Bóg nigdy nie oddala się od
człowieka
XXIV Niedziela Zwykła – ROK C
15 września 2019
Carlo Carretto w książce Pustynia w mieście opisuje takie wydarzenie:
„Jakiś narkoman, silny jak tur, wtargnął do kaplicy w czasie liturgii. Na szczęście Msza święta już się kończyła i on, zupełnie wyczerpany w swoim podnieceniu, wyszedł razem z nami. Byliśmy pod wielkim wrażeniem jego szaleńczego miotania się, wywołało ono zrozumiałe podniecenie i zaniepokojenie w naszej modlitewnej wspólnocie.
W kuchni poprosił o filiżankę kawy, wpatrując się we mnie oczami, których wyraz trudno zapomnieć, gdyż wydawały się oczami zwierzęcia tropionego od wielu dni, które doszło do kresu swojej wytrzymałości.
Połowę kawy rozlał na marynarkę, ponieważ tak mu drżała ręka, a potem nagle runął z łoskotem na podłogę w straszliwych konwulsjach i torsjach.
Było nas czterech, ale nie potrafiliśmy utrzymać go w spokoju i w pewnym momencie uderzył głową o narożnik pieca.
Moja ręka była umazana krwią, kawą i pianą.
Położyliśmy mu poduszkę pod głowę – na podłodze, gdyż nie czuliśmy się na siłach, aby go zanieść na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się posłania dla braci.
Zdrzemnął się na chwilę, potem otworzył oczy przepełnione ogromnym smutkiem i poprosił mnie o jakąkolwiek namiastkę narkotyku.
Bez narkotyku wytrzymywał przez cały dzień, ale teraz nie mógł już dać sobie rady.
Zaczął się rzucać jak opętany.
Po pewnym czasie przybył lekarz i zrobił mu zastrzyk.
W końcu przyszło czterech pielęgniarzy, którzy go zawieźli do kliniki psychiatrycznej.”
Dla Carlo Carretto to wydarzenie było po prostu taką współczesną przypowieścią o synu marnotrawnym, którą przekazuje dzisiejsza Ewangelia.
W Jezusowym obrazie marnotrawny syn kiedy już wszystko przepuścił w dalekich stronach został złamany głodem. Człowiek opisany przez Carretto nie potrzebował wyruszać daleko, bo aby wejść w świat narkotyków – wystarczyło pójść tylko za róg i już znaleźć się w grupie podobnych ludzi, którzy przy dźwiękach muzyki, wstrzykują sobie dawkę rzekomej przyjemności. Szokiem, który dopiero powalił go na ziemię, okazało się cierpienie. Gdyby nie odczuł tego bólu – co innego mogłoby skuteczniej ostrzec go przed złem, w które wszedł?
Zbawiennym więc okazał się głód, bo spowodował, że marnotrawny syn zdecydował się wrócić. Również i cierpienie – może być takim Bożym wysłańcem, bo ostrzega w porę, że jeszcze można zawrócić. Argument, że istnienie cierpienia jest dowodem, iż Bóg nie istnieje – bo jak On, który jest Ojcem, mógłby znosić cierpienie Syna – nie jest przekonywującym argumentem. Co człowiek wie o konsekwencjach wolnej decyzji człowieka, której Bóg nigdy nie łamie? Dlatego Bóg pozwala człowiekowi swobodnie odejść, ale potem nadaje taki bieg wszystkiemu, aby ten, który „był zaginął odnalazł się; który był już umarły, znów ożył.” Bo rozłąka jest dotkliwym cierpieniem. Jest nie do zniesienia dla tych, którzy kochają naprawdę.
