______________________________________________________________________________________________________________
***
Wszyscy wierni, wyposażeni w tyle tak wielkich środków zbawienia, we wszystkich sytuacjach życiowych i w każdym stanie powołani są przez Pana, każdy na swojej drodze do doskonałej świętości.
z Konstytucji o Kościele (Sobór Watykański II)
Kościół nieustannie podaje nam wciąż nowe osoby, które w swoim życiu w sposób doskonały współpracowały z Bożą łaską i dziś oglądają już Boga twarzą w twarz. To są nasi błogosławieni, którzy nieustannie przed Bożym Obliczem orędują za nami i są wzorem dla nas szukającym swojej drogi prowadzącej do Boga.
Jakże piękne i pełne pociechy jest świętych obcowanie! Jest to rzeczywistość, która nadaje inny wymiar całemu naszemu życiu. Nigdy nie jesteśmy sami! Należymy do duchowego «towarzystwa», w którym panuje głęboka solidarność: dobro każdego przynosi korzyść wszystkim i odwrotnie, wspólne szczęście promieniuje na jednostki.
Każdy powinien mieć jakiegoś Świętego, z którym pozostawałby w bardzo zażyłej relacji, aby odczuwać jego bliskość przez modlitwę i wstawiennictwo, ale także, aby go naśladować. Chciałbym zaprosić was, abyście bardziej poznawali Świętych, rozpoczynając od tego, którego imię nosicie, czytając ich życiorysy i pisma. Bądźcie pewni, że staną się oni dobrymi przewodnikami, abyście jeszcze bardziej kochali Pana oraz będą cenną pomocą dla wzrostu ludzkiego i chrześcijańskiego.
papież Benedykt XVI
______________________________________________________________________________________________________________
“Wszyscy Święci” Fra Angelico, XV w./wikimedia commons
***
O co chodzi w kulcie świętych?
Po co nam święci? Po co się do nich modlić? Czy sam Pan Jezus nam nie wystarcza? Tego typu pytania pojawiają się nieraz w dyskusjach. Żeby dać na nie jakąś sensowną odpowiedź, trzeba jednak zacząć nie od świętych, ale od Kościoła – i jego miejsca w naszym przeżywaniu wiary.
Większość z nas zgodzi się pewnie, że wiara jest czymś do głębi osobistym – jej siedliskiem jest serce, w które nie ma wglądu nikt poza Bogiem i nami. Marcin Luter, próbując ująć ten osobisty charakter wiary, w jednym z kazań powiedział kiedyś, że „wierzyć może tylko każdy sam, tak jak umrzeć może każdy sam”. Wiara jest jak moment odejścia z tego świata: stoję w niej sam wobec Tajemnicy Boga, jak umierający stoi sam wobec otchłani śmierci – i nikt mnie w tym nie zastąpi. Brzmi dramatycznie? Na szczęście nie jest to katolicka wizja wiary, choć może niejeden i niejedna z nas tak właśnie swoją wiarę przeżywa.
Wiara, choć ma swój wymiar osobisty i nieprzekazywalny, nie rozwija się bowiem w izolacji. W momencie gdy przyjmę chrzest i uwierzę, automatycznie zostaję włączony w sieć relacji, które łączą wszystkich wierzących. Ta sieć relacji to Kościół. Moje odniesienie do Boga nigdy nie jest więc tylko moje – w Katechizmie czytamy, że „nikt nie może wierzyć sam, tak jak nikt nie może żyć sam” (KKK 166). Podobnie jak w codziennym życiu, również w dziedzinie wiary wzajemnie od siebie zależymy, możemy sobie pomagać, troszczyć się o siebie, a w chwilach słabości być dla siebie nawzajem oparciem. Kiedy Kościół zachęca do modlitwy za wstawiennictwem świętych, mówi po prostu, że ta wzajemna pomoc i wymiana darów obejmuje nie tylko tych członków Kościoła, którzy aktualnie żyją na tym świecie, ale także tych, którzy żyją już na wieki w Bogu. Ci ostatni, będąc teraz bliżej Boga, zamiast o nas zapomnieć i zająć się wyłącznie przeżywaniem swojego szczęścia, tym bardziej o nas pamiętają i tym skuteczniej mogą nas wspierać na naszej drodze wiary.
„Żywe kamienie”
Na czym jednak miałoby polegać to wsparcie? Jeśli to Chrystus wysłużył nam zbawienie, to po co nam jeszcze jacyś inni, ludzcy pomocnicy? Czy, szukając ich, przypadkiem Go nie obrażamy? W odpowiedzi na to pytanie znowu pomoże nam odwołanie do naszego potocznego doświadczenia. Być może ciesząc się ze swojego sukcesu (np. na jakimś konkursie albo na zawodach sportowych) zastanawiałeś się, czy to nie jest pycha – przypisywać sobie sukces, podczas gdy powinieneś raczej podziękować Jezusowi? Bo jeśli to Twoja zasługa, to może w ten sposób odbierasz zasługę Temu, od którego wszystko otrzymujesz? Otóż nic z tych rzeczy. Pan Jezus nie patrzy na ludzi jak na swoich konkurentów. Nie jest jak nadopiekuńczy rodzic, który chce wszystko robić za dziecko, skrycie chełpiąc się, że wszystko to jego zasługa. Jest raczej jak rodzic mądry, który cieszy się, kiedy dziecko zrobi coś samodzielnie (choćby nie było to w sensie ścisłym konieczne) i wie, że w żaden sposób nie traci przez to zasługi – to w końcu on dał dziecku życie i umożliwił jego rozwój.
Podobnie jest z naszym szukaniem wsparcia u świętych. To prawda, że wsparcie to całkowicie zależy od samego Jezusa, Jedynego Pośrednika między Bogiem a ludźmi (por. 1 Tm 2,5). Zamiast jednak zazdrośnie strzec swojej wyłączności, cieszy się On, gdy może włączyć w zbawcze działanie względem nas także tych naszych braci, którzy już doszli do celu. Chrystus buduje swój Kościół nie z martwych kamieni, które mogą się jedynie biernie poddawać Jego wszechmocy, ale z „żywych kamieni” (por. 1 P 2,5), obdarzonych wolnością i powołanych do aktywnego udziału w dziele zbawienia. Święci są takimi „żywymi kamieniami” w sensie o wiele doskonalszym niż my, stąd też skuteczność wsparcia, które możemy od nich otrzymać.
Poszukiwanie inspiracji
Ks. Janusz St. Pasierb zauważył kiedyś, że święci są tak bardzo niepodobni do siebie nawzajem, a jednocześnie wszyscy tak bardzo podobni do Pana Jezusa. Jesteśmy powołani przede wszystkim do tego, żeby naśladować samego Jezusa, ale to naśladowanie może się dokonać na tyle różnych sposobów, ile jest różnych charakterów, temperamentów i konkretnych powołań. Wielobarwny tłum świętych pokazuje nam, że w świętości nie ma nic z mechanicznego powielania i że nawet największy oryginał może znaleźć drogę do Boga, pozostając sobą. To dlatego, oprócz praktykowania modlitwy za wstawiennictwem świętych, warto ich poznawać i szukać wśród nich inspiracji dla własnej drogi wiary.
ks. Andrzej Persidok/Stacja7.pl
_____________________________________________________________________________________________________________
31 maja
Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny
Zobacz także: • Święta Kamila Baptysta Varano, dziewica i zakonnica |
„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w ziemi Judy. (Łk 1,39) fot. Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety *** Święto Nawiedzenia wywodzi się z religijności chrześcijańskiego Wschodu. Uroczystość tę wprowadził do zakonu franciszkańskiego św. Bonawentura w roku 1263. Kiedy zaś powstała wielka schizma na Zachodzie, święto to rozszerzył na cały Kościół papież Bonifacy IX w roku 1389, aby uprosić za przyczyną Maryi jedność w Kościele Chrystusowym. Sobór w Bazylei (1441) to święto zatwierdził. Święto Nawiedzenia obchodzimy w okresie między uroczystościami Zwiastowania Pańskiego i narodzenia św. Jana Chrzciciela. W ten sposób wspominamy przede wszystkim spotkanie Mesjasza ze swoim poprzednikiem – Janem Chrzcicielem. Jest to także spotkanie dwóch matek. Dokładny opis Nawiedzenia zostawił nam św. Łukasz w swojej Ewangelii (Łk 1, 39-56). Według tradycji miało ono miejsce w Ain Karim, około 7 km na zachód od Jerozolimy, gdzie dwa kościoły upamiętniają dwa wydarzenia – radosne spotkanie matek (kościół nawiedzenia św. Elżbiety, położony na zboczu wzgórza za miastem) i narodzenie Jana Chrzciciela (kościół położony w samym mieście). Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim – czy jak chcą niektórzy bibliści może nawet do Hebronu – pieszo. Być może przyłączyła się do jakiejś pielgrzymki, idącej do Jerozolimy. Trudno bowiem przypuścić, aby szła sama w tak długą drogę, która mogła wynosić ok. 150 kilometrów. Pragnęła podzielić się ze swoją krewną wiadomością o Zwiastowaniu, jednocześnie gratulując jej tak długo oczekiwanego potomstwa. Maryja po przybyciu dowiaduje się ze zdziwieniem, że Elżbieta już wszystko wie – tak dalece, że nawet zwraca się do niej słowami anioła: “Błogosławiona jesteś między niewiastami”. Elżbieta wyraża równocześnie uznanie dla Maryi, że zawierzyła słowom posłańca Bożego. Zadziwiająca jest pokora Maryi. Przychodzi z pomocą do swojej starszej krewnej, gdy ta będzie rodzić syna. Ale i Elżbieta zdobywa się na wielki akt pokory, kiedy Matkę Chrystusa wita słowami: “A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” Elżbieta stwierdza równocześnie, że na dźwięk słowa Maryi poruszyło się w łonie jej dziecię. Pisarze kościelni są przekonani, że był to akt powitania Chrystusa przez św. Jana i że w tym właśnie momencie św. Jan został uwolniony od grzechu pierworodnego i napełniony Duchem Świętym. Poruszenie św. Jana często zestawia się z tańcem radości króla Dawida, idącego przed Arką. Słowa Elżbiety przywołujemy zawsze, ilekroć odmawiamy Pozdrowienie Anielskie. Krewna Maryi powtórzyła część pozdrowienia Gabriela: “Błogosławiona jesteś między niewiastami”, wyraźnie czyniąc aluzję, że za sprawą Ducha Świętego została we wszystko wtajemniczona. Zaraz potem dodała własne słowa: “i błogosławiony jest owoc Twojego łona”. Wydarzenie to rozważamy jako jedną z radosnych tajemnic różańca. Istnieją zakony żeńskie, które za główną patronkę obrały sobie Matkę Bożą w tej tajemnicy, co więcej, od tej tajemnicy otrzymały nawet swoją nazwę. Chodzi głównie o zakon wizytek, czyli sióstr nawiedzenia. Założył je w roku 1610 – wspólnie ze św. Joanną de Chantal – św. Franciszek Salezy. |
____________________________________________________________________________
31 maja
Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
Święto Nawiedzenia wywodzi się z religijności chrześcijańskiego Wschodu. Uroczystość tę wprowadził do zakonu franciszkańskiego św. Bonawentura w roku 1263. Kiedy zaś powstała wielka schizma na Zachodzie, święto to rozszerzył na cały Kościół papież Bonifacy IX w roku 1389, aby uprosić za przyczyną Maryi jedność w Kościele Chrystusowym. Sobór w Bazylei (1441) to święto zatwierdził.
Święto Nawiedzenia obchodzimy w okresie między uroczystościami Zwiastowania Pańskiego i narodzenia św. Jana Chrzciciela. W ten sposób wspominamy przede wszystkim spotkanie Mesjasza ze swoim poprzednikiem – Janem Chrzcicielem. Jest to także spotkanie dwóch matek. Dokładny opis Nawiedzenia zostawił nam św. Łukasz w swojej Ewangelii (Łk 1, 39-56).
Według tradycji miało ono miejsce w Ain Karim, około 7 km na zachód od Jerozolimy, gdzie dwa kościoły upamiętniają dwa wydarzenia – radosne spotkanie matek (kościół nawiedzenia św. Elżbiety, położony na zboczu wzgórza za miastem) i narodzenie Jana Chrzciciela (kościół położony w samym mieście). Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim – czy jak chcą niektórzy bibliści może nawet do Hebronu – pieszo. Być może przyłączyła się do jakiejś pielgrzymki, idącej do Jerozolimy. Trudno bowiem przypuścić, aby szła sama w tak długą drogę, która mogła wynosić ok. 150 kilometrów. Pragnęła podzielić się ze swoją krewną wiadomością o Zwiastowaniu, jednocześnie gratulując jej tak długo oczekiwanego potomstwa.
Maryja po przybyciu dowiaduje się ze zdziwieniem, że Elżbieta już wszystko wie – tak dalece, że nawet zwraca się do niej słowami anioła: „Błogosławiona jesteś między niewiastami”. Elżbieta wyraża równocześnie uznanie dla Maryi, że zawierzyła słowom posłańca Bożego. Zadziwiająca jest pokora Maryi. Przychodzi z pomocą do swojej starszej krewnej, gdy ta będzie rodzić syna. Ale i Elżbieta zdobywa się na wielki akt pokory, kiedy Matkę Chrystusa wita słowami: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?”
Słowa Elżbiety przywołujemy zawsze, ilekroć odmawiamy Pozdrowienie Anielskie. Krewna Maryi powtórzyła część pozdrowienia Gabriela: „Błogosławiona jesteś między niewiastami”, wyraźnie czyniąc aluzję, że za sprawą Ducha Świętego została we wszystko wtajemniczona. Zaraz potem dodała własne słowa: „i błogosławiony jest owoc Twojego łona”. Wydarzenie to rozważamy jako jedną z radosnych tajemnic różańca.
brewiarz.pl/radio Niepokalanów
___________________________________________________________________________
Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
Historia i dzień dzisiejszy święta Nawiedzenia NMP
ze strony:Misjonarze Saletyni/Dębowiec
***
Obchodzi się je obecnie w Kościele 31 maja, tzn. między uroczystościami: Zwiastowania Pańskiego (25 III) i Narodzenia św. Jana Chrzciciela (24 VI). Święto Nawiedzenia NMP powstało w zakonie franciszkańskim z inspiracji św. Bonawentury w roku 1263 i wyznaczono wówczas termin 2 lipca, czyli w dzień po zakończeniu oktawy Narodzenia św. Jana i tak było do roku 1969. Papież Bonifacy IX polecił nowe święto obchodzić w całym Kościele katolickim od roku 1389, a Sobór w Bazylei to potwierdził w 1441 r.
Święto powstało z rozważań pięknej tajemnicy życia Maryi, mianowicie Jej spotkania ze św. Elżbietą przed narodzeniem św. Jana Chrzciciela. Teksty liturgiczne przybliżają nam to zbawcze wydarzenie. W kolekcie mszalnej wspomina się, że za natchnieniem Ducha Świętego Maryja w swoim łonienosiła Bożego Syna i nawiedziła św. Elżbietę. Prosimy, abyśmy posłuszni Duchowi Świętemu zawsze wraz z Maryją mogli wielbić Boga w Trójcy Świętej Jedynego. Tekst modlitwy nad darami wyraża prośbę, aby nasza ofiara została przyjęta przez Pana i dała nam zbawienie, jak miła była Bogu posługa miłości Maryi wobec św. Elżbiety. Modlitwa po Komunii jest wyrazem uwielbienia Boga wypowiadanego przez Kościół. Prosimy, abyśmy odczuwali zawsze obecność Pana Jezusa w Eucharystii, jak niegdyś dane to było św. Janowi, gdy do jego Matki przyszła Maryja, niosąc pod swoim sercem Zbawiciela. Specjalna prefacja o Nawiedzeniu przypomina, że sam Bóg przez prorocze słowa św. Elżbiety, wypowiedziane pod natchnieniem Ducha Świętego, ukazuje nam wielkość Maryi, ponieważ Ona uwierzyła w obiecane zbawienie. Matka św. Jana nazwała Maryję błogosławioną i Matką Pana, Matką Bożą, która przybyła do domu Zachariasza, aby pełnić posługę miłości. Pierwsze czytanie mszalne jest fragmentem proroctwa Sofoniasza (3, 14-18) i wzywa do radości oraz nadziei, ponieważ Pan naprawdę jest pośród swojego ludu, pośród nas. Św. Łukasz (1, 39-56) w Ewangelii opisuje scenę spotkania Maryi z Elżbietą, następnie podaje hymn Uwielbiaj duszo moja Pana, w którym Maryja wysławia Boga za wielkie Jego miłosierdzie i za wybranie Jej do wielkich rzeczy w dziele zbawienia. Ewangelista przy końcu swojej relacji informuje, że Maryja około trzech miesięcy pozostała u św. Elżbiety, pomagając jej, jak można przypuszczać, w domowych zajęciach. Piękne są także teksty brewiarzowe na święto Nawiedzenia NMP. Cenny jest fragment homilii św.Bedy Czcigodnego, kapłana, benedyktyna (+735) poświęcony rozważaniu treści Magnificat. Autor zachęca nas do częstego wypowiadania tego świętego tekstu: “(…) piękny zaprawdę i wielce użyteczny powstał w Kościele zwyczaj śpiewania przez wszystkich hymnu Maryi każdego dnia w wieczornej modlitwie chwały, by częstym wspominaniem Wcielenia Pańskiego umysły do pobożności zapalić oraz utwierdzić je w cnotach wielokrotnym rozważaniem przykładu życia Bożej Rodzicielki. I bardzo dobrze jest odmawiać ten hymn wieczorem, albowiem utrudzona całym dniem i pochłonięta jego kłopotami dusza potrzebuje wraz z nadchodzącym czasem spoczynku wewnętrznego w sobie skupienia” (Liturgia Godzin, t. II). W archidiecezji białostockiej jeden tylko kościół parafialny nosi tytuł Nawiedzenia NMP, mianowicie w Giełczynie.
Lud polski w swojej ludowej religijności nazywał Maryję w tajemnicy Nawiedzenia Matką Bożą Jagodną. W tym bowiem czasie (2 VII) znajdowały się w naszych lasach jagody. Według legendy Maryja szła sama do Elżbiety odludnymi ścieżkami. Na rozgrzanych słońcem skałach można było spotkać jaszczurki, a jadowite skorpiony nieraz wychodziły na drogę, po której wędrowała Matka Boża. Nic nie mogły jednak złego uczynić Maryi, gdyż potraciły wzrok. Matka Boża zatrzymywała się w drodze, aby pożywić się rosnącymi tam jagodami. Tradycja ludowa zakazywała w dniu 2 lipca zrywania jagód i innych owoców. Nie wolno było więc jeść wiśni, czereśni, malin, poziomek, jeżyn, porzeczek, agrestu, jagód ani żadnych innych leśnych owoców. Powinno być tego dnia dużo jagód, którymi żywiła się Najświętsza Maryja. Ten kto złamie to ludowe prawo, nie uczci Maryi, ale też może narazić siebie na bolesne ukąszenie żmii lub innych gadów (E. Ferenc).
Niech to piękne święto skłoni nas do uwielbienia Boga za dar Maryi i Jej Syna, naszego Zbawiciela. Dziękujmy też za łaskę wiary i prośmy o jej umocnienie. Za przykładem Maryi spieszmy z pomocą potrzebującym, szczególnie w okresie nasilających się prac polowych. Będąc częściej wśród pięknej naszej polskiej przyrody, umiejmy w niej dostrzec ślady dobrego Boga w Trójcy Świętej Jedynego. Zanośmy też do Pana nasze gorące prośby:
"(...) Ty, coś do domu Elżbiety Przyniosła radość bezmierną. Przyjdź, opiekunko ludzkości, I obmyj z brudu sumienia (...) Ukaż nam drogę właściwą I życiem obdarz niewinnym." (LG, t. II)
Tadeusz Kasabuła/Czas Miłosierdzia/Opoka
______________________________________________________________________________________________________________
Święto Nawiedzenia NMP
Ein Kerem po dwóch tysiącach lat o spotkaniu dwóch Matek przypomina nowoczesna rzeźba…
fot. Andrzej Macuraw
***
Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim, czy może nawet do Hebronu, zapewne pieszo.
Kto wymyślił to święto?
Uroczystość Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny wprowadził do swojego zakonu św. Bonawentura w roku 1263. Kiedy zaś powstała wielka schizma na Zachodzie, wtedy to święto rozszerzył na cały Kościół papież Bonifacy IX w roku 1389, aby uprosić za przyczyną Maryi jedność w Kościele Chrystusowym. Sobór w Bazylei to święto zatwierdził, a papież Pius IX podniósł je do rzędu świąt drugiej klasy (w roku 1850). Dotąd święto Nawiedzenia obowiązywało dnia 2 lipca. Obecnie (1969) zostało przeniesione na dzień ostatniego maja. Tak więc, jak święto Matki Bożej Królowej Polski rozpoczyna miesiąc maj, poświęcony Królowej nieba i ziemi, tak święto Nawiedzenia Matki Bożej zamyka jakby złotą klamrą ten najpiękniejszy w roku miesiąc maryjny. W Kościele Wschodnim święto to obchodzono wcześniej również dnia 2 lipca.
Opis wydarzenia
Dokładny opis wydarzenia Nawiedzenia zostawił nam św. Łukasz w swojej Ewangelii: „W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w (pokoleniu) Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydala ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana».
Wtedy Maryja rzekła: «Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto błogosławić mnie będę wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił Mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię — a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia (zachowuje) dla tych, co się Go boją. On przejawia moc ramienia swego, rozprasza (ludzi) pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia. Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje — jak przyobiecał naszym ojcom — na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki».
Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem powróciła do domu”.
Tradycja wskazuje, że całe to wydarzenie miało miejsce w Ain Karim, w osadzie odległej na zachód od Jerozolimy ok. 7 kilometrów. Miejsce położone w kotlinie jest pełne zieleni, tak iż wśród pustkowia gór stanowi prawdziwą oazę. Są tu dzisiaj dwa sanktuaria: nawiedzenia św. Elżbiety i narodzenia św. Jana Chrzciciela. Pierwsze znajduje się na zboczu wzgórza za miastem i ma kształt krypty, która była kiedyś zapewne częścią większego sanktuarium. Obok są ruiny kościoła z czasów krzyżowców. Kościół narodzenia św. Jana jest w samym mieście i pochodzi z wieku XIII. Jednak był tu poprzednio inny kościół z wieku V, po którym został napis mozaikowy: „Bądźcie pozdrowieni męczennicy Boga”. W pobliżu Ain Karim jest nadto grota — kaplica na pamiątkę pobytu św. Jana na pustyni, kiedy opuścił dom rodzinny. W roku 1924 Franciszkanie zbudowali tu mały klasztor.
Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim, czy jak chcą niektórzy bibliści, może nawet do Hebronu, zapewne pieszo. Omijać musiała Samarię. Być może, że przyłączyła się do jakiejś pielgrzymki, idącej do Jerozolimy. Trudno bowiem przypuścić, aby szła sama w tak długą drogę, która mogła wynosić ok. 150 kilometrów. Spieszy Maryja, aby podzielić się z Elżbietą, swoją krewną, wiadomością, otrzymaną od anioła w chwili zwiastowania, że została wybraną na matkę Zbawiciela świata. Chciała także pogratulować Elżbiecie, że poczęła w starości swojej tak długo oczekiwanego syna. Zachariasz był jeszcze niemową.
I oto dowiaduje się, że Elżbieta wie wszystko tak dalece, że nawet powtarza do niej część słów anioła: „Błogosławiona jesteś między niewiastami”. Wyraża Elżbieta równocześnie uznanie dla Maryi, że zawierzyła słowom posłańca Bożego. Wyraźna to aluzja do niewiary, jaką okazał obietnicy anioła Zachariasz, i jak został za to ukarany.
Zadziwia nas pokora, jaką Maryja się wyróżnia. Przychodzi bowiem równocześnie z pomocą do swojej starszej krewnej, gdy będzie rodzić syna. Ale i Elżbieta zdobywa się na wielki akt pokory, kiedy Matkę Chrystusa wita słowami: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?”.
Elżbieta stwierdza równocześnie, że na dźwięk słowa Maryi poruszyło się w łonie jej dziecię. Pisarze kościelni są przekonani, że był to akt powitania Chrystusa przez św. Jana i że w tym właśnie momencie św. Jan został uwolniony od grzechu pierworodnego i napełniony Duchem Świętym.
Zastanawia hymn, który na poczekaniu Maryja Bogu wypowiedziała: „Magnificat — Wielbi dusza moja Pana”. Kościół nakazuje go swoim kapłanom codziennie odmawiać. Hymnu tego nie należy rozumieć jako stenogramu wiernego wypowiedzi Maryi. Zapewne św. Łukasz oddał jedynie główne myśli, które mu Maryja po latach przekazała podobnie jak wiele innych szczegółów z lat dziecięcych Chrystusa Pana. W literaturze biblijnej spotykamy niejeden przykład kantyków, wypowiedzianych przez niewiasty w uniesieniu serca. Podobny kantyk wygłasza np. Maria (Miriam), siostra Mojżesza, prorokini Debora, Anna, matka Samuela, czy też Judyta. Kantyk Maryi zawiera wiele reminiscencji biblijnych i bardzo przypomina nawet całe frazy z kantyku Anny oraz Psalmów Dawida. Wskazywałoby to najwyraźniej, że Maryja była z Pismem świętym dobrze obeznana, a przynajmniej z Psalmami i hymnami, które śpiewano wówczas. Kantyk Maryi jest wierszowany. Strofy bowiem utworów poetyckich czy też pieśni hebrajskich polegały na paralelizmie członów, na układzie strof wzajemnie się uzupełniających albo sobie przeciwstawnych. Nadto jest to utwór wybitnie proroczy. Maryja zdaje sobie doskonale sprawę z niezwykłej i jedynej w swoim rodzaju godności, do której została wyniesioną. Mówi o tym wyraźnie: „Oto błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”. A jednak wyznaje Maryja, że wszystko zawdzięcza Panu Bogu, że ona jest jedynie Jego służebnicą: „Wielbi dusza moja Pana… bo wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy… gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”. Tak więc kantyk Maryi to równocześnie odsłonięcie nam rąbka tajemnicy wnętrza Maryi, Jej myśli i uczuć, skarbów Jej serca; wynurzenie tego, co tkwiło w głębiach Jej duszy.
Na temat „Magnificat” napisano wiele. Z całą pewnością hymn ten należy do najpiękniejszych strof ksiąg Nowego Testamentu. A. Nicolas upatruje w nim „całą głębię natchnienia, potężny oddech wieszczy i poetycki Dawidowych Psalmów, ale pogłębiony i spotęgowany świadomością posiadania przedmiotu swej wizji”.
Nawiedzenie św. Elżbiety należy do najradośniejszych scen z życia Maryi. Dlatego słusznie Kościół to wydarzenie przypomina co roku w osobnym święcie. Na ponad 305 zgromadzeń zakonnych żeńskich pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny kilka obrało sobie właśnie tytuł Nawiedzenia.
Powiedzieli o Nawiedzeniu
Św. Ambroży: „Rozważ, że wyżsi z pomocą przychodzą do niższych — Maryja do Elżbiety, Chrystus do Jana, w swoim zaś czasie dla uświęcenia chrztu Jana Pan sam przyjmie chrzest. Wyjaśnijmy pokrótce, jakie to dobrodziejstwa sprowadziło Nawiedzenie Maryi i przyjście Boże. Rozważ znaczenie poszczególnych słów. Najpierw odezwała się Elżbieta, ale Jan przed nią wyczuł łaskę. Ta z natury rzeczy słyszy, on zaś uradował się ze względu na tajemnicę. Ta Maryi, on zaś Jezusa wyczuł przyjście… Matki z podwójnego tytułu cudu prorokują w duchu. Uradowało się niemowlę, napełniona została łaską matka. I nie wcześniej ona została napełniona Duchem Świętym, zanim nie został Duchem Świętym napełniony syn, i on to, gdy został napełniony Duchem Świętym, napełnił również Nim swoją matkę… Namaszczony został (Jan) i w łonie matki przygotowany jak atleta do swojej misji proroka. Dla jego przyszłej misji daną mu została większa łaska”.
Św. Jan Złotousty: „Zanim do was przyszedł Zbawiciel rodzaju ludzkiego, nawiedziła (Maryja) najpierw swojego przyjaciela, Jana gdy ten jeszcze był w łonie matki. Skoro zaś z łona (matki) ujrzał go Jan w łonie (Maryi), przekraczając prawa natury, zawołał: «Widzę Pana, który naturze nałożył granice, i nie czekam na Jego narodzenie. Nie potrzebne mi są dziewięć miesięcy, jest bowiem już we mnie Nieśmiertelny. Skoro tylko wyjdę z tego ciemnego mieszkania, będę głosił te dziwy niepojęte. Znakiem jestem, gdyż zwiastuję przyjście Chrystusa. Trąbą jestem, która zwiastuje przyjście w ciele Syna Bożego… Widzisz ukochany? Jak nowe to i przedziwne misterium (tajemnica): jeszcze się nie narodził, a już poruszeniem (w łonie matki) przemawia; jeszcze się nie ukazał, a już daje o sobie znać… sam jeszcze nie ujrzał światła, a wskazuje na Światłość; jeszcze się nie narodził, a już się przygotowuje do swojej misji… przychodzi Słowo, a ja będę obojętny? Wyjdę, ubiegnę Go i będę zwiastował wszystkim: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata».
Św. Alfons Liguori: „Odwiedziny osoby należącej do dworu królewskiego uważa się za wielkie szczęście. Jakże szczęśliwą czuła się Elżbieta z takich odwiedzin. Szczęśliwy był Obededon, kiedy w dom jego wstąpiła Arka Przymierza: “Błogosławił Bóg domowi jego…». «Pierwociny Odkupienia przeszły przez ręce Maryi: Jan otrzymuje uświęcenie w żywocie matki… Duch Święty schodzi na Elżbietę, dar proroctwa na Zachariasza”).
Piotr Skarga: „O dziwne cuda, które czynisz, Chryste, przez głos swojej Matki. Nawiedźcie też nas dzisiaj i czasu śmierci naszej, miła Matko i Gospodo nasza! Niech głos Twój zabrzmi w uszach naszych, byśmy się z ciemności tych pokwapili do światłości i służby Syna Twego, którego nosisz, którego rodzisz, który w żywocie Twoim spoczywa. Szczęśliwi jesteśmy, że Cię mamy w domu Kościoła świętego powszechnego, któregoś Ty, przeczysta, jest wszystką okrasą! Szczęśliwe nasze Jeruzalem, które się w takiej Królowej weseli. Córki syjońskie, patrząc na Cię, błogosławią Ciebie i wszystkie królowe Ciebie sławią. Lecz szczęśliwsi będziemy, gdy słowa Pańskie przenikną aż do wnętrzności naszych a dusze nasze umarłe zbudzą łaską Tego, którego nosisz, abyśmy się z tej ciemnicy świata wyrwali… i Ciebie w królestwie Syna Twego w chwale Trójcy świętej oglądali…”.
wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________
30 maja
Święta Joanna d’Arc, dziewica
Zobacz także: • Święta Zdzisława Czeska • Święty Ferdynand III, król • Błogosławiona Marta Wiecka, dziewica |
Joanna urodziła się 6 stycznia 1411 lub 1412 r. w Domremy (Lotaryngia), w rodzinie ubogich wieśniaków. Rodziców nie było stać na kształcenie dziecka. Dlatego Joanna była analfabetką. Tym większy podziw budzi rola, jaką odegrała w historii Francji. Bulla beatyfikacyjna nazywa ją i jej życie “jednym cudem”. Od 13. roku życia towarzyszyły jej “głosy” i wizje, w których słyszała nadprzyrodzone głosy, wezwania, nakazy; jawili się jej św. Michał Archanioł, św. Katarzyna męczennica i św. Małgorzata męczennica; od nich Joanna dowiedziała się o tragicznej sytuacji swojej ojczyzny i o swojej misji. Pod wpływem tych duchowych doświadczeń w 1428 r. siedemnastoletnia Joanna podjęła dzieło wyzwolenia Francji zajętej przez wojska angielskie. Ogarnięta wiarą, że jest wolą Bożą, by to ona właśnie stanęła na czele narodu i by w jego imieniu poprowadziła wyzwoleńczą wojnę aż do zwycięstwa, przekonała o swojej misji najpierw wuja, Duranta Laxarta. Z nim udała się do komendanta pobliskiego garnizonu w Vaucouleurs. Mieszkańcy tego miasta zebrali pieniądze i zakupili dla niej męską zbroję, oręż i konia. Pod naciskiem opinii mieszkańców dowódca oddał do dyspozycji dziewczęcia swój oddział. Sam też odprowadził Joannę do króla Karola VII, który wówczas przebywał w Chinou. Dziewczę spotkało się na dworze królewskim z jawnym niedowierzaniem.Po poddaniu Joanny i jej widzeń badaniom duchownych z Poitiers, dziewczynie podarowano zbroję, sztandar z wezwaniem “Jezus i Maryja” i pozwolono jej wyruszyć z kilkutysięcznym oddziałem naprzeciw nieprzyjaciela. W maju 1429 r. w trakcie bitwy o Orlean Joanna (odtąd nazywana także Dziewicą Orleańską) zagrzewała swoich rodaków do walki i przełamała losy prowadzonej wojny. Po tej bitwie w ciągu tygodnia Anglicy opuścili całą dolinę Loary. Joanna ponownie udała się do króla i zmusiła go, aby wyruszył do Reims i dopełnił obowiązku koronacji. Nastąpiło to 17 lipca 1429 r. Joanna stanęła u szczytu sławy. Zwracano się do niej z prośbami i pismami, król chciał ją podnieść do stanu szlacheckiego i bogato obdarować. Joanna pozostała jednak prostą dziewczyną. Wyrzekając się bogactwa i honorów, prosiła tylko o jedną nagrodę: aby mieszkańcy jej wioski zostali zwolnieni od podatku. Wiosną 1430 r. Joanna wzięła udział w potyczce pod Compiegne. Tam dostała się do niewoli Burgundów. Ci odsprzedali ją za 10000 franków w złocie (co było wówczas ogromną ceną) Anglikom, którzy powołali trybunał kościelny i wytoczyli jej proces w Rouen. Nie umiejąc sobie wytłumaczyć jej misji, oskarżono ją o zmowę z diabłem. Jej wizje, głosy, objawienia uznano za opętanie szatańskie. Użycie zaś przez nią wojskowego stroju męskiego uznano za urągające przyzwoitości chrześcijańskiej. Skazano ją na śmierć pod zarzutem czarów i herezji. Jej głosy i objawienia uznano za fałszywe. Joanna odwołała się od wyroku inkwizycji do papieża – bezskutecznie. Oddana w ręce władzy świeckiej, została skazana i spalona na stosie 30 maja 1431 r. Wyrok wkrótce zakwestionowano. Pod naciskiem opinii publicznej Karol VII ustanowił w 1452 r. komisję, która przeprowadziła proces rehabilitacyjny. Także papież Kalikst III wydał polecenie zbadania przeprowadzonego procesu. 7 lipca 1456 r. Rzym wydał wyrok uniewinniający Joannę oraz określił przeprowadzony proces w Rouen jako sprzeczny z prawem. 27 stycznia 1894 roku papież Leon XIII przyznał jej kanonicznie tytuł “czcigodnej”, dnia 6 stycznia 1904 roku papież św. Pius X ogłosił heroiczność jej cnót, a 18 kwietnia 1909 roku w bazylice św. Piotra w Rzymie dokonał jej uroczystej beatyfikacji. Dnia 16 maja 1920 roku papież Benedykt XV wyniósł Joannę do chwały świętych. Św. Joanna jest patronką Francji, Orleanu, a także telegrafu i transmisji radiowych. Historia św. Joanny d’Arc inspirowała wielu twórców m.in. Szekspira, George’a Bernarda Shaw’a, Friedricha Schillera, Marka Twaina, Paula Claudela, Jeana Anouilha, Bertolda Brechta. Jan Matejko namalował obraz “Dziewica Orleańska (Wjazd Joanny d’Arc do Reims)”, większy niż słynna “Bitwa pod Grunwaldem”. Obraz znajduje się w zbiorach Pałacu w Rogalinie i niedawno przeszedł renowację. W ikonografii św. Joanna przedstawiana jest jako dziewczyna w złotej zbroi na koniu. Jej atrybutami są: miecz, sztandar i miecz, lanca. |
______________________________________________________________________________
Św. Joanna d’Arc
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 26.01.2011
Dante Gabriel Rossetti, «Giovanna d’Arco» (1863 r.)
Drodzy bracia i siostry!
Dziś chciałbym mówić o Joannie d’Arc, młodej świętej schyłku Średniowiecza, która umarła mając 19 lat, w 1431 r. Ta francuska święta, którą kilkakrotnie cytuje Katechizm Kościoła Katolickiego, ma wiele cech wspólnych ze św. Katarzyną ze Sieny, patronką Włoch i Europy, o której mówiłem podczas jednej z niedawnych katechez. Są to bowiem dwie młode kobiety z ludu, świeckie konsekrowane, które złożyły ślub dziewictwa; dwie mistyczki, które nie żyły w klasztornym zaciszu, lecz uczestniczyły w najbardziej dramatycznych wydarzeniach, jakie przeżywał w ich epoce Kościół i świat. Są to najbardziej bodajże charakterystyczne przykłady «silnych kobiet», które u schyłku Średniowiecza bez lęku rozjaśniały światłem Ewangelii złożone wydarzenia dziejowe. Moglibyśmy porównać je ze świętymi kobietami, które na Kalwarii trwały u boku ukrzyżowanego Jezusa i Maryi, Jego Matki, podczas gdy apostołowie uciekli, a sam Piotr zaparł się Go trzy razy. W okresie, o którym mówimy, Kościół był pogrążony w głębokim kryzysie na skutek wielkiej schizmy zachodniej, która trwała ok. 40 lat. Kiedy w 1380 r. umierała Katarzyna ze Sieny, koegzystowali papież i antypapież, a kiedy w 1412 r. urodziła się Joanna, był papież i dwóch antypapieży. W okresie tego rozdarcia w łonie Kościoła w Europie trwały nieustanne bratobójcze wojny między chrześcijańskimi narodami, z których najbardziej dramatyczna była niekończąca się «wojna stuletnia» między Francją i Anglią.
Joanna d’Arc nie potrafiła czytać ani pisać, ale można poznać głębię jej duszy dzięki źródłom o niezwykłej wartości historycznej: są nimi akta jej dwóch procesów. Pierwsze z nich, protokoły procesu skazującego (PCon — Proces de Condamnation), zawierają zapisy długich i wielokrotnych przesłuchań Joanny w ostatnich miesiącach jej życia (luty-maj 1431 r.); przytaczane są w nich słowa świętej. Akta drugiego procesu, anulującego wyrok (PNul — Proces de réhabilitation), zawierają zeznania ok. 120 naocznych świadków, dotyczące wszystkich okresów jej życia (por. Proces de Condamnation de Jeanne d’Arc, 3 vol., i Proces en Nullité de la Condamnation de Jeanne d’Arc, 5 vol., ed Klincksieck, Paris 1960-1989).
Joanna urodziła się w Domremy, małej miejscowości położonej przy granicy między Francją i Lotaryngią. Jej rodzice byli zamożnymi wieśniakami, znanymi przez wszystkich jako bardzo dobrzy chrześcijanie. Dobre wychowanie religijne, jakie otrzymała, nosiło wyraźne znamię duchowości inspirowanej nabożeństwem do imienia Jezus, o którym nauczał św. Bernardyn ze Sieny, a które szerzyli w Europie franciszkanie. Z imieniem Jezus łączone jest zawsze imię Maryja, toteż duchowość Joanny, ukształtowana przez pobożność ludową, była głęboko chrystocentryczna i maryjna. Od dzieciństwa okazywała ona wielką miłość i współczucie ubogim, chorym i wszystkim cierpiącym w dramatycznych latach wojny.
Z własnych słów Joanny dowiadujemy się, że jej życie religijne zaczęło dojrzewać jako doświadczenie mistyczne, gdy miała 13 lat (PCon, I, ss. 47-48). Joanna usłyszała, jak za pośrednictwem «głosu» św. Michała archanioła Pan wzywał ją do bardziej żarliwego życia chrześcijańskiego i do bezpośredniego zaangażowania się w walkę o wyzwolenie swojego ludu. Jej natychmiastową odpowiedzią, jej «tak» był ślub dziewictwa i nowe zaangażowanie w życie sakramentalne i modlitwę: codzienne uczestnictwo w Mszy św., częsta spowiedź i komunia, długie chwile cichej modlitwy przed Ukrzyżowanym lub przed wizerunkiem Matki Bożej. Współczucie młodej wieśniaczki francuskiej dla cierpiącego ludu i oddanie jego sprawie potęgowała jej mistyczna więź z Bogiem. Jednym z najbardziej oryginalnych aspektów świętości tej młodej kobiety było właśnie połączenie doświadczenia mistycznego i zaangażowania politycznego. Po latach życia w ukryciu i wewnętrznego dojrzewania przychodzą dwa krótkie, ale intensywne lata życia publicznego: rok działania i rok męki.
Na początku 1429 r. Joanna rozpoczyna swoje dzieło wyzwolenia. Z licznych zeznań świadków wynika, że ta młoda, zaledwie siedemnastoletnia kobieta była osobą bardzo silną i zdecydowaną, potrafiącą przekonywać ludzi niepewnych i zniechęconych. Po pokonaniu wszystkich przeszkód spotkała się z delfinem Francji, przyszłym królem Karolem VII; na jego polecenie została przebadana przez kilku teologów z uniwersytetu w Poitiers, którzy wydali opinieę pozytywną: nie znaleźli w niej nic złego, jest tylko dobrą chrześcijanką.
22 marca 1429 r. Joanna podyktowała ważny list do króla Anglii i jego ludzi, którzy oblegali Orlean (tamże, ss. 221-222). Zwracała się do nich z propozycją sprawiedliwego, prawdziwego pokoju między dwoma ludami chrześcijańskimi, w imię Jezusa i Maryi, została ona jednak odrzucona i Joanna musiała stanąć do walki o wyzwolenie miasta, które następuje 8 maja. Innym doniosłym momentem jej działalności politycznej była koronacja króla Karola VII w Reims 17 lipca 1429 r. Przez cały rok Joanna dzieliła życie żołnierzy, prowadząc wśród nich prawdziwą misję ewangelizacyjną. Ich liczne świadectwa mówią o jej dobroci, odwadze i nadzwyczajnej czystości. Wszyscy nazywali ją «la pucelle», czyli dziewica, i ona sama też tak o sobie mówiła.
«Męka» Joanny rozpoczęła się 23 maja 1430 r., kiedy wpadła ona w ręce wroga. 23 grudnia została przewieziona do Rouen. Tam odbył się długi i dramatyczny proces, który rozpoczął się w lutym 1431r., a skończył 30 maja spaleniem na stosie. Temu wielkiemu i uroczystemu procesowi przewodniczyło dwóch sędziów kościelnych, bpPierre Cauchon i inkwizytor Jean le Maistre, ale w rzeczywistości kierowała nim liczna grupa teologów ze słynnego uniwersytetu w Paryżu, którzy brali w nim udział jako asesorzy. Byli to francuscy duchowni, których wybór polityczny był inny niż Joanny i z góry negatywnie osądzili ją i jej misję. Ten proces stanowi wstrząsającą stronicę dziejów świętości, a także rzuca światło na tajemnicę Kościoła, który — zgodnie ze słowami Soboru Watykańskiego II — jest: «święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia» (Lumen gentium, 8). Spotkanie świętej z jej sędziami miało dramatyczny przebieg. Joanna został przez nich oskarżona i osądzona, a w końcu skazana jako heretyczka i posłana na straszliwą śmierć na stosie. W odróżnieniu od świętych teologów, którzy byli chlubą uniwersytetu paryskiego, takich jak św. Bonawentura, św. Tomasz z Akwinu i bł. Duns Szkot, którym poświęciłem kilka wcześniejszych katechez, tym sędziom-teologom brak było miłości i pokory, potrzebnych, by dostrzec w tej młodej kobiecie działanie Boga. Przychodzą w tym miejscu na myśl słowa Jezusa, mówiące, że tajemnice Boga zostają objawione tym, którzy mają serca prostaczków, a pozostają zakryte przed mądrymi i roztropnymi, pozbawionymi pokory (por. Łk 10, 21). I tak sędziowie Joanny byli z gruntu niezdolni ją zrozumieć, dostrzec piękno jej duszy: nie wiedzieli, że skazują świętą.
24 maja trybunał odrzucił odwołanie Joanny do sądu papieskiego. Rankiem 30 maja w więzieniu po raz ostatni przyjęła komunię św. i zaraz potem została odprowadzona na miejsce kaźni na placu starego rynku. Poprosiła jednego z kapłanów, by trzymał przed stosem krzyż procesyjny. Umierała zatem, patrząc na ukrzyżowanego Jezusa i wielokrotnie głośno wypowiadając imię Jezus (PNul, I, s. 457; por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 435). Blisko 25 lat później proces «unieważniający», rozpoczęty za pontyfikatu papieża Kaliksta III, zakończył się ostatecznie wydaniem solennego orzeczenia o nieważności wyroku skazującego (7 lipca 1456 r.; PNul, II, ss. 604-610). Ten długi proces, podczas którego zostały zgromadzone zeznania świadków i opinie wielu teologów, wszystkie na korzyść Joanny, wykazał jej niewinność i doskonałą wierność Kościołowi. Joanna d’Arc została później kanonizowana przez Benedykta XV, w 1920 r.
Drodzy bracia i siostry, imię Jezus, którego wzywała omawiana przez nas święta aż po ostatnie chwile swego ziemskiego życia, było jakby tchnieniem jej duszy, jakby biciem jej serca, najistotniejszą wartością całego jej życia. Misterium miłości Joanny d’Arc, która tak bardzo zafascynowała poetę Charles’a Péguy, jest totalne umiłowanie Jezusa, bliźniego w Jezusie i ze względu na Jezusa. Ta święta zrozumiała, że miłość obejmuje całą rzeczywistość Boga i człowieka, nieba i ziemi, Kościoła i świata. Jezus zajmuje zawsze pierwsze miejsce w jej życiu, zgodnie z jej pięknymi słowami: «Na pierwszym miejscu trzeba służyć Bogu» (PCon, I, s. 288; por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 223). Kochać Go znaczy posłusznie wypełniać zawsze Jego wolę. Mówiła ona z całkowitą ufnością i oddaniem: «Zawierzam się Bogu, mojemu Stwórcy, kocham Go całym moim sercem» (tamże, s. 337). Składając ślub dziewictwa, Joanna poświęciła całą siebie w sposób wyłączny jedynej miłości Jezusa: jest to «złożona naszemu Panu obietnica zachowania dziewictwa ciała i duszy» (tamże, ss. 149-150). Dziewictwo duszy jest stanem łaski, najwyższą wartością, dla niej cenniejszą od życia: jest darem Boga, który należy przyjąć i strzec go z pokorą i ufnością. Jedna z najbardziej znanych jej odpowiedzi podczas pierwszego procesu dotyczy właśnie tej kwestii: «Zapytana, czy sądzi, że jest w stanie łaski Bożej, odpowiada: ‘Jeśli nie jestem, oby Bóg zechciał mnie do niego wprowadzić; jeśli jestem, oby Bóg zechciał mnie w nim zachować’» (tamże, s. 62; por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 2005).
Omawiana przez nas święta przeżywała modlitwę jako ciągły dialog z Panem, który rzucał światło także na jej dialog z sędziami oraz dawał jej spokój i poczucie bezpieczeństwa. Prosiła ona z ufnością: «Najsłodszy Boże, przez wzgląd na Twoją świętą mękę proszę Cię, jeśli mnie kochasz, objaw mi, jak mam odpowiedzieć tym ludziom Kościoła» (tamże, s. 252). Joanna widziała w Jezusie «Króla nieba i ziemi». Na swoim sztandarze poleciła zatem namalować wizerunek «Naszego Pana, który dźwiga świat» (tamże, s. 172): była to ikona jej politycznego posłannictwa. Wyzwolenie ludu jest dziełem ludzkiej sprawiedliwości, którego Joanna dokonała w miłości, przez wzgląd na miłość Jezusa. Jest to piękny przykład świętości dla świeckich angażujących się w życie polityczne, zwłaszcza w najtrudniejszych sytuacjach. Wiara jest światłem, które pomaga w dokonywaniu każdego wyboru, jak zaświadczy sto lat później inny wielki święty, Anglik Tomasz More. W Jezusie Joanna widziała także całą rzeczywistość Kościoła, zarówno niebieskiego «Kościoła triumfującego», jak i «walczącego Kościoła» na ziemi. Według jej słów, «Nasz Pan i Kościół stanowią jedno» (tamże, s. 166). To stwierdzenie, cytowane przez Katechizm Kościoła Katolickiego (por. n. 795), nabiera naprawdę heroicznej wymowy w kontekście jej procesu skazującego, kiedy stała przed sędziami będącymi ludźmi Kościoła, którzy ją prześladowali i wydali na nią wyrok. W miłości Jezusa Joanna znalazła siłę, by kochać Kościół do końca, nawet wtedy, gdy zapadł na nią wyrok skazujący.
Pragnę też przypomnieć, że św. Joanna d’Arc wywarła głęboki wpływ na młodą świętą późniejszych czasów, Teresę od Dzieciątka Jezus. Prowadząc życie zupełnie innego rodzaju, w klauzurze, w sercu Kościoła, i uczestnicząc w cierpieniach Chrystusa dla zbawienia świata, karmelitanka z Lisieux czuła, że ma wiele wspólnego z Joanną. Kościół połączył je jako patronki Francji, po Najświętszej Maryi Pannie. Św. Teresa wyraziła pragnienie, by umrzeć jak Joanna, wypowiadając imię Jezus (Rękopis B, 3r), i podobnie jak ona pałała wielką miłością do Jezusa i bliźniego, żyjąc w konsekrowanym dziewictwie.
Drodzy bracia i siostry, świetliste świadectwo św. Joanny d’Arc zachęca nas, byśmy dążyli do wysokiej miary chrześcijaństwa: przewodnim motywem naszych dni powinna być modlitwa; musimy z całkowitą ufnością wypełniać wolę Bożą, jakakolwiek ona jest, żyć miłością, nikogo nie wyróżniając, bez ograniczeń, i tak jak ona czerpiąc z miłości Jezusa głęboką miłość do Kościoła. Dziękuję.
po polsku:
Z serdecznym pozdrowieniem zwracam się do Polaków. Wczoraj zakończyliśmy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Niemniej nigdy nie możemy przestać modlić się i podejmować wysiłków, aby budować braterską jedność wszystkich uczniów Chrystusa. Przynagla nas Jego modlitwa: «Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno» (J 17, 11). Niech Bóg wam błogosławi!
L’Osservatore Romano 3/2011/Opoka.pl
__________________________________________________________________________________
30 maja
Święty Jan Sarkander, prezbiter i męczennik
Jan urodził się 20 grudnia 1576 r. w Skoczowie nad Wisłą (na Śląsku Cieszyńskim), skąd pochodził jego ojciec, Grzegorz Maciej Sarkander. Matka natomiast, Helena z Góreckich, była szlachcianką, która po śmierci pierwszego męża przybyła z Moraw. Jan miał czterech braci: przyrodniego Mateusza oraz rodzonych Wacława, Pawła i Mikołaja. Był z nich najmłodszy. Ochrzczony został w Skoczowie. Kiedy miał 12 lat, stracił ojca (1589) i cały trud utrzymania rodziny spadł na matkę. Rodzina przeniosła się do Przybora na Morawach, gdzie mieszkał Mateusz Welczowski, syn matki Jana z pierwszego małżeństwa. Jan uczęszczał tam do katolickiej szkoły parafialnej, skąd udał się do jezuickiego kolegium w Ołomuńcu (1593). Następnie na akademii w Ołomuńcu rozpoczął studia filozoficzne, by kontynuować je na uniwersytecie w Pradze. Studia uniwersyteckie uwieńczył stopniem doktora (1603). W latach 1604-1608 odbył studia teologiczne w Grazu, już z wyraźnym zamiarem poświęcenia się na służbę Bożą. Ukończył je również zdobyciem stopnia doktora. Prawdopodobnie decyzję o wstąpieniu do stanu duchownego podjął po śmierci narzeczonej, Anny Płaheckiej. W roku 1607 przyjął niższe święcenia kapłańskie, a w roku 1609 otrzymał święcenia prezbiteratu. Miał wówczas 33 lata. Biskup przeznaczył młodego kapłana na wikariusza do Jaktaru koło Orawy. Następnie powierzono mu podobne stanowisko w Uszczowie, gdzie został aresztowany pod zarzutem udzielania bratu, Mikołajowi, pomocy w ucieczce z więzienia. W więzieniu w Kromieryżu Jan spędził 8 miesięcy. Po uwolnieniu wędrował po różnych parafiach jako wikariusz, wreszcie w roku 1616 został mianowany proboszczem w Holeszowie, oddalonym 10 km od Ołomuńca. Wielkorządca Moraw odebrał właśnie kościół parafialny husytom i jako katolik oddał go jezuitom. Ci zaproponowali na proboszcza Jana Sarkandra. Znany był on już bowiem wtedy jako niezłomny obrońca wiary. Gorliwy proboszcz z pomocą nie mniej gorliwych jezuitów zabrał się do odzyskania utraconych owieczek. W ciągu jednego roku zdołał przywrócić Kościołowi katolickiemu 250 odstępców. To ściągnęło na niego prześladowania ze strony husytów i protestantów. Doszło do tego, że urządzano na niego zamachy. Przez pewien czas nie mógł nawet odprawiać Mszy świętej, musiał się ukrywać. Kiedy w 1618 r. wybuchła wojna trzydziestoletnia, przynaglony przez swoich parafian opuścił Holeszów. Jako pielgrzym udał się do Częstochowy. Spędził tam miesiąc. Kiedy wracał, w Rybniku dowiedział się, że luteranie zajęli kościół w Holeszowie. Udał się przeto do Krakowa, gdzie zamieszkał w jednym z klasztorów. Ponieważ nie przyjęto jego rezygnacji z urzędu proboszcza, wrócił na swoją placówkę. W 1620 r. uchronił miasto przed grabieżą i spaleniem, wychodząc procesjonalnie naprzeciw nadciągającym wojskom lisowczyków (była to lekka jazda polska, która nie otrzymywała żołdu, a utrzymywała się z łupów wojennych). Posądzony przez protestantów o ich sprowadzenie, 13 lutego 1620 r. został aresztowany i uwięziony; był okrutnie torturowany. Wśród obelżywych słów usiłowano wymusić na proboszczu przyznanie się do zdrady stanu i narodu przez sprowadzenie najeźdźców. Chciano w ten sposób ukuć powód do powszechnego prześladowania katolików. Kiedy zaś kapłan nie chciał się przyznać do winy, której nie popełnił, zastosowano wobec niego tortury. Wyciągnięto go “na skrzypcach”, tak że pękały na nim ścięgna, a kości wychodziły ze stawów. Potem zaczęto mu palić piersi zapalonymi pochodniami. Po czwartym przesłuchaniu (17 lutego) zarzucono mu wprost, że spowiadał się u niego wielkorządca Moraw, dlatego Jan powinien powiedzieć, jakie tajemnice mu on zawierzył. Ponieważ męczennik stanowczo odmówił, ponownie zaczęto rozciągać jego ciało, przypalać ogniem, głowę ściskać żelazną obręczą, do nóg przywiązywać kamień, by mięśnie i ścięgna naciągnąć aż do zerwania. Co pewien czas zdejmowano ofiarę i grożono nowymi katuszami, byle zmusić ją do obciążających zeznań. Tortury te trwały 3 godziny. Kiedy odniesiono kapłana do więzienia, był już tylko na pół żywy. Miał jednak zdumiewająco odporny organizm. W więzieniu męczył się jeszcze miesiąc; oddał Bogu ducha 17 marca 1620 roku wskutek odniesionych obrażeń. Dopiero po 7 dniach udało się katolikom wydobyć ciało Męczennika z więzienia. Ubrano je w szaty liturgiczne i urządzono pogrzeb. Protestanci jednak rozbili pochód. Po długich zabiegach udało się uzyskać zezwolenie na pochowanie Jana Sarkandra w kościele Najświętszej Maryi Panny w Ołomuńcu, w kaplicy św. Wawrzyńca. Do grobu zaczęły napływać pielgrzymki. Po upływie 100 lat kardynał Wolfgang Schrattenbach rozpoczął proces kanoniczny ks. Jana. Jego ciało znaleziono wówczas w takim samym stanie, w jakim zostało pochowane. Grób Męczennika nawiedzili m.in.: król Jan III Sobieski, cesarz Karol VI i Franciszek I oraz cesarzowa Maria Teresa. Z chwilą rozpoczęcia procesu kościelnego przy jego grobie było już ok. 1200 złożonych darów wotywnych. Był czczony jako patron dobrej spowiedzi i tajemnicy spowiedzi. Papież Pius IX zaliczył Jana Sarkandra w poczet błogosławionych 6 maja 1859 r. Św. Jan Paweł II kanonizował go 21 maja 1995 r. w Ołomuńcu w Czechach – mieście męczeńskiej śmierci Jana. Następnego dnia papież odprawił Mszę dziękczynną za kanonizację w Skoczowie, miejscu urodzenia Świętego. |
______________________________________________________________________________________________________________
29 maja
Święta Urszula Ledóchowska, zakonnica
Zobacz także: • Błogosławiony Józef Kowalski, prezbiter i męczennik • Błogosławiona Eliasza od św. Klemensa, dziewica • Święty Paweł VI, papież |
Julia Maria urodziła się w wielodzietnej rodzinie hrabiowskiej 17 kwietnia 1865 r. w Loosdorf koło Wiednia. Była rodzoną siostrą bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, powszechnie nazywanej matką czarnej Afryki, założycielki sióstr klawerianek, beatyfikowanej przez Pawła VI w 1975 roku. W latach 1874-1883 Julia Maria kształciła się w Instytucie Najświętszej Maryi Panny prowadzonym przez Panie Angielskie w austriackim Sankt Polten. W roku ukończenia nauki przybyła wraz z rodziną do nabytego przez ojca majątku w Lipnicy Murowanej koło Bochni. Jako 21-letnia dziewczyna wstąpiła do klasztoru urszulanek w Krakowie i w dniu obłóczyn, 17 kwietnia 1887 r., przyjęła zakonne imię Maria Urszula. Wyróżniała się gorliwością w modlitwie i umartwieniach. Pierwszą profesję zakonną złożyła 28 kwietnia 1889 roku. Następnie pracowała w krakowskim internacie sióstr. W 1904 roku jako przełożona domu kierowała internatem. Dwa lata później założyła pierwszy na ziemiach polskich internat dla studentek szkół wyższych. Swoje powołanie do wychowania młodzieży i opieki nad nią odkryła jeszcze w nowicjacie. W 1907 r., mając błogosławieństwo papieża Piusa X, z dwiema siostrami wyjechała w świeckim stroju do pracy dydaktycznej w Petersburgu. Objęła tam kierownictwo zaniedbanego polskiego internatu i liceum św. Katarzyny. Już w rok później została erygowana w Petersburgu autonomiczna placówka urszulańska. Następnie s. Urszula przeniosła się do Finlandii, gdzie otworzyła gimnazjum dla dziewcząt. Podczas I wojny światowej apostołowała w krajach skandynawskich, wygłaszając odczyty o Polsce, organizowała pomoc dla osieroconych polskich dzieci. Jednocześnie nie zaniedbywała swego zgromadzenia – rozrastał się nowicjat i dom zakonny w Szwecji. Pod koniec wojny przeniosła go do Danii, gdzie założyła również szkołę i dom opieki dla dzieci polskich. W roku 1920 Urszula wróciła do Polski. Osiedliła się w Pniewach koło Poznania, gdzie – z myślą o pracy apostolskiej w nowych warunkach – założyła zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, zwane urszulankami szarymi. Kiedy poprosiła papieża Benedykta XV o zatwierdzenie nowego zgromadzenia, otrzymała je od razu, w dniu 7 czerwca 1920 r. Włodzimierz Ledóchowski – rodzony brat Urszuli, ówczesny generał jezuitów – był rzecznikiem dzieła swojej siostry wobec Stolicy Apostolskiej. Całe życie s. Urszuli było ofiarną służbą Bogu, ludziom, Kościołowi i ojczyźnie. Wiele podróżowała, wizytowała poszczególne domy, kształtowała w siostrach ducha ewangelicznej radosnej służby. “Naszą polityką jest miłość. I dla tej polityki jesteśmy gotowe poświęcić nasze siły, nasz czas i nasze życie” – powtarzała często. Umarła 29 maja 1939 r. w Rzymie. Tam też została pochowana w domu generalnym mieszczącym się przy via del Casaletto. Beatyfikowana została przez św. Jana Pawła II 20 czerwca 1983 roku w Poznaniu. W 1989 r. jej zachowane od zniszczenia ciało zostało przewiezione z Rzymu do Pniew i złożone w kaplicy domu macierzystego. 18 maja 2003 roku, w dniu swoich 83. urodzin, św. Jan Paweł II ogłosił ją w Rzymie świętą. Założone przez św. Urszulę Ledóchowską zgromadzenie Urszulanek Serca Jezusa Konającego realizuje swe zadania apostolskie przede wszystkim w dziedzinie wychowania i nauczania dzieci i młodzieży oraz służąc potrzebującym i pokrzywdzonym. Siostry prowadzą kilkadziesiąt dzieł w Polsce, kilkanaście we Włoszech i pojedyncze w 12 innych krajach. Ze zgromadzeniem zaprzyjaźniony był św. Jan Paweł II, który jako biskup krakowski spędzał nieliczne wolne chwile w gościnnym domu sióstr na Jaszczurówce w Zakopanem. Także będąc w Warszawie nocował często w domu zgromadzenia na Wiślanej. Tam spędził swoją ostatnią noc przed wylotem do Rzymu na konklawe w październiku 1978 r. Już jako papież odwiedzał domy urszulanek w Rzymie (1986 r.), w Zakopanem (1997 r.) i w Warszawie (1999 r.). W ikonografii św. Urszula przedstawiana jest w szarym zakonnym habicie. |
_________________________________________________________________________________
Ledóchowscy – dom pełen świętych
Siedmioro dzieci, z których jedno Kościół ogłosił świętą, drugie błogosławioną, trzecie służyło Bogu w zakonie jezuitów. Jakich potrzeba warunków, by wychować świętych?
