Jam zwyciężył świat
Uroczystość Chrystusa Króla
Wszechświata – ROK C 24.11.2019
Kościół dzisiejszą niedzielą zamyka kolejny rok przeżywania Bożych Tajemnic i dlatego w sposób szczególny pragnie oddać cześć Panu Jezusowi, który jest Królem wszechświata.
W Liturgii Słowa pierwsze Czytanie ukazuje historię zbawienia począwszy od Dawida, który zostaje namaszczony na króla około 988 roku przed narodzeniem Chrystusa. Za jego panowania dwa królestwa zostają zjednoczone, choć tylko na krótki czas, bowiem po śmierci Salomona znowu następuje rozpad. Tamten czas był jedynie zapowiedzią Bożych obietnic, że nadejdzie prawdziwe zjednoczenie, za którym tęskni w głębiach swojego jestestwa każde ludzkie serce. I ono już się dokonało, bo Boży Syn już narodził się w Betlejem. Na górze Kalwarii już przelał swoją własną krew. Dzięki temu zebrał rozproszonych. Utworzył nowy lud, który jest ludem Bożym. W drugim Czytaniu święty Paweł, pisząc swój list z więzienia, objaśnia kim jest Chrystus – mianowicie „pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone. …On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. I On jest Głową Ciała Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych…”
Ale zanim ta prawda dotrze z całą oczywistością do ludzkich serc, trzeba najpierw przejść przez trudny do zrozumienia przekaz dzisiejszej Ewangelii – no bo jak pogodzić ukrzyżowanego Chrystusa z królewską godnością? Jest to niepokojące pytanie, które nie milknie? Czy teraz, kiedy przesuwa się kolejny krąg liturgicznego czasu, lepiej rozumiem na czym polega królewska moc Chrystusa? W głębi mojego serca słyszę jak odzywa się głos wyrażony w pieśni:
„Kiedyż, o kiedyż, słodki mój Panie,
Poznamy Serca Twego kochanie?
Kiedyż Twa miłość rozpali nas?
O, dobry Jezu, czas to już czas!”
I za tym głosem idzie pragnienie, aby wreszcie przylgnąć całkowicie i bez cienia wątpliwości do Twojego, Panie Jezu, przebitego Serca – cierpliwego i wielkiego w miłosierdzie?
Tylko co zrobić wciąż z pojawiającymi się przeszkodami, które mi towarzyszą każdego dnia, a są nimi moje kolejne rozczarowania wynikające z niezrozumienia Bożych dróg. I wiem dobrze, że to jest nieufność, która powoduje, iż nadejście Jezusowego królestwa opóźnia się.
Ksiądz Ludwik Evely pisze, że „za każdym razem, gdy mówimy szczerze Ojcze nasz, przyśpieszamy przyjście Królestwa. Ale czy raczej nie uprawiamy sabotażu? Czy nie zdarza się nam w tej właśnie chwili, gdy mówimy: Przyjdź Królestwo Twoje, modlić się właściwie o to, aby ono nie nadeszło? Aby nic się nie rozwiało i aby ten kącik świata, gdzie nam tak dobrze, „nie minął”? Czy wiemy, że w ten sposób każdy z nas opóźnia Królestwo i radość Pana?”
Pan Jezus podczas pierwszej Eucharystii powiedział bardzo wyraźnie: „Powiadam wam odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego szczepu aż do dnia, w którym go pić będę wraz z wami ponownie w Królestwie Ojca mego.”
