Wszyscy wierni, wyposażeni w tyle tak wielkich środków zbawienia, we wszystkich sytuacjach życiowych i w każdym stanie powołani są przez Pana, każdy na swojej drodze do doskonałej świętości.
z Konstytucji o Kościele (Sobór Watykański II)
Kościół nieustannie podaje nam wciąż nowe osoby, które w swoim życiu w sposób doskonały współpracowały z Bożą łaską i dziś oglądają już Boga twarzą w twarz. To są nasi błogosławieni, którzy nieustannie przed Bożym Obliczem orędują za nami i są wzorem dla nas szukającym swojej drogi prowadzącej do Boga.
Jakże piękne i pełne pociechy jest świętych obcowanie! Jest to rzeczywistość, która nadaje inny wymiar całemu naszemu życiu. Nigdy nie jesteśmy sami! Należymy do duchowego «towarzystwa», w którym panuje głęboka solidarność: dobro każdego przynosi korzyść wszystkim i odwrotnie, wspólne szczęście promieniuje na jednostki.
Każdy powinien mieć jakiegoś Świętego, z którym pozostawałby w bardzo zażyłej relacji, aby odczuwać jego bliskość przez modlitwę i wstawiennictwo, ale także, aby go naśladować. Chciałbym zaprosić was, abyście bardziej poznawali Świętych, rozpoczynając od tego, którego imię nosicie, czytając ich życiorysy i pisma. Bądźcie pewni, że staną się oni dobrymi przewodnikami, abyście jeszcze bardziej kochali Pana oraz będą cenną pomocą dla wzrostu ludzkiego i chrześcijańskiego.
papież Benedykt XVI
______________________________________________________________________________________________________________
30 listopada
Święty Andrzej, Apostoł
Andrzej pochodził z Betsaidy nad Jeziorem Galilejskim (por. J 1, 44), ale mieszkał ze św. Piotrem, swoim starszym bratem i jego teściową w Kafarnaum (por. Mk 1, 21. 29-30). Był – jak Piotr – rybakiem. Początkowo był uczniem Jana Chrzciciela. Pod jego wpływem poszedł za Chrystusem, gdy Ten przyjmował chrzest w Jordanie. Andrzej nie tylko sam przystąpił do Chrystusa; to on przyprowadził do Niego Piotra: “Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» – to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa” (J 1, 35-41). Andrzej był pierwszym uczniem powołanym przez Jezusa na Apostoła. Apostołowie Andrzej, Jan i Piotr nie od razu na stałe dołączyli do tłumów chodzących z Panem Jezusem. Po pierwszym spotkaniu w pobliżu Jordanu wrócili do Galilei do swoich zajęć. Byli zamożnymi rybakami, skoro mieli własne łodzie i sieci. Właśnie przy pracy Chrystus po raz drugi ich wezwał; odtąd pozostaną z nim aż do Jego śmierci i wniebowstąpienia. Spotkanie nad Jeziorem Genezaret i powtórne wezwanie przekazał nam św. Mateusz: “Gdy (Jezus) przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro: byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi». Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za nim” (Mt 4, 18-20). Św. Łukasz dorzuca szczegół, że powołanie to łączyło się z cudownym połowem ryb (Łk 5, 1-11). Pan Jezus chciał w ten sposób umocnić w swoich pierwszych uczniach wiarę w to, że prawdziwie jest Tym, za Kogo się podaje. W Ewangeliach św. Andrzej występuje jeszcze dwa razy. Kiedy Pan Jezus przed cudownym rozmnożeniem chleba zapytał Filipa: “Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili?” – Andrzej rzekł do Niego: “Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?” (J 6, 5. 8-9). I jeszcze raz występuje św. Andrzej, kiedy pośredniczy w przekazaniu prośby, aby poganie także mogli ujrzeć Chrystusa i zetknąć się z Nim bezpośrednio: “A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon (Bogu) w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy, i prosili go mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa». Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi” (J 12, 20-22). Chodziło w tym wypadku o prozelitów, czyli pogan, którzy przyjęli religię judaistyczną. W spisie Apostołów wymieniany jest na drugim (Mt i Łk) lub czwartym (Mk) miejscu. Przez cały okres publicznej działalności Pana Jezusa należał do Jego najbliższego otoczenia. W domu Andrzeja i Piotra w Kafarnaum Chrystus niejednokrotnie się zatrzymywał. Andrzej był świadkiem cudu w Kanie (J 2, 1-12) i cudownego rozmnożenia chleba (J 6, 8-15).W tradycji usiłowano wybadać ślady jego apostolskiej działalności po Zesłaniu Ducha Świętego. Orygenes (+ 254) wyraża opinię, że św. Andrzej pracował w Scytii, w kraju leżącym pomiędzy Dunajem a Donem. Byłby to zatem Apostoł Słowian, których tu właśnie miały być pierwotne siedziby. Według św. Hieronima (+ 421) św. Andrzej miał także pracować w Poncie, w Kapadocji i w Bitynii, skąd udał się do Achai. Ten sam pogląd podziela Teodoret (+ 458), który twierdzi, że św. Andrzej przeszedł ze Scytii do Tracji i Epiru, aby zakończyć życie śmiercią męczeńską w Achai. Wszystkie źródła są zgodne, że św. Andrzej zakończył swoje apostolskie życie śmiercią męczeńską w Patras w Achai, na drzewie krzyża. Patras leży na Peloponezie przy ujściu Zatoki Korynckiej. Niemniejsze zainteresowanie osobą i działalnością, a zwłaszcza śmiercią św. Andrzeja, okazują apokryfy: Dzieje Andrzeja z wieku II-III oraz Męka św. Andrzeja z wieku IV. Są to dokumenty bardzo dawne, sięgające niemal czasów poapostolskich. Zwłaszcza Dzieje Andrzeja cieszyły się kiedyś wielkim powodzeniem. Według tych źródeł, po Zesłaniu Ducha Świętego Andrzej miał nauczać i dokonać wielu cudów (nawet wskrzeszania zmarłych) w miejscach, do których dotarł: w Poncie i Bitynii (dzisiaj zachodnia Turcja) oraz w Tracji (Bułgaria), Scytii (dolny bieg Dunaju) i Grecji. Tam też, w Patras, 30 listopada 65 lub 70 roku (w tradycji wschodniej – w 62), przeżegnawszy zebranych wyznawców, został ukrzyżowany głową w dół na krzyżu w kształcie litery X. Wyrok ten przyjął z wielką radością – cieszył się, że umrze na krzyżu, jak Jezus. Litera X jest pierwszą literą imienia Chrystusa w języku greckim (od Christos, czyli Pomazaniec). Prawosławni uważają, że św. Andrzej umierał aż trzy dni, bo do krzyża został przywiązany, a nie przybity – w ten sposób chciano wydłużyć jego cierpienie. Przez cały ten czas w obecności tłumu wyznawał wiarę w Chrystusa, pouczał zebranych, jak należy wierzyć i jak cierpieć za wiarę. Kult św. Andrzeja był zawsze w Kościele bardzo żywy. Liturgia bizantyjska określa św. Andrzeja przydomkiem Protokleros, to znaczy “pierwszy powołany”, gdyż obok św. Jana jako pierwszy został przez Chrystusa wezwany na Apostoła. Achaja chlubi się przekonaniem, że jej pierwszym metropolitą był św. Andrzej. Dla prawosławnych św. Andrzej jest jednym z najważniejszych świętych, nazywają go Apostołem Słowian. Według ich tradycji św. Andrzej dotarł nad Dniepr i Don i jest założycielem Kijowa.W 356 roku relikwie św. Andrzeja przewieziono z Patras do Konstantynopola i umieszczono je w kościele Apostołów. Krzyżowcy, którzy w czasie czwartej wyprawy krzyżowej w 1202 r. zdobyli Konstantynopol, zabrali relikwie i umieścili w Amalfi w pobliżu Neapolu. Głowę św. Andrzeja papież Pius II w XV w. kazał przewieźć do Rzymu, do bazyliki św. Piotra – uważając, że skoro wspólna chwała połączyła obu braci, ta sama chwała powinna połączyć także ich ciała. 25 września 1964 r. papież Paweł VI zwrócił głowę św. Andrzeja kościołowi w Patras. Najpierw 23 września złożyli hołd relikwii wszyscy ojcowie Soboru Watykańskiego II, zebrani na trzeciej sesji wraz z papieżem, który w procesji przeniósł relikwię z kaplicy Najświętszego Sakramentu na ołtarz auli soborowej. Mszę świętą odprawił przy tej okazji kardynał Marcella, archiprezbiter bazyliki św. Piotra, a kazanie wygłosił kardynał Koenig z Wiednia, kończąc homilię modlitwą o zjednoczenie Kościołów. Po południu przewieziono relikwie do kościoła św. Andrzeja della Valle, gdzie były wystawione do publicznej czci. Dnia 25 września do Rzymu przybyła delegacja greckiego Kościoła prawosławnego. Paweł VI przyjął ją na osobnej audiencji i przy tej okazji wręczył święte relikwie. Jeszcze tego samego dnia zostały one przewiezione samolotem do Patras. Kościół grecki posiada też relikwie krzyża, na którym umarł św. Andrzej. Natomiast relikwia prawej ręka Apostoła znajduje się w moskiewskim Soborze Bogojawleńskim. Od 2003 r. cząstka relikwii św. Andrzeja jest także w Polsce, w warszawskim kościele środowisk twórczych przy Pl. Teatralnym. Kult św. Andrzeja był i nadal jest żywy w różnych krajach. Święty Grzegorz I Wielki założył ku jego czci klasztor i kościół w Rzymie. Otrzymał także relikwie Apostoła z Konstantynopola (+ 604). Wiele narodów i państw ogłosiło św. Andrzeja za swojego szczególnego patrona. Tak uczyniły: Neapol, Niderlandy, Szkocja, Hiszpania, arcybiskupstwo Brunszwiku, księstwo Burgundii, Limburg, Luksemburg, Mantua i Szlezwig, a z innych krajów – Bitynia, Grecja, Holandia, Niemcy, Pont, Prusy, Rosja i Sycylia. Także bardzo wiele miast chlubi się patronatem św. Andrzeja: Agde, Aranches, Baeza, Bordeaux, Brescia, Bruggia, Hanower, Neapol, Orange, Pesaro, Rawenna, Rochester. Jest także patronem małżeństw, podróżujących, rybaków, rycerzy, woziwodów, rzeźników. Ten orędownik zakochanych wspomaga w sprawach matrymonialnych i wypraszaniu potomstwa. Dużą czcią cieszył się św. Andrzej również w Polsce. Istniał u nas zwyczaj wróżb andrzejkowych. W wigilię św. Andrzeja dziewczęta lały roztopiony wosk przez ucho klucza na wodę i zgadywały z figur, jakie się tworzą, która z nich jako pierwsza będzie miała wesele i jak będzie wyglądał wybranek. W ikonografii św. Andrzej Apostoł przedstawiany jest jako starszy mężczyzna o gęstych, siwych włosach i krzaczastej, krótkiej brodzie. Jako apostoł nosi długi płaszcz. Czasami ukazywany jako rybak w krótkiej tunice. Powracającą sceną w sztuce religijnej jest chwila jego ukrzyżowania. Atrybutami Świętego są: “krzyż św. Andrzeja” w kształcie litery X, księga, ryba, sieć. Formę krzyża św. Andrzeja mają znaki drogowe ustawiane przy przejazdach kolejowych. |
________________________________________________________________________________________
Święty Andrzej Apostoł
Męczeństwo św. Andrzeja/Vlad Tepes (PD)
***
KATECHEZA BENEDYKTA XVI Z 14 CZERWCA 2006
(…) Bardzo stara tradycja nie tylko upatruje w Andrzeju, który przekazał Grekom to słowo, tłumacza Greków podczas wspomnianego tu spotkania z Jezusem, ale uważa go za apostoła Greków w latach po Zesłaniu Ducha Świętego; dowiadujemy się z niej, że przez resztę swego życia był on głosicielem i tłumaczem Jezusa dla świata greckiego.
Drodzy bracia i siostry,
w ostatnich dwóch katechezach mówiliśmy o postaci świętego Piotra. Teraz chcemy, na ile pozwalają nam na to źródła, poznać nieco bliżej pozostałych jedenastu Apostołów. Dlatego będziemy dzisiaj mówić o bracie Szymona Piotra, świętym Andrzeju, także jednym z Dwunastu. Pierwszą cechą, jaka charakteryzuje św. Andrzeja, jest imię: nie jest ono hebrajskie, jak należałoby się spodziewać, lecz greckie, istotny znak pewnego kulturalnego otwarcia jego rodziny. Jesteśmy w Galilei, gdzie język grecki i grecka kultura dość często występują. Wśród Dwunastu Andrzej zajmuje drugie miejsce, podobnie jak u Mateusza (10, 1-4) i Łukasza (6, 13-16) albo czwarte, jak u Marka (3, 13-18) i w Dziejach Apostolskich (1, 13-14). W każdym razie cieszył się on niewątpliwie dużym szacunkiem w pierwszych wspólnotach chrześcijańskich.
O więzach krwi między Piotrem a Andrzejem, jak i o wspólnym powołaniu, jakie usłyszeli od Jezusa, mówią wyraźnie Ewangelie. Czytamy tam: “Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi»” (Mt 4, 18-19; Mk 1, 16-17). Z czwartej Ewangelii dowiadujemy się o innym ważnym szczególe: wcześniej Andrzej był uczniem Jana Chrzciciela; pokazuje to, iż był człowiekiem poszukującym, który podzielał nadzieje Izraela, który chciał z bliska poznać słowo Pana, rzeczywistość Pana, który jest obecny. Był prawdziwie człowiekiem wiary i nadziei; od Jana Chrzciciela usłyszał któregoś dnia o Jezusie jako “Baranku Bożym” (J 1, 36); udał się wówczas w drogę i wraz z innym bezimiennym uczniem poszedł za Jezusem, Tym, którego Jan nazwał “Barankiem Bożym”. Ewangelista opowiada: poszli i “zobaczyli gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego” (J 1, 37-39).
Andrzej cieszył się więc cennymi chwilami bliskości z Jezusem. W opowiadaniu znajduje się potem znamienna uwaga: “Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» – to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa” (J 1, 40-43), wykazując się od razu nieprzeciętnym duchem apostolskim. Andrzej był więc pierwszym z Apostołów wezwanych, by poszedł za Jezusem. Właśnie na tej podstawie liturgia Kościoła bizantyńskiego czci go pod przydomkiem Protóklitos, co znaczy “Pierwszy Powołany”.
Nie ulega wątpliwości, że również ze względu na braterskie więzy Piotra i Andrzeja Kościół Rzymu i Kościół Konstantynopola czują się w szczególny sposób Kościołami siostrzanymi. Dla podkreślenia tej relacji mój poprzednik papież Paweł VI w 1964 zwrócił sławną relikwię św. Andrzeja, przechowywaną do tej pory w Bazylice Watykańskiej, prawosławnemu metropolicie miasta Patras w Grecji, gdzie – zgodnie z tradycją – Apostoł ten został ukrzyżowany.
Tradycja ewangeliczna wspomina w sposób szczególny imię Andrzeja przy trzech innych okazjach, które pozwalają nam nieco lepiej poznać tego człowieka. Pierwsza to rozmnożenie chleba w Galilei. To Andrzej zwrócił tam uwagę Jezusa na obecność chłopca, który miał pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby: to zbyt mało, jak zauważył, dla wszystkich ludzi zgromadzonych na tym miejscu (por. J 6, 8-9). W tym przypadku zasługuje na podkreślenie realizm Andrzeja: to on zauważył chłopca – po czym zadał pytanie: “Lecz cóż to jest dla tak wielu?” (tamże), uświadomiwszy sobie niewystarczalność tak małych zasobów. Jezus jednak potrafił sprawić, że wystarczyły one dla rzeszy ludzi, którzy przyszli Go słuchać.
Druga okazja wydarzyła się w Jerozolimie. Wychodząc z miasta, jeden z uczniów zwrócił uwagę Jezusa na widok potężnych murów, na których wspierała się Świątynia. Odpowiedź Nauczyciela była zaskakująca: powiedział, że z tych murów nie pozostanie kamień na kamieniu. Wówczas Andrzej, wraz z Piotrem, Jakubem i Janem, zapytali Go: “Powiedz nam, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to wszystko zacznie się spełniać?” (Mk 13, 1-4). W odpowiedzi na to pytanie Jezus wygłosił ważną mowę na temat zburzenia Jerozolimy i końca świata, zachęcając swych uczniów do uważnego odczytywania znaków czasu i zachowania czujności. Z wydarzenia tego możemy wywnioskować, że nie powinniśmy obawiać się stawiać Jezusowi pytań, jednocześnie jednak musimy być gotowi przyjąć nauki, nawet zaskakujące i trudne, jakich nam On udziela.
W Ewangelii wreszcie odnotowana została trzecia inicjatywa Andrzeja. Scenerię stanowi raz jeszcze Jerozolima, na krótko przed Męką. Na święto Paschy – opowiada Jan – przybyło do świętego miasta także kilku Greków, prawdopodobnie prozelitów bądź bogobojnych, którzy chcieli czcić Boga Izraela w święto Paschy. Andrzej i Filip, dwaj apostołowie o greckich imionach, są tłumaczami i pośrednikami tej małej grupy Greków u Jezusa. Odpowiedź Pana na ich pytanie wydaje się – jak często w Ewangelii Jana – zagadkowa, ale właśnie dlatego okazuje się bogata w znaczenia. Dwóm uczniom, a za ich pośrednictwem światu greckiemu, Jezus powiada: “Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (12, 23-24). Co znaczą te słowa w tym kontekście? Jezus chce powiedzieć: Tak, dojdzie do spotkania między Mną a Grekami, ale nie będzie to zwykła, krótka rozmowa między Mną a paroma osobami, kierującymi się przede wszystkim ciekawością. Wraz z moją śmiercią, porównywalną do padnięcia na ziemię ziarna pszenicy, nadejdzie godzina mojej chwały. Moja śmierć na krzyżu przyniesie obfity plon: “obumarłe ziarno pszenicy” – symbolizujące Mnie na krzyżu – stanie się w zmartwychwstaniu chlebem życia dla świata; będzie światłością dla ludów i kultur. Tak, do spotkania z grecką duszą, ze światem greckim dojdzie na tej głębokości, do której nawiązuje historia ziarna pszenicy, które przyciąga do siebie moce ziemi i nieba i staje się chlebem. Innymi słowy Jezus prorokuje o Kościele Greków, Kościele pogan, Kościele świata jako o owocu swej Paschy.
Bardzo stara tradycja nie tylko upatruje w Andrzeju, który przekazał Grekom to słowo, tłumacza Greków podczas wspomnianego tu spotkania z Jezusem, ale uważa go za apostoła Greków w latach po Zesłaniu Ducha Świętego; dowiadujemy się z niej, że przez resztę swego życia był on głosicielem i tłumaczem Jezusa dla świata greckiego. Jego brat Piotr z Jerozolimy przez Antiochię dotarł do Rzymu, by sprawować swą powszechną posługę; Andrzej natomiast był apostołem świata greckiego: tym samym jawią się oni za życia i w chwili śmierci jako prawdziwi bracia – braterstwo, którego symbolicznym wyrazem jest szczególna więź między Stolicami Rzymu i Konstantynopola, Kościołami prawdziwie siostrzanymi.
Późniejsza tradycja, jak już wspomnieliśmy, opowiada o śmierci Andrzeja w Patrasie, gdzie poddany został męce ukrzyżowania. Jednakże w godzinie śmierci, podobnie jak brat jego Piotr, poprosił, by umieścić go na krzyżu innym od krzyża Jezusa. W jego przypadku był to krzyż ukośny, to znaczy taki, którego ramiona skrzyżowano ukośnie, stąd nazwano go “krzyżem św. Andrzeja”. Oto co Apostoł miał powiedzieć przy tej okazji według pradawnej opowieści (z początku VI wieku), zatytułowanej Męka Andrzeja: “Witaj, Krzyżu, zapoczątkowany za sprawą ciała Chrystusa i ozdobiony Jego członkami jak drogocennymi perłami. Zanim Pan wstąpił na ciebie, budziłeś ziemski strach. Teraz jednak, obdarzony niebieską miłością, przyjmowany jesteś niczym dar. Wierzący wiedzą, patrząc na ciebie, ile radości posiadasz, ile podarków przygotowałeś. Pewny więc i pełen radości przychodzę do ciebie, abyś przyjął także mnie wysławiającego cię, jako ucznia Tego, który zawisł na tobie… Krzyżu błogosławiony, który przyjąłeś majestat i piękno członków Pana! … Weź mnie i zaprowadź daleko od ludzi i przywróć mnie memu Nauczycielowi, aby za twoją sprawą przyjął mnie Ten, który przez ciebie mnie odkupił. Witaj, Krzyżu; tak, witaj prawdziwie!”.
Jak widać, mamy tu niezwykle głęboką duchowość chrześcijańską, która widzi w Krzyżu nie tyle narzędzie męki, ile raczej niezrównany środek pełnego upodobnienia się do Odkupiciela, do Ziarna pszenicy, spadłego w ziemię. Musimy wyciągnąć z tego bardzo ważną naukę: nasze krzyże nabierają wartości, jeśli zostaną uznane i przyjęte jako część krzyża Chrystusa, jeśli dosięgnie je odblask Jego światła. Tylko przez ten Krzyż również nasze cierpienia są uszlachetnione i nabierają swego prawdziwego sensu.
Niech więc apostoł Andrzej nauczy nas iść za Jezusem z gotowością (por. Mt 4, 20; Mk 1, 18), mówić o Nim z entuzjazmem tym, których spotykamy, przede wszystkim zaś pielęgnować relację prawdziwej zażyłości z Nim, świadomi, że tylko w Nim znaleźć możemy ostateczny sens naszego życia i naszej śmierci.
Benedykt XVI
wiara.pl
______________________________________________________________________________
Protóklitos – pierwszy powołany – św. Andrzej, Apostoł
Męczeństwo św. Andrzeja – Luca Giordano, Public domain, via Wikimedia Commons
***
Andrzej był pierwszym powołanym do grona apostołów. Od samego początku miał dar przyprowadzania ludzi do Jezusa. On przyprowadził najpierw swojego brata, Szymona, potem grupę prozelitów, którzy chcieli zobaczyć Jezusa. Apostołował wśród Greków. Jest uważany za apostoła Słowian. Zginął ukrzyżowany, podobnie do jego Pana. 30 listopada Kościół wspomina św. Andrzeja, apostoła.
Był rybakiem. Mieszkał razem ze św. Piotrem i jego rodziną w Kafarnaum. Prowadzili interes rybacki, działając też wspólnie z Janem i Jakubem, synami Zebedeusza. Posiadali łodzie i sieci.
Andrzej pochodził z żydowskiej rodziny, ale naznaczonej jakimiś wpływami kultury helleńskiej. Świadczy o tym jego imię, które nie jest hebrajskie, ale ma korzenie greckie i oznacza ‘mężny’, ‘odważny’.
Był człowiekiem poszukującym i pewnie dlatego stał się uczniem Jana Chrzciciela, który dwom swoim uczniom wskazał na Jezusa, mówiąc, że Chrystus jest ‘Barankiem Bożym’. Jednym z tych uczniów był Andrzej, a drugim prawdopodobnie Jan Ewangelista, który po latach, pamiętając dokładnie to, co zaszło, z detalami opisuje to wydarzenie: „Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: ‘Czego szukacie?’ Oni powiedzieli do Niego: ‘Rabbi – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?’ Odpowiedział im: ‘Chodźcie, a zobaczycie’». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej” (J1,37-39). Po tym wydarzeniu Andrzej spotkał swego starszego brata, Szymona i powiedział: „‘Znaleźliśmy Mesjasza’ – to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa” (J1,41-42).
Andrzej jako pierwszy z Apostołów usłyszał wezwanie i poszedł za Jezusem. Dlatego liturgia Kościoła bizantyńskiego nadała mu przydomek Protóklitos, co znaczy “Pierwszy Powołany”.
św. Andrzej Apostoł – El Greco, Public domain, via Wikimedia Commons
***
Ewangelie mówią jeszcze o Andrzeju przy okazji rozmnożenia chleba, a także wtedy, kiedy grupa prozelitów, na kilka dni przed męką Pana, pragnie spotkać się z Jezusem. Andrzej jawi się wtedy jako ten, który przyprowadza innych do Jezusa.
Działalność apostolska św. Andrzeja po Zmartwychwstaniu i Zesłaniu Ducha Świętego znana jest nam z apokryficznych opowiadań: ‘Dzieje Andrzeja’ z II lub III wieku oraz ‘Męka św. Andrzeja’ z wieku IV. Są to bardzo stare dokumenty sięgające niemal czasów apostolskich.
Andrzej nauczał i dokonywał wielu cudów (ponoć nawet wskrzeszania umarłych) tam, gdzie docierał, a apostołował na terenach dzisiejszej zachodniej Turcji, na terenie dzisiejszej Bułgarii, ale też w Scytii, krainie między rzekami Dunaj i Don, zamieszkiwanej przez Słowian. Swoje apostołowanie zakończył w Grecji, gdzie w Patras zginął śmiercią męczeńską około roku 70.
Andrzej miał zginąć na krzyżu w formie litery ‘X’. Miał być przywiązany, a nie przybity do drzewa, więc jego agonia trwała trzy dni. Opis jego Męki opisuje ostatnie słowa Andrzeja. Na widok krzyża miał wykrzyknąć: „Witaj, Krzyżu; tak, witaj prawdziwie!”.
Relikwie apostoła w IV wieku przeniesiono z Patras do Konstantynopola, a następnie w XIII wieku do Włoch. W 1964 roku papież Paweł VI, w geście pojednania z Kościołem Prawosławnym, zwrócił relikwie głowy św. Andrzeja kościołowi w Patras.
Kult św. Andrzeja jest bardzo żywy. Jest patronem wielu państw i miast. Czczony jest też jako patron małżeństw, podróżujących, rybaków. Jest orędownikiem zakochanych i wspomaga wiernych w sprawach matrymonialnych i w wypraszaniu potomstwa. Stąd wiele zwyczajów i obrzędów ‘andrzejkowych’, jakie mamy nie tylko w Polskiej tradycji.
W ikonografii ukazywany jest jako starszy mężczyzna. Jego atrybut to przede wszystkim ‘Krzyż św. Andrzeja’ w kształcie litery ‘X’, ale też księga, ryba i sieć.
o. Paweł Kosiński SJ/Deon.pl
_____________________________________________________________________________________
Św. Andrzej Apostoł:
dlaczego zmarł na krzyżu w kształcie X?
Sailko/Wikipedia | CC BY-SA 3.0
***
Jego męczeńskiej śmierci na krzyżu przyglądało się podobno 12 tys. osób. W Polsce kształt krzyża, na którym umarł apostoł, nazywa się „krzyżem św. Andrzeja” (uwaga: to nie jest iks). I ma on specjalne znaczenie.
Pochodził z żydowskiej rodziny i był bratem pierwszego papieża. Nazywany pierwszym uczniem Chrystusa, który odpowiedział na Jego wezwanie. Męczennik. Kim właściwie był św. Andrzej Apostoł?
Pierwszy powołany apostoł
Św. Andrzej pochodził z Betsaidy nad Jeziorem Galilejskim. Z przekazu ewangelicznego wiemy, że był rybakiem. Początkowo był uczniem św. Jana Chrzciciela. Później stał się uczniem Jezusa. To właśnie on przyprowadził swojego brata, Szymona Piotra, do Jezusa.
Powtórne wezwanie do pójścia za Jezusem relacjonuje św. Mateusz. Jezus przechodził wówczas obok Jeziora Galilejskiego. Ujrzał wtedy Andrzeja i Szymona Piotra, jak zarzucali sieci do wody. Wezwał ich do siebie, oni pozostawili swoje zajęcie i poszli za Nim.
Św. Andrzej w tekstach biblijnych
Łukasz Ewangelista powołanie pierwszych uczniów wiąże z cudownym połowem ryb. Później w przekazie ewangelicznym Andrzej pojawia się jeszcze dwukrotnie: przed cudownym rozmnożeniem chleba, i gdy pośredniczy w przekazaniu prośby prozelitów, którzy chcieli poznać Mesjasza. Filip powiedział o tym fakcie Andrzejowi i poszli obaj poinformować o tym Jezusa.
Andrzej zamieszkiwał razem ze swoim bratem w Kafarnaum. W ich domu niejednokrotnie zatrzymywał się Jezus. Uzdrowił nawet teściową Piotra. Andrzej był także świadkiem cudu w Kanie Galilejskiej, gdzie Jezus objawił swoją chwałę nowożeńcom i gościom, oraz świadkiem cudownego rozmnożenia chleba – apostoł zwrócił się do Mistrza słowami: „Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, ale cóż to jest dla tak wielu?” (J 6,9). Wspominają o nim także Dzieje Apostolskie.
Św. Andrzej w tradycji chrześcijańskiej
Pisma ojców Kościoła również przekazują nam informacje na temat Andrzeja. Pracował w Scytii (Orygenes), Poncie, Kapadocji, Bitynii i Achai (Hieronim). Życie zakończył śmiercią męczeńską w starożytnym mieście Patrai, w Achai.
Według tekstów apokryficznych tuż po zesłaniu Ducha Świętego Andrzej głosił Dobrą Nowinę i dokonywał cudów. Był człowiekiem oddanym swojej misji, a neofici byli zachwyceni jego nauką. Został skazany przez Aegeasa, gdyż przemawiał do tłumów i zwracał uwagę na nieprawości i grzechy.
Jego śmierci na krzyżu przyglądało się podobno 12 tys. osób. Gdy konał, pojawiła się nad nim zadziwiająca jasność. Wśród pozabiblijnych tekstów znane są Dzieje św. Andrzeja z II–III wieku oraz Męka św. Andrzeja z IV wieku.
Śmierć męczeńska
Zmarł 30 listopada 65 lub 70 roku. Tradycja wschodnia wskazuje na rok 62. Prawosławni uważają, że umierał 3 dni. Według nich nie został przybity do krzyża, ale został do niego przywiązany. Po drugie, ta liczba ma w Biblii szczególne znaczenie, wskazuje na jedność, dopełnienie się jakiegoś czynu czy wydarzenia.
Zgodnie z podaniami Andrzej poniósł śmierć męczeńską. Został rozpięty na krzyżu w kształcie litery X (pierwsza litera od słowa Chrystus, z języka greckiego: Christos [Χριστος], co – jak wiemy – oznacza namaszczonego, pomazańca).
W Polsce kształt krzyża, na którym umarł apostoł, nazywa się „krzyżem św. Andrzeja”. Umieszczany jest przed przejazdami kolejowymi dlatego, że ten święty jest uznawany za patrona podróżnych. Warto dodać, że tradycja dotycząca formy jego śmierci rozpowszechniła się od X wieku.
Początki kultu
W 356 roku jego relikwie przywieziono do Konstantynopola i umieszczono w kościele Apostołów. W XV wieku z polecenia papieża Piusa II głowę św. Andrzeja przetransportowano do bazyliki św. Piotra w Rzymie. Paweł VI w 1964 roku zwrócił głowę apostoła kościołowi w Patrai.
Ojcowie Soboru Watykańskiego II złożyli hołd relikwii. Po odprawieniu mszy świętej przewieziono ją do kościoła św. Andrzeja della Valle. Delegacja greckiego kościoła prawosławnego odebrała z rąk papieża Pawła VI relikwie. Znajdują się w Patrai, podobnie zresztą jak relikwie krzyża, na którym skonał św. Andrzej. Relikwie prawej ręki znajdują się w soborze Bogojawleńskim. Św. Andrzej jest patronem wielu państw i miast, m.in. Szkocji, Hiszpanii, Grecji, Neapolu.
Czczony jest jako Protokleros (Pierwozwanyj), czyli powołany jako pierwszy z uczniów. Po jego śmierci wiele osób nawróciło się. Byli poruszeni świadectwem jego życia i wiary. „Obumarłe ziarno pszenicy” wydało swój plon, a męczeńską śmiercią św. Andrzej potwierdził swoją miłość i wierność Chrystusowi.
Nazywany „Apostołem Słowian” i „Apostołem Wschodu”. Wyznawcy religii prawosławnej uznają Andrzeja za założyciela Kijowa. Jego atrybutami są: krzyż, sieć, księga i ryba.
Anna Gębalska-Berekets/Aleteia.pl
_____________________________________________________________________________________
Św. Andrzej Apostoł – apostoł Wschodu
(By José de Ribera “el Españoleto” [Public domain], via Wikimedia Commons)
***
Kult św. Andrzeja ma związek z kultem wszystkich Apostołów, który zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, podkreśla apostolski wymiar Kościoła – mówi dla PCh24.pl ks. dr hab. Janusz Królikowski, profesor UPJPII, wykładowca teologii dogmatycznej.
Św. Andrzej Apostoł w obrządkach wschodnich czczony jest jako Protokleros (Pierwozwannyj) – „Wezwany jako pierwszy”. Pomimo tego, że to właśnie św. Andrzeja Pan Jezus powołał jako pierwszego, jest on stosunkowo słabo znany wśród wiernych naszego obrządku.
Św. Andrzej jest jednym z Apostołów i jest czczony w ich gronie. W Kościele pierwszeństwo, z oczywistych racji, nadajemy świętym Piotrowi i Pawłowi. Pamięć o św. Andrzeju w Kościele i kulturze jest obecna, choćby przez tzw. krzyże św. Andrzeja czy też popularne „andrzejki”. W liturgii zaś jest czczony jak pozostali święci Apostołowie. Z racji relacji katolicko-prawosławnych pamięć o św. Andrzeju ulega stopniowemu ożywieniu. Ponieważ jest on czczony przez chrześcijan wschodnich, zwłaszcza prawosławnych, dlatego w spotkaniach między tymi wyznaniami często się o nim wspomina. Wielokrotnie powracał do postaci św. Andrzeja papież Jan Paweł II.
Co wiemy na podstawie Pisma Świętego na temat św. Andrzeja?
O św. Andrzeju Apostole wiemy stosunkowo dużo w zestawieniu z innymi Apostołami. Kilkakrotnie jest wymieniany w Ewangeliach: w scenie chrztu nad Jordanem, gdzie rozpoznaje w Jezusie Mesjasza, powołania nad jeziorem Genezaret, jest uczestnikiem cudownego połowu ryb, jest świadkiem uzdrowienia teściowej św. Piotra, cudownego rozmnożenia chleba i ryb, rozmawia z Jezusem. Wspominają też o nim Dzieje Apostolskie.
U których Ojców Kościoła i w jakich apokryfach możemy znaleźć informacje na temat tego Apostoła?
O losach św. Andrzeja opowiada przede wszystkim tekst apokryficzny Acta Andreae. Właściwie wszystko, co mówi się w Kościele o tym Apostole, poza Nowym Testamentem, opiera się na tym tekście i do niego jakoś nawiązuje. Z apokryfów dowiadujemy się szczegółów dotyczących męczeńskiej śmierci św. Andrzeja, na którą został skazany przez Aegeasa, namiestnika rzymskiego w Patras, za to, że nawrócił jego żonę na chrześcijaństwo.
Co mówią o jego działalności apostolskiej po Zesłaniu Ducha Świętego
Św. Andrzej w ramach misji zleconej do Chrystusa miał działać w Azji Mniejszej, Scytii, Tracji i Grecji. Tradycja rosyjska wspomina, że św. Andrzej dotarł nawet na tereny Rusi, w okolice Nowogrodu Wielkiego. Tradycja ta zdaje się mieć potwierdzenie w tym, że właśnie na tych terenach istniały najwcześniejsze miejsca kultu św. Andrzeja.
Św. Andrzej jest obecny w „sferze publicznej” – mówiąc oczywiście pół-żartem – poprzez wspomniane przez Księdza tak zwane krzyże św. Andrzeja, umieszczane przed przejazdami kolejowymi. Jak wyglądała męczeńska śmierć tego Apostoła?
Został ukrzyżowany, dlatego krzyż jest jego atrybutem. Od X wieku rozpowszechniła się tradycja, że został przybity do krzyża w kształcie litery X, dlatego takie krzyże nazywa się „krzyżami św. Andrzeja”. Takie przedstawienie spotykamy między innymi w bazylice św. Piotra w Rzymie.
Jakie były losy relikwii św. Andrzeja?
Losy te są wyjątkowo burzliwe. W 356 r. cesarz Konstantyn pozyskał relikwie świętego i umieścił w kościele Świętych Apostołów w Konstantynopolu, gdzie spełniały rolę religijną, ale także polityczną. Służyły do nadania prestiżu Konstantynopolowi (Nowemu Rzymowi) w pewnej konkurencji do Rzymu. W czasie IV krucjaty (1202-1204) krzyżowcy zabrali je po złupieniu miasta i przenieśli do Amalfi, gdzie pozostają do dnia dzisiejszego. W XV wieku głowa świętego została przeniesiona do bazyliki Św. Piotra w Rzymie, a w 1964 r. papież Paweł VI przekazał ją do Patras, dając tym samym wyraz przychylności w stosunku do Kościołów wschodnich.
W Kościele łacińskim spośród Apostołów najbardziej czczonym jest św. Piotr. Z kolei wśród katolików obrządków wschodnich analogiczną rolę pełni św. Andrzej.
Geneza kultu św. Andrzeja na Wschodzie jest związana, jak wspomniałem, z terenami jego działalności apostolskiej, czyli właśnie Wschodem. Kult ma następnie związek z kultem wszystkich Apostołów, który zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, podkreśla apostolski wymiar Kościoła. Wschód prawosławny podkreśla znaczenie św. Andrzeja także z powodów ideologicznych. Bardzo często akcentuje się w kręgach prawosławnych, że był bratem św. Piotra, z czego usiłuje się wyprowadzić zasadę równości między Apostołami, kwestionując w ten sposób prymat św. Piotra. W tym kontekście szczególnie akcentuje się równość Konstantynopola i Rzymu. Kościół katolicki nie przyjmuje takiego ujęcia, akcentując w tym kontekście ideał braterstwa eklezjalnego jako postawy duchowej. Z braterstwa świętych Piotra i Andrzeja nie da się wyprowadzić takiej równości eklezjologicznej, która pozbawiałaby św. Piotra pierwszeństwa, a tym samym pierwszeństwa jego następców jako Pasterzy powszechnych i pierwszeństwa Stolicy Rzymskiej, która pozostaje pierwszą Stolicą.
Bóg zapłać za rozmowę!
Kajetan Rajski/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
29 listopada
Błogosławiona Maria Klementyna
Anuarita Nengapeta, dziewica i męczennica
Zobacz także: • Błogosławieni męczennicy Dionizy i Redempt • Święty Saturnin, biskup |
Anuarita urodziła się 29 grudnia 1939 roku w Wamba w Prowincji Wschodniej Konga jako córka Amisi Badjulu i Isude Julienne. Pochodziła z plemienia Babudu, z rodziny mającej sześcioro dzieci. Jej rodzice rozwiedli się. Na chrzcie świętym, który przyjęła w wieku sześciu lat razem ze swoją matką, przyjęła imię Alphonsine. Całe swoje wychowanie religijne zdobyła w pierwszej misji chrześcijańskiej na terenach Zairu – w Bafwabaka. W wieku 16 lat zdecydowała się wstąpić do zgromadzenia Najświętszej Rodziny. W 1959 roku złożyła śluby zakonne i przyjęła imiona Maria Klementyna. Ukończyła szkołę i pracowała jako nauczycielka, otaczając swoich uczniów serdeczną troską. Z wielką życzliwością odnosiła się także do współsióstr. W zakonnej wspólnocie pełniła obowiązki zakrystianki i pracowała w kuchni. Jej życiową dewizą było “służyć i sprawiać radość”. Zginęła 1 grudnia 1964 r., w okresie wojny domowej w Kongo, broniąc swej czystości. Siostry zostały porwane i wywiezione przez żołnierzy. Dowódca upatrzył sobie Anuaritę i chciał ją zmusić do uległości. Wobec zdecydowanego oporu kazał ją zabić. Siostra Anuarita, zdając sobie sprawę, że za chwilę zginie, powiedziała do oprawców: “Przebaczam wam, bo nie wiecie, co czynicie”. Została zasztyletowana, a odtrącony dowódca dobił ją strzałem. Świadkami jej męczeństwa były siostry uprowadzone razem z nią, które w chwili jej konania odśpiewały Magnificat. Początkowo została pochowana we wspólnym grobie, ale po zakończeniu rebelii jej ciało przeniesiono do katedry w Isiro. Św. Jan Paweł II beatyfikował ją w Kinszasie 15 sierpnia 1985 r. |
______________________________________________________________________________________________________________
28 listopada
Święty Jakub z Marchii, prezbiter
Zobacz także: • Święty Stefan Młodszy, męczennik • Błogosławiony Jacek Thomson, prezbiter i męczennik |
Jakub Gangala urodził się w 1394 r. w Monteprandone (Ascoli Piceno), w Marchii Ankońskiej – rejonie Włoch położonym nad Adriatykiem. W dzieciństwie musiał ciężko pracować, bo jego rodzina była bardzo uboga. Był osiemnastym z dziewiętnaściorga dzieci swoich rodziców. Zajmował się wypasaniem bydła i świń. Po śmierci ojca, Jakubem zaopiekował się wuj-kapłan i to dzięki niemu chłopak zdobył wykształcenie. Studiował na kilku włoskich uniwersytetach i ukończył studia prawnicze. Gdy miał 22 lata, wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych. Ukończył studia filozoficzno-teologiczne i w 1420 r. przyjął święcenia kapłańskie. Szybko zaczął się wyróżniać swoją wiedzą teologiczną, pięknem i logiką wypowiedzi oraz pokorą i świętością życia. Dzięki temu z polecenia św. Bernardyna ze Sieny został mianowany kaznodzieją zakonu, co było dużym wyróżnieniem. Chociaż poświęcił się przede wszystkim tej posłudze, znalazł czas, by współpracować ze św. Janem Kapistranem i św. Bernardynem przy reformowaniu zakonu. Przyczynił się do zakładania klasztorów o surowszej regule. Godny podziwu był jego dar przyswajania nowych języków oraz doskonała pamięć. Jako misjonarz przewędrował prawie całe Włochy. Dotarł także do wielu państw europejskich. Swoje kazania głosił na terenie Bośni, Dalmacji, Albanii, Czech, Polski, Rusi, Norwegii, Danii, Węgier, Prus i Austrii. Mówi się, że w ciągu 40 lat swojej pracy nawrócił 50 tysięcy heretyków oraz niezliczone rzesze grzeszników. Wszędzie krzewił kult Najświętszego Imienia Jezus. Z poczucia wagi pełnionej misji ani na chwilę nie ustawał w swojej posłudze. Jego starania zostały docenione przez trzech papieży. Był legatem Eugeniusza IV, Mikołaja V i Kaliksta III. Darząc Jakuba szacunkiem i podziwem, powierzali mu kolejne, ważne zadania misyjne oraz funkcję inkwizytora. W czasie swoich podróży Jakub nie tylko ewangelizował. Zauważał różne potrzeby społeczne, był często mediatorem między skłóconymi miastami włoskimi. Troszczył się też o warunki życia najuboższych. W wielu miejscach zakładał montes pietatis, czyli banki pobożne. Były to lombardy, w których biedni mogli zaciągnąć kredyt na niski procent. Po jego śmierci zostały one rozpowszechnione przez bł. Bernardyna z Feltre. Z pokory Jakub nie przyjął proponowanej mu godności biskupa Mediolanu.Zmarł w Neapolu 28 listopada 1476 roku. Pozostawił po sobie kilka rozpraw ascetycznych i wiele listów. Beatyfikował go papież Urban VIII w 1624 roku, kanonizował Benedykt XIII w 1726 roku. Ciało zostało w minionym stuleciu przeniesione z Neapolu do rodzinnego Monteprandone. Przechowywane jest w oszklonym sarkofagu w kościele franciszkanów. |
______________________________________________________________________________________________________________
27 listopada
Święty Wirgiliusz, biskup
Zobacz także: • Błogosławiona Małgorzata Sabaudzka, zakonnica • Święty Franciszek Antoni Fasani, prezbiter • Błogosławiony Bernardyn z Fossa, prezbiter |
Wirgiliusz urodził się w Irlandii. Nosił celtyckie imię Fergal, które zlatynizowano jako Wirgiliusz (Wergiliusz). Był benedyktynem. Około 740 r. opuścił ojczyznę, aby dotrzeć do Ziemi Świętej. Jego wiedza i umiejętności zwróciły uwagę Pepina Krótkiego (przyszłego króla Franków), który zatrzymał go przez około 2 lata na swoim dworze. Ok. 743 r. Pepin wysłał Wirgiliusza z listami polecającymi do swego kuzyna, księcia bawarskiego Odylona. Ten ostatni powierzył Wirgiliuszowi zarządzanie osieroconym biskupstwem w Salzburgu. Irlandzkim zwyczajem rządził diecezją będąc jednocześnie opatem klasztoru św. Piotra (założonego w 696 r. przez św. Ruperta – istniejącego do dziś – najstarszego klasztoru benedyktyńskiego na obszarze niemieckojęzycznym). Wobec takiego obrotu spraw Wirgiliusz zrezygnował z wyprawy do Ziemi Świętej i poszedł w ślady św. Ruperta, pierwszego apostoła Austrii. Wysłał misjonarzy na południe tego kraju, do Karyntii. W 755 r. przyjął sakrę biskupią. W Salzburgu wybudował nową katedrę i 24 września 774 r. przeniósł do niej relikwie św. Ruperta zmarłego ok. 718 r. w Wormacji. Kilkakrotnie znalazł się w konflikcie ze św. Bonifacym (także benedyktynem, biskupem misyjnym działającym na terenach dzisiejszych Niemiec i Francji). Jednym z pretekstów był fakt, że Wirgiliusz użył podczas chrztu jakiegoś dziecka źle odmienionego gramatycznie łacińskiego słowa. Bonifacy zakwestionował ważność udzielonego sakramentu. Skierował prośbę o wyjaśnienie tej sytuacji do papieża. Ten, zdziwiony, że Bonifacy kwestionuje tak błahą sprawę, wydał specjalny dekret, w którym potwierdził ważność chrztu. Inną sporną kwestią był pogląd Wirgiliusza, który twierdził, że ziemia jest kulista; Bonifacy ponownie nie zgodził się z nim. Ta sprawa również zakończyła się w Rzymie. Ponownie wygrał Wirgiliusz. Irlandzki misjonarz zmarł między 781 a 784 rokiem w Salzburgu i tam został pochowany; mimo tego jego święto obchodzi się także w Irlandii. Kanonizował go Grzegorz IX w 1232 r. Jest patronem Salzburga i Austrii. |
______________________________________________________________________________________________________________
26 listopada
Błogosławiony Jakub Alberione, prezbiter
Zobacz także: • Święty Leonard z Porto Maurizio, prezbiter • Święty Sylwester Gozzolini, opat • Święty Jan Berchmans, zakonnik • Błogosławiony Poncjusz, opat • Święty Konrad z Konstancji, biskup |
Jakub Alberione urodził się 4 kwietnia 1884 roku w San Lorenzo di Fossano, na północy Włoch. Wychował się w rodzinie głęboko chrześcijańskiej. W wieku 16 lat wstąpił do seminarium w Albie. W nocy 31 grudnia 1900 roku, która rozdzielała dwa wieki, trwał przez cztery godziny na adoracji przed Najświętszym Sakramentem, uroczyście wystawionym w katedrze w Albie. Doznał wtedy mocy szczególnego Światła, które wychodziło z Hostii. Usłyszał w swym sercu słowa Jezusa: “Przyjdźcie do Mnie wszyscy”. Zrozumiał wówczas, że od Jezusa płynie wszystko, że u Niego obecnego w tabernakulum jest wszelkie światło i pomoc. Od tej pory czuł się głęboko zobowiązany do służby Kościołowi i ludziom nowego wieku. W 1907 roku przyjął święcenia kapłańskie. Jako jeden z pierwszych ludzi w Kościele zaczął na szeroką skalę wykorzystywać druk do głoszenia Ewangelii. Już w 1914 roku założył szkołę drukarską, a z zespołu wychowawców i nauczycieli stworzył wspólnotę zakonną – Towarzystwo św. Pawła, którego członkowie (zwani powszechnie paulistami) poświęcają się pracy ewangelizacyjnej poprzez środki społecznego przekazu. Rok później Jakub zorganizował żeńską Kongregację Uczennic Matki Bożej, a w 1924 roku – Córek św. Pawła. W następnych latach powstały liczne instytuty prowadzące pracę apostolską za pośrednictwem radia, telewizji, filmu, płyt, książek i prasy. Pierwszym zadaniem, jakie Jakub pozostawił swym następcom, było rozpowszechnianie Pisma świętego. Sam nie tylko świetnie znał Biblię, ale był w niej “zanurzony”. Nigdy się z nią nie rozstawał. Jak sam powtarzał, “Biblię odróżnia od innych książek duch, który ją przenika i ożywia. Na jej stronach płonie Boży ogień Ducha Świętego, tak jak pod postaciami sakramentów żyje boska osoba Jezusa Chrystusa. Tak jak święta Hostia jest dla człowieka boskim pokarmem o potężnej mocy, tak słowa Biblii rozpalają w jego duszy Boży ogień o wyjątkowej aktywności, który przenika ją i odnawia Wydawał liczne broszury, gazety, czasopisma, książki, płyty z muzyką i filmy fabularne. Wszystkie te dzieła miały pomóc ludziom poznać słowo Boże. Podkreślał wyjątkowość pedagogii stosowanej przez Jezusa: swoje słowa poprzedził On przykładem i dopełnił oddaniem życia za uczniów, których wezwał do naśladowania Jego czynów. Jakub zmarł 26 listopada 1971 roku w Rzymie po długim życiu, oddanym bez reszty Jezusowi i Jego Kościołowi.27 kwietnia 2003 roku, w święto Miłosierdzia Bożego, papież św. Jan Paweł II wyniósł do chwały ołtarzy sześcioro sług Bożych, wśród nich Jakuba Alberione. Papież mówił podczas beatyfikacji: “Jakub zrozumiał, że ludziom naszych czasów trzeba umożliwić poznanie Jezusa Chrystusa – Drogi, Prawdy i Życia, za pomocą środków właściwych dla naszych czasów, jak zwykł mówić. Brał przykład z Apostoła Pawła, którego nazywał «teologiem i architektem Kościoła», i pozostawał zawsze posłuszny i wierny nauczaniu Następcy Piotra, «latarni» prawdy w świecie, często pozbawionym trwałych ideowych punktów odniesienia. «Do posługiwania się tymi narzędziami potrzeba grupy ludzi świętych» – powtarzał ten apostoł nowych czasów. Jakże wspaniałe dziedzictwo pozostawił on swej rodzinie zakonnej!” |
______________________________________________________________________________________________________________
25 listopada
Błogosławiona
Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza, dziewica
Zobacz także: • Błogosławieni małżonkowie Alojzy Quattrocchi i Maria Corsini • Błogosławiona Elżbieta zwana Dobrą, dziewica |
Franciszka Siedliska urodziła się 12 listopada 1842 r. w zamożnej rodzinie ziemiańskiej, w Roszkowej Woli koło Rawy Mazowieckiej. Na chrzcie otrzymała imiona Franciszka Józefa. Jej rodzice – Adolf i Cecylia z Morawskich – zadbali o wszechstronne wykształcenie swojej córki: oprócz guwernantek miała także nauczycielki muzyki i tańca. Nie troszczyli się natomiast wcale o sprawy wiary i życia wewnętrznego – byli bowiem obojętni religijnie. Franciszka i jej brat Adam żyli w dostatku i wygodzie, “w domu, gdzie Bóg nie był Panem” – jak sama napisała po latach. Lata jej dzieciństwa naznaczyła ciężka choroba kręgosłupa. Wyjeżdżała na leczenie do najsłynniejszych miejscowości uzdrowiskowych Austrii, Niemiec, Francji i Szwajcarii. Pomimo tego ciągle odczuwała silne bóle, które w miarę upływu czasu przerodziły się w chorobę chroniczną. Nieśmiała, łagodna, ciągle cierpiąca, już w wieku 8 lat pragnęła wstąpić do klasztoru, jednak sprzeciw ojca, który marzył dla niej o karierze artystycznej, opóźnił tę decyzję. Do sakramentów I Komunii świętej i bierzmowania przygotowywał ją kapucyn, o. Leander Lendzian. Ten sam kapłan pozostawał jej kierownikiem duchowym od 1854 r. do 1879 r. On rozpoznał jej powołanie i utwierdzał wolę założenia nowej rodziny zakonnej. W 1864 w Cannes Franciszka złożyła prywatny ślub czystości i zdecydowanie sprzeciwiła się planom matrymonialnym snutym przez ojca. Jej zamiarem było całkowite poświęcenie się Bogu. Przyrzekła jednak ojcu, że pozostanie z rodziną, dopóki on będzie żył. Adolf Siedliski powrócił przed śmiercią do zaniedbanych praktyk religijnych i umarł pojednany z Bogiem w 1870 r. Franciszka została zakonnicą w tym samym roku. Najpierw była tercjarką franciszkańską, potem utworzyła i zorganizowała nowe zgromadzenie zakonne Najświętszej Rodziny z Nazaretu – nazaretanki. W 1873 r. przybyła do Rzymu i przedstawiwszy Piusowi IX projekt swego dzieła, otrzymała jego błogosławieństwo. Ponieważ w kraju po kasacie zakonów oficjalna działalność nie była możliwa, pierwszy dom zakonny nowego zgromadzenia powstał w 1875 roku w Rzymie. Założycielka przybrała imię Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza. Od tego czasu pochłonięta organizowaniem zgromadzenia, kształtowaniem jego duchowości, wytyczaniem celów i zadań apostolskich – ku zdumieniu wielu osób – odzyskała zdrowie i siły. W pracach organizacyjnych wspomagali ją ojciec jezuita Lanrencot i zmartwychwstaniec ojciec Semenenko, który ułożył pierwszy projekt reguły Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. W 1881 r. powstał dom zakonny w Krakowie, gdzie siostry otaczały opieką pracujące dziewczęta. Zgromadzenie podjęło pracę w szkołach, sierocińcach, ochronkach, internatach. Służyło moralności i religijnemu odrodzeniu rodziny. Wychodziło też naprzeciw każdej ludzkiej biedzie moralnej i materialnej. Siostry otaczały swą opieką ludzi biednych, chorych, samotnych oraz niepełnosprawnych. Troszczyły się o wychowanie, zwłaszcza o wychowanie religijne, dzieci zaniedbanych. Zajmowały się samotnymi matkami i broniły życia nienarodzonych. W 1885 roku kierownik Misji Polskiej w Ameryce poprosił Marię, aby zaopiekowała się przebywającymi tam Polakami. Chociaż Zgromadzenie miało wówczas jedynie 22 siostry, Założycielka zabrała połowę z nich na drugi kontynent. Nowe placówki powstały też wkrótce we Francji i Anglii. Siostry pomagały emigrantom w prowadzeniu życia religijnego, zapewniały opiekę chorym w szpitalach, dzieciom w tworzonych przez siebie ochronkach, stały na straży ducha narodowego i ojczystego języka. Obejmowały swą serdeczną troską nie tylko Polonię, ale wszystkich potrzebujących pomocy. Maria zmarła 21 listopada 1902 r. w Rzymie. Pozostawiła po sobie “Dziennik duchowy”. 23 kwietnia 1989 r. w Rzymie beatyfikował ją św. Jan Paweł II. |
______________________________________________________________________________________-
25 listopada
Święta Katarzyna Aleksandryjska,
dziewica i męczennica
Podobnie jak św. Cecylia na Zachodzie, tak św. Katarzyna przede wszystkim na Wschodzie należała do najbardziej znanych świętych. Mało jednak o niej wiemy, a tak wiele powstało o niej legend, że niektórzy hagiografowie nawet powątpiewali w jej historyczne istnienie. Zachowały się dwa opisy męki i śmierci św. Katarzyny Aleksandryjskiej, ale pochodzą one dopiero z wieku VI i są pełne legend. Mamy jednak świadectwa już z wieku IV – a więc bardzo wczesne, bo sięgające prawie czasów Świętej. Wspominają bowiem o niej Rufin i Euzebiusz z Cezarei Palestyńskiej. Według legendy Katarzyna urodziła się w Aleksandrii, stolicy Egiptu, jako córka króla Kustosa. Była osobą nie tylko bardzo zamożną, ale także wykształconą. Słynęła z urody. O jej rękę daremnie ubiegali się najznakomitsi obywatele miasta, bo – jak wiele chrześcijanek – złożyła ślub dozgonnej czystości. Wkrótce wybuchło najdłuższe i najbardziej krwawe w dziejach Kościoła prześladowanie chrześcijan – za panowania cesarza Dioklecjana i jego współrządców: Galeriusza Maksymiana i Konstancjusza I. Szczególną nienawiścią do chrześcijan wyróżniał się Maksymian, władca wschodniej części Imperium Rzymskiego. Przybył on osobiście do Aleksandrii, by dopilnować realizacji prześladowczych edyktów. Jedną z jego ofiar miała być Katarzyna. Po pojmaniu była przymuszana do złożenia ofiary bogom. Odmówiła, wyznając wiarę w Boga Jedynego. Wówczas cesarz zarządził dysputę między Katarzyną a pięćdziesięcioma tamtejszymi filozofami i retorami. Katarzyna pokonała swoich adwersarzy, udowadniając prawdziwość chrześcijaństwa, i doprowadziła wielu z nich do wiary w Chrystusa. Miała wtedy 18 lat. Cesarz rozgniewany obrotem sprawy skazał ją na tortury: smagano ją żyłami wołowymi tak, że jej ciało było jedną wielką raną; morzono ją głodem; łamano jej kości. Modlitwa Katarzyny sprawiła, że podczas miażdżenia kołem zstąpił anioł i spowodował, że rozpadło się ono w rękach kata. Na widok jej bohaterstwa w czasie znoszenia mąk miało nawrócić się kilkuset żołnierzy i oprawców. Ostatecznie wykonano wyrok śmierci przez ścięcie prawdopodobnie między rokiem 307 a 312. Męczeństwo św. Katarzyny musiała być czymś niezwykłym, skoro została ona wyróżniona tak wielką czcią. Ciało jej od setek lat znajduje się na Górze Synaj, przeniesione tam zapewne z Aleksandrii, kiedy Arabowie, a po nich Turcy najechali Egipt. Jest tam klasztor prawosławny i kościół, do którego podążają pielgrzymi. Klasztor ten wystawił cesarz Justynian w wieku VI. Katarzynie poświęcili swoje arcydzieła najwięksi artyści: Hans Memling, Correggio, Tintoretto, Dawid Aubert, Masolino di Panicale, Jan Provost, Caravaggio i Raffael. Św. Joanna d’Arc zaliczała Katarzynę do swoich trzech głównych patronek. Na Zachodzie uważano ją za jedną z Czternastu Świętych Wspomożycieli. Św. Katarzyna z Aleksandrii była patronką wielu miast i związków katolickich. Jest patronką zakonu katarzynek; Nowego Targu, Dzierzgonia i Cypru; nauki i uniwersytetów, w tym paryskiej Sorbony; adwokatów i notariuszy, bibliotekarzy, drukarzy, filozofów chrześcijańskich, grzeszników, kolejarzy, kołodziejów, literatów, mężatek, młodych dziewcząt, młynarzy, fryzjerów, modystek, mówców, piekarzy, powroźników, prządek, studentów, szwaczek, uczonych, woźniców, zecerów. Dawniej w Polsce istniał zwyczaj, że w wigilię św. Katarzyny chłopcy wróżyli sobie, który z nich jako pierwszy ożeni się i jakie imię będzie miała wybranka. Popularne też było powiedzenie: “Święta Katarzyna Adwent zaczyna”. W ikonografii św. Katarzyna przedstawiana jest w koronie królewskiej, z palmą męczeńską w dłoni. Jej atrybutami są: anioł, Dziecię Jezus, nakładające na jej palec pierścień jako oblubienicy, filozofowie, z którymi prowadziła dysputę, gałązka palmowa, koło, na którym była łamana, korona w ręku, krzyż, księga, miecz, piorun. |
_____________________________________________________________________________________
Wolała ponieść śmierć niż czcić pogańskie bałwany.
5 rzeczy o św. Katarzynie Aleksandryjskiej
(Caravaggia, Public domain, via Wikimedia Commons)
***
Święta Katarzyna Aleksandryjska, której wspomnienie obchodzimy 25 listopada, jest męczennicą Kościoła pierwszych wieków. Wolała ponieść śmierć niż oddać cześć pogańskim bałwanom. Imię Katarzyna, które w Polsce nosi wiele niewiast, oznacza „czysta”, „bez skazy”. Katarzyna jest patronką wielu zawodów m.in. kolejarzy, którzy darzą ją szczególną czcią.
1.Piękna i mądra Egipcjanka
Katarzyna urodziła się pod koniec III wieku w Aleksandrii, stolicy Egiptu, w znamienitej, najpewniej królewskiej, egipskiej rodzinie. Była niezwykle piękna i świetnie wykształcona. Wielu mężczyzn starało się o jej rękę. Katarzyna jednak była niezwykle wyniosła, zarozumiała i odrzucała wszystkich zalotników. Pewnego razu Katarzyna spotkała pustelnika, który opowiedział jej o Jezusie tak pięknie i sugestywnie, że dziewczyna postanowiła przyjąć wiarę chrześcijańską i całkowicie zmienić swoje życie. Legenda mówi, że już wkrótce potem, w czasie święta pogańskich bożków, Katarzyna zaczęła, jak byśmy to dziś nazwali – ewangelizować, czyli przekonywać zgromadzonych tam ludzi, że prawdziwym, żywym Bogiem jest Bóg chrześcijan.
2.Ustawiła filozofów „do kąta”
Kiedy wybuchło najdłuższe i najbardziej krwawe w dziejach Kościoła prześladowanie chrześcijan – za panowania cesarza Dioklecjana i jego współrządców, zbrodniarzy – Galeriusza Maksymiana i Konstancjusza I, dotknęły one również Katarzynę. Szczególną nienawiścią do chrześcijan wyróżniał się Maksymian, władca wschodniej części Imperium Rzymskiego. Przybył on osobiście do Aleksandrii, by dopilnować realizacji prześladowczych edyktów. To on nakazał aresztować Katarzynę, która miała odwagę publicznie twierdzić, że jedynie Chrystus jest Bogiem prawdziwym. Maksymian, miłośnik filozofii, był pod wrażeniem jej słów i dlatego zarządził dysputę między Katarzyną a pięćdziesięcioma, najmędrszymi, pogańskimi filozofami. Katarzyna, podczas dialogu, pokonała ich wszystkich, udowadniając prawdziwość chrześcijaństwa. Mówiła z taką mocą i logiką, iż wielu z tych filozofów przywiodła do wiary w Chrystusa. Miała wówczas zaledwie 18 lat.
3.Wolała męczarnie niż czcić bałwany
Wówczas roztrzęsiony i wściekły Maksymian nakazał złożyć Katarzynie i innym pojmanym chrześcijanom hołd rzymskim bożkom. Jednak niezłomna niewiasta kategorycznie odmówiła i rzekła do imperatora „Czemu chcesz nas zgubić, każąc nam oddawać cześć pustym bożkom”. Maksymian do szaleństwa rozgniewany jej uporem, skazał Katarzynę na tortury. Smagano ją żyłami wołowymi tak, że jej ciało było jedną wielką raną. Morzono ją głodem i próbowano połamać kołem jej kości. Wówczas doszło do cudownego zdarzenia, narzędzie tortur – solidne dębowe koło, które miało zmiażdżyć delikatne ciało młodej kobiety, rozleciało się w drzazgi. Do tego wielu żołnierzy i innych oprawców uczestniczących w torturach, widząc to oraz heroizm Katarzyny, nawróciło się potem na chrześcijaństwo. Ostatecznie, kiedy cesarz zrozumiał, że torturami wiary Katarzyny nie odmieni, kazał ją ściąć mieczem. Było to prawdopodobnie między rokiem 307 a 312.
4.Aniołowie zanieśli ciało Katarzyny na Synaj
Kiedy Arabowie najechali Egipt, ciało św. Katarzyny przeniesiono z Aleksandrii na Górę Synaj. Legenda mówi, że to aniołowie je tam przenieśli. Na Synaju jest klasztor wzniesiony w VI wieku (obecnie prawosławny) i kościół katolicki, do których podążają liczni pielgrzymi. Męczeństwo św. Katarzyny musiało być czymś niezwykłym, skoro jej relikwie przez tak wiele wieków do dziś, przechowuje się z ogromną czcią. Co ciekawe, 5 lat temu w barokowym sanktuarium Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Budsławiu (obecnie Białoruś) odnaleziono bezcenne relikwie Katarzyny Aleksandryjskiej. Kiedy Budsław zajęli bolszewicy, parafianie ukryli relikwie swojej kochanej świętej. W Polsce znajduje się około 200 kościołów pw. św. Katarzyny, zaś ponad 30 miejscowości wywodzi swoją nazwę od jej imienia.
5.Ulubienica artystów, patronką wielu zawodów
Katarzynie poświęcili swoje arcydzieła najwięksi mistrzowie pędzla i dłuta – Hans Memling, Correggio, Tintoretto, Dawid Aubert, Masolino di Panicale, Jan Provost, Caravaggio i Raffael. Jej najstarszy wizerunek (VIII wiek) znajduje się w rzymskim kościele św. Wawrzyńca. Na Zachodzie św. Katarzynę uważano ją za jedną z Czternastu Świętych Wspomożycieli. Św. Katarzyna z Aleksandrii była patronką wielu miast i związków katolickich. Jest patronką zakonu Katarzynek, miast takich jak – Nowy Targ, Dzierzgoń, nauki i uniwersytetów, w tym paryskiej Sorbony; adwokatów i notariuszy, bibliotekarzy, drukarzy, filozofów chrześcijańskich, kolejarzy, kołodziejów, literatów, mężatek, młodych dziewcząt, młynarzy, fryzjerów, modystek, mówców, piekarzy, powroźników, prządek, studentów, szwaczek, uczonych, woźniców i zecerów.
(źródła – brewiarz.pl, „Święci na każdy dzień”, niedziela.pl, katarzyna.nowytarg.org)
Adam Białous/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
24 listopada
Święci męczennicy wietnamscy
Andrzej Dung-Lac, prezbiter, i Towarzysze
Zobacz także: • Święty Protazy, biskup • Święte dziewice i męczennice Flora i Maria z Kordoby • Błogosławiona Maria Anna Sala, dziewica |
Pierwsi misjonarze, którzy przynieśli wiarę chrześcijańską do Wietnamu, przybyli tam w 1533 r. Ich działalność nie spotkała się z przychylnością władz, które wydalały obcokrajowców ze swojego terytorium. Przez kolejne trzy stulecia chrześcijanie byli prześladowani za swoją wiarę. Wielu z nich poniosło śmierć męczeńską, zwłaszcza podczas panowania cesarza Minh-Manga w latach 1820-1840. Zginęło wtedy od 100 do 300 tysięcy wierzących. Stu siedemnastu męczenników z lat 1745-1862 św. Jan Paweł II kanonizował w Rzymie 18 czerwca 1988 r. (ich beatyfikacje odbywały się w czterech terminach pomiędzy 1900 i 1951 rokiem). Wśród nich jest 96 Wietnamczyków, 11 Hiszpanów i 10 Francuzów; było to ośmiu biskupów i pięćdziesięciu kapłanów; pozostali to ludzie świeccy. Prawie połowa kanonizowanych (50 osób) należała do Rodziny Dominikańskiej. Ponieważ zamieszkiwali oni teren apostolatu Tonkin Wschodni (położony na wschód od rzeki Czerwonej), który papież Innocenty XIII powierzył dominikanom z Filipin, nazywa się ich często męczennikami z Tonkinu. Andrzej Dung-Lac, który reprezentuje wietnamskich męczenników, urodził się jako Dung An Tran około 1795 r. w biednej, pogańskiej rodzinie na północy Wietnamu. W wieku 12 lat wraz z rodzicami, którzy poszukiwali pracy, przeniósł się do Hanoi. Tam spotkał katechetę, który zapewnił mu jedzenie i schronienie. Przez trzy lata uczył się od niego chrześcijańskiej wiary. Wkrótce przyjął chrzest i imię Andrzej. Nauczywszy się chińskiego i łaciny, sam został katechetą. Został wysłany na studia teologiczne. 15 marca 1823 r. przyjął święcenia kapłańskie. Jako kapłan w parafii Ke-Dam nieustannie głosił słowo Boże. Często pościł, wiele czasu poświęcał na modlitwę. Dzięki jego przykładowi wielu tamtejszych mieszkańców przyjęło chrzest. W 1835 r. Andrzej Dung został aresztowany po raz pierwszy. Dzięki pieniądzom zebranym przez jego parafian został uwolniony. Żeby uniknąć prześladowań, zmienił swoje imię na Andrzej Lac i przeniósł się do innej prefektury, by tam kontynuować swą pracę misyjną. 10 listopada 1839 r. ponownie go aresztowano, tym razem wspólne z innym kapłanem, Piotrem Thi, którego odwiedził, by się u niego wyspowiadać. Obaj zostali zwolnieni z aresztu po wpłaceniu odpowiedniej kwoty. Okres wolności nie potrwał jednak długo. Po raz trzeci aresztowano ich po zaledwie kilkunastu dniach; trafili do Hanoi. Tam przeszli niezwykłe tortury. Obaj zostali ścięci mieczem 21 grudnia 1839 r. Andrzej był w pierwszej grupie męczenników wietnamskich beatyfikowanych w 1900 r. Tomasz Tran Van-Thieu urodził się w 1820 roku w Trung-Quang w rodzinie chrześcijańskiej. Był seminarzystą wietnamskim. Po aresztowaniu proponowano mu uwolnienie, gdyby poślubił córkę mandaryna, co oczywiście wymagałoby zmiany wiary. Zniósł mężnie okrutne przymuszanie do odstępstwa od wiary i straszne tortury. Zginął uduszony 21 września 1838 roku. Emanuel le Van-Phung (ur. 1796 r.) był mężnym katechetą wietnamskim, który odważył się dać schronienie katolickiemu kapłanowi ks. Piotrowi Doan Cong Qui. Odkryto to i obu zgładzono w Chan-doc 31 lipca 1859 r. Agnieszka (Agnes) Le Thi Thanh, znana również jako Agnieszka Ðê (wiet. Anê Lê Thi Thành) jest jedyną kobietą z grona 117 kanonizowanych w 1988 r. męczenników wietnamskich. Urodzona ok. 1781 r. w rodzinie chrześcijańskiej, była mężatką i matką sześciorga dzieci, które wychowywała po katolicku. W okresie prześladowania chrześcijan udzielała pomocy misjonarzom. Została aresztowana w marcu 1841 r. razem z księdzem, którego ukrywała w swoim domu. Żołnierze splądrowali dom i rozkradli dobytek rodziny. Była torturowana, ale nie wyrzekła się wiary. Oprawcy nie zdążyli wykonać na niej wyroku, ponieważ w więzieniu zaraziła się czerwonką i zmarła 12 lipca 1841 r. Biskup Ignacy Delgado OP (właściwie Clemente Ignacio Delgado y Cebrián) urodził się w Hiszpanii 23 listopada 1761 r. W 19. roku życia wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego w Catalayud w prowincji Saragossa, gdzie rozpoczął studia teologiczne. Pod koniec nauki został wysłany na misje do Manili (stolicy Filipin), gdzie przyjął święcenia kapłańskie w 1787 r. Od 1790 r. przebywał na misjach w Wietnamie. Szybko nauczył się języka i rozpoczął pracę w seminarium duchownym. W wieku zaledwie 33 lat został mianowany biskupem koadiutorem Wschodniego Tonkinu (konsekracja biskupia miała miejsce prawie dwa lata po decyzji papieża Piusa VI, dnia 20 listopada 1795 r.). Wielką troską otaczał seminarium i kapłanów pracujących w rozległej diecezji. Odwiedził niemal wszystkie placówki, docierając do nich wszelkimi środkami komunikacji, często pieszo. Podczas kolejnej fali prześladowań, w maju 1833 r. został aresztowany i przez 3 miesiące przetrzymywany był w małej klatce. Został ścięty 12 lipca 1833 r. Ojciec Wincenty Pham Hiêu Liêm OP urodził się na północy Wietnamu w szlacheckiej, pobożnej rodzinie. Naukę w seminarium rozpoczął w 12. roku życia. Dominikanie pomogli mu wyjechać na Filipiny, gdzie od 1738 r. działała legalna uczelnia teologiczna. W 1753 roku Wincenty wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego, a w 1758 r. przyjął święcenia kapłańskie. Po święceniach wrócił do Wietnamu, gdzie najpierw wykładał w seminarium, a potem poświęcił się ewangelizacji mieszkańców. Działalność ta uznawana była przez władze za nielegalną. 3 października 1773 r. został aresztowany ze swoimi dwoma świeckimi pomocnikami. Strasznie bity, był na noc zamykany w klatce. Potem przenoszono go do kolejnych więzień. Został ścięty 7 listopada 1773 r. razem ze spotkanym w jednym z więzień o. Casteñedą. Ojciec Hiacynt Casteñeda Puchasons OP urodził się 13 listopada 1743 r. w Walencji. Wstąpił do dominikanów w Hiszpanii i został wysłany na misje. Początkowo był w Chinach, gdzie został uwięziony i skazany na wydalenie. Powrócił do Makau (europejska kolonia na terenie Chin), skąd został wysłany do Wietnamu w 1770 r. Na terenie nowej misji od początku musiał ewangelizować w ukryciu. W końcu, 12 lipca 1773 r. został aresztowany i uwięziony w nieludzkich warunkach. W jednym z więzień spotkał współbrata o. Liêm, z którym został ścięty 7 listopada 1773 r. Dominik Pham Trong Kham urodził się ok. 1780 r. w Wietnamie w katolickiej, zamożnej rodzinie urzędniczej. Zdobył wykształcenie i został sędzią. Miał żonę i dzieci. Był tercjarzem dominikańskim. W okresie prześladowań udzielał schronienia misjonarzom (m.in. biskupowi Sampedro). W ramach represji jego dom zniszczono, a jego samego aresztowano. Został ścięty 13 stycznia 1859 r. razem z jednym ze swoich synów, Łukaszem Pham Trong Thìn. Łukasz Pham Trong Thìn urodził się ok. 1819 r. w katolickiej rodzinie. Tak jak ojciec był sędzią, a także dominikańskim tercjarzem. Został aresztowany w 1858 r., w czasie prześladowania chrześcijan. Mimo tortur nie dał się zmusić do podeptania krzyża. Został stracony tego samego dnia co jego ojciec, 13 stycznia 1859 r. Biskup Józef Melchór García-Sampedro Suárez OP, urodzony 26 kwietnia 1821 r. w północnej Hiszpanii, od dzieciństwa chciał zostać księdzem. W 1845 r. wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego, a w 1847 r. w Madrycie przyjął święcenia kapłańskie. W następnym roku wyruszył przez Filipiny do Wietnamu. Dotarł tam w lutym 1849 r. i rozpoczął pracę misyjną. W 1855 r. został mianowany biskupem koadiutorem i tytularnym biskupem Tricomia. 8 lipca 1858 r. został aresztowany i w klatce przewieziono go do stolicy. Został stracony w Hanoi 28 lipca 1858 r. Biskup Walenty Berrio-Ochoa OP urodził się w Hiszpanii 14 lutego 1827 r. w ubogiej, pobożnej rodzinie. Od dzieciństwa bywał u dominikanów, ponieważ jego ojciec, który był stolarzem, robił meble dla klasztoru. Walenty był ministrantem i już jako 12-latek deklarował, że chce wstąpić do Zakonu Kaznodziejskiego i jechać na misje do Wietnamu. Chłopięce marzenia spełniły się, choć nie od razu. Najpierw ukończył diecezjalne seminarium duchowne, 14 czerwca 1851 r. przyjął święcenia kapłańskie i jeszcze przez dwa lata pracował w tym seminarium. Dopiero w 1853 r. wstąpił do dominikanów i wyjechał na misje na Filipiny. W marcu 1858 r. przybył do Wietnamu i z powodu prześladowań od początku musiał się ukrywać. Biskup Józef Sampedro, sam zagrożony, mianował go swoim zastępcą (korzystając ze specjalnego przywileju). Msza św. z tej okazji była celebrowana potajemnie w nocy z 13 na 14 czerwca 1858 r. Mitra dla nowego biskupa została zrobiona z grubego papieru, a pastorał – z bambusa z końcem owiniętym słomą i okręconym papierem pomalowanym na złoto. Po trzech latach pracy misyjnej biskup Walenty został aresztowany 25 października 1861 r., a tydzień później, 1 listopada, stracony jednocześnie z biskupem Hieronimem Hermosillą OP i o. Piotrem Almato OP. |
______________________________________________________________________________________________________________
23 listopada
Święty Kolumban Młodszy, opat
Zobacz także: • Święty Klemens I, papież i męczennik • Błogosławiony Michał Augustyn Pro, prezbiter i męczennik |
Kolumban zwany Młodszym (dla odróżnienia od św. Kolumbana Starszego z Hy – albo z Iony – również opata, żyjącego w Irlandii w latach 521-597, wspominanego 9 czerwca) był jednym z licznych misjonarzy irlandzkich, którzy pracowali na kontynencie europejskim. Urodził się pomiędzy 540 a 543 rokiem w Leinster w Irlandii, w rodzinie o niskiej pozycji społecznej. Legenda głosi, że przed urodzeniem syna matka miała sen, że z jej łona wychodzi słońce, które miało oświecić całą ziemię. Już w młodym wieku pragnął poświęcić się ascezie, ale trudno było mu zapomnieć o pięknych dziewczętach i młodych kobietach, z którymi miał okazję się wielokrotnie stykać. Próbował więc zająć się gramatyką, retoryką i geometrią. Poradził się także pewnej starszej kobiety, która od wielu lat żyła samotnie. Kobieta ta radziła mu zmienić otoczenie i udać się do kraju, w którym kobiety nie są tak piękne i uwodzicielskie, jak w Irlandii. Kolumban postanowił tak właśnie uczynić. Matka próbowała go odwieść od tego pomysłu. By uniemożliwić mu wyjazd, położyła się pod drzwiami ich domu. Kolumban przeszedł nad nią i odjechał. Nie wyjechał z Irlandii, tylko skierował się do klasztoru. Oddał się pod opiekę św. Sinella z Cleenish (jednego z dwunastu apostołów Irlandii). Pod jego kierownictwem i z jego pomocą napisał komentarz do Psalmów. Później przeniósł się do założonego przez św. Komgalla klasztoru w Bangor, w którym przyjął święcenia kapłańskie. Klasztor ten słynął na całą Irlandię z surowości oraz z obserwancji. I właśnie tę reformę Kolumban postanowił przeszczepić także na inne obszary. Słowa skierowane przez Boga do Abrahama, nakazujące mu opuszczenie swojego kraju i udanie się do ziemi, którą mu wskaże, odczytywał jako swoje. Dlatego, będąc już opatem tego klasztoru, wyznaczył na miejscu swojego godnego następcę, a sam wziął ze sobą 12 mnichów i udał się z nimi do Galii (590). Wiara chrześcijańska dotarła już na te tereny, ale jej wyznawcom daleko było do chrześcijańskiej moralności. Kolumban więc wraz ze swoimi towarzyszami przemierzał cały kraj, głosząc Ewangelię i dając przykład niezwykłej pokory i miłosierdzia. Misjonarze wszystko mieli wspólne, wzajemnie utwierdzali się w wierze i przekazywali ją innym. Pozyskawszy życzliwość króla Burgundii, św. Guntrama, założył tu trzy klasztory: w Annegray, w Fontaines i – najgłośniejszy z nich – w Luxeuil. Dowiedziawszy się o słynnym opactwie w Lerins, założonym przez św. Honorata (ok. roku 410), udał się tam, by przypatrzeć się życiu tamtejszych mnichów. Na podstawie reformy w Bangor, reguły w Lerins i własnego doświadczenia ułożył własną regułę w 10 rozdziałach (Regula monachorum jest jedyną zachowaną do naszych czasów staroirlandzką regułą monastyczną). Nakazy jej dotyczyły codziennej pracy, czytania świętych tekstów, modlitwy i pokuty. Reguła ta była uzupełniona przez swoisty kodeks karny – Księgę pokutniczą (Regula coenobialis), dopuszczającą także karę chłosty. Kolumban wymienił w niej wszystkie możliwe winy zakonników oraz określił za nie kary. Dla przykładu: kapłan, który przystępował do ołtarza nieogolony albo z nieobciętymi paznokciami, powinien otrzymać 6 uderzeń, a furtian zaniedbujący swoje obowiązki winien otrzymać 50 uderzeń. Surowa reguła św. Kolumbana Młodszego była popularna w Europie, jednak nie przetrwała wielu lat. Rychło bowiem została zastąpiona przez o wiele łagodniejszą regułę św. Benedykta z Nursji. W okresie pobytu w Galii Kolumban napisał jeszcze jedno dzieło: De poenitentiarum misura taxanda, w którym zalecał osobistą i częstą spowiedź oraz określał wielkość pokuty (dziś można byłoby to nazwać swoistym “taryfikatorem” pokutnym). Opat Kolumban sam żył w ogromnej ascezie i od swoich współbraci wiele wymagał. Uważał, że także życie innych duchownych, nie wyłączając biskupów, powinno być podporządkowane surowym regułom. Napominał świeckich, a zwłaszcza władców; był nieustępliwy w sprawach moralności. Jak można przypuszczać, był bardzo apodyktyczny w tej walce o dusze, co nie zjednywało mu przyjaciół. W królestwie św. Guntrama działał przez 20 lat i przyczynił się znacznie do ożywienia życia religijnego w Burgundii. Na tle sporów o jurysdykcję wpadł w zatarg z miejscowymi biskupami. Spierał się z nimi o datę świętowania Wielkanocy (chciał ją obchodzić zgodnie z tradycją wschodnią). Zamiast osobiście stawić się na synodzie, uznał za wystarczające wysłanie listu ze swoją opinią. W tym samym mniej więcej czasie popadł w konflikt z konkubiną króla Teodoryka, Brunhildą, której wypominał cudzołóstwo. Skazano go więc na banicję. Kolumban udał się początkowo do Szwajcarii, gdzie zostawił swojego ucznia, św. Galla, który później przyczynił się do założenia słynnego opactwa St. Gallen; sam zaś podążył do Włoch, gdzie w odległości 30 km od miasta Piacenza, w Bobbio, założył nowe opactwo św. Piotra. Rozrosło się ono dość szybko; w wieku VII liczyło już 150 mnichów. Przez długi czas promieniowało na całą Italię Północną, jak Monte Cassino na Italię Południową. Tu, w Bobbio, Kolumban zmarł 23 listopada 615 roku w wieku ok. 75 lat. Bobbio czci go dotąd jako swojego głównego patrona. Jego relikwie znajdują się w pięknym sarkofagu, w krypcie bazyliki jemu poświęconej. Relikwia głowy jest przechowywana w srebrnym relikwiarzu w miejscowym muzeum. Tam też przez wiele lat można było oglądać drewniany talerz i nóż, którym kroił chleb. Jest patronem Irlandii, piwowarów i osób chorych psychicznie; wzywany jest w przypadku powodzi. W ikonografii przedstawia się św. Kolumbana jako opata z pastorałem, jako brodatego mnicha z księgą albo jako eremitę z niedźwiedziem. |
___________________________________________________________________________________________
Św. Kolumban Młodszy
Obraz Giuseppe Franchi
***
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 11.06.2008
Drodzy bracia i siostry!
