Author: ks. Marian Łękawa SAC

  • Dr Gabriele Kuby apeluje do Polek: Wybierzcie życie. Zabijanie ludzi to nie jest prawo człowieka!

    Dr Gabriele Kuby apeluje do Polek: Wybierzcie życie. Zabijanie ludzi to nie jest prawo człowieka!
    fot. PCh24

    W Europie toczy się wojna. Jej główny front przebiega przez Polskę. Kultura życia toczy bój z kulturą śmierci. Ludzie, którym wydaje się, że są ukoronowaniem rozwoju ludzkości, wzywają do brutalnego mordowania dzieci nienarodzonych. Polskie kobiety nie mogą pozwolić, by nasz kraj poszedł tą samą drogą co wiele innych państw europejskich. O tym mówił dr Gabriele Kuby. 

    Instytut Ordo Iuris zorganizował konferencję online w obronie praw kobiet. Jednym z prelegentów była niemiecka socjolog, dr Gabriele Kuby, ceniona i znana w Polsce autorka książek poświęconych między innymi ideologii gender. Dr Kuby apelowała do polskich kobiet o to, by wybrały kulturę życia, a nie zabijania.

    Na początku dr Kuby zwróciła się z apelem do tych kobiet, które na ulicach Polski domagają się prawa do aborcji, niszczą kościoły, używają wulgarnych słów. Kobiety te powinny przemyśleć, co to znaczy być kobietą. – Jesteśmy w środku wojny. To wojna między kulturą życia a kulturą śmierci. Lub inaczej, to wojna między ateistycznym marksizmem, który chce doprowadzić do całkowitej jednakowości, a między tymi, którzy wierzą w Boga i domagają się sprawiedliwości. To wojna tych, którzy chcą utworzyć totalitarną dyktaturę manipulując świadomością mas, manipulując prawem i posługując się przemocą – z tymi, którzy wierzą w moc natury, rozumu i Boga – i dlatego walczą o wolność i sprawiedliwość. Wiedzą, że Bóg, natura i rozum wygrają tę wojnę – powiedziała.

    Jak wskazała Kuby, dziś w Europie główny front tej wojny przebiega przez Polskę. Kolejne europejskie narody w niesamowitym tempie porzucają Boga; od Pana odwracają się Hiszpania, Włochy, Irlandia czy Malta, kraje, które przez wieki były głęboko katolickie. – Czy także Polska pójdzie tą drogą? – zapytała.

    Jak przypomniała, Polska dzięki wierze katolickiej przetrwała nazistowski i komunistyczny terror. Państwa, które odrzucają Boga, ulegają kłamstwu węża z ogrodu Eden: nie, nie umrzesz, będziesz jak Bóg. – Wąż jednak kłamie. Po pierwsze, wszyscy umrzemy – także ci, którzy niszczą kościoły, dewastują pomniki Matki Bożej. Oni również umrą – wskazała.

    Nawiązała następnie do kwestii tak zwanej aborcji eugenicznej.

    – Drogie siostry w Polsce, może niektóre z was walczą o prawo do zabicia dziecka tylko i wyłącznie w odniesieniu do dzieci i tak skazanych na śmierć ze względu na ciężkie schorzenia i dysfunkcje. One też mają prawo do życia. Nie chcemy społeczeństwa, gdzie tylko zdrowi mają prawo do życia. Nie chcemy społeczeństwa, gdzie chorzy, niezależnie od etapu ich rozwoju, są zabijani. Może się wam wydawać, że to nie do przyjęcia, by wychowywać dziecko z zespołem Downa, że wasze życie jest zrujnowane. Nie wątpię, że bardzo trudno pogodzić się z takim wyrokiem losu. Rodzice dzieci ze specjalnymi potrzebami powinni być wyjątkowo szanowani w społeczeństwie i otrzymywać zarówno od społeczeństwa jak i od rządu każdą możliwą pomoc – stwierdziła.

    Dalej odniosła się do postulatów aborcji na żądanie jako rzekomego prawa człowieka.

    – Radykalne feministki w Polsce i na świecie walczą o więcej. Walczą o prawo człowieka do dokonania aborcji. Drogie kobiety, czy jesteście świadome tego, o co prosicie? Po horrorach i strasznych wydarzeniach II wojny światowej świat zgodził się, że są pewne prawa przynależne każdemu człowiekowi tylko dlatego, że ona czy on jest istotą ludzką, ma swoją ludzką godność. Oczywiście, ochrona prawa do życia jest ważniejsza niż jakiekolwiek inne prawo człowieka. Ale czy naprawdę jest prawem człowieka, że jedni ludzie mogą zabijać drugich? Każda z nas – wy też – zaczął swoje życie jako embrion. Czy w łonie matki byłyśmy czymś innym niż człowiekiem? – pytała.

    Następnie wskazała na różne metody zabijania dzieci nienarodzonych.

    Pierwszą z nich jest ekstrakcja, czyli wysysanie ciała dziecka we wczesnym etapie ciąży; taka metoda jest wykorzystywana w krajach, gdzie aborcja jest zakazana.

    Druga metoda polega na rozerwaniu starszego już dziecka, którego na USG widoczne są rączki czy rozwijający się mózg. Dziecko jest chwytane przez specjalne ostrze, rozrywane i usuwane po kawałku.

    Trzecia metoda to wysysanie za pomocą specjalnej tuby wprowadzanej do macicy, która rozcina ciało dziecka na części i wysysa je.

    Po czwartym miesiącu zabić dziecko jest trudniej, bo jego ciało jest już sztywniejsze a kościec twardszy. Wprowadza się więc do macicy mocne nożyce, które odcinają kończyny dziecka. Kiedy dziecko wykrwawi się na śmierć, usuwa się jego tors. Przy większych dzieciach miażdży się główkę żeby mogła opuścić drogi rodne kobiety.

    Kolejna metoda polega na zatruciu dziecka roztworem z solnym. Dziecko połyka ten roztwór i w ciągu kilku godzin ginie bolesną i ciężką śmiercią przez zatrucie solą. W ciągu następnych 48 godzin martwe dziecko, zabarwione na czerwono, jest rodzone przez sztucznie wywołane skurcze.

    Następna metoda polega na wstrzyknięciu rivanolu, środka dezynfekującego zawierającego alkohol. Rivanol wnika w skórę dziecka i niszczy jego ciało. Wysoki odsetek alkoholu jest dla dziecka toksyczny, zatrzymuje pracę jego serca. Rezultatem jest urodzenie zwłok zabarwionych na żółto.

    Wreszcie kolejna metoda to zabijanie dziecka zastrzykiem z trucizną zatrzymującą pracę serca. W końcowym etapie ciąży przez podbrzusze matki wprowadzana jest igła, która wprowadza roztwór chlorku potasu do serca dziecka. W efekcie następuje skurcz mięśni i praca serca zostaje zatrzymana. Martwe dziecko jest rodzone w wyniku sztucznie wywołanego porodu.

    Ostatnia metoda to aborcja chemiczna. Połyka się pigułkę, która może działać do drugiego trymestru ciąży. Wielu kobietom wydaje się to mniej brutalne niż rozrywanie dziecka na kawałki. Tabletka zawiera niezwykle silny syntetyczny hormon, który blokuje progesteron wymagany do rozwoju ciąży.

    W efekcie macica zaciska się; agonia dziecka trwa wiele godzin. Dziecko umiera wskutek zagłodzenia i zaduszenia. Dziecko jest rodzone i zwykle kończy w toalecie.

    – Wszystkie te rzeczy dzieją się w społeczeństwie, które uważa się za ukoronowanie ludzkości. Czy naprawdę nim jesteśmy? – zapytała.

    – Tak naprawdę wróciliśmy do najbardziej brutalnych epok naszej historii – dodała.

    – Drogie siostry, walczycie o prawo do zabicia swojego dziecka. Czy naprawdę tego właśnie chcecie? Jestem przekonana, że nie. Po prostu nie wyobrażacie sobie dziecka w swoim życiu. Jako matka trójki dzieci i babcia trójki dzieci mogę powiedzieć – życie samo w sobie jest niezwykle potężne. Żyjące dziecko, maleńkie, bezbronne, znajdzie sobie miejsce na ziemi, aby współistnieć razem z tobą, ze swoją matką. Będzie cię kochać, bezwarunkowo, niezależnie od tego kim jesteś i jaka jesteś. Nikt inny nie będzie cię tak kochał. Niezliczone kobiety, które powstrzymały swoją chęć dokonania aborcji, dzisiaj są z tego powodu niezwykle szczęśliwe, ze względu na radość, jaką dało im to dziecko – wskazała.

    – Nikt nie akceptuje cię tak, jak twoje własne dziecko. To będzie ścieżka twojego własnego uzdrowienia. Dziecko wzmocni twoją więź z życiem jako takim, z przyszłością. Miłość, jaką okazujesz dzisiaj dziecku, wróci do ciebie, kiedy ty będziesz potrzebowała miłości swoich dzieci. Wszyscy chcemy, żeby świat stał się lepszym miejscem. Zabijając nienarodzone dzieci tego nie osiągniemy. Jeżeli akceptujesz dziecko z całego serca, jeżeli kochasz je macierzyńską miłością, jeśli jesteś gotowa dokonywać poświęceń dla swojego dziecka, jak każda matka i każdy ojciec, to może się okazać, że twoje dziecko sprawi, iż świat naprawdę stanie się lepszym miejscem. Radość i głęboka satysfakcja, jakie wiążą się z potrzebą realizacji macierzyństwa, będą dla ciebie wspaniałą nagrodą – stwierdziła.

    Na koniec wezwała, by Polki podtrzymały przykład, jakim Polska była zawsze dla świata, sprzeciw wobec zbrodniczych ideologii i siłę wiary.

    PCh24.pl/Pach/2020-11-13

  • Sługa Boży Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński w obronie poczętych dzieci

    Sample
    fot. BP/KEP

    Prymas Tysiąclecia w swoich przemówieniach często nawiązywał do ochrony poczętego życia. Był świadkiem jak w 1956 roku komuniści wprowadzili prawo do aborcji na życzenie, w wyniku której dokonano ok. 20 mln aborcji. Wielokrotnie apelował o zaprzestanie tego procederu i szacunek wobec dziecka w łonie matki. Oto kilka cytatów Prymasa Tysiąclecia, które świadczą o wielkiej trosce do nienarodzonych dzieci.

    „Matka ma prawo do swego ciała, ale nie ma prawa do poczętego dziecięcia, bo ono jest własnością Boga i narodu.”

    „Obudźcie się! Ratujcie życie! Wszak chodzi tu o życie narodu! Zginajcie kolana przed każdym rodzącym się życiem, przed każdym dziecięciem”

    „Jeżeli najbardziej niewinne i bezbronne dziecko nie może czuć się bezpiecznie w jakimś społeczeństwie, wówczas już nikt bezpiecznie czuć się w nim nie może!”

    „Największym szczęściem jest dziecko! Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych, ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego. A małe niemowlę, które wyda na świat mocami Bożymi matka, ma w sobie życie wieczne.”

    „Pamiętajcie, nowa Polska nie może być Polską bez dzieci Bożych! Polską niepłodnych lub mordujących nowe życie matek! Polską pijaków! Polską ludzi niewiary, bez miłości Bożej! Nie może być ojczyzną ludzi bez wzajemnej czci jedni dla drugich, bez ducha ofiary i służby, bez umiejętności dzielenia się owocami pracy z tymi, którzy sami nie są w stanie zapracować na życie i utrzymanie.”

    „Jaka jest rodzina domowa, taka też będzie rodzina ojczysta. Jeśli nie będą umieli uszanować maleńkiego życia, które się rodzi w komórce życia domowego, nie uszanują i życia obywateli, bo nauczą się mordować już w rodzinach. W ten sposób zamiast społeczności życiodajnej, będzie się wyrabiać społeczność morderców. Będzie to naród samobójczy (…). Taki naród się skończy.”

    „Prawo do życia musi każdy uszanować: rodzice, Naród, społeczeństwo, Państwo i Kościół. Nikt nie może go pogwałcić, choćby dotyczyło istoty, która kryje się jeszcze pod sercem matki, bo już jest ona człowiekiem (…). Ta maleńka istota ma pełne prawo do życia i nikt, bez odpowiedzialności za zwykłe zabójstwo, nie może tego prawa naruszyć!”

    „Każde tak zwane prawo, które daje komukolwiek możliwość dysponowania i przesądzania o ludzkim życiu, jest bezprawiem. Każdy czyn, który zmierza wprost do zniszczenia i przekreślenia prawa człowieka do życia jest zwykłą zbrodnią.”

    „Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! (…) Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna.”

    „Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu – nauczał Prymas Tysiąclecia – jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! Powstające pod sercem matki nowe życie nie należy do niej. Jest ono własnością nowego człowieka! Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna. Musi więc mieć swoich obrońców. Obrońcą jest sam Bóg, który się upomni o to życie…”

  • Pro-liferka odpowiada na argumenty zwolenników pro-choice.

    Rozmowa ze Stephanie Gray Connors

    STEPHANIE GRAY CONNORS
    fot. archiwum prywatne/Aleteia

    – Dziecko przed narodzeniem jest człowiekiem, ponieważ posiada ludzkich rodziców i jest żywe, ponieważ rośnie. Ma więc niezbywalne prawo do życia – mówi Stephanie Gray Connors w wywiadzie dla Aletei. Odpowiada na najbardziej znane argumenty osób opowiadających się za prawem do aborcji.

    Stephanie jest międzynarodową mówczynią pro-life, która dała już prawie tysiąc prezentacji na całym świecie, i autorką książki „Miłość uwalnia życie. Aborcja i sztuka komunikowania prawdy”.

    Ewa Rejman: Zacznijmy od tego: czy pozwolisz mi zająć stanowisko za aborcją, lub, jak niektórzy wolą mówić, „za wyborem”, na czas tego wywiadu? Zapewniam cię, że uważnie śledziłam argumenty tej strony debaty w ostatnich tygodniach.

    Stephanie Gray Connors: Jasne, bardzo proszę!

    Wchodzę więc w moją rolę. Wierzysz w Boga Stworzyciela, masz swój własny zestaw zasad i podążasz za nimi. Oczywiście możesz to robić. Ale kto dał ci prawo narzucania swojej moralności innym ludziom, kiedy to nie ty będziesz ponosić konsekwencje ich wyborów?

    Na kwestię aborcji możemy patrzeć z perspektywy religijnej lub niereligijnej. Oczywiście, jestem religijna i wiem, że Bóg, w którego wierzę, kocha wszystkich ludzi, bez względu na to, jak rozwinięci są i jakie umiejętności mają. Jednak, także ktoś, kto nie jest religijny, może dojść do wniosku, że zabójstwo jest czymś złym. Ateiści także potępiają rasizm i walczą z nim. Nie wierzą w Boga, ale wierzą, że złem jest dyskryminowanie kogoś z powodu jego rasy. Mają poczucie, czy to intuicyjne, czy wynikające z ogólnych standardów ludzkiej równości, że musimy traktować inne osoby, jako równych. Nawet jeśli ktoś nie podziela mojego religijnego światopoglądu, mam nadzieję, że wierzy, że ludzie są równi i posiadają prawa człowieka, a wśród nich najbardziej podstawowe – prawo do życia. Skoro dziecko przed narodzeniem jest człowiekiem – jest nim, ponieważ ma ludzkich rodziców, i jest żywe, ponieważ rośnie, wtedy z perspektywy praw człowieka byłoby czymś złym zakończenie jego życia.

    Jako społeczeństwo mamy prawa, które chronią już urodzone osoby. Wszystko, o co prosimy, to konsekwencja, tak aby prawo chroniło także osoby przed narodzeniem, bez dyskryminacji ze względu na wiek. https://www.youtube.com/embed/DzzfSq2DEc4

    Wydaje się, że zapominasz, że prawa kobiet, włącznie z prawem wyboru, też są prawami człowieka! Czy naprawdę myślisz, że płód jest równy kobiecie, która ma już rozwinięty każdy aspekt swojego życia?

    Jeśli pochylamy się nad ideą praw kobiet, musimy zadać kluczowe pytanie: kiedy zaczynają się te prawa? Prawa kobiet zaczynają się wtedy, kiedy zaczyna się życie kobiety. Nauka uczy nas, że życie kobiety zaczyna się w momencie poczęcia. Jeżeli ktoś uważa, że kobieta powinna mieć prawo do aborcji, chciałabym poprosić tę osobę aby przemyślała następującą sytuację. Co jeśli kobieta chce aborcji, ponieważ nie chce urodzić dziewczynki? Zdaję sobie sprawę, że nie jest to raczej problem Polski, ale weźmy pod uwagę część świata, w której istnieje silna preferencja dla dzieci płci męskiej, na przykład południowo-wschodnią Azję. Jeśli ktoś twierdzi, że kobieta powinna mieć prawo do aborcji, wówczas powinien wspierać kobiety w Indiach, które decydują się na nią, ponieważ chcą chłopca i czują się nieszczęśliwe, będąc w ciąży z dziewczynką. Myślę, że większość obrońców praw kobiet, także tych w Polsce, byłoby przerażonych obieraniem za cel dziewczynek tylko ze względu na ich płeć. Jeśli sprzeciwiałyby się aborcji na dziewczynkach – z tego powodu, że są one dziewczynkami, powinny sprzeciwiać się wszystkim aborcjom. Tak, czymś złym jest zabicie dziewczynek, ponieważ są dziewczynkami, ale jest także czymś złym zabijanie małych ludzi, którzy są chłopcami – ponieważ są oni ludźmi.

    Żadna kobieta ani mężczyzna nie powinni mieć prawa zakończyć życia swojego dziecka. Pomyśl o sytuacji, kiedy mężczyzna zabija kobietę w ciąży. Nawet wielu zwolenników aborcji przyznałoby, że byłoby to uznane za podwójne zabójstwo.

    Moment, istnieje jednak pewna różnica pomiędzy sytuacją mężczyzn a kobiet. Mężczyźni nie zachodzą w ciążę. Urodzone dziecko można oddać komuś innemu, ale będąc w ciąży, jesteś jedyną osobą obciążoną i nikt inny nie może przejąć tego ciężaru.

    Masz rację. Pytanie brzmi – czy ten fakt usprawiedliwia aborcję, czy czyni nas jeszcze bardziej odpowiedzialnym za dziecko w łonie? Jeżeli ktoś się krztusi i w pomieszczeniu znajduje się dziesięć osób potrafiących udzielić pierwszej pomocy i uratować mu życie, wówczas jesteś mniej odpowiedzialna za udzielenie jej, ponieważ wiesz, że to samo może zrobić dziewięć innych osób. Co jednak, jeśli ktoś się krztusi i nie ma dziewięciu innych osób, jesteś tylko ty i wiesz, jak udzielić pierwszej pomocy? Wtedy czyni cię to bardziej odpowiedzialną, i jeżeli nie zrobisz nic, będzie to oznaczało, że zrobiłaś coś złego. Analogicznie, jeśli uznajemy, że dużo osób mogłoby zająć się już urodzonym dzieckiem – jest to prawdą – musimy uznać, że jeśli tylko kobieta w ciąży może zająć się dzieckiem przed urodzeniem, czyni ją to jeszcze bardziej za nie odpowiedzialną.

    Innym punktem, który bym podkreśliła jest to, że ostatecznie, zabicie dwulatka nie jest czymś złym, dlatego, że są inne osoby, które mogłyby się o niego zatroszczyć. Zabicie dwulatka jest czymś złym, ponieważ dwulatek jest człowiekiem, a wszyscy ludzie są równi i mają podstawowe prawo do życia. Co jeśli nie byłoby nikogo, kto zająłby się tym dwulatkiem? Oczywiście, nie dałoby nam to prawa do zabicia go. To samo jest prawdą, w przypadku dziecka przed narodzeniem.

    To, kiedy zaczyna się życie i czy płód może być uznany za człowieka jest pytaniem filozoficznym. Nie możesz tworzyć praw na tej podstawie.

    To, czy mamy do czynienia z człowiekiem czy nie, jest pytaniem całkowicie naukowym, ta kwestia może być obiektywnie ustalona przez test DNA. Filozoficzny aspekt debaty o aborcji polega raczej na czymś innym: gdy już ustalimy, czy mamy do czynienia z człowiekiem, jak powinniśmy traktować ludzi? Światopogląd, który ja proponuję, zgadza się z założeniami ONZ i wielu społeczeństw obywatelskich na całym świecie, a mianowicie oznacza, że jeśli należysz to ludzkiej rodziny, to jesteś równy innym i posiadasz prawo do życia. Niektórzy filozofowie nie podzielają tego poglądu. Niedawno debatowałam z prof. Peterem Singerem z Princeton. Uważa on, że tylko ci ludzie, którzy funkcjonują w danej chwili na określonym poziomie mają prawo do życia. Ten światopogląd jest problematyczny, ponieważ wyklucza nie tylko dzieci przed narodzeniem. Zgodnie z własnymi założeniami pozwala na zabijanie niemowląt. Większość osób byłoby tym przerażonych.https://www.youtube.com/embed/5OfNsPJ3hNM?feature=oembed

    Nie bierzesz pod uwagę przypadków ekstremalnych, w których aborcja mogłaby być dobrym rozwiązaniem. Pomyśl o matce, które wie, że jej dziecko umrze krótko po urodzeniu.

    Oczywiście musimy podchodzić z ogromnym współczuciem i delikatnością do osób w tak trudnych sytuacjach. Pytaniem, które musimy sobie zadać jest jednak: czy zakończenie życia osoby chorej jest aktem miłości? Zasugerowałabym, że nie i możemy pomyśleć o tym w następujący sposób. Jeśli miałabyś kogoś w innym kraju, kogoś, kogo bardzo kochasz i ta osoba zadzwoniłaby do ciebie i powiedziała, że zostały jej tylko cztery tygodnie życia, czy czekałabyś do końca trzeciego tygodnia, żeby do niej polecieć i pożegnać się z nią?

    Oczywiście, że nie! Zrobiłabym wszystko, żeby polecieć w pierwszym możliwym terminie i spędzić z tą osobą tyle czasu, ile to tylko możliwe.

    Ja również. Nie sądzę, żeby wiele osób wybrało tę drugą możliwość. Jeśli pozostało nam niewiele czasu do spędzenia wspólnie, chcemy rozciągnąć czas, który nam jeszcze pozostał, a nie go skracać. Jeżeli ktoś jest w zdrowej ciąży, może mieć przed sobą 50 lat na spędzenie ich razem z dzieckiem. Jeżeli jednak w 20. tygodniu dowie się, że jego dziecko umrze zaraz po urodzeniu, zamiast 50 lat ma tylko 20 kolejnych tygodni. Aborcja skróciłaby ten czas jeszcze bardziej.

    Nie sądzisz, że bardzo bolesne jest bycie w ciąży ze świadomością nieuchronnej śmierci swojego dziecka?

    Jeśli bolesna jest dla ciebie śmierć dziecka krótko po urodzeniu, prawdopodobnie również aborcja jest dla ciebie bolesna. Dokonanie jej nie sprawi, że smutek zniknie. Kiedy nadejdą pierwsze święta Bożego Narodzenia i nie będziesz mieć przy sobie dziecka, będziesz smutna. Kiedy nadejdzie pierwsza rocznica terminu porodu będziesz smutna tak czy inaczej. Ale inny rodzaj smutku występuje, kiedy ktoś umiera, ponieważ nie mogliśmy ocalić jego życia, a inny wtedy kiedy ktoś umiera, bo to życie mu odebraliśmy.

    Mówienie, że aborcja jest odbieraniem życia brzmi jak osądzenie kobiet, które miały aborcje. W wielu przypadkach może być to nasza matka, siostra, bliska przyjaciółka.

    Żaden człowiek nie jest idealny i każdy, kogo kochamy, czasami robi rzeczy, których nienawidzimy. Może pomocne byłoby przywołanie przykładu prowadzenia samochodu i jednoczesnego pisania wiadomości na telefonie – zgadzamy się, że jest to czymś złym. Jeśli twoja najlepsza przyjaciółka zabiłaby kogoś w wypadku, który spowodowała, ponieważ prowadziła samochód, pisząc wiadomości, nie popierałabyś tego, co zrobiła, gdyż znasz różnicę między osobą, a jej zachowaniem. Jednocześnie, nadal powinnaś kochać swoją przyjaciółkę, kochać ją nawet mocniej, kiedy cierpi w wyniku tego, co się stało.

    Ewa Rejman /17.11.20/ Aleteia.pl

  • Modlitwa rodziców, winnych zabójstwa nienarodzonych dzieci

    Opublikowano 21 sierpnia 2020 by wobroniewiary

    Autorem modlitwy jest kapłan, który chce zachować anonimowość. Redakcji strony „w obronie wiary” jest dobrze znany.

    Boże, nasz kochany Ojcze!

    Przychodzimy do Ciebie z wielkim bólem, ze złamanym sercem, z głębokim smutkiem. Nasza dusza nie przestaje płakać, a nasz wzrok jest spuszczony i nie mamy odwagi spojrzeć Ci w oczy. Naruszyliśmy Twoje przykazanie NIE ZABIJAJ!

    Matko Najświętsza, Matko Miłosierdzia, ucieczko grzeszników, oręduj za nami u Boga. Bóg Ci niczego nie odmawia, gdyż i Ty nigdy Mu niczego nie odmówiłaś. On ustanowił Cię Bramą Nieba, więc w Tobie i w Twej modlitwie pokładamy nadzieję. Przeprowadź nas nad otchłanią grzechu i zła, uproś nam Boże Miłosierdzie, zanim nie staniemy przed Sędzią Sprawiedliwym.

    Bardzo pobłądziliśmy! Nie jest prawdą, że istnieje jakiś „ślepy los”, „przeznaczenie”, i nikt się przed nim nie uchroni – „jeśli ma spotkać go zło, to go spotka, jeśli ma wypełnić dobro, to je wypełni”. Ty stwarzasz, Boże, każde swoje dziecko do szczęścia, tak ziemskiego jak i wiecznego, dla każdego z nich masz swój wspaniały plan i powołanie, jednak dla jego wypełnienia każdy ma współpracować z Tobą w sposób wolny, wybierając dobro i odrzucając zło. Także nasze dziecko otrzymało dar powołania, którego nie znamy. My jednak nadużyliśmy swojej wolności, podnosząc na nie rękę i odbierając mu życie, a przez to nie pozwalając mu tego powołania wypełnić, choć tyle małżeństw bezdzietnych chętnie zapewniłoby mu przyszłość. Zdążyło zaledwie złożyć Ci ofiarę z doznanej męczarni i okrutnej śmierci. Ponieważ stwarzasz od razu duszę człowieka jako dorosłą, dziecko miało pełną świadomość tego co się dzieje i było zdolne do złożenia takiej ofiary. Mamy nadzieję, że ginąc nie zaniosło przed Twój tron oskarżenia przeciwko nam, tylko modlitwę o przebaczenie i miłosierdzie, i nadal tę modlitwę za nas zanosi – o nią je prosimy.

    Nasz Ojcze, Ty nie brzydzisz się żadnym ze swoich dzieci, nawet najbardziej brudnym i grzesznym. Przychodzimy więc do Ciebie z wielką ufnością i świadomością faktu, że im dalej od Ciebie odeszliśmy, tym bardziej cieszy Cię nasz powrót. Przeżywasz radość, gdy możesz przebaczyć, widząc szczery żal oraz mocne postanowienie poprawy, a także wolę wynagrodzenia dobrem za popełnione zło. Na pewno to wszystko widzisz w naszym sercu. Błagamy Cię, byś nie tylko przyjął nas na nowo w swoje ramiona, ale także umożliwił nam życie miłe Tobie i obfitujące w jak największe zasługi.

    Dodaje nam odwagi, a nawet pociesza nas ogrom Twojego Miłosierdzia. Gdy komuś zło przebaczasz, czynisz to w sposób całkowity i pełny i patrzysz odtąd na niego tak, jakby wcale tego zła się nie dopuścił! Wymazujesz je ze swej pamięci i z serca i nie chcesz już do niego powracać, a na nas patrzysz jak na świętych… Pozostaje nam już tylko wyrównywanie naruszonego porządku czynieniem dobra, czy to na ziemi, czy w Czyśćcu. Jakie to dla nas szczęście! Chętnie włączymy się w dzieło duchowej adopcji dziecka poczętego, swoją codzienną modlitwą wypraszając szczęśliwe narodziny jakiegoś maleństwa, którego matka nie kocha i chciałaby je zabić w swoim łonie. Naszej pomocy potrzebują także biedne rodziny, wśród nich wielodzietne.

    Chociaż jesteśmy na drodze nawrócenia, piekielny oskarżyciel nadal trzyma swój pazur na ranie naszego serca i wciąż ją rozdrapuje. Kiedyś, przed grzechem zabójstwa, kusił nas do bagatelizowania i pomniejszania zła, podsuwał rzekome usprawiedliwienia, by zdławić głos ostrzegającego nas sumienia. Teraz natomiast – wprost przeciwnie: wyolbrzymia zło, ukazuje je jako „niewybaczalne” i wmawia nam, że zawsze w Twoich oczach będziemy przestępcami i nie możemy liczyć na Twoje Miłosierdzie! Nie chcemy być jego niewolnikami, nie pozwolimy mu dalej na wchodzenie między Ciebie a nas i na zatruwanie nam życia. Przezwyciężymy te jego ataki potężną modlitwą uwielbienia Ciebie i dziękczynienia za Twoją dobroć. Taką modlitwą przepełnione jest całe Niebo, niech więc nasz głos złączy się z głosami Aniołów i Świętych. Prostujemy się więc przed Twoim Obliczem, unosimy głowę, podnosimy wzrok, dotąd ze wstydem spuszczany, i wznosimy w górę serce. Alleluja – chwalmy Pana! Hosanna na wysokości!

    Ufamy, że spotkamy nasze dziecko w chwale Nieba i na wieki będziemy razem z nim szczęśliwi tam, gdzie wszelkie zło zostało zapomniane, a dobro rozkwitło w całej swej pełni.

    Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

  • LISTOPADOWY MIESIĄC ROZPOCZYNA SIĘ UROCZYSTOŚCIĄ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH

    Niedziela 1 listopada 2020

    MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA

    o godzinie 14.00

    tylko dla osób zarejestrowanych na Mszę; rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejschttps://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-0111-msza-sw-g-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-126699821577

    przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Antyfona na wejście

    Radujmy się wszyscy w Panu, obchodząc uroczystość ku czci Wszystkich Świętych. Z ich uroczystości radują się Aniołowie i wychwalają Syna Bożego.

    HYMN

    Chwała na wysokości Bogu, * a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. * Chwalimy Cię. * Błogosławimy Cię. * Wielbimy Cię. * Wysławiamy Cię. * Dzięki Ci składamy, * bo wielka jest chwała Twoja. * Panie Boże, Królu nieba, * Boże, Ojcze wszechmogący. * Panie, Synu Jednorodzony, * Jezu Chryste. * Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. * Który gładzisz grzechy świata, * zmiłuj się nad nami. * Który gładzisz grzechy świata, * przyjm błaganie nasze. * Który siedzisz po prawicy Ojca, * zmiłuj się nad nami. * Albowiem tylko Tyś jest święty * Tylko Tyś jest Panem. * Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste. * Z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca. * Amen.

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże, Ty pozwalasz nam w jednej uroczystości czcić zasługi
    Wszystkich Świętych, prosimy Cię,
    abyś dzięki wstawiennictwu tak wielu orędowników,
    hojnie udzielił nam upragnionego przebaczenia.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Apokalipsy św. Jana Apostoła – Ap 7,2-4.9-14

    Ja, Jan, ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca, mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu: „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego”. I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela.

    Potem ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: „Zbawienie Bogu naszemu, Zasiadającemu na tronie, i Barankowi”.

    A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu, mówiąc: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków. Amen!” A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: „Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” I powiedziałem do niego: „Panie, ty wiesz”. I rzekł do mnie: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 24

    R/ Oto lud wierny, szukający Boga.

    Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia,
    świat i jego mieszkańcy.
    Albowiem On go na morzach osadził
    i utwierdził ponad rzekami. R/

    Kto wstąpi na górę Pana,
    kto stanie w Jego świętym miejscu?
    Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca,
    który nie skłonił swej duszy ku marnościom. R/

    On otrzyma błogosławieństwo od Pana
    i zapłatę od Boga, swego Zbawcy.
    Oto pokolenie tych, co Go szukają,
    którzy szukają oblicza Boga Jakuba. R/

    Czytanie z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła – 1 J 3,1-3

    Najmilsi: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.

    Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 5,1-12a

    Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:

    „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie”.
    Oto słowo Pańskie.

    WYZNANIE WIARY

    Wierzę w jednego Boga, * Ojca Wszechmogącego, * Stworzyciela nieba i ziemi, * wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. * I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, * Syna Bożego Jednorodzonego, * który z Ojca jest zrodzony * przed wszystkimi wiekami. * Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, * Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. * Zrodzony a nie stworzony, * współistotny Ojcu, * a przez Niego wszystko się stało. * On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego * przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. * Ukrzyżowany również za nas, * pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. * I zmartwychwstał dnia trzeciego, * jak oznajmia Pismo. * I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. * I powtórnie przyjdzie w chwale * sądzić żywych i umarłych, * a Królestwu Jego nie będzie końca. * Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, * który od Ojca i Syna pochodzi. * Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; * który mówił przez Proroków. * Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. * Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. * I oczekuję wskrzeszenia umarłych. * I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, przyjmij łaskawie dary,
    które składamy na cześć Wszystkich Świętych; wierzymy, że cieszą się oni nieśmiertelnym życiem, spraw, abyśmy doznawali ich pomocy w naszym dążeniu do Ciebie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja o Wszystkich Świętych

    Zaprawdę godne to i sprawiedliwe,
    słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie
    Tobie składali dziękczynienie, Panie,
    Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże.
    Dzisiaj pozwalasz nam czcić Twoje święte miasto, niebieskie Jeruzalem, które jest naszą Matką.
    W nim zgromadzeni nasi bracia i siostry
    wysławiają Ciebie na wieki.
    Do niego spieszymy pielgrzymując drogą wiary
    i radując się z chwały wybranych członków Kościoła, których wstawiennictwo i przykład nas umacnia. Dlatego z niezliczoną rzeszą Świętych i Aniołów wysławiamy Ciebie, jednym głosem wołając:


    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
    Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
    Hosanna na wysokości.
    Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
    Hosanna na wysokości.

    Antyfona na Komunię

    Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, tylko Ty jesteś święty i Ciebie wielbimy
    jako jedyne źródło świętości wszystkich zbawionych, spraw, abyśmy z pomocą Twojej łaski
    osiągnęli pełnię miłości i od Uczty Eucharystycznej, która nas podtrzymuje w ziemskiej pielgrzymce,
    mogli przejść na ucztę w niebieskiej ojczyźnie.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Uroczyste błogosławieństwo

    Bóg, który jest chwałą i radością Świętych,
    pozwala wam dzisiaj obchodzić ich uroczystość,
    niech wam błogosławi dzisiaj i zawsze. Amen.

    Niech wstawiennictwo Świętych
    uwolni was od zła obecnego, a ich przykład
    niech was pociągnie do świętego życia
    w służbie Boga i bliźnich. Amen.

    Niech Bóg sprawi, abyście ze wszystkimi Świętymi radowali się w tej ojczyźnie, którą przygotował
    dla dzieci Kościoła. Amen.

    Niech was błogosławi Bóg wszechmogący,
    Ojciec i Syn, i Duch Święty. Amen.

    ***********

    Uroczystość Wszystkich Świętych

    ALL THE SAINTS
    Lawrence OP CC

    ***

    Kanonizując niektórych wiernych, to znaczy ogłaszając w sposób uroczysty, że ci wierni praktykowali heroicznie cnoty i żyli w wierności łasce Bożej, Kościół uznaje moc Ducha świętości, który jest w nim, oraz umacnia nadzieję wiernych, dając im świętych jako wzory i orędowników (Por. Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 40; 48-51).

    „W ciągu całej historii Kościoła w okolicznościach najtrudniejszych święte i święci byli zawsze źródłem i początkiem odnowy” (Jan Paweł II, adhort. apost. Christifideles laici, 16) . Istotnie, „świętość Kościoła jest tajemniczym źródłem i nieomylną miarą jego apostolskiego zaangażowania oraz misyjnego zapału” (Jan Paweł II, adhort. apost. Christifideles laici, 17).

    Wstawiennictwo świętych. „Ponieważ mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, jeszcze mocniej utwierdzają cały Kościół w świętości… nieustannie wstawiają się za nas u Ojca, ofiarując Mu zasługi, które przez jedynego Pośrednika między Bogiem i ludźmi, Jezusa Chrystusa, zdobyli na ziemi… Ich przeto troska braterska wspomaga wydatnie słabość naszą” (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 49).

    Nie płaczcie, będziecie mieli ze mnie większy pożytek i będę wam skuteczniej pomagał niż za życia (Św. Dominik, umierając, do swoich braci; por. Jordan z Saksonii, Libellus de principiis Ordinis praedicatorum, 93). Przejdę do mojego nieba, by czynić dobrze na ziemi (Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Novissima verba) 

    Komunia ze świętymi. „Nie tylko jednak ze względu na sam ich przykład czcimy pamięć mieszkańców nieba, ale bardziej jeszcze dlatego, żeby umacniała się jedność całego Kościoła w Duchu przez praktykowanie braterskiej miłości. Bo jak wzajemna łączność chrześcijańska między pielgrzymami prowadzi nas bliżej Chrystusa, tak obcowanie ze świętymi łączy nas z Chrystusem, z którego, niby ze Źródła i Głowy, wypływa wszelka łaska i życie Ludu Bożego” (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 50).

    Składamy hołd (Chrystusowi) w naszej adoracji, gdyż jest Synem Bożym, męczenników zaś kochamy jako uczniów i naśladowców Pana, a to jest rzeczą słuszną, gdyż w niezrównanym stopniu oddali się oni na służbę swojemu Królowi i Mistrzowi. Obyśmy również i my mogli stać się ich towarzyszami i współuczniami (Św. Polikarp, w: Martyrium Polycarpi, 17).

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    *****************


    fot.misyjne drogi.pl

    Podczas audiencji generalnej 13.04.2011 roku papież Benedykt XVI mówił na czym polega świętość:

    Świętość, pełnia chrześcijańskiego życia nie polega na dokonywaniu nadzwyczajnych czynów, ale na zjednoczeniu z Chrystusem, na życiu Jego tajemnicami, na przyswajaniu sobie Jego sposobu postępowania, Jego myśli, Jego zachowań. Miarą świętości jest to, jak wiele jest w naszym życiu z Chrystusa, oraz na ile, mocą Ducha Świętego, kształtujemy nasze życie na podobieństwo Jego życia. Trzeba upodobnić się do Jezusa, jak stwierdza św. Paweł: „tych, których przedtem poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna”. A św. Augustyn woła: „Moje życie będzie naprawdę żywe, całe napełnione Tobą”. (…)

    Drodzy przyjaciele, jakże wielkie i piękne, ale też proste jest w takim świetle chrześcijańskie powołanie! Wszyscy jesteśmy powołani do świętości – jest ona miarą chrześcijańskiego życia. To również wyraża z mocą św. Paweł, kiedy pisze: „Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. (…) On też ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami, aby przysposobili świętych do wykonywania posługi dla budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4,7.11-13).

    Pragnę zachęcić wszystkich do otworzenia się na działanie Ducha Świętego, który przemienia nasze życie, aby i z nas Bóg mógł tworzyć na przestrzeni dziejów tę wielką mozaikę świętości, aby oblicze Chrystusa zajaśniało pełnią swego blasku. Nie lękajmy się mierzyć wysoko, ku wyżynom Boga, nie lękajmy się, że Bóg chce od nas zbyt wiele, ale pozwólmy, by w każdym codziennym uczynku prowadziło nas Jego Słowo, nawet jeśli czujemy się ubodzy, niegodni i grzeszni: On nas przemieni na podobieństwo swojej miłości.

    papież Benedykt XVI

    *****************

    poniedziałek 2 listopada

    fot. katedra. Radom.pl

    ***

    W DZIEŃ ZADUSZNY

    kapłani odprawiają trzy Msze święte

    pierwsza i druga Msza św. będzie w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego o godz. 6.00 i 12.00

    trzecia (z udziałem wiernych) – w kościele św. Piotra o godz. 18.00

    rejestracja: https://www.eventbrite.co.uk/e/poniedziaek-0211-msza-sw-g-1800-koscio-sw-piotra-st-petersglasgow-tickets-126700545743

    ...

    Cmentarz Powązkowski w Warszawie/fot. David Thompson, licencja CC BY-NC-SA 2.0

    *****

    komentarz do Liturgii Kościoła na rozpoczynający się miesiąc:

    Liturgia obecnego czasu bardzo mocno wpisuje się w jesienną aurę, aby lepiej i mocniej pokazać proces przemijania otaczającego nas świata i nas, którzy przechodzimy przez ten świat.

    Ilu już naszych bliskich i dalekich, z którymi żyliśmy na co dzień, przeszło w całkowicie inny świat. Przeszli próg i już wiedzą czym naprawdę jest życie w całej swojej pełni. Dopóki jesteśmy po tej stronie życia – pozostaje nam tylko wiara w obietnicę, którą, nam ludziom, mieszkańcom tej ziemi, dał Chrystus Pan.

    Dziecko pyta mamę: “Jak to jest z umieraniem?” Mama odpowiada też pytaniem: Co się dzieje, kiedy wieczorem zasypiasz przed telewizorem, a rankiem następnego dnia budzisz się w swoim pokoju?”

    Dziecko zastanawia się przez moment i odpowiada: “Ty przeniosłaś mnie przez prog mojego pokoju”.

    A wtedy mama mówi: “Robiłam to już wiele razy, bardzo chętnie i z miłością. Tak samo jest z Bogiem. W Jego Synu możemy poczuć Jego miłość do nas. On kocha wszystkich ludzi takimi, jacy są. Przenosi nas ‘przez próg’ i przyjmuje do siebie. Próg, przez który On nas przenosi, nie dzieli tego i przyszłego świata. Ale dopiero po śmierci czeka nas to, co sprawi, że będziemy naprawdę szczęśliwi i poczujemy się spełnieni”.

    Wszyscy, niezależnie ile mamy lat, jesteśmy w tym samym pochodzie, który zmierza w kierunku drugiego brzegu życia. Taka jest prawda, że każdego dnia umieramy. Nawet kiedy rośniemy – to życie ziemskie w nas się skraca. Powtarzający się każdego roku cykl liturgiczny sprawia, że w człowieku pomnaża się jego wiara. Każdego dnia człowieczy los, ubogacony nowymi doświadczeniami, jest w stanie wyznać i to z coraz większą pokorą i zarazem z coraz większą pewnością, że “życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy”.  Rzeczywistość, do której każdy dzień nas przybliża, nie jest jakąś ciemnością, ale jest światłością i to światłością wiekuistą. Jezus jest światłem, nie tylko jako Bóg, ale także jako człowiek – Jezus, najbardziej żywy spośród umarłych. 

    Lilli Palmer rozmawiając z niewidomą Helen Keller zapytała ją: “Czy wierzy pani w życie po śmierci?” “Oczywiście, że tak!” – odpowiedziała z naciskiem. “Śmierć nie jest niczym innym jak przejściem z jednego pomieszczenia do drugiego”. Przez jakiś czas siedziały w milczeniu obok siebie. Upał i mocny zapach kwiatów sprawiły, że powieki stawały się coraz cięższe. Pewnie  zmorzyłby ich sen, ale nagle Helen kontynuowała rozpoczętą rozmowę. Powiedziała powoli i stanowczo: “Ale dla mnie istnieje pewna różnica. Bowiem w tym drugim pomieszczeniu – tam będę już widziała”.

    To tam odnajdziemy naszych ukochanych, których kochaliśmy po tej stronie życia. Z ich odejściem czuliśmy jak umierała jakaś część nas samych. Dlatego te nasze rozstania były takie bolesne, ale dzięki temu część naszego serca też już jest po tamtej stronie.

    Żyjemy z dala od Ojczyzny. W listopadowy czas myślą i sercem chodzimy po cmentarzach w naszych rodzinnych stronach. Ile wspomnień, ile wdzięczności ożywa w nas, bo przecież żyjemy dzięki tym, którzy odeszli. Otula nas ich miłość i trud. A ci, co poginęli daleko… których ciał nikt nigdy nie znajdzie… których nie przygarnął żaden cemntarz. Jest jednak ktoś, kto o nich wciąż i stale pamięta – to jest Matka Kościół. Przygarnia ich swoim opiekuńczym gestem. W czasie każdej Mszy św. gromadzi ich pod skrzydłami w memento za umarłych. Bo tylko Jezus jest prawdziwym życiem i takie życie daje. Przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie zniszczył śmierć. Dlatego dzięki Niemu nikt nie umiera sam i nikt nie umiera naprawdę: “Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć bedzie”…

    Pięknie wyraził istotę pierwszych listopadowych dni ks. Janusz Pasierb w swojej książce Czas otwarty: “Uroczystość Wszystkich Świetych i Dzień Zaduszny w potężnym skrócie ukazują nam wielorakie powiązanie wieczności z teraźniejszością. W pierwszym z tych dni pada na ziemię blask, w drugiem – nadzieja”.

    Ożywieni tą nadzieją zdajmy sobie sprawę jak wiele możemy pomóc duszom czyśćcowym. Włączmy się w modlitwy Kościoła. Święci, którym było dane już tu, po tej stronie życia, doświadczyć w sposób mistyczny na czym polega niebo, czyściec i piekło, niech ożywią naszą gorliwość. Wiele razy pisze o na ten temat św. Faustyna w swoim Dzienniczku. Albo książka Marcella Stanzione – Ojciec Pio i dusze czyśćcowe – opisuje jak przez całe życie był on gorliwie oddany duszom czyśćcowym. Tuż przed swoimi święceniami kapłańskimi pisał do ojca Benedetta:

    Od dłuższego czasu odczuwam w sobie potrzebę, aby oddać się Panu jako ofiara za nieszczęsnych grzeszników i za dusze czyśćcowe. Pragnienie to coraz bardziej rośnie w moim sercu, tak bardzo, że teraz stało się ono — powiedziałbym — gwałtowną pasją. Jest prawdą, że uczyniłem tę ofertę Panu wielokrotnie, błagając Go, aby zechciał zesłać na mnie kary, które przygotował dla grzeszników i dla dusz mających się oczyścić, aby nawet je pomnożył stokrotnie, byle tylko nawrócił i zbawił grzeszników, a także przyjął szybko do Raju dusze z czyśćca. Teraz jednak chciałbym ponowić moją ofiarę z Twoim pozwoleniem. Wydaje mi się, że Pan Jezus właśnie tego chce” (List I, 206)

    ks. Marian SAC

    *************** 
     

    Jak w tym roku uzyskać odpust za zmarłych?

    Jak w tym roku uzyskać odpust za zmarłych?
    fot. ks. Wojciech Parfianowicz/Gość Niedzielny

    ***

    W związku z panującą epidemią Penitencjaria Apostolska zmieniła w tym roku warunki uzyskania odpustu zupełnego za zmarłych związanego z uroczystością Wszystkich Świętych.

    Co roku odpust za zmarłych można było uzyskać nawiedzając cmentarze między 1 a 8 listopada i spełniając zwykłe warunki odpustu. W tym roku jednak, ze względu na panujące w wielu krajach zasady mające na celu spowolnienie rozprzestrzeniania się wirusa, dla wielu osób spełnienie zwykłych warunków może być niemożliwe, czy to ze względu na kwarantanny czy ograniczony dostęp do cmentarzy. W związku z tym Penitencjaria Apostolska – watykańska komórka odpowiedzialna m.in. za odpusty – wydała dekret mający na celu umożliwić uzyskanie odpustów pomimo obowiązujących restrykcji. Jakie w tym roku są zasady uzyskania odpustu?

    Odpust zupełny za osoby zmarłe można uzyskać na dwa sposoby:

    Sposób I:

    • Odpust można uzyskać przez 8 dowolnych dni listopada (nie muszą następować po sobie) nawiedzając cmentarz i modląc się tam za zmarłych oraz spełniając zwykłe warunki odpustu.

    Sposób II:

    • Nawiedzając z modlitwą kościół lub kaplicę publiczną w uroczystość Wszystkich Świętych (od południa) oraz w Dniu Zadusznym, odmawiając tam „Ojcze nasz” i „Wierzę” i spełniając zwykłe warunki odpustu. UWAGA: taka forma uzyskania odpustu może być też przełożona na dowolny dzień listopada.

    Zwykłymi warunkami odpustu są:

    • brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, nawet powszedniego.
    • stan łaski uświęcającej, czyli brak nieodpuszczonego grzechu ciężkiego lub spowiedź sakramentalna.
    • przyjęcie Komunii świętej.
    • odmówienie dowolnej modlitwy w intencji, w której modli się Ojciec święty.

    Penitencjaria wychodzi też naprzeciw osobom starszym, chorym oraz tym, którzy z poważnych powodów nie mogą opuścić domu, na przykład z powodu ograniczeń nałożonych przez władze i nie mogą spełnić któregoś z warunków, np. fizycznie nawiedzić kościoła czy przyjąć Komunii Świętej lub skorzystać z sakramentu pokuty, by być w stanie łaski uświęcającej. Osoby te będą mogły uzyskać odpust zupełny pod warunkiem duchowego dołączenia do pozostałych wiernych. Należy przy tym odrzucić wszelkie przywiązanie do grzechu z intencją jak najszybszego spełnienia warunków uzyskania odpustu, czyli przystąpienia do sakramentu pojednania, przyjęcia Komunii oraz modlitwy w intencjach Ojca Świętego oraz odmówienia przed obrazem Jezusa lub Maryi pobożnej modlitwy za zmarłych, na przykład Laudesów lub Nieszporów z Oficjum za zmarłych, koronki do Miłosierdzia Bożego lub innych modlitw dedykowanych zwykle zmarłym przez wiernych.

    Wojciech Teister/ Gość Niedzielny

    ******************

    Jak pomóc duszom czyśćcowym?

    Jak pomóc duszom czyśćcowym?
    Anioł uwalnia dusze w czyśćcu pędzla Ludovico Caracciego (ok. 1610)/WIKIPEDIA

    ***

    Pomaganie zmarłym nie polega na automatycznym wypełnianiu pewnych praktyk. Chodzi o duchowy dar. Najbardziej pomagamy duszom, kiedy sami zbliżamy się do Boga – mówi s. Anna Czajkowska ze Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych.

    Jak podkreśla, w pomocy duszom nie tyle trzeba myśleć o zmarłym – o tym, czego on konkretnie potrzebuje – ale trzeba myśleć o Bogu. Zwraca też uwagę, że po „tamtej stronie” nic nie wygląda tak jak po naszej i możemy mówić o rzeczywistości po śmierci jedynie poprzez pewne podobieństwo do tego, co znamy.

    KAI: Jak możemy pomagać duszom czyśćcowym?

    S. Anna Czajkowska: Modlitwa, post, jałmużna, odpusty – takie formy poleca nam Kościół katolicki. Musimy jednak pamiętać, że pomaganie zmarłym wymaga od nas autentycznego wysiłku duchowego i pogłębionego spojrzenia na czyściec w wierze. Nie chodzi o automatyczne wypełnianie pewnych praktyk. To nie magia. Nie jest tak, że jeśli odmówię różaniec, czy zamówię Msze św. gregoriańskie za mojego zmarłego, to on po ich odprawieniu automatycznie idzie do nieba. Eucharystia jest darem nieskończonym i niewyczerpanym, ale może się zdarzyć, że zmarły nie może z tego daru skorzystać, bo jest w jakiś sposób na nią zamknięty, skrępowany np. tym, że przez lata przyjmował niegodnie Komunię św. albo potrzebuje czegoś innego, np. przebaczenia.

    Skąd mamy wiedzieć, czego potrzebują zmarli?

    – Nie potrzebujemy tego wiedzieć. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że mówiąc o rzeczywistości czyśćca, mówimy i to jedynie w sposób niedoskonały o tym, co jest dla nas zupełnie nieznane. Po tamtej stronie nic nie wygląda tak, jak po naszej. Wyobrażamy to sobie jedynie przez pewne podobieństwo do rzeczywistości, którą znamy. Mamy liczne świadectwa świętych. Ale to są tylko świadectwa, które przeszły przez ludzki umysł. Ktoś spisał swoje doświadczenia tak, jak potrafił je pojąć i wyrazić, więc na pewno nie należy ich rozumieć dosłownie.

    Wiemy, że zmarli w czyśćcu nie doświadczają jeszcze pełnego zjednoczenia z Bogiem i cierpią z powodu tego oddalenia, z powodu niedoboru miłości w sercu. Na to oddalenie „pracowali” tutaj na ziemi. My, jeśli chcemy im pomóc, musimy niejako stanąć w ich sytuacji, „wejść w ich buty” i zbliżać się do Boga, starać się być z Nim w łączności. Najbardziej pomaga zmarłym to wszystko, co nas samych zbliża do Boga. W pomocy duszom nie tyle trzeba myśleć o zmarłym – trzeba myśleć o Bogu, myśleć o tym, co Bóg uczynił dla nas w Chrystusie. To jest droga do nieba dla nas i dla zmarłych cierpiących w czyśćcu.

    Stąd pośpiesznie, mechanicznie odmówiona modlitwa, Msza św. przeżywana bez duchowego zaangażowania, albo na którą idę tylko z lęku by nie zgrzeszyć i spełnić niedzielny obowiązek – takie dary niewiele pomogą zmarłym, gdyż i nas samych w niewielkim stopniu zbliżają do Boga, jeśli wręcz nie oddzielają od Niego. Z takiego powierzchownego przeżywania modlitwy czy Eucharystii my sami będziemy się musieli po śmierci oczyszczać. To przecież buduje w nas przeszkodę do pełnego przeżywania komunii z Bogiem. A na tej komunii polega niebo.

    Co zatem możemy robić?

    – Prowadząc Apostolstwo Pomocy Duszom Czyśćcowym zachęcamy do tego, co czynimy my same: wszystko to, co w danym dniu może być pomocą dla tych dusz ofiarowujemy Chrystusowi przez ręce Maryi. Warto pamiętać, że my sami nie dysponujemy niczym, co ofiarujemy duszom w czyśćcu cierpiącym. Wszystkim tym dysponuje Boże Miłosierdzie.

    Możemy chętnie darować urazy i udzielać przebaczenia różnym ludziom, którzy wobec nas zachowali się niewłaściwie; możemy to robić w intencji pomocy zmarłym, którzy tego przebaczenia potrzebują ze strony kogoś innego. Można w tej intencji wiernie wypełniać obowiązki wynikające ze swojego stanu – kapłańskiego, zakonnego ale także bycia żoną, mężem, matką czy ojcem. Przyjęcie z radością dziecka poczętego można ofiarować w intencji tych zmarłych, którzy cierpią, gdyż nie pozwolili się swojemu dziecku narodzić. Błogosławieństwo dane dziecku na dobranoc może być darem dla matek czy ojców, którzy przeklinali swoje dzieci i którzy źle je traktowali. Każdy gest życzliwości, miłości wobec swoich bliskich, sąsiadów czy osób potrzebujących, może być pomocą duszom czyśćcowym, jeśli taką intencję uczynimy. Byle tylko był to gest czyniony w łączności z Bogiem, w stanie łaski uświęcającej.

    Jakie jest znaczenie ofiarowywania cierpienia?

    – Święci, w tym św. Faustyna, św. o. Pio, czy nasz założyciel, bł. Honorat Koźmiński, mówili, że to bardzo skuteczna forma pomocy. Co więcej, to również pomaga nam. Pamięć o intencjach dodaje nam sił w sytuacjach trudnych. Jeśli muszę wykonać ciężką pracę, która mnie czasem przerasta, jeśli muszę przełamać lęk, by wypełnić swój obowiązek, jeśli przychodzi cierpienie fizyczne – gdy wielkodusznie ofiaruję to wszystko w intencji dusz czyśćcowych – to jest mi łatwiej. Tak czy siak cierpię, trudzę się, ale wiem, że mogę dzięki temu kogoś przybliżyć do nieba. Wtedy to moje cierpienie nabiera sensu.

    Zyskuję też wstawiennictwo zmarłych. To działa w obie strony. Na tym, m.in. polega tajemnica obcowania świętych. Gdy zmarli w czyśćcu widzą naszą troskę o nich, niemożliwe, by nie odpowiedzieli modlitwą za nas. Te dusze dzięki naszemu wsparciu coraz bardziej stają się podobne do Boga, a Bóg obdarowuje. One więc coraz bardziej się za nas modlą.

    Tę tajemnicę można też próbować zrozumieć na przykładzie własnego ciała. Gdy wyleczę jakąś ranę, cały czuję się lepiej. Ofiarowując coś zmarłym, leczymy tę cząstkę Mistycznego Ciała Chrystusa, która jest w cierpieniu. Cały Kościół dzięki temu doznaje ulgi i radości.

    Różaniec, Msze gregoriańskie, wypominki, Msze św. wieczyste – jakie jeszcze mamy formy wspierania dusz czyśćcowych?

    – Jeżeli zmarły miał pragnienie pochówku katolickiego, to – przynajmniej w naszej polskiej rzeczywistości – nie wyobrażamy sobie, żeby odbył się on poza Mszą św. Eucharystia jest sprawowana w dniu pogrzebu, czyli najczęściej trzeciego dnia po śmierci. Później zależy to już od dobrej woli członków rodziny, znajomych i wszystkich tych, którzy w jakiś sposób dowiadują się o śmierci. Często zdarza się, że wiele osób zamawia kolejne Msze św. za tego zmarłego – od rodziny, od sąsiadów, od przyjaciół. W niektórych parafiach jest przyjęte, że zamiast kwiatów i wieńców uczestnicy pogrzebu ofiarowują zmarłemu dar Eucharystii.

    Często też członkowie rodziny starają się, by w najbliższym czasie od pogrzebu zamówić Msze św. gregoriańskie w intencji zmarłego. Można też zamówić Msze św. wieczyste.

     Czym są Msze św. gregoriańskie i Msze św. wieczyste?

    – Msze św. gregoriańskie to 30 Mszy św. odprawianych w kolejnych dniach, bez przerwy, ofiarowanych za jedną osobę zmarłą. Jest to zwyczaj oparty jedynie na przekonaniu wiernych o skuteczności tej modlitwy. Zapoczątkowany został przez papieża Grzegorza Wielkiego, żyjącego w VI w., który polecił w taki sposób modlić się za zmarłego zakonnika. Według tradycji, trzydziestego dnia zakonnik miał się objawić we śnie przełożonemu klasztoru, dziękując za pomoc.

    Msze św. wieczyste mogą być odprawiane w niektórych zgromadzeniach zakonnych, jak np. pallotyni, czy werbiści. Mają oni na to specjalne pozwolenie od papieża. Msze te odprawiane są codziennie, tak długo, jak istnieć będzie dane zgromadzenie, za wszystkie osoby, które wpisane są z imienia i nazwiska do specjalnej Księgi Intencji Mszy Wieczystych. Odprawiane one mogą być za osoby żyjące i zmarłe. Intencje te zapewne obejmują już miliony ludzi. Z wpisem do Księgi wiąże się specjalna ofiara, która w wielu przypadkach przeznaczana jest na misje. Jest to zatem rodzaj jałmużny wspierającej ewangelizację, która może być dodatkowo ofiarowana w intencji zmarłych.

    W praktyce pobożnościowej przyjęło się również dawać na Wypominki.

    – Wypominki wiążą się nie tylko z odczytywaniem imion i nazwisk zmarłych. Stąd nie jest najlepszą praktyką nazywanie ich „wymieniankami” – jak to się dzieje w niektórych polskich parafiach. Chodzi o to, byśmy sobie uzmysłowili, że są to konkretne osoby, które kochaliśmy, z którymi dzieliliśmy swoje życie. One potrzebują nadal naszej miłości, bo ich życie toczy się nadal – w Bogu wszyscy żyją. Przywołujemy więc pamięć o nich z imienia i nazwiska w czasie wspólnotowego nabożeństwa na wzór memento za zmarłych z Modlitwy Eucharystycznej. Modlimy się we wspólnocie parafialnej uświadamiając sobie, że zmarli wciąż do niej należą. Forma wypominków jest różna, w zależności od tego, jak to jest przyjęte w danej parafii. Niekiedy imiona zmarłych odczytywane są przed Mszą św. w ich intencji, czasem w trakcie modlitwy różańcowej, po której jest też sprawowana Eucharystia. Zazwyczaj praktykowane jest to przez cały listopad. W niektórych parafiach są też wypominki roczne, czyli czytanie wypominków i Msza św. w intencji zmarłych sprawowana w konkretnym dniu każdego miesiąca –czyli 12 razy w ciągu roku.

    Jak uzyskać odpust za zmarłych?

    – Żeby otworzyć się na łaskę odpustu, trzeba się trochę wysilić duchowo. Nie wystarczy wypełnienie zewnętrznych czynności. Ta łaska również nie działa automatycznie. W życiu duchowym nic tak nie działa. To bardzo trudno ludziom wytłumaczyć. Nie wystarczy pójść na cmentarz od 1 do 8 listopada i odmówić tam modlitwę za zmarłych. (W tym roku wyjątkowo dar odpustu zupełnego związany z nawiedzeniem cmentarza można uzyskać przez cały miesiąc – w dowolnie przez siebie wybrane 8 dni). By uzyskać odpust zupełny trzeba przyjąć Komunię św., być w stanie łaski uświęcającej i pomodlić się w intencjach, w których modli się papież. Nie można też być w sercu przywiązanym do żadnego grzechu, nawet powszedniego. To jest najtrudniejszy warunek.

    Na czym to polega?

    – Można nie grzeszyć, ale być przywiązanym do grzechów. Można np. przestać kraść ale w sercu żałować, że inni są bardziej zaradni i nadal to robią. Można – to dotyczy grzechów powszednich – wyspowiadać się z tego, że używamy np. wulgarnego języka, ale z żalem powierzchownym i bez szczerej chęci zmiany swego języka, w przekonaniu, że bez wulgaryzmów moi znajomi nie zrozumieją, co do nich mówię. Tutaj chodzi o szczerość intencji, czyli o szczery żal i autentyczną gotowość zmiany życia, na zawsze, nie tylko na 2 czy 3 dni, w celu uzyskania odpustu. Zmiana może mi się oczywiście nie udać. Większość z nas przecież od lat spowiada się z tych samych grzechów. Ale, jak podkreślam, tu chodzi o intencję. Nie mogę mieć upodobania w żadnym grzechu – nawet najlżejszym. Nie chcę go pod żadną postacią. Podsumowując – krótko po odbyciu naprawdę dobrej spowiedzi, gdy jeszcze trwam w moich dobrych postanowieniach poprawy, mam naprawdę dużą szansę na tę wolność w sercu i na sięgnięcie po łaskę odpustu zupełnego. Jeśli ofiaruję go za duszę czyśćcową oznacza to dla niej wejście do chwały nieba.

    Czym są odpusty cząstkowe?

    – O odpustach cząstkowych mniej się mówi, a szkoda, bo łatwiej się na nie otworzyć. Wymagany jest tylko stan łaski uświęcającej i skrucha serca, czyli pokorna świadomość własnej słabości oraz potrzeby łaski Bożej. Jeśli w takim stanie będąc, z intencją pomocy zmarłym odmówię jakąś dowolną modlitwę, do której Kościół nadał łaskę odpustu częściowego – np. „Pod Twoją obronę”, różaniec, „Wieczny odpoczynek” albo np. pomodlę się aktem strzelistym „Jezu ufam Tobie!” w sytuacjach trudnych, o to, np. by nie odpowiedzieć złem na zło – zyskuję łaskę cząstkowego odpustu, czyli darowania części czyśćcowego cierpienia duszy.

    Czy listopad jest momentem szczególnych łask dla dusz czyśćcowych?

    – Kościół ustanowił na początku listopada uroczystość Wszystkich Świętych i wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych, kierując nasz duchowy wzrok nie tylko na niebo, ale również na czyściec. Dał nam też oktawę tej uroczystości. 2 listopada decyzją Stolicy Apostolskiej kapłani mogą sprawować aż 3 Msze św. To jest czas, w którym zwykły człowiek, zazwyczaj zalatany i zabiegany, ma szansę się zatrzymać i pomyśleć o wieczności. Kościół mu przypomina, że są święci w niebie, którzy nas wpierają swoją modlitwą, ale są też zmarli, którzy czekają na pomoc, bo sami już nic dla siebie nie mogą uczynić. Z pewnością w tym czasie staramy się gorliwiej modlić za dusze zmarłych, więc zapewne też dociera do nich więcej łask.

    Na pewno nie możemy się ograniczać w modlitwie za zmarłych do jednego miesiąca w roku. Niektóre objawienia prywatne podpowiadają, że szczególnym momentem łask dla dusz czyśćcowych są Święta Bożego Narodzenia. To ciekawa intuicja, zwłaszcza gdy sobie uświadomimy, czym było Wcielenie Chrystusa. Cały świat się od tego momentu zmienił. Liturgiczna pamiątka tego dnia musi być czasem wielkiego obdarowywania Bożym Miłosierdziem.

    Czym jest Apostolstwo Pomocy Duszom Czyśćcowym?

    – Jest to duchowa rodzina naszego Zgromadzenia, włączająca się w realizację charyzmatu niesienia pomocy duszom czyśćcowym. Działa już od prawie 40 lat i liczy ok. 30 tys. osób. Gromadzi ludzi żyjących różnym powołaniem. Należą do niego w większości osoby świeckie ale także w niemałej liczbie księża, siostry i bracia z różnych zgromadzeń zakonnych. Proponujemy im publikacje o tematyce eschatologicznej oraz uczestnictwo w rekolekcjach, z których oczywiście korzysta jedynie cząstka tej licznej wspólnoty. Docieramy do członków poprzez wewnętrzny kwartalnik formacyjny „Do domu Ojca” oraz treści zamieszczane na Facebooku Apostolstwa i na naszych stronach internetowych: www.wspomozycielki.pl oraz www.apdc.wspomozycielki.pl.

    ***

    S. Anna Czajkowska ze Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych zajmuje się w zgromadzeniu formacją członków Apostolstwa Pomocy Duszom Czyśćcowym.

    Zgromadzenie Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych powstało w 1889 r. Założone zostało przez bł. Honorata Koźmińskiego i m. Wandę Olędzką. To jedyne w Polsce a drugie w Europie żeńskie zgromadzenie zakonne, którego głównym celem jest niesienie pomocy duszom czyśćcowym.

    Siostry Wspomożycielki są zgromadzeniem bezhabitowym. Żyją według Reguły i Życia Braci i Sióstr Trzeciego Zakonu Regularnego św. Franciszka z Asyżu. Ratują dusze zmarłych ofiarując Panu Bogu w ich intencji całe swoje życie: śluby zakonne, modlitwy, prace apostolskie, publikacje o tematyce eschatologicznej, trudy i radości życia we wspólnocie życia konsekrowanego, uczynki miłosierdzia, wyrzeczenia, ofiary i odpusty.

    ****************************

    Dwa kondukty

    Jan Henryk Rosen
Pogrzeb św. Odylona 
fresk, 1927
katedra ormiańska, Lwów
    Jan Henryk Rosen Pogrzeb św. Odylona fresk, 1927 katedra ormiańska, Lwów

    ***

    Ten fresk jest wyjątkowy z dwóch powodów. Po pierwsze to bodaj jedyne przedstawienie w światowej sztuce pogrzebu św. Odylona (ok. 962–1049), opata benedyktynów z Cluny. Po drugie artysta namalował… dwa kondukty, jeden na drugim.

    Ciało świętego opata niosą na marach mnisi. Głowę Odylona otacza złota aureola. Kondukt prowadzi opat, następca zmarłego. Patrząc na tę kompozycję, ze zdziwieniem jednak odkrywamy, że jest ona „pokreślona” białymi liniami. Po chwili dostrzegamy, że nie są to przypadkowe kreski, lecz kunsztownie narysowane kontury zakapturzonych postaci mnichów, niosących w rękach zapalone gromnice.

    Święty Odylon, jako zwierzchnik potężnego opactwa w Cluny, był jednym z najbardziej wpływowych duchownych żyjących na przełomie wieków X i XI. Najprawdopodobniej to właśnie on rozpoczął świętowanie Zaduszek, czyli wspomnienia zmarłych w dniu następującym po uroczystości Wszystkich Świętych. Ponieważ opactwu w Cluny podlegało wówczas kilkaset klasztorów w całej Europie, obchody Zaduszek szeroko się spopularyzowały. Dziś św. Odylon jest patronem dusz czyśćcowych. Idący w kondukcie mnisi narysowani białymi konturami to zatem dusze zmarłych, które z wdzięczności za modlitwy zapoczątkowane przez opata Odylona dołączają się do jego pogrzebu.

    Malowidło jest częścią wystroju katedry ormiańskiej we Lwowie. Jego autor, Jan Henryk Rosen (1891–1982), zasłynął później z wielu dzieł plastycznych o tematyce sakralnej, zwłaszcza zrealizowanych w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkał od 1937 roku. Freski we Lwowie powstały na zlecenie Józefa Teodorowicza, arcybiskupa lwowskiego obrządku ormiańskiego.

    Leszek Śliwa/Gość Niedzielny

    ************************

    Msze święte gregoriańskie: gwarantują wybawienia z czyśćca?

    MSZA ŚWIĘTA
    Shutterstock

    ***

    Istnieją różne zwyczaje dotyczące odprawiania mszy św. za zmarłych. Szczególnie rozpowszechnione są tzw. gregorianki. Skąd się wziął ten zwyczaj i jakie jest jego znaczenie w życiu Kościoła?

    Msze gregoriańskie

    Przy pierwszym spojrzeniu na poniższy obraz można się przerazić. Tłum cierpiących ludzi, płomienie. Na szczęście to nie piekło, ale czyściec. Im wyżej wznosi się wzrok, tym więcej na obrazie jasności i nadziei. A jeden szczęśliwiec właśnie opuszcza to miejsce.

    Napis na wstędze informuje, że przechodzi ze śmierci do życia. Zgodnie z tytułem dzieła widzimy właśnie, jak „św. Grzegorz Wielki wprowadza do nieba duszę mnicha”. Po lewej stronie, niczym w nowocześnie montowanym filmie, widać kapłana sprawującego mszę św. Obraz namalował Giovanni Battista Crespi. Uwiecznił w ten sposób, jak rodził się zwyczaj odprawiania mszy św. gregoriańskich.

    Skąd się wzięły gregorianki?

    Tzw. gregorianka to trzydzieści kolejnych mszy św. ofiarowanych dzień po dniu za jedną osobę zmarłą. Skąd wziął się ten zwyczaj? Całą historię opisał św. Grzegorz Wielki w swych „Dialogach”.

    Zanim w 590 roku został papieżem, był opatem benedyktyńskiego klasztoru. Jeden z mnichów, imieniem Justus, zachorował. Już na łożu śmierci wyznał, że ukrył przed wspólnotą trzy złote soldy. W świetle zasad rządzących w klasztorze dopuścił się wielkiego grzechu. „Było bowiem w naszym klasztorze stałą regułą, aby bracia tak wspólnie żyli, aby żaden z nich nie miał swojej osobistej własności” – wyjaśnił papież Grzegorz I.

    Justus na polecenie opata umarł w osamotnieniu, a pochowano go nie wśród innych zakonników, lecz w niepoświęconej ziemi, rzucając do jego grobu wspomniane monety. Jednak miesiąc po jego śmierci Grzegorz zaczął się „w duchu litować nad zmarłym bratem i myśleć z głębokim smutkiem o jego katuszach i szukać jakiegoś środka, aby mu pomóc”. Polecił więc przeorowi, aby odprawiono za niego trzydzieści mszy św., dzień po dniu, bez przerwy.

    Po odprawieniu trzydziestej mszy św. Justus ukazał się w widzeniu swemu rodzonemu bratu Kopiosusowi (również mnichowi) i powiadomił go, że właśnie został uwolniony z czyśćca i dołączył do wspólnoty zbawionych. „Z tego wyraźnie się okazało, że zmarły brat przez zbawczą Hostię został uwolniony z katuszy” – podsumował papież Grzegorz I.

    Uważa się, że to właśnie pod wpływem jego autorytetu praktyka trzydziestu mszy św. odprawianych za konkretną osobę zmarłą upowszechniła się najpierw w Rzymie, a potem w Europie.

    Zasady odprawiania gregorianek

    Ks. Jan Glapiak na łamach „Przewodnika Katolickiego” krótko ujął cztery istotne elementy, które muszą być zachowane przy odprawianiu gregorianki. Zostały one sformułowane przez Stolicę Apostolską dopiero 24 lutego 1967 r. i zawarte w Deklaracji Kongregacji Soboru (to dawna nazwa Kongregacji ds. Duchowieństwa).

    Po pierwsze, mszę św. gregoriańską można odprawiać tylko za jedną osobę (nie ma gregorianek zbiorowych).

    Po drugie, msze św. gregoriańskie odprawiane są tylko za zmarłych (nie ma gregorianek za żywych).

    Po trzecie, msze św. gregoriańskie za jedną osobę należy odprawiać dokładnie przez trzydzieści dni.

    Po czwarte, istotna jest „stała ciągłość w odprawianiu mszy św.”. Warto jednak wiedzieć, że jeśli zajdą nieprzewidziane przeszkody, np. choroba kapłana lub konieczność odprawienia mszy św. w innej intencji (np. z powodu udzielania sakramentu małżeństwa albo pogrzebu), ciągłość nie zostaje przerwana, a cykl jedynie ulega przesunięciu.

    Co ważne, nie jest wymagane, aby gregoriankę w konkretnej intencji odprawiał zawsze ten sam ksiądz.

    Msza gregoriańska – gwarancja wybawienia?

    Obszerne informacje dotyczące mszy św. gregoriańskich można znaleźć na stronach klasztoru ojców bernardynów w Alwerni. Zakonnicy wyjaśniają, że jeżeli chodzi o znaczenie mszy św. gregoriańskich, nie istnieje żadna oficjalna doktryna Kościoła z nimi związana. „Powinny one być traktowane jako msze św. za zmarłych”.

    Zwyczaj mszy św. gregoriańskich został zatwierdzony przez Stolicę Apostolską „wyłącznie jako pobożna praktyka wiernych, oparta na ich przeświadczeniu, które nie jest sprzeczne z nauką Kościoła”. Nie ma więc ze strony Kościoła katolickiego żadnej gwarancji skuteczności i wybawienia od pokuty po śmierci. Cały zwyczaj oparty jest tylko na przekonaniu wiernych, że gregorianki są dobrą pomocą dla doznających w czyśćcu uwolnienia od następstw ich grzechów. „Człowiek może zawsze prosić, ale tym, który wysłuchuje próśb, jest Bóg. Ostateczną wartość podobnych mszy św. zna tylko On” – podkreślają bernardyni na swojej stronie internetowej.

    Msza 30. dnia po śmierci

    W wielu parafiach można spotkać jeszcze jeden zwyczaj dotyczący zmarłych, w którym pojawia się liczba „30”. Chodzi o msze św. sprawowane za zmarłego „w trzydziesty dzień po śmierci”. Jako jego źródło wskazywany jest Stary Testament. W księdze Powtórzonego Prawa czytamy, że „Izraelici opłakiwali Mojżesza na stepach Moabu przez trzydzieści dni” (Pwt 34,8). Msza św. w trzydziestym dniu po śmierci jest traktowana jako zakończenie pierwszego, intensywnego okresu żałoby po bliskim zmarłym.

    Czy modlitwa za zmarłych ma sens?

    Już w czasach Starego Testamentu istniało przekonanie, że modlitwa za zmarłych ma głęboki sens. W Drugiej Księdze Machabejskiej zawarta jest opowieść o tym, jak Juda Machabeusz nakazał składanie ofiar za zabitych w bitwie, którzy złamali Prawo.

    Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda – była to myśl święta i pobożna (2 Mch 12,44).

    Kościół katolicki od samego początku rozumiał sens i potrzebę modlitwy za zmarłych, traktowanej jako pomoc w oczyszczeniu ze skutków grzechów, których się dopuścili. Dobrze wyraża to zdanie św. Tomasza z Akwinu:

    Bóg przyjmuje łaskawiej i częściej wysłuchuje modlitw za zmarłych niż tych, które zanosimy za żyjących. Zmarli bowiem bardziej potrzebują tej pomocy, nie mogąc, tak jak żywi, pomóc sobie samym i zasłużyć na to, ażeby Bóg ich wybawił.

    Do modlitwy za zmarłych zachęca także Katechizm Kościoła Katolickiego. Jest ona związana z wiarą w „świętych obcowanie”. Ale to już temat na osobny artykuł…

    ks. Artur Stopka/Aleteia.pl

    *************************************************

    Kiedy śnią się zmarli. Jak to interpretować? Przejmować się czy nie?

    KOSZMAR
    Andrey_Popov | Shutterstock

    ***

    Czy zmarli mogą przychodzić we śnie lub dawać nam znaki? A na jawie, czy można duchy zmarłych wywoływać?

    Taki sen to przypadek czy znak? Czy to coś znaczy, że wygląda w moim śnie na szczęśliwego albo wręcz przeciwnie? Czy zmarli w ogóle mogą się z nami kontaktować?

    A kiedy w zupełnie niewytłumaczalny sposób znajdujemy nagle coś, co do nich należało lub bez wyraźnego powodu przychodzą nam na myśl? Czy należy przywiązywać wagę do takich epizodów? Jako osoba wierząca powinienem czy właśnie nie powinienem się tym przejmować i zajmować?

    Czy zmarli mogą przychodzić we śnie

    W jednej z mszalnych prefacji o zmarłych modlimy się słowami: „życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy”. Tak wierzymy.

    I o ile w Starym Testamencie idea życia po śmierci była jeszcze niejasna, o tyle wraz z Chrystusem nabrała bardzo konkretnych rysów, a On sam jest najlepszym dowodem, że śmierć doczesna bynajmniej nie zrywa więzów między tymi, których łączy miłość, ani nie wyklucza dalszych kontaktów.

    No ale to Jezus. On zmartwychwstał. A co z tymi, którzy umarli i jeszcze czekają na zmartwychwstanie? Otóż wierzymy przecież, że nie tylko Chrystus i wniebowzięta z ciałem i duszą Maryja, ale również inni święci (czyli po prostu zbawieni) mogą objawiać się żyjącym na ziemi.

    Nie ma powodu, dla którego mielibyśmy uważać, że tę możliwość mają jedynie ci, których oficjalnie wynieśliśmy na ołtarze. I nie ma też żadnej teologicznej racji, dla której mielibyśmy zaprzeczyć, że możliwość kontaktowania się z nami mogą mieć również ci, którzy dopiero czekają na wejście do nieba, przeżywając swoje oczyszczenie w czyśćcu.

    Ci pierwsi kontaktują się nami, by nam pomóc, natomiast ci drudzy głównie po to, by nas prosić o pomoc. Ponieważ łączą nas wszystkich więzi duchowe (których „centralnym węzłem” jest zmartwychwstały Pan), to możliwa jest miedzy nami wszystkimi bezustanna wymiana duchowych darów, czyli po prostu miłość.

    Jak mogą przychodzić do nas zmarli?

    Czy zmarli mogą przychodzić w snach? Nie ma powodu, aby twierdzić, że nie mogą. Biblia zna dobrych kilka przykładów tak zwanych snów proroczych, kiedy Bóg komunikował coś ludziom w mniej lub bardziej jasny sposób właśnie poprzez sny. To był na przykład sposób, w jaki Pan Bóg załatwiał swoje sprawy ze św. Józefem.

    Biorąc pod uwagę, że zbawienie każdego jednego człowieka to sprawa, którą jako pierwszy zainteresowany jest właśnie On, możemy z powodzeniem założyć, że nieraz pozwala naszym zmarłym „zgłaszać się” do nas właśnie tą drogą.

    A na jawie? Cóż, tu Biblia zna przynajmniej jedną sytuację, kiedy tak się stało, kiedy to na polecenie króla Saula wróżbitka wywołała ducha proroka Samuela. I to rzeczywiście był Samuel, ale cała sprawa nie skończyła się dla Saula dobrze. Zmarłych bowiem nie wolno wywoływać.

    Zakaz ten zawiera już Tora. A to dlatego, że próba przyzywania zmarłych „na zamówienie” sprowadza się do naszej niewiary w to, że środki, które Pan Bóg włożył nam w ręce, byśmy wiedli dobre życie są wystarczające. Jest to ostatecznie zaprzeczenie zaufania wobec Boga i próba „załatwienia” czegoś bardziej lub często mniej wzniosłego po swojemu.

    To jednak, że my nie mamy prawa „wymuszać” wizyt zmarłych, nie znaczy, że im nie wolno do nas (z woli Pana Boga) przychodzić. Nie musi to być zaraz „objawienie”. Czasem będzie to jakiś znak, a częściej jeszcze wydarzenie, o którym trudno nam będzie wyrobić sobie jednoznaczny sąd. I może tu właśnie tkwi cały sekret…

    Chodzi o miłość

    Najpewniej sekret tkwi w… wolności. Jeśli zmarli przychodzą, to przychodzą, by okazać nam miłość (gdy chcą dla nas jakiegoś dobra) albo o nią prosić (bo jeśli pokutują w czyśćcu, to z powodu braków w miłości – tym jest wszak każdy grzech).

    A warunkiem miłości jest wolność. Pan Bóg i oni nie stawiają nas więc pod ścianą ewidentnymi znakami, które nie zostawiałyby nam wyboru, ale robią to delikatniej – zostawiając przestrzeń naszej wrażliwości i wolnej decyzji.

    Skąd mam wiedzieć?

    To skąd mam wiedzieć, czy ten mój zmarły, który mi się śni, rzeczywiście czegoś potrzebuje? Skąd mam mieć pewność, że to wydarzenie to akurat jakiś znak dla mnie?

    A musisz mieć pewność? Nawet jeśli to tylko twoja „nadwrażliwa” pamięć, to przecież nic się nie stanie, jeśli zrobisz coś dobrego dla zmarłych. Nawet jeśli akurat ten konkretny ktoś nie potrzebuje twojej pomocy, bo już cieszy się niebem, to twój wysiłek się nie zmarnuje.

    Bo nie marnuje się żadna miłość (choć nam tutaj nieraz wydaje się, że i owszem). Najwyżej Pan Bóg „przekaże” twoje duchowe dobra innemu zmarłemu, który jest jeszcze w potrzebie.

    Jak mogę pomóc zmarłym?

    Jest kilka sposobów. Pierwszy to ofiarowanie Eucharystii w ich intencji. Pierwszy, bo msza święta jest najdoskonalszą ofiarą i modlitwą, jaką znamy. Więcej na ten temat przeczytasz w artykule pod tytułem „Podczas każdej mszy jest miejsce na twoje osobiste intencje. Jak je składać?”.

    Warto o tym pamiętać samemu i uczyć tego „następne pokolenia”, żebyśmy sami też mogli kiedyś skorzystać z tej najpewniejszej pomocy. Innym sposobem jest ofiarowanie odpustu za zmarłych – choćby w listopadzie, który jest szczególnym czasem naszej o nich pamięci.

    Szczególną formą modlitwy za zmarłych są oczywiście wypominki, choć dziś to tradycja nieco zaniedbana „katechetycznie”, a przez to traktowana często na sposób magiczny. Przeczytasz o tym w materiale „Wypominki. To nie jest kościelna lista nieobecnych”.

    Nie tylko modlitwa!

    Każda modlitwa za zmarłych jest dobra i potrzebna. Warto wyrobić sobie zwyczaj włączenia jej w swoje codzienne „pacierze”. Ale modlitwa to nie wszystko!

    Katechizm podpowiada nam, że za naszych zmarłych możemy ofiarować również post, jałmużnę i uczynki miłosierdzia wobec potrzebujących i będzie to dla nich bardzo skuteczna pomoc. Bo w tym wszystkim naprawdę idzie po prostu o miłość.

    ks. Michał Lubowicki /Aleteia.pl

    *************************************************

    Kraków: Dzieło Pomocy św. Ojca Pio pamięta o zmarłych bezdomnych

    Listopad to miesiąc, w którym wspomina się bliskich zmarłych. O osobach bez domu, które już odeszły i spoczywają na krakowskich cmentarzach, pamiętali podopieczni i współpracownicy Dzieło Pomocy św. Ojca Pio.

    fot. Karol Porwich/Niedziela

    ***

    W ostatnich tygodniach odwiedzali oni regularnie i porządkowali groby osób bezdomnych na krakowskich cmentarzach. Uczestnicy Centrum Integracji Społecznej Dzieła Pomocy św. Ojca Pio oprócz typowych prac porządkowych, wykonali również drewniane płotki do ogradzania grobów.

    – Wszystko po to, by oddać cześć i szacunek pamięci zmarłych osób bezdomnych. Wierzymy, że tak, jak każdego dnia staramy się otaczać osoby bez domu troską, gdy są z nami, tak teraz naszym zadaniem jest modlitwa i pamięć o nich, którą chcemy wyrazić w ten prosty sposób – tłumaczy br. Grzegorz Marszałkowski OFMCap, dyrektor instytucji.

    Zadbano nie tylko o nagrobki znanych organizacji podopiecznych, ale również tych, na których grobach widnieje tabliczka „NN”. Dla wielu zmarłych Dzieło Pomocy św. Ojca Pio stanowiło namiastkę ziemskiego domu i rodziny.

    „W sposób szczególny chcemy pamiętać o tych, których spotkaliśmy na naszej drodze, a którzy często odeszli w zapomnieniu – o osobach bezdomnych, samotnych, opuszczonych… Wierzymy, że po trudach ziemskiego życia, znalazły wreszcie upragnione szczęście i niebiański dom” – podkreślono na stronie www.dzielopomocy.pl.

    Do tej pory dzięki pracy uczestników Centrum Integracji Społecznej krakowskiego Dzieła udało się uporządkować już kilkadziesiąt miejsc spoczynku osób bezdomnych.

    Dzieło Pomocy św. Ojca Pio powstało w 2004 r. Wspiera ono osoby potrzebujące poprzez prowadzenie łaźni, pralni i garderoby, a także jadłodajni i ambulatorium, organizowanie konsultacji socjalnych i zawodowych, prowadzenie poradni psychiatryczno-psychologicznej oraz tzw. mieszkań wspieranych, w których ludzie bez domu uczą się samodzielności.

    Organizacja od wielu lat angażuje się również w akcje społeczne mające na celu zwrócenie uwagi otoczenia na problem, jakim jest bezdomność. Staje się tym samym głosem zapomnianych, zepchniętych na margines i uwięzionych w krzywdzących stereotypach osób bez domu.

    Tygodnik Niedziela/Kai.pl

    ***********************************************************

    Dusze czyśćcowe zawsze pomogą

    Od wielu lat praktykuję modlitwę za dusze czyśćcowe i jestem przekonana o jej niezwykłej skuteczności – mówi s. Agnieszka, franciszkanka

    fot. stock.adobe.com

    ***

    Jak to się zaczęło? Byłam młodą zakonnicą, rozpoczęłam naukę w szkole pielęgniarskiej. Mieszkałam w klasztorze. Pewnej nocy poczułam, że ktoś wszedł do pokoju, ale nikogo nie widziałam. Na pytanie, kim jest, nie otrzymałam od przybysza żadnej odpowiedzi. Wówczas poczułam paraliżujący strach. Gdy zjawa zniknęła, zerwałam się z łóżka, padłam na kolana i zaczęłam się żarliwie modlić. Prosiłam Boga, by nigdy więcej nikt z tamtego świata do mnie nie przychodził, bo zwyczajnie po ludzku się boję. W zamian obiecałam stałą modlitwę za dusze czyśćcowe. Podobnej sytuacji doświadczyłam kilka lat później. Szłam na Mszę św. za zmarłe siostry z naszego zgromadzenia i w pewnej chwili dostrzegłam postać ubraną w stary strój zakonny (sprzed reformy strojów), jak zmierza do kaplicy. Pomyślałam, że przyszła prosić o modlitwę i trzeba jej tę modlitwę dać.

    Zaczęłam praktykować modlitwę za dusze czyśćcowe. Z czasem przekonywałam się coraz bardziej o jej skuteczności. Kiedyś usłyszałam, że nie ma takiej prośby, zanoszonej za przyczyną dusz w czyśćcu cierpiących, która nie byłaby wysłuchana przez Pana Boga, jeśli jest zgodna z Jego wolą. Obiecałam, że w każdy poniedziałek będę ofiarowywać Mszę św., Komunię św., Różaniec, brewiarz, nawet jakieś doznane cierpienia i przykrości w intencji cierpiących w czyśćcu. I praktykuję to do dzisiaj. Dusze czyśćcowe to pamiętają. Gdybym zapomniała o tej intencji i modlitwę ofiarowała za kogoś innego, one się przypominają. Zaczynam odczuwać, że coś jest nie tak, spoglądam na kalendarz: poniedziałek, zapomniałaś o czymś – zdaje się, że chcą mi przypomnieć.

    Dostrzegam też znaki pomocy ze strony dusz czyśćcowych, bo one nam pomagają, wypraszając łaski u Boga. Sobie nie mogą już nic wyprosić, ich czas zdobywania zasług dla siebie się zakończył, ale mogą pomóc nam, żyjącym jeszcze na ziemi. Nigdy nie oczekiwałam jakichś szczególnych czy wyjątkowych doznań, przekonałam się jednak, że ich wstawiennictwo ma niezwykłą moc. Kiedy idę do pracy, nieraz na nocną zmianę, przechodzę koło cmentarza, i wtedy rozmawiam z duszami czyśćcowymi. Proszę: – Pomóżcie mi, aby ten dyżur był spokojny, ja też wam pomogę modlitwą. I te dyżury są spokojne.

    Modlitwa za umierających

    W szpitalu codziennie ocieram się o cierpienie i śmierć. Zachęcam pacjentów, aby wzięli do ręki różaniec i się modlili. – W szpitalu nie ma bezrobocia – mówię żartobliwie. – My was obsługujemy, ale wy też musicie coś robić. Co godzinę za jakąś duszę czyśćcową ofiarować modlitwę, ból, niewygodę szpitalnego łóżka. Jak wy im pomożecie, to one też wam kiedyś pomogą. Wielu pacjentów podejmuje tę modlitwę, nawet z wielką radością.

    Pracuję w szpitalu, więc mam kontakt z ludźmi umierającymi. Często jestem przy konających. Wiele świeckich pielęgniarek się boi – a ja nie. Trzymam pacjenta za rękę i się modlę. Odmawiam Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Proszę aniołów i dusze czyśćcowe, by pomogły konającemu przejść na tamten świat. Odczuwam ich obecność. To są dusze, którym umierający wyświadczał dobro, pomoc. One teraz mu się odwdzięczają i pomagają przejść na drugą stronę.

    Kiedyś miałam taki przypadek. Pacjentka, która była w całkiem dobrej formie i nic nie wskazywało na to, że będzie umierać, zawołała nagle: Siostro, proszę szybko przyjść, pomóc mi się przebrać, zrobić fryzurę, bo oni już czekają. Pielęgniarki były zdziwione: kto czeka? Nie było nikogo, tylko trzy pacjentki w sali. Po przebraniu i uczesaniu chora zmarła z uśmiechem na twarzy. Ciarki nas przeszły. Ktoś po nią przyszedł, ona widziała te osoby. Ja wierzę, że to były dusze zmarłych. Święty Ojciec Pio w swojej książce wspominał, że gdy umieramy, przychodzą po nas dusze naszych bliskich zmarłych oraz te dusze czyśćcowe, za które się modliliśmy. Przychodzą, by pomóc nam przejść na tamtą stronę.

    Woda święcona odstrasza złe duchy

    Zawsze mam przy sobie wodę święconą. Postarałam się, aby była ona także na oddziale, na którym pracuję. Święcę chorych. Kiedy wkładamy rękę do kropielnicy, warto zrzucić kilka kropel, mówiąc na głos: „Za dusze czyśćcowe”. Przy konających woda święcona jest niezbędna.

    Na stażu zawodowym na chirurgii miałam konającego pacjenta. Miał raka przełyku, nie mógł mówić, tylko pokazywał wzrokiem, czego chce. To było w święta Bożego Narodzenia. Cały czas zerkał na swoją szafkę przy łóżku i na mnie. Nie wiedziałam, jak mu pomóc. W końcu otworzyłam szufladkę, a tam w słoiczku była woda święcona. Pokropiłam go i za chwilę ten pacjent zmarł. Był to dla mnie znak, że przy konającym jest zły duch, który walczy o jego duszę.

    Często się modlę za umierających. Nie jest istotne, czy znamy tego umierającego czy jest to dla nas ktoś z drugiego końca świata. Śmierć dla człowieka, nawet wierzącego, jest momentem szczególnym w życiu. Codziennie umiera wiele osób, które przez całe swoje życie nigdy nie myślały o Panu Bogu albo które z Nim walczyły. Ale właśnie w momencie śmierci dokonuje się decydujący wybór człowieka co do wieczności.

    Możemy im pomóc

    Gdy praktykujemy modlitwę za umierających, w szczególności za zatwardziałych grzeszników, musimy jednak okazać wiele czujności, szatan bowiem szuka zemsty. Rzeczywiście zachowuje się jak „lew ryczący (por. 1 P 5, 8)”, bo w tym decydującym momencie, z powodu nawrócenia grzesznika, traci łup, nad którym pracował przez całe lata.

    Ludzie często odczuwają, że przychodzą do nich zmarli członkowie rodziny. Może to jest sugestia pod wpływem przeżyć związanych z odejściem, pogrzebem. Ale jeśli się tak zdarzy, to należy się za tę osobę modlić, zapytać, czego pragnie. Nie wolno jednak przywoływać dusz z czyśćca: „Przychodzą po prostu, kiedy Pan Bóg im pozwoli postarać się o szybsze wybawienie” – wyjaśniała Maria Simma, która miała dar kontaktu z duszami czyśćcowymi. Ale trzeba być bardzo ostrożnym, bo to może być zły duch. Wielu ludzi angażuje się w wywoływanie duchów, w spirytyzm, a to jest bardzo niebezpieczne, wchodzi się na grząski grunt. Nie można oczekiwać, że dusza przyjdzie, będzie pukać lub dawać jakieś inne znaki.

    Święty Ojciec Pio, który miał dar rozmawiania z duszami czyśćcowymi, mówił, że ktokolwiek do niego przyszedł z tamtego świata, prosił, wręcz żebrał o modlitwę, o Eucharystię. Duszom czyśćcowym możemy pomóc przez modlitwę, dobre uczynki, odwiedzenie grobu, odpusty, ofiarowanie Eucharystii i Komunii św. Nie zapominajmy o nich, a sami się przekonamy, że dzięki ich wstawiennictwu możemy dokonać wręcz cudów. Nie oczekujmy spektakularnych wizji czy ingerencji w nasze życie, lecz dostrzegajmy ich pomoc w życiu codziennym; uczmy się miłości do nich, a one też będą nas obdarzać szczególną miłością. Między nami a nimi jest przepaść momentu śmierci, ale zawsze można ją pokonać przez pomost miłości.

    Jolanta Marszałek/Niedziela Ogólnopolska

    ****************************************************************************************************

    W miesiącu listopadzie , tak jak co roku, każdego dnia odprawiana jest Msza św. w intencji zmarłych, których imiona wypisaliście na kartkach i również w intencji wszystkich zmarłych, z którymi jeszcze nie tak dawno razem pielgrzymowaliśmy na tym padole śmierci.

    fot. ks. Bernard Rak /Cmentarz-Srebrzysko

    ************************************************

    Modlitwy za zmarłych

    fot. Magdalena Niebudek/Niedziela

    ***

    Niedziela

    Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew, którą Twój Boski Syn, Jezus Chrystus, wylał za nas w Ogrójcu, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która jest najbardziej ze wszystkich opuszczona. Przyjmij ją do Twojej chwały, gdzie będzie mogła wielbić Cię i chwalić na wieki. Amen.
    Ojcze nasz…
    Zdrowaś Maryjo…
    Wieczny odpoczynek…

    Poniedziałek

    Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew, którą Boski Twój Syn, Jezus Chrystus, wylał za nas podczas okrutnego biczowania, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która jest już najbliższa wejścia do Twojej chwały, aby jak najprędzej mogła Cię wielbić i błogosławić na wieki. Amen.
    Ojcze nasz…
    Zdrowaś Maryjo…
    Wieczny odpoczynek…

    Wtorek

    Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew, którą Boski Twój Syn, Jezus Chrystus, wylał za nas podczas bolesnego ukoronowania cierniem, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która najbardziej potrzebuje naszych modlitw, aby jak najprędzej mogła być uwolniona i mogła wielbić Twój Majestat i błogosławić Cię na wieki. Amen.
    Ojcze nasz…
    Zdrowaś Maryjo…
    Wieczny odpoczynek…

    Środa

    Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew Syna Twego Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela, którą wylał na ulicach Jerozolimy dźwigając krzyż na swych świętych ramionach, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która w Twych oczach jest najbogatsza w zasługi, aby, przybywszy jak najprędzej do nieba, mogła w chwale, do której jest przeznaczona, głosić Twoją chwałę i błogosławić Cię na wieki. Amen.
    Ojcze nasz…
    Zdrowaś Maryjo…
    Wieczny odpoczynek…

    Czwartek

    Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najświętsze Ciało i Krew Twego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa, które w noc przed męką dał jako pokarm i napój swym umiłowanym Apostołom i przekazał Kościołowi świętemu na wieczną Ofiarę i życiodajny Pokarm dla wiernych, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która miała największe nabożeństwo do tej Tajemnicy Miłości, by mogła chwalić Cię razem z Twoim Synem i Duchem Świętym w chwale Twojej na wieki. Amen.
    Ojcze nasz…
    Zdrowaś Maryjo…
    Wieczny odpoczynek…

    Piątek

    Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew Twego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa, którą obficie wylał na krzyżu, najbardziej ze swych świętych rąk i stóp, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, za którą jestem najbardziej obowiązany się modlić, abym nie był przyczyną powstrzymującą Cię od przyjęcia jej do Twej chwały. Wprowadź ją jak najprędzej do niebieskich radości, gdzie z Aniołami będzie Cię wielbić i błogosławić na wieki. Amen.
    Ojcze nasz…
    Zdrowaś Maryjo…
    Wieczny odpoczynek…

    Sobota

    Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Najdroższą Krew, która obficie wytrysnęła z boku Twego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa, w obecności Jego Niepokalanej Matki, co sprawiło Jej wielki ból, racz wybawić dusze z czyśćca, a szczególnie tę, która najbardziej czciła Niepokalaną Dziewicą Maryję, aby mogła jak najprędzej wejść do Twojej chwały i wielbić Cię razem z Nią przez wszystkie wieki. Amen.
    Ojcze nasz…
    Zdrowaś Maryjo…
    Wieczny odpoczynek…

    Modlitwy za zmarłych:

    Panie, Boże Wszechmogący, ufając Twemu wielkiemu Miłosierdziu zanoszę do Ciebie moją pokorną modlitwę: wyzwól duszę Twego sługi (Twojej służebnicy) od wszystkich grzechów i kar za nie. Niech święci Aniołowie jak najprędzej zaprowadzą ją z ciemności do wiekuistego światła, z karania do wiecznych radości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
    Panie, nakłoń Twego ucha ku naszym prośbom, gdy w pokorze błagamy Twego miłosierdzia; przyjmij duszę sługi Twego N., której kazałeś opuścić tę ziemię, do krainy światła i pokoju i przyłącz ją do grona Twych wybranych. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
    Boże, Ty nam nakazałeś miłować wszystkich ludzi jak braci i siostry, także tych, których śmierć zabrała z tej ziemi. Wszyscy bowiem żyjemy w Tobie, wszyscy zjednoczymy się z Tobą w jednej wierze i miłości. Dopomóż nam, miłosierny Boże, zawsze dążyć ku temu zjednoczeniu, z miłością pomagając naszym żyjącym braciom i siostrom radą i dobrym przykładem, a zmarłym modlitwą i zasługami płynącymi z naszych dobrych uczynków. Racz przyjąć tę modlitwę, a przez nieskończone Miłosierdzie Twoje, przez Mękę i Śmierć Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, naszego Zbawiciela i Odkupiciela, zmiłuj się nad duszami zatrzymanymi w czyśćcu, które muszą odpokutować za swoje grzechy, zanim wejdą do Twojej chwały. Ześlij im Ducha Twego, Pocieszyciela, aby je oświecił światłem i Twoją łaską oraz umacniał w nadziei Twego Miłosierdzia. Racz je wprowadzić do Królestwa Twojej chwały za przyczyną Najświętszej Maryi Panny i wszystkich Twoich świętych, jak również przez modlitwy Twego świętego Kościoła i nas wszystkich, niegodnych sług Twoich, którzy błagamy dla nich o Twe zmiłowanie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
    O Boże mój, miłuję Cię nade wszystko dla Twej nieskończonej dobroci i żałuję z całego serca, że Ciebie, moje Dobro Najwyższe, tak wiele razy obraziłem. Udziel mi swej łaski, abym wytrwał w dobrym i nie powracał już do dawnych moich grzechów. Zmiłuj się nade mną, a także nad duszami cierpiącymi w czyśćcu, które miłują Cię z całego serca i ze wszystkich swoich sił. Wysłuchaj błagania, jakie zanoszę za nimi i udziel mi łaski, o którą proszę przez ich wstawiennictwo. Miej litość nade mną i nad biednymi duszami w czyśćcu. O Maryjo, Matko dusz w czyśćcu cierpiących, uproś im jak najszybsze uwolnienie z czyśćca i wieczny odpoczynek w niebie. Amen.
    Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci.
    Niech odpoczywają w pokoju. Amen.

    Modlitwa za zmarłych rodziców:

    Boże, Tyś nam przykazał czcić ojca i matkę, zmiłuj się łaskawie nad duszami moich rodziców i odpuść im grzechy; pozwól mi oglądać ich w radości Twej wiekuistej światłości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Modlitwa za poległych żołnierzy:

    Panie, Boże Wszechmogący, polecam Twemu miłosierdziu dusze naszych poległych żołnierzy, którzy oddali swe życie w obronie drogiej Ojczyzny i przelali swoją krew w obronie nie tylko naszego kraju, ale i Wiary świętej. O Boże, niech to ich męczeństwo poniesione w obronie Wiary i Ojczyzny uwolni ich dusze z czyśćca i wyjedna wieczną nagrodę w niebie. Błagam Cię o to przez Mękę i Śmierć naszego Zbawiciela, przez Jego Najświętsze Serce, przez przyczynę i zasługi Jego Niepokalanej Matki oraz świętych Patronów i Patronek naszego Narodu. Amen.

    Modlitwy do Matki Bożej za dusze w czyśćcu:

    Najświętsza Panno Nieustającej Pomocy, Matko litościwa, racz spojrzeć na biedne dusze, które sprawiedliwość Boża zatrzymuje w płomieniach czyśćcowych. Są one drogie dla Twego Boskiego Syna, gdyż zawsze Go kochały i teraz gorąco pragną być blisko Niego, lecz nie mogą zerwać swych więzów, które je trzymają w palącym ogniu czyśćca. Niech się wzruszy Twe serce, Matko litościwa. Pośpiesz z pociechą dla tych dusz, które Cię zawsze kochały i teraz ślą do Ciebie swe westchnienia. Wszak są to Twoje dzieci, bądź więc im pomocą, nawiedzaj je, osładzaj ich męki, skróć ich cierpienia i nie zwlekaj z ich wybawieniem. Amen.
    O Maryjo, swym litościwym sercem obejmij dusze zamknięte w ciemnych więzieniach pokuty, a nie mających na ziemi nikogo, kto by o nich pamiętał. Najlepsza Matko, wejrzyj swym miłosiernym wzrokiem na te dusze opuszczone, przyjdź im ze skuteczną pomocą wśród opuszczenia, w jakim pozostają i pobudź serca wielu wiernych do modlitwy za nie. O Matko Nieustającej Pomocy, zlituj się nad duszami opuszczonymi w czyśćcu!
    O Niepokalana Maryjo, Matko Miłosierdzia, która widziałaś święte Ciało ukochanego Syna Twojego wiszące na krzyżu, patrzyłaś na ziemię przesiąkniętą Jego Krwią i byłaś obecna przy Jego okrutnej śmierci. Polecam Ci, Matko Najświętsza, dusze cierpiące w czyśćcu i błagam, racz wejrzeć na nie okiem swego miłosierdzia i wyjednaj im wybawienie z mąk. Dla wyproszenia Twej łaski, o Matko Niepokalana, przebaczam szczerze i serdecznie tym wszystkim, którzy mnie obrazili i przez Twoje wstawiennictwo proszę Jezusa o udzielenie im wszelkiego dobra, łaski i błogosławieństwa w zamian za zło, które mi wyrządzili lub którego mi życzyli. Przez Twoje ręce, o Panno Święta, ofiaruję Bogu ten akt miłości dla uproszenia miłosierdzia dla dusz, które poddane są oczyszczeniu. Amen.

    Modlitwa św. Gertrudy za zmarłych:

    Boże miłosierny, z tronu Twojej chwały wejrzyj na biedne dusze w czyśćcu cierpiące. Wejrzyj na ich karanie i męki, jakie ponoszą, na łzy, które przed Tobą wylewają. Usłysz ich błagania i jęki, którymi wołają do Ciebie o miłosierdzie. Zmiłuj się nad nimi i odpuść im grzechy. Wspomnij, najłaskawszy Ojcze, na Mękę, którą Twój Syn podjął dla nich. Wspomnij na Krew Przenajświętszą, którą za nich wylał. Wspomnij na gorzką śmierć Jego, którą dla nich podjął i zmiłuj się nad nimi. Za wszystkie ich przewinienia, których się kiedykolwiek dopuściły, ofiaruję Ci przenajświętsze życie i wszystkie czyny Twego najmilszego Syna. Za zaniedbania popełnione w Twojej świętej służbie ofiaruję Ci Jego gorące pragnienia. Za opuszczenie dobrych i zbawiennych spraw ofiaruję Ci nieskończone zasługi Twego Syna. Za wszystkie krzywdy, jakich od nich doznałeś, ofiaruję Ci wszystko, co Ci kiedykolwiek miłego świadczyły. Na koniec za wszystkie męki, które słusznie muszą cierpieć, ofiaruję Ci wszystkie pokuty, posty, czuwania, modlitwy, prace, boleści, Krew i Rany, mękę i Śmierć niewinną, którą z najgorętszej miłości cierpiał za nas najmilszy Twój Syn. Błagam Cię, abyś raczył przyjąć te ukochane dusze do rajskiej szczęśliwości, aby Cię tam wielbiły na wieki. Amen.

    Modlitwa św. Gertrudy do dusz czyśćcowych:

    Niech Jezus Chrystus, dla nas ukrzyżowany, zmiłuje się nad wami, dusze bolejące; niech swoją Krwią zagasi pożerające was płomienie. Polecam was tej niepojętej miłości, która Syna Bożego sprowadziła z nieba na ziemię i wydała na okrutną śmierć. Niech się ulituje nad wami, jak okazał swe miłosierdzie dla wszystkich grzeszników, umierając na krzyżu. Jako zadośćuczynienie za wasze winy ofiaruję tę synowską miłość, jaką Jezus w swym Bóstwie kochał swego Przedwiecznego Ojca, a w Najświętszym Człowieczeństwie najmilszą swoją Matkę. Amen.

    Krótka koronka za dusze zmarłych:

    W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
    Na trzech początkowych paciorkach mówimy:
    Boże mój, wierzę w Ciebie, boś jest prawdą nieomylną.
    Mam nadzieję w Tobie, boś jest nieskończenie dobry.
    Kocham Cię, Panie, boś jest godzien nieskończonej miłości.
    Na małych paciorkach 10 razy:
    Słodkie Serce Maryi, bądź moim zbawieniem.
    Zakończyć znakiem krzyża i modlitwą:
    Boże mój, przez Najsłodsze Serce Maryi ofiaruję Ci tę modlitwę i proszę, abyś ją przyjął za dusze w czyśćcu cierpiące (albo: za duszę nieznaną).

     Tygodnik NIEDZIELA

    **************************************************************************************************************

    OGŁOSZENIA

    https://blueskyscotland.blogspot.com/2019/02/partick-kelvingrove-and-anderston-walk.html

    ***

    W kościele św. Szymona nadal Msze św. w niedziele i w święta nie mogą być sprawowane. Mamy natomiast możliwość uczestniczyć we Mszy św. w kościele św. Piotra.

    *******

    St Simon's RC Church, Partick Bridge Street

    w soboty w kościele św. Szymona jest spowiedź święta od godz. 14.00 – 16.00

    Msze św. w kościele św. Piotra z udziałem wiernych


    obowiązuje wcześniejsza rejestracja (linki poniżej)

    Niestety nowe przepisy ograniczają od tego tygodnia ilość uczestniczących we Mszy św. maksymalnie może być 20 osób, dlatego w tą niedzielę 22 listopada będzie jeszcze jedna Msza św. o godz. 16.00

    link do rejestracji – https://www.eventbrite.co.uk/e/129613154443

    Niedziela 22/11 – godz. 14:00spowiedź od godz. 13:15 – tylko dla osób zarejestrowanych na Mszę; rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejsc
    https://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-2211-msza-sw-g-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-1292050146777.
    od godz. 13:30 Adoracja Najświętszego Sakramentu

    Sobota 21/11 – godz. 18.00 https://www.eventbrite.co.uk/e/poniedziaek-2111-msza-sw-g-1800-koscio-sw-piotra-st-petersglasgow-tickets-129205813065

    UWAGA! JEŻELI ZAREZERWOWALIŚCIE MIEJSCE NA MSZY ŚW. , ALE WIECIE, ŻE NIE BĘDZIECIE MOGLI W NIEJ UCZESTNICZYĆ – BARDZO PROSIMY O WIADOMOŚĆ NA ADRES MSZESWPIOTR@GMAIL.COM lub rezygnację przez stronę Eventbrite (im wcześniej, tym lepiej, żeby dać szansę innym na przyjście na Mszę św.)

    Msze św. w kościele św. Piotra i św. Szymona w ciągu tygodnia – z udziałem wiernych, w języku angielskim: kościół św. Piotra – od poniedziałku do piątku godz. 10:00; poniedziałek i wtorek godz. 19:00 kościół św. Szymona – wtorek i czwartek godz. 12:30

    *****

    'Disgusting': Catholic community reacts to attack on historic Glasgow church
    kościół św. Szymona, 33 Partick Bridge Street, Glasgow G11 6PQ

    ST PETER’S RC, PARTICK, GLASGOW
    50 Hyndland Street, Glasgow, G11 5PS, @stpeterspartick

    *****************************************************************************

    Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.

    Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.

    **************************************************************************************************************

    Mając na uwadze trwające wciąż zagrożenie zdrowia i życia, Szkocki Episkopat przedłużył udzielenie dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy świętej. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych, które są w grupie ryzyka zarażeniem oraz osoby opiekujące się nimi, a także te osoby, które obawiają się z uzasadnionych przyczyn zakażenia.

    Skorzystanie z dyspensy oznacza, że nieobecność na Mszy niedzielnej we wskazanym czasie nie jest grzechem. Jednocześnie korzystających z dyspensy zachęca się do udziału we Mszy świętej w dni powszednie, z zachowaniem roztropności i wzajemnej troski o siebie. Zachęca się również, aby osoby korzystające z dyspensy trwały na osobistej i rodzinnej modlitwie, i do duchowej łączności ze wspólnotą Kościoła poprzez transmisje radiowe, telewizyjne lub internetowe.

    Nadal będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:

    • podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
    • rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową  
    • przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele 
    • w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki) 
    • przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
    • należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
    • na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
    • podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj 
    • bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
    • również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół.

    Uwaga: 

    Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
    Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.

    ****************************************************************

    ŻYWY RÓŻANIEC

    Bogu niech będą dzięki!

    Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. (Uroczystości beatyfikacyjne były zaplanowane na 7 czerwca 2020 roku, ale nie odbyły się z powodu pandemii). Ks. Prymas święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk Księdza Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.

    Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!

    „Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.

    (św. Josemaria Escriva do Balaguer)

    A rosary is used for prayers and meditations.
    fot.wiseGeek

    **

    INTENCJE ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA MIESIĄC LISTOPAD 2020

    Intencja powszechna: sztuczna inteligencja

    Módlmy się, aby postęp w dziedzinie robotyki oraz sztucznej inteligencji zawsze pozostawał w służbie ludzkiego istnienia.

    więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja

    *****

    Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji:

    Za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego. 

    ***

    Za papieża Franciszka, aby Duch Święty go prowadził, a św. Michał Archanioł strzegł. 

    ***

    Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci, Najdroższą Krew Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa w połączeniu ze wszystkimi Mszami świętymi dzisiaj na całym świecie odprawianymi, za dusze w Czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w Kościele powszechnym, za grzeszników w mojej rodzinie, a także w moim domu. Amen.

    ****

    Intencja dla Róży św. Moniki i Matki Bożej Częstochowskiej (II):

    Powierzamy Bożej Matce i Jej Synowi, którego życie rozważamy w różańcu, drogi wzrastania dzieci, za które modlimy się w tej Róży. 

    **************************************************************************************************************

    Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. 

    Łańcuch ocalenia
    Fragment malowidła “Sąd ostateczny” Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, przedstawia człowieka ratującego innych za pomocą różańca

    ***

    „Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).

    ***************

    Ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi

    Wyrozumiały Ojciec niebieski wysłuchał modlitwy. Wczoraj przedstawiciel rządu oświadczył mi, że zmienia się warunki mojej „izolacji”; zamieszkam w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy, bez prawa wydalania się i sprawowania obowiązków biskupich. – Wszystko jest łaską. – Przypominam sobie, że od wielu miesięcy modliliśmy się o to, by łaska wolności, gdy przyjdzie, miała miejsce w dzień Najświętszej Maryi Dziewicy lub w Jej miesiącu. Byliśmy gotowi pozostać w więzieniu dłużej, byleby tylko mieć ten znak mocy Dziewicy Wspomożycielki, byleby tylko wyjść ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi. – I stało się! Bo chociaż nie idę na wolność całkowitą, to jednak rozluźnienie więzów moich ma miejsce właśnie w dzień Sanctae Mariae in Sabbato i to w maryjnym miesiącu różańcowym, w przeddzień uroczystości Chrystusa Króla. Zwiastowanie tej łaski otrzymałem w uroczystość świętych Szymona i Tadeusza, w dniu piątkowym, podobnie jak zwiastowanie łaski więzienia otrzymałem w dniu piątkowym. Pierwszy dzień łaski więzienia był w sobotnim dniu Maryi i pierwszy dzień łaski ulgi jest również w Jej dniu.

    Bóg jest wyrozumiały na prośby ludzkie, na wrażliwe serce człowieka, który tak pragnie znaków Bożych na swoim życiu. Pamiętam prośbę zaniesioną do wiernych u Świętej Anny w dniu aresztowania: Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. I ta prośba jest spełniona, bo właśnie pomoc przychodzi w ostatnich dniach miesiąca różańcowego. O ileż łatwiej jest czekać na dalsze łaski, gdy dobry Bóg okazał swoją wyrozumiałość na dziecięce prośby nasze.

    sługa Boży kard. Stefan Wyszyński

    Kard. Stefan Wyszyński († 1981), prymas Polski. (Prudnik, 29.10.1955, w: „Z głębi duszy. Kalendarzyk łaski”, Soli Deo, Warszawa 2019).

    **************************************************************************************************************

    Różaniec do granic Nieba

    Różaniec Do Granic Nieba trwa 8 dni, całą oktawę Uroczystości Wszystkich Świętych. Do wydarzenia można dołączyć dowolnego dnia, choć zachęcamy, by aktywnie uczestniczyć przez całą oktawę. W zależności od sytuacji modlitwę przeżywamy na cmentarzu, w parafii lub innych dostępnych miejscach, w domu, pod przydrożnym krzyżem. Godzina dowolna, zachęcamy jednak do wybrania czasu powiązanego z rytmem duchowym dnia. Może to być, któraś z tych godzin:
    12:00 – Anioł Pański
    15:00 – Godzina Miłosierdzia
    21:00 – Apel Jasnogórski
    Jeśli modlitwa ma miejsce poza kościołem (z natury przygotowanym do liturgii), to prosimy o zorganizowanie godnego miejsca, na przykład – stolik z białym obrusem, zapalona świeczka, Pismo Święte otwarte na czytaniu z dnia, ew. obrazek, figurka.

    Rodziny i pojedyncze osoby

    codziennie, od 01.11 do 08.11 podejmujemy modlitwę w domach (jeśli nie można w parafii). Przygotowujemy w domu miejsce modlitwy. Stolik, świeczka, Pismo Święte. Po prostu odmawiamy modlitwę, którą znajdziecie tutaj. Jeśli możecie to zachęcamy, by odmówić więcej części różańca. Nawet wszystkie 4!  Godzina podjęcia modlitwy nie ma znaczenia.
    Jeśli, jednak pragniecie przeżyć to wspólnie z nami to zapraszamy na transmisję z czuwania i modlitwy. Wszystkie transmisje na stronie www.rozaniecdogranic.pl. Codziennie o godzinie 19:00

    Modlitwa wynagradzająca za grzech aborcji. Trwa akcja Różaniec do granic Nieba

    Modlitwa wynagradzająca za grzech aborcji. Trwa akcja Różaniec do granic Nieba

    Trwa akcja modlitewna „Różaniec do Granic Nieba”. Rozpoczęła się ona 1 listopada Mszą Świętą w sanktuarium w Gietrzwałdzie. W tym roku uczestnicy przez osiem dni będą modlić się o pojednanie, przebaczenie i uzdrowienie wszelkich ran związanych z utratą dziecka nienarodzonego.

    „Różaniec do Granic Nieba” to kontynuacja modlitewnej inicjatywy „Różaniec do Granic” zorganizowanej jako odpowiedź na trudną sytuację Polski i świata. W tym roku intencje obejmują w sposób szczególny wszelkie sytuacje związane z aborcją.

    „Poprzez przebłaganie Boga, za grzech zabijania nienarodzonych i wynagrodzenie cierpienia, jakiego doznały dzieci nienarodzone pragniemy ratować Polskę i świat przed konsekwencjami grzechów. Konsekwencje stają się coraz bardziej widoczne i dotykają nas coraz bardziej. Pamiętacie Różaniec Do Granic sprzed 3 lat? Dzisiaj nie mniej niż wtedy potrzebna jest nasza wspólna modlitwa i pokuta.

    Ponownie organizujemy ogólnopolskie wydarzenie modlitewne, żeby zmienić bieg historii, powstrzymać zło i wymazać skutki naszych grzechów” – czytamy na stronie organizatora akcji.

    Inicjatywa modlitewna polega na wspólnym nabożeństwie różańcowym odprawianym codziennie o 19.00 od 1 do 8 listopada. Nabożeństwa można organizować w parafiach lub indywidualnie w domach. Organizatorzy zachęcają do pokuty za wszystkie grzechy aborcji dokonane w Polsce, ofiarowanie  odpustów za dusze czyśćcowe oraz wyrażenie przeprosin dzieci nienarodzonych i przyjęcie ich do swoich rodzin.

    „Owocem tej wielkiej modlitwy Polaków może być przywrócenie nadziei, wiary i przyjęcie pokoju Bożego” – wyjaśniają.

    Więcej informacji można znaleźć na stronie: rozaniecdogranic.pl

    rozaniecdogranic.pl/PR/PCh24.pl

    **********

    Dlaczego Różaniec do Granic Nieba?

    Poprzez przebłaganie Boga, za grzech zabijania nienarodzonych i wynagrodzenie cierpienia, jakiego doznały dzieci nienarodzone pragniemy ratować Polskę i świat przed konsekwencjami grzechów. Konsekwencje stają się coraz bardziej widoczne i dotykają nas coraz bardziej.

    Pamiętacie Różaniec Do Granic sprzed 3 lat? Dzisiaj nie mniej niż wtedy potrzebna jest nasza wspólna modlitwa i pokuta.
    Ponownie organizujemy ogólnopolskie wydarzenie modlitewne, żeby zmienić bieg historii, powstrzymać zło i wymazać skutki naszych grzechów.
     

    Jak to robimy? 

    Wspólnie. Jak Izrael na kartach Biblii, jak nasi przodkowie przez wieki.
    Od 01 do 08 listopada, w oktawie Uroczystości Wszystkich Świętych. 

    1. Pokutujemy za wszystkie grzechy aborcji dokonane w Polsce.
    2. Prosimy dusze czyśćcowe o modlitwę, ofiarowujemy odpusty
    3. Przepraszamy dzieci nienarodzone, przyjmujemy je do naszych rodzin i prosimy o modlitwę za nas.

    Owocem tej wielkiej modlitwy Polaków może być przywrócenie nadziei, wiary i przyjęcie pokoju Bożego.

    *****************

    papież Franciszek do Polaków:

    niech „Różaniec do granic nieba” wyjedna pojednanie

    Do włączenia się w modlitwę różańcową w intencji Ojczyzny, o pojednanie zachęcił papież Polaków podczas dzisiejszej audiencji ogólnej, transmitowanej przez media watykańskie z biblioteki Pałacu Apostolskiego.

    fot. Grzegorz Gałązka/Niedziela

    ***

    Oto słowa Ojca Świętego:

    Pozdrawiam serdecznie wszystkich Polaków.

    W tym tygodniu w całej Polsce, Wasze rodziny i parafie jednoczy wspólna modlitwa: „Różaniec do granic nieba”.

    Niech to błaganie, zanoszone do nieba przez wstawiennictwo Matki Bożej Różańcowej, wyjedna uzdrowienie ran związanych z utratą dzieci nienarodzonych, przebaczenie grzechów, dar pojednania, oraz napełni Wasze serca nadzieją i pokojem. Z serca Wam błogosławię.

    Papieską katechezę streścił po polsku O. Marek Viktor Gongalo OFM z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej:

    Drodzy bracia i siostry! Podczas swego życia publicznego, Jezus nieustannie odwołuje się do mocy modlitwy. Ewangelie ukazując Go, jak modli się w miejscach ustronnych, świadczą wyraźnie, że nawet w czasach większego poświęcenia się ubogim i chorym, Jezus nigdy nie zaniedbywał wewnętrznego i pełnego miłości dialogu z Ojcem.

    Ze wzoru Jezusa możemy wyprowadzić pewne cechy charakterystyczne modlitwy chrześcijańskiej.

    Modlitwa przywraca wymiar duchowy całej rzeczywistości. Modlitwa to także słuchanie i spotkanie z Bogiem. To ona ma moc przekształcania w dobro tego, co mogłoby być obciążeniem, ma moc otwierania umysłu, kształtowania serca oraz naszych relacji z Bogiem, ludźmi i całym stworzeniem.

    Modlitwa także jest sztuką, którą należy praktykować natarczywie. Wszyscy jesteśmy zdolni do modlitw doraźnych, ale Jezus wychowuje nas do innego rodzaju modlitwy: takiej, która potrafi być zdyscyplinowana, wprawna i wytrwała.

    Inną cechą modlitwy Jezusa jest samotność. W milczeniu, na miejscu pustynnym może wyłonić się wiele głosów, które ukrywamy, albo z uporem tłumimy w naszych sercach. Bez życia wewnętrznego stajemy się powierzchowni, wzburzeni, niespokojni; uciekamy od rzeczywistości, a także od siebie samych.

    Drodzy bracia i siostry, odkryjmy na nowo Jezusa Chrystusa jako nauczyciela modlitwy i zasiądźmy w Jego szkole, na pewno odnajdziemy radość i pokój.

    Watykan/Kai

    ************

    Maryja wzywa do pokuty!

    Grzegorz Górny o „Różańcu do granic nieba”

    https://www.youtube.com/embed/2xzomenZWgI
    Odtwórz w YouTube

    #JAKA JEST PRAWDA?#GRZEGORZ GÓRNY#RÓŻANIEC DO GRANIC NIEBA


    Trwa walka duchowa. Zło wkroczyło na arenę a różaniec stanowi potężną broń w tej walce – mówi Grzegorz Górny, zachęcając do wzięcia udziału w akcji “Różaniec do granic nieba”.

    *********************

    Jak dołączyć do akcji Różaniec do Granic?

    Wskazówki jak włączyć się w akcję modlitewną “Różaniec do Granic Nieba”

    fot. Adobe Stock

    ***

    I. UDZIAŁ W WYDARZENIU:

    Różaniec Do Granic Nieba trwa 8 dni, całą oktawę Uroczystości Wszystkich Świętych. Do wydarzenia można dołączyć dowolnego dnia, choć zachęcamy, by aktywnie uczestniczyć przez całą oktawę.

    W zależności od sytuacji modlitwę przeżywamy na cmentarzu, w parafi lub innych dostępnych miejscach, w domu,pod przydrożnym krzyżem.

    Godzina dowolna, zachęcamy jednak do wybrania czasu powiązanego z rytmem duchowym dnia.

    12:00 – Anioł Pański

    15:00 – Godzina Miłosierdzia

    21:00 – Apel Jasnogórski (online z Sanktuarium Matki Bozej w Czestochowie)

    Jeśli modlitwa ma miejsce poza kościołem (z natury przygotowanym do liturgii), to prosimy o zorganizowanie godnego miejsca, na przykład – stolik, zapalona świeczka, Pismo Święte otwarte na czytaniu z dnia, ew. obrazek, fgurka.W czasie modlitwy przyjmij wewnętrzną postawę uniżenia przed Bogiem.

    Nie przeżywaj modlitwy, jako „cudownego zaklęcia”, Bóg Ojciec jest całkowicie wolny w swoich decyzjach,On decyduje jakie łaski nam ofaruje, my Jego dzieci ufamy i wszystko przyjmujemy.

    Całe wydarzenie przeżywamy w duchu jedności: świeckich, kapłanów, biskupów i papieża.

    II. PRZEBIEG MODLITWY: (starajmy się zachować kolejność)

    1. modlitwa do Boga Ojca:

    Bądź uwielbiony Boże, w Trójcy Świętej Jedyny, Stwórco wszelkiego stworzenia. Ty jesteś Miłością i Źródłem miłości. Dziękuję Ci, żeś mnie tak cudownie stworzył! Dziękuję Ci także za życie członków mojej rodziny, gdyż każdy człowiek jest wyrazem Twojego błogosławieństwa dla mnie, mojej ojczyzny i całego świata.Niestety my, grzesznicy, często nie potrafmy przyjąć, a niekiedy nawet wprost odrzucamy ten Owoc Twojej miłości. Dlatego bardzo przepraszam Ciebie za każdą zniewagę, jakiej dopuściłem się odrzucając dar życia. Przepraszam za każde odrzucone przez moich Rodakówdziecko poczęte, które jest przejawem obftości Twojego miłosierdzia dla rodziców, krewnych i całego narodu. Przepraszam Cię za każdego człowieka, który w jakikolwiek sposób przyczynił się do odrzucenia miłości objawionej w zaistnieniu nowego życia. Proszę o łaskę przebaczenia dla mnie, dla mojej najbliższej rodziny, dla moich przodków i potomków. Jednocześnie pragnę przyjąć do swego serca każde poczęte, a odrzucone życie. Przyjmuję te dzieci, którym choć nie dano przyjść na ten świat, to jednak żyją przed Twoim Obliczem. Nadaję im prawa mojej rodziny i obywatelstwo mojej Ojczyzny. Przebacz nam i udziel daru jedności. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    (imprimatur N. 5375/2020)

    2. modlitwa osobista/rodzinna:

    MODLITWA OSOBISTA I RODZINNA NA CMENTARZU:

    Wszystkie dzieci nienarodzone zabite w naszychrodzinach, te o których wiemy i te, które są nam nieznane,przepraszamy was i chcemy przyjąć do serca wasze przebaczenie.Prosimy, jeśli już oglądacie Boga twarzą w twarz, wstawiajcie się za nami, by śmierć nie miała dostępu do naszych rodzin.

    Prosimy omodlitwę za Polskę i cały świat, by wrócił do Boga Ojca, naszego Stwórcy.

    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    (imprimatur N. 5375/2020)

    3. Psalm 51:

    Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, *

    w ogromie swej litości zgładź nieprawość moją.

    Obmyj mnie zupełnie z mojej winy *

    i oczyść mnie z grzechu mojego.

    Uznaję bowiem nieprawość moją, *

    a grzech mój jest zawsze przede mną.

    Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem *

    i uczyniłem, co złe jest przed Tobą,

    Abyś okazał się sprawiedliwy w swym wyroku *

    i prawy w swoim sądzie.

    Oto urodziłem się obciążony winą *

    i jako grzesznika poczęła mnie matka.

    A Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie, *

    naucz mnie tajemnic mądrości.

    Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, *

    obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję.

    Spraw, abym usłyszał radość i wesele, *

    niech się radują kości, które skruszyłeś.

    Odwróć swe oblicze od moich grzechów *

    i zmaż wszystkie moje przewinienia.

    Stwórz, Boże, we mnie serce czyste *

    i odnów we mnie moc ducha.

    Nie odrzucaj mnie od swego oblicza *

    i nie odbieraj mi świętego ducha swego.

    Przywróć mi radość Twojego zbawienia *

    i wzmocnij mnie duchem ofiarnym.

    Będę nieprawych nauczał dróg Twoich *

    i wrócą do Ciebie grzesznicy.

    Uwolnij mnie, Boże, od kary za krew przelaną, †

    Boże, mój Zbawco, *

    niech sławi mój język sprawiedliwość Twoją.

    Panie, otwórz wargi moje, *

    a usta moje będą głosić Twoją chwałę.

    Ofiarą bowiem Ty się nie radujesz, *

    a całopalenia, choćbym dał, nie przyjmiesz.

    Boże, moją ofiarą jest duch skruszony, *

    pokornym i skruszonym sercem Ty, Boże, nie gardzisz.

    Panie, okaż Syjonowi łaskę w Twej dobroci, *

    odbuduj mury Jeruzalem.

    Wtedy przyjmiesz prawe ofiary: dary i całopalenia, *

    wtedy składać będą cielce na Twoim ołtarzu.

    Chwała Ojcu i Synowi, *

    i Duchowi Świętemu.

    Jak była na początku, teraz i zawsze, *

    i na wieki wieków. Amen.

    4. Różaniec Święty – co najmniej jedna część Bolesna

    (czyli wszystkie 5 Tajemnic), w zależności od możliwości

    i pragnienia można odmówić wszystkie 4 części.

    III. PODSUMOWANIE:

    Schemat tego „nabożeństwa” jest uniwersalny i może być

    powtarzany. Zachęcamy do postawy ufności po modlitwie.

    Modlitwa została wysłuchana. Bóg Ojciec nas kocha

    i da to, co możliwie najlepsze swoim dzieciom.

    Odwagi!

    W górę serca!

    Jacek Morawa/Tygodnik NIEDZIELA

    **************************************************************************************************************

    Ks. prof. Waldemar Chrostowski:

    ideologia gender to nic innego jak naganne parodiowanie Boga

    Ks. prof. Waldemar Chrostowski: ideologia gender to nic innego jak naganne parodiowanie Boga

    fot. Agencja/PCh24.pl


    – Sens biblijnych narracji o stworzeniu jest klarowny. Pierwsze opowiadanie z Księgi Rodzaju, które ją otwiera, świadczy, że Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Człowiek zaistniał w zróżnicowaniu płci, które wyraża się w odmiennej cielesności, a także w istotnych różnicach w sferze psychicznej i duchowej. Drugie opowiadanie zawiera myśl, że dopiero w spotkaniu z kobietą mężczyzna uświadamia sobie, kim naprawdę jest – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” ks. prof. Waldemar Chrostowski.

    Kapłan przypomina również inny fragment Pisma Świętego, który mówi, że „nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam”. – Bóg nie stworzył jeszcze jednego mężczyzny, ponieważ jego samotność domagała się kogoś odmiennego – została stworzona kobieta. Właśnie tak różnym osobom, wzajemnie siebie potrzebującym, powierzył Bóg władzę nad światem, czyli odpowiedzialność za świat, który stworzył. To znamienne i ważne: dwie płcie wzajemnie się dopełniają, a nie są ze sobą skłócone w rywalizacji i wyniszczającej walce. Mężczyzna i kobieta potrzebują też siebie nawzajem, a gdy się odnajdują i akceptują, rozpoczynają wspólne życie. Zjednoczenie, które się między nimi dokonuje, jako owoc i przejaw wzajemnej miłości, odwzorowuje coś z natury Boga, który jest Miłością. Płeć zatem jest darem Boga i integralnym elementem Jego stwórczego planu – podkreśla.

    W ocenie duchownego wszelkie próby podważania stabilności płci to nic innego, jak tylko „naganne parodiowanie Boga”. – Role, zachowania oraz działania mężczyzn i kobiet wynikają przede wszystkim z płci i różnic biologicznych. W procesie dorastania i dojrzewania ulegają one doprecyzowaniu i udoskonalaniu przez oddziaływanie wpływów i uwarunkowań społecznych, które mają jednak drugorzędne znaczenie wobec tego, co naprawdę istotne i najważniejsze – podkreśla. Dodaje, że właśnie w takim kontekście należy umiejscowić i oceniać sugestie, że płeć nie jest czymś biologicznym, lecz można ją dowolnie zmieniać przez oddziaływanie kulturowe, społeczne i obyczajowe.

    Ks. Chrostowski zwraca uwagę, że podobnie jak marksistowska koncepcja „walki o pokój”, tak również ideologia gender jest realizowana na podstawie starej rzymskiej zasady divide et impera, czyli „dziel i rządź”. – Jej celem jest dzielenie ludzi, narodów, zawodów oraz warstw kulturowych i społecznych, bo gdy się ludzi odgórnie podzieli, wtedy wprowadzi się i ugruntuje zamieszanie oraz zamęt, w którym można wszechstronnie rządzić i więcej osiągnąć. Znamy zgniłe owoce śmiercionośnych ideologii – czerwonej, czyli komunizmu w Rosji sowieckiej, brunatnej, czyli narodowego socjalizmu w III Rzeszy, oraz żółtej, czyli komunizmu w wersji azjatyckiej. W tym samym szeregu, aczkolwiek w inny, chociaż tak samo bezwzględny sposób, plasuje się rozpasany i nie mniej totalitarny liberalizm, który wyrządził już ogromne szkody w Europie Zachodniej – wskazuje.

    Zdaniem kapłana, nie ulega żadnej wątpliwości, że początkiem obecnej wojny czy też rewolucji społeczno-kulturowej jest rok 1968. – Teraz tamto pokolenie wchodzi w starość naznaczoną dla niego bezsensem, który skutkuje samotnością, samobójstwami i eutanazją. Nieszczęśliwe też są, dorosłe już, dzieci tamtych rodziców, jeżeli nie wyzwoliły się z niewoli bezbożnej ideologii. Od pewnego czasu ukazuje ona swoje najmroczniejsze strony, a jej groźba polega na tym, że po wcześniejszych próbach chce wprowadzić podział najbardziej radykalny, oparty na narzucaniu odgórnie zaprogramowanej rywalizacji i walki płci. Odrywając płeć od biologii, traktuje ją instrumentalnie, uderzając w tożsamość i godność człowieka oraz niszcząc wartości i więzi społeczne – zaznacza.

    Ks. prof. Chrostowski podkreśla, że ideologia gender ma na celu zawładnięcie ludźmi poprzez ich totalne ogłupienie, pozbawienie kręgosłupa moralnego i sprowadzenie do pozycji rywali zwalczających się nawzajem. – Drogą, która do tego prowadzi, jest wprowadzanie hermeneutyki podejrzliwości, skutkującej zanegowaniem wszelkiej prawdy i każdego systemu wartości. Jeżeli się osiągnie zaplanowany cel, wówczas skłóconymi, a w pewnym sensie także zdziczałymi ludźmi można bardzo łatwo rządzić, a więc również zaprogramować ich postępowanie oraz, co bardzo ważne, stymulować dokonywane (niby przez nich) wybory polityczne – wskazuje.

    – Gender zwraca się szczególnie mocno przeciwko małżeństwu i rodzinie, bo małżeństwo i rodzina przesądzają o trwałości, spójności i sile społeczeństwa. Nie jest przypadkiem, że właśnie małżeństwo i rodzina stały się przedmiotem napastliwej, wręcz wściekłej kontestacji. Nieprzypadkowo również promuje się rozmaite zboczenia, które istniały zawsze, ale były wstydliwie skrywane, a tym bardziej nie żądały dla siebie prawnej legalizacji ani uprzywilejowania. Narzędziem zwalczania małżeństwa jest bezczelne promowanie homoseksualizmu i pedofilii (handel dziećmi i ich seksualne wykorzystywanie istnieją na większą skalę niż kiedykolwiek wcześniej!), a także różnych odmian hedonizmu, co zasila kieszenie wydawców pornografii i organizatorów tzw. turystyki seksualnej, wykorzystujących biedę ludzi w różnych regionach świata – opisuje teolog.

    Ks. Chrostowski zwraca również uwagę, że rozmaici ideologowie zdawali sobie sprawę, iż jak długo trwał pontyfikat Jana Pawła II, tak długo narzucanie ideologii gender się w Polsce nie powiedzie. – Sytuacja zmieniła się dość gwałtownie po roku 2005. Odbywało się to za cichym przyzwoleniem rządzących i – poza pewnymi wyjątkami – przy milczącej postawie Kościoła. Od tamtego czasu Polska stała się swoistym laboratorium tego, jak daleko można się posunąć w rozmiękczaniu społeczeństwa i podmywaniu tradycyjnych wartości. Widać wyraźne stopniowanie ideologicznych nacisków, często na zasadzie kija i marchewki. Od kiedy, 15 lat temu, zmarł Jan Paweł II, nacisk na nasz kraj stale rośnie. Ostatnio włączyły się w niego różne europejskie gremia i instytucje, co świadczy o tym, że ideologia gender stała się narzędziem uprawiania polityki – ubolewa.

    – Mimo to w tym wszystkim jest coś pocieszającego. Polska jest bodaj pierwszym krajem i narodem, który zaczął nazywać po imieniu zagrożenia związane z gender. Dzieje się to w sposób, który w zachodniej Europie, Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie jest nie do pomyślenia. Tam polityczna poprawność, zamykająca usta prawdzie, zebrała już obfite żniwo. U nas reakcja na gender jest coraz bardziej masowa i wychodzi przede wszystkim od świeckich. Dobrze, że zanim nie będzie za późno, dołączają do nich także duchowni – podsumowuje ks. Chrostowski.

    Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”/TK/PCh24.pl/02.11.2020

    **************************************************************************************************************

    wtorek, 3 listopada 2020

    XXXI TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Dziś wspomnienie ŚWIĘTEGO MARCINA de PORRES, zakonnika

    Święty Marcin de Porres

    ***

    Urodził się 9 grudnia 1569 roku w Limie. Był nieślubnym dzieckiem Mulatki Anny Valasquez i hiszpańskiego szlachcica Juana de Porres – późniejszego gubernatora Panamy. Marcin przerwał studia medyczne i pracował jako felczer-balwierz.

    Mimo sprzeciwu ojca wstąpił do dominikanów, gdzie do końca życia jako brat zakonny prowadził infirmerię (szpitalik zakonny). Opiekował się tam nie tylko chorymi zakonnikami, ale wszystkimi, którzy przychodzili, niezależnie od ich pozycji społecznej i koloru skóry.

    Dobroć okazywana chorym, opuszczonym, nieszczęśliwym uczyniła z niego żywą legendę. Spędzał wiele czasu, zwłaszcza w nocy na modlitwie i surowej pokucie. Miał szczególne nabożeństwo do Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.

    Otrzymał od Boga wiele łask, między innymi dar czytania w ludzkich sercach i sumieniach. Mistyk. Zmarł 3 listopada 1639 roku. Beatyfikował go Grzegorz XVI (1837), kanonizował Jan XXIII (1962). Patron fryzjerów, pielęgniarek, robotników, szkół.

    W ikonografii św. Marcin przedstawiany jest w habicie dominikańskim. Jego atrybuty to: anioł trzymający bicz i łańcuch, koszyk chleba, a obok mysz, krzyż, różaniec.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    **************

    Marcin de Porres. Mulat z nieprawego łoża, który został św. Franciszkiem Ameryki Południowej

    ŚWIĘTY MARCIN DE PORRES
    Fr Lawrence Lew OP/Flickr | CC BY-NC-ND 2.0

    ***

    Święty Marcin de Porres potrafił wyczuć, że ktoś go potrzebuje. Zachowały się relacje, że przychodził w środku nocy do ojców, którzy nagle zachorowali i nie mieli siły nawet zawołać o pomoc. Podobno w celu udzielenia pomocy zdarzało mu się przechodzić przez zamknięte drzwi.

    Kiedy czytam o św. Marcinie, czuję głębokie współczucie na myśl o bólu, jaki musi rodzić w synu odrzucenie przez ojca. Jednocześnie jestem pełna podziwu co do tego, jak sobie z tym doświadczeniem poradził i jakie owoce to zrodziło w jego życiu.

    Marcin de Porres: syn bez ojca

    W księgach metrykalnych przy jego imieniu nie ma podanego nazwiska ojca, a był nim szlachcic, Jan de Porres. Nie chciał on, żeby kojarzono go z czarnoskórą kochanką, bo marzyła mu się kariera polityczna. Marcin jako Mulat, do tego z nieprawego łoża, nie mógł liczyć w życiu na zbyt wiele.

    Ojciec łożył na jego wychowanie i naukę zawodu. Syn mógł wykorzystać poczucie winy ojca i wymuszać na nim coraz większe kwoty. Mógł też podjąć próbę udowodnienia rodzicielowi, jak duży błąd popełnił, odrzucając syna i w tym celu wybić się za wszelką cenę. Wybrał jednak trzecią drogę.

    Odzyskane nazwisko

    Pomogło mu to, że poznał dominikanów i postanowił do nich wstąpić. Ich charyzmat, którego początkiem było miłosierdzie, odpowiadał jego współczującemu sercu. Jedyny problem polegał na tym, że w XVI w. z zasady nie przyjmowano do zakonu osób z nieprawego łoża. Marcin uprosił więc, żeby przynajmniej mógł zostać służącym w klasztorze.

    Kiedy te wieści dotarły do pana de Porres, ten uniósł się dumą. Syn to syn, nawet jeśli urodzony przez kochankę i o zdecydowanie ciemniejszej karnacji. Zrobił braciom awanturę, dał Marcinowi nazwisko i nagle okazało się, że chłopak może nawet sięgnąć po kapłaństwo.

    Ten jednak odmówił – wolał zostać bratem konwersem, czyli dominikaninem bez święceń kapłańskich. Nadal wykonywał prace fizyczne, ale należał już do zakonu. I trzeba przyznać, że na tej zmianie bardziej zyskał ten ostatni.


    Dominikanin – miłosierny, mądry i pokorny

    Marcin wkrótce stał się słynny w mieście i poza nim z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, był niesłychanie hojny wobec ubogich i troskliwie opiekował się chorymi, także tymi spoza klasztoru. Nawet więcej – potrafił wyczuć, że ktoś go potrzebuje.

    Zachowały się relacje, że przychodził w środku nocy do ojców, którzy nagle zachorowali i nie mieli siły nawet zawołać o pomoc. Podobno w celu udzielenia pomocy zdarzało mu się przechodzić przez zamknięte drzwi.

    Po drugie, prowadził tak głębokie życie duchowe, że pomimo braku wykształcenia stał się duchowym doradcą wielu ludzi. Furta, na której najczęściej można go było spotkać, stała się czymś w rodzaju skrzyżowania rozmównicy z gabinetem terapeuty. Miał tam przychodzić nawet biskup Limy.

    Mimo rosnącej popularności Marcin de Porres pozostał pokorny. Kiedy jego klasztor popadł w potężne długi, wpadł na oryginalny pomysł wsparcia go finansowo. Otóż dogonił przeora idącego negocjować odłożenie spłaty pożyczki i zaczął nalegać na przełożonego, żeby ten go… sprzedał. W końcu był czarnoskóry i pracowity, zyskana kwota mogła wesprzeć wspólnotę, a on sam może zyskałby pana, który potrafiłby go „wreszcie przymusić do porządnej służby”. Oczywiście, do sprzedaży nie doszło, ale świadectwo hojnego serca i miłości do zakonu pozostało.

    ŚWIĘTY MARCIN DE PORRES
    Fr Lawrence Lew OP/Flickr | CC BY-NC-ND 2.0

    ***

    Święty Franciszek Ameryki Południowej

    Obraz dobroci Marcina de Porres pozostałby niepełny bez wspomnienia o jego współczuciu wobec zwierząt. Był założycielem pierwszego znanego schroniska dla nich i do klasztoru sprowadzał nie tylko chorych nędzarzy, ale także ranne zwierzaki.

    Zachowała się opowieść o kogucie ze złamaną nóżką, który codziennie sam przychodził do klasztoru na zmianę opatrunku, a także o psie, którego brat skarcił za wdawanie się w uliczne bójki, a następnie pielęgnował, dopóki czworonóg nie odzyskał pełni sprawności.

    Ta opiekuńczość miała też niezbyt ciekawe skutki. Dokarmiane przez Marcina myszy tak się rozpleniły, że przeor zagroził ich eksterminacją. Brat, nie chcąc do niej dopuścić, zwołał je wszystkie i wyprowadził z domu. Podobno nie wróciły tam, dopóki żył ich dobroczyńca.

    Rana, z której płynęło miłosierdzie

    Odrzucenie, jakiego doświadczył Marcin, w jego życiu stało się źródłem miłosierdzia, bo znając ból opuszczenia, nie był w stanie przejść obojętnie obok potrzebujących. I tak uwierające ziarenko wewnętrznego cierpienia stało się źródłem dobra.

    Elżbieta Wiater – publikacja 03.11.17/Aleteia.pl

    *************************

    środa, 4 listopada 2020

    XXXI TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Dziś wspomnienie ŚWIĘTEGO KAROLA BOROMEUSZA

    Urodził się na zamku Arona w 1538 roku jako syn arystokratycznego rodu. Studia ukończył na uniwersytecie w Pawii, uzyskując doktorat obojga praw (1559). Znawca sztuki. Grał pięknie na wiolonczeli.

    W 23 roku życia mianowany kardynałem i arcybiskupem Mediolanu. Święcenia kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później. Po niespodziewanej śmierci brata, która była dla niego duchowym wstrząsem, podjął życie pełne pobożności i ascezy. Współpracując ze swoim wujem, papieżem Piusem IV doprowadził do końca Sobór Trydencki.

    Uchwały tego soboru wprowadził w swej diecezji. Założył pierwsze seminarium duchowne. Hojny dla ubogich, żył ubogo. Podczas zarazy w Mediolanie (1576) niósł pomoc chorym, oddał wszystko, nawet własne łóżko. Zmarł 3 listopada 1584 roku.

    Pozostawił po sobie dorobek pisarski. Beatyfikowany w 1602 roku, kanonizowany w 1610. Patron boromeuszek, diecezji w Lugano i Bazylei, uniwersytetu w Salzburgu. bibliotekarzy instytutów wiedzy katechetycznej, proboszczów profesorów seminarium.

    W ikonografii św. Karol Boromeusz przedstawiany jest w stroju kardynalskim. Jego atrybutami są: bicz, czaszka, gołąb, kapelusz kardynalski, krucyfiks. postronek na szyi, który nosił podczas procesji pokutnych.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    *************************

    Święty Karol Boromeusz. Kapłan w czasach zarazy


    Święty Karol Boromeusz. Kapłan w czasach zarazyfot. Pierre Mignard (1612-1695), “Św. Karol Boromeusz posługuje ofiarom dżumy”


    Heroizm jakim św. Karol Boromeusz wykazał się podczas epidemii trawiącej Mediolan w 1577 r. sprawił, że okres ten nazwano „epidemią św. Karola”. Świadkowie tamtych wydarzeń wspominali – nieustraszeni ludzie Kościoła nieśli chorym i umierającym miłość nieporównywalną z niczym innym. 

    Epidemię trawiącą Mediolan w 1577 r. nazwano „epidemią św. Karola” nie dlatego, że przyszły święty w jakiś sposób przyczynił się do jej rozprzestrzenia, ale wręcz przeciwnie – jego cnoty najmocniej uzewnętrzniły się podczas pomocy cierpiącym i umierającym. Kiedy wszyscy inni uciekli, to właśnie on wraz z posługującymi z jego nadania kapłanami, otaczali chorych miłością, profesjonalną – jak na ówczesne czasy – opieką medyczną, dawali nadzieję i pocieszenie. Dla mediolańskiego metropolity było oczywiste – to właśnie chorzy i umierający najbardziej potrzebowali Sakramentów, a Kościół był od tego by im je zapewnić.

    Przykład dla innych

    Święty Karol Boromeusz doskonale zdawał sobie sprawę z konieczności niesienia pomocy nie tylko duchowej, ale i medycznej. Jako świetny organizator zarządził lokowanie chorych w specjalnie wybudowanych w tym celu lazaretach, do stolicy Lombardii sprowadził najlepszych ówczesnych lekarzy, a z prywatnej kasy sfinansował remont szpitala. Przeznaczał też środki na poprawienie warunków sanitarnych. Za jego przykładem poszedł senat Mediolanu i za pieniądze z miejskiej kasy żywiono około 50 tysięcy chorych wraz z rodzinami.

    Sam święty zasięgał rady specjalistów, opatrzył się w dzieła medyczne, propagował higienę osobistą i działania profilaktyczne. Zalecał – zgodne z ówczesną wiedzą medyczną – unikać oddechu chorego, dezynfekować dłonie octem, często zmieniać ubrania czy spożywać odpowiednie przyprawy korzenne. Dając przykład innym ludziom Kościoła, sam osobiście odwiedzał chorych; tam gdzie się pojawiał momentalnie u ludzi wzrastała nadzieja – z niecierpliwością wyczekiwali jego przybycia.

    Konflikt z władzami

    Jeszcze na rok przed rozprzestrzenieniem zarazy – dzisiaj uczeni wskazują, że najprawdopodobniej chodziło o ospę – miasto nakazało zaprzestanie uroczystości jubileuszowych, jakie odbywały się w mediolańskiej katedrze Bożego miłosierdzia. Kardynał Boromeusz podporządkował się miejskim zaleceniom i zakończył uroczystości. Ci sami urzędnicy jednak, kilka miesięcy później zorganizowali huczny festyn ludowy na cześć przyjazdu Juana de Austrii, zwycięzcy z pod Lepanto. Całe miasto świętowało, zapominając o zarazie. Kiedy sytuacja stała się groźna, niektórzy zarządcy miejscy opuścili Mediolan.

    Pierwszym, który otwarcie wypomniał władzom niekonsekwencje, głupotę i narażenie życia innych był właśnie święty Karol. Mimo, że w momencie wybuchu zarazy przebywał w Lodi, szybko wrócił do zagrożonego miasta. Zarządcy miejscy na początku zupełnie nie zgadzali się na kontakt duchownych z zarażonymi – widząc jednak upór kardynała i jego poświęcenie, dali za wygraną.

    To co najważniejsze

    Karol Boromeusz wiedział czego chorzy i umierający potrzebują najbardziej. Nie wyobrażając sobie ich opuszczenia, pozostał na miejscu, nawet gdy papież Grzegorz XIII dał mu możliwość prowadzenia posługi z poza miasta. Nie wszyscy ludzie Kościoła posiadali jednak tego samego ducha, co mediolański kardynał – widząc zatem małoduszność swoich kapłanów sprowadził chętnych do pomocy zakonników z innych diecezji, a nawet ze Szwajcarii. W większości przypadków chorym posługiwali więc kapucyni, jezuici, barnabici, teatyni czy karmelici. W środku zbudowanego przezeń szpitala umieścił ośmioboczną kaplicę, tak by z każdego miejsca chorzy mogli widzieć Mszę Świętą. Eucharystię sprawował kapucyn, znany ze swojej ofiarności  o. Paweł Bellitano da Salo z Lodi.

    Podtrzymywał na duchu nie tylko chorych, ale również osoby duchowne. W licznych kazaniach powtarzał, że chrześcijańskie miłosierdzie nie pozwala opuszczać w biedzie najbardziej potrzebujących. Tłumaczył, że właśnie w sytuacjach kryzysowych najbardziej objawia się powołanie do życia konsekrowanego, a jeżeli „Bogu Wszechmogącemu spodoba się byśmy zostali dotknięci chorobą, a nawet śmiercią, jakże wielka czeka nas chwała, jaka nagroda!”.

    „Zaprawdę, nie należy śmiercią nazywać tego, lecz życiem, albowiem kto tak umiera z miłości do Boga, dla zbawienia bliźniego, ten naśladuje męczenników wzdychających za życiem w chwale wiecznej” – mówił.

