcze klucza, aby ją zinterpretować w całokształcie nauki wiary. Tak więc Lud Boży wyprzedza teologów i dzieje się to wszystko dzięki nadprzyrodzonemu sensus fidei, to znaczy tej zdolności wlanej przez Ducha Świętego, która uzdalnia do przyjęcia rzeczywistości wiary, z pokorą serca i umysłu. W tym znaczeniu Lud Boży jest „magisterium poprzedzającym”, które następnie musi być pogłębione i przyjęte intelektualnie przez teologię. Oby zawsze teologowie mogli wsłuchiwać się w to źródło wiary oraz zachowywać pokorę i prostotę maluczkich! Przypomniałem o tym przed kilkoma miesiącami, mówiąc: „Są wielcy uczeni, wielcy specjaliści, wielcy teologowie, nauczyciele wiary, którzy wiele nas nauczyli. Zgłębili szczegółowo Pismo Święte … Nie zdołali jednak dostrzec samej tajemnicy, prawdziwego jądra… To, co istotne, pozostało ukryte! Są jednak także w naszych czasach maluczcy, którzy poznali tę tajemnicę. Mamy na myśli święte Bernadettę Soubirous i Teresę z Lisieux, które na nowo odczytywały Biblię w sposób «nienaukowy», ale wchodzący do serca Pisma Świętego” (Homilia podczas Mszy św. z członkami Międzynarodowej Komisji Teologicznej, 1 grudnia 2009).
I wreszcie Duns Szkot rozwinął jeden punkt, co do którego współczesność jest bardzo wrażliwa. Chodzi o zagadnienie wolności i jej związku z wolą i intelektem. Nasz autor podkreśla znaczenie wolności jako podstawowej jakości woli, inicjując wprowadzanie tendencji woluntarystycznej, która rozwinęła się w opozycji do tzw. intelektualizmu augustyniańskiego i tomistycznego. Dla św. Tomasza z Akwinu, idącego za św. Augustynem, wolność nie może być uznana za wrodzoną jakość woli, lecz jest owocem współpracy woli i intelektu. Idea wrodzonej, absolutnej wolności, umieszczonej w woli poprzedzającej intelekt, zarówno w Bogu, jak i w człowieku, może mianowicie prowadzić do idei Boga, który nie byłby związany ani z prawdą, ani z dobrem. Pragnienie ocalenia absolutnej transcendencji i odrębności Boga przez tak radykalne i nieprzeniknione zaakcentowanie Jego woli nie bierze pod uwagę faktu, że Bóg, który objawił się w Chrystusie, jest Bogiem „Logosem”, który działał i nadal działa pełen miłości do nas. Oczywiście, jak twierdzi Duns Szkot zgodnie z linią teologii franciszkańskiej, miłość przewyższa poznanie i jest w stanie przyjmować coraz więcej z myśli, lecz zawsze jest miłością Boga „Logosu” (por. Benedykt XVI, Przemówienie w Ratyzbonie, Nauczanie Benedykta XVI, II [2006], s. 261). Także w człowieku idea absolutnej wolności, umieszczonej w woli, jeśli zapomnimy o więzi z prawdą, pomija fakt, że sama wolność winna być wolna od ograniczeń płynących z grzechu.
W przemówieniu sprzed roku do seminarzystów rzymskich przypomniałem, że „wolność zawsze była wielkim marzeniem ludzkości od jej początków, szczególnie jednak w czasach nowożytnych” (Przemówienie do Rzymskiego Papieskiego Wyższego Seminarium Duchownego, 20 lutego 2009). Ale właśnie historia współczesna, oprócz naszych codziennych doświadczeń, uczy nas, że wolność jest prawdziwa i pomaga w budowaniu cywilizacji prawdziwie ludzkiej jedynie wówczas, gdy jest zgodna z prawdą. Jeśli zaś oddzielona jest od prawdy, staje się tragicznie przyczyną zniszczenia wewnętrznej zgody osoby ludzkiej, źródłem najsilniejszych i gwałtownych nadużyć oraz przyczyną cierpień i bólu. Wolność, podobnie jak wszystkie możliwości, w które obdarzony jest człowiek, wzrasta i doskonali się – mówi Jan Duns Szkot – gdy człowiek otwiera się na Boga, doceniając ową zdolność do usłyszenia Jego głosu, która nazywa on potentia oboedientialis: kiedy wsłuchujemy się w Objawienie Boże, w Boże Słowo, aby je przyjąć, wówczas dociera do nas orędzie napełniające nasze życie światłem i nadzieją i jesteśmy wówczas prawdziwie wolni.
Drodzy bracia i siostry, Błogosławiony Jan Duns Szkot uczy nas, że w naszym życiu najistotniejsza jest wiara, że Bóg jest blisko nas i kocha nas w Jezusie Chrystusie, a więc pielęgnowanie głębokiej miłości do Niego i do Jego Kościoła. Tej miłości jesteśmy świadkami tu, na tej ziemi. Niech Najświętsza Maryja Panna pomaga nam przyjmować tę nieskończoną miłość Boga, którą w pełni będziemy się radować w niebie, gdy ostatecznie nasza dusza będzie na zawsze zjednoczona z Bogiem, we wspólnocie świętych.
wiara.pl/kai
**************************************************************************************************************
XII Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym: chrześcijanie są stale zagrożeni śmiercią
fot. pixabay
Obchodzony 8 listopada XII Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym jest okazją do przyjrzenia się, jak wygląda sytuacja chrześcijan w różnych krajach. To właśnie oni stanowią od dawna najbardziej prześladowaną grupę wyznaniową na świecie. Według raczej zaniżonych danych w ub. r. co najmniej 260 mln wyznawców Chrystusa doświadczyło różnych form niesprawiedliwości: dyskryminacji, przemocy fizycznej i innych ograniczeń.
Wszystkie raporty poświęcone tym zagadnieniom, niezależnie od ich źródła (np. Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie [PKW], protestanckiej organizacji Open Doors [OD] czy Departamentu Stanu USA), wskazują jednoznacznie na szczególnie trudne położenie chrześcijan w krajach islamskich. Na przykład z dokumentu OD za 2019 rok wynika, że w pierwszej 50-tce krajów najbardziej ograniczających prawa chrześcijan, prawie 40 to te, w których przeważają i rządzą muzułmanie. A w pierwszej dziesiątce jest aż 7 takich reżimów, kolejno: Afganistan, Somalia, Libia, Pakistan, Sudan, Jemen i Iran.
Dzieje się tak mimo ciągle powtarzanych zapewnień samych wyznawców islamu, że ich religia jest głęboko pokojowa i tolerancyjna a ataki na chrześcijan i innych niemuzułmanów są dziełem tych, którzy nie mają nic wspólnego z islamem lub którzy niewiele o nim wiedzą. Tymczasem, według Open Doors, w porównaniu z raportem z poprzedniego roku, w Afryce i Azji szerzy się brutalny wojujący islamizm. Bo to właśnie sama ta religia leży u podstaw takiej polityki wrogości i nietolerancji wobec innych, zwłaszcza chrześcijan.
Oto kilka przykładów. W Afganistanie chrześcijanie są stale zagrożeni śmiercią, ponieważ porzucenie islamu na rzecz np. chrześcijaństwa uchodzi tam za śmiertelną zbrodnię, podobnie jak w Arabii Saudyjskiej. Również w Somalii chrześcijanie mogą jedynie potajemnie praktykować swoją wiarę. Konflikty wewnętrzne w Libii jeszcze bardziej utrudniły życie niewielkiej liczbie tamtejszych wyznawców Chrystusa. Uchodźcy, którzy starają się uciec do Europy przez Libię, są nękani, torturowani, a nawet mordowani. W Iranie życie chrześcijan skupia się w „kościołach domowych”, w których wielu z nich spotyka się potajemnie. Mimo to regularnie są oni celem ataków, a kapłani są narażeni na więzienia i tortury. Na krótko przed Bożym Narodzeniem w 2018 irańskie władze aresztowały 194 chrześcijan. Z powodu prześladowań wielu chrześcijańskich konwertytów opuściło kraj. Żeby nie ciągnąć w nieskończoność tej smutnej listy, wspomnijmy tylko o odradzaniu się radykalnego islamizmu w Turcji, czego najjaskrawszym i niejako symbolicznym przykładem była niedawna zmiana statusu dawnej chrześcijańskiej świątyni-muzeum Hagia Sofia w Stambule, która po 86 latach znów stała się meczetem.
Inne religie
Ale nie tylko islam sprzyja takim zachowaniom. W ostatnich kilkunastu latach jesteśmy świadkami narodzin lub odradzania się postaw nietolerancji i wrogości w krajach, których mieszkańcy wyznają w większości hinduizm i buddyzm, a więc religie, które jeszcze do niedawna uchodziły za bardzo otwarte i tolerancyjne. Na wspomnianej liście Open Doors 50 krajów najbardziej nieprzyjaznych chrześcijanom znalazły się też m.in. Indie (10. miejsce), Mjanma (18.), Laos (19.), Nepal (32.), Bhutan (33.) i Sri Lanka (46.), a więc te, w których przeważają hinduiści i buddyści.
Szczególne zaniepokojenie budzi sytuacja w Indiach i na Sri Lance. Ten pierwszy kraj przez wiele lat szczycił się tym, że był największą liczebnie demokracją parlamentarną na świecie, a chrześcijanie, stanowiący tam niespełna 3 proc. ludności, korzystali z wszelkich swobód i wolności. Ale na przełomie XX i XXI wieku doszło w Indiach do kilku krwawych ataków na wierzących w Chrystusa, dokonanych przez fanatycznych wyznawców hinduizmu i dziś kraj ten znalazł się, jak wspomniano, w pierwszej dziesiątce wrogich chrześcijaństwu. W prawie połowie tamtejszych stanów obowiązują od kilku lat tzw. przepisy przeciw nawróceniom (antykonwersyjne), uniemożliwiające w praktyce jakąkolwiek chrześcijańską działalność misyjną.
Na Sri Lance z kolei przeważają buddyści, którzy również są tu bardziej agresywni wobec chrześcijan niż ich współwyznawcy np. w Tajlandii czy Mongolii. Co prawda na Wielkanoc 2019 krwawego zamachu na kilka świątyń chrześcijańskich dokonali tam muzułmanie, ale nie zmienia to istoty rzeczy, że również buddyści dopuszczają się aktów przemocy.
Reżimy totalitarne
Mówiąc o prześladowaniach chrześcijan trzeba też pamiętać o krajach rządzonych przez komunistów i pokrewne im reżimy totalitarne. Od czasu powstania pierwszego raportu OD w 2002 do dzisiaj na pierwszym miejscu znajduje się niezmiennie Korea Północna, czyli krwawa dyktatura komunistyczna, a zarazem rodzinna, na której szczycie stoi od początku rodzina Kimów. Obecny przywódca Kim Dzong Un, który dość niespodziewanie objął rządy 17 grudnia 2011 w wieku niespełna 28 lat, budził nadzieje na pewne złagodzenie reżimu i otwarcie go na świat. Tymczasem jeszcze bardziej zaostrzył on i tak niezwykle represyjny charakter swej władzy. A jednymi z głównych ofiar takiej polityki padają ludzie wierzący, a zwłaszcza chrześcijanie, którzy sprzeciwiają się rozbuchanemu kultowi przywódcy. Są traktowani jako wrogowie państwa i w większości trafiają do więzień i obozów pracy.
Inne państwa, które znalazły się w dokumencie Open Doors, to Laos (19.), Wietnam (20.), Chiny (27.) i… Rosja (41.).
Ten ostatni kraj trafił na listę z dwóch powodów: nasilania się ekstremizmu islamskiego na Kaukazie i w niektórych innych regonach oraz nadmiernego popierania przez władze Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego kosztem innych wyznań. Ponadto w kwietniu 2017 tamtejsze władze oficjalnie zdelegalizowały świadków Jehowy i przejęły cały ich majątek. Od kilku lat Rosja wprowadza nowe i zaostrza istniejące przepisy coraz bardziej ograniczające działalność wyznań nieprawosławnych.
Aby jeszcze bardziej ograniczyć wolność religii, w wielu krajach, z Chinami na czele, wprowadzono pełną cyfrową inwigilację obywateli. Znamienne, że reżim pekiński jeszcze bardziej nasilił prześladowania religijne, w tym bodaj najbardziej chrześcijan, po… podpisaniu 22 września 2018 tzw. tymczasowego układu ze Stolicą Apostolską o mianowaniu biskupów w tym kraju. Porozumienie, które w założeniu miało służyć poprawie sytuacji tamtejszego Kościoła, paradoksalnie przyczyniło się do wzmożenia różnych form ograniczenia wolności religijnej (inna sprawa, że wielu komentatorów liczyło się z takim rozwojem sytuacji).
Prześladowania na Zachodzie
Ten smutny wykaz byłby niepełny, gdybyśmy pominęli sytuację chrześcijan w Europie Zachodniej. W wielu krajach tego regionu mamy do czynienia z różnymi formami prześladowań, choć na ogół bez stosowania przemocy fizycznej. Są to przede wszystkim akty wandalizmu, zniszczeń oraz profanacji świątyń i chrześcijańskich symboli religijnych, ale też dyskryminacji chrześcijan w pracy, szkole i w innych środowiskach. Dzieje się tak we Francji, w Niemczech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, ostatnio także coraz częściej w Polsce. We Francji np. w ostatnich 3-4 latach notuje się codziennie średnio kilka podpaleń, kradzieży i innych zniszczeń mienia kościelnego.
Według przywoływanego tu wielokrotnie raportu Open Doors – od 1 listopada 2018 do 31 października 2019 w 50 krajach objętych badaniami zaatakowano, zniszczono lub zamknięto prawie 9,5 tys. kościołów i instytucji kościelnych, podczas gdy rok wcześniej było ich 1850. Zdaniem organizacji wzrost ten wynika w szczególności z działań komunistycznych władz Chin, które zamknęły ponad 5,5 tys. obiektów kościelnych. Zmniejszyła się natomiast liczba chrześcijan zamordowanych z powodu wyznawanej wiary. W 2019 z tego powodu zginęły 2983 osoby w porównaniu z 4139 w 2018 r. Ogółem w tych 50 krajach mieszka 5 mld ludzi, wśród których jest ok. 640 mln chrześcijan.
KAI.pl
*****************************************************
Różańce w dłoń!
Dlaczego? – to pytanie ciągle nie daje mi spokoju. Dlaczego moja i wielu chrześcijan na świecie wiara w Jezusa Chrystusa jest tak źle traktowana? Dlaczego tak wielu chrześcijan i misjonarzy jest mordowanych?
***
Jak podają statystyki, co 5 min ginie na świecie jeden człowiek, tylko dlatego, że jest wyznawcą Jezusa Chrystusa. Represje przybierają różne formy, od ataków na kościoły, intensyfikujące się szczególnie w czasie świąt chrześcijańskich, po akty przemocy fizycznej wobec osób wierzących lub działania ograniczające ich wolność w praktykowaniu religii. Tak jest np. w Rwandzie, gdzie przebywa pochodząca z naszej diecezji s. Cecylia Rypina ze Zgromadzenia Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Z byle powodu utrudniane są praktyki religijne. Kościoły zostały zamknięte na początku marca i nie zanosi się na ich otwarcie. A brak celebracji wspólnotowych w kulturze ludów Afryki jest szczególnie trudne. Sytuacja pogarsza się również w Europie, szczególnie zachodniej, gdzie coraz częściej słyszymy o atakach na miejsca kultu chrześcijańskiego lub z kultem związanych. W naszej katolickiej Polsce również przybywa środowisk, które głoszą, że katolicyzm jest niemodny. Przeszkadzają im symbole religijne w obiektach użyteczności publicznej, nauka religii w szkołach. Jeszcze kilka lat wstecz nie do pomyślenia było, aby w naszym katolickim kraju, dochodziło do tak odrażających aktów agresji wobec duchowieństwa, profanacji kościołów, symboli religijnych czy zakłócania sprawowania Eucharystii, jakie miały miejsce w ostatnich dniach po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Tym sposobem próbują nas, chrześcijan, uciszyć, przestraszyć, mamy czuć się ludźmi gorszej kategorii. Tak nie może być.
Renata Przewoźnik, diecezjalny moderator KŻR/Niedziela podlaska 45/2020
*********************************************************************
Pomóżmy RŚA
dziś 12. Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym
fot. Annie Spratt / Unsplash
Sytuacja w Republice Środkowoafrykańskiej jest głównym motywem 12. Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Obchodzony jest on pod hasłem “Przywrócić nadzieję”. W niedzielę 8 listopada polscy katolicy będą modlić się w intencji chrześcijan prześladowanych na świecie, zostanie też przeprowadzona zbiórka pieniędzy dla wyznawców Chrystusa w centralnej Afryce.
Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym jest organizowany corocznie w drugą niedzielę listopada przez Papieskie Stowarzyszenie „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” wraz z Konferencją Episkopatu Polski.
Co roku, jako przewodni motyw obchodów, wybierany jest jeden kraj szczególnie doświadczany prześladowaniami. W tym roku krajem reprezentującym współczesne męczeństwo chrześcijan jest Republika Środkowoafrykańska.
Destabilizacja polityczna wciąż ogarnia i pogłębia w nędzy cały kraj, targany wojną, która wybuchła w 2013 r., po obaleniu prezydenta Françoisa Bozize’a. W tej wojnie walczą ze sobą muzułmanie i chrześcijanie. „Tysiące ludzi nadal ucieka, a w kraju zaczyna brakować żywności” – alarmuje ks. dr Andrzej Paś z polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie.
Poważnym problemem jest też wysoce rozpowszechniona praca dzieci. Pracują one w rolnictwie, górnictwie diamentów, jako pomoc domowa, przy hodowli bydła, a także przy utrzymaniu dróg. Są również zmuszane do pracy w kopalniach uranu, gdzie przyjmują śmiertelne dawki napromieniowania.
Wielkim problemem jest analfabetyzm. Ponadto, wedle szacunków ONZ, około 11% populacji w wieku od 15 do 49 lat jest nosicielem wirusa HIV.
08 listopada 2020/Warszawa Ⓒ Ⓟ/Kai.pl
**************************************************************************************************************
poniedziałek, 9 listopada 2020
XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Święto rocznicy poświęcenia Bazyliki św. Jana na Lateranie
Matka Kościołów
Rocznica poświęcenia Bazyliki św. Jana na Lateranie. Dlaczego świętujemy rocznicę konsekracji jedynie tej bazyliki w całym Kościele? Na co to święto zwraca uwagę?
***
Niedawno wspominaliśmy w liturgii rocznicę poświęcenia kościoła własnego. Świętowało wtedy jednocześnie wiele świątyń. Dziś, 9 listopada przypominamy konsekrowanie wyjątkowej, pierwszej wzniesionej na chwałę Zbawiciela – Bazyliki św. Jana na Lateranie.
Inne więc trochę spojrzenie na fakt poświęcenia, przywołanie innego znaczenia. W pierwszych wiekach po Chrystusie chrześcijanie nie mieli specjalnych budowli, w których oddawaliby Bogu cześć. Później pogańskie świątynie przekształcali na kościoły chrześcijańskie. Wreszcie, „gdy po 3 wiekach prześladowania Kościół odzyskał wolność, cesarz Konstantyn Wielki ofiarował papieżowi starożytny pałac Lateranów i wzniósł przy nim bazylikę ku czci Zbawiciela, którą papież św. Sylwester uroczyście konsekrował 9 listopada 324 r.” (Mszał rzymski). Wiek później papież Grzegorz Wielki dodał wezwania – św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty.
Ten najstarszy kościół Rzymu przez ponad 1000 lat był rezydencją następcy św. Piotra. Przez Lateran przeszło 161 papieży, miało tu miejsce pięć soborów powszechnych, tu po raz pierwszy w 1300 r. został ogłoszony Rok Jubileuszowy. Centrum tak papiestwa, jak i całego chrześcijańskiego życia Bazylika ta pełniła aż do 1317 r., kiedy to po powrocie z niewoli awiniońskiej papież Grzegorz VII przeniósł siedzibę papiestwa na Watykan. Lateran wciąż jednak odgrywa bardzo ważną rolę – jest katedrą każdego biskupa Rzymu, czyli papieża, do niej w uroczystej procesji udaje się każdy nowy biskup Rzymu, tu sprawuje on co roku Mszę Wieczerzy Pańskiej, powtarzając gest Chrystusa umywającego uczniom nogi. Tyle historii, tyle najważniejszych faktów z życia tej przewyższającej do dziś rangą wszystkie bazyliki.
Dlaczego świętujemy rocznicę konsekracji jedynie tej bazyliki w całym Kościele? Na co to święto zwraca uwagę? Po pierwsze – ze względu na wagę, jaką odegrała w dziejach chrześcijaństwa, ale też że jako katedra papieża jest, jak ktoś powiedział, parafią dla wszystkich katolików, symbolem i matką wszystkich kościołów świata, jak głosi napis znajdujący się na jej fasadzie: „Matką i Głową wszystkich kościołów Miasta i świata”. Warto więc dziś dziękować Bogu za wszystkie świątynie, bo mamy wielkie szczęście, że Bóg jest razem z nami, zamieszkał pośród swojego ludu. Że jest obecny w każdej świątyni, czego nie mogą powiedzieć wyznawcy innych religii.
Po drugie – to listopadowe święto przypomina ważną prawdę o jedności i powszechności Kościoła Chrystusowego. O tym decydujemy tak naprawdę my sami – walcząc o jedność w swojej rodzinie, w środowisku, w którym Bóg nas postawił. Jesteśmy nosicielami pokoju, czy raczej rozłamu i burzy?
I wreszcie ostatnia tajemnica związana z wspominaniem w Kościele rocznicy poświęcenia Bazyliki na Lateranie – jest ona symbolem autorytetu i prymatu papieża, tego, że fundamentem jest Jezus Chrystus, a opoką Piotr. Na jakim fundamencie buduję? Czy w podejmowanych decyzjach kieruję się nauką Kościoła, tym, co przekazuje następca św. Piotra? On przecież jest jej strażnikiem. Warto też modlić się dziś w jeszcze jednej intencji – o jedność biskupów i wszystkich kapłanów z papieżem. Żeby nie było rozłamów, ale by w jedności prowadzili nas wszystkich do niebieskiego Jeruzalem.
W prefacji w tym dniu usłyszymy takie słowa: „Prefacja: Ty pozwoliłeś zbudować ten gmach widzialny, w którym otaczasz opieką lud swój pielgrzymujący do Ciebie i dajesz mu znak i łaskę jedności z Tobą. W tym świętym miejscu sam wznosisz dla siebie świątynię z żywych kamieni, którymi my jesteśmy, i sprawiasz, że Kościół rozszerzony po całym świecie rozwija się jako Mistyczne Ciało Chrystusa, aż osiągnie swoją pełnię w błogosławionym pokoju w niebieskim Jeruzalem”. Prośmy więc Boga, żeby czynił z nas swoją świątynię – świętą, Jemu oddaną. Posłuszną nauczaniu papieża, budującą jedność i oddającą Mu chwałę w sobie samym i drugim człowieku.
Karolina Jadczyk/Niedziela
***********
Drzwi Święte – Bazylika św. Jana na Lateranie
**************************************
Rzymski ślad polskiego dłuta
W Scala Santa – sanktuarium Świętych Schodów na Lateranie w Rzymie pielgrzymi i zwiedzający mogą podziwiać dzieło polskiego artysty rzeźbiarza Oskara Tomasza Sosnowskiego.
***
Piękna rzeźba, wykonana z kararyjskiego marmuru, usytuowana jest w atrium sanktuarium po lewej stronie owych Schodów (według pobożnego przekazu, przywiezionych przez św. Helenę z Jerozolimy z pałacu Piłata). Stoi na wysokim postumencie z napisem poświadczającym, że jest darem papieża Piusa IX, złożonym tu w roku 1875 – w 29. roku jego pontyfikatu. Początkowo „Zdjęcie z krzyża” umieszczone było w kaplicy św. Wawrzyńca (zwanej także Sancta Sanctorum), do której wiodą Święte Schody. W obecnym miejscu rzeźba zamknięta jest w szklanej gablocie.
Stało się tak, gdyż tę grupę figuralną – zwaną przez historyków sztuki „Opłakiwaniem” – pokochali ludzie, a ich nabożność objawiała się w żarliwej modlitwie i potrzebie dotknięcia ręki z figury Chrystusa. W końcu jej palce zostały ułamane. Gablota chroni całość rzeźby.
Pietę kojarzymy zwykle z dwiema osobami, z dwuosobową grupą – Matką Bożą i Jej Synem, jednak Sosnowski na swoim „Zdjęciu z krzyża” przedstawił kompozycję trzyosobową. W jej centrum widzimy Chrystusa, którego martwe ciało podtrzymuje siedząca po prawej stronie Matka Boża, a przypatruje się temu stojący z lewej strony Jan Ewangelista. Artysta zamknął tę – największą z wykonanych przez siebie – kompozycję w trójkącie, którego szczyt stanowi zwieńczenie drewnianego krzyża ustawionego za tymi postaciami, na osi pomiędzy Matką Bożą a św. Janem.
Najważniejszym elementem rzeźby jest ciało zdjętego z krzyża Chrystusa. Nagie, dobrze zbudowane, ze skromną opaską na biodrach, spoczywa na ziemi, prawym bokiem wsparte o kolana Matki – z prawą ręką przerzuconą przez Jej kolana, a lewą bezwładnie opuszczoną wzdłuż biodra.
Oparta na prawym ramieniu głowa powtarza typ ikonograficzny wcześniejszego posągu artysty – Chrystusa w grobie. Pociągłą twarz okala broda, nad ustami widać krótkie wąsy. Gęste długie włosy przedzielone są pośrodku. Pod wysokim czołem widać zamknięte oczy, nad nimi wyraźnie zaznaczone brwi. Wydatny nos jest prosty. Piękna twarz wyraża spokój.
Matka Boża, w miękko udrapowanej tunice, półkoliście zamykającej zarys szyi, podtrzymuje delikatnie głowę i lewe ramię Syna. Jej wysoko podniesiona głowa okryta jest długą chustą – welonem – spadającą po obu bokach twarzy w regularnych liniach fałd. Na osadzonej na mocnej szyi owalnej twarzy o klasycznych rysach – z szeroko otwartymi oczami, skierowanymi gdzieś w dal – maluje się bezbrzeżny smutek, rozpacz. Matka Bolesna nie pochyla się nad Synem, jak w wielu Pietach, ale Jej pełna tragizmu wyprostowana sylwetka ma w sobie szczególny majestat.
Św. Jan Ewangelista stoi w kontrapoście – oparty mocno na prawej nodze, z lewą ugiętą w kolanie i lekko wysuniętą do przodu, wyraźnie zarysowaną pod przerzuconą przez ramię togą, spod której widać tunikę. Ma zmarszczone w bólu czoło i ręce złączone dramatycznie na wysokości piersi. Młody smukły mężczyzna, pełen przerażenia, spogląda na dziejący się tuż obok dramat. Głowę lekko skłania w prawo i zapatrzony w dół przeżywa śmierć złożonego na ziemi Mistrza.
Zwraca uwagę piękny profil oblicza Apostoła. Gęste włosy, krótko przystrzyżone nad czołem, opadają krętymi puklami po obu stronach twarzy. Jest to jedna z najpiękniejszych głów w polskiej rzeźbie neoklasycystycznej.
Lechosław Lameński w monografii dotyczącej Oskara Tomasza Sosnowskiego napisał, że w tej rzeźbie „nie ma niepotrzebnych szczegółów ani estetycznych smaczków. Jest natomiast solidne wyczucie bryły i przestrzeni, jest dbałość o ogólny wyraz dzieła, co poparte dobrymi proporcjami postaci i ich związkiem uczuciowym czyni ze «Zdjęcia z krzyża» rzeźbę znaczącą, ważną w dorobku artysty”.
* * *
Mało kto wie, że Oskar Tomasz Sosnowski spoczywa na rzymskim cmentarzu Campo Verano w zapomnianym i niedawno zdewastowanym grobie przy Viale Principale. Spikerzy radia i telewizji relacjonujący każdego roku transmisję Mszy św. papieskiej odprawianej we Wszystkich Świętych wyliczają wielkich Polaków spoczywających na Campo Verano – ale nie jego.
Pragnę zwrócić uwagę na „Pietę” na Lateranie, o którą niemal ocierają się setki osób przemierzających na kolanach Święte Schody. Otrzymał ją i polecił umieścić w tym miejscu papież Pius IX. Potem wystawiono tam także jego figurę w postaci klęczącej. Niewielu ma świadomość, że wykonał ją również Polak z Nowomalina Oskar T. Sosnowski. „Zdjęcie z krzyża” – „Pieta” – umieszczone jest na cokole z lewej strony Schodów.
Bardzo zachęcam każdego, kto znajdzie się w Rzymie, aby wybrał się na Scala Santa i przyjrzał z pietyzmem tej niezwykłej grupie ikonograficznej oraz samemu Piusowi IX, którego figura na niskiej podstawie znajduje się z prawej strony przy wejściu do sanktuarium.
Radzę też zajrzeć na Campo Verano i złożyć hołd wielkiemu Polakowi, modląc się przy jego grobie. Nikt już nie zobaczy aniołka – dzieła samego artysty – umieszczonego na grobie 11 lat po jego śmierci. Został on skradziony i z pewnością sprzedany miłośnikowi i znawcy rzeźby. Był to „Anioł Nadziei”, na tle promieni wskazujący na niebo.
Dzięki pomocy ludzi dobrej woli udało się wyremontować i podpisać grób Oskara Tomasza Sosnowskiego, tak że bez trudu można go odnaleźć w głównej alei rzymskiego cmentarza Campo Verano.
Niech spoczywa w pokoju i chwali w niebie tych, których wyobrażenia rzeźbił na ziemi.
S. Macieja – Niepokalanka/Niedziela Ogólnopolska 10/2016
**************************************************************************************************
MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
******
W tym szczególnym czasie, który teraz przeżywamy i który wciąż się wydłuża, Wspólnota Modlitewna JEZUS ŻYJE zaprasza na kolejne rekolekcje. Dziś wieczorem rozpoczynamy Eucharystią o godz. 19.00
Czas pandemii i izolacji nie musi być czasem smutku, znudzenia czy stagnacji, wręcz przeciwnie! Możemy wykorzystać ten czas, dany nam tu i teraz, na pracę nad swoim sercem, aby uczyć się wciąż i stale coraz lepiej współpracować z Bożą łaską. Wspólnota JEZUS ŻYJE zaprasza do przeżywania rekolekcji – temat: JEZUS CHRYSTUS – mój ZBAWCA. Jest to Wspólnotowe Studium Ewangelii według św. Łukasza.
**************************************************************************************************************
Modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Odmawiaj ją, gdy nie wiesz, jak się modlić
Odmawiaj ją podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. „Uwielbiam Cię z otchłani mojej nicości i dziękuję Ci za wszelkie dary, jakie od Ciebie otrzymałem…”
Modlitwa przed Najświętszym Sakramentem
Jezu Chryste, Panie mój,
który z miłości, jaką żywisz do nas, ludzi,
dniem i nocą pozostajesz w tym Sakramencie,
pełen miłosierdzia i miłości,
gdzie czekasz, zapraszasz i przyjmujesz wszystkich,
którzy Cię nawiedzają.
Wierzę, że jesteś obecny w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.
Uwielbiam Cię z otchłani mojej nicości
i dziękuję Ci za wszelkie dary, jakie od Ciebie otrzymałem,
a szczególnie za to, że ofiarowałeś mi w tym Sakramencie
Twoje Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo;
za to, że dałeś mi Twoją Najświętszą Matkę Maryję za Orędowniczkę;
za to, że wezwałeś mnie do siebie w tej chwili.
Uwielbiam Twoje Najdroższe Serce,
pragnę je wysławiać przede wszystkim z wdzięczności
za ten cudowny dar Twojej sakramentalnej obecności,
a także, by wynagrodzić wszelkie zniewagi,
jakich doznajesz pod postacią chleba od Twoich wrogów
oraz by sprzed tabernakulum adorować Cię
w każdym zakątku ziemi,
nawet w przestrzeni wirtualnej,
gdzie na razie jesteś przede mną ukryty i najbardziej osamotniony.
O mój Jezu, kocham Cię całym sercem,
wybacz mi wszystkie te sytuacje z przeszłości,
w których odrzucałem Twoją dobroć.
Postanawiam, z pomocą Twej łaski,
postępować lepiej, poprawić się w przyszłości,
a teraz, jako nędznik, cały się Tobie poświęcam,
oddaję Ci całą moją wolę,
moje uczucia, pragnienia i wszystko, co posiadam.
Od dziś możesz, Panie, uczynić ze mną
i tym, co do mnie należy,
cokolwiek się Tobie spodoba.
Tym, czego ja pragnę i o co Ciebie proszę,
jest Twoja miłość,
całkowite posłuszeństwo Twojej najświętszej woli
i wytrwałość aż do końca.
Proszę Cię za dusze czyśćcowe,
szczególnie za te, które miały nabożeństwo
do Najświętszego Sakramentu i Twojej Matki.
Ukochany Mój, pragnę zjednoczyć wszystkie moje uczucia i pragnienia
z tymi, które wypływają z Twojego Najdroższego Serca
i tak złączone ofiarować je Twojemu Wiekuistemu Ojcu.
Proszę, aby przez wzgląd na Twoją miłość i Twoje Imię
przyjął je i spojrzał na nie łaskawie. Amen.
O. Nelson Medina OP/Aleteia.pl
**************************************************************************
wtorek, 10 listopada 2020
XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
wspomnienie św. Leona Wielkiego
papieża, doktora Kościoła
Urodził się około 400 roku w Tuscji. Papież Celestyn I mianował go archidiakonem. Kiedy przebywał jako legat w Galii, został obrany papieżem (440).
Jego pontyfikat przypadł na czasy licznych sporów teologicznych i zamieszania pośród hierarchii kościelnej. Musiał zwalczać liczne herezje oraz tendencje odśrodkowe, podejmowane przez episkopaty Afryki Północnej, Galii. Poprzez swoich legatów brał udział na soborze w Chelcedonie (451).
Przeprowadził uznanie prymatu stolicy Piotrowej zarówno przez cesarza zachodniego Walentyniana III, jak i przez Konstantynopol. Bronił Italię i Rzym przed najazdami barbarzyńców. Wyjechał naprzeciw Attyli, króla Hunów i jego wojskom, wstrzymał ich marsz i skłonił do odwrotu (452).
W trzy lata później podjął pertraktacje ze stojącym u bram Rzymu Genzerykiem, królem Wandalów Niestety, król nie dotrzymawszy umowy, złupił Wieczne Miasto. Papież był obrońcą kultury zachodniej.
Zmarł 10 listopada 461 roku. Zachowało się po nim 200 listów i 100 mów wygłoszonych do Rzymian podczas różnych świąt. Pozwalają one poznać wiedzę teologiczną papieża oraz ówczesne życie liturgiczne. Pochowany w bazylice św. Piotra na Watykanie. W roku 1754 Benedykt XIV ogłosił go doktorem Kościoła. Patron muzyków i śpiewaków.
W ikonografii św. Leon Wielki przedstawiany jest w szatach papieskich i w tiarze, czasami w szatach liturgicznych rytu wschodniego lub jako papież piszący. Jego atrybutami są: księga, kielich oraz orszak z półksiężycem, któremu zastępuje drogę.
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
***************
Leon Wielki – obrońca miasta
***
Podtrzymał Rzym jako miasto, wzmocnił Rzym jako stolicę Kościoła.
Pontyfikat Leona przypadł na schyłek imperium rzymskiego. Rozpadające się i pogrążone w chaosie, niegdyś potężne państwo, nie potrafiło już bronić ludności przed barbarzyńcami. Próbował to robić Kościół kierowany przez papieża. Leon biskupem Rzymu został wybrany w końcu grudnia 440 r. Nie było go wówczas w mieście, gdyż przebywał z misją dyplomatyczną, jaką powierzył mu cesarz w Galii. Miał świadomość, że cywilizacja rzymska, w której chrześcijaństwo zakorzeniło się już na dobre, jest śmiertelnie chora.
Bogactwem, kulturą, poziomem i dostatkiem życia, ładem prawnym i społecznym nadal wyprzedzała cały ówczesny świat w sposób niewyobrażalny. Rzymianom jednak brakowało już odwagi przodków, aby także na polu bitwy bronić tego dziedzictwa. Załamała się rodzina, rozbijana przez plagę rozwodów, aborcji oraz powszechne zepsucie obyczajów publicznych i moralnych. Od kiedy w grudniu 406 r. Germanowie przekroczyli zamarznięty Ren, ich wodzowie współrządzili krajem. Tego co przez 800 lat nie udało się żadnej armii, dokonał wódz Wizygotów Alaryk, który na czele swej hordy w 410 r. zdobył Rzym i złupił straszliwie. W mieście nie było już cesarza, który rezydował w Rawennie. W tych warunkach wzrastała ranga biskupa Rzymu.
Spotkanie z Atyllą
Było to chyba najbardziej niezwykłe spotkanie w historii papiestwa. Doszło do niego wiosną 452 r. w okolicach Mantui. Na polanę przed murami miasta wjechał skromny orszak towarzyszący papieżowi Leonowi. Czekał na niego, otoczony przyboczną strażą oraz watahą wojowników, Atylla, wódz Hunów, najeźdźców mongolskich, którzy w ciągu kilku lat przeszli z azjatyckich stepów przez Europę, siejąc pożogę, śmierć i zniszczenie. Atylla, jeden z tych, którzy znikąd pojawiają się na firmamencie historii, wywracając dotychczasowy porządek świata, przyjmowany był przez współczesnych jako kara za grzechy, „bicz Boży”. Najpierw najechał Cesarstwo Wschodnie, które podbił i upokorzył, zmuszając do płacenia haraczu. Później setki tysięcy mongolskich jeźdźców ruszyło na Europę.
Zatrzymał ich dopiero w czerwcu 451 r. na Polach Katalunijskich (południe Francji) ostatni wielki rzymski wódz Aecjusz. Rok później Hunowie jednak najechali Italię, kierując się na Rzym. Naprzeciwko najeźdźcom wyruszył tylko papież. O czym Leon rozmawiał z wodzem Hunów, nie wiadomo. Faktem jest, że Atylla zrezygnował z podboju Wiecznego Miasta. Kręcił się jeszcze jakiś czas na południu Italii, a gdy w jego wojskach wybuchła zaraza, wycofał się. Nie była to jedyna misja papieża Leona podjęta dla ratowania miasta. Gdy w 455 r. pod Rzymem stanęły hordy Wandalów, Leon znów wyszedł im na spotkanie i negocjował z ich wodzem Genzerykiem. Miasta nie ocalił, zostało złupione, nakłonił jednak barbarzyńców, aby przynajmniej nie rabowali świątyń i darowali życie tym, którzy tam szukali schronienia.