Dziś chciałbym mówić o świętym opacie Kolumbanie, najbardziej znanym Irlandczyku wczesnego średniowiecza. Słusznie może być on nazwany świętym «europejskim», ponieważ jako mnich, misjonarz i pisarz pracował w różnych krajach zachodniej Europy. Podobnie jak Irlandczycy jego epoki był świadomy jedności kulturowej Europy. W jednym z jego listów, napisanym ok. r. 600 i skierowanym do papieża Grzegorza Wielkiego, po raz pierwszy pojawia się wyrażenie totius Europae — «całej Europy», w odniesieniu do obecności Kościoła na kontynencie (por. Epistula I, 1).
Kolumban urodził się ok. 543 r. w prowincji Leinster, w południowo-wschodniej Irlandii. Pobierał nauki w domu pod kierunkiem znakomitych nauczycieli, którzy wprowadzili go do studiowania sztuk wyzwolonych. Następnie powierzył się kierownictwu opata Sinella ze wspólnoty Cluain-Inis, gdzie pogłębiał studia nad Pismem Świętym. Mniej więcej w wieku 20 lat wstąpił do klasztoru w Bangor w północno-wschodniej części wyspy, gdzie opatem był Comgall, mnich bardzo znany ze swych cnót i surowej ascezy. W pełni jednomyślny ze swym opatem, Kolumban z gorliwością przestrzegał surowej dyscypliny klasztornej, oddając się modlitwie, ascezie i studiom. Tam przyjął święcenia kapłańskie. Życie w Bangor oraz przykład opata miały wpływ na koncepcję monastycyzmu, jaką Kolumban wypracował, a następnie krzewił przez całe swoje życie.
W wieku ok. 50 lat, zgodnie z typowo irlandzkim ideałem ascetycznym peregrinatio pro Christo, czyli pielgrzymowania z miłości do Chrystusa, Kolumban opuścił wyspę, by z dwunastoma towarzyszami podjąć działalność misyjną na kontynencie europejskim. Musimy pamiętać o tym, że migracja ludów z północy i wschodu spowodowała nawrót do pogaństwa całych schrystianizowanych już regionów. Około r. 590 ta mała grupa misjonarzy dotarła do wybrzeża bretońskiego. Zostali życzliwie przyjęci przez króla Franków w Austrazji (dzisiejsza Francja) i poprosili jedynie o skrawek nieuprawianej ziemi. Otrzymali starożytną twierdzę rzymską w Annegray, całkowicie zrujnowaną i opuszczoną, zarośniętą lasem. Przyzwyczajeni do skrajnych warunków życia, mnisi w ciągu kilku miesięcy zdołali zbudować na ruinach pierwszy erem. I tak prowadzoną przez nich reewangelizację rozpoczęło przede wszystkim dawanie świadectwa życiem. Uprawa ziemi szła w parze z «uprawą» dusz. Sława tych zakonników obcokrajowców, prowadzących życie modlitwy i wielkiej surowości, budujących domy i uprawiających ziemię, rozeszła się szybko, przyciągając pielgrzymów i penitentów. Zwłaszcza wielu ludzi młodych prosiło, by przyjąć ich do wspólnoty monastycznej, pragnęli bowiem tak jak oni, prowadzić przykładne życie, które sprzyjało przywracaniu urodzajności ziemi i odnowie dusz. Wkrótce okazało się konieczne założenie drugiego klasztoru. Został zbudowany w odległości kilku kilometrów, na ruinach starożytnego miasta termalnego Luxeuil. Klasztor ten stał się później ośrodkiem irlandzkiej tradycji życia monastycznego i misyjnego na kontynencie europejskim. Trzeci klasztor wzniesiono w Fontaine, o godzinę drogi na północ.
W Luxeuil Kolumban żył przez niemal dwadzieścia lat. Tutaj święty napisał dla swoich zwolenników regułę — Regula monachorum — przez pewien czas bardziej rozpowszechnioną w Europie od Reguły św. Benedykta, kreśląc w niej idealny obraz mnicha. Jest to jedyna zachowana do dziś starożytna irlandzka reguła monastyczna. Jako uzupełnienie opracował on Regula coenobialis, swego rodzaju kodeks karny dotyczący wykroczeń mnichów, przewidujący kary dość zaskakujące dla współczesnego sposobu postrzegania, zrozumiałe jedynie w świetle mentalności epoki i środowiska. Przez inne sławne dzieło, zatytułowane De poenitentiarum misura taxanda, napisane również w Luxeuil, Kolumban wprowadził na kontynencie osobistą i częstą spowiedź i pokutę, była to tzw. pokuta «taryfowa», ze względu na ustalenie proporcji między ciężarem grzechu i rodzajem nałożonej przez spowiednika pokuty. Nowości te wzbudziły wśród biskupów regionu podejrzenia, które zamieniły się we wrogość, gdy Kolumban ośmielił się otwarcie napomnieć niektórych z nich z powodu ich obyczajów. Konflikt ujawnił się przy okazji dyskusji na temat daty Wielkanocy: Irlandia kierowała się bowiem tradycją wschodnią, różniącą się od tradycji rzymskiej. Mnich irlandzki został wezwany w 603 r. do Chalon-sur-Saôn, by wytłumaczył się przed synodem ze swoich zwyczajów odnoszących się do pokuty oraz Wielkanocy. Zamiast stawić się na synodzie, wysłał list, w którym minimalizował kwestię, zachęcając Ojców synodalnych do przedyskutowania nie tylko problemu daty Wielkanocy, który według niego był drobnym problemem, «ale także wszystkich koniecznych norm kanonicznych, które przez wielu — i to jest sprawa poważniejsza — nie są przestrzegane» (por. Epistula II, 1). Jednocześnie napisał do papieża Bonifacego IV — podobnie jak kilka lat wcześniej zwrócił się do papieża Grzegorza Wielkiego (por. Epistula I) — broniąc tradycji irlandzkiej (por. Epistula III).
Kolumban, nieustępliwy we wszystkich kwestiach moralnych, popadł następnie w konflikt również z domem królewskim, ponieważ zganił surowo króla Teodoryka za jego cudzołóstwo. Doprowadziło to do powstania sieci intryg i działań na poziomie osobistym, religijnym i politycznym, co w r. 610 zaowocowało dekretem o wydaleniu z Luxeuil Kolumbana i wszystkich mnichów pochodzenia irlandzkiego i skazaniu ich na definitywne wygnanie. Pod eskortą zostali odprowadzeni na brzeg morza i na koszt dworu odpłynęli statkiem do Irlandii. Jednak okręt osiadł na mieliźnie w niewielkiej odległości od plaży i kapitan — upatrując w tym znaku z nieba — zrezygnował z wyprawy, a obawiając się przekleństwa Boga, odwiózł mnichów na stały ląd. Oni natomiast, zamiast wrócić do Luxeuil, postanowili rozpocząć nowe dzieło ewangelizacji. Wsiedli na statek na Renie i popłynęli w górę rzeki. Pierwszym etapem było Tuggen w pobliżu Jeziora Zuryjskiego, po czym udali się do Bregencji nad Jeziorem Bodeńskim, by ewangelizować Alemanów.
Jednak wkrótce, z powodu wydarzeń politycznych niezbyt sprzyjających jego dziełu, Kolumban postanowił przekroczyć Alpy z większością swoich uczniów. Pozostał tylko jeden mnich imieniem Gallus. Z jego eremu rozwinęło się znane opactwo Sankt Gallen w Szwajcarii. Przybywszy do Italii, Kolumban spotkał się z życzliwym przyjęciem na królewskim dworze longobardzkim, ale zaraz przyszło mu zmagać się ze znacznymi trudnościami: Kościół był podzielony przez herezję ariańską, która nadal dominowała wśród Longobardów, oraz przez schizmę, która zerwała jedność większości Kościołów północnej Italii z Biskupem Rzymu. Kolumban w sposób autorytatywny zareagował na tę sytuację, pisząc pamflet przeciw arianizmowi oraz list do Bonifacego IV, aby przekonać go do podjęcia zdecydowanych kroków, mających doprowadzić do przywrócenia jedności (por. Epistula V). Gdy w 612 lub 613 r. król Longobardów przydzielił mu teren w Bobbio, w dolinie Trebbii, Kolumban założył nowy klasztor, który stał się ośrodkiem porównywalnym do sławnego klasztoru na Monte Cassino. Tutaj dożył swoich dni. Zmarł 23 listopada 615 r. i w tym dniu wspominamy go w obrządku rzymskim do dzisiaj.
Przesłanie św. Kolumbana skupia się na zdecydowanym nawoływaniu do nawrócenia i do oderwania się od dóbr ziemskich ze względu na dobra wieczne. Swoim ascetycznym życiem oraz bezkompromisową postawą wobec zepsucia możnych przywołuje on na pamięć surową postać św. Jana Chrzciciela. Jednakże jego surowość nie jest nigdy celem samym w sobie, lecz jest jedynie środkiem służącym temu, by dobrowolnie otworzyć się na miłość Boga i odpowiedzieć całym sobą na otrzymane od Niego dary, odtwarzając w sobie obraz Boży i jednocześnie użyźniając ziemię i odnawiając ludzkie społeczeństwo. Przytaczam słowa z jego Instructiones: «Jeśli człowiek będzie się posługiwał prawidłowo uzdolnieniami, które Bóg dał jego duszy, będzie podobny do Boga. Pamiętajmy o tym, że powinniśmy Mu zwrócić wszystkie dary, które złożył w nas, kiedy byliśmy w stanie pierwotnym. Swoimi przykazaniami pouczał nas, jak to osiągnąć. Pierwsze z nich to miłować Pana całym sercem, ponieważ On pierwszy nas umiłował od początku czasów, zanim jeszcze przyszliśmy na ten świat» (por. Instr. XI). Słowa te irlandzki święty rzeczywiście wprowadził w czyn w swoim życiu. Będąc człowiekiem wielkiej kultury — napisał również poezje po łacinie oraz podręcznik gramatyki — był obficie obdarzony darami łaski. Był niezmordowanym budowniczym klasztorów, jak również bezkompromisowym kaznodzieją pokutnym, angażującym wszystkie siły, by zasilać chrześcijańskie korzenie rodzącej się Europy. Dzięki swojej sile duchowej, swojej wierze oraz swojej miłości Boga i bliźniego stał się rzeczywiście jednym z Ojców Europy. Również nam żyjącym dzisiaj pokazuje on, gdzie tkwią korzenie, z których może się odrodzić nasza Europa.
Do Polaków:
Witam pielgrzymów z Polski. Życzę wam, aby nawiedzenie grobów apostołów Piotra i Pawła oraz innych miejsc uświęconych przez pokolenia męczenników i wyznawców pogłębiało wiarę i budziło miłość do Chrystusa i Kościoła. Niech Bóg błogosławi wam i waszym rodzinom. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
BENEDYKT XVI
L’Osservatore Romano 7-8/2008/Opoka.pl
_____________________________________________________________________________________
Duchowe odrodzenie Europy
***
Gdyby pewien iroszkocki mnich zrealizował swój misyjny zamiar, 1050. rocznicę chrztu Polski obchodzilibyśmy zapewne jakieś 300 lat temu. Boży plan był jednak inny.
Z pewnością jednak działalność żyjącego na przełomie VI i VII w. św. Kolumbana Młodszego (imię pochodzące od celtyckiego słowa Koloman – Pustelnik lub łacińskiego Columba – Gołąbek), który przemierzył wzdłuż i wszerz całą zachodnią Europę, odcisnęła na niej swoje pozytywne piętno. Zapoczątkowała też ogromny wpływ, jaki wywierali misjonarze iroszkoccy na kontynent europejski. Wpływ trudny do przecenienia, biorąc pod uwagę to wszystko, co działo się na gruzach cesarstwa zachodniorzymskiego. Wydawało się bowiem, że oto nadszedł kres europejskiej cywilizacji.
Przez zamarznięty Ren
Chylący się ku upadkowi, targany konfliktami społecznymi i politycznymi, wręcz spróchniały od wewnątrz Rzym, od dziesiątek lat zalewany był najazdami barbarzyńców ze wschodu. Wojowniczych imigrantów szukających przestrzeni do życia próbowano zatrzymać siłą lub asymilować. Kordon wojskowy chroniący naturalną, trudną do przebycia granicę imperium, jaką był Ren, pękł w noc sylwestrową 406 r. Mróz skuł rzekę lodem, co skwapliwie wykorzystały plemiona germańskie przeganiane na zachód przez wojowniczych Hunów. Graniczne posterunki rzymskie były bezradne. To był tak naprawdę rzeczywisty początek końca. Z czasem Germanie dotarli także do Italii, Hiszpanii i północnej Afryki, zakładając tam swoje królestwa. Jednym z największych było utworzone w Galii królestwo Franków, którego władca Chlodwig blisko pół tysiąca lat wcześniej niż Mieszko przyjął chrzest. Co ważne, chrzest z Rzymu, a nie od heretyków arian, jak większość Germanów. I choć na Karola Wielkiego, który w 800 r. odnowił cesarstwo rzymskie, trzeba było jeszcze poczekać, chrześcijaństwo na Zachodzie przetrwało. A wraz z nim wiele z dziedzictwa zachodniej cywilizacji. Po śmierci Chlodwiga jego następcy rozpoczęli ostrą rywalizację o władzę. Swoista wojna domowa nie odbiła się korzystnie tak na samym państwie, jak i na ściśle powiązanych z nim strukturach kościelnych. I w tym momencie do Galii, która mimo że ochrzczona, wymagała tak naprawdę chrystianizacji, przybywa Irlandczyk Kolumban z towarzyszami i ze swoim ewangelicznym radykalizmem.
Trzy kolory męczeństwa
Wczesnośredniowieczna Irlandia znajdowała się, w odróżnieniu od romańskiej Europy kontynentalnej, w obszarze oddziaływania kultury celtyckiej. To położenie na północno-zachodnich peryferiach ówczesnego świata i brak znaczniejszych wpływów rzymskich było przyczyną dość późnej chrystianizacji wyspy, na którą Ewangelię, jak się przyjmuje, przyniósł św. Patryk (+461). Siłą i specyficzną cechą Kościoła irlandzkiego czy raczej iroszkockiego, bo obejmował także obszar dzisiejszej Szkocji, były klasztory, w których choć panowała surowa asceza, nie zapominano o formacji intelektualnej. W jej skład wchodziła nauka łaciny, poznawanie klasycznej literatury łacińskiej oraz przede wszystkim studium Pisma Świętego. Ponieważ chrystianizacja Irlandii dokonała się w dość krótkim czasie i w sposób bezkrwawy, stąd w Kościele iroszkockim brak było męczenników za wiarę. Dlatego męczeństwo krwawe, czyli „czerwone”, starano się tutaj zastąpić „białym”, związanym z pokutą, wyrzeczeniem się siebie i oddaniem Bogu. Mnisi praktykowali także trzeci rodzaj męczeństwa – „zielony”. Był to duchowy przymus ewangelizacyjnego pielgrzymowania z miłości do Chrystusa. Porzucano wówczas wszystko, co było znane i bliskie, włącznie ze Świętą lub Zieloną Wyspą, jak nazywano Irlandię, udając się w nieznane. Raz dobrowolnie podjęta pielgrzymka miała najczęściej charakter nieodwracalny. Jej celem nie były żadne konkretne miejsca kultu, ale samo wędrowanie, symbolizujące nieustanną drogę do życia wiecznego i towarzyszące mu ewangelizowanie. Mnisi pielgrzymi nierzadko, jak podają przekazy, wsiadali wręcz do łodzi bez wioseł, żeby całkowicie zdać się na wolę Bożą. I tak św. Brendan miał dotrzeć aż do Ameryki Północnej, a Kolumban, wraz z 12 towarzyszami, wylądował na wybrzeżu Bretanii.
Jeden z Ojców Europy
Kolumbana można uznać za europejskiego świętego, głosił bowiem słowo Boże w prawie całej podzielonej wówczas politycznie Galii i Germanii – na terenach dzisiejszej Francji, Niemiec, Austrii i Włoch. Wzbudzał podziw, zarówno u możnych, jak i prostych ludzi, swoją wiedzą zdobytą w irlandzkim klasztorze w Bangor i świętym wręcz stylem życia. To św. Kolumban, jak się przyjmuje, wprowadził na kontynencie m.in. prywatną i wielokrotną spowiedź. Oparciem dla jego misyjnej działalności były klasztory – znane później średniowieczne opactwa – zakładane na otrzymanych od lokalnych władców pustkowiach, których nie brakowało w Europie po przejściu przez nią barbarzyńskich plemion. Pierwszy z nich to Annegray w Wogezach na terenie całkowicie zrujnowanej i opuszczonej twierdzy rzymskiej, kolejne w Fontaines i Luxeuil na gruzach starożytnego miasta termalnego w Burgundii. Stały się one nie tylko ośrodkami promieniowania wiary, ale też przywracały cywilizację na tych obszarach. Nic więc dziwnego, że przyciągały do siebie ludzi, szybko się rozrastając.
Natomiast stosunki Kolumbana z hierarchią Kościoła w Galii nie zawsze układały się najlepiej. Niski poziom moralny i intelektualny części galijskiego kleru stawał się tym bardziej widoczny w zestawieniu z wykształceniem i radykalizmem ewangelicznym iroszkockich mnichów, którzy mogli stanowić też, jak zauważają historycy, zagrożenie dla dotychczasowych wpływów politycznych miejscowych biskupów. Św. Kolumban nie zabiegał jednak o łaski u możnych. Nie zawahał się np. skrytykować postępowania króla Teodoryka żyjącego w konkubinacie z Brunhildą. Wygnany z jego ziem ruszył na wschód, a potem w górę Renu, gdzie w Bregencji nad Jeziorem Bodeńskim założył kolejny klasztor, by stamtąd prowadzić chrystianizację sąsiednich, pogańskich jeszcze ludów. Wtedy również zrodziła się u świętego misjonarza myśl, aby podjąć się głoszenia Chrystusa także wśród Słowian. Jednak, jak to opisuje jego biograf, sam anioł Pański odwiódł go od tego zamiaru. Zdaniem uczonych jest to najwcześniejsza obecna w literaturze informacja o zamiarze podjęcia misji chrystianizacyjnej wśród ludów słowiańskich (święci Cyryl i Metody, zwani apostołami Słowian, działali dopiero w IX w.).
Kolumban wyruszył więc, jak już to wcześniej zamierzał, do Italii, gdzie przyjął go król Longobardów. Tam na pustkowiu w Apeninach, w dolinie Trebbii założył klasztor w Bobbio, który stał się centrum kultury porównywalnym później ze słynnym opactwem Monte Cassino. W tym miejscu 23 listopada 615 r. zakończył swoje ziemskie życie. Jak zauważył papież Benedykt XVI podczas jednej ze swoich audiencji generalnych, św. Kolumban Młodszy „dzięki swej energii duchowej, swej wierze, swej miłości do Boga i do bliźniego stał się rzeczywiście jednym z Ojców Europy. Również dziś pokazuje nam, gdzie znajdują się korzenie, na których może odrodzić się ta nasza Europa”.
Błażej Tobolski/Przewodnik Katolicki
______________________________________________________________________________________________________________
22 listopada
Święta Cecylia, dziewica i męczennica
Zobacz także: • Błogosławieni męczennicy ormiańscy Salwator Lilli, prezbiter, i Towarzysze |
Cecylia jest jedną z najsłynniejszych męczennic Kościoła Rzymskiego. Niestety, o świętej tak bardzo popularnej i czczonej w Kościele mamy bardzo mało informacji historycznych. Nie wiemy nawet, kiedy żyła i kiedy poniosła śmierć męczeńską. W pierwszych wiekach nie przywiązywano wagi ani do chronologii, ani do ścisłych danych biograficznych. Dlatego dziś trudno nam odróżnić w opisie jej męczeństwa fakty historyczne od legendy. Zasadniczym dokumentem, którym dysponujemy, jest pochodzący z V w. opis jej męczeńskiej śmierci. Według niego Cecylia była dobrze urodzoną Rzymianką. Przyszła na świat na początku III w. Była ponoć olśniewająco piękna. Według starej tradycji z miłości do Chrystusa złożyła ślub czystości, chociaż rodzice obiecali już jej rękę również dobrze urodzonemu poganinowi Walerianowi. W przeddzień ślubu Cecylia opowiedziała narzeczonemu o swym postanowieniu i o wierze chrześcijańskiej. Gdy Walerian chciał ujrzeć anioła, który miał stać na straży czystości Cecylii, ta odpowiedziała: “Ty nie znasz prawego Boga; dopóki nie przyjmiesz chrztu, nie będziesz go mógł ujrzeć”. W ten sposób pozyskała Waleriana dla Chrystusa. Zaprowadziła go w tajemnicy do papieża św. Urbana I. Ten pouczył Waleriana o prawdach wiary i udzielił mu chrztu. Gdy wrócił do domu Cecylii, ujrzał ją zatopioną w modlitwie, a przy niej stojącego w jasności anioła w postaci młodzieńca, który trzymał w ręku dwa wieńce – z róż i lilii. Anioł włożył je na głowę Waleriana i Cecylii, mówiąc: “Te wieńce przez zachowanie czystości zachowajcie nietknięte, bom je wam od Boga przyniósł”. Walerian przyprowadził do papieża także swego brata, Tyburcjusza. On również przyjął chrzest. Gdy wszedł do mieszkania Waleriana, uderzyła go przedziwna woń róż i lilii. Walerian wyjawił mu znaczenie tego zapachu. Wkrótce potem wybuchło prześladowanie. Skazano na śmierć Waleriana i Tyburcjusza. Kiedy namiestnik-sędzia, Almachiusz, dowiedział się, że Cecylia jest chrześcijanką i że zarówno własny majątek, jak i majątek Waleriana rozdała ubogim, kazał ją aresztować. Żołnierze, oczarowani jej pięknością, błagali ją, by nie narażała swego młodego życia i wyrzekła się wiary. Cecylia odpowiedziała jednak: “Nie lękajcie się spełnić nakazu, bowiem moją młodość doczesną zamienicie na wieczną młodość u mego oblubieńca, Chrystusa”. Pod wpływem jej odpowiedzi miało nawrócić się 400 żołnierzy, których przyprowadziła do św. Urbana, by udzielił im chrztu. Sędzia, urzeczony jej urodą, błagał ją również, by miała wzgląd na swoją młodość. Gdy Cecylia nie ustępowała, próbował zmusić ją do wyparcia się wiary stosując męki. Kazał zawiesić ją nad ogniem w łaźni i dusić ją parą. Cecylia zaś cudem Bożym zamiast duszącego dymu czuła orzeźwiający ją powiew wiatru. Rozgniewany namiestnik kazał ją wtedy ściąć mieczem. Kat wszakże na widok tak pięknej i młodej osoby nie miał odwagi jej zabić. Trzy razy ją uderzył, ale nie zdołał pozbawić jej życia. Płynącą z jej szyi krew zebrali ze czcią chrześcijanie jako najcenniejszą relikwię. Po trzech dniach konania Cecylia oddała Bogu ducha. Ciało św. Cecylii, w nienaruszonym stanie, w pozycji leżącej, lekko pochylone ku ziemi odkryto dopiero w 824 r. w katakumbach św. Kaliksta, a następnie na polecenie papieża św. Paschalisa I złożono w bazylice jej poświęconej na Zatybrzu. Bazylika ta stoi na miejscu, w którym Cecylia zamieszkała niegdyś ze swym mężem. Wybudowano ją w IV w. Imię św. Cecylii wymieniane jest w Kanonie Rzymskim. Jest patronką chórzystów, lutników, muzyków, organistów, zespołów wokalno-muzycznych. Legenda bowiem głosi, że grała na organach. Organy wodne były znane wówczas w Rzymie, ale były bardzo wielką rzadkością (otrzymał je np. cesarz Neron w darze ze Wschodu). Nie wiadomo, czy Cecylia mogła grać na organach – prawdopodobne jest jednak, że grała na innym instrumencie. Ówczesne panie rzymskie kształciły się często w grze na harfie. W ikonografii św. Cecylia przedstawiana jest jako orantka (osoba modląca się na stojąco, ze wzniesionymi rękoma). Późniejsze prezentacje ukazują ją w tunice z palmą męczeńską w dłoni. Czasami gra na organach. Jej atrybutami są: anioł, instrumenty muzyczne – cytra, harfa, lutnia, organy; płonąca lampka, miecz, wieniec z białych i czerwonych róż – oznaczających jej niewinność i męczeństwo. |
___________________________________________________________________________
Św. Cecylia męczennica (modlitwa dnia)
Marmurowa figura św. Cecylii w rzymskim kościele pod jej wezwaniem. Artysta, Stefano Maderna, ok. 1600 r. odtworzył dokładnie pozycję, w jakiej zostało znalezione ciało św. Cecylii/fot. Biblia – święci.pl
***
Św. Cecylia, której wspomnienie przypada 22 listopada, czczona jest powszechnie od ok. VI wieku jako dziewica męczennica, patronka śpiewu, muzyki i chórów kościelnych.
Już w IV wieku prywatny jej dom zamieniono na kościół pod jej wezwaniem, a papież Paschalis I przeniósł tam w 821 roku jej relikwie z katakumb św. Kaliksta. Ikonografia przedstawia ją przy organach lub z instrumentem muzycznym, choć jest to jedynie domysł, gdyż o życiu świętej niewiele pewnego da się powiedzieć. Przez wieki powoływano się na fakty z życia Cecylii, zawarte w rzekomych Aktach męczeństwa świętej, są one jednak dalekie od autentyzmu. Opowiadanie, które przez wieki było łączone z historią życia męczennicy najprawdopodobniej skopiowano i na grunt rzymski przeniesiono z dzieła Wiktora z Wity O prześladowaniu wandalskim. Pozostają tylko hipotezy, gdyż śladów biografii Cecylii nie znajdziemy również u Hieronima, Ambrożego, Prudencjusza czy Damazego. Przyjmuje się, że święta należała do możnego rodu Caecilii, a będąc hojną wobec Kościoła, zasłużyła sobie na zaszczyt spoczywania w pobliżu grobów papieskich. Wierni tłumaczyli jej zasługi w kluczu męczeństwa. U schyłku średniowiecza uczyniono z niej także patronkę muzyki i śpiewu kościelnego, choć i to zawdzięczamy pomyłce – interpunkcyjnej nadinterpretacji jednej z antyfon z Passio męczennicy. Tekst antyfony mówi o tym, że w czasie gdy muzycy stroili instrumenty na uroczystość weselną, Cecylia modliła się do Boga, wyśpiewując mu swe uczucie. Została opiekunką muzyki, a nawet muzykiem–organistą dzięki niewielkiej zmianie interpunkcji i opuszczeniu słów „w sercu“.
Modlitwa dnia
Wszechmogący Boże, przyjmij łaskawie nasze błagania * i za wstawiennictwem świętej Cecylii spełnij nasze prośby. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, + który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków
Niegdyś, w dawnym mszale, używano tekstu pochodzącego z dawnych sakramentarzy, który jednak powtarzał się przy wielu okazjach (np. w dzień św. Agnieszki). Obecna modlitwa dnia zaczerpnięta jest również z dawnych zasobów, z tzw. Leonianum – z prastarego sakramentarza z Werony. Zawiera ona zwięzłe pokorne błaganie o zlitowanie oraz wyraźną wstawkę o wstawiennictwie św. Cecylii. Nic ponadto. Święta nie została nawet nazwana męczennicą.
***
Sięgając do Roku liturgicznego Piusa Parscha, otrzymujemy z kolei fragment hagiograficzny zawarty w starym, przedsoborowym oficjum, opartym na legendarnej Passio Sanctorum:
„Chwalebna Dziewica stale nosiła na piersiach Ewangelię Chrystusową i ani we dnie, ani w nocy nie ustawała w modlitwach i pobożnych rozmowach. Z rozłożonymi rękoma modliła się do Boga, a serce jej pałało niebiańskim ogniem” (3 resp.). Pod tuniką nosiła włosiennicę: „Przez włosiennicę trzymała na wodzy ciało swoje, wzdychaniem modliła się do Pana” (4 resp.). Uczyniła ślub dziewictwa. Pewien młodzieniec imieniem Walerian, opierając się na danym przez jej rodziców przyzwoleniu, miał nadzieję, że dostanie ją za żonę. Wszystko przygotowane było do wesela. „Wśród dźwięków muzyki Cecylia w sercu swoim śpiewała samemu tylko Panu: Niech będzie serce moje nieskalane … abym się nie zawstydził (Ps 118, 80). W ciągu trzech ostatnich dni modliła się i pościła, polecając Panu serdeczną swą troskę” (1 resp.). Nastaje noc poślubna; Dziewica tedy mówi do Waleriana: „Pragnę ci powierzyć tajemnicę: oblubieńcem moim jest Anioł Boży, który zazdrośnie strzeże mego ciała” (1 ant. do Magn.). Walerian zapewnia, że gdyby ujrzał tego Anioła, uwierzyłby w Chrystusa; Cecylia więc tłumaczy mu, że dopóki się nie ochrzci, nie jest to możliwe. I oto Walerian oświadcza gotowość przyjęcia chrztu św. Święta z radością daje mu znak rozpoznawczy i posyła go do papieża Urbana, który się ukrywał w katakumbach. (…) Papież chrzci Waleriana, który po powrocie do domu „zastał Cecylię, pogrążoną w modlitwie w swej komnatce, i stojącego obok niej Anioła Pańskiego. Widok Anioła przejął Waleriana wielką trwogą” (5 resp.). Anioł zaś, w nagrodę za ich umiłowanie czystości, podał jemu i Cecylii wieniec z kwiatów rajskich: płomiennoczerwonych róż i śnieżnobiałych lilii; wieniec ten nigdy nie miał zwiędnąć, a widoczny był jedynie dla miłośników czystości. Anioł wzywa teraz Waleriana, żeby wyraził jakieś życzenie, które zostanie spełnione; młodzieniec prosi o nawrócenie brata swego, Tyburcjusza. Gdy wkrótce potem Tyburcjusz nadszedł, żeby złożyć życzenia nowożeńcom, zdziwił się czując w komnacie niezwykły zapach róż i lilii. Dowiedziawszy się zaś, jakie jest źródło tej woni, przyjął również chrzest. „Św. Cecylia powiedziała do Tyburcjusza: Dziś uznaję cię za krewnego, bo miłość Boża sprawiła, żeś wzgardził fałszywymi bóstwami; jak bowiem miłość Boża dała mi brata twego za małżonka, tak ciebie dała mi za krewnego” (7 resp.). Lecz oto prefekt Almachiusz dowiaduje się o nawróceniu obu braci; każe więc oficerowi swemu, Maksymusowi, uwięzić ich i stracić, chyba że się zgodzą złożyć ofiarę Jowiszowi. Oni jednak przed śmiercią nawrócili jeszcze Maksymusa z całą jego rodziną. Skoro dzień zaświtał, Cecylia ponownie zachęciła obu braci do bohaterskiej walki za Chrystusa Pana wołając: „Nuże, żołnierze Chrystusowi, odrzućcie uczynki ciemności, a przyodziejcie się w zbroję światłości!” (klasyczną tę antyfonę do Benedictus można uważać za słowa Świętej do nas). Z kolei prefekt pociąga Cecylię do odpowiedzialności; mienie jej zostaje skonfiskowane. Ale i żołnierze nawracają się: „Wierzymy, że Chrystus prawdziwie jest Synem, Bożym, skoro taką sobie obrał służebnicę” (ant.). Aby uniknąć rozgłosu, prefekt każe udusić Cecylię dymem w łaźni; Dziewica jednak wychodzi z niej bez szwanku. „Dzięki Ci składam, Ojcze Pana mojego Jezusa Chrystusa, że przez Syna Twego zgasły otaczające mnie płomienie” (ant.). Kazał ją zatem Almachiusz ściąć. Kat trzykrotnie zadaje cios (dalsze uderzenia były ustawowo wzbronione) i pozostawia ją zbroczoną krwią. Dziewica żyje jeszcze trzy dni, dodając otuchy ubogim; przed śmiercią przeznacza dom swój na kościół: „Wyprosiłam u Pana trzy dni zwłoki, abym mogła dom swój na kościół poświęcić” (ant.).
(na podstawie Roku liturgicznego P. Parscha, t. 3, Poznań 1956 oraz Wprowadzenia do Mszy o świętych, ks. H. Frosa, t. 2, Warszawa 1982)
Adam Dobrzyński/Liturgia.pl
__________________________________________________________________________________
Piękno, miłość, śmierć i muzyka – św. Cecylia
św. Cecylia/Guido Reni(PD)
***
Żołnierze, którzy aresztowali Cecylię, byli pod takim wrażeniem jej urody, że błagali ją, by odstąpiła od wiary.
Była olśniewająco piękna. Pochodziła ze znakomitej rzymskiej rodziny. Jako młoda dziewczyna Cecylia zakochała się na zabój… w Jezusie Chrystusie. Jemu ślubowała wierność bez względu na wszystko. Rodzice mieli jednak inne plany. Przeznaczyli córkę dobrze urodzonemu poganinowi Walerianowi. Dzień przed ślubem Cecylia wyznała swoją tajemnicę narzeczonemu. Ten nie tylko, że uszanował jej ślub czystości, ale sam się nawrócił i wraz ze swoim bratem przyjął chrzest z rąk papieża św. Urbana. Wkrótce w Rzymie wybuchło kolejne krwawe prześladowanie chrześcijan. Cecylię, jej męża i szwagra skazano na śmierć. Żołnierze, którzy ją aresztowali, byli pod takim wrażeniem jej urody, że błagali ją, by odstąpiła od wiary. Cecylia miała im odpowiedzieć: „Umrzeć nie znaczy stracić swej młodości, lecz zamienić ją na lepszą. Jest to tak, jakby oddać błoto, a otrzymać w zamian złoto. Mój Pan oddaje stokroć więcej, niż Mu się ofiaruje”. Zginęła okrutną śmiercią. Duszono ją parą w łaźni, w końcu podcięto gardło. Konała jeszcze dwa dni.
Wszystko to działo się na przełomie II i III wieku. Historia jej męczeństwa obrosła przez wieki pobożną legendą. Św. Cecylia stała się jednym z najbardziej czczonych rzymskich męczenników. Pochowano ją w katakumbach. W XI wieku odkryto jej ciało, zachowane w stanie nienaruszonym. Szczątki przeniesiono do bazyliki jej imienia wybudowanej na Zatybrzu, prawdopodobnie w miejscu, w którym mieszkała. Kilka wieków później artysta rzeźbiarz Stefano Maderna wykonał dla tej bazyliki niezwykle ekspresyjną marmurową rzeźbę, przedstawiającą ciało św. Cecylii odnalezione w katakumbach: młoda kobieta niezwykłej urody leżąca na boku z twarzą na ziemi, z podciętą szyją i ramionami wyciągniętymi wzdłuż ciała.
Św. Cecylię uznano za patronkę muzyki kościelnej dopiero w średniowieczu. Dlaczego? Być może dlatego, że w aktach męczeństwa znaleziono zapis mówiący o tym, że gdy na weselu Cecylii grały instrumenty muzyczne, ona w swoim sercu śpiewała hymny tylko Bogu.
W historii tej młodej rzymskiej męczennicy spotykają się trzy żywioły: piękno, miłość i śmierć. Tradycja dodała jeszcze jeden: muzykę ku chwale Boga. Święta Cecylia wyśpiewała swoim życiem najpiękniejszą pieśń, pieśń ku chwale Boga. Kto chce skomponować wielogłosowy utwór muzyczny, musi opanować sztukę kontrapunktu, czyli umiejętność równoczesnego prowadzenia różnych linii melodycznych, tak by razem wszystko brzmiało pięknie, w harmonii. By życie stało się pieśnią dla Pana, potrzebna jest także w życiu sztuka kontrapunktu. Tak kochać, tak wierzyć, tak pracować, tak cieszyć się i smucić, tak dojrzewać i starzeć się, wreszcie tak umierać, by nie było zgrzytów, dysharmonii, ale by wszystkie żywioły, które pojawiają się w ludzkim życiu, zagrały razem ku chwale Najwyższego. Pewien mądry rabin powtarzał swoim uczniom: każdego dnia pieśń, każdego dnia pieśń.
ks. Tomasza Jaklewicz/wiara.pl
_____________________________________________________________________________
Nuty z nieba
św. Cecylia/archiwum GN
Nicolas Poussin, olej na płótnie, ok. 1635, Muzeum Prado, Madryt
***
Uśmiechnięta święta Cecylia gra na klawikordzie, zaglądając w nuty podtrzymywane przez aniołów. To sugestia, że zapis nutowy melodii został przyniesiony z nieba, bo przecież aniołowie są wysłannikami Boga.
W tle dwa inne anioły śpiewają do akompaniamentu Cecylii. Cała scena jest alegorią, czyli umownym motywem o symbolicznej wymowie. Artysta podkreśla tę umowność, umieszczając za plecami świętej teatralną kurtynę.
Cecylia żyła na przełomie II i III wieku. Jako chrześcijanka złożyła ślub czystości. Mimo że zmuszono ją do małżeństwa z poganinem, nie tylko nie złamała ślubu, lecz jeszcze nawróciła swojego męża. Oboje ponieśli potem śmierć męczeńską. Dlaczego więc stała się patronką muzyki i jest na obrazach przedstawiana zwykle z instrumentami muzycznymi, a nie jako męczennica?
Legenda o tym, że Cecylia umiała grać na organach, powstała pod koniec średniowiecza, zapewne wskutek błędnego tłumaczenia antyfony śpiewanej w jej dniu. Słowa: cantantibus organis, Cecilia virgo in corde suo soli Domino decantabat (podczas gdy brzmiały instrumenty muzyczne, dziewica Cecylia śpiewała w swoim sercu jedynemu Bogu) interpretowano w ten sposób, że święta śpiewała, akompaniując sobie na organach. Łacińskie słowoorganis utożsamiano wówczas z organami.
Tymczasem najprawdopodobniej antyfona ma zupełnie inne znaczenie. Jej najstarsze zapisy zamiast cantantibus organis przekazują wersję: candentibus organis, czyli „przy płonących instrumentach”. A zatem organis to raczej nie instrumenty muzyczne, lecz narzędzia tortur. Antyfona najprawdopodobniej wysławia więc Cecylię, że w chwili męczeństwa śpiewała Bogu w swoim sercu. Wspomnienie liturgiczne patronki chórzystów, lutników i organistów obchodzimy w Kościele katolickim 22 listopada.
Leszek Śliwa/wiara.pl
_______________________________________________________________________________________
Patronka Dnia: Św. Cecylia, dziewica i męczennica. Patroka organistów, muzyków i… czystych serc
Patronka muzyki i czystych serc – tak określa ks. Arkadiusz Nocoń św. Cecylię, której wspomnienie obchodzimy 22 listopada. Ta święta to dziewica i męczennica z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Jej relikwie znajdują się w Rzymie w bazylice św. Cecylii na Zatybrzu. Jest patronką chórzystów, lutników, muzyków, organistów, zespołów wokalno-muzycznych.
św. Cecylia (Rzym, Trastevere) – fot. s. Amata J. Nowaszewska
***
Pomimo, że o jej życiu wiemy niewiele, a fakty historyczne przeplatane są często legendami, należy ona do najbardziej popularnych świętych. Jej imię występuje w Kanonie Rzymskim, czyli w I Modlitwie Eucharystycznej. Żyła na przełomie II i III wieku.
Jako młoda dziewczyna złożyła Bogu ślub czystości i nie zamierzała od niego odstępować, nawet wtedy, gdy rodzice zmusili ją do poślubienia bogatego poganina Waleriana. Cecylia przekonała męża do uszanowania jej decyzji, i doprowadziła Waleriana i jego brata Tyburcjusza, do przyjęcia wiary w Chrystusa. Wszyscy trzej, jako gorliwi chrześcijanie, podjęli się niebezpiecznego zadania grzebania ciał pomordowanych współwyznawców. W owym czasie groziła za to kara śmierci. Zwłoki uczniów Chrystusa miały bowiem odstraszać pogan od przechodzenia na chrześcijaństwo.
Po jakimś czasie cała trójka została jednak aresztowana. Gdy stracono Waleriana i Tyburcjusza, sędzia przesłuchujący Cecylię, urzeczony jej urodą, starał się ją odwieść od wiary. Dał jej nawet kilka dni do namysłu. Cecylia zdążyła w tym czasie rozdać swój majątek ubogim, aby państwo nie mogło go skonfiskować. Rozsierdzony jej postawą sędzia, skazał ją na okrutną śmierć we własnym domu. W tzw. caldarium, czyli domowej łaźni, próbowano ją udusić gorącą parą. Cecylia przeżyła jednak wielogodzinną mękę, stąd musiano ją dobić mieczem.
Pochowano ją w katakumbach św. Kaliksta, obok krypty papieży. Kilka wieków później odnaleziono jej ciało i przeniesiono do bazyliki św. Cecylii na Zatybrzu. Stoi ona w tym samym miejscu, w którym kiedyś znajdował się dom Cecylii, będący również miejscem jej kaźni.
Z przemówienia papieża emeryta Benedykta XVI do przedstawicieli Akademii Muzycznej w Krakowie i Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie: „W ramach najróżniejszych kultur i religii obecna jest wielka literatura, świetna architektura, malarstwo i wspaniałe rzeźby. I wszędzie także jest muzyka. A jednak w żadnym innym środowisku kulturalnym nie ma muzyki o wielkości dorównującej tej, która zrodziła się w kontekście wiary chrześcijańskiej: od Palestriny do Bacha, Haendla, aż po Mozarta, Beethovena i Brucknera. Muzyka zachodnia jest czymś wyjątkowym, nie mającym sobie równych w innych kulturach. To powinno skłonić nas do zastanowienia. (…). Muzyka zachodnia wykracza daleko poza dziedzinę religijną i kościelną. A jednak swoje najgłębsze źródło znajduje w liturgii, w spotkaniu z Bogiem. (…). Wspaniała i czysta odpowiedź muzyki zachodniej rozwinęła się w spotkaniu z Bogiem, który w liturgii uobecnia się nam w Jezusie Chrystusie”.
Św. Cecylia jest patronką muzyki kościelnej. Miała bowiem zachwycać grą na instrumentach i swoim śpiewem. W dniu jej święta Kościół przypomina na ogół o znaczeniu muzyki w liturgii, „nic tak bowiem skutecznie nie broni wiary jak śpiew sakralny”, mówił św. Ambroży. W Mediolanie poganie zarzucali mu nawet, że urzeka tym śpiewem tłumy, wywierając tak znaczny wpływ na słuchaczy, że wielu z nich przechodziło na chrześcijaństwo. Coś niezwykłego w muzyce kościelnej jednak jest, skoro w XVI wieku, gdy słynny Giovanni Pierluigi da Palestrina, nazywany „księciem muzyków”, wykonywał swoje utwory w rzymskich kościołach, nawet zagorzali wrogowie rzucali się sobie w ramiona ze słowami przebaczenia.
Co więc stało się z tą muzyką w naszych czasach, skoro papież Paweł VI musiał wyraźnie przypominać, aby w liturgii stosować tylko te utwory, które łączą piękno artystyczne z duchem modlitwy i zatapiają wiernych w miłości Chrystusa, pomagając im przemienić własne życie. Muzyka liturgiczna – przypominał papież – ma jednoczyć w miłości, a nie wywoływać uczucia niesmaku, być przyczyną roztargnień, desakralizacji, a nawet rozłamu (Paweł VI, „Modlitewny charakter muzyki liturgicznej”, przemówienie z dnia 16.04.1971).
Świętej Cecylii przypisano wiele cudów. Niektóre z nich są tak nieprawdopodobne, że wydają się być wytworem późniejszych legend. Dla niej samej największym cudem była Boża miłość. Dla tej miłości żyła, śpiewała, umierała.
ks. Arkadiusz Nocoń/vaticannews.va/opoka.pl
________________________________________________________________________________
Dla tych, co grają i śpiewają w kościele
św. Cecylia, Simon Vouet, ok. 1626 r./fot. Biblia – święci.pl
***
W wiekach średnich dzień św. Cecylii był świętem nakazanym.
Święta Cecylia żyła na przełomie II i III wieku w Rzymie. Za patronkę muzyki kościelnej uznano ją w końcu średniowiecza, co ma swe źródło w mylnym zrozumieniu antyfony „Cantantibus organis”. Dlatego od wieków średnich przedstawia się świętą Cecylię w sztuce przy organach lub grającą na organach.
Aż do wieków średnich ikonografia przedstawiała świętą jako dziewicę i męczennicę w wytwornym stroju z mieczem w ręku; z płonącą lampą; z wiankiem z białych i czerwonych róż – symbolem męczeństwa. Ku czci świętej męczennicy powstały bractwa muzyczne i towarzystwa, np. w XVI wieku w Rzymie Academia di Santa Cecilia, w Ratyzbonie Cecilienverein – cecylianizm. (Cecylianizm – wielki ruch odnowy muzyki kościelnej powstały w Niemczech w 2. połowie XIX wieku). Natomiast pod koniec XVI wieku w ikonografii przedstawia się świętą w otoczeniu aniołów grających na organach. Piękna figura świętej Cecylii znajduje się w Małujowicach koło Brzegu. Jest to późnobarokowa figura świętej w zwieńczeniu ołtarza głównego. 22 listopada, dzień św. Cecylii, był w wiekach średnich w Kościele świętem nakazanym.
Muzyka w Kościele dzisiaj
Dzień św. Cecylii jest świętem chórów kościelnych. Śpiew jest nieodzowną, integralną częścią uroczystej liturgii. Św. Paweł pisze do Efezjan (5,19): „Przemawiajcie do siebie wzajemnie w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana w waszych sercach”. Piękne słowa papieża Benedykta XVI: „Najwyższa posługa muzyki odsłania zasypaną drogę do serca, do centrum naszego istnienia, tam, gdzie styka się ona z istnieniem Stwórcy i Zbawiciela. Gdziekolwiek się to udaje, muzyka staje się drogą prowadzącą do Jezusa; drogą, na której Bóg ukazuje swoje zbawienie”.
Rozmowa z Bogiem przekracza zawsze granice mowy, będzie poszukiwać zawsze pomocy muzyki. Ziemia nasza, kraj graniczny, jest bogata w kościelną, religijną muzykę, w ogromną liczbę pieśni, utworów chóralnych, orkiestralnych. Wydała ogromną ilość kompozytorów, dzisiaj niestety często zapomnianych. Są u nas widoczne silne wpływy krajów ościennych, wnoszące wiele bogactwa w życie muzyczne Kościoła. Czego trzeba się wystrzegać? Hałasu w kościele.
Paul Hindemith określił tego rodzaju muzykę jako pranie mózgu. Pop jest wytworem masowej produkcji! Pop w kościele?! Kultura Ewangelii jest inna, muzyka w kościele musi być inna! Lata temu, po wykonaniu w jednym z katowickich kościołów bardzo nowoczesnego oratorium o Chrystusie „Salvator mundi” kompozytora Joachima Fabera z Niemiec, pewna pani profesor z Akademii Muzycznej w Katowicach pogratulowała ogromnej pracy włożonej w przygotowanie utworu, ale życzliwie zwróciła uwagę, że ludziom, zmęczonym dzisiaj życiem, kłopotami codziennymi, potrzeba bardziej muzyki tonalnej, która wnosi pokój i nadzieje, ucisza, pozwala zbliżyć się do Boga.
Trzeba uczyć śpiewu
Ks. prof. Wacław Schenk mówił: „Co trzy tygodnie trzeba nauczyć ludzi w kościele śpiewu nowej pieśni”. Przez muzykę można wszystko osiągnąć, można człowieka zniszczyć. Słynne są słowa Johanssona: „Następuje banalizacja wiary, zaprzeczenie kultury, prostytucja uprawiana z antykulturą”. Przez muzykę można przekazać moc wiary. Św. Grzegorz Wielki powiedział: „Kiedy śpiew Psalmodii rozbrzmiewa z samej głębi serca, wszechmocny Pan znajduje przezeń dostęp do serca”. Dlatego w pieśni stworzona zostaje możliwość objawienia się Jezusa. Wiele się czyni dzisiaj, by przybliżyć ludziom skarby muzyki. Oby w naszych kościołach ten dar nieba dany śmiertelnym zbliżał zawsze ludzi do Jezusa. Nasza służba jest innym sposobem przekazywania Ewangelii.
KS. JERZY KOWOLIK, PROBOSZCZ PARAFII ŚW. STANISŁAWA BISKUPA W NACZĘSŁAWICACH, DYRYGENT, KOMPOZYTOR, ZNAWCA MUZYKI/wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________
21 listopada
Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny
W dawnych czasach istniał wśród Żydów zwyczaj religijny, polegający na tym, że dzieci – nawet jeszcze nie narodzone – ofiarowywano służbie Bożej. Dziecko, zanim ukończyło piąty rok życia, zabierano do świątyni w Jerozolimie i oddawano kapłanowi, który ofiarowywał je Panu. Zdarzało się czasem, że dziecko pozostawało dłużej w świątyni, wychowywało się, uczyło służby dla sanktuarium, pomagało wykonywać szaty liturgiczne i asystowało podczas nabożeństw. Święta Anna, matka Maryi, przez wiele lat była bezdzietna. Mimo to nie utraciła wiary i ciągle prosiła Boga o dziecko. Złożyła obietnicę, że jeśli urodzi dziecko, odda je na służbę Bogu. Tak zrobiła, choć po tylu latach oczekiwania na upragnione potomstwo musiało to być wielkie poświęcenie z jej strony. Ewangelie nie mówią dokładnie, kiedy miało miejsce ofiarowanie Maryi, ale na pewno na początku Jej życia, prawdopodobnie, gdy Maryja miała trzy lata. Wtedy to Jej rodzice, św. Joachim i św. Anna, przedstawili Bogu przyszłą Królową Świata. Oddali Ją wówczas kapłanowi Zachariaszowi, który kilkanaście lat później stał się ojcem św. Jana Chrzciciela. Według niektórych autorów Maryja pozostała w świątyni około 12 lat. Zdarzenie to wspominamy właśnie w dniu dzisiejszym. Informacje o nim pochodzą z pism apokryficznych, nie przyjętych do kanonu Pisma świętego. W Protoewangelii Jakuba, napisanej ok. 140 r. po narodzeniu Jezusa, czytamy, że rodzicami Maryi był św. Joachim i św. Anna i że stali się jej rodzicami w bardzo późnym wieku. Dlatego przed swoją śmiercią oddali Maryję na wychowanie i naukę do świątyni, gdy Maryja miała zaledwie trzy lata. Opis ten powtarza apokryf z VI w. – Księga Narodzin Błogosławionej Maryi i Dziecięctwa Zbawiciela, a także pochodzący z tego samego czasu inny apokryf, Ewangelia Narodzenia Maryi. W Kościołach wschodnich panuje zgodne przekonanie, że Maryja faktycznie była ofiarowana w świątyni. Potwierdzają to bardzo liczne wypowiedzi wschodnich pisarzy kościelnych. Oprócz powagi apokryfów, na których się oparli, o ustanowieniu święta Ofiarowania Maryi w świątyni zadecydował zapewne w niemałej mierze również paralelizm świąt Maryi i Jezusa. Skoro obchodzimy uroczyście Poczęcie Jezusa (25 III) i Poczęcie Maryi (8 XII), Narodzenie Jezusa (25 XII) i Narodzenie Maryi (8 IX), Wniebowstąpienie Jezusa i Wniebowzięcie Maryi (15 VIII), to naturalne wydaje się obchodzenie obok święta ofiarowania Chrystusa (2 II) także święta ofiarowania Jego Matki. Dla uczczenia tej tajemnicy obchodzono osobne święto najpierw w Jerozolimie (prawdopodobnie już w VI w., kiedy to poświęcono w Jerozolimie kościół pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny), potem od VIII w. na całym Wschodzie. W 1372 r. wprowadził je w Awinionie Grzegorz XI, a w 1585 r. Sykstus V rozszerzył je na cały Kościół. Chociaż dzisiejsze wspomnienie nie ma żadnego potwierdzenia historycznego, przynosi ono ważną refleksję teologiczną: Maryja przez całe życie była oddana Bogu – od momentu, w którym została niepokalanie poczęta, poprzez swe narodziny, a potem ofiarowanie w świątyni. Stała się w ten sposób doskonalszą świątynią niż jakakolwiek świątynia uczyniona ludzkimi rękami. Od wieków Maryja była przeznaczona w Bożych planach dla wypełnienia wielkiej zbawczej misji. Upatrzona przez Opatrzność na Matkę Zbawiciela, przez samo to stała się darem dla Ojca. Do swojej misji Maryja przygotowywała się bardzo pilnie i z całym oddaniem – o czym świadczą chociażby jej własne słowa wypowiedziane do Gabriela: “Oto ja, służebnica Pańska” (Łk 1, 38). W tradycji bizantyńskiej obchodzi się uroczyście święto Wprowadzenia Przenajświętszej Bogurodzicy do Świątyni (Wwiedienije Preświatoj Bohorodicy wo Chram). Bracia prawosławni opowiadają, że 3-letnia Maryja samodzielnie weszła po 15 wysokich stopniach świątynnych w ramiona arcykapłana Zachariasza, który wprowadził Ją do Świętego Świętych, gdzie sam miał prawo wchodzić tylko raz w roku. W Kościele katolickim dzisiejsze wspomnienie jest świętem patronalnym Sióstr Prezentek, założonych w 1626 r. w Krakowie przez Zofię z Maciejowskich Czeską dla nauczania i wychowania dziewcząt. Jest też dniem szczególnej pamięci o mniszkach klauzurowych, o czym przypomniał św. Jan Paweł II w 1999 r.: “Maryja jawi się nam w tym dniu jako świątynia, w której Bóg złożył swoje zbawienie, i jako służebnica bez reszty oddana swemu Panu. Z okazji tego święta społeczność Kościoła na całym świecie pamięta o mniszkach klauzurowych, które wybrały życie całkowicie skupione na kontemplacji i utrzymują się z tego, czego dostarczy im Opatrzność, posługująca się hojnością wiernych. Zalecając wszystkim troskę o to, aby tym konsekrowanym siostrom nie zabrakło wsparcia duchowego i materialnego, kieruję do nich słowa serdecznego pozdrowienia i podziękowania”. W naszych czasach nie ma już zwyczaju ofiarowywania swoich dzieci Bogu na służbę w świątyni. Wszyscy jednak zostaliśmy niejako przedstawieni Bogu przez naszych rodziców w czasie chrztu. Nie powinniśmy zapominać o tamtym wydarzeniu, ale nieustannie odnawiać w swoim życiu chęć poświęcania siebie Bogu i szukania Jego woli. |
_________________________________________________________________________________
“Prezentacja Marii w świątyni” obraz Tycjana/domena publiczna, wikipedia.org
***
Maryja jako świątynia.
Dziś święto Ofiarowania Matki Bożej
Według tradycji utrwalonej w apokryficznej Protoewangelii św. Jakuba już kilkuletnia Maryja była poświęcona na wyłączną służbę świątyni, co wiązało się ze ślubami czystości. Kościół świętuje ten fakt w liturgii jako Ofiarowanie Matki Bożej.
Protoewangelia św. Jakuba, czyli wczesny chrześcijański apokryf, najwięcej opowiada o dzieciństwie Matki Bożej. Według niego rodzice Maryi, Joachim i Anna długo nie mogli mieć dzieci. Prosząc Boga o dar potomstwa obiecywali, że ich dziecko będzie Mu poświęcone. Słowa dotrzymali przyprowadzając kilkuletnią Miriam do świątyni w Jerozolimie na wyłączną służbę.
Opis apokryficzny jest mocno umocowany w dokumentowanej w Starym Testamencie żydowskiej tradycji. Wiemy, że ofiarowywanie dzieci na służbę świątyni było szeroko praktykowane, o czym piszą autorzy m.in. księgi Królewskiej, księgi Ezdrasza czy księgi Kronik. Znajdujące się w świątyni dziewczynki zajmowały się m.in. tkaniem zasłony Przybytku, obowiązywało ich również zachowanie rytualnej czystości.
Przeznaczona do wypełnienia wielkiej zbawczej misji
Kościół czci to wydarzenie jako kolejny wymiar refleksji teologicznej nad powierzeniem się Maryi Bogu. “Maryja przez całe życie była oddana Bogu – od momentu, w którym została niepokalanie poczęta, poprzez swe narodziny, a potem ofiarowanie w świątyni. Stała się w ten sposób doskonalszą świątynią niż jakakolwiek świątynia uczyniona ludzkimi rękami. Od wieków Maryja była przeznaczona w Bożych planach dla wypełnienia wielkiej zbawczej misji. Upatrzona przez Opatrzność na Matkę Zbawiciela, przez samo to stała się darem dla Ojca” – czytamy w jednym z opisów liturgicznych tego święta.
Ofiarowanie Matki Bożej najpierw czczono na Wschodzie już w VII wieku w rocznicę poświęcenia kościoła Matki Bożej Nowej (gr. Nea) w Jerozolimie, od XIV w. obchodzi je również Kościół Zachodni. Tego dnia szczególnie myślimy o siostrach klauzurowych. Piękne powiązanie Ofiarowania Matki Bożej z ich powołaniem opisał kiedyś Jan Paweł II mówiąc:
“Maryja jawi się nam dzisiaj jako świątynia, w której Bóg umieścił swe zbawienie i jako służebnica, która jest całkowicie poświęcona Panu. Każdego roku tego dnia Wspólnota Kościoła na całym świecie wspomina mniszki klauzurowe, które podjęły życie oddane całkowicie kontemplacji i żyją z tego, co Opatrzność im przyniesie poprzez szczodrość wiernych. Przypominając każdemu o obowiązku zatroszczenia się, by tym Bogu poświęconym siostrom nie brakowało duchowego i materialnego wsparcia, przesyłam im moje ciepłe pozdrowienia i podziękowania”
Stacja7.pl
_________________________________________________________________________
21 Listopada — Ofiarowanie NMP
Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny
In Præsentatione Beatæ Mariæ Virginis ~ III. Chassis
divinumofficium.com/cgi-bin/horas/officium.pl
WYSŁUCHANIE PRÓŚB JOACHIMA I ANNY
- 1. I oto Anioł Pański stanął i rzekł: “Anno, Anno. Wysłuchał Pan Bóg modlitwę twoją. Poczniesz i porodzisz, a potomstwo twoje będzie przepowiadane po całej ziemi”. Rzekła Anna: “Na Boga żywego, czy zrodzę chłopca, czy dziewczynkę, zawiodę ją w darze Panu, Bogu mojemu, i [dziecko to] będzie Mu służyło po wszystkie dni swego żywota”.
- I oto przyszli dwaj zwiastuni i rzekli: “Oto Joachim, mąż twój, przybywa ze swymi stadami”. Anioł bowiem Pański zstąpił do Joachima i powiedział: “Joachimie, Joachimie, wysłuchał Pan Bóg twoją modlitwę. Zstąp stąd! Oto bowiem żona twoja Anna poczęła w swoim łonie”.
- I natychmiast opuścił [pustynię] Joachim, i zawołał pasterzy, i rzekł do nich:
“Przywiedźcie mi tu dziesięć jagniąt bez skazy i czystych: te dziesięć baranków będzie dla Pana Boga.
I przywiedźcie mi dwanaście cieląt młodziutkich, te dwanaście cieląt będzie dla kapłanów i rady starszych.
I sto kóz, i będzie te sto kóz dla całego ludu”. - I oto przyszedł Joachim ze swymi stadami. I stanęła Anna koło bramy, i ujrzała Joachima wchodzącego ze swymi stadami, i natychmiast wybiegła, i rzuciła mu się na szyję, i rzekła:
“Teraz wiem, że Pan Bóg wielce mi pobłogosławił:
Oto ja wdowa – już nie jestem wdową,
Oto ja bezdzietna – poczęłam w łonie”.
I spoczął Joachim pierwszy dzień w swym domu. - 1. Następnego dnia zaniósł swe dary mówiąc do siebie: “Jeśli Pan Bóg zmiłował się nade mną to sprawi, że ujrzę złotą blachę arcykapłana”. I zaniósł Joachim swe dary, i wpatrywał się w złotą blachę arcykapłana, podczas gdy wstępował ku ołtarzowi Pańskiemu, i nie dostrzegł w sobie grzechu. I rzekł Joachim: “Teraz już wiem, że Pan Bóg zmiłował się nade mną i odpuścił mi wszystkie grzechy”. I odszedł od ołtarza Pańskiego usprawiedliwiony, i udał się do swego domu.
NARODZINY.
- I wypełniły się jej miesiące około sześciu. W siódmym zaś miesiącu porodziła Anna i rzekła do położnej: “Co porodziłam?” I rzekła położna: “Dziewczynkę”. I rzekła Anna: “W tym dniu dusza moja została wywyższona”. I ułożyła ją [dziewczynkę]. Gdy zaś wypełniły się dni, została oczyszczona Anna ze swej nieczystości i poczęła piersią karmić dziecko, i nazwała je imieniem Maryja.
DZIECIŃSTWO MARYI.
- 1. Z dnia na dzień dziecko wzrastało w siły. Gdy zaś minęło sześć miesięcy, postawiła je matka na ziemi, by wypróbować, czy będzie stała. I przeszedłszy siedem kroków, wróciła na łono swej matki. I wzięła je matka w ramiona, mówiąc: “Na Boga żywego, nie będziesz chodziła po tej ziemi, dopóki nie zaprowadzę cię do świątyni Pańskiej”. I uczyniła w swej komnacie sypialnej świątynię, i nie pozwoliła, by spożywała cokolwiek skalanego czy nieczystego. I zwołała córy Hebrajczyków, które były bez zmazy, i one bawiły ją.
- Gdy dziecko ukończyło pierwszy rok życia, wydał Joachim wielką ucztę i zaprosił kapłanów, arcykapłanów i uczonych w Piśmie, i radę starszych, i cały lud Izraela. I Joachim przyniósł dziecię kapłanom i pobłogosławili [je] mówiąc: “Bóg ojców naszych niech pobłogosławi to dziecię, niech da jej imię znakomite pośród wszystkich narodów na wieki”. I rzekł cały lud: Niech tak się stanie, amen!” I zaniósł ją arcykapłan, i błogosławił ją, mówiąc: “Boże wysokości, spójrz na to dziecię i obdarz ją błogosławieństwem największym, ponad które nie ma już większego”.
- I zaniosła je matka do świątyni, którą uczyniła w komnacie swojej sypialnej, i podała dziecku pierś do ssania. I zaśpiewała Anna pieśń Panu Bogu tymi słowami:
“Pieśń świętą zaśpiewam Panu, Bogu mojemu,
gdyż nawiedził mnie,
i zdjął ze mnie szyderstwa moich nieprzyjaciół.
I dał mi Pan Bóg owoc mojej sprawiedliwości
choć jedyny, jednak znaczący wiele w Jego oczach.
Któż oznajmi synom Rubena, że Anna karmi mlekiem?
Słuchajcie, słuchajcie dwanaście plemion Izraela:
Oto Anna karmi mlekiem!”
I złożyła ją w świątyni, którą uczyniła w swej komnacie sypialnej, i wyszła, aby im [gościom] służyć. Gdy zaś uczta się skończyła, odeszli pełni radości i chwalili Boga Izraela.
MARYJA W ŚWIĄTYNI
- 1. Upływały dzieweczce miesiące. Gdy dziecię osiągnęło wiek dwu lat, rzekł Joachim: “Zaprowadzimy ją do świątyni Pana dla wypełnienia przyrzeczenia, które złożyliśmy, by snadź Pan wszechwładny nie zesłał [na nas kary] i nasza ofiara nie została odrzucona”. I rzekła Anna: “Poczekajmy, aż będzie miała trzy lata, by nie szukała ojca i matki”. I rzekł Joachim: “Poczekajmy”.
- W końcu dziecię osiągnęło wiek trzech lat, i rzekł Joachim: “Zawołajmy córki Hebrajczyków, które są bez zmazy, i niech każda z nich weźmie kaganek; niech kaganki będą zapalone, by nie zwróciła się wstecz, i serce jej nie zostało uwięzione daleko od świątyni Pańskiej”. I uczyniły tak, aż doszły do świątyni Pańskiej. I przyjął je kapłan, i ucałowawszy pobłogosławił ją i rzekł: “Pan Bóg wywyższy twe imię pośród wszystkich narodów. Na tobie w dniach ostatecznych ukaże Pan zbawienie synom Izraela”.
- I Posadził ją na trzecim stopniu ołtarza, i Pan zesłał na nią łaskę, i zatańczyła na swych nóżkach, i ukochał ją cały dom Izraela.
- 1. I rodzice jej odeszli podziwiając, chwaląc i sławiąc Pana Boga wszechwładnego za to, że nie zwróciła się przeciw nim. A Maryja przebywała w świątyni Pańskiej i żyła jak gołąbka, i otrzymywała pokarm z rąk anioła.
(Protoewangelia Jakuba – Apokryf)
.
Uroczystość Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny
(Zaszło około roku 12. przed Chrystusem Panem)
***
LEKCJA (z księgi Ekklezjastyk, rozdział 24, wiersz 14-16)
Od początku i przed wiekami jestem stworzona, i aż do przyszłego wieku nie ustanę, i w mieszkaniu świętym służyłam przed Nim. I tak na Syjonie jestem utwierdzona, i w mieście świętym podobnie odpoczywałam, a w Jeruzalem władza moja. I rozkorzeniłam się w zacnym narodzie, i w dziale Boga mego, w dziedzictwie Jego pobyt mój.
EWANGELIA (u św. Łuk. rozdz. 11,wiersz 27-28)
Onego czasu, gdy Jezus mówił do rzeszy, podniósłszy głos niektóra niewiasta z rzeszy rzekła Mu: Błogosławiony żywot, który Cię nosił i piersi, któreś ssał. A On rzekł: I owszem błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go.
_______
Święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny jest uroczystą pamiątką tej błogosławionej chwili, w której Maryja wybrana przed wiekami od Boga za Matkę Syna Jego jednorodzonego, opuściwszy dom rodzicielski zaofiarowała się Panu Bogu na wyłączną Jego służbę, osiadając przy świątyni jerozolimskiej.
Było w zwyczaju Izraelitów poświęcać na wyłączną służbę Bożą siebie samych lub dzieci swoje. Z tego powodu znajdowały się wokoło świątyni jerozolimskiej mieszkania, z których jedne przeznaczone były dla młodych chłopczyków, drugie dla dziewczątek ofiarowanych Bogu. Zajęciem ich była obsługa przy świętych obrzędach, ćwiczenie się w naukach tyczących się głównie religii, i roboty około ozdoby świątyni.
Między innymi czytamy w Piśmie Świętym, że Alkana ofiarowała Panu Bogu syna, którego miała porodzić, a którym był wielki prorok Samuel; a święty Łukasz, wspominając w swojej Ewangelii o prorokini córce Fanuela, powiada, że ani na chwilę nie wydalała się ze świątyni.
Święty Joachim i święta Anna, rodzice Najświętszej Maryi Panny, będąc już w podeszłym wieku a nie mając potomstwa, uczynili ślub Panu Bogu, że jeśli ich obdarzy dziecięciem, ofiarują je do świątyni na Jego służbę. Dlatego zaledwie Maryja wyrosła z najwcześniejszego dziecięctwa, spełnili to zobowiązanie i zaprowadzili Ją do świątyni; miała wtedy dopiero trzy lata, ale umysł już wielce rozwinięty.
Pisarze kościelni pierwszych wieków mówią, że to ofiarowanie się Maryi na służbę Bożą w świątyni jerozolimskiej odbyło się z nadzwyczajną uroczystością, jako też utrzymują, że kapłanem, który miał szczęście przyjmować Ją wtedy w świątyni, był błogosławiony Zachariasz. Słusznie powiada święty Ambroży, że w tej chwili spełniała się ofiara najmilsza, jaką Bóg kiedykolwiek od początku świata odebrał, i że dzień poświęcenia świątyni jerozolimskiej, w którym jak mówi Pismo, świątynia ta była napełniona chwałą Bożą, nie przyniósł Panu Bogu tyle chwały, ile dzień, w którym Maryja wstąpiła do tego przybytku świętego. Nie było istoty ani na ziemi ani w samym Niebie doskonalszej i świętszej jak Maryja, która od pierwszej chwili swojego niepokalanego poczęcia była świętszą od wszystkich Świętych razem wziętych, a nawet od wszystkich cherubinów i serafinów, więc czyż mogła inna ofiara być milsza Bogu niż to ofiarowanie się Maryi?
W świątyni jerozolimskiej, odosobniona od świata służyła Najświętsza Panna Maryja Stwórcy swemu i po tysiąc razy składała życie swe za ludzkość całą na ofiarę Bogu. Sam Duch św. uczył Ją tego skupienia i zjednoczenia w modlitwie: “Sam Duch prosi za nami wzdychaniem niewymownym” (Rzym. 8,26). Przeto Jej modlitwa była stokroć skuteczniejsza niż błaganie Mojżesza, który się wstawiał za ludem swoim do Boga: “Proszę, zgrzeszył ten lud grzech bardzo wielki i uczynili sobie bogi złote. Albo im odpuść tę winę, albo jeśli nie uczynisz, wymaż mię z ksiąg Twoich, któreś napisał” (Exod. 31.32). Wódz ludu wybranego chciał umrzeć za grzechy cudze i dlatego serce Boże nie mogło się oprzeć tej gorącości ducha i miłości. O ileż skuteczniejsze były modlitwy Maryi! I dlatego one nam wszystko wyproszą. Wołała w świątyni: Panie, ratuj lud swój, niech rosa zwilży spragnioną ziemię, niech przyjdzie oczekiwany! Wyprosiła też przyspieszenie odkupienia rodzaju ludzkiego i sprawiła modlitwą, że Bóg łaskawie wejrzał na ziemię. Święci odwracali kary i smutki od ludzi kornym, pełnym wiary wstawiennictwem u Boga – Maryja, Królowa Świętych, daleko więcej czyniła. O! cóż Jej oddamy za tyle dobroci ? Gdybyśmy na kolanach pełzali do Niej w pokorze, gdybyśmy nawet życie oddali za Nią, byłoby to niczym w porównaniu do łask, które z Jej dobroci posiadamy.
.
***
Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny
Św. Bonawentura pisze: “O szczegółach pobytu Najświętszej Panny w świątyni, gdzie Ją rodzice w trzecim roku Jej życia oddali, dowiadujemy się z objawień jakie miała św. Elżbieta, w których sama Matka Boża tak do niej mówiła: Gdy rodzice odprowadzili Mnie do świątyni, postanowiłam w sercu moim poczytywać Boga za Ojca mojego, i często pobożnie rozpamiętywałam, czym mogłabym ściągnąć na siebie najobfitsze Jego łaski. Starałam się, aby mnie wyuczono praw Jego i z wszystkich przykazań Boskich te trzy szczególnie wzięłam do serca: “Będziesz miłował Pana Boga twego z wszystkiego serca twojego i ze wszystkiej duszy i ze wszystkiej myśli twojej”; drugie: “Będziesz miłował bliźniego twego jak siebie samego” (Mat. 22,37-39) i na koniec to trzecie: “Będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela twego” (Mat. 5,43). Nie może bowiem dusza posiadać żadnej cnoty, jeśli Boga nie miłuje z całej siły swojej a bliźniego jak siebie samego; i znowu, żadna cnota nie utrwali się w duszy, jeśli obok tej miłości nie będzie ona miała w nienawiści nieprzyjaciół swoich, którymi są grzechy nasze i wady. Kto więc pragnie nabyć i przechowywać w sobie łaskę Bożą, powinien serce swoje ugruntować w takiej miłości i w takiej nienawiści”.
“Często wstawałam wśród nocy – mówiła dalej Maryja w tymże objawieniu – i udawałam się przed ołtarz w świątyni, i tam z największą gorącością ducha, z największym wysileniem woli, i z całą pobożnością na jaką tylko mogłam się zdobyć prosiłam Pana Boga, abym te przykazania Jego i wszelkie inne prawa religii świętej wiernie spełniała. Prócz tego, trwając tym sposobem na modlitwie, prosiłam Pana Boga o pokorę, cierpliwość, dobrotliwość, łagodność i wszystkie cnoty, przez które mogłabym stać się Mu miłą. Prosiłam także, aby mi objawił czasy, w których narodzi się ta błogosławiona Dziewica, która miała być Matką Syna Bożego, i aby dochował mi wzrok do tej pory, abym na Nią patrzeć mogła, język, abym nim chwałę Jej głosiła, ręce abym nimi Jej służyła, nogi, abym za Nią chodzić mogła, kolana, abym padając na nie, cześć oddawała Bogu w Jej łonie zamkniętemu. Prosiłam także o łaskę doskonałego posłuszeństwa rozkazom i poleceniom najwyższego kapłana świątyni; na koniec błagałam Boga, aby w wiernej służbie swojej utrwalić raczył synagogę i swój naród wybrany”.
“Usłyszawszy to wszystko – pisze święty Bonawentura – święta Elżbieta, która, miała to objawienie, rzekła: “O Panno najłaskawsza! czy już i bez tego nie byłaś pełną łaski i cnót wszelkich?” A Matka Boża odpowiedziała: “Powiem ci, że oprócz łaski uświęcającej mnie w chwili niepokalanego poczęcia mojego w łonie matki mojej, żadnego daru i żadnej łaski od Boga nie otrzymałam inaczej, jak prosząc o nie. Bo wiedz o tym, jako o rzeczy niezawodnej, że żadna łaska nie zstępuje na duszę inaczej, jak przez modlitwę i umartwienie ciała”.