    Modlitewny szturm

    Święty Karol zainicjował wielką modlitewną kampanię w intencji ustania zarazy, o nawrócenie grzeszników i przebłaganie Bożego Majestatu. W mieście odbywały się nabożeństwa czterdziestogodzinne, procesje i pielgrzymki. Praktyka postu i jałmużny objęła całą diecezję. Mnóstwo osób nawracało się, przyjmowało Komunię Świętą i czyniło pokutę. Sam arcybiskup niósł w procesjach wielki krzyż, który od tamtego czasu czczony jest w mediolańskiej katedrze. Podczas jednej z nich, idąc boso skaleczył się w stopę, lecz dał ja sobie opatrzyć dopiero po zakończeniu uroczystości.

    Do domowej modlitwy wzywały wiernych siedem razy dziennie dzwony. Rzucając hasło: wielkie miasto, wielką świątynią, arcybiskup włączył wszystkich mieszkańców w jedną wspólną, nieustającą modlitwę. Przy dziewiętnastu ołtarzach ustawionych w różnych punktach miasta cały czas sprawowano Eucharystię.

    W międzyczasie zaraza ustawała. 20 stycznia 1577 r. stał się dniem publicznych modlitw z udziałem mediolańskiego duchowieństwa, radnych, władz miejskich, senatu i mnóstwa wiernych. Do maja kryzys zażegnano.

    W wyniku epidemii zmarło około siedemnaście tysięcy osób w samym Mediolanie i osiem tysięcy w jego okolicach. W całej diecezji zmarło 120 kapłanów, ale tylko trzech w wyniku zarażenia podczas pełnienia posługi wobec chorych. Na 65 klasztorów żeńskich, jedynie 2 z nich dotknęła choroba. Spośród domowników kardynała zmarły tylko trzy osoby: stajenny, sekretarz i służący.

    Dlaczego tamten czas nazwano „zarazą świętego Karola”? Ponieważ „podczas tylu budujących wspomnień tej klęski dominuje w pamięci wspomnienie tego człowieka, który miał inspirować  uczucia i czyny pamiętniejsze niż nieszczęścia, i to przetrwało w pamięci jako podsumowanie tej całej grozy, ponieważ w tych wszystkich wydarzeniach zajaśniała jego dobroć, czyniąc go wodzem, wspomożycielem, wzorem i dobrowolną ofiarą w czasie powszechnej plagi”.

    Piotr Relich/PCh24.pl

    Tekst na podstawie; Stanisław Romuald Rybicki FSC, „Święty Karol Boromeusz. Wierny sługa Kościoła odrodzenia (1538 – 1584)”, Kraków 1978.

    ************************************************************************************************************

    pierwszy czwartek miesiąca – 5 listopada

    XXXI TYDZIEŃ ZWYKŁY

    wspomnienie świętych: Elżbiety i Zachariasza

    rodziców św. Jana Chrzciciela

    ELIZABETH
    Fr Lawrence Lew / CC BY-NC 2.0

    ***

    Zachariasz

    Kapłan „z oddziału Abiasza”. Ojciec Jana Chrzciciela (Łk 1,5-25,59-79). Sprawiedliwy mąż żyjący ze swoją żoną Elżbietą w bezdzietnym małżeństwie.

    Kiedy, wyznaczony przez losowanie, składał w świątyni ofiarę kadzenia, ukazał mu się anioł i przepowiedział, że jego żona urodzi syna, któremu ma nadać imię Jan. Z powodu niedowierzania został porażony niemotą. Odzyskał mowę dopiero przy obrzezaniu syna, kiedy napisał na tabliczce jego imię Jan.

    Ewangelia św. Łukasza wkłada w jego usta hymn „Benedictus”, który wskazuje na posłannictwo Jana Chrzciciela. Po narodzeniu Jana Chrzciciela ani Pismo Święte, ani tradycja nie podają o jego rodzicach żadnych informacji.

    Elżbieta

    Żona Zachariasza i matka Jana Chrzciciela (Łk 1,5-80). Według Ewangelii św. Łukasza pochodziła z rodu Arona. Uchodząca za bezpłodną, mimo podeszłego wieku urodziła syna. Jej brzemienność – przedstawiona w kontekście zwiastowania NMP – miała być dowodem, „że dla Boga nie ma nic niemożliwego”.

    Maryja odwiedziła spokrewnioną z nią Elżbietę, która za natchnieniem Ducha Świętego poznała w niej Matkę Boga i powitała ją słowami: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego.” Maryja pozostała przy Elżbiecie aż do jej rozwiązania. Św. Elżbieta jest patronką matek, żon, położnych.

    W ikonografii św. Zachariasz, podobnie jak św. Elżbieta, występują w cyklach poświęconych Janowi Chrzcicielowi. Atrybutami św. Zachariasza są: gałązka oliwna w ręce, imię Jan; czasami bywa przedstawiany na ośle jako zapowiedź Chrystusa triumfującego w Niedzielę Palmową. Św. Elżbieta ukazywana jest często w scenie nawiedzenia NMP lub tuż po urodzeniu św. Jana. Rzadko występuje osobno.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    *********************************************************

    Zachariasz i Elżbieta, rodzice Jana Chrzciciela

    Zwiastowanie narodzin Jana Chrzciciela zaważyło w sposób wyjątkowy na reszcie życia Zachariasza i na jego stosunku do Boga.

    Witraż Józef Maryja Elżbieta Zachariasz/fot. Henryk Przondziono.Gość

    1. O Zachariaszu wiemy z Ewangelii – tylko Łukasz o nim wspomina (1, 5-25. 57-80):
    – że pochodził z ósmej klasy kapłańskiej Abiasza;
    – że był małżonkiem Elżbiety;
    – że mieszkał ze swą małżonką Elżbietą w Ain Karem niedaleko Jerozolimy;
    – że byli to ludzie pobożni, zachowujący Prawo Pańskie;
    – że chyba nie byli jednak w pełni szczęśliwi, gdyż nie posiadali potomstwa, którego bardzo pragnęli.
    Dwa wydarzenia z życia podeszłego już w latach Zachariasza zasługują na szczególną uwagę:
    – zapowiedź narodzin Jana Chrzciciela;
    – obrzezanie nowo narodzonego dziecka i nadanie mu imienia.

    Zwiastowanie narodzin Jana Chrzciciela zaważyło w sposób wyjątkowy na reszcie życia Zachariasza i na jego stosunku do Boga. Dość nietypowo jak na męża pobożnego zachował się Zachariasz wobec anioła Gabriela; po prostu nie uwierzył w zapowiedź narodzin syna, poddając tym samym w wątpliwość przesłanie samego Boga. Ewangelista tak oto notuje wypowiedzi anioła: „Nie uwierzyłeś słowom moim, które się wypełnią we właściwym czasie” (Łk 1, 20).
    Trudno stwierdzić, dlaczego i w co szczególnie Zachariasz nie uwierzył: czy w to, że w tak podeszłym wieku zostanie ojcem, czy też w to, kim miał być i co miał czynić jego przyszły potomek:
    – będzie wielki w oczach Pana;
    – od łona matki będzie pełen Ducha Świętego;
    – wielu spośród Izraela nawróci;
    – będzie szedł przed Panem w duchu i mocy Eliasza;
    – ma przygotować Panu lud doskonały.

    Bezpośrednio przedtem wypowiedział anioł słowa, które po dzień dzisiejszy stanowią podstawę dla definicji aktu wiary jako uznania czegoś za prawdę tylko dlatego, że znajduje się za nią autorytet samego Boga: „Ja jestem Gabriel, który stoi przed Bogiem. Zostałem posłany, aby mówić z tobą i by donieść ci tę dobrą nowinę” (Łk 1, 19). Otóż Zachariasz nie uznał autorytetu samego Boga w osobie anioła Gabriela. Nie uwierzył jego słowom.
    Za tę niewiarę spotkała Zachariasza, jak wiadomo, kara w postaci niemożności mówienia aż do czasu narodzin Jana Chrzciciela. I tak zaczęły się dla Zachariasza, od chwili spotkania z aniołem, dni trudne; kiedy wyszedł ze świątyni, nic nie mógł powiedzieć; dawał tylko, jak każdy niemowa, różne znaki. Nigdy nie dowiemy się, co myślał przez czas wspólnego z Elżbietą oczekiwania na narodziny Jana.

    Wiadomo natomiast, że zareagował już zgoła inaczej na Bożą interwencję przy nadawaniu imienia nowo narodzonemu dziecku. Ku wyraźnemu zaskoczeniu najbliższych, sądzących, że syn, wedle ówczesnego zwyczaju, otrzyma imię ojca, Zachariasz bez wahania opowiedział się za sugestią Elżbiety. Ona powiedziała: „Będzie się nazywał Jan” (Łk 1, 60). „A on, poprosiwszy o tabliczkę, napisał: Jan jest jego imię” (1, 63).
    W tym momencie, jakby w nagrodę za poprawną postawę wobec woli Boga, kończy się czas Zachariaszowej niemożności mówienia. Ewangelista notuje: „Zaraz też otworzyły się jego usta i rozwiązał się język, i mówił wielbiąc Boga” (1, 64).

    Zachariaszowi zawdzięczamy sławny hymn uwielbienia Pana i Boga Izraela. Jest to jeden z najbardziej znanych tekstów Nowego Testamentu a został spopularyzowany głównie przez to, że jest odmawiany codziennie w tak zwanych Laudesach, czyli w porannej modlitwie z Liturgii Godzin. Warto zauważyć, że w drugiej części tego hymnu powtarzają się, przynajmniej niektóre, myśli z anielskiego zwiastowania narodzin Jana Chrzciciela:
    – że będzie prorokiem Najwyższego;
    – że będzie szedł przed obliczem Pana;
    – że będzie niósł ludowi wieść o zbawieniu.
    W ten sposób Zachariasz jakby chciał dać do zrozumienia, że teraz już wierzy we wszystko, co powiedział anioł. Zresztą przed samym hymnem znajdują się słowa: „napełniony Duchem Świętym prorokował” (1, 67).

    Tak więc Zachariasz to bardzo ludzka, ale zdecydowanie pozytywna postać. To przykład moralnej przemiany, dokonanej w człowieku mocą specjalnego napomnienia Bożego. Zachariasz dobrze zrozumiał na wskroś lecznicze właściwości nawet bolesnych doświadczeń zsyłanych na nas przez Boga. Resztę jego życia zapewne wypełniały uczucia radosnej wdzięczności i szczęścia.

    Szkoda, że wśród chrześcijan jest tak mało Zachariaszów.

    2. Żadnych cieni nie zanotował Ewangelista Łukasz w swej mini-biografii Elżbiety. Nad wszystkim, co o niej przekazał dominuje opis jej nawiedzenia przez Maryję. Wypowiedziane wtedy przez Elżbietę pozdrowienie Maryi, to jakby drugi – pierwszym była zapowiedź narodzin Jezusa – etap biblijnych początków kultu Bogurodzicy. Oto myśli przewodnie tej pramariologii:
    – Maryja jest błogosławiona wśród wszystkich niewiast;
    – Jest matką Pana;
    – Szczególnie błogosławiony jest owoc jej łona;
    – Wyniesienie Maryi jest zapłatą za Jej wiarę w spełnienie się obietnic Bożych;
    – Pojawienie się Maryi w domu Elżbiety ta ostatnia uważa za całkowicie niczym niezasłużony z jej strony zaszczyt;
    – Jeszcze nie narodzony Syn Boży właśnie poprzez Maryję rozpoczyna swoje zbawcze oddziaływanie na ludzi, bo za takie można by uznać symboliczne „poruszenie się dziecięcia” w łonie Elżbiety; tak właśnie „owocuje” owo łono.
    Przy okazji wypowiada Elżbieta kilka prawd z zakresu bodaj najwcześniejszej chrystologii nowotestamentalnej.

    A więc:
    – to, że Mesjasz miał się narodzić z niewiasty, bo to oznacza „bycie owocem” maryjnego łona;
    – to, że Syn Człowieczy przychodzi na świat ze względu na ludzi;
    – to, że przez poruszenie się jeszcze nie narodzonego Jana Chrzciciela ludzkość odczuwa działanie Boga. Zauważmy, że tu znów mamy do czynienia z nawiązaniem do słów anioła Gabriela, zwiastującego narodziny Jezusa. Określenie „łaski pełna” to przecież synonim formuły „błogosławiona między niewiastami”.

    W tym opisie nawiedzin Elżbiety przez Maryję jedno pozostanie tajemnicą na zawsze: Skąd, i jak dowiedziała się Elżbieta, że Maryja miała być „Matką jej Pana”? Można by, co najwyżej, przypuszczać, że powiadomił ją anioł, ten sam, który pojawiając się przed Maryją powiedział: „Oto krewna twoja Elżbieta, również poczęła dziecię…” (Łk 1, 36).
    Nie trudno też dostrzec, że w wypowiedziach Elżbiety niezwykłość moralnego uprzywilejowania Maryi bierze się z faktu jej wybrania na przyszłą Matkę Mesjasza. Tak więc ta mariologia Elżbiety jest z gruntu chrystologiczna. Do historii zbawienia Zachariasz dostał się za sprawą Jana Chrzciciela, Elżbieta także dlatego, że była matką Jana, ale jeszcze bardziej dlatego, że łączyło ją coś szczególnego, prócz więzów krwi, z Maryją. W każdym razie jej spotkanie z przyszłą Bogurodzicą stanowi treść jednej z tajemnic Różańca Świętego, co świadczy o doniosłości tego wydarzenia w historii zbawienia. Można by też zauważyć, że nawiedziny św. Elżbiety przez Maryję nie tylko stanowiły wspomniany już etap w biblijnej historii kultu Bogurodzicy, lecz zapoczątkowały trwające po dzień dzisiejszy cudowne objawianie się jej ludziom. W odróżnieniu od tych wszystkich późniejszych, w ramach których Maryja upomina nas, przestrzega a często także nad naszym losem płacze, tamto pierwsze było samą radością, bo to przecież pragnienie podzielenia się z Elżbietą prawdą o zwiastowaniu narodzin Jezusa sprowadziły Maryję do Ain Karem. Wtedy też rozpoczęło się posłannictwo Maryi jako pośredniczki łask wszelkich, czego przejawem najpełniejszym będzie udział Maryi w całym dziele zbawienia. I za to czcimy Bogurodzicę jako Współodkupicielkę rodzaju ludzkiego.

    W odróżnieniu od Zachariasza rzadko patronującego chrześcijańskim mężczyznom, imię Elżbieta jest bardzo popularne po dzień dzisiejszy, wśród nie tylko zresztą katolickich niewiast. Pojawia się także często wśród wyznawców różnych gałęzi protestantyzmu.
    Na koniec refleksja może trochę nieskromna: św. Elżbieta powinna być chyba szczególnie bliska nam Polakom, jako że mamy też naszą własną cząstkę w upowszechnianiu kultu Matki „Matki Pana naszego”. Współuwielbiajmy z Elżbietą Bogurodzicę Maryję.

    Biskup Kazimierz Romaniuk/Niedziela warszawska

    **************************************

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 20.30

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    ***

    po Mszy świętej – godzinna Adoracja przed Najświętszym Sakramentem w intencji kapłanów (21.00 – 22.00)

    Adoracja Najświętszego Sakramentu
    fot.Opoka.pl

    ***

    W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo

    Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.

    Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.

    W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.

    Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.

    W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu. 

    Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.

    Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest kapłaństwo. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.

    Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.

    ***

    Modlitwa św. Faustyny:

    O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.

    O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.

    ***

    Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:

    Boże miłosierny,
    daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!

    Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
    aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
    a żaden powołany nie został pominięty.

    Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
    jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!

    Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
    głoszą słowem, przykładem i życiem!

    Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
    oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
    i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.

    Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
    którego wylałeś na Apostołów!

    Amen.

    PROŚCIE PANA ŻNIWA…

    “Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.

    cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)

    **************************************

    Egzorcyzmy coraz częstsze, także w odniesieniu do agresywnych demonstracji

    Samplefot. FR34727 AP/Associated Press/East News

    ***

    Pod takim tytułem amerykańska agencja AP zamieściła artykuł poświęcony rosnącej liczbie egzorcyzmów w związku z m.in. demonstracjami skierowanymi także przeciwko katolickim obiektom sakralnym.

    Autor, David Crary, który pisuje także w katolickim „National Reporter”, zauważa, że w październiku dwaj arcybiskupi pokazali jeszcze inną twarz egzorcyzmu – wyrzucającego demony po „pełnych jadu” demonstracjach .

    17 października w Portland, w stanie Oregon, arcybiskup Alexander Sample poprowadził procesje Najświętszym Sakramentem do miejscowego parku. Odmawiał tam razem różaniec i przeprowadził egzorcyzm, gdzie przez ostatnie 4 miesiące miały tam miejsce demonstracje przeciwko segregacji rasowej, niekiedy połączone z aktami agresji. Tego samego dnia w San Francisco abp Salvadore Cordileone również dokonywał egzorcyzmu na zewnątrz kościoła św. Rafała, gdzie protestujący obalili wcześniej figurę św. Junipera Serry. „Módlmy się aby Bóg oczyścił to miejsce od złych duchów. Aby oczyścił nasze serca i serca tych, którzy dopuścili się tej profanacji”- powiedział arcybiskup.

    Autor artykule zwrócił się z prośbą o opinię do dwóch teologów, którzy są ekspertami w dziedzinie egzorcyzmów. Prof. Andrew Chesnut w Commonwealth University w Richomd w stanie Virginia, bada pod tym kątem sytuacje szczególnie w Ameryce Południowej. Stwierdził, że „zwłaszcza w Meksyku od 2015 r. niektórzy biskupi rozpoczęli egzorcyzmy także w odniesieniu do całego kraju, mając na uwadze rosnącą spiralę przemocy, aborcji i ożywioną dzielność gangów narkotykowych.

    Z kolei o. Pius Pietrzyk OP, z kalifornijskiego Seminarium i Uniwersytetu św. Patryka zauważa, że „poza Oregonem i Kalifornią, w innych stanach także rośnie liczba egzorcyzmów w odniesieniu do „dzikich demonstracji”. Zwraca uwagę, ze papież Franciszek aprobuje taką działalność nie tylko w Rzymie, gdzie kształcą się przyszli egzorcyści. We wrześniu b.r. Ojciec Święty mianował trzech nowych biskupów pomocniczych w Chicago. Jednym z nich jest bp Jeffrey Grob, najbardziej znany egzorcysta w całej archidiecezji. W Chicago- Libertville działa Instytut Papieża Leona III, wychowujący przyszłych egzorcystów. Działa on za aprobatą episkopatu, ale jego funkcjonowanie w całości opiera się na ofiarach wiernych. Na swojej stronie internetowej Instytut podkreśla, że „wśród tych, którzy nie wierzą w istnienie szatana i jego działalność jest także niestety wielu katolików. Ważne, byśmy pamiętali, że papież Franciszek nigdy nie wahał się mówić o szatnie. I wiele razy ostrzegał przed naiwnością w tej sprawie”.

    W tym kontekście warto wspomnieć, że w świecie anglojęzycznym dużym echem odbiła się książka znanego psychiatry z Nowego Jorku dr. Richarda Gallaghera, zatytułowana „Demonic Foes: My Twenty-Five years as a Psychiatrist Investigating Possesions, Diabolic Attacks and Paranoral (Wrogie Demony: moje 25 lat [pracy] psychiatry badającego opętania, ataki diabła i zjawiska paranormalne).

    Ostatnio kolejny wywiad z jej autorem przeprowadził dziennik „The Telegraph”. W konkluzji amerykański psychiatra stwierdził, że „ci, którzy chorują psychicznie powinni udać się do lekarza, ale ci którzy cierpią z powodu ataków diabelskich powinni szukać pomocy duchowej. Nie wolno miesząc tych dwóch porządków. Wszystkie przypadki paranormalne należy uznać za diaboliczne, chyba że się je dostatecznie wytłumaczy w inny sposób. A szatan i złe duchy zabiją nas, jeśli się ich przed tym nie powstrzyma.”

    01 listopada 2020 o.pj (KAI) / pz | Waszyngton Ⓒ Ⓟ

    ************************************************

    PIERWSZY PIĄTEK MIESIĄCA – 6 listopada

    wspomnienie św. Leonarda z Limoges, pustelnika

    LEONARD OF NOBLAC
    Public Domain

    ***

    Leonard urodził się w Galii za panowania cesarza Anastazego (491-518). Pochodził ze znakomitej rodziny frankońskiej, zaprzyjaźnionej z królem Franków, Klodwikiem. Ten zgodził się nawet być ojcem chrzestnym Leonarda. Wychował się on u biskupa Reims, św. Remigiusza. Potem został pustelnikiem. Nie przyjął ofiarowanej mu przez Klodwika godności biskupa w Micy.

    Zamieszkał w puszczy leśnej koło Limoges. Pewnego dnia odwiedził go Klodwik z okazji polowania, jakie urządził w tych stronach. Prosił Leonarda o modlitwę, gdyż jego małżonka miała bardzo bolesny, ciężki i niebezpieczny poród. Dzięki modlitwie Leonarda bóle ustały, a królowa szczęśliwie urodziła dziecię.

    Król w podzięce podarował Leonardowi cały las. Leonard nazwał darowiznę Nobiliacum, czyli darem szlachetnego króla (nobilissimo rege). Wystawił też kościółek pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, a w nim ołtarz ku czci św. Remigiusza. Gdy dotkliwie odczuwał brak wody, wytrysnęła ona cudownie w postaci źródła, z którego skwapliwie korzystali pątnicy.

    Był orędownikiem uwięzionych i wstawiał się za nimi przed królem i przed możnymi. Dlatego ikonografia zwykła przedstawiać go z łańcuchem i kajdanami. Według żywotów, jakie powstały w średniowieczu, Leonard miał także uzdrowić wielu chorych. Z czasem założył klasztor, gdyż pod jego kierownictwo duchowe zgłaszało się wielu chętnych. Klasztor z biegiem lat otrzymał wezwanie św. Leonarda. Potem całą miejscowość nazwano Saint-Leonard-de-Noblat.

    Leonard zmarł prawdopodobnie 6 listopada. Rok jego śmierci jest nieznany. Jego grób stał się natychmiast miejscem pielgrzymek. Święty należał do najpopularniejszych świętych w Europie w wiekach średnich: we Francji, w Anglii, Niemczech, Austrii, w Bawarii, w Szwecji i w Polsce. Ku jego czci wystawiono mnóstwo kościołów i kaplic. W czasie wypraw krzyżowych jego kult wzrósł jako patrona jeńców wojennych.

    W Polsce kult św. Leonarda w średniowieczu był szczególnie żywy. Świadectwem tego są najstarsze kościoły, jak np. krypta św. Leonarda w katedrze wawelskiej. W Garbowie (archidiecezja lubelska) do dnia dzisiejszego obchodzi się odpust ku czci św. Leonarda. Święty posiada tam swój ołtarz, w którym jego obraz ma na sobie srebrną suknię. Leonard w stroju opata trzyma kajdany. Dookoła widoczne są postacie modlących się do niego o wstawiennictwo do Boga.

    W Martyrologium Rzymskim św. Leonarda z Limoges umieścił kardynał Cezary Baroniusz na podstawie świadectwa św. Bedy oraz bł. Adona. Wspomnienie o Leonardzie znajdujemy również w Historii napisanej przez Ademara z Chabannes ok. roku 1028. Z wieku XI pozostało kilka fragmentów tych wspomnień.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    przed Mszą świętą godzinna adoracja od godz. 18.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    fot. Adrianna Sierocińska/Tygodnik Niedziela

    ***

    Koła ratunkowe

    Koła ratunkowe
    Obietnice Pana Jezusa dane św. Małgorzacie Marii Alacoque fot.Henryk Przondziono/GOŚĆ NIEDZIELNY

    **

    Pierwszy piątek i sobota miesiąca. Czy możemy je traktować jak polisę ubezpieczeniową na wieczność?

    Wtym tygodniu przypadają pierwszy piątek i sobota miesiąca – słyszymy regularnie w kościołach. O popularnych nad Wisłą praktykach pierwszych piątków wiemy sporo. Tradycja ma już bowiem… 336 lat. To forma kultu Serca Jezusa objawiona św. Małgorzacie Marii Alacoque w 1673 r. Jezus obiecał tym, którzy odprawią nabożeństwo 9 pierwszych piątków, że nie umrą bez sakramentów świętych. Inną nieprawdopodobną odgórną „ofertę” usłyszała s. Faustyna. Dotyczyła ona Koronki do Bożego Miłosierdzia: „Kapłani będą ją podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby grzesznik był najzatwardzialszy, jeżeli tylko raz zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego”– zapewniał siostrę drugiego chóru sam Jezus.

    Tajemnica druga: serce w cierniach

    A pierwsze soboty? To nabożeństwa związane z objawieniami w Fatimie. Szukający zawsze drugiego dna i węszący we wszystkim sensację skupiliśmy się przede wszystkim na trzeciej tajemnicy. Napisano o niej grube opracowania, zanim jeszcze Watykan ujawnił 9 lat temu treść orędzia. O nabożeństwach pierwszych sobót, wspomnianych w drugiej tajemnicy, wiemy niewiele. Ostatnio zrobiło się o nich znów głośno. W tym roku ruszyła Wielka Nowenna Fatimska – międzynarodowa inicjatywa związana z przygotowaniami do 100. rocznicy objawień.

    13 maja 1917 roku w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria objawiła się Maryja. Pastuszkom, którzy nigdy nie wytknęli nosa poza zabitą dechami wioskę, oznajmiła słowa, które miały wstrząsnąć Kościołem. Rosja wrzała, przygotowując leninowską rewolucję, wokół wybuchały bomby I wojny światowej, a na krańcu Europy dzieci otrzymały przesłanie mające przesądzić o losach świata. Łucja miała 10 lat, Franciszek 9, Hiacynta jedynie 7. Maryja prosiła: „Uciekajcie się do mojego Niepokalanego Serca, pokutujcie w intencji nawrócenia grzeszników”.

    W czasie kolejnych objawień Maryja pokazała dzieciom swe Niepokalane Serce otoczone cierniami. Dzieci miały zobaczyć również piekło. Ta wizja bardzo je przeraziła. „Widziałyście piekło, do którego trafiają dusze biednych grzeszników. Aby ich zbawić, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczynią to, co wam powiem, wiele dusz się zbawi i zazna pokoju….” – zapowiedział Gość z nieba. Dodał też, że jeśli ludzkość nie opamięta się, „wybuchnie nowa, jeszcze gorsza wojna światowa, a Kościół zostanie prześladowany”. Maryja przyrzekła, że wróci, by prosić o wynagrodzenie w pierwsze soboty miesiąca.

    Hiacynta i Franciszek zmarli wkrótce po objawieniach. Tajemnice, które usłyszeli, zabrali z sobą do grobu. Łucja skrupulatnie notowała słowa Maryi: „Bóg chce wprowadzić na świecie cześć Mego Niepokalanego Serca. Tym, którzy przyjmą to nabożeństwo, obiecuję zbawienie. Dusze te będą przez Boga kochane jak kwiaty, postawione przeze Mnie dla ozdoby Jego tronu. Jeśli się zrobi, to co wam powiem, wielu zostanie uratowanych przed piekłem i nastanie pokój na świecie… Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał znieść wiele cierpień. Różne narody zginą. Na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.

    Co usłyszała portugalska nastolatka?


    Siedem lat po zakończeniu fatimskich objawień Maryja zezwoliła siostrze Łucji na ujawnienie treści drugiej tajemnicy. 10 grudnia 1925 r. w hiszpańskim Pontevedra Łucja usłyszała o pierwszych sobotach miesiąca. Miał to być praktyczny wymiar kultu Serca Maryi. „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć i przekaż wszystkim, że obiecuję przyjść na pomoc w godzinę śmierci z wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia tym, którzy przez 5 kolejnych miesięcy w pierwsze soboty: odprawią spowiedź, przyjmą Komunię św., odmówią Różaniec i przez 15 minut towarzyszyć Mi będą, rozmyślając o 15 tajemnicach Różańca w intencji zadośćuczynienia” – opowiadała Maryja.

    Gdy pięć lat później Łucja poproszona o wyjaśnienie, dlaczego trzeba praktykować akurat pięć sobót, wyjaśniała, że ukazał jej się sam Jezus, tłumacząc: „Powód jest prosty: jest 5 rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi: bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu; przeciwko Jej Dziewictwu; przeciwko Boskiemu Macierzyństwu, gdy jednocześnie nie chce się uznać Jej za Matkę ludzi; starania ludzi, którzy usiłują publicznie wpajać w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet odrazę wobec Niepokalanej Matki; bezpośrednie znieważanie Maryi w Jej świętych wizerunkach. Oto moja córko powody, dla których Niepokalane Serce Maryi nakazuje Mi żądać tego małego zadośćuczynienia. To zadośćuczynienie poruszy Moje Miłosierdzie i wybaczę temu, kto miał nieszczęście Ją znieważyć”.

    Zaliczyłem!


    Po zamachu na swoje życie Jan Paweł II zapoznał się z dokumentacją objawień. Stał się apostołem orędzia z Fatimy, bo jak podkreślał, swe ocalenie wiązał z objawieniami Maryi w portugalskiej wiosce. 13 maja 2000 roku spotkał się na rozmowie w cztery oczy z s. Łucją. Sam praktykował nabożeństwo pierwszych sobót. Bardzo wymowny był dzień jego śmierci. Zmarł w pierwszą sobotę miesiąca, w wigilię uroczystości Bożego Miłosierdzia. Wyrachowani do bólu, czynimy z fatimskiego przesłania teologię bankomatu. Obietnice traktujemy jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej. Bóg rzuca nam koła ratunkowe, a my przerabiamy je na walutę. Wrzucamy je do bankomatu i z uśmiechem sprawdzamy stan konta. No, nie jest najgorzej: troszkę już się uzbierało.

    O takiej mentalności znakomicie opowiada jezuita o. Wojciech Ziółek: – Z wymyślonym przez nas Bogiem jest bardzo wygodnie żyć. Wystarczy się rozliczyć jak z fiskusem. Płacę i wymagam. Jaka praca, taka płaca. Traktujemy modlitwę jak kartę kredytową: wkładam i wypłacam. Wystarczy wstukać PIN: ko-ron-ka albo ró-ża-niec i gotowe. Troszkę wprawdzie trzeba pocierpieć, ale generalnie się opłaca. Nie musimy wpadać w ręce Boga żywego”. Tymczasem sama s. Łucja wyraźnie przestrzegała, że w praktyce pięciu sobót należy podkreślić intencję wynagrodzenia za grzeszników, a nie asekurację na godzinę śmierci.

    Inne zagrożenie? Praktyka pierwszych piątków czy sobót bardzo łatwo może zamienić się w magiczne rytuały. „Uzbierałem już osiem pierwszych piątków ale, niestety, w ostatnim miesiącu nie mogłem dojść do kościoła. I co? Wszystko na nic?”. Przypomina mi to historię naszego fotoreportera, który spacerował po meczecie w Damaszku. Kilka razy przechodził między modlącymi się muzułmanami a torbami, które kładli przed sobą na podłodze. Za każdym razem reagowali zniecierpliwionym fuknięciem. W końcu, gdy nasz fotograf przeparadował między jednym z rozmodlonych facetów a jego torbą, ten zniecierpliwiony przeniósł się na inne miejsce. Okazało się, że gdy ktoś zakłóci muzułmanom przestrzeń modlitwy, którą sobie stworzą, muszą zaczynać wszystkie modlitwy od początku. Z praktyki „kolekcjonowania” piątków i sobót może wyłonić się nieprawdziwy obraz Boga – buchaltera z kalkulatorem w dłoni, który z satysfakcją zaznacza parafkę w kolejnych rubrykach. – Skupiamy się na gadżetach, a zapominamy o istocie – wyjaśnia w wywiadzie ks. dr Grzegorz Strzelczyk. W 1943 roku ukryta w lasach Beskidu mistyczka Kunegunda Siwiec usłyszała od Maryi: „Twoje serce jest małym niebem dla mojego syna. Odpoczywa w Nim. Pocieszaj Go”. Dwadzieścia lat wcześniej portugalska dziewczyna Łucja dos Santos usłyszała: „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć”. To istota objawień.

    Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 46/09

    **********

    Cześć należna Chrystusowi Eucharystycznemu. O niej przypominał Anioł w Fatimie


    Cześć należna Chrystusowi Eucharystycznemu. O niej przypominał Anioł w Fatimiefot. PCh24.pl


    Nasz Pan, Jezus Chrystus, jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Poprzez Eucharystię uczestniczymy w Ofierze Krzyża, przyjmujemy Komunię świętą przyjmujemy samego Chrystusa, to Chrystus jednoczy nas w tym sakramencie, udziela łask, gładzi grzechy i ofiarowuje nam zadatek przyszłego życia w Niebie. Stąd też musimy zawsze pamiętać o tym, by przystępować do tego Przenajświętszego Sakramentu tak często, jak to tylko możliwe, przyjmując do swej duszy Zbawiciela w sposób godny – tak wewnętrznie, jak i zewnętrznie.

    Pan Jezus pozostawił nam jasną naukę: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata (J 6, 51). Jak tłumaczył święty Augustyn, nie musimy szukać drogi prowadzącej do Boga, objawił nam ją Zbawiciel. Chrystus jest drogą, światłem i życiem, chcąc mieć udział w Jego życiu, musimy także przyjmować „chleb żywy, który zstąpił z Nieba”, karmić się Eucharystią. W tym sakramencie spotykamy naszego Zbawiciela, realnie, choć pod postacią chleba, Chrystus jest ukryty w każdej, nawet najmniejszej, cząstce konsekrowanej Hostii.

    Apostołowie pouczali już pierwsze wspólnoty chrześcijan o tym, jak wielki jest to Sakrament i z jak wielką starannością należy do niego przystępować. Święty Paweł podkreślał, że ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też umarło. Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni (1 Kor 11, 26-31). „Konstytucje Apostolskie”, anonimowy pomnik literatury chrześcijańskiej z IV wieku, zawierał następujące pouczenie: „Przyjąwszy kosztowne Ciało i drogą Krew Chrystusa, składajmy dzięki Temu, który uczynił nas godnymi uczestnictwa Jego świętych tajemnic i prośmy, aby nam nie były na sąd i potępienie, ale ku zbawieniu na pożytek duszy i ciała, na ochronę pobożności, na odpuszczenie grzechów i żywot wieczny. Powstańmy w łasce Chrystusa; sami ofiarujmy się Bogu, jedynemu Bogu niezrodzonemu i Jego Chrystusowi”.

    Wiara Kościoła jest niezmienna, w Eucharystii obecny jest sam Chrystus, źródło naszej nadziei i życia, dlatego też przyjmowanie Go wymaga odpowiedniego przygotowania, odpowiedniej czci i dziękczynnej modlitwy. Przygotowanie to posiada charakter duchowy, wymaga znajdowania się duszy w stanie łaski uświęcającej, intencji godnego przyjęcia Pana, jak i fizyczny: dotyczy to tak zachowania odpowiedniego postu eucharystycznego, jak i postawy, zachowania względem sakramentu. Dziś znajdujemy się jednak w sytuacji pozbawionej precedensu, cześć wobec Najświętszego Sakramentu jest pomniejszana, w wielu miejscach świata Bóg obecny pod postacią chleba jest udzielany wiernym, którzy nie są do tego właściwie przygotowani, a na dodatek w sposób pozbawiony właściwej czci wobec Przenajświętszych Postaci. Udzielanie Komunii Świętej do rąk wiernych – będące jeszcze kilka dekad temu nadużyciem, a następnie praktyką dopuszczaną ze względu na brak możliwości jej wyeliminowania – stało się dziś nową „normą”, gwałcącą tak prawa i tradycje Kościoła, jak i sumienia wiernych oraz kapłanów. Wystarczy zadać sobie jedno pytanie: czy można w sposób właściwy i godny przyjmować Pana ukrytego w Eucharystii, okazując równocześnie lekceważenie postaciom sakramentalnym? Albo przyjmując je w sposób, który nie chroni ich przed profanacją?

    Pewną wskazówkę ofiarowują nam objawienia w Fatimie. Pastuszkowie zostali wprost poproszeni przez Anioła o wynagradzanie zniewag i „pocieszanie” Pana, spotykającego się z niewdzięcznością ludzi: Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której pływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę„Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię z czcią najgłębszą. Ofiaruje Ci przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników”. Następnie podnosząc się z klęczek wziął znowu w rękę kielich i Hostie. Hostie podał mnie, a zawartość kielicha podał Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia mówiąc równocześnie: „Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga!” (Wspomnienia s. Łucji z Fatimy, T.1, Secretariado dos Pastorinhos, Fatima, s. 177).

    fot.PCh24.pl

    **

    Wskutek zagrożenia epidemicznego praktyka udzielania Komunii Świętej na rękę została upowszechniona także i w Polsce, co więcej, w wielu miejscach bywała przedstawiana jako odpowiadająca woli Kościoła, bo bardziej „odpowiedzialna” metoda przyjmowania Ciała Pańskiego. To nieprawda. Jak się dziś dowiadujemy, lekarze podkreślają, że przyjmowanie Komunii do dłoni nie stanowi „bezpieczniejszej” metody przyjmowania Komunii, jest wprost przeciwnie. Co więcej, taka forma komunikowania sprzyja niewłaściwemu traktowaniu Eucharystii. Kapłan udzielając Komunii w sposób tradycyjny, zachowuje troskę o partykuły eucharystyczne, małe drobinki konsekrowanego chleba, w których także obecny jest sam Chrystus. Przyjmując Komunie do rąk, drobinki te pozostają na dłoniach wiernych, ich los może być różny. To przeczy właściwej czci wobec Sakramentu. Zresztą, jak Stolica Apostolska dopuszczając w przeszłości taki sposób udzielania Komunii Świętej w pewnych miejscach – w których nadużycie to zapuściło już korzenie – z naciskiem podkreślała, że nie może to prowadzić do spadku wiary w realną obecność Pana, ani też sprzyjać profanacją. Dziś wiemy, że niestety stało się inaczej…

    W tej sytuacji Stowarzyszenie im. Księdza Piotra Skargi przygotowało specjalną broszurę, poświęconą właściwej czci wobec Najświętszego Sakramentu. Jak w niej czytamy, kiedy Komunia święta jest udzielana do rąk, „Ciało Pana Jezusa kładzione jest przez szafarza na lewej dłoni, po czym wierny palcami prawej podnosi Je do ust. Zarówno na dłoni, jak i na palcach mogą pozostać drobne okruszki Hostii. Biskup Juan Rodolfo Laise OFMCap w książce pt. Komunia św. na rękę? twierdził nawet, że w tym przypadku potrzebny byłby cud, żeby przy każdej Komunii jakaś cząstka nie upadła na ziemię lub nie została na dłoni wiernego”. Nie stanowi to więc kwestii drugorzędnej… Co więcej, sposób, w jaki przystępujemy do Ołtarza Pańskiego, wyraża naszą wiarę, postawę wobec samego Pana Jezusa.

    Dzięki broszurze „W tej Hostyi jest Bóg żywy” dowiesz się więcej o wierze i tradycji Kościoła, wprowadzeniu nadużycia polegającego na udzielaniu Komunii świętej na rękę i jego konsekwencjach, poznasz autentyczne stanowisko Kościoła w tej sprawie – stanowisko, o którym dziś wielu nie chce pamiętać ani przywiązywać do niego wagi… Poznasz również historię ostatnich cudów eucharystycznych i płynącą z nich naukę.

    Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebna jest pokuta, ofiara i modlitwa wynagradzająca za grzechy, których doświadcza Chrystus ukryty pod postacią chleba i wina. W ciągu ostatnich miesięcy apelował o to biskup Athanasius Schneider z Kazachstanu. Co możesz zrobić? Wejdź na stronę www.cialochrystusa.com i zamów broszurę poświęconą czci należnej Eucharystii. Pamiętaj o właściwym przyjmowaniu Ciała Pańskiego i modlitwie wynagradzającej!

    PCh24.pl/mat

    ***********************************************************************

    Jak przygotować się do spowiedzi?

     

    fot. Bożena Sztajner/Niedziela

    ***

    Spotkanie z przebaczającym Chrystusem w sakramencie pokuty wymaga odpowiedniego usposobienia i należytego przygotowania. Tym usposobieniem jest miłość do Boga. Sakrament pojednania i pokuty nie działa bowiem na sposób znaku magicznego. Wymaga świadomego przyjęcia i osobistego zaangażowania się w tym, co oznacza i co przynosi. Niesie więc w sobie określone wezwanie. Nie ma charakteru rytualnego oczyszczenia z grzechu, lecz stanowi szansę spotkania z Chrystusem przebaczającym, a więc szansę uzyskania Jego przebaczenia i pojednania z Bogiem (S. Olejnik, Teologia moralna życia osobistego).

    Aby spowiedź była dobra…

    Należyte przygotowanie wymaga spełnienia warunków dobrej spowiedzi nimi: rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, spowiedź szczera, zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.

    Punktem wyjścia w procesie sakramentalnego pojednania jest przejrzystość sumienia, a jej sakramentalnym znakiem jest rachunek sumienia.

    Zrewiduj swoje postępowanie!

    Ta tradycyjna nazwa podkreśla jedynie to, co jest konieczne w czasie przygotowania się do spowiedzi, pojętej jako trybunał oskarżenia się z grzechów ciężkich i ich istotnych okoliczności. Chodzi tu jednak o coś więcej niż obliczanie ilości grzechów. Ma to być bowiem rewizja własnego postępowania w obliczu Boga. Nade wszystko należy solidnie rozliczyć się z sobą, ze swoich grzechowych upadków, nastawień i myśli. Temu ma służyć właśnie rachunek sumienia. Sumienie to jest głos Boga. Robiąc rachunek sumienia, człowiek winien usłyszeć to, co Bóg ma mu do powiedzenia. Tylko wtedy zobaczy swoje czyny dobre i złe we właściwych proporcjach. Rachunek sumienia winien być dokonany w trzech zasadniczych pionach. Pierwszym jest Dekalog, drugim obowiązki rodzinne i zawodowe, a trzecim wady główne. Przy grzechach ciężkich należy ustalić ich liczbę. Za dobro należy Bogu podziękować, a za zło Go przeprosić.

    Żal doskonały

    Wśród aktów penitenta żal za grzechy zajmuje pierwsze miejsce. Jest to „ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości” (KKK 1451). Zasadniczo wyróżnić można trzy elementy autentycznego żalu za grzechy. Pierwszym jest dostrzeżenie i uznanie zła. Drugim jest przyznanie się do winy, natomiast trzecim – wzięcie odpowiedzialności za dokonany zły czyn. Odpowiedzialność za zło prowadzi do próby naprawienia popełnionego przez człowieka zła. Umiejętność wzięcia odpowiedzialności za zły czyn, świadczy o wielkości i doskonałości człowieka. Wtedy to właśnie człowiek zyskuje przebaczenie. Taki żal, zwany doskonałym, wystarczy do nawiązania kontaktu z Bogiem. Kto nie żałuje, najczęściej szuka usprawiedliwienia w oskarżaniu innych, co zawsze jest znakiem samousprawiedliwienia.

    Potrzebujemy wyznania win

    Właśnie dowodem brania odpowiedzialności za swój czyn jest publiczne wobec kapłana wyznanie swych grzechów. Człowiek potrzebuje wyznania swoich win, potrzebuje tego dla zdrowia psychicznego. Jest to niezwykle ważny element, gdyż człowiek ma pewność, że kapłan, w imieniu Boga, jego przyznanie się do winy słyszy. Wyznanie grzechów powinno być absolutnie szczere i należy nim objąć okres od ostatniej, dobrze odprawionej spowiedzi. Wyznanie czynów złych nigdy nie pomniejsza człowieka. Przyznanie się do czynu złego, świadczy o odwadze i o wielkości człowieka.

    Przeprowadzi cię przez poczucie winy

    W odkryciu wielkości zła tkwiącego w grzechu zawarte jest mocne postanowienie poprawy. Gdy się nie dostrzega zła zawartego w grzechu, to szybko się do niego wraca. Grzech zawsze czaruje pewnym dobrem. Tylko odkrycie jego jadu jest skutecznym środkiem do powstrzymania człowieka od popełniania następnych grzechów. Mocne postanowienie poprawy to nie tylko decyzja, to także konsekwencja doświadczenia zdobytego w grzechu. Dlatego prawdziwe nawrócenie zawsze połączone jest z odkryciem, że poczucie winy to trudny odcinek, przez który Bóg przeprowadza człowieka, aby jaśniej zobaczył prawdziwe wartości. Żal za grzechy jest drogą prowadzącą do miłości Boga i Jego miłosierdzia. Z tym wiąże się również pragnienie wynagrodzenia (E. Staniek, Kościół i sakramenty). Jeśli grzesznik naruszył sprawiedliwość, to w duchu wynagrodzenia pragnie swój błąd naprawić.

    Pokuta to nie wzlot uczuć

    Tak zwana pokuta, zadawana przez spowiednika w czasie spowiedzi, jest tylko symbolem. Wynagrodzenie powinno uwzględniać rodzaj popełnionego grzechu. Penitent sam powinien określić, w jaki sposób chce wynagrodzić Bogu za popełnione zło. Człowiek w ten sposób doskonali samego siebie, gdyż zarówno postanowienie poprawy, jak i wynagrodzenie, są ukoronowaniem nawrócenia.

    Prawdziwa pokuta nie jest wzlotem uczuciowym, ale radykalnym odcięciem się od zła, wewnętrzną przemianą ducha. Konieczna zatem jest skrucha – wewnętrzne nastawienie, kierujące spojrzenie człowieka na Zbawiciela, który przyjął na siebie wszystkie winy ludzkie i przez Krzyż swój wszystkie je przezwyciężył i zniszczył.

     Bp Antoni Długosz do młodych/Niedziela Ogólnopolska

    *****************************************

    PIERWSZA SOBOTA MIESIĄCA – 7 listopada

    MSZA ŚW. w kościele św. Piotra o godz. 18.00

    po Mszy św. nabożeństwo pierwszej soboty miesiąca wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa skierowane przeciwko Najświętszej Maryi Pannie

    Warszawa, Kraków: modlitwa wynagradzająca – katolicka odpowiedź na „tęczową” profanacjęźródło: pixabay.com/PCh.pl

    *****

    Dziś nie będzie transmisji z Nabożeństwa Pierwszej Październikowej Soboty Miesiąca z kościoła św. Piotra, dlatego proponuję połączyć się z Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach:

    program transmisji:

    godz. 18.10 – program słowno-muzyczny

    godz. 18.30 – modlitwa różańcowa

    godz. 19.05 – 15-minutowa medytacja

    godz. 19.20 – Msza św. z homilią  

    Transmisja ON LINE na kanale YouTube 

     – Czy pamiętasz warunki nabożeństwa wynagradzającego, o które prosi Matka Boża?

    Pragnąc uczynić zadość prośbie Matki Bożej należy:
    1. przystąpienie do spowiedzi św. i przyjęcie komunii św.,
    2. odmówienie jednej części różańca,
    3. odprawienie piętnastominutowej medytacji,
    4. a wszystkie warunki odprawiamy w intencji wynagradzającej Niepokalanemu Sercu Maryi.
    Siostra Łucja przypomina, iż wskazana intencja wynagradzająca jest najistotniejszym warunkiem nabożeństwa.

    Ikona Matka Boża Fatimska
    malował: Krzyh Leniec/pracownia IKONOPISARSKA/Słowikon

    Ikona Matka Boża Fatimska napisana ręcznie. Wykonana według tradycyjnej technologii, na desce lipowej ze szpongami (15 x 15 cm), na gruncie kredowo – klejowym, malowana techniką tempery jajowej. Tło pokryte szlagmetalem (imitacja złota), złote ornamenty na nimbie i szacie wykonane złotem 22 ct.
    Ikona przedstawia wizerunek Matki Bożej Fatimskiej w ujęciu popiersia. Pierwowzór takiej ikony został namalowany współcześnie, przez prawosławnego ikonografa w Petersburgu na pocz. XXIw. Wizerunek ten nawiązuje do tradycyjnych przedstawień Maryi w ikonach chrześcijańskiego Wschodu. Biel szaty symbolizuje światło, jakie prześwietlało postać Maryi podczas objawień w Fatimie oraz jej chwałę. Złoto w ikonie jest symbolem świętości, transcendencji. Grecki monogram umieszczony w tle oznacza „Matka Boga”.

    FatimaSanktuarium Fatimskie

    Treść objawień Matki Bożej w Fatimie w 1917 r.

    na podstawie Wspomnień Siostry Łucji

    tekst zatwierdzony przez Biskupa diecezji Leiria

    Fatima, grudzień 2002

    13 października 1917 – szóste objawienie się Matki Bożej

    13 października 1917. Wyszliśmy z domu bardzo wcześnie, bo liczyliśmy się z opóźnieniem w drodze. Ludzie przyszli masami. Deszcz padał ulewny. Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć. Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie pokornej i błagalnej.
    Gdyśmy przybyli do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
    – „Czego Pani sobie ode mnie życzy?”
    – „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu”.
    – „Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy: czy zechciałaby Pani uzdrowić kilku chorych i nawrócić kilku grzeszników i wiele więcej”.
    – „Jednych tak, innych nie. Muszą się poprawić i niech proszą o przebaczenie swoich grzechów”.

    I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:
    – „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony”.

    Znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. Oto, Ekscelencjo, powód dlaczego zawołałam, aby ludzie spojrzeli na słońce. Zamiarem moim nie było zwrócenie uwagi ludzi w tym kierunku, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności. Zrobiłam to jedynie pod wpływem impulsu wewnętrznego, który mnie do tego zmusił.

    Kiedy Nasza Pani znikła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża.

    Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna.
    Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską.


    Uwagi końcowe

    Oto, Ekscelencjo, historia objawień Matki Boskiej w Cova da Iria w 1917 roku.
    Zawsze, gdy z jakiegoś powodu musiałam mówić o nich, starałam się uczynić to jak najzwięźlej z pominięciem intymnych spraw osobistych, bo by mnie to bardzo wiele kosztowało. Ale ponieważ są one Boże, a nie moje, i ponieważ Bóg teraz Waszą Ekscelencję o nie pyta, oddaję je niniejszym. Świadomie nie zatrzymuję niczego, co do mnie nie należy. Wydaje mi się, że brak tylko kilku małych szczegółów odnoszących się do próśb, które przedstawiłam. Ponieważ były to sprawy bardziej materialne, nie miały dla mnie specjalnego znaczenia i być może nie utkwiły mi tak żywo w pamięci. A poza tym było ich tak wiele! Miałam i z tym tyle roboty, aby sobie przypomnieć niezliczone łaski, o które miałam Matkę Bożą prosić, że może tu i tam wślizgnęła się jakaś pomyłka, kiedy np. powiedziałam, że wojna skończy się w tym samym dniu, tj. 13 (Prawdę mówiąc, Łucja nie powiedziała wprost że wojna skończy się w tym samym dniu. Nakłoniona została do tego przez wiele naglących pytań, które jej stawiano).
    Wiele ludzi było zdumionych pamięcią, którą Bóg mi raczył dać. Dzięki nieskończonej dobroci Bożej jest to pod każdym względem naprawdę wielki dar. Jednak w nadprzyrodzonych sprawach nie trzeba się dziwić, że tak głęboko odciskają się w pamięci, że po prostu nie można ich zapomnieć. W każdym razie sensu spraw, które one oznaczają, nigdy się nie zapomina, jeżeli Bóg sam nie sprawi, że się je zapomni.

    *************************************************

    Akt Komunii Świętej duchowej

    Tekst Aktu Komunii Świętej duchowej, zaproponowany w dniu 19 marca 2020 r. przez papieża Franciszka wiernym, którzy uczestniczą we Mszach św. transmitowanych za pośrednictwem mediów – radia, telewizji, internetu.

    Akt Komunii Świętej duchowej

    Klękam u Twoich stóp, o mój Jezu, i ofiarowuję Tobie skruchę mego serca, które pogrąża się w nicości i Twojej świętej obecności.

    Uwielbiam Ciebie w Sakramencie Twej miłości, pragnę Cię przyjąć w ubogim mieszkaniu mego serca.

    W oczekiwaniu na szczęście Komunii sakramentalnej pragnę Cię przyjąć w Duchu.

    Przyjdź do mnie, o mój Jezu, abym przyszedł do Ciebie.

    Niech Twoja miłość rozpali całą moją istotę na życie i na śmierć.

    Wierzę w Ciebie, ufam Tobie, kocham Ciebie.

    Niech się tak stanie.

    *************************************************************************************************************

    8 listopada 2020

    XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA – ROK A

    MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA

    o godzinie 14.00

    przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Liturgia Słowa

    PIERWSZE CZYTANIE

    Czytanie z Księgi Mądrości – Mdr 6, 12-16

    Mądrość jest wspaniała i nie więdnie, ci łatwo ją dostrzegą, którzy ją miłują, ci ją znajdą, którzy jej szukają, uprzedza bowiem tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać.

    Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. O niej rozmyślać – to szczyt roztropności, a kto z jej powodu nie śpi, wnet się trosk pozbędzie, sama bowiem obchodzi i szuka tych, co są jej godni, objawia się im łaskawie na ścieżkach i wychodzi naprzeciw wszystkim ich zamysłom.

    Oto słowo Boże.

    PSALM RESPONSORYJNY

    Ps 63 (62), 2. 3-4. 5-6. 7-8 (R.: por. 2ab)

    Refren: Ciebie, mój Boże, pragnie moja dusza.

    Boże, mój Boże, szukam Ciebie *
    i pragnie Ciebie moja dusza.
    Ciało moje tęskni za Tobą, *
    jak zeschła ziemia łaknąca wody.

    Refren.

    Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni, *
    by ujrzeć Twą potęgę i chwałę.
    Twoja łaska jest cenniejsza od życia, *
    więc sławić Cię będą moje wargi.

    Refren.

    Będę Cię wielbił przez całe me życie *
    i wzniosę ręce w imię Twoje.
    Moja dusza syci się obficie, *
    a usta Cię wielbią radosnymi wargami.

    Refren.

    Gdy myślę o Tobie na moim posłaniu *
    i o Tobie rozważam w czasie moich czuwań.
    Bo stałeś się dla mnie pomocą *
    i w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie.

    Refren.

    Czytanie z Pierwszego Listu Świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan – 1 Tes 4, 13-18

    Nie chcemy, bracia, byście trwali w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim.

    To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi, tak pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób na zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami.

    Oto słowo Boże.

    ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

    Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

    Czuwajcie i bądźcie gotowi,
    bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.

    Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

    EWANGELIA

    Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza – Mt 25, 1-13

    Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
    «Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły.

    Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”.

    Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny».

    Oto słowo Pańskie.

    XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA - ROK A
    Friedrich Wilheiml Schadow (PD)Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie/wiara.pl

    ***

    komentarz do Bożego Słowa:

    Wchodząc do katedry w Chartes można oglądać na portalu dzisiejszą przypowieść, którą był  wykuł anonimowy średniowieczny rzeźbiarz. Oglądałem to dzieło wiele lat temu. Wówczas Kościół rozpoczynał czytanie Ewangelii od słów: „Onego czasu”… i nazywał owe panny bardziej wyraziście: „pięć z nich było głupich, a pięć mądrych”.

    Artysta bardzo trafnie uchwycił różnice pomiędzy oczekującymi Oblubieńca. Mianowicie wyrzeźbił w kamieniu co to znaczy mieć lampę a nie mieć oliwy. One wszystkie oczekiwały, a więc wierzyły. Miały wiarę. Tylko, że te wymienione w Jezusowej przypowieści jako pierwsze, nie miały w swoim zanadrzu żadnych dobrych uczynków. Pismo Święte nazywa taką wiarę – martwą. Bo jaki jest sens nosić lampę nie mając oliwy? Na tym polega głupota. Panny mądre połączyły swoją wiarę z dobrymi uczynkami. Szły zatem na spotkanie z lampami, które świeciły.

    Za każdym razem kiedy wchodzę do kościoła najpierw szukam migającego światła wiecznej lampki, bo ono wskazuje, że tu obecny jest Pan Jezus. A czy rozpoznaję światło tego samego Jezusa w moim życiu i w moim bliźnim? Podczas chrztu przyjąłem Jego światło. Kapłan podając zapaloną świecę wypowiedział wtedy takie słowa: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dziecko oświecone przez Chrystusa, postępowało zawsze jak dziecko światłości, a trwając w wierze, mogło wyjść na spotkanie przychodzącego Pana”… 

    Dzisiejsza przypowieść jest ostrzeżeniem – bo nawet wspólna droga, wspólne czuwanie z osobami, których lampy są zapalone może mi nic nie pomóc i  nie uchroni przed zmarnowaniem otrzymanego zaproszenia na niepowtarzalną, bo jedyną ucztę weselną. Nie daj Bóg, aby doszło do sytuacji tragicznej, gdzie nie ma żadnej możliwości, aby wejść „na spotkanie przychodzącego Pana”. I na nic się zda przywoływanie, że „przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Co więc pozostanie człowiekowi, którego Chrystus nie rozpozna? Własna głupota z bezużyteczną lampą, zamknięte drzwi i całkowita ciemność.

    Kiedyś przyjaciele Cypriana Norwida zadali mu takie pytanie:

    • Mistrzu, ty tak pięknie i umiejętnie dobierasz słowa, powiedz, które ze słów jest najtragiczniejsze, przerażające?

    I poeta odpowiedział:

    • Tym słowem jest: „za późno”.

    Jesień już jest w pełni. Dzisiejsza Liturgia Słowa bardzo dobrze współbrzmi z tą porą najpiękniejszych barw. Jest to czas zbierania owoców. Przemijanie świata, jakby powiedział ks. Pasierb, staje się bardziej widoczne. Cień drugiego brzegu, o którym pisał Słonimski, staje się niemal dotykalny. Ile jeszcze zostało mi czasu, który dał mi Pan? Tutaj w Szkocji o tej porze nie tylko przeraźliwy chłód towarzyszy człowiekowi, ale i nieustanne ciemności, bo dni są bardzo krótkie. Zapalam więc ogień i światło. Ale co jest najważniejsze – znaleźć w sobie i ciepło i światło.

    Bo w życiu często jest tak, jak u pewnego pobożnego Żyda, który szukał porady u rabina.

    • Kiedy słucham twojego kazania, wznoszę się do siódmego nieba i ogarnia mnie zapał do życia uczciwego; ale jak tylko wrócę do domu, zaraz zapominam o twoich wspaniałych naukach i moich postanowieniach i wszystko jest, jak przedtem. Czym to  wytłumaczyć? – bo martwię się tym.

    Mądry rabin tak mu odpowiedział:

    • Najważniejsze jest to, skąd płynie twoje światło. Jeśli idziesz przez las, lampa twego współtowarzysza oświeca również drogę dla ciebie. Ale kiedy się rozstaniecie, ty zostaniesz w ciemności, bo nie masz własnej lampy. Staraj się słuchać tak moich kazań, aby zapaliła się od nich ta lampa, którą Pan umieścił w twoim sercu.

    Ks. biskup Jan Pietraszko pisze w ten sposób: „Ewangeliczne lampy w rękach ludzkich, lampy płonące, są znakiem wewnętrznej  przynależności do kręgu Bożego światła, jakiegoś wewnętrznego pokrewieństwa, szczególnej wewnętrznej wspólnoty i jedności z Ojcem przez Jezusa Chrystusa. Tego światła nigdy człowiek nie zapala sam. Nikt z nas, z ludzi, nie posiada takiej mocy, żeby mógł je własnymi siłami czy własnym działaniem w sobie rozniecić. Zapala je zawsze tylko sam Chrystus. I tylko On sam je żywi”…

    Dlatego już za niedługo podczas tej Eucharystii znowu Słowo Boga wypowiedziane ustami kapłana stanie się Ciałem Pańskim.   

    ks. Marian SAC

    *************           

    dziś wspomnienie bł. Jana Dunsa Szkota

    Catholic/Magazine of the Diocese of St. Cloud

    ***

    ***

    Jan nazywany jest Dunsem, ponieważ urodził się niedaleko miasteczka o takiej nazwie (Duns, Berwick), pod koniec 1265 roku. Jego ojczyzną jest Szkocja i jej imię także weszło do jego przydomka.
    W 1280 roku Jan wstąpił do franciszkanów. Przykład i inspirację do tego kroku dał mu stryj Eliasz Duns. 17 marca 1291 roku Jan otrzymał święcenia w angielskim Northhampton. Przełożeni wysłali go następnie do Paryża, gdzie miał uzupełnić studia rozpoczęte na uniwersytecie w Oksfordzie. Decyzja ta pokazuje, że Jan musiał cechować się wybitną inteligencją, skoro zasłużył na takie wyróżnienie. Paryż był wówczas niezwykle żywym ośrodkiem uniwersyteckim. Po zdobyciu pierwszych stopni akademickich – nauczał. Po pewnym czasie powrócił znowu do Anglii, by nauczać w szkołach franciszkańskich. To z tego okresu pochodzi jego pierwsze dzieło Ordinatio. Wtedy też powoli zaczęła się jego sława jako europejskiego teologa średniowiecznego, która trwa do dziś. Papież Paweł VI przyrównał teologię Jana Dunsa do katedry gotyckiej: obok potężnych i harmonijnych struktur św. Tomasza z Akwinu i innych mistrzów, myśliciele średniowiecza zauważali, jak “na trwałych podstawach i ze śmiałymi pinaklami (strzelistymi wierzchołkami) wznosiła się żarliwa refleksja Jana Dunsa Szkota”.
    Następne lata życia Jana Dunsa Szkota to podróże po europejskich uniwersytetach, nauczanie coraz to nowych studentów i kolejne osiągnięcia naukowe, m.in. w Cambridge, Oksfordzie i Paryżu. W 1304 roku został w paryskim studium franciszkańskim “mistrzem regentem”, czyli dyrektorem teologicznego studium braci. Na kartach swego dzieła De prima principio modlił się: “O Panie, Stworzycielu świata, udziel mi łaski wiary, zrozumienia i uwielbiania Twego majestatu i wznieś mego ducha ku kontemplacji Ciebie”. Ze względu na wysublimowanie i delikatność myśli zwany był “doktorem subtelnym”.
    Po kilku latach napięcia polityczne (proces przeciwko templariuszom) sprawiły, że przełożeni przenieśli go do spokojnej Kolonii, gdzie miał kierować studium braci. W czasie pełnienia tej posługi zmarł 8 listopada 1308 roku. Miał wówczas 43 lata. Jego życie streszcza sentencja: “Szkocja mnie zrodziła, Anglia mnie przygarnęła, wykształciła mnie Francja, strzeże mnie Kolonia”.

    Jan Duns Szkot był zwolennikiem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Argumentował, że Chrystus, jako doskonały Pośrednik, mógł i chciał wybawić swoją Matkę nie tylko od grzechu śmiertelnego, nie tylko od grzechu powszedniego, ale także od grzechu pierworodnego. Najdoskonalszy Pośrednik jest w stanie sprawić najdoskonalszy czyn pośrednictwa na rzecz osoby, dla której jest Pośrednikiem; najdoskonalszym pośrednictwem jest zaś zachowanie od grzechu pierworodnego. To, że się tak stało, można poznać po owocu łona Maryi. Jan Duns z wielką mocą głosił tajemnicę Wcielenia Słowa i był żarliwym obrońcą prawdy o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Jako jeden z nielicznych wówczas teologów, odważnie i zdecydowanie bronił bezgrzeszności Maryi, Matki Jezusa Chrystusa, stając się dla potomnych Doktorem maryjnym. Kościół katolicki ogłosił w 1854 r. naukę o Niepokalanym Poczęciu Maryi jako dogmat wiary.

    W filozofii Duns Szkot głosił prymat abstrakcji nad bytem rzeczywistym. Według niego przedmiotem metafizyki jest byt jako byt, czyli najogólniejsza natura ujmowana aktem intelektu, który przenika przez wszystkie warstwy konkretu i dociera do bytu.
    Kongregacja ds. Beatyfikacji i Kanonizacji, dekretem zatwierdzonym przez Pawła VI w 1972 r., stwierdziła, że pisma Dunsa Szkota nie zawierają błędów przeciw wierze i moralności i zezwoliła na prowadzenie procesu na drodze badań historycznych. Po dokładnych badaniach życia i dziejów kultu sługi Bożego przeprowadzonych przez historyków i teologów, Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych 6 lipca 1991 r. wydała dekret stwierdzający heroiczność jego cnót i dawność kultu. Papież św. Jan Paweł II ogłaszając go uroczyście błogosławionym w dniu 20 marca 1993 r., określił Jana Dunsa Szkota jako “piewcę Słowa wcielonego i obrońcę Niepokalanego Poczęcia”.

    ILG/Czytelnia

    Bł. Jan Duns Szkot – obrońca Niepokalanego Poczęcia

    Blessed John Duns Scotus

    Nazywany Dunsem, ponieważ urodził się niedaleko miasteczka o takiej nazwie, Szkotem – ze względu na pochodzenie. Ten filozof i teolog, franciszkanin, przez delikatność myśli określany jest mianem „doktora subtelnego”.

    Kształcił się w Anglii, Szkocji i Francji, wykładał w Cambridge, Oxfordzie i Paryżu. Z tego ostatniego został wydalony za odmówienie poparcia królowi Filipowi IV Pięknemu w jego sporze z papieżem Bonifacym VIII. Powrócił jednak i uzyskał tytuł magistra teologii. W katechezie poświęconej temu wielkiemu franciszkaninowi, papież Benedykt XVI mówił: Obdarzony błyskotliwą inteligencją i skłonnością do myślenia spekulatywnego — ze względu na tę inteligencję tradycja nadała mu tytuł Doctor subtilis, „Doktor subtelny” – Duns Szkot został skierowany na studia filozoficzne i teologiczne na sławnych uniwersytetach w Oksfordzie i w Paryżu. Po pomyślnym zakończeniu formacji zaczął wykładać teologię na uniwersytetach w Oksfordzie i w Cambridge, a potem w Paryżu oraz komentować Sentencje Piotra Lombarda, jak wszyscy mistrzowie tamtej epoki. […] Duns Szkot opuścił Paryż, po wybuchu poważnego konfliktu między królem Filipem IV Pięknym i papieżem Bonifacym VIII – wolał raczej dobrowolne wygnanie niż podpisać dokument wrogi wobec papieża, co król narzucił wszystkim zakonnikom. I tak – z miłości do Stolicy Piotrowej – razem z braćmi franciszkanami opuścił kraj. Drodzy bracia i siostry, ten fakt sprawia, że przypominamy sobie, ile razy w dziejach Kościoła wierzący spotykali się z wrogością, a nawet byli prześladowani z powodu wierności i oddania Chrystusowi, Kościołowi i papieżowi. Patrzymy wszyscy z podziwem na tych chrześcijan, którzy uczą nas strzec, jako cennego dobra, wiary w Chrystusa oraz komunii z Następcą Piotra i Kościołem powszechnym.

    Jan Duns Szkot wypracował filozoficzną syntezę, która dała początek tzw. szkotyzmowi, nowej średniowiecznej szkole myślenia. Był promotorem idei o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Jako pierwszy wysunął tezę, że pomimo tego, iż wszyscy ludzie są obarczeni od chwili swojego poczęcia grzechem pierworodnym, to jednak Maryja została wybawiona od niego odkupieniem zachowawczym, ze względu na wcielenie Syna Bożego. Argumentował to tezą, że Chrystus mógł i chciał wybawić swoją Matkę nie tylko od grzechu śmiertelnego i powszedniego, ale także od grzechu pierworodnego. Były to twierdzenia przełomowe. Doktryna Dunsa Szkota dotycząca Niepokalanego Poczęcia Maryi, określana jest potocznie w teologii katolickiej jako tzw. szkoła franciszkańska. Duns Szkot twierdził także, że Jezus wcieliłby się, nawet jeśli pierwszy człowiek by nie zgrzeszył.

    W 1307 r. Jan Duns Szkot udał się do Kolonii, gdzie pełnił urząd regenta studiów teologicznych. Tam zmarł rok później. Na jego grobie widnieje sentencja: „Szkocja mnie zrodziła, Anglia mnie przygarnęła, wykształciła mnie Francja, strzeże mnie Kolonia”. Wkrótce po jego śmierci papież Klemens V nadał Dunsowi Szkotowi tytuł Doktora Subtelnego, ale dopiero w roku 1706 został wszczęty jego proces beatyfikacyjny. W 1854 r. papież Pius IX ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu, a w roku 1966 papież Paweł VI wydal list apostolski Alma parens, w którym umieścił doktrynę Dunsa Szkota na równi z doktryną Tomasza z Akwinu. List został wysłany do biskupów Anglii, Walii i Szkocji z okazji siedemsetnej rocznicy urodzin Jana. Papież nazwał w nim nauczanie Doktora Subtelnego „antidotum przeciw ateizmowi” i przypomniał, że Duns Szkot był mistrzem prawdziwego dialogu, opartego na Ewangelii i starożytnych tradycjach, który może doprowadzić do jedności pośród różnorodności, o jaką modlił się Chrystus.

    Jan Duns Szkot został beatyfikowany w roku 1991 przez Jana Pawła II.

    Jak mówił papież Benedykt XVI, bł. Duns Szkot uczy nas, że w naszym życiu najistotniejsza jest wiara w Boga, który jest z nami i kocha nas w Chrystusie Jezusie, oraz pogłębianie miłości do Niego i do Jego Kościoła. My jesteśmy świadkami tej miłości na ziemi. Niech Najświętsza Maryja Panna pomaga nam przyjąć tę nieskończoną miłość Bożą, którą będziemy się wiecznie cieszyć w pełni w niebie, kiedy w końcu nasza dusza połączy się na zawsze z Bogiem, we wspólnocie świętych.

    Artykuł ukazał się na łamach dwumiesięcznika franciszkańskiego „Posłaniec św. Antoniego z Padwy” nr 6/2017

    franciszkanie.pl

    ****************

    Wolność winna być wolna od ograniczeń grzechu

    Wolność winna być wolna od ograniczeń grzechu
    Bł. Jan Duns Szkot/Justus Van Gent(PD)

    ***

    O konieczności powiązania wolności z prawdą przypomniał Benedykt XVI podczas audiencji ogólnej 7 lipca w Watykanie. Swą katechezę poświęcił on osobie i dziełu bł. Jana Dunsa Szkota – wybitnego teologa i filozofa, żyjącego pod koniec XIII wieku.

    Oto polski tekst nauczania papieskiego:

    Drodzy bracia i siostry,

    dzisiejszego poranka chciałbym przedstawić wam – po kilku katechezach o różnych wielkich teologach – inną ważną postać w dziejach teologii: chodzi o błogosławionego Jana Dunsa Szkota, który żył pod koniec XIII wieku. Stary napis na jego grobie tak oto podsumowuje geograficzne wyznaczniki jego życiorysu: „Anglia go przyjęła; Francja go nauczyła; Kolonia w Niemczech zachowuje jego szczątki; w Szkocji się urodził”. Nie możemy pominąć tych informacji również dlatego, że mamy bardzo mało wiadomości o życiu Dunsa Szkota. Urodził się prawdopodobnie w 1266 r. w miejscowości, która nazywała się właśnie Duns, w okolicach Edynburga. Pociągany charyzmatem św. Franciszka z Asyżu wstąpił do Rodziny Braci Mniejszych i w 1291 został wyświęcony na kapłana. Obdarzony wspaniałą inteligencją, skłonną do roztrząsań spekulatywnych – tą inteligencją, dzięki której tradycja obdarzyła go zasłużenie tytułem Doctor subtilis – Doktor subtelny – Duns Szkot udał się na studia filozoficzne i teologiczne na sławne uniwersytety w Oksfordzie i w Paryżu. Po ukończeniu z powodzeniem tej formacji zaczął nauczać teologii na uniwersytetach w Oksfordzie i Cambridge, a następnie w Paryżu, rozpoczynając od komentowania, podobnie jak wszyscy nauczyciele owych czasów, Sentencji Piotra Lombarda. Główne dzieła Dunsa Szkota stanowią właśnie dojrzały owoc tych wykładów i noszą tytuły od miejsc, w których je głosił: Opus Oxoniense (Oksford), Reportatio Cambrigensis (Cambridge), Reportata Parisiensia (Paryż).

    Z Paryża wyjechał wtedy, gdy po wybuchu wielkiego konfliktu między królem Filipem IV Pięknym a papieżem Bonifacym VIII, Duns Szkot wolał wybrać dobrowolne wygnanie niż podpisywać dokument wrogi Ojcu Świętemu, jaki król narzucił wszystkim duchownym. W ten sposób – z miłości do Stolicy Piotrowej – wraz z braćmi franciszkanami opuścił ten kraj.

    Drodzy bracia i siostry, fakt ten wzywa nas do przypomnienia, ileż to razy w dziejach Kościoła wierni napotykali wrogość, a nieraz nawet doświadczali prześladowań z powodu swej wierności i swej czci okazywanej Chrystusowi, Kościołowi i papieżowi. My wszyscy spoglądamy z podziwem na tych chrześcijan, którzy uczą nas strzeżenia jako cennego dobra wiary w Chrystusa oraz wspólnoty z Następcą Piotra i w ten sposób – z Kościołem powszechnym.

    Ale gdy stosunki między królem Francji a następcą Bonifacego VIII wkrótce znowu stały się przyjazne, w 1305 Duns Szkot mógł ponownie przybyć do Paryża, aby nauczać tam teologii jako Magister Regens – dziś należałoby powiedzieć: profesor zwyczajny. Następnie przełożeni wysłali go do Kolonii jako profesora franciszkańskiego studium teologicznego, ale zmarł on 8 listopada 1308 w wieku zaledwie 43 lat, pozostawiając jednak po sobie znaczącą liczbę dzieł.

    Ze względu na sławę świętości, jaką się cieszył, jego kult szerzył się bardzo szybko w Zakonie Franciszkańskim i czcigodny papież Jan Paweł II zapragnął potwierdzić to, ogłaszając go uroczyście błogosławionym 20 marca 1993 oraz określając go jako „piewcę Słowa wcielonego i obrońcę Niepokalanego Poczęcia”. W wyrażeniu tym zawiera się synteza wielkiego wkładu, jaki Duns Szkot wniósł do historii teologii.

    Przede wszystkim rozważał on Tajemnicę Wcielenia i – w odróżnieniu od wielu ówczesnych myślicieli chrześcijańskich – utrzymywał, że Syn Boży stałby się człowiekiem nawet wtedy, gdyby ludzkość nie zgrzeszyła. Stwierdzał w „Reportata Parisiensia”: „Byłoby zupełnie niedorzeczne myśleć, że Bóg wyrzekłby się takiego dzieła, gdyby Adam nie zgrzeszył! Powiadam więc, że upadek nie był przyczyną przeznaczenia Chrystusa i że – nawet gdyby nikt nie zgrzeszył, ani anioł, ani człowiek – w hipotezie tej Chrystus byłby jeszcze przeznaczony w ten sam sposób” (w III Sent., d. 7, 4). Myśl ta, być może nieco zaskakująca, powstała dlatego, że dla Dunsa Szkota Wcielenie Syna Bożego, zaplanowane odwiecznie przez Boga Ojca w Jego planie miłości, jest dopełnieniem stworzenia i umożliwia każdej istocie, w Chrystusie i przez Niego, napełnienie się łaską oraz uwielbienie i wysławianie Boga w wieczności. Duns Szkot, mimo że był świadom, iż w rzeczywistości z powodu grzechu pierworodnego Chrystus odkupił nas swoją Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem, podkreśla, że Wcielenie jest największym i najpiękniejszym dziełem w całej historii zbawienia i że nie jest ono uwarunkowane żadnym przypadkowym faktem, ale stanowi pierwotną ideę Boga ostatecznego zjednoczenia całego stworzenia z samym sobą w osobie i ciele Syna.

    Jako wierny uczeń św. Franciszka Duns Szkot umiłował kontemplację i głoszenie tajemnicy zbawczej Męki Chrystusa, wyraz niezmierzonej miłości Boga, Który z wielką hojnością przekazuje na zewnątrz siebie promienie swej dobroci i swej miłości (por. Tractatus de primo principio, c. 4). I miłość ta objawia się nie tylko na Kalwarii, lecz także w Najświętszej Eucharystii, której Duns Szkot był wielkim czcicielem i którą postrzegał jako sakrament rzeczywistej obecności Pana Jezusa oraz jako sakrament jedności i komunii, prowadzący nas do wzajemnej miłości i umiłowania Boga jako Najwyższego Dobra Wspólnego (por. Reportata Parisiensia, w IV Sent., d. 8, q. 1, n. 3).

    Drodzy bracia i siostry! Ta wizja teologiczna, wybitnie „chrystocentryczna” otwiera nas na kontemplację, zdumienie i wdzięczność. Chrystus jest centrum historii i wszechświata, to On nadaje sens, godność i wartość naszemu życiu! Podobnie jak papież Paweł VI w Manili, również ja pragnę dziś powiedzieć światu: „[Chrystus] jest objawieniem niewidzialnego Boga, jest pierworodnym wszelkiego stworzenia, jest podstawą wszystkiego; On jest Nauczycielem ludzkości, jest Odkupicielem, On dla nas się narodził, umarł i zmartwychwstał, On jest centrum historii i świata; On jest Tym, który nas zna i który nas kocha; On jest towarzyszem i przyjacielem naszego życia… nigdy nie przestanę o Nim mówić” (Paweł VI, homilia; Manila 29 listopada 1970 r.).

    Przedmiotem refleksji Doctora subtilis jest rola nie tylko Chrystusa, ale także Maryi, w historii zbawienia. W czasach Dunsa Szkota większość teologów zgłaszała zastrzeżenia, wydawało się nieprzezwyciężalne, względem poglądu, iż Najświętsza Maryja Panna była wolna od grzechu pierworodnego od pierwszej chwili swego poczęcia: w istocie bowiem powszechność Odkupienia, dokonanego przez Chrystusa, na pierwszy rzut oka mogła wydawać się zagrożona przez stwierdzenie, jakoby Maryja nie potrzebowała Chrystusa i Jego odkupienia. Z tego względu teologowie sprzeciwiali się takiej tezie. Tak więc Duns Szkot, aby umożliwić zrozumienie owego zachowania Maryi od grzechu pierworodnego, rozwinął argument, który następnie uwzględni także bł. Pius IX w 1854 roku, gdy uroczyście określił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Jest to pojęcie „odkupienia zachowawczego”, zgodnie z którym Niepokalane Poczęcie jest arcydziełem Odkupienia dokonanego przez Chrystusa, dlatego że właśnie moc Jego miłości i Jego pośrednictwa sprawiły, że Matka Boża została zachowana od grzechu pierworodnego. Z tego powodu Maryja jest w pełni odkupiona przez Chrystusa, ale już przed poczęciem. Franciszkanie, jego współbracia z entuzjazmem przyjęli i rozpowszechnili tę naukę, a inni teologowie – często z uroczystą przysięgą – zobowiązali się do jej obrony i dopracowania.

    W związku z tym chciałbym wskazać na inny element, który uważam za ważny. Wybitni teologowie, jak Duns Szkot w odniesieniu do nauki o Niepokalanym Poczęciu, wzbogacili swym szczególnym wkładem myślowym to, w co Lud Boży wierzył już spontanicznie odnośnie do Najświętszej Maryi Panny i co ukazywał w aktach pobożności, wyrażał w sztuce i ogólnie w życiu chrześcijańskim. W ten sposób wiara zarówno w Niepokalane Poczęcie, jak i w cielesne Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny była już obecna w Ludzie Bożym, podczas gdy teologia nie znalazła jeszcze klucza, aby ją zinterpretować w całokształcie nauki wiary. Tak więc Lud Boży wyprzedza teologów i dzieje się to wszystko dzięki nadprzyrodzonemu sensus fidei, to znaczy tej zdolności wlanej przez Ducha Świętego, która uzdalnia do przyjęcia rzeczywistości wiary, z pokorą serca i umysłu. W tym znaczeniu Lud Boży jest „magisterium poprzedzającym”, które następnie musi być pogłębione i przyjęte intelektualnie przez teologię. Oby zawsze teologowie mogli wsłuchiwać się w to źródło wiary oraz zachowywać pokorę i prostotę maluczkich! Przypomniałem o tym przed kilkoma miesiącami, mówiąc: „Są wielcy uczeni, wielcy specjaliści, wielcy teologowie, nauczyciele wiary, którzy wiele nas nauczyli. Zgłębili szczegółowo Pismo Święte … Nie zdołali jednak dostrzec samej tajemnicy, prawdziwego jądra… To, co istotne, pozostało ukryte! Są jednak także w naszych czasach maluczcy, którzy poznali tę tajemnicę. Mamy na myśli święte Bernadettę Soubirous i Teresę z Lisieux, które na nowo odczytywały Biblię w sposób «nienaukowy», ale wchodzący do serca Pisma Świętego” (Homilia podczas Mszy św. z członkami Międzynarodowej Komisji Teologicznej, 1 grudnia 2009).

    I wreszcie Duns Szkot rozwinął jeden punkt, co do którego współczesność jest bardzo wrażliwa. Chodzi o zagadnienie wolności i jej związku z wolą i intelektem. Nasz autor podkreśla znaczenie wolności jako podstawowej jakości woli, inicjując wprowadzanie tendencji woluntarystycznej, która rozwinęła się w opozycji do tzw. intelektualizmu augustyniańskiego i tomistycznego. Dla św. Tomasza z Akwinu, idącego za św. Augustynem, wolność nie może być uznana za wrodzoną jakość woli, lecz jest owocem współpracy woli i intelektu. Idea wrodzonej, absolutnej wolności, umieszczonej w woli poprzedzającej intelekt, zarówno w Bogu, jak i w człowieku, może mianowicie prowadzić do idei Boga, który nie byłby związany ani z prawdą, ani z dobrem. Pragnienie ocalenia absolutnej transcendencji i odrębności Boga przez tak radykalne i nieprzeniknione zaakcentowanie Jego woli nie bierze pod uwagę faktu, że Bóg, który objawił się w Chrystusie, jest Bogiem „Logosem”, który działał i nadal działa pełen miłości do nas. Oczywiście, jak twierdzi Duns Szkot zgodnie z linią teologii franciszkańskiej, miłość przewyższa poznanie i jest w stanie przyjmować coraz więcej z myśli, lecz zawsze jest miłością Boga „Logosu” (por. Benedykt XVI, Przemówienie w Ratyzbonie, Nauczanie Benedykta XVI, II [2006], s. 261). Także w człowieku idea absolutnej wolności, umieszczonej w woli, jeśli zapomnimy o więzi z prawdą, pomija fakt, że sama wolność winna być wolna od ograniczeń płynących z grzechu.

    W przemówieniu sprzed roku do seminarzystów rzymskich przypomniałem, że „wolność zawsze była wielkim marzeniem ludzkości od jej początków, szczególnie jednak w czasach nowożytnych” (Przemówienie do Rzymskiego Papieskiego Wyższego Seminarium Duchownego, 20 lutego 2009). Ale właśnie historia współczesna, oprócz naszych codziennych doświadczeń, uczy nas, że wolność jest prawdziwa i pomaga w budowaniu cywilizacji prawdziwie ludzkiej jedynie wówczas, gdy jest zgodna z prawdą. Jeśli zaś oddzielona jest od prawdy, staje się tragicznie przyczyną zniszczenia wewnętrznej zgody osoby ludzkiej, źródłem najsilniejszych i gwałtownych nadużyć oraz przyczyną cierpień i bólu. Wolność, podobnie jak wszystkie możliwości, w które obdarzony jest człowiek, wzrasta i doskonali się – mówi Jan Duns Szkot – gdy człowiek otwiera się na Boga, doceniając ową zdolność do usłyszenia Jego głosu, która nazywa on potentia oboedientialis: kiedy wsłuchujemy się w Objawienie Boże, w Boże Słowo, aby je przyjąć, wówczas dociera do nas orędzie napełniające nasze życie światłem i nadzieją i jesteśmy wówczas prawdziwie wolni.

    Drodzy bracia i siostry, Błogosławiony Jan Duns Szkot uczy nas, że w naszym życiu najistotniejsza jest wiara, że Bóg jest blisko nas i kocha nas w Jezusie Chrystusie, a więc pielęgnowanie głębokiej miłości do Niego i do Jego Kościoła. Tej miłości jesteśmy świadkami tu, na tej ziemi. Niech Najświętsza Maryja Panna pomaga nam przyjmować tę nieskończoną miłość Boga, którą w pełni będziemy się radować w niebie, gdy ostatecznie nasza dusza będzie na zawsze zjednoczona z Bogiem, we wspólnocie świętych.

    wiara.pl/kai

    **************************************************************************************************************

    XII Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym: chrześcijanie są stale zagrożeni śmiercią


    XII Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym: chrześcijanie są stale zagrożeni śmierciąfot. pixabay


    Obchodzony 8 listopada XII Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym jest okazją do przyjrzenia się, jak wygląda sytuacja chrześcijan w różnych krajach. To właśnie oni stanowią od dawna najbardziej prześladowaną grupę wyznaniową na świecie. Według raczej zaniżonych danych w ub. r. co najmniej 260 mln wyznawców Chrystusa doświadczyło różnych form niesprawiedliwości: dyskryminacji, przemocy fizycznej i innych ograniczeń.

    Wszystkie raporty poświęcone tym zagadnieniom, niezależnie od ich źródła (np. Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie [PKW], protestanckiej organizacji Open Doors [OD] czy Departamentu Stanu USA), wskazują jednoznacznie na szczególnie trudne położenie chrześcijan w krajach islamskich. Na przykład z dokumentu OD za 2019 rok wynika, że w pierwszej 50-tce krajów najbardziej ograniczających prawa chrześcijan, prawie 40 to te, w których przeważają i rządzą muzułmanie. A w pierwszej dziesiątce jest aż 7 takich reżimów, kolejno: Afganistan, Somalia, Libia, Pakistan, Sudan, Jemen i Iran.

    Dzieje się tak mimo ciągle powtarzanych zapewnień samych wyznawców islamu, że ich religia jest głęboko pokojowa i tolerancyjna a ataki na chrześcijan i innych niemuzułmanów są dziełem tych, którzy nie mają nic wspólnego z islamem lub którzy niewiele o nim wiedzą. Tymczasem, według Open Doors, w porównaniu z raportem z poprzedniego roku, w Afryce i Azji szerzy się brutalny wojujący islamizm. Bo to właśnie sama ta religia leży u podstaw takiej polityki wrogości i nietolerancji wobec innych, zwłaszcza chrześcijan.

    Oto kilka przykładów. W Afganistanie chrześcijanie są stale zagrożeni śmiercią, ponieważ porzucenie islamu na rzecz np. chrześcijaństwa uchodzi tam za śmiertelną zbrodnię, podobnie jak w Arabii Saudyjskiej. Również w Somalii chrześcijanie mogą jedynie potajemnie praktykować swoją wiarę. Konflikty wewnętrzne w Libii jeszcze bardziej utrudniły życie niewielkiej liczbie tamtejszych wyznawców Chrystusa. Uchodźcy, którzy starają się uciec do Europy przez Libię, są nękani, torturowani, a nawet mordowani. W Iranie życie chrześcijan skupia się w „kościołach domowych”, w których wielu z nich spotyka się potajemnie. Mimo to regularnie są oni celem ataków, a kapłani są narażeni na więzienia i tortury. Na krótko przed Bożym Narodzeniem w 2018 irańskie władze aresztowały 194 chrześcijan. Z powodu prześladowań wielu chrześcijańskich konwertytów opuściło kraj. Żeby nie ciągnąć w nieskończoność tej smutnej listy, wspomnijmy tylko o odradzaniu się radykalnego islamizmu w Turcji, czego najjaskrawszym i niejako symbolicznym przykładem była niedawna zmiana statusu dawnej chrześcijańskiej świątyni-muzeum Hagia Sofia w Stambule, która po 86 latach znów stała się meczetem.

    Inne religie

    Ale nie tylko islam sprzyja takim zachowaniom. W ostatnich kilkunastu latach jesteśmy świadkami narodzin lub odradzania się postaw nietolerancji i wrogości w krajach, których mieszkańcy wyznają w większości hinduizm i buddyzm, a więc religie, które jeszcze do niedawna uchodziły za bardzo otwarte i tolerancyjne. Na wspomnianej liście Open Doors 50 krajów najbardziej nieprzyjaznych chrześcijanom znalazły się też m.in. Indie (10. miejsce), Mjanma (18.), Laos (19.), Nepal (32.), Bhutan (33.) i Sri Lanka (46.), a więc te, w których przeważają hinduiści i buddyści.

    Szczególne zaniepokojenie budzi sytuacja w Indiach i na Sri Lance. Ten pierwszy kraj przez wiele lat szczycił się tym, że był największą liczebnie demokracją parlamentarną na świecie, a chrześcijanie, stanowiący tam niespełna 3 proc. ludności, korzystali z wszelkich swobód i wolności. Ale na przełomie XX i XXI wieku doszło w Indiach do kilku krwawych ataków na wierzących w Chrystusa, dokonanych przez fanatycznych wyznawców hinduizmu i dziś kraj ten znalazł się, jak wspomniano, w pierwszej dziesiątce wrogich chrześcijaństwu. W prawie połowie tamtejszych stanów obowiązują od kilku lat tzw. przepisy przeciw nawróceniom (antykonwersyjne), uniemożliwiające w praktyce jakąkolwiek chrześcijańską działalność misyjną.

    Na Sri Lance z kolei przeważają buddyści, którzy również są tu bardziej agresywni wobec chrześcijan niż ich współwyznawcy np. w Tajlandii czy Mongolii. Co prawda na Wielkanoc 2019 krwawego zamachu na kilka świątyń chrześcijańskich dokonali tam muzułmanie, ale nie zmienia to istoty rzeczy, że również buddyści dopuszczają się aktów przemocy.

    Reżimy totalitarne

    Mówiąc o prześladowaniach chrześcijan trzeba też pamiętać o krajach rządzonych przez komunistów i pokrewne im reżimy totalitarne. Od czasu powstania pierwszego raportu OD w 2002 do dzisiaj na pierwszym miejscu znajduje się niezmiennie Korea Północna, czyli krwawa dyktatura komunistyczna, a zarazem rodzinna, na której szczycie stoi od początku rodzina Kimów. Obecny przywódca Kim Dzong Un, który dość niespodziewanie objął rządy 17 grudnia 2011 w wieku niespełna 28 lat, budził nadzieje na pewne złagodzenie reżimu i otwarcie go na świat. Tymczasem jeszcze bardziej zaostrzył on i tak niezwykle represyjny charakter swej władzy. A jednymi z głównych ofiar takiej polityki padają ludzie wierzący, a zwłaszcza chrześcijanie, którzy sprzeciwiają się rozbuchanemu kultowi przywódcy. Są traktowani jako wrogowie państwa i w większości trafiają do więzień i obozów pracy.

    Inne państwa, które znalazły się w dokumencie Open Doors, to Laos (19.), Wietnam (20.), Chiny (27.) i… Rosja (41.).

    Ten ostatni kraj trafił na listę z dwóch powodów: nasilania się ekstremizmu islamskiego na Kaukazie i w niektórych innych regonach oraz nadmiernego popierania przez władze Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego kosztem innych wyznań. Ponadto w kwietniu 2017 tamtejsze władze oficjalnie zdelegalizowały świadków Jehowy i przejęły cały ich majątek. Od kilku lat Rosja wprowadza nowe i zaostrza istniejące przepisy coraz bardziej ograniczające działalność wyznań nieprawosławnych.

    Aby jeszcze bardziej ograniczyć wolność religii, w wielu krajach, z Chinami na czele, wprowadzono pełną cyfrową inwigilację obywateli. Znamienne, że reżim pekiński jeszcze bardziej nasilił prześladowania religijne, w tym bodaj najbardziej chrześcijan, po… podpisaniu 22 września 2018 tzw. tymczasowego układu ze Stolicą Apostolską o mianowaniu biskupów w tym kraju. Porozumienie, które w założeniu miało służyć poprawie sytuacji tamtejszego Kościoła, paradoksalnie przyczyniło się do wzmożenia różnych form ograniczenia wolności religijnej (inna sprawa, że wielu komentatorów liczyło się z takim rozwojem sytuacji).

    Prześladowania na Zachodzie

    Ten smutny wykaz byłby niepełny, gdybyśmy pominęli sytuację chrześcijan w Europie Zachodniej. W wielu krajach tego regionu mamy do czynienia z różnymi formami prześladowań, choć na ogół bez stosowania przemocy fizycznej. Są to przede wszystkim akty wandalizmu, zniszczeń oraz profanacji świątyń i chrześcijańskich symboli religijnych, ale też dyskryminacji chrześcijan w pracy, szkole i w innych środowiskach. Dzieje się tak we Francji, w Niemczech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, ostatnio także coraz częściej w Polsce. We Francji np. w ostatnich 3-4 latach notuje się codziennie średnio kilka podpaleń, kradzieży i innych zniszczeń mienia kościelnego.

    Według przywoływanego tu wielokrotnie raportu Open Doors – od 1 listopada 2018 do 31 października 2019 w 50 krajach objętych badaniami zaatakowano, zniszczono lub zamknięto prawie 9,5 tys. kościołów i instytucji kościelnych, podczas gdy rok wcześniej było ich 1850. Zdaniem organizacji wzrost ten wynika w szczególności z działań komunistycznych władz Chin, które zamknęły ponad 5,5 tys. obiektów kościelnych. Zmniejszyła się natomiast liczba chrześcijan zamordowanych z powodu wyznawanej wiary. W 2019 z tego powodu zginęły 2983 osoby w porównaniu z 4139 w 2018 r. Ogółem w tych 50 krajach mieszka 5 mld ludzi, wśród których jest ok. 640 mln chrześcijan.

    KAI.pl

    *****************************************************

    Różańce w dłoń!

    Dlaczego? – to pytanie ciągle nie daje mi spokoju. Dlaczego moja i wielu chrześcijan na świecie wiara w Jezusa Chrystusa jest tak źle traktowana? Dlaczego tak wielu chrześcijan i misjonarzy jest mordowanych?

    fot. Karol Porwich/Niedziela

    ***

    Jak podają statystyki, co 5 min ginie na świecie jeden człowiek, tylko dlatego, że jest wyznawcą Jezusa Chrystusa. Represje przybierają różne formy, od ataków na kościoły, intensyfikujące się szczególnie w czasie świąt chrześcijańskich, po akty przemocy fizycznej wobec osób wierzących lub działania ograniczające ich wolność w praktykowaniu religii. Tak jest np. w Rwandzie, gdzie przebywa pochodząca z naszej diecezji s. Cecylia Rypina ze Zgromadzenia Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Z byle powodu utrudniane są praktyki religijne. Kościoły zostały zamknięte na początku marca i nie zanosi się na ich otwarcie. A brak celebracji wspólnotowych w kulturze ludów Afryki jest szczególnie trudne. Sytuacja pogarsza się również w Europie, szczególnie zachodniej, gdzie coraz częściej słyszymy o atakach na miejsca kultu chrześcijańskiego lub z kultem związanych. W naszej katolickiej Polsce również przybywa środowisk, które głoszą, że katolicyzm jest niemodny. Przeszkadzają im symbole religijne w obiektach użyteczności publicznej, nauka religii w szkołach. Jeszcze kilka lat wstecz nie do pomyślenia było, aby w naszym katolickim kraju, dochodziło do tak odrażających aktów agresji wobec duchowieństwa, profanacji kościołów, symboli religijnych czy zakłócania sprawowania Eucharystii, jakie miały miejsce w ostatnich dniach po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Tym sposobem próbują nas, chrześcijan, uciszyć, przestraszyć, mamy czuć się ludźmi gorszej kategorii. Tak nie może być.

    Renata Przewoźnik, diecezjalny moderator KŻR/Niedziela podlaska 45/2020

    *********************************************************************

    Pomóżmy RŚA

    dziś 12. Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym

    Samplefot. Annie Spratt / Unsplash

    Sytuacja w Republice Środkowoafrykańskiej jest głównym motywem 12. Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Obchodzony jest on pod hasłem “Przywrócić nadzieję”. W niedzielę 8 listopada polscy katolicy będą modlić się w intencji chrześcijan prześladowanych na świecie, zostanie też przeprowadzona zbiórka pieniędzy dla wyznawców Chrystusa w centralnej Afryce.

    Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym jest organizowany corocznie w drugą niedzielę listopada przez Papieskie Stowarzyszenie „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” wraz z Konferencją Episkopatu Polski.
    Co roku, jako przewodni motyw obchodów, wybierany jest jeden kraj szczególnie doświadczany prześladowaniami. W tym roku krajem reprezentującym współczesne męczeństwo chrześcijan jest Republika Środkowoafrykańska.

    Destabilizacja polityczna wciąż ogarnia i pogłębia w nędzy cały kraj, targany wojną, która wybuchła w 2013 r., po obaleniu prezydenta Françoisa Bozize’a. W tej wojnie walczą ze sobą muzułmanie i chrześcijanie. „Tysiące ludzi nadal ucieka, a w kraju zaczyna brakować żywności” – alarmuje ks. dr Andrzej Paś z polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie.

    Poważnym problemem jest też wysoce rozpowszechniona praca dzieci. Pracują one w rolnictwie, górnictwie diamentów, jako pomoc domowa, przy hodowli bydła, a także przy utrzymaniu dróg. Są również zmuszane do pracy w kopalniach uranu, gdzie przyjmują śmiertelne dawki napromieniowania.

    Wielkim problemem jest analfabetyzm. Ponadto, wedle szacunków ONZ, około 11% populacji w wieku od 15 do 49 lat jest nosicielem wirusa HIV.

    08 listopada 2020/Warszawa Ⓒ Ⓟ/Kai.pl

    **************************************************************************************************************

    poniedziałek, 9 listopada 2020

    XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Święto rocznicy poświęcenia Bazyliki św. Jana na Lateranie

    Matka Kościołów

    Rocznica poświęcenia Bazyliki św. Jana na Lateranie. Dlaczego świętujemy rocznicę konsekracji jedynie tej bazyliki w całym Kościele? Na co to święto zwraca uwagę?

    Rzym, Bazylika św. Jana na Lateranie
    fot. Grażyna Kołek/Niedziela/Rzym, Bazylika św. Jana na Lateranie

    ***

    Niedawno wspominaliśmy w liturgii rocznicę poświęcenia kościoła własnego. Świętowało wtedy jednocześnie wiele świątyń. Dziś, 9 listopada przypominamy konsekrowanie wyjątkowej, pierwszej wzniesionej na chwałę Zbawiciela – Bazyliki św. Jana na Lateranie.

    Inne więc trochę spojrzenie na fakt poświęcenia, przywołanie innego znaczenia. W pierwszych wiekach po Chrystusie chrześcijanie nie mieli specjalnych budowli, w których oddawaliby Bogu cześć. Później pogańskie świątynie przekształcali na kościoły chrześcijańskie. Wreszcie, „gdy po 3 wiekach prześladowania Kościół odzyskał wolność, cesarz Konstantyn Wielki ofiarował papieżowi starożytny pałac Lateranów i wzniósł przy nim bazylikę ku czci Zbawiciela, którą papież św. Sylwester uroczyście konsekrował 9 listopada 324 r.” (Mszał rzymski). Wiek później papież Grzegorz Wielki dodał wezwania – św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty.

    Ten najstarszy kościół Rzymu przez ponad 1000 lat był rezydencją następcy św. Piotra. Przez Lateran przeszło 161 papieży, miało tu miejsce pięć soborów powszechnych, tu po raz pierwszy w 1300 r. został ogłoszony Rok Jubileuszowy. Centrum tak papiestwa, jak i całego chrześcijańskiego życia Bazylika ta pełniła aż do 1317 r., kiedy to po powrocie z niewoli awiniońskiej papież Grzegorz VII przeniósł siedzibę papiestwa na Watykan. Lateran wciąż jednak odgrywa bardzo ważną rolę – jest katedrą każdego biskupa Rzymu, czyli papieża, do niej w uroczystej procesji udaje się każdy nowy biskup Rzymu, tu sprawuje on co roku Mszę Wieczerzy Pańskiej, powtarzając gest Chrystusa umywającego uczniom nogi. Tyle historii, tyle najważniejszych faktów z życia tej przewyższającej do dziś rangą wszystkie bazyliki.

    Dlaczego świętujemy rocznicę konsekracji jedynie tej bazyliki w całym Kościele? Na co to święto zwraca uwagę? Po pierwsze – ze względu na wagę, jaką odegrała w dziejach chrześcijaństwa, ale też że jako katedra papieża jest, jak ktoś powiedział, parafią dla wszystkich katolików, symbolem i matką wszystkich kościołów świata, jak głosi napis znajdujący się na jej fasadzie: „Matką i Głową wszystkich kościołów Miasta i świata”. Warto więc dziś dziękować Bogu za wszystkie świątynie, bo mamy wielkie szczęście, że Bóg jest razem z nami, zamieszkał pośród swojego ludu. Że jest obecny w każdej świątyni, czego nie mogą powiedzieć wyznawcy innych religii.

    Po drugie – to listopadowe święto przypomina ważną prawdę o jedności i powszechności Kościoła Chrystusowego. O tym decydujemy tak naprawdę my sami – walcząc o jedność w swojej rodzinie, w środowisku, w którym Bóg nas postawił. Jesteśmy nosicielami pokoju, czy raczej rozłamu i burzy?

    I wreszcie ostatnia tajemnica związana z wspominaniem w Kościele rocznicy poświęcenia Bazyliki na Lateranie – jest ona symbolem autorytetu i prymatu papieża, tego, że fundamentem jest Jezus Chrystus, a opoką Piotr. Na jakim fundamencie buduję? Czy w podejmowanych decyzjach kieruję się nauką Kościoła, tym, co przekazuje następca św. Piotra? On przecież jest jej strażnikiem. Warto też modlić się dziś w jeszcze jednej intencji – o jedność biskupów i wszystkich kapłanów z papieżem. Żeby nie było rozłamów, ale by w jedności prowadzili nas wszystkich do niebieskiego Jeruzalem.

    W prefacji w tym dniu usłyszymy takie słowa: „Prefacja: Ty pozwoliłeś zbudować ten gmach widzialny, w którym otaczasz opieką lud swój pielgrzymujący do Ciebie i dajesz mu znak i łaskę jedności z Tobą. W tym świętym miejscu sam wznosisz dla siebie świątynię z żywych kamieni, którymi my jesteśmy, i sprawiasz, że Kościół rozszerzony po całym świecie rozwija się jako Mistyczne Ciało Chrystusa, aż osiągnie swoją pełnię w błogosławionym pokoju w niebieskim Jeruzalem”. Prośmy więc Boga, żeby czynił z nas swoją świątynię – świętą, Jemu oddaną. Posłuszną nauczaniu papieża, budującą jedność i oddającą Mu chwałę w sobie samym i drugim człowieku.

    Karolina Jadczyk/Niedziela

    ***********

    Drzwi Święte – Bazylika św. Jana na Lateranie

    **************************************

    Rzymski ślad polskiego dłuta

    W Scala Santa – sanktuarium Świętych Schodów na Lateranie w Rzymie pielgrzymi i zwiedzający mogą podziwiać dzieło polskiego artysty rzeźbiarza Oskara Tomasza Sosnowskiego.

    „Pieta” Oskara Tomasza Sosnowskiego w sanktuarium Scala Santa na Lateranie
    „Pieta” Oskara Tomasza Sosnowskiego w sanktuarium Scala Santa na Lateranie

    ***

    Piękna rzeźba, wykonana z kararyjskiego marmuru, usytuowana jest w atrium sanktuarium po lewej stronie owych Schodów (według pobożnego przekazu, przywiezionych przez św. Helenę z Jerozolimy z pałacu Piłata). Stoi na wysokim postumencie z napisem poświadczającym, że jest darem papieża Piusa IX, złożonym tu w roku 1875 – w 29. roku jego pontyfikatu. Początkowo „Zdjęcie z krzyża” umieszczone było w kaplicy św. Wawrzyńca (zwanej także Sancta Sanctorum), do której wiodą Święte Schody. W obecnym miejscu rzeźba zamknięta jest w szklanej gablocie.

    Stało się tak, gdyż tę grupę figuralną – zwaną przez historyków sztuki „Opłakiwaniem” – pokochali ludzie, a ich nabożność objawiała się w żarliwej modlitwie i potrzebie dotknięcia ręki z figury Chrystusa. W końcu jej palce zostały ułamane. Gablota chroni całość rzeźby.

    Pietę kojarzymy zwykle z dwiema osobami, z dwuosobową grupą – Matką Bożą i Jej Synem, jednak Sosnowski na swoim „Zdjęciu z krzyża” przedstawił kompozycję trzyosobową. W jej centrum widzimy Chrystusa, którego martwe ciało podtrzymuje siedząca po prawej stronie Matka Boża, a przypatruje się temu stojący z lewej strony Jan Ewangelista. Artysta zamknął tę – największą z wykonanych przez siebie – kompozycję w trójkącie, którego szczyt stanowi zwieńczenie drewnianego krzyża ustawionego za tymi postaciami, na osi pomiędzy Matką Bożą a św. Janem.

    Najważniejszym elementem rzeźby jest ciało zdjętego z krzyża Chrystusa. Nagie, dobrze zbudowane, ze skromną opaską na biodrach, spoczywa na ziemi, prawym bokiem wsparte o kolana Matki – z prawą ręką przerzuconą przez Jej kolana, a lewą bezwładnie opuszczoną wzdłuż biodra.

    Oparta na prawym ramieniu głowa powtarza typ ikonograficzny wcześniejszego posągu artysty – Chrystusa w grobie. Pociągłą twarz okala broda, nad ustami widać krótkie wąsy. Gęste długie włosy przedzielone są pośrodku. Pod wysokim czołem widać zamknięte oczy, nad nimi wyraźnie zaznaczone brwi. Wydatny nos jest prosty. Piękna twarz wyraża spokój.

    Matka Boża, w miękko udrapowanej tunice, półkoliście zamykającej zarys szyi, podtrzymuje delikatnie głowę i lewe ramię Syna. Jej wysoko podniesiona głowa okryta jest długą chustą – welonem – spadającą po obu bokach twarzy w regularnych liniach fałd. Na osadzonej na mocnej szyi owalnej twarzy o klasycznych rysach – z szeroko otwartymi oczami, skierowanymi gdzieś w dal – maluje się bezbrzeżny smutek, rozpacz. Matka Bolesna nie pochyla się nad Synem, jak w wielu Pietach, ale Jej pełna tragizmu wyprostowana sylwetka ma w sobie szczególny majestat.

    Św. Jan Ewangelista stoi w kontrapoście – oparty mocno na prawej nodze, z lewą ugiętą w kolanie i lekko wysuniętą do przodu, wyraźnie zarysowaną pod przerzuconą przez ramię togą, spod której widać tunikę. Ma zmarszczone w bólu czoło i ręce złączone dramatycznie na wysokości piersi. Młody smukły mężczyzna, pełen przerażenia, spogląda na dziejący się tuż obok dramat. Głowę lekko skłania w prawo i zapatrzony w dół przeżywa śmierć złożonego na ziemi Mistrza.

    Zwraca uwagę piękny profil oblicza Apostoła. Gęste włosy, krótko przystrzyżone nad czołem, opadają krętymi puklami po obu stronach twarzy. Jest to jedna z najpiękniejszych głów w polskiej rzeźbie neoklasycystycznej.

    Lechosław Lameński w monografii dotyczącej Oskara Tomasza Sosnowskiego napisał, że w tej rzeźbie „nie ma niepotrzebnych szczegółów ani estetycznych smaczków. Jest natomiast solidne wyczucie bryły i przestrzeni, jest dbałość o ogólny wyraz dzieła, co poparte dobrymi proporcjami postaci i ich związkiem uczuciowym czyni ze «Zdjęcia z krzyża» rzeźbę znaczącą, ważną w dorobku artysty”.

    * * *

    Mało kto wie, że Oskar Tomasz Sosnowski spoczywa na rzymskim cmentarzu Campo Verano w zapomnianym i niedawno zdewastowanym grobie przy Viale Principale. Spikerzy radia i telewizji relacjonujący każdego roku transmisję Mszy św. papieskiej odprawianej we Wszystkich Świętych wyliczają wielkich Polaków spoczywających na Campo Verano – ale nie jego.

    Pragnę zwrócić uwagę na „Pietę” na Lateranie, o którą niemal ocierają się setki osób przemierzających na kolanach Święte Schody. Otrzymał ją i polecił umieścić w tym miejscu papież Pius IX. Potem wystawiono tam także jego figurę w postaci klęczącej. Niewielu ma świadomość, że wykonał ją również Polak z Nowomalina Oskar T. Sosnowski. „Zdjęcie z krzyża” – „Pieta” – umieszczone jest na cokole z lewej strony Schodów.

    Bardzo zachęcam każdego, kto znajdzie się w Rzymie, aby wybrał się na Scala Santa i przyjrzał z pietyzmem tej niezwykłej grupie ikonograficznej oraz samemu Piusowi IX, którego figura na niskiej podstawie znajduje się z prawej strony przy wejściu do sanktuarium.

    Radzę też zajrzeć na Campo Verano i złożyć hołd wielkiemu Polakowi, modląc się przy jego grobie. Nikt już nie zobaczy aniołka – dzieła samego artysty – umieszczonego na grobie 11 lat po jego śmierci. Został on skradziony i z pewnością sprzedany miłośnikowi i znawcy rzeźby. Był to „Anioł Nadziei”, na tle promieni wskazujący na niebo.

    Dzięki pomocy ludzi dobrej woli udało się wyremontować i podpisać grób Oskara Tomasza Sosnowskiego, tak że bez trudu można go odnaleźć w głównej alei rzymskiego cmentarza Campo Verano.

    Niech spoczywa w pokoju i chwali w niebie tych, których wyobrażenia rzeźbił na ziemi.

    S. Macieja – Niepokalanka/Niedziela Ogólnopolska 10/2016

    **************************************************************************************************

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    ******

    W tym szczególnym czasie, który teraz przeżywamy i który wciąż się wydłuża, Wspólnota Modlitewna JEZUS ŻYJE zaprasza na kolejne rekolekcje. Dziś wieczorem rozpoczynamy Eucharystią o godz. 19.00

    Czas pandemii i izolacji nie musi być czasem smutku, znudzenia czy stagnacji, wręcz przeciwnie! Możemy wykorzystać ten czas, dany nam tu i teraz, na pracę nad swoim sercem, aby uczyć się wciąż i stale coraz lepiej współpracować z Bożą łaską. Wspólnota JEZUS ŻYJE zaprasza do przeżywania rekolekcji – temat: JEZUS CHRYSTUS – mój ZBAWCA. Jest to Wspólnotowe Studium Ewangelii według św. Łukasza.

    **************************************************************************************************************

    Modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Odmawiaj ją, gdy nie wiesz, jak się modlić

    Odmawiaj ją podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. „Uwielbiam Cię z otchłani mojej nicości i dziękuję Ci za wszelkie dary, jakie od Ciebie otrzymałem…”

    Modlitwa przed Najświętszym Sakramentem

    Jezu Chryste, Panie mój,

    który z miłości, jaką żywisz do nas, ludzi,

    dniem i nocą pozostajesz w tym Sakramencie,

    pełen miłosierdzia i miłości,

    gdzie czekasz, zapraszasz i przyjmujesz wszystkich,

    którzy Cię nawiedzają.

    Wierzę, że jesteś obecny w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.

    Uwielbiam Cię z otchłani mojej nicości

    i dziękuję Ci za wszelkie dary, jakie od Ciebie otrzymałem,

    a szczególnie za to, że ofiarowałeś mi w tym Sakramencie

    Twoje Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo;

    za to, że dałeś mi Twoją Najświętszą Matkę Maryję za Orędowniczkę;

    za to, że wezwałeś mnie do siebie w tej chwili.

    Uwielbiam Twoje Najdroższe Serce,

    pragnę je wysławiać przede wszystkim z wdzięczności

    za ten cudowny dar Twojej sakramentalnej obecności,

    a także, by wynagrodzić wszelkie zniewagi,

    jakich doznajesz pod postacią chleba od Twoich wrogów

    oraz by sprzed tabernakulum adorować Cię

    w każdym zakątku ziemi,

    nawet w przestrzeni wirtualnej,

    gdzie na razie jesteś przede mną ukryty i najbardziej osamotniony.

    O mój Jezu, kocham Cię całym sercem,

    wybacz mi wszystkie te sytuacje z przeszłości,

    w których odrzucałem Twoją dobroć.

    Postanawiam, z pomocą Twej łaski,

    postępować lepiej, poprawić się w przyszłości,

    a teraz, jako nędznik, cały się Tobie poświęcam,

    oddaję Ci całą moją wolę,

    moje uczucia, pragnienia i wszystko, co posiadam.

    Od dziś możesz, Panie, uczynić ze mną

    i tym, co do mnie należy,

    cokolwiek się Tobie spodoba.

    Tym, czego ja pragnę i o co Ciebie proszę,

    jest Twoja miłość,

    całkowite posłuszeństwo Twojej najświętszej woli

    i wytrwałość aż do końca.

    Proszę Cię za dusze czyśćcowe,

    szczególnie za te, które miały nabożeństwo

    do Najświętszego Sakramentu i Twojej Matki.

    Ukochany Mój, pragnę zjednoczyć wszystkie moje uczucia i pragnienia

    z tymi, które wypływają z Twojego Najdroższego Serca

    i tak złączone ofiarować je Twojemu Wiekuistemu Ojcu.

    Proszę, aby przez wzgląd na Twoją miłość i Twoje Imię

    przyjął je i spojrzał na nie łaskawie. Amen.

    O. Nelson Medina OP/Aleteia.pl

    **************************************************************************

    wtorek, 10 listopada 2020

    XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    wspomnienie św. Leona Wielkiego

    papieża, doktora Kościoła

    LEO THE GREAT
    Public Domain

    Urodził się około 400 roku w Tuscji. Papież Celestyn I mianował go archidiakonem. Kiedy przebywał jako legat w Galii, został obrany papieżem (440).

    Jego pontyfikat przypadł na czasy licznych sporów teologicznych i zamieszania pośród hierarchii kościelnej. Musiał zwalczać liczne herezje oraz tendencje odśrodkowe, podejmowane przez episkopaty Afryki Północnej, Galii. Poprzez swoich legatów brał udział na soborze w Chelcedonie (451).

    Przeprowadził uznanie prymatu stolicy Piotrowej zarówno przez cesarza zachodniego Walentyniana III, jak i przez Konstantynopol. Bronił Italię i Rzym przed najazdami barbarzyńców. Wyjechał naprzeciw Attyli, króla Hunów i jego wojskom, wstrzymał ich marsz i skłonił do odwrotu (452).

    W trzy lata później podjął pertraktacje ze stojącym u bram Rzymu Genzerykiem, królem Wandalów Niestety, król nie dotrzymawszy umowy, złupił Wieczne Miasto. Papież był obrońcą kultury zachodniej.

    Zmarł 10 listopada 461 roku. Zachowało się po nim 200 listów i 100 mów wygłoszonych do Rzymian podczas różnych świąt. Pozwalają one poznać wiedzę teologiczną papieża oraz ówczesne życie liturgiczne. Pochowany w bazylice św. Piotra na Watykanie. W roku 1754 Benedykt XIV ogłosił go doktorem Kościoła. Patron muzyków i śpiewaków.

    W ikonografii św. Leon Wielki przedstawiany jest w szatach papieskich i w tiarze, czasami w szatach liturgicznych rytu wschodniego lub jako papież piszący. Jego atrybutami są: księga, kielich oraz orszak z półksiężycem, któremu zastępuje drogę.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    ***************

    Leon Wielki – obrońca miasta 

    Leon Wielki - obrońca miasta
    Fresk Rafaela, przedstawiający scenę spotkania Leona Wielkiego z Atyllą/fot. Andrzej Grajewski/Gość Niedzielny

    ***

    Podtrzymał Rzym jako miasto, wzmocnił Rzym jako stolicę Kościoła.

    Pontyfikat Leona przypadł na schyłek imperium rzymskiego. Rozpadające się i pogrążone w chaosie, niegdyś potężne państwo, nie potrafiło już bronić ludności przed barbarzyńcami. Próbował to robić Kościół kierowany przez papieża. Leon biskupem Rzymu został wybrany w końcu grudnia 440 r. Nie było go wówczas w mieście, gdyż przebywał z misją dyplomatyczną, jaką powierzył mu cesarz w Galii. Miał świadomość, że cywilizacja rzymska, w której chrześcijaństwo zakorzeniło się już na dobre, jest śmiertelnie chora.

    Bogactwem, kulturą, poziomem i dostatkiem życia, ładem prawnym i społecznym nadal wyprzedzała cały ówczesny świat w sposób niewyobrażalny. Rzymianom jednak brakowało już odwagi przodków, aby także na polu bitwy bronić tego dziedzictwa. Załamała się rodzina, rozbijana przez plagę rozwodów, aborcji oraz powszechne zepsucie obyczajów publicznych i moralnych. Od kiedy w grudniu 406 r. Germanowie przekroczyli zamarznięty Ren, ich wodzowie współrządzili krajem. Tego co przez 800 lat nie udało się żadnej armii, dokonał wódz Wizygotów Alaryk, który na czele swej hordy w 410 r. zdobył Rzym i złupił straszliwie. W mieście nie było już cesarza, który rezydował w Rawennie. W tych warunkach wzrastała ranga biskupa Rzymu.

    Spotkanie z Atyllą
    Było to chyba najbardziej niezwykłe spotkanie w historii papiestwa. Doszło do niego wiosną 452 r. w okolicach Mantui. Na polanę przed murami miasta wjechał skromny orszak towarzyszący papieżowi Leonowi. Czekał na niego, otoczony przyboczną strażą oraz watahą wojowników, Atylla, wódz Hunów, najeźdźców mongolskich, którzy w ciągu kilku lat przeszli z azjatyckich stepów przez Europę, siejąc pożogę, śmierć i zniszczenie. Atylla, jeden z tych, którzy znikąd pojawiają się na firmamencie historii, wywracając dotychczasowy porządek świata, przyjmowany był przez współczesnych jako kara za grzechy,  „bicz Boży”. Najpierw najechał Cesarstwo Wschodnie, które podbił i upokorzył, zmuszając do płacenia haraczu. Później setki tysięcy mongolskich jeźdźców ruszyło na Europę.

    Zatrzymał ich dopiero w czerwcu 451 r. na Polach Katalunijskich  (południe Francji) ostatni wielki rzymski wódz Aecjusz. Rok później Hunowie jednak najechali Italię, kierując się na Rzym. Naprzeciwko najeźdźcom wyruszył tylko papież. O czym Leon rozmawiał z wodzem Hunów, nie wiadomo. Faktem jest, że Atylla zrezygnował z podboju Wiecznego Miasta. Kręcił się jeszcze jakiś czas na południu Italii, a gdy w jego wojskach wybuchła zaraza, wycofał się. Nie była to jedyna misja papieża Leona podjęta dla ratowania miasta. Gdy w 455 r. pod Rzymem stanęły hordy Wandalów, Leon znów wyszedł im na spotkanie i negocjował z ich wodzem Genzerykiem. Miasta nie ocalił, zostało złupione, nakłonił jednak barbarzyńców, aby przynajmniej nie rabowali świątyń i darowali życie tym, którzy tam szukali schronienia.

    Sobór w Chalcedonie
    Upłynęło ponad 100 lat od czasu, gdy Konstantyn Wielki dopuścił chrześcijaństwo do publicznego kultu, a stało się ono dominującą religią w całym imperium.  Najważniejsze dla całego chrześcijaństwa, poza Rzymem, były cztery stolice biskupie, które ze względu na swą rangę nazywane były patriarchatami: Jerozolima dla Bliskiego Wschodu, Antiochia dla Azji Mniejszej, Aleksandria dla Afryki oraz Konstantynopol dla Cesarstwa Wschodniego. Zadaniem papieża Leona było utrzymanie jedności w Kościele, kształtowanym przez różne tradycje i zwyczaje. Dlatego innym biskupom przypominał, że władza udzielona Piotrowi przez Chrystusa została przekazana biskupom Rzymu jako jego następcom.

    Słał do biskupów listy, a także swych przedstawicieli – nuncjuszy, dając początek dyplomacji papieskiej. Szczególne emocje w tym czasie rozbudzał spór o naturę Chrystusa. Dla jego rozstrzygnięcia Leon zwołał sobór do miejscowości Chalcedon, niedaleko Konstantynopola, ale po drugiej stronie cieśniny Bosfor. Wzięło w nim udział 365 biskupów z całego świata oraz cesarz Marcjan. Papież wysłał tam swego przedstawiciela, a wcześniej zaproponował definicję dogmatu o jednej osobie i dwóch naturach Chrystusa: „jeden i ten sam Chrystus Pan, Syn Jednorodzony ma być uznawany w dwóch naturach bez pomieszania, bez zamiany, bez podziału i bez rozłączenia”. Zebrani przyjęli definicję z aplauzem i okrzykiem „To Piotr przemówił przez usta Leona”.

    Światło w zmierzchu
    Pontyfikat Leona na moment rozświetlił mrok tamtej epoki, odsuwając nieubłagany wyrok historii nad imperium i miastem, którego był biskupem. Jego reformy ocaliły Kościół przed rozpadem, a papiestwo uczyniły centralną instytucją na styku dwóch epok – kiedy kończyła się starożytność, a zaczynał świt nowej ery.

    Kościół ukształtowany w czasach Leona przeniósł dziedzictwo greckiej i rzymskiej cywilizacji do nowej epoki, wzbogacając jej dorobek pojęciem miłosierdzia wobec bliźniego, któremu trzeba pomagać, gdy jest słabszy, biedny, opuszczony przez świat i ludzi.

    Nikt przed Leonem z taką siłą nie reprezentował władzy papieskiej, dlatego był jednym z dwóch tylko papieży, któremu Kościół nadał miano wielkiego. Jako pierwszy papież został pochowany w Bazylice św. Piotra.

    Andrzej Grajewski/Gość Niedzielny

    ***************************

    Klucz i tiara

    Francisco de Herrera el Mozo "Papież Leon I Wielki" olej na płótnie, XVII w. Muzeum Prado, Madryt
    Francisco de Herrera el Mozo “Papież Leon I Wielki” olej na płótnie, XVII w. Muzeum Prado, Madryt

    ***

    Jest ojcem i doktorem Kościoła. Jako jeden z niewielu papieży otrzymał przydomek „wielki”.

    Był nie tylko wybitnym teologiem, ale też prawdziwym obrońcą cesarstwa rzymskiego. Pontyfikat Leona I przypadł na bardzo trudny czas dla upadającego imperium. Został papieżem w 440 roku, zmarł w 461. Dwukrotnie siłą perswazji, dzięki swym zdolnościom dyplomatycznym, ocalił Rzym. W 452 r. spotkał się w Mantui z bezwzględnym i okrutnym wodzem Hunów Attylą i zdołał go przekonać do rezygnacji z marszu na Rzym. Trzy lata później Rzym zdobyli Wandale. Św. Leon I Wielki wynegocjował wówczas porozumienie z ich królem Gejzerykiem. Dzięki temu udało się powstrzymać falę przemocy.

    Hiszpański malarz Francisco de Herrera przedstawił św. Leona w papieskim majestacie. Jego śmiałe spojrzenie ukazuje człowieka, który nie boi się żadnych wyzwań i wzbudza szacunek. Został on ukazany z najważniejszymi atrybutami papiestwa. Trzyma klucz, który pierwszy papież, św. Piotr, otrzymał od Zbawiciela, zgodnie ze słowami z Ewangelii według św. Mateusza: „I tobie dam klucze do królestwa niebieskiego” (Mt 16,19). Na głowie papieża widzimy tiarę, a w ręce trzyma on pastorał zakończony krzyżem z trzema poprzecznymi ramionami. Oba te przedmioty mają podobną symbolikę.

    Tiara to tradycyjne uroczyste nakrycie głowy papieży aż do 1965 roku, kiedy Paweł VI przestał jej używać. Składa się z trzech diademów ułożonych jeden nad drugim. Interpretuje się je najczęściej jako władzę papieża nad niebem, ziemią i czyśćcem lub jako władzę nad trzema częściami świata zamieszkanymi przez potomków synów Noego (Sema, Jafeta i Chama): Europą, Azją i Afryką.

    Leszek Śliwa/Gość Niedzielny

    ********************************

    Saint Léon Le Grand, Basilique Saint-Paul-hors-les-Murs Saint Léon Le Grand,  Basilique Saint-Paul-hors-les-Murs

    Św. Leonowi Wielkiemu, który w 1754 r. został ogłoszony przez Benedykta XIV doktorem Kościoła, swoją katechezę poświęcił papież Benedykt XVI w 2008 roku:

    (…) Jak wskazuje przydomek wcześnie nadany mu przez tradycję, był on naprawdę jednym z największych papieży, którzy przynieśli zaszczyt stolicy rzymskiej, przyczyniając się w znacznym stopniu do umocnienia jej autorytetu i prestiżu. Był pierwszym biskupem Rzymu noszącym imię Leon, które następnie przyjęło dwunastu innych papieży; był również pierwszym papieżem, którego nauki głoszone do ludu gromadzącego się przy nim podczas liturgii przetrwały do naszych czasów (…).

    Leon pochodził z Tuscii. Został diakonem Kościoła Rzymu ok. 430 r. i z czasem zdobył w nim znaczącą pozycję. Ze względu na tę istotną rolę w r. 440 Galla Placydia, sprawująca w tym czasie rządy w cesarstwie zachodnim, postanowiła wysłać go do Galii, by zaradzić panującej tam trudnej sytuacji. Jednakże latem tego samego roku umarł papież Sykstus III, którego imię związane jest ze wspaniałymi mozaikami w bazylice Matki Boskiej Większej, i na jego następcę wybrano właśnie Leona. Wiadomość o tym otrzymał, gdy pełnił misję pokojową w Galii. Nowy papież został konsekrowany po powrocie do Rzymu 29 września 440 r. Tak oto rozpoczął się jego pontyfikat, trwający ponad dwadzieścia jeden lat i będący niewątpliwie jednym z najważniejszych w dziejach Kościoła. Po śmierci, która nastąpiła 10 listopada 461 r., papież został pochowany w pobliżu grobu św. Piotra. Jego relikwie spoczywają dzisiaj w jednym z ołtarzy Bazyliki Watykańskiej.

    Papież Leon żył w bardzo trudnych czasach: wielokrotne najazdy barbarzyńców, stopniowe słabnięcie władzy cesarskiej na Zachodzie oraz długotrwały kryzys społeczny spowodowały, że Biskup Rzymu zmuszony był pełnić ważną rolę również w sprawach cywilnych i politycznych — stało się to jeszcze bardziej oczywiste półtora wieku później, podczas pontyfikatu Grzegorza Wielkiego. Oczywiście, to przydało wagi i prestiżu stolicy rzymskiej. Słynny jest zwłaszcza jeden epizod z życia Leona. Było to w 452 r. — papież razem z delegacją rzymską spotkał się w Mantui z wodzem Hunów Attylą i przekonał go do rezygnacji z dalszej wojny inwazyjnej, która zniszczyła już północno-wschodnie regiony Italii. W ten sposób ocalił resztę półwyspu. To ważne wydarzenie stało się wkrótce pamiętne i pozostaje wymownym znakiem pokojowych działań tego papieża. Niestety, wynik innej inicjatywy papieskiej, trzy lata później, nie był równie pomyślny. W każdym razie był świadectwem odwagi, która jeszcze dzisiaj nas zdumiewa: na wiosnę 455 r. Leon nie zdołał zapobiec inwazji Wandalów, którzy pod wodzą Genzeryka stanęli u bram bezbronnego Rzymu i plądrowali go przez dwa tygodnie. Jednakże gest papieża, który bezbronny, w otoczeniu swego duchowieństwa, wyszedł naprzeciw najeźdźcy i błagał go, by się zatrzymał, zapobiegł przynajmniej spaleniu Rzymu; papież uzyskał też to, że straszliwa grabież oszczędziła bazyliki św. Piotra, św. Pawła i św. Jana, w których schroniła się część przerażonej ludności.

    Znamy dobrze działalność papieża Leona dzięki jego przepięknym kazaniom — zachowało się ich niemal sto, zapisanych wspaniałą i jasną łaciną — oraz dzięki jego listom — ok. stu pięćdziesięciu. W tekstach tych widoczna jest cała wielkość tego papieża, z oddaniem służącego prawdzie w miłości przez wytrwałe głoszenie słowa, w którym jawi się zarazem jako teolog i jako pasterz. Nieustannie troszcząc się o swoich wiernych i o lud rzymski, a także o jedność różnych Kościołów oraz ich potrzeby, Leon Wielki był zwolennikiem i niezmordowanym promotorem prymatu rzymskiego, jako autentyczny spadkobierca apostoła Piotra: byli tego świadomi liczni biskupi, w znacznej części wschodni, zebrani na Soborze Chalcedońskim.

    Odbywający się w 451 r. Sobór, w którym uczestniczyło trzystu pięćdziesięciu biskupów, był najważniejszym zgromadzeniem, jakie miało miejsce do tamtego czasu w dziejach Kościoła. Sobór Chalcedoński stanowi bezpieczną metę chrystologii trzech wcześniejszych soborów powszechnych: Soboru Nicejskiego z 325 r., Konstantynopolitańskiego z 381 r. oraz Efeskiego z 431 r. Już w VI w. te cztery sobory, wyrażające syntezę wiary starożytnego Kościoła, przyrównywano w istocie do czterech Ewangelii: mówi o tym Grzegorz Wielki w znanym liście (I, 24), w którym oświadcza, że «przyjmuje i otacza czcią cztery sobory, niczym cztery księgi świętej Ewangelii, ponieważ na nich — wyjaśnia dalej — niczym na solidnym kamieniu wspiera się konstrukcja świętej wiary». Przeciwstawiając się herezji Eutychesa, który negował prawdziwą naturę ludzką Syna Bożego, Sobór Chalcedoński potwierdził istnienie w Jego jedynej Osobie, bez pomieszania i bez rozdzielenia, dwóch natur — ludzkiej i boskiej.

    Wiarę w Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, potwierdził papież w ważnym tekście doktrynalnym, przeznaczonym dla biskupa Konstantynopola, tak zwanym Tomus ad Flavianum, który odczytany w Chalcedonie, został przyjęty przez obecnych biskupów przez wymowną aklamację, o czym zachowana jest wiadomość w aktach Soboru: «Piotr przemówił przez usta Leona» — wykrzyknęli jednogłośnie Ojcowie Soborowi. Z tej zwłaszcza wypowiedzi oraz z innych, jakie pojawiły się podczas sporu chrystologicznego w tamtych latach, wynika w sposób oczywisty, że papież szczególnie wyraźnie dostrzegał odpowiedzialność następcy Piotra, którego rola w Kościele jest niepowtarzalna, ponieważ «jednemu tylko apostołowi powierzone zostało to, co wszystkim apostołom jest oznajmione», jak stwierdza Leon w jednym ze swoich kazań na uroczystość świętych Piotra i Pawła (83, 2). Papież potrafił pełnić tę funkcję zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie, interweniując w różnych okolicznościach z roztropnością, stanowczością i przenikliwością przez swoje pisma i za pośrednictwem swoich legatów. W ten sposób ukazywał, że sprawowanie prymatu rzymskiego było potrzebne w tamtych czasach, podobnie jak i dziś, by skutecznie służyć jedności, stanowiącej charakterystyczną cechę jedynego Kościoła Chrystusowego.

    Świadomy historycznej chwili, w której żył, oraz dokonującej się transformacji — w okresie głębokiego kryzysu — Rzymu pogańskiego w Rzym chrześcijański, Leon Wielki potrafił być ze swym ludem i wiernymi poprzez swoją działalność pasterską i głoszenie słowa. Pobudzał do działalności charytatywnej w doświadczonym przez głód, różne formy niesprawiedliwości i ubóstwo Rzymie, do którego napływały rzesze uciekinierów. Przeciwstawiał się pogańskim przesądom i działaniu grup manichejczyków. Związał liturgię z codziennym życiem chrześcijan — na przykład przez łączenie praktyki postu z jałmużną, zwłaszcza przy okazji Quattro tempora, które wyznaczają zmianę pór roku. W sposób szczególny Leon Wielki pouczał swoich wiernych — i jeszcze dzisiaj jego słowa mają dla nas wartość — że liturgia chrześcijańska nie jest wspominaniem wydarzeń, które minęły, ale uobecnianiem rzeczywistości niewidzialnych, działających w życiu każdego człowieka. Podkreśla to w jednym ze swoich kazań (64, 1-2) na temat Paschy, którą należy celebrować w każdym okresie roku «nie tyle jako coś należącego do przeszłości, ale raczej jako wydarzenie obecne». Wszystko to wpisane jest w dokładny zamysł — mówi z mocą święty papież; jak bowiem Stwórca tchnieniem życia rozumnego ożywił człowieka ulepionego z błota, podobnie po grzechu pierworodnym posłał swego Syna na świat, by przywrócić człowiekowi utraconą godność i zniszczyć panowanie diabła dzięki nowemu życiu łaski.

    To jest tajemnica chrystologiczna, w którą św. Leon Wielki dzięki swojemu listowi skierowanemu do Soboru Chalcedońskiego wniósł rzeczywisty i istotny wkład, potwierdzając po wszystkie czasy — za pośrednictwem tego Soboru — to, co powiedział św. Piotr w Cezarei Filipowej. Za Piotrem i jako Piotr wyznał: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». I dlatego zarazem Bóg i Człowiek, «nieobcy rodzajowi ludzkiemu, ale bez grzechu» (por. Sermo 64). Mocą tej wiary chrystologicznej był wielkim głosicielem pokoju i miłości. W ten sposób wskazuje nam drogę: w wierze uczymy się miłości. Uczmy się więc od św. Leona Wielkiego wierzyć w Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, i realizować na co dzień tę wiarę w działalności na rzecz pokoju oraz w miłości bliźniego.

    vaticannews/wa

    **************************************************************************************************************

    środa, 11 listopada 2020

    MODLITEWNE DZIĘKCZYNIENIE ZA OJCZYZNĘ Z OKAZJI 102. ROCZNICY ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI

    Nabożeństwo za ojczyznę z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości - foto

    fot. Tomasz_Mikolajczyk/Pixabay

    ***

    We wszystkie ważniejsze rocznice narodowe modlitwa w intencji Ojczyzny jest naszą potrzebą i obowiązkiem. Najwłaściwszą jej formą jest Msza św. celebrowana w tej intencji. Z tej racji dziś będzie Msza św. transmitowana z kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego o godz. 19.00

    ***

    11 listopada 1918 roku, po wielu latach zaborów, Polska odzyskała niepodległość. Dlatego mamy potrzebę, aby podziękować Panu Bogu za naszą Ojczyznę, za dar wiary i wolności. Przeżywając obecny czas prosimy rownież Bożą Opatrzność o szczególne błogosławieństwo dla naszego kraju i wszystkich Polaków. Sługa Boży, Prymas Tysiąclecia, Stefan kardynał Wyszyński, wołał: „Dla nas po Bogu największa miłość to Polska!” (Kraków, 12 maja 1974), a św. Jan Paweł II dodawał: „Miłość ojczyzny łączy nas i musi łączyć ponad wszelkie różnice” (Rzym, 23 października 1978 roku).

    W 102. rocznicę odzyskania wolności, wdzięczni za wymodlone przez pokolenia odrodzenie naszej Ojczyzny, powierzmy sprawy Polski naszej Bożej Matce i Królowej Korony Polskiej. Niech nasze państwo będzie zawsze wspólnym dobrem obywateli, każdego i każdej z nas, niech będzie szczególnym dobrem przyszłych pokoleń. Módlmy się gorliwie, aby wszyscy Polacy wyróżniali się miłością i sprawiedliwością, uczciwością i ofiarnością, szacunkiem dla innych i troską o dobro wspólne, szczególnie o to dobro, jakim jest wolna Ojczyzna.

    Modlitwa

    Módlmy się: wszechmocny, wieczny Boże, który przez wieki naród polski otaczałeś swą przemożną opieką i ożywiałeś łaską swoją. † Wobec wielkich przemian, trudności i niebezpieczeństw, które przeżywamy, stajemy dziś przed Tobą, świadomi powagi chwili, * i prosimy Cię, Boże, napełnij nas mocą Ducha Twojego. † Obdarz pokojem i jednością, udziel ducha miłości, prawdy, wzajemnego zrozumienia i rozwagi, * abyśmy przezwyciężając wszelkie trudności, zdołali ocalić nasze wspólne dobro, Ojczyznę umiłowaną. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Modlitwa dziękczynna

    Boże wszechmogący, Panie zastępów, padamy do stóp Twoich w dziękczynieniu, że przez wieki otaczałeś nas swą przemożną opieką. Dziękujemy Ci, że ojców naszych wyprowadziłeś z rąk ciemiężców i nieprzyjaciół. Błogosławimy Cię za to, że po latach niewoli obdarzyłeś nas na nowo wolnością i pokojem, dlatego wołamy: Tobie chwała na wieki.


    za dar chrześcijańskiej wiary, którym obdarzyłeś Polskę przed tysiącem lat; za Twoje wejście w dzieje naszej Ojczyzny i każdego z nas;
    za umiłowanie wolności i za to, że możemy się nią cieszyć;
    za wszelkie dobrodziejstwa, które w ciągu wieków wyświadczyłeś naszemu Narodowi;
    za wielkie dziedzictwo kulturowe naszego Narodu, z którego wszyscy dzisiaj możemy korzystać;
    za piękno polskiego języka;
    za ojczystą ziemię, która nas żywi;
    za piękny polski krajobraz, za którym tęsknili wygnańcy;
    za wielkich Polaków, którymi możemy szczycić się przed światem;
    za ofiarę krwi tak wielu synów i córek naszego narodu, przelaną w obronie Ojczyzny;
    za wydobycie nas z niewoli krwawych systemów totalitarnych;
    za Twoją Matkę, którą czcimy jako Królową naszego Narodu;
    za wszystkich polskich świętych i błogosławionych;
    za wszelkie dobre myśli, plany i inicjatywy, które zrodziły się na naszej ziemi i zostały urzeczywistnione;
    za wszelkie doświadczenia, nawet te najboleśniejsze, jeśli umieliśmy wyciągnąć z nich dla siebie naukę na przyszłość;
    za wszystkich, którzy umiłowali swą Ojczyznę, dla niej uczciwie pracowali i sławili jej dobre imię.
    Przyjmij, Boże, nasze dziękczynienie * i spraw, abyśmy idąc przez ziemską Ojczyznę doszli do tej, którą nam przygotowałeś w niebie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Modlitwa przebłagania

    Panie Jezu Chryste, Ty wydałeś samego siebie i zostałeś nad ziemię wywyższony na drzewie krzyża, aby przyciągnąć wszystkich do siebie. Jesteś z nami każdego dnia, zwłaszcza na ołtarzach – w swoim Ciele i Krwi, aby nas posilać w drodze do nieba. Zgromadzeni przy Tobie pragniemy zanurzyć się teraz w zdrojach Twojego miłosierdzia i jako naród powtórzyć w poczuciu winy i z głębokim żalem: Przepraszamy Cię, Panie.

    Wierni powtarzają po każdym wezwaniu: Przepraszamy Cię, Panie.
    za ducha niezgody w naszych rodzinach, parafiach, miastach i władzach;
    za zdradzanie naszej Ojczyzny i wypieranie się Ciebie w życiu społecznym;
    za usuwanie krzyży z przestrzeni publicznej;
    za rozbite rodziny i za grzechy przeciwko życiu;
    za naszą obojętność wobec najsłabszych, ubogich, bezdomnych, chorych i starszych;
    za grzechy pijaństwa, cudzołóstwa, korupcji, hazardu i narkomanii;
    za rozwiązłość seksualną i zgorszenia dane dzieciom i młodzieży;
    za wojny, zbrodnie, nienawiść, rozboje i kradzieże;
    za wypadki odejścia od Ciebie, za lekceważenie przykazań Bożych i kościelnych, zwłaszcza za opuszczanie niedzielnej Mszy Świętej i unikanie sakramentu pokuty i pojednania.

    Panie Jezu Chryste, nasza ojczyzna przeniknięta Twoją miłością i obecnością żebrze Twojego miłosierdzia. † Przyjmij naszą skruchę i otocz nas swoją opieką, * aby z ziemi polskiej po wszystkie czasy rozbrzmiewała cześć i chwała Twoja. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

    Modlitwa prośby

    Duchu Święty Boże, Ty odnawiasz oblicze naszej ziemi i umacniasz swój lud, doprowadzając go do pełni prawdy i do Chrystusowego Kościoła. Ty wzbudzasz w polskim narodzie liczne grono świętych i męczenników. Ciebie prosimy, abyś nas napełnił swoją mocą.


    Duchu Boży, niech nasza Ojczyzna będzie ostoją sprawiedliwości i miłości społecznej;
    Duchu Boży, niech nasze chrześcijańskie życie będzie przepełnione żarliwością o sprawy Boże;
    Duchu Boży, niech wysiłki naszych ojców w obronie niepodległości Polski będą dokończone trudem naszego codziennego życia;
    Duchu Boży, niech ta ziemia wyda licznych i świętych wiernych Twoich;
    Duchu Boży, niech Polska rozwija się w płodności, pokoju i dobrobycie, wolna od wszelkich wojen i agresji;
    Duchu Boży, niech nigdy nie zabraknie nam szafarzy Twoich łask;
    Duchu Boży, niech nasze parafie będą ośrodkiem wzrostu żywych wspólnot Kościoła;
    Duchu Boży, niech nasza praca cieszy się Twoim błogosławieństwem;
    Duchu Boży, niech wszyscy Polacy poznają Boże miłosierdzie;
    Duchu Boży, niech nasza ziemia cieszy się obfitością plonów, wybawiona od głodu i klęsk żywiołowych;
    Duchu Boży, niech kierujący naszym państwem sprawują mądre i sprawiedliwe rządy;
    Duchu Boży, niech nasza ojczyzna będzie rzeczywistym królestwem Matki Bożej i Jezusa Chrystusa.
    O Duchu Święty, spuść swoje siedmiorakie dary i mnogie owoce na cały Naród. † Umocnij naszą wolę i pobłogosław każdy czyn podjęty wspólną pracą, * abyśmy słuchając Twych natchnień w życiu prywatnym i publicznym, żyli świętym prawem Bożym. Który żyjesz w jedności z Bogiem Ojcem i Bogiem Synem na wieki wieków. W.: Amen.

    Modlitwa ks. Piotra Skargi

    Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła imieniowi Twemu, a syny swe wiodła ku szczęśliwości.

    Wszechmogący, wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie.

    Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Modlitwa uwielbienia

    Boże w Trójcy jedyny, pełen majestatu i miłosierdzia, Opatrzności nasza, wielbimy Ciebie i dziękujemy za wszystkie znaki Twojej troski o nas i o naszą Ojczyznę – Polskę. Dziękujemy Ci, Boże, że chronisz Polskę i prowadzisz opatrznością Twoją, aby trwała mimo nieprzyjaciół i własnych słabości.Przez Jezusa Chrystusa dałeś nam Maryję jako Matkę i Królową. Dziękujemy Ci, Boże, za to, że przez wieki nie pozwoliłeś nigdy zniszczyć naszej wiary, nadziei i miłości oraz polskości, a po ponad stu latach wyrwałeś nas spod zaborów, wyzwoliłeś od okupantów i wyprowadziłeś ku wolności. Dziękujemy Ci, Boże, za to, że dałeś nam polskich świętych i bohaterów, aby nas umacniali i wskazywali drogę, a w ostatnim półwieczu postawiłeś na naszej polskiej drodze Prymasa Tysiąclecia i papieża Jana Pawła II, aby spełnili zamiary Twojej opatrzności wobec Polski i narodów słowiańskich. Dziękujemy Ci, Boże, za Twoją miłość, za wolność Polski, za każdy dzień, za każde dobro, za naszych najbliższych, za każdego człowieka, za każdy uśmiech, za każdy trud i cierpienie prowadzące do Ciebie, za to, że jesteś. Dziękujemy Ci, Boże. Tobie, Ojcze, Synu i Duchu Święty, Opatrzności nasza, zawierzamy siebie samych i naszą Ojczyznę. Te Deum laudamus.

    Prośba o błogosławieństwo

    Boże, Ty rządzisz całym światem, przyjmij łaskawie naszą modlitwę, którą zanosimy za naszą Ojczyznę w 102. rocznicę jej odrodzenia. Niech dzięki mądrości rządzących i uczciwości obywateli panują w niej zgoda i sprawiedliwość, abyśmy żyli w pokoju i dobrobycie.

    Naród jako szczególna wspólnota ludzi jest wezwany do zwycięstwa: do zwycięstwa mocą wiary, nadziei i miłości; do zwycięstwa mocą prawdy, wolności i sprawiedliwości. Zgromadzeni na modlitwie prosimy Cię o takie zwycięstwo. Wybaw nas od głodu, nędzy i wojny. Obdarz nas chlebem. Boże, nasz Ojcze, polecamy Ci trudne „dziś i jutro” naszego Narodu. Polecamy Ci jego przyszłość i prosimy: błogosław naszej pracy, błogosław naszą wspólnotę, błogosław nasze rodziny, błogosław naszą Ojczyznę.

    ***

    „Tam, gdzie jest Maryja, tam jest prawdziwa wiara”. Są to słowa pochodzące z IV wieku, które mówią wiele o Polsce i jej roli w dzisiejszym laickim świecie.

    Krzysztof Świertok/BPJG

    ***********************************************************************

    dziś Kościół wspomina świętego Marcina z Tour

    Św. Marcin z Tour (316-397) (mal. Antoon van Dijck
    Św. Marcin z Tour (316-397) (mal. Antoon van Dijck

    ***

    Ten święty późnej starożytności (316/17-397) należał do najpopularniejszych postaci katolickiej hagiografii. O popularności każdego świętego świadczą m.in. częstotliwość wybierania jego imienia na chrzcie św., ilość dedykowanych mu kościołów, zwyczaje i przysłowia łączące się z jego postacią a także wielość spraw do rozwiązania, w których przywołuje się danego świętego. Obecnie w Polsce jest ok. 200 kościołów poświęconych św. Marcinowi, a w polskiej ludowej tradycji doliczono się 44 przysłów z nim związanych, m.in.: „Jeśli na Marcina sucho to na Gody z pluchą”. Św. Marcin przywoływany jest jako patron hotelarzy, pracowników stołówek, karczmarzy, krawców, żołnierzy piechoty, żebraków i wszelkich poszkodowanych. Do jego opieki uciekali się także chorzy na dyzenterię, właściciele winnic, hodowcy koni i gęsi.
    Dzieje życia tego świętego należą także do jednych z najbardziej spektakularnych żywotów. Marcin urodził się na terenie dzisiejszych Węgier jako syn rzymskiego żołnierza. Jak wskazuje jego imię – Martinus – miał być poświęcony Marsowi, bogowi wojny jako żołnierz, co też się stało. Ówczesne zwyczaje zabraniały chrześcijanom podejmowania żołnierskiego zawodu, dlatego też Marcin musiał opuścić wojsko, by przyjąć chrzest, a później – jak tego pragnął – zostać księdzem. Marcin miał ok. 23 lata, gdy w roku 339 przyjął chrzest, stając się żołnierzem Chrystusa. Było to w Amiens.

    Młody oficer przechadzał się podczas pełnienia warty, gdy zobaczył zziębniętego żebraka i oddał mu połowę swego żołnierskiego płaszcza. W nocy przyśnił mu się Chrystus odziany w połowę jego żołnierskiej opończy. W wieku 40 lat, dzięki cudownemu ocaleniu przed wojną, dokonanemu za sprawą Marcina, który wyruszył przeciw wrogowi bez broni, lecz z krzyżem, Marcin opuścił wojsko. W 360 r. przyjął święcenia, a w dziesięć lat później zostaje obwołany biskupem Tours, którą to funkcję spełniał 26 lat. Marcin wprowadził nowy sposób realizowania biskupstwa. Często opuszczał swoją rezydencję, by samemu głosić Ewangelię, zakładać kościoły, wizytować wspólnoty chrześcijańskie. Gdy zmarł, w jego pogrzebie uczestniczyły ogromne – jak na tamte czasy – tłumy.
    W ikonografii św. Marcin ukazywany jest często z gęsią. To właśnie gęsi przez swoje gęganie miały wskazać miejsce ukrycia się Marcina, który wzbraniał się przed przyjęciem sakry biskupiej. Najbardziej jednak znany wizerunek świętego, to scena z żebrakiem, któremu Marcin oddaje połowę swego płaszcza. Taki wizerunek, a właściwie wizerunki znajdują się w kościele seminaryjnym w Paradyżu. Marcina znajdujemy najpierw w górnej części ołtarza głównego ponad obrazem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Fakt ten wskazuje na patronat, jaki Marcin ma sprawować nad kościołem i wspólnotą. Kiedy z początkiem XIII w. do Gościkowa przybyli z Francji Cystersi, wraz z nimi rozszerzył się kult św. Marcina. Statua tego świętego ozdabia także fronton kościoła, gdzie umieszczona jest bezpośrednio nad drzwiami. Trzeci wizerunek – okazała rzeźba – znajduje się dzisiaj w ogrodzie seminaryjnym przed główną częścią gmachu od strony szosy.
    Św. Marcin związany jest z naszymi ziemiami jeszcze jednym wydarzeniem. Zanim do Gościkowa przybyli Cystersi, dwa wieki wcześniej w okolice niedalekiego Międzyrzecza przywędrowali z Włoch Benedyktyni, którzy założyli tam swój erem. Męczeńska śmierć Pięciu Braci – jak zaświadcza św. Brunon z Kwerfurtu – miała miejsce właśnie w wigilię „szczodrobliwego i łaskawego św. Marcina”, a więc w nocy z 10 na 11 listopada 1004 r. Ich święto – jako patronów diecezji – przeżywamy 13 listopada, w dwa dni po św. Marcinie.

    ks. Andrzej Draguła/Niedziela zielonogórsko-gorzowska

    *********

    Dzień Świętego Marcina

    Dzień Świętego Marcina

    Dzień świętego Marcina obchodzony jest 11 listopadaŚwięty Marcin był pobożnym rycerzem z Kapadocji, znanym z wielu dobrych uczynków. 

    Święty Marcin żył w IV wieku naszej ery i jego najbardziej znanym wizerunkiem jest postać siedzącego na koniu rycerza wspomagającego klęczącego przed nim żebraka. Jedna z najpopularniejszych legend o świętym Marcinie opowiada o podróży rycerza po skutej mrozem ziemi, na której spotkał żebraka. Widząc go, św. Marcin mieczem odciął połowę swojego płaszcza i razem z sakiewką pieniędzy wręczył ciepłe okrycie biedakowi. Legenda mówi, że ów żebrak po tym geście przemienił się w postać Jezusa Chrystusa, co skłoniło Marcina do przejścia w stan duchowny.

    Życie i kult Świętego Marcina

    Około 371 roku święty Marcin został wybrany biskupem Tours, chociaż sam nie chciał przybrać tak zaszczytnego tytułu. Legenda głosi, że Marcin ukrył się przed posłańcami w komórce z drobiem, ale gęgające ptaki zdradziły obecność rycerza i posłańcy mogli mu przekazać radosną nowinę. Od tej pory atrybutem świętego stała się gąska świętomarcińska, która często się pojawia na wizerunkach Marcina. W całej Europie Środkowej, Polsce, Anglii i Skandynawii św. Marcin jest patronem koni, bydła, żołnierzy i ubogich, przedstawia się go także jako strażnika zimowych zapasów jedzenia. Święty Marcin został również patronem listopadowego uboju bydła i drobiu, połączonego z suszeniem, wędzeniem i pieczeniem mięsa na zimę.

     Święty Marcin dzieli się płaszczem z ubogim - Francesco Solimena
    Święty Marcin dzieli się płaszczem z ubogim – Francesco Solimena

    ***

    W Polsce święta ku czci Marcina wiązały się przede wszystkim z zabijaniem i pieczeniem gęsi. 11 listopada organizowano wielkie uczty, podczas której zjadano duże ilości gęsiny i pieczywa, a całość popijało się gorzałką, piwem i grzanym winem. Jak nakazywała tradycja świętomarcińska, w dniu poświęconym patronowi gęsi ludzie powinni byli się dzielić jadłem i napitkiem z najbiedniejszymi.Taką postawę doskonale oddaje legenda o rogalach świętomarcińskich.

    Święty Marcin opiekował się także w swoim dniu żarłokami i pijakami. Tradycja świętomarcińskich uczt zachowała się w niektórych regionach na Pomorzu, gdzie do tej pory organizuje się wystawne uczty, a z pieczonych gęsi, a dokładniej z ich kości, wróży się pogodę na nadchodzący rok. Dawniej w Polsce dzień świętego Marcina oznaczał także koniec wszelkich robót w polu i od tej pory nie można już było zajmować się rolą. Wierni wierzyli bowiem, że zakłócanie zimowego wypoczynku ziemi może zakończyć się tym, że w przyszłym roku ziemia nie wyda żadnych plonów.