Jakiego trzeba domu, by z dzieci wyrosły: Maria Teresa – założycielka Stowarzyszenia Sióstr Misyjnych św. Piotra Klawera, Urszula – założycielka Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, Włodzimierz – generał jezuitów w latach 1914-1942, bliski współpracownik papieży Benedykta XV, Piusa XI oraz Piusa XII, i Ernestyna – siostra zakonna? Jacy muszą być rodzice, którym z siedmiorga aż czworo Pan Bóg wzywa do wyłącznej pracy i służby?
Z rozsądku, który… zaowocował miłością
Hrabia Antoni Ledóchowski był 39-letnim wdowcem, a Józefina, szwajcarska hrabianka z rycerskiego rodu Salis-Zizers, 30-letnią, samotną przyjaciółką jego zmarłej żony. Troje dzieci z pierwszego małżeństwa potrzebowało matki i hrabia zdecydował się zaproponować małżeństwo Józefinie. To nie była płomienna miłość od pierwszego wejrzenia, raczej świadomy wybór osoby, z którą da się spędzić życie.
Mimo małżeństwa zawartego z rozsądku, w krótkim czasie przekonali się, że wartości, które wyznają, sprawy, które są dla nich ważne, fundamenty, na których chcą budować życie – mają takie same. Przeżyli razem 23 lata. Rozłączyła ich śmierć Antoniego w 1885 r., gdy po zarażeniu ospą nie udało się go uratować. Józefina przeżyła męża o 24 lata. Oboje są pochowani w Lipnicy, w kościele p.w. św. Leonarda.
Rodzina Ledóchowskich mieszkała najpierw w Loosdorf, 80 km na zachód od Wiednia. W 1870 r. z powodu złego ulokowania kapitału stracili wszystko, oprócz domu i ogrodu. Nie było ich stać na dotychczasowy adres. Przeprowadzili się do czynszowej kamienicy w St. Pölten. Było im ciężko, ale nie poddali się. Po latach Józefina podkreślała, że finansowy krach był próbą, która ich małżeństwo wzmocniła. Żyli bardzo skromnie.
Odrobili finansową stratę dopiero 11 lat później i podjęli decyzję o przeprowadzce. W 1883 r. zamieszkali w Lipnicy Murowanej, niedaleko Bochni. Przeprowadzili się z Austrii na tereny Polski, pod zabór austriacki, ponieważ Antoni tęsknił za ojczyzną. I choć Polski nie było na mapie Europy, chciał być bliżej miejsc drogich swojemu sercu. Ten praktycznie wyrażany patriotyzm był jednym z najważniejszych – obok formacji religijnej – elementów w wychowaniu dzieci.
Znoje rodzicielstwa
A dzieci mieli siedmioro. Każde przyjmowali z wdzięcznością, choć w zapiskach Józefiny nie brakuje obaw przed kolejnymi ciążami. „Jest nas dwanaścioro w domu, oby Bóg raczył nas w tej liczbie zostawić – ani mniej, ani więcej” – notowała. Miłość do dzieci i troska o ich wychowanie były najważniejszymi zadaniami rodziców. Nie brakowało też przeżyć trudnych: dwoje z dzieci, Józefina i Stanisław – zmarło tuż po narodzinach. „Choć uwielbiałam Boga, który przecież kieruje wszystkim dla naszego dobra, to jednak serce pękało mi z bólu” – pisała po pogrzebie obolała matka.
Wychowanie w domu Ledóchowskich polegało na nieustannej współpracy z Bogiem z jednej strony i stawianiem wymagań wobec dzieci – z drugiej. Córka Franciszka zapisała: „Wychowanie nasze było poważne, roztropne, raczej surowe, choć pełne miłości. Spaliśmy na twardych posłaniach, pod głową mieliśmy małą, cienką poduszkę z włosia. Nie pozwolono nam na kaprysy w jedzeniu. Od dzieciństwa uczono nas odwagi, wstydem było rozczulać się nad sobą”. Edukowano szeroko i starannie. Oprócz codziennych szkolnych obowiązków, jeszcze w Austrii, Antoni zabierał dzieci na wystawy malarskie, do teatru i uczył je rysunku.
Rodzice przykładem modlitwy
Józefina chodziła na mszę św. prawie codziennie. Bardzo dbała o to, aby rodzina regularnie modliła się przy posiłkach i przed snem. W ciągu dnia spotykano się na wspólnej modlitwie Anioł Pański. Dzieci często widziały ojca klęczącego wieczorem przy łóżku. Przez całe życie Józefina modliła się taką formułą: „Niech dobry Bóg pozwoli, żebyśmy razem z moim kochanym mężem mogli doprowadzić, aby nasze dzieci otrzymały gruntowne religijne podstawy”. Znając życiorysy siedmiorga ich dzieci można uznać, że Bóg jej modlitw wysłuchał…
Agnieszka Bugała/Aletaia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
28 maja
Święta Maria Anna
od Pana Jezusa z Paredes, dziewica
Zobacz także: • Święty German z Paryża, biskup • Błogosławiony Lanfranck, biskup |
Maria urodziła się 31 października 1618 r. w Quito, w dzisiejszym Ekwadorze. Była ósmym dzieckiem Hieronima, hiszpańskiego oficera, i kreolki Anny. Bardzo wcześnie straciła rodziców. Zabrała ją wówczas do siebie jej starsza siostra Hieronima, która miała już córkę Joannę, rówieśnicę Marii. W wieku lat siedmiu dopuszczono ją do pierwszej Komunii św. Było to wówczas czymś wyjątkowym. Wyjątkową jednak była też jej wczesna i bardzo intensywnie rozwijająca się pobożność. Patrząc na nią, bliscy nalegali, aby wstąpiła do zakonu. Na miejscu do wyboru miała dominikanki i franciszkanki. Skłaniała się ku franciszkankom, ale w ostatniej chwili cofnęła się przed decyzją i pozostała u siostry. W jej domu urządziła sobie małą celę i w niej wiodła odtąd życie na modłę klasztorną. Dużo się modliła, surowo pościła, usługiwała rodzinie, zajmowała się nieszczęśliwymi, leczyła chorych, godziła małżeństwa, pocieszała biedotę indiańską. Niektóre z jej uczynków miłosierdzia miały charakter cudów. Nie ominęły jej cierpienia, które zapewne po części wypływały ze stosowanych przez nią umartwień. Gdy w 1645 r. Quito nawiedziło najpierw trzęsienie ziemi, a potem epidemia, ofiarowała się za jego mieszkańców. Zmarła w dwa miesiące później, w dniu 26 maja 1647 r. Już wówczas nazwano ją “lilią Quito”. Pius IX beatyfikował ją w 1850 r., a sto lat później kanonizował ją Pius XII. |
______________________________________________________________________________________________________________
27 maja
Święty Augustyn z Canterbury, biskup
Zobacz także: • Święty Fryderyk, biskup |
Augustyn, nazywany apostołem Anglii, żył w VI w. Będąc opatem benedyktyńskiego klasztoru św. Andrzeja w Rzymie, został wysłany przez Grzegorza Wielkiego wraz z 40 mnichami do Brytanii (596). Sakrę biskupią Augustyn otrzymał za zezwoleniem papieża z rąk biskupa Arles w Galii, prawdopodobnie jeszcze w drodze do Anglii. Król Kentu, św. Etelbert, wraz z małżonką Bertą (córką chrześcijańskiego władcy Paryża), przyjął ich życzliwie w Wielkanoc 597 r. Dzięki pomocy króla w jego stolicy, Canterbury, zaistniało biskupstwo i opactwo benedyktyńskie pw. świętych Piotra i Pawła. Wraz z królem i jego dworem chrzest przyjęło w Anglii około 10 tys. Sasów. Praca ewangelizacyjna postępowała tak szybko, że już w roku 601 papież przysłał na pomoc nową grupę zakonników. Równocześnie ustanowił 2 metropolie i 24 sufraganie. Jako pierwszy prymas Anglii i metropolita Canterbury Augustyn otrzymał od papieża paliusz arcybiskupi. Druga metropolia na ziemiach angielskich powstała w Yorku dopiero po śmierci Augustyna. W 602 r. Augustyn ufundował pierwszą w Anglii katedrę w Canterbury, która obecnie znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Augustyn zmarł 26 maja 604 lub 605 r. Został pochowany obok św. Etelberta w ufundowanym przez siebie opactwie benedyktyńskim w Canterbury. W roku 1091 jego relikwie zostały przeniesione do rozbudowanej świątyni opactwa. Miały wtedy miejsce liczne cuda, podobnie jak za życia biskupa. Wspomnienie przeniesienia relikwii obchodzone jest w Anglii 6 września. Na miejscu, gdzie św. Augustyn miał, wraz ze swoimi towarzyszami, po raz pierwszy stanąć na ziemi angielskiej w Ebbsfleet, wystawiono na pamiątkę oryginalny, do dziś stojący obelisk-krzyż. Canterbury było stolicą katolickich prymasów przez prawie 1000 lat – do czasu, kiedy król Henryk VIII wprowadził anglikanizm. Odtąd katedra w Canterbury jest stolicą tego właśnie Kościoła (od roku 1534), a katedra prymasów katolickich przeniosła się do Londynu (w wieku XIX). W ikonografii Augustyn przedstawiany jest w stroju biskupim lub jako benedyktyn. | |
______________________________________________________________________________________________________________
26 maja
Święty Filip Nereusz, prezbiter
Filip urodził się we Florencji 21 lipca 1515 r. jako syn Franciszka i Lukrecji Mosciano. Na chrzcie otrzymał imiona Filip Romulus. Był bardzo pociągający w swojej zewnętrznej postaci, jak też w obejściu. Wyróżniał się poczuciem humoru i talentem jednania sobie ludzi. Początkowo nauki pobierał we florenckiej szkole S. Giorgio. Duchowo kształtowali go dominikanie z konwentu San Marco (przez cale życie był wielbicielem Girolamo Savonaroli). Po przedwczesnej śmierci matki i starszego brata, kiedy pogorszyły się znacznie warunki majątkowe ojca, Filip udał się do swojego bezdzietnego stryja w San Germano (dziś miasto Cassino) pod Monte Cassino, by wyręczyć go w zawodzie kupca i odziedziczyć po nim znaczną fortunę. Miał wówczas 17 lat. W czasie pobytu u stryja odwiedzał często opactwo benedyktynów, a jego kierownikiem duchowym był Euzebiusz z Eboli. Przyjął wówczas za swoją dewizę benedyktynów: Nihil amori Christi praeponere (Nic nie przedkładać ponad miłość do Chrystusa). Wkrótce Filip zrezygnował z pomyślnej dla siebie okazji zdobycia zawodu i majątku i udał się do Gaety. Po krótkim pobycie w tym mieście skierował swoje kroki do Rzymu, gdzie miał pozostać do końca swego życia – a więc przez ponad 60 lat (1534-1595). Tam rozpoczął studia filozoficzne i teologiczne. Jednocześnie był wychowawcą dwóch synów w domu zamożnego florentczyka, dzięki czemu miał zapewniony byt. Prowadził życie modlitwy i umartwienia. W wolnym czasie nawiedzał kościoły, sanktuaria i zabytki Wiecznego Miasta. Kiedy w roku 1544 w Zielone Święta znalazł się w katakumbach św. Sebastiana, które były ulubionym miejscem jego wypraw, wpadł w ekstatyczny zachwyt: poczuł, jak tajemnicza ręka wyciąga mu z boku dwa żebra, a jego serce, podobne do ognistej kuli, groziło rozsadzeniem piersi. W tym czasie Filip założył towarzystwo religijne pod nazwą “Bractwa Trójcy Świętej” do obsługi pielgrzymów i chorych. Widział bowiem, jak te wielkie rzesze pątników potrzebowały pomocy duchowej, a często i materialnej. Był to rok 1548. Przez tę posługę zyskał sobie miano “Apostoła Rzymu”. Momentem przełomowym w życiu Filipa był rok 1551, kiedy to za namową spowiednika przyjął święcenia kapłańskie. Miał już wtedy 36 lat. Jako kapłan musiał być jednak przydzielony do jakiegoś kościoła. Zamieszkał więc w konwikcie św. Hieronima della Carità w centrum Rzymu. Tu właśnie dojrzało wielkie dzieło jego apostolskiego serca, Oratorium. Zrodziło się ono z troski Filipa o poziom wiedzy religijnej penitentów, który w owych czasach był bardzo niski. Początkowo w ciasnej izbie swojego pokoju, potem w kaplicy konwiktu, Filip zaczął gromadzić kapłanów, zakonników, mieszczan, kupców, artystów. Wspólna modlitwa, spotkania i rozmowy osobiste, spowiedź, czytanie duchowe, konferencje i dyskusje na aktualne tematy, rekolekcje – to program tych spotkań. Oratorium było otwarte dla wszystkich ludzi dobrej woli. Filip organizował także koncerty muzyczne oraz nabożeństwa, w czasie których śpiewane były pieśni pochwalne w formie dialogów. Ta forma muzyczna (wokalno-instrumentalna) przyjęła nazwę od miejsca pierwszych wykonań i do dziś znana jest jako oratorium (szczególnym rodzajem oratorium jest pasja). Z czasem zebrała się pewna liczba uczniów, którzy chcieli być bliżej Chrystusa. Filip zaprawiał ich więc do zjednoczenia z Bogiem, do cnót chrześcijańskich i do uczynków miłosierdzia. Na placach bawił się z dziećmi, by je potem gromadami prowadzić do kościoła. Był to dotąd zupełnie nieznany styl apostołowania i prowadzenia duszpasterstwa. Do Oratorium spieszyła cała elita duchowa Rzymu. Tu właśnie rodziły się plany reform. Do grona przyjaciół Filipa należeli m.in.: św. Kamil de Lellis, św. Feliks z Cantalice, św. Jan Leonardi, św. Franciszek Salezy, św. Ignacy Loyola i wielu innych. W roku 1564 florentczycy oddali Filipowi w zarząd swój kościół pw. św. Jana. Tu właśnie pozostali przy nim jego duchowi synowie, zwani potem oratorianami czy też filipinami. Prowadzili życie wspólne, nie związani wszakże żadnymi ślubami. Ta swoboda pozostała do dzisiaj cechą charakterystyczną oratorianów. Filip umiał swych duchowych synów zainteresować nie tylko sprawami religijnymi i duchowymi, ale także nauką i kulturą. W jego domu odbywały się więc koncerty muzyczne, prelekcje o sztuce, archeologii i historii. Za datę założenia oratorianów przyjmuje się rok 1565. Zatwierdził ich papież Grzegorz XIII już w roku 1575. Regułę dla nowego zgromadzenia Filip napisał jednak dopiero w roku 1583, na podstawie wielu lat doświadczenia i praktyki. Nadawała ona poszczególnym kapłanom dużo swobody. Każdy dom jest do dziś niezależny. Dopiero od roku 1942 Stolica Apostolska połączyła wszystkie placówki w jeden, wspólny, ale bardzo luźny organizm. Wkrótce pojawili się przeciwnicy poczynań Filipa. Oskarżyli oni go o to, że sprzyja “nowinkom” niebezpiecznym dla wiary. Doszło do tego, że surowy papież Paweł IV (+ 1559) zakazał mu na czas pewien działalności. Kuria Rzymska odebrała mu nawet prawo do spowiadania, co równało się z karą kościelnej suspensy. Kolejni papieże obdarzyli go jednak ponownie zrozumieniem i odwołali ten zakaz. Filip Neri był doradcą papieży i kierownikiem duchowym wielu dostojników. Był jednym z najbardziej wesołych świętych. Zmarł wyczerpany pracą na rękach swych duchowych synów 26 maja 1595 r. w noc święta Bożego Ciała. Miał wcześniej podać godzinę swojej śmierci. Pochowany został w kościele Santa Maria Chiesa Nuova w Rzymie. Przekonanie o świętości kapłana było tak powszechne, że chociaż w owych czasach zaczęto wprowadzać do procesów kanonizacyjnych coraz surowsze wymagania, beatyfikacja sługi Bożego odbyła się już w 15 lat po jego śmierci. Dokonał jej 11 maja 1610 r. papież Paweł V. W dwanaście lat później papież Grzegorz XV dokonał jego kanonizacji (12 marca 1622 r.). W ikonografii św. Filip przedstawiany jest jako mężczyzna w średnim wieku, z krótką brodą, w sutannie i birecie. Jego atrybutem jest lilia, serce i księga. |
______________________________________________________________________________________________________________
25 maja
Święta Maria Magdalena de Pazzi, dziewica
Zobacz także: • Święty Beda Czcigodny, prezbiter i doktor Kościoła • Święty Grzegorz VII, papież • Święta Magdalena Zofia Barat, dziewica |
Katarzyna (takie imię otrzymała na chrzcie) urodziła się 2 kwietnia 1566 r. w możnej patrycjuszowskiej rodzinie Pazzi we Florencji. Wykształcenie i wychowanie otrzymała od sióstr, które miały we Florencji szkołę i pensjonat dla dziewcząt z lepszych rodzin. W dziesiątym roku życia przyjęła pierwszą Komunię świętą. Odtąd przystępowała do niej w każdą niedzielę i w święta, co w owych czasach wywoływało zdziwienie, a nawet zastrzeżenia. W tym samym roku, w uroczystość św. Józefa, złożyła ślub dozgonnej czystości. Jako dziecko wyróżniała się pobożnością, tak że już w wieku 12 lat miała szczęście rozmawiać z Matką Bożą. Odtąd podobne objawienia zdarzały się w jej życiu częściej. Kiedy miała 16 lat, wstąpiła do klasztoru karmelitańskiego Matki Bożej Anielskiej (1582 r.). Klasztor ten stoi do dzisiaj na wzgórzu na przedmieściu Florencji. Tu otrzymała imię zakonne Marii Magdaleny. W rok później podczas choroby złożyła śluby. Pełniła obowiązki kolejno zakrystianki, furtianki, mistrzyni nowicjatu i przełożonej domu. Wiodła życie pełne umartwień i przeniknięte modlitwą. Wyróżniała się wiernością w zachowaniu reguły, bardzo przecież surowej. Doświadczała wielu cierpień. Od niebieskiego Oblubieńca otrzymała koronę cierniową, która powodowała bardzo silne bóle głowy. 25 marca 1585 roku otrzymała dar stygmatów, czyli odbicia na swoim ciele ran Pana Jezusa; stygmaty te były na zewnątrz niewidoczne. W kilka dni potem otrzymała od Chrystusa mistyczną obrączkę jako znak duchowych zaślubin. 17 maja 1585 roku wpadła w ekstazę, która trwała bez przerwy 40 godzin. W czasie jej trwania otrzymała polecenie od Pana Jezusa, by odtąd codziennie przyjmowała tylko chleb i wodę, a jedynie w dni świąteczne – trochę pokarmu postnego. Otrzymała również polecenie, by sypiała odtąd tylko pięć godzin i to na wiązce siana, by w ten sposób wynagrodzić Panu Bogu za grzechy rodzaju ludzkiego. 8 czerwca 1585 roku rozpoczęła się nowa seria ekstaz, która trwała z krótkimi przerwami osiem dni. Chrystus doświadczył Marię Magdalenę także falą długotrwałych i uporczywych oschłości oraz duchowego opuszczenia. Objaśnił jej, że ta męka była konieczna dla dobra Kościoła, a także dla odnowienia ducha zakonnego w klasztorach. Kiedy w roku 1587 zmarł jej brat, Alamanno, Maria Magdalena ujrzała jego duszę w płomieniach czyśćcowych. Kiedy w roku 1590 przeszła do wieczności jej matka, ujrzała również jej duszę w czyśćcu. Otrzymała równocześnie obietnicę, że czyściec matki będzie krótki – ze względu na wiele uczynków miłosierdzia, które wyświadczyła w swoim życiu. W ostatnich latach życia s. Maria Magdalena przechodziła wielkie cierpienia fizyczne i duchowe. Do tego dołączyły się prześladowania z zewnątrz od postronnych osób, do których wysyłała w imieniu Chrystusa listy z napomnieniami. Odpowiedzią z ich strony były szykany, a nawet groźby. W swoich wizjach otrzymała m.in. zrozumienie tajemnicy Trójcy Przenajświętszej i Wcielenia Jezusa. Pozostawiła po sobie pisma ukazujące głębokie doświadczenia duchowości chrześcijańskiej. Zmarła 25 maja 1607 r. W 19 lat po śmierci, w 1626 roku papież Urban VIII dokonał jej beatyfikacji. Papież Klemens IX zaliczył ją uroczyście w poczet świętych w 1669 r. Jest patronką Florencji i Neapolu. W ikonografii św. Maria Magdalena ukazywana jest w habicie karmelitanki. Jej atrybutami są: Dziecię Jezus, dyscyplina, gołębica, korona cierniowa, krzyż, lilia, serce trzymane w prawej dłoni, stygmaty. |
______________________________________________________________________________________________________________
24 maja
Najświętsza Maryja Panna
Wspomożycielka Wiernych
Zobacz także: • Święci Donacjan i Rogacjan, męczennicy • Rocznica przeniesienia relikwii św. Dominika |
Nabożeństwo do Matki Bożej Wspomożycielki sięga początków chrześcijaństwa. Gdy tylko zaczął rozwijać się wśród wiernych kult Matki Zbawiciela, równocześnie ufność w Jej przemożną przyczynę u Syna nakazywała uciekać się do Niej we wszystkich potrzebach. Tytuł Wspomożycielki Wiernych zawiera w sobie wszystkie wezwania, w których Kościół wyrażał Najświętszej Maryi Pannie potrzeby i troski swoich dzieci. Pierwszym, który w historii Kościoła użył słowa “Wspomożycielka”, jest św. Efrem, diakon i największy poeta syryjski, doktor Kościoła (+ 373). Pisze on wprost, że “Maryja jest orędowniczką i wspomożycielką dla grzeszników i nieszczęśliwych”. W tym samym czasie Wspomożycielką rodzaju ludzkiego nazywa Maryję św. Grzegorz z Nazjanzu, patriarcha Konstantynopola, doktor Kościoła (+ ok. 390), kiedy pisze, że jest Ona “nieustanną i potężną Wspomożycielką”. Z treści pism doktorów Kościoła wynika, że przez słowo “Wspomożycielka” rozumieli oni wszelkie formy pomocy, jakich Matka Boża nam udziela i udzielić może. Miejscem najżywiej rozwiniętego kiedyś kultu Wspomożycielki była Bawaria. Pierwszy kościół pod wezwaniem Wspomożycielki w Bawarii stanął w Pasawie w roku 1624. Zasłynęła w nim rychło figura Matki Bożej, kopia obrazu Cranacha – pątnicy witają Ją okrzykiem: Maria hilf! (Maryjo, wspomagaj).7 października 1571 r. oręż chrześcijański odniósł decydujące zwycięstwo nad flotą turecką, która zagrażała bezpośrednio desantem Italii. Na pamiątkę tego zwycięstwa papież św. Pius V włączył do Litanii Loretańskiej nowe wezwanie “Wspomożenie wiernych, módl się za nami”.12 września 1683 r. król Jan III Sobieski rozgromił pod Wiedniem Turków. Jako podziękowanie Matce Bożej za to zwycięstwo papież bł. Innocenty XI w roku 1684 zatwierdził w Monachium, przy kościele św. Piotra, bractwo Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych, rychło podniesione do rangi arcybractwa.W roku 1816 tytuł Matki Bożej Wspomożenia Wiernych wszedł do liturgii Kościoła, gdy papież Pius VII ustanowił święto Matki Bożej pod tym wezwaniem na dzień 24 maja jako podziękowanie Matce Bożej za to, że właśnie tego dnia, uwolniony z niewoli Napoleona, mógł szczęśliwie powrócić na osieroconą przez szereg lat stolicę rzymską.Wielu świętych miało szczególne nabożeństwo do Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych. Jej słynny wizerunek w Turynie został namalowany na zamówienie św. Jana Bosko, który oprócz salezjanów założył także zgromadzenie sióstr Córek Matki Bożej Wspomożenia Wiernych. Wielkim czcicielem Matki Bożej Wspomożycielki był salezjanin, prymas Polski, kardynał August Hlond. Nie mniej żarliwym apostołem Maryi Wspomożycielki był jego następca, kardynał Stefan Wyszyński. 5 września 1958 roku dzięki jego staraniom Episkopat Polski wniósł do Stolicy Apostolskiej prośbę o wprowadzenie święta Maryi Wspomożycielki Wiernych w liturgicznym kalendarzu polskim. Episkopat Polski chciał w ten sposób podkreślić, że naród polski nie tylko wyróżniał się wśród innych narodów wielkim nabożeństwem do Najświętszej Maryi Panny, ale że może wymienić wiele dat, kiedy doznał Jej szczególniejszej opieki. Polskie sanktuarium Matki Bożej Wspomożenia Wiernych zostało ustanowione w 2013 r. w salezjańskiej parafii w Rumii na Kaszubach. |
______________________________________________________________________________________________________________
23 maja
Święty Jan Chrzciciel de Rossi, prezbiter
Zobacz także: • Święty Leoncjusz z Rostowa, biskup i męczennik • Święta Joanna-Antyda Thouret, dziewica |
Jan Chrzciciel de Rossi urodził się w Voltaggio koło Genui (Włochy) 22 lutego 1698 roku. Kiedy miał 13 lat, pod swoją opiekę w Rzymie wziął go krewny, który pełnił obowiązki proboszcza przy kościele Matki Bożej in Cosmedin. Ksiądz kanonik Wawrzyniec de Rossi pomógł swojemu bratankowi w studiach, a potem wysłał go na studia filozoficzne do słynnego Kolegium Rzymskiego. Młodzieniec po uwieńczeniu tych studiów doktoratem poszedł za przykładem stryja i wstąpił do seminarium duchownego. W trosce o swoje uświęcenie oddał się tak intensywnie modlitwie i praktykom pokutnym, że zapadł poważnie na zdrowiu i musiał przerwać studia. W tym okresie wystąpiły u niego pierwsze objawy epilepsji, które miały go już nigdy nie opuścić. Ta choroba stanie się też bezpośrednią przyczyną jego śmierci. Po roku przerwy Jan de Rossi rozpoczął studia teologiczne na akademii papieskiej, prowadzonej przez dominikanów w Rzymie. Równocześnie wolny czas poświęcał młodym studentom, którzy gromadzili się przy poszczególnych kościołach w tak zwanych “oratoriach” dla swojego religijnego dokształcenia i postępu w cnotach. Dnia 8 marca 1721 roku Jan de Rossi otrzymał święcenia kapłańskie. Pierwszą Mszę świętą odprawił w kościele jezuitów św. Ignacego przy ołtarzu św. Alojzego, którego obrał sobie za szczególnego patrona. Pokrzepiał się widokiem tysięcy pielgrzymów, nawiedzających miejsca święte w Rzymie. Ze smutkiem jednak patrzył, jak pielgrzymi ci byli zdani na własny los i jak nikt nie troszczył się o opiekę duchową nad nimi. Postanowił oddać się bez reszty posłudze wobec nich. Służył im dobrą radą, często pomocą także materialną, a najwięcej – pomocą duchową w konfesjonale. Pan Bóg nagrodził gorliwego kapłana, bo do jego konfesjonału garnęli się grzesznicy, by pojednać się z Bogiem. Po śmierci stryja ksiądz Jan de Rossi został na jego miejsce przyjęty do grona kanoników przy kościele Matki Bożej in Cosmedin. Z powodu choroby oczu został zwolniony z obowiązku wspólnego czytania brewiarza, dzięki temu mógł dłużej spowiadać. Zmęczony, robił wypady na pobliskie place, zbierał dzieci i ludzi przygodnych, by pouczać ich o prawdach wiary. W wolnych chwilach, jeśli się zdarzyły, odwiedzał ubogich i chorych w przytułkach, pocieszał ich, pouczał i zaopatrywał darami sakramentalnymi. Żył tak bardzo ubogo, że nie posiadał nawet najniezbędniejszych rzeczy, dzieląc się nimi z uboższymi od siebie. Tak wyczerpująca praca nie tylko wyniszczała jego siły i zdrowie, ale przyczyniła się do różnych dolegliwości głowy i żołądka, które znosił z heroiczną cierpliwością. Pomimo to dożył 66 lat. Pożegnał ziemię dla nieba 23 maja 1764 roku. Jego beatyfikacji dokonał papież Pius IX (+ 1878), a do chwały świętych wyniósł go papież Leon XIII dnia 8 grudnia 1881 roku. Wtedy też jego relikwie przeniesiono z kościoła Matki Bożej in Cosmedin do kościoła Świętej Trójcy i złożono je u stóp ołtarza, poświęconego jego czci. Ku czci Świętego również we wspomnianym kościele Matki Bożej, gdzie spędził niemal całe swoje kapłańskie życie, poświęcono mu piękną kaplicę. Wreszcie w roku 1940 pod jego imieniem wystawiono w Rzymie nowy kościół i założono nową parafię pod jego patronatem. Tam też przeniesiono jego śmiertelne szczątki w 1965 roku. | |
______________________________________________________________________________________________________________
22 maja
Święta Rita z Cascia, zakonnica
Zobacz także: • Święta Joachima de Vedruna, zakonnica |
Rita należy do najbardziej popularnych świętych na świecie. Urodziła się około 1380 r. w rodzinie ubogich górali w Rocca Porena, niedaleko Cascii (Umbria) jako jedyne dziecko. Według podania miała być dzieckiem wymodlonym przez pobożnych rodziców. Na chrzcie otrzymała imię Małgorzata (Rita jest jego zdrobnieniem). Na życzenie rodziców wyszła za mąż. Związek ten był jednak bardzo nieudany. Porywczy, brutalny mąż był powodem wielu jej dramatów. Rita znosiła swój los z anielską cierpliwością. Mąż Rity zginął zabity w porachunkach zwaśnionych rodów. Rita była matką dwóch synów, z którymi miała kłopoty wychowawcze. Bojąc się, by nie kontynuowali wendety, prosiła Boga, aby raczej zabrał ich ze świata niż mieliby stać się zabójcami. Bóg wysłuchał tej prośby. Obaj młodzieńcy, którzy planowali pomścić ojca, zmarli podczas epidemii. Rita jako trzydziestokilkuletnia wdowa wstąpiła do zakonu augustianek, które miały swój klasztor w Cascii. Ponieważ była analfabetką, została przyjęta do sióstr “konwersek”, które były przeznaczone do codziennej posługi w klasztorze. Z całą radością, z miłości dla Oblubieńca, spełniała najniższe posługi w klasztorze. Często w ciągu dnia i nocy całowała z miłością obrączkę zakonną, która symbolizowała jej mistyczne zaślubiny z Jezusem. Miała szczególne nabożeństwo do Bożej męki. Widziano ją nieraz, jak leżała krzyżem, zalana łzami. Kiedy pewnego dnia kaznodzieja miał kazanie o męce Pańskiej, prosiła gorąco Jezusa, by dał jej zakosztować męki chociaż jednego ciernia, który ranił Jego przenajświętszą głowę. Została wysłuchana. W czasie modlitwy poczuła nagle w głowie silne ukłucie. Na tym miejscu wytworzyła się bolesna rana, która zadawała jej nieznośne cierpienia przez 15 lat, aż do śmierci. Aby jednak uniknąć sensacji, Rita prosiła Chrystusa, by rana była ukryta, nadal jednak sprawiając cierpienia. Tak się też stało. Rita odznaczała się posłuszeństwem, duchem modlitwy i cierpliwości. Będąc prostą i niewykształconą osobą, osiągnęła szczyty kontemplacji. Zmarła na gruźlicę 22 maja 1457 r. w Cascii. Tam jej nienaruszone ciało spoczywa do dziś. Sanktuarium Świętej, obejmujące jej rodzinny dom w Rocca Porena oraz klasztor i kościół w Cascii, w którym została pochowana, jest miejscem tłumnych pielgrzymek. Sława świętości zaczęła ściągać do Cascii wielu pielgrzymów. Przy grobie Rity działy się nadzwyczajne rzeczy, które napełniły sławą tamtejszy klasztor. Kiedy po kilku latach wybuchł w kościele gwałtowny pożar, mimo że spalił się cały kościół, cyprysowa trumna z ciałem Rity pozostała nietknięta. Zaczęły mnożyć się wizerunki i modlitwy do służebnicy Bożej. Papież Urban VIII w roku 1628 zatwierdził jej kult. Jednak jej uroczysta kanonizacja odbyła się dopiero 24 maja 1900 r. Dokonał jej papież Leon XIII, nazywając św. Ritę “drogocenną perłą Umbrii”. Św. Rita jest patronką w sprawach trudnych i beznadziejnych. Jest opiekunką wielu dzieł charytatywnych i bractw. W Polsce kult św. Rity jest bardzo żywy. Szczególnym jego miejscem jest klasztor sióstr augustianek w Krakowie, gdzie w kościele św. Katarzyny przechowywane są relikwie św. Rity. W ikonografii Święta przedstawiana jest w stroju zakonnym – w czarnym habicie i w białym welonie, z cierniem na czole. Jej atrybutami są: dwoje dzieci, krucyfiks, cierń, figa, pszczoły, róża. |
____________________________________________________________________________
Wybaczyła
Fragmenty książki p.t. “Święta Rita”
Figura św. Rity, klasztor augustianów w Krakowie
fot. ks. Paweł Gabara/Tygodnik Niedziela
***
Święta Rita
Wybaczyła
20 stycznia 1994 roku był bez wątpienia najczarniejszym dniem w życiu Eleni Tzoka, popularnej piosenkarki. Tego dnia artystka dowiedziała się o tragicznej śmierci swojej jedynej, ukochanej córki. Ciało siedemnastoletniej Afrodyty zostało znalezione w lesie nieopodal Gniezna. Dziewczyna została zamordowana przez zazdrosnego byłego chłopaka. Wielu rodziców, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji reaguje nienawiścią w stosunku do mordercy, pałają żądzą zemsty. Eleni wiedziała, że prawdziwy chrześcijanin nie powinien odpłacać złem za zło. Wybaczyła.
Afrodyta chodziła do trzeciej klasy liceum plastycznego. Była bardzo uzdolniona. Z Piotrem, przyszłym zabójcą, spotykała się przez dwa lata. Koleżeńska znajomość przerodziła się w uczucie. Dziewczyna nie mogła jednak poradzić sobie z jego zaborczością i zerwała. Odrzucony chłopak nie był w stanie tego znieść. Miesiąc po rozstaniu wywiózł ją do lasu i zastrzelił. — To było uczucie, z którym nie poradził sobie ani Piotr, ani Afrodytka — tłumaczy Eleni.
Śmierć ukochanej córki była wielkim ciosem dla matki. — Kiedy dowiedziałam się o śmierci Afrodyty, runął cały mój świat. Przecież nie taka powinna być kolej naszego życia, najpierw powinni odchodzić rodzice, a potem dzieci — stwierdza.
Nikt, kto nie przeżył podobnej sytuacji nie jest w stanie wyobrazić sobie ogromnego bólu, jakiego wtedy doświadczyła kobieta. Eleni zachowała się jednak zupełnie inaczej niż ludzie, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Otrzymując wiadomość o zamordowaniu dziecka, większość rodziców reaguje chęcią odwetu. Zaślepia ich wówczas żądza zemsty, domagają się dla zabójcy kary śmierci, wielu własnymi rękami rozszarpałoby oprawcę. Jedynie ludzie głębokiej wiary są w stanie zdobyć się na to, na co zdobyła się mama Afrodyty.
„Nie obwiniałam go”
Kiedy Eleni dowiedziała się, kto zabił jej córkę sięgnęła po telefon i zadzwoniła do matki chłopaka.
— Znałam matkę Piotra i wiedziałam, że jest to tragedia dwóch rodzin: naszej i tego chłopca. Uważałam, że jego matka dźwiga naprawdę bardzo ciężki krzyż, bo nie wierzę, żeby jakakolwiek matka chciała, żeby jej syn był mordercą i dokonał takiego czynu. Powiedziałam jej wtedy, że straciliśmy dzieci, bo uważałam, że ona poniekąd straciła swojego syna.
Eleni przebaczyła zabójcy. — Nie obwiniałam go, ale przede wszystkim szukałam przyczyn tej tragedii — tragedii dwóch rodzin, moich bliskich i rodziny tego chłopaka. Bardzo ważne było dla mnie, że okazał skruchę i przeprosił — dodaje.
„Musimy nauczyć się przebaczać”
Eleni doskonale dziś wie, co kryję się pod pojęciem „przebaczenie”. — Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć — mówi. — Przebaczyć to znaczy wyzbyć się negatywnych emocji, które są bardzo niszczące. Widzimy, jak źle się dzieje, kiedy politycy nie potrafią przebaczyć, nie mają w sobie pokory. Jesteśmy bardzo przerażeni tym, co widzimy i słyszymy. To jednak nie Bóg powoduje te wszystkie wojny, nie On wywołuje złe emocje, które są u człowieka, ale to człowiek źle wykorzystuje swoją wolność. Źle wykorzystuje te wartości, które są tak naprawdę najcenniejsze w naszym życiu. Nie bójmy się powiedzieć, że to nie Bóg jest niesprawiedliwy, tylko człowiek zawinił i źle wykorzystał swoją wolność. Ludziom trudno jest czasem wybaczyć nawet małe przewinienia, które dotyczą naszej codzienności. Powstaje wtedy zadra, która psuje międzyludzkie relacje i powoduje, że ludzie przestają ze sobą rozmawiać. Często zdarza się tak w rodzinach — zauważa Eleni. — Jeśli mówimy o tym, że wierzymy, że jesteśmy chrześcijanami, to musimy nauczyć się przebaczać. Człowiek uwalnia się wtedy od bardzo niedobrych emocji, które zabijają nas od wewnątrz i nie pozwalają nam dalej żyć. Jeśli nie przebaczymy, w pewnym sensie zatrzymujemy się w czasie i stoimy w miejscu, nie idziemy do przodu. Cały czas myślimy tylko o tym, jakby się zemścić. Pielęgnujemy w sobie wtedy bardzo niszczące emocje. Przebaczenie daje nam wolność. To dzięki przebaczeniu mogę dziś śpiewać, jestem osobą pogodną, uśmiecham się; po prostu żyję. Nie potępiam jednak tych, którzy nie umieją przebaczyć — dodaje. — Każdy musi przejść tę drogę. Może kiedyś także oni się tego nauczą i jeśli będą próbowali to zrobić, odzyskają spokój w sercu, tak jak ich zamordowane dziecko.
„Fundamentem jest miłość”
Eleni uważa, że zdolność przebaczania rodzi się na fundamencie miłości, a w jej przypadku opiera się również na wartościach zaszczepionych w dzieciństwie. — Ciągle mówię o tym, że trzeba sięgnąć do dzieciństwa. Miałam bardzo piękne dzieciństwo. Z rodzinnego domu wyniosłam najpiękniejsze wartości, na których zbudowałam swoje życie. Fundamentem tych wartości była miłość. Otrzymałem ją od moich rodziców, rodzeństwa i babci. Rodzice nie musieli mówić, co mamy robić. Czynami pokazywali nam, jak należy żyć, jak należy postępować wobec siebie, ludzi starszych, drugiego człowieka, który żyje obok nas, wobec bliźniego, który potrzebuje naszej pomocy i wsparcia, nie zawsze materialnego, ale także duchowego. Pamiętam, że rodzice, nawet skrzywdzeni przez kogoś, potrafili go zrozumieć, umieli wytłumaczyć sobie jego postępowanie. W takim duchu rosłam, w atmosferze miłości i przebaczenia — wyznaje artystka.
„Bóg daje nam siłę”
Co piosenkarka czuje dzisiaj, kilkanaście lat od chwili, w której „zawalił się jej świat”. Przebaczyła zabójcy, ale czy była w stanie pogodzić się z tym, co się stało? — Po wielu latach od tej tragedii wiem, że należy pogodzić się z wolą Bożą — stwierdza. — Jeżeli się na to zdobędziemy, jest nam łatwiej dalej żyć. Nie wolno nam cofać się w przeszłość i analizować. Trzeba się od niej odciąć. W przeciwnym razie będziemy odczuwać tak wielki ból i cierpienie, że momentami będzie bardzo ciężko. Nie znaczy to, że nie kocham i nie kochałam córki. Nie ma jej już fizycznie, ale nadal jest przy mnie duchowo. Co mogę poradzić osobom, których dzieci, tak jak moja córka zostały zamordowane? Pierwszy rok, dwa lata są bardzo trudne. Zadajemy sobie tysiące pytań: „dlaczego?”, „dlaczego mnie to spotkało?” i nie otrzymujemy na nie odpowiedzi. Po ludzku bowiem trudno to zrozumieć. Tymczasem odpowiedź jest w Piśmie Świętym. Tam znajdziemy odpowiedź na te pytania. Dzięki wierze łatwiej nam żyć. Pan Bóg daje nam łaskę — siłę, by udźwignąć taki krzyż. Na świecie dochodzi do tak wielu tragedii. Bez Pana Boga trudno go udźwignąć — podkreśla Eleni.
Wiara, nadzieja, miłość
Dzięki głębokiej wierze Eleni udźwignęła swój krzyż. Zresztą w jej życiu wiara odgrywała zawsze kluczową rolę. Odzwierciedlało się to w śpiewanych przez nią — pełnych radości i miłości — piosenkach. Po otrząśnięciu się z szoku po śmierci córki, artystka wróciła na estradę i wydała kolejne płyty — Nic miłości nie pokona i Coś z Odysa, na których znów śpiewa o miłości, sile płynącej z wiary i wskazuje ludziom prostą drogę do Boga. Oto fragment jednej z piosenek, w której nawiązuje do śmierci ukochanej córki: „Dobry Bóg nam śle z nieba swoich gwiazd / Tę nadziei skrę, co tli się w nas. / Przez świat idę z nią tam, gdzie chce los, / Bo kiedyś Pan zwróci nam / Tamten czas, twych oczu blask / I pogodny świat bez trosk. / (…) / Nic miłości nie pokona, choć niebo ciemnieje, / Wiarę w sercu trzeba mieć. / Wiem, że kiedyś wrócisz do nas, trzeba mieć nadzieję, / Co silniejsza jest niż śmierć…” (słowa: Lech Konopiński).
„Możemy zaradzić takim tragediom”
Od jakiegoś czasu Eleni spotyka się również z młodzieżą, odczytując im fragmenty zapisków pozostawionych przez Afrodytę.
W pozostawionych zapiskach dziewczyna ostrzegała swoich rówieśników przed zaborczą miłością, której doświadczyła. Wynika z nich, że po zerwaniu bała się Piotra, przewidywała, że może ją zabić. Mówiła o tym swoim kolegom i koleżankom, a oni bagatelizowali jej „sygnały”.
— Na takich spotkaniach staram się być matką, a nie piosenkarką — mówi Eleni. — Chcę powiedzieć młodym ludziom, żeby byli uczuleni na takie sygnały ze strony swoich rówieśników, żeby ich nie bagatelizowali, ale zainteresowali się nimi. Często możemy zaradzić takim tragediom, odruchom samobójczym, po które młodzież bardzo często sięga. Młodzi ludzie muszą nauczyć się słuchać swoich rówieśników. Chcę im też przekazać, żeby nauczyli się prawdziwego dialogu z rodzicami. Aby potrafili z nimi rozmawiać, a rodzice z nimi. My, dorośli też popełniamy dużo błędów. Pozostawiamy dzieci bez opieki, kiedy one potrzebują naszego duchowego wsparcia. Niestety, często szukają go wtedy poza domem. Nad tym trzeba popracować. I kiedy się z nimi spotykam staram się im to przekazać. Jestem to winna Afrodytce — dodaje.
„Święta Rita wiele razy mi pomogła”
Za swoją chrześcijańską postawę, 22 maja 1999 roku Eleni została uhonorowana medalem św. Rity. Kapituła medalu, która obraduje w Cascii we Włoszech, przyznaje go kobietom, które swoją postawą naśladują cnoty kultywowane przez włoską świętą — m. in. także tym, które jak św. Rita przebaczyły zabójcom swoich najbliższych. Oprócz Eleni, wspomniany medal otrzymała jeszcze jedna Polka — Marianna Popiełuszko — matka bestialsko zamordowanego bł. ks. Jerzego Popiełuszki.
Eleni dedykowała swój medal wszystkim matkom, które zachowały się tak jak ona. — Jest wiele osób, które potrafiły przebaczyć, a które są anonimowe — mówi.
Wcześniej nie znała św. Rity. — Ze św. Ritą po raz pierwszy zetknęłam się dopiero w Cascii. Dopiero wtedy poznałam historię jej życia i dowiedziałam się o tym, co zrobiła. Razem z moimi przyjaciółkami i bernardynem o. Azariaszem Hessem, który zgłosił mnie do tej nagrody, byliśmy w miejscu, gdzie się urodziła. Bardzo to przeżyliśmy.
Od tamtej chwili włoska święta stała się ważną postacią w życiu artystki. — Bardzo często zwracam się do niej z trudnymi do rozwiązania problemami. Modlę i proszę o rozwiązanie również problemów. Święta Rita wiele razy pomogła mi w sytuacjach, które wydawały się bardzo trudne, a jednak zawsze znajdowało się jakieś rozwiązanie. Modlę się za wstawiennictwem św. Rity i dziękuję jej za łaski, które otrzymuję.
fragmenty rozmowy z s. Krystyną Abramczuk OSA
Sekretarka św. Rity
Wybaczyła/opoka.pl
_________________________________________________________________________
Św. Rita z Cascia (1381-1457)
Louis Couëtte
ŚWIĘTA RITA Z CASCIA (1381-1457) – ŚWIĘTA OD SPRAW BEZNADZIEJNYCH
Wszystko w życiu świętej Rity jest nadzwyczajne od jej niezwykłego poczęcia, przypominającego historię św. Jana Chrzciciela, aż do niezwykłych łask, jakie otrzymywała dla tych, którzy ją usilnie o to prosili. Dary te wysłużyły jej miano orędowniczki w «sprawach beznadziejnych». Zanim wstąpiła do klasztoru była żoną i matką, dlatego wzywają jej wstawiennictwa zarówno ojcowie i matki rodzin, jak i zakonnicy i zakonnice.
DZIECKO WYBRANE PRZEZ BOGA
Był rok 1380. Od pół wieku trwała Wojna Stuletnia pomiędzy Anglią i Francją. Joanna d’Arc jeszcze się nie urodziła i trzeba było czekać jeszcze 50 lat nim uwolniła Francję. Właśnie tym czasie w Cascia, w małej umbryjskiej wiosce, położonej w Apeninach, około 150 km na północ od Rzymu, w osadzie zwanej Roccaporena żyło małżeństwo Antoniego Lotti i Amaty Mancini. Małżonkowie kochający się czule budowali przykładem otoczenie. Realizowali w życiu ewangeliczne cnoty. Przede wszystkim wprowadzali pokój. Zwano ich rozjemcami, bo dokładali wszelkich starań, najczęściej wieńczonych sukcesem, by zażegnywać spory między sąsiadami. Od dawna zaślubieni byliby w pełni szczęśliwi, gdyby Niebo dało im radość posiadania dzieci. Jednak Amata już się zestarzała i stracili już nadzieję.
Właśnie wtedy w pewien jesienny dzień, zajęta pracami domowymi usłyszała szum wiatru, a potem głos, który wyszeptał: «Nie lękaj się, Amato. Urodzisz dziewczynkę. Antoni i ty będziecie ją bardzo kochać, ale Pan ukocha ją jeszcze bardziej!» Kiedy nadszedł wieczór powierzyła Antoniemu słowa Anioła. Któż bowiem, jeśli nie Anioł, mógł wypowiedzieć takie słowa? Po jakimś czasie znowu dało się słyszeć tchnienie wiatru i ten sam głos powiedział: «Amato, zbliża się dzień narodzin. Nazwiesz ją Rita, ku czci świętej Margarity. To zdrobnienie imienia, lecz stanie się dzięki niej wielkie!» Słowo margarita znaczy po łacinie perła. Rzeczywiście dziecko stało się jedną z pereł Kościoła.
I tak w maju 1381 roku urodziła się małżonkom Lotti córeczka – mała Margarita. Wszyscy sąsiedzi przybyli pogratulować szczęśliwym małżonkom, ale i wszyscy dziwili się nadanemu dziecku imieniu Rita. Nie było go w tradycji żadnej z rodzin i nawet proboszcza parafii Cascia trzeba było prosić, by zechciał ją pod tym imieniem ochrzcić.
Rodzice Rity pracowali w polu. Kiedy dziewczynka miała zaledwie rok, a pogoda była sprzyjająca, zabierali ją ze sobą i kładli spać w cieniu w wiklinowym koszyku. Pewnego dnia wieśniak, zraniwszy się sierpem, spieszył do domu opatrzyć ranę. Przechodząc obok dziewczynki stanął zaskoczony widokiem roju pszczół latającego nad nią. Wchodziły nawet do ust, nie czyniąc jej krzywdy. Mała Rita uśmiechała się tylko. Przerażony wieśniak wyciągnął jednak zranioną rękę, aby je odgonić. Kiedy odsunął rękę, zobaczył, że został całkowicie uzdrowiony. Nie ma potrzeby wracać do domu. Pobiegł więc opisać, co się stało rodzicom, pracującym w pobliżu. Rodzice i cała wioska zadawali sobie pytanie: Kim będzie to dziecko?
Mała Rita wzrastała w głęboko chrześcijańskiej atmosferze, w rodzinie, wdzięcznej Boga za wielką łaskę jej narodzin, tak długo oczekiwanych. Otrzymała wszelkie zasady wiary, a przede wszystkim przykład. Od najwcześniejszych lat rodzice uczyli jej modlitwy i wzbudzali miłość do Boga i Dziewicy Maryi. Bardzo wcześnie Rita zaczęła podejmować małe, dziecięce umartwienia. Spontanicznie czyniła wszystko, aby pomóc starym rodzicom. W wieku dorastania kiełkuje w niej myśl o życiu zakonnym i poświęceniu życia na kontemplowanie Męki Zbawiciela.
RITA – MAŁŻONKA I MATKA
Jej rodzice również myśleli o jej przyszłości, ale mieli odmienne plany. Nie brali w ogóle pod uwagę życia zakonnego dla swej córki. Szukali męża, zabiegali o spotkanie z kandydatem. Doprowadzili do zaręczyn. Ich wybrańcem był Paolo. Rodzice byli zachwyceni, bo pozycja społeczna przyszłego męża Rity była wyższa od ich stanu. Tylko samej Ricie daleko było do zachwytu. Plan ten oznaczał rezygnację z życia zakonnego. W dodatku Paolo miał opinię człowieka brutalnego, pijaka i lubiącego uciechy. Rita próbowała się przeciwstawić, jednak rodzice byli nieugięci. W ich decyzji dziewczyna starała się więc widzieć wolę Bożą, sądząc, że to Bóg uznał ją za niegodną stanu zakonnego. Być może w tym małżeństwie dojrzała też możliwość bardziej skutecznej pomocy rodzicom?
Po ślubie, po upływie zaledwie kilku tygodni miodowego miesiąca, w zachowaniu Paolo wzięła górę natura. Potwierdziła się opinia o nim: to człowiek brutalny i autorytarny. Biedna Rita cierpiała w milczeniu. Nigdy nie wyzbyła się łagodności i cierpliwości. Była tak łagodna, że jej sąsiadki, które dobrze zdawały sobie sprawy z jej sytuacji nazwały ją niewiastą bez urazy. Rita ofiarowywała swe cierpienia za nawrócenie męża. Dorzucała do nich umartwienia wszelkich rodzajów, również częste posty.
Polo gorąco pragnął dziedzica dla zapewnienia ciągłości rodu. Szczęśliwe rozwiązanie dało uradowanym małżonkom bliźnięta. Przynajmniej na jakiś czas zapewniło to rodzinie spokój. Paolo zaczął w końcu dostrzegać nadzwyczajne cechy swej małżonki. Jego natura złagodniała nieco i małżeństwo poznało lata prawdziwego szczęścia, czego nie mogły wróżyć początkowe burze. Jednak to szczęście nie miało trwać długo.
NIESZCZĘŚCIE RODZINY
Pewnego zimowego wieczoru, kiedy na dworze szalała burza sąsiad dał znać Ricie, że Paolo wpadł w zasadzkę. Kiedy przybiegła do jego posłania wydał właśnie ostatnie tchnienie. Sąsiad oświadczył, że w ostatnich słowach przebaczył napastnikom i zwrócił się w modlitwie do Boga. Nieszczęśliwą wdowę pocieszyła myśl, że Paolo umarł po chrześcijańsku. To najlepsza gwarancja, że odnajdą się razem w Raju. Mówiono nawet, że Niebo objawiło Ricie, iż jej mąż osiągnął zbawienie. Przeżyli razem 18 lat.
Bliźniacy nie przebaczyli tak łatwo jak matka. W ich ustach były tylko słowa zemsty, uczucie ludzkie, lecz mało chrześcijańskie. Rita długo im tłumaczyła, że ten, kto nie przebacza, sam nie otrzyma przebaczenia i poważnie zagraża to jego zbawieniu. Nie chcieli zrozumieć. Rita podwoiła modlitwy i pokuty dla ich nawrócenia, a oni z uporem trwali w chęci zemsty. Rita była przekonana, że lepiej umrzeć przebaczając niż żyć bez przebaczenia. Kilka miesięcy po śmierci ojca bracia powrócili z pola w gorączce. Żaden środek nie okazał się skuteczny, choroba szybko postępowała. Matka poprosiła dla nich o sakramenty. Wtedy wybaczyli zabójcy ojca. Umarli w odstępie kilku dni.
ZAKONNICA W AUGUSTIAŃSKIM KLASZTORZE
Rita od dawna nie miała już rodziców. A teraz w ciągu kilku miesięcy straciła męża i dzieci. Pozostawszy całkiem sama, powróciła do myśli o drodze życia zakonnego i zapukała do drzwi klasztoru świętej Marii Magdaleny w Cascia. Przeorysza przyjęła ją, wysłuchała i obiecała przedstawić jej sprawę kapitule. Jednak kiedy Rita przyszła ponownie, odpowiedź była negatywna. Przeorysza oświadczyła, że zgromadzenie przeznaczone dla panien nie może przyjąć wdowy. Odmowa nie zniechęciła Rity. Po jakimś czasie znowu zapukała do bram klasztoru. Otrzymała tę samą odpowiedź negatywną. Przyszła więc po raz trzeci i tym razem spotkała ją odmowa. Wydawało się jednak, że prawdziwy powód tej odmowy był inny. W klasztorze w Cascia przebywały zakonnice pochodzące z dwóch wrogich sobie rodzin z okolicy. Niektóre z nich były więc z rodziny zabójcy Paolo. Przed przyjęciem Rity trzeba było pogodzić obydwa rody. Rita była przekonana o tym, że to właśnie stanowiło zasadniczą przeszkodę jej przyjęcia do klasztoru. Wzięła więc do ręki laskę podróżną i zaczęła pukać od drzwi do drzwi jako posłanniczka pokoju. I dokonał się cud: wszyscy mieszkańcy wioski pogodzili się ze sobą. Ona zaś oddała się modlitwie i tak stało się to, co było dotąd niemożliwe. Pewnego zimowego wieczoru usłyszała, że ktoś wywołuje ją na dwór. Otwarła drzwi i zobaczyła nieznajomego, odzianego w zwierzęcą skórę. Przypominał św. Jana Chrzciciela z kościoła. Osobnik dał znak, aby szła za nim. Rita ubrała płaszcz i poszła. Doszli do skały wznoszącej się nad całą osadą Roccaporena. Tam przyłączyli się do nich dwaj inni święci, znani Ricie z wizerunków: Augustyn i Mikołaj. I nagle, nie wiedząc jak, nasza bohaterka znalazła się w kaplicy klasztoru!
Przeorysza odniosła się do tego widocznego cudu początkowo nieufnie. Zaczęła wypytywać siostrę furtiankę, czy wszystkie drzwi były wieczorem dobrze zamknięte. Po otrzymaniu odpowiedzi twierdzącej, poprosiła o wyjaśnienia tę, która pozwoliła sobie na takie wtargnięcie. Rita odrzekła po prostu: «Pan tego chciał, moja Matko!» Nie przekonana przeorysza pytała dalej: «Kto stał się twoim wspólnikiem, umożliwiając ci wejście tutaj?» Rita opowiedziała jej więc w szczegółach, kto jej dopomógł. W tej sytuacji przeorysza wraz z innymi siostrami podjęła wreszcie tak długo oczekiwaną decyzję: Rita zostaje przyjęta po to, by „nie przeciwstawiać się woli Bożej”. Postulantka, a potem wzorowa nowicjuszka, oderwana od wszelkich ziemskich uczuć mogła wypowiedzieć bez trudu trzy zakonne śluby.
Przeorysza i mistrzyni nowicjatu niczego jej nie oszczędziły: żadnej udręki, żadnego upokorzenia, ale nigdy nie pozbawiły jej cierpliwości i słodyczy. Aby ją doświadczyć przełożona żądała od niej np. podlewania codziennie rano i wieczorem kawałka drewna włożonego do wysuszonej ziemi. Mogłoby się to wydawać absurdem, ale… siostra Rita nie stawiała pytań i była posłuszna… Niespodzianka czekała za to przełożoną, bowiem po jakimś czasie kawałek drewna wypuścił pączki, potem zakwitł, aż wreszcie dał wspaniałe kiście winogron.
Po daniu dostatecznych dowodów posłuszeństwa, pokory i pobożności siostra Rita otrzymała pozwolenie na złożenie ślubów. Przyrzeka żyć odtąd według reguły św. Augustyna. Z innymi siostrami nowa profeska mogła wychodzić udzielać pomocy ubogim i chorym. Doskonale się do tego nadaje.