Pisze to święty Bonawentura, a święty Hieronim to jeszcze podaje o pobycie Maryi w świątyni: “Zawsze widziano Ją pierwszą na wszystkich świętych obrzędach, najbieglejszą w nauce Pisma Bożego, najcudniej śpiewającą psalmy Dawidowe, najtroskliwszą w uczynkach miłosierdzia, najniepokalańszą w straży cnoty czystości i najdoskonalszą we wszystkich cnotach. Towarzyszki swoje przestrzegała z największą miłością, aby nawet przez pozdrowienia, jakie sobie nawzajem oddawały przy spotkaniu, nie ustawała chwała Boża; gdy Ją kto pozdrawiał, odpowiadała:”Dzięki niech będą Bogu”. Od Niej wyszedł zwyczaj tego pozdrowienia, którym witali się zwykle pierwotni chrześcijanie, a które później umieszczono w pacierzach kościelnych, gdzie te słowa często się powtarzają. Pod koniec pobytu Maryi w świątyni – mówi dalej święty Hieronim – widywano codziennie Anioła, który z Nią rozmawiał, przychodził po Jej rozkazy, był Jej uległy jakby dziecko matce i usługiwał Jej z uszanowaniem jak brat starszej siostrze”.
Maryja przebywała w świątyni lat jedenaście, to jest do chwili, w której poślubiona została świętemu Józefowi, aby pod Jego opieką a za sprawą Ducha Świętego stać się Matką Zbawiciela naszego.
Taką więc wielką i świętą pamiątkę obchodzi dziś Kościół Boży, bo pamiątkę chwili, w której Ta, przez którą na cały świat miało przyjść zbawienie, ofiarowała się Bogu, a ofiarowała się na najwyższą służbę, jaka istotę stworzoną spotkać mogła, i poświęciła się z takim sercem i tak doskonale, że Pan Bóg przyjmując tę najmilszą z wszystkich ofiarę jakie Mu do tego czasu złożono, tak ją łaskawie przyjąć raczył, że sam później zstąpił w Jej łono, aby przyoblekłszy się w nim w człowieczeństwo, ofiarować się za nas sobie samemu. Słusznie więc utrzymuje święty Jan Damasceński i wielu innych Ojców Kościoła, że ofiarowanie się Najświętszej Panny było pierwszym a najmilszym Bogu czynem religijnym jakby już Nowego Przymierza, i że uroczystość dzisiejsza jest niejako wstępem do wszystkich innych uroczystości Kościoła Chrystusowego i ich początkiem. W tym dniu tak uroczystym powinniśmy stanowczo przyrzec Matce niebieskiej, że z miłości ku Niej opanujemy nadmierną miłość do stworzeń, że darujemy urazy, wyrzeczemy się niebezpiecznych przywiązań i okazji do grzechu, że poskramiać będziemy swój język, że strzec się będziemy obmów i posądzań. Maryja wyjedna nam kiedyś za to życie wieczne u Syna swego, Jezusa Chrystusa.
Święto Ofiarowania, od pierwszych wieków chrześcijaństwa obchodzone na Wschodzie, przyjęte zostało w całym świecie katolickim znacznie później. Dopiero w roku Pańskim 1374 zatwierdził je papież Grzegorz XI, a Sykstus V rozciągnął je na cały Kościół.
Nauka moralna
Miłościwi bracia i siostry w Chrystusie Panu! W dniu dzisiejszym obchodzimy pamiątkę najmilszej ofiary, jaką ludzie Panu Bogu kiedykolwiek złożyć mogli, bo pamiątkę ofiarowania się Mu istoty po Nim najświętszej i najdoskonalszej. Czyż więc dzień dzisiejszy nie przywodzi wam na pamięć nic takiego, czym byście, naśladując przykład Przeczystej Dziewicy, mogli okazać tęsknotę do utajonego w Przenajświętszej Hostii Pana i Zbawiciela waszego? Wszakżeśmy wszyscy cudem łaski Bożej ofiarowali się Bogu przy akcie chrztu świętego, wszakżeśmy się wszyscy wychowali pod skrzydłami opieki Kościoła świętego, ustanowionego przez Chrystusa. Wszakże wszyscy wierzymy, nie jak Najświętsza Panna, w obiecanego i dopiero przyjść mającego, lecz w rzeczywistego i obecnego Pana i Zbawiciela naszego. Zastanówmy się przeto, czy serce nasze jest istotnie przejęte tęsknotą i ofiarnością dla Niego, czy jesteśmy gotowi wszystko Mu poświęcić, myśli, mowy i uczynki nasze, i czy szczerze pragniemy mieć w Najświętszej Pannie Opiekunkę i Orędowniczkę naszą.
Modlitwa
Boże, któryś Najświętszą Maryję Pannę, żywy Przybytek Ducha Świętego, w dniu dzisiejszym w świątyni jerozolimskiej na służbę Swoją ofiarowaną mieć chciałeś, spraw, pokornie Cię prosimy, abyśmy za Jej wstawieniem godni się stali być Ci ofiarowanymi w świątyni wiecznej chwały Twojej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.
.
.
CZEŚĆ MARYI
O POBUDKACH I ŚRODKACH NABOŻEŃSTWA
DO NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY
KS. JAKUB GÓRKA
CZĘŚĆ IV.
NAUKI NA ŚWIĘTA MATKI NAJŚWIĘTSZEJ
III. Na Ofiarowanie Matki Najświętszej w świątyni jerozolimskiej
Maryja naszym wzorem i naszą możną Orędowniczką
“Bo cóż ja mam w niebie albo czegom chciał na ziemi prócz Ciebie?
Boże serca mego i części moja, Boże na wieki!”. Ps. LXXII, 25. 26.
Święta Maryi obchodzić należy z miłosnym ciepłem serca i wdzięcznością. A gdy się o Niej mówi, trzeba zachować prawdę w słowach i miłość żywą w duszy.
Dlaczego Maryja jako trzechletnia Panienka już się zamyka w świątyni na służbę Panu? Ona już wtedy z Psalmistą wołała: “Bo cóż ja mam w niebie, albo czegom chciała na ziemi prócz Ciebie?… Boże serca mego i części moja, Boże na wieki!”.
1. Joachim i Anna ślub uczynili, że jeżeli im da Bóg potomstwo, poświęcą je na służbę w świątnicy.
2. Maryja zresztą ma być wybranym naczyniem Jezusa Chrystusa, ma Go począć w swym dziewiczym łonie. A wiadomo, że gdy w naczyńku przechowuje kto kosztowne olejki, uważa, czy ono czyste, czy nie posiada skazy. Maryja w kościele gotuje się na uroczyste gody, na przyjęcie oczekiwanego Odkupiciela świata. Gdy Mojżesz miał od Boga otrzymać prawo na tablicach kamiennych, nakazał ludowi przygotować się na tę ważną chwilę przez post trzechdniowy i wstrzemięźliwość w pożyciu małżeńskim (1).
3. Maryja ma być wzorem najpiękniejszym dla wszystkich mężów i niewiast i dlatego ochoczo biegnie po stopniach świątyni, aby się złożyć na zupełną ofiarę Stwórcy swemu.
4. Ona ma być naszą opiekunką i murem obronnym w daleko piękniejszym znaczeniu, niż Prorok Jeremiasz, do którego niegdyś mówił Pan: “Albowiem ja uczyniłem cię dziś miastem obronnym i słupem żelaznym i murem miedzianym na wszystkiej ziemi” (2). Ta Jej opieka nad światem i ludźmi będzie wyższą od nieba, głębszą od przepaści, dłuższą niźli ziemia, a szerszą niż morze (3).
Dla milionów ludzi Ona ma posiadać uczucie Matki i serce najczulsze. Pod płaszczem Jej obrony, pod skrzydłami Jej opieki znajdywać będą grzesznicy przebaczenie, sprawiedliwi stałość i wytrwanie w dobrem.
W jaki sposób Maryja stanie się dla nas obroną, ową mocną wieżą, jak czytamy w Pieśni nad pieśniami? “Jako wieża Dawidowa szyja twoja, którą zbudowano z obronami. Tysiąc tarcz wiszą na niej, wszystka broń mocarzów” (4). Czym nas zasłoni przed gniewem Boga i ochroni przed napaścią szatana? Czy bogactwem? Nie, bo Ona ubogą. Czy może pięknością przyrodzoną? Nie! Albowiem powiedział Mędrzec Pański: “Omylna wdzięczność i marna jest piękność; niewiasta bojąca się Boga, ta będzie chwalona” (5). Czymże więc zasłoni nas przed pociskami gniewu Bożego? Miłością, uległością, pokorą i całym szeregiem cnót, które w Niej jaśnieją.
5. Maryja umiłowała całym sercem Boga, On był Jej skarbem jedynym, Ona wołała zawsze do Pana: “Bo cóż ja mam w niebie, albo czegom chciała na ziemi oprócz Ciebie? Boże serca mego i części moja, Boże na wieki” (6). Maryi skarbem jest Bóg, a więc i serce Jej ciągle lgnęło do Niego: “Gdzie jest skarb twój, tam jest i serce twoje” (7).
Ludzie przeważnie za swe bogactwa uważają proch ziemski, pychę i próżność, znikomą urodę. Nędzny to skarb! Nic też dziwnego, że serce ich zwraca się do tych marnych rzeczy i dlatego na modlitwie bywa oschłe, nieczułe i suche, jak drzewo. U Maryi Panny miłość była szczytną i niezrównaną. I dlatego duch Jej z łatwością unosił się do Boga na skrzydłach modlitwy. Ona piękniej od Dawida śpiewała święte pieśni i Psalmy, choć on je ułożył. Modlitwa Maryi jako wonny obłok wznosiła się z pustyni świata ku niebu: “Któraż to jest, która wstępuje przez puszczę, jako promień dymu z wonnych rzeczy, mirry i kadzidła?” (8).
W świątyni jerozolimskiej, odosobniona od świata, w ciszy i samotności służyła Stwórcy swemu i po tysiąc razy składała życie swe za ludzkość całą na ofiarę Bogu. Sam Duch Święty uczył Ją tego skupienia i zjednoczenia na modlitwie: “Sam Duch prosi za nami wzdychaniem niewymownym” (9). Przeto Jej modlitwa była stokroć skuteczniejszą, niż błaganie Mojżesza, kiedy się wstawiał za ludem swoim do Boga: “Proszę, zgrzeszył ten lud grzechem bardzo wielkim i uczynili sobie bogi złote. Albo im odpuść tę winę, albo jeśli nie uczynisz, wymaż mię z ksiąg Twoich, któreś napisał” (10). Wódz ludu wybranego chce umrzeć za winy cudze i dlatego Serce Boże nie mogło się oprzeć tej gorącości ducha i miłości Mojżesza. O ileż skuteczniejsze były modlitwy Maryi! I dlatego one nam wszystko wyproszą. Wołała Ona w świątyni: Panie, ratuj lud swój, niech rosa zwilży spragnioną ziemię, niech przyjdzie oczekiwany. Wyprosiła też przyspieszenie odkupienia rodzaju ludzkiego i sprawiła modlitwą, że Bóg łaskawie wejrzał na biedną ziemię. Święci odwracali głód, chłosty i smutki od ludzi kornym, pełnym wiary wstawiennictwem u Boga – Maryja, Królowa świętych, daleko więcej czyniła. O, cóż Jej oddamy za tyle dobroci? Gdybyśmy na kolanach pełzali do Niej w pokorze, gdybyśmy nawet życie oddali za Nią, byłoby to niczym w porównaniu do łask, które z Jej dobroci posiadamy. Wieczne dzięki niech Ci będą za Twą dobroć niesłychaną, o Maryjo!
6. Do niewiasty, która wytrwale prosiła o zdrowie, powiedział Zbawiciel: “O niewiasto, wielka jest wiara twoja: Niech ci się stanie, jako chcesz” (11).
Uczmy się od Najświętszej Panienki tej wiary, ufności, miłości, uczmy się skupienia ducha, gdy z Bogiem mówimy, gdy Go o łaski prosimy. “Ogród zamkniony, siostra moja oblubienica, ogród zamkniony, zdrój zapieczętowany” (12). Słowa te stosują niekiedy do Maryi Panny, aby oznaczyć Jej ścisłe zjednoczenie z Panem. Jakub patriarcha, usunąwszy wszystko od siebie, stada, majątek, służbę, rodzinę, pasował się z Bogiem na modlitwie w cichej i samotnej nocy i odniósł zwycięstwo, uprosił sobie tę łaskę, że brat Ezaw z nim się pojednał, darował urazę (13). Jeżeli i my także u Maryi nauczymy się samotności, skupienia ducha, otworzą się i nam zdroje łaski Bożej.
Maryja więc uczy nas modlitwy jako młodziutka Panienka w świątyni jerozolimskiej. Ale jest dla nas wzorem innych cnót także, a zwłaszcza pokory, której się później uczyła w szkole Zbawiciela, wołającego: “Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca” (14).
Modlitwą swą pomaga nam u Boga, a przykładem dziwnie porywa. Ileż to osób za Jej wzorem oddało się Stwórcy na wyłączną służbę? “Przywiodą Królowi panny za nią… przyniosą je z weselem i radością, przywiodą je do kościoła królewskiego” (15).
Maryja daje, uprasza powołanie zakonne.
Ona uczy cierpieć. Jej widok, kiedy stoi pod Krzyżem jedynego Syna, cieszy i uspokaja matki ziemskie, kiedy płaczą w żalu po stracie ukochanych dziatek. Ubodzy i pokrzywdzeni zapominają o cierpieniach swych, bo widzą ubóstwo Maryi. Ona uczy darować urazy, bo przebaczyła tym, co Jej Syna przybili tępymi gwoździami do Krzyża. Maryja także uczy i dopomaga zwyciężać pokusy, bo jak wosk przy ogniu topnieje, tak na wezwanie Maryi ucieka duch nieczysty. Kto godnie przyjmuje dziewicze Ciało Jej Syna w Komunii św., stanie się niewinnym i czystym. Mówi do nas św. Bernard: “We wszystkich potrzebach i uciskach wzywaj Maryi. Bo jeżeli tak wiele może u Boga, czyż nie będzie mocną przeciw wrogom twoim? Gdy pielgrzymujesz po wzburzonym morzu tego świata, patrz na tę gwiazdę polarną, wzywaj Maryi. Ten tylko niech się do Niej nie ucieka, kto Jej wzywał w potrzebach, a nie doznał pomocy” (16).
Jakim sposobem starać się mamy o opiekę i orędownictwo Maryi?
Joachim i Anna otrzymali od Boga tę błogosławioną Panienkę postami, łzami pokuty, zachowaniem przykazań Bożych. I w nas zapuści korzenie nabożeństwo ku Bogarodzicy, jeżeli będziemy dawali jałmużnę na uproszenie tej łaski u Boga, gdy w soboty ku Jej czci pościć będziemy, choćby już nie o chlebie i wodzie, jak to czynili niektórzy Jej czciciele, jeżeli będziemy mówili Różaniec.
A szczególnie ta niebieska Pani zwraca się do nas z jednym upomnieniem, każe nam czynić wolę Syna swego, jak kazała nowożeńcom w Kanie. Woła do nas i zachęca do cnoty, przestrzega przed upadkami grzechowymi, jak to czynił Izajasz, Piotr i Paweł i w ogóle wszyscy Prorocy Starego Zakonu i Apostołowie Chrystusowi. Niechże to życzenie Matki naszej będzie nam drogie: “Teraz tedy synowie, słuchajcie mię” (17).
Dziś przyrzeknijmy ukochanej Matce niebieskiej, że z miłości ku Niej opanujemy nieporządną miłość do stworzeń, że darujemy urazy, wyrzeczemy się niebezpiecznych przywiązań i okazji do grzechu, że poskramiać będziemy swój język, że chronić się będziemy obmów i posądzań. O jak to miłe Maryi, jeżeli grzeszne lub niebezpieczne przyjemności porzucimy dla Niej! Ona nam wyjedna kiedyś za to życie wieczne u Syna swego, Jezusa Chrystusa.
–––––––––––
Ks. Dr. J. Górka (PROFESOR SEMINARIUM BISKUPIEGO W TARNOWIE), Cześć Maryi. O pobudkach i środkach nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny. Nakładem Autora. Główny skład w Księgarni Zygmunta Jelenia w Tarnowie. 1907, ss. 346-352.
Przypisy:
(1) Exod. XIX.
(2) Jer. I, 18.
(3) Job. XI, 8. 9.
(4) Pieśń IV, 4.
(5) Przyp. XXXI, 30.
(6) Ps. LXXII, 25. 26.
(7) Mt. VI, 21.
(8) Pieśń III, 6.
(9) Rzym. VIII. 26.
(10) Exod. XXXII, 32.
(11) Mt. XV, 28.
(12) Pieśń IV, 12.
(13) Rodz. XXXII.
(14) Mt. XI, 29.
(15) Ps. XLIV, 15. 16.
(16) Hom. II super “Missus est” i Sermo I in Assum. c. 18.
(17) Przyp. VIII, 32.
intix/portal Legion Św. Ekspedyta
______________________________________________________________________________________________________________
20 listopada
Święty Rafał Kalinowski, prezbiter
Zobacz także: • Święty Feliks Valois, prezbiter • Błogosławione dziewice i męczennice Aniela od św. Józefa i Towarzyszki |
Józef Kalinowski urodził się 1 września 1835 r. w Wilnie, w szlacheckiej rodzinie herbu Kalinowa. Jego ojciec był profesorem matematyki na Uniwersytecie Wileńskim. Po ukończeniu z wyróżnieniem Instytutu Szlacheckiego w Wilnie (1843-1850), Józef podjął studia w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach koło Orszy (dziś Białoruś). Zrezygnował z nich po dwóch latach. W 1855 r. przeniósł się do Mikołajewskiej Szkoły Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, gdzie uzyskał tytuł inżyniera. Jednocześnie wstąpił do wojska. Wtedy właśnie przestał przystępować do sakramentów świętych, do kościoła chodził rzadko, przeżywał rozterki wewnętrzne, a także kłopoty związane ze swoją narodowością, służbą w wojsku rosyjskim i zdrowiem. Wciąż jednak stawiał sobie pytanie o sens życia, szukając na nie odpowiedzi w dziełach filozoficznych i teologicznych. Po ukończeniu szkoły (1855) został adiunktem matematyki i mechaniki budowlanej oraz awansował do stopnia porucznika. W 1859 r. opuścił Akademię i podjął pracę przy budowie kolei żelaznej Odessa-Kijów-Kursk. Po roku przeniósł się na własną prośbę do Brześcia nad Bugiem, gdzie pracował jako kapitan sztabu przy rozbudowie twierdzy. Czując, że zbliża się powstanie, podał się do dymisji, aby móc służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami rodakom. Został członkiem Rządu Narodowego i objął stanowisko ministra wojny w rejonie Wilna. W końcu zdecydował się na wyjazd do Warszawy, gdzie chciał podjąć leczenie i miał nadzieje na znalezienie pracy. Z powodów zdrowotnych otrzymał zwolnienie z wojska w maju 1863 r. Jednocześnie, wspierany modlitwami matki i rodzeństwa, przeżywał nawrócenie religijne, m.in. pod wpływem lektury Wyznań św. Augustyna: nie tylko wrócił do praktyk religijnych, ale przejawiał w nich szczególną gorliwość. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, mając świadomość jego daremności, ale zarazem nie chcąc stać na uboczu, gdy naród walczy, przyłączył się do powstania. Sprzeciwiał się niepotrzebnemu rozprzestrzenianiu się walk. W liście do brata pisał: “Nie krwi, której do zbytku przelało się na niwach Polski, ale potu ona potrzebuje”. Po upadku powstania powrócił do Wilna, gdzie 24 marca 1864 r. został aresztowany i osadzony w więzieniu. W wyniku procesu skazano go na karę śmierci. W więzieniu otaczała go atmosfera świętości. Wskutek interwencji krewnych i przyjaciół, a także z obawy, że po śmierci Polacy mogą uważać Józefa Kalinowskiego za męczennika i świętego, władze carskie zamieniły mu wyrok na dziesięcioletnią katorgę na Syberii. Przez pewien czas przebywał w Nerczyńsku, potem w Usolu, następnie w Irkucku i Smoleńsku. Podczas pobytu na Syberii oddziaływał na współtowarzyszy swoją głęboką religijnością, zadziwiał niezwykłą wprost mocą ducha, ujmował cierpliwością i delikatnością, wspierał dobrym słowem i modlitwą, czuwał przy chorych, pocieszał i podtrzymywał nadzieję. Dzielił się z potrzebującymi nie tylko skromnymi dobrami materialnymi, ale również bogactwem duchowym. Bolał go fakt, że wielu zesłańców nie posiadało żadnej wiedzy religijnej. Szczególnie chętnie katechizował dzieci i młodzież. Po ciężkich robotach Józef Kalinowski powrócił do kraju w 1874 r. Uzyskał paszport i wyjechał na Zachód jako wychowawca młodego księcia Augusta Czartoryskiego (beatyfikowanego przez św. Jana Pawła II w 2003 r.). Opiekował się nim przez trzy lata. W lipcu 1877 r., mając już 42 lata, Józef Kalinowski wstąpił do nowicjatu karmelitów w Grazu (Austria), przybierając zakonne imię Rafał od św. Józefa. Po studiach filozoficznych i teologicznych na Węgrzech, złożył śluby zakonne i otrzymał święcenia kapłańskie 15 stycznia 1882 r. w Czernej koło Krakowa. W kilka miesięcy później został przeorem klasztoru w Czernej. Urząd ten pełnił przez 9 lat. Przyczynił się w znacznej mierze do odnowy Karmelu w Galicji. W 1884 r. został założony z jego inicjatywy klasztor karmelitanek bosych w Przemyślu, 4 lata później we Lwowie, a na przełomie 1891 i 1892 roku – klasztor ojców wraz z niższym seminarium w Wadowicach. Wiele godzin spędzał w konfesjonale – nazywano go “ofiarą konfesjonału”. Miał niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia ludziom dręczonym przez lęk i niepewność. Przeżyty w młodości kryzys wiary (gdy przez ponad 10 lat żył bez sakramentów) ułatwiał mu zrozumienie błądzących i zbuntowanych przeciwko Bogu. Nikogo nie potępiał, ale starał się pomagać. Zawsze skupiony, zjednoczony z Bogiem, był człowiekiem modlitwy, posłuszny regułom zakonnym, gotowym do wyrzeczeń, postów i umartwień. Zmarł 15 listopada 1907 r. w Wadowicach, w opinii świętości. Jego relikwie spoczywają w kościele karmelitów w Czernej. Za życia i po śmierci cieszył się wielką sławą świętości. Bez reszty oddany Bogu, umiał miłować Go w drugim człowieku. Potrafił zachować szacunek dla człowieka i jego godności nawet tam, gdzie panowała pogarda. Dlatego uważany jest za patrona Sybiraków. Beatyfikował go św. Jan Paweł II w 1983 r. podczas Mszy świętej na krakowskich Błoniach; kanonizacji dokonał w Rzymie w roku 1991, podczas jubileuszowego roku czterechsetlecia śmierci św. Jana od Krzyża, odnowiciela zakonu karmelitów. Św. Rafał Kalinowski jest patronem oficerów i żołnierzy, orędownikiem w sprawach trudnych. W ikonografii Święty przedstawiany jest podczas modlitwy, w habicie karmelity. | |
________________________________________________________________________________
Porucznik, inżynier i robotnik… 6 mało znanych faktów z życia św. Rafała Kalinowskiego
(fot. PCh24.tv)
***
Św. Rafał Kalinowski to jeden z tych świętych, któremu nie od zawsze z Kościołem było po drodze. Zanim się nawrócił i trafił do zakonu był inżynierem, wojskowym, zesłano go też na Syberię… Jego życie, to przykład, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, a każdy grzesznik powołany jest do świętości.
1.Od inżyniera do zakonnika
Nim Rafał Kalinowski przywdział habit zakonny ukończył studia uzyskując tytuł inżyniera. Wstąpił także do wojska, gdzie awansował do stopnia porucznika. Brał udział m.in. w budowie kolei żelaznej Odessa-Kijów-Kursk. Czując, że zbliża się powstanie, objął stanowisko ministra wojny w rejonie Wilna, aby móc lepiej służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami.
2.„Święty” grzesznik
Po wstąpieniu do wojska Rafał Kalinowski zaprzestał przystępowania do sakramentów świętych, a do kościoła chodził sporadycznie. Mocno trapiły go rozterki wewnętrzne związane ze swoją narodowością, pobytem we wojsku, a także zdrowiem.
3.Nawrócony – jak św. Augustyn
Rafał Kalinowski wspierany modlitwami matki oraz rodzeństwa nawrócił się mniej więcej w okresie Powstania Styczniowego. Ogromny wpływ na jego przemianę miał również św. Augustyn, z którym Rafał Kalinowski miał wiele wspólnego. Św. Augustyn, tak jak i Rafał Kalinowski, wiódł za młodu próżniacze i grzeszne życie, które zmieniło się pod wpływem nieustannej modlitwy jego matki – Moniki. Na nawrócenie Rafała Kalinowskiego miała również wpływ lektura „Wyznania” św. Augustyna, za której sprawą powrócił do praktyk religijnych ze szczególną gorliwością.
4.Wyrwany z rąk śmierci
Po upadku Powstania Styczniowego, w którym brał czynny udział, został aresztowany i skazany na karę śmierci, którą zamieniono na dziesięć lat katorżniczej pracy na Syberii. Pracował wytrwale w warzelni soli, nie uskarżał się na swój los i przyjmował wszystkie jego przeciwności – w ten sposób stał się wsparciem dla współwięźniów, którym dodawał otuchy słowem i własnym postępowaniem.
5.Wychowawca Księcia Czartoryskiego
Po powrocie z Syberii uzyskał paszport i wyjechał z Polski na Zachód, jako wychowawca młodego księcia Augusta Czartoryskiego, którym opiekował się przez trzy lata. Rafał Kalinowski wywarł ogromny duchowy wpływ na księciu Czartoryskim i otworzył mu drogę do jedności z Bogiem.
6.„Ofiara konfesjonału”
Rafał Kalinowski uważany był za doskonałego spowiednika. Ze względu na przeżyty w młodości kryzys wiary miał ogromny dar jednania grzeszników z Bogiem. Wiele godzin spędzał na spowiadaniu wiernych, dlatego uważany był za „ofiarę konfesjonału”. Przywracał ludziom dręczonym przez lęk i niepokój wiarę w Boże Miłosierdzie i spokój sumienia.
Kościół wspomina św. Rafała Kalinowskiego 20 listopada.
EŚ/PCh24.pl
_____________________________________________________________________________
Św. Rafał Kalinowski
nawrócony męczennik konfesjonału
Józef (św. Rafał) Kalinowski na Syberii (drugi od prawej) – Aleksander Sochaczewski, Public domain, via Wikimedia Commons
***
Józef Kalinowski urodził się w polskiej rodzinie w zaborze rosyjskim. Był inżynierem. Służył w carskim wojsku w stopniu porucznika. Brał udział w Powstaniu Styczniowym. Był aresztowany, skazany na karę śmierci, którą potem zamieniono na 10 lat zsyłki na Syberię. Był cenionym wychowawcą. Odnowił zakon karmelitów na ziemiach polskich. 20 listopada Kościół wspomina św. Rafała Kalinowskiego. Jego droga prowadziła od pobożnej rodziny, przez odejście od wiary, życie przez wiele lat bez sakramentów, do nawrócenia i duchowego wspierania innych.
Józef Kalinowski przyszedł na świat 1 września 1835 roku w Wilnie, w szlacheckiej rodzinie. Matka zmarła kilka dni po jego narodzinach. Ojciec żenił się jeszcze dwa razy. Józef miał jednego rodzonego brata i kilkoro przyrodniego rodzeństwa.
W latach 1843-1850 uczył się w Instytucie Szlacheckim w Wilnie, elitarnej szkole z internatem dla dzieci ze szlacheckich i zamożnych rodzin. Językiem wykładowym był rosyjski i francuski, ale nauczyciele uczyli także ‘ponadprogramowo’ polskie dzieci polskiego języka, historii i literatury. Józef był bardzo uzdolniony, szczególnie w przedmiotach ścisłych. Jego nazwisko widnieje na tablicy upamiętniającej najlepszych uczniów szkoły.
Potem kształcił się w Instytucie Agronomicznym, ale rezygnuje ze studiów po dwóch latach. W 1853 przenosi się do Petersburga, do Mikołajewskiej Szkoły Inżynierii Wojskowej, gdzie uzyskuje tytuł inżyniera. Wstępuje do wojska, gdzie zdobywa stopień porucznika. Został też adiunktem na uczelni. W 1859 roku opuszcza Akademię i podejmuje pracę przy budowie kolei żelaznej, a potem w Brześciu nad Bugiem, gdzie jako kapitan sztabu pracuje przy rozbudowie twierdzy. W 1863 roku odchodzi z carskiego wojska i mimo braku przekonania przyłącza się do Powstania Styczniowego.
św. Rafał Kalinowski – Unknown author, P.d., via Wiki. Comm.
***
15 sierpnia 1863 roku wypełnił obietnicę złożoną swojej czternastoletniej siostrze i przystąpił do sakramentu spowiedzi, pierwszy raz od 9 lat. Od tego czasu wraca do praktyk religijnych, a nawet zamierza wstąpić do zakonu. W następnym roku został aresztowany przez władze carskie, a potem, po śledztwie i rozprawie, skazany na śmierć. Wyrok jednak zamieniono na zsyłkę na Sybir, żeby nie robić z niego ‘męczennika’.
Z Syberii wraca po 10 latach i na trzy lata staje się opiekunem i wychowawcą księcia Augusta Czartoryskiego, późniejszego salezjanina i błogosławionego Kościoła. W lipcu 1877 roku, kiedy miał 42 lata, wstępuje do nowicjatu karmelitów w Grazu w Austrii i przybiera zakonne imię Rafał od św. Józefa. Studia filozofii i teologii odbywa na Węgrzech i w 1882 roku przyjmuje święcenia kapłańskie.
Kilka miesięcy później zostaje mianowany przeorem klasztoru karmelitańskiego w Czernej, niedaleko Krakowa. Z jego inicjatywy powstały klasztory karmelitanek bosych w Przemyślu i we Lwowie. Był też świadomy, że zakon może się rozwijać tylko w oparciu o nowe powołania, dlatego uzyskał pozwolenie i na przełomie 1891-92 wybudował nowy klasztor karmelitów w Wadowicach razem z niższym seminarium dla chłopców. Przez swą działalność stał się odnowicielem życia karmelitańskiego na terenach polskich.
O. Rafała nazywano ‘męczennikiem konfesjonału’, bo był cenionym kierownikiem duchowym. Spowiadał przez wiele godzin dziennie. Miał dar jednania penitentów z Bogiem, przywracania spokoju sumienia. Nie potępiał. Był człowiekiem modlitwy. Sam przeżył kryzys wiary i był wyrozumiały dla poszukujących. Zmarł 15 listopada 1907 roku w Wadowicach. Jest patronem oficerów i żołnierzy, oręduje w sprawach trudnych. Beatyfikował go Jan Paweł II. On też go kanonizował w 1991 roku.
o. Paweł Kosiński SJ/Deon.pl
__________________________________________________________________________________
Dlaczego święty?
święty Rafał Kalinowski/fot.Henryk Przondziono/ Gość Niedzielny
Dlaczego jeden pobożny zakonnik zostaje kanonizowany, a inny nie? Dlaczego wyniesiony na ołtarze został np. św. Rafał Kalinowski, którego dziś wspominamy? Odpowiada teolog duchowości o. prof. Marian Zawada, karmelita bosy.
-Kościół kanonizuje ludzi za cnoty heroiczne. Jeśli je stwierdzi, mówi o świętości – tłumaczy ekspert.
Jak to było w przypadku św. Rafała Kalinowskiego?
Heroizm wiary
– Pod wpływem skrajnych doświadczeń (takich jak Auschwitz) wielu traci wiarę. Tymczasem Józef Kalinowski podczas zesłania na Syberię odnalazł wiarę. Wcześniej miał z nią problemy – mówi o. prof. Zawada. “Przetrwaliśmy dzięki modlitwie” – pisał Kalinowski.
Heroizm miłości
– On dwa razy oddał swoje życie z miłości – zauważył teolog. Najpierw była to miłość do ojczyzny. To ona zaprowadziła go do sądu, który wydała na niego wyrok śmierci, zamieniony potem na 10 lat katorgi.
– Drugi raz umarł dla świata, wstępując do zakonu – dodaje o. prof. Zawada. I tak oficer, inżynier, powstaniec i katorżnik Józef Kalinowski został o. Rafałem. – Został męczennikiem konfesjonału. Heroicznie szafował miłosierdziem – mówi jego współbrat z Karmelu.
Heroizm nadziei
– Potrafił przygotować Polaków na przyjęcie i zagospodarowanie niepodległości [która miała nadejść dopiero 11 lat po jego śmierci – przyp. JD]. To był gigantyczny projekt jego pokolenia. Mówił: “Nie krwi, ale potu potrzebuje Ojczyzna” – przypomina o. prof. Zawada.
Dodaje, że jako Kalinowski jako inżynier brał m.in. udział w budowie drogi z Kurska do Odessy. – Później zajął się “inżynieria duchową”. Miał wolę jednania ludzi podzielonych niechęcią czy nienawiścią. Marzył o założeniu karmelitów bosych obrządku wschodniego. Budował drogi między Bogiem a ludźmi – podsumowuje karmelita.
Jarosław Dudała/Gość Niedzielny
_________________________________________________________________________________________
Na tropach ciszy
***
Drewniany krzyżyk, dziś już złamany, i srebrna łyżeczka, używane przez niego na Syberii. Metalowy pas pokutny, który zakładał na biodra, i brązowy szalik z włóczki, na którym wyszyto inicjały O.R. – ojciec Rafał. Te przedmioty przypominają o długiej drodze, która zaprowadziła Józefa Kalinowskiego ku świętości.
Czerna – niewielka, malowniczo położona miejscowość w pobliżu Krakowa. Na wzgórzu porośniętym lasem – klasztor karmelitów bosych. W weekendy tutejsze sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej zapełnia się pielgrzymami. W dzień powszedni panuje tu cisza.
Święty Rafał Kalinowski długo poszukiwał tej ciszy. Choć myśl o powołaniu zakonnym pojawiała się już w latach młodzieńczych, to jednak w czasie studiów i służby w wojsku carskim zagłuszył ją w sobie. Przez dziesięć lat nie przystępował do spowiedzi. Mimo to niespokojne serce Józefa (takie imię otrzymał na chrzcie) nużyło się życiem w Petersburgu – mieście pełnym przepychu i zbytków. „Co do mnie, to czuję, że nigdy siebie nie zaspokoję, zawsze mi będzie czegoś brakować” – pisał w listach.
Niespokojne serce
Urodził się w 1835 roku w Wilnie. Matka zmarła zaraz po jego porodzie, a ojciec ożenił się z jej siostrą, która odeszła równie szybko. Pan Andrzej Kalinowski został sam z pięciorgiem dzieci, ale ten stan nie trwał długo. Po niespełna dwóch latach Andrzej poznaje Zofię Puttkamer, córkę Maryli Wereszczakówny – tej samej, do której wzdychał młody Adam Mickiewicz. Zofia jest dużo młodsza od Andrzeja, ale miłość okazuje się silniejsza. Za kilka miesięcy Andrzej Kalinowski ożeni się po raz trzeci.
Choć dla dorastającego chłopca ta sytuacja z pewnością nie była łatwa, Józef wzrastał w atmosferze miłości. Przychodzi jednak czas studiów – najpierw w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach pod Orszą, a potem w Mikołajewskiej Akademii Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, co wiąże się z nadaniem stopnia porucznika w armii carskiej. Józef zachwyca się zdobyczami dziewiętnastowiecznej techniki, ma powodzenie u kobiet z zamożnych domów. Po studiach, jako ceniony inżynier, prowadzi badania przy wytyczaniu kolei żelaznej na trasie: Odessa–Kijów–Kursk, a następnie pracuje przy rozbudowie i umocnieniu fortecy w Brześciu Litewskim. To wszystko nie przynosi mu ukojenia. „Rzucony od lat kilkunastu w życie tułacze” – tak ocenia swoją egzystencję w tamtym czasie.
Zapał nie wygasł
Prawdziwa tułaczka miała dopiero nadejść. Przekonujemy się o tym, patrząc na ścianę kaplicy św. Rafała w Czernej, na której znajdują się trzy obrazy Jerzego Kumali przedstawiające trzy kolejne etapy życia Świętego. Najpierw widzimy go jako ministra wojny na Wileńszczyźnie, podczas powstania styczniowego. Pod pretekstem słabego zdrowia odrzucił mundur oficerski, by przyłączyć się do rządu powstańczego i stać się, obok Konstantego Kalinowskiego, jedynym przedstawicielem naczelnej władzy powstańczej na Litwie.
Na drugim obrazie Święty ukazuje nam się jako zesłaniec – za udział w powstaniu został skazany na karę śmierci, którą jednak zamieniono na dziesięć lat katorgi na Syberii. Pracuje w warzelniach soli w Usolu, a po amnestii przebywa w Irkucku, Permie i Smoleńsku. Wreszcie – po powrocie do Polski, podjęciu zadań wychowawcy księcia Augusta Czartoryskiego i podróżach z nim do sanatoriów Francji i Szwajcarii – widzimy już Józefa jako zakonnika, przesiadującego godzinami w konfesjonale. – Przemiana Józefa Kalinowskiego była raczej procesem niż nagłym olśnieniem – twierdzi oprowadzający nas karmelita, ojciec Piotr Karauda. – Po latach przyznawał, że w młodości zaniedbywał praktyki religijne, ale zapał do wewnętrznej pobożności w nim nie wygasł.
Męczennik konfesjonału
Opór przed spowiedzią przełamał podczas zawieruchy powstania styczniowego. Modlitwy przybranej matki i gorące prośby młodszej siostry Maryni okazały się owocne. Od tego czasu coraz silniej dojrzewa w nim myśl o wstąpieniu do zakonu, nie jest to jednak możliwe podczas zesłania. Dopiero w 1877 roku, za namową sióstr karmelitanek, modlących się o odnowę zakonu karmelitów bosych w Polsce, przyjmuje habit i imię: Rafał od św. Józefa. Cztery lata później składa uroczyste śluby zakonne i wyjeżdża do Czernej, a po roku jest już tam przeorem. Jako wspaniały spowiednik zyskuje miano „męczennika konfesjonału”.
Ojciec Bronisław Jarosiński, karmelita bosy z Wadowic, gdzie ojciec Rafał założył klasztor, wspominał: „W Wadowicach w niedziele i święta o godzinie 4.45 – kiedy otwierano kościół – już kilkaset ludzi stało przed kościołem z dalekich stron, a niektórzy z nich wyszli z domu o północy (…) Ojciec Rafał wstawał o 3.45; od 4.00 do 5.00 odprawiał rozmyślanie w chórze zakonnym; o 5.00 odmawiał prymę i tercję, potem spowiadał do Mszy, a po dziękczynieniu ponownie szedł do konfesjonału, w którym często pozostawał do późnych godzin popołudniowych, a niejednokrotnie aż do wieczora”.
Zmarł w opinii świętości w Wadowicach, a pochowano go na cmentarzu w Czernej. Dziś jego relikwie spoczywają w kaplicy św. Rafała. Zachowały się po Świętym pamiątki, które można oglądać w klasztornym muzeum. Jest wśród nich drewniany krzyżyk, dziś już złamany, i srebrna łyżeczka, których używał na Syberii. Jest brzozowy krzyż i kamienie – pamiątki z więzienia w Tobolsku. Jest metalowy pas pokutny, który zakładał na biodra, i brązowy szalik z włóczki, na którym wyszyto inicjały O.R. – ojciec Rafał. Trudno patrzeć na te przedmioty bez wzruszenia. Przypominają one o długiej drodze, która zaprowadziła Józefa Kalinowskiego ku świętości.
Szymon Babuchowski/Gość Niedzielny
_____________________________________________________________________________
Patron Dnia: św. Rafał Kalinowski, odnowiciel polskiego Karmelu
Klasztor karmelitów bosych w Czernej/fot. Roman Koszowski/Gość Niedzielny
***
Miał niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania im spokoju sumienia. 20 listopada wspominamy św. Rafała Kalinowskiego (1835-1907), prezbitera. Beatyfikował i kanonizował go św. Jan Paweł II. Jego relikwie znajdują się w Czernej k. Krakowa. Jest patronem inżynierów, żołnierzy, oficerów i Sybiraków.
Na chrzcie Rafał Kalinowski otrzymał imię Józef. Jego matka zmarła zaraz po porodzie. Ojciec ożenił się jeszcze dwa razy. Trzecią jego żoną (druga również szybko zmarła), była Zofia Puttkamer, córka Maryli Wereszczakówny, niespełnionej miłości Adama Mickiewicza. Tej przybranej matce Józef wiele będzie później zawdzięczał.
Po ukończeniu gimnazjum wstąpił w Petersburgu do Akademii Inżynierii Wojskowej. Jako absolwent tej uczelni, ze stopniem porucznika, budował arterie kolejowe, mosty, fortece. Był cenionym inżynierem, prywatnie zaś cieszył się dużym powodzeniem wśród kobiet. Gdy w roku 1863 wybuchło Powstanie Styczniowe, Józef natychmiast jednak zrzucił carski mundur i przystąpił do Powstania. Został członkiem Rządu Narodowego i objął stanowisko ministra wojny na Wileńszczyźnie. Po upadku Powstania, został aresztowany i skazany na śmierć przez rozstrzelanie. Dzięki staraniom rodziny wyrok zamieniono jednak na dziesięcioletnią katorgę na Syberii. „Do swoich listów – pisał z zesłania – proszę dołączyć jakąkolwiek pamiątkę, obrazek, medalik, szczyptę ziemi, trochę rodzinnego powietrza, jeśli możliwa byłaby to rzecz. (…). W porywie duchowości, nie chcąc przywiązywać się zbytnio do rzeczy doczesnych, pozbawiłem się swego czasu wielu pamiątek; w obecnej jednak chwili jestem zdania, że nawet zmysły potrzebują pokarmu dla odświeżenia myśli i ogrzania serca” (17.01.1867 r.).
Po zakończeniu katorgi na Syberii osiadł w Paryżu (miał zakaz zamieszkania w zaborze rosyjskim). W stolicy Francji został wychowawcą Augusta Czartoryskiego. Młodemu księciu i przyszłemu błogosławionemu (2004 r.), przekazał swoją wszechstronną wiedzę, przyczynił się też do pogłębienia jego wiary i życia duchowego. Wraz z zakończeniem pracy wychowawczej, podjął dojrzewającą w nim od dłuższego czasu decyzję wstąpienia do zakonu. Wybrał karmelitów bosych, gdzie przyjął imię Rafał. Po ukończeniu teologii i otrzymaniu święceń (1882 r.), pracował gorliwie nad odnowieniem Karmelu w Polsce, pełniąc szereg odpowiedzialnych funkcji.
Droga do świętości o. Rafała nie była łatwa. Jeszcze w czasie studiów w Petersburgu doświadczył obojętności religijnej. Próbował ją przezwyciężyć przystępując któregoś dnia do sakramentu pokuty, ale w konfesjonale nie zastał spowiednika. Zniechęcony, przez długich dziesięć lat, nie korzystał ze spowiedzi. Przełamał się dopiero w czasie Powstania. Pomogły mu w tym modlitwy przybranej matki i usilne prośby młodszej siostry. To jego osobiste doświadczenie zaowocowało później wspaniałą posługą w konfesjonale, nie chciał bowiem aby penitent, jak on kiedyś, odszedł od pustego konfesjonału. Miał ponadto niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania im spokoju sumienia. Zdarzało się, że w Wadowicach, gdzie pełnił swą posługę, już o 4:45, gdy otwierano drzwi kościoła, czekał na niego tłum ludzi, przybyłych z najdalszych okolic. Spowiadał ich, aż do wieczora, zyskując sobie przydomek „męczennika konfesjonału”.
Ksiądz Jan Vianney, ojciec Rafał Kalinowski, ojciec Pio, przeszli do historii jako niezwykli spowiednicy. Do tych nazwisk, każdy z pewnością mógłby dodać kilka innych: księży i ojców, którzy w sakramencie pokuty „przypinali nam skrzydła”. I choć byli i tacy, którzy ze zmęczenia, zdenerwowania, braku taktu, potrafili nas czasem w sakramencie pokuty dotknąć, urazić, to jednak wszyscy oni wypowiadali na końcu słowa: „I ja odpuszczam tobie grzechy…”, dzięki którym mogliśmy dalej żyć jak dzieci Boże.
ks.Arkadiusz Nocoń/wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________
19 listopada
Błogosławiona Salomea, dziewica
Zobacz także: • Święta Mechtylda z Hackeborn, dziewica |
Salomea była córką księcia małopolskiego z dynastii Piastów – Leszka Białego i Grzymisławy z Rurykowiczów, księżniczki ruskiej. Urodziła się na przełomie 1211/1212 r. Szybko znalazła się w centrum polityki. Mając zaledwie 6 lat została zaręczona z księciem węgierskim Kolomanem (bratem św. Elżbiety Węgierskiej), co miało utrwalić pokój między Polską a Węgrami. Salomea poślubiła wkrótce Kolomana, od początku przyrzekając – za zgodą męża – zachowanie dziewictwa. W roku 1219, w wieku 8 lat, zasiadła z mężem na tronie halickim. Nie ma żadnego potwierdzenia, że była koronowana. Wkrótce potem, po klęsce w bitwie z wojskami księcia nowogrodzkiego Mścisława II Udałego, zostali zmuszeni do rezygnacji z Halicza i udali się na Węgry. W 1241 r. Koloman zmarł na skutek ran odniesionych w bitwie z Tatarami nad rzeką Sajo. Po jego śmierci niedoszła królowa Węgier wróciła do Polski. Bolesław Wstydliwy, jej młodszy brat, okazywał jej wielką serdeczność. Salomea nie chciała jednak pozostać na dworze książęcym, postanowiła bowiem poświęcić się życiu zakonnemu. Miała dość meandrów politycznych, pragnęła spokoju i ciszy. W 1245 r. wstąpiła do ufundowanego przez Bolesława Wstydliwego klasztoru klarysek w Zawichoście koło Sandomierza, gdzie zamieszkała wraz z pierwszymi polskimi klaryskami. Jej obłóczyn dokonał ówczesny prowincjał franciszkanów podczas kapituły w Sandomierzu. Z czasem jednak uświadomiono sobie, jak łatwo klasztor w Zawichoście może stać się łupem najazdów litewskich, ruskich, a zwłaszcza tatarskich. Kilkanaście lat później Bolesław Wstydliwy uposażył drugi klasztor sióstr klarysek pod Krakowem, opodal miejscowości Skała, i tam w 1260 r. przeniósł siostry z Salomeą. Klasztor w Zawichoście przejęli franciszkanie. W Skale Salomea spędziła pozostałe lata swego życia. Choć nie była nigdy ksienią, jej troską było zabezpieczenie siostrom utrzymania. By również po jej śmierci klasztor nie cierpiał niedostatku, wyposażyła testamentem kościół klasztorny w kosztowne paramenty i naczynia liturgiczne. Zaopatrzyła również klasztor w odpowiednie książki. Założyła przy klasztorze miasto na prawie niemieckim. W 1268 r. poważnie rozchorowała się. W spisanym testamencie wszystko, co jeszcze miała, przekazała klasztorowi na utrzymanie mniszek. Zastrzegła wszakże, że w razie katastrofy, takiej jak pożar czy wojna, jej majątek może zostać przeznaczony na odbudowę klasztoru lub kościoła. Zmarła w opinii świętości 17 listopada 1268 r. i została pochowana pod kościołem klasztornym na Grodzisku. Przez kolejne pół roku trwał spór, do kogo powinny należeć jej śmiertelne szczątki: klaryski twierdziły, że do nich, bo była ich fundatorką w Polsce i współsiostrą, wśród nich żyła i umarła. Franciszkanie natomiast opierali się na tym, że wolą zmarłej było spocząć w Krakowie, w ich kościele, i że z ich rąk otrzymała habit. Dla tych racji relikwie bł. Salomei przewieziono do Krakowa, gdzie spoczywają do dzisiaj. Przeniesienie relikwii odbyło się bardzo uroczyście, wobec dworu książęcego, z udziałem św. Kingi (żony Bolesława Wstydliwego, czyli bratowej Salomei), a być może także bł. Jolenty, rodzonej siostry Kingi. Starania o kanonizację Salomei rozpoczęto zaraz po jej śmierci. Proces trwał długo, franciszkanie nie naciskali, a klaryski były za słabe, by podjąć się tak poważnego i kosztownego procesu kanonicznego. Dopiero w XVII w. na nowo rozpoczęto starania, uwieńczone szczęśliwie dekretem Klemensa X z 17 maja 1672 r., który zezwalał na jej kult. W ikonografii atrybutem bł. Salomei jest gwiazda uchodząca z jej ust w chwili śmierci. |
______________________________________________________________________________________________________________
18 listopada
Błogosławiona Karolina Kózkówna,
dziewica i męczennica
Karolina urodziła się w podtarnowskiej wsi Wał-Ruda 2 sierpnia 1898 r. jako czwarte z jedenaściorga dzieci Jana Kózki i Marii z domu Borzęckiej. Pięć dni później otrzymała chrzest w kościele parafialnym w Radłowie. Jej rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo. Pracowała z nimi na roli. Wzrastała w atmosferze żywej i autentycznej wiary, która wyrażała się we wspólnej rodzinnej modlitwie wieczorem i przy posiłkach, w codziennym śpiewaniu Godzinek, częstym przystępowaniu do sakramentów i uczestniczeniu we Mszy także w dzień powszedni. Ich uboga chata była nazywana “kościółkiem”. Krewni i sąsiedzi gromadzili się tam często na wspólne czytanie Pisma świętego, żywotów świętych i religijnych czasopism. W Wielkim Poście śpiewano tam Gorzkie Żale, a w okresie Bożego Narodzenia – kolędy. Karolina od najmłodszych lat ukochała modlitwę i starała się wzrastać w miłości Bożej. Nie rozstawała się z otrzymanym od matki różańcem – modliła się nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy. We wszystkim była posłuszna rodzicom, z miłością i troską opiekowała się licznym młodszym rodzeństwem. W 1906 roku rozpoczęła naukę w ludowej szkole podstawowej, którą ukończyła w 1912 roku. Potem uczęszczała jeszcze na tzw. naukę dopełniającą trzy razy w tygodniu. Uczyła się chętnie i bardzo dobrze, z religii otrzymywała zawsze wzorowe oceny, była pracowita i obowiązkowa. Do Pierwszej Komunii św. przystąpiła w roku 1907 w Radłowie, a bierzmowana została w 1914 r. przez biskupa tarnowskiego Leona Wałęgę w nowo wybudowanym kościele parafialnym w Zabawie. Duży wpływ na duchowy rozwój Karoliny miał jej wuj, Franciszek Borzęcki, bardzo religijny i zaangażowany w działalność apostolską i społeczną. Siostrzenica pomagała mu w prowadzeniu świetlicy i biblioteki, do której przychodziły często osoby dorosłe i młodzież. Prowadzono tam kształcące rozmowy, śpiewano pieśni religijne i patriotyczne, deklamowano utwory wieszczów. Karolina była urodzoną katechetką. Nie poprzestawała na tym, że poznała jakąś prawdę wiary lub usłyszała ważne słowo; zawsze spieszyła, by przekazać je innym. Katechizowała swoje rodzeństwo i okoliczne dzieci, śpiewała z nimi pieśni religijne, odmawiała różaniec i zachęcała do życia według Bożych przykazań. Wrażliwa na potrzeby bliźnich, chętnie zajmowała się chorymi i starszymi. Odwiedzała ich, oddając im różne posługi i czytając pisma religijne. Przygotowywała w razie potrzeby na przyjęcie Wiatyku. W swojej parafii była członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości oraz Apostolstwa Modlitwy i Arcybractwa Wiecznej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Zginęła w 17. roku życia 18 listopada 1914 roku, na początku I wojny światowej. Carski żołnierz uprowadził ją przemocą i bestialsko zamordował, gdy broniła się pragnąc zachować dziewictwo. Po kilkunastu dniach, 4 grudnia 1914 r., w pobliskim lesie znaleziono jej zmasakrowane ciało. Tragedia jej śmierci nie miała świadków. Pogrzeb sprawowany w niedzielę 6 grudnia 1914 r. zgromadził ponad 3 tysiące żałobników i był wielką manifestacją patriotyczno-religijną okolicznej ludności, która przekonana była, że uczestniczy w pogrzebie męczennicy. Tak rozpoczął się kult Karoliny. Pochowano ją początkowo na cmentarzu grzebalnym, ale w 1917 roku bp Wałęga przeniósł jej ciało do grobowca przy parafialnym kościele we wsi Zabawa. W trakcie procesu beatyfikacyjnego 6 października 1981 r. przeprowadzono ekshumację i pierwsze rozpoznanie doczesnych szczątków Karoliny; złożono je w sarkofagu w kruchcie kościoła w Zabawie. Rekognicję kanoniczną i przełożenie doczesnych szczątków Karoliny do nowej trumny przeprowadzono w marcu 1987 r., po ogłoszeniu dekretu o męczeństwie służebnicy Bożej. 10 czerwca 1987 r. w Tarnowie św. Jan Paweł II beatyfikował Karolinę. W czasie Mszy beatyfikacyjnej powiedział: “Święci są po to, ażeby świadczyć o wielkiej godności człowieka. Świadczyć o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym dla nas i dla naszego zbawienia – to znaczy równocześnie świadczyć o tej godności, jaką człowiek ma wobec Boga. Świadczyć o tym powołaniu, jakie człowiek ma w Chrystusie”. Uroczystym rozpoczęciem kultu bł. Karoliny była translokacja relikwii – przeniesienie trumny z przedsionka kościoła i złożenie jej w sarkofagu pod mensą głównego ołtarza jej parafialnego kościoła. Kilka lat temu przy Diecezjalnym Sanktuarium bł. Karoliny w Zabawie poświęcono kaplicę Męczenników i Ofiar Przemocy, a obecnie trwa budowa Pomnika Ofiar Wypadków Komunikacyjnych, który jest pierwszym etapem powstania Centrum Leczenia Traumy Powypadkowej. Bł. Karolina Kózkówna jest patronką Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM) i Ruchu Czystych Serc. W ikonografii przedstawiana jest z palmą w ręce. |
__________________________________________________________________________________
18 listopada
Święty Odo z Cluny, opat
Odo (Odon) urodził się ok. roku 878 w Akwitanii (Francja) jako syn rycerza Abbona. Wychowywał się na dworze księcia Wilhelma Akwitańskiego. Kiedy miał 19 lat, został – chociaż nie miał święceń – kanonikiem przy katedrze w Tours dla pobierania części dochodu. Ani stosunki dworskie owych czasów, ani kościelne nie odpowiadały prawemu charakterowi Odona. Służbę bowiem tak świecką, jak i duchowną Odo pojmował jako powołanie Boże, podczas gdy powszechnie traktowano je jako okazję do zdobywania godności, urzędów i dochodów z nimi związanych. Dlatego Odo wstąpił do benedyktynów w Baume. Miał wówczas 30 lat. Wybrał sobie to opactwo celowo, gdyż kwitła w nim karność i obserwancja zakonna. Przełożonym opactwa w Baume był wówczas Berno. Upatrzył on sobie Odona na swojego następcę. Tak się też stało w roku 924. Kiedy Odo miał już 46 lat, objął kierownictwo nad opactwami w Baume i w Cluny. Kiedy jednak okazało się niemożliwe prowadzenie dwóch odległych od siebie opactw, zrezygnował z opactwa w Baume, które nie potrzebowało reform, pozostając przełożonym opactwa w Cluny. Najpierw zabrał się do jego rozbudowy. Następnie pomyślał o zabezpieczeniu mnichom utrzymania. Teraz zabrał się do reformy wewnętrznej. Za wzór obrał sobie św. Benedykta z Anianu, którego nazwano “drugim ojcem benedyktynów” dla reform, jakie przeprowadził w zakonie (+ 821). Pan Bóg pobłogosławił dziełu. Opactwo zaczęło rosnąć. Coraz liczniej zgłaszali się do niego kandydaci. Przykład pociągnął także inne klasztory, które również zapragnęły reformy. Tak więc w roku 937 już 17 opactw zgłosiło swój akces do reformy kluniackiej – we Francji i we Włoszech. Błogosławieństwem dla opactwa w Cluny było to, że przez szereg lat sprawowali w nich władzę zwolennicy reformy – święci opaci. Dzieło, zapoczątkowane przez Odona, nie tylko się utrzymało, ale niebawem tak się rozpowszechniło, że objęło niemal wszystkie benedyktyńskie ośrodki w liczbie ok. 2 tys. Odon przeprowadzał swoje reformy w ścisłym porozumieniu z Rzymem, dokąd udawał się kilka razy. W czasie jednej z takich podróży zmarł w drodze powrotnej w Tours 18 listopada 942 roku w wieku 64 lat. Pochowano go w kościele św. Juliana, w krypcie pod ołtarzem głównym. Kiedy w XVI w. protestanci zajęli wiele miejscowości we Francji, dla bezpieczeństwa przeniesiono relikwie św. Odona do Isle-Jourdain. |
__________________________________________________________________________
Św. Odon z Cluny
Opactwo benedyktyńskie w Cluny/fot. Roman Koszowski/Gość Niedzielny
***
Katecheza Benedykta XVI z 2 września 2009.
Postać św. Odona, opata Cluny sytuuje się w owym średniowieczu monastycznym, w którym nastąpiło zaskakujące spopularyzowanie się w Europie życia i duchowości, inspirowanych Regułą św. Benedykta.
Drodzy bracia i siostry,
po długiej przerwie chciałbym powrócić do prezentacji wielkich Pisarzy Kościoła Wschodu i Zachodu z czasów średniowiecza, albowiem w ich życiu i w ich pismach widzimy niczym w zwierciadle, co to znaczy być chrześcijaninem. Dziś proponuję wam świetlaną postać św. Odona, opata Cluny: sytuuje się ona w owym średniowieczu monastycznym, w którym nastąpiło zaskakujące spopularyzowanie się w Europie życia i duchowości, inspirowanych Regułą św. Benedykta. W owych stuleciach doszło do cudownego pojawienia się i rozmnożenia klasztorów, które rozgałęziwszy się na kontynencie, szerzyły na nim ducha i wrażliwość chrześcijańską. Św. Odon prowadzi nas w szczególności do jednego klasztoru – w Cluny, który w średniowieczu należał do najznakomitszych i najsławniejszych, a i dziś jeszcze jego majestatyczne ruiny są znakiem chwalebnej przeszłości ze względu na intensywne oddanie się ascezie, nauce, a zwłaszcza kultowi Bożemu, spowitemu w dostojeństwo i piękno.
Odon był drugim opatem Cluny. Urodził się około roku 880, na pograniczu Maine i Touranie we Francji. Ojciec poświęcił go św. biskupowi Marcinowi z Tours, w którego dobroczynnym cieniu i w którego pamięci spędził potem całe życie, kończąc je w pobliżu jego grobu. Wybór konsekracji zakonnej poprzedziło u niego doznanie szczególnego momentu łaski, o którym sam opowiadał jednemu z mnichów, Janowi Włochowi, który został w przyszłości jego biografem. Odon był wtedy w wieku dojrzewania, miał około szesnastu lat, gdy w wigilię Bożego Narodzenia poczuł, że samorzutne płynie z jego ust następująca modlitwa do Dziewicy: „Pani moja, Matko Miłosierdzia, Tyś tej nocy wydała na świat Zbawiciela; bądź łaskawie dla mnie Orędowniczką. Uciekam. się, najlitościwsza, do Twego Syna, któregoś w sposób tak chwalebny i niezwykły zrodziła, nakłoń ucha swego miłosierdzia na moje prośby” (Vita sancti Odonis, I,9: PL 133,747). Odtąd za pomocą określenia „Matka Miłosierdzia”, którego młody Odon użył wówczas do Maryi Panny, zwracać się będzie zawsze do Maryi, nazywając Ją także „jedyną nadzieją świata (…), dzięki której otwarte nam zostały bramy raju” (In veneratione S. Mariae Magdalenae: PL 133,721). W owym czasie zetknął się z Reguła św. Benedykta i zaczął przestrzegać jej niektórych nakazów, „nosząc, choć nie był jeszcze mnichem, lekkie brzemię mnisie” (tamże, I,14: PL 133,50). W jednym z kazań Odon wysławiać będzie Benedykta jako „światło, co świeci na ciemnym etapie tego życia” (De sancto Benedicto abbate: PL 133,725) i nazwie go „mistrzem dyscypliny duchowej” (tamże, PL 133,727). Z miłością podkreśli, że pobożność chrześcijańska „z żywą słodyczą wspomina” go, mając świadomość, że Bóg wyniósł go „pośród najwyższych i wybranych Ojców Kościoła świętego” (tamże.: PL 133,722).
Zafascynowany ideałem benedyktyńskim Odon opuścił Tours i wstąpił jako mnich do opactwa benedyktyńskiego w Baume, by następnie przejść do Cluny, którego w 927 r. został opatem. Z tego ośrodka życia duchowego mógł wywierać wielki wpływ na klasztory kontynentu. Z jego kierownictwa i jego reformy korzystały także we Włoszech liczne klasztory, w tym św. Pawła za Murami. Odon kilka razy odwiedził Rzym, docierając także do Subiaco, Montec Cassino i Salerno. To właśnie w Rzymie zachorował latem 942 r. Czując zbliżający się koniec, ze wszystkich sił pragnął powrócić do swego św. Marcina z Tours, gdzie zmarł w oktawie wspomnienia świętego, 18 listopada 942 roku. Biograf, podkreślając u Odona „cnotę cierpliwości”, wymienia długą listę innych jego cnót, jak pogarda dla świata, gorliwość za dusze, zaangażowanie na rzecz pokoju w Kościele. Wielkim pragnieniem opata Odona była zgoda między królami i książętami, przestrzeganie przykazań, troska o biednych, naprawa młodzieży, szacunek dla starszych (por. Vita sancti Odonis, I,17: PL 133,49). Kochał małą celę, w której mieszkał, „niewidziany przez nikogo i zabiegający o to, by podobać się tylko Bogu” (tamże, I,14: PL 133,49). Nie omieszkał jednak, jako „źródło obfite”, sprawować posługi słowa i przykładu, „płacząc nad ogromem nędzy tego świata” (tamże, I,17: PL 133,51). W jednym tylko mnichu, komentował jego biograf, znajdowały się zgromadzone rozmaite cnoty, występujące w rozproszeniu w innych klasztorach: „Jezus w swojej dobroci, czerpiąc z wielu ogrodów mniszych, tworzył w niewielkim miejscu raj, aby nawodnić z jego źródła serca wiernych” (tamże, I,14: PL 133,49).
W jednym z fragmentów kazania ku czci Marii z Magdali opat Cluny ujawnia nam, jak pojmował życie monastyczne: „Maryja, która siedząc u stóp Pana, z uwagą słuchała Jego słowa, jest symbolem słodyczy życia kontemplacyjnego, którego smak, im bardziej się go kosztuje, tym bardziej prowadzi dusze do oderwania się od rzeczy widzialnych i wrzawy trosk tego świata” (In ven. S. Mariae Magd., PL 133,717). Rozumienie to Odon potwierdza i rozwija w innych swoich pismach, z których przebija miłość do tego, co wewnętrzne, postrzeganie świata jako rzeczywistości kruchej i tymczasowej, od której należy się wyrwać, stała skłonność do dystansu wobec rzeczy uważanych za źródło niepokoju, wyostrzona wrażliwość na obecność zła w rożnych kategoriach ludzi, wewnętrzne dążenie eschatologiczne. Ta wizja świata może wydać się dość odległa od naszej, jednakże w ujęciu Odona jest ona pojęciem, które dostrzegając kruchość świata, dowartościowuje życie wewnętrzne, otwarte na drugiego, na miłość bliźniego i właśnie w ten sposób odmienia istnienie i otwierają świat na światło Boże.
Na szczególną uwagę zasługuje „nabożeństwo” do Ciała i Krwi Chrystusa, które Odon, w obliczu powszechnego zaniedbania, nad którym bardzo ubolewał, stale z przekonaniem kultywował. Był bowiem stanowczo przekonany o rzeczywistej obecności, pod postaciami eucharystycznymi, Ciała i Krwi Pańskiej, na mocy „substancjalnej” przemiany chleba i wina. Pisał: „Bóg, Stwórca wszystkiego, wziął chleb, mówiąc, że to Jego Ciało i że ofiaruje je za świat oraz rozlał wino, nazywając je swoją Krwią”; oto „do praw natury należy przemiana zgodnie z rozkazem Stwórcy”; oto zatem „natura odmienia zaraz swój zwykły stan: bezzwłocznie chleb staje się ciałem a wino staje się krwią”; na rozkaz Pana „zmienia się substancja” (Odonis Abb. Cluniac. occupatio, ed. A. Swoboda, Lipsia 1900, str. 121).
Niestety, odnotowuje nasz opat, ta „przenajświętsza tajemnica Ciała Pańskiego, w której zawiera się całe zbawienie świata” (Collationes, XXVIII: PL 133,572), sprawowana jest niedbale. „Kapłani – ostrzegał – którzy przystępują niegodnie do ołtarza, plamią chleb, to jest Ciało Chrystusa” (tamże, PL 133,572-573). Tylko ten, kto jest duchowo zjednoczony z Chrystusem, może godnie spożywać Jego Ciało eucharystyczne: w przeciwnym razie spożywanie Jego ciała i picie Jego krwi przyniesie nie korzyść, lecz potępienie (por. tamże, XXX, PL 133,575). Wszystko to zachęca nas, byśmy uwierzyli z nową mocą i głębią w prawdę o obecności Pana. Obecność wśród nas Stwórcy, który oddaje się w nasze ręce i przemienia nas, jak przemienia chleb i wino, przemienia tym samym świat.
Św. Odon był prawdziwym przewodnikiem duchowym zarówno dla mnichów, jak i dla wiernych swoich czasów. W obliczu „szerzenia się przywar” rozpowszechnionych w społeczeństwie, lekarstwem, jakie zdecydowanie proponował, była radykalna przemiana życia, oparta na pokorze, prostocie, dystansie wobec rzeczy ulotnych i przylgnięcie do rzeczy wiecznych (por. Collationes, XXX, PL 133, 613). Mimo realizmu jego diagnozy sytuacji jego czasów, Odon nie popada w pesymizm: „Nie mówimy tego – wyjaśnia – by popchnąć do rozpaczy tych, którzy chcieliby się nawrócić. Miłosierdzie Boże jest zawsze dostępne; czeka na godzinę naszego nawrócenia” (tamże: PL 133,563). I woła: „O niewysłowiona głębio Bożej litości! Bóg ściga winy, ale chroni grzeszników” (tamże: PL 133,592). Opierając się na tym przekonaniu opat Cluny, lubił rozważać miłosierdzie Chrystusa, Zbawiciela, którego sugestywnie nazywał „kochankiem ludzi”: „amator hominum Christus” (tamże, LIII: PL 133,637). Jezus wziął na siebie plagi, które nam się należały – zauważa – by zbawić w ten sposób stworzenie, które jest Jego dziełem i które umiłował (por. tamże: PL 133, 638).
Jawi się tu rys świętego opata na pierwszy rzut oka niemal ukryty pod rygorem jego surowości reformatora: głęboka dobroć jego duszy. Był surowy, przede wszystkim jednak był dobry, był człowiekiem wielkiej dobroci, która pochodziła z kontaktu z dobrocią Bożą. Odon, jak mówią nam współcześni mu, promieniował wokół siebie radością, którą był przepełniony. Jego biograf zapewnia, że nigdy nie słyszał z ust człowieka „takiej słodyczy słowa” (tamże, I,17: PL 133,31). Zwykł był, wspomina biograf, zapraszać do śpiewu chłopców spotykanych na drodze, aby potem obdarzyć ich niewielkim darem i dodaje: „Jego słowa pełne były wysławiania [Pana], radość jego budziła w naszym sercu wewnętrzną radość” (tamże, II, 5: PL 133,63).W ten sposób energiczny a zarazem sympatyczny średniowieczny opat, pasjonujący się reformą, swym działaniem podsycał w mnichach, jak również w wiernych świeckich swoich czasów, zamiary kroczenia szybkim krokiem na drodze chrześcijańskiej doskonałości.
Chcemy mieć nadzieję, że jego dobroć, radość, jaka płynie z wiary, w połączeniu z surowością i sprzeciwem wobec przywar świata, poruszą także nasze serca, abyśmy również my mogli znaleźć źródło radości, jaka pochodzi z dobroci Boga.
wiara.pl/Kai
______________________________________________________________________________________________________________
17 listopada
Święta Elżbieta Węgierska
Zobacz także: • Święty Grzegorz Cudotwórca, biskup • Święty Grzegorz z Tours, biskup |
Elżbieta urodziła się w 1207 r. w Bratysławie lub na zamku w Sarospatah jako trzecie dziecko Andrzeja II, króla Węgier, i Gertrudy, siostry św. Jadwigi Śląskiej. Miała zaledwie 4 lata, gdy została zaręczona z Ludwikiem IV, późniejszym landgrafem Turyngii. Wychowywała się wraz z nim na zamku Wartburg. Wyszła za niego za mąż zgodnie z zamierzeniem swojego ojca dopiero 10 lat później, w roku 1221, mając 14 lat. Z małżeństwa urodziło się troje dzieci: Herman, Zofia i Gertruda. Po 6 latach, w 1227 r. Ludwik zmarł podczas wyprawy krzyżowej w Brindisi we Włoszech. Tak więc Elżbieta została wdową mając 20 lat.Zgodnie z frankońskim prawem spadkowym, opuściwszy wraz z dziećmi Wartburg, Elżbieta zamieszkała najpierw w pobliskim Eisenach, a następnie w Marburgu, gdzie ufundowała szpital, w którym sama chętnie usługiwała. Oddała się wychowaniu dzieci, modlitwie, uczynkom pokutnym i miłosierdziu. Jej spowiednikami byli franciszkanin Rudiger i norbertanin Konrad z Marburga, słynny kaznodzieja i inkwizytor na Niemcy, mąż bardzo surowy. Prowadził ją drogą niezwykłej pokuty. W 1228 r. Elżbieta złożyła ślub wyrzeczenia się świata i przyjęła jako jedna z pierwszych habit tercjarki św. Franciszka. fot. franciszkanie.pl/E. Blair Leighton, Miłosierdzie św. Elżbiety Węgierskiej *** Ostatnie lata spędziła w skrajnym ubóstwie, oddając się bez reszty chorym i biednym. Zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 r. Sława jej świętości była tak wielka, że na jej grób zaczęły przychodzić pielgrzymki. Konrad z Marburga, korzystając ze swego stanowiska inkwizytora, napisał jej żywot i zwrócił się do Rzymu z formalną prośbą o kanonizację. Papież Grzegorz IX bezzwłocznie wysłał komisję dla zbadania życia Elżbiety i cudów, jakie miały się dziać przy jej grobie. Stwierdzono wówczas ok. 60 niezwykłych wydarzeń. Sprawę poparł także metropolita Moguncji i św. Rajmund z Peñafort. Po 4 latach Grzegorz IX bullą z 27 maja 1235 r. ogłosił uroczyście Elżbietę świętą. Jest patronką elżbietanek (zgromadzenia założonego w Nysie w 1842 r., prowadzącego liczne dzieła w Polsce), elżbietanek cieszyńskich (założonych w XVII w. w Akwizgranie) oraz Franciszkańskiego Zakonu Świeckich; jest także patronką Niemiec i Węgier. Jej imię przyjęło jako swoją nazwę kilka zgromadzeń zakonnych i dzieł katolickich. W ikonografii św. Elżbieta przedstawiana jest w stroju królewskim albo z naręczem róż w fartuchu. Powstała bowiem legenda, że mąż zakazał jej rozdawać ubogim pieniądze i chleb. Gdy pewnego razu przyłapał ją na wynoszeniu bułek w fartuchu i kazał jej pokazać, co niesie, zobaczył róże, mimo że była to zima. Jej atrybutami są także: kilka monet i różaniec. |
_____________________________________________________________________________________
Św. Elżbieta Węgierska
fot. PCh.24.pl
***
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 20.10.2010
Drodzy bracia i siostry!
Dziś chciałbym opowiedzieć wam o jednej z najbardziej podziwianych kobiet średniowiecza: jest nią św. Elżbieta Węgierska, nazywana również Elżbietą z Turyngii.
Urodziła się w 1207 r., lecz co do miejsca opinie historyków są rozbieżne. Jej ojcem był Andrzej II, bogaty i potężny król Węgier, który pragnąc umocnić stosunki polityczne, ożenił się z niemiecką hrabiną Gertrude von Andechs-Meranien (Gertrudą z Meran), siostrą św. Jadwigi, która była żoną księcia śląskiego. Elżbieta spędziła na dworze węgierskim razem z siostrą i trzema braćmi tylko pierwsze cztery lata dzieciństwa. Lubiła zabawę, muzykę i taniec; wiernie odmawiała modlitwy i była wrażliwa na dolę ubogich, których wspierała dobrym słowem bądź czułym gestem.
Jej szczęśliwe dzieciństwo zostało nagle przerwane, gdy rycerze przybyli z dalekiej Turyngii zabrali ją na dwór w środkowych Niemczech, gdzie miała odtąd zamieszkać. Zgodnie z panującym wówczas zwyczajem, jej ojciec postanowił, że zostanie księżną Turyngii. Landgraf, czyli hrabia tego regionu był jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych władców w Europie początków XIII w., a jego zamek był ośrodkiem świetności i kultury. Bale i chwała tworzyły pozory, za którymi kryły się jednak ambicje książąt feudalnych, często prowadzących ze sobą wojny i wchodzących w konflikt z władzą królewską i cesarską. W tej sytuacji landgraf Herman chętnie przystał na zaręczyny swojego syna Ludwika z węgierską księżniczką. Elżbieta opuściła swoją ojczyznę z bogatym posagiem i wielkim orszakiem, w którego skład wchodziły również jej osobiste służące. Dwie z nich pozostały jej wiernymi przyjaciółkami do końca i to one zostawiły nam cenne informacje o dzieciństwie i życiu świętej.
Po długiej podróży wszyscy razem dotarli do Eisenach, a potem do twierdzy Wartburg, potężnego zamku górującego nad miastem. Tam odbyły się uroczyste zaręczyny Ludwika i Elżbiety. W następnych latach Ludwik uczył się rycerstwa, a Elżbieta i jej towarzyszki — niemieckiego, francuskiego, łaciny, muzyki, literatury i haftu. Choć decyzja o zaręczynach została podjęta z powodów politycznych, narzeczonych połączyła szczera miłość, oparta na wierze i pragnieniu pełnienia woli Bożej. Po śmierci ojca Ludwik w wieku 18 lat zaczął panować w Turyngii. Elżbieta stała się jednak przedmiotem cichych uwag, ponieważ jej zachowanie odbiegało od stylu przyjętego na dworze. Również uroczystość zaślubin nie była wystawna, a część pieniędzy przeznaczonych na przyjęcie weselne rozdano ubogim. W swojej głębokiej wrażliwości Elżbieta widziała sprzeczności między wyznawaną wiarą i praktyką chrześcijańską. Nie znosiła kompromisów. Pewnego razu, wchodząc do kościoła w święto Wniebowzięcia, zdjęła koronę, położyła ją przed krzyżem i położyła się na ziemi, zasłoniwszy twarz. Kiedy teściowa skarciła ją za ten gest, odpowiedziała: «Jak ja, nędzne stworzenie, mogę chodzić w koronie symbolizującej ziemską godność, kiedy patrzę na mojego Króla Jezusa Chrystusa w koronie cierniowej?» I tak jak odnosiła się do Boga, odnosiła się też do poddanych. W Detti delle quattro ancelle [Opowiadania czterech sług] znajdujemy następujące świadectwo: «Nie spożywała pokarmów, zanim się nie upewniła, że pochodzą z ziem i prawowitych dóbr męża. Nie dotykała dóbr zdobytych w sposób bezprawny i zabiegała o to, by osoby, które doznały przemocy, otrzymały zadośćuczynienie (n. 25 i n. 37). Prawdziwy to wzór do naśladowania dla pełniących funkcje kierownicze: wykonywanie władzy, na każdym poziomie, musi być postrzegane jako służba na rzecz sprawiedliwości i miłości, przy nieustannym dążeniu do wspólnego dobra.
Elżbieta przykładnie praktykowała miłosierdzie: dawała jeść i pić pukającym do jej drzwi, odziewała ich, spłacała długi, opiekowała się chorymi i grzebała zmarłych. Często wychodziła z zamku ze swoimi sługami, by odwiedzić domy ubogich i zanieść im chleb, mięso, mąkę i inne produkty spożywcze. Sama wręczała im żywność i uważnie sprawdzała stan odzieży i posłań. Doniesiono o tym mężowi, który nie tylko się tą wiadomością nie zmartwił, ale odpowiedział oskarżycielom: «Dopóki nie sprzeda mi zamku, będę z tego zadowolony!» Wiąże się z tym cud chleba zamienionego w róże: kiedy Elżbieta szła drogą z fartuchem pełnym chleba dla ubogich, spotkała małżonka, który ją zapytał, co niesie. Otworzyła wówczas fartuch, a w nim zamiast chleba były piękne róże. Ten symbol miłosierdzia często występuje na wizerunkach św. Elżbiety.
Jej małżeństwo było bardzo szczęśliwe. Elżbieta pomagała mężowi w doskonaleniu przymiotów na miarę nadprzyrodzoną, on natomiast bronił wielkoduszności żony w stosunku do ubogich i jej praktyk religijnych. Pełen rosnącego podziwu dla wielkiej wiary małżonki, Ludwik, odnosząc się do jej wrażliwości na dolę ubogich, powiedział: «Droga Elżbieto, samego Chrystusa umyłaś, nakarmiłaś i otoczyłaś opieką». Te słowa są wyraźnym świadectwem, że wiara i miłość Boga i bliźniego umacniają życie rodzinne i zacieśniają więź małżeńską.
Młoda para znalazła wsparcie duchowe u braci mniejszych, którzy od 1222 r. byli w Turyngii coraz liczniejsi. Elżbieta wybrała na swojego kierownika duchowego brata Rüdigera. Gdy usłyszała od niego historię nawrócenia młodego i bogatego kupca Franciszka z Asyżu, jeszcze mocniej się utwierdziła w swojej drodze życia chrześcijańskiego. Od tego momentu bardziej zdecydowanie naśladowała Chrystusa, ubogiego i ukrzyżowanego, obecnego w ubogich. Również kiedy urodziło się jej pierwsze dziecko, a potem dwoje następnych, święta nigdy nie zaniedbała swoich dzieł miłosierdzia. Pomogła również braciom mniejszym w zbudowaniu w Halberstadt klasztoru, którego przełożonym został brat Rüdiger. Kierownikiem duchowym Elżbiety został wówczas Konrad z Marburga.