Sobór w Chalcedonie
Upłynęło ponad 100 lat od czasu, gdy Konstantyn Wielki dopuścił chrześcijaństwo do publicznego kultu, a stało się ono dominującą religią w całym imperium. Najważniejsze dla całego chrześcijaństwa, poza Rzymem, były cztery stolice biskupie, które ze względu na swą rangę nazywane były patriarchatami: Jerozolima dla Bliskiego Wschodu, Antiochia dla Azji Mniejszej, Aleksandria dla Afryki oraz Konstantynopol dla Cesarstwa Wschodniego. Zadaniem papieża Leona było utrzymanie jedności w Kościele, kształtowanym przez różne tradycje i zwyczaje. Dlatego innym biskupom przypominał, że władza udzielona Piotrowi przez Chrystusa została przekazana biskupom Rzymu jako jego następcom.
Słał do biskupów listy, a także swych przedstawicieli – nuncjuszy, dając początek dyplomacji papieskiej. Szczególne emocje w tym czasie rozbudzał spór o naturę Chrystusa. Dla jego rozstrzygnięcia Leon zwołał sobór do miejscowości Chalcedon, niedaleko Konstantynopola, ale po drugiej stronie cieśniny Bosfor. Wzięło w nim udział 365 biskupów z całego świata oraz cesarz Marcjan. Papież wysłał tam swego przedstawiciela, a wcześniej zaproponował definicję dogmatu o jednej osobie i dwóch naturach Chrystusa: „jeden i ten sam Chrystus Pan, Syn Jednorodzony ma być uznawany w dwóch naturach bez pomieszania, bez zamiany, bez podziału i bez rozłączenia”. Zebrani przyjęli definicję z aplauzem i okrzykiem „To Piotr przemówił przez usta Leona”.
Światło w zmierzchu
Pontyfikat Leona na moment rozświetlił mrok tamtej epoki, odsuwając nieubłagany wyrok historii nad imperium i miastem, którego był biskupem. Jego reformy ocaliły Kościół przed rozpadem, a papiestwo uczyniły centralną instytucją na styku dwóch epok – kiedy kończyła się starożytność, a zaczynał świt nowej ery.
Kościół ukształtowany w czasach Leona przeniósł dziedzictwo greckiej i rzymskiej cywilizacji do nowej epoki, wzbogacając jej dorobek pojęciem miłosierdzia wobec bliźniego, któremu trzeba pomagać, gdy jest słabszy, biedny, opuszczony przez świat i ludzi.
Nikt przed Leonem z taką siłą nie reprezentował władzy papieskiej, dlatego był jednym z dwóch tylko papieży, któremu Kościół nadał miano wielkiego. Jako pierwszy papież został pochowany w Bazylice św. Piotra.
Andrzej Grajewski/Gość Niedzielny
***************************
Klucz i tiara
***
Jest ojcem i doktorem Kościoła. Jako jeden z niewielu papieży otrzymał przydomek „wielki”.
Był nie tylko wybitnym teologiem, ale też prawdziwym obrońcą cesarstwa rzymskiego. Pontyfikat Leona I przypadł na bardzo trudny czas dla upadającego imperium. Został papieżem w 440 roku, zmarł w 461. Dwukrotnie siłą perswazji, dzięki swym zdolnościom dyplomatycznym, ocalił Rzym. W 452 r. spotkał się w Mantui z bezwzględnym i okrutnym wodzem Hunów Attylą i zdołał go przekonać do rezygnacji z marszu na Rzym. Trzy lata później Rzym zdobyli Wandale. Św. Leon I Wielki wynegocjował wówczas porozumienie z ich królem Gejzerykiem. Dzięki temu udało się powstrzymać falę przemocy.
Hiszpański malarz Francisco de Herrera przedstawił św. Leona w papieskim majestacie. Jego śmiałe spojrzenie ukazuje człowieka, który nie boi się żadnych wyzwań i wzbudza szacunek. Został on ukazany z najważniejszymi atrybutami papiestwa. Trzyma klucz, który pierwszy papież, św. Piotr, otrzymał od Zbawiciela, zgodnie ze słowami z Ewangelii według św. Mateusza: „I tobie dam klucze do królestwa niebieskiego” (Mt 16,19). Na głowie papieża widzimy tiarę, a w ręce trzyma on pastorał zakończony krzyżem z trzema poprzecznymi ramionami. Oba te przedmioty mają podobną symbolikę.
Tiara to tradycyjne uroczyste nakrycie głowy papieży aż do 1965 roku, kiedy Paweł VI przestał jej używać. Składa się z trzech diademów ułożonych jeden nad drugim. Interpretuje się je najczęściej jako władzę papieża nad niebem, ziemią i czyśćcem lub jako władzę nad trzema częściami świata zamieszkanymi przez potomków synów Noego (Sema, Jafeta i Chama): Europą, Azją i Afryką.
Leszek Śliwa/Gość Niedzielny
********************************
Saint Léon Le Grand, Basilique Saint-Paul-hors-les-Murs
Św. Leonowi Wielkiemu, który w 1754 r. został ogłoszony przez Benedykta XIV doktorem Kościoła, swoją katechezę poświęcił papież Benedykt XVI w 2008 roku:
(…) Jak wskazuje przydomek wcześnie nadany mu przez tradycję, był on naprawdę jednym z największych papieży, którzy przynieśli zaszczyt stolicy rzymskiej, przyczyniając się w znacznym stopniu do umocnienia jej autorytetu i prestiżu. Był pierwszym biskupem Rzymu noszącym imię Leon, które następnie przyjęło dwunastu innych papieży; był również pierwszym papieżem, którego nauki głoszone do ludu gromadzącego się przy nim podczas liturgii przetrwały do naszych czasów (…).
Leon pochodził z Tuscii. Został diakonem Kościoła Rzymu ok. 430 r. i z czasem zdobył w nim znaczącą pozycję. Ze względu na tę istotną rolę w r. 440 Galla Placydia, sprawująca w tym czasie rządy w cesarstwie zachodnim, postanowiła wysłać go do Galii, by zaradzić panującej tam trudnej sytuacji. Jednakże latem tego samego roku umarł papież Sykstus III, którego imię związane jest ze wspaniałymi mozaikami w bazylice Matki Boskiej Większej, i na jego następcę wybrano właśnie Leona. Wiadomość o tym otrzymał, gdy pełnił misję pokojową w Galii. Nowy papież został konsekrowany po powrocie do Rzymu 29 września 440 r. Tak oto rozpoczął się jego pontyfikat, trwający ponad dwadzieścia jeden lat i będący niewątpliwie jednym z najważniejszych w dziejach Kościoła. Po śmierci, która nastąpiła 10 listopada 461 r., papież został pochowany w pobliżu grobu św. Piotra. Jego relikwie spoczywają dzisiaj w jednym z ołtarzy Bazyliki Watykańskiej.
Papież Leon żył w bardzo trudnych czasach: wielokrotne najazdy barbarzyńców, stopniowe słabnięcie władzy cesarskiej na Zachodzie oraz długotrwały kryzys społeczny spowodowały, że Biskup Rzymu zmuszony był pełnić ważną rolę również w sprawach cywilnych i politycznych — stało się to jeszcze bardziej oczywiste półtora wieku później, podczas pontyfikatu Grzegorza Wielkiego. Oczywiście, to przydało wagi i prestiżu stolicy rzymskiej. Słynny jest zwłaszcza jeden epizod z życia Leona. Było to w 452 r. — papież razem z delegacją rzymską spotkał się w Mantui z wodzem Hunów Attylą i przekonał go do rezygnacji z dalszej wojny inwazyjnej, która zniszczyła już północno-wschodnie regiony Italii. W ten sposób ocalił resztę półwyspu. To ważne wydarzenie stało się wkrótce pamiętne i pozostaje wymownym znakiem pokojowych działań tego papieża. Niestety, wynik innej inicjatywy papieskiej, trzy lata później, nie był równie pomyślny. W każdym razie był świadectwem odwagi, która jeszcze dzisiaj nas zdumiewa: na wiosnę 455 r. Leon nie zdołał zapobiec inwazji Wandalów, którzy pod wodzą Genzeryka stanęli u bram bezbronnego Rzymu i plądrowali go przez dwa tygodnie. Jednakże gest papieża, który bezbronny, w otoczeniu swego duchowieństwa, wyszedł naprzeciw najeźdźcy i błagał go, by się zatrzymał, zapobiegł przynajmniej spaleniu Rzymu; papież uzyskał też to, że straszliwa grabież oszczędziła bazyliki św. Piotra, św. Pawła i św. Jana, w których schroniła się część przerażonej ludności.
Znamy dobrze działalność papieża Leona dzięki jego przepięknym kazaniom — zachowało się ich niemal sto, zapisanych wspaniałą i jasną łaciną — oraz dzięki jego listom — ok. stu pięćdziesięciu. W tekstach tych widoczna jest cała wielkość tego papieża, z oddaniem służącego prawdzie w miłości przez wytrwałe głoszenie słowa, w którym jawi się zarazem jako teolog i jako pasterz. Nieustannie troszcząc się o swoich wiernych i o lud rzymski, a także o jedność różnych Kościołów oraz ich potrzeby, Leon Wielki był zwolennikiem i niezmordowanym promotorem prymatu rzymskiego, jako autentyczny spadkobierca apostoła Piotra: byli tego świadomi liczni biskupi, w znacznej części wschodni, zebrani na Soborze Chalcedońskim.
Odbywający się w 451 r. Sobór, w którym uczestniczyło trzystu pięćdziesięciu biskupów, był najważniejszym zgromadzeniem, jakie miało miejsce do tamtego czasu w dziejach Kościoła. Sobór Chalcedoński stanowi bezpieczną metę chrystologii trzech wcześniejszych soborów powszechnych: Soboru Nicejskiego z 325 r., Konstantynopolitańskiego z 381 r. oraz Efeskiego z 431 r. Już w VI w. te cztery sobory, wyrażające syntezę wiary starożytnego Kościoła, przyrównywano w istocie do czterech Ewangelii: mówi o tym Grzegorz Wielki w znanym liście (I, 24), w którym oświadcza, że «przyjmuje i otacza czcią cztery sobory, niczym cztery księgi świętej Ewangelii, ponieważ na nich — wyjaśnia dalej — niczym na solidnym kamieniu wspiera się konstrukcja świętej wiary». Przeciwstawiając się herezji Eutychesa, który negował prawdziwą naturę ludzką Syna Bożego, Sobór Chalcedoński potwierdził istnienie w Jego jedynej Osobie, bez pomieszania i bez rozdzielenia, dwóch natur — ludzkiej i boskiej.
Wiarę w Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, potwierdził papież w ważnym tekście doktrynalnym, przeznaczonym dla biskupa Konstantynopola, tak zwanym Tomus ad Flavianum, który odczytany w Chalcedonie, został przyjęty przez obecnych biskupów przez wymowną aklamację, o czym zachowana jest wiadomość w aktach Soboru: «Piotr przemówił przez usta Leona» — wykrzyknęli jednogłośnie Ojcowie Soborowi. Z tej zwłaszcza wypowiedzi oraz z innych, jakie pojawiły się podczas sporu chrystologicznego w tamtych latach, wynika w sposób oczywisty, że papież szczególnie wyraźnie dostrzegał odpowiedzialność następcy Piotra, którego rola w Kościele jest niepowtarzalna, ponieważ «jednemu tylko apostołowi powierzone zostało to, co wszystkim apostołom jest oznajmione», jak stwierdza Leon w jednym ze swoich kazań na uroczystość świętych Piotra i Pawła (83, 2). Papież potrafił pełnić tę funkcję zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie, interweniując w różnych okolicznościach z roztropnością, stanowczością i przenikliwością przez swoje pisma i za pośrednictwem swoich legatów. W ten sposób ukazywał, że sprawowanie prymatu rzymskiego było potrzebne w tamtych czasach, podobnie jak i dziś, by skutecznie służyć jedności, stanowiącej charakterystyczną cechę jedynego Kościoła Chrystusowego.
Świadomy historycznej chwili, w której żył, oraz dokonującej się transformacji — w okresie głębokiego kryzysu — Rzymu pogańskiego w Rzym chrześcijański, Leon Wielki potrafił być ze swym ludem i wiernymi poprzez swoją działalność pasterską i głoszenie słowa. Pobudzał do działalności charytatywnej w doświadczonym przez głód, różne formy niesprawiedliwości i ubóstwo Rzymie, do którego napływały rzesze uciekinierów. Przeciwstawiał się pogańskim przesądom i działaniu grup manichejczyków. Związał liturgię z codziennym życiem chrześcijan — na przykład przez łączenie praktyki postu z jałmużną, zwłaszcza przy okazji Quattro tempora, które wyznaczają zmianę pór roku. W sposób szczególny Leon Wielki pouczał swoich wiernych — i jeszcze dzisiaj jego słowa mają dla nas wartość — że liturgia chrześcijańska nie jest wspominaniem wydarzeń, które minęły, ale uobecnianiem rzeczywistości niewidzialnych, działających w życiu każdego człowieka. Podkreśla to w jednym ze swoich kazań (64, 1-2) na temat Paschy, którą należy celebrować w każdym okresie roku «nie tyle jako coś należącego do przeszłości, ale raczej jako wydarzenie obecne». Wszystko to wpisane jest w dokładny zamysł — mówi z mocą święty papież; jak bowiem Stwórca tchnieniem życia rozumnego ożywił człowieka ulepionego z błota, podobnie po grzechu pierworodnym posłał swego Syna na świat, by przywrócić człowiekowi utraconą godność i zniszczyć panowanie diabła dzięki nowemu życiu łaski.
To jest tajemnica chrystologiczna, w którą św. Leon Wielki dzięki swojemu listowi skierowanemu do Soboru Chalcedońskiego wniósł rzeczywisty i istotny wkład, potwierdzając po wszystkie czasy — za pośrednictwem tego Soboru — to, co powiedział św. Piotr w Cezarei Filipowej. Za Piotrem i jako Piotr wyznał: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». I dlatego zarazem Bóg i Człowiek, «nieobcy rodzajowi ludzkiemu, ale bez grzechu» (por. Sermo 64). Mocą tej wiary chrystologicznej był wielkim głosicielem pokoju i miłości. W ten sposób wskazuje nam drogę: w wierze uczymy się miłości. Uczmy się więc od św. Leona Wielkiego wierzyć w Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, i realizować na co dzień tę wiarę w działalności na rzecz pokoju oraz w miłości bliźniego.
**************************************************************************************************************
środa, 11 listopada 2020
MODLITEWNE DZIĘKCZYNIENIE ZA OJCZYZNĘ Z OKAZJI 102. ROCZNICY ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI
fot. Tomasz_Mikolajczyk/Pixabay
***
We wszystkie ważniejsze rocznice narodowe modlitwa w intencji Ojczyzny jest naszą potrzebą i obowiązkiem. Najwłaściwszą jej formą jest Msza św. celebrowana w tej intencji. Z tej racji dziś będzie Msza św. transmitowana z kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego o godz. 19.00
***
11 listopada 1918 roku, po wielu latach zaborów, Polska odzyskała niepodległość. Dlatego mamy potrzebę, aby podziękować Panu Bogu za naszą Ojczyznę, za dar wiary i wolności. Przeżywając obecny czas prosimy rownież Bożą Opatrzność o szczególne błogosławieństwo dla naszego kraju i wszystkich Polaków. Sługa Boży, Prymas Tysiąclecia, Stefan kardynał Wyszyński, wołał: „Dla nas po Bogu największa miłość to Polska!” (Kraków, 12 maja 1974), a św. Jan Paweł II dodawał: „Miłość ojczyzny łączy nas i musi łączyć ponad wszelkie różnice” (Rzym, 23 października 1978 roku).
W 102. rocznicę odzyskania wolności, wdzięczni za wymodlone przez pokolenia odrodzenie naszej Ojczyzny, powierzmy sprawy Polski naszej Bożej Matce i Królowej Korony Polskiej. Niech nasze państwo będzie zawsze wspólnym dobrem obywateli, każdego i każdej z nas, niech będzie szczególnym dobrem przyszłych pokoleń. Módlmy się gorliwie, aby wszyscy Polacy wyróżniali się miłością i sprawiedliwością, uczciwością i ofiarnością, szacunkiem dla innych i troską o dobro wspólne, szczególnie o to dobro, jakim jest wolna Ojczyzna.
Modlitwa
Módlmy się: wszechmocny, wieczny Boże, który przez wieki naród polski otaczałeś swą przemożną opieką i ożywiałeś łaską swoją. † Wobec wielkich przemian, trudności i niebezpieczeństw, które przeżywamy, stajemy dziś przed Tobą, świadomi powagi chwili, * i prosimy Cię, Boże, napełnij nas mocą Ducha Twojego. † Obdarz pokojem i jednością, udziel ducha miłości, prawdy, wzajemnego zrozumienia i rozwagi, * abyśmy przezwyciężając wszelkie trudności, zdołali ocalić nasze wspólne dobro, Ojczyznę umiłowaną. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa dziękczynna
Boże wszechmogący, Panie zastępów, padamy do stóp Twoich w dziękczynieniu, że przez wieki otaczałeś nas swą przemożną opieką. Dziękujemy Ci, że ojców naszych wyprowadziłeś z rąk ciemiężców i nieprzyjaciół. Błogosławimy Cię za to, że po latach niewoli obdarzyłeś nas na nowo wolnością i pokojem, dlatego wołamy: Tobie chwała na wieki.
za dar chrześcijańskiej wiary, którym obdarzyłeś Polskę przed tysiącem lat; za Twoje wejście w dzieje naszej Ojczyzny i każdego z nas;
za umiłowanie wolności i za to, że możemy się nią cieszyć;
za wszelkie dobrodziejstwa, które w ciągu wieków wyświadczyłeś naszemu Narodowi;
za wielkie dziedzictwo kulturowe naszego Narodu, z którego wszyscy dzisiaj możemy korzystać;
za piękno polskiego języka;
za ojczystą ziemię, która nas żywi;
za piękny polski krajobraz, za którym tęsknili wygnańcy;
za wielkich Polaków, którymi możemy szczycić się przed światem;
za ofiarę krwi tak wielu synów i córek naszego narodu, przelaną w obronie Ojczyzny;
za wydobycie nas z niewoli krwawych systemów totalitarnych;
za Twoją Matkę, którą czcimy jako Królową naszego Narodu;
za wszystkich polskich świętych i błogosławionych;
za wszelkie dobre myśli, plany i inicjatywy, które zrodziły się na naszej ziemi i zostały urzeczywistnione;
za wszelkie doświadczenia, nawet te najboleśniejsze, jeśli umieliśmy wyciągnąć z nich dla siebie naukę na przyszłość;
za wszystkich, którzy umiłowali swą Ojczyznę, dla niej uczciwie pracowali i sławili jej dobre imię.
Przyjmij, Boże, nasze dziękczynienie * i spraw, abyśmy idąc przez ziemską Ojczyznę doszli do tej, którą nam przygotowałeś w niebie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa przebłagania
Panie Jezu Chryste, Ty wydałeś samego siebie i zostałeś nad ziemię wywyższony na drzewie krzyża, aby przyciągnąć wszystkich do siebie. Jesteś z nami każdego dnia, zwłaszcza na ołtarzach – w swoim Ciele i Krwi, aby nas posilać w drodze do nieba. Zgromadzeni przy Tobie pragniemy zanurzyć się teraz w zdrojach Twojego miłosierdzia i jako naród powtórzyć w poczuciu winy i z głębokim żalem: Przepraszamy Cię, Panie.
Wierni powtarzają po każdym wezwaniu: Przepraszamy Cię, Panie.
za ducha niezgody w naszych rodzinach, parafiach, miastach i władzach;
za zdradzanie naszej Ojczyzny i wypieranie się Ciebie w życiu społecznym;
za usuwanie krzyży z przestrzeni publicznej;
za rozbite rodziny i za grzechy przeciwko życiu;
za naszą obojętność wobec najsłabszych, ubogich, bezdomnych, chorych i starszych;
za grzechy pijaństwa, cudzołóstwa, korupcji, hazardu i narkomanii;
za rozwiązłość seksualną i zgorszenia dane dzieciom i młodzieży;
za wojny, zbrodnie, nienawiść, rozboje i kradzieże;
za wypadki odejścia od Ciebie, za lekceważenie przykazań Bożych i kościelnych, zwłaszcza za opuszczanie niedzielnej Mszy Świętej i unikanie sakramentu pokuty i pojednania.
Panie Jezu Chryste, nasza ojczyzna przeniknięta Twoją miłością i obecnością żebrze Twojego miłosierdzia. † Przyjmij naszą skruchę i otocz nas swoją opieką, * aby z ziemi polskiej po wszystkie czasy rozbrzmiewała cześć i chwała Twoja. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
Modlitwa prośby
Duchu Święty Boże, Ty odnawiasz oblicze naszej ziemi i umacniasz swój lud, doprowadzając go do pełni prawdy i do Chrystusowego Kościoła. Ty wzbudzasz w polskim narodzie liczne grono świętych i męczenników. Ciebie prosimy, abyś nas napełnił swoją mocą.
Duchu Boży, niech nasza Ojczyzna będzie ostoją sprawiedliwości i miłości społecznej;
Duchu Boży, niech nasze chrześcijańskie życie będzie przepełnione żarliwością o sprawy Boże;
Duchu Boży, niech wysiłki naszych ojców w obronie niepodległości Polski będą dokończone trudem naszego codziennego życia;
Duchu Boży, niech ta ziemia wyda licznych i świętych wiernych Twoich;
Duchu Boży, niech Polska rozwija się w płodności, pokoju i dobrobycie, wolna od wszelkich wojen i agresji;
Duchu Boży, niech nigdy nie zabraknie nam szafarzy Twoich łask;
Duchu Boży, niech nasze parafie będą ośrodkiem wzrostu żywych wspólnot Kościoła;
Duchu Boży, niech nasza praca cieszy się Twoim błogosławieństwem;
Duchu Boży, niech wszyscy Polacy poznają Boże miłosierdzie;
Duchu Boży, niech nasza ziemia cieszy się obfitością plonów, wybawiona od głodu i klęsk żywiołowych;
Duchu Boży, niech kierujący naszym państwem sprawują mądre i sprawiedliwe rządy;
Duchu Boży, niech nasza ojczyzna będzie rzeczywistym królestwem Matki Bożej i Jezusa Chrystusa.
O Duchu Święty, spuść swoje siedmiorakie dary i mnogie owoce na cały Naród. † Umocnij naszą wolę i pobłogosław każdy czyn podjęty wspólną pracą, * abyśmy słuchając Twych natchnień w życiu prywatnym i publicznym, żyli świętym prawem Bożym. Który żyjesz w jedności z Bogiem Ojcem i Bogiem Synem na wieki wieków. W.: Amen.
Modlitwa ks. Piotra Skargi
Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła imieniowi Twemu, a syny swe wiodła ku szczęśliwości.
Wszechmogący, wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie.
Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa uwielbienia
Boże w Trójcy jedyny, pełen majestatu i miłosierdzia, Opatrzności nasza, wielbimy Ciebie i dziękujemy za wszystkie znaki Twojej troski o nas i o naszą Ojczyznę – Polskę. Dziękujemy Ci, Boże, że chronisz Polskę i prowadzisz opatrznością Twoją, aby trwała mimo nieprzyjaciół i własnych słabości.Przez Jezusa Chrystusa dałeś nam Maryję jako Matkę i Królową. Dziękujemy Ci, Boże, za to, że przez wieki nie pozwoliłeś nigdy zniszczyć naszej wiary, nadziei i miłości oraz polskości, a po ponad stu latach wyrwałeś nas spod zaborów, wyzwoliłeś od okupantów i wyprowadziłeś ku wolności. Dziękujemy Ci, Boże, za to, że dałeś nam polskich świętych i bohaterów, aby nas umacniali i wskazywali drogę, a w ostatnim półwieczu postawiłeś na naszej polskiej drodze Prymasa Tysiąclecia i papieża Jana Pawła II, aby spełnili zamiary Twojej opatrzności wobec Polski i narodów słowiańskich. Dziękujemy Ci, Boże, za Twoją miłość, za wolność Polski, za każdy dzień, za każde dobro, za naszych najbliższych, za każdego człowieka, za każdy uśmiech, za każdy trud i cierpienie prowadzące do Ciebie, za to, że jesteś. Dziękujemy Ci, Boże. Tobie, Ojcze, Synu i Duchu Święty, Opatrzności nasza, zawierzamy siebie samych i naszą Ojczyznę. Te Deum laudamus.
Prośba o błogosławieństwo
Boże, Ty rządzisz całym światem, przyjmij łaskawie naszą modlitwę, którą zanosimy za naszą Ojczyznę w 102. rocznicę jej odrodzenia. Niech dzięki mądrości rządzących i uczciwości obywateli panują w niej zgoda i sprawiedliwość, abyśmy żyli w pokoju i dobrobycie.
Naród jako szczególna wspólnota ludzi jest wezwany do zwycięstwa: do zwycięstwa mocą wiary, nadziei i miłości; do zwycięstwa mocą prawdy, wolności i sprawiedliwości. Zgromadzeni na modlitwie prosimy Cię o takie zwycięstwo. Wybaw nas od głodu, nędzy i wojny. Obdarz nas chlebem. Boże, nasz Ojcze, polecamy Ci trudne „dziś i jutro” naszego Narodu. Polecamy Ci jego przyszłość i prosimy: błogosław naszej pracy, błogosław naszą wspólnotę, błogosław nasze rodziny, błogosław naszą Ojczyznę.
***
„Tam, gdzie jest Maryja, tam jest prawdziwa wiara”. Są to słowa pochodzące z IV wieku, które mówią wiele o Polsce i jej roli w dzisiejszym laickim świecie.
***********************************************************************
dziś Kościół wspomina świętego Marcina z Tour
***
Ten święty późnej starożytności (316/17-397) należał do najpopularniejszych postaci katolickiej hagiografii. O popularności każdego świętego świadczą m.in. częstotliwość wybierania jego imienia na chrzcie św., ilość dedykowanych mu kościołów, zwyczaje i przysłowia łączące się z jego postacią a także wielość spraw do rozwiązania, w których przywołuje się danego świętego. Obecnie w Polsce jest ok. 200 kościołów poświęconych św. Marcinowi, a w polskiej ludowej tradycji doliczono się 44 przysłów z nim związanych, m.in.: „Jeśli na Marcina sucho to na Gody z pluchą”. Św. Marcin przywoływany jest jako patron hotelarzy, pracowników stołówek, karczmarzy, krawców, żołnierzy piechoty, żebraków i wszelkich poszkodowanych. Do jego opieki uciekali się także chorzy na dyzenterię, właściciele winnic, hodowcy koni i gęsi.
Dzieje życia tego świętego należą także do jednych z najbardziej spektakularnych żywotów. Marcin urodził się na terenie dzisiejszych Węgier jako syn rzymskiego żołnierza. Jak wskazuje jego imię – Martinus – miał być poświęcony Marsowi, bogowi wojny jako żołnierz, co też się stało. Ówczesne zwyczaje zabraniały chrześcijanom podejmowania żołnierskiego zawodu, dlatego też Marcin musiał opuścić wojsko, by przyjąć chrzest, a później – jak tego pragnął – zostać księdzem. Marcin miał ok. 23 lata, gdy w roku 339 przyjął chrzest, stając się żołnierzem Chrystusa. Było to w Amiens.
Młody oficer przechadzał się podczas pełnienia warty, gdy zobaczył zziębniętego żebraka i oddał mu połowę swego żołnierskiego płaszcza. W nocy przyśnił mu się Chrystus odziany w połowę jego żołnierskiej opończy. W wieku 40 lat, dzięki cudownemu ocaleniu przed wojną, dokonanemu za sprawą Marcina, który wyruszył przeciw wrogowi bez broni, lecz z krzyżem, Marcin opuścił wojsko. W 360 r. przyjął święcenia, a w dziesięć lat później zostaje obwołany biskupem Tours, którą to funkcję spełniał 26 lat. Marcin wprowadził nowy sposób realizowania biskupstwa. Często opuszczał swoją rezydencję, by samemu głosić Ewangelię, zakładać kościoły, wizytować wspólnoty chrześcijańskie. Gdy zmarł, w jego pogrzebie uczestniczyły ogromne – jak na tamte czasy – tłumy.
W ikonografii św. Marcin ukazywany jest często z gęsią. To właśnie gęsi przez swoje gęganie miały wskazać miejsce ukrycia się Marcina, który wzbraniał się przed przyjęciem sakry biskupiej. Najbardziej jednak znany wizerunek świętego, to scena z żebrakiem, któremu Marcin oddaje połowę swego płaszcza. Taki wizerunek, a właściwie wizerunki znajdują się w kościele seminaryjnym w Paradyżu. Marcina znajdujemy najpierw w górnej części ołtarza głównego ponad obrazem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Fakt ten wskazuje na patronat, jaki Marcin ma sprawować nad kościołem i wspólnotą. Kiedy z początkiem XIII w. do Gościkowa przybyli z Francji Cystersi, wraz z nimi rozszerzył się kult św. Marcina. Statua tego świętego ozdabia także fronton kościoła, gdzie umieszczona jest bezpośrednio nad drzwiami. Trzeci wizerunek – okazała rzeźba – znajduje się dzisiaj w ogrodzie seminaryjnym przed główną częścią gmachu od strony szosy.
Św. Marcin związany jest z naszymi ziemiami jeszcze jednym wydarzeniem. Zanim do Gościkowa przybyli Cystersi, dwa wieki wcześniej w okolice niedalekiego Międzyrzecza przywędrowali z Włoch Benedyktyni, którzy założyli tam swój erem. Męczeńska śmierć Pięciu Braci – jak zaświadcza św. Brunon z Kwerfurtu – miała miejsce właśnie w wigilię „szczodrobliwego i łaskawego św. Marcina”, a więc w nocy z 10 na 11 listopada 1004 r. Ich święto – jako patronów diecezji – przeżywamy 13 listopada, w dwa dni po św. Marcinie.
ks. Andrzej Draguła/Niedziela zielonogórsko-gorzowska
*********
Dzień Świętego Marcina
Dzień świętego Marcina obchodzony jest 11 listopada. Święty Marcin był pobożnym rycerzem z Kapadocji, znanym z wielu dobrych uczynków.
Święty Marcin żył w IV wieku naszej ery i jego najbardziej znanym wizerunkiem jest postać siedzącego na koniu rycerza wspomagającego klęczącego przed nim żebraka. Jedna z najpopularniejszych legend o świętym Marcinie opowiada o podróży rycerza po skutej mrozem ziemi, na której spotkał żebraka. Widząc go, św. Marcin mieczem odciął połowę swojego płaszcza i razem z sakiewką pieniędzy wręczył ciepłe okrycie biedakowi. Legenda mówi, że ów żebrak po tym geście przemienił się w postać Jezusa Chrystusa, co skłoniło Marcina do przejścia w stan duchowny.
Życie i kult Świętego Marcina
Około 371 roku święty Marcin został wybrany biskupem Tours, chociaż sam nie chciał przybrać tak zaszczytnego tytułu. Legenda głosi, że Marcin ukrył się przed posłańcami w komórce z drobiem, ale gęgające ptaki zdradziły obecność rycerza i posłańcy mogli mu przekazać radosną nowinę. Od tej pory atrybutem świętego stała się gąska świętomarcińska, która często się pojawia na wizerunkach Marcina. W całej Europie Środkowej, Polsce, Anglii i Skandynawii św. Marcin jest patronem koni, bydła, żołnierzy i ubogich, przedstawia się go także jako strażnika zimowych zapasów jedzenia. Święty Marcin został również patronem listopadowego uboju bydła i drobiu, połączonego z suszeniem, wędzeniem i pieczeniem mięsa na zimę.
***
W Polsce święta ku czci Marcina wiązały się przede wszystkim z zabijaniem i pieczeniem gęsi. 11 listopada organizowano wielkie uczty, podczas której zjadano duże ilości gęsiny i pieczywa, a całość popijało się gorzałką, piwem i grzanym winem. Jak nakazywała tradycja świętomarcińska, w dniu poświęconym patronowi gęsi ludzie powinni byli się dzielić jadłem i napitkiem z najbiedniejszymi.Taką postawę doskonale oddaje legenda o rogalach świętomarcińskich.
Święty Marcin opiekował się także w swoim dniu żarłokami i pijakami. Tradycja świętomarcińskich uczt zachowała się w niektórych regionach na Pomorzu, gdzie do tej pory organizuje się wystawne uczty, a z pieczonych gęsi, a dokładniej z ich kości, wróży się pogodę na nadchodzący rok. Dawniej w Polsce dzień świętego Marcina oznaczał także koniec wszelkich robót w polu i od tej pory nie można już było zajmować się rolą. Wierni wierzyli bowiem, że zakłócanie zimowego wypoczynku ziemi może zakończyć się tym, że w przyszłym roku ziemia nie wyda żadnych plonów.
Swoje prace kończyli także rybacy, którzy przed 11 listopada zwijali wszystkie sieci, tak by podczas ich pracy nie zaskoczyły ich pierwsze jesienne przymrozki. W dniu świętego Marcina ludność wiejska po raz ostatni przed zimą wypuszczała swoje bydło na pastwiska. O zmierzchu bydło zaganiano z powrotem do obór, uderzając lekko zwierzęta brzozową albo świerkową gałązką, którą nazywało się marcinką. Wszystkie te obrzędy były surowo przestrzegane przez każdego dobrego gospodarza.
Święta iTradycje.pl
*****************************************
Święty Brykcjusz – biskup, którego posądzono o niemoralność
****
Jest to jedyny kościół w Polsce – Bryksy k. Gościęcina (diecezja opolska) wybudowany w 1661 roku pod wezwaniem św. Brykcjusza.
Najstarsze zapisy wyznaczały wspomnienie św. Brykcjusza (370-444 ), biskupa Tours, na 13 listopada. To dziś mało znany święty, choć uczeń świętego bardzo znanego – Marcina z Tours, którego wspominaliśmy dwa dni temu.
Nie jest pewne, jakie są początki kultu św. Brykcjusza w miejscu zwanym od jego imienia “Bryksy” w parafii Gościęcin. Najczęściej powtarzane są dwa źródła. Jego kult przynieśli tu osadnicy z Flandrii, którzy przybywali na Śląsk w średniowieczu, albo też wyjątkowa cześć dla świętego trafiła tu z Pragi, dokąd relikwie świętego miał przywieźć cesarz Karol IV. W każdym razie już pod koniec XVI w. jest wzmianka o drewnianej kaplicy ku czci św. Brykcjusza i cudownym źródełku na polach między Gościęcinem i Kózkami. W 1661 r. wybudowany został większy kościół drewniany, stojący do dziś. To ulubione miejsce wielu wiernych z okolicy, mające także swój urok krajobrazowy. Naprzeciw kościoła jest pustelnia, obok niej źródełko, dwie kaplice, łąka i stary sad. Wierzący przyjeżdżają tu nie tylko na nabożeństwa (m.in. fatimskie) i liturgię Eucharystii. W zwykły dzień częstym widokiem są ludzie czerpiący wodę ze źródełka św. Brykcjusza.
Historię św. Brykcjusza opisuje w swojej “Historii” Grzegorz z Tours, biskup Tours w VI wieku i pisarz. W rozdziale pierwszym Księgi II, poświęconym biskupstwu Brykcjusza, znajdujemy m.in. wytłumaczenie atrybutu związanego ze świętym, czyli niemowlęcia. Otóż, w 33. roku biskupstwa Brykcjusz został posądzony o to, że jest ojcem dziecka jednej z jego służących. Grzegorz zapisał, że nawet cudowne wydarzenie, jakim było wyznanie 30-dniowego niemowlęcia: “Nie ty jesteś moim ojcem”, nie uspokoiło wzburzonego ludu (który notabene wcześniej wybrał Brykcjusza na swojego biskupa, mimo że ten znany był ze swojej porywczości i publicznie poniżał nawet swojego świętego poprzednika Marcina). Lud uznał, że Brykcjusz użył czarów i wypędził go z miasta. Brykcjusz we łzach stawił się przed papieżem, zdał mu sprawę ze swoich przewinień wobec św. Marcina i oskarżeń, z jakimi sam się spotkał. Przez 7 lat pozostawał w Rzymie, zanim papież wysłał go z powrotem, aby znów objął katedrę w Tours. Tam jednak rezydował aktualnie biskup Armencjusz. Brykcjusz pozostawał więc w wiosce w pobliżu Tours aż do (nieodległej) chwili jego śmierci. Potem powrócił na urząd biskupa i pełnił go, “żyjąc szczęśliwie” jeszcze przez 7 lat, aż do śmierci.
Tak – w skrócie rzecz ujmując – historię Brykcjusza zapisał 1500 lat temu Grzegorz z Tours. Patron gościęcińskiego kościółka jest wzywany jako orędownik sędziów, fałszywie oskarżanych i cierpiących na bóle podbrzusza.
Andrzej Kerner/Gość Niedzielny
**************************************************************************************************************
czwartek, 12 listopada 2020
XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
wspomnienie św. Jozafata Kuncewicza
Św. Jozafat Kuncewicz (1580-1623)
***
Łowca dusz i męczennik
Bronił praw Kościoła, był zwolennikiem idei powrotu wschodniego chrześcijaństwa do jedności z Rzymem, niósł cywilizację zachodnią daleko na wschód nie zważając na pomówienia i groźby. Św. Jozafat Kuncewicz, związany ze wschodnią tradycją liturgiczną, oddał życie za wierność Stolicy Apostolskiej…
W XVI w. Cerkiew prawosławna przechodziła głęboki kryzys. Patriarchat Konstantynopolitański oraz ważniejsze stolice biskupie pozostawały pod panowaniem tureckim. Z drugiej strony car moskiewski, pragnący uczynić swe miasto „trzecim Rzymem”, czyli stolicą prawosławia, bardziej dbał o wykorzystanie Cerkwi do własnych celów politycznych niż o wsparcie jej działalności duszpasterskiej. To wszystko odbiło się także na stanie prawosławia na terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Widoczna była tu ignorancja teologiczna duchowieństwa i niemoralne prowadzenie się popów.