UDZIAŁ W CIERPIENIACH ZBAWICIELA – STYGMAT CIERNIA
Siostra Rita chciała się we wszystkim upodobnić do Boskiego Mistrza. Aby cierpieć jak On nosiła włosiennicę, biczowała się kilka razy w ciągu dnia tak mocno, że jedna z sióstr znalazła ją kiedyś nieprzytomną w celi. Jednak jej to nie wystarczało. W roku 1443, w okresie Wielkiego Postu rekolekcje głosił znany franciszkanin. Cała wioska chciała go usłyszeć. Siostry także należały do grona słuchaczy.
W Wielki Piątek kiedy wyjaśniał z wielkim realizmem boleści Zbawiciela, siostra Rita błagała Pana, by móc odczuć ból przynajmniej jednego z cierni Jego korony… I nagle jeden z gipsowych cierni wielkiego krucyfiksu oderwał się i spadł na sam środek jej czoła. Ból był tak straszny, że siostra Rita straciła przytomność. Nazajutrz rana powiększyła się i zaczęła wydzielać nieprzyjemną woń. Rana nie goiła się. Odpychający zapach pozostawał. Przeorysza ze względu na pozostałe siostry przeznaczyła jej więc celę w głębi korytarza.
Minęło kilka lat. Papież ogłosił rok 1450 rokiem jubileuszowym. Delegacja klasztoru miała wziąć udział w uroczystościach w Rzymie. Siostra Rita też wyraziła chęć pojechania. Przeorysza chętnie by ją wysłała, jednak z jej raną ropiejącą i cuchnącą…! Podróż była niemożliwa. Siostra Rita była głęboko przekonana, że w stosownym czasie zostanie uzdrowiona. Rzeczywiście na kilka dni przed wyjazdem zakonnic, na czole nie było widać najmniejszego śladu stygmatu, choć nie zniknął ból. Przeorysza umieściła ją więc na czele delegacji. Siostry po drodze zastanawiały się, czy mają dość pieniędzy na dotarcie do celu, Rita widząc w ich zachowaniu brak wiary w Opatrzność, na oczach przerażonych zakonnic, wrzuciła wszystkie pieniądze do potoku. Niczego im nie zabrakło ani w drodze do Rzymu, ani w drodze powrotnej.
OSTATNIE CHWILE ŻYCIA
Po powrocie do Cascia, zgodnie z prośbą siostry Rity stygmat znowu pojawił się na jej czole, a z nim odrażający odór. Siostra podjęła na nowo życie w całkowitym odosobnieniu, rozmyślając nad Męką Zbawiciela i poszcząc. Karmiła się jedynie Eucharystią.
W 1457 r. była już całkowicie wyczerpana życiem pełnym cierpień i pokuty. Zbliżał się jej koniec i nikt w to nie wątpił. Siostra przydzielona jej jako pielęgniarka lękała się każdego wejścia do celi tak bardzo odpychała woń wydobywająca się z rany. Ritę odwiedzała jednak kuzynka, zwróciła się więc do niej z zaskakującą prośbą. Miała przynieść jej różę z krzaka rosnącego w ogrodzie, którym kiedyś się zajmowała. Trwała surowa zima! Ziemię pokrywał śnieg, więc wszyscy sądzili, że chora majaczy. Jednak kuzynka zaciekawiona poszła i wbrew oczekiwaniu wszystkich znalazła przepiękną różę o wspaniałym zapachu. Urwała ją i przyniosła Ricie. Sadzonka tej róży włożona do ziemi klasztornego ogrodu rośnie tam od pięciu wieków.
Innym razem Rita poprosiła o przyniesienie fig z jej dawnego figowca. I tym razem kuzynka znalazła w ogrodzie wszystkie drzewa ogołocone: pobawione liści i owoców… z wyjątkiem figowca. Tylko na nim znajdowały się dwie wspaniałe figi. Urwała je i zaniosła chorej.
Z każdym dniem chorej ubywało sił. Pewnego dnia oświadczyła, że zjawił się jej Pan Jezus ze Swą Matką. Na jej pytanie: «Kiedy, mój Jezu, będę mogła posiąść Ciebie na zawsze?», otrzymała odpowiedź: «Za trzy dni będziesz ze Mną w Niebie.»
Siostra Rita poprosiła o sakramenty. W dniu zapowiedzianym przez Jezusa poprosiła przeoryszę o błogosławieństwo. W chwilę po jego otrzymaniu jej życie łagodnie zgasło. Było to 22 maja 1457 roku.
I tak Święta odeszła do Nieba. Dzwon w klasztorze sam ogłosił to zdarzenie. Cela, do której nikt nie chciał się zbliżyć z powodu wywołującego mdłości odoru rany, napełniła się światłem i cudnym zapachem. Można naprawdę powiedzieć, że Rita umarła otoczona zapachem świętości.
Jedna z sióstr w klasztorze miała sparaliżowane ramię. Kiedy pochyliła się nad zmarłą, by ją pocałować prostując się stwierdziła, że jej ramię zostało w jednej chwili uzdrowione. Ciało siostry Rity, umieszczone w bazylice w Cascia, od ponad 5 wieków zachowuje się w doskonałym stanie.
KULT ŚWIĘTEJ RITY
Kult Świętej rozpoczął wraz z jej śmiercią. Cuda nie przestały się mnożyć: uzdrowienia i nawrócenia. O jednym z pierwszych doniósł wiejski stolarz. Nie mógł już wykonywać zawodu z powodu paraliżu i deformacji ręki. Przyzywał więc wstawiennictwa św. Rity wystawionej na śmiertelnym łożu. Obiecał, że jeśli odzyska władzę w ręce, wykona dla niej trumnę. Ledwie skończył modlitwę, stwierdził, że ręka odzyskała swobodę ruchów i rzeczywiście on wykonał trumnę, w której złożono ciało. Po 3 dniach od śmierci św. Rity liczba cudów stale wzrastała. Czas mijał i trzeba było pochować zmarłą. Jednak jej ciało pozostawało nienaruszone i nadal wydzielało piękny zapach. Postanowiono więc zachować je w kaplicy, pod ołtarzem. I tak nigdy nie złożono go w ziemi.
W roku 1595 kiedy napływ pielgrzymów zbytnio przeszkadzał wspólnocie zakonnej, zadecydowano przenieść ciało Świętej do wiejskiego kościoła. Było to wygodniejsze i dla sióstr i dla pielgrzymów.
W kilka lat później na stolicy Piotrowej zasiadł Urban VIII. Jedna z jego siostrzenic zainteresowana życiem i sławą Rity, przekonana o jej świętości udała się do Rzymu przedstawić tę sprawę do szczegółowego zbadania. Papież powołał komisję. Mając przed sobą niezniszczone od 170 lat ciało, wydzielające nadal piękny zapach i po zbadaniu akt stwierdzających liczne cuda, przypisywane wstawiennictwu Rity, doniesienie komisji było tak przychylne, że Urban VIII podpisał dekret o beatyfikacji w roku 1628.
Ceremonia odbyła się w kościele parafialnym w obecności niezliczonego tłumu. Wywołało to niewyobrażalne przepychanie się, a co za tym idzie – nieporządek, krzyki wygrażających sobie osób. Ponieważ cuda nie były naszej Świętej obce… podniosła głowę, otwarła oczy i spojrzała na przepychających się. Natychmiast zapadła cisza! Jeszcze wiele razy powtórzył się cud otwarcia oczu.
Papież Leon XIII kanonizował ją 24 maja 1900 roku, wyznaczając jej święto na dzień 22 maja.
WSTAWIENNICTWO ŚWIĘTEJ RITY
Aby uczcić Świętą można pojechać do Cascia: zobaczyć bazylikę i ciało Świętej. Lekko już zbrązowiało, ale pozostaje niezepsute. Można zobaczyć dom rodzinny, zamieniony od czasu beatyfikacji na kaplicę, lazaret, w którym siostra Rita pomagała chorym, biednym i kościół parafialny oraz ogród, z którego pochodziła róża i figi. W Cascia wszystko mówi o niej.
Wiele sanktuariów jest poświęconych św. Ricie także we Francji. Wierni, szukając jej potężnego wstawiennictwa w szczególnie trudnych sprawach, praktykują specjalne modlitwy przez piętnaście czwartków lub nowennę przez dziewięć dni każdego miesiąca.
Dlaczego piętnaście czwartków? Dla upamiętnienia 15 lat, w czasie których św. Rita nosiła stygmat ciernia na czole. Wierni najczęściej odprawiają to nabożeństwo przez piętnaście tygodni poprzedzających dzień 22 maja, poświęcony Świętej. W każdy czwartek odmawia się specjalne modlitwy, nawiedza kościół, wspomina najważniejsze wydarzenia z jej życia.
Pomiędzy licznymi modlitwami przytaczamy następującą:
«O, potężna i otoczona chwałą Święta Rito! Oto u Twoich stóp klęka dusza zagubiona, która będąc w potrzebie szuka u Ciebie pomocy ze słodką nadzieją na wysłuchanie.
Z powodu mojej niegodności i przeszłych niewierności nie ośmielam się żywić nadziei, że moje modlitwy dotrą do Bożego Serca i dlatego szukam potężnej pośredniczki. Zwracam się więc do Ciebie, Święta Rito, bo masz niezrównany tytuł Świętej od spraw beznadziejnych i niemożliwych.
O droga Święta, weź sobie do serca moją sprawę i wstaw się u Boga dla wyjednania mi łaski, o jaką żarliwie Go proszę……………………………………
Nie pozwól, bym musiał wstać od stóp Twoich i odejść niewysłuchany. Jeśli zaś coś we mnie stanowi przeszkodę dla otrzymania tej łaski, proszę, pomóż mi to usunąć. Okryj moją modlitwę Twymi cennymi zasługami i przedstaw ją Swemu niebieskiemu Oblubieńcowi. Połącz ją, oblubienico wierna pomiędzy najwierniejszymi, ze Swoją modlitwą, a w ten sposób ją ubogacisz. Jakże Bóg mógłby odrzucić prośbę tej, która odczuwała Jego Mękę? Całą moją ufność składam więc w Tobie i z sercem spokojnym czekam na wypełnienie mojej prośby.
O droga, Święta Rito! Niech moja ufność i nadzieja złożona w Twoim wstawiennictwie nie zostanie pomniejszona ani moja prośba niech nie będzie daremna. Spraw, by Bóg mnie wysłuchał, a ja stanę się orędownikiem dobroci Twego serca i Twego wstawiennictwa.
A Ty, o Serce Jezusowe, godne uwielbienia, które zawsze okazujesz tak wiele miłości najnędzniejszym, daj się przebłagać i wzruszyć moimi prośbami. Nie zważaj na moje słabości i na to, że nie jestem godzien Twej miłości. Pomimo to przyznaj mi łaskę, której tak pragnie moje serce i o którą dla mnie i ze mną błaga Twoja wierna oblubienica, Święta Rita.
Przez wierność, z jaką Święta Rita zawsze odpowiadała na Bożą łaskę, przez wszystkie dary, jakimi zechciałeś Panie, napełnić jej duszę, za wszystko, co wycierpiała w życiu małżonki, matki i uczestnicząc w Twej bolesnej Męce i wreszcie przez potężne wstawiennictwo, jakiego zechciałeś jej udzielić, Panie, dla wynagrodzenia jej wierności, udziel mi tej łaski, o którą Cię proszę.
A Ty, Najświętsza Maryjo, nasza dobra Matko Niebieska, skarbniczko Bożych skarbów i pośredniczko wszelkich łask, wzmocnij Twym potężnym wstawiennictwem modlitwę tej wielkiej Świętej która darzyła Cię nabożeństwem, i wraz z nią wyjednaj mi u Boga łaskę tak upragnioną. Amen.
„Vox Domini” nr 1/97, str. 4-6
___________________________________________________________________________________
Okładka “Modlitewnika św. Rity”
***
Ciekawostki o św. Ricie, o których nie miałeś pojęcia!
Nie bez przyczyny jest nazywana patronką spraw trudnych – jej życie było pełne cierpienia i trudnych decyzji. Św. Rita nie poddała się i dziś patronuje wszystkim, którzy szukają rozwiązań beznadziejnych sytuacji życiowych. Poznaj ciekawostki o jej życiu!
1. Rita to zdrobnienie wyjątkowego imienia
Rita jest zdrobnieniem od imienia Margherita, które otrzymała na chrzcie w kościele św. Marii-Pleby.
2. Jej przyjście na świat okrzyknięto cudem
Była córką włoskich wieśniaków, niezbyt zamożnych, ale bardzo szanowanych. Ojciec był lokalnym negocjatorem, który między innymi pomagał rozwiązywać konflikty sąsiedzkie – w tamtych czasach nazywany „sędzią pokoju”. Mieszkali w gminie Cascia, położonej na górzystym terenie Umbrii (środkowe Włochy). Rodzice długo modlili się o dziecko i byli już w podeszłym wieku, kiedy św. Rita przyszła na świat.
3. Została zmuszona do małżeństwa
Kiedy skończyła 18 lat, chciała wstąpić do klasztoru, ale rodzice wybrali dla niej kandydata na męża. Miał przeszłość wojskową, był politykiem i… typem awanturnika.
4. Urodziła dwóch synów, którzy później chcieli pomścić śmierć ojca
Narodziny dwóch synów przyniosły chwile spokoju do ich małżeństwa. Ale zanim osiągnęli pełnoletniość, mąż Rity wdał się w kolejne spory klanowe i polityczne. Zginął w zasadzce zastawionej na niego w pobliżu rodzinnego młyna (ruiny młyna znajdują się tam po dziś dzień). Jego śmierć chcieli pomścić dorastający synowie. Ich pragnienie wendety zaostrzyło miejscowe konflikty rodzinne i wydawało się, że jedynym wyjściem są kolejne ofiary. Jednak synowie nie zdążyli pomścić ojca, bo według opowieści lokalnych rodzin i podań wielu późniejszych hagiografów, zmarli na dżumę.
5. Nie chciano przyjąć jej do zakonu
Rita po tych wszystkich trudnych wydarzeniach postanowiła wstąpić do klasztoru augustianek eremitek w Casci. Nie została jednak przyjęta, bo wśród zakonnic prawdopodobnie były krewne zabójców jej męża.
6. Odszukała zabójców męża, by im przebaczyć
Rita była pewna powołania i po raz drugi poprosiła o przyjęcie do tego samego klasztoru. Postawiono jej więc warunek, że musi pogodzić zwaśnione rodziny w okolicy Casci. I tutaj zaczyna się jeszcze trudniejsza droga dla przyszłej świętej. By wykonać polecenie przełożonej, musiała odszukać zabójców męża, wybaczyć im i poprosić o wybaczenie.
Niewiele czasu potrzebowała, by spełnić wszystkie warunki. Dotarła do rodziny, która stała za spiskiem na jej męża, przebaczyła im i poprosiła o przebaczanie w imieniu swojej rodziny. Po tym zdarzeniu stała się symbolem kobiety zdolnej do pojednania rodzin. I została przyjęta do klasztoru augustianek w Casci.
7. Otrzymała wyjątkowy stygmat
Święta Rita z Cascia jest też opisywana jako mistyczka. W czasie życia zakonnego otrzymała jeden stygmat cierpienia Jezusa – otwartą ranę na czole po cierniu z korony. Nosiła go przez piętnaście lat, a na tę pamiątkę powstała po jej śmierci tradycja odprawiania piętnastu czwartków św. Rity. Rana na czole wydawała okropny zapach i zakonnica nie mogła opuszczać swojej celi. Ale podobno raz, kiedy Rita chciała udać się na pielgrzymkę do Rzymu, rana zaczęła wydawać zapach róż.
8. Podczas jej śmierci wydarzył się wyjątkowy cud
Ze świętą od spraw beznadziejnych kojarzona jest najczęściej opowieść o ogrodzie różanym, który Rita uprawiała zarówno jako młoda wiejska dziewczyna, jak i później za murami klasztoru. Kilka miesięcy przed śmiercią poprosiła jedną z sióstr, żeby przyniosła jej z ogrodu kwiat róży. Był styczeń 1457 (lub 1447 – data nie jest ustalona dokładnie). Można domyślać się z jaką niechęcią siostra poszła do ogrodu. Jednak ku zaskoczeniu zakonnic wróciła z różą.
Rita z Casci zmarła 22 maja w opinii świętości. W wielu miejscach na świecie właśnie tego dnia uroczyście obchodzi się jej wspomnienie. Kult św. Rity jest bogaty w przesłania i symbole, ale dwa są najbardziej wyraźne. Kolec z korony cierniowej symbolizuje ludzkie życie pełne cierpienia i bólu, zaś kwitnącą róża jest symbolem nadziei na przezwyciężenie trudności.
9. To nabożeństwo przyciąga tłumy!
Kult św. Rity rozszerza się również w Polsce. Szczególnym miejscem jest krakowski kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej, gdzie znajduje się ołtarz z posągiem świętej z Cascii. 22. dnia każdego miesiąca kościół augustianów na krakowskim Kazimierzu ledwie może pomieścić wiernych, którzy przybywają na Mszę św. odprawianą w intencjach polecanych przez wstawiennictwo św. Rity!
___________________________________________________________________________________________________________
21 maja
Święty Jan Nepomucen, prezbiter i męczennik
Zobacz także: • Święci Krzysztof Magallanes, prezbiter, i Towarzysze, męczennicy • Święty Eugeniusz de Mazenod, biskup • Błogosławiony Jacek Cormier, zakonnik • Święty Iwo z Chartres, biskup |
Jan urodził się w 1348 r. w Pomuku (późniejsza nazwa Nepomuk) koło czeskiej Pragi. Pierwsza pewna i ścisła wiadomość o jego życiu pochodzi z roku 1370. Wówczas, będąc jeszcze klerykiem, Jan figurował w dokumentach kurii biskupiej w Pradze w charakterze notariusza. W roku 1380 został wyświęcony na kapłana i otrzymał probostwo przy kościele św. Galla (Gawła) w Pradze. Równocześnie pełnił obowiązki notariusza przy arcybiskupie Janie Jenzensteinie. W roku 1381 studiował prawo na uniwersytecie w Pradze. W latach 1382-1387 studiował także w Padwie. W roku 1387 jako doktor prawa powrócił do Pragi. Został mianowany kanonikiem przy kolegiacie św. Idziego, a w dwa lata potem również kanonikiem przy kościele świętych Piotra i Pawła w Wyszehradzie. W roku 1390 został archidiakonem i proboszczem w Zatoc (Saaz). Stąd jednak rychło arcybiskup Pragi powołał Jana na swojego wikariusza generalnego. Był to wielki zaszczyt, bowiem urząd ten dawał Janowi pierwsze miejsce po metropolicie w diecezji. Podczas trwającego sporu między Wacławem IV Luksemburczykiem a arcybiskupem Pragi Jan, będąc mediatorem, został uwięziony przez porywczego króla (razem z dwoma prałatami) 20 marca 1393 r. i poddany torturom. Według relacji brał w nich udział sam król. Potem na pół żywego Jana zrzucono w nocy z mostu Karola IV do rzeki Wełtawy, która przepływa przez Pragę. Ludowa legenda dodała do żywotu, że kapłanowi przywiązano kamień młyński do szyi i że kamień ten urwał się; że niezwykła jasność obudziła mieszkańców Pragi; że król, widząc poruszenie ludu, odbył pokutę i tym podobne opowieści. Według “Kroniki” Tomasza Ebendorfera z Haselbach z 1450 r. Jan zginął, ponieważ odmówił ujawnienia tajemnicy spowiedzi małżonki królewskiej – królowej Zofii. Uważany jest za pierwszego męczennika tajemnicy spowiedzi. Ciało Męczennika znaleziono dopiero po pewnym czasie (17 kwietnia) i pochowano w kościele Świętego Krzyża, położonym blisko rzeki. Z czasem przeniesiono je do grobowca pod katedrą z napisem: Johannes de Pomuk. Po śmierci Wacława IV (+ 1419) kult Męczennika zaczął się szerzyć spontanicznie. Szybko pojawiły się jego pierwsze życiorysy, a nawet była mu oddawana liturgiczna cześć. W wieku XVII jest już nazywany “błogosławionym” i wymieniany wśród patronów Pragi i Czech. Oficjalny proces rozpoczęto jednak dopiero w roku 1710 z polecenia cesarza Józefa I. Innocenty XIII w 1720 roku potwierdził tytuł błogosławionego. Ten sam papież zatwierdził tekst Mszy świętej i Liturgii Godzin ku czci Błogosławionego na Czechy, Austrię, Niemcy, Polskę i Litwę. Dnia 19 marca 1729 roku papież Benedykt XII ogłosił go formalnie świętym. Podobnie jak język św. Antoniego w Padwie, tak też język św. Jana Nepomucena jest zachowany cało w artystycznym, osobnym relikwiarzu katedry praskiej. Święty Jan jest patronem zakonu jezuitów, Pragi, spowiedników, szczerej spowiedzi, dobrej sławy i tonących oraz orędownikiem podczas powodzi. Jest także patronem mostów. Śladami niegdyś bardzo żywego kultu św. Jana Nepomucena są liczne figury stawiane zazwyczaj na rozstajach dróg i w okolicy przepraw rzecznych. Wiele takich figur można spotkać w całej Polsce. Jest także popularnym patronem kościołów i parafii. W ikonografii Święty przedstawiany jest w stroju kapłańskim, w sutannie, rokiecie, birecie. W ręku palma męczeńska. Niekiedy trzyma palec na ustach (symbol zachowanej tajemnicy). Jego atrybutami są: klucz, książka, kłódka, krzyż w ręce, zapieczętowany list, most, z którego został zrzucony, pieczęć, wieniec z pięciu gwiazd, wieniec z gwiazd – w środku napis TACUI – “milczałem”; woda, zamek. |
________________________________________________________________________________
Podkarpackie Nepomuki
św. Jan Nepomucen w Czudcu (mal. Jacenty Olesiński, uczeń Szymona Czechowicza) fot. Arkadiusz Bednarczyk/Tygodnik Niedziela
***
To ponoć zjawisko niemające precedensu. W tej części kraju przy większych i mniejszych drogach, przy polnych ścieżkach, przed mostami spogląda na nas ten czeski święty w najbardziej wyszukanych pozach…
Święty Jan Nepomucen nie tylko ochrania pola i zasiewy przed powodzią oraz klęską suszy. Oto opodal małego wiejskiego kościółka w Albigowej, gdzie przed stu laty hrabiowie Potoccy mieli słynną stadninę koni, na jednej z figurek św. Jan Nepomucen trzyma palec na swoich ustach. Nie jest to bynajmniej reklama znanej wody mineralnej. To widomy znak wierności św. Jana Nepomucena tajemnicy spowiedzi…
Patron spowiedników
Według jednej z XV-wiecznych kronik, Jan zginął, ponieważ odmówił ujawnienia tajemnicy spowiedzi. Wertując starodawne księgi, znajdziemy dokładniejszą odpowiedź na nurtujące nas pytanie: jak ważna musiała to być spowiedź i komu zależało na złamaniu świętego sakramentu? Otóż król Wacław Luksemburski podejrzewał swoją żonę Zofię Bawarską o niewierność. Nie miał jednak żadnych dowodów, że tak właśnie było. Święty Jan Nepomucen, u którego spowiadała się Zofia, zachował się tak, jak przystało na dobrego spowiednika. Wydaje się, że jego postawa nie podobała się królowi także dlatego, że Nepomucen jako wikariusz generalny archidiecezji praskiej stał na straży kościelnego prawa i krytykował ingerencję czeskiego króla w wybory dostojników kościelnych.
Nad głowami przydrożnych Nepomuków spotyka się często wieńce utworzone przez gwiazdy. Ma to odzwierciedlenie w legendzie, według której nadzwyczajna konstelacja gwiazd, z którymi przedstawia się św. Jana Nepomucena, wskazała miejsce w Wełtawie, w którym zatopiono ciało Jana po zrzuceniu go z mostu Karola w Pradze. Już po śmierci św. Jana Nepomucena za jego wstawiennictwem zaczęły się dziać cuda. W 1729 r. kanonizowano czeskiego męczennika. Ponoć po otwarciu jego grobu jako relikwia zachował się w stanie nienaruszonym jego język – swego rodzaju symbol dochowania przez niego świętej tajemnicy.
Święty Jan pożyczył hrabiemu pieniądze…
Przy dawnej drodze międzynarodowej E4, prowadzącej w kierunku Rzeszowa, znajduje się wiele samotnych, tajemniczo uśmiechniętych, uginających się pod ciężarem krzyża Nepomuków… Kiedyś właścicielami tych dóbr był możny ród Potockich. Jeden z hrabiów miał ponoć przejściowe kłopoty finansowe i modlił się o pomoc do św. Jana Nepomucena. Gdy był w Pradze, spotkał tajemniczego kapłana, który pożyczył mu pewną sumę pieniędzy. „Oddasz, jak będziesz miał, a pieniądze prześlij do Pragi dla ks. Jana” – powiedział nieznajomy. Potocki jak usłyszał, tak zrobił – pieniądze jednak wróciły do niego z adnotacją „adresat nieznany”. Hrabia postanowił ufundować za nie figury św. Jana Nepomucena przy drodze do Rzeszowa. I rzeczywiście, wiele charakterystycznie wygiętych postaci św. Jana naznaczonych jest herbem „Pilawa”, który należy do Potockich…
Przerwana majówka
Ufundowana w 1768 r. kapliczka ze św. Janem Nepomucenem była miejscem wielu patriotycznych zgromadzeń mieszkańców podkarpackiego Tyczyna. Pamiętajmy, że był to czas zaborów. W 1864 r., podczas jednej z majówek, w przeddzień wspomnienia św. Jana, Austriacy dowiedzieli się, że ludzie sławią Matkę Bożą jako Królową Polski. Kilkudziesięcioosobowy oddział huzarów ze stacjonującego w mieście garnizonu zaatakował modlących się, ale na szczęście nikt nie zginął. Być może pomógł wówczas św. Jan… W 1872 r. z fundacji hrabiego Ludwika Wodzickiego wzniesiono nową kapliczkę, która stoi aż do dzisiaj. Niestety, stara figura świętego się nie zachowała, obecnie w kapliczce znajduje się figura zakupiona w 1918 r. przez jednego z emigrantów powracających „zza wielkiej wody”.
Wyobrażenia św. Jana Nepomucena wyszły z warsztatów znanych barokowych artystów. W Jarosławiu figury takie rzeźbił Tomasz Hutter. Pochodził on z Bawarii, urodził się tam 28 grudnia 1696 r. Trafił do Polski, do krakowskiego nowicjatu jezuitów. Jego losy potoczyły się – jak to w życiu bywa – zupełnie inaczej, niż zapewne on sam planował: nie został duchownym. Wystąpił z zakonu jezuitów, jeszcze przed złożeniem ślubów wieczystych i parę lat później ożenił się z mieszczką z Sandomierza. W mieście tym, znanym z pięknych, zabytkowych kościołów, poznał polskiego malarza włoskiego pochodzenia – Karola de Prevot, który pracował przy kościele kolegiackim (dzisiaj katedra sandomierska) i którego dzieła znajdują się również w katedrze przemyskiej.
W kościele w Czudcu znajduje się piękny ołtarz dedykowany św. Janowi Nepomucenowi – wiszący w nim obraz prawdopodobnie namalował Jacenty Olesiński (zm. 1776 r.). Portrecista ten, działający na Rusi Czerwonej i w Małopolsce, był szwagrem i uczniem Szymona Czechowicza (zm 1775 r.), znanego malarza epoki baroku w Polsce, który pracował dla wielu polskich magnatów. Wspomniany obraz przedstawia świętego w towarzystwie aniołów, z których jeden dzierży palmę – symbol męczeństwa, a drugi trzyma palec na ustach – symbol dochowania tajemnicy dobrej spowiedzi…
Arkadiusz Bednarczyk/Tygodnik Niedziela
___________________________________________________________________________________
Wierny, aż po odmęt wód
fot. Agnieszka Bugała/Tygodnik Niedziela
***
Lekko zgarbiony, z wieńcem pięciu gwiazd nad głową w birecie. Ubrany w sutannę, rokietę i mucet – sięgającą łokcia, zapinaną na guziki z przodu pelerynę – tuli do serca krzyż albo palmową gałązkę. Czasem trzyma zamkniętą kłódkę, zapieczętowaną kopertę albo palec na ustach. Męczennik z Czech, który oddał życie za zachowanie tajemnicy spowiedzi – św. Jan Nepomucen.
Co przydarzyło się Janowi?
Liturgiczne wspomnienie Świętego wypada 21 maja, ale wiele źródeł podaje, że zmarł 20 marca 1393 r. Urodził się w Pomuku (późniejsza nazwa Nepomuk) koło czeskiej Pragi w 1348 r. W 1380 r. został wyświęcony na kapłana i otrzymał probostwo przy kościele św. Galla w Pradze. Studiował prawo na uniwersytetach w Pradze i Padwie. Został mianowany kanonikiem, a potem archidiakonem i proboszczem. Król Wacław IV Luksemburczyk toczył wtedy spór z arcybiskupem miasta i nie przebierał w środkach, aby realizować swoje cele. Podejrzewał żonę Zofię o zdradę i próbował zmusić jej spowiednika, właśnie Jana, do wyjawienia treści spowiedzi. Gdy kapłan odmówił, został poddany okrutnym torturom. Mimo zadawanego bólu (podobno król torturował go osobiście) nie uległ i tajemnicy dochował. Rozczarowany brakiem współpracy król wydał na niego wyrok śmierci. Utopiono Jana w praskiej Wełtawie zrzucając go z mostu Karola. Miał wtedy 47 lat. Ciało Męczennika znaleziono dopiero 17 kwietnia i pochowano je w kościele Świętego Krzyża w pobliżu rzeki. Potem przeniesiono szczątki do grobowca pod katedrą. Ciało Świętego spoczywa w katedrze św. Wita w Pradze. Jest rzeczą ciekawą, że podobnie jak język św. Antoniego w Padwie tak i język św. Jana zachował się do dziś.
O Janie Nepomucenie krąży wiele legend, łącznie z tą, że nigdy nie istniał… ale pierwszą informację o przyczynie śmierci Świętego podał w kronice historyk austriacki Tomasz Ebendorfer z Haselbach, który przebywał w Pradze w 1433 r.
Wytrzymać i wytrwać
Kapłani wiedzą czym jest tajemnica spowiedzi, jednak mimo to, co pewien czas pojawiają się informacje o jej niezachowaniu. W 2018 r. w Australii kapłan nigeryjskiego pochodzenia został oskarżony o zdradę tajemnicy. Stolica Apostolska zbadała wniesione oskarżenia i potwierdziła automatyczną ekskomunikę za zdradę tajemnicy spowiedzi. To najostrzejsza w świetle prawa kanonicznego kara, którą spowiednik zaciąga na siebie sam w chwili zdrady. W praktyce oznacza to, że nie wolno księdzu sprawować sakramentów i pełnić żadnych funkcji i zadań w Kościele. Spowiedź, jako najintymniejsze spotkanie człowieka z Bogiem, jest szczególnie chroniona. Spowiednikowi, który przyjął wyznanie, nie wolno w niczym zdradzić penitenta. Kościół uczy, że nikomu, pod żadnym pozorem i w żadnych okolicznościach nie może on wyjawić ani nawet zasugerować, jakie grzechy wyznał penitent. Tajemnica sakramentu pokuty jest nienaruszalna i nikt od niej nie może dyspensować. Spowiednik nie może jej naruszyć nawet dla ochrony własnego życia. Tajemnica ta obowiązuje nawet po śmierci penitenta, niezależnie od tego, czy udzielono lub odmówiono mu rozgrzeszenia. I właśnie za wierność tej regule oddał życie czeski Jan Nepomucen.
Wrocław wsparł kanonizację
Po męczeńskiej śmierci nie zapomniano o Janie, kult rozwijał się szybko – w Czechach, w Polsce i na Śląsku promowali Męczennika jezuici. „Już w 1704 r., a więc jeszcze przed kanonizacją, w katedrze wrocławskiej dziekan kapituły Korneliusz Strattmann ufundował figurę Jana Nepomucena, którą umieszczono przy wejściu do kaplicy mariackiej. Jej wykonawcą był prawdopodobnie Jan Jerzy Urbański, ale nie ma w tym względzie dokładnych danych” – pisał w artykule pt. „Patron sławy ludzkiej” ks. prof. Józef Pater. „Ze szczególną inicjatywą, której celem było szerzenie kultu Jana Nepomucena na Śląsku, wystąpiła kapituła katedralna we Wrocławiu. Już w czerwcu 1723 r. zebrała ona odpowiedni fundusz na budowę ołtarza ku jego czci oraz na pokrycie kosztów związanych z corocznymi obchodami. Kapituła wrocławska zarządziła wówczas w swych dobrach także specjalną kolektę na dofinansowanie toczącego się procesu kanonizacyjnego, który w zasadzie miano opłacić z kasy cesarskiej” – pisał ksiądz profesor.
Moda na Nepomuki
W XVIII wieku – po beatyfikacji i przed kanonizacją – wybuchła swoista moda na Nepomuki – figury, obrazy i ołtarze. W samym Wrocławiu mamy pięć pomników z figurami św. Jana, w tym największą na świecie. Pierwszy powstał w 1716 r. na Osobowicach, przy drodze prowadzącej na Górę Kapliczną. Drugi w 1723 r. przed kościołem św. Macieja. Ośmiometrowy pomnik zaprojektował Christoph Tausch, a wykonał z piaskowca Johann Georg Urbansky. Trzeci stoi dumnie przy kościele św. Maurycego na Przedmieściu Oławskim. Dzieło nieznanego autora powstało w 1726 r. Czwarty pomnik Jana wznosi się na Ostrowie Tumskim przed kościołem Świętego Krzyża. Powstał w latach 1730-32 na zlecenie wrocławskiej kapituły katedralnej, znów wg projektu Tauscha – to właśnie największy na świecie pomnik Nepomucena. W 1743 r. powstał piąty. Wzniesiono go przed siedzibą zamku we wrocławskiej Leśnicy.
Na Dolnym Śląsku
W 1985 r. ks. prof. Józef Pater podawał, że „w zmienionych granicach archidiecezji wrocławskiej znajduje się przeszło 89 kamiennych figur i kolumn, 258 figur kościelnych i 48 znaczniejszych obrazów. Po burzliwych przemianach powojennych do dziś istnieje 21 ołtarzy oraz 12 kościołów i kaplic pod jego wezwaniem”. Z ciekawszych pomników poza Wrocławiem ks. Pater wymienia rzeźby w: Bolesławcu, Gryfowie Śląskim, Jeleniej Górze, Kłodzku, Lubomierzu, Miliczu, Nowogrodźcu, Środzie Śląskiej, Świdnicy i Trzebnicy. Świątynie dedykowane Świętemu znajdują się natomiast w: Bychowie k. Milicza, Bystrzycy Kłodzkiej, Minkowicach Oławskich, Piskorzowie, Stolcu w dekanacie Ząbkowice Śląskie, Wojkowicach k. Kątów Wrocławskich i Zielenicach. Dodajmy jeszcze do tej listy drewniany kościółek pw. św. Jana Nepomucena w parku Szczytnickim, który znajduje się w pobliżu ul. Mikołaja Kopernika i parkowej alei Dąbskiej. Drewniana konstrukcja pochodzi z XVI wieku i jest dziełem cieśli ze Starego Koźla na Górnym Śląsku, i tam też początkowo się znajdowała. Później przeniesiony do Kędzierzyna, a w 1913 r. trafił do Wrocławia.
A jaka pomoc Świętego dziś?
Nie zostawił pism i porad duchowych, więc nie możemy do nich sięgnąć. Tradycja o żywocie Świętego opowiada nam jedynie o jego męczeńskiej śmierci i sprawie, za którą oddał życie. Może więc to podpowiedź dla nas, gdy widzimy przy kościołach i mijamy przy drogach wtulone w krajobraz, często niepozorne, kapliczki z figurami św. Nepomucena? W wieniec z gwiazd nad głową rzeźbiarze i malarze wpisują mu łaciński napis „tacui”, czyli „milczałem”, a przysłowie mówi, że „Kto nie umie milczeć, nie umie również mówić”. W naszych rozgadanych czasach, gdy definiujemy mowę miłości i mowę nienawiści, być może św. Jan Nepomucen zechce pomóc nam okiełznać grzechy języka. Ten, który był wierny po odmęt wód.
Tygodnik Niedziela
___________________________________________________________________________________
św. JAN NEPOMUCEN
(1348, Pomuk – 1393, Praga)
prezbiter i męczennik
patron: jezuitów, spowiedników, tonących, mostów, Pragi
Urodził się w 1348 r. w Pomuku (później Nepomuk), koło czeskiej Pragi. Ojcem miał być niejaki Welflin.
Wiemy, że w 1370 r. był klerykiem, w charakterze notariusza, w kurii biskupiej w Pradze. W 1380 r. został wyświęcony na kapłana i otrzymał probostwo przy kościele św. Gawła (czes. Havel) w Pradze. Równocześnie pełnił obowiązki notariusza przy abpie Janie z Jenstejna (czes. Jenštejn) (ok. 1350, Praga – 1400, Rzym).
W 1381 r. studiuje prawo na uniwersytecie w Pradze, póżniej w latach 1382-87 w Padwie, gdzie zostaje doktorem prawa.
Po powrocie do Pragi zostaje mianowany kanonikiem przy kolegiacie św. Idziego (czes. kostel sv. Jiljí), a w dwa lata potem również kanonikiem przy kościele świętych Piotra i Pawła w Wyszechradzie (dziś część Pragi).
W 1390 r. jest archidiakonem i proboszczem w mieście Žatec. Stąd jednak rychło abp Pragi, wspomaniany Jan z Jenstejna, powołuje go na swojego wikariusza generalnego. Urząd, wielce zaszczytny, sytuował Jana Nepomucena na pierwszym miejscu po metropolicie w diecezji…
W 1393 r. zmarł opat Rarek z benedyktyńskiego opactwa w Kladrubach (niem. Kladrau). Jeszcze przed jego śmiercią król niemiecki i czeski, Wacław IV Luksemburski (1361, Norymberga – 1419, Wenzelsburg), pragnąc założyć nowe biskupstwo i osadzić na nim jednego ze swoich faworytów, a kościół opactwa zamienić w katedrę, zabronił w takiej sytuacji wyboru nowego opata. Jan Nepomucen wszelako rezolutnie sprzeciwił się stojąc na gruncie legalizmu i prawa kanonicznego. Zakonnicy natychmiast przeprowadzili wybory a Jan, bez konsultacji z królem, je zatwierdził. Nowym opatem został Odelenus (czes. Olen).
Król, który w tych czasach podziału Christianitas popierał anty-papieża w Awinionie, gdy tymczasem arcybiskup praski popierał papieża w Rzymie, wpadł w szał i nakazał aresztowanie wikariusza generalnego oraz czterech innych prałatów i oficjeli, w tym burmistrza Wacława z Miśni (niem. Meißen). Poddano ich torturom i wszyscy szybko ulegli królowi, zgadzając się nawet na zachowanie całej sprawy w ścisłej tajemnicy.
Wszyscy – oprócz Jana Nepomucena. Poddano go dalszym torturom (przypalano – między innymi – boki), w których – według relacji – miał brać udział sam król. Potem, na pół żywego, w nocy, zakuto w kajdany i z belką w zębach powleczono przez Pragę, po czym zrzucono z mostu Karola IV do Wełtawy.
Ludowa legenda głosi, że kapłanowi przywiązano kamień młyński do szyi i że kamień ten urwał się; że niezwykła jasność obudziła mieszkańców Pragi; że król widząc poruszenie ludu, udał się na pokutę…
Istnieje też inna wersja męczeńskiej śmierci Jana Nepomucena. „Kronika” Tomasza Ebendorfera z Haselbach z 1450 r. podaje, iż Jan zginął, ponieważ odmówił ujawnienia królowi tajemnicy spowiedzi małżonki królewskiej – królowej Zofii. Z tego względu uznaje się Jana za pierwszego męczennika tajemnicy spowiedzi…
Niezależnie od kontrowersji, trwających do dnia dzisiejszego, co do przyczyny męczeństwa Jana Nepomucena, wiadomo, że ciało męczennika znaleziono dopiero po pewnym czasie i pochowano je w kościele św. Krzyża, blisko Wełtawy. Z czasem przeniesiono je do grobowca pod katedrą praską, z napisem: „Johannes de Pomuk”.
Po śmierci Wacława IV (†1419) kult Jana Nepomucena zaczął się szerzyć spontanicznie. Już jemu współcześni uznawali go za męczennika („gloriosum Christi martyrem miraculisque coruscum”). W XVII w. Jan bywa już zwany „błogosławionym” i wzywany jest wśród patronów Pragi i Czech.
Oficjalny jednak proces rozpoczęto dopiero z polecenia cesarza Józefa I Habsburga (1678, Wiedeń – 1711, Wiedeń) w 1710 r. Innocenty XIII (1655, Pola – 1724, Rzym) w 1720 r. włączył Jana w poczet błogosławionych. Tenże papież zatwierdził tekst Mszy świętej i liturgii godzin ku czci błogosławionego na Czechy, Austrię, Niemcy, Polskę i Litwę.
Wreszcie w 1729 r. Benedykt XIII (1649, Gravina – 1730, Rzym) ogłosił Jana Nepomucena świętym.
Gdy w 1719 r. otwarto grób Jana okazało się, że zachował się – podobnie jak w przypadku św. Antoniego w Padwie – w stanie nienaruszonym, acz zmniejszonym, jego język. Umieszczono go w artystycznym relikwiarzu i przechowywany jest w katedrze praskiej.
Jan jest patronem zakonu jezuitów, Pragi, spowiedników, szczerej spowiedzi, dobrej sławy i tonących oraz orędownikiem podczas powodzi. Jest także patronem mostów (wiele z nich opatrzonych jest jego podobizną – zwane są często nepomukami mostowymi: podobno w Polsce jest ponad 2500 nepomuków – figurek Jana Nepomucena – nie tylko na mostach, ale przy drogach, rozstajach, etc.)…
ze strony: parafii Rzymskokatolickiej pod wezwaniem św. Zygmunta/Słomczyn
_______________________________________________________________________________
Święty od milczenia
Lisowice. Ogród św. Jana Nepomucena powstał przy jedynej w diecezji gliwickiej parafii pod wezwaniem tego czeskiego świętego. Mottem tego miejsca jest myśl: “Będziesz miłował, nie hejtował” fot. Szymon Zmarlicki/Gość Niedzielny
W naszych plotkarskich czasach postać św. Jana przypomina, że nie każdy człowiek ma prawo do całej prawdy o wszystkich.
To bardzo popularny święty. Jego figury można spotkać bardzo często na mostach lub nad rzekami w Europie Środkowej. Niekiedy św. Jan Nepomucen trzyma w dłoni zamkniętą kłódkę, zapieczętowaną kopertę lub palec na ustach. To symbole zachowania tajemnicy spowiedzi. Najprawdopodobniej bowiem za obronę tej tajemnicy oddał życie.
Urodził się w 1348 r. w Pomuku (późniejsza nazwa Nepomuk) koło czeskiej Pragi. Studiował prawo w Pradze, Bolonii i Padwie. Został kapłanem. Mianowano go kanonikiem kapituły katedry św. Wita w Pradze oraz proboszczem praskiej parafii. Wkrótce stał się prawą ręką arcybiskupa Pragi Jana. W tym czasie między czeskim królem Wacławem IV Luksemburczykiem a arcybiskupem Pragi wybuchł konflikt. Ksiądz Jan pełnił rolę mediatora. Porywczy król aresztował go i kazał torturować. Na pół żywego w nocy zrzucono Jana z mostu Karola do Wełtawy, która przepływa przez Pragę.
Ludowa legenda mówi, że kapłanowi przywiązano kamień młyński do szyi i że kamień ten urwał się, a niezwykła jasność obudziła mieszkańców Pragi. Późniejsze kroniki podają, że św. Jan zginął, ponieważ odmówił ujawnienia tajemnicy spowiedzi królowej Joanny, żony króla Wacława. Ciało męczennika wydobyto z rzeki i pochowano w katedrze praskiej. Kult męczennika zaczął się spontanicznie szerzyć, ale dopiero w 1729 roku papież Benedykt XII ogłosił go świętym. Święty Jan jest patronem dobrej sławy, spowiedników, tonących oraz orędownikiem podczas powodzi. Jest także patronem mostów.
Historycy spierają się o szczegóły życia i śmierci św. Jana Nepomucena. Niektórzy kwestionują motyw jego męczeństwa. Niezależnie od tych sporów, św. Jan pozostaje symbolem cnoty dochowania wierności tajemnicy. W ikonografii nad jego głową przedstawia się pięć gwiazd, a w środku napis „tacui”, czyli „milczałem”. Żyjemy w bardzo plotkarskich czasach. Spora część mediów ściga się w poszukiwaniu haków na ludzi, w wydobywaniu na jaw cudzych słabości i grzechów. Tabloidy nie narzekają na brak czytelników. W tym kontekście postać św. Jana przypomina, że nie każdy człowiek ma prawo do całej prawdy o wszystkich. Tylko Bóg wie o nas wszystko, ale On najbardziej szanuje naszą wolność i godność. Cierpliwie czeka, aż sami uznamy nasze grzechy.
ks. Tomasz Jaklewicz/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
20 maja
Święty Bernardyn ze Sieny, prezbiter
Bernardyn urodził się w rodzinie szlacheckiej 8 września 1380 r. w Massa Marittima (nieopodal Sieny w Toskanii), kilka miesięcy po śmierci najsłynniejszej sienenki, św. Katarzyny, tercjarki dominikańskiej. Kiedy miał zaledwie 3 lata, stracił matkę, trzy lata później został osierocony także przez ojca, który był gubernatorem miasteczka. Na wychowanie wziął go do siebie zamożny stryj, zamieszkały w Sienie, który opłacił mu naukę. W szkole parafialnej ukończył nauki podstawowe, a w latach 1396-1399 studiował prawo na uniwersytecie w Sienie. Równocześnie studiował Pismo święte i teologię. Po otrzymaniu licencjatu z prawa kanonicznego zapisał się do Konfraterni Najświętszej Maryi. Celem tego bractwa było wewnętrzne doskonalenie się oraz posługiwanie chorym w czasie zarazy. W czasie epidemii dżumy Bernardyn, wspomagając innych, sam się zaraził i cudem wyszedł z choroby. Później opiekował się swoją niewidomą 90-letnią stryjenką. W 1402 r. wstąpił do franciszkanów w Sienie. W rok potem (8 września) złożył śluby zakonne, a po kolejnym roku (8 września 1404 r.) otrzymał święcenia kapłańskie. Przełożeni przeznaczyli go do małego klasztoru, położonego na wzgórzu w pobliżu Sieny, w Capiola. Tu spędził 12 lat. Korzystając z wolnego czasu, pilnie studiował Pismo święte i ojców Kościoła oraz dzieła teologiczne, zwłaszcza św. Bonawentury. Równocześnie dał się poznać jako dobry kaznodzieja, dlatego chętnie go zapraszano z kazaniami do okolicznych kościołów. Te właśnie kazania wyrobiły mu tak wielką sławę, że w roku 1417 mianowano go kaznodzieją na całą Italię. Bernardyn przemierzał Włochy, nawołując do pokuty i zmiany życia. Więcej jednak od słów działały na słuchaczy i widzów jego cnoty: duch zaparcia, pokuty i modlitwy. Sławę jego imienia roznosiły nadto działane przez niego cuda. Według świadectw naocznych świadków na jego kazania garnęły się tak wielkie tłumy, że żaden kościół nie mógł ich pomieścić. Musiał głosić słowo Boże na placach. Kapłani wręcz omdlewali od długich godzin spowiadania, tysiącami rozdawano Komunię świętą. Bernardyn nawracał, godził skłócone małżeństwa, wzbudzał powołania kapłańskie i zakonne. W Piemoncie spotkał się ze św. Wincentym Ferreriuszem. Wielki dominikanin udzielił mu swego błogosławieństwa i zachęcił go do dalszej apostolskiej pracy dla zbawienia dusz. Bernardyn wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Imienia Jezus. Nosił je wypisane barwnie na tabliczce, aby było z dala widoczne. Każde kazanie rozpoczynał od wezwania tego najsłodszego Imienia. Raz po raz przerywał przemówienie i podnosił tabliczkę w górę, a wszyscy padając na kolana oddawali hołd Imieniu Jezusa. W tym jednak nowym nabożeństwie niektórzy zaczęli dopatrywać się herezji. Oskarżono więc go przed papieżem Marcinem V (1426), a potem także przed papieżem Eugeniuszem IV (1431) i przed ojcami soboru w Bazylei (1438). Bernardyn jednak odniósł wszędzie zwycięstwo nad swoimi przeciwnikami. Papieże darzyli go tak wielkim zaufaniem, że proponowali mu nawet trzykrotnie biskupstwo: w Sienie, w Ferrarze i w Urbino. Zakonnik jednak w swojej pokorze zdołał zawsze od tego zaszczytu się wymówić. Bernardyn w latach 1438-1442 pełnił urząd wikariusza generalnego zakonu. Brał udział w Soborze Florenckim (1439), gdzie działał na rzecz zjednoczenia greckiego Kościoła ortodoksyjnego z katolickim. W swoim życiu zakonnym Bernardyn bardzo bolał nad tym, że bracia mniejsi tak daleko odeszli od pierwotnej reguły św. Franciszka. Postanowił za wszelką cenę dokonać w swoim zakonie reformy. Zaczął zakładać nowe konwenty w duchu zaplanowanej przez siebie obserwy – stąd jego duchowych synów nazwano obserwantami (Ordo Fratrum Minorum Regularis Observantiae, OFMRegObs). W tej pracy pozyskał sobie uczniów, którzy rozpowszechniali jego ideę. Należeli do nich m.in.: św. Jan Kapistran (+ 1456), św. Jakub z Marchii (+ 1476), bł. Mateusz z Agrigento (+ 1450), bł. Bernardyn z Feltre (+ 1494) i bł. Bernardyn z Fossa (+ 1503). Wkrótce liczba obserwantów przewyższała liczbę franciszkanów konwentualnych. Zmarł w Aquili (środkowe Włochy) 20 maja 1444 r. i tam go pochowano. W 6 lat po śmierci Bernardyna, 24 maja 1450 roku w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, papież Mikołaj V wobec niezliczonych tłumów dokonał jego kanonizacji. W uroczystości tej wzięło udział około 4000 obserwantów. Bernardyn jest twórcą cennych dzieł teologicznych. Jest patronem bernardynów, Sieny, rodzinnej miejscowości Massa Marittima oraz tkaczy, a także orędownikiem cierpiących na choroby płuc i gardła oraz cierpiących na krwotoki. Wśród bernardynów, sprowadzonych do Polski w 1452 r. przez św. Jana Kapistrana, są także polscy błogosławieni i święci: Szymon z Lipnicy (+ 1482), Jan z Dukli (+ 1481) i Władysław z Gielniowa (+ 1505). Wywarli oni poważny wpływ na życie religijne w Polsce. W ikonografii Święty przedstawiany jest w habicie bernardyńskim; czasem jako kaznodzieja. Jego atrybutami są: u nóg trzy infuły, których odmówił; otwarta księga; krzyż z monogramem IHS; w ręku monogram IHS w promieniach. |
_________________________________________________________________________________
Św. Bernardyn ze Sieny
(Alvise Vivarini [Public domain], via Wikimedia Commons)
***
Dzisiejszy patron pisał dzieła teologiczne, dotyczące głównie doktryny i moralności katolickiej, a także traktaty o Matce Bożej, założył też szkoły teologiczne – mówi dla PCh24.pl o. dr hab. Innocenty Marek Rusecki OFM, historyk Kościoła z klasztoru ojców bernardynów na Czerniakowie w Warszawie.
Jak wyglądała młodość i nauka św. Bernardyna ze Sieny?
Bernardyn degli Albizzeschi urodził się 8 września 1380 roku w Massa Marittima w szlacheckiej rodzinie. Jego ojciec pełnił funkcję gubernatora miasta. Gdy św. Bernardyn miał trzy lata zmarła mu matka, trzy lata później ojciec. Jego wychowaniem zajęło się stryjostwo, które wychowywało go w duchu głębokiej wiary katolickiej. Od najmłodszych lat odznaczał się głęboką pobożnością i roztropnością. Przy szkole parafialnej ukończył szkołę podstawową. Następnie studiował prawo kanoniczne i teologię w Sienie w latach 1396-1399.
Co spowodowało, że dzisiejszy patron został franciszkaninem?
Po uzyskaniu licencjatu z prawa kanonicznego Bernardyn wstąpił do „Konfraterni Najświętszej Maryi”. Celem stowarzyszenia było dążenie do doskonałości wewnętrznej oraz posługiwanie chorym w czasie zarazy. Podczas epidemii dżumy, jaka spadła na Sienę, razem z dwunastoma przyjaciółmi pracował w szpitalu Santa Maria della Scala bez wytchnienia przez cztery miesiące. Zaraził się chorobą i tylko cudem z niej wyszedł. Wydaje się, że słyszał dobrze o Franciszku i jego braciach, o ich ubóstwie i służbie drugiemu człowiekowi. Dlatego postanowił oddać się w zakonie całkowicie Panu Bogu i drugiemu człowiekowi jako kapłan i zakonnik. W 1402 roku wstąpił do zakonu franciszkanów w Sienie, rozdając wcześniej cały swój majątek. Rok później złożył śluby zakonne, a w następnym roku otrzymał święcenia kapłańskie. Przełożeni skierowali go do małego klasztoru w Capiola, nieopodal Sieny, gdzie spędził dwanaście lat. Po tym czasie został przeniesiony do klasztoru w Fiesole. Korzystając z wolnego czasu studiował Pismo Święte i dzieła Ojców Kościoła oraz dzieła teologiczne, zwłaszcza św. Bonawentury. Równocześnie dał się poznać jako dobry kaznodzieja, więc zapraszano go z kazaniami do okolicznych kościołów.
Św. Bernardyn wyjątkowo mocno propagował kult Imienia Jezus. Jego działalność w tej kwestii była tak silna, że niektórzy dopatrywali się w tym herezji. Bernardyn jednak wyszedł zwycięsko ze wszelkich prób. Czy mógłby Ojciec o tym opowiedzieć?
Żywił szczególne nabożeństwo dla Imienia Jezus. Głoszenie kazań zawsze zaczynał od wypowiedzenia Imienia Jezus. Imię Jezus miał wypisane na tabliczce, którą często unosił w górę w czasie kazań. Ludzie bardzo entuzjastycznie reagowali na to, padając na kolana. Urządzano nawet procesje, w których wierni nieśli podobne tabliczki. Dwanaście promieni na nich symbolizowało dwunastu Apostołów i dwanaście artykułów Credo, a osiem mniejszych – błogosławieństwa ewangeliczne. Oszczerstwa i pomawianie o herezję doprowadziły w czerwcu 1427 roku do procesu przed papieżem Marcinem V. Obrońcą św. Bernardyna był jego uczeń, św. Jan Kapistran. Zarzuty okazały się bezpodstawne.
Musimy pamiętać, że z Imieniem Jezus związana jest również moc czynienia cudów, wypędzania złych duchów oraz skuteczność modlitwy, dlatego wszystkie katolickie modlitwy liturgiczne kończą się wezwaniem Imienia Jezus. Działalność św. Bernardyna spotkała się jednak z oporem, gdyż niektórzy dopatrywali się w kulcie Imienia Jezus znamion idolatrii (bałwochwalstwa).
Ostro zwalczał go Savonarola, który uznawał tabliczki z Imieniem Jezus za formę praktyk magicznych.
Papież trzykrotnie proponował św. Bernardynowi godność biskupa. Ten jej jednak nie przyjął. Dlaczego?
Przypuszczać należy, iż św. Bernardyn był człowiekiem bardzo pokornym. Naśladował w tym św. Franciszka, który uważał siebie za nic, za najgorszego człowieka pod słońcem niegodnego tak wielkiej miłości Boga. Odpowiadając papieżowi odnośnie przyjęcia godności biskupa, mówił: „moją diecezją jest cała Italia”.
Jaki styl życia prowadzili ówcześni franciszkanie, skoro Bernardyn za wszelką cenę dążył do powrotu do pierwotnej reguły?
Zakon bardzo intensywnie się rozwijał, przybywało bardzo dużo braci. Bracia już za życia św. Franciszka, a przynajmniej spora ich liczba, odnosili się dość krytycznie do reguły zakonodawcy, uważając ją za zbyt surową. Głównie chodziło o jej złagodzenie w zakresie ubóstwa. Ruch odnowy Zakonu i wierności św. Franciszkowi był tak wielki, że w 1517 roku doszło do oficjalnego podziału Zakonu Braci Mniejszych na dwa: Zakon Braci Mniejszych Obserwantów, opowiadających się za wiernością reguły zakonodawcy i Zakon Braci Mniejszych Konwentualnych, opowiadających się za złagodzeniem reguły (zwłaszcza w dziedzinie ubóstwa).
Św. Bernardyn zaliczony jest do grona doktorów Kościoła. Jakie cenne dzieła po sobie pozostawił?
Był mądrym i roztropnym kapłanem i zakonnikiem. Jako wikariusz linii obserwanckiej w Zakonie kładł bardzo duży nacisk na nauczanie teologii i prawa kanonicznego jako części regularnego programu nauczania. W 1439 roku brał udział w soborze we Florencji, gdzie działał na rzecz zjednoczenia greckiego kościoła ortodoksyjnego z Kościołem katolickim. Od 1430 roku pisał dzieła teologiczne, dotyczące głównie doktryny i moralności katolickiej, a także traktaty o Matce Bożej. Założył szkoły teologiczne w Perugii i Monteripido. Jego dzieła to: „O doskonałości chrześcijańskiej”, „Traktat o spowiedzi”, „Traktat o posłuszeństwie”, „Zwierciadło grzeszników”.
Ojcze, jak wygląda sprawa Waszej nazwy – jesteście bernardynami czy franciszkanami reformatami?
W 1453 roku przybył do Polski św. Jan Kapistran, uczeń św. Bernardyna ze Sieny. Założył w Krakowie pierwszy obserwancki klasztor i kościół na ziemiach polskich. Kościół przyjął wezwanie św. Bernardyna ze Sieny. I z czasem ludzie zaczęli mówić: idziemy do braci od św. Bernardyna, a później zwyczajnie: idziemy do Bernardynów. I tak jest do dzisiaj. Ta zwyczajowa nazwa weszła bardzo szybko do polskiej literatury i sztuki.
Bóg zapłać za rozmowę!
rozmawiał Kajetan Rajski/PCh24.pl
___________________________________________________________________________
Patron Dnia: święty Bernardyn ze Sieny, propagator Imienia Jezus
fot. Wikipedia
***
Reformator zakonu franciszkańskiego, wielki propagator Imienia Jezus – pisze ks. Arkadiusz Nocoń w felietonie dla portalu www.vaticannews.va/pl i Radia Watykańskiego. 20 maja wspominamy św. Bernardyna ze Sieny (1380-1444), prezbitera. Kanonizował go Papież Mikołaj V w 1450 r. Jego relikwie znajdują się w kościele św. Bernardyna w L’Aquila. Jest patronem kaznodziejów i chorych na płuca.
Bernardyn urodził się 8 września 1380 r. w Massa Marittima k. Sieny. Wcześnie osierocony przez rodziców, wychowywany był przez krewnych, którzy pomogli mu zdobyć wykształcenie. Po ukończeniu studiów z prawa i teologii, zapisał się do „Bractwa Maryi”, którego celem było osobiste uświęcenie, opieka nad pielgrzymami i posługiwanie chorym. Spełniając z gorliwością swoje obowiązki, zaraził się podczas epidemii i cudem uniknął śmierci. Po wyzdrowieniu rozdał swój majątek i wstąpił do franciszkanów, podejmując z czasem próbę zreformowania zakonu w duchu pierwotnej reguły. Najbardziej dał się jednak poznać jako kaznodzieja, który głosząc Słowo Boże przeszedł wzdłuż i wszerz Italię. Gdziekolwiek się pojawił, gromadziły się tak wielkie tłumy, że żaden kościół nie mógł ich pomieścić. Przemawiał więc na placach, a owocem jego kazań było odrodzenie życia religijnego, liczne nawrócenia i powołania. Ulubionym tematem jego nauk była cześć dla Imienia Jezus (to on rozpropagował symbol IHS – Jezus Zbawcą ludzi).