    Swoje prace kończyli także rybacy, którzy przed 11 listopada zwijali wszystkie sieci, tak by podczas ich pracy nie zaskoczyły ich pierwsze jesienne przymrozki. W dniu świętego Marcina ludność wiejska po raz ostatni przed zimą wypuszczała swoje bydło na pastwiska. O zmierzchu bydło zaganiano z powrotem do obór, uderzając lekko zwierzęta brzozową albo świerkową gałązką, którą nazywało się marcinką. Wszystkie te obrzędy były surowo przestrzegane przez każdego dobrego gospodarza.

    Święta iTradycje.pl

    *****************************************

    Święty Brykcjusz – biskup, którego posądzono o niemoralność

    św. Brykcjusz – rzeźba w Pawii / Lombardia. Włochy 

    Wokół jedynego w Polsce kościoła św. Brykcjusza
    kościół św. Brykcjusza /fot. Andrzej Kerner/Gość Niedzielny

    ****

    Jest to jedyny kościół w Polsce – Bryksy k. Gościęcina (diecezja opolska) wybudowany w 1661 roku pod wezwaniem św. Brykcjusza.

    Najstarsze zapisy wyznaczały wspomnienie św. Brykcjusza (370-444 ), biskupa Tours, na 13 listopada. To dziś mało znany święty, choć uczeń świętego bardzo znanego – Marcina z Tours, którego wspominaliśmy dwa dni temu.

    Nie jest pewne, jakie są początki kultu św. Brykcjusza w miejscu zwanym od jego imienia “Bryksy” w parafii Gościęcin. Najczęściej powtarzane są dwa źródła. Jego kult przynieśli tu osadnicy z Flandrii, którzy przybywali na Śląsk w średniowieczu, albo też wyjątkowa cześć dla świętego trafiła tu z Pragi, dokąd relikwie świętego miał przywieźć cesarz Karol IV. W każdym razie już pod koniec XVI w. jest wzmianka o drewnianej kaplicy ku czci św. Brykcjusza i cudownym źródełku na polach między Gościęcinem i Kózkami. W 1661 r. wybudowany został większy kościół drewniany, stojący do dziś. To ulubione miejsce wielu wiernych z okolicy, mające także swój urok krajobrazowy. Naprzeciw kościoła jest pustelnia, obok niej źródełko, dwie kaplice, łąka i stary sad. Wierzący przyjeżdżają tu nie tylko na nabożeństwa (m.in. fatimskie) i liturgię Eucharystii. W zwykły dzień częstym widokiem są ludzie czerpiący wodę ze źródełka św. Brykcjusza.

    Historię św. Brykcjusza opisuje w swojej “Historii” Grzegorz z Tours, biskup Tours w VI wieku i pisarz. W rozdziale pierwszym Księgi II, poświęconym biskupstwu Brykcjusza, znajdujemy m.in. wytłumaczenie atrybutu związanego ze świętym, czyli niemowlęcia. Otóż, w 33. roku biskupstwa Brykcjusz został posądzony o to, że jest ojcem dziecka jednej z jego służących. Grzegorz zapisał, że nawet cudowne wydarzenie, jakim było wyznanie 30-dniowego niemowlęcia: “Nie ty jesteś moim ojcem”, nie uspokoiło wzburzonego ludu (który notabene wcześniej wybrał Brykcjusza na swojego biskupa, mimo że ten znany był ze swojej porywczości i publicznie poniżał nawet swojego świętego poprzednika Marcina). Lud uznał, że Brykcjusz użył czarów i wypędził go z miasta. Brykcjusz we łzach stawił się przed papieżem, zdał mu sprawę ze swoich przewinień wobec św. Marcina i oskarżeń, z jakimi sam się spotkał. Przez 7 lat pozostawał w Rzymie, zanim papież wysłał go z powrotem, aby znów objął katedrę w Tours. Tam jednak rezydował aktualnie biskup Armencjusz. Brykcjusz pozostawał więc w wiosce w pobliżu Tours aż do (nieodległej) chwili jego śmierci. Potem powrócił na urząd biskupa i pełnił go, “żyjąc szczęśliwie” jeszcze przez 7 lat, aż do śmierci.

    Tak – w skrócie rzecz ujmując – historię Brykcjusza zapisał 1500 lat temu Grzegorz z Tours. Patron gościęcińskiego kościółka jest wzywany jako orędownik sędziów, fałszywie oskarżanych i cierpiących na bóle podbrzusza.

    Andrzej Kerner/Gość Niedzielny

    **************************************************************************************************************

    czwartek, 12 listopada 2020

    XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    wspomnienie św. Jozafata Kuncewicza

    Św. Jozafat Kuncewicz (1580-1623)

    ***

    Łowca dusz i męczennik

    Bronił praw Kościoła, był zwolennikiem idei powrotu wschodniego chrześcijaństwa do jedności z Rzymem, niósł cywilizację zachodnią daleko na wschód nie zważając na pomówienia i groźby. Św. Jozafat Kuncewicz, związany ze wschodnią tradycją liturgiczną, oddał życie za wierność Stolicy Apostolskiej…

    W XVI w. Cerkiew prawosławna przechodziła głęboki kryzys. Patriarchat Konstantynopolitański oraz ważniejsze stolice biskupie pozostawały pod panowaniem tureckim. Z drugiej strony car moskiewski, pragnący uczynić swe miasto „trzecim Rzymem”, czyli stolicą prawosławia, bardziej dbał o wykorzystanie Cerkwi do własnych celów politycznych niż o wsparcie jej działalności duszpasterskiej. To wszystko odbiło się także na stanie prawosławia na terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Widoczna była tu ignorancja teologiczna duchowieństwa i niemoralne prowadzenie się popów.

    Aby uzdrowić sytuację, hierarchowie zwrócili się o pomoc do papieża. Pod koniec 1595 r. Ojciec Święty Klemens VIII przyjął episkopat i wiernych prawosławnych do jedności z Kościołem katolickim, oczywiście po wcześniejszym odrzuceniu przez ich przedstawicieli schizmatyckich błędów. Zawarta w Rzymie unia została w roku następnym przyjęta przez synod duchowieństwa prawosławnego w Brześciu. W ten sposób powstał Kościół greckokatolicki, zwany potocznie unickim, stanowiący część Kościoła powszechnego, a czczący Boga według wschodniej tradycji liturgicznej.

    Ugodzony w serce…


    Piętnaście lat wcześniej, w 1580 r., we Włodzimierzu Wołyńskim przyszedł na świat chłopiec, który w dziejach Kościoła unickiego miał odegrać wybitną rolę. Jan Kunczyc – bo takie było pierwsze imię i nazwisko św. Jozafata Kuncewicza – urodził się w rodzinie mieszczańskiej. Według planów rodziców miał w przyszłości zostać kupcem. Dlatego po ukończeniu szkoły cerkiewnej we Włodzimierzu wyjechał do Wilna, gdzie rozpoczął naukę handlu u tamtejszego kupca.

    Chłopca jednak, bardziej niż handel, pociągały sprawy duchowe. ­Kiedyś wyznał, że jako pięciolatek przeżył dziwne zdarzenie. Gdy pewnego razu wpatrywał się w ikonę Ukrzyżowanego, od obrazu oderwała się złota iskra i ugodziła go w serce… Aż zabolało. Odtąd nabożeństwa cerkiewne były mu szczególnie miłe.

    W habicie bazyliańskim


    Ówczesne Wilno było jednym z ważniejszych centrów prawosławia. Nic dziwnego, że stało się areną sporów między unitami a prawosławnymi niezadowolonymi ze zjednoczenia Cerkwi z Kościołem katolickim. Jan Kunczyc nie miał jednak wątpliwości, że prawdę znajdzie jedynie w Kościele katolickim, którego częścią była jego ukochana Cerkiew unicka.

    Żywo interesował się teologią. Wprawdzie nie znając łaciny nie mógł uczęszczać na wykłady akademickie, jednak starał się to nadrobić utrzymywaniem żywych kontaktów z wybitnymi teologami i duszpasterzami katolickimi oraz lekturą dzieł z zakresu duchowości. W 1604 r. zdecydował, że jego miejsce jest w klasztorze i poprosił unickiego metropolitę Kijowa Hipacego Pocieja o habit bazyliański. Dojrzałe powołanie i szeroka wiedza religijna przyszłego świętego spowodowały, że jednego dnia nastąpiły obłóczyny i złożenie profesji zakonnej, a parę miesięcy później otrzymał święcenia diakonatu. Zgodnie z tradycją mniszą przyjął też nowe imię – Jozafat.

    „Duszochwat”


    Jako bazylianin przyszły święty podjął studia teologiczne, ucząc się, jakbyśmy to dziś powiedzieli, „indywidualnym tokiem”. W tym czasie powstały jego pierwsze dzieła polemiczne. Przykład jaki dawał swoim życiem i słowem, przyciągał do zakonu wielu nowych kandydatów. Nic więc dziwnego, że po otrzymaniu święceń kapłańskich został kierownikiem nowicjatu. Z wielką gorliwością umartwiał ciało: pościł, biczował się, nosił włosiennicę… Wiele godzin spędzał pielęgnując w szpitalu chorych i niedołężnych. Dał się również poznać jako świetny kaznodzieja i spowiednik. Pozyskiwał dla Unii wielu nowych wiernych. Prawosławni przerażeni skalą konwersji dokonujących się za jego sprawą nazwali go „duszochwatem”, czyli łowcą dusz.

    Na duszpasterskie sukcesy zwolenników Unii Brzeskiej, jej przeciwnicy odpowiedzieli przemocą. W 1608 r. napadli na wileński klasztor św. Trójcy i używając na przemian próśb, gróźb, a gdy to nie dało rezultatu, także policzkowania, próbowali przeciągnąć Kuncewicza na swoją stronę. Rok później posunęli się dalej, nasyłając na metropolitę Hipacego Pocieja zamachowca. Na szczęście skończyło się „tylko” na utracie przez hierarchę dwóch palców u dłoni, którą się zasłonił przed szablą niedoszłego zabójcy.

    Nieustraszony ordynariusz połocki


    W 1614 r. Jozafat został archimandrytą, czyli zwierzchnikiem klasztoru św. Trójcy. Z czasem swoją opieką objął kilka innych domów mniszych. Spod jego ręki wyszło całe nowe pokolenie pobożnych zakonników przedkładających służbę Bogu i Kościołowi nad wszystko inne.

    Świętość Kuncewicza zdawały się dostrzegać swym instynktem nawet zwierzęta. Istnieje kilka opowieści na ten temat. Przytoczmy tu jedną z nich. Pewna kobieta rozzłoszczona zabiegami św. Jozafata, który chciał ją nawrócić, poszczuła go potężnymi brytanami. Nieoczekiwanie znane ze swej agresywności psy podbiegły do świętego i zaczęły się do niego łasić. Wtedy w kobiecie coś pękło i poprosiła o spowiedź.

    Jesienią 1617 r. przyszły święty został biskupem pomocniczym. Miał pomagać staremu, ciężko choremu, arcybiskupowi Gedeonowi Brolnickiemu, zwierzchnikowi diecezji połockiej, witebskiej i mścisławskiej. Opory Kuncewicza pragnącego pozostać zwykłym mnichem przełamał jego zwierzchnik, a zarazem przyjaciel, metropolita kijowski Welamin Rutski, oświadczając mu, że nie ma innych, nadających się do tej funkcji kandydatów.

    Jako koadiutor, a po śmierci Brolnickiego ordynariusz połocki wziął się energicznie do pracy duszpasterskiej i administracyjnej. Zaczął wizytować poszczególne parafie. W wielu z nich najstarsi wierni nie pamiętali wizytacji biskupiej. Tam, gdzie znalazł nieporządek, pouczał proboszczów lub mianował gorliwych wikariuszy. Czynił zabiegi, by wszystkie parafie miały uposażenie pozwalające utrzymać niezależność od opiekującej się nią szlachty. Niejednokrotnie osobiście zajmował się odbieraniem majątków kościelnych zawłaszczonych przez świeckich. Nie szczędził również środków na remont cerkwi.

    Spisek dyzunitów


    Wielkim ciosem w Unię Brzeską, a przy okazji w dzieło metropolity Kuncewicza, była podróż przez ziemie Rzeczypospolitej patriarchy Jerozolimy Teofanesa (jednocześnie agenta sułtana), który dokonał święceń nowych schizmatyckich biskupów. Wywołało to dezorientację wśród wiernych i wzmocniło siły przeciwników Unii (dyzunitów), którzy zyskali naturalnych liderów.

    Skutki nie dały na siebie długo czekać. Wzmógł się opór wobec legalnych hierarchów. Coraz częściej dochodziło do napadów na unitów i różnych awantur. Jozafat Kuncewicz „zyskał” na terenie diecezji połockiej konkurenta w postaci prawosławnego abpa Melecego Smotryckiego, który rozpoczął intensywną działalność antyunijną. Wraz ze swoimi zwolennikami starał się zepchnąć Kuncewicza na margines społeczności rusińskiej. Kampania nienawiści wkrótce przyniosła tragiczny owoc – dyzunici zawiązali spisek na życie prawowitego arcybiskupa Połocka.

    Męczeńska śmierć


    12 listopada 1623 r. zamachowcy wraz z podburzonym tłumem wtargnęli na teren domu arcybiskupiego w Witebsku. Naprzeciw niszczącej wszystko i prześladującej służbę pałacową tłuszczy wyszedł abp Kuncewicz. – Dziatki, dlaczego bijecie czeladkę moją. Nie zabijajcie ich. Jeśli macie coś przeciwko mnie, owóż jestem – powiedział metropolita, składając ręce na piersi.

    Zapadła cisza. Gdy wydawało się, że już nikt nie odważy się podnieść ręki na pomazańca Bożego, z bocznych drzwi wypadło dwóch zamachowców. Jeden z nich uderzył męczennika w głowę pałką, a drugi rozpłatał ją ­toporem. Potem przez pewien czas siepacze pastwili się nad martwym ciałem, włócząc je po ulicach miasta, by w końcu utopić w rzece.

    Wyniesiony na ołtarze


    Mord wstrząsnął społecznością Rzeczypospolitej. I stał się cud: na katolicyzm obrządku wschodniego zaczęły przechodzić ogromne ilości prawosławnych. Unię przyjęło nawet 20 z 21 osób ukaranych śmiercią za ten mord.

    Szczególnie zaskakująca była jedna konwersja – abpa Smotryckiego – ponoszącego moralną odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w Witebsku. Dotychczasowy wróg katolicyzmu zachwiał się w swoich poglądach. By uspokoić sumienie wyjechał na wschód, do Konstantynopola i Ziemi Świętej, czyli tam, gdzie spodziewał się znaleźć lekarstwo na nurtujące go wątpliwości. Zamiast tego zobaczył patriarchę zafascynowanego kalwinizmem i opłakane skutki niewoli tureckiej. W końcu wrócił w granice Rzeczypospolitej, złożył unijne wyznanie wiary i przystąpił do zwalczania… swych dawnych poglądów, wyrażanych wcześniej w licznych pismach i książkach.

    Niemal natychmiast po pochowaniu ciała Jozafata Kuncewicza rozpoczęto zbieranie zeznań o jego życiu i cudach z myślą o przyszłej beatyfikacji. Proces zakończono w 1642 r., a papież Urban VIII ogłosił go błogosławionym. Na kanonizację – przez bł. Piusa IX – arcybiskup Połocka czekał do roku 1867. Jego wspomnienie Kościół obchodzi 12 listopada. Św. Jozafat jest jednym z patronów Polski.

    Adam Kowalik/Przymierze z Maryją/ 55 listopad/grudzień 2010

    **********************************************

    św. Jozafat – apostoł jedności i wiary

    12 listopada Kościół katolicki obchodzi 380. rocznicę śmierci męczeńskiej św. Jozafata, arcybiskupa połockiego. Jego życie i męczeństwo stało się dla wielu ludzi różnych krajów, kultur i pokoleń świadectwem jedności, powszechności i różnorodności Kościoła.

    parafia św. Henryka – Sulęcin

    ***

    Św. Jozafat urodził się we Włodzimierzu na Wołyniu. Były to czasy, gdy zwierzchnicy Kościoła prawosławnego w Rzeczypospolitej w trosce o dobro dusz i jedność wyznawców Chrystusa podpisali unię z Kościołem rzymskim, tym samym dając początek Kościołowi unickiemu. Według ich myśli, która była zaakceptowana przez papieży, młody Kościół miał zachowywać wierność tradycji chrześcijańskiego Wschodu, uznając jednocześnie zwierzchnictwo Ojca Świętego.
    W tym czasie Jan (takie imię św. Jozafat otrzymał na chrzcie) był jeszcze małym chłopcem. Kiedy matka po raz pierwszy poprowadziła go do kościoła, w przedsionku świątyni zobaczył on krzyż z wizerunkiem ukrzyżowanego Zbawiciela. Chłopiec zapytał, kim jest ten człowiek? „To jest Zbawiciel nasz, Jezus Chrystus, który za nasze grzechy poniósł śmierć na krzyżu” – odpowiedziała matka. Wówczas przyszły Święty odczuł, jakby iskra przeszła przez jego ciało. To zdarzenie wywarło wielki wpływ na jego życie duchowe. Od tej pory ukochał on wszystkie nabożeństwa i nie opuścił Mszy św. w ciągu trzydziestu lat.
    Jan podrósł i rodzice wysłali do Wilna, stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tam miał on pomagać w zakładzie kupieckim. Jednak chętniej oddawał się czytaniu literatury religijnej, niż prowadzeniu interesów. Uczęszczał również do różnych cerkwi na nabożeństwa i oddawał się modlitwie indywidualnej. Nabożeństwa, a zwłaszcza Liturgia Godzin Kościoła Wschodniego, stały się dla niego szkołą teologii. Nie mogąc długo znieść podziału wewnętrznego pomiędzy pracą w zakładzie a powołaniem do życia zakonnego, wstąpił do klasztoru Trójcy Przenajświętszej.
    Klasztor ten przebywał w tym czasie w stanie opłakanym. Było w nim kilku starszych mnichów, ale żaden z nich nie trzymał się Reguły. Nikt nie mógł podjąć się jego kierownictwa duchowego i Jozafat musiał poprzez modlitwę i lekturę duchową sam formować swoje wnętrze. Spotkanie i rozmowy z księżmi jezuitami z Akademii Wileńskiej wywarły wielki wpływ na młodego zakonnika i jego wybór drogi jedności kościelnej.
    Często mówi się o św. Jozafacie tylko w związku z jego śmiercią męczeńską, a przecież lata spędzone w klasztorze były przygotowaniem do złożenia ofiary z życia dla Chrystusa i jedności Jego owczarni. Oddawał się ascezie i modlitwie, a najbardziej ulubionym jego dziełem było czytanie i przepisywanie ksiąg religijnych. Lektura żywotów świętych stopniowo przygotowywała go do przyjęcia męczeńskiej śmierci. Czytał chętnie dzieła o Kościele i utwierdzał się w przekonaniu, że musi on zachowywać jedność pod rządami następcy św. Piotra – biskupa Rzymu. Św. Jozafat był głęboko rozmiłowany we własnej tradycji i liturgii. Nie przeszkadzało mu to w przyjęciu całym sercem unii. Poprzez swoją postawę stał się wielkim świadkiem jedności. Udowadniał przeciwnikom unii, że należąc do Kościoła katolickiego, nie trzeba zrzekać się swojej tożsamości.
    Wielkie znaczenie miała dla Jozafata i dla unii przyjaźń z Józefem Rutskim, trzecim zwierzchnikiem zjednanego Kościoła. Był on człowiekiem bardzo wykształconym, studiował w Rzymie, gdzie dostał od papieża błogosławieństwo na powrót do kraju i pracę na rzecz jedności. Pociągnięty przykładem młodego zakonnika, Rutski sam wstąpił do klasztoru Trójcy Przenajświętszej i wkrótce został przełożonym. Jozafata mianował swoim następcą. Gdy po śmierci sędziwego metropolity Pocieja, zwierzchnika Kościoła unickiego, jago miejsce zajął Józef Rutski, dwaj przyjaciele poprowadzili reformy, które dały nowego ducha młodemu Kościołowi.
    Jozafat zasłużył się nade wszystko jako reformator życia zakonnego. W duchu nauki Ojców Wschodnich – założycieli życia zakonnego, korzystając również z dorobku Kościoła Zachodniego, a szczególnie z uchwał Soboru Trydenckiego, odradzał on najpierw upadający wileński klasztor Trójcy Przenajświętszej. Później kilka innych klasztorów dołączyło się do reformy. Jozafat wszędzie posyłał młodych zakonników, swoich uczniów. Tak powstały klasztory w Supraślu koło Białegostoku, w Byteniu i Żyrowicach koło Słonimia na Białorusi. W tym ostatnim znajduje się cudowny obraz Matki Bożej, koronowany w XVIII stuleciu koronami papieskimi. Sanktuarium w Żyrowicach, gdzie obecnie znajduje się klasztor i seminarium prawosławne, był nazywany „unicką Częstochową”.
    Posługę przełożonego klasztoru przyszły męczennik pełnił tylko trzy lata. W 1618 r. Jozafat został powołany na nowy urząd – arcybiskupa w Połocku. Jego diecezja obejmowała prawie całą Białoruś, ale sytuacja religijna w niej wyglądała przerażająco. Katedra była mocno zniszczona, klasztory prawie puste. W wielu parafiach biskupa nigdy nie widziano. Księża znajdowali się pod presją szlachty, która traktowała ich jak swoich chłopów. Msza św. sprawowana była bardzo rzadko, kazań nie głoszono. Na dodatek przeciwnicy unii rozpowszechniali pisma, nazywając nowego Arcybiskupa zdrajcą, który chce się wyrzec własnej tradycji i poprzerabiać kościoły wschodnie na łacińskie.
    Święty niechętnie przyjął nowy urząd, w głębi serca pozostając zwykłym zakonnikiem. Jednak gorliwie pełnił posługę biskupią do samej śmierci. Zajął się odrodzeniem Kościoła materialnie i duchowo. Wyremontował katedrę św. Sofii w Połocku, budował kościoły i klasztory. Codziennie sam sprawował Mszę św., i wprowadził taki zwyczaj we wszystkich kościołach Połocka. Wizytował parafie, głosił słowo Boże, bronił duchowieństwa i wiernych od ucisku ze strony możnych. Pomagał biednym do takiego stopnia, że sam zaczął cierpieć niedostatek. Nawet pałac biskupi uczynił schroniskiem dla bezdomnych, sam zajmując najmniejszą izbę. Ale, co było najbardziej istotne, trzymał się we wszystkim tradycji Kościoła Wschodniego, udowadniając swoim przeciwnikom, że jedność Kościoła jest drogą do jego odrodzenia. Jozafat nie ukrywał swojej przyjaźni z duchowieństwem łacińskim, a szczególnie z profesorami kolegium jezuickiego.
    Jednak przeciwnicy jedności nie zaprzestali swoich starań o zniesienie unii. Nie mogąc prawdą zwalczyć Arcybiskupa, starali się oni odizolować go od ludu. A kiedy i to nie udało się, posunęli się do podstępu, kłamstwa i buntu. Sprawcą moralnym tego przestępstwa był Meleci Smotrycki, wyświęcony przez przeciwników unii na arcybiskupa Połocka. Co prawda nie pełnił on tego urzędu, rezydując w Wilnie, bo większość świątyń była w rękach Jozafata i jego zwolenników, jednak poprzez kłamstwo, że jakoby Jozafat ma wprowadzać obrządek łaciński, udało mu się wzburzyć mieszkańców Witebska, drugiego co do znaczenia miasta w diecezji.
    To, co zdarzyło się 12 listopada 1623 r. nie było dla abp. Jozafata zaskoczeniem. Był on świadom wrogości i niebezpieczeństwa. Ale również świadom był i swoich obowiązków pasterskich, które pełnił do ostatniej chwili. W dniu swojego męczeństwa, po odprawieniu jutrzni, Arcybiskup wrócił do swojego pałacu, ale tam już zebrał się tłum. Buntownicy wyłamali bramę pałacu i zaczęli bić czeladź Arcybiskupa. Jozafat wyszedł do tłumu, prosząc o litość dla swoich ludzi. Tłum zamarł w oczekiwaniu. Wtedy nieznane osoby uderzyły Świętego, zadając śmiertelny cios. Potem wszyscy bili martwe już ciało, drwiąc z jego godności pasterskiej.
    Szczątki Świętego wrzucili do rzeki, przywiązawszy mu do szyi kamienie. Za kilka dni, gdy przyszło otrzeźwienie po okropnej masakrze, zaczęto go szukać. Odnalezione ciało, pomimo kilkudniowego przebywania w wodzie, zachowało się nienaruszone. Buntownicze miasto spotkała surowa kara. Lecz większą karą dla mieszkańców była szerząca się świadomość, że zabili oni Świętego.
    Krew św. Jozafata stała się nasieniem wiary. Otaczał on swoją opieką modlitewną Kościół unicki, który rozwijał się aż do gwałtownego skasowania go w wieku XIX. Sam Jozafat został ogłoszony błogosławionym w 20 lat po śmierci, a świętym w 1867 r., kiedy szerzyły się prześladowania unii na Podlasiu.
    Męczeński los spotkał nie tylko samego Świętego. Nawet jego ciało po śmierci doznało prześladowań. Taką nienawiść żywili do Apostoła Jedności ci, którzy pragnęli wykorzystać rozłam kościelny dla swoich celów politycznych.
    W czasie wojny Rzeczpospolitej z Rosją 1653 r. relikwie św. Jozafata były przechowywane w różnych miejscach Rusi, Litwy i Polski. Potem w roku 1705 car Piotr I szukał ciała Świętego, aby je spalić. Nie znalazł go i urządził masakrę jego zakonników w katedrze św. Sofii w Połocku. Relikwie trafiły do Białej Podlaskiej pod opiekę Radziwiłów. Tam szerzył się kult Świętego. Przychodzili do niego liczni pielgrzymi i doznawali wielkich łask. Po skasowaniu unii kult nie zanikł, ale wręcz przeciwnie, szerzył się wśród prześladowanych unitów podlaskich.
    Żaden kapłan, nawet wśród tych, którzy porzucili unię, nie chciał podnieść ręki na relikwie św. Jozafata. Dlatego carski gubernator kazał żandarmom schować trumnę w piwnicach kościelnych i zasypać ziemią. Tam ciało leżało do roku 1916, zanim znowu je odnaleziono. Z Białej Podlaskiej Święty przewędrował do Wiednia, a stąd do Rzymu i teraz spoczywa w Bazylice św. Piotra pod ołtarzem św. Bazylego Wielkiego.

    alumn Andrzej Krot/Niedziela podlaska 48/2003

    *********************************************************

    św. Jozafata Kuncewicza związki z Supraślem

    Supraski klasztor bazylianów przez wieki gościł wiele znakomitych postaci. Jedną z nich był św. Jozafat Kuncewicz, patron pojednania Kościołów Zachodu oraz Wschodu – pierwszy święty katolicki pochodzący ze środowiska unickiego. Jego obecność w Supraślu nie ograniczała się jednak tylko do wizyt składanych zakonnikom.

    Młodość i powołanie

    Przyszły święty urodził się około 1580 lub 1584 roku we Włodzimierzu na Wołyniu jako Jan Kuncycz lub Kuncewicz. Ukończył szkołę parafialną w rodzinnym mieście, a następnie rodzice wysłali go do Wilna, gdzie miał przygotowywać się do zawodu kupca. Tam zainteresował się życiem klasztornym, uczęszczał na liczne nabożeństwa do miejscowych cerkwi, czytał literaturę religijną. Wtedy zetknął się także z nauczaniem wileńskich jezuitów, co zapewne wywarło duży wpływ na jego dalsze życie. W 1604 roku wstąpił do bazyliańskiego zakonu Trójcy Świętej i przyjął imię zakonne Jozafat. Wkrótce po święceniach kapłańskich mianowano go mistrzem nowicjatu bazyliańskiego. W 1613 roku Jozafat został archimandrytą, czyli przełożonym unickiego kościoła Świętej Trójcy w Wilnie i igumenem, to znaczy przełożonym tamtejszego monasteru. Jako unicki biskup połocki Jozafat prowadził bardzo gorliwą pracę duszpasterską.

    św. Jozafat Kuncewicz na ikonie

    W duchu unii

    Przywiązanie do tradycji kościoła wschodniego nie przeszkadzało mu w poparciu unii brzeskiej. Unia brzeska podpisana została w 1596 roku w Brześciu Litewskim i była połączeniem Cerkwi prawosławnej z Kościołem katolickim. W jej myśl część wyznawców oraz duchownych prawosławnych uznała zwierzchnictwo papieża i katolicie dogmaty, pozostająć jednak przy liturgi bizantyńskiej.

    W czasie, gdy św. Jozafat pełnił posługę kapłańską, tereny na których przebywał były areną sporów pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami wspomnianej unii. Sam Jozafat zajmował się nawet pisaniem traktatów broniących unii. W swojej pracy misyjnej na rzecz unii nawoływał do pokojowych rozwiązań i łagodzenia konfliktów na tle religijnym.

    Brama prowadząca na teren klasztoru bazylianów w Wilnie

    Męczeństwo

    Gorliwa aktywność biskupa Jozafata budziła niepokój i niezadowolenie przeciwników unii. Oskarżano go o siłowe przejmowanie prawosławnych cerkwi i nakłanianie wiernych do przyjmowania unii. Do zaostrzenia sytuacji doszło w 1621 roku, kiedy to po powrocie z sejmu z Warszawy Jozafat zastał w Połocku bunt prawosławnych dyzunitów. Poważniejsze zamieszki wybuchły w 1623 roku w Witebsku, gdzie Jozafat składał wizytę. Zbuntowany tłum wtargnął do mieszkania biskupa. Jozafat Kuncewicz został napadnięty i zamordowany, zaś jego ciało wrzucono do rzeki Dźwiny.

    Józef Simmler, Męczeństwo św. Jozafata Kuncewicza

    Zawikłane losy relikwii

    Kult męczennika zaczął rozwijać się bezpośrednio po jego śmierci zarówno w Kościele unickim, jak i katolickim. Już po dwudziestu latach od śmierci męczennik został beatyfikowany, a następnie, w 1867 roku kanonizowany przez papieża Pusa IX. Jest patronem diecezji siedleckiej i drohiczyńskiej, zakonu bazylianów, Rusi, Litwy i Wilna.

    Jego szczątki były przechowywane w różnych miejscowościach Litwy, Korony i Rusi: między innymi w bazyliańskim klasztorze w Żyrowicach, w Połocku oraz w dobrach Radziwiłłów w Białej Podlaskiej, gdzie powstało sanktuarium świętego, które stało się głównym ośrodkiem jego kultu. W czasach rozbiorów władze carskie zlikwidowały sanktuarium, a relikwie męczennika zniesiono do podziemia klasztornego, gdzie zasypano je piaskiem i śmieciami, a wejście zamurowano. W 1916 roku trumnę świętego odnaleziono i przewieziono do Wiednia, a stamtąd do bazyliki świętego Piotra w Rzymie.

    Supraski epizod

    Kult błogosławionego Jozafata był rozpowszechniany przez klasztory bazyliańskie. Szczątki Jozafata Kuncewicza do roku 1667 przebywały u bazylianów w Supraślu. Zakonnicy wznieśli nawet w miejscowej cerkwi ołtarz boczny poświęcony temu świętemu.

    To jednak nie jedyne związki Jozafata Kuncewicza z Supraślem. Jeszcze jako archimandryta klasztoru św. Trójcy w Wilnie prowadził intensywne prace nad reformą zakonu. Do Supraśla wysyłał wielu młodych mnichów, złożył tu także kilka wizyt. Proponowano mu nawet zostanie archimandrytą supraskiego klasztoru, jednak odmówił.

    Relikwie św. Jozafata w Bazylice św. Piotra w Rzymie (źródło: www.sluzebnice.pl)

    Odkrycie po latach

    W 2016 roku w kościele pw. Św. Trójcy w Supraślu doszło do zaskakującego odkrycia. Miejscowy proboszcz, ksiądz Andrzej Chutkowski w trakcie przygotowań do remontu zabytkowego bocznego ołtarza znalazł relikwiarz ze szczątkami kilku męczenników, w tym Jozafata Kuncewicza. Napis umieszczony na portatylu, czyli tablicowym ołtarzyku, głosi, iż umieszczono w nim relikwie sześciu świętych – św. Kazimierza, św. bp. Stanisława, świętych Justyna, Innocentego, Teofila oraz św. Jozafata Kuncewicza. Artefakt ten został poświęcony w Wilnie w 1861 roku przez Jego Ekscelencję Adama Stanisława Krasińskiego, biskupa wileńskiego. Do supraskiej świątyni ofiarowany został 3 lata później.

    Kult męczennika przygasł w czasach zaborów. Obecnie grupy zaangażowanych wiernych starają się przywrócić pamięć o Jozafacie Kuncewiczu.

    ze strony: Szepty Kultury.pl

    **************************************************************************************************************

    piątek, 13 listopada 2020

    XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    dziś wspomnienie świętych pierwszych polskich męczenników – święci Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak, Krystyn, męczennicy (+1003)

    PIĘCIU BRACI MĘCZENNIKÓW
    Albertus teolog/Wikipedia | Domena publiczna

    ***

    Benedykt (ur. 970) pochodził z Benewentu. Był benedyktynem. Potem pustelnikiem. Po pewnym czasie przyłączył się do św. Romualda. Jan (ur. 940) pochodził z rodziny patrycjuszów weneckich. Z dożą Piotrem I Orseolo potajemnie opuścił Wenecję, udając się do opactwa benedyktyńskiego w Cusan koło Perpignan. Była to jedna z sensacji średniowiecza. Tam pędzili życie pustelnicze. Po pewnym czasie opuścili opactwo.

    Jan udał się do św. Romualda, tam zaprzyjaźnił się z Benedyktem. Obaj przez pewien czas byli eremitami. Zapewne na prośbę Brunona z Kwerfurtu zdecydowali się na wyjazd do Polski. Po przybyciu na dwór Bolesława Chrobrego i założeniu pustelni na terenie, który im podarował (osiedlili się na terenie dzisiejszego Wojciechowa pod Międzyrzeczem), dołączyli do nich Polacy możnego rodu: rodzeni bracia Mateusz i Izaak – nowicjusze, oraz Krystyn – klasztorny sługa.

    W nocy z 10 na 11 listopada 1003 roku zostali napadnięci przez zbójców i wymordowani. „Żywot pięciu braci męczenników” napisał wkrótce potem Bruno z Kwerfurtu (1006). Są to pierwsi męczennicy polscy wyniesieni na ołtarze. W poczet świętych wpisał ich Jan XVIII. Patronują diecezji gorzowskiej. W archidiecezji poznańskiej i włocławskiej ich pamiątkę obchodzi się jako święto.

    *************************************************

    Homilia św. Jana Pawła II wygłoszona 2 czerwca 1997 roku podczas Liturgii Słowa przed kościołem Pierwszych Męczenników Polskich w Gorzowie Wielkopolskim

    fot. twitter.com/EpiskopatNews

    Źródło na portalu Opoka:http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/gorzow_02061997.html

    1. «Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?» To pytanie stawia św. Paweł w Liście do Rzymian (8, 35). Dzisiaj zaś powtarzamy je w liturgii, podczas nawiedzenia Kościoła w Gorzowie Wielkopolskim. W duchu tej Chrystusowej miłości pozdrawiam serdecznie cały Lud Boży diecezji. Pozdrawiam biskupa Adama, który jest w tym Kościele pasterzem, oraz biskupów pomocniczych diecezji gorzowskiej; pozdrawiam duchowieństwo, pozdrawiam pielgrzymów przybyłych z sąsiednich diecezji, a także z zagranicy. Raduję się, że mogę dzisiaj wspólnie z wami modlić się, sprawując tę Liturgię Słowa. Bożej Opatrzności dziękuję za to spotkanie. Dziękuję kardynałom, arcybiskupom i biskupom, którzy w naszym spotkaniu uczestniczą.

    Wspólnota wasza ma za swych patronów męczenników, którzy — obok św. Wojciecha — są najstarszymi świadkami Chrystusa na ziemi polskiej. Tradycja Kościoła zachowała pamięć tych eremitów: Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, którzy żyli tutaj, w waszych stronach, za czasów Bolesława Chrobrego. Podobnie jak śmierć męczeńską św. Wojciecha, tak również i ich męczeństwo opisał w swojej kronice św. Bruno z Kwerfurtu — biskup misjonarz, który w czasach Bolesława Chrobrego prowadził dzieło ewangelizacji na ziemiach Polski zachodniej i północnej. Nazywa się tych męczenników Braćmi Polskimi, chociaż byli wśród nich także cudzoziemcy. Dwóch z nich przybyło do Polski z Italii, ażeby tutaj zaszczepiać życie mnisze według reguły św. Benedykta. Ich śmierć męczeńska, obok śmierci św. Wojciecha, stoi niejako na progu milenium chrześcijaństwa na naszych ziemiach.

    2. Męczennicy są szczególnymi świadkami Boga Najwyższego, Ojca, Syna i Ducha Świętego. Tekst odczytany przed chwilą z Listu do Rzymian przypomina nam tę trynitarną tajemnicę, z której bierze początek odkupienie świata. Oto bowiem Bóg, jak pisze Apostoł, «własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał», i dalej pyta: «jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?» (8, 32). Oto Jezus Chrystus, który poniósł za nas śmierć, Chrystus, który zmartwychwstał dnia trzeciego, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami. I od tej właśnie miłości Chrystusa nic nie potrafi nas odłączyć (por. Rz 8, 34-35). Jesteśmy z nią zjednoczeni przez wiarę. Ta zaś wiara w odkupieńczą moc śmierci i zmartwychwstania Chrystusa jest źródłem zwycięstwa. Pisze Apostoł: «we wszystkim (…) odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował» (Rz 8, 37). Jego miłość odkupieńcza jednoczy nas z Bogiem. Ona jest źródłem naszego usprawiedliwienia. Z niej czerpiemy pewność zwycięstwa, którą głosi Apostoł.

    Taką pewność posiadali pierwsi męczennicy na ziemiach polskich. Posiadali ją męczennicy Kościoła wszystkich czasów. Kiedy podziwiamy ich świadectwo ukazujące, jak «miłość jest mocniejsza od śmierci» (por. Pnp 8, 6), czyż w sercu każdego z nas nie rodzi się jednocześnie pytanie: czy mnie starczyłoby wiary, nadziei i miłości, aby złożyć tak heroiczne świadectwo? Odpowiedź zdaje się przynosić modlitwa liturgiczna, którą przed chwilą odmówiliśmy: «Boże, Ty uświęciłeś początki wiary w narodzie polskim krwią świętych męczenników Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna; wspomóż swoją łaską naszą słabość, abyśmy naśladując męczenników, którzy nie wahali się umrzeć za Ciebie, odważnie wyznawali Cię naszym życiem». To Bóg jest Tym, który wspomaga naszą słabość swoją łaską. On mocą swojego Ducha umacnia nas, abyśmy byli zdolni do odważnego składania świadectwa wiary.

    3. «We wszystkim — pisze Apostoł — (…) odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował» (Rz 8, 37). Bracia i siostry, w naszych czasach, gdy nie potrzeba już świadectwa krwi, tym bardziej czytelne musi być świadectwo codziennego życia. O Bogu winno się świadczyć słowem i czynem, wszędzie, w każdym środowisku: w rodzinie, w zakładach pracy, w urzędach, w szkołach, biurach. W miejscach, gdzie człowiek się trudzi i gdzie odpoczywa. Winniśmy wyznawać Boga przez gorliwe uczestniczenie w życiu Kościoła; przez troskę o słabych i cierpiących, a także poprzez podejmowanie odpowiedzialności za sprawy publiczne, w duchu troski o przyszłość narodu budowaną na prawdzie Ewangelii. Taka postawa wymaga dojrzałej wiary, osobistego zaangażowania. Winna wyrażać się w konkretnych czynach. Za taką postawę trzeba nieraz płacić ogromnym poświęceniem. Czyż i w naszych czasach, w naszym życiu nie doświadczyliśmy różnego rodzaju upokorzeń, starając się dochować wierności Chrystusowi i w ten sposób zachować chrześcijańską godność? Każdy chrześcijanin jest powołany, by zawsze i wszędzie tam, gdzie go Opatrzność postawi, przyznawać się do Chrystusa przed ludźmi (por. Mt 10, 32).

    Jakże nie wspomnieć tutaj świadectwa wierności tradycji i Kościołowi, jakie dawaliście w czasach bardzo trudnych! Wielu z was nosi w swym sercu bolesne doświadczenia drugiej wojny światowej. Po zakończeniu wojny na tych ziemiach zaczynaliście niejako nowe życie, przychodząc z różnych stron Polski, a nawet spoza jej granic. Odcięci od korzeni pochodzenia, zachowaliście jednak korzenie wiary. W trudnym okresie przemian byliście blisko Kościoła, który starał się odpowiadać na potrzeby duchowe i materialne, jak matka troszcząc się o swoje dzieci. Wyrażam wdzięczność duchowieństwu i siostrom zakonnym, którzy nie wahali się opuszczać rodzinnych diecezji i tu podejmowali ofiarną służbę. Pomagaliście wszyscy budować wspólny dom, nie tylko ten materialny, ale przede wszystkim duchowy, w ludzkich sercach. Byliście dla tych ludzi oparciem w chwilach trudnych, niosąc im światło wiary i wskazując na Chrystusa jako jedyne źródło nadziei. Nie mogę tu wszystkich wymienić, ale pragnę wspomnieć przynajmniej z wielką wdzięcznością śp. biskupa Wilhelma Plutę. On budował niejako fundamenty Kościoła gorzowskiego w czasach bardzo trudnych dla naszego kraju. Długie lata zarządzał tym Kościołem najpierw jako administrator, a później jako pierwszy jego biskup. On tu jest dzisiaj na pewno z nami. Biskupie Wilhelmie, dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła na tych ziemiach. Za twój trud, odwagę i mądrość, za twoją wielką pobożność. Dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła w naszej Ojczyźnie.

    Wielki wkład w rozwój życia religijnego na tych ziemiach wniosło wasze seminarium duchowne, z którego murów wyszły zastępy kapłanów tak bardzo tutaj oczekiwanych i potrzebnych. Dziękujemy Opatrzności Bożej za to, że tak prężnie rozwija się Kościół w waszej diecezji. Ziemia ta u zarania została zroszona krwią świętych Braci Polskich, męczenników, którzy jak pochodnie gorejące dzisiaj prowadzą wasz Kościół ku nowym czasom. Nowe czasy, zbliżające się trzecie tysiąclecie, wymagać będą waszego świadectwa. Staną przed wami nowe zadania. Miejcie odwagę je podejmować.

    Zadania, jakie Pan Bóg stawia przed nami, są na miarę każdego z nas. Nie przekraczają naszych możliwości. Bóg przychodzi na pomoc w chwilach naszej słabości. On jeden zna ją naprawdę. Zna ją lepiej niż my sami, a przecież nas nie odtrąca. Przeciwnie, w swej miłosiernej miłości pochyla się nad człowiekiem, by go umacniać. To umocnienie człowiek otrzymuje przez żywy kontakt z Bogiem. Wypada na ten wymiar naszego życia zwrócić szczególną uwagę. Wśród zwykłych ludzkich zajęć nie możemy zatracać łączności z Chrystusem. Potrzebne są nam szczególne momenty przeznaczone wyłącznie na modlitwę. Modlitwa jest niezbędna w życiu osobistym i w apostolacie. Nie może być autentycznego świadectwa chrześcijańskiego bez modlitwy. Ona jest źródłem natchnienia, energii, odwagi w obliczu trudności i przeszkód, jest źródłem wytrwałości i mocy podejmowania inicjatywy.

    Życie modlitwy wyrasta z uczestniczenia w liturgii Kościoła. Aby mogło się ono rozwijać, potrzeba udziału we Mszy św., potrzeba korzystać z sakramentu pojednania. W ten sposób całe nasze życie zostaje przeniknięte Chrystusem: Nim samym, Jego łaską. Przecież On powiedział: «Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim» (J 6, 56). Eucharystia jest pokarmem duchowym, z którego czerpiemy wewnętrzną moc do dawania świadectwa i dzięki któremu możemy przynosić obfity owoc. Dlatego tak ważne jest uczestnictwo we Mszy św., przede wszystkim niedzielnej. Ani troski rodzinne, ani inne sprawy nie powinny pozostawać poza sferą życia duchowego. Wszelka ludzka działalność nabiera w Chrystusie głębszego znaczenia, stając się prawdziwym świadectwem. Wyrosła z ducha modlitwy, jest w konsekwencji otwarta na Boga nieskończonego i wiecznego. Pragnie temu Bogu służyć i z Niego czerpać siłę i światło do chrześcijańskiego postępowania. «W Nim (bowiem) żyjemy, poruszamy się i jesteśmy» (Dz 17, 28). Dzięki wierze rozpoznajemy urzeczywistnianie się Bożego planu miłości w naszym życiu, odkrywamy stałą troskę Ojca, który jest w niebie.

    Bracia i siostry, przykład takiego życia dali nam Bracia Polscy Męczennicy. To właśnie oni w zaciszu swoich eremów poświęcali wiele czasu na modlitwę i w ten sposób przygotowywali się do tego wielkiego zadania, jakie Bóg w swoich niezbadanych wyrokach im przygotował: przygotowali się do tego, aby dać o Nim największe świadectwo, ofiarować życie za Ewangelię. Bracia Polscy poprzez swoją daninę krwi, którą złożyli Panu u początków naszej historii, chcieli powiedzieć wszystkim, którzy po nich będą, że aby dawać świadectwo o Chrystusie, trzeba się do tego przygotować. Rodzi się ono bowiem, dojrzewa i uszlachetnia w atmosferze modlitwy, owej głębokiej i tajemniczej rozmowy z Bogiem. Na klęczkach! Nie można ukazywać Chrystusa innym, jeżeli wcześniej się Go nie spotka we własnym życiu. Tylko wówczas świadectwo to będzie miało prawdziwą wartość. Stanie się zaczynem dla ludzkości, solą ziemi i światłem rozjaśniającym mroki naszym braciom kroczącym po ścieżkach tego świata.

    «Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?» Tak woła dzisiaj św. Paweł. Niech to wołanie przeniknie do głębi serca i umysły! Bądźcie czujni, aby was nic od tej miłości nie odłączyło. Żadne fałszywe hasła, błędne ideologie ani pokusa pójścia na kompromis z tym, co nie jest z Boga, czy też szukanie własnych korzyści. Odrzućcie wszystko, co tę jedność niszczy i osłabia. Bądźcie wierni Bożym przykazaniom i zobowiązaniom chrzcielnym.

    4. «Nie lękajcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą» (por. Mt 10, 28). Te słowa Chrystusa z Ewangelii św. Mateusza Kościół odnosi do męczenników, a w naszym kontekście do św. Wojciecha oraz świętych Braci Polskich. Męczeństwo jest szczytowym wyrazem męstwa człowieka współpracującego z łaską, która uzdalnia go do heroicznego świadectwa. W męczeństwie Kościół widzi «wspaniały znak» swojej świętości. Znak cenny dla Kościoła i dla świata, «ponieważ pomaga uniknąć najgroźniejszego niebezpieczeństwa, jakie może dotknąć człowieka: niebezpieczeństwa zatarcia granicy między dobrem a złem, co uniemożliwia budowę i zachowanie porządku moralnego jednostek i społeczności. To właśnie męczennicy, a wraz z nimi wszyscy święci Kościoła, dzięki wymownemu i porywającemu przykładowi życia, budują zmysł moralny. Poprzez swoje świadectwo dobru stają się wyrzutem dla tych wszystkich, którzy łamią prawo» (por. Veritatis splendor, 93). Patrząc na przykład męczenników, nie bójcie się dawać świadectwa. Nie lękajcie się świętości. Starajcie się odważnie dążyć do pełnej miary człowieczeństwa. Wymagajcie od siebie, choćby inni nawet od was nie wymagali!

    Człowiek odczuwa naturalny lęk nie tylko przed cierpieniem i śmiercią, ale także przed odmienną opinią bliźnich, zwłaszcza gdy ta opinia posiada potężne środki wyrazu, które łatwo mogą się stać środkami nacisku. Dlatego człowiek często woli się przystosować do otoczenia, do panującej mody, niż podjąć ryzyko świadectwa wierności Chrystusowej Ewangelii. Męczennicy przypominają, że godność ludzkiej osoby nie ma ceny, że «godności tej nie wolno nigdy zbrukać ani działać wbrew niej, nawet w dobrej intencji i niezależnie od trudności» (Veritatis splendor, 92). «Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?» (Mk 8, 36). Dlatego jeszcze raz powtarzam za Chrystusem: «Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą» (Mt 10, 28). Czyż godność sumienia nie jest ważniejsza od jakichkolwiek korzyści zewnętrznych? Bracia Polscy Męczennicy, których dzisiaj wspominamy, św. Wojciech, św. Stanisław, św. Andrzej Bobola, św. Maksymilian Maria Kolbe, męczennicy wszystkich czasów, wszyscy oni świadczą o prymacie sumienia i o jego niezniszczalnej godności, o prymacie ducha nad ciałem, o prymacie wieczności nad doczesnością. To, co tutaj się stało na początku tysiąclecia chrześcijaństwa, za czasów Bolesława Chrobrego, znajdowało wielokrotnie odzew w dziejach — choćby i w historii naszego stulecia. Iluż było w tym stuleciu mężczyzn i kobiet, ludzi, którzy heroicznie wyznawali Chrystusa przed ludźmi! Wierzymy, że śmierć, jaką ponieśli za wierność sumieniu, za wierność Chrystusowi, znajdzie odpowiedź w sercach wierzących, że ich świadectwo umocni słabych i małodusznych, że będzie posiewem nowej żywotności Kościoła na tej piastowskiej ziemi. Chrystus zapewnia nas, że przyzna się przed Ojcem niebieskim do wszystkich, którzy nie wahają się wyznać Go przed ludźmi (por. Mt 10, 32-33), nawet za cenę największych ofiar. Chrystus przestrzega także przed zaparciem się wiary i rezygnacją z dawania o Nim świadectwa wobec innych.

    «Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? (…) Jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani jakiekolwiek stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym» (por. Rz 8, 35. 38-39).

    Cały Kościół czerpie dziś łaski dzięki pośrednictwu męczenników. I cały Kościół raduje się ich odważnym wyznaniem wiary. Jest ono również umocnieniem w naszej słabości. Jest dla nas znakiem nadziei.

    Moi drodzy, kiedy tu patrzę na to wielkie zgromadzenie Ludu Bożego diecezji gorzowskiej, przypominają mi się czasy dawniejsze, ale nie tak znowu bardzo dawne. Przypomina mi się tysiąclecie chrztu, któreśmy tutaj wspólnie obchodzili w roku 1966. I wtedy właśnie my wszyscy, biskupi polscy, nauczyliśmy się naszej Ojczyzny. Nauczyliśmy się po kolei wszystkich polskich diecezji. Wszędzie razem śpiewaliśmy Te Deum laudamus — «Ciebie, Boże, wysławiamy». Ja pragnę dzisiaj tutaj podziękować za ten szczególny dar, jakim było milenium polskie dla mnie. W dniu 16 października 1978 roku, w święto św. Jadwigi Śląskiej, podczas konklawe, po wyborze, kardynał prymas, Kardynał Tysiąclecia powiedział do mnie: «Masz teraz wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie». I dlatego, moi drodzy, przyjechałem do Polski. Przyjechałem do Wrocławia na światowy Kongres Eucharystyczny. Przyjechałem do Gniezna — dopiero tam się wybieram — na milenium św. Wojciecha. Przyjechałem, ażeby tu na tych szlakach milenijnych wyprosić sobie łaskę, łaskę tego zadania, które chyba Opatrzność Boża postawiła przede mną w słowach wielkiego Prymasa Tysiąclecia. Ale, moi drodzy, lat mi przybywa. Więc macie błagać na klęczkach Pana Boga, ażebym temu zadaniu sprostał.

    polska wersja tekstu: Copyright © by L’Osservatore Romano

    *****************************************************

    MSZA ŚWIĘTA – godz. 19.00

    przed Mszą św. piątkowa godzinna adoracja

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    ***********************************************************************************************************************

    sobota, 14 listopada 2020

    XXXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    wspomnienie świętego Mikołaja Taveliča, męczennika

    NIKOLA TAVELIC
    Robert F./Wikipedia | CC BY-SA 3.0

    ***

    Św. Mikołaj Tavelič – według „Martyrologium rzymskiego” pochodził z dalmatyńskiego Sibenika. Był franciszkaninem.

    Pracował jako duszpasterz w Bośni. Wysłany do Ziemi Świętej działał tam przez dłuższy czas. Zginął wraz z trzema towarzyszami ścięty mieczem w 1391 roku. Męczenników kanonizował Paweł VI (1970).

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    Święty Mikołaj Tavelić
    Według Martyrologium rzymskiego Mikołaj pochodził z dalmatyńskiego Szybernika. Urodził się w 1340 r. na terenie obecnej Chorwacji. Był franciszkaninem. Pracował przez 12 lat jako duszpasterz w Bośni. W 1384 r. zgłosił się do pracy w Kustodii Ziemi Świętej. Przez dłuższy czas opiekował się – wraz z innymi zakonnikami – miejscami kultu i pielgrzymami.
    Zginął wraz z trzema towarzyszami: Francuzami Deodatem z Rodez i Piotrem z Narbonne oraz Włochem Stefanem z Cuneo, kiedy postanowili tak jak św. Franciszek głosić Ewangelię Jezusa sułtanowi. Przygotowali wystąpienie na piśmie po łacinie oraz po arabsku i 11 listopada 1391 r. udali się do meczetu Omara. Było to w dniu, w którym mahometanie uroczyście obchodzili Kurban Bayram (Święto Ofiarowania – jedno z najważniejszych świąt w świecie islamu). Nie zostali wpuszczeni, ale zaprowadzono ich do kalifa. Tam zaczęli czytać swój tekst, w którym napisali wprost, że należy odrzucić naukę Mahometa. Słuchający ich tłum muzułmanów zapałał wielkim gniewem. Zażądano wycofania tych stwierdzeń, a potem nalegano, żeby misjonarze wyrzekli się wiary. Kiedy franciszkanie odmówili, zostali brutalnie pobici. Wrzucono ich zakutych w dyby do lochu, gdzie – pozbawieni nawet wody – spędzili trzy dni. 14 listopada 1391 r. zostali zawleczeni na sąd, który odbył się w pobliżu istniejącej do dziś Bramy Dawida w Jerozolimie. Ponownie odmówili zaparcia się Chrystusa. Wtedy zostali zasieczeni mieczami, ich ciała rozerwano na strzępy i spalono, a prochy rozsypano.
    Ich męczeństwo opisał wiernie Gerard Calveti, ówczesny gwardian jerozolimskiego konwentu Najświętszego Zbawiciela (San Salvatore). Kult męczenników był żywy niemal od razu po ich śmierci, zwłaszcza w zakonie franciszkańskim. Beatyfikacji Mikołaja Tavelića dokonał w 1889 r. papież Leon XIII. Wszystkich czterech męczenników kanonizował papież Paweł VI 21 czerwca 1970 r. w Rzymie. Są jedynymi kanonizowanymi franciszkańskimi misjonarzami pracującymi na terenie Ziemi Świętej. Mikołaj Tavelić jest pierwszym świętym pochodzącym z Chorwacji.

    ILG – Czytelnia.pl
    ****************************************************************************************************************************************

    15 listopada 2020


    XXXIII NIEDZIELA ZWYKŁA * ROK A

    MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA

    o godzinie 14.00

    przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    LITURGIA SŁOWA

    Pierwsze Czytanie

    Prz 31, 10-13. 19-20. 30-31 (Niewiasta, która boi się Pana)

    Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły.
    Serce małżonka jej ufa, na zyskach mu nie zbywa; nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia. O len się stara i wełnę, pracuje starannie rękami.
    Wyciąga ręce po kądziel, jej palce chwytają wrzeciono. Otwiera dłoń ubogiemu, do nędzarza wyciąga swe ręce.
    Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co boi się Pana. Z owocu jej rąk jej dajcie, niech w bramie chwalą jej czyny.

    Oto Słowo Boże

    Psalm

    Ps 128, 1-2. 3. 4-5

    Błogosławiony, kto się boi Pana

    Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana
    i chodzi Jego drogami.
    Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich,
    szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.

    Błogosławiony, kto się boi Pana

    Małżonka twoja jak płodny szczep winny
    w zaciszu twojego domu.
    Synowie twoi jak oliwne gałązki
    dokoła twego stołu.

    Błogosławiony, kto się boi Pana

    Tak będzie błogosławiony człowiek,
    który się boi Pana.
    Niech cię z Syjonu Pan pobłogosławi
    i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem
    przez wszystkie dni twego życia.

    Błogosławiony, kto się boi Pana

    Drugie Czytanie

    1 Tes 5, 1-6 (Dzień Pański nadejdzie niespodziewanie)

    Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie jak zło­dziej w nocy.
    Kiedy bowiem będą mówić: „Pokój i bezpieczeństwo”, tak niespodziana przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brze­mienną, i nie ujdą. Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteście sy­nami nocy ani ciemności.
    Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi.

    Oto Słowo Boże

    Alleluja, alleluja, alleluja

    Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę.
    Kto trwa we Mnie, przynosi owoc obfity.

    Alleluja, alleluja, alleluja

    Ewangelia

    Mt 25, 14-30 (Przypowieść o talentach)

    Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
    „Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzy­mał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana.
    Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozli­czać się z nimi.
    Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przy­niósł drugie pięć i rzekł: »Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem«. Rzekł mu pan: »Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana«.
    Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: »Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem«. Rzekł mu pan: »Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię; wejdź do radości twego pana«.
    Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: »Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, po­szedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność«.
    Odrzekł mu pan jego: »Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie roz­sypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dzie­sięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz w ciemno­ści; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów«”.

    Oto słowo Pańskie

    **************************************************************************************************************

    komentarz do Bożego Słowa

    Chrystus nauczający
    Chrystus nauczający/Autor obrazu: James Tissot

    ***

    Dziś jest już przedostatnia niedziela Liturgicznego Roku. Pan Jezus tym razem ilustruje zbliżające się Królestwo Boże przypowieścią o talentach. Słowo „talent”, wymienione aż dziesięciokrotnie, kojarzy się najczęściej z wybitnymi uzdolnieniami, szczególnie w dziedzinie artystycznej albo naukowej. Tymczasem w czasach starożytnej Grecji talent był jednostką wagi, mianowicie bryłą złota ważącą 34 kilogramy. I to była bardzo dobra lokata kapitału, dzięki której można było inwestować. Pewnie dlatego talent stał się symbolem ludzkich zdolności.

    Często rodzice tak mówią, że inwestują w swoje własne dzieci. Ale niestety, bywa i tak, że ta inwestycja zostaje zmarnowana, bo młody człowiek nie miał ochoty na żaden wysiłek. Wmówił sobie i innym, że on nie ma żadnego talentu.  

    Zapytano bardzo sławnego skrzypka ile trzeba ćwiczyć, aby dojść do tak wspaniałej, mistrzowskiej gry. Wirtuoz odpowiedział, że dwanaście godzin dziennie. Słysząc pod swoim adresem słowa: Pan to ma „złote ręce” – od razu z komentował: Nie zawsze. Na początku były jak „z żelaza”.

    Talent, który człowiek otrzymuje jest taką iskrą Bożą. Trzeba tę iskrę w ciągłym trudzie krzesać aż wybuchnie z niej prawdziwy ogień. Bez samozaparcia nie można iść w dobrym kierunku, choć nieraz ludzie różnie próbują. 

    Do menadżera wielkiej symfonicznej orkiestry zgłosił się jego szkolny przyjaciel z prośbą, aby zechciał go zaangażować.

    • Nie wiedziałem, że potrafisz grać na jakimś instrumencie – zdziwił się menadżer.
    • To prawda – powiedział kandydat – nie umiem grać na żadnym instrumencie, ale zauważyłem, że masz w orkiestrze takiego człowieka, który – podczas gdy inni grają – nic innego nie robi, tylko wymachuje kijkiem; myślę, że to bym też potrafił.

    Dzisiejsze Słowo Boże jest pełne pochwały dla ludzi, co się nie lękają krzątania i ciągłego trudu. Pierwsze Czytanie z Księgi Przysłów opisuje taką dzielną kobietę, którą przyrównuje  do drogocennej perły. Przez cały dzień nieustannie zajęta, a wstaje, gdy jeszcze jest noc.  Ubogiemu zaś, jak mówi Pismo, „otwiera dłoń i do nędzarza wyciąga swe ręce”. Dlatego jej lampa nigdy nie gaśnie.  I bardzo dużo jest takich kobiet. Jak wielu może to powiedzieć o swoich matkach, babciach, żonach…          

    Każdy otrzymuje, tak jak w dzisiejszej przypowieści, talenty. I otrzymuje je z ręki samego Boga. Dlatego nie człowiek jest ich właścicielem, choć bardzo często w życiu bywa tak, że to właśnie ten obdarowany przywłaszcza je sobie i te powierzone mu dary – owszem – rozwija, ale niestety używa je nieraz zupełnie w przeciwnym kierunku – w tym niedobrym, złym. Ileż tych darów ludzkiej inteligencji zostało użytych przeciwko Bogu, który je dał! Poszły zupełnie na służbę kłamstwa zasiewając zamęt u bardzo wielu!

    Pozostaje jeszcze jedna bardzo niepokojąca sytuacja. Człowiek może nosić w sobie pretensję do Pana Boga, że jest niesprawiedliwy, bo zabiera człowiekowi  jedyny talent i daje temu, który ma już ich dziesięć.

    Czy i mnie nie ima się taka pokusa? Przecież ten trzeci z przypowieści – no, może nie był zaradny – ale przecież nie był oszustem. Otrzymany talent zabezpieczył, przechował i w końcu oddał bez żadnego uszczerbku. Dlaczego więc spotkał go taki tragiczny finał?

    I tu mogę odnaleźć wielką łaskę, o ile będzie we mnie ten trud, ten wysiłek ciągłego wychodzenia. Bo można ugrząźć przy tych niekończących albo wciąż powiększających się gorzkich zwątpieniach, przy których zazwyczaj bardzo dobrze czuje się zazdrość, stając się nieodłączną towarzyszką w takich sytuacjach. 

    Błogosławiony jest ten człowieczy trud, bo oto dane mu jest doświadczyć jak jego serce powoli otwiera się przed Tym, który Jest.

    Wołam więc: „Pan mój i Bóg mój” i wołam jeszcze głośniej kiedy czuję się kompletnym beztalenciem, któremu nic nie wychodzi i nic się nie udaje – podobny do mitologicznego Syzyfa pchającego pod górę ogromny ciężar.   

    Ale w tym wołaniu jest już początek mojego ocalenia. Wołam więc, jak ten ewangeliczny Bartymeusz, syn Tymeusza, który  nie zrażał się kiedy go uciszano, by siedział cicho ze swoim kalectwem.

    Panie, proszę Cię, daj mi tę łaskę przejrzenia, abym mógł zobaczyć ten mój najprawdziwszy talent jakim jest moje życie – z Tobą.     

    ks. Marian SAC

    **********************************

    DZIŚ WSPOMINAMY ŚWIĘTEGO ALBERTA WIELKIEGO, Doktora Kościoła

    Tomasso da Modena: Święty Albert WielkiAlbert urodził się prawdopodobnie między 1193 a 1200 r. w Lauingen w Niemczech. Jego ojciec był rycerzem i pełnił obowiązki naczelnika miasteczka. Dzięki swemu pochodzeniu Albert mógł studiować w Padwie i w Bolonii. W Padwie w 1221 r. spotkał bł. Jordana z Saksonii i z jego rąk otrzymał habit dominikański. Skierowany do konwentu dominikanów w Kolonii, tu zapewne złożył profesję zakonną, ukończył studia teologiczne i otrzymał święcenia kapłańskie. W latach 1234-1242 był lektorem w klasztorach: Hildesheim, Fryburgu, w Ratyzbonie i w Strasburgu. Potem udał się do Paryża, gdzie kończył i uzupełniał swoje studia wyższe. Tam też został profesorem – jako pierwszy Niemiec (1245). Wykładał tam do 1248 r. W 1248 r. zorganizował w Kolonii dominikańskie studium generalne, gdzie wykładał do 1260 r., z przerwą w latach 1254-1257. Prawdopodobnie w Kolonii spotkał św. Tomasza z Akwinu, dla którego stał się nauczycielem i mistrzem. Albert jako pierwszy rozpoznał w młodym Tomaszu przyszłego wielkiego uczonego. Tradycja dominikańska przypisuje mu proroczą wypowiedź o Akwinacie: “Nazywamy go niemym wołem, ale on jeszcze przez swoją naukę tak zaryczy, że usłyszy go cały świat”.
    W roku 1254 kapituła prowincjalna wybrała Alberta prowincjałem około 40 klasztorów niemieckich. Jako prowincjał Albert uczestniczył w kapitułach generalnych zakonu: w Mediolanie (1255) i w Paryżu (1256), gdzie zetknął się ze św. Ludwikiem IX, królem Francji, od którego otrzymał cząstkę relikwii Krzyża świętego. W roku 1255 udał się do Anagni, gdzie wobec papieża Aleksandra IV bronił Zakonu, przeciwko któremu Uniwersytet Paryski, a za nim inne uczelnie, wytoczyły walkę, której rzeczywistą przyczyną była konkurencja kleru diecezjalnego z zakonnym. Zdumiony wiedzą Alberta papież zaprosił go z wykładami do Anagni, Rzymu i Viterbo. W roku 1257 Święty zdał urząd prowincjała i powrócił do wykładania w Kolonii. W roku 1260 mianowany został przez papieża Aleksandra IV biskupem Ratyzbony. Zadziwił wszystkich jako doskonały administrator rozległej diecezji; wydawało się bowiem, że uczony tej miary nie nadaje się do pracy duszpasterskiej. Albert uzdrowił finanse i gospodarkę majątków kościelnych, zreorganizował parafie, ożywił ducha gorliwości wśród swoich kapłanów. W dwa lata później, po śmierci Aleksandra IV, uzyskał od Urbana IV zgodę na rezygnację z funkcji rządcy diecezji, uznając się niegodnym tego urzędu.
    W latach następnych spełniał niektóre poruczenia papieskie – zwłaszcza mediacyjne. Urban IV mianował go kaznodzieją papieskim na rzecz krucjaty. Powierzył mu także zbiórkę środków na jej zorganizowanie w Niemczech i w Czechach. Do pomocy przydał mu słynnego kaznodzieję, franciszkanina, Bertolda z Ratyzbony. Papież zlecał mu też misje specjalne, np. dla rozsądzenia i załagodzenia sporu pomiędzy metropolitą kolońskim a miastem Kolonią. Kazał mu również dopilnować, by wybory biskupa Brandenburga odbyły się w sposób kanoniczny.

    Święty Albert WielkiW roku 1264 zmarł Urban IV. Korzystając z okazji, Albert poprosił następcę, Klemensa IV, o zwolnienie z obowiązków. Wrócił do Kolonii i Strasburga, gdzie powstał nowy, silny dominikański ośrodek naukowy. Po 6 latach papież znowu wysłał go dla załagodzenia antagonizmów w Meklemburgii. W 1277 r. generał zakonu, bł. Jan z Vercelli, powierzył mu misję, by bronił Zakonu i św. Tomasza z Akwinu. Znów bowiem podniosły się głosy, że należy usunąć z uniwersytetów franciszkanów i dominikanów, bo stanowili zbyt silną konkurencję dla kleru świeckiego. Papież następnie polecił Albertowi ponownie zająć się sporem, jaki się odnowił pomiędzy metropolitą Kolonii, Engelbertem Falkenbergiem, a miastem. Odebrał także przysięgę w imieniu papieża od nowego cesarza, Rudolfa. Wreszcie instalował nowego opata w Fuldzie. Wziął także udział w soborze powszechnym w Lyonie w roku 1274. Te wszystkie misje publiczne świadczą o tym, jak bardzo Albert był ceniony, jak wielki miał autorytet i dar jednania ludzi.
    Św. Albert był jednym z największych umysłów chrześcijańskiego średniowiecza. Przedmiotem jego naukowych zainteresowań były niemal wszystkie dziedziny ówczesnej wiedzy. Nie było dziedziny, której by nie znał, o której by nie pisał, począwszy od wzniosłych prawd teologii i filozofii, poprzez nauki przyrodnicze. Słusznie papież Pius XI nadał mu tytuł doktora uniwersalnego, a potomność od dawna nazywała go Wielkim. Można powiedzieć, że nie byłoby św. Tomasza, gdyby mu nie utorował drogi – na tym właśnie polu – św. Albert. On pierwszy usiłował stworzyć syntezę wszystkich nauk. Sam napisał: “Intencją naszą jest, by wszystkie części (fizykę, matematykę, metafizykę) połączyć w jedną całość, dla łacinników zrozumiałą”. Albert znał wszystkich dostępnych wówczas pisarzy: żydowskich, greckich, rzymskich, jak też teologów kościelnych. Jego dzieła wydano aż w 40 tomach. Jednocześnie posiadał umiejętność łączenia wiedzy z dobrocią, dlatego był nazywany “doktorem powszechnym” i “sumą dobroci”.

    Święty Albert WielkiZmarł 15 listopada 1280 r. w Kolonii. Wbrew przyjętemu w Zakonie zwyczajowi pochowano go w chórze kościoła zakonnego i wystawiono mu duży pomnik. W roku 1383 za zezwoleniem papieża Sykstusa IV przełożony generalny dokonał podziału relikwii św. Alberta: ramię podarowano konwentowi dominikańskiemu w Bolonii, a relikwie mniejsze rozesłano po innych kościołach Zakonu. Dom rodzinny w Lauingen zamieniono na kaplicę. Papież Innocenty VIII zezwolił dominikanom Kolonii i Ratyzbony na odmawianie oficjum o błogosławionym, co w roku 1670 papież Klemens X rozszerzył na cały Zakon i na szereg diecezji we Francji i w Niemczech. Beatyfikował go Grzegorz XV w 1438 r. W 1459 r. został zaliczony przez Piusa II do grona doktorów Kościoła. Kanonizował go Pius XI 6 grudnia 1931 r. Jego następca, Pius XII, ogłosił go w 1942 r. patronem studiujących nauki przyrodnicze. Albert jest ponadto patronem górników.

    W ikonografii św. Albert przedstawiany jest w habicie dominikańskim, czasami w mitrze lub jako profesor. Jego atrybutami są: księga, krzyż, lilia jako symbol wiernej duszy, mitra, ptasie pióro.
    ILG – Czytelnia.pl

    **************************************************************************************************************

    poniedziałek, 16 listopada 2020

    XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Uroczystość Matki Bożej Ostrobramskiej

    Pisali o niej wieszczowie, kultem i czcią otaczali święci. Królowa Korony Polskiej, Ta, co w Wilnie w „Ostrej świeci bramie”, Matka Miłosierdzia. Jej święto wypada w kalendarzu liturgicznym 16 listopada.

    Św. Maksymilian Kolbe ułożył taką do Niej modlitwę:

    Matko Boska Ostrobramska,
    nie masz na swym ręku Dzieciątka Jezus,
    to weź mnie na swoje ręce
    i przenieś szczęśliwie przez całe życie.

    „A nad moim łóżkiem wisiały dwa obrazy: Matki Bożej Częstochowskiej i Ostrobramskiej. I chociaż w onym czasie do modlitwy skłonny nie byłem, zawsze cierpiąc na kolana, zwłaszcza w czasie wieczornego Różańca, jaki był zwyczajem naszego domu, to jednak po obudzeniu się długo przyglądałem się tej Czarnej Pani i tej Białej”… Zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego jedna jest czarna a druga – biała. To są najbardziej odległe wspomnienia z mojej przeszłości” – zapisał sługa Boży kard. Stefan Wyszyński.

    O pochodzeniu obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej krążą różne historie. Przez niektórych uznawany był za bardzo starą, bizantyjską ikonę, którą w 1363 r. na Litwę miał sprowadzić wielki książę Olgierd. Legenda stała się nawet w XIX w. pretekstem dla Rosjan do prób odebrania katolikom cudownego obrazu. Na szczęście w obawie przed zamieszkami odstąpili od tego zamiaru. Autor ikony nie jest znany. Może nim być krakowski artysta Łukasz, który podobny wizerunek namalował w 1624 r. dla kościoła Bożego Ciała w Krakowie. Prawdopodobnie inspiracją jego dzieł by obraz flamandzkiego malarza Martina de Vosa, namalowany ok. 1580 w dwóch wersjach graficznych, różniących się układem rąk.

    Według legendy, Matka Boska ma rysy Barbary Radziwiłłówny. Królowa nie mogła mieć dziecka i aby nie ranić jej uczuć nie przedstawiono Maryi wraz Dzieciątkiem. Gest złożonych na piersi rąk staje się wymownym znakiem Zwiastowania. Zdaje się mówić: „Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”.

    Obraz o wymiarach 200 na 160 cm został namalowany na ośmiu deskach dębowych. Farbę nałożono na cienką warstwę gruntu kredowego, co jest typowe dla północnoeuropejskiej tradycji malarskiej. Specjaliści twierdzą, że charakter wykonania wskazuje, iż powstał on w Wilnie.

    „Obraz zawiera w sobie wiele znaczeń. W wizerunku Maryi można zobaczyć Dziewicę, słuchającą zwiastowania anielskiego, także Matkę Miłosierdzia, tulącą do serca grzeszników. Wykute w metalu słońce, gwiazdy i półksiężyc są atrybutami Niepokalanie Poczętej, oznaczającymi bezmiar łask Bożych. Wzbogacony symboliką wykutych elementów obraz przypomina typ wyobrażeń Maryi nazywany z łaciny „Tota pulchra” („Cała piękna” z Pieśni nad Pieśniami 4,7). Najświętsza Dziewica Maryja jest tu przedstawiona jako początek nowego stworzenia, usprawiedliwionego jedynie dzięki łasce oraz jako najwyższy ideał chrześcijański. Z motywem Niepokalanie Poczętej wiążą się postacie Jej rodziców – św. Joachima i św. Anny”.

    Początkowo wizerunek Najświętszej Maryi Panny wisiał w Wilnie w niewielkiej niszy po wewnętrznej stronie Ostrej Bramy, zaś po zewnętrznej stronie znajdował się obraz Zbawiciela. Oba malowidła były własnością miasta. Obraz nie znajdował się w kaplicy, nie był również w żaden szczególny sposób ozdobiony, by podkreślić jego rangę.

    Około 1671 r. wizerunek Matki Miłosiernej został zasłonięty srebrną, pozłoconą sukienką. Srebrzysty półksiężyc z wygrawerowanym napisem: „Dzięki Tobie składam Matko Boska za wysłuchanie próśb moich i proszę Cię, Matko Miłosierdzia, zachowaj mnie w łasce”, znajdującym się w dolnej części obrazu, jest wotum z 1849 r. Głowę Matki Bożej zdobią dwie korony (nałożona jedna na drugą). Są one ze złoconego srebra. Jedna barokowa dla Królowej Niebios, druga rokokowa dla Królowej Polski. Pierwsza pochodzi z końca XVII w., w XIX w. ozdobiona została klejnotami ofiarowanymi jako wota. Druga korona, z połowy XVIII w., podtrzymywana jest przez dwa aniołki i udekorowana sztucznymi kamieniami.

    2 lipca 1927 r. odbyła się uroczysta koronacja słynącego cudami wizerunku Matki Bożej Ostrobramskiej. Dokonał jej arcybiskup metropolita warszawski kard. Aleksander Kakowski w obecności prezydenta Ignacego Mościckiego, prymasa Augusta Hlonda, marszałka Józefa Piłsudskiego, ministrów, biskupów i wiernych. Do koronacji użyto nowych, sporządzonych ze złota, koron. Niestety, zaginęły one w czasie II wojny światowej.

    Czuły uśmiech Królowej Aniołów pozostał od wieków te sam… I trwa Jej „niech mi się stanie”…

    Módl się za nami. Nie jesteśmy godni
    jednej przeczystej Twoich oczu łzy,
    tłum zabłąkanych i smutnych przechodni
    na świecie szarym.

    Bo niezliczone, Pani, nasze winy,
    jak ziarnka piasku na dnie sinych mórz
    i jako gwiazdy niebieskiej głębiny
    a my się modlić nie umiemy już.

    Zapominamy w powszechnym zamęcie,
    że Ty u Bramy naszej trzymasz straż,
    na wszystkie bóle masz ciszy zaklęcie
    i wszystkie nędze po imieniu znasz.

    Uciszaj, Matko, wichury u swary,
    szatańską pychę hardych myśli skrusz,
    błogosławieństwem oddalaj pożary
    od naszych domów i od naszych dusz.

    A serca nasze, w jedno zestrzelone,
    ku Tobie wzbite w złoty ognia słup,
    tę rozmodloną naszych serc koronę,
    złożoną kornie u Twych Świętych stóp

    przyjm miłościwie, Królowo Aniołów
    jak uzbierany Twój na ziemi plon,
    i zanieś, Jasna, ten serdeczny połów
    przed Twego Syna szafirowy tron.

    Mariola Wiertek/Franciszkanie.pl

    *****************************************************

    Matka Boża Miłosierdzia bez pozłacanej szaty

    Pielgrzymi odwiedzający Kaplicę Ostrobramską do 18 lutego tego roku mogli oglądać obraz Matki Miłosierdzia bez srebrnej, pozłacanej osłony

    Pielgrzymi odwiedzający Kaplicę Ostrobramską do 18 lutego mogli oglądać obraz Matki Bożej Miłosierdzia bez srebrnej, pozłacanej osłony, tzw. sukienki, która zwykle go osłania. Dzięki temu odwiedzający kaplicę mieli niepowtarzalną okazję do spojrzenia na całość otaczanego czcią wizerunku. Według informacji umieszczonej pod obrazem, sukienka miała zostać odnowiona i powrócić już 18 lutego. Ostatnio w ten sposób obraz był odsłonięty prawe 30 lat temu.

    Matka Boża – wilnianka

    Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej ma wymiary 200x162x2cm i namalowany został na ośmiu deskach dębowych. Farbę nałożono na cienką warstwę gruntu kredowego, co jest typowe dla północnoeuropejskiej tradycji malarskiej. Charakter wykonania obrazu wskazuje jednak, że nie został on zamówiony za granicą, ale powstał w Wilnie.
    Początkowo wizerunek Najświętszej Maryi Panny nie miał pozłacanej sukienki. Prawdopodobnie zaczęto go pokrywać srebrnymi pozłacanymi blachami po 1670 r. Sukienka Maryi składa się z trzech części wykonanych w różnych okresach. Pierwszą stanowią trzy płyty z lat 1670-1690, kryjące głowę i ramiona Matki Bożej. Drugą, datowaną na lata 1695-1700, stanowi pięć płyt zakrywających gors. Różni się ona od pierwszej wyższym tłoczeniem i surowszym, ostrzejszym obrazowaniem kwiatów i liści. Nie później niż na początku lat trzydziestych XVIII w. dół obrazu pokryto kolejnymi blachami. W czasie badań przeprowadzonych w 1993 r. stwierdzono, że tylko pierwszą i trzecią część okrycia blaszanego wykonano specjalnie dla tego dzieła, część środkowa została tylko do niego przystosowana.
    Na blachach wykute zostały motywy z kwiatów, wśród których znawcy rozpoznali co najmniej dziesięć gatunków roślin. Ich obfitość w otoczeniu Matki Boskiej nie jest przypadkowa, ponieważ mamy do czynienia z wizerunkiem Maryi jako hortus conclusus – „ogrodu zamkniętego”, wspomnianego w biblijnej Pieśni nad Pieśniami.

    Najbardziej widocznym znakiem historii jest dziura po kuli, która znajduje się poniżej rąk Maryi

    Wizerunek naznaczony historią

    Pomimo wielkiej troski, jaką otaczany jest obraz Matki Miłosierdzia, można na nim dostrzec ślady jego długiej historii.
    Najbardziej widocznym jej znakiem jest dziura po kuli, która znajduje się poniżej rąk Maryi. Według przekazu, ma być to znak po kuli szwedzkiego żołnierza, który przestrzelił ikonę. Przeszła ona nie tylko przez metalową szatę, ale i dębową deskę. Z okresem szwedzkim wiąże się niejedna legenda dotycząca tego, jak Maryja sama, w cudowny sposób, miała bronić kaplicy, karząc najeźdźców.
    Do uszkodzenia kaplicy jak i obrazu doszło w czasie insurekcji kościuszkowskiej w 1794 r., gdy przy Ostrej Bramie miało miejsce starcie oddziału wojsk rosyjskich szturmującego powstańcze Wilno z obrońcami miasta (powstańcami Jasińskiego). Uszkodzenia naprawiono jednak już w tym samym roku, a w 1796 r. przeprowadzono bardziej gruntowny remont kaplicy.
    Gdy w 1799 r. władze carskie rozpoczęły burzenie miejskich murów i bram, to jednak Ostrą Bramę pozostawiono nietkniętą. W tym czasie wzniesiono nowe schody do kaplicy, prawdopodobnie wg projektu P. Rossi’ego.
    W okresie zaborów kult Matki Boskiej Ostrobramskiej poza Wilnem oraz poza Litwą znacznie spopularyzował Adam Mickiewicz dzięki Inwokacji do „Pana Tadeusza”. Maryja stała się w ten sposób pocieszycielką strapionych i nadzieją na odzyskanie wolności podczas zaborów i powstań narodowych. W kaplicy Ostrobramskiej oraz na ulicy pod nią miały miejsce patriotyczne manifestacje, szczególnie w czasach powstania styczniowego (1863-64). Kult Matki Boskiej Ostrobramskiej stał się wówczas częścią polskiego ruchu niepodległościowego, wymierzonego przeciw rosyjskiemu zaborcy.
    Nic więc dziwnego, że władze carskie próbowały odebrać obraz katolikom, pod pretekstem, że jest on bizantyjską ikoną prawosławną, którą w 1363 r. na Litwę miał sprowadzić wielki książę Olgierd.
    Matka Boża Ostrobramska pozostała jednak na swoim miejscu, towarzysząc wilnianom tak w czasie pierwszej jak i drugiej wojny światowej. Obraz nie został ukryty ani usunięty nawet w okresie sowieckim, niosąc przesłanie nadziei w trudnych czasach.

    Zwykle widzimy tylko fragmenty obrazu, a duża jego część pozostaje osłonięta metalową sukienką

    Kaplica zyska odnowiony wygląd

    Renowacja sukienki jest tylko fragmentem wielkich prac, jakie obecnie przeprowadzane są w kaplicy. Od listopada 2019 r. trwa renowacja całej Kaplicy Ostrobramskiej. Po jej zakończeniu cudowny obraz Matki Bożej Miłosierdzia będzie umieszczony za specjalnym szkłem ochronnym, które będzie go chroniło przed aktami wandalizmu. Szkło będzie antyrefleksyjne, chroniące przed promieniowaniem UV, i antystatyczne – łatwe do czyszczenia, nieprzyciągające kurzu, odporne na zarysowania, bezbarwne.
    Podczas renowacji zostanie odtworzona część byłej zakrystii w kaplicy (czwarta arkada). Wewnątrz tej murowanej arkady zostanie zainstalowana winda dla osób niepełnosprawnych. Dostać się do niej będzie można przez obecne wejście z ul. Ostrobramskiej, od strony wewnętrznej. Wewnątrz kaplicy zostanie dokonana rekonstrukcja pozostałej części podłogi z czarnego marmuru. W czasie remontu zostaną odnowione parapety, fragmenty drewnianych okiennic, dębowa powierzchnia lakierowana, metalowe okiennice zostaną oczyszczone i przygotowane do malowania. Zostaną także odświeżone ramy okien, które będą pokryte powłoką antykorozyjną, a następnie pomalowane. Potłuczone szkło będzie wymienione, uszczelnienie zaś ulepszone. Mechanizmy zamykania i otwierania okien zostaną naprawione.
    Po pracach konserwacyjnych ani kolor fasady, ani wnętrza kaplicy, ani dekoracja ścian wewnętrznych nie ulegną zmianie.


    tekst Ilona Lewandowska/fot. Marian Paluszkiewicz/Kurier Wileński/17 lutego 2020

    ********************************************

    90. rocznica koronacji obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej

    Koronacja obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej odbyła się 2 lipca 1927/ fot. Marian Paluszkiewicz

    Renowacja Kaplicy Ostrobramskiej i kościoła pw. św. Teresy – jednych z najbardziej cennych obiektów spuścizny – rozpocznie się w przyszłym roku. Departament Dziedzictwa Kulturowego zaakceptował plan prac, zaś Ministerstwo Kultury zatwierdziło wsparcie finansowe pochodzące z unijnych funduszy strukturalnych. Prace remontowe potrwają do 2020 roku.

    Koronacja obrazu Panny Świętej z Ostrej Bramy miała miejsce w Wilnie 2 lipca 1927 roku. Pismo z prośbą o zgodę na koronację obrazu przedłożył papieżowi Piusowi XI arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski. W liście podkreślano wielką liczbę łask otrzymywanych dzięki modlitwie przed obrazem, odwołano się także do wydarzenia z 1920 roku, gdy papież Pius XI, wówczas Achille Ratti Nuncjusz Apostolski w Polsce, odwiedził Ostrą Bramę i odprawił tam mszę św. Z okazji koronacji obrazu, zaplanowanej na lipiec 1927 roku, w kwietniu tegoż roku w Wilnie ukazała się broszurka pt. „Historia cudownego obrazu Najświętszej Marji Panny Matki Miłosierdzia na Ostrej Bramie w Wilnie”. Materiał do tego druku zebrał ks. Adam Kuleszo.


    Ostra Brama przyciąga turystów i pielgrzymów z całego świata/fot. Marian Paluszkiewicz

    Dziś dzielimy się z Czytelnikami fragmentami tego unikalnego wydania, które pochodzi z księgozbiorów znanych wileńskich dziennikarzy i publicystów śp. Haliny Jotkiałło i Jerzego Surwiły.

    „Wśród miejsc i tronów łask Marji najsławniejsze i najwspanialsze wznoszą się w Polsce na Jasnej Górze w Częstochowie i na Ostrej Bramie w Wilnie. Ile łask wyjednała Matka Najświętsza tym, co u stóp obrazu Ostrobramskiego do niej się uciekają, świadczą ofiary i wota zdobiące w tak wielkiej ilości obraz i ołtarz kaplicy Ostrobramskiej.

    Historia obrazu pierwszego Matki Boskiej Ostrobramskiej sięga początku XVI wieku. 2 października 1503 roku, za panowania króla Aleksandra Jagiellończyka, którego Wilno było ulubioną stolicą, dokończono budowę murów obronnych otaczających Wilno. Na bramach miejskich, zwyczajem przyjętym w miastach średniowiecznych, umieszczano obrazy świętych. Bramę Miednicką, czyli Ostrą, ozdobił obraz Najświętszej Marji Panny. Nie był to ten sam obraz, który dzisiaj cudami wsławiony, taką wielką cześć w Kaplicy Ostrobramskiej odbiera. Teraźniejszy obraz został wykonany na zamówienie magistratu m. Wilna w drugiej połowie XVI wieku u jednego z mieszkających w Wilnie artystów malarzy nieznanego nazwiska wespół z innym obrazem, Pana Jezusa, pod nazwą „Salvatore Mundi” („Zbawca świata”). Te oba obrazy zawieszono z obu stron Ostrej Bramy we framugach. Obraz Najświętszej Panny od strony miasta, czyli północnej, obraz Pana Jezusa – od południowej, czyli w miejscu, gdzie widnieje obecnie orzeł – godło państwowe, będące symbolem powrotu miasta na łono wolnej, niepodległej Ojczyzny. (Dziś, na miejscu orła, widnieje malowidło Jezusa – przyp. red.).

    Pismo z prośbą o zgodę na koronację obrazu NMP Matki Miłosierdzia przedłożył papieżowi Piusowi XI arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski /fot.archiwum

    Nigdzie w ościennych krajach nie było w tak wielkim poszanowaniu imię Marji jak w Polsce, gdzie do końca XVII wieku żadnej niewieście, przez cześć dla Najświętszej Panny, nie ośmielano się dawać imienia Marja, ale tylko Marjanna lub Maryna (..).

    Pierwotnie obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej nie posiadał kaplicy, a był tylko wpuszczony we wnękę w murze i zasłaniany w czasie niepogody okiennicami. Przed obrazem znajdowała się mała drewniana galeryjka, na którą można było wejść po wąskich schodach, umieszczonych z boku przy murze.
    Dopiero w 1654 roku, karmelici, którzy w 1621 roku zajęli klasztor, a w 1626 r. kościół św. Teresy, uzyskują od miasta pozwolenie na objęcie obrazu w swe posiadanie. Zdejmują obraz znad bramy, przenoszą do kościoła i umieszczają w pierwszej kaplicy po prawej stronie wielkiego ołtarza. Jednocześnie zaczynają zbierać ofiary na budowę kaplicy nad Ostrą Bramą. Hojne datki licznych dobrodziejów umożliwiły wybudowanie w stosunkowo krótkim czasie pięknej drewnianej kaplicy, okazale przyozdobionej w malowidła i stosowne nadpisy.

    Uroczyste przeniesienie obrazu odbyło się pewnej niedzieli 1671 roku przy udziale Kapituły, Trybunału, Magistratu i wszystkich stanów z biskupem wileńskim Aleksandrem Sapiehą na czele. Po kolejnym pożarze w 1715 roku drewniana kaplica spłonęła, ale obraz cudem udało się uratować. Karmelici powzięli zamiar wzniesienia trwalszej budowli.

    Papież Pius XI/fot.archiwum

    Gdy zebrały się odpowiednie fundusze, przymurowano do starej bramy nową kaplicę, która dotąd się zachowała. Późniejsze pożary Wilna w 1748 i 1749 roku, a nawet pożar w 1760 roku, który kościół oo. karmelitów w perzynę obrócił, nie dotknęły kaplicy Ostrobramskiej. Również rok 1812, w którym wojska napoleońskie zrujnowały kościół św. Teresy, oszczędził kaplicę. W 1829 roku przymurowano krytą i oszkloną galerię tuż przed kaplicą z lewej strony ulicy. U góry, nad oknami na murze zewnętrznym kaplicy, widniał dawniej napis polski ułożony z mosiężnych wyzłacanych liter: „Matko Miłosierdzia! Pod Twoją obronę uciekamy się!”.
    W roku 1865 rząd rosyjski prześladując wszystko, co polskie, kazał ten napis usunąć. Zamieniono go łacińskim, który pozostaje do dziś. Galerji wymagały względy natury praktycznej. Nadmienić bowiem należy, iż za czasów oo. karmelitów niewiasty nie mogły wchodzić do kaplicy wcale, a i mężczyźni również nie wszyscy i nie w każdym czasie tam się dostawali. Tłumaczy się to okolicznością, że wejście do kaplicy prowadziło przez klasztor, który był niedostępny dla niewiast ze względu na klauzurę zakonną, a mężczyźni nie o każdej porze mogli tamtędy przechodzić.(…)”.

    Karmelici skrzętnie notowali łaski i cuda zdziałane za wstawiennictwem Najśw. Marji Panny w kaplicy Ostrobramskiej. W roku 1761 ogłasza je drukiem uczony i pobożny definitor Karmelitów Bosych ojciec Hilarjon od św. Grzegorza w książce pt. „Relacya o cudownym obrazie Najświętszej Maryi Panny”. Autor powiada, że były one zanotowane jako zeznane pod przysięgą. Czytamy tam między innymi, że w roku 1671 wypadło z drugiego piętra przez okno na bruk dwumiesięczne dziecko. Podniesiono je bez oznak życia. Zrozpaczeni rodzice zanieśli dziecko przed cudowny obraz, polecili je Matce Bożej, z żywą wiarą, że prośba ich o uzdrowienie dziecka zostanie wysłuchana. Jakoż nie doznali zawodu. Na drugi dzień bowiem po wypadku, dziecię było już zupełnie zdrowe, bez żadnych oznak potłuczenia na ciele. Wdzięczni rodzice zawiesili w kaplicy tablicę z wyobrażeniem doznanego cudu. Tablica spłonęła w pożarze 26 maja 1715 roku.

    W 1708 roku wojska moskiewskie zalały wschodnie kresy Rzeczypospolitej, zajęły również i Wilno. Jeden z żołnierzy rosyjskich, zdjęty chciwością, zakradł się do kaplicy Ostrobramskiej w celu dokonania rabunku srebrnej szaty. Zaledwie jednak dotknął srebrnej szaty, niewiadoma moc odtrąciła go z taką siłą, iż uderzony o mur, został obrócony w miazgę. Widoczny ten cud tak przeraził wojsko moskiewskie i do takiej czci obrazu pobudził, iż żołnierze zaczęli bić przed nim pokłony, a stojąc na warcie przy bramie, nie ważyli się palić nawet tytoniu (…)”.

    Z okazji koronacji obrazu w Wilnie w kwietniu 1927 ukazała się broszurka

    Są to tylko niektóre z cudów, o których wiadomość przechowały kroniki karmelitów do roku 1761. Dotychczas pozostaje tajemnicą, dlaczego obraz, który już w XVII wieku zasłynął ze swych łask, został koronowany dopiero w XX wieku.

    Swymi spostrzeżeniami na ten temat podzielił się z „Kurierem Wileńskim” wileński historyk Paweł Giedrojć.

    – Obraz Matki Boskiej Trockiej, patronki Litwy był  koronowany w 1718 roku, rok po koronacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Być może w XVIII wieku nie zdążono koronować obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, a może po prostu nie wykazano inicjatywy. W 1795 roku, po ostatnim rozbiorze Rzeczypospolitej, Litwa w całości znalazła się pod zaborem rosyjskim, nie mogło być nawet mowy o koronacji obrazu przez kościół katolicki. W XIX wieku władze carskie nie były tym zainteresowane. Warto jednak zaznaczyć, że obraz ten jest czczony zarówno przez katolików, jak i prawosławnych. W 1993 roku papież Jan Paweł II odmawiał modlitwę różańcową przed wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej, zaś cztery lata później Aleksy II, patriarcha moskiewski i całej Rusi, również modlił się przy tym obrazie – zaznaczył historyk.
    ***
    Za tydzień opowiemy o uroczystościach koronacji, w których udział wzięło ponad 150 tys. wiernych. Obecni byli także przedstawiciele najwyższych władz państwowych z marszałkiem Józefem Piłsudskim i prezydentem Ignacym Mościckim na czele.
    Proboszcz, ksiądz prałat parafii św. Teresy, rektor Kaplicy Ostrobramskiej Kęstutis Łatoža, opowie o znaczeniu koronacji, o złotej koronie i regaliach, które w tajemniczy sposób zaginęły podczas II wojny światowej.

    Justyna Giedrojć/Kurier Wileński/14 lipca 2017

    *******************************************

    90. rocznica koronacji obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej

    90. rocznica koronacji obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej
    Matka Boska Ostrobramska/fot. Henryk Przondziono/GOŚĆ NIEDZIELNY

    ***

    Przed 90 laty, 2 lipca 1927 roku, odbyła się w Wilnie uroczystość koronacji słynącego z cudów obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, od lat celu pielgrzymek, także z Polski. W ceremonii uczestniczył Marszałek Józef Piłsudski i prezydent Ignacy Mościcki.

    Obraz powstał na początku XVII wieku, ale zainicjowany w 1671 roku przez karmelitów i narastający od połowy XVIII wieku kult Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia do połowy XIX wieku miał charakter lokalny w obrębie Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdzie jednoczył wiernych obrządków łacińskiego i wschodniego. Na Litwie czczono przede wszystkim obraz Matki Boskiej Trockiej, koronowany w 1718 roku, w rok po koronacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, czy też obraz Matki Boskiej Sapieżyńskiej, należący do magnackiego roku książęcego Sapiehów, dziś niemal zapomniany.

    Około połowy XIX wieku kult Matki Boskiej Ostrobramskiej zaczął nabierać charakteru ogólnokrajowego i niepodległościowego. W czasach zaborów i powstań wizerunek Matki Ostrobramskiej stanowił symbol polskości i niepodległości.

    Adam Mickiewicz, pisząc inwokację “Pana Tadeusza”: “Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie!” przyczynił się do spopularyzowania obrazu. Dzieła o Matce Boskiej Ostrobramskiej tworzyli także i modlili się do niej Juliusz Słowacki, Józef Ignacy Kraszewski, Władysław Syrokomla, Stanisław Moniuszko, Stanisław Wyspiański.

    Koronacja koronami papieskimi obrazu ostrobramskiego odbyła się 2 lipca 1927 roku na Placu Katedralnym w Wilnie. Dokonał jej metropolita warszawski, kardynał Aleksander Kakowski. Obraz otrzymał wtedy tytuł Matki Miłosierdzia. Wyjęto go z ołtarza w kaplicy i włożono w specjalny feretron, obramowaniem dla obrazu był baldachim z koroną królewską, z drugiej strony obrazu był płaszcz z wyhaftowanym orłem. Nowe złote korony, których wówczas użyto, zaginęły w czasie II wojny światowej

    Była to wielka uroczystość nie tylko religijna, lecz i państwowa. Uczestniczył w niej Marszałek Piłsudski, urodzony na Wileńszczyźnie, dla którego Wilno było najukochańszym miastem, a szczególnym miejscem była kaplica w Ostrej Bramie. Właśnie tu, wśród tysięcy wotów znajduje się srebrna tabliczka od Marszałka z napisem “Dziękuję Ci Matko za Wilno”.

    W uroczystości koronacji obrazu w Wilnie brał udział także prezydent Mościcki, urzędnicy państwowi oraz ogromna rzesza wiernych. Odnowiono wtedy śluby łączące naród polski z Najświętszą Maryją Panną jako Królową Korony Polskiej.

    Autor obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, namalowanego ok. 1620-1630 roku temperą na siedmiu deskach dębowych i nazywanego też ikoną, nie jest znany. Legenda głosi, że do obrazu pozowała Barbara Radziwiłłówna, żona króla Zygmunta Augusta. Jest to jednak tylko legenda, gdyż obraz powstał na początku XVII wieku, a Barbara Radziwiłłówna zmarła w 1551 roku.

    Obraz jest powtórzeniem kompozycji flamandzkiego malarza Martina de Vosa, wzorowanej z kolei na niderlandzkim miedziorycie z końca XVI lub początku XVII wieku. Na przełomie XVII i XVIII wieku dodano barokową złoconą sukienkę wraz z dwiema koronami, a w 1849 roku – srebrny półksiężyc.

    Matka Boska Ostrobramska jest na obrazie sama, bez Dzieciątka. Mówiono więc, że jest to Matka Boska brzemienna. Świadczyć o tym miał szeroki kształt sukienki Maryi i ręce skrzyżowane pod sercem. Najbardziej ważkim argumentem na rzecz tej teorii jest to, że na obrazie ostrobramskim Matka Boska ma dwie korony, jak mówiono: jedną dla siebie, drugą dla Dzieciątka, które ma się urodzić. Z kolei poeta Władysław Syrokomla obecność dwóch koron uzasadniał tym, że Matka Boska jest Królową Polski i Wielką Księżną Litewską.

    Ostra Brama to jedna z bram wjazdowych w fortyfikacjach miejskich wzniesionych w XVI wieku. Pierwotnie nosiła nazwę Bramy Krewskiej albo Miednickiej, gdyż droga prowadziła w kierunku Krewa i Miednik. Te nazwy jednak nie przetrwały. Nazwa Ostra Brama prawdopodobnie pochodzi od tego, że kiedyś mury obronne miasta tworzyły nieopodal ostry koniec.

    W XVII wieku karmelici bosi, którzy tuż obok bramy wjazdowej wybudowali kościół św. Teresy, umieścili w niszy bezpośrednio nad bramą od strony miasta obraz Matki Boskiej. Dopiero później wybudowano kaplicę. Po części dzięki kaplicy i obrazowi Ostra Brama zachowała się jako jedyna z dawnych siedmiu bram wjazdowych do miasta.

    Na niedzielę nie zostały przewidziane w Wilnie żadne uroczystości z okazji 90. rocznicy koronacji obrazu. Jak mówi ksiądz Kiejstutis Latoża, proboszcz kościoła św. Teresy, do którego przylega kaplica Ostrobramska, główne uroczystości ku czci Matki Boskiej Ostrobramskiej od blisko 300 lat odbywają się w drugim tygodniu listopada, gdy jest obchodzone Święto Opieki Matki Boskiej – tygodniowy odpust zwany Opiekami.

    GOŚĆ NIEDZIELNY/01.07.2017

    **************************************

    Mocna szkocka Patronka

    Mocna szkocka Patronka
    Święta Małgorzata.AUTOR / CC 2.5

    ***

    Ideałem rządzących była kiedyś świętość. Szkoda, że dziś jest nim raczej nie-świętość.

    Szkocja kojarzy nam się z facetami w spódniczkach w kratę, szkocką kratę oczywiście, ewentualnie z potworem z Loch Ness lub whisky. A katolikom powinna się kojarzyć ze św. Małgorzatą Szkocką (1046–1093). Ta dzielna kobieta podbiła serca twardych Szkotów. Urodziła się na Węgrzech w rodzinie pretendującej do tronu angielskiego, przebywającej na czasowym wygnaniu. Powróciła do Anglii, kiedy królem został jej krewny, św. Edward Wyznawca. Po jego śmierci w 1066 na tronie angielskim zasiadł Wilhelm Zdobywca. Małgorzata musiała znowu uciekać.

    Zamierzała powrócić na kontynent, ale opatrznościowe wiatry skierowały jej statek w stronę Szkocji. Tam wkrótce się rozbił. Inteligentna, pobożna i piękna Małgorzata szybko urzekła króla Szkotów, Malcolma III, lokalnego wdowca. W 1070 roku została jego żoną i królową Szkocji. Urodziła i wychowała 6 synów i 2 córki. Zaprowadziła na tym nieco barbarzyńskim dworze chrześcijańskie obyczaje, dbała o biednych, żyła ascetycznie, przyczyniła się do odnowy tamtejszego Kościoła. Ufundowała kilka klasztorów. Zmarła 4 dni po śmierci swojego męża. Jej grób w opactwie Dumfermline stał się wkrótce miejscem kultu. Papież Innocenty IV kanonizował ją w 1250 r., a Klemens X w 1673 r. ogłosił patronką Szkocji.

    Musiała być niezwykle silną kobietą. Urodzona na wygnaniu, powtórnie wygnana, poświęciła swoje dorosłe życie służbie w obcym, choć sąsiedzkim kraju. Pobożna żona, matka, królowa była jednocześnie apostołem Szkocji, promieniowała przykładem chrześcijańskiego życia. W jej czasach ideał świeckiego władcy był postawiony bardzo wysoko. Tym ideałem była świętość.

    Czy to tylko pobożne legendy, jak to zapewne tłumaczą współcześni minimaliści bez żadnych ideałów? Nie wierzę w to. Średniowiecze obfitowało w postacie świętych władców, dla których Ewangelia była inspiracją do królewskiej służby społeczeństwu. Oj, przydałoby się nam trochę tego średniowiecznego ducha. Zastanawiam się, jak to jest z moimi ideałami? Czy zadowala mnie minimalizm, czy mam w sobie dość siły, by stawiać sobie maksymalne cele, nawet wtedy, gdy burze kierują mój okręt nie tam, gdzie planowałem?

    ks. Tomasz Jaklewicz/GN

    *************************************************************

    Święta Małgorzata Szkocka

    Losy św. Małgorzaty, jednej z najwspanialszych władczyń europejskich, są dość zawiłe. Choć pochodziła z królewskiego rodu, nic nie wskazywało na to, że zapisze się w historii jako potężna monarchini

    Przyszła święta urodziła się ok. 1045 r. na Węgrzech. Była córką księcia Edwarda Wygnańca, którego z Anglii wypędził Kanut Wielki, i Agaty Bułgarskiej.

    Jej ojciec przez Kijów przedostał się na dwór węgierski Stefana I i Gizeli Bawarskiej. To tutaj Małgorzata przyszła na świat. Od dzieciństwa była wychowywana w niezwykle pobożnym i religijnym środowisku – zarówno król Stefan, jak i jego małżonka zostali wyniesieni na ołtarze.

    Po kilkunastu latach na zaproszenie króla Edwarda Wyznawcy (również świętego) Małgorzata wraz z rodzicami powróciła do Anglii. Niestety, jej ojciec zmarł po kilku tygodniach. Wdową po księciu oraz jego dziećmi zaopiekował się sam król. Wraz ze śmiercią Edwarda Wygnańca rozgorzała też walka o tron angielski. Prawa do korony miał m.in. brat Małgorzaty – Edgar. Królem Anglii został jednak zwycięzca bitwy pod Hastings – Wilhelm I Zdobywca. Małgorzata znów musiała uchodzić z kraju.

    Królowa Szkocji

    ***

    Według tradycji okręt, na którego pokład wsiadła Małgorzata, początkowo miał płynąć na kontynent. Matka Małgorzaty zamierzała bowiem powrócić z dziećmi na Węgry. Sztorm zmienił jednak kurs statku i skierował go na północ, ku wybrzeżom Szkocji. Królem Szkocji był wówczas Malcolm III, zwany później Cenmore (dosłownie „duża głowa”).

    Gdy Małgorzata przybyła na jego dwór, był już wdowcem. Młoda księżniczka wywarła na nim ogromne wrażenie. Po jakimś czasie Malcolm poprosił ją o rękę i wkrótce się z nią ożenił.

    Jako żona i matka Małgorzata była wzorem godnym naśladowania. Mimo że wśród wysoko urodzonych obowiązywał zwyczaj oddawania potomstwa na wychowanie, królowa sama opiekowała się dziećmi. A urodziła ich ośmioro – 6 synów i 2 córki. Dzieciom od kołyski wpajała zasady chrześcijańskie. Dbała o ich wykształcenie i pobożność. Była też wsparciem dla męża.

    Na dworze wprowadziła skromny styl życia oraz dyscyplinę. Podstawą była dla niej codzienna żarliwa modlitwa oraz sumienne wykonywanie obowiązków zarówno małżeńskich, jak i macierzyńskich.

    Królowa była nie tylko czułą matką dla swych dzieci, lecz także świadomą swej roli władczynią.

    Opactwo Iona

    ***

    To właśnie jej zawdzięczamy odbudowę słynnego opactwa na wyspie Iona Abbey, które w 563 roku założyć miał święty Kolumban, a w którym do grobów składano kolejnych szkockich monarchów, a także władców Francji, Norwegii, czy Islandii. Spoczęły tam miedzy innymi szczątki Duncana I – króla Szkocji zamordowanego przez Makbeta, tego samego, którego losy opisał w swym słynnym dramacie William Szekspir.

    Małgorzata Szkocka była także wielką zwolenniczką i propagatorką duchowości benedyktyńskiej. Dzięki jej zabiegom dokonano wielu reform kościelnych.

    Zmarła 16 listopada 1093 roku, 3 dni po tym, gdy jej mąż i najstarszy syn zginęli podczas oblężenia twierdzy Alnwick. Pochowano ją w opactwie benedyktyńskim w Dunfermline.

    Opactwo Dunfermline

    ***

    Kościół rzymskokatolicki początkowo wyznaczył święto Świętej Małgorzaty Szkockiej na 10 czerwca, ale data ta w reformie liturgicznej z 1972 r. została zmieniona na 16 listopada.

    W roku 1673 papież Klemens X ogłosił Świętą Małgorzatę patronką Szkocji, a w 1692 roku jej kult rozciągnięto na cały Kościół, dokonując kanonizacji równoważnej.

    W 1560 r. protestanci splądrowali opactwo i zniszczyli relikwie św. Małgorzaty. Uratował się jedynie bogaty relikwiarz z jej głową. Przewieziono go dla bezpieczeństwa do Belgii, gdzie uległ zniszczeniu w czasie rewolucji francuskiej w roku 1793. Drobną część relikwii ofiarowano królowi Hiszpanii, Filipowi II, który umieścił je na zamku w Escorial.

    Cilice św. Małgorzaty /Włosiennica – Skarbiec katedralny w Ostrzychomiu.

    opr. M. Jasińska/fragment z Miesięcznika Egzorcysta nr 39/2018

    *****************************************************

    MSZA ŚWIĘTA – godz. 19.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    ************

    Czas, który teraz jest nam dany, jest wyzwaniem, który trzeba właściwie odczytać. Dlatego Wspólnota Modlitewna JEZUS ŻYJE zdecydowała się na kolejne rekolekcje. Dziś rozpoczynamy II tydzień.

    Temat rekolekcji: JEZUS CHRYSTUS – mój ZBAWCA

    Wspólnotowe Studium Ewangelii według św. Łukasza

    Czas pandemii i izolacji nie musi być czasem smutku, znudzenia czy stagnacji, wręcz przeciwnie – możemy ten czas, dany nam tu i teraz, przeżywać na medytowaniu Bożego Słowa. Jeżeli ktoś chciałby wziąć udział – wciąż można dołączyć.

    Trwają przygotowania do 6. wydania Biblii Tysiąclecia
    fot. ks. Wojciech Parfianowicz/ GOŚĆ

    **************************************************************************************************************

    wtorek, 17 listopada 2020

    XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Św. Elżbieta Węgierska – patronka dzieł miłosierdzia

    17 listopada Kościół wspomina św. Elżbietę Węgierską, patronkę dzieł miłosierdzia oraz bractw, stowarzyszeń i wielu zgromadzeń zakonnych. Jest świętą dwóch narodów: węgierskiego i niemieckiego.

    Św. Elżbieta z Turyngii (XIII wiek) posługuje wśród chorych
(obraz tablicowy z XV wieku)
    Św. Elżbieta z Turyngii (XIII wiek) posługuje wśród chorych (obraz tablicowy z XV wieku)/fot. Arkadiusz Bednarczyk

    ***

    Elżbieta urodziła się 7 lipca 1207 r. na zamku Sárospatak na Węgrzech. Jej ojcem był król węgierski Andrzej II, a matką Gertruda von Andechts-Meranien, siostra św. Jadwigi Śląskiej. Ze strony ojca Elżbieta była potomkinią węgierskiej rodziny panującej Arpadów, a ze strony matki – Meranów. Dziewczynka otrzymała staranne wychowanie na zamku Wartburg (koło Eisenach), gdzie przebywała od czwartego roku życia, gdyż była narzeczoną starszego od niej o siedem lat przyszłego landgrafa Ludwika IV. Ich ślub odbył się w 1221 r. Mała księżniczka została przywieziona na Wartburg z honorami należnymi jej królewskiej godności. Mieszkańców Turyngii dziwił kosztowny posag i dokładnie notowali skarby: złote i srebrne puchary, dzbany, naszyjniki, diademy, pierścienie i łańcuchy, brokaty i baldachimy. Elżbieta wiozła w posagu nawet wannę ze szczerego srebra. Małżeństwo młodej córki królewskiej stało się swego rodzaju politycznym środkiem, mającym pogłębić i wzmocnić związki między oboma krajami. Elżbieta prowadziła zawsze ascetyczny tryb życia pod kierunkiem franciszkanina Rüdigera, a następnie Konrada z Marburga. Rozwijając działalność charytatywną założyła szpital w pobliżu zamku Wartburg, a w późniejszym okresie również w Marburgu (szpital św. Franciszka z Asyżu). Konrad z Marburga pisał do papieża Grzegorza IX o swojej penitentce, że dwa razy dziennie, rano i wieczorem, osobiście odwiedzała swoich chorych, troszcząc się szczególnie o najbardziej odrażających, poprawiała im posłanie i karmiła. Życie wewnętrzne Elżbiety było pełną realizacją ewangelicznej miłości Boga i człowieka. Wytrwałość czerpała we Mszy św., na modlitwie była niezmiernie skupiona. Wiele pracowała nad cnotą pokory, zwalczając odruchy dumy, stosowała ostrą ascezę pokuty.

    W 1227 r., po śmierci męża, który wyruszył na wyprawę krzyżową cesarza Fryderyka II, złożyła ślub wdowieństwa i wraz z trójką dzieci opuściła Wartburg, na krótki czas zatrzymując się w Eisenach, a potem na zamku Pottenstein w Bawarii. Mimo nalegań opiekującego się nią krewnego, bp. Egberta, nie chciała wyjść ponownie za mąż. Po przeniesieniu się do Marburga w 1228 r. złożyła na ręce Konrada z Marburga ślub wyrzeczenia się świata i przyjęła jako tercjarka habit franciszkański. W Marburgu Elżbieta ufundowała szpital, który dedykowała św. Franciszkowi, a resztę majątku rozdała ubogim. Ostatnie lata spędziła w skrajnym wyrzeczeniu i ubóstwie. Szaro odziana i bosa nie różniła się od biedaków, którym posługiwała. Zamieszkała w szpitalu – prowadziła działalność dobroczynną, modląc się i umartwiając ofiarnie posługiwała chorym i biednym.

    Elżbieta zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 r., mając zaledwie 24 lata. Śmierć nastąpiła prawdopodobnie z wycieńczenia spowodowanego nadmiernymi umartwieniami. Na pogrzeb przybyły tłumy, by pożegnać się ze swą czczoną i ukochaną władczynią i matką. Już cztery lata po jej śmierci, 27 maja 1235 r. papież Grzegorz IX ogłosił Elżbietę świętą, nazywając ją drugą św. Klarą.

    Zwłoki Elżbiety złożono w 1236 r. we wczesnogotyckim kościele w Marburgu pod jej wezwaniem. Spoczywają w trumnie ozdobionej wielką ilością pereł i drogich kamieni, stanowiącej jedno z najpiękniejszych i najbogatszych zabytków rzeźby średniowiecznej. Kościół wzniósł w latach 1235-1283 Zakon Niemiecki (krzyżaków). Na konsekrację kościoła przybył osobiście cesarz Fryderyk II. Z okazji wystawienia sarkofagu powiedział: “Ponieważ nie udało mi się ukoronować cię na świecką cesarzową, koronuję cię na jedną z królowych w królestwie Bożym” i położył koronę na sarkofagu.

    Kult św. Elżbiety zaczął się rozpowszechniać już wkrótce po kanonizacji. Szerzyli go franciszkanie i dominikanie, zakony rycerskie oraz cystersi, którzy już rok po jej kanonizacji wpisali jej święto do swoich kalendarzy; dominikanie uczynili to w 1244 r. W wielu diecezjach niemieckich było to święto obowiązujące. Wezwanie św. Elżbiety nosi też wiele kościołów i kaplic na Węgrzech, w Niemczech, Niderlandach, we Francji, Hiszpanii i Włoszech, a także w Anglii. W średniowieczu pielgrzymki do grobu św. Elżbiety cieszyły się wielką popularnością. Zaprzestano ich w 1539 r. w czasach reformacji, wprowadzonej w Hesji przez księcia Filipa. Od tego czasu kościół św. Elżbiety w Marburgu należy do protestantów. Do Polski kult św. Elżbiety dotarł wkrótce po jej kanonizacji, o czym świadczy pierwszy kościół pod jej wezwaniem, wzniesiony w latach 1241-48 we Wrocławiu, a w XIII w. – kościół cystersów w Obrze.

    W sztuce cykle ilustrujące sceny z życia i działalności Elżbiety pojawiły się już w XII wieku; do ciekawszych zalicza się m.in. srebrny relikwiarz z ok. 1250 r., ukazujący sceny pożegnania Elżbiety z Ludwikiem IV, Elżbietę przyjmującą habit franciszkański, rozdającą jałmużnę. Nie jest historycznie pewne, czy Elżbieta była tercjarką franciszkańską, choć z jej postacią wiąże się rozwój tercjarstwa w średniowiecznej Europie. W szybkim tempie zaczęły się też rozwijać zgromadzenia zakonne elżbietanek, poświęcające się pracy charytatywnej: pielęgnacji chorych we własnych szpitalach lub w domach prywatnych, opiece nad dziećmi, zaniedbaną młodzieżą i starcami.

    Znane są liczne legendy o dobroczynnych dziełach św. Elżbiety. Jedna z nich mówi, że zawsze wynosiła ona z zamku jedzenie dla okolicznych biedaków. Gdy pewnego razu chciał w tym przeszkodzić brat męża, spod płaszcza Elżbiety zamiast pożywienia posypały się róże. Często więc św. Elżbieta jest przedstawiana na obrazach w płaszczu, spod którego sypią się róże, ale też z atrybutami miłosierdzia (chleb, ryba, lub dzban) i z żebrakiem u stóp, czasem też z modelem kościoła w ręku. Największa część relikwii św. Elżbiety znajduje się w kościele pod jej wezwaniem w Wiedniu oraz w Brukseli. Elżbieta jest patronką Turyngii i Hesji oraz Węgier, Zakonu Niemieckiego, elżbietanek, Caritas, Trzeciego Zakonu św. Franciszka, a także wdów, chorych, cierpiących, niewinnie prześladowanych, żebraków oraz piekarzy.

    Teresa Sotowska (KAI)/Niedziela

    **********************

    Święta Elżbieta Węgierska została patronką słowackich Koszyc

    Święta Elżbieta Węgierska została patronką słowackich Koszyc

    W minioną niedzielę podczas Mszy Świętej w archikatedrze pod wezwaniem św. Elżbiety w słowackich Koszycach odbyło się uroczyste ogłoszenie św. Elżbiety Węgierskiej patronką tego miasta. Dekret o uznaniu nowej patronki odebrał z rąk arcybiskupa Bernarda Bobera burmistrz Jaroslav Polaček.

    Propozycja zwrócenia się do Watykanu o zgodę na przyznanie Koszycom możliwości ogłoszenia św. Elżbiety Węgierskiej została przyjęta przez radę miasta 11 kwietnia 2019 roku. Tę decyzję poparł arcybiskup Bernard Bober, który stwierdził, że zawsze uważał św. Elżbietą za patronkę nie tylko samej katedry, ale całych Koszyc. Wniosek lokalnego samorządu, zatwierdzony przez archidiecezję, został skierowany do Watykanu.

    Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów 18 października wyraziła zgodę i potwierdziła, że „Święta Elżbieta Węgierska jest patronką Koszyc”. Mówiąc o powszechnym w Koszycach kulcie św. Elżbiety Węgierskiej burmistrz Polaček podkreślił, że radni miejscy już w XIII wieku używali pieczęci z wizerunkiem świętej, ale oficjalnie nie była ona nigdy ogłoszona patronką Koszyc. Dla władz miasta ważne jest także uznanie za patronkę św. Elżbiety, znanej z działalności dobroczynnej, w roku, w którym Koszyce są europejską stolicą wolontariatu.

    Św. Elżbieta była córką króla Węgier Andrzeja II z dynastii Arpadów i jego żony Gertrudy – siostry św. Jadwigi Śląskiej. Po śmierci męża landgrafa Turyngii Ludwika IV złożyła ślub wdowieństwa i przeniosła się do Marburga w Hesji. W Marburgu ufundowała szpital a resztę majątku rozdała ubogim. Zmarła w Marburgu w nocy z 16 na 17 listopada 1231 roku. 27 maja 1235 roku papież Grzegorz IX ogłosił ją świętą, a kult św. Elżbiety szybko rozszerzał się w Europie, szczególnie na Węgrzech, krajach niemieckojęzycznych, Francji, Hiszpanii, Włoszech i Anglii. Do Polski kult św. Elżbiety dotarł już w XIII wieku, wkrótce po kanonizacji. Św. Elżbieta jest patronką m.in. Węgier, Hesji i Turyngii.

    Katedra pod wezwaniem św. Elżbiety (słow. Dóm sv. Alžbety) jest największą świątynią katolicką na Słowacji, jej budowa rozpoczęła się w 1378 roku. Od początku utworzenia diecezji koszyckiej świątynia jest katedrą, a od uzyskania w 1804 roku rangi archidiecezji stała się archikatedrą. Koszycka katedra jest świątynią ważną do dzisiaj dla Węgrów nie tylko ze względu na jej patronkę św. Elżbietę. W świątyni złożone zostały w 1906 roku prochy Franciszka II Rakoczego, przywódcy powstania antyhabsburskiego i bohatera narodowego Węgier.

    Korzár.sk, Dnes24.sk, Pravda.sk, Postoj.sk, domsvalzbety.sk/PCh24.pl

    **********************************************

    W ikonografii przedstawiana jest z naręczem róż w fartuchu

    W ikonografii przedstawiana jest z naręczem róż w fartuchu
    Św. Elżbieta WęgierskaWIKIPEDIA / CC-SA 3.0

    ***

    Związane jest to z ciekawą legendą.

    Elżbieta urodziła się w 1207 r. w Bratysławie, jako trzecie dziecko Andrzeja II, króla Węgier, i Gertrudy, siostry św. Jadwigi Śląskiej. Miała zaledwie 4 lata, gdy została zaręczona z Ludwikiem IV. Wyszła za niego za mąż 10 lat później, w roku 1221. Z małżeństwa urodziło się troje dzieci. Po 6 latach Ludwik zmarł podczas wyprawy krzyżowej. Tak więc Elżbieta została wdową, mając 20 lat. 

    Ostatnie lata spędziła w skrajnym ubóstwie, oddając się bez reszty chorym i biednym. Zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 r. 

    Papież Grzegorz IX bullą z 27 maja 1235 r. ogłosił Elżbietę świętą. 

    Jest patronką Elżbietanek oraz III Zakonu św. Franciszka, Niemiec i Węgier. Jej imię przyjęło jako swoją nazwę kilka zgromadzeń zakonnych i dzieł katolickich. 

    W ikonografii św. Elżbieta przedstawiana jest w stroju królewskim albo z naręczem róż w fartuchu. Powstała bowiem legenda, że mąż zakazał jej rozdawać ubogim pieniądze i chleb. Gdy pewnego razu przyłapał ją na wynoszeniu bułek w fartuchu i kazał jej pokazać, co niesie, zobaczył róże, mimo że była to zima. Jej atrybutami są także: kilka monet i różaniec.

    o. Stanisław Tasiemski OP/Kai/Gość Niedzielny

    **************************************************************************************************************

    środa, 18 listopada 2020

    XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Błogosławiona Karolina Kózkówna,
    dziewica i męczennica

    Błogosławiona Karolina KózkównaKarolina urodziła się w podtarnowskiej wsi Wał-Ruda 2 sierpnia 1898 r. jako czwarte z jedenaściorga dzieci Jana Kózki i Marii z domu Borzęckiej. Pięć dni później otrzymała chrzest w kościele parafialnym w Radłowie. Jej rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo. Pracowała z nimi na roli. Wzrastała w atmosferze żywej i autentycznej wiary, która wyrażała się we wspólnej rodzinnej modlitwie wieczorem i przy posiłkach, w codziennym śpiewaniu Godzinek, częstym przystępowaniu do sakramentów i uczestniczeniu we Mszy także w dzień powszedni. Ich uboga chata była nazywana “kościółkiem”. Krewni i sąsiedzi gromadzili się tam często na wspólne czytanie Pisma świętego, żywotów świętych i religijnych czasopism. W Wielkim Poście śpiewano tam Gorzkie Żale, a w okresie Bożego Narodzenia – kolędy.
    Karolina od najmłodszych lat ukochała modlitwę i starała się wzrastać w miłości Bożej. Nie rozstawała się z otrzymanym od matki różańcem – modliła się nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy. We wszystkim była posłuszna rodzicom, z miłością i troską opiekowała się licznym młodszym rodzeństwem. W 1906 roku rozpoczęła naukę w ludowej szkole podstawowej, którą ukończyła w 1912 roku. Potem uczęszczała jeszcze na tzw. naukę dopełniającą trzy razy w tygodniu. Uczyła się chętnie i bardzo dobrze, z religii otrzymywała zawsze wzorowe oceny, była pracowita i obowiązkowa.
    Do Pierwszej Komunii św. przystąpiła w roku 1907 w Radłowie, a bierzmowana została w 1914 r. przez biskupa tarnowskiego Leona Wałęgę w nowo wybudowanym kościele parafialnym w Zabawie.
    Duży wpływ na duchowy rozwój Karoliny miał jej wuj, Franciszek Borzęcki, bardzo religijny i zaangażowany w działalność apostolską i społeczną. Siostrzenica pomagała mu w prowadzeniu świetlicy i biblioteki, do której przychodziły często osoby dorosłe i młodzież. Prowadzono tam kształcące rozmowy, śpiewano pieśni religijne i patriotyczne, deklamowano utwory wieszczów.
    Karolina była urodzoną katechetką. Nie poprzestawała na tym, że poznała jakąś prawdę wiary lub usłyszała ważne słowo; zawsze spieszyła, by przekazać je innym. Katechizowała swoje rodzeństwo i okoliczne dzieci, śpiewała z nimi pieśni religijne, odmawiała różaniec i zachęcała do życia według Bożych przykazań. Wrażliwa na potrzeby bliźnich, chętnie zajmowała się chorymi i starszymi. Odwiedzała ich, oddając im różne posługi i czytając pisma religijne. Przygotowywała w razie potrzeby na przyjęcie Wiatyku. W swojej parafii była członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości oraz Apostolstwa Modlitwy i Arcybractwa Wiecznej Adoracji Najświętszego Sakramentu.

    Błogosławiona Karolina KózkównaZginęła w 17. roku życia 18 listopada 1914 roku, na początku I wojny światowej. Carski żołnierz uprowadził ją przemocą i bestialsko zamordował, gdy broniła się pragnąc zachować dziewictwo. Po kilkunastu dniach, 4 grudnia 1914 r., w pobliskim lesie znaleziono jej zmasakrowane ciało. Tragedia jej śmierci nie miała świadków.
    Pogrzeb sprawowany w niedzielę 6 grudnia 1914 r. zgromadził ponad 3 tysiące żałobników i był wielką manifestacją patriotyczno-religijną okolicznej ludności, która przekonana była, że uczestniczy w pogrzebie męczennicy. Tak rozpoczął się kult Karoliny. Pochowano ją początkowo na cmentarzu grzebalnym, ale w 1917 roku bp Wałęga przeniósł jej ciało do grobowca przy parafialnym kościele we wsi Zabawa.
    W trakcie procesu beatyfikacyjnego 6 października 1981 r. przeprowadzono ekshumację i pierwsze rozpoznanie doczesnych szczątków Karoliny; złożono je w sarkofagu w kruchcie kościoła w Zabawie. Rekognicję kanoniczną i przełożenie doczesnych szczątków Karoliny do nowej trumny przeprowadzono w marcu 1987 r., po ogłoszeniu dekretu o męczeństwie służebnicy Bożej.
    10 czerwca 1987 r. w Tarnowie św. Jan Paweł II beatyfikował Karolinę. W czasie Mszy beatyfikacyjnej powiedział: “Święci są po to, ażeby świadczyć o wielkiej godności człowieka. Świadczyć o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym dla nas i dla naszego zbawienia – to znaczy równocześnie świadczyć o tej godności, jaką człowiek ma wobec Boga. Świadczyć o tym powołaniu, jakie człowiek ma w Chrystusie”.
    Uroczystym rozpoczęciem kultu bł. Karoliny była translokacja relikwii – przeniesienie trumny z przedsionka kościoła i złożenie jej w sarkofagu pod mensą głównego ołtarza jej parafialnego kościoła.
    Kilka lat temu przy Diecezjalnym Sanktuarium bł. Karoliny w Zabawie poświęcono kaplicę Męczenników i Ofiar Przemocy, a obecnie trwa budowa Pomnika Ofiar Wypadków Komunikacyjnych, który jest pierwszym etapem powstania Centrum Leczenia Traumy Powypadkowej.
    Bł. Karolina Kózkówna jest patronką Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM) i Ruchu Czystych Serc.

    W ikonografii przedstawiana jest z palmą w ręce.
    ILG-Czytelnia.pl

    *****************

    Żywot Błogosławionej Karoliny Kózkówny

    Image

    Środowisko

    Zabawa to stara wieś rycerska, własność panów Zabawskich, choć tak naprawdę należała do dóbr stołowych biskupów krakowskich. Jeden z nich – biskup Wisław z Kościelca (1229-1242), chcąc poratować w biedzie swych braci, którzy, jak wielu innych, stracili wszystko podczas najazdu Tatarów w 1241 roku, pozwolił im w lasach radłowskich założyć dwie wsie. Były to właśnie Zabawa i Drohcza (dzisiejszy Zdrochec). Zabawscy jednak z czasem zaczęli sobie rościć pretensje do całości lasów. Dopiero energiczny biskup Zbigniew Oleśnicki (1423-1455) uporządkował te sprawy 4 maja 1450, czego świadectwem jest słup graniczny przy drodze do Radłowa. Napis ła-ciński głosi, że rozdziela on posiadłości duchowe i pańskie; na prawo daje duchowieństwu, na lewo przyznaje panom . Dziś trudno zgadnąć, od jakiego punktu mierzono te odległości, wtedy w każdy razie takie rozgraniczenie wystarczało…

    Zabawa leży ok. 20 km na północny zachód od Tarnowa i ok. 7-5 km na północ od Radłowa, do którego jako do parafii należała od stuleci wraz z sąsiednią wsią zwaną Wał Ruda. Obie te miejscowości w roku 1913 zostały odłączone od Radłowa i stały się samodzielną parafią. Ziemie tutejsze, położone w pobliżu Dunajca i pomniejszych jego dopływów to podmokłe piaski wydarte prastarej puszczy, które nigdy nie były zbyt urodzajne; od rolników wymagały ciężkiej pracy i cierpliwej wytrwałości.

    Wał Ruda składała się w XIX w. z trzech grup domów. Były to: wólka Śmietana licząca 47 domów i 212 mieszkańców, wólka Ruda mająca 29 domów i 149 mieszkań-ców oraz wieś Wał z 41 domami i 227 mieszkańcami. W 1885 folwarki Radłów i Wał-Ruda kupił hrabia Tomasz Zamoyski, właściciel Kuźnic i Zakopanego .

    Kiedyś wólka, dziś przysiółek Śmietana przytyka wprost do lasu, części dawnej puszczy. Tam przyszła na świat Karolina Kózkówna, tam też rozegrał się ostatni akt jej 17-letniego życia: uprowadził ją i zamordował w lesie rosyjski żołnierz. Od samego początku miejscowy proboszcz i ludzie nazywali to morderstwo męczeństwem i historia przyznała im rację. Ale nie uprzedzajmy faktów…

    Znalezienie

    Gdy ją wreszcie odnaleziono, nie żyła już od dwóch tygodni. Leżała na wznak z otwartymi oczami zwróconymi ku niebu, pośród olch na mokradłach ledwie ściętych pierwszym mrozem, posypanych pierwszym śniegiem. Na twarzy zastygło cierpienie – niemy świadek stoczonej walki. Na szyi pod brodą widniał czarny skrzep, a od lewego obojczyka ku prawej piersi ciągnęła się głęboka rana. Bose, ubłocone nogi były podrapane kolcami ostrężyn i głogów, przez które się przedzierała uciekając. Ten, co ją znalazł, nie miał wątpliwości: była to poszukiwana od dwóch tygodni 16-letnia Karolina Kózkówna, uprowadzona 18 listopada 1914 roku przez rosyjskiego żołnierza.

    Dopiero w domu, gdy obmywano ciało, ujawniła się cała prawda tej śmierci. Odniesione rany były świadectwem dzikości napastnika, który nie mogąc jej zniewolić, szalał z szablą w ręku, rąbiąc, gdzie popadło. Gdy upadła martwa, zbrodniarz schował szablę i dołączył do swoich. Nigdy go nie odnaleziono.

    Karoliny nikt nie odważył się szukać, choć na wieść o uprowadzeniu córki Kózków we wsi zawrzało. Okazało się, że mimowolnymi świadkami ostatniej drogi Kózkówny byli dwaj jej rówieśnicy: Franek Zaleśny i Franek Broda, którzy ukrywali w lesie konie przed grożącymi wciąż rekwizycjami. Widząc rosłego żołnierza i szamocącą się z nim kobietę, której nie rozpoznali, pognali z wieści do wsi. Tak natknęli się na Jana Kózkę, który zapłakany stał oparty o róg stodoły i błędnym wzrokiem patrzył w las. Widząc go w takim stanie, chłopcy zrozumieli bez słów, że tą szamocącą się z osiłkiem była Karolina. Opowiedzieli więc, co widzieli: że broniła się dzielnie przed napastnikiem, że nawet próbowała mu się wyrwać i zawrócić.

    Uprowadzenie

    Ludzie zeszli się do Kózków i usiłowali jakoś pocieszać rozpaczającego Jana, od którego w urywanych zdaniach dowiedzieli się, co zaszło. Otóż krzątał się on po obejściu, gdy wpadło trzech rosyjskich żołnierzy domagających się chleba, niedługo potem znowu trzech, ale wszyscy, otrzymawszy chleb, odeszli. Potem wpadł jeszcze jeden, wypił garnuszek śmietany i poszedł sobie. Nastała po nim cisza, ale jakaś niedobra, złowroga.

    Było około dziewiątej, gdy w obejściu Kózków pojawił się rosły Kozak. Rozejrzał się czujnie wokoło i upewniwszy się, że niespodzianek nie będzie, ruszył ostro do Kózki z zapytaniem o to, gdzie są wojska austriackie. Przerażony gospodarz źle zrozumiał pytanie, co jeszcze bardziej rozwścieczyło żołnierza. Chwyciwszy biednego Jana za gardło trząsł nim jak gruszką i powtarzał swoje.

    Zza firanki przyglądała się całemu temu zajściu Karolina. Żołnierz ją zauważył i wszystko przeniosło się do izby. Karolina pytana o to samo, była niemniej przerażona od ojca, zdobyła się przecież na rezolutną odpowiedź: „Skoro tata nie wie, to ja tym bardziej”. Próbowała wymknąć się z izby, ale rosły drab stanął w drzwiach i nie pozwolił. Wrzeszcząc i przeklinając kazał ojcu i córce natychmiast iść ze sobą do oficera.

    Kózka ochłonąwszy nieco, próbował skierować pochód w stronę wsi (dom Kózków stał na jej skraju); liczył, że może chociaż córkę uda się jakoś uratować, ale żołnierz wskazał ręką pobliski las. Na jego skraju przystawił Janowi broń do piersi i mimo gorących jego protestów i zaklinania się na wszystko, zagroziwszy śmiercią, rozkazał wracać natychmiast do dzieci. Sterroryzowany Kózka, ociągając się, zawrócił. Dowlókł się do zagrody, oparł się o róg stodoły i stał tak blady, roztrzęsiony, patrzący przez łzy w stronę lasu. Tak zastali go chłopcy.

    Oczekiwanie

    W tym czasie wróciła Kózkowa z kościoła i dowiedziawszy się, co zaszło – zemdlała. Przyszedłszy do siebie, wśród łez i wyrzekań opowiedziała, jak to było z jej pójściem do kościoła. Otóż od 13 listopada w parafii odprawiano nowennę ku czci św. Stanisława Kostki, patrona młodzieży. W tym dniu Karolina była do spowiedzi i Komunii św. i potem biegała codziennie rano do kościoła. Po raz ostatni 17 listopada. Po południu tego dnia wieś i okolica stała się wielką kwaterą wojsk rosyjskich. Na razie ich zachowanie się było względnie poprawne, ale ludzi sparaliżowała trwoga. Byli przecież zupełnie bezbronni wobec gwałtów, rekwizycji bydła i koni oraz dzikości Kozaków, o których gotowości do „pohulanki” opowiadano sobie wieści jedne straszniejsze od drugich. Krytycznego dnia, 18 listopada, Kózkowa wstała z gotowym postanowieniem: Karolcia zostanie dziś w domu ze względu na plątających się żołnierzy, do kościoła zaś pójdzie ona sama. Karolina próbowała wytłumaczyć matce, że i ona powinna pójść, ale matka pozostała nieugięta.

    Mijały godziny, a Karolina nie wracała. Na drugi dzień co śmielsi ruszyli na poszukiwania, powiadomiono proboszcza, ten zaś z kolei wystąpił energicznie do władz wojskowych. Wszczęto poszukiwania na większą skalę, komenda wojsk rosyjskich przydzieliła nawet kilku żołnierzy, którzy przeszukali las zgodnie z tym, co opowiadali chłopcy, ostatni świadkowie zmagań dziewczyny z napastnikiem – wszystko na próżno. Przepadła jak kamień w wodę.

    Tymczasem Karolina na skutek ucieczki, której nie brano w rachubę, znalazła się na skraju lasu, do którego została uprowadzona. Odnalazł ją zupełnie przypadkowo Franciszek Szwiec, który 4 grudnia zbierał tam gałęzie na opał. W rezultacie dokładnych oględzin zwłok nie stwierdzono zgwałcenia. Ceną stało się życie.

    Nagle wszystko się zmieniło. Kilkadziesiąt minut heroicznych zmagań sprawiło, że na życie Karoliny ludzie zaczęli patrzeć zupełnie inaczej. Zaczęli rozumieć to, co przedtem wydawało się im dziwactwem, na co przedtem co najwyżej wzruszali ramio-nami. Zaczęli zauważać głębiej tam, gdzie przedtem widzieli przesadę, a codzienna wierność Karoliny Bogu nabrała wyrazu świadectwa. Już ludzie zgromadzeni na pogrzebie w niedzielę 6 grudnia, a zebrało się ich ponad 3 tysiące, pod wrażeniem tego, co się stało, w atmosferze żalu, dawali wyraz przekonaniu o świętości jej życia, a to, co zaszło, zaczęto nazywać męczeństwem.

    Z takiej rodziny wyszła

    Karolina Kózkówna urodziła się 2 sierpnia 1898 roku we wsi Wał-Ruda nad Dunajcem, 23 km od Tarnowa, w przysiółku o nazwie Śmietana. Była czwartym spośród jedenaściorga dzieci Jana i Marii z Borzęckich. Ona wywodziła się ze swoistej arystokracji wiejskiej, była bowiem córką jednej z najbogatszych rodzin w okolicy, on zaś, osierocony przez ojca w 7 roku życia i źle traktowany przez ojczyma, był zwykłym ubogim wyrobnikiem. To że Borzęccy zgodzili się na małżeństwo swej córki z biedakiem tułającym się po służbach świadczy o szacunku, jakim Jan się cieszył w swoim środowisku.

    Mimo tych różnic w pozycji społecznej Kózkowie pracowali zgodnie na malutkim początkowo gospodarstwie; żyli skromnie i ubogo, dzięki czemu stopniowo dorobi-li się własnego domu i dokupili ziemi. Byli ludźmi głębokiej wiary, należeli do Apostolstwa Modlitwy, Żywego Różańca oraz Bractw Wstrzemięźliwości i Komunii św. wynagradzającej. Jeżeli jednak pobożność Jana była cicha jak on sam, to pobożność Marii była bardziej żywiołowa. Wielokrotnie wędrowała o chlebie i wodzie do cudownych obrazów Matki Bożej w pobliskim Odporyszowie koło Żabna i oddalonym o po-nad 40 km Tuchowie; 13 razy była z kompanią w Kalwarii Zebrzydowskiej, chodziła też i do odległej Częstochowy…

    Dzień u Kózków rozpoczynał się bardzo wcześnie: w lecie – o czwartej, w zimie – o piątej. Krzątając się przy porannych obrządkach, śpiewali Godzinki. Przy tym śpiewie budziły się dzieci, musiały więc zachować ciszę przy ubieraniu się. Dopiero teraz cała rodzina pod przewodnictwem matki odmawiała pacierz, po czym zasiadano do śniadania, a następnie każdy szedł do swoich zajęć: młodsze dzieci do szkoły, starsze zostawały do pracy w gospodarstwie lub u sąsiadów, podobnie rodzice. W południe odmawiało się Anioł Pański, po czym następował typowy wiejski obiad: ziemniaki z kapustą, groch, bób lub kasza, w niedziele zaś kluski lub pierogi; mięso u Kózków zjawiało się tylko w wielkie święta; w porze letniej około piątej po południu bywał pod-wieczorek (chleb i mleko). Pracowity dzień kończył się wieczerzą, którą poprzedzała wspólna modlitwa Anioł Pański. Około dziewiątej wszyscy klękali do pacierza, po czym szło się spać.

    Nieco inaczej było w niedziele i święta. Rano, o ósmej rodzice wychodzili do kościoła do Radłowa (ponad 7 km), by przed sumą śpiewać różaniec, dzieci zaś wychodziły nieco później. Po powrocie z kościoła wszyscy zasiadali do obiadu, po czym ktoś z rodziny znów szedł do kościoła na nieszpory, pozostali zaś wypełniali wolny czas czytaniem czy śpiewem; dzieci opowiadały, co zapamiętały z kazania.

    Zwykle w świąteczno-niedzielne popołudnia do domu Kózków schodzili się sąsiedzi. Wspólnie odmawiano modlitwy, śpiewano – zależnie od okresu – kolędy, pieśni wielkopostne czy maryjne, kobiety u swej zelatorki zmieniały tajemnice różańcowe, czytywano Pismo Święte czy żywoty świętych, a także czasopisma religijne, które Kózkowna prenumerowała.

    Drugim domem, który ściągał ludzi, był dom brata Kózkowej, Franciszka Borzęckiego. Był to człowiek nieprzeciętny, nie tylko na owe czasy. Dużo czytał, wszystko przeżywał, rozważał i tłumaczył potem innym. Miał po ojcu sporą bibliotekę, którą wciąż uzupełniał nowymi książkami. Jedną z izb swej obszernej chaty przeznaczył Franciszek na coś w rodzaju świetlicy-biblioteki. Tam właśnie zbierali się ludzie, wymieniali uwagi i doświadczenia z dziedziny rolnictwa, sadownictwa i hodowli, organizowali okolicznościowe nabożeństwa, recytacje wierszy czy śpiewania pieśni religijnych i patriotycznych. Czytano też na głos książki czy czasopisma; czynił to chętnie sam Franciszek lub Karolina, którą ludzie bardzo za to lubili, bo czytała płynnie, miała dobry głos i dykcję. W takim to środowisku i klimacie wzrastała Karolina.

    Osobowość Karoliny

    Karolina nie wyróżniała się niczym szczególnym, miała jednak w sobie coś, co sprawiało, że ludzie ją lubili. Nigdy nie chorowała. Sama niezmordowana, dokładna i obowiązkowa z trudem mogła zrozumieć czyjeś utyskiwania. W takich wypadkach, jak zapamiętały jej koleżanki, bywała apodyktyczna, ostra i wybuchowa, choć przelotnie. Była ogromnie wrażliwa na doznane dobro, ale też głęboko przeżywała własne niepowodzenia, żywiołowo współczuła nieszczęściu, cierpieniu czyjejś biedzie czy niedoli. Kiedyś, gdy w lesie zbierała z dziewczętami gałęzie na opał, uzbieraną wiązkę oddała koleżance, mówiąc po prostu: „Tobie trzeba więcej, bo ci bieda”. Nad sobą nigdy się nie użalała, wiedziała, czego chce, a ludzie mówili, że wszystko, co robiła i mówiła, było głęboko przemyślane i celowe. Była rozważna i spokojna, emanował z niej spokój wyrażający świadomość celu, stałość dążeń i siłę woli.

    Do szkoły Karolina chodziła w rodzinnej miejscowości, uchodziła za uczennicę pilną, obowiązkową i pracowitą, taką ją zapamiętały koleżanki, tak ją wspominali nauczyciele i katecheci. Najpilniej jednak uczyła się religii; z czasem zaczęła imponować środowisku swą wiedzą w tej dziedzinie. Toteż matki bo niej odsyłały dzieci po wyjaśnienia katechizmowe. Bywało, że i starsi nie krępowali się pytać nastolatki, nawet proboszcz przyznawał, że rozmawiając z Karoliną na tematy religijne, sam wiele korzystał. Religijność była jej żywiołem, stała się czynnikiem porządkującym całe jej życie, nadającym szczególny rys mistycyzmu jej dojrzewającej osobowości.

    Karolina bardzo lubiła się modlić. Modlitwa była dla niej rozmową z niewidzialnym, ale wszędzie obecnym Bogiem, którego obecność żywo odczuwała. Układając kwiatki przed domowym ołtarzykiem Matki Boskiej była jak zahipnotyzowana, jak-by stała wprost przed Maryją. Modliła się z głębokiej potrzeby serca. Bywało, że wstawała wraz z rodzicami, a nawet i wcześniej, by móc się długo modlić, potem zaś, odrobiwszy swoje, „leciała” do kościoła na Mszę św. Wieczorami, zwłaszcza zimą, długo klęczała przy łóżku modląc się. Ojciec czasem zwracał jej uwagę: „Idź już spać, bo zimno, nie klęcz tyle”. – Jeszcze się wyśpię – odpowiadała, a potem długo przesuwała w palcach różaniec , który zwykła odmawiać cały, czyli wszystkie trzy części.

    Modlitwa była jej potrzebna do życia. „Żeby się dostać do nieba – westchnęła kiedyś – jakby tam było dobrze”. Właśnie myśl o niebie kazała jej nosić się skromnie. „Nie chcę się stroić, bo by mnie pycha ponosiła i nie mogłabym się modlić” – mówiła i to samo doradzała koleżankom. Podziwiano jej pracowitość i poczucie obowiązku, praca była dla niej jakby wewnętrzną potrzebą.

    Niewiele zapewne osób domyślało się, że źródłem jej niezmordowanej aktywności było zjednoczenie z Chrystusem; ona dla Niego pracowała. „Żeby Pan Jezus nas kochał – mawiała – żeby podobać się Bogu”. Nie umiała próżnować. „Pan Jezus na nas patrzy – mówiła, zachęcając siebie i koleżanki. Tutaj też zapewne trzeba widzieć źródło jej głębokiego poczucia uczciwości. Kiedyś np., gdy pracę we dworze przerwał deszcz, ona wzbraniała się przyjąć zapłatę za pełną dniówkę.

    Miała Karolina wyrobione poczucie obowiązku. Wszystkie swoje zobowiązania, czy to w domu, czy w szkole, czy na „pańskim” wykonywała pilnie i dokładnie, z po-czuciem odpowiedzialności. Obowiązkowości domagała się też od innych, od rodzeństwa i koleżanek.

    W opinii środowiska była dziewczyną subtelną i wrażliwą, zwłaszcza na wszelką dwuznaczność w mowie i zachowaniu. Nie pozwalała na rozmowy nieprzyzwoite, niestosowne słowa czy żarty. Otoczenie wiedziało o tym i dostosowywało się do niej, choć czasem niechętnie. „Uważajcie – mówili czasem chłopcy z przekąsem – bo jest tu ta tercjarka, to znowu będzie boleć, jak coś złego powiemy”. Nie gniewała się te i tym podobne epitety, cieszyła się, że jednak uważali, wprawdzie ze względu na nią, ale jednak zła było mniej, a to przyczyniało chwały Bogu. Świadkowie jej życia pamiętają, że była pogodnego usposobienia, a przy tym cicha i skromna, a nawet trochę nieśmiała. Wyróżniała się jakąś wewnętrzną harmonią, promieniowała pokojem duchowego ładu i porządku. Z głęboką, ujmującą wdzięcznością przyjmowała każdy przejaw dobra, serdecznie współczuła każdej niedoli, a przy tym była prosta i naturalna.

    Wyrastała ponad swe otoczenie, ponad jego zwyczajność, a przecież była zwyczajna, ot, zwykła wiejska, szczerze pobożna dziewczyna. Jeden ze świadków w procesie beatyfikacyjnym wyraził to po prostu: „Dusza pierwsza do nieba”. Niech te słowa posłużą nam za podsumowanie tego życia tak krótkiego, a tak intensywnego.

    Błogosławiona

    Droga Karoliny do oficjalnej chwały Kościoła była stosunkowo krótka jak na zwyczaje Kościoła, a to dlatego, że jej sprawę poprowadzono po linii męczeństwa (w takim przypadku nie potrzeba czekać na świadectwo cudu). Jednakże nim zapadła taka decyzja, w Kongregacji do spraw Świętych długo dyskutowano czy morderstwo popełnione na Karolinie przez żołnierza należy zaliczyć na smutne konto wojny, czy też było to męczeństwo w tradycyjnym rozumieniu oddania przez chrześcijanina życia za wiarę. Widocznie skłaniano się do sprowadzenia sprawy Karoliny na zwykłą, znacznie dłuższą drogę dowodzenia heroiczności cnót, skoro biskup Jerzy Ablewicz, całym sercem zaangażowany w sprawę beatyfikacji Karoliny, wróciwszy kiedyś z Rzymu powiedział, że jeśli sprawa jej męczeństwa nie przejdzie, to przynajmniej będziemy mieli (myślał o rodzinie Kózków) obraz wzorowej rodziny chrześcijańskiej.

    Ale gdy papież opowiedział się za męczeństwem, sprawa beatyfikacji Karoliny nabrała przyśpieszenia. Jakoż postanowiono, że dokona się ona w Tarnowie, 10 czerw-ca 1987 roku, podczas trzeciej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny.

    Do Tarnowa papież przybył z Lublina. Pogoda, niestety, popsuła się, i to już na powitanie Dostojnego Gościa. Cały wieczór siąpił deszcz, a nad ranem, gdy wielotysięczne rzesze pielgrzymów wędrowały na spotkanie z papieżem, runęła potężna ulewa. Na placu beatyfikacyjnym rozmiękły drogi, co uniemożliwiło papieżowi przejechanie pomiędzy sektorami. Ogromna, licząca ok. 1,5 mln rzesza ludzi nie mogła, niestety z najdalszych sektorów zobaczyć papieża. Ale Jan Paweł II w lot wyczuł sytuację i prze-jął kierowanie tym rozentuzjazmowanym morzem ludzi. Gestem szeroko i daleko wy-ciągniętych ramion zdawał się pozdrawiać właśnie tych najdalej stojących, a potem przemówił w sposób prosty, ciepły i swojski:

    „Prawdopodobnie – zaczął Jan Paweł II swe spotkanie z prawie 2-milionową rzeszą pielgrzymów – myślicie sobie: co ten Papież? Przyjechał, wyszedł tu na górę, tak stoi i patrzy. No właśnie! Bo ja tu przyjechałem się napatrzeć! Jak się spotkać inaczej? Żeby się spotkać, trzeba się sobie przypatrzeć. Więcej, trzeba się sobie napatrzeć… A tutaj jest się czemu, a raczej jest się komu napatrzeć. Miało się to odbyć przez przejazd pomiędzy zgromadzonymi, ale drogi się popsuły i nie można przejechać… Więc jeśli się nie mogę napatrzeć z bliska, to przynajmniej z daleka…”

    A potem, już w promieniach słońca, Jan Paweł II celebrował Mszę św. w otoczeniu biskupów i kilkudziesięciu kapłanów. Na honorowym miejscu zasiadły dwie siostry błogosławionej Karoliny, Katarzyna i Maria, jedyne żyjące spośród jej licznego rodzeństwa.

    Po obrzędach wstępnych Ojciec św. wygłosił formułę beatyfikacyjną: „Naszą powagą apostolską ogłaszamy, że czcigodna sługa Boża Karolina Kózkówna otrzymuje z dniem dzisiejszym tytuł Błogosławionej, a jej święto będzie można obchodzić 18 listopada, w dniu jej narodzin dla nieba. W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”.

    Przy śpiewie „Amen” odsłonił się obraz nowej Błogosławionej, a rzesza podjęła śpiew „Chwała na wysokości Bogu”.

    Po Ewangelii papież wygłosił homilię, w której mówił m. in.: „Ta młodziutka córka Kościoła tarnowskiego, którą od dzisiaj będziemy zwać błogosławioną, swoim życiem mówi przede wszystkim do młodych, do chłopców i dziewcząt… Mówi o wielkiej godności kobiety: o godności ludzkiej osoby. O godności ciała, które wprawdzie na tym świecie podlega śmierci, jak i jej młode ciało uległo śmierci, ale to ludzkie ciało nosi w sobie zapis nieśmiertelności, jaką człowiek ma osiągnąć w Bogu wiecznym i żywym, przez Chrystusa…

    Tam, pośród równinnych lasów, w pobliżu miejscowości Wał-Ruda, zdaje się trwać ta Wasza Rodaczka… i świadczyć o niezniszczalnej przynależności człowieka do Boga samego… Czyż to nie ona, Karolina, w obliczu straszliwego zagrożenia ze strony drugiego człowieka, woła do Boga słowami psalmisty: «Zachowaj mnie, Boże, bo chronię się u Ciebie?… Ty ścieżkę życia mi ukarzesz» (Ps 16, 1. 11)?… To tak jakbyśmy szli po śladach ucieczki tej dziewczyny, opierającej się zbrojnemu napastnikowi, szukającej ścieżek, na których w pobliżu jej wsi, ocalić życie i godność… Na tej ścieżce ucieczki został zadany ostatni, zabójczy cios. Karolina nie ocaliła życia doczesnego… Oddała je, aby zyskać życie z Chrystusem w Bogu… Padając pod ręką napastnika, Karolina dała ostatnie na tej ziemi świadectwo temu życiu, które jest w niej od momentu chrztu w kościele parafialnym w Radłowie… Ginie więc Karolina. Jej martwe ciało dziewczęce pozostaje wśród leśnego poszycia. A śmierć niewinnej zdaje się odtąd głosić ze szczególną mocą tę prawdę, którą wypowiada psalmista: «Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, to On mój los zabezpiecza» (Ps 16, 5). Tak. Karolina porzucona wśród lasu rudziańskiego jest bezpieczna. Jest w rękach Boga, który jest Bogiem życia…

    Dziecko prostych rodziców, dziecko tej nadwiślańskiej ziemi, «gwiazdo» Twojego ludu, dziś Kościół podejmuje Twoje wołanie bez słów i nazywa Ciebie Błogosławioną!”…

    Chronologia życia, męczeństwa i kultu błogosławionej Karoliny Kózkówny

    2 VIII 1898 r. – Narodziny Karoliny, córki Jana Kózki i Marii z domu Borzęckiej, zamieszkałych w Wał Rudzie 49 – przysiółek Śmietana.