Aby uzdrowić sytuację, hierarchowie zwrócili się o pomoc do papieża. Pod koniec 1595 r. Ojciec Święty Klemens VIII przyjął episkopat i wiernych prawosławnych do jedności z Kościołem katolickim, oczywiście po wcześniejszym odrzuceniu przez ich przedstawicieli schizmatyckich błędów. Zawarta w Rzymie unia została w roku następnym przyjęta przez synod duchowieństwa prawosławnego w Brześciu. W ten sposób powstał Kościół greckokatolicki, zwany potocznie unickim, stanowiący część Kościoła powszechnego, a czczący Boga według wschodniej tradycji liturgicznej.
Ugodzony w serce…
Piętnaście lat wcześniej, w 1580 r., we Włodzimierzu Wołyńskim przyszedł na świat chłopiec, który w dziejach Kościoła unickiego miał odegrać wybitną rolę. Jan Kunczyc – bo takie było pierwsze imię i nazwisko św. Jozafata Kuncewicza – urodził się w rodzinie mieszczańskiej. Według planów rodziców miał w przyszłości zostać kupcem. Dlatego po ukończeniu szkoły cerkiewnej we Włodzimierzu wyjechał do Wilna, gdzie rozpoczął naukę handlu u tamtejszego kupca.
Chłopca jednak, bardziej niż handel, pociągały sprawy duchowe. Kiedyś wyznał, że jako pięciolatek przeżył dziwne zdarzenie. Gdy pewnego razu wpatrywał się w ikonę Ukrzyżowanego, od obrazu oderwała się złota iskra i ugodziła go w serce… Aż zabolało. Odtąd nabożeństwa cerkiewne były mu szczególnie miłe.
W habicie bazyliańskim
Ówczesne Wilno było jednym z ważniejszych centrów prawosławia. Nic dziwnego, że stało się areną sporów między unitami a prawosławnymi niezadowolonymi ze zjednoczenia Cerkwi z Kościołem katolickim. Jan Kunczyc nie miał jednak wątpliwości, że prawdę znajdzie jedynie w Kościele katolickim, którego częścią była jego ukochana Cerkiew unicka.
Żywo interesował się teologią. Wprawdzie nie znając łaciny nie mógł uczęszczać na wykłady akademickie, jednak starał się to nadrobić utrzymywaniem żywych kontaktów z wybitnymi teologami i duszpasterzami katolickimi oraz lekturą dzieł z zakresu duchowości. W 1604 r. zdecydował, że jego miejsce jest w klasztorze i poprosił unickiego metropolitę Kijowa Hipacego Pocieja o habit bazyliański. Dojrzałe powołanie i szeroka wiedza religijna przyszłego świętego spowodowały, że jednego dnia nastąpiły obłóczyny i złożenie profesji zakonnej, a parę miesięcy później otrzymał święcenia diakonatu. Zgodnie z tradycją mniszą przyjął też nowe imię – Jozafat.
„Duszochwat”
Jako bazylianin przyszły święty podjął studia teologiczne, ucząc się, jakbyśmy to dziś powiedzieli, „indywidualnym tokiem”. W tym czasie powstały jego pierwsze dzieła polemiczne. Przykład jaki dawał swoim życiem i słowem, przyciągał do zakonu wielu nowych kandydatów. Nic więc dziwnego, że po otrzymaniu święceń kapłańskich został kierownikiem nowicjatu. Z wielką gorliwością umartwiał ciało: pościł, biczował się, nosił włosiennicę… Wiele godzin spędzał pielęgnując w szpitalu chorych i niedołężnych. Dał się również poznać jako świetny kaznodzieja i spowiednik. Pozyskiwał dla Unii wielu nowych wiernych. Prawosławni przerażeni skalą konwersji dokonujących się za jego sprawą nazwali go „duszochwatem”, czyli łowcą dusz.
Na duszpasterskie sukcesy zwolenników Unii Brzeskiej, jej przeciwnicy odpowiedzieli przemocą. W 1608 r. napadli na wileński klasztor św. Trójcy i używając na przemian próśb, gróźb, a gdy to nie dało rezultatu, także policzkowania, próbowali przeciągnąć Kuncewicza na swoją stronę. Rok później posunęli się dalej, nasyłając na metropolitę Hipacego Pocieja zamachowca. Na szczęście skończyło się „tylko” na utracie przez hierarchę dwóch palców u dłoni, którą się zasłonił przed szablą niedoszłego zabójcy.
Nieustraszony ordynariusz połocki
W 1614 r. Jozafat został archimandrytą, czyli zwierzchnikiem klasztoru św. Trójcy. Z czasem swoją opieką objął kilka innych domów mniszych. Spod jego ręki wyszło całe nowe pokolenie pobożnych zakonników przedkładających służbę Bogu i Kościołowi nad wszystko inne.
Świętość Kuncewicza zdawały się dostrzegać swym instynktem nawet zwierzęta. Istnieje kilka opowieści na ten temat. Przytoczmy tu jedną z nich. Pewna kobieta rozzłoszczona zabiegami św. Jozafata, który chciał ją nawrócić, poszczuła go potężnymi brytanami. Nieoczekiwanie znane ze swej agresywności psy podbiegły do świętego i zaczęły się do niego łasić. Wtedy w kobiecie coś pękło i poprosiła o spowiedź.
Jesienią 1617 r. przyszły święty został biskupem pomocniczym. Miał pomagać staremu, ciężko choremu, arcybiskupowi Gedeonowi Brolnickiemu, zwierzchnikowi diecezji połockiej, witebskiej i mścisławskiej. Opory Kuncewicza pragnącego pozostać zwykłym mnichem przełamał jego zwierzchnik, a zarazem przyjaciel, metropolita kijowski Welamin Rutski, oświadczając mu, że nie ma innych, nadających się do tej funkcji kandydatów.
Jako koadiutor, a po śmierci Brolnickiego ordynariusz połocki wziął się energicznie do pracy duszpasterskiej i administracyjnej. Zaczął wizytować poszczególne parafie. W wielu z nich najstarsi wierni nie pamiętali wizytacji biskupiej. Tam, gdzie znalazł nieporządek, pouczał proboszczów lub mianował gorliwych wikariuszy. Czynił zabiegi, by wszystkie parafie miały uposażenie pozwalające utrzymać niezależność od opiekującej się nią szlachty. Niejednokrotnie osobiście zajmował się odbieraniem majątków kościelnych zawłaszczonych przez świeckich. Nie szczędził również środków na remont cerkwi.
Spisek dyzunitów
Wielkim ciosem w Unię Brzeską, a przy okazji w dzieło metropolity Kuncewicza, była podróż przez ziemie Rzeczypospolitej patriarchy Jerozolimy Teofanesa (jednocześnie agenta sułtana), który dokonał święceń nowych schizmatyckich biskupów. Wywołało to dezorientację wśród wiernych i wzmocniło siły przeciwników Unii (dyzunitów), którzy zyskali naturalnych liderów.
Skutki nie dały na siebie długo czekać. Wzmógł się opór wobec legalnych hierarchów. Coraz częściej dochodziło do napadów na unitów i różnych awantur. Jozafat Kuncewicz „zyskał” na terenie diecezji połockiej konkurenta w postaci prawosławnego abpa Melecego Smotryckiego, który rozpoczął intensywną działalność antyunijną. Wraz ze swoimi zwolennikami starał się zepchnąć Kuncewicza na margines społeczności rusińskiej. Kampania nienawiści wkrótce przyniosła tragiczny owoc – dyzunici zawiązali spisek na życie prawowitego arcybiskupa Połocka.
Męczeńska śmierć
12 listopada 1623 r. zamachowcy wraz z podburzonym tłumem wtargnęli na teren domu arcybiskupiego w Witebsku. Naprzeciw niszczącej wszystko i prześladującej służbę pałacową tłuszczy wyszedł abp Kuncewicz. – Dziatki, dlaczego bijecie czeladkę moją. Nie zabijajcie ich. Jeśli macie coś przeciwko mnie, owóż jestem – powiedział metropolita, składając ręce na piersi.
Zapadła cisza. Gdy wydawało się, że już nikt nie odważy się podnieść ręki na pomazańca Bożego, z bocznych drzwi wypadło dwóch zamachowców. Jeden z nich uderzył męczennika w głowę pałką, a drugi rozpłatał ją toporem. Potem przez pewien czas siepacze pastwili się nad martwym ciałem, włócząc je po ulicach miasta, by w końcu utopić w rzece.
Wyniesiony na ołtarze
Mord wstrząsnął społecznością Rzeczypospolitej. I stał się cud: na katolicyzm obrządku wschodniego zaczęły przechodzić ogromne ilości prawosławnych. Unię przyjęło nawet 20 z 21 osób ukaranych śmiercią za ten mord.
Szczególnie zaskakująca była jedna konwersja – abpa Smotryckiego – ponoszącego moralną odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w Witebsku. Dotychczasowy wróg katolicyzmu zachwiał się w swoich poglądach. By uspokoić sumienie wyjechał na wschód, do Konstantynopola i Ziemi Świętej, czyli tam, gdzie spodziewał się znaleźć lekarstwo na nurtujące go wątpliwości. Zamiast tego zobaczył patriarchę zafascynowanego kalwinizmem i opłakane skutki niewoli tureckiej. W końcu wrócił w granice Rzeczypospolitej, złożył unijne wyznanie wiary i przystąpił do zwalczania… swych dawnych poglądów, wyrażanych wcześniej w licznych pismach i książkach.
Niemal natychmiast po pochowaniu ciała Jozafata Kuncewicza rozpoczęto zbieranie zeznań o jego życiu i cudach z myślą o przyszłej beatyfikacji. Proces zakończono w 1642 r., a papież Urban VIII ogłosił go błogosławionym. Na kanonizację – przez bł. Piusa IX – arcybiskup Połocka czekał do roku 1867. Jego wspomnienie Kościół obchodzi 12 listopada. Św. Jozafat jest jednym z patronów Polski.
Adam Kowalik/Przymierze z Maryją/ 55 listopad/grudzień 2010
**********************************************
św. Jozafat – apostoł jedności i wiary
12 listopada Kościół katolicki obchodzi 380. rocznicę śmierci męczeńskiej św. Jozafata, arcybiskupa połockiego. Jego życie i męczeństwo stało się dla wielu ludzi różnych krajów, kultur i pokoleń świadectwem jedności, powszechności i różnorodności Kościoła.
***
Św. Jozafat urodził się we Włodzimierzu na Wołyniu. Były to czasy, gdy zwierzchnicy Kościoła prawosławnego w Rzeczypospolitej w trosce o dobro dusz i jedność wyznawców Chrystusa podpisali unię z Kościołem rzymskim, tym samym dając początek Kościołowi unickiemu. Według ich myśli, która była zaakceptowana przez papieży, młody Kościół miał zachowywać wierność tradycji chrześcijańskiego Wschodu, uznając jednocześnie zwierzchnictwo Ojca Świętego.
W tym czasie Jan (takie imię św. Jozafat otrzymał na chrzcie) był jeszcze małym chłopcem. Kiedy matka po raz pierwszy poprowadziła go do kościoła, w przedsionku świątyni zobaczył on krzyż z wizerunkiem ukrzyżowanego Zbawiciela. Chłopiec zapytał, kim jest ten człowiek? „To jest Zbawiciel nasz, Jezus Chrystus, który za nasze grzechy poniósł śmierć na krzyżu” – odpowiedziała matka. Wówczas przyszły Święty odczuł, jakby iskra przeszła przez jego ciało. To zdarzenie wywarło wielki wpływ na jego życie duchowe. Od tej pory ukochał on wszystkie nabożeństwa i nie opuścił Mszy św. w ciągu trzydziestu lat.
Jan podrósł i rodzice wysłali do Wilna, stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tam miał on pomagać w zakładzie kupieckim. Jednak chętniej oddawał się czytaniu literatury religijnej, niż prowadzeniu interesów. Uczęszczał również do różnych cerkwi na nabożeństwa i oddawał się modlitwie indywidualnej. Nabożeństwa, a zwłaszcza Liturgia Godzin Kościoła Wschodniego, stały się dla niego szkołą teologii. Nie mogąc długo znieść podziału wewnętrznego pomiędzy pracą w zakładzie a powołaniem do życia zakonnego, wstąpił do klasztoru Trójcy Przenajświętszej.
Klasztor ten przebywał w tym czasie w stanie opłakanym. Było w nim kilku starszych mnichów, ale żaden z nich nie trzymał się Reguły. Nikt nie mógł podjąć się jego kierownictwa duchowego i Jozafat musiał poprzez modlitwę i lekturę duchową sam formować swoje wnętrze. Spotkanie i rozmowy z księżmi jezuitami z Akademii Wileńskiej wywarły wielki wpływ na młodego zakonnika i jego wybór drogi jedności kościelnej.
Często mówi się o św. Jozafacie tylko w związku z jego śmiercią męczeńską, a przecież lata spędzone w klasztorze były przygotowaniem do złożenia ofiary z życia dla Chrystusa i jedności Jego owczarni. Oddawał się ascezie i modlitwie, a najbardziej ulubionym jego dziełem było czytanie i przepisywanie ksiąg religijnych. Lektura żywotów świętych stopniowo przygotowywała go do przyjęcia męczeńskiej śmierci. Czytał chętnie dzieła o Kościele i utwierdzał się w przekonaniu, że musi on zachowywać jedność pod rządami następcy św. Piotra – biskupa Rzymu. Św. Jozafat był głęboko rozmiłowany we własnej tradycji i liturgii. Nie przeszkadzało mu to w przyjęciu całym sercem unii. Poprzez swoją postawę stał się wielkim świadkiem jedności. Udowadniał przeciwnikom unii, że należąc do Kościoła katolickiego, nie trzeba zrzekać się swojej tożsamości.
Wielkie znaczenie miała dla Jozafata i dla unii przyjaźń z Józefem Rutskim, trzecim zwierzchnikiem zjednanego Kościoła. Był on człowiekiem bardzo wykształconym, studiował w Rzymie, gdzie dostał od papieża błogosławieństwo na powrót do kraju i pracę na rzecz jedności. Pociągnięty przykładem młodego zakonnika, Rutski sam wstąpił do klasztoru Trójcy Przenajświętszej i wkrótce został przełożonym. Jozafata mianował swoim następcą. Gdy po śmierci sędziwego metropolity Pocieja, zwierzchnika Kościoła unickiego, jago miejsce zajął Józef Rutski, dwaj przyjaciele poprowadzili reformy, które dały nowego ducha młodemu Kościołowi.
Jozafat zasłużył się nade wszystko jako reformator życia zakonnego. W duchu nauki Ojców Wschodnich – założycieli życia zakonnego, korzystając również z dorobku Kościoła Zachodniego, a szczególnie z uchwał Soboru Trydenckiego, odradzał on najpierw upadający wileński klasztor Trójcy Przenajświętszej. Później kilka innych klasztorów dołączyło się do reformy. Jozafat wszędzie posyłał młodych zakonników, swoich uczniów. Tak powstały klasztory w Supraślu koło Białegostoku, w Byteniu i Żyrowicach koło Słonimia na Białorusi. W tym ostatnim znajduje się cudowny obraz Matki Bożej, koronowany w XVIII stuleciu koronami papieskimi. Sanktuarium w Żyrowicach, gdzie obecnie znajduje się klasztor i seminarium prawosławne, był nazywany „unicką Częstochową”.
Posługę przełożonego klasztoru przyszły męczennik pełnił tylko trzy lata. W 1618 r. Jozafat został powołany na nowy urząd – arcybiskupa w Połocku. Jego diecezja obejmowała prawie całą Białoruś, ale sytuacja religijna w niej wyglądała przerażająco. Katedra była mocno zniszczona, klasztory prawie puste. W wielu parafiach biskupa nigdy nie widziano. Księża znajdowali się pod presją szlachty, która traktowała ich jak swoich chłopów. Msza św. sprawowana była bardzo rzadko, kazań nie głoszono. Na dodatek przeciwnicy unii rozpowszechniali pisma, nazywając nowego Arcybiskupa zdrajcą, który chce się wyrzec własnej tradycji i poprzerabiać kościoły wschodnie na łacińskie.
Święty niechętnie przyjął nowy urząd, w głębi serca pozostając zwykłym zakonnikiem. Jednak gorliwie pełnił posługę biskupią do samej śmierci. Zajął się odrodzeniem Kościoła materialnie i duchowo. Wyremontował katedrę św. Sofii w Połocku, budował kościoły i klasztory. Codziennie sam sprawował Mszę św., i wprowadził taki zwyczaj we wszystkich kościołach Połocka. Wizytował parafie, głosił słowo Boże, bronił duchowieństwa i wiernych od ucisku ze strony możnych. Pomagał biednym do takiego stopnia, że sam zaczął cierpieć niedostatek. Nawet pałac biskupi uczynił schroniskiem dla bezdomnych, sam zajmując najmniejszą izbę. Ale, co było najbardziej istotne, trzymał się we wszystkim tradycji Kościoła Wschodniego, udowadniając swoim przeciwnikom, że jedność Kościoła jest drogą do jego odrodzenia. Jozafat nie ukrywał swojej przyjaźni z duchowieństwem łacińskim, a szczególnie z profesorami kolegium jezuickiego.
Jednak przeciwnicy jedności nie zaprzestali swoich starań o zniesienie unii. Nie mogąc prawdą zwalczyć Arcybiskupa, starali się oni odizolować go od ludu. A kiedy i to nie udało się, posunęli się do podstępu, kłamstwa i buntu. Sprawcą moralnym tego przestępstwa był Meleci Smotrycki, wyświęcony przez przeciwników unii na arcybiskupa Połocka. Co prawda nie pełnił on tego urzędu, rezydując w Wilnie, bo większość świątyń była w rękach Jozafata i jego zwolenników, jednak poprzez kłamstwo, że jakoby Jozafat ma wprowadzać obrządek łaciński, udało mu się wzburzyć mieszkańców Witebska, drugiego co do znaczenia miasta w diecezji.
To, co zdarzyło się 12 listopada 1623 r. nie było dla abp. Jozafata zaskoczeniem. Był on świadom wrogości i niebezpieczeństwa. Ale również świadom był i swoich obowiązków pasterskich, które pełnił do ostatniej chwili. W dniu swojego męczeństwa, po odprawieniu jutrzni, Arcybiskup wrócił do swojego pałacu, ale tam już zebrał się tłum. Buntownicy wyłamali bramę pałacu i zaczęli bić czeladź Arcybiskupa. Jozafat wyszedł do tłumu, prosząc o litość dla swoich ludzi. Tłum zamarł w oczekiwaniu. Wtedy nieznane osoby uderzyły Świętego, zadając śmiertelny cios. Potem wszyscy bili martwe już ciało, drwiąc z jego godności pasterskiej.
Szczątki Świętego wrzucili do rzeki, przywiązawszy mu do szyi kamienie. Za kilka dni, gdy przyszło otrzeźwienie po okropnej masakrze, zaczęto go szukać. Odnalezione ciało, pomimo kilkudniowego przebywania w wodzie, zachowało się nienaruszone. Buntownicze miasto spotkała surowa kara. Lecz większą karą dla mieszkańców była szerząca się świadomość, że zabili oni Świętego.
Krew św. Jozafata stała się nasieniem wiary. Otaczał on swoją opieką modlitewną Kościół unicki, który rozwijał się aż do gwałtownego skasowania go w wieku XIX. Sam Jozafat został ogłoszony błogosławionym w 20 lat po śmierci, a świętym w 1867 r., kiedy szerzyły się prześladowania unii na Podlasiu.
Męczeński los spotkał nie tylko samego Świętego. Nawet jego ciało po śmierci doznało prześladowań. Taką nienawiść żywili do Apostoła Jedności ci, którzy pragnęli wykorzystać rozłam kościelny dla swoich celów politycznych.
W czasie wojny Rzeczpospolitej z Rosją 1653 r. relikwie św. Jozafata były przechowywane w różnych miejscach Rusi, Litwy i Polski. Potem w roku 1705 car Piotr I szukał ciała Świętego, aby je spalić. Nie znalazł go i urządził masakrę jego zakonników w katedrze św. Sofii w Połocku. Relikwie trafiły do Białej Podlaskiej pod opiekę Radziwiłów. Tam szerzył się kult Świętego. Przychodzili do niego liczni pielgrzymi i doznawali wielkich łask. Po skasowaniu unii kult nie zanikł, ale wręcz przeciwnie, szerzył się wśród prześladowanych unitów podlaskich.
Żaden kapłan, nawet wśród tych, którzy porzucili unię, nie chciał podnieść ręki na relikwie św. Jozafata. Dlatego carski gubernator kazał żandarmom schować trumnę w piwnicach kościelnych i zasypać ziemią. Tam ciało leżało do roku 1916, zanim znowu je odnaleziono. Z Białej Podlaskiej Święty przewędrował do Wiednia, a stąd do Rzymu i teraz spoczywa w Bazylice św. Piotra pod ołtarzem św. Bazylego Wielkiego.
alumn Andrzej Krot/Niedziela podlaska 48/2003
*********************************************************
św. Jozafata Kuncewicza związki z Supraślem
Supraski klasztor bazylianów przez wieki gościł wiele znakomitych postaci. Jedną z nich był św. Jozafat Kuncewicz, patron pojednania Kościołów Zachodu oraz Wschodu – pierwszy święty katolicki pochodzący ze środowiska unickiego. Jego obecność w Supraślu nie ograniczała się jednak tylko do wizyt składanych zakonnikom.
Młodość i powołanie
Przyszły święty urodził się około 1580 lub 1584 roku we Włodzimierzu na Wołyniu jako Jan Kuncycz lub Kuncewicz. Ukończył szkołę parafialną w rodzinnym mieście, a następnie rodzice wysłali go do Wilna, gdzie miał przygotowywać się do zawodu kupca. Tam zainteresował się życiem klasztornym, uczęszczał na liczne nabożeństwa do miejscowych cerkwi, czytał literaturę religijną. Wtedy zetknął się także z nauczaniem wileńskich jezuitów, co zapewne wywarło duży wpływ na jego dalsze życie. W 1604 roku wstąpił do bazyliańskiego zakonu Trójcy Świętej i przyjął imię zakonne Jozafat. Wkrótce po święceniach kapłańskich mianowano go mistrzem nowicjatu bazyliańskiego. W 1613 roku Jozafat został archimandrytą, czyli przełożonym unickiego kościoła Świętej Trójcy w Wilnie i igumenem, to znaczy przełożonym tamtejszego monasteru. Jako unicki biskup połocki Jozafat prowadził bardzo gorliwą pracę duszpasterską.
św. Jozafat Kuncewicz na ikonie
W duchu unii
Przywiązanie do tradycji kościoła wschodniego nie przeszkadzało mu w poparciu unii brzeskiej. Unia brzeska podpisana została w 1596 roku w Brześciu Litewskim i była połączeniem Cerkwi prawosławnej z Kościołem katolickim. W jej myśl część wyznawców oraz duchownych prawosławnych uznała zwierzchnictwo papieża i katolicie dogmaty, pozostająć jednak przy liturgi bizantyńskiej.
W czasie, gdy św. Jozafat pełnił posługę kapłańską, tereny na których przebywał były areną sporów pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami wspomnianej unii. Sam Jozafat zajmował się nawet pisaniem traktatów broniących unii. W swojej pracy misyjnej na rzecz unii nawoływał do pokojowych rozwiązań i łagodzenia konfliktów na tle religijnym.
Brama prowadząca na teren klasztoru bazylianów w Wilnie
Męczeństwo
Gorliwa aktywność biskupa Jozafata budziła niepokój i niezadowolenie przeciwników unii. Oskarżano go o siłowe przejmowanie prawosławnych cerkwi i nakłanianie wiernych do przyjmowania unii. Do zaostrzenia sytuacji doszło w 1621 roku, kiedy to po powrocie z sejmu z Warszawy Jozafat zastał w Połocku bunt prawosławnych dyzunitów. Poważniejsze zamieszki wybuchły w 1623 roku w Witebsku, gdzie Jozafat składał wizytę. Zbuntowany tłum wtargnął do mieszkania biskupa. Jozafat Kuncewicz został napadnięty i zamordowany, zaś jego ciało wrzucono do rzeki Dźwiny.
Józef Simmler, Męczeństwo św. Jozafata Kuncewicza
Zawikłane losy relikwii
Kult męczennika zaczął rozwijać się bezpośrednio po jego śmierci zarówno w Kościele unickim, jak i katolickim. Już po dwudziestu latach od śmierci męczennik został beatyfikowany, a następnie, w 1867 roku kanonizowany przez papieża Pusa IX. Jest patronem diecezji siedleckiej i drohiczyńskiej, zakonu bazylianów, Rusi, Litwy i Wilna.
Jego szczątki były przechowywane w różnych miejscowościach Litwy, Korony i Rusi: między innymi w bazyliańskim klasztorze w Żyrowicach, w Połocku oraz w dobrach Radziwiłłów w Białej Podlaskiej, gdzie powstało sanktuarium świętego, które stało się głównym ośrodkiem jego kultu. W czasach rozbiorów władze carskie zlikwidowały sanktuarium, a relikwie męczennika zniesiono do podziemia klasztornego, gdzie zasypano je piaskiem i śmieciami, a wejście zamurowano. W 1916 roku trumnę świętego odnaleziono i przewieziono do Wiednia, a stamtąd do bazyliki świętego Piotra w Rzymie.
Supraski epizod
Kult błogosławionego Jozafata był rozpowszechniany przez klasztory bazyliańskie. Szczątki Jozafata Kuncewicza do roku 1667 przebywały u bazylianów w Supraślu. Zakonnicy wznieśli nawet w miejscowej cerkwi ołtarz boczny poświęcony temu świętemu.
To jednak nie jedyne związki Jozafata Kuncewicza z Supraślem. Jeszcze jako archimandryta klasztoru św. Trójcy w Wilnie prowadził intensywne prace nad reformą zakonu. Do Supraśla wysyłał wielu młodych mnichów, złożył tu także kilka wizyt. Proponowano mu nawet zostanie archimandrytą supraskiego klasztoru, jednak odmówił.
Relikwie św. Jozafata w Bazylice św. Piotra w Rzymie (źródło: www.sluzebnice.pl)
Odkrycie po latach
W 2016 roku w kościele pw. Św. Trójcy w Supraślu doszło do zaskakującego odkrycia. Miejscowy proboszcz, ksiądz Andrzej Chutkowski w trakcie przygotowań do remontu zabytkowego bocznego ołtarza znalazł relikwiarz ze szczątkami kilku męczenników, w tym Jozafata Kuncewicza. Napis umieszczony na portatylu, czyli tablicowym ołtarzyku, głosi, iż umieszczono w nim relikwie sześciu świętych – św. Kazimierza, św. bp. Stanisława, świętych Justyna, Innocentego, Teofila oraz św. Jozafata Kuncewicza. Artefakt ten został poświęcony w Wilnie w 1861 roku przez Jego Ekscelencję Adama Stanisława Krasińskiego, biskupa wileńskiego. Do supraskiej świątyni ofiarowany został 3 lata później.
Kult męczennika przygasł w czasach zaborów. Obecnie grupy zaangażowanych wiernych starają się przywrócić pamięć o Jozafacie Kuncewiczu.
ze strony: Szepty Kultury.pl
**************************************************************************************************************
piątek, 13 listopada 2020
XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
dziś wspomnienie świętych pierwszych polskich męczenników – święci Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak, Krystyn, męczennicy (+1003)
***
Benedykt (ur. 970) pochodził z Benewentu. Był benedyktynem. Potem pustelnikiem. Po pewnym czasie przyłączył się do św. Romualda. Jan (ur. 940) pochodził z rodziny patrycjuszów weneckich. Z dożą Piotrem I Orseolo potajemnie opuścił Wenecję, udając się do opactwa benedyktyńskiego w Cusan koło Perpignan. Była to jedna z sensacji średniowiecza. Tam pędzili życie pustelnicze. Po pewnym czasie opuścili opactwo.
Jan udał się do św. Romualda, tam zaprzyjaźnił się z Benedyktem. Obaj przez pewien czas byli eremitami. Zapewne na prośbę Brunona z Kwerfurtu zdecydowali się na wyjazd do Polski. Po przybyciu na dwór Bolesława Chrobrego i założeniu pustelni na terenie, który im podarował (osiedlili się na terenie dzisiejszego Wojciechowa pod Międzyrzeczem), dołączyli do nich Polacy możnego rodu: rodzeni bracia Mateusz i Izaak – nowicjusze, oraz Krystyn – klasztorny sługa.
W nocy z 10 na 11 listopada 1003 roku zostali napadnięci przez zbójców i wymordowani. „Żywot pięciu braci męczenników” napisał wkrótce potem Bruno z Kwerfurtu (1006). Są to pierwsi męczennicy polscy wyniesieni na ołtarze. W poczet świętych wpisał ich Jan XVIII. Patronują diecezji gorzowskiej. W archidiecezji poznańskiej i włocławskiej ich pamiątkę obchodzi się jako święto.
*************************************************
Homilia św. Jana Pawła II wygłoszona 2 czerwca 1997 roku podczas Liturgii Słowa przed kościołem Pierwszych Męczenników Polskich w Gorzowie Wielkopolskim
fot. twitter.com/EpiskopatNews
Źródło na portalu Opoka:http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/gorzow_02061997.html
1. «Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?» To pytanie stawia św. Paweł w Liście do Rzymian (8, 35). Dzisiaj zaś powtarzamy je w liturgii, podczas nawiedzenia Kościoła w Gorzowie Wielkopolskim. W duchu tej Chrystusowej miłości pozdrawiam serdecznie cały Lud Boży diecezji. Pozdrawiam biskupa Adama, który jest w tym Kościele pasterzem, oraz biskupów pomocniczych diecezji gorzowskiej; pozdrawiam duchowieństwo, pozdrawiam pielgrzymów przybyłych z sąsiednich diecezji, a także z zagranicy. Raduję się, że mogę dzisiaj wspólnie z wami modlić się, sprawując tę Liturgię Słowa. Bożej Opatrzności dziękuję za to spotkanie. Dziękuję kardynałom, arcybiskupom i biskupom, którzy w naszym spotkaniu uczestniczą.
Wspólnota wasza ma za swych patronów męczenników, którzy — obok św. Wojciecha — są najstarszymi świadkami Chrystusa na ziemi polskiej. Tradycja Kościoła zachowała pamięć tych eremitów: Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, którzy żyli tutaj, w waszych stronach, za czasów Bolesława Chrobrego. Podobnie jak śmierć męczeńską św. Wojciecha, tak również i ich męczeństwo opisał w swojej kronice św. Bruno z Kwerfurtu — biskup misjonarz, który w czasach Bolesława Chrobrego prowadził dzieło ewangelizacji na ziemiach Polski zachodniej i północnej. Nazywa się tych męczenników Braćmi Polskimi, chociaż byli wśród nich także cudzoziemcy. Dwóch z nich przybyło do Polski z Italii, ażeby tutaj zaszczepiać życie mnisze według reguły św. Benedykta. Ich śmierć męczeńska, obok śmierci św. Wojciecha, stoi niejako na progu milenium chrześcijaństwa na naszych ziemiach.
2. Męczennicy są szczególnymi świadkami Boga Najwyższego, Ojca, Syna i Ducha Świętego. Tekst odczytany przed chwilą z Listu do Rzymian przypomina nam tę trynitarną tajemnicę, z której bierze początek odkupienie świata. Oto bowiem Bóg, jak pisze Apostoł, «własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał», i dalej pyta: «jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?» (8, 32). Oto Jezus Chrystus, który poniósł za nas śmierć, Chrystus, który zmartwychwstał dnia trzeciego, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami. I od tej właśnie miłości Chrystusa nic nie potrafi nas odłączyć (por. Rz 8, 34-35). Jesteśmy z nią zjednoczeni przez wiarę. Ta zaś wiara w odkupieńczą moc śmierci i zmartwychwstania Chrystusa jest źródłem zwycięstwa. Pisze Apostoł: «we wszystkim (…) odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował» (Rz 8, 37). Jego miłość odkupieńcza jednoczy nas z Bogiem. Ona jest źródłem naszego usprawiedliwienia. Z niej czerpiemy pewność zwycięstwa, którą głosi Apostoł.
Taką pewność posiadali pierwsi męczennicy na ziemiach polskich. Posiadali ją męczennicy Kościoła wszystkich czasów. Kiedy podziwiamy ich świadectwo ukazujące, jak «miłość jest mocniejsza od śmierci» (por. Pnp 8, 6), czyż w sercu każdego z nas nie rodzi się jednocześnie pytanie: czy mnie starczyłoby wiary, nadziei i miłości, aby złożyć tak heroiczne świadectwo? Odpowiedź zdaje się przynosić modlitwa liturgiczna, którą przed chwilą odmówiliśmy: «Boże, Ty uświęciłeś początki wiary w narodzie polskim krwią świętych męczenników Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna; wspomóż swoją łaską naszą słabość, abyśmy naśladując męczenników, którzy nie wahali się umrzeć za Ciebie, odważnie wyznawali Cię naszym życiem». To Bóg jest Tym, który wspomaga naszą słabość swoją łaską. On mocą swojego Ducha umacnia nas, abyśmy byli zdolni do odważnego składania świadectwa wiary.
3. «We wszystkim — pisze Apostoł — (…) odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował» (Rz 8, 37). Bracia i siostry, w naszych czasach, gdy nie potrzeba już świadectwa krwi, tym bardziej czytelne musi być świadectwo codziennego życia. O Bogu winno się świadczyć słowem i czynem, wszędzie, w każdym środowisku: w rodzinie, w zakładach pracy, w urzędach, w szkołach, biurach. W miejscach, gdzie człowiek się trudzi i gdzie odpoczywa. Winniśmy wyznawać Boga przez gorliwe uczestniczenie w życiu Kościoła; przez troskę o słabych i cierpiących, a także poprzez podejmowanie odpowiedzialności za sprawy publiczne, w duchu troski o przyszłość narodu budowaną na prawdzie Ewangelii. Taka postawa wymaga dojrzałej wiary, osobistego zaangażowania. Winna wyrażać się w konkretnych czynach. Za taką postawę trzeba nieraz płacić ogromnym poświęceniem. Czyż i w naszych czasach, w naszym życiu nie doświadczyliśmy różnego rodzaju upokorzeń, starając się dochować wierności Chrystusowi i w ten sposób zachować chrześcijańską godność? Każdy chrześcijanin jest powołany, by zawsze i wszędzie tam, gdzie go Opatrzność postawi, przyznawać się do Chrystusa przed ludźmi (por. Mt 10, 32).
Jakże nie wspomnieć tutaj świadectwa wierności tradycji i Kościołowi, jakie dawaliście w czasach bardzo trudnych! Wielu z was nosi w swym sercu bolesne doświadczenia drugiej wojny światowej. Po zakończeniu wojny na tych ziemiach zaczynaliście niejako nowe życie, przychodząc z różnych stron Polski, a nawet spoza jej granic. Odcięci od korzeni pochodzenia, zachowaliście jednak korzenie wiary. W trudnym okresie przemian byliście blisko Kościoła, który starał się odpowiadać na potrzeby duchowe i materialne, jak matka troszcząc się o swoje dzieci. Wyrażam wdzięczność duchowieństwu i siostrom zakonnym, którzy nie wahali się opuszczać rodzinnych diecezji i tu podejmowali ofiarną służbę. Pomagaliście wszyscy budować wspólny dom, nie tylko ten materialny, ale przede wszystkim duchowy, w ludzkich sercach. Byliście dla tych ludzi oparciem w chwilach trudnych, niosąc im światło wiary i wskazując na Chrystusa jako jedyne źródło nadziei. Nie mogę tu wszystkich wymienić, ale pragnę wspomnieć przynajmniej z wielką wdzięcznością śp. biskupa Wilhelma Plutę. On budował niejako fundamenty Kościoła gorzowskiego w czasach bardzo trudnych dla naszego kraju. Długie lata zarządzał tym Kościołem najpierw jako administrator, a później jako pierwszy jego biskup. On tu jest dzisiaj na pewno z nami. Biskupie Wilhelmie, dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła na tych ziemiach. Za twój trud, odwagę i mądrość, za twoją wielką pobożność. Dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła w naszej Ojczyźnie.
Wielki wkład w rozwój życia religijnego na tych ziemiach wniosło wasze seminarium duchowne, z którego murów wyszły zastępy kapłanów tak bardzo tutaj oczekiwanych i potrzebnych. Dziękujemy Opatrzności Bożej za to, że tak prężnie rozwija się Kościół w waszej diecezji. Ziemia ta u zarania została zroszona krwią świętych Braci Polskich, męczenników, którzy jak pochodnie gorejące dzisiaj prowadzą wasz Kościół ku nowym czasom. Nowe czasy, zbliżające się trzecie tysiąclecie, wymagać będą waszego świadectwa. Staną przed wami nowe zadania. Miejcie odwagę je podejmować.
Zadania, jakie Pan Bóg stawia przed nami, są na miarę każdego z nas. Nie przekraczają naszych możliwości. Bóg przychodzi na pomoc w chwilach naszej słabości. On jeden zna ją naprawdę. Zna ją lepiej niż my sami, a przecież nas nie odtrąca. Przeciwnie, w swej miłosiernej miłości pochyla się nad człowiekiem, by go umacniać. To umocnienie człowiek otrzymuje przez żywy kontakt z Bogiem. Wypada na ten wymiar naszego życia zwrócić szczególną uwagę. Wśród zwykłych ludzkich zajęć nie możemy zatracać łączności z Chrystusem. Potrzebne są nam szczególne momenty przeznaczone wyłącznie na modlitwę. Modlitwa jest niezbędna w życiu osobistym i w apostolacie. Nie może być autentycznego świadectwa chrześcijańskiego bez modlitwy. Ona jest źródłem natchnienia, energii, odwagi w obliczu trudności i przeszkód, jest źródłem wytrwałości i mocy podejmowania inicjatywy.
Życie modlitwy wyrasta z uczestniczenia w liturgii Kościoła. Aby mogło się ono rozwijać, potrzeba udziału we Mszy św., potrzeba korzystać z sakramentu pojednania. W ten sposób całe nasze życie zostaje przeniknięte Chrystusem: Nim samym, Jego łaską. Przecież On powiedział: «Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim» (J 6, 56). Eucharystia jest pokarmem duchowym, z którego czerpiemy wewnętrzną moc do dawania świadectwa i dzięki któremu możemy przynosić obfity owoc. Dlatego tak ważne jest uczestnictwo we Mszy św., przede wszystkim niedzielnej. Ani troski rodzinne, ani inne sprawy nie powinny pozostawać poza sferą życia duchowego. Wszelka ludzka działalność nabiera w Chrystusie głębszego znaczenia, stając się prawdziwym świadectwem. Wyrosła z ducha modlitwy, jest w konsekwencji otwarta na Boga nieskończonego i wiecznego. Pragnie temu Bogu służyć i z Niego czerpać siłę i światło do chrześcijańskiego postępowania. «W Nim (bowiem) żyjemy, poruszamy się i jesteśmy» (Dz 17, 28). Dzięki wierze rozpoznajemy urzeczywistnianie się Bożego planu miłości w naszym życiu, odkrywamy stałą troskę Ojca, który jest w niebie.