Z kazania „O chwalebnym Imieniu Jezus” św. Bernardyna: „Imię Jezus jest chwałą kaznodziejów. Ono sprawia, że chwalebnym się staje zarówno słuchanie, jak i głoszenie Bożego słowa. Skąd bowiem, jeśli nie dzięki głoszeniu Jezusa rozprzestrzenia się po całym świecie tak szybkie i jasne światło wiary? Czyż blaskiem i wonnością tego Imienia i nas samych nie pociągnął Bóg do swego przedziwnego światła? (…) Trzeba nam zatem głosić to Imię, aby świeciło, a nie pozostawało w ukryciu. Nie może być jednak głoszone zbrukanym sercem i nieczystymi wargami. W wybranym naczyniu należy je przechowywać i stamtąd wydobywać (…) Albowiem jak po zapaleniu ognia w celu oczyszczenia pól, giną suche i bezużyteczne chwasty, jak po rozproszeniu ciemności promieniami wschodzącego słońca kryją się złodzieje, tak głosząc (Imię Jezusa) ginie niewiara, rozpraszają się błędy i jaśnieje prawda”. (kazanie 49, rozdz. 2, fragm.)
W czym tkwiła siła jego kazań? Na pewno bardziej niż słowa działało na słuchaczy jego świadectwo, jego wyrzeczenia i modlitwy. W swoim przepowiadaniu odwoływał się często do rozumu („Największym przyjacielem diabła jest ignorancja”! – powtarzał), ale przede wszystkim odwoływał się do ludzkiego serca. Wiedział, że wiara jest relacją osobową, dialogiem z żywym Bogiem, a nie intelektualną spekulacją.
Poza tym, słuchacze doskonale wyczuwali, że za kierowanymi do nich słowami stoi ktoś, komu naprawdę na nich zależy, ktoś, kto naprawdę ich kocha. Dlatego nie obrażały ich drobne przytyki, których nie brakowało w kazaniach. Trzeba pamiętać, że trwały one niekiedy cztery godziny! Gdy skupienie słuchaczy słabło i zaczynali między sobą rozmawiać, w różny sposób przywoływał ich uwagę. Pewnego razu wyciągnął z kieszeni kawałek papieru: „Posłuchajcie listu, który dzisiaj rano otrzymałem” – zawołał, a gdy nastała cisza, dodał: „O, niewdzięczni! To kawałek listu, jest dla was ważniejszy, niż Słowo Boże”?! Innym razem gorzko zauważył: „Gdy moi słuchacze nudzą się i ziewają, wystarczy, że powiem jedno słowo przeciwko kapłanom lub prałatom, a natychmiast budzą się drzemiący i zadowoleni zapominają o chłodzie i głodzie”.
Najbardziej krytyczny był jednak wobec samego siebie. Ilekroć mówił o Ojcach pustyni czy o św. Franciszku, podziwiał ich posty, umartwienia, i pytał: „Jak oni to robili? Ja tak nie potrafię”.
Duszpasterskie sukcesy św. Bernardyna nie wszystkich jednak napawały radością. Wielokrotnie oskarżany o głoszenie herezji, musiał tłumaczyć się przed sądami. Oczyszczonemu z zarzutów trzykrotnie proponowano biskupstwo. Za każdym razem odmawiał. Miał duży dystans do siebie. „Gdy człowiek dobiega sześćdziesiątki – mawiał – zaczyna maleć i staje się krzywy. Jego oczy łzawią, głowa chyli się ku ziemi, głuchnie i niedowidzi”. Rzeczywiście, wyniszczony ciągłymi postami i wieloletnią pracą, z biegiem czasu zapadał na coraz więcej chorób. Dokuczały mu kamienie w nerkach, reumatyzm i choroby żołądka. I chociaż każda z tych chorób wystarcza na ogół, aby człowiek stał się drażliwy i zamknięty w sobie, Bernardyn znosił je wszystkie z przykładną cierpliwością, a gdy wychodził na ambonę i zaczynał przemawiać, wstępowała w niego młodzieńcza energia i apostolski zapał. Św. Bernardyn ze Sieny zmarł 20 maja 1444 r. w San Silvestro k. L’Aquila.
Powiedział ktoś, że kazanie powinno być jak koncert, symfonia. Powinno mieć temat, rozwinięcie, rytm, dynamikę, pauzy i zawieszenia, punkt kulminacyjny, dysonanse, a wreszcie zakończenie, kodę i oklaski… Nie wiemy jak mówił św. Bernardyn: nie zachowały się nagrania z jego kazaniami. Nie wiemy więc jaką miał barwę głosu, jak stawiał akcenty, na jakim przemawiał tonie. Jedno wszakże wiemy: na pewno był to „koncert”, a „muzyka” prawdziwie Boska.
ks. Arkadiusz Nocoń, vaticannews.va/pl
______________________________________________________________________________________________________________
19 maja
Święty Kryspin z Viterbo, zakonnik
Zobacz także: • Święty Urban I, papież • Święty Iwo Helory, prezbiter • Święty Piotr Celestyn, papież i pustelnik |
Piotr Fioretti urodził się 13 listopada 1668 r. w skromnej włoskiej rodzinie. W 1693 r. wstąpił w Palanzono do kapucynów. Był u nich kolejno szewcem, ogrodnikiem, infirmarzem oraz kwestarzem, najdłużej, bo w latach 1702-1748, w Orvieto. Przy tym wszystkim był zawsze pogodny. Promieniował czułym nabożeństwem do Matki Najświętszej, które nacechowane było pewną poetycznością. Słynął ponadto z niezwykłych łask oraz z mądrych rad, po które przychodziło do niego wielu. Świadectwem tej działalności są jego listy. Zmarł 19 maja 1750 r. w Rzymie, w klasztorze Santa Maria della Concezione (przy Vittorio Veneto). Beatyfikował go w roku 1806 Pius VII, kanonizował zaś w 1982 r. św. Jan Paweł II. |
_________________________________________________________________________________
św. Kryspin z Viterbo
Ucieszyłem się słysząc, że w sercu mogę przytulić najświętsze słowa, które pozostawił nam nasz ukochany Pan w świętej Ewangelii. Tam znajdziemy pewną i bezpieczną drogę, którą można podążać zgodnie z Jego świętą wolą, a rozważanie Jego woli oraz Jego świętego życia i męki jest najlepszym sposobem, by nie popadać w błędy oraz najlepszym ćwiczeniem w świętych cnotach. Radość w Panu, ze swej strony, daje nam wiele…
św. Kryspin z Viterbo
Kryspin urodził się w Viterbo w dzielnicy zwanej Bottarone, 13 listopada 1668 roku. 15 listopada został ochrzczony w kościele św. Jana Chrzciciela i otrzymał imię Piotr. Dzięki dokumentom chrzcielnych dowiadujemy się, że jego matka miała na imię Marzia, a ojciec Ubaldo Fioretti, natomiast chrzestnym ojcem został Angelo Martinelli. Ubaldo, który ożenił się z Marzią, gdy ta była już wdową z jedną córką, osierocił Piotra w bardzo młodym wieku. Zadania Ubaldo przejął mocno z nim związany brat, Franciszek, który posłał bratanka do szkoły prowadzonej przez jezuitów, a potem przyjął go jako ucznia do swojego warsztatu szewskiego.
Piotr przywdział kapucyński habit 22 lipca 1693 roku, w dzień św. Magdaleny, przyjmując imię pod jakim jest znany – Kryspin z Viterbo. Po ukończeniu rocznej próby, 22 lipca 1694 roku został przeniesiony do Tolfa, gdzie przebywał prawie trzy lata, do kwietnia 1697 roku, a następnie na kilka miesięcy do Rzymu. Od 1697 roku do kwietnia 1703 roku mieszkał w Albano, skąd przeniesiony został do Monterotondo. Tutaj mieszkał prawie bez przerwy przez sześć lat, do października 1709 roku, a następnie udał się do Orvieto, gdzie do stycznia 1710 roku był ogrodnikiem, a następnie pełnił służbę kwestarza. W ten sposób rozpoczął się jego niemal czterdziestoletni pobyt w Orvieto, przerywany jedynie przez krótkie wyjazdy do Bassano (ostanie miesiące 1715 roku) i do Rzymu (od połowy maja do października 1744 roku). 13 maja 1748 roku znalazł się w rzymskiej infirmerii, gdzie zmarł 19 maja 1750.
Brat Kryspin został beatyfikowany 7 września 1806 roku, a kanonizowany 20 czerwca 1982 roku.
Biograficzny profil brata Kryspina byłby niepełny bez jego aforyzmów, powiedzonek, sentencji, maksym, refleksji czy eksklamacji, w których ów prawdziwy nauczyciel i mistrz potrafił zawrzeć swe najgłębsze przekonania i opinie. Był osobą refleksyjną, o dużej kulturze osobistej. Lubował się w porównaniach i egzemplach, a przede wszystkim potrafił znaleźć odpowiednie słowa, by przestrzec ludzi każdego stanu. Zauważył to 43 letni brat laik, Dominik z Canepina, który podczas procesu zeznał: „Kiedy przekazywał swoje święte napomnienia, robił to zawsze w sposób delikatny i grzeczny, potrafiąc umiejętnie wykorzystać żart i kierując swoje słowa jak gdyby do osoby trzeciej, by w ten sposób roztropnie osiągnąć swój cel…”.
Niektóre z aforyzmów brata Kryspina utrwaliły się w pamięci ludzi i były często powtarzane. Potwierdzają to nie tylko kanoniczne procesy, podczas których cytowano ich bardzo wiele, lecz można je było także usłyszeć na ulicach i w domach. Kapucyn, o. Józef Antoni z Valtellina, głosząc wielkopostne kazania w miastach regionu Orvieto (Sugano, Torre, Sala, S. Venazio), uważał za pożyteczne komentowanie „powiedzonek i maksym” brata Kryspina, a ludzie często je powtarzali, gdyż byli przekonani o sile ich oddziaływania.
Przywołajmy tu niektóre z nich, choć ze świadomością że wyrwane one będą z kontekstu (którego zrekonstruowanie zajęłoby zbyt wiele miejsca) a i samym wyborem mogą kierować subiektywne racje.
Często, wznosząc oczy ku niebu, brat Kryspin wołał: „Och, Boża dobroci”, a zachęcając do podziwiania stworzenia, mawiał: „Jak wielki jest Bóg, jaki wielki Bóg!”. Często wzdychał: „Och Panie, dlaczego cały świat Ciebie nie zna i nie kocha?” i zachęcał: „Kochajmy naszego Boga, bo zasługuje na to”, „Kochaj Boga i nie upadaj, czyń dobrze i pozwól mówić”. Sprzedawców napominał: „Uważajcie, nie bądźcie naiwni, bo Bóg nas widzi”. Mawiał też: „Kto Boga nie kocha, jest głupkiem”, „Kto kocha Boga czystym sercem, żyje szczęśliwie i zadowolony umiera”, „Temu, kto pełni wolę Pana, nigdy nie przydarzy się nic, co jest z nią sprzeczne”.
W czasie wielkiego głodu wzywał, by zaufać Bożej Opatrzności: „Złóż w Bogu twoją nadzieję, a będziesz miał wszystkiego pod dostatkiem”, „Boża Opatrzność myśli o nas bardziej niż my sami”. [Wszystkie te powiedzenia w języku włoskim się rymują, zatem łatwo je zapamiętać – wyjaśnienie tłumacza.] Gdy pytano go, w jaki sposób zabezpieczy potrzeby klasztoru, którego wspólnota powiększyła się o siedmiu studentów, brat Kryspin odpowiadał, że on „w ogóle o tym nie myśli, gdyż ma trzech zaopatrzeniowców”, to znaczy Boga, Matkę Najświętszą i św. Franciszka.
Kiedy słyszał dzwon wzywający na modlitwę, usprawiedliwiał koniec pracy czy rozmowy stwierdzeniem, że „woła go Ojciec”. Bratu Franciszkowi z Viterbo powiedział: „ Wszystko co robimy, czyńmy z miłości do Boga… Ja nie podniósłbym źdźbła słomy, jeśli nie przyniosłoby to chwały Bogu”, robiąc inaczej „byłbym męczennikiem demona”.
Z ust brata Kryspina często płynęły „święte maksymy” odnoszące się do Matki Bożej, którą nazywał „swoją Panią Matką”: „Kto ma pobożność maryjną, nie może zginąć”. „Kto kocha Matkę, ale obraża Jej Syna, tylko udaje, że kocha”. „Kto obraża Syna, nie kocha Matki”. „Nie ma pobożności Maryjnej, kto zasmuca i obraża Jej Boskiego Syna”. Nauczał też, by powtarzać: „Najświętsza Maryjo, bądź mi światłem i ochroną, szczególnie w momencie śmierci”. Kiedy proszono go, by orędował u Maryi w bardzo trudnych sprawach (na ogół chodziło o cud), odpowiadał: „Dajcie mi trochę czasu na rozmowę z Panią Matką, a potem wróćcie”, albo: „Wyślę memoriał do mojej Pani Matki i zobaczymy, co odpisze”. Nie zawsze odpowiedź była taka, jakiej się spodziewano – choćby w przypadku Franciszka Laschi, któremu powiedział: „Moja Pani Matka nie podpisała memoriału w sprawie zdrowia twego syna, który Jej dałem”.
Zachowały się jego liczne sentencje dotyczące śmierci. Brat Kryspin wszystko robił z myślą o czekającej go wieczności. Zależało mu, aby nikt nie stracił z oczu tej rzeczywistości – radosnej lub straszliwej, zależnie od tego, jak przeżyło się życie. Siostrze Marii Konstancji zapowiedział bliski, choć nieprzewidywalny koniec słowami: „Kto się rodzi, umiera”. Tym, którzy byli przywiązani do światowych marności, przypominał: „Każdego dnia jedna z nich przemija”. Chorym i targanym niepokojem dodawał odwagi, mówiąc: „Cierpienie jest krótkie, ale chwała wieczna”, albo: „Tak wielkie jest dobro, którego oczekuję, że cierpienie staje się przyjemne”, „Bóg mi je dał, Bóg mi je zabierze: niech się spełni Jego najświętsza wola”. Temu, kto okazywał mu współczucie z powodu cierpienia, radośnie odpowiadał: „Kiedy masz cierpieć dla miłości Boga? Gdy już będziesz martwy?”, albo: „Czy chcemy czekać na cierpienie, gdy już będziemy w grobie?”. Często napominał: „Do nieba nie jedzie się karocą”, „Niebo nie jest dla leniwych”, albo „Do nieba nie wchodzi się w pantoflach”.
Na myśl o piekle wołał: „O wieczności, o wieczności!”, mimo że był przekonany, iż „więcej trudu kosztuje pójście do piekła niż zdobycie nieba dobrymi czynami”. Dodawał: „Śmierć pomaga zrozumieć, ilu głupków przywiązuje się do świata”. Nierozważnych, których spotykał, uczył podejmować właściwe decyzje, kiedy jeszcze mieli na to czas. Do sprzedawców mawiał: „Wiedzcie, że Bóg widzi i umowę i zapłatę”. Pewnemu człowiekowi, który zmierzał do wiadomych „domów”, rzekł: „Najwyższy czas zmienić kierunek twej drogi, jeśli swój zarobek chcesz zamienić na niebo i szczęście na ziemi”. Napominał również: „Rzeczy światowe nie prowadzą do Boga”, „Kto jest nimi zanadto zainteresowany, jest potępiony”. Najczęściej jednak starał się wszczepić poczucie zaufania, zwłaszcza tym, którzy pytali go, czy będą zbawieni, „natychmiast odpowiadał, że jeśli mają nadzieję na zbawienie, to będą zbawieni”. „Mówił zawsze, że Boże miłosierdzie jest nieskończone”. „Miłosierdzie Boga, proszę pani, jest wielkie. Niech pani uwolni się od złego postępowania przez dobrą spowiedź”. „Moc Boża nas stwarza. Jego mądrość nami kieruje, a miłosierdzie nas zbawia”. Pauli Schiavetti, która cierpiała przez skrupuły, poradził: „Kiedy człowiek czyni wszystko, o czym wie i co może, w pozostałych sprawach winien powierzyć się morzu Bożego miłosierdzia”.
Liczne są zwłaszcza powiedzenia brata Kryspina dotyczące życia zakonnego kapucynów, o którym mawiał: „O, jak wiele zawdzięczamy Panu, że nas powołał do tego świętego zakonu”. W nim służył, niosąc torbę i butle, które były „jego krzyżem”, „ale o ile większy był krzyż Chrystusa!”. Kilkakrotnie powiedział, że krzyż zakonników „jest ze słomyw porównaniu z tym, który dźwigają świeccy. Nie da się ich wręcz porównać, gdyż krzyże, które dźwigają świeccy, są niczym z żelaza, są podobne do krzyża, jaki niósł Chrystus”. Dość pesymistycznie oceniał życie zakonne swoich czasów. Pragnął, by było ono pełne zaangażowania, surowe i wyrażało się w czynach. Powtarzał: „Synowie, działajcie dopóki jesteście młodzi i przyjmujcie chętnie cierpienia, gdyż kiedy człowiek się starzeje, nie pozostaje mu nic innego, jak tylko dobra wola”. Gdy napominał zakonników, robił to bardzo delikatnie, nie odwołując się zazwyczaj do egzemplów czy alegorii. Na przykład bratu Franciszkowi Antoniemu z Viterbo, który zdenerwował się na gwardiana, powiedział wprost: „Jeśli chcesz zbawić duszę, musisz przestrzegać następujących rzeczy: kochać wszystkich, mówić dobrze o wszystkich i czynić wszystkim dobro”. Innym współbraciom sugerował: „Jeżeli chcecie być zadowoleni z życia we wspólnocie zakonnej, musicie między innymi przestrzegać tych trzech rzeczy: cierpieć, milczeć i modlić się”.
Szczególnie surowy był dla tych, którzy łamali ślub posłuszeństwa. Napominał: „Kto nie jest posłuszny, jest wobec Boga i św. Franciszka niczym martwa dusza, a dla Zakonu jest zbędnym ciałem”. „Przypomina upośledzonego i zagubionego młodzieńca, który nie myśli, ten, kto potrafi jedynie przeszkadzać innym i powodować zamieszanie”, „Jest jak trup w domu, który do niczego nie służy, a tylko wydziela fetor”.
Wzywał do pomocy ubogim, którzy przychodzili do furty klasztornej i mawiał, że Bóg zatroszczy się o wszystko, „jeśli będziemy mieli otwarte oboje drzwi, to znaczy drzwi chóru zakonnego na większą chwałę Pana i drzwi klasztoru dla dobra ubogich”. I jeszcze: „drzwi utrzymują klasztor”.
Brat Kryspin był wymagający dla zakonników, ale nie patrzył pesymistycznie na zakon. To, że może w nim służyć Bogu, uważał za wielką łaskę. Chłopcu z Orvieto, Hieronimowi, synowi Magdaleny Rosati, przepowiedział, że zostanie kapucynem, podśpiewując: „Bez chleba i bez wina, braciszek brata Kryspina”. Chłopiec został kapucynem i przyjął imię Jacek z Orvieto. Zmarł w 1749 roku w Palestrinie jako zaledwie dwudziestojednoletni kleryk.
O wielu aforyzmach można powiedzieć, że wypływały z jego charakteru. Za ich pomocą z ogromnym poczuciem humoru obracał w żart rozmaite przykre sytuacje. Cierpiącego na podagrę kupca korzennego z Orvieto, Franciszka Barbareschi, poprosił żartem, aby ten „wziął drążek Achillesa (tj. rydel) i poszedł pracować do willi Kryspina, jak nazywał ogródek, w którym siał sałatę i uprawiał warzywa dla dobrodziejów”. Innemu człowiekowi, proszącemu go o uzdrowienie z tej samej choroby, udzielił odpowiedzi przypominającej siarczysty policzek: „Waszą chorobą jest raczej chiragra [artretyzm – dopisek tłumacza] a nie podagra, gdyż… nie płacicie tym, którym się należy: wasi pracownicy i słudzy płaczą…”. Księżnej Barberini, która pragnęła natychmiastowego uzdrowienia syna Karola, odpowiedział: „Ejże, czy nie wystarczy, jak ozdrowieje w Roku Świętym?… Chcesz szarpać naszego Pana za brodę? Trzeba umieć przyjmować od Boga łaski wtedy, gdy On zechce je dać”. Kosmie Puerini, który nie chciał ofiarować na kwestę butelki dobrego wina, Kryspin powiedział: „Chcesz złożyć ofiarę Kaina?”. Po tym, jak pewien kapucyn cudownie ocalał od śmierci, gdy chciał przeprawić się przez rwącą rzekę, brat Kryspin zanucił: „Wzburzoną się widzi, wzburzoną zostawia, jestem wielkim głupcem, jeśli do niej wejdę”.
Brat Kryspin często mówił do siebie, by w ten sposób pomóc innym wyrobić sobie o nim zdanie bardziej odpowiadające prawdzie. Przynajmniej tak sądził, kiedy niczym echo powtarzał za oszczercami: „jestem gorszy od gorzkiej pomarańczy, z niej można choć wycisnąć trochę soku, a ze mnie?” Pragnąc uniknąć pochwał i podziwu, brat Kryspin często uciekał się do egzemplów i analogii. Radzącemu, by nie psuł zupy piołunem, odpowiadał: „Ceń sobie każdą gorycz”, albo: „Piołun, jeśli nie dla smaku – jest dla ducha”. Tym, którzy mu współczuli widząc, jak idzie w deszczu, mówił: „Przyjacielu, ja idę pomiędzy jedną kroplą a drugą”, albo „wołał” swoją „sybillę”, która trzymała „parasol” nad jego głową, tudzież niosła jego ciężkie worki.
Gdy kiedyś odwiedził kardynała Filipa Antoniego Gualtieri, ten zapytał go, dlaczego z tej okazji nie włożył lepszego habitu i płaszcza. Kryspin „jak zwykle żartem odparł, wskazując na płaszcz, że przecież błyszczy ze wszystkich stron, co miało znaczyć, że jest zużyty i pełen dziur”. Tym, którzy zachwycali się jego cudami, mawiał: „Odejdźcie! Kim się zachwycacie? Nie jest rzeczą nową, że Bóg czyni cuda”, „Nie wiesz, przyjacielu, że św. Franciszek potrafi czynić cuda?”. W Montefiascone do ludzi, którzy chcąc mieć jego relikwie, pocięli mu płaszcz na kawałki, wołał: „Co robicie, biedni ludzie! Byłoby o wiele lepiej, jeśli odcięlibyście ogon jakiemuś psu!… Zgłupieliście? Tyle hałasu z powodu przechodzącego osła! Idźcie do kościoła i módlcie się do Boga!”.
Pokorne juczne zwierzę często pojawiało się w rozmowach i sentencjach brata Kryspina, a w jego słowach nie było żadnej pozy. Pewnego dnia powiedział ojcu Janowi Antoniemu: „Ojcze gwardianie, brat Kryspin jest osłem, ale uzda, która nim kieruje, jest w waszych rękach. Dlatego jeśli chcecie, aby szedł lub się zatrzymał, pociągnijcie lub zwolnijcie uzdę”. Kiedy pozwalał sobie pomóc założyć na plecy worki, „pełen radości i życia mówił: Załaduj osła i idź na targ”. A tym, którzy go pytali, dlaczego nie przykryje sobie głowy, gdy pada, odpowiadał żartobliwie: „Nie wiesz, że osioł nie nosi kapelusza, a ja jestem osłem kapucynów?”. Niekiedy jednak dodawał z powagą: „Wiesz, dlaczego nie przykrywam głowy? Ponieważ myślę, że zawsze stoję w obecności Boga”.
(fragment książki „Śladami Świętych”)
Biuro Prasowe Kapucynów – Prowincja Krakowska
______________________________________________________________________________________________________________
18 maja
Święty Stanisław Papczyński, prezbiter
Zobacz także: • Święty Jan I, papież i męczennik • Święty Eryk IX Jedvardsson, król • Święty Feliks z Cantalice, zakonnik |
Stanisław Papczyński urodził się 18 maja 1631 r. w Podegrodziu. Był synem Tomasza Papki, kowala, i Zofii z domu Tacikowskiej. Ochrzczony został imieniem Jan, które później zmienił. Już jako dziecko bawił się inaczej niż inne dzieci. Sporządzał małe “ołtarzyki”, organizował procesje podobne do kościelnych. Od wczesnej młodości wyróżniał się wielkim nabożeństwem do Opatrzności Bożej, Męki Pańskiej, Najświętszego Sakramentu, Najświętszej Maryi Panny, był też gorącym orędownikiem modlitwy za dusze czyśćcowe. Naukę zaczął w szkole parafialnej w rodzinnym Podegrodziu, kontynuował ją natomiast w Nowym Sączu. Kształcił się też krótko w kolegium jezuickim w Jarosławiu, potem udał się do kolegium jezuitów we Lwowie, gdzie jednak nie został przyjęty. Przez pewien czas był korepetytorem, ale zapadł na ciężką chorobę i cudownie uleczony w 1649 r., wrócił do Podegrodzia. Dalszą naukę podjął kolejno w kolegium pijarów w Podolińcu i w kolegium jezuitów we Lwowie; musiał to miasto opuścić z powodu wojny; trafił także do kolegium jezuitów w Rawie Mazowieckiej. Po ukończeniu nauki zdecydował się wstąpić do zakonu pijarów z powodu maryjnego charakteru tego zgromadzenia. W 1656 r. złożył śluby zakonne, a 12 marca 1661 r. przyjął w Brzozowie k. Rzeszowa święcenia kapłańskie z rąk biskupa przemyskiego Stanisława Tarnowskiego. Pracował jako kaznodzieja, moderator bractwa Matki Bożej Łaskawej, prefekt w kolegium, dwukrotnie był czasowym zastępcą rektora w domu zakonnym w Warszawie. Był też cenionym spowiednikiem. Wiadomo, że spowiadał m.in. nuncjusza papieskiego w Polsce Antonio Pignatellego (przebywającego w Polsce w latach 1660-1668), który później został papieżem Innocentym XII. 27 września 1667 r. wyjechał do Rzymu na wezwanie przełożonego generalnego. W 1668 r. został wysłany przez generała do Nikolsburga (Mikulov, Czechy), a rok później we wrześniu przyjechał do rezydencji pijarów na Kazimierzu w Krakowie. W styczniu 1670 r. został uwięziony, najpierw w domu zakonnym w Podolińcu, a później w Prievidzy (Słowacja). Po 3 miesiącach został zwolniony i wrócił na Kazimierz i oddał się pod opiekę biskupa. Zrażony panującą wśród pijarów tendencją do łagodzenia reguły, w 1670 r. poprosił o zwolnienie ze ślubów i przystąpił do zakładania nowego dzieła apostolskiego. 11 grudnia tego roku z rąk wiceprowincjała M. Krausa otrzymał dyspensę papieską i jednocześnie w obecności tych samych osób dokonał aktu oblatio z zamiarem założenia Zakonu Marianów od Niepokalanego Poczęcia NMP. Od 1671 r. przez dwa lata był kapelanem u Karskich w Luboczy, tu przyjął biały habit na cześć Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. 30 września 1673 r. za radą o. Franciszka Wilgi, kameduły, i za zgodą biskupa Stefana Wierzbowskiego, o. Papczyński przybył do Puszczy Korabiewskiej (zwanej potem Maryjańską, obecnie – Mariańską), gdzie został przełożonym wspólnoty pustelników. Biskup Jacek Święcicki, archidiakon i oficjał warszawski, podczas wizytacji 24 października 1673 r. zatwierdził dekretem pierwszy klasztor zakonu marianów. Ten moment uważa się za początek historii Zgromadzenia Księży Marianów. W 1677 r. fundacja instytutu Księży Eremitów Marianów w Puszczy Korabiewskiej została zaaprobowana przez Sejm Rzeczypospolitej. W tym samym roku biskup poznański Stefan Wierzbowski zaprosił marianów do tworzonej właśnie Nowej Jerozolimy (obecnie Góra Kalwaria). Stanisław Papczyński wraz ze swoją wspólnotą roztoczył tam opiekę duszpasterską nad pielgrzymami. W czerwcu 1684 r. Założyciel zwołał w Puszczy Korabiewskiej pierwszą kapitułę generalną, a sześć lat później pojechał do Rzymu, by uzyskać aprobatę papieską dla mariańskiego instytutu. Jednak choroba pokrzyżowała jego plany i musiał wrócić, nie osiągnąwszy celu. Jesienią 1698 r. wysłał do Rzymu w tej samej sprawie o. Joachima Kozłowskiego. 21 września 1699 r. zakon marianów uzyskał aprobatę od Stolicy Apostolskiej; po przyjęciu “Reguły Dziesięciu Cnót Najświętszej Maryi Panny” i agregacji do zakonu Braci Mniejszych zakon marianów stał się zakonem o ślubach uroczystych. 15 października tego roku powstała trzecia fundacja w Goźlinie. 6 czerwca 1701 r. o. Stanisław Papczyński złożył w Warszawie uroczyste śluby na ręce nuncjusza apostolskiego Franciszka Pignatellego (w Polsce w latach 1700-1703). Miesiąc później przyjął profesję zakonną swoich współbraci. Przez ostatnie lata założyciel marianów stopniowo zapadał na zdrowiu i 17 września 1701 r. umarł w Górze Kalwarii, gdzie też w kościele Wieczerzy Pańskiej został pochowany. Do dziś jego doczesne szczątki doznają czci w tym maleńkim kościele na Mariankach w Górze Kalwarii. Beatyfikacji o. Stanisława dokonał 16 września 2007 r. w Licheniu kard. Tarcisio Bertone, legat papieski. Wspomnienie liturgiczne obchodzone jest 18 maja – w dniu urodzin. |
______________________________________________________________________________________________________________
17 maja
Błogosławiona Antonia Mesina, męczennica
Zobacz także: • Święty Paschalis Baylon, zakonnik |
Antonia przyszła na świat 21 czerwca 1919 roku w Orgosolo, w pobliżu Nuoro, na Sardynii. Była drugim z dziesięciorga dzieci skromnego pracownika lokalnej administracji. Jej dzieciństwo wypełnione było pokorną służbą, ubóstwem i modlitwą. Bóg już w pierwszych latach jej życia przygotowywał dziewczynkę na przyjęcie łaski męczeństwa. Swym dziecięcym sercem gorąco służyła rodzicom i Bogu. Nie znamy zbyt wielu faktów z jej życia. W latach szkolnych zaangażowała się w działalność Akcji Katolickiej. Już wtedy bezgranicznie chciała służyć potrzebującym i ubogim. Jej życie rozpoczęło się zaraz po wielkiej burzy I wojny światowej. Pozostało po nim świadectwo dziewiczej miłości do Boga i Matki Przenajświętszej. W ciszy radości, na uboczu, przyszła na świat. W ciszy cierpienia, na uboczu, odeszła do nieba. Był dzień 17 maja 1935 roku w Orgosolo. Zakończyła życie ziemskie w wieku 16 lat, gdy podczas zbierania chrustu, w lesie, została zamordowana przez chcącego ją zgwałcić młodzieńca. Umarła, wybaczając swemu prześladowcy. Uroczysty pogrzeb Antonii stał się pierwszym aktem czci, oddanej jej przez wszystkich mieszkańców parafii. Do grona błogosławionych wprowadził ją papież św. Jan Paweł II w dniu 4 października 1987 roku. |
______________________________________________________________________________________________________________
16 maja
Święty Andrzej Bobola, prezbiter i męczennik
patron Polski
Zobacz także: • Święty Szymon Stock, zakonnik |
Andrzej urodził się 30 listopada 1591 r. w Strachocinie koło Sanoka. Pochodził ze szlacheckiej rodziny, bardzo przywiązanej do religii katolickiej. Nauki humanistyczne wstępne i średnie wraz z retoryką Andrzej pobierał w jednej ze szkół jezuickich, prawdopodobnie w Wilnie, w latach 1606-1611. Tu zdobył sztukę wymowy i doskonałą znajomość języka greckiego, co ułatwiło mu w przyszłości rozczytywanie się w greckich ojcach Kościoła i dyskusje z teologami prawosławnymi. 31 lipca 1611 r., w wieku 20 lat, wstąpił do jezuitów w Wilnie. Po dwóch latach nowicjatu złożył w 1613 r. śluby proste. W latach 1613-1616 studiował filozofię na Akademii Wileńskiej, kończąc studia z wynikiem dobrym. Ówczesnym zwyczajem jako kleryk został przeznaczony do jednego z kolegiów do pracy pedagogicznej. Po dwóch latach nauczania młodzieży (1616-1618), najpierw w Brunsberdze (Braniewie), w stolicy Warmii, a potem w Pułtusku, wrócił na Akademię Wileńską na dalsze studia teologiczne (1618-1622), które ukończył święceniami kapłańskimi (12 marca 1622 r.). Rok później dopuszczony został do tak zwanej “trzeciej probacji” w Nieświeżu. W latach 1623-1624 był rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem bursy dla ubogiej młodzieży w Nieświeżu. Jako misjonarz, Andrzej obchodził zaniedbane wioski, chrzcił, łączył sakramentem pary małżeńskie, wielu grzeszników skłonił do spowiedzi, nawracał prawosławnych. W latach 1624-1630 kierował Sodalicją Mariańską mieszczan, prowadził konferencje z Pisma świętego i dogmatyki. Wreszcie został mianowany rektorem kościoła w Wilnie. W latach 1630-1633 był przełożonym nowo założonego domu zakonnego w Bobrujsku. Następnie przebywał w Połocku w charakterze moderatora Sodalicji Mariańskiej wśród młodzieży tamtejszego kolegium (1633-1635). W roku 1636 był kaznodzieją w Warszawie. W roku 1637 pracował ponownie w Połocku jako kaznodzieja i dyrektor studiów młodzieży. W latach 1638-1642 pełnił w Łomży urząd kaznodziei i dyrektora w szkole kolegiackiej. W latach 1642-1643 ponownie w Wilnie pełnił funkcję moderatora Sodalicji Mariańskiej i kaznodziei. Podobne obowiązki spełniał w Pińsku (1643-1646), a potem ponownie w Wilnie (1646-1652). Od roku 1652 pełnił w Pińsku urząd kaznodziei w kościele św. Stanisława. W tym czasie oddawał się pracy misyjnej nad ludem w okolicach Pińska. Z relacji mu współczesnych wynika, że Andrzej był skłonny do gniewu i zapalczywości, do uporu we własnym zdaniu, niecierpliwy. Jednak zostawione na piśmie świadectwa przełożonych podkreślają, że o. Andrzej pracował nad sobą, że miał wybitne zdolności, był dobrym kaznodzieją, miał dar obcowania z ludźmi. Dowodem tego były usilne starania ówczesnego prowincjała zakonu w Polsce u generalnego przełożonego, aby o. Andrzeja dopuścić do “profesji uroczystej”, co było przywilejem tylko jezuitów najzdolniejszych i moralnie stojących najwyżej. Wytrwałą pracą nad sobą o. Andrzej doszedł do takiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej i zakonnej, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym. Dzięki Bożej łasce potrafił wznieść przeciętność na wyżyny heroizmu. Andrzej wyróżniał się żarliwością o zbawienie dusz. Dlatego był niezmordowany w głoszeniu kazań i w spowiadaniu. Mieszkańcy Polesia żyli w wielkim zaniedbaniu religijnym. Szerzyła się ciemnota, zabobony, pijaństwo. Andrzej chodził po wioskach od domu do domu i nauczał. Nazwano go apostołem Pińszczyzny i Polesia. Pod wpływem jego kazań wielu prawosławnych przeszło na katolicyzm. Jego gorliwość, którą określa nadany mu przydomek “łowca dusz – duszochwat”, była powodem wrogości ortodoksów. W czasie wojen kozackich przerodziła się w nienawiść i miała tragiczny finał. Pińsk jako miasto pogranicza Rusi i prawosławia był w tamtym okresie często miejscem walk i zatargów. Zniszczony w roku 1648, odbity przez wojska polskie, w roku 1655 zostaje ponownie zajęty przez wojska carskie, które wśród ludności miejscowej urządziły rzeź. W roku 1657 Pińsk jest w rękach polskich i jezuici mogą wrócić tu do normalnej pracy. Ale jeszcze w tym samym roku Kozacy ponownie najeżdżają Polskę. W maju roku 1657 Pińsk zajmuje oddział kozacki pod dowództwem Jana Lichego. Najbardziej zagrożeni jezuici: Maffon i Bobola opuszczają miasto i chronią się ucieczką. Muszą kryć się po okolicznych wioskach. Dnia 15 maja o. Maffon zostaje ujęty w Horodcu przez oddział Zielenieckiego i Popeńki i na miejscu ponosi śmierć męczeńską. Andrzej Bobola schronił się do Janowa, odległego od Pińska około 30 kilometrów. Stamtąd udał się do wsi Peredił. 16 maja do Janowa wpadły oddziały i zaczęły mordować Polaków i Żydów. Wypytywano, gdzie jest o. Andrzej. Na wiadomość, że jest w Peredilu, wzięli ze sobą jako przewodnika Jakuba Czetwerynkę. Andrzej na prośbę mieszkańców wsi, którzy dowiedzieli się, że jest poszukiwany, chciał użyczonym wozem ratować się ucieczką. Kiedy dojeżdżali do wsi Mogilno, napotkali oddział żołnierzy. Z Andrzeja zdarto suknię kapłańską, na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano go do słupa i zaczęto bić nahajami. Kiedy ani namowy, ani krwawe bicie nie złamało kapłana, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na jego głowę tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęto go policzkować, aż wybito mu zęby, wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki. Odwiązali go wreszcie oprawcy i okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Andrzej musiał biec za końmi, popędzany kłuciem lanc. W Janowie przyprowadzono go przed dowódcę. Ten zapytał: “Jesteś ty ksiądz?”. “Tak”, padła odpowiedź, “moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się”. Na te słowa dowódca zamierzył się szablą i byłby zabił Andrzeja, gdyby ten nie zasłonił się ręką, która została zraniona. Kapłana zawleczono więc do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać ogniem. Na miejscu tonsury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypywano sieczką, odcięto mu nos, wargi, wykłuto mu jedno oko. Kiedy z bólu i jęku wzywał stale imienia Jezus, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język u nasady. Potem powieszono go twarzą do dołu. Uderzeniem szabli w głowę dowódca zakończył nieludzkie męczarnie Andrzeja Boboli dnia 16 maja 1657 roku. Kozacy wkrótce wycofali się do miasta. Ciało Męczennika przeniesiono do miejscowego kościoła. Jezuici przenieśli je potem do Pińska i pochowali w podziemiach kościoła klasztornego. Po latach o miejscu pochowania Andrzeja zapomniano. Dnia 16 kwietnia 1702 roku Andrzej ukazał się rektorowi kolegium pińskiego i wskazał, gdzie w krypcie kościoła pod ołtarzem głównym znajduje się jego grób. Ciało znaleziono nietknięte, mimo że spoczywało w wilgotnej ziemi. Było nawet giętkie, jakby niedawno zmarłego człowieka. Zaczęły się mnożyć łaski i cuda. Od roku 1712 podjęto starania o beatyfikację. Niestety, kasata jezuitów i wojny, a potem rozbiory przerwały te starania. Ponownie Andrzej miał ukazać się w Wilnie w 1819 r. dominikaninowi, o. Korzenieckiemu, któremu przepowiedział wskrzeszenie Polski (będącej wówczas pod zaborami) i to, że zostanie jej patronem. Ku wielkiej radości Polaków beatyfikacja miała miejsce dnia 30 października 1853 roku. W roku 1820 jezuici zostali usunięci z Rosji, a opiekę nad ciałem Świętego objęli pijarzy (1820-1830). Relikwie przeniesiono potem do kościoła dominikanów. Wreszcie po wydaleniu dominikanów (1864) przejęli straż nad kościołem i relikwiami kapłani diecezjalni. W roku 1917 przy udziale metropolity mohylewskiego Edwarda von Roppa dokonano przełożenia relikwii. W roku 1922, po wybuchu rewolucji, ciało zostało przeniesione do Moskwy do muzeum medycznego. W roku 1923 rząd rewolucyjny na prośbę Stolicy Apostolskiej zwrócił śmiertelne szczątki bł. Andrzeja. Przewieziono je do Watykanu do kaplicy św. Matyldy, a w roku 1924 do kościoła jezuitów w Rzymie Il Gesu. 17 kwietnia 1938 roku, w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, Pius XI dokonał uroczystej kanonizacji bł. Andrzeja (wraz z bł. Janem Leonardim i bł. Salvatorem de Horta). W roku 1938 relikwie św. Andrzeja zostały uroczyście przewiezione do kraju. Przejazd relikwii specjalnym pociągiem przez Lublianę, Budapeszt do Polski, a następnie przez wiele polskich miast (w tym Kraków, Poznań, Łódź aż do Warszawy) był wielkim wydarzeniem. W każdym mieście na trasie organizowano uroczystości z oddaniem czci świętemu Męczennikowi. W Warszawie, po powitaniu w katedrze, relikwie spoczęły w srebrno-kryształowej trumnie-relikwiarzu w kaplicy jezuitów przy ul. Rakowieckiej. W roku 1939 relikwie zostały przeniesione do kościoła jezuitów na Starym Mieście. Podczas pożaru tego kościoła trumnę przeniesiono do dominikańskiego kościoła św. Jacka, by w roku 1945 przenieść ją ponownie do kaplicy przy ul. Rakowieckiej. Tam do dziś szczątki doznają czci w nowo wybudowanym kościele św. Andrzeja Boboli, podniesionym do rangi narodowego sanktuarium. Warto jeszcze dodać, że z okazji 300-letniej rocznicy śmierci św. Andrzeja papież Pius XII wydał osobną encyklikę (16 V 1957), wychwalając wielkiego Męczennika. W kwietniu 2002 r. watykańska Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, przychylając się do prośby Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, nadała św. Andrzejowi Boboli tytuł drugorzędnego patrona Polski. Od tej pory obchód ku jego czci podniesiony został w całym kraju do rangi święta. Uroczystego ogłoszenia św. Andrzeja Boboli patronem Polski dokonał kard. Józef Glemp w Warszawie podczas Mszy świętej w sanktuarium ojców jezuitów, w którym są przechowywanie relikwie Świętego, 16 maja 2002 r. Święty jest ponadto patronem metropolii warszawskiej, archidiecezji warmińskiej, diecezji drohiczyńskiej, łomżyńskiej, pińskiej i płockiej. Jest czczony także jako patron kolejarzy.W ikonografii św. Andrzej Bobola przedstawiany jest w stroju jezuity z szablami wbitymi w jego kark i prawą rękę lub jako wędrowiec. |
__________________________________________________________________________
Najbardziej okrutne męczeństwo – św. Andrzej Bobola SJ
św. Andrzej Bobola SJ – User Irpen on en.wikipedia, Public domain, via Wikimedia Commons
***
Nazywano go “duszochwatem”*, bo miał wiele sukcesów apostolskich. Inni wołali za nim na ulicach: „czarodziej, katolicki ksiądz, jezuicki pies, papista, Polak!”. Św. Andrzej Bobola SJ zmarł w okrutnych mękach. Patrząc na jego męczeństwo widzimy, jak niewiarygodnych rzeczy może dokonać człowiek zaślepiony nienawiścią.
Andrzej Bobola urodził się w Strachocinie koło Sanoka, w 1591 roku. Z jezuitami zetknął się już w szkole w Braniewie, gdzie pobierał nauki. Mając dwadzieścia lat wstąpił do nowicjatu jezuitów. Studium filozofii i teologii odbył w Wilnie. 12 marca 1622 r. przyjął święcenia kapłańskie.
Miał porywczy charakter, pracował usilnie nad tym, by opanować ‘zbyt impulsywny temperament’. Był szczery, miał wielkie plany, bystry umysł i cieszył się dobrym zdrowiem.
Ponad dwadzieścia lat pracował w różnych placówkach jezuickich w ówczesnej Polsce. Był kaznodzieją i opiekunem Sodalicji Mariańskiej w Wilnie. Przez trzy lata był przełożonym wspólnoty w Bobrujsku na Białorusi. Pracował potem w Płocku, Warszawie, Łomży i Wilnie.
Bobola był przede wszystkim kaznodzieją. Miał także zdolności organizacyjne oraz był zręcznym administratorem i nauczycielem. Wolał publiczne wystąpienia niż osobiste rozmowy duszpasterskie.
Czasy, w których żył św. Andrzej były burzliwe. Terytorium Polski było największe w historii, ale było mało spójne. Problemem politycznym był system monarchii elekcyjnej. Polska była bardzo zróżnicowana etnicznie i religijnie. Było to powodem wielu napięć i wybuchających co rusz wojen. Jedna z takich dopadła Andrzeja Bobolę.
***
Męczeństwo św. Andrzeja Boboli SJ – www.swietyandrzejbobola.pl
***
„W 1643 roku został posłany do Pińska, leżącego dzisiaj na Białorusi”, gdzie na trzynaście tysięcy ludzi było czterdziestu katolików. Książe Radziwiłł zbudował szkołę i kościół, gdzie Bobola został mianowany rektorem i prefektem. Po kilku latach miasteczko zmieniło oblicze. Bobola podupadł na zdrowiu i w 1646 zaczął się leczyć. Dwa lata później, Kozacy napadli na Pińsk i zniszczyli miasto. Także kolegium jezuitów zostało zdewastowane. Bobola powrócił do Pińska w 1652 roku, żeby wszystko odbudować.
Zaczął głosić kazania nie tylko w mieście, ale i po okolicznych miejscowościach. Nawracał wielu prawosławnych na katolicyzm i to dało mu przydomek ‘duszochwata’.
Od północnego-zachodu Polski rozpoczął się potop szwedzki. Rosjanie najechali północny-wschód i zdobyli Wilno. Kozacy zaatakowali Pińsk i okolice.
„16 maja 1657 roku docierają do Janowa. Ktoś doniósł na Bobolę. Szukają go i zatrzymują. Obnażają go, przywiązują do drzewa i bija nahajami tak brutalnie, że pracujący w pobliżu chłopi uciekają z pól… Wiążą mu nogi i przywiązują do dwóch koni, które powloką go do wioski…
Kozacy, którzy go aresztowali, chcieli dokonać czegoś oryginalnego i wymyślili, co następuje: na ciele wyryli mu symbole kapłańskie. Chwycili go za jedną nogę i zawlekli do pustej rzeźni. Położyli na stole i zamknęli drzwi. Znaleźli głownie, którymi opalano zabite prosięta, powiesili go za nogi i opalili całe ciało…”
Po okrutnej kaźni, resztkami sił Andrzej Bobola wyszeptał: „Moi drodzy synowie, co robicie? Niech Bóg będzie z wami. Panie, niech się dzieje Twoja wola. Jezu, Maryjo, w Wasze ręce powierzam moją duszę”.
Na koniec kaci wyrwali mu język, a on stracił przytomność i po godzinie umarł. Watykańska Kongregacja Rytów określiła, że jego męczeństwo było najbardziej okrutne z dotychczas znanych.
* na podstawie: Ignacio Echániz SJ, Męka i Chwała, Żywa Historia Jezuitów, Wydawnictwo WAM, Księża Jezuici, Kraków 2014.
o. Paweł Kosiński SJ/Deon.pl
Cuda świętego Andrzeja Boboli
Elżbieta Polak
Patron Polski i potężny wspomożyciel. Poznaj św. Andrzeja Bobolę
Przepiękne świadectwa przywołane na kartach tej książki pokazują, że wstawiennictwo św. Andrzeja Boboli jest często ostatnią deską ratunku. Za jego przyczyną Bóg dokonuje cudów uzdrowienia, pomaga…
________________________________________________________________________________
Okrutne męczeństwo patrona Polski – św. Andrzej Bobola – patron jedności
***
Widząc jego sukcesy apostolskie nazwano go ‘duszochwatem’*. Inni z zazdrości krzyczeli za nim na ulicach: „czarodziej, katolicki ksiądz, jezuicki pies, papista, Polak!” Został zamęczony w okrutny, wręcz sadystyczny sposób. Opis jego męki rzeczywiście może zmrozić krew w żyłach i pokazuje, jak niewiarygodnych rzeczy może dokonać człowiek zaślepiony nienawiścią.
Andrzej Bobola urodził się w Strachocinie koło Sanoka, w 1591 roku. Nauki pobierał w kolegium jezuickim w Braniewie. Mając dwadzieścia lat wstąpił do nowicjatu jezuitów. Filozofię i teologię studiował w Wilnie. Święcenia kapłańskie przyjął w 1622 roku.
Był porywczego charakteru, starał się opanować ‘zbyt impulsywny temperament’. Był jednak szczery, miał ambitne plany, bystry umysł i dobre zdrowie.
Przez ponad dwadzieścia lat pracował w wielu placówkach jezuickich w ówczesnej Polsce. Był kaznodzieją i opiekunem Sodalicji Mariańskiej w Wilnie. Przez trzy lata był przełożonym wspólnoty w Bobrujsku na Białorusi. Pracował potem w Płocku, Warszawie, Łomży i Wilnie.
Bobola był przede wszystkim kaznodzieją, choć był także zręcznym administratorem i nauczycielem. Wolał publiczne wystąpienia niż osobiste rozmowy duszpasterskie.
Czasy, w których przyszło żyć św. Andrzejowi były burzliwe. Terytorium Polski było największe w historii, ale było mało spójne. Problemem politycznym był system monarchii elekcyjnej. Polska była bardzo zróżnicowana etnicznie i religijnie. Było to powodem wielu napięć i wybuchających co rusz wojen. Jedna z takich dopadła Andrzeja Bobolę.
Krzyczano za nim na ulicach: „czarodziej, katolicki ksiądz, jezuicki pies, papista, Polak!” Został zamęczony w okrutny, wręcz sadystyczny sposób.
W 1643 roku został wysłany do Pińska, gdzie na trzynaście tysięcy ludzi było czterdziestu katolików. Książe Radziwiłł zbudował szkołę i kościół, gdzie Bobola został mianowany rektorem i prefektem. Po kilku latach miasteczko zmieniło oblicze. Bobola podupadł na zdrowiu i w 1646 zaczął się leczyć. Dwa lata później, Kozacy napadli na Pińsk i zniszczyli miasto. Także kolegium jezuitów zostało zdewastowane. Bobola powrócił do Pińska w 1652 roku, żeby wszystko odbudować.
Zaczął głosić kazania nie tylko w mieście, ale i po okolicznych miejscowościach. Nawracał wielu prawosławnych na katolicyzm i to dało mu przydomek ‘duszochwata’.
Od północnego-zachodu Polski rozpoczął się potop szwedzki. Rosjanie najechali północny-wschód i zdobyli Wilno. Kozacy zaatakowali Pińsk i okolice.
16 maja 1657 roku dotarli do Janowa. Szukali i zatrzymali Bobolę. Zdarli z niego ubranie, przywiązali do drzewa i bili nahajami tak brutalnie, że okoliczni chłopi pouciekali. Andrzej wzywa tylko cicho imiona Jezusa i Maryi.
„Moi drodzy synowie, co robicie? Niech Bóg będzie z wami. Panie, niech się dzieje Twoja wola. Jezu, Maryjo, w Wasze ręce powierzam moją duszę”
Potem oprawcy przywiązali Andrzeja za nogi do dwóch koni i zawlekli go do wioski.
Chcieli wymyślić coś oryginalnego i dlatego wyryli mu na ciele symbole kapłańskie. Zawlekli go potem do pustej rzeźni. Powiesili go za nogi i głowniami, którymi się opala zabite prosięta, opalili całe ciało. Zauważyli na głowie tonsurę i wycięli mu skórę w tym miejscu. Tak samo wycięli opuszki palców wskazujących i kciuków, bo one dotykały hostii podczas konsekracji.
Położyli go na stole, zrobili nacięcie na wysokości ramion i od tego miejsca wycieli mu skórę na kształt ornatu. Prowadząc dalej swą makabryczną zabawę, wyrwali mu uszy, nos i wargi.
Po okrutnej kaźni, resztkami sił wyszeptał: „Moi drodzy synowie, co robicie? Niech Bóg będzie z wami. Panie, niech się dzieje Twoja wola. Jezu, Maryjo, w Wasze ręce powierzam moją duszę”.
Na koniec kaci wyrwali Boboli język, a on stracił przytomność i po godzinie umarł.
Jego męczeństwo było najbardziej okrutne z dotychczas znanych – jak to określiła watykańska Kongregacja Rytów.
o. Paweł Kosiński SJ/Deon.pl
* ma podstawie: Ignacio Echániz SJ, Męka i Chwała, Żywa Historia Jezuitów, Wydawnictwo WAM, Księża Jezuici, Kraków 2014
______________________________________________________________________________
Św. Andrzej Bobola – męczennik i Patron Polski
św. Andrzej Bobola (1591- 1657) (fot. bobolanum.edu.pl)
***
Św. Andrzej Bobola żył w niespokojnych czasach na przełomie XVI i XVII wieku w Europie rozdartej podziałami religijnymi i politycznymi. Toczyły się wtedy wojny religijne. Bóg i Jego Kościół wykorzystywany był do osiągania politycznych wpływów. Taka sytuacja powodowała osłabienie jedności Kościoła. Bardzo wielu wiernych siłą wcielonych do Cerkwi z powrotem powracało do wspólnoty Kościoła Katolickiego. Jednym z głównych promotorów nawróceń na Polesiu był nasz patron.
Andrzej urodził się w 1591 roku. W 1611 roku wstąpił do nowicjatu jezuitów w Wilnie, gdzie w kolejnych latach otrzymał solidną formację duchową i intelektualną w prężnie rozwijającym się zakonie. Studiował na założonej przez jezuitów Akademii Wileńskiej. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1622 roku.
Apostołował w Wilnie, Pułtusku, Nieświeżu, Warszawie, Łomży a następnie przez wiele lat w Pińsku. Spełniał funkcje przełożonego i wychowawcy. Zawsze starał się dbać o ubogich, wspierał chorych, odwiedzał więźniów. Będąc w Braniewie opiekował się biednymi. W tych odległych czasach wielu było opuszczonych chrześcijan, którzy byli jak owce nie mające pasterza! Ci, którzy mieszkali pod jednym dachem ze św. Andrzejem, podkreślali jego codzienną troskę o modlitwę, dobroć i pogodę ducha.
Nasz Święty na co dzień doświadczał trudów misjonarskiej działalności. W ostatnim okresie swojego życia był zawsze w drodze. Spieszył się, jakby świadomy rychłej śmierci. Cały pochłonięty był misją głoszenia Ewangelii. Trwał w Chrystusie jak latorośl w winnym krzewie. Codziennie odprawiał Eucharystię uczestnicząc w tajemnicy Jezusowego Krzyża.
Św. Andrzej ufał Jezusowi powierzając każdy kolejny dzień swojego życia, który był wypełniony głoszeniem Słowa i udzielaniem sakramentów świętych. Troszczył się o wychowanie młodzieży, pocieszał strapionych, niósł ulgę chorym. Nie zniechęcał się trudnościami podejmując coraz to bardziej odważne misje, nie bacząc na czekające go niebezpieczeństwa i przeciwności. Pozostał “duszochwatem” pomimo zacieśniającego się wokół niego kręgu nieprzyjaciół i wciąż narastającego zagrożenia dla życia. Za świętym Pawłem, pełen ufności, powtarzał: i w życiu i w śmierci należę do Pana! Święty Andrzej był rozpalony ogniem miłości, od którego zapalali się inni. W 1657 roku poniósł śmierć męczeńską całkowicie oddany Bogu w ofiarnej żertwie!
Całe jego zakonne i kapłańskie życie było przygotowaniem na tę ostatnią zwycięską walkę! Czy pragnął męczeństwa? Wśród jezuitów w tamtych czasach takie pragnienie było dość powszechne. W tym okresie śmiercią męczeńską ginęło ich bardzo wielu w Europie (Anglia), w Ameryce (Kanada) i w Azji (Japonia).
Święty Andrzej pozostał przy prawdzie Jezusowej Ewangelii będąc wierny własnemu sumieniu. Pragnął leczyć rany rozdartego brakiem jedności Kościoła. Nie złamały go nawet najokrutniejsze katusze, jakie mu zadawali rozwścieczeni Kozacy w Janowie Poleskim. Swoje męczeństwo przeżywał w duchu modlitwy zanoszonej przez Jezusa w Wieczerniku do Ojca: “…aby byli jedno!” (por. J 17, 20-26).
Także dzisiaj potrzeba Polsce “ludzi sumienia” – mówił do nas w Skoczowie w 1995 roku Sługa Boży Jan Paweł II. Bowiem walka duchowa wciąż trwa, ludzie objęci “tajemnicą pobożności” toczą bój na śmierć i życie z przeciwnikami Boga, będącymi na usługach “tajemnicy bezbożności”. Dzisiaj, podobnie jak w XVII wieku, potrzebni są “świadkowie wiary” troszczący się o jedność Kościoła, świadkowie Boga Żywego.
Spotkanie ze świętym męczennikiem przemienia! Powinno nas ono wyrywać z postawy ospałości i zniechęcenia prowadząc do spotkania z Chrystusem. Tylko On jest pewną Drogą do wiecznej radości, Prawdą, która wyzwala, i Życiem napełniającym nas radością.
Ten święty to patron niewygodny! Niektórzy twierdzą, że jest za mało ekumeniczny! Nic bardziej błędnego! On jest świadkiem całej Ewangelii i przypomina nam, że Pan założył Jeden Kościół na Skale, na Piotrze! Ta miłość do Papieża sprawiła, że relikwie naszego męczennika po wiekach dotarły do dalekiego Rzymu, tak bardzo bliskiemu sercu świętego Andrzeja!
Jan Paweł II pisał o ekumenizmie męczenników. Oni powrócili w XX wieku, a z nimi powrócił św. Andrzej. Powrócił po swojej pośmiertnej długiej tułaczce do Ojczyzny w pamiętnym 1938 roku. Bóg chciał przez niego umocnić naszych Rodaków w obliczu prób, jakie na nich czekały w czasie II wojny światowej i w okresie komunistycznego zniewolenia. Powrócił św. Andrzej i pozostał Patronem naszej trudnej wolności, która nieustannie domaga się ofiarnego życia! Na początku XIX wieku przepowiedział on odzyskanie niepodległości Polski po wielkiej wojnie. Nastąpiło to po całym wieku oczekiwania, trudu i modlitwy pełnej nadziei, w 1918 roku. Od 16 maja 2002 r. św. Andrzej Bobola jest drugorzędnym patronem Polski. Jego sanktuaria znajduje się w Warszawie i w Strachocinie na ziemi sanockiej, gdzie się urodził.
Dziękując Bogu za łaski otrzymane w AD 2009 roku, w ufnej modlitwie prośmy Męczennika:
Święty Andrzeju, mężny żołnierzu Pana,
któryś niestrudzenie walczył pod Sztandarem Krzyża,
uproś nam łaskę wiernego pod nim trwania,
razem z Maryją, Matką Kościoła.
Wypraszaj także nam łaskę żywej wiary
w moc Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana,
byśmy naśladowali Twoją gorliwość
i z większym niż dotąd zapałem głosili Ewangelię.
Pragniemy jak Ty, święty męczenniku,
być wiarygodnymi świadkami Jezusa
na początku XXI wieku. Amen.