    7 VIII 1898 r. – Chrzest św. w kościele parafialnym w Radłowie udzielony przez
    ks. Józefa Olszowieckiego.

    1905 r. – Rozpoczyna naukę w Szkole Powszechnej w Wał Rudzie.

    1907 r. – Przystępuje do Pierwszej Komunii Świętej.

    1910 – 1913 – Budowa kościoła parafialnego w Zabawie.

    1911 r. – Karolina kończy Szkołę Powszechną i rozpoczyna naukę na dwuletnim kursie nauki dopełniającej.

    27 VII 1913 r. – Pierwsza Msza święta w kościele parafialnym.

    18 V 1914 r. – Karolina przyjmuje Sakrament Bierzmowania w kościele parafialnym w Zabawie.

    18 XI 1914 r. – Karolina zostaje zamordowana w wałrudzkim lesie przez rosyjskiego żołnierza.

    4 XII 1914 r. – Franciszek Szwiec odnajduje ciało zamordowanej Karoliny na skraju lasu pod olszyną.

    6 XII 1914 r. – Pogrzeb Karoliny, ciało zostaje złożone na parafialnym cmentarzu.

    18 XI 1917 r. – Przeniesienie ciała Karoliny z cmentarza do grobowca na placu przykościelnym.

    25 VIII 1948 r. – Ks. Władysław Mędrala przedkłada na trzecim Synodzie Diecezji Tarnowskiej pisemną petycję o wszczęcie procesu w sprawie męczeństwa Karoliny.

    13 IX 1963 r. – Biskup Jerzy Ablewicz zleca ks. dr. J. Białobokowi przygotowanie procesu informacyjnego w sprawie beatyfikacji i kanonizacji Karoliny Kózkówny.

    30 VI 1986 r. – Ojciec Święty Jan Paweł II ogłasza dekret o męczeństwie Sługi Bożej Karoliny Kózkówny.

    18 III 1987 r. – Umieszczenie relikwii Błogosławionej Karoliny w aluminiowej trumience i złożenie jej w sarkofagu pod mensą głównego ołtarza kościoła w Zabawie oraz przeznaczenie cząstek do relikwiarzy.

    10 VI 1987 r. – Ojciec Święty Jan Paweł II podczas trzeciej pielgrzymki do Polski dokonuje uroczystej beatyfikacji Karoliny Kózkówny na tarnowskich błoniach.

    10 VI 2002 r. – Biskup Tarnowski Wiktor Skworc wydaje dekret i ustanawia Diecezjalne Sanktuarium Błogosławionej Karoliny w Zabawie.

    18 VI 2002 r. – Biskup Tarnowski Wiktor Skworc podaje wiernym modlitwę o kanonizacje Błogosławionej Karoliny Kózkówny.

    20 XI 2004 r. – Poświęcenie Kaplicy Męczenników i Ofiar Przemocy.

    18 XI 2006 r. – Biskup Tarnowski Wiktor Skworc poświęca stacje drogi krzyżowej szlakiem męczeństwa i rozpoczyna proces kanonizacyjny Błogosławionej Karoliny.

    15 XI 2009 r. – Biskup Tadeusz Płoski poświęca kamień węgielny pod Pomnik Ofiar Wypadków Drogowych i Komunikacyjnych.

    29 VII 2012 r. – Poświęcenie pomnika Ofiar Wypadków Drogowych i Komunikacyjnych Przejście przez ks. bpa Wiesława Lechowicza.

    18 X 2012 r. – Senat Rzeczpospolitej Polski przyjmuje uchwałę uczczenia bł. Karoliny z okazji 25 lecia Jej beatyfikacji.

    Sanktuarium Bł. Karoliny Kózkówny

    **************************************************************************************************************

    #RedWeek: kościoły w kolorze krwi

    #RedWeek: kościoły w kolorze krwi
    PEXELS

    ***

    Tysiące kościołów, zabytkowych budynków i pomników na całym świecie zostaną oświetlone na czerwono jako protest przeciw niekończącym się prześladowaniom chrześcijan. Akcja, organizowana przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie, rozpoczyna się 18 listopada i potrwa tydzień.

    „Koronawirus może przyniósł wiele zmian, ale chrześcijaństwo ciągle pozostaje najbardziej prześladowaną religią na świecie” – podkreślił Thomas Heine-Geldern, przewodniczący papieskiego Stowarzyszenia. Wyjaśnił, że ta międzynarodowa inicjatywa ma być znakiem wyznawców Chrystusa, którzy z powodu prześladowań „mają zamknięte usta”. Czerwone kościoły mają wyrażać ich „krzyk sprzeciwu”.

    Wiele krajów ma się przyłączyć do akcji #RedWeek – od Kanady po Australię. Inicjatywa rozpocznie się w Austrii, od wiedeńskiej katedry św. Szczepana, budynku parlamentu i ponad 50 innych kościołów w stolicy. Następnie na czerwono zostaną oświetlone m.in. Koloseum w Rzymie, Zamek Bratysławski na Słowacji, bazylika Notre Dame w Montrealu, a także pomnik Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro.

    Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie organizuje akcję #RedWeek od 2015 roku. Służy ona zwiększaniu świadomości o Kościele cierpiącym na całym świecie, zachęcając do materialnego i duchowego wsparcia oraz solidarności z braćmi w wierze, którzy z różnych względów nie cieszą się wolnością wyznawania wiary w Chrystusa.

    Vaticannenews.va/Gość Niedzielny/17.11.2020

    ********************************************************************************************************

    czwartek, 19 listopada 2020

    XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    wspomnienie bł. Salomei, dziewicy, zakonnicy

    BŁOGOSŁAWIONA SALOMEA
    Wikipedia | Domena publiczna

    ***

    Bł. Salomea (1212-1268) – była córką Leszka Białego i Grzymisławy, księżniczki ruskiej. Poślubiła księcia węgierskiego Kolomana. Żyła z nim w dziewiczym małżeństwie.

    W roku 1219 zasiadła z mężem na tronie halickim. Wkrótce potem, po klęsce z wojskami księcia nowogrodzkiego, Mścisława, zostali zmuszeni do rezygnacji z Halicza i udali się na Węgry. W 20 lat później Koloman zmarł na skutek ran odniesionych w bitwie z Tatarami.

    Po jego śmierci Salomea wróciła do Polski i w 1245 roku wstąpiła do klasztoru klarysek w Zawichoście koło Sandomierza. Ze względu na niebezpieczeństwo najazdu Tatarów jej brat, książę sandomierski i krakowski, Bolesław Wstydliwy ufundował i przeniósł klasztor do Skały pod Krakowem.

    Księżna Salomea założyła przy nim miasto na prawie niemieckim.

    Kult Świętej aprobował Klemens X (1673). Jej relikwie spoczywają w klasztorze franciszkanów w Krakowie.

    W ikonografii atrybutem bł. Salomei jest gwiazda uchodząca z jej ust w chwili śmierci.

    Aleteia.pl

    ****************************************************

    bł. Salomea

    (ok. 1211 – 1268)

    Witraż z błogosławioną Salomeą (fot. Sandra Cohen-Rose and Colin Rose, lic. CC BY-SA 2.0)

    Witraż z błogosławioną Salomeą/fot.Sandra Cohen-Rose and Colin Rose

    ***

    Biblijne imię Salomea pochodzi z języka hebrajskiego i oznacza pokój, (shalom). W wersji greckiej brzmi ono: Salóme. Imię to nosiła córka Herodiady, która za piękny taniec, namówiona przez matkę, poprosiła o głowę Jana Chrzciciela. Salomea była także jedna ze świętych niewiast przybyłych do grobu, aby po szabatowym spoczynku namaścić ciało Jezusa. Dzięki swej odwadze i dobroci otrzymała przywilej ogłoszenia radosnej nowiny o Zmartwychwstaniu Pańskim apostołom.

         Pośród kobiet noszących to imię znajduje się błogosławiona Polka. Jest nią Salomea Piastówna, pochodząca z książęcego rodu Piastów, zasiadających na tronie krakowskim.

         Wiek XIII, w którym żyła, był trudny. Rozbicie dzielnicowe związane z podziałem Polski na małe księstewka, powodowało bratobójcze walki. Ponadto państwa ościenne, korzystając z zamętu, zagarniały przyległe ziemie. Księstwo krakowskie należało wówczas do Leszka Białego. Aby zapobiec niekończącym się walkom z Rusią, postanowił zawrzeć z nią pokój i przypieczętować go ożenkiem z księżniczką ruską Grzymisławą. Z tego związku pierwsza przyszła na świat Salomea – “niosąca pokój”. Trudno bezspornie ustalić datę jej urodzin czy był to 1211 czy 1212 r.

         Jako córka książęca nie uniknęła włączenia swej osoby w sprawy polityczne. Jej ojciec po nieudanej obronie ziem Halicza, udał się po pomoc do króla Węgier Andrzeja II. Po zwycięstwie nad buntownikami król węgierski zażądał dla siebie władzy i książę polski, nie mogąc mu się przeciwstawić, zgodził się na to, z tym zastrzeżeniem, że jego syn Koloman poślubi polską księżniczkę. Traktakt ugodowy zawarto na Spiszu w 1214 r. Na jego mocy 7-letnia Salomea w roku 1219 opuszcza dom rodzinny w Krakowie, aby na węgierskim dworze przygotować się do roli małżonki 11-letniego wówczas Kolomana.

         Po zaręczynach Salomei z Kolomanem i pokonaniu przez wojska polsko-węgierskie księcia halickiego, oboje zasiedli na zdobytym tronie. Władanie ich nie było jednak długie, ponieważ po dwóch latach szlachta ruska znów wznieciła bunt i pojmawszy młodocianych władców osadziła ich w więzieniu. Długo trwały rokowania wobec skomplikowanych stosunków politycznych. W wyniku ugody, po utracie księstwa halickiego Koloman i Salomea zostali uwolnieni i powrócili na dwór ojca, na Węgry.

         W 1225 r. osiągnęli wiek, w którym zaręczyny mogły dopełnić się przez udzielenie ślubu. Salomea została dziewiczą małżonką Kolomana, ponieważ uszanował on ślub czystości złożony przez nią w dzieciństwie. Choć nie brakowało na dworze węgierskim zabaw i uczt, Salomea żyła cicho i skromnie, wyrzekając się przywilejów królewskich, zajęta modlitwą i udzielaniem jałmużny. Wg legendy pewnego razu została zaproszona przez króla Andrzeja na ucztę. Gdy przywdziała na jego prośbę strój godny królowej, jej wdzięk i dostojeństwo zajaśniały wtedy w pełni, wzbudzając powszechny szacunek. Salomea nie wykorzystywała jednak swej pozycji dla samej siebie. Z dala od dworskich hulanek, była dobrze znana biedakom, którym nie szczędziła troski i pomocy.

         Młodym małżonkom król Andrzej przekazał zarząd częścią terytorium państwa: Sławonię, Dalmację i Kroację. Przed królewską parą stanęło teraz poważne zadanie oczyszczenia tych krajów z herezji i przywrócenia na ich terenie kultury chrześcijańskiej.

         Kaloman i Salomea, aby umocnić w sobie gorliwość chrześcijańską, włączyli się w świecką wspólnotę III Zakonu św. Franciszka z Asyżu zw. tercjarstwem. W dobrowolnym ofiarowaniu się służbie Bożej realizowali życiem ideały Ewangelii i w tym duchu podejmowali rządy nad powierzonym sobie ludem. Pomagali im w tej misji sprowadzeni z Włoch Bracia Mniejsi z I Zakonu św. Franciszka. Pracowali oni wśród ludu, głosząc przystępne kazania i wyjaśniając prawdy wiary. Zarabiali na życie własnymi rękoma, a często zbierali jałmużnę, aby ofiarować ją najbiedniejszym. Odnowa życia i obyczajów, jaką wnieśli Koloman i Salomea została dostrzeżona przez papiestwo i potwierdzona bullą Ojca św. Grzegorza IX. Prosty lud tych krain także wysławiał dobroć swych władców, szczególnie Salomei, która choć ukryta w cieniu męża nie szczędziła dla potrzebujących nawet swych własnych zasobów materialnych, a przede wszystkim modlitwy.

         Ten ewangeliczny trud przerwała nawała tatarska, która zaczęła atakować Europę wiosną 1241 r. Po spustoszeniu Polski, zatrzymani pod Legnicą Tatarzy skierowali się w stronę Węgier. Koloman ze swymi Słoweńcami dołączył do wojsk węgierskich, aby odeprzeć ataki najeźdźcy. W bitwie nad rzeką Sayo, przegranej przez Węgrów, został ciężko ranny i zmarł.

         Salomea w wieku 30 lat została wdową.

         Wróciła do Polski, gdzie żyła jeszcze jej matka Grzymisława, a na dworze krakowskim zasiadł od 1243 r. jej młodszy brat – Bolesław Wstydliwy. Nie chciała jednak przebywać na dworze książęcym. Porzuciła światowy rozgwar i beztroskie życie, a owiana żarliwością religijną dzięki ślubowi czystości, postanowiła poświęcić się życiu zakonnemu. Poznawszy już wcześniej życie Braci Mniejszych – surowe, ale radosne, w duchu ewangelicznego ubóstwa Biedaczyny z Asyżu – pragnęła utworzyć żeńską wspólnotę św. Franciszka. Chciała założyć klasztor i zgromadzić wspólnotę sióstr na wzór Damianitek zw. Ubogimi Paniami z klasztoru św. Klary w Asyżu. W realizacji tego zamierzenia pomogły jej siostry praskiej wspólnoty św. Agnieszki. Utworzyły one pierwszy konwent na ziemiach polskich. Salomea stała się pierwszą polską klaryską, gdy podczas kapituły zakonnej w Sandomierzu w 1245 r. prowincjał franciszkański o. Rajmund dokonał uroczystego aktu Jej obłóczyn, a bp krakowski Prandota udzielił Jej konsekracji dziewic, czyli poświęcił na mniszkę. Klasztor ufundowano w Zawichościekoło Sandomierza, dzięki dotacjom samej Salomei i jej brata Bolesława Wstydliwego.

         Przeniknięta duchem Ewangelii przyjmowała do klasztoru zarówno szlachcianki jak i dziewczęta z ludu. Jako fundatorka i założycielka klasztoru dbała o warunki życia sióstr. Wobec nieugiętej woli trwania w swych wyrzeczeniach spełnianych z radością i pogoda ducha, klaryski zaczęto otaczać powszechnym szacunkiem. Często je nawiedzano prosząc o wsparcie modlitewne, krzepiąc swą gorliwość przykładem ich życia. Niejednokrotnie też obdarowywano je majątkami ziemskimi. Zachowując wierność franciszkańskiemu ubóstwu, Salomea założyła przy klasztorze w Zawichoście mały szpital. Ofiarowywane siostrom wsparcie przekazywano chorym, a po zaspokojeniu ich potrzeb, z datków korzystała wspólnota.

         W tych burzliwych czasach miejsce to nie było bezpieczne. Polska przeżywała najazdy Tatarów i Litwinów. Za zgodą księcia Bolesława i za poradą bpa Prandoty siostry przeniosły się w miejsce bezpieczniejsze: do Skały pod Krakowem zwanej Kamieniem Najświętszej Maryi Panny (1260 r.). Nie ulega wątpliwości, że główny głos w tej sprawie miała Salomea, która też uzyskała od papieża Aleksandra IV zgodę na przeniesienie konwentu.

         Książę Bolesław zapewnił wspólnocie stały dochód. Z inspiracji Salomei nadał on również tej osadzie przywileje samodzielnego miasta klasztornego na prawie niemieckim (1267 r.). Dzięki tej fundacji zarządzanie dobrami klasztoru stało się. łatwiejsze. Powstanie miasta Skały po dziś dzień łączy się z imieniem Błogosławionej Klaryski.

         Salomea w swej miłości ku Bogu, szukając ciszy i samotności, wkrótce przeniosła się do groty skalnej w pobliżu klasztoru, aby tam, jak Franciszek na Alwerni, przebywać sam na sam z Bogiem. Nie oszczędzała siebie, lecz przez posty i umartwienia, we włosiennicy, dniem i nocą wstawiała się w modlitwach za ojczyznę i swą wspólnotę.

         Wyczerpana podjętą pokutą, zapadła na zdrowiu. Podjęła wówczas starania, mające na celu zapewnienie dalszego trwania wspólnoty. Dokładnie 30 sierpnia 1268 r. sporządziła testament. Jako “pokorna służebnica Chrystusa” zatroszczyła się nie tylko o byt materialny swych duchowych sióstr, ale przekazała na rzecz wspólnoty całość dóbr osobistych, jakimi dysponowała, o dużej wartości i znaczeniu dla kultury polskiej. Tym sposobem klasztor wszedł w posiadanie wielu cennych relikwii, szat liturgicznych, obrazów, a przede wszystkim bezcennego na owe czasy księgozbioru np. ksiąg chórowych (antyfonarzy, kancjonałów, graduałów, brewiarzy, itp.), bez których pielęgnowanie rozbudowanych śpiewów kościelnych byłoby niemożliwe.

         Powierzając w modlitwach swe siostry i ich losy Bogu, sama z cichością oczekiwała na śmierć. Przyjęła ją pogodnie dnia 10 listopada 1268 r. Jej ciało wydające miły zapach umieszczono na marach w chórze klasztornym i przez kilka dni siostry żegnały swą Matkę. Wtedy też siostry były świadkami pierwszych cudów za Jej przyczyną: s. Bogusława uzdrowienia chorych oczu, a s. Agnieszka wróciła do pełni sił po dotkliwym upadku.

         Pochowana została tymczasowo w klasztorze skalskim. W roku następnym 22 maja odbyło się uroczyste przeniesienie zwłok do grobowca w kościele oo. Franciszkanów w Krakowie. Złożono je w krypcie prezbiterium świątyni, na wprost ołtarza głównego. Upamiętniono to miejsce napisem “Ossa B. Salomeae Reginae Haliciae Ord.S.Clarae” na płycie w posadzce kościoła.

         Sława świętości Salomei przyciągała wielu pątników, którzy paląc świece, lampy, klęcząc, padając krzyżem prosili o Jej wstawiennictwo.

         Kult świątobliwej Klaryski ożywił się jeszcze bardziej, gdy do Krakowa w 1320 r. przybyły klaryski skalskie. Oddano im w posiadanie kościół św. Andrzeja Ap. staraniem Jadwigi, żony króla Władysława Łokietka, który w tym właśnie roku zdołał państwo polskie zjednoczyć i na nowo uczynić królestwem. O uznanie świętości pierwszej polskiej klaryski proszono Stolicę Apostolską zaraz po jej śmierci. Obiektywne trudności uniemożliwiły jednak realizację tego zamysłu i dopiero w 1673 r. papież Klemens X zatwierdził kult Salomei jako Błogosławionej.

         Decyzję Ojca św. powitano w Polsce z wielką radością. Pierwsze uroczyste obchody przygotowano w dniu Jej poświęconym. W wigilię święta 16 XI 1673 r. wyruszyła procesja z relikwiami, prowadzona z klasztoru św. Andrzeja Ap. do kościoła oo. Franciszkanów. Podczas przemarszu biły dzwony ze słynnym Zygmuntem, palono sztuczne ognie, oddawano salwy, grały orkiestry, powiewały sztandary cechowe i brackie.

         Relikwie nowej Błogosławionej złożono na ołtarzu, w kaplicy Cechu Cieśli. Przez całą oktawę odbywały się nabożeństwa z litanią i pieśniami ku Jej czci. Radość z zatwierdzenia kultu bł. Salomei była tym większa, że zbiegła się z wiadomością o zwycięstwie wojsk polskich w walce z Turkami pod Chocimem, o którego uproszenie krakowskie Bractwo Męki Pańskiej zorganizowało pielgrzymkę do klasztoru skalskiego.

         Po beatyfikacji dzień Jej święta wyznaczono na 17 listopada a obecnie – wg nowego kalendarza liturgicznego – obchodzi się je w Polsce 19 dnia tego miesiąca.

         Jako jedna z pierwszych Błogosławionych Polek, Salomea stała się pięknym wzorem dla niewiast naszej ojczyzny. Książęce pochodzenie nie przytłumiło Jej dążeń do doskonalenia się w cnotach chrześcijańskich. Doświadczana życiowymi trudnościami, ceniła te duchowe wartości, które w pełnym blasku widziała w Ewangelii.

         Rozwijając w sobie całkowite oddanie się miłości chrześcijańskiej, potrafiła twórczo oddziaływać na otaczających ją ludzi. Nawet małżeństwo, choć spowodowane względami politycznymi, przez zachowanie czystości dziewiczej ukazało małżonkom swój prawdziwy blask zjednoczenia dla budowy dobra i ładu Bożego, którego błogosławione skutki wychwalali poddani. Choć nie zaznała radości macierzyństwa, Salomea potrafiła z matczyną troską pochylić się nad każdym człowiekiem. Jako królowa i jako klaryska była troskliwą opiekunką każdego potrzebującego pomocy. Umocniona cnotami ewangelicznymi ukazała swym życiem rzeczywistą godność kobiety płynącą z duchowego bogactwa jej natury.


    ss. Klaryski

    ************************************************************

    piątek, 20 listopada 2020

    XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Dziś wspomnienie świętego Rafała Kalinowskiego, prezbitera

    archiwum

    ***

    Józef Kalinowski urodził się w 1835 roku w Wilnie. Ojciec był profesorem matematyki na Uniwersytecie Wileńskim. Po ukończeniu Instytutu Szlacheckiego (1843-1850) podjął studia w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach koło Orszy. Zrezygnował z nich po dwu latach.

    Przeniósł się do Mikołajewskiej Szkoły Inżynierii Wojskowej w Petersburgu. Po jej ukończeniu (1855) został adiunktem matematyki oraz awansował do stopnia porucznika. Następnie pracował przy budowie kolei żelaznej Odessa – Kijów – Kursk. Z powodów zdrowotnych otrzymał zwolnienie z wojska w 1863 roku.

    Gdy wybuchło powstanie styczniowe, objął obowiązki naczelnika litewskiego Wydziału Wojny. Po upadku powstania został aresztowany i osadzony w więzieniu. W wyniku procesu skazano go na karę śmierci. W więzieniu otaczała go atmosfera świętości.

    Wskutek interwencji krewnych i przyjaciół, a także z obawy że po śmierci Polacy mogą uważać Józefa Kalinowskiego za męczennika i świętego, władze carskie zamieniły mu wyrok na dziesięcioletnią katorgę na Syberii. Po ciężkich robotach, zmianach kolejnych miejsc zsyłki oraz wielu przeżyciach Kalinowski powrócił do kraju w 1874 roku.

    Tutaj zaproponowano mu stanowisko wychowawcy Augusta (kandydata na ołtarze) – syna księcia Władysława Czartoryskiego. Opiekował się nim przez trzy lata. W 1877 roku Józef Kalinowski wstąpił do nowicjatu karmelitów w Grazu, przybierając imię Rafał. Po studiach filozoficznych i teologicznych otrzymał święcenia kapłańskie (1882).googletag.cmd.push( function() { googletag.display( ‚aleteia-welcome’ ); } );

    W kilka miesięcy później został przeorem klasztoru w Czernej, następnie w Wadowicach. Był spowiednikiem o wyjątkowych darach, nazwano go „ofiarą konfesjonału”.

    Zmarł 15 listopada 1907 roku. Jego relikwie spoczywają w kościele karmelitów w Czernej.

    Beatyfikował go Jan Paweł II w 1983 roku, kanonizował w 1991. Patron oficerów i żołnierzy. Orędownik w sprawach trudnych i beznadziejnych.

    W ikonografii Święty przedstawiany jest podczas modlitwy w habicie karmelity.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    ***********************************************

    Na tropach ciszy

    Na tropach ciszy

    Święty Rafał Kalinowski (1835–1907)

    Drewniany krzyżyk, dziś już złamany, i srebrna łyżeczka, używane przez niego na Syberii. Metalowy pas pokutny, który zakładał na biodra, i brązowy szalik z włóczki, na którym wyszyto inicjały O.R. – ojciec Rafał. Te przedmioty przypominają o długiej drodze, która zaprowadziła Józefa Kalinowskiego ku świętości.

    Czerna – niewielka, malowniczo położona miejscowość w pobliżu Krakowa. Na wzgórzu porośniętym lasem – klasztor karmelitów bosych. W weekendy tutejsze sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej zapełnia się pielgrzymami. W dzień powszedni panuje tu cisza.

    Święty Rafał Kalinowski długo poszukiwał tej ciszy. Choć myśl o powołaniu zakonnym pojawiała się już w latach młodzieńczych, to jednak w czasie studiów i służby w wojsku carskim zagłuszył ją w sobie. Przez dziesięć lat nie przystępował do spowiedzi. Mimo to niespokojne serce Józefa (takie imię otrzymał na chrzcie) nużyło się życiem w Petersburgu – mieście pełnym przepychu i zbytków. „Co do mnie, to czuję, że nigdy siebie nie zaspokoję, zawsze mi będzie czegoś brakować” – pisał w listach.


    Niespokojne serce
    Urodził się w 1835 roku w Wilnie. Matka zmarła zaraz po jego porodzie, a ojciec ożenił się z jej siostrą, która odeszła równie szybko. Pan Andrzej Kalinowski został sam z pięciorgiem dzieci, ale ten stan nie trwał długo. Po niespełna dwóch latach Andrzej poznaje Zofię Puttkamer, córkę Maryli Wereszczakówny – tej samej, do której wzdychał młody Adam Mickiewicz. Zofia jest dużo młodsza od Andrzeja, ale miłość okazuje się silniejsza. Za kilka miesięcy Andrzej Kalinowski ożeni się po raz trzeci.

    Choć dla dorastającego chłopca ta sytuacja z pewnością nie była łatwa, Józef wzrastał w atmosferze miłości. Przychodzi jednak czas studiów – najpierw w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach pod Orszą, a potem w Mikołajewskiej Akademii Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, co wiąże się z nadaniem stopnia porucznika w armii carskiej. Józef zachwyca się zdobyczami dziewiętnastowiecznej techniki, ma powodzenie u kobiet z zamożnych domów. Po studiach, jako ceniony inżynier, prowadzi badania przy wytyczaniu kolei żelaznej na trasie: Odessa–Kijów–Kursk, a następnie pracuje przy rozbudowie i umocnieniu fortecy w Brześciu Litewskim. To wszystko nie przynosi mu ukojenia. „Rzucony od lat kilkunastu w życie tułacze” – tak ocenia swoją egzystencję w tamtym czasie.

    Zapał nie wygasł
    Prawdziwa tułaczka miała dopiero nadejść. Przekonujemy się o tym, patrząc na ścianę kaplicy św. Rafała w Czernej, na której znajdują się trzy obrazy Jerzego Kumali przedstawiające trzy kolejne etapy życia Świętego. Najpierw widzimy go jako ministra wojny na Wileńszczyźnie, podczas powstania styczniowego. Pod pretekstem słabego zdrowia odrzucił mundur oficerski, by przyłączyć się do rządu powstańczego i stać się, obok Konstantego Kalinowskiego, jedynym przedstawicielem naczelnej władzy powstańczej na Litwie.

    Na drugim obrazie Święty ukazuje nam się jako zesłaniec – za udział w powstaniu został skazany na karę śmierci, którą jednak zamieniono na dziesięć lat katorgi na Syberii. Pracuje w warzelniach soli w Usolu, a po amnestii przebywa w Irkucku, Permie i Smoleńsku. Wreszcie – po powrocie do Polski, podjęciu zadań wychowawcy księcia Augusta Czartoryskiego i podróżach z nim do sanatoriów Francji i Szwajcarii – widzimy już Józefa jako zakonnika, przesiadującego godzinami w konfesjonale. – Przemiana Józefa Kalinowskiego była raczej procesem niż nagłym olśnieniem – twierdzi oprowadzający nas karmelita, ojciec Piotr Karauda. – Po latach przyznawał, że w młodości zaniedbywał praktyki religijne, ale zapał do wewnętrznej pobożności w nim nie wygasł.



    Męczennik konfesjonału
    Opór przed spowiedzią przełamał podczas zawieruchy powstania styczniowego. Modlitwy przybranej matki i gorące prośby młodszej siostry Maryni okazały się owocne. Od tego czasu coraz silniej dojrzewa w nim myśl o wstąpieniu do zakonu, nie jest to jednak możliwe podczas zesłania. Dopiero w 1877 roku, za namową sióstr karmelitanek, modlących się o odnowę zakonu karmelitów bosych w Polsce, przyjmuje habit i imię: Rafał od św. Józefa. Cztery lata później składa uroczyste śluby zakonne i wyjeżdża do Czernej, a po roku jest już tam przeorem. Jako wspaniały spowiednik zyskuje miano „męczennika konfesjonału”.

    Ojciec Bronisław Jarosiński, karmelita bosy z Wadowic, gdzie ojciec Rafał założył klasztor, wspominał: „W Wadowicach w niedziele i święta o godzinie 4.45 – kiedy otwierano kościół – już kilkaset ludzi stało przed kościołem z dalekich stron, a niektórzy z nich wyszli z domu o północy (…) Ojciec Rafał wstawał o 3.45; od 4.00 do 5.00 odprawiał rozmyślanie w chórze zakonnym; o 5.00 odmawiał prymę i tercję, potem spowiadał do Mszy, a po dziękczynieniu ponownie szedł do konfesjonału, w którym często pozostawał do późnych godzin popołudniowych, a niejednokrotnie aż do wieczora”.

    Zmarł w opinii świętości w Wadowicach, a pochowano go na cmentarzu w Czernej. Dziś jego relikwie spoczywają w kaplicy św. Rafała. Zachowały się po Świętym pamiątki, które można oglądać w klasztornym muzeum. Jest wśród nich drewniany krzyżyk, dziś już złamany, i srebrna łyżeczka, których używał na Syberii. Jest brzozowy krzyż i kamienie – pamiątki z więzienia w Tobolsku. Jest metalowy pas pokutny, który zakładał na biodra, i brązowy szalik z włóczki, na którym wyszyto inicjały O.R. – ojciec Rafał. Trudno patrzeć na te przedmioty bez wzruszenia. Przypominają one o długiej drodze, która zaprowadziła Józefa Kalinowskiego ku świętości.

    Szymon Babuchowski/GN 46/2007

    *******************************************************************

    Inżynieria świętości – św. Rafał Kalinowski

    fot. Przymierze z MARYJĄ.pl

    ***

    Spowiadaj się często, a spowiadaj się dobrze. Chcesz sercem wspaniałomyślnym wykonywać twe obowiązki, nieraz zbyt uciążliwe i twemu usposobieniu przeciwne? Chcesz posiadać męstwo, aby nie upadać na duchu, gdy cię jaka boleść dosięgnie? Spowiadaj się często, ale spowiadaj się dobrze! Czy chcesz na koniec zostać świętym i na pewno iść drogą do nieba – spowiadaj się często, lecz spowiadaj się dobrze!
    Św. Rafał Kalinowski OCD

    Jego osoba i życie jednoznacznie wskazują, jak bardzo na drogi duchowe ma wpływ historia, szczególnie ta trudna: w upokorzonym narodzie bez państwa. Ale dzięki temu sylwetka św. Rafała jawi się czysta, jej zarys klarowniejszy. Kalinowski miał wiele twarzy, które uświęcił: przeżył wiele czasów łączonych w jedno życie.

    Twarz w Nią wpatrzona

    Pochodził z Wilna, dano mu imię Józef i można powiedzieć, że jego życie jest przepasane obecnością Maryi – Tej z Ostrej Bramy. Urodził się w 1835 r., niemal pod Jej okiem, by ostatecznie wstąpić do zakonu Jej poświęconego – Braci Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel. To pierwsza, ważna lekcja jego życiorysu – opasać się obecnością Maryi, Tej, która wpatrzona jest z miłością w Chrystusa.

    Twarz relacji poszukująca

    Po ukończeniu gimnazjum (1850) wybrał Mikołajewską Akademię Inżynierii Wojennej w Petersburgu. Po jej ukończeniu (1857) budował arterie kolejowe i mosty na trasie Odessa – Kursk. To ważny trop. Budował mosty, a zatem to, co łączy. W sensie duchowym można stwierdzić, że budował to, co łączy ludzi, co im pozwala się spotkać, zmierzać ku sobie, wymieniać dobra. W rzeczywistości każdy powinien być takim inżynierem ducha. Z głębi stepów, które Józef pokonywał i wiązał nicią żelazną, płynie pytanie o naszą inżynierię duchową, o zdolność i wytrwałość w budowaniu pomostów, tych zwykłych, codziennych, i tych niezwykłych – modlitewnych. A modlitwa jest najważniejszym spoiwem ludzkiego losu.
    Józef, kończąc Akademię Petersburską, jednocześnie został żołnierzem. Wojsko to przede wszystkim dyscyplina i męstwo. Tę dyscyplinę możemy rozciągnąć na dyscyplinę naszego czasu i dyscyplinę słów czy wreszcie dyscyplinę miłości. Ale możemy się w tym doszukać jeszcze więcej – starego ideału rycerskiego, w którym wierność (fidelitas) i męstwo (virtus) odgrywają zasadniczą rolę. Tym wartościom zepsuty świat przeciwstawia swą dyscyplinę znieprawienia, rozkładu, odciągania od Boga. To na pewno w Józefie się spierało, zmagało, bo w Petersburgu wpadł w straszny kryzys wiary, który trwał wiele lat.

    Twarz prawdę odnajdująca

    W życiu Józefa Kalinowskiego bardzo ważny był wątek ojczyźniany. Powstanie styczniowe, do którego przyłączył się w czerwcu 1863 r., przejmując jako naczelnik powstania dowództwo na Litwie, zadecydowało o jego życiu. Przyłączenie się do upadającego i niemal dogorywającego powstania przejawia jego heroizm patriotyczny, umiejętność podejmowania odpowiedzialności za trudne sprawy. Narażał się na bezwzględne represje, pochwycony, został skazany na śmierć, którą za interwencją rodziny zamieniono na dziesięć lat katorgi. Można to przełożyć na współczesną sytuację ojczyźnianą, kiedy nie tylko totalitaryzm komunistyczny gnębił i pozbawiał praw środowiska narodowe i katolickie, ale obserwujemy też, jak ludzie, którzy nie mają twarzy, chcą, by wszystko było bez wyrazu, bez kształtu… Po powrocie z zesłania Józef odnalazł dla siebie prawdę: nie krwi, ale potu ojczyźnie potrzeba, i podjął później moralny i duchowy wysiłek odnowy społeczeństwa – jako kapłan i zakonnik w Karmelu.

    Twarz piękno kontemplująca

    Kolejnym ważnym „epizodem” w jego życiu było wychowanie. Po powrocie do Ojczyzny (1874) przyjął ofertę rodziny Czartoryskich, by sprawować opiekę nad młodym Augustem. Trafił do słynnego Hotelu Lambert w Paryżu. W licznych podróżach, związanych ze słabym zdrowiem Gucia, przebywał w Mentonie na pograniczu Francji i Włoch, w szwajcarskich Alpach i polskiej Sieniawie. Przy okazji odwiedzin w Krakowie ciotki Augusta, karmelitanki bosej Ksawery Czartoryskiej, doszło do ważnego dla niego spotkania. W połowie 1877 r. Kalinowski zdecydował się wstąpić do zakonu. Legenda polskiego stycznia ukryła się za klauzurą. Przybrał imię Rafał, tzn. Bóg uzdrawia. Szybko doprowadził do odnowienia polskich karmelitów bosych, budował klasztory i niższe seminarium, co pomogło wzmocnić liczebną obecność w Galicji. Umarł w 1907 r. w Wadowicach.

    Twarz świętością tryskająca

    Co można „uzdrowić”, wpatrując się w historię tego dzielnego człowieka o imieniu „Bóg uzdrawia”? Na pewno naszą nadzieję, nasze męstwo, bo dzięki niemu widzimy, że nawet najtrudniejszy i najdramatyczniejszy czas nie zwalnia człowieka z moralnych wyborów i po części służy jego wielkości. Dostrzegamy też, że to, co robimy, trzeba robić solidnie. Jeżeli Rafał budował mosty, one stoją i służą do dziś; jeżeli wychowywał, spod jego „ręki” wychodzili święci; a gdy sam stanął w szranki ze świętością, tchnął nowego ducha w wymierającą społeczność i doczekał się chwały ołtarzy.

    O. Marian Zawada OCD/Niedziela Ogólnopolska 46/2007

    ********************************************

    O. Praśkiewicz OCD: warto naśladować św. Rafała Kalinowskiego i jego troskę o dobrą śmierć 

    fot. Klasztor Mniszek Bosych Zakonu NMP z Góry Karmel.pl

    ***

    O tym, że św. Rafał Kalinowski zmarł w obchodzone u karmelitów 15 listopada Wspomnienie Zmarłych tego Zakonu zwraca uwagę o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD. W 112. rocznicę śmierci polskiego reformatora zakonu karmelitów bosych znany teolog podkreśla, że o. Rafał przygotowywał się do śmierci bardzo staranie.

    15 listopada 1907 r. przyszły święty umierał w klasztorze karmelitów bosych w Wadowicach ze słowami „mój Boże… mój Boże, teraz już spocznę”. Tymczasem, jak przypomina konsultor watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, o. Rafał od dziecka miał pewne przeczucie, co do dnia, w którym miał pożegnać się z tym światem.

    „W uroczystość Wszystkich Świętych 1898 r., w liście do swego serdecznego przyjaciela, o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna, pisał: ‘Jutro dzień zaduszny. Chłopaczkiem małym będąc, miałem sen na kształt widzenia, że w dzień zaduszny umrę. Mogę umrzeć, mogę i nie umrzeć w tym dniu, ale wyspowiadać się jednak nie zawadzi. Więc składam stalową broń w kształcie pióra, ściskam Cię serdecznie i o De profundis na wszelki wypadek proszę’” – cytuje List 1103 były prowincjał Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych. Jednocześnie zwraca uwagę, że ów dziwny sen z wieku młodzieńczego w jakimś sensie się spełnił, bo o. Rafał umierał jako zakonnik, karmelita bosy, a właśnie w liturgii karmelitańskiej od najdawniejszych czasów 15 listopada obchodzi się Wspomnienie Zmarłych tego Zakonu, czyli „wewnątrzzakonny dzień zaduszny”.

    O. Praśkiewicz zauważa, że dla św. Rafała Kalinowskiego śmierć – jak sam napisał w jednym z listów z Syberii – „była przejściem do lepszego życia”. „Skądinąd widać bardzo wyraźnie, że całym swoim życiem dążył on do świętości i był głęboko przekonany o potrzebie nabożeństwa do świętych Patronów i Opiekunów” – dodał zakonnik. „Owo świętorafałowe ‘wyspowiadać się nie zawadzi’ niech nas inspiruje do częstego przystępowania do sakramentu pokuty” – zachęcił karmelita.

    Ojciec Rafał Kalinowski urodził się w Wilnie 1 września 1835 r. W 1863 r., po wybuchu powstania styczniowego, zwolnił się z wojska i przyjął obowiązek ministra wojny w rejonie Wilna. Aresztowany 24 marca 1864 roku został skazany na karę śmierci, którą zamieniono na 10 lat przymusowych prac na Syberii. W roku 1877 wstąpił do zakonu karmelitów bosych w Grazu w Austrii i przyjął imię zakonne brat Rafał od św. Józefa. Święcenia kapłańskie otrzymał w Czernej koło Krakowa 15 stycznia 1882 roku. Zmarł 15 listopada 1907 roku w klasztorze w Wadowicach, który założył i którego był wtedy przeorem. Papież św. Jan Paweł II kanonizował go 17 listopada 1991 roku.

    rk / Wadowice (KAI)

    ********************************************************************************************************

    sobota, 21 listopada 2020

    XXXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny

    21 listopada w tradycji katolickiej przypada święto, na temat którego większość wiernych nie wie zbyt wiele. Inne święta i uroczystości związane z Matką Bożą są nawet przeciętnie zorientowanym dość dobrze znane – przeważnie wiemy bowiem, czym było Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny, Jej Wniebowzięcie, Niepokalane Poczęcie czy Zwiastowanie Pańskie, ale gdy słyszymy o ofiarowaniu, niejeden spośród wiernych ma problem ze zdefiniowaniem istoty tego święta. Przypomnijmy więc czym ono jest.

    Prezentacja Marii w świątyni obraz Tycjana. By Titian [Public domain], via Wikimedia Commons
    Prezentacja Marii w świątyni obraz Tycjana. By Titian [Public domain], via Wikimedia Commons

    ***

    1. Czym było ofiarowanie w tradycji żydowskiej?

    Zgodnie ze starotestamentowym zwyczajem Żydzi, zanim ich dziecko ukończyło piąty rok życia, zabierali swe dziecko do jerozolimskiej świątyni i oddawali kapłanowi, by ofiarował je Panu. Był to rytuał podobny w swej ziemskiej wymowie do ustawionego oczywiście później – już wśród chrześcijan – chrztu. Podobnie jak to przez wieki w późniejszej tradycji katolickiej, tak i wśród żydów niektóre matki, w związku ze szczególnymi dla siebie wydarzeniami, niektóre spośród swoich dzieci decydowały się, tuż po urodzeniu, oddać na służbę Bogu. To także odbywało się podczas obrzędu ofiarowania.

    2. Dlaczego Maryja została ofiarowana Bogu?

    Rodzice Najświętszej Maryi Panny, jak przekazuje nam Tradycja, przez wiele lat nie mogli mieć dzieci. Święta Anna, mimo tego nigdy nie utraciła wiary, że Bóg pobłogosławi ją potomstwem. Złożyła więc obietnicę, że jeśli urodzi dziecko, odda je na służbę Bogu. Jej modlitwy zostały wysłuchane – urodziła dziecko, córkę, której dała na imię Maria. Poświęciła więc na służbę Bogu swe jedyne, długo oczekiwane i wymodlone dziecko.

    3. Kto ofiarował Maryję Bogu?

    Święci Joachim i Anna, rodzice Maryi, udali się do świątyni, by ofiarować córkę Bogu prawdopodobnie gdy była w wieku około trzech lat. Kapłanem, który dokonał obrzędu był święty Zachariasz – ten sam, którego pamiętamy z Ewangelii głównie z roli ojca świętego Jana Chrzciciela. Według niektórych pism wczesnochrześcijańskich, Maryja mogła pozostawać w świątyni nawet przez kolejnych dwanaście lat.

    4. Czym jest paralelizm świąt związanych z Maryją i Panem Jezusem?

    O ustanowieniu kolejnego święta ku czci Najświętszej Maryi Panny zdecydowały nie tylko przekazy pisemne wynikające wprost z Tradycji, ale i inny owej Tradycji kontekst. Wśród katolików istnieje bowiem bardzo silny kult Maryi, przez niektórych nazywana jest nawet Współodkupicielką. Nie może więc dziwić, że skoro obchodzimy uroczyście Poczęcie Jezusa (25 III) i Poczęcie Maryi (8 XII), Narodzenie Jezusa (25 XII) i Narodzenie Maryi (8 IX), Wniebowstąpienie Jezusa i Wniebowzięcie Maryi (15 VIII), katolicy chcieli obchodzić także obok święta ofiarowania Chrystusa (2 II) także święto ofiarowania Jego Matki.

    5. Kto szczególnie świętuje w dniu wspomnienia Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny?

    W Kościele katolickim wspomnienie Ofiarowania NMP jest świętem patronalnym Sióstr Prezentek, a także dniem szczególnej pamięci o mniszkach klauzurowych. Przypominał o tym między innymi święty Jan Paweł II pisząc z okazji tego święta: „Maryja jawi się nam w tym dniu jako świątynia, w której Bóg złożył swoje zbawienie, i jako służebnica bez reszty oddana swemu Panu. Z okazji tego święta społeczność Kościoła na całym świecie pamięta o mniszkach klauzurowych, które wybrały życie całkowicie skupione na kontemplacji i utrzymują się z tego, czego dostarczy im Opatrzność, posługująca się hojnością wiernych”.

    malk/brewiarz.pl, katolik.pl, Adonai.pl/pch24/Niedziela

    ********************************

    Ofiarowanie NMP: tak Maryja była szykowana na mieszkanie Ducha Świętego, z którego wyjdzie Chrystus

    OFIAROWANIE MARYI W ŚWIĄTYNI
    Renata Sedmakova | Shutterstock

    ***

    Rodzice decydowali się czasem na pozostawienie swoich pociech na określony czas przy świątyni. Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki pełnili tam rozmaite posługi. Niektórzy sugerują, że Maryja mogła pozostawać na służbie w świątyni przez kilka lub nawet 12 lat.

    Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny to jeden z ostatnich akcentów w kalendarzu liturgicznym przed rozpoczęciem Adwentu.

    Cud i łaska od Boga

    Obok święta Narodzenia NMP, wspomnienie Ofiarowania Matki Bożej – obchodzone 21 listopada – jest kolejnym dniem maryjnym, którego treść i symbolika wywodzą się z apokryfów. Podobnie jak w przypadku Narodzenia Matki Bożej, głównym źródłem tradycji jest spisana około 140 roku po Chrystusie „Protoewangelia Jakuba”.

    Opisuje ona życie Maryi od chwili narodzenia, aż po ucieczkę do Egiptu z małym Jezusem i świętym Józefem podczas rzezi niemowląt za czasów Heroda. Ofiarowanie Matki Bożej łączy się w sposób logiczny z jej przyjściem na świat.

    Anna i Joachim, rodzice Maryi, długo cierpieli na niepłodność, stąd Matka Boża została poczęta, gdy byli już w starszym wieku. W przyjściu na świat ich córki dostrzegli więc od razu cud i wielką łaskę od Boga.

    Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny

    W tradycji mojżeszowej każde urodzone dziecko w sposób symboliczny ofiarowywano w świątyni jerozolimskiej, przedstawiając je kapłanom, którzy udzielali dziecku i rodzicom specjalnego błogosławieństwa. Obrzęd ten miał zazwyczaj miejsce pomiędzy ukończeniem przez potomka 1 i 5 roku życia.

    Późniejsze o kilka wieków apokryfy: „Księga Narodzin Błogosławionej Maryi i Dziecięctwa Zbawiciela” oraz „Ewangelia Narodzenia Maryi” sugerują, że Matka Boża została ofiarowana w świątyni w Jerozolimie w wieku lat trzech.

    Wizję ofiarowania Maryi w świątyni zapisała również hiszpańska mistyczka, służebnica Boża Maria z Ágredy ze zgromadzenia koncepcjonistek, żyjąca w XVII wieku.

    Dzieci na służbie Bogu

    Historycy Kościoła i dziejów Izraela wskazują, że często ofiarowanie dzieci w świątyni nie miało charakteru jednorazowego rytuału w pierwszych latach życia, ale niektórzy rodzice decydowali się po pewnym czasie na pozostawienie swoich pociech na określony czas przy świątyni.

    Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki pełnili tam rozmaite posługi w postaci pomocy w sprzątaniu, utrzymaniu paramentów liturgicznych i szat kapłańskich.

    Według niektórych biblistów dziewczynki pomagały w czasie służby tkać tzw. zasłonę przybytku, oddzielającą od osób postronnych najświętsze miejsce w świątyni. Z pewnością jednak taką służbę pełniły dzieci starsze i nastolatkowie, a nie najmłodsi.

    Maryja na służbie w świątyni

    W przypadku apokryficznych opowieści o ofiarowaniu Matki Bożej w świątyni mamy najprawdopodobniej do czynienia z symbolicznym połączeniem przez autorów zwyczaju ofiarowania narodzonych dzieci kapłanom zgodnie z prawem mojżeszowym oraz ich późniejszym przeznaczaniem na okresową służbę w świątyni.

    Stało się tak zapewne dla dwóch celów katechetycznych. Po pierwsze, przypomniano, że Maryja, podobnie jak Jezus, podlegali zasadom Starego Testamentu. Po drugie: wskazano, iż posłannictwo Matki Bożej od samego początku było poświęceniem i pełną pokory ofiarnością.

    Pokora Matki Bożej – jak wskazują teksty liturgiczne – przygotowały ją na mieszkanie Ducha Świętego, z którego wyjdzie Chrystus – Słońce i Zbawiciel, który rozjaśni mroki śmierci i grzechu.

    Niektórzy sugerują, że Maryja mogła pozostawać na służbie w świątyni przez kilka lub nawet 12 lat.

    Zachariasz

    Tradycja apokryficzna twierdzi, iż kapłanem, który wprowadził Maryję do świątyni w Jerozolimie, był Zachariasz. Kilkanaście lat później został on ojcem św. Jana Chrzciciela. Pokazuje to powiązanie losów bezpośredniego posłannika, który miał przygotować Izrael na misję Chrystusa z wydarzeniami rozgrywającymi się później w Nazarecie i Betlejem: zwiastowaniem i narodzeniem Pańskim.

    Postać Zachariasza występuje więc na wielu malarskich przedstawieniach Ofiarowania NMP, powstałych zarówno w tradycji zachodniej (np. pędzla Tycjana lub Pietro Testy) oraz na ikonach wschodnich.

    Maryja stanie się przybytkiem

    Apokryfy i protoewangelia przedstawiają Ofiarowanie Matki Bożej jako wydarzenie niezwykłe i mistyczne, w którym mała dziewczynka, ku zaskoczeniu kapłanów i zgromadzonych w świątyni, zachowywała się, jakby znała wszystkie świątynne rytuały. W orszaku do najświętszego miejsca świątyni  – Świętego Świętych prowadzi ją w blasku świec orszak złożony z kapłanów i innych dziewcząt, które przypominają weselne druhny.

    Warto zwrócić uwagę, że Święte Świętych było miejscem niedostępnym i zakazanym nie tylko dla wiernych, ale również najwyższego kapłana. Symbolika tej opowieści jest oczywista. Maryja odegra w przyszłości wielką rolę w tajemnicy Wcielenia i sama stanie się przybytkiem, który przyjmie najświętsze ciało Zbawiciela, przychodzącego na świat w ludzkiej postaci.

    Koniec Starego Przymierza

    Opowieści apokryficzne dotyczące Ofiarowania Matki Bożej wyraźnie nawiązują również do trzech fragmentów ze Starego Testamentu.

    Księgi Wyjścia, gdzie Bóg nakazuje Mojżeszowi zbudowanie przybytku dla Pana wraz z Namiotem Spotkania. III Księgi Królewskiej, w której król Salomon umieścił w skarbcu świątyni jerozolimskiej dary przygotowane przez swojego ojca Dawida: sprzęty liturgiczne, złoto i srebro oraz Arkę Przymierza z Syjonu.

    I Księgi Ezechiela, gdzie Bóg przypomina prorokowi o konieczności składania przez kapłanów ofiar całopalnych w świątyni oraz konieczności, aby wschodnia brama świątyni pozostawała zamknięta i nikt nie mógł jej otwierać ani przez nią przechodzić.

    Ofiarowanie Matki Bożej w świątyni zwiastuje koniec epoki Starego Przymierza i Wcielenie Chrystusa, którego ofiara zwycięży śmierć. W dzień Ofiarowania NMP, w świątyni jerozolimskiej jawnie ukazuje się światu Matka Boga i z uprzedzeniem zwiastuje bliskie pojawienie się światu Zbawiciela.

    Wschód i Zachód chrześcijaństwa

    Wschód chrześcijański obchodził święto Wprowadzenia Matki Bożej do Świątyni już w VII wieku, zaliczając je do grona jednego z 12 największych świąt roku liturgicznego. W 543 roku tuż obok dawnej świątyni jerozolimskiej konsekrowano nowy kościół poświęcony Matce Bożej i przypominający o jej ofiarowaniu w świątyni.

    Na Zachodzie wspomnienie Ofiarowania NMP przyjęło się później. Początkowo w późnym średniowieczu było obchodzone w Awinionie, a na cały Kościół ustanowił je papież Sykstus V w 1585 roku. Obecnie ma ono status liturgicznego wspomnienia obowiązkowego.

    Ofiarowanie NMP jest ostatnim wspomnieniem maryjnym, które obchodzone jest przed rozpoczynającym się Adwentem, stanowiącym czas radosnego i refleksyjnego oczekiwania na przyjście Chrystusa.

    Na Wschodzie z kolei jest pierwszym dużym świętem maryjnym podczas trwającego 40 dni postu przed Bożym Narodzeniem (odpowiednikiem Adwentu).

    Zaproszenie

    21 listopada można potraktować jako ważny etap w duchowym przygotowaniu do tego istotnego okresu liturgicznego. Rola Matki Bożej, wyrażana chociażby w nabożeństwach roratnich, jest w czasie Adwentu szczególnie uwypuklona i wskazuje, jak – wydawałoby się zwykła – dziewczyna z Nazaretu wyda na świat „Pana niebiosów Nieskończonego”.

    Być może wspomnienie Ofiarowania NMP stanowi zaproszenie, aby w Adwencie bliżej zaprzyjaźnić się z Matką Bożą, która w ciszy oczekuje na wypełnienie się wielkiej tajemnicy pochodzącej od Ducha Świętego i zwiastowanej 8 miesięcy wcześniej przez archanioła Gabriela.

    Tradycja wywodu

    Pewną mało dziś znaną tradycją wywodzącą się z Ofiarowania Matki Bożej w świątyni jest utrzymująca się gdzieniegdzie po dzień dzisiejszy na Zachodzie i Wschodzie tradycja wywodu, czyli specjalnego błogosławieństwa udzielanego rodzicom i dziecku w okresie niemowlęcym.

    Kapłan modli się w świątyni w obecności dziecka i rodziców o wszelkie łaski dla całej rodziny i Bożą pomoc w wychowaniu potomka. W tradycji rzymskiej miało ono miejsce tuż po chrzcie. Na Wschodzie – jeszcze przed samym sakramentem chrztu, będąc fizycznym wprowadzenie dziecka w przestrzeń świątyni.

    Łukasz Kobeszko – 21.11.20/Aleteia.pl

    **************************************

    Chrystus Król i Jego Królestwo

    W 1980 r. rozpoczęto gruntowne czyszczenie i restaurację Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie. Po usunięciu pyłu i brudu nagromadzonego przez ponad czterysta lat zostały odsłonięte w pierwotnym blasku wspaniałe malowidła znamienitych artystów. Wśród nich, na ścianie ołtarza, znajduje się monumentalny fresk Michała Anioła „Sąd Ostateczny”, który powstał w latach 1536-1541. To jedno z najwspanialszych arcydzieł sztuki renesansu. Artysta w mistrzowski sposób posługując się kolorami oraz z wielkim poczuciem ruchu, ukazał na obrazie wzrastające napięcie i oczekiwanie osób, które otaczają Chrystusa. Pośrodku On, surowy i nieubłagany, sprawuje Sąd. To wyobrażenie zakłada sędziowską, a zarazem królewską godność Chrystusa.

    Sąd Ostateczny (fresk Michała Anioła)
    Sąd Ostateczny (fresk Michała Anioła)/ wikipedia.org

    ***

    W 34. niedzielę zwykłą, ostatnią w roku liturgicznym, staje także przed nami Jezus Chrystus jako Król Wszechświata. Kult Chrystusa Króla wyrósł z nabożeństwa do Serca Jezusowego. Na prośbę biskupów polskich, za pontyfikatu papieża Klemensa XIII w 1765 r. została wprowadzona uroczystość Serca Jezusowego, w piątek po oktawie Bożego Ciała. Papież bł. Pius IX w 1856 r. rozciągnął obchody tego święta na cały Kościół. W 1925 r. papież Pius XI wydał encyklikę Quas primas i na mocy posiadanej władzy zaprowadził do liturgii kościelnej osobne święto Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Wyznaczył je na ostatnią niedzielę października i polecił, aby w tym dniu corocznie oddawano całą ludzkość Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Podczas reformy kalendarza liturgicznego, po Soborze Watykańskim II, papież Paweł VI przeniósł to święto w 1969 r. na ostatnią niedzielę roku liturgicznego nadając mu nazwę Uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata.
    Chociaż uroczystość została wprowadzona stosunkowo niedawno (79 lat temu), to odniesienie tytułu królewskiego do Boga było używane w Biblii dla wyrażenia tajemnicy Pana, który zasiadając na niebieskim tronie jest władny objąć, prowadzić cały kosmos i nim rządzić. Na kartach Pisma Świętego obraz króla zasiadającego na tronie pierwszy raz zjawia się w pieśni Mojżesza i Miriam: „Pan jest królem na zawsze, na wieki!” (Wj 15,18). Idea wiecznego królowania Boga powraca wielokrotnie w innych księgach. Jego panowanie trwa od niepamiętnych czasów (por. Ps 74; 93).
    W starotestamentowych Księgach Sędziów i Samuela królowanie Pana nad swym ludem wyklucza ludzką władzę królewską jako właściwą formę sprawowania rządów nad ludem Przymierza. Ustanowienie Saula, a potem Dawida królem wymagało szczególnego przyzwolenia Bożego. Królewski dom Dawidowy nie obala najwyższej władzy Boga, jest On nadal najwyższym Władcą, Panem całej ludzkości i Królem Izraela. Bóg panuje nad swoim ludem i nad królem Izraela. Biblijny obraz panowania Bożego ogarnia swym zasięgiem wszystkie narody. Bóg sprawuje nad wszystkimi suwerenną władzę, a w czasach ostatecznych wszystkie narody oddadzą Mu cześć.
    Psalm 93 pięknie chwali królowanie Boga: „Pan króluje, oblókł się w majestat, Pan przywdział potęgę i nią się przepasał: tak utwierdził świat, że się nie zachwieje…” (w. 1). Podobnie Psalm 47 oraz Psalmy 96-99 są pięknymi hymnami na cześć Boga-Króla. Panowanie Boga obejmuje wszystkie siły natury oraz wszystkich bogów, których czczą ludzie. Pan Bóg panuje w niebie, a Stary Testament wymienia Arkę Przymierza jako tron Boży (1 Sm 4,4; Ps 99,1). Prorok Izajasz ukazuje Boga na wysokim i wyniosłym tronie w otoczeniu serafinów oddających Mu cześć. Prorok Zachariasz głosi, że Bogu należy się chwała od wszystkich narodów.
    Nowy Testament ukazuje często Pana Jezusa jako króla. Ten obraz nawiązuje do przepowiedni króla z rodu Dawida oraz pochodzącej ze Starego Testamentu idei Mesjasza. Mesjasz – z języka hebrajskiego – znaczy „namaszczony, pomazaniec”. Te określenia zostały przejęte przez język grecki (messias), co po przetłumaczeniu zostało odzwierciedlone w formie „christos”. Jezus Chrystus, jak wykazuje Ewangelista Mateusz (1,1) i Apostoł Narodów w Liście do Rzymian (1, 3), jest potomkiem Dawida. Jest więc królewskim pomazańcem, jak wskazują na Niego liczne proroctwa ze Starego Testamentu.
    W Ewangeliach Jezusa nazwano Synem Dawida, królem Żydów lub królem Izraela. Podczas procesu sądowego przed Piłatem tych tytułów używają Jego wrogowie – oskarżyciele. Jezus potwierdził wprost swą królewską godność odpowiadając na pytanie najwyższego arcykapłana: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?” (Mk 14,61). Jezus odpowiedział wtedy: „Ja Jestem [Mesjaszem]. Ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi” (Mk 14,62).
    Opis królewskiego panowania Chrystusa osiąga swoje apogeum w Księdze Apokalipsy. Bóg przez św. Jana przedstawia Jezusa jako Króla królów i Pana panów (por. 19,16; 17,14). Jezus Chrystus zajmuje w proroczej wizji Nowego Testamentu miejsce należne Bogu w tekstach Starego Testamentu mówiących o Jego panowaniu. Jezus Chrystus jest Królem narodów lub wieków. Apokaliptyk ukazuje w większej części swej księgi zwycięstwo Boga nad mocami zła.
    W Nowym Testamencie, w osobie Jezusa Chrystusa połączone są urzędy proroka, kapłana, sędziego i króla ze Starego Testamentu. Jezus jest królem wywyższonym ponad wszystko i ponad wszystkich; przed Nim zegnie się każde kolano, jak trafnie ujął to św. Paweł w Liście do Filipian (por. 2,9-11).
    Jezus Chrystus jest Królem. A Jego królestwo? Liturgia mszalna mówi w prefacji – uroczystym wezwaniu do dziękczynienia – że jest to „wieczne i powszechne Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (MR 205*). Odwołajmy się jednak do Pisma Świętego Nowego Testamentu, w którym jest o nim mowa ponad 100 razy, najczęściej w przypowieściach. Niektóre przypowieści są przedstawione przez różnych Ewangelistów. Założenie Królestwa Bożego opisuje Jezus w przypowieści o zasiewie i jego różnych wynikach. To królestwo charakteryzuje się dynamizmem rozwoju. Ukazany jest on jako zasiew rosnący własną siłą lub jako ziarno gorczycy czy zaczyn chlebowy. Najwyższą wartość Królestwa Bożego przedstawiają przypowieści o skarbie ukrytym w roli i drogocennej perle, o wieży i wojnie. Pomimo zainaugurowania Królestwa Bożego na ziemi, na świecie istnieje zło, co odzwierciedla przypowieść o chwaście oraz o sieci zagarniającej różne ryby: dobre i złe.
    W Królestwie Bożym obowiązują inne, nowe kryteria oceny, w stosunku do ludzkich królestw. O tej nowej skali opowiadają przypowieści o faryzeuszu i celniku, o głupim bogaczu, który zbudował nowe spichlerze; bogaczu, który się świetnie bawił i o Łazarzu; robotnikach w winnicy, o dwu skreślonych długach (jawnogrzesznica), zaginionej owcy, zagubionej drachmie oraz o synu marnotrawnym. Cechy królestwa, które można poznać z nauczania Jezusa budzą w niektórych słuchaczach zasadniczy opór. Kapitalnie przedstawia to przypowieść o dziatwie na rynku, przypowieść o dwóch synach wobec rozkazu ojcowskiego, przypowieść o wielkiej uczcie i niegrzecznych zaproszonych, o nieurodzajnym drzewie figowym i o przewrotnych rolnikach – dzierżawcach winnicy.
    Dla Królestwa Bożego potrzeba się poświęcić. Wzywa nas do tego przypowieść o obrotnym (nieuczciwym) rządcy oraz o minach i talentach. Wobec takich wymagań Pan Jezus daje wskazówki w postaci nowego przykazania, aby się nie pogubić w drodze. Odzwierciedlają je przypowieści o nielitościwym współsłudze i miłosiernym Samarytaninie. W Królestwie Bożym obowiązuje modlitwa, która czyni prawdziwymi synami. Przykładem ducha modlitwy jest przypowieść o natrętnym przyjacielu i ukazująca niesprawiedliwego sędziego, który ugina się wobec wielkiej wytrwałości ubogiej wdowy.
    Królestwo Boże już się rozpoczęło. Kościół jest – jeszcze niedoskonałą – fazą jego realizacji. Kiedy nadejdzie Król, królestwo Boże stanie się w całej pełni. Do gotowości i czujności na Jego przyjście wzywają nas przypowieści o czujnym odźwiernym, czujnym gospodarzu, słudze wiernym i niewiernym, dziesięciu pannach i sługach nagrodzonych za czujność.
    Z okazji uroczystości ku czci Chrystusa Króla spojrzeliśmy na samego Chrystusa i na Jego Królestwo. W dobie powszechnej demokratyzacji; w epoce, gdy już królestwa ziemskie można policzyć na palcach – odwołaliśmy się nieco do biblijnej idei królowania Boga, która w nauczaniu Chrystusa otrzymała swój definitywny kształt, stając się synonimem zbawienia człowieka. Docierając bowiem w liturgii do końca roku, trzeba spojrzeć na rzeczy ostateczne, na cel ludzkiego życia, którym jest wieczne zbawienie.
    W archidiecezji przemyskiej majestatyczny tytuł Chrystusa Króla noszą parafie w: Jarosławiu, Łańcucie, Łubnie Opacem, Przeworsku, Sanoku i Trzcianie-Zawadce. Godną zauważenia jest monumentalna figura Chrystusa Króla stojąca w Rakszawie przy drodze Łańcut – Leżajsk, wskazująca drogę do kościoła. Z kolei w Jarosławiu, w pobliżu kościoła pw. Ducha Świętego, stoi od niedawna figura, jako materialny znak poświęcenia miasta Chrystusowi Królowi. Kult Chrystusa Króla jest bardzo żywy, bo wyrasta z dobrze rozwiniętego nabożeństwa do Bożego Serca, zaprowadzonego przez św. bp. Józefa Sebastiana Pelczara.
    Jezus Chrystus – Odkupiciel ludzkości, jest darem Ojca ze swego ukochanego, Jednorodzonego Syna, darem tym większym, że z Bożego Serca płyną dla nas życiodajne, oczyszczające zdroje Krwi. Królestwo Boże jest także darem, wobec którego, tak jak w przypadku Chrystusa, trzeba zająć osobiste stanowisko: przyjąć je z wdzięcznością lub odrzucić. Przyjąć królestwo – i to jako wartość bezwzględnie najwyższą – to przyjąć samego Chrystusa-Króla, a przyjąć nie tylko z Jego programem, prawem i wymaganiami, ale i z Jego miłością, która przemienia świat. Przyjąć zaś, to nie znaczy uznać tylko w teorii, ale całkowicie się zaangażować w tę jedyną sprawę, która wszystko przetrwa.
    Nasze pragnienie wyrażajmy w słowach z Modlitwy Pańskiej: „Przyjdź Królestwo Twoje!”

    Ks. Stanisław Zbojnowicz/Niedziela przemyska

    ******************************************

    Pestycydy na ludzi

    Dziś to nie aborcja chirurgiczna, lecz farmakologiczna – na skutek łatwego dostępu – jest w Polsce największym wyzwaniem dla ochrony życia.

    Adobe Stock

    ***

    Werdykt Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niezgodności aborcji eugenicznej z Konstytucją RP to wielki triumf cywilizacji życia w Polsce. Trzeba jednak pamiętać, że nie rozwiązuje on bynajmniej wszystkich problemów związanych z ochroną życia nienarodzonych. Ważniejsze są bowiem zmiany w ludzkiej świadomości niż w prawie. Tymczasem w naszym kraju – jak wskazują badania socjologiczne – dominuje mentalność antykoncepcyjna, w której często zatarta zostaje granica z mentalnością proaborcyjną.

    Dzieje się tak m.in. za sprawą coraz bardziej rozpowszechnionej aborcji farmakologicznej, która jest reklamowana jako rodzaj antykoncepcji. W odróżnieniu od aborcji chirurgicznej nie trzeba się udawać do szpitala lub kliniki, aby być tam poddanym śmiercionośnej interwencji przy użyciu szczypiec i innych przyrządów ginekologicznych. W tym przypadku można się pozbyć niechcianego dziecka w domu przez zażycie odpowiednich środków wczesnoporonnych. Słynny francuski genetyk prof. Jérôme Lejeune nazwał te specyfiki „pestycydami na ludzi”, ponieważ nie mają one zastosowania innego niż dzieciobójcze. Na marginesie warto dodać, że najsłynniejszy z tych środków – tabletka RU-486 – produkowany jest w tych samych zakładach chemicznych Hoechst, w których podczas II wojny światowej wytwarzano cyklon B – gaz używany w niemieckich obozach zagłady do uśmiercania Żydów.

    RU-486 może spowodować zgon dziecka poczętego w łonie matki do siódmego tygodnia życia. Dzieje się tak na skutek zablokowania wytwarzania progesteronu, czyli hormonu odpowiedzialnego za prawidłowy przebieg ciąży, a przede wszystkim za odżywianie płodu. Dochodzi więc do sytuacji, w której pozbawione pokarmu dziecko umiera w macicy i zostaje poronione. Jak powiedział mi kiedyś obrazowo serbski ginekolog dr Stojan Adašević: „Człowiek umiera z głodu w pomieszczeniu pełnym jedzenia”.

    Metoda ta jest jednak skuteczna jedynie w 60%, dlatego – aby przyspieszyć efekt wczesnoporonny – kobietom podaje się prostaglandyny, czyli silne środki skurczowe. Jest to zabieg o wysokim stopniu ryzyka dla zdrowia. W 90% przypadków łączy się z krwawieniem, silnym bólem bądź zapaleniami. Stąd bardzo często podaje się kobietom środki przeciwbólowe oraz antybiotyki, by zapobiec infekcjom. Ten „koktajl farmaceutyczny” (RU-486, prostaglandyny, leki wspomagające, antybiotyki i środki przeciwbólowe) powoduje tak wiele niebezpiecznych efektów ubocznych, że trzy feministki i zwolenniczki aborcji – Janice G. Raymond, Renate Klein i Lynette J. Dumble – które przebadały powstające w wyniku ich stosowania powikłania i komplikacje, zaapelowały, żeby wycofać RU-486 z rynku z powodu ryzyka, które tabletka stwarza dla zdrowia kobiet.

    Była kierowniczka kliniki aborcyjnej w USA – Abby Johnson, bohaterka filmu Nieplanowane, do dziś wspomina, że aborcja farmakologiczna była dla niej bardziej traumatycznym przeżyciem niż wcześniejsza aborcja chirurgiczna: „Pamiętam to uczucie, jakby był to ostateczny upadek. Jeśli nie było to najgorsze, to z pewnością jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu – zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym. Było to doświadczenie traumatyczne, z powodu którego cierpiałam fizycznie przez osiem tygodni po zażyciu środka powodującego aborcję”.

    Dziś to nie aborcja chirurgiczna, lecz właśnie farmakologiczna jest w Polsce – na skutek łatwego dostępu do środków wczesnoporonnych – największym wyzwaniem dla ochrony życia.

    Grzegorz Górny/Niedziela Ogólnopolska 44/2020

    ******************************************************************************************

    DZIEŃ 25 MARCA JEST NARODOWYM DNIEM ŻYCIA,

    ale każdy dzień jest dobry, aby podjąć decyzję

    DUCHOWEJ ADOPCJI POCZĘTEGO DZIECKA

    Matka Boża z Guadalupe – Patronka poczętego życia

    Zwykle Duchową Adopcję rozpoczynamy od złożenia przyrzeczenia, które powinno być składane w sposób uroczysty w kościele. Obecnym czasie, który jest szczególny, można składać przyrzeczenie adopcyjne prywatnie, przed Krzyżem albo wizerunkiem Matki Bożej.

    ROTA PRZYRZECZENIA DUCHOWEJ ADOPCJI:

    Najświętsza Panno, Bogurodzico Maryjo,
    wszyscy Aniołowie i Święci.

    Wiedziony pragnieniem niesienia pomocy
    nienarodzonym, postanawiam mocno i przyrzekam,
     

    że od dnia ………………………………

    biorę w duchową adopcję jedno dziecko, 
    którego imię jedynie Bogu jest wiadome, 
    aby przez 9 miesięcy, każdego dnia, 
    modlić się o uratowanie jego życia 
    oraz o sprawiedliwe i prawe życie po urodzeniu. Amen



    Każdego dnia moimi zobowiązaniami adopcyjnymi będą:
      •  jedna Tajemnica Różańca Świętego
      •  moje dobrowolne postanowienia
      •  oraz poniższa modlitwa “Panie Jezu”: 
           

    TEKST CODZIENNEJ MODLITWY “PANIE JEZU”:

    Panie Jezu za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi, która urodziła Cię z miłością oraz za wstawiennictwem świętego Józefa, “Człowieka Zawierzenia”, który opiekował się Tobą po urodzeniu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady i które duchowo adoptowałem. Proszę, daj rodzicom tego dziecka miłość i odwagę, aby zachowali je przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.

    Duchowa adopcja może być podjęta jeden raz, ale może być podejmowana cyklicznie co 9 miesięcy, jednak zawsze po wypełnieniu poprzednich zobowiązań. Każdorazową nową Duchową Adopcję powinno poprzedzać nowe przyrzeczenie.

    Adoptujemy każdorazowo tylko jedno nieznane nam dziecko zagrożone aborcją. Pan Bóg-Dawca Życia zna jego imię i sam nam je wybiera.

    Postanowienia dodatkowe (dodatkowe praktyki) są uzupełnieniem Duchowej Adopcji. Są dobrowolne. Praktykowane ich może powiększyć nasze pragnienie zadośćuczynienia, dziękczynienia i wyproszenia łask u Bożej Opatrzności. Żeby podjęte postanowienia praktyk skutecznie i do końca wykonać, najlepiej jest podjąć jedną lub najwyżej dwie praktyki.

    Może się zdarzyć, że zapomnimy lub zaniedbamy nasze zobowiązania adopcyjne. Długa przerwa, na przykład miesięczna, przerywa Duchową Adopcję i wymaga podjęcia jej od początku. Należy wtedy odbyć spowiedź, ponowić przyrzeczenia i starać się je dotrzymać. W wypadku krótkiej przerwy należy Duchową Adopcje kontynuować, przedłużając praktykę o ilość dni opuszczonych.

    *****************************************************************

    100 rocznica legalizacji aborcji na świecie

    – 2,5 miliarda ofiar

    18 listopada mija 100 lat od wprowadzenia aborcji w Związku Radzieckim. Zgodnie z wyliczeniem szacunkowym w ciągu ostatniego stulecia w łonach matek zginęło co najmniej dwa i pół miliarda dzieci – informuje Ewa Kowalewska z Human Life International Polska.

    Krucjata Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci/fot. Diecezja Bielsko-Żywiecka

    ***

    – 18 listopada 2020 roku mija niechlubna, setna rocznica legalizacji aborcji w wymiarze międzynarodowym – informuje w specjalnym komunikacie w imieniu Human Life International Polska – Klub Przyjaciół Ludzkiego Życia Ewa H. Kowalewska.

    Aborcja 18 listopada 1920 roku została wprowadzona w Związku Radzieckim decyzją Narodowych Komisji Ochrony Zdrowia pt. „O ochronie zdrowia kobiet w sowieckich szpitalach”, co było zgodne z założeniami programowymi Lenina z 1913 roku. Pisał on wówczas: „klasa robotnicza potrzebuje koniecznej zmiany wszystkich ustaw, które zakazują aborcji i antykoncepcji”. – Ten właśnie program był realizowany przez władzę komunistyczną po objęciu przez niego władzy podczas Rewolucji Październikowej w Rosji – mówi Ewa Kowalewska zwracając uwagę, że komunizm uznaje niszczenie życia, tradycyjnej rodziny oraz wiary chrześcijańskiej za największe „osiągnięcia” rewolucji bolszewickiej. – Fakt ten jednoznacznie pokazuje, że propagowanie przerywania ciąży wyrasta z ideologii marksistowskiej – dodaje prezes Human Life International Polska.

    Z czasem kolejne kraje przyjmowały ustawodawstwo aborcyjne. Najpierw pod przymusem zrobiły to republiki ZSRR: Białoruś, Kazachstan, Turkmenistan, a w 1921 roku Ukraina, Gruzja, Armenia. Po II wojnie światowej tą samą drogą poszły: Szwecja (1946) i Japonia (1948). W latach 1955 – 57 ustawodawstwo to narzucono krajom przyłączonym do Związku Radzieckiego takim jak: Litwa, Łotwa i Estonia. Następnie pod naciskiem Rosji Sowieckiej zmieniono prawo w krajach tzw. bloku wschodniego: w Bułgarii, na Węgrzech, w Polsce, Słowacji, Czechach i Rumunii (1956 rok). W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku kolejno legalizowały aborcję kraje Europy Zachodniej i Azji. W USA stało się to w 1973 roku na podstawie precedensu sądowego Roe przeciwko Wade.

    – Zgodnie z wyliczeniem szacunkowym w ciągu ostatniego stulecia w łonach matek zginęło co najmniej dwa i pół miliarda dzieci – informuje Ewa Kowalewska zaznaczając, że ze względu na szokującą wielkość liczby aborcji wiele osób podaje zaniżone statystyki. Tymczasem Światowa Organizacji Zdrowia od lat siedemdziesiątych oficjalnie szacuje liczbę aborcji na świecie na ok. 50 mln rocznie. – Obecnie zarówno agendy ONZ, jak rządy licznych krajów promują aborcję pod hasłem promocji zdrowia reprodukcyjnego i rozszerzają jej dostępność. Wywierają też potężne naciski na kraje słabo uprzemysłowione, aby w ramach pomocy humanitarnej wprowadzały aborcję w ramach usług zdrowotnych wbrew woli rządów i obywateli, np. w Ameryce Południowej – komentuje Ewa Kowalewska i dodaje, że ta smutna rocznica powinna skłaniać do poważnych przemyśleń, a osoby wierzące do modlitwy ekspiacyjnej za przelaną rzekę krwi.

    Kościół katolicki w Kazachstanie podejmuje taką modlitwę we wszystkich parafiach stołecznej diecezji Astany w niedzielę 22 listopada, w uroczystość Chrystusa Króla. Podobną modlitwę podejmuje też Kościół katolicki w Rosji. W katedrze w Moskwie adoracja Najświętszego Sakramentu będzie trwała nieustannie przez 36 godzin w dniach 19-21 listopada. Na Białorusi modlitwa ekspiacyjna będzie się odbywać kolejno w wybranych parafiach wszystkich diecezji od godz. 18:00 w dniu 19 listopada do 9:00 rano 21 listopada. Można się też przyłączyć do modlitwy na żywo w Witebsku lub Mohylewie. Dołącza także Ukraina i Litwa. Modlić się będą w Austrii i we Francji. W USA przyłącza się centrala HLI z prezydentem ks. Bouquet.

    Ewa Kowalewska zwraca uwagę, że Polska wyprzedziła wszystkich, gdyż modlitwa przebłagalna za grzech aborcji płynęła w dniach 1-8 listopada br. w ramach Różańca do Granic Nieba.

    Tygodnik Niedziela/KAI.pl

    ***************************************************************

    Różaniec Do Granic Nieba: To jeszcze nie koniec!

    – Istnieje pokusa, aby wydarzenia takie, jak Różaniec Do Granic Nieba traktować incydentalnie i jednorazowo. A wraz z dniem zakończenia uznać je za zamknięte i zapomnieć – mówi Maciej Bodasiński i dodaje – Nam zależy, aby Polacy trwali na modlitwie różańcowej i nadal odmawiali przynajmniej jedną część Różańca Świętego. To będzie wypełnieniem próśb Matki Bożej, która wzywała w objawieniach od Gietrzwałdu, przez Fatimę, aż po Akitę o codzienne odmawianie różańca – podkreśla Maciej Bodasiński.

     

    fot. Karol Porwich/Niedziela

    ***

    W Różańcu Do Granic Nieba mógł brać udział ponad 1 000 000 modlących się wspólnie Polaków. – Trudno podać konkretne liczby, bo wiemy tylko o tych osobach, które się zarejestrowały na naszej mapie lub dołączyły do transmisji modlitwy z Bazyliki św. Krzyża w Warszawie – podkreśla Maciej Bodasiński – A wiemy, że było też wiele osób, które modliły się po prostu w zaciszu swojego domu, szpitalnej sali lub innych miejscach.

    Co wiemy na pewno? Naszą stronę internetową odwiedziło 450 tysięcy unikalnych użytkowników, to więcej niż trzy lata temu (a wtedy na samych granicach wzięło udział około 1 200 000 osób, oraz wielka liczba wewnątrz kraju), a wiemy również, że większość osób brała udział w modlitwie bez rejestracji. Wtedy (przy pierwszym Różańcu do Granic) zarejestrowało się zaledwie 30 tysięcy uczestników.

    Uroczyste zakończenie wydarzenia, transmitowane na kilku kanałach internetowych obejrzało ponad 200 tysięcy osób. W mediach społecznościowych informacja o Różańcu Do Granic Nieba dotarła do ponad 2 100 000 użytkowników.

    Po weryfikacji, odrzuceniu zduplikowanych i nieprawidłowych zgłoszeń, możemy stwierdzić, że na mapie, zamieszczonej na stronie www.rozaniecdogranic.pl zarejestrowało się przez cały czas trwania wydarzenia ponad 17 600 punktów modlitwy z całego świata. Było to:

    1 508 parafii (w parafiach modliło się od kilkunastu, do kilkuset osób)

    326 zakonów i klasztorów,

    239 szpitali, hospicjów i zakładów karnych,

    15 546 punktów zgłoszonej modlitwy w domach prywatnych.

    – Cieszymy się, że to wydarzenie połączyło tak wiele osób na wspólnej modlitwie, a także otrzymało błogosławieństwo i wsparcie Papieża Franciszka. Dlatego tym bardziej nie chcemy, aby ta modlitwa zakończyła się wraz z ostatnim dniem Różańca Do Granic Nieba. Świadomi, że Różaniec Do Granic jest pewnego rodzaju drogą duchową, którą kroczą setki tysięcy, jeśli nie miliony osób, pragniemy zaprosić je do dwóch konkretnych działań, jako kontynuacji tego wydarzenia – podkreśla Maciej Bodasiński.

    Działania proponowane przez organizatorów Różańca Do Granic Nieba:

    #odmawiamRóżaniec, czyli: codzienny różaniec – to wypełnienie prośby Matki Bożej we wszystkich, uznanych przez Kościół objawieniach, w ostatnich 200 latach.

    Prosimy i wzywamy wszystkich Polaków, każdego z osobna, do codziennego odmawiania, co najmniej jednej części różańca – niech to się stanie naszym obyczajem. Przygotowujemy konkretną formułę zgłaszania udziału w takiej modlitwie. Więcej szczegółów wkrótce. Zachęcamy też do promowania codziennej modlitwy różańcowej w mediach społecznościowych poprzez zamieszczanie zdjęć z różańcem i hashtagiem #odmawiamRóżaniec.

    Rekolekcje ODDANIE33 – trwające 33 dni rekolekcje, przygotowane na podstawie Traktatu Ludwika Marii Grignion de Montforta. Polegają na codziennym przeżywaniu rozważań i ćwiczeń duchowych. Można je przeprowadzić w wersji internetowej oraz na żywo w parafiach.

    Wszystkie materiały są już gotowe i można zapoznać się z nimi na stronie www.oddanie33.pl. Rekolekcje te będą prowadzone między innymi na stronie www.rozaniecdogranic.pl.

    Maciej Bodasiński/Niedziela/13.11.2020

    *****************************************************************************

    Bóg poszukuje rodziny…

    Zachwycamy się, mówiąc: Święta Rodzina, i w głębi serca tęsknimy za rodziną, która byłaby idealna. Z pokolenia na pokolenie towarzyszą nam różne wyobrażenia w literaturze i sztuce, jak mogła wyglądać Rodzina z Nazaretu.

    Kiko Argüello, ikona Świętej Rodziny

    ***

    Jednym z piękniejszych współczesnych wizerunków Świętej Rodziny jest ikona napisana przez Kiko Argüella (założyciela Drogi Neokatechumenalnej), stworzona przez niego specjalnie z okazji Światowego Spotkania Rodzin, które miało miejsce w Rio de Janeiro w 1997 r. Artysta, pragnąc oddać niezwykłą obecność Świętej Rodziny w historii rodziny ludzkiej, sięgnął do mistycznej formy obrazu, którą jest właśnie ikona. W tradycji związanej z ikonografią istnieje wiele ciekawych poszukiwań, aby przybliżyć nam piękno wewnętrznej komunii Maryi, Józefa i Dzieciątka Jezus. Ta najbardziej chyba współczesna wersja ikony napisana przez Argüella zawiera istotne dla współczesnego zagubionego człowieka przesłanie: Bóg poszukuje rodziny… Ale my poszukujemy Boga, a w wizerunku Rodziny z Nazaretu staje nam się On jeszcze bliższy. W ikonie Argüella, a także w innych ikonach przedstawiających Świętą Rodzinę, widzimy trzy Osoby, które możemy skojarzyć ze słynną ikoną Świętej Trójcy, tak niezwykle ujętej przez mistrza Andrieja Rublowa. Na każdej z ikon Rodziny z Nazaretu niejako „góruje” postać św. Józefa, który z wielką troską pochyla się nad Maryją i maleńkim Jezusem. Widzimy i odczuwamy tę niezwykłą, głęboką więź i łączność. Trzy Osoby są jakby splecione ze sobą: dostrzegamy, że Ich miłość jest niezwykła, że jest w stanie przetrwać wszystko: rzeź niewiniątek, ucieczkę w pośpiechu do Egiptu, tułaczkę po nieznanym sobie kraju, powrót do Nazaretu. A także znaną nam dobrze z Ewangelii scenę, w której dwunastoletni Jezus pozostaje w świątyni i wyjaśnia pisma, a Rodzice, niczego nieświadomi, wracają do domu z Jerozolimy bez Niego… Kiedy Maryja i Józef powracają do świątyni, aby znaleźć „zagubionego” Nastolatka, słyszą niezrozumiałe dla nich słowa: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (por. Łk 2, 49). Maryja, kochająca Matka, po raz kolejny zachowuje wszystko w swoim sercu. Nie rozumie, ale kocha swoje Dziecko bezwarunkowo i ufa Opatrzności Bożej… Jakże te rodzinne, „zwykłe” sceny z życia Rodziny z Nazaretu przypominają nam drogę i troski towarzyszące współczesnej rodzinie…

    Tak jak wspomniałam, Argüello, pisząc współczesną ikonę Świętej Rodziny, zamieścił na niej istotne przesłanie dla nas, rodziny XXI wieku. Nawiązanie do ikony Świętej Trójcy obrazuje relacje rodzinne Jezusa, Maryi i Józefa. Relacje, w których dostrzegamy wzajemność i komplementarność. Wszystkich łączy nierozerwalna więź rodzinna. Złote tło ikony symbolizuje mistyczną rzeczywistość i świętość Rodziny z Nazaretu. Przy głowie Jezusa zostały umieszczone dwa akrostychy greckie. Co to jest akrostych? Jednym z historycznych przykładów akrostychu jest grecka nazwa znaku rozpoznawalnego dla wszystkich chrześcijan: ichtis (czyli ryba). Zawiera ona pierwsze litery słów oznaczających: Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel: Isus Christos Theon Yios Solter… Ikona Argüella ukazuje wspomniany powrót Świętej Rodziny do Nazaretu; Rodzice odnaleźli swojego Syna i wracają do domu: „(Jezus) Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany…” (por. Łk 2, 51). Radość z odnalezienia Syna widzimy w napisanej ikonie: Józef niesie na swoich ramionach zmęczonego dwunastoletniego Chłopca, który wcześniej w rozmowie z uczonymi w Piśmie ukazał, że jest Synem Króla świata, co symbolizuje trzymane przez Jezusa w lewej dłoni berło. A w Józefie widzimy zatroskanego ojca, który chce przygotować Syna do wejścia w życie. Pomaga Dziecku stawiać pierwsze kroki w dorosłym życiu i wzrastać każdego dnia w wierze. Twarz Józefa wyraża trud ojcostwa i poświęcenie w codzienności dla budowania rodziny. Postać Maryi napisana przez Argüello to obraz zatroskanej Matki, która również jest odpowiedzialna za wychowanie Syna. To Maryja jako kobieta uczy Go każdego dnia miłości i swoją kobiecością jest podporą rodziny, osobą, która nigdy nie zawiedzie. Typowe dla kobiety z Bliskiego Wschodu nakrycie głowy to welon syryjski, który symbolizuje kobietę zamężną i matkę. A gwiazda umieszczona na welonie Maryi symbolizuje Boże Macierzyństwo.

    Ikonę tę można jeszcze długo interpretować, ale przede wszystkim można ją kontemplować, bo pomaga w miłowaniu Świętej Rodziny. Najważniejsze jest bowiem to, co dzieje się w naszym sercu, gdy patrzymy na ikonę: Czy odnajdujemy w niej naszą rodzinę? Rodziców, może dziadków? Czy odnajdujemy naszych syna czy córkę, którzy chcą podążać własną drogą do Boga? Jaka jest nasza rodzina? Czy jest w niej obecny Jezus na „naszych ramionach”? Czy moja rodzina jest światłem i znakiem Bożej miłości w świecie?

    Iwona Flisikowska/Niedziela Ogólnopolska 1/2018

    ********* 

    kaplica-izba (upper room) JEZUSA MIŁOSIERNEGO

    4 Park Grove Terrace, Glasgow G3 7SD

    fot. Dominik/Piotr-studio

    ***********************************************************************************************************************

  • XXIX Niedziela Zwykła, ROK A – Prawe sumienie

    Franz Jägerstätter urodził się w Austrii w rodzinie katolickiej. Nic nie wskazywało w jego młodzieńczych latach, że życie poprowadzi go do męczeństwa. Był zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się wśród rówieśników chłopcem. Ukończył podstawową szkołę a potem pracował jako robotnik. I oto w pewnym okresie swojego życia nagle stał się bardzo dojrzały i odpowiedzialny.

    Sprawy religii traktował poważnie. I to nie było u niego jakieś fanatyczne. On był po prostu dobrym katolikiem, nie z metryki, jak to się mówi. Ożenił się z Anną, którą zapoznał w swojej rodzinnej miejscowości. Mieli troje dzieci.

    W tym czasie sytuacja w Europie wyglądała coraz bardziej złowrogo ze swoją II wojną światową. Franz miał 36 lat, kiedy poznał, co to jest strach w całej swojej rozciągłości. Mianowicie dostał wezwanie do armii hitlerowskiej. Ale on już wcześniej rozważył ten problem i zadecydował, że nie pójdzie. Wtedy taka odmowa była równoznaczna z samobójstwem. Przyjaciele próbowali go nakłonić, żeby zmienił decyzję. Ale on odpowiadał bardzo zdecydowanie:

    – Nie mogę iść.

    – Dlaczego?

    – Ponieważ jestem przekonany, że ta wojna nie jest wojną sprawiedliwą. Uważam, że gdybym poszedł, zrobiłbym źle. To byłoby wbrew mojemu sumieniu.

    – Ale wielu innych poszło. Czemu ty nie możesz?

    – Co inni robią, to jest ich sprawa. Ja muszę postępować według mojego sumienia.

    – To gdzie jest twoja lojalność do ludzi z twojego kraju, do twojej flagi?

    – Nie próbujcie mi mieszać w głowie. Ja kocham moich ludzi, moją ojczyznę, ale dla mnie jest jeszcze jedno prawo, które stoi ponad wszystkimi ludzkimi prawami. Jest to prawo Boże. A ono mi mówi, że ta wojna jest niesprawiedliwa.

    – Zobacz, my wszyscy jesteśmy zobowiązani, aby słuchać władzy. Poza tym nie ty robisz wojnę. Więc nie jesteś za nią odpowiedzialny.

    – To prawda, ale ja wciąż mam swoje sumienie, które przypomina mi, że przyjdzie taki dzień, w którym będę musiał odpowiedzieć za wszystko, co zrobiłem. I wtedy nie będę mógł chować się za kimś innym, zasłaniać moim krajem, czy moją flagą.

    – Pewnie myślisz, że jesteś lepszy od tych wszystkich, którzy idą na wojnę i podejmują ryzyko utraty swojego życia na froncie?

    – Ja wcale tak nie powiedziałem. Tak naprawdę, ja zdaję sobie sprawę, że jestem słaby, tchórzliwy i popełniam złe rzeczy. Tylko gdybym poszedł, czułbym się winny i straciłbym wewnętrzny pokój.

    – Na pewno któregoś dnia ubierzesz mundur i weźmiesz broń do ręki, a wtedy poczujesz się zupełnie inaczej. Zapomnisz o swoich dziwnych ideałach.

    – Dla mnie istnieje jednak coś cenniejszego niż mundur czy jakieś wojenne odznaczenia.

    – I co to takiego?

    – Tą najbardziej cenną rzeczą, jaka istnieje na świecie, jest świadomość nieuczestniczenia w złu.

    – I to jest twoja ostateczna odpowiedź?

    – Tak, to jest moja ostateczna odpowiedź.

    Franz zdawał sobie sprawę z wszystkich konsekwencji wynikających z jego odmowy. Niedługo po tej rozmowie został aresztowany. Jeszcze w więzieniu próbowano nakłonić go do zmiany zdania. Nawet żona błagała, aby raz jeszcze zastanowił się nad swoją decyzją. Ale było to daremne. 9 sierpnia 1943 wykonano na nim wyrok śmierci.

    Franz bardzo przypomina Tomasza More. Król Anglii Henryk VIII domagał się, aby Rzym unieważnił jego małżeństwo, które było ślubem ważnie zawartym. Kiedy okazało się to niemożliwe, władca postanowił wziąć całą sprawę w swoje ręce i ożenił się powtórnie. I nakazał wszystkim pełniącym ważne urzędy na jego dworze podpisać dokument oznajmiający, że król postąpił słusznie. Wielu podpisało, ale Tomasz More odmówił i zapłacił za to swoim życiem.

    „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. Taką dał odpowiedź Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii nie tylko tym, którzy obłudnie zadali Mu pytanie: „Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?” Im zresztą nie o prawdę szło. Oni chcieli tylko „pochwycić Jezusa w mowie”. Ta Boża odpowiedź jest skierowana do każdego ludzkiego sumienia, aby umiało się rozeznać w różnych sytuacjach życia, co jest dobrem prawdziwym, a co jest tylko egoistyczną samowolą. Istnieje tu granica i to bardzo wyraźna pomiędzy tym, co boskie, a tym, co cesarskie.

    Czy przypadkiem ja sam nie grzeszę taką obłudą, próbując stawiać podchwytliwe pytania samemu Bogu? Tu pomysłowość człowieka w wyszukiwaniu argumentów jest bardzo duża, aby tylko przesunąć granicę, którą nakreślił Bóg. Chodzi o to, aby było trochę łatwiej, trochę przyjemniej, żeby w trudnych sytuacjach wybrać drogę wygodną. W ten sposób wchodzę w takie zakłamane sytuacje, w których można się całkowicie pogubić i zaplątać.

    Adam Mickiewicz wyraził bardzo dosadnie taką sytuacje człowieka:

    „Mówisz, niech sobie ludzie nie kochają Boga,
    byle im była cnota i Ojczyzna droga.
    Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach,
    Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach”.

  • PAŹDZIERNIK – MIESIĄCEM RÓŻAŃCA ŚWIĘTEGO

    Trzecia część tajemnicy fatimskiej – próba interpretacji

    ….Aniołowie stojący pod ramionami krzyża gromadzą krew męczenników i „skrapiają” nią dusze, które zbliżają się do Boga. Krew Chrystusa i krew męczenników są tu ukazane razem: krew męczenników wypływa z ramion krzyża. Ich męczeństwo połączone jest więzią solidarności z męką Chrystusa, stanowi z nią jedno. Męczennicy dopełniają braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała (por. Kol 1,24). Samo życie stało się Eucharystią, wpisaną w tajemnice ziarna, które obumiera i przynosi owoc. Tertulian powiedział, że krew męczenników jest zasiewem chrześcijan. Podobnie jak śmierć Chrystusa, z jego otwartego boku narodził się Kościół, tak też śmierć świadków wydaje owoce dla przyszłego życia Kościoła.
     
    Wizja z trzeciej części „tajemnicy”, na początku tak wstrząsająca, kończy się jednak obrazem pełnym nadziei: żadne cierpienie nie jest daremne i właśnie Kościół cierpiący, Kościół męczenników staje się drogowskazem dla człowieka poszukującego Boga. Miłościwe dłonie Boga przyjmują nie tylko cierpiących takich jak Łazarz, który dostąpił wielkiego pocieszenia i jest tajemniczym obrazem Chrystusa, który dla nas zechciał się stać ubogim Łazarzem; chodzi tu o coś więcej: z cierpienia świadków wypływa moc oczyszczająca i odnawiająca, ponieważ ponawia ono w teraźniejszości cierpienie samego Chrystusa i wnosi w obecną rzeczywistość jego zbawczą skuteczność.

    (pełny opis interpretacji na stronie: www.sekretariatfatimski.pl)

    ****************

    “Jestem Królową Różańca świętego. Przychodzę zachęcić wiernych do zmiany życia, aby nie zasmucali grzechami swymi Zbawiciela, który jest tak obrażany, aby odmawiali różaniec, aby się poprawili i czynili pokutę za grzechy. Chcę, aby zbudowano tu kaplicę ku mej czci.”
    Fatima 13 październik 1917

    Znalezione obrazy dla zapytania ojciec św jan paweł obrazki
    „Od mych lat młodzieńczych modlitwa ta miała ważne miejsce w moim życiu duchowym. (…) Różaniec towarzyszył mi w chwilach radości i doświadczenia. Zawierzyłem mu wiele trosk. Dzięki niemu zawsze doznawałem otuchy”
    ***
    „Modlitwa różańcowa jest modlitwą wdzięczności, miłości i ufnej prośby… Do tej modlitwy różańcowej zachęcam was i zapraszam. Odmawiajcie różaniec! „
    ***
    „Ufam, że ta tradycja odmawiania różańca w mojej Ojczyźnie będzie dalej podtrzymywana i rozwijana. Tego życzę z całego serca duszpasterzom i rodakom w mojej Ojczyźnie” – św. Jan Paweł II
    fot. Vatican

    ***

    Jak modlić się na różańcu

    Różaniec można odmawiać codziennie w całości, i nie brak takich, którzy to czynią z godną pochwały wytrwałością. Wypełnia on w ten sposób modlitwą dni tak wielu dusz kontemplacyjnych albo towarzyszy osobom chorym czy w podeszłym wieku, które dysponują dużym zasobem czasu. Jest jednak oczywiste – i to tym bardziej, jeśli doda się nowy cykl mysteria lucis – że wielu wiernych będzie mogło odmawiać tylko jego część według pewnego porządku tygodniowego. Ten rozkład prowadzi do nadania poszczególnym dniom tygodnia swoistego duchowego „kolorytu”, podobnie jak liturgia nadaje go różnym okresom roku liturgicznego.

    Według obecnej praktyki poniedziałek i czwartek poświęca się tajemnicom radosnym, wtorek i piątek – tajemnicom bolesnym, środę, sobotę i niedzielę – tajemnicom chwalebnym. Gdzie włączyć tajemnice światła? Zważywszy, że tajemnice chwalebne powtarza się przez dwa kolejne dni, w sobotę i w niedzielę, a sobota jest tradycyjnie dniem o silnym zabarwieniu maryjnym, wydaje się wskazane przenieść na sobotę drugie w ciągu tygodnia rozważanie tajemnic radosnych, w których wyraźniejsza jest obecność Maryi. Czwartek pozostaje w ten sposób wolny właśnie na medytację tajemnic światła.

    To wskazanie nie ma jednak ograniczać słusznej wolności medytacji osobistej i wspólnotowej, z uwzględnieniem potrzeb duchowych i duszpasterskich, a przede wszystkim dat liturgicznych, które mogą sugerować bardziej odpowiednie dostosowania. Sprawą naprawdę wielkiej wagi jest to, by różaniec był coraz bardziej pojmowany i przeżywany jako droga kontemplacji.

    św. Jan Paweł II

    List Apostolski – Rosarium Virginis Mariae/ pkt 38

    Różaniec święty jako egzorcyzm

    Około 1981 roku ks. bp Zbigniew Kraszewski po powrocie z Rzymu opowiedział na Jasnej Górze członkom Kapłańskiego Ruchu Maryjnego, co następuje:

    Na prywatnej audiencji dla Polaków Jan Paweł II pochwalił Ruch za to, że wszyscy (także świeccy, na wieczernikach – chórem) mówią egzorcyzm Leona XIII, zaczynający się od modlitwy do św. Michała Archanioła. Po chwili jednak wyjął z kieszeni swój różaniec i pokazując obecnym powiedział: „Ale przecież to jest egzorcyzm przeciwko wszystkim złym duchom, dostępny także dla świeckich!” Widząc zaskoczenie na twarzach, dodał: „Żebyście nie mieli wątpliwości, to ja w tej chwili nadaję Różańcowi moc egzorcyzmu”. Usłyszawszy to stwierdziliśmy my, zebrani na Jasnej Górze w Sali Różańcowej: „Przecież właśnie od dnia wypowiedzenia przez Papieża tych słów – od kilku miesięcy – Różaniec stał się strasznie męczącą modlitwą! Musieliśmy toczyć walkę z rozproszeniami, z sennością oraz z innymi przeszkodami, jak nigdy dotąd!”

    Jak się wydaje, aby Różaniec w pełni był egzorcyzmem, powinniśmy wypełnić przynajmniej trzy warunki: zaangażować w tę walkę swój rozum, swoją wolę, jak też mieć mocne przekonanie, że ta broń jest zawsze skuteczna. Inaczej mówiąc: mamy mieć świadomość walki oraz mocną wolę pokonania Przeciwnika (szatan znaczy właśnie przeciwnik), jak też wielką ufność w moc Boga i w Jego zwycięstwo, choćby owoce tego zwycięstwa miały pozostać dla nas na razie tajemnicą.

    *******

    Benedykt XVI o sile różańca: „Uzdrawiająca moc Imienia Jezusa”

    POPE BENEDICT XVI

    Vincenzo Pinto/AFP/Marzena Devoud

    **

    Różaniec bywa uważany za modlitwę monotonną, mechaniczną i z innych czasów. Jednak według Benedykta XVI przeżywa dziś swą „nową wiosnę”. Odkryjmy refleksje papieża emeryta na temat tej duchowej pomocy, tak przydatnej w walce z trudami naszego życia.

    Różaniec nie każdemu odpowiada. Ale Benedykt XVI – tak jak jego poprzednik św. Jan Paweł II i następca Franciszek – zapewnia, że jest to jego ulubiona modlitwa. Dlaczego, według niego, ta forma modlitwy jest bronią o wielkiej sile uzdrawiającej? I jednym z najbardziej wymownych znaków miłości, jaką „młode pokolenia mają dla Jezusa i jego matki”? W jaki sposób ta modlitwa „pomaga umieścić Chrystusa w centrum” w świecie coraz bardziej podzielonym?

    We wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej Papież Benedyk XVI podczas modlitwy na Anioł Pański (8.10.2007) przypomniał o skuteczności różańca – modlitwy łączącej rodziny i wypraszającej światu pokój. Tradycyjny obraz Matki Boskiej Różańcowej przedstawia Maryję, która jednym ramieniem podtrzymuje Dzieciątko Jezus, a drugą ręką przekazuje różaniec św. Dominikowi.

    „Ta znacząca ikonografia wskazuje, że różaniec jest środkiem ofiarowanym nam przez Maryję, aby kontemplować Jezusa, rozważać Jego życie, kochać Go i coraz wierniej naśladować. To wskazanie Maryja pozostawiła także w wielu swoich objawieniach. Myślę szczególnie o tych fatimskich, które miały miejsce w 1917 roku. Trzem pastuszkom: Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi, Maryja przedstawiła się jako „Królowa Różańca”, poleciła z mocą, aby odmawiać codziennie różaniec i w ten sposób uprosić koniec wojny. Także my pragniemy podjąć to macierzyńskie polecenie Maryi, angażując się w odmawianie z wiarą różańca w intencji pokoju w rodzinach, między narodami i na całym świecie”.

    „Różaniec jest środkiem, który został nam ofiarowany przez Najświętszą Maryję Pannę, byśmy kontemplowali Jezusa i rozpamiętując Jego życie kochali Go i coraz wierniej naśladowali. Takie przesłanie przekazała też Matka Boża w swoich różnych objawieniach”

    *******

    Dwa najczęstsze błędy, jakie popełniamy przy odmawianiu różańca

    SIŁA RÓŻAŃCAShutterstockAleteia 

    Jeden z największych propagatorów nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny mówi o tych błędach i podpowiada, jak dobrze odmawiać różaniec.

    Rozważanie tajemnic Odkupienia

    Św. Ludwik Maria Griñon de Monfort, wielki czciciel Najświętszej Maryi Panny, niestrudzenie propagował nabożeństwo do Matki Jezusa i zgodnie z Jego wolą, również Matki naszej.

    Modlitwę różańcową – jako jedną z najpopularniejszych form pobożności maryjnej polegającą na rozważaniu tajemnic Odkupienia – uczynił on centralnym tematem swojego dzieła pt. „Przedziwny sekret różańca świętego, aby się nawrócić i zbawić”.

    Odmawianie różańca zaleca on wszystkim wiernym, przestrzegając jednocześnie przed dwoma najczęstszymi błędami, jakie zwykło się popełniać przy tej okazji.

    Dwa błędy przy odmawianiu różańca

    „Aby dobrze odmówić różaniec, po wezwaniu Ducha Świętego stań przez chwilę w obecności Boga (…). Przed rozpoczęciem dziesiątki zatrzymaj się dłużej lub krócej, w zależności od czasu, jakim dysponujesz, aby rozważyć tajemnicę, którą sławisz w tej dziesiątce i proś zawsze w owej tajemnicy, przez wstawiennictwo Matki Bożej, o jedną z cnót, która najmocniej w niej promieniuje lub o tę, której najbardziej potrzebujesz.  

    Szczególnie uważaj na dwa powszechne błędy, jakie popełniają odmawiający różaniec. Pierwszy – że nie podejmują oni żadnej intencji – tak dalece, że gdyby zapytać, dlaczego odmawiają różaniec, nie umieliby odpowiedzieć. Dlatego ty odmawiając różaniec, miej zawsze na względzie kilka łask do uproszenia, pewne cnoty do naśladowania czy kilka grzechów do zniszczenia.

    Drugi błąd, który się popełnia zazwyczaj, odmawiając różaniec, to brak innej intencji przy rozpoczęciu aniżeli szybkie zakończenie modlitwy. Bierze się to stąd, że widzimy w nim coś przykrego, ciążącego nad nami, zwłaszcza gdy uczyniło się z niego zasadę moralną albo dostało za pokutę jakby wbrew naszej woli”.

    Następnym razem, kiedy będziemy odmawiać różaniec, pamiętajmy zatem by:

    1) wzbudzić w sercu konkretną intencję;

    2) modlić się bez pośpiechu, spokojnie i w skupieniu.

    Aleteia

    ********************************************************************************************

    Jak paciorki różańca przesuwają się chwile …
    nasze smutki, radości i troski …
    a Ty Bogu je zanieś, połączone w różaniec
    Święta Panno Maryjo pełna łaski…

    ******************************************************

    Cud Słońca. Znak, o którym zaświadczyły tysiące


    Cud Słońca. Znak, o którym zaświadczyły tysiącezdjęcie ilustracyjne/PCh24.pl


    13 października 1917 doszło do cudu, który wpłynął na odbiór wydarzeń z Fatimy. Doszło do znaku zapowiadanego przez Maryję, wielki tłum ludzi – wśród którego byli wierzący, poszukujący uzdrowienia, ciekawscy, jak i… zadeklarowani antyklerykałowie – stał się świadkiem rzeczy niewytłumaczalnej. Słońce zaczęła przypominać srebrny dysk i… tańczyć!

    Wiemy, że całe to zdarzenie nie trwało długo, około dziesięciu minut. Obserwowało go kilkadziesiąt tysięcy osób o różnym nastawianiu i stosunku wobec wiary. Słońce zaczęło przypominać ogromny srebrny dysk, jego promienie jednak nie oślepiały. Na krawędziach Słońca pojawiły się różnobarwne rozbłyski, dysk począł drżeć, ślizgać się po niebie. Słońce „tańczyło”. Następnie okazało się, że promienie tak dziwnie zachowującego się Słońca osuszyły ubrania zgromadzonych i samo wzgórze.

    Wiemy, że reakcje zgromadzonych ludzi były różne. Niektórzy myśleli, że oto nadciąga koniec świata, słychać było modlitwę, inni wyznawali swoje grzechy. Wiemy że w trakcie tych wydarzeń doszło do wielu nawróceń, doszło także do uzdrowień. Nawrócił się m.in. dowódca mundurowych wysłanych w okolice Cova da Iria celem zapobieżenia gromadzeniu się ludzi. Wiemy także, że wskutek tego cudu nawrócił się wpływowy mason: Antonio da Silva, przez co spotkał się z szykanami ze strony dawnych „braci”. Wiemy, że także że te wydarzenia ani relacja świadków nie wpłynęły na stanowisko Artur de Oliveira Santos, masona, republikanina i antyklerykała parającego się dziennikarstwem. Umarł wspominając swą dawno utraconą pozycję i wpływy polityczne.

    Wiemy także, że objawienia w Fatimie i Cud Słońca wywołały wściekła reakcję masonerii i środowisk pracujących nad laicyzacją Portugalii, prowadzących walkę na śmierć i życie z Kościołem i religią. Często nie pamiętamy o kontekście, w którym doszło do samych objawień: w Portugalii tamtych czasów masoneria i animowani przez nią republikanie starali się „zmodernizować” Portugalię i Portugalczyków, a to oznaczać miało koniec wiary, koniec religii, koniec Kościoła. Małe, katolickie dotąd państwo na Półwyspie Iberyjskim stało się areną prześladowań, Lizbona została okrzyknięta stolicą ateizmu. Wiemy, że kres życia masońskich animatorów tego ruchu był… smutny. Jeden z nich porzucił swój światopogląd racjonalistyczny, oddał się spirytyzmowi. Dla innego kres życia był okresem rozczarowania i zgryzoty.

    Sednem objawień nie był oczywiście znak, tylko treść objawień danych pastuszkom. Dany został także i znak, lecz to, do czego on prowadził zależało już jednak od wolnej woli konkretnych ludzi.

    „Matka Boża otworzyła po raz pierwszy ręce, przekazując nam światło tak silne, jak gdyby blask wychodzący z Jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy, i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle. Pod wpływem wewnętrznego impulsu, również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie: »O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię, mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie«”.

    pt/PCh24.pl


    10 faktów na temat Fatimy,

    o których zbyt często zapominasz


    10 faktów na temat Fatimy, o których zbyt często zapominasz

    Liczni czciciele Matki Bożej Fatimskiej znają najistotniejsze aspekty Jej przesłania oraz różne wydarzenia związane z objawieniami sprzed ponad stu lat. Niektóre szczegóły i niuanse mogą jednak zostać przeoczone. Przypominamy więc o kilku faktach dotyczących Fatimy, o których często zapominamy, a o których naprawdę warto pamiętać!

    1.       Będzie siódme objawienie

    Matka Boża ukazała się w Fatimie sześciokrotnie, od maja 1917 roku do października tego roku. Jednak już podczas pierwszego objawienia Matka Boża zapowiedziała, że powróci do Cova da Iria jeszcze po raz siódmy. „Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz”.

    Specjaliści nie są zgodni co do tych słów. Większość sądzi jednak, że nie jest sprzecznym z wiarą uważać, że Najświętsza Panna jeszcze do Fatimy powróci, i że może to się stać w najbliższej przyszłości. Z całą pewnością jest to jedno z najbardziej chwalebnych wydarzeń, na jakie pobożny katolik może oczekiwać, szczególnie w naszych zatrważających, pełnych chaosu czasach. Mamy wielką nadzieję, że wraz z owym siódmym przyjściem nadejdzie upragniony pokój i – jak prorokował święty Ludwik de Montfort – triumf Jej Niepokalanego Serca.

    2.       Różaniec i czyściec

    Najświętsza Maryja Panna w Fatimie przypomniała trójce dzieci o istocie różańca oraz o istnieniu czyśćca! Odpowiadając na pytania Łucji mówiła, że Franciszek musi zmówić jeszcze wiele różańców, nim trafi do Nieba, a o Amelii, że na pewno będzie przebywać w czyśćcu do końca świata. Królowa świętych przypomniała więc nam wszystkim o zbawiennej praktyce odmawiania różańca świętego – a więc o sposobie ratowania własnej duszy. Oferuje wręcz różaniec jako gwarancję na bezpieczne przejście z ziemi do Nieba, jak właśnie w przypadku Franciszka.

    Co szczególnie istotne, Matka Boża wskazuje na samą rzeczywistość istnienia czyśćca, o której tak wielu katolików, w tym niestety duchownych, zdaje się zapominać. A przecież – przypomina Maryja – wiele spośród dusz w czyśćcu czekać będzie aż do końca świata. Według badań księdza Sebastiano dos Reis wspomniana Amelia zmarła w okolicznościach wskazujących na hańbę w sprawach czystości! Szokujące dla niektórych może się wydawać, że siostra Łucja mówiła o wiecznym cierpieniu w piekle licznych dusz, które zmarły mając na sumieniu tylko jeden grzech śmiertelny!

    3.       Różnica między objawieniami Maryi i Anioła

    Bardzo ciekawym było, że fizyczne, emocjonalne i psychologiczne doświadczenie objawień Anioła Portugalii i Matki Bożej opisane było przez dzieci jako zupełnie różne. Siostra Łucja pisze w swych wspomnieniach: „Nie wiem dlaczego, ale faktem jest, że objawienia Matki Bożej miały inny wpływ na nas. Towarzyszyła nam, co prawda, ta sama intymna radość, ten sam pokój i to samo szczęście. Jednak, zamiast fizycznego zmęczenia, czuliśmy pewną ekspansywną żywotność, zamiast odrętwienia z powodu Bożej obecności, czuliśmy pewien rodzaj radości, zamiast trudności w mówieniu, czuliśmy pewien rodzaj entuzjazmu komunikacyjnego…”

    Istnieje wyraźna różnica między objawiającymi się Matką Bożą i Aniołem – wynika to z ich różnej natury. Anioł to wszak czysty duch, Maryja posiada jednak i duszę i ciało. Po spotkaniu z Aniołem Portugalii pastuszkowie czuli się wyczerpani, chodziło stworzenie o wyższej naturze. Jako że dzieci były tej samej natury co Najświętsza Panna, przy spotkaniu z Nią czuły się bardziej swobodnie. Potwierdza to dogmat wiary o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny do nieba wraz z ziemskim ciałem.

    4.       Znaczenie modlitwy, pokuty, ofiary i umartwienia dla nawrócenia grzeszników

    Ludzie współcześni, słysząc o umartwieniu i pokucie, kojarzą te hasła ze średniowieczem. Kryzys moralny ogarniający cały świat jest niezwykle poważny, wymaga ciągłej modlitwy, pokuty i ofiary. Prawda ta stale przewija się w Orędziu Matki Bożej Fatimskiej. W swojej niewinności dwoje młodszych pastuszków zrozumiało potrzebę ofiarowania się jako przebłagalne ofiary. Ale przecież apel Matki Bożej, w którym zwraca się z prośbą o modlitwę i pokutę, odnosi się również do reszty ludzkości.

    Zwykli śmiertelnicy mogą dużo zyskać umartwiając ciało. Praktyka ta pozwala opanować niesforne namiętności, które przechodzą pod kontrolę łaski i woli. Cierpienie bowiem łatwo staje się potęgą w sprawach Bożych. Pan Jezus odkupił ludzkość poprzez krwawą ofiarę i ogromne cierpienia znoszone na Kalwarii.

    5.       Prześladowania z powodu objawień

    Objawienia Matki Bożej były dla dzieci niewątpliwym wyróżnieniem, ale przecież nie tylko. Trójka pastuszków poniosła ciężkie ofiary przez sam fakt świadczenia o przybyciu Maryi do Fatimy. Szczególnie cierpiała Łucja – nie wierzyła jej ani matka, ani krewni, którzy w dodatku przestali okazywać jej jakąkolwiek czułość. Te cierpienia młodej dziewczynki musiały być bardzo intensywne.

    Chociaż Franciszek i Hiacynta nie spotkali się z prześladowaniami w rodzinie, narażeni byli na stałe kpiny ze strony sąsiadów i szyderstwa przybyszy. Co więcej, świeckie media narażały dzieci na śmieszność i sarkazm. Krajowe gazety prowadziły ohydną kampanię nienawiści i oczerniania. Wszystko, by zdyskredytować objawienia. Pomimo tych zniewag dzieci zachowywały się z godną podziwu cierpliwością. Co więcej, zawsze pamiętały o wezwanie Matki Bożej, by ofiarować swoje cierpienia za grzeszników.

    6.       Zmiany w Nabożeństwie Pięciu Pierwszych Sobót

    Matka Boża prosiła pierwotnie, by przystępować do spowiedzi i Komunii Św. przez pięć pierwszych sobót miesiąca, odmawiać pięć dziesiątek Różańca i medytować przez 15 minut nad tajemnicami, w celu zadośćuczynienia Niepokalanemu Sercu Maryi. Jednak Łucja, w trakcie kolejnego objawienia opowiedziała o trudnościach w wypełnianiu tego nabożeństwa. Zostały więc wprowadzone zmiany: do spowiedzi można przystępować w inne dni niż w pierwszą sobotę, o ile Pan Jezus jest przyjmowany godnie i z zamiarem zadośćuczynienia Niepokalanemu Sercu Maryi. A jeśli ktoś zapomni o wypowiedzeniu intencji, może to zrobić przy okazji następnej spowiedzi, korzystając z pierwszej ku temu sposobności.

    Siostra Łucja wyjaśniła także, że nie ma potrzeby rozważać wszystkich tajemnic Różańca w każdą pierwszą sobotę miesiąca – wystarczy rozważać jedną z nich albo kilka.

    7.       Dlaczego ustanowiono Nabożeństwo Pięciu Pierwszych Sobót?

    Nabożeństwo to odpowiada pięciu rodzajom grzechów i bluźnierstw popełnianych przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi. Są to:

    – bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu;

    – bluźnierstwa przeciw Jej dziewictwu;
    – bluźnierstwa przeciw Jej Boskiemu macierzyństwu
    – wpajanie nienawiści, obojętności, a nawet pogardy do Niepokalanej Matki w sercach dzieci;
    – bezpośrednie lżenie Jej świętych wizerunków

    8.       Udaremnienie większego cudu niż cud słońca!

    Siostra Łucja ujawniła, że słynny „cud słońca” mógłby być jeszcze większy. Dzieci zostały jednak uprowadzone przez Arthura Oliveira Santosa, administratora Rady Administracyjnej Vila Nova de Ourém.

    Jest to przykład przestępstwa popełnionego wbrew woli Matki Bożej, którego nie ukarała. Tak czy inaczej, tłumy osób zebranych w Fatimie po południu 13 października 1917 r. zostały pozbawione możliwości ujrzenia znacznie większego cudu, niż i tak ogromny „cud słońca”.

    9.       Zorza polarna czy ostrzeżenie przed wojną?

    Siostra Łucja uznała nadzwyczajne światło świecące nad Europą w nocy z 25 na 26 stycznia 1938 roku w godzinach od 20:45 do 01:15 za „wielki znak” od Matki Bożej, wskazujący, że nieuchronnie zbliża się wojna.

    Astronomowie i sceptycy orzekli oczywiście, że była to jedynie zorza polarna. Jednak większość z nich zaświadczała, że postać jaką przybrała, nie miała wcześniej precedensu.

    10.   Ostatnie, porażające słowa Hiacynty

    Zaledwie 10-letnia Hiacynta była dziewczyną nad wyraz dojrzałą. Posiadała prorocze wizje i wiele prywatnych objawień. Słowa wypowiedziane przez Hiacyntę ukazują też głębię jej duszy w obliczu moralnego upadku świata. Oto jedne z jej ostatnich słów:

    – Grzechami prowadzącymi najwięcej dusz do piekła są grzechy cielesne.

    – Aby być czystym na ciele konieczne jest utrzymanie czystości. Być czystą na ciele to znaczy strzec niewinności. A być czystą na duszy to znaczy nie grzeszyć, nie oglądać tego, czego nie powinno się widzieć, nie kraść, nie kłamać, mówić zawsze prawdę, także wtedy, gdy nas to wiele kosztuje.

    – Mody, które nadejdą, będą bardzo obrażać Pana. Osoby, które służą Bogu, nie mogą iść za głosem mody. W Kościele nie ma zmiennych mód. Jezus jest zawsze ten sam.

    – Lekarzom brak światła i wiedzy, by leczyć chorych, bo brak im miłości Boga.

    – Księża powinni zajmować się tylko sprawami Kościoła. Księża powinni być czyści, bardzo czyści. Nieposłuszeństwo kapłanów i zakonników wobec ich przełożonych i wobec Ojca Świętego bardzo obraża Jezusa.

    – Aby być zakonnicą, trzeba być bardzo czystą duszą i ciałem.

    – Wiele jest niedobrych mód; nie podobają się one Jezusowi, nie są Boże.

    – Spowiedź jest sakramentem miłosierdzia. Dlatego trzeba zbliżać się do konfesjonału z ufnością i radością. Bez spowiedzi nie ma zbawienia.

    Opracowano na podstawie: www.americaneedsfatima.org/malk/PCh24.pl

    Więcej na temat Objawień w Fatimie przeczytasz w książkach Plinio Correa de Oliveira i Antonio Borelliego. Książki można nabyć w Księgarni Kontrrewolucji.

    Plinio Corrêa de Oliveira – „Objawienia, które wstrząsnęły światem. Komentarze do orędzia Fatimskiego”

    Antonio A. Borelli – „Aniołowie i objawienia fatimskie”

    ***********

    Szóste i ostatnie Objawienie Matki Boskiej Fatimskiej trójce pastuszków


    Szóste i ostatnie Objawienie Matki Boskiej Fatimskiej trójce pastuszków

    Hiacynta, Łucja i Franciszek

    ***

    Jak przy poprzednich objawieniach dzieci dostrzegły błysk światła, po którym Matka Boża pojawiła się nad krzewem. Łucja: „Czego Pani sobie życzy ode mnie?” Matka Boża: „Chcę ci powiedzieć, aby wybudowano tu kaplicę na moją cześć. Jestem Matką Boską Różańcową. Odmawiajcie w dalszym ciągu codziennie różaniec. Wojna się skończy, a żołnierze wkrótce wrócą do swoich domów”.

    Łucja: „Miałam prosić Panią o wiele rzeczy: o uzdrowienie kilku chorych, nawrócenie niektórych grzeszników, etc.”

    Matka Boża: „Jednych uzdrowię, innych nie. Trzeba, aby się poprawili i prosili o przebaczenie swoich grzechów”. I ze smutnym wyrazem twarzy dodała: „Niech nie obrażają więcej Boga Naszego Pana, który już i tak jest bardzo obrażany”.(…)

    Gdy Matka Boża zniknęła w bezkresnej dali firmamentu, na oczach dzieci rozegrały się kolejne trzy sceny: pierwsza – symbolizująca tajemnice radosne różańca, druga – bolesne i trzecia – chwalebne. (Tylko Łucja widziała wszystkie trzy sceny; Franciszek i Hiacynta widzieli tylko pierwszą). Obok słońca pojawili się św. Józef z Dzieciątkiem Jezus na ręku i Matką Boską Różańcową. To była Święta Rodzina. Najświętsza Panna była ubrana na biało, w niebieskim płaszczu, a Dzieciątko Jezus było w jasnoczerwonej sukience. Św. Józef pobłogosławił tłum, czyniąc trzy razy znak krzyża. Dzieciątko Jezus uczyniło to samo. Następną sceną była wizja Matki Boskiej Bolesnej i Pana Jezusa zgnębionego bólem, w drodze na Kalwarię. Wydawało się, że Pan Jezus pobłogosławił świat. Matka Boża nie miała miecza w piersi. Łucja widziała tylko górną część ciała Pana Jezusa. Na zakończenie pojawiła się, w chwalebnej wizji Matka Boska Karmelitańska, ukoronowana na Królową nieba i ziemi, z Dzieciątkiem Jezus na rękach. (…).

    * Fragmenty książki Antonio A. Borelli “Fatima – orędzie tragedii czy nadziei?”, Kraków 2001, str. 41-42


    Ks. prof. Bortkiewicz, Stelmach, Bajor: Wstrząsająca prawda o objawieniach Maryi w Fatimie

    Play Video
    Odtwórz w YouTube

    #FATIMA#OBJAWIENIE#ORĘDZIE#PRAWDA#KS. PROF. PAWEŁ BORTKIEWICZ#ARKADIUSZ STELMACH#BOGUSŁAW BAJOR#PRZYMIERZE Z MARYJĄ


    Żywot, cierpienie i ogromna wiara świętej Hiacynty, świętego Franciszka i siostry Łucji właśnie dzisiaj powinny być dla nas natchnieniem oraz wezwaniem do nawrócenia i pogłębienia swojej wiary zwłaszcza, że Orędzie Matki Bożej z Fatimy sprzed ponad stu lat, którego świadkami była trójka dzieci-pastuszków wciąż jest aktualne, a zapowiedziane wydarzenia jeszcze się nie dopełniły. Nie zapominajmy, że Maryja zapowiedziała nadejście kar, ponieważ ludzkość odeszła od Boga i obraża go swoimi grzechami. Dziś wrogowie uderzają nie tylko bezpośrednio w Kościół, ale i w Maryję – Matkę Boga. Jest jeszcze czas na przemianę serc!

    Zapraszamy na relację z Klubu SKAWIŃSKA 13 w Krakowie (24.02.2020). W spotkaniu wzięli udział: 

    Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr

    Arkadiusz Stelmach (Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi)

    Bogusław Bajor (redaktor naczelny magazynu „Przymierze z Maryją”)

    PCh24.pl

    **********************************************

    św. Paweł VI o różańcu

    Sample
    fot. Wikipedia

    „Różaniec z natury swej wymaga odmawiania w rytmie spokojnej modlitwy i powolnej refleksji, by przez to modlący się łatwiej oddał się kontemplacji tajemnic życia Chrystusa, rozważanych jakby sercem Tej, która ze wszystkich była najbliższa Panu, i by otwarte zostały niezgłębione tych tajemnic bogactwa”.

    **************************************************

    bł. Pius IX o różańcu

    fot.Angelus Press

    ***

    „Różaniec to broń pozwalająca zwyciężyć demony i utrzymująca cię z dala od grzechu… Jeśli pragniecie, by w waszych sercach, domach, krajach zagościł pokój, gromadźcie się wspólnie i odmawiajcie różaniec, zawsze, bez względu na to jak jesteście utrudzeni”.

    **************************************

    Różaniec zbiorem głównych prawd naszej religii

    Tak nazwał różaniec Leon XIII. „W nim bowiem – słowa Papieża – wraz z powtarzanymi w pewnym porządku, najpiękniejszymi i najskuteczniejszymi modlitwami następują po sobie ku rozmyślaniu i rozpamiętywaniu głośne tajemnice naszej religii” (Magnae Dei Matris 1892). Prawdy, będące przedmiotem rozważania przy modlitwie różańcowej, są ujęte jakby w piętnaście ram w piętnaście tajemnic, z których każda zawiera w sobie jakąś konkretnie określoną prawdę lub fakt historyczny, związany z życiem ziemskim Chrystusa lub Jego Matki. Owa piętnastka tajemnic ma nam dostarczyć treści przy rozmyślaniu.


    Wszystkie one skupiają się około osoby Chrystusa i Najświętszej Marii Panny. W pierwszych pięciu, stanowiących radosną część różańca, na pierwszy plan występuje dogmat wcielenia Syna Bożego, mieszczący w sobie domyślnie cały zespół innych prawd. Tajemnice różańcowe otwiera „Zwiastowanie”, czyli zapowiedź wcielenia. Archanioł Gabriel oznajmia Najświętszej Marii Pannie, że Ją to właśnie Bóg wybrał na Matkę oczekiwanego Mesjasza. „I rzekł jej Anioł: Nie bój się, Mario, albowiem znalazłaś łaskę u Boga. Oto poczniesz w łonie i porodzisz syna a nazwiesz imię jego Jezus… I rzekła Maria: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,30-38). To zdarzenie opisane nam przez św. Łukasza ma być przedmiotem rozważania przy pierwszej tajemnicy.


    W następnej tajemnicy widzimy, jak Najświętsza Maria Panna spieszy w odwiedziny do swej krewnej Elżbiety, matki św. Jana Chrzciciela: „A powstawszy Maria w onych dniach, poszła w góry z pośpiechem do miasta judzkiego. I weszła w dom Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. I stało się, skoro usłyszała Elżbieta pozdrowienie Marii, skoczyło dzieciątko w jej łonie, a Elżbieta napełniona została Duchem Świętym. I zawołała głosem wielkim, mówiąc: Błogosławionaś ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota twojego. A skądże mi to, że Matka Pana mego przyszła do mnie” (Łk I, 39-43). Na pierwszy rzut oka zdawałoby się nic nadzwyczajnego. Ot zwyczajne odwiedziny. W rzeczywistości jest tu wielka tajemnica. Tajemnica jeszcze nie narodzonego Boga-Człowieka. Chrystus w łonie swej matki promieniuje już łaskami, uświęca św. Jana. To początek misji zbawczej Chrystusa. […]


    Centralny punkt pierwszej części różańca stanowi trzecia tajemnica: Narodzenie. „I porodziła syna swego pierworodnego, a uwinęła go w pieluszki i położyła go w żłobie, bo nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 11,7). Tu umysły i serca nasze mogą pogrążyć się całkowicie w rozważaniu, tyle treści, tyle piękna, że gdy się przychodzi do tej tajemnicy, nie wiadomo na czym najpierw należy skupić swą uwagę. Wszystko tu jest pociągające. Ogrom i morze treści. Fakt wcielenia Syna Bożego mówi nam, że ludzkość nie jest obojętna Bogu. Narodzenie Boże otwiera przed nami głębię Serca Bożego. Mówi nam przede wszystkim o miłości Boga względem nas. „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby wszelki kto wierzy weń, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3,16). „W tym okazała się miłość Boża ku nam, iż Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy żyli przez niego… On pierwszy umiłował nas i posiał Syna swego jako ubłaganie za grzechy nasze” (J 4,9-10). Bóg przychodzi na świat dla nas i dla naszego zbawienia. Współczucie dla nędzy, w jakiej znalazła się ludzkość po grzechu pierwszych rodziców, sprowadza Boga na ziemię. „Przyszedł bowiem Syn Człowieczy szukać i zbawić to, co było zginęło” (Łk 19,10). Okoliczności towarzyszące wcieleniu, jak ubóstwo, stajenka, adoracja pasterzy i mędrców, o czym nam opowiada Ewangelia, mogą nam nasunąć wiele wzniosłych myśli przy odmawianiu tej tajemnicy.


    Podobnie rzecz się ma z dwoma następnymi tajemnicami, Ofiarowania i Znalezienia Jezusa w świątyni, przypominającymi niektóre zdarzenia z lat młodocianych Chrystusa.


    Druga część różańca, bolesna, wprowadza nas w dzieło Odkupienia. Pokazuje nam szczegółowo w jaki sposób ono się dokonało. Bóg chciał, by Odkupienie dokonało się przez śmierć krzyżową. Chrystus zaczyna swoją mękę modlitwą i agonią w Ogrojcu. „A wyszedłszy poszedł wedle zwyczaju na górę Oliwną, a za nim też poszli i uczniowie. A gdy przyszedł na miejsce, rzekł im: Módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie. Sam zaś oddalił się od nich jakoby na rzut kamienia, a upadłszy na kolana, modlił się, mówiąc: Ojcze, jeśli chcesz, przenieś ode mnie ten kielich; wszakże nie moja wola, ale twoja niech się stanie. I ukazał mu się anioł z nieba, posilając go. A będąc w ucisku, usilniej się modlił. I stał się pot jego jako krople krwi, spływającej na ziemię” (Łk 22,39-44).

    To początek dramatu kalwaryjskiego. Patrzymy kolejno na jego szczegóły. A więc na zdradziecki pocałunek Judasza. […] Ubiczowanie, ukoronowanie koroną z cierni. […] Towarzyszymy dalej Chrystusowi w pochodzie na Kalwarię, podczas którego trzykrotnie upada, spotyka się ze swą Matką, pociesza niewiasty nad nim się litujące. […] Wreszcie patrzymy na jego konanie i śmierć na krzyżu. „A była prawie godzina szósta, i nastały ciemności po wszystkiej ziemi aż do godziny dziewiątej. I zaćmiło się słońce, a zasłona świątyni wpół się rozdarła. A Jezus zawoławszy głosem wielkim, rzekł: Ojcze, w ręce twoje polecam ducha mojego! A to rzekłszy, skonał”. (Łk 23,44-46).


    Trzecia część różańca przenosi nas duchem w inny świat. Mówi nam o wieczności, o nieśmiertelności, o naszej właściwej ojczyźnie. Tajemnica Zmartwychwstania Chrystusa zwraca naszą uwagę na dogmat powszechnego ciał zmartwychwstania. Wniebowstąpienie Chrystusa i Wniebowzięcie Bogarodzicy mówią nam o życiu w innym świecie pełnym szczęścia lub nieszczęścia, zależnie od tego, jak się tu na ziemi ustosunkujemy do Boga. Tajemnica Zesłania Ducha Św. poucza nas o konieczności łaski do zbawienia, o roli Kościoła, który powstał właśnie w dniu Zielonych Świątek.


    „W modlitwie różańcowej – pisze Leon XIII – stają kolejno przed oczyma naszej duszy główne tajemnice naszej religii. Naprzód te, w których Słowo stało się ciałem, a Maria nienaruszona Dziewica i Matka oddawała mu macierzyńskie usługi z świętym weselem; następnie gorycze, męka i ukrzyżowanie Chrystusa cierpiącego, których ceną dokonało się zbawienie naszego rodzaju, potem jego tajemnice chwalebne, triumf nad śmiercią i wstąpienie do nieba oraz zesłanie stamtąd Ducha Bożego, Marii ponad gwiazdy wyniesionej promieniejąca jasność, wreszcie chwała Matki i Syna, towarzysząca wszystkich niebios chwała wiekuista” (Magnae Dei Matris).


    Nie należy się ograniczać do rozważania prawdy wyrażonej w tytule poszczególnej tajemnicy, ale należy przechodzić do innych, w jakikolwiek sposób z nią związanych. Prawdy objawione mają to do siebie, że ze sobą ściśle się łączą i nawzajem się przenikają. Rozmyślanie nad jedną prowadzi kolejno do innych. Tajemnica Narodzenia np. mówi nam nie tylko o samym fakcie Wcielenia Syna Bożego, ale prowadzi nas do znajomości Trójcy Świętej, grzechu pierworodnego, wyniesienia nas do porządku nadprzyrodzonego. Podobnie jak w Składzie Apostolskim czy symbolu nicejsko-konstantynopolitańskim, tak i w różańcu mamy krótki i zwięzły zbiór głównych dogmatów. Z tą różnicą jednak, że różaniec ujmuje je w sposób więcej dla nas przystępny. Wyraża je bowiem nie tyle suchymi formułkami ile konkretnymi faktami. Przez to łatwiej je pojąć i zapamiętać sobie.


    Centrum i jakby słońcem wszystkich prawd mieszczących się w tajemnicach różańcowych jest osoba Chrystusa. Około Niego wszystko się obraca. On jest zawsze na pierwszym planie. Do Niego jako do celu wszystko zmierza, od Niego jako ze źródła wszystko wypływa. W Nim wszystko się łączy i jednoczy. On jest początkiem i końcem wszystkiego, Kto więc zapozna się, choćby ogólnikowo, z treścią tajemnic różańcowych, zna właściwie podstawowe prawdy religii chrześcijańskiej. Słusznie więc nazwano różaniec krótkim zbiorem nauki Chrystusowej.


    O. Romuald Kostecki OP, Modlitwa różańcowa, VERBUM, Kielce 1948/PCh24.pl

    **********************************************************************************************

    ŻYWY RÓŻANIEC

    Bogu niech będą dzięki!

    Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. (Uroczystości beatyfikacyjne były zaplanowane na 7 czerwca 2020 roku, ale nie odbyły się z powodu pandemii). Ks. Prymas święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk Księdza Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.

    Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!

    „Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.

    (św. Josemaria Escriva do Balaguer)

    A rosary is used for prayers and meditations.
    fot.wiseGeek

    **

    INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA MIESIĄC PAŹDZIERNIK 2020

    Intencja ewangelizacyjna: za misję świeckich w Kościele.

    Módlmy się, aby wierni świeccy, a szczególnie kobiety, na mocy chrztu, w większym stopniu byli włączani w podejmowanie odpowiedzialności za Kościół.

    więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja

    *****

    Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji:

    Za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego. 

    Za papieża Franciszka, aby Duch Święty go prowadził, a św. Michał Archanioł strzegł. 

    Niepokalana Maryjo, Matko miłosierdzia, pomóż mi tak ukochać modlitwę różańcową, aby stała się moją codzienną potrzebą. Bo wtedy wiara, nadzieja i miłość umocniona w Tajemnicach Zbawienia da siłę i radość przeżywania moich tajemnic coraz bliżej Bożej woli a nie mojej.

    *****

    Intencja dla Róży św. Moniki i Matki Bożej Częstochowskiej (II):

    Powierzamy Bożej Matce i Jej Synowi, którego życie rozważamy w różańcu, drogi wzrastania dzieci, za które modlimy się w tej Róży. 

    **************************************************************************************************************

    Różaniec Święty

    potężna broń o sprawdzonej skuteczności


    Różaniec Święty – potężna broń o sprawdzonej skutecznościfot. pixabay


    Środek zbawienia, jeden z najbardziej potężnych i skutecznych, jakie oferuje nam Boża Opatrzność przeciwko szatanowi i jego naśladowcom, którzy pragną zguby dusz. Różaniec rozwiązuje niezliczone problemy, zapewnia wieczne zbawienie i przybliża Królestwo Niepokalanego Serca Maryi.

    Kiedy Łucja zapytała Przenajświętszą Dziewicę w dniu jej ukazania się, 13 października 1917 w Fatimie, czego pragnie, Ona odpowiedziała: „Chcę ci powiedzieć, aby zbudowano tu kaplicę na moją cześć. Jestem Matką Boską Różańcową. Odmawiajcie w dalszym ciągu codziennie Różaniec.”

    W wielu objawieniach Matka Boża zalecała nabożeństwo do Różańca, ale szczególnie w Fatimie podkreślała znaczenie tej praktyki modlitewnej jako środka potrzebnego do nawrócenia świata. Przedstawiła się też jako Pani Różańca.

    Czy może być większe nabożeństwo?

    Na pytanie to odpowiada nam sam św. Ludwik Maria Grignion de Montfort (1673 – 1716), wielki apostoł Przenajświętszej Maryi, który pisze: „Najświętsza Dziewica objawiła bł. Alanowi, że po Najświętszej Ofierze Mszy Świętej, która jest pierwszą i najbardziej żywą pamiątką Naszego Pana, nie ma praktyki wspanialszej i wyjednującej większe łaski od Różańca Świętego, który jest jakby drugą kommemoracją i przedstawieniem Życia i Męki Chrystusa.”

    Istnieją liczne dokumenty papieskie wychwalające doskonałość Różańca Świętego. W nich to Papieże niestrudzenie polecają to nabożeństwo.

    Nabożeństwo Różańca Świętego – cudowne dzieje

    Według tradycji Matka Boża objawiła nabożeństwo Różańca Świętego św. Dominikowi Guzmanowi w roku 1214 jako środek wybawienia Europy od herezji. Chodziło o albigensów, którzy rozprzestrzeniając się niczym śmiertelna epidemia zarażali swymi błędami inne kraje – od północnych Włoch do okolic Albi w południowej Francji. Stąd pochodzi nazwa nadana tym heretykom, znanym także jako katarzy (od greckiego słowa oznaczającego “czysty”). Tym mianem, pełnym pychy, określali oni samych siebie.

    Byli niczym wilki w owczych skórach. Przedostawali się do środowisk katolickich, aby skuteczniej oszukiwać i zyskiwać sympatię. Heretycy ci wyznawali między innymi panteizm, wolną miłość, chcieli zniesienia bogactwa, hierarchii społecznej i własności prywatnej. Podobieństwo ich do współczesnych komunistów jest aż nazbyt wyraźne.

    Różne regiony XIII-wiecznej Europy zostały skażone herezją albigensów, a wszelkie wysiłki katolików zmierzające do ich powstrzymania okazywały się daremne. Heretycy po zdobyciu wielu dusz, zburzeniu wielu ołtarzy i przelaniu ogromnej ilości katolickiej krwi wydawali się ostatecznie zwyciężać.

    Św. Dominik (założyciel Zakonu Dominikanów) odważnie zaangażował się w walkę przeciwko sekcie albigensów, ale nie udało mu się powstrzymać naporu heretyków, którzy nadal deprawowali wiernych katolików. Ci, którzy próbowali się oprzeć, byli mordowani.

    Zrozpaczony św. Dominik błagał Najświętszą Dziewicę, aby wskazała mu jakąś skuteczną broń duchową, zdolną do zniszczenia straszliwych wrogów Kościoła Świętego.

    Najlepsza artyleria przeciwko szatanowi i jego naśladowcom

    Ściskając w ręku potężną broń, jaką w istocie był Różaniec, św. Dominik wrócił do walki głosząc niestrudzenie we Francji, Włoszech i Hiszpanii nabożeństwo, którego nauczyła go sama Matka Boża i wszędzie odzyskiwał dusze. Katolicy letni stawali się żarliwi, gorliwi uświęcali się, a zakony rozkwitały. Św. Dominik nawrócił rzesze heretyków, którzy wyrzekając się błędów powrócili do Kościoła katolickiego, grzesznicy zrywali z grzechami i odprawiali pokutę, wyrzucał demony z opętanych, czynił cuda i uzdrawiał. Tylko w samej Lombardii ów potężny krzyżowiec Różańca nawrócił ponad 100 000 albigensów. Wszystko to za pomocą najskuteczniejszej artylerii przeciwko szatanowi i jego sługom: Różańca Świętego.

    Broń zwyciężająca zło

    Tę tajemniczą broń Bóg umieszcza w dłoniach swych wiernych żołnierzy, walczących z szatanem i jego sługami krążącymi po świecie na zgubę dusz. Ta potężna broń jest dostępna dla wszystkich katolików (czcicieli Niepokalanej). Za jego pośrednictwem otrzymujemy ochronę przed zakusami diabła i gotowi jesteśmy stawić czoła wszelkim trudom życia.

    Zapewnia nas o tym sam św. Ludwik Maria Grignion de Montfort: „Choćbyście się znaleźli nad brzegiem przepaści, choćbyście mieli już jedną nogę w piekle, choćbyście się nawet zaprzedali diabłu jak jaki czarownik, choćbyś był heretykiem zatwardziałym i uporczywym jak szatan, wcześniej czy później nawrócicie się i zbawicie się, jeżeli – powtarzam wam, a zważcie dobrze słowa i treści mojej rady – będziecie pobożnie odmawiali Różaniec Święty każdego dnia aż do śmierci, w celu poznania prawdy i otrzymania skruchy i przebaczenia waszych grzechów”.

    Potrzeba stałego odmawiania Różańca Świętego

    W dzisiejszych dniach również jesteśmy zagrożeni ze wszystkich stron. My i nasi bliscy doświadczamy trudności duchowych i materialnych. Nasz kraj jest ciągle w niebezpieczeństwie, a kryzysy stale narastają. Wzrasta też poczucie zagrożenia. Święty Kościół katolicki jest atakowany przez szatana i przeciwników zewnętrznych oraz wewnętrznych chcących go zniekształcić, a wreszcie całkowicie zniszczyć.

    Czy nie potrzebujemy nowych cudów? Oczywiście, że tak i to jak najrychlej! W tym celu winniśmy gorąco się o nie modlić. Dlaczego nie mielibyśmy posłużyć się ową potężną “artylerią” Różańca Świętego, który od wieków ratuje chrześcijaństwo i katolików z najgorszych opałów? Różaniec jest modlitwą prostą, krótką i tyleż przyjemną, co skuteczną.

    Różaniec jest najpiękniejszą i najcenniejszą ze wszystkich modlitw do Pośredniczki wszelkich łask i modlitwą najbliższą sercu Matki Bożej. Módlcie się na nim codziennie”.

    Papież Św. Pius X

    Korzyści i łaski, jakie możemy uzyskać odmawiając Różaniec Święty z rozważaniem tajemnic

    ˇ wznosi nas niepostrzeżenie ku doskonałemu poznaniu Jezusa Chrystusa
    ˇ oczyszcza nasze dusze z grzechów
    ˇ pozwala nam zwyciężać naszych nieprzyjaciół
    ˇ ułatwia nam praktykowanie cnót
    ˇ rozpala naszą miłość do Jezusa Chrystusa
    ˇ uzdalnia nas do spłacania naszych długów wobec Boga i wobec ludzi
    ˇ wreszcie, wyjednuje nam od Boga wszelkiego rodzaju łaski


    Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort

    Artykuł ukazał się w 1. numerze “Przymierza z Maryją”

    PCh24.pl/POLONIA CHRISTIANA

    *******************************************************************************************************************

    OGŁOSZENIA

    https://blueskyscotland.blogspot.com/2019/02/partick-kelvingrove-and-anderston-walk.html

    ***

    W kościele św. Szymona nadal Msze św. w niedziele i w święta nie mogą być sprawowane. Mamy natomiast możliwość uczestniczyć we Mszy św. w kościele św. Piotra.

    *******

    St Simon's RC Church, Partick Bridge Street

    wyjątkowo w sobotę 31 października nie będzie spowiedzi św. w kościele św. Szymona, ponieważ tego dnia będę nawiedzał cmentarze, gdzie są groby naszych Rodaków.

    Msze św. w kościele św. Piotra z udziałem wiernych


    obowiązuje wcześniejsza rejestracja (linki poniżej), na Mszy może być maksymalnie 50 osób


    Sobota 31/10 – godz. 18:00; spowiedź od godz. 17:15 – tylko dla osób zarejestrowanych na Mszę; rejestracja do godz. 16:00 lub do wyczerpania miejsc;
    po Mszy św. Różaniec
    https://www.eventbrite.co.uk/e/sobota-3110-msza-sw-godz-1800-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-126700483557

    Niedziela 01/11 UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH – godz. 14:00spowiedź od godz. 13:15 – tylko dla osób zarejestrowanych na Mszę; rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejsc
    https://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-0111-msza-sw-g-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-126699821577
    od godz. 13:30 Adoracja Najświętszego Sakramentu

    Poniedziałek 02/11 DZIEŃ ZADUSZNY (Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych) – godz. 18:00  https://www.eventbrite.co.uk/e/poniedziaek-0211-msza-sw-g-1800-koscio-sw-piotra-st-petersglasgow-tickets-126700545743

    UWAGA! JEŻELI ZAREZERWOWALIŚCIE MIEJSCE NA MSZY ŚW. , ALE WIECIE, ŻE NIE BĘDZIECIE MOGLI W NIEJ UCZESTNICZYĆ – BARDZO PROSIMY O WIADOMOŚĆ NA ADRES MSZESWPIOTR@GMAIL.COM lub rezygnację przez stronę Eventbrite (im wcześniej, tym lepiej, żeby dać szansę innym na przyjście na Mszę św.)

    Msze św. w kościele św. Piotra i św. Szymona w ciągu tygodnia – z udziałem wiernych, w języku angielskim:kościół św. Piotra – od poniedziałku do piątku godz. 10:00; poniedziałek i wtorek godz. 19:00kościół św. Szymona – wtorek i czwartek godz. 12:30

    *****

    'Disgusting': Catholic community reacts to attack on historic Glasgow church
    kościół św. Szymona, 33 Partick Bridge Street, Glasgow G11 6PQ
    ST PETER’S RC, PARTICK, GLASGOW
    50 Hyndland Street, Glasgow, G11 5PS, @stpeterspartick

    ******

    Mając na uwadze trwające wciąż zagrożenie zdrowia i życia, Szkocki Episkopat przedłużył udzielenie dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy świętej. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych, które są w grupie ryzyka zarażeniem oraz osoby opiekujące się nimi, a także te osoby, które obawiają się z uzasadnionych przyczyn zakażenia.

    Skorzystanie z dyspensy oznacza, że nieobecność na Mszy niedzielnej we wskazanym czasie nie jest grzechem. Jednocześnie korzystających z dyspensy zachęca się do udziału we Mszy świętej w dni powszednie, z zachowaniem roztropności i wzajemnej troski o siebie. Zachęca się również, aby osoby korzystające z dyspensy trwały na osobistej i rodzinnej modlitwie, i do duchowej łączności ze wspólnotą Kościoła poprzez transmisje radiowe, telewizyjne lub internetowe.

    Nadal będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:

    • podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
    • rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową  
    • przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele 
    • w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki) 
    • przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
    • należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
    • na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
    • podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj 
    • bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
    • również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół.

    Uwaga: 

    Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
    Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.

    ***

    Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.

    ***

    Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.

    ********************************************************************************************************************

    Ogłoszenie dotyczące Poradnictwa Rodzinnego na obecny czas:

    Osoby, które szukają wsparcia czy to emocjonalnego, psychologicznego, czy też potrzebują pokierowania do placówek lub organizacji zajmujących się zasiłkami oraz potrzebują prawniczej porady – zapraszamy na spotkania, które odbywają się w poniedziałki od godz. 18.00 – 20.00 w Polskiej Misji Katolickiej w Glasgow przy Domu Polskim im gen. Władysława Sikorskiego:
    4 Park Grove Terrace, Glasgow G3 7SD

    • w pierwsze poniedziałki miesiąca:

    Poradnictwo Rodzinne

    • w pierwsze i w drugie poniedziałki miesiąca:

    Citizen Advise (poradnictwo  związane z miejscem zamieszkania)

    • w pierwsze i w trzecie poniedziałki miesiąca:

    Psychoterapia, Poradnictwo Rodzinne

    • w drugie poniedziałki miesiąca:  

    Poradnictwo Rodzinne, praca z dziećmi

    • w czwarte poniedziałki miesiąca:

    Naturalne Planowanie Rodziny

    (konsultacje lekarskie i pielegniarskie w ramach potrzeb) 

    ******

    Spotkania AA, NA i Al-Anon w obecnej sytuacji, odbywają się również on-line (skype i inne platformy)

    AA-Damian-07516435451

    NA-Konrad-07926658308

    AI-Anon-Agnieszka- 07588343494

    Spotkania w języku polskim dla osób NA – uzależnionych od narkotyków i od substancji psychoaktywnych – w każdą środę od godz. 19.30 – 21.00 – The Longin House Mission, 35E Campbell Street, G1 5DT  

    Zapraszamy na grupę Al-Anon osoby, które mają lub miały męża, żonę, rodziców, rodzeństwo lub kogoś bliskiego uzależnionego od alkoholu, używek, pornografii, etc.  Spotkania  grupy odbywają się w każdy piątek od 18.45 do 20.45 w Domu Polskim im gen. Władysława Sikorskiego w Bibliotece.

    Spotkania Grupy DDA-Dorosłych Dzieci Alkoholików odbywają się w każdy  czwartek od godz.19.00 do 21.00 – 35 East Cambell Street, G1 5DT Glasgow, tel.07856288817.

    Spotkania grupy AA-dla osób uzależnionych od alkoholu, odbywają się w każdy piątek – nowy adres: 8-12 St. Andrew Street, Glasgow, G1 5PD.

    Osoby, które są zainteresowane takimi spotkaniami prosimy o kontakt:

    ks. Marian Łękawa SAC – 0141 3399163 albo 07974240501

    ***********************************************************************************************************************

    25 października 2020

    XXX NIEDZIELA ZWYKŁA

    MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA

    o godzinie 14.00

    przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Antyfona na wejście

    Niech się weseli serce szukających Pana. Rozważajcie o Panu i Jego potędze, zawsze szukajcie Jego oblicza.

    HYMN

    Chwała na wysokości Bogu, * a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. * Chwalimy Cię. * Błogosławimy Cię. * Wielbimy Cię. * Wysławiamy Cię. * Dzięki Ci składamy, * bo wielka jest chwała Twoja. * Panie Boże, Królu nieba, * Boże, Ojcze wszechmogący. * Panie, Synu Jednorodzony, * Jezu Chryste. * Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. * Który gładzisz grzechy świata, * zmiłuj się nad nami. * Który gładzisz grzechy świata, * przyjm błaganie nasze. * Który siedzisz po prawicy Ojca, * zmiłuj się nad nami. * Albowiem tylko Tyś jest święty * Tylko Tyś jest Panem. * Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste. * Z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca. * Amen

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże, pomnóż w nas wiarę, nadzieję i miłość i daj nam ukochać Twoje przykazania, abyśmy mogli otrzymać obiecane zbawienie.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Wyjścia – Wj 22,20-26

    To mówi Pan: „Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej. Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, zapali się gniew mój i wygubię was mieczem, i będą żony wasze wdowami, a dzieci wasze sierotami. Jeśli pożyczysz pieniądze ubogiemu z mojego ludu, żyjącemu obok ciebie, to nie będziesz postępował wobec niego jak lichwiarz i nie każesz mu płacić odsetek. Jeśli weźmiesz w zastaw płaszcz twego bliźniego, winieneś mu go oddać przed zachodem słońca, bo jest to jedyna jego szata i jedyne okrycie jego ciała podczas snu. I jeśliby się żalił przede Mną, usłyszę go, bo jestem litościwy”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 18

    R/ Miłuję Ciebie, Panie, mocy moja.

