______________________________________________________________________________________________________________
***
Wszyscy wierni, wyposażeni w tyle tak wielkich środków zbawienia, we wszystkich sytuacjach życiowych i w każdym stanie powołani są przez Pana, każdy na swojej drodze do doskonałej świętości.
z Konstytucji o Kościele (Sobór Watykański II)
Kościół nieustannie podaje nam wciąż nowe osoby, które w swoim życiu w sposób doskonały współpracowały z Bożą łaską i dziś oglądają już Boga twarzą w twarz. To są nasi błogosławieni, którzy nieustannie przed Bożym Obliczem orędują za nami i są wzorem dla nas szukającym swojej drogi prowadzącej do Boga.
Jakże piękne i pełne pociechy jest świętych obcowanie! Jest to rzeczywistość, która nadaje inny wymiar całemu naszemu życiu. Nigdy nie jesteśmy sami! Należymy do duchowego «towarzystwa», w którym panuje głęboka solidarność: dobro każdego przynosi korzyść wszystkim i odwrotnie, wspólne szczęście promieniuje na jednostki.
Każdy powinien mieć jakiegoś Świętego, z którym pozostawałby w bardzo zażyłej relacji, aby odczuwać jego bliskość przez modlitwę i wstawiennictwo, ale także, aby go naśladować. Chciałbym zaprosić was, abyście bardziej poznawali Świętych, rozpoczynając od tego, którego imię nosicie, czytając ich życiorysy i pisma. Bądźcie pewni, że staną się oni dobrymi przewodnikami, abyście jeszcze bardziej kochali Pana oraz będą cenną pomocą dla wzrostu ludzkiego i chrześcijańskiego.
papież Benedykt XVI
______________________________________________________________________________________________________________
“Wszyscy Święci” Fra Angelico, XV w./wikimedia commons
***
O co chodzi w kulcie świętych?
Po co nam święci? Po co się do nich modlić? Czy sam Pan Jezus nam nie wystarcza? Tego typu pytania pojawiają się nieraz w dyskusjach. Żeby dać na nie jakąś sensowną odpowiedź, trzeba jednak zacząć nie od świętych, ale od Kościoła – i jego miejsca w naszym przeżywaniu wiary.
Większość z nas zgodzi się pewnie, że wiara jest czymś do głębi osobistym – jej siedliskiem jest serce, w które nie ma wglądu nikt poza Bogiem i nami. Marcin Luter, próbując ująć ten osobisty charakter wiary, w jednym z kazań powiedział kiedyś, że „wierzyć może tylko każdy sam, tak jak umrzeć może każdy sam”. Wiara jest jak moment odejścia z tego świata: stoję w niej sam wobec Tajemnicy Boga, jak umierający stoi sam wobec otchłani śmierci – i nikt mnie w tym nie zastąpi. Brzmi dramatycznie? Na szczęście nie jest to katolicka wizja wiary, choć może niejeden i niejedna z nas tak właśnie swoją wiarę przeżywa.
Wiara, choć ma swój wymiar osobisty i nieprzekazywalny, nie rozwija się bowiem w izolacji. W momencie gdy przyjmę chrzest i uwierzę, automatycznie zostaję włączony w sieć relacji, które łączą wszystkich wierzących. Ta sieć relacji to Kościół. Moje odniesienie do Boga nigdy nie jest więc tylko moje – w Katechizmie czytamy, że „nikt nie może wierzyć sam, tak jak nikt nie może żyć sam” (KKK 166). Podobnie jak w codziennym życiu, również w dziedzinie wiary wzajemnie od siebie zależymy, możemy sobie pomagać, troszczyć się o siebie, a w chwilach słabości być dla siebie nawzajem oparciem. Kiedy Kościół zachęca do modlitwy za wstawiennictwem świętych, mówi po prostu, że ta wzajemna pomoc i wymiana darów obejmuje nie tylko tych członków Kościoła, którzy aktualnie żyją na tym świecie, ale także tych, którzy żyją już na wieki w Bogu. Ci ostatni, będąc teraz bliżej Boga, zamiast o nas zapomnieć i zająć się wyłącznie przeżywaniem swojego szczęścia, tym bardziej o nas pamiętają i tym skuteczniej mogą nas wspierać na naszej drodze wiary.
„Żywe kamienie”
Na czym jednak miałoby polegać to wsparcie? Jeśli to Chrystus wysłużył nam zbawienie, to po co nam jeszcze jacyś inni, ludzcy pomocnicy? Czy, szukając ich, przypadkiem Go nie obrażamy? W odpowiedzi na to pytanie znowu pomoże nam odwołanie do naszego potocznego doświadczenia. Być może ciesząc się ze swojego sukcesu (np. na jakimś konkursie albo na zawodach sportowych) zastanawiałeś się, czy to nie jest pycha – przypisywać sobie sukces, podczas gdy powinieneś raczej podziękować Jezusowi? Bo jeśli to Twoja zasługa, to może w ten sposób odbierasz zasługę Temu, od którego wszystko otrzymujesz? Otóż nic z tych rzeczy. Pan Jezus nie patrzy na ludzi jak na swoich konkurentów. Nie jest jak nadopiekuńczy rodzic, który chce wszystko robić za dziecko, skrycie chełpiąc się, że wszystko to jego zasługa. Jest raczej jak rodzic mądry, który cieszy się, kiedy dziecko zrobi coś samodzielnie (choćby nie było to w sensie ścisłym konieczne) i wie, że w żaden sposób nie traci przez to zasługi – to w końcu on dał dziecku życie i umożliwił jego rozwój.
Podobnie jest z naszym szukaniem wsparcia u świętych. To prawda, że wsparcie to całkowicie zależy od samego Jezusa, Jedynego Pośrednika między Bogiem a ludźmi (por. 1 Tm 2,5). Zamiast jednak zazdrośnie strzec swojej wyłączności, cieszy się On, gdy może włączyć w zbawcze działanie względem nas także tych naszych braci, którzy już doszli do celu. Chrystus buduje swój Kościół nie z martwych kamieni, które mogą się jedynie biernie poddawać Jego wszechmocy, ale z „żywych kamieni” (por. 1 P 2,5), obdarzonych wolnością i powołanych do aktywnego udziału w dziele zbawienia. Święci są takimi „żywymi kamieniami” w sensie o wiele doskonalszym niż my, stąd też skuteczność wsparcia, które możemy od nich otrzymać.
Poszukiwanie inspiracji
Ks. Janusz St. Pasierb zauważył kiedyś, że święci są tak bardzo niepodobni do siebie nawzajem, a jednocześnie wszyscy tak bardzo podobni do Pana Jezusa. Jesteśmy powołani przede wszystkim do tego, żeby naśladować samego Jezusa, ale to naśladowanie może się dokonać na tyle różnych sposobów, ile jest różnych charakterów, temperamentów i konkretnych powołań. Wielobarwny tłum świętych pokazuje nam, że w świętości nie ma nic z mechanicznego powielania i że nawet największy oryginał może znaleźć drogę do Boga, pozostając sobą. To dlatego, oprócz praktykowania modlitwy za wstawiennictwem świętych, warto ich poznawać i szukać wśród nich inspiracji dla własnej drogi wiary.
ks. Andrzej Persidok/Stacja7.pl
______________________________________________________________________________________________________________
30 czerwca
Święci Pierwsi Męczennicy
Świętego Kościoła Rzymskiego
Zobacz także: • Święty Władysław, król • Błogosławiony Rajmund Lull, męczennik • Błogosławiony January Maria Sarnelli, prezbiter |
Ze wszystkich miast, najwięcej męczenników poniosło śmierć i pochowano w Rzymie. Przez pierwszych 300 lat chrześcijaństwa to tu powstawały dekrety prześladowcze i tu je skwapliwie wykonywano. Kościoły i kaplice Rzymu kryją w swoim cieniu setki ich relikwii. Samych papieży, którzy za wiarę oddali swoje życie, jest około trzydziestu. Pierwsze prześladowanie, rozpętane przez cesarza Nerona w latach 64-67, było dużym zaskoczeniem – i nie ma żadnego rejestru osób, które oddały wtedy życie za Chrystusa. Liczba tych męczenników była ogromna, oblicza się ją na kilka tysięcy. Wyrafinowanymi mękami i torturami Neron chciał zrzucić na chrześcijan winę za podpalenie Rzymu, którego się dopuścił, aby na jego zgliszczach wystawić nowe, piękniejsze miasto. Przez masowe egzekucje chciał odwrócić od siebie całą nienawiść ludu rzymskiego. Dla oddania – tym po większej części bezimiennym – bohaterom wiary należnej czci w nowym kalendarzu liturgicznym zostało ustanowione w roku 1969 wspomnienie świętych Pierwszych Męczenników Kościoła Rzymskiego. Nawiązuje ono do uroczystości wczorajszej, kiedy to ofiarą tego właśnie prześladowania stali się książęta apostolscy, św. Piotr i św. Paweł. Najwybitniejszy historyk rzymski, Tacyt (+ 120), który uważał chrześcijan za sektę i jawnie okazywał wobec nich swoją niechęć i pogardę, pisał tak:”Zdarzyło się potem (rok 64) nieszczęście – nie wiadomo, czy z przypadku, czy przez złośliwość cezara (Nerona), bo obydwie wersje podają pisarze – ale cięższe i okropniejsze od wszystkich, jakie temu miastu gwałtowność pożarów wyrządziła. Ogień powstał w tej części cyrku, która przylegała do palatyńskiego i celijskiego wzgórza (…). I nikt nie śmiał pożarowi zapobiec wobec częstych pogróżek wielu, którzy gasić zabraniali, i ponieważ inni jawnie ciskali głownie, i głośno wołali, że są do tego upoważnieni – czy też chcąc swobodniej uprawiać grabież, czy też istotnie taki mieli rozkaz (…). Te zabiegi (zrzucenia ze siebie winy) chybiały celu, ponieważ rozeszła się pogłoska, że właśnie w chwili, gdy miasto stało w płomieniach, Neron wstąpił na scenę domowego teatru i opiewał zagładę Troi (…). Atoli ani pod wpływem zabiegów ludzkich, ani darowizn cezara (…) nie ustępowała hańbiąca pogłoska, lecz wierzono, że pożar był nakazany. Aby ją usunąć, podstawił Neron winowajców, najbardziej wyszukanymi kaźniami tych (…), których gmin chrześcijanami nazywał. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza był na śmierć skazany przez prokuratora, Poncjusza Piłata; a przytłumiony na razie zabobon zgubny znowu wybuchnął nie tylko w Judei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy (…). Schwytano więc najpierw tych, którzy tę wiarę publicznie wyznawali (…). A śmierci im przydano urągowisko, że okryci skórami dzikich zwierząt ginęli rozszarpywani przez psy albo przybici do krzyżów. Gdy zabrakło dnia, płonęli, służąc za nocne pochodnie” (…).Tacyt pisze także, że aresztowanych było “ogromne mnóstwo”, tak że “budziła się ku nim litość, jako że nie dla pożytku państwa, lecz dla zadośćuczynienia okrucieństwu jednego człowieka byli traceni” (Roczniki, XV, s. 38-45).Kościół pochyla się dzisiaj nad tymi, którzy w jego początkach, podczas prześladowań rzymskich, złożyli za wiarę ofiarę z życia. | |
______________________________________________________________________________________________________________
29 czerwca
Święci Apostołowie Piotr i Paweł
Kościół umieszcza w jednym dniu uroczystość św. Pawła wraz ze św. Piotrem nie dlatego, aby równał go w prymacie z pierwszym zastępcą Chrystusa. Chodzi jedynie o podkreślenie, że obaj Apostołowie byli współzałożycielami gminy chrześcijańskiej w Rzymie, obaj w tym mieście oddali dla Chrystusa życie swoje oraz że w Rzymie są ich relikwie i sanktuaria. Najwięcej jednak zaważyła na połączeniu pamiątki obu Apostołów w jednym dniu opinia, dzisiaj uznawana za mylną, że obaj Apostołowie ponieśli śmierć męczeńską tego samego dnia. Już w roku 258 obchodzono święto obu Apostołów razem dnia 29 czerwca, tak na Zachodzie, jak też i na Wschodzie, co wskazywałoby na powszechne przekonanie, że był to dzień śmierci obu Apostołów. Taki bowiem był bardzo dawny zwyczaj, że święta liturgiczne obchodzono w dniu śmierci męczenników, a potem także (od w. IV) – wyznawców. Inna ze współczesnych teorii mówi, że 29 czerwca miało miejsce przeniesienie relikwii obu Apostołów do katakumb Kaliksta podczas prześladowań za cesarza Waleriana w celu schowania ich i uchronienia przed zniszczeniem. Właściwe imię Piotra to Szymon (Symeon). Pan Jezus zmienił mu imię na Piotr przy pierwszym spotkaniu, gdyż miało ono symbolizować jego przyszłe powołanie. Pochodził z Betsaidy, miejscowości położonej nad Jeziorem Genezaret (Galilejskim). Był bratem św. Andrzeja, Apostoła, który Szymona przyprowadził do Pana Jezusa niedługo po chrzcie w rzece Jordan, jaki Chrystus Pan otrzymał z rąk Jana Chrzciciela (Mt 10, 2; J 1, 41). To, że Chrystus Pan zetknął się z Andrzejem i Szymonem w pobliżu rzeki Jordan, wskazywałoby, że obaj bracia byli uczniami św. Jana (J 1, 40-42). Ojcem Szymona Piotra był Jona (lub Jan), rybak galilejski. Kiedy Chrystus Pan włączył Piotra do grona swoich uczniów, ten nie od razu przystał do Pana Jezusa, ale nadal trudnił się pracą rybaka. Dopiero po cudownym połowie ryb definitywnie został przy Chrystusie w charakterze Jego ucznia wraz ze swoim bratem, Andrzejem (por. Łk 5, 1-11). Kiedy Piotr przystąpił do grona uczniów Pana Jezusa, był już człowiekiem żonatym i mieszkał w Kafarnaum u teściowej, którą Pan Jezus uzdrowił (Mk 1, 29-31; Łk 4, 38-39). Tradycja wczesnochrześcijańska wydaje się potwierdzać, że miał dzieci, gdyż wymienia jako jego córkę św. Petronelę. Nie jest to jednak pewne. Jezus bardzo wyraźnie wyróżniał Piotra wśród Apostołów. Piotr był świadkiem – wraz z Janem i Jakubem – wskrzeszenia córki Jaira (Mt 9, 23-26; Mk 5, 35-43; Łk 8, 49-56), przemienienia na górze Tabor (Mt 17, 1-13; Mk 9, 2-13; Łk 9, 28-36) i modlitwy w Getsemani (Mt 26, 37-46; Mk 14, 33-42; Łk 22, 41-46). Kiedy Jezus zapytał Apostołów, za kogo uważają Go ludzie, otrzymał na to różne odpowiedzi. Kiedy zaś rzucił im pytanie: “A wy za kogo Mnie uważacie?” – usłyszał z ust Piotra wyznanie: “Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Za to otrzymał w nagrodę obietnicę prymatu nad Kościołem Chrystusa: “Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr (czyli skała), i na tej skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16, 18-19). Można byłoby wymienić jeszcze inne historie związane z Piotrem. Jezus ratuje Piotra, kiedy tonął w Jeziorze Galilejskim (Mt 14, 28-31). Piotr płaci podatek za Jezusa i za siebie monetą, wydobytą z pyszczka ryby (Mt 17, 24-27); od Piotra Pan Jezus zaczyna mycie nóg Apostołom przy Ostatniej Wieczerzy (J 13, 6-11). Przed pojmaniem Mistrza Piotr zapewnia Go o swojej dla Niego wierności (Mt 26, 33). W Getsemani występuje w obronie Jezusa i ucina ucho słudze arcykapłana, Malchusowi (Mt 26, 51-54; Mk 14, 47; Łk 22, 49-50; J 18, 10-11). On jeden, wraz z Janem, idzie za Chrystusem aż na podwórze arcykapłana. Jednak tu, rozpoznany, trzykrotnie wyrzeka się ze strachu Jezusa, dwukrotnie potwierdzając to zaparcie się Chrystusa przysięgą. Kiedy zapiał kogut, przypomniał sobie przepowiednię Mistrza i gorzko zapłakał (Mt 26, 69-75; Mk 14, 66-72; Łk 22, 54-62; J 18, 15-27). Przed odejściem do nieba Pan Jezus zlecił Piotrowi najwyższą władzę pasterzowania nad Jego Apostołami i pozostałymi wiernymi wyznawcami (J 21, 15-19). Apostołowie od początku podjęli te słowa i uznali w Piotrze pierwszego spośród siebie. We wszystkich wykazach apostolskich Piotr jest zawsze stawiany na pierwszym miejscu (Mt 10, 2; Mk 3, 16; Łk 6, 14; Dz 1, 13). Pisma Nowego Testamentu wymieniają go 150 razy. Piotr proponuje Apostołom przyłączenie do ich grona jeszcze jednego w miejsce Judasza (Dz 1, 15-26). Piotr pierwszy przemawia do tłumu w dzień Zesłania Ducha Świętego i pozyskuje sporą liczbę pierwszych wyznawców (Dz 2, 14-36). Uzdrawia chromego od urodzenia i nawraca kilka tysięcy ludzi (Dz 3, 1-26). Zakłada pierwszą gminę chrześcijańską w Jerozolimie i sprawuje nad nią władzę sądowniczą (Dz 5, 1-11). To jego Chrystus poucza w tajemniczym widzeniu, że ma także przyjmować pogan i nakazuje mu udać się do domu oficera rzymskiego, Korneliusza (Dz 10, 1-48). Na Soborze apostolskim Piotr jako pierwszy przemawia i decyduje, że należy iść także do pogan, a od nawróconych z pogaństwa nie należy żądać wypełniania nakazów judaizmu, obowiązujących Żydów (Dz 15, 1-12). W myśl zasady postawionej przez Pana Jezusa: “Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (Mt 26, 31) – właśnie Piotr stał się głównym przedmiotem nienawiści i pierwszym obiektem prześladowań. Został nawet pojmany i miał być wydany przez króla Heroda Agryppę I Żydom na stracenie. Jednak anioł Pański wybawił go cudownie od niechybnej śmierci (Dz 12, 1-17). Niebawem po uwolnieniu Piotr udał się do Antiochii, gdzie założył swoją stolicę (Ga 2, 11-14). Stamtąd podążył do Małej Azji i Koryntu (2 P 1, 1), aby wreszcie osiąść na stałe w Rzymie. Tu także poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Nerona ok. 64 roku, umierając na krzyżu, jak mu to zapowiedział Chrystus (J 21, 18-19). O pobycie Piotra w Rzymie i jego śmierci piszą między innymi: św. Klemens Rzymski (+ ok. 97), List do Koryntian, 5; św. Ignacy z Antiochii (+ ok. 117), List do Rzymian 4, 3; św. Dionizy z Koryntu (+ 160); św. Ireneusz (+ 202); Euzebiusz – Historia Kościoła 2, 25, 8; św. Kajus Rzymski (+ 296) i wielu innych. Św. Piotr zostawił dwa listy, które należą do ksiąg Pisma świętego Nowego Testamentu. Dyktował je swojemu uczniowi Sylwanowi (1 P 5, 12). Wyróżniają się one niezwykłą plastyką i ekspresją. Jako zwierzchnik Kościoła Piotr ma odwagę przestrzec wiernych przed zbyt dowolnym tłumaczeniem pism Pawła Apostoła (2 P 3, 14-16). Pierwszy list Piotr pisał ok. 63 r., przed prześladowaniem wznieconym przez Nerona. Pisał go z Rzymu. Drugi list, pisany również z Rzymu, prawdopodobnie został zredagowany w więzieniu, gdyż Piotr pisze o swojej rychłej śmierci. Tak więc list powstał w 64 lub 67 roku (2 P 1, 14). O wielkiej popularności św. Piotra świadczą liczne apokryfy. Na pierwszym miejscu należy do nich Ewangelia Piotra, której fragment udało się przypadkowo odnaleźć w roku 1887 w Achmin w Górnym Egipcie. Mogła powstać już w latach 120-130 po Chrystusie. Kerygma Piotra – to rodzaj homilii. Powstała ona również ok. roku 130 i ma zabarwienie gnostyckie. Apokalipsa św. Piotra należała kiedyś do najbardziej znanych apokryfów. Pochodzi ona również z początków chrześcijaństwa, odnaleziona została w roku 1887 wraz z Ewangelią Piotra. Zawiera opis sądu i losu dusz po śmierci. Wreszcie apokryf już znacznie późniejszy, z V w., Dzieje Piotra i Pawła. Autor tak niepodzielnie łączy losy obu Apostołów, że oznacza datę ich śmierci nie tylko w jednym roku, ale nawet w jednym dniu. Nadto według autora obydwaj Apostołowie zostali pochowani w jednym miejscu. Wyznaczoną przez autora tego apokryfu datę śmierci przyjęło Martyrologium Rzymskie. Św. Piotr poniósł śmierć męczeńską według podania na wzgórzu watykańskim. Miał być ukrzyżowany według świadectwa Orygenesa głową w dół na własną prośbę, gdyż czuł się niegodnym umierać na krzyżu jak Chrystus. Cesarz Konstantyn Wielki wystawił ku czci św. Piotra nad jego grobem bazylikę. Obecna bazylika Św. Piotra w Rzymie pochodzi z wieku XVI-XVII, zbudowana została w latach 1506-1629. Teren wokół bazyliki należy do Państwa Watykańskiego, istniejącego w obecnym kształcie od roku 1929 jako pozostałość dawnego państwa papieży. Liczy ono 0,44 km2 powierzchni i zamieszkuje je ok. 1000 ludzi. Bazylika wystawiona na grobie św. Piotra jest symbolem całego Kościoła Chrystusa. Rocznie nawiedza ją kilkanaście milionów pielgrzymów i turystów z całego świata. W czasie prac archeologicznych przeprowadzonych w podziemiach bazyliki św. Piotra w latach 1940-1949 znaleziono pod konfesją (pod głównym ołtarzem bazyliki) grób św. Piotra. Oprócz tej najsłynniejszej świątyni, wystawionej ku czci św. Piotra Apostoła, w samym Rzymie istnieją ponadto: kościół św. Piotra na Górze Złotej (Montorio), czyli na Janikulum, zbudowany na miejscu, gdzie Apostoł miał ponieść śmierć męczeńską; kościół św. Piotra w Okowach, wystawiony na miejscu, gdzie św. Piotr miał być więziony; kościół świętych Piotra i Pawła; kościółek “Quo vadis” przy Via Appia, wystawiony na miejscu, gdzie Chrystus według podania miał zatrzymać Piotra, usiłującego opuścić Rzym.Św. Piotr, pierwszy papież, jest patronem m. in. diecezji w Rzymie, Berlinie, Lozannie; miast: Awinionu, Biecza, Duszników Zdroju, Frankfurtu nad Menem, Genewy, Hamburga, Nantes, Poznania, Rygi, Rzymu, Trzebnicy; a także blacharzy, budowniczych mostów, kowali, kamieniarzy, marynarzy, rybaków, zegarmistrzów. Wzywany jako orędownik podczas epilepsji, gorączki, febry, ukąszenia przez węże.W ikonografii św. Piotr ukazywany jest w stroju apostoła, jako biskup lub papież w pontyfikalnych szatach. Od IV w. (medalion z brązu – Watykan, mozaika w S. Clemente) ustalił się typ ikonograficzny św. Piotra – szerokie rysy twarzy, łysina lub lok nad czołem, krótka, gęsta broda. Od XII wieku przedstawiany jest jako siedzący na tronie. Atrybutami Księcia Apostołów są: anioł, kajdany, dwa klucze symbolizujące klucze Królestwa Bożego, kogut, odwrócony krzyż, księga, łódź, zwój, pastorał, ryba, sieci, skała – stanowiące aluzje do wydarzeń w jego życiu, tiara w rękach. **** Paweł pochodził z Tarsu w Cylicji – Mała Azja (Dz 21, 39; 22, 3). Urodził się jako obywatel rzymski, co dawało mu pewne wyróżnienie i przywileje. W naglących wypadkach umiał z tego korzystać (Dz 16, 35-40; 25, 11). Nie wiemy, jaką drogą Paweł to obywatelstwo otrzymał: być może, że całe miasto rodzinne cieszyło się tym przywilejem; możliwe, że rodzina Apostoła nabyła lub po prostu kupiła sobie ten przywilej, bowiem i tą drogą także można było otrzymać obywatelstwo rzymskie w owych czasach (Dz 22, 28). Szaweł urodził się w Tarsie ok. 8 roku po narodzeniu Chrystusa (niektórzy badacze podają czas między 5 a 10 rokiem). Jego rodzina chlubiła się, że pochodziła z rodu Beniamina, co także i Paweł podkreślał z dumą (Rz 11, 1). Dlatego otrzymał imię Szaweł (spolszczona wersja hebrajskiego Saul) od pierwszego i jedynego króla Izraela z tego rodu (panował w wieku XI przed Chrystusem). Rodzina Szawła należała do faryzeuszów – najgorliwszych patriotów i wykonawców prawa mojżeszowego (Dz 23, 6). Uczył się rzemiosła – tkania płótna namiotowego. Po ukończeniu miejscowych szkół – a trzeba przyznać, że Paweł zdradza duże oczytanie (por. Tt 1, 12) – w wieku ok. 20 lat udał się Apostoł do Palestyny, aby w Jerozolimie “u stóp Gamaliela” pogłębiać swoją wiedzę skrypturystyczną i rabinistyczną (Dz 22, 3). Nie znał Jezusa. Wiedział jednak o chrześcijanach i szczerze ich nienawidził, uważając ich za odstępców i odszczepieńców. Dlatego z całą satysfakcją asystował przy męczeńskiej śmierci św. Szczepana (Dz 7, 58). Nie mając jednak pełnych lat 30, nie mógł wykonywać wyroku śmierci na diakonie. Pilnował więc szat oprawców i zapewne pilnie ich zachęcał, aby dokonali egzekucji (Dz 7, 58-60). Kiedy tylko Szaweł doszedł do wymaganej pełnoletności, udał się do najwyższych kapłanów i Sanhedrynu, aby otrzymać listy polecające do Damaszku. Dowiedział się bowiem, że uciekła tam spora liczba chrześcijan, chroniąc się przed prześladowaniem, jakie wybuchło w Jerozolimie (Dz 9, 1-3). Gdy Szaweł był blisko murów Damaszku, spotkał go Chrystus, powalił na ziemię, oślepił i w jednej chwili objawił mu, że jest w błędzie; że nauka, którą on tak zaciekle zwalczał, jest prawdziwą; że chrześcijaństwo jest wypełnieniem obietnic Starego Przymierza; że Chrystus nie jest bynajmniej zwodzicielem, ale właśnie tak długo oczekiwanym i zapowiadanym Mesjaszem. Było to w ok. 35 roku po narodzeniu Chrystusa, a więc drugim po Jego śmierci. Po swoim nawróceniu Szaweł został ochrzczony przez Ananiasza, któremu Chrystus polecił to w widzeniu (Dz 9, 10-18). Po chrzcie Szaweł rozpoczął nową erę życia: głoszenia Chrystusa. Najpierw udał się na pustkowie, gdzie przebywał prawdopodobnie kilka miesięcy. Tam Chrystus bezpośrednio wtajemniczył go w swoją naukę (Ga 1, 11-12). Paweł przestudiował i przeanalizował na nowo Stare Przymierze. Następnie, po powrocie do Damaszku, przez 3 lata nawracał jego mieszkańców. Zawiedzeni Żydzi postanowili zemścić się na renegacie i czyhali na jego zgubę. Zażądali więc od króla Damaszku Aretasa, by wydał im Szawła. Szaweł jednak uciekł w koszu spuszczonym z okna pewnej kamienicy przylegającej do muru miasta. Udał się następnie do Jerozolimy i przedstawił się Apostołom. Powitano go ze zrozumiałą rezerwą. Tylko dzięki interwencji Barnaby, który wśród Apostołów zażywał wielkiej powagi, udało się przychylnie nastawić Apostołów do Pawła. Ponieważ jednak także w Jerozolimie przygotowywano na Apostoła zasadzki, musiał chronić się ucieczką do rodzinnego Tarsu. Stamtąd wyprowadził Pawła na szerokie pola Barnaba. Razem udali się do Antiochii, gdzie chrześcijaństwo zapuściło już korzenie. Tamtejszej gminie nadali niezwykły rozwój przez to, że kiedy wzgardzili nimi Żydzi, oni udali się do pogan. Ci z radością przyjmowali Ewangelię tym chętniej, że Paweł i Barnaba zwalniali ich od obrzezania i prawa żydowskiego, a żądali jedynie wiary w Chrystusa i odpowiednich obyczajów. Zostali jednak oskarżeni przed Apostołami, że wprowadzają nowatorstwo. Doszło do konfliktu, gdyż obie strony i tendencje miały licznych zwolenników. Zachodziła obawa, że Apostołowie w Jerozolimie przychylą się raczej do zdania konserwatystów. Sami przecież pochodzili z narodu żydowskiego i skrupulatnie zachowywali prawo mojżeszowe. Na soborze apostolskim jednakże (49-50 r.) miał miejsce przełom. Apostołowie, dzięki stanowczej interwencji św. Piotra, orzekli, że należy pozyskiwać dla Chrystusa także pogan, że na nawróconych z pogaństwa nie należy nakładać ciężarów prawa mojżeszowego (Dz 15, 6-12). Było to wielkie zwycięstwo Pawła i Barnaby. Od tej pory Paweł rozpoczyna swoje cztery wielkie podróże. Wśród niesłychanych przeszkód tak natury fizycznej, jak i moralnej, prześladowany i męczony, przemierza obszary Syrii, Małej Azji, Grecji, Macedonii, Italii i prawdopodobnie Hiszpanii, zakładając wszędzie gminy chrześcijańskie i wyznaczając w nich swoich zastępców. Oblicza się, że w swoich czterech podróżach, wówczas tak bardzo wyczerpujących i niebezpiecznych, Paweł pokonał ok. 10 tys. km dróg morskich i lądowych. Pierwsza wyprawa miała miejsce w latach 44-49: Cypr-Galacja, razem z Barnabą i Markiem; druga – w latach 50-53: Filippi-Tesaloniki-Berea-Achaia-Korynt, razem z Tymoteuszem i Sylasem; trzecia – w latach 53-58: Efez-Macedonia-Korynt-Jerozolima. Aresztowany został w Jerozolimie w 60 r. Kiedy namiestnik zamierzał wydać Pawła Żydom, ten odwołał się do cesarza. Przebywał jednak w więzieniu w Cezarei Palestyńskiej ponad dwa lata, głosząc i tam Chrystusa. W drodze do Rzymu statek wiozący więźniów rozbił się u wybrzeży Malty. Na wyspie Paweł spędził trzy zimowe miesiące, w czasie których nawrócił mieszkańców. W Rzymie także jakiś czas spędził jako więzień, aż dla braku dowodów winy (Żydzi z Jerozolimy się nie stawili) został wypuszczony na wolność. Ze swojego więzienia w Rzymie Paweł wysłał szereg listów do poszczególnych gmin i osób. Po wypuszczeniu na wolność zapewne udał się do Hiszpanii (Rz 15, 24-25), a stamtąd powrócił do Achai. Nie wiemy, gdzie został ponownie aresztowany. Jednak sam fakt, że go tak pilnie poszukiwano, wskazuje, jak wielką powagą się cieszył. Ok. 67 (lub 66) roku Paweł poniósł śmierć męczeńską. Według bardzo starożytnego podania św. Paweł miał ponieść śmierć od miecza (jako obywatel rzymski). Nie jest znany dzień jego śmierci, za to dobrze zachowano w pamięci miejsce jego męczeństwa: Aquae Silviae za Bramą Ostyjską w Rzymie. Ciało Męczennika złożono najpierw w posiadłości św. Lucyny przy drodze Ostyjskiej. W roku 284 za czasów prześladowania, wznieconego przez cesarza Waleriana, przeniesiono relikwie Apostoła do katakumb, zwanych dzisiaj katakumbami św. Sebastiana przy drodze Apijskiej. Być może na krótki czas spoczęły tu także relikwie św. Piotra. Po edykcie cesarza Konstantyna Wielkiego (313) ciało św. Piotra przeniesiono do Watykanu, a ciało św. Pawła na miejsce jego męczeństwa, gdzie cesarz wystawił ku jego czci bazylikę pod wezwaniem św. Pawła. Z pism apokryficznych o św. Pawle można wymienić: Nauczanie Pawła o zabarwieniu gnostyckim. Dzieje Pawła w przekładzie koptyjskim odnalazł i opublikował C. Schmidt w roku 1905. Autor opisuje w nim wydarzenie znane z Dziejów Apostolskich, dołącza na pół fantastyczne dzieje św. Tekli oraz apokryficzną korespondencję św. Pawła z Koryntianami, wreszcie opis męczeństwa Apostoła. Według Tertuliana dzieje te napisał pewien kapłan z Małej Azji około roku 160-170. Autor za podszywanie się pod imię Apostoła został kanonicznie ukarany. Apokalipsa św. Pawła to opis podróży Pawła pod przewodnictwem anioła w zaświaty. Opisuje spotkanie w niebie z osobami, znanymi z Pisma świętego Starego i Nowego Przymierza, oraz w piekle – z osobami przewrotnymi. Dzieło to odnalazł Konstantyn Tischendorf w roku 1843 na Górze Synaj w tamtejszym klasztorze prawosławnym. Wreszcie dużą wrzawę wywołał kiedyś spór o Korespondencję św. Pawła z Seneką. Nawet św. Hieronim i św. Augustyn błędnie opowiedzieli się za autentycznością tego dzieła. Paweł jest autorem 13 listów do gmin chrześcijańskich, włączonych do ksiąg Nowego Testamentu. Jest patronem licznych zakonów, Awinionu, Berlina, Biecza, Frankfurtu nad Menem, Poznania, Rygi, Rzymu, Saragossy oraz marynarzy, powroźników, tkaczy. W czasie pontyfikatu papieża Benedykta XVI Kościół obchodził Rok św. Pawła w związku z jubileuszem 2000 lat od narodzin Apostoła Narodów (2008-2009). W ikonografii przedstawiany jest w długiej tunice i płaszczu. Jego atrybutami są: baranek, koń, kość słoniowa, miecz. |
______________________________________________________________________________________________________________
28 czerwca
Święty Ireneusz,
biskup i męczennik, doktor Kościoła
Zobacz także: • Święty Paweł I, papież |
Ireneusz urodził się w Smyrnie (dzisiejszy Izmir w Turcji) około 130 r. (chociaż podawane są też daty między 115 a 125 rokiem albo między rokiem 130 a 142). Był uczniem tamtejszego biskupa, św. Polikarpa – ucznia św. Jana Apostoła. W swoim dziele Przeciw herezjom Ireneusz pisze, że gdy był uczniem św. Polikarpa, ten był już starcem. Apostołował w Galii (teren dzisiejszej Francji). Stamtąd w 177 r. został wysłany przez chrześcijan do papieża Eleuteriusza z misją. Kiedy Ireneusz był w drodze do Rzymu, w mieście nastało krwawe prześladowanie, którego ofiarą padli św. Potyn, biskup Lyonu, i jego 47 towarzyszy. Kiedy Ireneusz powrócił do Lyonu (łac. Lugdunum), został powołany na biskupa tegoż miasta po św. Potynie. Jako wybitny teolog zwalczał w swoich pismach gnostyków, wykazując, że tylko Kościół przechował wiernie tradycję otrzymaną od Apostołów. Nie wiemy nic o działalności duszpasterskiej Ireneusza. Pozostawił jednak dzieło, które stanowi prawdziwy jego pomnik i wydaje najwymowniejsze świadectwo o wiedzy teologicznej autora, jak też o żarliwości apostolskiej o czystość wiary. Ireneusz używał greki. W swoim dziele Przeciw herezjom (które zachowało się w jednej z łacińskich kopii) przedstawił wszystkie błędy, jakie nękały pierwotne chrześcijaństwo. Jest to więc niezmiernie ważny dokument. Zbija on błędy i daje wykład autentycznej wiary. Zawiera nie tylko indeks herezji, ale także sumę tradycji apostolskiej i pierwszych Ojców Kościoła. Drugie dzieło, Dowód prawdziwości nauki apostolskiej, zachowało się w przekładzie na język ormiański. Ireneuszowi zawdzięczamy pojęcie Tradycji i sukcesji apostolskiej, a także spis papieży od św. Piotra do Eleuteriusza. Euzebiusz z Cezarei (pisarz i historyk Kościoła żyjący na przełomie III i IV w.) nie podaje, jaką śmiercią pożegnał życie doczesne w 202 r. Ireneusz, ale wyraźnie o jego męczeńskiej śmierci w czasach prześladowań Septymiusza Sewera piszą św. Hieronim (w. V) i św. Grzegorz z Tours (w. VI). Pochowany został w Lyonie, w kościele św. Jana, który później otrzymał jego imię. Relikwie zostały zniszczone przez hugenotów w 1562 r. Kościół w Lyonie oddaje cześć św. Ireneuszowi jako doktorowi Kościoła i swemu głównemu patronowi. Dopiero jednak papież Benedykt XV w roku 1922 doroczną pamiątkę św. Ireneusza rozszerzył na cały Kościół.W 2022 r. papież Franciszek potwierdził tytuł doktora Kościoła dla św. Ireneusza w całym Kościele powszechnym. W ikonografii jest przedstawiany w stroju biskupa rytu rzymskiego z mitrą i pastorałem. |
___________________________________________________________________________________
Św. Ireneusz z Lyonu
Flora Genoher/CC 2.0/wiara.pl
***
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji generalnej, 28.03.2007
Drodzy Bracia i Siostry!
W katechezach przedstawiających wielkie postaci Kościoła pierwszych wieków dochodzimy dzisiaj do wybitnej osoby — św. Ireneusza z Lyonu. Wiadomości biograficzne o nim zaczerpnięte są z jego własnego świadectwa, przekazanego nam przez Euzebiusza w piątej księdze Historii Kościoła. Ireneusz według wszelkiego prawdopodobieństwa urodził się w Smyrnie (dzisiejszy Izmir w Turcji) ok. 135-140 r. Tam już jako młody chłopiec był uczniem biskupa Polikarpa, który był z kolei uczniem apostoła Jana. Nie wiemy, kiedy przeniósł się z Azji Mniejszej do Galii, ale musiało się to zbiec z początkami rozwoju wspólnoty chrześcijańskiej w Lyonie: tutaj spotykamy Ireneusza w 177 r. jako członka kolegium prezbiterów. W tym samym roku został on posłany do Rzymu, by doręczył papieżowi Eleuteriuszowi list wspólnoty lyońskiej. Misja rzymska uratowała Ireneusza przed prześladowaniami Marka Aureliusza, podczas których zginęło co najmniej czterdziestu ośmiu męczenników, a wśród nich sam biskup Lyonu — dziewięćdziesięcioletni Potyn, który zmarł wskutek tortur w więzieniu. I tak Ireneusz po powrocie został wybrany na biskupa miasta. Nowy pasterz poświęcił się bez reszty posłudze biskupiej, która zakończyła się ok. 202-203 r., kiedy prawdopodobnie umarł jako męczennik.
Ireneusz był przede wszystkim człowiekiem wiary i pasterzem. Jako dobrego pasterza cechuje go roztropność, bardzo dobra znajomość doktryny oraz żarliwość misyjna. Jako pisarz ma na względzie dwa cele: bronić prawdziwej doktryny przed atakami ze strony heretyków oraz przedstawiać w sposób jasny prawdy wiary. Tym właśnie celom służą dwa dzieła, które po nim pozostały: pięć ksiąg Przeciw herezjom (Adversus haereses) oraz Dowód prawdziwości nauki apostolskiej (Demonstratio apostolicae praedicationis); tę ostatnią można również nazwać najstarszym «katechizmem nauki chrześcijańskiej». Ireneusz jest zatem mistrzem w zwalczaniu herezji. Kościół II w. był zagrożony przez tzw. gnozę — doktrynę, według której wiara nauczana przez Kościół ma charakter jedynie symboliczny i jest przeznaczona dla ludzi prostych, którzy nie potrafią zrozumieć rzeczy trudnych; natomiast wtajemniczeni, intelektualiści — nazywający siebie gnostykami — rzekomo zrozumieli, co kryje się za tymi symbolami, tak więc tworzyli chrześcijaństwo elitarne, intelektualne. Oczywiście w owym intelektualnym chrześcijaństwie pojawiało się coraz więcej różnych prądów, często związanych z dziwnymi i ekstrawaganckimi ideami, jednak dla wielu atrakcyjnymi. Wspólnym elementem tych różnych prądów był dualizm — negowano wiarę w jedynego Boga, Ojca wszystkich, Stwórcę i Zbawiciela człowieka oraz świata. By wytłumaczyć obecność zła w świecie, twierdzono, że obok dobrego Boga istnieje pierwiastek negatywny. Ten pierwiastek negatywny miał wytworzyć rzeczy materialne, materię.
Trzymając się ściśle biblijnej nauki o stworzeniu, Ireneusz krytykuje gnostyczny dualizm i pesymizm, które umniejszały wartość rzeczywistości materialnej. Zdecydowanie broni pierwotnej świętości materii, ciała i cielesności, nie mniej niż ducha. Lecz jego dzieło wykracza daleko poza zwalczanie herezji: można powiedzieć w istocie, że jawi się on jako pierwszy wielki teolog Kościoła, który stworzył teologię systematyczną. On sam mówi o systemie teologii, czyli o wewnętrznej spójności całej wiary. Centralne miejsce w jego nauce zajmuje kwestia «reguły wiary» oraz jej przekazu. Dla Ireneusza «reguła wiary» jest w praktyce zbieżna z Credo apostołów i daje nam klucz do interpretowania Ewangelii oraz do interpretowania Credo w świetle Ewangelii. Symbol apostolski, będący swego rodzaju syntezą Ewangelii, pomaga nam zrozumieć, co nam mówi Ewangelia, jak mamy ją odczytywać.
Istotnie, Ewangelia głoszona przez Ireneusza to Ewangelia, jaką otrzymał on od Polikarpa, biskupa Smyrny, a Ewangelia Polikarpa pochodzi od apostoła Jana, którego Polikarp był uczniem. Tak więc prawdziwa nauka to nie nauka wymyślona przez intelektualistów, nie mająca związku z prostą wiarą Kościoła. Prawdziwa Ewangelia to Ewangelia przekazywana przez biskupów, którzy otrzymali ją w nieprzerwanym przekazie od apostołów. Nie nauczali oni niczego innego jak właśnie tej prostej wiary, stanowiącej także prawdziwą głębię Objawienia Bożego. Dlatego — mówi nam Ireneusz — nie istnieje jakaś tajemnicza nauka, kryjąca się za wspólnym Credo Kościoła. Nie istnieje wyższe chrześcijaństwo dla intelektualistów. Publicznie wyznawana przez Kościół wiara jest wspólną wiarą wszystkich. Tylko ta wiara jest apostolska, pochodzi od apostołów, a zatem od Jezusa i od Boga. Przyjmując tę wiarę przekazaną publicznie przez apostołów ich następcom, chrześcijanie powinni zachowywać to, co mówią biskupi; powinni szczególnie mieć na uwadze nauczanie Kościoła Rzymu, który odgrywa szczególną rolę i jest starożytny. Kościół ten, z racji swojej starożytności, jest w największym stopniu apostolski, sięga bowiem swymi początkami filarów kolegium apostolskiego — Piotra i Pawła. Do Kościoła Rzymu powinny dostosować się wszystkie Kościoły, uznając go za miarę prawdziwej tradycji apostolskiej, jedynej wspólnej wiary Kościoła. Za pomocą takich argumentów, tutaj podanych bardzo skrótowo, Ireneusz obala u podstaw twierdzenia wspomnianych gnostyków, myślicieli: po pierwsze, nie posiadają oni prawdy, która byłaby wyższa od prawdy wiary powszechnej, ponieważ to, co mówią, nie pochodzi od apostołów, lecz jest przez nich wymyślone. Po drugie, prawda i zbawienie nie są przywilejem i monopolem nielicznych, lecz wszyscy mogą do nich dojść dzięki przepowiadaniu następców apostołów, a zwłaszcza biskupa Rzymu. W szczególności — polemizując nieustannie z «tajemnym» charakterem tradycji gnostycznej oraz zwracając uwagę na jej liczne, sprzeczne ze sobą twierdzenia — Ireneusz stara się ukazać prawdziwe pojmowanie Tradycji apostolskiej, które możemy ująć w trzech punktach.
a) Tradycja apostolska jest «publiczna», a nie prywatna lub sekretna. Ireneusz nie ma wątpliwości co do tego, że treść wiary przekazywanej przez Kościół jest tożsama z treścią pochodzącą od apostołów i od Jezusa, Syna Bożego. Nie istnieje inna nauka poza tą nauką. Dlatego też, gdy ktoś chce poznać prawdziwą naukę, wystarczy, że pozna «Tradycję pochodzącą od apostołów i wiarę głoszoną ludziom»: tradycję i wiarę, które «dotarły aż do nas dzięki sukcesji biskupów» (Adv. haer. 3, 3, 3-4). W ten sposób zgadzają się sukcesja biskupów — element osobowy, i Tradycja apostolska — element doktrynalny.
b) Tradycja apostolska jest «jedna». Podczas gdy w gnostycyzmie w istocie występuje podział na wiele sekt, Tradycja Kościoła jest jedna co do swych zasadniczych treści, które — jak wspomnieliśmy — Ireneusz określa właśnie jako regula fidei albo veritatis: a ponieważ jest jedna, tworzy jedność pośród ludów, pośród różnych kultur i różnych narodów; jest to treść wspólna, jak prawda, pomimo wielorakości języków i kultur. W dziele Przeciw herezjom znajdujemy bardzo ważne zdanie św. Ireneusza: «Chociaż tę naukę i wyznanie wiary — jak mówiliśmy — odziedziczył Kościół rozsiany po całym świecie, to jednak strzeże jej pilnie, jakby jeden dom zamieszkiwał; i jednakowo w te prawdy wierzy, jakby miał jedną duszę i jedno serce, i jednozgodnie je głosi i naucza i podaje, jak gdyby miał jedne usta. Choć bowiem na świecie jest wiele niepodobnych do siebie języków, to jednak moc tradycji jest jedna i ta sama. Ani też kościoły założone w Germanii inaczej nie wierzą, ani inaczej nie podają kościoły iberyjskie, ani celtyckie, ani libijskie, ani wschodnie, ani egipskie, ani w środku świata rozmieszczone» (1, 10, 1-2) (Antologia patrystyczna, tłum. Andrzej Bober SJ, Kraków 1966, s. 31). Widać już w tamtym czasie — mamy r. 200 — powszechność Kościoła, jego katolickość oraz jednoczącą moc prawdy, łączące tak różne rzeczywistości, od Germanii po Hiszpanię, Italię, Egipt i Libię, we wspólnej prawdzie objawionej nam przez Chrystusa.
c) Wreszcie, Tradycja apostolska jest — jak mówi on w języku greckim, w którym napisał swoją księgę — «pneumatyczna», czyli duchowa, kieruje nią Duch Święty: w języku greckim duch nazywany jest pneuma. Nie chodzi bowiem o przekaz powierzony zdolności ludzi, mniej lub bardziej uczonych, ale Duchowi Bożemu, gwarantującemu wierność przekazu wiary. To jest «życie» Kościoła, to, co sprawia, że Kościół jest zawsze świeży i młody, to znaczy bogaty w rozliczne charyzmaty. W przekonaniu Ireneusza Kościół i Duch są nierozłączne: «Naukę tę — czytamy dalej, w trzeciej księdze Przeciw herezjom — otrzymaliśmy (…) od Kościoła, więc jej strzeżemy, a ona zawsze, za sprawą Ducha Świętego, jakby w drogocennym naczyniu niby znakomity depozyt wiecznie jest młoda i odmładza samo naczynie. (…) Albowiem gdzie Kościół, tam i Duch Boży, a gdzie Duch Boży, tam Kościół i wszelka łaska» (3, 24, 1) (por. tamże, s. 48).
Jak widzimy, Ireneusz nie ogranicza się do zdefiniowania pojęcia Tradycji. Jego tradycja, nieprzerwana Tradycja, to nie tradycjonalizm, ponieważ Tradycja ta jest zawsze od wewnątrz ożywiana przez Ducha Świętego, który sprawia, że ona wciąż żyje, że jest interpretowana i rozumiana w żywotnym Kościele. Według nauczania Ireneusza, wiara Kościoła winna być przekazywana w taki sposób, by jawiła się taka, jaka ma być, czyli «publiczna», «jedyna», «pneumatyczna», «duchowa». Biorąc za punkt wyjścia każdą z tych cech, można przeprowadzić owocne rozeznanie co do autentycznego przekazu wiary w dzisiejszym Kościele. Ogólniej biorąc, w nauczaniu Ireneusza godność człowieka, posiadającego ciało i duszę, jest głęboko zakorzeniona w stwórczym dziele Boga, w obrazie Chrystusa oraz w stałym uświęcającym działaniu Ducha. Nauczanie to jest jakby «wzorcowym sposobem», pozwalającym wyjaśnić wszystkim ludziom dobrej woli przedmiot i zakres dialogu na temat wartości i wciąż na nowo ożywiać misyjną działalność Kościoła, nadać nową moc prawdzie, będącej źródłem wszystkich prawdziwych wartości w świecie.
Słowo Papieża do Polaków:
Witam polskich pielgrzymów. W przygotowaniu do przeżywania tajemnic Wielkiego Tygodnia towarzyszy nam dziś św. Ireneusz z Lyonu. Uczy on, aby te tajemnice rozważać w świetle Ewangelii i w duchu Tradycji Kościoła, która opiera się na świadectwie apostołów, jest jedna i przekazywana kolejnym pokoleniom dzięki Duchowi Świętemu. Taka kontemplacja tajemnicy Odkupienia niech zbliża nas wszystkich do chwalebnego Chrystusa. Niech Bóg wam błogosławi!
L’Osservatore Romano 6/2007/Opoka.pl
______________________________________________________________________________________________________________
27 kwietnia
Najświętsza Maryja Panna Nieustającej Pomocy
Zobacz także: • Święty Cyryl Aleksandryjski, biskup, patriarcha i doktor Kościoła • Święta Emma z Gurk, wdowa • Święta Zyta, dziewica • Błogosławiony Aszard, biskup |
Tytuł Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest na trwałe związany z dostojnym wizerunkiem Maryi, czczonym w Rzymie. Obraz namalowany na desce o wymiarach 54×41,5 cm, pochodzenia bizantyńskiego, przypomina niektóre stare ikony ruskie nazywane Strastnaja. Jego autorstwo jest przypisywane jednemu z najbardziej znanych malarzy prawosławnych wczesnego średniowiecza, mnichowi bazyliańskiemu – S. Lazzaro. Kiedy i w jakich okolicznościach obraz powstał, a potem dotarł do Rzymu – nie wiemy. Według niektórych źródeł został namalowany na Krecie w IX w.; inne dane mówią o wieku XII i pochodzeniu z Bizancjum lub z klasztoru na świętej Górze Athos. Według legendy, do Europy obraz został przywieziony przez bogatego kupca. Kiedy podczas podróży statkiem na morzu rozszalał się sztorm, kupiec ten pokazał obraz przerażonym współtowarzyszom. Ich wspólna modlitwa do Matki Bożej ocaliła statek. Po szczęśliwym przybyciu do Wiecznego Miasta ikona została umieszczona w kościele św. Mateusza, obsługiwanym przez augustianów. Z dokumentu z roku 1503 wynika, że w ostatnich latach XV w. wizerunek był już w Wiecznym Mieście czczony i uważany za łaskami słynący. Zwano go Madonna miracolosissima. Gdy w roku 1812 wojska francuskie zniszczyły kościół, mnisi wywędrowali do Irlandii. Po powrocie objęli kościół św. Euzebiusza. Kult cudownego obrazu uległ wówczas pewnemu zaniedbaniu, na co wielu się skarżyło. W grudniu 1866 r. Pius IX powierzył obraz redemptorystom, którzy umieścili go w głównym ołtarzu kościoła św. Alfonsa przy via Merulana. Od tego czasu datuje się niebywały rozkwit kultu Matki Bożej Nieustającej Pomocy, propagowanego przez duchowych synów św. Alfonsa Marii Liguoriego. 23 czerwca 1867 r. odbyła się uroczysta koronacja obrazu. W roku 1876 powstało arcybractwo Maryi Nieustającej Pomocy i św. Alfonsa. Równocześnie mnożyły się kopie, które redemptoryści umieszczali w swoich kościołach w wielu krajach, w tym także na ziemiach polskich. Dla propagowania kultu ponad 100 autorów wydało rozmaite opracowania, powstały różnojęzyczne periodyki, poświęcone temu samemu celowi. Ogromne powodzenie miały także małe obrazki z odpowiednimi wezwaniami. Rozchodziły się one w wielomilionowych nakładach. W 1876 r. ustanowiono święto Maryi Nieustającej Pomocy na dzień 26 kwietnia, z czasem przeniesione na 27 czerwca. Sam obraz przedstawia cztery postacie: Maryję z Dzieciątkiem oraz świętych Archaniołów Michała (po lewej stronie obrazu) i Gabriela (po stronie prawej). Maryja jest przedstawiona w czerwonej tunice, granatowym płaszczu (zielonym po spodniej stronie) i w niebieskim nakryciu głowy, które przykrywa czoło i włosy. Na środkowej części welonu znajduje się złota gwiazda z ośmioma prostymi promieniami. Głowę Maryi otacza, charakterystyczny dla szkoły kreteńskiej, kolisty nimb. Oblicze Maryi jest lekko pochylone w stronę Dzieciątka Jezus trzymanego na lewej ręce. Prawą, dużą dłonią, o nieco dłuższych palcach, charakterystycznych dla obrazów typu Hodegetria (“wskazująca drogę”), Maryja obejmuje ręce Jezusa. Jej spojrzenie charakteryzuje czuły smutek, ale nie patrzy na swojego Syna, lecz wydaje się przemawiać do patrzącego na obraz. Miodowego koloru oczy i mocno podkreślone brwi dodają obliczu piękna i wyniosłości. Dzieciątko Jezus przedstawione jest w całości. Spoczywając na lewym ramieniu Matki, rączkami ujmuje mocno Jej prawą dłoń. Przyodziane jest w zieloną tunikę z czerwonym pasem i okryte czerwonym płaszczem. Opadający z nóżki prawy sandał pozwala dostrzec spód stopy, co może symbolizować prawdę, że będąc Bogiem, Jezus jest także prawdziwym człowiekiem. Ma kasztanowe włosy, a rysy Jego twarzy są bardzo dziecięce. Stopy i szyja Dzieciątka wyrażają jakby odruch nagłego lęku przed czymś, co ma niechybnie nadejść. Tym natomiast, co wydaje się przerażać małego Jezusa, jest wizja męki i cierpienia, wyrażona poprzez krzyż i gwoździe niesione przez Archanioła Gabriela. Po drugiej stronie obrazu Archanioł Michał ukazuje inne narzędzia męki krzyżowej: włócznię, trzcinę z gąbką i naczynie z octem. Maryja, pomimo że jest największą postacią obrazu, nie stanowi jego centralnego punktu. W geometrycznym środku ikony znajdują się połączone ręce Matki i Dziecięcia, przedstawione w taki sposób, że Maryja wskazuje na swojego Syna, Zbawiciela.Maryja jest Matką Kościoła, ludu Bożego, który Jej Syn nabył swoją najdroższą Krwią. Jest Matką każdego z nas. Niewątpliwie jest jeden nasz Pośrednik, według słów Apostoła: “Bo jeden jest Bóg; jeden też pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który wydał samego siebie na okup za wszystkich” (1 Tm 2, 5-6). Nie przeszkadza to jednak bynajmniej, byśmy mogli mówić o macierzyńskiej roli Maryi w stosunku do wszystkich. Nie przyćmiewa ona żadną miarą i nie pomniejsza tego jedynego pośrednictwa Chrystusowego, lecz ukazuje jego moc: “Cały bowiem wpływ zbawienny Błogosławionej Dziewicy na ludzi wywodzi się nie z jakiejś konieczności rzeczowej, lecz z upodobania Bożego, i wypływa z nadmiaru zasług Chrystusowych, na Jego pośrednictwie się opiera, od tego pośrednictwa całkowicie jest zależny i z niego czerpie całą moc swoją. Nie przeszkadza zaś w żaden sposób bezpośredniej łączności wiernych z Chrystusem, przeciwnie, umacnia je” (KK, nr 60). “Macierzyństwo Maryi w ekonomii łaski trwa nieustannie – poczynając od aktu zgody, którą przy zwiastowaniu wiernie wyraziła i którą zachowała bez wahania pod krzyżem – aż do wiekuistego dopełnienia się zbawienia wszystkich wybranych. Albowiem wzięta do nieba, nie zaprzestała tego zbawczego zadania, lecz poprzez wielorakie swoje wstawiennictwo zjednuje nam dary wiecznego zbawienia. Dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje się braćmi Syna swego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, dopóki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny. Dlatego to do Błogosławionej Dziewicy stosuje się w Kościele tytuły: Orędowniczki, Wspomożycielki, Pomocnicy, Pośredniczki. Rozumie się jednak te tytuły w taki sposób, że niczego nie ujmują one ani nie przydają godności i skuteczności działania Chrystusa jedynego Pośrednika… Kościół nie waha się jawnie wyznawać taką podporządkowaną rolę Maryi; ciągle jej doświadcza i zaleca ją sercu wiernych, aby oni wsparci tą macierzyńską opieką, jeszcze silniej przylgnęli do Pośrednika i Zbawiciela” (KK, nr 62). |
_______________________________________________________________________________________
Matka Boża Nieustającej Pomocy
NMP Nieustającej Pomocy/fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny
***
W licznych kościołach Polski co środę odprawia się nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Obrazy Matki Bożej pod tym tytułem: w Kaliszu (karmelitanki bose), w Poznaniu i w Toruniu doznały chwały koronacji koronami papieskimi. Liturgiczne wspomnienie obchodzone jest 27 czerwca.
Historia obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy
W dziejach cudownego obrazu Matki Bożej wyróżniamy trzy okresy: czas przebywania obrazu na Krecie; okres rzymski, kiedy obraz znajdował się pod opieką oo. augustianów w kościele Św. Mateusza; wreszcie okres trzeci, kiedy obraz przejęli oo. redemptoryści i umieścili go w kościele Najświętszego Odkupiciela.
A oto streszczenie dziejów obrazu rzymskiego MB Nieustającej Pomocy.
1) Kult Matki Bożej jako Wspomożycielki wiernych jest bardzo dawny. Sięga bowiem początków chrześcijaństwa. Od IV w. mamy wiele oznak kultu publicznego, oddawanego w chrześcijaństwie świętej Bożej Rodzicielce. W kulcie tym znaczną rolę odgrywa powszechne przekonanie o uprzywilejowanym miejscu Maryi i związana z tym wiara w Jej pośrednictwo. Dlatego wierni Kościoła w przeróżnych okazjach uciekają się do Maryi, pełni ufności, że zostaną wysłuchani. Od wieków średnich pojawiają się kościoły i sanktuaria pod tytułem: Matki Bożej Pomocy czy też Matki Bożej Wspomożycielki, Matki Bożej Łaskawej, Pocieszycielki, Uzdrowicielki itp.
2) Pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy sławiony był obraz na Krecie w Lassithi. Jego autorstwo przypisywali niektórzy historycy najgłośniejszemu malarzowi prawosławnemu wczesnego średniowiecza, mnichowi bazyliańskiemu – S. Lazzaro (868). Ostrożniejsi przesuwali jego pochodzenie na wiek X/XI. Obraz był celem licznych pielgrzymek. Obecny obraz w Lassithi pochodzi dopiero z roku 1725 i jest inny od obrazu rzymskiego. Co się stało z cudownym obrazem pierwotnym, starożytnym? Wieść o nim zupełnie zaginęła. Miejscowa tradycja głosi, że został wykradziony. Według badań najnowszych ten właśnie obraz z w. X/XI jest w Rzymie.
Kreta – to wyspa na Morzu Śródziemnym, piąta co do wielkości po Sycylii, Sardynii, Cyprze i Korsyce. Jej długość wynosi 260 km (w kierunku równoleżnikowym), szerokość – 57 km a cała powierzchnia – 8 259 km kw. Wyspa jest „dobrze zasłużona” w powszechnej historii. Tu bowiem odkryto najstarsze po Egipcie i Babilonii ośrodki kultury, której ślady dotąd budzą podziw. Obecnie wyspę zamieszkuje ponad 500 000 prawosławnych Greków.
Od najbliższego brzegu Grecji jest oddalona Kreta ok. 100 km, od Turcji – ok. 200 km. Złoty okres dla wyspy rozpoczął się wtedy, gdy cesarz bizantyjski Nicefor Fokas w 961 roku wypędził Saracenów mahometańskich a osadził na wyspie kolonistów greckich. Wraz z nimi przybyli mnisi bazyliańscy, którzy założyli tu szereg klasztorów. Oni też otworzyli na Krecie szkoły malarskie. Ikony rozchodziły się po całym świecie, aż po Ruś Białą i Czerwoną. Wystarczy przypomnieć, że w wieku XIV-XV wykonywało obrazy Matki Bożej i Świętych 112 malarzy, których imiona zdołano stwierdzić. Do najgłośniejszych obrazów należał właśnie umieszczony w Lassithi, doznający czci powszechnej już w wieku X/XI pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Wśród tych wszystkich malarzy wybija się imię Andrzeja Rizo (ok. 1421- ok. 1495)i jego syna, Mikołaja. Zostawili oni sporo reprodukcji znanych na Krecie obrazów(także z Lassithi) oraz koncepcji własnej. Ustalono, że z ręki Andrzeja Rizo wyszły między innymi następujące głośne, znane w świecie obrazy, do dzisiaj istniejące: w Tetimo na Krecie, w Bari w kościele Św. Mikołaja, we Fiesole, Farmie, na Patmos,w Ston w Dalmacji i w Princeton w USA. Niektórzy uczeni byli skłonni przyjąć, żeobraz rzymski pochodzi również z tej samej ręki. Jednak istotnie badania obrazuzdają się wskazywać, że jest on znacznie wcześniejszy.
3) Obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Rzymie: Przez szereg lat aż do zburzenia kościoła Św. Mateusza przy cudownym obrazie Matki Bożej Nieustającej Pomocy – a więc w latach 1499-1808, wisiały przy świętym wizerunku dwie tablice: jedna z napisem łacińskim, druga włoskim, opisujące dzieje obrazu. Jest w nich mowa, że zostały one wykradzione z Krety przez pewnego rzymskiego kupca i przywiezione do Rzymu dnia 27 marca 1499 roku. Po śmierci kupca obraz przeniesiono do kościoła augustianów św. Mateusza, który znajdował się przy ich klasztorze na via Merulana na wzgórzu eskwilińskim pomiędzy Bazyliką Matki Bożej Większej a Bazyliką Św. Jana na Lateranie. Tu ponad 300 lat doznawał czci od ludu rzymskiego. Musiał być ten obraz znany, skoro Giovanni Antonio Bruzio (1610-1690) w swoim monumentalnym dziele o zabytkach Rzymu poświęca mu 69 stron.
4) Przyszły wszakże na „wieczne miasto” klęski, które odbiły się również niekorzystnie na cudownym obrazie Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W roku 1798 do Rzymu wkraczają wojska francuskie. Na skutek oblężenia i walk ucierpiało wiele czcigodnych miejsc. Wśród nich został zniszczony kościół i klasztor augustianów. Wkroczenie wojsk Napoleona do Rzymu w roku 1808 dokonało reszty zniszczenia. Augustianie przenieśli się na inne miejsce, zabierając ze sobą obraz Matki Bożej. W roku 1852 przybyli na to miejsce duchowi synowie św. Alfonsa Liguori, redemptoryści. Zabrali się energicznie do odbudowy klasztoru i kościoła, któremu nadali nowy tytuł: Najświętszego Odkupiciela i Św. Alfonsa. Kiedy dowiedzieli się, że cudowny obraz jest w posiadaniu augustianów, przekonani, że powinien znaleźć się w miejscu pierwotnym, interweniowali u papieża Piusa IX, by wpłynął na augustianow by ci zwrócili obraz. Tak się też stało. Obraz uroczyście wniesiono do kościoła Najświętszego Odkupiciela i Św. Alfonsa w 1866 roku.
Odtąd Matka Boska Nieustającej Pomocy stała się główną Patronką zakonu a kościół jej pierwszym sanktuarium. Obraz zajaśniał tak licznymi łaskami, że już w roku następnym papież Pius IX zezwolił na jego uroczystą koronację. Ponieważ w roku 1867 cały świat chrześcijański obchodził 1800-lecie śmierci męczeńskiej świętych Apostołów Piotra i Pawła, do Rzymu przybyło bardzo wielu hierarchów kościelnych. W koronacji 24 czerwca 1867 roku wzięło ich udział kilkuset. Była to prawdziwa manifestacja Rzymu. Redemptoryści, wykorzystując niezwykłe piękno obrazu, jego starożytność a przede wszystkim bardzo sugestywny tytuł, rozszerzyli kult Matki Bożej Nieustającej Pomocy tak dalece, że stał się on powszechny w całym świecie chrześcijańskim. Nie ma dzisiaj kraju, gdzie by nie znano tego obrazu, gdzie by nie było wiecznej nowenny w każdą środę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Matka Boża nie pozostała też dłużna. Dzisiaj cudownych miejsc Matki Bożej pod tym wezwaniem jest kilkaset, wśród nich kilkadziesiąt koronowanych. W ciągu pierwszych 50 lat rozdano ok. l 500 wiernych kopii obrazu, dzisiaj jest ich drugie tyle.
Dnia 23 maja 1871 roku papież Pius IX zezwolił na erekcję bractwa Matki Bożej Nieustającej Pomocy, a dnia 31 marca 1867 tenże papież podniósł to bractwo do godności arcybractwa. Poczta Haiti w roku 1942/43 wydała osobne znaczki pocztowe ku czci Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Oprócz redemptorystów 7 zakonów żeńskich obrało sobie M.B. Nieustającej Pomocy za swoją główną Patronkę.
Obraz jest na 53 cm wysoki i 41,5 cm szeroki. Jest malowany na desce. Przedstawia typ hodegitrii, czyli Bożej Rodzicielki. Maryja trzyma Dziecię Jezus na swoim lewym ręku a dłonią prawą ujmuje rączki Jezusa. Matka Boska jest odziana w czerwoną suknię, obszytą złotą lamą z rękawami obcisłymi. Boże Dziecię ma sukienkę barwy zielonej, przepasaną pasem czerwonym. Płaszcz Maryi jest barwy niebieskiej. Tworzy on na głowie Maryi naturalny welon-osłonę. Osłona ta ma również złotą lamę. Boże Dziecię ma na sobie płaszcz koloru brązowego.
Suknia i płaszcz Pana Jezusa, jak również płaszcz Maryi są bogato złocone. Na płaszczu Maryi nad Jej czołem jest gwiazda. Widzimy ją na wszystkich obrazach starożytnych Maryi. Czyżby to był znak „patentowy” ikonografii greckiej lub obrazów malowanych na Krecie? Gwiazda jest przypomnieniem imienia Maryi, gdyż hebrajskie Miriam etymologicznie znaczy tyle, co „pani” i „gwiazda morza”. Być może, dlatego i płaszcz Maryi jest niebieski. Dokoła głowy Maryi i Jezusa są ozdobne nimbusy. Obraz ma złote tło, co obok koloru czerwonego podkreśla godność Boską i królewską Jezusa i Maryi. Jeszcze dobitniej podkreślają obecnie tę godność kosztowne korony na głowie Jezusa i Maryi, misternie malowane. Szczegółem nowym, wprowadzającym nas w średniowiecze, jest wprowadzenie aniołów z symbolami męki Pańskiej. Dziecię Jezus zwraca główkę ku jednemu z nich, jakby chciało tym potwierdzić cel swojej misji na ziemi. Ciekawostką obrazu Matki Boskiej Nieustającej Pomocy jest pantofel zawieszony na lewej nodze Pana Jezusa. Obie stopy Chrystusa są bose. A oto znaczenie greckich napisów, jakie są na obrazie: Myter Theou, Archangelos Gabriel, Archangelos Michael, Jesous Christos (Matka Boża, Archanioł Gabriel, Archanioł Michał, Jezus Chrystus).
Obraz ma kolory niezwykle żywe, jakby był malowany niedawno. Był bowiem odnawiany przez Novotnego w roku 1866.
W licznych kościołach Polski co środę odprawia się nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Obrazy Matki Bożej pod tym tytułem: w Kaliszu (karmelitanki bose), w Poznaniu i w Toruniu doznały chwały koronacji koronami papieskimi. Liturgiczne wspomnienie obchodzone jest 27 czerwca.
Polscy czciciele NMP Nieustającej Pomocy
Kult NMP Nieustającej Pomocy w Polsce datuje się od końca wieku XIX, kiedy to redemptoryści przybyli po raz drugi do Polski. Istnieje w Polsce ponad 360 ośrodków czci Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Do najważniejszych sanktuariów należą: obraz Matki Bożej w Gliwicach (kościół Św. Krzyża) w Słupsku (w kościele N.M. Panny), w Gorzowie (katedra), w Kielcach (katedra), w Przemyślu (katedra), w Warszawie (kościół św. Klemensa Hofbauera) i w Poznaniu (fara). 11 października 1961 roku arcybiskup poznański Antoni Baraniak w obecności 19 biskupów dokonał uroczystej koronacji obrazu. Jest to obecnie największe sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Polsce i jedno z największych w świecie. Wystarczy wspomnieć, że nowenna w każdą środę odbywa się trzy razy dziennie. Nowe sanktuarium, ale bardzo żywe, jest w Toruniu przy kościele redemptorystów. l października 1967 roku kardynał Prymas Polski Stefan Wyszyński dokonał koronacji tegoż obrazu przy udziale kilkudziesięciu biskupów. Wreszcie wypada przypomnieć, że w kaplicy sióstr karmelitanek bosych w Kaliszu jest obraz Matki Bożej, przywieziony ze Lwowa (z ich klasztoru), koronowany 25 czerwca 1939 roku przez arcybiskupa Bolesława Twardowskiego. Nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy szczególnie szerzyło się w diecezji chełmińskiej (dzisiaj po nowym podziale pozostała część nosi nazwę diecezji pelplińskiej). Biorąc pod uwagę ten fakt ówczesny biskup chełmiński ks. Kazimierz Kowalski wniósł w 1962 r. prośbę do Stolicy Apostolskiej o ustanowienie Matki Boskiej Nieustającej Pomocy główną Patronką Diecezji. Stolica Apostolska dekretem z dnia 29 X 1962 zatwierdziła tę prośbę.
Modlitwa rzymska I
O Matko Nieustającej Pomocy / z największą ufnością przychodzę dzisiaj / przed Twój święty obraz, / aby błagać o pomoc Twoją. / Nie liczę na moje zasługi, / ani na moje dobre uczynki, / ale tylko na nieskończone zasługi Pana Jezusa / i na Twoją niezrównaną miłość macierzyńską. / Tyś patrzyła, o Matko, na rany Odkupiciela i na krew Jego wylaną na krzyżu dla naszego zbawienia. / Tenże Syn Twój umierając dał nam Ciebie za Matkę. / Czyż więc nie będziesz dla nas, / jak głosi Twój słodki Tytuł: / Nieustającą Wspomożycielką? / Ciebie więc, o Matko Nieustającej Pomocy, / przez bolesną mękę i śmierć Twego Boskiego Syna, / przez niewypowiedziane cierpienia Twego Serca, o Współodkupicielko, / zaklinam najgoręcej, / abyś wyprosiła mi u Syna Twego Tę łaskę, / której tak bardzo pragnę i tak bardzo potrzebuję…
Ty wiesz, o Matko Przebłogosławiona, / jak bardzo Jezus, Odkupiciel nasz, pragnie udzielić nam wszelkich owoców Odkupienia. / Ty wiesz, że skarby te zostały złożone w Twoje ręce, abyś je nam rozdzielała. / Wyjednaj mi przeto, o najłaskawsza Matko, / u Serca Jezusowego tę łaskę, / o którą w tej nowennie pokornie proszę, / a ja z radością wychwalać będę Twoje miłosierdzie / przez całą wieczność. Amen.
Modlitwa rzymska II
O Matko Nieustającej Pomocy, / pozwól mi naśladować Boskie Twoje Dzieciątko, / tak jak Je przedstawia Twój cudowny obraz / w chwili, gdy Je przyciskasz do serca. / O tak, / jakżebym i ja chciał trzymać się silnie / moimi niegodnymi rękami/ Twojej potężnej prawicy.
Tym razem jednak, o Matko Nieustającej Pomocy,/ nie proszę za sobą, lecz za braćmi i siostrami moimi, / którzy tutaj są zebrani wraz ze mną/przed Twoim cudownym obrazem, / proszę za cały Kościół święty / i za całą nieszczęśliwą ludzkość. / Wejrzyj, Królowo świata, / jak wielka jest liczba potrzebujących,/smutnych i cierpiących,/popatrz, jak ciężkie są nasze czasy. / Czyż nie jesteś Matką Nieustającej Pomocy? / Czyż nie jesteś Wszechmocą Błagającą? / Wszak nie brakuje Ci ani potęgi, ani dobroci, / by przyjść z pomocą w każdej potrzebie i nieszczęściu. / Obecna godzina jest Twoją godziną, / więc okaż nam się Matką, / spiesz co prędzej z pomocą swoją w tej naszej potrzebie. /Spiesz nam z pomocą swoją zawsze,/ a zwłaszcza w godzinę śmierci naszej. Amen.
wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Czy Jezus na ikonie Matki Nieustającej Pomocy gubi sandał ze strachu?
RufflesDeQueijo – praca własna | Wikimedia Commons | CC BY-SA 4.0; mod. Aleteia PL
***
Na ikonie Matki Bożej Nieustającej Pomocy widzimy Jezusa, który trzyma Maryję za dłoń, jakby chciał nabrać otuchy. Patrzy na aniołów trzymających narzędzia męki i jest tak wstrząśnięty, że gubi sandał ze strachu… Taka interpretacja ikony nie jest jednak prawdziwa!
Ikona nie jest obrazem
Wschodnia ikona nie jest obrazem. Obraz ma na celu utrwalenie czegoś, co wydarzyło się w przeszłości lub jakiejś sceny literackiej czy legendarnej. Ikona pokazuje teraźniejszość. Jest oknem do Nieba.
Przypomina o tym złoty kolor. W symbolice zarezerwowany jest dla oznaczenia sfery niebiańskiej. Ukazują się z niej osoby święte – w tym przypadku Maryja z Jezusem i aniołowie. Ukazani do połowy, jakby ucięci w pasie. To dlatego, że tylko wychylają się do rzeczywistości ziemskiej.
Jezus nie jest dzieckiem
Skoro zatem ikona to okno, pokazujące teraźniejszość to Jezus nie powinien być dzieckiem. I nie jest. Na ikonie został on przedstawiony, jako mniejszy, niż Maryja, by pokazać, że jest jej synem. Proporcje jego ciała są natomiast proporcjami osoby dorosłej, a nie dziecka.
Chrystus na ikonie Matki Bożej Nieustającej Pomocy nie jest tym bardziej przerażony. Jego twarz jest spokojna, nie wyraża wcale strachu. Co więcej, Jego dłonie nie zaciskają się kurczowo na rękach Maryi, tylko delikatnie na nich opierają. Wygląda, jakby chciał powiedzieć: „to moja Matka. Z niej pochodzi moje człowieczeństwo”.
Jezus nie ma się czego bać, bo nie patrzy na narzędzia męki, trzymane przez archaniołów Gabriela i Michała jako dowodu triumfu. Dotykają je przez welony na znak szacunku. Jeśli poprowadzimy linię od oczu Jezusa zobaczymy, że nie kieruje on spojrzenia na aniołów, ale na złote tło. Chrystus patrzy na swojego Ojca – ostateczny cel życia każdego z nas.
W ten sposób cała ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy staje się ikoną hodogetrii – wskazującej drogę. Maryja pokazuje Jezusa – prawdziwą drogę, prawdę i życie, a On spogląda na ostateczny cel każdego człowieka – Ojca.
***
***
Dlaczego Jezus gubi sandał?
Skoro zgubiony sandał nie jest oznaką lęku Jezusa przed śmiercią (ta się już dokonała, aniołowie nie straszą go narzędziami męki, ale ukazują je jako trofea wojenne) to o czym świadczy?
Nie ma to jednoznacznej odpowiedzi. Istnieje kilka interpretacji. Jedna z nich odnosi nas do tzw. protoewangelii, czyli zapowiedzi zwycięstwa Niewiasty i jej potomstwa. Czytamy o tym w Księdze Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3, 15). Spadający sandał odsłania piętę Jezusa, która została zmiażdżona przez śmierć i jednocześnie przypomina, że przez zmartwychwstanie skruszył On głowę diabła.
Druga interpretacja odnosi nas do osoby Jana Chrzciciela. W Ewangelii Jana czytamy: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała” (J 1, 26-27). Jan Chrzciciela – największy spośród zrodzonych z kobiety – nie jest godny rozwiązać sandałów Jezusa, ale jest ktoś, kto ma taką godność. To Maryja, która jest niepokalanie poczęta.
Dariusz Dudek/Aleteia.pl
_______________________________________________________________________________________
Nieustająca Pomoc.
Co oznacza ów przymiot Matki Bożej?
(oprac. PCh24.pl)
***
Fenomen tej ikony polega na tym, że wyraża ona w niezwykle wyrazisty sposób duchowość Maryi. Gdy przyjrzymy się uważnie ikonie, to widać, że Maryja nie patrzy na aniołów, nie patrzy nawet na Jezusa, ale na nas. Jest to swego rodzaju „spojrzenie słuchające”. Każdy z nas potrzebuje akceptacji, przyjęcia, wysłuchania, które są znakiem troski i bliskości – mówi o. Paweł Drobot CSsR – przełożony Domu Prowincjonalnego w Warszawie w rozmowie z PCh24.pl
Proszę Ojca, skąd się wziął kult Matki Bożej Nieustającej Pomocy?
Kult Matki Bożej Nieustającej Pomocy wpisuje się w pierwotną chrześcijańską tradycję czci dla Maryi, która była uznawana przez wierzących za Matkę Zbawiciela, Bożą Rodzicielkę oraz Matkę Kościoła.
Oddawanie czci Maryi jako Matce Nieustającej Pomocy związane jest z historią, jaka miała miejsce u schyłku XV wieku. Pewien kupiec odkrył na Krecie ikonę, gdzie była czczona jako cudowny obraz. Ukradł on ten obraz i popłynął z nim w stronę Włoch. W czasie podróży nastała burza. Pasażerowie wiedząc o ikonie obecnej na pokładzie, zaczęli się modlić, prosić o ocalenie i zostali wysłuchani. Dotarli szczęśliwie do portu. W Rzymie kupiec przekazał ikonę swojemu przyjacielowi z poleceniem, jakie miał otrzymać w widzeniu od Matki Bożej, aby umieścić tę ikonę w kościele. Kupiec zmarł, a przyjaciel zapomniał spełnić jego prośby.
Matka Boża nie zapomniała jednak o swojej prośbie. Objawiła się sześcioletniej córce przyjaciela zmarłego kupca. Dopiero wtedy ikona została umieszczona w kościele św. Mateusza, który znajdował się blisko Bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. Było to 27 marca 1499 roku. Tam też otrzymała nazwę „Święta Maryja, Matka Nieustającej Pomocy”.
Każdego roku uroczyście obchodzono w kościele św. Mateusza święto Nieustającej Pomocy. Niestety, w czasie najazdu Napoleona na Rzym w 1798 roku, kościół został zniszczony. Ikonę przeniesiono do innego kościoła, który także został zburzony. Kult związany z ikoną zaniknął. Ostatecznie w 1866 roku papież Pius IX przekazał ikonę rzymskim redemptorystom. Wypowiedział wtedy słowa: „Uczyńcie ją znaną całemu światu”. Od tego czasu rozpoczyna się rozwój kultu Maryi w ikonie Matki Bożej Nieustającej Pomocy poza granice Rzymu i Włoch.
Kiedy pierwsze ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy pojawiły się w naszym kraju?
Misjonarzem i czcicielem Matki Bożej Nieustającej Pomocy na ziemiach polskich był sługa boży o. Bernard Łubieński (1846 – 1933). On sprowadził pierwszą kopię ikony z Rzymu w roku 1883 do klasztoru w Mościskach koło Lwowa, obecnie na terenie Ukrainy. Cześć jaką o. Bernard obdarzał Matkę Bożą nie był przypadkowy. Osobiście doświadczył on cudu uzdrowienia z ciężkiej choroby przez wstawiennictwo Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Warto wspomnieć, że obok propagowania kultu ikony, o. Łubieński zakładał bractwa Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Używając współczesnego języka możemy powiedzieć, że były to wspólnoty modlitewne, które oferowały formację duchową dla kobiet i mężczyzn, skoncentrowaną wokół czci Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Co przedstawia ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy?
Na ikonie widzimy Maryję przedstawioną jako kobietę pełną majestatu. Jej wzrok jest skierowany na osobę modlącą się przed ikoną. Lewą ręką obejmuje Ona Jezusa. Z artystycznego punktu widzenia pierwsze miejsce w tej ikonie zajmuje postać Maryi. Lecz z punktu widzenia duchowego przesłania, najważniejszą osobą na ikonie jest Jezus. Maryja wskazuje bowiem na Jezusa swoją prawą ręką. Ten gest wyraża to, co kiedyś powiedziała w Kanie Galilejskiej: „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2,5).
Gdy przyjrzymy dokładnie ikonie, to możemy zauważyć, że ręka Maryi, która wskazuje nam Jezusa, jednocześnie wskazuje Jezusowi, gdzie On ma patrzeć. Jezus patrzy na krzyż. Lecz gdy jeszcze uważniej się przyjrzymy oczom Jezusa, to możemy zauważyć, że patrzy On dalej – poza krzyż. Tym wzrokiem ukazuje nam na Ojca, na wieczność, na przeznaczenie, które jest poza obrazem. Nasuwają się tutaj słowa z Ewangelii: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało co Bóg przygotował dla swoich dzieci” (1Kor 2,9).
Chcę zwrócić uwagę jeden szczegół. Na czole Maryi jest ośmioramienna gwiazda. Gwiazda symbolizuje działanie Ducha Świętego w życiu Maryi. Maryja zostaje matką dzięki temu, że przyjęła Ducha Świętego. Ta gwiazda jest więc także symbolem dziewictwa Maryi. Dziewicza czystość Maryi oznacza, że jest Ona całkowicie oddana Bogu. Ta gwiazda jest także interpretowana jako symbol nowego stworzenia. Jest to odwołanie do dnia, kiedy Zmartwychwstały Pan pojawił się wśród uczniów i tchnął na nich Swego Ducha. Druga, niewielka gwiazda w kształcie krzyża, podkreśla natomiast uczestnictwo Maryi w odkupieńczej misji Syna.
Kiedy możemy czy wręcz powinniśmy wzywać pomocy Matki Bożej Nieustającej Pomocy? O co można prosić Matkę Bożą?
W nazwie tej ikony znajdujemy odpowiedź na pytanie – Nieustająca Pomoc. Oznacza to, że w naszych modlitwach możemy zwracać się do Maryi nieustannie, czyli w każdym czasie i każdej okoliczności naszego życia.
Na czym polega nabożeństwo do MB Nieustającej Pomocy?
Obecnie nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest znane jako Nowenna Nieustanna – czyli stała modlitwa, która gromadzi wiernych każdego tygodnia. Najczęściej jest to środa. Pierwsze tego typu nabożeństwa powstały w latach 30 XX wieku w Saint Luis w USA. W Europie nowennę zapoczątkowali w 1943 roku redemptoryści, którzy byli kapelanami amerykańskiej armii w czasie II wojny światowej w Irlandii. Odprawiono ją tam, prosząc o ratunek dla Europy. W Polsce pierwsza nowenna została założona w kościele redemptorystów w Gliwicach w 1951 roku.
Nowenna rozpoczyna się tzw. Modlitwą Rzymską, następnie przedstawiane są podziękowania za otrzymane łaski. Kolejny krok to modlitwa wstawiennicza, gdzie są zanoszone prośby. Bardziej rozbudowana forma zawiera liturgię Słowa Bożego z nauczaniem o charakterze katechetycznym. Całość jest oczywiście upiększana przez pieśni maryjne. W niektórych kościołach nowenna rozpoczyna się uroczystą procesją ikony Matki Bożej, a na zakończenie wierni mogą oddać cześć ikonie poprzez jej ucałowanie, lub błogosławieństwo ikoną. Warto podkreślić, że w czasie nabożeństwa osoby uczestniczące mogą polecać swoje osobiste podziękowania i prośby, co sprawia że nowenna jest ściśle powiązana z życiem modlących się. W niektórych kościołach są one powierzane pisemnie, w innych uczestnicy bezpośrednio mogą je wypowiadać.
Jakie – poza Nowenną – są jeszcze modlitwy do MB Nieustającej Pomocy, które warto poznać?
Piękną modlitwą są Godzinki do Matki Bożej Nieustającej Pomocy oraz liczne pieśni dedykowane specjalnie kultowi Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Do tego należy dodać rekolekcje przygotowujące do wspomnienia Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W kościołach, które są sanktuariami dedykowanymi Matce Bożej Nieustającej Pomocy – trwają one dziewięć dni przed uroczystością. W innych od siedmiu do trzech dni.
W wielu krajach dużą popularnością cieszą się procesje z ikoną Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Redemptoryści prowadzą także specjalne rekolekcje, których celem jest ustanowienie w danym kościele nabożeństwa do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W niektórych diecezjach lub na poziomie parafialnym są przeprowadzenia tzw. peregrynacje ikony. Połgają one na tym, że wędruje ona do domu do domu mieszkańców danej parafii. Jest to szczególna okazja do modlitwy w gronie rodzinnym oraz sąsiedzkim przed tą łaskami słynącą ikoną.
Modlitwą, która jak najbardziej jest odpowiednia aby dawać cześć Maryi, Matce Nieustającej Pomocy jest różaniec.
Pragnę dodać, że nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i modlitwy przybierają różne formy, w zależności od kultury, gdzie jest ona prowadzona. Dla przykładu, na nowennę prowadzoną przez redemptorystów w Singapurze przychodzi wielu muzułmanów, którzy oddają cześć Maryi jako matce Jezusa, którego oni uznają za proroka. Dzięki temu nowenna jest formą preewangelizacji w tamtym kontekście. Przesłanie ikony – Maryja wskazująca na Jezusa – dzięki nowennie staje się tam przedsionkiem do otwarcia na wiarę w Jezusa jako Zbawiciela i Syna Bożego.
Natomiast w narodowym sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Baclaran na Filipinach w każdą środę od rana do wieczora jest w sumie 14 nabożeństw. Bierze w nich udział w sumie około 150 tysięcy osób.
Dlaczego to właśnie dzień 27 czerwca jest dniem poświęconym MB Nieustającej Pomocy?
Na ten dzień Stolica Apostolska ustanowiła w kalendarzu liturgicznym wspomnienie Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Wspomniał ojciec o bardzo ciekawych historiach. Na czym polega fenomen ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy?
Myślę, że fenomen tej ikony polega na tym, że wyraża ona w niezwykle wyrazisty sposób duchowość Maryi. Gdy przyjrzymy się uważnie ikonie, to widać, że Maryja nie patrzy na aniołów, nie patrzy nawet na Jezusa, ale na nas. Jest to swego rodzaju „spojrzenie słuchające”. Każdy z nas potrzebuje akceptacji, przyjęcia, wysłuchania, które są znakiem troski i bliskości.
Drugi znak który wyraża fenomen tej ikony to dłonie. Centralnym punktem ikony jest spotkanie rąk Matki i Dziecka – Jezusa. Dłonie nie służą tylko do pracy, ale także do komunikowania się. Dzięki dłoniom i dotykowi przekazujemy emocje, stany naszego serca, bliskość, czułość, troskę. W geście powitania dłonie łączą się z dłońmi drugiego człowieka oraz wyrażają przyjaźń i zaufanie. Dotyk to ważny język miłości. Maryja pragnie mam przekazać miłość nie tylko ludzką, ale także Bożą, której uczy nas Jezus. Wskazuje nam także na Swojego Syna jako tego, który jest drogą, prawdą i życiem.
Jezus swoimi dłońmi obejmuje dłoń Maryi. Wskazuje to na ważne przesłanie tej ikony – macierzyństwo. Matka Boża Nieustającej Pomocy przypomina nam, że jest czułą. Przez Maryję Bóg pragnie przytulić do swojego serca każdego z nas. Także zagubione i poranione dzieci.
Dziękuję za rozmowę
Marta Dybińska/PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
Nieustająca Pomoc Maryi
towarzyszyła Karolowi Wojtyle od dziecka
fot. Pier Paolo Cito/ASSOCIATED PRESS/East News; RufflesDeQueijo – praca własna | Wikimedia Commons | CC BY-SA 4.0
***
„Nabożeństwo do Matki Bożej w postaci tradycyjnej wyniosłem z domu rodzinnego i z parafii wadowickiej”. Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał przywiązanie do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Modlił się przed jej wizerunkiem jako dziecko, potem będąc ministrantem, lektorem, kardynałem i papieżem.
„Totus Tuus, Maryjo! Cały Twój!” – te słowa wielokrotnie były wypowiadane przez papieża Jana Pawła II. Ojciec Święty bardzo mocno podkreślał przywiązanie do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przed jej wizerunkiem modlił się nie tylko w rodzinnych Wadowicach, Krakowie i Rzymie, ale również w wielu miejscach, do których pielgrzymował jako następca św. Piotra.
„W Wadowicach wszystko się zaczęło”
Karol Wojtyła jako dziecko wpatrywał się w obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Będąc ministrantem i lektorem modlił się przed nim w kaplicy parafialnego kościoła w rodzinnych Wadowicach. Zawierzał się Maryi i u niej szukał pocieszenia, zwłaszcza po śmierci mamy, Emilii.
„Nabożeństwo do Matki Bożej w postaci tradycyjnej wyniosłem z domu rodzinnego i z parafii wadowickiej. W kościele parafialnym pamiętam boczną kaplicę Matki Bożej Nieustającej Pomocy, do której rano przed lekcjami ciągnęli gimnazjaliści. Potem z kolei w godzinach popołudniowych, po zakończonych lekcjach, ten sam pochód uczniów szedł do kościoła na modlitwę” – wspomina w książce „Dar i tajemnica”.
Ten wadowicki wizerunek Matki Bożej Nieustającej Pomocy ufundował nieznany artysta pod koniec XIX wieku. Jest to kopia malowidła Matki Bożej, który znajduje się w kościele redemptorystów pw. św. Alfonsa Liguori w Rzymie.
***
***
Różni się od rzymskiego tym, że Maryja na tym obrazie odziana jest w czerwoną tunikę i granatowy płaszcz. Jej czoło i włosy okryte są welonem. W lewej dłoni Matka Boża trzyma Dzieciątko, prawą zaś wskazuje na Syna. Jezus przytula się do Mamy, a Jego głowa zwrócona jest do ludzi. Po obu stronach Maryi znajdują się archaniołowie: Gabriel i Michał.
Karol Wojtyła i pomoc Matki Bożej
Podczas okupacji niemieckiej w Krakowie, jako student i robotnik, wracając o świcie z pracy w Borku Falęckim, Karol Wojtyła regularnie w drodze do domu wstępował na osobistą modlitwę i mszę świętą do kościoła Matki Bożej Nieustającej Pomocy na krakowskim Podgórzu.
W 1984 r. tak wspominał tamten czas: „Wiele razy wracając po pracy do domu, wstępowałem do waszego kościoła w Krakowie, gdzie znajdował się obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy […]. Zatrzymywałem się tam, ile razy byłem na drodze pomiędzy fabryką a domem […]. To doświadczenie pozostało w mojej pamięci całe moje życie”.
Kilkakrotnie jako arcybiskup krakowski, a także po wyniesieniu na Stolicę św. Piotra przypominał swoje wizyty w kościele „na Górce”.
Niezwodna Matka
Jako kardynał modlił się przed toruńską ikoną Matki Bożej Nieustającej Pomocy u redemptorystów. Miało to miejsce we wrześniu 1971 r. podczas zawarcia małżeństwa przez krewnego przyszłego następcy św. Piotra.
Kardynał Wojtyła sprawował wówczas mszę świętą i błogosławił związek Marka Wiadrowskiego i Kazimiery Passowicz. Jako papież nieustannie dziękował Maryi za okazywaną pomoc, zwłaszcza w trudnych i bolesnych momentach życia.
Podczas spotkania w rzymskim sanktuarium MBNP na Via Merulana podkreślał, że często modlił się przed ikoną Matki, a przeżycia, których wówczas doświadczał głęboko utkwiły w jego sercu.
***
***
Kiedy w 1999 r. Jan Paweł II ostatni raz odwiedził Wadowice, również powierzył siebie opiece Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Koronował wtedy jej obraz w rodzinnej parafii oraz w Jaworznie.
Powiedział wówczas: „Akt koronacji jest potwierdzeniem, że wspólnota wierzących w Jaworznie i na całym Zagłębiu prawdziwie doświadcza tej szczególnej obecności Maryi, dzięki której ludzkie pragnienia docierają do Boga, a Boże łaski spływają na ludzi. Niech Matka Boża Nieustającej Pomocy będzie wam przewodniczką na drogach nowego tysiąclecia! Niech nieustannie pomaga wam w pielgrzymowaniu do domu Ojca w niebie”.
Papież Polak zachęcał do modlitwy za wstawiennictwem Maryi i podkreślał Jej szczególną rolę w życiu Kościoła.
Anna Gębalska-Berekets/Aleteia.pl – korzystałam: redemptor.pl; opoka.org; dbc.wroc.pl; malygosc.pl; maryjny.pl; santojp2.pl
______________________________________________________________________________________
Święty Józef Moscati
Józef urodził się w Benevento (Włochy) 25 lipca 1880 roku. Jego ojciec, Franciszek, był urzędnikiem miejskim, a matka, Róża de Luca, pochodziła z markizów di Rosato. Chrzest otrzymał 31 lipca w kościele parafialnym św. Marka. Przyjął wówczas imiona Józef, Maria, Karol, Alfons. Kiedy chłopiec miał zaledwie rok, ojciec został przeniesiony do Ankony. Tam więc Józef spędził swoje dzieciństwo (1881-1888). Następnie ojciec przeniósł się do Neapolu. Tu jego syn, Józef, przyjął pierwszą Komunię świętą w kaplicy Służebnic Świętego Serca. Młodzieniec okazywał niezwykłe zdolności i rzetelność w studiowaniu. Wszystkie stopnie szkół przeszedł celująco. Po śmierci ojca (1897) zapisał się na uniwersytet w Neapolu, na wydział medycyny. Wykładali wtedy na nim profesorowie, cieszący się światową sławą, ale deklarujący się jako ateiści: Vogt, Moleschott, Büchner i Feuerbach. Nie zdołali oni jednak osłabić wiary w młodzieńcu; wręcz przeciwnie: ich wystąpienia antykościelne skłaniały go do pogłębiania wiedzy religijnej. Studia uniwersyteckie Józef ukończył celująco w roku 1903 i przyjął posadę w jednym ze szpitali miasta. Od roku 1904 przeniósł się do szpitala S. Maria del Popolo, przeznaczonego dla nieuleczalnie chorych. W roku 1911 został prymariuszem tego szpitala po zdaniu bardzo trudnego egzaminu. Równocześnie prowadził wykłady na uniwersytecie neapolitańskim, gdzie uczył chemii fizjologicznej. Z tej dziedziny wydał 32 prace. Brał także czynny udział w międzynarodowych kongresach lekarskich: w Budapeszcie (1911) i w Edynburgu (1923). Chociaż jako specjalista cieszył się zasłużoną sławą, życie wewnętrzne wśród swoich rozlicznych zajęć stawiał zawsze na pierwszym miejscu. Codziennie przystępował do Komunii świętej. Zawód lekarski traktował jako powierzoną sobie od Pana Boga specjalną misję. Dlatego udzielał pomocy lekarskiej darmo, zadowalając się pensją, jaką otrzymywał miesięcznie. Chorych zachęcał do ufności w Bogu, a błądzących – do powrotu do Boga. Kiedy sławny profesor L. Bianchi doznał nagle w czasie wykładu ataku serca, Moscati zbliżył się do umierającego i pomógł mu wzbudzić żal doskonały za grzechy, zanim przybył kapłan. Bywało, że wolnomyślni koledzy pokpiwali sobie z profesora, nazywając go bigotem i fanatykiem. Kiedy radzono profesorowi, by się bronił, odpowiadał: “Dajcie spokój! Jesteśmy przecież chrześcijanami! Pozwólmy działać Panu Bogu”. Gdy 4 kwietnia 1906 roku Neapol przeżywał grozę wybuchu Wezuwiusza, profesor z narażeniem życia wynosił chorych z pobliskiego szpitala w bezpieczne miejsce. Kiedy w roku 1911 wybuchła epidemia cholery, niestrudzenie pielęgnował chorych z narażeniem własnego życia. Dla wiedzy medycznej przysłużył się redagowaniem pisma Riforma medica, w którym publikował najnowsze osiągnięcia z dziedziny medycyny. Zostawił także osobisty dziennik duchowy, który pozwala wejść w jego życie wewnętrzne. Oto kilka jego refleksji: “Chorzy są obrazem Jezusa Chrystusa. Wielu nieszczęśliwych przestępców i grzeszników trafia do szpitali z woli miłosiernego Boga, który pragnie ich ocalenia. Powołaniem sióstr, lekarzy, pielęgniarzy i całego personelu szpitala jest współpraca z tym nieskończonym miłosierdziem, pomagając, wybaczając, poświęcając się. Jakże my, lekarze, jesteśmy szczęśliwi, jeśli zdajemy sobie sprawę, że poza ciałem mamy do czynienia z duszą nieśmiertelną, którą Ewangelia nakazuje miłować, jak siebie samego”. Zapewne dla tej idei: całkowitego poświęcenia się służbie bliźnim, profesor nie założył własnej rodziny, żył sam. Zmarł 12 kwietnia 1927 r. Jak każdego dnia, rano uczestniczył w Mszy świętej i przystąpił do Komunii; później pracował w szpitalu. Po powrocie do domu i posiłku przyjmował pacjentów. Po południu źle się poczuł i zmarł w fotelu w swoim gabinecie. Jego śmierć poruszyła wiele osób, w sposób szczególny najuboższych pacjentów, którzy wielokrotnie doświadczyli jego troskliwości. Został pochowany na cmentarzu Poggio Reale, ale trzy lata później jego szczątki zostały ekshumowane i spoczęły w kościele Gesù Nuovo. W czasie uroczystości beatyfikacyjnych w 1975 r. papież Paweł VI powiedział: “Postać Józefa Moscatiego potwierdza, że powołanie do świętości jest skierowane do wszystkich. Ten człowiek uczynił ze swego życia dzieło ewangeliczne. Był profesorem uniwersytetu. Zostawił wśród swoich uczniów pamięć niezwykłej wiedzy, ale przede wszystkim prawości moralnej, czystości wewnętrznej i ducha ofiary”. Jego kanonizacji dokonał 25 października 1987 r. papież św. Jan Paweł II. Do gabinetu “świętego lekarza” i do jego grobu w kościele dominikanów udają się nieustannie pielgrzymi w nadziei, że skoro za życia Józef służył w potrzebach ciała i duszy, tym skuteczniej czynić to może przed tronem Boga po śmierci. |
______________________________________________________________________________________________________________
26 czerwca
Święty Josemaría Escrivá de Balaguer, prezbiter
Zobacz także: • Święci męczennicy Jan i Paweł • Święty Zygmunt Gorazdowski, prezbiter • Błogosławiony Andrzej Jacek Longhin, biskup • Błogosławiony Jakub z Ghaziru, prezbiter |
Josemaría Escrivá urodził się w Barbastro (w Hiszpanii) 9 stycznia 1902 roku. Rodzice – pobożni i przykładni katolicy – ochrzcili go cztery dni po narodzinach. Był drugim z sześciorga rodzeństwa, radosnym, żywym i szczerym dzieckiem oraz dobrym, bystrym i inteligentnym uczniem. Bóg bardzo szybko zaczął hartować duszę Josemaríi w kuźni bólu: w latach 1910-1913 umierają trzy jego młodsze siostry, w 1914 r. rodzina zostaje zrujnowana ekonomicznie. Zimą, na przełomie 1917-1918 roku, zdarzyło się coś, co wpłynęło decydująco na przyszłe losy Josemaríi Escrivy: w czasie Bożego Narodzenia w miasteczku spadł śnieg. Niedługo potem Josemaría spostrzegł na nim ślady bosych stóp. Dostrzegłszy wielkie poświęcenie karmelity bosego, do którego należały te ślady, Josemaría postanowił zostać kapłanem, aby stać się bardziej dyspozycyjnym dla Boga. 27 listopada 1924 roku nagle umarł jego ojciec. 28 marca 1925 r. Josemaría został wyświęcony na kapłana. W kwietniu 1927 r. przeniósł się do Madrytu, aby tam doktoryzować się w prawie cywilnym. Tutaj, 2 października 1928 roku, podczas rekolekcji przeżywa wizję dzieła, do którego Bóg go powołuje. Ten dzień przyjmuje się za datę założenia Opus Dei (Dzieła Bożego), w którym świeccy mężczyźni i kobiety uczą się dążyć do świętości na drodze zwykłej codzienności i zajęć. Od tej chwili zaczyna pracować nad tym dziełem, a jednocześnie kontynuuje posługę kapłańską, zwłaszcza wśród ubogich i chorych. Ponadto studiuje w Madrycie i udziela lekcji, by utrzymać matkę i rodzeństwo. W 1946 roku na stałe przenosi się do Rzymu, gdzie broni doktoratu z teologii. Tam też zostaje mianowany konsultorem kongregacji watykańskich, honorowym członkiem Papieskiej Akademii Teologicznej i prałatem honorowym Ojca Świętego. Z Rzymu wyjeżdża do różnych krajów Europy, a w 1970 roku do Meksyku, by tam umacniać Opus Dei. Umiera w Rzymie na zawał serca 26 czerwca 1975 r. Napisany przez niego zbiór medytacji zatytułowany Droga zalicza się do klasyki duchowości. W chwili jego śmierci Opus Dei jest już obecne na pięciu kontynentach, liczy ponad 60 tysięcy wiernych z osiemdziesięciu narodowości. Obecnie liczy ponad 80 tys. członków: duchownych i świeckich na całym świecie. Ma wielkie zasługi dla ożywienia Kościoła i jego obecności w różnych środowiskach zawodowych na wszystkich kontynentach. Członkami Opus Dei są m.in. prymas Peru, kard. Juan Luis Cipriani Thorne z Limy i były rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro-Valls.Po śmierci Josemaríi Escrivy tysiące wiernych zwróciło się do papieża z prośbą o otwarcie procesu kanonizacyjnego. 17 maja 1992 r. w Rzymie, w obecności 300 tysięcy wiernych przybyłych z całego świata, św. Jan Paweł II wyniósł Josemaríę Escrivę na ołtarze. 21 września 2001 r. Zgromadzenie Zwyczajne Kardynałów i Biskupów, członków Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych, jednogłośnie stwierdziło cudowny charakter uzdrowienia przypisywanego bł. Josemaríi. Dekret uznający cud odczytany został w obecności papieża 20 grudnia 2001 r. Kanonizacja odbyła się 6 października 2002 roku. |
_______________________________________________________________________________
JOSEMARÍA ESCRIVÁ DE BALAGUER fot. karmel.pl *** Zarys biografii świętego Josemaríi Z dekretu beatyfikacyjnego czcigodnego sługi Bożego Josemaríi Escrivy, kapłana, założyciela Opus Dei: “Założyciel Opus Dei przypomniał, że powszechne powołanie do pełnego zjednoczenia się z Chrystusem zakłada, iż jakakolwiek działalność może być zamieniona w miejsce spotkania z Bogiem. (…) Był prawdziwym mistrzem życia chrześcijańskiego, osiągnął szczyty kontemplacji na drodze nieustannej modlitwy, stałego umartwienia, codziennego wysiłku wkładanego w prace wypełniane [przez niego] z przykładną uległością wobec poruszeń Ducha Świętego, z jedynym pragnieniem, by służyć Kościołowi, jak sam Kościół chce, by mu służono. Radosny i jasny dom Josemaría Escrivá urodził się w Barbastro (w Hiszpanii) 9 stycznia 1902 roku. Był drugim z sześciorga dzieci Józefa Escrivy i Marii Dolores Albás. Rodzice – pobożni i przykładni katolicy – ochrzcili go 13-tego samego miesiąca 1902 roku. Przekazali mu wiernie podstawowe prawdy wiary i cnoty chrześcijańskie: miłość do sakramentu spowiedzi i częstej Komunii świętej, ufność w siłę modlitwy, nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny, chęć pomocy najbardziej potrzebującym. Błogosławiony Josemaría był radosnym, żywym i szczerym dzieckiem oraz dobrym, bystrym i inteligentnym uczniem. Bardzo kochał swoją matkę, miał wielkie zaufanie do ojca, z którym żył w wielkiej przyjaźni. Umiejętnie prowadzony przez ojca chętnie otwierał przed nim swoje serce, zwierzał mu się ze zmartwień, wiedząc, że don Jose był zawsze gotowy do rozwiązywania problemów syna z miłością i roztropnością. Bóg bardzo szybko zaczął hartować duszę Josemaríi w kuźni bólu: w latach 1910 – 1913 umierają trzy jego młodsze siostry, w 1914 rodzina zostaje zrujnowana ekonomicznie. W 1915 roku Escrivowie przeprowadzają się do Logroño, gdzie ojciec znalazł zatrudnienie pozwalające na skromne utrzymanie całej rodziny. Zimą, na przełomie 1917-1918 roku, zdarza się coś, co wpływa decydująco na przyszłe losy Josemaríi Escrivy – w czasie Bożego Narodzenia w miasteczku spadł śnieg, a niedługo potem Josemaría spostrzega na nim ślady bosych stóp. Okazuje się, że są to ślady karmelity bosego. Wówczas chłopak zadaje sobie pytanie: Skoro inni tak bardzo poświęcają się dla Boga i bliźniego, czy ja nie byłbym w stanie czegoś poświęcić? Wtedy to zasiany został w jego sercu jakiś Boży niepokój: zacząłem przeczuwać Miłość, zdawać sobie sprawę, że serce prosi mnie o coś wielkiego i że to będzie miłość. Nie wiedząc dokładnie, o co prosi go Bóg, zdecydował się zostać kapłanem, aby w ten sposób być bardziej dyspozycyjnym na wypełnienie woli Bożej. Święcenia kapłańskie Po ukończeniu szkoły, zaczyna studia w seminarium w Logroño, w 1920 roku przenosi się do seminarium do Saragossy, gdzie wstępuje na Uniwersytet Papieski w celu uzupełnienia formacji kapłańskiej. Zgodnie z sugestią ojca i za pozwoleniem władz kościelnych rozpoczyna także studia na wydziale prawa miejscowego uniwersytetu . Jego radość i hojność, prostota i pogoda ducha sprawiają, że jest bardzo kochany przez swych kolegów. Głęboka pobożność, zdyscyplinowanie i pracowitość stają się przykładem dla wszystkich seminarzystów: w 1922 roku, gdy ma zaledwie 20 lat arcybiskup Saragossy mianuje go inspektorem seminarium. W tym czasie młody seminarzysta spędza wiele godzin modląc się przed Przenajświętszym Sakramentem, mocno zakorzeniając swe życie wewnętrzne w Eucharystii. Codziennie odwiedza figurkę Najświętszej Maryi Panny z Pilar z tamtejszej bazyliki i prosi, by pokazała mu, czego oczekuje od niego Bóg. Od tego czasu, kiedy po raz pierwszy przeczułem Bożą miłość – mówił 2 października 1968 r. – w mojej małości szukałem sposobu, jak by zrealizować to, czego Pan chce od swego biednego narzędzia (…) wśród tych niepokojów modliłem się, modliłem, wciąż nieustannie się modliłem. Nie przestawałem powtarzać: Domine, ut sit! Domine, ut videam!, jak ów biedak z Ewangelii, co woła bo wie, że Bóg może wszystko. Panie, obym przejrzał! Panie, niech się stanie! Powtarzałem także(…), z pełnym zaufaniem do Najświętszej Maryi Panny: Domina, ut sit!, Domina, ut videam! Najświętsza Panienka zawsze pomagała mi odkryć to, czego pragnął ode mnie Jej Syn. 27 listopada 1924 roku nagle umiera jego ojciec. 28 marca 1925 r. Josemaría zostaje wyświęcony przez biskupa Miguela de los Santos Díaz Gómara, w kościele seminaryjnym św. Karola w Saragossie, dwa dni później odprawia swoją pierwszą Mszę w kaplicy Bazyliki del Pilar. 31 marca przeprowadza się do Perdiguery, maleńkiej wioski, gdzie został mianowany wikarym. W kwietniu 1927 roku, za zgodą swojego arcybiskupa przenosi się do Madrytu, aby tam doktoryzować się w prawie cywilnym. Madrycki uniwersytet to jedyna uczelnia, gdzie jest to możliwe. Młody, pełen zapału apostolskiego ksiądz szybko dociera do ludzi z najróżniejszych środowisk, do studentów, artystów, robotników, intelektualistów, kapłanów. Ze szczególnym oddaniem zaczyna zajmować się dziećmi, chorymi i najuboższymi z przedmieść Madrytu. W tym samym czasie zarabia także korepetycjami z prawa, aby utrzymać matkę i rodzeństwo. Dla całej rodziny jest to okres materialnie bardzo trudny, wszyscy jednak znoszą to z godnością, nie upadając na duchu. Pan obdarza Josemaríę wieloma łaskami o charakterze nadprzyrodzonym. Znajdują one głęboki oddźwięk w duszy Josemaríi, by później zaowocować w służbie Kościołowi i duszom. Założenie Opus Dei 2 października 1928 r. rodzi się Opus Dei. Błogosławiony Josemaría uczestniczy w tym czasie w rekolekcjach. Gdy rozmyśla nad zapiskami, w których utrwalał natchnienia Boże doświadczane w ostatnich latach, nagle widzi (tego określenia używał zawsze, gdy mówił o chwili założenia Opus Dei) misję, którą Pan chce mu powierzyć: Josemaría ma otworzyć w Kościele nową drogę, która będzie rozpowszechniać powołanie do świętości i apostolstwa przez uświęcanie codziennej pracy w świecie, bez zmiany stanu. Kilkanaście miesięcy później, 14 lutego 1930 r. Pan pozwala mu zrozumieć, że Opus Dei powinno rozprzestrzenić się także wśród kobiet. Od tej chwili bł. Josemaría oddaje się całą duszą i ciałem wypełnieniu misji założycielskiej, promowaniu wśród mężczyzn i kobiet wszystkich środowisk społecznych potrzebę osobistego zaangażowania się w kroczenie za Chrystusem, w miłość bliźniego, w poszukiwanie świętości w życiu codziennym. Nie uważa się ani za jakiegoś odkrywcę, ani reformatora, ponieważ jest przekonany, że Jezus Chrystus jest wieczną nowością i że Duch Święty wciąż odmładza swój Kościół, dla służby któremu powstało Opus Dei. Jest świadomy, że powierzone mu zadanie ma charakter nadprzyrodzony i dlatego oparcia szuka w modlitwie, umartwieniu, w radosnym poczuciu synostwa Bożego oraz w niezmordowanej pracy.Wytyczaną przez niego drogą zaczynają iść osoby z różnych warstw społecznych, zwłaszcza studenci, w których rozbudza szczery zapał podjęcia braterskiej służby ludziom. Zapala w nich pragnienie, by poprzez pracę uświęcaną i uświęcającą umieścić Chrystusa we wnętrzu wszystkich ludzkich działalności. Taki jest cel przyświecający wszystkim inicjatywom, jakie podejmują wierni Opus Dei: wynieść ku Bogu, z pomocą łaski każdą ludzką działalność, tak aby Chrystus królował wszędzie i we wszystkich; poznać Chrystusa, dać Go poznać innym, zanieść Go do wszystkich miejsc. Zrozumiałe jest, że można było wołać: otworzyły się drogi boskie na ziemi. Ekspansja apostolska W 1933 r. otwiera ośrodek dla studentów, rozumie bowiem, że świat nauki i kultury jest swoistym newralgicznym punktem dla ewangelizacji całego społeczeństwa. W 1934 r. publikuje – jeszcze wówczas pod tytułem “Rozważania duchowe” – pierwsze wydanie Drogi, książki, która wydana została w sumie 372 razy w 44 językach i rozeszła się w czterech i pół milionach egzemplarzy. Gdy w 1936 roku w Hiszpanii wybucha wojna domowa, Opus Dei stawia dopiero pierwsze kroki. W Madrycie nasilają się prześladowania religijne, ale ksiądz Josemaría pomimo grożącego mu niebezpieczeństwa, heroicznie modli się, umartwia i apostołuje. Jest to czas wielkich cierpień Kościoła, ale także wzrostu duchowego i apostolskiego, a także wzmocnienia nadziei. W 1939 r., kiedy wojna już się kończy, Założyciel nieograniczony już barierami geograficznymi zaczyna na nowo rozwijać swą pracę apostolską. Uaktywnia przede wszystkim młodych studentów, aby zanosili Chrystusa do wszystkich środowisk i odkrywali wielkość swego chrześcijańskiego powołania. W tym samym czasie rozchodzi się opinia o jego świętości, wielu biskupów prosi, by prowadził kursy rekolekcyjne dla kapłanów i świeckich różnych organizacji katolickich. Takie same prośby przychodzą do niego od przełożonych wielu zgromadzeń zakonnych, a on zawsze się zgadza. W 1941 r., kiedy prowadzi rekolekcje dla kapłanów w Lérida, dowiaduje się o śmierci matki, która tyle pomagała mu w pracy apostolskiej Dzieła. Pan pozwala ponadto, aby narosły wokół niego poważne nieporozumienia. Biskup Madrytu, Mons. Eijo y Garay, wspiera go szczerze i udziela pierwszej aprobaty kanonicznej dla Opus Dei. Błogosławiony Josemaría znosi przeciwności modląc się i nie tracąc dobrego humoru, świadomy, że “wszystkich, którzy chcą żyć zbożnie w Jezusie Chrystusie spotkają prześladowania (2 Tm 3, 12) i zaleca swym duchowym synom, by usilnie starali się zawsze przebaczać i zapominać o obrazach: milczeć, modlić się, pracować, uśmiechać się. W 1943 r. wewnątrz Opus Dei rodzi się – zgodnie z nową łaską założycielską, jaką otrzymuje Josemaría podczas odprawiania Mszy – Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego Krzyża. Do Stowarzyszenia będą mogli włączać się kapłani będący wcześniej wiernymi świeckimi Opus Dei. Pełna przynależność wiernych świeckich i kapłanów do Opus Dei, tak jak i organiczna współpraca jednych i drugich w swych apostolatach, jest rysem istotowym charyzmatu założycielskiego. Kościół potwierdził go w 1982 r., określając ostatecznie w terminach prawnych Opus Dei jako Prałaturę personalną. 25 czerwca 1944 r. trzech inżynierów – m.in. Alvaro del Portillo, przyszły następca Założyciela w kierowaniu Opus Dei – otrzymują święcenia kapłańskie. Św. Josemaría doprowadził do kapłaństwa prawie tysiąc świeckich Opus Dei. Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego Krzyża – w pełnej zgodności z pasterzami kościołów lokalnych – proponuje kapłanom diecezjalnym i klerykom środki formacji duchowej. Kapłani diecezjalni także tworzą część Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża, przynależąc zarazem do kleru danej diecezji. Duch rzymski i uniwersalny. Gdy tylko zakończyła się II wojna światowa bł. Josemaría zaczął przygotowywać pracę apostolską w innych krajach. Jezus chciał już od pierwszej chwili swego Dzieła jako uniwersalnego, katolickiego – mówił. W 1946 r. przeprowadza się do Rzymu, aby przygotować wszystko do papieskiej aprobaty Opus Dei. 24 lutego 1947 r. papież Pius XII udziela Opus Dei decretum laudis, a 16 czerwca 1950 r. ostatecznej aprobaty. Od tej chwili do Dzieła mogą być przyjmowani także w charakterze współpracowników niekatolicy, a nawet niechrześcijanie. Mogą oni pomagać w rozwijaniu się prac apostolskich przez swą pracę, jałmużnę i modlitwę. Centralna siedziba Opus Dei zostaje przeniesiona do Rzymu. W ten sposób jeszcze bardziej namacalnie podkreśla się pragnienie ożywiające całą pracę Dzieła: służyć Kościołowi jak Kościół chce, by mu służono w ścisłej łączności z katedrą Piotra i hierarchią kościelną. Papieże Pius XII i Jan XXIII wielokrotnie wyrażają swą miłość i poważanie dla Opus Dei, Paweł VI nazywa je w 1964 r. “żywym wyrazem nieustającej młodości Kościoła”. Jednak i ten okres życia Założyciela Opus Dei naznaczony jest różnego rodzaju próbami. Dziesięć lat cierpi z powodu poważnej cukrzycy, z której zostaje cudownie uzdrowiony w 1954 roku. Zmaga się z trudnościami ekonomicznymi i przeciwnościami związanymi z rozszerzaniem się prac apostolskich na cały świat. Zawsze jednak tryska radością, bo prawdziwa cnota nie jest ani smutna, ani antypatyczna, jest ujmująca i radosna. Jego nieustanny dobry humor jest jak trwałe świadectwo bezwarunkowej miłości wobec Woli Bożej. Świat jest malutki, kiedy miłość jest wielka – mawiał. Pragnienie oświetlenia całej ziemi światłem Chrystusa sprawia, że przyjmuje liczne zaproszenia, pochodzące od biskupów, którzy proszą, by Opus Dei pomagało swymi pracami apostolskimi w ewangelizacji. Powstają rozmaite projekty: szkoły zawodowe, szkoły średnie, ośrodki doszkalające rolników, uniwersytety, szpitale i ośrodki pomocy medycznej itp. Działalności te – jak morze bez brzegów – mawiał – są owocem zaangażowania zwykłych chrześcijan, pragnących z mentalnością świecką i profesjonalnie odpowiadać na konkretne potrzeby rodzące się w danym miejscu. Są otwarte dla wszystkich, bez względu na rasę, religię, stan społeczny, ponieważ ich wyraźna tożsamość chrześcijańska idzie w parze z głębokim szacunkiem dla wolności religijnej. Kiedy Jan XXIII zwołuje Sobór Ekumeniczny, zaczyna modlić się i prosić innych o modlitwę, jak pisze w 1962 r., za powodzenie tej wielkiej inicjatywy, jaką jest Sobór Ekumeniczny Watykański II. Jest to czas, kiedy Magisterium Kościoła uroczyście potwierdzi podstawowe aspekty ducha Opus Dei. Są to między innymi: powszechne powołanie do świętości, praca zawodowa jako środek uświęcania się i apostolstwa, wartość i granice wolności chrześcijanina w sprawach doczesnych, Msza święta jako rdzeń i centrum życia wewnętrznego itp. Bł. Josemaría spotyka się z licznymi Ojcami soboru i ekspertami, którzy widzą w nim autentycznego prekursora najistotniejszych nauk Soboru Watykańskiego II. Głęboko zjednoczony z doktryną soborową, pilnie rozszerza jej praktykowanie poprzez działalność formacyjną Opus Dei po całym świecie. Świętość w środku świata Daleko – tam, na horyzoncie – niebo łączy się z ziemią, ale nie zapominaj, że miejscem, gdzie tak naprawdę się one łączą jest twoje serce syna Bożego. Nauczanie błogosławionego Josemaríi podkreśla nieustannie pierwszeństwo życia wewnętrznego.: Przyczyną kryzysów w świecie jest brak świętych, napisał w Drodze. Świętość wymaga stałego przenikania się modlitwy, pracy i apostolstwa, które nazywał jednością życia. Życie bł. Josemaríi stanowi tego najlepsze świadectwo. Był głęboko przeświadczony, że aby dojść do świętości w codziennej pracy, trzeba wysiłku, by stać się duszą rozmodloną, duszą prowadzącą głębokie życie wewnętrzne. Kiedy żyje się w taki sposób, wszystko staje się modlitwą, wszystko może i powinno prowadzić nas do Boga, podsycać nieustanny dialog z Nim, od rana do nocy. Każda praca może stać się modlitwą. Taka praca będąc modlitwą, staje się apostolstwem.Korzeni nadzwyczajnej płodności jego życia należy szukać w żarliwym życiu wewnętrznym, które sprawiało, że błogosławiony Josemaría był człowiekiem kontemplacji w samym środku świata. Jego życie wewnętrzne karmione modlitwą i sakramentami, przejawiało się w pełnej prawdziwej pasji miłości do Eucharystii, w głębi, z jaką przeżywał Mszę świętą, która była dla niego ośrodkiem i źródłem życia. Trwał on w głębokim nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, św. Józefa i Aniołów Stróżów, w wierności Kościołowi i Papieżowi. Ostateczne spotkanie z Trójcą Przenajświętszą W ostatnich latach swego życia Założyciel Opus Dei rozpoczyna podróże katechetyczne po wielu krajach Europy i Ameryki Łacińskiej. W rodzinnej atmosferze i z prostotą prowadzi spotkania formacyjne. Uczestniczą w nich tysiące osób. Bł. Josemaría mówi o Bogu, o sakramentach, o praktykach pobożności chrześcijańskiej, o uświęcaniu pracy, miłości do Kościoła i Papieża. 28 marca 1975 r. obchodzi złoty jubileusz kapłaństwa. Tego dnia podczas modlitwy podsumowuje swoje życie: Patrząc na te pięćdziesiąt lat, jakie upłynęły, stwierdzam, że jestem jak gaworzące dziecko; walkę wciąż zaczynam, rozpoczynam na nowo, każdego dnia. I tak będzie aż do końca dni, jakie mi zostały, zawsze rozpoczynając na nowo. 26 czerwca 1975 r., w południe, bł. Josemaría umiera na zawał w pokoju, gdzie pracuje. Ostatnie spojrzenie kieruje ku wiszącemu w jego gabinecie wizerunkowi Najświętszej Maryi z Guadalupe. W chwili jego śmierci Opus Dei jest już obecne na pięciu kontynentach, liczy ponad 60 tysięcy wiernych z osiemdziesięciu narodowości. Napisane przez niego książki (Droga, Różaniec święty, Rozmowy z prałatem Escrivá, To Chrystus przechodzi, Przyjaciele Boga, Kochać Kościół, Droga krzyżowa, Bruzda, Kuźnia) rozprowadzono w milionach egzemplarzy. Po jego śmierci tysiące wiernych zwraca się do Papieża z prośbą o otwarcie procesu kanonizacyjnego. 17 maja 1992 r. w Rzymie, w obecności 300 tysięcy wiernych przybyłych z całego świata Ojciec Święty Jan Paweł II wynosi Josemaríę Escrivę na ołtarze. 21 września 2001 r. Zgromadzenie Zwyczajne Kardynałów i Biskupów, członków Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych, jednogłośnie stwierdza cudowny charakter uzdrowienia przypisywanego bł. Josemaríi. Dekret uznający cud odczytany zostaje w obecności Papieża 20 grudnia. 26 lutego 2002 r. Jan Paweł II przewodniczy Publicznemu Konsystorzowi Zwyczajnemu Kardynałów i wysłuchawszy obecnych tam kardynałów, arcybiskupów i biskupów postanawia, że ceremonia kanonizacyjna bł. Josemaríi Escrivy odbędzie się 6 października 2002 r. |
_____________________________________________________________________________________
Ślady bosych stóp na śniegu
Josemaría Escrivá de Balaguer urodził się 9 stycznia 1902 roku w miasteczku Barbastro, położonym u stóp Pirenejów.
Pewnego zimowego poranka, podczas ferii świątecznych 1917/1918 r. niespełna szesnastoletni Josemaría ujrzał na śniegu ślady bosych stóp. W miasteczku Logronˇo był klasztor Karmelitów Bosych – nietrudno więc domyślić się, kto je zostawił. Chłopiec przeczuwał, że Bóg czegoś od niego oczekuje, ale nie wiedział dokładnie, o co chodzi. Uznał, że łatwiej rozpozna wolę Bożą, gdy zostanie kapłanem.
Święcenia kapłańskie Josemaría przyjął 28 marca 1925 roku. Nie zdecydował się jednak przyjąć stanu duchownego, żeby „być księdzem”, lecz aby Bóg mógł nim lepiej dysponować. Podobnie jak powołanie kapłańskie rodziło się Opus Dei. Escrivá wspominał, że 2 października 1928 roku, podczas rekolekcji „Pan sprawił, że ujrzałem Dzieło”.
Jako wolny student studiował prawo cywilne. W 1927 roku za pozwoleniem biskupa przeniósł się do Madrytu, by zdobyć doktorat z prawa.