Ciężką próbą było rozstanie z mężem pod koniec czerwca 1227 r., kiedy Ludwik IV przyłączył się do krucjaty cesarza Fryderyka II, przypominając małżonce, że należało to do tradycji władców Turyngii. Elżbieta odpowiedziała: «Nie będę cię zatrzymywać. Oddałam Bogu samą siebie, a teraz muszę oddać i ciebie». Oddziały wojska zostały zdziesiątkowane przez febrę, również Ludwik zachorował i umarł w Otranto we wrześniu 1227 r., w wieku 27 lat, zanim zdążył wypłynąć. Wiadomość ta napełniła Elżbietę tak wielkim bólem, że pogrążyła się w samotności, ale później, pokrzepiona modlitwą i podtrzymywana na duchu nadzieją na spotkanie z nim w niebie, znów zaczęła interesować się sprawami księstwa. Czekała ją jednak jeszcze jedna próba: uzurpując sobie prawo do rządzenia Turyngią, jej szwagier ogłosił się prawowitym spadkobiercą Ludwika, a o Elżbiecie powiedział, że jest pobożną kobietą, która nie potrafi rządzić. Młoda wdowa z trojgiem dzieci została wypędzona z zamku Wartburg i udała się na poszukiwanie schronienia. Pozostały z nią tylko dwie służące, które jej towarzyszyły, a troje dzieci powierzyły opiece przyjaciół Ludwika. Wędrując od miejscowości do miejscowości, Elżbieta pracowała, gdzie mogła, opiekowała się chorymi, przędła i szyła. Znosiła swą kalwarię z wielką wiarą, cierpliwością i oddaniem Bogu. W tym czasie krewni, którzy pozostali jej wierni i uważali rządy szwagra za bezprawie, doprowadzili do jej rehabilitacji. Dzięki temu Elżbieta na początku 1228 r. mogła otrzymać odpowiedni dochód, który pozwolił jej zamieszkać w należącym do rodziny zamku w Marburgu, gdzie mieszkał również jej kierownik duchowy brat Konrad. To on opowiedział papieżowi Grzegorzowi IX następujący epizod: «W Wielki Piątek 1228 r. Elżbieta w obecności kilku braci oraz krewnych położyła ręce na ołtarzu w kaplicy swojego miasta Eisenach, gdzie przyjęła braci mniejszych, i wyrzekła się własnej woli oraz wszystkich powabów świata. Chciała wyrzec się także wszelkiej własności, ale odwiodłem ją od tego przez wzgląd na miłość ubogich. Wkrótce potem zbudowała szpital, zgromadziła chorych i chromych i usługiwała przy własnym stole najnędzniejszym i najbardziej zaniedbanym. Gdy za to wszystko ją upomniałem, Elżbieta powiedziała, że ubodzy są dla niej źródłem specjalnej łaski i pokory» (Epistula magistri Conradi, 14-17).
Stwierdzenie to pozwala nam dostrzec pewne podobieństwo do doświadczenia mistycznego św.Franciszka: Biedaczyna z Asyżu napisał bowiem w swoim testamencie, że gdy posługiwał trędowatym, to, co wcześniej było dla niego gorzkie, zamieniło się w słodycz duszy i ciała (Testamentum, 1-3). Ostatnie trzy lata Elżbieta spędziła w szpitalu, który założyła; usługiwała w nim chorym i czuwała przy konających. Brała zawsze na siebie najniższe posługi i najbardziej nieprzyjemne prace. Moglibyśmy powiedzieć, że była ona kobietą konsekrowaną żyjącą w świecie (soror in saeculo); razem ze swoimi przyjaciółkami, noszącymi szare habity, stworzyła wspólnotę zakonną. Nieprzypadkowo jest patronką Trzeciego Zakonu Regularnego św.Franciszka i Świeckiego Zakonu Franciszkańskiego.
W listopadzie 1231 r. zaatakowała ją ostra febra. Kiedy wiadomość o jej chorobie się rozeszła, mnóstwo osób przychodziło ją odwiedzić. Po blisko dziesięciu dniach poprosiła o zamknięcie drzwi, by mogła pozostać sama z Bogiem. W nocy 17 listopada spokojnie zasnęła w Panu. Świadectwa o jej świętości były tak liczne i tak przekonujące, że zaledwie cztery lata później papież Grzegorz IX ją kanonizował; w tym samym roku został poświęcony piękny kościół, wzniesiony ku jej czci w Marburgu.
Drodzy bracia i siostry, postać św. Elżbiety pokazuje, że wiara, przyjaźń z Chrystusem kształtują poczucie sprawiedliwości, równości wszystkich, praw innych, a także rodzą miłość i miłosierdzie. A z tej miłości rodzi się też nadzieja, pewność, że jesteśmy kochani przez Chrystusa i że miłość Chrystusa czeka na nas, daje nam zdolność naśladowania Go i dostrzegania Go w innych. Św. Elżbieta zachęca nas do odkrycia Chrystusa na nowo, do kochania Go, do wiary, by znaleźć prawdziwą sprawiedliwość i miłość, a także radość z tego, że kiedyś będziemy zanurzeni w miłości Bożej, w radości z wiecznego przebywania z Bogiem. Dziękuję.
do Polaków:
Witam uczestniczących w tej audiencji pielgrzymów polskich. Dzisiaj w Polsce przypada liturgiczne wspomnienie św. Jana z Kęt — filozofa, teologa na Uniwersytecie Jagiellońskim, patrona archidiecezji krakowskiej. Był pracowity, wytrwały, pobożny. Wyróżniał się duchem miłosierdzia i troską o ubogich. Uczmy się od niego wierności Chrystusowi i Ewangelii. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
L’Osservatore Romano 12/2010/Opoka.pl
______________________________________________________________________________________________________________
16 listopada
Najświętsza Maryja Panna Ostrobramska
Matka Miłosierdzia
Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie. Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem, (Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu Iść za wrócone życie podziękować Bogu), Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono. Adam Mickiewicz Pan Tadeusz, Inwokacja Zarówno cudowny obraz, jak i kaplica, w której się mieści, oraz sama Ostra Brama mają bogatą historię, ściśle wiążącą się z historią rozbudowy Wilna. Na przełomie XV i XVI w. postanowiono otoczyć je murem obronnym. Powstało dziewięć bram miejskich, z których jedna (jedyna zachowana do naszych czasów) nosiła nazwę Miednickiej, inaczej Krewskiej. Nieco później przyjęła się inna nazwa bramy – Ostra. Zgodnie z tradycją na bramach obronnych zawieszano święte obrazy. Ostra Brama po obu jej stronach również miała własne obrazy, które po pewnym czasie uległy zniszczeniu. Jednym z tych obrazów był wizerunek Matki Bożej. Z czasem miejsce to stało się miejscem modlitwy do Maryi. Kult Matki Miłosierdzia z Ostrej Bramy jest ogromny i niezrównany w swej sile. Sięga drugiej połowy XVII w. i wiąże się z obroną murów miasta. Jednakże wyraźne jego wzmożenie nastąpiło w I połowie XVIII w. Szczególny rozwój czci Matki Miłosierdzia nastąpił po rozbiorach Polski. W 1993 roku modlił się w kaplicy w Ostrej Bramie św. Jan Paweł II. Ofiarował wtedy Matce Bożej Miłosierdzia złotą różę. Kult Matki Bożej Ostrobramskiej jest ciągle żywy i obecny nie tylko na terenie Litwy, ale także w sąsiednich krajach. W Polsce około 30 parafii ma za patronkę Matkę Bożą Ostrobramską.Oryginalny obraz jest namalowany temperą na ośmiu dębowych deskach, jest więc duży. W późniejszych latach obraz został przemalowany farbą olejną; zmieniono także wizerunek Matki Bożej (zamalowano m.in. pukiel włosów wymykający się spod chusty i skrócono palce dłoni). Nie znamy twórcy obrazu. Namalowano go prawdopodobnie w I połowie XVII wieku na wzór obrazu Martina de Vosa – flamandzkiego artysty. Dzisiaj odrzuca się całkowicie wersję o wschodnim pochodzeniu obrazu, który miał przywieźć z wyprawy książę litewski Olgierd w XIV wieku, jak też i to, że Matka Boża ma twarz Barbary Radziwiłłówny. Głowę Matki Bożej zdobią dwie korony. Pierwsza pochodzi z końca XVII wieku, w XIX wieku ozdobiona została klejnotami ofiarowanymi jako wota. Druga korona, z połowy XVIII wieku, podtrzymywana jest przez dwa aniołki i ozdobiona sztucznymi kamieniami. 2 lipca 1927 r. odbyła się uroczysta koronacja obrazu złotymi koronami. Dokonał jej arcybiskup metropolita warszawski kard. Aleksander Kakowski w obecności prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Józefa Piłsudskiego. Obraz przedstawia pochyloną Madonnę bez Dzieciątka. Głowę otoczoną promienną aureolą Maryja lekko pochyla w lewo, smukłą szyję zdobi szal. Jej twarz jest pociągła, półprzymknięte oczy dodają jej powagi; ręce trzyma skrzyżowane na piersiach.Ostra Brama wiąże się również w istotny sposób z kultem Miłosierdzia Bożego. Obraz Miłosierdzia Bożego został namalowany w Wilnie i wystawiony publicznie właśnie w Ostrej Bramie (26-28 kwietnia 1935 r.). Tu też św. Faustyna miała wizję triumfu obrazu Miłosierdzia Bożego.Bardzo silne są też związki św. Jana Pawła II z Ostrą Bramą: “W momencie mojego wyboru na Stolicę Piotrową pomyślałem o Matce Najświętszej z Ostrej Bramy” (6 września 1993 r.); “Niedługo po tym, jak niezbadanym wyrokiem Bożym zostałem wybrany na Stolicę Piotrową, udałem się do litewskiej kaplicy Matki Miłosierdzia w podziemiach Bazyliki Watykańskiej. I tam, u stóp Najświętszej Dziewicy, modliłem się za was wszystkich” (8 września 1993 r.). Opiece Matki Miłosierdzia św. Jan Paweł II przypisuje uratowanie z zamachu z 13 maja 1981 r.: “Kiedy mogłem kontemplować oblicze Matki Bożej w sanktuarium w Ostrej Bramie w Wilnie, skierowałem do Niej słowa wielkiego polskiego poety, Adama Mickiewicza: «Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie! (…) Jak mnie (…) do zdrowia powróciłaś cudem!». Powiedziałem to na koniec modlitwy różańcowej odmówionej w sanktuarium ostrobramskim. I głos mi się załamał…” (13 maja 1994 r.). |
_______________________________________________________________________________
Matka Najświętsza z Ostrej Bramy
fot. radio Niepokalanów
***
Być w Wilnie i nie nawiedzić Matki Bożej Ostrobramskiej to tak, jak mijając Częstochowę, nie wstąpić na Jasną Górę. Zresztą, warto dodać, że w okresie międzywojennym były to najpopularniejsze miejsca pielgrzymkowe Rzeczypospolitej.
Nie wiemy, kto namalował łaskami słynący wizerunek, pochodzący z XVI w. Niektórzy przypisują jego autorstwo krakowskiemu artyście Łukaszowi, inni zaś nieznanemu twórcy ze szkoły włoskiej. Namalowany został techniką temperową na podkładzie klejowo-kredowym na dębowych deskach o wymiarach 200×165 cm. Do dzisiaj Ostra Brama przyciąga rzesze pątników i turystów. A przede wszystkim Polaków.
Dziewięć bram
Miasto, którego według legendy, założycielem był Giedymin, dziadek Jagiełły i Witolda, można zwiedzać bez końca. Spotykają się tutaj kultury różnych narodów, różne wyznania, co niewątpliwie wpływa na jego niezapomniany urok. Jednym z charakterystycznych zabytków miasta nad Wilią jest Ostra Brama.
Wilno słynęło niegdyś z ok. 30 wizerunków maryjnych. Do dzisiaj na całym świecie znane jest przede wszystkim z kultu ostrobramskiej Matki Bożej Miłosierdzia. Z dziewięciu bram miejskich, które na początku XVI w. stanowiły integralną część muru obronnego miasta, do dzisiaj pozostała tylko ta jedna. Reprezentacyjną, tutaj bowiem witano przybywających do miasta oficjalnych gości, położoną od południowo-wschodniej strony przy trakcie do Miednik i Krewa, bramę nazywano początkowo Trocką. Z czasem zyskała miano „ostrej”, prawdopodobnie od mocno zwężającego się tutaj obszaru miasta. Zgodnie ze średniowiecznym zwyczajem, tuż nad bramami, zamieszczano święte obrazy, by chroniły mieszkańców miasta przed kataklizmami.
Początkowo w ostrobramskim portalu, stanowiąc harmonijną całość, widniały dwa wizerunki: Jezusa Chrystusa i Matki Bożej. Ponieważ były nieosłonięte, pod wpływem warunków atmosferycznych – niszczały. Pierwotny obraz Madonny nie jest więc znany. Zastąpił go nowy, zachowany do czasów współczesnych.
Madonna o przymrużonych oczach
Obraz Matki Bożej umieszczony jest na wykonanym przez wileńskiego złotnika Ignacego Skinderskiego antepedium z 1799 r.
Madonna o przymrużonych oczach, zatopionych w kontemplacji, jest bez Dzieciątka. Okryta jest złotą błyszczącą sukienką.
Głowa ukoronowana dwiema nałożonymi na siebie koronami pochylona jest nieco w prawo, a ręce skrzyżowane na piersiach. Głowę Dziewicy otacza złocista aureola z promieni i gwiazd. Teologicznie wizerunek nawiązuje do apokaliptycznej wizji zwycięskiej Niewiasty. Na dole obrazu znajduje się duży, srebrny półksiężyc – wotum umieszczone w 1849 r. – chyba najbardziej charakterystyczny element wizerunku.
Kult Matki Bożej zaczął rozwijać się szczególnie po 1622 r., kiedy to w pobliżu Ostrej Bramy osiedlili się karmelici. Oni to zapoczątkowali wspólne odmawianie modlitw zakonnych przed obrazem i przejęli opiekę nad ostrobramskim wizerunkiem. Pod bramę przychodzili też mieszkańcy Wilna, przybywali pątnicy, wierząc, że Ostrobramska Pani jest skuteczną orędowniczką w niebie. Ta wiara przetrwała przez wiele stuleci.
W okresie zaborów, szczególnie w okresie powstania styczniowego, pod kaplicą organizowano patriotyczne manifestacje. To właśnie do Ostrobramskiej Pani w 1919 r. zmierzał pochód uczonych, dostojników państwowych i kościelnych, a także młodzieży, by podziękować Madonnie za możliwość otwarcia Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie.
Wielkim przeżyciem religijnym i patriotycznym rangi państwowej stała się koronacja wizerunku papieskimi koronami, która odbyła się w wileńskiej katedrze 2 lipca 1927 r. i otrzymała, decyzją papieża Piusa XI, tytuł Królowej Korony Polskiej. W uroczystościach wzięli udział najwyżsi dostojnicy z marszałkiem Józefem Piłsudskim i prezydentem Ignacym Mościckim na czele.
Wiele lat później kolejne pokolenia wiernych podczas wojny modliły się za wstawiennictwem Maryi o wyzwolenie spod okupacji niemieckiej i sowieckiej.
Po włączeniu Wilna do Związku Radzieckiego, mimo ostrych restrykcji i zakazów ze strony władz komunistycznych, sanktuarium funkcjonowało.
Do dziś na bramie widnieje łaciński napis: „Mater Misericordiae – sub Tuum praesidium confugimus!” (Matko Miłosierdzia – pod Twoją obronę uciekamy się).
Kaplica
Ci, którzy pragną odnaleźć spokój, by w ciszy powierzyć troski Maryi, winni skierować swe kroki do niewielkiej, sklepionej trzema łukami Kaplicy Ostrobramskiej. Prowadzi do niej boczne wejście w murze kościoła św. Teresy, wzniesionego w XVII w. Aby dostać się do kaplicy, trzeba pokonać długie wyślizgane schody. Pokolenia pielgrzymów przychodziły bowiem do Maryi na kolanach, by wypraszać łaski dla siebie i swoich bliskich lub dziękując pozostawiali wota. Do dzisiaj jej ściany zdobią medaliony, ryngrafy, tabliczki, korale… Wśród nich jest wotum marszałka Józefa Piłsudskiego – plakietka z napisem: „Dziękuję Ci Matko za Wilno”. Do Ostrej Bramy pielgrzymował Jan Paweł II, który ofiarował Maryi złotą różę. Będąc w Wilnie w 1993 r. papież wspominał: „W momencie mojego wyboru na Stolicę Piotrową pomyślałem o Matce Najświętszej z Ostrej Bramy”.
Na sklepieniach kaplicy znajdują się stiukowe płaskorzeźby przedstawiające Gwiazdę Betlejemską, Arkę Noego i Arkę Przymierza. Przy ołtarzu wznoszą się cztery kolumny, a między nimi umieszczono posągi św. Joachima i św. Anny – rodziców Najświętszej Maryi Panny.
Kaplicę trawiło kilka pożarów, jednak najgroźniejszy, z 1715 r., zniszczył ją całkowicie. Cudowny obraz udało się wynieść do kościoła św. Teresy. W kolejnych latach kaplica powiększała się o zakrystię i galerię dla modlących się wiernych. Kiedy w 1799 r. władze cesarskie rozpoczęły burzenie miejskich murów i wszystkich bram w Wilnie, ale Ostrą Bramę pozostawiono nietkniętą.
W 1829 r. wzniesiono nową, w stylu późno klasycystycznym kaplicę oraz dobudowano piętrową galerię z murowanymi schodami. W takim kształcie istnieje do dzisiaj.
„…I w Ostrej świecisz Bramie!…”
Kiedy stoi się pod wileńską bramą, zadzierając nieco głowę do góry, by spojrzeć na cudowny wizerunek Madonny, modlitewne słowa Mickiewiczowskiej inwokacji: „Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy / I w Ostrej świecisz Bramie!…” same cisną się na usta, i to nie tylko wybitnym humanistom. Ba, nie trzeba być także historykiem z wykształcenia, by zrozumieć, że niezależnie od wiatru historii, podziałów geopolitycznych, sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia zachowuje status jednego z symboli Rzeczypospolitej.
Małgorzata Szewczyk/wiara.pl
____________________________________________________________________________________
Wspomnienie Matki Bożej Ostrobramskiej.
Jej kult trwa już od XVII wieku
fot. Cezary Wojtkowski / depositphotos.com
***
16 listopada Kościół wspomina Matkę Bożą Ostrobramską. W Wilnie, gdzie znajduje się Jej obraz, rozpoczyna się ośmiodniowy odpust Opieki Najświętszej Maryi Panny Matki Miłosierdzia. Codziennie do Matki Bożej Ostrobramskiej przybywają liczne pielgrzymki.
Historia obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej
Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej powstał w latach 1620-30. Został zawieszony w bramie zwanej Miednicką (prowadzącej w kierunku na Miedniki, Oszmianę i dalej do Mińska) lub Ostrą, od części południowego przedmieścia o nazwie Ostry Koniec.
Początkowo wizerunek Matki Boskiej wisiał w małej niszy po wewnętrznej stronie bramy, natomiast po zewnętrznej umieszczono wizerunek Zbawiciela Świata (Salvator mundi), był więc integralną częścią dyptyku, mającego teologiczny sens: Maryja jest Bramą niebios, przez którą prowadzi droga do Chrystusa i zbawienia. Obraz Zbawiciela jest obecnie przechowywany w Muzeum Dziedzictwa Sakralnego w Wilnie.
Kult Matki Bożej rozpoczął się wraz z przybyciem do Wilna w połowie XVII w. karmelitów bosych, którzy przy Ostrej Bramie zbudowali swój klasztor i konsekrowali kościół (1654) pod wezwaniem św. Teresy z Avila, hiszpańskiej mistyczki. Obraz wiszący w bramie przyciągał uwagę zakonników, zaczęli odprawiać przy nim nabożeństwa, zachęcając wiernych do uczestnictwa.
W 1671 r. staraniem karmelity ojca Karola od Ducha Świętego zbudowano na bramie dla obrazu specjalną drewnianą kaplicę. Z tym rokiem wiąże się pierwszy cud odnotowany w kronikach klasztornych: „Trafiło się R.P. 1671 r. , którego był Obraz do pierwszej wprowadzony Kaplicy, że mało lat dwie mające dziecie, z drugiego piątra niejakim przypadkiem, na samego dołu kamienny pawiment tak wielkim upadło szwankiem, że je nieżywe z ziemi podjęto”. Za cudowne przywrócenie życia dziecku rodzice ofiarowali votum. Od tego czasu kult zaczął się intensywnie rozwijać.
Ciągłe wojny a także pożary miasta sprawiały, że wierni zaczęli gromadzić się u stóp Pani Ostrobramskiej prosząc o ratunek. W czasie jednego z pożarów spłonęła także drewniana kaplica, ale obraz cudownie ocalał. W 1713 r. postawiono kaplicę murowaną. Początkowo wierni mogli się modlić tylko stojąc na ulicy, gdyż wejście do kaplicy było od strony ogrodów klasztornych. Dopiero pod koniec XVIII wieku wybudowano wewnętrzne schody dla pątników.
Od 1773 r. kiedy papież Klemens XIV nadał kaplicy miano publicznej zaczęto organizować dziękczynne nabożeństwa zwane „Opiekami”, które stały się główną uroczystością ostrobramską obchodzoną z oktawą do dnia dzisiejszego. W 1853 r. tak opisał święto „Opiek” Władysław Syrokomla: „Przez osiem dni kościół i ulica przepełnione są ludem, wieczorna litania bez względu na przykrą pogodę roku liczy co dzień po kilka tysięcy modlących się. (…) Nieszpory odbywają się w kościele. Po ich zakończeniu, kapłan celebrujący, zwykle biskup wileński, pontyfikalnie ubrany wchodzi do Ostrobramskiej kaplicy. Artyści co przedniejsi, jakich Wilno posiada, wykonują litanię przy towarzyszeniu orkiestry miejscowej.” Warto zaznaczyć, że związany z miastem kompozytor – Stanisław Moniuszko skomponował w latach 1843-1855 cztery „Litanie Ostrobramskie” na chór i orkiestrę.
W XIX w. gospodarze sanktuarium – karmelici – musieli opuścić klasztor (1844 r.) w ramach represji po powstaniu listopadowym. Kościół i kaplica trafiły pod opiekę duchownych diecezjalnych. Dopiero prawie wiek później, w 1931 r., w odrodzonej Polsce karmelici powrócili do Wilna. Odnowiono kaplicę, wykonując dębową boazerię i dodając artystyczny fryz z wezwaniami Litanii loretańskiej.
Kult Maryi w wizerunku ostrobramskim najbardziej rozpowszechnił Adam Mickiewicz pisząc w Inwokacji: „Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz bramie”. Obraz rozświetlony wieczorami rzeczywiście „świeci” z daleka w bramie zamykającej ul. Ostrobramską (lit. Aušros Vartų). Przed tym obrazem modlił się Mickiewicz przed opuszczeniem Wilna na zawsze. W ciągu wieków pielgrzymowali do tronu Maryi książęta i królowie, znani pisarze, poeci, politycy i biskupi. „Księga kapłanów odprawiających Msze święte w kaplicy Ostrobramskiej” odnotowuje, że 22 listopada 1933 r. (zapewne podczas oktawy odpustowej) Eucharystię w kaplicy odprawił bł. Stefan Wyszyński, wtedy profesor Seminarium Duchownego we Włocławku. Ikona ostrobramska jest otaczana czcią także przez wyznawców prawosławia.
W 1935 r. przed uroczystością zakończenia Jubileuszu Odkupienia Świata (w pierwszą niedzielę po Wielkanocy) wystawiono tu po raz pierwszy publicznie obraz Jezusa Miłosiernego „Jezu, ufam Tobie”, namalowany według wskazówek św. siostry Faustyny przez malarza Eugeniusza Kazimirowskiego.
Po wybuchu wojny, 26 marca 1942 roku Niemcy uwięzili karmelitów w więzieniu na Łukiszkach, a następnie skierowano ich do obozu pracy w Szałtupiu. Po wyzwoleniu Wilna przez Armię Czerwoną zakonnicy musieli wyjechać do Polski. W czasach powojennego komunizmu, gdy wiele kościołów na Litwie zamykano i przeznaczano na magazyny, urzędy czy muzea, kaplica Ostrobramska była cały czas czynna.
Kaplica Ostrobramska
Dwuczęściowa fasada kaplicy z trójkątnym frontonem ozdobionym Okiem Opatrzności – symbolem Bożej opieki – była ozdobiona początkowo napisem po polsku: „Matko Miłosierdzia. Pod Twoją obronę uciekamy się”. Po upadku powstania styczniowego w 1865 r. gubernator wileński Michaił Murawjew kazał usunąć polski napis i zastąpić go łacińskim: Mater Misericordiae. Sub tuum presidium confugimus ”. W 1933 r. przywrócono napis po polsku, po II wojnie powrócono znowu do języka Kościoła powszechnego – łaciny.
Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej
Obraz został namalowany temperą z uzupełnieniami olejnymi przez nieznanego malarza na 8 deskach o grubości 2 cm. Wielkość obrazu to 2 metry na 162 cm. Głowę Maryi okoloną promienistym nimbem i kręgiem gwiazd zdobią dwie korony: barokowa (koniec XVII w.) i rokokowa (połowa XVIII w.) unoszona przez aniołki.
Maryja jest przedstawiona jako Najświętsza Dziewica w momencie Zwiastowania, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, chyląca pokornie głowę. Taką interpretację uzasadniają też rzeźby stojące z boku między kolumnami, przedstawiające rodziców Maryi: św. Joachima i św. Anną. Według innej interpretacji obraz przedstawia brzemienną Maryję, o czym miałyby świadczyć szeroko rozłożone poły płaszcza i dwie korony: jedna dla Niej, a druga dla Dzieciątka. Z kolei poeta Władysław Syrokomla uważał, że dwie korony wskazują na Maryję jako Królową Polski i Wielką Księżną Litewską.
U podnóża Madonny znajduje się posrebrzany półksiężyc z napisem: „Dzięki Tobie składam Matko Boska za wysłuchanie próśb moich, a proszę Cię Matko Miłosierdzia zachowaj mnie nadal w łasce i opiece Swojej Przenajświętszej W.I.J. 1849 roku”.
W okresie międzywojennym obraz ukoronowano nowymi koronami poświęconymi przez papieża Piusa XI. Uroczystej koronacji 2 lipca 1927 r. dokonał abp metropolita warszawski Aleksander Kakowski w obecności kard. Augusta Hlonda i 28 biskupów; obecni byli prezydent I. Mościcki i marszałek J. Piłsudski. W kaplicy, wśród tysięcy wotów znajduje się srebrna tabliczka od Marszałka z napisem „Dziękuję Ci Matko za Wilno”. Papież Pius XI, starając się uchronić oba narody od wzajemnej wrogości, nie zgodził się, by przy koronacji obrazu ostrobramskiego nadano mu tytuł „Królowej Polski”. Los poświęconych przez papieża koron jest nieznany. Prawdopodobniej na początku II wojny światowej zostały ukryte, jednak do dzisiaj ich nie odnaleziono.
Na sukience Maryi wykute zostały motywy z kwiatów, wśród których znawcy rozpoznali co najmniej dziesięć gatunków roślin. Obfitość roślinności nawiązuje do średniowiecznej symboliki i przedstawia Maryję jako hortus conclusus – „ogród zamknięty”, wspomniany w Pieśni nad Pieśniami (4,12).
Wota wdzięczności
Już w XVIII w. wotów było tyle, że karmelici bosi w 1799 r. mogli przeznaczyć 51 z nich na posrebrzenie i pozłocenie blachy zdobiącej frontową część ołtarza (antepedium). W 1810 r. na wykonanie naczyń liturgicznych przeznaczono aż 100 starych, osiemnastowiecznych wotów. Papież Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki w 1993 r. na Litwę ofiarował jako wotum złotą różę i piuskę (przechowywane w skarbcu). Współcześnie wota zawieszane są także przed wejściem do kaplicy w specjalnych gablotach.
Wilno, w którym czci doznają dwa obrazy: Matki Bożej Miłosierdzia i Jezusa Miłosiernego, nazywane jest często „miastem Miłosierdzia”.
Deon.plźródło: KAI / tk
______________________________________________________________________________________________________________
Wilno – Ostrobramska Matka Miłosierdzia
„Wieczorem, kiedy tylko jedna lampka płonie przed obrazem, a w mieście cicho i z dala słychać turkot oddalonych powozów, … jest jakiś urok tajemniczy, który na widok kaplicy przejmuje, nawet najmniej usposobionych na przyjęcie religijnych wrażeń. Tu można najlepiej wówczas się modlić: i zdaje się, że ten obraz wznoszący się ponad miastem, z złożonymi rękami błagający za nas Boga, poda modlitwę wyżej i uprosi jej skutek.”
Józef Ignacy Kraszewski
Sanktuarium
W stolicy Litwy – Wilnie, od pięciu wieków Matka Boża odbiera cześć w jedynym bodaj na świecie „sanktuarium na ulicy”. Jego ściany tworzą, z jednej strony boczna ściana kościoła św. Teresy od Jezusa, z drugiej rząd domów i kamienic. Sklepieniem jest niebieski firmament z wędrującymi białymi obłokami w dzień i miriadami gwiazd migocących nocą. W kaplicy „zawieszonej” nad miejską bramą błyszczy srebrzystozłotym blaskiem pokaźnych rozmiarów wizerunek zamyślonej Maryi z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Brama, wraz z całym ciągiem murów obronnych i pozostałymi bramami sięga czasów króla Aleksandra Jagiellończyka, który w 1503 r. kazał nimi opasać miasto. Każda brama otrzymała swoją nazwę i jakiegoś patrona. Na bramie Miednickiej, która z czasem przybrała nazwę Ostrej Bramy – po litewsku Ausros Vartai Brama Zaranna, Brama Jutrzenki – umieszczono obraz Matki Bożej, który pod wpływem warunków atmosferycznych uległ zniszczeniu. Obecny wizerunek pochodzi z XVII w., i jest według znawców tematu dziełem artysty krakowskiego Łukasza Porębskiego, a nawiązuje w swojej formie do włoskich Madonn renesansowych. W 1626 r. tuż przy Ostrej Bramie osiedlili się karmelici bosi, otaczając obraz szczególną czcią. Wybudowali klasztor i kościół p.w. św. Teresy z Avila. Następnie zbudowali kaplicę nad Ostrą Bramą i tam umieścili obraz, nad którym władze miasta zleciły im opiekę. „Kiedy kaplicę ukończono, zgotowano bardzo uroczystą procesję, aby wspomniany Wizerunek umieścić na Bramie. Sami Wojewodowie, Kasztelanowie, Wodzowie i różni Senatorowie najpierw na własnych rękach donieśli Go bramy, następnie wyciągnięty na górę na linach, został umieszczony na miejscu…” (Kronika klasztoru karmelitów bosych w Wilnie). Od tej pory kult zaczął się rozprzestrzeniać na całe Wielkie Księstwo Litewskie i Rzeczypospolitą. Wtedy też nałożono na obraz sukienki srebrno-złote za sprawą wilnian i bpa Aleksandra Sapiehy.
Ulica prowadząca przez Ostrą Bramę była ruchliwą arterią. Umieszczenie tam czczonego obrazu nadawało ulicy szczególny charakter – ulica stawała się miejscem modlitwy, dla przechodniów, którzy zatrzymywali się tu na modlitewne westchnienie do Matki zadzierając głowy do góry, niejednokrotnie też przyklękając. Modlili się tu Adam Mickiewicz – o czym świadczy inwokacja do „Pana Tadeusza” (...Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie…) i wspomnienie przyjaciela Antoniego Odyńca, opisującego wyjazd filaretów na wygnanie: „Adam słuchał Mszy św. na galerii, klęcząc z twarzą ukrytą w dłoniach. Twarz potem była blada, ale najzupełniej spokojna. Wracając, tonem pedagoga mówił do nas idących razem o obowiązku człowieka poddania się wyrokom Opatrzności, która nigdy nie opuszcza nikogo, kto w niej z wiarą ufność położy”, modlili J.J. Kraszewski, J. Słowacki, Wł. Syrokomla i św. Rafał Kalinowski, kiedy wyruszał na syberyjską tułaczkę. Opieka Maryi niejednokrotnie uchroniła wierny lud i miasto od wielu klęsk, nieszczęść, pożarów i dziejowych zawieruch. Toteż już w 1735 r. zaczęto w listopadzie obchodzić święto Opieki N.M.P. – Matki Miłosierdzia, Pani Ostrobramskiej.
W latach 1829-30 odnowiono kaplicę, odbudowano zniszczoną galerię ze schodkami, a na kaplicy umieszczono napis z mosiężnych liter: MATKO MIŁOSIERDZIA, POD TWOJĄ OBRONĘ UCIEKAMY SIĘ. Na skutek represji popowstaniowych w 1884 r. carat skasował karmelitów bosych, a opiekę nad rozwijającym się prężnie sanktuarium przejęło duchowieństwo diecezjalne. Po odzyskaniu niepodległości rozpoczęto starania o koronację cudownego obrazu. Zajął się tym osobiście arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski. Uroczystość ta odbyła się 2 lipca 1927 r., a koronatorem podwójnych (!) koron dla Maryi był Aleksander kard. Kakowski (korony są ze złoconego srebra, jedna barokowa dla Królowej Niebios, druga rokokowa dla Królowej Polski). Wśród licznych oficjeli i gości byli: prezydent Ignacy Mościcki i marszałek Józef Piłsudski. Za Bożym zrządzeniem w tym miejscu omodlonym przez wiernych wzywających pomocy Matki Miłosierdzia, po raz pierwszy wystawiono do publicznej czci obraz Pana Jezusa Miłosiernego namalowany pod dyktando św. s. Faustyny Kowalskiej przez wileńskiego artystę Eugeniusza Kazimirowskiego w roku 1935. Karmelici bosi wrócili w 1936 r. do sanktuarium swej Matki, ale tylko na krótko, bo wojna i czasy komunizmu znowu zgotowały rozłąkę. Po II wojnie światowej wielu Polaków musiało się rozstać ze swoją Panią i Królową. Jednak kult Matki Bożej Ostrobramskiej przetrwał w ich sercach. Zmuszeni do opuszczenia Wilna zabierali ze sobą Jej wizerunki i tak zaczęły powstawać inne ośrodki kultu Matki Miłosierdzia w Polsce (Białystok, Skarżysko-Kamienna, Wrocław) i na całym świecie.
Wizerunek ten szczególną czcią otaczał Jan Paweł II. Pragnienie jego życia spełniło się 4 września 1993 r. Będąc w Ostrej Bramie mógł przewodniczyć modlitwie różańcowej. Powiedział wtedy: „Sanktuarium Ostrej Bramy od wielu stuleci jest celem licznych pielgrzymów, którzy przybywają tu każdego dnia, aby powierzyć Matce Miłosierdzia radości i troski swego życia. Świątynia ta stała się zatem uprzywilejowanym miejscem spotkania z Matką Chrystusa i matką Kościoła. Chrześcijanie z Litwy, Polski, Białorusi, Ukrainy, Rosji i innych krajów przybywają tutaj, by przed obliczem Matki Bożej dzielić się nawzajem, niczym bracia i siostry, tą samą wiarą, wspólną nadzieją i jedną miłością… Dziękuję Ci Matko Ostrobramska, że jesteś Matką Miłosierdzia.”
Obraz
Artysta Łukasz Porębski w stworzonym przez siebie dziele zawarł równocześnie wiele znanych z Ewangelii rysów Maryi. Namalowany na dwóch deskach dębowych wizerunek Maryi ma wymiary 165×200 cm. Madonna bez Dzieciątka, z lekko pochyloną głową i rękami skrzyżowanymi na piersiach, to przede wszystkim Maryja ze Zwiastowania; z uwagą słuchająca słów Posłańca z Nieba; z pokorą skłaniająca głowę przed Bożym orędziem; czułym gestem dłoni przyjmująca Słowo, które pod Jej sercem staje się ciałem. Jest jakby wierną ilustracją do Hymnu z Jutrzni Bożego Narodzenia:
W nietknięte łono Świętej Panny zstąpiła z Nieba pełnia łaski
A Ona odtąd dźwiga w sobie nie znaną jeszcze tajemnicę.
Dziewicze serce już się stało Świątynią Boga Najwyższego
I Ta co męża nie poznała poczęła słowem przyzwolenia.
Jest również zwycięską Niewiastą z apokaliptycznej wizji św. Jana: „obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu” (J 12, 1b) oraz Ozdobą kwitnącego Karmelu i Królową z psalmów, która „obleczona w złotogłów stoi po prawicy Króla”.
Od wielu lat na nowo odradza się ruch pielgrzymkowy do Ostrej Bramy, i słychać wołanie: Maryjo Ostrobramska! Matko Miłosierdzia królująca w Ostrej Bramie, nie przestań od teraz aż do ostatniej godziny życia mego z dobrocią serca Twego spoglądać na mnie z wysokości Tronu Twego w niebie. Nawiedź mnie w godzinę śmierci w towarzystwie świętego Anioła Stróża oraz świętego Patrona mego, abym otrzymał (-a) łaskę przebłagania Boskiego Oblicza Syna Twego, którego tak często ciężkimi grzechami moimi obrażałem(-am). Święta Maryjo, Matko Boża! Matko Miłosierdzia, módl się za mną teraz i w godzinę śmierci mojej. Amen. A miłosierna Matka Boga spoglądająca w dół na proszących Ją o wstawiennictwo, stale nosi w sercu wszystkie ludzkie niedole i wielkodusznie pragnie im zaradzić.
o. Paweł Ferko OCD/Karmel.pl
_________________________________________________________________________________
Dlaczego Matka Boża Ostrobramska przedstawiona jest bez Jezusa?
fot. Cezary Wojtkowski | Shutterstock
***
Może dziś powierzenie Matce Ostrobramskiej spraw rozgrywających się na terenach, które jej przed wiekami oddano pod opiekę, byłoby aktem nie tylko dziecięcego zaufania, ale i roztropności?
Obraz, przed którym modlą się Litwini, Białorusini, Ukraińcy i Polacy, lśni srebrem w wileńskim ołtarzu. Szlachetna suknia Maryi – w antepedium wykonanym w 1799 r. przez wileńskiego złotnika Ignacego Skinderskiego – ukrywa słynący łaskami wizerunek Matki Jezusa, malowidło nieznanego autora. Ostra Brama jest od wieków symbolem spotykania się narodów – mimo granic, różnic i okupacyjnych zapędów Rosjan.
Obraz Matki Bożej w bramie miasta
W źródłach historycznych pierwsza wzmianka o Ostrej Bramie pochodzi z 1514 r. Była jedną z pięciu bram miasta z basztą obronną, na której zawisł obraz Matki Bożej. Jako jedyna przetrwała historyczne zawieruchy. Z rozbudowaną fasadą, w której wzniesiono kaplicę – najpierw drewnianą, potem murowaną – i przeniesiono słynący łaskami obraz, stoi do dziś.
Kroniki podają, że to król Aleksander Jagiellończyk rozkazał otoczyć Wilno murem, gdyż miastu zagrażały ciągłe najazdy tatarskie i rosnąca w siłę Moskwa. Obraz Matki Bożej zawieszony w bramie miał chronić miasto przed wrogami. Przez długi czas był miejscem modlitwy pod gołym niebem.
Maryja Ostrobramska bez Jezusa
Dzięki konserwatorom sztuki i znawcom malowideł sakralnych wiemy, że obraz Matki Bożej Miłosierdzia pochodzi z XVI w. Został namalowany techniką temperową, na dębowych deskach o wymiarach 200×165 cm, pokrytych najpierw klejowo-kredowym podkładem, a potem farbą olejną.
Na obrazie Maryja pochyla głowę lekko w prawo. Jej głowę otacza złocista aureola z promieni i gwiazd. Na dole obrazu znajduje się duży, srebrny półksiężyc. Jest to wotum umieszczone w 1849 r., i dziś najbardziej charakterystyczny element obrazu.
Na półksiężycu widnieje też napis: „Dzięki Tobie składam Matko Boska za wysłuchanie próśb moich, a proszę Cię Matko Miłosierdzia zachowaj mnie nadal w łasce i opiece Swojej Przenajświętszej W.I.J 1849 roku”.
Ręce, którymi Maryja zwykle obejmuje małego Jezusa, ma złożone do modlitwy. Znawcy mówią, że modli się za nas, a jej puste ręce, bez Jezusa, symbolizują oddanie naszym sprawom i intencjom, które do niej zanosimy.
Tu, w Ostrej Bramie, jest cała dla nas. Sprawy opieki nad Maleństwem odłożyła na chwilę na bok, skupia się nad problemami dzieci, które powierzył jej Bóg.
Matka, która wszystko rozumie
Jednym z pierwszych cudów za wstawiennictwem Maryi z Ostrej Bramy było uzdrowienie dziecka, które wypadło z drugiego piętra. Po wypadku oddane pod opiekę Maryi zostało całkowicie uzdrowione i nie miało powikłań zdarzenia. Przez wieki cudów było bardzo wiele. Do wstawiennictwa w swojej sprawie przyznaje się sam Adam Mickiewicz w Inwokacji zamieszczonej na początku Pana Tadeusza.
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem,
(Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
Iść za wrócone życie podziękować Bogu).
Liczne cuda sprawiły, że wokół obrazu zaczęto wieszać wota dziękczynne. Srebrne i złote serca, tabliczki, ręce i nogi z drogich kruszców, wspomniany już półksiężyc. Przez wieki ściany kaplicy ostrobramskiej ozdobiło ponad 14 tys. wotów. Przez wzgląd na to, że ich liczba wciąż rośnie, precjoza zostają systematycznie przenoszone do skarbca, który jest otwierany dla zwiedzających tylko z racji wyjątkowych okazji.
Matka Ostrobramska, Jan Paweł II i współczesne rany
„W momencie mojego wyboru na Stolicę Piotrową pomyślałem o Matce Najświętszej z Ostrej Bramy” – mówił 6 września 1993 r. Jan Paweł II. „Niedługo po tym, jak niezbadanym wyrokiem Bożym zostałem wybrany na Stolicę Piotrową, udałem się do litewskiej kaplicy Matki Miłosierdzia w podziemiach Bazyliki Watykańskiej. I tam, u stóp Najświętszej Dziewicy, modliłem się za was wszystkich…” – dodał.
4 września 1993 r., w czasie modlitwy różańcowej odmawianej w Ostrej Bramie przypominał, po polsku, litewsku i po białorusku: „Chrześcijanie z Litwy, Polski, Białorusi, Ukrainy i innych krajów przybywają tutaj, by przed obliczem Matki Bożej dzielić się nawzajem, niczym bracia i siostry, tą samą wiarą, wspólną nadzieją, jedną miłością”.
Może i dziś, powierzenie Matce Ostrobramskiej spraw rozgrywających się na terenach, które jej przed wiekami oddano pod opiekę, byłoby aktem nie tylko dziecięcego zaufania, ale i roztropności? Może warto, aby „chrześcijanie z Litwy, Polski, Białorusi, Ukrainy” jednym głosem wołali do Matki Bożej Miłosierdzia?
Agnieszka Bugała/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Matka Boża Ostrobramska bez srebrnej szaty
***
Pielgrzymi odwiedzający Kaplicę Ostrobramską do 18 lutego 2020 roku mogli zobaczyć obraz Matki Miłosierdzia bez srebrnej, złoconej sukienki, która zwykle go osłania i koron, informuje portal zw.lt.
Według informacji umieszczonej pod obrazem, tzw. sukienka jest obecnie odnawiana, a na swoje miejsce powróci już 18 lutego. Najbliższy tydzień jest więc niepowtarzalną okazją by zobaczyć w całości otaczany czcią wizerunek.
***
Przypomnijmy, że od listopada 2019 r. trwa renowacja Kaplicy Ostrobramskiej. Po jej zakończeniu Cudowny obraz Matki Bożej Miłosierdzia będzie umieszczony za specjalnym szkłem ochronnym, które będzie chroniło obraz przed aktami wandalizmu. Szkło będzie antyrefleksyjne, chroniące przed promieniowaniem UV, i antystatyczne – łatwe do czyszczenia, nieprzyciągające kurzu, odporne na zarysowania, bezbarwne. Podczas renowacji zostanie odtworzona część byłej zakrystii w kaplicy (czwarta arkada). Wewnątrz tej murowanej arkady zostanie zainstalowana winda dla osób niepełnosprawnych.
Dostać się do windy będzie można przez obecne wejście z ul. Ostrobramskiej, od strony wewnętrznej. Wewnątrz kaplicy zostanie dokonana rekonstrukcja pozostałej części podłogi z czarnego marmuru. W czasie remontu zostaną odnowione parapety, fragmenty okiennic drewnianych, dębowa powierzchnia lakierowana, metalowe okiennice zostaną oczyszczone i przygotowane do malowania. Zostaną także odświeżone ramy okien, będą pokryte powłoką antykorozyjną, a następnie pomalowane. Potłuczone szkło będzie wymienione, uszczelnienie zaś ulepszone. Mechanizmy zamykania i otwierania okien zostaną naprawione. Po pracach konserwacyjnych ani kolor fasady, ani wnętrza kaplicy, ani dekoracja ścian wewnętrznych nie ulegną zmianie.
O pochodzeniu obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej krążą różne historie. Przez niektórych uznawany był za bardzo starą, bizantyjską ikonę, którą w 1363 r. na Litwę miał sprowadzić wielki książę Olgierd. Legenda stała się nawet w XIX w. pretekstem dla Rosjan do prób odebrania katolikom cudownego obrazu. Na szczęście w obawie przed zamieszkami odstąpili od tego zamiaru. Autor ikony nie jest znany. Może nim być krakowski artysta Łukasz, który podobny wizerunek namalował w 1624 r. dla kościoła Bożego Ciała w Krakowie. Prawdopodobnie inspiracją jego dzieł by obraz flamandzkiego malarza Martina de Vosa, namalowany ok. 1580 w dwóch wersjach graficznych, różniących się układem rąk.
Według legendy, Matka Boska ma rysy Barbary Radziwiłłówny. Królowa nie mogła mieć dziecka i aby nie ranić jej uczuć nie przedstawiono Maryi wraz Dzieciątkiem. Gest złożonych na piersi rąk staje się wymownym znakiem Zwiastowania. Zdaje się mówić: „Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”.
Obraz o wymiarach 200 na 160 cm został namalowany na ośmiu deskach dębowych. Farbę nałożono na cienką warstwę gruntu kredowego, co jest typowe dla północnoeuropejskiej tradycji malarskiej. Specjaliści twierdzą, że charakter wykonania wskazuje, iż powstał on w Wilnie.
„Obraz zawiera w sobie wiele znaczeń. W wizerunku Maryi można zobaczyć Dziewicę, słuchającą zwiastowania anielskiego, także Matkę Miłosierdzia, tulącą do serca grzeszników. Wykute w metalu słońce, gwiazdy i półksiężyc są atrybutami Niepokalanie Poczętej, oznaczającymi bezmiar łask Bożych. Wzbogacony symboliką wykutych elementów obraz przypomina typ wyobrażeń Maryi nazywany z łaciny „Tota pulchra” („Cała piękna” z Pieśni nad Pieśniami 4,7). Najświętsza Dziewica Maryja jest tu przedstawiona jako początek nowego stworzenia, usprawiedliwionego jedynie dzięki łasce oraz jako najwyższy ideał chrześcijański. Z motywem Niepokalanie Poczętej wiążą się postacie Jej rodziców – św. Joachima i św. Anny”.
Początkowo wizerunek Najświętszej Maryi Panny wisiał w Wilnie w niewielkiej niszy po wewnętrznej stronie Ostrej Bramy, zaś po zewnętrznej stronie znajdował się obraz Zbawiciela. Oba malowidła były własnością miasta. Obraz nie znajdował się w kaplicy, nie był również w żaden szczególny sposób ozdobiony, by podkreślić jego rangę
Około 1671 r. wizerunek Matki Miłosiernej został zasłonięty srebrną, pozłoconą sukienką. Srebrzysty półksiężyc z wygrawerowanym napisem: „Dzięki Tobie składam Matko Boska za wysłuchanie próśb moich i proszę Cię, Matko Miłosierdzia, zachowaj mnie w łasce”, znajdującym się w dolnej części obrazu, jest wotum z 1849 r. Głowę Matki Bożej zdobią dwie korony (nałożona jedna na drugą). Są one ze złoconego srebra. Jedna barokowa dla Królowej Niebios, druga rokokowa dla Królowej Polski. Pierwsza pochodzi z końca XVII w., w XIX w. ozdobiona została klejnotami ofiarowanymi jako wota. Druga korona, z połowy XVIII w., podtrzymywana jest przez dwa aniołki i udekorowana sztucznymi kamieniami.
2 lipca 1927 r. odbyła się uroczysta koronacja słynącego cudami wizerunku Matki Bożej Ostrobramskiej. Dokonał jej arcybiskup metropolita warszawski kard. Aleksander Kakowski w obecności prezydenta Ignacego Mościckiego, prymasa Augusta Hlonda, marszałka Józefa Piłsudskiego, ministrów, biskupów i wiernych. Do koronacji użyto nowych, sporządzonych ze złota, koron. Niestety, zaginęły one w czasie II wojny światowej.
Czuły uśmiech Królowej Aniołów pozostał od wieków te sam… I trwa Jej „niech mi się stanie”…
Kresy24.pl za zw.lt/franciszkanie.pl
______________________________________________________________________________________
Pani z Ostrej Bramy
Adobe Stock
***
Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem…
(Adam Mickiewicz)
Któż z nas nie zna słów z Inwokacji do „Pana Tadeusza”! Któż z nas nie zna historii o cudownym uzdrowieniu Adama Mickiewicza przez Maryję! 16 listopada przypada święto Najświętszej Maryi Panny Ostrobramskiej, zwanej prosto, od serca – Matką Miłosierdzia.
Dlaczego „Ostra” brama?
Historycy specjalizujący się w średniowiecznych zwyczajach wspominają o umieszczaniu we wnękach wież bramnych, nad bramą, świętych obrazów. Wilno miało pięć (później dziewięć) bram miejskich. Wśród nich była Brama Miednicka (od drogi prowadzącej do Miednik), nazywana Ostrą, od nazwy południowego przedmieścia „Ostry Koniec”. Stąd przyjęło się, że cudami słynący obraz Maryi jest z Ostrej Bramy, a nie z Bramy Miednickiej.
Na bramie pierwotnie znajdował się napis w języku polskim: „Matko Miłosierdzia, pod Twoją obronę uciekamy się”, jednak w 1867 r., z polecenia Rosjan, zamieniono go na napis w języku łacińskim. Po odzyskaniu Wilna przez Polskę pierwotny napis przywrócono, jednak po 1946 r. ponownie go usunięto, zastępując łacińskim.
Miłosierdzie w Ostrej Bramie
Ostra Brama wiąże się w istotny sposób z kultem Miłosierdzia Bożego nie tylko dzięki wizerunkowi Matki Miłosierdzia. Znany obraz Jezusa Miłosiernego został namalowany w Wilnie przez Eugeniusza Kazimirowskiego i wystawiony publicznie właśnie w Ostrej Bramie w dniach 26-28 kwietnia1935 r. To tutaj św. Faustyna miała wizję triumfu Miłosierdzia Bożego.
Nie znamy twórcy obrazu Panny Świętej. Matka Miłosierdzia pochyla głowę w prawo, Jej smukłą szyję zdobi szal. Twarz Maryi jest poważna, półprzymknięte oczy dodają Jej powagi, ręce trzyma skrzyżowane na piersiach. Nieodłącznie przedstawiana jest z półksiężycem – w dolnej części obrazu. Srebrzysty półksiężyc z wygrawerowanym napisem: „Dzięki Tobie składam, Matko Boska, za wysłuchanie próśb moich i proszę Cię, Matko Miłosierdzia, zachowaj mnie w łasce” jest wotum z 1849 r. Wota rozmaitych kształtów pokrywają ściany całej niewielkiej kaplicy.
Nie każdy wie, że jest to jeden z nielicznych obrazów Matki Bożej z dwiema koronami (nałożonymi jedna na drugą). Korony są ze złoconego srebra: jedna barokowa dla Królowej Niebios, druga rokokowa dla Królowej Polski.
Do kaplicy prowadzą schody, które pielgrzymi często pokonują na kolanach. Marszałek Polski Józef Piłsudski był wielkim czcicielem Pani z Ostrej Bramy, wizerunek Maryi Ostrobramskiej miał nad swoim łóżkiem. Po zajęciu Wilna marszałek na kolanach przeszedł długie schody wiodące do cudownej kaplicy. Papież Pius XI był świadkiem, jak Piłsudski modlił się żarliwie przed cudownym Obrazem i dał do poświęcenia dwa obrazki przedstawiające Matkę Miłosierdzia, aby je zawiesić nad łóżkami jego córek. Kiedy marszałek umarł, do trumny włożono mu sygnet z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej.
Cuda
Co roku w listopadzie w Ostrej Bramie wierni i pielgrzymi odmawiają tzw. Godzinki Ostrobramskie ku czci Najświętszej Maryi Panny. Ich treścią są m.in. cuda i łaski, jakich Matka Miłosierdzia nie szczędziła w ciągu wieków swoim czcicielom.
W 1715 r. pożar strawił drewnianą kaplicę. Cudowny obraz wyniósł z pożaru młody zakonnik. Było to cudowne zdarzenie, gdyż zwykle obraz niosło czterech mężczyzn.
13 marca 1744 r. Józef Porzecki, czerpiąc wodę ze studni, nagle przechylił się i wpadł do niej, ale wpadając, zawołał: „Najświętsza Panno Ostrobramska, ratuj!”. Został cudem „zatrzymany” w połowie studni i wyszedł z niej bez niczyjej pomocy.
Kamienie mówić będą
Warto wspomnieć, że Stanisław Moniuszko darzył osobistym kultem Matuchnę Wileńską i napisał aż cztery „litanie Ostrobramskie”. Kompozytor przyjechał do Wilna dzięki damie swego serca Aleksandrze Mullerównie. Ślub z ukochaną i wymiana obrączek miały miejsce przed cudownym obrazem Matki Bożej.
W Polsce około 30 parafii ma za patronkę Matkę Bożą Ostrobramską. W Augustowie przy przystani jest ciekawy pomnik ze śrubą okrętu. Tkwi w nim kamień, który został tak wydrążony przez wodę, że przypomina wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej.
Uzdrowienia Maryjne
Trudno sobie dziś wyobrazić literaturę polską bez Adama Mickiewicza. Matka z Ostrej Bramy nie uzdrowiła go jednak z grypy czy innej choroby wieku dziecięcego, jak się powszechnie sądzi. Wynajęta niania, trzymając chłopca na ręku, wychyliła się z okna wysokiego budynku, a ten wypadł jej z rąk na bruk. Wskutek upadku z wysoka chłopczyk stracił przytomność i mimo zabiegów lekarza nie odzyskiwał świadomości. Wszyscy stracili nadzieję na powrót do zdrowia malca, jednak zrozpaczona matka ofiarowała życie syna Najświętszej Maryi Pannie. Wówczas nastąpił cud: Adaś nie tylko odzyskał przytomność, ale również zdrowie.
Również sługa Boży Jan Paweł II przypisywał Maryi uratowanie z zamachu 13 maja 1981 r. Papież powiedział 13 maja 1994 r.: „Kiedy mogłem kontemplować oblicze Matki Bożej w sanktuarium w Ostrej Bramie w Wilnie, skierowałem do Niej słowa wielkiego polskiego poety Adama Mickiewicza: «Panno święta…». Powiedziałem to na koniec modlitwy różańcowej odmówionej w sanktuarium ostrobramskim. I głos mi się załamał…”.
Monika Hyla/Tygodnik Niedziela
________________________________________________________________________________
Historia obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej
Adobe Stock
***
Dziś w Kościele obchodzimy wspomnienie Matki Bożej Ostrobramskiej. Od 13 listopada trwa w Wilnie ośmiodniowy odpust Opieki Najświętszej Maryi Panny Matki Miłosierdzia. Do tronu Tej, „co w Ostrej świeci bramie” przybywają pielgrzymi na codzienne Msze święte sprawowane w intencjach poszczególnych stanów i grup zawodowych, organizowane są też Eucharystie w różnych językach. Odpust zakończy się w niedzielę 21 listopada.
Historia obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej
Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej powstał w latach 1620-30. Został zawieszony w bramie zwanej Miednicką (prowadzącej w kierunku na Miedniki, Oszmianę i dalej do Mińska) lub Ostrą, od części południowego przedmieścia o nazwie Ostry Koniec.
Początkowo wizerunek Matki Boskiej wisiał w małej niszy po wewnętrznej stronie bramy, natomiast po zewnętrznej umieszczono wizerunek Zbawiciela Świata (Salvator mundi), był więc integralną częścią dyptyku, mającego teologiczny sens: Maryja jest Bramą niebios, przez którą prowadzi droga do Chrystusa i zbawienia. Obraz Zbawiciela jest obecnie przechowywany w Muzeum Dziedzictwa Sakralnego w Wilnie.
Kult Matki Bożej rozpoczął się wraz z przybyciem do Wilna w połowie XVII w. karmelitów bosych, którzy przy Ostrej Bramie zbudowali swój klasztor i konsekrowali kościół (1654) pod wezwaniem św. Teresy z Avila, hiszpańskiej mistyczki. Obraz wiszący w bramie przyciągał uwagę zakonników, zaczęli odprawiać przy nim nabożeństwa, zachęcając wiernych do uczestnictwa.
W 1671 r. staraniem karmelity ojca Karola od Ducha Świętego zbudowano na bramie dla obrazu specjalną drewnianą kaplicę. Z tym rokiem wiąże się pierwszy cud odnotowany w kronikach klasztornych: „Trafiło się R.P. 1671 r. , którego był Obraz do pierwszej wprowadzony Kaplicy, że mało lat dwie mające dziecie, z drugiego piątra niejakim przypadkiem, na samego dołu kamienny pawiment tak wielkim upadło szwankiem, że je nieżywe z ziemi podjęto”. Za cudowne przywrócenie życia dziecku rodzice ofiarowali votum. Od tego czasu kult zaczął się intensywnie rozwijać.
Ciągłe wojny a także pożary miasta sprawiały, że wierni zaczęli gromadzić się u stóp Pani Ostrobramskiej prosząc o ratunek. W czasie jednego z pożarów spłonęła także drewniana kaplica, ale obraz cudownie ocalał. W 1713 r. postawiono kaplicę murowaną. Początkowo wierni mogli się modlić tylko stojąc na ulicy, gdyż wejście do kaplicy było od strony ogrodów klasztornych. Dopiero pod koniec XVIII wieku wybudowano wewnętrzne schody dla pątników.
Od 1773 r. kiedy papież Klemens XIV nadał kaplicy miano publicznej zaczęto organizować dziękczynne nabożeństwa zwane „Opiekami”, które stały się główną uroczystością ostrobramską obchodzoną z oktawą do dnia dzisiejszego. W 1853 r. tak opisał święto „Opiek” Władysław Syrokomla: „Przez osiem dni kościół i ulica przepełnione są ludem, wieczorna litania bez względu na przykrą pogodę roku liczy co dzień po kilka tysięcy modlących się. (…) Nieszpory odbywają się w kościele. Po ich zakończeniu, kapłan celebrujący, zwykle biskup wileński, pontyfikalnie ubrany wchodzi do Ostrobramskiej kaplicy. Artyści co przedniejsi, jakich Wilno posiada, wykonują litanię przy towarzyszeniu orkiestry miejscowej.” Warto zaznaczyć, że związany z miastem kompozytor – Stanisław Moniuszko skomponował w latach 1843-1855 cztery „Litanie Ostrobramskie” na chór i orkiestrę.
W XIX w. gospodarze sanktuarium – karmelici – musieli opuścić klasztor (1844 r.) w ramach represji po powstaniu listopadowym. Kościół i kaplica trafiły pod opiekę duchownych diecezjalnych. Dopiero prawie wiek później, w 1931 r., w odrodzonej Polsce karmelici powrócili do Wilna. Odnowiono kaplicę, wykonując dębową boazerię i dodając artystyczny fryz z wezwaniami Litanii loretańskiej.
Kult Maryi w wizerunku ostrobramskim najbardziej rozpowszechnił Adam Mickiewicz pisząc w Inwokacji: „Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz bramie”. Obraz rozświetlony wieczorami rzeczywiście „świeci” z daleka w bramie zamykającej ul. Ostrobramską (lit. Aušros Vartų). Przed tym obrazem modlił się Mickiewicz przed opuszczeniem Wilna na zawsze. W ciągu wieków pielgrzymowali do tronu Maryi książęta i królowie, znani pisarze, poeci, politycy i biskupi. „Księga kapłanów odprawiających Msze święte w kaplicy Ostrobramskiej” odnotowuje, że 22 listopada 1933 r. (zapewne podczas oktawy odpustowej) Eucharystię w kaplicy odprawił bł. Stefan Wyszyński, wtedy profesor Seminarium Duchownego we Włocławku. Ikona ostrobramska jest otaczana czcią także przez wyznawców prawosławia.
W 1935 r. przed uroczystością zakończenia Jubileuszu Odkupienia Świata (w pierwszą niedzielę po Wielkanocy) wystawiono tu po raz pierwszy publicznie obraz Jezusa Miłosiernego „Jezu, ufam Tobie”, namalowany według wskazówek św. siostry Faustyny przez malarza Eugeniusza Kazimirowskiego.
Po wybuchu wojny, 26 marca 1942 roku Niemcy uwięzili karmelitów w więzieniu na Łukiszkach, a następnie skierowano ich do obozu pracy w Szałtupiu. Po wyzwoleniu Wilna przez Armię Czerwoną zakonnicy musieli wyjechać do Polski. W czasach powojennego komunizmu, gdy wiele kościołów na Litwie zamykano i przeznaczano na magazyny, urzędy czy muzea, kaplica Ostrobramska była cały czas czynna.
Kaplica Ostrobramska
Dwuczęściowa fasada kaplicy z trójkątnym frontonem ozdobionym Okiem Opatrzności – symbolem Bożej opieki – była ozdobiona początkowo napisem po polsku: „Matko Miłosierdzia. Pod Twoją obronę uciekamy się”. Po upadku powstania styczniowego w 1865 r. gubernator wileński Michaił Murawjew kazał usunąć polski napis i zastąpić go łacińskim: Mater Misericordiae. Sub tuum presidium confugimus ”. W 1933 r. przywrócono napis po polsku, po II wojnie powrócono znowu do języka Kościoła powszechnego – łaciny.
Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej
Obraz został namalowany temperą z uzupełniniami olejnymi przez nieznanego malarza na 8 deskach o grubości 2 cm. Wielkość obrazu to 2 metry na 162 cm. Głowę Maryi okoloną promienistym nimbem i kręgiem gwiazd zdobią dwie korony: barokowa (koniec XVII w.) i rokokowa (poł. XVIII w.) unoszona przez aniołki.
Maryja jest przedstawiona jako Najświętsza Dziewica w momencie Zwiastowania, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, chyląca pokornie głowę. Taką interpretację uzasadniają też rzeźby stojące z boku między kolumnami, przedstawiające rodziców Maryi: św. Joachima i św. Anną. Według innej interpretacji obraz przedstawia brzemienną Maryję, o czym miałyby świadczyć szeroko rozłożone poły płaszcza i dwie korony: jedna dla Niej, a druga dla Dzieciątka. Z kolei poeta Władysław Syrokomla uważał, że dwie korony wskazują na Maryję jako Królową Polski i Wielką Księżną Litewską.
U podnóża Madonny znajduje się posrebrzany półksiężyc z napisem: „Dzięki Tobie składam Matko Boska za wysłuchanie próśb moich, a proszę Cię Matko Miłosierdzia zachowaj mnie nadal w łasce i opiece Swojej Przenajświętszej W.I.J. 1849 roku”.
W okresie międzywojennym obraz ukoronowano nowymi koronami poświęconymi przez papieża Piusa XI. Uroczystej koronacji 2 lipca 1927 r. dokonał abp metropolita warszawski Aleksander Kakowski w obecności kard. Augusta Hlonda i 28 biskupów; obecni byli prezydent I. Mościcki i marszałek J. Piłsudski. W kaplicy, wśród tysięcy wotów znajduje się srebrna tabliczka od Marszałka z napisem „Dziękuję Ci Matko za Wilno”. Papież Pius XI, starając się uchronić oba narody od wzajemnej wrogości, nie zgodził się, by przy koronacji obrazu ostrobramskiego nadano mu tytuł „Królowej Polski”. Los poświęconych przez papieża koron jest nieznany. Prawdopodobniej na początku II wojny światowej zostały ukryte, jednak do dzisiaj ich nie odnaleziono.
Na sukience Maryi wykute zostały motywy z kwiatów, wśród których znawcy rozpoznali co najmniej dziesięć gatunków roślin. Obfitość roślinności nawiązuje do średniowiecznej symboliki i przedstawia Maryję jako hortus conclusus – „ogród zamknięty”, wspomniany w Pieśni nad Pieśniami (4,12).
Wota wdzięczności
Już w XVIII w. wotów było tyle, że karmelici bosi w 1799 r. mogli przeznaczyć 51 z nich na posrebrzenie i pozłocenie blachy zdobiącej frontową część ołtarza (antepedium). W 1810 r. na wykonanie naczyń liturgicznych przeznaczono aż 100 starych, osiemnastowiecznych wotów. Papież Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki w 1993 r. na Litwę ofiarował jako wotum złotą różę i piuskę (przechowywane w skarbcu). Współcześnie wota zawieszane są także przed wejściem do kaplicy w specjalnych gablotach.
Wilno, w którym czci doznają dwa obrazy: Matki Bożej Miłosierdzia i Jezusa Miłosiernego, nazywane jest często „miastem Miłosierdzia”.
Wilno/Kai/Tygodnik Niedziela
___________________________________________________________________________________
Kult Matki Miłosierdzia z Ostrej Bramy w Wilnie sięga drugiej połowy XVII wieku
Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej/fot. Karolina Pęlaka
***
Kościół 16 listopada wspomina Najświętszą Maryję Pannę Ostrobramską. Kult Matki Miłosierdzia z Ostrej Bramy sięga drugiej połowy XVII w. i wiąże się z obroną murów Wilna. W 1993 r. w kaplicy modlił się św. Jan Paweł II i ofiarował Maryi złotą różę. W 2018 r. przybył tam papież Franciszek podczas swojej pielgrzymki na Litwę.
W tym roku mija 250 lat, odkąd papież Klemens XVI zezwolił na publiczne odprawianie nabożeństw w kaplicy Matki Bożej w Ostrej Bramie w Wilnie i 195 lat od umieszczenia na jej frontonie napisu: “Matko Miłosierdzia – pod Twoją obronę uciekamy się”.
“Chrześcijanie z Litwy, Polski, Białorusi, Ukrainy i z innych krajów przybywają tutaj, by przed obliczem Matki Bożej dzielić się nawzajem, niczym bracia i siostry, tą samą wiarą, wspólną nadzieją, jedną miłością” – powiedział papież Jan Paweł II – 4 września 1993 r. w czasie modlitwy w kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej w Wilnie.
“Lata mijają, reżimy mijają, lecz nad wileńską Ostrą Bramą stale czuwa nad swoim ludem Maryja, Matka Miłosierdzia, jako znak niezawodnej nadziei i pociechy” – powiedział papież Franciszek w przemówieniu wygłoszonym z okna kaplicy 22 września 2018 r.
Przypomniał, że w 1799 r. mury zostały zniszczone w całości i pozostała tylko Brama. Zwrócił uwagę, że “już wówczas był w niej umieszczony obraz Dziewicy Miłosierdzia, Świętej Matki Boga, która zawsze jest gotowa nas ratować, przyjść nam z pomocą”.
Pierwsze informacje o bramie, w której obecnie jest kaplica Matki Miłosierdzia, pochodzą z 1514 r. Nazywano ją wówczas miednicką. Nazwa łacińska “Porta Acialis”, czyli po polsku “Ostra Brama”, po raz pierwszy została użyta w źródłach z 1594 r.
Na początku wizerunek Matki Boskiej wisiał w małej niszy po wewnętrznej stronie bramy, symetrycznie z umieszczonym na zewnątrz obrazem Zbawiciela Świata. W 1668 r. władze miasta powierzyły go opiece karmelitów, a w roku 1671, staraniem ojca Karola od Ducha Świętego, zbudowano dla obrazu drewnianą kaplicę. Po tym jak w 1702 r. Wilno zajęli Szwedzi, zakazano publicznej czci obrazu.
W miejsce drewnianej kapliczki, która spłonęła w 1711 r., w latach 1712-1715 postawiono murowaną. W latach 1789-1799 zbudowano według projektu Pietra di Rossi galerię i wewnętrzne schody dla pątników, a w 1829 r. nadano kaplicy cechy późnego klasycyzmu. W 1844 r. trafiła ona pod opiekę duchownych diecezjalnych.
Umieszczony w kaplicy wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej powstał ok. 1620-1630 r. i był wzorowany na pracach holenderskiego artysty Martina de Vosa. Obraz został namalowany na ośmiu deskach dębowych. Farbę nałożono na cienką warstwę gruntu kredowego, co jest typowe dla północnoeuropejskiej tradycji malarskiej.
Wizerunek przedstawia Najświętszą Pannę z lekko pochyloną głową, w aureoli dwunastu gwiazd i wielu promieni. Maryja ma przymknięte oczy, skrzyżowane na piersiach delikatne dłonie, smukłą postać okoloną półksiężycem. Jest to nawiązanie do biblijnego zwiastowania anielskiego, a wykute w metalu słońce, gwiazdy i półksiężyc oznaczają łaski Boże.
Obraz został pokryty srebrnymi pozłacanymi blachami. Pierwsze trzy pochodzą z lat 1670-1690 i kryją głowę oraz ramiona Maryi. Następne datowane są na lata 1695-1700 i zakrywają gors Matki Bożej. Ostatnie powstały nie później niż na początku lat trzydziestych XVIII w. i pokrywają dół wizerunku.
Maryja ukoronowana jest dwiema koronami. Dolna – miedziana i pozłacana, powstała ok. roku 1700. Górna wykonana została ok. roku 1750 z pozłacanego srebra i ozdobiona oczkami z kolorowego szkła.
Papież Pius XI ukoronował wizerunek nowymi złotymi koronami. Uroczystość odbyła 2 lipca 1927 r. z udziałem metropolity warszawskiego kard. Aleksandra Kakowskiego, prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Józefa Piłsudskiego.
Papieskie korony były wiernymi kopiami starych koron, wykonanymi ze złota ofiarowanego na ten cel przez wiernych. Pius XI, starając się uchronić oba narody przed wzajemną wrogości, nie zgodził się, by przy koronacji obrazu ostrobramskiego nadano mu tytuł Królowej Polski. Nadano mu więc tytuł Matki Miłosierdzia.
Najstarsze wotum, ofiarowane w 1671 r., zniszczył pożar w Wilnie. Była to tabliczka, na której przedstawiono uratowanie zmarłego dziecka. Według spisu z lat 1884-1927 w ciągu czterdziestu czterech lat złożono 2539 wotów. Najwięcej ich ofiarowano w czasach niepokojów i wojen (1903-1906 i 1911-1914).
Pierwsze uroczystości ku czci Matki Boskiej Ostrobramskiej odbyły się po pożarze Wilna 18 maja 1706 r. Od 1735 r. zaczęto obchodzić w listopadzie święto Opieki Matki Najświętszej. Przenoszono wtedy wizerunek do pobliskiego kościoła św. Teresy, a dla uświetnienia uroczystości zapraszano biskupów, sławnych kaznodziejów i alumnów z seminariów duchownych. Oświetlano i dekorowano kościół, bramę i całą uliczkę.
W 1773 r. papież Klemens XVI zezwolił na publiczne odprawianie w kaplicy nabożeństw. W 1828 r. na jej frontonie umieszczono napis: “Matko Miłosierdzia – pod Twoją obronę uciekamy się”. Wskutek nakazu władz zaborczych nadano mu formę łacińską “Mater Misericordiae – sub Tuum praesidium confugimus!”.
Papież Jan Paweł II w encyklice “Dives in misericordia” (“Bogaty w miłosierdziu”) z 30 listopada 1980 r. zwrócił uwagę, że “Maryja jest Tą, która w sposób szczególny i wyjątkowy — jak nikt inny — doświadczyła miłosierdzia, a równocześnie też w sposób wyjątkowy okupiła swój udział w objawieniu się miłosierdzia Bożego ofiarą serca. Ofiara ta jest ściśle związana z krzyżem Jej Syna, u którego stóp wypadło Jej stanąć na Kalwarii”.
Zaznaczył, że Maryja “najpełniej zna tajemnicę Bożego miłosierdzia”, ponieważ “wie, ile ono kosztowało i wie, jak wielkie ono jest. W tym znaczeniu nazywamy Ją również Matką miłosierdzia — Matką Bożą miłosierdzia lub Matką Bożego miłosierdzia”.
Mozaika przedstawiająca Ostrobramską Matkę Miłosierdzia jest również w podziemiach bazyliki św. Piotra w Watykanie w kaplicy Litewskiej. (PAP)
Magdalena Gronek/Tygodnik Niedziela
_____________________________________________________________________________________________________
Święta Małgorzata Szkocka
Małgorzata urodziła się w 1046 roku na Węgrzech jako córka angielskiego księcia Edwarda Wygnańca (a wnuczka króla Anglii Edmunda Żelaznobokiego) i księżniczki węgierskiej Agaty (Algili) Bułgarskiej (której ojcem był prawdopodobnie król węgierski św. Stefan I, a bratem św. Emeryk). Pierwszych kilkanaście lat spędziła poza swoją ojczyzną – na Węgrzech; jej rodzina znajdowała się wówczas na wygnaniu ze względu na duńskie rządy w Anglii. W roku 1057 Małgorzata z ojcem powróciła do Anglii, kiedy królem tego kraju został jej kuzyn, św. Edward Wyznawca. Na jego dworze pozostała do roku 1066, do jego śmierci. Po bitwie pod Hustings w 1066 r., w wyniku której władca Normanów Wilhelm Zdobywca zasiadł na tronie Anglii, Małgorzata musiała wraz z matką i rodzeństwem ponownie uciekać z kraju. Statek, którym płynęli, rozbił się u wybrzeży Szkocji (zwanej wówczas Albą), której władca zaofiarował uciekinierom gościnę. Miejsce, gdzie statek dobił do brzegu, do dziś nosi nazwę St Margaret’s Hope, czyli “Nadzieja świętej Małgorzaty” (w pobliżu jest jeszcze jedna pamiątka – skała zwana “kamieniem świętej Małgorzaty”, gdzie miała odpoczywać po trudach drogi). W 1070 r. Małgorzata poślubiła króla Szkotów, Malcolma III, zwanego później Canmore (co znaczy dosłownie Duża Głowa). Dała mu 6 synów i 2 córki. Od tej pory jej życie toczyło się na dwóch zamkach: w Edynburgu i Dunfermline. Bardzo sumiennie wypełniała obowiązki żony i matki. Osobiście zajmowała się wychowywaniem dzieci, mimo zwyczaju oddawania dzieci królewskich na wychowanie osobom postronnym. Malcolm był niepiśmiennym poganinem. Żona modliła się o jego nawrócenie, uczyła go modlitwy, pokazywała, jak czynić miłosierdzie ubogim. Pomagał jej w tym znany uczony, bł. Lanfranck. Dzięki zaangażowaniu Małgorzaty przeprowadzono kilka reform kościelnych i zwołano synod, na którym uporządkowano przepisy związane z Wielkim Postem, Komunią świętą wielkanocną i prawem małżeńskim. Małgorzata była także troskliwą promotorką oświaty i kultury oraz fundatorką kościołów i opactw, m.in. sprowadziła benedyktynów do kościoła w Dunfermline, gdzie brała ślub. Jej także zawdzięczamy odbudowę słynnego opactwa na wyspie – Iona Abbey, które w 563 roku założyć miał święty Kolumban, a w którym do grobów składano kolejnych szkockich monarchów, a także władców Francji, Norwegii czy Islandii. Królowa Małgorzata dbała o rozwój całego narodu. Sama zaś wiodła życie bardzo skromne i umartwione. Troszczyła się o ubogich, pokrzywdzonych i więźniów (podobno z własnych środków płaciła zobowiązania dłużników, aby ich uratować od uwięzienia). Nigdy nie zasiadała do posiłku, jeśli wcześniej nie nakarmiła dziewięciu sierot, które wychowywała na zamku, i 24 dorosłych żebraków. Zapamiętano też, że często uczestniczyła we Mszy odprawianej o północy, a wracając z niej zawsze dokonywała obmycia stóp sześciu ubogich. 13 listopada 1093 r. w zasadzce nad rzeką Alne podczas wojny z Wilhelmem Rudym poległ Malcolm razem z synem Edwardem. Małgorzata była wtedy ciężko chora. Podobno wyczuła moment śmieci najbliższych i powiedziała otoczeniu, że właśnie stało się coś strasznego. Potwierdzenie otrzymała tuż przed śmiercią. Do dziś przetrwał opis ostatnich chwil ziemskiego życia Małgorzaty: “Trzy dni później królowa, przeczuwając swoją śmierć, wysłuchała Mszy świętej, przyjęła Komunię, po czym poleciła przynieść relikwię Krzyża Świętego, znajdującą się w krucyfiksie wykonanym ze złota i kości słoniowej, i przyciskając ją do piersi, zaczęła recytować Psalm 51 zaczynający się od słów: «Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości, w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość». W tym momencie wpadł do komnaty jej syn Edgar, aby powiadomić matkę o śmierci najbliższych, po czym władczyni, jeszcze mocniej przyciskając relikwię do siebie, wypowiedziała słowa: «Dzięki Ci, Panie, że zesłałeś na mnie ten cios w godzinie mej śmierci», i oddała ducha”.Małgorzata zmarła 16 listopada 1093 roku na zamku w Edynburgu. Pochowano ją w założonym przez nią opactwie benedyktyńskim w Dumfermline. Jej syn, król Dawid I, rozbudował później kościół opactwa. Grób Świętej stał się miejscem licznych pielgrzymek. Innocenty IV w 1250 r. zezwolił na kult jej relikwii, co było równoznaczne z jej kanonizacją. W 1560 r. protestanci splądrowali opactwo i zniszczyli relikwie św. Małgorzaty. Uratował się jedynie szczęśliwie bogaty relikwiarz z jej głową. Przewieziono go dla bezpieczeństwa do Belgii, gdzie uległ zniszczeniu w czasie rewolucji francuskiej w roku 1793. Drobną część relikwii ofiarowano królowi Hiszpanii, Filipowi II, który umieścił je na zamku w Eskorial. W roku 1673 Klemens X ogłosił św. Małgorzatę patronką Szkocji; w 1692 r. kult św. Małgorzaty rozciągnięto na cały Kościół. Małgorzata jest patronką Szkocji, wielodzietnych rodzin, jak również w ogóle rodzin katolickich, królowych, a także uniwersytetu w Edynburgu ufundowanego w 1875 roku. W ikonografii przedstawiana jest jako królowa z ewangeliarzem w ręku i czarnym krzyżem, czasami również z mężem Malcolmem, który stoi przed Świętą z mieczem przy boku. Niektóre wizerunki przedstawiają ją również jako monarchinię rozdającą jałmużnę ubogim. |
________________________________________________________________________________
Węgierska Szkotka i szekspirowski król –
św. Małgorzata Szkocka
św. Małgorzata Szkocka/Edward Burne-Jones (PD)
***
Urodziła się około 1045 roku na Węgrzech. Była córką angielskiego księcia Edwarda Wygnańca i Agaty Bułgarskiej, a co za tym idzie, wnuczką świętego Stefana Węgierskiego.