Deon.pl
______________________________________________________________________________________________________________
15 maja
Święta Zofia, wdowa, męczennica
Zobacz także: • Święty Izydor Oracz • Święta Małgorzata z Kortony • Błogosławiona Zofia Maciejowska Czeska, zakonnica |
Greckie imię Zofia znaczy tyle, co “mądrość”. W IV w. Konstantyn I Wielki wystawił w Konstantynopolu bazylikę ku czci “Mądrości Bożej”, którą w wieku VI cesarz Justynian (+ 565) rozbudował i upiększył tak dalece, iż należała do najwspanialszych świątyń chrześcijaństwa. Być może, że właśnie ta świątynia Hagia Sophia (Świętej Mądrości Bożej) spopularyzowała imię Zofii. Posiadamy wiele żywotów św. Zofii w różnych językach, co świadczy, jak bardzo jej kult był powszechny. Są to jednak żywoty bardzo późne (wiek VII i VIII) i podają tak nieraz sprzeczne informacje, że trudno z nich coś pewnego wydobyć. Według tych tekstów Zofia miała mieszkać w Rzymie w II w. za czasów Hadriana I. Była wdową i miała trzy córki: Pistis, Elpis i Agape (Wiarę, Nadzieję i Miłość). Dziewczynki miały mieć odpowiednio 12, 10 i 9 lat. Namiestnik Antioch wezwał Świętą, by złożyła ofiarę kadzidła na ołtarzu bogini Diany. Kiedy Zofia stanowczo odmówiła, wyprowadzono jej nieletnie dzieci i poddano na oczach matki wyszukanym torturom. Nie załamało to wszakże bohaterskiej matki. Owszem, zdobyła się na to, że zachęcała swoje dzieci do wytrwania. Namiestnik, zdumiony takim męstwem, miał pozostawić Zofię przy życiu. Ta jednak zmarła z boleści za córkami na ich grobie. Inna wersja wspomina, że Zofia miała pochodzić z Mediolanu. Tam też miała ponieść wraz z córkami męczeńską śmierć. Papież Paweł I (756-767) sprowadził jej relikwie do kościoła S. Silvestro in Capite w Rzymie. Ze wszystkich opisów jedno wydaje się pewne: że taka Święta żyła, miała trzy córki i została umęczona za wiarę. Utwierdza nas w tym kult Zofii, bardzo wczesny i powszechny zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Dalszy rozwój jej kultu miał miejsce w połowie VII w. z chwilą sprowadzenia jej relikwii do alzackiego klasztoru w Eschau oraz za pontyfikatu papieża Sylwestra II. Obecnie relikwie wszystkich męczennic znajdują się w krypcie kościoła św. Pankracego w Rzymie. Zofia jest patronką matek, wdów, wzywana bywa w niedoli i w przypadku szkód wyrządzonych przez przymrozki. W ikonografii św. Zofia przedstawiana jest w otoczeniu trzech córek: Wiary, Nadziei i Miłości, trzymających w dłoniach krzyże. Mają często korony na głowach, a także miecze w dłoniach. |
______________________________________________________________________________________________________________
14 maja
Święty Maciej, Apostoł
Z Dziejów Apostolskich wynika, że Maciej był jednym z pierwszych uczniów Jezusa. Wybrany został przez Apostołów do ich grona na miejsce Judasza, po jego zdradzie i samobójstwie (Dz 1, 15-26). Maciejowi udzielono święceń biskupich i władzy apostolskiej przez nałożenie rąk. Piotr był przekonany, że tak jak Stary Testament opierał się na 12 synach Jakuba patriarchy, tak i Nowy Testament miał się opierać na 12 Apostołach. Skoro zaś liczba ta została zdekompletowana, należało ją uzupełnić. Tego samego zdania byli także inni Apostołowie. Rozstrzyganie spornych spraw przez losowanie było wówczas zwyczajem powszechnie przyjętym. Nie decydowała tu jednak przypadkowość czy jakiś inny wzgląd, ale głęboka wiara w nadprzyrodzoną interwencję Ducha Świętego. Wyraźnie wskazują na to słowa Księcia Apostołów: “Ty, Panie, znasz serca wszystkich, wskaż z tych dwóch jednego, którego wybrałeś” (Dz 1, 24). Poza opisem powołania nie ma o nim pewnych informacji. Według Euzebiusza z Cezarei, św. Maciej był jednym z 72 uczniów Pana Jezusa. Był pochodzenia żydowskiego, jak na to wskazuje pochodzenie wszystkich Apostołów, a także uczniów Chrystusa. Także hebrajskie imię teoforyczne Mattatyah (greckie Theodoros lub łacińskie Adeodatus – dar Jahwe) wskazuje na żydowskie pochodzenie Apostoła. O pracy apostolskiej św. Macieja nie możemy wiele powiedzieć, chociaż w starożytności chrześcijańskiej krążyło wiele legend na jej temat. Według nich miał on głosić najpierw Ewangelię w Judei, potem w Etiopii, wreszcie w Kolchidzie, a więc na rubieżach Słowian. Miał jednak ponieść śmierć męczeńską w Jerozolimie, ukamienowany jako wróg narodu żydowskiego i jego zdrajca. Natomiast Klemens Aleksandryjski (+ 215), najbliższy czasom św. Macieja, wyraża opinię, że Maciej zmarł śmiercią naturalną ok. roku 50 (inni podają rok 80). Wśród pism apokryficznych o św. Macieju zachowały się jedynie fragmenty tak zwanej Ewangelii św. Macieja oraz fragmenty Dziejów św. Macieja. Oba pisma powstały w wieku III i mają wyraźnie zabarwienie gnostyckie. Po prostu imieniem Apostoła chcieli posłużyć się jako szyldem heretycy, aby swoim błędom dać większą powagę i pozory prawdy. Relikwie św. Macieja miała odnaleźć według podania św. Helena, cesarzowa, matka Konstantyna Wielkiego. W czasach późniejszych miały zostać rozdzielone dla wielu kościołów. Są one obecnie w Rzymie w bazylice Matki Bożej Większej, w Trewirze w Niemczech i w kościele św. Justyny w Padwie. W Trewirze kult św. Macieja był kiedyś bardzo rozwinięty. Św. Maciej jest patronem Hanoweru oraz m.in. budowniczych, kowali, cieśli, stolarzy, cukierników i rzeźników oraz alkoholików i chorych na ospę. Wzywają go niepłodne małżeństwa oraz chłopcy rozpoczynający szkołę. W ikonografii przedstawiany jest św. Maciej w długiej, przepasanej tunice i w płaszczu. Jego atrybuty: halabarda, księga, krzyż; kamienie, miecz, topór, włócznia – którymi miał być dobity. |
_______________________________________________________________________________________
Judasz Iskariota i Maciej
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji generalnej, 18.10.2006
autor/źródło: , , LICENCJA: 0
***
Drodzy Bracia i Siostry!
W galerii portretów apostołów, powołanych bezpośrednio przez Jezusa w czasie Jego ziemskiego życia, których przedstawianie kończymy dzisiaj, nie możemy pominąć tego, który wymieniany jest zawsze na ostatnim miejscu pośród Dwunastu. Chodzi o Judasza Iskariotę. Wraz z nim chcemy ukazać tego, który został wybrany, aby go zastąpić — Macieja.
Już samo imię Judasz wywołuje u chrześcijan instynktowną reakcję nagany i potępienia. Istnieją różne opinie co do znaczenia przydomku «Iskariota». Najwięcej zwolenników ma tłumaczenie go jako «człowiek z Keriot», nawiązujące do wioski, z której pochodził, położonej w pobliżu Hebronu i dwukrotnie wspominanej w Piśmie Świętym (Joz 15, 25; Am 2, 2). Inni interpretują go jako odmianę słowa sicarius, wskazującego na wojownika uzbrojonego w sztylet, zwany po łacinie sica. Jeszcze inni dopatrują się w tym przydomku zwykłej transkrypcji hebrajsko-aramejskiego rdzenia, oznaczającego: «ten, który miał Go wydać». To określenie występuje dwukrotnie w czwartej Ewangelii — po wyznaniu wiary przez Piotra (por. J 6, 71), a następnie podczas namaszczenia w Betanii (por. J 12, 4). Inne fragmenty mówią o mającej dokonać się zdradzie: «ten, który Go zdradzał». Na przykład, podczas Ostatniej Wieczerzy, po zapowiedzi zdrady (por. Mt 26, 25), a potem w chwili pojmania Jezusa (por. Mt 26, 46. 48; J 18, 2. 5). Natomiast przy wymienianiu Dwunastu mowa jest o zdradzie jako fakcie dokonanym: «Judasz Iskariota, który właśnie Go wydał» — tak mówi Marek (por. 3, 19); Mateusz (10, 4) i Łukasz (6, 16) posługują się podobnymi określeniami. Zdrada jako taka dokonała się w dwóch etapach: przede wszystkim w fazie przygotowania planu, kiedy to Judasz uzgadnia z nieprzyjaciółmi Jezusa cenę — trzydzieści srebrników (por. Mt 26, 14-16), a następnie podczas jego realizacji — pocałowanie Mistrza w Getsemani (por. Mt 26, 46- -50). W każdym razie Ewangeliści podkreślają wyraźnie, że Judaszowi przysługiwał w pełni tytuł apostoła: wielokrotnie jest o nim mowa jako o «jednym z Dwunastu» (Mt 26, 14. 47; Mk 14, 10. 20; Łk 22, 3; J 6, 71). Co więcej, Jezus zwracając się do apostołów i mówiąc właśnie o nim, dwa razy wyraża się «jeden z was» (Mt 26, 21; Mk 14, 18; J 6, 70; 13, 21). A Piotr powie o Judaszu: «zaliczał się do nas i miał udział w naszym posługiwaniu» (Dz 1, 17).
Chodzi więc o postać należącą do grupy tych, których Jezus wybrał sobie jako najbliższych towarzyszy i współpracowników. Rodzi to dwa pytania, gdy próbuje się wyjaśnić, co się wydarzyło. Po pierwsze, pytamy się, jak Jezus mógł wybrać tego człowieka i obdarzyć go zaufaniem. W istocie, pomijając wszystko inne, chociaż Judasz był faktycznie skarbnikiem grupy (por. J 12, 6 b; 13, 29 a), w rzeczywistości nazwany jest również «złodziejem» (J 12, 6 a). Wybór pozostaje tajemnicą, tym bardziej że Jezus wypowiada odnośnie do niego bardzo surowy sąd: «biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany» (Mt 26, 24). Tajemnica staje się jeszcze bardziej nieprzenikniona co do jego wiecznego przeznaczenia, bo wiemy, że Judasz «opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: ‘Zgrzeszyłem, wydając krew niewinną’» (Mt 27, 3-4). I chociaż później oddalił się, poszedł i się powiesił (por. Mt 27, 5), nie do nas należy ocena jego czynu, ale do Boga nieskończenie miłosiernego i sprawiedliwego.
Drugie pytanie dotyczy przyczyny takiego postępowania Judasza: dlaczego zdradził Jezusa? Istnieją w tej kwestii różne hipotezy. Niektórzy uważają za przyczynę jego zachłanność na pieniądze. Inni opowiadają się za wyjaśnieniami o charakterze mesjańskim: Judasz rozczarował się widząc, że Jezus nie włączał do swojego programu wyzwolenia politycznego i zbrojnego swego kraju. W rzeczywistości teksty ewangeliczne zwracają uwagę na inny aspekt: Jan mówi wyraźnie, że «diabeł (…) nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydał» (13, 2). Podobnie pisze Łukasz: «Wtedy szatan wstąpił w Judasza, zwanego Iskariotą, który był jednym z Dwunastu» (Łk 22, 3). W ten sposób wykracza się poza uzasadnienia historyczne i za podstawę wyjaśnień przyjmuje się osobistą odpowiedzialność Judasza, który nieszczęśliwie uległ pokusie Złego. W każdym razie zdrada Judasza pozostaje tajemnicą. Jezus traktował go jako przyjaciela (por. Mt 26, 50), jednak zachęcając, by szedł za Nim drogą błogosławieństw, nie naruszał jego woli, nie chronił przed pokusami szatańskimi, szanując ludzką wolność.
Naprawdę wiele jest niegodziwości ludzkiego serca. Jedyny sposób zapobieżenia im polega na tym, by nie patrzeć na rzeczywistość w sposób tylko indywidualistyczny, autonomiczny, ale przeciwnie — by wciąż na nowo opowiadać się po stronie Jezusa, przyjmując Jego punkt widzenia. Powinniśmy się starać dzień po dniu żyć w pełnej komunii z Nim. Przypomnijmy sobie, że również Piotr chciał się Mu sprzeciwić, i temu, co Go czekało w Jerozolimie, ale otrzymał za to surową naganę: «nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku» (por. Mk 8, 32-33). Po swoim upadku Piotr wyraził skruchę i uzyskał przebaczenie oraz łaskę. Również Judasz żałował, ale jego żal przerodził się w rozpacz, i tak doszło do samounicestwienia. Jest to dla nas zachęta, by mieć zawsze na uwadze to, co mówi św. Benedykt na końcu zasadniczego, V rozdziału swojej Reguły: «Nigdy nie wątpić w Boże miłosierdzie». W rzeczywistości Bóg «jest większy niż nasze serca», jak mówi św. Jan (1 J 3, 20). Pamiętajmy więc o dwóch rzeczach. Po pierwsze, Jezus szanuje naszą wolność. Po drugie: Jezus oczekuje naszej gotowości do skruchy i nawrócenia. Jest pełen miłosierdzia i przebaczenia. Zresztą, gdy zastanawiamy się nad negatywną rolą, jaką odegrał Judasz, musimy postrzegać ją w szerszym kontekście wydarzeń, którymi kieruje Bóg. Zdrada Judasza doprowadziła do śmierci Jezusa, który przemienił straszliwą mękę w przestrzeń zbawczej miłości i ofiary złożonej z siebie Ojcu (por. Ga 2, 20; Ef 5, 2. 25). Słowo «zdradzić» jest odpowiednikiem greckiego słowa, które znaczy «wydać». Czasem jego podmiotem jest wręcz sam Bóg: to On z miłości «wydał» Jezusa za nas wszystkich (por. Rz 8, 32). W swym tajemniczym planie zbawczym Bóg traktuje niewybaczalny czyn Judasza jako okazję do całkowitego daru z Syna dla odkupienia świata.
Kończąc pragniemy wspomnieć również tego, który po Passze został wybrany w miejsce zdrajcy. W Kościele jerozolimskim było dwóch kandydatów, zaproponowanych przez wspólnotę, z których miano wybrać przez losowanie: «Józef, zwany Barsabą, z przydomkiem Justus, i Maciej» (por. Dz 1, 23). Właśnie ten ostatni został wybrany i «został dołączony do jedenastu Apostołów» (Dz 1, 26). O nim wiemy tylko tyle, że był świadkiem całej ziemskiej działalności Jezusa (por. Dz 1, 21-22), dochowując Mu wierności do końca. Do tej wielkiej wierności dołączyło się później Boże powołanie, by zajął miejsce Judasza, jakby dla zrekompensowania jego zdrady. Wyciągamy stąd ostatnią naukę: nawet jeśli w Kościele nie brakuje chrześcijan niegodnych i zdrajców, każdy z nas musi być przeciwwagą dla popełnianego przez nich zła przez składanie przejrzystego świadectwa Jezusowi Chrystusowi, naszemu Panu i Zbawicielowi.
Streszczenie katechezy w języku polskim, odczytane podczas audiencji generalnej:
Wspominamy dzisiaj postaci apostołów Judasza Iskarioty i Macieja. Judasz to ten, który zdradził Chrystusa. Za trzydzieści srebrników pocałunkiem w Getsemani wskazał Go arcykapłanom i starszym. Przez Chrystusa i pozostałych apostołów był zawsze traktowany jako jeden z ich grona. Chrystus powie wyraźnie: «jeden z was Mnie wyda» (Mt 26, 21). Rodzą się pytania: Dlaczego Pan Jezus, wiedząc o tym, wybrał tego człowieka i mu zaufał? Dlaczego Judasz zdradził swego Mistrza? Jedni odpowiadają, że był chciwy na pieniądze, inni, że był rozczarowany brakiem działań polityczno-militarnych ze strony Chrystusa na rzecz wyzwolenia ojczyzny. Św. Jan napisał, że było to działanie zła: «Wtedy szatan wstąpił w Judasza (…), który był jednym z Dwunastu» (Łk 22, 3).
Romano Guardini stwierdza, że Chrystus, cierpiąc na krzyżu, uczynił zdradę Judasza przestrzenią zbawczej miłości i oddania siebie Ojcu. Po zmartwychwstaniu Pana Jezusa na miejsce Judasza, poprzez losowanie, do grona apostołów włączono św. Macieja. Niewiele o nim wiemy oprócz tego, co mówią Dzieje Apostolskie, że był jednym z tych, którzy przez cały czas towarzyszyli Jezusowi w okresie Jego publicznej działalności. Niech doświadczenie apostołów, o których dzisiaj mówimy, uwrażliwia nas na potrzebę świadczenia o Chrystusie w świecie, w którym także współcześnie zdarzają się zdrady i niegodziwe czyny chrześcijan.
Słowo Papieża do Polaków:
Pozdrawiam serdecznie pielgrzymów polskich. W tym tygodniu przypada rocznica wyboru na Stolicę Piotrową mojego umiłowanego poprzednika Jana Pawła II. Życzę wam tu obecnym i całej wspólnocie Kościoła, by świadectwo życia i bogate nauczanie pasterskie Sługi Bożego owocowało czynami miłości i wiary. Niech Bóg wam błogosławi.
L’Osservatore Romano 1/2007/Opoka.pl
______________________________________________________________________________________________________________
13 maja
Najświętsza Maryja Panna Fatimska
Zobacz także: • Święty Serwacy, biskup • Święta Maria Dominika Mazzarello, dziewica |
W 1916 r. w niewielkiej portugalskiej miejscowości o nazwie Fatima trójce pobożnych dzieci: sześcioletniej Hiacyncie, jej o dwa lata starszemu bratu Franciszkowi oraz ich ciotecznej siostrze, dziewięcioletniej Łucji, ukazał się Anioł Pokoju. Miał on przygotować dzieci na przyjście Maryi. Pierwsze objawienie Matki Najświętszej dokonało się 13 maja 1917 r. Cudowna Pani powiedziała dzieciom: “Nie bójcie się, nic złego wam nie zrobię. Jestem z Nieba. Chcę was prosić, abyście tu przychodziły co miesiąc o tej samej porze. W październiku powiem wam, kim jestem i czego od was pragnę. Odmawiajcie codziennie różaniec, aby wyprosić pokój dla świata”. Podczas drugiego objawienia, 13 czerwca, Maryja obiecała zabrać wkrótce do nieba Franciszka i Hiacyntę. Łucji powiedziała, że Pan Jezus pragnie posłużyć się jej osobą, by Maryja była bardziej znana i kochana, by ustanowić nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca. Dusze, które ofiarują się Niepokalanemu Sercu Maryi, otrzymają ratunek, a Bóg obdarzy je szczególną łaską. Trzecie objawienie z 13 lipca przedstawiało wizję piekła i zawierało prośbę o odmawianie różańca. Następnego objawienia 13 sierpnia nie było z powodu aresztowania dzieci. Piąte objawienie 13 września było ponowieniem prośby o odmawianie różańca. Ostatnie, szóste objawienie dokonało się 13 października. Mimo deszczu i zimna w dolinie zgromadziło się 70 tys. ludzi oczekujących na cud. Cudem słońca Matka Boża potwierdziła prawdziwość swoich objawień. Podczas tego objawienia powiedziała: “Przyszłam upomnieć ludzkość, aby zmieniała życie i nie zasmucała Boga ciężkimi grzechami. Niech ludzie codziennie odmawiają różaniec i pokutują za grzechy”. Chociaż objawienia Matki Bożej z Fatimy, jak wszystkie objawienia prywatne, nie należą do depozytu wiary, są przez wielu wierzących otaczane szczególnym szacunkiem. Zostały one uznane przez Kościół za zgodne z Objawieniem. Dlatego możemy, chociaż nie musimy, czerpać ze wskazówek i zachęt przekazanych nam przez Maryję. Z objawieniami w Fatimie wiążą się tzw. trzy tajemnice fatimskie. Pierwsze dwie ujawniono już kilkadziesiąt lat temu; ostatnią, trzecią tajemnicę, wokół której narosło wiele kontrowersji i legend, św. Jan Paweł II przedstawił światu dopiero podczas swojej wizyty w Fatimie w maju 2000 r. Sam Ojciec Święty wielokrotnie podkreślał, że opiece Matki Bożej z Fatimy zawdzięcza uratowanie podczas zamachu dokonanego na jego życie właśnie 13 maja 1981 r. na Placu Świętego Piotra w Rzymie. |
_________________________________________________________________________________
Czy wszystko zostało już powiedziane o Fatimie?
Zawierzenie Maryi Kościoła i świata
W światowych mediach coraz częściej dochodzą do głosu wypowiedzi zwolenników marginalizacji fatimskiego orędzia. Próbuje się przekonać ludzi, że Fatima należy już do przeszłości, że jej zapowiedzi, proroctwa – a także ostrzeżenia, upomnienia i wezwania – były skierowane do minionych pokoleń; na progu nowego milenium Kościół powinien kierować się innymi, “aktualnymi” drogowskazami. Odnosi się czasem wrażenie, że jakaś siła dokłada wszelkich starań, by nie dopuścić do zrealizowania wszystkich próśb Matki Bożej, by doprowadzić jakby do cofania się ze szlaku tuż przed dotarciem do celu. Stąd mami się nas kolorowymi lampkami sensacji, atrakcyjnymi hasłami reklam…
Nietrudno o argumenty za przemilczaniem Fatimy. Rok 1984 przyniósł wypełnienie najważniejszej prośby Matki Bożej: kolejnego poświęcenia Rosji Jej Niepokalanemu Sercu. Rok 1991 przeszedł do historii jako kres imperium Rosji Radzieckiej. Rok 2000 zapisał się ujawnieniem trzeciej tajemnicy fatimskiej. Co jeszcze pozostało, co nie byłoby tylko elementem przeszłości?
Zwieńczeniem Wielkiego Jubileuszu Ojciec Święty uczynił uroczystość zawierzenia Kościoła i świata Niepokalanemu Sercu Matki Bożej – tak jak tego żądała Maryja w Fatimie. Przed nim pozostaje jeszcze jedno wielkie zadanie: ustanowienie nabożeństwa pierwszych sobót, które zapewni światu Bożą opiekę i przyniesie owoce nawrócenia.
Aktualność tematu
27 kwietnia br. s. Łucja powiedziała, że wizja fatimska mówi przede wszystkim o walce ateistycznego komunizmu z Kościołem i że opisuje ogromne cierpienia świadków wiary w XX wieku. Wydaje się celowe przytoczenie w tym miejscu zdania z listu s. Łucji, który skierowała 12 maja 1982 r. do Ojca Świętego: “Trzecia część tajemnicy odnosi się do słów naszej kochanej Pani: Jeżeli Rosja się nie nawróci, będzie swoje błędy rozszerzać na cały świat i wywoływać wojny i prześladowania Kościoła. Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie bardzo cierpiał, różne narody zostaną zniszczone”. Tymczasem Rosja jeszcze się nie nawróciła, a jej błędy wcale nie przeszły do lamusa historii, by mogły być poznawane jedynie z podręczników historii XX wieku. Wszystko wskazuje na to, że owe “błędy” świat przeniesie w kolejne milenium swoich dziejów. Sformułowane przez s. Łucję zdanie warunkowe (“Jeżeli Rosja się nie nawróci…”) wciąż obciąża naszą teraźniejszość i rzutuje na przyszłość.
Słowa z Fatimy
Przypomnijmy, co powiedziała Matka Boża w Fatimie 13 lipca 1917 r.: “Aby zapobiec wojnie…. zażądam poświęcenia Rosji mojemu Niepokalanemu Sercu i zadośćczyniącej Komunii w pierwsze soboty miesiąca. Jeżeli wysłuchają moich próśb, Rosja się nawróci i zapanuje pokój. Jeżeli nie, rozsieje swe błędy po całym świecie, doprowadzając do wojen i prześladowań Kościoła”. 13 czerwca 1929 r., w tzw. ostatnim objawieniu, Maryja powiedziała: “Rosja rozsieje swe błędy po całym świecie, doprowadzając do wojen i prześladowań Kościoła. Ojciec Święty będzie musiał dużo przecierpieć”. W maju 1936 r. s. Łucja odnotowała: ” Rozmawiałam z Panem Jezusem na temat poświęcenia Rosji. Pytałam Go, dlaczego nie nawróci Rosji bez Ojca Świętego i Jego aktu poświęcenia. Odpowiedział: ´Ponieważ chcę, aby cały mój Kościół uznał w tym poświęceniu tryumf Niepokalanego Serca Maryi, tak by kult Jej Niepokalanego Serca mógł się później rozszerzyć obok nabożeństwa do mego Serca…´”
Zwróćmy uwagę, że Maryja mówi o “błędach Rosji” jakby jednym tchem, łącząc je z ukazaną dzieciom wizją piekła. Jest to bardzo wymowne. Wskazuje na niezwykłą zależność między trwaniem Rosji w oddaleniu od Boga a potępieniem, które staje się udziałem wielu, bardzo wielu ludzi. Jakby były to naczynia połączone i rozszerzanie się “błędów Rosji” szerzej otwierało przed ludzkością bramy piekła. I jakby opróżnienie jednego naczynia pociągało za sobą opróżnienie drugiego…
Miejsce Rosji w orędziu
Czy możemy po ludzku zrozumieć ową “szatańską zależność”? Wiemy, że Rosja to kolebka ateistycznego systemu, który mocą prawa chciał wykreślić Boga z serc ludzi i zniszczyć sumienie człowieka. Ten system opracował metody walki z Kościołem. Manifest programowy walki z Kościołem na Kubie zawierał następujące zdania:
“Jeżeli ma istnieć demokracja… to najpierw trzeba ograniczyć wpływ Kościoła katolickiego i jego działalność.
Gdy walka polityczna i siły produkcyjne osiągną pewien poziom, znajdziemy się na pozycji, z której będziemy w stanie zniszczyć Kościół.
Na pierwszej linii naszego działania musi być nauczanie, przekonywanie i uświadamianie katolików, aby włączyli się w życie polityczne i społeczne. Krok po kroku będziemy wtedy zastępowali elementy religijne ideologią marksistowską.
Następnym krokiem będzie zniszczenie ogniwa łączącego Kościół z Watykanem. Kiedy oderwiemy Kościół od Watykanu, będziemy mogli sami ustalać i wybierać osoby mające otrzymać święcenia kapłańskie.
Jeżeli praktyki religijne pozostawimy własnej indywidualnej odpowiedzialności, to owe praktyki zostaną stopniowo zapomniane i zaniechane.
Nowa generacja zdominuje starszą, a religia stanie się epizodem z przeszłości.”
Ekspansję ateistycznego systemu powstrzymał dopiero Ojciec Święty Jan Paweł II. Uczynił to, wypełniając prośby Matki Bożej Fatimskiej.
Jan Paweł II a Rosja
Wszystko zaczęło się 13 maja 1981 r., kiedy to na Placu św. Piotra padły strzały wymierzone w Jana Pawła II. Wówczas powracający do zdrowia Papież zrozumiał, że “jedynym sposobem ocalenia świata od wojny, ocalenia od ateizmu, jest nawrócenie Rosji zgodnie z orędziem z Fatimy”. Papież świadomie przekroczył cienką granicę między wiarą a polityką i postanowił spełnić religijne, ale zarazem “polityczne” życzenie Matki Bożej, która domagała się w Fatimie poświęcenia Rosji Jej Niepokalanemu Sercu. Pamiętamy, że ostatecznie akt zawierzenia został wypowiedziany w Rzymie w 1984 r. i że zapoczątkował on w świecie ” nieoczekiwane przemiany”. Spełniły się zapowiedzi z Fatimy – upadł system komunistyczny. Autorem klęski Rosji jest obecny Papież. Zaświadczył o tym sam Gorbaczow… Zaś w fatimskim sanktuarium znalazł się nie tylko pocisk wystrzelony ku Ojcu Świętemu, ale i fragment muru berlińskiego…
“Błędy Rosji” dziś, “błędy Rosji” w nas
Mówiąc o “błędach Rosji”, w sposób naturalny kierujemy wzrok na Wschód – w stronę byłego imperium sowieckiego. Tymczasem powinniśmy spojrzeć również na Zachód i przypomnieć sobie słowa Ojca Świętego wypowiedziane w Fatimie, że zagrożenia nie ustąpiły, że przybierają nowe, jeszcze groźniejsze formy. Wydaje się, że pozostają one nadal tymi samymi “błędami”. Dlaczego?
Błędy Rosji rozpoczęły się na Zachodzie – to tam narodziła się idea komunizmu. Rosja stała się jedynie pierwszym miejscem opanowanym przez ten system i w konsekwencji potężnym narzędziem jego ekspansji. Do tego stopnia potężnym, że zaczęto utożsamiać system z krajem, który mu służył. Błędem było podporządkowanie się przez Rosję szatanowi, błędem było zanegowanie przez nią nieśmiertelnej wartości, jaką jest dusza ludzka, błędem było demoralizowanie społeczeństwa. Czy te ” błędy Rosji” nie rozszerzyły się na cały świat? Tak. One są widoczne w Stanach Zjednoczonych i w innych krajach świata, również w Polsce. Przejawem ducha “błędu” jest – jak mówi Papież – “życie tak, jakby Bóg nie istniał”. Tak dziś żyją społeczeństwa, a swym credo czynią nie wiarę w Boga miłości, lecz w bożka pieniądza i sukcesu.
Boża propozycja
Z nieba widać najlepiej. Bóg wie, że wyciągnięcie jednej cienkiej nitki z tkaniny różnorodnych wydarzeń historii świata może zburzyć całość misternie tkanego całunu, którym szatan pragnie okryć ludzkość. Tą do dziś nie wyciągniętą nitką jest nienawrócona Rosja. Kiedy się nawróci, tkany przez szatana całun stanie się początkiem szaty przygotowywanej na gody Baranka. Kiedy się nawróci, “błędy Rosji” ukażą światu całą kłamliwą brzydotę… Stąd propozycja, którą Bóg skierował do nas w objawieniu Matki Bożej Fatimskiej: trzeba poświęcić Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi, trzeba umieścić w Rosji zaczyn łaski, jaki wiąże się z tym poświęceniem. Tak, tylko łaska z nieba może wypchnąć świat z kolein, pod jakimi podąża.
* * *
Za dużo poezji w tych pisanych z Zakopanego rozważaniach? Ale tylko przez alegorię można próbować nazwać Nienazwanego i opisać drogi Jego Opatrzności. Tylko obrazy i symbole są w stanie przybliżyć nam tajemnicę Wysłannicy z Nieba – Matki Boga, której Jezus z wysokości krzyża zawierzył każdego z nas. I tylko wówczas, gdy Niepokalane Serce Maryi będzie mogło przemówić bezpośrednio do naszego serca, zrozumiemy postawę Ojca Świętego i jego pragnienie, by na progu nowego tysiąclecia raz jeszcze zawierzyć Kościół, świat i Rosję Sercu Matki i powstrzymać trwającą nadal cichą ekspansję “błędów Rosji”, które nie pozwalają nam cieszyć się pokojem i doświadczać opieki nieba.
ks. Mirosław Drozdek SAC/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
12 maja
Święty Leopold Mandić z Hercegnovi, prezbiter
Bogdan Mandić urodził się 12 maja 1866 r. w Herceg Novi (Castelnuovo) w Dalmacji (obecnie Czarnogóra nieopodal granicy z Chorwacją). Był ostatnim z dwanaściorga dzieci w ubogiej chorwackiej rodzinie Piotra i Karoliny z domu Zarević. Wychował się w dużej biedzie materialnej, ale w atmosferze głębokiej miłości i pobożności. W 1884 roku wstąpił do kapucynów, przyjmując imię Leopold. Cztery lata później złożył śluby wieczyste. 20 września 1890 roku w Wenecji został wyświęcony na kapłana. Był bardzo niewielkiego wzrostu – liczył zaledwie 135 centymetrów, utykał. Mówił na tyle niewyraźnie, że przełożeni odsuwali go od głoszenia kazań. Leopold pragnął wrócić do swojej ojczyzny, aby tam propagować jedność między chrześcijanami różnych Kościołów oraz prowadzić dialog z muzułmanami i żydami. Przełożeni powierzyli mu jednak inne zadanie. Uznali, że jego “terenem misyjnym” będzie konfesjonał. Przebywając w ciasnej celi zakonnej, Leopold był po kilkanaście godzin dziennie do dyspozycji wiernych. Służył wszystkim, którzy prosili o pojednanie z Bogiem. Nie tylko udzielał rad i służył jako spowiednik, ale za penitentów ofiarował także swoje cierpienia. Posiadał charyzmat czytania w sumieniach tych, którzy przychodzili do niego po radę i pojednanie z Bogiem. W 1906 r. został skierowany do pracy w klasztorze Świętego Krzyża w Padwie. W trakcie I wojny światowej trafił do więzienia, bo nie chciał się wyrzec chorwackiego obywatelstwa. Zakładał sierocińce, opiekował się ubogimi. Przez całe życie zmagał się ze słabościami i chorobami. Zmarł w wieku 76 lat 30 lipca 1942 r. w Padwie z powodu choroby nowotworowej. Jego beatyfikacja nastąpiła 2 maja 1976 r. i dokonał jej papież Paweł VI; św. Jan Paweł II rozciągnął jego kult na cały Kościół i wpisał go do katalogu świętych w siedem lat później, w piątą rocznicę inauguracji swego pontyfikatu – 16 października 1983 r. Nazwał go “Apostołem sakramentu pojednania”, ustanawiając go orędownikiem zarówno penitentów, jak i spowiedników. Obecnie jego wspomnienie przypada w rocznicę jego narodzin dla ziemi (12 maja). | |
_______________________________________________________________________________
Św. Leopold Mandić
Całym sensem mojego życia winien być Boży plan, tzn. abym i ja na swój sposób uczynił coś, by pewnego dnia zgodnie z Bożą Mądrością, która decyduje o wszystkim z mocą i łagodnością, oddzieleni ze wschodu powrócili do katolickiej jedności. Muszę być zawsze gotowy pracować. Urodziliśmy się do trudu, a odpoczniemy w raju. Zostałem powołany dla zbawienia mojego narodu, tzn. narodu Słowian, a zarazem zostałem powołany dla zbawiania dusz, szczególnie przez udzielanie sakramentu pojednania.
św. Leopold Mandić
Święci uświęcają miejsca w których żyli: św. Franciszek swe eremy, Antoni – Padwę, Jan Vianney – Ars, a Pio z Pietrelciny – San Giovanni Rotondo. W Padwie jednak istnieje nie tylko bazylika „Świętego”. Znanym miejscem stała się również pewna celka-konfesjonał w klasztorze kapucynów przy placu św. Krzyża. To tutaj przez ponad trzydzieści lat św. Leopold Mandić słuchał spowiedzi licznych penitentów. Miejsce to ocalało podczas nalotu bombowego 14 maja 1944 roku, co przewidział ten niewysoki kapucyn: „Kościół i klasztor zostaną uszkodzone przez bomby, ale nie ta celka. W niej Bóg okazał duszom tyle miłosierdzia. Musi pozostać jako pomnik Jego dobroci”. Na tych kilku metrach kwadratowych zamknięte było całe życie świętego spowiednika. Nie łatwo je opowiedzieć, gdyż było zbyt pokorne, ukryte przed mądrością świata.
Urodził się 12 maja 1866 roku w Herzog Novi, w Dalmacji, przy wejściu Zatoki Kotorskiej do Adriatyku, jako najmłodsze z 12 dzieci. Na chrzcie, 13 czerwca, otrzymał imię Bogdan. Jego ojciec, Piotr Mandić, syn rybaka i kupiec, ożenił się z Carlottą Zarević. Oboje byli zdeklarowanymi katolikami. Wspomnienie matki często wypływało z jego serca: „Charakteryzowała ją nadzwyczajna dobroć. Zwłaszcza jej zawdzięczam to, kim jestem”. Był chłopcem myślącym, spokojnym i bardzo inteligentnym. Jego zainteresowania skupiały się na domu, szkole i kościele. Jednak charakter miał żarliwy. 16 listopada 1882 roku, w wieku siedemnastu lat, wstąpił do seminarium kapucynów w Udine.
Kapucyńskie powołanie Bogdana zrodziło się z ogromnego pragnienia apostolatu. Wyjechał, aby powrócić do „swojego ludu” jako misjonarz. Apostolski impuls pochodził również z zainicjowanych przez papieża Leona XIII celebracji franciszkańskich. W ciągu dwóch lat spędzonych w Udine starał się w milczeniu i przez samokontrolę skorygować defekt wymowy – uciążliwe jąkanie, które nie pozwalało mu komunikować się z innymi, choć bardzo tego pragnął ze względu na swój serdeczny i ekstrawertyczny charakter. Bardzo szybko okazał się wzorem we wszystkim. Rok próby spędził w Bassano del Grappa (Vicenza), gdzie 2 maja 1884 roku wraz z habitem kapucyńskim przyjął imię Leopold. Potem przyszły trzy lata filozofii w Padwie (1885– 1888). 18 czerwca 1887 roku – jak sam napisał – po raz pierwszy usłyszał głos Boga, który mówił o powrocie odłączonego Kościoła wschodniego do katolickiej jedności. I to właśnie stało się fundamentem jego całego życia, refrenem jego aspiracji, celem jego misji.
Jesienią 1888 roku przeniósł się do klasztoru Odkupiciela, na wenecką wyspę Giudecca, gdzie dwa lata studiował teologię. 20 września 1890 roku w kościele Zbawienia (de La Salute) otrzymał święcenia kapłańskie. Wydawało się, że jego misjonarskie marzenie jest bliskie realizacji. Od razu poprosił przełożonych, aby wysłali go jako misjonarza do krajów Orientu. Odpowiedź była negatywna: za bardzo się jąkał i przełożeni uważali, że się nie nadaje. Kolejne prośby także zostały odrzucone. Przyjął to posłusznie i w milczeniu; wycofał się w tajemnicę modlitwy o jedność oraz w cień konfesjonału. Tu przed małym bratem otwierała się misyjna przestrzeń znacznie rozleglejsza niż ziemie Wschodu. Codzienna Msza św. przeżywana jako ekumeniczne zobowiązanie podsycała światło jego powołania, które uwalniało się następnie w konfesjonale – przenikliwe i pełne mądrości.
W ciągu siedmiu lat pobytu w Wenecji nieustannie przypominał o swych misyjnych pragnieniach i choć był tak niski, że w habicie wydawał się niezdarny, stał się wzorcem, prawdziwym mistrzem duchowym, obdarzonym szczególnymi nadprzyrodzonymi darami. Krótka, trzyletnia przerwa w schronisku w Zarze wydawała się przybliżać go do ekumenicznego ideału. Nie angażując się w żadne bezpośrednie działania, czuł się tam jednak bardzo dobrze, był bowiem blisko swego narodu. Wezwany powrócił do Włoch, tym razem do Bassano, gdzie kolejne pięć lat spędził w konfesjonale, na modlitwie i studium swoich umiłowanych autorów: św. Tomasza i św. Augustyna.
W 1905 roku przez rok był wikarym w klasztorze w Capodistrii. Po powrocie do Włoch spędził trzy lata w Thiene (Vicenza), w sanktuarium Madonna dell’Olmo [Maryja, która objawiła się na Wiązie – dopisek tłumacza]. Pracował tam z grupami Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego, wiele nocy spędzając na modlitwie – zwłaszcza po tym, jak żart zrobiły mu trzy młode robotnice, przez co został zawieszony w posłudze w konfesjonale. Wydawało mu się, że wszystko się rozpada: jego powołanie dla Wschodu, pragnienie aktywnego apostolatu, służba ludziom. Był malutkim bratem, który poza konfesjonałem do niczego się nie nadawał, a i tego mu zabroniono. Pozostało mu wyrzeczenie się samego siebie i mistyczne zanurzenie w modlitwie, które jednocześnie napełniało go bólem i podnosiło na duchu.
W 1909 roku został przeniesiony do Padwy. Przełożeni powierzyli mu kierowanie studentami oraz nauczanie patrologii. Pojawił się w nim nowy zapał apostolski, przejawiający się zwłaszcza pragnieniem głoszenia kazań. Był do tego dobrze przygotowany tak przez własną lekturę, jak i przez nauczanie. Wstrząsem była dla niego świadomość, że wielu kapłanów i zakonników odwoływało się w homiliach do świeckiej wiedzy. Mimo iż z powodu jąkania nie miał daru przemawiania, potrafił zakorzenić w innych upodobanie do przepowiadania opartego na Ewangelii. Padewski okres intensywnego pogłębiania wiedzy i zaangażowania dydaktycznego stanowił dramatyczną kulminację jego misyjnego i ekumenicznego powołania, które przekształciło się w heroiczną ofiarę z siebie. W styczniu 1911 roku pisał do swego ojca duchowego, który mu odpowiedział: „Bądź pewny, że ta postawa modlitwy i ofiary przed Ojcem wszystkich ludzi przyczyni się bardzo dla dobra odłączonych ludów”. 19 listopada 1912 roku ofiarował się Bogu za swoich studentów.
Te heroiczne akty są wyrazem przemiany jego życia, początku jego nowego, duchowego wymiaru. Ojciec Leopold wybrał styl życia charakteryzujący się duchem ofiary – tak w radykalnym posłuszeństwie, które przyjęło cechy twardego posłuszeństwa ignacjańskiego, jak i w mistycznym ogołoceniu, przeżywanym w całym bogactwie jego silnej dalmackiej natury. Miał już czterdzieści siedem lat. Bardzo trudno było mu zrezygnować z marzeń o apostolacie misyjnym i zamienić je na cierpienia przyjmowane w zjednoczeniu z Chrystusem i św. Franciszkiem. Jak pisze jeden z biografów, „oddawał, co tylko mógł z siebie ofiarować – fizycznie i egzystencjalnie – uczniom, penitentom i przyjaciołom”.
Jego życie było męczeństwem konfesjonału, ukrzyżowaniem w konfesjonale, zwłaszcza od 1914 roku, gdy został zwolniony z kierowania studentami. Jednak jego serce na zawsze pozostało na Wschodzie. Z tego powodu nigdy nie przyjął włoskiego obywatelstwa, nawet gdy podczas pierwszej wojny światowej, w latach 1917–1918, wiązało się to z koniecznością pielgrzymowania od klasztoru do klasztoru po całych południowych Włoszech, jako że był obywatelem imperium habsburskiego pozostającego z Włochami w stanie wojny. Kiedy w 1923 roku Istria i Kvarner zostały wcielone do Włoch, ojca Leopolda posłano do Zary jako spowiednika. Tę dobrą zmianę przyjął z wielką radością i natychmiast udał się na nowe miejsce, jednak już 16 listopada przeniesiono go z powrotem do Padwy. Niespodziewany wyjazd zaniepokoił jego bardzo licznych penitentów, którzy poprosili o interwencję biskupa Eliasza Dalla Costa. Minister prowincjalny, br. Odoryk z Pordenone, został zmuszony do odwołania wcześniejszej decyzji, a mały brat kontynuował swe milczące męczeństwo. Nieco radości dał mu kurs języka chorwackiego dla młodych współbraci, który prowadził w Wenecji w 1924 roku. Wiedział, że w ten sposób przygotowuje misjonarzy dla Wschodu, dlatego ubogacał kurs dygresjami o charakterze apostolskim. Miał wówczas pięćdziesiąt pięć lat. 13 listopada 1927 roku zredagował na kartce swój kolejny ślub w intencji powrotu odłączonych braci wschodnich do katolickiej jedności.
Do jego konfesjonału przychodzili wszyscy: mali i wielcy, wykształceni i prości, zakonnicy, kapłani, klerycy i świeccy. Aż do śmierci ojciec Leopold udzielał sakramentu pojednania i miłosierdzia zamknięty w pokoiku – dwa na trzy metry – z maleńkim, źle wykonanym oknem, wychodzącym na niewielki, duszny dziedziniec. Jego Wschodem stała się każda dusza przychodząca do niego i prosząca go o duchową pomoc. 13 grudnia 1941 roku napisał: „Każda dusza, która będzie potrzebowała mojej posługi, stanie się dla mnie Wschodem”. Spowiadał od dziesięciu do dwunastu godzin dziennie, nie przejmując się zimnem ani upałem, zmęczeniem i chorobami. „Proszę być spokojnym – mówił swoim penitentom – proszę złożyć wszystko na moje barki, a ja się tym zajmę”. I nakładał na siebie pokuty, modlitwy, nocne czuwania, posty i biczowanie do krwi. Z radością szedł na spotkanie każdego penitenta. Więcej nawet – dziękował im i chętnie by każdego uściskał. Pewnego dnia wysłuchał spowiedzi na kolanach, gdyż penitent przez pomyłkę usiadł na jego miejscu.
Posądzano go o laksyzm, o to, że miał „szeroki rękaw”. Wycierpiał wiele niesłusznych oskarżeń. Odpowiadał na nie z wielkim doświadczeniem Bożego miłosierdzia, wskazując na Ukrzyżowanego: „Jeśli Ukrzyżowany wypomniałby mi „szeroki rękaw”, powiedziałbym Mu: taki przykład, błogosławiony Panie, dałeś mi Ty, a ja jeszcze nie doszedłem do szaleństwa umierania za dusze!”. Historia jego konfesjonału mogłaby być królewską historią, radosnym tańcem charyzmatów, łask i cudów, ale byłoby za dużo do opowiadania. Ostateczna ofiara była już bowiem bliska.
Pod koniec jesieni 1940 roku stan jego zdrowia zaczął się stopniowo pogarszać. Na początku kwietnia 1942 roku znalazł się w państwowym szpitalu. Miał raka przełyku, ale nie przejmował się tym. W klasztorze wrócił do spowiadania. Bał się jednak śmierci i bólu, który go niszczył. 29 lipca 1942 roku spowiadał bez przerwy, a następnie całą noc spędził na modlitwie. Rankiem, 30 lipca, podczas przygotowania do Mszy św. zemdlał. Przeniesiony do łóżka przyjął sakrament chorych i gdy z wzniesionymi rękami, jakby szedł z kimś na spotkanie, kończył odmawiać „Witaj Królowo”, wydał ostatnie tchnienie. Podczas uroczystego pogrzebu przy jego trumnie znalazła się cała Padwa. Trzydzieści cztery lata później, 2 maja 1976 roku, Paweł VI ogłosił go błogosławionym, a 16 października 1983 roku Jan Paweł II zaliczył w poczet świętych.
(fragment książki „Śladami Świętych”)
Biuro Prasowe Kapucynów – Prowincja Krakowska
______________________________________________________________________________________________________________
11 maja
Święci Odon, Majol, Odylon i Hugon
oraz błogosławiony Piotr, opaci kluniaccy
Zobacz także: • Święty Mamert, biskup • Święty Ignacy z Laconi, zakonnik • Święty Franciszek de Hieronimo, prezbiter |
Opactwo w Cluny zostało założone 11 września 910 r. przez księcia Akwitanii Wilhelma Pobożnego. Mianował on pierwszego opata, ale nadał opactwu przywilej nominacji kolejnych przełożonych. Dzięki temu Cluny było wolne od wpływu władzy świeckiej, podporządkowano je bezpośrednio władzy papieża. Pierwszym mianowanym przez zakonników opatem (a więc drugim chronologicznie) został w 927 r. Odon. Urodził się on ok. 878 r. w Maine we Francji jako syn rycerza Abbona. Wychowywał się na książęcym dworze Wilhelma Akwitańskiego. W wieku 19 lat został kanonikiem w kościele św. Marcina w Tours. Został wysłany na studia teologiczne i muzyczne do Paryża; odbył je pod duchowym kierownictwem św. Remigiusza z Auxerre. Po powrocie do domu spędził rok w pustelni na modlitwie, postach i umartwieniu. Kilka lat później wstąpił do benedyktynów w Baume. Tamtejszy opat, św. Bernon, dostrzegł w Odonie niepospolite zalety, które predysponowały go do odegrania znacznej roli w dziele reformy klasztornej. Dlatego też w roku 924 naznaczył go na swojego następcę jako opata sprawującego zwierzchność nad klasztorami w Baume i Cluny. Odon zdołał jednak objąć rządy opackie jedynie w Cluny, które odłączyło się ostatecznie od Baume. Dzięki niemu Cluny otrzymało potwierdzenie niezależności i zyskało znaczenie w ówczesnej Europie. Już w roku 937 siedemnaście klasztorów w Burgundii, Akwitanii, północnej Francji i Italii przystąpiło do reformy na wzór kluniackiej. Nie utworzyły one jeszcze formalnej kongregacji klasztorów, ale grunt do prawnego usankcjonowania międzyklasztornej więzi był przygotowany. Odon założył na Awentynie klasztor Matki Bożej, a także wprowadził reformy kluniackie do klasztorów na Monte Cassino i w Subiaco. Zmarł w Tours 18 listopada 942 r. Tam też został pochowany; jego relikwie spalili hugenoci w XVI w. Pozostawił po sobie sporą spuściznę literacką. Najcenniejszymi wśród niej są jego Collationes (eseje o moralności), długi poemat w heksametrach Occupatio, Vita sancti Geraldi Aurelianensis comitis (żywot św. Gerarda z Aurillac) oraz nieco utworów o charakterze liturgicznym (antyfony, hymny itp.). Następcą Odona został Aymard, który sprawował rządy od 942 r. do 954 r. Po nim opatem Cluny został św. Majol. Urodził się on między 906 a 915 r. w Valensole lub w Awinionie, w rodzinie bardzo zamożnej. Przez św. Bernona został mianowany kanonikiem katedralnym. Podjął studia w Lyonie. Po powrocie zaczął nauczać w szkole biskupiej. Gdy mieszkańcy Besançon zażądali, aby zasiadł na tamtejszej stolicy arcybiskupiej, odmówił i schronił się w Cluny. W latach 942-948 był tam bibliotekarzem i apokryzjariuszem, potem został koadiutorem opata Aymarda. Gdy ten ostatni w roku 954 zmarł, zajął jego miejsce. Majol roztropnie rządził opactwem, był też doradcą papieży, cesarzy i innych możnych tego świata. Reformę zawdzięcza mu wiele klasztorów we Francji, Niemczech i Italii. W roku 972 uczestniczył w zaślubinach Ottona II z Teofano. Gdy wracał, Saraceni porwali go na zboczach Wielkiego św. Bernarda, ale po kilku tygodniach wypuścili w zamian za duży okup. Kiedy w roku 974 zamordowano papieża Benedykta VI, cesarz chciał go osadzić na stolicy św. Piotra. Majol jednak propozycji nie przyjął. W 959 r. przedsięwziął budowę nowego kościoła przy opactwie. Konsekrowano go w roku 981. W dwanaście lat później, czując ubytek sił, wybrał na swego następcę Odylona. Odpowiadając na nalegania Hugona Kapeta, udał się do Saint-Denis, aby zreformować tamtejsze opactwo. Zmarł w drodze, w Sauvigny, w dniu 11 maja 994 r. Jego życiorysy komponowali Syrus, Odylon i Nagold. Kult Majola był przez stulecia jednym z najbardziej popularnych we Francji. Odylon urodził się w roku 962 w Mercoeur. Początkowo był kanonikiem w Brioude, ale ok. 990 r. opat Majol pociągnął go do życia benedyktyńskiego. Odylon został jego koadiutorem, a od roku 994 – następcą. Okazał się surowym dla siebie samego, ale pełnym dobroci dla drugich. W roku 997 wyprawił się do Paryża i Rzymu. Zetknął się wtedy z panującymi i papieżami. Dwa lata później spotkał się z cesarzową Adelajdą. Potem zaopatrzył ją na śmierć i zredagował jej żywot. W czasie wielkiego głodu w roku 1006 nie wahał się przetopić świętych naczyń oraz złotej korony ofiarowanej opactwu przez św. Henryka, aby zaradzić potrzebom ludu. Cluny przeżywało okres świetności i cieszyło się poparciem Henryka II, Roberta Pobożnego, Benedykta VIII i Jana XIX. Opat zadbał wówczas o odbudowę i modyfikację klasztornych obiektów, do mnichów wygłaszał liczne konferencje, ułożył żywot swego poprzednika i hymny ku jego czci. Kazał modlić się za dusze zmarłych zwłaszcza w dniu 2 listopada; zwyczaj ten, jako Dzień Zaduszny, z czasem przyjął się w całym Kościele zachodnim. Przyczynił się też razem z Ryszardem z Saint-Vanne do ustanowienia treuga Dei: zawieszenia broni i ustania wszelkiej wrogości od wieczora w środę do poranka w poniedziałek. W roku 1047 jeszcze raz wizytował podległe mu klasztory i udał się do Rzymu. Zmarł 1 stycznia 1049 r. w Souvigny. W roku 1063 Piotr Damiani jako legat papieski konsekrował tam kościół, dokonał podniesienia relikwii Odylona i przygotował nową redakcję jego żywota.Kolejnym opatem został Hugon. Urodził się w roku 1024 w Burgundii. Ojciec pragnął, by został rycerzem; Hugon jednak schronił się w opactwie w Cluny. W 1044 r. wyświęcony został na kapłana, a wkrótce potem mianowano go przeorem. Pięć lat później zmarł jego mistrz – opat Odylon. Hugon, który w tym czasie przebywał na sejmie w Wormacji, objął po nim rządy w Cluny, które sprawować miał przez sześćdziesiąt lat. W tym czasie odegrał doniosłą rolę w usunięciu grożącego sporu przy wyborze Leona IX. Dziewięciu kolejnym papieżom służył cennymi radami i szeroko zakrojoną współpracą. Na Węgrzech wiódł negocjacje pokojowe między królem Andrzejem I a cesarzem Henrykiem IV; u boku legatów papieskich brał czynny udział w licznych synodach; towarzyszył samym papieżom w ich podróżach po Francji. Skłonił Bernarda, opata w St. Victor, do spisania zwyczajów (Consuetudines) kluniackich, a następnie zorganizował zależne od Cluny fundacje benedyktyńskie w jedną kongregację i ustanowił dla niej kapitułę generalną. W tym celu odbył wiele podróży do Niemiec, Hiszpanii, Węgier i Italii. Hugon wybudował w Cluny olbrzymią pięcionawową bazylikę: w roku 1095 Urban II poświęcił w niej główny ołtarz. Hugon I – bo tak go w Cluny nazywano – zmarł 28 lub 29 kwietnia 1109 r. Ostatnim ze wspominanych dziś w zakonach benedyktyńskich opatów kluniackich był Piotr zwany Czcigodnym. Urodził się około 1094 r. w Owernii. Rodzice powierzyli go jako oblata przeoratowi benedyktynów w Sauxillanges. W 1109 r. złożył profesję zakonną. Był potem przeorem w Vézelay i w Domne. W sierpniu 1122 r. obrano go opatem w Cluny. Był nim do swej śmierci, która nastąpiła 25 grudnia 1156 r. W czasie swych długoletnich rządów śledził pilnie rozwój zakonu, w czym pomagały mu podróże do Anglii, Italii i Niemiec. Jego poglądy na monastycyzm stały się okazją do polemiki ze św. Bernardem z Clairvaux. Był mężem modlitwy i wielkiego serca. Pozostawił po sobie kilka dziełek apologetycznych: Tractatus adversus Petrobrusianos haereticos, Summula quaedam brevis contra haereses et sectam diabolicae fraudis Saracenorum oraz Tractatus adversus Iudaeorum inveteratam duritiem. W De miraculis pozostawił interesujące świadectwo średniowiecznego pojmowania świętości. Kazał przetłumaczyć na łacinę Koran. Z dziełka, napisanego na temat Księgi islamu, zachowały się tylko dwa rozdziały. Ułożył też kilka hymnów liturgicznych i innych utworów poetyckich. Dysponujemy także jego obfitą korespondencją. Jego żywot wkrótce po 1156 r. napisał Rudolf, mnich z Cluny. U benedyktynów wspomina się go razem z innymi świętymi opatami tego ośrodka, w dniu 11 maja. |
______________________________________________________________________________________
Św. Odon z Cluny
Opactwo benedyktyńskie w Cluny/fot. Roman Koszowski/Gość Niedzielny
***
Postać św. Odona, opata Cluny sytuuje się w owym średniowieczu monastycznym, w którym nastąpiło zaskakujące spopularyzowanie się w Europie życia i duchowości, inspirowanych Regułą św. Benedykta.
Katecheza Benedykta XVI z 2 września 2009.
Drodzy bracia i siostry,
po długiej przerwie chciałbym powrócić do prezentacji wielkich Pisarzy Kościoła Wschodu i Zachodu z czasów średniowiecza, albowiem w ich życiu i w ich pismach widzimy niczym w zwierciadle, co to znaczy być chrześcijaninem. Dziś proponuję wam świetlaną postać św. Odona, opata Cluny: sytuuje się ona w owym średniowieczu monastycznym, w którym nastąpiło zaskakujące spopularyzowanie się w Europie życia i duchowości, inspirowanych Regułą św. Benedykta. W owych stuleciach doszło do cudownego pojawienia się i rozmnożenia klasztorów, które rozgałęziwszy się na kontynencie, szerzyły na nim ducha i wrażliwość chrześcijańską. Św. Odon prowadzi nas w szczególności do jednego klasztoru – w Cluny, który w średniowieczu należał do najznakomitszych i najsławniejszych, a i dziś jeszcze jego majestatyczne ruiny są znakiem chwalebnej przeszłości ze względu na intensywne oddanie się ascezie, nauce, a zwłaszcza kultowi Bożemu, spowitemu w dostojeństwo i piękno.
Odon był drugim opatem Cluny. Urodził się około roku 880, na pograniczu Maine i Touranie we Francji. Ojciec poświęcił go św. biskupowi Marcinowi z Tours, w którego dobroczynnym cieniu i w którego pamięci spędził potem całe życie, kończąc je w pobliżu jego grobu. Wybór konsekracji zakonnej poprzedziło u niego doznanie szczególnego momentu łaski, o którym sam opowiadał jednemu z mnichów, Janowi Włochowi, który został w przyszłości jego biografem. Odon był wtedy w wieku dojrzewania, miał około szesnastu lat, gdy w wigilię Bożego Narodzenia poczuł, że samorzutne płynie z jego ust następująca modlitwa do Dziewicy: „Pani moja, Matko Miłosierdzia, Tyś tej nocy wydała na świat Zbawiciela; bądź łaskawie dla mnie Orędowniczką. Uciekam. się, najlitościwsza, do Twego Syna, któregoś w sposób tak chwalebny i niezwykły zrodziła, nakłoń ucha swego miłosierdzia na moje prośby” (Vita sancti Odonis, I,9: PL 133,747). Odtąd za pomocą określenia „Matka Miłosierdzia”, którego młody Odon użył wówczas do Maryi Panny, zwracać się będzie zawsze do Maryi, nazywając Ją także „jedyną nadzieją świata (…), dzięki której otwarte nam zostały bramy raju” (In veneratione S. Mariae Magdalenae: PL 133,721). W owym czasie zetknął się z Reguła św. Benedykta i zaczął przestrzegać jej niektórych nakazów, „nosząc, choć nie był jeszcze mnichem, lekkie brzemię mnisie” (tamże, I,14: PL 133,50). W jednym z kazań Odon wysławiać będzie Benedykta jako „światło, co świeci na ciemnym etapie tego życia” (De sancto Benedicto abbate: PL 133,725) i nazwie go „mistrzem dyscypliny duchowej” (tamże, PL 133,727). Z miłością podkreśli, że pobożność chrześcijańska „z żywą słodyczą wspomina” go, mając świadomość, że Bóg wyniósł go „pośród najwyższych i wybranych Ojców Kościoła świętego” (tamże.: PL 133,722).
Zafascynowany ideałem benedyktyńskim Odon opuścił Tours i wstąpił jako mnich do opactwa benedyktyńskiego w Baume, by następnie przejść do Cluny, którego w 927 r. został opatem. Z tego ośrodka życia duchowego mógł wywierać wielki wpływ na klasztory kontynentu. Z jego kierownictwa i jego reformy korzystały także we Włoszech liczne klasztory, w tym św. Pawła za Murami. Odon kilka razy odwiedził Rzym, docierając także do Subiaco, Montec Cassino i Salerno. To właśnie w Rzymie zachorował latem 942 r. Czując zbliżający się koniec, ze wszystkich sił pragnął powrócić do swego św. Marcina z Tours, gdzie zmarł w oktawie wspomnienia świętego, 18 listopada 942 roku. Biograf, podkreślając u Odona „cnotę cierpliwości”, wymienia długą listę innych jego cnót, jak pogarda dla świata, gorliwość za dusze, zaangażowanie na rzecz pokoju w Kościele. Wielkim pragnieniem opata Odona była zgoda między królami i książętami, przestrzeganie przykazań, troska o biednych, naprawa młodzieży, szacunek dla starszych (por. Vita sancti Odonis, I,17: PL 133,49). Kochał małą celę, w której mieszkał, „niewidziany przez nikogo i zabiegający o to, by podobać się tylko Bogu” (tamże, I,14: PL 133,49). Nie omieszkał jednak, jako „źródło obfite”, sprawować posługi słowa i przykładu, „płacząc nad ogromem nędzy tego świata” (tamże, I,17: PL 133,51). W jednym tylko mnichu, komentował jego biograf, znajdowały się zgromadzone rozmaite cnoty, występujące w rozproszeniu w innych klasztorach: „Jezus w swojej dobroci, czerpiąc z wielu ogrodów mniszych, tworzył w niewielkim miejscu raj, aby nawodnić z jego źródła serca wiernych” (tamże, I,14: PL 133,49).