W 1946 roku zamieszkał w Rzymie, gdzie uzyskał drugi doktorat – z teologii – na Uniwersytecie Laterańskim. Został mianowany konsultorem kongregacji watykańskich, honorowym członkiem Papieskiej Akademii Teologicznej i prałatem honorowym Jego Świątobliwości.
Zmarł w Rzymie 26 czerwca 1975 r. W czasie procesu beatyfikacyjnego przedstawiono kilka tysięcy świadectw uzyskania specjalnych łask za jego sprawą. W listopadzie 1992 roku dr Manuel Nevado został uzdrowiony z ciężkiej choroby zawodowej (przewlekłe porentgenowskie zapalenie skóry, radiodermitis chronica) po modlitwie do założyciela Opus Dei.
wiara.pl
________________________________________________________________________________
Budująca historia o tym, jak Maryja uratowała przyszłego założyciela Opus Dei
fot. Prelatura de la Santa Cruz y Opus Dei | Flickr; Santuario Torreciudad | Flickr | CC By 2.0
Lekarz nie potrafił wyleczyć infekcji i był pewien, że chłopiec umrze. Doktor często zaglądał do chorego, ale nie miał dobrych wiadomości. Pewnego wieczoru zwrócił się do taty chłopca: „Posłuchaj, tej nocy twój syn już nie przeżyje”.
Josemaría Escrivá de Balaguer
Święty Josemaría Escrivá de Balaguer miał zaledwie dwadzieścia sześć lat i był księdzem z trzyletnim stażem, gdy 2 października 1928 r., w Madrycie, zainicjował powstanie Opus Dei, nazwanej potem Prałaturą Świętego Krzyża. Dziś należą do niej osoby aż z 68 krajów świata.
Dążenie do świętości i odkrywanie głębokiego sensu w wykonywanych codziennie obowiązkach łączy – głównie świeckie kobiety i mężczyzn, bo duchowni stanowią zaledwie dwa procent członków – zaangażowanych w Opus Dei. Wśród byłych członków aż trzynastu zostawiło w świecie ślad tak głęboki, że są kandydatami na ołtarze.
Ale nie byłoby ani Opus Dei, ani długiego życia świętego Josemaríi, gdyby nie wiara jego rodziców i pomoc Matki Bożej. Co takiego się wydarzyło?
Choroba śmiertelna
Był rok 1904, Josemaría, drugie dziecko małżonków José i Dolores, miał zaledwie dwa lata i poważnie zachorował. Lekarz nie potrafił wyleczyć infekcji i był pewien, że chłopiec umrze. W opowieściach krewnych i znajomych zachowały się wspomnienia o tym, że szybki zgon uznano za nieunikniony. Doktor Ignacio Camps Valdovinos, lekarz rodziny, często zaglądał do chorego, ale nie miał dobrych wiadomości. Pewnego wieczoru zwrócił się do taty chłopca: „Posłuchaj, tej nocy twój syn już nie przeżyje”.
Rodzice byli zrozpaczeni, nie wiedzieli, co robić. Zaprosili jeszcze innego medyka, homeopatę, ale i on nie potrafił zaproponować leku, który mógłby pomóc wyleczyć chłopca.
Nowenna do Najświętszego Serca Maryi
Kiedy wyczerpały się możliwości ludzkie, Donia Dolores rozpoczęła nowennę do Najświętszego Serca Najświętszej Marii Panny. Modlitwa rodziców była żarliwa, ale chłopiec nie wracał do zdrowia. Wreszcie José i Dolores zdecydowali, że odprawią pielgrzymkę do Torreciudad, małej miejscowości w Pirenejach, gdzie od XI wieku czczono Maryję w cudownym wizerunku.
Z Barbastro, rodzinnej miejscowości rodziny Escrivá do Torreciudad było około 25 kilometrów. Droga, pokonywana pieszo, zajmowała w jedną stronę około pięciu godzin. Do kapliczki w Torreciudad wybrali się konno. Droga po górskich ścieżkach nie była łatwa, ale skaliste zbocza Pirenejów nie zniechęciły małżonków. Dolores podróżowała w damskim siodle i trzymała Josemaríę na rękach.
Cud Maryi
Kiedy dotarli na miejsce, zmęczeni, ale przede wszystkim ufni w orędownictwo Maryi, ofiarowali śmiertelnie chorego synka Najświętszej Marii Pannie.
Po kilku dniach doktor Camps znów odwiedził rodzinę. Otworzyli mu drzwi i byli zdumieni jego pytaniem: doktor przyszedł potwierdzić zgon. „O której zmarło dziecko?” – spytał zaraz po wejściu. „Ależ ono nie umarło, nasz syn żyje!” – wołali na przemian.
Małżonkowie zaprowadzili lekarza do pokoju, w którym stało łóżeczko. Jego zdumienie, gdy zobaczył chłopca trzymającego się poręczy i podskakującego na powitanie, było ogromne. Trudno mu było uwierzyć w to, co widzi!
Po latach Dolores opowiedziała tę historię Josemaríi. „Synku, Matka Przenajświętsza zostawiła cię na tym świecie do czegoś wielkiego, bo byłeś już bardziej martwy, niż żywy” – powiedziała.
Świątynia wdzięczności
W 1930 r. Josemaría Escrivá, już jako kapłan, złożył pisemne świadectwo, w którym zeznał, że jest przekonany o tym, że w 1904 roku został uleczony przez Maryję. „Pani i Matko moja! Ty mi dałaś łaskę powołania, zachowałaś mnie przy życiu, kiedy byłem dzieckiem. Wysłuchałaś mnie tyle razy!” – pisał.
Wiele lat później ksiądz Escrivá postanowił podziękować Maryi za to cudowne ocalenie i zainicjował budowę sanktuarium w Torreciudad. W miejscu, gdzie od wieków czczono wizerunek Maryi w małej kapliczce, powstała monumentalna świątynia.
Prace rozpoczęto w latach sześćdziesiątych XX w., a konsekracji dokonano 7 lipca 1975 r. Ksiądz Escrivá dokładał wszelkich starań, aby w Torreciudad pielgrzymi przede wszystkim trwali na modlitwie i przez jej żar odnawiali relacje z Bogiem.
Zależało mu, aby nie szukali cudowności i znaków. Ukrócił nawet pomysł czerpania wody z pobliskiego źródła i w widocznych miejscach kazał umieścić napis, że to woda zdatna do picia, bez cudownych właściwości.
Zachowała się ciekawa anegdota z okresu projektowania świątyni. Otóż architekt zaproponował rozmieszczenie w kościele ośmiu konfesjonałów. Ksiądz Escrivá podobno przez jakiś czas analizował tę propozycję i wreszcie zaproponował własny projekt rozmieszczenia konfesjonałów w sanktuarium. Ostatecznie powstało ich… sześćdziesiąt, a jako pierwszy po ich instalacji w jednym z nich wyspowiadał się założyciel Opus Dei.
Maryjność założyciela Opus Dei
W Torreciudad sanktuarium nosi tytuł Matki Bożej Anielskiej, a miejscowa ludność oddaje w nim hołd Matce, która obdarza swoje dzieci łaskami i radością, której sama jest pełna, przez obecność Ducha Świętego. Głębia takiego spojrzenia na rolę Maryi była szczególnie bliska księdzu Escrivie.
W jednym z listów w czerwcu 1967 r. pisał: „Mam nadzieję, że Pan zechce dać wylanie duchowych łask tym, którzy przychodzą do Jego Najświętszej Matki. Cieszę się, że jest tu wiele konfesjonałów, otwartych po to, aby ludzie mogli oczyścić się w świętym sakramencie pokuty i odnowić swoje życie chrześcijańskie, nauczyć się uświęcać i kochać pracę, przynosząc do domu pokój i radość Jezusa Chrystusa”.
Do końca życia święty założyciel Opus Dei uczył, aby dbać o żywe nabożeństwo do Matki Bożej, która nigdy nikomu niczego nie odmawia i zawsze prowadzi do Chrystusa – najkrótszą drogą. Uważał, że odrzucanie macierzyństwa Maryi i jej nieustannej gotowości by nam pomagać, obraża Jezusa, rani Jego Serca.
Kochaj Ją!
„Radzę ci, abyś osobiście, jeżeli tego jeszcze nie zrobiłeś, doświadczył macierzyńskiej miłości Maryi. Nie wystarczy wiedzieć, że Ona jest Matką, uważać Ją za Matkę i tak o Niej mówić. Ona jest twoją Matką, a ty jesteś Jej synem; Ona kocha cię tak, jak gdybyś był Jej jedynym dzieckiem na tym świecie. Traktuj Ją zatem odpowiednio: Mów Jej o wszystkim, co przeżywasz, czcij Ją, kochaj Ją! Nikt nie może uczynić tego za ciebie, ani też lepiej od ciebie, jeżeli nie uczynisz tego sam” – pisał w małej książeczce pt. „Przyjaciele Boga”.
Powtarzał, że jest dłużnikiem Maryi, a od 1904 r., gdy zechciała wyprosić mu uzdrowienie, czuje się z Nią szczególnie związany. Był niestrudzonym apostołem różańca. „Błogosławiona monotonia zdrowasiek” – powtarzał wyjaśniając, że pewnego dnia zrozumiał, że „każde Zdrowaś, Maryjo, każde pozdrowienie Najświętszej Maryi Panny to nowe uderzenie zakochanego serca”.
Agnieszka Bugała /Aleteia.pl – korzystałam z książek:
Andrés Vázquez de Prada, Założyciel Opus Dei.
Św. Josemaría Escrivá de Balaguer, Przyjaciele Boga
_______________________________________________________________________________________
Istockphoto
***
Św. Josemaría Escrivá
i nadzwyczajna zwyczajność
Nie bądźcie ludźmi wielkiej aktywności i małej modlitwy – mawiał. Większość zna go dzięki jego krótkim, precyzyjnym, trafiającym w dziesiątkę i znakomicie opisującym duchową rzeczywistość dewizom.
Pamiętam, jak aktor Lech Dyblik (grał m.in. w „Pokłosiu”, „Róży”, „Domu złym”, „Sztuczkach” i „Weselu”) opowiadał mi przed laty: „Świat, moje środowisko podpowiada: »Pchaj się do przodu. Pierwsi biorą wszystko«. Fantastyczną rzecz powiedział prałat Escrivá: »Punktem dojścia chrześcijanina jest szarzeć i niknąć w tłumie«. To dla mnie niezwykle kozackie. Lek na grzech. Dobrowolne rezygnowanie z pierwszej pozycji to niezwykły wyczyn. Szarzeć i niknąć w tłumie, czyli nie zawracać innym głowy swoją osobą”.
Twórca Opus Dei Josemaría Escrivá de Balaguer urodził się w Barbastro w Hiszpanii 9 stycznia 1902 roku jako drugie z sześciorga rodzeństwa. Był rozbrykanym, radosnym i żywiołowym dzieciakiem. Świetnie się uczył. Wcześnie doświadczył życiowych zawirowań i traum (później podobne doświadczenia będzie nazywał „kuźnią”): w ciągu trzech lat zmarły trzy jego młodsze siostry, ale to nie wszystko – po roku rodzina została zrujnowana.
Gdy zimą 1917 roku w czasie Bożego Narodzenia spadł śnieg, piętnastolatek zauważył na nim ślady bosych stóp. Tak go to zaintrygowało, że ruszył za nimi. Gdy dostrzegł, że zostawia je w białym puchu karmelita bosy, był zdumiony. Ten radykalizm pociągnął go w stronę Boga. 28 marca 1925 roku przyjął święcenia kapłańskie.
Po dwóch latach w Madrycie rozpoczął studia doktoranckie z prawa cywilnego.
Podczas rekolekcji 2 października 1928 roku miał proroczo ujrzeć dzieło, do którego powoływał go Bóg. To ten dzień uznaje się za początek Opus Dei. Główna idea? Dążenie do świętości przez zwyczajność, codzienność, pracę i pielęgnowanie rodzinnych relacji.
REKLAMA
W rok po II wojnie założyciel Dzieła Bożego spakował manatki i ruszył do Rzymu. W Wiecznym Mieście pozostał już do końca. Obronił doktorat z teologii, został konsultorem kongregacji watykańskich, honorowym członkiem Papieskiej Akademii Teologicznej i prałatem honorowym Ojca Świętego. Jeździł po świecie, wspierając raczkujące dzieło, które rosło jak na drożdżach.
Gdy 26 czerwca 1975 roku Josemaría zmarł w stolicy Italii na zawał serca, w Opus Dei formowało się na pięciu kontynentach aż 60 tysięcy wiernych 80 narodowości. 17 maja 1992 roku 300 tysięcy pielgrzymów było świadkami jego wyniesienia na ołtarze (kanonizacja odbyła się po dekadzie).
Przez 10 lat pracowałem w Księgarni Świętego Jacka i byłem świadkiem, jak napisane przez prałata zbiory medytacji, myśli i sentencji sprzedawały się jak świeże bułeczki. Nic dziwnego: „Droga”, „Bruzda” czy „Kuźnia” stały się klasyką duchowości.
„Modlitwa chrześcijanina nigdy nie jest monologiem. Wytrwaj w modlitwie” – przypominał Josemaría Escrivá. „Wytrwaj, choćby twój wysiłek wydawał się daremny. Modlitwa jest zawsze owocna. Nawrócenie jest sprawą jednej chwili. Uświęcenie – dziełem całego życia. Milczenia nigdy nie będziesz żałował; nadmiaru mowy – często”.
Marcin Jakimowicz/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
Wyobraźnia miłosierdzia
Kwiecień – list apostolski Ojca Świętego o spowiedzi. Maj – kanonizacja Ojca Pio. Lipiec – Światowy Dzień Młodzieży w Toronto i kanonizacja Juana Diego w Meksyku. Sierpień – pielgrzymka do Polski i zawierzenie świata miłosierdziu Bożemu. Drugi rok po Wielkim Jubileuszu dowodzi, że Ojciec Święty nie zwalnia tempa swojej pracy. Przed nami kolejne wielkie wydarzenie, które najprawdopodobniej zgromadzi na Placu św. Piotra rzeszę pielgrzymów z najodleglejszych zakątków świata. 6 października Jan Paweł II zamierza kanonizować założyciela Opus Dei – bł. Josemaríę Escrivę.
Apostoł spowiedzi i miłośnik Matki Bożej
1904 r. dwuletni Josemaría bardzo ciężko zachorował. Zdaniem lekarzy – nie miał szans na przeżycie. Jego matka obiecała Matce Bożej, że jeśli uratuje chłopca, pójdzie z nim w pielgrzymce do sanktuarium w Torreciudad. Znajdowało się ono w Pirenejach, niedaleko granicy z Francją. Po tym ślubie chłopiec w niewytłumaczalny po ludzku sposób wyzdrowiał. Wiele razy potem słyszał od swojej matki: “Maryja przeznaczyła cię do czegoś wielkiego, bo wtedy bardziej byłeś umarły niż żywy”.
Dziś w miejscu, gdzie znajdowała się mała kapliczka, do której matka Josemaríi – p. Dolores zabrała chłopca po jego cudownym wyzdrowieniu, stoi olbrzymie sanktuarium wzniesione z inicjatywy Błogosławionego. Ale Założyciel Opus Dei – choć świadom był nadzwyczajnych interwencji Boga w swoim życiu – nie chciał, aby w Torreciudad szukano “cudowności”. Nad rzędem kranów zainstalowanych w sanktuarium dla potrzeb pielgrzymów kazał umieścić napis: “Woda naturalna do picia”.
Natomiast ks. Escrivá głęboko wierzył w inne cuda i to też znalazło swój wyraz w Torreciudad. W planach budowy sanktuarium architekt zaprojektował 8 konfesjonałów. Ks. Josemaría zarządził inaczej. Ostatecznie powstało ich 60. Jako pierwszy wyspowiadał się w jednym z nich właśnie ks. Josemaría. Było to w maju 1975 r. – na miesiąc przed jego śmiercią. Dziś i 60 konfesjonałów nie zawsze wystarcza. “Nie jesteś pewien, czy potrzebne ci jest nawrócenie? – pytał. – Popatrz: Bóg wymaga od ciebie coraz więcej, a ty dajesz Mu z dnia na dzień coraz mniej!”. Lubił przy tym przypominać, że każda spowiedź jest cudem Jezusa. “Jak wtedy, gdy przynoszą paralityka i kładą go przed Nim. On mówi: Są ci odpuszczone twoje grzechy. A ludzie myślą: Kim jest ten człowiek, który ośmiela się przebaczać grzechy? Tylko Bóg może przebaczać grzechy! Ale Pan czyta w sumieniach i ponieważ czyta także w ich sumieniach, mówi im: Abyście zobaczyli, że mogę przebaczać grzechy. Wstań, weź swoje łoże i idź. I paralityk wstał zdrowy” (por. Łk 5, 20-24).
Ramię w ramię z młodymi
Opus Dei powstało 28 października 1928 r. w Madrycie: “Tego dnia Pan założył swoje Dzieło: od tego dnia zacząłem rozmawiać z ludźmi świeckimi. Niektórzy z nich byli studentami, inni – nie, ale wszyscy byli młodzi. (…) Otrzymałem światło i zobaczyłem całe Dzieło – wspominał. – Ukląkłem, byłem wówczas sam w pokoju – to był czas między naukami rekolekcyjnymi – i podziękowałem Bogu”. Tak powstała w Kościele nowa droga, przypominająca chrześcijanom, że każdy ma walczyć o świętość, niezależnie od swojego zawodu, stanu i miejsca, które zajmuje na świecie. Kilka lat później ks. Josemaría narysował wzór pieczęci Opus Dei, która streszczała tę drogę – jest to krzyż wpisany w okrąg świata.
Ks. Josemaría Escrivá wiedział – podobnie jak dziś Papież – że młodych ludzi można przyciągnąć tylko wymaganiami. Dlatego często zapraszał przychodzących do niego studentów, aby razem z nim szli do madryckich szpitali.
Świadkowie miłosierdzia
Bywało, że w tamtych czasach na spotkania z Księdzem przychodziły dwie, trzy osoby. Dziś Opus Dei ma ok. 80 tys. członków z całego świata. Tych, którzy biorą udział w pracach apostolskich i formacyjnych Dzieła, jest po wielekroć więcej. 6 października 2002 r. na Placu św. Piotra spodziewana jest kilkusettysięczna rzesza pielgrzymów. Mają oni wziąć udział w tzw. projekcie Harambee. Słowo to w języku kiswahili oznacza: “wszyscy jak jeden mąż”, a mieszkańcy Afryki używają go jako hasła, gdy trzeba uczynić coś dla dobra wspólnego. “Josemaría Escrivá był świętym bardzo konkretnym, który zawsze zachęcał do podejmowania aktywnego działania na rzecz innych” – mówi Linda Corbi, odpowiedzialna za projekt. W ten sposób mają zostać zebrane fundusze na programy edukacyjne w Afryce. Ofiary te będą zbierane zarówno wśród osób, które przybędą na kanonizację do Rzymu, jak i wśród wszystkich innych chętnych.
Z Polski wybiera się do Rzymu liczna grupa pielgrzymów. Wyjazdy są organizowane m.in. we Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie, Siedlcach i Warszawie. Wszelkie informacje na temat możliwości wyjazdu znajdują się na stronie internetowej: www.kanonizacja.org.pl
Modlitwa
O Boże, który udzieliłeś niezliczonych łask
błogosławionemu księdzu Josemaríi, obierając go
za swoje najwierniejsze narzędzie do założenia
Opus Dei, drogi do świętości przez pracę
zawodową i wypełnianie codziennych
obowiązków chrześcijanina, spraw łaskawie,
abym ja także potrafił każdą chwilę i sytuację
w moim życiu wykorzystać jako sposobność do
miłowania Ciebie i służenia Kościołowi, Papieżowi
i wszystkim duszom z radością i prostotą serca,
oświetlając drogi ziemskie światłem wiary i miłości.
Racz doprowadzić do kanonizacji
błogosławionego Josemaríi i przez jego
wstawiennictwo udziel mi łaski, o którą Cię
proszę… (wymień swoją prośbę). Amen
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Paweł Zuchniewicz/Tygodnik Niedziela
______________________________________________________________________________________________________________
25 czerwca
Najświętsza Maryja Panna Świętogórska
z Gostynia
Zobacz także: • Błogosławiona Dorota z Mątowów, wdowa • Błogosławiona Maria Lhuilier, dziewica i męczennica • Święty Wilhelm z Vercelli, opat |
Cudowny obraz Matki Bożej Świętogórskiej, Róży Duchownej, znajdujący się w sanktuarium w Gostyniu, jest dziełem nieznanego wielkopolskiego artysty. Namalowany został prawdopodobnie na cyprysowej desce (145×107 cm), pochodzi z 1540 r. i posiada dużą wartość artystyczną. Przedstawia Matkę Bożą piastującą Dzieciątko Jezus na lewym ramieniu. W prawej ręce Maryja trzyma kwiat białej róży. Matkę i Dzieciątko artysta umieścił jakby na balkonie, z którego roztacza się widok na dawniejszy kościółek na Świętej Górze i na miasteczko Gostyń z połowy XVI wieku. Suknia Matki Bożej i płaszcz są bogato pofałdowane i obszyte ozdobnymi złocistymi bortami. Około bioder widoczna jest ciemnozielona przepaska z napisem: “Witaj Boża Rodzicielko”. Twarz i szyję Maryi okala delikatna, biała materia, wychylająca się spod fałdy płaszcza. W obrazie zwraca uwagę korona na głowie Madonny i druga, uniesiona przez aniołów. Wyraz twarzy i oczu Maryi jest pełen troski i miłosiernego pytania. Dziecię Jezus, poważne i pełne majestatu, trzyma w lewej ręce księgę – symbol nauczycielskiego posłannictwa, drugą rękę opiera na kuli z krzyżem – symbolu władzy i panowania nad światem. Łaskami słynący obraz znajduje się obecnie w pięknej bazylice, zbudowanej według planów włoskiego architekta Baltazara Longhena, twórcy weneckiej świątyni Santa Maria della Salute w XVIII wieku. Duchem i racją bytu tej pięknej świątyni jest kult Najświętszej Maryi Panny, który istniał od niepamiętnych czasów. Prawdopodobnie dawniej była czczona tu gotycka, polichromowana pieta, znajdująca się do dziś w jednym z bocznych ołtarzy. W czasie potopu szwedzkiego obraz MB Świętogórskiej wywieziono na Śląsk. W okresie Kulturkampfu w roku 1876, z rozkazu władz pruskich, wypędzono z Gostynia księży filipinów, a kościół zamknięto. Po 12 latach kościół otwarto, zabroniono jednak przybywać pielgrzymkom. Zakaz trwał do odzyskania niepodległości, czyli do 1918 roku. W rok później powrócili filipini, a kult Matki Bożej tak się rozwijał, że 24 czerwca 1928 r. kardynał August Hlond dokonał uroczystej koronacji obrazu Matki Bożej. Dzisiaj Święta Góra jest istotnym ośrodkiem życia religijnego Wielkopolski. Odbywają się tu przez cały rok zamknięte rekolekcje stanowe, niedzielne dni skupienia, spotkania różnych grup pracujących aktywnie w Kościele. Święta Góra jest ośrodkiem walki o trzeźwość narodu. Księża filipini z wielką troską i odpowiedzialnością przyjmują też grupy pielgrzymkowe, zarówno wielotysięczne w dniach odpustowych , jak i małe, przybywające przez cały rok. Matka Boża, niezależnie od miejsca, w którym gromadzi swoje dzieci, jest zawsze ta sama. Niewątpliwie pragnie przedstawiać swojemu Synowi nasze prośby i dlatego możemy je zanosić w różnych sprawach i potrzebach. Ale nigdy nie wolno zapominać o tym, że jako nasza troskliwa Matka chce nam przede wszystkim wskazywać drogę do Syna. Ona, Stolica Mądrości, Matka Dobrej Rady, zawsze podpowiada nam to, co służy naszemu zbawieniu; mówi przeto ustawicznie: “Zróbcie wszystko, cokolwiek wam (Syn) powie” (J 2, 5). Co więcej, przykładem swego życia uczy nas praktycznie, jak w życiu codziennym mamy pełnić wolę Bożą. W całym swoim życiu występuje w roli pokornej służebnicy Pańskiej: “Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa”. |
___________________________________________________________________________________
Góra jak dom.
U Matki Bożej na Świętej Górze koło Gostynia.
Kiedy mówię, że Matka Świętogórska ma smutne spojrzenie, słyszę: „A może w Jej oczach odbijają się Twoje?”. Następnego dnia widzę, że ma oczy pełne miłości.
fot. Roman Koszowski/Gość Niedzielny
***
Do przeniesionej jakby prosto z Wenecji bazyliki Najświętszej Maryi Panny na Świętej Górze koło Gostynia w czerwcu wiatr przywiewa wonności wielkopolskich pól i sadów. Ale ludzie przyjeżdżają tu, żeby poczuć zapach świętości. Czy pochodzi on z małej, białej róży z kolcem, którą Maryja delikatnie trzyma w dłoni? Matka Świętogórska nosi tytuł „Róży mistycznej, duchownej” i Jej woń musi się roznosić po zakamarkach duszy modlących się tutaj.
Dziś środa, dzień Maryi; po wejściu do świątyni widzimy całe Jej królestwo – tłum zgromadzonych na nowennie. – Róża trzymana przez Maryję ma odniesienie do Jezusa i jest symbolem miłości – mówi ks. Dariusz Dąbrowski COr, proboszcz parafii NMP Świętogórskiej. Od 21 lat należy do Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri, która od 350 lat sprawuje pieczę nad tutejszym sanktuarium. Zwraca uwagę, że bramę wejściową do kościoła zdobią rzeźby upersonifikowanych cnót: wiary i nadziei. – Miłość każdy musi tu przynieść sam – dopowiada.
Nikt nie ginie
– Wszędzie świeci słońce, ale gdzieniegdzie bardziej – jest pewien ks. Dąbrowski. – Miejsca święte to takie, w których świeci ono pod kątem najlepszym dla człowieka.
Ksiądz często zagląda do „Dziennika duchowego” Alicji Lenczewskiej, która na Świętej Górze po Eucharystii, pewnie w wyjątkowym świetle, miała pierwsze widzenie Pana Jezusa „bardziej realnego, prawdziwszego niż wszystko, co było w kaplicy”.
Mówimy o świetle, ale schodzimy w ciemności, do podziemi sanktuarium, gdzie stoi w nieładzie ponad 200 trumien. Niezwykły fundament bazyliki stanowią złożone w nich doczesne szczątki fundatorów oraz posługujących tu ojców i braci filipinów. – To jedno z nielicznych miejsc w Polsce, gdzie w podziemiach świątyni jest stale czynny cmentarz – opowiada nasz przewodnik. Przez małe okienka w grubych murach sączą się słabe promyki, ale znienacka mrok przeszywa ostre słoneczne światło, oświetlając jak reflektorem gęste pajęczyny, krzyż na jednej z trumien, lampion z Maryją. Podobno na taki widok ciekawi czekają kilka tygodni, a my dostajemy go zaraz po wejściu. Ksiądz opowiada, że z tego miejsca najlepiej widać hierarchię ich zakonnej kariery. Filipini nie zmieniają miejsca pobytu, tylko przez całe życie mieszkają w jednym klasztorze, wędrując tylko po jego piętrach. Wstępujący do kongregacji dostają mieszkania na poddaszu. Kiedy zostają księżmi, przenoszą się na pierwsze piętro. – Gdy się zestarzejemy, otrzymujemy pokoje na parterze – mówi. – A kiedy skonamy, idziemy do podziemi.
Wspomina, że jego pierwszym zadaniem w klasztorze było sprzątanie krypt. Oglądając kosteczki zmarłych, nie czuł, że to obcy, ale jego współbracia. – Tutaj „memento mori” słychać ze wszystkich stron – podkreśla. – O czymkolwiek byśmy mówili, to wylądujemy w grobie.
Archeolodzy potwierdzili, że Święta Góra za czasów pogańskich była miejscem ciałopalnego cmentarzyska, świadczącego o istnieniu przedchrześcijańskiego kultu religijnego. Nieopodal zabudowań klasztornych znajduje się cmentarz walczących tu żołnierzy pruskich i rosyjskich. – Klasztor ma 350 lat i nie ma w nim pomieszczenia, w którym by ktoś nie umarł – zamyśla się ks. Dąbrowski. – Ale nikt nie ginie, tylko jedni przebywają po tej, a drudzy po tamtej stronie lustra, jak w „Alicji w krainie czarów”.
Po cichu myślę, że jest wyjątek – z tamtej i z tej strony słychać utwory Józefa Zeid- lera, tworzącego tu w latach 1780–1806, niedawno odkrytego genialnego twórcy muzyki kościelnej. Był członkiem klasztornej kapeli, kompozytorem, kopistą, domownikiem i stołownikiem klasztoru. Jego rękopisy latami leżały zapomniane w archiwum, aż po ich odkryciu muzykolodzy obwołali go polskim Mozartem. Płyta z muzyką Zeidlera, wydana w świętogórskiej serii „Musica Sacromontana”, została uhonorowana Fryderykiem, Orfeuszem i Feniksem. Co roku jego utwory są wykonywane podczas ważnego na muzycznej mapie kraju Festiwalu Muzyki Oratoryjnej odbywającego się w świętogórskiej bazylice.
Większy dom
W podziemiach pod prezbiterium leżą fundatorzy, a pod bocznymi nawami – zakonnicy. Każdy jest ubrany w ornat, tak jak odprawiał Mszę św. Szczątki wielu zostały naturalnie zmumifikowane, bo panuje tu specyficzny mikroklimat. Większość trumien jest nieoznakowanych, a podczas wojny Niemcy, którzy wypędzili księży z klasztoru, poszukując skarbów, zdewastowali wiele z nich. Całkowicie zachowały się szczątki sługi Bożego ks. Wawrzyńca Kuśniaka, który przez 9 kadencji był przełożonym tutejszego zgromadzenia. – Parę lat po jego śmierci, w roku 1876, nastąpiła kasata zakonu – opowiada ks. Dąbrowski. – Wtedy ludzie modlili się przy okienku do podziemi, gdzie ks. Kuśniak był pochowany. Z lat powojennych przetrwała opowieść o pouczającej rozmowie oficera UB, zajmującego się spisywaniem klasztornego majątku, z ojcem filipinem. – Podszedł do jednej z trumien, która dziś jest przeszklona, i zobaczył szczątki kapłana pochowanego w 1743 r. – opowiada ks. Dąbrowski. – „To tyle zostaje z człowieka?” – zapytał stojącego obok księdza. „Jeśli ktoś nie wierzy, to tyle” – usłyszał mocną odpowiedź. Dzięki temu znaczącemu dialogowi kościół i klasztor zostały pod opieką ojców filipinów, choć w 1954 r. władze komunistyczne zamieniły go w miejsce internowania sióstr elżbietanek z Dolnego Śląska.
W krypcie pod ołtarzem spoczywa magnat Adam Florian Konarzewski, główny fundator sanktuarium. Miało ono być wotum wdzięczności Matce Bożej za jego wymodlone przyjście na świat i uzdrowienie z ciężkiej choroby, którą przeszedł jako trzylatek. Potem miał dylemat, czy zostać księdzem, ale postanowił założyć rodzinę, bo był ostatnim z rodu Konarzewskich. Budowę rozpoczął w 1675, ale rok później uległ wypadkowi i zmarł, mając 36 lat. Na czołowym miejscu leży trumna jego wnuczki Weroniki Mycielskiej, z której funduszy w 1756 r. pokryto kopułę miedzianą blachą. – Ja jednak jestem fanem Zosi – Zofii z Opalińskich Konarzewskiej, żony głównego fundatora, która postanowiła wybudować „większy dla Maryi dom” – przyznaje ksiądz. – Po śmierci męża została z rozgrzebaną budową, małym dzieckiem i miała powody, żeby się na Boga obrazić. Ale pojechała na pielgrzymkę do Rzymu, a po drodze w Wenecji, gdzie zobaczyła urzekającą barokową świątynię Santa Maria della Salute, powiedziała coś, na co tylko fantazja kobieca pozwala: „Taki kościół stanie u nas”. W 1677 r., według nowego projektu opracowanego przez włoskiego architekta Baltazara Longhenę, zaczęła realizować postanowienie.
Przywracanie piękna
– Od wejścia do bazyliki każdy krok zbliża nas do odkrycia prawdy – mówi ks. Dąbrowski. – Z każdym metrem odsłaniają się nowe przestrzenie: kolejne kaplice, z których można przechodzić od jednej do drugiej.
Z pierwszego świętogórskiego kościoła pw. Nawiedzenia NMP i św. Franciszka z Asyżu oprócz cudownego obrazu Matki Bożej przetrwały XVI-wieczna Pieta i Chrystus na krzyżu. Kiedy na te ziemie przyszli protestanci, którzy dokonali kasaty zakonu, niszczyli wszystkie ślady po filipinach. Przetrwały opowieści, jak przygotowali stos do spalenia Piety, ale nie poddała się płomieniom. Potem chcieli ją porąbać, ale też im się to nie udało. W końcu na kilka lat zakopali figurę w studni. Kiedy ją wydobyto, okazało się, że nie uległa zniszczeniu. To przed nią wymodliła uzdrowienie syna matka Edmunda Bojanowskiego, założyciela zgromadzenia sióstr służebniczek NMP. Przyszły błogosławiony często przychodził przed oblicze Pani Świętogórskiej, prosząc o natchnienia do pracy. Kiedy protestanci chcieli wyrwać ze ściany krzyż z Jezusem, tylko wygiął się w łuk, a potem wrócił do pierwotnego kształtu. Po lewej stronie głównego ołtarza zwraca uwagę rzeźba św. Filipa Neri trzymającego serce w dłoni dla podkreślenia, że jest stygmatykiem Ducha Świętego. To przypomnienie momentu, kiedy w 1544 r., w przeddzień Zesłania Ducha Świętego, modląc się w rzymskich katakumbach św. Sebastiana, wpadł w ekstazę na widok ognistej kuli wnikającej do jego serca. Na filarach po obu stronach ołtarza, podobnie jak w katakumbach, znajdują się urny z prochami męczenników.
Z czasów zaboru pruskiego na ścianach świątyni przetrwała „edukacyjna” seria fresków przedstawiających polskich świętych, które namalował tutejszy ksiądz Bernard Preibisz. Każdy szczegół świątyni przyciąga uwagę, ale najważniejszy jest wizerunek Matki Bożej ubranej w błękitną sukienkę, trzymającej Dziecko i różę. Stoi na balkonie, a w tle z jednej strony widać panoramę Gostynia z zabudowaniami, a nawet pijaczkiem idącym do karczmy. Z drugiej – Świętą Górę z pierwszym kościółkiem. Obraz został namalowany temperą na czterech deskach lipowych.
Kardynał Wyszyński nazwał Panią tego miejsca Madonną z uważnym spojrzeniem. O tym, jak jest ono istotne, świadczy wydany w 1726 r. w Poznaniu wykaz cudów dokonanych za Jej sprawą, noszący wymowną nazwę: „Prospekt Miłosiernych Oczu, Przenajświętszej Maryi, na smutne ludzkiej doli przypadki…”. Autor obrazu, posługujący się tajemniczymi inicjałami „SB”, zapisał na nim datę wykonania – 1540 rok. Z jednej strony umieścił fragment z Pieśni nad Pieśniami: „Kim jest ta, która wyłania się z pustyni?”, a z drugiej: „Witaj, Rodzicielko białego jak śnieg kwiatu”. – Kto odda się w opiekę Maryi, tego życie staje się piękne jak ten kwiat – mówi ks. Dąbrowski, który napisał poemat „Golgota Świętogórska”. „Matko białego jak śnieg Kwiatu./ Teraz On czerwony od krwi” – czytamy w nim. Superior zgromadzenia, ks. Marek Dudek COr, zwraca uwagę, że do uzyskania piękna każdemu jest niezbędne uklęknięcie przy konfesjonale: – W bazylice jest 15 konfesjonałów. Podczas każdej Mszy św. siedzi w nich 10 księży. Jeden ma dyżur całodzienny. To miejsce przywracania duchowego piękna. Przecież każdy chce bez wyrzutów spojrzeć sobie w twarz w lustrze, a to jest możliwe wyłącznie po spowiedzi.
Pół miliona pszczół
– Sanktuarium to sanatorium duchowe, w którym szybciej wraca się do zdrowia – uważa ks. Dąbrowski. Pierwszym potwierdzonym w tym miejscu cudem jest uzdrowienie pana Krzyżanowskiego, którego wotum z 1495 r. – kula inwalidzka, wisi na filarze. Sparaliżowany, podpierając się nią, przeszedł kilometr aż przed oblicze Maryi. W kronice zapisano: „Ofiarowawszy siebie Maryi Gostyńskiej natychmiast zdrów powstał”. W 1512 r. komisja opisała 64 zdarzenia niezwykłe, w tym wskrzeszenie dziewczynki. Połowa tych wydarzeń dotyczyła dzieci.
Księża są świadkami, że cuda dzieją się tu nadal. Ksiądz Dąbrowski kilka lat temu poznał 21-letnią kobietę cierpiącą na ziarnicę trzeciego stopnia, po sześciu chemiach, mamę 3-letniego synka. Po modlitwie tutaj rozpoczęła odmawianie Nowenny Pompejańskiej. Dzięki inspiracji księdza towarzyszyło jej w tym 40 osób, nawet nieznających jej. – Wyzdrowiała, a kilka miesięcy potem zaszła w ciążę – opowiada. – „Chcę spłacić dług – życie za życie” – wyjaśniła.
Inna kobieta, która niedawno tu przyszła z 50 ogniskami nowotworowymi, zaczęła modlitwę do Maryi i św. Szarbela. Dotąd żyła z partnerem, ale od pielgrzymki do sanktuarium postanowiła trwać w czystości. Dziś cieszy się dobrym zdrowiem. Ksiądz Dudek opowiada, jak przed 15 laty na podstawie powiększonych węzłów chłonnych zdiagnozowano u niego nowotwór. – Myślałem: „Czyżbym miał umrzeć?”. A zaraz potem: „A może to mój najlepszy moment w życiu?” – dodaje. Zawierzył się wtedy Matce Boskiej. Jest przekonany, że kiedy wyrażamy zgodę na to, co nas spotyka, otrzymujemy spokój. – Dodawałem otuchy innym, którzy mówili: „Taki młody ksiądz, a nie buntuje się” – opowiada. Po kilku miesiącach lekarze stwierdzili, że jest całkowicie zdrowy. Od tamtego czasu ma pewność, że każda minuta to cudowny dar.
Co środę podczas nowenny księża odczytują kilkaset próśb zanoszonych do Maryi. Kiedyś równolegle jakaś dziewczyna prosiła o katolickiego męża, a chłopak o wierzącą żonę. – Zamiast karteczek z prośbami wrzućcie te z adresami – zażartował podczas czytania intencji ks. Dąbrowski. Przyznaje, że nieustannie doświadcza cudu więzi z ludźmi związanymi z tym miejscem: – Żyjemy tu jak w domu rodzinnym – mówi. Po wojnie komuniści skasowali zapisane im przez fundatorów pola i sady, ale teraz na ich odzyskanej części prowadzą spore gospodarstwo. Muszą z niego wyżywić także gości przyjeżdżających do ich domu rekolekcyjnego ze 120 miejscami. Minister w zakonie – ks. dr Henryk Brzozowski – nadzoruje hodowlę 15 dojnych krów, 11 cielaków, kilkudziesięciu świń. Obok klasztoru jest też pasieka złożona z 8 uli. W każdym z nich mieszka po około 70 tys. pszczół. Ktoś z ojców obliczył, że na Świętej Górze musi latać pół miliona pszczół. Brat Franciszek Kiklica zajmuje się produkcją artykułów na bazie miodu, które cieszą się dużym powodzeniem. Ale i tak każdy wie, że w tym miejscu najsłodsze jest spojrzenie Maryi.
Barbara Gruszka-Zych/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
24 czerwca
Święty Jan Chrzciciel
Imię Jan jest pochodzenia hebrajskiego i oznacza tyle, co “Bóg jest łaskawy”. Jan Chrzciciel urodził się jako syn kapłana Zachariasza i Elżbiety (Łk 1, 5-80). Jego narodzenie z wcześniej bezpłodnej Elżbiety i szczególne posłannictwo zwiastował Zachariaszowi archanioł Gabriel, kiedy Zachariasz jako kapłan okadzał ołtarz w świątyni (Łk 1, 8-17). Przyszedł na świat sześć miesięcy przed narodzeniem Jezusa (Łk 1, 36), prawdopodobnie w Ain Karim leżącym w Judei, ok. 7 km na zachód od Jerozolimy. Wskazuje na to dawna tradycja, o której po raz pierwszy wspomina ok. roku 525 niejaki Teodozjusz. Przy obrzezaniu otrzymał imię Jan, zgodnie z poleceniem anioła. Z tej okazji Zachariasz wyśpiewał kantyk, w którym sławi wypełnienie się obietnic mesjańskich i wita go jako proroka, który przed obliczem Pana będzie szedł i gotował mu drogę w sercach ludzkich (Łk 1, 68-79). Kantyk ten wszedł na stałe do liturgii i stanowi istotny element codziennej porannej modlitwy Kościoła – Jutrzni. Poprzez swoją matkę, Elżbietę, Jan był krewnym Jezusa (Łk 1, 36). Św. Łukasz przekazuje nam w Ewangelii następującą informację: “Dziecię rosło i umacniało się w duchu i przebywało na miejscach pustynnych aż do czasu ukazania się swego w Izraelu” (Łk 1, 80). Można to rozumieć w ten sposób, że po wczesnej śmierci rodziców będących już w wieku podeszłym, Jan pędził żywot anachorety, pustelnika, sam lub w towarzystwie innych. Nie jest wykluczone, że mógł zetknąć się także z esseńczykami, którzy wówczas mieli nad Morzem Martwym w Qumran swoją wspólnotę. Kiedy miał już lat 30, wolno mu było według prawa występować publicznie i nauczać. Podjął to dzieło nad Jordanem, nad brodem w pobliżu Jerycha. Czasem przenosił się do innych miejsc, np. Betanii (J 1, 28) i Enon (Ainon) w pobliżu Salim (J 3, 23). Swoje nauczenie rozpoczął w piętnastym roku panowania cesarza Tyberiusza (Łk 3, 1), czyli w 30 r. naszej ery według chronologii, którą się zwykło podawać. Jako herold Mesjasza Jan podkreślał z naciskiem, że nie wystarczy przynależność do potomstwa Abrahama, ale trzeba czynić owoce pokuty, trzeba wewnętrznego przeobrażenia. Na znak skruchy i gotowości zmiany życia udzielał chrztu pokuty (Łk 3, 7-14; Mt 3, 7-10; Mk 1, 8). Garnęła się do niego “Jerozolima i cała Judea, i wszelka kraina wokół Jordanu” (Mt 3, 5; Mk 1, 5). Zaczęto nawet go pytać, czy przypadkiem on sam nie jest zapowiadanym Mesjaszem. Jan stanowczo rozwiewał wątpliwości twierdząc, że “Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie: ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów” (Mt 3, 11). Na prośbę Chrystusa, który przybył nad Jordan, Jan udzielił Mu chrztu. Potem niejeden raz widział Chrystusa nad Jordanem i świadczył o Nim wobec tłumu: “Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” (J 1, 29. 36). Na skutek tego wyznania, przy Chrystusie Panu zjawili się dwaj pierwsi uczniowie – Jan i Andrzej, którzy dotąd byli uczniami św. Jana (J 1, 37-40). Na działalność Jana szybko zwrócili uwagę starsi ludu. Bali się jednak jawnie przeciwko niemu występować, woleli raczej zająć stanowisko wyczekujące (J 1, 19; Mt 3, 7). Osobą Jana zainteresował się także władca Galilei, Herod II Antypas (+ 40), syn Heroda I Wielkiego, który nakazał wymordować dzieci w Betlejem. Można się domyślać, że Herod wezwał Jana do swojego zamku, Macherontu. Gorzko jednak pożałował swojej ciekawości. Jan bowiem skorzystał z tej okazji, aby rzucić mu prosto w oczy: “Nie wolno ci mieć żony twego brata” (Mk 6, 18). Rozgniewany król, z poduszczenia żony brata Filipa, którą ku ogólnemu oburzeniu Herod wziął za własną, oddalając swoją żonę prawowitą, nakazał Jana aresztować. W dniu swoich urodzin wydał ucztę, w czasie której, pijany, pod przysięgą zobowiązał się dać córce Herodiady, Salome, wszystko, czegokolwiek zażąda. Ta po naradzeniu się z matką zażądała głowy Jana. Herod nakazał katowi wykonać wyrok śmierci na Janie i jego głowę przynieść na misie dla Salome (Mt 14, 1-12). Jan miał wtedy trzydzieści kilka lat. Jezus wystawił Janowi świadectwo, jakiego żaden człowiek z Jego ust nie otrzymał: “Coście wyszli oglądać na pustyni? (…) Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela” (Mt 11, 7-11; Łk 7, 24-27).Jan Chrzciciel jako jedyny wśród świętych Pańskich cieszy się takim przywilejem, iż obchodzi się jako uroczystość dzień jego narodzin. U wszystkich innych świętych obchodzimy jako święto dzień ich śmierci – czyli dzień ich narodzin dla nieba. Ponadto w kalendarzu liturgicznym znajduje się także wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Jana Chrzciciela, obchodzone 29 sierpnia. W Janie Chrzcicielu uderza jego świętość, życie pełne ascezy i pokuty, siła charakteru, bezkompromisowość. Był pierwszym świętym czczonym w całym Kościele. Jemu dedykowana jest bazylika rzymska św. Jana na Lateranie, będąca katedrą papieża. Jan Chrzciciel jest patronem Austrii, Francji, Holandii, Malty, Niemiec, Prowansji, Węgier; Akwitanii, Aragonii; archidiecezji warszawskiej i wrocławskiej; Amiens, Awinionu, Bonn, Florencji, Frankfurtu nad Menem, Kolonii, Lipska, Lyonu, Neapolu, Norymbergi, Nysy, Wiednia, Wrocławia; jest patronem wielu zakonów, m. in. joannitów (Kawalerów Maltańskich), mnichów, dziewic, pasterzy i stad, kowali, krawców, kuśnierzy, rymarzy; abstynentów, niezamężnych matek, skazanych na śmierć. Jest orędownikiem podczas gradobicia i w epilepsji. W ikonografii św. Jan przedstawiany jest jako dziecko, młodzieniec lub mąż ascetyczny, ubrany w skórę zwierzęcą albo płaszcz z sierści wielbłąda. Jego atrybutami są: Baranek Boży, baranek na ramieniu, na księdze lub u stóp, baranek z kielichem, chłopiec bawiący się z barankiem, głowa na misie, krzyż. W tradycji wschodniej, zwłaszcza w ikonach, ukazywany jest jako zwiastun ze skrzydłami. |
______________________________________________________________________________________________________________
23 czerwca
Święty Józef Cafasso, prezbiter
Józef Cafasso urodził się w Castelnuovo d’Asti w Piemoncie 15 stycznia 1811 r. Wychowany w duchu żywej wiary, po ukończeniu szkoły średniej w Chieri udał się do miejscowego niższego seminarium, a potem na studia teologiczne do Turynu. 22 września 1833 r. został wyświęcony na kapłana, mając wówczas zaledwie 22 lata. Nie piastował żadnych urzędów, był zawsze kapłanem cichym, a jednak miał wpływ na cały kler piemoncki. Zdrowie miał wątłe (cierpiał na chorobę kręgosłupa), ale w jego czarnych oczach bił żar apostolski. Józef wstąpił po święceniach do Instytutu Teologii Moralnej, niedawno powstałego w Turynie. Młodzi kapłani prowadzili w nim wspólne życie razem z profesorami. Równocześnie założyciel Instytutu, ks. Alojzy Guala, zaprawiał młodych kapłanów do działalności duszpasterskiej. Uczyli oni opuszczoną młodzież prawd wiary, chodzili do więzień dla nieletnich i dla dorosłych, nawiedzali szpitale, a także towarzyszyli skazanym na śmierć w ostatnich chwilach ich życia. Po śmierci założyciela Instytutu, Józef objął stanowisko rektora. W swojej pracy spotkał ludzi, w przyszłości wyniesionych na ołtarze. Był przewodnikiem duchowym św. ks. Jana Bosko i wspierał w powołaniu swojego siostrzeńca, bł. Józefa Allamano, założyciela Misjonarzy Consolata. W gorących czasach (rewolucja Garibaldiego, koronacja Wiktora Emanuela) Józef Cafasso nie dał się ponieść wirowi politycznemu. Zachęcał kapłanów, aby pilnowali swojego posłannictwa, a nie angażowali się w ruch rewolucyjny. Z własnej woli nawiedzał więzienia, które w tamtych czasach były miejscami strasznymi. Opowiadał więźniom o Bożej miłości i miłosierdziu. Przez ponad 20 lat towarzyszył skazańcom w drodze na szafot (egzekucje wykonywano publicznie), nazywając ich czule “szubienicznymi świętymi”, ponieważ byli wieszani bezpośrednio po spowiedzi. Mieszkańcy Turynu nadali mu przydomek kapelana szafotu. Po krótkiej chorobie Józef pożegnał ziemię 23 czerwca 1860 r. w wieku zaledwie 49 lat. Najlepiej scharakteryzował go Jan Bosko w jednym z przemówień po jego śmierci: “Był modelem życia kapłańskiego, nauczycielem kapłanów, ojcem ubogich, pocieszycielem chorych, doradcą wątpiącym, pociechą konającym, dźwignią dla więźniów, zbawieniem dla skazanych, przyjacielem wszystkich, wielkim dobroczyńcą ludzkości”. Pius XI z okazji beatyfikacji w 1925 r. nazwał Józefa Cafasso “perłą kleru Italii”. Pius XII dokonał jego uroczystej kanonizacji w 1947 roku. W roku 1948 tenże papież ogłosił św. Józefa Cafasso patronem więzień i więźniów oraz współpatronem Zgromadzenia Misjonarzy Matki Bożej Bolesnej Pocieszenia (Consolata). |
______________________________________________________________________________________________________________
22 czerwca
Święci męczennicy
Jan Fisher, biskup, i Tomasz More
Zobacz także: • Święty Paulin z Noli, biskup • Błogosławiony Innocenty V, papież |
Tomasz More (Morus) urodził się w Londynie 7 lutego 1478 r. jako syn poważanego mieszczanina. Kiedy miał lat 12, umieszczono go na dworze kardynała Mortona, który sprawował równocześnie urząd królewskiego kanclerza. Później zapisał się na studia na uniwersytecie w Oksfordzie. Jednak ojciec wolał mieć syna prawnika. To bowiem otwierało przed nim drogę do kariery urzędniczej. Dlatego szesnastoletni Tomasz został umieszczony w Inns of Law w Londynie. Kiedy w 1499 roku Erazm z Rotterdamu nawiedził po raz pierwszy Anglię, zaprzyjaźnił się serdecznie z młodszym od siebie o 11 lat Tomaszem. Po ukończeniu studiów Tomasz został biegłym i wziętym adwokatem. Wkrótce wybrano go posłem do parlamentu. Tutaj zaraz na początku naraził się królowi Henrykowi VIII tym, że przeforsował w parlamencie sprzeciw wobec wniosku króla postulującego nałożenie osobnego podatku na poddanych. Dla poznania świata wyjechał do Francji, gdzie zwiedził uniwersytety: w Paryżu i w Lowanium. Kiedy powrócił do Anglii, zrzekł się wszelkich stanowisk i wstąpił do kartuzów. Po czterech latach pobytu w klasztorze przekonał się, że to jednak nie jest jego droga. Ożenił się z siedemnastoletnią Jane Colt i zamieszkał z nią w wiejskim domku w Bucklersbury pod Londynem. Były to najszczęśliwsze lata w jego życiu. Sielanka trwała krótko. Ukochana żona zmarła niebawem, zostawiając Tomaszowi czworo drobnych dzieci. Był zmuszony ożenić się po raz drugi. Alicja Middleton była od niego o siedem lat starsza. Nie miał z nią potomstwa, ale wspólnie wychowywali dzieci Tomasza z pierwszego związku. W 1510 roku Tomasz objął urząd sędziego do spraw cywilnych. Jako specjalista został wysłany do Flandrii dla zawarcia traktatu pokojowego. W 1521 roku pełen sławy ze swojej pracy i dzieł został przez króla podniesiony do godności szlacheckiej. Król upodobał sobie w zręcznym urzędniku. W 1521 roku nobilitował Tomasza (nadal mu tytuł szlachecki), a także pasował go na rycerza. Następnie mianował go przewodniczącym sądu oraz tajnym radcą. Szybko zaczęły sypać się na Tomasza kolejne wyróżnienia i godności: zarządcy uniwersytetu oksfordzkiego i łowczego królewskiego, wreszcie godność najwyższa w Anglii (po królu) – kanclerza państwa (1529-1532). Tomasz stanowić może doskonały wzór do naśladowania dla świata urzędniczego. Był w pracy swojej zdecydowanie sumienny. Powiedziano o nim, że gdyby pewnego dnia stawił się przed nim własny ojciec i diabeł, przyznałby rację szatanowi, jeśliby na nią zasługiwał. Kiedy otrzymał nominację na sędziego, zastał całe sterty zakurzonych teczek z aktami, które od lat czekały na rozpatrzenie. Rychło je załatwił, aby sprawy szły odtąd na bieżąco. Wszystkich traktował życzliwie. Przekupstwo czy kumoterstwo nie miały do niego przystępu. Nosił włosiennicę. Na modlitwę poświęcał dziennie po kilka godzin. Przy stole czytał Pismo święte i książki ascetyczne. Unikał pokut dawnych ascetów, wiedząc, że siły są mu potrzebne do wykonywania codziennych obowiązków. Rekompensował to cierpliwym znoszeniem kłopotów, rzetelnym wypełnianiem swoich zadań, zachowaniem przykazań Bożych i kościelnych. Nawet jako kanclerz państwa chętnie usługiwał do Mszy świętej i śpiewał w chórze kościelnym. Kiedy Henryk VIII w roku 1531 ogłosił się najwyższym zwierzchnikiem Kościoła katolickiego w Anglii, Tomasz na znak protestu zrzekł się urzędu kanclerza. Pomimo nalegań, nie wziął udziału ani w ślubie, ani też w koronacji kochanki króla, Anny Boleyn. Wreszcie nie podpisał aktu supremacji, ani też nie złożył królowi przysięgi jako głowie Kościoła w Anglii. Uznano to za zdradę stanu. 1 lipca 1535 roku nad aresztowanym odbył się sąd. Kiedy sędziowie zapytali Tomasza, czy ma jeszcze coś do powiedzenia, ten odparł żartobliwie: “Nie mam, moi Panowie, nic więcej do powiedzenia, jak tylko przypomnieć, że chociaż do najżarliwszych wrogów św. Szczepana należał Szaweł, pilnujący szat kamienujących go oprawców, to jednak obaj są ze sobą w zgodzie w niebie. Mam nadzieję, że i my razem tam się zobaczymy”. Tego dnia sąd najwyższy skazał Tomasza na śmierć. Egzekucję wykonano publicznie na jednym z pagórków, otaczających Londyn. Zanim Tomasz położył głowę pod topór kata, powiedział do otaczającego go w milczeniu tłumu: “Módlcie się, abym umarł wierny wierze katolickiej. Aby także król wierny tej wierze umarł”. Kiedy zaś kat zawiązywał mu oczy, prosił go, by swój obowiązek odważnie wypełnił. Egzekucja odbyła się 6 lipca 1535 roku. Podobnie jak św. Jana Fishera, tak i głowę św. Tomasza More’a wystawiono na widok publiczny, wbitą na pal na moście Tamizy. Sterczała tam miesiąc, aż ją potem wrzucono do morza. Jednak jego córka, Małgorzata, wydobyła ją i pochowała w krypcie kościoła św. Dunstana w Canterbury. Ciało zaginęło – straż więzienna zakopała je w nieznanym miejscu. Wieść o ohydnym mordzie, dokonanym na Tomaszu, obiegła lotem błyskawicy cały cywilizowany świat, wywołując powszechne oburzenie. Aby jednak nie drażnić Kościoła anglikańskiego, proces kanoniczny św. Tomasza odbył się późno. Do chwały błogosławionych wyniósł go bowiem dopiero papież Leon XIII w roku 1886. Uroczystej kanonizacji dokonał papież Pius XI w 1935 roku. 31 października 2000 roku papież św. Jan Paweł II ogłosił św. Tomasza Morusa patronem mężów stanu i polityków. Tomasz pozostawił po sobie szereg pism. Wśród nich największą sławę zdobyła mu Utopia, w której usiłował nakreślić projekt idealnego państwa i systemu społecznego. Cenny jest jego Dialog o pociesze w ciężkiej próbie. Zostawił także poematy łacińskie i piękne listy, pozwalające wejść w głąb jego duszy i rzucające też światło na wypadki publiczne. Jest patronem prawników. O historii konfliktu z królem opowiada znany film “Oto jest głowa zdrajcy”, a także telewizyjny serial “Dynastia Tudorów”. W ikonografii św. Tomasz przedstawiany jest w stroju lorda. Jego atrybuty to czaszka,krzyż, łańcuch. Jan Fisher urodził się w 1469 r. w Beverley, w hrabstwie York. Po ukończeniu studiów teologiczno-filozoficznych w Cambridge przyjął święcenia kapłańskie. W Oksfordzie skończył studia prawnicze; tu poznał Małgorzatę Beaufort, matkę króla Henryka VII, i został jej spowiednikiem i kierownikiem duchowym. W 1503 r. objął ufundowaną przez nią katedrę teologii na uniwersytecie Cambridge i od 1504 r. do końca życia był kanclerzem tej uczelni. Jako biskup Rochester odznaczał się duchem pokuty oraz gorliwością w obronie wiary katolickiej. Prowadził życie w ubóstwie. Był uczniem Erazma z Rotterdamu. Napisał dzieła przeciwko ówczesnym błędom teologicznym, rozpowszechnianym przez Lutra i jego zwolenników. Stosunki Jana Fishera z królem Henrykiem VIII były początkowo dobre. Ich gwałtowne pogorszenie nastąpiło w 1529 r., kiedy biskup wystąpił w obronie ważności małżeństwa króla z Katarzyną Aragońską. Został uwięziony przez króla w 1534 r., gdy odmówił uznania zwierzchnictwa Henryka VIII nad Kościołem w Anglii. Aktywnie przeciwstawiał się małżeństwu króla z Anną Boleyn. Nie złożył wymaganej przez króla przysięgi wierności. W więzieniu został mianowany kardynałem przez papieża Pawła III. Ścięty został z rozkazu królewskiego i w obecności samego króla w dniu 22 czerwca 1535 r. Beatyfikował go w 1886 r. Leon XIII, a kanonizował Pius XI w 1935 r., w 400 lat po jego męczeńskiej śmierci. Jest patronem prawników. |
______________________________________________________________________________________________________________
21 czerwca
Najświętsza Maryja Panna Opolska
Zobacz także: • Najświętsza Maryja Panna z Góry Iglicznej, Przyczyna naszej radości • Święty Rajmund z Barbastro, biskup |
Cudowny wizerunek Matki Bożej Opolskiej znajduje się w ołtarzu katedry pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Opolu. Namalowany został na desce lipowej (129×92 cm) przez nieznanego artystę z kręgu czeskich warsztatów malarskich. Badania historyczne pozwalają określić czas powstania obrazu na koniec wieku XV. Wizerunek przedstawia Madonnę ujętą w półpostaci, z Jezusem na lewym ramieniu. W prawej dłoni Matka Boża trzyma jabłko. Głowę ma lekko schyloną w stronę Syna, który twarzyczką zwraca się ku Matce, a prawą rączkę unosi w geście błogosławieństwa, w lewej zaś ręce trzyma księgę Pisma świętego. Tło obrazu stanowi amarantowe sukno. W XVIII-wiecznej kronice ojców jezuitów, dawnych stróżów sanktuarium, czytamy o obrazie, że “zda się, jakoby ta Matka przedziwna oczyma swymi na każdego patrzy, a choćby i tysiące było przytomnych, każdy z nich sądzi, że Matka Jezusa na niego samego swym macierzyńskim okiem spogląda”. Historia opolskiego wizerunku Matki Bożej jest niezwykle bogata. Obraz pochodzi z Piekar, gdzie już w średniowieczu słynął łaskami. W okresie reformacji kościół przeszedł w ręce protestantów i dopiero w 1659 roku został zwrócony katolikom. Ówczesny proboszcz (ks. Jakub Roczkowski) przeniósł obraz do głównego ołtarza. Od tego czasu wzrasta kult tego obrazu. Stąd, gdy w roku 1680 szalała w Pradze zaraza dziesiątkująca ludność, cesarz Leopold I postarał się o sprowadzenie do tego miasta obrazu Matki Bożej Piekarskiej. Obnoszono go w uroczystej procesji po ulicach. Po dwóch tygodniach zaraza zaczęła wygasać, a obraz obdarowany licznymi wotami wrócił triumfalnie do Piekar. W roku 1683 ojcowie jezuici przewieźli cudowny obraz do Opola, ponieważ obawiali się zbliżającej się nawały tureckiej. W Piekarach pozostała kopia obrazu, przed którą modlił się Jan III Sobieski, śpiesząc pod Wiedeń z odsieczą. Gdy minęło wspomniane niebezpieczeństwo, obraz wrócił na krótko do Piekar. Już bowiem w 1702 roku przewieziono go ponownie do Opola, obawiając się tym razem Karola XII, króla Szwecji (potop szwedzki). Tym razem pozostał tutaj już na stałe. W Piekarach zaś zaczęła słynąć łaskami umieszczona tam wcześniej kopia obrazu. Kult Matki Bożej Opolskiej rozwijał się coraz bardziej, ściągając licznych pielgrzymów nie tylko ze Śląska, lecz również z Czech oraz później zza kordonów polskich zaborów. W 1813 roku przeniesiono obraz z kościoła jezuitów do katedry. Po II wojnie światowej nastąpiło nowe ożywienie kultu. Przed wizerunkiem Maryi Opolskiej kończono wszystkie ważniejsze uroczystości odprawiane w katedrze – m.in. ingresy kolejnych biskupów, obchody narodowe i ogólnokościelne. O kulcie świadczą liczne wota, m.in. srebrna sukienka ofiarowana przez Jana III Sobieskiego, złoty medal – dar papieża Jana XXIII i kielich mszalny – dar Pawła VI. 21 czerwca 1983 roku, w 500-lecie istnienia wizerunku, w obecności 700 tysięcy pielgrzymów, św. Jan Paweł II dokonał uroczystej koronacji obrazu. Po homilii wygłoszonej na Górze św. Anny, gdzie miała miejsce koronacja, papież powiedział: Trzeba sięgnąć do początku owego sześćsetlecia, które w roku ubiegłym i bieżącym gromadzi nas wokół Jasnej Góry. Początek ten zaś znajduje się właśnie tutaj: na Piastowskim Śląsku. Z Wrocławia przybywam na Opolszczyznę, ażeby zatrzymać się na ziemi tego Piasta, z którego imieniem jest związana fundacja Jasnej Góry i darowizna jasnogórskiego obrazu. Jest to Władysław II, książę opolski, zwany powszechnie Opolczykiem. Dokonał swego życia w Opolu, tutaj też spoczywa w podziemiach kościoła franciszkańskiego. W ten sposób dzisiejsza stacja na ziemi opolskiej wpisuje się w papieską pielgrzymkę jasnogórskiego jubileuszu. Stacja ta ma miejsce na Górze Świętej Anny. Na pamiątkę mej obecności na tej ziemi pragnę także dokonać koronacji czcigodnego obrazu Matki Bożej z katedry opolskiej. | |
______________________________________________________________________________________
21 czerwca
Święty Alojzy Gonzaga, zakonnik
Alojzy urodził się 9 marca 1568 r. koło Mantui jako najstarszy z ośmiu synów margrabiego Ferdynanda di Castiglione. Ojciec pokładał w nim duże nadzieje. Chłopiec urodził się jednak bardzo wątły, a matce groziła przy porodzie śmierć. Rodzice uczynili więc ślub odbycia pielgrzymki do Loreto, jeśli matka i syn wyzdrowieją. Tak się też stało. Ojciec marzył o ostrogach rycerskich dla syna. W tym właśnie czasie flota chrześcijańska odniosła świetne zwycięstwo nad Turkami pod Lepanto (1571). Ojciec Alojzego brał udział w wyprawie. Dumny ze zwycięstwa ubrał swojego trzyletniego syna w strój rycerza i paradował z nim w fortecy nad rzeką Padem ku radości żołnierzy. Kiedy ojciec podążył na wyprawę wojenną do Tunisu (1573), pięcioletni Alojzy wrócił pod opiekę matki. Kiedy Alojzy miał 7 lat, przeżył swoje “nawrócenie”, jak sam twierdził. Poczuł nicość ponęt tego świata i wielką tęsknotę za Panem Bogiem. Odtąd duch modlitwy, otrzymany od matki, wzrósł w nim jeszcze silniej. Codziennie z budującą pobożnością odmawiał na klęczkach oprócz normalnych pacierzy rannych i wieczornych siedem psalmów pokutnych i oficjum do Matki Bożej. Ojciec był z tego niezadowolony. Po swoim powrocie z wyprawy wziął syna do Florencji na dwór wielkiego księcia Franciszka Medici, by tam nabrał manier dworskich. Alojzy jednak najlepiej czuł się w słynnym sanktuarium, obsługiwanym we Florencji przez serwitów, w kościele Annuntiata. Tu też przed ołtarzem Bożej Matki złożył ślub dozgonnej czystości. Jak głoszą jego żywoty, w nagrodę miał otrzymać przywilej, że nie odczuwał pokus przeciw anielskiej cnocie czystości. W 1579 r. ojciec Alojzego został mianowany gubernatorem Monferrato w Piemoncie. Przenosząc się na tamtejszy zamek, zabrał ze sobą Alojzego. W następnym roku, z polecenia papieża Grzegorza XIII, wizytację kanoniczną diecezji Brescia odbywał św. Karol Boromeusz. Z tej okazji udzielił Alojzemu pierwszej Komunii świętej. Jesienią tegoż roku (Alojzy miał wówczas 12 lat) rodzice chłopca przenieśli się do Madrytu, gdzie na dworze królewskim spędzili wraz z Alojzym dwa lata. Alojzy nadal pogłębiał życie wewnętrzne przez odpowiednią lekturę. Rozczytywał się w dziełach św. Piotra Kanizego i w Ćwiczeniach duchowych św. Ignacego z Loyoli. Modlitwę swoją przedłużał do pięciu godzin dziennie. Równocześnie kontynuował studia. Wreszcie zdecydował się na wstąpienie do zakonu jezuitów. Kiedy wyjawił swoje postanowienie ojcu, ten wpadł w gniew, ale stanowczy Alojzy nie ustąpił. Na korzyść swego brata, Rudolfa, zrzekł się prawa do dziedzictwa i udał się do Rzymu. W drodze zatrzymał się kilka dni w Loreto. 25 listopada 1585 roku wstąpił do nowicjatu jezuitów w Rzymie. Jak sam wyznał, praktyki pokutne, które zastał w zakonie, były znacznie lżejsze od tych, jakie sam sobie nakładał. Cieszył się jednak bardzo, że miał okazję do ćwiczenia się w wielu innych cnotach, do jakich zakon dawał mu okazję. Jesienią 1585 r. Alojzy uczestniczył w publicznej dyspucie filozoficznej w słynnym Kolegium Rzymskim, gdzie olśnił wszystkich subtelnością i siłą argumentacji. Zaraz potem otrzymał święcenia niższe i został skierowany przez przełożonych na studia teologiczne. Był na trzecim roku studiów, kiedy we wrześniu 1589 roku przybył do Kolegium Rzymskiego św. Robert Bellarmin; wezwał on Alojzego, by powrócił do Castiglione i pojednał swojego brata Rudolfa z ojcem, który chciał wydziedziczyć syna tylko za to, że ten odważył się wejść w związek małżeński z osobą niższego stanu. Po załagodzeniu sporu Alojzy wrócił do Rzymu na czwarty rok studiów teologicznych, który miał zakończyć święceniami kapłańskimi (1590). Wyroki Boże były jednak inne. W latach 1590-1591 Rzym nawiedziła epidemia dżumy. Alojzy prosił przełożonych, by zezwolili mu posługiwać zarażonym. Wraz z innymi klerykami udał się na ochotnika do szpitala św. Sykstusa oraz do szpitala Matki Bożej Pocieszenia. Wyczerpany studiami i umartwieniami organizm kleryka uległ zarazie. Alojzy zmarł jako kleryk, bez święceń kapłańskich, 21 czerwca 1591 r. w wieku zaledwie 23 lat. Sława świętego Alojzego była tak wielka, że już w roku 1605 papież Paweł V ogłosił go błogosławionym. Kanonizacja odbyła się jednak dopiero w roku 1726. Dokonał jej papież Benedykt XIII jednocześnie z kanonizacją św. Stanisława Kostki. Ten sam papież ogłosił w 1729 św. Alojzego patronem młodzieży, szczególnie młodzieży studiującej. W 1926 roku papież Pius XI ogłosił św. Alojzego patronem młodzieży katolickiej. Jego relikwie spoczywają w kościele św. Ignacego w Rzymie. Szczególnym nabożeństwem do świętych Stanisława Kostki i Alojzego Gonzagi wyróżniał się św. Robert Bellarmin. Miał on ich wizerunki w swoim pokoju. Niemniej serdecznym nabożeństwem do św. Alojzego wyróżniał się św. Jan Bosko. Ku jego czci obchodził nabożeństwo 6 niedziel, przygotowujących do dnia św. Alojzego, który obchodził bardzo uroczyście. Swoje drugie z kolei oratorium, w Turynie, nazwał właśnie jego imieniem. W ikonografii św. Alojzy przedstawiany jest w sutannie jezuickiej, w białej komży z szerokimi rękawami. Jego atrybutami są: czaszka, Dziecię Jezus w ramionach, mitra książęca u stóp, krzyż, lilia, czaszka. |
______________________________________________________________________________________________________________
20 czerwca
Święta Wincenta Geroza, dziewica
Zobacz także: • Błogosławiona Benigna, dziewica i męczennica • Błogosławiony Jan Gavan, prezbiter i męczennik |
Katarzyna (takie imię otrzymała na chrzcie) urodziła się w Lovere (diecezja Brescia we Włoszech) 29 października 1784 roku. Była najstarszą spośród 3 sióstr i 3 braci. Jej rodzicami byli Jan Antoni Gerosa i Jakubowa Macario. Zajmowali się oni garbowaniem i sprzedażą skór, co było wówczas zajęciem większości tamtejszych mieszkańców. Rodzina cieszyła się powszechnym szacunkiem z racji swojej uczciwości, pobożności i miłosierdzia dla ubogich. Katarzyna jako najstarsza w rodzeństwie zajmowała się gospodarką domową. Kiedy zachorował jej ojciec, oddała się z całym poświęceniem posłudze względem niego. Na jej rękach ojciec pożegnał świat, niebawem zmarła także matka. Katarzyna miała wówczas 30 lat. Cały ciężar utrzymania domu i rodzeństwa spadł więc na jej barki (1814). W tym samym roku do Lombardii weszły wojska austriackie, grabiąc i pustosząc wszystko. Po ich odejściu nastała nędza, głód i epidemie. Tłumy nędzarzy nawiedzały również Lovere, błagając o kawałek chleba. Katarzyna chętnie dzieliła się z potrzebującymi czym tylko mogła. Umiała również zdobyć się na słowa ufności i nadziei w Bogu. Prawdziwą ręką Opatrzności Bożej dla potrzebujących był także w owym czasie miejscowy proboszcz, Rustycjan Barboglio. Wystawił on szpital dla chorych i opuszczonych. Do jego obsługi wybrał pobożne dziewczęta swojej parafii, z których utworzył nową rodzinę zakonną sióstr miłosierdzia z Lovere. Do współpracy zaprosił również Katarzynę. Oddała ona ojcowiznę rodzeństwu, a sama wstąpiła do zgromadzenia i tu złożyła śluby, przyjmując imię Wincenta ku czci św. Wincentego a Paulo. Przełożoną dzieła od kilku lat była św. Bartłomieja Capitanio. Oprócz szpitala siostry prowadziły także “oratorium” dla ubogich dziewcząt, wkrótce powstała także szkoła. Wincenta z całym zapałem pomagała współzałożycielce w tej pięknej pracy. 26 lipca 1833 roku Bartłomieja zmarła w wieku zaledwie 26 lat. Wincenta miała wówczas 49 lat. Została wybrana przełożoną młodej rodziny zakonnej. Najpierw postarała się o ułożenie reguł i regulaminów (1835). Następnie musiała zatroszczyć się o zatwierdzenie tych reguł. Otrzymała je w stosunkowo krótkim czasie w Rzymie (1839) i w Wiedniu (1841), ponieważ Lombardia należała wówczas do Austrii. Za rządów Wincenty młode zgromadzenie otworzyło 23 nowe placówki, w tym 12 szpitali, dwa sierocińce i jeden ośrodek dla nawróconych ze złej drogi dziewcząt. Przyjęła do zgromadzenia 243 siostry. Kiedy w maju 1847 roku dotknęła ją ciężka choroba, była pewna, że zbliża się jej ostatni dzień. Z całą przytomnością umysłu wydała ostatnie rozporządzenia, mające na celu zapewnienie dziełu stabilizację i rozwój. Do ostatniej chwili dawała siostrom rady i życzliwe napomnienia. Zmarła 20 czerwca 1847 roku w wieku 63 lat. Jej beatyfikacji dokonał papież Pius XI w roku świętym 1933, a kanonizował ją wraz ze św. Bartłomieją Capitanio również w roku świętym 1950 papież Pius XII. Ciała obu Świętych spoczywają w kościele sióstr miłosierdzia w Lovero tuż przed prezbiterium, w kryształowych trumnach. Leżą zwrócone do siebie głowami. | |
______________________________________________________________________________________________________________
19 czerwca
Święty Romuald z Camaldoli, opat
Zobacz także: • Święci męczennicy Gerwazy i Protazy • Błogosławiony Tomasz Woodhouse, męczennik • Święta Juliana Falconieri, dziewica |
Romuald pochodził z Rawenny z możnej rodziny diuków Onesti. Urodził się ok. 951 r. Dla zadośćuczynienia za grzech ojca, który w pojedynku zabił swojego krewnego, miał według podania wstąpić do benedyktynów, którzy mieli swoje opactwo przy kościele św. Apolinarego. Jednak życie wspólne mu nie odpowiadało. Tęsknił za życiem samotnym. Dlatego po trzech latach opuścił ów klasztor. Spragniony doskonalszego skupienia, podjął życie pustelnicze. Wraz ze swym przyjacielem, Marynem, udał się na pogranicze Francji i Hiszpanii i wstąpił do klasztoru benedyktyńskiego w Cuxa. Do nich przyłączyli się wkrótce patrycjusze weneccy: Jan Gradenigo i Jan Morosini. Za zezwoleniem opata, nawiązując do pierwotnej reguły św. Benedykta, zakonnicy ci żyli w oddzielnych domkach, uprawiali ziemię i gromadzili się tylko na wspólny posiłek i pacierze. Po śmierci św. Piotra Orseolo (988) Romuald wraz z towarzyszami, Gradenigo i Marynem, opuścili gościnne opactwo w Cuxa i udali się na Monte Cassino. Stąd rozeszły się ich drogi: Maryno udał się do Apulii, gdzie wkrótce poniósł śmierć męczeńską z rąk Saracenów; Gradenigo założył własny klasztor w pobliżu Monte Cassino; Romuald natomiast wrócił do Rawenny, gdzie w pobliżu opactwa benedyktyńskiego założył sobie pustelnię. Wkrótce zaczął zakładać podobne pustelnie w całej Italii. Takich eremów-pustelni Romuald miał założyć kilkanaście. Uczniów i naśladowców nie brakowało. Zgłaszało się ich coraz więcej. Do największej sławy doszły opactwa w Pereum koło Rawenny oraz w Camaldoli (Campo di Maldoli) w Toskanii, od którego zakon otrzymał swoją popularną nazwę “kamedułów”. Godłem zakonu zostały dwa gołąbki, pijące z jednego kielicha – jako symbol połączenia życia wspólnotowego z pustelniczym, ducha anachoreckiego z monastycznym. Do najgłośniejszych uczniów św. Romualda należeli: św. Bruno z Kwerfurtu (Bonifacy), kapelan cesarza Ottona III, św. Benedykt z Benewentu i św. Jan z Wenecji, których św. Bruno zabrał ze sobą do Polski, gdzie też obaj ponieśli śmierć męczeńską (+ 1003), oraz św. Piotr Damiani (+ 1072). Romuald zmarł w klasztorze Val di Castro, niedaleko Ankony, 19 czerwca 1027 r., mając 75 lat. Jego relikwie były do roku 1480 własnością tegoż opactwa. Obecnie znajdują się w Fabriano w kościele św. Błażeja, który dotąd jest pod zarządem kamedułów. Eremy kamedulskie składają się z szeregu domków-cel, w których pojedynczo mieszkają mnisi, zbierając się tylko razem na wspólną modlitwę, a kilka razy w roku, w największe święta, na wspólny posiłek i rekreację. Kameduli zachowują prawie stałe milczenie i nie wolno im przyjmować potraw mięsnych. Święty Romuald jest patronem kamedułów. W ikonografii św. Romuald przedstawiany jest jako stary człowiek w białym, długim habicie kamedulskim, czasami w stroju opata. Często pokazuje się go, jak we śnie widzi tajemniczą drabinę, sięgającą nieba, po której białe postacie jego duchowych synów opuszczają ziemię. Jego atrybutami są: czaszka, otwarta księga, kij podróżny, laska. Wizerunek św. Romualda widnieje w herbie Suwałk (obok św. Rocha). |
__________________________________________________________________________
Klasztor kamedułów na Bielanach/fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny
***
Św. Romuald z Camaldoli,
założyciel zakonu kamedułów
Tęsknił za życiem samotnika, ale pragnął realizować je we wspólnocie. Za jego przykładem poszło tysiące mężczyzn.