W 1057 roku Edward powrócił na Wyspy Brytyjskie, gdzie krótko potem doszło do krwawych sporów dynastycznych. Agata Bułgarska wraz z dziećmi – Małgorzatą, Krystyną i Edgarem – próbowała nawet po klęsce Anglików z Normanami pod Hastings powrócić na Węgry, jednak statek, którym podróżowali, został zniesiony podczas sztormu ku wybrzeżom Szkocji.
Szkocka miejscowość, w której pechowi – wydawać by się mogło – uciekinierzy zeszli na ląd, nosi dziś nazwę St Margaret’s Hope, czyli „nadzieja świętej Małgorzaty”. Pod swą opiekę wziął ich owdowiały król Szkocji, Malcolm III, którego w 1070 roku Małgorzata poślubiła. Ślubu królewskiej parze udzielił celtycki biskup Fothad. Ceremonia zaślubin czterdziestoletniego monarchy z liczącą około 25 lat Małgorzatą odbyła się w opactwie w Dunfermline.
Młoda królowa – pomimo panującego wówczas obyczaju oddawania dzieci na wychowanie mamkom – sama zajęła się swym licznym potomstwem (miała z Malcolmem ośmioro dzieci). Zasłynęła także jako osoba troszcząca się o najuboższych, w czym pomagał jej błogosławiony Lanfranck z Pavii. Dzięki niej zaczęli do królestwa przybywać bogaci kupcy z kontynentu europejskiego, dzięki czemu rozkwitły handel i gospodarka. Zapamiętano ją także jako fundatorkę wielu klasztorów i kościołów.
To właśnie jej zawdzięczamy odbudowę słynnego opactwa na wyspie Iona Abbey, które w 563 roku założyć miał święty Kolumban, a w którym do grobów składano kolejnych szkockich monarchów, a także władców Francji, Norwegii, czy Islandii. Spoczęły tam miedzy innymi szczątki Duncana I – króla Szkocji zamordowanego przez Makbeta, tego samego, którego losy opisał w swym słynnym dramacie William Szekspir.
Małgorzata Szkocka była także wielką zwolenniczką i propagatorką duchowości benedyktyńskiej. Dzięki jej zabiegom dokonano wielu reform kościelnych. Zmarła 16 listopada 1093 roku, 3 dni po tym, gdy jej mąż i najstarszy syn zginęli podczas oblężenia twierdzy Alnwick. Pochowano ją w opactwie benedyktyńskim w Dunfermline.
Kanonizował ją w 1250 roku papież Innocenty IV. Małgorzata uchodzi między innymi za patronkę Szkocji. W 1875 roku na jej cześć nazwano nowo ufundowaną uczelnię wyższą – Queen Margaret University w Edynburgu.
Piotr Drzyzga/wiara.pl
__________________________________________________________________________________
Kilka faktów z życia św. Małgorzaty Szkockiej
święta Małgorzata/KJETIL BJØRNSRUD NEW YORK – OWN WORK / CC 2.5
***
16 listopada przypada jej wspomnienie. Warto poznać tę niezwykłą kobietę.
1.”Apostołka Szkocji”
Choć do Szkocji chrześcijaństwo przybyło w VI wieku, to w XI w. mało kto praktykował katolicką wiarę. Gdy statek z Małgorzatą rozbił się u wybrzeży Szkocji, (miejsce to do dziś nosi nazwę St Margaret’s Hope, czyli “Nadzieja świętej Małgorzaty”), szybko podbiła serce króla, który zaofiarował pomoc rozbitkom. Nie tylko nawróciła swojego męża Malcolma III, ale zaprowadziła chrześcijańskie obyczaje na dworze. Swojego męża nauczyła także modlitwy.
Poza tym dzięki jej zaangażowaniu przeprowadzono kilka reform kościelnych i zwołano synod. Uporządkowano wtedy przepisy związane z Wielkim Postem, Komunią świętą wielkanocną i prawem małżeńskim.
Promowała oświatę, fundowała opactwa, sprowadziła m.in. benedyktynów. Ze względu na jej gorliwość misyjną wielu nazywało ją „Apostołką Szkocji”.
2. Patronka rodzin wielodzietnych, opiekunka sierot
Małgorzata była matką ośmiorga dzieci – 6 synów i 2 córek, których wychowaniem się zajęła osobiście, co było rewolucją na tamte czasy.
Oprócz opieki nad swoimi rodzonymi dziećmi, opiekowała się również sierotami. Zajmowała się nimi w trakcie okresów pokutnych. Przynoszono je do niej o wczesnej porze, a ona je myła, ubierała, karmiła, kładła je na kolanach z taką czułością, jakby były jej własnymi dziećmi i karmiła je łyżką, której sama używała. Żyła bardzo skromnie.
3. Dzień zaczynała od modlitwy, często uczestniczyła we Mszy świętej o północy
Małgorzata budziła się zanim inni wstali. Szła do kaplicy i spędzała tam kilka godzin na modlitwie.
Czasami na modlitwę udawała się do jaskini. Było to piękne miejsce, pełne naturalnego piękna, z dala od wszystkiego.
Często uczestniczyła we Mszy odprawianej o północy, a gdy z niej wracała zawsze dokonywała obmycia stóp sześciu ubogich.
W jej biografii “Św. Małgorzata, królowa Szkocji” możemy przeczytać: “W kościele nikt nie był tak cichy i opanowany, jak ona, nikt tak pogrążony w modlitwie.”
4. Uwalniała jeńców, troszczyła się o ubogich
Jej mąż często brał udział w wojnach, z których przywoził jeńców. Zawsze starała się ich wykupić lub zmniejszyć czas ich niewoli.
Troszczyła się także o ubogich, pokrzywdzonych i więźniów. Nigdy nie zasiadała do posiłku, jeśli wcześniej nie nakarmiła dziewięciu sierot i 24 dorosłych żebraków.
5. Ostatnie chwile
13 listopada 1093 r. w zasadzce nad rzeką Alne podczas wojny z Wilhelmem Rudym poległ jej mąż Malcolm wraz z synem Edwardem. Małgorzata w tym czasie była ciężko chora. Podobno wyczuła moment śmierci najbliższych. Trzy dni później wiedząc, że sama umiera, wysłuchała Mszy świętej, przyjęła Komunię świętą i poleciła przynieść relikwię Krzyża Świętego. Przycisnęła ją do piersi, zaczęła recytować Psalm 51. Do komnaty wpadł jej syn Edgar, aby powiadomić matkę o śmierci najbliższych. Jej ostatnie słowa brzmiały: “Dzięki Ci, Panie, że zesłałeś na mnie ten cios w godzinie mej śmierci”. Małgorzata zmarła 16 listopada 1093 roku na zamku w Edynburgu. Pochowano ją w założonym przez nią opactwie benedyktyńskim w Dumfermline.
MG/Aleteia/Brewiarz.pl/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
15 listopada
Błogosławiona Magdalena Morano, dziewica
Zobacz także: • Święty Leopold III • Święty Dydak z Alcali, zakonnik |
Magdalena przyszła na świat 15 listopada 1847 roku w Chieri jako szóste dziecko. Miała jeszcze dwoje młodszego rodzeństwa. Wkrótce jej ojciec zgłosił się na ochotnika w czasie walk o zjednoczenie Italii. Służył w wojsku sześć lat. Mama sama musiała radzić sobie z ósemką dzieci. Rok po powrocie, w 1855 roku, ojciec Magdaleny zmarł z powodu gruźlicy. Rodzina nigdy nie była zamożna, ale teraz sytuacja stała się bardzo trudna. Magdalena przerwała naukę w szkole podstawowej i pomagała zarobić na utrzymanie, tkając płótna. Dziecko przestało się śmiać, bawić, posmutniało. Dostrzegł to kuzyn matki, który starał się pomagać rodzinie, na ile potrafił – kupował książki i przybory szkolne. Dzięki niemu Magda mogła wrócić do szkoły. W wieku 10 lat przeżyła najważniejsze chwile dzieciństwa: Pierwszą Komunię świętą, śmierć siedmioletniego brata Józefa i rozpoczęcie nauczania jako mistrzyni w szkole. Powierzono jej opiekę nad najmłodszymi dziećmi. Dziewczynka bawiła się z nimi, pomagała w lekcjach. Pięć lat później, w Buttigliera, gdzie przeprowadziła się jej rodzina, miejscowy proboszcz otworzył przedszkole, w którym Magdalena została wychowawczynią. W latach 1864-1866 zdobyła odpowiednie dyplomy uprawniające do nauczania w szkole powszechnej. Na zaproszenie władz miasta Montaldo Torinese objęła w nim stanowisko nauczycielki, choć miała dopiero 19 lat. Została niezbyt dobrze przyjęta przez mieszkańców, ponieważ zajęła miejsce miejscowej nauczycielki. Wkrótce jednak swoją dobrocią, życzliwością i zaangażowaniem zyskała serca wszystkich wychowanków, a potem także rodziców i całego miasteczka. Spędziła wśród nich 12 lat. Pochłaniała ją nie tylko praca; już wtedy odznaczała się głębokim życiem wewnętrznym: codziennie uczestniczyła we Mszy św., włączyła się w życie parafii. Przez 11 lat zebrała tyle oszczędności, że mogła zrobić matce niespodziankę – kupiła niewielki domek z ogródkiem i kawałkiem pola. Zwierzyła się jej przy okazji, że pragnie zostać zakonnicą. Nie przyjęły jej Córki Miłości ani dominikanki, ponieważ miała już skończone 30 lat. To jej jednak nie załamało. W 1878 roku Magdalena przebywała w Turynie i wykorzystując nadarzającą się okazję, poszła na spotkanie z ks. Janem Bosko. Święty natychmiast dostrzegł jej duchowe talenty i charyzmat pedagogiczny. Przyjął ją z otwartymi rękami. Magdalena wstąpiła do sióstr w Mornese 15 sierpnia 1878 r. Bardzo polubiła ją św. matka Mazzarello, a nowa siostra ze zdumieniem stwierdziła, że salezjański system wychowania jest podobny do tego, jaki praktykowała od 16 lat. Zabrała się od razu do pracy. Uczyła w Nizza, gdzie w latach 1878-1879 przeniesiono Dom Macierzysty. W dniu 4 września 1879 r. złożyła pierwsze śluby zakonne; rok później złożyła śluby wieczyste. Zaraz potem przełożona powołała ją do rady domu. Niebawem, w nocy 14 maja 1881 roku, zmarła matka Mazzarello. Magdalena jeszcze w tym samym roku wyjechała na Sycylię, gdzie w Trecastagni miejscowa ludność nie odnosiła się z sympatią do “obcych” sióstr. Błogosławiona cierpliwie oddała się pracy. Wkrótce siostry otworzyły oratorium świąteczne, kolegium, konwikt, kilka szkół. Przez cztery lata siostra Morano pracowała bez wytchnienia. Była dyrektorką domu, mistrzynią nowicjuszek, nauczycielką, katechetką, pomagała w zakrystii, portierni, pralni, kuchni i piekarni. Była wszędzie, ale zawsze znajdowała czas na modlitwę. Praca sióstr wydała wspaniałe owoce. Miejscowi biskupi zabiegali, by siostry podjęły pracę także w ich diecezjach. Jakby w odpowiedzi na te prośby zgłaszało się coraz więcej kandydatek. Po czterech latach siostra Magdalena została przeniesiona do Turynu, gdzie zorganizowano główny zarząd zgromadzenia. Została przełożoną generalną. Tymczasem zmarła z nadmiaru pracy przełożona wspólnoty na Sycylii. Magdalena powróciła więc na wyspę i tam pracowała przez ostatnich 18 lat życia. Powstały wtedy domy w bardzo wielu miejscowościach. W ogromie pracy, jaki wykonała przez całe swoje życie, Magdalena zawsze znajdowała czas, by codziennie rano wstać przed wszystkimi, odprawić Drogę Krzyżową, a potem po wspólnych modlitwach zacząć pracę, która dla wielu ludzi byłaby ponad siły. W 1900 roku, po miesiącach podróży w upale, jej zdrowie się załamało. Męczyły ją nieustanne kolki i mdłości. Zdiagnozowano chorobę nowotworową. Siostra Magdalena przyjęła wolę Bożą z radością. Cudownym zrządzeniem woli Bożej w połowie listopada Magdalena wstała z łóżka, żartując przy tym, że “czarne owce” nie umierają. W kolejnych latach bóle nie ustawały, ale uśmiech nie znikał z jej twarzy. Godziny przepełnione bólem spędzała na modlitwie. Gdy w marcu 1908 roku matka Daghero z Turynu zapytała ją, czy byłaby gotowa opuścić Sycylię i podjąć obowiązki nowej inspektorki, Magdalena odpowiedziała z humorem: “A Matka nie ma litości dla moich 61 lat? Zdaję się na wolę Bożą, ale proszę, by Bóg dał mi łaskę dobrego przygotowania się na śmierć”. Zmarła rankiem 26 marca 1908 r. w Katanii. Św. Jan Paweł II beatyfikował ją podczas swojej podróży do Katanii 5 listopada 1994 r. Powiedział wówczas: “Posługując się prostym, lecz wymownym porównaniem, Magdalena tak określała drogę do świętości: «Wstępuje się na wysoką górę doskonałości dzięki stałemu umartwieniu. Także duże domy są wykonane z małych kamieni ułożonych na sobie». Jej wskazówki oświecają, pocieszają, dodają odwagi: «Myślcie tak, jak myślałby Jezus». Tak właśnie m. Magdalena mówiła i tak żyła, samej sobie powtarzając: «Proś o łaskę, by każdego dnia nieść w pokoju twój krzyż»”. |
______________________________________________________________________________________
Święty Albert Wielki, biskup i doktor Kościoła
Albert urodził się prawdopodobnie między 1193 a 1200 r. w Lauingen w Niemczech. Jego ojciec był rycerzem i pełnił obowiązki naczelnika miasteczka. Dzięki swemu pochodzeniu Albert mógł studiować w Padwie i w Bolonii. W Padwie w 1221 r. spotkał bł. Jordana z Saksonii i z jego rąk otrzymał habit dominikański. Skierowany do konwentu dominikanów w Kolonii, tu zapewne złożył profesję zakonną, ukończył studia teologiczne i otrzymał święcenia kapłańskie. W latach 1234-1242 był lektorem w klasztorach: Hildesheim, Fryburgu, w Ratyzbonie i w Strasburgu. Potem udał się do Paryża, gdzie kończył i uzupełniał swoje studia wyższe. Tam też został profesorem – jako pierwszy Niemiec (1245). Wykładał tam do 1248 r. W 1248 r. zorganizował w Kolonii dominikańskie studium generalne, gdzie wykładał do 1260 r., z przerwą w latach 1254-1257. Prawdopodobnie w Kolonii spotkał św. Tomasza z Akwinu, dla którego stał się nauczycielem i mistrzem. Albert jako pierwszy rozpoznał w młodym Tomaszu przyszłego wielkiego uczonego. Tradycja dominikańska przypisuje mu proroczą wypowiedź o Akwinacie: “Nazywamy go niemym wołem, ale on jeszcze przez swoją naukę tak zaryczy, że usłyszy go cały świat”. W roku 1254 kapituła prowincjalna wybrała Alberta prowincjałem około 40 klasztorów niemieckich. Jako prowincjał Albert uczestniczył w kapitułach generalnych zakonu: w Mediolanie (1255) i w Paryżu (1256), gdzie zetknął się ze św. Ludwikiem IX, królem Francji, od którego otrzymał cząstkę relikwii Krzyża świętego. W roku 1255 udał się do Anagni, gdzie wobec papieża Aleksandra IV bronił Zakonu, przeciwko któremu Uniwersytet Paryski, a za nim inne uczelnie, wytoczyły walkę, której rzeczywistą przyczyną była konkurencja kleru diecezjalnego z zakonnym. Zdumiony wiedzą Alberta papież zaprosił go z wykładami do Anagni, Rzymu i Viterbo. W roku 1257 Święty zdał urząd prowincjała i powrócił do wykładania w Kolonii. W roku 1260 mianowany został przez papieża Aleksandra IV biskupem Ratyzbony. Zadziwił wszystkich jako doskonały administrator rozległej diecezji; wydawało się bowiem, że uczony tej miary nie nadaje się do pracy duszpasterskiej. Albert uzdrowił finanse i gospodarkę majątków kościelnych, zreorganizował parafie, ożywił ducha gorliwości wśród swoich kapłanów. W dwa lata później, po śmierci Aleksandra IV, uzyskał od Urbana IV zgodę na rezygnację z funkcji rządcy diecezji, uznając się niegodnym tego urzędu. W latach następnych spełniał niektóre poruczenia papieskie – zwłaszcza mediacyjne. Urban IV mianował go kaznodzieją papieskim na rzecz krucjaty. Powierzył mu także zbiórkę środków na jej zorganizowanie w Niemczech i w Czechach. Do pomocy przydał mu słynnego kaznodzieję, franciszkanina, Bertolda z Ratyzbony. Papież zlecał mu też misje specjalne, np. dla rozsądzenia i załagodzenia sporu pomiędzy metropolitą kolońskim a miastem Kolonią. Kazał mu również dopilnować, by wybory biskupa Brandenburga odbyły się w sposób kanoniczny. W roku 1264 zmarł Urban IV. Korzystając z okazji, Albert poprosił następcę, Klemensa IV, o zwolnienie z obowiązków. Wrócił do Kolonii i Strasburga, gdzie powstał nowy, silny dominikański ośrodek naukowy. Po 6 latach papież znowu wysłał go dla załagodzenia antagonizmów w Meklemburgii. W 1277 r. generał zakonu, bł. Jan z Vercelli, powierzył mu misję, by bronił Zakonu i św. Tomasza z Akwinu. Znów bowiem podniosły się głosy, że należy usunąć z uniwersytetów franciszkanów i dominikanów, bo stanowili zbyt silną konkurencję dla kleru świeckiego. Papież następnie polecił Albertowi ponownie zająć się sporem, jaki się odnowił pomiędzy metropolitą Kolonii, Engelbertem Falkenbergiem, a miastem. Odebrał także przysięgę w imieniu papieża od nowego cesarza, Rudolfa. Wreszcie instalował nowego opata w Fuldzie. Wziął także udział w soborze powszechnym w Lyonie w roku 1274. Te wszystkie misje publiczne świadczą o tym, jak bardzo Albert był ceniony, jak wielki miał autorytet i dar jednania ludzi. Św. Albert był jednym z największych umysłów chrześcijańskiego średniowiecza. Przedmiotem jego naukowych zainteresowań były niemal wszystkie dziedziny ówczesnej wiedzy. Nie było dziedziny, której by nie znał, o której by nie pisał, począwszy od wzniosłych prawd teologii i filozofii, poprzez nauki przyrodnicze. Słusznie papież Pius XI nadał mu tytuł doktora uniwersalnego, a potomność od dawna nazywała go Wielkim. Można powiedzieć, że nie byłoby św. Tomasza, gdyby mu nie utorował drogi – na tym właśnie polu – św. Albert. On pierwszy usiłował stworzyć syntezę wszystkich nauk. Sam napisał: “Intencją naszą jest, by wszystkie części (fizykę, matematykę, metafizykę) połączyć w jedną całość, dla łacinników zrozumiałą”. Albert znał wszystkich dostępnych wówczas pisarzy: żydowskich, greckich, rzymskich, jak też teologów kościelnych. Jego dzieła wydano aż w 40 tomach. Jednocześnie posiadał umiejętność łączenia wiedzy z dobrocią, dlatego był nazywany “doktorem powszechnym” i “sumą dobroci”. Zmarł 15 listopada 1280 r. w Kolonii. Wbrew przyjętemu w Zakonie zwyczajowi pochowano go w chórze kościoła zakonnego i wystawiono mu duży pomnik. W roku 1383 za zezwoleniem papieża Sykstusa IV przełożony generalny dokonał podziału relikwii św. Alberta: ramię podarowano konwentowi dominikańskiemu w Bolonii, a relikwie mniejsze rozesłano po innych kościołach Zakonu. Dom rodzinny w Lauingen zamieniono na kaplicę. Papież Innocenty VIII zezwolił dominikanom Kolonii i Ratyzbony na odmawianie oficjum o błogosławionym, co w roku 1670 papież Klemens X rozszerzył na cały Zakon i na szereg diecezji we Francji i w Niemczech. Beatyfikował go Grzegorz XV w 1438 r. W 1459 r. został zaliczony przez Piusa II do grona doktorów Kościoła. Kanonizował go Pius XI 6 grudnia 1931 r. Jego następca, Pius XII, ogłosił go w 1942 r. patronem studiujących nauki przyrodnicze. Albert jest ponadto patronem górników. W ikonografii św. Albert przedstawiany jest w habicie dominikańskim, czasami w mitrze lub jako profesor. Jego atrybutami są: księga, krzyż, lilia jako symbol wiernej duszy, mitra, ptasie pióro. |
_________________________________________________________________________________
Św. Albert Wielki
św. Albert Wielki/Adobe.Stock
***
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 24.03.2010
Drodzy bracia i siostry!
Jednym z najwybitniejszych mistrzów teologii średniowiecznej jest św. Albert Wielki. W historii nazywany jest «wielkim» (magnus), co wskazuje na rozmach i głębię jego nauki, którą łączył on ze świętością życia. Już jego współcześni bez wahania obdarzali go znaczącymi tytułami. Jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go «dziwem i cudem naszej epoki».
Urodził się w Niemczech na początku XIII w. i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie znajdował się jeden z najsławniejszych uniwersytetów Średniowiecza. Oddał się studium tak zwanych «sztuk wyzwolonych»: gramatyki, retoryki, dialektyki, geometrii, astronomii oraz muzyki, czyli przedmiotów ogólnokształcących, przy czym wykazał szczególne zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które wkrótce stały się jego ulubioną dziedziną i specjalnością. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła dominikanów, a następnie wstąpił do ich zakonu i złożył w nim śluby. Źródła hagiograficzne pozwalają sądzić, że do tej decyzji Albert dojrzewał stopniowo. Głęboka więź z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, kazania bł. Jordana z Saksonii, generała Zakonu Kaznodziejskiego, następcy św. Dominika, były decydującymi czynnikami, które pomogły mu przezwyciężyć wszelkie wątpliwości, a także pokonać opór rodziny. W latach młodości często Bóg przemawia do nas i podsuwa projekt życia. Podobnie jak dla Alberta, również dla nas wszystkich indywidualna modlitwa, karmiona Słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe światłych ludzi są środkami, które pomagają usłyszeć głos Boży i za nim pójść. Albert otrzymał habit zakonny od bł. Jordana z Saksonii.
Po święceniach kapłańskich, z woli przełożonych, wykładał w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach ojców dominikanów. Dzięki błyskotliwości i wielkiemu umysłowi mógł pogłębić studia teologiczne w Paryżu, na najsławniejszym uniwersytecie tamtej epoki. Wówczas św. Albert rozpoczął nadzwyczajną działalność pisarską, którą rozwijał przez całe życie.
Powierzano mu prestiżowe zadania. W 1248 r. zlecono mu otwarcie studium teologicznego w Kolonii, jednym z najważniejszych ośrodków w Niemczech, gdzie mieszkał wiele lat w różnych okresach, i która stała się jego miastem. Z Paryża przybył do Kolonii z nadzwyczajnym uczniem, którym był Tomasz z Akwinu. Sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, stanowiłby wystarczający powód, by żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między tymi dwoma wielkimi teologami zrodziła się więź wzajemnego szacunku i przyjaźni, a tego typu ludzkie relacje sprzyjają bardzo rozwojowi nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na prowincjała Provinciae Teutoniae — teutońskiej prowincji ojców dominikanów — do której należały wspólnoty znajdujące się na obszernym terytorium Europy Środkowej i Północnej. Wyróżnił się gorliwością w pełnieniu tej posługi — wizytował wspólnoty i niestrudzenie przypominał współbraciom wierność, nauczanie i przykład św. Dominika.
Jego przymioty dostrzegł papież tamtej epoki, Aleksander IV, który zatrzymał Alberta na pewien czas w Anagni — gdzie papieże często się udawali — w Rzymie oraz w Viterbo, by zasięgać jego rad w kwestiach teologicznych. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony, wielkiej i sławnej diecezji, która przeżywała trudny okres. Albert pełnił tę posługę od 1260 do 1262 r. z niezwykłym oddaniem, zdołał zaprowadzić w mieście pokój i zgodę, zreorganizować parafie i klasztory i zachęcić do rozwoju działalności charytatywnej.
W latach 1263-1264 na prośbę papieża Urbana IV Albert głosił Słowo Boże w Niemczech i Czechach, a następnie wrócił do Kolonii i na nowo zajął się nauczaniem, studiami i pisarstwem. Był człowiekiem modlitwy, nauki i miłosierdzia i dlatego jego wystąpienia w różnych sprawach Kościoła i ówczesnego społeczeństwa uważane były za bardzo autorytatywne: był przede wszystkim człowiekiem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie arcybiskup znalazł się w poważnym konflikcie z miejskimi instytucjami. Z zaangażowaniem uczestniczył w pracach Soboru Lyońskiego ii, zwołanego przez papieża Grzegorza x w 1274 r., by ułatwić unię z Grekami po podziale, jaki nastąpił na skutek wielkiej schizmy wschodniej w 1054 r. Wyjaśniał naukę Tomasza z Akwinu, gdy zaczęto zgłaszać co do niej zastrzeżenia, a nawet stała się przedmiotem niczym nieusprawiedliwionych ataków.
Umarł we własnej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i dosyć wcześnie współbracia otoczyli go czcią. Kościół przyznał mu publiczny kult przez beatyfikację w 1622 r. oraz kanonizację w 1931 r., kiedy to papież Pius xi ogłosił go doktorem Kościoła. Było to niewątpliwie właściwe wyróżnienie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego badacza nie tylko prawd wiary, ale wielu innych dziedzin nauki. Patrząc na tytuły jego licznych dzieł zdajemy sobie bowiem sprawę, że jego wiedza była nadzwyczajna, wielostronne zainteresowania sprawiły, że zajmował się nie tylko filozofią i teologią, jak jego współcześni, ale również każdą inną wówczas znaną dyscypliną, od fizyki do chemii, od astronomii do mineralogii i od botaniki do zoologii. Z tego powodu papież Pius XII mianował go patronem badaczy nauk przyrodniczych, i zwany jest również Doctor universalis ze względu na rozległość jego zainteresowań i wiedzy.
Metody naukowe, jakimi posługiwał się św. Albert Wielki, były z pewnością różne od metod stosowanych w późniejszych wiekach. Jego metoda polegała po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, ale w ten sposób otwarł drogę przyszłym poszukiwaniom.
Wiele możemy się jeszcze od niego nauczyć. Przede wszystkim św. Albert ukazuje, że między wiarą i nauką nie ma sprzeczności, choć na przestrzeni dziejów niekiedy dochodziło do nieporozumień. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie oddawać się studium nauk przyrodniczych i czynić postępy w poznaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa rządzące materią, ponieważ wszystko to pogłębia pragnienie i miłość Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, którym Bóg — najwyższa inteligencja — wyjawia nam coś o sobie. Księga Mądrości stwierdza na przykład, że zjawiska przyrodnicze, wielkie i piękne, są jak dzieła artysty, toteż przez analogię możemy dzięki nim poznać Sprawcę stworzenia (por. Mdr 13, 5). Cytując znaną w Średniowieczu i Odrodzeniu metaforę, możemy przyrównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą odczytujemy z różnych punktów widzenia nauki (por. przemówienie do uczestników sesji plenarnej Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Dla iluż to bowiem uczonych, podobnie jak dla św. Alberta Wielkiego, inspiracją do prowadzenia badań były zachwyt i wdzięczność w obliczu świata, który w ich oczach ludzi nauki i wierzących jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i pełnego miłości Stwórcy! Badania naukowe stają się wówczas hymnem pochwalnym. Dobrze to zrozumiał wielki astrofizyk naszych czasów Enrico Medi, którego proces beatyfikacyjny jest w toku, a który pisał: «O wy, tajemnicze galaktyki (…), widzę was, liczę, pojmuję, studiuję i odkrywam, zagłębiam się w was i tworzę zbiory. Z waszego światła tworzę naukę, z ruchu — mądrość, a z gry olśniewających kolorów — poezję; biorę was, gwiazdy, w moje dłonie i z drżeniem w jedności mojego bytu wznoszę was powyżej was samych, w modlitwie ofiaruję was Stwórcy, którego tylko za moim pośrednictwem wy, gwiazdy, możecie wielbić» (Dzieła. Hymn na cześć stworzenia).
Św. Albert Wielki przypomina nam, że naukę i wiarę łączy przyjaźń i że powołanie do badania przyrody może być dla uczonych autentyczną i fascynującą drogą do świętości.
O jego niezwykle otwartym umyśle świadczy również przedsięwzięcie, które z powodzeniem zrealizował, jakim było przyswojenie i ukazanie wartości myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta stawały się bowiem coraz powszechniej znane liczne dzieła tego wielkiego filozofa greckiego, żyjącego w IV w. przed Chr., zwłaszcza etyczne i metafizyczne. Dowodziły one siły rozumu, przenikliwie i precyzyjnie wyjaśniały sens i strukturę rzeczywistości, jej poznawalność, wartość i cel ludzkich działań. Św. Albert Wielki umożliwił recepcję filozofii Arystotelesa w filozofii i teologii średniowiecznej, a ostateczną formę tej recepcji nadał później św. Tomasz. Ta recepcja filozofii, powiedzmy sobie, pogańskiej, przedchrześcijańskiej stanowiła w tamtych czasach autentyczną rewolucję kulturalną. Jednakże wielu myślicieli chrześcijańskich obawiało się filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że komentatorzy arabscy, za których pośrednictwem została przyjęta, interpretowali ją w taki sposób, że przynajmniej w niektórych punktach wydawała się całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Powstał zatem dylemat: czy wiara i rozum są ze sobą sprzeczne, czy też nie?
Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: z naukowym rygorem przestudiował dzieła Arystotelesa, w przekonaniu, że wszystko, co rzeczywiście racjonalne, jest zgodne z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do ukonstytuowania się filozofii jako autonomicznej dyscypliny, odrębnej od teologii i powiązanej z nią jedynie w jedności prawdy. W ten sposób w XIII w. doszło do wyraźnego rozdzielenia tych dwóch nauk, filozofii i teologii, które w harmonijnym dialogu razem odkrywają autentyczne powołanie człowieka, spragnionego prawdy i szczęścia: przede wszystkim teologia, nazwana przez św. Alberta «nauką uczuciową», ukazuje człowiekowi jego powołanie do radości wiecznej, do radości rodzącej się z pełnego przylgnięcia do prawdy.
Św. Albert potrafił przekazywać te pojęcia w prosty i zrozumiały sposób. Będąc prawdziwym synem św. Dominika, głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który cenił go za nauki i przykład życia.
Drodzy bracia i siostry, prośmy Pana, aby w świętym Kościele nie zabrakło nigdy uczonych, pobożnych i mądrych teologów, takich jak św. Albert Wielki, i aby pomógł każdemu z nas przyswoić sobie «formułę świętości», którą on realizował w swoim życiu: «Wszystko chcę chcieć na chwałę Boga, jak Bóg wszystko chce chcieć na swą chwałę», to znaczy utożsamiać się zawsze z wolą Bożą, by wszystko chcieć i czynić jedynie i zawsze na Jego chwałę.
do Polaków:
Drodzy bracia i siostry! Jutro przypada uroczystość Zwiastowania Pańskiego. W Polsce jest ona obchodzona również jako Dzień Świętości Życia. Tajemnica wcielenia odsłania szczególną wartość i godność ludzkiego życia. Bóg dał nam ten dar i uświęcił, gdy Syn stał się człowiekiem i narodził się z Maryi. Trzeba strzec tego daru od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Z całego serca jednoczę się z tymi, którzy podejmują różne inicjatywy na rzecz poszanowania życia i budzenia nowej społecznej wrażliwości. Niech wam Bóg błogosławi.
L’Osservatore Romano 5/2010/opoka.pl
______________________________________________________________________________________________________________
14 listopada
Święty Mikołaj Tavelić, męczennik
Zobacz także: • Błogosławiona Maria Luiza Merkert, dziewica • Święty Wawrzyniec z Dublina, biskup • Święty Józef Pignatelli, prezbiter • Błogosławiony Jan Liccio, prezbiter |
Według Martyrologium rzymskiego Mikołaj pochodził z dalmatyńskiego Szybernika. Urodził się w 1340 r. na terenie obecnej Chorwacji. Był franciszkaninem. Pracował przez 12 lat jako duszpasterz w Bośni. W 1384 r. zgłosił się do pracy w Kustodii Ziemi Świętej. Przez dłuższy czas opiekował się – wraz z innymi zakonnikami – miejscami kultu i pielgrzymami. Zginął wraz z trzema towarzyszami: Francuzami Deodatem z Rodez i Piotrem z Narbonne oraz Włochem Stefanem z Cuneo, kiedy postanowili tak jak św. Franciszek głosić Ewangelię Jezusa sułtanowi. Przygotowali wystąpienie na piśmie po łacinie oraz po arabsku i 11 listopada 1391 r. udali się do meczetu Omara. Było to w dniu, w którym mahometanie uroczyście obchodzili Kurban Bayram (Święto Ofiarowania – jedno z najważniejszych świąt w świecie islamu). Nie zostali wpuszczeni, ale zaprowadzono ich do kalifa. Tam zaczęli czytać swój tekst, w którym napisali wprost, że należy odrzucić naukę Mahometa. Słuchający ich tłum muzułmanów zapałał wielkim gniewem. Zażądano wycofania tych stwierdzeń, a potem nalegano, żeby misjonarze wyrzekli się wiary. Kiedy franciszkanie odmówili, zostali brutalnie pobici. Wrzucono ich zakutych w dyby do lochu, gdzie – pozbawieni nawet wody – spędzili trzy dni. 14 listopada 1391 r. zostali zawleczeni na sąd, który odbył się w pobliżu istniejącej do dziś Bramy Dawida w Jerozolimie. Ponownie odmówili zaparcia się Chrystusa. Wtedy zostali zasieczeni mieczami, ich ciała rozerwano na strzępy i spalono, a prochy rozsypano. Ich męczeństwo opisał wiernie Gerard Calveti, ówczesny gwardian jerozolimskiego konwentu Najświętszego Zbawiciela (San Salvatore). Kult męczenników był żywy niemal od razu po ich śmierci, zwłaszcza w zakonie franciszkańskim. Beatyfikacji Mikołaja Tavelića dokonał w 1889 r. papież Leon XIII. Wszystkich czterech męczenników kanonizował papież Paweł VI 21 czerwca 1970 r. w Rzymie. Są jedynymi kanonizowanymi franciszkańskimi misjonarzami pracującymi na terenie Ziemi Świętej. Mikołaj Tavelić jest pierwszym świętym pochodzącym z Chorwacji. |
__________________________________________________________________________________
fot. Roberta F. via Wikipedia, CC BY-SA 3.0
***
Święty Mikołaj Tavelić. Zginął z rąk muzułmanów, nie zaparł się Chrystusa
Według Martyrologium rzymskiego Mikołaj pochodził z dalmatyńskiego Szybernika. Urodził się w 1340 r. na terenie obecnej Chorwacji. Był franciszkaninem. Pracował przez 12 lat jako duszpasterz w Bośni. W 1384 r. zgłosił się do pracy w Kustodii Ziemi Świętej. Przez dłuższy czas opiekował się – wraz z innymi zakonnikami – miejscami kultu i pielgrzymami.
Zginął wraz z trzema towarzyszami: Francuzami Deodatem z Rodez i Piotrem z Narbonne oraz Włochem Stefanem z Cuneo, kiedy postanowili tak jak św. Franciszek głosić Ewangelię Jezusa sułtanowi. Przygotowali wystąpienie na piśmie po łacinie oraz po arabsku i 11 listopada 1391 r. udali się do meczetu Omara. Było to w dniu, w którym mahometanie uroczyście obchodzili Kurban Bayram (Święto Ofiarowania – jedno z najważniejszych świąt w świecie islamu). Nie zostali wpuszczeni, ale zaprowadzono ich do kalifa. Tam zaczęli czytać swój tekst, w którym napisali wprost, że należy odrzucić naukę Mahometa. Słuchający ich tłum muzułmanów zapałał wielkim gniewem. Zażądano wycofania tych stwierdzeń, a potem nalegano, żeby misjonarze wyrzekli się wiary. Kiedy franciszkanie odmówili, zostali brutalnie pobici. Wrzucono ich zakutych w dyby do lochu, gdzie – pozbawieni nawet wody – spędzili trzy dni. 14 listopada 1391 r. zostali zawleczeni na sąd, który odbył się w pobliżu istniejącej do dziś Bramy Dawida w Jerozolimie. Ponownie odmówili zaparcia się Chrystusa. Wtedy zostali zasieczeni mieczami, ich ciała rozerwano na strzępy i spalono, a prochy rozsypano.
Ich męczeństwo opisał wiernie Gerard Calveti, ówczesny gwardian jerozolimskiego konwentu Najświętszego Zbawiciela (San Salvatore). Kult męczenników był żywy niemal od razu po ich śmierci, zwłaszcza w zakonie franciszkańskim. Beatyfikacji Mikołaja Tavelića dokonał w 1889 r. papież Leon XIII. Wszystkich czterech męczenników kanonizował papież Paweł VI 21 czerwca 1970 r. w Rzymie. Są jedynymi kanonizowanymi franciszkańskimi misjonarzami pracującymi na terenie Ziemi Świętej. Mikołaj Tavelić jest pierwszym świętym pochodzącym z Chorwacji.
brewiarz.pl
______________________________________________________________________________________________________________
13 listopada
Święci
Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn,
pierwsi męczennicy Polski
Zobacz także: • Święty Mikołaj I Wielki, papież • Błogosławiony Wincenty Eugeniusz Bosiłkow, biskup i męczennik |
W 1001 r. zaprzyjaźniony z księciem Bolesławem Chrobrym cesarz niemiecki Otton III zaproponował założenie na naszych ziemiach klasztoru, który głosiłby Słowianom Słowo Boże. Cesarz postanowił wykorzystać do zamierzonego dzieła swego krewniaka – biskupa Brunona z Kwerfurtu, wiernego towarzysza św. Wojciecha, znającego ziemie Słowian. Brunon wybrał do pomocy w przeprowadzeniu misji brata Benedykta. Benedykt z Petreum (ur. 970) pochodził z zamożnej włoskiej rodziny z Benewentu. Rodzice przeznaczyli go do stanu duchownego już jako małego chłopca. Liczyli na to, że zostanie kapłanem diecezjalnym. Benedykt wybrał jednak życie pustelnicze. Po pewnym czasie przyłączył się do św. Romualda. Zaprzyjaźnił się z innym pustelnikiem – starszym od niego o 30 lat Janem, mieszkającym na zboczu Monte Cassino.Jan z Wenecji (ur. 940) pochodził z rodziny patrycjuszów weneckich. Z dożą Piotrem I Orseolo potajemnie opuścił Wenecję, udając się do opactwa benedyktyńskiego w Cusan koło Perpignan. Ta decyzja stała się pewnego rodzaju sensacją. Obydwaj podjęli życie pustelnicze. Po pewnym czasie opuścili opactwo. Jan udał się do św. Romualda, tam zaprzyjaźnił się z Benedyktem. Odznaczał się stanowczością, skutecznością w działaniu i wysoką kulturą.Benedykt i Jan, po przybyciu na dwór Bolesława Chrobrego w początkach 1002 r., założyli pustelnię na terenie, który im podarował król – we wsi Święty Wojciech (obecnie Wojciechowo) pod Międzyrzeczem. Wkrótce dołączyli do nich Polacy możnego rodu (może nawet książęcego): żarliwi religijnie rodzeni bracia Mateusz i Izaak – nowicjusze, oraz Krystyn – klasztorny sługa, pochodzący prawdopodobnie z pobliskiej wsi. Szóstym zakonnikiem był Barnaba, który wraz z Benedyktem i Janem przybył do Polski z Włoch. Uniknął męczeństwa i według ustnej tradycji resztę życia spędził u kamedułów (spotyka się także informacje, że był to klasztor w Bieniszewie, ale to raczej mało prawdopodobne ze względu na czas powstania tamtej fundacji). Eremici zobowiązali się do pustelniczego trybu życia, a przede wszystkim do prowadzenia pracy misyjnej. Benedykt i Jan nauczyli się nawet języka polskiego. Cały czas jednak czekali na biskupa Brunona z Kwerfurtu. Miał on wraz z nimi przybyć do Polski, ale wyruszył do Rzymu po papieskie zezwolenie na prowadzenie misji. Tracący cierpliwość Benedykt wyruszył na spotkanie Brunona, ze względu jednak na zawieruchę polityczną, jaką wywołała śmierć cesarza Ottona III (w styczniu 1002 r.), postanowił wrócić do klasztoru, polecając dalsze poszukiwania Brunona młodemu mnichowi Barnabie. Posłaniec nie wracał. W listopadzie 1003 roku Benedykt i współbracia zaczęli odczuwać niepokój o niego. Nie dane im jednak było doczekać Barnaby. W nocy z 10 na 11 listopada 1003 r. zostali napadnięci przez zbójców i wymordowani. Pierwsze ciosy mieczem otrzymał Jan, po nim zginął Benedykt. Izaaka zamordowano w celi obok. Mateusz zginął przeszyty oszczepami, gdy wybiegł z celi w stronę kościoła. Mieszkający oddzielnie Krystyn próbował jeszcze bronić klasztoru, ale i on podzielił los towarzyszy. Prawdopodobnie powód napadu był rabunkowy, ponieważ zakonnicy otrzymali od Chrobrego środki w srebrze na prowadzenie misji. Kult męczenników zaczął się już od ich pogrzebu, na który przybył biskup poznański Unger. Wkrótce potem, w 1006 r., św. Brunon napisał “Żywot pięciu braci męczenników”. Są to pierwsi męczennicy polscy wyniesieni na ołtarze. W poczet świętych wpisał ich Jan XVIII. Patronują diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Relikwie świętych znajdują się w wielu kościołach w Polsce, a także we Włoszech (Ascoli) i w Czechach, gdzie czczone są w katedrze św. Wita na Hradczanach. W ikonografii Pięciu Braci Męczenników przedstawianych jest w białych habitach kamedulskich. Atrybutem jest koło tortury. |
_________________________________________________________________________________
Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn.
Poznaj Pierwszych Męczenników Polskich
(Aw58, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons)
***
„Pierwsi męczennicy Polscy to – obok św. Wojciecha – najstarsi świadkowie Chrystusa na ziemi polskiej” – mówił 2 czerwca 1997 r. św. Jan Paweł II w Gorzowie Wielkopolskim przed kościołem Pierwszych Męczenników Polskich. Co o nich wiemy?
Wiedzę o pierwszych pustelnikach w naszej ojczyźnie, którzy zginęli śmiercią męczeńską, a ofiarę ze swojego życia położyli u fundamentów polskiej państwowości, czerpiemy z trzech źródeł: Kroniki św. Bruna z Kwerfurtu, Żywotu św. Piotra Damianiego i czeskiej Kroniki Kosmasa. Choć śmierć tych pięciu świętych mężczyzn datowana jest na 1003 r. znamy ich imiona. Wiemy też, że Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn żyli i działali na zachodnich ziemiach Polski za czasów panowania Bolesława Chrobrego. Tradycja Kościoła nazywa ich Braćmi Polskimi, mimo, że byli wśród nich także cudzoziemcy. Dwóch mnichów, Benedykt i Jan, przybyło do Polski z Italii z misją zaszczepienia w młodym, chrześcijańskim kraju reguły życia św. Benedykta. Mateusz, Izaak i Krystyn byli pochodzenia słowiańskiego, najprawdopodobniej polskiego. Mieszkali w eremach i przedstawiali się jako benedyktyni żyjący według surowej reguły św. Romulada.
Z Italii do Polski
Benedykt urodził się ok. 970-975 r. w Italii, w Benewencie. Pochodził z zamożnej, bardzo religijnej rodziny. Wolą rodziców było, aby syn został duchownym. Tak się stało, jednak wystawny styl życia ówczesnego duchowieństwa rozczarował młodego chłopaka i wkrótce przeniósł się do benedyktyńskiego opactwa Świętego Zbawiciela, słynącego z surowej reguły i ascetycznego życia. Po kilku latach otrzymał zgodę przełożonych na zamieszkanie w pustelni.
Jan był starszy od Benedykta, urodził się ok. 940 r. w Wenecji, również w zamożnej rodzinie. Dość szybko podjął decyzję o życiu pustelniczym. Poznał św. Romulada i zamieszkał w eremie na zboczu góry Monte Cassino. To właśnie tu przyjął Benedykta, który szukał nowej formy życia pustelniczego. Ci dwaj dołączyli do Romulada i wkrótce w trójkę udali się do Rzymu na spotkanie z cesarzem Ottonem III. Z uwagi na to, że prawdopodobnie już na zjeździe gnieźnieńskim w 1000 r. zapadła decyzja o sprowadzeniu zakonników do Polski, cesarz Otton III szukał wśród mnichów kandydatów do tej trudnej misji. Po spotkaniu w Rzymie wybrał Benedykta i Jana. Gdy wyruszali w drogę do nieznanego kraju, Jan miał już ponad 60 lat. Ale podjęli wyzwanie. Zabrali ze sobą szaty, w tym ornat od cesarza i naczynia liturgiczne. Szli prawdopodobnie z Rzymu, przez Weronę, Augsburg, Ratyzbonę i Pragę. Być może zatrzymali się w Poznaniu. Dokładne miejsce, do którego przybyli i gdzie założyli klasztor, nie jest znane. Podaje się trzy hipotetyczne adresy: wieś Święty Wojciech na zachód od Poznania, Kazimierz pod Szamotułami i Kazimierz Biskupi.
Mówić, że Chrystus żyje
Od razu po przybyciu do Polski utworzyli klasztor, pustelniczy, bez żadnych wygód. Zbudowali drewniany kościół i kilka niedużych chatek, które pełniły rolę eremów. Mieli jeden, najważniejszy cel: głosić Chrystusa, mówić o nim ludziom, których kraj od 966 r. uczył się chrześcijaństwa. Mimo życia pustelniczego, mnisi podejmowali misje chrystianizacyjne. Pracowali wśród pogańskich plemion Wieletów i Pomorzan. Ich obecność i świadectwo wkrótce obudziła w miejscowych pragnienie prowadzenia podobnego życia. I tak do eremu dołączyli wkrótce rodzeni bracia Izaak i Mateusz a po nich Krystyn. Do pomocy przybył jeszcze jeden mnich z Italii – Barnaba. Dni wypełniała mnichom praca, modlitwa i głoszenie Chrystusa. Do 1003 r. misje chrystianizacyjne przebiegały pokojowo, w spotkaniach z pogańskimi plemionami nie stosowano ani przymusu, ani tym bardziej przemocy. Po śmierci Ottona III jego następca, Henryk II Święty, chciał szybkich efektów na dużą skalę i wydał rozkaz o siłowym, przymusowym „nawracaniu” pogan. Ta decyzja obudziła wrogość, misjonarze coraz częściej doświadczali niechęci pogan, a na niektórych terenach jawnej wrogości.
Noc męczeństwa
Dramat rozegrał się 10 listopada 1003 r. W czasie wieczornych modlitw do pustelni braci wtargnęli uzbrojeni mężczyźni. Okłamali mnichów, że wysłał ich Bolesław Chrobry. Żądali wydania ukrywanych w klasztorze kosztowności, ale gdy niczego w biednych chatkach nie znaleźni zabili bezbronnych mnichów. Najpierw zginął Jan, sędziwy już pustelnik z Wenecji, po nim Benedykt – ten, który nieustannie szukał coraz trudniejszej reguły życia. Przed drewnianym kościółkiem mężczyźni zamordowali Izaaka, Mateusza i Krystyna. Po zabójstwach zdemolowali klasztor i ukradli ornat, podarowany mnichom przez Ottona III. Uciekli. Ciała męczenników odnaleźli ludzie, którzy następnego dnia przyszli do kościoła na Mszę świętą. Już 12 listopada w miejscu męczeństwa zjawił się biskup Unger z Poznania. Braci pochowano 13 listopada w klasztornym kościele. Rok później, dzięki staraniom biskupa Ungera, Pięciu Braci Męczenników zostało ogłoszonych świętymi.
Mateusz, Izaak i Krystyn to pierwsi w dziejach Kościoła kanonizowani święci pochodzący z Polski. Warto pamiętać, że św. Wojciech, który jest pierwszym polskim męczennikiem i został ogłoszony świętym w 999 r., pochodził z Czech. Pierwszymi świętymi urodzonymi w Polsce są właśnie ci trzej z pięciu Pierwszych Męczenników Polskich.
***
„Boże, Ty uświęciłeś początki wiary w narodzie polskim krwią świętych męczenników Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna; wspomóż swoją łaską naszą słabość, abyśmy naśladując męczenników, którzy nie wahali się umrzeć za Ciebie, odważnie wyznawali Cię naszym życiem” – fragment z modlitwy odmawianej w dniu liturgicznego wspomnienia Pierwszych Męczenników Polskich.
***
Agnieszka Bugała/PCh24.pl
____________________________________________________________________________
Misja Pięciu Braci. Wstrząsająca historia pierwszych męczenników Polski
Chrystianizacja ziem polskich, zapoczątkowana chrztem księcia Polan Mieszka I, przebiegała dynamicznie. Jednak, jak wszędzie, wiara rodziła się z krwi męczenników.
Światło z Monte Cassino
Zakon benedyktynów, założony w roku 529 przez św. Benedykta z Nursji, jedna z najstarszych wspólnot monastycznych świata Zachodu, odegrał ogromną rolę w nawracaniu Europy, w tym Polski.
Z klasztornego wzgórza na Monte Cassino zdawała się promieniować siła, przemieniająca kraje i narody. W czasach Mieszka I i Bolesława Chrobrego to właśnie benedyktyńscy misjonarze, pochodzący przede wszystkim z Czech i Węgier, krzewili wśród elit i ludu naukę Chrystusa. To ze wspólnot benedyktynów rekrutowali się pierwsi polscy biskupi – Jordan i Unger. Benedyktynami byli: św. Wojciech, który chwalebny żywot uwieńczył męczeńską śmiercią w Prusach, jego przyrodni brat Radzim Gaudenty – pierwszy arcybiskup gnieźnieński, św. Bruno z Kwerfurtu – autor dzieł literackich poświęconych Polsce, zamordowany przez pogańskich Jaćwingów, czy też św. Andrzej Świerad, pustelnik.
Zapotrzebowanie na misjonarzy było ogromne, tym bardziej, że światło Ewangelii należało ponieść dalej, między pogańskie ludy graniczące z państwem Piastów. Dlatego w roku 1000, podczas zjazdu gnieźnieńskiego, książę Bolesław Chrobry goszczący cesarza Ottona III (przybyłego tu z pielgrzymką do grobu św. Wojciecha), zwrócił się z usilną prośbą o przysłanie nowych zakonników. Cesarz, po głębokim namyśle, powierzył realizację zadania swemu krewniakowi, biskupowi Brunonowi z Kwerfurtu, który mnisi habit przywdział na wieść o śmierci św. Wojciecha. Ten postanowił skierować do słowiańskiego kraju dwóch benedyktynów z klasztoru pustelniczego we włoskim Pereum opodal Rawenny, wychowanków św. Romualda.
Boska Kohorta
Pod koniec 1001 roku z Italii wyruszyło dwóch eremitów, Benedykt i Jan.
Pierwszy był młodym mężczyzną, niespełna trzydziestoletnim, który spędził prawie połowę swego życia za murami klasztorów i pustelni. Musiał być człowiekiem pełnym energii, obdarzonym zdolnościami przywódczymi i organizatorskimi, bowiem wyznaczono go na wodza „Boskiej Kohorty”, udającej się z misją do dalekiej Polski.
Jego towarzysz Jan był dwakroć starszy. Lata przeżyte w surowych warunkach poorały głębokimi bruzdami jego oblicze, dodatkowo oszpecone śladami po przebytej ospie. Na domiar wszystkiego był niewidomy na jedno oko. Jednakże pomimo tej ułomności oraz wieku, jak na owe czasy mocno zaawansowanego, brat Jan trzymał się krzepko, słynął z wielkiej wytrwałości. We wspólnocie wyróżniał się ogromną wiedzą i kulturą, a wrodzona łagodność łatwo zjednywała mu serca otoczenia.
Obaj zakonnicy opanowali podstawy mowy Polan. Na drogę zostali zaopatrzeni w księgi i przedmioty liturgiczne. Podążali najpewniej szlakiem alpejskim, przez Weronę, Trydent, Bolzano, Augsburg, Ratyzbonę, Pragę, Wrocław, by wreszcie w Poznaniu stanąć przed obliczem księcia Bolesława. Ten powitał ich serdecznie, z wrodzoną sobie hojnością zapewniając wszelkie wsparcie w przedsięwzięciu.
Pustelnia
Bolesław wyznaczył mnichom miejsce osiedlenia, „tam, gdzie piękny las nadawał się na samotnię”.
Ponieważ spisujący potem dzieje misji św. Bruno z Kwerfurtu nie podał dokładnego miejsca usytuowania pustelni, dzisiaj historycy łamią sobie głowy nad jej lokalizacją. Wielu opowiada się za okolicami Międzyrzecza (obok wsi Święty Wojciech lub też na terenie obecnej Winnicy), swoich zwolenników posiadają Kaźmierz pod Szamotułami, Kazimierz Biskupi oraz Trzemeszno. Wiadomo, że erem otaczały gęste lasy, choć w pobliżu usytuowana była wieś, której mieszkańców książę Bolesław zobowiązał do wspierania zakonników, w tym do ich aprowizacji. Na zabudowania pustelni składał się drewniany kościół oraz kilka małych chatek. Teren otoczony był płotem. Ogrodzenie zabezpieczały dodatkowo kolczaste rośliny, co stanowiło obronę raczej przed dzikimi zwierzętami, bo z okoliczną ludnością stosunki układały się znakomicie.
Obsada misji szybko powiększyła się. Do Benedykta i Jana dołączyli nowicjusze „z kraju i mowy słowiańskiej”. Byli to Izaak, młodzieniec mniej więcej dwudziestopięcioletni, wraz z młodszym bratem Mateuszem. Niewiele o nich wiadomo, poza tym, że musieli pochodzić z bardzo religijnej familii – ich dwie siostry były mniszkami w klasztorze w Gnieźnie. W eremie znalazł się też Krystyn, młody człowiek (możliwe, że nastolatek) z ludu, któremu wyznaczono rolę sługi i kucharza, a potem brata-laika. Wkrótce do wspólnoty dołączył jeszcze jeden misjonarz, włoski zakonnik Barnaba.
Zakonnicy prowadzili surowy żywot wedle wskazań świętych Benedykta i Romualda. Jednakże modlitwy i posty nie wypełniały im całego życia. Uznanie wśród miejscowych zdobyło im propagowanie nowych sposobów karczowania lasów i uprawy roli. Nabożeństwa odprawiane w pustelni przyciągały coraz większą rzeszę wiernych.
W roku 1003 Benedykt postanowił wydelegować jednego z braci do Rzymu, na rozmowy z biskupem Brunonem. Zapewne zamierzał złożyć mu sprawozdanie z dotychczasowych działań oraz ustalić kierunki dalszej pracy misyjnej. Książę Bolesław podarował eremitom 10 funtów srebra jako pokrycie kosztów podróży, zakonnicy jednak, wierni nakazowi praktykowania ubóstwa, postanowili odesłać tak hojny dar i zorganizować podróż własnym sumptem. Benedykt wybrał do tej misji brata Barnabę. Mimo woli ocalił mu życie.
Przyjacielu, po co przyszedłeś…?
10 listopada 1003 roku wieczorem w pustelni odprawiono modły „w świętą wigilię szczodrobliwego i łaskawego Marcina”. Niestety, w tym samym czasie w okolicy przebywała grupa ludzi, która nie myślała o modlitwie.
Jak później napisał św. Brunon, relacjonując owo zdarzenie, „człowiek książęcy, który przedtem im usługiwał, wraz z innymi złymi chrześcijanami, podpiwszy sobie dla dodania animuszu, postanowili zabić eremitów i zrabować im srebro, o którego zwrocie dla księcia nie wiedzieli”.
Napastnicy dotarli do pustelni około północy. Bez trudu sforsowali ogrodzenie i wdarli się do chat, trzymając w dłoniach miecze i pochodnie. Św. Brunon po latach rozmawiał ze zbrodniarzami i zostawił nam przejmujący opis tragedii. Kiedy zbóje obudzili eremitów, zapadła chwila milczenia. W końcu brat Jan, który najlepiej znał język miejscowych, zapytał ze zwykłą sobie uprzejmością:
– Przyjacielu, po co przyszedłeś i czego nowego chcą ci uzbrojeni ludzie?
Zrazu zbójcy usiłowali przedstawiać się jako wysłannicy księcia Bolesława, przybyli z nakazem uwięzienia mnichów. Pustelnicy odrzucili te słowa jako kłamliwe. W końcu napastnicy otwarcie wyznali, po co przyszli, nie ukrywając zamiaru popełnienia mordu. Wówczas Jan wyrzekł spokojnie:
– Niech Bóg was wspomaga i nas!
Zaraz po tych słowach pustelnik runął na ziemię, dwukrotnie ugodzony mieczem. Drugi zginął Benedykt, któremu brzeszczot napastnika rozpłatał głowę. Trzeciego dopadli Izaaka, zadając mu w pośpiechu wiele ran, podczas gdy on zdołał pobłogosławić morderców. Mateusz wybiegł w celi, podążając w stronę kościoła. Nie zdążył wszakże przemierzyć dziedzińca, bo przeszyły go zaraz oszczepy. Był jeszcze Krystyn, który nie sprzedał łatwo żywota. Młodzieniec porwał za drąg i jął wymierzać ciosy bandytom. Tych było jednak zbyt wielu. Ostatni eremita oddał życie w walce.
Napastnicy splądrowali zabudowania, ale oczywiście nie znaleźli kosztowności. Musieli zadowolić się drogocennym ornatem, darem cesarza Ottona III. Pocięli ornat na kawałki, po czym oddalili się, uprzednio podpaliwszy kościół. Po ich odejściu ogień samoistnie wygasł.
Wojownik Krystyn i sieroctwo Barnaby
Rankiem pustelnię odwiedzili chłopi, przybyli na zapowiedzianą uroczystość ku czci św. Marcina. Ze zgrozą odkryli zwłoki pięciu zamordowanych.
Powiadomiony o sprawie biskup Unger niezwłocznie przybył na miejsce zbrodni. Po dokonaniu oględzin nakazał pochować męczenników pod podłogą ich kościoła. We wspólnej mogile, choć w czterech trumnach spoczęli: Benedykt, Jan, Izaak i Mateusz. Przez pewien czas trumny pozostały otwarte, dzięki czemu zadziwieni świadkowie mogli stwierdzić, iż zwłoki nie ulegały rozkładowi.
Krystyna, jako poległego w walce, zrazu pogrzebano w osobnym grobie na terenie samotni. W owym czasie, w przedkrucjatowym Kościele, tu i ówdzie trwały jeszcze spory, czy padłych w boju wojowników Chrystusa godzi się traktować na równi z męczennikami idącymi na śmierć z pokorą. Po jakimś czasie ulewne deszcze odsłoniły płytką krystynową mogiłę. Oczom wiernych ukazały się jego zwłoki, nienaruszone podobnie jak ciała jego zakonnych braci. Ostatecznie Krystyn spoczął wśród swych towarzyszy, w bratniej kwaterze. W przyszłości zostanie obwołany patronem polskiego rycerstwa.
Lud żegnał płaczem pomordowanych, jako prawdziwych przyjaciół, których życie brutalnie przerwano. Jednakowoż wśród tej żałości znalazły się łzy szczególne, płynące wprost z wnętrza rozdartej duszy. Brat Barnaba niewiele dni po tragedii powrócił do pustelni ze swych rzymskich wojaży. Wstrząśnięty śmiercią ludzi mu tak bliskich, zazdrościł im przecie – chciałoby się rzec: „tak po ludzku” – szczególnym rodzajem bezgrzesznej, chrześcijańskiej zazdrości. Owóż brat Barnaba, zwyczajnie po chrześcijańsku, zazdrościł swym braciom męczeńskiego skonu.
Jak pięknie napisał o nim ks. Piotr Pękalski, Barnaba „[…] dowiedziawszy się o męczeństwie swej braci, ze ściśnionym sercem rzewnie płacząc, bardzo żałował, że sobie na to nie zasłużył, aby się był stał razem z bracią swą uczestnikiem palmy męczeńskiej. Skoro powrócił z Gniezna na pustynię, widząc swych towarzyszów życia zakonnego, w ich celach rozmaitym katuszy rodzajem srogo umęczonych, ciężko narzekał, że on tylko sam jeden w smutnym zostawiony sieroctwie, gdy bracia jego już stanęli przed oblicznością Bożą z wieńcem męczeńskim. Na tej samej pustyni wystawił dla siebie nową celkę, i w niej z całą pustelnika ścisłością żyjąc jeszcze czas niejaki, świętobliwie pełen zasługi i cnoty, zasnął słodko w Panu Zbawicielu swoim”.
Sprawiedliwość
Zarządzony pościg szybko doprowadził do ujęcia zbójców, koczujących w okolicznych lasach.
Pojmanych, zakutych w łańcuchy, zaprowadzono przed oblicze księcia Bolesława, ten zaś skazał ich na śmierć głodową. Wtedy wszakże zgłosił się młody zakonnik, Andrzej, zaświadczając, iż doznał wstrząsającej wizji. Jak stwierdził, ukazali mu się męczennicy, Benedykt i Jan, prosząc o darowanie życia ich mordercom. A były to czasy, gdy mistyczne objawienia traktowano wyżej od prawniczego paragrafiarstwa… Więźniów oszczędzono, przekazując ich klasztorowi na dożywotnią służbę, aby ciężką pracą odpokutowali popełnioną zbrodnię.
Jak podają źródła, zbójami kierowała przyziemna żądza zysku, chęć zagarnięcia rzekomych skarbów, których zakonnicy wcale nie posiadali. Dzisiaj można usłyszeć „teorie spiskowe”, wedle których za napadem na pustelnię miał rzekomo stać najstarszy syn Chrobrego, Bezprym (który podówczas liczył sobie ledwo 16 wiosen), bądź że atak zorganizował król Niemiec (późniejszy cesarz) Henryk II, skonfliktowany z księciem Bolesławem. Póki co, nie odnaleziono jednoznacznych dowodów na poparcie takich tez.
Drogowskazy
W roku 1004 biskup Unger wraz z ocalałym bratem Barnabą stanęli przed obliczem papieża Jana XVIII, zdając mu relację z dramatu.
Biskup Rzymu zaliczył zamordowanych w poczet świętych męczenników Kościoła. Ich kult szybko rozpowszechnił się w Polsce, a z czasem dotarł również do Czech, na Morawy, do Niemiec i Włoch. Kult Pięciu Braci Męczenników został urzędowo zatwierdzony w roku 1508 przez papieża Juliusza II. Trzej eremici: Izaak, Mateusz i Krystyn byli pierwszymi w dziejach Kościoła kanonizowanymi świętymi urodzonymi na ziemiach polskich.
***
W postawie Pięciu Braci możemy odkryć wiele dróg prowadzących do świętości. Modlitwa, asceza, samodoskonalenie duchowe towarzyszyły ciężkiej pracy na rzecz dobra ogółu. Bezbrzeżna dobroć i szlachetność Izaaka błogosławiącego swoich oprawców nie stała w sprzeczności z dzielnością Krystyna, próbującego siłą odeprzeć intruzów nachodzących świątynię. Wszystko to było bowiem naśladownictwem Chrystusa. Wszystko pochodziło z jednego ożywczego źródła, które tysiąc lat wcześniej wytrysnęło w dalekiej Galilei.
Andrzej Solak/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
12 listopada
Święty Jozafat Kuncewicz, biskup i męczennik
Zobacz także: • Święty Teodor Studyta, opat |
fot. z “Ewnagelia na każdy dzień”/Aleteia.pl *** Jan Kunczyc (nazwisko zmienił później na Kuncewicz) urodził się w 1580 r. we Włodzimierzu Wołyńskim (na Ukrainie, wówczas w Rzeczypospolitej) w mieszczańskiej rodzinie prawosławnej. Ojciec był ławnikiem miejskim. Rodzice było ludźmi bardzo religijnymi. Wiele lat później Jan wspominał ważne wydarzenie z lat dziecinnych. Kiedy będąc z matką w cerkwi dowiedział się, czym był ofiara krzyżowa Jezusa, zauważył spadającą z krzyża iskrę i za chwilę poczuł, jak ta iskra przeniknęła do jego serca. Od tego momentu ukochał liturgię. Przez kolejnych 20 lat nie opuścił żadnego nabożeństwa w cerkwi. Początkowo uczęszczał do szkoły katedralnej w rodzinnym mieście, gdzie nauczył się czytania i pisania zarówno w języku staro-cerkiewno-słowiańskim, jak i w języku polskim. Później rodzice, którzy chcieli, by zajął się kupiectwem, wysłali go do Wilna, gdzie terminował u znajomego kupca Jacentego Popowicza. Tam zetknął się z unitami – katolikami obrządku wschodniego, którzy w Wilnie sprawowali liturgię w cerkwi Świętej Trójcy. Na wschodnich rubieżach ówczesnej Polski, które były terenami granicznymi między prawosławiem na Wschodzie a katolicyzmem na Zachodzie, żyło wielu unitów. Kościół greckokatolicki sprawuje kult w rycie bizantyńskim, jednak w pełni w zgodzie z nauką Kościoła łacińskiego i podlega papieżowi. Od czasu schizmy w 1054 r. wielokrotnie zawierane były unie, dzięki którym część prawosławnych wracała do Kościoła katolickiego. Niestety, w tamtych czasach religia była bardzo związana z polityką, dlatego unie te nie były trwałe. Na pograniczu Rzeczypospolitej i ziem ruskich już w 1257 r. dominikanie doprowadzili do pierwszej unii, która przetrwała do ujarzmienia Rusi przez najazd tatarski. Kolejne unie zawierane były w XV wieku. Największe znaczenie miała unia brzeska zawarta w roku 1596, czyli tuż przed przybyciem Jana do Wilna. Młody Kościół unicki był bardzo atakowany przez prawosławie, popierane przez Kozaków i Moskwę. Dochodziło wielokrotnie do czynów zbrojnych. Unici byli traktowani jako odstępcy od wiary i zdrajcy. Wojsko atakowało unickie cerkwie, a hierarchowie usiłowali osadzać duchownych prawosławnych w ich parafiach. Doszło nawet do tego, że w roku 1620 przybył do Polski potajemnie jerozolimski patriarcha prawosławny Teofanes i na miejsce biskupów unickich konsekrował prawosławnych: we Włodzimierzu, Przemyślu, Pińsku, Łucku, Chełmie i w Połocku. W Kijowie osadził biskupa prawosławnego na miejsce unickiego metropolity. Ci właśnie biskupi wszelkimi środkami zmuszali unitów do powrotu do prawosławia. fot. ugcc.ua Uroczysta liturgia przy grobie św. Jozafata Kuncewicza w bazylice św. Piotra 12 listopada *** W takim trudnym okresie Jan zbliżył się do grekokatolików. Zaprzyjaźnił się z Genadijem Chmielnickim, studentem Seminarium Papieskiego w Wilnie, z Piotrem Arkadiuszem, uczonym grekokatolickim, bardzo zasłużonym dla unii, oraz z Janem Welaminem Rutskim, który w Rzymie ukończył Kolegium Ruskie i przystąpił do unii. Zetknął się także z jezuitami. Dzięki tym kontaktom poszerzył swoją wiedzę i wzrastał duchowo. W 1604 r. wstąpił do bazylianów (to jedyny w Polsce męski zakon obrządku greckokatolickiego) i złożył śluby w monasterze św. Jerzego. Od tego czasu nosił imię Jozafat. Aktu jego przyjęcia do zakonu dokonał sam metropolita unicki, Hipacy Pociej. Jako brat zakonny Jozafat kształcił się w niedawno założonej Akademii Wileńskiej, gdzie studiował filozofię, teologię, język starosłowiański i liturgię. W 1609 r. otrzymał święcenia kapłańskie i został magistrem nowicjatu. W roku 1613 powierzono mu funkcję przełożonego klasztoru i kościoła bazylianów w Wilnie, którą pełnił z wielkim zaangażowaniem. W latach 1614-1615 towarzyszył metropolicie halicko-kijowskiemu w podróży wizytacyjnej do Kijowa. Po drodze Jozafat zdołał pozyskać dla unii wojewodów połockiego i nowogrodzkiego oraz ufundować klasztor bazylianek w Krasnymborze. W roku 1617 został mianowany arcybiskupem Połocka po zmarłym właśnie tamtejszym metropolicie. Święcenia biskupie otrzymał 12 listopada 1618 w Wilnie, po czym wyruszył do Połocka, by odbyć ingres. Zapisał się w pamięci współczesnych jako niezwykły arcybiskup, który nosił stale habit zakonny, nigdy nie jadał mięsa, mieszkał w jednej izbie, którą dzielił jeszcze z pewnym bezdomnym. Dla siebie niczego nie potrzebował, natomiast troszczył się o podwładnych i walczył o przywileje dla duchowieństwa unickiego. Dbał o splendor nabożeństw liturgicznych, niezmordowanie głosił słowo Boże, przemawiał do ludu przy każdej okazji. Szczególną zaś opieką otoczył chorych i ubogich. Był zwolennikiem wczesnej i częstej Komunii świętej. Często wizytował placówki i kapłanów. Dla duchowieństwa ogłosił konstytucje, składające się z 48 przepisów postępowania oraz dodatkowo z 9 paragrafów dla tych, którzy by łamali prawo. Dla mniej wykształconych kapłanów ułożył katechizm jako podstawę do nauczania. Wprowadził obowiązek odprawiania codziennie Świętej Liturgii. Od swoich kapłanów żądał odmawiania brewiarza i comiesięcznej spowiedzi. Wysyłał do nich pisma wyjaśniające różnice między katolicyzmem a prawosławiem. Nie trudno się dziwić, że taka aktywność biskupa budziła niezadowolenie przeciwników unii z Kościołem rzymskim. Potężną kampanię przeciwko Jozafatowi wytoczył wspomniany już Teofanes, patriarcha Jerozolimy, który tajnie przybył jako delegat prawosławnego patriarchy Konstantynopola. Mianował biskupem prawosławnym Melecego Smotryckiego, który usiłował przekonać wiernych, że jest jedynym prawowitym biskupem na Białorusi. Pamiętać trzeba, że lud tych terenów był w większości niepiśmienny i z pewnością nie rozumiał sporów doktrynalnych. Prawosławni podgrzewali nastroje nacjonalistyczne i szkalowali abp Kuncewicza jako zdrajcę Cerkwi. Kiedy Jozafat musiał w roku 1621 udać się na sejm do Warszawy, wroga mu kampania tak dalece się wzmogła, że zastał po powrocie wzburzone przeciwko sobie wszystkie miasta. W końcu uknuto spisek na jego życie. W październiku 1623 roku udał się do swojej sufraganii do Witebska. Rankiem 12 listopada, zaraz po odprawieniu Mszy świętej, został napadnięty i zabity. Rozjuszony tłum rzucił się na rabunek mieszkania biskupiego, a samego metropolitę maltretowano w sposób okrutny. W końcu dobito go strzałem w głowę. Przed śmiercią Jozafat Kuncewicz miał jeszcze powiedzieć: “Dzieci, czemu napadacie na mój dom? Jeśli macie coś przeciwko mnie, to mnie macie”. Sponiewierane ciało Jozafata utopiono w Dźwinie. Męczeństwo Jozafata poruszyło całą Polskę katolicką. Wielu katolików teraz dopiero zrozumiało, czym jest unia. Natychmiast też rozpoczęto proces kanoniczny. Jozafat został beatyfikowany przez papieża Urbana VIII w 1643 r., kanonizowany w 1867 r. przez Piusa IX. Jest patronem diecezji siedleckiej i drohiczyńskiej, zakonu bazylianów, Rusi, Litwy i Wilna. Relikwie św. Jozafata przebyły prawdziwie tułaczą drogę. Były one składane w miastach Białorusi, na Litwie, w Polsce. W 1667 r. powróciły do Połocka, ale już w 1706 r. w obawie przed profanacją zostały umieszczone w Białej Podlaskiej. Po kanonizacji carat zażądał ukrycia relikwii. Zostały one przewiezione do Wiednia, a od 1949 r. spoczywają w bazylice św. Piotra w Watykanie. Relikwia lewej ręki św. Jozafata wraz ze skromnym pierścieniem biskupim znajduje się w bazylice Serca Jezusowego na Pradze w Warszawie. Z okazji 300-lecia męczeńskiej śmierci św. Jozafata w 1923 r. papież Pius XI wydał ku jego czci encyklikę Ecclesiam Dei admirabili. W ikonografii św. Jozafat Kuncewicz przedstawiany jest w stroju biskupim rytu wschodniego. Jego atrybutem jest topór. |
____________________________________________________________________________________
Św. Jozafat Kuncewicz – ”pasterz i apostoł,
… krew przelał za jedność świętego Kościoła”
Męczeństwo św. Jozafata Kuncewicza – Józef Simmler, Public domain, via Wikimedia Commons
***
Dawno temu i w innych czasach żył wspominany 12 listopada Jozafat Kuncewicz… tak można zaczynać większość spotkań z tymi, których Kościół wyniósł na ołtarze. To, co jednak warto zobaczyć w osobie tego świętego, to dzieła życia, których istotą był ekumenizm oraz jakże aktualne dziś pragnienie i dążenie powrotu do jedności w chrześcijaństwie.
Jan Kunczyc, bo tak pierwotnie się nazywał, urodził się w 1580 roku we Włodzimierzu Wołyńskim. Przyszedł na świat w Rzeczypospolitej – wielonarodowej, wielokulturowej i wielowyznaniowej. Po kilkunastu latach od narodzin Jana, w 1596 na mocy postanowień Unii Brzeskiej, pojawił się Kościół unicki. Po wiekach istnienia obok siebie katolików i prawosławnych doszło do połączenia dwóch nurtów chrześcijaństwa. I to właśnie Kościół grekokatolicki, w liturgii oparty na rycie wschodnim, a w doktrynie wierny nauczaniu Kościołowi łacińskiemu, podporządkowany papieżowi, był dla arcybiskupa połockiego Jozafata wspólnotą, za którą odda życie.
Na początku drogi duchowej była religijna, prawosławna, mieszczańska rodzina. Rodzice planowali, by syn został kupcem, ale z praktyki, którą Jan rozpoczął w Wilnie nic nie wyszło. Młodzieniec wolał czytać literaturę religijną, spędzać czas na modlitwie. W 1604 roku dokonał wyboru. Wstąpił do klasztoru bazylianów – męskiego zakonu w obrządku grekokatolickim. Stał się Jozafatem. Zakonnik kształcił się na Akademii Wileńskiej (studiował filozofię, teologię, liturgię i język starosłowiański) i posługiwał w cerkwi unickiej. Na jego formację duży wpływ mieli jezuici, ale wejście do Kościoła katolickiego nie oznaczało dla Jozafata odejścia od tożsamości – własnej tradycji i liturgii. Stał się wielkim apostołem pojednania, jak mówił o Jozafacie Jan Paweł II. I trzeba tu zauważyć, że był to czas dla przedstawicieli kościoła grekokatolickiego szczególny. Dla Cerkwi unici stanowili problem. Byli odstępcami od wiary, więc prześladowania i przemoc wobec nich nie była rzadkością. Kiedy Cerkiew walczyła o to, by nie tracić wpływów Jozafat w 1609 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Został też magistrem nowicjatu, a po kilku latach – archimandrytą – przełożonym klasztoru i kościoła bazylianów w Wilnie. Żył ascetycznie. Czas poświęcał na czytanie i przepisywanie ksiąg religijnych, poznawanie żywotów świętych, a działania jakie podejmował skutkowały reformą życia zakonnego i powstawaniem nowych klasztorów. O jednym z nich warto wspomnieć – klasztorze w Żyrowicach, nazywanym unicką Częstochową, które stało się ważnym centrum kultu maryjnego.
W 1618 roku, nie mając jeszcze 40 lat, Jozafat został arcybiskupem w Połocku. Miał zniszczoną katedrę i puste klasztory. Msze św. sprawowało się rzadko, a kazań nie głoszono. Cóż w tej sytuacji mógł ten, któremu powierzono odpowiedzialność za życie miejscowej wspólnoty? Otóż… codziennie odprawiał Mszę świętą, dał się poznać jako dobry kaznodzieja, spędzał godziny w konfesjonale. Pałac biskupi zamienił na schronisko dla biednych, mieszkał w najmniejszej izdebce, którą, jeśli trzeba było, dzielił z bezdomnymi, otaczał opieką potrzebujących. Remontował też katedrę i porządkował administrację kościelną, budował kościoły i klasztory, wizytował parafie, dbał o jakość liturgii, o poziom życia duchowego i wykształcenie podlegających mu księży.
Dbałość i gorliwość arcybiskupa sprawiły, że archidiecezja połocka i przyległe regiony stawały się unickie, a tego przeciwnicy Jozafata nie chcieli zaakceptować. Chcieli się pozbyć duszochwata. Nazywali go zdrajcą Cerkwi, podburzali przeciw niemu ludność. W końcu zorganizowali spisek na jego życie. 12 listopada 1623 roku w Witebsku tłum z okrzykami bij, zabij papistę, łacinnika wdarł się do jego rezydencji i rzucił na duchownego. Był bity kijami, uderzony toporem. Strzał lub dwa w głowę zakończyły życie arcybiskupa. Zmasakrowane, zbezczeszczone ciało zostało wrzucone do Dźwiny. Obciążono je kamieniami w worku zrobionym z włosienicy zdartej z zamordowanego duchownego. Po kilku dniach zwłoki męczennika wyłowiono i przewieziono do katedry w Płocku.