Postać św. Odona, opata Cluny sytuuje się w owym średniowieczu monastycznym, w którym nastąpiło zaskakujące spopularyzowanie się w Europie życia i duchowości, inspirowanych Regułą św. Benedykta. Katecheza Benedykta XVI z 2 września 2009.
W jednym z fragmentów kazania ku czci Marii z Magdali opat Cluny ujawnia nam, jak pojmował życie monastyczne: „Maryja, która siedząc u stóp Pana, z uwagą słuchała Jego słowa, jest symbolem słodyczy życia kontemplacyjnego, którego smak, im bardziej się go kosztuje, tym bardziej prowadzi dusze do oderwania się od rzeczy widzialnych i wrzawy trosk tego świata” (In ven. S. Mariae Magd., PL 133,717). Rozumienie to Odon potwierdza i rozwija w innych swoich pismach, z których przebija miłość do tego, co wewnętrzne, postrzeganie świata jako rzeczywistości kruchej i tymczasowej, od której należy się wyrwać, stała skłonność do dystansu wobec rzeczy uważanych za źródło niepokoju, wyostrzona wrażliwość na obecność zła w rożnych kategoriach ludzi, wewnętrzne dążenie eschatologiczne. Ta wizja świata może wydać się dość odległa od naszej, jednakże w ujęciu Odona jest ona pojęciem, które dostrzegając kruchość świata, dowartościowuje życie wewnętrzne, otwarte na drugiego, na miłość bliźniego i właśnie w ten sposób odmienia istnienie i otwierają świat na światło Boże.
Na szczególną uwagę zasługuje „nabożeństwo” do Ciała i Krwi Chrystusa, które Odon, w obliczu powszechnego zaniedbania, nad którym bardzo ubolewał, stale z przekonaniem kultywował. Był bowiem stanowczo przekonany o rzeczywistej obecności, pod postaciami eucharystycznymi, Ciała i Krwi Pańskiej, na mocy „substancjalnej” przemiany chleba i wina. Pisał: „Bóg, Stwórca wszystkiego, wziął chleb, mówiąc, że to Jego Ciało i że ofiaruje je za świat oraz rozlał wino, nazywając je swoją Krwią”; oto „do praw natury należy przemiana zgodnie z rozkazem Stwórcy”; oto zatem „natura odmienia zaraz swój zwykły stan: bezzwłocznie chleb staje się ciałem a wino staje się krwią”; na rozkaz Pana „zmienia się substancja” (Odonis Abb. Cluniac. occupatio, ed. A. Swoboda, Lipsia 1900, str. 121).
Niestety, odnotowuje nasz opat, ta „przenajświętsza tajemnica Ciała Pańskiego, w której zawiera się całe zbawienie świata” (Collationes, XXVIII: PL 133,572), sprawowana jest niedbale. „Kapłani – ostrzegał – którzy przystępują niegodnie do ołtarza, plamią chleb, to jest Ciało Chrystusa” (tamże, PL 133,572-573). Tylko ten, kto jest duchowo zjednoczony z Chrystusem, może godnie spożywać Jego Ciało eucharystyczne: w przeciwnym razie spożywanie Jego ciała i picie Jego krwi przyniesie nie korzyść, lecz potępienie (por. tamże, XXX, PL 133,575). Wszystko to zachęca nas, byśmy uwierzyli z nową mocą i głębią w prawdę o obecności Pana. Obecność wśród nas Stwórcy, który oddaje się w nasze ręce i przemienia nas, jak przemienia chleb i wino, przemienia tym samym świat.
Św. Odon był prawdziwym przewodnikiem duchowym zarówno dla mnichów, jak i dla wiernych swoich czasów. W obliczu „szerzenia się przywar” rozpowszechnionych w społeczeństwie, lekarstwem, jakie zdecydowanie proponował, była radykalna przemiana życia, oparta na pokorze, prostocie, dystansie wobec rzeczy ulotnych i przylgnięcie do rzeczy wiecznych (por. Collationes, XXX, PL 133, 613). Mimo realizmu jego diagnozy sytuacji jego czasów, Odon nie popada w pesymizm: „Nie mówimy tego – wyjaśnia – by popchnąć do rozpaczy tych, którzy chcieliby się nawrócić. Miłosierdzie Boże jest zawsze dostępne; czeka na godzinę naszego nawrócenia” (tamże: PL 133,563). I woła: „O niewysłowiona głębio Bożej litości! Bóg ściga winy, ale chroni grzeszników” (tamże: PL 133,592). Opierając się na tym przekonaniu opat Cluny, lubił rozważać miłosierdzie Chrystusa, Zbawiciela, którego sugestywnie nazywał „kochankiem ludzi”: „amator hominum Christus” (tamże, LIII: PL 133,637). Jezus wziął na siebie plagi, które nam się należały – zauważa – by zbawić w ten sposób stworzenie, które jest Jego dziełem i które umiłował (por. tamże: PL 133, 638).
Jawi się tu rys świętego opata na pierwszy rzut oka niemal ukryty pod rygorem jego surowości reformatora: głęboka dobroć jego duszy. Był surowy, przede wszystkim jednak był dobry, był człowiekiem wielkiej dobroci, która pochodziła z kontaktu z dobrocią Bożą. Odon, jak mówią nam współcześni mu, promieniował wokół siebie radością, którą był przepełniony. Jego biograf zapewnia, że nigdy nie słyszał z ust człowieka „takiej słodyczy słowa” (tamże, I,17: PL 133,31). Zwykł był, wspomina biograf, zapraszać do śpiewu chłopców spotykanych na drodze, aby potem obdarzyć ich niewielkim darem i dodaje: „Jego słowa pełne były wysławiania [Pana], radość jego budziła w naszym sercu wewnętrzną radość” (tamże, II, 5: PL 133,63).W ten sposób energiczny a zarazem sympatyczny średniowieczny opat, pasjonujący się reformą, swym działaniem podsycał w mnichach, jak również w wiernych świeckich swoich czasów, zamiary kroczenia szybkim krokiem na drodze chrześcijańskiej doskonałości.
Chcemy mieć nadzieję, że jego dobroć, radość, jaka płynie z wiary, w połączeniu z surowością i sprzeciwem wobec przywar świata, poruszą także nasze serca, abyśmy również my mogli znaleźć źródło radości, jaka pochodzi z dobroci Boga.
wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________
10 maja
Błogosławiony Iwan Merz
Zobacz także: • Błogosławiona Beatrycze d’Este, mniszka • Święty Antonin z Florencji, biskup • Święty Jan z Avili, prezbiter i doktor Kościoła |
Iwan przyszedł na świat w Banja Luce w dniu 16 grudnia 1896 roku. W rodzinie panował duch liberalizmu z przełomu wieków, nacechowany dystansem do religii i Kościoła. Szkołę średnią Iwan ukończył w rodzinnym mieście w 1914 roku. Po maturze przez trzy miesiące studiował na Akademii Wojskowej, a potem na uniwersytecie w Wiedniu. W marcu 1916 roku został wcielony do armii, a następnie wysłany na front włoski w trakcie I wojny światowej. Doświadczenia wojenne bardzo wyraźnie wpłynęły na jego życie. W dniu 5 lutego 1918 roku w swoim dzienniku notował: “Nigdy nie zapomnę o Bogu. Pragnę zawsze być z Nim zjednoczony. To byłoby straszne, gdyby ta wojna niczego mnie nie nauczyła. Muszę rozpocząć życie odnowione w duchu pogłębionego katolicyzmu. Oby tylko Pan zechciał mi pomóc, ponieważ człowiek nic nie może uczynić o własnych siłach”. Dokonał się przełom w jego życiu wewnętrznym; Iwan oddał się całkowicie na służbę Chrystusowi, składając ślub dozgonnej czystości. Po zakończeniu wojny kontynuował studia, najpierw w Wiedniu, a następnie w Paryżu. W 1922 roku został nauczycielem języka i literatury francuskiej w arcybiskupim gimnazjum klasycznym w Zagrzebiu. W 1923 roku uzyskał stopień doktora na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Zagrzebskiego. Swój wolny czas Iwan całkowicie poświęcał wychowaniu młodzieży. Założył Związek Orła Chorwackiego, organizację, której przyświecała dewiza: Ofiara – Eucharystia – Apostolstwo. Był jednym z pionierów ruchu liturgicznego w Chorwacji. Z głębokim zaangażowaniem wprowadzał w swej ojczyźnie Akcję Katolicką. Wielu uważało go za jeden z filarów chorwackiego Kościoła. Zamierzał stworzyć świecki instytut, który poświęciłby się pogłębianiu wiary wśród prostych ludzi, ale tego planu nie udało mu się zrealizować. Z uczestnictwa we Mszy świętej czerpał zapał do prowadzenia apostolatu wśród młodzieży. Jego życie było ewangelicznym “biegiem ku świętości”. Cichy, pracowity apostoł codziennej służby zmarł 10 maja 1928 roku w Zagrzebiu. Ofiarował swoje życie za młodzież. Św. Jan Paweł II wprowadzając go do grona błogosławionych, podczas podróży apostolskiej do Bośni i Hercegowiny, powiedział w Banja Luce w dniu 22 czerwca 2003 roku: “Błyskotliwy młodzieniec potrafił pomnożyć bogate talenty naturalne, którymi był obdarzony, i odniósł liczne sukcesy ludzkie. O jego życiu można powiedzieć, że było udane. Jednak nie to jest powodem, dla którego zostaje on dziś wpisany w poczet błogosławionych. Tym, co go łączy z innymi błogosławionymi, jest jego sukces w oczach Boga. Wielkim pragnieniem całego jego życia było bowiem «nigdy nie zapominać o Bogu, zawsze pragnąć z Nim się zjednoczyć». W każdym swoim działaniu dążył do doskonałego poznania Jezusa Chrystusa i Jemu pozwalał się zdobyć”. Był człowiekiem żywej wiary, modlitwy i Eucharystii. Pozostawił cenny testament duchowy oraz bogatą spuściznę dzienników, artykułów i rozważań. Jest jednym z najwybitniejszych przedstawicieli Kościoła chorwackiego. |
______________________________________________________________________________________________________________
9 maja
Święty Jerzy Preca, prezbiter
Zobacz także: • Święty Pachomiusz Starszy, pustelnik • Święta Katarzyna Mammolini, dziewica • Błogosławiony Alojzy Rabata, prezbiter • Błogosławiony Jeremiasz z Wołoszczyzny, zakonnik |
Jerzy Preca urodził się w roku 1880 w Valletcie na Malcie w wielodzietnej rodzinie. W 1888 r. jego rodzina przeniosła się do Hamrun, handlowego miasta położonego niedaleko Valletty. Tam w kościele parafialnym Jerzy Preca przyjął I komunię św. i sakrament bierzmowania. Po skończeniu liceum humanistycznego zaczął studiować na uniwersytecie teologię, aby zostać kapłanem. Już jako kleryk (w latach 1905-1906) organizował spotkania formacyjne dla młodzieży. W rok po święceniach kapłańskich w 1907 r. założył Towarzystwo Nauki Chrześcijańskiej dla młodych ludzi świeckich, którym po odpowiedniej formacji ascetyczno-teologicznej powierzał prowadzenie katechezy dzieci i dorosłych. Poza Maltą jest dziś ono obecne w Australii, Anglii, Albanii, Kenii, Sudanie i Peru. Organizację tę z czasem zaczęto nazywać “museum”. Do tej nazwy ks. Preca ułożył łaciński akrostych, który stał się hasłem Towarzystwa: Magister utinam sequatur Evangelium universus mundus – “Panie, spraw, aby cały świat podążał za Ewangelią”. W 1910 r. powstała żeńska gałąź Towarzystwa. Życie jego członków, którzy na co dzień pracowali zawodowo, znamionowała wielka dyscyplina; ubierali się skromnie, co kwadrans odmawiali krótką modlitwę, godzinę dziennie poświęcali na katechizowanie dzieci i dorosłych, a drugą godzinę na własną formację. Po przezwyciężeniu początkowych przeszkód i trudności, 12 kwietnia 1932 r. Towarzystwo zostało erygowane kanonicznie. Ks. Preca szerzył znajomość Pisma Świętego w przekładzie na język maltański. Był znanym kaznodzieją i spowiednikiem oraz wielkim czcicielem i apostołem miłości Boga objawionej w tajemnicy Wcielenia. Propagował różne formy pogłębionej pobożności. Trudne sprawy swego posługiwania zawierzał opiece Najświętszej Maryi Panny. 21 lipca 1918 r. wstąpił do Trzeciego Zakonu Karmelitańskiego i przyjął imię Franciszek. Zachęcał także wszystkich członków i podopiecznych M.U.S.E.U.M. do noszenia szkaplerza karmelitańskiego. Wielkim nabożeństwem otaczał Matkę Bożą Dobrej Rady. W roku 1957 członkom założonego przez siebie Towarzystwa zaproponował do prywatnego odmawiania 5 nowych tajemnic różańcowych, które nazwał “tajemnicami światła”. W 2002 r. tę nazwę i niemal niezmienione tematy tajemnic przejął św. Jan Paweł II, wprowadzając je w całym Kościele listem apostolskim Rosarium Virginis Mariae. Ks. Preca zmarł w opinii świętości w Santa Venera na Malcie 26 lipca 1962 r., mając 82 lata. Św. Jan Paweł II wyniósł go do chwały ołtarzy w roku 2001, przebywając na Malcie podczas swej podróży apostolskiej. 3 czerwca 2007 r. jego kanonizacji dokonał w Rzymie papież Benedykt XVI. Jerzy Preca jest pierwszym kanonizowanym Maltańczykiem. |
_________________________________________________________________________________
To on wymyślił tajemnice światła.
A potem po 45 latach zatwierdził je Jan Paweł II
fot. Nik Guiney / Unsplash
***
Tajemnice światła – czyli pięć różańcowych punktów do rozważania życia Jezusa. Tak jak pozostałe, mają sprawiać, że różaniec staje się medytacyjną modlitwą inspirowaną Słowem Bożym.
Wymyślił je człowiek, któremu trochę brakowało modlitewnego narzędzia do rozważania dorosłego życia Jezusa. Sam dużo modlił się na różańcu i w 1957 roku podzielił się swoją różańcową inspiracją z przyjaciółmi: robotnikami, którzy należeli do założonego przez niego stowarzyszenia. Po tajemnicach radosnych znalazły się tajemnice światła i brzmiały bardzo dla nas znajomo: pierwsza – Jezus po chrzcie w Jordanie zostaje wyprowadzony na pustynię, druga – Jezus objawia się słowami i cudami jako prawdziwy Bóg, trzecia – Jezus wygłasza błogosławieństwa na górze, czwarta – Jezus przemienia się na górze, piąta – Jezus na ostatniej wieczerzy z Apostołami.
Miał szokujące pomysły na świeckich
Nasz bohater urodził się w 1880 roku na Malcie, w najbardziej słonecznym mieście w Europie i maltańskiej stolicy – Valetcie. Chciał zostać księdzem, ale jego zdrowie niemal na to nie pozwoliło. Gdy wszyscy byli już pewni, że święceń nie otrzyma, wyzdrowiał, a do tego był przekonany, że tę łaskę wyprosił mu św. Józef. Nazywał się Jerzy Preca, ale będą mówić o nim niemal po imieniu: Dun Gorg, ksiądz Jurek.
Szybko okazało się, że akurat ten prezbiter ma niecodzienny pomysł na głoszenie Ewangelii: nie wszyscy przychylnie patrzyli na to, że studiuje Biblię i teologię ze świeckimi, co więcej – z robotnikami. A jego wizja formowania świeckich mężczyzn i kobiet, by to oni szli głosić Ewangelię wszystkim spotkanym ludziom, choć biblijna, w tym czasie była wręcz szokująca. I nie wszyscy ją podzielali.
Takie podejście był efektem jego głębokiego zanurzenia się w Słowie Bożym: by pomóc zrozumieć je zwykłym ludziom, pisał proste, popularne książki przybliżające ludziom Pismo Święte. Były potrzebne, bo zwykli ludzie używali języka maltańskiego, a duchowa literatura w tamtym czasie była pisana po włosku lub po angielsku. Ksiądz Jurek dbał o to, by wspólnota wierzących była zaopatrzona w zrozumiałe treści: dlatego pisał po maltańsku i dbał o prostotę przekazu. Jak bardzo było to dla niego ważne, mówi fakt, że w ciągu życia stworzył 150 publikacji.
Jerzy, mistyk codzienności
Boga szukał w codzienności: świadczą o tym zachowane modlitwy, które są jasnym dowodem na jegomocną i bliską, mistyczną więź z Bogiem. Świetnie spowiadał, modlitwą wypraszał uzdrowienia, ale przede wszystkim pracował nad tym, by świeccy mieli dobry fundament do rozwoju swojej wiary.
Widział ogromną potrzebę nauczania wiary: najpierw wpadł na pomysł ustanowienia diakonów stałych, którzy pomagaliby biskupom w formacji diecezjan i nawet zaczynał już o tym pisać do papieża, ale później zmienił zamiar i postawił na świeckich. Właśnie dlatego, gdy miał tylko 27 lat, założył grupę młodych ludzi – dziś nazwalibyśmy ich animatorami – których zadaniem jest formowanie innych i wspieranie ich w duchowym rozwoju. Założoną w 1907 roku grupę nazwał Stowarzyszeniem Nauki Chrześcijańskiej. Zatwierdzona przez papieża w 1932 roku, działa do dziś, i to nie tylko na Malcie, ale na całym świecie: należący do niego mężczyźni i kobiety z pełnym zaangażowaniem głoszą Ewangelię poprzez swoje życie, modlitwę i dobry przykład, potwierdzając świetną intuicję księdza z Malty, który w ewangelizacji stawiał na świeckich.
Cichy bohater papieskiego listu o różańcu
Ks. Jerzy Preca zmarł w St. Venera 26 lipca 1962 roku. W 2001 roku został beatyfikowany, a w 2007 – głoszony świętym przez papieża Benedykta XVI. Jego podejście do modlitwy różańcowej było bliskie Janowi Pawłowi II, który już rok po jego beatyfikacji ogłosił list o różańcu – „Rosarium Virginis Mariae”, w którym w niemal niezmienionej formie zatwierdził dla całego Kościoła tajemnice światła, wymyślone przez gorliwego księdza z maltańskiej stolicy.
„Przechodząc od dzieciństwa i życia w Nazarecie do życia publicznego Jezusa kontemplacja prowadzi nas do tych tajemnic, które ze specjalnego tytułu nazwać można ‘tajemnicami światła’. W rzeczywistości całe misterium Chrystusa jest światłem. On jest « światłością świata » (J 8, 12). Jednak ten wymiar wyłania się szczególnie w latach życia publicznego, kiedy głosi On Ewangelię Królestwa. Pragnąc wskazać wspólnocie chrześcijańskiej pięć znamiennych momentów – tajemnic ‘pełnych światłości’ – tej fazy życia Chrystusa, uważam, że słusznie można by za nie uznać: 1. Jego chrzest w Jordanie; 2. objawienie siebie na weselu w Kanie; 3. głoszenie Królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia; 4. przemienienie na górze Tabor; 5. ustanowienie Eucharystii, będącej sakramentalnym wyrazem misterium paschalnego.” – pisze papież w liście o różańcu i dodaje: „Każda z tych tajemnic jest objawieniem Królestwa, które już nadeszło w samej Osobie Jezusa. (…) W tych tajemnicach, z wyjątkiem Kany, obecność Maryi pozostaje ukryta w tle. (…) W Kanie znajdujemy na Jej ustach i staje się ono wielkim macierzyńskim napomnieniem, skierowanym przez Nią do Kościoła wszystkich czasów: « Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie » (J 2, 5). Jest to napomnienie, które dobrze wprowadza w słowa i znaki Chrystusa w czasie Jego życia publicznego, stanowiąc maryjne tło dla wszystkich ‘tajemnic światła’.”
źródło: opoka.org.pl / brewiarz.pl / aleteia.pl / timesofmalta.com / mł
______________________________________________________________________________________________________________
8 maja
Święty Stanisław, biskup i męczennik
główny patron Polski
Zobacz także: • Święta Magdalena z Canossy, dziewica • Święty Bonifacy IV, papież • Święty Benedykt II, papież |
Najdawniejszym i pierwszym źródłem do żywotu św. Stanisława są roczniki, czyli notatki według kolejności lat o najdawniejszych wydarzeniach, które za czasów arcybiskupa Arona (+ 1059) zostały przywiezione do Krakowa i które dalej uzupełniano, oraz Katalog biskupów krakowskich. W obu tych dokumentach znajdują się daty rządów św. Stanisława i wiadomość o translacji (przeniesieniu) jego ciała. O św. Stanisławie pisze pierwszy historyk polski, Anonim, zwany potocznie Gallem (ok. 1112), i – obszernie – bł. Wincenty Kadłubek (+ 1223), który jako biskup krakowski mógł mieć szersze informacje o swoim poprzedniku. Pierwszy, właściwy żywot św. Stanisława napisał dominikanin, Wincenty z Kielc, ok. 1240 roku. Żywot ten posłużył jako podstawa do kanonizacji męczennika.Stanisław urodził się w Szczepanowie prawdopodobnie około 1030 r. Podawane imiona rodziców: Wielisław i Małgorzata lub Bogna nie są pewne. Stanisław miał pochodzić z rodu Turzynów, mieszkających we wsi Raba i Szczepanów koło Bochni w ziemi krakowskiej. Wioska Szczepanów miała być własnością jego rodziny. Swoje pierwsze studia Stanisław odbył zapewne w domu rodzinnym, potem być może w Tyńcu w klasztorze benedyktyńskim. Nie jest wykluczone, że dalsze studia odbywał zgodnie z ówczesnym zwyczajem za granicą. Wskazuje się najczęściej na słynną wówczas szkołę katedralną w Leodium (Liege w Belgii) lub Paryż. Święcenia kapłańskie otrzymał ok. roku 1060. Biskup krakowski, Lambert Suła, mianował Stanisława kanonikiem katedry. Na zlecenie biskupa Stanisław założył, jak się przypuszcza, Rocznik krakowski, czyli rodzaj kroniki katedralnej, w której notował ważniejsze wydarzenia z życia diecezji. Po śmierci Lamberta (1070) Stanisław został wybrany jego następcą. Wybór ten zatwierdził papież Aleksander II. Konsekracja odbyła się jednak dopiero w roku 1072. Dwa lata przerwy wskazywałyby, że mogło chodzić w tym wypadku o jakieś przetargi, których okoliczności bliżej nie znamy. O samej działalności duszpasterskiej Stanisława wiemy niewiele. Dał się poznać jako pasterz gorliwy, ale i bezkompromisowy. Pewnym jest, że w swojej rodzinnej wiosce wystawił drewniany kościół pod wezwaniem św. Marii Magdaleny, który dotrwał do XVIII wieku. Dla biskupstwa nabył wieś Piotrawin na prawym brzegu Wisły. Jest bardzo prawdopodobne, że wygrał przed sądem książęcym spór o tę wieś ze spadkobiercami jej zmarłego właściciela. Opowieść o wskrzeszeniu Piotra jest legendą. Na pierwszym miejscu jednak największą zasługą Stanisława było to, że dzięki poparciu króla Bolesława Śmiałego, który go protegował na stolicę krakowską, udał się do papieża Grzegorza VII wyjednać wskrzeszenie metropolii gnieźnieńskiej. W ten sposób raz na zawsze ustały automatycznie pretensje metropolii magdeburskiej do zwierzchnictwa nad diecezjami polskimi. Św. Grzegorz VII przysłał do Polski 25 kwietnia 1075 r. swoich legatów, którzy orzekli prawomocność erygowania metropolii gnieźnieńskiej z roku 999/1000 oraz jej praw. Prawdopodobnie ustanowili też oni na stolicy arcybiskupiej św. Wojciecha nowego metropolitę, którego jednak imienia nie znamy. W centrum zainteresowania kronikarzy znalazł się przede wszystkim fakt zatargu Stanisława z królem Bolesławem Śmiałym, który zadecydował o chwale pierwszego, a tragicznym końcu drugiego. Trzeba bowiem przyznać, że Bolesław Śmiały, zwany również Szczodrym, należał do postaci wybitnych. Popierał gorliwie reformy Grzegorza VII. Po zawierusze pogańskiej odbudował wiele kościołów i klasztorów. Sprowadzał chętnie nowych duchownych do kraju. Koronował się na króla i przywrócił Polsce suwerenną powagę. Gall Anonim tak opisuje morderstwo Stanisława: “Jak zaś król Bolesław został z Polski wyrzucony, długo byłoby opowiadać. Lecz to wolno powiedzieć, że nie powinien pomazaniec na pomazańcu jakiegokolwiek grzechu cieleśnie mścić. Tym bowiem sobie wiele zaszkodził, że do grzechu grzech dodał; że za bunt skazał biskupa na obcięcie członków. Ani więc biskupa-buntownika nie uniewinniamy, ani króla mszczącego się tak szpetnie nie zalecamy”. Z tekstu wynika, że Gall sympatyzuje z królem, a biskupowi krakowskiemu przypisuje wyraźnie zdradę. Nie można się temu dziwić, skoro kronikarz żył z łaski książęcej. Pisał bowiem swoją historię na dworze Bolesława Krzywoustego, bratanka Bolesława Śmiałego. Mamy jeszcze jedną kronikę, napisaną przez bł. Wincentego Kadłubka, który był kolejnym biskupem krakowskim – a więc miał dostęp do źródeł bezpośrednich, których my dziś nie posiadamy. Według jego relacji sprawy miały przedstawiać się w sposób następujący: “Bolesław był prawie zawsze w kraju nieobecny, gdyż nieustannie brał udział w zbrojnych wyprawach. Historia to potwierdza faktycznie. I tak zaraz na początku swoich rządów (1058) udaje się do Czech, gdzie ponosi klęskę. Z kolei dwa razy wyrusza na Węgry, aby poprzeć króla Belę I przeciwko Niemcom (1060 i 1063). W roku 1069 wyruszył do Kijowa, aby tam poprzeć księcia Izasława, swojego krewnego, w zatargu z jego braćmi. W latach 1070-1072 widzimy znowu króla Bolesława w Czechach. Podobnie w latach 1075-1076. Po śmierci Beli I w roku 1077 Bolesław wprowadza na tron węgierski jego brata, św. Władysława. Wreszcie wyprawa druga do Kijowa (1077) przypieczętowała wszystko”. Wincenty Kadłubek pisze, że te wyprawy były powodem, że w kraju szerzył się rozbój i wiarołomstwo żon, a przez to rozbicie małżeństw i zamęt. Kiedy podczas ostatniej wyprawy na Ruś rycerze błagali króla, aby powracał do kraju, ten w najlepsze całymi tygodniami się bawił. Wtedy rycerze zaczęli go potajemnie opuszczać. Kiedy Bolesław wrócił do kraju, zaczął się okrutnie na nich mścić. Fakt targnięcia się na św. Stanisława w kościele, w czasie odprawiania Mszy świętej, świadczy najlepiej o tym, jak nieopanowany był jego tyrański charakter. Wincenty Kadłubek przytacza ponadto, że Bolesław nakazywał wiarołomnym żonom karmić piersiami swymi szczenięta. Kiedy król szalał, aby złamać opór, Stanisław jako jedyny – według kroniki Kadłubka – miał odwagę upomnieć króla. Kiedy zaś ten nic sobie z upomnienia nie czynił i dalej szalał, biskup rzucił na niego klątwę, czyli wyłączył króla ze społeczności Kościoła, a przez to samo zwolnił od posłuszeństwa poddanych. To zapewne Gall nazywa buntem i zdradą. Ze strony Stanisława był to akt niezwykłej odwagi pasterza, ujmującego się za swoją owczarnią, chociaż zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą go za to spotkać. Autorytet Stanisława musiał być w Polsce ogromny, skoro według podania nawet najbliżsi stronnicy króla Bolesława nie śmieli targnąć się na jego życie. Król miał to uczynić sam. 11 kwietnia 1079 roku Bolesław udał się na Skałkę i w czasie Mszy świętej zarąbał biskupa uderzeniem w głowę. Potem kazał poćwiartować jego ciało. Ówczesnym zwyczajem bowiem ciało skazańca niszczono. Duchowni ze czcią pochowali je w kościele św. Michała na Skałce. Fakt ten jest dowodem czci, jakiej wtedy męczennik zażywał. Czaszka Stanisława posiada wszystkie zęby. To by świadczyło, że biskup zginął w pełni sił męskich. Mógł mieć ok. 40 lat. Na czaszce widać ślady 7 uderzeń ostrego żelaza, co potwierdza rodzaj śmierci, przekazany przez tradycję. Największe cięcie ma 45 mm długości i ok. 6 mm głębokości. Stanisław został uderzony z tyłu czaszki. Na wiadomość o dokonanym w tak ohydny sposób mordzie na biskupie, przy ołtarzu, w czasie sprawowania Najświętszej Ofiary, cały naród stanął przeciwko królowi. Opuszczony przez wszystkich, musiał udać się na banicję. Bolesław Śmiały usiłował jeszcze szukać dla siebie poparcia na Węgrzech u św. Władysława. Ten mu jednak odmówił. Zmarł tamże zapewne w 1081 roku. Istnieje podanie, że dwa ostatnie lata król spędził na ostrej pokucie w klasztorze benedyktyńskim w Osjaku, gdzie też miał być pochowany. W 1088 roku dokonano przeniesienia relikwii św. Stanisława do katedry krakowskiej. Kadłubek przytacza legendę, że ciała strzegły orły, wspomina też o cudownym zrośnięciu się porąbanych części ciała.Pierwsze starania o kanonizację św. Stanisława podjął już św. Grzegorz VII. Sam jednak papież musiał wkrótce opuścić Rzym i iść na dobrowolną banicję. Potem Polska została podzielona na dzielnice (1138). Tak więc chociaż kult św. Stanisława istniał od dawna, to jego kanonizacją zajął się formalnie dopiero biskup krakowski Iwo Odrowąż w 1229 r. On to polecił dominikaninowi Wincentemu z Kielc, aby napisał żywot Stanisława. Tego bowiem przede wszystkim żądał Rzym do kanonizacji. Sam biskup, bawiąc w Rzymie, gdzie starał się o wznowienie metropolii krakowskiej, poczynił pierwsze starania w sprawie kanonizacji Stanisława. Nie mniej energicznie sprawą kanonizacji zajął się kolejny biskup krakowski, Prandota. Zaprowadzono wówczas księgę cudów. W roku 1250 papież Innocenty IV wyznaczył do przeprowadzenia procesu specjalną komisję. Wynikiem jej pracy był sporządzony protokół, z którym w roku 1251 zostali wysłani do Rzymu mistrz Jakub ze Skarszewa, doktor dekretów, i mistrz Gerard, w towarzystwie franciszkanów i dominikanów. Wyniki komisji nie zadowoliły papieża. Wysłał do Polski franciszkanina, Jakuba z Velletri, aby ponownie zbadał księgę cudów i sprawdził, czy Świętemu cześć była oddawana nieprzerwanie. Po dokonaniu rewizji procesu w roku 1253 wyruszyło do Rzymu nowe poselstwo, do którego dołączono świadków cudów, zdziałanych za przyczyną św. Stanisława. Z nieznanych nam bliżej przyczyn stanowczy opór stawił kardynał Rinaldo Conti, późniejszy papież Aleksander IV (1254-1261). Właśnie od procesu Stanisława wprowadzona została praktyka “adwokata diabła” (łac. advocatus diaboli), którego zadaniem było wyciąganie na jaw wszystkich niejasności i zarzutów przeciw kanonizacji. Opór kardynała ostatecznie przełamano i dnia 8 września 1253 roku w kościele św. Franciszka z Asyżu papież Innocenty IV dokonał kanonizacji. Na ręce dostojników Kościoła w Polsce papież wręczył bullę kanonizacyjną. Wracających z Italii posłów Kraków powitał uroczystą procesją ze wszystkich kościołów. Na następny rok biskup Prandota wyznaczył uroczystość podniesienia relikwii Stanisława i ogłoszenia jego kanonizacji w Polsce. Uroczystość odbyła się dnia 8 maja 1254 roku. Stąd liturgiczny obchód ku czci Stanisława w Polsce przypada właśnie na 8 maja (w Kościele powszechnym na 11 kwietnia – dzień męczeńskiej śmierci). Św. Stanisław jest głównym patronem Polski (obok NMP Królowej Polski i św. Wojciecha, biskupa i męczennika); ponadto także archidiecezji gdańskiej, gnieźnieńskiej, krakowskiej, poznańskiej i warszawskiej oraz diecezji: lubelskiej, płockiej, sandomierskiej i tarnowskiej. Św. Jan Paweł II nazwał go “patronem chrześcijańskiego ładu moralnego”. W ciągu wieków przywoływano legendę o zrośnięciu się rozsieczonego ciała św. Stanisława. Kult Świętego odegrał w XIII i XIV wieku ważną rolę historyczną jako czynnik kształtowania się myśli o zjednoczeniu Polski. Wierzono, że w ten sam sposób – jak ciało św. Stanisława – połączy się i zjednoczy podzielone wówczas na księstwa dzielnicowe Królestwo Polskie. W ikonografii św. Stanisław przedstawiany jest w stroju pontyfikalnym z pastorałem. Jego atrybutami są: miecz, palma męczeńska, u stóp wskrzeszony Piotrowin. Bywa ukazywany z orłem – godłem Polski. |
______________________________________________________________________________________________________________
Św. Stanisławie, wyproś u Boga łaski dla Polski!
Święty Stanisławie, biskupie i męczenniku, módl się za nami
Kapłanie Jezusa Chrystusa,
Światło Kościoła Bożego,
Pasterzu owieczek Chrystusowych,
Apostole ludu wiernego,
Patronie Ojczyzny naszej,
Od dzieciństwa w doskonałości postępujący,
Mężu do stanu duchowego przeznaczony,
Mężu w stanie duchowym przykładny,
Wzorze doskonałości świątobliwej,
Wzorze biskupiej godności,
Ozdobo kapłanów,
Ozdobo Narodu Polskiego,
Kaznodziejo prawdy,
Mową i dziełami przed Bogiem wielki,
Obrońco i karmicielu ubogich,
Naśladowco wierny Jana Chrzciciela,
Eliaszowi w żarliwości podobny,
Pogromco występków,
Cnót nauczycielu,
Umarłych wskrzesicielu,
W wierze wątpiących utwierdzających,
Nadzieję zmartwychwstania umacniający,
Bogu ofiaro przyjemna,
W różnych chorobach lekarzu,
Opiekunie całej Ojczyzny,
Patronie we wszystkich potrzebach,
Patronie na cały świat chrześcijański łaskami słynący.
K.: Módl się za nami, św. Stanisławie.
W.: Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
Módlmy się: Boże, za którego cześć św. Stanisław poniósł śmierć męczeńską z rąk ludzi bezbożnych; spraw, prosimy, aby wszyscy, którzy wzywają jego pomocy, odnieśli zbawienny skutek swojej prośby. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
***
Najdawniejszym i pierwszym źródłem do żywotu św. Stanisława są roczniki, czyli notatki według kolejności lat o najdawniejszych wydarzeniach, które za czasów arcybiskupa Arona (+ 1059) zostały przywiezione do Krakowa i które dalej uzupełniano, oraz Katalog biskupów krakowskich. W obu tych dokumentach znajdują się daty rządów św. Stanisława i wiadomość o translacji (przeniesieniu) jego ciała. O św. Stanisławie pisze pierwszy historyk polski, Anonim, zwany potocznie Gallem (ok. 1112), i – obszernie – bł. Wincenty Kadłubek (+ 1223), który jako biskup krakowski mógł mieć szersze informacje o swoim poprzedniku. Pierwszy, właściwy żywot św. Stanisława napisał dominikanin, Wincenty z Kielc, ok. 1240 roku. Żywot ten posłużył jako podstawa do kanonizacji męczennika.
Stanisław urodził się w Szczepanowie prawdopodobnie około 1030 r. Podawane imiona rodziców: Wielisław i Małgorzata lub Bogna nie są pewne. Stanisław miał pochodzić z rodu Turzynów, mieszkających we wsi Raba i Szczepanów koło Bochni w ziemi krakowskiej. Wioska Szczepanów miała być własnością jego rodziny. Swoje pierwsze studia Stanisław odbył zapewne w domu rodzinnym, potem być może w Tyńcu w klasztorze benedyktyńskim. Nie jest wykluczone, że dalsze studia odbywał zgodnie z ówczesnym zwyczajem za granicą. Wskazuje się najczęściej na słynną wówczas szkołę katedralną w Leodium (Liege w Belgii) lub Paryż. Święcenia kapłańskie otrzymał ok. roku 1060.
Biskup krakowski, Lambert Suła, mianował Stanisława kanonikiem katedry. Na zlecenie biskupa Stanisław założył, jak się przypuszcza, Rocznik krakowski, czyli rodzaj kroniki katedralnej, w której notował ważniejsze wydarzenia z życia diecezji. Po śmierci Lamberta (1070) Stanisław został wybrany jego następcą. Wybór ten zatwierdził papież Aleksander II. Konsekracja odbyła się jednak dopiero w roku 1072. Dwa lata przerwy wskazywałyby, że mogło chodzić w tym wypadku o jakieś przetargi, których okoliczności bliżej nie znamy.
O samej działalności duszpasterskiej Stanisława wiemy niewiele. Dał się poznać jako pasterz gorliwy, ale i bezkompromisowy. Pewnym jest, że w swojej rodzinnej wiosce wystawił drewniany kościół pod wezwaniem św. Marii Magdaleny, który dotrwał do XVIII wieku. Dla biskupstwa nabył wieś Piotrawin na prawym brzegu Wisły. Jest bardzo prawdopodobne, że wygrał przed sądem książęcym spór o tę wieś ze spadkobiercami jej zmarłego właściciela. Opowieść o wskrzeszeniu Piotra jest legendą.
Na pierwszym miejscu jednak największą zasługą Stanisława było to, że dzięki poparciu króla Bolesława Śmiałego, który go protegował na stolicę krakowską, udał się do papieża Grzegorza VII wyjednać wskrzeszenie metropolii gnieźnieńskiej. W ten sposób raz na zawsze ustały automatycznie pretensje metropolii magdeburskiej do zwierzchnictwa nad diecezjami polskimi. Św. Grzegorz VII przysłał do Polski 25 kwietnia 1075 r. swoich legatów, którzy orzekli prawomocność erygowania metropolii gnieźnieńskiej z roku 999/1000 oraz jej praw. Prawdopodobnie ustanowili też oni na stolicy arcybiskupiej św. Wojciecha nowego metropolitę, którego jednak imienia nie znamy.
W centrum zainteresowania kronikarzy znalazł się przede wszystkim fakt zatargu Stanisława z królem Bolesławem Śmiałym, który zadecydował o chwale pierwszego, a tragicznym końcu drugiego. Trzeba bowiem przyznać, że Bolesław Śmiały, zwany również Szczodrym, należał do postaci wybitnych. Popierał gorliwie reformy Grzegorza VII. Po zawierusze pogańskiej odbudował wiele kościołów i klasztorów. Sprowadzał chętnie nowych duchownych do kraju. Koronował się na króla i przywrócił Polsce suwerenną powagę.
Gall Anonim tak opisuje morderstwo Stanisława: “Jak zaś król Bolesław został z Polski wyrzucony, długo byłoby opowiadać. Lecz to wolno powiedzieć, że nie powinien pomazaniec na pomazańcu jakiegokolwiek grzechu cieleśnie mścić. Tym bowiem sobie wiele zaszkodził, że do grzechu grzech dodał; że za bunt skazał biskupa na obcięcie członków. Ani więc biskupa-buntownika nie uniewinniamy, ani króla mszczącego się tak szpetnie nie zalecamy”. Z tekstu wynika, że Gall sympatyzuje z królem, a biskupowi krakowskiemu przypisuje wyraźnie zdradę. Nie można się temu dziwić, skoro kronikarz żył z łaski książęcej. Pisał bowiem swoją historię na dworze Bolesława Krzywoustego, bratanka Bolesława Śmiałego.
Mamy jeszcze jedną kronikę, napisaną przez bł. Wincentego Kadłubka, który był kolejnym biskupem krakowskim – a więc miał dostęp do źródeł bezpośrednich, których my dziś nie posiadamy. Według jego relacji sprawy miały przedstawiać się w sposób następujący: “Bolesław był prawie zawsze w kraju nieobecny, gdyż nieustannie brał udział w zbrojnych wyprawach. Historia to potwierdza faktycznie. I tak zaraz na początku swoich rządów (1058) udaje się do Czech, gdzie ponosi klęskę. Z kolei dwa razy wyrusza na Węgry, aby poprzeć króla Belę I przeciwko Niemcom (1060 i 1063). W roku 1069 wyruszył do Kijowa, aby tam poprzeć księcia Izasława, swojego krewnego, w zatargu z jego braćmi. W latach 1070-1072 widzimy znowu króla Bolesława w Czechach. Podobnie w latach 1075-1076. Po śmierci Beli I w roku 1077 Bolesław wprowadza na tron węgierski jego brata, św. Władysława. Wreszcie wyprawa druga do Kijowa (1077) przypieczętowała wszystko”. Wincenty Kadłubek pisze, że te wyprawy były powodem, że w kraju szerzył się rozbój i wiarołomstwo żon, a przez to rozbicie małżeństw i zamęt. Kiedy podczas ostatniej wyprawy na Ruś rycerze błagali króla, aby powracał do kraju, ten w najlepsze całymi tygodniami się bawił. Wtedy rycerze zaczęli go potajemnie opuszczać. Kiedy Bolesław wrócił do kraju, zaczął się okrutnie na nich mścić. Fakt targnięcia się na św. Stanisława w kościele, w czasie odprawiania Mszy świętej, świadczy najlepiej o tym, jak nieopanowany był jego tyrański charakter. Wincenty Kadłubek przytacza ponadto, że Bolesław nakazywał wiarołomnym żonom karmić piersiami swymi szczenięta.
Kiedy król szalał, aby złamać opór, Stanisław jako jedyny – według kroniki Kadłubka – miał odwagę upomnieć króla. Kiedy zaś ten nic sobie z upomnienia nie czynił i dalej szalał, biskup rzucił na niego klątwę, czyli wyłączył króla ze społeczności Kościoła, a przez to samo zwolnił od posłuszeństwa poddanych. To zapewne Gall nazywa buntem i zdradą. Ze strony Stanisława był to akt niezwykłej odwagi pasterza, ujmującego się za swoją owczarnią, chociaż zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą go za to spotkać.
Autorytet Stanisława musiał być w Polsce ogromny, skoro według podania nawet najbliżsi stronnicy króla Bolesława nie śmieli targnąć się na jego życie. Król miał to uczynić sam. 11 kwietnia 1079 roku Bolesław udał się na Skałkę i w czasie Mszy świętej zarąbał biskupa uderzeniem w głowę. Potem kazał poćwiartować jego ciało. Ówczesnym zwyczajem bowiem ciało skazańca niszczono. Duchowni ze czcią pochowali je w kościele św. Michała na Skałce. Fakt ten jest dowodem czci, jakiej wtedy męczennik zażywał. Czaszka Stanisława posiada wszystkie zęby. To by świadczyło, że biskup zginął w pełni sił męskich. Mógł mieć ok. 40 lat. Na czaszce widać ślady 7 uderzeń ostrego żelaza, co potwierdza rodzaj śmierci, przekazany przez tradycję. Największe cięcie ma 45 mm długości i ok. 6 mm głębokości. Stanisław został uderzony z tyłu czaszki.
Na wiadomość o dokonanym w tak ohydny sposób mordzie na biskupie, przy ołtarzu, w czasie sprawowania Najświętszej Ofiary, cały naród stanął przeciwko królowi. Opuszczony przez wszystkich, musiał udać się na banicję. Bolesław Śmiały usiłował jeszcze szukać dla siebie poparcia na Węgrzech u św. Władysława. Ten mu jednak odmówił. Zmarł tamże zapewne w 1081 roku. Istnieje podanie, że dwa ostatnie lata król spędził na ostrej pokucie w klasztorze benedyktyńskim w Osjaku, gdzie też miał być pochowany.
W 1088 roku dokonano przeniesienia relikwii św. Stanisława do katedry krakowskiej. Kadłubek przytacza legendę, że ciała strzegły orły, wspomina też o cudownym zrośnięciu się porąbanych części ciała.
Pierwsze starania o kanonizację św. Stanisława podjął już św. Grzegorz VII. Sam jednak papież musiał wkrótce opuścić Rzym i iść na dobrowolną banicję. Potem Polska została podzielona na dzielnice (1138). Tak więc chociaż kult św. Stanisława istniał od dawna, to jego kanonizacją zajął się formalnie dopiero biskup krakowski Iwo Odrowąż w 1229 r. On to polecił dominikaninowi Wincentemu z Kielc, aby napisał żywot Stanisława. Tego bowiem przede wszystkim żądał Rzym do kanonizacji. Sam biskup, bawiąc w Rzymie, gdzie starał się o wznowienie metropolii krakowskiej, poczynił pierwsze starania w sprawie kanonizacji Stanisława.
Nie mniej energicznie sprawą kanonizacji zajął się kolejny biskup krakowski, Prandota. Zaprowadzono wówczas księgę cudów. W roku 1250 papież Innocenty IV wyznaczył do przeprowadzenia procesu specjalną komisję. Wynikiem jej pracy był sporządzony protokół, z którym w roku 1251 zostali wysłani do Rzymu mistrz Jakub ze Skarszewa, doktor dekretów, i mistrz Gerard, w towarzystwie franciszkanów i dominikanów. Wyniki komisji nie zadowoliły papieża. Wysłał do Polski franciszkanina, Jakuba z Velletri, aby ponownie zbadał księgę cudów i sprawdził, czy Świętemu cześć była oddawana nieprzerwanie. Po dokonaniu rewizji procesu w roku 1253 wyruszyło do Rzymu nowe poselstwo, do którego dołączono świadków cudów, zdziałanych za przyczyną św. Stanisława. Z nieznanych nam bliżej przyczyn stanowczy opór stawił kardynał Rinaldo Conti, późniejszy papież Aleksander IV (1254-1261). Właśnie od procesu Stanisława wprowadzona została praktyka “adwokata diabła” (łac. advocatus diaboli), którego zadaniem było wyciąganie na jaw wszystkich niejasności i zarzutów przeciw kanonizacji.
Opór kardynała ostatecznie przełamano i dnia 8 września 1253 roku w kościele św. Franciszka z Asyżu papież Innocenty IV dokonał kanonizacji. Na ręce dostojników Kościoła w Polsce papież wręczył bullę kanonizacyjną. Wracających z Italii posłów Kraków powitał uroczystą procesją ze wszystkich kościołów. Na następny rok biskup Prandota wyznaczył uroczystość podniesienia relikwii Stanisława i ogłoszenia jego kanonizacji w Polsce. Uroczystość odbyła się dnia 8 maja 1254 roku. Stąd liturgiczny obchód ku czci Stanisława w Polsce przypada właśnie na 8 maja (w Kościele powszechnym na 11 kwietnia – dzień męczeńskiej śmierci).
Św. Stanisław jest głównym patronem Polski (obok NMP Królowej Polski i św. Wojciecha, biskupa i męczennika); ponadto także archidiecezji gdańskiej, gnieźnieńskiej, krakowskiej, poznańskiej i warszawskiej oraz diecezji: lubelskiej, płockiej, sandomierskiej i tarnowskiej. Św. Jan Paweł II nazwał go “patronem chrześcijańskiego ładu moralnego”. W ciągu wieków przywoływano legendę o zrośnięciu się rozsieczonego ciała św. Stanisława. Kult Świętego odegrał w XIII i XIV wieku ważną rolę historyczną jako czynnik kształtowania się myśli o zjednoczeniu Polski. Wierzono, że w ten sam sposób – jak ciało św. Stanisława – połączy się i zjednoczy podzielone wówczas na księstwa dzielnicowe Królestwo Polskie.
W ikonografii św. Stanisław przedstawiany jest w stroju pontyfikalnym z pastorałem. Jego atrybutami są: miecz, palma męczeńska, u stóp wskrzeszony Piotrowin. Bywa ukazywany z orłem – godłem Polski
Brewiarz.pl/Fronda.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Św. Stanisław – Biskup i Męczennik, patron Polski
fot. Wikimedia
***
8 maja obchodzimy uroczystość św. Stanisława Biskupa, patrona Polski. Męczeńska śmierć biskupa krakowskiego z rąk króla Bolesława Śmiałego – która zaowocowała pozbawieniem go korony królewskiej i wygnaniem z kraju – stanowi milowy krok w budowaniu autonomii Kościoła w królestwie Piastów od władzy świeckiej oraz w definiowaniu misji „krytycznego sumienia”, jaką zawsze Kościół powinien zajmować wobec świata polityki. Przesłanie to jest aktualne także i dziś.
Stanisław ze Szczepanowa jako biskup zginął na polecenie króla Bolesława Śmiałego w 1079 r. najprawdopodobniej kiedy sprawował Mszę świętą w kościele św. Michała na Skałce. Jego męczeństwo spowodowało obalenie króla i umocnienia niezależności Kościoła od władz państwowych, a także budowę niezależnego od władzy świeckiej autorytetu Kościoła.
Śmierć biskupa u podwalin budowania niezależności Kościoła w Polsce
Znaczenie męczeństwa św. Stanisława dla było olbrzymie i daleko zmieniło sytuację Kościoła w państwie Piastów. Jak dowodził jeden z najlepszych polskich mediewistów prof. Jerzy Kłoczowski, książęta piastowscy poczynając od Mieszka I aż do końca XI wieku sprawowali rządy w sposób nadzwyczaj okrutny, nie licząc się ze swymi poddanymi. Zarówno budowanie jedności młodego państwa Piastów jak i jego chrystianizacja odbywały się drogą przemocy i kosztem dużych ofiar.
Dopiero otwarty bunt bp. Stanisława i wspierających go małopolskich zakwestionował taki sposób sprawowania władzy. Od męczeńskiej śmierci biskupa krakowskiego, która potwierdziła moralną wyższość Kościoła w stosunku do króla, można mówić o kształtowaniu się na ziemiach polskich niezależnego od władzy świeckiej autorytetu Kościoła. Od tego czasu nigdy w historii Polski nie udało się już podporządkować Kościoła władzy świeckiej. A rozwijający się kult św. Stanisława, w kolejnych wiekach umacniał nurt niezależności Kościoła od państwa, co okazało się zbawienne dla pielęgnowania tożsamości narodowej w czasach opresji oraz totalitaryzmów.
Kim był św. Stanisław
Warto przypomnieć, że Stanisław ze Szczepanowa (ur. ok. 1030) należał do najlepiej wykształconych ówczesnych elit europejskich. Studiował m in. na najlepszych uniwersytetach w Paryżu i w Liège. Został obrany Biskupem krakowskim w 1072 za zgodą księcia Bolesława Śmiałego.
Biskup Stanisław sprowadził do Polski legatów rzymskich, przyczynił się do odnowienia metropolii gnieźnieńskiej, po jej zniszczeniu na skutek najazdu czeskiego. Dzięki wskrzeszeniu metropolii gnieźnieńskiej, ustały pretensje metropolii magdeburskiej do zwierzchnictwa nad diecezjami polskimi. W 1076 r. w katedrze gnieźnieńskiej koronował Bolesława Śmiałego, która wzmacniała suwerenność młodego państwa. A jako że zależało mu na szerzeniu wiary chrześcijańskiej w ówczesnej Polsce, biskup wspierał także powstawanie i umacnianie klasztorów benedyktyńskich, stanowiących istotne ośrodki ewangelizacyjnie.
Bunt przeciwko królowi
Konflikt, który wybuchł pomiędzy królem Bolesławem a bp. Stanisławem – do dziś nie został do końca wyjaśniony. Zdaniem Galla Anonima chodziło o zdradę króla, natomiast znacznie bardziej wiarygodną tezę stawia Wincenty Kadłubek, który sugeruje bunt przeciwko królowi z przyczyn moralnych, w obronie prześladowanych przezeń okrutnie poddanych, z przede wszystkim rycerstwa. Chodziło zapewne o krytykę za strony biskupa niemoralnego życia monarchy oraz o obronę poddanych przed jego surowością i brutalnością rządów. Pretekstem do tych prześladowań był powrót części rycerzy z organizowanej przez Bolesława wyprawy kijowskiej, wbrew woli króla.
Bp Stanisław najpierw upomniał króla i wezwał do zaprzestania okrutnych prześladowań, a gdy to nie poskutkowało zagroził ekskomuniką. Rozsierdziło to Bolesława, obawiał się bowiem powtórzenia sytuacji jaka nastąpiła w 1076 r. w Niemczech po obłożeniu ekskomuniką niemieckiego cesarza Henryka IV przez papieża Grzegorza VII, kiedy to poddani gremialnie wypowiedzieli mu posłuszeństwo.
Biskup Stanisław został zabity na polecenie króla podczas Mszy św., którą celebrował 11 kwietnia (lub 8 maja) 1079 roku w kościele św. Michała na Skałce w Krakowie. Są podania, które mówią, że zabójstwa dokonał osobiście król. Ciało biskupa zostało następnie poćwiartowane.
Wygnanie króla, zwycięstwo Kościoła
Za mord na biskupie Bolesław utracił koronę, gdyż możnowładcy a także lud odwrócił się od niego. Natychmiast po morderstwie biskupa, Rzym pozbawił polskiego króla tytułu chrześcijańskiego władcy. Musiał uciekać na Węgry i zmarł na wygnaniu. Niektóre przekazy wskazują na klasztor benedyktynów w Osjaku, gdzie męczony wyrzutami sumienia pojednał się z Bogiem i w milczeniu pokutował za swoje grzechy. Zmarł na wygnaniu w 1081 r. lub rok później.
Rozwój kultu
Kult św. Stanisława rozpoczął się z chwilą przeniesienia jego zwłok na Wawel, w 10 lat po śmierci. 8 września 1253 roku papież Innocenty IV dokonał uroczystej kanonizacji biskupa Stanisława w bazylice św. Franciszka w Asyżu. Kult św. Stanisława odegrał ogromną rolę w zjednoczeniu rozbitego na dzielnice państwa polskiego. W 1595 r. papież Klemens VIII rozszerzył liturgiczną uroczystość św. Stanisława na cały Kościół.
Większość polskich diecezji czci św. Stanisława jako głównego patrona. Papież Jan XXIII w 1963 roku ustanowił św. Stanisława – wraz ze św. Wojciechem i Najświętszą Maryją Panną Królową Polski – pierwszorzędnym patronem Polski.
Relikwie św. Stanisława spoczywają w katedrze na Wawelu. W ikonografii chrześcijańskiej św. Stanisław jest przedstawiany jest w stroju pontyfikalnym z pastorałem. Jego atrybutami są miecz i palma męczeńska. Bywa ukazywany z orłem – godłem Polski.
e-Kai.pl
______________________________________________________________________________________________________________
7 maja
Najświętsza Maryja Panna, Matka Łaski Bożej
Zobacz także: • Błogosławiona Gizela, ksieni |
Różne są tytuły, które chrześcijańska pobożność nadała w ciągu wieków Matce Najświętszej i pod którymi wzywamy Ją w różnych sytuacjach naszego życia, a także oddajemy cześć. Dziś wspominamy “Matkę Łaski Bożej” lub inaczej Matkę Bożą Łaskawą. Pierwsze sformułowanie jest dobrze znane z Litanii Loretańskiej do Matki Najświętszej. Bezpośrednim sprawcą łaski Bożej jest Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel. Maryja jednak, tak jak jest Matką Chrystusa-Zbawiciela, Sprawcy wszelkiej łaski, jest tym samym Matką Łaski Bożej.W 1921 r. papież Benedykt XV, na prośbę kard. Dezyderego-Józefa Merciera, zezwolił na odprawianie w Belgii oficjum i Mszy o Najświętszej Maryi Pannie, Pośredniczce wszystkich łask, w dniu 31 maja. Stolica Apostolska pozwoliła odprawiać to oficjum i Mszę wielu innym diecezjom i rodzinom zakonnym zgodnie z ich prośbami. Dzięki temu wspomnienie o Najświętszej Maryi Pannie Pośredniczce stało się niemal powszechne. Sobór Watykański II w 1964 r. obszernie wyłożył rolę Maryi w misterium Chrystusa i Kościoła oraz dokładnie wyjaśnił sens i znaczenie pośrednictwa Najświętszej Dziewicy: “Macierzyńska rola Maryi w stosunku do ludzi żadną miarą nie przyćmiewa i nie umniejsza tego jedynego pośrednictwa Chrystusowego, lecz ukazuje jego moc. Cały bowiem zbawienny wpływ Błogosławionej Dziewicy na ludzi wywodzi się nie z jakiejś konieczności rzeczowej, lecz z upodobania Bożego i wypływa z nadmiaru zasług Chrystusa, na Jego pośrednictwie się opiera, od tego pośrednictwa jest zależny i z niego czerpie całą moc swoją; nie przeszkadza zaś w żaden sposób bezpośredniej łączności wiernych z Chrystusem, przeciwnie, umacnia ją” (KK 60). Wreszcie w roku 1971 Święta Kongregacja do spraw Kultu Bożego zatwierdziła Mszę pod tytułem “Najświętsza Maryja Panna, Matka i Pośredniczka łaski”. Ta Msza, zgodnie z nauką Soboru Watykańskiego II, równocześnie wspomina o roli macierzyńskiej i o funkcjach pośrednictwa Najświętszej Panny.Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, jest jedynym Pośrednikiem, który zawsze żyje, aby wstawiać się za nami. Błogosławiona Dziewica, Matka i Pośredniczka łaski, została przez Boga w przedziwnym zamyśle Jego miłości ustanowiona Matką i pomocnicą Odkupiciela. Jest Ona Matką łaski, ponieważ nosiła w swym czystym łonie prawdziwego Boga i człowieka, a potem wydała dla nas samego Twórcę łaski. Jest Pośredniczką łaski, ponieważ była pomocnicą Chrystusa w uzyskaniu dla nas największej łaski – odkupienia i zbawienia, życia Bożego i chwały bez końca.Macierzyństwo Maryi w ekonomii łaski trwa nieustannie i bardzo często jest związane z określonym miejscem, figurą, obrazem, doznającym szczególnej czci ze strony wiernych. W Polsce w wielu kościołach i sanktuariach znajdują się obrazy Matki Bożej Łaskawej. Do najbardziej znanych i otoczonych kultem należą wizerunki w bazylice katedralnej w Kielcach i w kościele jezuitów na Starym Mieście w Warszawie. Dawniejsza kolegiata (od 1171 r.), a obecnie bazylika katedralna w Kielcach, została wzniesiona pod wezwaniem Wniebowzięcia Matki Bożej, a szczególnej czci doznaje w niej obraz Matki Bożej Łaskawej. Znalazł się on tutaj z fundacji Wojciecha Piotrowskiego, audytora sądu biskupiego w 1602 r., umieszczony w południowej nawie kościoła, gdzie znajduje się do dziś. Wkrótce obraz zasłynął jako cudowny i ściągał wiernych z całej okolicy, głównie na uroczystość Matki Bożej Różańcowej. Obok ołtarza pojawiło się wiele widomych znaków wysłuchania próśb (wota). Ks. kan. Stanisław Panceriusz sprawił w 1636 r. srebrno-pozłacaną sukienkę z klejnotami, która skradziona została wraz z wotami. W jej miejsce umieszczono w 1872 r. metalową suknię ufundowaną przez Ignacego Smolenia, miejscowego kupca. Obraz Matki Bożej odnowił w 1858 r. ks. Antoni Brygierski. Bazylika katedralna stanowi centralne sanktuarium diecezji kieleckiej. Obraz Matki Bożej Łaskawej, Patronki Warszawy, znajduje się obecnie na Starym Mieście w kościele jezuitów. Do Polski przybył w 1651 roku jak dar papieża Innocentego X dla króla Jana Kazimierza, przywieziony do Warszawy przez nuncjusza apostolskiego arcybiskupa Jana de Torres. Początkowo był przechowywany w kościele pijarów przy ul. Długiej. Umieszczono go tutaj niezwykle uroczyście dnia 24 marca 1651 roku. Jego koronacji dokonał wspomniany nuncjusz papieski. Złota korona wysadzana perłami była darem Warszawy. Uroczystość odbyła się z udziałem pary królewskiej i licznie zgromadzonych mieszkańców stolicy. W 1664 roku magistrat miasta, wobec szerzącej się zarazy, zarządził szczególne modlitwy przebłagalne przed wizerunkiem Matki Bożej. Urządzono uroczystą procesję z obrazem, który niesiono do murów miasta i do bramy Nowomiejskiej, chcąc jakby zagrodzić zarazie wstęp do stolicy. Epidemia rzeczywiście ustała, obwołano więc Maryję Patronką Warszawy. Był to jednocześnie akt wdzięczności za opiekę Najświętszej Panny nad miastem w latach grozy wojennej i klęsk spowodowanych “potopem szwedzkim”. Udział pijarów wraz ze starszymi uczniami w powstaniu 1794 roku spowodował w stosunku do nich akcje odwetowe. Po upadku Warszawy gen. Suworow zajął sanktuarium na polową cerkiew prawosławną. Zaborcy zakazali tradycyjnych procesji majowych. W zamian za utracony kościół władze carskie przekazały pijarom w 1834 r. zrujnowany kościół pojezuicki przy ul. Świętojańskiej, w którym mieścił się magazyn wełny. Pijarzy dźwignęli kościół z ruin i do roku 1866 królowała w nim Matka Łaskawa. W ramach represji za udział w powstaniu styczniowym nastąpiła kasata pijarów. Kult Matki Bożej zachował charakter tylko lokalny. Po I wojnie światowej kościół przejęli jezuici. Oni to ukryli wizerunek Matki Bożej w czasie powstania warszawskiego w podziemiach kościoła, a po zakończeniu II wojny światowej odbudowali kościół i odnowili kult Łaskawej Patronki. W roku 1970 Paweł VI zatwierdził tytuł “Patronki Warszawy”. Dla ożywienia i upowszechnienia kultu postanowiono ponowić akt koronacji. Dokonał jej Prymas Tysiąclecia dnia 7 października 1973 r., w obecności biskupów i tysięcy mieszkańców Warszawy. Dnia 2 czerwca 1979 r., w pierwszy dzień swej pielgrzymki, św. Jan Paweł II złożył hołd Patronce Warszawy. W bolesnym i trudnym dla polskiego Narodu grudniu 1981 r., prymas Polski arcybiskup Józef Glemp modlił się przed Jej cudownym obrazem z całym ludem Bożym Warszawy za udręczoną Ojczyznę. Św. Jan Paweł II nawiedził obraz Matki Bożej Łaskawej również podczas swojej drugiej pielgrzymki do Ojczyzny (16 czerwca 1983 r.). |
_________________________________________________________________________________
Matka Boża Łaskawa – zapomniana Patronka Warszawy
(Obraz Matki Bożej Łaskawej)
***
„Lata 60. XVII wieku to okres największego rozkwitu kultu Łaskawej Matki. Wówczas do Warszawy zbliżała się epidemia, która pustoszyła okolice. Właśnie wtedy, za sprawą księdza Hiacynta Orselliego, postanowiono umieścić w Bramie Nowomiejskiej czczony przez warszawiaków obraz. Modlono się o cud odpędzenia zarazy. Obraz był również noszony w procesjach. W końcu prośby o łaskę ocalenia zostały wysłuchane” – pisze Paweł Ozdoba, przypominając dzieje cudownego obrazu znajdującego się w warszawskim kościele księży jezuitów.