Bracia i siostry, przykład takiego życia dali nam Bracia Polscy Męczennicy. To właśnie oni w zaciszu swoich eremów poświęcali wiele czasu na modlitwę i w ten sposób przygotowywali się do tego wielkiego zadania, jakie Bóg w swoich niezbadanych wyrokach im przygotował: przygotowali się do tego, aby dać o Nim największe świadectwo, ofiarować życie za Ewangelię. Bracia Polscy poprzez swoją daninę krwi, którą złożyli Panu u początków naszej historii, chcieli powiedzieć wszystkim, którzy po nich będą, że aby dawać świadectwo o Chrystusie, trzeba się do tego przygotować. Rodzi się ono bowiem, dojrzewa i uszlachetnia w atmosferze modlitwy, owej głębokiej i tajemniczej rozmowy z Bogiem. Na klęczkach! Nie można ukazywać Chrystusa innym, jeżeli wcześniej się Go nie spotka we własnym życiu. Tylko wówczas świadectwo to będzie miało prawdziwą wartość. Stanie się zaczynem dla ludzkości, solą ziemi i światłem rozjaśniającym mroki naszym braciom kroczącym po ścieżkach tego świata.
«Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?» Tak woła dzisiaj św. Paweł. Niech to wołanie przeniknie do głębi serca i umysły! Bądźcie czujni, aby was nic od tej miłości nie odłączyło. Żadne fałszywe hasła, błędne ideologie ani pokusa pójścia na kompromis z tym, co nie jest z Boga, czy też szukanie własnych korzyści. Odrzućcie wszystko, co tę jedność niszczy i osłabia. Bądźcie wierni Bożym przykazaniom i zobowiązaniom chrzcielnym.
4. «Nie lękajcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą» (por. Mt 10, 28). Te słowa Chrystusa z Ewangelii św. Mateusza Kościół odnosi do męczenników, a w naszym kontekście do św. Wojciecha oraz świętych Braci Polskich. Męczeństwo jest szczytowym wyrazem męstwa człowieka współpracującego z łaską, która uzdalnia go do heroicznego świadectwa. W męczeństwie Kościół widzi «wspaniały znak» swojej świętości. Znak cenny dla Kościoła i dla świata, «ponieważ pomaga uniknąć najgroźniejszego niebezpieczeństwa, jakie może dotknąć człowieka: niebezpieczeństwa zatarcia granicy między dobrem a złem, co uniemożliwia budowę i zachowanie porządku moralnego jednostek i społeczności. To właśnie męczennicy, a wraz z nimi wszyscy święci Kościoła, dzięki wymownemu i porywającemu przykładowi życia, budują zmysł moralny. Poprzez swoje świadectwo dobru stają się wyrzutem dla tych wszystkich, którzy łamią prawo» (por. Veritatis splendor, 93). Patrząc na przykład męczenników, nie bójcie się dawać świadectwa. Nie lękajcie się świętości. Starajcie się odważnie dążyć do pełnej miary człowieczeństwa. Wymagajcie od siebie, choćby inni nawet od was nie wymagali!
Człowiek odczuwa naturalny lęk nie tylko przed cierpieniem i śmiercią, ale także przed odmienną opinią bliźnich, zwłaszcza gdy ta opinia posiada potężne środki wyrazu, które łatwo mogą się stać środkami nacisku. Dlatego człowiek często woli się przystosować do otoczenia, do panującej mody, niż podjąć ryzyko świadectwa wierności Chrystusowej Ewangelii. Męczennicy przypominają, że godność ludzkiej osoby nie ma ceny, że «godności tej nie wolno nigdy zbrukać ani działać wbrew niej, nawet w dobrej intencji i niezależnie od trudności» (Veritatis splendor, 92). «Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?» (Mk 8, 36). Dlatego jeszcze raz powtarzam za Chrystusem: «Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą» (Mt 10, 28). Czyż godność sumienia nie jest ważniejsza od jakichkolwiek korzyści zewnętrznych? Bracia Polscy Męczennicy, których dzisiaj wspominamy, św. Wojciech, św. Stanisław, św. Andrzej Bobola, św. Maksymilian Maria Kolbe, męczennicy wszystkich czasów, wszyscy oni świadczą o prymacie sumienia i o jego niezniszczalnej godności, o prymacie ducha nad ciałem, o prymacie wieczności nad doczesnością. To, co tutaj się stało na początku tysiąclecia chrześcijaństwa, za czasów Bolesława Chrobrego, znajdowało wielokrotnie odzew w dziejach — choćby i w historii naszego stulecia. Iluż było w tym stuleciu mężczyzn i kobiet, ludzi, którzy heroicznie wyznawali Chrystusa przed ludźmi! Wierzymy, że śmierć, jaką ponieśli za wierność sumieniu, za wierność Chrystusowi, znajdzie odpowiedź w sercach wierzących, że ich świadectwo umocni słabych i małodusznych, że będzie posiewem nowej żywotności Kościoła na tej piastowskiej ziemi. Chrystus zapewnia nas, że przyzna się przed Ojcem niebieskim do wszystkich, którzy nie wahają się wyznać Go przed ludźmi (por. Mt 10, 32-33), nawet za cenę największych ofiar. Chrystus przestrzega także przed zaparciem się wiary i rezygnacją z dawania o Nim świadectwa wobec innych.
«Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? (…) Jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani jakiekolwiek stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym» (por. Rz 8, 35. 38-39).
Cały Kościół czerpie dziś łaski dzięki pośrednictwu męczenników. I cały Kościół raduje się ich odważnym wyznaniem wiary. Jest ono również umocnieniem w naszej słabości. Jest dla nas znakiem nadziei.
Moi drodzy, kiedy tu patrzę na to wielkie zgromadzenie Ludu Bożego diecezji gorzowskiej, przypominają mi się czasy dawniejsze, ale nie tak znowu bardzo dawne. Przypomina mi się tysiąclecie chrztu, któreśmy tutaj wspólnie obchodzili w roku 1966. I wtedy właśnie my wszyscy, biskupi polscy, nauczyliśmy się naszej Ojczyzny. Nauczyliśmy się po kolei wszystkich polskich diecezji. Wszędzie razem śpiewaliśmy Te Deum laudamus — «Ciebie, Boże, wysławiamy». Ja pragnę dzisiaj tutaj podziękować za ten szczególny dar, jakim było milenium polskie dla mnie. W dniu 16 października 1978 roku, w święto św. Jadwigi Śląskiej, podczas konklawe, po wyborze, kardynał prymas, Kardynał Tysiąclecia powiedział do mnie: «Masz teraz wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie». I dlatego, moi drodzy, przyjechałem do Polski. Przyjechałem do Wrocławia na światowy Kongres Eucharystyczny. Przyjechałem do Gniezna — dopiero tam się wybieram — na milenium św. Wojciecha. Przyjechałem, ażeby tu na tych szlakach milenijnych wyprosić sobie łaskę, łaskę tego zadania, które chyba Opatrzność Boża postawiła przede mną w słowach wielkiego Prymasa Tysiąclecia. Ale, moi drodzy, lat mi przybywa. Więc macie błagać na klęczkach Pana Boga, ażebym temu zadaniu sprostał.
polska wersja tekstu: Copyright © by L’Osservatore Romano
*****************************************************
MSZA ŚWIĘTA – godz. 19.00
przed Mszą św. piątkowa godzinna adoracja
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
***********************************************************************************************************************
sobota, 14 listopada 2020
XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY
wspomnienie świętego Mikołaja Taveliča, męczennika
Św. Mikołaj Tavelič – według „Martyrologium rzymskiego” pochodził z dalmatyńskiego Sibenika. Był franciszkaninem.
Pracował jako duszpasterz w Bośni. Wysłany do Ziemi Świętej działał tam przez dłuższy czas. Zginął wraz z trzema towarzyszami ścięty mieczem w 1391 roku. Męczenników kanonizował Paweł VI (1970).
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
Według Martyrologium rzymskiego Mikołaj pochodził z dalmatyńskiego Szybernika. Urodził się w 1340 r. na terenie obecnej Chorwacji. Był franciszkaninem. Pracował przez 12 lat jako duszpasterz w Bośni. W 1384 r. zgłosił się do pracy w Kustodii Ziemi Świętej. Przez dłuższy czas opiekował się – wraz z innymi zakonnikami – miejscami kultu i pielgrzymami. Zginął wraz z trzema towarzyszami: Francuzami Deodatem z Rodez i Piotrem z Narbonne oraz Włochem Stefanem z Cuneo, kiedy postanowili tak jak św. Franciszek głosić Ewangelię Jezusa sułtanowi. Przygotowali wystąpienie na piśmie po łacinie oraz po arabsku i 11 listopada 1391 r. udali się do meczetu Omara. Było to w dniu, w którym mahometanie uroczyście obchodzili Kurban Bayram (Święto Ofiarowania – jedno z najważniejszych świąt w świecie islamu). Nie zostali wpuszczeni, ale zaprowadzono ich do kalifa. Tam zaczęli czytać swój tekst, w którym napisali wprost, że należy odrzucić naukę Mahometa. Słuchający ich tłum muzułmanów zapałał wielkim gniewem. Zażądano wycofania tych stwierdzeń, a potem nalegano, żeby misjonarze wyrzekli się wiary. Kiedy franciszkanie odmówili, zostali brutalnie pobici. Wrzucono ich zakutych w dyby do lochu, gdzie – pozbawieni nawet wody – spędzili trzy dni. 14 listopada 1391 r. zostali zawleczeni na sąd, który odbył się w pobliżu istniejącej do dziś Bramy Dawida w Jerozolimie. Ponownie odmówili zaparcia się Chrystusa. Wtedy zostali zasieczeni mieczami, ich ciała rozerwano na strzępy i spalono, a prochy rozsypano. Ich męczeństwo opisał wiernie Gerard Calveti, ówczesny gwardian jerozolimskiego konwentu Najświętszego Zbawiciela (San Salvatore). Kult męczenników był żywy niemal od razu po ich śmierci, zwłaszcza w zakonie franciszkańskim. Beatyfikacji Mikołaja Tavelića dokonał w 1889 r. papież Leon XIII. Wszystkich czterech męczenników kanonizował papież Paweł VI 21 czerwca 1970 r. w Rzymie. Są jedynymi kanonizowanymi franciszkańskimi misjonarzami pracującymi na terenie Ziemi Świętej. Mikołaj Tavelić jest pierwszym świętym pochodzącym z Chorwacji. ILG – Czytelnia.pl |
15 listopada 2020
XXXIII NIEDZIELA ZWYKŁA * ROK A
MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA
o godzinie 14.00
przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15
LITURGIA SŁOWA
Pierwsze Czytanie
Prz 31, 10-13. 19-20. 30-31 (Niewiasta, która boi się Pana)
Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły.
Serce małżonka jej ufa, na zyskach mu nie zbywa; nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia. O len się stara i wełnę, pracuje starannie rękami.
Wyciąga ręce po kądziel, jej palce chwytają wrzeciono. Otwiera dłoń ubogiemu, do nędzarza wyciąga swe ręce.
Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co boi się Pana. Z owocu jej rąk jej dajcie, niech w bramie chwalą jej czyny.
Oto Słowo Boże
Psalm
Ps 128, 1-2. 3. 4-5
Błogosławiony, kto się boi Pana
Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana
i chodzi Jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich,
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.
Błogosławiony, kto się boi Pana
Małżonka twoja jak płodny szczep winny
w zaciszu twojego domu.
Synowie twoi jak oliwne gałązki
dokoła twego stołu.
Błogosławiony, kto się boi Pana
Tak będzie błogosławiony człowiek,
który się boi Pana.
Niech cię z Syjonu Pan pobłogosławi
i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem
przez wszystkie dni twego życia.
Błogosławiony, kto się boi Pana
Drugie Czytanie
1 Tes 5, 1-6 (Dzień Pański nadejdzie niespodziewanie)
Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy.
Kiedy bowiem będą mówić: „Pokój i bezpieczeństwo”, tak niespodziana przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą. Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteście synami nocy ani ciemności.
Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi.
Oto Słowo Boże
Alleluja, alleluja, alleluja
Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę.
Kto trwa we Mnie, przynosi owoc obfity.
Alleluja, alleluja, alleluja
Ewangelia
Mt 25, 14-30 (Przypowieść o talentach)
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
„Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana.
Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi.
Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: »Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem«. Rzekł mu pan: »Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana«.
Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: »Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem«. Rzekł mu pan: »Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię; wejdź do radości twego pana«.
Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: »Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność«.
Odrzekł mu pan jego: »Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz w ciemności; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów«”.
Oto słowo Pańskie
**************************************************************************************************************
komentarz do Bożego Słowa
***
Dziś jest już przedostatnia niedziela Liturgicznego Roku. Pan Jezus tym razem ilustruje zbliżające się Królestwo Boże przypowieścią o talentach. Słowo „talent”, wymienione aż dziesięciokrotnie, kojarzy się najczęściej z wybitnymi uzdolnieniami, szczególnie w dziedzinie artystycznej albo naukowej. Tymczasem w czasach starożytnej Grecji talent był jednostką wagi, mianowicie bryłą złota ważącą 34 kilogramy. I to była bardzo dobra lokata kapitału, dzięki której można było inwestować. Pewnie dlatego talent stał się symbolem ludzkich zdolności.
Często rodzice tak mówią, że inwestują w swoje własne dzieci. Ale niestety, bywa i tak, że ta inwestycja zostaje zmarnowana, bo młody człowiek nie miał ochoty na żaden wysiłek. Wmówił sobie i innym, że on nie ma żadnego talentu.
Zapytano bardzo sławnego skrzypka ile trzeba ćwiczyć, aby dojść do tak wspaniałej, mistrzowskiej gry. Wirtuoz odpowiedział, że dwanaście godzin dziennie. Słysząc pod swoim adresem słowa: Pan to ma „złote ręce” – od razu z komentował: Nie zawsze. Na początku były jak „z żelaza”.
Talent, który człowiek otrzymuje jest taką iskrą Bożą. Trzeba tę iskrę w ciągłym trudzie krzesać aż wybuchnie z niej prawdziwy ogień. Bez samozaparcia nie można iść w dobrym kierunku, choć nieraz ludzie różnie próbują.
Do menadżera wielkiej symfonicznej orkiestry zgłosił się jego szkolny przyjaciel z prośbą, aby zechciał go zaangażować.
- Nie wiedziałem, że potrafisz grać na jakimś instrumencie – zdziwił się menadżer.
- To prawda – powiedział kandydat – nie umiem grać na żadnym instrumencie, ale zauważyłem, że masz w orkiestrze takiego człowieka, który – podczas gdy inni grają – nic innego nie robi, tylko wymachuje kijkiem; myślę, że to bym też potrafił.
Dzisiejsze Słowo Boże jest pełne pochwały dla ludzi, co się nie lękają krzątania i ciągłego trudu. Pierwsze Czytanie z Księgi Przysłów opisuje taką dzielną kobietę, którą przyrównuje do drogocennej perły. Przez cały dzień nieustannie zajęta, a wstaje, gdy jeszcze jest noc. Ubogiemu zaś, jak mówi Pismo, „otwiera dłoń i do nędzarza wyciąga swe ręce”. Dlatego jej lampa nigdy nie gaśnie. I bardzo dużo jest takich kobiet. Jak wielu może to powiedzieć o swoich matkach, babciach, żonach…
Każdy otrzymuje, tak jak w dzisiejszej przypowieści, talenty. I otrzymuje je z ręki samego Boga. Dlatego nie człowiek jest ich właścicielem, choć bardzo często w życiu bywa tak, że to właśnie ten obdarowany przywłaszcza je sobie i te powierzone mu dary – owszem – rozwija, ale niestety używa je nieraz zupełnie w przeciwnym kierunku – w tym niedobrym, złym. Ileż tych darów ludzkiej inteligencji zostało użytych przeciwko Bogu, który je dał! Poszły zupełnie na służbę kłamstwa zasiewając zamęt u bardzo wielu!
Pozostaje jeszcze jedna bardzo niepokojąca sytuacja. Człowiek może nosić w sobie pretensję do Pana Boga, że jest niesprawiedliwy, bo zabiera człowiekowi jedyny talent i daje temu, który ma już ich dziesięć.
Czy i mnie nie ima się taka pokusa? Przecież ten trzeci z przypowieści – no, może nie był zaradny – ale przecież nie był oszustem. Otrzymany talent zabezpieczył, przechował i w końcu oddał bez żadnego uszczerbku. Dlaczego więc spotkał go taki tragiczny finał?
I tu mogę odnaleźć wielką łaskę, o ile będzie we mnie ten trud, ten wysiłek ciągłego wychodzenia. Bo można ugrząźć przy tych niekończących albo wciąż powiększających się gorzkich zwątpieniach, przy których zazwyczaj bardzo dobrze czuje się zazdrość, stając się nieodłączną towarzyszką w takich sytuacjach.
Błogosławiony jest ten człowieczy trud, bo oto dane mu jest doświadczyć jak jego serce powoli otwiera się przed Tym, który Jest.
Wołam więc: „Pan mój i Bóg mój” i wołam jeszcze głośniej kiedy czuję się kompletnym beztalenciem, któremu nic nie wychodzi i nic się nie udaje – podobny do mitologicznego Syzyfa pchającego pod górę ogromny ciężar.
Ale w tym wołaniu jest już początek mojego ocalenia. Wołam więc, jak ten ewangeliczny Bartymeusz, syn Tymeusza, który nie zrażał się kiedy go uciszano, by siedział cicho ze swoim kalectwem.
Panie, proszę Cię, daj mi tę łaskę przejrzenia, abym mógł zobaczyć ten mój najprawdziwszy talent jakim jest moje życie – z Tobą.
ks. Marian SAC
**********************************
DZIŚ WSPOMINAMY ŚWIĘTEGO ALBERTA WIELKIEGO, Doktora Kościoła
Albert urodził się prawdopodobnie między 1193 a 1200 r. w Lauingen w Niemczech. Jego ojciec był rycerzem i pełnił obowiązki naczelnika miasteczka. Dzięki swemu pochodzeniu Albert mógł studiować w Padwie i w Bolonii. W Padwie w 1221 r. spotkał bł. Jordana z Saksonii i z jego rąk otrzymał habit dominikański. Skierowany do konwentu dominikanów w Kolonii, tu zapewne złożył profesję zakonną, ukończył studia teologiczne i otrzymał święcenia kapłańskie. W latach 1234-1242 był lektorem w klasztorach: Hildesheim, Fryburgu, w Ratyzbonie i w Strasburgu. Potem udał się do Paryża, gdzie kończył i uzupełniał swoje studia wyższe. Tam też został profesorem – jako pierwszy Niemiec (1245). Wykładał tam do 1248 r. W 1248 r. zorganizował w Kolonii dominikańskie studium generalne, gdzie wykładał do 1260 r., z przerwą w latach 1254-1257. Prawdopodobnie w Kolonii spotkał św. Tomasza z Akwinu, dla którego stał się nauczycielem i mistrzem. Albert jako pierwszy rozpoznał w młodym Tomaszu przyszłego wielkiego uczonego. Tradycja dominikańska przypisuje mu proroczą wypowiedź o Akwinacie: “Nazywamy go niemym wołem, ale on jeszcze przez swoją naukę tak zaryczy, że usłyszy go cały świat”. W roku 1254 kapituła prowincjalna wybrała Alberta prowincjałem około 40 klasztorów niemieckich. Jako prowincjał Albert uczestniczył w kapitułach generalnych zakonu: w Mediolanie (1255) i w Paryżu (1256), gdzie zetknął się ze św. Ludwikiem IX, królem Francji, od którego otrzymał cząstkę relikwii Krzyża świętego. W roku 1255 udał się do Anagni, gdzie wobec papieża Aleksandra IV bronił Zakonu, przeciwko któremu Uniwersytet Paryski, a za nim inne uczelnie, wytoczyły walkę, której rzeczywistą przyczyną była konkurencja kleru diecezjalnego z zakonnym. Zdumiony wiedzą Alberta papież zaprosił go z wykładami do Anagni, Rzymu i Viterbo. W roku 1257 Święty zdał urząd prowincjała i powrócił do wykładania w Kolonii. W roku 1260 mianowany został przez papieża Aleksandra IV biskupem Ratyzbony. Zadziwił wszystkich jako doskonały administrator rozległej diecezji; wydawało się bowiem, że uczony tej miary nie nadaje się do pracy duszpasterskiej. Albert uzdrowił finanse i gospodarkę majątków kościelnych, zreorganizował parafie, ożywił ducha gorliwości wśród swoich kapłanów. W dwa lata później, po śmierci Aleksandra IV, uzyskał od Urbana IV zgodę na rezygnację z funkcji rządcy diecezji, uznając się niegodnym tego urzędu. W latach następnych spełniał niektóre poruczenia papieskie – zwłaszcza mediacyjne. Urban IV mianował go kaznodzieją papieskim na rzecz krucjaty. Powierzył mu także zbiórkę środków na jej zorganizowanie w Niemczech i w Czechach. Do pomocy przydał mu słynnego kaznodzieję, franciszkanina, Bertolda z Ratyzbony. Papież zlecał mu też misje specjalne, np. dla rozsądzenia i załagodzenia sporu pomiędzy metropolitą kolońskim a miastem Kolonią. Kazał mu również dopilnować, by wybory biskupa Brandenburga odbyły się w sposób kanoniczny. W roku 1264 zmarł Urban IV. Korzystając z okazji, Albert poprosił następcę, Klemensa IV, o zwolnienie z obowiązków. Wrócił do Kolonii i Strasburga, gdzie powstał nowy, silny dominikański ośrodek naukowy. Po 6 latach papież znowu wysłał go dla załagodzenia antagonizmów w Meklemburgii. W 1277 r. generał zakonu, bł. Jan z Vercelli, powierzył mu misję, by bronił Zakonu i św. Tomasza z Akwinu. Znów bowiem podniosły się głosy, że należy usunąć z uniwersytetów franciszkanów i dominikanów, bo stanowili zbyt silną konkurencję dla kleru świeckiego. Papież następnie polecił Albertowi ponownie zająć się sporem, jaki się odnowił pomiędzy metropolitą Kolonii, Engelbertem Falkenbergiem, a miastem. Odebrał także przysięgę w imieniu papieża od nowego cesarza, Rudolfa. Wreszcie instalował nowego opata w Fuldzie. Wziął także udział w soborze powszechnym w Lyonie w roku 1274. Te wszystkie misje publiczne świadczą o tym, jak bardzo Albert był ceniony, jak wielki miał autorytet i dar jednania ludzi. Św. Albert był jednym z największych umysłów chrześcijańskiego średniowiecza. Przedmiotem jego naukowych zainteresowań były niemal wszystkie dziedziny ówczesnej wiedzy. Nie było dziedziny, której by nie znał, o której by nie pisał, począwszy od wzniosłych prawd teologii i filozofii, poprzez nauki przyrodnicze. Słusznie papież Pius XI nadał mu tytuł doktora uniwersalnego, a potomność od dawna nazywała go Wielkim. Można powiedzieć, że nie byłoby św. Tomasza, gdyby mu nie utorował drogi – na tym właśnie polu – św. Albert. On pierwszy usiłował stworzyć syntezę wszystkich nauk. Sam napisał: “Intencją naszą jest, by wszystkie części (fizykę, matematykę, metafizykę) połączyć w jedną całość, dla łacinników zrozumiałą”. Albert znał wszystkich dostępnych wówczas pisarzy: żydowskich, greckich, rzymskich, jak też teologów kościelnych. Jego dzieła wydano aż w 40 tomach. Jednocześnie posiadał umiejętność łączenia wiedzy z dobrocią, dlatego był nazywany “doktorem powszechnym” i “sumą dobroci”. Zmarł 15 listopada 1280 r. w Kolonii. Wbrew przyjętemu w Zakonie zwyczajowi pochowano go w chórze kościoła zakonnego i wystawiono mu duży pomnik. W roku 1383 za zezwoleniem papieża Sykstusa IV przełożony generalny dokonał podziału relikwii św. Alberta: ramię podarowano konwentowi dominikańskiemu w Bolonii, a relikwie mniejsze rozesłano po innych kościołach Zakonu. Dom rodzinny w Lauingen zamieniono na kaplicę. Papież Innocenty VIII zezwolił dominikanom Kolonii i Ratyzbony na odmawianie oficjum o błogosławionym, co w roku 1670 papież Klemens X rozszerzył na cały Zakon i na szereg diecezji we Francji i w Niemczech. Beatyfikował go Grzegorz XV w 1438 r. W 1459 r. został zaliczony przez Piusa II do grona doktorów Kościoła. Kanonizował go Pius XI 6 grudnia 1931 r. Jego następca, Pius XII, ogłosił go w 1942 r. patronem studiujących nauki przyrodnicze. Albert jest ponadto patronem górników. W ikonografii św. Albert przedstawiany jest w habicie dominikańskim, czasami w mitrze lub jako profesor. Jego atrybutami są: księga, krzyż, lilia jako symbol wiernej duszy, mitra, ptasie pióro. ILG – Czytelnia.pl |
**************************************************************************************************************
poniedziałek, 16 listopada 2020
XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Uroczystość Matki Bożej Ostrobramskiej
Pisali o niej wieszczowie, kultem i czcią otaczali święci. Królowa Korony Polskiej, Ta, co w Wilnie w „Ostrej świeci bramie”, Matka Miłosierdzia. Jej święto wypada w kalendarzu liturgicznym 16 listopada.
Św. Maksymilian Kolbe ułożył taką do Niej modlitwę:
Matko Boska Ostrobramska,
nie masz na swym ręku Dzieciątka Jezus,
to weź mnie na swoje ręce
i przenieś szczęśliwie przez całe życie.
„A nad moim łóżkiem wisiały dwa obrazy: Matki Bożej Częstochowskiej i Ostrobramskiej. I chociaż w onym czasie do modlitwy skłonny nie byłem, zawsze cierpiąc na kolana, zwłaszcza w czasie wieczornego Różańca, jaki był zwyczajem naszego domu, to jednak po obudzeniu się długo przyglądałem się tej Czarnej Pani i tej Białej”… Zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego jedna jest czarna a druga – biała. To są najbardziej odległe wspomnienia z mojej przeszłości” – zapisał sługa Boży kard. Stefan Wyszyński.
O pochodzeniu obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej krążą różne historie. Przez niektórych uznawany był za bardzo starą, bizantyjską ikonę, którą w 1363 r. na Litwę miał sprowadzić wielki książę Olgierd. Legenda stała się nawet w XIX w. pretekstem dla Rosjan do prób odebrania katolikom cudownego obrazu. Na szczęście w obawie przed zamieszkami odstąpili od tego zamiaru. Autor ikony nie jest znany. Może nim być krakowski artysta Łukasz, który podobny wizerunek namalował w 1624 r. dla kościoła Bożego Ciała w Krakowie. Prawdopodobnie inspiracją jego dzieł by obraz flamandzkiego malarza Martina de Vosa, namalowany ok. 1580 w dwóch wersjach graficznych, różniących się układem rąk.
Według legendy, Matka Boska ma rysy Barbary Radziwiłłówny. Królowa nie mogła mieć dziecka i aby nie ranić jej uczuć nie przedstawiono Maryi wraz Dzieciątkiem. Gest złożonych na piersi rąk staje się wymownym znakiem Zwiastowania. Zdaje się mówić: „Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”.
Obraz o wymiarach 200 na 160 cm został namalowany na ośmiu deskach dębowych. Farbę nałożono na cienką warstwę gruntu kredowego, co jest typowe dla północnoeuropejskiej tradycji malarskiej. Specjaliści twierdzą, że charakter wykonania wskazuje, iż powstał on w Wilnie.
„Obraz zawiera w sobie wiele znaczeń. W wizerunku Maryi można zobaczyć Dziewicę, słuchającą zwiastowania anielskiego, także Matkę Miłosierdzia, tulącą do serca grzeszników. Wykute w metalu słońce, gwiazdy i półksiężyc są atrybutami Niepokalanie Poczętej, oznaczającymi bezmiar łask Bożych. Wzbogacony symboliką wykutych elementów obraz przypomina typ wyobrażeń Maryi nazywany z łaciny „Tota pulchra” („Cała piękna” z Pieśni nad Pieśniami 4,7). Najświętsza Dziewica Maryja jest tu przedstawiona jako początek nowego stworzenia, usprawiedliwionego jedynie dzięki łasce oraz jako najwyższy ideał chrześcijański. Z motywem Niepokalanie Poczętej wiążą się postacie Jej rodziców – św. Joachima i św. Anny”.
Początkowo wizerunek Najświętszej Maryi Panny wisiał w Wilnie w niewielkiej niszy po wewnętrznej stronie Ostrej Bramy, zaś po zewnętrznej stronie znajdował się obraz Zbawiciela. Oba malowidła były własnością miasta. Obraz nie znajdował się w kaplicy, nie był również w żaden szczególny sposób ozdobiony, by podkreślić jego rangę.
Około 1671 r. wizerunek Matki Miłosiernej został zasłonięty srebrną, pozłoconą sukienką. Srebrzysty półksiężyc z wygrawerowanym napisem: „Dzięki Tobie składam Matko Boska za wysłuchanie próśb moich i proszę Cię, Matko Miłosierdzia, zachowaj mnie w łasce”, znajdującym się w dolnej części obrazu, jest wotum z 1849 r. Głowę Matki Bożej zdobią dwie korony (nałożona jedna na drugą). Są one ze złoconego srebra. Jedna barokowa dla Królowej Niebios, druga rokokowa dla Królowej Polski. Pierwsza pochodzi z końca XVII w., w XIX w. ozdobiona została klejnotami ofiarowanymi jako wota. Druga korona, z połowy XVIII w., podtrzymywana jest przez dwa aniołki i udekorowana sztucznymi kamieniami.
2 lipca 1927 r. odbyła się uroczysta koronacja słynącego cudami wizerunku Matki Bożej Ostrobramskiej. Dokonał jej arcybiskup metropolita warszawski kard. Aleksander Kakowski w obecności prezydenta Ignacego Mościckiego, prymasa Augusta Hlonda, marszałka Józefa Piłsudskiego, ministrów, biskupów i wiernych. Do koronacji użyto nowych, sporządzonych ze złota, koron. Niestety, zaginęły one w czasie II wojny światowej.
Czuły uśmiech Królowej Aniołów pozostał od wieków te sam… I trwa Jej „niech mi się stanie”…
Módl się za nami. Nie jesteśmy godni
jednej przeczystej Twoich oczu łzy,
tłum zabłąkanych i smutnych przechodni
na świecie szarym.
Bo niezliczone, Pani, nasze winy,
jak ziarnka piasku na dnie sinych mórz
i jako gwiazdy niebieskiej głębiny
a my się modlić nie umiemy już.
Zapominamy w powszechnym zamęcie,
że Ty u Bramy naszej trzymasz straż,
na wszystkie bóle masz ciszy zaklęcie
i wszystkie nędze po imieniu znasz.
Uciszaj, Matko, wichury u swary,
szatańską pychę hardych myśli skrusz,
błogosławieństwem oddalaj pożary
od naszych domów i od naszych dusz.
A serca nasze, w jedno zestrzelone,
ku Tobie wzbite w złoty ognia słup,
tę rozmodloną naszych serc koronę,
złożoną kornie u Twych Świętych stóp
przyjm miłościwie, Królowo Aniołów
jak uzbierany Twój na ziemi plon,
i zanieś, Jasna, ten serdeczny połów
przed Twego Syna szafirowy tron.
Mariola Wiertek/Franciszkanie.pl
*****************************************************
Matka Boża Miłosierdzia bez pozłacanej szaty
Pielgrzymi odwiedzający Kaplicę Ostrobramską do 18 lutego mogli oglądać obraz Matki Bożej Miłosierdzia bez srebrnej, pozłacanej osłony, tzw. sukienki, która zwykle go osłania. Dzięki temu odwiedzający kaplicę mieli niepowtarzalną okazję do spojrzenia na całość otaczanego czcią wizerunku. Według informacji umieszczonej pod obrazem, sukienka miała zostać odnowiona i powrócić już 18 lutego. Ostatnio w ten sposób obraz był odsłonięty prawe 30 lat temu.
Matka Boża – wilnianka
Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej ma wymiary 200x162x2cm i namalowany został na ośmiu deskach dębowych. Farbę nałożono na cienką warstwę gruntu kredowego, co jest typowe dla północnoeuropejskiej tradycji malarskiej. Charakter wykonania obrazu wskazuje jednak, że nie został on zamówiony za granicą, ale powstał w Wilnie.
Początkowo wizerunek Najświętszej Maryi Panny nie miał pozłacanej sukienki. Prawdopodobnie zaczęto go pokrywać srebrnymi pozłacanymi blachami po 1670 r. Sukienka Maryi składa się z trzech części wykonanych w różnych okresach. Pierwszą stanowią trzy płyty z lat 1670-1690, kryjące głowę i ramiona Matki Bożej. Drugą, datowaną na lata 1695-1700, stanowi pięć płyt zakrywających gors. Różni się ona od pierwszej wyższym tłoczeniem i surowszym, ostrzejszym obrazowaniem kwiatów i liści. Nie później niż na początku lat trzydziestych XVIII w. dół obrazu pokryto kolejnymi blachami. W czasie badań przeprowadzonych w 1993 r. stwierdzono, że tylko pierwszą i trzecią część okrycia blaszanego wykonano specjalnie dla tego dzieła, część środkowa została tylko do niego przystosowana.
Na blachach wykute zostały motywy z kwiatów, wśród których znawcy rozpoznali co najmniej dziesięć gatunków roślin. Ich obfitość w otoczeniu Matki Boskiej nie jest przypadkowa, ponieważ mamy do czynienia z wizerunkiem Maryi jako hortus conclusus – „ogrodu zamkniętego”, wspomnianego w biblijnej Pieśni nad Pieśniami.
Wizerunek naznaczony historią
Pomimo wielkiej troski, jaką otaczany jest obraz Matki Miłosierdzia, można na nim dostrzec ślady jego długiej historii.
Najbardziej widocznym jej znakiem jest dziura po kuli, która znajduje się poniżej rąk Maryi. Według przekazu, ma być to znak po kuli szwedzkiego żołnierza, który przestrzelił ikonę. Przeszła ona nie tylko przez metalową szatę, ale i dębową deskę. Z okresem szwedzkim wiąże się niejedna legenda dotycząca tego, jak Maryja sama, w cudowny sposób, miała bronić kaplicy, karząc najeźdźców.
Do uszkodzenia kaplicy jak i obrazu doszło w czasie insurekcji kościuszkowskiej w 1794 r., gdy przy Ostrej Bramie miało miejsce starcie oddziału wojsk rosyjskich szturmującego powstańcze Wilno z obrońcami miasta (powstańcami Jasińskiego). Uszkodzenia naprawiono jednak już w tym samym roku, a w 1796 r. przeprowadzono bardziej gruntowny remont kaplicy.
Gdy w 1799 r. władze carskie rozpoczęły burzenie miejskich murów i bram, to jednak Ostrą Bramę pozostawiono nietkniętą. W tym czasie wzniesiono nowe schody do kaplicy, prawdopodobnie wg projektu P. Rossi’ego.
W okresie zaborów kult Matki Boskiej Ostrobramskiej poza Wilnem oraz poza Litwą znacznie spopularyzował Adam Mickiewicz dzięki Inwokacji do „Pana Tadeusza”. Maryja stała się w ten sposób pocieszycielką strapionych i nadzieją na odzyskanie wolności podczas zaborów i powstań narodowych. W kaplicy Ostrobramskiej oraz na ulicy pod nią miały miejsce patriotyczne manifestacje, szczególnie w czasach powstania styczniowego (1863-64). Kult Matki Boskiej Ostrobramskiej stał się wówczas częścią polskiego ruchu niepodległościowego, wymierzonego przeciw rosyjskiemu zaborcy.
Nic więc dziwnego, że władze carskie próbowały odebrać obraz katolikom, pod pretekstem, że jest on bizantyjską ikoną prawosławną, którą w 1363 r. na Litwę miał sprowadzić wielki książę Olgierd.
Matka Boża Ostrobramska pozostała jednak na swoim miejscu, towarzysząc wilnianom tak w czasie pierwszej jak i drugiej wojny światowej. Obraz nie został ukryty ani usunięty nawet w okresie sowieckim, niosąc przesłanie nadziei w trudnych czasach.
Kaplica zyska odnowiony wygląd
Renowacja sukienki jest tylko fragmentem wielkich prac, jakie obecnie przeprowadzane są w kaplicy. Od listopada 2019 r. trwa renowacja całej Kaplicy Ostrobramskiej. Po jej zakończeniu cudowny obraz Matki Bożej Miłosierdzia będzie umieszczony za specjalnym szkłem ochronnym, które będzie go chroniło przed aktami wandalizmu. Szkło będzie antyrefleksyjne, chroniące przed promieniowaniem UV, i antystatyczne – łatwe do czyszczenia, nieprzyciągające kurzu, odporne na zarysowania, bezbarwne.
Podczas renowacji zostanie odtworzona część byłej zakrystii w kaplicy (czwarta arkada). Wewnątrz tej murowanej arkady zostanie zainstalowana winda dla osób niepełnosprawnych. Dostać się do niej będzie można przez obecne wejście z ul. Ostrobramskiej, od strony wewnętrznej. Wewnątrz kaplicy zostanie dokonana rekonstrukcja pozostałej części podłogi z czarnego marmuru. W czasie remontu zostaną odnowione parapety, fragmenty drewnianych okiennic, dębowa powierzchnia lakierowana, metalowe okiennice zostaną oczyszczone i przygotowane do malowania. Zostaną także odświeżone ramy okien, które będą pokryte powłoką antykorozyjną, a następnie pomalowane. Potłuczone szkło będzie wymienione, uszczelnienie zaś ulepszone. Mechanizmy zamykania i otwierania okien zostaną naprawione.