Jozafat Kuncewicz został beatyfikowany już w 1643 roku, kanonizowany w 1867. Jest patronem zakonu bazylianów oraz Rusi, Litwy i Wilna oraz powstania styczniowego. W ikonografii przedstawia się go w stroju zakonnym lub biskupim rytu wschodniego. Atrybutem jest topór.
Jego relikwie znajdują się w Rzymie, a ich droga do Bazyliki św. Piotra była długa i niebezpieczna. Musiały być chronione przed profanacją, ponieważ męczeńska śmierć Jozafata i kult jakim go otaczano wzmacniały unitów – przyciągały wiernych, którzy porzucali prawosławie. Dlatego doczesne szczątki Jozafata „wędrowały”. Były w Połocku, Supraślu, Białej Podlaskiej (gdzie w ukryciu pozostawały ponad 40 lat). Stamtąd w 1916 roku przewieziono je do Wiednia skąd w 1949, samolotem przez Francję, Gibraltar, Afrykę dotarły ostatecznie do Wiecznego Miasta. Dziś spoczywają nieopodal Konfesji św. Piotra.
o. Paweł Kosiński SJ/Deon.pl
__________________________________________________________________________________
Św. Jozafat Kuncewicz
Bronił praw Kościoła, był zwolennikiem idei powrotu wschodniego chrześcijaństwa do jedności z Rzymem, niósł cywilizację zachodnią daleko na wschód nie zważając na pomówienia i groźby. Św. Jozafat Kuncewicz, związany ze wschodnią tradycją liturgiczną, oddał życie za wierność Stolicy Apostolskiej…
W XVI w. Cerkiew prawosławna przechodziła głęboki kryzys. Patriarchat Konstantynopolitański oraz ważniejsze stolice biskupie pozostawały pod panowaniem tureckim. Z drugiej strony car moskiewski, pragnący uczynić swe miasto „trzecim Rzymem”, czyli stolicą prawosławia, bardziej dbał o wykorzystanie Cerkwi do własnych celów politycznych niż o wsparcie jej działalności duszpasterskiej. To wszystko odbiło się także na stanie prawosławia na terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Widoczna była tu ignorancja teologiczna duchowieństwa i niemoralne prowadzenie się popów.
Aby uzdrowić sytuację, hierarchowie zwrócili się o pomoc do papieża. Pod koniec 1595 r. Ojciec Święty Klemens VIII przyjął episkopat i wiernych prawosławnych do jedności z Kościołem katolickim, oczywiście po wcześniejszym odrzuceniu przez ich przedstawicieli schizmatyckich błędów. Zawarta w Rzymie unia została w roku następnym przyjęta przez synod duchowieństwa prawosławnego w Brześciu. W ten sposób powstał Kościół greckokatolicki, zwany potocznie unickim, stanowiący część Kościoła powszechnego, a czczący Boga według wschodniej tradycji liturgicznej.
Ugodzony w serce…
Piętnaście lat wcześniej, w 1580 r., we Włodzimierzu Wołyńskim przyszedł na świat chłopiec, który w dziejach Kościoła unickiego miał odegrać wybitną rolę. Jan Kunczyc – bo takie było pierwsze imię i nazwisko św. Jozafata Kuncewicza – urodził się w rodzinie mieszczańskiej. Według planów rodziców miał w przyszłości zostać kupcem. Dlatego po ukończeniu szkoły cerkiewnej we Włodzimierzu wyjechał do Wilna, gdzie rozpoczął naukę handlu u tamtejszego kupca.
Chłopca jednak, bardziej niż handel, pociągały sprawy duchowe. Kiedyś wyznał, że jako pięciolatek przeżył dziwne zdarzenie. Gdy pewnego razu wpatrywał się w ikonę Ukrzyżowanego, od obrazu oderwała się złota iskra i ugodziła go w serce… Aż zabolało. Odtąd nabożeństwa cerkiewne były mu szczególnie miłe.
W habicie bazyliańskim
Ówczesne Wilno było jednym z ważniejszych centrów prawosławia. Nic dziwnego, że stało się areną sporów między unitami a prawosławnymi niezadowolonymi ze zjednoczenia Cerkwi z Kościołem katolickim. Jan Kunczyc nie miał jednak wątpliwości, że prawdę znajdzie jedynie w Kościele katolickim, którego częścią była jego ukochana Cerkiew unicka.
Żywo interesował się teologią. Wprawdzie nie znając łaciny nie mógł uczęszczać na wykłady akademickie, jednak starał się to nadrobić utrzymywaniem żywych kontaktów z wybitnymi teologami i duszpasterzami katolickimi oraz lekturą dzieł z zakresu duchowości. W 1604 r. zdecydował, że jego miejsce jest w klasztorze i poprosił unickiego metropolitę Kijowa Hipacego Pocieja o habit bazyliański. Dojrzałe powołanie i szeroka wiedza religijna przyszłego świętego spowodowały, że jednego dnia nastąpiły obłóczyny i złożenie profesji zakonnej, a parę miesięcy później otrzymał święcenia diakonatu. Zgodnie z tradycją mniszą przyjął też nowe imię – Jozafat.
„Duszochwat”
Jako bazylianin przyszły święty podjął studia teologiczne, ucząc się, jakbyśmy to dziś powiedzieli, „indywidualnym tokiem”. W tym czasie powstały jego pierwsze dzieła polemiczne. Przykład jaki dawał swoim życiem i słowem, przyciągał do zakonu wielu nowych kandydatów. Nic więc dziwnego, że po otrzymaniu święceń kapłańskich został kierownikiem nowicjatu. Z wielką gorliwością umartwiał ciało: pościł, biczował się, nosił włosiennicę… Wiele godzin spędzał pielęgnując w szpitalu chorych i niedołężnych. Dał się również poznać jako świetny kaznodzieja i spowiednik. Pozyskiwał dla Unii wielu nowych wiernych. Prawosławni przerażeni skalą konwersji dokonujących się za jego sprawą nazwali go „duszochwatem”, czyli łowcą dusz.
Na duszpasterskie sukcesy zwolenników Unii Brzeskiej, jej przeciwnicy odpowiedzieli przemocą. W 1608 r. napadli na wileński klasztor św. Trójcy i używając na przemian próśb, gróźb, a gdy to nie dało rezultatu, także policzkowania, próbowali przeciągnąć Kuncewicza na swoją stronę. Rok później posunęli się dalej, nasyłając na metropolitę Hipacego Pocieja zamachowca. Na szczęście skończyło się „tylko” na utracie przez hierarchę dwóch palców u dłoni, którą się zasłonił przed szablą niedoszłego zabójcy.
Nieustraszony ordynariusz połocki
W 1614 r. Jozafat został archimandrytą, czyli zwierzchnikiem klasztoru św. Trójcy. Z czasem swoją opieką objął kilka innych domów mniszych. Spod jego ręki wyszło całe nowe pokolenie pobożnych zakonników przedkładających służbę Bogu i Kościołowi nad wszystko inne.
Świętość Kuncewicza zdawały się dostrzegać swym instynktem nawet zwierzęta. Istnieje kilka opowieści na ten temat. Przytoczmy tu jedną z nich. Pewna kobieta rozzłoszczona zabiegami św. Jozafata, który chciał ją nawrócić, poszczuła go potężnymi brytanami. Nieoczekiwanie znane ze swej agresywności psy podbiegły do świętego i zaczęły się do niego łasić. Wtedy w kobiecie coś pękło i poprosiła o spowiedź.
Jesienią 1617 r. przyszły święty został biskupem pomocniczym. Miał pomagać staremu, ciężko choremu, arcybiskupowi Gedeonowi Brolnickiemu, zwierzchnikowi diecezji połockiej, witebskiej i mścisławskiej. Opory Kuncewicza pragnącego pozostać zwykłym mnichem przełamał jego zwierzchnik, a zarazem przyjaciel, metropolita kijowski Welamin Rutski, oświadczając mu, że nie ma innych, nadających się do tej funkcji kandydatów.
Jako koadiutor, a po śmierci Brolnickiego ordynariusz połocki wziął się energicznie do pracy duszpasterskiej i administracyjnej. Zaczął wizytować poszczególne parafie. W wielu z nich najstarsi wierni nie pamiętali wizytacji biskupiej. Tam, gdzie znalazł nieporządek, pouczał proboszczów lub mianował gorliwych wikariuszy. Czynił zabiegi, by wszystkie parafie miały uposażenie pozwalające utrzymać niezależność od opiekującej się nią szlachty. Niejednokrotnie osobiście zajmował się odbieraniem majątków kościelnych zawłaszczonych przez świeckich. Nie szczędził również środków na remont cerkwi.
Spisek dyzunitów
Wielkim ciosem w Unię Brzeską, a przy okazji w dzieło metropolity Kuncewicza, była podróż przez ziemie Rzeczypospolitej patriarchy Jerozolimy Teofanesa (jednocześnie agenta sułtana), który dokonał święceń nowych schizmatyckich biskupów. Wywołało to dezorientację wśród wiernych i wzmocniło siły przeciwników Unii (dyzunitów), którzy zyskali naturalnych liderów.
Skutki nie dały na siebie długo czekać. Wzmógł się opór wobec legalnych hierarchów. Coraz częściej dochodziło do napadów na unitów i różnych awantur. Jozafat Kuncewicz „zyskał” na terenie diecezji połockiej konkurenta w postaci prawosławnego abpa Melecego Smotryckiego, który rozpoczął intensywną działalność antyunijną. Wraz ze swoimi zwolennikami starał się zepchnąć Kuncewicza na margines społeczności rusińskiej. Kampania nienawiści wkrótce przyniosła tragiczny owoc – dyzunici zawiązali spisek na życie prawowitego arcybiskupa Połocka.
Męczeńska śmierć
12 listopada 1623 r. zamachowcy wraz z podburzonym tłumem wtargnęli na teren domu arcybiskupiego w Witebsku. Naprzeciw niszczącej wszystko i prześladującej służbę pałacową tłuszczy wyszedł abp Kuncewicz. – Dziatki, dlaczego bijecie czeladkę moją. Nie zabijajcie ich. Jeśli macie coś przeciwko mnie, owóż jestem – powiedział metropolita, składając ręce na piersi.
Zapadła cisza. Gdy wydawało się, że już nikt nie odważy się podnieść ręki na pomazańca Bożego, z bocznych drzwi wypadło dwóch zamachowców. Jeden z nich uderzył męczennika w głowę pałką, a drugi rozpłatał ją toporem. Potem przez pewien czas siepacze pastwili się nad martwym ciałem, włócząc je po ulicach miasta, by w końcu utopić w rzece.
Wyniesiony na ołtarze
Mord wstrząsnął społecznością Rzeczypospolitej. I stał się cud: na katolicyzm obrządku wschodniego zaczęły przechodzić ogromne ilości prawosławnych. Unię przyjęło nawet 20 z 21 osób ukaranych śmiercią za ten mord.
Szczególnie zaskakująca była jedna konwersja – abpa Smotryckiego – ponoszącego moralną odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w Witebsku. Dotychczasowy wróg katolicyzmu zachwiał się w swoich poglądach. By uspokoić sumienie wyjechał na wschód, do Konstantynopola i Ziemi Świętej, czyli tam, gdzie spodziewał się znaleźć lekarstwo na nurtujące go wątpliwości. Zamiast tego zobaczył patriarchę zafascynowanego kalwinizmem i opłakane skutki niewoli tureckiej. W końcu wrócił w granice Rzeczypospolitej, złożył unijne wyznanie wiary i przystąpił do zwalczania… swych dawnych poglądów, wyrażanych wcześniej w licznych pismach i książkach.
Niemal natychmiast po pochowaniu ciała Jozafata Kuncewicza rozpoczęto zbieranie zeznań o jego życiu i cudach z myślą o przyszłej beatyfikacji. Proces zakończono w 1642 r., a papież Urban VIII ogłosił go błogosławionym. Na kanonizację – przez bł. Piusa IX – arcybiskup Połocka czekał do roku 1867. Jego wspomnienie Kościół obchodzi 12 listopada. Św. Jozafat jest jednym z patronów Polski.
PCh24.pl
_________________________________________________________________________________
Apostoł Jedności – św. Jozafat
św. Jozafat Kuncewicz/autor nieznany (PD)
***
Jan Iwan Kuncewicz wkraczał w dorosłe życie, stając się coraz bardziej świadomym chrześcijaninem, w momencie burzliwych przemian wewnątrz Kościoła. Wszystkie jego działania, kształtowane były w odpowiedzi na zawiązanie Unii Brzeskiej w roku 1595, pomiędzy większością biskupów prawosławnych Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a kościołem katolickim w Rzymie.
Jan urodził się w 1580 roku we Włodzimierzu Wołyńskim. Jego ojciec był kupcem i w związku z tym pragnął, aby syn poznał zasady handlu. W tym celu rodzice wysłali kilkunastoletniego Jana do Wilna, gdzie pomagał w zakładzie kupieckim. Jednakże w wypełnianiu obowiązku przeszkadzało mu rosnące w nim powołanie, które coraz częściej przypominało o sobie. Jan całe godziny spędzał na modlitwie w cerkwiach i czytaniu lektur, które przybliżały mu sprawę Unii.
W roku 1604 wstąpił do monasteru Trójcy Przenajświętszej i przyjął imię Jozafat. Zakon przechodził wówczas kryzys, a przebywający w nim mnisi nie przestrzegali Reguły. Wobec takiej sytuacji nie mógł liczyć na kierownictwo duchowe więc sam zaczął kształtować swoje wnętrze i pielęgnować powołanie.
Jozafat dzięki ascezie i modlitwie doprowadził do rozkwitu unickiej parafii. Jego gorliwe kaznodziejstwo przyciągało wiernych, a także kandydatów na mnichów. Najwierniejszym uczniem Jozafata okazał się Józef Welamin Rutski, wspólnie z którym podjęli się reformy i odnowy unickiego życia zakonnego.
Jozafat mając 38 lat objął funkcję arcybiskupią w Płocku. Nowa godność nie przeszkadzała mu w prowadzeniu ubogiego i pełnego pokory życia. Swoją energię poświęcał na roztaczanie opieki nad najbardziej potrzebującymi. Swój pałac biskupi przekształcił w schronisko dla bezdomnych. Jozafat wprowadził zwyczaj codziennego odprawiania Mszy św., a także wizytowania parafian. W tym czasie wydał „Katechizm i Reguły dla kapłanów” oraz utwory poświęcone tematowi Unii i jej obronie.
Właśnie owa działalność, głosząca konieczność umacniania Unii, przyniosła mu wielu wrogów. Zarzucali mu, że zdradza własną tradycję oraz zaprzecza swojej tożsamości. Święty nie przestawał jednak stale udowadniać swoim przeciwnikom, że najważniejsza w Kościele jest jedność, która go odrodzi. Nie ukrywał faktu przyjaźni z łacińskim duchowieństwem, a w szczególności z zakonem jezuickim. Jednak z drugiej strony nigdy nie zdradził tradycji Kościoła Wschodniego, z której się wywodził.
Pomimo tego przeciwnicy Unii za wszelką cena pragnęli pozbyć się niewygodnego arcybiskupa. 12 listopada 1623 rozgniewany tłum napadł Jozafata oraz jego pracowników w pałacu. Kiedy Święty zaczął błagać o litość dla swoich ludzi, nieznane osoby, zadały mu śmiertelne uderzenie. Nie powstrzymało to tłumu przed zmasakrowaniem zwłok biskupa i zatopieniem ich w rzece. Kiedy po kilku dniach odnaleziono ciało, okazało się, że nie uległo ono rozkładowi.
Męczennik w 1643 roku został beatyfikowany, a w 1867 doczekał się kanonizacji. Relikwie świętego składane były w różnych miastach Białorusi, Litwy i Polski. Ostatecznie w roku 1949 dotarły do bazyliki św. Piotra na Watykanie.
Agnieszka Watras/wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________
11 listopada
Święty Marcin z Tours, biskup
Zobacz także: • Święty Jan Jałmużnik, biskup • Święta Wiktoria, dziewica i męczennica |
Marcin urodził się ok. 316 r. w Panonii, na terenie dzisiejszych Węgier, w rodzinie pogańskiej. Jego ojciec był rzymskim trybunem wojskowym. Prawdopodobnie imię Martinus pochodzi od Marsa, boga wojny. Przez wieki powstało tak wiele życiorysów Marcina i legend, że dziś trudno ustalić fakty. Prawdopodobnie uczył się w Ticinium (Pawia). Mając 15 lat wstąpił do armii Konstancjusza II. Co do tego, ile lat służył w wojsku, hagiografowie toczą spory. Według jednych 25, inni podają, że tylko 5. Ale wydarzenie, które wszyscy czciciele wspominają, miało miejsce w okresie tej służby. Żebrakowi proszącemu o jałmużnę u bram miasta Amiens Marcin oddał połowę swej opończy. Następnej nocy ukazał mu się Chrystus odziany w ten płaszcz i mówiący do aniołów: “To Marcin okrył mnie swoim płaszczem”. Pod wpływem tego wydarzenia Marcin przyjął chrzest i opuścił wojsko, uważając, że wojowanie kłóci się z zasadami wiary. W innych życiorysach znajdujemy informację, że spotkanie z żebrakiem nastąpiło już po chrzcie; Marcin jako chrześcijanin nie mógł służyć w wojsku, dlatego musiał z niego wystąpić. Wielką troską Marcina było nawrócenie swoich rodziców, do którego doprowadził wkrótce po opuszczeniu armii. Następnie udał się do św. Hilarego, biskupa Poitiers (we Francji), stając się jego uczniem. Został akolitą, a następnie diakonem. Po pewnym czasie osiadł jako pustelnik na wysepce Gallinaria w pobliżu Genui, gromadząc wokół siebie wielu uczniów. W 361 r. założył pierwszy klasztor w Galii – w Liguge. Dziesięć lat później, mimo jego sprzeciwu, lud wybrał go biskupem Tours. Ta data jest potwierdzona w dokumentach – sakrę biskupią otrzymał w roku 371. Jako pasterz diecezji prowadził nadal surowe życie mnisze, budząc sprzeciw okolicznych biskupów. Klasztory, które zakładał, łączyły koncepcję życia mniszego z pracą misyjną. Sam odbył wiele wypraw misyjnych. Rozpoczął chrystianizację prowincji galijskiej i prowadził ją w sposób bardzo systematyczny. Był znanym apostołem wsi. Jako były wojskowy nie zrażał się niepowodzeniami, ale konsekwentnie realizował wytyczone sobie zadania. Jeszcze za życia nazywany był mężem Bożym. Współczesny mu hagiograf Sulpicjusz Sewer zanotował wiele cudów wymodlonych przez biskupa Marcina, a także wielką liczbę nawróconych przez niego pogan. Sulpicjusz opisuje także zmagania tego misjonarza z duchami nieczystymi, które atakowały go tym częściej, im więcej dusz nawracał na wiarę chrześcijańską. Marcin zmarł 8 listopada 397 r. w Candes podczas podróży duszpasterskiej. Jego ciało sprowadzono Loarą do Tours i pochowano 11 listopada. Jako pierwszy wyznawca – nie-męczennik – zaczął odbierać cześć świętego w Kościele Zachodnim. Relikwie spoczywają w bazylice wzniesionej ku czci Świętego. Jest patronem Francji, królewskiego rodu Merowingów, diecezji w Eisenstadt, Mainz, Rotterburga i Amiens; dzieci, hotelarzy, jeźdźców, kawalerii, kapeluszników, kowali, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żebraków i żołnierzy. W ikonografii przedstawiany jest w stroju biskupa lub jako żołnierz oddający płaszcz żebrakowi. Jego atrybutami są: dzban, gęś na księdze, gęś u jego stóp, koń, księga, model kościoła, dwa psy lub żebrak u jego stóp. |
________________________________________________________________________________________
11 listopada
Błogosławiona Alicja Kotowska,
dziewica i męczennica
Maria Jadwiga urodziła się w Warszawie 20 listopada 1899 r., w rodzinie organisty Jana Kotowskiego i Zofii z Barskich. Była trzecim dzieckiem, jedną z siedmiorga rodzeństwa. Jej ojciec był niezwykle pobożnym człowiekiem, nie rozstawał się z różańcem i codziennie wieczorem, przy modlitwie, czytywał dzieciom fragmenty Pisma św. Marylka (bo tak nazywał ją ojciec) została wraz ze starszą siostrą oddana na pensję do gimnazjum w Warszawie, w którym uczyły zakonnice. Spędziła tam cały okres I wojny światowej. W 1918 r. zdała maturę i w tym samym roku podjęła studia medyczne na Uniwersytecie Warszawskim. 10 listopada 1918 r. namówiła grupę studentów na opuszczenie wykładów; wszyscy razem udali się na dworzec, gdzie właśnie przyjeżdżał z więzienia w Magdeburgu Józef Piłsudski. Wkrótce Maria wstąpiła do Polskiej Organizacji Wojskowej. W 1920 r., gdy do Warszawy zbliżały się wojska bolszewickie, pospieszyła na front i pomagała jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża. Działała także w warszawskich szpitalach. Wiele lat później, w 1932 r., za bohaterską służbę została odznaczona krzyżem Polonia Restituta. W okresie studiów poznała Zgromadzenie Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa – siostry zmartwychwstanki, które założyła bł. Celina Borzęcka. Siedziba zgromadzenia mieściła się niedaleko Uniwersytetu. W trakcie trzeciego roku Maria Jadwiga przerwała studia i wstąpiła do Zgromadzenia. Rodzice – choć zaskoczeni – przyjęli decyzję córki z pokorą i zrozumieniem. W 1922 r. Maria Jadwiga rozpoczęła życie zakonne w Kętach k. Bielska, pierwszym w Polsce domu zakonnym zmartwychwstanek, przyjmując imię Alicja. Dwa lata później, w 1924 r., po ukończeniu postulatu i nowicjatu, złożyła pierwsze śluby i powróciła do warszawskiej wspólnoty. Wznowiła też studia uniwersyteckie, choć za radą przełożonych – na kierunku matematyczno-przyrodniczym. W 1929 r. obroniła pracę magisterską z chemii poświęconą badaniom ebulioskopowym. W 1928 r., złożyła zakonne śluby wieczyste. Wkrótce rozpoczęła praktyki nauczycielskie w Seminarium Nauczycielskim w Sewerynowie. Po otwarciu gimnazjum zmartwychwstanek kontynuowała je na Żoliborzu. Uczyła chemii, pełniąc jednocześnie obowiązki pielęgniarki. Po dwóch latach zdała egzamin komisyjny, zostając dyplomowanym nauczycielem szkół średnich. Na Żoliborzu pracowała jeszcze przez dwa kolejne lata, przez pewien czas, po śmierci dyrektorki seminarium, kierując placówką. W 1934 r. została mianowana dyrektorem borykającej się z problemami finansowymi Prywatnej Szkoły Powszechnej i Żeńskiego Gimnazjum Ogólnokształcącego w Wejherowie. Powierzono jej również kierowanie prywatnym przedszkolem i internatem dla dziewcząt. Tam dała się poznać jako znakomity dyrektor i pedagog, a także niedościgniony wzór cnót moralnych. Wysiłek zmartwychwstanek szybko zauważono i już w 1936 r. szkoła uzyskała prawa szkoły państwowej. Wizytacje kuratorskie potwierdzały wzrost poziomu nauczania w kierowanej przez s. Alicję placówce. Władze oświatowe odznaczyły ją także dyplomem honorowego członka Polskiego Związku Zachodniego, organizacji broniącej Polaków i polskości wobec żywiołu niemieckiego, zarówno w Rzeszy Niemieckiej, jak i w Rzeczypospolitej. Wokół prowadzonych przez s. Alicję placówek powstawał też nowy, prowadzony przez nią dom zakonny zgromadzenia zmartwychwstanek. W wakacje 1939 r. po raz ostatni odwiedziła rodziców mieszkających wówczas w Cieszynie. W drodze powrotnej zatrzymała się na moment w domu macierzystym w Kętach i na Jasnej Górze, po czym wróciła nad morze. We wrześniu 1939 r. nastąpiła inwazja Rzeszy Niemieckiej na Polskę. Na mocy jednej z pierwszych niemieckich decyzji w Wejherowie zlikwidowano szkołę i zakład sióstr zmartwychwstanek. Alicja nakazała współsiostrom przebrać się w ubrania cywilne i ukryć; siostry jednak nie usłuchały. Matka jednej z uczennic, Anna Scheibe, dowiedziała się, że s. Alicji grozi aresztowanie i zaproponowała jej pomoc w ucieczce. Siostra Alicja jednak nie skorzystała. 24 października została aresztowana przez gestapo. Mieszkający w zarekwirowanym budynku klasztornym niemiecki kapitan Wermachtu zapytał gestapowców, co im zawiniła. W odpowiedzi usłyszał: “Wystarczy, że jest Polką”. Gdy współsiostry próbowały ofiarować się za przełożoną i prosiły o możliwość towarzyszenia jej, Niemcy odpowiedzieli ironicznie, że s. Alicja “ma dostateczną opiekę”. Zanim wsiadła do wojskowego samochodu, zatrzymała się na chwilę i spojrzała ciepło łagodnymi oczami na pozostawiane zakonnice. Zawieziono ją do więzienia w Wejherowie. Przez kilkanaście dni ubiegano się o jej uwolnienie – jednak bezskutecznie. Dwóm uczennicom udało się ją odwiedzić w więzieniu. S. Alicja przekazała wówczas pozdrowienia współsiostrom, mówiąc, że w więzieniu jest jej dobrze. Poprosiła tylko o swój ulubiony krzyżyk. Później informowała jeszcze, że w nocy często ją budzą i zapalają światło. Długo modliła się na różańcu. 11 listopada 1939 r. na dziedziniec więzienia wjechały ciężarówki. Z cel wywleczono pokaźną grupę więźniów, wśród nich s. Alicję. Niemcy kazali im opróżnić kieszenie, pozwalając na pozostawienie tylko chusteczek do nosa. Następnie popychając, zmuszono ich do wejścia do ciężarówek. Alicja weszła ostatnia, otulając swym ramieniem grupkę wystraszonych, żydowskich dzieci, które znalazły się w wywożonej grupie, dodając im otuchy. Rozstrzelano ją najprawdopodobniej tego samego dnia, 11 listopada 1939 r., w dniu święta narodowego Rzeczypospolitej, w lasach Piaśnicy Wielkiej, 10 km od Wejherowa, w trakcie wielkiej egzekucji, w której zginęło 314 ofiar. W latach 1939-1940 w Piaśnicy rozstrzelano 10 do 12 tys. osób, przedstawicieli polskiej inteligencji pomorskiej. Rozstrzelano także i zakopano na miejscu straceń w masowych grobach setki osób niepełnosprawnych z całego Pomorza. W 1944 r. większość ciał Niemcy – rękami skazańców z obozu w Stutthof – odkopali i spalili. Po zakończeniu zmagań wojennych, w Piaśnicy, zwanej “Kaszubską Golgotą”, w grobie numer 7 znaleziono duży czarny różaniec, jaki przy pasku noszą siostry zmartwychwstanki. Na tej podstawie domniemuje się, że właśnie w tym miejscu siostra Alicja została pochowana. Czy tak rzeczywiście się stało – nie wiadomo. Papież Pius XII, usłyszawszy o śmierci s. Alicji, miał powiedzieć: “Macie męczennicę, to wielka chwała i pociecha dla Zgromadzenia. Czy może być większe szczęście, jak oddać życie za wiarę, za Kościół, za Chrystusa Pana?” W 1950 r. szkołę w Wejherowie decyzją władz zamknięto. W budynkach zorganizowano państwowe przedszkole, szkołę podstawową i zasadniczą szkołę zawodową dla dzieci i młodzieży niesłyszącej. Dopiero po przemianach w 1989 r. siostry zmartwychwstanki mogły ponownie podjąć działalność dydaktyczno-wychowawczą. W 1992 r. w wejherowskim budynku zakonnym otwarto przedszkole, a w 2000 r. powstała Katolicka Szkoła Podstawowa. Jej patronką została bł. s. Alicja Kotowska. Należała ona już bowiem wtedy do grona błogosławionych – wyniesiona na ołtarze 13 czerwca 1999 r. w Warszawie przez św. Jana Pawła II, w gronie 108 błogosławionych polskich męczenników II wojny światowej. |
______________________________________________________________________________________________________________
10 listopada
Święty Leon Wielki, papież i doktor Kościoła
Zobacz także: • Święty Andrzej Avellino, prezbiter |
Leon urodził się około 400 r. w Toskanii. Był synem Kwintyniana. Papież Celestyn I mianował go archidiakonem około roku 430. Od młodości wyróżniał się tak wielką erudycją i zdolnościami dyplomatycznymi, że nawet jako zwykły akolita wysyłany był przez papieża do ważnych misji. Na jego polecenie udał się m.in. z poufną misją do św. Augustyna, biskupa Hippony. Kiedy w 440 r. przebywał z misją pokojową w Galii, wysłany tam przez cesarzową Gallę Placydię, został obrany papieżem po śmierci Sykstusa III. Po powrocie do Rzymu został konsekrowany 29 września 440 r., rozpoczynając swoje ponad 21-letnie kierowanie Kościołem. Jego pontyfikat przypadł na czasy licznych sporów teologicznych i zamieszania pośród hierarchii kościelnej. Musiał zwalczać liczne herezje oraz tendencje odśrodkowe, podejmowane przez episkopaty Afryki Północnej i Galii. To wtedy Pelagiusz głosił, że Chrystus wcale nie przyniósł odkupienia z grzechów, a Nestoriusz twierdził, że w Jezusie mieszkały dwie osoby. Poprzez swoich legatów brał udział w soborze w Chalcedonie (451), który ustalił najważniejsze elementy doktryny chrystologicznej. W dogmatycznym liście do biskupa Konstantynopola, tzw. “Tomie do Flawiana”, odczytanym w Chalcedonie, Leon I rozwinął naukę o dwóch naturach w Chrystusie. Sobór Chalcedoński przyjął wiarę w jednego Chrystusa w dwóch naturach, obu niezmiennych i nieprzemieszczalnych, ale także nierozdwojonych i nierozdzielnych, tworzących jedną osobę. Tekst ten ojcowie soborowi przyjęli przez aklamację, a z zachowanych dokumentów wiemy, że zawołali wtedy: “Piotr przemówił przez usta Leona”. Papież Leon wprowadził zasadę liturgicznej, kanonicznej i pastoralnej jedności Kościoła. Za jego czasów powstały pierwsze redakcje zbiorów oficjalnych modlitw liturgicznych w języku łacińskim. Powiązał liturgię z codziennym życiem chrześcijańskim; np. praktykę postu z miłosierdziem i jałmużną. Nauczał, że liturgia chrześcijańska nie jest wspomnieniem wydarzeń minionych, lecz uobecnieniem niewidzialnej rzeczywistości. W jednej z mów podkreślał, że Paschę można celebrować w każdym okresie roku “nie jako coś, co przeminęło, ale raczej jako wydarzenie dziś obecne”. Leon przyczynił się do uznania prymatu stolicy Piotrowej zarówno przez cesarza zachodniego Walentyniana III, jak i przez Konstantynopol. Cesarz Walentynian III (425-455) ogłosił edykt postanawiający, że zarządzenia Stolicy Apostolskiej muszą być uważane za prawo; oznaczało to prymat jurysdykcyjny biskupa rzymskiego. Bronił Italię i Rzym przed najazdami barbarzyńców. Wyjechał naprzeciw Attyli, królowi Hunów, i jego wojskom, wstrzymał ich marsz i skłonił do odwrotu (452). W trzy lata później podjął pertraktacje ze stojącym u bram Rzymu Genzerykiem, królem Wandalów. Niestety, król nie dotrzymawszy umowy złupił Wieczne Miasto. Papież ten wsławił się także działalnością charytatywną oraz zdecydowanym przeciwstawianiem się praktykom pogańskim czy wpływom sekty manichejczyków. Leon był obrońcą kultury zachodniej. Jako pierwszy papież otrzymał przydomek “Wielki”. Zmarł 10 listopada 461 r. w Rzymie. Został pochowany w portyku bazyliki św. Piotra. Zachowało się po nim ok. 150 listów i prawie 100 mów wygłoszonych do mieszkańców Rzymu podczas różnych świąt. Pozwalają one poznać wiedzę teologiczną papieża oraz ówczesne życie liturgiczne. W roku 1754 Benedykt XIV ogłosił go doktorem Kościoła. Jest patronem muzyków i śpiewaków. W ikonografii św. Leon Wielki przedstawiany jest w szatach papieskich i w tiarze, czasami w szatach liturgicznych rytu wschodniego lub jako papież piszący. Jego atrybutami są: księga, kielich oraz orszak z półksiężycem, któremu zastępuje drogę. |
___________________________________________________________________________________
Św. Leon Wielki (+461), papież, o tym, co wydarzyło się w chwili Zwiastowania
„Majestat przyoblókł się w pokorę, moc w słabość, wieczność w śmiertelność… natura niezniszczalna złączyła się z naturą podległą cierpieniu… Tak więc w naturę prawdziwego człowieka zstąpił prawdziwy Bóg – cały w swoich przymiotach Boskich i nie naruszający naszych przymiotów ludzkich, którymi obdarzył nas w momencie stworzenia… Powiększając to, co ludzkie, nie pomniejszył tego, co Boskie. Wyniszczenie bowiem owo, przez które Niewidzialny stał się widzialny, a Stwórca i Pan wszystkich rzeczy chciał być jednym ze śmiertelnych, było okazaniem miłosierdzia, a nie uszczerbkiem dla Jego mocy. Tak więc ten, który będąc Bogiem, uczynił człowieka, stał się człowiekiem… Trwając odwiecznie, zaczął istnieć w czasie; Pan całego stworzenia przyjął postać sługi, ukrywszy niezmierzoność swego Majestatu… będąc Nieśmiertelnym, poddał się prawom śmierci. Ten, który jest prawdziwym Bogiem, stał się również prawdziwym człowiekiem… W tym zjednoczeniu razem zaistniała małość człowieka i wielkość Bóstwa… Albowiem zawsze należy to podkreślać, że jest to ten sam prawdziwy Syn Boży i prawdziwy Syn Człowieczy: Bóg prawdziwy przez to, że «na począt-ku było Słowo u Boga, i Bogiem było Słowo»; człowiek przez to, że Słowo stało się ciałem, narodziło się z Maryi Dziewicy i zamieszkało pośród nas”.
Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie według El Greco
***
Historia sztuki świadectwem obecności Maryi w życiu Ludu Bożego
Maryja zawsze zajmowała szczególne miejsce w życiu Ludu Bożego. Świadectwem tego jest również historia sztuki. Jak mówi Francesco Astiaso Garcia, sekretarz Katolickiej Unii Artystów, wszyscy wielcy artyści, również niewierzący, chcieli się zmierzyć w swej twórczości z tym wyzwaniem, jaki jest dla artystów Maryja, Matka Słowa Wcielonego, Cała Piękna.
Maryja zawsze była ulubionym tematem artystów
„Praca nad wizerunkiem Maryi jest dla artysty czymś bardzo ważnym. Zbliżamy się bowiem w ten sposób do tajemnicy Boga i tajemnicy Wcielenia. Wszyscy artyści, nawet niewierzący, zmagali się w jakiś sposób z tym pytaniem, jak przedstawić tę najbardziej ulubioną Kobietę w historii sztuki. Oczywiście, artysta wierzący, kiedy maluje Maryję, dużo się modli, a nawet pości, prosząc o natchnienie. Maryja zawsze była ulubionym tematem artystów i to od samego początku chrześcijaństwa – mówi Francesco Astiaso Garcia. – Pierwszy obraz Maryi pochodzi z czasów katakumb, z drugiej połowy III w. Znajduje się w Katakumbach Priscilii w Rzymie. A potem już wszyscy wielcy artyści mierzyli się z tym tematem, by przypomnieć tylko najważniejszych: Cimabue, Giotto, Duccio, twórców ikon bizantyjskich. Później renesans: Botticelli, El Greco, Raffaello. Natomiast od Caravaggia wizerunek Madonny staje się bardziej ludzki, mniej w nim idealizacji, a więcej realizmu, dzięki czemu Maryja jest jeszcze bliższa naszemu człowieczeństwu. W wieku XIX znowu powraca się bardziej klasycznego kanonu. Również wiek XX dał nam wspaniałe wizerunki Maryi, spośród których chciałbym wspomnieć Gauguina i Matisse’a. Mało kto wie, że Matisse zakończył swą karierę właśnie cyklem maryjnym, w kaplicy różańca, na pograniczu malarstwa figuratywnego i abstrakcji.“
Krzysztof Bronk – Vatican News
__________________________________________________________________________________________________
5 porad duchowych od świętego papieża
św. Leon Wielki/fot. domena publiczna
***
Żył w V wieku, ale z jego pismami możemy inspirować się do dnia dzisiejszego. Poznaj 5 myśli, które są szczególnie cenne.
1. A więc to, co było widzialne w naszym Zbawicielu, zostało teraz zawarte w sakramentach.
2. Poznaj swoją godność, chrześcijaninie! Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc wyrodne obyczaje dawnego upodlenia i już do nich nie powracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wydarty mocom ciemności i przeniesiony do światła i królestwa Bożego.
3. Przez chrzest stałeś się przybytkiem Ducha Świętego, nie wypędzaj Go więc z twego serca przez niegodne życie, nie oddawaj się ponownie w niewolę szatana, bo twoją ceną jest Krew Chrystusa.
4. Nie miejsce na smutek, kiedy rodzi się życie; pierzchnął lęk przed zagładą śmierci, nastaje radość z obietnicy niekończącego się życia.
5. Zbyteczny byłby trud głodzić się, a nie wyzbywać się przewrotnej woli! I próżny mozół dręczyć ciało postem, a nie cofać się od zamiaru grzeszenia.
Deon.pl
______________________________________________________________________
Św. Leon Wielki
Katecheza papieża Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 5.03.2008
Drodzy bracia i siostry!
Kontynuując nasz cykl rozważań poświęconych Ojcom Kościoła, prawdziwym gwiazdom świecącym z dala, podczas dzisiejszego spotkania przyjrzymy się postaci papieża, który w 1754 r. został ogłoszony przez Benedykta XIV doktorem Kościoła. Chodzi o św. Leona Wielkiego. Jak wskazuje przydomek wcześnie nadany mu przez tradycję, był on naprawdę jednym z największych papieży, którzy przynieśli zaszczyt stolicy rzymskiej, przyczyniając się w znacznym stopniu do umocnienia jej autorytetu i prestiżu. Był pierwszym biskupem Rzymu noszącym imię Leon, które następnie przyjęło dwunastu innych papieży; był również pierwszym papieżem, którego nauki głoszone do ludu gromadzącego się przy nim podczas liturgii przetrwały do naszych czasów. Myśl o nim nasuwa się naturalnie w kontekście obecnych środowych audiencji generalnych — spotkań, które w ostatnich dziesięcioleciach stały się dla Biskupa Rzymu tradycyjną formą spotkania z wiernymi i tak licznymi gośćmi przybywającymi ze wszystkich zakątków świata.
Leon pochodził z Tuscii. Został diakonem Kościoła Rzymu ok. 430 r. i z czasem zdobył w nim znaczącą pozycję. Ze względu na tę istotną rolę w r. 440 Galla Placydia, sprawująca w tym czasie rządy w cesarstwie zachodnim, postanowiła wysłać go do Galii, by zaradzić panującej tam trudnej sytuacji. Jednakże latem tego samego roku umarł papież Sykstus III, którego imię związane jest ze wspaniałymi mozaikami w bazylice Matki Boskiej Większej, i na jego następcę wybrano właśnie Leona. Wiadomość o tym otrzymał, gdy pełnił misję pokojową w Galii. Nowy papież został konsekrowany po powrocie do Rzymu 29 września 440 r. Tak oto rozpoczął się jego pontyfikat, trwający ponad dwadzieścia jeden lat i będący niewątpliwie jednym z najważniejszych w dziejach Kościoła. Po śmierci, która nastąpiła 10 listopada 461 r., papież został pochowany w pobliżu grobu św. Piotra. Jego relikwie spoczywają dzisiaj w jednym z ołtarzy Bazyliki Watykańskiej.
Papież Leon żył w bardzo trudnych czasach: wielokrotne najazdy barbarzyńców, stopniowe słabnięcie władzy cesarskiej na Zachodzie oraz długotrwały kryzys społeczny spowodowały, że Biskup Rzymu zmuszony był pełnić ważną rolę również w sprawach cywilnych i politycznych — stało się to jeszcze bardziej oczywiste półtora wieku później, podczas pontyfikatu Grzegorza Wielkiego. Oczywiście, to przydało wagi i prestiżu stolicy rzymskiej. Słynny jest zwłaszcza jeden epizod z życia Leona. Było to w 452 r. — papież razem z delegacją rzymską spotkał się w Mantui z wodzem Hunów Attylą i przekonał go do rezygnacji z dalszej wojny inwazyjnej, która zniszczyła już północno-wschodnie regiony Italii. W ten sposób ocalił resztę półwyspu. To ważne wydarzenie stało się wkrótce pamiętne i pozostaje wymownym znakiem pokojowych działań tego papieża. Niestety, wynik innej inicjatywy papieskiej, trzy lata później, nie był równie pomyślny. W każdym razie był świadectwem odwagi, która jeszcze dzisiaj nas zdumiewa: na wiosnę 455 r. Leon nie zdołał zapobiec inwazji Wandalów, którzy pod wodzą Genzeryka stanęli u bram bezbronnego Rzymu i plądrowali go przez dwa tygodnie. Jednakże gest papieża, który bezbronny, w otoczeniu swego duchowieństwa, wyszedł naprzeciw najeźdźcy i błagał go, by się zatrzymał, zapobiegł przynajmniej spaleniu Rzymu; papież uzyskał też to, że straszliwa grabież oszczędziła bazyliki św. Piotra, św. Pawła i św. Jana, w których schroniła się część przerażonej ludności.
Znamy dobrze działalność papieża Leona dzięki jego przepięknym kazaniom — zachowało się ich niemal sto, zapisanych wspaniałą i jasną łaciną — oraz dzięki jego listom — ok. stu pięćdziesięciu. W tekstach tych widoczna jest cała wielkość tego papieża, z oddaniem służącego prawdzie w miłości przez wytrwałe głoszenie słowa, w którym jawi się zarazem jako teolog i jako pasterz. Nieustannie troszcząc się o swoich wiernych i o lud rzymski, a także o jedność różnych Kościołów oraz ich potrzeby, Leon Wielki był zwolennikiem i niezmordowanym promotorem prymatu rzymskiego, jako autentyczny spadkobierca apostoła Piotra: byli tego świadomi liczni biskupi, w znacznej części wschodni, zebrani na Soborze Chalcedońskim.
Odbywający się w 451 r. Sobór, w którym uczestniczyło trzystu pięćdziesięciu biskupów, był najważniejszym zgromadzeniem, jakie miało miejsce do tamtego czasu w dziejach Kościoła. Sobór Chalcedoński stanowi bezpieczną metę chrystologii trzech wcześniejszych soborów powszechnych: Soboru Nicejskiego z 325 r., Konstantynopolitańskiego z 381 r. oraz Efeskiego z 431 r. Już w VI w. te cztery sobory, wyrażające syntezę wiary starożytnego Kościoła, przyrównywano w istocie do czterech Ewangelii: mówi o tym Grzegorz Wielki w znanym liście (I, 24), w którym oświadcza, że «przyjmuje i otacza czcią cztery sobory, niczym cztery księgi świętej Ewangelii, ponieważ na nich — wyjaśnia dalej — niczym na solidnym kamieniu wspiera się konstrukcja świętej wiary». Przeciwstawiając się herezji Eutychesa, który negował prawdziwą naturę ludzką Syna Bożego, Sobór Chalcedoński potwierdził istnienie w Jego jedynej Osobie, bez pomieszania i bez rozdzielenia, dwóch natur — ludzkiej i boskiej.
Wiarę w Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, potwierdził papież w ważnym tekście doktrynalnym, przeznaczonym dla biskupa Konstantynopola, tak zwanym Tomus ad Flavianum, który odczytany w Chalcedonie, został przyjęty przez obecnych biskupów przez wymowną aklamację, o czym zachowana jest wiadomość w aktach Soboru: «Piotr przemówił przez usta Leona» — wykrzyknęli jednogłośnie Ojcowie Soborowi. Z tej zwłaszcza wypowiedzi oraz z innych, jakie pojawiły się podczas sporu chrystologicznego w tamtych latach, wynika w sposób oczywisty, że papież szczególnie wyraźnie dostrzegał odpowiedzialność następcy Piotra, którego rola w Kościele jest niepowtarzalna, ponieważ «jednemu tylko apostołowi powierzone zostało to, co wszystkim apostołom jest oznajmione», jak stwierdza Leon w jednym ze swoich kazań na uroczystość świętych Piotra i Pawła (83, 2). Papież potrafił pełnić tę funkcję zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie, interweniując w różnych okolicznościach z roztropnością, stanowczością i przenikliwością przez swoje pisma i za pośrednictwem swoich legatów. W ten sposób ukazywał, że sprawowanie prymatu rzymskiego było potrzebne w tamtych czasach, podobnie jak i dziś, by skutecznie służyć jedności, stanowiącej charakterystyczną cechę jedynego Kościoła Chrystusowego.
Świadomy historycznej chwili, w której żył, oraz dokonującej się transformacji — w okresie głębokiego kryzysu — Rzymu pogańskiego w Rzym chrześcijański, Leon Wielki potrafił być ze swym ludem i wiernymi poprzez swoją działalność pasterską i głoszenie słowa. Pobudzał do działalności charytatywnej w doświadczonym przez głód, różne formy niesprawiedliwości i ubóstwo Rzymie, do którego napływały rzesze uciekinierów. Przeciwstawiał się pogańskim przesądom i działaniu grup manichejczyków. Związał liturgię z codziennym życiem chrześcijan — na przykład przez łączenie praktyki postu z jałmużną, zwłaszcza przy okazji Quattro tempora, które wyznaczają zmianę pór roku. W sposób szczególny Leon Wielki pouczał swoich wiernych — i jeszcze dzisiaj jego słowa mają dla nas wartość — że liturgia chrześcijańska nie jest wspominaniem wydarzeń, które minęły, ale uobecnianiem rzeczywistości niewidzialnych, działających w życiu każdego człowieka. Podkreśla to w jednym ze swoich kazań (64, 1-2) na temat Paschy, którą należy celebrować w każdym okresie roku «nie tyle jako coś należącego do przeszłości, ale raczej jako wydarzenie obecne». Wszystko to wpisane jest w dokładny zamysł — mówi z mocą święty papież; jak bowiem Stwórca tchnieniem życia rozumnego ożywił człowieka ulepionego z błota, podobnie po grzechu pierworodnym posłał swego Syna na świat, by przywrócić człowiekowi utraconą godność i zniszczyć panowanie diabła dzięki nowemu życiu łaski.
To jest tajemnica chrystologiczna, w którą św. Leon Wielki dzięki swojemu listowi skierowanemu do Soboru Chalcedońskiego wniósł rzeczywisty i istotny wkład, potwierdzając po wszystkie czasy — za pośrednictwem tego Soboru — to, co powiedział św. Piotr w Cezarei Filipowej. Za Piotrem i jako Piotr wyznał: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». I dlatego zarazem Bóg i Człowiek, «nieobcy rodzajowi ludzkiemu, ale bez grzechu» (por. Sermo 64). Mocą tej wiary chrystologicznej był wielkim głosicielem pokoju i miłości. W ten sposób wskazuje nam drogę: w wierze uczymy się miłości. Uczmy się więc od św. Leona Wielkiego wierzyć w Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, i realizować na co dzień tę wiarę w działalności na rzecz pokoju oraz w miłości bliźniego.
Do Polaków:
Serdecznie pozdrawiam pielgrzymów polskich. Wczoraj wspominaliśmy św. Kazimierza, szczególnie czczonego w Polsce i na Litwie. Odznaczał się czystością ducha, miłością do ludzi i miłosierdziem wobec ubogich. Także w naszych czasach jest wzorem dla małżonków, młodzieży i osób żyjących w duchu rad ewangelicznych. Polecam was wszystkich jego wstawiennictwu i z serca błogosławię.
L’Osservatore Romano 4/2008/Opoka.pl
_____________________________________________________________________________
Św. Leon Wielki – pierwszy papież pochowany w bazylice św. Piotra. Czym zasłynął?
10 listopada wspominamy św. Leona Wielkiego (ok. 400 – 461), papieża i Doktora Kościoła, którym w 1754 r. ogłosił go Benedykt XIV. Jego relikwie znajdują się w Bazylice św. Piotra w Rzymie. Jest patronem muzyków i śpiewaków.
św. Leon Wielki/Francisco de Herrera El Mozo (PD)
***
Mimo że był jedną z najbardziej znaczących postaci starożytnego Kościoła, o jego wczesnych latach wiemy niewiele. Wywodził się prawdopodobnie z jakiegoś możnego rodu, bo udało mu się zdobyć dobre wykształcenie. Szybko też stał się w Rzymie postacią znaną. Wyróżniając się erudycją i zdolnościami dyplomatycznymi odbył z polecania papieży wiele ważnych misji. Oprócz wybitnych przymiotów umysłu, posiadał także wiele cnót: św. Jan Kasjan nie zawahał się go więc nazwać „ozdobą Kościoła rzymskiego”.
Wybrany na papieża (440 r.), dał się poznać nie tylko jako gorliwy obrońca wiary, ale także jako nieustraszony obrońca swego ludu (w roku 452 uchronił Rzym od najazdu Hunów). Do naszych czasów, poza sławą, zachowało się też 170 jego listów i 97 kazań, wygłoszonych podczas różnych świąt i uroczystości. Wśród nich również to najsłynniejsze, na dzień Bożego Narodzenia, wspaniały tekst o godności chrześcijanina.
Z pierwszego kazania św. Leona Wielkiego na uroczystość Bożego Narodzenia:
„Poznaj swoją godność, chrześcijaninie. Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc wyrodne obyczaje dawnego upodlenia i już do nich nie wracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wydarty mocom ciemności i przeniesiony do światła i królestwa Bożego. Przez chrzest stałeś się przybytkiem Ducha Świętego, nie wypędzaj Go więc z twego serca przez niegodne życie i nie oddawaj się ponownie w niewolę szatana, bo twoją ceną jest Krew Chrystusa”.
Dwudziestoletni pontyfikat Leona Wielkiego przypadł na czasy przełomowe w historii Europy i Kościoła: Cesarstwo Zachodnie upadało pod najazdami barbarzyńców, a Cesarstwo Wschodnie oddalało się coraz bardziej od Rzymu. Na to nakładało się jeszcze zagrożenie dla prawdziwej wiary, płynące z błędnych nauk heretyków: manichejczyków, pelagian, nestorian i monofizytów. Dla papieża Leona pierwszoplanowym zadaniem było więc utrzymanie jedności Kościoła: administracyjnej i doktrynalnej. W tym celu m. in. zwołany został sobór powszechny do Chalcedonu (451 r.), w czasie którego odczytano jego słynny List dogmatyczny o boskiej i ludzkiej naturze Jezusa (tzw. „Tomus ad Flavianum”), przyjęty entuzjastycznie przez ojców soborowych. Jego lekturę przerywali oni często okrzykami: „To jest wiara Ojców”, „to jest wiara Apostołów”, „Piotr przemówił przez Leona”, wyrażając w ten sposób nie tylko uznanie dla nauczania papieża, ale i jego prymat jako Biskupa Rzymu.
Św. Jan XXIII: „Tak jak św. Augustyn uchodzi w Kościele za Doktora łaski, a św. Cyryl za Doktora Wcielenia, tak św. Leon Wielki uznany jest przez wszystkich jako Doktor jedności Kościoła. Dzięki powadze jego osobowości twierdza apostoła Piotra doznała czci i szacunku nie tylko ze strony Biskupów Zachodu obecnych na synodach w Rzymie, lecz i ze strony ponad pięciuset członków Episkopatu Wschodniego zgromadzonych w Chalcedonie”.
Gorliwy obrońca wiary i jedności Kościoła był także niezmordowanym obrońcą swego ludu, zwłaszcza najbiedniejszych, do tego stopnia, że potomność nazwała go również „Doktorem jałmużny”: „Zasmakujmy w uczynkach miłosierdzia – wołał w jednym z kazań – nasycajmy się pokarmem posilającym na wieczność. Dajmy odczuć nasze ludzkie współczucie chorym, przykutym do łoża boleści, kalekom, wygnańcom, sierotom i wdowom”.
Gdy zmarł, pochowano go w przedsionku starej Bazyliki św. Piotra. Jego grób nawiedzały jednak tak liczne rzesze, że przenoszono go aż cztery razy. Obecnie jego relikwie spoczywają w kaplicy Matki Bożej della Colonna. Był pierwszym papieżem pochowanym w Bazylice św. Piotra i pierwszym, któremu potomność nadała przydomek „Wielki”.
ks. Arkadiusz Nocoń/Opoka.pl
_____________________________________________________________________________
Obrońca jedności Kościoła – św. Leon Wielki
św. Leon Wielki/Enrique Cordero
***
“Choć cały Kościół Boży został uporządkowany według stopni, tak aby różnorodność członków przyczyniała się do zachowania całości Mistycznego Ciała, to jednak – jak powiada Apostoł – wszyscy stanowimy jedno w Chrystusie”.
Kierował Kościołem w czasach licznych sporów teologicznych i sporego zamieszania wśród hierarchii kościelnej. Jednak przez dwadzieścia jeden lat swego pontyfikatu nie miał wątpliwości, że jedność Kościoła musi być zachowana. Dlatego papież Leon Wielki nie ustawał w działaniach na rzecz jej ocalenia.
Urodził się około roku 400 w Turcji, choć istnieją źródła, które podają jako miejsce jego urodzenia Toskanię. Papież Celestyn I mianował go archidiakonem. Spełniał funkcję legata papieskiego. Gdy wybrano go na Stolicę Piotrową, przebywał w Galii.
Jako papież zwalczał wytrwale liczne wówczas błędy w wierze. Dużo uwagi poświęcał umacnianiu wewnątrzkościelnej dyscypliny. Przeciwstawiał się odśrodkowym tendencjom, które pojawiły się w lokalnych Kościołach w Afryce Północnej i w Galii. Co prawda nie uczestniczył osobiście w Soborze w Chalcedonie (451 r.), ale wysłał tam swoich legatów.
Miał również ogromne zasługi na polu zachowania pokoju – bronił Rzymu przed najazdami barbarzyńców. Nie zawahał się wyjechać naprzeciw zagrażającym Rzymowi wojskom króla Hunów, Attyli i króla Wandalów, Genzeryka i prosić ich o zachowanie miasta od zniszczenia.
Był znakomitym teologiem, który potrafił nauczać w piękny sposób. Do naszych czasów zachowało się około 200 listów i około 100 mów wygłoszonych przez Leona Wielkiego.
Zmarł 10 listopada 461 roku.
Jedną z jego najbardziej znanych mów jest kazanie o Narodzeniu Pana Jezusa, w którym apelował: “Poznaj swoją godność, chrześcijaninie! Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc wyrodne obyczaje dawnego upodlenia i już do nich nie powracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wydarty mocom ciemności i przeniesiony do światła i królestwa Bożego. Przez chrzest stałeś się przybytkiem Ducha Świętego, nie wypędzaj Go więc z twego serca przez niegodne życie, nie oddawaj się ponownie w niewolę szatana, bo twoją ceną jest Krew Chrystusa”.
Pierwszy Wielki
Na własnej skórze doświadczał konsekwencji przysłowia: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Trudno znaleźć bardziej burzliwy pontyfikat.
Jego imię budziło grozę na rzymskich ulicach. Attyla – wódz wojowniczych Hunów zbliżał się do Wiecznego Miasta. Po domach opowiadano o potężnym wodzu zwanym „Biczem Bożym”, o jego niezliczonych bogactwach, trzystu żonach, o tym, że zamordował własnego brata, z którym dzielił władzę. Hunowie, których imperium sięgało od Danii po Bałkany i od Renu aż po Morze Kaspijskie, byli coraz bliżej. Historyk rzymski Ammianus Marcellinus straszył: „Mają grube kończyny, umięśnione plecy, a ich wygląd jest tak odpychający, że przypomina raczej dwunożne zwierzęta”.Gdy wojownicy zbliżyli się do Rzymu, na ich spotkanie wyjechał papież Leon I. Wszedł do namiotu Attyli i zaczął rozmowę. Rzym, który miał być zrównany z ziemią, ocalał. Gdy w 455 r. miastu zagrażali Wandalowie, Leon I ponownie wyjechał konno na spotkanie ich wodza, Genzeryka. Długo rozmawiali. I choć Wandalowie nie dotrzymali słowa i złupili Rzym, miasto uniknęło rzezi.
Papież Leon na własnej skórze doświadczał konsekwencji przysłowia: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Trudno znaleźć bardziej burzliwy pontyfikat. I nie chodziło jedynie o zewnętrznych wrogów, z którymi trzeba było negocjować. Pochodzący najprawdopodobniej z Toskanii, starannie wykształcony w rzymskiej retoryce teolog, na każdym kroku bronił czystości wiary. Był to czas wielu gorących sporów, herezji i zamieszania. Leon wykazywał błędy: manichejczyków (równoważenie działania potęgi dobra i zła, ciało i materia są złe z natury), pelagian (człowiek może osiągnąć zbawienie i doskonałość moralną o własnych siłach), nestorian (Maryja była tylko matką Jezusa-człowieka, nie można nazywać Jej Matką Boga).
Poprzez swych legatów brał udział w osądzeniu Eutychiusza. Poglądy tego mnicha, głoszącego, że w Chrystusie jest tylko jedna natura (Bosko-ludzka), doprowadziły do zwołania Soboru Chalcedońskiego w 451 roku. – Czyż może być coś bardziej szkodliwego, niż wymyślać rzeczy bezbożne i nie ustępować przed mądrzejszymi i bardziej uczonymi? – pisał Leon, a odpowiadając na zarzuty Eutychiusza, wyjaśniał: – Syn w niczym nie różni się od Ojca, ponieważ jest Bogiem z Boga, Wszechmogącym z Wszechmogącego, Współwiecznym, zrodzonym z Wiecznego.
Do dziś cytuje się słowa Leona I, pięknie wyjaśniającego, dlaczego Bóg stał się człowiekiem: „Poddał się On słabości nie dlatego, że miał udział w naszych przewinieniach. Przyjął postać sługi bez zmazy grzechu, wywyższając to, co ludzkie, nie umniejszając zaś tego, co Boże, ponieważ to uniżenie, przez które niewidzialny objawił się jako widzialny, a Stwórca oraz Pan wszystkich rzeczy zechciał stać się jednym ze śmiertelnych, było pochyleniem się ku nam miłosierdzia, a nie wyrzeczeniem się mocy”.
Leon zmarł 10 listopada 461 r. w opinii świętości. Był prawdziwym pasterzem – z dumą opowiadali o nim chrześcijanie. Kościół nazwał go jako pierwszego „Wielkim”. Jako pierwszy został też pochowany w Bazylice św. Piotra.
Marcin Jakimowicz/wiara.pl
_______________________________________________________________________________
Piotr przemówił przez Leona – św. Leon Wielki
Był pierwszym papieżem, któremu nadano po śmierci tytuł „wielki”. Czym sobie na to zasłużył?
Jego pontyfikat przypadł na lata 440–461 r. Cesarstwo Rzymskie na Zachodzie chyliło się ku upadkowi, barbarzyńcy atakowali ze wszystkich stron. Papież stał się z konieczności obrońcą Wiecznego Miasta.
Kiedy do Rzymu zbliżał się groźny Attyla, Leon wraz z delegacją rzymian wyszedł mu naprzeciw. Udało mu się odwieść wodza Hunów od kontynuowania wojny. W ten sposób ocalił Rzym i południową cześć półwyspu. Trzy lata później, wiosną 455 roku, nadciągali Wandalowie pod wodzą Genzeryka. Leon znów wyszedł bezbronny, w otoczeniu duchowieństwa, naprzeciw najeźdźcy i zaklinał go, by się zatrzymał. Nie udało się zapobiec zdobyciu bezbronnego miasta przez Wandalów, ale dzięki jego interwencji miasto uniknęło rzezi i totalnego zniszczenia.
Leon zasłynął nie tylko jako odważny obrońca Rzymu, ale także jako gorliwy obrońca czystości wiary w obliczu szerzących się herezji. Dzięki jego zabiegom w 451 roku odbył się Sobór w Chalcedonie – jeden z najważniejszych soborów w historii Kościoła. 350 biskupów dokonało podsumowania nauczania trzech poprzednich soborów (Nicea 325 r., Konstantynopol 381 r., Efez 431 r.). Sobór chalcedoński sprecyzował wiarę Kościoła w Jezusa Chrystusa. Wyznajemy, że jest On prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Dwie natury, boska i ludzka, są w Chrystusie zjednoczone w jednej Osobie.
Papieża reprezentowali na soborze jego legaci. Kiedy odczytali papieski list skierowany do biskupa Konstantynopola, biskupi powitali go zawołaniem, które przeszło do historii: „Piotr przemówił przez Leona”. Jedną z zasług Leona było umocnienie roli biskupa Rzymu jako gwaranta jedności Kościoła i wiernego przekazu Ewangelii. Leon I okazał się także gorliwym duszpasterzem, który w ciągły sposób katechizował Rzymian. Nauczał, że liturgia chrześcijańska nie jest wspominaniem minionych zdarzeń, ale ich uobecnianiem. W jednym z kazań podkreślał, że Wielkanoc należy obchodzić „nie tyle jako coś z przeszłości, ile raczej jako wydarzenie chwili obecnej”. Jako pierwszy z papieży został pochowany w Bazylice św. Piotra. „Leon” znaczy lew – można więc rzec, że imię następcy św. Piotra bardzo odpowiadało jego naturze.
Myśl: “Chrześcijaninie! Poznaj swoją godność” – św. Leon Wielki.
ks. Tomasz Jaklewicz/wiara.pl
________________________________________________________________________________
Nie bał się Hunów, zatrzymał barbarzyńców
Święty Leon I był niestrudzonym obrońcą czystości wiary, ale w potrzebie potrafił sam jeden stanąć przeciw barbarzyńskim wodzom i skłonić ich do odwrotu. Jest pierwszym papieżem, który nosi przydomek Wielki. Zasłużenie.
Urodzony około 400 roku w Tuscji lub Rzymie. Jego język świadczy o nienagannym rzymskim wykształceniu. Greki Leon nie znał. Wyróżniał się inteligencją i zdolnościami dyplomatycznymi, więc papieże chętnie powierzali mu rozmaite zadania często wymagające subtelnych działań. Za czasów pontyfikatu Celestyna I pełnił posługę diakona. Opiekował się biednymi i był akolitą. Kiedy jednak zaistniała konieczność, papież wysłał go z tajną misją do Hippony w Afryce, gdzie miał pomóc świętemu Augustynowi.
Jeszcze zanim został papieżem, pilnie zabiegał o zachowanie czystości nauki Kościoła. Święty Prosper z Akwitanii przypisuje świętemu Leonowi projekt spotkania z herezjarchą pelagianinem Julianem z Eclano. W czasie pierwszych sporów z Nestoriuszem, patriarchą Konstantynopola, który wprowadził naukę o dwóch osobach w Jezusie Chrystusie. Święty Leon I kontaktował się w tej sprawie z Janem Kasjanem, prosząc go, by przygotował rozprawę „O wcieleniu Pańskim przeciwko Nestoriuszowi”. Słał do niego w tym celu potrzebne dokumenty z papieskiej kancelarii. Później działał wspólnie z Cyrylem z Aleksandrii, by powstrzymać starania Juvenala z Jerozolimy o podniesienie tego miasta do rangi patriarchatu. Leon mógł wchodzić w skład grona rectores Romanae Ecclesiae. Rectores stworzyli syllabus o łasce. Dołączono go później do listów papieża Celestyna I do biskupa Marsylii. Znalazły się w nim decyzje podjęte przez papieży i orzeczenia synodów afrykańskich sprzeczne z doktryną Kościoła.
Wiosną 440 roku Leon wyruszył do Galii. Dwór w Rawennie prosił o jego pośrednictwo w sporze między patrycjuszem Aetiusem a Albinusem, prefektem pretorianów. W tym czasie zmarł papież Sykstus III, a ludność i kler wybrali na papieża Leona. Wrócił do Rzymu i został konsekrowany 29 września 440 roku. Miał wtedy 50 lat.
Po czterech latach pontyfikatu nowy papież uznał biskupów „równymi w biskupstwie i słabościach”, ale kierowanymi przez „Piotra w osobie jego następców”, którzy są „pierwszymi wśród wszystkich biskupami”. Głosił uniwersalność kapłaństwa Chrystusa, którego reprezentuje biskup Rzymu, zajmując miejsce świętego Piotra. Leon I widział uosobienie funkcji Piotra w osobie papieża.
Na pierwszym planie stawiał głoszenie Ewangelii. Głosił kazania, kapłanów również do tego zobowiązał. Zachowały się jego teksty na cały rok liturgiczny.
Potępiał poglądy manichejskie, monofizytyzm i pelagianizm rozpowszechniany przez kupców egipskich w Rzymie. Wprowadził zasadę liturgicznej, kanonicznej i pastoralnej jedności Kościoła. Po śmierci Cyryla w lipcu 444 roku, Leon I zaakceptował sukcesję Dioskura do funkcji patriarchy Aleksandrii.
Eutyches, archimandryta klasztoru w Konstantynopolu, spierając się z nestorianami, sam popadł w herezję. Głosił, że obie natury: boska i ludzka w Chrystusie są jak najściślej złączone i zmieszane, a natura ludzka rozpłynęła się w boskiej. (monofizytyzm). W stolicy cesarstwa wschodniego wybuchły zamieszki. Leon I miał za złe patriarsze Konstantynopola Flawianowi, że ten nie przedstawił mu problemu. Synod zwołany w Konstantynopolu ekskomunikował Eutychesa, a Leon zatwierdził jego postanowienie. Leon w liście dogmatycznym do Flawiana zwanym Tomus ostatecznie rozstrzygnął kwestię nauki o dwóch naturach w Chrystusie.
Monofizytę Eutychesa popierał jednak cesarz. W 431 roku wskutek odwołań Eutychesa i jego zwolenników, został zwołany w Efezie synod, na który papież niechętnie posłał swoich wysłanników. Ostatecznie nie wpuszczono ich jednak na salę obrad i nie zezwolono na odczytanie papieskiego dokumentu. Na synodzie zatryumfował Eutyches wraz z wspierającym go Dioskurem – patriarchą Aleksandrii. Monofizytyzm uznano za właściwą naukę. Flawiana usunięto z urzędu i powołano na jego miejsce Anatola. Synod ten przeszedł do historii pod określeniem latrocinium – zbójecki. Po śmierci cesarza Teodozjusza II, który bronił Eutychesa, papież zwołał w sobór w Nicei, ale w 451 roku przeniesiono go do leżącego w pobliżu Konstantynopola Chalcedonu. Na tron wstąpiła. W obradach soboru wzięła udział siostra Teodozjusza cesarzowa Pulcheria wraz mężem Marcjanem Tym samym była pierwszą kobietą, którą dopuszczono do obrad.
Papież wysłał swoich przedstawicieli na sobór dopiero wtedy, gdy przyznano im pierwszeństwo, a dyskusję oparto na papieskim dokumencie. Kiedy papiescy wysłannicy odczytali tekst Leona, zebrani biskupi mieli z aplauzem zakrzyknąć: „To jest wiara Ojców! Przez Leona przemówił Piotr”. Usunięto Eutychesa, Dioskura, a także ich zwolenników i obłożono ekskomuniką. Sobór przyjął wiarę w jednego Pana w dwu naturach niezmiennych, nieprzemieszczalnych, nierozdwojonych i nierozdzielnych. Obie tworzyły jedną osobę.
Na obrady spóźnili się biskupi ormiańscy. Uznali, że wobec tego nie obowiązują ich postanowienia soboru. W Palestynie i w Egipcie doszło do konfliktów ze zwolennikami Eutychesa, którzy nie zgadzali się z postanowieniami soboru. Dopiero energiczna reakcja cesarza Marcjana pozwoliła na zaprowadzenie pokoju. Monofizyci zdjęli z urzędu i zamordowali narzuconego siłą w 451 roku patriarchę Aleksandrii Proteriusza, następcę Dioskura. Jego miejsce zajął odstępca Tymoteusz Ailouros. Panujący od 457 roku Leon I Trak z sympatią spoglądał na działania monofizytów. Juvenal z Jerozolimy, który uznał postanowienia soboru, musiał uciekać ze swojego miasta. Dopiero po upomnieniach Szymona zw. Słupnikiem i wojskowej interwencji Juvenal odzyskał swój urząd. Zwolennicy Nestoriusza oderwali się od Kościoła i przenieśli na tereny znajdujące się pod jurysdykcją króla Persji.
Sobór w Chalcedonie wzmógł rywalizację na linii Rzym-Konstantynopol. Spowodował trwające do dziś rozdarcie Kościoła. Część Kościołów wschodnich odmawia uznania jego ważności.
Papież wysłał do Konstantynopola swojego przedstawiciela, Juliana z Kios, by strzegł czystości wiary. Zapoczątkował tym samym instytucję papieskich legatów (apokryzjariuszy) przy dworze bizantyjskim.
Na zachodzie, gdzie nie było tak poważnych problemów religijnych, papież musiał zajmować się sprawami politycznymi. W 451 roku Europę napadli Hunowie pod wodzą Attyli. Spustoszyli Niemcy i Francję. Palili, łupili, mordowali. Zostawały po nich tylko zgliszcza. Powstrzymał ich dopiero Aecjusz na czele zjednoczonego wojska germańsko-rzymskiego. Rozbił Hunów pod Troyes (451) i pod Orleanem (452). Rozwścieczony Atylla ruszył wtedy na Włochy. Rzymski senat prosił papieża o pomoc w rokowaniach. Święty Leon I sam ruszył na spotkanie Attyli i ku powszechnemu zdumieniu skłonił go do ustępstw. Hunowi zadowolili się okupem i wycofali. Według legendy, Attyla ujrzał pod Mantuą – gdzie miało miejsce spotkanie z papieżem – towarzyszących Leonowi świętych Piotra i Pawła z ognistymi mieczami. Ten widok miał go skłonić do odwrotu. Wkrótce potem wódz Hunów zwany „biczem bożym” zmarł, a papież zyskał niezwykły autorytet.
Zaledwie trzy lata trwał względny spokój. Potem z północnej Afryki przez Ostię, w kierunku Włoch szedł wódz Wandalów Genzeryk. Nie żył zamordowany przez cesarza pogromca Hunów Aecjusz. Nie żył i sam cesarz Walentynian III. Urzędnicy państwowi uciekli z Rzymu. Sam papież musiał stanąć na przeciw Genzeryka i błagać go o oszczędzenie przerażonej ludności. Genzeryk co prawda złożył taką obietnicę, ale jej nie dotrzymał. Wandalowie łupili i mordowali Rzymian przez 14 dni. Część ludności zdołała jednak schronić się w ocalałych kościołach. Po odejściu Wandalów rozpoczął się żmudny proces odbudowy zrujnowanego miasta. Papież musiał też zająć się rejonami odległymi od Rzymu. Nawiązał kontakty z biskupami Hiszpanii, Galii, Anglii i Niemiec. Słał do nich pisma i delegatów.
Dbał o Kościół afrykański, który przeżywał trudne czasy, będąc pod panowaniem Wandalów. Obsadzał stolice apostolskie, starając się zachować wszystkie wymogi kanoniczne. Zachowało się 96 kazań i 174 listy papieskie. Domagał się w nich opieki państwowej w walce z herezjami i sprzeciwiał się dopuszczaniu niewolników do stanu duchownego. Z jego czasów pochodzą pierwsze łacińskie redakcje zbiorów oficjalnych modlitw liturgicznych. Zmarł w Rzymie i został pochowany w bazylice św. Piotra. Kościół zachodni czcił go 11 kwietnia – d rocznicę przeniesienia jego relikwii. Na wschodzie jego wspomnienie obchodzono 18 lutego. Obecnie czcimy tego świętego 10 listopada – w dniu jego śmierci. Leon I zmarł w 461 roku. Miał wtedy około 70 lat. Od samego początku przy jego grobie gromadziły się tłumy wiernych. Szczątki papieża spoczywały najpierw w przedsionku bazyliki świętego Piotra. Do jej wnętrza przeniósł je papież Sykstus II w 688 roku. Kazał przy tej okazji wznieść mauzoleum i ułożył epitafium. Papież Benedykt XIV nadał mu w 1754 roku tytuł Doktora Kościoła. W 1500 rocznicę śmierci św. Leona I papież Jan XXIII wydał na jego cześć osobną encyklikę. Leon I jest pierwszym spośród trzech papieży, którym nadano przydomek Wielki.
Jan Drzymała/wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________
9 listopada
Rocznica poświęcenia bazyliki laterańskiej
Wiele osób sądzi, że najważniejszym kościołem papieskim jest bazylika św. Piotra na Watykanie. Nie jest to prawdą. To bazylika świętego Jana na Lateranie jest kościołem katedralnym papieża. Odegrała ona doniosłą rolę w historii chrześcijaństwa i dlatego Kościół obchodzi specjalny dzień, przypominający moment jej poświęcenia. Bazylika ta jest jedną z czterech bazylik większych Rzymu. Nazwa tego miejsca pochodzi od nazwiska starożytnych posiadaczy tych ziem. Cesarz Neron pod pozorem spisku zgładził Plantiusa Laterana i zagarnął jego pałac. Konstantyn Wielki pałac ten podarował papieżowi św. Sylwestrowi I (314-335). Do roku 1308 był on rezydencją papieży. Gdy w 313 r. cesarz Konstantyn Wielki wydał edykt pozwalający na oficjalne wyznawanie wiary chrześcijańskiej, kazał wybudować obok pałacu okazałą świątynię pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty. Stała się ona pierwszą katedrą Rzymu, a przylegający do niej pałac – siedzibą papieży. Jej poświęcenia dokonał papież św. Sylwester I w dniu 9 listopada 324 r. W ciągu kilku wieków panowało tu 161 papieży i odbyło się pięć soborów powszechnych. Bazylika na Lateranie przestała być siedzibą papieży od czasów niewoli awiniońskiej na początku XIV w. W 1377 r. papież Grzegorz IX przeniósł swą siedzibę do Watykanu.Do dziś bazylika laterańska zachowuje swe wyjątkowe znaczenie. W odróżnieniu od trzech pozostałych rzymskich kościołów patriarchalnych przysługuje jej tytuł arcybazyliki; każdy nowo wybrany biskup Rzymu udaje się do niej w uroczystej procesji. Nad wejściem do świątyni znajduje się łaciński napis, który najlepiej oddaje wagę i rolę tego miejsca:Mater et Caput omnium Ecclesiarum Urbis et Orbisto znaczy: Matka i Głowa wszystkich kościołów Miasta i Świata. Tu właśnie papieże odprawiali Mszę na rozpoczęcie Wielkiego Postu. Tu w Niedzielę Palmową stawia się łuk triumfalny na przyjęcie Króla męczenników. Tu papież odprawia Mszę świętą w Wielki Czwartek na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy.Bazylika św. Jana na Lateranie jest nieco tylko mniejsza rozmiarem od Bazyliki św. Piotra i od Bazyliki św. Pawła za Murami. Wnętrze bazyliki jest podzielone kolumnami na pięć naw. Imponujący jest fronton bazyliki z 15 potężnymi figurami u szczytu (każda o wysokości 7 m): Chrystusa, św. Jana Chrzciciela, św. Jana Apostoła i doktorów Kościoła. Z balkonu, który jest umieszczony w centrum frontonu Bazyliki, papieże udzielali ludowi błogosławieństwa apostolskiego. Do wnętrza bazyliki prowadzi pięć potężnych wejść. W nawie głównej stoją także potężne posągi 12 Apostołów i ważniejszych proroków. W nawach bocznych są nagrobki papieży. Za konfesją, czyli za ołtarzem głównym, pod baldachimem, gdzie tylko papież odprawia Mszę świętą, znajduje się bogate prezbiterium, a przy jego końcu przy ścianie na stopniach stoi tron papieski z białego marmuru, wysadzany drogimi kamieniami tworzącymi artystyczne mozaiki. Do bazyliki dobudowane jest baptysterium, czyli osobna kaplica z basenem (tzw. pisciną), gdzie katechumenom udzielano chrztu przez zanurzenie. Kaplica nosi imię Konstantyna, gdyż są w jej wnętrzu obrazy, przedstawiające żywot tego właśnie cesarza. Obok bazyliki znajduje się osobny budynek wybudowany na polecenie papieża Systusa V w 1589 r., w którym znajdują się “Święte Schody” (scala sancta). Według podania są to kamienne stopnie, po których Chrystus szedł na sąd do Piłata. Przywiezione zostały one z Jerozolimy do Rzymu w roku 326 przez św. Helenę, matkę cesarza Konstantyna I. Te schody pobożni pątnicy tak wytarli kolanami, że powstały w nich głębokie wyżłobienia.Dla pozostałych trzech bazylik rzymskich obchodzimy jedynie wspomnienie (na przykład dla bazylik św. Piotra i św. Pawła – 16 listopada). Dzisiejszy obchód ma jednak rangę święta, a więc taką, jaka przysługuje parafianom każdej świątyni na świecie w dniu rocznicy jej poświęcenia. Bazylika laterańska, jako katedra papieża, jest parafią nas wszystkich, dlatego jako cały Kościół obchodzimy dziś święto. Początkowo rocznicę poświęcenia bazyliki obchodzono tylko w Rzymie. Potem, za sprawą augustiańskich mnichów, święto zaczęto obchodzić także w innych miejscach. Na stałe do kalendarza liturgicznego weszło ono za sprawą papieża św. Piusa V, który kazał umieścić je w swoim mszale wydanym w 1570 roku. W nowym kalendarzu rzymskim zmieniono dotychczasową nazwę święta “dedykacja arcybazyliki Najświętszego Zbawiciela” na “rocznicę poświęcenia bazyliki laterańskiej”.Teksty liturgiczne kierują naszą uwagę na ważną tajemnicę. Kościół chce dziś wyrazić swoją wielką wdzięczność za wszystkie świątynie, jakie zostały przez jego wiernych i dla jego wiernych wystawione. Każdy kościół to dom Boży w pełnym tego słowa znaczeniu, a nie – jak to jest w innych religiach – jedynie dom modlitwy. Kościół zwraca nam uwagę, że wszyscy jesteśmy żywym domem Bożym. Podobnie jak z poszczególnych kamieni czy cegieł składa się budowla gmachu kościoła, tak i z wiernych składa się Chrystusowy Kościół. Bazylika laterańska była pierwszą na świecie katolicką świątynią, w sposób uroczysty dedykowaną Panu Bogu. Wcześniej świątynie chrześcijańskie były przekształconymi dla celów kultu Chrystusa świątyniami pogańskimi. W to święto stajemy wobec tajemnicy Kościoła, którego fundamentem jest Jezus Chrystus, a opoką – Piotr. Przypominamy sobie o mocnej więzi Kościołów lokalnych ze Stolicą Apostolską. |
_____________________________________________________________________________
Bądźcie “domem Boga”
i żywą świątynią Jego miłości
Rozważanie papieża Benedykta XVI przed modlitwą “Anioł Pański” 9.11.2008
Drodzy bracia i siostry!