Na co patrzą? Na chłopaków kopiących piłkę? Na „chopów” pchających po ulicach Rudy Śląskiej wózki ze złomem? Na rozklekotany tramwaj? Oparte o miękkie poduszki, wkomponowane w jaskrawoczerwone okiennice, starsze kobiety w oknach. Zastygłe w bezruchu, godzinami patrzące w dal. Charakterystyczny obrazek Górnego Śląska.
Dzwonimy na furtę. Zza masywnych drzwi wychyla się brodata twarz. Brat zakonny wpuszcza nas do środka. Dla nas to połowa dnia, ale mnisi wstali o 3.30, a dźwięk dzwonu zgromadził ich w ciemnym, zimnym kościele. Odmawiali liturgię godzin niespiesznie, monotonnie sącząc słowa psalmów. Kobiety nie mają tu wstępu. Na Bielany mogą wejść jedynie w ciągu dwunastu dni w roku. Zatrzaskują się drzwi. Za nami świat laptopów, komórek i alarmów samochodowych. Na drzewie skacze wesoło wiewiórka. Cisza dzwoni w uszach. Na Srebrnej Górze przykucnął biały klasztor. Dziś widoczny jest z odległości wielu kilometrów i dla sunącego autostradą sznura samochodów jest jasnym (dosłownie!) punktem odniesienia. W ufundowanym przez Mikołaja Wolskiego, marszałka nadwornego koronnego, w 1604 roku eremie z kościołem pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP żyją kameduli – mnisi o najsurowszej regule w Polsce. Bielany są jednym z dziewięciu takich klasztorów na świecie. Nie, wbrew powszechnej opinii nie pozdrawiają się zawołaniem „Memento mori” i nie śpią w trumnach. Co więcej, nie spoczywają w nich nawet po śmierci, bo zgodnie z tradycją ich ciała odziane w biały habit wkłada się na desce do katakumb i zamurowuje. Żyją i modlą się razem… ale osobno. Na tak rewolucyjną formułę wpadł Romuald, który tęsknił za życiem samotnika, ale pragnął realizować je we wspólnocie. Choć do historii przeszedł jako Romualdo di Camaldoli, nie pochodził ze wschodniej Toskanii, ale z tętniącego życiem miasta zapierających dech w piersiach wielobarwnych mozaik – Rawenny. Urodził się około 952 roku w arystokratycznej rodzinie. Jako młodzieniec doświadczył traumy, która okazała się punktem zwrotnym jego życia. Gdy Sergiusz, ojciec wiodącego życie hulaki Romualda, zabił w czasie sprzeczki jednego z krewnych, syn tak mocno przeżył to wydarzenie, że w ramach zadośćuczynienia za ten grzech zamknął się w benedyktyńskim klasztorze świętego Apolinarego. Odtąd szukał ciszy. W 978 roku, wraz z dożą weneckim Piotrem Orseolo i przyjacielem, bratem Marynem, wyruszył w niedostępne postrzępione Pireneje, by nieopodal opactwa w Cuxa założyć wspólnotę eremicką. Za zezwoleniem opata, nawiązując do pierwotnej reguły świętego Benedykta, zakonnicy zamieszkali w oddzielnych domkach, uprawiali ziemię i gromadzili się jedynie na modlitwy i wspólne posiłki. Po dwudziestu latach Romuald z towarzyszami powrócił do Italii. W Camaldoli powstał pierwszy dom zakonny z dwudziestoma oddzielnie zbudowanymi celami. Podobno święty miał sen, w którym ujrzał, jak jego odziani w białe habity uczniowie wdrapywali się po szczeblach drabiny Jakubowej. Od nazwy miejscowości zakonników zaczęto nazywać kamedułami. Na terenach dzisiejszych Włoch Romuald założył kilkanaście podobnych eremów. W 1027 roku przeniósł się do Val di Castro niedaleko Ankony, gdzie zmarł 19 czerwca. Już pięć lat później ogłoszono go świętym.
Marcin Jakimowicz/Gość Niedzielny
______________________________________________________________________________________________________________
18 czerwca
Święta Elżbieta z Schönau, dziewica, zakonnica
Zobacz także: • Błogosławiona Hosanna z Mantui, dziewica |
Elżbieta urodziła się około 1129 r. zapewne w niemieckim Bonn. Pochodziła ze znakomitej rodziny. Była jeszcze dzieckiem, kiedy pobożni rodzice ówczesnym zwyczajem oddali ją na naukę i wychowanie do klasztoru benedyktynek w Schönau nad Renem (Hesja w Niemczech). Tu pozostała na zawsze. W roku 1147 jako 18-letnie dziewczę przywdziała welon zakonny, by niedługo potem złożyć śluby. Po 10 latach została wybrana na mistrzynię nowicjatu, a potem na przełożoną. W pięć lat po wstąpieniu do klasztoru Elżbieta zapadła na ciężką chorobę, którą znosiła przez 12 lat z heroiczną cierpliwością. Kiedy cierpienia się wzmagały i nie mogła chodzić o własnych siłach, wykorzystywała cenny czas na słodką modlitwę z Bogiem. Obdarzona darem kontemplacji, doznawała objawień Pana Jezusa, Matki Bożej i świętych Pańskich. Obdarzył ją Pan Bóg także darem proroctwa. Jej wizje miały wpływ na mariologię i religijność średniowiecza. Korespondowała ze znaną mistyczką, św. Hildegardą z Bingen, doktorem Kościoła. Kiedy Elżbieta umierała 18 czerwca 1164 r., miała 35 lat. Została pochowana w opactwie św. Floryna w Schönau. Do Martyrologium Rzymskiego wpisał ją w 1584 r. papież Grzegorz XIII. W roku 1632 relikwie Elżbiety zostały w czasie wojny trzydziestoletniej sprofanowane i zniszczone przez protestanckich Szwedów. Zachowała się jedynie szczęśliwie relikwia głowy św. Elżbiety. Święta zostawiła po sobie bogatą korespondencję. Naglona nadprzyrodzonymi wizjami, pisała do biskupów w sprawie reformy Kościoła. Jej listy zebrał starannie i opublikował jej brat, Ekbert, który był opatem klasztoru. Jest patronką osób cierpiących na depresję, wzywana w obronie przed pokusami. W ikonografii przedstawiana jest w habicie benedyktyńskim jako zakonnica doświadczająca wizji. Jej atrybutem jest: księga, pastorał, krzyż. |
______________________________________________________________________________________________________________
17 czerwca
Święty Brat Albert Chmielowski, zakonnik
Zobacz także: • Święta Alina z Forest, męczennica • Święty Grzegorz Barbarigo, biskup |
Adam Chmielowski urodził się 20 sierpnia 1845 r. w Igołomii pod Krakowem. Sześć dni później na chrzcie św. z wody dano mu imiona Adam Bernard. W czasie uroczystego chrztu św. 17 czerwca 1847 roku w warszawskim kościele Matki Bożej na Nowym Mieście dodano jeszcze imię Hilary. Pochodził ze zubożałej rodziny ziemiańskiej. Jako sześcioletni chłopiec został przez matkę poświęcony Bogu w czasie pielgrzymki do Mogiły. Kiedy miał 8 lat, umarł jego ojciec, sześć lat później zmarła matka. Chłopiec kształcił się w szkole kadetów w Petersburgu, następnie w gimnazjum w Warszawie, a w latach 1861-1863 studiował w Instytucie Rolniczo-Leśnym w Puławach. Razem z młodzieżą tej szkoły wziął udział w Powstaniu Styczniowym. 30 września 1863 roku został ciężko ranny w bitwie pod Mełchowem i dostał się do niewoli rosyjskiej. W prymitywnych warunkach polowych, bez środków znieczulających amputowano mu nogę, co zniósł niezwykle mężnie. Miał wtedy 18 lat. Przez pewien czas przebywał w więzieniu w Ołomuńcu, skąd został zwolniony dzięki interwencji rodziny. Aby uniknąć represji władz carskich, wyjechał do Paryża, gdzie podjął studia malarskie, potem przeniósł się do Belgii i studiował inżynierię w Gandawie, lecz powrócił wkrótce do malarstwa i ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Monachium. Wszędzie, gdzie przebywał, wyróżniał się postawą chrześcijańską, a jego silna osobowość wywierała duży wpływ na otoczenie. Po ogłoszeniu amnestii w 1874 r. powrócił do kraju. Zaczął poszukiwać nowego ideału życia, czego wyrazem stało się jego malarstwo. Oparte dotychczas na motywach świeckich, zaczęło teraz czerpać natchnienie z tematów religijnych. Jeden z jego najlepszych obrazów Ecce Homo jest owocem głębokiego przeżycia tajemnicy bezgranicznej miłości Boga do człowieka (obraz ten znajduje się obecnie w ołtarzu sanktuarium Brata Alberta w Krakowie przy ulicy Woronicza 10). Religijne obrazy Adama Chmielowskiego przyniosły mu miano “polskiego Fra Angelico”. Bez wątpienia duże znaczenie w życiu duchowym Adama Chmielowskiego miały rekolekcje, które odbył u jezuitów w Tarnopolu. W 1880 r. nastąpił duchowy zwrot w jego życiu. Będąc w pełni sił twórczych porzucił malarstwo i liczne kontakty towarzyskie i mając 35 lat wstąpił do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi z zamiarem pozostania bratem zakonnym. Po pół roku, w stanie silnej depresji, opuścił nowicjat. Do stycznia 1882 roku leczył się w zakładzie dla nerwowo chorych w Kulparkowie koło Lwowa. Następnie przebywał u swojego brata na Podolu, gdzie w atmosferze spokoju i miłości powrócił całkowicie do równowagi psychicznej. Zafascynowała go duchowość św. Franciszka z Asyżu, zapoznał się z regułą III zakonu i rozpoczął działalność tercjarską, którą pragnął upowszechnić wśród podolskich chłopów. Wkrótce ukaz carski zmusił go do opuszczenia Podola. W 1884 r. przeniósł się do Krakowa i zatrzymał się przy klasztorze kapucynów. Pieniędzmi ze sprzedaży swoich obrazów wspomagał najbiedniejszych. Jego pracownia malarska stała się przytuliskiem. Tutaj zajmował się nędzarzami i bezdomnymi, widząc w ich twarzach sponiewierane oblicze Chrystusa. Poznał warunki życia ludzi w tzw. ogrzewalniach miejskich Krakowa. Był to kolejny moment przełomowy w życiu zdolnego i cenionego malarza. Z miłości do Boga i ludzi Adam Chmielowski po raz drugi zrezygnował z kariery i objął zarząd ogrzewalni dla bezdomnych. Przeniósł się tam na stałe, aby mieszkając wśród biedoty, pomagać im w dźwiganiu się z nędzy nie tylko materialnej, ale i moralnej. 25 sierpnia 1887 roku Adam Chmielowski przywdział szary habit tercjarski i przyjął imię brat Albert. Dokładnie rok później złożył śluby tercjarza na ręce kard. Albina Dunajewskiego. Ten dzień jest jednocześnie początkiem działalności Zgromadzenia Braci III Zakonu św. Franciszka Posługujących Ubogim, zwanego popularnie “albertynami”. Przejęło ono od zarządu miasta opiekę nad ogrzewalnią dla mężczyzn przy ulicy Piekarskiej w Krakowie. W niecały rok później brat Albert wziął również pod swoją opiekę ogrzewalnię dla kobiet, a grupa jego pomocnic, którymi kierowała siostra Bernardyna Jabłońska, stała się zalążkiem “albertynek”. Formacja dla kandydatów i kandydatek do obu zgromadzeń organizowana była w domach pustelniczych; najbardziej znanym stała się tzw. samotnia na Kalatówkach pod Zakopanem. Nowicjat był surowy, aby zawczasu z życia w tych zgromadzeniach mogły wycofać się osoby słabsze. Do trudnej pracy potrzeba bowiem było ludzi wyjątkowo zahartowanych zarówno fizycznie, jak i moralnie. Przytuliska znajdujące się pod opieką albertynów i albertynek były otwarte dla wszystkich potrzebujących, bez względu na narodowość czy wyznanie, zapewniano pomoc materialną i moralną, stwarzano chętnym możliwości pracy i samodzielnego zdobywania środków utrzymania. Albert był człowiekiem rozmodlonym, pokutnikiem. Odznaczał się heroiczną miłością bliźniego, dzieląc los z najuboższymi i pragnąc przywrócić im godność. Pomimo swego kalectwa wiele podróżował, zakładał nowe przytuliska, sierocińce dla dzieci i młodzieży, domy dla starców i nieuleczalnie chorych oraz tzw. kuchnie ludowe. Za jego życia powstało 21 takich domów, gdzie potrzebujący otaczani byli opieką 40 braci i 120 sióstr. Przykładem swego życia Brat Albert uczył współbraci i współsiostry, że trzeba być “dobrym jak chleb”. Zalecał też przestrzeganie krańcowego ubóstwa, które od wielu lat było również jego udziałem. Zmarł w opinii świętości, wyniszczony ciężką chorobą i trudami życia w przytułku, który założył dla mężczyzn, 25 grudnia 1916 r. w Krakowie. Pogrzeb na Cmentarzu Rakowickim 28 grudnia 1916 roku stał się pierwszym wyrazem czci powszechnie mu oddawanej. Św. Jan Paweł II beatyfikował go 22 czerwca 1983 r. na Błoniach krakowskich, a kanonizował 12 listopada 1989 r. w Watykanie. Jest patronem zakonów albertynek i albertynów, a w Polsce także artystów plastyków. Postacią brata Alberta, artysty, który porzucił sztukę dla służby Bogu, był zafascynowany Karol Wojtyła już w latach swojej młodości. Tej postaci poświęcił dramat “Brat naszego Boga”, napisany w latach 1944-1950. Sztukę zaczęto wystawiać w polskich teatrach zaraz po wyborze kard. Wojtyły na papieża. W 1997 r. na jej podstawie powstał film w reżyserii Krzysztofa Zanussiego pod tym samym tytułem. W ikonografii św. Albert przedstawiany jest w szarobrązowym płaszczu zakonnym. Ramieniem otacza ubogiego. | |
______________________________________________________________________________________________________________
16 czerwca
Błogosławiona Florida Cevoli, dziewica
Zobacz także: • Święty Benon, biskup • Święta Lutgarda, dziewica • Święty Jan Franciszek Régis, prezbiter |
Lukrecja Helena Cevoli urodziła się 11 listopada 1685 r. w Pizie (Włochy) w rodzinie hrabiowskiej. Naukę podjęła w szkole w rodzinnym mieście. W wieku 18 lat wstąpiła w Citta di Castello do klarysek-kapucynek. Otrzymała wówczas imię Floryda. Jej mistrzynią w czasie nowicjatu była św. Weronika Giuliani (+ 1727). W zakonie Floryda doświadczyła wyjątkowych przeżyć mistycznych. Pracowała w kuchni i infirmerii, pełniąc proste obowiązki. Z czasem została asystentką św. Weroniki, a po jej śmierci w 1727 r. wybrano ją ksienią. Urząd ten pełniła do śmierci. Pozostawiła też liczne poruszające pisma, w których przekazała opis swoich przeżyć duchowych. W klasztorze i poza nim była poszukiwaną doradczynią i przewodniczką w sprawach duchowych. Gdy w 1758 r. w mieście wybuchły zamieszki po śmierci papieża Benedykta XIV, poproszono ją o interwencję. Zmarła 12 czerwca 1767 r. w Citta di Castello i została pochowana w kościele klasztornym. Po dziś dzień istnieje tam jej bardzo silny kult. 16 maja 1993 r. została ogłoszona błogosławioną. |
______________________________________________________________________________________________________________
15 czerwca
Święty Bernard z Menthon, zakonnik
Zobacz także: • Błogosławiona Jolenta, księżna, zakonnica • Święty Wit, męczennik • Święta Maria Michalina od Najświętszego Sakramentu, dziewica |
Bernard (nazywany Bernardem z Menthon, z Aosty lub z Mont-Joux) urodził się około roku 996 w Menthon w Sabaudii (południowo-wschodnia Francja), w rodzinie szlacheckiej. Był krewnym burgundzkiej królowej Ermengardy. Po studiach w Paryżu, gdzie zgłębiał filozofię i prawo, przybył do doliny Aosty w diecezji Novara (Piemont w północno-zachodnich Włoszech). Był archidiakonem. Podejmował działalność charytatywną wśród górali oraz pielgrzymów. W Alpach założył dwa schroniska na przełęczach, zwane od jego imienia Wielkim i Małym Bernardem (około roku 1050). Schroniska w tych niebezpiecznych miejscach służyły przedostającym się przez Alpy w pobliżu Mont Joux podróżnym, wśród których było wielu pielgrzymów. Zakonnicy otoczyli wędrowców opieką. Pomagały im specjalnie szkolone psy, nazwane od opiekunów bernardynami. Wiosną 1081 r. Bernard udał się do Pawii, by podjąć się mediacji między cesarzem Henrykiem IV a papieżem Grzegorzem VII. W drodze powrotnej zmarł w Novara 15 czerwca 1081 r. Jego relikwie spoczywają w katedrze w Novara. Jest patronem alpinistów i górali alpejskich, turystów, narciarzy i ratowników górskich. Czczony był w Piemoncie już w XII w. Został ogłoszony świętym w 1123 r. przez biskupa Ryszarda z Novary. Oficjalnie do martyrologium rzymskiego wpisał go papież Innocenty XI w 1681 r. Pius XI w roku 1923 wydał list apostolski o kulcie św. Bernarda. W ikonografii przedstawia się św. Bernarda w habicie benedyktyńskim. Jego atrybutami są: krzyż w kształcie laski, laska alpejska, pies bernardyński, narty, toporek, szatan w łańcuchach lub o czterech głowach. |
__________________________________________________________________________________
Bernard z Aosty
Do niedawna nazywano go najczęściej Bernardem z Menthon. Tak uczynił również Pius XI, gdy w r. 1923 ogłaszał go patronem górali alpejskich i alpinistów. Ale ten wielki papież, który przed swym pontyfikatem był nie tylko doskonałym alpinistą, ale także wnikliwym badaczem i historykiem, wyposażonym w subtelny zmysł krytyczny, zaznaczył od razu, iż w dziejach naszego Bernarda jest jeszcze wiele rzeczy niedostatecznie wyjaśnionych. Niektóre są już dziś oczywistsze. W ślad za sabaudzką tradycją rękopiśmienną utrzymywano, że Bernard pochodził z sabaudzkiego Menthon-Saint-Bernard, nad jeziorem Annecy. Tymczasem starsze przekazy hagiograficzne, reprezentujące tradycję włoską, pozwoliły ustalić, iż w rzeczywistości pochodził z okręgu Aosty (płn. Włochy). Tam też był potem archidiakonem i rozwijał działalność charytatywną. Zwłaszcza koncentrował się na trosce około zaniedbanych górali oraz pielgrzymów i podróżnych, których wówczas często napadali madziarscy lub saraceńscy rozbójnicy. To właśnie Bernardowi zawdzięcza swe powstanie hospicjum na Montjoux (Mons Jovis), zwane dziś Wielkim Świętym Bernardem, a może także hospicjum na Colonne-Joux (Columna Iovis, dziś Mały Święty Bernard); powstanie tego ostatniego nie jest jeszcze dostatecznie wyjaśnione. Jedno i drugie obsługiwane jest przez kanoników reguły św. Augustyna (Congregatio ss. Nicolai et Bernardi Montis Iovis). Było to zapewne zrazu na wpół świeckie bractwo, które z czasem przyjęło statuty kanonickie, w wieku XVII zaś dołączyło do kanoników lateraneńskich. Po dziś dzień stanowi z nimi jedną federację zakonną. Bernard zmarł w r. 1081. Relikwie spoczywają w Novarze (płn.-wsch. Piemont, Włochy). Pamiątkę obchodziło się w różnych dniach (16 maja, 1 listopada), obecnie jednak w dniu 15 czerwca, który ma za sobą najlepsze świadectwa.
Deon.pl
______________________________________________________________________________________________________________
14 czerwca
Błogosławiony Michał Kozal, biskup i męczennik
Zobacz także: • Święty Metody Wyznawca, patriarcha • Błogosławiony Gerard z Clairvaux, mnich • Elizeusz, prorok |
Michał Kozal urodził się 25 września 1893 r. w Nowym Folwarku pod Krotoszynem. Był synem Jana, oficjalisty dworskiego, i Marianny z Płaczków. Po ukończeniu szkoły podstawowej, a później gimnazjum w Krotoszynie, wstąpił w 1914 roku do seminarium duchownego w Poznaniu, gdzie ukończył tzw. kurs teoretyczny. Ostatni rok studiów, zwany praktycznym, ukończył w Gnieźnie. Tam też otrzymał święcenia kapłańskie w dniu 23 lutego 1918 roku. Planował, że podejmie studia specjalistyczne, ale po nagłej śmierci ojca musiał zapewnić utrzymanie matce i siostrze. Był wikariuszem w różnych parafiach. Odznaczał się gorliwością w prowadzeniu katechizacji, wiele godzin spędzał w konfesjonale, z radością głosił Słowo Boże, dużo się modlił. Był wyrozumiały, uczynny i miłosierny wobec wiernych. W uznaniu dla jego gorliwej posługi kapłańskiej i wiedzy zdobytej dzięki samokształceniu, kardynał August Hlond mianował go w 1927 ojcem duchownym seminarium w Gnieźnie. Okazał się doskonałym przewodnikiem sumień przyszłych kapłanów. Alumni powszechnie uważali go za świętego męża. Dwa lata później został powołany na stanowisko rektora seminarium. Obowiązki pełnił do roku 1939, kiedy Pius XI mianował go biskupem pomocniczym diecezji włocławskiej i biskupem tytularnym Lappy (na Krecie). Konsekrację biskupią otrzymał 13 sierpnia 1939 roku z rąk księdza biskupa Karola Radońskiego w katedrze włocławskiej. We wrześniu 1939 roku nie opuścił swojej diecezji, którą zarządzał po wyjeździe z kraju biskupa diecezjalnego. Jego nieustraszona, pełna poświęcenia postawa stała się wzorem zarówno dla duchowieństwa, jak i dla ludzi świeckich. Niemcy aresztowali go 7 listopada 1939 roku. Najpierw wraz z alumnami seminarium i kapłanami został osadzony w więzieniu we Włocławku. Od stycznia 1940 r. do 3 kwietnia 1941 r. internowano go w klasztorze księży salezjanów w Lądzie nad Wartą. Po wywiezieniu z Lądu, więziony był w obozach w Inowrocławiu, Poznaniu, Berlinie, Halle, Weimarze i Norymberdze. Wszędzie ze względu na swoją niezłomną postawę, rozmodlenie i gorliwość kapłańską doznawał szczególnych upokorzeń i prześladowań. Od lipca 1941 roku był więźniem obozu w Dachau, gdzie tak jak inni kapłani pracował ponad siły. Doświadczał tu wyrafinowanych szykan, ciesząc się w duchu, że “stał się godnym cierpieć zelżywości dla imienia Jezusowego”. Chociaż sam był głodny i nieraz opuszczały go siły, dzielił się swoimi racjami żywnościowymi ze słabszymi od siebie, potrafił oddać ostatni kęs chleba klerykom. Odważnie niósł posługę duchową chorym i umierającym, a zwłaszcza kapłanom. W styczniu 1943 roku ciężko zachorował na tyfus; gdy był już zupełnie wycieńczony, przeniesiono go na osobny “rewir”. 26 stycznia 1943 roku został uśmiercony zastrzykiem z fenolu. Umarł w zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym. Mimo prób ocalenia jego ciała przez więźniów, zostało ono spalone w krematorium. Po bohaterskiej śmierci sława świętości biskupa Kozala utrwaliła się wśród duchowieństwa i wiernych, którzy prosili Boga o łaski za jego wstawiennictwem. Zaraz po wojnie zaczęto zabiegać o beatyfikację. Św. Jan Paweł II podczas uroczystej Mszy świętej 14 czerwca 1987 roku w Warszawie przed Pałacem Kultury i Nauki – zamykającej II Krajowy Kongres Eucharystyczny – dokonał beatyfikacji biskupa Michała Kozala. Papież powiedział w homilii: “Tę miłość, którą Chrystus mu objawił, biskup Kozal przyjął w całej pełni jej wymagań. Nie cofnął się nawet przed tym najtrudniejszym: «Miłujcie waszych nieprzyjaciół» (Mt 5, 44). Niech będzie jednym jeszcze patronem naszych trudnych czasów, pełnych napięcia, nieprzyjaźni i konfliktów. Niech będzie wobec współczesnych i przyszłych pokoleń świadkiem tego, jak wielka jest moc łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa – Tego, który «do końca umiłował»”. W ikonografii bł. Michał przedstawiany jest w stroju biskupim lub w pasiaku więziennym. Jego atrybutami są: mitra, fioletowy trójkąt i numer obozowy 24544. | |
__________________________________________________________________________________________
Biskup zamęczony w Dachau – bł. Michał Kozal
Bł. Michał Kozal, biskup/www.gimnazjumbialoslwie.pl.
***
“Niech będzie on jeszcze jednym patronem naszych trudnych czasów, pełnych napięcia, nieprzyjaźni i konfliktów. Niech będzie wobec współczesnych i przyszłych pokoleń świadkiem tego, jak wielka jest moc łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa – Tego, który do końca umiłował” – mówił Ojciec Święty Jan Paweł II ogłaszając w roku 1987 biskupa Michała Kozala błogosławionym.
Jeden z tysięcy
Zwyczajna wierność w sytuacji ekstremalnej staje się czymś nadzwyczajnym.
W mojej pamięci pozostało na zawsze spotkanie z bp. Kozalem. Wyróżniał się zrównoważeniem, pogodą ducha. Jego świadectwo wiary jeszcze bardziej podnosiło na duchu takiego młodego kapłana jak ja i utwierdzało w trwaniu na tej drodze męczeństwa – wspominał bp Ignacy Jeż, który cudem przeżył obóz w Dachau.
Przez ten centralny niemiecki ośrodek niszczenia duchownych przewinęło się 2791 księży 21 narodowości, w tym 1640 Polaków. „Obok strasznych przeżyć były też wspaniałe bohaterskie przeżycia wielu polskich kapłanów. Człowiek, patrząc na te świadectwa, budował się wewnętrznie” – pisał bp Jeż… Michał Kozal urodził się 25 września 1893 r. w Nowym Folwarku pod Krotoszynem. Skończył Seminarium Duchowne w Poznaniu, święcenia kapłańskie przyjął w Gnieźnie w 1918 roku. Pracował jako wikary i katecheta, ojciec duchowny seminarium w Gnieźnie, później jego rektor. Pius XI mianował go biskupem pomocniczym diecezji włocławskiej. Konsekracja odbyła się 13 sierpnia 1939 roku.
Siedemnaście dni później wybuchła wojna. Ordynariusz Włocławka bp Karol Radoński opuścił miasto, bp Michał pozostał ze swoimi. Hitlerowcy aresztowali go 7 listopada 1939 roku. Więziono go w różnych miejscach, aż w lipcu 1941 roku trafił do Dachau jako numer 24544. Tam zachorował na tyfus i 26 stycznia 1943 roku został dobity zastrzykiem z trucizną. Ciało zostało spalone w krematorium.
Jan Paweł II ogłosił bp. Kozala błogosławionym 14 czerwca 1987 roku w Warszawie. W homilii papież powiedział o nim: „Jeden z tysięcy!”. W domyśle jeden z tysięcy zamordowanych z nienawiści do wiary. Jeden z tych, w których objawiła się „władza miłości – przeciw obłędowi przemocy, zniszczenia, pogardy i nienawiści”. W 1999 roku Jan Paweł II beatyfikował kolejnych. Tym razem już 108 męczenników II wojny (wśród nich jest proboszcz mojej rodzinnej parafii w Katowicach, ks. Emil Szramek).
Niedawno w Tarnowie sporządzono Księgę Pamięci z nazwiskami duchownych zabitych przez hitlerowców, komunistów i na misjach – 2947 osób. W życiorysie bp. Kozala, a pewnie i innych ofiar, nie ma niczego nadzwyczajnego. Jest TYLKO solidna wierność powołaniu. Na co dzień. Także w sytuacji ekstremalnej, w piekle na ziemi. Wtedy ta zwyczajna wierność staje się czymś nadzwyczajnym. Wtedy inaczej patrzymy na owo „tylko”.
autor tekstu “Jeden z tysięcy” – ks. Tomasz Jaklewicz/wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________
13 czerwca
Święty Antoni z Padwy,
prezbiter i doktor Kościoła
_______________________________________________________________________________
Św. Antoni z Padwy
(Oprac. GS/PCh24.pl)
***
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 10.02.2010
Drodzy bracia i siostry!
Dwa tygodnie temu przedstawiłem postać św. Franciszka z Asyżu. Dziś chciałbym omówić postać innego świętego, który należy do pierwszego pokolenia braci mniejszych: Antoniego z Padwy lub — jak również jest nazywany — z Lizbony, bo w tym mieście się urodził. Jest to jeden z najbardziej popularnych świętych w całym Kościele katolickim, czczony nie tylko w Padwie, gdzie została wzniesiona wspaniała bazylika, w której są przechowywane jego śmiertelne szczątki, ale w całym świecie. Wierni otaczają miłością obrazy i figury przedstawiające go z lilią, symbolem czystości, albo z Dzieciątkiem Jezus na ręku — na pamiątkę cudownego objawienia, o którym mówią pewne źródła pisane.
Antoni przyczynił się znacznie do rozwoju duchowości franciszkańskiej dzięki swojej wyjątkowej inteligencji, równowadze, gorliwości apostolskiej, a głównie mistycznej żarliwości.
Urodził się w Lizbonie w rodzinie szlacheckiej ok. 1195 r. Na chrzcie otrzymał imię Fernando. Wstąpił do zakonu kanoników żyjących według reguły monastycznej św. Augustyna, przebywał najpierw w klasztorze św. Wincentego w Lizbonie, a następnie Świętego Krzyża w Coimbrze, słynnym portugalskim ośrodku kulturalnym. Z zainteresowaniem i zaangażowaniem oddawał się studiowaniu Biblii oraz ojców Kościoła, zdobywając wiedzę teologiczną, którą wykorzystał w nauczaniu i przepowiadaniu Słowa. W Coimbrze miało miejsce wydarzenie, które wywarło decydujący wpływ na jego życie: w 1220 r. wystawiono tam relikwie pierwszych pięciu misjonarzy franciszkańskich, którzy udali się do Maroka i ponieśli śmierć męczeńską. Na młodym Fernandzie fakt ten wywarł tak silne wrażenie, że zapragnął pójść w ich ślady na drodze doskonałości chrześcijańskiej. Poprosił wówczas o pozwolenie na opuszczenie kanoników augustiańskich, by wstąpić do braci mniejszych. Jego prośba została spełniona, przyjął imię Antoni i wyruszył w podróż do Maroka, ale Opatrzność Boża rozporządziła inaczej. Zachorował i musiał wrócić do Włoch. W 1221 r. uczestniczył w wielkiej «kapitule namiotów» w Asyżu, gdzie spotkał się także ze św. Franciszkiem. Następnie przez pewien czas przebywał w całkowitym ukryciu w klasztorze w pobliżu Forlě w północnych Włoszech, gdzie Pan powołał go do innej misji. Gdy zbiegiem okoliczności poproszono go o wygłoszenie kazania z okazji święceń kapłańskich, wykazał się taką wiedzą i elokwencją, że przełożeni polecili mu zająć się kaznodziejstwem. Działalność apostolska, jaką rozpoczął wówczas we Włoszech i Francji, była tak intensywna i skuteczna, że powróciło do Kościoła wiele osób, które od niego przedtem się oddaliły. Antoni był także jeśli nie pierwszym, to jednym z pierwszych nauczycieli teologii zakonu braci mniejszych. Zaczął nauczać w Bolonii z błogosławieństwem św. Franciszka, który w uznaniu cnót Antoniego wysłał mu krótki list, rozpoczynający się od słów: «Chcę, byś nauczał braci teologii». Antoni stworzył podstawy teologii franciszkańskiej, którą rozwijali następnie inni wybitni myśliciele, a osiągnęła ona najwyższe szczyty w św. Bonawenturze z Bagnoregio i bł. Dunsie Szkocie.
Po wyborze na przełożonego prowincji braci mniejszych we Włoszech nadal pełnił posługę kaznodziei, łącząc ją ze sprawowaniem nowego urzędu. Po złożeniu urzędu prowincjała zamieszkał pod Padwą, którą znał z poprzednich pobytów. Niespełna rok później, 14 czerwca 1231 r., zmarł w pobliżu tego miasta. Padwa, która za życia przyjęła go serdecznie i z czcią, nadal otacza go miłością i nabożeństwem. Papież Grzegorz ix, który po wysłuchaniu jego kazania nazwał go «Arką Testamentu», kanonizował go w 1232 r., rok po śmierci, również dzięki licznym cudom, do jakich doszło za jego wstawiennictwem.
W ostatnim okresie swego życia Antoni napisał dwa cykle «Kazań», zatytułowanych Kazania niedzielne (Sermones dominicales) oraz Kazania o Świętych (Sermones in solemnitatibus seu sanctorales), przeznaczone dla kaznodziejów oraz dla wykładowców studiów teologicznych zakonu franciszkańskiego. W Kazaniach tych komentuje fragmenty Pisma Świętego przedstawiane w liturgii, posługując się patrystyczno-średniowieczną interpretacją czterech znaczeń: literackiego bądź historycznego, alegorycznego bądź chrystologicznego, tropologicznego bądź moralnego oraz anagogicznego, które ukazuje (jako cel) życie wieczne. Dzisiaj odkrywamy na nowo, że owe znaczenia są wymiarami jedynego znaczenia Pisma Świętego i że słuszna jest interpretacja Pisma Świętego poprzez badanie czterech wymiarów jego słowa. Kazania św. Antoniego są tekstami teologiczno-homiletycznymi, odzwierciedlającymi żywe przepowiadanie, w którym św. Antoni przedstawia autentyczną drogę życia chrześcijańskiego. Kazania zawierają takie bogactwo nauki duchowej, że czcigodny papież Pius xii w 1946 r. ogłosił Antoniego doktorem Kościoła, nadając mu tytuł doctor evangelicus, ponieważ pisma te ukazują świeżość i piękno Ewangelii; jeszcze dzisiaj możemy je czytać z wielkim pożytkiem duchowym.
W Kazaniach św. Antoni mówi o modlitwie jako związku miłosnym, w którym człowiek pragnie ze słodyczą rozmawiać z Panem, a to rodzi niewymowną radość, która łagodnie ogarnia modlącą się duszę. Antoni przypomina nam, że do modlitwy potrzebna jest cisza, której nie należy utożsamiać z odcięciem się od zewnętrznych hałasów, lecz stanowi wewnętrzne doświadczenie, w którym przez usunięcie tego, co rodzą troski duszy i co rozprasza, dąży się do uzyskania ciszy w samej duszy. Zgodnie z nauczaniem tego wybitnego doktora franciszkańskiego, na modlitwę składają się cztery nieodzowne postawy, które łacina Antoniego definiuje w następujący sposób: obsecratio, oratio, postulatio, gratiarum actio. Można by je przetłumaczyć następująco: ufne otwarcie serca przed Bogiem, to pierwszy krok — nie wystarczy po prostu pojąć Słowo, ale w modlitwie trzeba otworzyć serce na obecność Boga; następnie powinienem rozmawiać z Nim serdecznie, dostrzegając Jego obecność we mnie; a następnie — co jest rzeczą bardzo naturalną — należy przedstawić Mu nasze potrzeby; w końcu wielbić Go i Mu dziękować.
W tej nauce św. Antoniego o modlitwie dostrzegamy jeden z charakterystycznych rysów teologii franciszkańskiej, której był twórcą: ważną rolę odgrywa w niej miłość Boża, która przenika sferę uczuć, woli, serca i jest również źródłem duchowego poznania, przewyższającego wszystkie inne. Miłując bowiem, poznajemy.
Pisze Antoni: «Miłość jest duszą wiary, czyni ją żywą; bez miłości wiara umiera» (Sermones dominicales et festivi II, Messaggero, Padova 1979, s. 37).
Jedynie dusza, która się modli, może czynić postępy w życiu duchowym: oto ulubiony temat kazań św. Antoniego. Zna on dobrze ułomności ludzkiej natury, naszą podatność na grzech, dlatego nieustannie nawołuje do walki ze skłonnościami do chciwości, pychy, nieczystości i do praktykowania cnót ubóstwa i ofiarności, pokory i posłuszeństwa oraz czystości. Na początku xiii w., gdy rozwijały się miasta i rozkwitał handel, wzrastała też liczba osób niewrażliwych na potrzeby bliźnich. Z tego powodu Antoni wielokrotnie napominał wiernych, by myśleli o prawdziwym bogactwie, bogactwie serca, które sprawiając, że człowiek staje się dobry i sprawiedliwy, pozwala gromadzić to, co jest skarbem w niebie. «O bogacze — wzywa — stańcie się przyjaciółmi (…) biednych, przyjmijcie ich do swoich domów: to oni, ubodzy, przyjmą was później do wiecznych mieszkań, gdzie panuje pokój ze swoim pięknem, ufność i bezpieczeństwo, obfitość i spokój wiecznej sytości» (tamże, s. 29).
Drodzy przyjaciele, czyż nie jest to bardzo ważne nauczanie również dzisiaj, kiedy kryzys finansowy i głębokie nierówności ekonomiczne powodują zubożenie wielu osób, co prowadzi do nędzy? W mojej encyklice Caritas in veritate przypominam: «Ekonomia (…) potrzebuje etyki dla swego poprawnego funkcjonowania; nie jakiejkolwiek etyki, lecz etyki przyjaznej osobie» (n. 45).
Dla Antoniego, ucznia Franciszka, w centrum życia i myśli, działalności i przepowiadania jest zawsze Chrystus. Jest to drugi typowy rys teologii franciszkańskiej — chrystocentryzm. Z zapałem kontempluje ona i zachęca do kontemplowania tajemnic człowieczeństwa Pana, Jezusa Człowieka, a szczególnie tajemnicy narodzenia, Boga, który stał się Dziecięciem, oddał się w nasze ręce: tajemnicy budzącej miłość do Boga i wdzięczność za Jego dobroć.
Boże Narodzenie, główny moment w dziejach miłości Chrystusa do ludzkości, z jednej strony, ale także wizja Ukrzyżowanego budzą w Antonim wdzięczność wobec Boga oraz szacunek dla godności osoby ludzkiej, wszyscy bowiem, wierzący i niewierzący, mogą odnaleźć w Ukrzyżowanym i Jego obrazie sens, który wzbogaca życie. Pisze św. Antoni: «Chrystus, który jest twoim życiem, wisi przed tobą, byś patrzył w krzyż jak w zwierciadło. Tam możesz poznać, jak śmiertelne były twoje rany, których żadne lekarstwo nie mogło uleczyć, a tylko krew Syna Bożego. Jeśli popatrzysz dobrze, będziesz sobie mógł zdać sprawę, jak wielka jest twoja ludzka godność i wartość. (…) W żadnym innym miejscu człowiek nie może sobie lepiej zdać sprawy ze swojej wartości niż w zwierciadle krzyża» (Sermones dominicales et festivi III, Messaggero, Padova 1979, ss. 213-214).
Rozważając te słowa, możemy lepiej zrozumieć, jak ważny jest obraz Ukrzyżowanego w naszej kulturze, w naszym humanizmie, zrodzonym z wiary chrześcijańskiej. Właśnie wtedy, gdy patrzymy na krzyż, widzimy — jak mówi św. Antoni — wielkość godności ludzkiej i wartości człowieka. W żaden inny sposób nie można zrozumieć, ile wart jest człowiek, ponieważ to właśnie Bóg sprawia, że jesteśmy tacy ważni, widzi, że jesteśmy tak ważni, że zasługujemy na Jego cierpienie. Tym samym cała godność ludzka widoczna jest w zwierciadle Ukrzyżowanego, a z patrzenia na Niego zawsze rodzi się uznanie ludzkiej godności.
Drodzy przyjaciele, oby św. Antoni z Padwy, tak bardzo czczony przez wiernych, wstawiał się za całym Kościołem, a zwłaszcza za tymi, którzy oddają się kaznodziejstwu. Prośmy Pana, aby pomógł nam nauczyć się nieco tej sztuki od św. Antoniego. Niech kaznodzieje, natchnieni jego przykładem, starają się łączyć rzetelną i zdrową naukę, szczerą i żarliwą pobożność ze skutecznym przekazem. W tym Roku Kapłańskim módlmy się, aby kapłani i diakoni skrupulatnie pełnili tę posługę głoszenia i przybliżania Słowa Bożego wiernym, zwłaszcza poprzez homilie wygłaszane podczas liturgii. Niech skutecznie ukazują one odwieczne piękno Chrystusa, jak zaleca Antoni: «Jeśli głosisz Jezusa, On przemienia twarde serca; jeśli Go wzywasz, osładza gorzkie pokusy; jeśli o Nim myślisz, oświeca ci serce; jeśli Go czytasz, syci twój umysł» (Sermones dominicales et festivi III, s. 59).
L’Osservatore Romano 5/2010/Opoka.pl
______________________________________________________________________________________________
Św. Antoni – kaznodzieja z drzewa orzechowego
fot. Wikipedia
***
Podobno głosił kazania, siedząc w konarach orzechowego drzewa w pobliżu Padwy, gdzie dziś znajduje się niewielki kościółek Sant’Antonio di Noce. Kościół katolicki wspomina 13 czerwca w liturgii św. Antoniego Padewskiego – doktora Kościoła, jednego z najpopularniejszych świętych, patrona „od zagubionych osób i rzeczy” oraz ludzi ubogich. Dla franciszkanów jest to drugi co do ważności święty – po ich założycielu, św. Franciszku z Asyżu.
Z osobą św. Antoniego łączy się wiele pięknych legend. Jedna z nich mówi, że kiedy głosił kazanie w Rimini nad Adriatykiem, z szeroko otwartymi pyszczkami słuchała go ogromna rzesza ryb. Do najpopularniejszych wspomnień dotyczących świętego należy „cud z Dzieciątkiem Jezus”, które szeroko uśmiechnęło się do świętego z kart Ewangelii. Dlatego wiele obrazów ukazuje św. Antoniego z czułością trzymającego na rękach małego Jezusa. Szczególnie wiele tego rodzaju opowiadań mają bardzo kochający „swego” świętego Włosi, mimo że Antoni pochodził nie z Włoch, ale z Portugalii, a do Padwy przybył na krótko przed śmiercią.
Św. Antoni (Ferdynand Bulonne; po portugalsku Fernando Martins de Bulhões) urodził się ok. roku 1195 w zamożnej rodzinie w Lizbonie. W wieku 15 lat wstąpił do zakonu augustianów, gdzie otrzymał bardzo dobre wykształcenie teologiczne, ale nie pozostał u nich długo. W 1219 przyjął święcenia kapłańskie, a w rok później był świadkiem sprowadzenia do Coimbry – ówczesnej stolicy Portugalii – ciał pięciu misjonarzy, męczenników franciszkańskich z Maroka, którzy zginęli z rąk Saracenów, a których poznał rok wcześniej, gdy wybierali się na misje. Wtedy też zapragnął zostać misjonarzem i męczennikiem, postanowił więc wstąpić do zakonu franciszkanów w Coimbrze, gdzie przyjął imię zakonne – Antoni ku czci pustelnika z Egiptu z przełomu III i IV w., jednego z twórców życia zakonnego w chrześcijaństwie.
Ale podjęta z wielkim entuzjazmem próba misji wśród Saracenów nie powiodła się; w gorącym klimacie Afryki młody zakonnik ciężko zachorował, a statek, którym powracał, zatrzymał się na Sycylii. Tam przyszły święty postanowił osiąść w pustelni franciszkańskiej, przypadek jednak sprawił, że szybko odkryto jego talent kaznodziejski. Antoni został więc wędrownym kaznodzieją. Wszędzie, gdzie się pojawiał, gromadziły się tłumy. Ponieważ kościoły nie mogły pomieścić wszystkich chętnych, przemawiał często pod gołym niebem. Jak głosi przekaz, potrafił przemawiać tak sugestywnie, że nieraz jeszcze w czasie kazania wyciągali do siebie ręce na znak zgody najzagorzalsi wrogowie.
Kazania św. Antoniego były proste, przystosowane do zwyczajnych ludzi, a ich styl – plastyczny, niekiedy sarkastyczny. Piętnował pogoń za zbytkiem i skąpstwo. Był zaciekłym krytykiem warunków społecznych, nie omieszkał też krytykować niektórych duchownych. Ludzie wierzyli w to, co mówił, bo widzieli, że nie przemawia do nich pewny siebie urzędnik Kurii, lecz wędruje z miasta do miasta ubogi kaznodzieja. Był jednym z najbardziej cenionych mówców XIII wieku: miał dar wymowy, obdarzony był świetną pamięcią, szeroką wiedzą i silnym, czystym głosem. Z powodu tych cech nazywano go „młotem na heretyków”. Samym sobą uosabiał najlepiej to, co pragnął wpoić swoim uczniom: „Nasze życie jest pełne pięknych słów i puste, gdy chodzi o dobre dzieła (…) Dlatego zaklinam was: pozwólcie zamilknąć swoim ustom, a pozwólcie mówić czynom!”.
Ten prosty kaznodzieja zakonny wydal się tak godnym zaufania św. Franciszka, że pod koniec 1223 poprosił on Antoniego, by wyjaśniał swoim współbraciom Pismo Święte i uczył sztuki kaznodziejskiej. Mianował go jednocześnie profesorem teologii, tym samym więc Antoni został pierwszym nauczycielem teologii u braci mniejszych. Odwiedzał domy zakonne w Arles, Tuluzie i Montpellier, a następnie w Bolonii i Padwie.
Tak intensywny i nie oszczędzający się tryb życia szybko podkopał zdrowie przyszłego świętego i gdy w wieku 35 lat przybył on do Padwy, był już ciężko chory i zmęczony. Jego kazania wielkopostne, które głosił codziennie w wypełnionym po brzegi kościele, po raz kolejny odmieniły życie miasta. Do dziś jeszcze obowiązuje podjęta wtedy reforma kodeksu – „Codice statuario repubblicano di Padova”, wedle którego można zajmować mienie opieszałych dłużników, ale nie można ich aresztować.
Tam też, a dokładniej w swym klasztorze w Arcelli koło Padwy zmarł 13 czerwca 1231, mając nieco ponad 35 lat. Pozostawił chrześcijanom dwa główne zadania: głoszenie Ewangelii i troskę o innych. Już w niespełna rok później – 30 maja 1232 ogłosił go świętym papież Grzegorz IX. Był to najkrótszy proces kanonizacyjny w nowożytnych dziejach Kościoła. W czasie kanonizacji odczytano opis 53 cudów, dokonanych za wstawiennictwem Antoniego. Do najbardziej znanych licznych pism teologicznych i kaznodziejskich, jakie po nim zostały, należą „Kazania niedzielne” i „Kazania o świętych”. Ze względu na zawarte w nich bogactwo duchowe 16 stycznia 1946 Pius XII ogłosił go doktorem Kościoła, obdarzając go tytułem „Doctor Evangelicus”.