    Miłuję Cię, Panie,
    Panie, mocy moja,
    Panie, opoko moja i twierdzo,
    mój wybawicielu. R/

    Boże, skało moja, na którą się chronię,
    tarczo moja, mocy zbawienia mego i moja obrono.
    Wzywam Pana, godnego chwały,
    i wyzwolony będę od moich nieprzyjaciół. R/

    Niech żyje Pan, niech będzie błogosławiona moja
    Opoka.
    Niech będzie wywyższony mój Bóg i Zbawca.
    Ty dajesz wielkie zwycięstwo królowi
    i okazujesz łaskę Twemu pomazańcowi. R/

    Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Tesaloniczan – 1 Tes 1,5c-10

    Bracia: Wiecie, jacy byliśmy dla was, przebywając pośród was. A wy, przyjmując słowo pośród wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego, staliście się naśladowcami naszymi i Pana, by okazać się w ten sposób wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai.

    Dzięki wam nauka Pańska stała się głośna nie tylko w Macedonii i Achai, ale wasza wiara w Boga wszędzie dała się poznać, tak że nawet nie trzeba nam o tym mówić. Albowiem oni sami opowiadają o nas, jakiego to przyjęcia doznaliśmy od was i jak nawróciliście się od bożków do Boga, by służyć Bogu żywemu i prawdziwemu i oczekiwać z niebios Jego Syna, którego wzbudził z martwych, Jezusa, naszego wybawcę od nadchodzącego gniewu.

    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Jeśli mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 22,34-40

    Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że Jezus zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?”

    On mu odpowiedział: „«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem». To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”.
    Oto słowo Pańskie.

    WYZNANIE WIARY

    Wierzę w jednego Boga, * Ojca Wszechmogącego, * Stworzyciela nieba i ziemi, * wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. * I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, * Syna Bożego Jednorodzonego, * który z Ojca jest zrodzony * przed wszystkimi wiekami. * Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, * Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. * Zrodzony a nie stworzony, * współistotny Ojcu, * a przez Niego wszystko się stało. * On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego * przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. * Ukrzyżowany również za nas, * pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. * I zmartwychwstał dnia trzeciego, * jak oznajmia Pismo. * I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. * I powtórnie przyjdzie w chwale * sądzić żywych i umarłych, * a Królestwu Jego nie będzie końca. * Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, * który od Ojca i Syna pochodzi. * Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; * który mówił przez Proroków. * Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. * Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. * I oczekuję wskrzeszenia umarłych. * I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, wejrzyj na dary,
    które Ci składamy, niech ta Ofiara,
    wyraz naszej służby, przyczyni się do Twojej chwały. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Będziemy się radować ze zbawienia i wielbić imię Pana Boga naszego.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech Twój Sakrament
    dokona w nas tego, co oznacza,
    abyśmy osiągnęli zjednoczenie z Chrystusem,
    którego przyjmujemy pod osłoną chleba i wina.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    *****************************

    komentarz do dzisiejszej Liturgii Słowa:

    zdjęcie ze strony: Archidiecezja Łódzka

    ****

    Dziś Pan Jezus znowu spotyka się z ludzką przewrotnością. Bo oto staje przed Nim faryzeusz znający bardzo dobrze Prawo, które określało przeróżne sytuacje w jakich może znaleźć się człowiek. Kodeks ten zawiera aż 613 nakazów i zakazów.

    Pytanie jakie zadaje Chrystusowi ów uczony w Prawie nie jest szukaniem Prawdy. Jest tylko kolejną pułapkę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?” Pan Jezus nie zraża się tą ludzką obłudą, ale odpowiadając daje wspaniałą syntezę Starego i Nowego Testamentu, która mieści się w dwóch przykazaniach. Pierwsze, które zawsze pozostanie pierwszym i to zarówno według dawnego prawa jak i nowego: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem”. Ma ono w sobie ogromną siłę wobec której nie może być żadnej wątpliwości. Wymienione cztery elementy stanowią istotę człowieka. I drugie przykazanie, które jest konsekwencją pierwszego: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.”

    Więc jeżeli nie ma we mnie chęci szukania osobistego kontaktu z Bogiem, aby coraz lepiej poznać, ogarnąć, zrozumieć Bożą rzeczywistość – a odbywa się to właśnie podczas przebywania z Bogiem na modlitwie – wtedy Bóg schodzi coraz bardziej na dalszy plan i trudno w takiej sytuacji mówić, że moje serce jest skierowane we właściwym kierunku.

    Istnieje takie  przysłowie, które tutaj się sprawdza: „Co z oczu , to z serca”. Carlo Carretto obrazuje to takim przykładem: „Jeśli narzeczony telefonuje do narzeczonej, aby jej powiedzieć: ‘Wybacz, ale dzisiaj wieczorem nie przyjdę, mam dużo pracy!’ – to jeszcze nic złego. Ale jeśli po raz nie wiem który powtarza te same słowa, i jeśli od czterech lat wymawia się nawałem pracy i zajęć z kolegami, żeby tylko jej nie odwiedzić, sprawa staje się poważna, co więcej, staje się zupełnie jasna. Oznacza to, że nie ma miłości!”

    Bo rzeczywiście, gdyby była miłość – to przecież pokonałaby wszelkie trudności, aby znaleźć czas i pójść do osoby ukochanej. Tak często współczesny człowiek wymawia się brakiem czasu. Próbuje, chyba przekonać samego siebie, że ma tyle rzeczy do zrobienia i to nawet dobrych i pożytecznych przesuwając modlitwę wciąż na dalszy plan. Często przyłapuję siebie jak bardzo jestem uzależniony od dzisiejszej konsumpcyjnej cywilizacji, w której wciąż i nieustannie coś musi się dziać. Aktywność i działanie zajmuje dziś zdecydowanie pierwsze miejsce. To jest pewnie przejście na jakąś drugą krańcowość, bo zdarzało się w przeszłości, że synowie i córki Kościoła byli tak pochłonięci własnym udoskonalaniem się, że drugi człowiek potrzebujący pomocy pozostawał w całkowitej izolacji. Czy to było niezrozumienie czy brak miłości? Zdarza się często, że można być tylko Martą, która miała pretensje do swojej siostry Marii zasłuchanej w to co mówił Jezus. A Kościół jest przecież i Marią i Martą.

    Ojciec św. Jan Paweł II zwracając się, jeszcze w czasie komunizmu, do polskich sióstr klauzurowych, mówił: „Pozornie tylko, drogie moje, jesteście odcięte od świata. W rzeczywistości znajdujecie się w samym jego środku – w centrum doczesnej rzeczywistości – w centrum polskiej rzeczywistości. Za klauzurą nie ogląda się ludzi. Za klauzurą się miłuje. Tą miłością jaką umiłował Chrystus aż do końca.”     

    Wspominany już Carlo Carretto opisuje w swojej książce Bóg, który nadchodzi takie świadectwo: „W Beni-Abbes często zimą rozbijają swe namioty nomadzi. To ci najbiedniejsi, nie mający już wielbłądów ani kóz na sprzedaż, nie mający już sił ani środków, aby zorganizować karawanę do Erg, poszukujący jakiegoś oparcia, dla odnalezienia się w nowej rzeczywistości społecznej, gdzie nie ma już miejsca dla nomadów.

    Któregoś dnia przybyła tu pewna Francuska, poszukując duchowego odosobnienia by oddać się medytacji. Przechodząc obok jednego z namiotów zamieniła kilka słów z dziewczyną z plemienia Tuaregów. Podczas rozmowy spostrzegła, że dziewczyna, chuda jak szczapa, drży z zimna. Na pustyni, przed wschodem słońca jest bardzo zimno.

    Dlaczego nic na siebie nie włożysz? – pyta.

    Bo nie mam co włożyć. – odpowiada dziewczyna.

    Francuzka, imieniem Madeleine, nie próbując zgłębić problemu, odchodzi, aby … się modlić. Wchodzi do eremu zbudowanego przez samego Ojca de Foucauld, gdzie wystawiony jest Najświętszy Sakrament. Kładzie się krzyżem na piasku, przed Jezusem obecnym pod postacią znaku wiary, jakim jest Eucharystia. Mija jakiś czas, ona wciąż próbuje się modlić.

    Nie mogłam się skoncentrować – wyzna mi później. Nie mogłam się modlić. Musiałam wrócić do namiotu i dać tej dziewczynie mój sweter. Wówczas osiągnęłam spokój w modlitwie.”

    Bo to właśnie dzięki modlitwie, głębokiej i prawdziwej, sam Bóg daje siły, aby coraz pełniej usługiwać bliźniemu. Ona nie odrywa, ale przybliża do tych miejsc, gdzie człowiek cierpi.

    Jeżeli we mnie jest modlitwa do Boga, która pozwala mi równocześnie zachować obojętność wobec drugiego człowieka, któremu mam pomóc – to ona nie jest  modlitwą skierowaną do prawdziwego Boga. Mój stosunek do Boga jest dokładnie taki sam jaki mam do moich bliźnich.

    Ks. Marian SAC

    **************************************************************************************************************

    poniedziałek – 26 października

    XXX tydzień zwykły

    Bł. Celina Borzęcka: Mówią, że nie jest mi dobrze w habicie…

    CELINA I JADWIGA BORZĘCKA
    East News

    *****

    Przez 20 lat była oddaną i dobrą żoną. Po śmierci męża wraz z córką odnalazły nowe powołanie. Te dwie święte polskie kobiety stworzyły dzieło, które dziś służy na całym świecie, a za przyczyną błogosławionej dzieją się cuda.

    26 października obchodzimy wspomnienie liturgiczne – i rocznicę śmierci – absolutnie niezwykłej kobiety, bł. Celiny Borzęckiej CR. Połączyła w swojej biografii życie rodzinne z zakonnym, stając się swoistym fenomenem w historii Kościoła.

    Po śmierci męża – będąc wcześniej świecką wierną, pełniąc rolę żony, matki i zaradnej pani majątku na Kresach – razem z młodszą córką Jadwigązałożyła zgromadzenie sióstr zmartwychwstanek.

    Celina została beatyfikowana 27 października 2007 roku, do czego przyczynił się cud za jej wstawiennictwem, wymodlony dla krewnego Borzęckich – Andrzeja. Młody chłopak, mistrz Polski we wspinaczce sportowej, spadł ze ścianki podczas treningu – lekarze określali jego stan jako beznadziejny.

    Obecnie trwa natomiast proces beatyfikacyjny córki Celiny, sługi Bożej Jadwigi Borzęckiej. Bóg pisze na krzywych liniach naszego życia, zaskakując nas nowymi wyzwaniami.


    Celina Borzęcka: żona i wdowa

    Celina urodziła się 29 października 1833 r. w majątku Antowil koło Orszy, na terenie dzisiejszej Białorusi. Jej rodzicami byli Ignacy Chludziński herbu Dołęga i Klementyna z Kossowów Chludzińska. Miała siostrę i brata, a rodzina bardzo się kochała, zapewniając jej wszystko, co potrzeba, aby była szczęśliwa.

    W „Pamiętniku dla córek”, jaki prowadziła przez lata, przyszła błogosławiona zanotowała:

    W dzieciństwie zawsze byłam otoczona osobami mi życzliwymi. […] Kto nie doznał wrażeń w młodości obok starań i pieszczot matki, kto nie uczuł szczęścia wśród rodziny, krewnych i przyjaciół, ten skamieniałe ma serce i nierozwinięte uczucia.

    W wieku 10 lat przystąpiła do I Komunii Świętej. Dwa lata później Chludzińscy przeprowadzili się do majątku Laskowicze, który potem odziedziczył syn Alojzy z rodziną.

    Celina marzyła o całkowitym poświęceniu się Bogu, pragnęła życia zakonnego, ale w 1853 r. rodzice wydali ją za mąż za – o 12 lat starszego – Józefa Borzęckiego, herbu Półkozic. Przez 20 lat była bardzo oddaną i dobrą żoną, tworzyli zgraną parę. Paradoksalnie, po jego przedwczesnej śmierci (w wieku 52 lat) napisała:

    Stan duszy rozpaczliwy – chęć do porzucenia wszystkiego. Wstręt do dziękowania Bogu za życie – żyję jak zwierzę, które czeka końca swego – ale nieszczęśliwsza od zwierzęcia, bo doczekać się swego końca nie może, bo rozumie, że żyje, że urodziła się i umrzeć musi. Wejście najgłębsze w mą nicość, prośba o wiarę, o światło, nie pomaga. Nie mam nic! Nie mam Boga! […] Wrócił stan pierwotny, gdy zabita zamążpójściem straciłam wiarę*.

    Celina Borzęcka: wyjazd do Rzymu

    Borzęccy mieszkali w majątku Obremszczyzna koło Grodna. Mieli czworo dzieci, z których dwoje zmarło wcześnie – Kazimierz w wieku 2,5 roku, a Maria mając 1,5. Starsza córka Celina wyszła za mąż, a matka wspierała ją mocno także już po założeniu zgromadzenia. Jadwiga była co prawda ulubienicą, ale w kształcenie obu córek i formowanie ich charakteru Celina wkładała ogromny trud i zaangażowanie.

    Przez 5 lat opiekowała się ofiarnie mężem, który w 1869 r. doznał paraliżu i stracił władzę w nogach. Kiedy zmarł, musiała sobie poradzić ze wszystkimi sprawami bytowymi, a przywykła do pewnego poziomu życia. Nie było łatwo.

    Po „ogarnięciu” skomplikowanych spraw majątkowych wyjechała z córkami do Rzymu. Tam Polonią opiekowali się zmartwychwstańcy. Poznała ojca Piotra Semenenkę, współzałożyciela i generała zakonu, który szybko stał się jej spowiednikiem, kierownikiem duchowym i mistrzem. Umiejętnie poprowadził wdowę (i córkę także) do nowego powołania.

    Borzęcka: Założycielka sióstr zmartwychwstanek

    Po 11 latach, już po śmierci duchowego mistrza, wraz z 28-letnią Jadwigą założyła Zgromadzenie Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa – żeńską gałąź zmartwychwstańców. To polski zakon, który narodził się na emigracji, aby wspierać duchowe i moralne odrodzenie Polaków po klęskach powstań listopadowego i styczniowego.

    Dom generalny sióstr znajduje się w Rzymie. Prowadzą przedszkola i szkoły, pracują z młodzieżą w różnych krajach, prowadzą misje w Afryce i Ameryce Płd. Głoszą radosną nowinę o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, stając się znakiem radości, pokoju i nadziei.

    Celina i Jadwiga Borzęckie razem złożyły śluby wieczyste 6 stycznia 1891 r. i jest to data powołania do życia zgromadzenia. Pierwszy dom w Polsce otworzyły w Kętach i tam obie zostały pochowane. Jadwiga zmarła przed matką, 27 września 1906 r.

    Uzdrowienie za przyczyną bł. Celiny

    Objęcie funkcji przełożonej zupełnie nowego zakonu w wieku 58 lat wymaga wielu wyrzeczeń, radykalnej przemiany życia. Już w tamtych czasach budziło to rozmaite reakcje otoczenia…

    Wkrótce po złożeniu ślubów Celina, osoba z „towarzystwa”, wyjechała dla poratowania zdrowia do wód w Krynicy. Miała możliwość poobserwować, jak zachowują się ludzie, najczęściej katolicy, na widok jej nowego stroju. Zanotowała później: „Mówią, że nie jest mi dobrze w habicie, że mi poszerza stan i twarz, że jako osoba świecka wyglądałam znacznie lepiej i że wobec tego żadna fotografia nie może być korzystna. Mówią, że zupełnie utraciłam wyraz słodyczy”.

    Celina Borzęcka zmarła w wieku 80 lat w Krakowie. Obremszczyzna została upaństwowiona, komuniści zamienili majątek na kołchoz. Zmartwychwstanki nadal się rozwijają, realizując misję matek założycielek. Ich oddanie młodym chyba Bóg widzi i docenia, bo w dniu podpisania dekretu zatwierdzającego uzdrowienie Andrzeja za przyczyną Celiny Borzęckiej, 16 grudnia 2006 r., po 7 latach od wypadku, ten zdobył kolejny złoty medal we wspinaczce sportowej, na zawodach we Wrocławiu.

    Życie wygrywa ze śmiercią na różne „sposoby” – poprzez zmartwychwstanie, wskrzeszenie, a czasem cudowne uzdrowienie. Na co dzień liczy się jednak praca i łaska, która pomaga łączyć aktywność z modlitwą i kontemplacją. Z przykładu Celiny Borzęckiej mogą czerpać zarówno osoby konsekrowane, jak i zanurzeni „w świecie” świeccy czy nawet kapłani.

    Modlitwa o łaski za wstawiennictwem bł. Celiny Borzęckiej

    Bądź uwielbiony, Panie Jezu, który udzieliłeś bł. Celinie daru szczególnego umiłowania tajemnicy paschalnej i pragnienia wypełnienia Twojej świętej woli. Ufając w Twoją bezgraniczną miłość do nas, prosimy Cię za jej wstawiennictwem o łaskę…

    Spraw, o Panie, aby Kościół mógł się radować zaliczeniem służebnicy Twojej Celiny do grona świętych dla większej chwały Twojej i naszego dobra. Który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem, w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Małgorzata Bilska/ ks. K. Wójtowicz CR „Bogactwo charyzmatów błogosławionej Celiny B.”, Kraków 2008

    ***********************************

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00

    po Mszy św. – nabożeństwo różańcowe przed Najświętszym Sakramentem

    ***

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    ********

    Antyfona na wejście

    Niech się weseli serce szukających Pana. Rozważajcie o Panu i Jego potędze, zawsze szukajcie Jego oblicza.

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże, pomnóż w nas wiarę, nadzieję i miłość i daj nam ukochać Twoje przykazania, abyśmy mogli otrzymać obiecane zbawienie.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 4,32–5,8

    Bracia: Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni. Przebaczajcie sobie nawzajem, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie. Bądźcie więc naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i w darze na wdzięczną wonność Bogu. O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym, ani o tym co haniebne, ani o niedorzecznym gadaniu lub nieprzyzwoitych żartach, bo to wszystko jest niestosowne. Raczej winno być wdzięczne usposobienie. O tym bowiem bądźcie przekonani, że żaden rozpustnik ani nieczysty, ani chciwiec – to jest bałwochwalca – nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusa i Boga.

    Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowami, bo przez te grzechy nadchodzi gniew Boży na buntowników. Nie miejcie więc z nimi nic wspólnego. Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 1

    R/ Jak dobre dzieci, naśladujmy Boga.

    Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą
    występnych,
    nie wchodzi na drogę grzeszników
    i nie zasiada w gronie szyderców,
    lecz w prawie Pańskim upodobał sobie
    i rozmyśla nad nim dniem i nocą. R/

    On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
    które wydaje owoc w swoim czasie,
    liście jego nie więdną,
    a wszystko, co czyni, jest udane. R/

    Co innego grzesznicy:
    są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
    Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych,
    a droga występnych zaginie. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Słowo Twoje, Panie, jest prawdą, uświęć nas w prawdzie. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 13,10-17

    Jezus nauczał w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: „Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy”. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga.

    Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: „Jest sześć dni, w które należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu”. Pan mu odpowiedział: „Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu?” Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, wejrzyj na dary,
    które Ci składamy, niech ta Ofiara,
    wyraz naszej służby, przyczyni się do Twojej chwały.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Będziemy się radować ze zbawienia i wielbić imię Pana Boga naszego.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech Twój Sakrament
    dokona w nas tego, co oznacza,
    abyśmy osiągnęli zjednoczenie z Chrystusem,
    którego przyjmujemy pod osłoną chleba i wina.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    **************************************************************************************************************

    Grzegorz Górny:

    Wyrok TK oparty jest na Konstytucji o lewicowym rodowodzie

    Zakaz aborcji eugenicznej nie był decyzją Trybunału Konstytucyjnego. Był decyzją narodu – przypomina rozpalonym, rewolucyjnym głowom pisarz, publicysta i autor filmów.

    „Zapis zawarty w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 roku nie pozostawiał sędziom Trybunału Konstytucyjnego pola manewru. Ich zadaniem nie było tworzenie prawa, a jedynie jego wykładnia oraz orzeczenie o zgodności bądź niezgodności z ustawą zasadniczą. Tak więc to bezpośrednio z Konstytucji RP wynika prawna ochrona życia nienarodzonych, także tych chorych, ułomnych i kalekich” – napisał na łamach portalu wPolityce.pl Grzegorz Górny.

    Publicysta przypominał rodowód ustawy zasadniczej, uchwalonej ponad dwie dekady temu za sprawą połączonych obydwu izb parlamentu. Konstytucja przyjęta została w kwietniu wspomnianego roku dzięki głosom: Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Unii Demokratycznej i Unii Pracy. W majowym referendum wola większości posłów i senatorów została potwierdzona większością 53,45 proc. głosów. Niedługo później Konstytucję podpisał ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski.

    „Tak więc Konstytucja RP z 1997 roku miała potrójną legitymizację narodową” – podkreślił autor komentarza.

    Grzegorz Górny przypomniał, iż w 1997 roku Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Andrzeja Zolla potwierdził, że prawo do ochrony życia przysługuje człowiekowi na każdym etapie rozwoju, a więc tak samo w fazie prenatalnej, jak i po urodzeniu.

    „Osoby, które tak chętnie powołują się na Konstytucję RP, powinny więc pamiętać, że to właśnie ten dokument jest źródłem prawa zapewniającego ochronę życia człowieka, także chorego, ułomnego i kalekiego” – podsumował publicysta.

    źródło: wPolityce.pl/RoM/PCh24.pl

    *****************************************

    Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. 

    Łańcuch ocalenia
    Fragment malowidła “Sąd ostateczny” Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, przedstawia człowieka ratującego innych za pomocą różańca

    ***

    „Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).

    ***************

    Ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi

    Wyrozumiały Ojciec niebieski wysłuchał modlitwy. Wczoraj przedstawiciel rządu oświadczył mi, że zmienia się warunki mojej „izolacji”; zamieszkam w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy, bez prawa wydalania się i sprawowania obowiązków biskupich. – Wszystko jest łaską. – Przypominam sobie, że od wielu miesięcy modliliśmy się o to, by łaska wolności, gdy przyjdzie, miała miejsce w dzień Najświętszej Maryi Dziewicy lub w Jej miesiącu. Byliśmy gotowi pozostać w więzieniu dłużej, byleby tylko mieć ten znak mocy Dziewicy Wspomożycielki, byleby tylko wyjść ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi. – I stało się! Bo chociaż nie idę na wolność całkowitą, to jednak rozluźnienie więzów moich ma miejsce właśnie w dzień Sanctae Mariae in Sabbato i to w maryjnym miesiącu różańcowym, w przeddzień uroczystości Chrystusa Króla. Zwiastowanie tej łaski otrzymałem w uroczystość świętych Szymona i Tadeusza, w dniu piątkowym, podobnie jak zwiastowanie łaski więzienia otrzymałem w dniu piątkowym. Pierwszy dzień łaski więzienia był w sobotnim dniu Maryi i pierwszy dzień łaski ulgi jest również w Jej dniu.

    Bóg jest wyrozumiały na prośby ludzkie, na wrażliwe serce człowieka, który tak pragnie znaków Bożych na swoim życiu. Pamiętam prośbę zaniesioną do wiernych u Świętej Anny w dniu aresztowania: Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. I ta prośba jest spełniona, bo właśnie pomoc przychodzi w ostatnich dniach miesiąca różańcowego. O ileż łatwiej jest czekać na dalsze łaski, gdy dobry Bóg okazał swoją wyrozumiałość na dziecięce prośby nasze.

    sługa Boży kard. Stefan Wyszyński

    Kard. Stefan Wyszyński († 1981), prymas Polski. (Prudnik, 29.10.1955, w: „Z głębi duszy. Kalendarzyk łaski”, Soli Deo, Warszawa 2019).

    **************************************************************************************************************

    wtorek, 27 października

    XXX TYDZIEŃ ZWYKŁY

    wspomnienie św. Sabiny z Rzymu, męczennicy

         Święta Sabina, męczennica, patronka Rzymu i gospodyń domowych, urodziła się w I w. w Rzymie. W liturgii wspomina się ją 29 sierpnia. Według starej tradycji święta pochodziła ze znakomitego rodu. Została żoną patrycjusza Walentyna. Wiarę chrześcijańską przyjęła pod wpływem swojej służebnicy, niewolnicy Serafii, dziewicy chrześcijańskiej. Razem z nią Sabina udawała się nocami do rzymskich katakumb, gdzie – z obawy przed cesarskimi prześladowcami – regularnie gromadzili się chrześcijanie. Tam przyjęła chrzest i brała udział w nabożeństwach. Gdy Serafię wkrótce schwytano i zachłostano na śmierć za wiarę, Sabina z wielką czcią pochowała jej ciało (Serafia, dziewica i męczennica, ma swoją notatkę zwaną elogium, w Martyrologium Rzymskim pod datą 3 września).

         W ten sposób ujawniła się przynależność Sabiny do chrześcijan, wskutek czego znalazła się w więzieniu. Praworządność rzymska nie pozwalała karać wolnych obywateli bez procedury sądowej. Dlatego Sabinę postawiono przed sędzią Elpidiuszem.

         Sędzia zapytał ją: “Ty jesteś tą Sabiną, dostojną niewiastą tak z pochodzenia, jak i przez małżeństwo?”

         Sabina odpowiedziała na to: “Tak, jestem nią i dzięki składam Zbawicielowi mojemu, Jezusowi Chrystusowi, że przez swoją służebnicę Serafię oswobodził mnie z więzów piekła”.

         Za to, że św. Sabina wzgardziła pogańskimi bożkami i odmówiła oddania im czci przez złożenie im rytualnej ofiary, sędzia skazał ją na karę śmierci. Jako patrycjuszka nie mogła być traktowana w sposób poniżający, dlatego została ścięta mieczem w 127 r., za panowania cesarza Hadriana. Chrześcijanie pochowali jej ciało w tym samym grobie, w którym ona złożyła swoją nauczycielkę wiary Serafię, na wzgórzu awentyńskim w Rzymie.

         Głównym źródłem wiadomości o naszej Świętej jest Passio Serapiae et Sabinae czyli opis męczeństwa Serafii i Sabiny. Passio to forma literacka zawierająca opis męki spisany przez naocznych świadków, sięgających niejednokrotnie do materiałów autobiograficznych i akt męczeństwa, o ile takie się zachowały. Wiarygodność takiego źródła może być podejrzana, ze względu na pomyłki czy zawodność ludzkiej pamięci, ale nie jest bajką. Zawiera ziarno prawdy, której nie można lekceważyć. Nawet Legendy o Świętych nie należą do bajek. Pisano je dla pożytku duchowego wiernych, dla budzenia w ich umysłach wzniosłych myśli, miłości Boga i zachęty do życia prawdziwie chrześcijańskiego. Na ich podstawie wierni wyrabiali sobie pojęcie o wielkości świętych, o wszechmocy Boga, który ich uświęcał i uzdalniał do męczeństwa. Z tego punktu widzenia można powiedzieć, że legendy są prawdziwsze niż historia.

         Prześladowania chrześcijan nie były kaprysem cesarzy lecz miały głębsze podłoże. Wojny domowe, napady wrogów, śmierć, rabunki, epidemie, zniszczenia, niepowodzenia i katastrofy – poganie rozumieli jako gniew bogów. W każdym takim przypadku szukali winnych. Winę znajdowali w chrześcijanach, ponieważ odmawiali udziału w aktach kultu pogańskiego, prowokując gniew bogów. Dla ich przebłagania władze rzymskie skazywały chrześcijan na śmierć, co było dla nich wielką próbą wiary.

    Kult

         Grób świętej Sabiny stał się miejscem kultu jako męczennicy. Na jej grobie na Awentynie zbudowano bazylikę ku jej czci. Od jej imienia nosi ona nazwę bazyliki św. Sabiny.

         Jest jedną z najbardziej godnych uwagi bazylik Wiecznego Miasta. Należy do bazylik stacyjnych.

         Gromadzą się tam wierni mieszkańcy Rzymu w Środę Popielcową na rozpoczęcie pokuty wielkopostnej.

         W księgach liturgicznych imię św. Sabiny znajduje się od VII w.: w lekcjonarzu z VII w., w ewangeliarzu z 645 r., w sakramentarzu Hadriana z 790 r. i w mszale z 1570 r. jako wspomnienie pod datą 29 sierpnia. Pod tą samą datą co roku obchodzi się na Awentynie rocznicę dedykacji Bazyliki św. Sabiny.

         Ikonografia: Sabinę artyści przedstawiają zwykle jako młodą męczennicę. Jej atrybutami są: gałązka palmowa, księga i korona. W koronie i z palmą można ją zobaczyć w najstarszym wyobrażeniu z VI w. w kościele św. Apolinarego w Rawennie. Artyści często podejmują temat związany z jej męczeństwem.


    ks. Tarsycjusz Sinka/Adonai.pl

    Bazylika św. Sabiny na Awentynie. ( Basilica di Santa Sabinae all’Aventino). Jest to jedna z najstarszych rzymskich bazylik zachowana na planie prostokąta z przepięknymi kolumnami w środku świątyni i wspaniała mozaiką z V wieku, która w XVI wieku została udoskonalona przez Taddeo Zuccari Rzym, Włochy, zdjęcie fotolia marcovarro

    **************************************************************************************************************


    środa – 28 października

    XXX TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Uroczystość świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza

    Nasi pośrednicy

    Dominikos Theotokopulos, zwany El Greco „Św. Szymon Apostoł” i „Św. Juda Tadeusz Apostoł” olej na płótnie, 1610–1614 Muzeum Dom El Greco, Toledo
    Dominikos Theotokopulos, zwany El Greco „Św. Szymon Apostoł” i „Św. Juda Tadeusz Apostoł” olej na płótnie, 1610–1614 Muzeum Dom El Greco, Toledo



    Nie wiemy, jak naprawdę wyglądali apostołowie. A jednak na przełomie XVI i XVII wieku najwybitniejsi malarze na świecie prześcigali się w malowaniu ich portretów.

    Nie tylko scen biblijnych, w których uczniowie Jezusa uczestniczyli, ale właśnie portretów, skupiających się wyłącznie na tych godnych naśladowania, choć tak mało w gruncie rzeczy znanych osobach. Dlaczego właśnie wówczas pojawiły się takie obrazy? Były one artystycznym wyrazem tego, co wówczas działo się w Kościele katolickim.

    Powstałe w XVI wieku nowe Kościoły protestanckie zwalczały kult świętych, negowały ich znaczenie jako naszych pośredników, wstawiających się za nami w niebie. Kontrreformacja, czyli reforma Kościoła katolickiego, w pełni sformułowana na Soborze Trydenckim (1545–1563), nakazywała więc wzmocnić kult świętych. Podczas gdy w świątyniach przejmowanych przez wyznawców nauki Lutra czy Kalwina niszczono wizerunki świętych, w krajach, które pozostały przy katolicyzmie, pojawiało ich się coraz więcej.

    El Greco namalował serię dwunastu portretów, przedstawiających apostołów jako ludzi już sędziwych, mających doświadczenia długoletniej działalności misyjnej, prowadzonej po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Ciemne tło sprawia, że nic nie rozprasza uwagi widza wpatrującego się w ich twarze. Święty Juda Tadeusz opiera się na halabardzie, którą zadano mu męczeńską śmierć. Święty Szymon szuka wzmocnienia i natchnienia w księdze Pisma Świętego, którą pilnie studiuje.

    Nie wiemy, jak naprawdę wyglądali apostołowie. A jednak na przełomie XVI i XVII wieku najwybitniejsi malarze na świecie prześcigali się w malowaniu ich portretów.

    Nie tylko scen biblijnych, w których uczniowie Jezusa uczestniczyli, ale właśnie portretów, skupiających się wyłącznie na tych godnych naśladowania, choć tak mało w gruncie rzeczy znanych osobach. Dlaczego właśnie wówczas pojawiły się takie obrazy? Były one artystycznym wyrazem tego, co wówczas działo się w Kościele katolickim.

    Powstałe w XVI wieku nowe Kościoły protestanckie zwalczały kult świętych, negowały ich znaczenie jako naszych pośredników, wstawiających się za nami w niebie. Kontrreformacja, czyli reforma Kościoła katolickiego, w pełni sformułowana na Soborze Trydenckim (1545–1563), nakazywała więc wzmocnić kult świętych. Podczas gdy w świątyniach przejmowanych przez wyznawców nauki Lutra czy Kalwina niszczono wizerunki świętych, w krajach, które pozostały przy katolicyzmie, pojawiało ich się coraz więcej.

    El Greco namalował serię dwunastu portretów, przedstawiających apostołów jako ludzi już sędziwych, mających doświadczenia długoletniej działalności misyjnej, prowadzonej po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Ciemne tło sprawia, że nic nie rozprasza uwagi widza wpatrującego się w ich twarze. Święty Juda Tadeusz opiera się na halabardzie, którą zadano mu męczeńską śmierć. Święty Szymon szuka wzmocnienia i natchnienia w księdze Pisma Świętego, którą pilnie studiuje.

    W Tradycji Kościoła zachowały się różne wersje miejsc i okoliczności śmierci obu apostołów. Jedna z nich mówi o tym, że zginęli razem.

    Leszek Śliwa/GN 42/2011

    **************

    ŚWIĘTY SZYMON APOSTOŁ

    fot.Wikipedia

    ****

    Ewangelie wymieniają św. Szymona w ścisłym gronie uczniów Pana Jezusa. Jest on chyba najmniej znanym spośród nich. Ewangelie wspominają o nim tylko trzy razy. Mateusz i Marek dają mu przydomek Kananejczyk (Mt 10, 4; Mk 3, 18). Dlatego niektórzy Ojcowie Kościoła przypuszczali, że pochodził on z Kany Galilejskiej i był panem młodym, na którego weselu Chrystus Pan uczynił pierwszy cud. Współczesna egzegeza dopatruje się jednak w słowie Kananejczyk raczej znaczenia “gorliwy”, gdyż tak je również można tłumaczyć. Łukasz wprost daje Szymonowi przydomek Zelotes, czyli gorliwy (Łk 6, 15). Specjalne podkreślenie w gronie Apostołów, że Szymon był gorliwy, może oznaczać, że faktycznie wyróżniał się wśród nich prawością i surowością w zachowywaniu prawa mojżeszowego i zwyczajów narodu.
    Szymon Kananejczyk jest we wszystkich czterech katalogach Apostołów wymieniany zawsze obok św. Jakuba i św. Judy Tadeusza, “braci” (stryjecznych albo ciotecznych) Chrystusa, czyli Jego kuzynów (Mt 10, 4; Mk 3, 18; Łk 6, 15; Dz 1, 13). Czy był nim także i Szymon? Według Ewangelii św. Mateusza wydaje się to być pewnym (Mt 13, 55). Także i w tradycji chrześcijańskiej mamy nikłe wiadomości o Szymonie. Miał być bratem Apostołów: Jakuba Młodszego i Judy Tadeusza. Będąc krewnym Pana Jezusa, miał według innych zasiąść na stolicy jerozolimskiej po Jakubie Starszym i Jakubie Młodszym jako trzeci biskup i tam ponieść śmierć za cesarza Trajana, kiedy miał już ponad sto lat.
    Są jednak pisarze, którzy twierdzą, że Szymon Apostoł nie był krewnym Jezusa i jest osobą zupełnie inną od Szymona, biskupa Jerozolimy, który poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Trajana. Powołują się oni na to, że tradycja łączy go ze św. Judą Tadeuszem tylko dlatego, jakoby miał z nim głosić Ewangelię nad Morzem Czerwonym i w Babilonii, a nawet w Egipcie – i poza Palestyną razem z nim miał ponieść śmierć. Według tej tradycji obchodzi się ich święto tego samego dnia. Również ikonografia chrześcijańska dość często przedstawia razem obu Apostołów.
    O przecięciu Szymona piłą na pół, jak głosi legenda (a nawet – piłą drewnianą), dowiadujemy się z jego średniowiecznych żywotów. Ciało św. Szymona, według świadectwa mnicha Epifaniusza (w. IX), miało znajdować się w Nicopolis (północna Bułgaria), w kościele wystawionym ku czci Apostoła. W kaplicy świętych Szymona i Judy w bazylice św. Piotra, która obecnie jest także kaplicą Najświętszego Sakramentu, mają znajdować się relikwie obu Apostołów. Część relikwii ma posiadać również katedra w Tuluzie. Św. Szymon jest patronem diecezji siedleckiej oraz farbiarzy, garncarzy, grabarzy i spawaczy.

    Ewangelie wymieniają św. Szymona w ścisłym gronie uczniów Pana Jezusa. Jest on chyba najmniej znanym spośród nich. Ewangelie wspominają o nim tylko trzy razy. Mateusz i Marek dają mu przydomek Kananejczyk (Mt 10, 4; Mk 3, 18). Dlatego niektórzy Ojcowie Kościoła przypuszczali, że pochodził on z Kany Galilejskiej i był panem młodym, na którego weselu Chrystus Pan uczynił pierwszy cud. Współczesna egzegeza dopatruje się jednak w słowie Kananejczyk raczej znaczenia “gorliwy”, gdyż tak je również można tłumaczyć. Łukasz wprost daje Szymonowi przydomek Zelotes, czyli gorliwy (Łk 6, 15). Specjalne podkreślenie w gronie Apostołów, że Szymon był gorliwy, może oznaczać, że faktycznie wyróżniał się wśród nich prawością i surowością w zachowywaniu prawa mojżeszowego i zwyczajów narodu.
    Szymon Kananejczyk jest we wszystkich czterech katalogach Apostołów wymieniany zawsze obok św. Jakuba i św. Judy Tadeusza, “braci” (stryjecznych albo ciotecznych) Chrystusa, czyli Jego kuzynów (Mt 10, 4; Mk 3, 18; Łk 6, 15; Dz 1, 13). Czy był nim także i Szymon? Według Ewangelii św. Mateusza wydaje się to być pewnym (Mt 13, 55). Także i w tradycji chrześcijańskiej mamy nikłe wiadomości o Szymonie. Miał być bratem Apostołów: Jakuba Młodszego i Judy Tadeusza. Będąc krewnym Pana Jezusa, miał według innych zasiąść na stolicy jerozolimskiej po Jakubie Starszym i Jakubie Młodszym jako trzeci biskup i tam ponieść śmierć za cesarza Trajana, kiedy miał już ponad sto lat.
    Są jednak pisarze, którzy twierdzą, że Szymon Apostoł nie był krewnym Jezusa i jest osobą zupełnie inną od Szymona, biskupa Jerozolimy, który poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Trajana. Powołują się oni na to, że tradycja łączy go ze św. Judą Tadeuszem tylko dlatego, jakoby miał z nim głosić Ewangelię nad Morzem Czerwonym i w Babilonii, a nawet w Egipcie – i poza Palestyną razem z nim miał ponieść śmierć. Według tej tradycji obchodzi się ich święto tego samego dnia. Również ikonografia chrześcijańska dość często przedstawia razem obu Apostołów.
    O przecięciu Szymona piłą na pół, jak głosi legenda (a nawet – piłą drewnianą), dowiadujemy się z jego średniowiecznych żywotów. Ciało św. Szymona, według świadectwa mnicha Epifaniusza (w. IX), miało znajdować się w Nicopolis (północna Bułgaria), w kościele wystawionym ku czci Apostoła. W kaplicy świętych Szymona i Judy w bazylice św. Piotra, która obecnie jest także kaplicą Najświętszego Sakramentu, mają znajdować się relikwie obu Apostołów. Część relikwii ma posiadać również katedra w Tuluzie. Św. Szymon jest patronem diecezji siedleckiej oraz farbiarzy, garncarzy, grabarzy i spawaczy.

    W ikonografii św. Szymon w sztuce wschodniej przedstawiany jest z krótkimi włosami lub łysy, w sztuce zachodniej ma dłuższe włosy i kędzierzawą brodę. Jego atrybutami są: księga, kotwica, palma i piła (drewniana), którą miał być rozcięty, topór, włócznia.

    ŚWIĘTY JUDA-TADEUSZ APOSTOŁ

    Święto świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza
    fot. Henryk Przondziono/ GOŚĆ

    ***

    O życiu św. Judy nie wiemy prawie nic. Miał przydomek Tadeusz, czyli “Odważny” (Mt 10, 3; Mk 3, 18). Nie wiemy, dlaczego Ewangeliści tak go nazywają. Był bratem św. Jakuba Młodszego, Apostoła (Mt 13, 55), dlatego bywa nazywany również Judą Jakubowym (Łk 6, 16; Dz 1, 13). Nie wiemy, dlaczego Orygenes, a za nim inni pisarze kościelni nazywają Judę Tadeusza także przydomkiem Lebbeusz. Mogłoby to mieć jakiś związek z sercem (hebrajski wyraz leb znaczy tyle, co serce) albo wywodzić się od pewnego wzgórza w Galilei, które miało nazwę Lebba. Był jednym z krewnych Jezusa. Prawdopodobnie jego matką była Maria Kleofasowa, o której wspominają Ewangelie.
    Imię Judy umieszczone na dalszym miejscu w katalogu Apostołów sugeruje jego późniejsze wejście do grona uczniów. To on przy Ostatniej Wieczerzy zapytał Jezusa: “Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” Zasadne jest zatem przypuszczenie, że św. Juda, przystępując do grona Apostołów, kierował się na początku perspektywą zrobienia przy Chrystusie kariery.
    Juda jest autorem jednego z listów Nowego Testamentu. Sam w nim nazywa siebie bratem Jakuba (Jud 1). Z listu wynika, że prawdopodobnie był człowiekiem wykształconym. List ten napisał przed rokiem 67, gdyż zapożycza od niego pewne fragmenty i słowa nawet św. Piotr. Po Zesłaniu Ducha Świętego Juda głosił Ewangelię w Palestynie, Syrii, Egipcie i Mezopotamii; niektóre z wędrówek misyjnych odbył razem ze św. Szymonem. Część tradycji podaje, że razem ponieśli śmierć męczeńską. Inne mówią, że Szymon został zabity w Jerozolimie, a Juda Tadeusz prawdopodobnie w Libanie lub w Persji.
    Hegezyp, który żył w wieku II, pisał, że Juda był żonaty, kiedy wstąpił do grona Apostołów. Dlatego podejrzliwy na punkcie władzy cesarz Domicjan kazał wezwać do Rzymu wnuków św. Judy w obawie, aby oni – jako “krewni” Jezusa – nie chcieli kiedyś sięgnąć także po jego cesarską władzę. Kiedy jednak ujrzał ich i przekonał się, że są to ludzie prości, odesłał ich do domu.
    Kult św. Judy Tadeusza jest szczególnie żywy od XVIII w. w Austrii i w Polsce. Bardzo popularne jest w tych krajach nabożeństwo do św. Judy jako patrona od spraw beznadziejnych. Z tego powodu w wielu kościołach odbywają się specjalne nabożeństwa ku jego czci, połączone z odczytaniem próśb i podziękowań. Czczone są także jego obrazy. Jest patronem diecezji siedleckiej i Magdeburga. Jest także patronem szpitali i personelu medycznego.

    W ikonografii św. Juda Tadeusz przedstawiany jest w długiej, czerwonej szacie lub w brązowo-czarnym płaszczu. Trzyma mandylion z wizerunkiem Jezusa – według podania jako krewny Jezusa miał być do Niego bardzo podobny. Jego atrybutami są: barka rybacka, kamienie, krzyż, księga, laska, maczuga, miecz, pałki, którymi został zabity, topór.

    Internetowa Liturgia Godzin – Czytelnia.pl

    *************

    MSZA ŚWIĘTA

    This image has an empty alt attribute; its file name is suspension-of-Mass.jpg

    Antyfona na wejście

    Bóg z miłości wybrał Szymona i Judę Tadeusza na Apostołów i dał im wieczną chwałę.

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Boże, Ty nas doprowadziłeś do poznania
    Twojego imienia przez nauczanie świętych Apostołów, spraw za wstawiennictwem świętych Szymona
    i Judy Tadeusza, aby Twój Kościół wzrastał,
    pociągając do wiary nowe narody.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 2,19-22

    Bracia: Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 19

    R/ Po całej ziemi ich głos się rozchodzi.

    Niebiosa głoszą chwałę Boga,
    dzieło rąk Jego obwieszcza nieboskłon.
    Dzień opowiada dniowi,
    noc nocy przekazuje wiadomość. R/

    Nie są to słowa ani nie jest to mowa,
    których by dźwięku nie usłyszano:
    Ich głos się rozchodzi po całej ziemi,
    ich słowa aż po krańce świata. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Ciebie, Boże, chwalimy, Ciebie, Panie, wysławiamy, Ciebie wychwala przesławny chór Apostołów. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 6,12-19

    W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą.

    Zszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, przyjmij nasze dary
    na cześć świętych apostołów Szymona i Judy Tadeusza, którzy cieszą się wieczną chwałą, i spraw,
    abyśmy godnie uczestniczyli w Najświętszej Ofierze. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać.

    Modlitwa po Komunii

    Przyjąwszy Najświętszy Sakrament, zjednoczeni w Duchu Świętym, pokornie błagamy Cię, Boże,
    aby Ofiara złożona dla uczczenia męczeństwa apostołów Szymona i Judy Tadeusza, utwierdziła nas w Twojej miłości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***************

    fot.radio Niepokalanów.pl

    ***

    Ojciec św. Benedykt XVI podczas audiencji generalnej 11 października 2006 roku tak mówił o Apostołach Pana, których święto dziś obchodzimy:

    “Szymon wymieniany jest w czterech spisach z różnymi przydomkami: Mateusz i Marek nazywają go «Kananejczykiem», natomiast Łukasz określa go słowem «Gorliwy». W rzeczywistości obydwa określenia są równoznaczne, ponieważ wskazują na to samo: w języku hebrajskim bowiem słowo qanà znaczy „być zazdrosnym, pełnym pasji”, i można je odnieść zarówno do Boga, zazdrosnego o wybrany przez siebie lud, jak i do ludzi, którzy z wielką żarliwością, z pełnym oddaniem służą Bogu, jak Eliasz. Jest więc możliwe, że Szymon, nawet jeśli nie należał do nacjonalistycznego stronnictwa zelotów, odznaczał się przynajmniej gorliwą troską o tożsamość żydowską, a więc o Boga, o Jego lud oraz o Prawo Boże. (…)

    Jeżeli zaś chodzi o Judę Tadeusza, został tak nazwany przez tradycję, która połączyła dwa różne imiona. Mateusz i Marek nazywają go po prostu „Tadeuszem”, natomiast Łukasz nazywa go „Judą, synem Jakuba”. (…) Niewiele mamy o nim wiadomości. Jedynie Jan mówi o jego pytaniu, skierowanym do Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Tadeusz zwraca się do Pana: „Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” Jest to bardzo aktualne pytanie, które również my stawiamy Panu: dlaczego Zmartwychwstały nie objawił się w całej chwale swoim przeciwnikom, aby pokazać, że to Bóg jest zwycięzcą? Dlaczego objawił się tylko swoim uczniom? Odpowiedź Jezusa jest tajemnicza i głęboka. Mówi On: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy”. Oznacza to, że Zmartwychwstały powinien być widziany, pojmowany również sercem, tak by Bóg mógł w nas zamieszkać. Pan nie ukazuje się jako jakiś przedmiot. On pragnie wkroczyć w nasze życie, i dlatego warunkiem i wymogiem Jego objawienia jest otwarte serce. Tylko w ten sposób widzimy Zmartwychwstałego.”

    papież Benedykt XVI

    **************************************************************************************************************


    czwartek – 29 października

    XXX TYDZIEŃ ZWYKŁY

    DZIŚ WSPOMNIENIE ŚWIĘTEGO ŚWIĘTEGO FELICJANA

    ŚWIĘTY FELICJAN
    JoJan/Wikipedia | CC BY-SA 3.0

    **************

    Martyrologium rzymskie wspomina męczeńską śmierć Felicjana w Kartaginie razem ze 124 towarzyszami. Być może współ-męczennicy ponieśli śmierć podczas tego samego prześladowania, ale w różnych miejscowościach. Nazywani są oni męczennikami afrykańskimi. Męczeństwo miało miejsce prawdopodobnie na początku III w. za czasów Septymiusza Sewera, który w 202 r. zakazał chrześcijanom gromadzenia się. W tej sytuacji sprawowanie liturgii groziło uczestnikom śmiercią.
    Kartagina była w czasach cesarstwa rzymskiego stolicą senackiej prowincji Afryka Prokonsularna, która stała się ośrodkiem silnie rozprzestrzeniającego się na północy kontynentu starożytnego chrześcijaństwa.

    Internetowa Liturgia Godzin – Czytelnia.pl

    ***************

    MSZA ŚWIĘTA

    Antyfona na wejście

    Niech się weseli serce szukających Pana. Rozważajcie o Panu i Jego potędze, zawsze szukajcie Jego oblicza.

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże, pomnóż w nas wiarę, nadzieję i miłość i daj nam ukochać Twoje przykazania, abyśmy mogli otrzymać obiecane zbawienie.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 6,10-20

    W końcu, bracia, bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.

    Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki, przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę za tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego.

    Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże, wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu. Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych i za mnie, aby dane mi było słowo, gdy usta moje otworzę, dla jawnego i swobodnego głoszenia tajemnicy Ewangelii, dla której sprawuję poselstwo jako więzień, ażebym jawnie ją wypowiedział, tak jak winienem.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 144

    R/ Błogosławiony Pan, Opoka moja.

    Błogosławiony Pan, Opoka moja.
    On mocą i warownią moją,
    osłoną moją i moim wybawcą,
    moją tarczą i schronieniem. R/

    Boże, będę Ci śpiewał pieśń nową,
    grać Ci będę na harfie o dziesięciu strunach.
    Ty królom dajesz zwycięstwo,
    Tyś wyzwolił sługę Twego, Dawida. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 13,31-35

    W tym czasie przyszli niektórzy faryzeusze i rzekli do Jezusa: „Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod chce Cię zabić”. Lecz On im odpowiedział: „Idźcie i powiedzcie temu lisowi: «Oto wyrzucam złe duchy i dokonuję uzdrowień dziś i jutro, a trzeciego dnia będę u kresu». Jednak dziś, jutro i pojutrze muszę być w drodze, bo rzecz niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jerozolimą.

    Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto dom wasz tylko dla was pozostanie. Albowiem powiadam wam, nie ujrzycie Mnie, aż nadejdzie czas, gdy powiecie: «Błogosławiony ten, który przychodzi w imię Pańskie»”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, wejrzyj na dary,
    które Ci składamy, niech ta Ofiara,
    wyraz naszej służby, przyczyni się do Twojej chwały. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Będziemy się radować ze zbawienia i wielbić imię Pana Boga naszego.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech Twój Sakrament
    dokona w nas tego, co oznacza,
    abyśmy osiągnęli zjednoczenie z Chrystusem,
    którego przyjmujemy pod osłoną chleba i wina.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    *******************************

    Święci i Błogosławieni na każdy dzień:

    piątek – 30 pażdziernika
    -Święty Alfons Rodriguez: Cierpliwy furtian

    sobota – 31 października
    – Święty Wolfgang z Ratyzbony

    *************************************

    Grzechy zaniedbania w modlitwie

    Często zapominamy zupełnie, że modlitwa powinna być przede wszystkim aktem uwielbienia. Nie rozumiemy, że potrzeba, aby się święciło Imię Boże, by przyszło Królestwo Jego i stała się Jego wola, zanim nam Bóg udzieli chleba powszedniego.

    Naprzykrzamy się Bogu swoimi kłopotami, nie interesując się specjalnie Jego sprawami. Wzywamy Go na modłę pogan, jedynie dla uproszenia sobie pomyślnego obrotu w jakichś trudnościach lub uzdrowienia w chorobie. Wzywamy Go zwłaszcza wtedy, gdy wyczerpawszy już wszelkie ludzkie środki uważamy pośrednictwo nadprzyrodzone za ostatni atut w grze – ostatnią stawkę do przegrania.

    Nie łączymy się z całym stworzeniem Boga, aby Go wielbić za ranki i wieczory, za szron i chmury, i rosę, i mgłę, za burze i góry, za niziny i morza, za ptaki niebieskie i zwierzęta polne, i ryby oceanu.

    Przechodzimy obojętnie obok wszystkich tych ołtarzy i hymnów dziękczynnych, starzejemy się pośród nich z duszą ślepą i głuchą, a w ogólnym hołdzie wszechświata jeden tylko człowiek – kapłan stworzenia – często nie bierze żadnego udziału.

    Nie łączymy się z całą ludzkością w celu wielbienia Boga. Słowa modlitwy Pańskiej wymawiamy bezmyślnie samymi tylko wargami. Nie rozumiemy, że jeśli Bóg jest wspólnym naszym Ojcem, winniśmy Go też wspólnie uwielbiać za dobroć, którą nas wszystkich ogarnia. W modlitwach naszych nie składamy Mu hołdu za wszystkie dobrodziejstwa, którymi obsypał ludzkość od pierwszych chwil jej istnienia. Nie wielbimy Go za raj, za przebaczenie udzielone w dniu upadku, za patriarchów i proroków, za obietnicę Odkupienia i jej ziszczenie przez Syna Jego, Jezusa Chrystusa, za apostołów i męczenników, za święte dziewice i wszystkich wyznawców Jego Kościoła, troistego a jedynego jak On sam, Kościoła triumfującego, cierpiącego i walczącego w jednej wierze i jednym chrzcie świętym.

    Jeśli zatem pierwsze słowa modlitwy Pańskiej – Ojcze nasz – nie wywołują w naszych sercach całego szeregu tych uczuć, są one tylko pustym dźwiękiem na ustach naszych.

    Nie zwracamy też uwagi na głos liturgii, przemawiający do naszej wrażliwości i wyobraźni, aby dopomóc naszym duszom do wielbienia Boga. Nie zgłębiamy znaczenia okresów roku liturgicznego, ani barwy szat, ani obrzędów. Nie staramy się poznać sztuki ani poezji kościelnej, które by nam tak bardzo mogły ułatwić radosne wzniesienie duszy ku Stwórcy i Ojcu w łączności z całą przyrodą i z ludzkością całą.

    Nie znamy modlitw Mszy św. i nie zadajemy sobie trudu, aby je poznać. Zamiast w niej uczestniczyć zadowalniamy się bierną tylko obecnością w czasie jej odprawiania. Podczas gdy Zbawiciel przelewa na ołtarzu swą Krew Przenajświętszą, przesuwamy mechanicznie ziarnka różańca lub przerzucamy kartki pierwszej lepszej książeczki do nabożeństwa, nie zwracając uwagi na niepojętą tajemnicę, która się za nas na ołtarzu dokonywa. Modlimy się w czasie Mszy św. i zamawiamy ją tylko na intencję osobistych potrzeb, zapominając, że święta ta Ofiara jako odnowienie Ofiary Kalwaryjskiej ma przede wszystkim charakter ogólny i powszechny.

    Poza tym wszelkie znane nam modlitwy, wyrażające uwielbienie, skruchę i dziękczynienie odmawiamy prawie wyłącznie w celu uproszenia sobie darów i łask. Jesteśmy przekonani, że odmówienie pewnej ilości Pozdrowień Anielskich ma w pierwszym rzędzie na celu – nie uczczenie Przenajświętszej Dziewicy, lecz głównie pomyślny wynik jakiegoś egzaminu, procesu czy operacji.

    Nie poddajemy się działaniu myśli i uczuć, natchnionych przez Ducha Świętego, uświęconych przez Kościół i przesiąkniętych poprzez wszystkie wieki i na każdym miejscu żarem miłości i utęsknienia ludzkiego. Myślimy o Bogu w terminach chłodnej filozofii lub taniego sentymentalizmu, zdobywając się zaledwie tu i ówdzie na jakiś mizerny, czysto osobisty poryw, Odnosimy się do Niego w sposób wyszukanie lub naiwnie indywidualny, modernistyczny lub przestarzały, W każdym razie w tych nawet chwilach, kiedy się nam zdaje, że wielbimy Boga, myśli nasze i uczucia skierowane są przede wszystkim na nas samych i na nasze potrzeby.

    Słowem – nie rozumiemy często modlitwy uwielbienia lub rozumiemy ją źle.

    Jakub Debout, Grzechy zaniedbania, Warszawa 1939/PCh24.pl

    **************************************************************************************************************

    Statystyki watykańskie: Europa ma najwięcej księży i zakonników

    Samplefot. Luis Ángel Espinosa / Cathopic

    ****

    Przeciętnie jeden ksiądz katolicki na świecie musi sprawować opiekę nad około 3 210 katolikami, a jeden ksiądz przypada na 14 638 osób niezależnie od wyznania. Wynika to ze statystyki opublikowanej przez Watykan w związku z obchodzonym 18 października Światowym Dniem Misyjnym.

    Według stanu na 31 grudnia 2018 roku na świecie żyje 1,329 miliarda katolików, co stanowi 17,7 procent ogółu liczącej 7,496 miliardów ludności świata.

    Wśród pracowników duszpasterskich Kościoła katolickiego na świecie jest 414 000 księży, 47 500 stałych diakonów, 641 660 sióstr zakonnych i 50 941 braci zakonnych. Rocznik statystyczny Kościoła zalicza do tej grupy także 376 188 świeckich misjonarzy i katechistów. Jak zwrócono uwagę, w odróżnieniu od innych grup, liczba stałych diakonów i świeckich misjonarzy systematycznie rośnie.

    Na koniec 2018 roku na świecie było 5377 biskupów katolickich, 12 mniej niż rok wcześniej. Liczby księży, zakonników i katechistów zmniejszyły się zwłaszcza w Ameryce Płn. i Europie, wzrosły natomiast w Afryce i Azji. Ten trend utrzymuje się od kilku lat.

    Najwięcej katolików żyje w Ameryce (642 mln), następnie w Europie (286 mln) i Afryce (243 mln). Natomiast najwięcej księży ma Europa (170 936). W Ameryce Północnej i Południowej ich liczba wynosi tylko 122 383, w Azji 68 265, a w Afryce 47 812.

    Europa ma też najwięcej sióstr zakonnych (224 246), w Azji jest ich 174 165, a w Ameryce 160 032. Braci zakonnych bez święceń kapłańskich jest w Europie 14 274, nieco mniej, bo 14 125 w Ameryce.

    Najwięcej stałych diakonów (31 106) działa na kontynencie amerykańskim, głównie w USA, a następnie w Europie (15 090). W Afryce, Azji i Oceanii jest ich tylko od 350 do 480.

    19 października 2020/Watykan/Kai.pl

    **************************************************************************************************************

    18 października 2020

    XXIX NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A

    LITURGIA SŁOWA

    Czytanie z Księgi proroka Izajasza – Iz 45,1.4-6

    To mówi Pan o swym pomazańcu Cyrusie: „Ja mocno ująłem go za prawicę, aby ujarzmić przed nim narody i królom odpiąć broń z pasa, aby otworzyć przed nim podwoje, żeby się bramy nie zatrzasnęły. Z powodu sługi mego, Jakuba, Izraela, mojego wybrańca, nazwałem cię twoim imieniem, pełnym zaszczytu, chociaż Mnie nie znałeś, Ja jestem Pan i nie ma innego. Poza Mną nie ma boga. Przypaszę ci broń, chociaż Mnie nie znałeś, aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Panem i nie ma innego”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 96

    R/ Pośród narodów głoście chwałę Pana.

    Śpiewajcie Panu pieśń nową,
    śpiewaj Panu ziemio cała.
    Głoście Jego chwałę wśród wszystkich narodów,
    rozgłaszajcie cuda pośród wszystkich ludów. R/

    Wielki jest Pan, godzien wszelkiej chwały,
    budzi trwogę najwyższą, większą niż inni bogowie.
    Bo wszyscy bogowie pogan są tylko ułudą,
    Pan zaś stworzył niebiosa. R/

    Oddajcie Panu, rodziny narodów,
    oddajcie Panu chwałę i uznajcie Jego potęgę.
    Oddajcie Panu chwałę należną Jego imieniu,
    przynieście dary i wejdźcie na Jego dziedzińce. R/

    Uwielbiajcie Pana w świętym przybytku.
    Zadrżyj ziemio cała przed Jego obliczem.
    Głoście wśród ludów, że Pan jest królem,
    Będzie sprawiedliwie sądził ludy. R/

    Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Tesaloniczan – 1 Tes 1,1-5b

    Paweł, Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie. Łaska wam i pokój. Zawsze dziękujemy Bogu za was wszystkich, wspominając o was nieustannie w naszych modlitwach, pomni przed Bogiem i Ojcem naszym na Wasze dzieło wiary, na trud miłości i na wytrwałą nadzieję w Panu naszym, Jezusie Chrystusie. Wiemy, bracia przez Boga umiłowani, o wybraniu Waszym, bo nasze głoszenie Ewangelii wśród Was nie dokonało się przez samo tylko słowo, lecz przez moc i przez Ducha Świętego, z wielką siłą przekonania.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Oddajcie cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 22,15-21

    Faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Jezusa w mowie. Posłali więc do Niego uczniów razem ze zwolennikami Heroda, aby Mu powiedzieli: „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?”

    Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: „Czemu Mnie kusicie, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową”. Przynieśli mu denara. On ich zapytał: „Czyj jest ten obraz i napis?” Odpowiedzieli: „Cezara”. Wówczas rzekł do nich: „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”.

    Oto słowo Pańskie.

    ***

    komentarz do LITURGII SŁOWA

    Wikipedia.org/Niedziela Ogólnopolska 42/2020

    ***

    Franz Jäggerstätter urodził się w Austrii w rodzinie katolickiej. Nic nie wskazywało w jego młodzieńczych latach, że życie poprowadzi go do męczeństwa. Był zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się wśród rówieśników chłopcem. Ukończył podstawową szkołę a potem pracował jako robotnik. I oto w pewnym okresie swojego życia nagle stał się bardzo dojrzały i odpowiedzialny. Sprawy religii traktował  poważnie. I to nie było u niego jakieś fanatyczne. On był po prostu dobrym katolikiem, nie z metryki, jak to się mówi. Ożenił się z Anną, którą zapoznał w swojej rodzinnej miejscowości. Mieli troje dzieci.

    W tym czasie sytuacja w Europie wyglądała coraz bardziej złowrogo ze swoją Drugą Wojną Światową. Franz miał 36 lat kiedy poznał co to jest strach w całej swojej rozciągłości.    Mianowicie dostał wezwanie do armii hitlerowskiej. Ale on już wcześniej rozważył ten problem i zadecydował, że nie pójdzie. Wtedy taka odmowa była równoznaczna samobójstwem. Przyjaciele próbowali go nakłonić, żeby zmienił decyzję. Ale on odpowiadał bardzo zdecydowanie:

    • Nie mogę iść.
    • Dlaczego?
    • Ponieważ jestem przekonany, że ta wojna nie jest wojną sprawiedliwą. Uważam, że gdybym poszedł zrobiłbym źle. To byłoby brew mojemu sumieniu. 
    • Ale wielu innych poszło. Czemu ty nie możesz?
    • Co inni robią, to jest ich sprawa. Ja muszę postępować według mojego sumienia.  
    • To gdzie jest twoja lojalność do ludzi z twojego kraju, do twojej flagi?
    • Nie próbujcie mi mieszać w głowie. Ja kocham moich ludzi, moją ojczyznę, ale dla mnie jest jeszcze jedno prawo, które stoi ponad wszystkimi ludzkimi prawami. Jest to prawo Boże. A ono mi mówi, że ta wojna jest niesprawiedliwa.
    • Zobacz, my wszyscy jesteśmy zobowiązani aby słuchać władzę. Poza tym nie ty robisz wojnę. Więc nie jesteś za nią odpowiedzialny.
    • To prawda, ale ja wciąż mam swoje sumienie, które przypomina mi, że przyjdzie taki dzień, w którym będę musiał odpowiedzieć za wszystko co zrobiłem. I wtedy nie będę mógł chować się za kimś innym, zasłaniać moim krajem, czy moją flagą.
    • Pewnie myślisz, że jesteś lepszy od tych wszystkich którzy idą na wojnę i podejmują ryzyko utraty swojego życia na froncie?
    • Ja wcale tak nie powiedziałem. Tak naprawdę ja zdaję sobie sprawę, że jestem słaby, tchórzliwy i popełniam złe rzeczy. Tylko gdybym poszedł czułbym się winny i straciłbym wewnętrzny pokój.
    • Na pewno któregoś dnia ubierzesz mundur i weźmiesz broń do ręki, a wtedy poczujesz  się zupełnie inaczej. Zapomnisz o swoich dziwnych ideałach.
    • Dla mnie istnieje jednak coś bardziej  cenniejszego niż mundur czy jakieś wojenne odznaczenia.
    • I co to takiego?
    • Tą najbardziej cenną rzeczą jaka istnieje na świecie jest świadomość nie uczestniczenia w złu.
    • I to jest twoja ostateczna odpowiedź?
    • Tak to jest moja ostateczna odpowiedź.

    Franz zdawał sobie sprawę z wszystkich konsekwencji wynikających z jego odmowy. Niedługo po tej rozmowie został aresztowany. Jeszcze w więzieniu próbowano nakłonić go do zmiany zdania. Nawet żona błagała, aby raz jeszcze zastanowił się nad swoją decyzją. Ale było to daremne. 9 sierpnia 1943 wykonano na nim wyrok śmierci.

    Franz bardzo przypomina Tomasza More. Król Anglii Henryk VIII domagał się, aby Rzym unieważnił jego małżeństwo, które było ślubem ważnie zawartym. Kiedy okazało się to niemożliwe władca postanowił wziąć całą sprawę w swoje ręce i ożenił się powtórnie. I nakazał wszystkim pełniącym ważne urzędy na jego dworze podpisać dokument oznajmiający, że król postąpił słusznie. Wielu podpisało, ale Tomasz More odmówił i zapłacił za to swoim życiem.  

    „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. Taką dał odpowiedź Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii nie tylko tym, którzy obłudnie zadali Mu pytanie: „Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie?”  Im zresztą nie o prawdę szło. Oni chcieli tylko „pochwycić Jezusa w mowie”. Ta Boża odpowiedź jest skierowana do każdego ludzkiego sumienia, aby umiało się rozeznać w różnych sytuacjach życia co jest dobrem prawdziwym, a co jest tylko egoistyczną samowolą. Istnieje tu granica i to bardzo wyraźna pomiędzy tym co boskie, a tym, co cesarskie.

    Czy przypadkiem ja sam nie grzeszę taką obłudą próbując stawiać podchwytliwe pytania samemu Bogu? Tu pomysłowość człowieka w wyszukiwaniu argumentów jest bardzo duża, aby tylko przesunąć granicę, którą nakreślił Bóg. Chodzi o to, aby było trochę łatwiej, trochę przyjemniej, żeby w trudnych sytuacjach wybrać drogę wygodną.  W ten sposób wchodzę w takie zakłamane sytuacje, w których można się całkowicie pogubić i zaplątać.

    Adam Mickiewicz wyraził bardzo dosadnie taką sytuacje człowieka:  

    „Mówisz, niech sobie ludzie nie kochają Boga,

    byle im była cnota i Ojczyzna droga.

    Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach,

    Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach”.

    Dobrym zakończeniem na odpowiedź daną przez Pana Jezusa niech będzie tekst pochodzący z II wieku. Jest to List do Diogneta opisujący życie pierwszych chrześcijan. Pismo to zostało odnalezione wśród dzieł greckiego filozofa, wybitnego apologety chrześcijańskiego św. Justyna:

    „Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym. Nie zawdzięczają swej nauki jakimś pomysłom czy marzeniom niespokojnych umysłów, nie występują, jak tylu innych, w obronie poglądów ludzkich. Mieszkają w miastach greckich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosują się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz nie do uwierzenia prawa, jakimi się rządzą.

    Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawa. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są zapoznani i potępiani, a skazywani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im niedostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Karani, radują się jak ci, co budzą się do życia.

    […] Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie”

    Ks. Marian SAC

    **************************************************************************************************************


    Dziś wspomnienie św. Łukasza Ewangelisty

    Słowo i obraz

    Dominikos Theotokopulos, zwany El Greco, "Święty Łukasz".

    Dominikos Theotokopulos, zwany El Greco, “Święty Łukasz” – katedra Santa María, Toledo

    Święty Łukasz otwiera przed nami księgę. Jedna strona jest zapisana, drugą pokrywa ilustracja. Nie możemy mieć wątpliwości – Ewangelista jest autorem zarówno tekstu, jak i sąsiadującego z nim portretu Maryi z Dzieciątkiem. Świadczy o tym trzymany przez niego pędzel.

    Święty Łukasz według tradycji potrafił malować. Teodor Lektor (VI wiek) podaje, że Ewangelista namalował obraz Matki Bożej, który zabrała z Jerozolimy Eudoksja, żona cesarza Teodozjusza II. Od tego czasu autorstwo św. Łukasza przypisywano wielu ikonom. Malarze uważali go więc za swego patrona. Portretując Łukasza, bardzo często myśleli o… sobie. O swojej pracy, o roli, jaka przypadła im w udziale – ludzi przekazujących i komentujących swym pędzlem najważniejsze prawdy, prawdy biblijne. Istnieje hipoteza, że św. Łukasz na tym obrazie to autoportret El Greca.

    W roku 1600, a więc kilka lat przed powstaniem obrazu, w Madrycie ukazała się książka Gaspara Gutiérreza de los Ríos pt. „Noticia General para la Estimación de las Artes” (Wiadomość ogólna o poszanowaniu sztuk), której autor przekonywał o wyższości opowiadania historii obrazami nad narracją tekstową.

    Historycy sztuki uważają, że ta książka dodała odwagi artyście z Toledo, by zrównać pracę Ewangelisty z trudem malarza. Dlatego Łukasz na jego obrazie pokazuje nam tekst biblijny wraz z ilustracją. Artysta sugerować ma przy tym, jak się wydaje, że jedno znakomicie uzupełnia drugie. Widzimy więc Łukasza nie w chwili pisania lub malowania, ale gdy ukazuje nam finalny efekt swojej pracy.

    Leszek Śliwa/GN 41.2010

    ***************

    Bóg – Ojciec miłosierny w Ewangelii św. Łukasza

    Pompeo Batoni, Powrót syna marnotrawnego

    Pompeo Batoni, Powrót syna marnotrawnego/AUTOR / CC 1.0

    ***

    W Ewangelii św. Łukasza jest znacznie mniej wyraźnych wzmianek o Bogu jako Ojcu Jezusa i Ojcu ludzi niż w Ewangelii św. Marka i św. Mateusza.

    W Ewangelii św. Łukasza jest znacznie mniej wyraźnych wzmianek o Bogu jako Ojcu Jezusa i Ojcu ludzi niż w Ewangelii św. Marka i św. Mateusza. Rzeczownik „ojciec” 17 razy odnosi się do Boga, w tym 12 razy Ewangelista określa Go jako Ojca Jezusa, a 5 razy jako Ojca ludzi. Ale to nie oznacza, że temat ojcostwa Boga jest marginalny w Ewangelii św. Łukasza.

    Czy Ewangelista nazywa Boga Ojcem Jezusa?

    Anioł Gabriel dwa razy nazywa Jezusa Synem Boga (Łk 1,32.35).  Takie stwierdzenie sugeruje zatem, że Bóg jest Jego Ojcem.[1]

    Św. Łukasz stwierdza, że syn Zachariasza będzie „wielki w oczach Pana” (Łk 1,15), natomiast syn Maryi jest wielki w sensie absolutnym (Łk 1,32). Przymiotnik wielki używany jako orzecznik (= być wielkim) bez żadnego dodatku jest zarezerwowany dla Boga. Jezus będzie tak wielki jak Bóg. Dalszy ciąg orędzia potwierdza to jeszcze wyraźniej: „zostanie nazwany Synem Najwyższego”. Ten zwrot może mieć znaczenie czysto metaforyczne. Królowie Izraela, począwszy od Salomona, są nazywani synami Bożymi (por. Ps 2,7). Ponadto wyrażenie to może mieć sens tylko mesjański bez jakiejkolwiek aluzji do bóstwa. Nie ulega jednak wątpliwości, że św. Łukasz posługuje się tym wyrażeniem w sensie absolutnym. Tytuł „Syn Najwyższego” odróżnia Jezusa od wszystkich ludzi i wskazuje na Jego jedyną w swoim rodzaju relację z Bogiem. Dla św. Łukasza jest jasne, że Jezus jest Synem Boga, chociaż jest także Mesjaszem (por. Łk 1,32b-33).[2] A zatem Bóg jest Jego Ojcem.

    W dalszej części Łukaszowego opisu znajdujemy słowa: „Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1,35b). Dziewicze łono Maryi stanie się sanktuarium Boga, nowym Miejscem Najświętszym, dlatego dziecko będzie święte, ale nie jak Samson, Samuel czy Jan Chrzciciel, lecz świętością absolutnie wyjątkową i właściwą tylko Bogu. Będzie to rezultat wyjątkowej obecności Boga w łonie Matki-Dziewicy. Święte – to będzie Jego nowe imię określające Jego naturę. Aby usunąć wszelką wątpliwość, anioł precyzuje wieloznaczne określenie Święte przy pomocy zwrotu Syn Boży, który w naszym wypadku ma jednoznaczny sens. Dziecko, które się narodzi, jest nazwane Synem Bożym, tzn. Bogiem, gdyż łono Dziewicy staje się miejscem pobytu Boga, tak jak rozumieli to czytelnicy Starego Testamentu.[3] Anioł nie zwiastuje, że Ten, który się narodzi z Maryi, będzie lub stanie się Synem Najwyższego, lecz że będzie Nim nazwany, to znaczy zostanie objawione, że jest On rzeczywiście Synem Boga. Znów trzeba z tego wyciągnąć wniosek, że zatem Bóg jest Jego Ojcem.

    Kiedy św. Łukasz pisze jeszcze, że Bóg jest Ojcem Jezusa?

    Pozytywnym dopełnieniem powyższych stwierdzeń jest własna deklaracja Jezusa o Bogu jako Ojcu. Maryja uczyniła odnalezionemu w świątyni Jezusowi wyrzut: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie” (Łk 2,48). Nazwała Józefa „ojcem Twoim”. Był to codzienny – stosowany w odniesieniu do Józefa – sposób mówienia, który w żaden sposób nie podważa dziewiczego poczęcia Jezusa. Św. Łukasz – jak świadczy dalsza część opisu – świadomie uwypukla istnienie tych więzów rodzinnych, aby uzyskać większy kontrast między słowami Maryi a odpowiedzią Jezusa, który zapytał: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49). Odpowiedź Jezusa stanowi punkt kulminacyjny perykopy. Poprawia On Maryję. Stwierdza: „Ja jestem u Ojca. Nie Józef jest moim Ojcem, lecz Ktoś inny – sam Bóg. Do Niego należę, u Niego jestem. Czy można jaśniej jeszcze wyrazić Boże synostwo Jezusa?”[4] Dał do zrozumienia, kto jest Jego prawdziwym Ojcem. W ten sposób podkreślił równocześnie osobisty związek, jaki łączy Go z Nim, czyli stwierdza, że jest Synem Bożym. Ewangelista nawiązuje do zwiastowania Maryi, podczas którego anioł Gabriel zapowiedział, że Jej Syn będzie nazwany Synem Bożym (Łk 1,35). Teraz zaś, w scenie odnalezienia w domu Bożym, pokazuje, że sam Jezus jako pierwszy nazwał Boga swoim Ojcem, objawiając swą zażyłą z Nim więź.

    W związku z tym Ewangelista pisze: „Oni jednak nie rozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2,50). „Na tamtą chwilę słowa Jezusa są zbyt wielkie. Także wiara Maryi jest wiarą «w drodze», wiarą, która coraz bardziej pogrąża się w ciemnościach i przedzierając się przez nie, musi dojrzewać. Maryja nie rozumie słów Jezusa, jednak zachowuje je w swoim sercu i pozwala mu stopniowo dojrzewać”.[5]

    W których miejscach św. Łukasz najwyraźniej stwierdza, że Bóg jest Ojcem Jezusa?

    W chwili chrztu Jezusa otwarło się niebo (Łk 3,21). Należy to rozumieć jako spełnienie się zapowiedzi Proroka (Iz 63,19), który modli się, by Bóg otworzył niebo, zstąpił na ziemię i dokonał ostatecznego aktu zbawczego. Jest to równocześnie powołanie Jezusa do wypełnienia tego dzieła zbawczego. Z nieba odezwał się zaś głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Łk 3,20). Pierwsza część wypowiedzi z nieba jest proklamacją Bożego synostwa i jest to reminiscencja – nawiązanie do Ps 2,7: „Tyś Synem moim”, gdzie jest mowa o Mesjaszu. Ewangelista nie kieruje się jednak tekstem greckim Starego Testamentu (LXX), który ma w tym miejscu słowo sługa, ale pisze: syn. Zamiana sługa na syn wskazuje, że chodzi o pogłębione znaczenie, a mianowicie o uświadomienie, że Jezus jest rzeczywiście Synem Bożym. Ani termin Prorok ani określenie Mesjasz nie oddają w pełni natury, godności i misji Jezusa. Jest On bowiem kimś więcej niż Mesjaszem czy Prorokiem. Ale tytuł Syn nie jest jedynym, który przysługuje Jezusowi. W wypowiedzi z nieba w czasie chrztu pojawia się termin umiłowany, który nie jest tylko przymiotnikiem do mój Syn, ale stanowi odrębny tytuł, który mieści w sobie ideę jedyności, a to oznacza, że Jezus jest jedynym Synem Bożym. Tekst uświadamia zatem czytelnikom bardzo ważną prawdę chrystologiczną, że mianowicie Ten, który przyjmuje od Boga zleconą Mu misję, jest jedynym i umiłowanym Synem Ojca.

    Słowa głosu z nieba: „Tyś jest mój Syn umiłowany”  stanowią także wypełnienie się obietnicy danej Maryi w chwili zwiastowania:  „będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1,35b). Bóg staje się świadkiem i ogłasza publicznie, że Jezus jest Jego Synem.

    Jest to punkt zwrotny w Ewangelii św. Łukasza. Od tego momentu jej autor bardzo wyraźnie dystansuje się od błędnej opinii ludzi, że Jezus jest synem Józefa. Ten dystans jest widoczny w rodowodzie Jezusa. Ewangelista pisze: „Był, jak mniemano, synem Józefa” (Łk 3,23). Tym samym – biorąc pod uwagę kontekst rodowodu – podkreśla, że Józef jest prawnym, lecz nie naturalnym ojcem Jezusa. W takim razie kolejny raz sugeruje, że to Bóg jest Jego Ojcem.

    Centrum opisów Ewangelii św. Łukasza stanowi przemienienie (Łk 9,28-36), gdyż jest objawieniem (teofanią) pośrednim między chrztem nad Jordanem a zjawieniami się Chrystusa po zmartwychwstaniu. Jezus skończył działalność w Galilei a rozpoczął drugi, istotny etap posłannictwa, prowadzący do aktu odkupienia przez krzyż. Ogół ludzi coraz częściej odrzucał Mistrza z Nazaretu, gdyż chciał w Nim widzieć przywódcę ziemskiego i nacjonalistycznego. Pogardzali Nim także przywódcy narodu a natomiast szli za Nim wytrwale uczniowie, gdyż byli przekonani, że jest nie tylko zwykłym nauczycielem, jakich było wielu w Izraelu, ale Mesjaszem. Dlatego Jezus coraz częściej poświęcał czas kształceniu uczniów. Kończy działalność w Galilei i zmierza do Jerozolimy, gdzie będzie cierpiał i umrze. Ale trzeba tutaj przypomnieć wyznanie Piotra, które nastąpiło wcześniej (por. Łk 9,20). Natychmiast po tym wyznaniu Szymona Jezus pouczył Apostołów o swoim cierpieniu i męce oraz określił się jako Syn Człowieczy i Sługa Pański. Pierwsza zapowiedź męki i śmierci (Łk 9,22) była zatem korektą błędnego poglądu, który mógł się zrodzić. Chrystus chciał zapobiec temu, aby uczniowie, uznawszy w Nim Mesjasza pod Cezareą Filipową, nie poszli w kierunku interpretacji politycznej.

    Głos z nieba stanowi w tym kontekście niewątpliwie element centralny całego opowiadania. Dzięki niemu apostołowie dowiedzieli się, kim jest Jezus, gdyż słowa skierowane były nie tyle do Mistrza z Nazaretu, co właśnie do świadków Jego przemienienia. Dla nich Mistrz z Nazaretu był wciąż rabbim, mimo wyznania Szymona pod Cezareą Filipową. Piotr w dalszym ciągu się mylił, np. w sprawie namiotów, które chciał wznieść. Kiedy uczniowie przeżywali to, co się wydarzyło na górze, mogli się domyślać, że Jezus jest nie tylko Mesjaszem, ale i Bogiem, gdyż wiedzieli dobrze o teofanii na Synaju. Jednak dopiero głos z nieba ukazał im w pełni, kim jest Jezus („To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie”). Bóg mówi tu o swoim Synu nie w sensie adopcji, lecz w sensie dosłownym. Zapewnienie, że jest On Synem Bożym, powinno być dla nich gwarancją Jego prawdomówności a także ma utwierdzić wiarę, którą wyraził Piotr pod Cezareą Filipową. Należy Jezusowi wierzyć, gdyż jest kimś więcej niż Mojżesz, którego autorytet nie podlegał dyskusji; jest Synem Bożym i dlatego należy Go słuchać, nawet w tym wypadku, gdy mówi to, co jest trudne do zaakceptowania. Chrześcijanie od pierwszych lat istnienia Kościoła będą widzieli w tych słowach fundament nauki o synostwie Bożym Jezusa, a tym samym o ojcostwie Boga.

    Czy Jezus nazywał Boga Ojcem?

    W związku z pouczeniem o potrzebie codziennego dawania świadectwa Jezus podkreśla: „Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca i świętych aniołów” (Łk 9,26). Przestrzega, że gdyby taka sytuacja zaistniała w życiu Jego ucznia, konsekwencje będą bardzo surowe i będą sięgały życia wiecznego, gdy przyjdzie kiedyś w chwale swojego Ojca.

    Jest bardzo charakterystyczne, że, oprócz powyższego wypadku, Jezus mówi o Bogu jako swoim Ojcu najczęściej w modlitwie i w jej kontekście. W modlitwie odsłania się niepowtarzalna relacja Syna umiłowanego do swego Ojca. Jezus rozmawia z Bogiem jak Syn, który stanowi jedno z Ojcem.[6]

    Siedemdziesięciu dwóch uczniów wróciło z pierwszej podróży misyjnej. Przepełniała ich radość z odniesionych sukcesów. Byli dumni niczym dzieci. Jezus oczyszcza ich naturalną radość i we wspaniałym hymnie uwielbienia kieruje ją ku Bogu.  „W tej to chwili rozradował się Jezus w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec, ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten komu Syn zechce objawić»” (Łk 10,21-22).

    Odkrycie dobroci Boga w czynach wysłanych uczniów prowadzi Jezusa do modlitwy wdzięczności wobec Ojca. W pierwszej części tej niezwykłej pieśni pochwalnej Jezus wysławia Ojca. Powodem tego uwielbienia jest Boże działanie mające dwa aspekty: zakrycie i objawienie. To wszystko, co przynosi Chrystus, stało się dla jednych czymś, czego ani zrozumieć, ani przyjąć nie chcą, dla drugich zaś stało się objawieniem długo oczekiwanej Bożej interwencji w ludzkie sprawy. Jedni z nich, mądrzy i uczeni, to ci, którzy ufają swojej mądrości, a dla Bożych spraw mają serce zamknięte. Nie uznają Jezusa. Drudzy zaś, ludzie prości, niewykształceni w Prawie Mojżeszowym i w judaistycznych przepisach, to ci, którzy starali się zachować Boże przykazania i w Bogu złożyli ufność. Jedynie prostaczkom Ojciec otwiera oczy, aby w słowach i czynach Jezusa rozpoznawali znaki Boże i pojęli, że nadszedł Mesjasz. Tak się dzieje z tego powodu, że za pomocą własnego rozumu nie można pojąć tego, co dotyczy Chrystusa. Jest On darem Bożym, a Jego nauka objawieniem, które dzięki łasce Bożej jest dostępne nawet dla prostaczków, ale do ludzi zadufanych w sobie nie ma dostępu. Natomiast w drugiej strofie Jezus sławi Ojca za to, iż udzielił Mu wszechogarniającej wiedzy i poznania, powierzając pełnię prawdy Objawienia i czyniąc jedynym prawomocnym Pośrednikiem. Wspomniane poznanie oznacza jedyny, dla nikogo niedostępny, stosunek Syna do Ojca.[7] W jego następstwie nikt nie zna Syna, jak tylko Ojciec. Ale też Ojca nikt nie zna, tylko Syn i jedynie On – na mocy otrzymanego uzdolnienia – może teraz ludziom mówić o Ojcu. Jezus mówiąc, że tylko On zna Ojca, pośrednio stwierdził, że jest Bogiem, gdyż stanowi z Nim jedno.[8]

    Kiedy jeszcze Jezus wyraźnie nazywał Boga swoim Ojcem?

    Z powyższym uwielbieniem Ojca łączy się modlitwa Jezusa na Górze Oliwnej. „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich” (Łk 22,42). Jezus zwraca się do Ojca z pełnym zaufaniem i niezwykle serdecznie. W oparciu o inne Ewangelie można stwierdzić, że słowu Ojcze odpowiadało aramejskie Abba. Tak być może Jezus zaczynał każdą swą modlitwę, mając świadomość, że Bóg jest Jego rzeczywistym Ojcem.[9] Izraelici nie mówili nigdy w ten sposób do Boga. Termin Abba nie jest odpowiednikiem naszego ojcze, ale jego zdrobniałą formą. W ten sposób zwracały się dzieci izraelskie do swego ojca. Szacunek względem Boga sprawił, że Izraelici nie odważyli się nigdy używać tego terminu w odniesieniu do Najwyższego. Obecność tego słowa w modlitwie Jezusa nabiera niezwykłego znaczenia. Mówi o serdecznym związku między Chrystusem a Ojcem. Z modlitwy Jezusa wypływa przekonanie, że Ojciec może wszystko uczynić. Chrystus jest świadom, że Ojciec jest wszechmocny i właśnie wtedy, gdy wydawało się, że zwyciężają siły ciemności, może uwolnić Go od tej próby, która jest trudna do zniesienia. Modlitwa Jezusa ma cechy synowskiego oddania się Ojcu. Z całą miłością, szacunkiem i zaufaniem zwraca się do Ojca, aby – jeżeli uzna to za stosowne – cofnął swoją decyzję. Pokornie się Mu jednak poddaje.

    Dwa razy Jezus zwraca się wprost do Boga jako Ojca w czasie konania na krzyżu. Kiedy zostaje ukrzyżowany, prosi Go o przebaczenie dla ludzi: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). A przed samą śmiercią woła donośnym głosem: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23,46). W drugim wypadku Jezus cytuje Ps 31,6. Ale słowa psalmisty poprzedził wezwaniem Ojcze. Tym sposobem uczynił słowa psalmisty własną modlitwą, w której oznajmia, że w ostatniej chwili życia ziemskiego całkowicie zdaje się na wolę Ojca. Umierając, po ludzku mówiąc, opuszczony, wypowiedział słowa ufności. Oddał swego ducha Ojcu, podobnie jak czynił to pobożny Żyd każdego wieczoru. Już słowo Ojcze, jako określenie Boga, wskazuje, że Jezus nie czuł się zawiedziony mimo cierpień, jakie Go spotykały. Zaakceptował z poddaniem wolę Ojca (por. Łk 18,31). Nie oddaje ducha Ojcu, ale powierza Mu go w pełnej świadomości. Jego ostatnie słowa są ostatnim aktem synowskiego zawierzenia Ojcu, którego wolę pełni do końca, aby dokonać zbawienia.

    Jeszcze raz Jezus nazywa Boga Ojcem w zakończeniu Ewangelii św. Łukasza, gdy mówi o konieczności dawania świadectwa przez uczniów. Chrystus ich zapewnia: „Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca” (Łk 24,49). Zadanie, jakie staje przed apostołami, nie będzie ani proste ani łatwe. Już wcześniej Jezus bardzo często wspominał, że Jego uczniowie spotkają się ze sprzeciwem i wrogością. Do tej myśli powraca także obecnie. Zapewnia swym świadkom pomoc. Przyrzeka im „obietnicę Ojca”. W drugim dziele św. Łukasz napisze wyraźnie, że tą obietnicą Ojca będzie Duch Święty (Dz 1,8; por. także Łk 12,12)). Chodzi w tym wypadku o wzmacniające i oświecające działanie Ducha Świętego.

    Czy św. Łukasz nazywa Boga Ojcem wierzących?

    W Ewangelii św. Łukasza pojawiają się także wypowiedzi, z których wynika, że Bóg jest Ojcem wierzących. Jest dla nich Ojcem pełnym dobroci, miłosierdzia, łaskawości i przebaczenia.

    Wzywa: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36). Jezus zachęca słuchaczy do zmiany postawy. Poucza, że jeśli zrealizują te zachętę, będą synami Bożymi. Ale równocześnie wzywa do naśladowania Boga w Jego najwznioślejszym przymiocie. Powinni upodobnić się do Boga Ojca, który jest pełen delikatności, dobroci, cierpliwości, gotowości do przebaczenia. Wzywa: Stawajcie się miłosierni, ponieważ wasz Ojciec, który jest dla was wzorem, jest miłosierny.

    W związku z Modlitwą Pańską Jezus pouczył o potrzebie wytrwałości w modlitwie, którą kierujemy do Boga (Łk 11,9-13). Odpowiada na pytanie, co usprawiedliwia zaufanie, jakie powinno cechować modlitwę. Mówi o synu, który prosi ojca o to, co konieczne do życia. Stosuje porównanie, w którym wskazuje na podobieństwo zachodzące między Bogiem, Ojcem w niebie, a ojcem ziemskim. Opowiada o dobroci ojca ziemskiego. Ojciec ziemski ma co prawda swoje wady, jest skłonny do złego i nigdy nie jest idealny, ale jego miłość do syna sprawia, że troszczy się o jego dobro i na pewno nie odmówi mu tego, co jest konieczne do życia. Tym bardziej Bóg, Ojciec miłujący wszystkich ludzi, troszczy się o swoje dzieci, o tych, których powołał do istnienia i pragnie ich życia wiecznego. „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba”. Dobroć Boga Ojca powinna być zatem źródłem i podstawą wytrwałości oraz zaufania w modlitwie. Ponieważ w Chrystusie Jezusie jesteśmy dziećmi Bożymi, nabyliśmy prawo nazywania Boga najpiękniejszym słowem „Ojcze”, dlatego wzrasta nasza śmiałość i zaufanie podczas modlitwy. Bóg wysłuchuje nasze prośby nie dlatego, by uwolnić się od naszego natręctwa, ale dlatego, że jest Ojcem. Ojciec w niebie nie da nam nic złego, jeśli o dobro prosimy – w przeciwnym razie nie byłby naszym Ojcem. Jest ponadto Ojcem niebieskim, a to oznacza, że nieskończenie przewyższa w dobroci każdego ojca ziemskiego. Dlatego możemy Go prosić z ufnością i usilnie, pewni, że nas wysłucha.

    Uczniowie mają różnić się od innych ludzi przez porzucenie wszelkiej troski o dobra doczesne. Dlatego Jezus ich upomina: „O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, a Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. […] Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,30.32).

    Kiedy najdokładniej Jezus przedstawił prawdę o tym, że Bóg jest Ojcem ludzi?

    Najdokładniej o ojcostwie Boga w stosunku do ludzi wypowiada się Jezus w przypowieści o ojcu syna marnotrawnego.

    Cała Biblia – jak mówią niektórzy, i słusznie – jest ciągle powtarzaną, na różne sposoby, przypowieścią o synu marnotrawnym. Dostrzegamy to od pierwszej stronicy; od historii Kaina, którego Bóg bierze w obronę mimo czynu, jakiego się dopuścił, aż po przypowieści Jezusa. Bóg – podobnie jak ojciec – nie daje się nigdy zrazić niewdzięcznością człowieka i mimo wszystko, niezmordowanie darzy go miłością. Ciągle wychodzi mu na spotkanie, usiłuje go wyrwać z kręgu zła i zbawić oraz pociągnąć ku sobie.

    Ale przypowieść o ojcu syna marnotrawnego stanowi szczyt wszystkich wypowiedzi na ten temat (Łk 15,11-32). Opis jest niezwykle żywy i dlatego przemawiał szczególnie do słuchaczy palestyńskich, z pewnością bardziej niż do nas.

    Występuje tu zamożny właściciel, gdyż ma wiele sług-najemników. Słyszy pewnego dnia dziwne żądanie młodszego syna, dotyczące wydania mu – zgodnie z Prawem Mojżesza (Pwt 21,17) – trzeciej części przyszłego spadku. Szanując wolną wolę syna, bez słowa daje mu to, o co go poprosił. Młodzieniec zabiera majątek w gotówce i udaje się za granicę. Żyje tam rozrzutnie, dosłownie: w sposób zgubny, uniemożliwiający ocalenie siebie czy majątku. Starszy brat określi później bardzo drastycznie ów styl życia („roztrwonił twój majątek z nierządnicami” – w. 30).

    Ukazane są cztery etapy degradacji, jaką przeżył młodzieniec. Najpierw traci całkowicie majątek i popada w nędzę, więc doznaje głodu. Kiedy jego fortuna się wyczerpała, a w kraju nastał głód, młodzieniec w jednej chwili stał się nędzarzem. Na szczególną uwagę zasługują jednak dwa ostatnie etapy degradacji. Talmud stwierdza: „Przeklęty człowiek, który hoduje świnie”. Do dziś dnia u Żydów i mahometan panuje przekonanie, że pasienie trzody chlewnej jest przekleństwem.

    Dno degradacji syna marnotrawnego polega na tym, że traktowany jest przez właściciela gorzej niż trzoda chlewna. Musi kraść świniom jadalne strąki. Strąki, o których tu mowa, należą do rośliny zwanej fachowo po arabsku karrub, a u nas chlebem świętojańskim. Na Bliskim Wschodzie karmi się nimi nadal nierogaciznę.

    Od wspomnianego dna nędzy zaczyna się droga odwrotu. Jezus ukazuje plastycznie kolejne etapy żalu. Młodszy syn zaczyna od uświadomienia sobie subiektywnego poczucia kontrastu między obecnym stanem upadku a sytuacją materialną najemników w domu ojca. To, co wydawało się szczęściem, doprowadziło do upodlenia. Przypomniał mu się ojciec. Odczuwał głód, którego nie miał czym zaspokoić, a u ojca dostatnio żyli nawet najemnicy.

    Ojciec musiał młodszego syna wciąż oczekiwać, nawet wyglądać, skoro ujrzał go, „gdy był jeszcze daleko”. Wzruszenie każe mu – wbrew zasadom Wschodu – biec naprzeciw po to, by – mimo odrażającego wyglądu przybysza – rzucić mu się na szyję i ucałować go po długiej rozłące.

    Syn wprawdzie zaczął przygotowane przemówienie, ale ojciec nie pozwolił na wypowiedzenie pokornej propozycji. Wystarczyło, że wyznał swoje winy. Słowo szybko (w. 22) akcentuje niecierpliwą miłość ojca. Po czterech stopniach degradacji następują cztery wymowne znaki natychmiastowego przywrócenia do dawnej rangi wolnego dziedzica. Syn otrzymuje najlepszą szatę, pierścień na rękę jako znak godności dziedzica, sandały wyróżniające osobę wolną od niewolników i wreszcie zostaje urządzona uroczysta, radosna uczta. Uczta będzie wyjątkowa: podadzą utuczone cielę, będzie muzyka i tańce. Wydając te polecenia, ojciec motywuje je wobec sług radością z odzyskania syna zaginionego i duchowo umarłego. Bowiem ten, który umarł duchowo, moralnie, teraz zmartwychwstał. Był daleko przez wiele lat, a teraz powrócił. Jego powrót jest więc dla ojca rodzajem zmartwychwstania.

    Dalsza część przypowieści jeszcze bardziej podkreśla miłość ojcowską. Rozpoczęto sutą i huczną biesiadę, gdy powraca z pola starszy syn. Zdziwiły go odgłosy radości. Uzyskawszy od sługi potrzebne informacje, poczuł się urażony. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ojciec obdarzył łaską marnotrawcę. Wydawało mu się, że ojciec źle postąpił. Oburzony, nie chciał wejść, by cieszyć się razem z ucztującymi. Uważał to wyróżnienie lekkomyślnego brata za niesłuszne i niezasłużone. W krótkim dialogu z ojcem uzewnętrznił swój sposób myślenia: był niewyobrażalnie zazdrosny i interesowny. Nie rozumiał dobroci ojca, którego majątek przecież został tak haniebnie roztrwoniony. Oburzyło go wyniesienie młodszego brata. Kiedy spotykał się z ojcem, wynosił swoje zasługi, odwołując się do wiernej służby, nigdy dotąd nie nagrodzonej urządzeniem nawet skromnej zabawy. W gniewie przekroczył granice delikatności nie tylko względem brata, którego nie chciał uznać, ale i względem ojca. Zamiast uznania jego dobroci, ubliżył należnemu mu szacunkowi i śmiał czynić wyrzuty. Nie wypowiedział pełnego miłości słowa ojcze, tak jak uczynił to młodszy brat. Umyślnie także nie wypowiedział słowa brat, ale mówił:  syn twój. O młodszym bracie mówił jak o kimś obcym. Z jego słów biła pogarda i źle maskowana gorycz, pycha i zazdrość.

    W takim kontekście jeszcze bardziej ujawniła się miłość ojca, który nie tylko przebaczył marnotrawcy, ale usiłował także wyjść naprzeciw starszego syna. Wielkość miłości ojca zabłysła już wtedy, gdy przebaczył młodszemu synowi, ale teraz stała się jeszcze wyrazistsza. Ojciec nie skarcił ostro starszego syna, ale starał się go ułagodzić. Syn nie wypowiedział pełnego miłości słowa ojcze, a on zwraca się z pełnym miłości synu. W sposób niezwykle delikatny usiłował obudzić w nim zamarłą miłość. Toczyła się piękna walka między oburzeniem i gniewem a łagodnością. Ojciec tłumaczył synowi bez oburzenia racje, powtarzając słowa skierowane do sług. Marnotrawnego nazwał swoim dzieckiem. Następnie zwrócił uwagę starszemu synowi na szczęście płynące z faktu przebywania wciąż z ojcem. Był przecież zawsze z nim, a to jest więcej warte niż uczty z przyjaciółmi. Wreszcie podkreślił, że i on powinien się cieszyć z powrotu brata. Odzyskał przecież brata a on syna. A nadto nic nie traci, gdyż wszystko, co należy do niego, jest także jego własnością. Łagodne słowa usprawiedliwienia, wypowiedziane mimo niewłaściwego zachowania starszego syna, wskazują na to, że ojciec miłował obydwóch synów równie głęboko.

    Wtej przypowieści nie chodzi na pierwszym miejscu o opis dziejów syna marnotrawnego, ale o zachowanie się ojca. Dlatego niektórzy uważają, że jest to przypowieść o nieskończonej dobroci ojca, który – mimo zranionej miłości – znów przygarnia syna.[10] Cała przypowieść jest tak ułożona, aby specjalnie uwydatnić miłość ojca. W sposób obrazowy przedstawiona jest Boża miłość przebaczająca i niezmierna radość z nawrócenia się jednego z synów. Postawa Boga przybrała widzialną postać w zachowaniu się Jezusa, i to w takim stopniu i z taką wyrazistością, że wywołało to zgorszenie i sprzeciw. Jezus musi więc swoje „gorszące” obcowanie z grzesznikami – a tym samym ochocze przebaczanie im przez Boga –ciągle usprawiedliwiać wobec pobożnych, którzy nie potrafią wyobrazić sobie sprawiedliwego Boga w ten sposób, a obcowanie z grzesznikami uważają za niestosowne. Ale na drugim miejscu przypowieść uwypukla także postać syna marnotrawnego, który poprzez swoje odejście i tragiczny los uosabia grzech i jego następstwa, a w scenie powrotu obrazuje sens tego, co Jezus rozumie jako nawrócenie się.

    W Ermitażu w Petersburgu znajduje się jedno z ostatnich dzieł Rembrandta Powrót syna marnotrawnego. Na tym obrazie na szczególną uwagę zasługują ręce i twarz postaci. Malarz, chcąc ukazać boską miłość, wybrał starca, prawie ślepego mężczyznę. Jedna jego ręka różni się od drugiej; jedna jest ręką kobiety a druga ręką mężczyzny. Ojciec jest nie tylko patriarchą. W równym stopniu co ojcem jest także i matką. Dotyka syna kobiecą i męską dłonią. Jedna ręka podtrzymuje, a druga pieści; jedna daje poczucie bezpieczeństwa, a druga pociesza i przytula, aby uspokoić dziecko, które zrobiło sobie krzywdę. Wielki malarz w ten sposób oddał to, co tak często podkreślają autorzy Pisma Świętego, a zwłaszcza Jezus w przypowieści o ojcu syna marnotrawnego.

    ***

    Podobnie jak w wypadku innych Ewangelii, określenie Syn Boży w odniesieniu do Jezusa pojawia się w częściach narracyjnych Ewangelii św. Łukasza. Występuje ono również w wypowiedziach Mistrza z Nazaretu. To określenie domaga się swojego odpowiednika. Jeżeli Chrystus jest Synem Bożym, to Bóg jest Jego Ojcem. Ponadto Jezus często wypowiada słowo Ojciec. Posługuje się tym określeniem wtedy, gdy uczy o Bogu jako swoim Ojcu lub o Ojcu wszystkich ludzi.

    ks. Michał Bednarz/GN 19.04.2015


    [1] Por. J. Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo, dz. cyt., s. 46.

    [2] Por. F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Rozdziały 1-11. Wstęp – przekład z oryginału – komentarz (NKB III/1), Częstochowa: Edycja Świętego Pawła 2011, s. 114.

    [3] Por. F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Rozdziały 1-11, dz. cyt., s. 114-115.117.

    [4] Por. J. Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo, dz. cyt., s. 165.

    [5] Por. J. Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo, dz. cyt., s. 166.

    [6] Por. I. de la Potterie, Modlitwa Jezusa, dz. cyt., s. 71; F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Rozdziały 1-11, dz. cyt., s. 552-553.

    [7] F. Gryglewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Wstęp – przekład z oryginału – komentarz (PŚNT, III/3), Poznań-Warszawa: Pallottinum 1974, s. 214.

    [8] J. Gnilka, Teologia Nowego Testamentu, dz. cyt., s. 176.

    [9] F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza. Rozdziały 12-24. Wstęp – przekład z oryginału – komentarz.Część II (NKB III/2), Częstochowa: Edycja Świętego Pawła 2012, s. 475.

    [10] A. Jankowski, Królestwo Boże w przypowieściach, dz. cyt., s. 115.

    **************************************************************************************************************

    poniedziałek 19 października 2020

    XXIX TYDZIEŃ ZWYKŁY

    wspomnienie bł. Jerzego Popiełuszki, kapłana i męczennika

    Małe cuda męczennika
    Relikwiarz z Głuszycy/ obraz malował ks. Witold Urbanowicz SAC/fot. Gość Niedzielny

    *******

    Obchody 36. rocznicy porwania i męczeńskiej śmierci błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki

    19 października minie 36. Rocznica porwania i męczeńskiej śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Tego dnia przypadają także obchody Święta Duchownych Niezłomnych. Swoje listy z tej okazji przekażą do sanktuarium księdza Jerzego Popiełuszki Prezydent i Premier. Tegoroczne obchody utrudnia sytuacja epidemiologiczna. Mimo to odbędą się one a wierni zaproszeni są do uczestnictwa poprzez media oraz w internecie.

    Archiwum

    Uroczysta msza święta rocznicowa z modlitwą o kanonizację kapłana odprawiona zostanie 19 października o godzinie 18:00 w kościele Świętego Stanisława Kostki w Warszawie.

    Z powodu ograniczeń epidemiologicznych w liturgii wezmą udział jedynie zaproszeni goście – rodzina i przyjaciele księdza Jerzego Popiełuszki, przedstawiciele administracji państwowej, samorządowej oraz reprezentanci NSZZ Solidarność. Wierni proszeni są o udział w uroczystościach poprzez media oraz internet. Uroczystość transmitowana będzie poprzez Telewizję Trwam, Radio Maryja, Radio Warszawa oraz poprzez stronę www.popieluszko.net.pl

    Specjalnie w roku czterdziestej rocznicy utworzenia Solidarności, Muzeum księdza Jerzego Popiełuszki działające przy parafii Świętego Stanisława Kostki stworzyło stronę internetową na której można zobaczyć kilkadziesiąt filmów ze wspomnieniami świadków życia kapłana. Są wśród nich wypowiedzi Andrzeja Gwiazdy, Seweryna Jaworskiego, czy zwykłych hutników tworzących w 1984 roku ochronę swojego kapelana.

    „On był jak Korczak – nie zostawił dzieci, nie chciał uciekać i zapłacił za to życiem” – powiedział we wspomnieniach Andrzej Gwiazda. „Kolega z Komisji Zakładowej dał mi kopertę z nazwiskami osób, które donoszą na księdza Popiełuszkę. Daję księdzu tą kopertę… a on mówi – ja wiem” – wspomina dramatyczne czasy hutnik Michał Staniszewski.

    Nagrania zrealizowane dzięki wsparciu Urzędu do Spraw Kombatantów oraz Narodowego Centrum Kultury dostępne są na stronie www.muzeumkspopieluszki.pl/swiadkowie oraz na kanale youtube https://www.youtube.com/muzeumksjerzegopopieluszki. Jednocześnie Muzeum uruchamia akcję rejestracji świadków życia męczennika, ich wypowiedzi sukcesywnie publikowane będą w internecie. Wszyscy, którzy mogą zaświadczyć o życiu kapłana – proszeni są o kontakt z Muzeum Księdza Jerzego Popiełuszki: muzeum@muzeumkspopieluszki.pl

    Ksiądz Jerzy Popiełuszko, urodzony w 1947 roku w Okopach na Białostocczyźnie, po zdaniu matury wstąpił do Warszawskiego Seminarium Duchownego. Jako kleryk odbywał przymusową służbę wojskową w specjalnej jednostce kleryckiej w Bartoszycach, gdzie wobec komunistycznej indoktrynacji dał się poznać jako niezłomny obrońca wiary i wartości.

    Po święceniach kapłańskich w 1972 roku pełnił posługę w kilku parafiach Archidiecezji Warszawskiej, zajmując się m.in. duszpasterstwem młodzieży i służby zdrowia. W ostatnich latach życia posługiwał w parafii Św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu gdzie związał się z Solidarnością oraz celebrował comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę gromadzące wokół świątyni wielotysięczne tłumy.

    W czasie Stanu Wojennego ksiądz Jerzy występował w obronie internowanych wskutek czego stał się obiektem nękania i prowokacji ze strony służb komunistycznego reżimu.

    Swoją ostatnią duszpasterską podróż odbył 19 października 1984 roku do parafii Świętych Polskich Braci Męczenników do Bydgoszczy. Podczas podróży powrotnej został bestialsko zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, jego umęczone ciało wrzucono do Wisły na wysokości tamy we Włocławku.

    Pogrzeb Księdza Jerzego, który miał miejsce 3 listopada 1984 roku zgromadził blisko milionową rzeszę ludzi. Od 1984 roku grób męczennika odwiedził blisko 23 miliony wiernych, w tym liczni kardynałowie, biskupi, prezydenci i przedstawiciele świata kultury.

    Papież Benedykt XVI 6 czerwca 2010 roku zaliczył księdza Jerzego Popiełuszkę do grona błogosławionych a papież Franciszek w 2014 r. ustanowił go patronem Solidarności.

    Paweł Kęska/Kai/Niedziela

    ***************

    Ks. Jerzy. Błogosławiony z Żoliborza

    Ks. Jerzy. Błogosławiony z Żoliborza
    ARCHIWUM

    Z nieśmiałego wikarego wyrósł charyzmatyczny mówca, porywający dziesiątki tysięcy wiernych, stając się przewodnikiem duchowym nie godzących się na otaczającą przemoc i kłamstwo, obrońcą pokrzywdzonych i prześladowanych.

    Ciała ks. Popiełuszki miał już nikt nigdy więcej nie zobaczyć. Uprowadzony, związany, skatowany, w worku obciążonym kamieniami, wrzucony został w spieniony nurt Wisły 19 października 1984 roku około godz. 22.

    Ciała ks. Jerzego miał już nikt nigdy więcej nie zobaczyć. Uprowadzony przez funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego, związany, skatowany bestialsko na tamie włocławskiej, w worku obciążonym kamieniami, wrzucony został w spieniony nurt Wisły 19 października 1984 roku około godz. 22.

    Zmasakrowane ciało ks. Jerzego Popiełuszki odnaleziono dopiero 11 dni później. Przez cały ten czas o jego powrót modliła się cała Polska. Wiadomość o porwaniu i morderstwie kapłana obiegła świat. Jego pogrzeb 3 listopada 1984 roku zgromadził − jak się szacuje − od 600 do 800 tys. ludzi z całego kraju. Już dwa dni później do warszawskiej kurii wpłynęły pierwsze prośby o beatyfikację.

    – Męczeństwo nie jest samobójstwem. Nie można go szukać, ani prowokować. Jeśli ktoś szukałby śmierci, nie mógłby być czczony jako męczennik – mówi ks. Józef Naumowicz, argumentując, że męczeństwo ks. Jerzego było podobne do tych, które obserwowano w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. – Ks. Jerzy nie był politykiem. Był patriotą kochającym Boga. Ale od początku historii męczenników oskarżenia wysuwane przez oprawców zawsze były takie same, jak zarzuty rzecznika rządu Jerzego Urbana: obraza majestatu władzy, podżeganie do buntu, nienawiść do rodzaju ludzkiego. Systemy totalitarne rodzą męczenników za wiarę – mówi, dodając, że ks. Jerzy mógł uniknąć prześladowań, ale tego nie zrobił z powodu miłości do Chrystusa.

    Ksiądz, skrępowany i z kneblem na ustach, był kilkakrotnie bity do nieprzytomności drewnianą pałką. Nie wiadomo, czy żył w chwili, gdy w foliowym worku wrzucano go do rzeki. Żeby rozpoznać, czy to ks. Jerzy, porównano zapisy z dokumentów dentystycznych. Kapłana dodatkowo rozpoznali bracia, którzy pamiętali jego znamię na klatce piersiowej.

    Słaby, chorowity, pochodzący z Suchowoli i próbujący odnaleźć się w wielkomiejskim środowisku, mający problemy z poprawnym wysławianiem się, stojący raczej na uboczu, niechętnie głoszący kazania…. – taki młody wikary ks. Jerzy Popiełuszko trafia w 1980 r. do parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Dopiero z perspektywy lat widać jasno, jak Bóg przygotowywał ks. Jerzego do zadań, jakie miał podjąć w żoliborskim kościele i do męczeńskiej drogi.

    Z nieśmiałego wikarego, wymigującego się od głoszenia kazań, wyrósł charyzmatyczny mówca, porywający dziesiątki tysięcy wiernych, co miesiąc uczestniczących w Mszach za Ojczyznę, stając się przewodnikiem duchowym, kapelanem środowisk nie godzących się na otaczającą przemoc i kłamstwo, obrońcą pokrzywdzonych i prześladowanych. Czy to nie łaska?

    Od 28 lutego 1982 r. do 26 sierpnia 1984 r. ks. Jerzy Popiełuszko odprawił w kościele pw. św. Stanisława Kostki 26 Mszy św. za Ojczyznę. “Msze św. w intencji Ojczyzny i tych, którzy dla niej cierpią najbardziej” – tak brzmiała pełna intencja Eucharystii, podczas których ksiądz Jerzy modlił się o uwolnienie aresztowanych, za dusze zabitych, za pobitych, prześladowanych, poniżanych, wyrzucanych z pracy.

    Nie szukał popularności, choć w dużej mierze właśnie dzięki tym celebracjom, podczas których starał się umacniać ich uczestników w wierze, nadziei i miłości oraz postawach pro-społecznych i patriotycznych, stał się osobą znaną w całej Polsce i poza jej granicami. Nikogo nie potępiał, apelował o prawdę, rezygnację z nienawiści i chęci odwetu za doświadczane krzywdy, wielokrotnie powtarzając za św. Pawłem by „zło dobrem zwyciężać”. Mimo to skupił na sobie ostrze nienawiści reżimowej propagandy oraz pasmo szykan i represji ze strony władz PRL, uwieńczone męczeństwem w październiku 1984 roku.

    Tomasz Gołąb/GOŚĆ NIEDZIELNY/19.10.2020

    ****************

    Po prostu mama

    Po prostu mama

    zdjęcie i tekst: Tomasz Gołąb/GN/19.11.2013

    Podczas, gdy inni mówią o błogosławionym księdzu po imieniu, ona nigdy nie powiedziała inaczej niż “ksiądz”. Marianna Popiełuszko zmarła dziś w szpitalu w Białymstoku. Miała 93 lata.

    Zapamiętam ją z wizyty dziennikarzy przed beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki, w Okopach na Podlasiu, gdzie błogosławiony spędził 18 lat. Z murowanej, niepozornej chałupy wychodzi o lasce 90-letnia staruszka. To mama ks. Jerzego, Marianna.

    – Modli się Pani do ks. Jerzego? – pyta dziennikarka.

    – A skąd! Ja się modlę do Boga. I pani też to radzę – rzuca trzeźwo, ale życzliwie pani Marianna.

    – A czy Pani syn pomaga? – dopytuje dziennikarka.

    – Módlcie się za jego wstawiennictwem, to sami zobaczycie – zachęca mama męczennika.

    Od śmierci ks. Jerzego 19. dnia każdego miesiąca w parafialnym kościele w Suchowoli zamawiała Mszę św. w intencji beatyfikacji ks. Jerzego. Bóg wysłuchał. I pozwolił jej przeżywać wyniesienie syna na ołtarze. W tym roku po raz pierwszy nie wzięła udziału w uroczystościach w rocznicę jego śmierci na Żoliborzu. Zmarła dziś w Szpitalu Miejskim w Białymstoku. Miała 93 lata.

    ******************************

    Ofiara ruszyła lawinę

    Ofiara ruszyła lawinę
    Anna Beata Bohdziewicz/reporter/East News

    ***

    35 lat temu zginął ks. Jerzy Popiełuszko. Przeszkadzał złu. Od tamtej pory przeszkadza znacznie bardziej.

    Władza ludowa umiała ludowi dopiec. A konkretnie tym jego członkom, którzy nie śpiewali w chórze jej piewców. Na początku lat 80. minionego wieku ks. Jerzy Popiełuszko otwierał listę „wrogów ludu” i władza dawała mu to odczuć. Wszechobecna inwigilacja, rewizje, podrzucane „dowody”, przesłuchania, szczucie w mediach, groźba więzienia.

    W lipcu 1984 roku atmosfera wokół kapłana była już taka, że ks. Teofil Bogucki, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, powiedział podczas Mszy za Ojczyznę: „Uważam za swój pasterski obowiązek na tle fałszywych sądów i niesprawiedliwych wyroków, w świetle wypowiedzianych myśli, ukazać jasną postać ks. Jerzego, którego zaliczam w poczet najlepszych kapłanów, gorliwych i pełnych Ducha Bożego, i do najwspanialszych Polaków, szlachetnych i oddanych sercem ojczyźnie. Wszyscy zaświadczyć mogą, że nikogo nie nawoływał do nienawiści i zemsty, ale zachęcał do miłości i przebaczenia. Nie podniecał, ale uciszał wzburzone serca”.

    To nie była tania laurka. Raczej przyczynek do procesu beatyfikacyjnego. Proboszcz wiedział, co mówi: ks. Popiełuszko naprawdę taki był. Scena z filmu, w której ks. Jerzy częstuje herbatą śledzącego go zmarzniętego esbeka, oddawała rzeczywistość. Świadkowie potwierdzają: przyszły błogosławiony robił takie rzeczy z autentycznej troski o człowieka, niezależnie od tego, kim ten człowiek był. „Walczymy ze złem, a nie z jego ofiarami” – ta myśl towarzyszyła mu cały czas. To dlatego był nieustępliwy, gdy ludzka wola kolidowała z tym, co odczytywał jako wolę Bożą. Wiedział, że Bóg chce dla człowieka wyłącznie dobra. Ta jego cecha dała o sobie wyraźnie znać już przed laty, gdy został wyrwany z seminarium do jednostki wojskowej w Bartoszycach. Tam władze PRL robiły klerykom pranie mózgu za pomocą „specjalnego programu szkolenia politycznego”. Na szeregowego Popiełuszkę spadały kary za to, że klęka do modlitwy albo że nie chce zdjąć z palca różańca. Ośmieszanie, długie i poniżające przesłuchania, odbieranie urlopu, areszt, stanie boso na mrozie – żadne szykany go nie złamały.

    „Wspólną modlitwę praktykujemy w dalszym ciągu, wspólny Różaniec, wieczorna modlitwa, w piątek Droga Krzyżowa, a w święta recytowana Msza św.” – pisał z wojska do ojca duchownego w seminarium. Imponował kolegom klerykom. Dzięki niemu nie bali się w niedziele odprawiać nabożeństw zastępujących Mszę św., ponieważ w Eucharystii nie pozwalano im uczestniczyć. Wielu z nich mówiło potem, że postawa Popiełuszki sprawiła, iż zamiast zrezygnować z seminarium, zyskali w wojsku większą motywację do zostania kapłanami.

    „Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa” – pisał w jednym z listów kleryk Jerzy.

    Nie pożyję

    A jednak tamtego dnia, 29 lipca 1984 roku, ks. Jerzy wydawał się znękany ponad miarę. Zebrani w kościele widzieli, jak słuchając słów ks. Boguckiego, zasłania twarz ręką. Chyba po raz pierwszy publicznie płakał. Ale nie było to załamanie. „Ja jestem przekonany, że to, co robię, jest słuszne” – powtarzał w rozmowach z księżmi. Innym razem powiedział: „Ja się poświęciłem, ja się nie cofnę”. „Będę wśród swoich robotników, dopóki tylko będę mógł” – deklarował, świadom, że niedługo może już nie będzie mógł. Księża zapamiętali, jak w ostatnich miesiącach życia mówił kilkakrotnie: „Ja długo nie pożyję”. I dodawał: „Jestem gotowy na wszystko”. Mówił to z determinacją w głosie. Dziś możemy na tej podstawie stwierdzić, że Bóg przygotowywał ks. Jerzego do męczeństwa.

    Po lipcowej Mszy za Ojczyznę pozostały mu jeszcze niespełna trzy miesiące życia. Komunistyczna władza wiedziała już dzięki podsłuchom, że ksiądz nie wyjedzie na studia, lecz pozostanie w Polsce. Oznaczało to dla niej sygnał do wzmożenia represji. We wrześniu płk Pietruszka powiedział podwładnym: „Dosyć tej zabawy z Popiełuszką i Małkowskim. Podejmujemy zdecydowane działania. Trzeba nimi tak wstrząsnąć, żeby to było na granicy zawału serca, żeby to było ostrzeżenie”.

    Gdyby SB miała do czynienia z człowiekiem, któremu bardziej zależy na sobie niż na innych, może by takie „ostrzeżenie” podziałało. Ksiądz Jerzy jednak nie był takim człowiekiem. I władza posunęła się do działań ostatecznych.

    Bez skrupułów

    Jak to miało być? Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, pewnie ks. Jerzy Popiełuszko zniknąłby i tyle by go widziano. A potem może rozpuściłoby się plotki, że ktoś widział go, jak z panienkami na Karaibach przepuszcza pieniądze zebrane od naiwnych wiernych. Jedni by wierzyli, inni nie, ale wątpliwość by została. Funkcjonariusze Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wiedzieli, jak się takie rzeczy robi. Szczególnie ci z Samodzielnej Grupy „D”. Literka „D” to inicjał od słowa dezintegracja, a to ci ludzie potrafili najlepiej. Tam pracowali najwięksi zbrodniarze, zdolni do znęcania się nad ludźmi i mordowania ich bez żadnych skrupułów.

    Wieczorem 19 października 1984 roku trzej ludzie z tego „komanda śmierci”, przebrani w mundury milicjantów, zatrzymali samochód, którym podróżował ks. Jerzy Popiełuszko.

    To wiemy. Wiemy też, co zdarzyło się 11 dni później. „O godzinie 17.00 […] przystąpiono do wydobywania zwłok mężczyzny […] przy użyciu płetwonurków. Przed ich wydobyciem, jak wynika z oświadczenia płetwonurka Krzysztofa Mańko, […] ubrane były w sutannę, zwrócone twarzą w kierunku jazu, z obciążeniem nóg” – czytamy w milicyjnym raporcie z 30 października 1984 roku.

    Co się jednak naprawdę zdarzyło między porwaniem ks. Jerzego a znalezieniem jego zwłok? Nie mamy całkowitej pewności. Nic dziwnego – zarówno poprzedzające proces dochodzenie, jak i sam proces były w rękach władzy, która zleciła to morderstwo. Jeśli ten przedziwny „sąd we własnej sprawie” w ogóle się odbył, to wyłącznie dlatego, że coś poszło nie tak – i sprawa częściowo się wydała. Nie dało się już przed społeczeństwem udawać niewiniątek. Kogoś trzeba było poświęcić, więc poświęcono bezpośrednich wykonawców i ich bezpośredniego przełożonego.

    Poszło inaczej

    A co poszło nie tak? Z pewnością szyki pomieszała ucieczka Waldemara Chrostowskiego, kierowcy ks. Jerzego. Porwany razem z kapłanem, w dogodnym momencie zdołał otworzyć drzwi pędzącego samochodu i uciec. Jak to możliwe? Ta wersja długo budziła spory. Mimo to dostępne dziś dokumenty i relacje świadków wskazują na to, że tak rzeczywiście było.

    Tak czy inaczej – sprawa wyszła na jaw. I jeśli w zamyśle SB śmierć kapłana w ogóle miała dotrzeć do wiadomości publicznej, to z pewnością nie w taki sposób. Mimo że dochodzenie i proces zostały tak ustawione, jakby podsądnymi byli ks. Popiełuszko i Kościół, wydarzenia wymknęły się komunistycznej władzy spod kontroli. Nic już nie mogło powstrzymać lawiny przemian społecznych, jaka za kilka lat miała ruszyć, zmiatając – bez użycia przemocy! – cały aparat władzy i przywracając Polsce wolność.

    Tu działały siły, jakich sobie władza w ogóle nie wyobrażała. Zło zostało zwyciężone przez dobro – właśnie tak, jak do tego ks. Jerzy wielokrotnie nawoływał. Ksiądz miał „przestać bruździć”, miał nie skupiać już wokół siebie tłumów. Jego zniknięcie miało zapewne także zastraszyć ewentualnych naśladowców. Stało się zupełnie inaczej. Na pogrzeb ks. Jerzego 3 listopada 1984 roku do Warszawy zjechało prawie milion Polaków. Podczas Mszy, odprawianej przez tysiąc kapłanów, kazanie wygłosił prymas, kard. Józef Glemp. „Odpuszczamy wszystkim winowajcom, którzy z przekonania lub na rozkaz zadali bliźnim krzywdy. Odpuszczamy zabójcom ks. Popiełuszki. Nie mamy do nikogo nienawiści. (…) Być może była potrzebna ofiara życia, aby odkryły się utajone mechanizmy zła, aby wyzwoliły się silniej pragnienia dobra, szczerości, zaufania” – niosło się nad ulicami wypełnionymi ludźmi.

    Taka jest logika Ewangelii: odrzucić zło, ocalić człowieka. Nie chcemy mieć satysfakcji z tego samego, z czego satysfakcję chce mieć diabeł. To jest też przesłanie ks. Jerzego.

    Ksiądz działa

    Owocem dobra jest dobro. Dziś, 35 lat po śmierci ks. Jerzego, wielu ludzi świadczy o cudach i łaskach doznanych za jego przyczyną. Przy grobie błogosławionego kapłana wciąż modlą się wierni – i wielu otrzymuje łaski nawet wtedy, gdy się tego nie spodziewa. Ludzie wzywają jego pomocy w chorobach i dramatycznych sytuacjach życiowych. Wielu doznaje uzdrowienia, są małżonkowie, którzy wstawiennictwu bł. Jerzego przypisują wyjście z poważnych kryzysów, są też ludzie, którzy wypraszają jego pomoc w znalezieniu dobrej pracy.

    Ksiądz Jerzy za swojego ziemskiego życia przyczyniał się do licznych powrotów do Boga. Wygląda na to, że dziś nawrócenia to także jego szczególna „specjalizacja”.

    Umierają kolejni winowajcy zbrodni sprzed 35 lat, mniejsza z tym, czy przez ludzki trybunał zostali uznani za przestępców, czy też nie. Ksiądz Jerzy złożył ofiarę, naśladując Jezusa, o którym już Izajasz pisał, że „poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami”. Z pewnością także kapłan męczennik oręduje za swoimi prześladowcami, modląc się o ich nawrócenie choćby w ostatniej godzinie.

    Franciszek Kucharczyk/GN 42.2019/wiara.pl

    *******************************

    Sylwetka ks. Jerzego Popiełuszki

    aktualizacja: 13.07.2016, publikacja: 30.05.2010 Wiadomości/Dzieje.pl/portal historyczny

    Ksiądz Jerzy Popiełuszko w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. 31.10.1982. Fot. PAP/W. Kryński w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu/31.10.1982/fot. PAP/W. Kryński

    ***

    Trzeba pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu – głosił ks. Jerzy Popiełuszko. Przywódca duchowy Solidarności, zamordowany w 1984 r. przez SB, zostanie beatyfikowany 6 czerwca w Warszawie. Ks. Jerzy (Alfons Popiełuszko) urodził się 14 września 1947 r. we wsi Okopy k. Suchowoli na Białostocczyźnie w ubogiej katolickiej rodzinie. Jak wielokrotnie podkreślał, to m.in. dzięki religijnemu wychowaniu, które otrzymał od rodziców, zdecydował się zostać księdzem.“U nas kłamstwa nie było! Kiedyś nauczycielka wezwała mnie do szkoły, żeby mi zwrócić uwagę, że Alek często w kościele na różańcu przesiaduje. Zagroziła, że może być z tego obniżony stopień ze sprawowania. Duch Święty mnie natchnął i odpowiedziałam, że jest przecież wolność wyznania” – wspominała matka ks. Jerzego, Marianna Popiełuszko.

    W 1965 r., po uzyskaniu świadectwa dojrzałości wstąpił do Metropolitalnego Seminarium Duchownego pw. św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Na początku drugiego roku studiów został wcielony do wojska, do jednej z istniejących wówczas specjalnych jednostek dla kleryków w Bartoszycach na Mazurach. Tam też 7 grudnia 1966 r. złożył przysięgę wojskową. Po powrocie z wojska ks. Jerzy ciężko zachorował.

    Święcenia kapłańskie otrzymał 29 maja 1972 r. z rąk kard. Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski. Po święceniach został skierowany jako wikariusz na swą pierwszą placówkę duszpasterską w Ząbkach k. Warszawy.

    “Młodzież Jerzego zbierała dary, które co kilka tygodni zanoszono do zakładu wychowawczego. Jego wizja Kościoła nie ograniczała się do eschatologii. Widział Kościół bardzo konkretnie, w wymiarze ludzkich potrzeb” – mówił w jednym z wywiadów proboszcz parafii Świętej Trójcy w Ząbkach, ks. Tadeusz Karolak.

    Ks. Popiełuszko następnie pracował w kościele św. Annny (1975-78). Przez krótki czas był wikariuszem w parafii Dzieciątka Jezus na Żoliborzu. W maju 1980 r. został przeniesiony do parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Jak wspominał znajomy ks. Popiełuszki, ks. Czesław Banaszkiewicz, mógł on prowadzić tam swoją działalność dzięki ówczesnemu proboszczowi Teofilowi Boguckiemu.

    Po powstaniu Solidarności ks. Popiełuszko stał się jej duchowym przywódcą, warszawscy hutnicy określili go swoim kapelanem, był duszpasterzem krajowym ludzi pracy, a także służby zdrowia.

    “Tego dnia i tej mszy św. nie zapomnę do końca życia. Szedłem z ogromną tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty? Śpiewał? Takie, dziś może naiwnie brzmiące pytania, nurtowały mnie w drodze do fabryki. I wtedy przy bramie przeżyłem pierwsze wielkie zdumienie. Gęsty szpaler ludzi – uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie. I oklaski. Myślałem, że ktoś ważny idzie za mną. Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramy. Tak sobie wtedy pomyślałem – oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści lat wytrwale pukał do fabrycznych bram” – tak ks. Jerzy wspominał swój pierwszy pobyt na terenie warszawskiej huty 31 sierpnia 1980 r. Przyjechał tam, by na prośbę strajkujących hutników odprawić mszę.

    “Tego dnia i tej Mszy św. nie zapomnę do końca życia. Szedłem z ogromną tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty? Śpiewał? Takie, dziś może naiwnie brzmiące pytania, nurtowały mnie w drodze do fabryki. I wtedy przy bramie przeżyłem pierwsze wielkie zdumienie. Gęsty szpaler ludzi – uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie. I oklaski. Myślałem, że ktoś ważny idzie za mną. Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramy. Tak sobie wtedy pomyślałem – oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści lat wytrwale pukał do fabrycznych bram” – tak ks. Jerzy wspominał swój pierwszy pobyt na terenie warszawskiej huty 31 sierpnia 1980 r. Przyjechał tam, by na prośbę strajkujących hutników odprawić mszę.

    W tym czasie nawiązywał liczne kontakty z opozycjonistami. Jak wspominają świadkowie, w jego mieszkaniu spotykali się ludzie z różnych środowisk: m.in. robotnicy, inteligencja, artyści. Kilkanaście razy w miesiącu odwiedzał związkowców w hucie, jeździł z nimi m.in. do Gdańska, gdzie spotykali się z Lechem Wałęsą. Towarzyszył im też w prywatnych uroczystościach: udzielał ślubów, chrzcił i odprawiał pogrzeby. W kościele św. Stanisława Kostki ks. Popiełuszko organizował wykłady dotyczące m.in. katolickiej nauki społecznej.

    Po wprowadzeniu stanu wojennego ks. Jerzy organizował liczne działania charytatywne, do których włączał młodych ludzi. Wspomagał prześladowanych i internowanych oraz ich rodziny. W podziemiach kościoła św. Stanisława Kostki gromadzona była m.in. żywność i leki.

    Uczestniczył w procesach aresztowanych za przeciwstawianie się prawu stanu wojennego. Wspierał więźniów politycznych. Nagrał kilka z rozpraw, wnosząc na salę sądową magnetofon schowany pod sutanną. Materiał, który wtedy powstał, był emitowany m.in. w radiu Wolna Europa.

    Ks. Popiełuszko główny wysiłek włożył w przygotowanie i prowadzenie w kościele św. Stanisława Kostki mszy w intencji ojczyzny i tych, którzy za nią cierpią. Pierwsze takie nabożeństwo odprawił w lutym 1982 r. Msze gromadziły nie tylko mieszkańców Warszawy. Przybywały na nie delegacje Solidarności z całego kraju, uczestniczyli w nich m.in. intelektualiści, aktorzy oraz młodzież. Przez przyjaciół ks. Popiełuszko określany był “małym papieżem”.

    W kazaniach nawoływał, by “zło dobrem zwyciężać” (wezwanie św. Pawła z Listu do Rzymian: +Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj+ – PAP).
     
    “Trzeba zdawać sobie sprawę z sytuacji geopolitycznej w jakiej się znajdujemy, ale jednocześnie ta sytuacja nie może być wygodną zasłoną do tego, by rezygnować z należnych narodowi praw” – mówił ks. Jerzy w jednej z homilii.

    W innej podkreślał, że “zło, które znosiło się jako coś nieuniknionego staje się nieznośne na myśl, że można się od niego uwolnić”. “Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Zachować godność człowieka, to pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu” – mówił ks. Popiełuszko.

    “Poznałam go w Prymasowskim Komitecie Pomocy Więzionym, Internowanym i ich Rodzinom. Siedział na stole, ubrany na sportowo, roześmiany, na absolutnym luzie. Nie wiedziałam kto to, więc spytałam Danusię Szaflarską. Pamiętam, jak się oburzyła: +No jak to, to ty nie wiesz? To przecież ksiądz Popiełuszko!+”  – wspominała w “Tygodniku Powszechnym” Anna Szaniawska.

    “W tym czasie znali się już z moim mężem. Klemens systematycznie chodził na procesy robotników +Ursusa+ i Huty Warszawa. (…) Klemens był niewierzący, ale przez przyjaźń z Jerzym jakoś przybliżył się do Kościoła – a trzeba powiedzieć, że nie rozmawiali o Panu Bogu: Jurek nie próbował nikogo nawracać… Dla mnie to było coś wzruszającego, bo, choć otwarty, mój mąż nie był człowiekiem, który łatwo +kupował+ i dawał przyjaźń” – dodała.

    Ks. Jan Sikorski, kolega księdza z lat 80., który po jego śmierci odprawiał msze za ojczyznę,  podkreślał w rozmowie z PAP, że ks. Popiełuszko był zwyczajnym człowiekiem. “Ludzie chodzili po jego pokoju jak po swoim mieszkaniu, nie pytali czy mogą to, czy tamto. Wielu mówiło mu po imieniu. Był jednym z nich” – mówił. Dodał, że zaprzyjaźnieni księża nazywali go żartobliwie “Popiełuchem”. 

    Komunistyczne władze drażniła rosnąca popularność mszy za ojczyznę. Pod koniec 1982 r. Wydział ds. Wyznań miasta stołecznego Warszawy dał temu wyraz w piśmie skierowanym do Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Msze ks. Popiełuszki jego przeciwnicy nazywali “mitingami antykomunistycznymi”.

    Ks. Jerzy był obserwowany przez SB już na dwa lata przed śmiercią. Założono mu podsłuch, próbowano też doprowadzić do wypadku samochodowego. W mieszkaniu przy ul. Chłodnej funkcjonariusze SB dokonali prowokacji, podrzucając kilkanaście tysięcy ulotek, farbę drukarską, granaty z gazem łzawiącym, naboje i materiał wybuchowy. Miały to być dowody do przygotowywanego procesu sądowego. Starano się go za wszelką cenę skompromitować.

    Pracownicy Huty Warszawa zgłaszali do ówczesnego prymasa kard. Józefa Glempa sugestie, by dla bezpieczeństwa ks. Popiełuszki wysłać go na jakiś czas do Rzymu. Niepubliczny list prymasa w tej sprawie napisał inż. Karol Szadurski, ówczesny szef hutniczej Solidarności.

    “To było spowodowane tym, że pełniąc całodobowe dyżury przy ks. Jerzym, towarzysząc mu przy wszystkich wyjazdach widzieliśmy, że zawisła nad nim groźba utraty życia. Zdarzały się takie przypadki, że samochód z cywilną rejestracją najeżdżał na Moście Gdańskim z przeciwnej strony tak blisko, że urwał lusterko. (…) Ksiądz zaczął jeździć do parafii w innych miastach, bo był proszony o wygłaszanie homilii, wówczas nie byliśmy w stanie go strzec” – powiedział PAP Szadurski.

    “To ks. Jerzego zdenerwowało, że myśmy z taką inicjatywą wystąpili. Mówiliśmy: Jerzy, tu się sytuacja ustabilizuje, władze +S+ wyszły z więzienia, struktury zostaną odbudowane, odpoczniesz w Rzymie, wrócisz do Polski i będziemy dalej współpracowali” – dodał.

    Z kolei ks. Zdzisław Król, ówczesny kanclerz warszawskiej kurii, w wywiadzie opublikowanym w Biuletynie IPN relacjonował: “pamiętam taką rozmowę pomiędzy tym zamachem na niego, jak jechał z Gdańska, a jego śmiercią. (…) Przyszedł do mnie, do gabinetu prosto od prymasa. Miał wtedy gorycz w sercu i taki niesmak po rozmowie z prymasem, że prymas był dla niego surowy”.

    “Nie mieliśmy tej odwagi, którą on miał. Uważaliśmy, że jeśli w pewnych momentach wyciszymy nasze działania, to nie będzie to ze szkodą dla nikogo. Ile razy słyszałem od Urzędu do spraw Wyznań, gdzie mówiono mi: +no tak, proszę księdza, nie możemy tego kościoła budować, bo ks. Popiełuszko znów powiedział to i to+. (…) Oni mi ciągle cytowali, więc czasami Jerzy musiał się bronić przed nami, bo myśmy go atakowali. Wtedy, nie uprawiając żadnej gry, autentycznie chciałem go utemperować. (…) Dzisiaj widzę, że to on miał rację, a nie my” – wspominał ks. Król.   

    Podkreślał także, że autorami cytowanymi przez ks. Jerzego w jego kazaniach byli Jan Paweł II i kardynał Stefan Wyszyński lub któryś z wielkich klasyków literatury. “Głosząc kazania, był autentycznym księdzem i zależało mu na tym, żeby nie padło nic niepotrzebnego” – mówił duchowny.

    W grudniu 1983 r. ks. Popiełuszko został aresztowany, wszczęto przeciwko niemu śledztwo. Prokuratura Wojewódzka w Warszawie zarzuciła mu “nadużywanie w okresie od 1982 r. wolności sumienia i wyznania na szkodę PRL przy sprawowaniu obrzędów religijnych”. W lipcu 1984 r., po interwencji sekretarza generalnego Episkopatu Polski abp. Bronisława Dąbrowskiego, postępowanie zostało umorzone i ks. Jerzy został zwolniony. Gdy zawiodły próby nacisków, zdecydowano się na “bardziej radykalne” działania.

    Prof. Jan Grosfeld, który w sierpniu 1984 roku spotkał ks. Jerzego nad Bałtykiem, w małej miejscowości niedaleko Karwi, wspominał w “Tygodniku Powszechnym”, że funkcjonariusze SB nie opuszczali ks. Popiełuszki nawet w czasie wakacji. “Sam ksiądz mówił, że w pewnej odległości od domku, w którym mieszkał, dniem i nocą kryli się wywiadowcy. Można ich było dostrzec, także w ciemności, bo nie wahali się używać latarek. Cel był jasny – zastraszyć księdza, zmusić do rezygnacji i zaniechania działań, które były nie do zaakceptowania przez komunistyczną władzę” – podkreślił prof. Grosfeld.

    “Ksiądz Jerzy nie rezygnował, ale nie oznacza to, iż nie miał ludzkich odczuć i reakcji. Ogarniało go zdenerwowanie, lęk, przygnębienie, powodowane nie tylko przez akcje przeciwników zewnętrznych, ale i przez tak zwane dobre rady, płynące z bliższych środowisk” – dodał.

    Obecny proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, ks. Zygmunt Malacki tak relacjonował rozmowę z ks. Jerzym odbytą na kilka dni przed jego śmiercią: “Zapytałem, czy jest świadom zagrożenia i czy boi się śmierci. Z powagą i ogromnym spokojem odpowiedział, że po tym wszystkim, co dotychczas przeżył, zdaje sobie sprawę z tego, że już niedługo może przyjść ostatni dzień w jego życiu. +Śmierci – mówił – nie boję się, bo już przeżyłem jej przedsionek+. Pamiętam jego spokojną, uśmiechniętą i pełną zawierzenia twarz. Wydawało mi się, że patrzy w jakąś tajemniczą dal”.

    “Pamiętam jego ostatnie dni, bo byłem z nim na plebani. Była świadomość nieuchronnie zbliżającej się śmierci, po pierwszym zamachu, kiedy wracał z Gdańska, gdy była próba rzucenia kamienia w pędzący samochód, ks. Jerzy wiedział, że jego życie może być przerwane. Pamiętam, że oglądał na taśmie wideo film o zamachu na Mahatmę Gandhiego i cofał ten film” – mówił PAP Karol Szadurski.

    Porwania ks. Popiełuszki dokonali trzej oficerowie SB z IV Departamentu MSW zwalczającego Kościół katolicki: Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski. 19 października 1984 r. wyjechali do Bydgoszczy służbowym fiatem 125p. Na trasie Toruń-Bydgoszcz zatrzymali samochód volksvagen-golf, którym jechali ks. Popiełuszko oraz jego kierowca Waldemar Chrostowski. Kierowcy funkcjonariusze założyli na ręce kajdanki i knebel na usta. Księdza, który nie chciał wejść do samochodu, oprawcy bijąc pozbawili przytomności i wrzucili do bagażnika. Chrostowskiemu w czasie jazdy udało się wyskoczyć z samochodu.

    Kiedy oprawcy zatrzymali się w okolicy hotelu “Kosmos” w Toruniu i otworzyli bagażnik, ksiądz zaczął uciekać. Po kilku uderzeniach pałką stracił jednak przytomność i znów został umieszczony w bagażniku. Podczas dalszej jazdy porywacze, obawiając się blokady dróg, zdecydowali się zabić księdza. Przywiązali do jego nóg worek kamieni, usta zakleili plastrem, a następnie wrzucili go do Zalewu Wiślanego w pobliżu Włocławka.

    W procesie morderców księdza Popiełuszki (tzw. procesie toruńskim) Grzegorz Piotrowski został skazany na 25 lat więzienia, jego przełożony, wiceszef IV departamentu MSW Adam Pietruszka – także na 25 lat; Leszek Pękala – na 15 lat i Waldemar Chmielewski – na 14 lat. Wszyscy wyszli z więzienia przed upływem całej kary. Piotrowski opuścił więzienie po 16 latach (2001 r.), Pietruszka po dziesięciu (1995 r.) Pękala – po pięciu (1990 r.), Chmielewski – po ośmiu (1993 r.).

    Do dziś nie wiadomo, czy za mordercami i ich bezpośrednim przełożonym z IV Departamentu MSW stali wyżej usytuowani mocodawcy.

    Paweł Rozwód, Stanisław Karnacewicz (PAP)/pro/ skz/ malk/ mow/

    ******************************************************************************

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00

    po Mszy św. – nabożeństwo różańcowe przed Najświętszym Sakramentem

    ***

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    ***

    Antyfona na wejście

    Oto święty, który aż do śmierci walczył w obronie prawa Bożego; nie bał się gróźb prześladowców, bo Chrystus był jego mocą.

    Kolekta

    Wszechmogący i miłosierny Boże, obchodzimy
    dzień zwycięstwa Twojego męczennika Jerzego, któremu dałeś nieugiętą stałość w cierpieniach,
    otocz nas swoją opieką i wybaw od zasadzek nieprzyjaciół.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 2,1-10

    Bracia: I wy byliście umarli na skutek waszych występków i grzechów, w których żyliście niegdyś według doczesnego sposobu tego świata, według sposobu Władcy mocarstwa powietrza, to jest ducha, który działa teraz w synach buntu. Pośród nich także my wszyscy niegdyś postępowaliśmy według żądz naszego ciała, spełniając zachcianki ciała i myśli zdrożnych. I byliśmy potomstwem z natury zasługującym na gniew, jak i wszyscy inni. A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia.

    Łaską bowiem jesteście zbawieni. Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich, w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przemożne bogactwa Jego łaski wykazać na przykładzie dobroci względem nas, w Chrystusie Jezusie. Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 100

    R/ Bóg sam nas stworzył, my Jego własnością.

    Wykrzykujcie na cześć Pana, wszystkie ziemie,
    służcie Panu z weselem.
    Stawajcie przed obliczem Pana
    z okrzykami radości. R/

    Wiedzcie, że Pan jest Bogiem,
    On sam nas stworzył;
    jesteśmy Jego własnością,
    Jego ludem, owcami Jego pastwiska. R/

    W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem,
    z hymnami w Jego przedsionki,
    chwalcie i błogosławcie Jego imię.
    Albowiem Pan jest dobry,
    Jego łaska trwa na wieki,
    a Jego wierność przez pokolenia. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,13-21

    Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem”. Lecz On mu odpowiedział: „Człowieku, któż mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?” Powiedział też do nich: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”.

    I opowiedział im przypowieść: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: «Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów». I rzekł: «Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj».

    Lecz Bóg rzekł do niego: «Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?» Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, przyjmij dary,
    które składamy w dniu wspomnienia
    błogosławionego Jerzego, męczennika,
    niech będą Tobie miłe tak,
    jak cenną w Twoich oczach była ofiara jego życia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Jeśli kto chce pójść za mną niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, niech przyjęty
    Najświętszy Sakrament da nam tę moc duszy,
    dzięki której błogosławiony Jerzy, męczennik,
    wiernie Tobie służył i odniósł zwycięstwo
    nad cierpieniami. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    *******

    fragment z książki bł. ks. Jerzego Popiełuszki o odwadze publicznego przyznawania się do Chrystusa i Kościoła :

    („Kazania 1982-84”, Wyd. Sióstr Loretanek, Warszawa 2010)

    Ks. Jerzy Popiełuszko”, Teresa Chromy (1984 r.)

    Ks. Jerzy Popiełuszko”, Teresa Chromy (1984 r.)/ fot. Graziako/Niedziela

    ***

    Niebezpieczeństwo utraty przez młodzież więzi z przeszłością narodu i kulturą rodzimą, jakże często ośmieszaną i zniekształcaną, przerwała „Solidarność”, która odkłamała wiele celowo przemilczanych faktów historycznych. Nie jesteśmy narodem tylko na dziś. Jesteśmy narodem, który ma przekazać w daleką przyszłość moce nagromadzone przez całe tysiąclecie.

    Tylko wspólna i zgodna współpraca rodziców, wychowawców, Kościoła i samej młodzieży może przeciwstawić się wszystkiemu, co ma na celu położenie granicy wielkości człowieka i zniszczenie tego, co wyrosło z ofiary całych pokoleń Polaków, którzy płacili wysoką cenę za przetrwanie ducha narodu. Stąd też wszyscy musimy wziąć do serca wezwanie Prymasa Tysiąclecia, aby mieć odwagę publicznego przyznawania się do Chrystusa i Kościoła, do tego wszystkiego, co stanowi chlubę narodu, odwagę przyznawania się w szkole, na uczelni, w pracy i urzędzie. Czynić to bez względu na następstwa, jakie mogą dla nas z tego wyniknąć. Jeżeli wierzymy w czterech ścianach naszego domu, niech nie zabraknie nam odwagi do przyznawania się do Chrystusa publicznie, jak mieliśmy odwagę czynić to w czasie „Solidarności”, nawet, gdy trzeba za to zapłacić jakąś cenę i ponieść ofiarę. Wiary i ideałów nie wolno sprzedawać za przysłowiową „miskę soczewicy”, za stanowisko, większą pensję, możność studiów czy awans społeczny. Bo kto łatwo sprzedaje wiarę i ideały, ten jest o krok od sprzedawania człowieka.

    Kościół zawsze będzie pomagał rodzicom i wychowawcom, stojąc na stanowisku, że jeśli jednym wolno ateizować naród wbrew jego woli, wbrew woli katolickich rodziców i samej młodzieży, to tym bardziej katolikom wolno bronić się przed tym bezprawiem.

    ********************************************************************

    Jurek nie był bez skazy.

    Rozmowa Roberta Mazurka z ks. Janem Sochoniem

    Jurek nie był bez skazy. Rozmowa Roberta Mazurka z ks. Janem Sochoniem

    W minionym roku na 35. rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki staraniem Teologii Politycznej ukazała się książka ks. Jana Sochonia, postulatora procesu beatyfikacyjnego, poświęcona osobie kapelana „Solidarności”. W książce znajduje się m.in. rozmowa, którą przeprowadza Robert Mazurek.

    Robert Mazurek (dziennikarz, publicysta): Gdzie się Ksiądz z nimi spotykał?

    Ks. Jan Sochoń, profesor UKSW, przyjaciel i postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego Popiełuszki: W moim domu.

    Zapraszał Ksiądz do domu morderców księdza Popiełuszki?!

    Tak, wtedy jeszcze mieszkałem na Pradze, na Saskiej Kępie.

    I jak wrażenia?

    Kiedy w moich drzwiach stanął Grzegorz Piotrowski, to się autentycznie przestraszyłem. Ale w normalnym, osobistym kontakcie okazał się bardzo miły, elegancki, sprawny intelektualnie. Potrafił w jednym zdaniu zacytować świętego Pawła i Simone Weil. Naprawdę wysoka klasa. Dawał nawet jakieś znaki wewnętrznej przemiany, nawrócenia, a ja się na to dałem nabrać. Podarowałem mu różaniec, jakąś książkę, modlitewnik…

    Strasznie Ksiądz naiwny.

    Teraz też myślę, że zostałem przez Piotrowskiego oszukany, on przecież potem zaczął współpracę z „Faktami i Mitami”, jasno dowodząc, że to wszystko przedtem było swego rodzaju janczarską grą. Ale wtedy byłem przekonany, że robię słusznie, a tego wymaga prawdziwie chrześcijańska postawa. Choć już wówczas szokowało mnie, że dla niego nic się nie stało! Ja po czymś takim nie mógłbym żyć, a on…

    Po co Ksiądz z nim rozmawiał?

    Na potrzeby procesu beatyfikacyjnego. Musiałem usłyszeć od wszystkich morderców, jak się ksiądz Jerzy zachowywał podczas ostatnich chwil życia. By mówić o męczeństwie, musimy mieć pewność, że w żadnej chwili nie prosił o darowanie mu życia. Gdyby powiedział: „zostawcie mnie!”, to – o ile się nie mylę – wystarczyłoby do zerwania procesu beatyfikacyjnego.

    I naprawdę nie krzyczał?

    Wszyscy trzej odpytywani w różnym czasie zgodnie zeznali, że nie. Mówili nawet o jego heroizmie. Tak, krzyczał z bólu, ale o nic ich nie prosił.

    Jacy byli pozostali zabójcy księdza Jerzego? Waldemar Chmielewski na procesie straszliwie się jąkał, miał tik nerwowy – wyglądał na człowieka, który to mocno przeżył.

    Jako jedyny dawał oznaki, że choć trochę rozumiał coś z tego dramatu. Wydawał się bardziej naturalny od swoich kompanów. A jednocześnie nie wierzył, że człowiek ma jakieś sumienie. Zapewniał, że jego stosunek do komunizmu zmienił się, kiedy się dowiedział, że polskich oficerów w Katyniu rozstrzelali jednak Sowieci, a nie Niemcy.

    To, że zamordował, Popiełuszkę go nie ruszyło, ale mord katyński – tak? Przecież to niepoważne.

    On w ten sposób tłumaczył, że nie miał wyrzutów sumienia. Mówił: „Popiełuszko to papier”, śmieć, trzeba było go zabić.

    Trzecim był Leszek Pękala.

    Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Szary, nijaki…

    Hannah Arendt miała rację – zło jest banalne. Pękala był.

    Nie chciałbym tego powiedzieć. Uznajmy, że był dziennikarsko nieinteresujący.

    A co oni mówili o księdzu Popiełuszce?

    Obowiązuje mnie tajemnica, więc mogę powiedzieć tylko tyle, że księdza Jerzego wspominał jedynie Piotrowski i mówił o nim w samych superlatywach. Zapewniał nawet, że czasem mu się śni.

    Znaliście się z księdzem Popiełuszką od dawna.

    Jurek często przyjeżdżał do Wasilkowa na Białostocczyźnie, skąd pochodzę, bo tam wikariuszem był ksiądz Piotr Bożyk, jego dawny katecheta. I tak widywaliśmy się na plebanii. Bliżej poznaliśmy się już w latach 80., kiedy duszpasterzował na Żoliborzu. Notabene już po śmierci księdza Jerzego mieszkałem w jego pokoju, pracując w Parafii św. Stanisława Kostki, i tam poznałem jego pisma, kazania, notatki, które poźniej wydawałem. Stał mi się niesłychanie bliski po śmierci.

    Dla Księdza był normalnym człowiekiem.

    Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że zostanie sługą Bożym, a ja będę uczestniczył w pracach nad tak zwanym positio, czyli dokumentami potrzebnymi do procesu beatyfikacyjnego, będę zajmował się jego życiem i działalnością, to mocno bym powątpiewał. Niektórzy jego koledzy kapłani śmiali się, że prędzej im kaktus na dłoni wyrośnie, niż Jurek zostanie świętym.

    Dlaczego?