Kościół przy Świętojańskiej
Spacerując wąskimi uliczkami warszawskiej Starówki, trafimy w końcu na ulicę Świętojańską, gdzie w cieniu Archikatedry Św. Jana stoi piękny kościół księży Jezuitów, wzniesiony w pierwszej połowie XVII w. z inicjatywy księdza Piotra Skargi.
Temu znanemu kaznodziei królewskiemu zależało na otwarciu nowej placówki Zakonu Księży Jezuitów. Najdogodniejszym miejscem były okolice Zamku Królewskiego. Niestety zabudowa tego rejonu nie pozwalała na konstrukcję kolejnego budynku. Wtedy właśnie z pomocą przyszła Rada Miasta, która udostępniła księdzu Skardze niewielki plac przy najbardziej ruchliwej i reprezentacyjnej ulicy ówczesnej Warszawy. Udało się również wykupić kilka sąsiadujących ze sobą kamienic kupieckich. Tym oto sposobem, znalazło się miejsce dla świątyni, będącej obecną rezydencją Matki Bożej Łaskawej, Patronki Warszawy.
Za panowania Wazów, kościół, wówczas pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i św. Ignacego biskupa, stał się jednym z najważniejszych miejsc sakralnych w kraju. To właśnie w tym okresie jego wnętrze zapełniło się najwspanialszymi dziełami sztuki, np. Krucyfiksem z Lubeki. W II połowie XVII w. kościół sąsiadujący z Kolegiatą św. Jana nawiedzała cała rodzina królewska. Licznie przybywała również szlachta. Kazania głosili tutaj m.in. Adam Naruszewicz, Franciszek Bohomolec oraz święty Andrzej Bobola. Po kasacie Jezuitów w 1773 r., kościół stracił na znaczeniu. Pod koniec XVIII w. przekształcono go w magazyn Kolegiaty. Charakter sakralny przywrócili jemu dopiero w 1836 r. ojcowie pijarzy. Niestety, druga wojna światowa nie oszczędziła pięknej świątyni, która została wysadzona w powietrze przez wojska niemieckie. Szczęśliwie, odbudowa zaczęła się już w kilka lat po zakończeniu wojny. Dzisiejsze mury stoją na zachowanych XVII-wiecznych fundamentach.
Matka Boża z Faenzy
Poznaliśmy już dzieje świątyni, w której od ponad 170 lat przebywa cudowny wizerunek Matki Bożej Łaskawej, zatem możemy przejść do samego obrazu. Kult Matki Bożej Łaskawej w Polsce rozwinął się bardzo szybko za sprawą nuncjusza apostolskiego abp. Giovanniego de Torres. To on przywiózł nad Wisłę obraz, który jest kopią oryginału mieszczącego się we włoskiej Faenzie. Był to dar papieża Innocentego X dla króla Jana Kazimierza, który miał go natchnąć przed zbliżającą się wyprawą berestecką.
Podarunek biskupa Rzymu nie od razu zagościł w kościele przy Świętojańskiej. Pierwotnie opiekę nad nim sprawowali ojcowie pijarzy, ale po klęsce powstania listopadowego został przeniesiony do pojezuickiego kościoła i umieszczony w bocznej kaplicy. Gdy na początku XX w. Jezuici odzyskali świątynię, przenieśli obraz Matki Bożej Łaskawej do nawy głównej.
O wyjątkowości obrazu świadczy również fakt, że był to pierwszy wizerunek maryjny zwieńczony koroną w Polsce. Nuncjusz de Torres nałożył na głowę Najświętszej Maryi Panny symbol władzy królewskiej już w marcu 1651 r., tj. 66 lat przed koronacją obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Wydarzenie to miało również oddźwięk we Włoszech, gdyż niedługo potem władze polskie przesłały do Faenzy chorągiew z łacińskim napisem: „Miasto Warszawa śluby ci składa i pozdrawia cię Dziewico, i pragnie by obraz, co niesie zdrowie ludom i królestwom, był ochroną zachowany w kościele pijarów. Bądź taką, jaką byłaś pod niebem Południa. Bądź strażniczką Lechii i pozwól, że nazwiemy Cię Patronką udręczonego ludu. Chroń berła Kazimierzowego i ofiaruj Lechii pokój oraz złamane strzały. Wojny otomańskie oraz choroby odpędź daleko. A swoich czcicieli i świątynię swoją broń, o Maryjo”. Warszawska uroczystość była specyficzna, gdyż odbyła się za zgodą papieża, lecz bez specjalnego dekretu Kongregacji ds. Obrzędów. Sformalizował ją dopiero w 1973 r. kardynał Stefan Wyszyński.
Łaskawa Pani ratunkiem dla Rzeczpospolitej
Lata 60. XVII wieku to okres największego rozkwitu kultu Łaskawej Matki. Wówczas do Warszawy zbliżała się epidemia, która pustoszyła okolice. Właśnie wtedy, za sprawą księdza Hiacynta Orselliego, postanowiono umieścić w Bramie Nowomiejskiej czczony przez warszawiaków obraz. Modlono się o cud odpędzenia zarazy. Obraz był również noszony w procesjach. W końcu prośby o łaskę ocalenia zostały wysłuchane. Epidemia nie dotarła do miasta. W dowód wdzięczności, Rada Miasta wydała oficjalny dokument pt. „Ślubowanie Warszawy” – Votum Varsavić, w którym to Stolica oddała się pod obronę Maryi jako „Tarczy” i „Obrony”.
Patronkę Warszawy pokochano również w odległym Krakowie. Na początku XVIII w. zapanowało tam tzw. „morowe powietrze”. Krakowianie szukali pomocy. Wtedy to, z polecenia biskupa, który znał warszawskie cuda Łaskawej Pani, namalowano jej wizerunek na północnej elewacji kościoła Mariackiego. Żarliwe prośby mieszkańców grodu Kraka, szybko przyniosły pożądany efekt. Epidemia ustała, a mieszkańcy całym sercem oddali się pod opiekę Warszawskiej Patronki.
Prawdopodobnie największym cudem, jaki przypisuje się Matce Bożej Łaskawej, jest pomoc w zwycięstwie nad bolszewikami w 1920 r. Jednakże jak twierdzi ks. Józef Bartnik, współautor książki „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą”, wsparcie to jest celowo zagłuszane: „Zapomniano, że w dniu święta Wniebowzięcia, 15 sierpnia 1920 r. przed świtem, na tle jeszcze mrocznego nieba, pojawiła się nad idącymi do ataku polskimi żołnierzami jaśniejąca postać Matki Bożej w Swym wizerunku Matki Łaskawej Patronki Warszawy. Pojawienie się zjawiska wywołało taką panikę i popłoch wśród bolszewików, że krzycząc z przerażenia «uchadi, Matier Bożija zasłaniajet Poljakow», uciekali z miejsca walki porzucając broń”. Wśród wielu ustnych przekazów i świadectw wsparcia dla wojsk polskich ze strony Matki Bożej, możemy również dotrzeć do słów samego Józefa Piłsudskiego, który miał rzec do kardynała Aleksandra Kakowskiego: „Eminencjo, ja sam nie wiem, jak myśmy tę wojnę wygrali”.
Pomimo wielu starań, by bagatelizować udział Matki Zbawiciela w zwycięstwie nad bolszewikami, miejmy nadzieję, że zgromadzone do tej pory dokumenty i świadectwa pozwolą na wpisanie tej historii i zasług Mater Gratiarum do podręczników, tak jak to miało miejsce w przypadku objawień w Fatimie czy Licheniu.
Matka Boża Łaskawa jest z nami już przeszło 360 lat. Przez ten czas musiała przetrwać wiele trudnych chwil, jak te podczas II wojny światowej. Mimo to, nigdy nas nie zawiodła i wiele razy broniła Stolicy oraz całej Rzeczpospolitej. Wysłuchiwała próśb i błagań nie tylko królów i szlachty, ale również zwykłych ludzi, którzy uciekali się pod Jej obronę. Również dziś, w czasach kryzysu i szeroko pojętego upadku obyczajów nie zapominajmy o Naszej Matce i módlmy się do niej słowami błogosławionego papieża Jana Pawła II:
„Matko Słowa Wcielonego, Pani Łaskawa, miej w opiece Warszawę, jej mieszkańców i całą naszą Ojczyznę!
Strzeż obecności Twojego Syna w sercach wszystkich ochrzczonych, aby pamiętali zawsze o swej godności ludzi odkupionych krwią Chrystusa, wezwanych do ufności Bogu i do służenia z miłością człowiekowi.
Wypraszaj, Maryjo Twojemu ludowi wytrwałość, której potrzebuje, aby mógł pełnić wolę Ojca niebieskiego i dostąpić spełnienia obietnicy zbawienia.
Niech pod Twą opieką ziarno świętości, tak bogato posiane na polskiej ziemi, stale się rozwija ożywiane łaską Ducha Świętego i wydaje obfite owoce w kolejnych pokoleniach. Amen.”
(Modlitwa wypowiedziana przez Ojca Świętego św. Jana Pawła II w Warszawie, 13.06.1999 r.)
Paweł Ozdoba/PCh24.pl
_______________________________________________________________________________
fot. via Pixabay – mostafa meraji
***
Matko łaski Bożej, módl się za nami!
Oto drugi tytuł, którym wysławiamy Bogarodzicę. Ponieważ Maryja urodziła nam Jezusa, który przyszedł nie z mocą ziemską, nie jako surowy sędzia, lecz przeciwnie – jako dobroć i zbawienie ludzkości, jako uosobiona Łaska Boża. Jest więc ona całkiem słusznie Matką łaski Bożej.
Jest nią Maryja z innego jeszcze tytułu. Pisze o tym św. Ambroży: “Została ona nazwana łaski pełną z przysługującego jej całkowicie prawa; gdyż ona sama otrzymała łaskę, której nie dostąpiło żadne inne stworzenie. Została albowiem napełniona Sprawcą łaski, Bogiem samym”. Najświętsza Panna ma także matczyny wpływ na Jezusa, krynicę wszelkich łask. Ona prosi właśnie jako Matka i dlatego prośba jej staje się rozkazem. Powiedziała tylko “Nie mają już wina” (J 2, 3), a Jezus natychmiast uczynił swój pierwszy cud!
Do św. Bernarda przyszedł raz wielki grzesznik. Zrozpaczony myślał: “Niepodobna, bym znalazł jeszcze łaskę u Boga”. Lecz św. Doktor odrzekł mu: “Obawiasz się, czy znajdziesz jeszcze łaskę u Boga, w takim razie ufaj, że znajdziesz ją u Maryi!” To otworzyło mu oczy na Matkę łaski Bożej i dokonało cudu. Nieszczęśliwy nabrał otuchy, nawrócił się i jeszcze w godzinę śmierci wielbił Maryję jako Matkę Łaski Bożej.
Pamiętaj i ty także o Matce Łaski Bożej, gdy ogarniać cię będzie zwątpienie na widok ciężkich grzechów, gdy szatan będzie próbował pogrążyć cię w małoduszności.
Mów wtedy z prostotą dziecięcą: “O Maryjo, łaski pełna, Matko miłosierdzia, spojrzyj, jak obarczony grzechami jęczę w niewoli szatana! Ach, zlituj się nade mną, o Matko Jezusowa, wstawiaj się za mną!”
Pamiętaj o Matce Łaski Bożej, gdy zasępi ci czoło troska o zbłąkaną duszę syna, córki, lub jakiegoś biednego grzesznika, którzy zeszli na manowce. Nigdy nie zaniedbuj zwracać się z serdeczną prośbą do Maryi, nawet wtedy, gdy pomoc nie przyjdzie natychmiast. Wystarczy, gdy przyjdzie przed śmiercią. W takich chwilach nie zapominaj nigdy o tym zapewnieniu z ust anioła: “Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga” (Łk 1, 30).
o. Atanazy Bierbaum OFM, Z Bogiem, Kraków 1934/Fronda.pl
______________________________________________________________________________________________________________
6 maja
Święci Apostołowie Filip i Jakub
Filip pochodził z Betsaidy nad Jeziorem Galilejskim. Był uczniem Jana Chrzciciela. Powołany przez Jezusa, został jednym z dwunastu Jego uczniów:Nazajutrz Jezus postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: “Pójdź za Mną”. Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra. Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: “Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i prorocy – Jezusa, syna Józefa z Nazaretu”. Rzekł do niego Natanael: “Czyż może być coś dobrego z Nazaretu?”. Odpowiedział mu Filip: “Chodź i zobacz” (J 1, 43-46).Wzmianka, że Filip pochodził z miasta Andrzeja i Piotra, wskazuje, że wszyscy trzej Apostołowie musieli się znać poprzednio, że znał go dobrze także św. Jan Apostoł, który te szczegóły przekazał. O powołaniu Filipa na Apostoła upewniają nas także katalogi, czyli trzy wykazy Apostołów, jakie nam pozostawiły Ewangelie (Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 14), gdzie Filip jest zawsze wymieniany na piątym miejscu. Filip jest czynnym świadkiem cudownego nakarmienia rzeszy przez Pana Jezusa:Potem Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. (…) Kiedy Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa: “Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili?”. A mówił to, wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział mu Filip: “Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać” (J 6, 1. 5-7).Filip musiał się cieszyć specjalnym zaufaniem Pana Jezusa, skoro poganie proszą go, aby im dopomógł w skontaktowaniu się z Chrystusem:A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon (Bogu) w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: “Panie, chcemy ujrzeć Jezusa”. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: “Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy” (J 12, 20-23).W czasie ostatniej wieczerzy Filip prosi Pana Jezusa, aby pokazał Apostołom swojego niebieskiego Ojca:Rzekł do Niego Filip: “Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Odpowiedział mu Jezus: “Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? Czyż nie wierzysz, że jestem w Ojcu, a Ojciec jest we Mnie?” (J 14, 8-10a).Postawione przez Filipa pytanie dało Jezusowi okazję wytłumaczenia Apostołom najintymniejszego związku, jaki w tajemnicy Trójcy Przenajświętszej istnieje pomiędzy Ojcem i Synem.Tyle informacji podaje Pismo święte. Za Klemensem Aleksandryjskim pierwszy historyk Kościoła, Euzebiusz, podaje, że św. Filip był w związku małżeńskim i miał dzieci. On też przytacza informację Polikratosa, biskupa Efezu, o córkach Filipa. Według tej relacji miał Apostoł zostawić trzy córki, które żyły bogobojnie w panieństwie. Euzebiusz pisze, że Filip miał cztery córki, które nazywa “prorokiniami”, a które miały zażywać wielkiej czci w Kościele pierwotnym. Papiasz, biskup Hierapolis, znał je osobiście. Wspomniane informacje o córkach św. Filipa Apostoła są wszakże tak fragmentaryczne, że niektórzy współcześni hagiografowie są skłonni przypuszczać, że w tym wypadku tradycja pomieszała dwie osoby: św. Filipa Apostoła i św. Filipa diakona z Dziejów Apostolskich (Dz 6, 1-6; 8, 4-40), który miał być żonaty i mieć cztery córki. Istnieją także dwa apokryfy: Dzieje Filipa i Ewangelia Filipa. Ze św. Filipem nie mają one żadnego związku, chociaż podszywają się pod jego autorstwo oraz świadków naocznych jego męki. Powstały one dopiero w wieku IV. Piszą one o wędrówkach apostolskich Filipa po krainie Partów i Helladzie oraz o różnych przygodach Apostoła, a wreszcie o jego męczeńskiej śmierci w Hierapolis. Opierały się one również na tym, co podawała pierwotna tradycja chrześcijańska, zatem mogą zawierać elementy prawdy. Ewangelia Filipa jest dziełem gnostyków, którzy pod imieniem Apostoła chcieli rozpowszechnić swoje heretyckie błędy. Filip miał apostołować również w Scytii – a więc w okolicach Donu i Dniepru. Byłby to więc pierwszy Apostoł Słowian. Potem miał przenieść się do Frygii (Mała Azja) i w jej stolicy, Hierapolis, ponieść męczeńską śmierć za panowania Domicjana (81-96) przez ukrzyżowanie, a potem ukamienowanie. Według świadectw greckich wraz ze św. Filipem miała być pochowana w Hierapolis również jego siostra Marianna i dwie córki Apostoła. Filip jest patronem Antwerpii oraz pilśniarzy i czapników.W ikonografii św. Filip przedstawiany jest z krzyżem, z pastorałem, ze zwojem. Czasami trzyma w ręku kamienie – znak męczeństwa. Towarzyszy mu anioł. Jakub, zwany Młodszym lub Mniejszym (dla odróżnienia od drugiego Apostoła Jakuba, zwanego także Starszym – przy czym starszeństwo oznacza tu kolejność włączenia do grona Apostołów), był synem Kleofasa i Marii (Mk 15, 40), rodzonym bratem św. Judy Tadeusza, krewnym Jezusa. W katalogach Apostołów jest wymieniany na jednym z ostatnich miejsc – co oznacza, że przyłączył się do grona Apostołów najpóźniej. Pochodził z Nazaretu. Jego matka miała na imię Maria (była spokrewniona ze św. Józefem), a jego ojcem był Alfeusz, zwany również Kleofasem (Mk 3, 18; Łk 6, 15; Mt 10, 3; J 19, 25). Jakub był rodzonym bratem św. Judy Tadeusza. Pisze o tym wyraźnie w swoim Liście i tym się chlubi: “Juda, sługa Jezusa Chrystusa, brat zaś Jakuba” (Jud 1). Także Łukasz nazywa Judę “Jakubowym”, czyli bratem Jakuba (Łk 6, 16; Dz 1, 13). Jakub Młodszy i św. Juda mieli jeszcze jednego brata, Józefa. Pisze jasno o tym św. Marek: “Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa” (Mk 15, 40). Tak więc braćmi byli dla siebie: Jakub, Juda i Józef. Po zmartwychwstaniu Jezusa Jakub wyróżniał się wśród Apostołów jako przewodniczący gminy chrześcijańskiej w Jerozolimie. Kiedy św. Piotr został cudownie uwolniony przez anioła z więzienia, każe o tym oznajmić Jakubowi (Dz 12, 17). Na soborze apostolskim św. Jakub zaraz po Piotrze zabrał głos i wpłynął na to, że św. Paweł mógł spokojnie pełnić swoją misję wśród pogan i nie narzucać im przepisów prawa Mojżeszowego (Dz 15, 13-21). Gdy św. Paweł po raz ostatni na Zielone Święta przybył do Jerozolimy (rok 57), św. Jakub przyjął go życzliwie (Dz 21, 17-26) i wyraził radość z jego sukcesów. Dla jego wszakże bezpieczeństwa proponuje św. Pawłowi, aby poddał się pewnym przepisom, które go obowiązywały jako Żyda. O tym, jak wielkiej powagi zażywał św. Jakub wśród Apostołów, świadczą Listy św. Pawła. Apostoł Narodów pisze w Liście do Koryntian, że Chrystus po swoim zmartwychwstaniu pokazał się również Jakubowi (1 Kor 15, 7). W Liście do Galatów szczyci się św. Paweł, że widział Jakuba, brata Pańskiego (Ga 1, 19). Jakub miał jednak żal do Pawła, że od nawróconych Żydów nie żądał zachowania obrzezania i innych nakazów prawa Mojżeszowego. Był bowiem przekonany, że ono nadal obowiązuje Żydów (Ga 2, 1-6). Także Paweł miał żal do Jakuba, że wpływał na Piotra, aby ten nadal przestrzegał Prawa Mojżeszowego (Ga 2, 11-14). Mimo tych różnic Paweł nie wahał się nazwać Jakuba filarem Kościoła (Ga 2, 9). Jakub zostawił list do wiernych Kościoła narodowości żydowskiej. Napisał go w latach 45-49. List był pisany pięknym językiem greckim, co wskazuje, że św. Jakub go dyktował, a pisał doskonały stylista. Na wstępie Listu Apostoł przedstawia się i podaje tytuł, który go uprawnia do pisania, oraz podaje adresatów: “Jakub, sługa Boga i Pana Jezusa Chrystusa, śle pozdrowienie dwunastu pokoleniom w rozproszeniu” (Jk 1, 1-2). Na samym początku zachęca, aby wierni byli wobec pokus odważni. Pokusy rodzą się w samym człowieku. Z kolei jakby polemizował ze św. Pawłem, który w podkreśleniu konieczności wiary w Chrystusa mniej uwzględniał potrzebę dobrych uczynków. Jakub napomina, że wiara bez uczynków jest martwa (Jk 2, 26). Podkreśla następnie, że wśród chrześcijan nie powinno się wyróżniać bogatych, a gardzić ubogimi, bo wszyscy są równi wobec Pana Boga. W bardzo obrazowym stylu akcentuje złość, jaką może wyrządzić język ludzki. Apostoł kończy swój list różnymi przestrogami i zachętą. O śmierci św. Jakuba Apostoła pisze Józef Flawiusz, współczesny mu historyk żydowski:Cesarz otrzymawszy wiadomość o śmierci Festusa, wysłał do Judei jako prokuratora Albinusa. Król (Agryppa II) natomiast pozbawił godności arcykapłańskiej Józefa i następcą jego na tym urzędzie mianował Ananosa (Annasza) o tym samym, co ojciec, imieniu. Młodszy Ananos… był z usposobienia człowiekiem hardym i niezwykle zuchwałym… Otóż Ananos… sądząc, że nadarzyła się dogodna sposobność, ponieważ umarł Festus, a Albinus był jeszcze w drodze, zwołał Sanhedryn i stawił przed sądem Jakuba, brata Jezusa, zwanego Chrystusem, oraz kilku innych. Oskarżył ich o naruszenie prawa i skazał na ukamienowanie (Dawne dzieje Izraela, 20, 9, 1).Panował wówczas cesarz Neron (54-68). Właśnie w Judei zmarł gubernator rzymski Porcjusz Festus (62). Tegoż więc roku 62 został ukamienowany św. Jakub Młodszy. Hegezyp, który żył w czasach po Apostołach ok. roku 160, pisał w swoich Pamiętnikach, że podczas kamienowania pewien folusznik (rzemieślnik produkujący tkaniny) doskoczył do Apostoła i uderzył Jakuba w głowę pałką. Euzebiusz dodaje, że przedtem strącono Jakuba ze szczytu świątyni. 1 grudnia 351 r. na skutek objawienia, jakie miał mieć św. Epifaniusz, i poszukiwań zarządzonych przez św. Cyryla, patriarchę Jerozolimy, relikwie św. Jakuba Apostoła miały zostać znalezione razem z relikwiami Zachariasza i Symeona. Na tym miejscu wystawiono małą świątynię. Za czasów cesarza Justyna II (565-578) przeniesiono je do Konstantynopola, do kościoła wystawionego ku jego czci. Jakub już za życia doznawał wielkiej czci i to nie tylko wśród wyznawców Chrystusa, ale również wśród Żydów. Józef Flawiusz przytacza, że arcykapłan Annasz został po zaledwie 3 miesiącach sprawowania funkcji arcykapłana deponowany przez Heroda Agryppę właśnie za morderstwo, dokonane na Jakubie. I do Heroda, i do namiestnika doszły bowiem skargi, że Annasz nadużył swoich praw. Hegezyp, Klemens Aleksandryjski i Euzebiusz potwierdzają, że Jakub cieszył się wśród Żydów powagą ascety. Wśród apokryfów, czyli pism przypisywanych św. Jakubowi, chociaż autorem ich nie był, istnieje tak zwana Ewangelia Jakuba, zwana także Protoewangelią Jakuba. Apokryf pochodzi z wieku II. Zna go już Klemens Aleksandryjski, św. Justyn i Orygenes. Zawiera on wiele ciekawych szczegółów z życia Najświętszej Maryi Panny, które zapewne przekazała pierwotna tradycja chrześcijańska. Apokryf ten jest cenny i bardzo ciekawy. Św. Jakub jest patronem dekarzy. W ikonografii św. Jakub przedstawiany jest w tunice i płaszczu, z mieczem oraz z księgą. Czasami jako biskup rytu wschodniego. Jego atrybutami są także: halabarda, kamienie, korona w rękach, torba podróżna, zwój. |
____________________________________________________________________________
Święty Filip
Św. Jakub Mniejszy (po lewej) i św. Filip (po prawej)
fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny
***
KATECHEZA BENEDYKTA XVI Z 6 WRZEŚNIA 2006
(…) Apostoł zobowiązuje nas do poznania Jezusa z bliska. W istocie przyjaźń, prawdziwe poznanie drugiej osoby, wymaga bliskości, co więcej – po części żyje nią.
Drodzy bracia i siostry,
kontynuując omawianie postaci różnych Apostołów, jak to czynimy od paru tygodni, spotykamy dziś Apostoła Filipa. W wykazach Dwunastu znajduje się on zawsze na piątym miejscu (tak w Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 14; Dz 1,13), a więc zasadniczo wśród pierwszych. Chociaż Filip był Żydem z pochodzenia, to jednak nosił greckie imię, podobnie jak Andrzej, co w pewnym sensie świadczy o otwarciu kulturowym, którego nie można nie doceniać. Wiadomości, jakie mamy o nim, przynosi nam Ewangelia Jana. Pochodził on z tego samego miejsca, co Piotr i Andrzej, czyli z Betsaidy (por. J 1, 44), miasteczka należącego do tetrarchii jednego z synów Heroda Wielkiego, który również miał na imię Filip (por. Łk 3, 1).
Czwarta Ewangelia opowiada, że po powołaniu go przez Jezusa Filip spotyka Natanaela i mówi mu: “Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy – Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu” (J 1, 45). Słysząc dość sceptyczną odpowiedź Natanaela (“Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”), Filip nie poddał się i odrzekł stanowczo: “Chodź i zobacz” (J 1, 46). W tej odpowiedzi, oschłej, lecz jednoznacznej, Filip ukazał charakter prawdziwego świadka: nie zadowolił się przekazaniem wiadomości jako teorii, ale zwrócił się wprost do rozmówcy, radząc mu, by osobiście przekonał się o tym, co usłyszał. By odważył się spróbować. Tych samych słów – chodź i zobacz – użył sam Jezus, kiedy dwaj uczniowie Jana Chrzciciela przyszli do Niego, by zapytać, gdzie mieszka. Jezus odpowiedział: “Chodźcie, a zobaczycie” (por. J 1, 39).
Możemy sądzić, że Filip zwraca się również do nas w tych dwóch słowach, które zakładają osobiste zaangażowanie. Również nam powiedział Natanaelowi: “Chodź i zobacz”. Apostoł zobowiązuje nas do poznania Jezusa z bliska. W istocie przyjaźń, prawdziwe poznanie drugiej osoby, wymaga bliskości, co więcej – po części żyje nią. Nie należy zresztą zapominać, że – jak to napisał Marek – Jezus wybrał Dwunastu przede wszystkim po to, “aby Mu towarzyszyli” (Mk 3, 14), gdyż tylko w ten sposób, uczestnicząc w Jego życiu mogą Go poznać i później głosić Jego naukę. Muszą dzielić Jego życie i wprost od Niego uczyć się nie tylko stylu Jego postępowania, ale przede wszystkim, kim On naprawdę jest. Później, w Liście Pawła do Efezjan, przeczytamy, że ważne jest “nauczyć się Chrystusa” (4, 20), a więc nie tylko i nie tyle słuchać Jego nauczania i Jego słów, ile bardziej jeszcze poznawać Go osobiście, to znaczy Jego człowieczeństwo i boskość, Jego tajemnicę, Jego piękno. Albowiem jest On nie tylko nauczycielem, ale Przyjacielem, a nawet Bratem. Jak moglibyśmy poznać Go dogłębnie, pozostając w oddali? Zażyłość, poufałość, codzienne obcowanie pozwalają nam odkrywać prawdziwą tożsamość Jezusa Chrystusa. Otóż o tym właśnie przypomina nam apostoł Filip. I tym samym zachęca nas do “pójścia” i “zobaczenia”, a więc do wejścia w kontakt słuchania, odpowiadania i wspólnoty życia z Jezusem, dzień po dniu.
Z kolei podczas rozmnożenia chleba, Jezus zwrócił się do Filipa z konkretną, choć zaskakującą prośbą, a mianowicie, gdzie można by kupić chleb dla zaspokojenia głodu wszystkich ludzi, którzy szli za Nim (por. J 6, 5). Wtedy Filip odpowiedział z wielkim realizmem: “Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać” (J 6, 7). Widzimy tu rzeczowy charakter i realizm Apostoła, który potrafi ocenić rzeczywiste aspekty sytuacji. Wiemy, co było potem: że Jezus wziął chleb, łamał go i – pomodliwszy się – rozdawał go. W ten sposób nastąpiło rozmnożenie chleba. Ciekawe jednak, że Jezus poprosił właśnie Filipa o pierwszą wskazówkę, jak rozwiązać problem: to wyraźny znak, że apostoł należał do ścisłej grupy otaczających Go.
W innym bardzo ważnym dla przyszłej historii momencie, przed Męką, kilku Greków, znajdujących się w Jerozolimie z okazji Paschy, “przystąpiło do Filipa… i prosili go mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa». Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi” (J 12, 20-22). Jeszcze raz mamy dowód jego wyjątkowego prestiżu w gronie kolegium apostolskiego. Przede wszystkim w tym przypadku występuje on w roli pośrednika między niektórymi Grekami, ponieważ najprawdopodobniej mówił po grecku i mógł być tłumaczem, a Jezusem; nawet jeśli przyłącza się do Andrzeja, innego apostoła o greckim imieniu, to jednak to do niego zwracają się cudzoziemcy. Jest to dla nas nauką, abyśmy i my byli zawsze gotowi zarówno na przyjęcie próśb o wstawiennictwo niezależnie od tego, od kogo by one pochodziły, jak i na skierowanie ich do Pana, jedynego, który może je w pełni zaspokoić. Ważne jest bowiem, aby wiedzieć, że to nie my jesteśmy adresatami próśb tych, którzy do nas przystępują, lecz Pan: do Niego mamy kierować każdego, kto znajdzie się w potrzebie. To właśnie: każdy z nas musi być drogą otwartą ku Jezusowi!
Jest jeszcze jedna, zupełnie wyjątkowa sytuacja, w której Filip wkracza na scenę. Podczas Ostatniej Wieczerzy, gdy Jezus stwierdził, że poznanie Jego oznacza poznanie Ojca (por. J 14, 7), Filip niemal naiwnie zapytał: “Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy” (J 14, 8). Jezus odpowiedział mu tonem dobrotliwej wymówki: “Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: «Pokaż nam Ojca?» Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie?… Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” (J 14, 9-11). Są to jedne z największych słów w Ewangelii Jana. Zawierają one prawdziwe i właściwe objawienie. Na zakończenie Prologu do swej Ewangelii Jan stwierdza: “Boga nikt nigdy nie wiedział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J 1, 18).
Otóż oświadczenie to, które pochodzi od ewangelisty, podjął tutaj i potwierdził sam Jezus, nadając mu jednak nowy odcień. Kiedy bowiem w Prologu Janowym mowa jest o wyjaśnieniu, jakiego udzielił Jezus słowami swego nauczania, to w odpowiedzi udzielonej Filipowi, odnosi się On do własnej osoby jako takiej, dając poznać, że można Go zrozumieć nie tylko przez to, co mówi, ale bardziej jeszcze przez to, kim On po prostu jest. Aby wyrazić to paradoksem Wcielenia, możemy rzec, że Bóg przybrał oblicze ludzkie, oblicze Jezusa, i w konsekwencji od tej chwili jeżeli naprawdę pragniemy poznać oblicze Boga, nie pozostaje nam nic innego, jak kontemplować oblicze Jezusa! W Jego obliczu widzimy rzeczywiście, kim jest Bóg i jaki jest Bóg!
Ewangelista nie mówi nam, czy Filip w pełni zrozumiał słowa Jezusa. Pewne jest, że całkowicie poświęcił Mu własne życie. Według niektórych późniejszych przekazów (np. Dzieje Filipa i inne), nasz Apostoł ewangelizował najpierw Grecję, a potem Frygię i tam, w Gerapolis poniósł śmierć męczeńską, opisaną jako ukrzyżowanie bądź ukamienowanie. Chciałbym zakończyć naszą refleksję przypomnieniem celu, do którego ma zmierzać całe nasze życie: spotkanie Jezusa tak, jak spotkał Go Filip, starając się zobaczyć w Nim samego Boga, Ojca niebieskiego. Jeżeli zabraknie tego starania, będziemy zawsze odwoływać się do samych siebie, jak w lustrze, i będziemy coraz bardziej samotni! Filip natomiast uczy nas, by dać się pozyskać Jezusowi, być z Nim i zachęcać również innych do dzielenia tego nieodzownego towarzystwa. A widząc i znajdując Boga, znaleźć także prawdziwe życie.
BENEDYKT XVI papież
L’Osservatore Romano 1/2007/wiara.pl
________________________________________________________________________________
Św. Jakub Młodszy
Audiencja generalna, Benedykt XVI – 28 czerwca 2006 r.
(…) Księga Dziejów Apostolskich podkreśla wybitną rolę, jaką ten ostatni Jakub odegrał w Kościele jerozolimskim. Na Soborze Apostolskim, zwołanym tam po śmierci Jakuba Starszego, potwierdził wraz z innymi, że poganie mogą zostać przyjęci do Kościoła bez obowiązku poddania się przedtem obrzezaniu.
Drodzy bracia i siostry,
Obok postaci Jakuba “Starszego”, syna Zebedeusza, o którym mówiliśmy w ubiegłą środę, w Ewangeliach pojawia się inny Jakub, zwany “Młodszym”. On również znajduje się na liście dwunastu Apostołów, wybranych osobiście przez Jezusa i jest zawsze określany jako “syn Alfeusza” (por. Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 5; Dz 1, 13). Często bywał on utożsamiany z innym jeszcze Jakubem, zwanym “Mniejszym” (por. Mk 15, 40), synem pewnej Marii (por. tamże), którą mogłaby być “Maria, żona Kleofasa”, obecna, według Czwartej Ewangelii, u stóp Krzyża wraz z Matką Jezusa (por. J 19, 25). On również pochodził z Nazaretu i prawdopodobnie był krewnym Jezusa (por. Mt 13, 55; Mk 6, 3), którego na sposób semicki nazywany jest “bratem” (por. Mk 6, 3; Ga 1, 19).
Księga Dziejów Apostolskich podkreśla wybitną rolę, jaką ten ostatni Jakub odegrał w Kościele jerozolimskim. Na Soborze Apostolskim, zwołanym tam po śmierci Jakuba Starszego, potwierdził wraz z innymi, że poganie mogą zostać przyjęci do Kościoła bez obowiązku poddania się przedtem obrzezaniu (por. Dz 15, 13). Święty Paweł, który przypisuje mu szczególne ukazanie się Zmartwychwstałego (por. 1 Kor 15, 7), przy okazji swego wyjazdu do Jerozolimy wymienia go nawet przed Kefasem-Piotrem, uznając go na równi z nim za “filar” tego Kościoła (por. Ga 2, 9). Judeo-chrześcijanie uważali go później za swój główny punkt odniesienia. Przypisywany mu jest również List, noszący imię Jakubowego i należący do kanonu Nowego Testamentu. Nie występuje on w nim jako “brat Pana”, lecz jako “sługa Boga i Pana Jezusa Chrystusa” (Jk 1, 1).
Uczeni rozważają zagadnienie kwestię tożsamości obu tych postaci o tym samym imieniu: Jakuba – syna Alfeusza i Jakuba – “brata Pana”. W tradycji ewangelicznej nie zachowała się żadna opowieść ani o jednym, ani o drugim w odniesieniu do ziemskiego życia Jezusa. Natomiast Dzieje Apostolskie ukazują nam ważną rolę, jaką pewien “Jakub” odegrał, jak już wspomnieliśmy, po zmartwychwstaniu Jezusa w pierwotnym Kościele (por. Dz 12, 17; 15, 13-21; 21, 18). Najbardziej znaczącym jego czynem była wypowiedź w sprawie trudnych stosunków między chrześcijanami pochodzenia żydowskiego i tymi wywodzącymi się spośród pogan: wraz z Piotrem przyczynił się on do przezwyciężenia czy raczej zintegrowania pierwotnego judaistycznego wymiaru chrześcijaństwa, w którym nie narzucano nawróconym poganom obowiązku podporządkowania się wszystkim przepisom prawa Mojżeszowego. Księga Dziejów Apostolskich przekazała nam kompromisowe rozwiązanie, zaproponowane właśnie przez Jakuba, a zatwierdzone przez wszystkich obecnych tam Apostołów, zgodnie z którym od pogan, którzy uwierzyli w Jezusa Chrystusa, należało wymagać jedynie, aby powstrzymali się od bałwochwalczego zwyczaju spożywania mięsa zwierząt złożonych w ofierze bogom oraz od “rozwiązłości”; termin ten najprawdopodobniej nawiązywał do niedozwolonych związków małżeńskich. W praktyce chodziło o przyjęcie nielicznych tylko zakazów prawa mojżeszowego, uważanych za dość ważne.
W ten sposób osiągnięto dwa znaczące i uzupełniające się cele, ważne do dzisiaj: z jednej strony uznano nierozerwalną więź, łączącą chrześcijaństwo z religią żydowską jako jego nieustająco żywe i aktualne źródło; z drugiej strony, chrześcijanom wywodzącym się spośród pogan zezwolono na zachowanie własnej tożsamości społecznej, którą by utracili, gdyby zostali zmuszeni do przestrzegania tzw. mojżeszowych “przykazań ceremonialnych”: nie obowiązywały one już nawróconych pogan. W sumie zapoczątkowano praktykę wzajemnego uznania i szacunku, która mimo narastających później nieporozumień, miała na celu z samej swej istoty obronę tego, co było charakterystyczne dla każdej z obu stron.
El Greco/pl.wikipedia.org
***
Jakub wymieniany jest zawsze jako „syn Alfeusza” (por. Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 15; Dz 1, 13). Często był utożsamiany z innym Jakubem, nazywanym Mniejszym (por. Mk 15, 40), synem Marii (por. tamże), którą mogła być „Maria, żona Kleofasa”, obecna, według czwartej Ewangelii, u stóp krzyża razem z Maryją, Matką Jezusa (por. J 19, 25). Również on pochodził z Nazaretu i prawdopodobnie był krewnym Jezusa (por. Mt 13, 55; Mk 6, 3), na sposób semicki nazywanym bratem (por. Mk 6, 3; Ga 1, 19).
O tym ostatnim Jakubie księga Dziejów Apostolskich mówi, że odgrywał doniosłą rolę w Kościele w Jerozolimie. Podczas soboru apostolskiego zwołanego po śmierci Jakuba Starszego razem z innymi stwierdził, iż poganie mogą być przyjęci do Kościoła bez poddawania się wcześniej obrzezaniu (por. Dz 15, 13). Św. Paweł, który przypisuje mu szczególne ukazanie się Zmartwychwstałego (por. 1 Kor 15, 7), przy okazji swej podróży do Jerozolimy wymienia go nawet przed Kefasem – Piotrem, nazywając kolumną tego Kościoła, na równi z nim (por. Ga 2, 9). Później judeochrześcijanie uznawali go za swój główny punkt odniesienia. Jemu też został nawet przypisany list, który nosi imię Jakubowego, zawarty w nowotestamentalnym kanonie. Nie występuje on w nim jako „brat Pana”, ale jako „sługa Boga i Pana Jezusa Chrystusa” (Jk 1, 1).
Wśród uczonych rozważa się kwestię identyfikacji tych dwóch osób o tym samym imieniu – Jakuba, „syna Alfeusza”, i Jakuba, „brata Pańskiego”. W tradycji ewangelicznej nie zachowała się żadna opowieść ani o jednym, ani o drugim w odniesieniu do ziemskiego życia Jezusa. Dzieje Apostolskie natomiast pokazują nam, że jeden Jakub odegrał doniosłą rolę, jak już wcześniej wspomnieliśmy, po zmartwychwstaniu Jezusa, będąc pośrodku Kościoła pierwotnego (por. Dz 12, 17; 15, 13-21; 21, 18). Najdonioślejszym aktem jego działalności była interwencja w kwestii trudnej relacji między chrześcijanami pochodzenia żydowskiego a chrześcijanami pochodzenia pogańskiego: przyczynił się on, razem z Piotrem, do przezwyciężenia, albo lepiej – do zintegrowania oryginalnego wymiaru chrześcijaństwa z wymaganiami nienakładania na nawróconych pogan konieczności poddania się wszystkim normom Prawa Mojżeszowego.
Księga Dziejów Apostolskich przechowała dla nas rozwiązanie kompromisowe, zaproponowane właśnie przez Jakuba i zaakceptowane przez wszystkich obecnych Apostołów, zgodnie z którym poganom, którzy uwierzą w Jezusa Chrystusa, stawia się jako warunek tylko powstrzymanie się od zwyczaju jedzenia mięsa zwierząt, które były ofiarowane bożkom, oraz od „nierządu”, który prawdopodobnie nawiązuje do niedozwolonego współżycia seksualnego. W praktyce chodziło o przylgnięcie tylko do nielicznych zakazów, które były uważane za bardzo ważne w prawodawstwie Mojżeszowym.
W ten sposób otrzymano dwa znaczące i uzupełniające się rozwiązania, ważne do dzisiaj: z jednej strony uznaje się ścisły związek, jaki łączy chrześcijaństwo z religią żydowską, jako swym żywym i ważnym na zawsze źródłem; z drugiej zaś pozwala się chrześcijanom pochodzenia pogańskiego na zachowanie własnej identyczności socjologicznej, którą by utracili, gdyby zostali zmuszeni do zachowywania tzw. przykazań ceremonialnych Prawa Mojżeszowego. Nie muszą już one być uważane za obowiązujące dla nawróconych pogan. W ten sposób zapoczątkowano praktykę wzajemnego poszanowania i uznania, która – pomimo późniejszych różnych nieporozumień – ze swej natury dążyła do zachowania tego, co było charakterystyczne dla Żydów i pogan.
Najstarsza informacja o śmierci tego Jakuba została nam przekazana przez historyka żydowskiego Józefa Flawiusza. W swoich Dawnych dziejach Izraela (20, 201n), zredagowanych w Rzymie pod koniec I wieku, mówi on, że śmierć Jakuba była przesądzona w sposób nielegalny przez najwyższego kapłana Ananiasza, syna Annasza, opisanego w Ewangeliach, który wykorzystał przerwę między obaleniem prokuratora rzymskiego Festusa a przybyciem jego następcy Albinusa, żeby zadekretować jego ukamienowanie w roku 62.
Z imieniem tego Jakuba, oprócz apokryficznej Protoewangelii Jakuba, który wysławia świętość i dziewictwo Maryi, Matki Jezusa, jest w sposób szczególny związany list, który nosi jego imię. W kanonie Nowego Testamentu zajmuje on pierwsze miejsce wśród tzw. listów katolickich, czyli skierowanych nie tylko do konkretnego Kościoła, np. w Rzymie czy Efezie, ale do wielu Kościołów. Chodzi o list o szczególnej doniosłości, który bardzo mocno podkreśla konieczność nieograniczania własnej wiary do czystej deklaracji słownej czy abstrakcyjnej, ale o wyrażenie jej konkretnymi dobrymi czynami. Zachęca nas m.in. do wytrwałości w próbach radośnie przyjętych oraz do ufnej modlitwy, by otrzymać od Boga dar mądrości, dzięki któremu dojdziemy do zrozumienia, że prawdziwe wartości życia nie polegają na przemijających bogactwach, lecz na umiejętności podzielenia własnych zasobów z biednymi i potrzebującymi (por. Jk 1, 27).
W ten sposób List św. Jakuba ukazuje nam chrześcijaństwo bardzo konkretne i praktyczne.
Wiara musi realizować się w życiu, przede wszystkim w miłości bliźniego, szczególnie zaś w zaangażowaniu na rzecz ubogich. W tym kontekście trzeba czytać również słynne zdanie: „Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków” (Jk 2, 26). Czasem ta deklaracja Jakuba była stawiana jako przeciwieństwo stwierdzeń św. Pawła, według którego zostaliśmy usprawiedliwieni przez Boga nie na mocy naszych czynów, ale dzięki naszej wierze (por. Ga 2, 16; Rz 3, 28). Jednakże oba te zdania, pozornie przeciwstawne w swoich odmiennych perspektywach, w rzeczywistości, jeżeli są dobrze interpretowane, uzupełniają się wzajemnie. Św. Paweł sprzeciwia się pysze człowieka, który myśli, że nie potrzebuje miłości Boga, uprzedzającego nas; sprzeciwia się pysze ludzkiej wystarczalności, bez łaski danej i niezasłużonej. Św. Jakub natomiast mówi o dziełach jako naturalnym owocu wiary. „Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce” – mówi Pan (Mt 7, 17). Św. Jakub powtarza to i mówi to do nas.
List św. Jakuba napomina nas, abyśmy zdali się na dłonie Boga we wszystkim, co czynimy, powtarzając zawsze słowa: „Jeżeli Pan zechce” (Jk 4, 15). Uczy nas w ten sposób, abyśmy nie ustawiali naszego życia w sposób automatyczny i interesowny, ale zostawili przestrzeń dla niepojętej woli Boga, który zna rzeczywiste dobro dla nas. W ten sposób św. Jakub pozostaje aktualnym na zawsze mistrzem życia dla każdego z nas.
Benedykt XVI – papież
z oryginału włoskiego tłumaczył o. Jan Pach OSPPE/Tygodnik Niedziela
_____________________________________________________________________________
Święci Apostołowie Filip i Jakub. Jaką lekcję dają współczesnemu Kościołowi?
z lewej św. Jakub Mniejszy, z prawej św. Filip./fot. Fr Lawrence Lew O.P./Flickr/Aleteia.pl
***
„Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy” – zawołał Filip. A Jakub dodawał: „Gniew męża nie wykonuje sprawiedliwości Bożej”.
Całą noc spędził na modlitwie, a później ich wybrał. Dwunastu, którzy formowali się, widząc Jego życie, relację z Ojcem, nocne modlitwy, gdy znikał na długie godziny. Wśród dni byli Filip i Jakub zwany Młodszym lub Mniejszym.
Wspominamy ich tego samego dnia. To zresztą charakterystyczne dla apostołów. Przecież nawet tak odmienne osobowości, tacy indywidualiści, jak Piotr i Paweł „wylądowali” w tym samym wezwaniu litanii, a ich imiona śpiewamy na jednym oddechu. Czy to nie lekcja dla współczesnego Kościoła, targanego sporami i dyskusjami? Sam Jakub pisał zresztą w latach 45–49 w swym liście, który wszedł do biblijnego kanonu: „Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, że tym bardziej surowy czeka nas sąd. Wszyscy bowiem często upadamy”.
Pochodzący z Betsaidy nad Jeziorem Galilejskim, czyli miasta Piotra i Andrzeja, Filip był pierwotnie uczniem Jana Chrzciciela. Do historii przeszła wymiana zdań między nim a Natanaelem, który słysząc: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i prorocy – Jezusa, syna Józefa z Nazaretu”, odparował: „Czyż może być coś dobrego z Nazaretu?”. „Chodź i zobacz” – usłyszał od Filipa.
To Filip nie dowierzał, że można nakarmić głodny tłum: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać”. To on w czasie ostatniej wieczerzy zawołał: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”.
Euzebiusz z Cezarei pisał, że miał on cztery córki, które nazywał „prorokiniami”. Apostoł często mylony jest z diakonem Filipem, który w Dziejach Apostolskich posłuszny natchnieniom Ducha Świętego wykonał prawdziwy krok wiary… wychodząc w południe „na drogę, która była pusta”. Zaryzykował, a po chwili przejeżdżał nią etiopski dworzanin i cała historia zakończyła się chrztem. Jeśli prawdą jest to, że apostoł Filip działał w Scytii, w okolicach Donu i Dniepru, byłby pierwszym apostołem Słowian. Stamtąd miał przenieść się do Frygii i nauczać w jej stolicy, Hierapolis.
Pochodzący z Nazaretu Jakub był synem Kleofasa i Marii, rodzonym bratem Judy Tadeusza (wspomina o tym w swym liście) i Józefa („Były tam również niewiasty, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa”). Jego imię po hebrajsku oznacza „Niech Bóg chroni”, a nazywamy go „młodszym” lub „mniejszym” ze względu na kolejność przystąpienia do grona apostołów. Ileż razy do pionu stawiały mnie jego zanotowane w liście zdania: „Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. Tak i język jest ogniem, sferą nieprawości. Za jego pomocą wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi!”. To on przewodniczył gminie chrześcijańskiej w Jerozolimie (gdy Piotr został cudownie uwolniony z więzienia, kazał oznajmić o tym Jakubowi), on pisał do wiernych narodowości żydowskiej, że „wiara bez uczynków jest martwa”.
Marcin Jakimowicz/Gość Niedzielny
_________________________________________________________________________________
Święci Apostołowie – Filip i Jakub Młodszy
Apostołowie św. Filip (po prawej) i św. Jakub Młodszy (po lewej) – El Greco, Public domain, via Wikimedia Commons
***
Wśród grona świętych, których stawia nam za wzór Kościół około trzydziestu nosi imię Filip, a ponad czterdziestu pięciu Jakub. Pojawiali się w różnych epokach, ich drogi na ołtarze były odzwierciedleniem tego, co działo się w i z Kościołem w konkretnej rzeczywistości. Jednakże spośród wielu Filipów i Jakubów 6 maja wspominamy tych, którym dane było towarzyszyć Jezusowi. Apostołowie Filip i Jakub Młodszy mogli doświadczać Jego obecności widzieć, słuchać. I jak inni z grona wybranych nauczać, a wreszcie za wiarę oddać życie.
To Filip prosił Jezusa – Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy
Święty Filip, pochodził z Betsaidy nad jeziorem Genezaret. I zanim pojawił się przy Jezusie, zanim usłyszał Pójdź za Mną, był uczniem Jana Chrzciciela. Wśród Apostołów, w tak zwanych katalogach, czyli wykazach zawartych w Ewangeliach jest zawsze wymieniany na piątym miejscu. I choć informacje o nim zawarte w innych, pozabiblijnych źródłach są nieprecyzyjne lub nie dają się zweryfikować (jak na przykład to czy rzeczywiście posiadał rodzinę i dzieci – córki), a niektóre mają charakter legend budujących kult i niosących sporą dawkę cudowności, to należy pamiętać, że nie jeden raz św. Jan Ewangelista ukazuje nam Filipa przy Jezusie.
Filip towarzyszy Jezusowi w chwili, gdy Ten cudownie karmi liczne tłumy. To Filipa poganie pytają o Jezusa, chcąc się z nim spotkać. Do niego się zwracają: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. I ta sytuacja jest uważana za dowód szacunku jakim się cieszył Apostoł. Filip jest również w Wieczerniku i prosi Jezusa: Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. A słowa jakie usłyszał wówczas w odpowiedzi, zawierają wyjaśnienie związku jaki w Trójcy Świętej istnieje między Bogiem Ojcem a Synem Bożym. Ponadto, to Filip na sceptyczne stwierdzenie Natanaela: Czy może być co dobrego z Nazaretu? Reaguje: Chodź i zobacz.
W ikonografii św. Filip Apostoł jest przedstawiany w towarzystwie Anioła. Atrybutami świętego są pastorał i zwój oraz krzyż i czasami kamienie w rękach. Dwa ostatnie symbole odnoszą się do jego męczeńskiej śmierci (najpierw ukrzyżowania i następnie kamienowania). Śmierć miała nastąpić w czasach panowania Domicjana (między 81 a 96 rokiem). Życie zakończył w Hierapolis, stolicy Azji Mniejszej, gdzie nauczał. I to właśnie tam włoscy archeolodzy w ruinach bizantyjskiego kościoła odkryli grób z inskrypcjami wskazującymi na miejsce pochówku Apostoła.
Filar Kościoła – św. Jakub Młodszy
Drugi ze świętych wspominanych 6 maja, to święty Jakub nazywany Młodszym jest wymieniany w spisach Apostołów na jednym z ostatnich miejsc, co świadczy o tym, że do grona dołączył najpóźniej (w odróżnieniu od świętego Jakuba Starszego, który pojawia się na początku listy). Wywodził się z Nazaretu, był spokrewniony z Jezusem. Nie mamy informacji o nim, o jego byciu przy Jezusie, zanim nastąpiło rozproszenie Apostołów. Dopiero po zmartwychwstaniu pojawia się Jakub, który pełni istotną rolę – przewodniczy gminie chrześcijańskiej w Jerozolimie i też cieszy się szczególnym poważaniem.
Razem z bratem Tadeuszem obrany został apostołem i jego to odznaczył zmartwychwstający Jezus, albowiem jemu się objawił, a wstępując potem do Nieba, polecił mu zwierzchnictwo nad kościołem w Jerozolimie, jak głosi święty Hieronim. Niezmierny to był zaszczyt być biskupem pierwszego kościoła; ale i odwagę trzeba było mieć niemniejszą, aby się podjąć tego urzędu w mieście, w którym ukrzyżowano Chrystusa i w którym mieszkali najzajadlejsi nieprzyjaciele chrześcijaństwa. (Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937).
Na soborze apostolskim przemawiał zaraz po św. Piotrze. Wiemy, że prawdopodobnie dzięki Jakubowi pojawił się pewien kompromis w zakresie wymagań stawianych nawróconym poganom, a dotyczący konieczności wypełniania tzw. przykazań ceremonialnych Prawa Mojżeszowego. Nie oczekiwano od nich ścisłego ich przestrzegania. Ta postawa, choć nie we wszystkim się zgadzali, była w tym bliska przekonaniom św. Pawła. I to też św. Paweł też określał Jakuba filarem Kościoła. Ponadto na szczególna uwagę zasługuje list, jaki Jakub skierował do wiernych Kościoła.
„W kanonie Nowego Testamentu zajmuje on pierwsze miejsce wśród tzw. listów katolickich, czyli skierowanych nie tylko do konkretnego Kościoła, np. w Rzymie czy Efezie, ale do wielu Kościołów. Chodzi o list o szczególnej doniosłości, który bardzo mocno podkreśla konieczność nieograniczania własnej wiary do czystej deklaracji słownej czy abstrakcyjnej, ale o wyrażenie jej konkretnymi dobrymi czynami” (Benedykt XVI).
Najstarsze informacje o śmierci św. Jakuba przekazał nam żydowski historyk Józef Flawiusz. Do śmierci Apostoła, w czasach panowania Nerona, przyczynił się człowiek hardy i niezwykle zuchwały – arcykapłan Annasz. Jakub został w roku 62 ukamienowany i też uderzony pałką w głowę albo zrzucony z dachu świątyni.
