Bóg patrzy na człowieka z miłością
***
Dzisiejsze Słowo Boże brzmi jakby rozpoczynał się już Wielki Post. Pan Jezus mówi: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. To samo przesłanie zawiera również I Czytanie. Jest w nim mowa i o nawróceniu i o pokucie. Bóg poleca Jonaszowi iść do Niniwy. A on po długich perypetiach nie znajduje nic bardziej pocieszającego, bardziej zachęcającego i mobilizującego, jak to krótkie zdanie: „Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona”. Mieszkańcy jednak tego „bardzo rozległego miasta – na trzy dni drogi” zaczęli pokutować i Bóg ulitował się nad ich niedolą. Właśnie dlatego Jonasz uciekał aż do Tarszisz. On wiedział, że „Bóg jest łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą”. W Księdze Jeremiasza sam Bóg mówi o swojej miłości do ludzi, która jest zawsze gotowa ulitować się nad ich niedolą i zaniechać swojej kary: „Raz postanawiam przeciw narodowi lub królestwu, że je wyplenię, obalę i zniszczę. Lecz jeśli ten naród, przeciw któremu orzekłem karę, nawróci się ze swej nieprawości, będę żałował nieszczęścia, jakie zamierzałem na niego zesłać”. Tak właśnie Bóg postąpił z Niniwą.
W 1811 roku we Włoszech, z okazji zaślubin królewskich, ogłoszono dla amnestię dla więźniów. Kiedy ułaskawienie otrzymał jeden z więźniów, który już 26 lat przebywał w więzieniu, a miał karę dożywocia – dziwna rzecz – on nie ucieszył się wiadomością o amnestii. Zmieszany zaczął prosić, by zrobiono wyjątek, co do jego osoby. Tłumaczył, ze już przywykł do swej celi i do więziennego trybu życia, że w świecie pewnie czułby się obco i nie umiałby juz żyć pomiędzy ludźmi.
Pan Jezus w dzisiejszym przesłaniu mówi bardzo wyraźnie: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże (Mk 1,15). Co to znaczy „pełnia czasu”? Bo może i mnie już trudno uczynić refleksję nad swoim życiem? A czas mija i to bardzo szybko mija. Ów uwięziony od 26 lat czy nie jest mi bliski w moim przyzwyczajeniu się do rutynowego powtarzania tych samych błędów, do życia w ciasnej i ciemnej celi własnego więzienia, w którym ponuro, ale jakoś swojsko. Już nie chcę sięgać po lepszy, inny świat i marzyć o pięknie Bożego Królestwa. Słowa, które napisał był swego czasu Władysław Krygowski: „Do gór trzeba dorosnąć, a nie góry obniżać do siebie” – już mnie nie poruszają. Bo może już uwierzyłem w coraz głośniejsze przekazy z masowych środków, które sprytnie osaczają mnie złymi, niedobrymi wiadomościami, z których powstaje obraz świata już nie tylko ponury i pesymistyczny, ale wręcz katastroficzny.
Kilkanaście lat temu święty Jan Paweł II w swoim przesłaniu na Światowy Dzień Pokoju przywołał Encyklikę świętego Jana XXIII „Pacem in Terris”. Wtedy konflikt nuklearny był prawie że nieunikniony.
Ks. Józef Orchowski w swojej książce pt. „Rozważania Tajemnic Różańcowych” przywołuje obraz tamtej pamiętnej nocy z 12 na 13 października 1960 roku. Milion pielgrzymów zgromadziło się w Cova da Ira. Modlili się, czuwali i pokutowali przed Najświętszym Sakramentem pomimo deszczu, który ich zupełnie przemoczył. Gdy w tym samym czasie około 300 diecezji łączyło się duchowo z pielgrzymami w modlitwie i pokucie w Fatimie, jednocześnie odbywało się posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego ONZ, na którym przemawiał Nikita Chruszczow. W przemówieniu tym zagroził posiadaną przez Rosję „bronią absolutnej zagłady”. Aby wymowniej podkreślić swoją groźbę zdjął z nogi but i bił nim w pulpit przed przerażonym Zgromadzeniem. To nie były jałowe straszenia. Chruszczow wiedział, ze jego naukowcy pracowali nad rakietą zdolną przenosić broń atomową. Prace były już zakończone i zamierzali zaprezentować ją, aby uczcić 43 rocznicę rewolucji.