Miłość jaką Bóg żywi do człowieka przejawia się w darze, który każdy otrzymał od Niego. Tym darem jest możność miłowania. Przez ten dar Boża Miłość pragnie rozprzestrzeniać się. Bóg zechciał w dotarciu do człowieka posłużyć się drugim człowiekiem. U Ruskina znalazłem takie piękne zdanie: „Nie wiecie, gdzie spodoba się Bogu opuścić swą drabinę”. Więc moja modlitwa, mój wpływ na bliźniego oznacza, że ja mogę pomagać w zbawianiu świata. Po to Pan Bóg udziela swojej łaski poszczególnym ludziom, aby można było nią ubogacać się wzajemnie, aby ta Boża łaska dokonywała w nas prawdziwej przemiany. Poznawanie Pana Boga dokonuje się we mnie tylko na tyle, na ile potrafię otworzyć się na Niego. Miłość, którą Bóg złożył w moim sercu – dopiero wtedy ożywa, kiedy zaczynam dzielić się nią z innymi. Nie doznam przebaczenia i nie odczuję owej oczyszczającej mocy, jeżeli sam nie zacznę uczyć się przebaczać. To Bóg sprawił, że człowiek drugiemu człowiekowi jest niezbędny. Dlatego jest Kościół. I tutaj muszę sobie zdać sprawę z ogromnych konsekwencji, co to znaczy, że Pan Bóg tak bardzo jest związany z każdym człowiekiem – bo to oznacza także, że będą i tacy ludzie, którzy nie dostąpią zbawienia, ponieważ inni się za nich nie modlili. Moja bierność usiłuje się tutaj tłumaczyć, że to jest niemożliwe. A jednak – to jest wielka Boża tajemnica. Wspomniany już ksiądz Evely pisze: „Bóg okazał nam to nadzwyczajne zaufanie, że wierzy, iż znajdzie w każdym pokoleniu serca gotowe, uważne. Uległe. Kochające. Że znajdą się zawsze ludzie, którzy zgodzą się mówić: Ojcze nasz…, że Bóg uzyska to od nas.
Bóg uwierzył, że miłość okaże się najsilniejsza. Ufajcie, jam zwyciężył świat. Za każdym razem, gdy cierpimy, gdy doznajemy niepowodzenia, gdy się nam coś nie udaje, a jednak dalej kochamy, weryfikujemy, sprawiamy, że na nowo sprawdza się to słowa Pana, ta Jego ufność. My ją potwierdzamy. Świat JEST zwyciężony: bo ja dalej kocham. Królestwo Twoje nadchodzi.”
A jednak tak trudno jest pogodzić się, że krzyżowanie Jezusa wciąż trwa – oznacza to bowiem, że Kościół tu na tej ziemi nie będzie dziełem udanym, bo jest w drodze, bo pielgrzymuje przez pustynie świata. Odczuwając na sobie trud tej drogi, często zachowuję się jak Izraelici idący do Ziemi Obiecanej, którym Jahwe kazał wyjść z Egiptu: „Któż nam da mięso do jedzenia? Wspominamy ryby, któreśmy jadali w Egipcie darmo; przychodzą na pamięć ogórki, melony i pory i cebule i czosnki. Teraz dusza nasza schnie; na nic innego nie patrzą oczy nasze jeno na mannę”.
Czy nie marzy mi się taki Kościół, który jaśniałby tylko potęgą, mocą, blaskiem, który by wyeliminował i odsunął słabych? Chciałoby się, żeby w tym Kościele wszystko było zorganizowane rozsądnie – a tu wciąż jest ukrzyżowany Jezus pomiędzy dwoma łotrami.
Ksiądz Janusz Pasierb w Czasie otwartym pisał: „Jak bardzo musimy wydorośleć, aby umieć dźwigać to, co jest podstawowym doświadczeniem życia, także w Kościele: niepewność… Krucjaty organizują ludzie, którzy chcą zagłuszyć własne wątpliwości, to oni domagają się zawsze zwierania szeregów, czystek i „wprowadzenia porządku”, to oni mają wizję Kościoła jako gigantycznych koszar żandarmerii. A tymczasem Kościół złożony jest z grzeszników i nie jest Kościołem ludzi idealnych.”
Oby Jezusowe słowa: „Gdy będę wywyższony nad ziemię…” wzmacniały moją wiarę, że Boże działanie jest skuteczne, pomimo pozornej porażki – choćby wszystko wyglądało źle i było nieudane. Nie wolno mi zapomnieć, że wtedy właśnie, gdy idzie tak źle – Pan jest przy mnie. Gdzie jest Krzyż, gdzie trwa prześladowanie, gdzie dzieje się niesprawiedliwość – tam jest JEZUS CHRYSTUS KRÓL WSZECHŚWIATA, tam dokonuje się zbawianie świata, właśnie, poprzez całą tę gorycz.
ks. Marian Łękawa SAC