Używanie dóbr tego świata
XXV Niedziela Zwykła – ROK C
22 września 2019
Dlaczego człowiek, żyjąc na tym Bożym świecie, tak łatwo ulega iluzji i daje się zwieźć? Szuka swojego znaczenia, ale zupełnie nie tam, gdzie ono jest naprawdę. Swoim zachowaniem przypomina koguta Chanteclera, który myślał, że swoim śpiewem wzbudzał wschód słońca. Wyobrażał sobie, że słońce budziło się na jego głos i gdyby przypadkiem pewnego dnia Chantecler przestał śpiewać – słońce by nie wzeszło. Tak mu się wydawało. Tymczasem otaczająca go rzeczywistość była o wiele piękniejsza i cudowniejsza niż on przypuszczał. Bo to właśnie słońce swoim najdelikatniejszym promieniem brzasku budziło każdego poranka Chanteclera. On był tylko heroldem światła, ciepła i dobroci, zawartego w sercu wszechświata.
Pan Bóg dał człowiekowi rozum i umiejętność myślenia. A człowiek ten Boży dar bardzo często używa w niewłaściwy sposób. Wystarczy spojrzeć do jakiego stopnia przecenia znaczenie rzeczy tego świata i to ze szkodą dla siebie, która w swoich konsekwencjach może okazać się tragiczną. Pan Jezus bardzo konkretnie ujął tę prawdę w przypowieści o bogaczu, któremu bardzo dobrze obrodziło pole. I co ten człowiek postanowił: „Zburzę moje małe spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę wszystko zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj. Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem.”
Zatem najważniejszą sprawą w życiu człowieka jest to z czym stanie na sądzie Bożym. Świat zaś ze swoim bogactwem przemija niczym mgła poranna.
W dzisiejszym Czytaniu prorok Amos ostrzega przed niewłaściwym używaniem dóbr tego świata. Bowiem cała niegodziwość nie pieniądza dotyczy, ale jego użycia przez ciemiężycieli. Tak więc każde oszustwo, każde bogacenie się kosztem biednych i słabych jest wielkim obciążeniem, które owszem, jeżeli człowiek opamięta się w porę, można naprawić, ale tylko tu, po tej stronie życia.
W Ewangelii Pan Jezus idzie jeszcze dalej mówiąc, że nie można służyć równocześnie Bogu i mamonie. Warto zwrócić uwagę na słowo „mamona”, bowiem pojawia się ono tylko u świętego Łukasza i w paralelnym miejscu u świętego Mateusza i nigdzie poza tym. W hebrajskim brzmieniu znaczy tyle co „ufać”, „zawierzyć”. Czy moje zaufanie, zawierzenie jest skierowane w dobrym kierunku?
Ojciec Jacek Salij komentuje takimi słowami często popełnianą pomyłkę przez człowieka: „Pan Bóg postanowił obdarzać nas dobrami materialnymi, abyśmy codziennie mogli otrzymywać od Niego dowody Jego miłości do nas. My, owszem, Boże dary przyjmujemy, ale zamiast dziękować za nie Boskiemu Dawcy i używać ich zgodnie z Jego intencjami, potrafimy czasem posunąć się aż do tego, że na nich budujemy cały sens naszego życia, że zaczynamy pokładać w nich naszą nadzieję ostateczną. Jesteśmy podobni do tej pięknej dziewczyny z bajki, w której zakochał się książę i na dowód miłości przysłał jej pierścień zaręczynowy, a jej tak ten pierścień się spodobał, że zakochała się w pierścieniu i księcia już nie potrzebowała. Podobnie i my: potrafimy jakieś dary Boże uczynić ostatecznym sensem naszego życia i wtedy nawet Pan Bóg staje się dla nas nieważny, bo postawiliśmy na pierwszym miejscu co innego. Potrafimy wobec Pana Boga być tak bezczelni, że Jego własnych darów używamy do tego, żeby Go znieważać.”