Święty Jakub, będący patronem dekarzy, w ikonografii jest przedstawiany w tunice i płaszczu, z mieczem oraz z księgą. Jego atrybutami są również: halabarda, kamienie, korona w rękach, torba podróżna oraz zwój. Św. Jakub ukazywany jest również jako biskup rytu wschodniego.
o. Paweł Kosiński SJ/Deon.pl
______________________________________________________________________________________________________________
5 maja
Święty Stanisław Kazimierczyk, prezbiter
Zobacz także: • Błogosławiona Maria Katarzyna Troiani, dziewica • Św. Anioł, prezbiter i męczennik • Błogosławiony Sulprycjusz Nuncjusz |
Stanisław Sołtys urodził się 27 września 1433 r. w Kazimierzu, wówczas miasteczku pod Krakowem. Jego ojciec, Maciej, był tkaczem, a zarazem rajcą miejskim. Stanisław ukończył teologię na Akademii Krakowskiej. W 1456 r. wstąpił do klasztoru Kanoników Regularnych Laterańskich przy kościele Bożego Ciała w Krakowie. Klasztor ów został założony na specjalne życzenie świętej królowej Jadwigi. Po przyjęciu święceń kapłańskich (prawdopodobnie ok. 1458 r., można też spotkać datę 1462/1463), przełożeni zlecili mu pełnienie urzędu oficjalnego kaznodziei i spowiednika, a w klasztorze – funkcji mistrza nowicjatu, lektora i zastępcy przełożonego. Powierzonym obowiązkom poświęcił się bez reszty. Był przy tym wierny regule i przepisom zakonnym. “Dla wielu był przewodnikiem na drogach życia duchowego” – powiedział o nim św. Jan Paweł II. Prowadził intensywne życie kontemplacyjne, a zarazem jako znakomity kaznodzieja skutecznie oddziaływał na swoich słuchaczy. Zbliżał ich do Pana Boga nie tylko słowami prawdy, ale również przykładem życia i miłosierdziem wobec bliźnich. Bardzo troszczył się o chorych i biednych, usługiwał im z miłością. Często oddawał część własnego pożywienia potrzebującym. Wiele czasu spędzał na modlitwie, żywił gorące nabożeństwo do Męki Pana Jezusa, czcił Matkę Najświętszą i uważał się za Jej “wybranego” syna. Szczególną pobożnością otaczał swojego patrona, pielgrzymował do jego grobu w katedrze wawelskiej raz w tygodniu. W klasztorze przeżył 33 lata. Zmarł 3 maja 1489 r. w opinii świętości. Pochowano go pod posadzką kościoła Bożego Ciała, zgodnie z jego pokorną prośbą, aby wszyscy go deptali. Już w rok po śmierci Stanisława sporządzono spis 176 nadzwyczajnych łask uzyskanych dzięki jego orędownictwu. Elewacja relikwii odbyła się w 1632 r. 18 kwietnia 1993 roku podczas uroczystej Mszy świętej beatyfikacyjnej na placu św. Piotra w Rzymie św. Jan Paweł II dokonał potwierdzenia kultu księdza Stanisława Kazimierczyka i zaliczył go do grona błogosławionych. Także w Rzymie 17 października 2010 r. papież Benedykt XVI wpisał go do katalogu świętych. |
______________________________________________________________________________________________________________
4 maja
Święty Florian, żołnierz, męczennik
Zobacz także: • Święty Józef Maria Rubio, prezbiter |
Sanktuarium Św. Wojciecha Biskupa i Męczennika w Cieszęcinie *** Według żywotu z VIII w., Florian z Lauriacum urodził się ok. 250 roku w Zeiselmauer (Dolna Austria). W młodym wieku został dowódcą wojsk rzymskich, stacjonujących w Mantem, w pobliżu Krems (obecnie w północno-wschodniej Austrii). Podczas prześladowania chrześcijan przez Dioklecjana został aresztowany wraz z 40 żołnierzami i przymuszony do złożenia ofiary bogom. Wobec stanowczej odmowy wychłostano go i poddano torturom. Przywiedziono go do obozu rzymskiego w Lorch koło Wiednia. Namiestnik prowincji, Akwilin, starał się groźbami i obietnicami zmusić oficera rzymskiego do odstępstwa od wiary. Kiedy jednak te zawiodły, kazał go biczować, potem szarpać jego ciało żelaznymi hakami, wreszcie uwiązano kamień u jego szyi i zatopiono go w rzece Enns. Miało się to stać 4 maja 304 roku. Jego ciało odnalazła Waleria i ze czcią je pochowała. Nad jego grobem wystawiono z czasem klasztor i kościół benedyktynów, objęty potem przez kanoników laterańskich. Do dnia dzisiejszego St. Florian jest ośrodkiem życia religijnego w Górnej Austrii. Św. Florian jest patronem archidiecezji wiedeńskiej. W roku 1184 na prośbę księcia Kazimierza Sprawiedliwego, syna Bolesława Krzywoustego, Kraków otrzymał znaczną część relikwii św. Floriana. W delegacji odbierającej relikwie miał się znajdować także bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski. Ku ich czci wystawiono w dzielnicy miasta, zwanej Kleparzem, okazałą świątynię. Kiedy w 1528 r. pożar strawił tę część Krakowa, ocalała jedynie ta świątynia. Odtąd zaczęto św. Floriana czcić w całej Polsce jako patrona podczas klęsk pożaru, powodzi i sztormów. Kraków jeszcze dzisiaj obchodzi pamiątkę św. Floriana jako święto. Florian jest patronem Austrii i Bolonii oraz Chorzowa; ponadto hutników, strażaków i kominiarzy, a także garncarzy i piekarzy. W Warszawie pod wezwaniem św. Floriana jest katedra warszawsko-praska. W ikonografii św. Florian przedstawiany jest jako gaszący pożar oficer rzymski z naczyniem. Czasami jako książę. Bywa, że w ręku trzyma chorągiew. Jego atrybutami są: kamień młyński u szyi, kolczuga, krzyż, czerwony i biały krzyż, miecz, palma męczeńska, płonący dom, orzeł, tarcza, zbroja. |
______________________________________________________________________________
Święty Florian. Święty z kamieniem u szyi
fot. zeller.de/Wikipedia
***
Odmówił złożenia przysięgi wobec bożków rzymskich, a kiedy chciał wspomóc prześladowanych, sam zginął za wiarę. Został zamordowany w okrutny sposób. Dziś św. Florian jest jedynym, znanym z imienia “austriackim” męczennikiem z początków chrześcijaństwa.
Człowiek wiary
4 maja wspominamy w Kościele św. Floriana, męczennika, patrona strażaków.
Florian żył w czasach ostatniego prześladowania chrześcijan za cesarza Dioklecjana w ówczesnej rzymskiej prowincji Ufernoricum, dzisiejszej Górnej Austrii. Był tam szefem kancelarii namiestnika.
Jako członek chrześcijańskiej wspólnoty w Lauriacum (obecne Lorch) odmówił złożenia wymaganej przez cesarza przysięgi wobec bożków rzymskich, składanej przez urzędników. Z tego powodu został odsunięty od urzędu i osiedlił się w pobliżu dzisiejszego St. Pölten.
Zginął, chcąc pomóc prześladowanym
Dowiedziawszy się, że młody Kościół w Lauriacum przeżywa ciężkie prześladowania, powrócił tam, chcąc mu pomóc. Został jednak natychmiast ujęty. Biczowano go, rozrywano jego ciało hakami a później uwiązano kamień u szyi i utopiono. Stało się to 4 maja 304 r. na moście na rzece Enns.
Stracono też grupę chrześcijan, którzy stanęli w obronie Floriana i protestowali przeciwko tak wysokiemu i niesprawiedliwemu wyrokowi. Ich doczesne szczątki spoczywają w nowym głównym ołtarzu bazyliki w Lorch. Położone nieopodal opactwo znajduje się w miejscu pierwszego pochowania św. Floriana.
Patron strażaków
Ponieważ Florian zginął śmiercią męczeńską w nurtach rzeki, pobożność ludowa obrała go sobie za patrona strażaków. Św. Florian czczony jest jako orędownik podczas pożarów i powodzi, patronuje także strażakom, hutnikom i kominiarzom oraz piwowarom, bednarzom, węglarzom i ceramikom.
W 1971 r. austriacka diecezja Linz obrała św. Floriana za swego pierwszego patrona. Wtedy to relikwie męczennika przywiózł z Krakowa do Lorch ówczesny arcybiskup krakowski Karol Wojtyła.
W związku z przypadającą w 2004 r. 1700 rocznicą śmierci św. Floriana, od 4 maja ten święty męczennik został – obok św. Leopolda – drugim patronem całej Austrii. Jest on jedynym, znanym z imienia „austriackim” męczennikiem z początków chrześcijaństwa.
Najstarszym zachowanym dokumentem mówiącym o życiu św. Floriana jest pochodzący z VIII wieku „Passio Floriani”, spisany w 450 lat po męczeńskiej śmierci świętego. W oparciu o tę opowieść, pod bazyliką w Lorch archeolodzy odkryli fundamenty późnoromańskiego kościoła, a w nim – na centralnym miejscu – szczątki ok. 40 osób, najprawdopodobniej chrześcijan zamordowanych wraz z Florianem. W tym miejscu wznosi się obecnie ołtarz główny bazyliki w Lorch, nieopodal zaś opactwo św. Floriana.
Św. Florian w Polsce
W Polsce relikwie św. Floriana obecne są od XII wieku, co zapisano w „Annales Capituli Cracoviensis”. Początkowo przebywały w głównym ołtarzu katedry na Wawelu, a św. Florian został pierwszym patronem w Krakowie. Część relikwii pozostawiono dla wzniesionego w 1185 r. na krakowskim Kleparzu kościoła pod jego wezwaniem.
Z Krakowa kult św. Floriana zaczął się rozchodzić na całą Polskę, a także na Węgry. Do Lorch podarował je w 1736 r. bp J. Lipski, co wpłynęło na ożywienie kultu św. Floriana w Austrii. Nasilenie się jego kultu nastąpiło na przełomie XIX i XX wieku w dobie społecznych oczekiwań na patrona w niebezpieczeństwach epidemii, pożarów i klęsk żywiołowych.
KAI/Stacja7.pl
_________________________________________________________________________________
Modlitwa do Świętego Floriana
Męczenniku święty, święty Florianie, od wieków czczony na polskiej ziemi, bądź i dziś naszym Patronem, Orędownikiem i Obrońcą przed Bogiem.
Uproś nam u Boga żywą wiarę, byśmy oparli się laicyzacji życia i wszędzie słowem i czynami miłości umieli mężnie ją wyznać.
Tak, jak dawniej chroń nas od wojny, ognia, powodzi i wszelkich klęsk żywiołowych.
Czuwaj nad ludźmi ciężkiej i niebezpiecznej pracy: strażakami, hutnikami i kominiarzami.
Strażaków ucz poświęcenia i ofiarnej służby w czasie klęsk żywiołowych, w ratowaniu ludzkiego życia i mienia.
Ucz nas poszanowania środowiska naturalnego.
Wypraszaj nam u Boga łaski i cnotę męstwa, abyśmy kiedyś przez Miłosierdzie Boże zasłużyli na wieczną nagrodę w niebie. Amen.
_____________________________________________________________________________________________________________
3 maja
Najświętsza Maryja Panna Królowa Polski
główna Patronka Polski
Zobacz także: • Święty Piotr Cudotwórca, biskup • Święty Teodozy Peczerski, opat |
__________________________________________________________________________________
Maryjo, Królowo Polski
(Slawomir Olzacki/FORUM )
***
Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam – słowa Apelu Jasnogórskiego zawierają prawdę, coraz trudniejszą do przełknięcia także dla wielu współczesnych katolików, że Boża Rodzicielka jest naszą Monarchinią. To karygodne zawłaszczanie Matki Jezusa przez Polaków – dowodzą, nie wiedząc lub nie chcąc wiedzieć, że tytuł Królowej Polski został objawiony w… nadtyrreńskim Neapolu pewnemu włoskiemu jezuicie.
W połowie XVI wieku polsko‑łaciński poeta Grzegorz z Sambora pisał, używając literackiej przenośni, o Matce Bożej jako Królowej Polski i Polaków. Tytuł ten rozpowszechnił się w następnym stuleciu (po cudownej obronie Jasnej Góry, ściśle wiązanej ze wstawiennictwem Najświętszej Dziewicy) przede wszystkim za sprawą króla Jana Kazimierza, który 1 kwietnia 1656 roku przed cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej w katedrze lwowskiej na klęczkach oddał Rzeczpospolitą szczególnej opiece Maryi, nazywając ją Królową Polski. W istocie jednak odnoszący się do Matki Zbawiciela oficjalny tytuł Królowej Polski nie jest wymysłem Polaków, a tym mniej przejawem – tak obśmiewanej przez wielu „oświeconych polakosceptyków” – naszej rzekomej megalomanii. Nie zrodził się on bowiem w umyśle żadnego człowieka, lecz objawiony sędziwemu jezuicie z Neapolu padł z ust samej… Najświętszej Dziewicy. Sprawa to iście sensacyjna, bo ani wcześniej, ani nigdy potem, nie zdarzyło się, by jakiemukolwiek narodowi dana została taka łaska. Owszem, liczne królestwa, państwa i narody ogłaszały Maryję swą Królową, ale nigdy nie zostało to ogłoszone – expressis verbis – przez Nią samą. Sprawa była jeszcze o tyle bardziej intrygująca, że proklamacja Maryi jako Królowej Polski została ogłoszona światu nie przez naszego rodaka, ale przez Włocha. Stąd też ewentualny zarzut, że Polacy w swej pysze wymyślili całą historię, jest całkowicie chybiony.
Świadek życia i śmierci św. Stanisława Kostki
Juliusz (Gulio) Mancinelli urodził się 13 października 1537 roku w miejscowości Macerata, dwieście kilometrów na północny wschód od Rzymu. Choć był cenionym mistrzem nowicjatu rzymskich jezuitów – tego samego, w którym przebywał i zmarł św. Stanisław Kostka – dosyć pewnym wydaje się, że to nasz osiemnastoletni zaledwie rodak odgrywał rolę jego przewodnika duchowego, a nie na odwrót. Ojciec Mancinelli, świadek życia młodego Polaka, podobnie jak inni rzymscy jezuici pozostawał pod wielkim wrażeniem jego śmierci. Zatrzymajmy się na moment przy tym zdarzeniu…
1 sierpnia 1568 roku św. Piotr Kanizjusz głosił w Rzymie konferencję dla jezuickich nowicjuszy. Niemiecki prowincjał mówił o nagłej śmierci. Nauczał, że każdy miesiąc należy spędzić tak, jakby był ostatnim w życiu. Słuchający tych nauk młody, ale już słynny z wielkiej gorliwości, Stanisław Kostka odezwał się:
– Dla wszystkich ta nauka męża świętego jest przestrogą i zachętą, ale dla mnie jest ona wyraźnym głosem Bożym. Umrę bowiem jeszcze w tym miesiącu.
Zupełnie jeszcze zdrowy Stanisław przepowiedział tym samym swą rychłą śmierć – nie upłynęło bowiem trzydzieści dni, gdy oddał ducha o północy w wigilię święta Wniebowzięcia Matki Bożej. Umierał pogodnie, choć z ust sączyła mu się krew. Przed śmiercią mówił o ufności w miłosierdzie Boże. W pewnym momencie jego twarz rozjaśniła się tajemniczym blaskiem. Kiedy współbracia zaczęli się dopytywać, czego sobie życzy, ten odpowiedział, że przyszła po niego Matka Boża. Współbracia dopiero wtedy zorientowali się, że już umarł, gdy nie zareagował na podsunięty mu obrazek Maryi.
Zobaczyć polską ziemię!
Ojciec Juliusz Mancinelli słynął z pobożnego, świątobliwego życia – miał opinię proroka i cudotwórcy. Zakładał wiele dzieł miłosierdzia, a wszędzie, gdzie się pojawiał jako misjonarz – w Dalmacji, Bośni, Konstantynopolu czy w Afryce – notowano ogromną ilość nawróceń.
W latach 1585-1586 przebywał w Polsce – w Kamieńcu Podolskim i Jarosławiu. Słynący bowiem z żarliwej czci dla Najświętszego Sakramentu oraz Najświętszej Maryi Panny włoski jezuita miał pewną duchową „przypadłość”, za którą my, Polacy, powinniśmy wznosić nieustanne modły o jego beatyfikację i kanonizację! Odznaczał się on bowiem ogromnym nabożeństwem do naszych świętych, zwłaszcza do dwóch świętych Stanisławów: Biskupa i Męczennika, a także wspomnianego już św. Stanisława Kostki. Gorąco modlił się za Polskę.
Powróciwszy do Neapolu, marzył, aby móc znów ujrzeć polską ziemię i oddać jej hołd jako Matce Świętych, aby nawiedzić grób świętego biskupa i męczennika Stanisława, patrona św. Stanisława Kostki.
Chciał też włoski jezuita podziękować w katedrze krakowskiej za liczne łaski, jakie mu wyświadczyła Maryja i prosić Ją o dalszą pomoc. Nie sądził jednak, by mogło się to stać – był już wszak w podeszłym wieku – niemniej często zanosił modły do Boga, prosząc, by mu jeszcze umożliwił taką wyprawę. I Pan go wysłuchał. Po dwudziestu pięciu latach ojciec Juliusz powrócił na nasze ziemie. Pieszo! A jakie okoliczności skłoniły go do tej podróży!
Jemu tę łaskę zawdzięczasz…
14 sierpnia 1608 roku niemal siedemdziesięciojednoletni zakonnik modlił się w swoim klasztorze przy jezuickim kościele Gesu Nuovo w Neapolu. Wspomniał, iż w uroczystość Wniebowzięcia minie czterdziesta rocznica śmierci polskiego współbrata, którego kochał i starał się naśladować. Wśród wielu cnót świętego małego Polaka – jak go nazywano – jaśniała niezwykłym blaskiem jego miłość i cześć dla Królowej Nieba, a tę właśnie cnotę ojciec Juliusz szczególnie sobie upodobał i starał się ją praktykować. Usilnie szerzył kult Królowej Wniebowziętej, zwłaszcza po chorobie, z której cudem go podźwignęła.
Zatopiony w modlitwie starzec ujrzał nagle okrytą purpurowym płaszczem Dziewicę z Dzieciątkiem na ręku wyłaniającą się z obłoku. U Jej stóp klęczał piękny młodzieniec w aureoli. Poznał go natychmiast – to przecież ukochany współbrat, narodzony dla Nieba czterdzieści lat wcześniej.
– Wniebowzięta! O Królowo Wniebowzięta módl się za nami! – wyszeptał wzruszony zakonnik i upadł na kolana.
Tymczasem Matka Boża zapytała:
– Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie.
Usłyszawszy te słowa Najświętszej Dziewicy, Juliusz wykrzyknął:
– Królowo Polski Wniebowzięta módl się za Polskę!
Matka Boża spojrzała z wielką miłością na klęczącego u Jej stóp Stanisława Kostkę, a następnie na starego zakonnika i rzekła:
– Juliuszu, jemu tę łaskę zawdzięczasz!
Po skończonej wizji stary jezuita zwrócił się do swych współbraci następującymi słowy:
– Matka Boża wielkie rzeczy dla Polaków zamierza, po czym dodał:
– Królowo Polski, módl się za nami.
Niebawem, po zbadaniu sprawy i za pozwoleniem przełożonych ojciec Mancinelli poinformował o całym zdarzeniu swego polskiego przyjaciela, również jezuitę, Mikołaja Łęczyckiego. Poprosił go, by tę dobrą nowinę oznajmił królowi Zygmuntowi III Wazie. Stąd poznał ją ks. Piotr Skarga i cały zakon jezuitów, którzy wkrótce rozpowszechnili radosną wieść, że sama Bogarodzica kazała się nazywać Królową Polski.
Jestem Matką tego narodu
W roku 1610 ojciec Juliusz wiedziony wewnętrznym poruszeniem udał się w pieszą pielgrzymkę do Polski, chcąc nawiedzić grób św. Stanisława. Długą drogę z Neapolu do Krakowa podjął w wieku siedemdziesięciu trzech lat – wyczyn zaiste imponujący!
Pierwsze swe kroki w Krakowie skierował do katedry wawelskiej (niektóre źródła podają, że został powitany przez króla i jego dworzan). Konający niemal ze zmęczenia staruszek udał się do Konfesji św. Stanisława, przed którą, ujrzawszy trumnę naszego głównego patrona, padł krzyżem i modlił się za Królestwo Polskie, a potem odprawił tam Mszę Świętą w dziękczynieniu za świętość Stanisława Kostki.
Nagle podczas sprawowania Najświętszej Ofiary za pomyślność naszej ojczyzny włoski jezuita wpadł w ekstazę i ujrzał Maryję w królewskim majestacie. I znów usłyszał Jej głos:
– Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego narodu, który jest Mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj nieustannie, a Ja ci zawsze będę, jakom jest teraz, miłościwą.
…ujrzysz mnie za rok w chwale Niebios
Siedem lat po powrocie z Polski, w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ojciec Juliusz Mancinelli patrzył z okna swej celi klasztornej na piękną Zatokę Neapolitańską. Modlił się, pragnąc ciągle oddawać jeszcze większą cześć Maryi.
I oto znowu z gorejącego obłoku, który pojawił się na niebie, wyłoniła się piękna postać Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus na rękach. U Jej stóp – tak jak poprzednio – klęczał młodzieniec w aureoli… Maryja zwróciła się do sędziwego jezuity:
– Juliuszu, synu mój! Za cześć, jaką masz do Mnie Wniebowziętej, ujrzysz Mnie za rok w chwale niebios. Tu jednak, na ziemi, nazywaj Mnie zawsze Królową Polski.
Stary jezuita zdołał tylko wyszeptać:
– Królowo Polski, módl się za nami.
Widzenie zakończyło się, ale w duszy zakonnika długo jeszcze panowała niebiańska radość.
Miesiąc potem kurier z Neapolu przywiózł ojcu Mikołajowi Łęczyckiemu do Wilna list od ojca Juliusza Mancinellego, w którym pisał: Ja rychło odejdę, ale ufam, że przez ręce Wielebności sprawię, iż po moim zgonie w sercach i na ustach polskich mych współbraci żyć będzie w chwale Królowa Polski Wniebowzięta.
Stało się wedle słów Królowej. Dokładnie rok po ostatnim objawieniu i pięćdziesiąt lat po śmierci św. Stanisława Kostki, w roku 1618, w uroczystość Wniebowzięcia Maryja wzięła do Nieba swego wiernego sługę.
Niemal natychmiast za sprawą Polaków rozpoczął się proces beatyfikacyjny ojca Juliusza. Do Polski dotarła relikwia – część głowy, oraz portret włoskiego jezuity.
Nie wszyscy jednak byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy i z czasem zebrane dokumenty „utknęły” gdzieś między Neapolem a Rzymem. Sprawa się odwlekła, a późniejsza kasata zakonu jezuitów w roku 1773 wstrzymała proces beatyfikacyjny. Taka sytuacja trwa do dnia dzisiejszego i niestety, podobnie jak w przypadku naszego wielkiego kaznodziei – ks. Piotra Skargi – na razie nie ma widoków na rychłe wznowienie procesu.
Czyżby współcześni jezuici nie byli już zainteresowani promocją obu wielkich synów duchowych św. Ignacego?
Polskie echa objawień
Na podstawie objawień danych włoskiemu jezuicie, 1 kwietnia 1656 roku, król Jan Kazimierz ogłosił w katedrze lwowskiej Najświętszą Maryję Pannę Królową Narodu i Państwa Polskiego. Monarcha, za panowania którego Rzeczpospolita zmagała się z Moskwą i Szwecją, nie wspominając nawet o wewnętrznej rebelii Chmielnickiego, napisał list do Ojca Świętego Aleksandra VII z błaganiem o pomoc. Papież odpowiedział, odwołując się do objawień ojca Mancinellego: Dlaczego zwracasz się o pomoc do mnie, a nie zwracasz się do tej, która sama chciała być Waszą królową? Maryja Was wyratuje, toć to Polski Pani. Jej się poświęćcie, Jej oficjalnie ofiarujcie, Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała.
List ten uzmysłowił polskiemu królowi, że jedyna nadzieja w Maryi – Królowej Polski. Powziął więc Jan Kazimierz postanowienie, że gdy jakikolwiek skrawek Rzeczypospolitej wolny będzie od wrogów, uda się tam, by dokonać ślubów z ogłoszeniem publicznym, że Matka Boża jest Królową Polski. Kiedy w marcu 1656 roku Szwedzi wycofali się ze Lwowa, król w tamtejszej katedrze przed obrazem Matki Bożej Łaskawej złożył obiecane śluby i koronował wizerunek Matki Bożej, ogłaszając Ją oficjalnie Królową Polski.
Objawienia ojca Juliusza Mancinellego wywołały w naszym narodzie potężny odzew. Pod ich wpływem w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny roku 1628 Kraków uczcił swą Królową poprzez umieszczenie na wieży Kościoła Mariackiego pozłacanej korony (obecna korona pochodzi z roku 1666, zamontowano ją tam w dziesiątą rocznicę Ślubów Lwowskich). Podwawelski gród dał tym samym zewnętrzny wyraz wierze w królowanie Matki Bożej nad polskim narodem. Krakowianie uczcili też chwalebną śmierć ojca Juliusza.
Niedługo po jego odejściu do wieczności Królową Polski zaczęli nazywać Maryję paulini z Jasnej Góry. Już w roku 1642 ojciec Dionizy Łobżyński stwierdził, że Maryja jest Królową Polski, Patronką bitnego narodu, Patronką naszą, Królową Jasnogórską, Królową niebieską, Panią naszą dziedziczną.
W polskich kościołach zawisły wizerunki Matki Bożej z z Orłem Białym na piersiach – jest ich co najmniej kilkanaście. Na podstawie objawień ojca Mancinellego powstał też obraz Matki Bożej Ostrobramskiej, na którym Maryja ma dwie korony – jako Królowa Świata i Królowa Polski.
Bogusław Bajor/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
2 maja
Święty Atanazy Wielki,
biskup i doktor Kościoła
Zobacz także: • Święty Zygmunt, król i męczennik |
Atanazy urodził się w 295 r. w Aleksandrii. Jak można wnosić z jego pism oraz z imienia jego brata, Piotra, który po nim zasiadł na stolicy aleksandryjskiej, Atanazy był z pochodzenia Grekiem. Posiadał wszechstronne wykształcenie. Jego młodość przypadła na krwawe prześladowanie Dioklecjana i Galeriusza. Miał dosyć okazji podziwiać męstwo męczenników oddających swoje życie za Chrystusa nieraz wśród najwyszukańszych tortur. W młodym wieku podjął życie w odosobnieniu na pustyni egipskiej, gdzie spotkał św. Antoniego Pustelnika, swego mistrza. Za rządów św. Aleksandra Atanazy w 319 r. został wyświęcony na diakona i pełnił przy biskupie urząd jego sekretarza. Jako autor listu św. Aleksandra do biskupów, w którym błędy Ariusza poddał szczegółowej analizie i krytyce, został zaproszony na Sobór Nicejski (325), na którym zajaśniał niezwykłą wymową i wiedzą teologiczną tak dalece, że można powiedzieć, iż przyczynił się w głównej mierze do potępienia przez ojców soboru Ariusza. Cesarz Konstantyn I Wielki skazał herezjarchę na wygnanie. Po śmierci biskupa Aleksandra jego następcą został wybrany Atanazy (328). Od samego początku jego pasterzowaniu towarzyszyły wielkie wyzwania. Cesarz Konstantyn odwołał bowiem z wygnania Ariusza i jawnie zaczął sprzyjać jego zwolennikom. Dla umocnienia wiernych swojej diecezji Atanazy rozpoczął uciążliwą wizytację od Assuanu po Tebaidę. W Tabennesi powitał go serdecznie św. Pachomiusz. W tym czasie przeciwnicy Atanazego oskarżyli go przed cesarzem, że objął stolicę aleksandryjską, nie mając jeszcze wieku kanonicznego, a ponadto że popiera przeciwników politycznych cesarza. Atanazy udał się więc do Nikomedii, gdzie wtedy urzędował cesarz, i zbił wszystkie zarzuty przeciwników. Cesarz żegnał go z wielkimi honorami (332). Przeciwnicy ponownie oskarżyli Atanazego, tym razem o to, że przyczynił się do potajemnego zamordowania ariańskiego biskupa Arseniusza. Kiedy Atanazy zażądał kategorycznie sądu, zorganizowano go na synodzie w Cezarei Palestyńskiej, gdzie została wykazana niewinność Atanazego. Z tej okazji cesarz Konstantyn wystosował nawet do Atanazego list pochwalny. Ariusz dzięki poparciu cesarza zdołał w tym czasie pozyskać bardzo wielu biskupów na Wschodzie. Sześćdziesięciu z nich zebrało się na synodzie w Tyrze (335). Atanazy omalże nie został na miejscu zabity. Ratował się ucieczką, ale cesarz skazał Atanazego na banicję do Trewiru w Galii. Daremnie w obronie Atanazego pisał do cesarza listy św. Antoni Pustelnik. Dopiero śmierć cesarza w 337 r. przywróciła udręczonemu obrońcy Kościoła wolność. Wrogowie ponownie wnieśli przeciwko Atanazemu skargę, tym razem do papieża, św. Juliusza I, o to, że nieprawnie objął stolicę biskupią. Atanazy zwołał wówczas synod do Aleksandrii, który wykazał jego niewinność. Przeciwnicy, korzystając z poparcia cesarza ariańskiego, Konstansa I (337-350), wymogli depozycję Atanazego; na jego miejsce wszedł biskup ariański, Grzegorz. Atanazy ponownie musiał ratować się ucieczką (338). Udał się wówczas do Rzymu. Papież św. Juliusz I zwołał dla rozpatrzenia sprawy synod do Rzymu. Wobec zebranych 50 biskupów została ponownie wykazana niewinność Atanazego. Papież wystosował list do biskupów Egiptu, Grzegorza obłożył klątwą i zdjął z urzędu (340). Cesarz poparł papieża i wydał zarządzenie namiestnikowi Egiptu, aby Atanazego przyjął z należnymi mu honorami. Kiedy ten powrócił na swoją stolicę, witały go takie tłumy, że – jak pisze św. Grzegorz z Nazjanzu – przypominało to wylew Nilu. Czterdziestu biskupów Egiptu złożyło mu homagium (346). Znów niestety Atanazy nie zaznał pokoju. Cesarz Konstancjusz II przeszedł jawnie na stronę arian. Zwołał synody w roku 353 do Arles (Francja), a w roku 355 do Mediolanu (Włochy), na którym potępiono uchwały Soboru Nicejskiego I z roku 325 i potępiono również Atanazego. Cesarz nalegał, by papież, św. Liberiusz I, uczynił to samo. Kiedy zaś ten wyraził stanowczy sprzeciw, także papieża skazał na wygnanie jako heretyka. Atanazy był właśnie wraz ze swoim klerem w katedrze, kiedy wszedł do niej wysłannik cesarski i ogłosił jego depozycję. Atanazy usunięty siłą przez 6 lat ukrywał się wśród znajomych i mnichów na pustyni. W miejsce Atanazego wybrano ariańskiego biskupa Jerzego. W czasie pobytu na pustkowiu wśród oddanych mu mnichów Atanazy napisał dwie apologie do cesarza Konstansa II: jedną w obronie Kościoła przeciwko arianom, drugą zaś w obronie własnej. Napisał także Historię arian. Po śmierci Konstancjusza II tron objął Julian Apostata. Na początku swoich rządów wydał dekret o uwolnieniu z więzień i banicji wszystkich prawowitych biskupów. Atanazy powrócił więc na swoją stolicę. Niebawem jednak cesarz zaczął jawnie sprzyjać poganom, a prześladować chrześcijan. Zachował się list Juliana Apostaty do namiestnika Egiptu, Egicjusza, z nakazem usunięcia Atanazego nie tylko ze stolicy biskupiej, ale i z Egiptu. Ponownie więc biskup musiał ratować się ucieczką. Cesarz jednak uwikłał się w wojnę z Persami. Przegrał ją i podczas niej zginął. Jego następca, Jan, był szczerze oddany katolikom. Atanazy po raz czwarty wrócił do Aleksandrii. Niestety, po roku umarł cesarz Jan. Po raz piąty Atanazy dekretem cesarskim został zmuszony opuścić swoją owczarnię. Tym razem jednak lud stanowczo opowiedział się za swoim pasterzem i zmusił cesarza do odwołania wyroku banicji. Cztery lata później, w nocy z 2 na 3 maja 373 r. Atanazy zmarł. Św. Grzegorz z Nazjanzu wygłosił ku jego czci wspaniałą mowę. Św. Bazyli nazwał go jedynym obrońcą Kościoła w czasach, kiedy szalał arianizm. Na Soborze Konstantynopolitańskim II (553) wobec papieża św. Wigiliusza zaliczono św. Atanazego do nauczycieli Kościoła. We wszystkich obrządkach obchodzi się jego doroczne święto, chociaż w różnych dniach. Atanazy pozostawił po sobie traktaty. W “Żywocie św. Antoniego” dał podwaliny pod koncepcje życia zakonnego. Św. German I (VII/VIII w.) przeniósł ciało św. Atanazego do kościoła Mądrości Bożej (Hagia Sofia) w Konstantynopolu w czasie najazdu Arabów. Król Baldwin w XII w. podarował ramię Świętego mnichom z Monte Cassino, a jego ciało przeniesiono do kościoła benedyktynek w Wenecji. Od 1806 roku relikwie Atanazego znajdują się w kościele św. Zachariasza. Jego czaszka znajduje się w opactwie benedyktynów w Valvanera, natomiast w rzymskim kościele pw. św. Atanazego znajduje się część jego ramienia. W ikonografii (zachodniej) św. Atanazy przedstawiany jest w stroju biskupa rytu łacińskiego lub ortodoksyjnego. Czasami jako kardynał albo mnich. Jego atrybutami są: łódka, rylec, zwój. Na Wschodzie przedstawiany jest w bizantyjskich szatach biskupich z dużymi krzyżami. W obu dłoniach trzyma Ewangelię. Ma szeroką, siwą brodę i łysinę czołową. Często towarzyszy mu św. Cyryl, arcybiskup aleksandryjski. |
__________________________________________________________________________
Św. Atanazy
Katecheza papieża Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 20.06.2007
Drodzy Bracia i Siostry!
Kontynuując przedstawianie wielkich nauczycieli starożytnego Kościoła, chcemy dziś poświęcić uwagę św. Atanazemu z Aleksandrii. Jest on w istocie jedną z najważniejszych postaci w tradycji chrześcijańskiej: zaledwie kilka lat po jego śmierci Grzegorz z Nazjanzu, wielki teolog i biskup Konstantynopola, nazwał go «filarem Kościoła» (Mowy, 21, 26), i zawsze, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, uznawano go za wzór prawowierności. Nie przypadkiem zatem w grupie czterech świętych doktorów Kościoła wschodniego i zachodniego, którzy we wspaniałej absydzie Bazyliki Watykańskiej otaczają katedrę św. Piotra, Gian Lorenzo Bernini obok Ambrożego, Jana Chryzostoma i Augustyna umieścił jego statuę.
Atanazy był niewątpliwie jednym z najważniejszych i najbardziej czczonych Ojców starożytnego Kościoła. Lecz przede wszystkim ten wielki święty był zagorzałym teologiem wcielenia Logosu, Słowa Bożego, które — jak mówi prolog czwartej Ewangelii — «stało się ciałem i zamieszkało wśród nas» (J 1, 14). Właśnie z tego powodu Atanazy był również najważniejszym i najbardziej nieprzejednanym przeciwnikiem herezji ariańskiej, która zagrażała wówczas wierze w Chrystusa, umniejszając Go do poziomu stworzenia pośredniego między Bogiem i człowiekiem, zgodnie z pewną powracającą co pewien czas w historii tendencją, przejawiającą się na różne sposoby również dzisiaj. Atanazy urodził się prawdopodobnie w Aleksandrii w Egipcie około r. 300. Otrzymał solidne wykształcenie, a następnie został diakonem i sekretarzem biskupa egipskiej metropolii Aleksandra. Jako bliski współpracownik biskupa młody duchowny wziął wraz z nim udział w Soborze Nicejskim, pierwszym soborze powszechnym, zwołanym przez cesarza Konstantyna w maju 325 r., aby zapewnić Kościołowi jedność. Ojcowie Soboru Nicejskiego mogli zająć się wieloma różnymi sprawami, a przede wszystkim ważnym problemem, jaki powstał w związku z naukami głoszonymi przez aleksandryjskiego kapłana Ariusza.
Jego teoria stanowiła zagrożenie dla prawdziwej wiary w Chrystusa, ponieważ twierdził on, że Logos nie był prawdziwym Bogiem, lecz Bogiem stworzonym, bytem «pośrednim» między Bogiem i człowiekiem, toteż prawdziwy Bóg pozostawał dla nas na zawsze niedostępny. Biskupi zgromadzeni w Nicei ustosunkowali się do tej teorii, uściślając i ustalając «Symbol wiary», który po późniejszym uzupełnieniu przez Sobór Konstantynopolitański pozostał w tradycji różnych wyznań chrześcijańskich oraz w liturgii jako nicejsko-konstantynopolitańskie wyznanie wiary. W tym bardzo ważnym tekście — który wyraża wiarę niepodzielonego Kościoła i który odmawiamy również dziś w każdą niedzielę podczas Mszy św. — użyto greckiego terminu homooúsios, po łacinie consubstantialis, aby wskazać, że Syn, Logos, jest «współistotny» Ojcu, jest Bogiem z Boga, jest Jego istotą. W ten sposób ukazano pełne Bóstwo Syna, które negowali arianie.
Po śmierci biskupa Aleksandra w 328 r. Atanazy został jego następcą, biskupem Aleksandrii, i od razu dał się poznać jako stanowczy przeciwnik jakichkolwiek ustępstw na rzecz teorii ariańskich, potępionych przez Sobór Nicejski. Swą nieprzejednaną, stanowczą i niekiedy bardzo surową — nawet jeśli konieczną — postawą wobec tych, którzy sprzeciwili się jego wyborowi na biskupa, a przede wszystkim wobec przeciwników symbolu nicejskiego, przysporzył sobie zaciekłych wrogów wśród arianów i filoarianów. Pomimo jednoznacznego orzeczenia Soboru, który jasno potwierdził, że Syn jest współistotny Ojcu, błędne idee wkrótce znowu stały się popularne — tak dalece, że Ariusz został zrehabilitowany — i ze względów politycznych zyskały poparcie samego cesarza Konstantyna, a następnie jego syna Konstancjusza II. Cesarz zresztą, którego interesowała nie tyle prawda teologiczna, co jedność cesarstwa i jego problemy polityczne, chciał upolitycznić wiarę, czyniąc ją bardziej przystępną — w jego mniemaniu — dla wszystkich poddanych cesarstwa.
Kryzys ariański, który w Nicei wydawał się przezwyciężony, trwał jeszcze przez kilkadziesiąt lat, a Kościół czekało wiele trudnych doświadczeń i bolesnych podziałów. W przeciągu 30 lat, od 336 do 366 r., aż pięć razy Atanazy był zmuszony opuścić swą diecezję, 17 lat spędził na wygnaniu i wiele wycierpiał dla wiary. Jednakże w okresie swego przymusowego oddalenia od Aleksandrii, biskup mógł umacniać i szerzyć na Zachodzie, najpierw w Trewirze, a następnie w Rzymie, wiarę nicejską oraz ideały życia monastycznego, które urzeczywistniał w Egipcie wielki eremita Antoni i które zawsze były Atanazemu bardzo bliskie. Św. Antoni, ze względu na swą duchową siłę, był najważniejszą postacią popierającą wiarę św. Atanazego. Powróciwszy na stałe do diecezji, biskup Aleksandrii mógł się poświęcić przywracaniu pokoju religijnego i reorganizacji wspólnot chrześcijańskich. Zmarł 2 maja 373 r. i tego właśnie dnia obchodzimy jego liturgiczne wspomnienie.
Najbardziej znanym dziełem doktrynalnym św. biskupa Aleksandrii jest traktat O Wcieleniu Słowa Bożego, boskiego Logosu, który stawszy się ciałem, stał się do nas podobny dla naszego zbawienia. W tym dziele Atanazy zawarł słowa, które nieprzypadkowo stały się bardzo znane: Słowo Boże «stało się człowiekiem, abyśmy my stali się Bogiem; On stał się widzialny w ciele, abyśmy mieli wyobrażenie o Ojcu niewidzialnym, i zniósł od ludzi przemoc, abyśmy odziedziczyli niezniszczalność» (54, 3). Przez swe zmartwychwstanie Pan zniweczył bowiem śmierć, niczym «słomę w ogniu» (8, 4). Główną ideą, która przyświecała wszystkim teologicznym zmaganiom św. Atanazego było właśnie przekonanie, że Bóg jest dostępny. I to nie Bóg drugiej kategorii, ale Bóg prawdziwy. A my poprzez komunię z Chrystusem możemy rzeczywiście zjednoczyć się Bogiem. On rzeczywiście stał się «Bogiem z nami».
Spośród innych dzieł tego wielkiego Ojca Kościoła — które w dużej mierze są związane z dziejami kryzysu ariańskiego — warto wspomnieć cztery listy napisane do jego przyjaciela Serapiona, biskupa Thmuis, o Bóstwie Ducha Świętego, które zostało przez niego wyraźnie potwierdzone, oraz trzydzieści listów «świątecznych», pisanych na początku każdego roku do Kościołów i klasztorów w Egipcie, aby je poinformować o dacie Wielkanocy, a przede wszystkim, by umocnić relacje między wiernymi, utwierdzić w nich wiarę i przygotować ich do tej wielkiej uroczystości.
Atanazy jest też autorem medytacji o Psalmach, które zyskały z czasem wielki rozgłos, a przede wszystkim dzieła, które stało się swoistym bestsellerem starożytnej literatury chrześcijańskiej, a mianowicie Żywota Antoniego, czyli biografii św. Antoniego opata, napisanej tuż po śmierci świętego, kiedy biskup Aleksandrii przebywał wśród mnichów na pustyni w Egipcie na wygnaniu. Atanazy był przyjacielem wielkiego eremity, i to tak bliskim, że w spadku po nim otrzymał jedną z dwóch pozostawionych przez niego owczych skór oraz płaszcz, który sam mu niegdyś podarował. Dzieło to szybko stało się bardzo popularne, dwukrotnie zostało przetłumaczone na łacinę oraz na różne języki wschodnie. Ta wzorcowa biografia tej tak ważnej w tradycji chrześcijańskiej postaci przyczyniła się do rozwoju życia monastycznego na Wschodzie i na Zachodzie. To nie przypadek, że właśnie lektura tego tekstu w Trewirze jest głównym momentem pasjonującego opowiadania o nawróceniu dwóch urzędników cesarskich, które Augustyn zamieścił w Wyznaniach (VIII, 6, 15) jako wprowadzenie do opisu swego nawrócenia.
Sam Atanazy jasno zdawał sobie sprawę z tego, jak wielki wpływ na lud chrześcijański może mieć przykład św. Antoniego. W zakończeniu do tego dzieła napisał: «To, że wszędzie będzie znany, przez wszystkich podziwiany i upragniony, również przez tych, którzy nigdy go nie widzieli, będzie świadectwem jego cnoty i duszy zaprzyjaźnionej z Bogiem. Bowiem nie ze swych pism, mądrości ludzkiej czy jakichkolwiek innych umiejętności znany jest Antoni, lecz jedynie ze swej pobożności. I nikt nie będzie mógł zaprzeczyć, że jest to dar Boga. Czyż bowiem mówiłoby się w Hiszpanii, Galii, Rzymie i Afryce o tym człowieku, który żył w odosobnieniu pośród gór, gdyby Bóg sam nie sprawił, że wszędzie jest znany? Tak bowiem postępuje On z tymi, którzy do Niego należą i już na początku zapowiedział to Antoniemu. Bo choć ludzie tacy żyją w ukryciu i chcą pozostać nieznani, Pan ukazuje ich wszystkim niczym lampę, aby ci, którzy o nich usłyszą, wiedzieli, że można żyć według przykazań i nabrali odwagi do pójścia drogą cnoty» (Żywot Antoniego, 93, 5-6).
Tak, bracia i siostry! Tak wiele zawdzięczamy św. Atanazemu! Jego życie, tak jak życie Antoniego i niezliczonej rzeszy świętych, ukazuje nam, że ten «kto zmierza ku Bogu, nie oddala się od ludzi, ale staje się im prawdziwie bliski» (Deus caritas est, 42).
L’Osservatore Romano 7-8/2007/Opoka.pl
______________________________________________________________________________________________________________
1 maja
Święty Józef, Rzemieślnik
Zobacz także: • Święty August Schoeffler, męczennik • Jeremiasz, prorok |
Gerrit van Honthorst, holenderski malarz Złotego Wieku, przedstawił tu Józefa jako starszego mężczyznę w towarzystwie – jak się domyślamy – Jezusa, który przez obserwację i pomoc swojemu opiekunowi uczy się zawodu. Na drugim planie widzimy dwóch aniołów wskazujących na św. Józefa. Cała scena jest bardzo ciepła i osobista. Wydaje się, że jest późny wieczór. Klimat intymności tworzy światło świecy – ulubiony motyw oświetlania sytuacji w obrazach Honthorsta. 1620 r. –© Ermitaż, Sankt Petersburg/Wikipedia|Domena publiczna/Aleteia.pl Pełen symboli obraz przedstawiający Świętą Rodzinę w warsztacie stolarskim. Jezus, pomagając Józefowi, rani się w dłoń. Jego babcia Anna obcęgami wyjmuje gwóźdź, który zadał ranę. Krew z dłoni kapie na stopę dziecka – zapowiada śmierć na krzyżu. Józef z troską ogląda skaleczenie, a Maryja pociesza Syna, ofiarując Mu policzek do pocałowania. Obok przechodzi strapiony chłopiec w skórzanej przepasce – to oczywiście Jan, a woda, którą niesie w naczyniu, symbolizuje wodę, którą ochrzci Jezusa. Asystent Józefa obserwujący całe zdarzenie reprezentuje przyszłych uczniów Jezusa, apostołów. I jeszcze 3 symbole: drabina odwołująca się do Drabiny Jakuba (por. Rdz 28,10-22), na niej gołąb, czyli figura Ducha Świętego oraz owce w owczarni jako obraz przyszłego Kościoła. John Everett Millais, 1850 r. –© Tate Britain, Londyn/Wikipedia|Domena publiczna/Aleteia.pl *** Święty Józef był mężem Maryi. Jego postać znamy z przekazów Ewangelii. Czcimy go dwukrotnie w ciągu roku: 19 marca – jako Oblubieńca Matki Bożej, a dzisiaj – jako wzór i patrona ludzi pracujących. 1 maja 1955 roku zwracając się do Katolickiego Stowarzyszenia Robotników Włoskich papież Pius XII proklamował ten dzień świętem Józefa rzemieślnika, nadając w ten sposób religijne znaczenie świeckiemu, obchodzonemu na całym świecie od 1892 r., świętu pracy. Odtąd tego dnia także Kościół akcentuje szczególną godność i znaczenie pracy. To wspomnienie jest wyrazem zrozumienia i poszanowania jej roli w duchowym rozwoju człowieka, a także okazją do złożenia hołdu tym jej wartościom, które pozwalają stosunki między ludźmi ją wykonującymi oprzeć na zasadach pokoju społecznego, dalekich od niezgody, gwałtu i nienawiści. Całe swoje życie św. Józef spędził jako rękodzielnik i wyrobnik w ciężkiej zarobkowej pracy. Ewangelie określają go mianem tektōn (łac. faber), przez co rozumiano wyrobnika – rzemieślnika od naprawy narzędzi rolniczych, przedmiotów drewnianych itp. Były to więc prace związane z budownictwem, z robotą w drewnie i w żelazie. Józef wykonywał je na zamówienie i w ten sposób utrzymywał Najświętszą Rodzinę. Ta właśnie praca stała się równocześnie dla niego źródłem uświęcenia. Był mistykiem nie przez kontemplację, przez uczynki pokutne czy przez dzieła miłosierdzia, ale właśnie przez codzienną pracę. Praca go uświęciła, gdyż wykonywał ją rzetelnie, wypełniał ją cicho i pokornie jako zleconą sobie od Boga misję na ziemi. Spełniał ją zapatrzony w Jezusa i Maryję. Dla nich żył, dla nich się trudził, dla nich był gotów do najwyższych ofiar. Taki powinien być styl pracy każdego chrześcijańskiego pracownika. Praca ma go uświęcać, ma być źródłem gromadzenia zasług dla nieba, podobnie jak to było w życiu św. Józefa.Pismo Święte nie tylko nie potępia pracy, ale ją zaleca i nakazuje, i to we wszelkich odmianach, także gdy chodzi o pracę fizyczną. Już pierwsi rodzice w raju pracowali: “Jahwe Bóg wziął człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał” (Rdz 2, 15). Księga Przysłów oddaje najwyższe pochwały kobiecie pracowitej i wylicza, jakie pożytki i dobrodziejstwa ma z tego mąż i cały dom (Prz 31, 10-31). Pismo święte natomiast gromi leniwych i ostrzega przed nimi: “Do mrówki udaj się, leniwcze, patrz na jej drogi… w lesie gromadzi swą żywność i zbiera swój pokarm za życia. Jak długo, leniwcze, chcesz leżeć? A kiedyż ze snu powstaniesz?” (Prz 6, 6-9). “Ręka leniwa sprowadza ubóstwo, ręka zaś pilnych wzbogaca” (Prz 10, 4). “Kto ziemię uprawia, nasyci się chlebem” (Prz 12, 11). “Lenistwo nie złowi zwierzyny, ludzka pilność cennym bogactwem” (Prz 12, 27). Św. Paweł wprost pisze: “Gdy byliśmy u was, nakazaliśmy wam tak: kto nie chce pracować, niech też nie je” (2 Tes 3, 10). Przypowieść Pana Jezusa o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-16) i o talentach (Mt 25, 14-30; Łk 19, 11-28) akcentuje, że człowiek za swoją pracę odpowiada nie tylko wobec społeczeństwa, ale także w sumieniu wobec Pana Boga.Praca wyzwala z człowieka najpełniej jego uzdolnienia, energię, inicjatywę. Jest szkołą wielu cnót osobistych i społecznych, takich jak na przykład wytrzymałość, solidarność, cierpliwość, męstwo, odwaga i ład, współpraca, współzawodnictwo. Praca bogaci i łączy ludzi. Wyrównuje także nierówność społeczną. Jeśli człowiek traktuje pracę jako swoje posłannictwo, jako zleconą sobie od Boga misję, staje się ona wówczas dla niego środkiem uświęcenia i gromadzenia zasług dla nieba. Kościół wyniósł na ołtarze nie tylko władców, biskupów, papieży i zakonników, ale także zapobiegliwych ojców, dzielne matki, rzemieślników, żołnierzy i rolników. |
__________________________________________________________________________
Dziwny patron
Według tradycji Józef umarł w obecności Maryi i Jezusa, dlatego został patronem dobrej śmierci.
fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny
***
Dlaczego do cieśli z Nazaretu modlą się single i ekonomiści?
Głowę Świętej Rodziny ogłoszono patronem rodzin oraz ojców i opiekunów. Powody są oczywiste, mimo że św. Józef nie był biologicznym ojcem Jezusa. Ewangeliści Łukasz i Mateusz podkreślają rolę Józefa w życiu Zbawiciela, kiedy przedstawiają rodowód Chrystusa. Podają tam imiona przodków Jezusa właśnie od strony Józefa. Zatem choć obaj opisują dziewicze poczęcie Odkupiciela, to Jego opiekuna traktują jak pełnoprawnego ojca. Jednak św. Józef jest też patronem osób, z których sytuacją nie miał na pozór wiele wspólnego.
Śmierć godna pozazdroszczenia
„Obym umarł jak chwalebny Święty Józef w towarzystwie Jezusa i Maryi, wypowiadając ich najsłodsze imiona, które mam nadzieję błogosławić przez całą wieczność” – to część modlitwy o dobrą śmierć. „Święty Józefie, pociecho cierpiących i umierających, mój dobry Ojcze! (…) Bądź mi wzorem i pomocą, abym w godzinę śmierci, ze świadomością dobrze wypełnionego powołania, z czystym sercem i w pokoju szedł na spotkanie z Ojcem” – to z kolei słowa modlitwy kierowanej do samego Józefa. Święty z Nazaretu jest patronem dobrej śmierci, choć nie wiadomo, kiedy i jak zmarł.
Przybrany ojciec Jezusa po raz ostatni pojawia się na kartach Ewangelii w czasie, gdy Syn ma 12 lat i gubi się w świątyni jerozolimskiej. Ewangeliści nie opisują późniejszego życia Chrystusa, aż do chwili rozpoczęcia przez Niego działalności. Nie ma więc informacji o losach Świętej Rodziny, w tym Józefa. Kiedy Jezus jako 30-latek zaczyna nauczanie, o mężu Maryi nie ma już ani jednej wzmianki. Jest pewne, że nie żyje – choćby dlatego, że umierając na krzyżu, Jezus powierza swoją Matkę pod opiekę św. Jana, co świadczy o tym, że nie ma innego opiekuna – ale na tym kończą się informacje pochodzące bezpośrednio z Ewangelii. Według częstej w Kościele tradycji, św. Józef odszedł krótko po zdarzeniu w Jerozolimie.
Nieco inaczej przedstawiała jego śmierć hiszpańska mistyczka Maria z Agredy (jest sługą Bożą, jej proces beatyfikacyjny rozpoczęty 350 lat temu nigdy się nie zakończył). W dziele „Mistyczne miasto Boże” notowała, że św. Józef chorował przez 8 lat. Musiał być jeszcze sprawny fizycznie, kiedy wybierał się do świątyni z 12-letnim Jezusem, zatem umierałby co najmniej 20 lat po narodzinach przybranego Syna. O chorobie św. Józefa i obecności Jezusa i Maryi przy jego śmierci pisze też inna wizjonerka, bł. Katarzyna Emmerich. Według niej Józef zmarł krótko przed rozpoczęciem przez Chrystusa publicznej działalności.
Obie wizjonerki potwierdzają to, co mówiła tradycja i co sprawiło, że św. Józef został patronem dobrej śmierci – według każdej z wersji umiera on w obecności Maryi i Jezusa. Maria z Agredy zapisała, że Żona i przybrany Syn przez 9 ostatnich dni życia Józefa czuwali przy nim bez przerwy, a po śmierci to Jezus zamknął swojemu opiekunowi oczy. Zatem choć św. Józef musiał bardzo cierpieć, to takiej śmierci może mu pozazdrościć każdy chrześcijanin. Bardzo często św. Józef jest przedstawiany w warsztacie stolarskim, a w pracy pomaga mu mały Jezus. Ponieważ pracował fizycznie, jest czczony jako patron ludzi pracy.
Ekonomista zajęty czym innym
Trudno się dziwić, że św. Józefa ogłoszono patronem ludzi pracy. Z Biblii wiadomo, że był cieślą, zatem wykonywał fizyczną pracę. Kościelna tradycja mocno podkreśla ten aspekt jego życia. Na obrazach przedstawiających Świętą Rodzinę Józef często pokazywany jest przy pracy albo przynajmniej z narzędziami stolarskimi w ręce. Dlaczego jednak stał się patronem ekonomistów?
Święta Rodzina nie była bogata. Łukasz podaje, że po narodzinach Jezusa Maryja i Józef złożyli w ofierze dwie synogarlice lub dwa gołębie. Była to ofiara ubogich, osobom zamożnym nakazywano przyprowadzanie droższych zwierząt. Przewieziony z Nazaretu do włoskiego Loreto dom Maryi także jest skromny. Ma tylko 9 metrów długości i 4 metry szerokości. Św. Józef nie obracał zatem większymi kwotami. Kłopoty ze znalezieniem miejsca w gospodzie sugerują, że nie miał dość gotówki, by przekonać niechętnych właścicieli, a także to, iż być może nie był tak obrotny jak jego imiennik, który kilkaset lat wcześniej został zastępcą faraona. Co więcej, Ewangelie nie pokazują Józefa w żadnej sytuacji związanej z pieniędzmi. Co zatem św. Józef ma wspólnego z ekonomią?
Być może Józef jest wzorem dla osób zajmujących się finansami właśnie dlatego, że rodzina nie była dla niego przedsiębiorstwem mającym wypracować zysk. Jako mąż i ojciec odpowiadał za zapewnienie bytu Żonie i Synowi i w tym celu ciężko pracował. Jednak pieniądze były dla niego tylko środkiem, a nie celem. W żadnej z Ewangelii nie opisano sceny, w której Józef uczyłby Jezusa pracy w drewnie albo zarządzania firmą rodzinną (choć zapewne to robił). Coroczne wyprawy do Jerozolimy na święto Paschy pokazują za to, że poważnie podchodził do przekazania Synowi wiary. Pieniądze były na dalszym planie.
Nazwy i imiona
Portal geodatos.net wylicza 39 miejscowości o nazwie San José, głównie w Ameryce Środkowej, ale też w USA czy na Filipinach (w obu tych krajach były hiszpańskie misje). Do tego dochodzą miejscowości, które w inny sposób odwołują się nazwą do imienia przybranego ojca Jezusa. Tylko w Meksyku jest ich ponad 280. Takie nazwy występują też w świecie anglo- i francuskojęzycznym. W Polsce miejscowości mających Józefa w nazwie jest kilkaset, choć z nie zawsze chodzi o świętego. Trudno ponadto zliczyć miasta, które przyjęły św. Józefa za patrona. Jednym z nich jest słynący z zakładów meblarskich Swarzędz. Decyzję o zawierzeniu miejscowości cieśli z Nazaretu podjęła rada miasta w 1996 r. Święty Józef patronuje też Florencji. Jej tradycyjnym opiekunem był od dawna św. Jan, ale w 1719 r. książę Kosma Medyceusz zadecydował, że drugim patronem stanie się Józef, którego sam bardzo czcił. Z kolei o powierzeniu opiece św. Józefa Belgii i misji w Chinach zadecydował papież Innocenty XI.
Od pewnego czasu za patrona swoich poszukiwań przyjmują św. Józefa ludzie mający trudność ze znalezieniem męża lub żony. To rozwinięcie kultu świętego z Nazaretu jako patrona rodzin. W przeciwieństwie do takich starotestamentalnych postaci jak Izaak i Rebeka czy Tobiasz i Sara, w przypadku Józefa i Maryi nie znamy okoliczności, w jakich się poznali. Błogosławiona Katarzyna przedstawia św. Józefa jako mężczyznę nieśmiałego w relacjach z kobietami i niechętnego do żeniaczki. Według mistyczki, szukano dla Maryi męża pochodzącego z rodu Dawida, a Józef został wskazany w cudowny sposób. Ewangelie nie opowiadają tej historii, ale niewątpliwie pobrało się dwoje świętych, więc każde z małżonków miało ostatecznie powody do zadowolenia (nawet jeśli wiadomość o ciąży Maryi była dla Józefa bardzo trudna). Józef jest dobrym opiekunem osób szukających małżonka także dlatego, że jest patronem czystości. Może więc pomagać w tym, by relację od początku budowano na dobrych fundamentach.
Single proszący męża Matki Bożej o pomoc odmawiają modlitwę, która zaczyna się od podziękowania za to, że jeszcze nikogo dla siebie nie znaleźli. Proszą też o błogosławieństwo dla osoby, z którą prawdopodobnie się poznają. Częścią modlitwy jest też obietnica nadania synowi na pierwsze lub drugie imię Józef.
Patron Kościoła
W 1870 roku papież Pius IX ogłosił św. Józefa patronem Kościoła powszechnego. Decyzję tę uzasadnił w specjalnym dekrecie pod nazwą „Quemadmodum Deus”. Cieśla z Nazaretu jest najlepszym opiekunem Kościoła Chrystusowego przede wszystkim dlatego, że sam Bóg obdarzył go ogromnym zaufaniem, powierzając jego opiece swego Syna i Jego Matkę Maryję. Papież przypomniał też, że od najdawniejszych czasów Kościół łączył kult św. Józefa z czcią oddawaną Matce Bożej, a w najtrudniejszych sytuacjach zawsze wzywał pomocy Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Zachęcał, aby w utrapieniach i bolesnych doświadczeniach, jakie dotykają Kościół, u św. Józefa szukać pomocy i wsparcia. Ta zachęta jest dziś bardzo aktualna.
Modlitwa do świętego Józefa, Patrona Kościoła
(Do prywatnego odmawiania)
Święty Józefie, błogosławiony, który uwierzyłeś, że się spełnią słowa Pana i byłeś powiernikiem tajemnicy „od wieków ukrytej w Bogu”, otaczaj swoją opieką wspólnotę Kościoła. Błogosław naszemu papieżowi i jego posłudze, prowadź biskupów i kapłanów na drodze służby Ewangelii, wiernym świeckim uproś łaskę całkowitego zawierzenia Miłosierdziu Bożemu. Trwaj przy osobach życia konsekrowanego, opiekuńczym spojrzeniem miłości wspierając tych, którzy za Twoim przykładem czystość, ubóstwo i posłuszeństwo obrali za swoją drogę.
Ty byłeś pierwszym powiernikiem wiary Bogurodzicy, w tych trudnych czasach strzeż naszej wspólnoty wiary, którą Jezus Chrystus zechciał uczynić wspólnotą swoich braci i sióstr. Nie pozwól nam ulec pokusie zniechęcenia i oddal ducha tego świata, abyśmy wciąż pozostawali czytelnym znakiem sprzeciwu. Pomóż, by nie gasnął w naszych sercach ten płomień, który z Ducha Świętego wziąwszy początek, w Duchu Świętym jednoczy nas ze wspólnotą wszystkich Świętych. Światło Patriarchów, oświecaj drogę Kościoła, aby w ciemne zaułki współczesnego świata mógł zanieść blask prawdy o łasce i grzechu, o życiu i śmierci, o miłosierdziu i sprawiedliwości. O Bogu, który w Trójcy Świętej Jedyny żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Jakub Jałowiczor/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________