Do postaci św. Antoniego nawiązywał też w swoim nauczaniu Benedykt XVI. Podkreślał jego wkład w rozwój duchowości franciszkańskiej oraz to, że święty ten zdawał sobie sprawę ze słabości natury ludzkiej i skłonności do upadku. Głosił on szczególnie, iż tylko dusza, która się modli, może dokonać postępu w życiu duchowym. W jednej z katechez papież Ratzinger przypomniał, że na początku XIII wieku, w czasach odrodzenia miast i rozkwitu handlu, wzrastała liczba ludzi nieczułych na potrzeby biednych. Dlatego Antoni „wzywa wiernych do refleksji o prawdziwym bogactwie, to znaczy bogactwie serca, które czyniąc ludzi dobrymi i miłosiernymi, gromadzi skarby dla nieba”.
W 2020 roku, z okazji 800 rocznicy franciszkańskiego powołania św. Antoniego, papież Franciszek skierował list do franciszkanów. Ojciec Święty życzył, aby to wydarzenie wzbudziło w nich „ten sam święty niepokój, który prowadził Antoniego po drogach świata, by słowem i czynem świadczyć o Bożej miłości”. ”
„Jego przykład dzielenia się z ubogimi, a także jego zapał w obronie prawdy i sprawiedliwości, mogą również i dziś być zachętą do ofiarnego daru z siebie”, napisał Franciszek, zachęcając, szczególnie ludzi młodych, do zgłębiania tej postaci.
Teresa Sotowska/Kai
_____________________________________________________________________________________
Antoni Padewski – święty od znajdowania rzeczy, a jeszcze bardziej ludzi
To fenomen, że święty z głębokiego średniowiecza jest nieodmiennie tak popularny, jakby działał dzisiaj. Bo rzeczywiście działa.
Antoni Padewski jest jednym z najczęściej wzywanych świętych w Kościele powszechnym.
fot. Henryk Przondziono/Gość Niedzielny
***
To było kilka lat temu. Ignacy podczas wakacji w Norwegii uczestniczył w wypadku drogowym. Policja zatrzymała jego prawo jazdy. – Mieli mi je przysłać do Polski, ale po miesiącu od mojego powrotu dokumentu nie było. Pytałem w wydziale komunikacji: nie ma. Zadzwoniłem do konsulatu. Konsul poinformował, że to załatwi – opowiada mężczyzna. Rzeczywiście niedługo później przyszła informacja, że prawo jazdy zostało wysłane kurierem. – Czekam jeden tydzień, drugi – nie ma. W wydziale powiedzieli mi, że chyba nic z tego nie będzie, bo po takim czasie to by już pocztą przyszło, a co dopiero kurierem. Postanowiłem zwrócić się z tym do św. Antoniego. Mówi się, że trzeba mu coś dać na biednych, więc obiecałem sporą kwotę, ale pomyślałem, że może trzeba zrobić jakąś przedpłatę – wspomina Ignacy. Pojechał więc do bazyliki franciszkanów w katowickich Panewnikach z zamiarem wrzucenia pieniędzy do skarbony stojącej niedaleko furty, przy figurze Antoniego. Już podchodził do niej, gdy zadzwonił telefon. Dzwoniła pani z wydziału komunikacji. „Przeszukaliśmy wszystko i nie ma tego dokumentu. Proszę się już więcej o to nie upominać” – usłyszał.
– To było załamujące, ale postanowiłem, że skoro już tu przyjechałem, to zostawię tu te pieniądze. Zwróciłem się w myśli do Antoniego: „Ty jesteś większy niż ten problem” i wrzuciłem banknoty – relacjonuje. Odwrócił się, ruszył, a tu znów telefon, ta sama kobieta z wydziału komunikacji. „Nie wiem, jak to się stało, ale jednak jest to prawo jazdy! Znalazło się!” – powiedziała głosem pełnym niedowierzania.
Ziomek
Podobnych świadectw jest tak wiele, że nikt ich nie liczy. Święty Antoni jest tak skutecznym orędownikiem, że wierzą w niego nawet ci, którzy nie są pewni, czy wierzą w Boga. Pan Marek, na przykład, deklaruje się jako agnostyk, do kościoła nie zagląda, ale z „patronem rzeczy zagubionych” ma bliską relację. Usłyszał o nim od mamy w dzieciństwie, gdy jeszcze był wierzący. – Już wtedy wiedziałem, że zostaniemy ziomkami na całe życie – zaświadcza. Jak stwierdza, często prosi Antoniego o wstawiennictwo, i zapewnia, że on „naprawdę rozwiązywał już rzeczy kompletnie beznadziejne”. – Modlę się oczywiście po swojemu, na zasadzie „pomóż, ziomuś”, ale on praktycznie zawsze pomaga. Dziś udało mi się znaleźć wszystkie dokumenty i portfel – cieszy się. „Spróbujcie. Nawet ateiści i ci, co mają nie po drodze do kościoła, jak ja. W sumie to nic nie kosztuje, a ten post niech będzie podziękowaniem dla św. Antoniego za wstawiennictwo przez całe życie już od podstawówki” – zachęca znajomych na Facebooku.
Zdaje się, że w przypadku pana Marka jego „ziomuś” chce mu pomóc odnaleźć zgubę dużo cenniejszą niż dokumenty… I może dlatego w tym wypadku pomoc Antoniego „nic nie kosztuje”. Oczywiście nie kosztuje też w każdej innej sytuacji, bo łaska Boża jest darmowa, ale gdy zwracają się do świętego ludzie głęboko wierzący, on lubi im sugerować, że dobrze by było wspomóc potrzebujących. I to nie z tego, co zbywa, ale tak, żeby ofiarodawca to poczuł. Jest to spójne z tym, co Antoni głosił za swoich ziemskich dni. Był franciszkaninem i jak święty Franciszek rozumiał istotę chrześcijańskiego ubóstwa. W swoich kazaniach często wzywał bogaczy, żeby stali się przyjaciółmi biednych. „Przyjmijcie ich do swoich domów: to oni, ubodzy, przyjmą was później do wiecznych mieszkań, gdzie panuje pokój ze swoim pięknem, ufność i bezpieczeństwo, obfitość i spokój wiecznej sytości” – zapewniał.
Motyw pomocy biednym powtarza się w kontekście świętego z Padwy na każdym kroku. Ponad sto lat temu rozpowszechniło się dzieło pod nazwą „chleb św. Antoniego”, czyli składana do skarbon jałmużna dla ubogich powiązana z prośbą o pomoc do świętego. Skąd ta nazwa? Jest wiele świadectw cudów, jakie dokonał św. Antoni, z chlebem w tle. Jednym z nich jest wskrzeszenie małego synka mieszkanki Lizbony, który utopił się w miednicy z wodą. Dziecko ożyło w odpowiedzi na rozpaczliwe wołanie matki do św. Antoniego. Kobieta złożyła obietnicę, że ofiaruje ubogim tyle mąki, ile waży chłopiec. Od tamtej pory na pamiątkę cudu mieszkańcy portugalskiej stolicy 13 czerwca pieką chleby, które następnie rozdają potrzebującym.
Nawet ryby
Wskrzeszenia, uzdrowienia i inne nadzwyczajne łaski otrzymane za wstawiennictwem św. Antoniego to swoista norma, która ukształtowała się jeszcze za jego ziemskiego życia. Antoni miał m.in. dary bilokacji, proroctwa, potrafił czytać w ludzkich duszach. Był też znakomitym kaznodzieją. Kiedy nauczał, z powodu tłumów słuchaczy spotkania z nim musiały się odbywać pod gołym niebem, a i wtedy nieraz ludzie przybywali na miejsce spotkania wiele godzin wcześniej, żeby zająć lepsze miejsca. Zdarzało się, że jednorazowo słuchało go nawet 30 tys. osób.
Gdy przemawiał na konsystorzu w Rzymie, w obecności papieża i kardynałów, a także ludzi przeróżnych narodowości, powtórzył się cud pięćdziesiątnicy. „Spłomieniony Duchem Świętym wykładał słowo Boże tak dobitnie, tak pobożnie, tak przenikliwie, tak słodko, tak jasno, tak mądrze, że wszyscy obecni na konsystorzu, acz różnych byli języków, rozumieli jasno i wyraźnie wszystkie jego słowa, jakby mówił językiem każdego z nich” – czytamy w „Kwiatkach św. Franciszka”. Widząc to, zdumiony papież miał się wyrazić o Antonim: „Zaprawdę, ten jest Arką Przymierza i skrzynią Pisma Świętego”.
Zupełną sensacją za życia Antoniego było jego kazanie do ryb. Miało to miejsce w Rimini, gdzie w tamtych czasach zamieszkiwało wielu członków sekty katarów. U nich zakonnik nie znalazł posłuchu, więc stanął w miejscu, gdzie rzeka Marecchi wpływa do Adriatyku, i zaczął przemawiać: „Słuchajcie słowa Bożego, ryby morskie i rzeczne, bowiem heretycy niewierni nie chcą go słuchać”. Wtedy to z wody miało wychylić głowy mnóstwo jej mieszkańców. Wyglądało to tak, jakby ryby rzeczywiście nasłuchiwały świętego, który błogosławił Boga w stworzeniach, które powołał do życia. Zdarzenie to wstrząsnęło mieszkańcami Rimini, także katarami, którzy „skruszeni w sercu padli do nóg Antoniego, by słuchać jego słowa”. Pod wpływem jego mów wszyscy oni wrócili do prawdziwej wiary w Chrystusa.
Święty Antoni ostro piętnował chciwość, wzywał do pokuty i wyzbycia się pychy. Było w jego słowach coś takiego, że ludzie autentycznie się nawracali. Darowali długi swoim dłużnikom, a lichwiarze wynagradzali tych, których skrzywdzili. Uwalniano więźniów, a zaprzysięgli wrogowie na oczach wszystkich rzucali się sobie w objęcia. Pod wpływem kazań Antoniego tak wielu chciało się spowiadać, że liczni duchowni, rozgrzeszając przez cały dzień, nie mieli czasu nawet się posilić.
Święty powszechny
Antoni zmarł w piątek 13 czerwca 1231 roku, w wieku 36 lat. Pochowano go w kościółku Matki Bożej w Padwie. Świętym ogłoszono go już niespełna rok później – była to najszybsza kanonizacja w dziejach Kościoła. Papież nie miał wątpliwości – świętość Antoniego potwierdzały liczne cuda dziejące się przy jego grobie. W krótkim czasie komisja papieska stwierdziła 5 uzdrowień z paraliżu, 7 przypadków odzyskania wzroku przez niewidomych, odzyskanie słuchu u 3 głuchych, a mowy u 2 niemych, uzdrowienie 2 epileptyków i 2 wskrzeszenia umarłych.
I tak już zostało. Antoni przez wszystkie wieki, które upłynęły od jego śmierci, nie ustaje w czynieniu cudów. Jest najczęściej wzywanym świętym w całym Kościele powszechnym. Nic dziwnego, że Leon XIII nazwał go „świętym całego świata”. Prawie nie ma kościoła, w którym nie byłoby jakiegoś wizerunku tego świętego.
Nie ma w tym nic z bałwochwalstwa. Antoni zawsze wskazywał na Chrystusa i robi to ciągle. Całe jego nauczanie koncentrowało się wokół miłości, jaka płynie z ofiary Zbawiciela.
„Chrystus, który jest twoim życiem, wisi przed tobą, byś patrzył w krzyż jak w zwierciadło. Tam możesz poznać, jak śmiertelne były twoje rany, których żadne lekarstwo nie mogło uleczyć, a tylko krew Syna Bożego. Jeśli popatrzysz dobrze, będziesz sobie mógł zdać sprawę, jak wielka jest twoja ludzka godność i wartość. (…) W żadnym innym miejscu człowiek nie może sobie lepiej zdać sprawy ze swojej wartości niż w zwierciadle krzyża” – pisał.
Antoni zrobił wiele, i wciąż robi, żeby ludzie zbliżyli się do Zbawiciela i Go pokochali – i to jest właściwa przyczyna jego nieustającej aktywności. I wiecznie aktualne będą jego słowa: „Jeśli głosisz Jezusa, On przemienia twarde serca; jeśli Go wzywasz, osładza gorzkie pokusy; jeśli o Nim myślisz, oświeca ci serce; jeśli Go czytasz, syci twój umysł”.
Franciszek Kucharczak/Gość Niedzielny
___________________________________________________________________________________________
Dlaczego dawniej pisało się na listach „SAG”?
Ma to związek ze św. Antonim z Padwy
fot. alexkar08 / Shutterstock / Domena Publiczna/ grafika Aleteia
***
Podtrzymywanie tego wielowiekowego zwyczaju warto rozważyć także dzisiaj przy wysyłaniu paczek i listów.
W katolicyzmie wspaniałą rzeczą jest niezliczona liczba ciekawych tradycji. Jeden z takich zwyczajów, niedawno przypomniany na Instagramie przez retrograde.convert, to umieszczanie skrótu „SAG” na listach. To ciekawe połączenie wiary we wstawiennictwo świętych i nowoczesnej komunikacji.
Poniższy post (w języku angielskim) na Instagramie wyjaśnia, dlaczego katolicy dawniej pisali „SAG” na odwrocie kopert, dając w ten sposób wyraz nadziei, że ich listy bezpiecznie dotrą do celu.
Dzisiaj wszyscy (a zwłaszcza młodsze pokolenia) jesteśmy przyzwyczajeni do skrótów, więc pewno nikogo nie zdziwi informacja, że te trzy litery to skrót. Oznacza on świętego Antoniego Przewodnika (łac. sanctus Antonius Gubernator, hiszp.: san Antonio Guía, ang. saint Anthony Guide).
Wzywanie patrona rzeczy zagubionych, św. Antoniego z Padwy, wydaje się całkiem dobrym pomysłem także dzisiaj, kiedy korzystamy z poczty i firm kurierskich, które dosyć często gubią nasze przesyłki.
Trzywiekowa tradycja
W poście wyjaśniono ten zwyczaj, odwołując się do biografii św. Antoniego z Padwy napisanej przez Fernando Garzóna.
Wszystko zaczęło od zdarzenia, które miało miejsce w 1729 roku, kiedy to pewna żona kilkukrotnie próbowała skontaktować się listownie ze swoim mężem, który jako kupiec podróżował z Hiszpanii do Peru. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi na swoje listy, zaniepokojona napisała list i umieściła go przy figurze Antoniego Padewskiego. Po kilku dniach i wielu modlitwach do świętego udała się do kościoła i znalazła pod figurą zaadresowany do niej list od męża i pieniądze. List jest faktycznie przechowywany w klasztorze franciszkanów w Oviedo. Przetłumaczmy go z hiszpańskiego:
„Moja Najdroższa Żono!
Od dawna czekałem na list od Ciebie i byłem bardzo zmartwiony i zaniepokojony brakiem wiadomości. Ale w końcu nadszedł Twój list i sprawił mi radość. Przyniósł mi go ojciec franciszkanin. Skarżysz się, że pozostawiłem Twoje listy bez odpowiedzi. Zapewniam cię, że nie otrzymałem żadnego. Myślałem, że umarłaś, więc możesz sobie wyobrazić moją radość z nadejścia Twojego listu. Odpowiadam ci teraz przez tego samego zakonnika i wysyłam Ci trzysta złotych koron, które powinny Ci wystarczyć na utrzymanie aż do mojego rychłego powrotu.
W nadziei, że wkrótce będę z Tobą, modlę się do Boga za Ciebie i polecam Cię mojemu drogiemu patronowi św. Antoniemu. Gorąco pragnę, abyś nadal przesyłała mi wieści o sobie.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Antonio Dante”.
Kiedy rozeszła się wieść o tym zdarzeniu, inni katolicy również zaczęli się uciekać do orędownictwa św. Antoniego dodając „SAG” do swoich listów. I tak narodziła się tradycja.
Później Gildia Świętego Antoniego z amerykańskiego Patterson z New Jersey (a nie z Nowego Jorku – jak napisano w poście) wyprodukowała znaczki z napisem „SAG” – takie jak ten, który można zobaczyć na początku artykułu. Sprytny zabieg marketingowy, nieprawdaż?
„SAG” na listach – albo w mailach
Dzisiaj wprawdzie piszemy mniej listów niż kiedyś, ale być może warto podtrzymać ten zwyczaj np. przy wysyłaniu e-maili i przesyłek kurierskich?
Ci z nas, którzy wysyłają dużo maili, mogliby też zwracać się z prośbą o pomoc np. do błogosławionego (a wkrótce świętego) Carlo Acutisa, znanego z umiejętności obsługi komputera i internetu. Możemy go prosić, żeby informacja dotarła do właściwej osoby i żebyśmy otrzymali odpowiedź, jakiej oczekujemy. Można podpisywać swoje e-maile imieniem i nazwiskiem, a pod spodem dodawać „BCP” (błogosławiony Carlo Przewodnik), a za jakiś czas, kiedy odbędzie się już kanonizacja – „ŚCP”.
Cerith Gardiner/Aleteia.pl
________________________________________________________________________________________
Jak św. Antoni modlił się do Boga, gdy zgubił swoją ulubioną książkę
fot. Klasztor oo. Bernardynów/ Kalwaria Zebrzydowska
***
Patron rzeczy zagubionych zwrócił się do Boga, gdy zaginęła napisana przez niego książka na temat Psalmów, mając nadzieję, że Bóg pomoże mu ją odnaleźć.
Św. Antoni pozostaje jednym z najpopularniejszych świętych katolickich, często zwracamy się do niego o pomoc w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Głównym tego powodem jest legenda o jego życiu, znana od średniowiecza.
Ks. Ubaldus da Rieti opowiada tę historię w „Życiu św. Antoniego”:
Oto pamiętne wydarzenie, które warto opisać. [Św. Antoni] miał ze sobą napisany przez siebie wykład na temat Psalmów, w którym zebrał najlepszą część Starego i Nowego Testamentu i z którego, niczym ze źródła, pił ową niebiańską mądrość, która pozwalała mu wyjaśniać zagadnienia teologiczne oraz nadawać wagi i siły swoim kazaniom dla dobra dusz.
Innymi słowy, była to jego ulubiona książka.
Św. Antoni gubi swoją książkę
Książka została skradziona przez nowicjusza, który opuścił klasztor. Św. Antoni chciał ją odzyskać, ale nie miał pojęcia, dokąd uciekł nowicjusz.
Św. Antoni natychmiast zwrócił się o pomoc do Boga:
Nowicjusz zmęczony życiem zakonnym postanowił wrócić do świata, a widząc księgę zawierającą wykład o Psalmach, ukradł ją i uciekł z klasztoru. Święty, opłakując stratę tak przydatnej i potrzebnej mu książki, natychmiast zwrócił się w stronę modlitwy, prosząc Pana nie tylko o zmiłowanie się nad nieszczęsnym młodzieńcem, ale także o nakłonienie go do zwrotu skradzionej książki.
Według legendy Bóg wysłuchał modlitwy św. Antoniego i nakazał interweniować diabłu:
Jego modlitwa została wysłuchana przez Pana. Diabeł, zniewolony Bożym rozkazem, ukazał się młodzieńcowi w postaci strasznego potwora i zatrzymał go, mówiąc: „Wróć i natychmiast zwróć to, co ukradłeś, w przeciwnym razie zabiję cię i wrzucę do rzeki”.
Nowicjusz przestraszył się tego widoku i wrócił do klasztoru, zwracając księgę i korząc się przed św. Antonim.
Św. Antoni zlitował się nad nim i zachęcał, aby wytrwał w służbie Panu.
Odkąd ta historia się rozpowszechniła, św. Antoni czczony jest jako patron rzeczy zagubionych.
Philip Kosloski/artykuł ukazał się w amerykańskiej edycji Aletei/tłumaczenie: Aleteia
__________________________________________________________________________________________
Gdy nie słuchali go ludzie, zaczął przemawiać do ryb. Poznajcie niezwykłe kazanie św. Antoniego w Rimini
Renata Sedmakova | Shutterstock
***
Św. Antoni Padewski jest jednym z najbardziej znanych postaci Kościoła katolickiego. Zasłynął jako wybitny kaznodzieja i cudotwórca. Jego kazania były tak wyjątkowe, że pewnego dnia z uwagą wysłuchały go nawet ryby w Adriatyku.
Wbrew potocznym skojarzeniom, św. Antoni Padewski nie był Włochem. Fernando Martins de Bulhões – bo tak się pierwotnie nazywał – pochodził z Portugalii. Urodził się w Lizbonie około 1195 roku. Fernando jeszcze przed ukończeniem 20 lat wstąpił do zakonu Kanoników Regularnych św. Augustyna. W 1219 roku otrzymał święcenia kapłańskie.
Pewnego dnia poznał kilku franciszkanów udających się do Maroka, aby nauczać muzułmanów. Ich prostota, ubóstwo i pogodny styl życia zrobiły na nim wielkie wrażenie. W 1220 roku Fernando opuścił zakon św. Augustyna i wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych.
Tam przyjął imię Antoni. Wkrótce stał się jednym z wybranych uczniów i najbliższych towarzyszy św. Franciszka z Asyżu. Zaczął głosić niezwykle głębokie i płomienne kazania, które dzięki jego pokorze i prostocie trafiały do różnych ludzi. Jego przemowy, oparte na tekstach Pisma Świętego, były tak wyjątkowe, że sam św. Franciszek nazywał Antoniego „swoim biskupem”. Obecnie św. Antoni nazywany jest najwybitniejszym kaznodzieją XIII wieku.
Jak po Zesłaniu Ducha Świętego!
Opowieści o nauczaniu św. Antoniego znajdujemy m.in. w „Kwiatkach św. Franciszka”. Na uwagę zasługują szczególnie dwa fragmenty książki, które potwierdzają jego wyjątkowy talent kaznodziejski. Ukazują również to, że Antoni był rzeczywiście „pięknym narzędziem” w rękach Boga.
Jeden z „kwiatków” mówi o cudownym kazaniu, które św. Antoni wygłosił w czasie konsystorza przed papieżem i kardynałami. To, co się tam wydarzyło, można śmiało porównać do sytuacji apostołów chwilę po zesłaniu Ducha Świętego w Jerozolimie.
Otóż na konsystorzu byli zebrani ludzie różnych narodowości: greckiej, francuskiej, niemieckiej, a także Słowianie i Anglicy oraz wielu innych. „Oświecony Duchem Świętym Antoni wykładał słowo Boże tak dobitnie, tak pobożnie, tak przenikliwie, słodko, jasno i mądrze, że wszyscy obecni na konsystorzu, choć posługiwali się różnymi językami, dokładnie rozumieli wszystkie jego słowa, jak gdyby mówił w ich własnym języku” – czytamy w „Kwiatkach”.
Dalej autor podkreśla, jak wielkie wrażenie zrobiła ta mowa na zebranych. „Wszyscy byli zdumieni i zdało się, jakby powtórzył się cud apostołów w dniu Zesłania Ducha Świętego, którzy mocą Ducha Świętego mówili wszystkimi językami”. Dalej czytamy, że wszyscy szeptali do siebie z podziwem: „Czy ten, który przemawia, nie przybył z Hiszpanii? Jak to się dzieje, że wszyscy słyszymy jego mowę w naszych ojczystych językach?” (por. Dz 2, 1-13).
„Podobnie mówił papież, rozważając i podziwiając głębokość jego słów: «On zaprawdę jest arką przymierza i skrzynią Pisma Świętego»” – czytamy. Taki oto komplement otrzymał św. Antoni od samego papieża.
Jednak nie wszyscy chcieli go słuchać…
Choć Antoni potrafił wspaniale przemawiać, to zatwardziałość niektórych osób była tak duża, że początkowo odrzucili jego naukę. Święty musiał znaleźć na nich inną „przynętę”. O takiej sytuacji opowiada kolejny rozdział „Kwiatków”.
Pewnego dnia Antoni przebywał we włoskiej miejscowości Rimini. Dziś jest to znany kurort nad Morzem Adriatyckim. W XIII wieku żyło tam wielu przedstawicieli sekty katarów. Wierzyli oni m.in. w wędrówkę dusz, odrzucali Eucharystię i inne sakramenty Kościoła katolickiego. Do nich swoje przesłanie o Jezusie skierował św. Antoni. Jednak nie chcieli go słuchać.
Wówczas, jak czytamy w „Kwiatkach”, Antoni poszedł na brzeg rzeki Marecchi, która tam wpływała do morza. „I stojąc na brzegu między morzem a rzeką zaczął przemawiać do ryb: «Słuchajcie słowa Bożego, ryby morskie i rzeczne, bowiem heretycy niewierni nie chcą go słuchać». Kiedy to rzekł, przypłynęło nagle do brzegu mnóstwo ryb wielkich, małych i średnich. Wszystkie trzymały głowy ponad wodą i patrzyły uważnie na św. Antoniego, a czyniły to z wielkim spokojem, łagodnością i porządku”.
Ryby odegrały ważną rolę
Antoni, widząc ryby, zaczął do nich przemawiać: „Siostry moje ryby, jesteście wielce zobowiązane, by według waszych możliwości dziękować waszemu Stwórcy, który dał wam za mieszkanie tak szlachetny żywioł. Bóg Stwórca dał wam płetwy, byście mogły pływać, gdzie wam się podoba”.
Następnie Antoni przytoczył kilka ważnych momentów biblijnych, w których ryby odegrały ważną rolę. Mówił: „dane wam było, z rozkazu Bożego, ocalić proroka Jonasza i po trzech dniach wyrzucić go na brzeg całego i zdrowego (Jon 2,1-2). Wyście uiściły podatek za Panu naszego Jezusa Chrystusa, który jako biedak nie miał czym płacić (Mt 17, 24-27). Wyście były pokarmem króla wiecznego Jezusa Chrystusa, przed zmartwychwstaniem i po nim (np. J 21, 6-13).
Św. Antoni widząc, że ryby oddają cześć Bogu powiedział z radością: „Niech będzie błogosławiony Bóg, gdyż bardziej Go czczą ryby wodne niż ludzie heretycy. I pilniej słuchają słowa Jego nierozumne zwierzęta niż ludzie niewierni”.
Cud ryb słuchających świętego wzbudził wielką ciekawość mieszkańców Rimini. Aby go zobaczyć, na brzeg morza przybyły tłumy, a wśród nich również wspomniani heretycy. Jak czytamy w „Kwiatkach”: „skruszeni w sercu padli do nóg Antoniego, by słuchać jego słowa. Wówczas św. Antoni zaczął mówić o wierze katolickiej i mówił tak szlachetnie, że nawrócił wszystkich heretyków. I wrócili oni do prawdziwej wiary w Chrystusa”.
Nie uwierzę dopóki nie zobaczę…
„Wiara rodzi się ze słuchania” jak stwierdził św. Paweł (Rz 10, 17). Jednak wydarzenia z życia św. Antoniego przypominają nam odwieczną prawdę, że niektórym ludziom do wiary w Jezusa nie wystarczą tylko piękne słowa i przykład życia świętych. Jest wiele osób, do których Bóg dociera innymi sposobami. Wielu ludzi musi zobaczyć cuda, zjawiska nadzwyczajne, aby uwierzyć. Lecz warto się zastanowić: czy wszystko, co istnieje wokół nas, nie jest trwającym cudem? Czy całe piękno przyrody i każdy człowiek, którego spotykamy nie jest cudem, który nam spowszedniał?
Krzysztof Jędrasik/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
12 czerwca
Błogosławionych 108 męczenników
z czasów II wojny światowej
13 czerwca 1999 r. podczas Mszy świętej odprawianej w Warszawie św. Jan Paweł II dokonał beatyfikacji 108 męczenników, którzy ponieśli śmierć w czasach II wojny światowej. Każda z tych osób wykazała się niezwykłym heroizmem wiary: są w tym gronie biskupi – pasterze, którzy woleli zginąć, aniżeli zostawić swoją owczarnię; siostry i księża ratujący Żydów; teściowa, która oddała swe życie za synową w ciąży; zakonnik, który za posiadanie różańca, a potem odmowę sprofanowania go został zmasakrowany i utopiony w kloace; księża i alumni dzielący się w obozie koncentracyjnym jedyną kromką chleba ze współwięźniami; duchowny, który zginął za to, że nie wydał Gestapo komunistów. Sprawa beatyfikacji 108 sług Bożych, męczenników za wiarę, ofiar prześladowania Kościoła w Polsce w latach 1939-1945 ze strony nazizmu hitlerowskiego, choć przybrała formę kanonicznego postępowania beatyfikacyjnego dopiero w roku 1992, w rzeczywistości sięga swymi początkami pierwszych lat po zakończeniu II wojny światowej. Sława świętości i męczeństwa licznych osób z grupy 108 sług Bożych, łaski przypisywane ich wstawiennictwu, kierowały uwagę diecezji i rodzin zakonnych na konieczność otworzenia procesów beatyfikacyjnych o męczeństwie. Krąg osób, wobec których rozpoczęto procesy beatyfikacyjne, w trakcie prac aż pięciokrotnie ulegał zmianom: powiększał się przez kolejne zgłoszenia nowych kandydatów, a jednocześnie był redukowany, gdy okazywało się, że w rozpatrywanych przypadkach nie ma wystarczającego materiału dowodowego na męczeństwo w rozumieniu teologicznym. Ostatecznie, w listopadzie 1998 r., liczba męczenników ukształtowała się jako grono 108 sług Bożych. Słudzy Boży, przedstawieni przez 18 diecezji, ordynariat polowy i 22 rodziny zakonne, to osoby, których życie i śmierć oddane Bożej sprawie nosiły znamię heroizmu. Pośród nich jest 3 biskupów, 52 kapłanów diecezjalnych, 26 kapłanów zakonnych, 3 kleryków, 7 braci zakonnych, 8 sióstr zakonnych i 9 osób świeckich. |
_____________________________________________________________________________________
Życiorysy 108 męczenników
Biografie 108 męczenników z okresu 2 wojny światowej beatyfikowanych 13 czerwca 1999 w Warszawie przez Jana Pawła II
AUTOR/ŹRÓDŁO: , ELIZA BARTKIEWICZ / BP KEP, LICENCJA: 0
***
Papież Jan Paweł II dokonał w Warszawie 13 czerwca beatyfikacji 108 polskich męczenników z czasów II wojny światowej. Każda z tych osób wykazała się niezwykłym heroizmem wiary: mamy w tym gronie biskupów – pasterzy, którzy woleli zginąć, aniżeli zostawić swoją owczarnię; siostry i księży ratujących Żydów; teściową, która oddała swe życie za synową w ciąży; zakonnika, który za posiadanie różańca a potem odmowę sprofanowania go został zmasakrowany i utopiony w kloace; księży i alumnów dzielących się w obozie koncentracyjnym jedyną kromką chleba ze współ- więźniami; duchownego, który zginął za to, że nie wydał Gestapo komunistów.
Sprawa beatyfikacji 108 sług Bożych, męczenników za wiarę, ofiar prześladowania Kościoła w Polsce w latach 1939-1945 ze strony nazizmu hitlerowskiego, choć przybrała formę kanonicznego postępowania beatyfikacyjnego dopiero od roku 1992, w rzeczywistości sięga swymi początkami pierwszych lat po zakończeniu II wojny. Sława świętości i męczeństwa licznych osób z grupy 108 sług Bożych, łaski przypisywane ich wstawiennictwu, kierowały uwagę diecezji i rodzin zakonnych na konieczność otworzenia procesów beatyfikacyjnych o męczeństwie. Chodzi tu m.in. o postaci abp. Juliana Antoniego Nowowiejskiego, bp. Leona Wetmańskiego, ks. Henryka Hlebowicza, ks. Henryka Kaczorowskiego z grupą kapłanów włocławskich, ks. Józefa Kowalskiego, salezjanina, br. Józefa Zapłaty, i wielu innych. Procesy jednak z różnych powodów nie były podejmowane. Sprawę wywołała ponownie dopiero beatyfikacja bp. Michała Kozala (Warszawa 1987), nazwanego “prawdziwym mistrzem męczenników” dla duchownych z obozów koncentracyjnych, zwłaszcza z Dachau. W trakcie dyskusji w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych nad męczeństwem bp. Kozala wypłynął postulat rozpoczęcia oddzielnego procesu beatyfikacyjnego tych, którym Biskup Męczennik przewodził w składaniu najwyższego świadectwa wiary. Idea została podjęta przez ówczesnego biskupa diecezji włocławskiej, Henryka Muszyńskiego. Po konsultacjach z Kongregacją wykrystalizowała się stopniowo obecna formuła procesu, który obejmuje nie tylko duchownych, męczenników z Dachau, ale także innych, w tym wiernych świeckich, którzy zginęli wskutek działań podejmowanych “z nienawiści do wiary” (in odium fidei) w różnych miejscach i okolicznościach, ale z rąk tego samego prześladowcy.
Z ramienia Konferencji Episkopatu Polski proces beatyfikacyjny prowadził biskup diecezji włocławskiej, która w czasie prześladowania poniosła największe procentowo straty spośród duchowieństwa diecezjalnego w Polsce: daninę krwi złożyła tu ponad połowa kapłanów. Proces informacyjny, “diecezjalny”, męczenników za wiarę został otworzony we Włocławku 26 stycznia 1992 r., w rocznicę śmierci męczeńskiej bł. Michała Kozala, obejmując na początku 92 osoby z różnych diecezji i rodzin zakonnych. Od rozpoczęcia procesu przysługiwał im tytuł Sług i Służebnic Bożych.
Krąg ten w trakcie prac procesowych aż pięciokrotnie ulegał zmianom: powiększał się przez kolejne zgłoszenia nowych kandydatów, a jednocześnie był redukowany, gdy okazywało się, że w rozpatrywanych przypadkach nie ma wystarczającego materiału dowodowego na męczeństwo w rozumieniu teologicznym. Ostatecznie, w listopadzie 1998 r., liczba męczenników ukształtowała się jako grono 108 sług Bożych.
Słudzy Boży objęci postępowaniem procesowym, przedstawieni przez 18 diecezji, ordynariat polowy i 22 rodziny zakonne, to osoby, których życie i śmierć oddane Bożej sprawie nosiły znamię heroizmu. Pośród nich jest 3 biskupów, 52 kapłanów diecezjalnych, 26 kapłanów zakonnych, 3 kleryków, 7 braci zakonnych, 8 sióstr zakonnych i 9 osób świeckich.
BŁOGOSŁAWIENI
(WEDŁUG KOLEJNOŚCI NA LIŚCIE W PROCESIE BEATYFIKACYJNYM)
BIAŁYSTOK
1. KS. MIECZYSŁAW BOHATKIEWICZ (1904-1942)
Kapłan diecezji pińskiej. W czasie okupacji proboszcz w Dryssie, znany szeroko z porywających homilii i serca dla biednych. Został aresztowany przez Gestapo za posługę duszpasterską i po dwóch miesiącach rozstrzelany 4 marca 1942 r. w Berezweczu k. Głębokiego (dziś Białoruś), razem z dwojgiem sług Bożych, ks. Władysławem Maćkowiakiem i ks. Stanisławem Pyrtkiem. Przed egzekucją w liście do matki i rodzeństwa napisał: “Nie płaczcie po mnie, a cieszcie się, że wasz potomek i brat zdał egzamin. Proszę was tylko o modlitwy. Wszystkim moim wrogom przebaczam z całego serca, chciałbym im wszystkim wysłużyć niebo”.
2. KS. WŁADYSŁAW MAĆKOWIAK (1910-1942)
Kapłan archidiecezji wileńskiej, proboszcz w parafii Ikaźń. Szczególnie gorliwa działalność duszpasterska ściągnęła na niego wyrok śmierci wileńskiego Gestapo. Ostrzeżony o niebezpieczeństwie, po spotkaniu ze swoim biskupem, zdecydował się jednak dobrowolnie pozostać w parafii, aby służyć wiernym jako kapłan. Aresztowany 3 marca 1941 r., a następnie rozstrzelany 4 marca 1942 r. w Berezweczu. Przed egzekucją, na okładce brewiarza, napisał do biskupa: “Idę złożyć ostatnią ofiarę z życia. Za trzy godziny stanę przed Panem. Ostatnie zatem myśli kieruję ku Tobie, Najdostojniejszy Arcypasterzu, i ślę po raz ostatni hołd synowskiego szacunku i przywiązania. Cieszę się, że Bóg mnie wybrał, a nade wszystko, że dodaje łaski i sił”.
3. KS. STANISŁAW PYRTEK (1913-1941)
Kapłan archidiecezji wileńskiej, wikariusz parafii Ikaźń, gdzie proboszczem byt jego kolega, ks. Maćkowiak. Również na nim ciążył wyrok śmierci za posługę duszpasterską. Został aresztowany, gdy udał się do urzędu policji, by wstawić się za uwięzionym dzień wcześniej proboszczem. Razem z nim został rozstrzelany w Berezweczu 4 marca 1942 r. Trzej skazańcy przed rozstrzelaniem razem wołali: “Niech żyje Chrystus Król!”. Przed egzekucją napisał do rodzeństwa: “Kilka godzin dzieli mnie od śmierci niczym nie zasłużonej. Obowiązkiem kapłana jest złożyć i tę ofiarę za Chrystusa. Ginę za nauczanie religii. Nie płaczcie, ani się nie smućcie po mnie. Ślę wam kapłańskie błogosławieństwo. Po trzech miesiącach więzienia cieszę się, że godny jestem cierpieć i umierać”.
CZĘSTOCHOWA
4. KS. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ (1913-1941)
Prefekt gimnazjum biskupiego we Wieluniu. Wyróżniał się duchowością, oddaniem Kościołowi, pracowitością. Został aresztowany 6 października 1941 r. za działalność duszpasterską i deportowany do obozu w Dachau, gdzie zmarł 24 lipca 1942 r. w następstwie ciągłe- go maltretowania. Współwięzień zaświadczył: “Był to prawdziwy mąż Boży. Podziwiałem jego ducha modlitwy. Przychodził na łóżko zbity i sponiewierany, a kiedy zasypiałem, on jeszcze szeptał słowa modlitwy. Niesłychanie ofiarny i uczynny, ofiarowywał swoją pomoc kolegom słabszym i starszym” (ks. Jan Kabziński).
5. KS. LUDWIK GIETYNGIER (1904-1941)
Proboszcz parafii Raczyn. Niezwykle ofiarny wychowawca młodzieży, katecheta. Pełen miłości Boga i bliźniego, tak w posługiwaniu duszpasterskim, jak w dotkliwych udrękach w więzieniach i w obozie w Dachau. Aresztowany 6 października 1941 r. za posługę duszpasterską. Zaświadczono o nim, że “przeciwności życia, cierpienia, udrękę więzienną znosił cierpliwie, z poddaniem się woli Bożej”. Zmarł w obozie w Dachau 30 listopada 1941 r. w następstwie maltretowania przez strażników.
DROHICZYN
6. KS. ANTONI BESZTA-BOROWSKI (1880-1943)
Wikariusz generalny diecezji pińskiej, w czasie wojny proboszcz w Bielsku Podlaskim. Był kapłanem niezwykle oddanym duszpasterstwu, modlitwie, zatroskanym o duchowieństwo diecezji i wiernych świeckich, co szczególniej ujawniło się w latach okupacji. Za tę posługę został aresztowany 15 lipca 1943 r. i po kilku godzinach rozstrzelany w pobliżu Bielska. Gdy go aresztowano, wziął ze sobą tylko brewiarz i różaniec. Sam stojąc w obliczu śmierci, modlił się ze skazańcami i przygotowywał ich na spotkanie z Bogiem.
GDAŃSK
7. KS. MARIAN GÓRECKI (1903-1940)
Charyzmatyczny duszpasterz Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku, szczególnie oddany młodzieży, Aresztowany już w dniu wybuchu wojny, 1 września 1939 r., następnie deportowany do obozu koncentracyjnego w Stutthofie (Sztutowo). Po siedmiu miesiącach upokorzeń i tortur, rozstrzelany w Wielki Piątek, 22 marca 1940 r. razem z ks. Bronisławem Komorowskim. Przed śmiercią wypowiedział słowa przebaczenia wobec prześladowców.
8. KS. BRONISŁAW KOMOROWSKI (1889-1940)
Proboszcz w Gdańsku-Wrzeszczu, niezwykle ofiarny duszpasterz. Aresztowany 1 września 1939 r. równocześnie z ks. Marianem Góreckim, z którym przebył podobną drogę cierpień w Stutthofie, aż do egzekucji w Wielki Piątek, 22 marca 1940 r. Przygotowywał się na śmierć uczestnicząc potajemnie we Mszy św. Wielkiego Czwartku, sprawowanej z więźniami.
9. KS. FRANCISZEK ROGACZEWSKI (1891-1940)
Proboszcz polskiej parafii pw. Chrystusa Króla w Gdańsku, wyjątkowy spowiednik. Aresztowany I września 1939 r., po długich torturach został rozstrzelany 11 stycznia 1940 r. w pobliżu Gdańska. Na krótko przed zabraniem na egzekucję powiedział do swojego wikariusza, razem z nim uwięzionego: “Wiesz, czuję, że zginę; powiedz moim ukochanym wiernym w kościele Chrystusa Króla, że chętnie oddam swe życie za Chrystusa i Ojczyznę”.
GNIEZNO
10. KS. JAN NEPOMUCEN CHRZAN (1885-1942)
Proboszcz parafii Żerków. W czasie okupacji, nie zważając na niebezpieczeństwo uwięzienia, bardzo ofiarnie prowadził posługę duszpasterską, za co 6 października 1941 r. aresztowano go i deportowano do obozu koncentracyjnego w Dachau. Zmarł w obozie w następstwie maltretowania i chorób. “Pod wpływem łaski Bożej przemienił się tak, że z poddaniem się woli Bożej znosił wszelkie cierpienia” (ks. Dezydery Wróblewski). Zakończył życie 1 lipca 1942 r. ze słowami na ustach: “Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”.
11. KS. FRANCISZEK DACHTERA (1910-1942)
Prefekt liceum w Bydgoszczy; wyróżniał się wielką gorliwością apostolską i duchowością kapłańską. Po aresztowaniu 17 września 1939 r, i pobycie w różnych więzieniach, ostatecznie umieszczono go w obozie koncentracyjnym w Dachau. Zmarł po bardzo dotkliwych cierpieniach 23 sierpnia 1942 r. jako ofiara eksperymentów pseudomedycznych. Przed śmiercią powiedział jeszcze do przyjaciela: “Pozdrów moją rodzinę. Niech nie płaczą. Bóg tak chce. Zgadzam się z Jego wolą, choć serce się rwie do swoich”.
12. KS. WŁADYSŁAW DEMSKI (1884-1940)
Proboszcz parafii Najświętszej Maryi Panny w Inowrocławiu, przedtem profesor języków klasycznych w gimnazjum, szanowany powszechnie jako “kapłan według Serca Bożego i prawdziwy wychowawca”. Aresztowany 2 listopada 1939 r. W obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen 28 maja 1940 r. został skatowany na śmierć za to, że odmówił podeptania różańca. Mówił przed śmiercią: “Wszystko trzeba ścierpieć dla Pana i na nic się nie skarżyć”.
13. KS. STANISŁAW KUBSKI (1876-1942)
Proboszcz parafii Najświętszej Maryi Panny w Inowrocławiu. Na wszystkich placówkach duszpasterskich odznaczał się niezwykłą gorliwością, wrażliwością na najbiedniejszych i bezrobotnych. Aresztowano go zaraz na początku wojny 2 września 1939 r. i osadzono w kamieniołomach w Buchenwaldzie, skąd następnie przewieziono go do Dachau. 18 maja 1942 r. wywieziono go, jako niezdolnego do pracy, na zagazowanie. “Wszystkie cierpienia i katusze znosu z anielską cierpliwością, a w modlitwie szukał pociechy i otuchy; pokrzepiał innych dobrym słowem” (ks. Dezydery Wróblewski).
14. KS. WŁADYSŁAW MĄCZKOWSKI (1911-1942)
Administrator parafii Łubowo; wyróżniał się wzorowym życiem kapłańskim i wielkim zapałem duszpasterskim. Po uwięzieniu 26 sierpnia 1940 r. został przewieziony do Dachau, gdzie zmarł na skutek znęcania się nad nim strażników 20 sierpnia 1942 r. Był uważany przez współwięźniów za przykład cichego i ofiarnego kapłana, zapominającego o sobie, który wnosił w miejsce obozowego upodlenia i poniżenia człowieka jasność wiary i dobroć. Mówił do więźniów o śmierci, jako o radosnym spotkaniu z Chrystusem.
15. KS. MARIAN SKRZYPCZAK (1909-1939)
Wikariusz parafii Płonkowo. Po wybuchu wojny, świadomy niebezpieczeństwa, pozostał w parafii, by nieść posługę duszpasterską. Został zamordowany 5 października 1939 r. w Płonkowie przez bojówki młodzieży hitlerowskiej. Padając pod kościołem po strzałach z pistoletów, wołał: “Jezu, zlituj się! Przebacz im!”
16. KS. ALEKSY SOBASZEK (1895-1942)
Proboszcz parafii Siedlemin, gorliwy duszpasterz. Po wybuchu wojny, w pierwszym momencie ogarnięty paniką, opuścił parafię. Wrócił jednak po dwóch tygodniach i w kościele, w czasie Mszy św., prosił ze łzami w oczach parafian o wybaczenie mu tego czynu. Aresztowano go 6 października 1941 r. i przewieziono do Dachau, gdzie zmarł 1 sierpnia 1942 r. w następstwie udręk obozowych. Przed śmiercią prosił przyjaciela, by po wyzwoleniu udał się do Siedlemina i powiedział w kościele jego parafianom, że “wszystkie udręki i tortury, jakie przyszło mu znosić w obozie, ofiarował Bogu za nich; że błogosławi wszystkim i prosi ich o modlitwę za swoją duszę” (ks. Zygmunt Sroczyński).
17. KS. ANTONI ŚWIADEK (1909-1945)
Kapelan organizacji młodzieżowych w Bydgoszczy, kapłan wyjątkowej żarliwości apostolskiej. “Miłość do Matki Bożej charakteryzowała całe jego życie”. Został aresztowany w lipcu 1942 r. i przewieziony do Dachau. “Był jedną z tych wyjątkowych dusz kapłańskich, które słoneczną pogodą ducha, czystością charakteru i głębią życia równocześnie pociągają, ale i onieśmielają, i zawstydzają” (ks. Jan Ziółkowski). Zmarł 25 stycznia 1945 r. w Dachau w następstwie udręk obozowych, z różańcem w dłoni.
KALISZ
18. FRANCISZEK STRYJAS (1882-1944)
Wierny świecki spod Kalisza, wzorowy ojciec rodziny. Gdy przedłużała się nieobecność księży, w większości aresztowanych, rozpoczął od 1942 r. potajemne nauczanie dzieci religii w okolicznych wioskach, by przygotować je do I Komunii. Za tę działalność został aresztowany przez policję hitlerowską, osadzony w więzieniu w Kaliszu, gdzie po dziesięciu dniach tortur, 31 lipca 1944 r. zakończył życie.
KATOWICE
19. KS. JÓZEF CZEMPIEL (1883-1942)
Proboszcz parafii Chorzów-Batory, charyzmatyczny duszpasterz trzeźwości o wielkim sercu wobec ludzkiej niedoli. Kapłan o niezwykle głębokiej duchowości, animator bardzo licznych powołań do kapłaństwa i życia zakonnego. Gdy go aresztowano 13 kwietnia 1940 r. żegnał się z najbliższymi słowami: “Zostańcie z Bogiem. Pozdrówcie moich parafian. Ja idę na śmierć, jeżeli jest taka wola Boża”. Współwięźniowie mówili o nim, że “w swej niezłomnej wierze heroicznie, z niezwykłą cierpliwością naśladował swojego Mistrza w niesieniu krzyża”. Został wywieziony z obozu Mauthausen 19 czerwca 1942 r. w tzw. transporcie inwalidzkim na zagazowanie.
20. KS. EMIL SZRAMEK (1887-1942)
Kanclerz kurii biskupiej i jednocześnie proboszcz parafii mariackiej w Katowicach. Człowiek wielkiej wiary i kultury, historyk i żarliwy patriota, wybitny znawca Śląska i ducha jego ludności. Pozostawia po sobie niezwykle bogatą spuściznę literacką o problematyce historycznej, społecznej, etnograficznej, teologicznej i literackiej. Aresztowany 8 kwietnia 1940 r. W obozach w Gusen, Mauthausen i Dachau był przedmiotem szczególnie wyrafinowanych szykan i upokorzeń. Wobec prześladowców zachowywał się z godnością i spokojem. Życie zakończył w wielkim cierpieniu i poniżeniu: 13 stycznia 1942 r. został zaciągnięty przez pielęgniarza obozu do łaźni i tam przez dłuższy czas był oblewany strumieniami lodowatej wody. Jeszcze tego samego dnia skonał.
KIELCE
21. KS. JÓZEF PAWŁOWSKI (1890-1942)
Rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach, bardzo ofiarny duszpasterz. Został aresztowany 10 lutego 1941 r. za działalność duszpasterską, a zwłaszcza za organizowanie pomocy dla Żydów, za co wydano na niego wyrok śmierci. Wyrok został wykonany 9 stycznia 1942 r. w obozie w Dachau, przez powieszenie. Współwięźniów, którzy tracili ducha w prześladowaniach, zachęcał: “Musimy to przyjąć, to nasza Golgota”. “Do końca zachował postawę wewnętrznej i ufnej pogody. Do końca też jego zainteresowania odpowiadały godności kapłana i wychowawcy kapłanów” (abp Kazimierz Majdański).
22. KS. PIOTR EDWARD DAŃKOWSKI (1908-1942)
Wikariusz parafii Zakopane, znany szeroko z wielkiej gorliwości duszpasterskiej i oddania ludziom, zwłaszcza biednym. W czasie okupacji, ryzykując życiem, pomagał ofiarnie uciekinierom, chroniącym się za granicą przed represjami. Aresztowany przez policję w maju 1941 r. został skazany na obóz zagłady w Oświęcimiu. Gdy umierał w Wielki Piątek, 3 kwietnia 1942 r., w następstwie sadystycznego znęcania się nad nim tylko dlatego, że był kapłanem katolickim, żegnał się z przyjacielem słowami: “Do zobaczenia w niebie!”.
LUBLIN
23. BP WŁADYSŁAW GORAL (1898-1945)
Biskup pomocniczy diecezji lubelskiej, pasterz o niezwykle oddany Kościołowi, człowiek ascezy i głębokiej pobożności, nazywany niekiedy “aniołem pokoju i dobroci”. Aresztowany przez policję polityczną w listopadzie 1939 r. i skazany na karę śmierci, którą zamieniono po interwencjach Stolicy Apostolskiej na dożywocie. Wobec cierpień mówił do kapłanów: “Wielkie cele i głębokie zmiany w świecie wymagają wielkich ofiar”. Po przewiezieniu go do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, został umieszczony w specjalnym bunkrze, w całkowitej izolacji od innych więźniów. Wyniszczony przez maltretowanie i choroby zakończył życie w kwietniu 1945 r., na krótko przed wyzwoleniem obozu.
24. KS. KAZIMIERZ GOSTYŃSKI (1884-1942)
Niezwykle gorliwy duszpasterz, pedagog, opiekun harcerstwa. Aresztowany za działalność duszpasterską w styczniu 1940 r. i przewieziony kolejno do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen a następnie do Dachau. Mówił: “Jeżeli Chrystus cierpiał, także my, za Jego przykładem, powinniśmy przyjąć cierpienia”. Wyniszczony przez głód, przymusowe prace ponad siły oraz tortury został zakwalifikowany do tzw. bloku inwalidów, skąd 6 maja 1942 r. wywieziono go na śmierć w komorze gazowej.
25. KS. STANISŁAW MYSAKOWSKI (1896-1942)
Katecheta z Lublina, oddany jednocześnie ofiarnej posłudze miłosierdzia wśród biednych, starców, upośledzonych. Aresztowany w listopadzie 1939 r. wraz z grupą kapłanów lubelskich, wkrótce został skazany na śmierć i przewieziony kolejno do Sachsenhausen i do Dachau. Często był torturowany z wyjątkową brutalnością. 14 października 1942 r. wywieziono go z obozu w tzw. transporcie inwalidów na zagazowanie. Mówiono o nim, że “był w obozie koncentracyjnym jednym z nielicznych, którzy swoją siłą duchową ratowali współwięźniów przed całkowitym upodleniem i degradacją człowieczeństwa”.
26. KS. ZYGMUNT PISARSKI (1902-1943)
Proboszcz parafii Gdeszyn, gorliwy, ofiarny duszpasterz. 30 stycznia 1943 r., po brutalnym przesłuchaniu i rewizji plebanii został aresztowany przez żandarmerię hitlerowską i w czasie transportu do więzienia zastrzelony za to, że odmówił wskazania komunistów – wcześniej dotkliwie go prześladujących – których by od razu rozstrzelano. Zmarł z różańcem w ręku.
27. STANISŁAW STAROWIEYSKI (1895-1940)
Ojciec rodziny, utalentowany administrator, apostoł laikatu, prezes Akcji Katolickiej w diecezji lubelskiej. Za tę działalność aresztowany w kwietniu 1940 r. i osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Doprowadził tam do nawrócenia m.in. znanego, wojującego ateistę, Adama Sarbinowskiego. Zakończył życie w obozie w noc Zmartwychwstania Pańskiego, 13 kwietnia 1941 r. Mówili o nim współwięźniowie: “Był apostołem i w obozie. Iluż ludziom ułatwił spowiedź św. i był nie tylko ośrodkiem pomocy duchowej, ale też organizował pomoc materialną, wielkodusznie dzieląc się z bardziej potrzebującymi, nie bacząc, że go ktoś wykorzystuje” (ks. Dominik Maj). “Nie mam najmniejszej wątpliwości, że był to bohater i święty” (kard. Adam Kozłowiecki).
28. KS. ANTONI ZAWISTOWSKI (1882-1941)
Profesor teologii w Seminarium Duchownym w Lublinie, żarliwy duszpasterz, ceniony spowiednik i kaznodzieja. Po aresztowaniu w listopadzie 1939 r. został osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Chociaż sam bardzo cierpiał, starał się zawsze nieść duchową pomoc współwięźniom. W homiliach obozowych mówił do kapłanów: “Jesteśmy tu za wiarę, Kościół i ojczyznę; za tę sprawę świadomie oddajemy życie”. Zmarł w obozie w Dachau 4 czerwca 1942 r. z wycieńczenia i ciągłego maltretowania przez strażników.
ŁOMŻA
29. KS. ADAM BARGIELSKI (1903-1942)
Wikariusz parafii Myszyniec, bardzo ofiarny duszpasterz. Gdy 9 kwietnia 1940 r. policja hitlerowska aresztowała jego proboszcza, udał się niezwłocznie do Gestapo z prośbą, aby pozwolono mu zastąpić w więzieniu tego kapłana, wówczas 83-letniego starca. W ten sposób proboszcz wrócił do domu, a ks. Bargielski został przewieziony najpierw do obozu koncentracyjnego w Działdowie, a następnie do Gusen i Dachau. W czasie prześladowania nie tracił nigdy głębokiego spokoju, pozostając zawsze gotowy, by służyć innym. Został zamordowany 8 września 1942 r. przez strażnika obozu.
30. MARIANNA BIERNACKA (1888-1943)
Bóg i Boże prawo były dla Marianny wartościami ponad wszelkie sprawy, włącznie z wolnością. W czasie akcji odwetowej ze strony Gestapo, spontanicznie ofiarowała swoje życie, w zamian za wziętą na egzekucję swoją brzemienną synową i życie dziecka, mającego się wkrótce narodzić. Uprosiła dowódcę plutonu, by mogła zająć jej miejsce. W ten sposób synowa mogła wrócić do domu, Mariannę natomiast zabrano do więzienia, a później 13 lipca 1943 r. rozstrzelano w Naumowiczach k. Grodna. Czekając na egzekucję miała tylko jedną prośbę: aby dostarczono jej różaniec.
31. KS. MICHAŁ PIASZCZYŃSKI (1885-1940)
Profesor i ojciec duchowny Wyższego Seminarium Duchownego w Łomży, promotor dialogu religijnego z Żydami – zapraszał rabinów do seminarium.
Zmarł w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen z głodu i chorób. W cierpieniach pozostawał zawsze wsparciem duchowym dla innych; szanowany jako “święty kapłan”. Współwięzień z obozu złożył o nim świadectwo: “Gdy kapo naszego bloku odebrał Żydom dzienną porcję chleba, ks. Piaszczyński, który kiedyś przy stole mówił, że chciałby chociaż raz w życiu najeść się do syta, podzielił się swoją porcją chleba z adwokatem żydowskim z Warszawy, Kottem. Przyjmując ofiarowany chleb, Żyd powiedział: “Wy, katolicy, wierzycie, że w waszych kościołach pod postacią chleba jest żywy Chrystus. A ja wierzę, że w tym chlebie jest żywy Chrystus, który ci kazał podzielić się ze mną” (ks. Kazimierz Hamerszmit).
PŁOCK
31. ABP ANTONI JULIAN NOWOWIEJSKI (1858-1941)
Biskup płocki, znakomity profesor liturgista, historyk, animator studiów kościelnych w odrodzonej po rozbiorach Polsce, żarliwy pasterz. Aresztowano go w 1940 r. razem z grupą duchownych z Płocka, a potem osadzono w obozie koncentracyjnym w Działdowie. Strażnicy poddawali 83-letniego hierarchę szczególnym upokorzeniom: zrywano mu z głowy kapelusz, by napełnić go błotem i później wcisnąć mu na głowę, czy też odzierano go zupełnie z ubrania i zmuszano kijami do biegu. Był torturowany, gdyż odmówił podeptania rzuconego w błoto przez SS-manów swego biskupiego krzyża. W czasie męki udzielał dyskretnie błogosławieństwa innym udręczonym, zachęcając ich, by wszystko przyjmowali jako wolę Bożą. Zmarł 28 maja 1941 r. w obozie na skutek ustawicznego, wyrafinowanego maltretowania. Z wypowiedzi abp. Nowowiejskiego: „Chrystus dał życie za owce swoje; tegoż samego żąda od swoich zastępców – pasterzy. Niechaj przykładem będą nam owi męczennicy pierwszych wieków, którzy w chwilach najtrudniejszych zapominali o sobie, pytali o jedno tylko, co by mogli dla Boga uczynić”.
33. BP LEON WETMAŃSKI (1886-1941)
Biskup pomocniczy diecezji płockiej, bardzo żarliwy pasterz, człowiek głębokiej wiary, oddany najbardziej potrzebującym. Aresztowano go razem z abp. Nowowiejskim, a potem osadzono w obozie koncentracyjnym w Działdowie, gdzie zakończył życie w wyniku udręk obozowych i chorób. Był żywym przykładem dla kapłanów, jak przyjmować cierpienia i śmierć w duchu miłości Boga i Kościoła. W testamencie z 14 kwietnia 1932 r. zapisał: “Jeślibyś, Boże Miłosierny i Dobry, dał mi łaskę, którą nazywają śmiercią męczeńską, przyjmij ją głównie za grzechy moje i za tych, którzy by mi ją zadawali, aby i oni Ciebie, Boże Dobry i Miłosierny, całym sercem kochali”.
POZNAŃ
34. KS. MARIAN KONOPIŃSKI (1901-1943)
Był wikariuszem parafii św. Michała Archanioła w Poznaniu, a jednocześnie studentem nauk społecznych na poznańskim uniwersytecie. Po aresztowaniu we wrześniu 1939 r. kolejno przebywał w różnych więzieniach. Zmarł 1 stycznia 1943 r. w obozie w Dachau w następstwie eksperymentów pseudomedycznych, jakim był poddawany. Świadek jego cierpień i śmierci zapisał: “Ks. Marian był zjednoczony z Bogiem na modlitwie. Codziennie przez pierwsze dni odmawialiśmy różaniec w różnych intencjach. Ale po kilku dniach nasilenia choroby i ten ustał. Modlitwa jego ograniczała się tylko do pobożnych westchnień, ofiarowania cierpień Bogu” (ks. Henryk Kaliszan). Ostatnimi słowami wypowiedzianymi przed śmiercią do przyjaciela, który mu udzielił absolucji sakramentalnej, były: “Do zobaczenia w niebie”.
35. KS. JÓZEF KUT (1905-1942)
Proboszcz parafii Gościeszyn Po aresztowaniu w październiku 1941 r. osadzono go w obozie koncentracyjnym w Dachau. Za staraniem przyjaciół stworzono mu wyjątkowo możliwość uwolnienia z obozu, ale pod warunkiem wyrzeczenia się posługi kapłańskiej, co zdecydowanie odrzucił. Zmarł z głodu i chorób 18 września 1942 r., pozostawiając po sobie wśród więźniów pamięć człowieka świętego.
36. KS. WŁODZIMIERZ LASKOWSKI (1886-1940)
Dyrektor gospodarczy Seminarium Duchownego w Poznaniu, a następnie proboszcz parafii Lwówek. Został zamordowany przez strażnika obozu w Gusen 8 sierpnia 1940 r., po pięciu miesiącach prześladowania za wiarę. Świadek naoczny przekazał: “Dziś jeszcze mam przed oczyma ten straszny widok: ks. Laskowski leży na kamieniach, okrwawiony, opuchnięty, z wykrzywioną od kopnięć twarzą. Co chwilę z jego ust wydobywają się westchnienia: “O Jezu, Jezu”. Drażniło to jeszcze bardziej jednego z SS-manów, który podszedł do leżącego ks. Laskowskiego i z miną bohatera, nowymi kopniakami ukoronował szatańskie dzieło” (ks. Zygmunt Ogrodowski).
37. KS. NARCYZ PUTZ (1817-1941)
Proboszcz parafii św. Wojciecha w Poznaniu. Głęboka duchowość i umiłowanie Kościoła były źródłem jego wielkiego zaangażowania duszpasterskiego i otwarcia na człowieka. W czasie dotkliwych prześladowań w więzieniach i potem w obozie w Dachau, stanowił przekonujący przykład, jak łączyć cierpienie z Ofiarą Krzyża. “Ks. kan. Putz należał do pierwszego transportu więźniów polskich do Dachau. Kapłan 65-letni, wychudzony i schorzały, ale młody sercem i duchem. Przeczuwał, że nie wróci do kraju, braci swoich jednak pocieszał i podnosił na duchu swoim optymizmem i radosnym przyjmowaniem doświadczenia Bożego. Cieszył się sympatią wszystkich więźniów polskich” (ks. Gerard Mizgalski). Zmarł w Dachau 5 grudnia 1942 r. wyniszczony przez choroby i nieludzkie warunki.