Dzisiejsze Boże przesłanie zawarte w przypowieści opowiedzianej przez Pana Jezusa o nieuczciwym rządcy, jest ostrzeżeniem dla człowieka, który świetnie umie sobie poradzić i pomóc w sprawach tego świata, ale czy umie zadbać, równie skutecznie, o to, aby przyjęto go „do wiecznych przybytków”? Zarządca, mając zdać sprawę ze swojej dotychczasowej pracy, którą wykonywał nieuczciwe, znajduje w oszustwie „mądre” wyjście z sytuacji. Zastosował bowiem sprytny wybieg, licząc na to, że gdy zostanie pozbawiony zarządu, przyjmą go ci, którym zmniejszył należne długi. „Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił.” Ale pochwalił go nie za oszustwo, ale za roztropność, dzięki której umiejętnie potrafił zabezpieczyć swoją przyszłość.
Słyszałem o podobnej przypowieści, gdzie za pomysłowość i inwencję pieniądz stał się nagrodą, tym razem uczciwie zdobytą. Dwaj chłopcy prosto ze szkoły pojechali do dużego magazynu sklepowego. Wysiadając z autobusu, jeden z nich zauważył leżącą na parkingu damską torebkę. Podnieśli ją. Rozglądnęli się, ale w pobliżu nie było nikogo. Zajrzeli z ciekawości do torebki. Były w niej drobiazgi, a na dnie – portmonetka i dokumenty. Zorientowali się, że właścicielką torebki jest starsza pani. Był też w torebce stuzłotowy banknot. Popatrzyli na siebie. Co robić? Oczywiście – oddać. Co to tego nie mieli wątpliwości.
– Ale może zanim oddamy tę torebkę, to rozmienimy ową setkę na dziesięciozłotówki?
Tak też zrobili, a potem odnaleźli adres właścicielki. Pojechali do niej i zgubę oddali. Starsza pani najpierw zajrzała do portmonetki, a potem patrząc chłopcom w oczy lekko uśmiechnęła się i wręczyła im dziesięć złotych.
– Dobre z was chłopaki. Dziękuję wam. Tak szczerze mówiąc, jesteście bardzo pomysłowi.
Rzeczywiście można podziwiać ludzką zapobiegliwość, pomysłowość, zaradność – kiedy chodzi o sprawy dotyczące zwykłej ludzkiej egzystencji. Tak mówi dzisiejsza Ewangelia: „Synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi niż synowie światła”.
Ile przy tym człowiek potrafi wykrzesać z siebie mocy, samozaparcia – i wcale nie wydaje mu się to takie trudne, bo widzi ile może osiągnąć, jaką będzie miał korzyść. A jednak, ten sam człowiek w sprawach, które dotyczą relacji z Bogiem, gdzie chodzi o prawdziwe ludzkie życie trwające wiecznie – wykazuje kompletną nieporadność.
I tę swoją winę pokrywa bardzo często narzekaniem na Kościół, na niedobrych księży, którzy – jego zdaniem – i na ambonie i w konfesjonale są beznadziejni. Ale tak szczerze – czy mógłbym postawić sobie pytanie: jaki podjąłem trud, aby znaleźć swoją drogę do Boga?
Jeden z księży opowiadał, jak po skończonych rekolekcjach, o dość późnej już porze, podszedł do niego młody człowiek i poprosił o rozmowę. Ksiądz się wymawiał, że dziś to już nie, że zmęczony, że się spieszy. Ale rozmówca nie dawał za wygrane. Chwycił księdza za ramię i powiedział: Ksiądz musi ze mną mówić, po prostu musi. I rozmawiali. A rozmowa ta okazała się wielkim błogosławieństwem.
Albo inne zdarzenie: pewna pani w rozmowie z księdzem dzieliła się radością, że spotkała wspaniałego spowiednika, który bardzo jej pomaga w duchowym życiu. Ksiądz powiedział:
– To ma pani szczęście.
– Szczęście? – odpowiedziała. Proszę księdza, to dwa lata gorącej modlitwy o takiego człowieka, dwa lata poszukiwań.
Nieskończenie miłosierny Bóg człowieka nigdy nie zawiedzie, człowieka, który Go szuka, który o Niego walczy. Bo tylko gwałtownicy zdobywają Królestwo Boże.
Obym się nie zniechęcił w tym moim ciągłym powstawaniu. Wiem – resztę uczyni Bóg? Już uczynił.
Ks. Marian Łękawa SAC