Działać w prawdzie
Czytałem o takim spotkaniu ewangelizacyjnym, podczas którego prowadzący zapytał słuchaczy:
– Czy jesteście święci?
Pytanie wśród zgromadzonych ludzi wywołało zdziwienie, ale ten, który je zadał nie dał za wygrane i ponownie zapytał, tym razem młodego mężczyznę siedzącego w pierwszym rzędzie:
- A ty, czy jesteś święty?
- Co prawda… próbuję nim być, ale czy jestem? – odpowiedział zaskoczony takim pytaniem.
Wtedy pytający powiedział do swojego rozmówcy:
– Próbuj wstać!
I ten od razu z miejsca wstał.
– Ale ja nie mówiłem: „wstań”, tylko „próbuj wstać”.
Człowiek ten usiadł i po chwili znowu wstał.
– Ty przecież wstałeś, a ja powiedziałem ci: próbuj wstać.
– Jak mam próbować wstać – zapytał zmieszany słuchacz. Albo siedzę, albo wstaję. Nie rozumiem co to znaczy: próbować wstać?
Na tym przykładzie prowadzący grupę modlitewną pokazał bardzo przekonywująco jaka jest różnica pomiędzy natychmiastowym działaniem a chęcią próbowania. Nie ma czegoś takiego, że ja próbuję być świętym. Albo jestem święty teraz w tym konkretnym czasie, albo nie jestem.
Słowo Boga skierowane dziś do mnie domaga się właśnie takiego zdecydowanego opowiedzenia się. W Ewangelii znajduje się dwadzieścia siedem opisów, w których występuje słowo: „natychmiast”. A raz jeden występuje słowo „próbować” i to w sytuacji kiedy Pan Jezus mówi do Żydów: „Nie próbujcie sobie wmówić: ‘Abrahama mamy za ojca’.”
Wymagania Jezusa skierowane do owych trzech ludzi pragnących iść za Nim są radykalne i natychmiastowe, ale oni nie są jeszcze gotowi, aby pójść zaraz, natychmiast. Brak im tego zdecydowanego kroku, uczynienia wszystkiego od razu, co jest ich powołaniem, co dana chwila wymaga od nich.
W Księdze Apokalipsy wyraźnie jest powiedziane: „Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, pocznę cię wyrzucać z mych ust.” Zaś św. Mateusz zanotował takie słowa Pana Jezusa: „Królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je.”
Ksiądz Piotr Pawlukiewicz w książce Bóg dobry aż tak? zwraca uwagę jak ważnym momentem w życiu duchowym każdego chrześcijanina jest chwila postanowienia: „Choć może człowieka, którego powinieneś przeprosić, spotkasz dopiero jutro, może do spowiedzi będziesz mógł pójść za kilka godzin, może tę rzecz, którą musisz oddać, odniesiesz właścicielowi za kilka dni, to tę decyzję możesz podjąć już teraz! I jesteś święty. Natychmiast! Możesz natychmiast stać się święty – w autobusie, w kolejce do kasy, nawet leżąc w łóżku. Każdy człowiek na świecie, gdzie chce i kiedy chce, może natychmiast stać się święty! I to jest najprawdziwsza, niesamowita wolność, którą zyskaliśmy przez to, że Jezus już nas zbawił.”
Dzisiejsze II Czytanie mówi o takiej wolności ku której „wyswobodził nas Chrystus” i która realizuje się poprzez oddawanie siebie bliźniemu: „miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie”. Ale rozeznanie i wybór tej właściwej, tzn. prawdziwej wolności nie jest łatwy. Dla wielu staje się wręcz labiryntem. Kazimierz Brandys w książce Nierzeczywistości pisze w ten sposób, że „wolność polega na kontrolowaniu i władaniu instynktami, nie zaś na ich zaspakajaniu. Natura we mnie, jeśli jej nie otamuję, powiększy moją zależność i moją niewolę.” Podobne słowa można znaleźć u Artura Górskiego: „wszystko, co daje swobodę, co uwalnia ducha, a nie umacnia zarazem panowania nad sobą, jest zgubne.”