Po pracach konserwacyjnych ani kolor fasady, ani wnętrza kaplicy, ani dekoracja ścian wewnętrznych nie ulegną zmianie.
tekst Ilona Lewandowska/fot. Marian Paluszkiewicz/Kurier Wileński/17 lutego 2020
********************************************
90. rocznica koronacji obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej
Renowacja Kaplicy Ostrobramskiej i kościoła pw. św. Teresy – jednych z najbardziej cennych obiektów spuścizny – rozpocznie się w przyszłym roku. Departament Dziedzictwa Kulturowego zaakceptował plan prac, zaś Ministerstwo Kultury zatwierdziło wsparcie finansowe pochodzące z unijnych funduszy strukturalnych. Prace remontowe potrwają do 2020 roku.
Koronacja obrazu Panny Świętej z Ostrej Bramy miała miejsce w Wilnie 2 lipca 1927 roku. Pismo z prośbą o zgodę na koronację obrazu przedłożył papieżowi Piusowi XI arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski. W liście podkreślano wielką liczbę łask otrzymywanych dzięki modlitwie przed obrazem, odwołano się także do wydarzenia z 1920 roku, gdy papież Pius XI, wówczas Achille Ratti Nuncjusz Apostolski w Polsce, odwiedził Ostrą Bramę i odprawił tam mszę św. Z okazji koronacji obrazu, zaplanowanej na lipiec 1927 roku, w kwietniu tegoż roku w Wilnie ukazała się broszurka pt. „Historia cudownego obrazu Najświętszej Marji Panny Matki Miłosierdzia na Ostrej Bramie w Wilnie”. Materiał do tego druku zebrał ks. Adam Kuleszo.
Dziś dzielimy się z Czytelnikami fragmentami tego unikalnego wydania, które pochodzi z księgozbiorów znanych wileńskich dziennikarzy i publicystów śp. Haliny Jotkiałło i Jerzego Surwiły.
„Wśród miejsc i tronów łask Marji najsławniejsze i najwspanialsze wznoszą się w Polsce na Jasnej Górze w Częstochowie i na Ostrej Bramie w Wilnie. Ile łask wyjednała Matka Najświętsza tym, co u stóp obrazu Ostrobramskiego do niej się uciekają, świadczą ofiary i wota zdobiące w tak wielkiej ilości obraz i ołtarz kaplicy Ostrobramskiej.
Historia obrazu pierwszego Matki Boskiej Ostrobramskiej sięga początku XVI wieku. 2 października 1503 roku, za panowania króla Aleksandra Jagiellończyka, którego Wilno było ulubioną stolicą, dokończono budowę murów obronnych otaczających Wilno. Na bramach miejskich, zwyczajem przyjętym w miastach średniowiecznych, umieszczano obrazy świętych. Bramę Miednicką, czyli Ostrą, ozdobił obraz Najświętszej Marji Panny. Nie był to ten sam obraz, który dzisiaj cudami wsławiony, taką wielką cześć w Kaplicy Ostrobramskiej odbiera. Teraźniejszy obraz został wykonany na zamówienie magistratu m. Wilna w drugiej połowie XVI wieku u jednego z mieszkających w Wilnie artystów malarzy nieznanego nazwiska wespół z innym obrazem, Pana Jezusa, pod nazwą „Salvatore Mundi” („Zbawca świata”). Te oba obrazy zawieszono z obu stron Ostrej Bramy we framugach. Obraz Najświętszej Panny od strony miasta, czyli północnej, obraz Pana Jezusa – od południowej, czyli w miejscu, gdzie widnieje obecnie orzeł – godło państwowe, będące symbolem powrotu miasta na łono wolnej, niepodległej Ojczyzny. (Dziś, na miejscu orła, widnieje malowidło Jezusa – przyp. red.).
Nigdzie w ościennych krajach nie było w tak wielkim poszanowaniu imię Marji jak w Polsce, gdzie do końca XVII wieku żadnej niewieście, przez cześć dla Najświętszej Panny, nie ośmielano się dawać imienia Marja, ale tylko Marjanna lub Maryna (..).
Pierwotnie obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej nie posiadał kaplicy, a był tylko wpuszczony we wnękę w murze i zasłaniany w czasie niepogody okiennicami. Przed obrazem znajdowała się mała drewniana galeryjka, na którą można było wejść po wąskich schodach, umieszczonych z boku przy murze.
Dopiero w 1654 roku, karmelici, którzy w 1621 roku zajęli klasztor, a w 1626 r. kościół św. Teresy, uzyskują od miasta pozwolenie na objęcie obrazu w swe posiadanie. Zdejmują obraz znad bramy, przenoszą do kościoła i umieszczają w pierwszej kaplicy po prawej stronie wielkiego ołtarza. Jednocześnie zaczynają zbierać ofiary na budowę kaplicy nad Ostrą Bramą. Hojne datki licznych dobrodziejów umożliwiły wybudowanie w stosunkowo krótkim czasie pięknej drewnianej kaplicy, okazale przyozdobionej w malowidła i stosowne nadpisy.
Uroczyste przeniesienie obrazu odbyło się pewnej niedzieli 1671 roku przy udziale Kapituły, Trybunału, Magistratu i wszystkich stanów z biskupem wileńskim Aleksandrem Sapiehą na czele. Po kolejnym pożarze w 1715 roku drewniana kaplica spłonęła, ale obraz cudem udało się uratować. Karmelici powzięli zamiar wzniesienia trwalszej budowli.
Gdy zebrały się odpowiednie fundusze, przymurowano do starej bramy nową kaplicę, która dotąd się zachowała. Późniejsze pożary Wilna w 1748 i 1749 roku, a nawet pożar w 1760 roku, który kościół oo. karmelitów w perzynę obrócił, nie dotknęły kaplicy Ostrobramskiej. Również rok 1812, w którym wojska napoleońskie zrujnowały kościół św. Teresy, oszczędził kaplicę. W 1829 roku przymurowano krytą i oszkloną galerię tuż przed kaplicą z lewej strony ulicy. U góry, nad oknami na murze zewnętrznym kaplicy, widniał dawniej napis polski ułożony z mosiężnych wyzłacanych liter: „Matko Miłosierdzia! Pod Twoją obronę uciekamy się!”.
W roku 1865 rząd rosyjski prześladując wszystko, co polskie, kazał ten napis usunąć. Zamieniono go łacińskim, który pozostaje do dziś. Galerji wymagały względy natury praktycznej. Nadmienić bowiem należy, iż za czasów oo. karmelitów niewiasty nie mogły wchodzić do kaplicy wcale, a i mężczyźni również nie wszyscy i nie w każdym czasie tam się dostawali. Tłumaczy się to okolicznością, że wejście do kaplicy prowadziło przez klasztor, który był niedostępny dla niewiast ze względu na klauzurę zakonną, a mężczyźni nie o każdej porze mogli tamtędy przechodzić.(…)”.
Karmelici skrzętnie notowali łaski i cuda zdziałane za wstawiennictwem Najśw. Marji Panny w kaplicy Ostrobramskiej. W roku 1761 ogłasza je drukiem uczony i pobożny definitor Karmelitów Bosych ojciec Hilarjon od św. Grzegorza w książce pt. „Relacya o cudownym obrazie Najświętszej Maryi Panny”. Autor powiada, że były one zanotowane jako zeznane pod przysięgą. Czytamy tam między innymi, że w roku 1671 wypadło z drugiego piętra przez okno na bruk dwumiesięczne dziecko. Podniesiono je bez oznak życia. Zrozpaczeni rodzice zanieśli dziecko przed cudowny obraz, polecili je Matce Bożej, z żywą wiarą, że prośba ich o uzdrowienie dziecka zostanie wysłuchana. Jakoż nie doznali zawodu. Na drugi dzień bowiem po wypadku, dziecię było już zupełnie zdrowe, bez żadnych oznak potłuczenia na ciele. Wdzięczni rodzice zawiesili w kaplicy tablicę z wyobrażeniem doznanego cudu. Tablica spłonęła w pożarze 26 maja 1715 roku.
W 1708 roku wojska moskiewskie zalały wschodnie kresy Rzeczypospolitej, zajęły również i Wilno. Jeden z żołnierzy rosyjskich, zdjęty chciwością, zakradł się do kaplicy Ostrobramskiej w celu dokonania rabunku srebrnej szaty. Zaledwie jednak dotknął srebrnej szaty, niewiadoma moc odtrąciła go z taką siłą, iż uderzony o mur, został obrócony w miazgę. Widoczny ten cud tak przeraził wojsko moskiewskie i do takiej czci obrazu pobudził, iż żołnierze zaczęli bić przed nim pokłony, a stojąc na warcie przy bramie, nie ważyli się palić nawet tytoniu (…)”.
Są to tylko niektóre z cudów, o których wiadomość przechowały kroniki karmelitów do roku 1761. Dotychczas pozostaje tajemnicą, dlaczego obraz, który już w XVII wieku zasłynął ze swych łask, został koronowany dopiero w XX wieku.
Swymi spostrzeżeniami na ten temat podzielił się z „Kurierem Wileńskim” wileński historyk Paweł Giedrojć.
– Obraz Matki Boskiej Trockiej, patronki Litwy był koronowany w 1718 roku, rok po koronacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Być może w XVIII wieku nie zdążono koronować obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, a może po prostu nie wykazano inicjatywy. W 1795 roku, po ostatnim rozbiorze Rzeczypospolitej, Litwa w całości znalazła się pod zaborem rosyjskim, nie mogło być nawet mowy o koronacji obrazu przez kościół katolicki. W XIX wieku władze carskie nie były tym zainteresowane. Warto jednak zaznaczyć, że obraz ten jest czczony zarówno przez katolików, jak i prawosławnych. W 1993 roku papież Jan Paweł II odmawiał modlitwę różańcową przed wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej, zaś cztery lata później Aleksy II, patriarcha moskiewski i całej Rusi, również modlił się przy tym obrazie – zaznaczył historyk.
***
Za tydzień opowiemy o uroczystościach koronacji, w których udział wzięło ponad 150 tys. wiernych. Obecni byli także przedstawiciele najwyższych władz państwowych z marszałkiem Józefem Piłsudskim i prezydentem Ignacym Mościckim na czele.
Proboszcz, ksiądz prałat parafii św. Teresy, rektor Kaplicy Ostrobramskiej Kęstutis Łatoža, opowie o znaczeniu koronacji, o złotej koronie i regaliach, które w tajemniczy sposób zaginęły podczas II wojny światowej.
Justyna Giedrojć/Kurier Wileński/14 lipca 2017
*******************************************
90. rocznica koronacji obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej
***
Przed 90 laty, 2 lipca 1927 roku, odbyła się w Wilnie uroczystość koronacji słynącego z cudów obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, od lat celu pielgrzymek, także z Polski. W ceremonii uczestniczył Marszałek Józef Piłsudski i prezydent Ignacy Mościcki.
Obraz powstał na początku XVII wieku, ale zainicjowany w 1671 roku przez karmelitów i narastający od połowy XVIII wieku kult Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia do połowy XIX wieku miał charakter lokalny w obrębie Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdzie jednoczył wiernych obrządków łacińskiego i wschodniego. Na Litwie czczono przede wszystkim obraz Matki Boskiej Trockiej, koronowany w 1718 roku, w rok po koronacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, czy też obraz Matki Boskiej Sapieżyńskiej, należący do magnackiego roku książęcego Sapiehów, dziś niemal zapomniany.
Około połowy XIX wieku kult Matki Boskiej Ostrobramskiej zaczął nabierać charakteru ogólnokrajowego i niepodległościowego. W czasach zaborów i powstań wizerunek Matki Ostrobramskiej stanowił symbol polskości i niepodległości.
Adam Mickiewicz, pisząc inwokację “Pana Tadeusza”: “Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie!” przyczynił się do spopularyzowania obrazu. Dzieła o Matce Boskiej Ostrobramskiej tworzyli także i modlili się do niej Juliusz Słowacki, Józef Ignacy Kraszewski, Władysław Syrokomla, Stanisław Moniuszko, Stanisław Wyspiański.
Koronacja koronami papieskimi obrazu ostrobramskiego odbyła się 2 lipca 1927 roku na Placu Katedralnym w Wilnie. Dokonał jej metropolita warszawski, kardynał Aleksander Kakowski. Obraz otrzymał wtedy tytuł Matki Miłosierdzia. Wyjęto go z ołtarza w kaplicy i włożono w specjalny feretron, obramowaniem dla obrazu był baldachim z koroną królewską, z drugiej strony obrazu był płaszcz z wyhaftowanym orłem. Nowe złote korony, których wówczas użyto, zaginęły w czasie II wojny światowej
Była to wielka uroczystość nie tylko religijna, lecz i państwowa. Uczestniczył w niej Marszałek Piłsudski, urodzony na Wileńszczyźnie, dla którego Wilno było najukochańszym miastem, a szczególnym miejscem była kaplica w Ostrej Bramie. Właśnie tu, wśród tysięcy wotów znajduje się srebrna tabliczka od Marszałka z napisem “Dziękuję Ci Matko za Wilno”.
W uroczystości koronacji obrazu w Wilnie brał udział także prezydent Mościcki, urzędnicy państwowi oraz ogromna rzesza wiernych. Odnowiono wtedy śluby łączące naród polski z Najświętszą Maryją Panną jako Królową Korony Polskiej.
Autor obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, namalowanego ok. 1620-1630 roku temperą na siedmiu deskach dębowych i nazywanego też ikoną, nie jest znany. Legenda głosi, że do obrazu pozowała Barbara Radziwiłłówna, żona króla Zygmunta Augusta. Jest to jednak tylko legenda, gdyż obraz powstał na początku XVII wieku, a Barbara Radziwiłłówna zmarła w 1551 roku.
Obraz jest powtórzeniem kompozycji flamandzkiego malarza Martina de Vosa, wzorowanej z kolei na niderlandzkim miedziorycie z końca XVI lub początku XVII wieku. Na przełomie XVII i XVIII wieku dodano barokową złoconą sukienkę wraz z dwiema koronami, a w 1849 roku – srebrny półksiężyc.
Matka Boska Ostrobramska jest na obrazie sama, bez Dzieciątka. Mówiono więc, że jest to Matka Boska brzemienna. Świadczyć o tym miał szeroki kształt sukienki Maryi i ręce skrzyżowane pod sercem. Najbardziej ważkim argumentem na rzecz tej teorii jest to, że na obrazie ostrobramskim Matka Boska ma dwie korony, jak mówiono: jedną dla siebie, drugą dla Dzieciątka, które ma się urodzić. Z kolei poeta Władysław Syrokomla obecność dwóch koron uzasadniał tym, że Matka Boska jest Królową Polski i Wielką Księżną Litewską.
Ostra Brama to jedna z bram wjazdowych w fortyfikacjach miejskich wzniesionych w XVI wieku. Pierwotnie nosiła nazwę Bramy Krewskiej albo Miednickiej, gdyż droga prowadziła w kierunku Krewa i Miednik. Te nazwy jednak nie przetrwały. Nazwa Ostra Brama prawdopodobnie pochodzi od tego, że kiedyś mury obronne miasta tworzyły nieopodal ostry koniec.
W XVII wieku karmelici bosi, którzy tuż obok bramy wjazdowej wybudowali kościół św. Teresy, umieścili w niszy bezpośrednio nad bramą od strony miasta obraz Matki Boskiej. Dopiero później wybudowano kaplicę. Po części dzięki kaplicy i obrazowi Ostra Brama zachowała się jako jedyna z dawnych siedmiu bram wjazdowych do miasta.
Na niedzielę nie zostały przewidziane w Wilnie żadne uroczystości z okazji 90. rocznicy koronacji obrazu. Jak mówi ksiądz Kiejstutis Latoża, proboszcz kościoła św. Teresy, do którego przylega kaplica Ostrobramska, główne uroczystości ku czci Matki Boskiej Ostrobramskiej od blisko 300 lat odbywają się w drugim tygodniu listopada, gdy jest obchodzone Święto Opieki Matki Boskiej – tygodniowy odpust zwany Opiekami.
GOŚĆ NIEDZIELNY/01.07.2017
**************************************
Mocna szkocka Patronka
***
Ideałem rządzących była kiedyś świętość. Szkoda, że dziś jest nim raczej nie-świętość.
Szkocja kojarzy nam się z facetami w spódniczkach w kratę, szkocką kratę oczywiście, ewentualnie z potworem z Loch Ness lub whisky. A katolikom powinna się kojarzyć ze św. Małgorzatą Szkocką (1046–1093). Ta dzielna kobieta podbiła serca twardych Szkotów. Urodziła się na Węgrzech w rodzinie pretendującej do tronu angielskiego, przebywającej na czasowym wygnaniu. Powróciła do Anglii, kiedy królem został jej krewny, św. Edward Wyznawca. Po jego śmierci w 1066 na tronie angielskim zasiadł Wilhelm Zdobywca. Małgorzata musiała znowu uciekać.
Zamierzała powrócić na kontynent, ale opatrznościowe wiatry skierowały jej statek w stronę Szkocji. Tam wkrótce się rozbił. Inteligentna, pobożna i piękna Małgorzata szybko urzekła króla Szkotów, Malcolma III, lokalnego wdowca. W 1070 roku została jego żoną i królową Szkocji. Urodziła i wychowała 6 synów i 2 córki. Zaprowadziła na tym nieco barbarzyńskim dworze chrześcijańskie obyczaje, dbała o biednych, żyła ascetycznie, przyczyniła się do odnowy tamtejszego Kościoła. Ufundowała kilka klasztorów. Zmarła 4 dni po śmierci swojego męża. Jej grób w opactwie Dumfermline stał się wkrótce miejscem kultu. Papież Innocenty IV kanonizował ją w 1250 r., a Klemens X w 1673 r. ogłosił patronką Szkocji.
Musiała być niezwykle silną kobietą. Urodzona na wygnaniu, powtórnie wygnana, poświęciła swoje dorosłe życie służbie w obcym, choć sąsiedzkim kraju. Pobożna żona, matka, królowa była jednocześnie apostołem Szkocji, promieniowała przykładem chrześcijańskiego życia. W jej czasach ideał świeckiego władcy był postawiony bardzo wysoko. Tym ideałem była świętość.
Czy to tylko pobożne legendy, jak to zapewne tłumaczą współcześni minimaliści bez żadnych ideałów? Nie wierzę w to. Średniowiecze obfitowało w postacie świętych władców, dla których Ewangelia była inspiracją do królewskiej służby społeczeństwu. Oj, przydałoby się nam trochę tego średniowiecznego ducha. Zastanawiam się, jak to jest z moimi ideałami? Czy zadowala mnie minimalizm, czy mam w sobie dość siły, by stawiać sobie maksymalne cele, nawet wtedy, gdy burze kierują mój okręt nie tam, gdzie planowałem?
ks. Tomasz Jaklewicz/GN
*************************************************************
Święta Małgorzata Szkocka
Losy św. Małgorzaty, jednej z najwspanialszych władczyń europejskich, są dość zawiłe. Choć pochodziła z królewskiego rodu, nic nie wskazywało na to, że zapisze się w historii jako potężna monarchini
Przyszła święta urodziła się ok. 1045 r. na Węgrzech. Była córką księcia Edwarda Wygnańca, którego z Anglii wypędził Kanut Wielki, i Agaty Bułgarskiej.
Jej ojciec przez Kijów przedostał się na dwór węgierski Stefana I i Gizeli Bawarskiej. To tutaj Małgorzata przyszła na świat. Od dzieciństwa była wychowywana w niezwykle pobożnym i religijnym środowisku – zarówno król Stefan, jak i jego małżonka zostali wyniesieni na ołtarze.
Po kilkunastu latach na zaproszenie króla Edwarda Wyznawcy (również świętego) Małgorzata wraz z rodzicami powróciła do Anglii. Niestety, jej ojciec zmarł po kilku tygodniach. Wdową po księciu oraz jego dziećmi zaopiekował się sam król. Wraz ze śmiercią Edwarda Wygnańca rozgorzała też walka o tron angielski. Prawa do korony miał m.in. brat Małgorzaty – Edgar. Królem Anglii został jednak zwycięzca bitwy pod Hastings – Wilhelm I Zdobywca. Małgorzata znów musiała uchodzić z kraju.
***
Według tradycji okręt, na którego pokład wsiadła Małgorzata, początkowo miał płynąć na kontynent. Matka Małgorzaty zamierzała bowiem powrócić z dziećmi na Węgry. Sztorm zmienił jednak kurs statku i skierował go na północ, ku wybrzeżom Szkocji. Królem Szkocji był wówczas Malcolm III, zwany później Cenmore (dosłownie „duża głowa”).
Gdy Małgorzata przybyła na jego dwór, był już wdowcem. Młoda księżniczka wywarła na nim ogromne wrażenie. Po jakimś czasie Malcolm poprosił ją o rękę i wkrótce się z nią ożenił.
Jako żona i matka Małgorzata była wzorem godnym naśladowania. Mimo że wśród wysoko urodzonych obowiązywał zwyczaj oddawania potomstwa na wychowanie, królowa sama opiekowała się dziećmi. A urodziła ich ośmioro – 6 synów i 2 córki. Dzieciom od kołyski wpajała zasady chrześcijańskie. Dbała o ich wykształcenie i pobożność. Była też wsparciem dla męża.
Na dworze wprowadziła skromny styl życia oraz dyscyplinę. Podstawą była dla niej codzienna żarliwa modlitwa oraz sumienne wykonywanie obowiązków zarówno małżeńskich, jak i macierzyńskich.
Królowa była nie tylko czułą matką dla swych dzieci, lecz także świadomą swej roli władczynią.
***
To właśnie jej zawdzięczamy odbudowę słynnego opactwa na wyspie Iona Abbey, które w 563 roku założyć miał święty Kolumban, a w którym do grobów składano kolejnych szkockich monarchów, a także władców Francji, Norwegii, czy Islandii. Spoczęły tam miedzy innymi szczątki Duncana I – króla Szkocji zamordowanego przez Makbeta, tego samego, którego losy opisał w swym słynnym dramacie William Szekspir.
Małgorzata Szkocka była także wielką zwolenniczką i propagatorką duchowości benedyktyńskiej. Dzięki jej zabiegom dokonano wielu reform kościelnych.
Zmarła 16 listopada 1093 roku, 3 dni po tym, gdy jej mąż i najstarszy syn zginęli podczas oblężenia twierdzy Alnwick. Pochowano ją w opactwie benedyktyńskim w Dunfermline.
***
Kościół rzymskokatolicki początkowo wyznaczył święto Świętej Małgorzaty Szkockiej na 10 czerwca, ale data ta w reformie liturgicznej z 1972 r. została zmieniona na 16 listopada.
W roku 1673 papież Klemens X ogłosił Świętą Małgorzatę patronką Szkocji, a w 1692 roku jej kult rozciągnięto na cały Kościół, dokonując kanonizacji równoważnej.
W 1560 r. protestanci splądrowali opactwo i zniszczyli relikwie św. Małgorzaty. Uratował się jedynie bogaty relikwiarz z jej głową. Przewieziono go dla bezpieczeństwa do Belgii, gdzie uległ zniszczeniu w czasie rewolucji francuskiej w roku 1793. Drobną część relikwii ofiarowano królowi Hiszpanii, Filipowi II, który umieścił je na zamku w Escorial.
Cilice św. Małgorzaty /Włosiennica – Skarbiec katedralny w Ostrzychomiu.
opr. M. Jasińska/fragment z Miesięcznika Egzorcysta nr 39/2018
*****************************************************
MSZA ŚWIĘTA – godz. 19.00
transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego
************
Czas, który teraz jest nam dany, jest wyzwaniem, który trzeba właściwie odczytać. Dlatego Wspólnota Modlitewna JEZUS ŻYJE zdecydowała się na kolejne rekolekcje. Dziś rozpoczynamy II tydzień.
Temat rekolekcji: JEZUS CHRYSTUS – mój ZBAWCA
Wspólnotowe Studium Ewangelii według św. Łukasza
Czas pandemii i izolacji nie musi być czasem smutku, znudzenia czy stagnacji, wręcz przeciwnie – możemy ten czas, dany nam tu i teraz, przeżywać na medytowaniu Bożego Słowa. Jeżeli ktoś chciałby wziąć udział – wciąż można dołączyć.
**************************************************************************************************************
wtorek, 17 listopada 2020
XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Św. Elżbieta Węgierska – patronka dzieł miłosierdzia
17 listopada Kościół wspomina św. Elżbietę Węgierską, patronkę dzieł miłosierdzia oraz bractw, stowarzyszeń i wielu zgromadzeń zakonnych. Jest świętą dwóch narodów: węgierskiego i niemieckiego.
***
Elżbieta urodziła się 7 lipca 1207 r. na zamku Sárospatak na Węgrzech. Jej ojcem był król węgierski Andrzej II, a matką Gertruda von Andechts-Meranien, siostra św. Jadwigi Śląskiej. Ze strony ojca Elżbieta była potomkinią węgierskiej rodziny panującej Arpadów, a ze strony matki – Meranów. Dziewczynka otrzymała staranne wychowanie na zamku Wartburg (koło Eisenach), gdzie przebywała od czwartego roku życia, gdyż była narzeczoną starszego od niej o siedem lat przyszłego landgrafa Ludwika IV. Ich ślub odbył się w 1221 r. Mała księżniczka została przywieziona na Wartburg z honorami należnymi jej królewskiej godności. Mieszkańców Turyngii dziwił kosztowny posag i dokładnie notowali skarby: złote i srebrne puchary, dzbany, naszyjniki, diademy, pierścienie i łańcuchy, brokaty i baldachimy. Elżbieta wiozła w posagu nawet wannę ze szczerego srebra. Małżeństwo młodej córki królewskiej stało się swego rodzaju politycznym środkiem, mającym pogłębić i wzmocnić związki między oboma krajami. Elżbieta prowadziła zawsze ascetyczny tryb życia pod kierunkiem franciszkanina Rüdigera, a następnie Konrada z Marburga. Rozwijając działalność charytatywną założyła szpital w pobliżu zamku Wartburg, a w późniejszym okresie również w Marburgu (szpital św. Franciszka z Asyżu). Konrad z Marburga pisał do papieża Grzegorza IX o swojej penitentce, że dwa razy dziennie, rano i wieczorem, osobiście odwiedzała swoich chorych, troszcząc się szczególnie o najbardziej odrażających, poprawiała im posłanie i karmiła. Życie wewnętrzne Elżbiety było pełną realizacją ewangelicznej miłości Boga i człowieka. Wytrwałość czerpała we Mszy św., na modlitwie była niezmiernie skupiona. Wiele pracowała nad cnotą pokory, zwalczając odruchy dumy, stosowała ostrą ascezę pokuty.
W 1227 r., po śmierci męża, który wyruszył na wyprawę krzyżową cesarza Fryderyka II, złożyła ślub wdowieństwa i wraz z trójką dzieci opuściła Wartburg, na krótki czas zatrzymując się w Eisenach, a potem na zamku Pottenstein w Bawarii. Mimo nalegań opiekującego się nią krewnego, bp. Egberta, nie chciała wyjść ponownie za mąż. Po przeniesieniu się do Marburga w 1228 r. złożyła na ręce Konrada z Marburga ślub wyrzeczenia się świata i przyjęła jako tercjarka habit franciszkański. W Marburgu Elżbieta ufundowała szpital, który dedykowała św. Franciszkowi, a resztę majątku rozdała ubogim. Ostatnie lata spędziła w skrajnym wyrzeczeniu i ubóstwie. Szaro odziana i bosa nie różniła się od biedaków, którym posługiwała. Zamieszkała w szpitalu – prowadziła działalność dobroczynną, modląc się i umartwiając ofiarnie posługiwała chorym i biednym.
Elżbieta zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 r., mając zaledwie 24 lata. Śmierć nastąpiła prawdopodobnie z wycieńczenia spowodowanego nadmiernymi umartwieniami. Na pogrzeb przybyły tłumy, by pożegnać się ze swą czczoną i ukochaną władczynią i matką. Już cztery lata po jej śmierci, 27 maja 1235 r. papież Grzegorz IX ogłosił Elżbietę świętą, nazywając ją drugą św. Klarą.
Zwłoki Elżbiety złożono w 1236 r. we wczesnogotyckim kościele w Marburgu pod jej wezwaniem. Spoczywają w trumnie ozdobionej wielką ilością pereł i drogich kamieni, stanowiącej jedno z najpiękniejszych i najbogatszych zabytków rzeźby średniowiecznej. Kościół wzniósł w latach 1235-1283 Zakon Niemiecki (krzyżaków). Na konsekrację kościoła przybył osobiście cesarz Fryderyk II. Z okazji wystawienia sarkofagu powiedział: “Ponieważ nie udało mi się ukoronować cię na świecką cesarzową, koronuję cię na jedną z królowych w królestwie Bożym” i położył koronę na sarkofagu.
Kult św. Elżbiety zaczął się rozpowszechniać już wkrótce po kanonizacji. Szerzyli go franciszkanie i dominikanie, zakony rycerskie oraz cystersi, którzy już rok po jej kanonizacji wpisali jej święto do swoich kalendarzy; dominikanie uczynili to w 1244 r. W wielu diecezjach niemieckich było to święto obowiązujące. Wezwanie św. Elżbiety nosi też wiele kościołów i kaplic na Węgrzech, w Niemczech, Niderlandach, we Francji, Hiszpanii i Włoszech, a także w Anglii. W średniowieczu pielgrzymki do grobu św. Elżbiety cieszyły się wielką popularnością. Zaprzestano ich w 1539 r. w czasach reformacji, wprowadzonej w Hesji przez księcia Filipa. Od tego czasu kościół św. Elżbiety w Marburgu należy do protestantów. Do Polski kult św. Elżbiety dotarł wkrótce po jej kanonizacji, o czym świadczy pierwszy kościół pod jej wezwaniem, wzniesiony w latach 1241-48 we Wrocławiu, a w XIII w. – kościół cystersów w Obrze.
W sztuce cykle ilustrujące sceny z życia i działalności Elżbiety pojawiły się już w XII wieku; do ciekawszych zalicza się m.in. srebrny relikwiarz z ok. 1250 r., ukazujący sceny pożegnania Elżbiety z Ludwikiem IV, Elżbietę przyjmującą habit franciszkański, rozdającą jałmużnę. Nie jest historycznie pewne, czy Elżbieta była tercjarką franciszkańską, choć z jej postacią wiąże się rozwój tercjarstwa w średniowiecznej Europie. W szybkim tempie zaczęły się też rozwijać zgromadzenia zakonne elżbietanek, poświęcające się pracy charytatywnej: pielęgnacji chorych we własnych szpitalach lub w domach prywatnych, opiece nad dziećmi, zaniedbaną młodzieżą i starcami.
Znane są liczne legendy o dobroczynnych dziełach św. Elżbiety. Jedna z nich mówi, że zawsze wynosiła ona z zamku jedzenie dla okolicznych biedaków. Gdy pewnego razu chciał w tym przeszkodzić brat męża, spod płaszcza Elżbiety zamiast pożywienia posypały się róże. Często więc św. Elżbieta jest przedstawiana na obrazach w płaszczu, spod którego sypią się róże, ale też z atrybutami miłosierdzia (chleb, ryba, lub dzban) i z żebrakiem u stóp, czasem też z modelem kościoła w ręku. Największa część relikwii św. Elżbiety znajduje się w kościele pod jej wezwaniem w Wiedniu oraz w Brukseli. Elżbieta jest patronką Turyngii i Hesji oraz Węgier, Zakonu Niemieckiego, elżbietanek, Caritas, Trzeciego Zakonu św. Franciszka, a także wdów, chorych, cierpiących, niewinnie prześladowanych, żebraków oraz piekarzy.
Teresa Sotowska (KAI)/Niedziela
**********************
Święta Elżbieta Węgierska została patronką słowackich Koszyc
W minioną niedzielę podczas Mszy Świętej w archikatedrze pod wezwaniem św. Elżbiety w słowackich Koszycach odbyło się uroczyste ogłoszenie św. Elżbiety Węgierskiej patronką tego miasta. Dekret o uznaniu nowej patronki odebrał z rąk arcybiskupa Bernarda Bobera burmistrz Jaroslav Polaček.
Propozycja zwrócenia się do Watykanu o zgodę na przyznanie Koszycom możliwości ogłoszenia św. Elżbiety Węgierskiej została przyjęta przez radę miasta 11 kwietnia 2019 roku. Tę decyzję poparł arcybiskup Bernard Bober, który stwierdził, że zawsze uważał św. Elżbietą za patronkę nie tylko samej katedry, ale całych Koszyc. Wniosek lokalnego samorządu, zatwierdzony przez archidiecezję, został skierowany do Watykanu.
Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów 18 października wyraziła zgodę i potwierdziła, że „Święta Elżbieta Węgierska jest patronką Koszyc”. Mówiąc o powszechnym w Koszycach kulcie św. Elżbiety Węgierskiej burmistrz Polaček podkreślił, że radni miejscy już w XIII wieku używali pieczęci z wizerunkiem świętej, ale oficjalnie nie była ona nigdy ogłoszona patronką Koszyc. Dla władz miasta ważne jest także uznanie za patronkę św. Elżbiety, znanej z działalności dobroczynnej, w roku, w którym Koszyce są europejską stolicą wolontariatu.
Św. Elżbieta była córką króla Węgier Andrzeja II z dynastii Arpadów i jego żony Gertrudy – siostry św. Jadwigi Śląskiej. Po śmierci męża landgrafa Turyngii Ludwika IV złożyła ślub wdowieństwa i przeniosła się do Marburga w Hesji. W Marburgu ufundowała szpital a resztę majątku rozdała ubogim. Zmarła w Marburgu w nocy z 16 na 17 listopada 1231 roku. 27 maja 1235 roku papież Grzegorz IX ogłosił ją świętą, a kult św. Elżbiety szybko rozszerzał się w Europie, szczególnie na Węgrzech, krajach niemieckojęzycznych, Francji, Hiszpanii, Włoszech i Anglii. Do Polski kult św. Elżbiety dotarł już w XIII wieku, wkrótce po kanonizacji. Św. Elżbieta jest patronką m.in. Węgier, Hesji i Turyngii.
Katedra pod wezwaniem św. Elżbiety (słow. Dóm sv. Alžbety) jest największą świątynią katolicką na Słowacji, jej budowa rozpoczęła się w 1378 roku. Od początku utworzenia diecezji koszyckiej świątynia jest katedrą, a od uzyskania w 1804 roku rangi archidiecezji stała się archikatedrą. Koszycka katedra jest świątynią ważną do dzisiaj dla Węgrów nie tylko ze względu na jej patronkę św. Elżbietę. W świątyni złożone zostały w 1906 roku prochy Franciszka II Rakoczego, przywódcy powstania antyhabsburskiego i bohatera narodowego Węgier.
Korzár.sk, Dnes24.sk, Pravda.sk, Postoj.sk, domsvalzbety.sk/PCh24.pl
**********************************************
W ikonografii przedstawiana jest z naręczem róż w fartuchu
***
Związane jest to z ciekawą legendą.
Elżbieta urodziła się w 1207 r. w Bratysławie, jako trzecie dziecko Andrzeja II, króla Węgier, i Gertrudy, siostry św. Jadwigi Śląskiej. Miała zaledwie 4 lata, gdy została zaręczona z Ludwikiem IV. Wyszła za niego za mąż 10 lat później, w roku 1221. Z małżeństwa urodziło się troje dzieci. Po 6 latach Ludwik zmarł podczas wyprawy krzyżowej. Tak więc Elżbieta została wdową, mając 20 lat.
Ostatnie lata spędziła w skrajnym ubóstwie, oddając się bez reszty chorym i biednym. Zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 r.
Papież Grzegorz IX bullą z 27 maja 1235 r. ogłosił Elżbietę świętą.
Jest patronką Elżbietanek oraz III Zakonu św. Franciszka, Niemiec i Węgier. Jej imię przyjęło jako swoją nazwę kilka zgromadzeń zakonnych i dzieł katolickich.