38. NATALIA TUŁASIEWICZ (1906-1945)
Nauczycielka z Poznania, żarliwa animatorka apostolatu świeckich. Swój program ujęła w dzienniku duchowym, gdzie m.in. pisała: “Moją misją jest pokazać światu, że droga do świętości przemierza także poprzez hałaśliwe rynki i ulice, a nie tylko w klasztorach czy w cichych rodzinach. Pragnę świętości dla tysięcy dusz. I nie nastąpi to, naprawdę nie nastąpi, że do nieba pójdę sama. Tam chcę prowadzić po mojej śmierci szeregi tych, którzy umrą po mnie”. W 1943 r. wyjechała dobrowolnie do Niemiec z transportami deportowanych na prace przymusowe młodych kobiet, by podtrzymywać pośród nich ducha wiary i miłości Ojczyzny. Za tę działalność została aresztowana, poddawana wyrafinowanym torturom i skazana na śmierć w obozie Ravensbrück. W Wielkim Tygodniu na obozowej pryczy resztkami sił głosiła jeszcze więźniarkom konferencje o Męce Pańskiej i Zmartwychwstaniu. Została uśmiercona w komorze gazowej 31 marca 1945 r., w Wielką Sobotę, na krótko przed wyzwoleniem obozu.
RADOM
39. KS. KAZIMIERZ GRELEWSKI (1901-1942)
Wychowawca młodzieży, prefekt szkół w Radomiu. Na początku 1941 r. został aresztowany przez Gestapo i przewieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Świadkowie jego udręk przekazali, że pewnego dnia w obozie “kapo uderzył go i powalił na ziemię. KS. Kazimierz podniósł się, uczynił znak krzyża przed atakującym i powiedział: “Niech ci Bóg przebaczy”. Po tych słowach kapo rzucił się na niego, znów go przewróci) i krzyczał: “Ja cię zaraz wyślę do twego Boga”. Pozbawiono go życia 9 stycznia 1942 r. przez powieszenie na obozowej szubienicy. W ostatniej chwili wołał jeszcze do oprawców: “Kochajcie Pana Boga!”.
40. KS. STEFAN GRELEWSKI (1899-1941)
Brat rodzony ks. Kazimierza. Podobnie jak on, charyzmatyczny duszpasterz młodzieży i świata pracy. Aresztowany razem z nim, również został przewieziony do obozu w Dachau, gdzie zmarł po pięciu miesiącach, 6 maja 1942 r., w wyniku tortur i głodu, przygotowany na śmierć przez swojego młodszego brata, ks. Kazimierza.
41. KS. FRANCISZEK ROSŁANIEC (1889-1942)
Wybitny teolog biblista, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, kapłan bardzo żywej i głębokiej wiary. Gestapo aresztowało go w listopadzie 1939 r., kierując kolejno poprzez różne więzienia na zagładę do obozu w Dachau. Był dla współwięźniów przykładem, jak naśladować mękę Chrystusa i żyć prawdami wiary. Wyniszczony przez choroby i głód został przydzielony do baraku “inwalidów”, skąd 15 października 1942 r wywieziono go do komory gazowej. Z listu z obozu w Dachau do przyjaciół: “Teraz coraz lepiej rozumiem i coraz bardziej jestem przekonany, że najpiękniejsza i najważniejsza, ale dla nas najtrudniejsza modlitwa, to modlitwa Chrystusa w Ogrodzie Oliwnym: »Ojcze, niech się dzieje Twoja wola«. Usiłuję tę modlitwę wymawiać codziennie i z głębokim przekonaniem i żywą wiarą w .Ojcze nasz. i pozostawać zawsze w najściślejszym zjednoczeniu z Chrystusem. Jestem dumny, że mogę trochę więcej dla Niego i z Nim cierpieć”.
42. KS. BOLESŁAW STRZELECKI (1896-1941)
Proboszcz parafii Radom-Glinice. Wymownym świadectwem jego oddania Bogu i człowiekowi był tytuł “św. Franciszka z Radomia”, jakim określali go niekiedy jego parafianie. Zmarł 2 maja 1941 r. w obozie zagłady w Oświęcimiu, po czterech miesiącach od aresztowania na skutek znęcania się nad nim strażników. Współwięźniowie mówili: “Nie udało się nam uratować tego człowieka. Nie poznaliśmy na czas jego wielkości. Był już zbyt słaby. Ubył nam towarzysz w walce ze złem, ksiądz, który nie tylko Słowo Boże, ale każdy zdobyty kęs chleba niósł między nas. Chleb ten na równi za Słowem Bożym podnosił zwątpiałe głowy w górę. Nawet w Oświęcimiu ks. Strzelecki kazał wierzyć w człowieczeństwo” (ks. Konrad Szweda).
43. KS. KAZIMIERZ SYKULSKI (1882-1942)
Proboszcz parafii Końskie, duszpasterz o głębokiej duchowości, którego życie formowała miłość Boga. Wobec groźby aresztowania, mówił do wiernych: “Nie mogę opuścić swoich parafian. Będę z nimi, nawet gdyby mi groziła śmierć”. Prowadzony na przesłuchanie, z którego już nie wrócił, do przyjaciela jeszcze zdążył powiedzieć, że “jeżeli Bóg żąda ode mnie takiej ofiary dla dobra Kościoła i Ojczyzny, to ja chętnie ją składam”. Po dwóch miesiącach od aresztu i uwięzieniu w obozie w Oświęcimiu, został rozstrzelany 1 grudnia 1941 r.
SANDOMIERZ
44. KS. ANTONI REWERA (1868-1941)
Profesor Seminarium Duchownego w Sandomierzu, założyciel Zgromadzenia Sióstr Córek św. Franciszka Serafickiego. “Najbardziej charakterystyczne cnoty tego kapłana: pokora, prawdomówność i ogromna dobroć. które występowały u niego w stopniu heroicznym, czynią go kandydatem na ołtarze” (ks. Wincenty Granat). Aresztowany w marcu 1942 r i osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau, gdzie po kilku miesiącach, 1 października 1942 r. zakończył życie w wyniku maltretowania i nieludzkich warunków obozowych. “Potrafił w ekstremalnych i trudnych warunkach zgadzać się z wolą Bożą, a w cierpieniach dostrzegać wartość zbawczą” (ks. Konrad Szweda).
WARSZAWA
45. KS. ROMAN ARCHUTOWSKI (1882-1943)
Rektor Seminarium Duchownego w Warszawie z czasu wojny, niezwykły pedagog, człowiek wielkiego autorytetu, prawości. Taki pozostał w chwilach uwięzienia, cierpień i tortur w obozie koncentracyjnym na Majdanku, gdzie po ośmiu miesiącach od aresztowania zmarł w następstwie maltretowania, głodu i chorób 18 kwietnia 1943 r., w Niedzielę Palmową. Cierpienia go nie załamały; w każdej sytuacji starał się je łączyć z Ofiarą Chrystusa.
46. KS. EDWARD DETKENS (1885-1942)
Wybitny duszpasterz środowisk akademickich w Warszawie, rektor kościoła św. Anny. Po uwięzieniu przez Gestapo w 1940 r. deportowano go do obozu koncentracyjnego w Dachau. Wyniszczony przez choroby i głód został przydzielony do tzw. bloku inwalidów, skąd zabrano go na zabicie w komorze gazowej. Idąc na śmierć odmawiał głośno modlitwę: “Nunc dimittis servum Tuum…”, a potem głośno, powtarzając kilkakrotnie razem z innymi: “Pójdę za Tobą, Chryste, drogą krzyża, bo krzyż najlepiej mnie do Ciebie zbliża. Daj mi o Chryste, przez Twą świętą mękę gazowej męki zwyciężyć udrękę”.
47. KS. MICHAŁ OZIĘBŁOWSKI (1900-1942)
Wikariusz parafii w Kutnie, apostoł i opiekun najbiedniejszych. Został aresztowany w październiku 1941 r., a następnie osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau, gdzie zmarł w wyniku maltretowania i głodu 31 lipca 1942 r. Pozostając pod wrażeniem jego postawy, po zakończeniu wojny dwaj współwięźniowie odszukali najbliższą rodzinę ks. Michała, by im powiedzieć, że do końca pobytu w obozie w sposób niezwykły służył więźniom jako kapłan, okazując heroiczną miłość Boga i bliźniego aż do śmierci.
48. KS. ZYGMUNT SAJNA (1897-1940)
Proboszcz w Górze Kalwarii, niezwykle ofiarny duszpasterz, promieniujący miłością Boga i bliźniego. Posługi kapłańskiej nie przerwało nawet jego aresztowanie w grudniu 1940 r. Teraz pełnił ją wobec współwięźniów na Palmirach. Aż do ostatnich chwil przed egzekucją, 17 września 1940 r., niósł taką posługę wobec grupy 200 osób, razem z nim rozstrzelanych.
49. KS. MICHAŁ WOŹNIAK (1895-1941)
Proboszcz parafii Kutno, gorliwy duszpasterz, animator duszpasterstwa młodzieży, założyciel ośrodka salezjańskiego na terenie swojej parafii (Woźniaków). Po ośmiu miesiącach od aresztowania, 16 maja 1942 r. poniósł śmierć w Dachau z wyczerpania i nieludzkiego traktowania. “Po kilku dniach tortur ks. prałat zmarł. Był to kapłan Boży, mąż prawy, bojący się nieprawości i chodzący drogami prostymi. Myślę, że była to piękna męczeńska śmierć, na którą sobie zasłużył pobożnym i świątobliwym życiem ks. dziekan Michał Woźniak. Przygotowywał się do niej przez długie lata, a szczególnie przez lata wojny” (ks. Tadeusz Rulski).
WŁOCŁAWEK
50. AL. TADEUSZ DULNY (1914-1941)
Alumn IV roku seminarium włocławskiego; aresztowany w listopadzie 1939 r. i osadzony następnie w obozie w Dachau. “Tadzio Dulny: słuchacz teologii. Słońce patrzyło mu z oczu. Nie było tak ciężkiego położenia, gdzie on nie widziałby drobnej jakiejś radości, za którą Bogu trzeba dziękować. Lecz najbardziej charakterystycznym rysem jego pięknej duszy była bohaterska uczynność na rzecz bliźnich. »Zorganizowanych« na plantacjach porzeczek nigdy sam nie tknął, lecz dzielił się z innymi. Potrzeba było przyszyć guzik, naprawić spodnie lub buty, ostrzyc włosy, opatrzyć rany – Tadzio spieszył ofiarować swą pomoc. Gdy chwiał się już z głodowego wyczerpania, jeszcze wtedy w sposób niezwykle subtelny połowę swojej obiadowej zupy oddawał koledze, którego życie uważał za cenniejsze od swego… Umarł z głodu 6 marca 1942 r.” (ks. Stefan Biskupski).
51. KS. EDWARD GRZYMAŁA (1906-1941)
Pracownik sądu biskupiego, w czasie wojny wikariusz generalny. “Aresztowany i przewieziony do Dachau podwoił jeszcze swą gorliwość. Z okazji świąt i w ciągu tygodnia, gdy tylko nadarzała się sposobność, wygłaszał w grupce kilku czy kilkunastu kolegów krótkie, lecz pełne teologicznej treści i gorącego ducha konferencje, krzepiąc na duchu i umacniając w wytrwaniu. Było to w uroczystość Imienia Jezus. Przyłapany na takiej właśnie »zbrodni«, obity, wielokrotnie spoliczkowany i skopany, zwrócił się uśmiechnięty ze słowami: Jestem szczęśliwy, że dzisiaj mogłem cierpieć dla Imienia Jezus.” (ks. Stefan Biskupski).
51. KS. HENRYK HLEBOWICZ (1904-1941)
Kapłan archidiecezji wileńskiej, profesor teologii na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Od 1936 r. wycofał się z pracy na uczelni, przechodząc do parafii Troki. Był niezwykle ofiarnym, wspaniałym duszpasterzem, charyzmatycznym przewodnikiem w wierze, apostołem jedności chrześcijan, przyjacielem wszystkich, którzy szukali prawdy. Swoją posługą wywarł głęboki wpływ na szerokie kręgi akademickie Wilna oraz całej archidiecezji. 3 maja 1941 r. złożył akt oddania życia Bogu jako ofiarę ekspiacyjną za ratowanie wiary młodzieży. Został rozstrzelany przez Gestapo 9 listopada 1941 r. w Borysowie, za pełnienie posługi duszpasterskiej na Białorusi.
53. KS. DOMINIK JĘDRZEJEWSKI (1886-1941)
Proboszcz parafii Gosławice, żarliwy duszpasterz. Gdy był już uwięziony w Dachau, odrzucił zdecydowania wyjednaną mu możliwość uwolnienia pod warunkiem wyrzeczenia się kapłaństwa. Zakończył życie w obozie 29 sierpnia 1942 r. w wielkich cierpieniach, które starał się zawsze łączyć z Ofiarą Chrystusa. “Byłem obecny przy księdzu Dominiku, kiedy już właściwie konał; wziął mnie za rękę i powiedział: jak ksiądz wyjdzie z obozu, proszę pojechać do Gosławic i powiedzieć moim parafianom, że ja swoje życie ofiaruję za nich” (bp Franciszek Korszyński).
54. KS. HENRYK KACZOROWSKI (1888-1942)
Rektor Seminarium Duchownego we Włocławku, człowiek nauki i dobroci, żarliwy wychowawca kapłanów, aresztowany w 1939 r., wierny heroicznie swej misji do końca. Poniósł śmierć w komorze gazowej, wywieziony z obozu w Dachau w tzw. transporcie inwalidzkim 6 maja 1942 r. Żegnając się z przyjaciółmi, zdążył im jeszcze powiedzieć: “My się nie łudzimy; my wiemy, co nas czeka. »Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego” (Ps 23). Przyjmujemy z rąk Bożych to, co nas czeka. Módlcie się, abyśmy wytrwali, a my również będziemy modlić się za was – tam”, i wskazał ręką ku niebu.
55. AL. BRONISŁAW KOSTKOWSKI (1915-1942)
Alumn seminarium, aresztowany razem z profesorami i osadzony w Dachau. Wobec propozycji uwolnienia w zamian za wyrzeczenie się drogi do kapłaństwa, dał zdecydowaną odpowiedź: “Raczej śmierć wybiorę niż sprzeniewierzę się powołaniu, którym Bóg mnie zaszczycił”. Potwierdził to później w liście do rodziców z więzienia: “Jestem przygotowany na najgorsze. Zdawałem z tego sobie sprawę, kiedy wstępowałem do seminarium, że gdy zajdzie potrzeba, trzeba oddać życie Bogu w ofierze. Nie zawaham się oddać je za Boga i Ojczyznę. Niech się dzieje wola Boża. Bądźcie spokojni i dumni… Chcieliście mieć syna księdzem, czemu nie macie go złożyć Bogu w ofierze?”. Zmarł w obozie z głodu 6 sierpnia 1942 r.
56. KS. JÓZEF KURZAWA (1910-1940)
Wikariusz parafii Osięciny, duszpasterz o wielkim sercu dla wszystkich, a zwłaszcza dla biednych i cierpiących. Został zamordowany w nocy 23 maja 1940 r. razem ze swoim proboszczem, choć miał możliwość ucieczki. Gdy ks. proboszcz usilnie nalegał na ks. Józefa, by się ukrył i ratował życie, miał tylko jedną odpowiedź: “Ja ciebie, ojcze, nie opuszczę. Jeżeli zginiemy, to razem”. W momencie aresztowania osłaniał własnym ciałem proboszcza przed uderzeniami Niemców.
57. KS. WINCENTY MATUSZEWSKI (1869-1940)
Proboszcz parafii Osięciny, wzorowy pasterz, który z wielką wytrwałością i ofiarą służył swoim parafianom. Wobec ostrzeżeń o zagrożeniu życia i naglących próśb, by ratował życie, odpowiadał: “Ja parafii swojej nie opuszczę i parafian swoich nie zostawię. Ja was, dzieci, nie opuszczę”. Został aresztowany przez miejscowych policjantów w nocy 23 maja 1940 r., gdy razem ze swoim wikariuszem, ks. Józefem Kurzawą trwał na długiej modlitwie, a potem zamordowany w pobliżu Witowa.
58. KS. LEON NOWAKOWSKI (1913-1939)
Student teologii w Rzymie, kapłan głębokiej wiary i kultury. W czasie przerwy wakacyjnej wrócił do kraju. Tu zastała go wojna i okupacja. Wielokrotnie proszono go, by ukrył się. Tych rad nie przyjmował, odpowiadając, że mimo wszelkich niebezpieczeństw nie może opuszczać ludu, który go teraz bardziej potrzebuje niż kiedykolwiek. Za posługę duszpasterską został aresztowany i po tygodniu, 31 października 1939 c, w nocy przed uroczystością Wszystkich Świętych rozstrzelany w Piotrkowie Kujawskim.
59. KS. JÓZEF STRASZEWSKI (1885-1942)
Proboszcz parafii św. Stanisława we Włocławku, bardzo żarliwy duszpasterz, organizator parafii i budowniczy kościoła. Aresztowany w listopadzie razem z duchowieństwem miasta, został osadzony w obozie w Dachau, gdzie poniósł śmierć w tzw. transporcie inwalidzkim, dn. 12 sierpnia 1942 r. Oceniany przez współwięźniów jako człowiek bez reszty oddany Bogu, znakomity spowiednik.
ORDYNARIAT POLOWY
60. KS. KMDR PPOR. WŁADYSŁAW MIEGOŃ (1892-1942)
Kapelan marynarki wojennej; znany z wielkiej dobroci i oddania Bożej sprawie. Parafianie mówili o nim: “nasz ojciec”, “święty, który chciał otworzyć bramy nieba dla wszystkich”. Aresztowany, gdyż nie chciał pozostawić rannych marynarzy. Wyniszczony przez choroby i przez nieludzkie warunki obozowe w Dachau, zmarł 15 września 1942 r., po dwóch miesiącach pobytu w tym miejscu wyniszczenia duchowieństwa katolickiego.
ZAKONY I ZGROMADZENIA ZAKONNE
DOMINIKANIE OP
61. O. MICHAŁ CZARTORYSKI (1891-1944)
Mistrz nowicjatu, wychowawca studentów. Żył według programu: całkowicie wyniszczyć się w miłości dla Chrystusa; we wszystkim służyć Wcielonej Miłości, która ciągle zbawia świat. Miłość Boga i bliźniego przybrały u niego wymiar heroiczny. Został rozstrzelany 6 września 1944 r., gdy pozostał dobrowolnie z rannymi i umierającymi powstańcami Warszawy.
62. S. JULIA RODZIŃSKA (1899-1945)
Charyzmatyczna posługa na polu wychowania i prowadzenia instytutów opieki dla sierot, nadała jej tytuł “matki sierot”. Apostołka różańca. Już za życia otaczała ją opinia świętości. Gestapo aresztowało ją w lipcu 1943 r. Zakończyła życie 20 lutego 1945 r. w obozie zagłady w Stutthofie, zarażona tyfusem w czasie posługiwania konającym więźniarkom żydowskim. Mówili o niej świadkowie: “W warunkach upodlenia człowieka potrafiła skierować nas na inne wartości, wartości duchowe … Dla nas ona była świętą, ona oddała za innych życie”
FRANCISZKANIE OFM
63. O. KRYSTYN GONDEK (1909-1942)
Kapłan zakonny, wikariusz w klasztorze we Włocławku, z wielką gorliwością żył charyzmatem franciszkańskim. “Był człowiekiem modlącym się, uważającym na każde słowo i zachowanie się. Ale bardzo źle znosił trudy obozowe. Był wycieńczony ciężką pracą i warunkami życia. W bloku spaliśmy na sąsiednich piętrowych pryczach. Do końca był człowiekiem modlącym się. Przed śmiercią pożegnał się ze mną słowami: »Do zobaczenia w niebie« (Wincenty Kula).
64. BR. MARCIN OPRZĄDEK (1884-1942)
Brat zakonny z klasztoru we Włocławku, wierny regule zakonnej, rozmodlony i bardzo uczynny dla ludzi. Po aresztowaniu w 1940 r. wkrótce przewieziono go do obozu w Dachau. Przydzielony został do tzw. transportu inwalidów, a następnie wywieziony z obozu 18 maja 1942 r. na zagazowanie do Hartheim k. Linzu. “W obozie do końca był człowiekiem modlącym się, ufającym w Bożą Opatrzność” (Wincenty Kula).
65. O. NARCYZ TURCHAN (1879-1942)
Gwardian z klasztoru we Włocławku. W jego posłudze jako przełożonego, kaznodziei, spowiednika, katechety zawsze odbijała się wielka gorliwość zakonna. Po aresztowaniu osadzono go w Dachau. W czasie prześladowania, dotkliwych cierpień modlił się, aby mógł przyjąć krzyż jako naśladowanie Chrystusa, by “krzyż przekształcił go w Chrystusa”. Zmarł w wyniku maltretowania i chorób 19 marca 1942 r., w dniu św. Józefa, którego był wielkim czcicielem.
66. BR. BRUNON ZEMBOL (1905-1922)
Brat zakonny z klasztoru w Chełmie Lubelskim, gorliwie żyjący regułą franciszkańską. Aresztowano go jeszcze w listopadzie 1939 r. Był szanowany przez więźniów jako “człowiek anielskiej dobroci”. Zmarł 21 marca 1942 r, w obozie w Dachau w cierpieniu, ze spokojem i w zjednoczeniu z Panem, do którego szedł przez całe życie.
BRACIA MNIEJSI KAPUCYNI OFM CAP
67. BR. FIDELIS CHOJNACKI (1906-1942)
Bardzo gorliwy brat z klasztoru kapucynów w Lublinie, który z entuzjazmem i radykalizmem podjął drogę doskonałości według ducha św. Franciszka. Student teologii, głębokiej wiary i wyjątkowej pracowitości. Wywieziony do obozu w Dachau, tam zakończył życie 9 lipca 1942 r. “Br. Fidelis opuszczał nasz barak 28 i przechodził na tzw. blok inwalidów. Był wówczas br. Fidelis tak jakoś dziwnie ukojony i uciszony w sobie, w oczach miał nawet pogodne błyski, ale były to już błyski nie z tego świata. Ucałował się z każdym z nas i pożegnał nas słowami św. Franciszka: »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Do widzenia w niebie«” (o. Kajetan Ambrożkiewicz).
68. BR. SYMFORIAN DUCKI (1888-1942)
Brat zakonny z klasztoru w Warszawie, odznaczający się prostotą chrześcijańską i duchowością franciszkańską. Został zmasakrowany 11 kwietnia 1942 r. przez strażników obozu w Oświęcimiu. “W oczach blokowego była wściekłość, strach i szaleństwo. Nieprzytomny rzucił się wprzód i okrwawionym kijem trzasnął w siwą głowę. Symforian padł na kolana. Wstał. Zachwiał się i ostatnim wysiłkiem przeżegnał gromadę zbirów. Może nie widział już, kogo żegna krzyżem Chrystusowym, a może wierny Jego nauce, udzielał im swego przebaczenia. Mówił coś, czegośmy, najbliżej niego będący, już nie rozumieli, i ze słowami tymi upadł na wskos, zagradzając mordercom drogę do nas” (Czesław Ostańkowicz).
69. O. ANICET KOPLIŃSKI (1875-1941)
Kapłan zakonny z klasztoru w Warszawie, apostoł miłosierdzia na terenie stolicy; już za życia otaczała go sława świętości. Aresztowany w 1941, nie ratował się pochodzeniem niemieckim. Wraz ze współbraćmi z Zakonu został przewieziony do obozu zagłady w Oświęcimiu. Swe cierpienia chciał zawsze wtopić w modlitwę i w naśladowanie Mistrza z Nazaretu. Często mówił do współbraci więźniów: “Musimy do końca wypić ten kielich goryczy”. Poniósł śmierć w komorze gazowej w obozie 16 października 1941 r.
70. O. HENRYK KRZYSZTOFIK (1908-1942)
Gwardian i dyrektor studiów w klasztorze w Lublinie. Był zakonnikiem o wyjątkowej gorliwości, oddaniu sprawie Bożej. Aresztowany i osadzony w obozie w Dachau, był tam szczególnym oparciem dla cierpiących i umierających. Na grypsie z obozu do wychowanków przesłał: “Drodzy bracia! Jestem w rewirze na 7 bloku. Strasznie schudłem, bo woda opada. Ważę 35 kg. Każda kość boli. Leżę na łóżku jak na krzyżu z Chrystusem. I dobrze mi jest razem z Nim być i cierpieć. Modlę się za Was i cierpienia swoje Bogu za Was ofiarowuję”. Zakończył życie 4 sierpnia 1942 r.
71. O. FLORIAN STĘPNIAK (1912-1942)
Kapłan zakonny z klasztoru w Lublinie, człowiek szczególnej wiary i dobroci. Poniósł śmierć w komorze gazowej, wywieziony 12 sierpnia 1942 r. z obozu w Dachau w tzw. transporcie inwalidów. “O. Florian Stępniak był słonkiem tego nieszczęśliwego baraku.(…). Kto nie był w obozie, ten nie ma pojęcia, czym dla takich ludzi, dla takich kościotrupów na bloku inwalidzkim, żyjących wiecznie w atmosferze śmierci, było pogodne słowo pociechy, czym mógł być dla nich uśmiech wynędzniałego jak i oni kapucyna, który nie poddawał się jednak ogólnej psychozie grozy i strachu, bo nie bał się śmierci, bo wyciągał ku niej swe suche ramiona z taką bodaj miłością, jak ongiś św. Franciszek, śpiewając w ostatniej chwili życia swą pieśń o słońcu i śmierci” (o. Kajetan Ambrożkiewicz).
OO. KARMELICI BOSI OCD
72. O. ALFONS MARIA MAZUREK (1891-1944).
Przeor klasztoru karmelitów bosych w Czernej. W jednym z jego zapisów rekolekcyjnych czytamy: “Przez cierpienie jedynie i przez krzyże, a nie inną drogą można dojść do wielkiej miłości Boga i prawdziwego z Nim zjednoczenia. Krzyż więc nie jest karą, ale największą łaską Bożą, której tylko miłośnikom swoim udziela”. Zastrzelony 28 sierpnia 1944 r. w Nawojowej Górze. Na miejscu jego śmierci ustawiono krzyż z napisem: “Zwyciężyłeś zwycięstwem krzyża”.
OO. KARMELICI OC
73. O. HILARY PAWEŁ JANUSZEWSKI (1901-1945)
Przeor klasztoru karmelitów w Krakowie. Podczas okupacji przyjął do klasztoru grupę wysiedlonych z poznańskiego. Po aresztowaniu kolejnych zakonników sam zgłosił się na Gestapo, twierdząc, że jako przeor odpowiada za cały klasztor. Więziony kolejno na Montelupich w Krakowie, Sachsenhausen, a od 1941 r. – w Dachau. Dobrowolnie zgłosił się do pomocy chorym na tyfus. Kard. Adam Kozłowiecki powiedział o nim oraz innych, którzy dobrowolnie zgłosili się do pomocy chorym: “To, co przeszliśmy w ciągu tych pięciu lat, mogło zabić wszelkie wyższe ideały. Bezwzględna walka o byt mogła u wielu wyrobić wstrętny egoizm i obojętność dla drugich. Lecz ci bohaterowie są jawnym dowodem, że idea miłości bliźniego, rzucona przed dwoma tysiącami lat przez Chrystusa, to nie mrzonka, ale idea realna, która zwycięża nawet tam, gdzie największa panuje nienawiść”. Zmarł 25 marca 1945 r. zarażony tyfusem.
SS. KLARYSKI-KAPUCYNKI
74. S. MIECZYSŁAWA KOWALSKA (1902-1941)
Urodziła się w rodzinie o sympatiach socjalistycznych. Jej ojciec około 1920 r. z częścią rodziny wyjechał do Związku Radzieckiego. Mając 21 lat wstąpiła do zakonu mniszek klarysek-kapucynek w Przasnyszu, gdzie też 2 kwietnia 1941 r. została wraz z wszystkimi siostrami aresztowana i wywieziona do obozu koncentracyjnego w Działdowie. Do swoich współtowarzyszek powiedziała: “Ja stąd nie wyjdę, swoje życie poświęcam, żeby siostry mogły wrócić”. Zmarła w nocy 25 lipca 1941 r.
KSIĘŻA MARIANIE MIC
75. KS. JERZY KASZYRA (1904-1943)
Apostoł jedności wśród katolików i prawosławnych. Sam był ochrzczony w cerkwi prawosławnej, w wieku 18 lat przeszedł na katolicyzm. Mimo zagrożenia, pozostał do końca z parafianami, przygotowując ich na śmierć. Został spalony 19 lutego 1943 r. w drewnianej chacie w Rosicy, wraz z grupą ok. 30 osób.
76. KS. ANTONI LISZCZEWICZ (1890-1943)
Do zgromadzenia marianów wstąpił w wieku 47 lat. Przedtem, niemal przez 25 lat, sprawował obowiązki duszpasterskie na Dalekim Wschodzie, nie odwiedzając nigdy ani rodziny, ani kraju. Jako duszpasterz w Drui nad Dźwiną, na północno-wschodnich Kresach, ostrzeżony przed nadejściem ekspedycji karnej Niemców, odmówił ucieczki. Kiedy go zabierano, pocieszał siostry: “Bądźcie dzielne i módlcie się”. Wraz z grupą ludzi został spalony w stajni w Rosicy, 18 lutego 1943 r., w przeddzień męczeństwa swego konfratra, ks. Kaszyry.
KSIĘŻA MICHALICI CSMA
77. KS. WŁADYSŁAW BŁĄDZIŃSKI (1908-1944)
Jako wychowawca w zakładzie wychowawczym michalitów w Pawlikowicach, aresztowany z trzema księżmi 25 kwietnia 1944 r. i osadzony w krakowskim więzieniu na Montelupich. Następnie więziony w Gross-Rosen, gdzie pracował w kamieniołomie, przydzielony do specjalnego komanda, złożonego przeważnie z katolickich księży. Zginął strącony przez hitlerowca do przepaści kamieniołomu. Dokładna data śmierci nie jest znana. “Miał zawsze słowo pociechy wobec współwięźniów, pomagał im, dzielił się z nimi swoją bardzo skromną porcją chleba i niósł im posługę duszpasterską, choć było to bardzo surowo zabronione. Był gotowy nieść wszelką pomoc. Był zawsze spokojny, pełen ufności w Bogu i Matce Najświętszej. Modlił się i do tego zachęcał innych” (Karol Mitan).
78. KS. WOJCIECH NIERYCHLEWSKI (1903-1941)
Utalentowany wychowawca. Aresztowany w Krakowie, gdzie był odpowiedzialnym za wydawnictwo i drukarnię “Powściągliwość i Praca”. Więziony na Montelupich, a następnie w Oświęcimiu. Został prawdopodobnie utopiony w basenie lub zastrzelony 7 lutego 1942 r. “Śmierć w obozie w Oświęcimiu była dla ks. Wojciecha Nierychlewskiego dopełnieniem jego powołania do męczeństwa, o czym sam mówił wcześniej, i do czego się przygotowywał. I tak umarł ten człowiek głębokiej wiary, żarliwy kapłan, męczennik” (ks. Stanisław Hędrzak).
OO. MISJONARZE OBLACI MARYI NIEPOKALANEJ OMI
79. O. JÓZEF CEBULA (1902-1941)
Był kolejno wychowawcą i profesorem w niższym seminarium duchownym oblatów, a następnie mistrzem nowicjatu, uwielbianym przez młodzież. Podczas okupacji w Markowicach odważnie sprzeciwiał się próbom profanacji przedmiotów kultu. Gdy w grudniu 1939 r. przyszedł nakaz, by wyznaczył kilku współbraci do rozbijania przydrożnych figur Matki Bożej — nie wyznaczył nikogo. Aresztowany za to, że wbrew zakazowi udzielił chorej osobie sakramentów świętych. Zastrzelony 28 kwietnia 1941 r. w Mauthausen.
SS. NIEPOKALANKI CSIC
80. S. MARIA EWA OD OPATRZNOŚCI BOGUMIŁA NOISZEWSKA (1885-1942)
Nauczycielka szkoły średniej sióstr niepokalanek w Słonimie. Nie skorzystała z możliwości ukrycia się, a potem z proponowanej ucieczki. Rozstrzelana 19 grudnia 1942 r. w Słonimie wraz z s. Martą Wołowską za ratowanie Żydów. Treścią jej życia była modlitwa do Zbawiciela “o pomoc w zbawianiu ludu przez życie ukryte i śmierć męczeńską”.
81. S. MARIA MARTA OD JEZUSA KAZIMIERA WOŁOWSKA (1819-1942)
Przełożona klasztoru w Słonimie, gdzie podczas wojny zorganizowała tajne nauczanie, stałą pomoc dla głodujących, zwłaszcza dla rodzin uwięzionych, pomordowanych i Żydów. Ukrywała Żydów na strychu klasztornym, w oranżerii i oborze. Rozstrzelana 19 grudnia 1942 r. w Słonimie. Przed śmiercią mówiła do współwięźniów: “Jesteśmy wszyscy w obliczu śmierci. Módlmy się, abyśmy mogli godnie przyjąć śmierć męczeńską”; “Jezu, to wszystko dla Ciebie i za Polskę”.
KSIĘŻA ORIONIŚCI FDP
82. KS. FRANCISZEK DRZEWIECKI (1908-1942)
Duszpasterz we Włocławku, spowiadał całymi godzinami, zapominając o niebezpieczeństwie nalotów. Odmówił, gdy mu proponowano zwolnienie z wywiezienia do Dachau. Zmarł 10 sierpnia 1942 r. tamże. “Był świadomy, że idzie na śmierć. Kiedy go zabierano, jeszcze zapukał do okna mojej izby. Zsunąłem się z piętrowego łóżka i zobaczyłem ks. Drzewieckiego. Powiedział do mnie: »Józiu, żegnaj! Odjeżdżamy«. Z wrażenia zachwiałem się. Widząc to, odezwał się: »Nie miej żalu. My dziś, jutro ty. To wszystko za Kościół i za Ojczyznę«” (ks. Józef Kubicki).
KSIĘŻA PALLOTYNI SAC
83. KS. JÓZEF JANKOWSKI (1910-1941)
Przed święceniami kapłańskimi zapisał: “Pragnę kochać Boga nad życie. Oddam je chętnie w każdym czasie, ale bez gorącej i wielkiej miłości Boga nie chciałbym iść na drugi świat”. Po wybuchu wojny znalazł się w seminarium pallotynów w Ołtarzewie, gdzie udzielał schronienia i żywności uciekinierom. Aresztowany i osadzony na Pawiaku, wywieziony został do Oświęcimia tym samym transportem, co św. Maksymilian Kolbe. Skatowany przez kapo, zmarł następnego dnia 16 października 1941 r.
84. KS. JÓZEF STANEK (1916-1944)
Bohaterski kapelan Powstania Warszawskiego, ps. “Rudy”. Niezmordowany samarytanin, wśród ostrzału nieprzyjacielskiego nosił wodę z Wisły, dźwigał chorych na własnych ramionach, odgrzebywał zasypanych pod gruzami, podnosił na duchu, wielu ludziom uratował życie. Ustąpił miejsca w pontonie rannemu żołnierzowi, rezygnując z przeprawienia się przez Wisłę. Do końca pozostał z obrońcami Czerniakowa. Odważnie pertraktował z Niemcami, aby ocalić jak najwięcej powstańców. Traktowany przez hitlerowców ze szczególną brutalnością, torturowany, wreszcie zamordowany 23 września 1944 r.
KSIĘŻA SALEZJANIE SDB
85. KS. JÓZEF KOWALSKI (1911-1941)
Aresztowany w Krakowie, gdyż hitlerowców drażniła gorliwość i zaangażowanie młodego księdza. Wywieziony do obozu w Oświęcimiu dwa razy trafił do kompanii karnej, był często bity, szykanowany i upokarzany. Idąc na śmierć prosił o modlitwę za swoich prześladowców. Zamordowany 4 lipca 1942 r. za odmowę podeptania swojego różańca. W dzienniku duchowym zapisał: “O mój Drogi Jezu, daj mi wolę wytrwania, stanowczą, silną, bym zdołał wytrwać przy swoich postanowieniach świętych i zdołał dopiąć szczytnego ideału świętości, jaki sobie zakreśliłem. Ja mam być i muszę być świętym!”.
86-90. “POZNAŃSKA PIĄTKA”
Młodzieńcy związani z oratorium księży salezjanów w Poznaniu. Czesław Jóźwiak (1919-1942), Edward Kaźmierski (1919-1942), Franciszek Kęsy (1920-1942), Edward Klinik (1919-1942), Jarogniew Wojciechowski (1922-1942). Liderzy katolickich organizacji młodzieżowych aresztowani we wrześniu 1940 r. i osadzeni kolejno w Forcie VII i przy ul. Młyńskiej w Poznaniu, we Wronkach, Berlinie i więzieniu w Zwickau w Saksonii. W więzieniach poddawani rozlicznym szykanom, odmawiali różaniec i odprawiali nowenny przed ważnymi świętami kościelnymi. Ostrzegający ich więzień, gdy wspólnie modlili się w celi, na uwagę: “Czy wiecie, co was czeka?”, usłyszał odpowiedź: “O tym, co nas czeka, wie tylko Bóg. Jemu ufamy. Cokolwiek się stanie, będzie to Jego wola”. Zgilotynowani 24 sierpnia 1942 r. na dziedzińcu więzienia w Dreźnie.
BRACIA SERCA JEZUSOWEGO CFCI
91. BR. JÓZEF ZAPŁATA (1904-1945)
Aresztowany przez Gestapo na początku wojny podczas rewizji w domu arcybiskupa poznańskiego i osadzony w Cytadeli w Poznaniu. Więziony kolejno w Kazimierzu Biskupim, Mauthausen, Gusen i w obozie koncentracyjnym w Dachau. Tutaj, na apel dowództwa obozowego, zgłosił się dobrowolnie do pielęgnacji chorych na tyfus plamisty. Idąc na pewną śmierć, wyraził intencję o szczęśliwy powrót po wojnie do Ojczyzny umiłowanego Prymasa Polski, kard. Augusta Hlonda. Zmarł 19 lutego 1945 r. w Dachau, zaraziwszy się tyfusem od pielęgnowanych przez siebie współwięźniów niemieckiego pochodzenia.
SIOSTRY SŁUŻEBNICZKI STAROWIEJSKIE
92. S. KATARZYNA CELESTYNA FARON (1913-1944)
Tuż przed wojną organizatorka i wychowawczyni w ochronce w Brzozowie, a podczas okupacji przełożona domu zakonnego. Złożyła życie w ofierze ekspiacyjnej za nawrócenie błądzącego kapłana, który nosił to samo nazwisko i który po wojnie wrócił do wspólnoty Kościoła katolickiego. Modliła się z siostrami za prześladowców, także za Hitlera. Zmarła w Niedzielę Wielkanocną, 9 kwietnia 1944 r. w Oświęcimiu.
SIOSTRY SZKOLNE DE NOTRE DAME SSND
93. S. MARIA ANTONINA KRATOCHWIL (1881-1942)
Nauczycielka i wychowawczyni. Więziona w Stanisławowie, gdzie wyniszczona torturami i tyfusem zmarła w szpitalu 2 października 1942 r. “Wieczorem tego dnia, gdy została przed celą bardzo dotkliwie pobita kijem, pokazała mi czarno-sine plecy i powiedziała, że gdy była bita, miała na myśli słowa Pana na krzyżu: ‘Boże, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią.’ ” (s. Jacynta Grzymek).
URSZULANKI UNII RZYMSKIEJ OSU
94. S. MARIA KLEMENSA STASZEWSKA (1890-1943)
Podczas wojny przełożona klasztoru w Rokicinach Podhalańskich, organizatorka prewentorium dla dzieci. Zapisała w “Dzienniku”: “Spodziewam się ponownej wizyty Gestapo, a nawet czegoś dużo gorszego. Bardzo serdecznie dziś modliłam się, łącząc swoje przeżycie trwogi z bólem Jezusa. Oświadczałam po wiele razy gotowość na Wolę Jego Świętą – choćby i życie w męczarniach zakończyć”. Zmarła na tyfus 27 lipca 1943 r. w Oświęcimiu, ze słowami modlitwy “Magnificat” na ustach.
OO. WERBIŚCI SVD
95. BR. GRZEGORZ BOLESŁAW FRĄCKOWIAK (1911-1943)
Urodzony jako ósmy z dwanaściorga dzieci. Aby uratować życie grupie świeckich osób, w tym kilku ojcom rodzin, przyjął na siebie “winę” kolportowania ulotek patriotycznych. W więzieniu znęcano się nad nim w szczególny sposób, gdy odkryto, że ma medalik zaszyty w czapce. Został ścięty 5 maja 1943 r. w Dreźnie.
96. O. STANISŁAW KUBISTA (1898-1940)
Zakonnik o zamiłowaniach literackich: pisał opowiadania, powieści i sztuki teatralne. Ekonom domu zakonnego werbistów w Górnej Grupie. Więziony w Sachsenhausen. “W dniu 26 kwietnia 1940 r., gdy wróciliśmy z apelu do baraku, położyliśmy go na twardej podłodze z desek. Wtem wchodzi do baraku blokowy. Był to więzień niemiecki, zawodowy przestępca. Nie zaniedbał żadnej sposobności, aby dokuczyć księżom. Powitał nas zwierzęcym wzrokiem, potem z szatańską radością spoczęły jego oczy na o. Kubiście. Zbliżył się doń i rzekł: .Już nie masz po co żyć!«. Z całą flegmą staje jedną nogą na piersiach, drugą na gardle i silnym naciskiem miażdży kości klatki piersiowej i gardła. Krótki charkot, drganie śmiertelne zamknęły żywot męczennika” (o. Dominik Józef).
97. O. ALOJZY LIGUDA (1898-1942)
Rektor domu zakonnego w Górnej Grupie. Po napaści Niemiec na Polskę obronił pastora ewangelickiego z rodziną oraz ewangelicką siostrę diakonisę przed wzburzonymi mieszkańcami Górnej Grupy. Mając możność zwolnienia z obozu w Dachau, o co starała się jego rodzina mająca obywatelstwo niemieckie, oświadczył, “że jest Polakiem i w przyszłości chce pracować dla Polski”. Maltretowany za to, że przyznał się do “winy” za Rosjanina, który zapalił papierosa podczas pracy. Utopiony w nocy z 8 na 9 grudnia 1942 r., w święto Maryi Niepokalanej, której był wielkim czcicielem.
98. O. LUDWIK MZYK (1905-1940)
Pochodził z rodziny górniczej. Magister a następnie rektor nowicjatu w Chludowie pod Poznaniem. Był wzorem dla seminarzystów. Zamęczony 23 lutego 1942 r. w Forcie VII w Poznaniu. “Pragnąc okrutnie katowanego brata kapłana oderwać od wewnętrznego udręczenia, zbliżyłem się do niego bełkocząc jakieś słowa pociechy, na co otrzymałem znamienne słowa: »Nie może być uczeń nad Mistrza«. Wówczas pochyliłem się przed nim i poprosiłem go o błogosławieństwo, którego mi też chętnie udzielił” (ks. Franciszek Olejniczak).
SS. ZMARTWYCHWSTANKI CR
99. S. ALICJA MARIA JADWIGA KOTOWSKA (1899-1939)
Jako profeska ukończyła studia chemiczne. Wojna zastała ją jako dyrektorkę szkoły i przełożoną domu w Wejherowie. Ostrzeżona o aresztowaniu oświadczyła, że nie może pozostawić sióstr bez opieki. Zamordowana 11 listopada 1939 r. w Piaśnicy. Papież Pius XII do przełożonych zgromadzenia o s. Alicji: “Macie męczennicę, to wielka chwała i pociecha dla Zgromadzenia. Czy może być większe szczęście, jak oddać życie za wiarę, za Kościół, za Chrystusa Pana?”.
OO. FRANCISZKANIE KONWENTUALNI OFMCONV – NIEPOKALANÓW
100. O. JAN ANTONIN BAJEWSKI (1915-1941)
Wybitnie uzdolniony, znał kilka języków. Cechowała go wielka pobożność, duch modlitwy i delikatność wobec innych. Aresztowany 17 lutego 1941 r. przez Gestapo wraz ze św. Maksymilianem i trzema innymi ojcami. Przewieziony z Pawiaka do Oświęcimia, gdzie już pierwszego dnia został brutalnie pobity przez SS-manów koronką franciszkańską (czyli specjalnym różańcem franciszkańskim), którą nosił u swojego boku. Mimo że sam chory na tyfus, pomagał innym chorym fizycznie i duchowo, zwłaszcza przez sakrament spowiedzi. Powtarzał często: “Z Chrystusem jestem przybity do krzyża”. Umarł 8 maja 1941 r. ze słowami: “Jezus i Maryja” na ustach.
101. O. LUDWIK PIUS BARTOSIK (1909-1941)
W wieku 27 lat został zastępcą o. Maksymiliana Kolbe, który przewidywał go na swojego następcę na stanowisku przełożonego klasztoru. Kolejno był redaktorem: “Rycerza Niepokalanej”, “Rycerzyka” i kwartalnika “Miles Immaculatae”. Po pierwszym aresztowaniu i po trzymiesięcznym przybywaniu w obozach, powtarzał: “Dotychczas pisaliśmy i mówiliśmy innym, jak należy znosić cierpienie – teraz musimy sami praktycznie to przejść, bo w przeciwnym razie co warte byłyby nasze słowa”. Po raz drugi aresztowany przez Gestapo wraz ze św. Maksymilianem i 3 innymi ojcami 17 lutego 1941 r. i przewieziony na Pawiak, z cierpliwością znosił wszelkie udręki. Następnie więziony w Oświęcimiu, gdzie z powodu wyczerpania, pobicia i choroby trafia do szpitala obozowego. Tam z największym poświęceniem pomagał innym chorym. Zmarł w nocy z 12 na 13 grudnia 1941 r.
102. O. JÓZEF INNOCENTY GUZ (1890-1940)
Męczennik, który ucierpiał od dwóch okupantów. Wojna i okupacja radziecka zastała go w Grodnie. Tutaj też został aresztowany, jednak udało mu się zbiec z więzienia. Podczas przekraczania granicy rosyjsko-niemieckiej schwytany tym razem przez Niemców i więziony kolejno w Suwałkach, Działdowie i obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, gdzie został zamęczony 6 czerwca 1940 r. w wyrafinowany sposób. Tuż przed śmiercią zdążył powiedzieć do swojego przyjaciela: “Ja już odchodzę do Niepokalanej, a ty pozostań i rób swoje”.
103. O. JÓZEF ACHILLES PUCHAŁA (1911-1943)
Na początku 1940 r. objął opuszczoną przez proboszcza parafię Pierszaje w diecezji pińskiej. Po miesiącu przyjechało tam Gestapo i zaaresztowało wielu parafian. Komendantowi żandarmerii niemieckiej, który chciał umożliwić proboszczowi i wikariuszowi, o. Karolowi Hermanowi Stępniowi schronienie, franciszkanie odpowiedzieli, że “pasterze nie mogą opuścić wiernych”. Dołączyli d aresztowanych i zostali przeprowadzeni do wioski Borowikowszczyzna, gdzie 19 lipca 1943 r. zostali zamordowani w stodole.
104. O. KAROL HERMAN STĘPIEŃ (1910-1943)
Ukończył Papieski Wydział Teologiczny św. Bonawentury w Rzymie oraz Wydział Teologiczny Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Zamordowany wraz ze swoim proboszczem, o. Józefem Achillesem Puchałą, 19 lipca 1943 r. w Borowikowszczyźnie. Mógł się uratować, ale nie chciał zostawić parafian prowadzonych na śmierć.
105. BR. STANISŁAW TYMOTEUSZ TROJANOWSKI (1908-1941)
Całe życie zakonne spędził w Niepokalanowie, gdzie pracował głównie przy wysyłce “Rycerza Niepokalanej”, w magazynie, oraz jako opiekun chorych braci w infirmerii. Cieszył się dużym zaufaniem przełożonego – o. Maksymiliana Kolbego. Aresztowany 14 października 1941 r. i osadzony wraz z sześcioma innymi braćmi na Pawiaku. W więzieniu wiele się modlił i podnosił innych na duchu. Przewieziony do Oświęcimia mężnie znosu głód, zimno i katorżniczą pracę. Zmarł 28 lutego 1942 r. na zapalenie płuc. Dewizą jego życia było: “W każdym czasie i w każdym miejscu, do swobodnego rozporządzenia Woli Bożej”.
106. BR. PIOTR BONIFACY ŻUKOWSKI (1913-1941)
Przed profesją wieczystą przełożony klasztoru w Niepokalanowie, o. Florian Koziura wystawił mu taką opinię: “Pod każdym względem bardzo dobry. Takich więcej!”. Aresztowany 14 października 1941 r. i więziony na Pawiaku, gdzie podnosił na duchu towarzyszy niedoli. Przewieziony do Oświęcimia, zatrudniony przy wyniszczającej pracy, znosił cierpienia w duchu wiary. Zmarł na zapalenie płuc 10 kwietnia 1942 r.
FRANCISZKANIE OFM
107. O. ANASTAZY JAKUB PANKIEWICZ (1881-1941)
W 1936 r. powołał do życia Zgromadzenie Sióstr Antonianek od Chrystusa Króla. Jego niezwykle ofiarną pracę w Łodzi, w jednej z najbardziej zaniedbanych dzielnic – Dołach, przerwało aresztowanie w październiku 1941 r. W Dachau nie załamały go udręki obozowe, pomagał załamanym i cierpiącym. Wyniszczony warunkami obozowymi i chorobami, został przydzielony do tzw. transportu inwalidów i 20 maja 1942 r. zabrany na zagazowanie. Wcześniej, po odbyciu spowiedzi, oświadczył: “Jestem spokojny i gotowy na śmierć”. Podczas wsiadania do auta wyciągnął ręce, aby pomóc współtowarzyszowi. Wtedy SS-mani gwałtownie zatrzasnęli żelazne drzwi, obcinając mu obydwie ręce. Najprawdopodobniej zmarł na skutek wykrwawienia, zanim dowieziono go do komór gazowych.
TARNÓW
108. KS. ROMAN SITKO (1880-1942)
Rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie. Żarliwy duszpasterz i wychowawca alumnów. Nie zważając na zakazy władz okupacyjnych i niebezpieczeństwo śmierci, potajemnie prowadził dalej formację alumnów, za co został zesłany do obozu zagłady. Zginął w Oświęcimiu 17 października 1942 r.
Opoka.pl
______________________________________________________________________________________________________________
11 czerwca
Święty Barnaba, Apostoł
Zobacz także: • Święty Paryzjusz, pustelnik • Święta Paula Angela Maria Frassinetti, zakonnica |
Barnaba urodził się na Cyprze w żydowskiej rodzinie z pokolenia Lewiego. Jego właściwe imię brzmiało Józef, ale Apostołowie dali mu przydomek Barnaba. Według Klemensa Aleksandryjskiego i Euzebiusza Barnaba miał należeć do grona 72 uczniów Pana Jezusa. Był krewnym św. Marka Ewangelisty, dlatego św. Paweł nazywa go kuzynem Ewangelisty (Kol 4, 10). Barnaba zapewne razem ze św. Pawłem przybył do Jerozolimy, aby u stóp Gamaliela, znanego rabina – uczonego żydowskiego, pogłębić swoją wiedzę w zakresie religii mojżeszowej. Dzieje Apostolskie tymi słowy wprowadzają nas w okoliczności początków jego działalności. “Józef, nazwany przez Apostołów Barnabas, to znaczy Syn Pocieszenia, lewita rodem z Cypru, sprzedał ziemię, którą posiadał, a pieniądze przyniósł i złożył u stóp Apostołów” (Dz 4, 36-37). O powadze, jakiej zażywał wśród Apostołów, świadczy to, że to Barnaba przygarnął św. Pawła po jego nawróceniu i dopiero z Barnabą Paweł mógł pójść do pozostałych Apostołów (Dz 9, 26-27). Wraz ze św. Pawłem Barnaba udał się do Antiochii, gdzie pozyskali wielką liczbę wiernych dla Chrystusa. Był to rok 42 po narodzeniu Pana Jezusa. Barnaba i Paweł swoje nauczanie kierowali najpierw do Żydów. Kiedy jednak ci ich odrzucili, poszli do pogan. Aby jednak neofitów nie zrazić, nie nakładano na nich żadnych obowiązków prawa mojżeszowego, a żądano jedynie, by dawali świadectwo Chrystusowi przez przyjęcie chrztu i życie zgodne z Ewangelią. Wieść o tym dotarła jednak do gminy jerozolimskiej, która pilnie przestrzegała prawa mojżeszowego. Barnaba po raz pierwszy wprowadził Pawła do gminy żydowskiej. Obaj Apostołowie bronili tam swojego kierunku działania wobec nawróconych z pogaństwa. Ich stanowczymi przeciwnikami byli natomiast nawróceni Żydzi. Sprawę rozstrzygnął na korzyść Barnaby i Pawła św. Piotr, a poparł go św. Jakub Młodszy. Ustalono, że wolno nawracać pogan, kiedy w danym mieście Żydzi nie przyjmą nauki Chrystusa Pana, oraz że nawróconym z pogaństwa nie należy narzucać obowiązku zachowania prawa mojżeszowego (Dz 15, 1-35). Barnaba był człowiekiem dobrym, pełnym Ducha Świętego i wiary (Dz 11, 22-24). Razem ze św. Markiem jako towarzysz św. Pawła udał się w pierwszą podróż misyjną na Cypr, a stamtąd do Azji Mniejszej (Dz 13, 1-14). Na Cyprze dokonali nawrócenia namiestnika wyspy, Sergiusza Pawła. Kiedy w miasteczku Perge św. Paweł uzdrowił człowieka chromego, “na widok tego, co uczynił Paweł, tłumy zaczęły wołać po likaońsku: «Bogowie przybrali postać ludzi i zstąpili do nas». Barnabę nazwali Zeusem, a Pawła Hermesem, gdyż głównie on przemawiał. A kapłan Zeusa, który miał świątynię przed miastem, przywiódł przed bramy woły i przyniósł wieńce, i chciał z tłumem złożyć (im) ofiarę. Na wieść o tym Apostołowie Barnaba i Paweł rozdarli szaty (…) Zawiedziony tłum od entuzjazmu przeszedł do wściekłości”. Pobudzeni przez Żydów z Ikonium poganie omal nie pozbawili Apostołów życia, św. Pawła ukamienowali, ale cudem wyszedł z ich rąk (Dz 14, 1-21). Barnaba zamierzał wraz z Pawłem udać się w drugą podróż misyjną. Doszło jednak do konfliktu, gdyż Paweł stanowczo sprzeciwił się, by w tej podróży brał udział również Marek, który w czasie pierwszej wyprawy samowolnie ich opuścił. Barnaba w tej sytuacji wycofał się i powrócił z Markiem na Cypr, gdzie kontynuowali pracę apostolską (Dz 15, 39-40). Odtąd giną wszelkie informacje o Barnabie. Według podania miał pozostać na Cyprze jako pierwszy biskup i pasterz tej wyspy. Miał także działać w Rzymie, Aleksandrii, Mediolanie. Około 60 r. na Cyprze, w mieście Salaminie, poniósł wedle tego przekazu śmierć męczeńską przez ukamienowanie. Jak mówi podanie, za cesarza Zenona w roku 488 odnaleziono relikwie św. Barnaby. Miał on na piersiach Ewangelię św. Mateusza, którą sam własnoręcznie dla swojego użytku przepisał. Jak wielką popularnością cieszył się w pierwotnym chrześcijaństwie św. Barnaba, świadczą liczne apokryfy: Dzieje Barnaby, Ewangelia Barnaby oraz List Barnaby. Dzieje Barnaby opisują walki, jakie Apostoł musiał staczać z Żydami, którzy mieli go spalić żywcem. Jego prochy miał zebrać ze czcią św. Marek. Dziełko powstało ok. roku 400 na Cyprze. Ewangelię Barnaby mieli napisać gnostycy. Jest wspomniana w pismach niektórych ojców apostolskich, ale jej treści bliżej nie znamy. Ciekawym dokumentem jest List Barnaby z wieku II, w którym autor poleca alegorycznie tłumaczyć teksty Pisma świętego. Teologicznie cenną jest druga część tego Listu, mówiąca o preegzystencji Chrystusa Pana, o tajemnicy Jego wcielenia i o dwóch drogach – światła i ciemności. Kult św. Barnaby był już w czasach apostolskich tak wielki, że tylko jemu jednemu z uczniów Dzieje Apostolskie nadają zaszczytny tytuł Apostoła. W wieku XVI powstał zakon Regularnych Kleryków św. Pawła, założony przez św. Antoniego Marię Zaccaria, od macierzystego kościoła św. Barnaby nazywany popularnie barnabitami. Barnaba jest patronem Florencji i Mediolanu, w którym według tradycji nauczał; czczony jest także jako orędownik podczas kłótni, sporów, smutku oraz burz gradowych. W ikonografii św. Barnaba przedstawiany jest jako starszy mężczyzna z długą brodą w tunice i płaszczu albo w szatach biskupich, czasami jako kardynał. Jego atrybutami są: ewangeliarz, zwój pergaminu, gałązka oliwna, halabarda, model kościoła. |
_____________________________________________________________________________________
Barnaba, Sylas i Apollos
Święty Barnaba/autor z XVIII wieku
***
KATECHEZA BENEDYKTA XVI Z 31 STYCZNIA 2007
(…) W tej pierwszej misji ewangelizacyjnej odnaleźli oni sens swego życia, i jako tacy stają przed nami jako świetlany wzór bezinteresowności i wielkoduszności.
Drodzy bracia i siostry,
kontynuując naszą podróż do głównych postaci początków chrześcijaństwa, zwracamy dzisiaj uwagę na kilku dalszych współpracowników św. Pawła. Musimy przyznać, że Apostoł jest wymownym przykładem człowieka otwartego na współpracę: nie chce on w Kościele robić wszystkiego samemu, ale korzysta z licznych i różnych kolegów. Nie możemy zatrzymać się przy wszystkich tych cennych pomocnikach, ponieważ jest ich wielu. Wymieńmy tylko między innymi Epafrasa (por. Kol 1,7; 4,12; Flm 23), Epafrodyta (por. Flp 2,25; 4,18), Tychika (por. Dz 20,4; Ef 6,21; Kol 4,7; 2 Tm 4,12; Tt 3,12), Urbana (por. Rz 16,9), Gajusa i Arystarcha (por. Dz 19,29; 20,4; 27,2; Kol 4,10), a także niewiasty, jak Febę (por. Rz 16,1), Tryfenę i Tryfozę (por. Rz 16,12), Persydę, matkę Rufusa – o której Paweł powiada: “jest i moją matką” (por. Rz 16,12-13) – nie zapominając o małżonkach Prysce i Akwili (por. Rz 16,3; 1 Kor 16,19; 2 Tm 4,19). Dzisiaj, z tej wielkiej rzeszy współpracowników i współpracownic św. Pawła wybieramy trzy spośród tych osób, które odegrały szczególną rolę u początków ewangelizacji: Barnabę, Sylasa i Apollosa.
Imię Barnaba, oznaczające “Syn Pocieszenia” (Dz 4,36), jest przydomkiem żydowskiego lewity rodem z Cypru. Osiadłszy w Jerozolimie był on jednym z pierwszych, którzy przyjęli chrześcijaństwo po zmartwychwstaniu Pana. Wielkodusznie sprzedał pole, które było jego własnością, a uzyskane pieniądze przekazał Apostołom na potrzeby Kościoła (por. Dz 4,37). To on był gwarantem nawrócenia Szawła dla wspólnoty chrześcijańskiej Jerozolimy, która nie dowierzała jeszcze dawnemu prześladowcy (por. Dz 9,27). Wysłany do Antiochii w Syrii, udał się do Pawła do Tarsu, dokąd się on wycofał, i spędził z nim cały rok, oddając się ewangelizacji tego ważnego miasta, w którego Kościele Barnaba znany był jako prorok i nauczyciel (por. Dz 13,1). Tak więc Barnaba, w chwili pierwszych nawróceń wśród pogan, zrozumiał, że nadszedł czas Szawła, który schronił się w Tarsie, swoim mieście. Udał się tam, aby go szukać. I tak oto w tym ważnym momencie przywrócił niejako Pawła Kościołowi; w tym sensie dał mu raz jeszcze Apostoła Narodów.
Z Kościoła antiocheńskiego Barnaba wysłany został w misję wraz z Pawłem, odbywając tak zwaną pierwszą podróż misyjną Apostoła. W rzeczywistości była to podróż misyjna Barnaby, ponieważ to on był prawdziwym kierownikiem, do którego Paweł dołączył jako współpracownik, docierając do rejonów Cypru i Środkowo-Południowej Anatolii, w dzisiejszej Turcji, z takimi miastami jak Attalia, Perge, Antiochia Pizydyjska, Ikonium, Listra i Derbe (por. Dz 13-14). Razem z Pawłem udał się następnie na tzw. Sobór Jerozolimski, na którym po dogłębnym rozważeniu tego zagadnienia, Apostołowie wraz ze starszymi postanowili oddzielić praktykę obrzezania od tożsamości chrześcijańskiej (por. Dz 15,1-35). Tylko w ten sposób w końcu oficjalnie stał się możliwy Kościół pogan, Kościół bez obrzezania: jesteśmy synami Abrahama po prostu za sprawą wiary w Chrystusa.
Obaj, Paweł i Barnaba, toczyli później spór na początku drugiej podróży apostolskiej, gdyż Barnaba zamierzał zabrać w charakterze towarzysza Jana Marka, podczas gdy Paweł nie chciał, jako że młodzieniec odłączył się od nich podczas poprzedniej podróży (por. Dz 13,13; 15,36-40). A zatem także wśród świętych możliwe są spory, rozdźwięki i zatargi. Mnie się wydaje to bardzo pocieszające, widzimy bowiem, że święci “nie spadli z nieba”. Są ludźmi takimi jak my, mającymi nawet złożone problemy. Świętość nie polega na tym, że nigdy się nie pobłądziło czy zgrzeszyło. Świętość wzrasta w zdolności do nawrócenia, pokuty, gotowości do rozpoczęcia od nowa, przede wszystkim zaś zależy od zdolności do pojednania i przebaczenia. I tak Paweł, który był dość cierpki i przykry wobec Marka, w końcu wyruszył z nim. W ostatnich listach Pawłowych: do Filemona i w drugim do Tymoteusza, właśnie Marek występuje jako “mój współpracownik”. Tak więc nie to, że nigdy się nie popełniło błędu, lecz zdolność do pojednania i przebaczenia czyni z nas świętych. Wszyscy też możemy nauczyć się tej drogi świętości. W każdym razie Barnaba wraz z Janem Markiem wyruszył na Cypr (por. Dz 15,39) około roku 49. Od tej chwili ślad po nim zaginął. Tertulian przypisuje mu autorstwo Listu do Hebrajczyków, co jest nawet prawdopodobne, ponieważ pochodząc z plemienia lewitów, Barnaba mógł być zainteresowany tematem kapłaństwa. A List do Hebrajczyków wyjaśnia nam w sposób niezwykły kapłaństwo Jezusa.