13 października, zaraz po biciu butem w pulpit, Nikita Chruszczow w pośpiechu odleciał do Moskwy. Dlaczego tak postąpił?
Marszałek Nedelin, najwyższy rangą dowódca wojsk rakietowych, kierował bezpośrednio próbami owej rakiety. Gdy skończyło się odliczanie, rakieta nie wystartowała. Nedelin wraz ze swoją liczną świtą opuścił bunkier, ażeby ustalić przyczynę awarii. W tej samej chwili rakieta eksplodowała, a Marszałek i jego 300 ludzi zginęło na miejscu.
Zdarzyło się to wówczas, gdy świat katolicki na kolanach, przed Najświętszym Sakramentem u stóp Królowej Różańca Świętego w Fatimie, błagał, aby nie doszło do wojny atomowej.
Moc modlitwy różańcowej po wielokroć dawała ludzkości obronę daleko mocniejszą i pewniejszą aniżeli najbardziej niebezpieczne i inteligentne bronie, którymi wciąż pragną posługiwać się wielcy tego świata.
W tym współczesnym obrazie świata nie można nie zauważyć, że jest ktoś komu bardzo zależy, aby coraz głębiej pogrążać cały ludzki świat w jakiś paraliż, w zupełną niemoc. Kreując prognozy katastroficznych wizji łatwo jest pozbawiać ludzi jakiejkolwiek nadziei. To jest metoda rodem z piekła. Na przykładzie Niniwy można zrozumieć na czym polegało największe nieszczęście mieszkańców tego miasta. Przecież największa kara za grzech jest zawarta w samym grzechu. O. Jacek Salij pisze, że „w mieście tym zagasło światło Bożych przykazań, śmierć duchowa zapanowała nad większością jego mieszkańców. A gdzie ludzie zgubili swoje ukierunkowanie ku życiu wiecznemu i nie liczą się z Bogiem, tam nie pamiętają również ani o zasadach sprawiedliwości, ani o swojej godności – toteż ich świat staje się nieludzki. Takim właśnie miastem, nieludzkim miastem, zastał Niniwę prorok Jonasz”.
I to jest ta istotna kara za grzechy, kiedy grzech staje się jedynym wymiarem ludzkiego życia. Wtedy taki człowiek już nawet nie umie szukać Boga. Zło, w którym jest zanurzony – nawet nie wydaje mu się złem. A dobro będąc od niego oddalone – zupełnie jest niezrozumiałe.
Pan Jezus, wzywając do nawrócenia, najlepiej wie jak nieszczęśliwy jest człowiek oddzielony od Boga. U Jeremiasza ubolewa Bóg, że „naród mój popełnił podwójne zło: opuścili Mnie, źródło żywej wody i wykopali sobie cysterny, cysterny popękane, które nie mogą utrzymać wody”.
Kiedy Pan Jezus mówił o nawracaniu zaraz potem spojrzał na czterech swoich pierwszych uczniów i powiedział im: „Chodźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim”.
O taką łaskę radykalnej przemiany życia modlę się. Nawrócenie bowiem, które stało się udziałem tak wielu ludzi, daje tę wewnętrzną pewność, że sam Bóg patrzy na człowieka z miłością. I ta Boża miłość czyni człowieka mocnym, zdolnym zerwać wielorakie uwikłania z grzechem i zawierzyć całkowicie Bogu. I wtedy słowa, które powtarzam za psalmistą, stają się moją modlitwą:
„Chociażbym przechodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty, Boże jesteś ze mną”.
„Bo Ty Boże jesteś dla nas ucieczką i mocą. Przeto się nie boimy, choćby waliła się ziemia i góry zapadały w otchłań morza”.
ks. Marian Łękawa SAC