W ikonografii św. Elżbieta przedstawiana jest w stroju królewskim albo z naręczem róż w fartuchu. Powstała bowiem legenda, że mąż zakazał jej rozdawać ubogim pieniądze i chleb. Gdy pewnego razu przyłapał ją na wynoszeniu bułek w fartuchu i kazał jej pokazać, co niesie, zobaczył róże, mimo że była to zima. Jej atrybutami są także: kilka monet i różaniec.
o. Stanisław Tasiemski OP/Kai/Gość Niedzielny
**************************************************************************************************************
środa, 18 listopada 2020
XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Błogosławiona Karolina Kózkówna,
dziewica i męczennica
Karolina urodziła się w podtarnowskiej wsi Wał-Ruda 2 sierpnia 1898 r. jako czwarte z jedenaściorga dzieci Jana Kózki i Marii z domu Borzęckiej. Pięć dni później otrzymała chrzest w kościele parafialnym w Radłowie. Jej rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo. Pracowała z nimi na roli. Wzrastała w atmosferze żywej i autentycznej wiary, która wyrażała się we wspólnej rodzinnej modlitwie wieczorem i przy posiłkach, w codziennym śpiewaniu Godzinek, częstym przystępowaniu do sakramentów i uczestniczeniu we Mszy także w dzień powszedni. Ich uboga chata była nazywana “kościółkiem”. Krewni i sąsiedzi gromadzili się tam często na wspólne czytanie Pisma świętego, żywotów świętych i religijnych czasopism. W Wielkim Poście śpiewano tam Gorzkie Żale, a w okresie Bożego Narodzenia – kolędy. Karolina od najmłodszych lat ukochała modlitwę i starała się wzrastać w miłości Bożej. Nie rozstawała się z otrzymanym od matki różańcem – modliła się nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy. We wszystkim była posłuszna rodzicom, z miłością i troską opiekowała się licznym młodszym rodzeństwem. W 1906 roku rozpoczęła naukę w ludowej szkole podstawowej, którą ukończyła w 1912 roku. Potem uczęszczała jeszcze na tzw. naukę dopełniającą trzy razy w tygodniu. Uczyła się chętnie i bardzo dobrze, z religii otrzymywała zawsze wzorowe oceny, była pracowita i obowiązkowa. Do Pierwszej Komunii św. przystąpiła w roku 1907 w Radłowie, a bierzmowana została w 1914 r. przez biskupa tarnowskiego Leona Wałęgę w nowo wybudowanym kościele parafialnym w Zabawie. Duży wpływ na duchowy rozwój Karoliny miał jej wuj, Franciszek Borzęcki, bardzo religijny i zaangażowany w działalność apostolską i społeczną. Siostrzenica pomagała mu w prowadzeniu świetlicy i biblioteki, do której przychodziły często osoby dorosłe i młodzież. Prowadzono tam kształcące rozmowy, śpiewano pieśni religijne i patriotyczne, deklamowano utwory wieszczów. Karolina była urodzoną katechetką. Nie poprzestawała na tym, że poznała jakąś prawdę wiary lub usłyszała ważne słowo; zawsze spieszyła, by przekazać je innym. Katechizowała swoje rodzeństwo i okoliczne dzieci, śpiewała z nimi pieśni religijne, odmawiała różaniec i zachęcała do życia według Bożych przykazań. Wrażliwa na potrzeby bliźnich, chętnie zajmowała się chorymi i starszymi. Odwiedzała ich, oddając im różne posługi i czytając pisma religijne. Przygotowywała w razie potrzeby na przyjęcie Wiatyku. W swojej parafii była członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości oraz Apostolstwa Modlitwy i Arcybractwa Wiecznej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Zginęła w 17. roku życia 18 listopada 1914 roku, na początku I wojny światowej. Carski żołnierz uprowadził ją przemocą i bestialsko zamordował, gdy broniła się pragnąc zachować dziewictwo. Po kilkunastu dniach, 4 grudnia 1914 r., w pobliskim lesie znaleziono jej zmasakrowane ciało. Tragedia jej śmierci nie miała świadków. Pogrzeb sprawowany w niedzielę 6 grudnia 1914 r. zgromadził ponad 3 tysiące żałobników i był wielką manifestacją patriotyczno-religijną okolicznej ludności, która przekonana była, że uczestniczy w pogrzebie męczennicy. Tak rozpoczął się kult Karoliny. Pochowano ją początkowo na cmentarzu grzebalnym, ale w 1917 roku bp Wałęga przeniósł jej ciało do grobowca przy parafialnym kościele we wsi Zabawa. W trakcie procesu beatyfikacyjnego 6 października 1981 r. przeprowadzono ekshumację i pierwsze rozpoznanie doczesnych szczątków Karoliny; złożono je w sarkofagu w kruchcie kościoła w Zabawie. Rekognicję kanoniczną i przełożenie doczesnych szczątków Karoliny do nowej trumny przeprowadzono w marcu 1987 r., po ogłoszeniu dekretu o męczeństwie służebnicy Bożej. 10 czerwca 1987 r. w Tarnowie św. Jan Paweł II beatyfikował Karolinę. W czasie Mszy beatyfikacyjnej powiedział: “Święci są po to, ażeby świadczyć o wielkiej godności człowieka. Świadczyć o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym dla nas i dla naszego zbawienia – to znaczy równocześnie świadczyć o tej godności, jaką człowiek ma wobec Boga. Świadczyć o tym powołaniu, jakie człowiek ma w Chrystusie”. Uroczystym rozpoczęciem kultu bł. Karoliny była translokacja relikwii – przeniesienie trumny z przedsionka kościoła i złożenie jej w sarkofagu pod mensą głównego ołtarza jej parafialnego kościoła. Kilka lat temu przy Diecezjalnym Sanktuarium bł. Karoliny w Zabawie poświęcono kaplicę Męczenników i Ofiar Przemocy, a obecnie trwa budowa Pomnika Ofiar Wypadków Komunikacyjnych, który jest pierwszym etapem powstania Centrum Leczenia Traumy Powypadkowej. Bł. Karolina Kózkówna jest patronką Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM) i Ruchu Czystych Serc. W ikonografii przedstawiana jest z palmą w ręce. |
*****************
Żywot Błogosławionej Karoliny Kózkówny
Środowisko
Zabawa to stara wieś rycerska, własność panów Zabawskich, choć tak naprawdę należała do dóbr stołowych biskupów krakowskich. Jeden z nich – biskup Wisław z Kościelca (1229-1242), chcąc poratować w biedzie swych braci, którzy, jak wielu innych, stracili wszystko podczas najazdu Tatarów w 1241 roku, pozwolił im w lasach radłowskich założyć dwie wsie. Były to właśnie Zabawa i Drohcza (dzisiejszy Zdrochec). Zabawscy jednak z czasem zaczęli sobie rościć pretensje do całości lasów. Dopiero energiczny biskup Zbigniew Oleśnicki (1423-1455) uporządkował te sprawy 4 maja 1450, czego świadectwem jest słup graniczny przy drodze do Radłowa. Napis ła-ciński głosi, że rozdziela on posiadłości duchowe i pańskie; na prawo daje duchowieństwu, na lewo przyznaje panom . Dziś trudno zgadnąć, od jakiego punktu mierzono te odległości, wtedy w każdy razie takie rozgraniczenie wystarczało…
Zabawa leży ok. 20 km na północny zachód od Tarnowa i ok. 7-5 km na północ od Radłowa, do którego jako do parafii należała od stuleci wraz z sąsiednią wsią zwaną Wał Ruda. Obie te miejscowości w roku 1913 zostały odłączone od Radłowa i stały się samodzielną parafią. Ziemie tutejsze, położone w pobliżu Dunajca i pomniejszych jego dopływów to podmokłe piaski wydarte prastarej puszczy, które nigdy nie były zbyt urodzajne; od rolników wymagały ciężkiej pracy i cierpliwej wytrwałości.
Wał Ruda składała się w XIX w. z trzech grup domów. Były to: wólka Śmietana licząca 47 domów i 212 mieszkańców, wólka Ruda mająca 29 domów i 149 mieszkań-ców oraz wieś Wał z 41 domami i 227 mieszkańcami. W 1885 folwarki Radłów i Wał-Ruda kupił hrabia Tomasz Zamoyski, właściciel Kuźnic i Zakopanego .
Kiedyś wólka, dziś przysiółek Śmietana przytyka wprost do lasu, części dawnej puszczy. Tam przyszła na świat Karolina Kózkówna, tam też rozegrał się ostatni akt jej 17-letniego życia: uprowadził ją i zamordował w lesie rosyjski żołnierz. Od samego początku miejscowy proboszcz i ludzie nazywali to morderstwo męczeństwem i historia przyznała im rację. Ale nie uprzedzajmy faktów…
Znalezienie
Gdy ją wreszcie odnaleziono, nie żyła już od dwóch tygodni. Leżała na wznak z otwartymi oczami zwróconymi ku niebu, pośród olch na mokradłach ledwie ściętych pierwszym mrozem, posypanych pierwszym śniegiem. Na twarzy zastygło cierpienie – niemy świadek stoczonej walki. Na szyi pod brodą widniał czarny skrzep, a od lewego obojczyka ku prawej piersi ciągnęła się głęboka rana. Bose, ubłocone nogi były podrapane kolcami ostrężyn i głogów, przez które się przedzierała uciekając. Ten, co ją znalazł, nie miał wątpliwości: była to poszukiwana od dwóch tygodni 16-letnia Karolina Kózkówna, uprowadzona 18 listopada 1914 roku przez rosyjskiego żołnierza.
Dopiero w domu, gdy obmywano ciało, ujawniła się cała prawda tej śmierci. Odniesione rany były świadectwem dzikości napastnika, który nie mogąc jej zniewolić, szalał z szablą w ręku, rąbiąc, gdzie popadło. Gdy upadła martwa, zbrodniarz schował szablę i dołączył do swoich. Nigdy go nie odnaleziono.
Karoliny nikt nie odważył się szukać, choć na wieść o uprowadzeniu córki Kózków we wsi zawrzało. Okazało się, że mimowolnymi świadkami ostatniej drogi Kózkówny byli dwaj jej rówieśnicy: Franek Zaleśny i Franek Broda, którzy ukrywali w lesie konie przed grożącymi wciąż rekwizycjami. Widząc rosłego żołnierza i szamocącą się z nim kobietę, której nie rozpoznali, pognali z wieści do wsi. Tak natknęli się na Jana Kózkę, który zapłakany stał oparty o róg stodoły i błędnym wzrokiem patrzył w las. Widząc go w takim stanie, chłopcy zrozumieli bez słów, że tą szamocącą się z osiłkiem była Karolina. Opowiedzieli więc, co widzieli: że broniła się dzielnie przed napastnikiem, że nawet próbowała mu się wyrwać i zawrócić.
Uprowadzenie
Ludzie zeszli się do Kózków i usiłowali jakoś pocieszać rozpaczającego Jana, od którego w urywanych zdaniach dowiedzieli się, co zaszło. Otóż krzątał się on po obejściu, gdy wpadło trzech rosyjskich żołnierzy domagających się chleba, niedługo potem znowu trzech, ale wszyscy, otrzymawszy chleb, odeszli. Potem wpadł jeszcze jeden, wypił garnuszek śmietany i poszedł sobie. Nastała po nim cisza, ale jakaś niedobra, złowroga.
Było około dziewiątej, gdy w obejściu Kózków pojawił się rosły Kozak. Rozejrzał się czujnie wokoło i upewniwszy się, że niespodzianek nie będzie, ruszył ostro do Kózki z zapytaniem o to, gdzie są wojska austriackie. Przerażony gospodarz źle zrozumiał pytanie, co jeszcze bardziej rozwścieczyło żołnierza. Chwyciwszy biednego Jana za gardło trząsł nim jak gruszką i powtarzał swoje.
Zza firanki przyglądała się całemu temu zajściu Karolina. Żołnierz ją zauważył i wszystko przeniosło się do izby. Karolina pytana o to samo, była niemniej przerażona od ojca, zdobyła się przecież na rezolutną odpowiedź: „Skoro tata nie wie, to ja tym bardziej”. Próbowała wymknąć się z izby, ale rosły drab stanął w drzwiach i nie pozwolił. Wrzeszcząc i przeklinając kazał ojcu i córce natychmiast iść ze sobą do oficera.
Kózka ochłonąwszy nieco, próbował skierować pochód w stronę wsi (dom Kózków stał na jej skraju); liczył, że może chociaż córkę uda się jakoś uratować, ale żołnierz wskazał ręką pobliski las. Na jego skraju przystawił Janowi broń do piersi i mimo gorących jego protestów i zaklinania się na wszystko, zagroziwszy śmiercią, rozkazał wracać natychmiast do dzieci. Sterroryzowany Kózka, ociągając się, zawrócił. Dowlókł się do zagrody, oparł się o róg stodoły i stał tak blady, roztrzęsiony, patrzący przez łzy w stronę lasu. Tak zastali go chłopcy.
Oczekiwanie
W tym czasie wróciła Kózkowa z kościoła i dowiedziawszy się, co zaszło – zemdlała. Przyszedłszy do siebie, wśród łez i wyrzekań opowiedziała, jak to było z jej pójściem do kościoła. Otóż od 13 listopada w parafii odprawiano nowennę ku czci św. Stanisława Kostki, patrona młodzieży. W tym dniu Karolina była do spowiedzi i Komunii św. i potem biegała codziennie rano do kościoła. Po raz ostatni 17 listopada. Po południu tego dnia wieś i okolica stała się wielką kwaterą wojsk rosyjskich. Na razie ich zachowanie się było względnie poprawne, ale ludzi sparaliżowała trwoga. Byli przecież zupełnie bezbronni wobec gwałtów, rekwizycji bydła i koni oraz dzikości Kozaków, o których gotowości do „pohulanki” opowiadano sobie wieści jedne straszniejsze od drugich. Krytycznego dnia, 18 listopada, Kózkowa wstała z gotowym postanowieniem: Karolcia zostanie dziś w domu ze względu na plątających się żołnierzy, do kościoła zaś pójdzie ona sama. Karolina próbowała wytłumaczyć matce, że i ona powinna pójść, ale matka pozostała nieugięta.
Mijały godziny, a Karolina nie wracała. Na drugi dzień co śmielsi ruszyli na poszukiwania, powiadomiono proboszcza, ten zaś z kolei wystąpił energicznie do władz wojskowych. Wszczęto poszukiwania na większą skalę, komenda wojsk rosyjskich przydzieliła nawet kilku żołnierzy, którzy przeszukali las zgodnie z tym, co opowiadali chłopcy, ostatni świadkowie zmagań dziewczyny z napastnikiem – wszystko na próżno. Przepadła jak kamień w wodę.
Tymczasem Karolina na skutek ucieczki, której nie brano w rachubę, znalazła się na skraju lasu, do którego została uprowadzona. Odnalazł ją zupełnie przypadkowo Franciszek Szwiec, który 4 grudnia zbierał tam gałęzie na opał. W rezultacie dokładnych oględzin zwłok nie stwierdzono zgwałcenia. Ceną stało się życie.
Nagle wszystko się zmieniło. Kilkadziesiąt minut heroicznych zmagań sprawiło, że na życie Karoliny ludzie zaczęli patrzeć zupełnie inaczej. Zaczęli rozumieć to, co przedtem wydawało się im dziwactwem, na co przedtem co najwyżej wzruszali ramio-nami. Zaczęli zauważać głębiej tam, gdzie przedtem widzieli przesadę, a codzienna wierność Karoliny Bogu nabrała wyrazu świadectwa. Już ludzie zgromadzeni na pogrzebie w niedzielę 6 grudnia, a zebrało się ich ponad 3 tysiące, pod wrażeniem tego, co się stało, w atmosferze żalu, dawali wyraz przekonaniu o świętości jej życia, a to, co zaszło, zaczęto nazywać męczeństwem.
Z takiej rodziny wyszła
Karolina Kózkówna urodziła się 2 sierpnia 1898 roku we wsi Wał-Ruda nad Dunajcem, 23 km od Tarnowa, w przysiółku o nazwie Śmietana. Była czwartym spośród jedenaściorga dzieci Jana i Marii z Borzęckich. Ona wywodziła się ze swoistej arystokracji wiejskiej, była bowiem córką jednej z najbogatszych rodzin w okolicy, on zaś, osierocony przez ojca w 7 roku życia i źle traktowany przez ojczyma, był zwykłym ubogim wyrobnikiem. To że Borzęccy zgodzili się na małżeństwo swej córki z biedakiem tułającym się po służbach świadczy o szacunku, jakim Jan się cieszył w swoim środowisku.
Mimo tych różnic w pozycji społecznej Kózkowie pracowali zgodnie na malutkim początkowo gospodarstwie; żyli skromnie i ubogo, dzięki czemu stopniowo dorobi-li się własnego domu i dokupili ziemi. Byli ludźmi głębokiej wiary, należeli do Apostolstwa Modlitwy, Żywego Różańca oraz Bractw Wstrzemięźliwości i Komunii św. wynagradzającej. Jeżeli jednak pobożność Jana była cicha jak on sam, to pobożność Marii była bardziej żywiołowa. Wielokrotnie wędrowała o chlebie i wodzie do cudownych obrazów Matki Bożej w pobliskim Odporyszowie koło Żabna i oddalonym o po-nad 40 km Tuchowie; 13 razy była z kompanią w Kalwarii Zebrzydowskiej, chodziła też i do odległej Częstochowy…
Dzień u Kózków rozpoczynał się bardzo wcześnie: w lecie – o czwartej, w zimie – o piątej. Krzątając się przy porannych obrządkach, śpiewali Godzinki. Przy tym śpiewie budziły się dzieci, musiały więc zachować ciszę przy ubieraniu się. Dopiero teraz cała rodzina pod przewodnictwem matki odmawiała pacierz, po czym zasiadano do śniadania, a następnie każdy szedł do swoich zajęć: młodsze dzieci do szkoły, starsze zostawały do pracy w gospodarstwie lub u sąsiadów, podobnie rodzice. W południe odmawiało się Anioł Pański, po czym następował typowy wiejski obiad: ziemniaki z kapustą, groch, bób lub kasza, w niedziele zaś kluski lub pierogi; mięso u Kózków zjawiało się tylko w wielkie święta; w porze letniej około piątej po południu bywał pod-wieczorek (chleb i mleko). Pracowity dzień kończył się wieczerzą, którą poprzedzała wspólna modlitwa Anioł Pański. Około dziewiątej wszyscy klękali do pacierza, po czym szło się spać.
Nieco inaczej było w niedziele i święta. Rano, o ósmej rodzice wychodzili do kościoła do Radłowa (ponad 7 km), by przed sumą śpiewać różaniec, dzieci zaś wychodziły nieco później. Po powrocie z kościoła wszyscy zasiadali do obiadu, po czym ktoś z rodziny znów szedł do kościoła na nieszpory, pozostali zaś wypełniali wolny czas czytaniem czy śpiewem; dzieci opowiadały, co zapamiętały z kazania.
Zwykle w świąteczno-niedzielne popołudnia do domu Kózków schodzili się sąsiedzi. Wspólnie odmawiano modlitwy, śpiewano – zależnie od okresu – kolędy, pieśni wielkopostne czy maryjne, kobiety u swej zelatorki zmieniały tajemnice różańcowe, czytywano Pismo Święte czy żywoty świętych, a także czasopisma religijne, które Kózkowna prenumerowała.
Drugim domem, który ściągał ludzi, był dom brata Kózkowej, Franciszka Borzęckiego. Był to człowiek nieprzeciętny, nie tylko na owe czasy. Dużo czytał, wszystko przeżywał, rozważał i tłumaczył potem innym. Miał po ojcu sporą bibliotekę, którą wciąż uzupełniał nowymi książkami. Jedną z izb swej obszernej chaty przeznaczył Franciszek na coś w rodzaju świetlicy-biblioteki. Tam właśnie zbierali się ludzie, wymieniali uwagi i doświadczenia z dziedziny rolnictwa, sadownictwa i hodowli, organizowali okolicznościowe nabożeństwa, recytacje wierszy czy śpiewania pieśni religijnych i patriotycznych. Czytano też na głos książki czy czasopisma; czynił to chętnie sam Franciszek lub Karolina, którą ludzie bardzo za to lubili, bo czytała płynnie, miała dobry głos i dykcję. W takim to środowisku i klimacie wzrastała Karolina.
Osobowość Karoliny
Karolina nie wyróżniała się niczym szczególnym, miała jednak w sobie coś, co sprawiało, że ludzie ją lubili. Nigdy nie chorowała. Sama niezmordowana, dokładna i obowiązkowa z trudem mogła zrozumieć czyjeś utyskiwania. W takich wypadkach, jak zapamiętały jej koleżanki, bywała apodyktyczna, ostra i wybuchowa, choć przelotnie. Była ogromnie wrażliwa na doznane dobro, ale też głęboko przeżywała własne niepowodzenia, żywiołowo współczuła nieszczęściu, cierpieniu czyjejś biedzie czy niedoli. Kiedyś, gdy w lesie zbierała z dziewczętami gałęzie na opał, uzbieraną wiązkę oddała koleżance, mówiąc po prostu: „Tobie trzeba więcej, bo ci bieda”. Nad sobą nigdy się nie użalała, wiedziała, czego chce, a ludzie mówili, że wszystko, co robiła i mówiła, było głęboko przemyślane i celowe. Była rozważna i spokojna, emanował z niej spokój wyrażający świadomość celu, stałość dążeń i siłę woli.
Do szkoły Karolina chodziła w rodzinnej miejscowości, uchodziła za uczennicę pilną, obowiązkową i pracowitą, taką ją zapamiętały koleżanki, tak ją wspominali nauczyciele i katecheci. Najpilniej jednak uczyła się religii; z czasem zaczęła imponować środowisku swą wiedzą w tej dziedzinie. Toteż matki bo niej odsyłały dzieci po wyjaśnienia katechizmowe. Bywało, że i starsi nie krępowali się pytać nastolatki, nawet proboszcz przyznawał, że rozmawiając z Karoliną na tematy religijne, sam wiele korzystał. Religijność była jej żywiołem, stała się czynnikiem porządkującym całe jej życie, nadającym szczególny rys mistycyzmu jej dojrzewającej osobowości.
Karolina bardzo lubiła się modlić. Modlitwa była dla niej rozmową z niewidzialnym, ale wszędzie obecnym Bogiem, którego obecność żywo odczuwała. Układając kwiatki przed domowym ołtarzykiem Matki Boskiej była jak zahipnotyzowana, jak-by stała wprost przed Maryją. Modliła się z głębokiej potrzeby serca. Bywało, że wstawała wraz z rodzicami, a nawet i wcześniej, by móc się długo modlić, potem zaś, odrobiwszy swoje, „leciała” do kościoła na Mszę św. Wieczorami, zwłaszcza zimą, długo klęczała przy łóżku modląc się. Ojciec czasem zwracał jej uwagę: „Idź już spać, bo zimno, nie klęcz tyle”. – Jeszcze się wyśpię – odpowiadała, a potem długo przesuwała w palcach różaniec , który zwykła odmawiać cały, czyli wszystkie trzy części.
Modlitwa była jej potrzebna do życia. „Żeby się dostać do nieba – westchnęła kiedyś – jakby tam było dobrze”. Właśnie myśl o niebie kazała jej nosić się skromnie. „Nie chcę się stroić, bo by mnie pycha ponosiła i nie mogłabym się modlić” – mówiła i to samo doradzała koleżankom. Podziwiano jej pracowitość i poczucie obowiązku, praca była dla niej jakby wewnętrzną potrzebą.
Niewiele zapewne osób domyślało się, że źródłem jej niezmordowanej aktywności było zjednoczenie z Chrystusem; ona dla Niego pracowała. „Żeby Pan Jezus nas kochał – mawiała – żeby podobać się Bogu”. Nie umiała próżnować. „Pan Jezus na nas patrzy – mówiła, zachęcając siebie i koleżanki. Tutaj też zapewne trzeba widzieć źródło jej głębokiego poczucia uczciwości. Kiedyś np., gdy pracę we dworze przerwał deszcz, ona wzbraniała się przyjąć zapłatę za pełną dniówkę.
Miała Karolina wyrobione poczucie obowiązku. Wszystkie swoje zobowiązania, czy to w domu, czy w szkole, czy na „pańskim” wykonywała pilnie i dokładnie, z po-czuciem odpowiedzialności. Obowiązkowości domagała się też od innych, od rodzeństwa i koleżanek.
W opinii środowiska była dziewczyną subtelną i wrażliwą, zwłaszcza na wszelką dwuznaczność w mowie i zachowaniu. Nie pozwalała na rozmowy nieprzyzwoite, niestosowne słowa czy żarty. Otoczenie wiedziało o tym i dostosowywało się do niej, choć czasem niechętnie. „Uważajcie – mówili czasem chłopcy z przekąsem – bo jest tu ta tercjarka, to znowu będzie boleć, jak coś złego powiemy”. Nie gniewała się te i tym podobne epitety, cieszyła się, że jednak uważali, wprawdzie ze względu na nią, ale jednak zła było mniej, a to przyczyniało chwały Bogu. Świadkowie jej życia pamiętają, że była pogodnego usposobienia, a przy tym cicha i skromna, a nawet trochę nieśmiała. Wyróżniała się jakąś wewnętrzną harmonią, promieniowała pokojem duchowego ładu i porządku. Z głęboką, ujmującą wdzięcznością przyjmowała każdy przejaw dobra, serdecznie współczuła każdej niedoli, a przy tym była prosta i naturalna.
Wyrastała ponad swe otoczenie, ponad jego zwyczajność, a przecież była zwyczajna, ot, zwykła wiejska, szczerze pobożna dziewczyna. Jeden ze świadków w procesie beatyfikacyjnym wyraził to po prostu: „Dusza pierwsza do nieba”. Niech te słowa posłużą nam za podsumowanie tego życia tak krótkiego, a tak intensywnego.
Błogosławiona
Droga Karoliny do oficjalnej chwały Kościoła była stosunkowo krótka jak na zwyczaje Kościoła, a to dlatego, że jej sprawę poprowadzono po linii męczeństwa (w takim przypadku nie potrzeba czekać na świadectwo cudu). Jednakże nim zapadła taka decyzja, w Kongregacji do spraw Świętych długo dyskutowano czy morderstwo popełnione na Karolinie przez żołnierza należy zaliczyć na smutne konto wojny, czy też było to męczeństwo w tradycyjnym rozumieniu oddania przez chrześcijanina życia za wiarę. Widocznie skłaniano się do sprowadzenia sprawy Karoliny na zwykłą, znacznie dłuższą drogę dowodzenia heroiczności cnót, skoro biskup Jerzy Ablewicz, całym sercem zaangażowany w sprawę beatyfikacji Karoliny, wróciwszy kiedyś z Rzymu powiedział, że jeśli sprawa jej męczeństwa nie przejdzie, to przynajmniej będziemy mieli (myślał o rodzinie Kózków) obraz wzorowej rodziny chrześcijańskiej.
Ale gdy papież opowiedział się za męczeństwem, sprawa beatyfikacji Karoliny nabrała przyśpieszenia. Jakoż postanowiono, że dokona się ona w Tarnowie, 10 czerw-ca 1987 roku, podczas trzeciej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny.
Do Tarnowa papież przybył z Lublina. Pogoda, niestety, popsuła się, i to już na powitanie Dostojnego Gościa. Cały wieczór siąpił deszcz, a nad ranem, gdy wielotysięczne rzesze pielgrzymów wędrowały na spotkanie z papieżem, runęła potężna ulewa. Na placu beatyfikacyjnym rozmiękły drogi, co uniemożliwiło papieżowi przejechanie pomiędzy sektorami. Ogromna, licząca ok. 1,5 mln rzesza ludzi nie mogła, niestety z najdalszych sektorów zobaczyć papieża. Ale Jan Paweł II w lot wyczuł sytuację i prze-jął kierowanie tym rozentuzjazmowanym morzem ludzi. Gestem szeroko i daleko wy-ciągniętych ramion zdawał się pozdrawiać właśnie tych najdalej stojących, a potem przemówił w sposób prosty, ciepły i swojski:
„Prawdopodobnie – zaczął Jan Paweł II swe spotkanie z prawie 2-milionową rzeszą pielgrzymów – myślicie sobie: co ten Papież? Przyjechał, wyszedł tu na górę, tak stoi i patrzy. No właśnie! Bo ja tu przyjechałem się napatrzeć! Jak się spotkać inaczej? Żeby się spotkać, trzeba się sobie przypatrzeć. Więcej, trzeba się sobie napatrzeć… A tutaj jest się czemu, a raczej jest się komu napatrzeć. Miało się to odbyć przez przejazd pomiędzy zgromadzonymi, ale drogi się popsuły i nie można przejechać… Więc jeśli się nie mogę napatrzeć z bliska, to przynajmniej z daleka…”
A potem, już w promieniach słońca, Jan Paweł II celebrował Mszę św. w otoczeniu biskupów i kilkudziesięciu kapłanów. Na honorowym miejscu zasiadły dwie siostry błogosławionej Karoliny, Katarzyna i Maria, jedyne żyjące spośród jej licznego rodzeństwa.
Po obrzędach wstępnych Ojciec św. wygłosił formułę beatyfikacyjną: „Naszą powagą apostolską ogłaszamy, że czcigodna sługa Boża Karolina Kózkówna otrzymuje z dniem dzisiejszym tytuł Błogosławionej, a jej święto będzie można obchodzić 18 listopada, w dniu jej narodzin dla nieba. W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”.
Przy śpiewie „Amen” odsłonił się obraz nowej Błogosławionej, a rzesza podjęła śpiew „Chwała na wysokości Bogu”.
Po Ewangelii papież wygłosił homilię, w której mówił m. in.: „Ta młodziutka córka Kościoła tarnowskiego, którą od dzisiaj będziemy zwać błogosławioną, swoim życiem mówi przede wszystkim do młodych, do chłopców i dziewcząt… Mówi o wielkiej godności kobiety: o godności ludzkiej osoby. O godności ciała, które wprawdzie na tym świecie podlega śmierci, jak i jej młode ciało uległo śmierci, ale to ludzkie ciało nosi w sobie zapis nieśmiertelności, jaką człowiek ma osiągnąć w Bogu wiecznym i żywym, przez Chrystusa…
Tam, pośród równinnych lasów, w pobliżu miejscowości Wał-Ruda, zdaje się trwać ta Wasza Rodaczka… i świadczyć o niezniszczalnej przynależności człowieka do Boga samego… Czyż to nie ona, Karolina, w obliczu straszliwego zagrożenia ze strony drugiego człowieka, woła do Boga słowami psalmisty: «Zachowaj mnie, Boże, bo chronię się u Ciebie?… Ty ścieżkę życia mi ukarzesz» (Ps 16, 1. 11)?… To tak jakbyśmy szli po śladach ucieczki tej dziewczyny, opierającej się zbrojnemu napastnikowi, szukającej ścieżek, na których w pobliżu jej wsi, ocalić życie i godność… Na tej ścieżce ucieczki został zadany ostatni, zabójczy cios. Karolina nie ocaliła życia doczesnego… Oddała je, aby zyskać życie z Chrystusem w Bogu… Padając pod ręką napastnika, Karolina dała ostatnie na tej ziemi świadectwo temu życiu, które jest w niej od momentu chrztu w kościele parafialnym w Radłowie… Ginie więc Karolina. Jej martwe ciało dziewczęce pozostaje wśród leśnego poszycia. A śmierć niewinnej zdaje się odtąd głosić ze szczególną mocą tę prawdę, którą wypowiada psalmista: «Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, to On mój los zabezpiecza» (Ps 16, 5). Tak. Karolina porzucona wśród lasu rudziańskiego jest bezpieczna. Jest w rękach Boga, który jest Bogiem życia…
Dziecko prostych rodziców, dziecko tej nadwiślańskiej ziemi, «gwiazdo» Twojego ludu, dziś Kościół podejmuje Twoje wołanie bez słów i nazywa Ciebie Błogosławioną!”…
Chronologia życia, męczeństwa i kultu błogosławionej Karoliny Kózkówny
2 VIII 1898 r. – Narodziny Karoliny, córki Jana Kózki i Marii z domu Borzęckiej, zamieszkałych w Wał Rudzie 49 – przysiółek Śmietana.
7 VIII 1898 r. – Chrzest św. w kościele parafialnym w Radłowie udzielony przez
ks. Józefa Olszowieckiego.
1905 r. – Rozpoczyna naukę w Szkole Powszechnej w Wał Rudzie.
1907 r. – Przystępuje do Pierwszej Komunii Świętej.
1910 – 1913 – Budowa kościoła parafialnego w Zabawie.
1911 r. – Karolina kończy Szkołę Powszechną i rozpoczyna naukę na dwuletnim kursie nauki dopełniającej.
27 VII 1913 r. – Pierwsza Msza święta w kościele parafialnym.
18 V 1914 r. – Karolina przyjmuje Sakrament Bierzmowania w kościele parafialnym w Zabawie.
18 XI 1914 r. – Karolina zostaje zamordowana w wałrudzkim lesie przez rosyjskiego żołnierza.
4 XII 1914 r. – Franciszek Szwiec odnajduje ciało zamordowanej Karoliny na skraju lasu pod olszyną.
6 XII 1914 r. – Pogrzeb Karoliny, ciało zostaje złożone na parafialnym cmentarzu.
18 XI 1917 r. – Przeniesienie ciała Karoliny z cmentarza do grobowca na placu przykościelnym.
25 VIII 1948 r. – Ks. Władysław Mędrala przedkłada na trzecim Synodzie Diecezji Tarnowskiej pisemną petycję o wszczęcie procesu w sprawie męczeństwa Karoliny.
13 IX 1963 r. – Biskup Jerzy Ablewicz zleca ks. dr. J. Białobokowi przygotowanie procesu informacyjnego w sprawie beatyfikacji i kanonizacji Karoliny Kózkówny.
30 VI 1986 r. – Ojciec Święty Jan Paweł II ogłasza dekret o męczeństwie Sługi Bożej Karoliny Kózkówny.
18 III 1987 r. – Umieszczenie relikwii Błogosławionej Karoliny w aluminiowej trumience i złożenie jej w sarkofagu pod mensą głównego ołtarza kościoła w Zabawie oraz przeznaczenie cząstek do relikwiarzy.
10 VI 1987 r. – Ojciec Święty Jan Paweł II podczas trzeciej pielgrzymki do Polski dokonuje uroczystej beatyfikacji Karoliny Kózkówny na tarnowskich błoniach.
10 VI 2002 r. – Biskup Tarnowski Wiktor Skworc wydaje dekret i ustanawia Diecezjalne Sanktuarium Błogosławionej Karoliny w Zabawie.
18 VI 2002 r. – Biskup Tarnowski Wiktor Skworc podaje wiernym modlitwę o kanonizacje Błogosławionej Karoliny Kózkówny.
20 XI 2004 r. – Poświęcenie Kaplicy Męczenników i Ofiar Przemocy.
18 XI 2006 r. – Biskup Tarnowski Wiktor Skworc poświęca stacje drogi krzyżowej szlakiem męczeństwa i rozpoczyna proces kanonizacyjny Błogosławionej Karoliny.
15 XI 2009 r. – Biskup Tadeusz Płoski poświęca kamień węgielny pod Pomnik Ofiar Wypadków Drogowych i Komunikacyjnych.
29 VII 2012 r. – Poświęcenie pomnika Ofiar Wypadków Drogowych i Komunikacyjnych Przejście przez ks. bpa Wiesława Lechowicza.
18 X 2012 r. – Senat Rzeczpospolitej Polski przyjmuje uchwałę uczczenia bł. Karoliny z okazji 25 lecia Jej beatyfikacji.
Sanktuarium Bł. Karoliny Kózkówny
**************************************************************************************************************
#RedWeek: kościoły w kolorze krwi
***
Tysiące kościołów, zabytkowych budynków i pomników na całym świecie zostaną oświetlone na czerwono jako protest przeciw niekończącym się prześladowaniom chrześcijan. Akcja, organizowana przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie, rozpoczyna się 18 listopada i potrwa tydzień.
„Koronawirus może przyniósł wiele zmian, ale chrześcijaństwo ciągle pozostaje najbardziej prześladowaną religią na świecie” – podkreślił Thomas Heine-Geldern, przewodniczący papieskiego Stowarzyszenia. Wyjaśnił, że ta międzynarodowa inicjatywa ma być znakiem wyznawców Chrystusa, którzy z powodu prześladowań „mają zamknięte usta”. Czerwone kościoły mają wyrażać ich „krzyk sprzeciwu”.
Wiele krajów ma się przyłączyć do akcji #RedWeek – od Kanady po Australię. Inicjatywa rozpocznie się w Austrii, od wiedeńskiej katedry św. Szczepana, budynku parlamentu i ponad 50 innych kościołów w stolicy. Następnie na czerwono zostaną oświetlone m.in. Koloseum w Rzymie, Zamek Bratysławski na Słowacji, bazylika Notre Dame w Montrealu, a także pomnik Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro.
Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie organizuje akcję #RedWeek od 2015 roku. Służy ona zwiększaniu świadomości o Kościele cierpiącym na całym świecie, zachęcając do materialnego i duchowego wsparcia oraz solidarności z braćmi w wierze, którzy z różnych względów nie cieszą się wolnością wyznawania wiary w Chrystusa.
Vaticannenews.va/Gość Niedzielny/17.11.2020
********************************************************************************************************
czwartek, 19 listopada 2020
XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY
wspomnienie bł. Salomei, dziewicy, zakonnicy
Bł. Salomea (1212-1268) – była córką Leszka Białego i Grzymisławy, księżniczki ruskiej. Poślubiła księcia węgierskiego Kolomana. Żyła z nim w dziewiczym małżeństwie.
W roku 1219 zasiadła z mężem na tronie halickim. Wkrótce potem, po klęsce z wojskami księcia nowogrodzkiego, Mścisława, zostali zmuszeni do rezygnacji z Halicza i udali się na Węgry. W 20 lat później Koloman zmarł na skutek ran odniesionych w bitwie z Tatarami.
Po jego śmierci Salomea wróciła do Polski i w 1245 roku wstąpiła do klasztoru klarysek w Zawichoście koło Sandomierza. Ze względu na niebezpieczeństwo najazdu Tatarów jej brat, książę sandomierski i krakowski, Bolesław Wstydliwy ufundował i przeniósł klasztor do Skały pod Krakowem.
Księżna Salomea założyła przy nim miasto na prawie niemieckim.
Kult Świętej aprobował Klemens X (1673). Jej relikwie spoczywają w klasztorze franciszkanów w Krakowie.
W ikonografii atrybutem bł. Salomei jest gwiazda uchodząca z jej ust w chwili śmierci.
Aleteia.pl
****************************************************
bł. Salomea
(ok. 1211 – 1268)
Witraż z błogosławioną Salomeą/fot.Sandra Cohen-Rose and Colin Rose
***
Biblijne imię Salomea pochodzi z języka hebrajskiego i oznacza pokój, (shalom). W wersji greckiej brzmi ono: Salóme. Imię to nosiła córka Herodiady, która za piękny taniec, namówiona przez matkę, poprosiła o głowę Jana Chrzciciela. Salomea była także jedna ze świętych niewiast przybyłych do grobu, aby po szabatowym spoczynku namaścić ciało Jezusa. Dzięki swej odwadze i dobroci otrzymała przywilej ogłoszenia radosnej nowiny o Zmartwychwstaniu Pańskim apostołom.
Pośród kobiet noszących to imię znajduje się błogosławiona Polka. Jest nią Salomea Piastówna, pochodząca z książęcego rodu Piastów, zasiadających na tronie krakowskim.
Wiek XIII, w którym żyła, był trudny. Rozbicie dzielnicowe związane z podziałem Polski na małe księstewka, powodowało bratobójcze walki. Ponadto państwa ościenne, korzystając z zamętu, zagarniały przyległe ziemie. Księstwo krakowskie należało wówczas do Leszka Białego. Aby zapobiec niekończącym się walkom z Rusią, postanowił zawrzeć z nią pokój i przypieczętować go ożenkiem z księżniczką ruską Grzymisławą. Z tego związku pierwsza przyszła na świat Salomea – “niosąca pokój”. Trudno bezspornie ustalić datę jej urodzin czy był to 1211 czy 1212 r.
Jako córka książęca nie uniknęła włączenia swej osoby w sprawy polityczne. Jej ojciec po nieudanej obronie ziem Halicza, udał się po pomoc do króla Węgier Andrzeja II. Po zwycięstwie nad buntownikami król węgierski zażądał dla siebie władzy i książę polski, nie mogąc mu się przeciwstawić, zgodził się na to, z tym zastrzeżeniem, że jego syn Koloman poślubi polską księżniczkę. Traktakt ugodowy zawarto na Spiszu w 1214 r. Na jego mocy 7-letnia Salomea w roku 1219 opuszcza dom rodzinny w Krakowie, aby na węgierskim dworze przygotować się do roli małżonki 11-letniego wówczas Kolomana.
Po zaręczynach Salomei z Kolomanem i pokonaniu przez wojska polsko-węgierskie księcia halickiego, oboje zasiedli na zdobytym tronie. Władanie ich nie było jednak długie, ponieważ po dwóch latach szlachta ruska znów wznieciła bunt i pojmawszy młodocianych władców osadziła ich w więzieniu. Długo trwały rokowania wobec skomplikowanych stosunków politycznych. W wyniku ugody, po utracie księstwa halickiego Koloman i Salomea zostali uwolnieni i powrócili na dwór ojca, na Węgry.