Zgodnie z liturgią obchodzimy dzisiaj poświęcenie bazyliki laterańskiej, nazywanej «matką i głową kościołów Miasta i Świata». Rzeczywiście, była to pierwsza bazylika zbudowana po edykcie cesarza Konstantyna, który w 313 r. zezwolił chrześcijanom na swobodne praktykowanie swojej religii. Ten sam cesarz podarował papieżowi Milcjadesowi dawne posiadłości rodziny Lateranów i na nich kazał zbudować bazylikę, baptysterium i «patriarchio», czyli rezydencję Biskupa Rzymu, gdzie papieże mieszkali aż do czasów awiniońskich. Poświęcenia bazyliki dokonał papież Sylwester około r. 324, a świątynię zadedykowano Najświętszemu Zbawicielowi; dopiero po VI w. dodano wezwania świętych Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty, stąd pochodzi wspólna nazwa. Uroczystość tę obchodzono początkowo tylko w Rzymie; później, poczynając od r.1565, rozszerzyła się na wszystkie Kościoły obrządku rzymskokatolickiego. W ten sposób, oddając cześć sakralnej budowli, daje się wyraz czci i miłości do Kościoła rzymskiego, który, jak wyraził się św. Ignacy Antiocheński, «przewodniczy w miłości» całej wspólnocie katolickiej (Rz 1, 1).
Słowo Boże w tę uroczystość przypomina zasadniczą prawdę: świątynia z cegieł jest symbolem żywego Kościoła, wspólnoty chrześcijańskiej, którą już apostołowie Piotr i Paweł w swoich listach określali jako «budowlę duchową», wzniesioną przez Boga z «żywych kamieni», którymi są chrześcijanie, na jedynym fundamencie, którym jest Jezus Chrystus, porównywany do «kamienia węgielnego» (por. 1 Kor 3, 9-11.16-17; 1 P 2, 4-8; Ef 2, 20-22). «Bracia, wy zaś jesteście (…) Bożą budowlą», pisze św. Paweł, i dodaje: «Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście» (1 Kor 3, 9 i 17). Piękno i harmonia kościołów, przeznaczonych do tego, by wysławiać w nich Boga, zachęcają i nas, ludzkie istoty, ograniczone i grzeszne, do nawrócenia, byśmy tworzyli «kosmos», dobrze ukształtowaną budowlę, w ścisłej jedności z Jezusem Chrystusem, który jest prawdziwym Świętym Świętych. Realizuje się to najpełniej w liturgii eucharystycznej, w której ecclesia, czyli wspólnota ochrzczonych, jednoczy się, by słuchać Słowa Bożego oraz by karmić się Ciałem i Krwią Chrystusa. Wokół tego dwojakiego stołu Kościół żywych kamieni buduje się w prawdzie i miłości i jest wewnętrznie kształtowany przez Ducha Świętego — przemienia się w to, co otrzymuje, upodabniając się coraz bardziej do swego Pana Jezusa Chrystusa. Jeśli żyje on w szczerej i braterskiej jedności, staje się duchową ofiarą miłą Bogu.
Drodzy przyjaciele, dzisiejsza uroczystość wysławia zawsze aktualną tajemnicę, a mianowicie, że Bóg chce zbudować sobie w świecie duchową świątynię, wspólnotę, która będzie Go czcić w Duchu i prawdzie (por. J 4, 23-24). Jednakże uroczystość ta przypomina nam również o znaczeniu budowli materialnych, w których wspólnoty gromadzą się, by wysławiać Boga. Każda wspólnota ma zatem obowiązek dbać o swoje budynki sakralne, które stanowią cenne dziedzictwo religijne i historyczne. Prośmy więc o wstawiennictwo Najświętszą Maryję, aby pomogła nam stać się, jak Ona, «domem Boga», żywą świątynią Jego miłości.
Rocznica «kryształowej nocy»
Dzisiaj przypada 70. rocznica smutnych wydarzeń, które miały miejsce w nocy z 9 na 10 listopada 1938 r., kiedy to rozpętała się w Niemczech nazistowska nienawiść do Żydów. Napadano na sklepy, biura, mieszkania i synagogi, wielu ludzi zostało zabitych. Dało to początek programowym i gwałtownym prześladowaniom niemieckich Żydów, które doprowadziły ostatecznie do shoah. Dziś jeszcze odczuwam ból na myśl o tym, co wydarzyło się w tamtych tragicznych chwilach; pamięć o nich powinna służyć temu, aby podobne okrucieństwa nigdy więcej się nie powtórzyły i aby na wszystkich płaszczyznach przeciwdziałać wszelkim formom antysemityzmu i dyskryminacji, przede wszystkim poprzez wychowywanie młodych pokoleń w duchu szacunku i wzajemnej akceptacji. Ponadto zachęcam do modlitwy za ofiary tamtych czasów i do okazania światu żydowskiemu wspólnie ze mną głębokiej solidarności.
Apel o pokój w Kongu
Nadal dochodzą niepokojące wiadomości z regionu Północnego Kiwu w Demokratycznej Republice Konga. Krwawe starcia zbrojne i częste akty okrucieństwa spowodowały i nadal powodują liczne ofiary wśród niewinnej ludności cywilnej; zniszczenia, rabunki i wszelkiego rodzaju przemoc zmusiły kolejne dziesiątki tysięcy osób do porzucenia nawet owych niewielkich środków, jakie miały do przeżycia. Szacuje się, że uchodźców jest obecnie ponad półtora miliona. Każdego z nich i wszystkich chcę zapewnić, że w sposób szczególny duchem jestem z nimi; jednocześnie zachęcam do dalszych starań i błogosławię tych, którzy zabiegają o złagodzenie ich cierpień; wśród nich wspomnę w szczególności o duszpasterzach tamtejszego Kościoła lokalnego. Rodzinom, które straciły swoich najbliższych, wyrażam współczucie i zapewniam je o modlitwie za dusze zmarłych. Na koniec ponawiam żarliwy apel, by wszyscy współpracowali na rzecz przywrócenia pokoju na tej zbyt długo już dręczonej ziemi, przy poszanowaniu praworządności, a nade wszystko godności każdej osoby.
Dzień Dziękczynienia
We Włoszech obchodzony jest dzisiaj Dzień Dziękczynienia, którego tegoroczny temat brzmi: «Byłem głodny i daliście Mi jeść». Przyłączam mój głos do głosu biskupów włoskich, którzy biorąc za punkt wyjścia te właśnie słowa Jezusa, zwracają uwagę na poważny i złożony problem głodu, ostatnio jeszcze dramatyczniejszy z powodu wzrostu cen niektórych podstawowych artykułów spożywczych. Kościół, przypominając podstawową etyczną zasadę powszechnego przeznaczenia dóbr, wprowadza ją w życie za przykładem Pana Jezusa poprzez rozliczne inicjatywy dzielenia się. Modlę się za świat wiejski, szczególnie za drobnych rolników w krajach rozwijających się. Zachęcam do wysiłku i błogosławię wszystkich, którzy zabiegają o to, by nikomu nie brakowało zdrowego i odpowiedniego wyżywienia: kto niesie pomoc biednemu, pomaga samemu Chrystusowi.
po polsku:
Pozdrawiam serdecznie Polaków. Dzisiaj przypada rocznica poświęcenia bazyliki laterańskiej, pierwszego co do godności Kościoła, który jest katedrą Biskupa Rzymu. To święto przypomina nam, że my sami «jesteśmy świątynią Boga i że Duch Boży w nas mieszka» (por. 1 Kor 3, 16). A skoro tak, niech nasze życie będzie tego świadectwem. Niech Duch Święty was umacnia i prowadzi.
L’Osservatore Romano/Opoka. pl
_______________________________________________________________________________
Mury, które „mówią”.
Przewodnik po bazylice laterańskiej w pigułce
Dziś przypada święto rocznicy poświęcenia Bazyliki Laterańskiej, która jest pierwszą z wielkich chrześcijańskich świątyń wybudowanych na polecenie cesarza Konstantyna po ustaniu prześladowań.
Bazylika św. Jana na LateraniePIXABAY.COM
***
W kalendarzu liturgicznym pod datą 9 listopada widnieje święto Rocznicy Poświęcenia Bazyliki Laterańskiej, która nazywana jest katedrą papieską. Powie ktoś: „Ależ katedrą papieską jest bazylika św. Piotra na Watykanie!”. Słusznie. Jednak bazylika na Lateranie także jest katedrą papieską. Lateran bowiem jako zespół kościelno-pałacowy w Rzymie, położony na Mons Coelius, stanowi enklawę Państwa Watykańskiego. Obejmuje bazylikę św. Jana — katedrę Rzymu oraz pałac laterański i stanowi historyczną rezydencję papieży.
Dlaczego kościół ten otrzymał wezwanie dwóch Świętych Janów, a nawet posiada trzecie: Chrystusa Zbawiciela? Zanim odpowiemy na to pytanie, zróbmy mały spacer po Rzymie — od Koloseum ku bazylice dwóch Świętych Janów na Lateranie.
Zwiedzając Wieczne Miasto, z placu Weneckiego ulicą Fori Imperiali dochodzimy do Koloseum i dalej do ulicy San Giovanni in Laterano, przy której znajduje się bazylika św. Klemensa, jedna z najstarszych i najbardziej interesujących w Rzymie. W końcu stajemy przed olśniewającym masywem wielkiej bazyliki św. Jana. Jest to najstarszy i okazały kościół chrześcijański, wybudowany obok pałacu laterańskiego.
Burzliwe dzieje
W czasach starożytnych wzgórze było własnością rzymskiego rodu Lateranów, którzy wznieśli tu okazałą rezydencję — palatium. Ta została skonfiskowana przez cesarza Nerona w ramach represji za udział Lateranów w spisku antycesarskim zorganizowanym w roku 66. Następnie cesarz Septymiusz Sewer wzniósł na Lateranie koszary cesarskiej gwardii przybocznej oraz termy.
Były to łaźnie publiczne, które w okresie cesarstwa rozpowszechniły się w całym imperium (wzorowane na greckich), stanowiąc jedną z najbardziej charakterystycznych budowli rzymskich o bogato rozczłonkowanej architekturze i pełnej przepychu dekoracji. Służyły nie tylko higienie, ale stanowiły miejsce spotkań, wypoczynku, rozrywki i załatwiania interesów.
Na rozkaz cesarza Konstantyna Wielkiego kompleks zabudowań wraz z koszarami gwardii rzymskiej wiernej cesarzowi Maksensjuszowi został zburzony po zwycięstwie Konstantyna w bitwie przy moście Mulwijskim w roku 312. Na początku IV wieku na Lateranie znajdowała się także rezydencja Faustydomus Faustae — siostry Maksencjusza, a żony Konstantyna Wielkiego. Po wybudowaniu nowych obiektów Lateran, darowany papieżowi, został siedzibą biskupa Rzymu; kolejni papieże rezydowali na Lateranie od pontyfikatu Sylwestra I (314-335) do 1305 roku, przez okres niewoli awiniońskiej papieży.
Na Lateranie odbyły się liczne synody kościelne oraz 5 soborów powszechnych. Po zakończeniu schizmy zachodniej rezydencja papieska została przeniesiona do Watykanu, a bazylika laterańska pozostała kościołem katedralnym biskupów Rzymu. W wyniku porozumień zawartych w roku 1929 pomiędzy Stolicą Apostolską a rządem włoskim (traktaty laterańskie) Lateran jako własność papieża został objęty eksterytorialnością i poddany pod bezpośrednią administrację Państwa Watykańskiego.
Obecnie na Lateranie znajduje się siedziba papieskiego uniwersytetu — Lateranum oraz gmach muzeum obejmującego: Museo Profano ze zbiorami rzymskiej sztuki starożytnej, Museo Christiano z zabytkami sztuki chrześcijańskiej oraz Museo Missionario Etnologico, w którym znajdują się liczne świadectwa działalności misyjnej Kościoła, a także dokumenty związane z historią, ze zwyczajami i tradycjami różnych ludów, wśród których pracują misjonarze. W końcowych latach XX wieku, to bogate w zbiory muzeum przeniesione zostało na Watykan.
Wróćmy jeszcze na chwilę do zabytków bazyliki na Lateranie. Jest ona najstarszym kościołem Rzymu, wzniesionym w latach 313-324 z polecenia cesarza Konstantyna Wielkiego na gruzach koszar gwardii rzymskiej. Pierwotna bazylika nosiła wezwanie Chrystusa Zbawiciela i składała się z pięciu naw, z których środkowa — największa ma 95,5 m długości. Bazylika została zbudowana na planie krzyża łacińskiego.
W czasach pontyfikatu papieża Grzegorza I Wielkiego (590- 604) kościół otrzymał wezwanie św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty, dwóch wielkich Świętych Janów — dla podkreślenia rangi tego kościoła, który jest „matką i głową wszystkich kościołów Miasta i Świata”. Potocznie kościół ten nazywany jest bazyliką św. Jana na Lateranie (San Giovanni in Laterano).
Podczas najazdu Wandali w V wieku została znacznie uszkodzona; jej odbudową kierował papież Leon I Wielki (440-461). Nowy, bogaty wystrój otrzymała w związku z przygotowaniami do chrztu Karola Wielkiego, który odbył się na Lateranie w roku 774. W następnych wiekach była wielokrotnie przebudowywana, między innymi po trzęsieniu ziemi w 896 roku. W latach 1225-1235 wzniesiono okazałe, romańskie krużganki, zrealizowane według projektu Pietra Vassalletta, a następnie Jacopo da Camerino i Jacopo Torriti wykonali nową apsydę, z tegoż wystroju zachował się między innymi fragment mozaiki Chrystus-Pantokrator.
Kompleks budowli na Lateranie uległ znacznym zniszczeniom w wyniku pożarów w roku 1308 i 1441. Jego odbudową w czasach renesansu i baroku zajmowali się liczni artyści, a całkowitą przebudowę wnętrza bazyliki, na polecenie papieża Innocentego X, zrealizował F. Borromini, który ozdobił budowlę wieloma pilastrami i 12 niszami, w których ustawił rzeźby 12 Apostołów. Monumentalną fasadę bazyliki wykonał w roku 1732 A. Galilei, pozostawiając przy tym liczne elementy z wcześniejszego wystroju. Pod ołtarzem, w podziemnej kaplicy, znajduje się konfesja św. Jana Apostoła Ewangelisty, a w baldachimie nad ołtarzem relikwie wielu świętych.
W pobliżu bazyliki wzniesiono ortogonalne baptysterium z fundacji Konstantyna Wielkiego, które w XIX wieku połączono z bazyliką za pomocą portyku, z polecenia papieża Leona XIII. Konstantyn Wielki ufundował także na Lateranie Episkopiurn — budynek przeznaczony na rezydencję papieży.
Do cennych obiektów architektonicznych Lateranu należy także kaplica Świętych Schodów — Scala Santa, będących pozostałością po palatium Lateranów, a prowadzących do dawnej prywatnej kaplicy papieży. Według tradycji schody te mają pochodzić z pałacu Piłata w Jerozolimie, a do Rzymu, jako relikwie męki Pańskiej, zostały przywiezione przez św. Helenę. Składają się one z 28 stopni i zostały wykonane z białego, syryjskiego marmuru. Na placu przed pałacem jest eksponowany monumentalny obelisk egipski pochodzący z XVII wieku przed Chrystusem ze świątyni w Heliopolis, który został sprowadzony do Rzymu przez Konstantyna Wielkiego, a w obecnym miejscu umieszczony podczas pontyfikatu papieża Sykstusa V.
Rocznica na całym świecie
Bazylikę Chrystusa Zbawiciela i Świętych Janów na Lateranie konsekrował papież św. Sylwester 9 listopada 324 roku. Od XII wieku w tym dniu obchodzi się rocznicę poświęcenia bazyliki na Lateranie na całym chrześcijańskim świecie, ponieważ — jak już wyżej było wspomniane — jest ona „matką i głową wszystkich kościołów Miasta i Świata”. Każdy kościół konsekrowany święci swoją rocznicę: w diecezjach obchodzi się rocznicę kościoła katedralnego, w parafiach — rocznicę poświęcenia kościoła parafialnego, na całym świecie — rocznicę poświęcenia bazyliki na Lateranie. Uroczysty obchód tej rocznicy ustanowiony jest po to, aby złożyć Panu Bogu uwielbienie i dziękczynienie za łaski, które są udziałem wiernych w danej świątyni.
W brewiarzu kapłańskim, w Godzinie czytań, na tę uroczystość zamieszczono kazanie św. Cezarego z Arles, biskupa:
„Umiłowani bracia, dzięki dobroci Chrystusa obchodzimy dziś z radością i weselem rocznicę poświecenia tej świątyni. Prawdziwą jednak i żywą świątynią mamy być my sami. Niemniej jednak chrześcijanie słusznie obchodzą uroczystość macierzystego kościoła, bo wiedzą, że w nim dostąpili duchowego odrodzenia. […]
Toteż, najmilsi, jeśli chcemy obchodzić w radości rocznicę poświęcenia świątyni, nie wolno nam złymi czynami rujnować w sobie żywych świątyń Bożych. Powiem tak, aby wszyscy mogli zrozumieć: Jakim chcemy oglądać kościół, ilekroć doń przychodzimy, tak też powinniśmy przygotować nasze dusze.
Chcesz, aby bazylika była piękna? Nie zaśmiecaj swej duszy brudem grzechów. Jeśli chcesz, aby bazylika lśniła blaskiem, pamiętaj, że i Bój pragnie, aby twoja dusza nie była mroczna. Niechaj — jak mówi Pan — tak świeci w was światło dobrych czynów, aby uwielbiony był Ten, który jest w niebie. Podobnie jak ty wchodzisz do tego oto kościoła, tak Bóg pragnie wejść do świątyni twej duszy, zgodnie ze słowami obietnicy: «Zamieszkam i będę chodził pośród nich»” (Kazanie 229, 1-3).
Marian Cynka/Opoka.pl
______________________________________________________________________________________________________________
8 listopada
Święta
Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, dziewica
Zobacz także: • Święty Adeodat I, papież • Święci Czterej Koronowani, męczennicy |
Elżbieta Catez urodziła się 18 lipca 1880 r. w Avor niedaleko Bourges (Francja), gdzie stacjonował oddział, w którym jej ojciec był kapitanem. Dziewczynka była niezwykle uparta i wybuchowa, a na dodatek obdarzona mnóstwem energii. Ojciec próbował wychowywać ją drogą łagodnej perswazji. Nazywał ją pieszczotliwie “małym diablątkiem”. Kiedy dziewczynka miała 7 lat, jej ojciec zmarł. Wychowanie matki okazało się dość surowe. Na dodatek wraz ze śmiercią ojca sytuacja finansowa w domu znacznie się pogorszyła, co zmusiło rodzinę do przeprowadzki do Dijon. Zamieszkali w pobliżu klasztoru karmelitanek bosych. O życiu Elżbiety zadecydowały fakty związane z przygotowaniem się do pierwszej Komunii świętej. Elżbieta wielokrotnie później potwierdzała, że dzień ten był dla niej decydujący. Wówczas to postanowiła wytrwale pracować nad swoim charakterem. W swoim dzienniczku zapisała niezwykłe doświadczenie miłości i bliskości Boga, a także pragnienie oddania Mu się całą duszą. Jako kilkunastoletnia dziewczyna doświadczała pierwszych łask mistycznych. Była piękna, radosna i naturalna w sposobie bycia, budziła ogólną sympatię. Dalej jej życie toczyło się zwykłym torem: zaczęła dojrzewać, weszła do towarzystwa, bywała na przyjęciach. Była postrzegana jako wyjątkowa osobowość i niezwyczajna dziewczyna. Miała też talent muzyczny: w 1893 roku wygrała konkurs fortepianowy. Cieszyła się wszystkimi tymi przyjemnościami, a jednak pozostawały one jakby na marginesie jej życia, ponieważ w jego centrum był Chrystus. Na sali balowej zdarzało się Elżbiecie tęsknić za tabernakulum. Mając 14 lat złożyła w sercu śluby czystości i postanowiła wstąpić do Karmelu. Z postanowienia jednak nie zwierzyła się matce przez kilka lat. Kiedy to wreszcie nastąpiło, matka Elżbiety zabroniła córce chodzić do Karmelu, ograniczyła jej chodzenie do kościoła i przystępowanie do Komunii świętej, a postanowienie dziewczyny uznała za “wybujałą religijność”. Choć z ograniczonym dostępem do kościoła i sakramentów, Elżbieta doznawała nadal łask mistycznych. Zwierzała się z nich jednak tylko swojemu spowiednikowi. W końcu jej matka uległa i wyraziła powściągliwą zgodę na to, by dziewczyna wstąpiła do zakonu po ukończeniu 21 lat. Tak też się stało. W 1901 r. Elżbieta Catez wstąpiła do klasztoru karmelitanek bosych w Dijon. W ciągu kolejnych pięciu lat pracy, modlitwy i głębokiego cierpienia Elżbieta wspięła się na szczyty duchowe. W 8 dni po wstąpieniu do Karmelu przełożona zapytała Elżbietę: “Jaki jest twój ideał świętości?” Odpowiedź padła bez wahania: “Żyć miłością”. “A jaki jest sposób, by najszybciej to osiągnąć?” “Uczynić się całkiem małą, oddać się Bogu bezpowrotnie”. Postulat upłynął jej pogodnie. Natomiast wraz z wejściem w okres nowicjatu zaczął się dla Elżbiety okres udręki i niepokojów. Jej samej i jej przełożonym wydawało się, że nie wytrwa za murami Karmelu. Mimo to kontynuowała nowicjat, a w 1903 złożyła śluby zakonne. Wtedy też burza w jej sercu zaczęła cichnąć. Jej zakonne imię “od Trójcy Przenajświętszej” stało się programem jej życia, a także drogą, na której odkryła Boga Trójjedynego. Elżbieta Catez była szczególnie domem Boga w Trójcy. W pewnym momencie jednak przyjęła drugie imię “Laudem Gloriæ” – [ku] chwale Majestatu [Boga]. Jest to wyrażenie z Listu św. Pawła do Efezjan, którym podpisywała listy. Moment, w którym je przeczytała, był kolejnym przełomem w jej życiu. Od tej chwili, jak wspominają ludzie, którzy ją znali, zaczęła już na ziemi żyć życiem nieba. Ostatni etap życia Elżbiety to choroba Addisona, która zaatakowała ją w 1906 roku. Elżbieta przeżyła ją jako wstępowanie przez krzyż ku Bogu. Niezwykle bolesna niedoczynność nadnerczy była przyczyną wielkiego bólu ciała i cierpień związanych z przyjmowaniem pokarmów. Jej ostatnie dni na ziemi przebiegały tak: 30 października położyła się do łóżka, z którego już więcej nie wstała. Nazajutrz przyjęła raz jeszcze ostatnie namaszczenie, a w dniu Wszystkich Świętych po raz ostatni – Jezusa Eucharystycznego. 8 listopada wypowiedziała ostatnie słowa, jakie zdołano zrozumieć: “Idę do Światła, do Miłości, do Życia”. Nazajutrz, 9 listopada 1906 r. o szóstej rano, zmarła. Miała wówczas 26 lat.Życie Elżbiety znamy dość szczegółowo dzięki zapiskom jej przeoryszy, matki Germaine, oraz karmelity o. Konrada Meestera, a przede wszystkim dzięki jej obfitym pismom (ponad 300 listów i książki są dostępne także na polskim rynku wydawniczym). Zostawiła też po sobie wiele modlitw. Jedna z nich, uważana za jej modlitewny testament, zaczyna się tak: “Uwielbiam Cię, mój Boże, Trójco Przenajświętsza! Dopomóż mi zupełnie zapomnieć o sobie, abym nieporuszona i uspokojona, mogła zamieszkać w Tobie tak, jakby moja dusza znajdowała się już w wieczności. Oby już nic nie zdołało zamącić mego pokoju ani wyprowadzić mnie z Ciebie, o mój Ty Niezmienny, lecz niech każda minuta coraz głębiej zanurza mnie w Twoją Tajemnicę. Napełnij pokojem moją duszę, uczyń w niej swoje niebo, swoje ulubione mieszkanie i miejsce swego odpoczynku. Obym nigdy nie zostawiała Ciebie samego, lecz była tam zawsze cała, cała czuwająca z wiarą, cała pogrążona w adoracji i cała zdana na Twoje stwórcze działanie”. Beatyfikacji Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej dokonał papież św. Jan Paweł II 25 listopada 1984 r. w Rzymie. W czasie audiencji następnego dnia po beatyfikacji papież powiedział: “Wraz z bł. Elżbietą rozbłyska dla nas nowe światło, w naszym świecie tak pełnym niepewności i ciemności pojawia się nowy przewodnik – pewny i bezpieczny, który ukazuje nam, w imię Tajemnicy Trójcy, drogę zbawienia i środki do jego osiągnięcia”. Kanonizacji przewodniczył papież Franciszek na placu św. Piotra w Watykanie w niedzielę, 16 października 2016 r. |
_____________________________________________________________________________
8 listopada
Błogosławiony
Jan Duns Szkot, prezbiter
Jan nazywany jest Dunsem, ponieważ urodził się niedaleko miasteczka o takiej nazwie, pod koniec 1265 roku. Jego ojczyzną jest Szkocja i jej imię także weszło do jego przydomka. W 1280 roku Jan wstąpił do franciszkanów. Przykład i inspirację do tego kroku dał mu stryj Eliasz Duns. 17 marca 1291 roku Jan otrzymał święcenia w angielskim Northhampton. Przełożeni wysłali go następnie do Paryża, gdzie miał uzupełnić studia rozpoczęte na uniwersytecie w Oksfordzie. Decyzja ta pokazuje, że Jan musiał cechować się wybitną inteligencją, skoro zasłużył na takie wyróżnienie. Paryż był wówczas niezwykle żywym ośrodkiem uniwersyteckim. Po zdobyciu pierwszych stopni akademickich – nauczał. Po pewnym czasie powrócił znowu do Anglii, by nauczać w szkołach franciszkańskich. To z tego okresu pochodzi jego pierwsze dzieło Ordinatio. Wtedy też powoli zaczęła się jego sława jako europejskiego teologa średniowiecznego, która trwa do dziś. Papież Paweł VI przyrównał teologię Jana Dunsa do katedry gotyckiej: obok potężnych i harmonijnych struktur św. Tomasza z Akwinu i innych mistrzów, myśliciele średniowiecza zauważali, jak “na trwałych podstawach i ze śmiałymi pinaklami (strzelistymi wierzchołkami) wznosiła się żarliwa refleksja Jana Dunsa Szkota”. Następne lata życia Jana Dunsa Szkota to podróże po europejskich uniwersytetach, nauczanie coraz to nowych studentów i kolejne osiągnięcia naukowe, m.in. w Cambridge, Oksfordzie i Paryżu. W 1304 roku został w paryskim studium franciszkańskim “mistrzem regentem”, czyli dyrektorem teologicznego studium braci. Na kartach swego dzieła De prima principio modlił się: “O Panie, Stworzycielu świata, udziel mi łaski wiary, zrozumienia i uwielbiania Twego majestatu i wznieś mego ducha ku kontemplacji Ciebie”. Ze względu na wysublimowanie i delikatność myśli zwany był “doktorem subtelnym”. Po kilku latach napięcia polityczne (proces przeciwko templariuszom) sprawiły, że przełożeni przenieśli go do spokojnej Kolonii, gdzie miał kierować studium braci. W czasie pełnienia tej posługi zmarł 8 listopada 1308 roku. Miał wówczas 43 lata. Jego życie streszcza sentencja: “Szkocja mnie zrodziła, Anglia mnie przygarnęła, wykształciła mnie Francja, strzeże mnie Kolonia”. Jan Duns Szkot był zwolennikiem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Argumentował, że Chrystus, jako doskonały Pośrednik, mógł i chciał wybawić swoją Matkę nie tylko od grzechu śmiertelnego, nie tylko od grzechu powszedniego, ale także od grzechu pierworodnego. Najdoskonalszy Pośrednik jest w stanie sprawić najdoskonalszy czyn pośrednictwa na rzecz osoby, dla której jest Pośrednikiem; najdoskonalszym pośrednictwem jest zaś zachowanie od grzechu pierworodnego. To, że się tak stało, można poznać po owocu łona Maryi. Jan Duns z wielką mocą głosił tajemnicę Wcielenia Słowa i był żarliwym obrońcą prawdy o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Jako jeden z nielicznych wówczas teologów, odważnie i zdecydowanie bronił bezgrzeszności Maryi, Matki Jezusa Chrystusa, stając się dla potomnych Doktorem maryjnym. Kościół katolicki ogłosił w 1854 r. naukę o Niepokalanym Poczęciu Maryi jako dogmat wiary.W filozofii Duns Szkot głosił prymat abstrakcji nad bytem rzeczywistym. Według niego przedmiotem metafizyki jest byt jako byt, czyli najogólniejsza natura ujmowana aktem intelektu, który przenika przez wszystkie warstwy konkretu i dociera do bytu. Kongregacja ds. Beatyfikacji i Kanonizacji, dekretem zatwierdzonym przez Pawła VI w 1972 r., stwierdziła, że pisma Dunsa Szkota nie zawierają błędów przeciw wierze i moralności i zezwoliła na prowadzenie procesu na drodze badań historycznych. Po dokładnych badaniach życia i dziejów kultu sługi Bożego przeprowadzonych przez historyków i teologów, Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych 6 lipca 1991 r. wydała dekret stwierdzający heroiczność jego cnót i dawność kultu. Papież św. Jan Paweł II ogłaszając go uroczyście błogosławionym w dniu 20 marca 1993 r., określił Jana Dunsa Szkota jako “piewcę Słowa wcielonego i obrońcę Niepokalanego Poczęcia”. |
____________________________________________________________________________-
Bł. Jan Duns Szkot
Katecheza papieża Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 7.07.2010
Drodzy bracia i siostry!
Dziś rano chcę wam przedstawić następną ważną postać w historii teologii: jest nią błogosławiony Jan Duns Szkot, który żył pod koniec xiii w. Stary napis na jego grobie przedstawia geograficzne tło jego życia: «Anglia go przyjęła; Francja go wykształciła; Kolonia w Niemczech przechowuje jego doczesne szczątki; w Szkocji się urodził». Nie możemy lekceważyć tych informacji, również z tego powodu, że o życiu Dunsa Szkota wiemy niewiele. Urodził się prawdopodobnie w 1266 r. w wiosce, która nazywała się Duns, w pobliżu Edynburga. Pociągał go charyzmat św. Franciszka z Asyżu, toteż przyłączył się do rodziny Braci Mniejszych i w 1291 r. przyjął święcenia kapłańskie. Obdarzony błyskotliwą inteligencją i skłonnością do myślenia spekulatywnego — ze względu na tę inteligencję tradycja nadała mu tytuł Doctor subtilis, «Doktor subtelny» — Duns Szkot został skierowany na studia filozoficzne i teologiczne na sławnych uniwersytetach w Oksfordzie i w Paryżu. Po pomyślnym zakończeniu formacji zaczął wykładać teologię na uniwersytetach w Oksfordzie i w Cambridge, a potem w Paryżu oraz komentować Sentencje Piotra Lombarda, jak wszyscy mistrzowie tamtej epoki. Zasadnicze dzieła Dunsa Szkota stanowią właśnie dojrzały owoc tych wykładów, a ich tytuły pochodzą od miejsc, w których przebywał: Ordinatio — w przeszłości nazywana Opus Oxoniense (Oxford), Reportatio Cantabrigiensis (Cambridge), Reportata Parisiensia (Paryż). Do nich należy dodać przynajmniej Quodlibeta (albo Quaestiones quodlibetales), dosyć ważne dzieło, składające się z 21 «kwestii» dotyczących różnych tematów teologicznych. Duns Szkot opuścił Paryż, po wybuchu poważnego konfliktu między królem Filipem IV Pięknym i papieżem Bonifacym VIII — wolał raczej dobrowolne wygnanie niż podpisać dokument wrogi wobec papieża, co król narzucił wszystkim zakonnikom. I tak — z miłości do Stolicy Piotrowej — razem z braćmi franciszkanami opuścił kraj.
Drodzy bracia i siostry, ten fakt sprawia, że przypominamy sobie, ile razy w dziejach Kościoła wierzący spotykali się z wrogością, a nawet byli prześladowani z powodu wierności i oddania Chrystusowi, Kościołowi i papieżowi. Patrzymy wszyscy z podziwem na tych chrześcijan, którzy uczą nas strzec, jako cennego dobra, wiary w Chrystusa oraz komunii z Następcą Piotra i Kościołem powszechnym.
W każdym razie między królem francuskim i następcą Bonifacego VIII dosyć szybko znów zapanowały przyjazne stosunki, i Duns Szkot mógł w 1305 r. powrócić do Paryża, gdzie wykładał teologię jako Magister regens. Przełożeni wysłali go następnie do Kolonii jako profesora franciszkańskiego studium teologicznego, lecz zmarł 8 listopada 1308 r. w wieku zaledwie 43 lat, pozostawiając znaczną liczbę ważnych dzieł.
Ze względu na sławę świętości, jaką się cieszył, jego kult wkrótce rozprzestrzenił się w zakonie franciszkańskim a czcigodny Jan Paweł ii zechciał go uroczyście potwierdzić błogosławionym 20 marca 1993 r. i nazwał go «piewcą Słowa wcielonego oraz obrońcą Niepokalanego Poczęcia». To wyrażenie syntetycznie ujmuje wielki wkład, jaki Duns Szkot wniósł w historię teologii.
Przede wszystkim snuł rozważania nad tajemnicą wcielenia i, w odróżnieniu od wielu innych myślicieli swoich czasów, utrzymywał, że nawet gdyby ludzkość nie zgrzeszyła, Bóg stałby się człowiekiem. «Myśleć, że Bóg zrezygnowałby z takiej roli, gdyby Adam nie zgrzeszył — pisze Duns Szkot — byłoby całkowicie nierozsądne. Twierdzę, że upadek nie był przyczyną przeznaczenia Chrystusa, oraz że nawet gdyby nikt nie upadł, ani anioł, ani człowiek — to i przy takim założeniu Chrystus byłby nadal przeznaczony w ten sam sposób» (Reportata Parisiensia, in III Sent., d. 7, 4). Myśl ta rodzi się, ponieważ dla Dunsa Szkota wcielenie Syna Bożego, przewidziane odwiecznie w zamyśle Boga Ojca, stanowi wypełnienie dzieła stworzenia i powoduje, że każde stworzenie, w Chrystusie i za Jego sprawą, może zostać napełnione łaską i oddawać cześć i chwałę Bogu w wieczności. Jakkolwiek Duns Szkot był świadomy, że Chrystus w rzeczywistości nas odkupił przez swoją mękę, krzyż i zmartwychwstanie, z powodu grzechu pierworodnego, twierdzi jednak, że wcielenie jest największym i najpiękniejszym dziełem całej historii zbawienia oraz że nie jest ono uwarunkowane przez żadne przypadkowe okoliczności.
Jako wierny uczeń św. Franciszka Duns Szkot chętnie kontemplował i rozważał w kazaniach tajemnicę zbawczej męki Chrystusa, wyrażającą wolę miłości, niezmierzonej miłości Boga, który z ogromną wielkodusznością promieniuje na zewnątrz swą dobrocią i miłością (por. Tractatus de primo principio, c. 4). Miłość ta objawia się nie tylko na Kalwarii, ale również w Najświętszej Eucharystii, którą Duns Szkot otaczał wielkim nabożeństwem i w której widział sakrament rzeczywistej obecności Jezusa oraz sakrament jedności i komunii pobudzającej nas do wzajemnej miłości i do miłości Boga jako Najwyższego Dobra wspólnego (por. Reportata Parisiensia, in iv Sent., d. 8, q. 1, n. 3). «I tak jak ta miłość — pisałem w Liście do uczestników Międzynarodowego Kongresu z okazji 700. rocznicy śmierci bł. Dunsa Szkota, przytaczając jego myśl — była na początku wszystkich rzeczy, podobnie jedynie w miłości i miłosierdziu będzie nasza szczęśliwość: ‘pragnienie lub wola miłosna jest po prostu życiem wiecznym, szczęśliwym i doskonałym’» (aaa 101 [2009], 5).
Drodzy bracia i siostry, ta wizja teologiczna, bardzo «chrystocentryczna», otwiera nas na kontemplację, zdumienie i wdzięczność: Chrystus stanowi centrum dziejów i wszechświata, to On nadaje sens, godność i wartość naszemu życiu! Podobnie jak Paweł VI w Manili, również ja chciałbym dzisiaj głosić światu: «[Chrystus] jest objawicielem niewidzialnego Boga, jest pierworodnym wszelkiego stworzenia, jest fundamentem wszystkiego; On jest Nauczycielem ludzkości, jest Odkupicielem; On narodził się, umarł i zmartwychwstał dla nas; On stanowi centrum historii i świata; On nas zna i kocha; On jest towarzyszem i przyjacielem naszego życia. (…) Mógłbym mówić o Nim bez końca» (homilia, 29 listopada 1970 r.).
Przedmiotem refleksji Doktora subtelnego była w dziejach zbawienia rola nie tylko Chrystusa, ale także Maryi. W czasach Dunsa Szkota większość teologów stawiała pozornie niezbite zastrzeżenie nauce głoszącej, że Najświętsza Maryja Panna była wolna od grzechu pierworodnego od samego poczęcia: istotnie, powszechność odkupienia dokonanego przez Chrystusa — wydarzenia absolutnie centralnego w dziejach zbawienia — na pierwszy rzut oka tego rodzaju stwierdzenie mogła podważać. Duns Szkot przedstawił wówczas argument, którym posłużył się później błogosławiony papież Pius IX w 1854 r., gdy uroczyście ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Argumentem tym jest tzw. «odkupienie zachowawcze», zgodnie z którym niepokalane poczęcie stanowi arcydzieło dokonanego przez Chrystusa odkupienia, ponieważ właśnie moc Jego miłości oraz Jego pośrednictwa sprawiła, że Matka została zachowana od grzechu pierworodnego. Franciszkanie przyjęli i szerzyli tę naukę z entuzjazmem, a inni teologowie często uroczystą przysięgą zobowiązywali się do jej obrony i doskonalenia.
W związku z tym chciałbym uwypuklić pewien fakt, który wydaje mi się ważny. Wybitni teologowie, podobnie jak Duns Szkot w przypadku nauki o niepokalanym poczęciu, swoim specyficznym wkładem myśli wzbogacili to, w co lud Boży sam z siebie wierzył odnośnie do Błogosławionej Dziewicy i co wyrażał w praktykach pobożności, w dziełach sztuki i ogólnie w życiu chrześcijańskim. Wszystko to dzięki nadprzyrodzonemu sensus fidei, to znaczy otrzymanej od Ducha Świętego zdolności do przyjęcia rzeczywistości wiary z pokorą serca i umysłu. Oby teologowie zawsze wsłuchiwali się w ten głos oraz zachowywali pokorę i prostotę maluczkich! Mówiłem o tym kilka miesięcy temu: «Są wielcy uczeni, wielcy specjaliści, wielcy teologowie, mistrzowie wiary, którzy nauczyli nas wielu rzeczy. Dotarli do szczegółów Pisma Świętego, dziejów zbawienia, ale nie zdołali dostrzec samej tajemnicy, prawdziwego sedna. (…) Istota rzeczy pozostała ukryta! Są natomiast również w naszych czasach maluczcy, którzy poznali tę tajemnicę. Myślimy o św. Bernadetcie Soubirous; św. Teresie z Lisieux i jej nowym odczytywaniu Biblii, ‘nienaukowym’, ale docierającym do serca Pisma Świętego» (homilia podczas Mszy św. dla członków Międzynarodowej Komisji Teologicznej, 1 grudnia 2009 r.).
Duns Szkot rozwinął także kwestię, na którą współczesność jest bardzo wrażliwa. Jest to temat wolności i jej związku z wolą oraz rozumem. Omawiany przez nas autor uwypukla wolność jako fundamentalną cechę woli, dając początek takiemu jej ujmowaniu, które kładzie akcent na wolę. Niestety, u późniejszych autorów ten kierunek myślenia przyjął postać woluntaryzmu, przeciwstawiającego się tak zwanemu intelektualizmowi augustiańskiemu i tomistycznemu. Według św. Tomasza z Akwinu wolność należy uważać nie za wrodzoną cechę woli, lecz za owoc współpracy woli i rozumu. Idea wolności wrodzonej i absolutnej — którą właśnie rozwinięto po Dunsie Szkocie — związana z wolą poprzedzającą rozum, zarówno w Bogu, jak i w człowieku, może bowiem prowadzić do idei Boga, który nie jest skrępowany nawet więzami prawdy i dobra. Gdy pragnie się bronić absolutnej transcendencji i odmienności Boga przez tak radykalne i nieprzeniknione akcentowanie Jego woli, nie bierze się pod uwagę, że Bóg, który się objawił w Chrystusie, jest Bogiem-Logosem, który działał i działa pełen miłości do nas. Z pewnością miłość przewyższa poznanie i jest zdolna pojąć więcej niż sama myśl, niemniej pozostaje ona zawsze miłością Boga-Logosu» (por. Benedykt XVI, wykład w Ratyzbonie; «L’Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 11/2006, s. 27). Również gdy ludzka idea wolności absolutnej, która mieści się w woli, zapomina o więzi z prawdą, pomija fakt, że sama wolność powinna być wyzwolona z ograniczeń, jakie jej narzuca grzech. W każdym razie wizja skotystyczna nie popada w tego typu skrajności: dla Dunsa Szkota wolny akt jest owocem współdziałania rozumu i woli, a jeśli mówi on o «prymacie» woli, uzasadnia go tym, że wola zawsze idzie w ślad za rozumem.
Przemawiając do rzymskich seminarzystów, przypomniałem, że «we wszystkich epokach wolność była wielkim marzeniem ludzkości, od samego jej zarania, a w szczególności w czasach współczesnych» (przemówienie w Rzymskim Wyższym Seminarium Duchownym, 20 lutego 2009 r.; «L’Osservatore Romano», wyd. poskie, n. 4/2009, s. 28). Jednak właśnie współczesna historia, a także nasze codzienne doświadczenie poucza nas, że wolność tylko wtedy jest autentyczna i pomaga w budowaniu naprawdę ludzkiej cywilizacji, kiedy jest pogodzona z prawdą. Kiedy wolność jest oderwana od prawdy, w tragiczny sposób staje się zarzewiem zniszczenia wewnętrznej harmonii osoby ludzkiej, źródłem dominacji ludzi silnych i gwałtownych oraz powoduje cierpienia i żałobę. Duns Szkot twierdzi, że wolność, podobnie jak wszystkie zdolności, którymi człowiek jest obdarzony, wzrasta i doskonali się, gdy człowiek otwiera się na Boga, ceni gotowość do słuchania Jego głosu: kiedy wsłuchujemy się w Objawienie Boże, Słowo Boże aby je przyjąć, dociera do nas przesłanie napełniające nasze życie światłem i nadzieją i jesteśmy rzeczywiście wolni.
Drodzy bracia i siostry, bł. Duns Szkot uczy nas, że w naszym życiu najistotniejsza jest wiara w Boga, który jest z nami i kocha nas w Chrystusie Jezusie, oraz pogłębianie miłości do Niego i do Jego Kościoła. My jesteśmy świadkami tej miłości na ziemi. Niech Najświętsza Maryja Panna pomaga nam przyjąć tę nieskończoną miłość Bożą, którą będziemy się wiecznie cieszyć w pełni w niebie, kiedy w końcu nasza dusza połączy się na zawsze z Bogiem, we wspólnocie świętych.
do Polaków:
Drodzy pielgrzymi polscy! Wam, obecnym tu dzisiaj, i waszym rodakom bardzo dziękuję za to, że w ciągu roku tak licznie przybywacie do Rzymu, do grobów świętych apostołów i sługi Bożego Jana Pawła ii. Umocnieni wiarą świętych, pamiętajcie o chrześcijańskich korzeniach waszego życia. Serdecznie was pozdrawiam, błogosławię i proszę o modlitwę w dniach mojego pobytu w Castel Gandolfo.
L’Osservatore Romano 10/2010/opoka.pl
____________________________________________________________________________
Bł. Jan Duns Szkot
Biografia bł. Jana Dunsa Szkota (1266-1308), beatyfikowanego 20-03-1993
Jan Duns Szkot urodził się około r. 1266 w szkockim miasteczku Duns (hrabstwo Berwick). W 1279 r. wstąpił do zakonu franciszkanów w Szkocji. Nowicjat odbył w Dumfries, a następnie kształcił się w Szkocji i Anglii. Po święceniach kapłańskich w 1291 r. podjął studia na Uniwersytecie Paryskim (1293-1296). Wykładał następnie na uniwersytetach w Cambridge, Oxfordzie i Paryżu. W 1303 r. został wydalony z Paryża, ponieważ odmówił złożenia podpisu pod apelem Filipa IV Pięknego, który odwołał się do soboru przeciw papieżowi Bonifacemu VIII. Rok później powrócił i uzyskał tytuł magistra teologii. W 1307 r. znów opuścił Paryż i udał się do Kolonii, gdzie pełnił urząd regenta studiów teologicznych. Umarł 8 listopada 1308 r.
Ukształtowany na wzór Chrystusa w szkole św. Franciszka, św. Bonawentury oraz innych doktorów i świętych zakonu, Duns Szkot zasłynął jako wielki filozof i teolog o głębokim życiu wewnętrznym. Jego duchowość czerpała siłę z rozważań teologicznych, a zjednoczenie z Bogiem było natchnieniem do zgłębiania prawd wiary. «O Panie, Stworzycielu świata — modlił się na kartach swego dzieła De Primo Principio — udziel mi łaski wiary, zrozumienia i uwielbiania Twego majestatu i wznieś mego ducha ku kontemplacji Ciebie». W Bogu — pierwszym, doskonałym, nieskończonym i wolnym Bycie, w Słowie Wcielonym — Jezusie Chrystusie — wszystko kochał i wszystko pragnął poznać: człowieka, wszechświat i sens historii.
Obok nauki o Bogu w Trójcy Świętej Jedynym i chrystologii, wielkim osiągnięciem Dunsa Szkota była mariologia. Wyłożył prawdę o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Dziewicy i bronił jej, czym zasłużył sobie na tytuł “doktora maryjnego».
Jego grób w kościele franciszkanów w Kolonii otoczony był od początku wielką czcią wiernych. Sława świętości Dunsa Szkota rozeszła się szeroko po Europie, przekraczając mury franciszkańskich klasztorów. W Kolonii i w diecezji Nola (koło Neapolu) uważany był za świętego. W 1698 r. Kongregacja Obrzędów przyznała mu tytuł «czcigodnego». Proces kanonizacyjny Dunsa Szkota miał jednak długą historię: w latach 1706-1707 toczył się w Kolonii, w 1709-1711 i 1905-1906 w Noli, w 1904-1905 w Genui, a w 1918 r. w Rzymie.
Wielki hołd słudze Bożemu oddał Paweł VI, który w liście apostolskim Alma Parens wysłanym 14 lipca 1966 r. do biskupów Anglii, Walii i Szkocji z okazji siedemsetnej rocznicy urodzin Dunsa Szkota, nazwał jego nauczanie “antidotum przeciw ateizmowi». Przypomniał również, iż Duns Szkot był mistrzem prawdziwego dialogu, opartego na Ewangelii i starożytnych tradycjach, który może poprowadzić do jedności pośród różnorodności, o jaką modlił się Chrystus. «Badał i analizował rozwój poznania — pisał dalej papież — posługując się rzetelnym aparatem krytycznym i nie zapominając nigdy o pierwszych zasadach, trzeźwo oceniał własne wywody, u których podłoża nie było chęci osiągnięcia osobistego zwycięstwa, lecz — jak powiedział o nim Jan Gerson — pokorne dążenie do znalezienia zgody».
Kongregacja ds. Beatyfikacji i Kanonizacji, dekretem zatwierdzonym przez Pawła VI w 1972 r., stwierdziła, że pisma Dunsa Szkota nie zawierają błędów przeciw wierze i moralności i zezwoliła na prowadzenie procesu na drodze badań historycznych.
Podczas pierwszej pielgrzymki apostolskiej do Republiki Federalnej Niemiec, 15 listopada 1981 r. Jan Paweł II nawiedził grób Dunsa Szkota i nazwał go «duchową twierdzą wiary».
Po dokładnych badaniach życia i dziejów kultu sługi Bożego przeprowadzonych przez historyków i teologów, Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych 6 lipca 1991 r. wydała dekret stwierdzający heroiczność jego cnót i dawność kultu (ab immemorabili tempore).
L’Osservatore Romano 5-6/1993/opoka.pl
_______________________________________________________________________________
8 listopada
Święty Godfryd z Amiens, biskup
Godfryd urodził się ok. 1065 r. Pochodził ze znakomitej rodziny. Chrztu udzielił mu jego wuj, opat benedyktyński w Mont-Saint-Quentin, nadając mu swoje zakonne imię. Kiedy chłopiec miał 5 lat, został przez wspomnianego opata przyjęty w charakterze oblata-kandydata do czasu, kiedy urośnie. Kiedy więc doszedł do wieku kanonicznego, po ukończeniu szkoły klasztornej, Godfryd wstąpił do benedyktynów. Pełnił początkowo różne obowiązki w opactwie, w charakterze zakonnego brata. Kiedy miał 25 lat, został wyświęcony na kapłana. Niebawem został powołany na opata w Nogent-sous-Concy. Odnowił w tym klasztorze życie zakonne. W roku 1104 opuścił dobrowolnie biskupstwo w Amiens tamtejszy pasterz, by nie odpowiadać za wykryte nadużycia. Kiedy poszukiwano jego następcy, wybór padł na Godfryda. Miał on wówczas 38 lat. Konsekracji dokonał arcybiskup Reims, Manasses. W tym czasie nawiedził Francję papież Paschalis II. Godfryd miał okazję się z nim zetknąć i odtąd zawiązała się między nimi przyjaźń. Dwa razy wędrował potem do Rzymu, by załatwić pilne sprawy swojej diecezji (1105 i 1107). Ponieważ popierał stanowisko mieszczan, pragnących uzyskać większą wolność, Godfryd został zmuszony do opuszczenia swojej stolicy. Schronił się w Chartreuse – Wielkiej Kartuzji, podejmując życie mnicha. Miał zamiar pozostać tu do końca życia. Synod w Beauvais nakazał mu jednak powrót do diecezji. W drodze powrotnej Godfryd wziął udział w synodzie, jaki odbywał się właśnie w Reims. Gdy tylko wrócił do swojej owczarni, zwołał synod do Chalons w roku 1115. Przebyte jednak cierpienia i trudy dały o sobie znać. Kiedy wracał do Amiens, zatrzymał się przez pewien czas w Soissons w opactwie benedyktyńskim. Czuł się bowiem mocno osłabiony. Tu 8 listopada 1115 r. zmarł. Świątobliwemu biskupowi zaraz po śmierci zaczęto oddawać kult. Mikołaj, mnich benedyktyński z Soissons, napisał wkrótce jego żywot (w latach 1136-1138). Kardynał Cezar Baroniusz wpisał go do Martyrologium Rzymskiego. |
______________________________________________________________________________________________________________
7 listopada
Błogosławiony
Franciszek od Jezusa, Maryi, Józefa
Palau y Quer, prezbiter
Franciszek urodził się 29 grudnia 1811 roku w Hiszpanii. Był synem Józefa Franciszka Palau i Marii Antoniny Quer. Miał sześcioro rodzeństwa: cztery siostry i dwóch braci. Jego rodzina była pobożna i silnie wierząca. Franciszek przebywał dłuższy czas u swojej siostry w Lerida, tam też dojrzewało jego powołanie i tam w 1828 roku zgłosił się do seminarium. W wieku 20 lat ukończył studia. W 1832 roku wstąpił do nowicjatu karmelitów bosych w Barcelonie. Na tę decyzję mogła wpłynąć przykładna postawa o. Józefa, karmelity bosego, jednego z profesorów seminarium. W 1835 roku opuścił klasztor św. Józefa, podpalony przez rewolucjonistów. Podczas ucieczki Franciszek, narażając swoje życie, pomagał niewidomemu współbratu. Wraz z innymi zakonnikami został osadzony w barcelońskim więzieniu La Ciudadela. Był to dla Kościoła w Hiszpanii bardzo trudny czas i każdy składający śluby zakonne liczył się z możliwością męczeńskiej śmierci. Franciszek Palau święcenia kapłańskie przyjął w 1836 roku, a służbę ludziom zaczął jako kapłan diecezjalny. Nigdy już nie wrócił do rodzimego zakonu, który został rozproszony przez władze świeckie. Powrócił do rodzinnej wioski i tam pełnił posługę kapłańską. Zajmował się głównie katechizacją, misjami ludowymi i działalnością rekolekcyjną. W latach 1851-1854 prowadził w Barcelonie “Szkołę cnót”, która przyjęła formę niedzielnych katechez dla dorosłych. Pod pretekstem działalności reakcyjnej władze zamknęły jednak szkołę i skazały Franciszka Palau na sześć lat wygnania na Ibizie. Czas tam spędzony zakonnik wykorzystał do ewangelizacji, która rozszerzyła się potem na Majorkę i Minorkę. I właśnie przebywając na Minorce Franciszek uświadomił sobie swoją wielką miłość do Kościoła. Postanowił ją praktykować na zupełnie nowy sposób, łączący życie kontemplacyjne i posługę apostolską. “Pewnego wieczoru znajdowałem się w kościele katedralnym oczekując godziny rozpoczęcia nabożeństwa, w czasie którego powinno się udzielić ostatniego błogosławieństwa, co było zwyczajem na zakończenie misji. Mój duch został uniesiony przed tron Boga… Zobaczyłem piękną młodą dziewczynę ubraną w chwałę. Jej ubiór promieniał światłością i nie można było rozpoznać nic, poza sylwetką, ponieważ nie było możliwym patrzeć na nią. Usłyszałem głos, który mówił: «Ty jesteś kapłanem Najwyższego; błogosław i ten, którego pobłogosławisz, będzie błogosławiony. Ta jest moją Córką umiłowaną…» Zatopiłem się w morzu łez. Moje boleści urosły w wielkim stopniu. Znałem tę Panią i oddać na Jej służbę życie – nie jedno, ale tysiąc – byłoby zbyt mało dla mnie… Gdy nadeszła godzina nabożeństwa, podczas gdy wchodziłem na ambonę, usłyszałem głos Ojca, który powiedział do mnie: «Pobłogosław moją umiłowaną Córkę i twoją Córkę». Napływ ludzi był wielki. Ja nie mogłem w pełni pojąć, jak mogłem być ojcem w Kościele i dla Kościoła” – tak Franciszek opisał swoje objawienie w rękopisie wspomnień “Moje relacje z Kościołem”. Franciszek Palau jest założycielem mieszanego zgromadzenia sióstr i braci tercjarzy karmelitańskich. Po jego śmierci pozostały obie gałęzie, przy czym już niewiele później siostry dały początek dwóm zgromadzeniom, noszącym dziś nazwy: Karmelitanki Misjonarki Terezjanki oraz Karmelitanki Misjonarki. Ostatnich braci, po wojnie domowej (1936-1939) i z powodu małej ich liczby, włączono w szeregi karmelu bosego w prowincji św. Józefa w Barcelonie. Działalność apostolska Franciszka Palau była niezwykle szeroka. Od 1865 roku sprawował on posługę egzorcysty. W roku 1870 brał udział w obradach Soboru Watykańskiego I. Był też dyrektorem tercjarzy i tercjarek karmelitańskich w Hiszpanii.Zmarł na zapalenie płuc 20 marca 1872 roku w Tarragonie. Beatyfikowany został w 1988 roku. Cud, na podstawie którego nastąpiła beatyfikacja, dotyczył uzdrowienia Leona Godoy Mendeza, maszynisty Kolumbijskich Kolei Państwowych, który w wieku 47 lat miał wypadek kolejowy. Wówczas odkryto w jego głowie guza, a po nieudanej operacji lekarze nie dawali mu na wyzdrowienie żadnych szans. Mężczyzna jednak był w szpitalu odwiedzany przez siostrę ze zgromadzenia Karmelitanek Misjonarek, założonego przez Franciszka Palau y Quer. Zaczęła ona odprawiać nowennę do Franciszka Palau w intencji uzdrowienia chorego. W tym czasie dotknięto też głowy Leona Goday Mendeza relikwią kandydata na ołtarze. Poprawa zdrowia zaczęła się już następnego dnia i mężczyzna żył jeszcze przez kolejnych 20 lat. |
______________________________________________________________________________________________________________
6 listopada
Święty Leonard z Limoges, pustelnik
Zobacz także: • Błogosławiona Józefa Naval Girbes, dziewica • Święty Kalinik, męczennik • Błogosławiona Krystyna • Błogosławieni męczennicy japońscy Alfons Navarrete, prezbiter, i Towarzysze |
Na podstawie wnikliwych badań można stwierdzić, że Leonard urodził się w Galii za panowania cesarza Anastazego (491-518). Pochodził ze znakomitej rodziny frankońskiej, zaprzyjaźnionej z królem Franków, Klodwikiem. Ten zgodził się nawet być ojcem chrzestnym Leonarda. Wychował się on u biskupa Reims, św. Remigiusza. Potem został pustelnikiem. Nie przyjął ofiarowanej mu przez Klodwika godności biskupa w Micy. Zamieszkał natomiast w puszczy leśnej koło Limoges. Pewnego dnia odwiedził go Klodwik z okazji polowania, jakie urządził w tych stronach. Prosił Leonarda o modlitwę, gdyż jego małżonka miała bardzo bolesny, ciężki i niebezpieczny dla swojego życia poród. Dzięki modlitwie Leonarda bóle ustały, a królowa szczęśliwie urodziła dziecię. Król w podzięce podarował Leonardowi cały las. Leonard nazwał darowiznę Nobiliacum, czyli darem szlachetnego króla (nobilissimo rege). Wystawił też kościółek pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, a w nim ołtarz ku czci św. Remigiusza. Gdy dotkliwie odczuwał brak wody, wytrysnęła ona cudownie w postaci źródła, z którego skwapliwie korzystali pątnicy. Sława Leonarda przekroczyła okolice Limoges. Napływali do niego pątnicy, nawet z Anglii i Niemiec, błagając go o wstawiennictwo u Boga. Był orędownikiem uwięzionych i wstawiał się za nimi przed królem i przed możnymi. Dlatego ikonografia zwykła przedstawiać go z łańcuchem i kajdanami. Według żywotów, jakie powstały w średniowieczu, Leonard miał także uzdrowić wielu chorych. Z czasem założył klasztor, gdyż pod jego kierownictwo duchowe zgłaszało się wielu chętnych. Klasztor z biegiem lat otrzymał wezwanie św. Leonarda. Potem całą miejscowość nazwano Saint-Leonard-de-Noblat. Leonard zmarł prawdopodobnie 6 listopada. Rok jego śmierci jest nieznany. Jego grób stał się natychmiast miejscem pielgrzymek. Święty należał do najpopularniejszych świętych w Europie w wiekach średnich: we Francji, w Anglii, Niemczech, Austrii, w Bawarii, w Szwecji i w Polsce. Ku jego czci wystawiono mnóstwo kościołów i kaplic. W czasie wypraw krzyżowych jego kult wzrósł jako patrona jeńców wojennych. Do najprzedniejszych pielgrzymów, którzy nawiedzili jego grób, należał książę Boemond z Antiochii, który – wzięty do niewoli tureckiej w roku 1100 – św. Leonardowi przypisywał swoje uwolnienie z rąk nieprzyjaciela w roku 1103. Jako wotum złożył srebrne okowy. Nawet we Włoszech Leonard miał swój kościół oraz sanktuarium w mieście Manfredonii, położonym u stóp góry Gargano. Pielgrzymi, udający się do Ziemi Świętej lub na górę Gargano, chętnie nawiedzali kościół św. Leonarda i polecali swoje potrzeby jego opiece. Sanktuarium św. Leonarda zarządzali kanonicy regularni. Z czasem Leonard stał się patronem także od bydła i pewnych rzemiosł. W Polsce kult św. Leonarda w średniowieczu był szczególnie żywy. Świadectwem tego są najstarsze kościoły, jak np. krypta św. Leonarda w katedrze wawelskiej. W Garbowie (archidiecezja lubelska) do dnia dzisiejszego obchodzi się odpust ku czci św. Leonarda. Święty posiada tam swój ołtarz, w którym jego obraz ma na sobie srebrną suknię. Leonard w stroju opata trzyma kajdany. Dookoła widoczne są postacie modlących się do niego o wstawiennictwo do Boga. W Martyrologium Rzymskim św. Leonarda z Limoges umieścił kardynał Cezary Baroniusz na podstawie świadectwa św. Bedy oraz bł. Adona. Wspomnienie o Leonardzie znajdujemy również w Historii napisanej przez Ademara z Chabannes ok. roku 1028. Z wieku XI pozostało kilka fragmentów tych wspomnień. |
________________________________________________________________________________
Św. Leonard z Limoges
Święty Leonard, jeden z pierwszych znanych Franków, którzy przyjęli chrzest, był bardzo popularnym patronem w Wiekach Średnich, i nie tylko. Jego imieniem nazwano kryptę na Wawelu, w której spoczywają szczątki królów i wodzów, na czele z wielkim Sobieskim, a do połowy XVIII wieku powstało w Polsce kilkadziesiąt parafii pod wezwaniem świętego Leonarda.
Wywodził się on z arystokratycznej rodziny frankońskiej, pozostającej w przyjaźni z królem Chlodwigiem. Urodził się na terenie Galii i zanim dzięki protekcji ojca trafił na dwór królewski, kształcił się pod baczną opieką świętego Remigiusza biskupa Reims. Następnie został dworzaninem władcy Franków i wprawiał się w rzemiośle rycerskim.
Towarzyszył królowi w bitwie z Alemanami w 496 roku, kiedy to Chlodwig miał obiecać, że przyjmie Wiarę Jezusa Chrystusa, jeśli Ten wspomoże jego wojska w ciężkiej sytuacji bitewnej. Monarcha przyjął chrzest z rąk biskupa Remigiusza, a wraz z nim trzy tysiące spośród jego rycerstwa. Leonard – mimo iż wcześniej przebywał w stolicy Remigiusza – miał, wedle podań, ochrzcić się dopiero wtedy.
W służbie królewskiej odznaczył się wielkim współczuciem dla ubogich i dla więźniów, za którymi w słusznych przypadkach zawsze wstawiał się u króla. Już wtedy zasłynął z wielkiej świątobliwości – nie zamierzał jednak pozostać długo w zgiełku światowym, lecz, usłyszawszy wezwanie do całkowitego poświęcenia się Bogu, podziękował Chlodwigowi za wszelkie propozycje przywilejów i oddalił się do pustelni nieopodal miejscowości Limoges.
Żył tam tym, co podsunęła mu natura, oddając się modlitwie i kontemplacji. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, nie udało mu się ukryć przed ludźmi, złaknionymi niebieskiej nauki, którą Pan Bóg oświeca serca ludzi poświęconych zgłębianiu Jego tajemnic. Zjawiali się w progu jego pustelni przybysze z różnych krajów, także z Anglii, i zawsze mogli liczyć na dobre słowo, krzepiące duszę.
W lesie, w którym zamieszkał, Opatrzność skrzyżowała na powrót jego los z losem króla Chlodwiga. Władca przejeżdżał bowiem tamtędy z małżonką, dla której akurat nadszedł dzień porodu. Z powodu komplikacji życie jej i nienarodzonego dziecka było poważnie zagrożone. Wezwano Leonarda, którego modły sprawiły, iż wszystko skończyło się dobrze. Wdzięczny król chciał obdarować eremitę kosztownościami, lecz ten poprosił, by trafiły one do biednych.
Chlodwig ofiarował też Świętemu biskupstwo, lecz zaszczyt taki kłócił się z powołaniem, które chciał wypełniać pustelnik. Nie odmówił natomiast przyjęcia na własność lasu i tam z pieniędzy królewskich wzniósł kościół ku czci Bogurodzicy i klasztor. Dożył tam sędziwego wieku i został pochowany w zbudowanym przez siebie kościele, dokąd pielgrzymowano przez wieki. Święty Leonard z Limoges został patronem dobrego porodu, jeńców i więźniów.
Kościół wspomina św. Leonarda 6 listopada.
PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
5 listopada
Święci Elżbieta i Zachariasz,
rodzice św. Jana Chrzciciela
Zobacz także: • Święty Gerald, biskup • Błogosławiona Franciszka Amboise, zakonnica |
Według Ewangelii św. Łukasza (Łk 1, 5-80) Elżbieta pochodziła z kapłańskiego rodu Aarona. Uchodząca za bezpłodną, mimo podeszłego wieku urodziła Zachariaszowi syna. Jej brzemienność – przedstawiona w kontekście zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie – miała być dowodem, “że dla Boga nie ma nic niemożliwego”. Kiedy Elżbieta była już w szóstym miesiącu ciąży, odwiedziła ją jej kuzynka, Maryja. Elżbieta za natchnieniem Ducha Świętego poznała w niej Matkę Boga i powitała ją słowami: “Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego”. Maryja pozostała przy Elżbiecie aż do jej rozwiązania. Św. Elżbieta jest patronką matek, żon, położnych. Zachariasz był ojcem Jana Chrzciciela (Łk 1, 5-25. 59-79). Pochodził z ósmej klasy (gałęzi) kapłańskiej Abiasza (były 24 klasy wywodzące się od Aarona, brata Mojżesza; klasy te ustanowił król Dawid dla uregulowania kolejności służby Bożej w Świątyni). Cerkiew prawosławna, obchodząca do dzisiaj święto wprowadzenia Bogarodzicy do Świątyni Jerozolimskiej utrzymuje, że Zachariasz był tym kapłanem, który trzyletnią Marię wprowadził do Świętego Świętych – miejsca zastrzeżonego dla kapłanów. Tradycja zachodnia nie wspomina o tym wydarzeniu. Na kartach Biblii Zachariasz przedstawiony jest jako sprawiedliwy mąż żyjący ze swoją żoną Elżbietą w bezdzietnym małżeństwie w Ain Karem niedaleko Jerozolimy. Kiedy – wyznaczony przez losowanie – składał w świątyni ofiarę kadzenia, ukazał mu się archanioł Gabriel i przepowiedział, że jego żona urodzi syna, któremu ma nadać imię Jan. Z powodu niedowierzania został porażony niemotą. Odzyskał mowę dopiero przy obrzezaniu syna, kiedy napisał na tabliczce jego imię: Jan. Ewangelia św. Łukasza wkłada w jego usta hymn Benedictus, który wskazuje na posłannictwo Jana Chrzciciela.Po narodzeniu Jana Chrzciciela ani Pismo Święte, ani tradycja zachodnia nie podają o jego rodzicach żadnych informacji. Zapewne Zachariasz opuścił ziemię, gdy Jan był jeszcze chłopcem. Tradycja Kościołów Wschodnich opowiada, że gdy król Herod rozkazał, aby wszyscy chłopcy w wieku do dwóch lat w Betlejem i okolicy zostali zabici, sprawiedliwa Elżbieta ukryła się wraz z synem w górach. Żołnierze próbowali dowiedzieć się od Zachariasza, gdzie jest jego syn. Jednak ojciec nie zdradził tej informacji. Zabito go więc pomiędzy świątynią i ołtarzem. Sprawiedliwa Elżbieta miała umrzeć czterdzieści dni po swym mężu, a św. Jan Chrzciciel, ochraniany przez Boga, miał przebywać na pustyni aż do dnia swego pojawienia się narodowi izraelskiemu. Cześć rodzicom św. Jana Chrzciciela oddawano w Kościele od dawna i to we wszystkich obrządkach. Ciało Zachariasza, odnalezione “cudownie” 11 lutego 415 roku, przewieziono do Konstantynopola, gdzie ku jego czci wystawiono bazylikę. W Rzymie, w bazylice laterańskiej, ma się znajdować relikwia głowy św. Zachariasza. Tradycja nie wspomina natomiast o relikwiach św. Elżbiety. W ikonografii św. Zachariasz, podobnie jak św. Elżbieta, występują w cyklach poświęconych Janowi Chrzcicielowi. Atrybutami św. Zachariasza są: gałązka oliwna w ręce, imię Jan; czasami bywa przedstawiany na ośle jako zapowiedź Chrystusa triumfującego w Niedzielę Palmową. Św. Elżbieta ukazywana jest często w scenie nawiedzenia NMP lub tuż po urodzeniu św. Jana. Rzadko występuje osobno. |
______________________________________________________________________________________________________________
4 listopada
Święty Karol Boromeusz, biskup
Karol urodził się na zamku Arona 3 października 1538 r. jako syn arystokratycznego rodu, spokrewnionego z rodem Medici. Ojciec Karola wyróżniał się prawością charakteru, głęboką religijnością i miłosierdziem dla ubogich. To miłosierdzie będzie dla Karola, nawet już jako kardynała, ideałem życia chrześcijańskiego. Już w młodym wieku Karol posiadał wielki majątek. Kiedy miał zaledwie 7 lat, biskup Lodi dał mu suknię klerycką, przeznaczając go w ten sposób do stanu duchownego. Takie były ówczesne zwyczaje. Dwa lata później zmarła matka Karola. Aby zapewnić mu odpowiednie warunki na przyszłość, mianowano go w wieku 12 lat opatem w rodzinnej miejscowości. Młodzieniec nie pochwalał jednak tego zwyczaju i wymógł na ojcu, żeby dochody z opactwa przeznaczano na ubogich. Pierwsze nauki pobierał Karol na zamku rodzinnym w Arona. Po ukończeniu studiów w domu wyjechał zaraz na uniwersytet do Pawii, gdzie zakończył studia podwójnym doktoratem z prawa kościelnego i cywilnego (1559). W tym samym roku jego wuj został wybrany papieżem i przyjął imię Pius IV. Za jego przyczyną Karol trafił do Rzymu i został mianowany protonotariuszem apostolskim i referentem w sygnaturze. Już w rok później, w 23. roku życia, został mianowany kardynałem i arcybiskupem Mediolanu (z obowiązkiem pozostawania w Rzymie), mimo że święcenia kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później (1563). W latach następnych papież mianował siostrzeńca kardynałem-protektorem Portugalii, Niderlandów (Belgii i Holandii) oraz katolików szwajcarskich, ponadto opiekunem wielu zakonów i archiprezbiterem bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. Urzędy te i tytuły dawały Karolowi rocznie ogromny dochód. Było to jawne nadużycie, jakie wkradło się do Kościoła w owym czasie. Pius IV był znany ze swej słabości do nepotyzmu. Karol jednak bardzo poważnie traktował powierzone sobie obowiązki, a sumy, jakie przynosiły mu skumulowane godności i urzędy, przeznaczał hojnie na cele dobroczynne i kościelne. Sam żył ubogo jak mnich. Wkrótce Karol stał się pierwszą po papieżu osobą w Kurii Rzymskiej. Praktycznie nic nie mogło się bez niego dziać. Papież ślepo mu ufał. Nazywano go “okiem papieża”. Dzięki temu udało się mu uporządkować wiele spraw, usunąć wiele nadużyć. Nie miał względu na urodzenie, ale na charakter i przydatność kandydata do godności kościelnych. Dlatego usuwał bezwzględnie ludzi niegodnych i karierowiczów. Takie postępowanie zjednało mu licznych i nieprzejednanych wrogów. Dlatego zaraz po wyborze nowego papieża, św. Piusa V (1567), musiał opuścić Rzym. Bardzo się z tego ucieszył, gdyż mógł zająć się teraz bezpośrednio archidiecezją mediolańską. Kiedy był w Rzymie, mianował wprawdzie swojego wikariusza i kazał sobie posyłać dokładne sprawozdania o stanie diecezji, zastrzegł sobie też wszystkie ważniejsze decyzje. Teraz jednak był faktycznym pasterzem swojej owczarni. Z całą wrodzoną sobie energią zabrał się do pracy. W 1564 r. otworzył wyższe seminarium duchowne (jedno z pierwszych na świecie). W kilku innych miastach założył seminaria niższe, by dla seminarium w Mediolanie dostarczyć kandydatów już odpowiednio przygotowanych. Prowadzenie seminarium powierzył oblatom św. Ambrożego, zgromadzeniu kapłanów diecezjalnych, które istnieje do dziś. Zaraz po objęciu rządów bezpośrednich (1567) przeprowadził ścisłą wizytację kanoniczną, by zorientować się w sytuacji. Popierał zakony i szedł im z wydatną pomocą. Dla ludzi świeckich zakładał bractwa – szczególnie popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej, mające za cel katechizację dzieci. Dla przeprowadzenia koniecznych reform i uchwał Soboru Trydenckiego (1545-1563) zwołał aż 13 synodów diecezjalnych i 5 prowincjalnych. Dla umożliwienia ubogiej młodzieży studiów wyższych założył przy uniwersytecie w Pawii osobne kolegium. W Mediolanie założył szkołę wyższą filozofii i teologii, której prowadzenie powierzył jezuitom. Teatynom natomiast powierzył prowadzenie szkoły i kolegium w Mediolanie dla młodzieży szlacheckiej. Był fundatorem przytułków: dla bezdomnych, dla upadłych dziewcząt i kobiet, oraz kilku sierocińców. Kiedy w 1582 r. została przeprowadzona reforma mszału i brewiarza, zdołał obronić dla swojej diecezji obrządek ambrozjański, który był tutaj w użyciu od niepamiętnych czasów. Kiedy za jego pasterzowania wybuchła w Mediolanie kilka razy epidemia, kardynał Karol nakazał otworzyć wszystkie spichlerze i rozdać żywność ubogim. Skierował także specjalne zachęty do duchowieństwa, aby szczególną troską otoczyło zarażonych oraz ich rodziny. Podczas zarazy w 1576 r. niósł pomoc chorym, karmiąc nawet 60-70 tysięcy osób dziennie; zaopatrywał umierających; oddał cierpiącym wszystko, nawet własne łóżko. W czasie zarazy ospy, która pochłonęła ponad 18 tysięcy ofiar, zarządził procesję pokutną, którą prowadził idąc ulicami Mediolanu boso. W 1572 r. na konklawe był poważnym kandydatem na papieża. Ulubioną rozrywką Karola w młodości było polowanie i szachy. Był także estetą i znał się na sztuce. Grał pięknie na wiolonczeli. Z tych rozrywek zrezygnował jednak dla Bożej sprawy, oddany bez reszty zbawieniu powierzonych sobie dusz. Wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej. Dlatego nie rozstawał się z krzyżem. Tkliwą miłością darzył też sanktuaria maryjne. Największą zasługą Karola był jednak Sobór Trydencki. Sobór, rozpoczęty z wieloma nadziejami, wlókł się zbyt długo z powodu złej organizacji. Trwał aż 18 lat (1545-1563). Dopiero kiedy Karol przystąpił do działania, sobór mógł szczęśliwie dokończyć obrady. Dyskutowano na nim o wszystkich prawdach wiary, atakowanych przez protestantów, i gruntownie je wyjaśniono. W dziedzinie karności kościelnej wprowadzono dekrety: nakazujące biskupom i duszpasterzom rezydować stale w diecezjach i parafiach, wprowadzono stałe wizytacje kanoniczne, regularny obowiązek zwoływania synodów, zakazano kumulacji urzędów i godności kościelnych, nakazano zakładanie seminariów duchownych – wyższych i niższych, wprowadzono do pism katolickich cenzurę kościelną, jak też indeks książek zakazanych, wreszcie wprowadzono regularną katechizację. Większość z tych uchwał wyszło z wielkiego serca kapłańskiego Karola Boromeusza. On też był inicjatorem utworzenia osobnej kongregacji kardynałów, która miała za cel przypilnowanie, by uchwały soboru były wszędzie zastosowane. Zmarł w Mediolanie 3 listopada 1584 r. wskutek febry, której nabawił się w czasie odprawiania własnych rekolekcji. Pozostawił po sobie duży dorobek pisarski. Beatyfikowany w 1602 r., kanonizowany przez Pawła V w 1610 r. Jego relikwie spoczywają w krypcie katedry mediolańskiej. Jest patronem boromeuszek, diecezji w Lugano i Bazylei oraz uniwersytetu w Salzburgu; ponadto czczony jest jako opiekun bibliotekarzy, instytutów wiedzy katechetycznej, proboszczów i profesorów seminarium. W ikonografii św. Karol Boromeusz przedstawiany jest w stroju kardynalskim. Jego atrybutami są: bicz, czaszka, gołąb, kapelusz kardynalski, krucyfiks; postronek na szyi, który nosił podczas procesji pokutnych. |
______________________________________________________________________________________
Wizja i odwaga – św. Karol Boromeusz
św. Karol Boromeusz/Giovanni Ambrogio figino (PD)
***
Kościół potrzebował głębokiej odnowy, zwłaszcza duchowieństwa. I wtedy właśnie Karol Boromeusz przeobraża się z dworskiego kardynała w autentycznego pasterza.
To był klasyczny przykład nepotyzmu, czyli zwyczaju obsadzania stanowisk swoimi krewnymi. 21-letni Karol Boromeusz (1538–1584) został kardynałem dzięki swojemu wujowi – papieżowi Piusowi IV. Rodzice już od dziecka przeznaczyli go do kościelnej kariery. Jako 7-letni chłopak otrzymał tytuł opata w Aronie! Oczywiście w tego typu nominacjach chodziło o dochód z tytułu beneficjum. Młody kardynał, starannie wykształcony prawnik, szybko staje się prawą ręką papieża.
W jego rodowym herbie widnieje wypisane złotem słowo humilitas, czyli pokora. Żyje tak jak większość renesansowych kardynałów: w nowo wzniesionym pałacu, wśród wystawnych bankietów, polowań i zabaw. Jest jednak sprawnym organizatorem i dobrym dyplomatą, a Opatrzność strzeże go przed zepsuciem. Młody kardynał wspiera papieża w pracach nad zakończeniem Soboru Trydenckiego, który był odpowiedzią Kościoła na szerzącą się w Europie reformację. Kościół potrzebował nie tylko dokumentów porządkujących doktrynę. Potrzebował głębokiej odnowy, zwłaszcza duchowieństwa.