Innym towarzyszem Pawła był Sylas, którego imię jest grecką formą jakiegoś imienia hebrajskiego (być może szeal, “prosić, błagać”, które ma ten sam rdzeń, co “Saul” – Szaweł) i które ma też formę łacińską Sylwan. Imię Sylas występuje jedynie w Dziejach Apostolskich, podczas gdy Sylwana znajdujemy tylko w listach św. Pawła. Był on Żydem z Jerozolimy, jednym z pierwszych, którzy zostali chrześcijanami, i w Kościele tamtejszym cieszył się wielkim szacunkiem (por. Dz 15,22), gdyż uchodził za proroka (por. Dz 15,32). Jego zadaniem było przekazanie “braciom w Antiochii, w Syrii i w Cylicji” (Dz 15,23) postanowień, podjętych na Soborze Jerozolimskim i wyjaśnienie ich. Najwyraźniej uważano go za zdolnego do podjęcia się swego rodzaju pośrednictwa między Jerozolimą a Antiochią, między judeochrześcijanami a chrześcijanami pochodzenia pogańskiego i przyczynienia się w ten sposób do jedności Kościoła w odmienności obrzędów i pochodzenia.
Gdy Paweł rozstał się z Barnabą, wybrał właśnie Sylasa na nowego towarzysza podróży (por. Dz 15,40). Z Pawłem dotarł on do Macedonii (do miast Filippi, Tesaloniki i Berei), gdzie się zatrzymał, podczas gdy Paweł udał się dalej do Aten, a następnie do Koryntu. Sylas dołączył do niego w Koryncie, gdzie współpracował w głoszeniu Ewangelii; mianowicie w drugim Liście skierowanym przez Pawła do tamtejszego Kościoła, mowa jest o “Chrystusie Jezusie, Tym, którego głosiłem wam ja i Sylwan, i Tymoteusz” (2 Kor 1,19). To wyjaśnia, dlaczego występuje on jako współnadawca, wraz z Pawłem i Tymoteuszem, obu Listów do Tesaloniczan. Również to wydaje mi się istotne. Paweł nie działa jako “solista”, jak zupełnie samodzielna jednostka, ale razem ze swymi współpracownikami jako “my” Kościoła. Owo “ja” Pawła nie jest odizolowanym “ja”, lecz “ja” w “my” Kościoła, w “my” wiary apostolskiej. Sylwan jest też w końcu wspomniany w Pierwszym Liście Piotra, gdzie czytamy: “Krótko, jak mi się wydaje, wam napisałem przy pomocy Sylwana, wiernego brata” (5,12). W ten sposób widzimy też jedność Apostołów. Sylwan służy Pawłowi, służy Piotrowi, albowiem Kościół jest jeden i przepowiadanie misyjne jest jedno.
Trzeci towarzysz Pawła, którego chcemy przypomnieć, nazywa się Apollos, najprawdopodobniej jest to skrót od Apolloniusza czy Apollodora. Chociaż jest to imię pochodzenia pogańskiego, był on żarliwym Żydem z Aleksandrii w Egipcie. Łukasz w Dziejach Apostolskich określa go jako “człowieka uczonego, znającego świetnie Pisma… z wielkim zapałem” (18, 24-25). Wkroczenie Apollosa na scenę pierwszej ewangelizacji następuje w Efezie: udał się on tam, by przepowiadać i miał szczęście spotkać się z chrześcijańskimi małżonkami Pryscyllą i Akwilą (por. Dz 18,26), którzy wprowadzili go w pełne poznanie “drogi Bożej”(por. Dz 18,26). Z Efezu udał się do Achai, docierając do Koryntu: dotarł tu w następstwie listu chrześcijan z Efezu, którzy polecali Koryntianom, by go dobrze przyjęli (por. Dz 18, 27).
W Koryncie, jak pisze Łukasz, “pomagał bardzo za łaską Bożą tym, co uwierzyli. Dzielnie uchylał twierdzenia Żydów, wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Mesjaszem” (Dz 18,27-28). Ale jego powodzenie w tym mieście miało też aspekt problematyczny, jako że było kilku członów tamtejszego Kościoła, którzy w jego imię, zafascynowani jego sposobem mówienia, sprzeciwiali się innym (por. 1 Kor 1,12; 3,4-6; 4,6). Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian wyraża uznanie dla działalności Apollosa, ale wypomina Koryntianom, że ranią Ciało Chrystusa, dzieląc się na przeciwne frakcje. Wyciąga on ważną naukę z tego wydarzenia: tak ja, jak i Apollos – powiada – nie jesteśmy nikim innym, jak tylko diakonoi, czyli prostymi sługami, przez których uwierzyliście (por. 1 Kor 3,5). Każdy ma odmienne zadanie na polu Pańskim: “Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost… My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą” (1 Kor 3,6-9). Po powrocie do Efezu Apollos opierał się zaproszeniom Pawła, by powrócił natychmiast do Koryntu, odkładając podróż na późniejszy termin, którego nie znamy (por. 1 Kor 16,12). Nie mamy o nim żadnych innych wiadomości, chociaż niektórzy uczeni przypuszczają, że to on może być autorem Listu do Hebrajczyków, który – według Tertuliana – miał napisać Barnaba.
Wszyscy ci trzej mężowie jaśnieją na firmamencie świadków Ewangelii ze względu na to, co ich łączyło, oprócz tego, co charakteryzowało każdego z nich. Wspólne, poza pochodzeniem żydowskim, było ich oddanie Jezusowi Chrystusowi i Ewangelii, wraz z faktem, że wszyscy trzej byli współpracownikami apostoła Pawła. W tej pierwszej misji ewangelizacyjnej odnaleźli oni sens swego życia, i jako tacy stają przed nami jako świetlany wzór bezinteresowności i wielkoduszności. Przemyślmy raz jeszcze na koniec to zdanie św. Pawła: tak ja, jak i Apollos, jesteśmy sługami Jezusa, każdy na swój sposób, ponieważ to Bóg pozwala rosnąć. Słowa te są aktualne także dzisiaj dla wszystkich – czy to Papieża, czy kardynałów, biskupów, kapłanów i świeckich. Wszyscy jesteśmy pokornymi sługami Jezusa. Służmy Ewangelii, jak możemy, zgodnie z naszymi darami, i prośmy Boga, by to On pozwolił rosnąć dziś swej Ewangelii, swojemu Kościołowi.
Benedykt XVI
wiara.pl
__________________________________________________________________________________________________
fot. via Wikipedia, CC 0
***
Św. Barnaba – orędownik podczas sporów i kłótni
Barnaba urodził się na Cyprze w żydowskiej rodzinie z pokolenia Lewiego. Jego właściwe imię brzmiało Józef, ale Apostołowie dali mu przydomek Barnaba. Według Klemensa Aleksandryjskiego i Euzebiusza Barnaba miał należeć do grona 72 uczniów Pana Jezusa.
Był krewnym św. Marka Ewangelisty, dlatego św. Paweł nazywa go kuzynem Ewangelisty (Kol 4, 10). Barnaba zapewne razem ze św. Pawłem przybył do Jerozolimy, aby u stóp Gamaliela, znanego rabina – uczonego żydowskiego, pogłębić swoją wiedzę w zakresie religii mojżeszowej. Dzieje Apostolskie tymi słowy wprowadzają nas w okoliczności początków jego działalności. “Józef, nazwany przez Apostołów Barnabas, to znaczy Syn Pocieszenia, lewita rodem z Cypru, sprzedał ziemię, którą posiadał, a pieniądze przyniósł i złożył u stóp Apostołów” (Dz 4, 36-37).
O powadze, jakiej zażywał wśród Apostołów, świadczy to, że to Barnaba przygarnął św. Pawła po jego nawróceniu i dopiero z Barnabą Paweł mógł pójść do pozostałych Apostołów (Dz 9, 26-27). Wraz ze św. Pawłem Barnaba udał się do Antiochii, gdzie pozyskali wielką liczbę wiernych dla Chrystusa. Był to rok 42 po narodzeniu Pana Jezusa. Barnaba i Paweł swoje nauczanie kierowali najpierw do Żydów. Kiedy jednak ci ich odrzucili, poszli do pogan. Aby jednak neofitów nie zrazić, nie nakładano na nich żadnych obowiązków prawa mojżeszowego, a żądano jedynie, by dawali świadectwo Chrystusowi przez przyjęcie chrztu i życie zgodne z Ewangelią. Wieść o tym dotarła jednak do gminy jerozolimskiej, która pilnie przestrzegała prawa mojżeszowego. Barnaba po raz pierwszy wprowadził Pawła do gminy żydowskiej. Obaj Apostołowie bronili tam swojego kierunku działania wobec nawróconych z pogaństwa. Ich stanowczymi przeciwnikami byli natomiast nawróceni Żydzi. Sprawę rozstrzygnął na korzyść Barnaby i Pawła św. Piotr, a poparł go św. Jakub Młodszy. Ustalono, że wolno nawracać pogan, kiedy w danym mieście Żydzi nie przyjmą nauki Chrystusa Pana, oraz że nawróconym z pogaństwa nie należy narzucać obowiązku zachowania prawa mojżeszowego (Dz 15, 1-35).
Barnaba był człowiekiem dobrym, pełnym Ducha Świętego i wiary (Dz 11, 22-24). Razem ze św. Markiem jako towarzysz św. Pawła udał się w pierwszą podróż misyjną na Cypr, a stamtąd do Azji Mniejszej (Dz 13, 1-14). Na Cyprze dokonali nawrócenia namiestnika wyspy, Sergiusza Pawła. Kiedy w miasteczku Perge św. Paweł uzdrowił człowieka chromego, “na widok tego, co uczynił Paweł, tłumy zaczęły wołać po likaońsku: «Bogowie przybrali postać ludzi i zstąpili do nas». Barnabę nazwali Zeusem, a Pawła Hermesem, gdyż głównie on przemawiał. A kapłan Zeusa, który miał świątynię przed miastem, przywiódł przed bramy woły i przyniósł wieńce, i chciał z tłumem złożyć (im) ofiarę. Na wieść o tym Apostołowie Barnaba i Paweł rozdarli szaty (…) Zawiedziony tłum od entuzjazmu przeszedł do wściekłości”. Pobudzeni przez Żydów z Ikonium poganie omal nie pozbawili Apostołów życia, św. Pawła ukamienowali, ale cudem wyszedł z ich rąk (Dz 14, 1-21).
Barnaba zamierzał wraz z Pawłem udać się w drugą podróż misyjną. Doszło jednak do konfliktu, gdyż Paweł stanowczo sprzeciwił się, by w tej podróży brał udział również Marek, który w czasie pierwszej wyprawy samowolnie ich opuścił. Barnaba w tej sytuacji wycofał się i powrócił z Markiem na Cypr, gdzie kontynuowali pracę apostolską (Dz 15, 39-40). Odtąd giną wszelkie informacje o Barnabie. Według podania miał pozostać na Cyprze jako pierwszy biskup i pasterz tej wyspy. Miał także działać w Rzymie, Aleksandrii, Mediolanie. Około 60 r. na Cyprze, w mieście Salaminie, poniósł wedle tego przekazu śmierć męczeńską przez ukamienowanie. Jak mówi podanie, za cesarza Zenona w roku 488 odnaleziono relikwie św. Barnaby. Miał on na piersiach Ewangelię św. Mateusza, którą sam własnoręcznie dla swojego użytku przepisał.
Jak wielką popularnością cieszył się w pierwotnym chrześcijaństwie św. Barnaba, świadczą liczne apokryfy: Dzieje Barnaby, Ewangelia Barnaby oraz List Barnaby. Dzieje Barnaby opisują walki, jakie Apostoł musiał staczać z Żydami, którzy mieli go spalić żywcem. Jego prochy miał zebrać ze czcią św. Marek. Dziełko powstało ok. roku 400 na Cyprze. Ewangelię Barnaby mieli napisać gnostycy. Jest wspomniana w pismach niektórych ojców apostolskich, ale jej treści bliżej nie znamy. Ciekawym dokumentem jest List Barnaby z wieku II, w którym autor poleca alegorycznie tłumaczyć teksty Pisma świętego. Teologicznie cenną jest druga część tego Listu, mówiąca o preegzystencji Chrystusa Pana, o tajemnicy Jego wcielenia i o dwóch drogach – światła i ciemności.
Kult św. Barnaby był już w czasach apostolskich tak wielki, że tylko jemu jednemu z uczniów Dzieje Apostolskie nadają zaszczytny tytuł Apostoła. W wieku XVI powstał zakon Regularnych Kleryków św. Pawła, założony przez św. Antoniego Marię Zaccaria, od macierzystego kościoła św. Barnaby nazywany popularnie barnabitami.
Barnaba jest patronem Florencji i Mediolanu, w którym według tradycji nauczał; czczony jest także jako orędownik podczas kłótni, sporów, smutku oraz burz gradowych.
brewiarz.pl
______________________________________________________________________________________________________________
10 czerwca
Błogosławiony Bogumił-Piotr, biskup
Zobacz także: • Błogosławiony Jan Dominici, biskup • Błogosławiony Eustachy Kugler, zakonnik |
Bogumił urodził się w Koźminie (Wielkopolska). Pochodził ze znakomitego rodu Leszczyców. Przyszedł na świat ok. 1135 r. O jego rodzicach dokumenty milczą. Jego bliższym krewnym, może nawet bratem, był cysters w Łeknie, Boguchwał. Nie są znane bliższe okoliczności wstąpienia Bogumiła do klasztoru cystersów. Nie wiemy również, czy jego imię Piotr jest chrzestnym, czy też zakonnym. W roku 1185 miał powstać klasztor cystersów w Koprzywnicy, a jego opatem miał być wybrany wówczas właśnie Bogumił-Piotr. W roku 1186 Bogumił został powołany na urząd biskupa w Poznaniu. Do dziś w skarbcu katedry przechowywana jest jego stuła. Jednak już w roku następnym, 1187, po śmierci arcybiskupa gnieźnieńskiego Zdzisława, Bogumił został powołany do Gniezna na jego następcę. Tak szybka kariera wskazuje, że musiał wyróżniać się niezwykłymi zaletami ducha. Bł. Wincenty Kadłubek, który zapewne znał go osobiście, napisał o nim w Kronice: “Mąż pełen cnót i wiedzy (…), wyróżniający się dobrymi obyczajami, pełen szlachetności umysłu”. Bogumił był rzeczywiście chlubą zakonu cysterskiego dzięki swojej mądrości, uczynności, dzielności, świętości i hojnej fundacji na cele misyjne. Swoje przywiązanie do zakonu cystersów okazał Bogumił zaraz na początku swoich rządów, kiedy przeznaczył dochody z kilkunastu wsi, należących do metropolii, na zorganizowanie nowego opactwa cystersów w Sulejowie, które ufundował wtedy książę Kazimierz Sprawiedliwy. Opactwu cysterskiemu w Łeknie ofiarował dochody z trzech innych wsi. O publicznej działalności Błogosławionego wiemy tyle, że w roku 1191 uczestniczył w konsekracji kolegiaty sandomierskiej. Wezwany na rozjemcę w sporze między benedyktynami a norbertanami o opactwo św. Wincentego we Wrocławiu w roku 1193, przydzielił je norbertanom. Jemu też zlecono delikatną i trudną misję pojednania książąt Kazimierza Sprawiedliwego z Mieszkiem Starym. W rodzinnym majątku, w Dobrowie, Bogumił ufundował kościół parafialny Świętej Trójcy i hojnie go uposażył. Spragniony ciszy i spokoju, po dwunastu latach rządzenia metropolia gnieźnieńską, w 1198 r. złożył rezygnację na ręce legata papieskiego, kardynała Piotra, i przeniósł się do Dobrowa, gdzie na wyspie rzeki Warty założył sobie pustelnię. Tam, jak pisał promotor procesu beatyfikacyjnego, prymas Maciej Łubieński, “trawiąc czas na modlitwie i trapiąc ciało swoje postami, niespaniem i różnymi umartwieniami, spędził ostatnie lata swego życia”. W każdą niedzielę dla okolicznych mieszkańców odprawiał Msze św. i wygłaszał kazania. Przeżył tam ok. 5 lat. Dobra rodzinne przeznaczył na misje wśród pogańskich Prusów. Nieznana jest data jego zgonu. Według Kalendarza Krakowskiego miał przejść do wieczności 19 sierpnia. Według nekrologu klasztorów norbertanów we Wrocławiu i w Szczecinie miał zasnąć w Panu 20 sierpnia. Przypuszczalny rok jego śmierci to ok. 1204 r. Jego cześć od samego początku była żywa. Obejmowała zwłaszcza rejon Wielkopolski. Uciekano się do jego wstawiennictwa przede wszystkim, by uprosić zdrowie dla żywego inwentarza oraz o szczęśliwe połowy ryb. U jego grobu w kościele dobrowskim składano liczne wota dziękczynne za wyjednane łaski. Prymas Jakub Uchański (1562-1581) w czasie badania relikwii Bogumiła wyjął z jego sarkofagu mitrę i pierścień biskupi z szafirem oraz złotą blachę z napisem pośmiertnym. Proces kanoniczny rozpoczął dopiero w roku 1625 prymas Maciej Łubieński. Akta tego procesu zostały przesłane do Rzymu w roku 1651. Z tej okazji opracowano żywot Bogumiła. Niestety, księga cudów, którą wypożyczył Sebastian Głębocki, spłonęła w jego dworze w Głębokim pod Kruszwicą. Nowy proces kościelny rozpoczął w roku 1908 biskup kujawski, Stanisław Kazimierz Zdzitowiecki. Dopiero papież Pius XI 27 maja 1925 roku zatwierdził starodawny kult biskupa Bogumiła. Paweł VI ogłosił bł. Bogumiła wraz z bł. Jolentą patronem archidiecezji gnieźnieńskiej. Ponadto bł. Bogumił jest patronem archidiecezji gdańskiej, poznańskiej, wrocławskiej i diecezji włocławskiej. Jest wzywany jako orędownik odbywających rekolekcje i skupienia. W ikonografii bł. Bogumił przedstawiany jest w pontyfikalnym stroju biskupim z krzyżem w ręku. Czasami ukazywany, gdy przechodzi suchą nogą przez rzekę. Jego atrybutem jest ryba. |
______________________________________________________________________________________________________________
9 czerwca
Święty Kolumba (Starszy) z Hy (Iona), opat
Zobacz także: • Święty Efrem Syryjczyk, diakon i doktor Kościoła • Błogosławiona Anna Maria Taigi, tercjarka • Święty Józef de Anchieta, prezbiter • Błogosławiony Mikołaj z Gesturi, zakonnik |
Prawdziwe imię Kolumby brzmi Columcille (irlandzkie imię Colum Cille), czyli “gołąb Kościoła”. Na chrzcie otrzymał imię Crimthann (czyli “lis”). Znany jest przede wszystkim pod łacińską wersją swego imienia Columba. W wersji polskiej występuje jako Kolumba lub Kolumban. Nazwany został Starszym dla odróżnienia od Kolumbana Młodszego, także świętego (+ 615), wspominanego w liturgii 23 listopada. Z tego samego powodu bywa też określany mianem Kolumba opata z Hy (Iona). Analogicznie Kolumban Młodszy zwany jest wtedy Kolumbanem z Luxeuil/Bobbio. Urodził się około r. 521 w królewskiej rodzinie Conall Gulbana; kilku bliskich z jego rodziny należało do grona panujących. Sam został szybko mnichem. Wówczas właśnie otrzymał imię Kolumba, pod którym przeszedł do historii. Wykształcenie i zmysł zakonny zdobywał w kilku klasztorach: w Cill-Enna, w Clonard oraz Moville. Potem sam założył wiele ośrodków mniszych. W roku 563, już jako kapłan i opat, opuścił Irlandię – pro Christo peregrinari volens (pragnąc pielgrzymować dla Chrystusa), jak przekazał Adamnan. Osiadł na opustoszałej wysepce Iona i tam utworzył nowy ośrodek, który miał promieniować przez kolejne stulecia. Podjął też pracę ewangelizacyjną, prowadzoną wcześniej bez trwałych rezultatów przez św. Niniana. Działał również pośród Irlandczyków osiadłych na południe od terenów Piktów. Oni to utworzyli podstawę dla ukształtowania narodowości szkockiej. Na małej skalistej wysepce Kolumba spędził trzydzieści cztery lata. Bez ustanku napływali do niego uczniowie, dlatego ośrodek stał się początkiem kilku innych klasztorów, które utworzyły rodzaj konfederacji mniszej. Formowano w nich misjonarzy dla Piktów i Anglosasów. Sam Kolumba nawrócił króla Piktów, a w 574 roku namaścił na króla władcę Irlandczyków w południowej Szkocji. Biskupem nie był, mimo to posiadał pewną jurysdykcję nad klasztorami w Szkocji i Irlandii. Zmarł 8 lub 9 czerwca 597 r., wtedy gdy św. Augustyn z Canterbury, wysłany przez Grzegorza Wielkiego, stawiał stopę na ziemi angielskiej. Szczątki patriarchy przeniesiono w czasie napadów skandynawskich. Przetrwała dużo późniejsza legenda o tym, że złożono je razem z relikwiami św. Patryka i św. Brygidy. W ikonografii przedstawiany jest w habicie benedyktyńskim. Jego atrybutem jest: księga, zwój, model klasztoru, statek, gołąb. |
______________________________________________________________________________________________________________
8 czerwca
Święta Jadwiga Królowa
Wspomnienie św. Jadwigi zostało przeniesione na 8 czerwca z dnia 17 lipca. Jadwiga była trzecią i najmłodszą po Katarzynie (+ 1378) i Marii (+ 1395) córką króla Węgier i Polski, Ludwika Andegaweńskiego, i Elżbiety, księżniczki bośniackiej. Urodziła się prawdopodobnie 18 lutego 1374 roku. Rodzice planowali dla Jadwigi małżeństwo z Wilhelmem Habsburgiem. Dzieci połączono warunkowym ślubem (1378), by go dopełnić w ich wieku dojrzałym. W chwili zawarcia ślubu warunkowego Jadwiga miała zaledwie 4 lata. W nadziei na przyszły ślub wysłano Jadwigę do Wiednia. W tym jednak roku zmarła najstarsza córka Ludwika Węgierskiego, Katarzyna. W tej sytuacji odwołano Jadwigę na Węgry. Po śmierci Ludwika Węgierskiego (1382) Węgrzy ogłosili królową siostrę Jadwigi, Marię. Natomiast Polacy zaprosili na swój tron Jadwigę. W wieku 10 lat została koronowana 16 października 1384 r. W związku z zaistniałą sytuacją polityczną, a także wobec dalekosiężnych planów polskich rozważano możliwość unii Polski z Litwą. Stała się ona faktem dzięki małżeństwu królowej Jadwigi z Władysławem Jagiełłą, wielkim księciem Litwy. Ceremonia zaślubin, poprzedzona chrztem Jagiełły (15 lutego 1386 r.), odbyła się w katedrze królewskiej 18 lutego 1386 r. Tam również 4 marca odbyła się koronacja Jagiełły na króla polskiego. Jagiełło miał wówczas 35 lat, Jadwiga – 12. Wiosną tego samego roku para królewska udała się do Wielkopolski, gdzie król uspokoił tamtejszych panów, mianując na wojewodę wielkopolskiego ich kandydata, Bartosza z Odolanowa. Rok później panowie polscy zdołali przekonać Jadwigę, by stanęła na czele wojsk i na nowo przyłączyła Ruś do granic Polski. Starosta węgierski oddał Ruś bez oporu. 8 marca 1387 roku Jadwiga wjechała do Lwowa. Jan Długosz (+ 1480) oddaje Jadwidze najwyższe pochwały. Gdy była małoletnia, pozwoliła, by rządzili za nią wytrawni i całą duszą oddani polskiej racji stanu doradcy. Kiedy wraz z Jagiełłą została współrządczynią kraju, miała na celu jedynie dobro narodu polskiego. Z Krzyżakami wiodła ożywioną korespondencję: m.in. interpelowała w sprawie ich zbrojnych wypraw na Litwę, jak też w sprawie przywłaszczonych sobie dóbr Opolczyka w Ziemi Dobrzyńskiej i na Kujawach. We Włocławku spotkała się osobiście z wielkim mistrzem krzyżackim, Konradem von Jungingen, by omówić problemy, dotyczące obu stron (1397). Doprowadziła do zgody między Władysławem Jagiełłą a jego rywalem, Witoldem (1393). Odtąd wszelkie porachunki dynastyczno-polityczne książęta litewscy zobowiązali się załatwiać z udziałem Jadwigi. W 1392 roku udała się na Węgry, gdzie w spotkaniu ze swoją siostrą, Marią, omawiała w Lubowli i w Kezmarku sprawy obu państw. Nawiązała ścisły kontakt z papieżem Urbanem VI (+ 1392) i Bonifacym IX (+ 1404), skutecznie likwidując intrygi Krzyżaków, Opolczyka i Zygmunta Luksemburczyka. Serca poddanych pozyskała sobie jednak przede wszystkim niezwykłą dobrocią. Kiedy żołnierze królewscy spustoszyli wieśniakom pola, urządzając sobie na nich lekkomyślnie polowanie, zażądała od męża ukarania winnych i wynagrodzenia wyrządzonych szkód. Kiedy Jagiełło zapytał, czy jest już zadowolona, otrzymał odpowiedź: “A kto im łzy powróci?” Przy budowie kościoła Najświętszej Maryi Panny “na Piasku” w Krakowie, istniejącego do dziś, sama doglądała robót. Pewnego dnia jej czujne oko dojrzało kamieniarza, który był smutny. Kiedy zapytała, co mu jest, dowiedziała się, że ten ma w domu ciężko chorą żonę i boi się, że go zostawi samego z drobnymi dziećmi. Królowa, nie namyślając się, wyrwała ze swego bucika złotą klamerkę, obsadzoną drogimi kamieniami, i oddała ją robotnikowi, by opłacił lekarza. Nie zauważyła wówczas, że bosą stopę położyła na kamieniu oblanym wapnem. Odbity ślad wdzięczny kamieniarz obkuł dokoła i wraz z kamieniem wmurował w zewnętrzną ścianę świątyni. Do dzisiaj można ją oglądać. Bardzo wiele kościołów chlubi się, że je fundowała, odnawiała i uposażyła Jadwiga. Do najpilniejszych trosk Jadwigi należało odnowienie Akademii Krakowskiej. Założył ją Kazimierz Wielki w 1364 roku, jednak za rządów Ludwika Węgierskiego Akademia podupadła. Jadwiga oddała wszystkie swoje klejnoty na jej odnowienie. Wystarała się także u Stolicy Apostolskiej o zezwolenie na jej dalsze prowadzenie i rozbudowę. Akademię otwarto po jej śmierci w 1400 roku. Jagiełło bardzo pragnął mieć potomka, który zapewniłby ciągłość jego rodu na tronie polskim. Kiedy więc Jadwiga została matką, na dworze królewskim zapanowała wielka radość. Niestety, trwała krótko, bo zakończyła się podwójną tragedią: śmiercią dziecka i matki. Dnia 22 marca 1399 roku Jadwiga urodziła córkę, której na chrzcie dano imię matki oraz (na cześć papieża) imiona: Elżbieta, Bonifacja. Jednak po trzech tygodniach dziewczynka zmarła, a niebawem zmarła też matka. Zasnęła w Panu 17 lipca 1399 roku, w wieku 25 lat, okrywając naród polski żałobą. Jako królowa rządziła Polską sama przez 2 lata (1384-1386), natomiast razem z Jagiełłą – przez 13 lat (1386-1399). Opłakiwaną przez wszystkich królowę pochowano w podziemiach katedry krakowskiej na Wawelu. W 1887 roku odnaleziono tam jej śmiertelne szczątki pod posadzką katedry. W 1949 roku jej grób otwarto ponownie i przeprowadzono badania naukowe. Zachowane kości pochowano w nowej trumnie, którą umieszczono w artystycznym sarkofagu z białego marmuru. Spoczywa w nim dotąd. Z pamiątek po św. Jadwidze warto wymienić krzyż, który znajduje się w katedrze wawelskiej, uważany za cudowny, nazywany także “krzyżem Jadwigi”, gdyż przed nim królowa miała się często modlić. Według podania z tego krzyża Chrystus miał do niej przemówić. Tu wreszcie miała zapaść decyzja Jadwigi o rezygnacji ze szczęścia osobistego (i małżeństwa z Wilhelmem) na rzecz pozyskania dla Chrystusa Litwy. Od razu po śmierci Jadwigę uważano za świętą, chociaż lud często mieszał ją ze św. Jadwigą Śląską (+ 1243). W 1426 roku arcybiskup gnieźnieński, Wojciech Jastrzębiec, rozpoczął formalny proces kanoniczny. W swoim dekrecie napisał m.in.: “Z doświadczenia wiemy, że spełniała przeróżne uczynki miłosierdzia, cierpliwości, postów, czuwań oraz innych niezliczonych dzieł pobożnych”. Arcybiskup polecił także zbierać fundusze na proces kanonizacyjny Jadwigi. Niestety, Kazimierz Jagiellończyk przeznaczył je na wojnę z Krzyżakami. Starania Jagiellonów o kanonizację św. Kazimierza, pochodzącego z ich rodu, ponownie odsunęły na dalszy plan kanonizację Jadwigi. Potem nastał czas nieustannych wojen i wewnętrznych zamieszek, wreszcie 150 lat trwająca niewola. Dopiero w XX w. starania o beatyfikację Jadwigi podjęli na nowo arcybiskup krakowski kardynał Adam Stefan Sapieha (+ 1951) i kardynał Karol Wojtyła. Z polecenia św. Jana Pawła II jego następca na stolicy arcybiskupów krakowskich, kardynał Franciszek Macharski, w roku 1979 przesłał do Rzymu formalną prośbę o beatyfikację, do której dołączył liczącą ponad 350 stron dokumentację nieprzerwanego kultu Jadwigi, trwającego po dzień dzisiejszy. Kongregacja do Spraw Kanonizacji na tej podstawie przygotowała relację o kulcie. Na polecenie papieża Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów przygotowała teksty liturgiczne i wyznaczyła dzień 17 lipca na doroczne wspomnienie Jadwigi. Dokumenty tych kongregacji św. Jan Paweł II osobiście przywiózł do Polski i 8 czerwca 1979 r. na zamknięcie synodu archidiecezji krakowskiej odprawił Mszę świętą ku czci bł. Jadwigi. W 1996 roku został ogłoszony dekret o heroiczności cnót Jadwigi, w którym napisano: “Kobietą dla Kościoła i dla Ojczyzny najbardziej zasłużoną była błogosławiona Jadwiga, królowa Polski, która sprawiedliwością i troskliwą miłością rządziła swoim narodem, popierała rozszerzanie wiary i kultury chrześcijańskiej i jak światło postawione na świeczniku świętością życia i dziełami ozdobiła wspólnotę kościelną i świecką. […] Wraz z mężem, który dochował obietnic złożonych przed zaślubinami, Jadwiga czynnie uczestniczyła w życiu Królestwa polsko-litewskiego; miała własny dwór i kancelarię, i podejmowała obowiązki administracyjne, popierając sprawiedliwość i pokój tak w sprawach wewnętrznych, jak i w załatwianiu spraw z innymi państwami. Prawo Boże było w jej życiu i działalności najwyższą wartością. […] Dla chorych założyła wiele szpitali i nie szczędziła pomocy biednym. Mimo młodego wieku zawsze działała z roztropnością, męstwem i łagodnością, mając na uwadze chwałę Boga, dobro Kościoła i swojego ludu. «Była zwierciadłem czystości, pokory i prostoty». Praktykowała umiarkowanie w używaniu dóbr ziemskich i post, unikała próżnej chwały i przepychu, swoją nadzieję złożyła w Bogu i pragnęła wiecznej nagrody”. Kanonizacji Jadwigi dokonał również św. Jan Paweł II – na krakowskich Błoniach, 8 czerwca 1997 r., w obecności ponad miliona ludzi, w 18. rocznicę pierwszej Mszy o bł. Jadwidze odprawionej w Krakowie. Z tej racji obchód ku czci św. Jadwigi przeniesiono z pierwotnego terminu (17 lipca, dies natalis Świętej) na dzień 8 czerwca. Była to pierwsza w dziejach kanonizacja na ziemi polskiej. W homilii Papież-Polak mówił m.in.: “Najgłębszym rysem jej krótkiego życia, a zarazem miarą jej wielkości, jest duch służby. Swoją pozycję społeczną, swoje talenty, całe swoje życie prywatne całkowicie oddała na służbę Chrystusa, a gdy przypadło jej w udziale zadanie królowania, oddała swe życie również na służbę powierzonego jej ludu”. W ikonografii św. Jadwiga przedstawiana jest w stroju królewskim. Jej atrybutem są buciki. |
______________________________________________________________________________________________________________
7 czerwca
Liturgiczne wspomnienie męczenników z Pariacoto
***
7 czerwca przypada liturgiczne wspomnienie pierwszych polskich misjonarzy męczenników – bł. Zbigniewa Strzałkowskiego i bł. Michała Tomaszka. Data nawiązuje do dnia święceń prezbiteratu bł. Zbigniewa i diakonatu bł. Michała, które wspólnie przyjęli w 1986 r. w Kościele pw. św. Karola Boromeusza we Wrocławiu. Święcenia te odbyły się wyjątkowo w tym samym dniu, ponieważ obchodzono 750-lecie przybycia franciszkanów do Wrocławia.
W tym roku 7 czerwca obchodzimy Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, która w liturgii Kościoła katolickiego przypada w pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała. Ze względu na tę wyjątkową sytuację, wszystkich sympatyków błogosławionych Zbigniewa i Michała zapraszamy do osobistego przeżywania ich wspomnienia.
Zachęcamy do modlitwy o uproszenie łask za wstawiennictwem franciszkańskich misjonarzy, którzy orędują za nami u Boga. Bł. Zbigniew patronuje ludziom chorym, potrzebującym, zniewolonym, a bł. Michał jest patronem dzieci i młodzieży, wypraszającym łaskę potomstwa.
Warto pamiętać, iż w przyszłym roku będziemy celebrować 10. rocznicę wyniesienia na ołtarze polskich misjonarzy, którzy zginęli męczeńską śmiercią za wiarę 9 sierpnia 1991 r., z rąk ugrupowania terrorystycznego „Świetlisty Szlak” (Sendero Luminoso).
Modlitwa o uproszenie łask za wstawiennictwem bł. Michała i bł. Zbigniewa,
Męczenników z Pariacoto
Boże, który powołałeś błogosławionych Michała i Zbigniewa, kapłanów,
do naśladowania Chrystusa za wzorem św. Franciszka z Asyżu,
i dla dobra ludu im powierzonego
umocniłeś ich Twoim Duchem aż do męczeństwa,
spraw, abyśmy za ich wstawiennictwem wzrastali w miłości do Ciebie
i w łaskawej służbie wobec najmniejszych.
Udziel nam również łaski…, o którą prosimy
za wstawiennictwem błogosławionych Męczenników z Pariacoto
i ucz nas zawsze wypełniać Twoją świętą wolę.
Przez naszego Pana, Jezusa Chrystusa, Twojego Syna,
który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego,
Bóg przez wszystkie wieki wieków.
Amen.
__________________________________________________________________________
Męczennicy z Pariacoto:
bł. Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski
Pogrzeb męczenników w Pariacoto; ojcowie Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski OFMConv – www.meczennicy.franciszkanie.pl; Francisofmconv, CC BY-SA 4.0 www.creativecommons.org, via Wikimedia Commons
***
Wspominając błogosławionych Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego mamy okazję przybliżyć sylwetki współczesnych nam polskich męczenników w Ameryce Południowej, a dokładniej w Pariacoto (Peru). Są to pierwsi błogosławieni polscy misjonarze, którzy przez śmierć męczeńską dali świadectwo swojej wiary. Kościół wspomina błogosławionych franciszkanów, o. Zbigniewa Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka 7 czerwca.
Zbigniew Strzałkowski urodził się 3 lipca 1958 roku w Tarnowie. Jego rodzina mieszkała w podtarnowskiej wsi Zawada. Był synem rolników Stanisława i Franciszki z domu Wójcik. Był najmłodszy z trójki braci.
Do szkoły uczęszczał w rodzinnej miejscowości. Ukończył Technikum Mechaniczne w Tarnowie i przez rok pracował w przedsiębiorstwach państwowych w Tarnowie i Tarnowcu.
W 1979 roku wstąpił do franciszkanów. Od samego początku pragnął służyć Bogu jako kapłan w kraju lub na misjach, naśladując Franciszka z Asyżu i Maksymiliana Kolbe. Studia odbył w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął we Wrocławiu, 7 czerwca 1986 roku. W czasie tej uroczystości późniejszy towarzysz męczeństwa, o. Michał Tomaszek, przyjął święcenia diakonatu.
O. Zbigniew po święceniach przez dwa lata był wicerektorem w Niższym Seminarium Duchownym Ojców Franciszkanów w Legnicy. We wrześniu 1988 roku udał się do Wrocławia, aby przygotować się do wyjazdu na misje. 30 listopada tego roku, razem ze swoim współbratem, o. Jarosławem Wysoczańskim, udali się przez Moskwę do Limy, w Peru. Tam jego polska prowincja właśnie od tego roku zaczynała pracę misyjną w andyjskim miasteczku Pariacoto. Byli jednymi z pierwszych, którzy podjęli tę pracę.
Michał Tomaszek urodził się 23 września 1960 roku w Łękawicy koło Żywca. Był synem rolników Michała i Mieczysławy z domu Rodak. Miał dwie siostry i brata bliźniaka. Szkołę podstawową ukończył w rodzinnej miejscowości. Naukę kontynuował w Niższym Seminarium Duchownym Ojców Franciszkanów w Legnicy.
bł. Michał i bł. Zbigniew wraz ze współbratem o. Jarosławem – www.meczennicy.franciszkanie.pl
***
Po zdaniu matury wstąpił do zakonu franciszkanów. Studia filozofii i teologii odbył w Krakowie. Tam też przyjął święcenia kapłańskie w maju 1987 roku. Po święceniach pracował przez dwa lata w Pieńsku koło Zgorzelca. Opiekował się tam między innymi dziećmi niepełnosprawnymi.
Niedługo po święceniach prosił o. prowincjała o pozwolenie na wyjazd na misje. Do Pariacoto w Peru, w Ameryce Południowej, wyjechał w lipcu 1989 roku. Tam podjął pracę duszpasterską, między innymi, razem z o. Zbigniewem Strzałkowskim.
Sytuacja polityczna w Peru była skomplikowana. Od lat sześćdziesiątych XX wieku działała komunistyczna, maoistyczna organizacja ‘Świetlisty Szlak’ – Sendero Luminoso, która przeciwstawiała się rządowi. Chcieli zastąpić w ich mniemaniu burżuazyjne instytucje w Peru, chłopskimi rządami rewolucyjno-komunistycznej organizacji. Chcieli wprowadzić dyktaturę proletariatu, przeprowadzić rewolucję kulturalną na wzór tej chińskiej, a ostatecznie doprowadzić do rewolucji światowej.
W 1980 roku wybuchł konflikt zbrojny z siłami rządowymi. Świetlisty Szlak zaczął posługiwać się metodami terrorystycznymi, atakując urzędy państwowe, ale też chłopów, liderów związkowych, a nawet infrastrukturę państwową, niszcząc drogi, mosty, koleje i rafinerie. Atakowany był także Kościół.
Przedstawiciele organizacji grozili także polskim franciszkanom, którzy działali w Pariacoto. Mimo zagrożenia nie opuścili oni misji. 9 sierpnia 1991 roku zostali napadnięci. Zginęli od strzałów w plecy i tył głowy. Na miejscu męczeńskiej śmierci usypano z kamieni mogiłę i ustawiono krzyż.
Imiona świętych – Zbigniew
Pośmiertnie obaj męczennicy zostali odznaczeni Wielkim Orderem Oficerskim Słońca Peru. Beatyfikowani zostali przez papieża Franciszka w grudniu 2015 roku. Ich relikwie znajdują się w Pariacoto, w specjalnej kaplicy im poświęconej.
o. Paweł Kosiński SJ/Deon.pl
_________________________________________________________________________________________
„Nasi” męczennicy. Błogosławieni
Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski
AP/FOTOLINK
***
Żyjemy w takich czasach, że o nowych chrześcijańskich męczennikach słyszymy regularnie. Egipt, Syria, Irak, Indie – tam wciąż zabija się z powodu wiary w Chrystusa. Zapominamy jednak, że w Polsce mamy „swoich własnych” współczesnych męczenników.
Liturgiczne wspomnienie franciszkanów: Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego – zamordowanych w sierpniu 1991 roku w peruwiańskiej wsi Pariacoto – jest obchodzone 7 czerwca w Polsce i Peru. Zgodnie z zasadami kanonicznymi kult błogosławionych w Kościele katolickim ma charakter przede wszystkim lokalny. Jednak postaci polskich franciszkanów stały się dzięki tej beatyfikacji tak znane, że ich kult daleko już wykroczył poza diecezje w Polsce i Peru.
Dzień wspomnienia najnowszych polskich męczenników powinien nie tylko wiązać się z przypomnieniem ich sylwetek, ale również uświadomieniem sobie, że droga oddania życia za Chrystusa nie jest zarezerwowana tylko dla chrześcijan na Bliskim Wschodzie, w Afryce lub Azji.
Zwykli chłopcy z Małopolski
Przyszli męczennicy należeli do pokolenia Polaków urodzonych na przełomie lat 50. i 60., które w dorosłość wkraczało mniej więcej w 1980 roku. Pokolenie to dojrzewało w szczególnych okolicznościach: entuzjazmu po wyborze Karola Wojtyły na papieża, narodzinach „Solidarności”, ale też – po próbie zduszenia wolnościowych aspiracji społecznych po wprowadzeniu stanu wojennego. Wielu młodych ludzi, wzorując się na Janie Pawle II lub kardynale Stefanie Wyszyńskim, wybierało drogę życia kapłańskiego lub zakonnego.
Przyszli franciszkanie mieli dość podobne życiorysy. Pochodzili nawet z tego samego regionu: Małopolski, słynącej od dekad z religijności i licznych powołań. Michał Tomaszek urodził się Łękawicy na Żywiecczyźnie, Zbigniew Strzałkowski – w Tarnowie. Obydwaj przyszli na świat w wielodzietnych rodzinach rolniczych.
Michał od dziecka był ministrantem i stosunkowo wcześnie zdecydował o byciu zakonnikiem, bo zaledwie po ukończeniu podstawówki wstąpił do franciszkańskiego niższego seminarium duchownego w Legnicy. Od razu po maturze, którą zdał w 1980 roku, rozpoczął nowicjat w klasztorze w Smardzewicach na ziemi łódzkiej.
Ówcześni współbracia wspominają do dzisiaj jego radykalną postawę wiary: czasami spędzał całe noce na samotnej modlitwie w kaplicy, jak również mawiał, że nie zawahałby się oddać życia dla Chrystusa. Praktycznie nie rozstawał się też z przywiezioną z domu figurą Matki Bożej.
Trochę starszy Zbigniew przed wstąpieniem do zakonu ukończył technikum mechaniczne i przez krótki czas pracował w jednym z tarnowskich przedsiębiorstw budowlanych. Podobnie jak Michał, swój nowicjat zakonny odbył w Smardzewicach. Losy obydwu młodych franciszkanów ponowie splotły się podczas studiów w Wyższym Seminarium Duchownym Ojców Franciszkanów w Krakowie, znajdującym się przy słynnym kościele świętego Franciszka niedaleko Plant.
Michał i Zbigniew w tym samym czasie – 7 czerwca 1986 roku – przyjęli święcenia we Wrocławiu z rąk kardynała Henryka Gulbinowicza, choć różnych stopni: Michał został diakonem (prezbiterem zostanie rok później), a Zbigniew prezbiterem.
Na misyjnym szlaku
W Europie Wschodniej coraz bardziej zbliżały się przemiany polityczno-ustrojowe, jednak świeżo wyświęceni małopolscy franciszkanie czuli, że zostali powołani do głoszenia Ewangelii i sprawowania sakramentów wśród ludów na dalekich kontynentach, gdzie sytuacja społeczna była o wiele bardziej dramatyczna i niestabilna niż w zmieniającej się Polsce. Złożyli więc podania do władz zakonnych o pozwolenia na wyjazd na misje.
Gdy przygotowywali się do wyjazdu, o. Michał pracował w Zgorzelcu z dziećmi niepełnosprawnymi, a o. Zbigniew pełnił funkcję wicerektora, wychowawcy i katechety w niższym seminarium franciszkańskim w Legnicy, tym samym, do którego przed laty wstąpił młody Michał.
Pierwszy opuścił Polskę o. Zbigniew, który w grudniu 1988 roku przez Moskwę poleciał do stolicy Ekwadoru. Tam trafił do małej miejscowości Pariacoto w Andach, należącej do peruwiańskiej Prowincji Franciszkańskiej świętego Antoniego i bł. Jakuba Strzemię. W lipcu następnego roku do Pariacoto dotarł o. Michał.
Gdy jeszcze w rodzinnym kraju ostrzegano duchownych, że sytuacja w Peru ma charakter przewlekłej wojny domowej pomiędzy rządem a maoistowską partyzantką skupioną wokół organizacji „Świetlisty Szlak” (hiszp. Sendero Luminoso), o. Zbigniew zwykł powtarzać: „Gdy się jedzie na misje, trzeba być gotowym na wszystko”.
Po intensywnym kursie hiszpańskiego zakonnicy przystąpili do rozbudowy punktu duszpasterskiego i parafii w Pariacoto. O. Zbigniew miał duże zdolności organizacyjne, ale również pomagał chorym i uczył dzieci odpowiedniego stosunku do przyrody i zwierząt. O. Michał z kolei niemal od razu złapał dobry kontakt z młodzieżą, prowadził dla niej katechezy, odprawiał codzienną mszę i liturgię godzin oraz grał na gitarze i organizował zajęcia sportowe.
Świadectwo zbrodniarza
Duchowni pomagali również miejscowej ludności indiańskiej w budowie infrastruktury i uczyli nowoczesnych metod gospodarowania na roli. Po niespełna dwóch latach ich misyjnej posługi, na początku 1991 roku parafia w Pariacoto gromadziła ogromną liczbę wiernych.
Działalność franciszkanów była solą w oku radykalnej partyzantki Świetlistego Szlaku, zarzucającej misjonarzom z Europy wspieranie „kolonizacji kraju przez Zachód” i odciąganie Peruwiańczyków od walki o wyzwolenie społeczne.
9 sierpnia 1991 roku uzbrojona grupa partyzantów wtargnęła do wioski po wieczornej liturgii. Po wkroczeniu do domu parafialnego pod lufami karabinów przez pół godziny próbowała „wyjaśnić” zakonnikom, że religia to „opium dla ludu” i „narzędzie międzynarodowego imperializmu”. Potem związanych ojców Michała i Zbigniewa zabrała samochodem na pobliski cmentarz, gdzie dokonano egzekucji strzałami w tył głowy. Gdy partyzanci odjechali, miejscowi zabrali ciała i szybko usypali na miejscu ich kaźni mogiłę z kamieni i z prowizorycznym krzyżem.
Proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym w Peru rozpoczął się już w 1996 roku. W 2015 roku papież Franciszek promulgował dekret o męczeństwie obydwu zakonników (trzecim był ks. Alessandro Dordi) z powodu nienawiści do wiary (łac. odium fidei). Skazany w 2006 roku na dożywotnie więzienie lider Świetlistego Szlaku Abimael Guzmán niedługo przed beatyfikacją zeznał, że decyzja o zabiciu franciszkanów została podjęta na wysokim szczeblu organizacji, gdyż uznano ich działalność za szczególnie groźną.
Guzmán został jednym ze świadków podczas procesu beatyfikacyjnego, gdzie potwierdził, iż oo. Michał i Zbigniew byli ludźmi autentycznej i bezkompromisowej wiary. W ostatnich słowach swoich obszernych zeznań nagranych w peruwiańskim więzieniu i przesłanych do Watykanu przywódca partyzantów stwierdził, że zlecenie zabójstwa zakonników było wielkim błędem i poprosił Kościół i katolików o wybaczenie popełnionej przez jego ludzi zbrodni.
Łukasz Kobeszko/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________
„Nie czuję żalu do morderców, tylko przebaczenie”. Rozmowa z matką bł. Zbigniewa Strzałkowskiego
„Życzę każdemu, żeby umiał przebaczyć, bo jak się żyje z darem przebaczenia, to się żyje piękną miłością” – mówi Franciszka Strzałkowska, matka zamordowanego franciszkanina.
Ojciec Zbigniew Strzałkowski w 1991 r. został zabity w Peru przez terrorystów wraz ze swym współbratem o. Michałem Tomaszkiem. Dwa lata temu papież Franciszek ogłosił ich błogosławionymi. Bezprecedensową rozmowę z Franciszką Strzałkowską w rodzinnym domu polskiego męczennika w Zawadzie, przeprowadził br. Jan Hruszowciec OFM Conv.
br. Jan Hruszowciec OFM Conv: Chcę zapytać o czas, kiedy Pani wyszła za mąż. Jak wtedy żyliście?
W biedzie i to dość dużej. Ale żyliśmy i zgadzaliśmy się, i przeżyliśmy sześćdziesiąt lat…
Co dzisiaj chcielibyście przekazać młodym, małżeństwom?
Żeby się po prostu zgadzali, żeby żyli tak, jak Pan Bóg przykazał, jak przysięgę składali na ślubie. A nie tak, że jak coś jest źle, to każdy idzie w inną stronę.
Warto być wiernym w małżeństwie?
Warto. I tylko tak trzeba. Przeżyliśmy z mężem sześćdziesiąt lat. Czasem się pokłóciliśmy. Ale tak żebyśmy się rozchodzili, to nigdy nie było. Małżeństwo zawiera w sobie też dni, kiedy trzeba się i pokłócić, ale nie można się złościć. I nie trzeba.
Pamięta pani moment, kiedy Zbyszek przyszedł na świat?
Zbyszek był trzeci. Najpierw byli Bogdan i Andrzej. Pamiętam. Jak chciał iść do seminarium, to ja chciałam, żeby poszedł tu, do Tarnowa, bo był u nas ksiądz, który tam uczył. Zbyszek powiedział, że jak nie pójdzie do franciszkanów, to nigdzie nie pójdzie. Powiedziałam mu, żeby robił jak chce, żeby później na mnie nie narzekał, że sam chciał inaczej.
Pani nigdy nie wymuszała na nim powołania?
Nie, to nie było wymuszone. Tak, jak sam powiedział: jak nie pójdzie do franciszkanów, to nie pójdzie nigdzie. Po tym, jak skończył technikum, dwa lata jeszcze pracował. On był taki, że kościół bardzo lubił. Do kościoła chodził bardzo chętnie, był ministrantem, potem był lektorem. Cieszyłam się, że w rodzinie będzie kapłan. Ja się modliłam za niego, żeby wszystko jakoś szczęśliwie poszło.
Czy spodziewała się Pani, że podejmie decyzję o wyjeździe z Polski na misje?
On o tym stale mówił. Misje mu się zawsze podobały. Jeszcze nie był w seminarium, ale już stale jakieś książki misyjne czytał, skądś on to wydobywał. Tej misji w Peru się bałam. Słychać było, że zabijają, więc się bałam.
Czyli matczyne serce czuło jakiś lęk?
Tak. Zawsze myślę: to co się stało, to się stało. Przykro mi bardzo, ale wola Boża się stała. Gdy usłyszałam o ich śmierci, to było straszne. Ale co było zrobić? Trzeba było się z losem pogodzić. Modliłam się zawsze i teraz też się modlę. Stała się wola Boża.
W filmie „Życia nie można zmarnować” powiedziała Pani piękne zdanie, że to Pan Bóg dał dar przebaczenia…
Zawsze myślę: „Niech im Pan Bóg daruje”. Ja się zgodziłam z wszystkim, a jak ich Pan Bóg osądzi, to już nie moja sprawa.
Czy czuje Pani obecność syna? Pomaga?
Jak nie śpię w nocy, to nie mam żadnej innej myśli, tylko to. Chciałabym zobaczyć, jak on wygląda teraz. To jest głupota, no nie?
Wcale nie. Przyjdzie taki moment, że się spotkacie i będziecie się cieszyć znowu razem.
Ja nie wiem, czy to przyjdzie, czy ja sobie na to zasłużę.
Doznała Pani jakiejś łaski za przyczyną syna?
Bolą mnie nogi. I jak już mi bardzo to dolega to się modlę, mam też obrazki z relikwiami. Zdaje mi się, że jakąś ulgę jednak mam. Modlę się za jego wstawiennictwem. Ufam w tej modlitwie, że się spełni. Ale nie mam wielkich wymagań, tylko jak wola Boża.
A jak się czuje matka świętego? Bo jakby nie było Pani nią jest…
Całkiem normalnie. Nie widzę nic nadzwyczajnego. Czasem myślę, że sobie przecież na to nie zasłużyłam.
Ojciec Zbigniew w całym świecie wyprasza wiele łask, cudów dla wielu ludzi…
Daj Boże, żeby jak najwięcej mógł tych łask wyprosić.
Dzisiaj, w czasach terroryzmu, ginie dużo ludzi. Jak się rozmawia z rodzinami, które straciły syna, ojca, największym problemem jest dar przebaczenia. Czy mogłaby Pani dać jakąś receptę, co jest najważniejsze w przebaczaniu?
Trzeba się pogodzić z losem i trzeba po prostu przebaczyć. Nie życzę nikomu nic złego, nawet tym zabójcom. Niech się dzieje wola Boża, niech ich Pan Bóg osądzi. Można tak zrobić. Nigdy nie życzyłam zabójcom źle i nie życzę. Niech Pan Bóg osądzi to wszystko, tak jak jest w oczach Bożych.
Takie to wszystko proste…
Proste, proste. Nie czuję żadnej złości do nikogo.
To są tzw. relikwie pierwszego stopnia, czyli ich ciało. Jak się czuje Pani trzymając w dłoniach cząstkę swojego syna?
Ja nie mogę tego wszystkiego pojąć, bo ja jestem już za stara. Daj Boże, żeby, jak ludzie proszą, coś wyprosił. Bo od niego to nie zależy, tylko od Pana Boga.
A jak był w domu, to okazywał chęć do tego, by pomagać, leczyć ludzi?
Pewnie, że tak. Tu była taka starsza kobieta, Curyłowa się nazywała. Chodziła od autobusu z Tarnowca jeszcze, bo do Zawady autobusy wówczas nie jeździły. On chodził wtedy do szkoły. A ona, to już była staruszka, już nie mogła chodzić i siadała co kawałek, i zakupy stawiała koło siebie na gościńcu. Chłopaczyska szli i śmiali się z niej, a on podobno podszedł, wziął ją pod rękę, te zakupy wziął i do domu odprowadził. Kawałek drogi było. Ale on tak pomóc lubił.
I tak to życie zleciało…
Tak zleciało. Szybko. Bardzo szybko.
A jak się Pani czuła mając tylko synów?
Nigdy nie miałam o to pretensji. Trzech ich było, ale wszyscy byli dobrzy. Wszyscy byli ministrantami, potem dwóch, Bogdan i Zbyszek zostali lektorami. Wszyscy byli dobrzy. Nie było z nimi żadnych kłopotów ani w szkole, ani w kościele. Nigdzie. Zgodne były dzieci. Nie można narzekać. Jak chodzili do szkoły średniej, to religia nie była w szkole, tylko osobno w kościele. I nigdy nie było tak, żeby nie poszli. Organizowane były wówczas czyny społeczne. Stale musieli w szkole odrabiać. Brali ich na czyn, gdzieś do kiosków sprzątać, zamki naprawiać. To było zawsze w niedzielę. Dwie, trzy niedziele był na tych czynach społecznych, aż w końcu nie pozwoliłam mu iść. Niedziela to jest niedziela, a nie żeby na czyny chodzić. No to znowu do szkoły dostałam wezwanie. Byłam ja, było z dziesięcioro innych rodziców. Poszłam sobie siąść do ostatniej ławki i chciałam słuchać, co mówią inni rodzice. A oni, że wszystkie dzieci były chore… Przyszło w końcu na mnie. To wstałam i mówię, że ja jestem wierząca i praktykująca, i uważam, że czyn nie powinien odbywać się w niedzielę. W powszedni dzień, a nie w niedzielę. Niedziela, jak uważam, jest na to, żeby iść do kościoła, odpocząć, przygotować się do szkoły na poniedziałek. I nie było już potem czynów w niedzielę.
Czy z tego powodu Zbyszek miał jakieś problemy w szkole?
Nie. Nie powiedzieli o tym dalej. Profesorowie go lubili i nie donieśli. Gdyby powiedzieli, może by i wyrzucili. Potem chcieli, żeby zapisał się do partii, mówiąc, że na jakie studia będzie chciał iść, to bez egzaminów pójdzie, bo się uczył dobrze. Ale się nie zapisał. Powiedział, że tatuś nie należy do partii, mamusia też nie należy, on też nie będzie należał. Nie zapisał się. A mówili, na jaki kierunek będzie chciał. Że na lekarza pójdzie bez egzaminu…
Czyli miał swoje zasady. Nie sprzedał się tak łatwo. Później pozwoliło mu to w Peru stanąć w prawdzie wobec terrorystów, którzy w ten sam sposób się zachowywali…
Tak było. Czasem coś powiedział, na komunę to był zły. My w domu też komuny nie popieraliśmy. Jak zdawali egzaminy końcowe w szkole, to byli powyznaczani uczniowie. On codziennie szedł, choć nie było jeszcze jego terminu. Tak byle jak ubrał się, ale czysto. „To po co przychodzisz” – mówili mu. „Pomagać kolegom” – odpowiadał. Nareszcie go wzięli na egzamin tak jak stał. I zdał. A z języka polskiego to potem mówiła profesorka, że było lepiej jak na bardzo dobry napisane. A ile brat ma lat?
W tym roku dokładnie pięćdziesiąt.
To młody jeszcze.
Młody. Takie to wszystko proste.
Proste, proste. Pozdrawiam wszystkich. Nie czuję żadnego żalu w sercu do morderców, tylko przebaczenie. I życzę każdemu, żeby umiał przebaczyć, bo jak się żyje z darem przebaczenia, to się żyje piękną miłością.
Katolicka Agencja Informacyjna/rozmawiał br. Jan Hruszowiec OFM Conv./Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________
Brat bliźniak bł. Michała Tomaszka:
„Skoro tam już siedzisz, to coś rób”
bł. Michał Tomaszek i bł. Zbigniew Strzałkowski
Francisofmconv | Wikipedia na licencji CC BY-SA 4.0
W święto św. Róży z Limy – w dn. 30 sierpnia 1989 roku, trzej misjonarze Krakowskiej Prowincji Franciszkanów: o. Jarosław Wysoczański, o. Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek, oficjalnie rozpoczęli swoją misję w Pariacoto. Dwóch z nich już nigdy nie wróciło do Polski.
Trudny kontakt z braćmi na misjach
Czy brat był świadomy niebezpieczeństwa? – Tak – odpowiada Marek Tomaszek, brat bliźniak o. Michała Tomaszka. – Nie da się nic więcej powiedzieć, bo jeżeli jest dokument, jeżeli byli powiadomieni, aby wyjechać, bo mogą być nieobliczalne skutki, to trzeba mieć świadomość, że obydwaj zdawali sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje może mieć pozostanie na misji z miłości do ludu, z miłości do tej miłości, jaką przekazali im wszystkie wioski peruwiańskie – wyjaśnia Marek Tomaszek.
Bracia ostatni raz na żywo widzieli się przed samym wyjazdem o. Michała do Peru. – Później już żeśmy się nie spotkali – mówi Marek Tomaszek. – Telefon to była niespodzianka od Michała dla mamusi. Kiedy umówiliśmy się z Michałem, zawiozłem mamusię do Krakowa, zeszliśmy na dół do refektarza, tam było połączenie. Mamusia nawet nie wiedziała, kogo dostaje do telefonu, takie to było zaskoczenie. I to była jedyna nasza rozmowa z Michałem… – wspomina brat o. Michała Tomaszka.
Bogdan Strzałkowski również zwraca uwagę na to, że w czasie kiedy bracia byli na misji, kontakt z nimi był dość utrudniony, co dziś nawet trudno sobie wyobrazić. Bogdan Strzałkowski wspomina moment kiedy się dowiedział o decyzji brata. – Nigdy nie było mowy, że Zbyszek chce wstąpić do seminarium. Było dla mnie dużym zaskoczeniem kiedy byłem w wojsku i dostałem list z domu, w którym rodzice napisali, że Zbyszek idzie do zakonu – wspomina. – Decyzja Zbyszka była chyba dla wszystkich zaskoczeniem, bo sam nawet nie przyznał się nigdy do tego, że planuje pójść taką drogą – dodaje brat błogosławionego męczennika.
Nic nie zapowiadało tragedii
Kilka dni wcześniej nic nie zapowiadało tragicznych informacji. – Dwa dni wcześniej w naszym domu był Jarek Wysoczański, mimo że najpierw na urlop miał przyjechać Zbyszek. Ponieważ jednak siostra Jarka wychodziła za mąż, dogadali się między sobą, że najpierw przyjedzie Jarek, a później mój brat. Niby wszystko było w porządku, ale oni podjęli taką decyzję, żeby nie informować nikogo w domu, że coś im grozi. Z prostego względu – żeby się nikt nie martwił – wspomina Bogdan Strzałkowski. – Kiedy zapytałem Jarka o terrorystów, odpowiedział, że skoro interesuję się tym tematem, to powie mi, że już im grożono… – dodaje.
– W sobotę do południa przycinaliśmy drzewo, żeby mieć na opał zimą. Pamiętam, że wtedy przyjechało do nas trzech franciszkanów. A wiadomo, że jak przyjechało ich trzech, to coś się stało... – wspomina Bogdan Strzałkowski. – Z początku mówili coś ogólnie, a później powiedzieli, co się stało. To był straszny szok… bo nikt się nie spodziewał. Tym bardziej, że dwa dni wcześniej był Jarek, i niby było wszystko w porządku…
Błogosławiony brat bliźniak
Jak to jest mieć brata bliźniaka, który jest błogosławiony? – Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście, że się modlę za wstawiennictwem Michała. Nawet nie tyle, że się modlę, co rozmawiam z nim tak jak z panią teraz. Rozmawiam sobie z Michałem na zasadzie, że skoro tam już siedzisz, to nie bądź na bezrobociu, tylko coś rób.