W 1225 r. osiągnęli wiek, w którym zaręczyny mogły dopełnić się przez udzielenie ślubu. Salomea została dziewiczą małżonką Kolomana, ponieważ uszanował on ślub czystości złożony przez nią w dzieciństwie. Choć nie brakowało na dworze węgierskim zabaw i uczt, Salomea żyła cicho i skromnie, wyrzekając się przywilejów królewskich, zajęta modlitwą i udzielaniem jałmużny. Wg legendy pewnego razu została zaproszona przez króla Andrzeja na ucztę. Gdy przywdziała na jego prośbę strój godny królowej, jej wdzięk i dostojeństwo zajaśniały wtedy w pełni, wzbudzając powszechny szacunek. Salomea nie wykorzystywała jednak swej pozycji dla samej siebie. Z dala od dworskich hulanek, była dobrze znana biedakom, którym nie szczędziła troski i pomocy.
Młodym małżonkom król Andrzej przekazał zarząd częścią terytorium państwa: Sławonię, Dalmację i Kroację. Przed królewską parą stanęło teraz poważne zadanie oczyszczenia tych krajów z herezji i przywrócenia na ich terenie kultury chrześcijańskiej.
Kaloman i Salomea, aby umocnić w sobie gorliwość chrześcijańską, włączyli się w świecką wspólnotę III Zakonu św. Franciszka z Asyżu zw. tercjarstwem. W dobrowolnym ofiarowaniu się służbie Bożej realizowali życiem ideały Ewangelii i w tym duchu podejmowali rządy nad powierzonym sobie ludem. Pomagali im w tej misji sprowadzeni z Włoch Bracia Mniejsi z I Zakonu św. Franciszka. Pracowali oni wśród ludu, głosząc przystępne kazania i wyjaśniając prawdy wiary. Zarabiali na życie własnymi rękoma, a często zbierali jałmużnę, aby ofiarować ją najbiedniejszym. Odnowa życia i obyczajów, jaką wnieśli Koloman i Salomea została dostrzeżona przez papiestwo i potwierdzona bullą Ojca św. Grzegorza IX. Prosty lud tych krain także wysławiał dobroć swych władców, szczególnie Salomei, która choć ukryta w cieniu męża nie szczędziła dla potrzebujących nawet swych własnych zasobów materialnych, a przede wszystkim modlitwy.
Ten ewangeliczny trud przerwała nawała tatarska, która zaczęła atakować Europę wiosną 1241 r. Po spustoszeniu Polski, zatrzymani pod Legnicą Tatarzy skierowali się w stronę Węgier. Koloman ze swymi Słoweńcami dołączył do wojsk węgierskich, aby odeprzeć ataki najeźdźcy. W bitwie nad rzeką Sayo, przegranej przez Węgrów, został ciężko ranny i zmarł.
Salomea w wieku 30 lat została wdową.
Wróciła do Polski, gdzie żyła jeszcze jej matka Grzymisława, a na dworze krakowskim zasiadł od 1243 r. jej młodszy brat – Bolesław Wstydliwy. Nie chciała jednak przebywać na dworze książęcym. Porzuciła światowy rozgwar i beztroskie życie, a owiana żarliwością religijną dzięki ślubowi czystości, postanowiła poświęcić się życiu zakonnemu. Poznawszy już wcześniej życie Braci Mniejszych – surowe, ale radosne, w duchu ewangelicznego ubóstwa Biedaczyny z Asyżu – pragnęła utworzyć żeńską wspólnotę św. Franciszka. Chciała założyć klasztor i zgromadzić wspólnotę sióstr na wzór Damianitek zw. Ubogimi Paniami z klasztoru św. Klary w Asyżu. W realizacji tego zamierzenia pomogły jej siostry praskiej wspólnoty św. Agnieszki. Utworzyły one pierwszy konwent na ziemiach polskich. Salomea stała się pierwszą polską klaryską, gdy podczas kapituły zakonnej w Sandomierzu w 1245 r. prowincjał franciszkański o. Rajmund dokonał uroczystego aktu Jej obłóczyn, a bp krakowski Prandota udzielił Jej konsekracji dziewic, czyli poświęcił na mniszkę. Klasztor ufundowano w Zawichościekoło Sandomierza, dzięki dotacjom samej Salomei i jej brata Bolesława Wstydliwego.
Przeniknięta duchem Ewangelii przyjmowała do klasztoru zarówno szlachcianki jak i dziewczęta z ludu. Jako fundatorka i założycielka klasztoru dbała o warunki życia sióstr. Wobec nieugiętej woli trwania w swych wyrzeczeniach spełnianych z radością i pogoda ducha, klaryski zaczęto otaczać powszechnym szacunkiem. Często je nawiedzano prosząc o wsparcie modlitewne, krzepiąc swą gorliwość przykładem ich życia. Niejednokrotnie też obdarowywano je majątkami ziemskimi. Zachowując wierność franciszkańskiemu ubóstwu, Salomea założyła przy klasztorze w Zawichoście mały szpital. Ofiarowywane siostrom wsparcie przekazywano chorym, a po zaspokojeniu ich potrzeb, z datków korzystała wspólnota.
W tych burzliwych czasach miejsce to nie było bezpieczne. Polska przeżywała najazdy Tatarów i Litwinów. Za zgodą księcia Bolesława i za poradą bpa Prandoty siostry przeniosły się w miejsce bezpieczniejsze: do Skały pod Krakowem zwanej Kamieniem Najświętszej Maryi Panny (1260 r.). Nie ulega wątpliwości, że główny głos w tej sprawie miała Salomea, która też uzyskała od papieża Aleksandra IV zgodę na przeniesienie konwentu.
Książę Bolesław zapewnił wspólnocie stały dochód. Z inspiracji Salomei nadał on również tej osadzie przywileje samodzielnego miasta klasztornego na prawie niemieckim (1267 r.). Dzięki tej fundacji zarządzanie dobrami klasztoru stało się. łatwiejsze. Powstanie miasta Skały po dziś dzień łączy się z imieniem Błogosławionej Klaryski.
Salomea w swej miłości ku Bogu, szukając ciszy i samotności, wkrótce przeniosła się do groty skalnej w pobliżu klasztoru, aby tam, jak Franciszek na Alwerni, przebywać sam na sam z Bogiem. Nie oszczędzała siebie, lecz przez posty i umartwienia, we włosiennicy, dniem i nocą wstawiała się w modlitwach za ojczyznę i swą wspólnotę.
Wyczerpana podjętą pokutą, zapadła na zdrowiu. Podjęła wówczas starania, mające na celu zapewnienie dalszego trwania wspólnoty. Dokładnie 30 sierpnia 1268 r. sporządziła testament. Jako “pokorna służebnica Chrystusa” zatroszczyła się nie tylko o byt materialny swych duchowych sióstr, ale przekazała na rzecz wspólnoty całość dóbr osobistych, jakimi dysponowała, o dużej wartości i znaczeniu dla kultury polskiej. Tym sposobem klasztor wszedł w posiadanie wielu cennych relikwii, szat liturgicznych, obrazów, a przede wszystkim bezcennego na owe czasy księgozbioru np. ksiąg chórowych (antyfonarzy, kancjonałów, graduałów, brewiarzy, itp.), bez których pielęgnowanie rozbudowanych śpiewów kościelnych byłoby niemożliwe.
Powierzając w modlitwach swe siostry i ich losy Bogu, sama z cichością oczekiwała na śmierć. Przyjęła ją pogodnie dnia 10 listopada 1268 r. Jej ciało wydające miły zapach umieszczono na marach w chórze klasztornym i przez kilka dni siostry żegnały swą Matkę. Wtedy też siostry były świadkami pierwszych cudów za Jej przyczyną: s. Bogusława uzdrowienia chorych oczu, a s. Agnieszka wróciła do pełni sił po dotkliwym upadku.
Pochowana została tymczasowo w klasztorze skalskim. W roku następnym 22 maja odbyło się uroczyste przeniesienie zwłok do grobowca w kościele oo. Franciszkanów w Krakowie. Złożono je w krypcie prezbiterium świątyni, na wprost ołtarza głównego. Upamiętniono to miejsce napisem “Ossa B. Salomeae Reginae Haliciae Ord.S.Clarae” na płycie w posadzce kościoła.
Sława świętości Salomei przyciągała wielu pątników, którzy paląc świece, lampy, klęcząc, padając krzyżem prosili o Jej wstawiennictwo.
Kult świątobliwej Klaryski ożywił się jeszcze bardziej, gdy do Krakowa w 1320 r. przybyły klaryski skalskie. Oddano im w posiadanie kościół św. Andrzeja Ap. staraniem Jadwigi, żony króla Władysława Łokietka, który w tym właśnie roku zdołał państwo polskie zjednoczyć i na nowo uczynić królestwem. O uznanie świętości pierwszej polskiej klaryski proszono Stolicę Apostolską zaraz po jej śmierci. Obiektywne trudności uniemożliwiły jednak realizację tego zamysłu i dopiero w 1673 r. papież Klemens X zatwierdził kult Salomei jako Błogosławionej.
Decyzję Ojca św. powitano w Polsce z wielką radością. Pierwsze uroczyste obchody przygotowano w dniu Jej poświęconym. W wigilię święta 16 XI 1673 r. wyruszyła procesja z relikwiami, prowadzona z klasztoru św. Andrzeja Ap. do kościoła oo. Franciszkanów. Podczas przemarszu biły dzwony ze słynnym Zygmuntem, palono sztuczne ognie, oddawano salwy, grały orkiestry, powiewały sztandary cechowe i brackie.
Relikwie nowej Błogosławionej złożono na ołtarzu, w kaplicy Cechu Cieśli. Przez całą oktawę odbywały się nabożeństwa z litanią i pieśniami ku Jej czci. Radość z zatwierdzenia kultu bł. Salomei była tym większa, że zbiegła się z wiadomością o zwycięstwie wojsk polskich w walce z Turkami pod Chocimem, o którego uproszenie krakowskie Bractwo Męki Pańskiej zorganizowało pielgrzymkę do klasztoru skalskiego.
Po beatyfikacji dzień Jej święta wyznaczono na 17 listopada a obecnie – wg nowego kalendarza liturgicznego – obchodzi się je w Polsce 19 dnia tego miesiąca.
Jako jedna z pierwszych Błogosławionych Polek, Salomea stała się pięknym wzorem dla niewiast naszej ojczyzny. Książęce pochodzenie nie przytłumiło Jej dążeń do doskonalenia się w cnotach chrześcijańskich. Doświadczana życiowymi trudnościami, ceniła te duchowe wartości, które w pełnym blasku widziała w Ewangelii.
Rozwijając w sobie całkowite oddanie się miłości chrześcijańskiej, potrafiła twórczo oddziaływać na otaczających ją ludzi. Nawet małżeństwo, choć spowodowane względami politycznymi, przez zachowanie czystości dziewiczej ukazało małżonkom swój prawdziwy blask zjednoczenia dla budowy dobra i ładu Bożego, którego błogosławione skutki wychwalali poddani. Choć nie zaznała radości macierzyństwa, Salomea potrafiła z matczyną troską pochylić się nad każdym człowiekiem. Jako królowa i jako klaryska była troskliwą opiekunką każdego potrzebującego pomocy. Umocniona cnotami ewangelicznymi ukazała swym życiem rzeczywistą godność kobiety płynącą z duchowego bogactwa jej natury.
ss. Klaryski
************************************************************
piątek, 20 listopada 2020
XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Dziś wspomnienie świętego Rafała Kalinowskiego, prezbitera
Józef Kalinowski urodził się w 1835 roku w Wilnie. Ojciec był profesorem matematyki na Uniwersytecie Wileńskim. Po ukończeniu Instytutu Szlacheckiego (1843-1850) podjął studia w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach koło Orszy. Zrezygnował z nich po dwu latach.
Przeniósł się do Mikołajewskiej Szkoły Inżynierii Wojskowej w Petersburgu. Po jej ukończeniu (1855) został adiunktem matematyki oraz awansował do stopnia porucznika. Następnie pracował przy budowie kolei żelaznej Odessa – Kijów – Kursk. Z powodów zdrowotnych otrzymał zwolnienie z wojska w 1863 roku.
Gdy wybuchło powstanie styczniowe, objął obowiązki naczelnika litewskiego Wydziału Wojny. Po upadku powstania został aresztowany i osadzony w więzieniu. W wyniku procesu skazano go na karę śmierci. W więzieniu otaczała go atmosfera świętości.
Wskutek interwencji krewnych i przyjaciół, a także z obawy że po śmierci Polacy mogą uważać Józefa Kalinowskiego za męczennika i świętego, władze carskie zamieniły mu wyrok na dziesięcioletnią katorgę na Syberii. Po ciężkich robotach, zmianach kolejnych miejsc zsyłki oraz wielu przeżyciach Kalinowski powrócił do kraju w 1874 roku.
Tutaj zaproponowano mu stanowisko wychowawcy Augusta (kandydata na ołtarze) – syna księcia Władysława Czartoryskiego. Opiekował się nim przez trzy lata. W 1877 roku Józef Kalinowski wstąpił do nowicjatu karmelitów w Grazu, przybierając imię Rafał. Po studiach filozoficznych i teologicznych otrzymał święcenia kapłańskie (1882).googletag.cmd.push( function() { googletag.display( ‚aleteia-welcome’ ); } );
W kilka miesięcy później został przeorem klasztoru w Czernej, następnie w Wadowicach. Był spowiednikiem o wyjątkowych darach, nazwano go „ofiarą konfesjonału”.
Zmarł 15 listopada 1907 roku. Jego relikwie spoczywają w kościele karmelitów w Czernej.
Beatyfikował go Jan Paweł II w 1983 roku, kanonizował w 1991. Patron oficerów i żołnierzy. Orędownik w sprawach trudnych i beznadziejnych.
W ikonografii Święty przedstawiany jest podczas modlitwy w habicie karmelity.
Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl
***********************************************
Na tropach ciszy
Święty Rafał Kalinowski (1835–1907)
Drewniany krzyżyk, dziś już złamany, i srebrna łyżeczka, używane przez niego na Syberii. Metalowy pas pokutny, który zakładał na biodra, i brązowy szalik z włóczki, na którym wyszyto inicjały O.R. – ojciec Rafał. Te przedmioty przypominają o długiej drodze, która zaprowadziła Józefa Kalinowskiego ku świętości.
Czerna – niewielka, malowniczo położona miejscowość w pobliżu Krakowa. Na wzgórzu porośniętym lasem – klasztor karmelitów bosych. W weekendy tutejsze sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej zapełnia się pielgrzymami. W dzień powszedni panuje tu cisza.
Święty Rafał Kalinowski długo poszukiwał tej ciszy. Choć myśl o powołaniu zakonnym pojawiała się już w latach młodzieńczych, to jednak w czasie studiów i służby w wojsku carskim zagłuszył ją w sobie. Przez dziesięć lat nie przystępował do spowiedzi. Mimo to niespokojne serce Józefa (takie imię otrzymał na chrzcie) nużyło się życiem w Petersburgu – mieście pełnym przepychu i zbytków. „Co do mnie, to czuję, że nigdy siebie nie zaspokoję, zawsze mi będzie czegoś brakować” – pisał w listach.
Niespokojne serce
Urodził się w 1835 roku w Wilnie. Matka zmarła zaraz po jego porodzie, a ojciec ożenił się z jej siostrą, która odeszła równie szybko. Pan Andrzej Kalinowski został sam z pięciorgiem dzieci, ale ten stan nie trwał długo. Po niespełna dwóch latach Andrzej poznaje Zofię Puttkamer, córkę Maryli Wereszczakówny – tej samej, do której wzdychał młody Adam Mickiewicz. Zofia jest dużo młodsza od Andrzeja, ale miłość okazuje się silniejsza. Za kilka miesięcy Andrzej Kalinowski ożeni się po raz trzeci.
Choć dla dorastającego chłopca ta sytuacja z pewnością nie była łatwa, Józef wzrastał w atmosferze miłości. Przychodzi jednak czas studiów – najpierw w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach pod Orszą, a potem w Mikołajewskiej Akademii Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, co wiąże się z nadaniem stopnia porucznika w armii carskiej. Józef zachwyca się zdobyczami dziewiętnastowiecznej techniki, ma powodzenie u kobiet z zamożnych domów. Po studiach, jako ceniony inżynier, prowadzi badania przy wytyczaniu kolei żelaznej na trasie: Odessa–Kijów–Kursk, a następnie pracuje przy rozbudowie i umocnieniu fortecy w Brześciu Litewskim. To wszystko nie przynosi mu ukojenia. „Rzucony od lat kilkunastu w życie tułacze” – tak ocenia swoją egzystencję w tamtym czasie.
Zapał nie wygasł
Prawdziwa tułaczka miała dopiero nadejść. Przekonujemy się o tym, patrząc na ścianę kaplicy św. Rafała w Czernej, na której znajdują się trzy obrazy Jerzego Kumali przedstawiające trzy kolejne etapy życia Świętego. Najpierw widzimy go jako ministra wojny na Wileńszczyźnie, podczas powstania styczniowego. Pod pretekstem słabego zdrowia odrzucił mundur oficerski, by przyłączyć się do rządu powstańczego i stać się, obok Konstantego Kalinowskiego, jedynym przedstawicielem naczelnej władzy powstańczej na Litwie.
Na drugim obrazie Święty ukazuje nam się jako zesłaniec – za udział w powstaniu został skazany na karę śmierci, którą jednak zamieniono na dziesięć lat katorgi na Syberii. Pracuje w warzelniach soli w Usolu, a po amnestii przebywa w Irkucku, Permie i Smoleńsku. Wreszcie – po powrocie do Polski, podjęciu zadań wychowawcy księcia Augusta Czartoryskiego i podróżach z nim do sanatoriów Francji i Szwajcarii – widzimy już Józefa jako zakonnika, przesiadującego godzinami w konfesjonale. – Przemiana Józefa Kalinowskiego była raczej procesem niż nagłym olśnieniem – twierdzi oprowadzający nas karmelita, ojciec Piotr Karauda. – Po latach przyznawał, że w młodości zaniedbywał praktyki religijne, ale zapał do wewnętrznej pobożności w nim nie wygasł.
Męczennik konfesjonału
Opór przed spowiedzią przełamał podczas zawieruchy powstania styczniowego. Modlitwy przybranej matki i gorące prośby młodszej siostry Maryni okazały się owocne. Od tego czasu coraz silniej dojrzewa w nim myśl o wstąpieniu do zakonu, nie jest to jednak możliwe podczas zesłania. Dopiero w 1877 roku, za namową sióstr karmelitanek, modlących się o odnowę zakonu karmelitów bosych w Polsce, przyjmuje habit i imię: Rafał od św. Józefa. Cztery lata później składa uroczyste śluby zakonne i wyjeżdża do Czernej, a po roku jest już tam przeorem. Jako wspaniały spowiednik zyskuje miano „męczennika konfesjonału”.
Ojciec Bronisław Jarosiński, karmelita bosy z Wadowic, gdzie ojciec Rafał założył klasztor, wspominał: „W Wadowicach w niedziele i święta o godzinie 4.45 – kiedy otwierano kościół – już kilkaset ludzi stało przed kościołem z dalekich stron, a niektórzy z nich wyszli z domu o północy (…) Ojciec Rafał wstawał o 3.45; od 4.00 do 5.00 odprawiał rozmyślanie w chórze zakonnym; o 5.00 odmawiał prymę i tercję, potem spowiadał do Mszy, a po dziękczynieniu ponownie szedł do konfesjonału, w którym często pozostawał do późnych godzin popołudniowych, a niejednokrotnie aż do wieczora”.
Zmarł w opinii świętości w Wadowicach, a pochowano go na cmentarzu w Czernej. Dziś jego relikwie spoczywają w kaplicy św. Rafała. Zachowały się po Świętym pamiątki, które można oglądać w klasztornym muzeum. Jest wśród nich drewniany krzyżyk, dziś już złamany, i srebrna łyżeczka, których używał na Syberii. Jest brzozowy krzyż i kamienie – pamiątki z więzienia w Tobolsku. Jest metalowy pas pokutny, który zakładał na biodra, i brązowy szalik z włóczki, na którym wyszyto inicjały O.R. – ojciec Rafał. Trudno patrzeć na te przedmioty bez wzruszenia. Przypominają one o długiej drodze, która zaprowadziła Józefa Kalinowskiego ku świętości.
Szymon Babuchowski/GN 46/2007
*******************************************************************
Inżynieria świętości – św. Rafał Kalinowski
***
Spowiadaj się często, a spowiadaj się dobrze. Chcesz sercem wspaniałomyślnym wykonywać twe obowiązki, nieraz zbyt uciążliwe i twemu usposobieniu przeciwne? Chcesz posiadać męstwo, aby nie upadać na duchu, gdy cię jaka boleść dosięgnie? Spowiadaj się często, ale spowiadaj się dobrze! Czy chcesz na koniec zostać świętym i na pewno iść drogą do nieba – spowiadaj się często, lecz spowiadaj się dobrze!
Św. Rafał Kalinowski OCD
Jego osoba i życie jednoznacznie wskazują, jak bardzo na drogi duchowe ma wpływ historia, szczególnie ta trudna: w upokorzonym narodzie bez państwa. Ale dzięki temu sylwetka św. Rafała jawi się czysta, jej zarys klarowniejszy. Kalinowski miał wiele twarzy, które uświęcił: przeżył wiele czasów łączonych w jedno życie.
Twarz w Nią wpatrzona
Pochodził z Wilna, dano mu imię Józef i można powiedzieć, że jego życie jest przepasane obecnością Maryi – Tej z Ostrej Bramy. Urodził się w 1835 r., niemal pod Jej okiem, by ostatecznie wstąpić do zakonu Jej poświęconego – Braci Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel. To pierwsza, ważna lekcja jego życiorysu – opasać się obecnością Maryi, Tej, która wpatrzona jest z miłością w Chrystusa.
Twarz relacji poszukująca
Po ukończeniu gimnazjum (1850) wybrał Mikołajewską Akademię Inżynierii Wojennej w Petersburgu. Po jej ukończeniu (1857) budował arterie kolejowe i mosty na trasie Odessa – Kursk. To ważny trop. Budował mosty, a zatem to, co łączy. W sensie duchowym można stwierdzić, że budował to, co łączy ludzi, co im pozwala się spotkać, zmierzać ku sobie, wymieniać dobra. W rzeczywistości każdy powinien być takim inżynierem ducha. Z głębi stepów, które Józef pokonywał i wiązał nicią żelazną, płynie pytanie o naszą inżynierię duchową, o zdolność i wytrwałość w budowaniu pomostów, tych zwykłych, codziennych, i tych niezwykłych – modlitewnych. A modlitwa jest najważniejszym spoiwem ludzkiego losu.
Józef, kończąc Akademię Petersburską, jednocześnie został żołnierzem. Wojsko to przede wszystkim dyscyplina i męstwo. Tę dyscyplinę możemy rozciągnąć na dyscyplinę naszego czasu i dyscyplinę słów czy wreszcie dyscyplinę miłości. Ale możemy się w tym doszukać jeszcze więcej – starego ideału rycerskiego, w którym wierność (fidelitas) i męstwo (virtus) odgrywają zasadniczą rolę. Tym wartościom zepsuty świat przeciwstawia swą dyscyplinę znieprawienia, rozkładu, odciągania od Boga. To na pewno w Józefie się spierało, zmagało, bo w Petersburgu wpadł w straszny kryzys wiary, który trwał wiele lat.
Twarz prawdę odnajdująca
W życiu Józefa Kalinowskiego bardzo ważny był wątek ojczyźniany. Powstanie styczniowe, do którego przyłączył się w czerwcu 1863 r., przejmując jako naczelnik powstania dowództwo na Litwie, zadecydowało o jego życiu. Przyłączenie się do upadającego i niemal dogorywającego powstania przejawia jego heroizm patriotyczny, umiejętność podejmowania odpowiedzialności za trudne sprawy. Narażał się na bezwzględne represje, pochwycony, został skazany na śmierć, którą za interwencją rodziny zamieniono na dziesięć lat katorgi. Można to przełożyć na współczesną sytuację ojczyźnianą, kiedy nie tylko totalitaryzm komunistyczny gnębił i pozbawiał praw środowiska narodowe i katolickie, ale obserwujemy też, jak ludzie, którzy nie mają twarzy, chcą, by wszystko było bez wyrazu, bez kształtu… Po powrocie z zesłania Józef odnalazł dla siebie prawdę: nie krwi, ale potu ojczyźnie potrzeba, i podjął później moralny i duchowy wysiłek odnowy społeczeństwa – jako kapłan i zakonnik w Karmelu.
Twarz piękno kontemplująca
Kolejnym ważnym „epizodem” w jego życiu było wychowanie. Po powrocie do Ojczyzny (1874) przyjął ofertę rodziny Czartoryskich, by sprawować opiekę nad młodym Augustem. Trafił do słynnego Hotelu Lambert w Paryżu. W licznych podróżach, związanych ze słabym zdrowiem Gucia, przebywał w Mentonie na pograniczu Francji i Włoch, w szwajcarskich Alpach i polskiej Sieniawie. Przy okazji odwiedzin w Krakowie ciotki Augusta, karmelitanki bosej Ksawery Czartoryskiej, doszło do ważnego dla niego spotkania. W połowie 1877 r. Kalinowski zdecydował się wstąpić do zakonu. Legenda polskiego stycznia ukryła się za klauzurą. Przybrał imię Rafał, tzn. Bóg uzdrawia. Szybko doprowadził do odnowienia polskich karmelitów bosych, budował klasztory i niższe seminarium, co pomogło wzmocnić liczebną obecność w Galicji. Umarł w 1907 r. w Wadowicach.
Twarz świętością tryskająca
Co można „uzdrowić”, wpatrując się w historię tego dzielnego człowieka o imieniu „Bóg uzdrawia”? Na pewno naszą nadzieję, nasze męstwo, bo dzięki niemu widzimy, że nawet najtrudniejszy i najdramatyczniejszy czas nie zwalnia człowieka z moralnych wyborów i po części służy jego wielkości. Dostrzegamy też, że to, co robimy, trzeba robić solidnie. Jeżeli Rafał budował mosty, one stoją i służą do dziś; jeżeli wychowywał, spod jego „ręki” wychodzili święci; a gdy sam stanął w szranki ze świętością, tchnął nowego ducha w wymierającą społeczność i doczekał się chwały ołtarzy.
O. Marian Zawada OCD/Niedziela Ogólnopolska 46/2007
********************************************
O. Praśkiewicz OCD: warto naśladować św. Rafała Kalinowskiego i jego troskę o dobrą śmierć
***
O tym, że św. Rafał Kalinowski zmarł w obchodzone u karmelitów 15 listopada Wspomnienie Zmarłych tego Zakonu zwraca uwagę o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD. W 112. rocznicę śmierci polskiego reformatora zakonu karmelitów bosych znany teolog podkreśla, że o. Rafał przygotowywał się do śmierci bardzo staranie.
15 listopada 1907 r. przyszły święty umierał w klasztorze karmelitów bosych w Wadowicach ze słowami „mój Boże… mój Boże, teraz już spocznę”. Tymczasem, jak przypomina konsultor watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, o. Rafał od dziecka miał pewne przeczucie, co do dnia, w którym miał pożegnać się z tym światem.
„W uroczystość Wszystkich Świętych 1898 r., w liście do swego serdecznego przyjaciela, o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna, pisał: ‘Jutro dzień zaduszny. Chłopaczkiem małym będąc, miałem sen na kształt widzenia, że w dzień zaduszny umrę. Mogę umrzeć, mogę i nie umrzeć w tym dniu, ale wyspowiadać się jednak nie zawadzi. Więc składam stalową broń w kształcie pióra, ściskam Cię serdecznie i o De profundis na wszelki wypadek proszę’” – cytuje List 1103 były prowincjał Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych. Jednocześnie zwraca uwagę, że ów dziwny sen z wieku młodzieńczego w jakimś sensie się spełnił, bo o. Rafał umierał jako zakonnik, karmelita bosy, a właśnie w liturgii karmelitańskiej od najdawniejszych czasów 15 listopada obchodzi się Wspomnienie Zmarłych tego Zakonu, czyli „wewnątrzzakonny dzień zaduszny”.
O. Praśkiewicz zauważa, że dla św. Rafała Kalinowskiego śmierć – jak sam napisał w jednym z listów z Syberii – „była przejściem do lepszego życia”. „Skądinąd widać bardzo wyraźnie, że całym swoim życiem dążył on do świętości i był głęboko przekonany o potrzebie nabożeństwa do świętych Patronów i Opiekunów” – dodał zakonnik. „Owo świętorafałowe ‘wyspowiadać się nie zawadzi’ niech nas inspiruje do częstego przystępowania do sakramentu pokuty” – zachęcił karmelita.
Ojciec Rafał Kalinowski urodził się w Wilnie 1 września 1835 r. W 1863 r., po wybuchu powstania styczniowego, zwolnił się z wojska i przyjął obowiązek ministra wojny w rejonie Wilna. Aresztowany 24 marca 1864 roku został skazany na karę śmierci, którą zamieniono na 10 lat przymusowych prac na Syberii. W roku 1877 wstąpił do zakonu karmelitów bosych w Grazu w Austrii i przyjął imię zakonne brat Rafał od św. Józefa. Święcenia kapłańskie otrzymał w Czernej koło Krakowa 15 stycznia 1882 roku. Zmarł 15 listopada 1907 roku w klasztorze w Wadowicach, który założył i którego był wtedy przeorem. Papież św. Jan Paweł II kanonizował go 17 listopada 1991 roku.
rk / Wadowice (KAI)
********************************************************************************************************
sobota, 21 listopada 2020
XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY
Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny
21 listopada w tradycji katolickiej przypada święto, na temat którego większość wiernych nie wie zbyt wiele. Inne święta i uroczystości związane z Matką Bożą są nawet przeciętnie zorientowanym dość dobrze znane – przeważnie wiemy bowiem, czym było Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny, Jej Wniebowzięcie, Niepokalane Poczęcie czy Zwiastowanie Pańskie, ale gdy słyszymy o ofiarowaniu, niejeden spośród wiernych ma problem ze zdefiniowaniem istoty tego święta. Przypomnijmy więc czym ono jest.
***
1. Czym było ofiarowanie w tradycji żydowskiej?
Zgodnie ze starotestamentowym zwyczajem Żydzi, zanim ich dziecko ukończyło piąty rok życia, zabierali swe dziecko do jerozolimskiej świątyni i oddawali kapłanowi, by ofiarował je Panu. Był to rytuał podobny w swej ziemskiej wymowie do ustawionego oczywiście później – już wśród chrześcijan – chrztu. Podobnie jak to przez wieki w późniejszej tradycji katolickiej, tak i wśród żydów niektóre matki, w związku ze szczególnymi dla siebie wydarzeniami, niektóre spośród swoich dzieci decydowały się, tuż po urodzeniu, oddać na służbę Bogu. To także odbywało się podczas obrzędu ofiarowania.
2. Dlaczego Maryja została ofiarowana Bogu?
Rodzice Najświętszej Maryi Panny, jak przekazuje nam Tradycja, przez wiele lat nie mogli mieć dzieci. Święta Anna, mimo tego nigdy nie utraciła wiary, że Bóg pobłogosławi ją potomstwem. Złożyła więc obietnicę, że jeśli urodzi dziecko, odda je na służbę Bogu. Jej modlitwy zostały wysłuchane – urodziła dziecko, córkę, której dała na imię Maria. Poświęciła więc na służbę Bogu swe jedyne, długo oczekiwane i wymodlone dziecko.
3. Kto ofiarował Maryję Bogu?
Święci Joachim i Anna, rodzice Maryi, udali się do świątyni, by ofiarować córkę Bogu prawdopodobnie gdy była w wieku około trzech lat. Kapłanem, który dokonał obrzędu był święty Zachariasz – ten sam, którego pamiętamy z Ewangelii głównie z roli ojca świętego Jana Chrzciciela. Według niektórych pism wczesnochrześcijańskich, Maryja mogła pozostawać w świątyni nawet przez kolejnych dwanaście lat.
4. Czym jest paralelizm świąt związanych z Maryją i Panem Jezusem?
O ustanowieniu kolejnego święta ku czci Najświętszej Maryi Panny zdecydowały nie tylko przekazy pisemne wynikające wprost z Tradycji, ale i inny owej Tradycji kontekst. Wśród katolików istnieje bowiem bardzo silny kult Maryi, przez niektórych nazywana jest nawet Współodkupicielką. Nie może więc dziwić, że skoro obchodzimy uroczyście Poczęcie Jezusa (25 III) i Poczęcie Maryi (8 XII), Narodzenie Jezusa (25 XII) i Narodzenie Maryi (8 IX), Wniebowstąpienie Jezusa i Wniebowzięcie Maryi (15 VIII), katolicy chcieli obchodzić także obok święta ofiarowania Chrystusa (2 II) także święto ofiarowania Jego Matki.
5. Kto szczególnie świętuje w dniu wspomnienia Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny?
W Kościele katolickim wspomnienie Ofiarowania NMP jest świętem patronalnym Sióstr Prezentek, a także dniem szczególnej pamięci o mniszkach klauzurowych. Przypominał o tym między innymi święty Jan Paweł II pisząc z okazji tego święta: „Maryja jawi się nam w tym dniu jako świątynia, w której Bóg złożył swoje zbawienie, i jako służebnica bez reszty oddana swemu Panu. Z okazji tego święta społeczność Kościoła na całym świecie pamięta o mniszkach klauzurowych, które wybrały życie całkowicie skupione na kontemplacji i utrzymują się z tego, czego dostarczy im Opatrzność, posługująca się hojnością wiernych”.
malk/brewiarz.pl, katolik.pl, Adonai.pl/pch24/Niedziela
********************************
Ofiarowanie NMP: tak Maryja była szykowana na mieszkanie Ducha Świętego, z którego wyjdzie Chrystus
***
Rodzice decydowali się czasem na pozostawienie swoich pociech na określony czas przy świątyni. Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki pełnili tam rozmaite posługi. Niektórzy sugerują, że Maryja mogła pozostawać na służbie w świątyni przez kilka lub nawet 12 lat.
Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny to jeden z ostatnich akcentów w kalendarzu liturgicznym przed rozpoczęciem Adwentu.
Cud i łaska od Boga
Obok święta Narodzenia NMP, wspomnienie Ofiarowania Matki Bożej – obchodzone 21 listopada – jest kolejnym dniem maryjnym, którego treść i symbolika wywodzą się z apokryfów. Podobnie jak w przypadku Narodzenia Matki Bożej, głównym źródłem tradycji jest spisana około 140 roku po Chrystusie „Protoewangelia Jakuba”.
Opisuje ona życie Maryi od chwili narodzenia, aż po ucieczkę do Egiptu z małym Jezusem i świętym Józefem podczas rzezi niemowląt za czasów Heroda. Ofiarowanie Matki Bożej łączy się w sposób logiczny z jej przyjściem na świat.
Anna i Joachim, rodzice Maryi, długo cierpieli na niepłodność, stąd Matka Boża została poczęta, gdy byli już w starszym wieku. W przyjściu na świat ich córki dostrzegli więc od razu cud i wielką łaskę od Boga.
Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny
W tradycji mojżeszowej każde urodzone dziecko w sposób symboliczny ofiarowywano w świątyni jerozolimskiej, przedstawiając je kapłanom, którzy udzielali dziecku i rodzicom specjalnego błogosławieństwa. Obrzęd ten miał zazwyczaj miejsce pomiędzy ukończeniem przez potomka 1 i 5 roku życia.
Późniejsze o kilka wieków apokryfy: „Księga Narodzin Błogosławionej Maryi i Dziecięctwa Zbawiciela” oraz „Ewangelia Narodzenia Maryi” sugerują, że Matka Boża została ofiarowana w świątyni w Jerozolimie w wieku lat trzech.
Wizję ofiarowania Maryi w świątyni zapisała również hiszpańska mistyczka, służebnica Boża Maria z Ágredy ze zgromadzenia koncepcjonistek, żyjąca w XVII wieku.
Dzieci na służbie Bogu
Historycy Kościoła i dziejów Izraela wskazują, że często ofiarowanie dzieci w świątyni nie miało charakteru jednorazowego rytuału w pierwszych latach życia, ale niektórzy rodzice decydowali się po pewnym czasie na pozostawienie swoich pociech na określony czas przy świątyni.
Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki pełnili tam rozmaite posługi w postaci pomocy w sprzątaniu, utrzymaniu paramentów liturgicznych i szat kapłańskich.
Według niektórych biblistów dziewczynki pomagały w czasie służby tkać tzw. zasłonę przybytku, oddzielającą od osób postronnych najświętsze miejsce w świątyni. Z pewnością jednak taką służbę pełniły dzieci starsze i nastolatkowie, a nie najmłodsi.
Maryja na służbie w świątyni
W przypadku apokryficznych opowieści o ofiarowaniu Matki Bożej w świątyni mamy najprawdopodobniej do czynienia z symbolicznym połączeniem przez autorów zwyczaju ofiarowania narodzonych dzieci kapłanom zgodnie z prawem mojżeszowym oraz ich późniejszym przeznaczaniem na okresową służbę w świątyni.
Stało się tak zapewne dla dwóch celów katechetycznych. Po pierwsze, przypomniano, że Maryja, podobnie jak Jezus, podlegali zasadom Starego Testamentu. Po drugie: wskazano, iż posłannictwo Matki Bożej od samego początku było poświęceniem i pełną pokory ofiarnością.
Pokora Matki Bożej – jak wskazują teksty liturgiczne – przygotowały ją na mieszkanie Ducha Świętego, z którego wyjdzie Chrystus – Słońce i Zbawiciel, który rozjaśni mroki śmierci i grzechu.
Niektórzy sugerują, że Maryja mogła pozostawać na służbie w świątyni przez kilka lub nawet 12 lat.
Zachariasz
Tradycja apokryficzna twierdzi, iż kapłanem, który wprowadził Maryję do świątyni w Jerozolimie, był Zachariasz. Kilkanaście lat później został on ojcem św. Jana Chrzciciela. Pokazuje to powiązanie losów bezpośredniego posłannika, który miał przygotować Izrael na misję Chrystusa z wydarzeniami rozgrywającymi się później w Nazarecie i Betlejem: zwiastowaniem i narodzeniem Pańskim.
Postać Zachariasza występuje więc na wielu malarskich przedstawieniach Ofiarowania NMP, powstałych zarówno w tradycji zachodniej (np. pędzla Tycjana lub Pietro Testy) oraz na ikonach wschodnich.
