Kusiciel i pokusy
Każdego roku w I Niedzielę Wielkiego Postu podczas Liturgii Słowa słychać tę samą Ewangelię o kuszeniu Pana Jezusa na pustyni. Zmieniają się tylko Ewangeliści, ale obraz jest wciąż ten sam. Dzisiejszy opis według św. Łukasza podaje odwrotną kolejność wydarzeń w porównaniu z tekstem św. Mateusza. Prawdopodobnie po to, aby zakończyć kuszenie w Jerozolimie i ukazać w ten sposób posłannictwo Chrystusa jako podróż do świętego miasta.
W scenie kuszenia na pierwszym planie uwidocznione jest jak Pan Jezus przyznaje się do Boga. W sąsiadujących tekstach ze Starego i NowegoTestamentu również pojawiają się dwa wyznania wiary. W każdym z nich położony jest bardzo wyraźny nacisk na moc, która pochodzi z wysoka, a która jest konieczna i nieodzowna dla każdego.
Na początku mojego kolejnego Wielkiego Postu zdaję sobie sprawę jak bardzo, stale i wciąż i coraz usilniej, potrzebuję związania się z tą Bożą mocą. Dlatego wołam słowami dzisiejszego psalmu responsoryjnego: „Bądź ze mną Panie, w moim utrapieniu, Tyś moją ucieczką i twierdzą”. Bądź ze mną i ukaż mi wszystkie moje miejsca, gdzie szatan wciąż ma przystęp do mnie i usiłuje sprawować władzę nad moim życiem. Bo droga, którą odbywam, jest niebezpieczna. Otacza ją nie tylko przewrotność kusiciela, ale i drzemiące namiętności, wielorakie słabości, niedobre nawyki. Wszystko to jest we mnie i stale pobudza do złego.
U Romana Brandstaettera znalazłem taki tekst:
„Człowiek codziennie wychodzi na pustynię.
I nie zna granic tej pustyni
I codziennie kuszony jest człowiek,
I nie zna granic tej pokusy.
I codziennie walczy ze złem
I nie zna granic tego zła.”
Sceneria dzisiejszej Ewangelii jest scenerią, która wciąż się dzieje i ja też biorę w niej udział.
Pierwsza pokusa dotyka bardzo czułej struny. Jest nią egoizm. Kiedy ludzkie serce zostaje owładnięte tą pokusą – nie potrafi ogarnąć już nic więcej, bo myśli jedynie tylko i wyłącznie o sobie i działa tylko wokół siebie. Człowiek współczesny ulega tej pokusie. I co jest bardzo niepokojące, że on nawet już nie widzi tej pokusy. Bo ona przybrała pozory dobra. Stąd dzisiejsze pomieszanie dobra ze złem stało się czymś powszechnym. Człowiek, w imię słusznego i należnego mu prawa broni swojej swobody, aby mógł czynić to co się mu podoba, na co ma ochotę. Nikt nie może mu zabronić iść w kierunku, który go pociąga. W takiej sytuacji ani rozum, ani obowiązek, ani dobro wspólne nie mają już nic do powiedzenia. Bo tu sam egoizm staje się już prawem i to zarówno w życiu poszczególnego człowieka, jak i społeczeństwa.
Dlatego Ojciec Święty Jan Paweł II pisze wyraźnie o tym niebezpieczeństwie w encyklice Veritatis splendor: „Pojawia się dzisiaj groźba sprzymierzenia sił demokracji z relatywizmem etycznym, który pozbawia życie społeczności cywilnej trwałego moralnego punktu odniesienia, odbierając mu w sposób radykalny, zdolność rozpoznawania prawdy. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.
Również w drugiej pokusie jak często człowiek wystawia Pana Boga na próbę. Nie chcąc uznać za prawdę to co Bóg uznaje za prawdę – rozpoczyna dyskusję, targ z Panem Bogiem o granicę dzielącą dobro i zło. Próbuje ją przesunąć, żeby było mu łatwiej, przyjemniej i wygodniej.
A kiedy nie zostaje usatysfakcjonowany – dotyka go kolejna pokusa, która jest już tylko konsekwencją dwóch poprzednich. Ten sam kusiciel, który zwiódł Adama i Ewę, który usiłował bezczelnie podejść Syna Bożego – doprowadza człowieka do bałwochwalstwa. Może to nawet wydawać się śmieszne, że człowiek współczesny wciąż jest wplątywany w tę samą awanturę, w jaką byli uwikłani ludzie ze Starego Testamentu. Bo fałszywe bóstwa człowiek stale i nieustannie kreuje na sposób swojego wyobrażenia. Wciąż odbywa się ich intronizacja na to miejsce w sercu, które należne jest tylko samemu Bogu. Jeden jedyny Bóg wie, jaką te bożki mają władzę i siłę nad człowiekiem. Fundowanie sobie fałszywych bóstw można porównać do baśniowego króla ze starożytności, który czegokolwiek się dotknął – to zamieniał na złoto. I to dzieje się w ludzkim sercu. Pan Bóg ustami psalmisty wyśmiewa się z takich fałszywych bóstw, ale nie wyśmiewa się z człowieka zaplątanego w złowrogie i podejrzane kulty. Dlatego nastąpiło Wcielenie, dlatego jest Kościół, są kapłani, których wciąż posyła Pan aż na krańce świata, aby oni, jak starotestamentowi prorocy, rozwalali te fałszywe bóstwa. Również za naszych dni, i to bardzo często, świadectwo ich życia dawane o Bogu jedynym, żywym i prawdziwym, wymaga aż śmierci męczeńskiej.
Rozważając dzisiejsze Słowo Boże trzeba również zauważyć, jak diabeł sprytnie znalazł swoich wyręczycieli sam pozostając w cieniu. Nawet i niektórzy kapłani, może nieświadomi tego, że choć nie głoszą, iż diabeł nie istnieje, to na pewno mówią o nim rzadko albo wcale. A przecież podczas chrztu pada bardzo istotne pytanie do rodziców i chrzestnych, czy wyrzekają się szatana i wszystkich jego dzieł i pustych obietnic.
Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa i mojej odpowiedzialności za siebie i za tych, których Pan postawił na mojej drodze często odmawiam modlitwę, którą zapamiętałem z ministranckich czasów. Wtedy po każdej Mszy św. kapłan wypowiadał ją u stopni ołtarza:
„Święty Michale Archaniele, broń nas w walce. Przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną. Niech mu rozkaże Bóg, pokornie prosimy, a Ty Książę wojska niebieskiego, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz krążą po świecie, mocą Bożą strąć do piekła”.
ks. Marian Łękawa SAC