Ale człowiek, niestety, nie daje temu wiary, bo od samego początku bardziej wierzył sobie i podszeptom złego i dlatego stale odchodzi na swoje pokrętne drogi. Na takich drogach coraz trudniej jest zawierzyć Bogu. Oddalenie od Bożego patrzenia staje się coraz większym dystansem. Ale Stwórca nie rezygnuje. Najpierw nawołuje – tak jak Adama, który zgrzeszył nieposłuszeństwem: „Gdzie jesteś?” Adam, słysząc Boży głos, jeszcze odpowiadał. A co dzieje się kiedy człowiek nie słyszy już głosu prawdziwego Boga – bo na miejscu Boga postawiło się złotego cielca?
Dzisiejsze I Czytanie opisuje takie odstępstwo narodu wybranego podczas wędrówki do ziemi obiecanej. Co więcej, oni nawet nie widzieli w tym nic złego, że porzucają życiodajną przestrzeń Bożej obecności. Rzecz jednak w tym, że to nie Bóg oddala się od człowieka, ale to człowiek odgradza się przepaścią swoich grzechów.
U proroka Izajasza zapisane są takie oto słowa: „Wasze winy wykopały przepaść pomiędzy wami a waszym Bogiem, wasze grzechy zasłoniły Mu oblicze przed wami, tak iż was nie słucha.”
Mojżesz najpierw długo błagał – tak jakby Pan Bóg w ogóle był głuchy na jego wołanie. No bo jak można prosić o przebaczenie dla tych, którzy nie widzą zła swojego grzechu? A jednak Bóg w swojej tajemnicy nieskończonej miłości robi wszystko, aby uratować nawet takich, którzy sami ratunku nie szukają, nawet go odrzucają.
Ojciec Jacek Salij zauważa, że „miłosierdzie okazał Bóg zbłąkanemu ludowi nie dopiero wtedy, kiedy wysłuchał modlitw Mojżesza, ale już wtedy, kiedy pobudził Mojżesza do tych modlitw. Co więcej, miłosierdzie Boże objawiło się nawet w tym, że Bóg nie od razu wysłuchał błagań Mojżesza. Mojżesz bowiem modlił się prawdziwie, a im bardziej się modlił, tym więcej rosła w nim miłość zarówno do Boga, jak do tych, za którymi się wstawiał. W ten sposób modlitwa Mojżesza coraz bardziej zasypywała tę przepaść, jaką niewierny lud oddzielił się od Boga. Było to możliwe dlatego, że Mojżesz był prawdziwie przyjacielem Boga, a zarazem bardzo realnie czuł się cząstką swojego narodu.”
Bardzo często ludzie w spotkaniu z kapłanem proszą go o modlitwę. Intuicyjnie wyczuwają, że jest on bliżej Boga. I byłby pożałowania godnym taki kapłan, który by nie brał sobie do serca tych próśb. Bo prawdziwa modlitwa to nie słowa tylko – ale całe serce, które cierpi i które się nie zniechęca, bo modli się stale i coraz gorliwiej, zasypując w ten sposób przepaść pomiędzy Bogiem a pogubionym człowiekiem. W ten sposób odbywa się naśladowanie Bożego Syna, Jezusa Chrystusa, który po to przyszedł na tę ziemię i stał się człowiekiem, aby poprzez swoją Mękę i Śmierć na krzyżu dawać swoją bezwarunkową miłość. Właśnie ta Boża miłość, wciąż uobecniana, szczególnie w Sakramencie Pojednania i w Najświętszej Eucharystii, ma moc zasypywania wszelkich przepaści jakimi człowiek poodgradzał się od Boga. Uczestnicząc w tej tajemnicy mam szansę bycia z Jezusem i to coraz bardziej i coraz pełniej – tak, że nie jest już możliwe pozostawanie bycia obojętnym wobec drugiego człowieka.
Święty Paweł w II Czytaniu na przykładzie swojego życia pokazał jak potrafi działać nieskończenie miłosierny Bóg: „Uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę.” Żeby jednak to posługiwanie niesienia Boga ludziom mogło się dokonać Pan Jezus takie wypowiedział słowa: „pokażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia.”
ksiądz Marian Łękawa SAC