Nieskończenie dobry Bóg
*****
W dzisiejszą drugą niedzielę wielkanocną w świadomości powszechnego Kościoła wypełnia się coraz bardziej życzenie Pana Jezusa, który pragnął, aby ten dzień był dniem szczególnym – mianowicie świętem Bożego Miłosierdzia.
Dzięki świętej siostrze Faustynie każdy może wziąć do ręki jej Dzienniczek i czytać Jezusowe słowa: „Córko moja, mów światu całemu o niepojętym miłosierdziu moim. Pragnę, aby święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W tym dniu wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do miłosierdzia mojego; dusza, która przystąpi do spowiedzi i Komunii św., dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. Niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, choćby grzechy jej były jak szkarłat. Miłosierdzie moje jest tak wielkie, że przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł, ani ludzki, ani anielski. (…) Nie zazna ludzkość spokoju, dopóki nie zwróci się do źródła miłosierdzia mojego.”
Wszechmogący Bóg najpełniej objawia swoją potęgę w nieskończonym miłosierdziu. Życie każdego człowieka wciąż i nieustannie doświadcza tej nieprawdopodobnej Bożej dobroci, bardzo często zupełnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Założyciel Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego św. Vincenty Pallotii właściwie bez końca powtarzał, że Bóg jest miłością nieskończoną. To wołanie jest widoczne w pallotyńskich modlitwach. Jestem więc stale otoczony tą najważniejszą prawdą. A jednak zawołanie św. Pawła „miłość Chrystusa przynagla mnie” nie mogę odnieść do siebie, bo wciąż znajduję w sobie pojawiające się pytanie pełne niepokoju: czy rzeczywiście?
Jezusowe słowa podyktowane siostrze Faustynie mogą być odpowiedzią: „O, jak bardzo Mnie rani niedowierzanie duszy. Taka dusza wyznaje, że jestem święty i sprawiedliwy, a nie wierzy, że jestem miłosierdziem, nie dowierza dobroci mojej. I szatani wielbią sprawiedliwość moją, ale nie wierzą w dobroć moją”.
Wyznaję i głoszę jak nieskończenie dobry jest Bóg – a tymczasem każdy mój upadek, wciąż powtarzający się, upokarza mnie raniąc moją pychę. Burzy moje dobre mniemanie o sobie samym. Jak łatwo wtedy szatan podsuwa swoją najstraszniejszą pokusę zwątpienia w Boże przebaczenie: Czy to jest w ogóle możliwe, żeby Pan Bóg tak bez końca przebaczał? I jeżeli człowiek pójdzie za tym diabelskim poszeptem to bardzo łatwo wmówi samemu sobie: nie pójdę do spowiedzi, bo i tak nie mam szans. Boże Miłosierdzie dla mnie już się wyczerpało.
Ks. Biskup Nossol w swojej książce pt. „Ku cywilizacji miłości” tak pisze: „Wielu z nas mogłoby powiedzieć, czy w ogóle ma sens sakrament pokuty, skoro wszystko tak czy tak wciąż się powtarza na nowo, a my ludzie grzeszni nie zmienimy się pod każdym względem. Przyznajmy jednak, że przynajmniej kilka chwil, kilka godzin, a może dni lub tygodni jesteśmy inni, tzn. lepsi, co sprawia że i nasze otoczenie staje się także lepsze. Choćbyśmy na krótki czas uczepili się znów słonecznych promieni życia i zechcieli do tego nakłonić innych będzie to już coś wielkiego. Otworzymy jakby okienko, przez które Bóg zaczyna na powrót spoglądać w intymność życia ludzkiego serca. Życie ludzkie staje się wtedy sensowniejsze”.
W hiszpańskiej miejscowości Limpias jest kościół, w którym znajduje się sławny krzyż wiszący nad konfesjonałem. Prawą rękę Chrystus ma opuszczoną, natomiast lewa przybita jest do belki krzyża. I jak głosi legenda, że jeden z członków królewskiego dworu miał swojego stałego spowiednika. Wciąż wpadał w te same grzechy. Za każdym razem oskarżał się żarliwie na nowo przyrzekając poprawę. Spowiednik więc oświadczył mu, że jeżeli jeszcze raz ten grzech się powtórzy – to nie będzie przebaczenia. Ale grzech się powtórzył. Nadaremnie więc penitent prosił i błagał swojego spowiednika, aby mu jeszcze tym razem przebaczył, ale usłyszał jedynie stanowcze słowa:
– Nie! Ostrzegałem cię. Miara cierpliwości Bożej i miłosierdzia Bożego dla ciebie już się wyczerpała.
I pozostawił bez rozgrzeszenia tak bardzo przecież skruszonego penitenta, który w cieniu konfesjonału modlił się żarliwie głęboko żałując za swoje grzechy. Po jakimś czasie usłyszał głos:
– Synu mój, skoro mój sługa, w moim imieniu, nie przebaczył ci, więc ja ci przebaczam.
Zbawiciel odrywając prawą rękę uczynił znak krzyża i powiedział:
– Idź i nie grzesz więcej.
Po dziś dzień można oglądać w Limpias Chrystusa z oderwaną dłonią od belki krzyża.
Nie ma takiego grzechu, nie ma takiej okropności, której Boże miłosierdzie nie mogłoby zniwelować, odpuścić i przebaczyć. Tylko, żeby człowiek otworzył na oścież swoje serce i naprawdę szczerze żałował przyrzekając na serio poprawę. Jak łatwo ulec błędnemu przekonaniu, że Bóg nie wysłuchuje modlitwy grzesznika. Św. Augustyn bardzo zdecydowanie tłumaczy, że właśnie wysłuchuje, ponieważ w chwili, kiedy grzesznik zaczyna się modlić, to już jest w zasięgu łaski, czyli już w tym momencie Bóg już mu przebaczył. Otrzymał natchnienie do modlitwy i na to wezwanie odpowiada, a to już jest znakiem przebaczenia. Gdy grzesznik zaczyna się modlić, to już jest w kontakcie z Panem Bogiem, który zwrócił ku niemu swoje oblicze.
Jezu, ufam Tobie! Gorąco i żarliwie proszę, abyś uleczył mnie od wszelkiej, nawet najmniejszej nieufności w Twoje nieskończone miłosierdzie. Powtarzam więc Panie Jezu Twoje słowa z Dzienniczka św. Faustyny: „Chociażby grzechy wasze były czarne jak noc, to kiedy grzesznik zwraca się do miłosierdzia Bożego, oddaje Bogu największą chwałę. Jego dusza wysławia Bożą dobroć. Wtedy szatan drży przed nią i ucieka na samo dno piekła. Wspomnijcie na moją mękę, a jeżeli nie wierzycie słowom moim, to przypatrzcie się moim ranom”.
ks. Marian Łękawa SAC