Wejście w inny sposób życia
Dziś Kościół obchodzi Tajemnicę Wniebowstąpienia. Boży Syn powraca i równocześnie ten sam Człowieczy Syn zabiera z sobą naszą ludzką naturę, która jest już przemieniona. Jakie jest moje pierwsze skojarzenie z tą prawdą wiary? Od razu jawi się obłok na wiosennym błękicie, osłaniający coraz bardziej odchodzącego Chrystusa. Oglądałem wiele obrazów, na których artyści właśnie w ten sposób przedstawiali dzisiejszą uroczystość – wznoszący się coraz wyżej ku niebu Pan Jezus. Bo tak to jest opisane i w Ewangelii i w Dziejach Apostolskich.
Tu przypomina mi się Ojciec Święty święty Jan Paweł II, kiedy odlatuje po kolejnej swojej pielgrzymce w Ojczyźnie ze swojego lotniska w Krakowie. My wszyscy, i ci, którzy są tam w Balicach i ci, którzy poprzez telewizyjne kamery uczestniczą w pożegnaniu – długo wpatrujemy się jak papieski samolot unosi się coraz wyżej, aż gdzieś daleko zmienia się w maleńki punkcik i potem zanika zupełnie. A my wciąż patrzymy i patrzymy, tak jak apostołowie patrzyli w górę – aż dopiero aniołowie musieli ich pocieszyć: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba.” Ten głos przypomniał im, że droga wcale się nie skończyła i że trzeba iść dalej.
Ksiądz Janusz Pasierb w swojej książce Czas otwarty napisał, że „trudno im było przejść od tego zapatrzenia do zwykłego życia. Serce ma swoje prawa… Mistrz przygotowywał ich na to odejście, a jednak uderza nas, nawet po tylu wiekach, nastrój melancholii i smutku przesycający liturgię niedziel przed Wniebowstąpieniem. „Teraz zaś idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: Dokąd idziesz? Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce.”
Przyzwyczaili się, że Chrystus zawsze był z nimi. Zawsze ich prowadził. Stawiali Mu pytania. On odpowiadał. Mogli Go chwycić za rękę i oprzeć się na Nim, jak Piotr kiedy zwątpił i zaczął tonąć. A teraz nie mogli sobie wyobrazić życia bez Niego, że zabraknie już Jego widzialnej obecności i Jego mocy, która dawała im poczucie bezpieczeństwa. Ale to było konieczne. Tak mówił Pan Jezus: „Jednakże mówię wam prawdę: Pożytecznie jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was.”
Każde rozstanie jest ciężkie. Ale czyż nie na tych rozstaniach polega rozwój człowieczego życia? Takie jest prawo wzrostu i choć nie jest łatwo odchodzić – to przecież jednak wciąż odchodzę. Każdy wyrasta ze swego dzieciństwa (oprócz pana Piotrusia, który nie chciał rosnąć). Kiedy wchodzi się w wiek dojrzały – trzeba opuszczać swoich bliskich: „Opuści człowiek ojca i matkę.” A te odejścia od siebie samego, które ustawicznie towarzyszą człowieczym dniom. Bo kiedy lat przybywa wtedy już i zdrowia zaczyna ubywać i sił, i młodości. Już pamięć nie ta sama, nie ten słuch, ani wzrok. I twarz jest inna, bardziej pomarszczona. Nie taka jak na dawnych fotografiach. Ale wszystkie te odejścia są bardzo potrzebne, bowiem przygotowują człowieka na to odejście najważniejsze, o którym mówi dzisiejsza uroczystość, mianowicie, że śmiertelne ciało przemienione poprzez Wniebowstąpienie Jezusa dociera aż do nieba.
Rozważając teksty Ewangelii i Dziejów Apostolskich trudno jest ustalić szczegóły dzisiejszego święta. Według świętego Jana w poranek Wielkanocny Pan Jezus mówił do Marii Magdaleny: „Wstępuję do Ojca mojego i Ojca waszego.” A więc już wtedy wstępuje do nieba. Inni Ewangeliści umieszczają to wydarzenie na kończący się dzień Wielkiej Nocy po spotkaniu z Apostołami w Wieczerniku. Zaś w Dziejach Apostostolskich, które dziś są czytane, jest takie zdanie: „Im też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym.” Widać z tego, że Pismo św. nie robi tutaj jakiegoś wyraźnego przedziału czasowego pomiędzy Zmartwychwstaniem a Wniebowstąpieniem. Ukazujący się Jezus kiedy mówi Apostołom: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi” – jest już uwielbiony i powraca po wielokroć z zupełnie innego świata. A tym światem jest niebo.
Ksiądz Władysław Przybyś tłumaczy w ten sposób: „To, co się stało w poranek wielkanocny, jest więc tak wielkie, niesłychane, że Kościół nie może przeżyć tylko w święta Wielkanocne. Stąd na to samo wydarzenie Kościół zwraca dwa razy swoją uwagę, ale pod innym kątem: w Wielkanoc przeżywa fakt powstania Jezusa z martwych, a dzisiaj Jego wejście w nowy, inny sposób życia.”
Pismo Święte, przedstawiając powrót Chrystusa do nieba, używa wyrażenia: „uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu.” Ale tu nie chodzi o niebo unoszące się ponad chmurami. Chodzi o takie niebo, które nie jest z tego świata. Język tubylców jest tutaj bardziej precyzyjny, niż nasz ojczysty, bowiem ma dwa całkowicie różne określenia: „sky” i „heaven”. Nie da się tych pojęć ani pomylić, ani użyć zamiennie. Dlatego bardzo głupio i naiwnie swego czasu popisał się Jurij Gagarin po pierwszym okrążeniu ziemi. Oświadczył bowiem, że nie ma Boga, ponieważ ponad chmurami w kosmosie, nie widział Go.
A jednak jak wielu ludzi widziało Boga już na tej ziemi. I dziś również jest ich ogromna ilość, bo niebo zaczyna się tu i teraz, i jest tak zaskakująco blisko. „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo „Tam”. Oto bowiem Królestwo Boże pośród was jest” – powiedział Pan Jezus. I ono nie tylko jest, ale wciąż rośnie, rozszerza się – jak ziarno wrzucone w ziemię. Czy we mnie też?
Teraz jest czas trwania na modlitwie w Wieczerniku, w którym jest Matka Jezusowa i Apostołowie. To tam przychodzi stale obiecany Pocieszyciel i daje dar zrozumienia po którym człowiek już wie, że niebo tu się zaczyna i może doświadczać jak ono smakuje.
ks. Marian Łękawa SAC