– Może nie zawsze jest to doskonała modlitwa, ale oczywiście, że się modlę za wstawiennictwem mojego brata – mówi Bogdan Strzałkowski. – Kilka lat temu byłem w takiej sytuacji, że nie miałem pracy. Spotkałem koleżankę, z którą kiedyś pracowałem, zapytała jak się układa w moim zawodowym życiu. Opowiedziałem, jaka jest sytuacja, na co koleżanka odpowiedziała: bo się kiepsko modlisz – wspomina brat błogosławionego męczennika.
Relikwie zawsze przy sobie
Bracia zamordowanych męczenników zawsze mają przy sobie relikwie błogosławionych braci. – W tej chwili już się oswoiłem z tym, że ktoś prosi o relikwie mojego brata. Staram się zawsze mieć przy sobie kilka obrazków z relikwiami II stopnia. Zawsze zaznaczam, że jeżeli ktoś potrzebuje relikwie, to je dostanie. Czasami spotykam też takie osoby, którym chciałbym dać relikwie, ale mówią wprost, że szanują brata, ale nie są zainteresowane relikwiami – mówi Bogdan Strzałkowski.
– Czasem siedziałem przy oknie, patrzyłem, czekałem nie wiadomo na co… To znaczy, wiadomo na co… ale to już było pewne, że ten czas nie wróci… – wspomina Bogdan Strzałkowski. – Bardzo mile wspominam dzień po beatyfikacji, w którym była uroczysta msza święta w Pariacoto. To było dla mnie wyjątkowe przeżycie, wyjątkowa uroczystość… – dodaje.
O. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski to pierwsi polscy błogosławieni misjonarze męczennicy, którzy przez śmierć męczeńską dali świadectwo swojej wiary. O. Michał został zabity strzałem w tył głowy, a o. Zbigniew dwoma strzałami w kręgosłup i w głowę.
Marta Dybińska/Aleteia.pl
______________________________________________________________________________________________________________
6 czerwca
Błogosławiona Maria Karłowska, zakonnica
Zobacz także: • Święty Norbert, biskup • Święty Marcelin Józef Champagnat, prezbiter |
Maria Karłowska urodziła się 4 września 1865 r. we Słupówce w Wielkopolsce jako jedenaste dziecko rodziny ziemiańskiej. Wychowywała się w atmosferze głębokiej pobożności, karności i szczerego patriotyzmu. Dzieciństwo i młodość spędziła w Poznaniu, gdzie w roku 1882, mając 17 lat, na ręce swego spowiednika złożyła ślub dozgonnej czystości. Po śmierci obojga rodziców w 1882 r. Maria odbyła kurs kroju i szycia w Berlinie i podjęła pracę w prowadzonej przez swą siostrę pracowni haftu i szycia jako instruktorka zatrudnionych tam dziewcząt. Oddawała się też z zapałem działalności dobroczynnej wśród chorych, ubogich i potrzebujących, wśród wielodzietnych rodzin i rozbitych małżeństw w najnędzniejszych dzielnicach miasta.Od 1892 r. poświęciła się opiece nad dziewczętami słabymi i zagubionymi moralnie. Miejscem ewangelizacji były dla niej bramy kamienic, cmentarz, ulica, dom publiczny, więzienie, oddział w szpitalu miejskim przeznaczony dla kobiet z chorobami wenerycznymi. Dzięki Bożej pomocy udało się jej otworzyć 9 ośrodków wychowawczych, wyposażonych w różnorodne warsztaty pracy, gdzie wychowanki miały możliwość rehabilitacji społecznej i religijnej. W roku 1894 Maria Karłowska założyła Zgromadzenie Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej, którego zawołanie brzmi: “Szukać i zbawiać to, co zginęło”. Zmarła w opinii świętości 24 marca 1935 r. w Pniewitem na Pomorzu. Proces diecezjalny zmierzający do jej beatyfikacji rozpoczęto w Pelplinie w dniu 17 marca 1965 roku. 6 czerwca 1997 r. św. Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Zakopanem ogłosił ją błogosławioną. Mówił wtedy:Maria Karłowska prowadziła prawdziwie samarytańską działalność pośród kobiet, które doznały wszelakiej nędzy materialnej i moralnej. Jej święta gorliwość szybko pociągnęła za sobą grono uczennic Chrystusa, z którymi założyła Zgromadzenie Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej. Sobie i swym siostrom taki wyznaczała cel: “Mamy oznajmiać Serce Jezusa, to jest tak z Niego żyć i w Nim, i dla Niego, abyśmy się stawały do Niego podobne i aby w życiu naszym On był widoczniejszy, aniżeli my same”. Jej oddanie Najświętszemu Sercu Zbawiciela zaowocowało wielką miłością do ludzi. Odczuwała ciągle nienasycony głód miłości. Taka miłość, według błogosławionej Marii, nigdy nie powie dosyć, nigdy nie zatrzyma się na drodze. Unoszona jest bowiem prądem miłości Boskiego Parakleta. Przez tę miłość wielu duszom przywróciła światło Chrystusa i pomogła odzyskać utraconą godność. |
_______________________________________________________________________________
6 czerwca
Święty Filip, diakon
Diakon Filip był prawdopodobnie Żydem. W Dziejach Apostolskich (21, 8) nazywany jest także ewangelistą. Znalazł się w gronie siedmiu powołanych, aby “obsługiwali stoły” (Dz 6, 1-6). Po śmierci Szczepana udał się do Samarii i tam ochrzcił maga Szymona (Dz 8, 5-13). To on pouczył i ochrzcił dworzanina królowej etiopskiej, Kandaki. To samo źródło podaje, że głosił następnie Ewangelię od Azotu do Cezarei (Dz 8, 40). Tam też wedle tradycji miał zamieszkiwać, jak utrzymuje m.in. św. Hieronim, ktInternetowa Liturgia Godzin/Czytelniaóremu w 385 r. pokazywano w Cezarei dawne mieszkanie Filipa. Miał ponoć cztery córki, obdarzone charyzmatem proroctwa, nie wiadomo jednak, czy okruchy wiadomości na ten temat odnoszą się do niego, czy też do Apostoła o tym samym imieniu. Podobnie niepewna jest jego śmierć w Hierapolis. Klemens Aleksandryjski utrzymuje, że Filip był wspomnianym u Mateusza (Mt 8, 22) i Łukasza (Łk 9, 60) uczonym w Piśmie, do którego Pan powiedział: “Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie umarłych”. Jego wspomnienie Grecy umieścili pod dniem 11 października, natomiast Martyrologium Rzymskie – 6 czerwca. |
______________________________________________________________________________________________________________
5 czerwca
Święty Bonifacy, biskup i męczennik
fot. PCh24.pl *** Bonifacy urodził się około 673 r. w Dewonshire, w Anglii (Wessex). Na chrzcie otrzymał imię Winfryd. Jako młodzieniec, czując wezwanie do służby Bożej, został benedyktynem w opactwie Exeter, następnie w opactwie w Nursling. Przyjął imię Bonifacy. Święcenia kapłańskie otrzymał około 30. roku życia. Zaraz po święceniach opat wyznaczył mu funkcję kierownika szkoły w Nursling. Po pewnym czasie udał się na misje do Fryzji, dzisiejszych północnych Niemiec i Holandii. Szybko musiał jednak powrócić do swojego klasztoru. Wybuchła bowiem wojna między księciem Fryzów a Frankami. Po śmierci opata Winbrecha mnisi wybrali Bonifacego. Nie pozostał jednak długo na tym zaszczytnym stanowisku, gdyż w roku 718 wybrał się ponownie do Niemiec. Dla pozyskania poparcia misji udał się najpierw do Rzymu. Papież św. Grzegorz II dał mu listy polecające do króla Franków i do niektórych biskupów. 14 maja 719 roku Bonifacy opuścił Rzym i udał się do Niemiec. W drodze zatrzymał się w Pawii, gdzie odwiedził króla Longobardów. Stąd ruszył przez Bawarię, Turyngię i Hesję do Fryzji. Spotkał się ze św. Willibrordem. Pod kierunkiem tego doświadczonego misjonarza pracował około 3 lat. Trud misyjny Bonifacego wydawał niezwykłe owoce. W krótkim czasie miał ochrzcić kilka tysięcy germańskich pogan. Bonifacy udał się potem ponownie do Hesji, gdzie w roku 722 założył klasztor benedyktyński w Amoneburgu. W celu omówienia z papieżem organizacji stałej administracji kościelnej na terenie Niemiec, Bonifacy udał się ponownie do Rzymu. Wyjaśnił papieżowi stan misji i jej potrzeby. Grzegorz II udzielił Bonifacemu święceń biskupich i dał mu pełnomocnictwa, konieczne dla sprawniejszej akcji misyjnej. Wręczył mu również ponownie list polecający do króla Franków, Karola Martela. Ponieważ zapotrzebowanie na misjonarzy rosło, Bonifacy zwrócił się z apelem do klasztorów w Anglii o pomoc. Benedyktyni przysłali mu licznych i gorliwych misjonarzy. W roku 723 Bonifacy przybył na dwór Karola Martela. Ten dał biskupowi listy polecające do wszystkich urzędników frankońskich, by mu służyli wszelką dostępną pomocą. Korzystając z uprawnień metropolity misyjnego, Bonifacy mianował biskupów w Moguncji i w Würzburgu. Założył wiele placówek stałych, zależnych od tych biskupów, a także szereg klasztorów benedyktynów i benedyktynek. Uradowany tak pomyślnymi wynikami papież św. Grzegorz III wezwał Bonifacego do Rzymu i nałożył mu uroczyście paliusz metropolity-arcybiskupa z władzą mianowania i konsekrowania biskupów na terytorium Niemiec na wschód od Renu. Ponadto mianował go swoim legatem na Frankonię i Niemcy. Na mocy tak rozległej władzy Bonifacy zwołał do Bawarii synod, aby do administracji kościelnej wprowadzić ład, gdyż dotychczasowa akcja miała charakter okazjonalny i chaotyczny. Dzięki poparciu księcia Odilona zdołał przywrócić karność kościelną. Ustanowił biskupstwa w Passawie, Freising, Ratyzbonie (Regensburgu) i w Eichstätt. W Salzburgu mianował biskupem mnicha benedyktyńskiego, Jana. Posuwając się w głąb Niemiec, założył nadto biskupstwo w Fuldzie, które uznał za centrum i ośrodek swojej działalności misyjnej. W tym samym czasie we Francji nie zwoływano żadnych synodów. Wiele stolic biskupich było nieobsadzonych. Wśród duchowieństwa i wiernych upadek karności kościelnej był jaskrawo widoczny. Raport o tej sytuacji Bonifacy przesłał do Rzymu, do nowego papieża, św. Zachariasza. Otrzymał od niego polecenie, by jako legat papieski zabrał się do koniecznej reformy. Przeprowadził ją na synodzie generalnym w roku 743. Uchwały tam podjęte potwierdziły synody miejscowe. Nadto biskupi Galii wysłali do papieża list hołdowniczy i wspólne wyznanie wiary. Radując się z tak obiecującej reformy w Galii, Bonifacy chciał zaproponować podobną reformę w Anglii. W tej sprawie napisał do prymasa Anglii, Kutberta, który podobne reformy także przeprowadził. W roku 745 dzięki interwencji Bonifacego papież podniósł biskupstwo w Kolonii do godności metropolii. Podobnie uczynił z biskupstwem w Salzburgu i Moguncji (747). Mając 80 lat, po raz trzeci udał się na misje do Fryzji. Kiedy jednak dotarł do miasta Dokkum, został napadnięty przez pogan i wraz z 52 Towarzyszami 5 czerwca 754 roku zamordowany. Jego ciało przewieziono do Utrechtu, by je pochować w miejscowej katedrze. Jednak uczeń Bonifacego, św. Luli, zabrał je do Fuldy. Tam bowiem Bonifacy chciał być pogrzebany – i tam spoczywa do dziś. Co roku przy grobie św. Bonifacego zbiera się episkopat niemiecki na swoje narady. Ku czci św. Bonifacego wystawiono w Niemczech wiele kościołów. Jest on także bardzo czczony w Anglii. Już w roku 756 na synodzie plenarnym episkopat angielski ogłosił św. Bonifacego swoim patronem obok św. Grzegorza I Wielkiego, papieża, i św. Augustyna z Canterbury, pierwszego prymasa Anglii. Św. Bonifacy jest patronem Niemiec, diecezji w Fuldzie, Erfurcie, Moguncji oraz diecezji łomżyńskiej i archidiecezji warmińskiej, a także kasjerów, krawców, księgarzy i piwowarów. W ikonografii św. Bonifacy jest przedstawiany w biskupim stroju – w ornacie, paliuszu, mitrze lub jako benedyktyński mnich. Jego atrybutami są: kruk, lis, krzyż z podwójnym ramieniem – symbolizujący legata papieskiego, księga Ewangelii przebita mieczem (taką bowiem znaleziono przy nim po męczeńskiej śmierci). |
_____________________________________________________________________________________
Święty Bonifacy
Męczeństwo św. Bonifacego/Er(PD)
***
Był tak zafascynowany Słowem Bożym, że odczuwał konieczność i obowiązek niesienia go innym, nawet ryzykując osobiste bezpieczeństwo.
Katecheza Ojca Świętego Benedykta XVI – 11 marca 2009
Drodzy bracia i siostry,
dziś zatrzymamy się przy wielkim misjonarzu z VIII wieku, który szerzył chrześcijaństwo w Europie Środkowej, w tym także w mojej ojczyźnie, chodzi o świętego Bonifacego, który przeszedł do historii jako „apostoł Niemców”. Dzięki skrupulatności jego biografów mamy wiele wiadomości o jego życiu: urodził się w rodzinie anglosaskiej w Wessex około 675 roku i na chrzcie otrzymał imię Winfryd. Bardzo młodo wstąpił do klasztoru, gdyż pociągał go ideał monastycyzmu. Obdarzony wybitnymi zdolnościami umysłowymi zdawał się być przeznaczony do spokojnej i błyskotliwej kariery naukowej: został nauczycielem gramatyki łacińskiej, napisał kilka traktatów, ułożył też liczne poezje po łacinie. Wyświęcony na kapłana w wieku około trzydziestu lat, poczuł powołanie do apostołowania wśród pogan na kontynencie. Jego ziemia – Wielka Brytania, którą ewangelizowali zaledwie sto lat wcześniej benedyktyni pod przewodnictwem św. Augustyna, odznaczała się wiarą tak mocną i tak żarliwą miłością, że mogła wysyłać misjonarzy do Europy Środkowej, by głosili tam Ewangelię. W roku 716 Winfryd z kilkoma towarzyszami udał się do Fryzji (dzisiejszej Holandii), spotkał się tam jednak ze sprzeciwem miejscowego władcy i próba ewangelizacji się nie powiodła. Po powrocie do ojczyzny nie upadł na duchu i dwa lata później udał się do Rzymu na rozmowę z papieżem Grzegorzem II, który udzielił mu wskazówek. Papież, według relacji jednego z biografów, przyjął go „z uśmiechniętym obliczem i pełnym słodyczy spojrzeniem” (Willibald, Vita S. Bonifatii, ed. Levison, ss. 13-14), w końcu zaś, nadawszy mu nowe imię – Bonifacy, powierzył mu na mocy oficjalnych pism misję przepowiadania Ewangelii wśród narodów Niemiec.
Pokrzepiony i podniesiony na duchu poparciem, jakiego udzielił mu papież, Bonifacy oddał się głoszeniu Ewangelii w owych stronach, walcząc z kultami pogańskimi oraz umacniając podstawy moralności ludzkiej i chrześcijańskiej. Z wielkim poczuciem obowiązku pisał w jednym ze swych listów: „Jesteśmy niezłomni w walce w Dniu Pańskim, skoro nadeszły dni udręki i nędzy… Nie jesteśmy cichymi psami ani milczącymi obserwatorami, ani najemnikami uciekającymi przed wilkami! Jesteśmy natomiast pilnymi Pasterzami, którzy czuwają nad trzódką Chrystusową, głoszą osobom ważnym i zwykłym ludziom, bogatym i biednym wolę Boga… w porę i nie w porę…” (Epistulae, 3, 352.354: MGH). Dzięki swej niezmordowanej działalności, zdolnościom organizacyjnym, otwartemu i ujmującemu charakterowi, mimo stanowczości, Bonifacy osiągnął wspaniałe wyniki. Wówczas papież „ogłosił, że chce obdarzyć go godnością biskupią, aby w ten sposób z większą jeszcze determinacją mógł naprawiać i sprowadzać na drogę prawdy błądzących, aby czuł wsparcie ze strony wyższej władzy, wypływającej z godności apostolskiej i aby tym lepiej był widziany przez wszystkich na urzędzie przepowiadania, im bardziej widoczne by było, że z tej przyczyny wyświęcony został na hierarchę apostolskiego” (Otloho, Vita S. Bonifatii, ed. Levison, lib. I, p. 127).
Papież osobiście wyświęcił Bonifacego na „Biskupa regionalnego” – to znaczy dla całych Niemiec – który podjął następnie swe apostolskie trudy na powierzonych sobie obszarach i rozciągnął swe działania także na Kościół Galii: z wielką roztropnością przywrócił dyscyplinę kościelną, zwoływał liczne synody dla zapewnienia władzy świętych kanonów, umocnił niezbędną jedność z Biskupem Rzymu – była to sprawa, która leżała mu szczególnie na sercu. Również następcy Grzegorza II cenili go bardzo wysoko: Grzegorz III mianował go arcybiskupem wszystkich plemion germańskich, wysłał mu paliusz i przyznał władzę organizowania hierarchii kościelnej w tych regionach (por. Epist. 28: S. Bonifatii Epistulae, ed. Tangl, Berolini 1916); papież Zachariasz zatwierdził go na urzędzie i pochwalił jego zaangażowanie (por. Epist. 51, 57, 58, 60, 68, 77, 80, 86, 87, 89: op. cit.); papież Stefan III, zaraz po swym wyborze, otrzymał od niego list z wyrazami synowskiego uszanowania (por. Epist. 108: op. cit.).
Wielki biskup, oprócz pracy ewangelizacyjnej i organizacji Kościoła przez tworzenie diecezji i odbywanie synodów, nie omieszkał sprzyjać zakładaniu licznych klasztorów, męskich i żeńskich, aby niczym latarnia morska promieniowały wiarą oraz kulturą ludzką i chrześcijańską na cały obszar. Z klasztorów benedyktyńskich w swojej ojczyźnie sprowadzał mnichów i mniszki, którzy udzielali mu niezwykle wartościowej i cennej pomocy w wypełnianiu misji głoszenia Ewangelii oraz szerzenia nauk humanistycznych i sztuk wśród mieszkańców. Słusznie bowiem uważał, że praca dla Ewangelii musi być także pracą dla dobra prawdziwej kultury ludzkiej. Przede wszystkim klasztor w Fuldzie – założony około roku 743 – był sercem i ośrodkiem promieniowania duchowości i kultury religijnej: trwając na modlitwie, pracy i pokucie mnisi ćwiczyli się tam w dążeniu do świętości, kształcili się w poznawaniu nauk świętych i świeckich, przygotowywali się do głoszenia Ewangelii, aby być misjonarzami. Toteż zasługą Bonifacego, jego mnichów i jego mniszek – również kobiety miały bardzo ważny udział w tym dziele ewangelizacji – był także rozkwit owej kultury humanistycznej, która jest nierozdzielna od wiary i ukazuje jej piękno. Sam Bonifacy pozostawił nam znaczącego dzieła intelektualne. Przede wszystkim bogatą korespondencję, w której listy pasterskie przeplatają się z listami urzędowymi i innymi o charakterze prywatnym, ukazującymi wydarzenia społeczne, nade wszystko zaś jego bogaty temperament i jego głęboką wiarę. Napisał nawet traktat Ars grammatica, w którym objaśniał deklinacje, czasowniki, składnię języka łacińskiego, który jednak dla niego stawał się również narzędziem służącym szerzeniu wiary i kultury. Przypisuje mu się także Ars metrica, czyli wprowadzenie do pisania poezji oraz wiele utworów poetyckich, wreszcie zbiór piętnastu kazań.
Chociaż był już zaawansowany wiekowo – miał niemal 80 lat – przygotował się do nowej misji ewangelizacyjnej: z około pięćdziesięcioma mnichami powrócił do Fryzji, gdzie rozpoczynał swe dzieło. Niemal przeczuwając bliską już śmierć, nawiązując do drogi życia, pisał do swego ucznia i następcy na stolicy w Moguncji, biskupa św. Lulego: „Pragnę doprowadzić do końca cel tej podróży; nie mogę w żadnym wypadku wyrzec się pragnienia wyjazdu. Zbliża się dzień mego kresu i nadchodzi czas mej śmierci: po złożeniu doczesnych szczątków udam się po wieczną nagrodę. Lecz ty, najdroższy synu, nieustannie wzywaj lud, by odwrócił się od manowców błędu, dokończ rozpoczętą już budowę bazyliki w Fuldzie, gdzie złożysz moje ciało zestarzałe długimi latami życia” (Willibald, Vita S. Bonifatii, ed. Cit., p. 46). Gdy rozpoczynał Mszę św. w Dokkum (w dzisiejszej północnej Holandii), 5 czerwca 754 r. napadła nań banda pogan. Wyszedł przed szereg z pogodnym obliczem i «zakazał swoim walczyć, mówiąc: „ Zaniechajcie, syneczkowie, walk, porzućcie wojnę, bo świadectwo Pisma Świętego napomina nas, abyśmy nie odpłacali złem za zło, ale dobrem za zło. Oto nadszedł dzień od dawna upragniony, oto dzień naszego kresu; miejmy ufność w Panu!» (tamże, str. 49-50). Były to jego ostatnie słowa, zanim upadł pod ciosami napastników. Zwłoki biskupa- męczennika zostały następnie przeniesione do klasztoru w Fuldzie, gdzie znalazły godny pochówek. Już jeden z jego pierwszych biografów wyraził się o nim w następujących słowach: „Świętego biskupa Bonifacego można nazywać ojcem wszystkich mieszkańców Niemiec, bo jako pierwszy zrodził ich dla Chrystusa słowem swego świętego przepowiadania, umocnił ich swym przykładem i oddał za nich w końcu życie – nie można dać większej od tej miłości» (Otloho, Vita S. Bonifatii, ed. Cit., lib. I, p. 158).
Jakie przesłanie możemy dziś, po wiekach, odczytać z nauczania i niezwykłej działalności tego wielkiego misjonarza i męczennika? Pierwszą oczywistością narzucającą się każdemu, kto poznaje życie Bonifacego, jest centralne miejsce Słowa Bożego przeżywanego i interpretowanego w wierze Kościoła, Słowa, którym on żył, które głosił i o którym zaświadczył aż po najwyższy dar z siebie w męczeństwie. Był tak zafascynowany Słowem Bożym, że odczuwał konieczność i obowiązek niesienia go innym, nawet ryzykując osobiste bezpieczeństwo. Na nim opierała się ta wiara, do której krzewienia zobowiązał się uroczyście w chwili konsekracji biskupiej: «W pełni wyznaję czystość świętej wiary katolickiej i z Bożą pomocą pragnę pozostawać w całkowitej jedności z ową wiarą, w której bez najmniejszej wątpliwości jest pełnia zbawienia chrześcijan» (Epist. 12, in S. Bonifatii Epistolae, ed. cit., p. 29).
Drugą bardzo ważną oczywistością, wypływającą z życia św. Bonifacego, jest jego wierna wspólnota ze Stolicą Apostolską, stanowiąca mocny i centralny punkt jego pracy misjonarza. Zawsze zachowywał tę wspólnotę jako regułę swej misji i pozostawił ją jako swój testament. W liście do papieża Zachariasza stwierdził: „Nieustannie zachęcam i nakłaniam do posłuszeństwa Stolicy Apostolskiej tych, tych którzy chcą pozostać w wierze katolickiej i jedności z Kościołem rzymskim i tych wszystkich, których w tej mojej misji Bóg mi daje jako słuchaczy i uczniów” (Epist. 50: tamże, str. 81). Owocem takiej postawy był mocny duch jedności wokół Następcy Piotra, przekazywany przez św. Bonifacego Kościołom na terenie jego działalności misyjnej, łącząc z Rzymem Anglię, Niemcy, Francję i przyczyniając się w zdecydowany sposób do budowania chrześcijańskich korzeni Europy, które dały obfite owoce w następnych wiekach.
Warto zwrócić też uwagę na św. Bonifacego z jeszcze jednego względu: wspierał on spotkanie kultury rzymsko-chrześcijańskiej z germańską. Wiedział bowiem, że humanizacja i ewangelizacja stanowi integralną część jego misji biskupiej. Przekazując starożytne dziedzictwo wartości chrześcijańskich, zaszczepiał ludom germańskim nowy styl życia, bardziej ludzki, dzięki któremu lepiej przestrzegano niezbywalnych praw osoby. Jako prawdziwy syn św. Benedykta potrafił łączyć modlitwę i pracę, (fizyczną i intelektualną), pióro i pług.
Odważne świadectwo św. Bonifacego jest dla nas wszystkich zachętą, abyśmy w swym życiu przyjęli Słowo Boże jako istotny punkt odniesienia, żarliwie kochali Kościół, abyśmy czuli się współodpowiedzialni za jego przyszłość i dążyli do jego jedności wokół następcy Piotra. Równocześnie przypomina on nam, że chrześcijaństwo, sprzyjając upowszechnieniu kultury, wspiera rozwój człowieka. Dziś naszym zadaniem jest stawanie na wysokości tak fascynującego dziedzictwa i sprawienie, aby owocowało ono z pożytkiem dla przyszłych pokoleń.
Zawsze wielkie wrażenie wywiera na mnie jego gorliwy zapał dla Ewangelii. W wieku czterdziestu lat opuszcza piękne i owocne życie mnisze, życie zakonnika i profesora, aby głosić Ewangelię ludziom prostym, barbarzyńcom. Mając osiemdziesiąt lat jeszcze raz udaje się do rejonu, gdzie przewiduje swe męczeństwo. Porównując tę jego żarliwą wiarę, ową gorliwość o Ewangelię z naszą wiarą, często tak letnią i zbiurokratyzowaną, widzimy, co powinniśmy robić i jak odnowić naszą wiarę, abyśmy mogli przekazać w darze naszym czasom cenną perłę Ewangelii.
Benedykt XVI
wiara.pl
_________________________________________________________________________________________
5 czerwca
Błogosławiona Małgorzata Łucja Szewczyk, dziewica
Małgorzata urodziła się w 1828 r. w głęboko religijnej rodzinie polskiej w Szepetówce na Wołyniu (obecnie Ukraina). Wcześnie osierocona, znalazła duchowe oparcie w Bogu i Matce Najświętszej. Mając 20 lat wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka i złożyła prywatne śluby rad ewangelicznych. Jako tercjarka odważnie świadczyła miłosierdzie w trudnym okresie niewoli narodowej. Około 1880 r. udała się do Zakroczymia, odprawiła rekolekcje pod kierunkiem bł. Honorata Koźmińskiego i powierzyła się jego kierownictwu duchowemu. Odtąd w wynajętym mieszkaniu zaczęła gromadzić opuszczone i chore staruszki, którymi opiekowała się z wielką miłością. Gdy przyłączyły się do niej pierwsze towarzyszki, z pomocą bł. Honorata założyła zgromadzenie, które z czasem przyjęło nazwę Córek Matki Bożej Bolesnej, znane jako siostry serafitki. W 1891 r. przeniosła się do Galicji. W Oświęcimiu wybudowała klasztor, który stał się domem macierzystym zgromadzenia, ukierunkowanego na służbę opuszczonym i chorym oraz religijne wychowanie dzieci w otwieranych sierocińcach i ochronkach. Była dla sióstr wzorem żywej wiary, bezgranicznego zaufania Bożej Opatrzności i szczególnej czci wobec Matki Bożej Bolesnej. Eucharystia stanowiła centrum i źródło jej zapału apostolskiego, gorliwości o chwałę Bożą i ofiarnej miłości. Zmarła w opinii świętości 5 czerwca 1905 roku. Została zaliczona w poczet błogosławionych dnia 9 czerwca 2013 r. w bazylice Bożego Miłosierdzia w Krakowie. |
_________________________________________________________________________________________
Matka Małgorzata Szewczyk.
Zaufanie wbrew głównemu nurtowi
Przez większą część życia robiła rzeczy zakazane. Zakazane przez zaborców. Wbrew ukazom troszczyła się o kościoły na rodzimym Wołyniu, uczyła dzieci katechizmu, a jako dojrzała kobieta założyła tajne, gdyż bezhabitowe zgromadzenie, które opiekowało się najuboższymi.
Mogła trafić do więzienia, zostać zesłana na Syberię, mimo to robiła swoje, ufała, że skoro Bóg chce aby wykonała taką robotę, to z pewnością się o nią zatroszczy. Małgorzata Łucja Szewczyk, założycielka Zgromadzenia Matki Bożej Bolesnej całym życiem potwierdza, że nigdy się nie zawiodła.
Urodziła się w 1828 roku Szepetówce koło Zasławia na Wołyniu. Jej ojciec był dzierżawcą cukrowni i folwarku, rodzina była zamożna. Szczęście skończyło się w dzieciństwie – miała zaledwie dziewięć lat, gdy została sierotą i opiekę nad nią przejęła starsza przyrodnia siostra. To dzięki niej otrzymała staranne wykształcenie i wychowanie. Już w młodości odkryła, że małżeństwo to nie jej los. Chciała całkowicie poświęcić się Bogu, ale klasztory zostały na Wołyniu już zlikwidowane, bo ziemie te zostały przez rosyjskich zaborców uznane za integralną część Imperium, inaczej niż w Królestwie Polskim i poddane ostrej rusyfikacji jeszcze przed wielką akcją represji i rusyfikacji po Powstaniu Styczniowym. Biskupi diecezji zostali wywiezieni na Sybir, kościoły były zamykane. Jedyne, co mogła zrobić w tak wrogiej atmosferze to przyłączyć się do III Zakonu św. Franciszka i żyć radami ewangelicznymi w miarę możliwości.
Troszczyła się o kościoły, szyła i haftowała bieliznę liturgiczną, przygotowywała dzieci do I Komunii św., opiekowała się biednymi. Z Wołynia wyniosła dwie cenne umiejętności, które bardzo jej się przydały w przyszłości – potrafiła szyć, pięknie haftować i stosować medycyne ludową.
Miała 42 lata gdy wyruszyła na pielgrzymkę do Jerozolimy. Trudy podróży ofiarowała w intencji Kościoła na Wołyniu. Wcześniej udała się do Żytomierza po błogosławieństwo jedynego pozostającego na wolności biskupa Borowskiego (on także skończył jako zesłaniec) i ruszyła w drogę. Pierwszy etap drogi – liczący 1800 kilometrów – przeszła na piechotę. Przez Berdyczów i Winnicę doszła do Odessy, gdzie wsiadła na statek. Łucja tęskniła za Golgotą, tam chciała oddać wszystkie osobiste i narodowe sprawy. Gdy w końcu dotarła poczuła wielką łączność z Bogurodzicą, stojącą pod krzyżem. Matka Boska Bolesna została patronką jej życia i prac.
W Ziemi Świętej została około trzech lat. Pracowała w szpitalu św. Józefa razem z francuskimi zakonnicami i wciąż zastanawiała się, co ma robić, gdy wróci do kraju. Kierunek był oczywisty, chciała opiekować się najsłabszymi. Droga, konkretna realizacja planu, wciąż były dla niej niejasne.
Pomysł i konkret poddał jej o. Honorat Koźmiński, którego spotkała po powrocie do kraju. On też całe życie robił rzeczy zakazane przez rząd, bo będąc więźniem cara, przebywającym w kolejnych klasztorach – w Zakroczymiu i Nowym Mieście – ewangelizował, spowiadał od świtu do nocy i zastanawiał się, co robić w sytuacji, gdy Rosjanie po Powstaniu Styczniowym skasowali większość klasztorów w Królestwie, zakazali przyjmowania do nowicjatu, a starzy zakonnicy mieli dogorywać. I zdecydował, że w tej sytuacji należy zakładać tajne zgromadzenia, których członkowie będą ubierać się i żyć tak jak inni świeccy, ale potajemnie ewangelizować różne stany społeczne: nauczycieli, rzemieślników, robotnice, służące. Założycieli (zwłaszcza założycielki, bo było ich więcej) szukał o. Honorat wśród swoich penitentów, układał program ich formacji, na jego ręce składali później śluby zakonne. Tak powstało 26 zgromadzeń, a gdy w 1878 roku Łucja Szewczyk spowiadała się u charyzmatycznego kapucyna, On szybko ocenił, że powinna rozpocząć większe dzieła.
Łucja, która otrzymała imię zakonne Małgorzata „praktykowała” najpierw w „Przytulisku” w Warszawie, gdzie opiekowano się biedakami, a gdy okrzepła w swej zakonności, rozpoczęła samodzielną pracę. Kupiła w Zakroczymiu dom i na własnych plecach wniosła dwie pierwsze staruszki. Taki był początek Zgromadzenia Matki Bożej Bolesnej, które rozrastało się mimo nieustającej inwigilacji służb jawnych i tajnych imperatora. Zakładała kolejne placówki i przyjmowała kandydatki do ukrytej rodzinny zakonnej. Policja wciąż ją śledziła, a ona pisała do sióstr, że dokąd inaczej być nie może, trzeba ufać Bogu i żyć jak się da, a święta Opatrzność je nie opuści…
Nie myliła się, choć władze przeprowadziły śledztwo, badając, czy nie prowadzi zakazanej działalności, ale sprawa została umorzona i siostry nadal w ukryciu opiekowały się biedakami oraz ludźmi starymi.
Po dziesięciu latach pracy w zaborze rosyjskim matka Małgorzata przeniosła swe dzieło do Galicji. Po atmosferze grozy mogła spokojnie rozpocząć pracę i wykorzystać w pełni swoje możliwości. W Hałcnowie koło Bielska powstał dom dla biednych staruszek, ale także ochronka i sierociniec. W Oświęcimiu powstał dom generalny. Dzięki wielkiej ofiarności przy domu wybudowały kościół pod wezwaniem Matki Bożej Bolesnej. Później założyły szkołę gospodarczą dla dziewcząt z okolicy. Siostry zakładały pracownie krawieckie i hafciarskie, uczyły ubogie dziewczęta zawodu, odwiedzały chorych – pielęgniarstwa uczyły się jako wolontariuszki w szpitalach. Kilka z nich wyspecjalizowało się w rwaniu zębów u krakowskich bonifratrów. Były niezastąpione.
Pieniądze? Nie były przeszkodą. Serafitki (bo tak się nazywają) najpierw zaczynały dzieło. Fundusze się znajdowały później, jak na przykład wówczas, gdy na żłobek w Żywcu wpłaciła darowiznę Felicja Elżbieta Habsburg. Opatrzność Boża była niezawodna.
Po dwudziestu trzech latach matka Małgorzata przekazała urząd przełożonej swojej następczyni. Za radą o. Honorata, który do końca życia był jej spowiednikiem wróciła na ziemie zaboru rosyjskiego i zamieszkała w Nieszawie koło Włocławka.
Choć nie była bardzo znana, jej praca i modlitwa przyciągały ludzi. Gdy zmarła w 1905 na jej pogrzeb przyszły tłumy.
Alina Petrowa-Wasilewicz/Stacja7.pl
______________________________________________________________________________________________________________
4 czerwca
Święty Franciszek Caracciolo, prezbiter
Zobacz także: • Święty Piotr z Werony, prezbiter i męczennik |
Franciszek urodził się 13 października 1563 r. w Villa Santa Maria (królestwo Neapolu). Pochodził ze znakomitej rodziny. Na chrzcie otrzymał imię Askaniusz. Kiedy miał 22 lata, zachorował śmiertelnie. Złożył wtedy ślub oddania się Panu Bogu na służbę i wyzdrowiał. Studiował teologię na uniwersytecie w Neapolu, przeplatając studia modlitwą, uczynkami pokutnymi i charytatywnymi. W 1587 r. przyjął święcenia kapłańskie. Zaraz też włączył się do bractwa kapłanów neapolitańskich, których celem było towarzyszyć skazanym na śmierć, opiekować się więźniami i galernikami. Kaplica stowarzyszenia była w pobliżu szpitala dla nieuleczalnie chorych. Dzieląc pomiędzy te instytucje swoje zajęcia, młody kapłan z wolna pozyskał dla swojej apostolskiej pracy podobnie gorliwych kapłanów. Na początku zgłosiło swój akces dwóch. Wszyscy trzej przyjaciele udali się do pustelni w Camaldoli, by na modlitwie prosić o światło Ducha Świętego i opracować regułę. Postanowiono do ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa dołączyć ślub czwarty – nie przyjmowania żadnych godności kościelnych. Papież Sykstus V zatwierdził regułę – a więc i nowy zakon – w roku 1588. W ten sposób Askaniusz razem z genueńczykiem Janem Adorno założył nowy zakon Kanoników Regularnych Mniejszych, opiekujący się biednymi, chorymi i więźniami. Mając 26 lat, 9 kwietnia 1589 r., złożył śluby i w miejsce dotychczasowego: Askaniusz, przyjął nowe imię zakonne – Franciszek. W 1591 r. został generałem zakonu. W roku 1591 otrzymał zaproszenie do objęcia opieki nad kościołem Matki Bożej Większej w Neapolu. W roku 1594 powstał pierwszy dom zakonu w Hiszpanii, w roku 1598 w Rzymie, przy kościele Św. Agnieszki na Placu Navona. W roku 1601 Franciszek założył dom zakonny w Valladolid i trzeci z kolei w Hiszpanii, w Alcala. W roku 1606 powstał w Rzymie drugi dom nowego zakonu. Na własną prośbę Franciszek został zwolniony z obowiązków przełożonego generalnego. Piastował urzędy niższe: mistrza nowicjatu i przełożonego domu w Neapolu, potem wikariusza generalnego zakonu. Odznaczał się gorliwością, umartwieniem oraz nabożeństwem do Najświętszego Sakramentu. Popierał ze wszystkich sił – a także sam wprowadzał, gdzie tylko mógł – uroczyste wystawienia Najświętszego Sakramentu, adoracje i procesje. Zmarł 4 czerwca 1608 r. w Anconie, pielgrzymując do sanktuarium Matki Bożej w Loreto. Pochowano go w kościele Matki Bożej Większej w Neapolu. W czasie pogrzebu wydarzył się wypadek nagłego uzdrowienia pewnego człowieka ze śmiertelnej choroby. Po przepisanym przez prawo kościelne procesie kanonicznym do chwały błogosławionych wyniósł Franciszka papież Klemens XIV w roku 1770. Do katalogu świętych wpisał go uroczyście papież Pius VII w roku 1807. W roku 1840 św. Franciszek Caracciolo został ogłoszony drugim – obok św. Januarego – patronem Neapolu. W roku 1844 ciało Świętego przeniesiono do kościoła Santa Maria di Monteverginella w Neapolu. |
______________________________________________________________________________________________________________
3 czerwca
Święci Karol Lwanga
i jego Towarzysze, męczennicy
Zobacz także: • Święta Klotylda • Święty Jan Grande, zakonnik |
Do VIII wieku Afryka Północna wydała wielu świętych. Afryka Czarna – Środkowa i Południowa – zetknęła się z Kościołem dopiero wiele wieków później. Do Ugandy chrześcijaństwo dotarło w latach dziewięćdziesiątych XIX w. W 1879 r. przybyli tam Ojcowie Biali, którzy spotkali się z przychylnością mieszkańców. Jednak w kilka lat później razem z misjonarzami anglikańskimi zostali zmuszeni przez króla Mtera do opuszczenia kraju. Kiedy po jego śmierci na tron wstąpił Mwanga, rozpoczęło się krwawe prześladowanie chrześcijan. Pierwsze prześladowanie dotknęło misję anglikańską. W Natebe nieopodal stolicy kraju, Kampali, wbito na pale i żywcem spalono trzech uczniów szkockiego misjonarza Mackaya, który uczył Murzynów czytać, pisać i wierzyć. Z rozkazu króla zginął następnie pierwszy biskup anglikański, Hannigton. Wkrótce ofiarą nienawiści padli także neofici katoliccy – wśród nich dworzanie króla. Przez wiele dni na uwięzionych wywierano wszelkiego rodzaju naciski. Wśród męczenników było dwóch chłopców, liczących zaledwie 12 lat. Dnia 3 czerwca 1886 roku w Namugongo zapłonął stos. Zawiniętych w trzcinowe maty misjonarzy kolejno wrzucano w płomienie. Było to w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Męczenników było bardzo wielu. 6 czerwca 1920 roku beatyfikował ich Benedykt XV. Karol Lwanga został wyróżniony dlatego, że nie tylko z uśmiechem poniósł śmierć, ale zachęcał innych do wytrwania. Wraz z nim zginęło jednego dnia na tym samym miejscu 13 męczenników. Dlatego 3 czerwca papież wyznaczył na ich doroczne wspomnienie. 18 października 1964 roku (w niedzielę misyjną) Paweł VI wyniósł wspomnianych męczenników do chwały świętych. Karol Lwanga był wodzem plemienia Nagweya i przełożonym królewskich paziów. W momencie śmierci miał 25 lat. Jego ciało palono wolno na ogniu, zaczynając od stóp. Zgodnie z decyzją Piusa XI z 1934 r. Karol Lwanga jest patronem młodzieży i Akcji Katolickiej w Afryce. Balikudembe, Józef Mukasa, był pierwszym ministrem króla. Dla Chrystusa zdołał pozyskać 150 pogan. Banabakintu był naczelnikiem kilku wiosek murzyńskich. Zginął, kiedy miał lat 35. Andrzej Kaggwa, lat 30, był kapelmistrzem królewskim. Został ścięty, potem porąbany w kawałki. Szczególne męki zastosowano wobec Macieja Kalemby, który był sędzią i namiestnikiem okręgu; zginął mając lat 50. Obcięto mu ręce i nogi, wycinano mu żywcem kawały ciała, palono go, a potem wrzucono w sitowie w nadziei, że się po tylu mękach załamie. Tam od ran skonał. Pozyskał dla Chrystusa ok. 200 współziomków. Mwaggali Noe był garncarzem i garbarzem. 31 maja 1886 roku powieszono go, przebito włócznią, a jego wnętrzności dano na pożarcie wygłodniałym psom.Krew męczeńska wylana w Ugandzie nie poszła na marne, ale użyźniła czarną glebę afrykańską. Zaraz po ustaniu prześladowania w roku 1890 w Ugandzie było już 2197 katolików i ok. 10 000 katechumenów, którzy przygotowywali się do przyjęcia chrztu. W roku 1906 ich liczba wzrosła do ok. 100 000 katolików i ok. 150 000 katechumenów. |
______________________________________________________________________________________________________________
2 czerwca
Najświętsza Maryja Panna Krzeszowska
Matka Łaski Bożej
Zobacz także: • Święci męczennicy Marcelin i Piotr • Błogosławiony Sadok i jego Towarzysze, męczennicy • Święty Feliks z Nikozji, zakonnik |
W Krzeszowie na Dolnym Śląsku znajduje się kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Zwany był Domus aurea (Złotym domem) ze względu na niesłychany przepych wnętrza. W jego powstawaniu uczestniczyli najwybitniejsi przedstawiciele sztuki śląskiej. Kościół zbudowano w latach 1728-1735. Jego wnętrze zdobi dekoracja malarska autorstwa Jerzego Wilhelma Neunhertza. Tworzy ona wielki cykl malowideł sklepiennych; ich tematyka została zaczerpnięta z biblijnych zapowiedzi proroka Izajasza, odnoszących się do Chrystusa. Wiele wątków na malowidłach odwołuje się także do wydarzeń z dziejów zakonu bernardynów, pierwszych opiekunów sanktuarium krzeszowskiego (1242-1292). Po nich opiekę nad opactwem krzeszowskim objęli cystersi. W głównym ołtarzu kościoła znajduje się obraz Piotra Brandla, przedstawiający Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Szczególnym kultem otoczony jest także znajdujący się w ołtarzu wizerunek Matki Bożej Łaskawej. Zaginął on podczas wojen husyckich w wieku XV, a odnaleziony został 18 grudnia 1622 r. To wówczas z wielką siłą odrodził się jego kult. Na pamiątkę tego wydarzenia każdego roku 18 grudnia obchodzone jest Święto Światła. Obraz Matki Bożej Łaskawej, czczonej także jako Królowa Sudetów, znajduje się w Krzeszowie od XIII w. Ikona ta należy prawdopodobnie do najstarszych obrazów maryjnych w Europie. Według jednego z przekazów, pochodzi z Bizancjum. Mieli ją przywieźć rycerze uczestniczący w wyprawach krzyżowych. Najpierw trafiła do Rimini we Włoszech, następnie do Bawarii, w rodzinne strony św. Jadwigi. Przyszła żona Henryka Brodatego przywiozła ją na Dolny Śląsk w wianie ślubnym. Wizerunek Maryi namalowany jest farbami temperowymi na modrzewiowej desce o rozmiarach 60 x 37 centymetrów. Zamyślona Maryja, w purpurowym maforionie i zielonej sukni, lewą dłoń wspiera na piersi, a na prawej trzyma Jezusa okrytego zieloną szatką, spod której widać Jego bose stopy. Jezus podnosi prawą rączkę do góry w geście błogosławieństwa, w lewej trzyma zwinięty w rulon pergamin. Swą twarz kieruje w stronę Matki. Tło ikony jest złote. Ikonę otaczają piękne barokowe ramy wraz z napisem: Gratia Sanctae Mariae (Łaska Świętej Maryi). Ani twórca, ani dokładna data powstania obrazu nie są znane. Pomiędzy 25 marca 1996 r. a 10 września 1997 r. na terenie diecezji legnickiej miała miejsce peregrynacja kopii wizerunku Madonny Krzeszowskiej. Obraz nawiedził wówczas ponad 500 kościołów i kaplic zakonnych. 2 czerwca 1997 r. papież św. Jan Paweł II dokonał koronacji słynnego wizerunku krzeszowskiego złotymi koronami. Powiedział wtedy:Sanktuarium krzeszowskie ufundowała Anna, wdowa po Henryku Pobożnym, w rok po bitwie legnickiej. Już w wieku XIII przed obrazem Bogarodzicy gromadziły się rzesze pielgrzymów. I już wówczas nosiło ono nazwę Domus Gratiae Mariae. Rzeczywiście był to Dom Łaski hojnie rozdzielanej przez Bogurodzicę, do którego licznie przybywali pielgrzymi z różnych krajów, zwłaszcza Czesi, Niemcy, Serbołużyczanie i Polacy. Cieszymy się, że dziś także Boża Matka zgromadziła licznych pielgrzymów z tych po sąsiedzku żyjących narodów. Niech ten znak włożenia koron na głowę Maryi i Dzieciątka Jezus będzie wyrazem naszej wdzięczności za dobrodziejstwa Boże, których tak wiele otrzymywali i stale otrzymują czciciele Maryi, spieszący do krzeszowskiego Domu Łaski. Niech będzie również znakiem zaproszenia Jezusa i Maryi do królowania w naszych sercach i w życiu naszego narodu. Abyśmy wszyscy stawali się świątynią Boga i mężnymi świadkami Jego miłości do ludzi.Uroczysta intronizacja obrazu odbyła się w Krzeszowie 17 sierpnia 1997 r. Biskup legnicki ustanowił w Krzeszowie pierwsze sanktuarium na terenie diecezji, a w 1998 r. kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krzeszowie został ogłoszony bazyliką mniejszą. Corocznie, 15 sierpnia, w dniu odpustu obraz jest wyjmowany z głównego ołtarza i niesiony w uroczystej procesji przez przedstawicieli kapłanów, ojców, matek, młodzieży męskiej i żeńskiej, górników i dzieci. Z kolei 2 czerwca obchodzi się uroczystość odpustową w rocznicę koronacji obrazu przez św. Jana Pawła II.Różnymi tytułami chrześcijańska pobożność wzywała w ciągu wieków Matkę Bożą. Należy do nich określenie “Matka Łaski Bożej” lub inaczej Matka Boża Łaskawa. Pierwsze sformułowanie zaczerpnięte jest z litanii loretańskiej. Bezpośrednim sprawcą łaski Bożej jest Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel. Maryja jednak, tak jak jest Matką Chrystusa-Zbawiciela, sprawcy wszelkiej łaski, jest tym samym Matką Łaski Bożej. Zarówno u boku pierwszego człowieka – Adama, jak i u boku Chrystusa pojawia się niewiasta: Ewa i Maryja. Jak Ewa współdziałała w grzechu pierworodnym, tak Maryja ma swój czynny udział w zbawczej działalności Syna; działalności, przez którą otrzymujemy “obfitość łaski i dar sprawiedliwości”. Ojcowie Soboru Watykańskiego II tak nas pouczają: “Maryja, córka Adama, zgadzając się na słowo Boże, stała się Matką Jezusa, i przyjmując zbawczą wolę Bożą całym sercem, nie powstrzymana żadnym grzechem, całkowicie poświęciła samą siebie, jako służebnicę Pańską, osobie i dziełu Syna swego, pod Jego zwierzchnictwem i wespół z Nim z łaski Boga wszechmogącego służąc tajemnicy odkupienia. Maryja… z wolną wiarą i posłuszeństwem czynnie współpracowała w dziele zbawienia ludzkiego” (Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, nr 56). To włączenie się Maryi w dzieło zbawienia człowieka ma swoje określone następstwo. Stała się ona naszą Matką w porządku łaski: “To zaś macierzyństwo Maryi w ekonomii łaski trwa nieustannie – poczynając od aktu zgody, którą przy zwiastowaniu wiernie wypełniła i którą zachowała bez wahania pod krzyżem – aż do wiekuistego dopełnienia się zbawienia wszystkich wybranych. Albowiem wzięta do nieba nie zaprzestała tego zbawczego zadania, lecz poprzez wielorakie swoje wstawiennictwo ustawicznie zjednuje nam dary zbawienia wiecznego. Dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje się braćmi swojego Syna, dopóki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny” (Lumen gentium, nr 62). |
______________________________________________________________________________________________________________
1 czerwca
Święty Justyn, męczennik
Zobacz także: • Święty Inigo z Oña, opat |
Justyn urodził się na początku II w. we Flavia Neapolis (dzisiejszy Nablus w Samarii), w pogańskiej rodzinie. Po upadku Jerozolimy w 70 r. miasto było jednym z ważniejszych centrów kultury greckiej i rzymskiej na terenie Palestyny. Od młodości pasjonował się filozofią i problemami ogólnoludzkimi. Przebadał systemy Platona, Arystotelesa, Pitagorasa, epikurejczyków i modnych wówczas stoików. Jeszcze bardziej nurtowały go problemy religijne. W ten sposób zainteresował się judaizmem i chrześcijaństwem. Czytał Pismo św. i przyglądał się życiu chrześcijan. Badał ich naukę, obserwował ich obyczaje. Około roku 130 przyjął chrzest w Efezie. Stał się gorliwym wyznawcą. Justyn to najważniejszy apologeta chrześcijaństwa w II wieku. Wykorzystując autorytet, jaki sobie zdobył prawością charakteru i posiadaną wiedzą, zgromadził koło siebie uczniów i chętnie prowadził z nimi dyskusje na tematy filozoficzne, etyczne i religijne. Sam przekonany o tym, że tylko w chrześcijaństwie jest pełna prawda, dążył do tego, by i jego uczniowie byli o tym przekonani. Jednym z jego uczniów był Tacjan, późniejszy apologeta. Chętnie też spotykał się z filozofami pogańskimi i żydowskimi, aby żarliwie z nimi dyskutować na wspomniane tematy. W roku 135 spotkał się w Efezie z pewnym rabinem żydowskim, Tryfonem, i odbył z nim wielogodzinną dyskusję. Pamiątką tej rozmowy jest dzieło św. Justyna pod tytułem Dialog z Żydem Tryfonem. W tym czasie Justyn wydał też dwie apologie. Pierwszą z nich skierował do Rzymian, drugą zaś – formalnie do senatu rzymskiego. Wykazywał w nich odważnie, jak mylne poglądy mieli poganie o chrześcijanach i obalał zarzuty, stawiane wyznawcom Chrystusa przez pogan. Była to niemała odwaga. Od 100 lat wiara w Chrystusa była na państwowym indeksie. Od czasów Nerona chrześcijanie byli uważani za głównego wroga cesarstwa; należało ich tępić wszelkimi dostępnymi środkami. Nie odwołano krwawych edyktów, wydanych przez Nerona (54-68) i Domicjana (81-96). Za czasów Justyna panował wprawdzie raczej łagodny cesarz Antoninus Pius (138-161), wszakże za panowania cesarza-filozofa, Marka Aureliusza, prześladowanie wybuchło ponownie (161-180). Ofiarą właśnie tego prześladowania padł Justyn. Justyn kilkakrotnie toczył dysputy z filozofem Krescensem, zwalczając jego błędne teorie. Z tego powodu został oskarżony przez Krescensa wraz z sześcioma uczniami Charitonem, jego żoną Charytą, Euelpistem, Hieraksem, Peonem i Walerianem o wyznawanie chrześcijaństwa. Został aresztowany. Akta sądowe, które Rzymianie bardzo skrupulatnie prowadzili, zaginęły. Według podania wyrokiem sędziego Juniusza Rustyka został Justyn – jako obywatel rzymski – skazany na śmierć przez ścięcie głowy mieczem. Wyrok wykonano ok. 165 r. w Rzymie. Nie wiadomo, gdzie znajdują się relikwie Męczennika. Te, które są w Rzymie (w bazylice św. Wawrzyńca za Murami), w Kolonii oraz w Namur wydają się niepewne. Na Soborze Watykańskim I biskupi wnieśli prośbę, aby papież wprowadził Mszę świętą i teksty brewiarzowe na dzień święta św. Justyna, które obchodzono wówczas (do roku 1969) 14 kwietnia. Papież Pius IX przychylił się do ich prośby. Leon XIII w roku 1874 rozszerzył święto na cały Kościół. Kościół grecki obchodzi jego pamiątkę 1 czerwca. Tak jest i dzisiaj w Kościele łacińskim. W swoich pismach św. Justyn podjął pierwsze próby zbliżenia nauki chrześcijańskiej i filozofii greckiej. Justyn żył zaledwie ok. 100 lat po śmierci świętych Apostołów Piotra i Pawła, dlatego też jego dzieła są fundamentalnymi źródłami dla zapoznania się z ówczesną sytuacją Kościoła, jego organizacją i wewnętrzną strukturą, z obrzędami i liturgią. Warto podkreślić, że Justyn był człowiekiem świeckim, który wykorzystał swoją wiedzę dla obrony wiary chrześcijańskiej. W ikonografii Święty przedstawiany jest w chwili, gdy wręcza swoją “Apologię” cesarzowi Hadrianowi. |
________________________________________________________________________________
Święty Justyn
św. Justyn/André Thevet (PD)
***
KATECHEZA BENEDYKTA XVI z 21 marca 2007 roku
(…) Justyn urodził się około roku 100 w okolicy starożytnego Sychem w Samarii; przez długi czas poszukiwał prawdy, pielgrzymując od jednej do drugiej szkoły tradycji filozofii greckiej. (…)
Drodzy bracia i siostry,
w obecnych katechezach zastanawiamy się nad wielkimi postaciami rodzącego się Kościoła. Dziś mówić będziemy o świętym Justynie, filozofie i męczenniku, najważniejszym spośród Ojców Apologetów II wieku. Słowo “apologeci” określa tych starożytnych pisarzy chrześcijańskich, którzy stawiali sobie za cel obronę nowej religii przed poważnymi oskarżeniami ze strony pogan i Żydów oraz szerzenie nauki chrześcijańskiej w terminologii przystępnej dla kultury swoich czasów. I tak u apologetów mamy do czynienia z dwojaką troską: z troską bardziej typową dla apologetyki, aby bronić rodzącego się chrześcijaństwa (apologhía po grecku oznacza właśnie “obronę”) i z troską konstruktywną, “misyjną”, aby wyłożyć treści wiary w języku i w kategoriach myślenia zrozumiałych dla współczesnych.
Justyn urodził się około roku 100 w okolicy starożytnego Sychem w Samarii; przez długi czas poszukiwał prawdy, pielgrzymując od jednej do drugiej szkoły tradycji filozofii greckiej. W końcu – o czym sam opowiada w swoim “Dialogu z Trifonem” – tajemnicza postać, starzec napotkany na nadmorskiej plaży, najpierw wprawił go w zakłopotanie, ukazując niezdolność człowieka do zaspokojenia własnymi siłami dążenia do tego, co boskie. Z kolei wskazał mu w dawnych prorokach osoby, do których należy się zwrócić, aby odnaleźć drogę do Boga i “prawdziwą filozofię”. Żegnając się z nim, starzec wezwał go do modlitwy, aby zostały mu otwarte bramy światła. Opowieść ta jest aluzją do kluczowego wydarzenia w życiu Justyna: na koniec długiej wędrówki filozoficznej poszukiwania prawdy, dotarł on do wiary chrześcijańskiej. Założył w Rzymie szkołę, w której bezpłatnie wprowadzał uczniów w nową religię, uważaną za prawdziwą filozofię. W niej bowiem znalazł prawdę, a więc i sztukę życia prowadzonego w prawy sposób. Został za to zadenuncjowany i ścięty około roku 165, za panowania Marka Aureliusza, cesarza filozofa, do którego Justyn wystosował jedną ze swoich apologii.
Te właśnie dwie apologie oraz “Dialog z Żydem Trifonem” to jedyne dzieła, jakie po nim pozostały. Justyn chciał w nich przedstawić przede wszystkim Boży plan stworzenia i zabawienia, jaki dokonuje się w Jezusie Chrystusie, Logosie, to jest Słowie przedwiecznym, przedwiecznym Rozumie, Rozumie stwórczym. Każdy człowiek, jako stworzenie rozumne, ma udział w Logosie, nosi w sobie jego “nasienie” i zdolny jest uchwycić iskry prawdy. I tak sam Logos, który objawił się niczym w proroczej postaci Żydom Starego Przymierza, ukazał się częściowo, jakby w “nasionach prawdy”, również w filozofii greckiej. Otóż, wnioskuje Justyn, skoro chrześcijaństwo jest historycznym i osobistym objawieniem się Logosu w całej jego pełni, w konsekwencji “to wszystko, co pięknego wyraził ktokolwiek, należy do nas, chrześcijan” (2 Apol. 13, 4). W ten sposób, wytykając wprawdzie filozofii greckiej jej sprzeczności, Justyn sprowadza zdecydowanie do Logosu wszelką prawdę filozoficzną, uzasadniając z punktu widzenia rozumu wyjątkowe “roszczenie” do prawdy i powszechności religii chrześcijańskiej.
Jeżeli Stary Testament dąży do Chrystusa jako postaci zorientowanej na wiele znaczącą rzeczywistość, również filozofia grecka dąży do Chrystusa i do Ewangelii, podobnie jak część dąży do połączenia się z całością. I powiada, że obie te rzeczywistości, Stary Testament i filozofia grecka, są niejako dwiema drogami, prowadzącymi do Chrystusa, do Logosu. Oto dlaczego filozofia grecka nie może przeciwstawić się prawdzie ewangelicznej, chrześcijanie zaś mogą czerpać z niej z ufnością, niczym z własnego dobra. Dlatego mój czcigodny poprzednik, papież Jan Paweł II, nazwał Justyna “pionierem konstruktywnego dialogu z myślą filozoficzną, nacechowanym co prawda ostrożnością i rozwagą”, ponieważ Justyn “chociaż zachował wielkie uznanie dla filozofii greckiej nawet po nawróceniu, twierdził stanowczo i jednoznacznie, że znalazł w chrześcijaństwie “jedyną niezawodną i przydatną filozofię” (Dialogus cum Tryphone Iudaeo 8, 1) (Fides et ratio, 38).
W sumie postać i dzieło Justyna wyznaczają decydującą opcję starożytnego Kościoła na rzecz filozofii, na rzecz rozumu raczej, aniżeli na rzecz religii pogan. Pierwsi chrześcijanie bowiem niezmordowanie odrzucali jakikolwiek kompromis z religią pogan. Uważali ją za idolatrię, ryzykując z tego powodu pomówienie o “bluźnierstwo” i “bezbożność”. W szczególności, zwłaszcza w swej pierwszej apologii, Justyn dokonał bezlitosnej krytyki pogańskiej religii i jej mitów, uważanych przez niego za diabelskie “zwodzenie” z drogi prawdy. Filozofia natomiast reprezentowała uprzywilejowany obszar spotkania między pogaństwem, judaizmem i chrześcijaństwem właśnie na płaszczyźnie krytyki religii pogańskiej oraz jej fałszywych mitów. “Nasza filozofia – tak”, w sposób więcej niż wyraźny, określił nową religię inny apologeta współczesny Justynowi, biskup Melitone di Sardi (ap. Hist. Eccl. 4, 26, 7).
Faktycznie religia pogańska nie podążała drogami Logosu, lecz upierała się przy drogach mitu, mimo iż filozofia grecka uznała go za pozbawiony spoistości w prawdzie. Dlatego zmierzch religii pogańskiej był nieuchronny: był on logiczną konsekwencją oderwania religii – sprowadzonej do sztucznego zespołu ceremonii, konwenansów i zwyczajów – od prawdy bytu. Justyn, a wraz z nim inni apologeci, podpisali zdecydowane opowiedzenie się wiary chrześcijańskiej za Bogiem filozofów przeciwko fałszywym bogom religii pogańskiej. Był to wybór na rzecz prawdy bytu przeciwko mitowi zwyczaju. Kilka dziesięcioleci po Justynie Tertulian określił tę samą opcję chrześcijan w lapidarny i wciąż aktualny sposób: Dominus noster Christus veritatem se, non consuetudinem, cognominavit – Chrystus stwierdził, że jest prawdą, a nie zwyczajem (De virgin. Vel. 1, 1). Warto zauważyć w związku z tym, że termin consuetudo, użyty tu przez Tertuliana w odniesieniu do religii pogańskiej, można by oddać w nowożytnych językach wyrażeniem “moda kulturowa”, “moda czasu”.
W epoce takiej, jak nasza, naznaczonej relatywizmem w dyskusji na temat wartości i religii – jak też w dialogu między religiami – jest to lekcja, której nie można zapomnieć. W tym celu przypominam – i na tym zakończę – ostatnie słowa tajemniczego starca, spotkanego przez Justyna nad brzegiem morza: “Módl się, aby bramy światła zostały otwarte dla ciebie, ponieważ nikt nie może zobaczyć i pojąć, jeżeli Bóg i Jego Syn nie pozwolą mu tego zrozumieć”.
papież Benedykt XVI
wiara.pl
______________________________________________________________________________________________________________