    Bo to był zwyczajny chłopak, niewyróżniający się wówczas niczym specjalnym ksiądz! Oni pamiętali jak zaspał na Mszę świętą czy nie odprawił jakiejś modlitwy (śmiech). Pochodził z prostej rodziny, ale przenikniętej taką, powiedziałbym, wschodnią dobrocią, życzliwością. Wyrósł w świecie, w którym przenikały się wpływy katolicyzmu, prawosławia, islamu. To był konglomerat, w którym przed wojną byli też Żydzi, wcześniej Jaćwingowie…

    Błagam! Ksiądz Popiełuszko – ostatni Jaćwing! Przepraszam, ale to mój brat wciskał w liceum ciemnotę, że jest ostatnim Jaćwingiem i nazywa się Mazurkas.

    (śmiech) Chodzi mi o pewien genius loci, o duch miejsca, w którym życiowa tężyzna była ważna. To przynajmniej wynika z rozmów z rodzicami księdza Popiełuszki, niezamożnymi rolnikami, gospodarującymi na około 20 hektarach słabej ziemi, gdzie nigdy nie było głodu, ale wszyscy żyli bardzo skromnie, powierzając Opatrzności zamożność domu i wszelkie egzystencjalne sprawy.

    Dlaczego „Alek”?

    Na chrzcie dali mu na imię Alfons. W ten sposób jego matka Marianna chciała utrwalić pamięć o swoim bracie Alfonsie Gniedziejko, żołnierzu AK, zamordowanym w 1945 roku przez żołdaków sowieckich, a poza tym pozostawała pod wrażeniem świętego Alfonsa Liguoriego; przypuszczała, że może i syn pójdzie śladem tego gorliwego kapłana i biskupa.

    To skąd Jerzy?

    Bo imię Alfons wielu się źle, dość wulgarnie kojarzy, więc jeszcze w seminarium, w maju 1971 roku ksiądz Popiełuszko oficjalnie zmienił je na Jerzy Aleksander.

    Jakim cudem trafił do Warszawy?

    Mówiono mu: masz pod bokiem seminarium białostockie, po co ci tam jeździć do Warszawy? Ale sam wybrał, a jak on się uparł, to musiał dopiąć swego. Jego proboszcz, ksiądz Nikodem Zarzycki obraził się nawet o to; nie wystawił mu więc polecającego świadectwa życia religijnego do seminarium. Jurek rozmyślał o studiach teologicznych jeszcze w liceum, choć bardzo go wtedy kuszono, między innymi studiami w Moskwie.

    Życie księdza Popiełuszki przed 1980 rokiem jest niemal zupełnie nieznane.

    Bo w jego pracy nie było nic niezwykłego, nadzwyczajnego, nic – jak byśmy to dzisiaj powiedzieli – medialnego. Miał kłopoty ze zdrowiem, z tarczycą, jakieś historie żołądkowe, które nasiliły się po powrocie z wojska, i nie mógł pełnić tylu obowiązków co wikary, dlatego został rezydentem. Był też duszpasterzem środowisk medycznych.

    I w sierpniu 1980 roku strajkujący hutnicy proszą o Mszę świętą.

    W końcu trafili do Parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Ówczesny wikary, ksiądz Jerzy Czarnota, właśnie odprawił Mszę, a ksiądz Popiełuszko, który razem z nim był wtedy w kancelarii parafialnej, powiedział: „To może ja pójdę?”.

    I tak się zaczęło.

    Tam zaczęła się jego – trzeba użyć tego słowa, choć nie bardzo pasuje – kariera duszpasterska. Poszedł do huty w ciemno, potem wspominał, że trochę się tego bał, był onieśmielony, bo nie wiedział, jak postępować z hutnikami, a i oni nie bardzo wiedzieli, jak traktować młodego księdza. Wspominał, że kiedy wchodził przez bramę Huty Warszawa, usłyszał burzę braw. Odwrócił się, bo myślał, że ktoś ważny przyjechał, ale to były oklaski dla niego. Dalej wszystko już potoczyło się naturalnie. Jurek przejął również prowadzenie – później bardzo już słynnych – Mszy świętych za Ojczyznę zainicjowanych 22 lutego 1981 roku przez prałata Teofila Boguckiego. Stało się coś przedziwnego, bo do kościoła św. Stanisława zaczęli zjeżdżać ludzie nie tylko z Warszawy, ale z całej Polski. Sprawił to styl bycia Jurka.

    Jaki?

    To profesor Geremek mówił o panującej tam atmosferze ogromnej życzliwości. Ludzi pociągała prostota, skromność i wrażliwość Jurka, jego wewnętrzna szczerość. Myślę, że ludzie wybaczą księdzu, jeśli nie jest gruntownie wykształcony, że się na czymś nie zna, ale chcą, by po prostu całym sercem był dla innych. I takim sposobem życia wyróżniał się Jerzy

    Czy to nie były zbyt mocno rozpolitykowane Msze?

    Zabieganie o dobro drugiego człowieka było wtedy aktywnością polityczną i w tym sensie ksiądz Jerzy taką działalność prowadził, ale proszę pamiętać, jakie to były czasy, jaka atmosfera! Gdyby wtedy ksiądz wyszedł na ambonę i przez kilka minut pomilczał, ludzie odebraliby to jako radykalne wystąpienie polityczne!

    To prawda.

    Gdy czyta się kazania księdza Popiełuszki dzisiaj, bez znajomości tych realiów, to naprawdę trudno dopatrzeć się w nich polityki. To dobrze zredagowane homilie, czasem zawierające jakieś popularnie przedstawione treści filozoficzne, żadnej polityki. Niesamowita scena miała miejsce podczas procesu. Prokurator zaczął czytać rzekomo wywrotowe kazanie księdza Jerzego. I w miarę czytania zmieniał mu się głos, interpretacja. Wszyscy czekali na wywrotowe treści, a tu partyjny prokurator prawił kazanie o Matce Boskiej. Kiedy skończył, zapadła cisza jak makiem zasiał.

    Ksiądz Jerzy nie był intelektualistą…

    Anna Szaniawska, żona profesora Klemensa Szaniawskiego, opowiadała, że kiedy przyszedł do seminarium, to tak naprawdę nie umiał dobrze mówić po polsku. W szkole uczył się jednak nieźle.

    A przecież przyjaźnił się z wieloma intelektualistami, nie tylko z Szaniawskimi.

    Ale jednocześnie następował jego ogromny rozwój duchowy i intelektualny, przeszedł przedziwną drogę dojrzewania. To z jednej strony było – muszę to tak „kościelnie” ująć – działanie Ducha Świętego, z drugiej zaś wielki postęp umysłowy. Sądzę, że środowisko solidarnościowe, w którym się obracał, sprawiło, że uwierzył w siebie. Paweł Czartoryski pytał Annę Szaniawską: „Jak to jest, że ten chłopak z miesiąca na miesiąc tak dojrzewa? Każde jego kazanie jest bogatsze: językowo, treściowo, ideowo”.

    Choć mówił, że nie jest molem książkowym, a na studia do Rzymu mu nieśpieszno…

    To prawda, a jednocześnie jego kazania były teologicznie tak głębokie i wysmakowane, że o ich autorstwo podejrzewano na przykład Klemensa Szaniawskiego. Jurek z mizernego, nieco stroniącego od ludzi chłopaka, stał się człowiekiem obracającym się w centrum życia duchowego, politycznego i kulturalnego Warszawy. Pojawiali się na Żoliborzu aktorzy, którym przewodziła Roma Szczepkowska, ale była i pani Maja Komorowska, Danuta Szaflarska, Kazimierz Kaczor i wielu innych. Na pierwszej Mszy świętej, na której czytano teksty Miłosza, występował Maciej Zembaty i Małgorzata Braunek.

    Warszawski salon.

    To prawda, ale Jurek nie chciał zostać duszpasterzem środowisk twórczych i ludzi znanych. Znajomość z nimi wykorzystywał choćby do stworzenia uniwersytetu robotniczego. Organizował słuchaczom nie tylko niedzielne Msze święte o 10.00, ale i regularne wykłady, egzaminy w czasie sesji, integracyjne wyjazdy, jak byśmy teraz określili.

    Kościół na Żoliborzu stał się miejscem spotkań solidarnościowej opozycji.

    Do św. Stanisława Kostki przychodziły osoby o bardzo różnych poglądach politycznych: Adam Michnik czy Bronisław Geremek, ale też Seweryn Jaworski… Ksiądz prymas bał się, że politycy traktują Jurka instrumentalnie, że będą go chcieli wykorzystać do swoich partyjnych celów. Dlatego przynajmniej na początku był wobec tego środowiska nieufny, przez co i trochę zdystansowany do księdza Jerzego.

    Ksiądz Popiełuszko skarżył się, że brak mu wsparcia kardynała Glempa.

    Prymas obejmował archidiecezję w dramatycznym czasie, w 1981 roku i zapewne czuł na sobie oddech wielkiego poprzednika, kardynała Wyszyńskiego. Bał się przelewu krwi braterskiej, rozruchów i poczuwał się do odpowiedzialności za Kościół i Ojczyznę. Zdawał sobie też sprawę z klina wbijanego przez komunistów między kurię a księdza Popiełuszkę i innych księży z Parafii św. Stanisława.

    I czasem prymas był wobec księdza Popiełuszki bezwzględny.

    Słowo „bezwzględny“ jest nazbyt mocne. W kurii panowało wtedy przekonanie, że ksiądz Popiełuszko sprawia kłopoty. Komuniści cały czas skarżyli się, że wielu księży, w tym ksiądz Jerzy, przeszkadza „normalizacji”. 14 grudnia 1983 roku prymas spotkał się z księdzem Jerzym i zwrócił mu uwagę, mówiąc: „Słuchaj, nie jesteś jedynym, który dobrze pracuje, są również inni, równie gorliwi i oni z pokorą spełniają swoje obowiązki”. Ksiądz kardynał dodał też: „Ty i ja jesteśmy kapłanami i nie możemy zdradzić Chrystusa – ty w imię twoich, a ja w imię swoich racji”.

    To była bardzo surowa lekcja.

    Ksiądz Jerzy wybiegł wtedy z tego spotkania ze łzami w oczach, a w swoich zapiskach odnotował bardzo gorzkie słowa: „Zarzuty mi postawione zwaliły mnie z nóg. SB na przesłuchaniu szanowało mnie bardziej”. Ludzie, a zwłaszcza dziennikarze, zwykle na tym kończą, ale potem jest napisane: „Nie jest to oskarżenie. Jest to ból, który uważam za łaskę Bożą, do lepszego oczyszczenia się i przyczynek do większych owoców mojej pracy”.

    Stawia to jednak prymasa Glempa w dość kiepskim świetle.

    Chyba jednak nie. Ksiądz prymas patrzył na ówczesną rzeczywistość z szerokiej perspektywy. Chciał porozumienia narodowego; starał się godzić sprzeczne ze sobą tendencje, utrzymać choćby wątłą nić dialogu z rządzącymi, ale nie za wszelką cenę; spotykał się z doradcami „Solidarności“. Nie było mu też łatwo „decydować“ o życiu księdza Popiełuszki, gdyż jako jego zwierzchnik miał go chronić. Zarzuty księdza Jerzego ujawnione w zapiskach uważał za niesprawiedliwe, emocjonalne.

    Wtedy pojawiły się pomysły wysłania księdza Popiełuszki na studia do Rzymu.

    Ten pomysł wyszedł ze środowiska przyjaciół księdza Jerzego, którzy trafili z nim do kurii biskupiej. Kardynał Glemp, co przyznajmy, pozostawił decyzję księdzu Popiełuszce. Mówił: „Jurek, sam musisz zdecydować”, ale on twierdził, że nie może zawieść ludzi, którzy mu zaufali.

    A kiedy SB zaczęła interesować się księdzem Popiełuszką?

    Wstępnie już w 1980 roku, ale tak na poważnie to dopiero w lutym 1982 roku. Za to te ostatnie lata to było, jak ktoś to ujął, przyśpieszone dojrzewanie do męczeństwa. Zaciskała się coraz ściślejsza pętla.

    Do jego prześladowań przyczyniali się także ludzie Kościoła, tajni agenci wśród księży…

    To smutna prawda, że zapewne także wśród znajomych księdza Popiełuszki byli tacy, którzy donosili na niego. I niestety, niektórzy z nich, także kapłani, jakoś przyczynili się do tej zbrodni. Bardzo bym chciał, by ci, którzy brali w tym udział, zdobyli się na jakąś formę wyznania swego grzechu, żalu za niego… Nie wiemy, czy nie wyznali tego w konfesjonale, ale w życiu społecznym liczy się postawa zewnętrzna, pokazanie tego publicznie. Kiedy IPN oficjalnie ujawni swoje dokumenty…

    …To usłyszymy jak zwykle, że nie donosiłem, esbecy wszystko wymyślili, a ja nikomu nie zaszkodziłem.

    Pewnie ma pan rację. Skoro do tej pory tego nie uczynili, to już pewnie nie uczynią. To przykre, ale tak zwykle jest w tych przypadkach. Ludziom niezmiernie trudno jest zdobyć się na taką religijną lustrację, przyznać się do swych błędów i słabości.

    Znane są nazwiska dwóch księży, którzy donosili na księdza Popiełuszkę.

    Donosił ksiądz Michał Czajkowski, donosili także inni kapłani, o których wiedzą pracownicy IPN-u, a o których niebawem oficjalnie usłyszymy. Z pewnością Jurek miał świadomość, że jest szpiegowany, że na niego piszą agitki. Przyszła kiedyś do niego jego współpracowniczka i ostrzegła: „Jurek, twój bliski znajomy donosi na ciebie”. On tylko posmutniał, ale nic nie powiedział.

    Strasznie wyidealizowana postać nam wychodzi.

    Jurek nie był postacią na miarę herosów literackich, nie był bez skazy. W budowie takiego hagiograficznego wizerunku pomogły też czasy, w których żył. On w końcu sprzeciwił się potężnemu złu, więc stąd łatwo o tendencję do uproszczeń. Był natomiast bohaterem w doskonałym naśladowaniu samego Jezusa.

    Ale w tych czasach całkiem oczywista była postawa nienawiści wobec komunistów, esbeków, którzy zamordowali Przemyka… A Popiełuszko w każdym kazaniu przed tym przestrzegał! Wkurzał mnie tym.

    To go właśnie wyróżnia na tle jego epoki. On rzeczywiście, jak chrześcijańscy męczennicy, nigdy nie pragnął, by jego prześladowców dosięgnęło to, co spotyka jego. Nigdy nie chciał, by cierpieli jego oprawcy.

    I to właśnie jest hagiografia.

    Ależ to jest właśnie prawdziwe chrześcijaństwo! Tak powinien postępować uczeń Chrystusa.

    No mówię, że pomnik. Jedyna ludzka cecha, że palił.

    Nie jedyna, miał ich kilka. Na przykład uwielbiał elektroniczne gadżety.

    Na początku lat 80. Wtedy gadżetem był chyba prąd elektryczny.

    Od kogoś dostał jakieś bardzo dobre radio i strasznie się nim cieszył. Anna Szaniawska opisuje, jak świeciły mu się oczy na widok rozmaitych elektronicznych cacek, które przychodziły w paczkach z Zachodu. Jurek uwielbiał szybkie samochody, miał kompletnego bzika motoryzacyjnego.

    Czyli plakat z Bondem-Popiełuszką był słuszny.

    (śmiech) Ja nawet nie wiem, czy miał prawo jazdy, ale wiem, że bardzo lubił dobre auta. Podobnie zresztą rowery, którymi ciągle jeździł.

    Miał jakieś talenty?

    Był pasjonatem fotografii i jeszcze w liceum w Suchowoli działał w kółku fotograficznym. Interesował się również poezją, zwłaszcza tą romantyczną. Ale – co mnie nieco dziwi – podobały mu się czasem, podobnie jak księdzu Boguckiemu, jakieś kiczowate rzeczy, kiepskie figurki, dewocjonalia (śmiech).

    Lubił samochody i gadżety, ale z drugiej strony słynął z bardzo niefrasobliwego stosunku do dóbr materialnych.

    Bo potrafił, i scena ta jest nawet w filmie Rafała Wieczyńskiego, zdjąć swoje buty i oddać potrzebującemu. Wychował się w skromności, jeszcze jako wikary fundował stypendia klerykom, a pod bokiem miał też przykład duszpasterza ubogich, księdza Boguckiego, który mieszkał bardzo, bardzo skromnie. Proboszcz dużej warszawskiej parafii miał zagracony, nieodnowiony pokój z podniszczonymi meblami, bo wszystko, co dostawał, oddawał innym. Wie pan, że Jurek miał zawsze kieszenie wypchane cukierkami?

    Tyle jadł?

    Rozdawał napotkanym dzieciom. To mu sprawiało radość.

    A skąd się wzięła rozpropagowana przez Urbana „garsoniera księdza Popiełuszki”?

    (śmiech) Śmieję się, bo ta cała garsoniera, to była maleńka kawalerka na Chłodnej – pokoik z kuchnią. Kupiła mu ją ciotka, pani Mary Kalinowski, mieszkająca stale w Stanach Zjednoczonych, podczas pobytu w Polsce.

    Ale po co?

    Jego mieszkanie na plebanii już dawno przestało być normalnym mieszkaniem, a stało się biurem, kancelarią i miejscem spotkań. Ciągle przesiadywali tam jacyś ludzie, odbywały się narady, rozdzielano dary, pomagano, przyjmowano gości. Efekt był taki, że Jurek nie miał miejsca, żeby napisać kazanie, nie mówiąc już o tym, żeby się przespać. I dlatego, żeby odpocząć lub coś przemyśleć, wymykał się czasem na Chłodną.

    Bał się?

    Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to melodramatycznie, ale miesiąc przed śmiercią Jerzego byliśmy razem na pogrzebie znajomego z Białostocczyzny. Rozmawialiśmy w drodze powrotnej i ja go w pewnej chwili spytałem: „Jurek, czy ty się w ogóle nie boisz?”. A on tak spokojnie, ale chyba lekko przestraszony, mówi: „Wiesz, Janek, chyba mnie mogą zabić”.

    **************************************************************************************************************

    PAMIĘTAJMY KAŻDEGO DNIA O MODLITWIE RÓŻAŃCOWEJ

    *****

    Paciorki Katarzyny Labouré, Edyty Stein i ks. Jerzego Popiełuszki

    Paciorki Edyty Stein, ks. Popiełuszki, brata Alberta...
    Różaniec św. Katarzyny Labouré/ fot. Henryk Przondziono/GOŚĆ

    ***

    Gdy w maju tego roku papież Franciszek proponował odkrycie na nowo piękna odmawiania Różańca w domu, pisał w liście specjalnym: „Można to uczynić razem lub samemu, zadecydujcie w zależności od sytuacji, doceniając obie możliwości. Ale w każdym przypadku jest pewien sekret, aby to uczynić: prostota”.

    „Prostota” jest też kluczem do tego, co łączyło świętych, błogosławionych, sługi Boże z Różańcem. Można też powiedzieć tak, że ich kluczem do Różańca był różaniec – prosty, drewniany, zawsze bliski.  

    Różaniec św. Edyty Stein/fot. Henry Przondziono/GOŚĆ
    Różaniec bł. ks. Jerzego Popiełuszko/ fot. Henry Przondziono/GOŚĆ

    ***************************************************

    wtorek 20 października 2020

    XXIX Tydzień zwykły

    DZIŚ WSPOMINAMY ŚWIĘTEGO JANA Z KĘNT, PREZBITERA

    KANTY
    Mzopow CC

    ***

    Św. Jan Kanty urodził się w 1390 roku w Kętach. Studiował filozofię i teologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie później został profesorem. Pełnił funkcję kanonika i kustosza kolegiaty św. Floriana w Krakowie oraz przez krótki czas proboszcza w Olkuszu.

    Był człowiekiem żywej wiary i głębokiej pobożności. Kilkakrotnie pieszo pielgrzymował do Rzymu. Przez całe życie kapłańskie powstrzymywał się od spożywania mięsa. Niezwykle pracowity przepisywał manuskrypty. Odnalezione niedawno rękopisy liczą 18 000 stron (!).

    Słynął z wielkiego miłosierdzia. Nie mogąc zaradzić nędzy wyzbył się nawet własnego odzienia i obuwia. Zmarł 24 grudnia 1473 roku. Beatyfikował go Innocenty XI (1680), kanonizował Klemens XIII ( 1767). Jego relikwie spoczywają w kościele św. Anny w Krakowie.

    Jest patronem Polski, archidiecezji krakowskiej, Krakowa, profesorów, nauczycieli i studentów, szkół katolickich, „Caritasu”. „Strzeż się obrazić kogo, bo przepraszać jest niebłogo” – Jan Kanty.

    W ikonografii św. Jan przedstawiany jest w todze profesorskiej. Często w ręku ma krzyż. Bywa ukazywany w otoczeniu studentów lub ubogich. Jego atrybutami jest scalony dzbanek, obuwie, które daje ubogiemu, pieniądze wręczane zbójcom, różaniec.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia.pl

    ************************

    św. Jan Kanty

    20 października Kościół w Polsce obchodzi wspomnienie liturgiczne św. Jana z Kęt – patrona profesorów, studentów i młodzieży oraz szkół katolickich. Jest także patronem Caritas. Urodził się w 1390 r. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Jan Wyciąga z Malca pod Kętami.

    Przyglądając się życiu tego świętego, zadziwia nas jego wielkie ukochanie nauki. Studia na Wydziale Nauk Wyzwolonych Akademii Krakowskiej rozpoczął stosunkowo późno, mając około 23 lata. Po ukończeniu nauki osiągnął tytuł magistra artium. Przez osiem lat był kierownikiem szkoły klasztornej u bożogrobców w Miechowie. Kiedy zwolniło się miejsce w jednym z kolegiów uniwersyteckich, wrócił do Krakowa i objął wykłady na Wydziale Sztuk Wyzwolonych i zaczął studiować teologię. Miał wówczas 39 lat.


    Dziwny to był student, wkraczający w 40. rok życia, równocześnie profesor, trzykrotny dziekan Wydziału Sztuk Wyzwolonych, prepozyt kolegium Większego, kantor kapituły kolegiaty św. Floriana w Krakowie i proboszcz w Olkuszu. Nic dziwnego, że zajęcia te wydłużyły jego studia do 13 lat, podczas gdy normalnie studium teologii trwało od 7 do 10 lat.


    Święty Jan jako kapłan i teolog ze wszystkich sił swoich starał się przekazać Ludowi Bożemu takie nauczanie, które nie naruszałoby doktryny wiary. Trzymał się z dala od sporów doktrynalnych, chociaż żył w atmosferze koncyliaryzmu. Pracował z nieprawdopodobną wytrwałością. Rękopisy, które wyszły spod jego ręki, liczą łącznie ponad 18 tysięcy stron. Owocem jego wytrwałej pracy jako skryptora jest zachowanych 28 kodeksów. W przepisywanych dziełach widać wszechstronność zainteresowań naukowych św. Jana, a w uwagach marginalnych ogromny szacunek dla nauki Kościoła.


    Św. Jan Kanty jest nam bliski nie tylko swojej działalności naukowej i swoistego rodzaju wydawniczej, ile raczej przez świętość życia. Nauka, której się oddawał, była dla niego jednym ze środków do osiągnięcia tego ideału. Był człowiekiem nieustannej troski o rozwój swojego życia wewnętrznego. Ciągle towarzyszyła mu świadomość, że teolog winien być przede wszystkim człowiekiem Bożym.

    Wokół dobroci i miłosierdzia św. Jana Kantego osnuto wiele legend. Podania te świadczą, że na barwnym tle Krakowa, gdzie mieszkało wielu świątobliwych i znakomitych ludzi, Jan był niezwykle popularny, a nimb wyjątkowej dobroci i świętości otaczał jego postać. Odznaczał się bowiem wielkim miłosierdziem. Starał się naśladować Chrystusa, który nigdy nie przeszedł obojętnie obok nędzy ludzkiej. Pomagał biednej młodzieży studiującej w Akademii Krakowskiej. Opiekował się sierotami, wdowami, chorymi, kalekami. Wszystko, co miał, rozdawał ubogim.


    Stare kroniki podają, że św. Jan Kanty w jadalni uczniów zaprowadził taki zwyczaj: jeśli w czasie obiadu zjawił się żebrak u drzwi jadalni, służący musiał powiadomić przełożonego słowami: ” Przyszedł ubogi”. Ten odpowiadał natychmiast: “Chrystus przyszedł” i zaraz starał się o to, aby ubogiego nakarmić. W ten sposób przypominał Święty swoim wychowankom słowa Chrystusa Pana: “Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40).


    Św. Jan Kanty czynił dobro i przez to wyzwalał dobro u innych. Pewnego dnia – jak uczą stare zapiski kronikarskie – św. Jan Kanty otrzymał od ogrodnika duży kosz pięknych, czerwonych jabłek. Co z nimi zrobić? – zastanawiał się ten miłosierny kapłan. Przecież sam ich nie zjem. W Krakowie jest dużo biedniejszych ode mnie. Przez jakiegoś studenta przesłał te jabłka biednemu szewcowi, który miał kilkoro dzieci. Szewc dał każdemu z dzieci po jabłuszku, a resztę oddał choremu krawcowi. Krawiec przesłał w prezencie jabłka sąsiadce staruszce. Ta pomyślała sobie: Ja już jestem stara, wystarczy mi więc kawałek chleba i garnuszek mleka. Prześlę te jabłka profesorowi Janowi z Kęt. On opiekuje się chorymi, pomaga innym, uczy młodzież, więc potrzebuje więcej siły do pracy. I kosz z jabłkami powrócił do św. Jana. Fala dobra powraca.


    Ten święty Profesor jest dla wszystkich pedagogów, nauczycieli, profesorów wzorem wykładowcy całkowicie zaangażowanego w służbie Kościołowi Chrystusowemu i na tej drodze realizującego swoje powołanie życiowe. Ojciec Święty Jan Paweł II w swojej konstytucji apostolskiej o uniwersytetach katolickich przypomniał o tym nauczycielom akademickim. ” Powołaniem chrześcijańskich wykładowców jest być świadkami i pedagogami autentycznego życia chrześcijańskiego, którego przejawem winna być osiągnięta już przez nich integracja wiary z kulturą, kompetencji zawodowej z chrześcijańską mądrością” (nr 22).


    Wzorem takiego nauczyciela, który ze swego życia potrafił stworzyć znakomitą syntezę wiedzy i świętości, pozostaje dla nas św. Jan Kanty. Był on człowiekiem wielkiej modlitwy, co podkreślił papież Klemens XIII w bulli kanonizacyjnej: “Codziennie po ukończeniu swoich zajęć udawał się z Akademii prosto do kościoła, gdzie długo się modlił i adorował Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie” .


    Szczególnie aktualna jest ta postać w październiku, kiedy to obchodzimy Dzień Nauczyciela i rozpoczyna się rok pracy nauczycieli akademickich. Warto, by choć czasami wszyscy nauczyciele, bez względu na typ szkoły, w której pracują, przypominali sobie tę postać, która jest ich patronem. A skoro tak, to by w chwilach trudnych pracy pedagogicznej i naukowej przyzywali jego pomocy i wstawiennictwa.

    Adam Ostrowski/Niedziela łowicka 41/2001

    ********************************

    Św. Jan z Kęt

    Cud św. Jana Kantego na obrazie z kościoła w Żołyni
    fot. Arkadiusz Bednarczyk/Cud św. Jana Kantego na obrazie z kościoła w Żołyni

    ***

    Niezwykła pracowitość, wnikliwy umysł, dobre serce – to cechy, które zjednały pobożnemu profesorowi miłość i oddanie nie tylko studentów, ale także ubogiej ludności Krakowa. 16 lipca mija 250. rocznica kanonizacji św. Jana z Kęt.

    Johannes de Canti

    Niewiele dziś wiemy o pochodzeniu i wczesnych latach przyszłego świętego akademika. Urodził się 24 czerwca 1390 r. w Kętach (ok. 30 km od Oświęcimia). Z zachowanych dokumentów wynika, że podpisywał się najczęściej po łacinie jako Jan z Kęt. Wywodził się z zamożnej rodziny mieszczańskiej. Jego ojciec, Jan Wacięga, był bogatym mieszkańcem Żywca, a nawet – przez pewien czas – burmistrzem tego miasta. Matka miała na imię Maria. Dosyć późno, bo jako 23-latek, Jan rozpoczął studia w Akademii Krakowskiej na Wydziale Filozoficznym i w 1418 r. otrzymał stopień magistra sztuk. Objął funkcję wykładowcy. Na swoje utrzymanie Jan zarabiał prywatnymi lekcjami i pomocą duszpasterską.

    Umiłowanie mądrości

    W 1421 r. na prośbę bożogrobców z Miechowa Akademia Krakowska wysłała Jana Kantego do tamtejszej szkoły klasztornej. Zadaniem szkoły było przede wszystkim kształcenie kleryków zakonnych. To tutaj powstały starannie przepisane rękopisy, które Janowi potrzebne były do wykładów: pisma Ojców Kościoła, św. Augustyna, św. Tomasza, a także Arystotelesa. Zwyczajowi temu pozostał wierny przez 40 lat, a efektem tej imponującej pracy jest 18 tys. przepisanych stron i 28 tomów kodeksów. Obowiązki kierownika szkoły Jan łączył z kaznodziejstwem. W Miechowie przebywał do 1429 roku, kiedy to wrócił do Krakowa i rozpoczął wykłady w Akademii Krakowskiej na Wydziale Filozoficznym, gdzie przez kilka lat pełnił funkcję dziekana.

    Powodowany pragnieniem poszukiwania prawdy i mądrości, jednocześnie zaczął, w wieku blisko 40 lat, studia teologiczne. Studiował Pismo święte, księgi Piotra Lombarda, nauki teologiczne. Godzenie obowiązków profesora filozofii dziekana i rektora Kolegium Większego ze studiowaniem wymagało żelaznej dyscypliny i pracowitości, często też cierpliwości, ale Jan nie poddawał się i po 13 latach studiów uzyskał wreszcie tytuł magistra teologii, który był wówczas jednoznaczny z doktoratem.

    W roku 1439 został kanonikiem i kantorem kapituły św. Floriana w Krakowie oraz proboszczem w Olkuszu. Nie był jednak w stanie pogodzić obowiązków duszpasterskich i uniwersyteckich. Po kilku miesiącach, bez żalu, zrzekł się probostwa w Olkuszu, choć to oznaczało zarazem rezygnację ze sporych dochodów. Był również kantorem, a to nakładało na niego obowiązek opieki nad muzyką i śpiewem liturgicznym.

    Kanonizując go w 1767 r., papież Klemens XIII tak pisał o tym, jak Jan łączył wiarę i naukę, osobistą świętość i wiedzę: „Nikt nie zaprzeczy, że Jan Kanty, który w Akademii Krakowskiej przekazywał wiedzę zaczerpniętą z najczystszego źródła, jest godny zaliczenia do wybranego grona znamienitych mężów, wyróżniających się wiedzą i świętością. Postępowali oni tak, jak nauczali, i stawali w obronie prawdziwej wiary przeciwko tym, którzy ją zwalczali”.

    Chrystus przyszedł

    Miłość i szacunek współczesnych zaskarbił sobie dobrocią serca i wrażliwością na krzywdy najuboższych mieszkańców Krakowa. Dostrzegał potrzebujących i dzielił się tym, co posiadał, aby im pomóc. Słynął z wielkiego miłosierdzia. Wyzbył się własnego odzienia i obuwia, dzielił się posiłkiem z biednymi. Jako rektor zapoczątkował tradycję odkładania ze stołu profesorów części pożywienia codziennie dla jednego biednego. Dbał także o ubogich studentów, których wspomagał z własnych, skromnych zasobów. Ten rys ubóstwa został przekazany w wielu legendach o św. Janie z Kęt. Kroniki mówią, że jeśli w czasie posiłku zjawiał się żebrak, służący powiadamiał: „Przyszedł ubogi”. A Jan odpowiadał natychmiast: „Chrystus przyszedł” i szedł, aby nakarmić gościa.

    Dobro powraca

    Fenomen Jana z Kęt polegał więc nie tylko na wszechstronności zainteresowań naukowych i starannym wykształceniu, którym chętnie się dzielił ze słuchaczami. Tym, co przyciągało do niego współczesnych, była jedność nauczania i życia. Choć jego życie upływało w zamknięciu bibliotek, był dostępny dla wszystkich, nie odgradzał się od świata i jego problemów, ale starał się na nie reagować z mądrością profesora i ewangeliczną wrażliwością kapłana.

    „Umiał święty profesor pochylić się i dotknąć końcówek najcieńszych gałązek. Owoc Ewangelii leżał u jego stóp, gdy przyodziewał biedaka w swoje własne buty, gdy okrywał jego plecy swoim płaszczem. Umiał spytać małe dziecko na ulicy, dlaczego płacze” – pisał o nim krakowski biskup pomocniczy Jan Pietraszko, kandydat na ołtarze.

    Jan nie tylko czynił dobro, ale swoją postawą wyzwalał dobro u innych. Kronikarze zapisali, że któregoś dnia święty otrzymał kosz pięknych jabłek. Posłał te jabłka ubogiemu szewcowi, ojcu kilkorga dzieci. Szewc obdzielił jabłkami swoje dzieci, a resztę ofiarował choremu krawcowi, ten zaś przesłał prezent sędziwej staruszce, która, niewiele myśląc, przekazała owoce profesorowi z Kęt. Dobro powraca.

    Wzór nauczyciela i duszpasterza

    Całe swoje życie poświęcił nauczaniu i pogłębianiu zdobytej wiedzy. Pracował z imponującą wytrwałością i zaangażowaniem, osiągając – według słów św. Jana Pawła II – „integrację wiary z kulturą, kompetencji zawodowej z chrześcijańską mądrością”. To zjednywało mu szacunek studentów i profesorów. Był człowiekiem autentycznej wiary. Krzewił miłość do Eucharystii i zachęcał do częstego przyjmowania Komunii świętej. Niestrudzenie, niemal do ostatnich dni życia, posługiwał w konfesjonale.

    Po długim i owocnym życiu Jan zmarł w wieku 83 lat, w Wigilię 1473 r. Przekonanie o jego świętości było tak powszechne, że pochowano go pod amboną kolegiaty św. Anny w Krakowie. W 1621 r. synod biskupów w Piotrkowie skierował do Watykanu prośbę o wszczęcie procesu kanonicznego. Jan został beatyfikowany 27 września 1680 r. przez błogosławionego papieża Innocentego XI. Kanonizacji dokonał Klemens XIII 16 lipca 1767 r.

    Papież Klemens XIII w bulli kanonizacyjnej tak scharakteryzował jego postać: „W jego słowach i postępowaniu nie było fałszu ani obłudy: co myślał, to i mówił. A gdy spostrzegł, że jego słowa, choć słuszne, wzbudzały niekiedy niezadowolenie, wtedy przed przystąpieniem do ołtarza usilnie prosił o wybaczenie, choć winy nie było po jego stronie. Codziennie po ukończeniu swoich zajęć udawał się z Akademii prosto do kościoła, gdzie się długo modlił i adorował Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie. Tak więc zawsze Boga tylko miał w sercu i na ustach”.

    Relikwie Jana Kantego spoczywają w barokowym grobowcu – konfesji w kolegiacie św. Anny w Krakowie, który jest kościołem akademickim miasta. Kult św. Jana Kantego jest wciąż żywy. Jest on czczony przede wszystkim jako patron uczącej się i studiującej młodzieży, jeden z patronów Polski, archidiecezji krakowskiej i Krakowa, a także profesorów, szkół katolickich i Caritas. Do konfesji św. Jana z Kęt w krakowskiej kolegiacie uniwersyteckiej tradycyjnie pielgrzymuje społeczność akademicka Krakowa w dniu jego liturgicznego święta, które przypada 20 października.

    Magdalena Dobrzyniak / Kraków / KAI

    ***************************


    św. Jan z Kęt: Profesor pełen dobroci

    Stacja 7.pl

    ***

    Św. Jan Kanty – człowiek ośmiu błogosławieństw

    Święty Jan Kanty był tym, który w każdym człowieku potrafił zobaczyć coś dobrego. Gdy pukali do niego ludzie ubodzy, zawsze mówił: „pauper venit – Christus venit” co znaczy ubogi przyszedł, Chrystus przyszedł. Trzeba mieć ogromną wrażliwość i siłę ducha, żeby w każdym widzieć Pana Jezusa”

    Z ks. prof. Tadeuszem Panusiem, proboszczem akademickiej kolegiaty św. Anny w Krakowie rozmawia Karolina Krawczyk (KAI)

    Karolina Krawczyk (KAI): Z biografii świętego Jana Kantego wiemy, że został wybrany m.in. na patrona wykładowców akademickich, studentów, szkół katolickich oraz Caritasu. To święty „aktualny” także dzisiaj?

    Ks. prof. Tadeusz Panuś: Gdy Jan Paweł II 17 sierpnia 2002 roku był na krakowskich Błoniach, mówił o ludziach z wyobraźnią miłosierdzia. Wśród świętych wymienił także Jana Kantego. Bez wątpienia jest on jednym z reprezentantów „wyobraźni miłosierdzia”.

    KAI: Na czym polega jego aktualność?

    – Święci są naszymi drogowskazami na czas zamętu. Trzeba zauważyć, że dzisiaj tego zamętu także doświadczamy. Jan Kanty doświadczał wielu zawirowań, a jednak świetnie się w tym odnalazł. Ponadto był cenionym wykładowcą i autorytetem. Papież Jan Paweł II podkreślał wiele razy, że środowiska akademickie są odpowiedzialne za „posługę myślenia”.

    Trudno o lepszy wzór do naśladowania – Jan Kanty był tym, który kształcił innych, ale także nie zapominał o własnym rozwoju intelektualnym – studiował filozofię, potem 14 lat teologię. Dziś, w świecie ogromnego rozwoju techniki, medycyny i wielu innych nauk, trudno przejść przez życie, nie ucząc się ciągle, nie rozwijać się. Nie da się też być naukowcem, jeśli osiądzie się na laurach. W tym sensie postać św. Jana Kantego jest bardzo inspirująca i ponadczasowa.

    KAI: W świecie, w którym maturzyści razem z podaniem o przyjęcie na uczelnię wysyłają swoje karykaturalne zdjęcia, trudno nie tracić nadziei na to, że studia to coś wyjątkowego.

    – Nie znam sprawy, więc nie będę się do niej odnosił. Postawę, jaką przyjmował św. Jan Kanty wobec studentów, można określić postawą ogromnej miłości i troski. Nie bez powodu w ikonografii przedstawia się go jako tego, który swoją togą okrywa żaków. To właśnie dla nich przepisywał ręcznie różnego rodzaju traktaty i dzieła. Chciał, żeby mieli kolejne materiały do nauki. To bardzo czytelny przykład jego zaangażowania w wychowanie kolejnych pokoleń studentów. Czy wtedy czy dzisiaj – każdy chce być kochany. Młody człowiek potrzebuje nie tyle wiedzy, bo tę może zdobyć na wiele różnych sposobów, ale przede wszystkim autorytetów. Jednym z nich może być także Jan Kanty, ale także profesorowie czy nauczyciele, którzy podążają jego śladami.

    KAI: Ksiądz Profesor ma bogate doświadczenie pracy uniwersyteckiej. Czy dzisiaj możemy spotkać tam ludzi pokroju św. Jana Kantego?

    Z pewnością. W ciągu 25 lat mojej pracy akademickiej nigdy nie miałem wątpliwości, że tacy ludzie są. Ale podkreślić trzeba, że nie tylko wykładowca, ale także nauczyciel w szkole i każda osoba odpowiedzialna za wychowanie i kształcenie młodego pokolenia powinna nie tylko być autorytetem, ale też mieć swoich mistrzów. Na pewno są tacy ludzie, którzy potrafią wzbudzić entuzjazm dla świata wartości. Dobry nauczyciel to ktoś taki, kto ma charyzmę, wiedzę, kto imponuje umiejętnościami, ale przede wszystkim towarzyszy młodemu człowiekowi w jego dojrzewaniu – zarówno intelektualnym, emocjonalnym jak i duchowym. Fundamentem takiego człowieka musi być miłość do drugiego człowieka i do Boga.

    KAI: Czy Księdza zdaniem zmieniają się potrzeby studentów? Ich sposób postrzegania świata? Wartości?

    – Dzisiejszy świat to świat ogromnych ruchów i migracji w wielu wymiarach. To prawda, że zmienia się sposób i jakość studiowania. Dziś student na zajęcia nie zabiera zeszytu, ale laptop. Częściej przez to jest nieobecny, rozproszony, nie potrafi się skupić – to wszystko prawda. Kolejną ważną rzeczą jest to, że studiowanie stało się powszechne, co sprawiło, że poziom zaangażowania spada. Ale czy kiedyś czy dzisiaj, nadal mamy do czynienia z człowiekiem! A człowiek, zwłaszcza młody, nadal potrzebuje swoich „przewodników w czas zamętu”. Dlaczego to nie mieliby być profesorowie, wykładowcy akademiccy, nauczyciele?

    KAI: Którzy za św. Janem Kantym powinni powtarzać: „Pauper venit, Christus venit?”

    – Dokładnie tak. A to wynika bezpośrednio z Ewangelii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”. Święty Jan Kanty był tym, który w każdym człowieku potrafił zobaczyć coś dobrego. Gdy pukali do niego ludzie ubodzy, zawsze mówił: „ubogi przyszedł, Chrystus przyszedł”. Trzeba mieć ogromną wrażliwość i siłę ducha, żeby w każdym widzieć Pana Jezusa. Dzisiaj ubóstwo ma wymiar nie tylko materialny, ale także duchowy. Często studenci pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych, ubogich aksjologicznie. Czasem dom jest miejscem, z którego młody człowiek chce uciekać. Ja zawsze staram patrzeć się na studenta holistycznie. Życzyłbym sobie, aby wykładowcy, nauczyciele patrzyli na swoich podopiecznych nie tylko pod kątem tego czy i jak zdał egzamin. Ważna jest relacja mistrz-uczeń, poznanie drugiego człowieka, jego kłopotów, trosk, wątpliwości. Istotne jest ciągłe towarzyszenie temu, który nam zaufał. Dokładnie tak, jak robił Jan z Kęt.

    KAI: Święty jest pochowany w kolegiacie św. Anny w Krakowie, gdzie Ksiądz jest proboszczem. Jak wygląda kult Jana Kantego w tak szczególnym miejscu?

    – Od czasów Benedykta XIV (9 IX 1742 r.) mamy przywilej odprawiania Mszy Świętej wotywnej ku czci św. Jana Kantego. Taka Msza św. celebrowana jest co tydzień. Jako proboszcz zauważam, że coraz więcej ludzi przychodzi i prosi Świętego o wstawiennictwo. Wierni zostawiają też swoje intencje. Tych w każdym tygodniu jest ponad trzydzieści i nie dotyczą tylko spraw akademickich.

    Teraz, po latach komunizmu, kult świętego powoli się odradza. W czasach PRL-u wiele szkół zostało pozbawionych patronatu św. Jana Kantego. Jedna z takich placówek znajduje się na terenie naszej parafii.

    Zauważam też, że coraz częściej zgłaszają się parafie, które proszą o relikwie. Były prośby m.in. z Włoch, z Filipin, ze Stanów Zjednoczonych. Właśnie tam, w 1998 roku powstał Zakon Kanoników Regularnych św. Jana Kantego, w którym Mszę Świętą sprawuje się w Rycie Trydenckim. Ponadto dzisiaj ponad 600 szkół w Polsce nosi imię św. Jana z Kęt.

    KAI: Jeden z relikwiarzy, w którym pochowane są doczesne szczątki świętego, nawiązuje do ośmiu błogosławieństw. Dlaczego?

    – To relikwiarz, w którym przechowywana jest czaszka świętego. Sam relikwiarz swoim ośmiobocznym kształtem przypomina te, w których przechowywane są szczątki świętych Floriana, Wojciecha, Stanisława, Jacka czy Szymona z Lipnicy. Relikwiarz przedstawia osiem scen z życia św. Jana Kantego, które są wypełnieniem biblijnych błogosławieństw. Patrząc na relikwiarz, zobaczymy następujące obrazy: święty oddaje płaszcz ubogiemu – „błogosławieni ubodzy w duchu”, pracuje na uniwersytecie – „błogosławieni cisi”, rozważa Mękę Chrystusa – „błogosławieni, którzy się smucą”, oddaje zbójcom ostatnią monetę – „błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości”, lituje się nad służącą – „błogosławieni miłosierni”, wypędza diabła – „błogosławieni czystego serca”, przestrzega towarzyszy przed zawstydzaniem innych – „błogosławieni, którzy wprowadzają pokój”, nawraca zbójców – „błogosławieni, którzy cierpią prześladowania”.

    Ten relikwiarz można będzie zobaczyć w dniu 250. rocznicy kanonizacji św. Jana Kantego, która przypadnie 16 lipca. Już teraz zapraszam wszystkich do tego, aby przybyli do akademickiej kolegiaty św. Anny w Krakowie i poznali bliżej postać tego wielkiego profesora, nauczyciela i świętego.


    Rozmawiała Karolina Krawczyk/Kraków/Katolicka Agencja Informacyjna

    **********************

    Uniwersytecka Kolegiata Świętej Anny w Krakowie

    ***

    MSZA ŚWIĘTA

    Antyfona na wejście

    Miłosierdzie człowieka zwraca się ku bliźniemu, miłosierdzie Boże rozciąga się nad całą ludzkością. Bóg lituje się nad tymi, którzy przyjmują Jego pouczenie, i którzy się spieszą do Jego przykazań.

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, spraw, abyśmy za przykładem świętego Jana Kantego, prezbitera, doskonalili się w umiejętności świętych, i okazując miłosierdzie wszystkim ludziom, otrzymali od Ciebie przebaczenie. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan Ef 2,12-22

    Bracia: W owym czasie byliście poza Chrystusem, obcy względem społeczności Izraela i bez udziału w przymierzach obietnicy, nie mający nadziei ani Boga na tym świecie. Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa. On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur, wrogość. W swym Ciele pozbawił On mocy Prawo przykazań wyrażone w zarządzeniach, aby z dwóch rodzajów ludzi stworzyć w sobie jednego, nowego człowieka, wprowadzając pokój, i aby tak jednych, jak i drugich, znów pojednać z Bogiem, w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości. A przyszedłszy, zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy są blisko, bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca.

    A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 85

    R/ Pan głosi pokój swojemu ludowi.

    Będę słuchał tego, co mówi Pan Bóg:
    oto ogłasza pokój ludowi i świętym swoim.
    Zaprawdę bliskie jest Jego zbawienie
    dla tych, którzy Mu cześć oddają. R/

    Łaska i wierność spotkają się ze sobą,
    ucałują się sprawiedliwość i pokój.
    Wierność z ziemi wyrośnie,
    a sprawiedliwość spojrzy z nieba. R/

    Pan sam obdarzy szczęściem,
    a nasza ziemia wyda swój owoc.
    Przed Nim będzie kroczyć sprawiedliwość,
    a śladami Jego kroków zbawienie. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,35-38

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi oczekujących powrotu swego pana z uczty weselnej, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, przez zasługi świętego
    Jana Kantego, prezbitera, przyjmij nasze dary, i spraw, abyśmy miłując Ciebie ponad wszystko, a bliźnich
    ze względu na Ciebie, mogli się Tobie podobać w myślach i uczynkach. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Po tym wszyscy poznają żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.

    Modlitwa po Komunii

    Posileni Najświętszym Ciałem i Krwią Twoją,
    pokornie prosimy Cię, Panie, abyśmy przez zasługi świętego Jana Kantego, prezbitera, naśladowali
    jego miłosierdzie i uczestniczyli w jego chwale.
    Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

    **************************************************************************************************************

    21 październik 2020

    środa XXIX tygodnia zwykłego

    wspomnienie bł. Jakuba Strzemię (1340 – 1409)


    Bł. Jakub Strzemię

    obraz bł. Jakuba Strzemię z kościoła w Kalwarii Pacławskiej


    Misjonarz Rusi Halickiej nazywał się właściwie Jakub Strepa, a znany jest jako Jakub Strzemię, ponieważ prawdopodobnie taki herb miała jego rodzina. Znana nam biografia Błogosławionego zaczyna się w momencie jego wstąpienia do nowicjatu u ojców franciszkanów – nie wiadomo nic o jego rodzinie i młodości, poza tym, że najprawdopodobniej pochodził z Małopolski, a potem przeniósł się z rodzicami do Włodzimierza.


    Franciszkanie odgrywali wówczas ważną rolę ewangelizacyjną w środkowo-wschodniej Europie. Po przyłączeniu Rusi Halickiej przez Kazimierza Wielkiego zostali skierowani, by nawracać tam ludność schizmatycką i pogańską. Zarówno bojarowie ruscy, jak i chłopstwo byli objęci zasięgiem oddziaływania schizmy wschodniej, a znaczna część ludności wiejskiej, choć była ochrzczona, zachowywała obyczaje pogańskie. Papież Aleksander IV nadał misjonarzom z zakonu świętego Franciszka specjalne przywileje dla usprawnienia ich pracy.


    Ewangelizacja ze strony Korony Polskiej była nie tylko przywracaniem zbłąkanych dusz do jedności z Kościołem Chrystusowym i oświecaniem pogan, ale także niesieniem cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej na Wschód. Tej wielkiej dziejowej misji chciał się poświęcić brat Jakub Strzemię, dlatego zaraz po otrzymaniu święceń kapłańskich, zdobył zgodę przełożonych na udanie się na misję. Zadanie nie było łatwe, ponieważ Ruś nie posiadała jeszcze struktur diecezjalnych i wielu regularnych parafii.


    Dla potrzeb apostolatu wśród Rusinów powstało we Lwowie Stowarzyszenie Braci Pielgrzymujących dla Chrystusa, do którego należeli zakonnicy franciszkańscy i dominikańscy, a którego przełożonym został ojciec Jakub w roku 1375. W swoich wyprawach docierał on również na Wołyń, Podole i Wołoszczyznę, a członkowie stowarzyszenia, któremu przewodził, byli wysyłani do Mołdawii, która u schyłku XIV stała się polskim lennem.


    Kazimierz Wielki starał się o utworzenie metropolii i kilku diecezji na terenach ruskich, ale stało się to dopiero za panowania Ludwika Węgierskiego. W roku 1375 papież Grzegorz XI zezwolił na utworzenie arcybiskupstwa w Haliczu (następnie przeniesione do Lwowa) i podległych mu biskupstw w Przemyślu, Włodzimierzu i Chełmie. W latach 1385 do 1388 błogosławiony Jakub Strzemię był gwardianem klasztoru Świętego Krzyża we Lwowie, potem zaś, w roku 1391, został mianowany arcybiskupem halickim. Po elekcji Jadwigi Andegaweńskiej i Władysława Jagiełły współpracował z parą królewską we wschodnim apostolacie.


    Jako biskup Jakub starał się wcielać w życie ewangeliczny ideał dobrego pasterza, który zna swoje owce (osobisty apostolat, wizytacje i wsparcie ubogich) i wypełnia życiem głoszone przez siebie nauki (przykład świętości i cnót). Arcybiskup Strzemię żył skromnie, nie chciał korzystać ze splendoru przynależnego jego pozycji – chciał przede wszystkim służyć Bogu i duszom.


    Był też gorliwym czcicielem Najświętszego Sakramentu i Najświętszej Maryi Panny. Pewnego razu modlił się do Niej słowami: „Pokaż mi się Matką”. Wówczas Niepokalana miała ukazać mu się z Dzieciątkiem Jezus i wyrzec słowa: „Masz Matkę i Syna”. Znalazło to wyraz w jednej z pieczęci biskupich przedstawiających Maryję siedzącą na obłoku z małym Panem Jezusem.


    O ubogich, którzy mieli w nim troskliwego opiekuna, pomyślał nawet na łożu śmierci. Dyktując bowiem testament, polecił, aby paramenta liturgiczne otrzymane w prezencie od króla sprzedać, a pieniądze rozdać potrzebującym. Pasterz Rusi Halickiej odszedł do Pana w roku 1409. Wierni doznawali wielu łask i cudownych uzdrowień u jego grobu w katedrze łacińskiej we Lwowie, lecz mimo to beatyfikacja została ogłoszona dopiero pod koniec XVIII wieku, przez papieża Piusa VI w roku 1790.


    Kult Błogosławionego był bardzo żywy w dawnej Polsce. Przypisywano mu ocalenie miasta od pożaru czy zwycięstwo nad Tatarami, a król Sobieski modlił się u jego grobu przed wyprawą wiedeńską. Z czasem nabożeństwo to zaczęło słabnąć, lecz odnowiło się u progu XX wieku za sprawą starań metropolity łacińskiego we Lwowie błogosławionego Józefa Bilczewskiego.

    PCh24.pl

    **********************

    Bł. Jakub Strzemię – misjonarz ziem wschodnich

    obraz w kościele parafialnym św. Jana Chrzciciela w Zielonce Pasłęckiej

    ***

    “Mąż wielkiej cnoty, pobożnością sławny […] senator uczciwy i pełen dobrej rady, a granic kraju żarliwy obrońca” – tak o bł. Jakubie Strzemię, którego Kościół wspomina 21 października, piszą w kronikach lwowskiej kapituły. My, z okazji jego wspomnienia, zapraszamy do lektury tekstu br. Rafała Antoszczuka OFMConv, znawcy i propagatora kultu bł. Jakuba.
    Kroniki lwowskiej kapituły podają: …mąż wielkiej cnoty, pobożnością sławny, życia prostego a mogącego być wzorem i przykładem dla innych, senator uczciwy i pełen dobrej rady, a granic kraju żarliwy obrońca. Urodził się około 1340 roku na terenie diecezji krakowskiej, jako młodzieniec wstąpił do zakonu franciszkańskiego i został wysłany na studia do Rzymu. Po powrocie został przełożonym klasztoru w Krakowie, a następnie we Lwowie. Zasłynął jako gorliwy misjonarz ziem wschodnich. Jako gwardian lwowski łagodził istniejące wtedy poważne spory między mieszkańcami miasta, a ich biskupem Bernardem. 
    Wiadomo, że Jakub przed rokiem 1392 był inkwizytorem w sprawach wiary i tu odznaczał się roztropnością i wielkim miłosierdziem. Wiele razy służył też swoimi radami św. Królowej Jadwidze i jej mężowi Władysławowi Jagielle. To właśnie za protekcją królewskiej pary papież Bonifacy IX mianował go arcybiskupem halickim. W Bulli nominacyjnej papież wymieniał Jego przymioty: …w końcu na Ciebie Zakonu Braci Mniejszych nauczyciela mającego kapłaństwo, któremu świadectwa wiarygodnych utrzymują, że odznacza się gorliwością o sprawy religii, znajomością pism, czystością życia, uczciwością obyczajów, troską o rzeczy duchowe i zapobiegliwością o doczesne, oraz innymi zasługami licznych cnót, skierowaliśmy oczy naszego umysłu… Jego konsekracja biskupia odbyła się 28 stycznia 1392 roku w Tarnowie. 
    Jako biskup nie ustawał w gorliwości, organizował i umacniał struktury diecezji oraz tworzył nowe parafie. W życiu codziennym odznaczał się prostotą i Franciszkowym ubóstwem – nie zamieszkał w ofiarowanej mu przez Jagiełłę posiadłości w centrum Lwowa, ale w skromnym, drewnianym domku na obrzeżach miasta; nie zrezygnował też z noszenia zakonnego habitu, swoje biskupie szaty nosił tylko podczas ceremonii liturgicznych. Papież Innocenty VII napisał w liście, że Jakub to: …apostoł bez żadnego funduszu, bez obfitych jałmużn od wiernych. Sam nauczał wiernych zasad wiary i gorliwie ich katechizował, ale nade wszystko zależało mu na zdobyciu dzieci dla Królestwa Bożego. Jego oddanie tej sprawie spowodowało, iż nazwano go: “Przyjacielem dzieci”. 
    Ustanawiane przez niego odpusty świadczą o jego wielkiej czci do Eucharystii. Był jednym z prekursorów publicznych wystawień i adoracji Najświętszego Sakramentu. Odznaczał się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej, czcią otaczał alabastrową statuetkę Matki Bożej w kościele Dominikanów we Lwowie – Matki Bożej „Jackowej”, którą według legendy otrzymał w darze od św. Królowej Jadwigi. Za modlitwy przed tą statuetką ustanowił odpusty. Tradycja głosi, iż Jakubowi objawiła się Matka Boża z Dzieciątkiem na ręku. Kiedy przeżywał jakiś trudny czas miał wołać: Okaż mi się Matką, w odpowiedzi usłyszał słowa: Masz Matkę i Jej Syna, i ujrzał te Święte Postacie. Scenę tego objawienia umieścił Błogosławiony, zamiast swego herbu, na pieczęci arcybiskupiej. Kult Najświętszej Maryi Panny rozszerzał poprzez ustanowienie specjalnego nabożeństwa wieczornego, podczas którego nakazał śpiewać antyfonę: „Recordare”. 
    Zabiegał nie tylko o niebo dla swojego ludu, ale starał się pomnożyć jego dobrobyt doczesny
    . Ufundował, uposażył i utrzymywał ze swoich dochodów biskupich szpital Ducha Świętego we Lwowie oraz przytułek dla biednych, bezdomnych i pielgrzymów idących do Ziemi Świętej. Za swego życia chciał przenieść stolicę biskupstwa z Halicza do Lwowa, dlatego rozpoczął budowę katedry we Lwowie, której konsekracji doczekał w 1404 roku. 
    Umarł 20 października 1409 roku. W swoim testamencie napisał, że chce być pochowany w konwencie franciszkańskim Św. Krzyża we Lwowie, w chórze zakonnym, i prosił, aby jego paramenty biskupie sprzedano, a pieniądze przeznaczono na potrzeby biednych i na Mszę za jego duszę. Jego szczątki odnaleziono kilka wieków później, w 1619 roku. Kiedy otworzono trumnę zobaczono postać arcybiskupa Jakuba ubranego w szaty biskupie i franciszkański habit. Jego ciało przeniesiono do kościoła franciszkanów, gdzie przy grobie zaczęły dziać się cuda. Wieść o nich szybko rozeszła się po Lwowie i liczne rzesze wiernych zaczęły nawiedzać grób swego dawnego pasterza. Wiadomo, że przy grobie Jakuba modlił się król Jan III Sobieski przed odsieczą Wiednia. Cuda nie tylko działy się przy grobie Arcybiskupa; kiedy dotykano mitrą Jakuba chorych na bóle głowy, dolegliwości mijały. Stąd bł. Jakub jest patronem ludzi cierpiących na bóle głowy. 
    Objawiał się tym, którzy go proszą o pomoc w nagłych wypadkach, objawił się nad Lwowem podczas pożaru miasta i ochronił konwent franciszkanów od zniszczeń. Poprzez swe objawienia w trakcie ludzkich sporów, także w gronie franciszkańskich zakonników, zyskał miano “Zwiastuna pokoju”, stając się orędownikiem dla wielu skłóconych i zwaśnionych. Liczne cuda doprowadziły do ogłoszenia go, przez papieża Piusa VI, błogosławionym w dniu 11 września 1790 roku. Jeszcze przed beatyfikacją relikwie z kościoła franciszkanów zostały przeniesione do katedry lwowskiej. Pozostawały tam do II wojny światowej. W roku 1910 papież Pius X ogłosił bł. Jakuba patronem archidiecezji lwowskiej i, obok św. Antoniego, patronem krakowskiej prowincji franciszkańskiej. Czasy wojenne i komunistyczne zawieruchy powodowały, że relikwie Błogosławionego często zmieniały miejsce, w którym odbierały cześć. Po 60-letniej tułaczce relikwie wróciły do katedry we Lwowie 5 grudnia 2009 roku. 
    Wielki czciciel bł. Jakuba, św. Józef Bilczewski, wyznał w jednym ze swych kazań: Czemu dziś tak cicho o łaskach za przyczyną bł. Jakuba? Nie naszego Błogosławionego w tym wina. Nie ustała ani dobroć Jego, nie ustała też moc Jego u Pana Boga. On wciąż jednakowo u Boga potężny, wciąż mocen być dobrym przewodnikiem łask Bożych. Wina jest po naszej stronie. Zmalały modlitwy nasze do bł. Jakuba, stąd On nie może nam pomagać, przynajmniej w tym stopniu jak tego pragnie. „Nie odbieracie – mówi Apostoł – dlatego iż nie prosicie… Albo, jeśli prosicie, a nie bierzecie, to dlatego, że źle prosicie”.


    br. Rafał Antoszczuk OFMConv
    /Instytut Studiów Franciszkańskich

    *********

    MSZA ŚWIĘTA

    Antyfona na wejście

    Wołam do Ciebie, bo Ty mnie, Boże, wysłuchasz; nakłoń ku mnie Twe ucho, usłysz moje słowa. Strzeż mnie jak źrenicy oka, ukryj mnie w cieniu Twych skrzydeł.

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże, spraw,
    aby nasza wola była zawsze Tobie oddana i abyśmy
    szczerym sercem służyli Twojemu majestatowi.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 3,2-12

    Bracia: Słyszeliście przecież o udzieleniu przez Boga łaski danej mi dla was, że mianowicie przez objawienie oznajmiona mi została ta tajemnica, jaką pokrótce przedtem opisałem. Dlatego czytając te słowa, możecie się przekonać o moim zrozumieniu tajemnicy Chrystusa. Nie była ona oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i prorokom, to znaczy że poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię. Jej sługą stałem się z daru łaski udzielonej mi przez Boga na skutek działania Jego potęgi. Mnie, zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych, została dana ta łaska: ogłosić poganom jako Dobrą Nowinę niezgłębione bogactwo Chrystusa i wydobyć na światło, czym jest wykonanie tajemniczego planu, ukrytego przed wiekami w Bogu, Stwórcy wszechrzeczy. Przez to teraz wieloraka w przejawach mądrość Boga przez Kościół stanie się jawna Zwierzchnościom i Władzom na wyżynach niebieskich, zgodnie z planem wieków, jaki powziął Bóg w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. W Nim mamy śmiały przystęp do Ojca z ufnością dzięki wierze w Niego.
    Oto słowo Boże.

    Psalm (Iz 12)

    R/ Będziecie czerpać ze zdrojów zbawienia.

    Oto Bóg jest moim zbawieniem.
    Będę miał ufność i bać się nie będę.
    Bo Pan jest moją mocą i pieśnią,
    On stał się dla mnie zbawieniem. R/

    Wy zaś z weselem czerpać będziecie wodę
    ze zdrojów zbawienia.
    Chwalcie Pana.
    Wzywajcie Jego imienia. R/

    Dajcie poznać Jego dzieła między narodami,
    przypominajcie, że wspaniałe jest imię Jego.
    Śpiewajcie Panu, bo uczynił wzniosłe rzeczy.
    Niech to będzie wiadome po całej ziemi. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,39-48

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. Wtedy Piotr zapytał: „Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?” Pan odpowiedział: „Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.

    Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: «Mój pan ociąga się z powrotem», i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Miłosierny Boże, daj nam z prawdziwą
    swobodą ducha pełnić służbę przy Twoim ołtarzu,
    niech Ofiara którą składamy, mocą Twojej łaski
    oczyści nas z grzechów. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Oczy Pana zwrócone na bogobojnych na tych, którzy czekają na Jego łaskę, aby ocalił ich życie od śmierci, i żywił ich w czasie głodu.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech owocny dla nas będzie
    udział w Eucharystii, która daje nam przedsmak nieba,
    niech nam wyjedna pomoc w życiu doczesnym i przysposobi nas do życia wiecznego.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    **************************************************************************************************************

    22 październik 2020

    Dziś wspomnienie liturgiczne św. Jana Pawła II

    SampleObraz beatyfikacyjny

    *********************

    2 kwietnia 2011 Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów ogłosiła, że dniem wspomnienia liturgicznego Jana Pawła II będzie 22 października – data inauguracji pontyfikatu w 1978.

    We wrześniu 2014 papież Franciszek zarządził wpisanie świętego Jana Pawła II do powszechnego Kalendarza Rzymskiego w randze wspomnienia dowolnego.

    Jest patronem: rodzin, 8 miast w Polsce (Bełchatowa, Bodzentynia, Ełku, Obornik, Ostrołęki, Świdnicy, Szamocin i rodzinnego miasta – Wadowic), województwa kujawsko-pomorskiego, Światowych Dni Młodzieży, której był inicjatorem, polsko-ukraińskiego pojednania oraz Akcji Katolickiej w Polsce.

    Jan Paweł II udzielił pierwszego błogosławieństwa „Urbi et Orbi” – „Miastu i Światu”. 22 października na Placu św. Piotra odbyła się uroczysta inauguracja pontyfikatu, a następnego dnia pierwsza audiencja dla 4 000 Polaków zgromadzonych w auli Pawła VI. Msza św. inaugurująca pontyfikat była transmitowana przez radio i telewizję na wszystkie kontynenty. Dla Polaków, w kraju rządzonym przez komunistów, była to pierwsza transmisja Mszy św. od czasów przedwojennych. 12 listopada Jan Paweł II uroczyście objął katedrę Rzymu – Bazylikę św. Jana na Lateranie, stając się w ten sposób biskupem Rzymu.

    Jan Paweł II był pierwszym papieżem z Polski, jak również pierwszym po 455 latach biskupem Rzymu, nie będącym Włochem. Wybór na głowę Kościoła osoby z kraju socjalistycznego wpłynął znacząco na wydarzenia w Europie Wschodniej i w Azji w latach 80. i 90. XX w.
    Pontyfikat Jana Pawła II trwał ponad 26 lat i był drugim co do długości w dziejach Kościoła. Najdłużej – 32 lata – sprawował swój urząd Pius IX (nie licząc pontyfikatu Piotra – pierwszego następcy Jezusa).

    Podczas wszystkich pielgrzymek Jan Paweł II przebył ponad 1,6 miliona kilometrów, co odpowiada 40-krotnemu okrążeniu Ziemi wokół równika i czterokrotnej odległości między Ziemią a Księżycem. Jan Paweł II odbył 102 pielgrzymki zagraniczne, podczas których odwiedził 135 krajów oraz 142 podróże na terenie Włoch, podczas których wygłosił 898 przemówień. Z 334 istniejących rzymskich parafii odwiedził 301. Jego celem było dotarcie do wszystkich parafii, zabrakło niewiele.

    Święty Jan Paweł II, papież-apostoł, mianował 232 kardynałów (w tym 9 Polaków), ogłosił 1 318 błogosławionych (w tym 154 Polaków) i 478 świętych. Napisał 14 encyklik, 14 adhortacji, 11 konstytucji oraz 43 listy apostolskie. Powyższe dane statystyczne nie oddają jednak nawet skrawka ogromnego dziedzictwa nauczania i pontyfikatu pierwszego w dziejach Kościoła papieża-Polaka.

    Wprawdzie już począwszy od Jana XXIII papiestwo zaczęło rezygnować z niektórych elementów ceremoniału, jednakże dopiero Jan Paweł II zniwelował większość barier, przyjmując postawę papieża bliskiego wszystkim ludziom, papieża-apostoła. Chętnie spotykał się z młodymi ludźmi i poświęcał im dużo uwagi. Na spotkanie w Rzymie w roku 1985, który ONZ ogłosiła Międzynarodowym Rokiem Młodzieży, napisał list apostolski na temat roli młodości jako okresu szczególnego kształtowania drogi życia, a 20 grudnia zapoczątkował tradycję Światowych Dni Młodzieży. Odtąd co roku przygotowywał orędzie skierowane do młodych, które stawało się tematem międzynarodowego spotkania, organizowanego w różnych miejscach świata (np. w 1991 r. w Częstochowie, a w 2016 r. – w Krakowie).

    Chociaż kardynał Wojtyła rozpoczynając posługę Piotrową był – jak na papieża – bardzo młody (miał 58 lat), cieszył się dobrym zdrowiem i był wysportowany, to niemal cały jego pontyfikat naznaczony był cierpieniem. Choroby Jana Pawła II zaczęły się od pamiętnego zamachu na życie papieża. 13 maja 1981, podczas audiencji generalnej na Placu św. Piotra w Rzymie o godzinie 17.19 papież został postrzelony przez tureckiego zamachowca Mehmeta Ali Agcę w brzuch oraz rękę. Ocalenie, jak sam wielokrotnie podkreślał, zawdzięczał Matce Bożej Fatimskiej, której rocznicę objawień tego dnia obchodzono. Powiedział później: „Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę”. Cały świat zamarł w oczekiwaniu na wynik sześciogodzinnej operacji w Poliklinice Gemelli. Papież spędził wtedy na rehabilitacji w szpitalu 22 dni.

    Niestety, do pełnego zdrowia nie powrócił nigdy. Następstwa postrzału spowodowały liczne komplikacje zdrowotne, konieczność kolejnych operacji, pobyty w szpitalu. Zaraz po zamachu w przekazie nadanym przez Radio Watykańskie papież powiedział: „Modlę się za brata, który zadał mi cios, i szczerze mu przebaczam”. Później odwiedził zamachowca w więzieniu.

    Papież nigdy nie ukrywał swojego stanu zdrowia. Cierpiał na oczach tłumów, którym w ten sposób dawał niezwykłą katechezę. Wielokrotnie też podkreślał wartość choroby i zwracał się do ludzi chorych i starszych o modlitewne wspieranie jego pontyfikatu.

    W pierwszą rocznicę zamachu na Placu św. Piotra, 13 maja 1982 r., papież udał się z dziękczynną pielgrzymką do Fatimy. Tam, podczas nabożeństwa, niezrównoważony mężczyzna Juan Fernández y Krohn lekko ugodził papieża nożem. Ochrona szybko obezwładniła napastnika, a papież dokończył nabożeństwo pomimo krwawienia. Na szczęście ten drugi zamach nie miał poważnych następstw.

    Święty Jan Paweł II w ostatnim okresie swego życia od początku lat 90. cierpiał na postępującą chorobę Parkinsona. Mimo licznych spekulacji i sugestii ustąpienia z funkcji, które nasilały się w mediach zwłaszcza podczas kolejnych pobytów papieża w szpitalu, pełnił ją aż do śmierci. Nagłe pogorszenie stanu zdrowia papieża rozpoczęło się 1 lutego 2005 r. Przez ostatnie dwa miesiące życia Jan Paweł II wiele dni spędził w szpitalu i nie pojawiał się publicznie. Przeszedł grypę i zabieg tracheotomii, wykonany z powodu niewydolności oddechowej. W czwartek, 31 marca, wystąpiły u Ojca Świętego silne dreszcze ze wzrostem temperatury ciała do 39,6 st. C. Był to początek wstrząsu septycznego połączonego z zapaścią sercowo-naczyniową.

    Kiedy medycyna nie mogła już pomóc, uszanowano wolę papieża, który chciał pozostać w domu. Podczas Mszy św. sprawowanej przy jego łożu, którą Jan Paweł II koncelebrował z przymkniętymi oczyma, kardynał Marian Jaworski udzielił mu sakramentu namaszczenia. 2 kwietnia 2005 r. o godz. 7.30 papież zaczął tracić przytomność. W tym czasie w pokoju umierającego czuwali najbliżsi, a przed oknami, na Placu św. Piotra modlił się wielotysięczny tłum. Relacje na cały świat nadawały wszystkie media. Wieczorem, przy łóżku chorego odprawiono Mszę św. wigilii Święta Miłosierdzia Bożego. Ok. godz. 19.00 Jan Paweł II wszedł w stan śpiączki. Monitor wykazał postępujący zanik funkcji życiowych. O godz. 21.37 osobisty papieski lekarz Renato Buzzonetti stwierdził śmierć Jana Pawła II. Jan Paweł II odszedł do domu Ojca po zakończeniu Apelu Jasnogórskiego, w pierwszą sobotę miesiąca i wigilię Święta Miłosierdzia Bożego, które sam ustanowił.

    Pogrzeb Jana Pawła II odbył się w piątek, 8 kwietnia 2005 r. Uczestniczyło w nim na Placu św. Piotra i w całym Rzymie ok. 300 tys. wiernych oraz 200 prezydentów i premierów, a także przedstawiciele wszystkich wyznań świata, w tym duchowni islamscy i żydowscy. Po zakończeniu nabożeństwa żałobnego, w asyście tylko duchownych z najbliższego otoczenia, papież został pochowany w podziemiach Bazyliki św. Piotra, w krypcie bł. Jana XXIII, beatyfikowanego w 2000 r.

    13 maja 2005 r. papież Benedykt XVI zezwolił na natychmiastowe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, udzielając dyspensy od konieczności zachowania pięcioletniego okresu od śmierci kandydata, jaki jest wymagany przez prawo kanoniczne. Formalny proces rozpoczął się 28 czerwca 2005 r., kiedy zaprzysiężeni zostali członkowie trybunału beatyfikacyjnego. Postulatorem został ksiądz Sławomir Oder. 23 marca 2007 r. trybunał diecezjalny badający tajemnicę uzdrowienia jednej z francuskich zakonnic – Marie Simon-Pierre – za wstawiennictwem papieża Polaka potwierdził fakt zaistnienia cudu. Po niespodziewanym uzdrowieniu, o które na modlitwie prosiły za wstawiennictwem zmarłego papieża członkinie jej zgromadzenia, s. Marie powróciła do pracy w szpitalu dziecięcym. Przy okazji podania tej wiadomości ks. Oder poinformował, że istnieje kilkaset świadectw dotyczących innych uzdrowień za wstawiennictwem Jana Pawła II.

    2 kwietnia 2007 r. miało miejsce oficjalne zamknięcie diecezjalnej fazy procesu beatyfikacyjnego w Bazylice św. Jana na Lateranie w obecności wikariusza generalnego Rzymu, kardynała Camillo Ruiniego.

    16 listopada 2009 r. w watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych odbyło się posiedzenie komisji kardynałów w sprawie beatyfikacji Jana Pawła II. Obrady komisji zakończyło głosowanie, w którym podjęto decyzję o skierowaniu do Benedykta XVI prośby o wyniesienie polskiego papieża na ołtarze.

    19 grudnia 2009 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o uznaniu heroiczności cnót Jana Pawła II, który zamknął zasadniczą część jego procesu beatyfikacyjnego. Jednocześnie rozpoczęło się dochodzenie dotyczące cudu uzdrowienia przypisywanego wstawiennictwu polskiego papieża.

    12 stycznia 2011 r. komisja Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zaaprobowała cud za wstawiennictwem Jana Pawła II polegający na uzdrowieniu francuskiej zakonnicy. Zgodnie z konstytucją apostolską Jana Pawła II Divinus perfectionis Magister z 1983 r. ustalającą nowe zasady postępowania kanonizacyjnego, orzeczenie Kongregacji zostało przedstawione papieżowi, który jako jedyny ma prawo decydować o kościelnym kulcie publicznym Sług Bożych.

    14 stycznia 2011 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o cudzie i wyznaczył na dzień 1 maja 2011 r. beatyfikację papieża Jana Pawła II. Dokonał jej osobiście podczas uroczystej Mszy św. na Placu Świętego Piotra w Rzymie, którą koncelebrowało kilka tysięcy kardynałów, arcybiskupów i biskupów z całego świata. Liczba wiernych uczestniczących w nabożeństwie jest szacowana na 1,5 mln osób, w tym trzysta tysięcy Polaków. Warto wspomnieć, że Benedykt XVI uczynił wyjątek, osobiście przewodnicząc beatyfikacji swojego Poprzednika – jako zwyczajną praktykę Benedykt XVI przyjął, że beatyfikacjom przewodniczy jego delegat, a on sam dokonuje jedynie kanonizacji.

    Na datę liturgicznego wspomnienia bł. Jana Pawła II wybrano dzień 22 października, przypadający w rocznicę uroczystej inauguracji pontyfikatu papieża-Polaka.

    Papież Franciszek dokonał kanonizacji papieża-Polaka w niedzielę Bożego Miłosierdzia, 27 kwietnia 2014 r., w Rzymie. Do chwały świętych Jan Paweł II został wyniesiony razem z jednym ze swoich poprzedników, Janem XXIII.

    na podst. www.brewiarz.pl , www.wikipedia.pl 

    *****************

    Jan Paweł II i kard. Stefan Wyszyński fot zuma/Newspix.pl
    Jan Paweł II i kard. Stefan Wyszyńsk/fot. zuma/Newspix.plautor

    ***

    “Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!” – słowa, które wygłosił na rozpoczęcie swojego pontyfikatu św. Jan Paweł II w słynnej homilii podczas Mszy św. 22 października 1978 r. na placu św. Piotra. Dziś, w liturgiczne wspomnienie św. Jana Pawła II, w XXXXII rocznicę warto je sobie przypomnieć:

    «Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi»

    1. „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego” (Mt 16,16)
      Te słowa wypowiedział Szymon, syn Jony, w okolicy Cezarei Filipowej. Tak, wyraził
      je swoim językiem, z głębokim, zdecydowanym przekonaniem, ale nie w nim znajdowały
      one swoje źródło, swój początek: „… Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz
      Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17). Były to słowa wiary.
      Oznaczają one początek misji Piotra w historii zbawienia, w historii Ludu Bożego.
      Odtąd, od tego wyznania wiary, święta historia zbawienia i Ludu Bożego miała otrzymać
      nowy wymiar: wyrażać się w historycznym wymiarze Kościoła. Ten kościelny wymiar
      historii Ludu Bożego bierze swój początek, rodzi się istotnie z tych słów wiary i wiąże się
      z człowiekiem, który je wypowiedział: „Ty jesteś Piotr – skała, opoka – i na tobie, jak na
      opoce, zbuduję Kościół mój”.
    2. W dniu dzisiejszym i na tym miejscu trzeba, by na nowo zostały wypowiedziane i
      wysłuchane te same słowa: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego”.
      Tak, Bracia i Siostry, przede wszystkim te słowa.
      Ich treść odsłania naszym oczom tajemnicę Boga żywego, tajemnicę, którą Syn zna i którą
      nam przybliżył. Nikt bowiem nie przybliżył tak Boga żywego ludziom, nikt Go tak nie
      objawił, jak uczynił to tylko On sam. W naszym poznaniu Boga, w naszej drodze do Boga
      jesteśmy całkowicie skrępowani potęgą tych słów: „Kto Mnie widzi, widzi i Ojca”. Ten,
      który jest nieskończony, niezgłębiony, niewysłowiony, stał się nam bliski w Jezusie
      Chrystusie, jednorodzonym Synu, narodzonym z Maryi Dziewicy w stajni betlejemskiej.
      – Wy wszyscy, którzy już posiadacie nieocenione szczęście wiary,
      – wy wszyscy, którzy jeszcze szukacie Boga,
      – a także wy, dręczeni wątpliwością:
      zechciejcie przyjąć jeszcze raz – dzisiaj i na tym świętym miejscu – słowa wypowiedziane
      przez Szymona Piotra. W tych słowach znajduje się wiara Kościoła. W tych słowach
      znajduje się nowa prawda, co więcej, ostateczna i definitywna prawda o człowieku: synu
      Boga żywego. „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego!”.
    3. Dzisiaj nowy Biskup Rzymu uroczyście rozpoczyna swoje posługiwanie i misję
      Piotra. W tym bowiem mieście Piotr Apostoł pełnił misję powierzoną mu przez Pana i ją
      zakończył.
      Pan zwrócił się do niego mówiąc:
      „Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21, 18).
      Piotr przybył do Rzymu!
      Co go skierowało i przyprowadziło do tego Miasta, serca Imperium Rzymskiego, jeśli
      nie posłuszeństwo natchnieniu otrzymanemu od Pana? Może ten rybak z Galilei nie
      chciałby przyjść aż tutaj. Może wolałby pozostać tam, nad brzegami jeziora Genezaret, ze
      swoją łodzią, ze swoimi sieciami. Ale prowadzony przez Pana, posłuszny Jego natchnieniu,
      przybył tutaj!
      Według dawnej tradycji (która znalazła także wspaniały wyraz literacki w powieści
      Henryka Sienkiewicza), w czasie prześladowania za Nerona, Piotr chciał opuścić Rzym. Ale
      wkroczył Pan: wyszedł mu naprzeciw. Piotr zwrócił się do Niego, pytając: Quo vadis,
      Domine? („Dokąd idziesz, Panie?). A Pan odpowiedział mu natychmiast: „Idę do Rzymu,
      by Mnie ukrzyżowano po raz drugi”. Piotr powrócił do Rzymu i pozostał tutaj aż do swego
      ukrzyżowania.
      Tak, Bracia i Siostry! Rzym jest Stolicą Piotrową. A w ciągu wieków przychodzili po
      nim na tę Stolicę ciągle nowi biskupi. Dzisiaj nowy biskup wstępuje na rzymską Katedrę
      Piotrową, biskup pełen bojaźni, świadomy swojej niegodności. Jakże bowiem nie drżeć
      wobec wielkości tego powołania i wobec powszechnej misji tej rzymskiej Stolicy?
      Na Stolicę Piotrową w Rzymie wstępuje dzisiaj biskup, który nie jest rzymianinem.
      Biskup, który jest synem Polski. Ale od tej chwili staje się także rzymianinem. Tak,
      rzymianinem! Także dlatego, że jest synem narodu, którego historia od swoich początków i
      tysiącletnia tradycja naznaczone są żywą, mocną, nigdy nie przerwaną, odczuwaną i
      przeżywaną więzią ze Stolicą Piotrową; narodu, który tej rzymskiej Stolicy pozostał zawsze
      wierny. O, niezbadany jest zamysł Bożej Opatrzności!
    4. W ubiegłych wiekach, kiedy Następca Piotra obejmował swoją Stolicę, wkładano mu
      na głowę potrójną koronę, tiarę. Ostatni ukoronowany został w 1963 roku papież Paweł VI,
      który jednak po uroczystym obrzędzie koronacji nie używał już nigdy tiary, pozostawiając
      swoim następcom wolność decyzji w tym względzie.
      Papież Jan Paweł I, o którym pamięć jest tak żywa w naszych sercach, nie chciał tiary i
      dzisiaj nie chce jej jego następca. Nie czas istotnie, wracać do obrzędu i do tego, co może
      niesłusznie było uważane za symbol doczesnej władzy papieży.
      Nasz czas wzywa nas, skłania nas, zobowiązuje nas do wpatrywania się w Pana i do
      pogrążenia się w pokornym i pobożnym rozważaniu tajemnicy najwyższej władzy samego
      Chrystusa.
      Ten, który narodził się z Dziewicy Maryi, syn cieśli – jak mniemano, Syn Boga żywego
      – jak wyznał Piotr, przyszedł, aby nas wszystkich uczynić „królewskim kapłaństwem”.
      Sobór Watykański II przypomniał nam tajemnicę tej władzy i fakt, że misja Chrystusa –
      Kapłana, Proroka-Nauczyciela, Króla – trwa dalej w Kościele. Wszyscy, cały Lud Boży
      uczestniczy w tej trojakiej misji. I może w przeszłości wkładano na głowę papieża tiarę, tę
      potrójną koronę, aby wyrazić poprzez ten symbol, że cały hierarchiczny ustrój Kościoła
      Chrystusowego, cała jego „święta władza” w nim sprawowana, nie jest niczym innym jak
      służbą, służbą, która ma na celu tylko jedno: aby cały Lud Boży był uczestnikiem tej
      trojakiej misji Chrystusa i pozostawał zawsze pod władzą Pana, która bierze swój początek
      nie z mocy tego świata, lecz od Ojca niebieskiego oraz z tajemnicy Krzyża i
      Zmartwychwstania.
      Ta absolutna, a jednak miła i słodka władza Pana odpowiada całej głębi człowieka, jego
      najwznioślejszym aspiracjom umysłu, woli, serca. Ona nie przemawia językiem siły, lecz
      wyraża się w miłości i w prawdzie.
      Nowy Następca Piotra na rzymskiej Stolicy wypowiada dzisiaj gorącą, pokorną, ufną
      modlitwę: „O Chryste! Spraw, bym mógł stać się i być sługą Twej jedynej władzy! Sługą
      Twej słodkiej władzy! Sługą Twojej władzy, która nie przemija! Spraw, bym potrafił być
      sługą! Co więcej sługą Twoich sług”.
    5. Bracia i Siostry! Nie obawiajcie się przyjąć Chrystusa i zgodzić się na Jego władzę!
      Pomóżcie Papieżowi i wszystkim, którzy chcą służyć Chrystusowi i przy pomocy
      władzy Chrystusowej służyć człowiekowi i całej ludzkości!
      Nie lękajcie się! Otwórzcie, a nawet, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!
      Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, ustrojów ekonomicznych i
      politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju. Nie lękajcie się! Chrystus
      wie, „co jest w człowieku”. Tylko On to wie!
      Dzisiaj tak często człowiek nie wie, co nosi w sobie, w głębi swojej duszy, swego serca.
      Tak często jest niepewny sensu swego życia na tej ziemi. Tak często opanowuje go
      zwątpienie, które przechodzi w rozpacz. Pozwólcie zatem – proszę was, błagam was
      z pokorą i ufnością – pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka. Tylko On ma słowa
      życia, tak, życia wiecznego.
      Właśnie dzisiaj cały Kościół obchodzi Światowy Dzień Misyjny, czyli modli się,
      rozważa, działa, aby Chrystusowe słowa życia dotarły do wszystkich ludzi i zostały przez
      nich przyjęte jako orędzie nadziei, zbawienia, ogólnego wyzwolenia.
    6. Dziękuję wszystkim obecnym, którzy zechcieli uczestniczyć w tej uroczystej
      inauguracji posługiwania nowego Następcy Piotra.
      Dziękuję z serca głowom państw, przedstawicielom władz, delegacjom rządowym za ich
      obecność, która tak bardzo mnie zaszczyca.
      Dziękuję wam, Najprzewielebniejsi Kardynałowie Świętego Kościoła rzymskiego!
      Dziękuję wam, Umiłowani Bracia w biskupstwie!
      Dziękuję wam, Kapłani!
      Wam, Siostry i Bracia, Zakonnice i Zakonnicy z zakonów i zgromadzeń!
      Dziękuję! Dziękuję wam, Rzymianie!
      Dziękuję pielgrzymom przybyłym z całego świata!
      Dziękuję wszystkim, którzy łączyli się z tym świętym obrzędem za pośrednictwem radia i
      telewizji!
    7. (Po polsku) Do was się zwracam, Umiłowani moi Rodacy, Pielgrzymi z Polski, Bracia
      Biskupi z waszym wspaniałym Prymasem na czele, Kapłani, Siostry i Bracia polskich zakonów – do was, Przedstawiciele Polonii z całego świata.
      A cóż powiedzieć do was, którzy tu przybyliście z mojego Krakowa, od stolicy św. Stanisława, którego byłem niegodnym następcą przez lat czternaście. Cóż powiedzieć? Wszystko, co bym mógł powiedzieć, będzie blade w stosunku do tego, co czuje w tej chwili moje serce. A także w stosunku do tego, co czują wasze serca. Więc oszczędźmy słów. Niech pozostanie tylko wielkie milczenie przed Bogiem, które jest samą modlitwą.
      Proszę was! Bądźcie ze mną! Na Jasnej Górze i wszędzie. Nie przestawajcie być z Papieżem,
      który dziś prosi słowami poety: „Matko Boska, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie” – i do was kieruję te słowa w takiej niezwykłej chwili.
      Był to apel i wezwanie do modlitwy w intencji nowego Papieża, apel wypowiedziany w
      języku polskim. Z tym samym apelem zwracam się do wszystkich synów i do wszystkich córek Kościoła katolickiego. Pamiętajcie o mnie dzisiaj i zawsze w waszej modlitwie.
      (Pozdrowienia w językach: niemieckim, francuskim, angielskim, hiszpańskim, portugalskim,
      rosyjskim, czeskim, ukraińskim).
      (Po włosku) Otwieram serce dla wszystkich braci z Kościołów i wspólnot chrześcijańskich,
      pozdrawiając w szczególności was tutaj obecnych, w oczekiwaniu na najbliższe spotkanie osobiste, ale już teraz wyrażam wam szczere uznanie za to, że zechcieliście uczestniczyć w tym uroczystym obrzędzie.
      I jeszcze zwracam się do wszystkich ludzi, do każdego człowieka (a z jakąż czcią apostoł
      Chrystusa winien wypowiadać to słowo: człowiek!)
      Módlcie się za mnie! Pomóżcie mi, bym potrafił wam służyć! Amen.

    *************************************

    Watykan: Msza św. prymicyjna przy grobie św. Jana Pawła II

    Redemptorysta ks. Leszek Pyś odprawił Mszę św. prymicyjną przy grobie św. Jana Pawła II, w dniu liturgicznego wspomnienia papieża Polaka. Eucharystię koncelebrował z nim m.in. kard. Konrad Krajewski, abp Piero Marini oraz kilkudziesięciu polskich kapłanów.

    fot. Włodzimierz Rędzioch

    ***

    – Jezus przygotowuje swoich uczniów na wydarzenie Golgoty. Idą przecież do Jerozolimy, ostatni raz razem: mistrz z Nazaretu i Jego uczniowie, pełni odwagi i inicjatywy, kiedy ludzie wychwalają ich nauczyciela, skłonni do zaszczytów i kalkulacji, kiedy słyszą o Królestwie Niebieskim, na tyle niestabilni w wierności, że w każdej chwili mogą odejść, czy dokonać zdrady. A przecież uczeń, to ten, który ma być posłany z Dobrą Nowiną o miłości. tej miłości, która jest silniejsza, niż śmierć. Dlatego Jezus zaczyna mówić apostołom o ogniu, który zapłonie na krzyżu. Który zapali i oczyści serca ludzi żyjących w martwych strukturach społecznych, także tych świątynnych – mówił w homilii ks. Maksymilian Lelito, misjonarz z diecezji tarnowskiej, nawiązując do Ewangelii z dnia.

    Kaznodzieja nawiązał też do postaci św. Jana Pawła II, którego liturgiczne wspomnienie obchodzone jest w Kościele katolickim 22 października. – Ten ogień miłości płonął w sercu św. Jana Pawła II, a wśród nas jest obecnych wielu świadków, którzy potwierdzą, że ta miłość nigdy się nie spalała. Nawet wtedy, gdy po raz ostatni powiedział “amen”. Ale przed rozpoczęciem Eucharystii on klękał i trwał tak w bezruchu kilka, a czasem nawet kilkanaście minut, sprawiając wrażenie nieobecnego, jak czytamy w jednym ze wspomnień. Mówiąc językiem Ewangelii, to był czas, gdy Jan Paweł II był wraz z Jezusem w drodze do Jerozolimy, to był ten moment, kiedy Chrystus mówił mu o Swoich pragnieniach. A później, kiedy rozpoczynała się Eucharystia, on stawał przed wiernymi i, promieniując miłością z Golgoty, mówił: “pokój z Wami” – powiedział ks. Lelito.

    Cotygodniowej Mszy św. w języku polskim, sprawowanej przy grobie św. Jana Pawła II, 22 października przewodniczył neoprezbiter o. Leszek Pyś CSsR, który sprawował ją jako prymicyjną. Wraz z nim koncelebrowało ją kilkudziesięciu kapłanów, m.in. kard. Konrad Krajewski, papieski jałmużnik a także abp Piero Marini, wieloletni mistrz papieskich ceremonii liturgicznych i przyjaciel papieża Wojtyły. Wzięli w niej udział Polacy mieszkający w Rzymie, a także nieliczni pielgrzymi, przebywający obecnie w Wiecznym Mieście.

    Watykan/Kai/Niedziela

    **********************************

    Jak dobrze, że urodziła to dziecko

    Karol Wojtyła z matką Emilią.
    Karol Wojtyła z matką Emilią/reprodukcja reporter/East News

    ***

    Niewiele brakowało, a Jan Paweł II by się nie urodził. Oto świadectwa, które potwierdzają heroiczną decyzję Emilii i Karola Wojtyłów o urodzeniu dziecka – przyszłego papieża, mimo zagrożenia życia matki i propozycji aborcji.

    Wupalny dzień 18 maja 1920 r. Emilia Wojtyłowa leżała w swoim mieszkaniu w Wadowicach przy ul. Kościelnej. Zbliżał się czas porodu. Gdy wybiła siedemnasta, w pobliskim kościele parafialnym rozpoczęło się nabożeństwo majowe. Śpiew Litanii Loretańskiej słyszała rodząca Emilia. W tym właśnie momencie przychodził na świat jej młodszy syn Karol.

    Dramat macierzyństwa

    Podczas zbierania materiałów do książki pt. „Emilia i Karol Wojtyłowie. Rodzice św. Jana Pawła II” dotarłam do relacji o zdarzeniach, które doprowadziły do decyzji małżeństwa Wojtyłów, by nie zgodzić się na aborcję, mimo zagrożenia życia matki i dziecka.

    Mieszkanka Wadowic Maria Siwcowa pamiętała, że kiedy Emilia była w drugim miesiącu ciąży, od znanego ginekologa i położnika wadowickiego doktora Jana Moskały usłyszała diagnozę, że jej ciąża jest zagrożona i nie ma szans ani na jej donoszenie, ani na urodzenie zdrowego dziecka. Doktor Moskała sugerował aborcję. Nie zgodził się też na prowadzenie tej ciąży. Taką wersję zdarzeń potwierdzały dwie przyjaciółki Emilii z Wadowic, Maria Kaczorowa i Helena Szczepańska. Rozmowę z Marią Kaczorową nagrał w 1985 r. Roman Gajczak i relację z niej zamieścił w książce pt. „Sercu najbliższe. Szkice z lat młodzieńczych Karola Wojtyły – Jana Pawła II”. Kaczorowa był już wtedy osobą „ciężko chorą, przykutą do łóżka, ale pamięć miała wręcz fenomenalną”. Pozostawała, jak zaznaczył autor, „chyba ostatnią z żyjących niewiast, która dobrze znała matkę Ojca Świętego”. Ciekawe, że to opublikowane świadectwo Kaczorowej odbiło się szerszym echem w środowisku włoskim niż polskim. Wkrótce wykorzystał je bowiem włoski autor L. Bergonzoni, pisząc monografię o „Mamie Jana Pana II”. Opisał je także inny włoski autor, Renzo Allegri, w książce „Dwie »matki« papieża Wojtyły: Emilia Kaczorowska i Joanna Beretta Molla”. Wyprowadził on analogię między sytuacją Emilii Wojtyłowej i św. Joanny Beretty Molli. Obu tym kobietom – zauważył Allegri – lekarze zalecali usunięcie dziecka po to, by mogły ratować siebie. Obie „przeżyły wielki dramat macierzyństwa. Musiały wybierać między własnym życiem i życiem dziecka, które nosiły w sobie”.

    Tę wersję wydarzeń potwierdza ks. infułat Jakub Gil, wieloletni proboszcz w bazylice Ofiarowania NMP w Wadowicach. – Kiedy w 1998 roku chodziłem po kolędzie, 86-letnia wtedy mieszkanka Wadowic opowiadała mi, że pani Wojtyłowa była pełna obaw, gdy okazało się, że jej ciąża jest zagrożona, i gdy lekarz zaproponował jej, by przerwała życie swojego poczętego dziecka. Ta pani podkreślała również, że to głęboka wiara nie pozwoliła Emilii podjąć decyzji o aborcji.

    Dobrze wiedziała o tym inna mieszkanka Wadowic, Jadwiga Tatarowa, która jako położna zajmowała się Emilią przez całą ciążę. Jej relację słyszał Michał Siwiec-Cielebon, znany wadowicki historyk. – Z relacji położnej Tatarowej wynikało, że Emilia Wojtyłowa była załamana, gdy lekarz nakłaniał ją do aborcji. W pełni zdawała sobie sprawę z zagrożenia życia swojego i dziecka, tym bardziej że diagnoza padła z ust najbardziej znanego wówczas w Wadowicach położnika, jakim był doktor Jan Moskała – opowiada historyk.

    „Fabryka aniołków”

    Doktor Moskała miał renomę dobrego lekarza, uchodził za profesjonalistę. Ale też, jak twierdzi Michał Siwiec-Cielebon, był znanym w całych Wadowicach aborcjonistą. – Chodził na spacery ze swoimi dwoma wyżłami i zaczepiał młode dziewczyny, mówiąc do nich: „Nie śmiejcie się, i tak wcześniej czy później do mnie traficie!”. Zapewniał, że służy pomocą, bo „z tego żyje”. Uważał, że poczęte dziecko to nie jest człowiek. Miał gabinet w budynku położonym tuż przy kościele. Na drzwiach wejściowych wisiała tablica z szyldem: „Dr Jan Moskała, specjalista ginekolog, położnik, lekarz wszech nauk medycznych”. Na ścianie budynku zaś codziennie ktoś kredą dopisywał: „Fabryka aniołków”. Służąca doktora Moskały na jego polecenie ten napis zmywała, a następnego dnia sytuacja się powtarzała.

    Wojtyłowie bardzo szybko podjęli decyzję, że pozwolą swemu dziecku się urodzić. Zaczęli więc szukać innego lekarza. A że powszechnym uznaniem cieszył się przyjmujący na terenie koszar doktor wszech nauk lekarskich Samuel Taub, Karol Wojtyła senior właśnie do niego się zwrócił o pomoc (jako wojskowy pracował w tej samej jednostce).

    Doktor Taub potwierdził, że istnieje ryzyko powikłań przy porodzie, ze śmiercią Emilii włącznie. Nie proponował jednak aborcji. I wyraził zgodę na poprowadzenie ciąży. Zastrzegł jedynie, że podejmie się ryzyka na wyraźną prośbę obojga małżonków oraz na ich odpowiedzialność. – Tę relację z pierwszej wizyty Wojtyłów u doktora Tauba słyszałem wielokrotnie w domu rodzinnym, zarówno od swojej babci, jak i od Heleny Szczepańskiej i Marii Kaczorowej, które z Emilią na ten temat rozmawiały, ciesząc się, że jest szansa na urodzenie tego dziecka – twierdzi Michał Siwiec-Cielebon. Pamięta też, że po latach, gdy Karol Wojtyła był już biskupem, a potem kardynałem, Helena Szczepańska, która dwa razy w roku jeździła do niego do Krakowa z tortem, mówiła: „Co by to było, gdyby Emilia dokonała aborcji? Jak to dobrze, że urodziła wtedy to dziecko!”. Tatarowa zaś mawiała w tym kontekście do Marii Siwcowej: „Patrz, pani, gdyby nie ten Taub, to nie byłoby dzisiaj kardynała Wojtyły!”.

    Ksiądz Jakub Gil dodaje, że kiedy w latach 90. ubiegłego wieku chodził po kolędzie, starsza pani, rodowita wadowiczanka, opowiadała mu, że kiedy inny lekarz dał Emilii nadzieję na urodzenie dziecka, można było zaobserwować jakąś nadzwyczajną troskę Karola o swoją żonę. – Gdy tylko przychodził z pracy, trwał cały czas przy niej. Był dla niej ostoją. Im bardziej ogarniał ją lęk, tym bardziej był przy niej i ją wspierał. Widać było, że bardzo ją kocha. To dużo znaczyło. Wszystko znaczyło. Bez wątpienia siła i determinacja męża pomogły pani Wojtyłowej wytrwać i urodzić to dziecko – podkreśla ks. Gil

    Wiarygodność

    Wszystkie te fakty są znane jedynie z relacji ustnych. Nie zachowała się żadna dokumentacja medyczna, nie ma źródeł pisanych. Czy można zatem uznać je za wiarygodne?

    Przede wszystkim trzeba zauważyć, że dwa najważniejsze świadectwa na ten temat pochodzą od Heleny Szczepańskiej i Marii Kaczorowej, które były zaprzyjaźnione z Emilią Wojtyłową i które miały te informacje od niej samej, z pierwszej ręki. Ich relacje są też spójne. Tę samą wersję zdarzeń obie kobiety opowiadały Marii Siwcowej, czego świadkiem był Michał Siwiec-Cielebon, a także jego matka Teresa Cielebon. Ponadto należy podkreślić, że Helena Szczepańska była w Wadowicach szanowaną nauczycielką, która cieszyła się powszechnym autorytetem. Na jej wiarygodność zwraca też uwagę ks. prof. Józef Naumowicz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, który jako kleryk w latach osiemdziesiątych XX wieku oprowadzał po Wadowicach grupy Francuzów i zawsze ich do niej zabierał. – Za każdym razem odwiedzaliśmy Helenę Szczepańską, która mówiła swobodnie po francusku, niepotrzebny był tłumacz, a przy tym niezwykle interesująco opowiadała o życiu rodziny Wojtyłów. Znała wiele szczegółów, gdyż mieszkała w sąsiednim domu. Miała bardzo bliskie relacje z Wojtyłową. Wspominała, jak serdecznie opiekowała się ona małym Karolem i jak cieszyła się z jego urodzenia. Podkreślała, że przyszły papież miał się nie urodzić i że jego przyjście na świat było prawdziwym cudem – twierdzi ks. Józef Naumowicz.

    Jan Paweł II podczas wizyty w Wadowicach w 1979 roku wypatrzył w tłumie Helenę Szczepańską i poprosił, by zorganizowano mu spotkanie z nią, poza protokołem i oficjalnym planem pielgrzymki. Jeszcze tego samego dnia rozmawiał z nią na plebanii wadowickiej parafii.

    Znaczące jest przekonanie starszych mieszkańców Wadowic o tym, że Emilię i jej dziecko uratował ostatecznie żydowski lekarz Samuel Taub. Udało mi się odnaleźć jego grób na wadowickim cmentarzu żydowskim. Na macewie znajduje się napis, w językach polskim i hebrajskim: „Dr Samuel Taub. LEKARZ. Ur. 1 XII 1869. Zm. 3 II 1933. Życie swoje ofiarnie poświęcił cierpiącej ludzkości”. Ten żydowski lekarz przyczynił się także do tego, że Emilia Wojtyłowa 18 maja 1920 roku szczęśliwie urodziła zdrowego i silnego syna.•

    Milena Kindziuk/GN 20/2020

    ***********************************

    “Wreszcie zwycięstwo, tego pragnął Ojciec Święty Jan Paweł II”

    "Wreszcie zwycięstwo, tego pragnął Ojciec Święty Jan Paweł II"
    Prof. Wanda Półtawska/ fot. Tomasz Gołąb/ GOŚĆ

    ****

    Po sześćdziesięciu latach wreszcie zwycięstwo, tego pragnął Ojciec Święty Jan Paweł II; jestem bardzo szczęśliwa, że tego dożyłam – napisała w oświadczeniu dla PAP prof. Wanda Półtawska – lekarz psychiatra, więźniarka Ravensbrüeck i przyjaciółka papieża, komentując orzeczenie TK.

    Trybunał Konstytucyjny w czwartek orzekł, że przepis zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z Konstytucją RP.

    “Po sześćdziesięciu latach wreszcie zwycięstwo. Tego pragnął Ojciec Święty Jan Paweł II. Jestem bardzo szczęśliwa, że tego dożyłam” – napisała prof. Wanda Półtawska.

    Zaznaczyła, że prawo do życia jest prawem naturalnym. “Na zdrowy rozum nie wolno zabijać – do tego nie potrzeba Trybunału. Normy etyczne nie podlegają głosowaniu, ale Bogu” – podkreśliła.

    Niespełna 99-letnia Wanda Półtawska jest doktorem nauk medycznych, specjalistą w dziedzinie psychiatrii, działaczką pro-life. Wykładała m.in. na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie (obecnie Uniwersytet Papieski Jana Pawła II) i w Instytucie Studiów nad Małżeństwem i Rodziną im. Jana Pawła II przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie.

    Podczas II wojny światowej jako 20-letnia dziewczyna z wyrokiem śmierci trafiła do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Ravensbrüeck, na miejscu przeprowadzano na niej eksperymenty pseudomedyczne. W lat 50. poznała ks. Karola Wojtyłę, z którym się zaprzyjaźniła i blisko współpracowała, kiedy został papieżem, pozostając dla niego ekspertem w dziedzinie ochrony życia.

    ****************************

    MSZA ŚWIĘTA

    Św. Jan Paweł II Podczas Sprawowania Najświętszej Ofiary Mszy Świętej. Podniesienie. Zwyczajna Forma Rytu Rzymskiego.

    Antyfona na wejście

    Pan zawarł z nim przymierze pokoju i ustanowił go pasterzem, aby posiadł godność kapłańską na zawsze.

    Kolekta

    Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli
    święty Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem,
    spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka.
    Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 3,14-21

    Bracia: Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście napełnieni doszli do całej Pełni Bożej. Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków. Amen.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 33

    R/ Pełna jest ziemia łaskawości Pana.

    Sprawiedliwi, radośnie wołajcie na cześć Pana,
    prawym przystoi pieśń chwały.
    Chwalcie Pana na cytrze,
    grajcie Mu na harfie o dziesięciu strunach. R/

    Bo słowo Pana jest prawe,
    a każde Jego dzieło godne zaufania.
    On miłuje prawo i sprawiedliwość,
    ziemia jest pełna Jego łaski. R/

    Zamiary Pana trwają na wieki,
    zamysły Jego serca przez pokolenia.
    Błogosławiony lud, którego Pan jest Bogiem,
    naród, który On wybrał na dziedzictwo dla siebie. R/

    Oczy Pana zwrócone na bogobojnych,
    na tych, którzy czekają na Jego łaskę,
    aby ocalił ich życie od śmierci
    i żywił ich w czasie głodu. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,49-53

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, oddając cześć świętemu
    Janowi Pawłowi, przynosimy dary na Ofiarę,
    która gładzi grzechy całego świata,
    wejrzyj na nas łaskawie i spraw,
    aby ta Ofiara przyniosła nam zbawienie.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Panie, Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że Cię kocham.

    Modlitwa po Komunii

    Panie Boże, niech Najświętszy Sakrament,
    który przyjęliśmy w dzień świętego Jana Pawła,
    udziela nam pomocy w życiu doczesnym
    i doprowadzi nas do radości wiecznej.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Jan Paweł II

    fot.vaticannews

    ********************************************************************************************

    piątek – 23 października 2020

    XXIX TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Wspomnienie św. Józefa Bilczewskiego, biskupa


      

    Józef Bilczewski urodził się 26 kwietnia 1860 r. w Wilamowicach koło Bielska-Białej w obecnej diecezji bielsko-żywieckiej, dawnej krakowskiej. Po ukończeniu szkoły powszechnej w Wilamowicach i w Kętach, uczęszczał do gimnazjum w Wadowicach, gdzie uzyskał dyplom maturalny w roku 1880. 6 lipca 1884 r. został wyświęcony na kapłana w Krakowie przez kard. Albina Dunajewskiego. W 1886 r. uzyskał doktorat z teologii na Uniwersytecie Wiedeńskim. W oparciu o dalsze studia w Rzymie i w Paryżu habilitował się w roku 1890 na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W rok później został profesorem teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, piastując przez pewien okres funkcję dziekana fakultetu teologicznego, a także Rektora Uniwersytetu. Jako profesor był bardzo ceniony przez studentów oraz cieszył się szacunkiem i przyjaźnią swoich kolegów – pracowników naukowych uniwersytetu. Dużo pracował naukowo zyskując sobie, pomimo stosunkowo młodego wieku, sławę cenionego naukowca. Jego niepospolite zalety umysłu i serca nie uszły uwagi osób mających znaczenie w ówczesnym społeczeństwie, które zwróciły się z prośbą do ówczesnego cesarza Austrii Franciszka Józefa, by zechciał przedstawić i zaproponować Ojcu Świętemu ks. prał. Józefa Bilczewskiego na wakującą stolicę metropolitarną we Lwowie. Ojciec Święty Leon XIII ustosunkował się pozytywnie do propozycji cesarskiej, mianując go 17 grudnia 1900 r. arcybiskupem lwowskim obrządku łacińskiego.23 lata bardzo pracowitego pasterzowania w archidiecezji, które przypadło na ciężkie czasy pierwszej wojny światowej i wojny w 1920 r. podcięły i tak już słabe zdrowie abp. Bilczewskiego. Po świątobliwym życiu 20 marca 1923 r. zmarł – przygotowany na śmierć, którą przyjął spokojnie, jako wolę Bożą, którą uważał dla siebie zawsze za świętą. Odszedł z tego świata w powszechnej opinii świętości.Stosownie do swego życzenia został pochowany na Cmentarzu Janowskim we Lwowie, na którym grzebano biednych pragnąc spoczywać wśród ubogich, dla których był zawsze ojcem i opiekunem.Abp. Józefa Bilczewskiego charakteryzowała ogromna dobroć serca, wyrozumiałość, pokora, pobożność, pracowitość, przeogromna gorliwość duszpasterska, która wywodziła się z wielkiej miłości do Boga i bliźniego. Słowa płynące z ust abp. Bilczewskiego cechował Boży polot, namaszczenie przesiąknięte żarem wiary i miłości ku Bogu i człowiekowi.Chwała Boża, chwała św. Matki Kościoła i dobro dusz opiece jego powierzonych stanowiły hasła arcypasterskiej działalności Księdza Arcybiskupa na przestrzeni niemal całego pierwszego ćwierćwiecza XX wieku. Nic więc dziwnego, że taka postawa oraz osobiste, świątobliwe życie Arcypasterza, wypełnione modlitwą, pracą i dziełami miłosierdzia, spowodowały, że cieszył się wielkim szacunkiem ludzi bez względu na ich wyznanie, obrządek czy narodowość.
    Vaticannews

    Pallotyńskie powiązania ze św. Józefem Bilczewskim

    070927fz

    Wspomnienie liturgiczne św. Józefa Bilczewskiego, dziekana Wydziału Teologicznego i rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, arcybiskupa lwowskiego 1900, teologa i działacza społecznego (+Lwów, 20 III 1923)
    Abp Józef Bilczewski (ur. 26 IV 1860 w Wilamowicach, niedaleko Bielska-Białej) był wielkim czcicielem Matki Bożej Częstochowskiej, uważając Jej kult za czynnik jednoczący i odradzający Naród w latach zaborów. Po kradzieży koron w 1909 w Częstochowie, abp Bilczewski jako metropolita Lwowa uprosił u pap. Piusa X korony dla obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. W 1910 abp Bilczewski wraz z delegacjami ze wszystkich zaborów odebrał z rąk Piusa X nowe korony dla obrazu Matki Bożej z Jasnej Góry. Konsekwencją tego był zakaz władz carskich w uczestnictwie koronacji obrazu, która odbyła się 22 V 1910. Wiązało się to z faktem, że abp Bilczewski wcześniej sprzeciwił się, aby nowe korony zostały ufundowane przez rosyjskiego cara. 
    To dzięki niemu w Litanii loretańskiej od 1908 znalazło się wezwanie: „Królowo Polski – módl się za nami”, a w 1923 pap. Pius XI zatwierdził święto Maryi Królowej Polski, obchodzone 3 maja. W listopadzie 1905 zwołał pierwszy na ziemiach polskich Kongres Mariański poświęcony Najświętszej Maryi Pannie. Za swą cześć dla Matki Bożej Częstochowskiej został konfratrem Zakonu Paulinów. 
    Zajmował się pomocą dla studentów, szkół ludowych, środowisk robotniczych, wspomagał materialnie ubogich. W czasie walk polsko-ukraińskich o Lwów w listopadzie 1918 stał na czele komitetu ratunkowego, który dostarczał żywność najbiedniejszym. Obaj arcybiskupi Kościoła katolickiego we Lwowie: łaciński abp Józef Bilczewski i greckokatolicki metropolita Andrzej Szeptycki nie tylko próbowali pośredniczyć w toczących się rokowaniach, ale pod wpływem nuncjusza apostolskiego Achillesa Rattiego odczytali 16 XI 1918 listy pasterskie, nawołujące wiernych do zaprzestania rozlewu krwi. 
    Został pochowany pośród ubogich na cmentarzu Janowskim, odprowadzany na miejsce wiecznego spoczynku przez tłumy przedstawicieli wszystkich środowisk Lwowa. Jego zabalsamowane serce przekazano do parafii św. Stanisława Biskupa w Lubaczowie, gdzie spoczęło obok ołtarza z relikwiami metropolity halickiego bł. Jakuba Strzemię. W 2001 urnę z sercem ofiarowano katedrze lwowskiej. 
    26 VI 2001 został beatyfikowany przez pap. Jana Pawła II podczas jego wizyty we Lwowie. Kanonizacja Józefa Bilczewskiego przez papieża Benedykta XVI odbyła się 23 X 2005 w Rzymie. 27 IX 2007 kardynał Marian Jaworski w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej, znajdującej się w podziemiach Bazyliki św. Piotra, poświęcił mozaikę ku czci św. Józefa Bilczewskiego. 
    W 1907 przyjął pallotynów do swojej archidiecezji (Antoniówka – pierwszy dom pallotyński na ziemiach polskich). Właśnie dzisiejszego dnia, 23 X 1907, Rada Generalna na swoim posiedzeniu podjęła decyzję przyjęcia Antoniówki.
    W październiku 1907 ks. Alojzy Majewski i ks. Alojzy Hübner udali się z Krakowa do Lwowa, do abpa Józefa Bilczewskiego, który był znany z wielkiej gorliwości i dobroci. Arcybiskup przyjął ich z otwartymi rękami, przeczytał listy polecające i zadawał liczne pytania. Zaproponował im jedną z dwóch filii parafii Kochawina (w jednej z owych filii pracowali już Księża Salezjanie). Kochawina to miejscowość położona na południe od Żydaczowa i na północny-wschód od Stryja. Było tam znane na całą Polskę sanktuarium maryjne. Po kilku dniach księża pojechali do Kochawiny, oddalonej od Lwowa o przeszło dwie godziny jazdy koleją. Tam spotkali się z proboszczem kochawińskiej parafii, ks. prałatem Antonim Trzopińskim, który został już poinformowany o zamiarach pallotynów. 17 października obaj członkowie Stowarzyszenia opisali ks. generałowi Kugelmannowi dokładnie swoją podróż do Kochawiny, a następnie do Antoniówki, oddalonej od sanktuarium o jedną godzinę jazdy furmanką.
    25 X 1907 – Ks. generał Max Kugelmann wysłał list do abpa lwowskiego Józefa Bilczewskiego, dziękując za przyjęcie do archidiecezji lwowskiej polskich pallotynów. W liście napisał, że przyjmuje ofiarowany dom w Antoniówce po to, aby członkowie Stowarzyszenia pracowali w nim szczególnie dla dobra Polaków. Do listu dołączył wiadomości o Stowarzyszeniu oraz jego Konstytucje.
    11 XI 1907 – W Antoniówce, w parafii Kochawina, w zaborze austriackim, ks. Alojzy Majewski założył pierwszą placówkę pallotyńską na ziemiach polskich. W Antoniówce ks. Majewski rozpoczął organizowanie szkoły (1908-09), nowicjatu (od 1908 do 1913) i czasopisma “Królowa Apostołów” (1908). Dom podporządkowano bezpośrednio Zarządowi Generalnemu.
    5 II 1908 – Arcybiskup lwowski Józef Bilczewski napisał list polecający dla czytelników czasopisma “Królowa Apostołów”.
    11 XII 1908 – Abp lwowski Józef Bilczewski wydał list do wiernych swojej archidiecezji, w którym poinformował o nowym zgromadzeniu (pallotyni) oraz polecał im czasopismo “Królowa Apostołów”. Jeszcze w grudniu ks. Alojzy Majewski wydał odezwę pt. “Dom misyjny XX. Pallotynów założony dla misji wśród Polaków wychodźców”, która została dołączona do polskich gazet w nakładzie 80 tys. egzemplarzy.


    opracował ks.Tylus Stanislaw SAC 

    *********************

    W kaplicy św. Józefa Bilczewskiego w wilamowickim kościele
    W kaplicy św. Józefa Bilczewskiego w wilamowickim kościele
    URSZULA ROGÓLSKA /FOTO GOŚĆ

    ***

    Uroczystości odpustowe ku czci św. abp. Józefa Bilczewskiego

    „Józef Bilczewski powinien być dla współczesnych wzorem zaangażowania w sprawy społeczne” – uważa ks. Sławomir Rozner, który głosił kazania 23 października 2019 r. w wilamowickim sanktuarium św. abp. Józefa Bilczewskiego podczas obchodów liturgicznego wspomnienia metropolity lwowskiego. Pochodzący z Wilamowic proboszcz parafii pw. św. Rafała Kalinowskiego w Dąbrowie Górniczej przyznał w rozmowie, że społeczna nauka Kościoła była dla świętego bardzo ważna.

    Ks. Rozner przypomniał, że abp Bilczewski był w 1903 r. autorem znakomitego listu pasterskiego nawiązującego do encykliki Leona XIII „Rerum novarum”. „Nikt nie napisał takiego odważnego listu o sprawie społecznej, o braniu w obronę pracowników, robotników, o kwestii odpowiedzialności pracodawców oraz przedsiębiorców” – stwierdził były kapelan i sekretarz biskupa sosnowieckiego Adama Śmigielskiego SDB.

    Jak zauważył kapłan, arcybiskup poruszał kwestie społeczne i wskazywał na konkretną odpowiedź, jaką niesie wobec niesprawiedliwości społecznej Ewangelia i chrześcijaństwo. „Dziś tych spraw nikt nie porusza z taką otwartością i odwagą. Szkoda” – zaznaczył 53-letni duchowny, zwracając jednocześnie uwagę na to, że abp Bilczewski mono akcentował swą polskość.

    „W Wilamowicach ten święty cieszy się kultem, ma tu swoje stałe miejsce w sercach wiernych” – dodał.

    Istniejące od siedmiu lat wilamowickie sanktuarium św. abp. Józefa Bilczewskiego to jedyne w Polsce i na świecie takie miejsce, w którym rozwija się kult najznamienitszego rodaka w historii tej podbeskidzkiej miejscowości.

    Kustosz sanktuarium ks. prałat Stanisław Morawa podkreślił, że u św. abp. Józefa Bilczewskiego modlą się szczególnie ludzie ciężko chorzy szukający wsparcia. Prośby swe zanoszą podczas wtorkowych nabożeństw ku czci świętego, które od prawie dwóch lat odbywają się w wilamowickiej świątyni.

    „Odpust ku czci św. Józefa Bilczewskiego przypada w miesiącu maryjnym – październiku. Ten święty był wielkim czcicielem Maryi, a nie wszyscy zdają sobie sprawę z jego działań, jeśli chodzi o kult maryjny” – podkreślił.

    Główne uroczystości odpustowe odbyły się wieczorem. Po Eucharystii w kościele uczestnicy przeszli na rynek miasta. Pod pomnikiem arcybiskupa Bilczewskiego złożyli kwiaty i uczcili relikwie świętego.

    Przed południem w świątyni pojawiły się dzieci, uczniowie oraz młodzież z placówek noszących imię św. Józefa Bilczewskiego. Roztrzygnięto okolicznościowe konkursy związane z sylwetką patrona Wilamowic. Rozdano nagrody.

    Józef Bilczewski urodził się 26 kwietnia 1860 r. w Wilamowicach. Po ukończeniu podstawówki w rodzinnej miejscowości, a potem w Kętach, uczęszczał do gimnazjum w Wadowicach, gdzie zdał maturę w czerwcu 1880 r.

    Zamiast medycyny wybrał krakowskie seminarium duchowne i czteroletnie studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. 6 lipca 1884 r. został wyświęcony na kapłana w Krakowie przez kard. Albina Dunajewskiego. Studiował w Wiedniu, Rzymie oraz Paryżu.

    Po powrocie ze studiów w latach 1888-1890 był wikariuszem w Kętach. Pracował też w Krakowie jako wikary. W 1891 r. został profesorem teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, piastując przez pewien okres funkcję dziekana fakultetu teologicznego, a także rektora Uniwersytetu. 17 grudnia 1900 r. papież Leon XIII mianował go arcybiskupem lwowskim obrządku łacińskiego.

    Arcybiskup zmarł 20 marca 1923 r. Jego zabalsamowane serce umieszczono w kaplicy bł. Jakuba w bazylice katedralnej we Lwowie, a zwłoki, zgodnie z życzeniem, zostały złożone w grobie na cmentarzu Janowskim, gdzie grzebano ubogich.

    Beatyfikował go w 2001 r. Jan Paweł II. Kanonizacji dokonał 23 października 2005 r. w Rzymie Benedykt XVI. Datę kanonizacji wyznaczył jeszcze Jan Paweł II, który podobnie jak przyszły metropolita lwowski był wychowankiem wadowickiego gimnazjum.

    23 października 2019, Robert Karp

    wilamowicki kościoł/fot.Robert Karp

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00

    przed Mszą świętą – godzinna adoracja przed Najświętszym sakramentem

    ***

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    Antyfona na wejście

    Będę szukał moich owiec i ustanowię nad nimi pasterza, który je będzie prowadził. Ja, Pan, będę ich Bogiem.

    Kolekta

    Boże, Ty obdarzyłeś świętego Józefa Bilczewskiego, biskupa, apostolską gorliwością i czcią
    wobec tajemnicy Eucharystii, spraw, prosimy,
    przez jego wstawiennictwo, abyśmy obficie karmili się Chlebem życia i radowali zadatkiem wieczności. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 4,1-6

    Bracia: Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani w jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 24

    R/ Oto lud wierny, szukający Boga.

    Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia,
    świat i jego mieszkańcy.
    Albowiem On go na morzach osadził
    i utwierdził ponad rzekami. R/

    Kto wstąpi na górę Pana,
    kto stanie w Jego świętym miejscu?
    Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca,
    który nie skłonił swej duszy ku marnościom. R/

    On otrzyma błogosławieństwo od Pana
    i zapłatę od Boga, swego Zbawcy.
    Oto pokolenie tych, którzy Go szukają,
    którzy szukają oblicza Boga Jakuba. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,54-59

    Jezus mówił do tłumów: „Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: «Deszcz idzie». I tak bywa. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: «Będzie upał». I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?

    Gdy idziesz do urzędu ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie pociągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia. Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, póki nie oddasz ostatniego pieniążka”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, dary złożone na cześć świętych świadczą o Twojej potędze i chwale,
    pokornie Cię prosimy, aby wyjednały nam zbawienie.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech przyjęty Najświętszy Sakrament przygotuje nas do wiecznej radości, na którą
    święty Józef Bilczewski zasłużył jako wierny szafarz sakramentów. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    **************************************************************************************************************

    Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. 

    Łańcuch ocalenia
    Fragment malowidła “Sąd ostateczny” Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, przedstawia człowieka ratującego innych za pomocą różańca

    ***

    „Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).

    ***************

    Ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi

    Wyrozumiały Ojciec niebieski wysłuchał modlitwy. Wczoraj przedstawiciel rządu oświadczył mi, że zmienia się warunki mojej „izolacji”; zamieszkam w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy, bez prawa wydalania się i sprawowania obowiązków biskupich. – Wszystko jest łaską. – Przypominam sobie, że od wielu miesięcy modliliśmy się o to, by łaska wolności, gdy przyjdzie, miała miejsce w dzień Najświętszej Maryi Dziewicy lub w Jej miesiącu. Byliśmy gotowi pozostać w więzieniu dłużej, byleby tylko mieć ten znak mocy Dziewicy Wspomożycielki, byleby tylko wyjść ze znakiem łaski Boga, a nie ludzi. – I stało się! Bo chociaż nie idę na wolność całkowitą, to jednak rozluźnienie więzów moich ma miejsce właśnie w dzień Sanctae Mariae in Sabbato i to w maryjnym miesiącu różańcowym, w przeddzień uroczystości Chrystusa Króla. Zwiastowanie tej łaski otrzymałem w uroczystość świętych Szymona i Tadeusza, w dniu piątkowym, podobnie jak zwiastowanie łaski więzienia otrzymałem w dniu piątkowym. Pierwszy dzień łaski więzienia był w sobotnim dniu Maryi i pierwszy dzień łaski ulgi jest również w Jej dniu.

    Bóg jest wyrozumiały na prośby ludzkie, na wrażliwe serce człowieka, który tak pragnie znaków Bożych na swoim życiu. Pamiętam prośbę zaniesioną do wiernych u Świętej Anny w dniu aresztowania: Módlcie się na różańcu, bo przez różaniec Aniołowie Boży wyciągają z otchłani dusze ludzkie, jak to wymownie przedstawił Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym. I ta prośba jest spełniona, bo właśnie pomoc przychodzi w ostatnich dniach miesiąca różańcowego. O ileż łatwiej jest czekać na dalsze łaski, gdy dobry Bóg okazał swoją wyrozumiałość na dziecięce prośby nasze.

    sługa Boży kard. Stefan Wyszyński

    Kard. Stefan Wyszyński († 1981), prymas Polski. (Prudnik, 29.10.1955, w: „Z głębi duszy. Kalendarzyk łaski”, Soli Deo, Warszawa 2019).

    **************************************************************************************************************

    Grzechy zaniedbania w modlitwie

    Często zapominamy zupełnie, że modlitwa powinna być przede wszystkim aktem uwielbienia. Nie rozumiemy, że potrzeba, aby się święciło Imię Boże, by przyszło Królestwo Jego i stała się Jego wola, zanim nam Bóg udzieli chleba powszedniego.

    Naprzykrzamy się Bogu swoimi kłopotami, nie interesując się specjalnie Jego sprawami. Wzywamy Go na modłę pogan, jedynie dla uproszenia sobie pomyślnego obrotu w jakichś trudnościach lub uzdrowienia w chorobie. Wzywamy Go zwłaszcza wtedy, gdy wyczerpawszy już wszelkie ludzkie środki uważamy pośrednictwo nadprzyrodzone za ostatni atut w grze – ostatnią stawkę do przegrania.

    Nie łączymy się z całym stworzeniem Boga, aby Go wielbić za ranki i wieczory, za szron i chmury, i rosę, i mgłę, za burze i góry, za niziny i morza, za ptaki niebieskie i zwierzęta polne, i ryby oceanu.

    Przechodzimy obojętnie obok wszystkich tych ołtarzy i hymnów dziękczynnych, starzejemy się pośród nich z duszą ślepą i głuchą, a w ogólnym hołdzie wszechświata jeden tylko człowiek – kapłan stworzenia – często nie bierze żadnego udziału.

    Nie łączymy się z całą ludzkością w celu wielbienia Boga. Słowa modlitwy Pańskiej wymawiamy bezmyślnie samymi tylko wargami. Nie rozumiemy, że jeśli Bóg jest wspólnym naszym Ojcem, winniśmy Go też wspólnie uwielbiać za dobroć, którą nas wszystkich ogarnia. W modlitwach naszych nie składamy Mu hołdu za wszystkie dobrodziejstwa, którymi obsypał ludzkość od pierwszych chwil jej istnienia. Nie wielbimy Go za raj, za przebaczenie udzielone w dniu upadku, za patriarchów i proroków, za obietnicę Odkupienia i jej ziszczenie przez Syna Jego, Jezusa Chrystusa, za apostołów i męczenników, za święte dziewice i wszystkich wyznawców Jego Kościoła, troistego a jedynego jak On sam, Kościoła triumfującego, cierpiącego i walczącego w jednej wierze i jednym chrzcie świętym.

    Jeśli zatem pierwsze słowa modlitwy Pańskiej – Ojcze nasz – nie wywołują w naszych sercach całego szeregu tych uczuć, są one tylko pustym dźwiękiem na ustach naszych.

    Nie zwracamy też uwagi na głos liturgii, przemawiający do naszej wrażliwości i wyobraźni, aby dopomóc naszym duszom do wielbienia Boga. Nie zgłębiamy znaczenia okresów roku liturgicznego, ani barwy szat, ani obrzędów. Nie staramy się poznać sztuki ani poezji kościelnej, które by nam tak bardzo mogły ułatwić radosne wzniesienie duszy ku Stwórcy i Ojcu w łączności z całą przyrodą i z ludzkością całą.

    Nie znamy modlitw Mszy św. i nie zadajemy sobie trudu, aby je poznać. Zamiast w niej uczestniczyć zadowalniamy się bierną tylko obecnością w czasie jej odprawiania. Podczas gdy Zbawiciel przelewa na ołtarzu swą Krew Przenajświętszą, przesuwamy mechanicznie ziarnka różańca lub przerzucamy kartki pierwszej lepszej książeczki do nabożeństwa, nie zwracając uwagi na niepojętą tajemnicę, która się za nas na ołtarzu dokonywa. Modlimy się w czasie Mszy św. i zamawiamy ją tylko na intencję osobistych potrzeb, zapominając, że święta ta Ofiara jako odnowienie Ofiary Kalwaryjskiej ma przede wszystkim charakter ogólny i powszechny.

    Poza tym wszelkie znane nam modlitwy, wyrażające uwielbienie, skruchę i dziękczynienie odmawiamy prawie wyłącznie w celu uproszenia sobie darów i łask. Jesteśmy przekonani, że odmówienie pewnej ilości Pozdrowień Anielskich ma w pierwszym rzędzie na celu – nie uczczenie Przenajświętszej Dziewicy, lecz głównie pomyślny wynik jakiegoś egzaminu, procesu czy operacji.

    Nie poddajemy się działaniu myśli i uczuć, natchnionych przez Ducha Świętego, uświęconych przez Kościół i przesiąkniętych poprzez wszystkie wieki i na każdym miejscu żarem miłości i utęsknienia ludzkiego. Myślimy o Bogu w terminach chłodnej filozofii lub taniego sentymentalizmu, zdobywając się zaledwie tu i ówdzie na jakiś mizerny, czysto osobisty poryw, Odnosimy się do Niego w sposób wyszukanie lub naiwnie indywidualny, modernistyczny lub przestarzały, W każdym razie w tych nawet chwilach, kiedy się nam zdaje, że wielbimy Boga, myśli nasze i uczucia skierowane są przede wszystkim na nas samych i na nasze potrzeby.

    Słowem – nie rozumiemy często modlitwy uwielbienia lub rozumiemy ją źle.

    Jakub Debout, Grzechy zaniedbania, Warszawa 1939/PCh24.pl

    **************************************************************************************************************

    Statystyki watykańskie: Europa ma najwięcej księży i zakonników

    Samplefot. Luis Ángel Espinosa / Cathopic

    ****

    Przeciętnie jeden ksiądz katolicki na świecie musi sprawować opiekę nad około 3 210 katolikami, a jeden ksiądz przypada na 14 638 osób niezależnie od wyznania. Wynika to ze statystyki opublikowanej przez Watykan w związku z obchodzonym 18 października Światowym Dniem Misyjnym.

    Według stanu na 31 grudnia 2018 roku na świecie żyje 1,329 miliarda katolików, co stanowi 17,7 procent ogółu liczącej 7,496 miliardów ludności świata.

    Wśród pracowników duszpasterskich Kościoła katolickiego na świecie jest 414 000 księży, 47 500 stałych diakonów, 641 660 sióstr zakonnych i 50 941 braci zakonnych. Rocznik statystyczny Kościoła zalicza do tej grupy także 376 188 świeckich misjonarzy i katechistów. Jak zwrócono uwagę, w odróżnieniu od innych grup, liczba stałych diakonów i świeckich misjonarzy systematycznie rośnie.

    Na koniec 2018 roku na świecie było 5377 biskupów katolickich, 12 mniej niż rok wcześniej. Liczby księży, zakonników i katechistów zmniejszyły się zwłaszcza w Ameryce Płn. i Europie, wzrosły natomiast w Afryce i Azji. Ten trend utrzymuje się od kilku lat.

    Najwięcej katolików żyje w Ameryce (642 mln), następnie w Europie (286 mln) i Afryce (243 mln). Natomiast najwięcej księży ma Europa (170 936). W Ameryce Północnej i Południowej ich liczba wynosi tylko 122 383, w Azji 68 265, a w Afryce 47 812.

    Europa ma też najwięcej sióstr zakonnych (224 246), w Azji jest ich 174 165, a w Ameryce 160 032. Braci zakonnych bez święceń kapłańskich jest w Europie 14 274, nieco mniej, bo 14 125 w Ameryce.

    Najwięcej stałych diakonów (31 106) działa na kontynencie amerykańskim, głównie w USA, a następnie w Europie (15 090). W Afryce, Azji i Oceanii jest ich tylko od 350 do 480.

    19 października 2020/Watykan/Kai.pl

    **************************************************************************************************************

    sobota – 24 października 2020

    wspomnienie świętego Antoniego Marii Clareta, biskupa

    Święty Antoni Maria ClaretAntoni pochodził spod Barcelony, urodził się 23 grudnia 1807 r. Na chrzcie, który miał miejsce w samo Boże Narodzenie, otrzymał imiona Antoni, Jan, Adiutor. Kiedy miał 11 lat, rozpoczął naukę w szkole średniej, humanistycznej. Musiał jednak przerwać naukę i pomagać ojcu w tkactwie. W 18. roku życia udał się do Barcelony, by tam doskonalić się w swoim zawodzie. Zapoznał się równocześnie ze sztuką drukarską, a w wolnym czasie uczył się języka łacińskiego i francuskiego. Uczestniczył też w strajku robotników, licho wynagradzanych za pracę w prymitywnych warunkach. Przeżył także kryzys duchowy, ale przeszedł go zwycięsko.
    W latach 1827-1829 zrobił błyskotliwą karierę zawodową w przemyśle tekstylnym Barcelony i uzbierał niemałą fortunę, grając na loterii. Doświadczenie zdrady przez wspólnika zaślepionego nieumiarkowaną żądzą zysku przyczyniło się do głębokiego nawrócenia Antoniego.
    Od dawna pragnął oddać się na służbę Bożą. Wstąpił więc do wyższego seminarium duchownego diecezji Vich (1829), po którego ukończeniu otrzymał święcenia kapłańskie (1835). Przez kilka lat był proboszczem w Sallent, a potem w Villadram. Czuł jednak, że inne jest jego powołanie. Paliła go chęć oddania się pracy misyjnej. Dlatego za zezwoleniem biskupa udał się do Rzymu, by ofiarować swoje kapłańskie usługi Kongregacji Rozpowszechniania Wiary na misjach wśród niewiernych (1838). Odbył rekolekcje w domu jezuitów. Przełożony poradził mu, by wstąpił do jego zakonu, gdzie będzie mógł łatwiej wypełnić swoje pragnienia misyjne. Wstąpił więc do nowicjatu tegoż zakonu w Roothan.
    Ciężka choroba zmusiła go jednak do opuszczenia nowicjatu i powrotu w rodzinne strony. Udał się do swojego biskupa, który mianował go misjonarzem diecezjalnym dla głoszenia nauk z okazji odpustów, rekolekcji czy misji. W latach 1840-1848 Antoni przebiegł całą Katalonię. W roku 1847 założył w Barcelonie istniejącą do dziś drukarnię i wydawnictwo katolickie. W tym samym roku założył nową rodzinę zakonną Serca Maryi z Vich. Założył także stowarzyszenie Pań Serca Maryi, które miało za cel nieść pomoc kapłanom w duszpasterstwie ze strony ludzi świeckich. Założył także stowarzyszenie dobrej prasy. Dał wreszcie początek instytutowi zakonnemu “Córek Niepokalanego Serca Maryi”. W tym także czasie wydał wiele broszur, poświęconych podniesieniu życia religijnego wśród ludzi świeckich. Uważa się go za prekursora instytutów świeckich, które zostały uznane przez papieża Piusa XII dopiero sto lat później (1947). 23 lutego 1848 r. udał się na Wyspy Kanaryjskie z kazaniami i misjami. Po powrocie stamtąd założył w roku 1849 Zgromadzenie Misjonarzy Niepokalanego Serca Maryi, zwanych popularnie klaretynami.

    Święty Antoni Maria ClaretStolica Święta, słysząc o owocach pracy apostolskiej Antoniego, mianowała go w 1847 r. biskupem. Miał wtedy 40 lat. W dwa lata potem został arcybiskupem Santiago di Cuba. W 1850 r. z rąk królowej Hiszpanii otrzymał paliusz metropolity Kuby, jak też odznaczenie Wielkiego Krzyża. Na skutek miejscowych intryg ta rozległa archidiecezja nie miała pasterza od 14 lat. Antoni zabrał się do pracy z wrodzoną sobie energią. W ciągu 6 lat aż 3 razy zwizytował swoją archidiecezję, by na miejscu zorientować się o potrzebach poszczególnych parafii i im zaradzić. Nakazał wszędzie przeprowadzić misje. Przywrócił dyscyplinę wśród duchowieństwa, zreformował seminarium, osobiście prowadził misje w co najmniej 150 miejscowościach, założył 53 nowe parafie i wygłosił ok. 11 tysięcy kazań. Dzięki jego pracy misyjnej ok. 300 tysięcy Kubańczyków zostało bierzmowanych, a ponad 9 tysięcy par żyjących bez ślubu stało się sakramentalnymi małżeństwami (inne źródła podają, że par tych było aż 30 tysięcy).
    Założył Bractwo Nauki Chrześcijańskiej (1851), gdyż ignorancja religijna była zastraszająca. Kiedy w 1852 r. Kubę nawiedziła epidemia, biskup Antoni codziennie nawiedzał szpitale, rozdawał żywność, mobilizował ludzi dobrej woli do pomocy. W tej sprawie wydał dwa listy pasterskie: jeden do swoich wiernych, drugi do kleru (1853). Założył bank, który w każdej parafii miał nieść pomoc finansową wiernym (1854). Z okazji ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi wydał piękny list pasterski i ustanowił Instytut Apostolski Matki Bożej Niepokalanej do Nauczania Prawd Wiary (1854).
    Tak gorliwa praca przeszkadzała miejscowym liberałom i masonerii. Cztery razy dokonywano zamachów na jego życie. Spalono mu dom. W roku 1856 został raniony przez człowieka, którego konkubinę nawrócił. Rozpoczęto tak gwałtowną kampanię przeciwko Antoniemu, że rząd hiszpański musiał się ugiąć i odwołać go z Kuby (1857). Antoni wrócił więc do Hiszpanii. Królowa Izabela II powołała go na swojego osobistego spowiednika. Dzięki jej poparciu założył wśród kapłanów Konferencje św. Wincentego a Paulo dla wspierania ubogich, głosił nadal niestrudzenie misje, popierał katolicką prasę i założył Akademię św. Michała Archanioła, skupiającą artystów. Królowa mianowała go nadto prezydentem królewskiego klasztoru w Escorial i protektorem szpitala w Montserrat. Z królową objeżdżał kraj, głosząc kazania i zakładając bractwa: matek katolickich, bibliotek popularnych itp. Był wychowawcą dzieci królewskich.
    Kiedy w 1868 r. wybuchła w Hiszpanii rewolucja, królowa musiała schronić się do Francji. Antoni udał się wraz z nią do Pau i Paryża. W tym samym roku pojechał do Rzymu, gdzie wziął udział w złotym jubileuszu kapłaństwa Piusa IX, a zaraz potem – w Soborze Watykańskim I, na którym zdecydowanie bronił dogmatu o nieomylności papieża. W roku 1870 musiał jednak opuścić Rzym, gdyż zapadł ciężko na zdrowiu. Udał się więc do Francji, gdzie byli jego synowie duchowni, wypędzeni wraz z nim z Hiszpanii. Kiedy tylko poczuł się lepiej, zdecydował się wrócić do Rzymu, ale zmarł w drodze rażony apopleksją 24 października 1870 r.
    Ponieważ Antoni Maria Klaret zostawił po sobie wiele dzieł, jego proces beatyfikacyjny trwał długo; dopiero w roku 1934 Pius XI wyniósł go do chwały błogosławionych, a Pius XII w Roku Świętym 1950 – do grona świętych. Antoni zostawił po sobie ponad 200 pism religijnych, które wydrukował w łącznym nakładzie ok. 9 milionów egzemplarzy. Samych katechizmów wydał drukiem ok. 4 milionów egzemplarzy. Słynny katechizm Camino recto (pierwsze wydanie 1843), który ozdobił własnoręcznymi ilustracjami, stał się prekursorem współczesnych katechizmów dla dzieci, które dziś trudno sobie wyobrazić bez obrazków.

    W ikonografii św. Antoni Maria Claret przedstawiany jest w stroju biskupa z regułą zakonu klaretynów w ręku. Jego atrybutem jest medalion na szyi, krzyż na kufrze podróżnym. Jest patronem misjonarzy klaretynów, klaretyńskich studentów, diecezji na Wyspach Kanaryjskich oraz kupców tekstylnych, tkaczy, prasy katolickiej oraz osób oszczędzających.
    Internetowa Liturgia Godzin.pl

    **************************************************************************************************************

    FATIMA TRWA

    rozmowa z ks. Dominikiem Chmielewskim SDB – cz. 1

    O wydarzeniach jakie miały miejsce 103 lata temu w portugalskiej miejscowości Fatima oraz o orędziu Maryi Matki Bożej do całego świata mówi ks. dr Dominik Chmielewski SDB – rekolekcjonista oraz założyciel wspólnoty “Wojownicy Maryi” z Jakubem Jóźwiakiem.

    Ks. Dominik Chmielewski SDB
    fot. Bożena Sztajner/Niedziela

    ***

    Jakub Jóźwiak: Niebawem, bo 13 października, będzie przypadała kolejna już, 103. rocznica zakończenia objawień Maryi w Fatimie. To jest jedno z najważniejszych i bardziej znanych objawień Matki Bożej w dziejach ludzkości. Rodzi się przy tym pytanie, co Maryja chciała nam przekazać?

    Ks. Dominik Chmielewski SDB: Matka Boża przyszła i chciała nam przekazać na początku to wielkie zapytanie: “Czy my jesteśmy gotowi na życie wieczne? Czy nie straciliśmy wiary w Boga? Czy zdajemy sobie sprawę, że celem naszego życia jest niebo?”. Ale możemy do niego nie trafić, ponieważ bardzo wiele ludzi idzie do piekła. Wstrząsające doświadczenia np. Marii das Neves, koleżanki dzieci z Fatimy, które pytają Matkę Bożą czy ich koleżanka jest zbawiona. Okazuje się, że Matka Boża odpowiada im, że ich koleżanka jest w czyśćcu i tam pozostanie aż do końca świata. To jest szokujące – kilkunastoletnia dziewczyna – więc Matka Boża przychodzi i pokazuje nam z całą miłością, ale też z całą powagą rzeczy ostateczne. Pokazuje dzieciom piekło, pokazuje dramatyczny scenariusz który rozgrywa się w Kościele na świecie, który jeśli nie zostanie powstrzymany pokutą, modlitwą i umartwieniem, będzie wręcz scenariuszem końca świata zarówno dla Kościoła, jak i dla całego świata. To objawienie jest niezwykle złożone i wieloaspektowe. Ale ostatecznie zakończenie tego dramatycznego scenariusza będzie Triumfem Niepokalanego Serca Maryi i Jej zwycięstwem nad rozszalałym złem.

    J.J: Pierwsza tajemnica fatimska wiąże się z wizją piekła pełnego dusz cierpiących. Czy to nie jest kolejny dowód obalający dość popularną teorię o tzw. pustym piekle?

    ks. D. Ch: Tak. Na pewno ludzie XX. wieku stracili poczucie grzechu w związku z tym wyśmiewają się z piekła jako miejsca które jest ostatecznym przeznaczeniem tych, którzy nie przyjęli Bożego Miłosierdzia. Siostra Faustyna, która była też przez Jezusa zabrana do piekła powiedziała: “Zobaczyłam, iż w piekle jest najwięcej osób, które w piekło nie wierzyło”. To jest zatem też wielka pedagogia i wielkie pragnienie Matki Bożej aby rzeczy ostateczne, o których tak mało dzisiaj mówimy w Kościele, wszystko na nowo pokazać ludziom jako trzy możliwości celu ostatecznego naszego życia i że nasze życie idzie w tym kierunku, nasze wybory zmierzają ku Niebu, ku piekłu lub karze czyśćca, które jest oczyszczeniem, Bożym Miłosierdziem aby wstąpić do Nieba. Św. Hiacynta z Fatimy powtarzała, że gdyby ludzie wiedzieli czym jest wieczność, uczyniliby wszystko, żeby zmienić swoje życie.”.

    J.J.: W drugiej tajemnicy natomiast Maryja prosi dzieci, aby rozpowszechnić na cały świat nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca. Tu rodzi się pytanie, ponieważ protestanci zarzucają katolikom, że uczynili z Maryi drugiego “bożka”. Zatem można stwierdzić, że katolicy, w rozumieniu protestantów, uprawiają politeizm, ponieważ skoro wierzymy w Boga, to powinniśmy się do Niego modlić a nie przez pośrednictwo Maryi.

    ks. D. Ch: Niewątpliwie Fatima jest dla katolików czymś oczywistym. Maryja, Jej same imię, które nadaje Jej Bóg a objawia je Archanioł Gabriel w zwiastowaniu “κεχαριτωμένη” (wym. kecharitomene) oznacza “pełna łask”. Zatem Bóg chce abyśmy przez Maryję otrzymywali każdą łaskę. Mówi nam o tym również antyfona w wezwaniu Liturgii Godzin na święto Matki Bożej Łaskawej, że Bóg chce, aby wszystkie łaski przechodziły do ludzi przez Maryję. To nie jest wykwit mariologii maksymalistycznej jak chcieliby niektórzy ekumeniści, ale to jest teologia Kościoła Katolickiego zawarta w Liturgii Godzin, tam nie ma błędów teologicznych. To znaczy, że źródłem wszelkich łask jest Bóg, natomiast Maryja ma jakby matczyną i królewską władzę nad każdą z Bożych łask, jako że jest Pełna Łaski rozdając je nam. Zatem Bóg – jako źródło łaski – chce, aby wszelkie łaski przechodziły właśnie przez Maryję dla nas. Fatima bardzo mocno to podkreśla. Nawet dzieci, które widzą Maryję, rozpościerająca swoje dłonie i w Niej widzą niebo, widzą różnego rodzaju wydarzenia, które będą się dziać. Z Jej dłoni płyną łaski dla świata, dzieci są ogarnięte Bożym światłem i Bożą mocą płynącą z Jej dłoni. To Ona przekazuje dzieciom Boga. To jest wielkie podkreślenie tego, kim jest Matka Boża, ponieważ wielkimi krokami będzie zbliżał się Sobór Watykański II a potem jego interpretacje, które “storpedują” rolę Matki Bożej w życiu Kościoła Katolickiego, cały Zachód po SW II odejdzie od Matki Bożej, jako Tej, przez którą Bóg chce nam dawać wszelkie łaski. Sytuacje, które były bardzo częste na Zachodzie: wynoszenie z kościołów figurek, obrazów Matki Bożej, wrzucanie ich do magazynów, rozbijanie lub sprzedawanie wszystkich dewocjonaliów związanych z Maryją. Zachodni Kościół w jakiś szokujący sposób zinterpretował SW II i odrzucił Maryję i równocześnie widzimy co się stało z Kościołem na Zachodzie – został zrujnowany przez szatana. Fatima jest tym proroczym głosem “nie róbcie tego”. Ona sama powiedziała: “Bóg przygotował ratunek dla świata w moim Niepokalanym Sercu” i to brzmi tak, jakby poza Jej Niepokalanym Sercem nie było ratunku dla świata, zatem Fatima będzie o tyle zrozumiała o ile przyjmiemy raz jeszcze, że Bóg chce nam dawać wszelkie łaski przez Maryję i w ostateczności przygotował ratunek dla świata w Jej Niepokalanym Sercu, dla każdego z nas i dla Kościoła.

    J.J.: Rodzi się kolejne pytanie, ponieważ Maryja w Fatimie wzywa do codziennego odmawiania Różańca Świętego w intencji pokoju na świecie, jak i też nawrócenia grzeszników, szczególnie tych zatwardziałych. Czy zatem na podstawie Fatimy wyrosło nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca, które zdaje się jest coraz częściej praktykowane w Polsce?

    ks. D. Ch: Druga tajemnica fatimska wiąże się z objawieniem nowego nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi. Ono składa się z dwóch bardzo ważnych punktów. Pierwszy to zwrócenie się do papieża, aby w łączności ze wszystkimi biskupami poświęcił Niepokalanemu Sercu Maryi cały świat ze specjalnym wspomnieniem Rosji, która zostaje wymieniona dosłownie z nazwy – tak Matka Boża prosiła. Natomiast drugim punktem to odpowiedź na pytanie: “Dlaczego nowe?”. Ponieważ ono jest związane z intencją wynagradzającą. Otóż siostra Łucja słyszy od Jezusa, że jednymi z najbardziej obrażających grzechami Boga, są grzechy przeciwko Jego Matce. Jezus sam powiedział: “Córko Moja, chodzi o pięć rodzajów zniewag, którymi obraża się Niepokalane Serce Maryi”. Są to: obelgi przeciwko niepokalanemu poczęciu, przeciw Jej dziewictwu, przeciw Jej bożemu macierzyństwu. Są to też obelgi, przez które usiłuje się wpoić w serce dzieci obojętność, wzgarda wręcz nienawiść wobec Nieskalanej Matki oraz bluźnierstwa które znieważają Maryję w Jej świętych wizerunkach. Widzimy więc, że istotą tego nowego nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi jest wynagrodzenie Panu Bogu i Matce Bożej za grzechy przeciwko Niej uczynione.

    Pokuta, pokuta, POKUTA! –

    Rozmowa z ks. Dominikiem Chmielewskim SDB cz. 2

    O przesłaniu trzeciej tajemnicy fatimskiej, o znaczeniu pokuty i o autentyczności objawień w Fatimie mówi ks. dr Dominik Chmielewski SDB, rekolekcjonista i założyciel wspólnoty “Wojownicy Maryi” w rozmowie z Jakubem Jóźwiakiem.

    Jakub Jóźwiak: Proszę Księdza, omówiliśmy już dwie tajemnice, została nam ostania, która budzi najwięcej kontrowersji i emocji. Jak to opisała s. Łucja: Biskup w bieli, zapewne chodzi o Ojca Świętego, podąża osamotniony drogą na wzgórze, być może chodziło o Kalwarię, koło niego rzesza zamordowanych chrześcijan. Kiedy dochodzi do Krzyża na tym wzgórzu, zostaje zabity przez jeźdźca z łukiem. Jak należy to interpretować?