Ojciec Święty Jan Paweł II stale przypominał, że tylko w przestrzeni prawa moralnego można być człowiekiem prawdziwie wolnym. Jednym z podstawowych źródeł kryzysu współczesnej cywilizacji jest właśnie lekceważenie tej elementarnej prawdy. W orędziu pokojowym na rok 1981 pisał: „Nie ma prawdziwej wolności w społeczeństwie permisywnym, które myli wolność z zezwalaniem na jakikolwiek wybór, i które głosi w imię wolności pewien rodzaj powszechnej amoralności. Pogląd, że człowiek jest wolny w organizowaniu swego życia bez odwoływania się do wartości moralnych, i że nie jest zadaniem społeczeństwa zapewnienie ochrony i rozwoju wartości etycznych, jest wypaczeniem wolności.”
Zaś młodzieży zgromadzonej w Rzymie tłumaczył, że „być wolnym to znaczy spełniać owoce prawdy, działać w prawdzie. Być wolnym to znaczy umieć siebie poddać, podporządkować prawdzie – a nie: podporządkować prawdę sobie, swoim zachciankom, interesom, koniunkturom. Być wolnym to – wedle programu Chrystusa i Jego królestwa – nie użycie, ale trud. Trud wolności.
Kto szuka wolności łatwej, znajdzie tylko taką, która jest niczym innym, jak tylko przystosowaniem się do wielorakiego przymusu: do przymusu zmysłów i instynktów, do przymusu sytuacji, do przymusu wywieranego przez środki przekazu, do przyjmowania obiegowych schematów myślenia, wartościowania, postępowania, w których zagłusza się podstawowe pytanie o to, czy postępowanie takie jest dobre czy złe, godne czy niegodne.”
To, że człowiek musi walczyć sam z sobą i ze swą pożądliwością, by zachować prawdziwą wolność, wcale nie przemawia przeciwko podarowanej mu wolności; przecież nawet sam Chrystus musiał stoczyć wewnętrzną walkę w trakcie kuszenia. Jezusowa wolność polega właśnie na ciągłym czynieniu woli Ojca. I idąc tym śladem człowiek prawdziwie wyzwala siebie. Na tej drodze zaczyna widzieć cały sens wolności, którą jest miłość.
Raz jeszcze zacytuję słowa papieża, tym razem z sierpnia 1983 roku: „Staliśmy się uczestnikami wolności samego Chrystusa, wolności w dawaniu siebie samych… Ten, kto wybrał oddawanie siebie Bogu i bliźnim, już teraz żyje życiem wiecznym.”
W tym moim zdecydowaniu odnawianym każdego dnia trzeba mi być bardzo przezornym, bo jest jeszcze ktoś, kto zawsze zwodzi człowieka i mówi właściwie całkiem rozsądnie, może się nawet wydawać, że życzliwie. Słyszę ten szept, abym sobie dał spokój, abym w końcu był realistą: „Ty chcesz być święty, z twoimi grzechami, z twoimi słabościami? Bądź zwykłym, normalnym i przyzwoitym człowiekiem. Najwyżej, jak już chcesz, możesz próbować się poprawić, ale też nie od razu”… I jeżeli dam się zwieść tej podstępnej taktyce tym samym wchodzę na niebezpieczny teren, na którym rezygnuję z walki i nie podejmuję już decyzji zdecydowanej i gwałtownej. Pozostaje mi wtedy tylko bałamutne pocieszanie samego siebie – faktycznie zacznę dopiero od jutra, od przyszłego miesiąca…
Błagam Cię więc Panie o siłę i odwagę, abym zawsze podejmował natychmiastową walkę, bo Tobie zaufałem, który wciąż dotykasz mnie cudem swego miłosierdzia.
ksiądz Marian Łękawa SAC