I wtedy właśnie Karol Boromeusz przeobraża się z dworskiego kardynała w autentycznego pasterza. Decyduje się na przyjęcie święceń kapłańskich, mimo że papież ze względów dynastyczno-rodzinnych namawia go do małżeństwa. Jako kapłan jest pod wpływem dynamicznie rozwijających się jezuitów. Siły dodaje mu też przyjaźń ze św. Filipem Nereuszem, opiekunem rzymskiej biedoty. Reformuje własne życie, a potem zabiera się za „kolegów po fachu”. Usuwa zbytek, ogranicza służbę. Jego przykład, nie bez oporów, działa na Kurię Rzymską. Jednym z postanowień soboru był nakaz rezydencji biskupów w swojej diecezji. Ponieważ Karol był tytularnym arcybiskupem Mediolanu, prosi o sakrę i po jej otrzymaniu przeprowadza się do tego miasta. Tu od 80 lat nie było na stałe biskupa.
Przebywali poza diecezją. Krążyło powiedzenie: „Jeśli chcesz dostać się do piekła, zostań księdzem”, co oddawało poziom upadku duchowieństwa. Arcybiskup po przybyciu do Mediolanu wygłasza programową mowę. Podkreśla, że reformę zaczyna się od pasterzy Kościoła, on sam chce być ojcem diecezji. Boromeusz zakłada pierwsze seminarium duchowne, przeprowadza kilkanaście synodów. Osobiście niestrudzenie wizytuje rozległą diecezję obejmującą około 800 parafii. Odwiedza także diecezje w Szwajcarii. Podróżując, cudem uchodzi żywy z wielu opresji. Mobilizuje proboszczów m.in. do prowadzenia kartoteki parafialnej! Jest surowy dla gorszycieli. Napotyka opór kapłanów, zakonników i zakonnic. Jeden z mnichów strzela do niego podczas modlitwy w prywatnym oratorium. Kula tylko lekko go rani. Kiedy w Mediolanie szaleje dżuma, Boromeusz organizuje w mieście wielką procesję, której sam boso przewodzi. Umiera wyczerpany pracą ponad siły w wieku 46 lat.
Diecezja mediolańska stała się wzorem trydenckiej odnowy, która na 4 wieki ukształtowała oblicze Kościoła. Hasło św. Karola humilitas (pokora) na szczęście nie pozostało pustym słowem. Jest on wzorem pasterza, który nie celebruje siebie, ale ma odwagę reformować siebie i innych, nawet wbrew presji własnego środowiska. Bardzo nam potrzeba biskupów z wizją i odwagą.
ks. Tomasz Jaklewicz/wiara.pl
___________________________________________________________________________________
Miłość w czasach zarazy – św. Karol Boromeusz
Karol Boromeusz (1538–1584) zaczynał swoją drogę do świętości jako typowy przedstawiciel renesansowego duchowieństwa. Trudny start…
Szlachetnie urodzony, mając zaledwie 7 lat, został opatem w rodzinnej Aronie. Gdy skończył 21 – został kardynałem z nominacji papieża Piusa IV, którym był jego wujem. Młody hierarcha, wykształcony prawnik, stał się szybko sekretarzem stanu, prawą ręką papieża. Dziwne to były czasy. Drugi po papieżu człowiek w Kościele nie miał ani wykształcenia teologicznego, ani święceń kapłańskich. Karol okazał się jednak skutecznym dyplomatą i sprawnym organizatorem. Wspierał Piusa IV w dążeniach do szczęśliwego zakończenia Soboru Trydenckiego. Kościół bardzo potrzebował odnowy.
Boromeusz odczytuje sobór jako wezwanie do osobistego nawrócenia. Fascynuje go duchowość jezuitów oraz gorliwość jego przyjaciela św. Filipa Nereusza, szalonego duszpasterza Rzymu. Boromeusz był tytularnym biskupem Mediolanu, ale mieszkał od lat w Rzymie. Sobór nakazywał zerwanie z takimi chorymi praktykami. Boromeusz prosi więc papieża o święcenia, chce być biskupem nie na papierze, ale w rzeczywistości. Wyrusza do Mediolanu, w którym od lat nie widział swojego biskupa. Wygłasza programowe kazanie.
Podkreśla, że reformę zaczyna się od pasterzy. Zakłada pierwsze seminarium duchowne, przeprowadza kilkanaście synodów, osobiście wizytuje każdą z 800 parafii swojej rozległej diecezji.
Mobilizuje proboszczów, jest surowy dla gorszycieli. Napotyka często opór, zwłaszcza wśród zakonników i zakonnic. Dwa razy uchodzi z życiem z zamachów zorganizowanych przez zbuntowanych zakonników. Kiedy w Mediolanie wybucha zaraza, objawia się najpiękniejsze oblicze Boromeusza – pasterska miłość w czasach epidemii. Gdy wielu możnych ucieka z miasta, biskup organizuje żywność, pomoc medyczną, przytułki. Prowadzi pokutne procesje, idąc boso z krzyżem w rękach. Jego zdolności organizacyjne okazują się zbawienne w ogarniętym paniką mieście. Umiera wyczerpany nadludzką pracą w wieku 46 lat.
Największą zasługą Boromeusza jest to, że zaraz po zakończeniu soboru wprowadzał go konsekwentnie w życie. Jego postawa zachęciła innych. Jego życie jest jeszcze jednym dowodem na to, jak wiele w Kościele może zrobić jeden człowiek. Połączenie osobistego charyzmatu z urzędem kościelnym wydaje wielkie owoce.
Myśl: “najpierw należy wszystko mądrze przemyśleć, potem dołożyć wszelkich starań i nigdy nie opuszczać rąk” (Św. Karol).
ks. Tomasz Jaklewicz/wiara.pl
______________________________________________________________________________
Gorliwy duszpasterz
św. Karol Boromeusz/fot. screenshot – YouTube (Sr. Mary Vimala A)
***
“Wszyscy wprawdzie, przyznaję, jesteśmy słabi, ale Pan Bóg udzielił nam środków, z których jeśli tylko zechcemy, możemy łatwo skorzystać. Spójrzmy więc na kapłana, który wie, że wymaga się od niego świętości życia, wstrzemięźliwości i anielskich obyczajów w postępowaniu. Chciałby tego wszystkiego, ale nie myśli o zastosowaniu prowadzących ku temu środków: postu, modlitwy, unikania złych i szkodliwych rozmów oraz niebezpiecznych poufałości”.
To bardzo krytyczne słowa odnoszące się do księży. Zapewne można je odnieść do wielu kapłanów żyjących współcześnie, choć wygłoszone zostały w XVI stuleciu. Padły z ust człowieka bardzo zatroskanego nie tylko o formację wiernych świeckich, ale także kładącego ogromny nacisk na właściwą formację duchownych – kardynała Karola Boromeusza.
Karol Boromeusz urodził się w roku 1538 na zamku Arona w Longobardii. Ukończył studia prawnicze. Był znawcą sztuki. Podobno pięknie grał na wiolonczeli. W wieku 23 lat został kardynałem i arcybiskupem Mediolanu, lecz święcenia biskupie przyjął dopiero dwa lata później. Głęboką przemianę duchową spowodowała w nim śmierć brata. Podjął życie pełne ascezy i duszpasterskiej gorliwości. Troszczył się o ludzi ubogich i chorych. Przyczynił się do zakończenia Soboru Trydenckiego, po czym z wielkim zaangażowaniem wprowadzał w swej diecezji jego reformy. Założył pierwsze na świecie seminarium duchowne przygotowujące kandydatów do kapłaństwa. Zmarł 3 listopada 1584 roku.
Swych współbraci w kapłaństwie pouczał m. in: “Jesteś duszpasterzem? Nie chciej z tego powodu zaniedbywać siebie samego i nie udzielaj się tak bardzo wokoło, aby dla ciebie nic już nie zostało. Masz bowiem pamiętać o duszach, którym przewodzisz, ale nie tak, abyś zapomniał o swojej własnej”.
ks. Artur Stopka/wiara.pl
_______________________________________________________________
Nadzieja w czasach zarazy
św. Karol Boromeusz
Mariano Salvador Maella,olej na płótnie, 1786, Banco de España, Madryt.
***
Jest jesień roku 1575. Mediolan ogarnia straszliwa epidemia dżumy. Ludzie umierają na ulicach. W półtora roku choroba zabiera 13 tysięcy ludzkich istnień. Z lewej strony obrazu dostrzegamy bezmiar tych nieszczęść. Chorej, karmiącej niemowlę kobiecie ktoś podaje naczynie ze strawą. W tle majaczą półnagie ciała innych chorych i zmarłych. Mariano Salvador Maella namalował jednak swój obraz w ten sposób, że widzimy, jak rozpacz pomału ustępuje miejsca nadziei.
Z prawej strony ulicą miasta idzie procesja ludzi o twarzach zatroskanych, ale pełnych nadziei. Prowadzący procesję dostojnik kościelny nie boi się kontaktu z chorymi. Udziela Komunii św. jednemu z nich.
Od Hostii bije blask, świetlista aureola otacza też głowę dostojnika. To święty Karol Boromeusz, kardynał i arcybiskup Mediolanu.
Już wcześniej w swojej diecezji fundował domy pomocy. Teraz oddaje się bez reszty chorym, przeznaczając wszystkie dochody na pomoc dla nich. Gdy dżuma ustępuje, organizuje wielką procesję wynagradzającą. Idzie na jej czele boso. Ten szlachetny duchowny był jednocześnie reformatorem Kościoła, aktywnym we wdrażaniu reform Soboru Trydenckiego.
Leszek Śliwa/wiara.pl
____________________________________________________________________________________-
„Św. Karol Boromeusz wśród ofiar zarazy”
na płótnie Jacoba Jordaensa
św. Karol Boromeusz wśród ofiar zarazy
Jacob Jordaens, olej na płótnie, 1655 kościół św. Jakuba, Antwerpia
***
Jest jesień roku 1575. Mediolan ogarnia straszliwa epidemia dżumy. Ludzie umierają na ulicach. W samym tylko mieście w półtora roku choroba zabiera 13 tysięcy ludzkich istnień, a w jego okolicach – dalsze 8 tysięcy.
Na dole obrazu dostrzegamy symboliczną reprezentację tych nieszczęść, umierającą rodzinę: mężczyznę i karmiącą niemowlę kobietę, nad którą pochyla się jej matka pogrążona w rozpaczy. Obok leży zatroskany baranek – symbol Chrystusa.
Leszek Śliwa/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
3 listopada
Błogosławiony Rupert Mayer, prezbiter
Zobacz także: • Święty Marcin de Porres, zakonnik • Święty Hubert, biskup |
Rupert urodził się 23 stycznia 1876 roku w Stuttgarcie (Niemcy) w zamożnej rodzinie kupieckiej jako drugi syn Ruperta Mayera i Emilii z domu Wörle. Po ukończeniu liceum powiedział ojcu, że chce zostać jezuitą. Ten jednak polecił mu najpierw przyjąć święcenia kapłańskie. Rupert postąpił zgodnie z wolą ojca. Studiował jako świecki teologię i filozofię we Fryburgu, Monachium i Tybindze. Do seminarium wstąpił w Rottenburgu. 2 maja 1899 roku został kapłanem. Pracował jako wikariusz w parafii. Zakonnikiem został dopiero rok po święceniach kapłańskich – w 1900 roku wstąpił do jezuitów w Austrii. Nie mógł tego zrobić w swojej ojczyźnie, ponieważ zakon miał tam zakaz działania. W 1912 roku osiedlił się w Monachium i mieszkańcom tego miasta poświęcił resztę swojego życia. Był duszpasterzem i opiekunem ludzi, którzy przybywali tam licznie w poszukiwaniu pracy i stawali się łatwym łupem wyzyskiwaczy. Założył wraz z dwoma kapłanami Zgromadzenie Sióstr Świętej Rodziny wspierające najuboższych, a w szczególności kobiety pracujące. Jego posługę w tym mieście przerwała I wojna światowa. Po jej wybuchu Rupert Mayer został kapelanem wojskowym i starał się być aniołem stróżem żołnierzy walczących na froncie Polski, Francji i Rumunii. Został odznaczony najwyższym medalem niemieckiej wojskowości: Krzyżem Żelaznym pierwszego stopnia. Znany był z odwagi, gdyż pozostawał wraz z żołnierzami na pierwszej linii frontu w czasie bitew. W 1916 r., chroniąc własnym ciałem towarzysza walki, w wyniku wybuchu granatu stracił lewą nogę. Po wojnie powrócił do Monachium i pracował tam w parafii św. Michała. Szczególną posługę pełnił, jak przed wojną, wśród najuboższych – a po wojnie znacznie ich przybyło. W tym okresie swojej posługi kapłańskiej głosił 70 kazań i konferencji miesięcznie. Wprowadził w życie nowatorski pomysł odprawiania niedzielnych Mszy świętych na dworcu głównym w Monachium – dla wygody pasażerów. W 1919 roku poznał osobiście Hitlera i ocenił go jako “wyjątkowego mówcę i podżegacza, który nie przywiązuje zbytniej wagi do prawdy”. Niemalże natychmiast też zaangażował się w walkę z ideologią narodowo-socjalistyczną. W 1923 roku przybył na spotkanie nazistów w słynnej piwiarni Bürgerbraukeller, gdzie witany był entuzjastycznymi brawami przez tłumy oczarowane przez Hitlera. Był już wówczas znanym i szanowanym kapłanem i myślano, że zamierza przyłączyć się “do sprawy”. On jednak w pierwszych słowach przemówienia stwierdził, że nie można być jednocześnie katolikiem i nazistą. Czynił to otwarcie, narażając się na represje. Swoją niezgodę na tezy głoszone przez Hitlera wyrażał także na spotkaniach NSDAP, próbując walczyć ze szkodliwymi przekonaniami u samego ich źródła. Był główną postacią katolickiego ruchu oporu w Trzeciej Rzeszy w Monachium. Nazywano go “kulawym apostołem”, a jego sława szybko uczyniła z niego bardzo istotnego wroga NSDAP. Po 1933 roku i przejęciu przez nią władzy wydano Rupertowi Mayerowi zakaz głoszenia kazań. Jego jednak obowiązywało głównie posłuszeństwo wobec przełożonych zakonnych, a ci popierali jego działalność i zostawili mu wolną rękę. Zakazu więc nie posłuchał. Po raz pierwszy został na krótko aresztowany w 1937 roku, ale wykonanie kary czasowo odroczono, licząc się z jego popularnością. Mówił o sobie: “Stary jednonogi jezuita – jeżeli to jest wolą Bożą – żyje dłużej niż tysiącletnia bezbożna dyktatura”. Na prośbę przełożonych przestał głosić kazania, ale gdy tylko posłyszał opinię Gauleitera (przywódcy NSDAP na określonym terenie), że kapłanów wystarczy postraszyć więzieniem, a zaprzestaną swej działalności wywrotowej – powrócił do głoszenia. Został ponownie aresztowany 5 stycznia 1938 roku. Podczas jednego z przesłuchań powiedział: “Możecie mnie zgładzić, ale prawda musi być wypowiedziana”. Wyszedł jeszcze przed zakończeniem 6-miesięcznego wyroku w rezultacie amnestii. W celi demonstracyjnie pozostawił swój Krzyż Żelazny. Trzeci raz zatrzymano go w 1939 r. po odmowie udzielenia informacji o podejmowanej działalności duszpasterskiej. Wówczas został zesłany do obozu koncentracyjnego w Oranienburgu koło Berlina, pomimo faktu, że miał wtedy już 63 lata. Tam przez 7 miesięcy trzymano go w odosobnieniu, w pojedynczej celi. Powiedział później: “Łzy radości stanęły mi w oczach, gdy z powodu mego powołania zostałem zaszczycony więzieniem i niepewną przyszłością”. Hitlerowcy wiedzieli jednak, że zanim zabiją jego, muszą zabić jego sławę. Kiedy więc stan zdrowia Ruperta Mayera gwałtownie się pogorszył na skutek obozowych warunków życia – wypuścili go i internowali w benedyktyńskim opactwie w Ettal. W ten sposób przynajmniej uniknęli rozsławienia go jako męczennika. Z kolei on sam pozostał z bolesną świadomością, że wielu jego rodaków, niemających aż tak sławnego imienia, umiera w obozach, podczas gdy on jest bezradny. W 1945 roku amerykańskie wojska odbiły klasztor z rąk hitlerowskich, a Rupert Mayer korzystając z odzyskanej wolności powrócił do Monachium i podjął ponownie działalność duszpasterską. Starał się przekonywać ludzi, by nie sądzili siebie nawzajem i żyli w pokoju. Niedługo jednak przyszło mu głosić przebaczenie. Zasłabł podczas celebracji Eucharystii w dniu Wszystkich Świętych 1945 roku. Stracił mowę podczas głoszonego przez siebie kazania – nagle zatrzymał się na słowie “Pan!”, kilkakrotnie je powtórzył i osunął się. W kilka godzin później zmarł w szpitalu. Bezpośrednią przyczyną jego śmierci był atak serca. Jest autorem znanych aforyzmów, między innymi tego: “Wszystko tak szybko przemija i nim się spostrzeżemy, dobiliśmy już do kresu życia”, ale także: “Panie, jeśli Ty chcesz, na wszystko mam czas, teraz i w wieczności”. Został beatyfikowany przez św. Jana Pawła II 3 maja 1987 roku. Beatyfikacja odbyła się na wypełnionym po brzegi Stadionie Olimpijskim w Monachium. Papież powiedział wtedy: “Tam, gdzie Bóg i Jego prawa nie są honorowane, tam prawa człowieka są gwałcone”. Szkoła imienia Ruperta Mayera znajduje się w Pullach koło Monachium przy ul. Pater Rupert Mayer. Początkowo w tej samej miejscowości, przy tej samej ulicy, znajdowały się jego ziemskie szczątki. Później jednak, z uwagi na duży ruch pielgrzymów, przeniesiono je do Monachium, gdzie spoczywają w skromnej kaplicy przy głównym deptaku Neuhauserstraße, w dzielnicy handlowej. W Bawarii wiele ulic nosi imię Ruperta Mayera, podobnie jeśli chodzi o szkoły i kaplice. Działająca w Polsce fundacja jego imienia pomaga sierotom i dzieciom w trudnej sytuacji społecznej. |
______________________________________________________________________________________________________________
2 listopada
Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych
Zobacz także: • Święty Malachiasz, biskup |
Kościół wspomina dzisiaj w liturgii wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy odeszli już z tego świata, a teraz przebywają w czyśćcu. Przekonanie o istnieniu czyśćca jest jednym z dogmatów naszej wiary.Obchód Dnia Zadusznego zainicjował w 998 r. św. Odylon (+ 1048) – czwarty opat klasztoru benedyktyńskiego w Cluny (Francja). Praktykę tę początkowo przyjęły klasztory benedyktyńskie, ale wkrótce za ich przykładem poszły także inne zakony i diecezje. W XIII w. święto rozpowszechniło się na cały Kościół zachodni. W wieku XIV zaczęto urządzać procesję na cmentarz do czterech stacji. Piąta stacja odbywała się już w kościele, po powrocie procesji z cmentarza. Przy stacjach odmawiano modlitwy za zmarłych i śpiewano pieśni żałobne. W Polsce tradycja Dnia Zadusznego zaczęła się tworzyć już w XII w., a z końcem wieku XV była znana w całym kraju. W 1915 r. papież Benedykt XV na prośbę opata-prymasa benedyktynów zezwolił, aby tego dnia każdy kapłan mógł odprawić trzy Msze święte: w intencji poleconej przez wiernych, za wszystkich wiernych zmarłych i według intencji Ojca Świętego. Za pobożne odwiedzenie cmentarza w dniach od 1 do 8 listopada i jednoczesną modlitwę za zmarłych można uzyskać odpust zupełny. |
______________________________________________________________________________________________________________
1 listopada
Wszyscy Święci
Dzisiejsza uroczystość – jak każda uroczystość w Kościele – ma charakter bardzo radosny. Wspominamy bowiem dzisiaj wszystkich tych, którzy żyli przed nami i wypełniając w swoim życiu Bożą wolę, osiągnęli wieczne szczęście przebywania z Bogiem w niebie. Kościół wspomina nie tylko oficjalnie uznanych świętych, czyli tych beatyfikowanych i kanonizowanych, ale także wszystkich wiernych zmarłych, którzy już osiągnęli zbawienie i przebywają w niebie. Widzi w nich swoich orędowników u Boga i przykłady do naśladowania. Wstawiennictwa Wszystkich Świętych wzywa się w szczególnie ważnych wydarzeniach życia Kościoła. Śpiewa się wówczas Litanię do Wszystkich Świętych, która należy do najstarszych litanijnych modlitw Kościoła i jako jedyna występuje w księgach liturgicznych (w liturgii Wigilii Paschalnej; ponadto także w obrzędzie poświęcenia kościoła i ołtarza oraz w obrzędzie święceń).W pierwszych wiekach chrześcijaństwa w Kościele nie wspominano żadnych świętych. Najwcześniej zaczęto oddawać cześć Matce Bożej. Potem kultem otoczono męczenników, nawiedzając ich groby w dniu narodzin dla nieba, czyli w rocznicę śmierci. W IV wieku na Wschodzie obchodzono jednego dnia wspomnienie wszystkich męczenników. Z czasem zaczęto pamiętać o świątobliwych wyznawcach: papieżach, mnichach i dziewicach. Większego znaczenia uroczystość Wszystkich Świętych nabrała za czasów papieża Bonifacego IV (+ 615), który zamienił pogańską świątynię, Panteon, na kościół Najświętszej Maryi Panny i Wszystkich Męczenników. Uroczystego poświęcenia świątyni wraz ze złożeniem relikwii męczenników dokonano 13 maja 610 roku. Rocznicę poświęcenia obchodzono co roku z licznym udziałem wiernych, a sam papież brał udział we mszy św. stacyjnej. Już ok. 800 r. wspomnienie Wszystkich Świętych obchodzone było w Irlandii i Bawarii, ale 1 listopada. Za papieża Grzegorza IV (828-844) cesarz Ludwik rozciągnął święto na całe swoje państwo. W 935 r. Jan XI rozszerzył je na cały Kościół. W ten sposób lokalne święto Rzymu i niektórych Kościołów stało się świętem Kościoła powszechnego. Dziś po południu, po Nieszporach lub niezależnie od nich, na cmentarzu odprawia się procesję żałobną ze stacjami. Od południa dnia Wszystkich Świętych i przez cały Dzień Zaduszny w kościołach i kaplicach publicznych można uzyskać odpust zupełny, ale tylko jeden raz. Warunki zyskania odpustu są następujące: 1) pobożne nawiedzenie kościoła lub kaplicy, 2) odmówienie “Ojcze nasz” i “Wierzę w Boga”, 3) dowolna modlitwa w intencjach Ojca św., 4) Spowiedź i Komunia św. W dniach 1-8 listopada można także pozyskać odpust zupełny za nawiedzenie cmentarza pod wyżej wymienionymi warunkami. W pozostałe dni roku za nawiedzenie cmentarza pozyskuje się odpust cząstkowy. |
____________________________________________________________________________________
Żyli Ewangelią Chrystusa na co dzień
Homilia podczas Mszy św. w uroczystość Wszystkich Świętych, 1.11.2006
W uroczystość Wszystkich Świętych o godz. 10 rano Benedykt XVI przewodniczył w Bazylice Watykańskiej Eucharystii, w której uczestniczyli liczni kardynałowie, biskupi, kapłani, osoby konsekrowane, rzymianie i pielgrzymi z różnych krajów świata. W homilii Papież wskazał na to, co stanowi o świętości chrześcijanina: «wypełniać wolę Bożą z miłością i wiernością».
Drodzy Bracia i Siostry!
Rozpoczęliśmy sprawowanie Eucharystii wezwaniem: «Radujmy się wszyscy w Panu». Liturgia zaprasza nas do radowania się wraz ze świętymi w niebie, do zakosztowania tej ich radości. Święci nie stanowią nielicznej kasty wybranych — jest ich niezliczona rzesza, a liturgia zachęca nas dzisiaj, byśmy ku niej skierowali nasze spojrzenie. Tę rzeszę tworzą nie tylko oficjalnie uznani święci, ale ochrzczeni ze wszystkich epok i narodów, którzy starali się wypełniać wolę Bożą z miłością i wiernością. Nie znamy twarzy, ani nawet imion większości z nich, ale oczyma wiary widzimy, jak jaśnieją na Bożym nieboskłonie niczym gwiazdy, pełni chwały.
Kościół matką świętych
Dzisiaj Kościół świętuje swoją godność jako «Matka świętych, obraz miasta niebieskiego» (A. Manzoni) oraz ukazuje swoje piękno nieskalanej Oblubienicy Chrystusa, który jest źródłem i wzorem wszelkiej świętości. Oczywiście, nie brak w nim krnąbrnych czy wręcz zbuntowanych synów, ale to w świętych rozpoznaje on swoje charakterystyczne rysy i właśnie dzięki nim doznaje najgłębszej radości. Autor Księgi Apokalipsy opisuje ich w pierwszym czytaniu jako «wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków» (Ap 7, 9). Ten lud obejmuje świętych Starego Testamentu, poczynając od sprawiedliwego Abla i wiernego patriarchy Abrahama, oraz świętych Nowego Testamentu, licznych męczenników z początków chrześcijaństwa, a także błogosławionych i świętych z późniejszych wieków, aż po świadków Chrystusa w naszych czasach. Łączy ich wszystkich pragnienie realizowania w swoim życiu Ewangelii, pod natchnieniem odwiecznego ożywiciela Ludu Bożego, jakim jest Duch Święty.
Być świętym znaczy żyć blisko Boga
Ale «czemu służy nasze oddawanie chwały świętym, nasza danina chwały, i czemu służy ta nasza uroczystość?» Od tego pytania zaczyna się słynna homilia św. Bernarda na dzień Wszystkich Świętych. To pytanie możemy sobie postawić również dzisiaj. Aktualna jest też odpowiedź, jaką daje nam ten święty: «Nasi święci — jak mówi — nie potrzebują naszych honorów, a nasz kult niczego im nie przydaje. Ze swej strony muszę wyznać, że kiedy myślę o świętych, rozpalają się we mnie wielkie pragnienia» (Disc. 2; Opera Omnia Cisterc. 5, 364 nn.). Taki jest zatem sens dzisiejszej uroczystości: patrząc na świetlany przykład świętych, mamy rozbudzić w sobie wielkie pragnienie, by być jak święci — szczęśliwi, że żyjemy blisko Boga, w Jego świetle, w wielkiej rodzinie przyjaciół Boga. Być świętym znaczy żyć blisko Boga, żyć w Jego rodzinie. Do tego jesteśmy powołani wszyscy, co potwierdził z naciskiem Sobór Watykański II, a co dzisiaj na nowo i w sposób uroczysty jest nam przypomniane.
Droga do świętości
Ale jak możemy stać się świętymi, przyjaciółmi Boga? Na to pytanie można odpowiedzieć przede wszystkim w formie negatywnej: żeby zostać świętymi, nie trzeba dokonywać nadzwyczajnych dzieł ani posiadać specjalnych charyzmatów. Później przychodzi odpowiedź pozytywna: trzeba przede wszystkim słuchać Jezusa i iść Jego śladem, nie tracąc odwagi w obliczu trudności. «Kto zaś chciałby Mi służyć — mówi Jezus — niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec» (J 12, 26). Kto Mu ufa i kocha Go szczerze, zgadza się umrzeć dla samego siebie, niczym ziarno pszenicy zagrzebane w ziemi. Wie bowiem, że kto stara się zachować swoje życie dla siebie, straci je, a kto daje siebie, kto traci siebie, właśnie w ten sposób odnajduje życie (por. J 12, 24- -25). Doświadczenie Kościoła pokazuje, że choć różne drogi prowadzą do świętości, dochodzi się do niej zawsze drogą krzyża, drogą wyrzeczenia się samego siebie. Biografie świętych przedstawiają mężczyzn i kobiety, którzy poddawszy się Bożym planom, doświadczali czasem nieopisanych cierpień, prześladowań i męczeństwa. Wytrwali w swoim postanowieniu, «przychodzą z wielkiego ucisku — czytamy w Apokalipsie — i opłukali swe szaty, i we krwi Baranka je wybielili» (7, 14). Ich imiona są zapisane w księdze życia (por. Ap 20, 12); ich mieszkaniem na wieki jest raj. Przykład świętych jest dla nas zachętą, byśmy poszli tymi samymi śladami, doświadczyli radości będącej udziałem tych, którzy ufają Bogu, ponieważ jedyną prawdziwą przyczyną smutku i braku szczęścia człowieka jest życie z dala od Niego.
Świętość możliwa dla każdego
Świętość wymaga stałego wysiłku, ale jest możliwa dla wszystkich, ponieważ bardziej niż dziełem człowieka jest przede wszystkim darem Boga, po trzykroć Świętego (por. Iz 6, 3). W drugim czytaniu słyszymy słowa apostoła Jana: «Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy» (1 J 3, 1). Tak więc to Bóg pierwszy nas ukochał i w Jezusie uczynił nas swymi przybranymi dziećmi. Wszystko w naszym życiu jest darem Jego miłości: jakże pozostać obojętnym wobec tak wielkiej tajemnicy? Jakże nie odpowiedzieć na miłość Ojca niebieskiego żyjąc jako Jego pełne wdzięczności dzieci? W Chrystusie dał nam się całkowicie i wzywa nas do osobistej i głębokiej więzi z sobą. Im bardziej zatem naśladujemy Jezusa i pozostajemy z Nim złączeni, tym głębiej wchodzimy w misterium świętości Bożej. Odkrywamy, że miłuje nas nieskończenie, a to z kolei skłania nas do miłowania braci. Miłość zakłada zawsze wyrzeczenie się siebie, «stracenie samego siebie», i w ten sposób czyni nas szczęśliwymi.
Śladami Jezusa
I tak doszliśmy do Ewangelii dzisiejszej uroczystości, do Błogosławieństw, które przed chwilą usłyszeliśmy w tej Bazylice. Jezus mówi: błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni, którzy się smucą, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, błogosławieni miłosierni, czystego serca, wprowadzający pokój, cierpiący prześladowanie dla sprawiedliwości (por. Mt 5, 3-10). Tak naprawdę Błogosławiony w całym tego słowa znaczeniu jest tylko On, Jezus. On jest bowiem prawdziwie ubogi w duchu, smucący się, cichy, złakniony i spragniony sprawiedliwości, miłosierny, czystego serca, wprowadzający pokój; to On cierpi prześladowanie dla sprawiedliwości. Błogosławieństwa ukazują nam duchowy wizerunek Jezusa i w ten sposób wyrażają Jego misterium — tajemnicę śmierci i zmartwychwstania, męki i radości zmartwychwstania. To misterium, będące tajemnicą prawdziwej szczęśliwości, zachęca nas do pójścia za Jezusem, a tym samym do pójścia drogą prowadzącą do niej. W takiej mierze, w jakiej przyjmujemy Jego propozycję i wchodzimy na drogę naśladowania Go — każdy konkretnie w swoim życiu — również i my możemy mieć udział w Jego szczęśliwości. Z Nim to, co niemożliwe, staje się możliwe, i nawet wielbłąd przechodzi przez ucho igielne (por. Mk 10, 25). Z Jego pomocą, i tylko z Jego pomocą, możemy stać się doskonali, jak doskonały jest Ojciec niebieski (por. Mt 5, 48).
Drodzy bracia i siostry, dochodzimy teraz do centralnego momentu celebracji eucharystycznej — jej serca — który jest wezwaniem do świętości i jej pokarmem. Za chwilę będzie wśród nas obecny w najgłębszy sposób Chrystus, prawdziwy Krzew Winny, w który — niczym latorośle — włączeni są wierni żyjący na ziemi i święci w niebie. Dlatego ściślejsza stanie się komunia Kościoła pielgrzymującego w świecie z Kościołem triumfującym w chwale. W Prefacji będziemy głosić, że święci są naszymi przyjaciółmi i wzorami życia. Prośmy, aby nam pomagali naśladować ich, i starajmy się wielkodusznie odpowiedzieć — tak to uczynili oni — na Boże wezwanie. Prośmy zwłaszcza Maryję, Matkę Pana i Zwierciadło wszelkiej świętości. Niech Ona, cała Święta, sprawi, byśmy byli wiernymi uczniami Jej Syna, Jezusa Chrystusa! Amen.
L’Osservatore Romano 1/2007/Opoka.pl
_____________________________________________________________________________________________
Świętych obcowanie ożywia naszą nadzieję
Rozważanie przed modlitwą “Anioł Pański” 1.11.2009
Drodzy bracia i siostry!
W dzisiejszą niedzielę przypada uroczystość Wszystkich Świętych, w którą Kościół pielgrzymujący na ziemi zachęcany jest do zakosztowania nie mającego końca święta wspólnoty niebieskiej i do ożywiania nadziei na życie wieczne. W tym roku mija 14 wieków od czasu, kiedy Panteon — jeden z najstarszych i najsłynniejszych zabytków rzymskich — został oddany do kultu chrześcijańskiego oraz poświęcony Maryi Dziewicy i wszystkim męczennikom: «Sancta Maria ad Martyres». Tak więc świątynia wszystkich bóstw pogańskich została przeznaczona do tego, by czczono w niej pamięć tych, którzy — jak mówi księga Apokalipsy — «przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili» (Ap 7, 14). Później kult został rozszerzony — oprócz wszystkich męczenników objęto nim wszystkich świętych, «wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków» (Ap 7, 9) — jak mówi dalej św. Jan. W tym Roku Kapłańskim pragnę wspomnieć ze szczególną czcią świętych kapłanów, zarówno tych, których Kościół kanonizował, stawiając ich za wzór cnót duchowych i pasterskich, jak i tych — o wiele liczniejszych — którzy są znani Panu. Każdy z nas zachowuje wdzięczną pamięć o którymś z nich, kto pomógł nam wzrastać w wierze i dzięki komu odczuliśmy dobroć i bliskość Boga.
Jutro natomiast będziemy obchodzić doroczne wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych. Chciałbym zachęcić do przeżywania tego święta w duchu autentycznie chrześcijańskim, czyli w świetle tajemnicy paschalnej. Chrystus umarł i zmartwychwstał, otwierając nam drogę do domu Ojca, królestwa życia i pokoju. Ten, kto idzie za Jezusem w tym życiu, zostaje przyjęty tam, gdzie On udał się przed nami. A zatem, gdy nawiedzamy cmentarze, pamiętajmy, że tam, w grobach, spoczywają tylko śmiertelne szczątki naszych bliskich, oczekujących na ostateczne zmartwychwstanie. Ich dusze — jak mówi Pismo — już «są w ręku Boga» (Mdr 3, 1). Dlatego najwłaściwszym i najskuteczniejszym sposobem ich czczenia jest modlitwa za nich, ofiarowywanie aktów wiary, nadziei i miłości. Jednocząc się z ofiarą eucharystyczną, możemy wstawiać się za nimi, prosząc o wieczne zbawienie dla nich, i doświadczać najgłębszej jedności z nimi w oczekiwaniu na chwilę, kiedy razem będziemy mogli na zawsze cieszyć się Miłością, która nas stworzyła i odkupiła.
Drodzy przyjaciele, jakże piękne i napawające otuchą jest świętych obcowanie! Jest to rzeczywistość nadająca inny wymiar całemu naszemu życiu. Nigdy nie jesteśmy sami! Należymy do jednego «towarzystwa» duchowego, w którym panuje wielka solidarność: dobro każdego przynosi pożytek wszystkim i na odwrót, powszechne szczęście promieniuje na pojedynczych ludzi. Jest to tajemnica, której w pewnej mierze już możemy doświadczyć na tym świecie, w rodzinie, w przyjaźni, zwłaszcza w duchowej wspólnocie Kościoła. Niech Najświętsza Maryja pomaga nam szybko podążać drogą świętości i niech okaże się Matką miłosierdzia dla dusz zmarłych.
L’Osservatore Romano 1/2010/Opoka.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Polskifr.fr / AH
***
Rzymski Panteon. Od „wszystkich bogów” do Wszystkich Świętych
Panteon w Paryżu to jeden z najbardziej znanych obiektów stolicy Francji, gdzie pochowane są wybitne osobistości. Warto wiedzieć, że jego pierwowzorem był najprawdopodobniej Panteon rzymski – niegdyś miejsce czci wszystkich bogów, obecnie kościół czci Najświętszej Maryi Panny od Męczenników. Jest to miejsce, które znakomicie wiąże się z uroczystością Wszystkich Świętych, z czego raczej nie każdy zdaje sobie sprawę.
Panteon rzymski to prawdziwa atrakcja dla miłośników religii, sztuki, architektury, historii, itp. Jego początki sięgają kilkudziesięciu lat przed narodzeniem Chrystusa i jest to jeden z najlepiej zachowanych obiektów antycznego Rzymu, leżący w sercu Wiecznego Miasta. Nazwa budynku wywodzi się z greki: pan – wszystko, theos – bóg. Pierwotnie budowla była zatem miejscem czci wszystkich bogów, a obecnie wypełniona jest mnóstwem chrześcijańskich arcydzieł sztuki.
Pierwsza konstrukcja Panteonu została ukończona w 27 r. p.n.e. z inicjatywy Marka Agrypy – zięcia cesarza Oktawiana Augusta. Ważną osobą w dziejach Panteonu był cesarz Hadrian, który w latach 120-125 po Chrystusie gruntownie przebudował budowlę i tak poważnie zniszczoną przez pożar. Od tego momentu zyskała ona wiele cech nawiązujących do architektury i sztuki starożytnej Grecji, którą cesarz uwielbiał.
W 608 r. Panteon trafił w ręce papieży, gdy bizantyjski cesarz Fokas podarował budynek św. Bonifacemu IV. Miejsce to przerobiono na kościół, a na przestrzeni wieków kolejni papieże zlecali różnorodne prace i podejmowali decyzje co do Panteonu. W ramach ciekawostki można powiedzieć, że niektóre elementy z Panteonu posłużyły do produkcji baldachimu, który do dziś jest widoczny nad Grobem św. Piotra w rzymskiej Bazylice jemu poświęconej.
Od 1870 r., z chwilą powstania Królestwa Włoch, Panteon stał się miejscem pochówku wybitnych przedstawicieli tego narodu. To tu spoczywają m.in. królowie Wiktor Emanuel II i Humbert I, królowa Małgorzata oraz jeden z najwybitniejszych artystów Rafael.
A co wspólnego ma Panteon w Rzymie z uroczystością Wszystkich Świętych? W pierwszych wiekach bardzo szybko rozwinął się kult męczenników, którzy ginęli za wiarę w Chrystusa. W rocznice ich „narodzin” dla nieba, na ich grobach odprawiano Msze św. i czytano opisy ich męczeństwa. Głęboko wierzono, że ci zmarli wstawiają się u Boga za żyjącymi.
Dopiero w IV w. za świętych uznawano także tzw. wyznawców, czyli tych, którzy nie zginęli dla Chrystusa, ale dobrym życiem potwierdzili swoją wiarę. Takim pierwszym powszechnie znanym nie-męczennikiem był św. Marcin z Tours, który zmarł śmiercią naturalną w 397 r.
Za czasów wspomnianego już św. Bonifacego IV, który jak wiemy otrzymał Panteon od cesarza bizantyjskiego, relikwie wielu świętych męczenników zostały umieszczone właśnie w Panteonie, aby można było publicznie oddawać im cześć, gdyż wówczas już od blisko 300 lat chrześcijaństwo oficjalnie nie było prześladowane. Do tej pory relikwie znajdowały się najczęściej poza miastem. Prawdopodobnie 13 maja 610 r. poświęcono świątynię Panteonu, która na mocy decyzji papieża została dedykowana Matce Bożej Męczenników. Wierni rokrocznie wspominali męczenników właśnie 13 maja.
W VIII w. papież św. Grzegorz III przeniósł dzień poświęcony czci męczenników na 1 listopada. Dlaczego na ten dzień? Być może jesienią łatwiej było wyżywić pielgrzymów niż na wiosnę albo papież kierował się zwyczajami istniejącymi już w Anglii i państwie Franków, gdzie właśnie 1 listopada był dniem poświęconym czci świętych.
Papież św. Grzegorz IV w 837 r. postanowił, że 1 listopada będą czczeni nie tylko męczennicy, ale wszyscy święci, czyli też wyznawcy. Oficjalnie święto Wszystkich Świętych zostało zatwierdzone przez Jana XI w 935 r.
Z Panteonem związane są także polskie wątki. Przy Panteonie znajduje się akademia Virtuosi al Pantheon (Zasłużeni przy Panteonie). Związana jest ze stowarzyszeniem artystów sztuk pięknych, do którego w XIX w. wstąpił rzeźbiarz Tomasz Oskar Sosnowski, który pełnił w nim nawet zaszczytne funkcje. Jest autorem wielu wybitnych dzieł rozsianych po kościołach Rzymu. W Rzymie pracował ok. 40 lat.
w tekście wykorzystano informacje z:
ks. Waldemar Turek, „Pocztówki z Rzymu”, Wydawnictwo Diecezji Warszawsko-Praskiej, Wydawnictwo Jedność, Warszawa-Kielce 2022, s. 77-82.
Fronda.pl/Polskifr.fr
______________________________________________________________________________________________________________
fot. Sejm RP CC 2.0
***
Kard. Martins: Święci i świętość wg Jana Pawła II
Świętość jest bez wątpienia jednym z ważniejszych tematów bogatego nauczania Jana Pawła II. Jej dowartościowanie, zarówno w aspekcie teologicznym, jak i duszpasterskim, było zawsze, od początku pontyfikatu, jedną z podstawowych cech jego posługi Piotrowej. Często mocno podkreślał podstawowe znaczenie świętości w życiu i misji Kościoła jako zbawczej wspólnoty.
Wizja świętości, nakreślona już w wielu wcześniejszych dokumentach obecnego Papieża, została przedstawiona w sposób systematyczny i spójny w Liście apostolskim Novo millennio ineunte, opublikowanym na zakończenie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. Jest to tekst o charakterze profetycznym i programowym, który ze względu na bogactwo swej treści oraz kontynuację myśli soborowej stał się dla Kościoła dokumentem ogromnie ważnym u początku trzeciego tysiąclecia. Ujawnia on wyraźny chrystocentryzm, widoczny już w pierwszej Encyklice Jana Pawła II Redemptor hominis, oraz podejmuje, z położeniem nacisku na świętość, «teologię życia świętych» Soboru Watykańskiego II, a zwłaszcza Konstytucji dogmatycznej Lumen gentium, która wiele miejsca poświęca temu zagadnieniu.
Jeden Kościół — «Matka świętych*
Kościół Chrystusowy jest Kościołem świętym: jednym, świętym, powszechnym i apostolskim, jak głosi Symbol nicejsko-konstantynopolitański. Jest on także “Kościołem świętych» jak nazywa go Georges Bernanos.
Świętość należy do natury Kościoła, ziemskiego ciała zmartwychwstałego Chrystusa. Jest jedną z jego cech charakterystycznych. Przynależy do jego «DNA». Gdyby zatem Kościół nie był święty, nie byłby prawdziwym Kościołem Chrystusa, czyli przez Niego założonym, aby po Jego powrocie do Ojca kontynuował w ciągu wieków odwieczną misję zbawienia w Jego imieniu i potwierdzał ją Jego autorytetem.
Kościół, jako mistyczne Ciało Chrystusa, powołany jest bowiem, aby w tym, czym jest i co robi, odzwierciedlał Jego prawdziwe oblicze, był Jego sakramentem, widzialnym znakiem, Jego światłem wśród ludzi. Oni zaś mają prawo w obliczu Kościoła rozpoznać oblicze Chrystusa. Domagają się, często nieświadomie, aby Kościół nie tylko mówił im o Chrystusie, lecz także aby im Go ukazywał. Otóż Kościół będzie Go ukazywał — w swym życiu i w różnorodnych dziełach — w takim stopniu, w jakim będzie odzwierciedleniem świętości Tego, który jest świętością samego Ojca, przejawiającą się w czasie i w historii.
Język świętości — jak potwierdziło również ostatnie Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów — jest więc autentycznym językiem Kościoła, z którego nigdy nie może on zrezygnować, jeśli chce dochować wierności Temu, który jest samą świętością Boga «po trzykroć świętego»; jeśli nie chce wyrzec się — wbrew swej naturze — roli oblubienicy swego Pana, «bez skazy i zmarszczki»; jeśli nie chce w końcu przestać być wśród ludzi odbiciem owego «światła narodów», jakim jest Chrystus (por. Lumen gentium, 1).
Kościół powinien być — jak mawiał śp. bp Bello — «Kościołem w ubraniu roboczym», czyli pełniącym posługę duszpasterską wobec braci, lecz ma on być również, a nawet przede wszystkim, Kościołem świętości, modlitwy, milczenia, życia wewnętrznego, kontemplującym oblicze Chrystusa, a następnie głoszącym Jego przesłanie.
Pomiędzy tymi dwoma aspektami czy wymiarami Kościoła nie ma żadnej sprzeczności. Potwierdza to sam Papież: «Nie obawiajcie się, że czas poświęcony na modlitwę może w pewien sposób zahamować apostolski dynamizm i godną pochwały służbę braciom, z których składa się wasza niełatwa codzienność. Wręcz przeciwnie. Kochać i postawić modlitwę w centrum każdego życiowego projektu i działania apostolskiego — oto prawdziwa szkoła świętych” (audiencja dla oo. rogacjonistów, «L’Osservatore Romano», wyd. codzienne, 7 grudnia 2001 r., s. 1).
Celem różnorodnej działalności Kościoła oraz jego struktur jest budzenie świętości w wiernych. Kościół istnieje jedynie po to, by świętość mogła kształtować człowieka i aby w ten sposób stał się on uczestnikiem świętości Boga (por. Lumen gentium, 48). Taki jest cel, a zatem również taki jest priorytet całej działalności duszpasterskiej Kościoła. «Trzeba stwierdzić, że perspektywą, w którą winna być wpisana cała działalność duszpasterska, jest perspektywa świętości. (…) W rzeczywistości jednak podporządkowanie programu duszpasterskiego nadrzędnej idei świętości to decyzja brzemienna w skutki. (…) Dzisiaj trzeba na nowo z przekonaniem zalecać wszystkim dążenie do tej ‘wysokiej miary’ zwyczajnego życia chrześcijańskiego. Całe życie kościelnej wspólnoty i chrześcijańskich rodzin winno zmierzać w tym kierunku» (Novo millennio ineunte, 30-31).
Dotyczy to także każdej innej formy działalności Kościoła. Raz jeszcze potwierdza to Papież: “Kościół został założony z myślą o człowieku. (…) Pierwszym celem działalności Kościoła jest uświęcenie człowieka, gdyż tego pragnie wieczna Miłość Boga w Trójcy. (…) Misja, która mi została powierzona — kontynuuje Papież — nie polega na niczym innym, jak tylko na tym, aby uświęcać siebie i innych, samemu żyć zgodnie z Bożym planem zbawienia i pomagać żyć według niego innym, starać się zrozumieć tajemnicę Kościoła i pomagać zrozumieć ją innym» (przemówienie z 28 czerwca 1982 r.: Insegnamenti, V/2, 1982, s. 2429). Jest ona w swej istocie tajemnicą świętości, bo to właśnie świętość «lepiej niż cokolwiek innego wyraża tajemnicę Kościoła» (Novo millennio ineunte, 7).
Od świętości Kościoła zależy skuteczność jego misji. «Świętość Kościoła jest tajemnym źródłem i nieomylną miarą jego apostolskiego zaangażowania oraz misyjnego zapa-łu» (Christifideles laici, 17). Istotnie, świętość jest «podstawową przesłanką i niezbędnym warunkiem do tego, aby Kościół mógł realizować swoją zbawczą misję» (tamże). To ona sprawia, że słowo głoszone jest wiarygodne, a zatem skuteczne. Tylko Kościół, który jest święty i głęboko rozmiłowany w Panu, może wymagać, aby ludzie słuchali tego, co głosi. Ci zaś, bardziej niż słowom, wierzą faktom, zwłaszcza w obecnych czasach.
Święci — widzialni świadkowie świętości Kościoła
Obiektywna świętość Kościoła konkretyzuje się, wyraża i przejawia w świętych, których Kościół zrodził jako Matka. Przez «świętych» rozumiemy tu oczywiście nie tylko tych, którzy zostali wyniesieni do chwały ołtarzy, lecz także tych, którzy choć nie beatyfikowani ani kanonizowani, postępowali za Chrystusem i Jego Ewangelią; tych, którzy bez wahania i kompromisów przyjęli Chrystusa za fundament swej egzystencji; którzy świętość uczynili programem swego życia. Są to ci, których Kościół z radością wspomina w liturgiczną uroczystość Wszystkich Świętych. W Liście apostolskim Tertio millennio adveniente Papież, mając na myśli przede wszystkim męczenników, nazywa ich «nieznanymi żołnierzami”, którzy walczą w służbie wielkiej sprawy Bożej (por. n. 37).
Są oni widzialnymi i autentycznymi świadkami świętości Kościoła. «Święci — mówił Jan Paweł II — którzy w każdej epoce historii ukazywali światu blask światłości Bożej, są widzialnymi świadkami tajemniczej świętości Kościoła. (…) Aby zrozumieć głębię Kościoła, musicie spojrzeć na nich! Lecz nie tylko na tych świętych, którzy zostali kanonizowani, lecz także na wszystkich świętych ukrytych, anonimowych, którzy starali się żyć Ewangelią pośród zwykłych, codziennych obowiązków. To oni ukazują, czym jest Kościół w swej najgłębszej istocie, a jednocześnie chronią go przed miernością, kształtują od środka, pobudzają do tego, by był oblubienicą Chrystusa bez skazy i zmarszczki (por. Ef 5, 27)» (przemówienie do młodych z Lukki, 23 września 1989 r.: Insegnamenti, XII/2, 1989, ss. 623-624).
Święci — podkreśla Papież — stali się światłem dla świata i dla ludzi im współczesnych; stali się «od-biciem blasku Boga», światłości Chrystusa, który jest “światłością prawdziwą», posłaną, aby oświecić każdego człowieka (por. J 1, 9) i wszystkie narody (por. Lumen gentium, 1). Istotnie, święci przez wieki byli prawdziwymi latarniami morskimi dla ludzkości, wskazywali jej nowe drogi, wnosili swój wkład w kształtowanie nowych modeli kultury, odpowiadali na nowe wyzwania, stojące przed narodami, wspierając w ten sposób postęp ludzkości w jej historycznych przeobrażeniach. Mieli zawsze ogromny wpływ na kulturę i społeczeństwo. Zawsze byli ważny-
mi postaciami w historii swych narodów. Wspomnijmy, na przykład, świętych Benedykta i Franciszka z Asyżu. W tej perspektywie prawdą jest, jak twierdzi filozof Henri Bergson, że «największymi bohaterami historii nie są zdobywcy, lecz święci».
Święci są poza tym rzecznikami Boga, który na różne sposoby przemawia do ludzi, także poprzez świętych. «W życiu tych, którzy będąc współuczestnikami naszego człowieczeństwa, w sposób jednak doskonalszy przemieniają się według wzoru Chrystusa (por. 2 Kor 3, 18), Bóg ukazuje ludziom naocznie swoją obecność i swoje oblicze. W nich do nas sam przemawia i daje nam znak swojego królestwa» (Lumen gentium, 50). Święci zatem są niejako słowami, które Bóg wypowiada w historii dla dobra ludzkości. W każdej epoce Duch Święty posyła swoich świętych, którzy jako prorocy nowej ludzkości objawiają oblicze Boże i wskazują wszystkim drogę prawdy i zbawienia. Mówią oni o Bogu przez świętość swojego życia i swoich dzieł. Ich głos jest głosem samego Boga. Dlatego ich świadectwo i wstawiennictwo umacniają wiarę i nadzieję Ludu Bożego.
Święci, po trzecie — jak zauważa Papież — «chronią Kościół przed miernością». Nigdy, także i dzisiaj, nie brakuje pokus, skłaniających nas do mierności. W atmosferze coraz większej obojętności religijnej, wobec niebezpieczeństwa zaniku wartości, także na płaszczyźnie etycznej, oraz pojawiania się tak wielu nowych idoli wierzący mogą w sprawach życia i wiary godzić się na łatwe kompromisy, na rozwiązania nie zawsze całkowicie zgodne z Ewangelią; w pewien sposób hołdować nowym idolom i w konsekwencji prowadzić «mierne» życie chrześcijańskie. Najskuteczniejszym antidotum na tego rodzaju mierność jest bez wątpienia świadectwo świętych. Podstawą ich egzystencji, zgodnie z żelazną logiką Ewangelii, stało się naglące zaproszenie do postępowania zgodnie z «’wysoką miarą’ zwyczajnego życia chrześcijańskiego”, o której mówi Papież w Novo millennio ineunte (n. 31), do zdecydowanego odrzucenia idoli naszych czasów.
W końcu, jako autentyczni świadkowie świętości Kościoła, święci swym życiem pobudzają go do «wewętrznej odnowy». Jak każdy inny żywy organizm, tak i Kościół, przy zachowaniu absolutnej wierności swoim źródłom, mając na uwadze skuteczność swej duszpasterskiej działalności we współczesnym świecie, potrzebuje nieustannej reformy, odnowy, oczyszczenia z wszelkiej rutyny. Taki był jeden z podstawowych celów Soboru Watykańskiego II.
Święci zawsze byli szczególnie aktywni w czasach każdej reformy lub odnowy. «Święty, którego widzimy — stwierdza Henri de Lubac — mówi o świętości jutra, jest wezwaniem do nawrócenia». Istotnie, każde wielkie «odrodzenie» chrześcijaństwa zawsze poprzedzał powrót do źródeł lub do świętości ewangelicznej, inicjowany i propagowany przez świętych.
Fakt ten podkreśla Papież, gdy stwierdza, że święci byli zawsze prawdziwymi architektami historii człowieka. “Prawdziwą historią ludzkości — mówi Jan Paweł II — jest historia świętości…: święci i błogosławieni jawią się jako ‘świadkowie’, to znaczy ludzie, którzy wyznając wiarę w Chrystusa, Jego osobę i naukę, nadali konkretną wartość i wiarygodny wyraz jednej z podstawowych cech Kościoła, jaką jest właśnie świętość. Bez takiego trwałego świadectwa religijne i moralne nauczanie Kościoła mogłoby zostać pomylone z czysto ludzką ideologią. Ono zaś jest nauką życia, to znaczy można je wprowadzić w życie i przetłumaczyć na język życia: jest ‘nauką na miarę życia’, jakiego przykład daje sam Chrystus, głosząc: ‘Ja jestem życiem’ (por. J 14, 6), i potwierdzając, że przyszedł po to, aby dać życie, i dać je w obfitości (por. J 10, 10)» (przemówienie z 5 lutego 1992 r.: Insegnamenti, XIV/1, 1992, ss. 304-305).
W perspektywie teologiczno-duszpasterskiej święci nie są jedynie przykładami do kontemplowania i naśladowania, ani też adresatami naszych wezwań i modlitw o wstawiennictwo. Są czymś znacznie więcej. Są żywymi świadkami prawdy o czynnej obecności Boga pośród swego ludu. Swym czynnym miłosierdziem ukierunkowują oni spojrzenie wiary ku jaśniejącej nadziei bezpośredniego oglądania Boga. Są apelem, wezwaniem Boga skierowanym do świata, aby się nawrócił i wierzył. Święci są apologią chrześcijaństwa.
Świętość nie jest przywilejem nielicznych, lecz powinnością wszystkich
Świętość nie jest przywilejem niewielu, lecz celem, który Bóg «po trzykroć święty» i «źródło wszelkiej świętości» (II Modlitwa eucharystyczna) stawia przed człowiekiem stworzonym na Jego obraz i podobieństwo. Wezwanie to, zawarte w samym stwórczym akcie Boga, staje się przykazaniem: «Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty» (Kpł 19, 2). Świętość — Boży atrybut — staje się w ten sposób powołaniem każdego człowieka.
Bóg stworzył człowieka, aby osiągnął on swą pełnię, nie w sposób bierny, lecz uczestnicząc w Bożym dziele. Jej osiągniecie jest zatem ostatecznym celem i zasadą jednoczącą cały rodzaj ludzki. Św. Augustyn mówi stanowczo: “Stworzyłeś nas dla siebie, Panie, i niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie» (Wyznania, l, 1). Słowa te są wspaniałym kompendium głębokiej, nadprzyrodzonej antropologii.
W tym kontekście całkowicie zrozumiałe są słowa św. Pawła do Efezjan: «W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli» (Ef 1, 4-5).
Skoro wszyscy ludzie są prawdziwie powołani do świętości, to dla chrześcijan jest ona autentyczną potrzebą. Do wszystkich skierowane zostało zaproszenie Jezusa: “Bądźcie wiec wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski» (Mt 5, 48; por. 12, 30; J 13, 43; 15, 12). Do wszystkich też odnoszą się słowa Pawła: «Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie» (1 Tes 4, 3; por. Ef 1, 4; 5, 3; Koi 3, 12; Gal 5, 22; Rz 6, 22).
Powołanie do świętości ma zatem charakter uniwersalny. Nikt nie jest z niego wyłączony. «Wszyscy w Kościele, niezależnie od tego, czy należą do hierarchii, czy są przedmiotem jej apostolskiego posługiwania, powołani są do świętości, zgodnie ze słowami Apostoła: ‘Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie’ (1 Tes 4, 3)» (Lumen gentium, 39); «i dla wszystkich jest jasne, że wierni każdego stanu i zawodu powołani są do pełni życia chrześcijańskiego oraz doskonałej miłości» (Lumen gentium, 40).
Świętość, o której mówi Sobór i do której wszyscy są powołani, nie jest rozumiana jako ideał czysto teoretyczny, wprawdzie piękny, lecz nieosiągalny. Także dążenie do niej nie powinno być czymś abstrakcyjnym, ogólnym, lecz winno stać się autentycznym programem życia. «Szukajcie świętości w codziennym życiu» — mówił Jan Paweł II (homilia w Mariborze, 19 maja 1996 r.: «L’Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 7-8/1996, s. 14), w zwyczajnym życiu. Nie polega ona oczywiście na dokonywaniu rzeczy niezwykłych, lecz na niezwykłym podejściu do rzeczy zwykłych i codziennych. «Nie należy mylnie pojmować tego ideału doskonałości jako swego rodzaju wizji życia nadzwyczajnego, dostępnego jedynie wybranym ‘geniuszom’ świętości. Drogi świętości są wielorakie i dostosowane do każdego powołania» (Novo millennio ineunte, 31).
Świętości chrześcijańskiej nie należy postrzegać także jako pewnego rodzaju wyobcowania człowieka, lecz raczej jako jego pełną realizację, zgodną z Bożym planem zbawienia. Jest ona darem łaski, która doskonali naturę człowieka. W rzeczywistości świętość nie jest zaprzeczeniem tego, co ludzkie, lecz pełnią człowieczeństwa. Chrystus jest doskonałym człowiekiem właśnie dlatego, że jest samą świętością wcieloną.
Świętość jest dziełem Ducha Świętego
To Duch Święty po zmartwychwstaniu dokonał w Dwunastu głębokiej i radykalnej przemiany, sprawiając, że zaczęli głębiej rozumieć tajemnicę Chrystusa, prawdziwe znaczenie Jego słów, gestów i całego życia, oraz dał im — wcześniej tak bojaźliwym — moc, potrzebną do tego, by stali się odważnymi świadkami — także wobec swych prześladowców — Chrystusa, który umarł i zmartwychwstał. Obiecał im to sam Jezus: «Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem (…) i aż po krańce ziemi» (Dz 1, 8; por. Lk 24, 49). To Duch Święty w dzień Pięćdziesiątnicy zstąpił na Dwunastu i na całą wspólnotę apostolską i umocnił ich wiarę w zmartwychwstałego Pana.
Ten sam Duch Święty nadal zamieszkuje w Kościele, który jest Jego stałym przybytkiem. Jego obecność jest żywa i twórcza. Ożywia On, oświeca i podtrzymuje Kościół, aby w swym ziemskim pielgrzymowaniu pozostał wierny swemu Panu. On też przynagla Kościół, aby przyjmował nieprzebrane bogactwo słowa Bożego i z niego korzystał. W ten sposób Duch Święty «rodzi» Kościół.
Jednak działanie Ducha Świętego w Kościele w sposób zupełnie wyjątkowy objawia się w dziele uświęcania jego członków. Jest on Duchem Świętym i Uświęcicielem. Istotnie, to On wzbudza w wierzących gorące pragnienie świętości, działając w głębi ich serc, oświecając je i czyniąc je posłusznymi powołaniu Bożemu, wzywającemu ku «wyższym wymiarom życia chrześcijańskiego”. On też uzdolnią ich do bezgranicznej miłości Boga i braci, która jest istotą chrześcijańskiej świętości. On, pochodzący od Ojca i Syna, prawdziwie jest nie tylko Duchem Świętym, lecz także Duchem Uświęcającym.
Nadzwyczajny rozkwit świętości
Bez wątpienia pontyfikat Jana Pawła II jest okresem nadzwyczajnego wzrostu ilości świętych i błogosławionych. W ciągu tych lat beatyfikował on 1329 sług Bożych i kanonizował 473 błogosławionych. Wszystkich razem: 1802.
Należy podkreślić, że święci i błogosławieni, wyniesieni na ołtarze przez obecnego Papieża, wywodzą się z najróżniejszych krajów wszystkich kontynentów. Geografia świętości znacznie się rozszerzyła. Z “europejskiej” lub “śródziemnomorskiej” staje się coraz bardziej «światowa». Oznacza to, że świętość rozwija się w każdym miejscu na ziemi oraz że nie zna granic: geograficznych, rasowych, kulturowych lub społecznych. Jest różnobarwną «mozaiką» ludzi, których łączy jedna cecha: wszyscy poważnie potraktowali Ewangelię, radykalnie nią żyli i dawali o niej świadectwo.
Ważny jest także fakt, że w ramach powszechnego powołania do świętości Papież szczególną uwagę poświęcił świętości ludzi świeckich. W Novo millennio ineunte dziękował Bogu za to, że pozwolił mu “beatyfikować i kanonizować w minionych latach tak wielu chrześcijan, a wśród nich licznych wiernych świeckich, którzy uświęcili się w najzwyklejszych okolicznościach życia» (n. 31).
Mówiąc o świętości ludzi świeckich, Papież kładzie nacisk na świętość małżonków. «Należy popierać — pisał Jan Paweł II — uznanie heroiczności cnót zwłaszcza świątobliwych wiernych świeckich, którzy realizowali swe powołanie chrześcijańskie w małżeństwie. Żywiąc przeświadczenie, że w rzeczywistości nie brak owoców świętości również w tym stanie, czujemy potrzebę znalezienia odpowiednich sposobów, ażeby świętość ta była przez Kościół stwierdzana i stawiana za wzór dla innych chrześcijańskich małżonków» (Tertio millennio adveniente, 37). I faktycznie, 29 października r. Jan Paweł II beatyfikował rzymskie małżeństwo Alojzego i Marię Beltrame Quattrocchich. Jest to pierwsza w historii Kościoła para małżonków wyniesiona do chwały ołtarzy.
W związku z tak znaczącym wzrostem liczby świętych i błogosławionych niektórzy twierdzą, że jest ich za dużo. Papież nie lekceważy tych opinii: «Podnoszą się czasem głosy, że za wiele jest dzisiaj beatyfikacji” (przemówienie na rozpoczęcie Nadzwyczajnego Konsystorza Kardynałów, 13 czerwca 1994 r.: «L’Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 9-10/1994, s. 8).
Tym, którzy tak myślą, Ojciec Święty odpowiada podając trzy argumenty uzasadniające wzrost liczby beatyfikacji i kanonizacji.
Przede wszystkim wzrost ten «odpowiada rzeczywistości, która dzięki łasce Bożej jest taka, jaka jest, a poza tym odpowiada życzeniu samego Soboru. Ewangelia tak bardzo rozeszła się po świecie i jej orędzie tak mocno się zakorzeniło, że właśnie ta wielka liczba beatyfikacji po prostu odzwierciedla żywo działanie Ducha Świętego oraz płynącą z niego żywotność Kościoła w dziedzinie dla niego najistotniejszej, w dziedzinie świętości” (tamże).
Po drugie, kanonizacje i beatyfikacje, których liczba wzrosła w ostatnich latach, «świadczą o żywotności Kościołów lokalnych, których jest dziś na świecie o wiele więcej aniżeli w pierwszych wiekach i w pierwszym tysiącleciu» (Tertio millennio adveniente, 37).
W końcu nie można zapominać o ekumenicznym znaczeniu świętości. Ekumenizm jest bez wątpienia jednym z największych wyzwań, z którymi musi się zmierzyć Kościół trzeciego tysiąclecia. Dziś dostrzega się nierozerwalny związek pomiędzy dążeniem do pełnej jedności chrześcijan a świętością. Istotnie jest ona «podłożem» (humus), na którym rodzi się, wzrasta i dojrzewa. Jedynie Kościół, który jest święty, będzie naprawdę Kościołem «jednym». Świętość ma znaczenie ekumeniczne — Papież to potwierdza, gdy uznaje, że «najbardziej przekonujący jest ekumenizm świętych, męczenników. Communio sanctorum mówi głośniej aniżeli podziały» (tamże). Zatem świętość ma wymiar głęboko ekumeniczny i w takim wymiarze należy do niej dążyć i ją przeżywać.
To właśnie czynili święci: ukazując na swym obliczu oblicze ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa, żyjąc w sposób radykalny Ewangelią miłości i pojednania, dali autentyczne i przekonujące świadectwo komunii ze wszystkimi braćmi, ze wszystkimi ludźmi. Zatem święci są pierwszymi i najskuteczniejszymi realizatorami upragnionej pełnej jedności chrześcijan, o którą Jezus modlił się w Wieczerniku.
Podsumowanie
Kościół i świat ogromnie potrzebują świętych. Dziś jednak, jak mówi Simone Weil, «potrzeba świętości na miarę oczekiwań naszych czasów, świętości nowej… Świat potrzebuje świętych, którzy byliby geniuszami; jak miasto, w którym szaleje zaraza, potrzebuje lekarzy». Mówiąc konkretnie, współczesnemu światu potrzeba świętych, którzy umieliby przetłumaczyć na język współczesnego Kościoła i świata słowa Chrystusa, który jest «świętym Boga» (Mk 1, 24); świętych, których twarze staną się epifanią jednego z wielu promieni światła i łaski — błogosławieństw — którymi jaśnieje oblicze Chrystusa, obecnego wśród nas, bo zmartwychwstałego; świętych, przez których Duch Święty tchnie i przemawia łagodnie, a jednocześnie stanowczo; świętych, w których ludzie będą mogli dojrzeć skarb łaski, którym jest Chrystus (por. Novo millennio ineunte, 29; A. Cazzago, Santi e santita nel magistero di Giovanni Paolo II: «Communio», n. 186, 2002 r., ss. 38-39); świętych, którzy byliby prawdziwymi świadkami Chrystusa i Jego Ewangelii, ponieważ «człowiek współczesny — jak mówi Paweł VI w Evangelii nuntiandi — woli słuchać świadków niż nauczycieli… a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami” (n. 41).
Szczególnie wymowne są słowa bł. kard. Schustera, arcybiskupa Mediolanu: «Ludzie nie dają się już przekonać naszym kazaniom, lecz w obliczu świętości — jeszcze wierzą, jeszcze klękają, jeszcze się modlą. Gdy przechodzi święty, żywy czy zmarły, przychodzą wszyscy. Tak było z ks. Orione, tak też było z ks. Calabrią. Diabeł nie lęka się naszych stadionów sportowych, naszych kin; on boi się naszej świętości. Błogosławię wam. Bądźcie świeci» (cyt. za.: Bernardo Citterio, I miei sette cardinali, Centro Ambro-siano, 2002 r., s. 61).
Chciałbym zakończyć wezwaniem, jakie Papież skierował do młodych w Orędziu na XV Światowy Dzień Młodzieży 2000 r.: «Młodzi wszystkich kontynentów, nie lękajcie się być świętymi nowego tysiąclecia!” («L’Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 9-10/1999, s. 18). Słowa te odnoszą się do wszystkich, którzy mają młode serca, niezależnie od wieku, a zatem do nas wszystkich, którzy w chrzcie zostaliśmy odnowieni wieczną młodością Ducha.
Kard. Jose Saraiva Martins CMF
Prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych
Fronda.pl/mp/opoka.org.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Dlaczego Karol Wojtyła
przyjął święcenia kapłańskie 1 listopada?
Wszystkich Świętych – święcenia kapłańskie, Dzień Zaduszny – prymicja. Wyjaśniamy, dlaczego Karol Wojtyła przyjął święcenia kapłańskie w listopadzie.
Początki wyjątkowego kapłaństwa Karola Wojtyły, jedynego polskiego księdza, który został papieżem, były równie wyjątkowe. W dużej mierze nakreśliła je II wojna światowa i jej dramatyczne konsekwencje, choć nie tylko.
„Dies illa”
Każdy ksiądz doskonale pamięta i co roku celebruje dzień swoich święceń i Mszy św. prymicyjnej. Przypada on zwykle w maju lub czerwcu. Jednak w przypadku św. Jana Pawła II było inaczej.
O niespotykanej dacie święceń Karola Wojtyły, a także miejscu ich przyjęcia zdecydowało to, że władze archidiecezji krakowskiej, dostrzegłszy szczególne jego zdolności, postanowiły skierować go na studia do Rzymu.
Postanowiono zatem przyspieszyć jego święcenia kapłańskie. Normalnie, wraz ze swoimi kolegami, Karol Wojtyła powinien je przyjąć w Niedzielę Palmową 1947 roku. Jednak już pod koniec listopada 1946 miał się znaleźć w Wiecznym Mieście, dlatego metropolita krakowski, kard. Adam Sapieha wyznaczył datę święceń na 1 listopada 1946, w uroczystość Wszystkich Świętych.
Ale żeby mogło to nastąpić, trzeba było przyspieszyć także pozostałe święcenia prowadzące do kapłaństwa: obowiązujący wówczas jeszcze tzw. subdiakonat i diakonat. 13 października 1946 roku Karol Wojtyła przyjął święcenia subdiakonatu, 20 października – diakonatu, a kilkanaście dni później był już kapłanem. Każde z tych święceń było z kolei poprzedzone kilkudniowymi rekolekcjami.
Studia, wojna, oznaki powołania
Do seminarium zgłosił się zaledwie 4 lata wcześniej, jesienią 1942. Dlaczego nie bezpośrednio po zdaniu matury, w 1938? Wyjaśnił krótko: Na tamtym etapie życia moje powołanie kapłańskie jeszcze nie dojrzało. Wybrał studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. W październiku 1938 roku wraz z ojcem wyprowadził się z Wadowic. Zamieszkali przy ul. Tynieckiej w Krakowie. Chociaż dostrzegał już pierwsze oznaki powołania.
W “Darze i tajemnicy” zanotował na przykład pierwszą z nich, jaką były dla niego – wówczas jeszcze licealisty – słowa abp. Sapiehy. Po przemówieniu, którym młody Wojtyła w imieniu młodzieży witał metropolitę krakowskiego w parafii, późniejszy kardynał miał zapytać katechetę, na jaki kierunek studiów się wybiera ten młodzieniec. “Szkoda, że nie na teologię” – stwierdził, usłyszawszy, że na polonistykę.
Studia polonistyczne trwały zaledwie rok. Przerwał je wybuch II wojny światowej, który zatrzymał tok akademicki wszystkim studentom. Karol Wojtyła musiał się wówczas podjąć pracy fizycznej. Pracował w kamieniołomie na Zakrzówku. Franciszek Łabuś, “strzałowy”, któremu przyszły papież został przydzielony do pomocy, często mówił do niego: “Karolu, wy to byście poszli na księdza”.
Kapłaństwo jak śmierć
Powołanie kapłańskie Karola Wojtyły dojrzewało w dramatycznych okolicznościach. Chodzi nie tylko o wojnę. Jego matka nie żyła od niemal 10 lat. Potem stracił też brata. Jak by tego było mało, w tym czasie, w 1941 roku, zmarł jego ojciec. Wojtyła został sam.
Wspominał: Na skutek wybuchu wojny zostałem oderwany od studiów i od środowiska uniwersyteckiego. Straciłem w tym czasie mojego Ojca, ostatniego człowieka z mojej najbliższej rodziny…
To właśnie wtedy, w kontekście dramatu wojennego, który dodatkowo pogłębił jego osobisty dramat, ukształtowała się pewność powołania. Przyszły papież wspominał to tak: Wszystko to stanowiło także w znaczeniu obiektywnym jakiś proces odrywania od poprzednich własnych zamierzeń, poniekąd wyrywania z gleby, na której dotychczas rosło moje człowieczeństwo.
W podziemiu
O samym powołaniu pisał jak o wewnętrznym olśnieniu: Coraz bardziej jawiło się w mojej świadomości światło: Bóg chce, ażebym został kapłanem. Pewnego dnia zobaczyłem to bardzo wyraźnie: był to rodzaj jakiegoś wewnętrznego olśnienia…
Ostateczną decyzję wstąpienia do seminarium duchownego powziął jesienią 1942 roku. Jak to było możliwe, w centrum zawirowań wojennych? Choć okupacja niemiecka spowodowała zawieszenie wszelkich studiów, krakowskie seminarium działało. W konspiracji.
Przyjęcie do seminarium odbyło się w całkowitej tajemnicy. Rektor seminarium, ks. Piwowarczyk, nakazał mu milczenie nawet wobec najbliższych. Zewnętrznie pracując nadal jako robotnik w kamieniołomie, Wojtyła w rzeczywistości był studentem wydziału teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dwa lata studiów filozoficznych (studia teologiczne rozpoczynają się zawsze od dwuletniego kursu filozofii) odbyły się całkowicie w konspiracji. Kolejny etap studiów, czyli ścisła teologia, początkowo był również niekompletny. Normalny był dopiero rok 1945-46, po zakończeniu wojny.
Ze Wszystkimi Świętymi
W końcu przyszedł dzień święceń kapłańskich. Zwykle udzielane wiosną, w katedrze, w uroczystej oprawie, przyjmowane wraz z innymi kolegami kursowymi, w obecności licznie zgromadzonej rodziny i przyjaciół…
Pisał Jan Paweł II w “Darze i tajemnicy”: W dniu Wszystkich Świętych stawiłem się rankiem w rezydencji Arcybiskupów Krakowskich przy ul. Franciszkańskiej 3… Przyjmowałem święcenia sam, w prywatnej kaplicy Biskupów Krakowskich… W tej ceremonii uczestniczyła niewielka grupa moich krewnych i przyjaciół…
W czasie śpiewu Veni Creator Spiritus oraz Litanii do Wszystkich Świętych, leżąc krzyżem, oczekiwałem na moment włożenia rąk. Jest to chwila szczególnie przejmująca… Jest coś dogłębnie przejmującego w tej prostracji ordynantów: symbol głębokiego uniżenia wobec majestatu Boga samego, a równocześnie ich całkowitej otwartości, ażeby Duch Święty mógł zstąpić.
Troista prymicja
Dzień później przypadł dzień prymicji, pierwszej Mszy św. A był to 2 listopada, wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych. To oznaczało, że neoprezbiter Karol Wojtyła mógł odprawić nie jedną, ale trzy Msze św., bo tego dnia każdy kapłan miał i ma prawo zawsze odprawić trzy Msze św.
Zazwyczaj neoprezbiterzy jako miejsce swojej pierwszej Eucharystii wybierają rodzinną parafię. Karol Wojtyła zdecydował, że miejscem prymicji będzie krypta św. Leonarda na Wawelu. Wyjaśniał to w taki sposób: Chciałem dać wyraz szczególnej więzi duchowe z wszystkimi, którzy w tej Katedrze spoczywają. Chodziło nie tylko o więź duchową z historią Narodu, reprezentowaną przez królów, którzy tam byli koronowani i tam składano ich doczesne szczątki. Chodziło również o “głęboki moment teologiczny”. Początek kapłaństwa Karola Wojtyły przypadł właśnie wtedy, gdy Kościół daje wyraz liturgiczny prawdzie o Świętych Obcowaniu. Ci ludzie, których sarkofagi znajdują się w Katedrze Wawelskiej, także czekają tam na zmartwychwstanie. Cała Katedra – pisał Jan Paweł II – zdaje się powtarzać słowa Symbolu apostolskiego: “Wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny”.
Misterium
W przygotowaniu i początkach kapłaństwa Karola Wojtyły niemal wszystko było wyjątkowe i niezwykłe: i wojna, która sprawiła, iż stał się “konspiracyjnym klerykiem”, przygotowującym się do kapłaństwa w podziemnym seminarium; i przyspieszone święcenia kapłańskie, które przyjmował sam, w kaplicy arcybiskupiej, a nie w Katedrze wraz z innymi kolegami, i ich czas, smutną jesienią, która przypomina o przemijaniu i śmierci, a nie życiodajną wiosną; i prymicja, odprawiona w… krypcie, Krypcie św. Leonarda, a nie w rodzinnej parafii w Wadowicach; w gronie kilku zaledwie osób, bo wszystkich najbliższych ks. Karol Wojtyła już wówczas utracił.
A jednak Święty potrafił dostrzegać w tym wszystkim coś więcej niż ludzkie tylko doświadczenie: misterium, światło Pana, Jego prowadzenie i sens, głęboki sens, który wierzący potrafią zobaczyć ponad wydarzeniami i pozornymi zbiegami okoliczności. Tak jak w dacie święceń i prymicji, które ze względu na jego wyjazd do Rzymu zostały wyznaczone na 1 i 2 listopada, nie widział tylko ludzkiego wyboru, lecz głęboki teologiczny wymiar, gdzie śmierć objawia zmartwychwstanie.
W trakcie swoich święceń w prywatnej kaplicy Arcybiskupów Krakowskich ks. Karol Wojtyła szczególnie wspominał Jerzego Zachutę. Był to kleryk, z którym w czasie wojny razem przygotowywali się do kapłaństwa w warunkach konspiracyjnych. Razem rano przychodzili do tej kaplicy, by służyć do Mszy św. abp. Sapiesze, a potem razem szli do codziennej fizycznej pracy. Pewnego dnia na Mszę św. Jerzy Zachuta nie przyszedł. Okazało się, że nocą został zabrało go Gestapo. Wkrótce został rozstrzelany.
Przyjmując święcenia kapłańskie w tej samej kaplicy – pisał św. Jan Paweł II – nie mogłem nie pamiętać tego mojego brata w powołaniu kapłańskim, którego Chrystus w inny sposób połączył z misterium swojej śmierci i swojego zmartwychwstania.
ks. Przemysław Śliwiński/Stacja7
______________________________________________________________________________________________________________