Boże Narodzenie – ROK A
Minęły adwentowe dni. Już święta: oczekiwane, upragnione. Zupełnie jak w kolędzie:
„Ach witaj, Zbawco z dawna żądany,
Cztery tysiące lat wyglądany!
Na Ciebie króle, prorocy czekali,
A Tyś tej nocy nam się objawił”.
A jednak – kiedy rozmawiam o świętach Bożego Narodzenia, widzę w sobie i w moich rozmówcach nie tylko wielką radość, że sam Pan „tej nocy nam się objawił”, ale odnajduję również smutek rodzący się z rozczarowania. Bo czy takiego spodziewaliśmy się przyjścia, a z naszej strony – takiego przyjęcia?
Kościół ze swoim 4 tygodniowym Adwentem pozostał w tyle za „synami tego świata”, którzy przypominają z każdym rokiem coraz szybciej i efektowniej, z całym swoim kolorowym bogactwem, że święta nadchodzą. W tym roku już na początku października widziałem w centrach handlowych świąteczne dekoracje.
Dzieci rozpieszczane poprzez przeróżne drogie zabawki, zupełnie zbędne, których nawet docenić nie potrafią, stają się jeszcze bardziej egoistyczne.
Ludzie biedni, samotni, pogrążeni w depresji, rozbudzeni naiwną nadzieją, po świętach znowu będą zawiedzeni.
Ile kartek z radosnymi życzeniami, ile słów wypowiadanych o pokoju. Ludzie ściskają sobie ręce – a to jest tylko i nic więcej – zwykła obyczajowa serdeczność, bo tak się robi w tym czasie.
Dzisiaj przeżywanie świąt Bożego Narodzenia bardziej przypomina raczej pogańskie święto. W środkach masowego przekazu, które są współczesną amboną z kaznodziejami o wiele lepiej przygotowanymi niż owi tradycyjni, nie o urodzinach Jezusowych jest mowa, ale o cenach różnych produktów, które koniecznie muszą być na świątecznym stole. Z przeładowanego programu telewizyjnego wcale nie wynika, że „Dziecię nam się narodziło”. Śmieszne byłoby przyjęcie weselne bez nowożeńców. A czy śmieszne jest Boże Narodzenie bez Chrystusa?
Maleńkie okienko naszej religii w tym wielkim sklepie świata, prawie niewidoczne, może lepiej zamknąć, aby nie powiększać i tak już dużej frustracji wielu uczniów Chrystusa?
Ale nie daj Boże ulec takiej pokusie krzywego zwierciadła.
Przecież Tajemnica Bożego Wcielenia jest największym wydarzeniem świata. Zstąpienie Syna Bożego z nieba dało nam ludziom godność dzieci Bożych.
Wtedy po owej „świętej nocy” całe Betlejem nie zauważyło, że rozpoczął się pierwszy poranek nowego czasu, a dziś jednak jest bardzo wielu ludzi, choć świat ich też nie zauważa, którzy widzą wciąż tego samego Jezusa jak przychodzi nieustannie do ludzi samotnych i dzieli z nimi samotność.
Czy naprawdę biedni są zapomniani? Przecież w żadnym innym czasie nie ma większego dzielenia się z potrzebującymi, jak właśnie w tym świątecznym, kiedy ludzkie serce odkrywa swoją wspaniałomyślność.
A drzemiące w nas pragnienie bycia razem czy nie wybucha teraz, w tym czasie, odnawiając i odświeżając zaniedbane relacje i przyjaźnie z drugim człowiekiem?
Na pewno podczas świąt zdarzają się nadużycia w jedzeniu i piciu. Ale to jednak nie przekreśla sensu wspólnej uczty przy stole gromadzącym rozproszone rodziny. Jezusowe przypowieści o Królestwie Bożym często obrazowane są właśnie ucztą.
Może i z tym religijnym znaczeniem świąt nie jest aż tak źle, skoro wiele ludzi teraz przeżywa swoje odrodzenie duchowe. Na Boże Narodzenie powracają marnotrawni synowie. Choć by to był tylko jeden dzień. Choć by to była tylko Pasterka. Kto wie czy doświadczenie ciepła domu, którym jest Kościół nie przyniesie w końcu oczekiwanego owocu?
Dziś wiem, że najpierw we mnie musi coś umrzeć w tę Świętą Noc, aby się narodziło nowe Życie.
Teraz ta Nadzieja jest bardziej usprawiedliwiona niż kiedykolwiek. Bo rodzi się Życie: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jako Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy… Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce”.
ksiądz Marian Łękawa SAC