Maryja stanie się przybytkiem
Apokryfy i protoewangelia przedstawiają Ofiarowanie Matki Bożej jako wydarzenie niezwykłe i mistyczne, w którym mała dziewczynka, ku zaskoczeniu kapłanów i zgromadzonych w świątyni, zachowywała się, jakby znała wszystkie świątynne rytuały. W orszaku do najświętszego miejsca świątyni – Świętego Świętych prowadzi ją w blasku świec orszak złożony z kapłanów i innych dziewcząt, które przypominają weselne druhny.
Warto zwrócić uwagę, że Święte Świętych było miejscem niedostępnym i zakazanym nie tylko dla wiernych, ale również najwyższego kapłana. Symbolika tej opowieści jest oczywista. Maryja odegra w przyszłości wielką rolę w tajemnicy Wcielenia i sama stanie się przybytkiem, który przyjmie najświętsze ciało Zbawiciela, przychodzącego na świat w ludzkiej postaci.
Koniec Starego Przymierza
Opowieści apokryficzne dotyczące Ofiarowania Matki Bożej wyraźnie nawiązują również do trzech fragmentów ze Starego Testamentu.
Księgi Wyjścia, gdzie Bóg nakazuje Mojżeszowi zbudowanie przybytku dla Pana wraz z Namiotem Spotkania. III Księgi Królewskiej, w której król Salomon umieścił w skarbcu świątyni jerozolimskiej dary przygotowane przez swojego ojca Dawida: sprzęty liturgiczne, złoto i srebro oraz Arkę Przymierza z Syjonu.
I Księgi Ezechiela, gdzie Bóg przypomina prorokowi o konieczności składania przez kapłanów ofiar całopalnych w świątyni oraz konieczności, aby wschodnia brama świątyni pozostawała zamknięta i nikt nie mógł jej otwierać ani przez nią przechodzić.
Ofiarowanie Matki Bożej w świątyni zwiastuje koniec epoki Starego Przymierza i Wcielenie Chrystusa, którego ofiara zwycięży śmierć. W dzień Ofiarowania NMP, w świątyni jerozolimskiej jawnie ukazuje się światu Matka Boga i z uprzedzeniem zwiastuje bliskie pojawienie się światu Zbawiciela.
Wschód i Zachód chrześcijaństwa
Wschód chrześcijański obchodził święto Wprowadzenia Matki Bożej do Świątyni już w VII wieku, zaliczając je do grona jednego z 12 największych świąt roku liturgicznego. W 543 roku tuż obok dawnej świątyni jerozolimskiej konsekrowano nowy kościół poświęcony Matce Bożej i przypominający o jej ofiarowaniu w świątyni.
Na Zachodzie wspomnienie Ofiarowania NMP przyjęło się później. Początkowo w późnym średniowieczu było obchodzone w Awinionie, a na cały Kościół ustanowił je papież Sykstus V w 1585 roku. Obecnie ma ono status liturgicznego wspomnienia obowiązkowego.
Ofiarowanie NMP jest ostatnim wspomnieniem maryjnym, które obchodzone jest przed rozpoczynającym się Adwentem, stanowiącym czas radosnego i refleksyjnego oczekiwania na przyjście Chrystusa.
Na Wschodzie z kolei jest pierwszym dużym świętem maryjnym podczas trwającego 40 dni postu przed Bożym Narodzeniem (odpowiednikiem Adwentu).
Zaproszenie
21 listopada można potraktować jako ważny etap w duchowym przygotowaniu do tego istotnego okresu liturgicznego. Rola Matki Bożej, wyrażana chociażby w nabożeństwach roratnich, jest w czasie Adwentu szczególnie uwypuklona i wskazuje, jak – wydawałoby się zwykła – dziewczyna z Nazaretu wyda na świat „Pana niebiosów Nieskończonego”.
Być może wspomnienie Ofiarowania NMP stanowi zaproszenie, aby w Adwencie bliżej zaprzyjaźnić się z Matką Bożą, która w ciszy oczekuje na wypełnienie się wielkiej tajemnicy pochodzącej od Ducha Świętego i zwiastowanej 8 miesięcy wcześniej przez archanioła Gabriela.
Tradycja wywodu
Pewną mało dziś znaną tradycją wywodzącą się z Ofiarowania Matki Bożej w świątyni jest utrzymująca się gdzieniegdzie po dzień dzisiejszy na Zachodzie i Wschodzie tradycja wywodu, czyli specjalnego błogosławieństwa udzielanego rodzicom i dziecku w okresie niemowlęcym.
Kapłan modli się w świątyni w obecności dziecka i rodziców o wszelkie łaski dla całej rodziny i Bożą pomoc w wychowaniu potomka. W tradycji rzymskiej miało ono miejsce tuż po chrzcie. Na Wschodzie – jeszcze przed samym sakramentem chrztu, będąc fizycznym wprowadzenie dziecka w przestrzeń świątyni.
Łukasz Kobeszko – 21.11.20/Aleteia.pl
**************************************
Chrystus Król i Jego Królestwo
W 1980 r. rozpoczęto gruntowne czyszczenie i restaurację Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie. Po usunięciu pyłu i brudu nagromadzonego przez ponad czterysta lat zostały odsłonięte w pierwotnym blasku wspaniałe malowidła znamienitych artystów. Wśród nich, na ścianie ołtarza, znajduje się monumentalny fresk Michała Anioła „Sąd Ostateczny”, który powstał w latach 1536-1541. To jedno z najwspanialszych arcydzieł sztuki renesansu. Artysta w mistrzowski sposób posługując się kolorami oraz z wielkim poczuciem ruchu, ukazał na obrazie wzrastające napięcie i oczekiwanie osób, które otaczają Chrystusa. Pośrodku On, surowy i nieubłagany, sprawuje Sąd. To wyobrażenie zakłada sędziowską, a zarazem królewską godność Chrystusa.
***
W 34. niedzielę zwykłą, ostatnią w roku liturgicznym, staje także przed nami Jezus Chrystus jako Król Wszechświata. Kult Chrystusa Króla wyrósł z nabożeństwa do Serca Jezusowego. Na prośbę biskupów polskich, za pontyfikatu papieża Klemensa XIII w 1765 r. została wprowadzona uroczystość Serca Jezusowego, w piątek po oktawie Bożego Ciała. Papież bł. Pius IX w 1856 r. rozciągnął obchody tego święta na cały Kościół. W 1925 r. papież Pius XI wydał encyklikę Quas primas i na mocy posiadanej władzy zaprowadził do liturgii kościelnej osobne święto Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Wyznaczył je na ostatnią niedzielę października i polecił, aby w tym dniu corocznie oddawano całą ludzkość Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Podczas reformy kalendarza liturgicznego, po Soborze Watykańskim II, papież Paweł VI przeniósł to święto w 1969 r. na ostatnią niedzielę roku liturgicznego nadając mu nazwę Uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata.
Chociaż uroczystość została wprowadzona stosunkowo niedawno (79 lat temu), to odniesienie tytułu królewskiego do Boga było używane w Biblii dla wyrażenia tajemnicy Pana, który zasiadając na niebieskim tronie jest władny objąć, prowadzić cały kosmos i nim rządzić. Na kartach Pisma Świętego obraz króla zasiadającego na tronie pierwszy raz zjawia się w pieśni Mojżesza i Miriam: „Pan jest królem na zawsze, na wieki!” (Wj 15,18). Idea wiecznego królowania Boga powraca wielokrotnie w innych księgach. Jego panowanie trwa od niepamiętnych czasów (por. Ps 74; 93).
W starotestamentowych Księgach Sędziów i Samuela królowanie Pana nad swym ludem wyklucza ludzką władzę królewską jako właściwą formę sprawowania rządów nad ludem Przymierza. Ustanowienie Saula, a potem Dawida królem wymagało szczególnego przyzwolenia Bożego. Królewski dom Dawidowy nie obala najwyższej władzy Boga, jest On nadal najwyższym Władcą, Panem całej ludzkości i Królem Izraela. Bóg panuje nad swoim ludem i nad królem Izraela. Biblijny obraz panowania Bożego ogarnia swym zasięgiem wszystkie narody. Bóg sprawuje nad wszystkimi suwerenną władzę, a w czasach ostatecznych wszystkie narody oddadzą Mu cześć.
Psalm 93 pięknie chwali królowanie Boga: „Pan króluje, oblókł się w majestat, Pan przywdział potęgę i nią się przepasał: tak utwierdził świat, że się nie zachwieje…” (w. 1). Podobnie Psalm 47 oraz Psalmy 96-99 są pięknymi hymnami na cześć Boga-Króla. Panowanie Boga obejmuje wszystkie siły natury oraz wszystkich bogów, których czczą ludzie. Pan Bóg panuje w niebie, a Stary Testament wymienia Arkę Przymierza jako tron Boży (1 Sm 4,4; Ps 99,1). Prorok Izajasz ukazuje Boga na wysokim i wyniosłym tronie w otoczeniu serafinów oddających Mu cześć. Prorok Zachariasz głosi, że Bogu należy się chwała od wszystkich narodów.
Nowy Testament ukazuje często Pana Jezusa jako króla. Ten obraz nawiązuje do przepowiedni króla z rodu Dawida oraz pochodzącej ze Starego Testamentu idei Mesjasza. Mesjasz – z języka hebrajskiego – znaczy „namaszczony, pomazaniec”. Te określenia zostały przejęte przez język grecki (messias), co po przetłumaczeniu zostało odzwierciedlone w formie „christos”. Jezus Chrystus, jak wykazuje Ewangelista Mateusz (1,1) i Apostoł Narodów w Liście do Rzymian (1, 3), jest potomkiem Dawida. Jest więc królewskim pomazańcem, jak wskazują na Niego liczne proroctwa ze Starego Testamentu.
W Ewangeliach Jezusa nazwano Synem Dawida, królem Żydów lub królem Izraela. Podczas procesu sądowego przed Piłatem tych tytułów używają Jego wrogowie – oskarżyciele. Jezus potwierdził wprost swą królewską godność odpowiadając na pytanie najwyższego arcykapłana: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?” (Mk 14,61). Jezus odpowiedział wtedy: „Ja Jestem [Mesjaszem]. Ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi” (Mk 14,62).
Opis królewskiego panowania Chrystusa osiąga swoje apogeum w Księdze Apokalipsy. Bóg przez św. Jana przedstawia Jezusa jako Króla królów i Pana panów (por. 19,16; 17,14). Jezus Chrystus zajmuje w proroczej wizji Nowego Testamentu miejsce należne Bogu w tekstach Starego Testamentu mówiących o Jego panowaniu. Jezus Chrystus jest Królem narodów lub wieków. Apokaliptyk ukazuje w większej części swej księgi zwycięstwo Boga nad mocami zła.
W Nowym Testamencie, w osobie Jezusa Chrystusa połączone są urzędy proroka, kapłana, sędziego i króla ze Starego Testamentu. Jezus jest królem wywyższonym ponad wszystko i ponad wszystkich; przed Nim zegnie się każde kolano, jak trafnie ujął to św. Paweł w Liście do Filipian (por. 2,9-11).
Jezus Chrystus jest Królem. A Jego królestwo? Liturgia mszalna mówi w prefacji – uroczystym wezwaniu do dziękczynienia – że jest to „wieczne i powszechne Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (MR 205*). Odwołajmy się jednak do Pisma Świętego Nowego Testamentu, w którym jest o nim mowa ponad 100 razy, najczęściej w przypowieściach. Niektóre przypowieści są przedstawione przez różnych Ewangelistów. Założenie Królestwa Bożego opisuje Jezus w przypowieści o zasiewie i jego różnych wynikach. To królestwo charakteryzuje się dynamizmem rozwoju. Ukazany jest on jako zasiew rosnący własną siłą lub jako ziarno gorczycy czy zaczyn chlebowy. Najwyższą wartość Królestwa Bożego przedstawiają przypowieści o skarbie ukrytym w roli i drogocennej perle, o wieży i wojnie. Pomimo zainaugurowania Królestwa Bożego na ziemi, na świecie istnieje zło, co odzwierciedla przypowieść o chwaście oraz o sieci zagarniającej różne ryby: dobre i złe.
W Królestwie Bożym obowiązują inne, nowe kryteria oceny, w stosunku do ludzkich królestw. O tej nowej skali opowiadają przypowieści o faryzeuszu i celniku, o głupim bogaczu, który zbudował nowe spichlerze; bogaczu, który się świetnie bawił i o Łazarzu; robotnikach w winnicy, o dwu skreślonych długach (jawnogrzesznica), zaginionej owcy, zagubionej drachmie oraz o synu marnotrawnym. Cechy królestwa, które można poznać z nauczania Jezusa budzą w niektórych słuchaczach zasadniczy opór. Kapitalnie przedstawia to przypowieść o dziatwie na rynku, przypowieść o dwóch synach wobec rozkazu ojcowskiego, przypowieść o wielkiej uczcie i niegrzecznych zaproszonych, o nieurodzajnym drzewie figowym i o przewrotnych rolnikach – dzierżawcach winnicy.
Dla Królestwa Bożego potrzeba się poświęcić. Wzywa nas do tego przypowieść o obrotnym (nieuczciwym) rządcy oraz o minach i talentach. Wobec takich wymagań Pan Jezus daje wskazówki w postaci nowego przykazania, aby się nie pogubić w drodze. Odzwierciedlają je przypowieści o nielitościwym współsłudze i miłosiernym Samarytaninie. W Królestwie Bożym obowiązuje modlitwa, która czyni prawdziwymi synami. Przykładem ducha modlitwy jest przypowieść o natrętnym przyjacielu i ukazująca niesprawiedliwego sędziego, który ugina się wobec wielkiej wytrwałości ubogiej wdowy.
Królestwo Boże już się rozpoczęło. Kościół jest – jeszcze niedoskonałą – fazą jego realizacji. Kiedy nadejdzie Król, królestwo Boże stanie się w całej pełni. Do gotowości i czujności na Jego przyjście wzywają nas przypowieści o czujnym odźwiernym, czujnym gospodarzu, słudze wiernym i niewiernym, dziesięciu pannach i sługach nagrodzonych za czujność.
Z okazji uroczystości ku czci Chrystusa Króla spojrzeliśmy na samego Chrystusa i na Jego Królestwo. W dobie powszechnej demokratyzacji; w epoce, gdy już królestwa ziemskie można policzyć na palcach – odwołaliśmy się nieco do biblijnej idei królowania Boga, która w nauczaniu Chrystusa otrzymała swój definitywny kształt, stając się synonimem zbawienia człowieka. Docierając bowiem w liturgii do końca roku, trzeba spojrzeć na rzeczy ostateczne, na cel ludzkiego życia, którym jest wieczne zbawienie.
W archidiecezji przemyskiej majestatyczny tytuł Chrystusa Króla noszą parafie w: Jarosławiu, Łańcucie, Łubnie Opacem, Przeworsku, Sanoku i Trzcianie-Zawadce. Godną zauważenia jest monumentalna figura Chrystusa Króla stojąca w Rakszawie przy drodze Łańcut – Leżajsk, wskazująca drogę do kościoła. Z kolei w Jarosławiu, w pobliżu kościoła pw. Ducha Świętego, stoi od niedawna figura, jako materialny znak poświęcenia miasta Chrystusowi Królowi. Kult Chrystusa Króla jest bardzo żywy, bo wyrasta z dobrze rozwiniętego nabożeństwa do Bożego Serca, zaprowadzonego przez św. bp. Józefa Sebastiana Pelczara.
Jezus Chrystus – Odkupiciel ludzkości, jest darem Ojca ze swego ukochanego, Jednorodzonego Syna, darem tym większym, że z Bożego Serca płyną dla nas życiodajne, oczyszczające zdroje Krwi. Królestwo Boże jest także darem, wobec którego, tak jak w przypadku Chrystusa, trzeba zająć osobiste stanowisko: przyjąć je z wdzięcznością lub odrzucić. Przyjąć królestwo – i to jako wartość bezwzględnie najwyższą – to przyjąć samego Chrystusa-Króla, a przyjąć nie tylko z Jego programem, prawem i wymaganiami, ale i z Jego miłością, która przemienia świat. Przyjąć zaś, to nie znaczy uznać tylko w teorii, ale całkowicie się zaangażować w tę jedyną sprawę, która wszystko przetrwa.
Nasze pragnienie wyrażajmy w słowach z Modlitwy Pańskiej: „Przyjdź Królestwo Twoje!”
Ks. Stanisław Zbojnowicz/Niedziela przemyska
******************************************
Pestycydy na ludzi
Dziś to nie aborcja chirurgiczna, lecz farmakologiczna – na skutek łatwego dostępu – jest w Polsce największym wyzwaniem dla ochrony życia.
***
Werdykt Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niezgodności aborcji eugenicznej z Konstytucją RP to wielki triumf cywilizacji życia w Polsce. Trzeba jednak pamiętać, że nie rozwiązuje on bynajmniej wszystkich problemów związanych z ochroną życia nienarodzonych. Ważniejsze są bowiem zmiany w ludzkiej świadomości niż w prawie. Tymczasem w naszym kraju – jak wskazują badania socjologiczne – dominuje mentalność antykoncepcyjna, w której często zatarta zostaje granica z mentalnością proaborcyjną.
Dzieje się tak m.in. za sprawą coraz bardziej rozpowszechnionej aborcji farmakologicznej, która jest reklamowana jako rodzaj antykoncepcji. W odróżnieniu od aborcji chirurgicznej nie trzeba się udawać do szpitala lub kliniki, aby być tam poddanym śmiercionośnej interwencji przy użyciu szczypiec i innych przyrządów ginekologicznych. W tym przypadku można się pozbyć niechcianego dziecka w domu przez zażycie odpowiednich środków wczesnoporonnych. Słynny francuski genetyk prof. Jérôme Lejeune nazwał te specyfiki „pestycydami na ludzi”, ponieważ nie mają one zastosowania innego niż dzieciobójcze. Na marginesie warto dodać, że najsłynniejszy z tych środków – tabletka RU-486 – produkowany jest w tych samych zakładach chemicznych Hoechst, w których podczas II wojny światowej wytwarzano cyklon B – gaz używany w niemieckich obozach zagłady do uśmiercania Żydów.
RU-486 może spowodować zgon dziecka poczętego w łonie matki do siódmego tygodnia życia. Dzieje się tak na skutek zablokowania wytwarzania progesteronu, czyli hormonu odpowiedzialnego za prawidłowy przebieg ciąży, a przede wszystkim za odżywianie płodu. Dochodzi więc do sytuacji, w której pozbawione pokarmu dziecko umiera w macicy i zostaje poronione. Jak powiedział mi kiedyś obrazowo serbski ginekolog dr Stojan Adašević: „Człowiek umiera z głodu w pomieszczeniu pełnym jedzenia”.
Metoda ta jest jednak skuteczna jedynie w 60%, dlatego – aby przyspieszyć efekt wczesnoporonny – kobietom podaje się prostaglandyny, czyli silne środki skurczowe. Jest to zabieg o wysokim stopniu ryzyka dla zdrowia. W 90% przypadków łączy się z krwawieniem, silnym bólem bądź zapaleniami. Stąd bardzo często podaje się kobietom środki przeciwbólowe oraz antybiotyki, by zapobiec infekcjom. Ten „koktajl farmaceutyczny” (RU-486, prostaglandyny, leki wspomagające, antybiotyki i środki przeciwbólowe) powoduje tak wiele niebezpiecznych efektów ubocznych, że trzy feministki i zwolenniczki aborcji – Janice G. Raymond, Renate Klein i Lynette J. Dumble – które przebadały powstające w wyniku ich stosowania powikłania i komplikacje, zaapelowały, żeby wycofać RU-486 z rynku z powodu ryzyka, które tabletka stwarza dla zdrowia kobiet.
Była kierowniczka kliniki aborcyjnej w USA – Abby Johnson, bohaterka filmu Nieplanowane, do dziś wspomina, że aborcja farmakologiczna była dla niej bardziej traumatycznym przeżyciem niż wcześniejsza aborcja chirurgiczna: „Pamiętam to uczucie, jakby był to ostateczny upadek. Jeśli nie było to najgorsze, to z pewnością jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu – zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym. Było to doświadczenie traumatyczne, z powodu którego cierpiałam fizycznie przez osiem tygodni po zażyciu środka powodującego aborcję”.
Dziś to nie aborcja chirurgiczna, lecz właśnie farmakologiczna jest w Polsce – na skutek łatwego dostępu do środków wczesnoporonnych – największym wyzwaniem dla ochrony życia.
Grzegorz Górny/Niedziela Ogólnopolska 44/2020
******************************************************************************************
DZIEŃ 25 MARCA JEST NARODOWYM DNIEM ŻYCIA,
ale każdy dzień jest dobry, aby podjąć decyzję
DUCHOWEJ ADOPCJI POCZĘTEGO DZIECKA
Matka Boża z Guadalupe – Patronka poczętego życia
Zwykle Duchową Adopcję rozpoczynamy od złożenia przyrzeczenia, które powinno być składane w sposób uroczysty w kościele. Obecnym czasie, który jest szczególny, można składać przyrzeczenie adopcyjne prywatnie, przed Krzyżem albo wizerunkiem Matki Bożej.
ROTA PRZYRZECZENIA DUCHOWEJ ADOPCJI:
Najświętsza Panno, Bogurodzico Maryjo,
wszyscy Aniołowie i Święci.
Wiedziony pragnieniem niesienia pomocy
nienarodzonym, postanawiam mocno i przyrzekam,
że od dnia ………………………………
biorę w duchową adopcję jedno dziecko,
którego imię jedynie Bogu jest wiadome,
aby przez 9 miesięcy, każdego dnia,
modlić się o uratowanie jego życia
oraz o sprawiedliwe i prawe życie po urodzeniu. Amen
Każdego dnia moimi zobowiązaniami adopcyjnymi będą:
• jedna Tajemnica Różańca Świętego
• moje dobrowolne postanowienia
• oraz poniższa modlitwa “Panie Jezu”:
TEKST CODZIENNEJ MODLITWY “PANIE JEZU”:
Panie Jezu za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi, która urodziła Cię z miłością oraz za wstawiennictwem świętego Józefa, “Człowieka Zawierzenia”, który opiekował się Tobą po urodzeniu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady i które duchowo adoptowałem. Proszę, daj rodzicom tego dziecka miłość i odwagę, aby zachowali je przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.
Duchowa adopcja może być podjęta jeden raz, ale może być podejmowana cyklicznie co 9 miesięcy, jednak zawsze po wypełnieniu poprzednich zobowiązań. Każdorazową nową Duchową Adopcję powinno poprzedzać nowe przyrzeczenie.
Adoptujemy każdorazowo tylko jedno nieznane nam dziecko zagrożone aborcją. Pan Bóg-Dawca Życia zna jego imię i sam nam je wybiera.
Postanowienia dodatkowe (dodatkowe praktyki) są uzupełnieniem Duchowej Adopcji. Są dobrowolne. Praktykowane ich może powiększyć nasze pragnienie zadośćuczynienia, dziękczynienia i wyproszenia łask u Bożej Opatrzności. Żeby podjęte postanowienia praktyk skutecznie i do końca wykonać, najlepiej jest podjąć jedną lub najwyżej dwie praktyki.
Może się zdarzyć, że zapomnimy lub zaniedbamy nasze zobowiązania adopcyjne. Długa przerwa, na przykład miesięczna, przerywa Duchową Adopcję i wymaga podjęcia jej od początku. Należy wtedy odbyć spowiedź, ponowić przyrzeczenia i starać się je dotrzymać. W wypadku krótkiej przerwy należy Duchową Adopcje kontynuować, przedłużając praktykę o ilość dni opuszczonych.
*****************************************************************
100 rocznica legalizacji aborcji na świecie
– 2,5 miliarda ofiar
18 listopada mija 100 lat od wprowadzenia aborcji w Związku Radzieckim. Zgodnie z wyliczeniem szacunkowym w ciągu ostatniego stulecia w łonach matek zginęło co najmniej dwa i pół miliarda dzieci – informuje Ewa Kowalewska z Human Life International Polska.
***
– 18 listopada 2020 roku mija niechlubna, setna rocznica legalizacji aborcji w wymiarze międzynarodowym – informuje w specjalnym komunikacie w imieniu Human Life International Polska – Klub Przyjaciół Ludzkiego Życia Ewa H. Kowalewska.
Aborcja 18 listopada 1920 roku została wprowadzona w Związku Radzieckim decyzją Narodowych Komisji Ochrony Zdrowia pt. „O ochronie zdrowia kobiet w sowieckich szpitalach”, co było zgodne z założeniami programowymi Lenina z 1913 roku. Pisał on wówczas: „klasa robotnicza potrzebuje koniecznej zmiany wszystkich ustaw, które zakazują aborcji i antykoncepcji”. – Ten właśnie program był realizowany przez władzę komunistyczną po objęciu przez niego władzy podczas Rewolucji Październikowej w Rosji – mówi Ewa Kowalewska zwracając uwagę, że komunizm uznaje niszczenie życia, tradycyjnej rodziny oraz wiary chrześcijańskiej za największe „osiągnięcia” rewolucji bolszewickiej. – Fakt ten jednoznacznie pokazuje, że propagowanie przerywania ciąży wyrasta z ideologii marksistowskiej – dodaje prezes Human Life International Polska.
Z czasem kolejne kraje przyjmowały ustawodawstwo aborcyjne. Najpierw pod przymusem zrobiły to republiki ZSRR: Białoruś, Kazachstan, Turkmenistan, a w 1921 roku Ukraina, Gruzja, Armenia. Po II wojnie światowej tą samą drogą poszły: Szwecja (1946) i Japonia (1948). W latach 1955 – 57 ustawodawstwo to narzucono krajom przyłączonym do Związku Radzieckiego takim jak: Litwa, Łotwa i Estonia. Następnie pod naciskiem Rosji Sowieckiej zmieniono prawo w krajach tzw. bloku wschodniego: w Bułgarii, na Węgrzech, w Polsce, Słowacji, Czechach i Rumunii (1956 rok). W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku kolejno legalizowały aborcję kraje Europy Zachodniej i Azji. W USA stało się to w 1973 roku na podstawie precedensu sądowego Roe przeciwko Wade.
– Zgodnie z wyliczeniem szacunkowym w ciągu ostatniego stulecia w łonach matek zginęło co najmniej dwa i pół miliarda dzieci – informuje Ewa Kowalewska zaznaczając, że ze względu na szokującą wielkość liczby aborcji wiele osób podaje zaniżone statystyki. Tymczasem Światowa Organizacji Zdrowia od lat siedemdziesiątych oficjalnie szacuje liczbę aborcji na świecie na ok. 50 mln rocznie. – Obecnie zarówno agendy ONZ, jak rządy licznych krajów promują aborcję pod hasłem promocji zdrowia reprodukcyjnego i rozszerzają jej dostępność. Wywierają też potężne naciski na kraje słabo uprzemysłowione, aby w ramach pomocy humanitarnej wprowadzały aborcję w ramach usług zdrowotnych wbrew woli rządów i obywateli, np. w Ameryce Południowej – komentuje Ewa Kowalewska i dodaje, że ta smutna rocznica powinna skłaniać do poważnych przemyśleń, a osoby wierzące do modlitwy ekspiacyjnej za przelaną rzekę krwi.
Kościół katolicki w Kazachstanie podejmuje taką modlitwę we wszystkich parafiach stołecznej diecezji Astany w niedzielę 22 listopada, w uroczystość Chrystusa Króla. Podobną modlitwę podejmuje też Kościół katolicki w Rosji. W katedrze w Moskwie adoracja Najświętszego Sakramentu będzie trwała nieustannie przez 36 godzin w dniach 19-21 listopada. Na Białorusi modlitwa ekspiacyjna będzie się odbywać kolejno w wybranych parafiach wszystkich diecezji od godz. 18:00 w dniu 19 listopada do 9:00 rano 21 listopada. Można się też przyłączyć do modlitwy na żywo w Witebsku lub Mohylewie. Dołącza także Ukraina i Litwa. Modlić się będą w Austrii i we Francji. W USA przyłącza się centrala HLI z prezydentem ks. Bouquet.
Ewa Kowalewska zwraca uwagę, że Polska wyprzedziła wszystkich, gdyż modlitwa przebłagalna za grzech aborcji płynęła w dniach 1-8 listopada br. w ramach Różańca do Granic Nieba.
Tygodnik Niedziela/KAI.pl
***************************************************************
Różaniec Do Granic Nieba: To jeszcze nie koniec!
– Istnieje pokusa, aby wydarzenia takie, jak Różaniec Do Granic Nieba traktować incydentalnie i jednorazowo. A wraz z dniem zakończenia uznać je za zamknięte i zapomnieć – mówi Maciej Bodasiński i dodaje – Nam zależy, aby Polacy trwali na modlitwie różańcowej i nadal odmawiali przynajmniej jedną część Różańca Świętego. To będzie wypełnieniem próśb Matki Bożej, która wzywała w objawieniach od Gietrzwałdu, przez Fatimę, aż po Akitę o codzienne odmawianie różańca – podkreśla Maciej Bodasiński.
***
W Różańcu Do Granic Nieba mógł brać udział ponad 1 000 000 modlących się wspólnie Polaków. – Trudno podać konkretne liczby, bo wiemy tylko o tych osobach, które się zarejestrowały na naszej mapie lub dołączyły do transmisji modlitwy z Bazyliki św. Krzyża w Warszawie – podkreśla Maciej Bodasiński – A wiemy, że było też wiele osób, które modliły się po prostu w zaciszu swojego domu, szpitalnej sali lub innych miejscach.
Co wiemy na pewno? Naszą stronę internetową odwiedziło 450 tysięcy unikalnych użytkowników, to więcej niż trzy lata temu (a wtedy na samych granicach wzięło udział około 1 200 000 osób, oraz wielka liczba wewnątrz kraju), a wiemy również, że większość osób brała udział w modlitwie bez rejestracji. Wtedy (przy pierwszym Różańcu do Granic) zarejestrowało się zaledwie 30 tysięcy uczestników.
Uroczyste zakończenie wydarzenia, transmitowane na kilku kanałach internetowych obejrzało ponad 200 tysięcy osób. W mediach społecznościowych informacja o Różańcu Do Granic Nieba dotarła do ponad 2 100 000 użytkowników.
Po weryfikacji, odrzuceniu zduplikowanych i nieprawidłowych zgłoszeń, możemy stwierdzić, że na mapie, zamieszczonej na stronie www.rozaniecdogranic.pl zarejestrowało się przez cały czas trwania wydarzenia ponad 17 600 punktów modlitwy z całego świata. Było to:
1 508 parafii (w parafiach modliło się od kilkunastu, do kilkuset osób)
326 zakonów i klasztorów,
239 szpitali, hospicjów i zakładów karnych,
15 546 punktów zgłoszonej modlitwy w domach prywatnych.
– Cieszymy się, że to wydarzenie połączyło tak wiele osób na wspólnej modlitwie, a także otrzymało błogosławieństwo i wsparcie Papieża Franciszka. Dlatego tym bardziej nie chcemy, aby ta modlitwa zakończyła się wraz z ostatnim dniem Różańca Do Granic Nieba. Świadomi, że Różaniec Do Granic jest pewnego rodzaju drogą duchową, którą kroczą setki tysięcy, jeśli nie miliony osób, pragniemy zaprosić je do dwóch konkretnych działań, jako kontynuacji tego wydarzenia – podkreśla Maciej Bodasiński.
Działania proponowane przez organizatorów Różańca Do Granic Nieba:
#odmawiamRóżaniec, czyli: codzienny różaniec – to wypełnienie prośby Matki Bożej we wszystkich, uznanych przez Kościół objawieniach, w ostatnich 200 latach.
Prosimy i wzywamy wszystkich Polaków, każdego z osobna, do codziennego odmawiania, co najmniej jednej części różańca – niech to się stanie naszym obyczajem. Przygotowujemy konkretną formułę zgłaszania udziału w takiej modlitwie. Więcej szczegółów wkrótce. Zachęcamy też do promowania codziennej modlitwy różańcowej w mediach społecznościowych poprzez zamieszczanie zdjęć z różańcem i hashtagiem #odmawiamRóżaniec.
Rekolekcje ODDANIE33 – trwające 33 dni rekolekcje, przygotowane na podstawie Traktatu Ludwika Marii Grignion de Montforta. Polegają na codziennym przeżywaniu rozważań i ćwiczeń duchowych. Można je przeprowadzić w wersji internetowej oraz na żywo w parafiach.
Wszystkie materiały są już gotowe i można zapoznać się z nimi na stronie www.oddanie33.pl. Rekolekcje te będą prowadzone między innymi na stronie www.rozaniecdogranic.pl.
Maciej Bodasiński/Niedziela/13.11.2020
*****************************************************************************
Bóg poszukuje rodziny…
Zachwycamy się, mówiąc: Święta Rodzina, i w głębi serca tęsknimy za rodziną, która byłaby idealna. Z pokolenia na pokolenie towarzyszą nam różne wyobrażenia w literaturze i sztuce, jak mogła wyglądać Rodzina z Nazaretu.
***
Jednym z piękniejszych współczesnych wizerunków Świętej Rodziny jest ikona napisana przez Kiko Argüella (założyciela Drogi Neokatechumenalnej), stworzona przez niego specjalnie z okazji Światowego Spotkania Rodzin, które miało miejsce w Rio de Janeiro w 1997 r. Artysta, pragnąc oddać niezwykłą obecność Świętej Rodziny w historii rodziny ludzkiej, sięgnął do mistycznej formy obrazu, którą jest właśnie ikona. W tradycji związanej z ikonografią istnieje wiele ciekawych poszukiwań, aby przybliżyć nam piękno wewnętrznej komunii Maryi, Józefa i Dzieciątka Jezus. Ta najbardziej chyba współczesna wersja ikony napisana przez Argüella zawiera istotne dla współczesnego zagubionego człowieka przesłanie: Bóg poszukuje rodziny… Ale my poszukujemy Boga, a w wizerunku Rodziny z Nazaretu staje nam się On jeszcze bliższy. W ikonie Argüella, a także w innych ikonach przedstawiających Świętą Rodzinę, widzimy trzy Osoby, które możemy skojarzyć ze słynną ikoną Świętej Trójcy, tak niezwykle ujętej przez mistrza Andrieja Rublowa. Na każdej z ikon Rodziny z Nazaretu niejako „góruje” postać św. Józefa, który z wielką troską pochyla się nad Maryją i maleńkim Jezusem. Widzimy i odczuwamy tę niezwykłą, głęboką więź i łączność. Trzy Osoby są jakby splecione ze sobą: dostrzegamy, że Ich miłość jest niezwykła, że jest w stanie przetrwać wszystko: rzeź niewiniątek, ucieczkę w pośpiechu do Egiptu, tułaczkę po nieznanym sobie kraju, powrót do Nazaretu. A także znaną nam dobrze z Ewangelii scenę, w której dwunastoletni Jezus pozostaje w świątyni i wyjaśnia pisma, a Rodzice, niczego nieświadomi, wracają do domu z Jerozolimy bez Niego… Kiedy Maryja i Józef powracają do świątyni, aby znaleźć „zagubionego” Nastolatka, słyszą niezrozumiałe dla nich słowa: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (por. Łk 2, 49). Maryja, kochająca Matka, po raz kolejny zachowuje wszystko w swoim sercu. Nie rozumie, ale kocha swoje Dziecko bezwarunkowo i ufa Opatrzności Bożej… Jakże te rodzinne, „zwykłe” sceny z życia Rodziny z Nazaretu przypominają nam drogę i troski towarzyszące współczesnej rodzinie…
Tak jak wspomniałam, Argüello, pisząc współczesną ikonę Świętej Rodziny, zamieścił na niej istotne przesłanie dla nas, rodziny XXI wieku. Nawiązanie do ikony Świętej Trójcy obrazuje relacje rodzinne Jezusa, Maryi i Józefa. Relacje, w których dostrzegamy wzajemność i komplementarność. Wszystkich łączy nierozerwalna więź rodzinna. Złote tło ikony symbolizuje mistyczną rzeczywistość i świętość Rodziny z Nazaretu. Przy głowie Jezusa zostały umieszczone dwa akrostychy greckie. Co to jest akrostych? Jednym z historycznych przykładów akrostychu jest grecka nazwa znaku rozpoznawalnego dla wszystkich chrześcijan: ichtis (czyli ryba). Zawiera ona pierwsze litery słów oznaczających: Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel: Isus Christos Theon Yios Solter… Ikona Argüella ukazuje wspomniany powrót Świętej Rodziny do Nazaretu; Rodzice odnaleźli swojego Syna i wracają do domu: „(Jezus) Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany…” (por. Łk 2, 51). Radość z odnalezienia Syna widzimy w napisanej ikonie: Józef niesie na swoich ramionach zmęczonego dwunastoletniego Chłopca, który wcześniej w rozmowie z uczonymi w Piśmie ukazał, że jest Synem Króla świata, co symbolizuje trzymane przez Jezusa w lewej dłoni berło. A w Józefie widzimy zatroskanego ojca, który chce przygotować Syna do wejścia w życie. Pomaga Dziecku stawiać pierwsze kroki w dorosłym życiu i wzrastać każdego dnia w wierze. Twarz Józefa wyraża trud ojcostwa i poświęcenie w codzienności dla budowania rodziny. Postać Maryi napisana przez Argüello to obraz zatroskanej Matki, która również jest odpowiedzialna za wychowanie Syna. To Maryja jako kobieta uczy Go każdego dnia miłości i swoją kobiecością jest podporą rodziny, osobą, która nigdy nie zawiedzie. Typowe dla kobiety z Bliskiego Wschodu nakrycie głowy to welon syryjski, który symbolizuje kobietę zamężną i matkę. A gwiazda umieszczona na welonie Maryi symbolizuje Boże Macierzyństwo.
Ikonę tę można jeszcze długo interpretować, ale przede wszystkim można ją kontemplować, bo pomaga w miłowaniu Świętej Rodziny. Najważniejsze jest bowiem to, co dzieje się w naszym sercu, gdy patrzymy na ikonę: Czy odnajdujemy w niej naszą rodzinę? Rodziców, może dziadków? Czy odnajdujemy naszych syna czy córkę, którzy chcą podążać własną drogą do Boga? Jaka jest nasza rodzina? Czy jest w niej obecny Jezus na „naszych ramionach”? Czy moja rodzina jest światłem i znakiem Bożej miłości w świecie?
Iwona Flisikowska/Niedziela Ogólnopolska 1/2018
*********
kaplica-izba (upper room) JEZUSA MIŁOSIERNEGO
4 Park Grove Terrace, Glasgow G3 7SD
***********************************************************************************************************************