    Ks. Dominik Chmielewski: Wpierw musimy uświadomić sobie okoliczności spisania trzeciej tajemnicy fatimskiej. Łucja nie od razu zaczęła pisać tę tajemnicę. Próbowała kilka razy do niej podejść, ale jakieś siły wewnętrzne nie pozwalały jej spisać. S. Łucja z resztą 3 stycznia 1944 r. sama spisuje okoliczności spisania owej tajemnicy. Pisze tak: “Uklękłam przy łóżku, którego czasami używam jako stół do pisania i kolejny raz ponowiłam próbę i znów nic nie wyszło. To co wywierało we mnie największe wrażenie to fakt, że w tej samej chwili, zupełnie bez żadnych problemów pisałam inne rzeczy. Poprosiłam wtedy Matkę Bożą, by ukazała mi wolę Boga. Udałam się do kaplicy, była 4 po południu, czyli godzina, w której przywykłam odwiedzać Najświętszy Sakrament, gdyż wtedy jest On najbardziej samotny. Nie wiem, dlaczego, ale wolę spotykać się +sam na sam+ z Jezusem w tabernakulum. Uklękłam na środku, przy stopniu stołu Komunii i poprosiłam Jezusa, by udzielił mi poznania Jego woli […]. Wtedy poczułam, że jakaś przyjacielska dłoń, czuła i matczyna, dotyka mojego ramienia. Podnoszę wzrok i widzę kochaną Matkę z nieba. I Matka Boża mówi +Nie bój się. Bóg chciał wypróbować twoje posłuszeństwo, wiarę i pokorę, i napisz co ci każą, jednak nie to co jest ci dane jako zrozumienie znaczenia. Po napisaniu włóż go do koperty, zamknij ją, zalakuj i napisz na wierzchu, że może zostać otworzona dopiero w 1960 r. przez ks. kard. patriarchę Lizbony (…)+. I teraz Łucja, zanim zacznie pisać, ma widzenie, które opisuje w ten sposób: +Poczułam ducha wylanego przez tajemnicze Światło, którym jest Bóg i w Nim ujrzałam i usłyszałam: grot włóczni jako strzelający płomień, który trafia w oś Ziemi. Ziemia się trzęsie: góry, miasta, wioski i osiedla wraz z mieszkańcami zostają pogrzebane. Morze, rzeki i chmury wychodzą ze swych brzegów, rozlewając się, zalewając i porywając w wir domy i ludzi w ilości nieprzeliczonej, to jest oczyszczenie świata z grzechu, w którym jest zanurzony. Nienawiść, ambicja prowadzą do niszczycielskiej wojny! Potem odczułam w przyśpieszonym biciu serca i w moim duchu delikatnego echa, który mówił: +Jedna tylko wiara, jeden tylko chrzest, jeden tylko Kościół: święty, katolicki, apostolski a w wieczności niebo!+. To słowo +niebo+ napełniło moją duszę pokojem i szczęściem do tego stopnia, że niemal bezwiednie przez długi czas powtarzałam +niebo+. Kiedy minęła ta największa przerodzona siła, poszłam to pisać i napisałam bez trudu”. To jest bardzo ważne: ta wizja otwiera pisanie trzeciej tajemnicy fatimskiej. Sama Łucja mówi w szczegółach, że wiąże się z tajemnicą w odniesieniu do niezmiernego światła jakim jest Bóg. (…) Ta wizja to bardzo ważny wstęp. Musimy sobie uświadomić, że ta trzecia odsłona tajemnicy jest scenariuszem w momencie, w którym ludzie nie odpowiedzą na wezwania Matki Bożej do nawrócenia, pokuty, rozszerzenia nabożeństwa do Jej Niepokalanego Serca na całym świecie. Matka Boża powiedziała, że jeśli świat się nie nawróci, przyjdzie jeszcze straszniejsza wojna niż IWŚ. I faktycznie, 22 lata później rozpoczyna się IIWŚ. Matka Boża mówi, że jeśli świat się nie nawróci, jeśli Rosja nie zostanie Jej poświęcona to rozszerzy swoje błędy. Ojciec Święty będzie bardzo cierpiał, Kościół będzie prześladowany. Trzecia tajemnica fatimska pokazuje scenariusz tego co się wydarzy, jeśli Kościół i świat nie odpowie na wspomniane wezwania Matki Bożej. Z perspektywy czasu widzimy, że nie nastąpiła ogólnoświatowa pokuta, w Kościele po Soborze Watykańskim II co raz mniej mówi się o pokucie, chociaż Matka Boża i Anioł wzywają w Fatimie po trzykroć +pokuta, pokuta, pokuta!+. Nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi nie zostało rozpropagowane w całym Kościele – raptem tylko trzy episkopaty oficjalnie je zaaprobowały. Rosja – czy została imiennie poświęcona? Nigdy nie została poświęcona imiennie przez papieża wraz ze wszystkimi biskupami. Do dzisiaj trwa spór czy Matka Boża przyjęła to poświęcenie Ojca Świętego Jana Pawła II z 1984 r. a jeżeli tak to w jakim stopniu, na ile zgodnie z poleceniem Matki Bożej i czy nie było już za późno, wszak Matka Boża prosiła o poświęcenie Rosji w 1925 r. Generalnie rzecz biorąc, Kościół i świat nie odpowiedzieli na wezwania Maryi z Fatimy tak, jak Ona o to prosiła. W związku z tym, najprawdopodobniej, idziemy w kierunku tego scenariusza, który jest zarysowany nam poprzez trzecią tajemnicę fatimską, czyli: wielkie cierpienie Kościoła, prześladowanie Ojca Świętego i jego śmierć męczeńską na sam koniec, nieprawdopodobne prześladowanie chrześcijan na całym świecie. I krew tych męczenników, którą zbierają aniołowie pod krzyżem, aby dać siłę i moc innym do kroczenia do nieba. Można powiedzieć tak: trzecia odsłona tajemnicy jest warunkowa, jeśli świat się nawróci, jeśli nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi rozpali się w całym Kościele, jeśli podejmiemy osobistą i ogólnoświatową, czy też ogólnokościelną pokutę to wtedy Matka Boża nas uratuje. Natomiast jeśli ten scenariusz A nie zrealizuje się, wtedy czeka nas scenariusz B, który jest związany z Wielkim Uciskiem, jakiego nie było od początku, nieprawdopodobnym cierpieniem Kościoła, chrześcijan, ale też całego świata, który będzie wstrząśnięty katastroficznie, tak jak nigdy wcześniej.

    JJ: Ksiądz wielokrotnie wypowiedział słowo “pokuta”. Ten wyraz pada też z ust Maryi i Anioła w Fatimie. Czym jednak jest pokuta? Jak możemy pokutować?

    KS. D. Ch.: Przede wszystkim pokuta to całkowity powrót do Boga, który jest wyrzeknięciem się zła i okazji do zła. Pokuta, o którą prosi Matka Boża jest powrotem całym sercem do Boga, do postawienia Go i Jego przykazań na pierwszym miejscu w życiu. To przyjmowanie codziennego cierpienia bez buntu, w duchu ekspiacji za grzeszników, z których ja jestem pierwszym. Matka Boża mówi do dzieci “Czy zgodzicie się przyjąć dobrowolnie cierpienia, które Bóg wam ześle?”. Dzisiaj niektórzy mówią: “Jak to? Jak Bóg może zsyłać na kogoś cierpienia?” Ojciec Niebieski zesłał na Swego Syna Jezusa Chrystusa cierpienia, aby odkupić nas i nasze winy. To tajemnica duchowej płodności w rodzeniu człowieka dla Boga. Wszyscy jesteśmy w Ciele Chrystusa, w każdym z nas dokonuje się nieustannie konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Matka Boża pyta: “Czy chcecie przyjąć cierpienie, nie (+musicie+)!, aby uratować biednych grzeszników?”. Zatem pokuta jest też związana z dobrowolnym przyjęciem cierpienia i ofiarowywaniem go za grzeszników. To również codzienne małe ofiarki, umartwienia, wyrzeczenia, o które prosi każdego dnia Matka Boża. Pokutą jest też przyjęcie prawdy o swoje grzeszności: przepraszanie i żal za grzechy, stała skrucha serca, zadośćuczynienie i wynagradzanie za grzechy.

    JJ: Czyli zatem dla niektórych pokutą może być odmawianie, najlepiej codziennie, Różańca Świętego tak jak prosi o to Maryja. Ale często spotykamy się z stwierdzeniem “Może lepiej inną modlitwę, Różaniec to takie klepanie tych samych formułek”. Jak zatem należy modlić się na Różańcu?

    Ks. D. Ch.: Różaniec jest modlitwą daną nam przez autorytet Nieba do zmiażdżenia szatana. Cała tradycja Kościoła, mistyków, świętych, egzorcystów mówi nam o niesamowitej mocy Różańca Świętego. Rzeczywiście, on na pierwszy rzut oka może wydawać się “nudny, monotonny, powtarzanie non stop tych samych słów”. Jednak Jezus też nam zostawił doskonałą modlitwę, jaką jest “Ojcze nasz”, składającą się z 7 próśb, które mamy nieustannie odmawiać. Jest w tym jakaś głębia, że im bardziej koncentrujemy się na powtarzanych słowach, tym bardziej one w nas wybrzmiewają, pogłębiają się, zaczynają w nas żyć. Ojcowie pustyni byli przekonani, że modlitwa prostoty i głębi kontemplacyjnej, którą prowadzili, ma być modlitwą serca, powtarzania jednego zdania. Modlili się powtarzając: “Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną”. Nieustannie powtarzali te słowa po kilkanaście tysięcy razy dziennie – tylko jedno zdanie – i zauważyli, jak ono bardzo głęboko przenika umysł, serce, uczucia, głębiny naszego ducha i ma niesamowity skutek. Jest zatem w tym jakaś wielka mądrość w powtarzaniu tych słów, które mają przeorać nasze serce, przeniknąć nasze serca. Zresztą to są słowa Boże, gdyż Różaniec to nic innego jak powtarzanie słów Boga, które On skierował do Maryi za pośrednictwem Archanioła Gabriela. Jednocześnie uświadamiają, że Maryja, która jest Najświętsza po Bogu, dlatego prosimy Ją o tak potężne wstawiennictwo. Może to się wydawać nudne, lecz ci, którzy nieustannie odmawiają Różaniec zauważają, że jest to modlitwa kontemplacyjna. To nieustanne powtarzanie “Ojcze nasz”, “Zdrowaś Maryjo”, “Chwała Ojcu” jest jak atmosfera duchowa, która jest utrzymywana przez rozmodlone serce 24 h na dobę. W tej atmosferze najpiękniej doświadczają Bożej obecności.

    JJ: Ostatnie pytanie. 13 października 1917 r. miał miejsce Cud słońca. Czy to było potwierdzenie autentyczności tych objawień, że to nie był wymysł młodych dzieciaków, czy też – jakby obecnie stwierdzono – schizofrenia?

    Ks. D. Ch.: Ten cud wirującego słońca był cudem, który ukazywał moc Boga przez wstawiennictwo Maryi nad ludzkością. W tym Cudzie słońca ludzie doświadczyli również czegoś, co nazwalibyśmy “apokalipsą sumień” albo “przeżyciem Sądu” ponieważ kiedy słońce zaczęło wirować, ludzie wpadli w tak wielkie przerażenie, że padali na ziemie, krzycząc wyznawali swoje grzechy, płacząc przepraszali za nie z całego serca. Był to cud, który, nie tylko że powalił ludzi na kolana, że udowodnił nadprzyrodzoność wydarzeń z Fatimy, oraz był ukazaniem tego, jak człowiek odkrywa swoją grzeszność w obliczu Bożej mocy i manifestacji Jego świętości.

    **************************************************************************************************************

    Episkopat: Komunia na rękę nie jest profanacją!

    04 października 2020/BP KEP/Warszawa Ⓒ Ⓟ

    Samplefot. Mariana C. / Cathopic

    ***

    „Nie można zarzucać profanowania Eucharystii osobom pragnącym z różnych powodów przyjąć z wiarą i czcią Komunię Świętą do rąk, zwłaszcza w okresie pandemii” – podkreśla Komisja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP.

    W komunikacie wydanym w związku z zapytaniem o publiczne inicjatywy krytyczne wobec Komunii świętej na rękę, Komisja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów przypomina, że chociaż główną formą przyjmowania Komunii w Polsce jest Komunia do ust, to jednak „nie oznacza to, że inne zatwierdzone przez Kościół formy miałyby być same z siebie niegodne, niewłaściwe, złe lub grzeszne”.

    Komisja uznaje za niesprawiedliwe sugerowanie, jakoby osoby przyjmujące Komunię na rękę automatycznie nie miały szacunku wobec Najświętszego Sakramentu.
    Przypomniano także w komunikacie Komisji, że prawo oceniania i zmieniania praktyki liturgicznej należy do Stolicy Apostolskiej i dopóki ona uznaje Komunię na rękę za godziwy sposób udzielania wiernym Ciała Pańskiego, nikt nie powinien tego sposobu negować. Kto zaś to czyni, wprowadza nieład i podział w rodzinie Kościoła.

    Pełna treść komunikatu:

    Warszawa, 3 października 2020 r.

    Komunikat Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP

    W związku z zapytaniem o publiczne inicjatywy krytyczne wobec Komunii świętej na rękę, przypominamy, że chociaż główną formą przyjmowania Komunii w Polsce jest Komunia do ust (Wskazania KEP z 2005 r. nr 40), to jednak nie oznacza to, że inne zatwierdzone przez Kościół formy miałyby być same z siebie niegodne, niewłaściwe, złe lub grzeszne, jeśli spełnia się warunki stawiane w tej kwestii przez prawo liturgiczne.

    Niewłaściwe i krzywdzące wiernych jest twierdzenie, że przyjmowanie Komunii świętej na rękę, jest brakiem szacunku wobec Najświętszego Sakramentu. Podobnie niesprawiedliwe jest ukazywanie osób przyjmujących Komunię świętej na rękę jako tych, którzy „winni są Ciała i Krwi Pańskiej”, z założeniem, że czynią to bez uszanowania, którego domaga się św. Paweł w 1 Liście do Koryntian. Co prawda Sobór Trydencki używa tego fragmentu na przypomnienie o godnym i pełnym czci przyjmowaniu Ciała Pańskiego, ale nadaje mu również wymiar duchowy, ukazując że niegodnym jest przyjmowanie Komunii w grzechu (Dekr. o Euch., sesja 13: 1/A, r. 7). Dodajmy, że słowo „niegodne” oznacza to, czego się nie godzi czynić, a tymczasem Kościół w swoim prawie uznaje za „godny” zarówno jeden, jak i drugi sposób przyjmowania Komunii. Potępiając jeden z godziwych sposobów przyjmowania Komunii świętej, wprowadza się nieład i podział w rodzinie Kościoła.

    Nie można też stwierdzić, iż Komunia święta na rękę jest sama z siebie profanacją. W ten sposób zarzucałoby się Stolicy Apostolskiej, która dopuszcza Komunię na rękę, że akceptuje profanację (por. Mszał Rzymski, OWMR 161, rzymska instrukcja Redemptionis Sacramentum nr 92). Tymczasem faktyczna profanacja Eucharystii to czyn “mający znamiona dobrowolnej i poważnej pogardy okazywanej świętym postaciom” (instr. Redemptionis Sacramentum 107, por. KPK kan. 1367). Nie można więc zarzucać profanowania Eucharystii osobom, które z różnych powodów pragną przyjąć z wiarą i czcią Komunię świętą na rękę, zwłaszcza w okresie pandemii.

    Przypominamy także wszystkim szafarzom Komunii, zwyczajnym i nadzwyczajnym, że są oni zobowiązani do przestrzegania prawa liturgicznego, które stanowi, że kiedy nie ma niebezpieczeństwa profanacji, nie można ani zmuszać, ani zabraniać Komunii w jednej czy drugiej formie (por. Redempt. Sacr. nr 12). Szafarze nie mogą twierdzić, że samo udzielenie Komunii na rękę stanowi niebezpieczeństwo profanacji, jeśli wierny z wiarą i szacunkiem prosi o tę formę Komunii. Prawo oceniania i zmieniania praktyki liturgicznej należy do Stolicy Apostolskiej i dopóki ona uznaje Komunię na rękę za godziwy sposób udzielania wiernym Ciała Pańskiego, nikt nie powinien tego sposobu potępiać. Kto zaś to czyni, wprowadza nieład i podział w rodzinie Kościoła. Może się natomiast zdarzyć, że w okresach nadzwyczajnych, jak np. trwająca epidemia, biskupi na swoim terenie tymczasowo zawężą obowiązujące prawo (por. List kard. Saraha z 3 września br.), czemu należy być zawsze posłusznym, aby zachować w Kościele pokój, o który modlimy się we Mszy przed samą Komunią.

    Niech szafarze udzielający Komunii na rękę poczuwają się do szczególnie wielkiej dbałości o cześć wobec Najśw. Sakramentu, zwracając uwagę na to, aby przy Komunii nie dopuścić do gubienia okruszyn Hostii. W tym celu powinni dbać o jakość stosowanych do Mszy hostii, z wielką uwagą dbając o to, aby się nie kruszyły i nie pozostawiały na dłoniach wiernych okruszyn. Warto też przypomnieć za Mszałem, że “ilekroć przylgnie do palców jakaś cząstka Hostii, zwłaszcza po łamaniu Chleba i Komunii wiernych, kapłan powinien otrzeć palce nad pateną, a jeśli to konieczne, obmyć je. Ma również zebrać cząstki znajdujące się poza pateną.” (OWMR 278). Kongregacja ds. Nauki Wiary w 1972 r. wyjaśniła, że “zasadniczo otarcie palców nad pateną powinno wystarczyć. Ale mogą się zdarzyć i takie przypadki, w których konieczna jest ablucja palców, jeśli np. wyraźnie widoczne partykuły pozostaną przyklejone do palców z powodu pocenia się.” (dekl. De fragmentis eucharisticis). Jeśli kapłani są zobowiązani do sprawdzenia, czy na dłoniach nie pozostały okruszyny Hostii (OWMR 278), podobnie powinni postępować wierni. Dlatego ci, którzy z uzasadnionych powodów proszą o Komunię na rękę, zaraz po spożyciu Ciała Pańskiego powinni uważnie obejrzeć dłonie oraz zebrać i spożyć ze czcią każdą widoczną okruszynę, która mogła oderwać się od Hostii.

    Bp Adam Bałabuch Przewodniczący Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów
    Konferencji Episkopatu Polski

    ****************************************************************

    W dyskusji na temat przyjmowania Komunii świętej jezuita ojciec Grzegorz Kramer opublikował swój wpis. Kapłan, znany jest raczej z postępowych przekonań, powrócił do internetowej aktywności po kilku miesiącach zakazu wypowiedzi. Odnosząc się do akcji „STOP Komunii Świętej na rękę” napisał: „Przy okazji słynnego baneru. W Kościele jestem 44 lata i uważam, zresztą za biskupami i papieżem, że każdy powinien mieć możliwość przyjęcia Pana Jezusa w Komunii, w sposób jaki uważa za słuszny. Na kolanach, do ust, na rękę, w procesji lub przy balaskach. Każdy z nas jest inny i inaczej przeżywa swoją relację z Bogiem, a co za tym idzie inaczej przeżywa ją również swoim ciałem. Jasne jest, że liturgia jest pełna znaków, jednym z nich jest jedność postaw, ale wiemy, że życie pisze swoje scenariusze i kiedy podczas modlitwy eucharystycznej stoimy, niektórzy klęczą, bo to oddaje ich stan ducha lepiej. W liturgii nie chodzi przecież o idealnie zrealizowany teatr, ale spotkanie z Bogiem, by Go uwielbić. Liturgia jest ostatnim miejscem do przepychanek i kłótni między nami.  Sam, będąc proboszczem, bardzo nalegałem (w czasie pandemii), by osoby przyjmujące na rękę podchodziły pierwsze, a później te, które przyjmowały do ust. Nie, by pokazać wyższość czy lepszość jednych nad drugimi, ale by to miało sens, pod względem higieny. I wydaje mi się, że udało się nam jakoś ze sobą żyć. Kiedy patrzę na to, co wypisują ludzie Kościoła o akcji z banerami, jak prześcigają się w nazywaniu autorów tejże akcji od sekciarzy, nawiedzonych itp. to nie widzę w tym czci do Najświętszego Sakramentu i szukania jedności w Kościele. Nie jestem zwolennikiem takich banerów, z tej prostej przyczyny, że ona są dużym uproszczeniem i źle się dzieje jeśli z naszymi liturgicznymi sporami wychodzimy na ulice. Jednak nie ma we mnie zgody, by komuś zabraniać czy zamykać mu usta. Sam wróciłem z zamknięcia ust i wiem, że to jest najgorszy sposób na dialog w Kościele, którego bardzo potrzebujemy”.

    POLONIA CHISTIANA/PCh24.pl

    ***********************************

    Kardynał Sarah:

    powszechnie udzielana Komunia na rękę to część ataku Szatana na Eucharystię

    fot. kep.pl

    [Przypominamy tekst z 2018 r., ale w kontekście toczącej się od kilku dni dyskusji – nadal aktualny] Kardynał Robert Sarah „wzywa katolickich wiernych – pisze Diane Montagna z LifeSiteNews – by wrócili do przyjmowania Komunii Świętej na język w postawie klęczącej”.

    Prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego w zamieszczonych przez portal fragmentach przedmowy do książki ks. Federico Bortoliego La distribuzione della comunione sulla mano (Rozdawanie Komunii na rękęprzypomina setną rocznicę objawień w Fatimie i zwraca uwagę na to, że Anioł Pokoju, który ukazał się dzieciom w roku 1916 przed objawieniami Maryi, pokazał, w jaki sposób powinno się przyjmować Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, oraz jak obraża się Pana Jezusa w Eucharystii, także poprzez „tak zwaną interkomunię”.

    W trzeciej wizji, którą miały dzieci, anioł ukazał się z kielichem, nad którym unosiła się hostia. Poczym „dał Hostię Łucji, a Krew z kielicha Hiacyncie i Franciszkowi pozostającym na kolanach”. Anioł wezwał dzieci do zadośćuczynienia za niewdzięcznych ludzi, którzy straszliwie znieważają Ciało i Krew Jezusa Chrystusa i pochylił się do ziemi, trzykrotnie odmawiając modlitwę z dziećmi.

    Zdaniem kardynała „modlitwa zadośćuczynienia, jaką podyktował anioł, niestety wcale nie jest przestarzała”. Jako pierwsze przykłady znieważania sakramentu Komunii św. wymienia „straszliwe profanacje, o których informują niektórzy byli sataniści przedstawiający makabryczne opisy”. I dodaje: „Świętokradcze Komunie, nieprzyjmowane w stanie łaski Bożej albo bez wyznania wiary katolickiej (nawiązuję do pewnych form tak zwanej interkomunii) są także zniewagami”. Po drugie wymienia zaś „wszystko to, co mogłoby zapobiec owocności tego sakramentu, w szczególności błędy zasiane w umysłach wiernych doprowadzające do tego, że nie wierzą już w Eucharystię”.

    Mimo że te dusze profanują Go i gardzą Nim, Jezus cierpi za nie. „Ale – zdaniem kardynała – Jezus cierpi bardziej, kiedy nadzwyczajny dar Jego bosko-ludzkiej obecności eucharystycznej nie może wywołać swoich potencjalnych skutków w duszach wierzących. A zatem możemy rozumieć, że najbardziej podstępny atak diabelski polega na próbie wygaszenia wiary w Eucharystię poprzez sianie błędów i promowanie niestosownych sposobów jej przyjmowania. Wojna pomiędzy Michałem i jego aniołami z jednej strony a Lucyferem z drugiej naprawdę toczy się w sercach wiernych. Celem ataku Szatana jest Ofiara Mszy Świętej i rzeczywista obecność Jezusa w konsekrowanej Hostii”.

    Diabeł atakuje na dwa sposoby: osłabiając pojęcie „rzeczywistej obecności” i poprzez „próbę usunięcia z serc wiernych poczucia sacrum”.

    W tym pierwszym przypadku „wielu teologów nie ustaje w wyśmiewaniu lub lekceważeniu określenia transsubstancjacja mimo stałych nawiązań do niego w Magisterium”. Kardynał zastanawia się na tym, jak wiara w rzeczywistą obecność „wpływa na sposób przyjmowania Komunii i vice versa”. Podczas gdy przyjmowanie Komunii na rękę prowadzi do rozpraszania wielkiej ilości fragmentów, z drugiej strony „uważanie na najdrobniejszy okruszek, troska przy oczyszczaniu świętych naczyń, nie dotykanie Hostii spoconymi rękami, w każdym przypadku staje się wyznawaniem wiary w rzeczywistą obecność Jezusa, nawet w najmniejszych częściach konsekrowanych postaci”. Nie ma bowiem znaczenia, jak mały jest fragment Hostii, gdyż „istota jest ta sama! To On!” – Jezus.

    Z kolei niezważanie na cząsteczki Hostii powoduje, że „zapomina się o dogmacie”, co może w konsekwencji stopniowo doprowadzić do dominacji myśli: „Skoro nawet proboszcz nie zwraca uwagi na fragmenty, skoro udziela Komunii w taki sposób, że cząsteczki mogą ulec rozproszeniu, więc oznacza to, że Jezusa w nich nie ma albo że jest do pewnego momentu”.

    Natomiast w przypadku drugiego diabelskiego ataku, „poczucie sacrum pozwala dostrzec nam (…) zupełną wyjątkowość i świętość” rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii, a jego utrata oznaczałaby „utratę poczucia sacrum dokładnie w tym, co jest najświętsze! A jak to możliwe?” – pyta kardynał. Jest to możliwe, jeśli przyjmuje się Komunię „tak samo, jak zwykłe jedzenie”.

    Kardynał Sarah podkreśla, że liturgia „składa się z wielu małych rytuałów i gestów”, które wyrażają naszą „miłość, synowski szacunek i adorację w stosunku do Boga”. Dlatego też przyjmowanie Komunii na język i na kolanach jest warte promowania, albowiem stoi za tą praktyką długa tradycja Kościoła, a „wielkość i szlachetność człowieka, jak również najwyższy wyraz jego miłości do swojego Stwórcy polega na klęczeniu przed Bogiem. Sam Jezus modlił się na kolanach w obecności Ojca”.

    Dalej duchowny podaje przykłady dwóch świętych naszych czasów, którzy wyrażali głęboki szacunek do Najświętszej Eucharystii: św. Jana Pawła II i św. Teresy z Kalkuty.

    Jan Paweł II zawsze klękał przed Najświętszym Sakramentem, nawet wówczas, kiedy już nie miał sił i potrzebował pomocy innych. „Do ostatnich dni chciał dać nam wielkie świadectwo szacunku dla Najświętszego Sakramentu – pisze kardynał Sarah. – Dlaczego jesteśmy tak dumni i niewrażliwi na znaki, które sam Bóg ofiaruje nam dla naszego duchowego dojrzewania i bliskiej relacji z Nim? (…) Czy naprawdę to takie upokarzające pochylić się i pozostać na klęczkach przez Pan Jezusem Chrystusem?”.

    Podobnie Matka Teresa z Kalkuty, którą trudno „uznać za tradycjonalistkę, fundamentalistkę czy ekstremistkę” wyrażała ten szacunek do Najświętszej Eucharystii. „Z pewnością codziennie dotykała ciała Chrystusa w podupadłych i cierpiących ciałach najbiedniejszych z biednych. A jednak, napełniona zachwytem i pełną szacunku czcią (…) powstrzymywała się przed dotykaniem przeistoczonego Ciała Chrystusa”, a wręcz z bólem i smutkiem „patrzyła na chrześcijan przyjmujących Komunię Świętą na rękę”.

    Dlaczego zatem są tacy, którzy przyjmują Komunię na rękę i stojąc, skoro tacy wspaniali święci dają nam przykład? A są przecież „wzorami do naśladowania, które daje nam Bóg!” Powinniśmy zdaniem kardynała przystępować do Komunii jak dzieci i z pokorą. Także kapłani nie powinni „ważyć się narzucać swojej władzy w tej kwestii poprzez odmowę lub złe traktowanie tych, którzy pragną przyjąć Komunię na klęczkach i na język”.

    Kardynał Sarah zwrócił też uwagę na proces, który doprowadził do upowszechnienia się przyjmowania Komunii św. na rękę: „Niestety, podobnie jak w przypadku języka łacińskiego, tak również w przypadku reformy liturgicznej, specjalne ustępstwo” w sprawie przyjmowania Komuni na rękę „stało się wytrychem do włamania się i opróżnienia sejfu liturgicznych skarbów Kościoła”.

    Kardynał Sarah podkreślił pozytywną rolę przykładu Benedykta XVI i wyraził zadowolenie z faktu, że wielu młodych ludzi decyduje się przyjmować Komunię z szacunkiem na kolanach i do ust.

    Kończąc swoje rozważania nawiązuje ponownie do Fatimy i przypomina o „pewnym triumfie Niepokalanego Serca Maryi”, co oznacza, że „prawda na temat liturgii także zwycięży”.

    Źródło: LifeSiteNews/Jan J. Franczak/PCh24.pl/12.10.2020

    **********************************************

    O przyjmowaniu Komunii świętej

    Rozpoczynaj przygotowanie się do Komunii św. wieczorem dnia poprzedniego przez akty miłości i tęsknoty do Zbawiciela. Udaj się trochę wcześniej na spoczynek, aby móc także wstać wcześniej rano. A jeżeli obudzisz się w nocy, napełnij zaraz swoje serce i usta wonią słów pobożnych, aby twoja dusza tchnęła ich miłym zapachem na przyjęcie swego Oblubieńca. On czuwa, kiedy ty śpisz, gotuje dla ciebie tysięczne łaski i dary, jeśli ze swej strony będziesz usposobiona na ich przyjęcie.

    Rano wstawaj z wielką radością, że czeka cię szczęście, którego oczekiwałaś, i po odbyciu spowiedzi pójdź z wielką ufnością, lecz także z wielką pokorą na tę niebieską ucztę, która cię karmi na nieśmiertelność. A gdy wymówisz te święte słowa: Panie, nie jestem godzien, nie poruszaj głową ani ustami, by się modlić czy westchnąć, ale skromnie i umiarkowanie otwórz usta i podnieś głowę o tyle, ile potrzeba, aby kapłan mógł dogodnie widzieć, co czyni. Z pełną wiarą, nadzieją i miłością przyjmij Tego, któremu wierzysz i ufasz, i którego kochasz.

    O Filoteo, wyobraź sobie pszczółkę, która zebrała z kwiatów rosę niebieską i najwyśmienitszą słodycz ziemi przerabia w miód i zanosi do ula. Podobnie kapłan, po wzięciu z ołtarza Zbawiciela świata, prawdziwego Syna Bożego, który zstąpił z nieba jak rosa, a zarazem Syna Dziewicy, który jak kwiat wonny wykwitł z ziemi naszego człowieczeństwa, przenosi Go jak słodki pokarm do twoich ust i twego serca. A przyjąwszy Go, pobudzaj twe serce do złożenia hołdu temu Królowi Zbawienia. Rozmawiaj z Nim o potrzebach swej duszy, spoglądaj na Niego, dopóki przebywa w twym wnętrzu, gdzie wszedł dla twego szczęścia. Jednym słowem – przyjmij Go, o ile tylko możesz najgodniej, i tak postępuj, żeby ze wszystkich twoich czynności poznano, że Bóg jest z tobą.

    Gdybyś jednak nie mogła mieć szczęścia przyjąć Komunii sakramentalnej na Mszy Św., przyjmij ją przynajmniej duchowo gorącym pragnieniem, jednocząc się z żywym ciałem Zbawiciela.


    Główną twoją intencją przy Komunii św. powinno być pragnienie uczynienia postępu w miłości Bożej, umocnienie się w niej i odniesienie z niej pociechy. Miłość winna być twoim celem, gdyż przyjmujesz Tego, który jedynie z miłości nam się oddaje. Żadna czynność Zbawiciela nie jest nacechowana większą miłością i czułością niż ustanowienie Eucharystii, w której On się niejako unicestwia i staje się pokarmem, aby przeniknąć nasze dusze i zjednoczyć się najściślej z sercem i ciałem swoich wiernych.


    Jeśli ludzie światowi zapytają cię, dlaczego przystępujesz do Komunii św. tak często, powiedz im, że czynisz to, aby nauczyć się kochać Boga, by oczyścić się z niedoskonałości, uwolnić się od swojej nędzy, by pozyskać pociechę w utrapieniach i oparcie w słabościach. Powiedz im, że dwojakiego rodzaju ludzie powinni często komunikować: doskonali, którzy mając tak dobre usposobienie, wielką ponieśliby szkodę, gdyby nie zbliżali się do tego źródła i krynicy doskonałości, oraz niedoskonali, aby mogli należycie dążyć do doskonałości. Mocni, by nie osłabli, a słabi, aby się umocnili, chorzy, żeby uzyskali zdrowie, a zdrowi, by nie popadli w chorobę. Co do ciebie zaś – jako niedoskonałej, słabej i chorej – powinnaś często czerpać ze źródła doskonałości, mocy i zdrowia.

    Powiedz im, że ci, którzy nie mają wielu spraw doczesnych na głowie, powinni często przystępować do stołu Pańskiego, ponieważ mają na to czas i sposobność, ci zaś, których pochłaniają świeckie zajęcia, mają większą tego potrzebę, bo ten kto wiele pracuje i nosi wielkie ciężary, musi się dobrze odżywiać i częściej przyjmować posiłek. Powiedz im, że przyjmujesz Najświętszy Sakrament, aby się nauczyć dobrze go przyjmować, ponieważ nie możemy dobrze wykonać rzeczy, w której się często nie ćwiczymy.


    Przystępuj często do Komunii Św., Filoteo, jak możesz najczęściej, idąc w tym za zdaniem twego spowiednika. Wierz mi, że jak zające naszych gór stają się białe w zimie, kiedy jedzą śnieg i wciąż nań patrzą, tak i ty, przez wpatrywanie się w piękność, dobroć i czystość ukrytą w tym Boskim Sakramencie i przez częste przyjmowanie Go staniesz się cała piękna, dobra i czysta.

    św. Franciszek Salezy, Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, Kraków 2000/PCh24.pl

    **************************************

    65 polskich naukowców:

    Komunia do ust i w postawie klęczącej najbezpieczniejsza w czasie pandemii


    65 polskich naukowców: Komunia do ust i w postawie klęczącej najbezpieczniejsza w czasie pandemiifot; Łukasz Dejnarowicz/Forum


    65 polskich naukowców zajmujących się tematami medycznymi skierowało list do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski w sprawie sposobu przyjmowania Komunii świętej w czasach pandemii SARS-CoV-2. Ich zdaniem najbezpieczniejsza jest forma tradycyjna – do ust i w postawie klęczącej.

    Sygnatariusze listu – profesorowie oraz młodsi pracownicy nauki świata medycznego – liczą, że list kierowany do abp. Stanisława Gądeckiego trafi do innych biskupów, kapłanów oraz świeckich.

    „Przesłanie listu jest jednoznaczne i nie pozostawia wątpliwości: tradycyjna forma przyjmowania Komunii Świętej bezpośrednio do ust, i to w postawie klęczącej, jest bezpieczniejsza niż na rękę i w postawie stojącej!” – informuje „Nasz Dziennik”.

    – Nie możemy milczeć wobec panującego powszechnie przekonania, że przyjmowanie Komunii Świętej na rękę jest bezpieczniejszą formą w dobie pandemii – mówi cytowana przez „ND” prof. zw. dr hab. Maria Elżbieta Sobaniec-Łotowska, jedna z inicjatorek listu. Sygnatariusze przekonują, że twierdzenie, iż to Komunia święta „na rękę” jest najbezpieczniejszą formą udzielania Najświętszego Sakramentu w czasach pandemii nie znajduje podstaw medycznych i jest manipulacją oraz wprowadzaniem w błąd.

    „Nie wiemy, na jakiej podstawie, a zwłaszcza w oparciu o jakie badania naukowe zbudowano taką tezę i jakie przesłanki medyczne ją potwierdzają. Uważamy, że z punktu widzenia medycznego nie można traktować udzielania Komunii Świętej na rękę jako formy bardziej bezpiecznej niż przyjmowanie Komunii Świętej do ust” – piszą cytowani przez „Nasz Dziennik” sygnatariusze listu zauważając, że brudne ręce mogą stanowić siedlisko chorobotwórczych drobnoustrojów. Z kolei tradycyjna forma przyjmowania Komunii Świętej jest najbezpieczniejsza – zauważają. Dlatego też, w trosce o zdrowie wiernych, apelują, by powrócić do udzielania Najświętszego Sakramentu do ust i w postawie klęczącej.

    Jak podaje „Nasz Dziennik”, list jest inicjatywą patomorfologów: dr. hab. n. med. Marka Baltaziaka, prof. zw. dr hab. n. med. Marii Elżbiety Sobaniec-Łotowskiej i prof. zw. dr. hab. n. med. Stanisława Sulkowskiego”. Prof. Sobaniec-Łotowska i prof. Sulkowski badali m.in. Cud Eucharystyczny w Sokółce.

    List nosi datę 7 października, gdyż sygnatariusze pragnęli uczcić Matkę Bożą Różańcową. Chcieli też, aby pod tekstem podpisały się 53 osoby – tyle, ile razy mówi się modlitwę „Zdrowaś Maryjo” w Różańcu. List podpisało jednak więcej osób – 65, a liczba byłby jeszcze większa, ale „ze względu na wagę sprawy i jej priorytetowe znaczenie po trzech dniach od rozpoczęcia zbierania głosów poparcia zamknęliśmy listę” – cytuje prof. zw. dr hab. Marię Sobaniec-Łotowską „Nasz Dziennik”.

    Zdaniem ks. prof. dr. hab. Pawła Bortkiewicza TChr „argumenty, które padają w liście, są oparte na wiedzy medycznej” i wypływają z troski, pobożności oraz czci dla Najświętszego Sakramentu. Jak zauważył duchowny, w związku z pandemią rezygnuje się z podawania dłoni, dlatego też „oczywiste powinno być, że rozdzielanie Komunii Świętej na rękę stanowi bezwzględnie większe zagrożenie niż udzielanie Komunii Świętej bezpośrednio do ust”. Ponadto dystans społeczny – istotny w walce z rozprzestrzenianiem się SARS-CoV-2 – jest większy podczas udzielania wiernym Ciała Pańskiego w pozycji klęczącej. Kapłan zauważył także, że głos płynący ze świata medycznego może rozwiać wątpliwości u kapłanów niezdecydowanych w tej sprawie.

    Źródło: „Nasz Dziennik”/MWł/PCh24.pl

    ****************************

    Już za miesiąc znów połączy nas „Różaniec do Granic”

    Już za miesiąc znów połączy nas „Różaniec do Granic”

    Mijają właśnie 3 lata od kiedy w październiku 2017 roku miliony wiernych w Polsce i na świecie modliły się wspólnie podczas wydarzenia „Różaniec do Granic”. Wydarzenie, które początkowo miało odbyć się jedynie wzdłuż naszych granic, zainspirowało naśladowców w wielu krajach świata. W tym roku będzie miało swoją kontynuację – „Różaniec do Granic Nieba”, który odbędzie się pomiędzy 1 a 8 listopada 2020 r. w całej Polsce.

    „Różaniec do Granic” będzie inny, niż ten sprzed 3 lat. Po pierwsze, pragniemy dotrzeć do granic Nieba, a nie tylko do granic naszego kraju. Po drugie druga edycja trwa aż 8 dni. I wreszcie, tym razem wydarzenie składa się dwóch różnych elementów – dla parafii i dla rodzin – informują organizatorzy.

    Osoby zainteresowane wzięciem udziału w inicjatywie będą mogły dołączyć do Różańca odmawianego przez osiem pierwszych dni listopada w parafiach, które dołączą do akcji. Wspólną intencją będzie prośba o uleczenie rozmaitych ran związanych z utratą dzieci nienarodzonych.

    Chętni będą mogli też odmawiać specjalną modlitwę na cmentarzach, gdzie pochowani są ich bliscy. W historiach naszych rodzin zdarzały się utraty dzieci jeszcze przed narodzeniem, z różnych powodów – zwracają uwagę inicjatorzy przedsięwzięcia.

    – Owocem takiej modlitwy Polaków może być wzmocnienie nadziei i wiary oraz przyjęcie pokoju Bożego – mówi Agnieszka Kminikowska, przedstawiciel organizatorów akcji modlitewnej.

    Tegoroczna edycja wydarzenia jednoczy wiele środowisk katolickich, wspólnot, instytucji i mediów. „Różaniec do Granic Nieba” będzie więc owocem działania całego Kościoła w miłości i jedności.

    – Od trzech lat regularnie otrzymujemy prośby o kontynuację „Różańca do Granic” – dodaje Maciej Bodasiński, jeden z organizatorów. – Szczególnie w obecnym roku, który bardzo mocno nas wszystkich przytłoczył, chcemy wyjść z inicjatywą modlitwy zarówno wspólnotowej, jak i indywidualnej. Myślę, że szczególnie teraz takiej właśnie modlitwy wszyscy potrzebujemy – podkreśla.

    Źródła: Różaniec do Granic, PCh24.pl/RoM/2020-10-07

    **************************************************************************************************************

    Milion dzieci modli się na różańcu o pokój i zakończenie pandemii

    Samplefot. Marco Ceschi / Unsplash

    Wczoraj rozpoczęła się światowa inicjatywa „Milion dzieci modli się na różańcu”. Akcję zorganizowała papieska fundacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Ma ona swoje źródło w obietnicy Ojca Pio mówiącej o nadziei przemiany świata na lepsze dzięki modlitwie najmłodszych.

    Wczoraj i dziś milion dzieci na całym świecie modli się na różańcu. Od Algierii po Nową Zelandię, od Polski po Japonię, błaganie najmłodszych wzniesie się do Maryi w powszechnej prośbie o pokój, jedność oraz zakończenie pandemii.

    Nadzwyczajna inicjatywa, zorganizowana przez papieską fundację Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP), podejmowana jest dzisiaj w rodzinach, a także dzień później we wszystkich szkołach, które zdecydowały się wesprzeć tę kampanię miłości, narodzoną w 2005 r. w Wenezueli, do której zachęcał także papież Franciszek podczas modlitwy „Anioł Pański” w zeszłym tygodniu.

    Różaniec to potężna broń w rękach dzieci. W naszej epoce zdominowanej przez egoizm, wojny i odrodzenie nacjonalizmu, modlitwa różańcowa staje się niezbędna i skuteczna, jeśli jest odmawiana przez rzesze czystych dusz, tak czystych, jak dzieci” – powiedział ks. Martino Puerto di Serrano, asystent kościelny PKWP we Włoszech. Sam papież Franciszek podkreślił, że „musimy odmawiać różaniec, aby obronić Kościół i ludzkość przed atakami diabła”.

    Ks. Serrano jest przekonany, że ta modlitwa może zmienić świat. „Idea wzięła swój początek w Wenezueli. W 2005 roku jedna z kobiet towarzyszyła dzieciom odmawiającym różaniec przed sanktuarium Matki Bożej. Przyszła jej wtedy na myśl obietnica złożona przez ojca Pio: jeśli milion dzieci będzie wspólnie odmawiać różaniec, świat się zmieni. Dlatego narodziła się nasza inicjatywa – mówi ks. Serrano. – To jest też nasza intencja, aby zmienić oblicze tego świata, w którym jest tak mało pokoju. Zachęcamy do modlitwy szczególnie w rodzinach; pragniemy, aby dzieci wraz z całymi rodzinami odmawiały różaniec. Także w szkołach, na ile to możliwe, chcielibyśmy, aby ta inicjatywa nabrała rozmachu. Różaniec to modlitwa, którą można praktykować w każdej chwili i w każdym czasie”.

    Każda grupa, każda rodzina, każda szkoła, może swobodnie decydować, jak zorganizować modlitwę swoich dzieci w niedzielę i poniedziałek. Do udziału zaproszone są również osoby dorosłe. Można się modlić w każdym miejscu, nawet samotnie, prowadząc samochód lub siedząc w tramwaju czy metrze.

    Więcej informacji na temat inicjatywy „Milion dzieci modli się na różańcu” można znaleźć na stronie internetowej fundacji PKWP.

    19 października 2020/Eryk Gumulak SJ/vaticannews.va /Rzym

    *********************************************

    Wielka Brytania: ogólnokrajowy Różaniec w intencji zadośćuczynienia

    Wielka Brytania: ogólnokrajowy Różaniec w intencji zadośćuczynienia

    Różaniec/Wielka Brytania/kampania różańcowa


    Różańcowy Ruch Zadośćuczynienia (Rosary Movement of Reparation), któremu przewodzi biskup John Keenan oraz sanktuarium maryjne w Walsingham, zapraszają w tym miesiącu do wspólnej modlitwy za wiarę, życie i pokój. Codziennie, o godz. 20:00 czasu brytyjskiego, Różaniec w języku angielskim transmitowany jest online z wielu sanktuariów, katedr i parafii na Wyspach Brytyjskich.

    Widomym znakiem skali tego przedsięwzięcia jest interaktywna mapa lokalizacji miejsc, w których odbywa się modlitwa. Wspólnoty zgłaszają swój udział on-line, za pomocą prostego formularza na stronie https://www.rosaryonthecoast.co.uk/.

    „Zachęcamy do zapisywania się i dołączania do grup, tworzonych na całych Wyspach Brytyjskich. Prowadźcie modlitwę z dowolnego miejsca, w które zostaniecie posłani” – apelują twórcy Ruchu zadośćuczynienia. Od kilku lat zanoszą intensywne modlitwy w intencji moralnej odnowy Wysp Brytyjskich. W tym miesiącu szczególnie pragną wywołać wielką siłę „huraganu modlitwy różańcowej” na tej właśnie ziemi.

    „Bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy obecnie wstawiać się i modlić w intencji naszych Wysp, nawrócenia naszych narodów i obrony przed wszelkim niebezpieczeństwem, chorobami i złem” – czytamy w deklaracji na stronie internetowej ruchu. – „Coraz częściej jesteśmy świadkami narastającej przemocy, buntu i bezprecedensowego bezprawia. Schronienia na te czasy to Najświętsze Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi. Kościół jest bardzo atakowany, wiara jest podważana, świętość życia nie jest szanowana i wszędzie brakuje pokoju. Po raz kolejny katolików z Wysp zapraszamy więc do wzięcia w dłonie różańca świętego i udziału w misji duchowej odnowy i obrony przed wynaturzeniem, kataklizmem i wojną”.

    źródło: vaticannews.va / KAI/RoM

    **************************************************************************************************************

    Irlandia: władze zakazują uczestnictwa w Mszach świętych. Biskupi apelują o zmianę decyzji


    Irlandia: władze zakazują uczestnictwa w Mszach świętych. Biskupi apelują o zmianę decyzjiKatedra w Dublinie, fot. Peter Zoeller, Archiwum: Zuma Press


    W związku z pandemią koronawirusa, władze Irlandii zdecydowały się zakazać uczestnictwa we wszystkich nabożeństwach religijnych. Przeciwko tej decyzji protestują katoliccy biskupi, którzy wystosowali w tej sprawie list do premiera i domagają się spotkania z szefem rządu Irlandii. Podkreślają, że realne uczestnictwo we Mszy świętej jest niezwykle ważne dla wszystkich katolików.

    Na trzy tygodnie, do niedzieli 27 października włącznie, ma zostać wprowadzony w całym kraju trzeci poziom ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa. Oznacza to, że wszystkie nabożeństwa religijne – także Msza święta – mogą odbywać się wyłącznie w formie transmisji online, chociaż miejsca kultu mogą pozostać otwarte na modlitwę osobistą.

    Arcybiskupi Eamon Martin z Armagh, Diarmuid Martin z Dublina, Michael Neary z Tuam oraz Kieran O’Reilly z Cashel i Emly zaznaczają, że wspólnotowe sprawowanie Mszy św. i sakramentów, nawet przy ograniczeniu liczby uczestników należy do istoty wspólnoty chrześcijańskiej.

    „Pragniemy konstruktywnie współpracować z władzami cywilnymi, aby zapewnić naszemu ludowi stały dostęp do wsparcia Mszy świętej i sakramentów oraz niezbędnego pokarmu duchowego w tych trudnych czasach” – piszą biskupi.

    Podkreślają swoje poparcie dla wytycznych organów ds. zdrowia publicznego, ale są wyraźnie zaniepokojeni tym, że dostęp do Mszy św. jest ograniczony jedynie do przekazu online. Przypominają, że niedzielna Eucharystia nie jest jedynie „zgromadzeniem” ludzi, ale głębokim wyrazem tego, kim jesteśmy jako Kościół.

    „Mamy również głęboką świadomość, że dla parafii i poszczególnych katolików utrata tego duchowego wsparcia może być źródłem wielkiego niepokoju i lęku, a także może mieć szkodliwy wpływ na ich ogólne zdrowie i samopoczucie” – piszą autorzy listu, licząc na konstruktywną dyskusję w tych kwestiach.

    źródło: KAI/WMa/PCh24.pl/2020-10-09

    **************************************************************************************************************

    XXVIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO

    11 PAŹDZIERNIKA 2020

    MSZA ŚWIĘTA W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA

    o godzinie 14.00

    przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem od godziny 13.15

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Antyfona na wejście

    Jeśli zachowasz pamięć o grzechu, Panie, Panie, któż się ostoi. Ale Ty, nasz Boże, udzielasz przebaczenia.

    HYMN

    Chwała na wysokości Bogu, * a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. * Chwalimy Cię. * Błogosławimy Cię. * Wielbimy Cię. * Wysławiamy Cię. * Dzięki Ci składamy, * bo wielka jest chwała Twoja. * Panie Boże, Królu nieba, * Boże, Ojcze wszechmogący. * Panie, Synu Jednorodzony, * Jezu Chryste. * Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. * Który gładzisz grzechy świata, * zmiłuj się nad nami. * Który gładzisz grzechy świata, * przyjm błaganie nasze. * Który siedzisz po prawicy Ojca, * zmiłuj się nad nami. * Albowiem tylko Tyś jest święty * Tylko Tyś jest Panem. * Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste. * Z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca. * Amen.

    Kolekta

    Prosimy Cię, Boże, niech Twoja łaska
    zawsze nas uprzedza i stale nam towarzyszy, pobudzając naszą gorliwość
    do pełnienia dobrych uczynków.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Izajasza – Iz 25,6-10a

    Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win. Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody. Raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę swego ludu po całej ziemi, bo Pan przyrzekł. I powiedzą w owym dniu: „Oto nasz Bóg, Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność: cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! Albowiem ręka Pana spocznie na tej górze”.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 23

    R/ Po wieczne czasy zamieszkam u Pana.

    Pan jest moim pasterzem,
    niczego mi nie braknie.
    Pozwala mi leżeć
    na zielonych pastwiskach. R/

    Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
    orzeźwia moją duszę.
    Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
    przez wzgląd na swoją chwałę. R/

    Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę,
    zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
    Kij Twój i laska pasterska
    są moją pociechą. R/

    Stół dla mnie zastawiasz
    na oczach mych wrogów.
    Namaszczasz mi głowę olejkiem,
    obficie napełniasz mój kielich. R/

    Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
    przez wszystkie dni życia.
    I zamieszkam w domu Pana
    po najdłuższe czasy. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian – Flp 4,12-14.19-20

    Bracia: Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. W każdym razie dobrze uczyniliście, biorąc udział w moim ucisku.

    A Bóg mój według swego bogactwa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę. Bogu zaś i Ojcu naszemu chwała na wieki wieków. Amen.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 22,1-14

    Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa; a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali.

    Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: «Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie». Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami.

    Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?» Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów». Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.
    Oto słowo Pańskie.

    WYZNANIE WIARY

    Wierzę w jednego Boga, * Ojca Wszechmogącego, * Stworzyciela nieba i ziemi, * wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. * I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, * Syna Bożego Jednorodzonego, * który z Ojca jest zrodzony * przed wszystkimi wiekami. * Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, * Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. * Zrodzony a nie stworzony, * współistotny Ojcu, * a przez Niego wszystko się stało. * On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego * przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. * Ukrzyżowany również za nas, * pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. * I zmartwychwstał dnia trzeciego, * jak oznajmia Pismo. * I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. * I powtórnie przyjdzie w chwale * sądzić żywych i umarłych, * a Królestwu Jego nie będzie końca. * Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, * który od Ojca i Syna pochodzi. * Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; * który mówił przez Proroków. * Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. * Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. * I oczekuję wskrzeszenia umarłych. * I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.

    Modlitwa nad darami

    Miłosierny Boże, przyjmij nasze modlitwy i dary,
    które składamy i przez udział w świętej Ofierze doprowadź nas do wiecznej chwały.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Bogacze zubożeli i zaznali głodu, szukającym Pana niczego nie zabraknie.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, Ty nas karmisz Najświętszym Ciałem i Krwią Twojego Syna; pokornie Cię błagamy, abyś nam dał udział w Twoim Boskim życiu.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***********************

    komentarz do LITURGII SŁOWA

    Marko Ivan Rupnìk – wizerunek Jezusa (XXI wiek)

     fot. Graziako/Niedziela/Marko Ivan Rupnìk – wizerunek Jezusa (XXI wiek)

    ***

    Dzisiejsze Słowo Boże posługuje się obrazem uczty, aby jeszcze lepiej przybliżyć człowiekowi tajemnice Królestwa Bożego. W I Czytaniu prorok Izajasz już widzi, że po różnych klęskach i zniszczeniach, których ludzkie serce musi doświadczyć, przyjdzie czas wybawienia. Będzie to czas, kiedy Pan Zastępów „zedrze zasłonę zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów”. I śmierci już więcej nie będzie. Nastanie uczta i to niewyobrażalna, dla tych, którzy mimo wszystko ufali w wybawienie Pana.

    Chrystus zanim wyszedł na górę Kalwarię mówił uczniom w Wieczerniku: „Powiadam wam: odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego szczepu aż do dnia, w którym go pić będę wraz z wami ponownie w Królestwie Ojca mojego.”

    Za każdym razem składając Bogu Ojcu Ofiarę pojednania, którą Pan Jezus pozostawił Kościołowi „jako dowód swojej miłości i którą złożył w nasze ręce” – tak modlimy się podczas Mszy św. – „głosimy śmierć Twoją Panie, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia  w chwale”. To znaczy, że każda Eucharystia przyśpiesza przyjście Królestwa Bożego.

    Dlatego pytam samego siebie czemu nie odnajduję w sobie coraz więcej radości kiedy modlę się słowami psalmisty: „Ucieszyłem się, że pójdziemy do domu Pana”?  Może coraz bardziej ulegam duchowi dzisiejszego czasu, w którym zanika atmosfera uroczystości i święta? Bo to jest współczesna choroba, w której już nie widać napięcia pomiędzy fanum a profanum. Między tym co jest święte i tym co święte nie jest. Zatraciła się różnica świątecznego dnia  z dniem  powszednim. Ks. Pasierb mówił w ten sposób, że „my właściwie bardzo często ani nie pracujemy na 100%, ani na 100% nie świętujemy. Że popadliśmy w taką roboczo-świąteczną jednolitość. Przy wszystkich barwach, plastykach, fajerwerkach naszego świata amplituda życia zdecydowanie uległa spłaszczeniu”. A przecież Liturgia jest świętem, bo oto sam Bóg przygotował ucztę, na którą zaprasza człowieka.   

    W mieście, w którym mieszkam od wielu lat, w niedzielę dzwonów nie słyszę – mimo licznych i pięknych wież kościelnych wyciosanych z kamieni. Jedne są jak wieże obronne, inne jak strzały wycelowane prosto w niebo. Według prawa, jakie pozostało z wojen religijnych, katolikom dzwonić nie wolno. Nasi bracia, którzy kiedyś odeszli na znak protestu, tworząc z kolei całą mozaikę przeróżnych grup religijnych, budowali swoje własne kościoły. Bo te, które przywłaszczyli sobie – nie wystarczyły dla wszystkich. Dziś stoją puste i smutne. Nie bardzo wiadomo co z nimi zrobić. Ludzi raczej można spotkać w dużych magazynach sklepowych, bo są na oścież otwarte jak w zwykły roboczy dzień.

    W takiej oto oprawie idę świętować Dzień Pański. Aura jest jesienna, zwykle ulice są szare i deszcz pada. Dziś, dla odmiany – świeci słońce – wchodzę do kościoła. I co się dzieje? To tu dokonuje się przeistoczenie i podniesienie.  Przeistoczenie tych konkretnych ludzi, którzy odpowiedzieli na zaproszenie Pana. To nie tylko chleb i wino zostają przemienione. Przeistoczenie dotyka także uczestników tej Tajemnicy.  Wchodząc, dla odmiany nie do maleńkiego kościoła św. Szymona, ale z powodu niewidocznego “wirusa” do kościoła św. Piotra ogarniają mnie kolory i światła. Co prawda nie ma muzyki, śpiewu, ale i tak oświadczam ogromnego kontrastu ze światem z którego przyszedłem. I dzieje się coś dobrego. My zgromadzeni stajemy się kimś innym. Stajemy się jednością. Tu rozumiemy właściwie co to znaczy, że jesteśmy ludem Bożym, że nie jesteśmy sami. Ciało i Krew Pańska jest nie tylko obecna, ale jest naszym pokarmem. Bo to jest uczta. W staropolskim języku słowo ‘uczta’ znaczyło po prostu ‘cześć’. Pan Jezus właśnie chce nas uczcić – nas, którzy przeżywamy różnego rodzaju stresy, upokorzenia, a co za tym idzie – świadomość, że zmarnowaliśmy życie, że nikomu nie jesteśmy potrzebni w tym  obcym kraju. A tutaj sam Bóg chce nas uczcić, bo jesteśmy Jego gośćmi. W Piśmie św. są takie słowa: „ A On sam przechodząc usługiwał nam będzie.”        

    W dzisiejszej przypowieści Pan Jezus posługując się obrazem uczty mówi wprost o zaproszeniu do Eucharystii. I mówi, że będą tacy, którzy Jego zaproszenie zignorują. Podaje nawet powody ich rezygnacji. Człowiek bowiem bardzo łatwo ulega złudzeniom, że doczesność mu wystarczy, że każde pragnienie jego serca on sam potrafi zaspokoić. Dlatego nie słyszy, albo nie chce słyszeć zaproszenia, które Bóg do niego posyła. A Bóg posyła je wielokrotnie poprzez najróżniejsze zdarzenia i poprzez wielu ludzi. Tu wachlarz ludzkich zachowań jest bardzo szeroki, dochodzący nawet do zabijania wysłanników Pana. Zaś dość powszechną przyczyną odrzucania Bożego zaproszenia jest po prostu poprzestawanie na tym co ziemia ofiaruje człowiekowi. Ks. Biskup Pietraszko tak pisze: „Wezwanie i obietnica Boga wydaje mu się zbyt wielka, by  była dla niego osiągalna, wydaje mu się zbyt wzniosła i zbyt daleko umiejscowiona poza ziemią, by można ją było poważnie brać w rachubę w praktycznych planach życiowych. Zwyciężyła go małoduszność i wytrąciła mu z rąk Boże zaproszenie.”  

    Odnoszę takie wrażenie, że gdybym nie miał wpisanych w moją biografię określonych słabości może też bym obywał się bez Boga? Może też bym miał jakieś inne, ‘ważniejsze’ zajęcia niż przyjmowanie Jezusowego zaproszenia? Ale ja jestem biednym grzesznikiem i wiem jak bardzo potrzebuję być blisko Jezusa, bo wtedy jestem w rejonie Jego miłosierdzia. Dzięki tylko Jego miłosierdziu jestem obecny na tej cudownej i nieprawdopodobnej uczcie.  

    Ale odnajduję również w sobie pewien niepokój. Bo w przypowieści jest mowa o kimś, kto wszedł na ucztę i został z niej wyrzucony, ponieważ nie przyjął szaty godowej. Pomiędzy zaproszeniem a przekroczeniem progu, gdzie odbywa się przyjęcie ma nastąpić we mnie odmiana. Słyszę za każdym razem podczas Mszy św. te słowa: „Nie z powodu naszych zasług, lecz dzięki Twojemu przebaczeniu.” Jeżeli więc zlekceważę ten trud przyobleczenia na siebie Bożego przebaczenia w Sakramencie pojednania – co będzie ze mną? Tamten z przypowieści – oniemiał, kiedy Pan go zapytał: „Przyjacielu, jak tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?”

    ks. Marian SAC 

    ********************************        

    DZIŚ WSPOMIENIE ŚW. JANA XXIII, PAPIEŻA

    POPE JOHN XXIII

    Jim Forest CC

    Mimo krótkiego pontyfikatu (1958-1963) św. Jan XXIII uchodzi za jednego z najwybitniejszych papieży w dziejach Kościoła. Znany głównie jako inicjator Soboru Watykańskiego II, „dobry papież” – jak go nazywano – był przede wszystkim człowiekiem pełnym osobistego uroku, skromności i pokory, znanym z doskonałego poczucia humoru.

    Z „Dziennika duszy”, który po sobie zostawił, wyłania się sylwetka chrześcijanina, który był zakochany w Bogu, wystrzegał się grzechu i obdarzał przyjaźnią wszystkich ludzi, bez względu na ich poglądy czy wiarę. Jednak cechą, która go najbardziej wyróżniała była udzielająca się innym niezwykła pogoda ducha. „Smutny ksiądz – mawiał – jest złym księdzem”.

    Gdy 9 października 1958 r. zmarł po niemal 20 latach pontyfikatu Pius XII, powszechnie uważano, że jedynym godnym jego następcą może być tylko arcybiskup Mediolanu Giovanni Battista Montini, długoletni współpracownik papieża. Niestety, nie był on kardynałem.

    Według ludzkich kalkulacji należało teraz wybrać – jak mówili złośliwcy – „najstarszego i najgłupszego” wśród purpuratów, aby mianował Montiniego kardynałem, a wkrótce potem zejściem z tego świata opróżnił dla niego tron św. Piotra. 28 października, w trzecim dniu konklawe, w jedenastym głosowaniu, wymaganą większość głosów uzyskał kard. Angelo Giuseppe Roncalli, liczący niemal 77 lat patriarcha Wenecji. Przyjął imię Jana XXIII.

    „Każdy może zostać papieżem; najlepszy dowód, że ja nim zostałem” – te słowa zdawały się potwierdzać, że nowy Biskup Rzymu dobrze zrozumiał swą rolę. Już 17 listopada abp Montini znalazł się na pierwszym miejscu listy nominatów, którzy 15 grudnia mieli otrzymać kapelusze kardynalskie. Papież nazywał go potem kardynałem Hamletem… Nic jeszcze nie zapowiadało burzy, jaką Jan XXIII rozpętał, gdy 25 stycznia 1959 r. ogłosił decyzję o zwołaniu soboru powszechnego.

    „Łagodność, dobroć, miłość” – takie przesłanie zostawił Kościołowi i światu w testamencie. Chciał – wedle własnych słów – pozostać w pamięci jako ktoś, kto nie budował murów podziałów i nieufności, kto nie zasmucał nieśmiertelnych dusz, zasiewając w nich podejrzenie lub lęk, kto był szczery, lojalny i ufny, kto patrzył z braterską sympatią nawet na tych, którzy nie podzielali jego poglądów. Takiego właśnie papieża opłakiwał cały świat. Takiego właśnie człowieka 3 września 2000 r. papież Jan Paweł II ogłosił błogosławionym.

    5 lipca 2013 r. papież Franciszek uczynił wyjątek i wyraził zgodę na kanonizację Jana XXIII bez wymaganego cudu uzdrowienia za jego wstawiennictwem. Uznał cud wybrany do beatyfikacji w 2000 roku. Natomiast 30 września 2013 r. podczas konsystorza wyznaczył datę kanonizacji wraz z bł. Janem Pawłem II na 27 kwietnia 2014 r. w Niedzielę Miłosierdzia Bożego.

    KAI

    JAN ODWAŻNY – JAN XXIII

    Jan Odważny - św. Jan XXIII
    fot. Roman Koszowski/ GOŚĆ NIEDZIELNY/Muzeum Domu Rodzinnego św. Jan XXIII w Sotto il Monte

    ***

    3 września 2002 Jan Paweł II przewodniczył w Rzymie uroczystości beatyfikacji papieża Jana XXIII. Po 12 latach, 27 kwietnia 2014 papież Franciszek dokonał jego kanonizacji. Krótki, trwający niespełna sześć lat, pontyfikat tego papieża zapoczątkował nową epokę w Kościele, a niezwykła prostota, dobroć i witalność uczyniła z niego jedną z najbardziej wyrazistych postaci i symboli mijającego stulecia.

    Proboszcz świata

    Angelo Giuseppe Roncalli, syn włoskiej prowincji, urodzony 25 listopada 1881 r. w Sotto il Monte koło Bergamo w wielodzietnej chłopskiej rodzinie, prezentował najlepsze cechy bergameńskich górali: otwarty umysł, pogodę ducha, ufność wobec świata i ludzi, wreszcie głęboką wiarę, której nie zniszczył kontakt ze światem. Na wszystkich najważniejszych etapach swego życia: pracy w Kurii w Bergamo, aktywności w służbie dyplomatycznej Stolicy Apostolskiej, kierowaniu archidiecezją wenecką, czy przez cały czas swego pontyfikatu pozostawał tym samym człowiekiem — bezpośrednim, prostodusznym, dostępnym dla ludzi, otwartym na ich dramaty, współczującym i kochającym wszystkich. Obdarzony niezwykłym poczuciem humoru był bohaterem niezliczonej ilości anegdot, nieraz wprawiając w zakłopotanie swe kościelne otoczenie, nie przyzwyczajonego do jego niekonwencjonalnych zachowań. On pierwszy przełamał surową etykietę dworu papieskiego, tworząc taki model sprawowania posługi papieskiej, aby zachowując całą godność i majestat tego urzędu, zarazem uczynić go bliskim wszystkim ludziom. Jego pokora nie miała w sobie nic fałszywego, oddawała niezwykłą pobożność, którą poznajemy podczas lektury „Dziennika duszy”, zapisków powstających przez wiele lat kapłaństwa ks. Roncallego.

    Być może, jak żaden z jego poprzedników, Jan XXIII odczuwał dramat papieskiego posłannictwa, łączącego w sobie profetyczną wizję Następcy Chrystusa na ziemi z twardymi realiami ziemskiego urzędu, uwikłanego w doczesne sprawy naszego świata i ludzkie słabości, a także zwykłą biurokrację, gdyż częścią papieskiej posługi jest przecież urzędowanie. Kuria Rzymska jest także urzędem. Jak każdy urząd nie lubi wielkich zmian, zwłaszcza takich, które wiążą się ze zmianą kształtowanego przez stulecia sposobu myślenia. Po śmierci Piusa XII ( 9 października 1958 r.) nie było zdecydowanego jego następcy. W ciągu pierwszych dni konklawe żaden z kandydatów nie uzyskał wymaganej większości głosów. 28 października 1958 r. wybrano patriarchę Wenecji, kard. Roncallego. Miał prawie 78 lat. Wielu być może sądziło, że Opatrzność Boża podaruje Kościołowi krótki, spokojny pontyfikat dobrodusznego staruszka, po którym dopiero zapadną rozstrzygające decyzje. Los zakpił z tych, którzy oddając swój głos na kard. Roncallego, kierowali się takimi rachubami. Papież, który przyjął imię Jan, nieużywane przez jego poprzedników od wielu stuleci, gdyż łączące się z pamięcią o nielegalnie wybranym w XV w. antypapieżu Janie XXIII, okazał się najbardziej radykalnym reformatorem Kościoła od wielu wieków. Kiedy 11 października 1962 r. otwierał obrady Soboru Watykańskiego II, kończyła się era Kościoła posttrydenckiego, zbudowanego w epoce kontrreformacji.

    Ojciec Soboru

    O zwołaniu kolejnego soboru powszechnego myśleli jego poprzednicy. Sobór Watykański I został przerwany w 1870 r., kiedy siły włoskie zdobyły Rzym i Państwo Kościelne utraciło resztkę suwerenności. Wprawdzie Sobór zdążył przyjąć dogmat o nieomylności Papieża w sprawch wiary i moralności, co formalnie zwalniało następców św. Piotra z konsultacji swych decyzji z pozostałymi biskupami, lecz jednocześnie pozostało powszechne odczucie, że szeregu spraw o zasadniczym znaczeniu zaledwie dotknięto w dokumentach soborowych. Zarówno Pius XI, jak i Pius XII myśleli o kontynuacji dzieła Soboru, jednak wybuch II wojny światowej, a później postępy komunizmu w Europie Środkowej oraz „zimna wojna” uniemożliwiły jego zwołanie.

    Jan XXIII od pierwszych dni swego pontyfikatu nosił się z myślą zwołania soboru ekumenicznego, mającego na celu odkrycie nowych sił witalnych Kościoła oraz zjednoczenie wszystkich chrześcijan. Był głęboko przekonany, że najważniejszą decyzję swego życia podjął pod natchnieniem Ducha Świętego. Jak mówił: „Nagle i niespodziewanie powstała ta myśl w naszym pokornym umyśle. Pewność, że była ona zesłana z nieba, ośmieliła nas do wprowadzenia naszego pokornego zamierzenia w czyn”.

    Po ludzku myśląc, przeciwnicy Soboru mieli swoje poważne racje, aby z największą wstrzemięźliwością odnosić się do tego pomysłu. Kościół znajdował się w trudnej sytuacji. Europa była podzielona, miliony katolików żyjących w krajach tzw. realnego socjalizmu tworzyły Kościół milczenia. Był to szczytowy okres ekspansji komunistycznej. Na Zachodzie natomiast tworzyło się społeczeństwo konsumpcyjne, kontestujące dotychczasowe formy życia religijnego, a w końcu nawet samą wiarę. W tej sytuacji naturalnym wydawało się wołanie o zwarcie szeregów, trwanie przy tradycji, niezmienianie niczego w dziedzictwie otrzymanym po poprzednich pokoleniach.

    Papież nie miał dokładnego wyobrażenia, czym miałby się zajmować Sobór. Była to idea natchniona, wymodlona, objawiona, ale też intelektualnie nieprzetworzona. Zasługą Jana XXIII było dołączenie do kręgu osób, przygotowujących założenia Soboru, grupy wybitnych teologów, którzy wierni doktrynie Kościoła, potrafili jednocześnie wskazać punkty, które rozwinięte w dokumentach soborowych oznaczały początek nowego otwarcia Kościoła na świat. Jan XXIII uczestniczył w części obrad, interweniował w kilku trudnych momentach, kiedy tylko jego autorytet umożliwiał dalszy sprawny tok obrad. Z jego inspiracji w dokumentach soborowych przyjęto nowe rozumienie Kościoła, nie tylko jako instytucji i hierarchii, lecz również jako Ludu Bożego, duchownych i świeckich, powołanych do życia w świętości, do apostołowania i kształtowania historii. Epokowe znaczenie miało dowartościowanie języków narodowych, a także reforma Liturgii. Stworzone zostały teologiczne podstawy do dialogu z Kościołami chrześcijańskimi, a także z innymi religiami i z niewierzącymi.
     

    Apostoł pokoju i sprawiedliwości

    Szczególnym rysem pontyfikatu Jana XXIII były działania na rzecz utrzymania pokoju i sprawiedliwości społecznej. Znał dobrze grozę wojny. W czasie I wojny światowej był na froncie jako kapelan. Z zacisznego Bergamo został rzucony na pole bitwy nad Piawą. Było to jedno z najbardziej infernalnych miejsc w czasie I wojny światowej, gdzie zginęło blisko milion ludzi. Ks. Roncalli posługiwał w szpitalu, przebywał również wśród żołnierzy walczących na pierwszej linii frontu. Jak wspominali naoczni świadkowie, chodził między żołnierzami w deszczu i błocie, w pokrwawionej sutannie, niosąc pomoc i ulgę rannym.

    Gdy został papieżem, widmo wojny nie opuszczało świata, zwłaszcza w trakcie kryzysu kubańskiego jesienią 1962 r. Wówczas interwencja Jana XXIII, który zwrócił się do prezydenta Johna Kennedy’ego oraz Nikity Chruszczowa z apelem o powstrzymanie konfliktu, pomogła znaleźć wyjście w sytuacji, gdy oba supermocarstwa były gotowe do konfrontacji zbrojnej. To doświadczenie, gdy ludzkość znajdowała się na skraju wojny nuklearnej, skłoniło Jana XXIII do wielkiego apelu o pokój, skierowanego do świata w encyklice Pacem in terris (O pokój na świecie), ogłoszonej 11 kwietnia 1963 r. Był to pierwszy papieski dokument adresowany nie tylko do katolików, lecz do wszystkich ludzi dobrej woli na całym świecie. Zasadniczą tezą encykliki było twierdzenie, że warunkiem pokoju jest porządek w świecie i ład między ludźmi. Konstrukcja tego ładu opiera się na założeniu, że istnieje Boży plan rządzenia i kierowania światem, a realizacja tego planu jest właśnie warunkiem pokoju. Fundamentem tego porządku jest prawo naturalne, które winno być drogowskazem dla wszystkich poczynań ludzkości.

    W nurcie rozważań nad sprawiedliwością znalazła się także inna społeczna encyklika tego papieża Mater et magistra (Matka i nauczycielka), ogłoszona 15 maja 1961 r., zawierająca poruszającą wizję porządku społecznego, opartego na zasadzie pomocniczości, którego zasadniczymi wyznacznikami są sprawiedliwość, równość, poszanowanie praw wszystkich ludzi oraz miłosierdzie wobec słabszych. W tej encyklice znalazła się również wykładnia roli związków zawodowych we współczesnym świecie oraz rozdział o znaczeniu pracy rolników i prawie chłopów do własnych organizacji zawodowych.

    Gdy zmarł 3 czerwca 1964 r. nazywali go Papieżem Dobrym, Janem Uśmiechniętym, Janem Pokornym i określenia te z pewnością dobrze charakteryzowały Jana XXIII. Jednak równie ważnym rysem jego świętości była odwaga, wynikająca z bezgranicznego zaufania Bożej Opatrzności. Odwaga wielkiego proroka, który nie zważając na przeciwieństwa, bojaźliwy tylko wobec Pana, pokornie starał się realizować jego plany.

    Andrzej Grajewski/wiara.pl

    *********************************

    Dziś obchodzimy XX Dzień Papieski pod hasłem “Totus Tuus”

    11 października 2020/lk, FDNT/pz/Warszawa Ⓒ Ⓟ

    Samplefot. FDNT

    Każdego roku w niedzielę poprzedzającą wybór kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową w kraju i środowiskach polonijnych obchodzony jest Dzień Papieski. Jubileuszowe obchody pod hasłem „Totus Tuus” przypadają na 11 października. Tego dnia przeprowadzana jest tradycyjna zbiórka środków na stypendia dla zdolnej i niezamożnej młodzieży z małych miejscowości. Organizatorem wydarzenia jest Fundacja “Dzieło Nowego Tysiąclecia”, obchodząca 20-lecie istnienia. Przez ten czas FDNT dzięki darczyńcom przekazała na stypendia blisko 200 mln zł.

    Dzień Papieski to czas radości, pamięci o Papieżu Polaku i łączności duchowej z Ojcem Świętym Franciszkiem. Organizowane są wtedy w całym kraju liczne wydarzenia promujące nauczanie św. Jana Pawła II.

    Centralne obchody XX Dnia Papieskiego rozpoczną się już w sobotę. Na Zamku Królewskim w Warszawie odbędzie się Gala Nagród TOTUS TUUS. Statuetki w kształcie anioła wzbijającego się do lotu wręczane są osobom i instytucjom, które inspirując się nauczaniem św. Jana Pawła II w sposób szczególny przyczyniają się do budowania cywilizacji miłości.

    Tzw. „katolickie noble” zostaną przyznane w czterech kategoriach: Promocja godności człowieka, Osiągnięcia w dziedzinie kultury chrześcijańskiej, Propagowanie nauczania świętego Jana Pawła II oraz TOTUS TUUS medialny im. bp. Jana Chrapka. Przyznana zostanie również Nagroda specjalna TOTUS TUUS.

    W czasie Gali zostaną wręczone nagrody dla uczestników Konkursu im. Jana Pawła II na najlepszą pracę magisterską i rozprawę doktorską na temat roli mediów w promowaniu godności człowieka inspirowanym nauczaniem Kościoła. Transmisja gali o godz. 16.00 w TVP 2.

    Świętowanie Dnia Papieskiego będzie miało jak co roku także wymiar sportowo-kulturalny. W ostatnich latach popularność zyskały m.in. wielodystansowe biegi organizowane z okazji Dnia Papieskiego. W tym roku, ze względów sanitarnych zorganizowany zostanie Ogólnopolski Wirtualny Bieg Papieski. Od 1 do 31 października dzięki rejestracji za pomocą strony będzie można uczestniczyć w zawodach w każdym miejscu w kraju i na świecie. Bieg odbędzie się na dystansach: 5, 10, 20 („jubileuszowy” dystans fundacyjny) oraz 27 kilometrów (dystans „papieski” – liczba lat pontyfikatu).

    Od kilku lat katowicki Teatr Franciszka przygotowywał megawidowiska w katowickim Spodku, następnie musicale wystawiane były na deskach Pałacu Młodzieży. Ze względu na brak możliwości zorganizowania w tym roku przedstawienia z udziałem publiczności młodzi artyści nagrali w domach części aktorskie i wokalne, które następnie połączono w całość.

    Od strony muzycznej za projekt odpowiedzialny jest Piotr Solorz – absolwent Fundacji, który skomponował muzykę. W projekcie wziął również udział absolwent Fundacji – Adrian Pontus. Premiera filmu artystycznego „Akatyst – Totus Tuus” odbędzie się 11 października na kanale YouTube Fundacji (Dzieło.TV).

    Podczas Dnia Papieskiego odbywa się zbiórka na program stypendialny dla zdolnej i niezamożnej młodzieży z małych miejscowości. Z jej wsparcia korzysta rocznie 2 tys. osób z całej Polski. Stypendium, które można otrzymać już w VII klasie szkoły podstawowej, wypłacane jest aż do zakończenia studiów.

    Oprócz październikowej zbiórki Fundację „Dzieło Nowego Tysiąclecia” można wspierać przez cały rok, przelewając dowolną kwotę na numer rachunku 75 1240 2034 1111 0000 0306 8582.

    Wpłaty dokonać można także za pośrednictwem naszej strony www.dzielo.pl, poprzez aplikację Przelewy24 lub wysyłając SMS o treści STYPENDIA na numer 74 265 (4,92 z VAT). Fundacja jest organizacją pożytku publicznego.

    Tegoroczny Dzień Papieski odbędzie się pod hasłem biskupiego wezwania Karola Wojtyły „Totus Tuus”, które pochodzi z „Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” św. Ludwika Marii Grignion de Montfort.

    Kard. Kazimierz Nycz, przewodniczący Rady Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” przypomina z okazji XX Dnia Papieskiego o jubileuszu 20-lecia Fundacji “Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Wskazuje, że choć papieża nie ma na ziemi dopiero 15 lat, to został on już beatyfikowany i kanonizowany, a powołana jeszcze za jego życia Fundacja wciąż się rozwija.

    – On już wtedy był jej najlepszym propagatorem i Fundacja spełnia swoje zadania wtedy, gdy go zabraknie. To miała być fundacja, której celem będzie przybliżanie i utrwalanie osoby i nauczania papieża Jana Pawła II, ale też ma być konkretnym, żywym pomnikiem składającym się z tysięcy ludzi uformowanych z pomocą Fundacji. Fundacja włączyła się w wyławianie ludzi zdolnych z uboższych rodzin, aby mogli się rozwinąć. To dzieło mówi samo za siebie i z perspektywy 20 lat wygląda imponująco – dodaje kard. Nycz.Metropolita warszawski wskazuje też na cztery istotne elementy funkcjonowania “Dzieła Nowego Tysiąclecia”: wyszukiwanie i promowanie nagrodami Totus Tuus działalności ludzi pochodzących z różnych środowisk, ale działających w duchu tego, co Jan Paweł II uważał za ważne; organizowanie Dnia Papieskiego w wymiarze zarówno medialnym i centralnym, jak i w poszczególnych parafiach całego kraju, prowadzenie funduszu stypendialnego dla młodzieży i służącej mu zbiórki, wreszcie organizowanie konferencji naukowych poświęconych problemom, które współcześnie nawiązują do papieskiego nauczania.

    Kardynał apeluje o zaangażowanie w niedzielną zbiórkę stypendialną z okazji Dnia Papieskiego, choć podkreśla, że w czasie pandemii może ona przynieść mniejsze owoce, gdyż nie wszyscy wierni w obawie o życie i zdrowie uczestniczą w mszach świętych i poruszają się w przestrzeni publicznej.

    Ks. Dariusz Kowalczyk, przewodniczący Zarządu Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” podkreśla, że w czasie 20 lat istnienia Fundacji kamieniami milowymi była beatyfikacja i kanonizacja papieża, a dziś stypendyści mogą się modlić o wstawiennictwo Jana Pawła II. – To jest wielki skarb, który Fundacja posiada, a drugim skarbem jest stałe błogosławieństwo Kościoła – mówi.

    Ks. Kowalczyk wspomina też, że funkcjonowanie programu stypendialnego jest możliwe dzięki ogromnej rzeszy darczyńców. – Co roku jest to kilka, może kilkanaście milionów osób, a 10 tys. osób i instytucji wspierają nas w sposób ciągły, przez cały rok. Dzięki temu 10-12 mln zł jesteśmy w stanie zebrać i przekazać na stypendia – informuje, dodając, że wszystkim darczyńcom należy się ogromna wdzięczność za ich hojność.

    – To nie są pieniądze budżetowe. To środki, które każdy człowiek przekazuje Fundacji, dlatego że utożsamia się z patronem, duchowym założycielem, czyli Janem Pawłem II i z ideą budowania jego żywego pomnika – podkreśla ks. Dariusz Kowalczyk.

    11 października o godz. 9.00 w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski i przewodniczący Rady Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” odprawi Mszę św. w intencji wszystkich, którzy wspierają jej działanie. Eucharystia będzie transmitowana przez stację Polsat News.

    W tym samych czasie, w Bazylice św. Krzyża w Warszawie bp Michał Janocha będzie sprawował Mszę św. transmitowaną przez Program I Polskiego Radia. O godz. 9.30 w Sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach w Krakowie celebrowana będzie Msza św. przez kard. Stanisława Dziwisza. Transmisja Eucharystii w TVP 1 i TVP Polonia.

    Ks. Kowalczyk potwierdza, że cztery filary, o których wspomina kardynał Nycz, obecne są w działaniach FDNT co roku. – Do tego doliczmy niezliczoną ilość wydarzeń artystycznych, kulturalnych, naukowych, dzieł publicystycznych i konferencji, przygotowywanych nie tylko centralnie, ale i w wielu miastach całej Polski. To wszystko składa się na “machinę”, którą uruchomiliśmy 20 lat temu – podkreśla przewodniczący Zarządu Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”.

    Obecnie programem stypendialnym Fundacji “Dzieło Nowego Tysiąclecia” objętych jest 2 tys. osób. Program ten ukończyło (po ok. 10 latach uczestniczenia w nim) ok. 4 tys. absolwentów, a dalsze 11 tys. to osoby, które kiedykolwiek w nim uczestniczyły. Nie bez znaczenia jest też wielotysięczna rzesza wolontariuszy, którzy przygotowywali kolejne Dni Papieskie oraz wakacyjne obozy dla młodzieży.

    Dzięki darczyńcom, przeznaczyła na stypendia blisko 200 mln zł.

    Tradycyjnie obchodom Dnia Papieskiego towarzyszy Koncert Galowy. Tegoroczny ma tytuł „TOTUS TUUS – Królowej Anielskiej śpiewajmy”. Jego osnową będą największe hymny i pieśni maryjne chrześcijaństwa tradycji wschodu i zachodu. Wśród wykonawców usłyszymy m.in. Sebastiana Karpiela-Bułeckę, Kasię Moś, Olgę Szomańską, Igora Herbuta oraz artystów z Grecji, Armenii i Kuby. Wystąpi też zespół „Tylko Ty”, złożony ze stypendystów i absolwentów Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Wydarzenie zostanie wyemitowane w niedzielę o godz. 17.30 w TVP1.

    Obchody centralne XX Dnia Papieskiego zakończą się 13 października konferencją naukową „Totus Tuus postawa na dzisiaj”. Wydarzenie rozpocznie się o godz. 9.00 Mszą św. w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie. Następnie w Rezydencji Arcybiskupów Warszawskich odbędą się wykłady i dyskusje.

    Na konferencji prowadzonej przez dr. hab. Pawła Skibińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego wykłady wygłoszą: abp prof. Ludwig Schick – metropolita Bambergu, ks. prof. Jerzy Szymik, wybitny teolog i poeta z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, prof. Andrea Riccardi z Rzymu – historyk, założyciel Wspólnoty Sant’Egidio.

    W gronie komentatorów zasiądą m.in. ks. prof. Marek Chmielewski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, s. Anna Maria Pudełko AP oraz red. Grzegorz Górny.

    Wydarzenie otrzymało Patronat Honorowy Prezydenta RP Andrzeja Dudy.

    Kai.pl

    **************************************************************************************************************

    poniedziałek – 12 października 2020

    XXVIII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    ***

    wspomnienie bł. JANA BEYZYMA, misjonarza wśród trędowatych

    Urodził się 15 maja 1850 roku w Beyzymach Wielkich na Wołyniu jako najstarszy z pięcior­ga dzieci hrabiostwa Jana herbu własnego i Olgi z hrabiów Stadnickich. Do 13. roku życia Jan wraz z młodszym rodzeństwem pobierał nauki pod kie­runkiem domowych nauczycieli w Onackowcach. Skazanie zaoczne jego ojca na karę śmierci za udział w powstaniu styczniowym, spalenie przez Kozaków dworu Beyzymów w Onackowcach oraz koniecz­ność ucieczki spowodowały przerwę w edukacji. Po osiedleniu się w Kijowie młody Jan pomagał matce w utrzymaniu rodziny, zarabiając przez udzielanie korepetycji. Rok później mógł na nowo podjąć na­ukę w gimnazjum, które ukończył w 1871 roku z za­miarem wstąpienia do seminarium duchownego.

    10 grudnia 1872 roku Jan wstąpił do zakonu je­zuitów. Po dwuletnim nowicjacie oraz studiach hu­manistycznych, filozoficznych i teologicznych 26 lipca 1881 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk księ­dza biskupa Albina Dunajewskiego. Po święceniach kapłańskich został skierowany do pracy jako wychowawca młodzieży w konwikcie w Tarnopolu, a na­stępnie – po odbytym wcześniej ostatnim etapie za­konnej formacji duchowej, tzw. trzeciej probacji, oraz złożeniu ostatnich ślubów zakonnych – w konwikcie chyrowskim. Przez 10 lat pracował tam jako wycho­wawca młodzieży, infirmarz oraz przez pewien czas jako nauczyciel języka francuskiego i rosyjskiego.

    Mimo całkowitego oddania się pracy wycho­wawczej z młodzieżą ojciec Beyzym pragnął czegoś więcej. Chciał oddać Bogu wszystko, poświęcając się bez reszty w służbie najbiedniejszym i najbardziej nieszczęśliwym, pogardzanym i odrzucanym, trędo­watym. Po usilnych staraniach otrzymał od Gene­rała zakonu pozwolenie na wyjazd na Madagaskar. Miał już wtedy 48 lat. 17 października 1898 roku o. Beyzym pożegnał ukochaną Polskę na zawsze i udał się do Francji, skąd 10 listopada odpłynął statkiem pasażerskim z Marsylii na Madagaskar. 30 grudnia tegoż roku dotarł szczęśliwie do Tana­narive, stolicy kraju. Od razu został skierowany do pracy w istniejącym od 1872 roku schronisku dla trędowatych Ambahivoraka.

    Pod koniec września 1902 roku o. Beyzym opu­ścił Ambahivoraka, a następnie 3 października wyruszył w drogę – pieszo, w deszczu i spiekocie – do odległej o ok. 395 km Fianarantsoa. Tam, przy ofiarnej pomocy Rodaków z Polski, mimo piętrzą­cych się różnego rodzaju trudności, zbudował szpi­tal dla swoich biednych – jak ich nazywał – „Czar­nych Piskląt”. 16 sierpnia 1911 roku ukończony już szpital przyjął pierwszych trędowatych pensjona­riuszy.

    Niedługo po wprowadzeniu się trędowatych pensjonariuszy do ich „apartamentów” o. Jan sam podupadł na zdrowiu. W czasie choroby bardzo cierpiał. Na jego ciele pojawiły się odleżyny, nocami jęczał, ale zapytany, czy go bardzo boli, odpowiadał: „Cóż to jest w porównaniu z cierpieniami Chrystu­sa?”. Przed śmiercią poprosił współbrata zakonne­go, który przy nim czuwał, aby poszedł i przepro­sił w jego imieniu trędowatych za wszystko, czym ich zasmucił lub skrzywdził. W odpowiedzi chorzy wybuchnęli głośnym płaczem. 2 października 1912 roku o. Beyzym, wycieńczony ponadludzką pracą i surowym trybem życia, odszedł do Domu Ojca.

    18 sierpnia 2002 roku w Krakowie na Błoniach nasz Wielki Rodak,  papież Jan Paweł II zaliczył Posługacza trędowatych, ojca Jana Beyzyma do grona Błogosławionych Kościoła Katolickiego.

    ks. Cz. Tomaszewski SJ

    LITANIA DO BŁ. JANA BEYZYMA POSŁUGACZA TRĘDOWATYCH

    Kyrie, eleison.
    Chryste, eleison.
    Kyrie, eleison.
    Chryste, usłysz nas.
    Chryste wysłuchaj nas.
    Ojcze z nieba, Boże, – zmiłuj się nad nami.
    Synu, Odkupicielu świata, Boże, – zmiłuj się nad nami.
    Duchu Święty Boże, – zmiłuj się nad nami.
    Święta Trójco, Jedyny Boże, – zmiłuj się nad nami.
    Jezu, Synu Boga żywego, – zmiłuj się nad nami.
    Jezu, Jedyny Zbawicielu świata, – zmiłuj się nad nami.
    Jezu, Drogo, Prawdo i Życie nasze, – zmiłuj się nad nami.
    Jezu, miłujący nas aż do końca, – zmiłuj się nad nami.
    Jezu, uświęcająca mocy dusz ludzkich, – zmiłuj się nad nami.
    Święta Maryjo, Matko Boża, – módl się za nami.
    Święta Maryjo, wspomożycielko Ludu Bożego, – módl się za nami.
    Święta Maryjo, pośredniczko łask wszelkich, módl się za nami.
    Święty Ignacy Loyolo, założycielu zakonu Towarzystwa Jezusowego, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, zacny obywatelu Wołynia, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, duchowy synu św. Ignacego, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, pałający duchem misyjnym, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, wielki czcicielu Bogarodzicy, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, zawierzający swe życie i dzieło Matce Zbawiciela, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, mężu żarliwej modlitwy, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, miłośniku woli Bożej, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, wypełniający trudne posłuszeństwo przełożonym, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, pokornie miłujący Jezusa, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, miłośniku krzyża Jezusowego, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, pragnący większej chwały Bożej, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, pomagający ludziom w powrocie do Boga, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, pragnący dobra ludzi i zbawienia ich dusz, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, wzorze pokory i prostoty, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, apostole Madagaskaru, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, opiekunie Malgaszów, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, ofiarny posługaczu trędowatych, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, budowniczy schroniska i szpitala w Maranie, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, pielęgniarzu chorych, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, pragnący trądu, aby upodobnić się do swoich podopiecznych, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, poświęcający życie swoje dla cierpiących, chorych przyjaciół, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, duchowy apostole więźniów z Sachalina, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, kochający drogich zmarłych, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, tęskniący za Ojczyzną, módl się za nami.
    Błogosławiony Janie, pragnący nieba, módl się za nami.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, – przepuść nam Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, – wysłuchaj nas Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, – zmiłuj się nad nami.
    K. Módl się za nami błogosławiony Janie Beyzymie.
    W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
    Módlmy się:
    Boże, Ty dla zbawienia cierpiących na Madagaskarze trędowatych obdarzyłeś błogosławionego Jana Beyzyma, kapłana, apostolską mocą i heroiczną cnotą miłosiernej miłości, + spraw, abyśmy pobudzeni jego przykładem wzrastali w miłości do braci będących w potrzebie i spieszyli im z pomocą. Przez Chrystusa Pana naszego.
    Amen.

    strona o bł. Janie Beyzymie/misyjnym-szlakiem.pl

    ********************************************************************

    Bł. Jan Beyzym, prezbiter

    JAN BEYZYM SJ
    Wikipedia | Domena publiczna

    ***

    Przyszedł na świat 15 maja 1850 roku w majątku Beyzymy Wielkie na Wołyniu (dzisiejsza Ukraina). Na misje wyjechał bardzo późno – kiedy dobiegał już pięćdziesiątki, 26 lat po wstąpieniu do zakonu. Bardzo łatwo pomyśleć, że został wysłany za karę; plotka taka krąży zresztą do dziś. Tym bardziej, że jezuita – przyznają jego biografowie – miał sposób bycia raczej szorstki. On sam mawiał o sobie „jego tatarska mość”, robiąc aluzje nie tylko do nazwiska (przodek dał się tak bardzo we znaki Tatarom najeżdżającym Wołyń, że nazwali go ” Bey-Zymu”), ale również do niełatwego charakteru. – Był bardzo energiczny, surowy i sprawiedliwy, a przy tym nie znosił próżnej gadaniny i ospalstwa – tłumaczy o. Stanisław Groń SJ, autor wielu artykułów o o. Beyzymie.

    Wyjazd na Madagaskar nie był jednak karą. Jeszcze na początku 1898 r. (rok przed wyjazdem) o. Beyzym pisał do generała zakonu Ludwika Martina: „Przepraszam pokornie, że śmiem dokuczać tak natrętnie, ale jak sobie wspomnę, że tyle tysięcy trędowatych tak silnie cierpi i umiera bez pomocy tak duchowej, jak i doczesnej, (…) to trudno mi czekać spokojnie tak długo na rozkaz odpływu”.

    Twardy, prostolinijny zakonnik szybko zyskał miłość Malgaszy. Przez pierwsze trzy lata (1899-1902) opiekował się trędowatymi w państwowym schronisku w Ambahivoraka. Nie bał się żadnej pracy: opatrywał rany, mył chorych, robił zastrzyki. – Żeby zrozumieć, co to naprawdę znaczy, trzeba wiedzieć, jak wygląda ciało zaatakowane trądem i jaki zapach wydziela – zauważa o. Groń. W jednym z listów o. Beyzym próbował opisać smród ran – trochę podobny do zgniłego sera, trochę słodkawy. Ludzie zarażeni tą straszna chorobą mieli oszpecone twarze – pozbawione nosów i uszu, a zamiast rąk i nóg – kikuty. O. Beyzyma maluje się w fartuchu nałożonym na sutannę. Nosił go z bardzo praktycznych powodów – ropiejące rany tryskały, kiedy się je opatrywało. Biografia, którą napisał jezuita o. Czesław Drążek, nosi tytuł „Posługacz trędowatych”.

    Wybrał taką służbę, przekonany, że miłość i szacunek należą się każdemu człowiekowi – nawet najbardziej pogardzanemu. Chciał dotrzeć do nich z Ewangelią i sakramentami. „Jeszcze ich języka nie umiem – pisał tuż po przyjeździe – ale mieszkam między nimi, aby biedacy mieli Mszę św. i ratunek w razie konania”.

    W 1902 r. o. Beyzym postanowił wybudować na Madagaskarze ośrodek, w którym trędowaci mieliby zapewnioną opiekę medyczną i duchową. Dość szybko udało mu się zebrać fundusze (głównie od rodaków z Polski), i w 1911 r. w Maranie został oddany nowoczesny szpital pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Należał do najlepiej wyposażonych i zorganizowanych na świecie. Jezuita przeprowadził swój plan mimo olbrzymich problemów finansowych i organizacyjnych, oporu władz kolonialnych (w listach wiele pisze o antyklerykalnym, a nawet antychrześcijańskim nastawieniu kolonialnej administracji francuskiej), a nawet niezrozumienia ze strony współbraci.

    Niemal do ostatnich dni chciał jeszcze wyjechać na Sachalin – wyspę miedzy syberyjską Rosją a Japonią – miejsce zesłania wielu polskich patriotów, ale i zwykłych kryminalistów. Podjął już starania w Petersburgu, miał obmyślaną podróż. Nie zdążył – zmarł w 1912 r.

    AleteiaKAI

    **********

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00

    po Mszy św. – nabożeństwo różańcowe przed Najświętszym Sakramentem

    ***

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    ***

    Antyfona na wejście

    Święci mężowie stali się przyjaciółmi Boga, gorliwie głosząc prawdę Bożą, zasłużyli na wieczną chwałę.

    Kolekta

    Boże, Ojcze wszelkiej pociechy,
    Ty powołałeś błogosławionego Jana Beyzyma, prezbitera, do heroicznej miłości
    w służbie trędowatym, spraw, prosimy,
    abyśmy w duchu tej samej miłości głosili gorliwie Ewangelię Chrystusa wszystkim ludziom.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Galatów – Ga 4,22-24.26-27.31-5,1

    Bracia: Napisane jest, że Abraham miał dwóch synów, jednego z niewolnicy, a drugiego z wolnej. Lecz ten z niewolnicy urodził się tylko według ciała, ten zaś z wolnej, na skutek obietnicy. Wydarzenia te mają jeszcze sens alegoryczny. Niewiasty te wyobrażają dwa przymierza: Jedno, zawarte pod górą Synaj, rodzi ku niewoli, a wyobraża je Hagar.

    Natomiast górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest naszą matką. Wszak napisane jest: „Wesel się, niepłodna, która nie rodziłaś, wykrzykuj z radości, która nie znałaś bólów rodzenia, bo więcej dzieci ma samotna niż ta, która żyje z mężem”. Tak to, bracia, nie jesteśmy dziećmi niewolnicy, ale wolnej. Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 113

    R/ Niech imię Pana będzie pochwalone.

    Chwalcie słudzy Pańscy,
    chwalcie imię Pana.
    Niech imię Pana będzie błogosławione
    teraz i na wieki. R/

    Od wschodu aż do zachodu słońca
    niech będzie pochwalone imię Pana.
    Pan jest wywyższony nad wszystkie ludy,
    ponad niebiosa sięga Jego chwała. R/

    Kto jest jak nasz Bóg,
    co ma siedzibę w górze
    i w dół spogląda na niebo i ziemię?
    Podnosi z prochu nędzarza
    i dźwiga z gnoju ubogiego. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych, lecz słuchajcie głosu Pańskiego. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 11,29-32

    Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: „To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia.

    Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, wejrzyj na dary
    złożone w dniu błogosławionego Jana Beyzyma,
    i daj, abyśmy naśladowali ofiarę Twojego Syna,
    którą sprawujemy w świętych obrzędach.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Pan mówi: Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, Ty nas posiliłeś na świętej Uczcie,
    spraw, abyśmy naśladując błogosławionego
    Jana Beyzyma, nieustannie Ciebie chwalili
    i wytrwale pomagali wszystkim z bratnią miłością.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    **************************************************************************************************************

    wtorek – 13 października 2020

    XXVIII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Błogosławiony Honorat Koźmiński

    O. Honorat Koźmiński
    bł. Honorat Koźmiński/Archiwum Niedziela

    Honorat Wacław Koźmiński urodził się 16 października 1829 r. w Białej Podlaskiej, w rodzinie inteligenckiej. Po ukończeniu gimnazjum w Płocku podjął studia na wydziale budownictwa w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Już w gimnazjum zaprzestał praktyk religijnych, a w czasie studiów zupełnie odsunął się od Boga.
    W dniu 23 kwietnia 1846 r. aresztowała go policja carska pod zarzutem udziału w spisku. Został osadzony w X pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Wkrótce poważnie zachorował na tyfus. W dniu 15 sierpnia tego samego roku doznał tajemniczej wizji i nawrócił się. W konsekwencji dwa lata później wstąpił do klasztoru kapucynów, przyjął habit zakonny i otrzymał imię Honorat. Chciał być bratem zakonnym, ale przełożeni zdecydowali, że ma zostać kapłanem. Święcenia kapłańskie przyjął zatem 27 listopada 1852 r. Odtąd w Warszawie był wykładowcą retoryki, a także sekretarzem prowincjała. Znany był również jako świetny rekolekcjonista i spowiednik, przy jego konfesjonale bowiem ustawiały się zawsze długie kolejki.
    W latach 60-tych XIX wieku (po kasacie zakonu) znalazł się w Zakroczymiu pod Warszawą, gdzie skupił się na zakładaniu zgromadzeń bezhabitowych. W 1892 r. osiadł w Nowym Mieście nad Pilicą. W 1895 r. został komisarzem generalnym polskiej prowincji kapucynów. Wiele czasu poświęcał pracy pisarskiej i modlitwie, prowadząc nader ascetyczne życie. Zmarł w opinii świętości 16 grudnia 1916 r. Został beatyfikowany 16 października 1988 r. (w 10. rocznicę swego pontyfikatu) przez papieża Jana Pawła II. Błogosławiony Honorat jest głównym patronem diecezji łowickiej. W ikonografii przedstawiany jest w zakonnym, kapucyńskim habicie.
    Wspomnienie liturgiczne przypada w Polsce na 13 X (w świecie – 16 XII).

    Modlitwa o nawrócenie
    Błogosławiony Honoracie, na tobie spoczęło kiedyś oblicze Boże, dając początek ewangelicznej drodze nawrócenia. Dopomóż mi, ojcze, abym w doświadczeniu kruchości mojej wiary wracał pamięcią do pierwszego spojrzenia Jezusa zapraszającego mnie na drogę życia chrześcijańskiego. Naucz mnie czerpać codzienną moc do przemiany serca z blasku Jego Oblicza obecnego w Eucharystii, w słowie i drugim człowieku. Niechaj z tych spotkań rodzi się we mnie coraz większa wierność, abym postępując ścieżkami wymagań Bożych, budował wiarę mojej wspólnoty i całego Kościoła. Amen.

    Sanktuaria polskie.com.pl

    ***

    Błogosławiony Honorat Koźmiński

    Jednym z patronów tego roku w naszej Ojczyźnie – wolą polskich biskupów i parlamentu – jest bł. Honorat Koźmiński, którego ziemskie życie dobiegło końca 100 lat temu. Wielkiego Polaka, który został wyniesiony na ołtarze jako pierwszy Podlasianin, w liturgii wspominamy 13 października.

    Bł. Honorat Koźmiński (obraz w zwieńczeniu konfesjonału w katedrze drohiczyńskiej)
    Bł. Honorat Koźmiński (obraz w zwieńczeniu konfesjonału w katedrze drohiczyńskiej)

    ***

    Święty Jan Paweł II podczas beatyfikacji o. Honorata w 1988 r. w Rzymie powiedział: „On pokazuje nam, jak odczytywać «znaki czasu», jak trwać po Bożemu i działać w trudnych czasach. Uczy, jak w duchu Ewangelii rozwiązywać trudne sprawy i zaradzać ludzkim potrzebom”.

    Z podlaskiej ziemi

    Honorat Koźmiński urodził się 16 października 1829 r. w Białej Podlaskiej. Dwa dni później przy chrzcie św. otrzymał aż cztery imiona: Florentyn Wacław Jan Stefan. W domu nazywano go drugim z nich. Jego ojciec Stefan Koźmiński, bialski architekt powiatowy, pochodzący z Chłopkowa k. Sarnak, wychował swoje dzieci w tradycji Kościoła łacińskiego, chociaż jego dziadek i ojciec byli kapłanami wschodniego obrządku. Wraz z żoną – Aleksandrą z Kahlów – i czwórką dzieci przeniósł się z Podlasia do Włocławka. Wacław ukończył gimnazjum w Płocku, a w 1844 r. rozpoczął studiowanie budownictwa w Warszawie. W następnym roku zmarł mu ojciec. Wkrótce nadszedł kolejny cios – w 1846 r. Koźmiński przez władze carskie został oskarżony o działalność spiskową. Jako siedemnastolatek znalazł się w warszawskiej Cytadeli. Tu odzyskał zagubioną wiarę w Boga. Kilka miesięcy później wyszedł na wolność. Początkowo kontynuował naukę, ale jeszcze w 1847 r. wstąpił do kapucynów. Po złożeniu ślubów wieczystych w 1850 r. i odpowiednim przygotowaniu 27 grudnia 1852 r. przyjął święcenia kapłańskie.

    Boży architekt

    Jeszcze przed święceniami Honorat został przeniesiony z Lublina do Warszawy. Tu służył Bogu przez wierność regule franciszkańskiej oraz pełnienie wskazanych obowiązków (m.in. wykładowcy i sekretarza prowincji). W stolicy Królestwa Polskiego oddawał się duszpasterzowaniu jako kaznodzieja i katecheta, ale przede wszystkim jako wyjątkowy spowiednik. Gdy w 1864 r. Rosjanie zamknęli warszawski klasztor kapucynów, a zakonników przewieźli do Zakroczymia, również tam udawały się rzesze penitentów i słuchaczy, spragnionych Słowa Bożego. Nie zmieniło się to po likwidacji klasztoru zakroczymskiego i przymusowym przeniesieniu Koźmińskiego w 1892 r. do Nowego Miasta nad Pilicą, gdzie zaborcy zakazali mu głoszenia kazań. Mimo problemów zdrowotnych o. Honorat, zapatrzony w Maryję, budował na polskiej ziemi Królestwo Boże. Zmarł 16 grudnia 1916 r. w Nowym Mieście, przeżywszy 87 lat, w tym 69 w zakonie i 64 jako kapłan.

    W chwale ołtarzy

    Sławny kapucyn zasłużył się Kościołowi i narodowi polskiemu na różne sposoby. To dzięki jego współpracy z Bożą łaską podniósł się poziom życia religijnego na ziemiach zaboru rosyjskiego w trudnym czasie prześladowań. W znacznym stopniu przyczynił się do rozwoju III Zakonu św. Franciszka i rozpowszechnienia Żywego Różańca, zwłaszcza na Mazowszu i Podlasiu. Głównie jemu cała Polska zawdzięcza ustanowienie przez Stolicę Apostolską uroczystości Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, której cudowny wizerunek darzył szczególną czcią. Kościół powszechny został przez niego ubogacony nową formą życia zakonnego – zgromadzeniami niehabitowymi. Założył ich 26, z czego większość istnieje do dzisiaj. Nic więc dziwnego, że Papież Polak dokonał jego beatyfikacji w Rzymie 16 października 1988 r. – w 10. rocznicę swego pontyfikatu i 159. rocznicę urodzin o. Koźmińskiego.

    Ślady błogosławionego znajdziemy także na naszej ziemi: w Ceranowie, gdzie przebywał przez kilka miesięcy; w Sterdyni, gdzie dokładnie 160 lat temu głosił misje; w tylu miejscach, gdzie posługują jego córki duchowe – felicjanki, sercanki i służki. Bł. Honorat jest patronem Akcji Katolickiej Diecezji Drohiczyńskiej. Jego wezwanie nosi też kaplica w Areszcie Śledczym w Hajnówce, bo on wie najlepiej, że nawet w więzieniu można odnaleźć Boga.

    ks. Zenon Czumaj/ Niedziela podlaska 40/2017

    ***

    Jeżeli się nawrócę, naplujcie mi w oczy

    Kolejny tydzień naszego życia przynosi nam niezwykłe świadectwo nawróconego ateisty.

    Ołtarz z relikwiami bł. Honorata w nowym Mieście nad Pilicą
    Ołtarz z relikwiami bł. Honorata w nowym Mieście nad Pilicą (Archiwum autora)

    ***

    Błogosławiony Honorat a właściwie Wacław Koźmiński, bo o nim mowa, pochodził z wierzącej rodziny, jednak pod wpływem nowego środowiska, w obliczu samodzielnego życia, z dala od rodziców, stracił wiarę i wyrzekł się Boga. Mało tego, jako zdeklarowany ateista walczył z wierzącymi i odwodził innych od wiary. Jeżeli zachodził do kościoła, to tylko po to, by – jak sam po latach powie – bluźnić Bogu i obrażać Go. „Jeśli się nawrócę, naplujcie mi w oczy!” – krzyczał, szydząc z wierzących. Narastała w nim nienawiść do Boga, wyśmiewał świętych.

    cały artykuł – ks. Krzysztof Hawro/Niedziela zamojsko-lubaczowska 41/2020

    ***

    bl-honorat1
    Mniszki Klaryski Kapucynki/Przasnysz

    ***

    Zakonna konspiracja

    Bł. Honorat pokazuje, że ideały ewangeliczne są możliwe do realizowania w każdym czasie i w samym środku świeckiego świata.

    Miał zaledwie 17 lat, kiedy trafił do warszawskiej Cytadeli. Carskie władze oskarżają Wacława Koźmińskiego o udział w spisku. W więzieniu młody student architektury jest bity i przesłuchiwany przez policję carską. Zapada na tyfus. Jego dziecięca wiara rozpada się w gruzy. Bliski obłędu krzyczy i miota się bezradnie po celi. Matka przychodzi często pod mury Cytadeli, modli się żarliwie do Matki Bożej Bolesnej o ratunek dla syna. 15 sierpnia 1848 roku Wacław rodzi się na nowo. Odzyskuje zdrowie ciała i duszy. Po latach wyzna: „Jezus przyszedł do mnie do celi więziennej i łagodnie do wiary doprowadził”. Po 11 miesiącach wychodzi na wolność. Nie wraca już jednak na studia. Puka do drzwi furty klasztoru kapucynów w Warszawie.

    W Lubartowie rozpoczyna nowicjat, przyjmuje zakonne imię Honorat. Śluby składa w 1849 r., a święcenia kapłańskie otrzymuje 27 XII 1852 r. Działa jako duszpasterz, spowiednik, kaznodzieja w Warszawie. Po powstaniu styczniowym władze carskie uderzają w duchowieństwo i klasztory w odwecie za wspieranie dążeń Polaków do niepodległości. Car nakazuje kasatę klasztorów. W nocy z 27 na 28 listopada 1864 r. zostaje zlikwidowanych 117 klasztorów żeńskich i męskich. Pozostaje tylko 35 klasztorów tzw. etatowych. Nowicjaty zostają zamknięte. Zakony mają po prostu zniknąć. Ojciec Honorat trafia do Zakroczymia. Tam wpada na pomysł klasztornej „konspiracji” – zapoczątkowuje nową formę życia zakonnego dostosowanego do sytuacji.

    Powstają pierwsze wspólnoty ewangelicznego życia w ukryciu – bez habitu, bez oznak zewnętrznych. „Tajni współpracownicy” Jezusa podejmują pracę u podstaw, na wsi i w miastach. Siostry „skrytki” pracują między innymi jako robotnice w fabrykach włókienniczych w Łodzi. Prowadzą placówki opiekuńcze, zakłady dla sierot, szkoły ludowe, ambulatoria, ochronki, szwalnie… Ojciec Honorat zakłada 26 wspólnot. Kieruje nimi poprzez konfesjonał i korespondencję. Jego nowatorskie duszpasterstwo nie zawsze jest przyjmowane ze zrozumieniem. Kiedy ustaje prześladowanie zakonów, biskupi polscy i Rzym domagają się, by bezhabitowe siostry i bracia powrócili do tradycyjnej formy życia zakonnego. Schorowany ojciec Honorat zostaje odsunięty od kierowania wspólnotami. Poddaje się pokornie decyzjom władz kościelnych. Cierpieć musi strasznie, zanegowano przecież sens jego wieloletniej pracy. Podczas agonii na jego ustach pojawia się uśmiech. Odchodzi do Boga w roku 1916 w Nowym Mieście nad Pilicą. Jan Paweł II ogłasza go błogosławionym w 1988 roku w Rzymie. Do dziś działa 17 zgromadzeń zakonnych założonych przez bł. Honorata, w tym 14 bezhabitowych.

    „Musicie być silniejsi od warunków” – mawiał do młodzieży Jan Paweł II. Te słowa można odnieść do życia bł. Honorata. Najłatwiej stękać, że się nie da, że nie ma warunków itd. Honorat pokazuje, że ideały ewangeliczne są możliwe do realizowania w każdym czasie. Trzeba tylko znaleźć właściwy klucz, mieć odwagę i… robić swoje.

    ks. Tomasz Jaklewicz/GN 40/2007

    *****

    MSZA ŚWIĘTA

    Antyfona na wejście

    Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł Dobrą Nowinę, uzdrawiał skruszonych w sercu.

    Kolekta

    Boże, Ty raczyłeś obdarzyć błogosławionego Honorata, prezbitera, duchem troskliwej miłości, aby mógł wiele dusz pojednać z Tobą, spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy dostąpili łaski Twojego przebaczenia.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Galatów – Ga 5,1-6

    Bracia: Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. Oto ja, Paweł, mówię wam: Jeżeli poddacie się obrzezaniu, Chrystus wam się na nic nie przyda. I raz jeszcze oświadczam każdemu człowiekowi, który poddaje się obrzezaniu: jest on zobowiązany zachować wszystkie przepisy Prawa. Zerwaliście więzy z Chrystusem; wszyscy, którzy szukacie usprawiedliwienia w Prawie, wypadliście z łaski. My zaś z pomocą Ducha na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości. Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 119

    R/ Niech Twoja łaska zstąpi na mnie, Panie.

    Panie, niech zstąpi na mnie Twoja łaska,
    Twoje zbawienie według Twej obietnicy.
    Nie odbieraj moim ustom słowa prawdy,
    bo ufam Twoim wyrokom. R/

    A Prawa Twego zawsze strzec będę
    po wieki wieków.
    I będę kroczył szeroką drogą,
    bo szukam Twoich przykazań. R/

    I będę się weselił z Twoich przykazań,
    które umiłowałem.
    Moje ręce wznoszę ku Twym przykazaniom,
    które miłuję,
    i rozważam Twoje ustawy. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Żywe jest słowo Boże i skuteczne, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 11,37-41

    Pewien faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem. Na to rzekł Pan do niego: „Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, dary złożone na cześć świętych świadczą o Twojej potędze i chwale,
    pokornie Cię prosimy, aby wyjednały nam zbawienie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, Ty nas posiliłeś na świętej Uczcie, spraw, abyśmy naśladując błogosławionego Honorata, nieustannie Ciebie chwalili i wytrwale pomagali wszystkim z bratnią miłością.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    *****************************************************************************************************************

    Nowenna do Świętego Jana Pawła II

    Nowenna zaczyna się dzisiaj we wtorek 13 Października. Święto jest 22 października

    W Imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. Amen!

    Dzień I – Miłość

    Miej odwagę żyć miłością… Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.

    „To orędzie o czystości serca dziś staje się bardzo aktualne. Cywilizacja śmierci chce zniszczyć czystość serca. Jedną z metod tego działania jest celowe podważanie wartości tej postawy człowieka, którą określamy cnotą czystości. Jest to zjawisko szczególnie groźne, gdy celem ataku stają się wrażliwe sumienia dzieci i młodzieży. Cywilizacja, która w ten sposób rani lub nawet zabija prawidłową relację człowieka do człowieka, jest cywilizacją śmierci, bo człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości. Mówię te słowa do wszystkich obecnych na tej Eucharystycznej Ofierze, ale w szczególny sposób kieruję je do licznie zgromadzonej tu młodzieży, do żołnierzy służby zasadniczej i do harcerzy. Głoście światu «dobrą nowinę» o czystości serca i przekazujcie mu swoim przykładem życia orędzie cywilizacji miłości. Wiem, jak bardzo jesteście wrażliwi na prawdę i piękno. Dziś cywilizacja śmierci proponuje wam między innymi tak zwaną «wolną miłość». Dochodzi w tym wypaczeniu miłości do profanacji jednej z najbardziej drogich i świętych wartości, bo rozwiązłość nie jest ani miłością, ani wolnością. «Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe» (Rz 12, 2) – napomina nas święty Paweł. Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia!”

    Jan Paweł II, Homilia, Sandomierz, dnia 12 czerwca 1999 r.

    Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, żebyśmy wrócili do Ciebie, musimy spotkać Twoje miłosierdzie, Twoją cierpliwą miłość, w której nie znasz umiaru. Nieskończona jest Twoja gotowość w przebaczaniu naszych grzechów, jak też niewysłowiona jest ofiara Twojego Syna. Z ufnością prosimy, przez wstawiennictwo Świętego Jana Pawła II, żebyś udzielił nam tej łaski prawdziwej miłości, gotowej oddać swoje życie. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Kyrie eleison, Christe eleison, Kyrie eleison.
    Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
    Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami.
    Synu Odkupicielu świata, Boże – zmiłuj się nad nami.
    Duchu Święty, Boże – zmiłuj się nad nami.
    Święta Trójco, Jedyny Boże – zmiłuj się nad nami.
    Święta Maryjo – módl się za nami.

    Święty Janie Pawle, módl się za nami
    Zanurzony w Ojcu, bogatym w miłosierdzie,
    Zjednoczony z Chrystusem, Odkupicielem człowieka,
    Napełniony Duchem Świętym, Panem i Ożywicielem
    Całkowicie oddany Maryi,
    Przyjacielu Świętych i Błogosławionych,
    Następco Piotra i Sługo sług Bożych,
    Stróżu Kościoła nauczający prawd wiary,
    Ojcze Soboru i wykonawco jego wskazań,
    Umacniający jedność chrześcijan i całej rodziny ludzkiej,

    Gorliwy Miłośniku Eucharystii,
    Niestrudzony Pielgrzymie tej ziemi,
    Misjonarzu wszystkich narodów,
    Świadku wiary, nadziei i miłości,
    Wytrwały Uczestniku cierpień Chrystusowych,
    Apostole pojednania i pokoju,
    Promotorze cywilizacji miłości,
    Głosicielu Nowej Ewangelizacji,
    Mistrzu wzywający do wypłynięcia na głębię,
    Nauczycielu ukazujący świętość jako miarę życia,
    Papieżu Bożego Miłosierdzia,
    Kapłanie gromadzący Kościół na składanie ofiary,
    Pasterzu prowadzący owczarnię do nieba,

    Bracie i Mistrzu kapłanów,
    Ojcze osób konsekrowanych,
    Patronie rodzin chrześcijańskich,
    Umocnienie małżonków,
    Obrońco nienarodzonych,
    Opiekunie dzieci, sierot i opuszczonych,
    Przyjacielu i Wychowawco młodzieży,
    Dobry Samarytaninie dla cierpiących,
    Wsparcie dla ludzi starszych i samotnych,
    Głosicielu prawdy o godności człowieka,
    Mężu modlitwy zanurzony w Bogu,
    Miłośniku liturgii sprawujący Ofiarę na ołtarzach świata,
    Uosobienie pracowitości,
    Zakochany w krzyżu Chrystusa,
    Przykładnie realizujący powołanie,
    Wytrwały w cierpieniu,
    Wzorze życia i umierania dla Pana,

    Upominający grzeszników,
    Wskazujący drogę błądzącym,
    Przebaczający krzywdzicielom,
    Szanujący przeciwników i prześladowców,
    Rzeczniku i obrońco prześladowanych,
    Wspierający bezrobotnych,
    Zatroskany o bezdomnych,
    Odwiedzający więźniów,
    Umacniający słabych,
    Uczący wszystkich solidarności,

    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam, Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas. Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami.

    Módl się za nami święty Janie Pawle.
    Abyśmy życiem i słowem głosili światu Chrystusa, Odkupiciela człowieka.

    Módlmy się:
    Miłosierny Boże, przyjmij nasze dziękczynienie za dar apostolskiego życia i posłannictwa świętego Jana Pawła II i za jego wstawiennictwem pomóż nam wzrastać w miłości do Ciebie i odważnie głosić miłość Chrystusa wszystkim ludziom. Przez Chrystusa, Pana naszego.
    Amen.

    Dzień II – Prawda

    Nikt nie może dyktować drugiemu swojej własnej „prawdy”. Prawda zwycięża przez swoją własną moc. Narzucanie swoich własnych punktów widzenia czyni gorszymi międzyludzkie relacje, dając początek dysputom i pokusom. Zatem warunkiem, by utrzymać pokój na świecie, jest szanowanie wolności sumienia innych, nawet jeśli oni myślą w sposób odmienny od nas.

    „Jest to sprawa prawdy. Prawda jest światłem ludzkiego umysłu. Jeżeli od młodości stara się on poznawać rzeczywistość w różnych jej wymiarach, to w tym celu, aby posiąść prawdę: aby żyć prawdą. Taka jest struktura ducha ludzkiego. Głód prawdy stanowi podstawowe jego dążenie i wyraz.

    Chrystus zaś mówi: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Wśród słów zapisanych w Ewangelii te należą z pewnością do najważniejszych. Mówią bowiem równocześnie o całym człowieku. Mówią o tym, na czym buduje się od wewnątrz, w wymiarach ducha ludzkiego, właściwa człowiekowi godność i wielkość. Godność ta nie zależy tylko od wykształcenia, choćby uniwersyteckiego — może być udziałem nawet analfabety — równocześnie jednak wykształcenie, systematyczna wiedza o rzeczywistości, powinna służyć tej godności. Powinna więc służyć — prawdzie.

    I w tej dziedzinie Chrystusowe słowa „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” stają się istotnym programem. Młodzi mają — jeśli tak można się wyrazić — wrodzony „zmysł prawdy”. Prawda zaś ma służyć wolności: młodzi mają także spontaniczne pragnienie wolności. A co to znaczy być wolnym? To znaczy: umieć używać swej wolności w prawdzie — być — „prawdziwie” wolnym. Być prawdziwie wolnym — to nie znaczy, stanowczo nie znaczy: czynić wszystko, co mi się podoba, na co mam ochotę. Wolność zawiera w sobie kryterium prawdy, dyscyplinę prawdy. Bez tego nie jest prawdziwą wolnością. Jest zakłamaniem wolności. Być prawdziwie wolnym — to znaczy: używać swej wolności dla tego, co jest prawdziwym dobrem. W dalszym ciągu więc: być prawdziwie wolnym — to znaczy: być człowiekiem prawego sumienia, być odpowiedzialnym, być człowiekiem „dla drugich”.

    Jan Paweł II, List do młodych całego świata „Parati semper”.

    Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, przed Kościołem trzeciego tysiąclecia otwiera się rozległy ocean wyznań wiary naszego współczesnego świata. Wierząc w Ciebie, pokładając naszą nadzieję w Chrystusie, pragnę naśladować Go i doświadczyć cudu ogromnego połowu. Przyjdź z pomocą wszystkim chrześcijanom naszego pokolenia, aby zanurzyli się w głębokości prawdy, dobra i piękna. Niech przez wstawiennictwo Ojca Świętego, Jana Pawła II, Patrona Nowej Ewangelizacji, ta łaska zostanie nam powierzona. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Dzień III – Osoba

    Na tej ziemi niech nosicielami wiary i nadziei będą chrześcijanie, żyjąc codziennie w miłości. Niech będą wiernymi świadkami Chrystusa Zmartwychwstałego, nigdy nie ustępując przeszkodom, które akumulują się na drogach ich życia. Liczę na was, w waszym młodzieńczym entuzjazmie i poświęceniu Chrystusowi.

    „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel, jak to już zostało powiedziane, „objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi”. To jest ów — jeśli tak wolno się wyrazić — ludzki wymiar Tajemnicy Odkupienia. (…) „Syna swego Jednorodzonego dał”, ażeby on, człowiek „nie zginął, ale miał życie wieczne” (por. J 3, 16)

    Ku Niemu kierujemy nasze spojrzenie, powtarzając wyznanie św. Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”

    Ku Niemu kierujemy nasze spojrzenie, powtarzając wyznanie św. Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”, bo tylko w Nim, Synu Bożym, jest nasze zbawienie (J 6, 68; por. Dz 4, 8 nn.). Poprzez całą tak bardzo wraz z Soborem rozbudowaną świadomość Kościoła, poprzez wszystkie warstwy tej świadomości, poprzez wszystkie kierunki działalności, w której Kościół wyraża siebie, odnajduje i potwierdza siebie — stale musimy dążyć do Tego, który jest Głową (por. Ef 1, 10. 22; 4, 25; Kol 1, 18), do Tego, „przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy” (1 Kor 8, 6; por. Kol, 17)

    Człowiek odnajduje w nim swoją właściwą wielkość, godność i wartość swego człowieczeństwa. Człowiek zostaje w Tajemnicy Odkupienia na nowo potwierdzony, niejako wypowiedziany na nowo. Stworzony na nowo! (…) Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca — nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, czasem powierzchownych, a nawet pozornych kryteriów i miar swojej własnej istoty — musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym, musi sobie „przyswoić”, zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby siebie odnaleźć. Jeśli dokona się w człowieku ów dogłębny proces, wówczas owocuje on nie tylko uwielbieniem Boga, ale także głębokim zdumieniem nad sobą samym. Jakąż wartość musi mieć w oczach Stwórcy człowiek, skoro zasłużył na takiego i tak potężnego Odkupiciela (por. hymn Exsultet z Wigilii Wielkanocnej), skoro Bóg „Syna swego Jednorodzonego dał”, ażeby on, człowiek „nie zginął, ale miał życie wieczne” (por. J 3, 16).”

    Jan Paweł II, Encyklika Redemptor Hominis.

    Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, Ty jesteś miłością i pierwszy nas ukochałeś. Twój Syn stał się człowiekiem dla naszego zbawienia, objawiając swoim braciom i siostrom prawdę o miłości. Pozwolił im zrozumieć ich samych i odkryć sens ich własnej egzystencji. Prosimy Cię, przez Świętego Jana Pawła II, niestrudzonego obrońcę ludzkiej godności, dobrego pasterza w szukaniu zagubionych dusz w zamęcie życia i zanurzonych w rozpaczy, abyś udzielił nam tej łaski. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Dzień IV – Rodzina

    Rodzina Bogiem silna staje się siłą człowieka i całego narodu.

    „Pośród tych wielu dróg rodzina jest drogą pierwszą i z wielu względów najważniejszą. Jest drogą powszechną, pozostając za każdym razem drogą szczególną, jedyną i niepowtarzalną, tak jak niepowtarzalny jest każdy człowiek. Rodzina jest tą drogą, od której nie może on się odłączyć. Wszak normalnie każdy z nas w rodzinie przychodzi na świat, można więc powiedzieć, że rodzinie zawdzięcza sam fakt bycia człowiekiem. A jeśli w tym przyjściu na świat oraz we wchodzeniu w świat człowiekowi brakuje rodziny, to jest to zawsze wyłom i brak nad wyraz niepokojący i bolesny, który potem ciąży na całym życiu. Tak więc Kościół ogarnia swą macierzyńską troską wszystkich, którzy znajdują się w takich sytuacjach, ponieważ dobrze wie, że rodzina spełnia funkcję podstawową.

    Rodzina bierze początek w miłości, jaką Stwórca ogarnia stworzony świat, co wyraziło się już „na początku”, w Księdze Rodzaju (1,1), a co w słowach Chrystusa w Ewangelii znalazło przewyższające wszystko potwierdzenie: „Tak […] Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3,16). Syn Jednorodzony, współistotny Ojcu, „Bóg z Boga i Światłość ze Światłości”, wszedł w dzieje ludzi poprzez rodzinę: „przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękoma pracował, […] ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu”. Skoro więc Chrystus „objawia się w pełni człowieka samemu człowiekowi”, czyni to naprzód w rodzinie i poprzez rodzinę, w której zechciał narodzić się by wzrastać. Wiadomo, że Odkupiciel znaczną część swego życia pozostawał w ukryciu nazaretańskim, będąc „posłusznym” (por. Łk 2,51) jako „Syn Człowieczy” swej Matce Maryi i Józefowi cieśli. Czyż to synowskie „posłuszeństwo” nie jest już pierwszym wymiarem posłuszeństwa Ojcu „aż do śmierci” (Flp 2,8), przez które odkupił świat?”

    Jan Paweł II, List do rodzin ”Gratissimam sane”.

    Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, Twój wieczny plan zbawienia osiągnął swoją pełnię, kiedy Twój Umiłowany Syn przyszedł na świat przez Świętą Rodzinę, uświęcając przez Swoje narodzenie całą ludzką rodzinę. Powierzamy Ci nasze rodziny i wszystkie rodziny z całego świata. Niech modlitwa stanie się częścią ich życia. Pokornie Cię prosimy, przez wstawiennictwo Ojca Świętego Jana Pawła II, niestrudzonego obrońcę praw rodziny, abyśmy mogli być umocnieni przez Twą łaskę. Przez Chrystusa, Pana Naszego.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Dzień V – Młodość

    Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Tylko wymagając od samych siebie – w przeciwieństwie do światowej opinii, która mówi – „Wybierz łatwiejszą drogę”, możesz zauważyć inne wyzwania Papieża: wybrać „być bardziej” niż „bardziej mieć”. „Być bardziej” młodym dzisiaj to odwaga pełnego inicjatywy trwania – nie możesz wyrzec się tego, przyszłość wszystkich zależy od tego – jednocześnie będąc wiernym dynamicznemu świadectwu wiary i nadziei.

    „Bądźcie błogosławieni!

    Bądźcie błogosławieni wraz z Maryją, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana. Bądźcie błogosławieni. Niech znak Niewiasty obleczonej w słońce idzie z wami, niech idzie z każdą i każdym po wszystkich drogach życia. Niech was prowadzi ku spełnieniu w Bogu waszego przybrania za synów w Chrystusie. Zaprawdę, zaprawdę. Wielkie rzeczy Pan wam uczynił! Wielkie rzeczy Pan nam uczynił! Wy, drodzy młodzi przyjaciele, dziewczęta i chłopcy, macie być świadkami wiernymi i odważnymi tych „wielkich rzeczy” w waszych środowiskach, wśród rówieśników, we wszystkich okolicznościach życia. Jest z wami Maryja, Dziewica z Nazaretu, uległa każdemu tchnieniu Ducha Świętego. Ta, która przez swoją wspaniałomyślną odpowiedź na zamierzenie Boga, przez swoje „niech mi się stanie”, otwarła światu upragnioną od dawna perspektywę zbawienia. Patrząc na Nią, pokorną Służebnicę Pańską, wziętą dziś do chwały niebios, mówię do was słowami św. Pawła: „Postępujcie według ducha” (Ga 5,16). Pozwólcie, by „Duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy, pobożności i bojaźni Pańskiej” (por. Iz 11,2) przenikał wasze serca i wasze życie i by za waszym pośrednictwem przekształcał oblicze ziemi. (…) Przyjmijcie Ducha Świętego! Przeniknięci mocą, która od Niego pochodzi, stawajcie się budowniczymi nowego świata: świata innego, opartego na prawdzie, na sprawiedliwości, na solidarności, na miłości. (…) Drodzy młodzi przyjaciele! Przyjmijcie Ducha Świętego i bądźcie mocni!”

    Jan Paweł II, Homilia, Częstochowa, 15 sierpnia 1991 r.

    Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, od młodości powołałeś nas, abyśmy za Tobą podążali. W Twoim Synu, młodość ma Mistrza, który naucza nas jak formować nową osobę w nos – z cierpliwością i uporczywością, żeby odkryć własne powołanie, żeby efektywnie budować kulturę miłości. Prosimy Cię za naszą młodość, żebyśmy nie pozwolili zniewolić się przez ślepe pragnienia i miłosne rozczarowania. Niech Jan Paweł II, który szukał młodych i kochał ich z wzajemnością, będzie dla nich wzorem i patronem, i przez Jego wstawiennictwo prosimy o tę łaskę. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Dzień 6 – Grzech

    Największym cierpieniem ludzkości i każdego indywiduum jest grzech. Nie ma większego bólu, który możemy narzucić duszy, niż zanurzyć ją w stanie grzechu śmiertelnego.

    „Grzech nie kończy się w naszych ograniczeniach ludzkiej świadomości, nie kończy się w niej. Przez wewnętrzną definicję, implikuje referencję: odniesienie do Boga.

    Jednak to odniesienie jest zbawcze! Oznacza, że ja, człowiek, nie zostaję tylko z moją winą. I Bóg, który  w pewien sposób jest „naocznym” świadkiem mojego grzechu (widzi, będąc niewidocznym), jest blisko mnie nie tylko, by osądzać. Z pewnością mnie osądza! Osądza mnie z tym samym wewnętrznym sądem moja świadomość (jeśli ta nie stanie się głucha lub zdeformowana). Jednak, sama sprawiedliwość już jest zbawcza! Przez fakt nazywania zła przez jego prawdziwe imię, w pewnym sensie zrywam z nim, utrzymuję go na pewien dystans ode mnie, nawet kiedy w tym samym czasie wiem, że jest zły, grzech nie przestaje być moim grzechem. Ale nawet kiedy mój grzech jest przeciwko Bogu, Bóg nie jest przeciwko mnie. W momencie wewnętrznej pokusy ludzkiej świadomości, Bóg nie głosi swojej sentencji. Nie potępia. Bóg czeka na mój powrót do Niego jak do sprawiedliwej miłości, jako do Ojca, w formie, jaka pokazuje parabola o synu marnotrawnym. Żeby Mu „ujawnić” grzech. I powierzyć siebie Jemu. W ten sposób od rachunku sumienia przechodzimy do tego, co stanowi samą istotę nawrócenia i pojednania z Bogiem”.

    Jan Paweł II, Anioł Pański, Rzym, 23 lutego 1986 r.

    Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, grzech jest żądłem, które powoduje ból i zabija łaskę uświęcającą. Cierpienie, w Twoim rozumieniu zbawienia, jest drogą, która prowadzi do Ciebie. Twój Syn, przez swoją dobrowolną mękę i śmierć na krzyżu, wziął na siebie całe zło grzechu i nadał cierpieniu całkowicie nowe znaczenie, wprowadzając je w porządek miłości. W imię tej miłości, która była gotowa przyjąć cierpienie bez winy, prosimy Cię, przez wstawiennictwo Jana Pawła II, który służył Twojemu ludowi, naznaczony był stygmatami męczennika, o tę specjalną łaskę przeżywania cierpienia przez miłość… Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Dzień VII – Miłosierdzie

    Dzisiaj, kiedy egoizm, obojętność i niewrażliwość serc rozprzestrzeniają się w przerażającej formie, jak intensywnie potrzebujemy odnowy wrażliwości osoby, jej ubóstwa i cierpień. Świat woła o miłosierdzie. Nic nie jest bardziej potrzebne człowiekowi niż miłosierdzie Boga, ta szlachetna, uprzejma miłość, która wynosi człowieka ponad wszystkie jego słabości w kierunku wiecznych wyżyn świętości Boga.

    „Człowiek — każdy człowiek — jest tym synem marnotrawnym: owładnięty pokusą odejścia od Ojca, by żyć niezależnie; ulegający pokusie; zawiedziony ową pustką, która zafascynowała go jak miraż; samotny, zniesławiony, wykorzystany, gdy próbuje zbudować świat tylko dla siebie; w głębi swej nędzy udręczony pragnieniem powrotu do jedności z Ojcem. Jak ojciec z przypowieści, Bóg wypatruje powrotu syna, gdy powróci przygarnia go do serca i zastawia stół dla uczczenia ponownego spotkania, w którym Ojciec i bracia świętują pojednanie.”

    Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska „Reconciliatio et Paenitentia”.

    Módlmy się: „Jezu, ufam Tobie”. Ta modlitwa, ceniona przez wielu czcicieli Bożego Miłosierdzia, dokładnie wyraża postawę, którą także chcemy przyjąć, kiedy powierzamy się w Twoje objęcia, Panie, nasz jedyny Zbawicielu. Jak intensywnie pragniesz być kochany! I ten, kto pragnie zapalić w sobie uczucia Twojego serca, uczy się być konstruktorem nowej kultury miłości. Prosty akt ufności jest wystarczający, by przeniknąć zasłonę melancholii i smutku, wątpliwości i rozpaczy. Promienie Twojego Boskiego Miłosierdzia odnawiają w szczególny sposób nadzieję tych, którzy czują się uciskani przez ciężar grzechu…

    Maryjo, Matko Miłosierdzia, spraw, aby nadzieja, którą pokładamy w Twoim Synu, naszym Odkupicielu, była zawsze żywa. I Ty, Święta Faustyno, pomóż nam też, kiedy powtarzamy z Tobą, patrząc odważnie na twarz Boskiego Odkupiciela, słowa: „Jezu, ufam Ci. Dziś i na zawsze”. Amen!

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Dzień VIII – Maria

    Przez to misterium, przez tę ufność w wierze wyróżnia się Maryja. „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według Słowa Twego”.

    „Dzisiaj przyszedłem do Ciebie, Pani Jasnogórska, (…) aby raz jeszcze się pożegnać i prosić o błogosławieństwo na drogę.

    (…) Jasnogórska Matko Kościoła! Raz jeszcze oddaję Ci siebie w „macierzyńską niewolę miłości” wedle słów mego zawołania: Totus Tuus! Oddaję Ci cały Kościół – wszędzie, aż do najdalszych krańców ziemi! Oddaję Ci ludzkość i wszystkich ludzi – moich braci. Wszystkie ludy i narody. Oddaję Ci Europę i wszystkie kontynenty. Oddaję Ci Rzym i Polskę, zjednoczone poprzez Twego sługę nowym węzłem miłości.

    Matko, przyjmij!

    Matko, nie opuszczaj!

    Matko, prowadź!

    (…) Daruj więc, Matko Kościoła i Królowo Polski, że podziękujemy Ci wszyscy więcej niż mową, milczeniem naszych serc. Że tym milczeniem wyśpiewamy naszą pożegnalną prefację”.

    Jan Paweł II, Przemówienie pożegnalne na Jasnej Górze – Częstochowa, 6 czerwca 1979 r.

    Módlmy się: Maryjo, Matko Syna Bożego, wysłuchaj naszej modlitwy: „Przeto, Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, a Jezusa, błogosławiony owoc żywota Twojego, po tym wygnaniu nam okaż. O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!”. Niech będą dzięki Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, całkowicie poświęconemu Maryi, z wiernością i do końca wypełniającemu misję, która została mu dana przez Zmartwychwstałego. Boże, przyjmij owoce jego życia i służby, powierzając nam przez jego wstawiennictwo łaskę wierności. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen!

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Dzień IX – Eucharystia

    Eucharystia jest największym darem i cudem, bo tajemnica śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, odkupienia ludzkości, staje się w niej obecna.

    „Kościół żyje dzięki Eucharystii. Ta prawda wyraża nie tylko codzienne doświadczenie wiary, ale zawiera w sobie istotę tajemnicy Kościoła. Na różne sposoby Kościół doświadcza z radością, że nieustannie urzeczywistnia się obietnica: «A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» (Mt28, 20). Dzięki Najświętszej Eucharystii, w której następuje przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pana, raduje się tą obecnością w sposób szczególny.

    Kościół otrzymał Eucharystię od Chrystusa, swojego Pana, nie jako jeden z wielu cennych darów, ale jako dar największy, ponieważ jest to dar z samego siebie, z własnej osoby w jej świętym człowieczeństwie, jak też dar Jego dzieła zbawienia. Nie pozostaje ono ograniczone do przeszłości, skoro «to, kim Chrystus jest, to, co uczynił i co wycierpiał dla wszystkich ludzi, uczestniczy w wieczności Bożej, przekracza wszelkie czasy i jest w nich stale obecne…»

    Pragnę raz jeszcze przypomnieć tę prawdę, drodzy Bracia i Siostry, adorując razem z wami tę tajemnicę: tajemnicę wielką, tajemnicę miłosierdzia. Cóż większego Jezus mógł uczynić dla nas? Prawdziwie, w Eucharystii objawia nam miłość, która posuwa się «aż do końca» (por. J13,1) — miłość, która nie zna miary”.

    Jan Paweł II, Encyklika „Ecclesia de Eucharistia”.

    Módlmy się: Boże, nasz Ojcze: Twój Syn ukochał nas aż do końca i pozostał z nami w Eucharystii. Niech „Amen”, które mówimy w obecności Ciała i Krwi Naszego Pana, odda nas do pokornej służby braciom, którzy mają głód miłości. Jak komunia z Kościołem odkupionych w niebie jest wyrażana i umacniania w Eucharystii, tak my pragniemy tej codziennej jedności z Tobą i przez wstawiennictwo Jana Pawła II, udziel nam tej łaski. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Litania

    Źródło: Wspólnota Canção Nova

    Katolicka Wspólnota Shalom przynależy do Kościoła Katolickiego i jest przezeń uznana jako Międzynarodowe Prywatne Stowarzyszenie Wiernych o osobowości prawnej. W 2007 roku Wspólnota została uznana przez Stolicę Apostolską jako Międzynarodowe Stowarzyszenie Wiernych, jest zatem uznana na całym świecie przez Świętą Matkę Kościół. W maju 2012 roku papież Benedykt XVI, za pośrednictwem Papieskiej Rady do Spraw Świeckich, ostatecznie zatwierdził statut Katolickiej Wspólnoty Shalom, gdy Wspólnota obchodziła swoje 30-lecie.
    Obecną w kilkudziesięciu krajach na świecie, Katolicką Wspólnotę Shalom tworzą mężczyźni i kobiety, które przyjmują różne formy życia, jakie są obecne w Kościele, angażując się w życie wspólnotowe i misjonarskie, przyjmując za cel głoszenie Ewangelii Jezusa Chrystusa wszystkim ludziom, szczególnie tym będącym daleko od Jezusa i Kościoła.

    **************************************************************************************************************

    środa – 14 października


    św. Małgorzata Alacoque: Serce, które umiłowało ludzi

    Ołtarz Najświętszego Serca Jezusowego w bazylice św. Piotra

    Ołtarz Najświętszego Serca Jezusowego w bazylice św. Piotra/fot. Włodzimierz Rędzioch

    ***

    Między południowym transeptem a apsydą znajduje się jedno z wejść do Bazyliki św. Piotra. Przez nowoczesną Bramę Modlitwy (Porta della Preghiera) wchodzi się do świątyni pod nagrobkiem Aleksandra VII wykonanym przez słynnego Berniniego.

    Ten mistrz baroku w dolnej części monumentu umieścił pozłacaną postać kościotrupa, który pokazuje klepsydrę, aby przypomnieć ludziom o upływającym czasie naszej ziemskiej egzystencji. Na wprost wejścia znajduje się ołtarz Najświętszego Serca Jezusowego, jeden z najnowszych ołtarzy Bazyliki, przedstawiający scenę objawienia się Jezusa Małgorzacie Marii Alacoque. Ta francuska mistyczna od grudnia 1673 r. do czerwca 1675 r. miała kilka widzeń Jezusa. Zasłynęła z propagowania nabożeństwa ku czci Najświętszego Serca Jezusowego. W jednym z objawień sam Jezus chciał, „żeby pierwszy piątek po Oktawie Bożego Ciała był odtąd poświęcony jako osobne święto na uczczenie mojego Serca”. Małgorzata Maria Alacoque została ogłoszona błogosławioną przez Piusa IX 18 września 1864 r., a kanonizowana 13 maja 1920 r. za pontyfikatu papieża Benedykta XV.

    Ołtarz Najświętszego Serca Jezusowego w bazylice św. Piotra

    Powstanie ołtarza Najświętszego Serca Jezusowego w świątyni watykańskiej związane jest z inna słynną postacią Kościoła końca XIX i początku XX w., ks. Leonem Janem Dehonem, założycielem Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego. 25 kwietnia 1918 r. ks. Dehon został przyjęty na audiencji przez Benedykta XV, którego był przyjacielem. Przy tej okazji ks. Dehon poprosił Papieża, aby kazał wznieść ołtarz Najświętszego Serca w Bazylice św. Piotra – byłby to znak, że również Watykan jest poświęcony Najświętszemu Sercu. Zasugerował również aby ołtarz przedstwiał scenę objawienie się Jezusa Marghericie Marii Alacoque. Papieżowi spodobał się pomysł założyciela sercanów i kazał przygotować obraz hrabiemu Carlo Muccioli. Artysta wykonał pierwsze płótno, które jednak nie spodobało się. Zrobił więc drugi obraz, z który otrzymał wynagrodzenie w 1920 r. 29 kwietnia 1921 r. zaczęto pracę, by wykonać obraz w mozaice – układanie mozaiki zakończono 15 sierpnia 1925 r., w roku śmierci ks. Dehona, który był inspiratorem powstania ołtarza.

    Tygodnik NIEDZIELA

    *************************

    Święta Małgorzata Maria Alacoque – Wynagradzająca Sercu Jezusa

    13 maja 2020 roku była 100. rocznica kanonizacji Małgorzaty Marii Alacoque, której dokonał papież Benedykt XV.

    Małgorzata Maria Alacoque (1647-1690) urodziła się 22 lipca 1647 roku w Lauthecour (Burgundia). Bardzo wcześnie została osierocona. Wychowywana była przez najbliższą rodzinę zmarłych rodziców. W sercu młodej Francuzki z biegiem czasu coraz bardziej narastało pragnienie wstąpienia do zakonu. Jej zamiar spełnił się w 1671 roku, gdy otwarły się przed nią bramy klasztoru wizytek w Paray-le-Monial. Siostrę Małgorzatę cechowała szczera pobożność i pokora, co bardzo pomagało jej w znoszeniu codziennych trudów i upokorzeń, jakimi była doświadczana w nowicjacie.

    Mistyczne spotkanie

    W dzień św. Jana Ewangelisty, 27 grudnia 1673 roku, s. Małgorzata Maria, dzięki specjalnej łasce mistycznej, została obdarzona poznaniem tajemnic Najświętszego Serca Pana Jezusa. Odkryła, że Serce Zbawiciela – tak często przez ludzi zapominane – wciąż świadczy o hojnej miłości Boga względem wszystkich ludzi. Pan Jezus prosił ją o praktykowanie zadośćuczynienia za niewdzięczność tylu ludzi wobec bezgranicznej Miłości Boga, objawionej w Jego śmierci krzyżowej na Kalwarii.

    Potem następowały kolejne objawienia, bo Jezus udzielał s. Małgorzacie wskazań potrzebnych do oddawania czci Jego Najświętszemu Sercu. W 1674 roku Pan Jezus domagał się pierwszopiątkowej Komunii św., którą powinniśmy przyjmować w duchu wynagrodzenia. 16 czerwca 1675 roku św. Małgorzata Maria usłyszała z ust Pana następujące słowa: Oto Serce, które tak bardzo umiłowało ludzi… i żądanie ustanowienia osobnego liturgicznego święta, by Je uczcić.

    Doświadczając tych mistycznych łask, francuska zakonnica starała się odpowiedzieć szczodrością swego serca na bezgraniczną miłość Pana. Pragnęła prowadzić nieprzerwany dialog miłości z Jezusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałymOtworzyła swoje serce na przeogromną miłość Boga, ofiarując Mu swoje cierpienia, trudy dnia i znoszone umartwienia. Wypełniając zalecenia Pana Jezusa, ofiarowała wszelkie przeciwności i przykrości w intencji nawrócenia zatwardziałych grzeszników. Czyniła to również w duchu wynagrodzenia za obojętność ze strony tak wielu ludzi względem Boga.

    W tym czasie jej spowiednikiem był jezuita, św. Klaudiusz La Colombière, który nie omieszkał poddać jej próbie posłuszeństwa i gruntownie sprawdził jej pokorę w życiu codziennym. Gdy wynik duchowego testu okazał się pozytywny, z hojnością służył s. Małgorzacie Marii swoją wiedzą duchową i żywym doświadczeniem Boga, który jemu także udzielał się na modlitwie.

    Święta Małgorzata Maria przypomina nam, że powinniśmy się otworzyć na przyjęcie duchowych darów płynących z przebitego Serca Zbawiciela. Trzeba usunąć nagromadzone przeszkody, zwłaszcza grzechy i złe przywiązania, by wejść na drogę duchowego oczyszczenia. Pozwólmy Panu Jezusowi działać również w naszym pokoleniu, w Polsce i w całej Europie. On nas obdarzył największym darem – wolnością. To właśnie od naszego wyboru, od naszej woli zależy, czy na miłość Jego Serca odpowiemy miłością. A wtedy także z naszego wnętrza popłyną strumienie wody żywej (por. J 7, 38).

    Bóg sam wystarcza

    Francuska mistyczka może być dla nas przykładem, jak w codziennym życiu dbać o prymat Boga, by On był w centrum każdego dnia wypełnionego wieloma obowiązkami i pracami. Będąc przekonana, że Bóg sam wystarcza, modliła się:

    Mój Panie, niczego nie chcę oprócz Ciebie i tego, co Ty sam wybierzesz dla mnie. Ty mi wystarczasz, mój Boże! Uczyń dla mnie i ze mną to, co będzie dla większej Twojej chwały, bez względu na moje samolubne korzyści. Bądź zadowolony, mój Boże, a to mi wystarczy. W Najświętszym Sercu Jezusa odnajduję wszystko to, czego brak mi w moim ubóstwie, gdyż jest ono pełne miłosierdzia. Nie znalazłam nigdy skuteczniejszego środka na moje strapienia niż Przenajświętsze  Serce mojego umiłowanego Jezusa. W Nim zasypiam bez zmartwień i wypoczywam bez niepokojów (…). Chorzy i grzesznicy odnajdują w Nim pewne schronienie i spokojnie odpoczywają. Boskie i umiłowane Serce jest całą moją nadzieją: jest moją ucieczką. Jego zasługi są dla mnie zbawieniem, życiem i zmartwychwstaniem.

    Poznawanie tajemnic Najświętszego Serca Jezusa, jakich doświadczyła św. Małgorzata Maria, pomoże nam również dzisiaj w odkrywaniu głębokiego sensu spowiedzi i Komunii św. w pierwszy piątek miesiąca, do czego zachęcał Pan. Ten rytm częstego korzystania ze świętych sakramentów przyczyni się do pogłębienia naszej przyjaźni z Panem Jezusem.

    Wspominając tę wielką mistyczkę z okazji 100. rocznicy jej kanonizacji, prośmy za jej przyczyną: Najświętsze Serce Jezusa, uczyń serca nasze według Serca Twego. Trzeba, byśmy odkryli dynamizm Bożej miłości wiedząc, że z naszego życia ocaleje jedynie to, co zrodziło się z miłości. Pozwólmy zatem ogarnąć się miłości Serca Jezusa, które ukazuje nam nieskończoną miłość Serca Ojca.

    Z wiarą i miłością powtarzajmy za św. Małgorzatą Marią:

    Pozdrawiam Cię, Boskie Serce, Źródło wszelkiego szczęścia!
    Pozdrawiam Cię, Serce mojego Przyjaciela! Rozraduj mnie!
    Pozdrawiam Cię, Serce nieporównanej dobroci! Przebacz mi!
    Pozdrawiam Cię, Serce pełne miłości, święty Piecu Ognisty!
    Pochłoń i spal mnie w sobie! Amen
    .

    ks. Marek Wójtowicz SJ/Apostolstwo Modlitwy

    *************

     

    ********************************************************************************************************

    czwartek – 15 października

    Św. Teresa z Avila: Mistyczka z charakterkiem

    św. Teresa z Ávili, św. Teresa od Jezusa (Teresa Sánchez de Cepeda y Ahumada), Doktor i odnowiciel Kościoła 

    Patronka chorych i chorób. Wzywana w mękach duchowych, w bólach serca i głowy, opiekunka życia duchownego, oraz osób potrzebujących łaski i ośmieszanych z powodu ich pobożności, matki, osoby grające w szachy (szachiści), utrata rodziców, 

    Hiszpania, Chorawcja, Meksyk, Ávili, Neapol, Alba de Tormes, stowarzyszenia karmelickie, pisarze hiszpańscy

    Avilla, Hiszpania (Kastylia) Święta Teresa. Obraz Convento de Santa Teresa Avila, w klasztorze założonym w 1636 r. świętej Teresy, autorki kontrreformacji i hiszpańskiej mistyczki, która założyła zakon karmelitów, zdjęcie shutterstock, autor Bill Perry

    Jedna z najwybitniejszych świętych Kościoła Katolickiego. Ogłoszona Doktorem Kościoła przez św. Pawła VI, papieża w roku 1970.

    Witraż z wizerunkiem św. Teresy; natchniona Duchem Świętym spisuje swoje mistyczne dzieła. Kościół i klasztor św. Teresy w Avilia to od stuleci miejsce pielgrzymek wiernych. Klasztor ten został wzniesiony nad domem, w którym narodziła się św. Teresa, zdjęcie fotolia, autor Bill Perry

    Nad wyraz wyraźnie i szczegółowo opisała sferę mistycznych przeżyć i zjednoczenie z Jezusem Chrystusem. Św. Teresa jest nazywana w Hiszpanii „matką seraficką”, oraz „Doctora mystica”.

    Urodziła się 28 marca 1515 roku w mieści Ávili, w Hiszpanii. Wychowywana po śmierci matki przez Siostry Augustynki, tam właśnie odkryła dla siebie „Listy” Hieronima, pod których wpływem ostatecznie podjęła decyzję o wstąpieniu do zakonu.

    Wkrótce po wstąpieniu do karmelu ciężko zachorowała. Skutkiem choroby została częściowo sparaliżowana. Jest to czas, w którym doznała pierwszych mistycznych przeżyć. Z czasem doznania mistyczne nabierały na sile, a Teresa stała się obiektem zainteresowania i poddana presji środowiska.

    TERESA W CZASIE SWOICH MISTYCZNYCH DOZNAŃ MIAŁA PRZERAŻAJĄCĄ WIZJĘ PIEKŁA, CO SKŁONIŁO JĄ DO POŚWIĘCENIA SIĘ W DĄŻENIU DO DOSKONAŁOŚCI. Z TEJ PRZYCZYNY ZAŁOŻYŁA ZREFORMOWANY KLASZTOR KARMELITÓW W ÁVILI.

    Rzeźba przedstawiająca świętą Teresę znajdująca się we wnętrzu katedry Chrystusa Zbawiciela w Ávili (Chrystusa Salvador de Ávila), Castilla, León, Hiszpania, zdjęcie fotolia, autor ANTONIO AYUSO

    Uznając wcześniejszą regułę zakonną za mało surową. Papież wyraził zgodę na bardziej surową dyscyplinę ascetyczną w zakonie, oddanie się modlitwie i samotności. Zakonnicę wspierał franciszkanin – Piotr z Alkantary.

    Jan od Krzyża przystąpił do reformy zakonu karmelitów. W 1568 roku zreformował męską część zakonu.

    Zmarła 4 października 1582 w trakcie wizytacji w Alba de Tormes (Hiszpania). I tam właśnie znajdują się jej relikwie. Została kanonizowana w 1622 roku.

    Nasi Patroni.pl

    **********************

    Mistyczka z charakterkiem

    Mistyczka z charakterkiem
    PIXABAY

    ***

    Kiedy brat Jan namalował portret 61-letniej matki Teresy, usłyszał: “Niech Ci Bóg przebaczy, bracie Janie! Namalowałeś mnie brzydką i kaprawą”.

    Wysoka. Wybitnie piękna w młodości, nawet w podeszłym wieku wyglądała jeszcze bardzo dobrze – notuje jej spowiednik i biograf o. Franciszek de Ribera. A ona sama wyznaje: „Chciałam się podobać, wyglądać zawsze korzystnie, dbałam bardzo o swoje ręce, o włosy, perfumy, o wszystkie możliwe marności”. Kiedy brat Jan namalował portret 61-letniej matki Teresy, usłyszał: „Niech Ci Bóg przebaczy, bracie Janie! Namalowałeś mnie brzydką i kaprawą”.

