Wsłuchiwać się w Jego głos
***
Cztery dni temu, w środę Popielcową, Kościół rozpoczął kolejny okres Liturgii, który jest czasem podejmowania wielkiej próby. Mówimy – Wielki Post.
Jezusowe nawoływanie z każdym rokiem słyszę coraz wyraźniej i głośniej: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Z całym moim życiem, które Bóg dał, a które układa się na kształt krzyża – co widać teraz wyraźniej niż dawniej – mogę wciąż wchodzić w ślady Jezusowych stóp. Na pustynnym piachu ludzkie stopy zostawiają swój ślad. Wtedy naśladuję, jeżeli stawiam moje stopy w ślady stóp tego, kto idzie przede mną. To nic, że zmienia się moja twarz, że staje się starsza i pomarszczona, że włosy siwieją. Ważne jest jedynie to czy spełniam swoje powołanie, czy rzeczywiście idę śladami Chrystusa, czy stawiam moje stopy w ślady Jego pokrwawionych stóp?
Po chrzcie w Jordanie Pan Jezus przebywał na pustyni, aby pościć i medytować przez czterdzieści dni i nocy. Ten okres nawiązuje między innymi do czasów Noego kiedy to „upusty nieba otworzyły się i przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy padał deszcz na ziemię”. Dzisiejsze Pierwsze Czytanie opisuje wydarzenie, które nastąpiło po zakończeniu potopu. Mianowicie „Bóg zawarł przymierze z każdym człowiekiem i z wszelką istotą żywą”, a znakiem tego przymierza była tęcza.
Stoję więc przed Bożą propozycją. I żeby nie zmarnować tych tęczowych promieni Bożej łaski trzeba mi otworzyć na oścież swoje serce przed Bogiem i wsłuchiwać się w Jego głos. Ewangelia zaznacza, że to „Duch wyprowadził Jezusa na pustynię”.
Zmarły po długiej chorobie ksiądz werbista Antoni Czeczko w swoich rozważaniach pisał, że „wiele epizodów ludzkiego losu może odegrać rolę pustyni. To może być osamotnienie, niezrozumienie, odtrącenie, pustka wewnętrzna, choroba, cierpienie duszy, niepowodzenie, bezsilność i wiele innych jeszcze doznań. Tego rodzaju doświadczenia i udręczenia są udziałem każdego człowieka. I można przyjąć, że Bóg ma wobec człowieka w sytuacji ‘duchowej pustyni’ bardzo często taki sam zamiar, jaki miał wobec ludu izraelskiego”.
Poprzez proroka Ozeasza zdradzony Bóg, który siebie nazywa Oblubieńcem, mówi o swoim wybranym narodzie: „Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca.” Czy tak nie jest w moim życiu? Kiedy Bóg wyprowadza mnie na te pustynne doświadczenia – to dlatego, bo chce przemówić do mnie jakby mocniej, aby nie być zagłuszonym innymi głosami. A Bóg mówi o sprawie wagi najwyższej: o pierwszej miłości. Co prawda – pocieszam się, że przecież wciąż jest ona we mnie, ale czy na pierwszym miejscu? Moje niewierności zepchnęły ją na dalszy plan. Tli się nikłym płomykiem, usiłując przebić warstwy popiołu.
Żeby zdać sobie sprawę jak bardzo potrzebuję ożywienia tego nikłego płomyka dobrze jest popatrzeć jaki jest mój stosunek do Pana Boga poprzez pryzmat codziennych wydarzeń.
Słyszałem taką historię jak pewna pani zgubiła klucze od mieszkania. Natychmiast wróciła szybko do biura, przetrząsnęła wszystko, nawet kosz ze śmieciami. Potem razem z mężem wyjmowała fotele z samochodu. Szukała w śniegu, szukała w kałuży. Całą noc nie spała, bo bez przerwy nasłuchiwała, czy ktoś nie zakrada się do domu. Rano wyznaczyła dyżury na cały dzień, żeby pilnować domu. Wieczorem zaś postanowiła wymienić wszystkie zamki, bo klucze nie znalazły się.
Kawałek metalu, który zaginął, spowodował tak wielką mobilizację energii całej rodziny. Utrata poczucia bezpieczeństwa postawiła cały dom na nogi w poszukiwaniu kluczy, które okazały się tak ważne.
Zapytam siebie wprost: Czy tak ważny jest Bóg w moim życiu? Czy też tak potrafię chodzić i szukać Go na kolanach, rozmontowując swoje codzienne sprawy tylko dlatego, aby Boga odnaleźć? Czy tak przeżywam nieprzespane noce, bo bez Boga nie czuję się bezpieczny?
Boże Nieskończenie Miłosierny gorąco błagam, aby promienie Twojej łaski w tegoroczny Wielki Post wydobyły z mego serca prawdziwy wizerunek Twojego Syna – ubrudzony naleciałościami kurzu, brudów. Bo moje serce – widzę już – przykryte jest rutyną pobożności, czysto zewnętrznymi formułkami.
ks. Marian Łękawa SAC