    Siedmioletnia Teresa wraz ze swoim starszym bratem ucieka z domu i wyrusza do krainy Maurów, aby zginąć dla Chrystusa. Małych „męczenników” spotyka w drodze stryj i doprowadza do domu. W wieku lat 20 wbrew woli ojca wstępuje do klasztoru Wcielenia w Avili. Przyjmuje imię Teresa od Jezusa. Niedługo potem ciężko choruje. Umiera. Wykopany zostaje dla niej grób. Po czterech dniach letargu wraca do życia, ale choroby będą ją nękały do końca. Przez dwadzieścia lat żyje jako pobożna zakonnica, ale wciąż czuje, że to nie to. Denerwuje ją luz panujący w klasztorze. „Pragnęłam bardzo być kochana przez wszystkich” – wyznaje. Jej wrodzony wdzięk, inteligencja, wesołość powodują, że w klasztorze bez klauzury wciąż ma wokół siebie przyjaciół, adoratorów. „Chciałam pogodzić ze sobą życie duchowe z pociechami, upodobaniami i rozrywkami zmysłowymi. (…) W efekcie ani Bogiem się nie cieszyłam, ani nie miałam zadowolenia ze świata”. Teresa przestaje się modlić.

    Nawrócenie przychodzi po dwudziestu latach letniego życia w klasztorze. Teresa jest poruszona lekturą „Wyznań” św. Augustyna. Przed sprowadzonym właśnie do kaplicy obrazem umęczonego Chrystusa widzi swoją grzeszność. Rodzi się na nowo. Od tej chwili idzie na całość. Nie, nie żyje bynajmniej jak pustelnica. Nadal się przyjaźni, wciąż łatwo przywiązuje się do swoich spowiedników, jednak żadne uczucie nie rywalizuje już odtąd z miłością do Boga. Zaczyna doświadczać intensywnych mistycznych wizji.

    Jest mistyczką, ale i kobietą czynu. Szuka bardziej surowych warunków życia, sprzyjających głębszej modlitwie. Opierając się na własnych doświadczeniach, zakłada pierwszy klasztor według odnowionej reguły karmelitańskiej. Napotyka opór ze strony władz kościelnych i samych zakonnic. Jest przesłuchiwana przez inkwizycję. Nadal jednak robi swoje. Wraz ze św. Janem od Krzyża zakłada kolejne klasztory. Powstanie ich w sumie 33. Dużo pisze. Jej dzieła staną się klasyką literatury mistycznej. Papież Paweł VI ogłosi ją po latach pierwszą kobietą doktorem Kościoła.
    W jej brewiarzu odnaleziono zakładkę zapisaną słowami: „Niech nic cię nie smuci, niech nic cię nie przeraża, wszystko mija, lecz Bóg jest niezmienny. Cierpliwością osiągniesz wszystko; Temu, kto posiadł Boga, niczego nie braknie. Bóg sam wystarczy. Solo Dios basta!”.

    ks. Tomasz Jaklewicz/Gość Niedzielny

    *************

    ŚWIĘTA TERESA Z AVILA – NAUCZYCIELKA WYTRWAŁOŚCI I ŻARLIWEJ MODLITWY

    Święta Teresa

    Święta Teresa z Ávila zwana też Teresą od Jezusa, Teresą Wielką i Teresą Hiszpańską (w odróżnieniu od św. Teresy z Lisieux zwaną małą Tereską), była hiszpańską mistyczka, karmelitanką, reformatorką klasztoru Karmelitanów i teologiem życia kontemplacyjnego.

    Wraz ze świętym Janem od Krzyża jest uważana za założycielkę Karmelitów Bosych, zakonu opierającego się na całkowitym ubóstwie i wyrzeczeniu się dóbr materialnych. Patronka pisarzy, chorych, matek, ludzi prześladowanych za swoją pobożność. Jej atrybutami są krzyż, pióro, księga, habit i serce przebite strzałą. Kobieta, która w ziemskim życiu doświadczyła wielu lat kryzysu duchowego, kryzysów wiary, a mimo to wracała do modlitwy po przerwach, pomimo czego, a może dzięki czemu, doświadczyła przeżyć mistycznych, wizji i szczęścia.

    Welleschik [CC BY-SA 3.0], from Wikimedia Commons

    Historia św. Teresy w pigułce

    Św. Teresa  żyła w XVI w. w Hiszpanii, urodziła się w 1515r. Ávili, a zmarła w 1582 r.  w  Alba de Tormes. Była najmłodszym z trójki dzieci Alonsa Sancheza de Cepeda i jego drugiej żony Beatrycze de Ahumada. Korzenie jej rodziny sięgają nawróconych na katolicyzm Żydów (maranów), a jej dziadek ze strony ojca przyjął chrzest w roku 1485. Wychowywała się w rodzinie, gdzie miała siedmioro rodzeństwa z małżeństwa rodziców oraz troje rodzeństwa z pierwszego małżeństwa ojca.  Jej matka zmarła, kiedy Teresa miała ok. 12 lat.

    Jako młodą dziewczynę ojciec oddał ją pod opiekę do sióstr Augustianek, jednak ze względu na problemy zdrowotne powróciła stamtąd po roku. Następnie wstąpiła do Karmelu w wieku 20 lat. Poważnie chorowała w wieku ok 24 lat, kiedy już przebywała w klasztorze, zdrowie odzyskała kiedy miała 27 lat. Do ok. 30 roku życia opisuje swoje lata, jako lata kryzysu i walki o życie wewnętrzne. Po odzyskaniu zdrowia modlitwa stała się kluczowym elementem jej życia.

    Święta mocno wierzyła w moc wody święconej. Przez okres kilku lat miała widzenia Jezusa. Miała również widzenia Matki Bożej, św. Józefa, Aniołów i spraw przyszłych. W jednej z wizji Serafin – postać anioła opisywanego w Starym Testamencie, wielokrotnie wbił rozżarzony do czerwoności czubek złotej włóczni w jej serce, powodując niepojęty duchowo-fizyczny ból. Doświadczenie to opisywane jest jako ekstaza św. Teresy, które inspirowało wielu artystów. W kościele Santa Maria della Vittoria w Rzymie znajduje się jedno z najsłynniejszych dzieł sztuki przedstawiające to spotkanie, rzeźba Berniniego. Została ogłoszona świętą w 40 lat po śmierci w 1617 r., a w 1670 r. została ogłoszona doktorem nauk Kościoła Katolickiego wraz ze świętą Katarzyną ze Sieny.  Św. Teresa uznawana jest przez Kościół katolicki, Kościół ewangelicko-augsburski i wspólnotę anglikańską. Wspomnienie liturgiczne św. Teresy przypada 15 października.

    Wiersz świętej Teresy z Ávili “Cierpliwość Zwycięża”:

    Nie trwóż się, nie drżyj
    Wśród życia dróg,
    Tu wszystko mija,
    Trwa tylko Bóg.

    Cierpliwość przetrwa
    Dni ziemskich znój,
    Kto Boga posiadł
    Ma szczęścia zdrój:
    Bóg sam wystarcza.

    Dzieła św. Teresy

    Jest autorką  7 książek:

    1. Księga mojego życia (Autobiografia).
    2. Zamek wewnętrzny (Mieszkania).
    3. Droga doskonałości.
    4. Księga fundacji.
    5. Pisma mniejsze.
    6. Listy (część 1).
    7. Listy (część 2).

    Akademia Ducha.pl

    ***********

    Modlitwa (według) Teresy

    SAINT TERESA OF AVILA
    Peter Paul Rubens | Public Domain

    ***

    „Niczego więcej od nas nie żąda, tylko spojrzenia” – pisała św. Teresa. „Patrzeć na Tego, który na mnie patrzy”– to jedna z jej definicji modlitwy

    Nie potrafimy się modlić. Ona też sobie nie radziła, ale była niezmordowana w poszukiwaniu Boga żywego, Miłości. Odkryła, że modlitwa to „nawiązywanie przyjaźni, powtarzane sam na sam z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje”.

    Anegdota opowiada, że ktoś widząc św. Teresę, słynną już wtedy mistyczkę, z apetytem zajadającą obiad, nie krył swojego rozczarowania i zdziwienia. „Kiedy modlitwa, to modlitwa, kiedy kuropatwa, to kuropatwa!” – miała na to powiedzieć święta. Zawsze chodziła twardo po ziemi. Jej serce, dusza i ciało nieraz odlatywały do nieba, ale ona mimo nadzwyczajnych mistycznych darów zawsze trzeźwo patrzyła na życie, także życie duchowe. Otrzymała łaskę głębokiej modlitwy i – co ważne – umiała oceniać i rozumieć „procesy duchowe” bardzo racjonalnie. Co więcej, potrafiła przekazywać swoje doświadczenie i wiedzę innym. Doświadczała, rozumiała i przekazywała. Te trzy dary decydują o tym, że jej dzieła zyskały tak wielki rozgłos, choć nazywała siebie „nieuczoną kobieciną”. Stała się nauczycielką modlitwy, przewodniczką po wewnętrznym życiu i pozostaje nią do dziś. Najważniejsze dzieło poświęcone życiu modlitwy zatytułowała „Twierdza wewnętrzna”. Wiele lat patrzyła z okna swojej celi na wysokie średniowieczne mury opasujące Avila (cudowne miejsce!). Może właśnie dlatego ten obraz. Twierdza to miejsce chronione przed wrogiem, przestrzeń bezpieczna, pewna, dająca schronienie. Każdy z nas ma w sobie taką twierdzę – to Chrystus w nas. „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus”, pisał św. Paweł. Teresa zrozumiała, że to jest formuła prawdziwego życia. Skoro Bóg żyje w nas, trzeba wyruszyć w głąb siebie, aby Go spotkać. Droga modlitwy, którą wskazała Teresa, nie jest czymś „tylko dla orłów”. Wiele jej wskazówek zaskakuje prostotą i realizmem. To klasyka duchowości. A klasyka nigdy się nie starzeje.

    Pomoce w przedszkolu modlitwy

    Pierwsza podpowiedź Teresy: korzystajcie z książek. „Przez cały ten czas [18 lat] nigdy, z wyjątkiem dziękczynienia po Komunii, nie śmiałam przystąpić do modlitwy bez książki. Mając pod ręką tę pomoc, która mi była jakby towarzystwem i puklerzem do odbijania pocisków nastających na mnie myśli obcych, uspokajałam się”, wyznaje.

    Nieraz słyszałem w seminarium radę, aby do klęcznika nie zabierać żadnych lektur, „nie czytać Panu Bogu”, ale skupić się na Jego słuchaniu. A tymczasem św. Teresa radzi początkującym coś dokładnie odwrotnego: „Pożytecznie jest używać książki dla szybszego skupienia się w duchu”. Oczywiście chodzi o lekturę duchową, pozostającą zawsze tylko pomocą, pewnym zabezpieczeniem siebie przed rozproszeniem, przygotowaniem do bardziej swobodnej rozmowy z Panem. „W chwili gdy wezmę książkę do ręki, skupiam się w sobie z wewnętrznego zadowolenia i tak czytanie zamienia się w modlitwę”. Oczywiście podstawową księgą pozostaje Biblia, której nie można porównać z żadną inną. Na marginesie warto pamiętać, że w czasach Teresy lektura całego Pisma Świętego z wielu względów była niemożliwa. Święta z tym większą żarliwością starała się zachowywać w sercu każde zdanie z Biblii, które wyłuskała z innych ksiąg czy usłyszała w liturgii. Dla Teresy „księgą” pomagającą w modlitwie była także przyroda. Piękno świata sprzyja kontemplacji. Dlatego dbała, by w każdym karmelitańskim klasztorze był ogród. Kolejna wskazówka, konieczność mistrza, przewodnika. Święta Teresa sama miewała spore kłopoty ze znalezieniem spowiednika, który by ją rozumiał. Chodzi o takiego kierownika duchowego, który będzie stawiał prowadzonemu wysokie cele, a nie tylko uczył chodzenia „żółwim krokiem” czy „samego tylko polowania na drobne jaszczurki”. Nie sądzę, by dziś było łatwiej znaleźć dobrego przewodnika niż w czasach Teresy. Tym niemniej zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych w życiu pomoc kogoś z zewnątrz jest konieczna. „Wielkie to nieszczęście dla duszy być pozostawioną samej sobie wśród niebezpieczeństw”, zauważa Teresa. Sama przekonała się o tym. „Z tego powodu radziłabym każdemu, kto oddaje się modlitwie wewnętrznej, aby zwłaszcza na początku starał się o przyjaźń i towarzystwo z takimi, którzy podobnie ćwiczą się w rozmyślaniu”. Modlitwie, która ma być przyjaźnią z Bogiem, sprzyja ludzka przyjaźń z kimś, kto sam się modli, kto jest blisko Jezusa.

    Powiązanie modlitwy z życiem

    Modlitwa nie jest czymś oderwanym od życia. Przeciwnie, jest związana najgłębiej z życiem. Uczymy się modlitwy, żyjąc, uczymy się życia, modląc się. Pomyślmy, co nas rozprasza na modlitwie? To, czym żyjemy. Nasze lęki, grzechy, frustracje, żale, nadzieje, iluzje, marzenia itd. Wszystkie wewnętrzne pęknięcia człowieka, niekonsekwencje, zafałszowania ukazują się z całą siłą, kiedy klęka na dłuższą chwilę przed Bogiem. Teresa żyjąc 20 lat w klasztorze Wcielenia, toczyła walkę o głębszą modlitwę, rozpraszana licznymi kontaktami z ludźmi i jej niekończącymi się rozmowami w zakonnej rozmównicy. Celem modlitwy nie jest modlitwa, ale sam Bóg, więź z Nim, przyjaźń, miłość, prawda. Modlitwa pokazuje prawdę o nas samych, o naszej relacji z Bogiem. O jakości modlitwy decyduje w największej mierze nasz sposób życia, nasze priorytety i cele, które sobie stawiamy. Teresa zakładając klasztor św. Józefa, pierwszą wspólnotę żyjącą według nowych reguł, chciała stworzyć siostrom lepsze warunki dla modlitwy. Akcentowała, że rozwój życia duchowego oznacza nie tylko koncentrację na samej modlitwie, ale rozwój samego człowieczeństwa, czyli używając archaicznie dziś brzmiącego zwrotu „rozwój cnót”. Słowo „cnota” wypadło z naszego codziennego słownika. Funkcjonuje w mowie potocznej już tylko w szyderstwach z czystości seksualnej. Ale cnota oznacza moralną sprawność człowieka, umiejętność, pewną stałą dyspozycję, gotowość, nastawienie na jakieś dobro. Jakie duchowe „sprawności” sprzyjają modlitwie? Pierwsza, fundamentalna to miłość.

    „Nie o to nam chodzić powinno, byśmy dużo rozmyślały, jeno o to, byśmy dużo miłowały” – poucza siostry. „Kto prawdziwie miłuje, ten wszędzie na każdym miejscu miłuje i pamięta o Umiłowanym”. Przy czym chodzi zarówno o miłość do Boga, jak i do ludzi, wyrażającą się nie tyle w emocjach, co w działaniach. „To jest, córki, kres modlitwy; do tego ma służyć i to jest małżeństwo duchowe, aby z niego rodziły się czyny, i jeszcze raz czyny”. „Bóg żąda uczynków. Gdy widzisz siostrę chorą, której możesz przynieść ulgę, nie wahaj się ani chwili; poświęć dla niej swoje nabożeństwo, okaż jej współczucie, co ją boli, niech ciebie boli”. „Bez usilnego starania się o cnoty, bez ciągłego ćwiczenia się w nich, zawsze pozostaniecie duchowymi karłami”, przestrzega Teresa. Kolejna cnota to oderwanie, czyli wolność wewnętrzna, brak przywiązania do rzeczy czy ludzi. „Potrzeba nam ze swobodą ducha postępować tą drogą, oddawszy się w ręce Boga”. Pozwolić, by On nas prowadził i zaskakiwał. Wiele miejsca w swoich pismach Teresa poświęca pokorze. Nie powinno się jej utożsamiać z nieśmiałością, lękiem, melancholią. Pokora to autentyczność, zgoda na siebie, „chodzenie w prawdzie”. Święta mniszka wielokrotnie przestrzega przed fałszywą pokorą. Wie, co mówi, bo sama musiała zmagać się z taką pokusą. „Zrozumiejmy to dobrze i nigdy o tym nie zapominajmy, że Bóg nam daje łaski swoje bez żadnej naszej zasługi, że zatem naszą powinnością jest dziękować za nie Jego Boskiemu Majestatowi. Bo jeśli nie znamy i nie rozumiemy tego, co od Niego otrzymujemy, nie zdołamy też pobudzić siebie do Jego miłości. Jest rzeczą pewną, że im jaśniej dusza uznaje, jak bogata jest przez łaskę Bożą, pamiętając o tym, jak sama z siebie jest uboga, tym wyżej postąpi w cnocie, tym głębiej się utwierdzi w prawdziwej pokorze”. Teresa podkreśla także cnotę mężnej wytrwałości. „Wszystko na tym polega, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu”. W modlitwie konieczny jest jakiś rodzaj natarczywości, determinacji, świętego uporu. Kiedy Teresa opowiada o swoim nawróceniu przed wizerunkiem ubiczowanego Jezusa, wyznaje: „Powiedziałam Mu wówczas, zdaje mi się, że nie wstanę od modlitwy, dopóki nie spełni mojego błagania”. Przypomina się biblijny Jakub walczący z Bożym wysłańcem o błogosławieństwo: „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” (Rdz 32,27).

    Co jest istotą modlitwy?

    W reformie Karmelu podjętej przez Teresę ukryty był subtelny, ale wyraźny sprzeciw wobec modlitwy nadmiernie sformalizowanej, zewnętrznej, „zimnej”. Karmelitanka z Avila za priorytetową uznała modlitwę osobistą, wewnętrzną, angażującą całego człowieka, otwartą na doświadczenia mistyczne dostępne wszystkim, którzy tylko tego pragną. Teresa mówi więc najczęściej o „modlitwie myślnej” (oración mental). Nie znaczy to wcale, że odrzuca, lekceważy modlitwę ustną, wspólnotową, brewiarz czy nabożeństwa. Owszem, ceni je, ale pod warunkiem, że nie są bezmyślne. Dlatego szuka momentów ciszy i samotności, w której można być sam na sam z Bogiem. W tej wewnętrznej modlitwie ważne jest nie tyle, co mówić czy jak mówić. Akcent pada na osoby: ja i Bóg. Sedno leży w tym, aby być. BYĆ z Nim, dla Niego! Jak osoba z osobą, a dokładniej – jak dwie kochające się osoby. Najbardziej klasyczna definicja: „Modlitwa myślna nie jest, według mnie, niczym innym jak głębokim związkiem przyjaźni, w którym rozmawiamy sam na sam z Bogiem, w przekonaniu, że On nas kocha”. Takie polskie tłumaczenie znajdziemy w Katechizmie Kościoła (2709). Inne tłumaczenia mówią o „nawiązywaniu” przyjaźni czy też przyjacielskim „obcowaniu”. Hiszpański czasownik tratar oznacza rozmowę, utrzymywanie bliskiej, wręcz intymnej relacji, zabieganie o kontakt. Drugim słowem kluczem jest tutaj „przyjaźń”. Bóg jest przyjacielem, który jest zawsze obecny i pragnie jedynie odpowiedzi na swoją miłość. To jest odkrycie Teresy. Bóg Przyjaciel. To jest centrum jej duchowości. Przyjaciel to ktoś, z kim chce się być. To ktoś, kto powoduje, że stajemy się lepsi, piękniejsi. Przy kim odnajdujemy wewnętrzny pokój, swoją wartość, siebie samego. Z przyjacielem zawsze można o czymś pogadać albo zwyczajnie z nim pobyć. Cisza między przyjaciółmi nie jest czymś krępującym. Najważniejsze więc w modlitwie jest odnalezienie skupienia, aby patrzeć na Jezusa. „Starałam się, o ile mogłam, przedstawić sobie obecnego we mnie Jezusa Chrystusa”. Jeśli komuś trudno o taki rodzaj koncentracji, Teresa radzi mu odmówić „Ojcze nasz”, wkładając „umysł i serce” w to, „co mówią usta”.

    Chodzi nie tyle o wysilanie wyobraźni, ile o obudzenie wzroku wiary, który dostrzega Bożą obecność. Może w tym dopomóc ikona, krzyż czy pobożna lektura. Spojrzenie na Jezusa – to wystarczy, podpowiada Teresa. „Nie żądam od was wielkich o Nim rozmyślań nie natężonej pracy rozumu ani zdobywania się na piękne, wysokie myśli i uczucia – żądam tylko, byście na Niego patrzyły (…); niczego więcej od nas nie żąda, tylko spojrzenia”. Owszem, rozmowa „jak z Ojcem, jak z Bratem, jak z Panem, raz w ten, drugi raz w inny sposób, jak On sam was nauczy”. Ale długie przemowy do Niego nie są konieczne. „Lepiej spokojnie stanąć przy boku cierpiącego Pana, uspokoiwszy rozum albo tak go tylko może zajmując, by patrzył na Tego, który spogląda na niego, towarzyszył Mu, przedstawiał Jemu swoje prośby i z głębokim upokorzeniem cieszył się Jego obecnością, pamiętając przy tym na swoją niskość, iż nie jest godzien tak z Nim i przy Nim pozostawać”. W tym fragmencie mieści się kolejna z Terezjańskich definicji modlitwy. Brzmi ona: „patrzeć na Tego, który patrzy na mnie” (hiszp. mire que le mira). Przypomina się zdanie zupełnie z innego świata, ale bardzo à propos. „Stajemy się tym, na co patrzymy” – mówił Marshall McLuhan, analizując wpływ telewizji na człowieka. To zdanie można odnieść z powodzeniem do tego, o czym mówi Teresa. Zacheusz chciał tylko zobaczyć Jezusa. Kiedy sam został dostrzeżony przez Pana, staje się innym człowiekiem. Spoglądanie na Jezusa przemienia nas w Niego. Teresa, wrażliwa, piękna, kochająca kobieta, nie boi się porównania modlitwy do spojrzenia zakochanych. „Dwoje mocno miłujących się, a odpowiednią obdarzonych pojętnością potrafi, można powiedzieć, bez żadnych znaków, samym tylko spojrzeniem porozumiewać się między sobą”. Podobnie „Bóg i dusza rozumieją się między sobą tym samym sposobem, tylko że Jego Boski Majestat chce, by dusza Go rozumiała. I tak bez żadnych słów rozmawiają ze sobą ci dwoje jak przyjaciel z przyjacielem i wzajemną sobie miłość swoją okazują”. Jesteśmy już o krok od mistyki.

    Mistyka mocna jak eros

    Teresa była obdarzona niezwykłymi darami mistycznymi. Słynna rzeźba Berniniego w rzymskim kościele Santa Maria della Vittoria usiłuje ukazać moment ekstatycznego doświadczenia zakonnicy – przebicia serca. Na jej twarzy maluje się upojenie, które wygląda bardzo zmysłowo, na granicy pobożności i erotyki. W świecie zwulgaryzowanej cielesności, w której żyjemy, można obawiać się takich połączeń. Ale jak o tym przekonywał papież Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est”, miłość „agape” i miłość „eros” dopełniają się, potrzebują nawzajem. Dotyczy to także miłości Boga. Gdzieś w tych rejonach warto szukać przywrócenia sakralnego wymiaru ludzkiej cielesności (teologia ciała!), a także mądrego „ucieleśnienia” naszej pobożności (nieraz przespirytualizowanej). Ostatecznie zarówno w głodzie ludzkiego ciała, jak i głodzie ludzkiego ducha wyraża się fundamentalna tęsknota za wieczną miłością. Mocniejszą niż śmierć. Sama Teresa opisuje w „Księdze życia” ów moment tak: „Ujrzałam w ręku tego anioła długą złotą włócznię, a grot jej żelazny u samego końca był jakby z ognia. Tą włócznią kilka razy przebijał mi serce, zagłębiając ją aż do wnętrzności. Za każdym wyciągnięciem włóczni miałam to uczucie, jakby wraz z nią wnętrzności mi wyciągał. Tak mnie pozostawił całą gorejącą wielkim zapałem miłości Bożej. Tak wielki był ból tego przebicia, że wyrywał mi z piersi te jęki, o których wyżej wspomniałam. Ale taką zarazem przewyższającą wszelki wyraz słodycz sprawia mi to niewypowiedziane męczeństwo, że najmniejszego nie czuję w sobie pragnienia, by ono się skończyło i w niczym innym dusza moja nie znajduje zadowolenia, tylko w samym Bogu”. Jak taki opis brzmi dla nas, zagonionych śmiertelników, niepotrafiących się skupić na jednym „Ojcze nasz”? Przedziwne połączenie doświadczenia duchowego z czymś zmysłowym, cielesnym. Przyjemność i ból. Radość i cierpienie. Nienasycone pragnienie Boga sąsiaduje z nieugaszoną namiętnością. To się jakoś przenika na najgłębszych poziomach. Zapowiedź nieba? Jaki obraz Boga tutaj się wyłania? Do tych pytań powrócimy. Za pociechę niech nam posłuży to, że św. Teresa pod koniec swojego życia wciąż rozpraszała się podczas modlitw. W jednym z listów mówi, że to „nieuleczalna choroba”. „Pan dobrze wie, że skoro się modlimy, chcielibyśmy to czynić jak najlepiej”, pociesza siebie i nas. „Jest to rzecz nieunikniona, zatem ani niepokoić się o to, ani trapić nie powinniśmy”, radzi.

    Jak to przełożyć na nasze życie?

    Krótko, konkretnie: 1) Modlitewnemu skupieniu sprzyjają książki. Korzystaj z ich pomocy, modląc się. 2) Dobry spowiednik albo wierzący przyjaciel, z którym można pogadać o Bogu, to skarb. 3) Modlitwa i życie to jedność. Miłość, wolność (oderwanie), pokora, upór – te cnoty pomagają modlitwie. 4) Modlitwa to przyjaźń z Bogiem, myśl o Nim jak o przyjacielu, patrz na Niego. 5) Nie rób tragedii z rozproszeń, cierpliwością osiągniesz wszystko. 6) Niech miłość ci podpowiada, jak się modlić. 7) Nie bój się nadzwyczajnych darów duchowych, ale nie goń za nimi. 8) Absolutne mistrzostwo – nienasycony żar namiętności kierować w stronę Boga – Miłości.

    ks. Tomasz Jaklewicz/Gość Niedzielny

    **************************************

    Św. Teresa z Avila – życiowa mistyczka

     

    Św. Teresa Wielka z Ávila – piękna kobieta, „teolog życia kontemplacyjnego”

    Św. Teresa Wielka z Ávila – piękna kobieta, „teolog życia kontemplacyjnego”
    François Gérard, “Św. Teresa”

    ***

    Czy czytali Państwo „Drogę doskonałości” św. Teresy z Avila, reformatorki żeńskich klasztorów karmelitańskich, mistyczki i wizjonerki? A jej listy pisane do osób duchownych i świeckich? To zaskakująca literatura. Autorka, święta i doktor Kościoła, żyjąca w XVI w. w Hiszpanii, ujawnia w niej nadzwyczajną trzeźwość umysłu oraz wiedzę o świecie i człowieku. Jej znajomość ludzkiej, a szczególnie kobiecej natury, z pewnością przydaje się i dziś niejednemu kierownikowi duchowemu. Trapiona chorobami, prawie nieustannie cierpiąca, św. Teresa zwraca się do swoich sióstr językiem miłości, wolnym od pobłażania, ale świadczącym o głębokim rozumieniu i nadprzyrodzonym poznaniu tego, co w człowieku słabe, i może stanowić pożywkę dla szatańskich pokus.
    Po latach pobytu w klasztorze św. Teresa podjęła trudne dzieło reformy żeńskich wspólnot karmelitańskich. Dostrzegła niedogodności i zagrożenia wynikające z utrzymywania dużych zgromadzeń, zaproponowała więc, aby mniszki całkowicie oddane na służbę Chrystusowi mieszkały w małych wspólnotach, bez stałego dochodu, zdane na Bożą Opatrzność, ale wolne od nadmiernej troski o swe utrzymanie. Zadbała także o zdrowie duchowych córek, nakazując, aby ich skromne siedziby otoczone były dużymi ogrodami, w których będą pracować i modlić się, korzystając ze świeżego powietrza i słońca. Te wskazania św. Reformatorki pozytywnie zweryfikował czas i do dziś są przestrzegane przy fundacji nowych klasztorów.
    Oczywiście, główna troska św. Teresy skierowana była na duchowy rozwój Karmelu. Widziała zagrożenia dla Kościoła ze strony proponowanych przez świat herezji. Cóż może zrobić kobieta? – pytała świadoma realiów. Modlitwa i ofiara jest stale Kościołowi potrzebna. Kobieta, przez daną jej od Boga intuicję i wrażliwość, potrafi zaangażować nie tylko swój umysł, ale i serce na służbę Bożej sprawy. W życiu ukrytym i czystym, przez modlitwę i ufność może ona wyprowadzić z Serca Jezusa łaski dla ludzi. Jak korzeń schowany w ziemię czerpie soki nie dla siebie, ale dla rośliny, której część stanowi, tak mniszka za klauzurą Karmelu podtrzymuje duchowe życie otaczającego świata. Dąży do zażyłości z Panem nie dla zaspokojenia własnych pragnień, lecz dla Królestwa Bożego, aby Stwórca udzielał się obficie stworzeniu, karmiąc je łaską i miłością. Tak widziała to św. Teresa i tak postrzegają swe zadanie dzisiejsze karmelitanki. Modlą się za Kościół, za grzeszników i ludzi poświęconych Bogu, narażonych na potężne i przebiegłe zasadzki złego, aby wytrwali i wypełnili swoje powołanie. Szczęśliwe miasto, w którym Karmel znalazł schronienie. Szczęśliwa Łódź.
    Pełne wiary, wolne od strapień doczesnych, mieszkanki Karmelu potrzebują wszakże naszego wsparcia, materialnej ofiary, dziękczynnej modlitwy. W przededniu święta Założycielki Karmelu terezjańskiego, w roku poprzedzającym 80. rocznicę obecności Karmelitanek Bosych w Łodzi przy ul. św. Teresy 6, ku nim zwracamy spojrzenie. Niech trwa wymiana darów.

    Elżbieta Adamczyk/Niedziela łódzka

    ***************

    fot. Radio Maryja.pl

    ***

    W czasie audiencji generalnej – 2 lutego 2011 roku papież Benedykt XVI  o patronce dzisiejszego dnia powiedział:

    W wieku 20 lat wstąpiła do karmelitańskiego klasztoru Wcielenia w Avili; w życiu zakonnym przyjęła imię Teresa od Jezusa. Trzy lata później ciężko zachorowała i przez cztery dni była w stanie śpiączki, wydawało się nawet, że nie żyje. Również walkę ze swoimi chorobami święta traktowała jako walkę ze słabościami i opieraniem się Bożemu powołaniu: „Pragnęłam żyć – pisze – bo dobrze to rozumiałam, że nie żyłam, tylko raczej szamotałam się w cieniu śmierci, a nie było nikogo, kto by mi dał życie. Ten, który mógł mi je dać, słusznie odmawiał mi swej pomocy za to, że tyle razy już mnie nawracał do siebie, a ja Go znowu opuszczałam” („Księga życia”).

    W 1543 r. straciła uczuciowe wsparcie rodziny: ojciec umarł, a całe rodzeństwo, jedno po drugim, wyjechało do Ameryki. W okresie Wielkiego Postu 1554 r., mając 39 lat, Teresa przeżywa szczytowy moment walki ze swoimi słabościami. Przypadkowe odkrycie wizerunku „Chrystusa, całego okrytego ranami”, spowodowało zasadniczy zwrot w jej życiu. Święta, utożsamiająca się wówczas głęboko ze św. Augustynem z „Wyznań”, tak opisuje dzień, który miał decydujące znaczenie dla jej doświadczenia mistycznego: „Zdarzało mi się, że nagle przenikało mnie takie żywe uczucie obecności Bożej, że żadną miarą nie mogłam wątpić o tym, że On jest we mnie albo ja cała w Nim pogrążona”. (…) Innym tematem bliskim świętej jest zasadnicze znaczenie człowieczeństwa Chrystusa. Dla Teresy życie chrześcijańskie jest bowiem osobistą relacją z Jezusem, której szczytem jest zjednoczenie z Nim dzięki łasce, miłości i naśladowaniu. Dlatego przywiązuje ona wielką wagę do medytacji nad męką i do Eucharystii jako obecności Chrystusa w Kościele.

    papież Benedykt XVI

    ******

    Św. Teresa z Avili, mistyczka i reformatorka Karmel


    Św. Teresa z Avili, mistyczka i reformatorka Karmelu


    W pierwszej połowie XVI w., gdy większością europejskich krajów wstrząsały niepokoje religijne wywołane przez reformację, Hiszpania jaśniała wiernością wierze katolickiej. Co więcej, wydała cały szereg wielkich ludzi Kościoła, świętych, których nazwiska do dziś stanowią natchnienie dla katolików. Do ich grona należy św. Teresa z Avili, mistyczka, mistrzyni duchowości, reformatorka Karmelu. O jej szczególnej roli w dziedzinie katolickiej duchowości świadczy fakt, że jako pierwsza kobieta otrzymała tytuł Doktora Kościoła (27 września 1970 r.)


    Przyszła odnowicielka obu gałęzi zakonu karmelitańskiego urodziła się w mieście Avila 28 marca 1515 r. Była trzecim dzieckiem Alfonsa Sanchez de Cepeda oraz jego drugiej żony Beatrycze de Ahumada. Miała dwie siostry i dziewięciu braci. Pobożni rodzice wpajali dzieciom umiłowanie wiary i Kościoła. Czynili to z sukcesem, skoro w wieku zaledwie 7 lat Teresa wraz z młodszym braciszkiem Rodrigiem wybrała się w podróż do ziemi Maurów, gdzie mieli nadzieję oddać życie za Chrystusa. Na szczęście wyprawa skończyła się tuż za murami miasta, gdzie zatrzymał ich stryj.


    Wielkim ciosem dla dziewczyny była śmierć matki. Dwunastoletnia wtedy Teresa zwróciła się z prośbą do Maryi, by otoczyła ją macierzyńską opieką. Niestety, kolejne miesiące przyniosły osłabienie gorliwości religijnej dziewczyny. Zaczęło pociągać ją życie światowe: stroje, zabawy z rówieśnikami, platoniczna miłość do kuzyna, lektura modnych romansów…

    Karmel i choroba


    Zaniepokojony Don Alonso postanowił oddać córkę na wychowanie do klasztoru Augustianek w Avili. Półtoraroczny pobyt za murami klasztoru dopomógł Teresie ponownie odnaleźć drogę do Boga. Zapragnęła służyć Mu w Karmelu. Ojciec nie był zadowolony z decyzji ukochanej córki. Napotkawszy opór z jego strony, Teresa uciekła z domu i zapukała do furty klasztoru Karmelitanek w Avili. Jej determinacja skłoniła Alfonsa Sanchez de Cepeda do pogodzenia się z decyzją córki.

    Zawsze radosna, uczynna, rozmodlona, młoda zakonnica dobrze czuła się w Karmelu. Już wtedy cieszyła się opinią niezwykle pobożnej. Bóg jednak miał wobec niej wielkie plany i wkrótce zaczął ją do ich podjęcia przygotowywać. Teresa zapadła na zdrowiu. Dolegliwości nasiliły się po złożeniu przez nią ślubów zakonnych w 1537 r. Młoda karmelitanka bardzo cierpiała. W końcu siły opuściły ją zupełnie. Ale także w tej beznadziejnej sytuacji nie straciła spokoju ducha. Całą ufność złożyła w Bogu i nie zawiodła się. Nagła poprawa zdrowia nastąpiła w chwili, gdy już wszyscy stracili nadzieję na jej wyzdrowienie. Stało się to, jak sama później wyznała, za sprawą św. Józefa. Uleczenie nie było jednak zupełne. Do końca życia Święta cierpiała na poważne dolegliwości żołądkowe oraz bóle serca.


    Czas choroby stanowił dla niej okres zbliżenia do Boga. To właśnie wówczas Zbawiciel zaczął osobiście kształtować jej duchowość. Odmieniona Teresa z niechęcią patrzyła na swoje dotychczasowe życie klasztorne, dalekie od skupienia na kontemplacji Boga. Zdawała sobie przy tym sprawę, że w dużej mierze winna temu była rozluźniona dyscyplina w zakonie, a zwłaszcza brak klauzury, zniesionej jeszcze w XV w. przez papieża Eugeniusza IV. Liczni goście odwiedzający klasztor dezorganizowali jego życie wewnętrzne. Sama Teresa często musiała na polecenie przełożonych opuszczać mury klasztorne, by składać wizyty pobożnym świeckim, szukającym towarzystwa osoby duchownej. Z jednej strony działo się to z pożytkiem dla odwiedzanych, z drugiej hamowało rozwój duchowy młodej karmelitanki.


    Reformatorka zakonu


    Zainspirowana przez siostrzenicę Teresa rozpoczęła starania o utworzenie klasztoru, w którym obowiązywałaby surowsza reguła pierwotna. Że jest to zgodne z Bożą wolą, poinformował ją – podczas widzeń mistycznych – sam Pan Jezus. Niestety, doprowadzenie do powstania nowej fundacji nie było rzeczą prostą z uwagi na niechęć większości karmelitanek i karmelitów oraz niektórych wpływowych wiernych. Na szczęście znalazło się wiele osób dobrej woli, które wsparły reformę Karmelu. Byli wśród nich m.in. późniejsi święci: Piotr z Alkantary, Franciszek Borgiasz, Ludwik Beltran. Wiele trosk przysporzył Teresie remont budynku zakupionego na klasztor. Zajęła się tym jej rodzona siostra Joanna z mężem Janem de Ovalle. Mało nie przypłacili tego utratą dziecka, na które zawaliła się źle wymurowana ściana. Ojciec odnalazł leżącego w gruzach pięciolatka dopiero po kilku godzinach od wypadku. Pełen bólu zaniósł go do ciotki. W ramionach pogrążonej w modlitwie Teresy dziecko powróciło do życia.


    Nowy dom zakonny pod wezwaniem św. Józefa był pierwszą siedzibą karmelitanek bosych, jak nazwano później zreformowaną żeńską gałąź Karmelu. Naturalnie Teresa od Jezusa (tak brzmiało jej nowe imię) została jego pierwszą przeoryszą (1563 r.). Napływ kandydatek oraz hojność fundatorów sprawiły, że wkrótce powstały kolejne klasztory. Z inspiracji przyszłej Świętej doszło także do założenia klasztorów męskich surowszej reguły. Jej współpracownikiem w tym dziele został o. Jan od Krzyża, z racji niskiego wzrostu zwany przez nią żartobliwie „półbratem” – duże poczucie humoru to kolejna cecha św. Teresy z Avili, kobiety pogodnej i inteligentnej.


    Sukces reformy znalazł uznanie w oczach władz świeckich i duchownych. Zachwycony duchem panującym w nowych klasztorach wizytator kastylijskiej prowincji karmelitańskiej, dominikanin o. Hernandez, postanowił skorzystać z pomocy mistyczki w zaprowadzeniu porządku w podupadłym pod względem dyscypliny jej macierzystym klasztorze w Avili. Trudne to było zadanie. Większość mieszkających w nim zakonnic nie chciała się podporządkować nowej przełożonej, obawiając się, że będzie ona forsowała zmianę reguły. Takt i pokora z jakimi Matka Teresa sprawowała rządy, przyczyniły się do opanowania buntowniczych nastrojów i przywrócenia obserwancji reguły w wersji złagodzonej przez bullę Eugeniusza IV. Po spełnieniu misji Teresa powróciła do swych córek duchowych.


    Mistyczka


    W czasie, gdy Matka Teresa pracowała nad odnowieniem Karmelu, Pan Jezus prowadził jej duszę drogą oczyszczenia z przywiązań ziemskich. Wiele trosk przysparzało jej niezrozumienie, z jakim odnosili się do jej przeżyć mistycznych niektórzy spowiednicy i proszeni o opinię teolodzy. Zbawiciel jednak wynagradzał jej wszystko z nawiązką – ekstazami i widzeniami. Mieszkające z nią siostry były świadkami, jak nagle, podczas modlitwy, twarz Teresy rozpromieniała się, a jej ciało unosiło się nad posadzką.


    Zasługi św. Teresy dla reformy Karmelu sprawiają, że zajmuje ona poczesne miejsce w historii Kościoła. Kto wie czy nie ważniejsze są jednak jej dzieła z zakresu mistyki. To właśnie one skłoniły papieża Pawła VI do przyznania jej tytułu Doktora Kościoła. Co ciekawe, wszystkie powstały z nakazu kierowników duchowych, przełożonych zakonnych, a także z polecenia samego Pana Jezusa. Teresa z Avili nie miała żadnego przygotowania akademickiego z zakresu teologii mistycznej ani literatury. Treść jej dzieł: Księga życia, Droga doskonałości, Twierdza wewnętrzna, to wynik jej własnych doświadczeń duchowych oraz oświeceń jakie otrzymała od Zbawiciela.


    Niestety, troski nie opuszczały schorowanej św. Teresy także w ostatnich latach życia. Była nawet chwila, gdy pod znakiem zapytania stanęło dalsze istnienie założonych przez nią klasztorów. Pomówienia ze strony wrogo nastawionych do dzieła mistyczki karmelitów złagodzonej reguły, spowodowały, że na Teresę nałożono areszt domowy, a wszystkie domy karmelitanek i karmelitów bosych zostały podporządkowane przełożonym konkurencyjnej gałęzi zakonu. Bóg nie dopuścił jednak, by Jego dzieło upadło. Ostatecznie nieporozumienia zostały wyjaśnione, a duchowe dzieci św. Teresy otrzymały odrębną organizację.

    ***


    Św. Teresa zmarła 4 października 1582 r. podczas wizytacji domu w Alba de Tormes. Już 24 kwietnia 1614 r. została beatyfikowana przez papieża Pawła V. Z kolei świętą ogłosił ją 12 marca 1622 r. Grzegorz XV. Kościół wspomina Teresę 15 października.

    Adam Kowalik/PCh24.pl

    **********************

    Dlaczego Teresa jest wielka?

    Dlaczego Teresa jest wielka?
    Studio GN

    ***

    Panie, Panowie, oto pięć cytatów Teresy Wielkiej, które poruszają mnie do żywego i są jak komunikat GPS-a, którego staram się trzymać.

    1.”Zajmij się Mną, a Ja zajmę się tobą”…

    – usłyszała kiedyś od samego Jezusa. Od lat staramy się we wspólnocie słuchać tych słów. Uwielbieniu poświęcamy ponad 90 proc. czasu, wierząc, że nie ma lepszej rzeczy pod słońcem, niż zajmowanie się Tym, który jest jednocześnie barankiem i lwem.

    2. “Bóg uczynił wielkie rzeczy w mej duszy, dał mi poznać moją małość i bezsilność”.

    – Przez dwadzieścia lat (to bardzo pocieszające dla Jana Kowalskiego) Teresa szarpała się, była rozdarta. Zastanawiała się, w jaki sposób może się całkowicie oddać Bogu, co powinna dla Niego robić. Dopiero po tym czasie rzuciła się całkowicie w objęcia Jezusa – opowiadały mi zza krat gnieźnieńskiego Karmelu mniszki. – Pisała, że w chwili, gdy doświadczała ogromnej słabości, grzechu, Bóg okazywał jej największą czułość. Nie była w stanie tego wytrzymać. Była to dla niej najgorsza kara.

    3. “Niech Pan Bóg was zachowa od ogłupiających form pobożności” – powtarzała mniszkom.

    Zerkam na setki komentarzy tych, których zdanie jest ważniejsze niż oficjalne nauczanie Kościoła, którzy węszą profanację w tym, co ten uznał za czyste, i zgadzam się ze słowami Ulfa Ekmana: “Kiedy diabeł naprawdę jest wystraszony, posyła religijnych ludzi. Tak było zawsze, więc nie powinno nas to zaskakiwać. Do Jezusa przysyłał faryzeuszy, saduceuszy, herodian i stróżów świątynnych. Bez względu na to, co Jezus zrobił, byli oni przeciwko Niemu”.

    4. “Nic mnie nie obchodzą te wszystkie diabły w piekle. To one będą drżały przede mną! Często krzyczymy: »Och szatan! Szatan«, zamiast wymawiać »Boże, Boże!« i przerażać tym diabła. Jestem pewna, że bardziej boję się tych, którzy boją się szatana, niż szatana samego”.

    Dziwię się, że filmy o tym, „co mówią diabły w czasie egzorcyzmu”, robią w sieci furorę i mają większą “klikalność” niż opowieści o Bożej miłości. Nie obchodzi mnie to, co wyszczeka ojciec kłamstwa. Słucham Tego, który powiedział o sobie “jestem prawdą” i który “przyszedł po to, aby zniszczyć dzieła diabła” (1 J 3,8). Kiedyś, jadąc do pracy, zauważyłem świetną naszywkę na plecaku chłopaka, który wszedł do tramwaju: “Następnym razem, gdy diabeł wspomni twoją przeszłość, przypomnij mu o jego przyszłości”.

    5. Solo Dios basta.

    Wiadomo….

    Marcin Jakimowicz/Gość Niedzielny


    MSZA ŚWIĘTA

    This image has an empty alt attribute; its file name is euch.jpg

    Antyfona na wejście

    Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże. Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego.

    Kolekta

    Boże, Ty przez swojego Ducha natchnąłeś świętą Teresę od Jezusa, aby wskazała Kościołowi drogę wiodącą do doskonałości, spraw, abyśmy się karmili jej duchową nauką i zapalili się pragnieniem prawdziwej świętości. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Początek Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 1,1-10

    Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa – do świętych, którzy są w Efezie, i do wiernych w Chrystusie Jezusie: Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa! Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przez założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego krew, odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 98

    R/ Pan Bóg okazał ludom swe zbawienie.

    Śpiewajcie Panu pieśń nową,
    albowiem uczynił cuda.
    Zwycięstwo Mu zgotowała Jego prawica
    i święte ramię Jego. R/

    Pan okazał swoje zbawienie,
    na oczach pogan objawił swoją sprawiedliwość.
    Wspomniał na dobroć i na wierność swoją
    dla domu Izraela. R/

    Ujrzały wszystkie krańce ziemi
    zbawienie Boga naszego.
    Wołaj z radości na cześć Pana, cała ziemio,
    cieszcie się, weselcie i grajcie. R/

    Śpiewajcie Panu przy wtórze cytry,
    przy wtórze cytry i przy dźwięku harfy,
    przy trąbach i przy dźwiękach rogu,
    na oczach Pana, Króla, się radujcie. R/

    Alleluja, Alleluja, Alleluja. Ja jestem drogą, prawdą i życiem, nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie. Alleluja, Alleluja, Alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 11,47-54

    Jezus powiedział do faryzeuszów i do uczonych w Prawie: „Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców; gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce.

    Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybytkiem. Tak, mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona.

    Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”. Gdy wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby Go podchwycić na jakimś słowie.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Boże, nasz Ojcze, niech nasze dary
    będą miłe Twojemu majestatowi, podobnie jak podobało się Tobie całkowite oddanie świętej Teresy. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    O łaskach Pana będę śpiewał na wieki, Twą wierność będę głosił moimi ustami przez wszystkie pokolenia.

    Modlitwa po Komunii

    Panie, nasz Boże, Ty nas nakarmiłeś Chlebem z nieba, spraw, abyśmy Tobie poddani, za przykładem
    świętej Teresy na wieki wychwalali Twoje miłosierdzie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    **************************************************************************************************************

    Bp Adrian Galbas SAC o Kościele w Polsce: za dużo przemowy, za mało rozmowy

    13 października 2020/Tomasz Królak/Ełk Ⓒ Ⓟ

    Samplefot. biskupgalbas.pl

    Być może Kościół w Polsce stał się za bardzo przemawiającym, za mało zaś rozmawiającym – przyznaje bp Adrian Galbas. Jego zdaniem problemem jest niedostateczna wierność Ewangelii i osłabiona, m.in. problemem pedofilii, wiarygodność jej głosicieli. W rozmowie z KAI ełcki biskup pomocniczy mówi też o konieczności zmiany języka wobec młodzieży, ludzi odległych od Kościoła czy osób LGBT.

    Bp Galbas odpowiada też na pytanie, czy Kościół w Polsce jest Kościołem Jana Pawła II, czy idzie tropem papieskiej myśli o „geniuszu kobiecym”, a także dlaczego jest tak słabo obecny w kulturze. Ujawnia też, co sam czyta, czego słucha i jaki ma sposób na stres.

    Tomasz Królak (KAI): Jakie najważniejsze wyzwania stoją dziś przed Kościołem w Polsce?

    Bp Adrian Galbas: – Czytamy o nich w zakończeniu Ewangelii Mateusza: „iść i głosić”. Kościół nie ma innego programu duszpasterskiego i z jego wypełniania będzie rozliczony przy końcu świata.
    I podstawowe pytanie brzmi: czy idziemy i czy głosimy, no i jak to robimy? A jeśli widać, że nie za dobrze, to dlaczego?

    KAI: Myślę, że wielu polskim katolikom towarzyszy poczucie kryzysu czy przełomu, w jakim znajduje się Kościół w Polsce, zwłaszcza Kościół instytucjonalny. Czy Ksiądz Biskup czuje to podobnie?

    – Niestety, znaleźliśmy się w sytuacji sporego tąpnięcia.

    KAI: Jakie są objawy i z czego wynikają?

    – Zapewne zarówno z sytuacji wewnątrzkościelnej, jak i z tego, co się dzieje na zewnątrz. Pierwszą z przyczyn jest małe zasolenie soli, czyli niedostateczna wierność Ewangelii i osłabiona wiarygodność jej głosicieli. Pierwszym krokiem nawrócenia jest więc pytanie stawiane sobie: czy i na ile jestem wiernym uczniem Chrystusa? Bardzo łatwo jest robić rachunek sumienia komuś i wskazywać, że to inni są winni. Owszem, spokojna całościowa analiza też jest potrzebna, ale potem. Najpierw musi być spojrzenie na siebie, swoje chrześcijaństwo i swoją wierność Ewangelii.

    KAI: Czy wspomniane tąpnięcie jest skutkiem odkrywania kolejnych przypadków pedofilii i sposobu, w jaki Kościół mierzy się z tym problemem?

    – To jest pewnie jedna z głównych przyczyn. Chodzi o cały skandal związany z pedofilią a więc zarówno o same czyny jak i – może jeszcze bardziej – próby ich tuszowania. Bo ujawniane próby bagatelizowania, czy tuszowania tych czynów osłabiło wiarygodność Kościoła jeszcze bardziej, niż konkretne przypadki wykorzystania nieletnich przez osoby duchowne. Choć oczywiście każde takie zdarzenie samo w sobie jest już odrażające.

    Dopóki nie będzie tu pełnej świadomości co ta sprawa zrobiła i robi z Kościołem oraz pełnej determinacji, by załatwić ją w sposób całkowity, bezwzględny i ostateczny, dopóty nie wyjdziemy z obecnego kryzysu.

    KAI: „Pełnej świadomości” wciąż brakuje?

    – Jest coraz lepiej. Bardzo wiele zostało już zrobione. Nikt nie zrobił chyba dotychczas tyle, ile wspólnota Kościoła. Ale zrobić bardzo wiele, a zrobić wszystko, to nie to samo.

    KAI: Tymczasem brak dostatecznej świadomości co do skutków pedofilii jest – niezależnie od cierpienia skrzywdzonych osób – czymś bardzo niebezpiecznym z punktu widzenia misji, jaką Kościół ma przed sobą. Myślę głównie o młodzieży.

    – Właśnie dlatego, że dotyczy wiarygodności. Kościół nie może głosić Ewangelii, jeśli nie będzie wiarygodny, a nie będzie wiarygodny, jeśli nie doprowadzi do całkowitego samooczyszczenia w sprawie pedofilii. Benedykt XVI mówił, że te skandale położyły się cieniem na Ewangelii. To znaczy, że Ewangelia jest z tego powodu mniej widoczna w świecie, trudniej dostrzegalna. W innym miejscu ten papież powiedział, że „skandal” Ewangelii został przysłonięty przez skandale wywołane przez ludzi, którzy mają ją głosić. Osoby ugruntowane w wierze i dojrzalsze pozostaną w Kościele, dostrzegą czyste światło Ewangelii, ale wielu słabszych odejdzie. Zresztą to już się dzieje… Zwłaszcza młodzi.

    Każdemu, kto nie rozumie co robi z człowiekiem seksualne go wykorzystanie w dzieciństwie, czy młodości, przez duchownego, któremu zaufał, niech się spotka z ofiarą, albo czyta jej świadectwa tak długo, aż to do niego dotrze. Nigdy nie zapomnę wstrząsu jaki we mnie wywołały takie spotkania…

    KAI: A więc można powiedzieć, że wyczyszczenie spraw związanych z pedofilią jest dziś jedną z kluczowych kwestii dla Kościoła w Polsce?

    – Tak! Nie można być niewiarygodnym co do tego problemu i zachować wiarygodność w innych sprawach. Jeśli nie okazuję się wiarygodnym świadkiem Ewangelii w jej najbardziej czułym punkcie, dotyczącym skrzywdzenia drugiej osoby, to jak mogę być wiarygodnym wtedy, gdy głoszę inne prawdy?

    KAI: A propos tąpnięcia, to mieliśmy z nim do czynienia w dziedzinie spadku powołań kapłańskich, co pokazały dobitnie ubiegłoroczne statystyki. Może jedną z przyczyn jest właśnie skandal pedofilii?

    – To wszystko jest powiązane. Przeprowadzone przed ponad rokiem badania dotyczące zaufania do Kościoła pokazują, że Kościołowi przestają ufać najwierniejsi. W tej chwili większość Polaków Kościołowi nie ufa. To jest straszne. Oczywiście, można to załatwić prostym stwierdzeniem, że gdy Chrystus umierał na krzyżu też mu wielu nie ufało, albo, że ludzie nie ufają Kościołowi, ponieważ wymaga. Ale to jest chyba zbyt łatwe, uproszczone i powierzchowne.

    Co do spadku powołań, to też nie da się tego „zagłaskać”, powtarzając na przykład, że jest to sytuacja przejściowa, że minie, że odskoczy…. Ostatnio słyszałem taką właśnie dziwną analizę, że przed pontyfikatem Jana Pawła II powołań też było mało, a potem wzrosło, więc i teraz się odmieni. To jest niestety pobożne życzenie. Tendencja jest jasna.

    KAI: A może zarówno spadek powołań jak i zaufania do Kościoła to wina mediów?

    – To też jest jedna z takich bardzo łatwych odpowiedzi, utrzymana w kluczu: winni są inni. Oczywiście, cała współczesna kultura, także medialna, raczej nie ułatwia nam życia Ewangelią, ale czynienie jej winnym tego wszystkiego co jest niedobre w Kościele jest zbyt prostym wybiegiem.

    KAI: A nie uważa Ksiądz Biskup, że jeśli chodzi o powołania, to nazbyt długo Kościół w Polsce za bardzo mocno stawiał na ilość, być może kosztem jakości?

    – Najlepiej, żeby było dużo i dobrych. Ale jeśli trzeba wybierać, to zdecydowanie ważniejsze są powołana dobre niż liczne. Jeśli chodzi o dokumenty dotyczące formacji kapłańskiej, to są świetne. Aktualne i kompetentne. Myślę zwłaszcza o ratio studiorum, którego polska wersja czeka na akceptację przez Stolicę Apostolską. Dokument ten podkreśla znaczenie indywidualnego podejścia do kleryka w całej jego formacji kapłańskiej; formację wydłużoną, niepośpieszną, spokojną, głęboką. Jest więc wyraźny nacisk na jakość, przed ilością. Dobrze, że założenia Dokumentu są już powoli wprowadzane w życie, np. rok propedeutyczny, czy pastoralny. Jeśli nie zabraknie nam determinacji i odwagi, by iść tą drogą, zaowocuje to lepszą jakością przyszłych księży.

    KAI: Czy nie sądzi Ksiądz, że część problemów Kościoła w Polsce – spadek zaufania, mniejsza liczba powołań, odchodzenie młodzieży – to także efekt nieobecności Kościoła w kulturze? Bo nie widać go zarówno jeśli chodzi o ważne, inspirujące dzieła, ale też nie jest dziś uczestnikiem i inicjatorem poważnych debat społecznych – z udziałem ludzi z różnych środowisk – o tym, co najważniejsze.

    – Nieobecność, a przynajmniej niedostateczną obecność Kościoła w kulturze chyba zbyt rzadko się dostrzega, a niestety jest ona faktem. Kultura bez Kościoła sobie poradzi, ale Kościół bez kultury – nie! Cóż, otaczająca nas „bieżączka”, w tym także bolesne sprawy, o których już mówiliśmy jakby nas trochę zepchnęły do narożnika: Świat na boksuje, a my chyba za rzadko podejmujemy z nim dyskusję na aktualne tematy, a jeszcze rzadziej je narzucamy.

    Dobrze, że mamy świetne inicjatywy, jak choćby teraz Tydzień Kultury Chrześcijańskiej, ale to na pewno za mało. Potrzeba nam więcej „kultury areopagu”, czyli odwagi w inicjowaniu, a już na pewno w nieuciekaniu od dyskusji o aktualnych problemach świata.

    KAI: W odniesieniu do takich kwestii jak Konwencja Stambulska, LGBT, homoseksualizm Kościół koncentruje się na przekazaniu swego nauczania – co skądinąd oczywiste i właściwe, ale odbywa się to zazwyczaj z ambony lub poprzez listy czy komunikaty, a więc trafia głównie do wiernych. Takim działaniom nie towarzyszy jednak próba dialogu z tymi, którzy nie są praktykującymi katolikami. Tymczasem taka dyskusja wokół różnych nurtów współczesnej kultury – także Kościołowi niechętnych – mogłoby wyjaśnić „światu” stanowisko Kościoła, jak też pomóc wiernym w nawigowaniu po świecie, że tak to ujmę.

    – Na pewno wizerunek Kościoła, a przynajmniej Episkopatu, jest w mediach delikatnie mówiąc nie najlepszy i mam nadzieję, że będziemy uczyć się na błędach. Zawsze wtedy, gdy niedostatecznie przedstawimy, wyjaśnimy i obronimy przesłanie Kościoła, zwłaszcza w drażliwych kwestiach, będzie to na niekorzyść tego przesłania.

    Po opublikowaniu dokumentu Episkopatu o LGBT cała dyskusja – co było do przewidzenia – sprowadziła się do jednego wątku, którego zresztą w dokumencie nie ma. Bo przecież nigdzie tam nie pada stwierdzenie, że Kościół zachęca do terapii konwersyjnych. Przyznam, że mając ten dokument wcześniej nie zwróciłem uwagi, że tak to może być odebrane. Raczej, czytając o poradniach, miałem skojarzenie z poradniami rodzinnymi, które od lat istnieją przy parafiach, w których chodzi o porady i pomoc, a nie o leczenie. Niestety, zarzucono tu biskupom coś, czego nie powiedzieliśmy.

    Być może zrobiliśmy też błąd jeśli chodzi o sposób prezentacji tego dokumentu. Na pewno na przyszłość trzeba się tu bardziej przyłożyć. Nie musimy też ciągle „bronić” naszych stanowisk. One nie są przecież wymyślone w pięć minut. Mają swoją logikę. źródła i uzasadnienie. Trudno, nie każdy musi je podzielać, ale w naszym interesie jest by je zrozumiale i jasno przedstawić. A to nam nie zawsze wychodzi…

    KAI: Ale dlaczego właściwie tak się dzieje? Czy wynika to z lęku tego czy innego biskupa, że w publicznym starciu z mocnym rywalem okaże się słabszy czy też przekonania, że skoro Kościół ma rację, to nie ma po co wychodzić do świata, bo przecież świat sam może przyjść do źródła?

    – Może to brak odwagi, może nieznajomość języka, który przecież w debacie publicznej jest inny, niż ten na ambonie, może też pokutuje tu przekonanie, że jeśli się ze mną nie zgadzasz, to jesteś moim wrogiem. Takie „zaetykietowanie” od razu utrudnia albo wręcz uniemożliwia jakąkolwiek dyskusję. Są te rozmaite „łatki”, które pospiesznie nadajemy różnym środowiskom, czy mediom klasyfikując je od razu jako nieprzychylne, czy wrogie Kościołowi. A skoro są wrogie, to nie warto z nimi rozmawiać, bo albo wszystko przekręcą albo skomentują po swojemu.

    A pierwszym, który na tym traci jest nie dana redakcja, tylko Kościół. Jeden z dziennikarzy powiedział mi kiedyś (nie byłem jeszcze biskupem): jeżeli ksiądz nie chce ze mną porozmawiać, to lekceważy nie mnie tylko moich czytelników. Tej świadomości czasami nam brakuje…

    KAI: Szkoda, bo wierni na pewno z wdzięcznością przyjęliby fakt, gdy przynajmniej niektórzy biskupi wyszliby na „ubitą ziemię”, dając przykład jak w tym świecie przedstawiać nauczanie Kościoła i uzasadniać nadzieję, którą daje Ewangelia…

    – Musimy się uczyć takiej kultury rozmowy, w której rozumiemy, że ja mam prawo się z tobą nie zgadzać, ty masz prawo nie zgadzać się ze mną, ale żebyśmy się mogli nie zgodzić, to musimy poznać swoje poglądy i wyraźnie je wyartykułować. Tu jest też wielkie pole działania dla świeckich katolików. Nie wszystko musi przecież mówić biskup. Kościół, to nie tylko episkopat.

    Powtarzam się, ale może jesteśmy tak przytłoczeni tą nieszczęsną sprawą pedofilii, że trochę nas jakby „zatkało”, wręcz sparaliżowało. Staliśmy się zbyt defensywni i wystraszeni.

    KAI: Jak zahamować odchodzenie młodzieży? Dlaczego odchodzą z lekcji religii; dlaczego Kościół przestaje być dla nich punktem odniesienia? Co zaniedbano i co robić obecnie?

    – Niedawno rozmawialiśmy w gronie współpracowników o młodzieży bierzmowanej. Pojawił się pomysł: a może jakąś aplikację. A tu się okazuje, że ciekawe aplikacje już są, tylko mało kto je ściąga. Pewnie młodzi bardziej potrzebują człowieka niż aplikacji. Papież Franciszek ciągle o tym mówi: twarz w twarz, nie ekran w ekran. Poza tym całe nasze duszpasterstwo, a młodzieżowe to już na pewno, musi się przestawiać bardziej na styl Samarytanki, niż tłumu. Czyli na cierpliwe tracenie czasu dla jednego człowieka, którego przyjmiemy z całym jego skomplikowaniem. Spotkanie gdzie jest szacunek, bez uprzedniego oceniania i kwalifikowania. Tak się zresztą w wielu miejscach dzieje. Nie jest przecież tak, że odchodzą wszyscy młodzi. Są tacy duszpasterze, którzy potrafią młodzież przyciągnąć. Mają dla tych ludzi dużo empatii i zrozumienia. Zrozumienie jest pierwszym czynem miłosierdzia, jaki możemy zaoferować drugiemu człowiekowi: nie ocenianie i osądzanie, ale właśnie zrozumienie; przyjęcie drugiego takim, jakim on jest, a nie takim, jakim by się chciało, żeby był. To potem. Powoli i z cierpliwością.

    Kiedy św. Paweł opisuje miłość, to jako pierwszą jej cechę wymienia cierpliwość. Czyli, jak nie masz cierpliwości, to oblałeś egzamin z miłości. Jest to bardzo potrzebne zwłaszcza wobec młodego człowieka. Bardzo ważną sprawą jest też język, jakim mówimy do młodych. We wstępie do YOUCAT Benedykt XVI przyrównał katechizm do kryminału. Mówi, że kryminał śledzimy z uwagą, dlatego, że myślimy iż to mógłby być także nasz los, a tu, powiada, dostajesz katechizm, w którym właśnie jest twój los. Czytaj więc go z przejęciem większym niż kryminał. To jest język! Może nasz jest zbyt często językiem przemawiania, zbyt koturnowy, archaiczny a oczywiście najgorsze, gdy nie jest poparty świadectwem. Gdy jest wykład, a nie przykład.

    KAI: Wobec tego: jaki powinien być dziś język Kościoła i jak znaleźć równowagę pomiędzy ewangelicznym „tak tak – nie nie” a wychodzeniem do tych, którzy z Kościołem mają związek jedynie „kulturowy” lub nie mają go wcale? Także do tych, którzy otwarcie kontestują jego nauczanie, zwłaszcza moralne. A więc, np. jak mówić do aktywistów i sympatyków LGBT? Przecież zadaniem Kościoła jest troska o wszystkich. Czy jest wystarczająca?

    – Wzorem jest Ewangelia i język Chrystusa: pełen szacunku i jasny. To jest też św. Paweł. To, co mówi najpierw wynika z jego osobistego doświadczenia spotkania z Chrystusem, po drugie Paweł jest przekonany, że to, co głosi jest prawdą i jest to pełne szacunku.

    Jeden z moich znajomych, osoba homoseksualna, bardzo wierząca, mówi mi: kim dla was jestem, bo nie czuję się przyjęty przez Kościół. Czuję się w nim obco. Skąd się to bierze? Z języka. Możemy nawet sami, jako duchowni, nie używać pewnych obraźliwych sformułowań, ale jeśli niedostatecznie protestujemy, gdy są one używane w przestrzeni publicznej, to może powstać wrażenie, że je akceptujemy. Zawsze, gdy słyszymy język hejtu, agresji i się temu nie sprzeciwiamy, postępujemy nieewangelicznie.

    KAI: Tymczasem, gdybyśmy teraz wyszli na ulicę i zapytali przechodniów o to, co Kościół mówi o homoseksualistach, to odpowiedzieliby – niezgodnie z prawdą oczywiście – słowami o tęczowej zarazie. Niestety, ale tak. Szkoda, że nikt nie zdobył się na to, by rzeczowo i spokojnie powiedzieć, jak jest naprawdę.

    – Przykład daje papież Franciszek, który spotkał się niedawno z rodzicami osób LGBT i pierwsze co im powiedział, to “kocham was”. A w adhortacji do młodych “Christus vivit” mówi: pierwsze, co chcę ci powiedzieć, to, że Bóg cię kocha. I to przecież mówi każdemu, niezależnie od jego orientacji. To jest język i to jest styl. Ludzie nieheteronormatywni są częścią Kościoła i powinni się czuć w nim tak samo przyjęci jak osoby heteroseksualne. Nie można im dawać sygnałów wykluczenia w języku, w sposobie traktowania, w półuśmieszkach, czy jakkolwiek inaczej.

    KAI: A czy jedną z głównych przyczyn zmniejszającego się poparcia Kościoła przez Polaków nie jest niejednoznaczny stosunek do świata polityki i polityków. Choć wiadomo – i podkreśla to przewodniczący KEP – że żadna partia nie “reprezentuje” Kościoła, to jednak w świadomości społecznej jedna z partii jest z tym Kościołem bardzo blisko. Czy nie za blisko?

    – Moim zdaniem Kościoła jest w polityce za mało, ale może za dużo jest go w partiach. Kościół ma być mocno obecny w polityce, to znaczy odważnie recenzować działania polityków i programy poszczególnych partii z punktu widzenia Ewangelii, podawać kryteria, formułować jasne zasady, które wynikają z katolickiej nauki społecznej. Natomiast czymś niedopuszczalnym jest jakikolwiek rodzaj korupcji politycznej, czyli “coś za coś”: wy, politycy, dacie nam przywileje, a my wam milczenie, gdy postępujecie wbrew zasadom, które jako Kościół głosimy. I tu nie chodzi wyłącznie o rządzących teraz, także tych przedtem, czy potem. Jak mówi psalm 146: „nie pokładajcie ufności w książętach, ani w człowieku, który zbawić nie może”. Gdyby Kościół ufał „książętom”, to nawet jeśli dostałby od nich jakieś doraźne korzyści – zawsze straci.

    Intensywniejsza obecność Kościoła w polityce pomogłaby też zażegnać nieco, ów, jak mówią niektórzy, “podział dzielnicowy”, który mamy w Polsce. Kościół jako arbiter sporów partyjnych, a nie ich uczestnik.

    KAI: Mówi Ksiądz, że nadmierne zbliżenie i korupcja polityczna grozi Kościołowi ze strony każdej partii, ale w polskiej rzeczywistości chodzi zwłaszcza o ugrupowania deklarujące się jako konserwatywne, prawicowe. Otwarcie przyznają się do Kościoła, odwołują do katolickiego elektoratu i deklarują chęć jego obrony. Czynią to z taką pieczołowitością, iż można by pomyśleć, że ewangelia jest prawicowa…

    – Abp Gądecki często podkreśla, że partia z natury broni interesów części, a przesłanie Kościoła ma charakter powszechny. Po prostu trzeba mieć odwagę, żeby powiedzieć – niezależnie od tego jakiej partii taka uwaga dotyczy – że z punktu widzenia nauki Kościoła to rozwiązanie jest słuszne a to nie. I nie ma znaczenia, czy to jest partia „sprzyjająca”, czy „wroga”.

    KAI: Trochę za mało jest takiego głosu Kościoła.

    – Bywały dobre przykłady: na przykład sprzeciw arcybiskupa Gądeckiego wobec działań wokół Trybunału Konstytucyjnego, sprzeciw wobec aborcji eugenicznej, czy polityki dotyczącej korytarzy humanitarnych, która nie była i nie jest zgodna z tym, czego naucza Kościół. Są więc przykłady odważnego powiedzenia: nie. Być może za cicho, być może też nie jest to dostatecznie często powtarzane, bo czasami nie wystarczy powiedzieć coś raz.

    KAI: Tymczasem publiczna telewizja ochoczo transmitująca Msze i nabożeństwa, problem uchodźców sprowadza do zagrożeń, jakie dla Europy stanowią nacierające hordy młodych muzułmanów, wobec czego trzeba zwierać szeregi i zamykać granice katolickiej Polski.

    – Kryterium wyznacza Ewangelia. W jej świetle nie ma wątpliwości jakie powinno być nasze myślenie i postępowanie co do migrantów i uchodźców. Dostatecznie jasno mówi nam też o tym papież.

    KAI: Utkwiły mi w pamięci słowa Księdza Biskupa z jednej z lipcowych homilii: “Oby kobiety miały w Kościele więcej do powiedzenia” oraz, że Kościół “nie może być zdrowym Kościołem bez kobiet”. Janowi Pawłowi stawiamy pomniki, ale jego słów o geniuszu kobiecym – nie słuchamy.

    – Tak, ale pocieszam się tym, że jest coraz lepiej. Coraz więcej kobiet uczestniczy w formacji kleryków w seminarium, wzrasta ich liczba w urzędach kurii biskupich i różnych kościelnych instytucjach. Zamierzam zaprosić je także w sporej liczbie do udziału w kompletowanej właśnie Radzie Episkopatu ds. Apostolstwa Świeckich. Najlepiej, żeby stanowiły większość…

    Geniusz kobiecy jest czymś, o czym my, faceci mamy blade pojęcie, ale wyczuwamy jego wielką potrzebę. Kościół bez niego wiele by stracił. Ileż to kobiet szło za Chrystusem!

    KAI: Ale z czego wynika to, że oto raptem budzimy się w Kościele ze świadomością, że przez lata w naszym Kościele kobiet nie było. Bo nie było.

    – A gdzie przez całe lata było myślenie o świeckich w ogóle? O tym, że są podmiotem duszpasterstwa, a nie jedynie jego przedmiotem, który może być dowolnie przesuwany i przestawiany! Od czasów II Soboru Watykańskiego jest jednak coraz lepiej. Powoli, zbyt powoli, ale jednak systematycznie się to zmienia.

    KAI: Pytałem o papieża Wojtyłę w kontekście jego słynnej frazy o geniuszu kobiecym. Ale czy, bardziej ogólnie, Kościół w Polsce jest Kościołem Jana Pawła II?

    – Na pewno jest Kościołem pomników Jana Pawła II, jeśli zaś chodzi o wizję i praktykę duszpasterską to mógłby być nim nieco bardziej. Mam na myśli zwłaszcza otwartość Papieża na różne środowiska w Kościele, zdolność słuchania. Jednym z najfajniejszych zdjęć Jana Pawła jest dla mnie to, kiedy z widoczną uwagą kogoś słucha: z dłonią pod brodą i uchem jakby wychylonym w stronę mówiącego. To bardzo wymowne. Dobre na rachunek sumienia. Może nasz polski Kościół stał się za bardzo przemawiającym, za mało zaś rozmawiającym. Rozmawianie jest dużo trudniejszą formą komunikacji niż przemawianie. I przez to rzadszą.

    KAI: Ale może to jednak będzie się zmieniać w Wojtyłowym kierunku?

    – Trzeba mieć nadzieję. Dotyczy to wszystkiego, o czym rozmawiamy. Wierzę, że ten trudny czas, który Kościół obecnie przeżywa okaże się czasem błogosławionym, że z tej męki przyjdzie zmartwychwstanie, jakaś nowa młodość. Wierzę, że Kościół w Polsce będzie może mniej liczny, ale bardziej ewangeliczny.

    KAI: Mniej liczny jest także, choć nie wiadomo na jak długo, także z powodów epidemii.

    – Epidemia ujawniła bolesną prawdę o stanie naszego duszpasterstwa. Niektórzy mówią, że przyspieszyła laicyzację Kościoła o dziesięć lat. Oby nie, ale jest faktem, że wiele osób mogących już teraz przyjść do kościoła jednak tego nie robi. Dlaczego? Niektórzy ze strachu, ale inni dlatego, bo nie jest im to potrzebne. A nie jest im potrzebne, bo była religijność, ale nie było wiary. Wiara potrzebuje Słowa i sakramentów, religijność tylko rytuału.

    KAI: Znajomy zakonnik powiedział mi: jeśli ludzie przestali chodzić do kościoła w czasie pandemii to bardzo dobrze, bo pandemia pokazał po prostu coś, co i tak już było. Ma rację?

    – Wolałbym, żeby nie odchodzili. Ale denerwuje mnie bardzo ciągłe powtarzanie: “kiedy wrócą?” i “róbmy wszystko, żeby wrócili”. Bardziej celowe i właściwe pytanie brzmi: dlaczego nie wracają? Może także dlatego, że w mojej dotychczasowej praktyce duszpasterskiej jednak coś było nie halo, zbyt powierzchowne, karmiące jedynie religijność i wiarę kulturową. To powinien być pierwszy trop naszej refleksji, a nie powtarzanie, że bardziej opustoszałe kościoły to wina biskupów, bo nie trzeba się było zgadzać na limity ludzi w kościołach, tylko walczyć.

    KAI: A na koniec: czym się Ksiądz Biskup karmi jeśli chodzi o lektury i gdzie szuka inspiracji i spokoju?

    – Staram się czytać kilka rzeczy naraz. W tej chwili “Mistykę chrześcijańską” Mertona, autobiografię ks. Halíka, a kilka dni temu skończyłem super opowiadania węgierskiego prozaika Dezső Kosztolány’iego “Dom kłamczuchów”.

    W czasach przed pandemicznych starałem się dość regularnie bywać w operze i filharmonii, ale też na koncertach rockowych.

    KAI: A jakie zespoły, które nurty?

    – Na pewno U2. Ale lubię też spokojniejsze klimaty w stylu Nory Jones czy Katie Melua. W tym wszystkim jest także sport. Staram się regularnie biegać i wędrować po górach a ostatnio także uprawiać jakiś sport związany z wodą. W końcu Ełk. Ruch odstresowuje…

    ***Bp Adrian Józef Galbas SAC (ur. 1968), 12 grudnia 2019 roku został mianowany przez Franciszka biskupem pomocniczym diecezji ełckiej. Studiował na KUL-u teologię oraz komunikację i dziennikarstwo; jest doktorem teologii UKSW (w zakresie teologii duchowości). Od 2011 roku był przełożonym Prowincji Zwiastowania Pańskiego z siedzibą w Poznaniu.

    kai.pl

    **************************************************************************************************************

    piątek – 16 października

    św. Jadwiga Śląska, bosa księżna

    Nasi Patroni.pl

    ********

    Św. Jadwiga jest jednym z najjaśniejszych przykładów historii przyjaźni między Niemcami i Polakami. Ta rodowita Niemka stała się jedną z ważniejszych polskich świętych, kanonizowaną 732 lata wcześniej niż jej imienniczka z Węgier- Święta Jadwiga Wawelska (Królowa Polski i żona Władysława Jagiełły).

    Nasza Patronka urodziła się prawdopodobnie w rodzinnej miejscowości Andechs w Bawarii pomiędzy rokiem 1178 a 1180 (choć niektórzy twierdzą, że wcześniej, podając nawet rok 1173). Słowo Hedwig (=Jadwiga) pisane czasem Hethwigis znaczy „walcząca”.

    Zgodnie z panującymi wówczas zwyczajami, w piątym roku życia Jadwiga została oddana na wychowanie do znanego wówczas opactwa benedyktynek w Kitzingen. Przez siedem lat uczyła się tam tego, co było potrzebne do życia w ówczesnym świecie: pisania i zdobienia przepisywanych ksiąg, łaciny, śpiewu, gry na instrumentach, prowadzenia gospodarstwa domowego, tworzenia artystycznych haftów i innych robót ręcznych, pielęgnowania chorych, w tym uprawy ziół leczniczych do robienia lekarstw; poznawała również kulturalne formy towarzyskie. Świadczy to o dbałości o odpowiednie wychowanie i wyedukowanie córki przez rodziców – Agnieszkę z Miśni i Bertolda IV. Również mąż został Jadwidze wybrany przez rodziców. Gdy opuszczała klasztor i udawała się w podróż do Polski miała 12 lat.

    W 1201 r. zmarł książę Bolesław Wysoki (teść Świętej), a Jadwiga jako żona jego spadkobiercy Henryka została Księżną Śląską. Według większości historyków wywierała na swojego męża silny i często zbawienny wpływ (mimo tego, że ówcześni władcy dzielnicowi mieli władzę absolutną i nie dzielili się nią ze swoim otoczeniem). Miała niewątpliwy udział w poszerzeniu horyzontów piastowskiego księcia, który dzięki małżonce spowinowaconej z europejskimi domami panującymi, uzyskał możliwość prowadzenia polityki o znacznie większym rozmachu niż jego ojciec.

    Historycy spierają się, czy wielka akcja kolonizacyjna, związana z napływem niemieckiego żywiołu na Śląsk, była wynikiem zamierzonego działania księżnej, czy też po prostu naturalną koniecznością. Pewne jest natomiast to, że Księżna Jadwiga specjalną opieką i troską otaczała kościelne fundacje męża.
    Do największych z nich należy opactwo cysterek w Trzebnicy, z którym Jadwiga związana była najsilniej. To jedna z pierwszych fundacji książęcej pary, datowana na 1202 r. Pierwsze mniszki przybyły z Niemiec w styczniu 1203 r., przysłane przez brata księżnej, Ekberta, biskupa Bambergii. Pierwszą opatką została Petrissa, była nauczycielka i opiekunka Jadwigi z czasu pobytu w klasztorze w Kitzingen. Wkrótce klasztor zaczął przyjmować kandydatki z najmożniejszych rodów śląskich, stając się jednocześnie miejscem duchowego formowania i pierwszym zakładem edukacyjno-wychowawczym dla dziewcząt z rodziny książęcej.

    Klasztor trzebnicki uposażony szczodrze przez Henryka rozwijał się wspaniale dając z czasem początek kolejnym pięciu opactwom. Szczególną opieką księżnej Jadwigi cieszyli się również ubodzy i pokrzywdzeni przez los, a także liczne przytułki i szpitale zakładane przez męża. Opłacała też naukę ubogich chłopców, kształcących się we wrocławskiej szkole katedralnej.

    Jednak przede wszystkim księżna zasłynęła z niezwykłej pobożności, pokory i czystości. Podczas jej modlitwy podobno Pan Jezus podniósł rękę z krzyża i błogosławiąc jej rzekł: Wysłuchana jest twoja modlitwa, to, o co prosisz, otrzymasz.

    Jadwiga urodziła siedmioro dzieci. Tylko dwoje, Henryk i Gertruda, dożyło wieku dojrzałego. Syn objął po ojcu władzę nad księstwem śląskim, córka przez wiele lat była przeoryszą klasztoru w Trzebnicy.

    Autorzy życiorysów Jadwigi zazwyczaj podkreślają jej umiłowanie ascezy. Tymczasem Walter Nigg podkreśla przede wszystkim jej poczucie niezależności i dominację w środowisku, w którym przebywała. Nie ukrywała się z niczym i wszystko robiła jawnie.
    Cały dwór musiał dostosować rytm swojego istnienia wyznaczonym przez nią zadaniom. We Wrocławiu powstała kuchnia dla ubogich, a rano i wieczorem wydawano ubogim potrzebne pożywienie. Często również odwiedzała chorych. Ale tak czyniło wielu ówczesnych panujących.

    Jadwiga przygarnęła na dwór i stale utrzymywała trzynaścioro kalek, którymi osobiście się zajmowała – również podczas wyjazdów całego dworu. Budziło to krytykę, ale Jadwiga była nieugięta. Bardzo angażowała się w opiekę nad chorymi na trąd, wiele czasu spędziła w szpitalu dla trędowatych w Środzie Śląskiej.

    Nie podobało się otoczeniu Jadwigi, że chodzi boso, jak człowiek biedny. Ktoś namówił jej spowiednika, aby jej nakazał chodzenie w obuwiu. Podczas spowiedzi ów kapłan podarował Jadwidze buty nakazując, aby je nosiła. Jadwiga natychmiast spełniła posłusznie to żądanie przywiązując buty do paska.

    Jadwiga była autorytetem dla swojego męża, księcia Henryka. Pomimo, że nie posiadała oficjalnej władzy miała duży wpływ na sposób sprawowania rządów przez męża. To za jej namowami Henryk fundował kościoły (m.in. w Złotymstoku, Nowogrodzie Bobrzańskim, Sadłowie, Wąsoczy, Wińsku, Leśnicy, Rokitnicy) i szpitale (we Wrocławiu, Nowogrodzie Bobrzańskim i Środzie Śląskiej). W 1209 roku, z inicjatywy Jadwigi (po urodzeniu siedmiorga dzieci) wraz z Henrykiem złożyli przy obopólnej zgodzie – uzyskując uroczyste błogosławieństwo biskupa – dozgonny ślub czystości. Jest to czyn o tyle szokujący, że Jadwiga miała wówczas ok. 30-37 lat, a jej mąż 42. Już wcześniej jednak, z jej inicjatywy, trwali oni we wstrzemięźliwości czasowej m.in. w Wielkim Poście, Adwencie, dniach świątecznych, niedzielach i w wigiliach i uroczystościach o świętych.
    Na pamiątkę tego ślubu Henryk zapuścił brodę, od której otrzymał przydomek Brodaty.

    W trosce o dochowanie ślubowania odtąd spotykali się tylko w obecności osób trzecich. Jadwiga i Henryk rozmawiali ze sobą, żywili do siebie uczucia przyjaźni i szacunku, ale od momentu ślubowania prawdopodobnie zaczął się proces wzajemnego oddalania się. Było to do zniesienia przez zaprawioną w postach Jadwigę, dla Henryka jednak okazało się to poważnym ciężarem. Pozbawiony dyskretnych rad żony Henryk szukał rekompensaty w walce o wpływy i władzę. Popadł w konflikt z hierarchią kościelną i nie chciał wyjaśnić swego postępowania przed legatami papieskimi. Papież nałożył na niego klątwę. Kiedy po kilku latach książę czuł, że zbliża się do niego śmierć, usilnie prosił Jadwigę, aby zechciała przybyć i mu towarzyszyć. Dla Jadwigi była to bardzo trudna sytuacja. Z jednej strony chodziło o jej męża, ojca jej dzieci, człowieka, któremu ślubowała miłość i do tego chorego i proszącego o przybycie. Z drugiej strony przepisy kościelne zabraniały jakichkolwiek kontaktów z ekskomunikowanymi. Jadwiga stanęła przed nierozwiązywalnym konfliktem sumienia. Jakiego by nie poczyniła kroku – zawsze byłoby źle. Ostatecznie Henryk nie doczekał się wizyty Jadwigi. W ostatnim momencie zdobyte zdjęcie klątwy pozwoliło jej zorganizować książęcy pogrzeb mężowi. Walter Nigg tak komentuje tę sytuację: „Z pewnością nie godzi się poddawać świętych krytyce, nie możemy się z nimi równać, oni przerastają nas o całą długość”.

    Nie ulega wątpliwości, że istniały powody, które skłoniły Jadwigę do złożenia tego rodzaju ślubowania i że prawdopodobnie w grę wchodziły różne motywy. Nie wiadomo także czy i w jakim stopniu kochała swego męża, przecież wiadomo, że zawarła z nim małżeństwo na polecenie rodziców nie będąc pytaną o głos serca. Nie wiadomo też jak przeżywała Jadwiga spełnienie miłości małżeńskiej. Czy w związku z tym żywiła przekonanie, że kobieta uświęca się przez wydawanie na świat potomstwa? Czy po urodzeniu siódmego dziecka miała uczucie spełnionego obowiązku? Czy akceptowała radości pożycia małżeńskiego, czy też tylko je tolerowała? Czy była przekonana, że miłość cielesna jest czymś nieczystym i że wstrzemięźliwość posiada o wiele wyższą wartość? Czy w tej dziedzinie kierowała się także miłością do Boga? To tylko niektóre z pytań, które pozostają bez odpowiedzi.

    I jakkolwiek nie wypada dokonywać osądu świętej kobiety i jej chrześcijańskiego radykalizmu z pozycji zwyczajnego chrześcijaństwa, to jednak nie można bagatelizować rodzących się wątpliwości, bo ucierpiałby przez to nasz stosunek do świętych. Opisy życia świętych uchodzą za mało interesujące m.in. dlatego, iż nie mówią otwarcie o wyłaniających się w nich problemach. Stawianie pytań jest tu rzeczą nie tylko dozwoloną, ale w wypadku spraw niejasnych wręcz konieczną. Stawiamy rzetelne, ale nie pozbawione szacunku pytania, bo przez nie uzyskujemy pełniejszy obraz świętych. Szukając odpowiedzi na pytania, które budzi kontrowersyjne ślubowanie Jadwigi, pamiętać trzeba, że średniowiecze osądzało problem grzesznego ciała w aspekcie poglądów manicheizmu, zgodnie z którymi wszystko co cielesne było złe, a wszystko co duchowe dobre. Zadziwiające jest to, że przez bardzo długi czas nie zauważono tego, iż dyskredytowanie wartości erotycznych ma swoje źródło w manicheizmie, a nie w świecie chrześcijańskich ideałów.

    Smutny koniec małżeństwa nie był ostatnim bolesnym oświadczeniem życiowym Jadwigi. W 1241 r. Mongołowie podbili Rosję i ruszyli dalej z zamiarem opanowania całej Europy. Co prawda cesarz Fryderyk II nawoływał do stawiania oporu, ale ani on, ani inni zachodni władcy nie kwapili się bronić wschodnich rubieży chrześcijaństwa. Henryk zwany Pobożnym – syn Jadwigi i Henryka Brodatego – stanął do walki wraz z garstką rycerstwa, ale przeważająca siła wroga zmiażdżyła ich w bitwie pod Legnicą. Głowę zabitego Księcia zatkniętą na włóczni obwożono po obozie. Szczęściem w tym czasie zmarł wielki chan i to spowodowało powrót dowódców (wraz z wojskiem) do Azji, aby wziąć udział w walce o władzę. Gdyby nie to, niewykluczone, że ów najazd tatarski zakończyłby się na Atlantyku.

    Jadwiga przewidziała śmierć syna. Na trzy dni przed dotarciem informacji do zamku w Krośnie Odrzańskim (gdzie się schroniła przed bitwą) widziała w sennym widzeniu, jak aniołowie unoszą do nieba modlącego się Henryka razem ze śląskim sztandarem. Tej samej nocy powiedziała służącej: „Jak fruwa ptak, tak szybko odleciał ode mnie mój syn i nigdy więcej nie zobaczę go już w tym życiu”. Kiedy dotarła wieść o klęsce, Jadwiga, w przeciwieństwie do swojego otoczenia, nie lamentowała. Ból po stracie ukochanego syna znosiła dyskretnie i cicho.

    Do lamentującej synowej Anny powiedziała: „To jest wolą Bożą i musi nam się podobać to, czego Bóg chce i to, co się Bogu podoba”. W słowach tych znajdujemy bezwarunkową zgodę z Bożą wolą, mimo bólu.

    Wiara nie pozbawiła Jadwigi ludzkich uczuć. Daje duchowe wzmocnienie, ale nie zabiera tego, co charakterystyczne dla człowieka. Widać to wyraźnie również w modlitwie, jaką wypowiedziała z rękami wzniesionymi ku górze: „Dziękuję Ci, Panie, że dałeś mi takiego syna, który zawsze okazywał mi miłość i szacunek, i nigdy mnie w niczym nie zasmucił. I chociaż bardzo gorąco chciałabym go mieć przy sobie na ziemi, to jednak cieszę się całym sercem, że przez przelaną krew jest on już w niebie zjednoczony z Tobą, swoim Stwórcą; jego duszę polecam najgoręcej Tobie, mojemu Bogu i Panu”.

    Po śmierci męża Jadwiga zamieszkała w klasztorze w Trzebnicy. Już wówczas jego przeoryszą była jej córka Gertruda. Zaproponowała ona Jadwidze, aby wstąpiła do zakonu. Księżna jednak zdecydowanie odmówiła. Żywiła wielki szacunek dla życia zakonnego, ale nie czuła się do niego powołana, pomimo że w praktyce wiodła takie właśnie życie. Poza tym prawdopodobnie nie była gotowa, aby ślubować posłuszeństwo swojej córce. Chciała być panią siebie. Była przyzwyczajona zajmować się chorymi i biednymi, stąd jej zdecydowana odpowiedź: „Czy nie wiesz, jak wielką zasługą jest udzielanie jałmużny”. Do końca życia pozostała władczynią. Była jednocześnie świętą i księżną i w jej przypadku jedno bez drugiego nie istniało.

    Zamieszkała w małym domku wybudowanym specjalnie dla niej przy klasztorze (zburzono go dopiero w XIX wieku). Żyjąc w pobliżu klasztoru uczestniczyła w jego życiu, ale nigdy nie została zakonnicą.

    Jadwiga żyła długo, jak na ówczesne czasy – około 70 lat. Pod koniec życia chorowała, ale nie wiemy na co. Opiekowała się nią córka chrzestna Katarzyna. To ona opowiedziała o pewnym zdarzeniu roztaczającym grozę wokół łoża świętej. Pewnego razu zobaczyła złe duchy w ludzkiej postaci, które z krzykiem zaatakowały Jadwigę. Chłostały chorą biczami i wykrzykiwały: „Dlaczego jesteś taka święta? Dlaczego tak dużo się modlisz?”; Jadwiga znosiła to z obojętnością. Wszystko skończyło się po przyjęciu przez nią sakramentu chorych. W godzinie zbliżającej się śmierci zobaczyła przybywających do niej świętych. Pozdrawiała ich słowami: „Witam was! Ciebie, moja Pani, ciebie święta Mario Magdaleno, święta Katarzyno, święta Teklo, święta Urszulo;”. Wymieniła też inne imiona, zapamiętała Katarzyna. Jadwiga zmarła 14 października 1243 r. około godziny siedemnastej. Pogrzeb odbył się 16 października. Pochowano ją w kościele klasztornym w Trzebnicy, pod ołtarzem Jana Chrzciciela. W 20 lat później przeniesiono do kaplicy wybudowanej specjalnie ku jej czci. W 1680 r. powtórnie przeniesiono zwłoki, tym razem do okazałego grobowca, w którym spoczywa do dziś.

    Przy grobie działy się liczne cuda, toteż starania o kanonizację rozpoczęły się krótko po śmierci. 15 października 1267 r. w Viterlo papież Klemens IV umieścił imię Jadwigi w wykazie świętych. W homilii z tej okazji mówił o Jadwidze jako o wzorze matki, która doświadczona nieszczęściem znajduje pociechę w Bogu. Wspomnienie liturgiczne obchodzone było wówczas w dzień śmierci – 15 października. W 1680 r. papież Innocenty XI na prośbę Jana III Sobieskiego wprowadził kult św. Jadwigi dla całego kościoła na 17 października (15 był już „zajęty” przez świętą Teresę z Avila). Po kanonizacji w XX wieku św. Małgorzaty Marii Alacoque wspomnienie liturgiczne św. Jadwigi zostało ustanowione na 16 października.

    parafia p.w. św. Jadwigi Ślaskiej w Poznaniu

    ******************

    O rzymskim obrazie św. Jadwigi Śląskiej – patronki dnia wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową (16 X 1978)

    Święta Jadwiga Śląska, której wspomnienie przypada 16 października, jest patronką dnia wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Data 16 X 1978 roku na stałe związała Śląską Księżnę z Janem Pawłem II, o czym On sam często wspomniał. W polskim kościele św. Stanisława B.M. w Rzymie, będącym również sanktuarium św. Jana Pawła II, podziwiać możemy XVIII-wieczny obraz Szymona Czechowicza przedstawiający św. Jadwigę Śląską przed Ukrzyżowanym. Przyjrzyjmy się temu obrazowi dokładniej.

    Obraz św. Jadwigi Śląskiej w kościele polskim pw. św. Stanisława B.M. w Rzymie (ŹRÓDŁO: z lewej: J. ORAŃSKA „Szymon Czechowicz 1689-1775”, z prawej: ww.rzym.msz.gov.pl/pl/polonia/polonika/kosciol_sw__stanislawa

    Pomoże nam w tym fragment książki Józefy Orańskiej pt. „Józef Czechowicz 1689-1775” (wyd. 1948). Autorka pisząc o działalności artystycznej Czechowicza w Rzymie, zwraca uwagę na to, iż „Ważną pozycję stanowi tu obraz «Św. Jadwiga» w polskim kościele św. Stanisława w Rzymie, na który [Czechowicz] otrzymał zamówienie w roku 1724 z okazji zbliżającego sie jubileuszu powszechnego, jak to wynika z odnalezionych przeze mnie dokumentów. Z rachunków zarządu kościoła dowiadujemy się, że kompozycję tę skończoną w 1725 roku, umieszczono w ołtarzu po lewej stronie nawy, gdzie się do dziś zachowała. Środek obrazu zajmuje duży krzyż, na którym zawisło ciało Chrystusa, a przed krucyfiksem klęczy na stopniu św. Jadwiga w habicie zakonnym cystersek z głową wzniesioną ku górze i rozłożonymi rękoma, u jej stóp leży korona książęca. Nie odstępując od przyjętej tradycji wyobrażenia św. Jadwigi, modlącej się przed Ukrzyżowanym, uniknął artysta konwencjonalnego typu, dając w postaci wyraz głębokiej ekstazy religijnej. Z prawej strony z za krzyża wychylają się dwaj aniołowie, spogladając z zachwytem na modlącą się. Pierwszy z nich, jasny blondyn, miękko modelowany, ubrany jest w szatę koloru turkusowego, a drugi umieszczony cokolwiek wyżej na obłoku , z rozpostartymi skrzydłami i wzniesionymi rękoma, ma suknię koloru ciemnoczerwonego. Jeszcze wyżej nad tymi aniołami na obłoku dwa putta przyglądają się akcji. Za tło obrazu służy lekko zaznaczony kontur wnętrza świątyni, utrzymanego w tonie szarozielonkawym. Od strony górnej z lewej strony zwisa kotara, która jako akcent dekoracyjny jest zarazem przeciwwagą zapełnionej postaciami prawej strony. Światło rzucone od lewej ku prawej wydobywa z cienia przede wszystkim św. Jadwigę oraz ciało Chrystusa na krzyżu, i zatrzymuje się na postaci pierwszego anioła. Przejścia od świateł do cieni przeprowadzone są bardzo delikatnie, a zharmonizowane barwy stonowane i przyćmione. Centralnym punktem kompozycji jest Chrystus na krzyzu, około którego grupuje malarz inne postacie, zamykające się w kole. W sposobie traktowania światłocienia widoczny jest wpływ Correggia, jak również i w postaciach anielskich miękko modelowanych, twarz zaś św. Jadwigi utrzymywana jest w typie «Mater Dolorosa» Guida Reniego. Pochylenie głowy Chrystusa ku świętej i wzniesienie jej oczu ku Niemu, podkreśla ich związek duchowy, a sugestywne oddanie szczerego uczucia i psychicznego napiecia świadczy o pogłębieniu sztuki artysty. O ile w licznych utworach włoskich mistrzów tego czasu znajdujemy pewną egzaltację i do pewnego stopnia efekt teatralny, o tyle Czechowicz wybrał drogę akcentowania głębokiego uczucia.”

    O obrazie św. Jadwigi w kościele polskim w Rzymie pisał również Maciej Loret w książce pt. „Życie polskie w Rzymie w VIII wieku” (wyd. 1930). Jego zdaniem „Talent Czechowicza wyrabiał się z roku na rok. Mniej więcej w dziesiątym roku swego pobytu w Rzymie dał nam Czechowicz płótno, które może być uważane za jedno z najlepszych jego dzieł. Przedstawia ono św. Jadwigę u stóp Ukrzyżowanego. Jest to już dzieło w całem tego słowa dojrzałe i prawdziwie piękne. Rysunek, pojęty bardzo szlachetnie, jest bez zarzutu. Modelowanie ciała Chrystusa subtelne i pod każdym względem znakomite. Koloryt przyciemniony, dostosowany do tragizmu chwili. Uderza mimo to nadzwyczajna przejrzystość atmosfery. Są tu reminiscencje Marattiego, ale całość pojęta oryginalnie. Tło architekturalne, pełne powietrza, zdaje się zapowiadać epokę neoklasyczną. Obraz ten stawia Czechowicza w rzędzie wybitnych współczesnych malarzy rzymskich. Namalował go Czechowicz na zamówienie kolonji polskiej w Rzymie w 1724 r. dla kościoła narodowego św. Stanisława i tam się dziś znajduje w bocznym ołtarzu.”

    W dniu 16 października na pewno wielu z nas uda się do kościoła św. Stanisława B.M. w Rzymie, aby modlić się przy relikwiach św. Jana Pawła II. Mając przed oczyma wizerunek św. Jadwigi Śląskiej, pamiętajmy o niej jako patronce wydarzenia, które odmieniło losy naszej Ojczyzny.


    Agata Rola-Bruni/Nasz świat.pl/Polska strona Włoch

    **********************

    Matka śląskiej ziemi

    ▲	Obraz św. Jadwigi Śląskiej z neogotyckiego ołtarza głównego w kościele św. Jadwigi w Brzezince (1890 – 99).

    Obraz św. Jadwigi Śląskiej z neogotyckiego ołtarza głównego w kościele św. Jadwigi w Brzezince (1890 – 99).

    To postać nieprzeciętna, wyrastająca ponad epokę, w której wypadło jej żyć. Ukazała swym życiem nowy styl: władczyni, której sercem władał Chrystus.

    Urodziła się ok. 1174 r. na zamku Andechs w Bawarii, gdzie do dziś istnieje jej dawna komnata, przerobiona na kaplicę. Pochodziła z zamożnego rodu rycerskiego. Rodzice, hr. Andechs Bertold IV i Agnieszka Wettyńska, oddali ją na wychowanie do benedyktynek w Kitzingen. W 1190 r. opuściła Bawarię i przybyła do Wrocławia jako śląska księżna, zaślubiona Henrykowi Brodatemu. Nie zajmowała się polityką, ale wspierała męża dyskretną radą. Będąc żoną i matką (urodziła siedmioro dzieci), poświęcała się też pracy charytatywnej. Mimo książęcego stanu osobiście pomagała ubogim, lecząc ich i żywiąc. Stworzyła nawet szpital objazdowy i odwiedzała domy chorych. Największym jej dziełem było założenie w 1202 r. klasztoru cysterek w Trzebnicy, promieniującego na cały Śląsk. Tam zamieszkała jako wdowa, składając w 1238 r. śluby zakonne na ręce ksieni – swej córki Gertrudy.

    Nieużywane buty

    Droga do świętości wiodła ją przez służbę bliźnim i ascezę. Do cierpień osobistych dodała post (jadła dwa razy dziennie bez mięsa i nabiału), biczowania, włosienicę, czuwania nocne. Zachowała się opowieść, że w ramach pokuty chodziła boso, raniąc stopy. Opat Günther II, jej spowiednik, podarował Jadwidze w trosce o zdrowie trzewiki i nakazał, by je nosiła. Po roku stwierdził, że trzewiki są jak nowe. Skarcił nieposłuszeństwo, a Jadwiga odrzekła: „Ależ ojcze, posłuchałam cię. Oto trzewiki, dane mi przez ciebie, nosiłam je często”. Nosiła… ale przytroczone na sznurku! Kolejny spowiednik zezwolił księżnej chodzić boso. Wyczerpana surowym życiem, zmarła 14 października 1243 r. w opinii świętości. Do jej grobu w Trzebnicy przybywały pielgrzymki ze Śląska, Wielkopolski, Łużyc i Miśni. Gertruda popierała kult matki, cysterki spisywały łaski, a grób otoczono wielką troską. Od 1251 r. obchodzono w klasztorze rocznicę jej śmierci. O kanonizację zabiegał już papież Urban IV, który osobiście znał Jadwigę. Ostatecznie kanonizował ją papież Klemens IV w kościele dominikanów w Viterbo 26 marca 1267 r. Na prośbę Jana III Sobieskiego papież bł. Innocenty XI rozszerzył kult na cały Kościół (1680). Ku czci Jadwigi w 1848 r. we Wrocławiu powstał zakon jadwiżanek. Jest patronką Europy, Polski, Śląska, archidiecezji wrocławskiej, diecezji Görlitz; miast: Andechs, Berlina, Krakowa, Trzebnicy i Wrocławia; uchodźców oraz pojednania i pokoju. Jest też patronką wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową 16 października 1978 r. Św. Jan Paweł II wielokrotnie stawiał ją za wzór pełni powołania chrześcijańskiego: żony, matki, wdowy, fundatorki klasztoru.

    Św. Jadwiga podtrzymuje Kościół

    Głównym ośrodkiem jej kultu na Śląsku jest Trzebnica, gdzie spoczywa sarkofag z relikwiami. W Legnickim Polu dwa kościoły upamiętniają Jadwigę; w kwietniu 1241 r. znalazła tu zabitego w bitwie z Tatarami syna Henryka Pobożnego. W diecezji gliwickiej najwcześniejsze z (wzmiankowane w 1447 r.) kościoły Jadwigi Śląskiej pojawiły się w Brzezince i Ziemięcicach. W 1551 r. właściciel Brzezinki Piotr von Zmeskal ufundował kolejny drewniany kościół. Po latach zastąpił go neogotycki, murowany (1890–99), konsekrowany 27 maja 1911 r. przez biskupa sufragana wrocławskiego Karola Augustina. W Ziemięcicach drewnianą świątynię zastąpiła w XVII w. murowana, gotycko-barokowa, dziś pozostająca zabytkową ruiną. W 1926 r. zbudowano obecny kościół, konsekrowany 6 czerwca 1927 r. przez kard. Adolfa Bertrama. Z podobnego okresu pochodzi kościół św. Jadwigi w Zabrzu (1928–29), poświęcony przez biskupa sufragana wrocławskiego Walentego Wojciecha w 1929 r. Jego niezwykłą, eliptyczną formę architektoniczną zdobią aż cztery wieże. Częste szkody górnicze wymusiły tu drewnianą konstrukcję świątyni. Najmłodszy jest współczesny kościół filialny św. Jadwigi Śląskiej w Droniowicach, budowany od 1997 r. w obrębie parafii Cieszowa i poświęcony 28 czerwca 2003 r. Od 1 września 2005 r. jest filią parafii Sadów. Wizerunek św. Jadwigi napotkamy w wielu miejscach diecezji. Charakterystyczny gest podtrzymywania budynku świątyni można też odczytać jako troskę o wspólnotę Kościoła. Święta była nie tylko panią śląskiej ziemi w XII/XIII w., ale i jej matką. Autorka jest diecezjalnym konserwatorem zabytków.

    Ikonografia

    Święta Jadwiga Śląska przedstawiana jest jako mężatka w długiej sukni i książęcym płaszczu z diademem na głowie lub jako wdowa, boso w habicie cysterskim. Jej atrybutami są makieta kościoła lub klasztoru, buty trzymane w ręce, krzyż, księga, figurka Matki Bożej, różaniec.

    Anna Szadkowska/Gość Gliwicki

    *************************************

    Święta Jadwiga Śląska – patronka na czasy współczesne

    Data 16 października skłania nas do spojrzenia na dwoje Świętych: Jadwigę Śląską, i młodszego od niej o osiemset lat św. Jana Pawła II. W dzień wspomnienia Jadwigi Karol Wojtyła został wybrany na papieża. Ale nie tylko to ich łączy

    fot. Krzysztof Kunert/Niedziela

    ***

    Wiele razy, najpierw jako biskup, potem kardynał a wreszcie jako papież, Jan Paweł II odwiedzał trzebnicką bazylikę, w której znajduje się grób Świętej. Kroniki odnotowały, że po raz pierwszy abp Karol Wojtyła gościł w sanktuarium św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy w dniach 29-31 sierpnia 1965 r., przy okazji udziału w obradach Komisji Duszpasterskiej Episkopatu Polski. W pierwszym dniu obrad przypadło mu celebrowanie uroczystej Mszy św., po której przemówił do wiernych, podkreślając swą radość płynącą z faktu, „że mógł celebrować Mszę w bazylice, w której znajduje się grób św. Jadwigi Śląskiej, imienniczki i patronki Jadwigi Krakowskiej”. Jak mówił zmarły rok temu ks. Antoni Kiełbasa SDS, długoletni kustosz sanktuarium trzebnickiego, profesor Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu: – Trzebnica, leżąca na szlaku północ – południe zaprasza wszystkich podróżujących w gościnny dom Pani Ziemi Śląskiej, św. Jadwigi. Ile razy prywatnie wchodził do tego domu Karol Wojtyła? Nie sposób to dzisiaj stwierdzić. Jedno jest pewne, że więź łącząca Jana Pawła II z św. Jadwigą nie narodziła się w pamiętnej chwili wyboru na papieża. Istniała już od dawna, a w dniu 16 października 1978 r. została utrwalona wieczną pieczęcią Bożej Opatrzności.

    Patronka dnia wyboru

    Bł. Jan Paweł II nigdy nie zapomniał, że patronką dnia jego wyboru była św. Jadwiga Śląska. Nawiązał do tego podczas pierwszej wizyty w ojczystym kraju. Na Jasnej Górze 5 czerwca 1979 r. powiedział do pielgrzymów z metropolii wrocławskiej: „A teraz pozwólcie, że z Jasnej Góry przekażę szczególne wotum do sanktuarium św. Jadwigi w Trzebnicy, koło Wrocławia. Tym wotum jest świeca paschalna, którą przywiozłem z Rzymu i kielich dla sanktuarium trzebnickiego. Mam, jak wiecie dobrze, szczególne powody do przekazania tego wotum […]. Opatrzność Boża w swoich niewypowiedzianych zrządzeniach wybrała 16 października 1978 r. jako dzień przełomowy w moim życiu. W dniu 16 października Kościół w Polsce czci św. Jadwigę Śląską. I dlatego też poczytuję za mój szczególny obowiązek złożyć dzisiaj na ręce Kościoła w Polsce, na ręce Metropolity Wrocławskiego to wotum dla tej Świętej, która jest patronką sąsiadujących narodów, jest również patronką dnia wyboru pierwszego Polaka na Stolicę Piotrową”.
    Papież pisał o tym także w liście do abp. Henryka Gulbinowicza z 16 października 1979 r.: „A wydarzyło się to, powiem otwarcie, co czuję, nie przez jakiś ślepy traf właśnie w tym dniu, w którym Umiłowani Rodacy moi, zwłaszcza ci z Dolnego Śląska i z Opolszczyzny oraz inni przebywający w Trzebnicy na uroczystościach ku czci św. Jadwigi, modlili się o szczęśliwy wybór Papieża. Jestem głęboko przekonany, że w tamtym pamiętnym dniu św. Jadwiga stała się również Patronką wyboru pierwszego w dziejach Polaka na stolicę św. Piotra”.

    Patronka na czasy współczesne

    Jan Paweł II chce nam dziś jeszcze raz zwrócić uwagę na św. Jadwigę Śląską. Jej postawa pobożnej małżonki, matki kilkorga dzieci, a ostatecznie wdowy, jest dla nas znakiem ewangelicznego sprzeciwu wobec wszelkiej próby degradacji życia małżeńskiego i rodzinnego. To także wzór władczyni kierującej się w rządzeniu ewangeliczną miłością. To wzór prawdziwej miłości bliźniego i Boga. Mimo że żyła 800 lat temu, jej przesłanie jest aktualne do dziś.
    Św. Jadwigę Śląską Jan Paweł II wspominał w swym nauczaniu wiele razy. Najobszerniej mówił o niej we Wrocławiu, 21 czerwca 1983 r. Zapraszał do „patrzenia w jej stronę, aby widzieć w niej wielkie światło, które rozświeca sprawy ludzkie na ziemi”, przekonywał, że w życiu Świętej „wyraziła się jakby cała pełnia powołania chrześcijańskiego”. Zachęcał wszystkich do „odczytywania Ewangelii niejako na kolanach św. Jadwigi (…), umacniając w ten sposób najgłębsze podstawy chrześcijańskiej moralności”. Mówił: „Wedle jej wzoru, na przykazaniu miłości powinno się opierać nasze życie osobiste, rodzinne i społeczne”.

    Krzewiciel kultu św. Jadwigi Śląskiej

    16 października warto przywołać także postać wielkiego znawcy i propagatora św. Jadwigi Śląskiej, ks. prof. Antoniego Kiełbasę SDS, który odszedł do domu Ojca w lipcu 2010 r. Był znakomitym naukowcem, autorem ponad 500 publikacji książkowych, artykułów naukowych i różnego rodzaju tekstów publicystycznych. Przede wszystkim jednak pasjonowało go życie i działalność św. Jadwigi Śląskiej. Według ks. Bogdana Giemzy, superiora wspólnoty Salwatorianów w Trzebnicy, ks. Antoni przyczynił się w znacznym stopniu do rozszerzenia kultu św. Jadwigi w Polsce i za granicą. W dużej mierze też dzięki jego staraniom Kongregacja ds. Duchowieństwa, za zgodą Ojca Świętego Benedykta XVI, erygowała 24 stycznia 2007 r. międzynarodowe sanktuarium Świętej Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy. Niezmordowanie służył jako kaznodzieja i ceniony przewodnik dla grup z Polski i zagranicy, zwłaszcza z Niemiec, w bazylice trzebnickiej. Stał się w naturalny sposób rzecznikiem idei pojednania narodów polskiego i niemieckiego. Dzięki jego staraniom zainicjowano w Trzebnicy Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, powstało Muzeum Kultu św. Jadwigi, a w 2007 r. otwarto tzw. Dużą Ścieżkę św. Jadwigi. Pracę ks. Antoniego Kiełbasy przez lata doceniały środowiska kościelne i samorządowe. 9 listopada 2009 r. prezydent RP Lech Kaczyński w uznaniu wybitnych zasług w kultywowaniu historii oraz upowszechnianiu kultury polskiej, za osiągnięcia w pracy duszpasterskiej i pedagogicznej oraz za zasługi w działalności na rzecz społeczności lokalnej przyznał ks. Kiełbasie jedno z najwyższych polskich odznaczeń – Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.
    O swoim kapłanie pamiętają także trzebniczanie – w dowód pamięci 23 września br., podczas XIX Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej, odbyło się nadanie imienia i poświęcenie skweru ks. Antoniego Kiełbasy. Znajduje się on przy wjeździe do Trzebnicy od strony Wrocławia, u zbiegu ulic ks. Bochenka i 1-go Maja, obok starostwa powiatowego.

    * * *

    Kult św. Jadwigi Śląskiej w Portugalii

    W Portugalii szerzy się kult Jadwigi Śląskiej, patronki ubogich i zadłużonych. Zdaniem s. Lucii Lopes ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek w Bragancy ma to związek z narastającym w Portugalii kryzysem. Rozkwit popularności świętej jest zauważalny zwłaszcza w północnej części kraju, najbardziej dotkniętej kryzysem gospodarczym. W ciągu kilku miesięcy wzrosła liczba zamówień na figurki i obrazki z wizerunkiem św. Jadwigi z Trzebnicy.
    – Portugalscy katolicy dobrze znają historię tej Świętej. Wiedzą, że podczas swojego ziemskiego życia Jadwiga Śląska chroniła osoby ubogie oraz zadłużone, dlatego wierzą, że dziś, podobnie jak przed wiekami, mogą za jej wstawiennictwem otrzymać łaski niezbędne do przezwyciężenia trudności materialnych – podkreśla s. Lucia Lopes.
    Święta Jadwiga Śląska znana jest w Portugalii jako Santa Eduviges.

     Magdalena Lewandowska/Niedziela wrocławska 42/2011

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 19.00

    przed Mszą św. – godzinna adoracja przed Najświętszym Sakramentem

    ***

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    ***

    Antyfona na wejście

    Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca, do kraju, który ci ukażę, a uczynię sławnym twoje imię.

    Kolekta

    Wszechmogący i miłosierny Boże,
    dzięki Twoim natchnieniom święta Jadwiga
    usilnie zabiegała o pokój i pełniła dzieła miłosierdzia, udziel nam swojej łaski, abyśmy za jej przykładem starali się o pokój i zgodę między ludźmi
    i służyli Tobie w cierpiących niedostatek.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 1,11-14

    Bracia: W Chrystusie dostąpiliśmy udziału również my, synowie Izraela, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie. W Nim także i wy, usłyszawszy głoszenie prawdy, Dobrą Nowinę waszego zbawienia, w Nim także, uwierzywszy, zostaliście opatrzeni pieczęcią, obiecanym Duchem Świętym, który jest zadatkiem naszego dziedzictwa na odkupienie, to jest nabycie wyłącznej własności przez Boga, ku chwale Jego majestatu.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 33

    R/ Szczęśliwy naród wybrany przez Pana.

    Sprawiedliwi, radośnie wołajcie na cześć Pana,
    prawym przystoi pieśń chwały.
    Sławcie Pana na cytrze,
    grajcie Mu na harfie o dziesięciu strunach. R/

    Bo słowo Pana jest prawe,
    a każde Jego dzieło, godne zaufania.
    On miłuje prawo i sprawiedliwość,
    ziemia jest pełna Jego łaski. R/

    Błogosławiony lud, którego Pan jest Bogiem,
    naród, który On wybrał na dziedzictwo dla siebie.
    Pan spogląda z nieba,
    i widzi wszystkich ludzi. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Panie, niech nas ogarnie Twoja łaska według nadziei, którą pokładamy w Tobie. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,1-7

    Kiedy wielotysięczne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni cisnęli się na drugich, zaczął mówić najpierw do swoich uczniów: „Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach. Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą.

    Pokażę wam, kogo się macie obawiać: Bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie. Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, przyjmij dary złożone na Twoim ołtarzu ku czci świętej Jadwigi, która starała się o pomnożenie Twojej chwały, oczyść nasze serca i przygotuj je do udziału w Najświętszej Ofierze.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, prosimy Cię,
    aby Najświętszy Sakrament, który przyjęliśmy,
    bronił nas od wszelkich napaści złego ducha,
    i przez zasługi świętej Jadwigi po trudach
    doczesnej pielgrzymki zapewnił nam pełnię pokoju. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    **************************************************************************************************************

    sobota – 17 października


    św. Ignacy Antiocheński: Boża pszenica

    Między końcem I w. a pierwszą połową II stulecia wielu autorów chrześcijańskich pisało o Chrystusie i rodzącym się Kościele. Byli oni – po Nowym Testamencie – najbardziej znaczącymi świadkami wiary, tak iż w czasach nowożytnych określa się ich mianem – Ojców apostolskich. W XIX w. sporządzono dokładny wykaz ich imion i dzieł; Barnaba, Klemens Rzymski, Polikarp ze Smyrny, Hermas, autor Pasterza, Papiasz z Hierapolis, autor listu do Diogneta Didache, Ignacy Antiocheński. Ten ostatni urodził się przypuszczalnie między 35 a 40 r. po Chr. w jakimś mieście lub wsi w Syrii. Był biskupem Antiochii Syryjskiej przez prawie 40 lat, od 70 do 107 r., jako następca – według Orygenesa – Piotra, a według Euzebiusza – Piotra i Ewodiusza.
    Przyszło mu działać w czasie, gdy pod sprawnymi i mądrymi rządami Trajana Cesarstwo Rzymskie przeżywało okres największego blasku. Jednak zasady powszechnego dziecięctwa Bożego; braterstwo, poszanowanie i miłość do innych, zwłaszcza nieprzyjaciół, stanowiły rodzaj prowokacji, zdolnej odwrócić ustalony porządek społeczny. Dlatego również Syria, tak jak inne regiony imperium, była sceną krwawych prześladowań chrześcijan. Razem z innymi także biskup Ignacy został aresztowany i wysłany do Rzymu, aby – zgodnie z okrutną tradycją – walczyć w amfiteatrze – Flawiusza z dzikimi zwierzętami. Podróż do Rzymu stała się dla biskupa Antiochii stosowną okazją do głoszenia Ewangelii. W asyście dwunastu żołnierzy, przemierzając morza i lądy wzdłuż słynnej Via Egnatia, Ignacy napisał pięć listów adresowanych do różnych Kościołów Azji Mniejszej, jeden do Kościoła w Rzymie, a ostatni do biskupa Smyrny, Polikarpa.
    Wyruszywszy z portu Antiocheńskiego, Seleucji, Ignacy i eskorta zapuścili się na ziemie Cylicji, docierając do Filadelfii i i Smyrny, gdzie biskupem był młody Polikarp. Tu Ignacy przyjął braterską wizytę przedstawicieli Kościołów Efezu, Magnezji i Tralles, prowadząc z nimi rozmowy o wierze i moralności. Następnie wysłał do tych trzech wspólnot listy pasterskie. Efez, miasto wielkiego handlu, prestiżu politycznego i religijnego, związane z postaciami św. Pawła i św. Jana, otrzymało liczne pochwały i wyrazy szacunku od biskupa Antiochii wraz z zachętami do jedności pasterskiej i doktrynalnej oraz do oparcia życia wspólnotowego na Eucharystii.

    Nad rzeką Meander, opodal Efezu. leżała Magnezja, niewielkie miasto w Karii, gdzie wspólnocie przewodniczył młodzieńczy biskup Damas, który właśnie z racji swego wieku wywoływał u wielu zakłopotanie. Ignacy wrócił również w tym drugim liście do tematów jedności i zgody.
    Nad Meandrem, w Tralles, znajdowała się także inna mała wspólnota. Miasto to wprawdzie prowadziło małą działalność handlową, ale na początku II w. po Chr. nie cieszyło się zbytnim prestiżem politycznym i społecznym. Wśród chrześcijan umocnili się tutaj doketyści – heretycy, którzy twierdzili, że Chrystus przyjął tylko – pozornie – ludzkie ciało.  Przyszły męczennik w swym trzecim liście wystąpił ostro przeciwko nim, dochodząc w rozdziale IX do uroczystego wyznania wiary. Zatkajcie więc sobie uszy, gdy ktoś wam mówi o Jezusie Chrystusie, który by nie był z rodu Dawida, Synem Maryi, który prawdziwie się narodził, jadł i pił. Rzeczywiście był prześladowany za Poncjusza Piłata; rzeczywiście został ukrzyżowany i umarł na oczach mieszkańców nieba, ziemi i piekieł. On rzeczywiście zmartwychwstał, ponieważ Jego Ojciec wskrzesił Go. Tak samo Ojciec wskrzesi w Jezusie Chrystusie również nas, którzy wierzymy w Niego. Bez Niego nie mamy prawdziwego życia. 

    Prawdopodobnie ktoś z bardziej żarliwych braci przyjętych w Smyrnie wysunął propozycję, by wykorzystać dobrą znajomość na dworze rzymskim i złagodzić lub zmienić karę męczeństwa. Wówczas Ignacy skierował jeden z najpiękniejszych i najbardziej znanych listów do wspólnoty Rzymu, zachęcając ją, by nie podejmowała działań dla powstrzymania dzieła Bożego, który w tak wzniosły sposób miał otoczyć chwałą swego sługę. List, daleki od kwestii doktrynalnych lub moralnych, jest uroczystą apologią męczeństwa, gdzie jedynym pragnieniem jest oglądanie Boga, Jego zbawczego i uszczęśliwiającego oblicza. Aby dojść do posiadania na wieki swego Pana, Ignacy jest gotów przelać swą krew, być zmiażdżony przez dzikie zwierzęta i jako prawdziwy uczeń Mistrza stać się zmieloną pszenicą i nieskalanym chlebem Chrystusa. Po wyruszeniu z Smyrny grupa, do której dołączył diakon Burros, skierowała się w stronę Troady. Stąd Ignacy wysłał list do chrześcijan z Filadelfii, miasta w Azji Prokonsularnej, wzywając ich w żarliwym tonie do jedności, zakwestionowanej zwłaszcza przez grupę sabatystów, którzy uważali, że należy zachowywać szabat. Ponieważ jednak niedziela była dniem Zmartwychwstania, upieranie się przy szabacie oznaczało odrzucenie wydarzenia paschalnego. A ponadto, skoro jedno jest ciało Chrystusa, to tak samo powinien być jeden kielich, jeden ołtarz i jeden biskup. Również w Troadzie Ignacy przemyślał raz jeszcze swój pobyt w Smyrnie, w czasie którego odbył nie tylko pocieszające rozmowy, ale także spierał się z doketystami i judaizującymi. Zwłaszcza do nich skierował list – Do chrześcijan ze Smyrny -, w którym z rozpaloną gwałtownością powtórzył naukę o Chrystusie, prawdziwym Synu Bożym, prawdziwym człowieku, prawdziwie urodzonym, zmarłym i zmartwychwstałym. Według świadectw Tertuliana, Euzebiusza i Ireneusza biskup Smyrny, Polikarp, utrzymywał kontakty z bezpośrednimi świadkami Zmartwychwstałego, a zwłaszcza z Janem Apostołem, który miał go wybrać na stolicę w Smyrnie. Właśnie do tego młodego i zaangażowanego biskupa, który zakończył swój żywot męczeństwem, Ignacy skreślił pismo, umieszczone w wykazach na ostatnim miejscu; List do Polikarpa. Autor podaje w nim użyteczne wskazówki dla współbrata, a przede wszystkim zachęca go do męstwa, aby mógł stawić czoło zasadzkom nieprzyjaciela.

    Po Troadzie wyprawa dotarła drogą morską do Neapolis w Macedonii, a później przez Via Egnatia do Filippi, Macedonii i Illirii aż do Dyrrachium, skąd przeprawiła się do Brundisium. Następnie przez Via Appia Ignacy przybył do Rzymu, gdzie poniósł męczeństwo ok 107 r., wydany na pożarcie dzikim zwierzętom.
    Listy Ignacego dotarły do nas dzięki wielu różnym zdarzeniom. Filipianie, pisząc do Polikarpa, poprosili o kopię listów Ignacego, która została im przesłana w załączniku do odpowiedzi. Szeroko rozpowszechnione, były znane przez Ireneusza, Orygenesa i Euzebiusza. Następnie zostały przetłumaczone na syryjski, a pod koniec IV w. Julian arianin dostarczył ich poszerzony przekład grecki. Najbardziej żywotny punkt jedności stanowi dla Ignacego postać biskupa. Episkopos z pełnym tytułem – nadzorcy, przełożonego-, jest tylko widzialnym reprezentantem prawdziwego, niewidzialnego biskupa, którym jest Jezus Chrystus zjednoczony z Ojcem. Odrzucenie tego, co widzialne, oznacza oszukiwanie tego, co niewidzialne. Biskup prezentuje się jako ostatni ze wszystkich, ostatni z chrześcijan i niegodny przynależenia do tego Kościoła, ale właśnie dlatego że ostatni, biskup jest w sensie ewangelicznym pierwszym. Jest ponadto – godzien Boga-, nie dlatego, że jest osoba godną szacunku, ale ponieważ odzwierciedla wybór Boga, w tym – godnym – odbija się doskonała odpowiedniość między uczuciami wewnętrznymi a konkretnym życiem, w przeciwieństwie do fałszywych nauczycieli, którzy lubią przedstawiać się jako osoby wiarygodne, ale w rzeczywistości są drapieżnymi wilkami, które czynią niewolnikami swoich zwolenników. Prawdziwi szafarze, którzy znajdują się na tym miejscu nie z ambicji, ale jedynie z woli Boga, nie żyją według człowieka, ale według Boga, według Chrystusa. Wasze prezbiterium (…) doskonale współbrzmi z biskupem jak struny z cytrą. Dlatego w waszej jednomyślności i zgodnej miłości Jezus Chrystus jest opiewany. I wszyscy z osobna tworzycie chór, aby zgodni w jednomyślności, podejmując ton Boga, jednym głosem śpiewać Ojcu przez Jezusa Chrystusa, aby On was usłyszał i rozpoznał dzięki waszym dobrym czynom jako członki swojego Syna. Korzystne jest więc dla was, abyście byli w nienagannej jedności i tak zawsze mieć udział w Bogu.  

    Krótko mówiąc, w swojej koncepcji eklezjologicznej Ignacy stwierdza, że posługa biskupa jest zasadnicza dla rozumienia Kościoła. Bez niej Kościół nie może być sobą. Biskup jest nie tylko wspierany przez prezbiterów, tworzących kolegium, tzw. prezbiterium, które stanowi – senst biskupa -, jego wspaniałą koronę. Na bezpośredniej służbie biskupa, jako wykonawcy jego rozporządzeń i zadań pasterskich, są diakoni, czyli – towarzysze służby -. Ponadto w perspektywie jedności, w każdym Kościele lokalnym powinien być jeden biskup (monoepiskopat lub episkopat monarchiczny), tak jak jeden jest tylko Bóg Ojciec, Jeden Chrystus, jedna Eucharystia, jeden ołtarz. Partykularność Kościoła jest z korzyścią dla uniwersalności, którą Ignacy nazywa jako pierwszy – katolickością -. Ta ostatnia wyraża się nade wszystko w jednej wierze i w związku modlitwy z miłością. Ponadto komunia między różnymi Kościołami konkretyzuje się w wysyłaniu listów, delegacji, a także wsparcia w nagłych potrzebach. Wreszcie, według Ignacego, w Kościele istnieje nie tyle wędrowna posługa, co raczej stałość w strukturze posługiwania, którą należy się dzielić i przeżywać.

    Święci na każdy dzień/Tom VIII/ze strony: zbiór modlitw.pl

    *********

    MSZA ŚWIĘTA

    This image has an empty alt attribute; its file name is euch.jpg

    Antyfona na wejście

    Z Chrystusem zostałem przybity do krzyża, teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus; życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże, Ty chcesz,
    aby świadectwo świętych męczenników
    było ozdobą całego Kościoła, spraw,
    aby sławne męczeństwo świętego Ignacego z Antiochii, przez które zasłużył na wieczną chwałę,
    było dla nas źródłem męstwa w wierze.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan – Ef 1,15-23

    Bracia: Usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy dla waszego serca, tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących, na podstawie działania Jego potęgi i siły, z jaką dokonał dzieła w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym. I „wszystko poddał pod Jego stopy”, a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 8

    R/ Dałeś Synowi władzę nad swym dziełem.

    O Panie, nasz Panie,
    jak przedziwne jest Twoje imię po całej ziemi.
    Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa.
    Usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę. R/

    Gdy patrzę na Twoje niebo, dzieło palców Twoich,
    na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
    czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
    czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego? R/

    Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów,
    uwieńczyłeś go czcią i chwałą.
    Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich,
    wszystko złożyłeś pod jego stopy. R/

    Alleluja Alleluja Alleluja. Świadectwo o Mnie da Duch prawdy i wy także świadczyć będziecie. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 12,8-12

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych.

    Każdemu, kto mówi jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie przebaczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone. Kiedy was ciągnąć będą do synagog, urzędów i władz, nie martwcie się, w jaki sposób albo czym macie się bronić lub co mówić, bo Duch Święty nauczy was w tej właśnie godzinie, co mówić należy”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, Ty przyjąłeś ofiarę świętego Ignacego, który jako pszenica Chrystusa został zmielony
    zębami dzikich zwierząt i stał się czystym chlebem, przyjmij Ofiarę, którą my Tobie składamy.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Jestem pszenicą Chrystusową: niech zmielą mnie zęby dzikich zwierząt, bym stał się czystym chlebem.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech nas pokrzepi Chleb eucharystyczny, który przyjęliśmy w dzień narodzin
    dla nieba świętego Ignacego, abyśmy przez swoje uczynki zasługiwali na nazwę chrześcijan.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ****

    Życiorys papieża Benedykta XVI
    fot. Henryk Przondziono/Agencja GN

    Podczas audiencji generalnej, 14 marca 2007 r. papież Benedykt XVI tak mówił o mistyce jedności u św. Ignacego z Antiochii:

    Żaden z Ojców Kościoła nie wyraził z taką mocą jak Ignacy pragnienia, by zjednoczyć się z Chrystusem i żyć w Nim. (…) W rzeczywistości u Ignacego zbiegają się dwa „nurty” duchowe: Pawłowe dążenie do zjednoczenia z Chrystusem oraz Janowa koncentracja na życiu w Nim. Obydwa te nurty prowadzą do naśladowania Chrystusa, wielokrotnie określanego przez Ignacego jako „mój” lub „nasz Bóg”. Dlatego Ignacy błaga chrześcijan w Rzymie, by nie sprzeciwiali się jego męczeństwu, ponieważ z niecierpliwością czeka, by „złączyć się z Jezusem Chrystusem”. I wyjaśnia: „Więcej sobie cenię śmierć w Chrystusie Jezusie niż największe ziemskie królowanie. Szukam tylko Tego, który za nas umarł; pragnę tylko Tego, który dla nas zmartwychwstał. (…) pozwólcie mi naśladować Mękę Boga mojego” (List do Rzymian). (…)

    Niepowstrzymane dążenie Ignacego do zjednoczenia z Chrystusem leży u podstaw prawdziwej „mistyki jedności”. On sam mówi o sobie, że jest „człowiekiem, któremu powierzono jedność jako zadanie” (List do Filadelfian). Dla Ignacego jedność jest przede wszystkim prerogatywą Boga, który istniejąc w trzech Osobach, jest Jeden w absolutnej jedności. Powtarza on często, że Bóg jest jednością i że jedynie w Bogu istnieje ona w stanie czystym i pierwotnym. Jedność, jaką powinni urzeczywistniać na tej ziemi chrześcijanie, jest tylko naśladowaniem, możliwie jak najdokładniejszym, Boskiego archetypu.

    papież Benedykt XVI

    **************************************************************************************************************

    ŚWIĘCI W PAŹDZIERNIKOWYM MIESIĄCU

    W dniu 1 października Kościół powszechny obchodzi liturgiczne wspomnienie św. Teresy od Dzieciątka Jezus, dziewicy i doktora Kościoła

    ŚWIĘTA TERESA OD DZIECIĄTKA JEZUS: MIŁOŚĆ JEST WSZYSTKIM

    Święty to ktoś, kogo najbardziej interesuje miłość.

    Dziecko świętych rodziców

    Święta Teresa urodziła się 2 stycznia 1873 r. w Alencon (Francja) jako ostatnia z dziewięciorga dzieci Zelii Guerin i Ludwika Martin (beatyfikowani razem 19 października 2008 roku). Jej ojciec był zegarmistrzem, a matka – koronkarką. Rodzice byli ludźmi pobożnymi i doświadczonymi przez cierpienie, bo wcześniej zmarło im czworo dzieci. Gdy Tereska skończyła 8 lat, rozpoczęła naukę w szkole klasztornej sióstr benedyktynek. 13 maja 1883 r. została uzdrowiona z ciężkiej choroby za wstawiennictwem Matki Bożej. Odtąd zapragnęła uczynić wszystko, aby ratować ludzi grzesznych. Modliła się żarliwe o nawrócenie mordercy i doczekała się jego przemiany zanim został wykonany wyrok.

    9 kwietnia 1888 r. Teresa wstąpiła do Karmelu w Lisieux.. W ceremonii obłóczyn uczestniczył jej poważnie już wtedy chory ojciec. 8 września 1890 r. złożyła śluby zakonne. Rok później odkryła “małą drogę dziecięctwa duchowego”, która polegała na wielkiej miłości, nawet za cenę równie wielkiego cierpienia. W 1893 r. została mistrzynią nowicjatu. Rok później jej przełożona — S. Agnieszka poprosiła ją, by spisała wspomnienia z dzieciństwa. W ten sposób powstały trzy rękopisy, które stanowią autobiografię Świętej i zostały opublikowane po jej śmierci. Nocą w Wielki Piątek 1896 roku pojawił się u niej pierwszy krwotok z płuc. Zmierzając ku śmierci zawierzyła siebie Jezusowi, przeżywając z Nim swoją drogę cierpienia, nadziei i miłości. Zmarła 30 września 1897 r. Dokładnie sto lat później została ogłoszona Doktorem Kościoła Powszechnego przez Jana Pawła II. Z tej okazji Papież z Polski wydał List Apostolski Divini amoris scientia (Rzym, 19.10.1997). Pius XI beatyfikował ją w 1923 r., a już w dwa lata później – kanonizował. W 1927 r. ogłosił ją, obok św. Franciszka Ksawerego, główną patronką misji katolickich.

    Święta od wielkich marzeń

    Święta Tereska od Dzieciątka Jezus wyróżniała się tym, że miała wielkie marzenia i pragnienia! Aż tak wielkie, że — jak sama napisała w swej autobiografii („Dziennik duszy”) – „zaczęły stawać się dla mnie męczeństwem”. Pod wpływem tego doświadczenia zaczęła szukać zrozumienia samej siebie, swoich pragnień i sensu własnego istnienia: „Otwarłam listy świętego Pawła, aby znaleźć jakąś odpowiedź. Przypadkowo wzrok mój padł na dwunasty i trzynasty rozdział Pierwszego Listu do Koryntian. Przeczytałam najpierw, że nie wszyscy mogą być apostołami, nie wszyscy prorokami, nie wszyscy nauczycielami, oraz że Kościół składa się z różnych członków (…). Odpowiedź była dla mnie jasna, nie taka jednak, aby ukoić moje tęsknoty i wlać we mnie pokój.

    Nie zniechęcając się czytałam dalej i natrafiłam na zdanie, które podniosło mnie na duchu: <Ja zaś wskażę wam drogę jeszcze doskonalszą>. Apostoł wyjaśnia, że największe nawet dary niczym są bez miłości i że miłość jest najlepszą drogą, bezpiecznie prowadzącą do Boga. Wtedy wreszcie znalazłam pokój. Gdy zastanawiałam się nad mistycznym ciałem Kościoła, nie odnajdywałam siebie w żadnym spośród opisanych przez Pawła członków, albo raczej pragnęłam się odnaleźć we wszystkich. I oto miłość ukazała się jako istota mojego powołania. Zrozumiałam, że jeśli Kościół jest ciałem złożonym z wielu członków, to nie brak w nim członka najbardziej szlachetnego i koniecznego; zrozumiałam, że Kościół ma Serce i ze to płonie miłością, że jedynie Miłość pobudza członki Kościoła do działania i gdyby przypadkiem zabrakło Miłości, Apostołowie przestaliby głosić Ewangelię, Męczennicy nie chcieliby przelewać krwi swojej… Zrozumiałam, że miłość zamyka w sobie wszystkie powołania, ze miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i wszystkie miejsca… jednym słowem — jest wieczna!”

    Święta od miłości do tych, co jeszcze nie kochają

    Życie św. Teresy upewnia nas o tym, że warunkiem szczęścia człowieka jest to, że kocha, a nie to, że otoczony jest samymi szczęśliwymi ludźmi. Święta z Lisieux upewnia nas też o tym, że najbardziej szczęśliwy jest ten człowiek, któremu do zwykłego szczęścia potrzebna jest niezwykła miłość. Święty to ktoś całkiem zależny od miłości Boga i dlatego ktoś kochający człowieka całkiem podobnie do tego sposobu, w jaki Chrystus pokochał nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami. Święta Tereska od Dzieciątka przypomina nam o istocie chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo to nie najmądrzejsza nawet doktryna czy najbardziej nawet fascynująca ideologia lecz historia najbardziej niezwykłej miłości we wszechświecie: miłości Boga do człowieka.

    Święta z Lisieux ukazuje nam istotę świętości. Ona, która tyle się nacierpiała, zawsze pamiętała o tym, że jej powołaniem nie jest cierpienie lecz miłość: „Wtedy to zawołałam z największą radością: O Jezu, moja Miłości, nareszcie znalazłam moje powołanie: moim powołaniem jest miłość. Znalazłam już własne miejsce w Kościele. W sercu Kościoła, mojej Matki, ja będę miłością. W ten sposób będę wszystkim i urzeczywistni się moje pragnienie.”

    Święta Tereska przypomina nam również i to, że nasza miłość do Boga powinna być nierozerwalnie związana z miłością do człowieka. Nie można kochać Boga, nie kochając tych, których On kocha nieodwołalnie, czyli ludzi, którzy pojawiają się na naszej drodze i którzy noszą w sobie godność dzieci Bożych oraz wielki głód miłości. Święta od Dzieciątka Jezus kochała szczególnie tych, którzy oddalali się od miłości i cierpieli. Do takich ludzi należą w naszych czasach uzależnieni. Jest ich coraz więcej i cierpią coraz bardziej. To nie przypadek, że twórca ruchów trzeźwościowych w Europie — irlandzki duchowny, ks. Matt Talbot – był duchowo związany najbardziej właśnie ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus. Święta Tereska od Dzieciątka Jezus upewnia nas o tym, że Bogu można zawierzyć zawsze i wszystkich: tych, których najbardziej kochamy i tych, którzy cierpią, bo jeszcze nie kochają i nie przyjmują miłości.

    opr. mg/Copyright © by Magdalena Korzekwa/Opoka.pl

    ***************

    Drobiazgi

    Drobiazgi
    fot. Roman Koszowski/GOŚĆ NIEDZIELNY

    **

    Teresa z Lisieux odkryła, że jest zbyt słaba, by o własnych siłach osiągnąć świętość. Znalazła na to sposób: małą drogę.

    Nie była łatwym dzieckiem. Gdy czegoś nie dostała, wpadała w furię, padała na ziemię, histerycznie wierzgając i wrzeszcząc wniebogłosy. Po wejściu za klauzurę nie odpuściła. Uparła się, że będzie świętą i… dopięła swego. Małymi kroczkami.

    Zanim zajmę się mniszką w brązowym habicie, przywołam myśl czarodzieja w szarym płaszczu. „Saruman jest pewny, że jedynie wielka moc może trzymać zło w szachu – powiedział Gandalf. – Ja uważam inaczej. Odkryłem, że to drobiazgów i codziennych uczynków zwykłych ludzi zło nienawidzi najbardziej, najprostszej życzliwości i miłości” (J.R.R. Tolkien, „Władca Pierścieni”). Czy Mithrandir, zwany w Śródziemiu Szarym Pielgrzymem, znał „małą drogę” zaproponowaną przez pewną karmelitankę?

    ser i olbrzym

    To największe odkrycie tego roku (zgodnie z tematem artykułu powinienem napisać raczej, że to odkrycie najmniejsze). W opowieści Maćka Wolskiego o sercu Dawida (książka właśnie trafiła na sklepowe półki) bardzo dotknęła mnie pewna historia. O ziarnach i serze.

    Bóg wywyższył Dawida na oczach rodziny i całego Betlejem. Zapowiedział: „Będziesz królem Izraela”. Co zrobił ten rudy nastolatek? Wiedząc, że został namaszczony, wrócił… do pasienia owiec. Czekał w spokoju na dalszy ciąg. Nie zaczął, dumnie wypinając pierś, udowadniać wszystkim wokół, jak wysoko został wyniesiony. Czekał, co z tym fantem zrobi Bóg. Wrócił do swych stad. To stamtąd przyszedł na pole walki, by stanąć oko w oko z gigantem. Dlaczego? Bo Jesse poprosił go, by… zaniósł walczącym prowiant. „Weź dla swych braci efę prażonych ziaren, dziesięć chlebów i zanieś prędko braciom do obozu! Zaniesiesz też dziesięć krążków sera dowódcy oddziału” (1 Sm 17,17-18). Dawid nie dyskutował. Był wierny w małym, więc Ten, „który widzi w ukryciu”, dał mu strefę wpływu na cały kraj.

    Jeśli ktoś poprosi cię o to, byś zaniósł ser, bądź posłuszny. Nawet jeśli wyda ci się to najbardziej błahą czynnością wszechświata, nie dyskutuj. Idź. Może przy okazji zabijesz giganta?

    Małe gesty, drobne dobre uczynki. Może to one decydują o losach świata?

    Małe jest piękne

    Pociąga nas to, co wielkie, spektakularne, nadające się na pierwsze strony gazet. Bóg, który na miejsce narodzin swego Syna wybrał grotę w niewielkim Betlejem, kocha małe, błahe, niepozorne gesty.

    „Postawa dziecka przepełniona jest wiarą w Opatrzność, wyzwalającą z nerwicy działań optymalnych, skutecznych i wielkich” – przypomina trapista o. Michał Zioło. „Bóg bowiem widzi nawet ukryte czyny i zdolny jest w swoim miłosierdziu podnieść rangę nawet czynów ułomnych, gdyż Jego oczy patrzą inaczej na sens ludzkich działań. Postawa dziecka ma mnie nauczyć przede wszystkim kochania – a wtedy nawet małe czyny będą przemieniać oblicze świata”.

    – Nie bójmy się małych dzieł. Drożdże w cieście są też małe, a Jezus zapewnił, że taki zaczyn wystarczy, by wyrosło ciasto. Widzę tylko jeden problem: zaczyn musi być prawdziwy. Gdy sól straci smak, nadaje się do wyrzucenia – powiedział mi przed laty Pierre-Marie Delfieux, założyciel Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, człowiek, który nadstawiał swe ucho na to, „co mówi dziś Duch do Kościoła”.

    Macie co jeść, maleństwa?

    Przed 11 laty prof. Anna Świderkówna zaraziła mnie Chapmanem. Nie, proszę się nie obawiać, to nie nazwa nowej jednostki chorobowej. To nazwisko angielskiego benedyktyna (1865–1933). „Całkiem rozumiem, że pani przywykła mieć »życie nadprzyrodzone« i »życie duchowe«” – pisał do jednej z duchowych owieczek. „Mam nadzieję, że to już całkiem się skończyło! Musimy stać się jak małe dzieci”. W innym liście odpowiadał pewnej zakonnicy: „Cieszę się, że matka ma wrażenie, iż stoi w miejscu w swoim życiu duchowym. Cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdyby matka miała uczucie, że się cofa”. „Bądź pewien, że jeśli ślepo oddasz się woli Bożej, wszystko pójdzie dobrze, chociaż może się wydawać, że wszystko idzie źle” – podsumowywał. „Nie niepokój się, bądź ufny”.

    Doskonale wiedziała o tym Teresa z Lisieux, która kiedyś spacerowała sobie po ogrodzie… w intencji znajomego misjonarza. Wiedziała, że drobiny, okruchy są dla Boga bezcenne.

    „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś… prostaczkom” – wołał Jezus. Prostaczek to niezbyt szczęśliwe sformułowanie, bo greckie nepios znaczy tyle, co „niemowlęcy, dziecięcy, dziecinny”.

    – Gdy Zmartwychwstały zapytał uczniów: „Macie tu coś do jedzenia?”, użył sformułowania παιδια (paidia), co znaczy dosłownie: „dzieciątka, małe dzieci”, a moim zdaniem można też przetłumaczyć „maleństwa” – wyjaśnia filozof Aleksander Bańka z Centrum Duchowości Ruchu Światło–Życie. – Słownik greki biblijnej wyjaśnia, że mówi się tak o bardzo małym dziecku albo o ludziach jako dzieciach Chrystusa lub używa w zwrotach do osób dorosłych jako wyraz zażyłości, życzliwości. Na określenie większego dziecka używane są zazwyczaj inne słowa.

    Nic szczególnego

    Nie była łatwym dzieckiem. Jej mama (kanonizowana przed trzema laty Zelia Martin) wspominała: „Muszę dać klapsa temu biednemu dziecku, które wpada w przerażające furie, kiedy nie może mieć tego, co chce. W rozpaczy tarza się po ziemi tak, jakby wszystko zostało stracone. To bardzo nerwowe dziecko”.

    Za kratami Karmelu spędziła zaledwie 9 lat. Choć dziś jest jedną z najpopularniejszych świętych, za życia nie znało jej dobrze nawet najbliższe otoczenie. Siostra Anna od Najświętszego Serca, która żyła obok jej celi przez 7 lat, bez zbędnego owijania w bawełnę powiedziała: „Nie było o niej nic do powiedzenia, była bardzo miła i ukryta, nie zauważało się jej, nigdy nie domyśliłabym się jej świętości”.

    Dziś „Dzieje duszy” Teresy z Lisieux, beatyfikowanej przez Piusa XI już 16 lat po śmierci, są lekturą obowiązkową wszystkich zafascynowanych chrześcijańską mistyką.

    „Ach, wiem, dla Ciebie święci porywali się na szaleństwa, będąc orłami dokonywali rzeczy wielkich… Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich… moim szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja miłość przyjmie mnie na ofiarę” – wołała. Za Janem od Krzyża lubiła powtarzać, że dusza „tyle od Boga zyskuje, ile się spodziewa”.

    Odkryła, że jest zbyt słaba, by o własnych siłach osiągnąć świętość. Jej mama pisała w liście do jej starszej siostry Pauliny: „Chciałabym być świętą, tylko nie wiem, z której strony się do tego zabrać”. Tereska znalazła sposób: małą drogę.

    Bida z nędzą

    Pierwszym krokiem na tej ścieżce było bolesne odkrycie: Ewangelia mnie przerasta, „sama z siebie nic zdziałać nie mogę”. W jej ustach słowo „nic” nie było pobożną metaforą. „Jedyną moją własnością jest nędza” – czytamy w pismach Tereski. Na dwa miesiące przed śmiercią, spoglądając retrospektywnie na swe życie, pisała: „Odkąd pojęłam, że sama z siebie nic zdziałać nie mogę, przestałam uważać, że powierzone mi zadanie jest trudne, poczułam, że muszę tylko jednoczyć się coraz mocniej z Jezusem, a reszta mi będzie przydana. I rzeczywiście, nigdy się nie zawiodłam; zawsze, kiedy mi przyszło pokrzepić dusze moich sióstr, Dobry Bóg raczył napełnić mą małą dłoń. Gdybym choć trochę oparła się na sobie, to szybko bym się poddała”.

    Niemal identyczne doświadczenie miała największa polska mistyczka, s. Faustyna Kowalska. Gdy przewertujemy jej „Dzienniczek”, ze zdumieniem zauważymy, że słowem, które występuje w nim równie często jak „miłosierdzie” jest… „nędza”. Wystarczy kliknąć skrót „­Ctrl+F” i wyszukać. Kiedyś Jezus przekomarzał się z Faustyną, starając się ją przekonać, że nie oddała Mu wszystkiego. „Jest jedna rzecz, która stanowi twoją własność, a którą zachowałaś dla siebie” – podpowiadał. I choć mistyczka zachodziła w głowę i zarzekała się, że oddała absolutnie wszystko („przez śluby oddałam Ci się cała, już nic nie mam, co bym Ci ofiarować mogła”), Ten podsumował: „Córko Moja, nie ofiarowałaś Mi tego, co jest istotnie twoim. Oddaj Mi nędzę twoją, bo ona jest wyłączną twoją własnością”.

    Naszą wyłączną własnością jest nędza. Stanięcie w prawdzie przed Najwyższym z pustymi rękami jest pierwszym krokiem na „małej drodze”. Duch Święty najpierw przypomina nam o grzechu i sądzie, by potem leczyć nas balsamem niezmierzonego Bożego miłosierdzia. „Nie mam dość sił, aby postępować według ideałów Ewangelii” – ta brutalna prawda nie podcięła Teresie skrzydeł. „Trzeba być orłem w swoich pragnieniach” – wołała mniszka i mierzyła bardzo wysoko.

    – Jak mogę osiągnąć świętość? – pytała karmelitanka i odpowiadała: – Stając się dzieckiem, które otrzymuje prezent. Przywoływała dwa biblijne cytaty: „Jeżeli kto jest maluczki, niech przyjdzie do mnie” (Prz 9,4) i „Jak matka pieści swe dziecię, tak ja was pocieszać będę, przy piersiach was poniosę i będę was kołysać na mych kolanach”. W swym ostatnim liście, na obrazku ukazującym Dzieciątko Jezus w Hostii, zapisała: „Jak mogłabym obawiać się Boga, który dla mnie stał się tak mały!? Kocham Go, bo jest wyłącznie miłością i miłosierdziem!” (List 266).

    „Niepodobna mi stać się wielką, powinnam więc znosić się taką, jaka jestem, ze wszystkimi swymi niedoskonałościami” – pisała. „Chcę jednak znaleźć sposób dostania się do nieba, jakąś małą drogę, prostą i bardzo krótką”.

    Prosto do góry

    Pierwszy dźwig osobowy wynalazł nowojorczyk Elisha Otis. Swą windą pochwalił się na Wystawie Światowej, która ściągnęła do Nowego Jorku w 1853 r. nieprzebrane tłumy. Po czterech latach uruchomiono pierwszą windę osobową, a w 1880 r. Werner von Siemens dołączył do jej konstrukcji elektryczny silnik. Urodzona w 1873 w Alençon w Normandii Tereska widywała ten nowoczesny wynalazek w czasie rodzinnych eskapad.

    W trzecim rękopisie, pisanym od lipca 1897 r., notowała: „Chcę szukać sposobu, by dotrzeć do nieba małą drogą, prostą, krótką, małą drogą zupełnie nową. A żyjemy w dobie wynalazków; obecnie, żeby wyjść na piętro, nie trzeba już używać schodów, u ludzi bogatych zastępuje je świetnie winda”. Po czym dodaje: „Windą, która mnie wzniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, Jezu!”.

    Nie jestem w stanie wspiąć się do Ciebie sama. Podnieś mnie!

    Całkowita ufność w Bogu – to kwintesencja „małej drogi”. Teresa, przywołując krew Jezusa, która nas usprawiedliwiła, ze świętą bezczelnością wołała: „Jego zasługi są moimi, ofiaruję Ci je pełna szczęścia” (…) „Nawet gdybym popełniła wszystkie możliwe zbrodnie, miałabym zawsze tę samą ufność”.

    Żyła zaledwie 24 lata. Na dzień przed śmiercią, dusząc się i cierpiąc niewyobrażalne męki, słabiuteńkim głosem zawołała: „Cóż to za łaska mieć wiarę! Gdybym nie miała wiary, bez wahania zadałabym sobie śmierć!”.

    Odeszła wieczorem 30 września 1897 r. Mniszki zanotowały jej ostatnie słowa. Zerkając na twarz Jezusa przybitego do krucyfiksu, który trzymała w rękach, szepnęła: „Mój Boże! Kocham Cię!”. Czy trzeba dodawać więcej? •

    Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 39/2018

    ***************************

    “Powinnam martwić się, że zasypiam w czasie modlitw”

    "Powinnam martwić się, że zasypiam w czasie modlitw"
    fot. Gość Niedzielny

    **

    Masz trudności na modlitwie? Pomoże ci Mała Tereska – święta, która do nieba “wjechała windą”.

    Modlić się, to nie znaczy wiele mówić, ale wiele kochać.

    Podziękuj dobremu Bogu za łaski, którymi On cię obdarza. I nie bądź aż tak niewdzięczna, że nie będziesz umiała ich rozpoznać.

    Modlitwa to miłosne przebywanie z tym, który mnie kocha.

    Powinnam martwić się, że zasypiam już od siedmiu lat w czasie tych moich modlitw, w czasie dziękczynienia, które powinnam składać, ale w gruncie rzeczy wcale się tym nie przejmuję. Sądzę, że małe dzieci podobają się rodzicom zarówno wtedy, kiedy śpią jak i wtedy, kiedy się obudzą.

    Żyjemy w wieku, wynalazków, nie ma już potrzeby wchodzić na górę po stopniach schodów: u ludzi bogatych z powodzeniem zastępuje je winda. Otóż i ja chciałabym znaleźć taką windę, która by mnie uniosła aż do Jezusa, bo jestem zbyt mała, by wstępować po stromych stopniach doskonałości.

    Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro.

    By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie.

    Pan Bóg nie nuży się, słuchając mnie, kiedy z prostotą mówię Mu o swoich zmartwieniach i radościach.

    Aleksandra Pietryga/GOŚĆ NIEDZIELNY – 1.10.2020

    ***********************************

    Nie ma róży bez kolców - św. Teresa od Dzieciątka Jezus
    Buissonnets – Dom rodzinny TERESKI fot. Roman Koszowski/GOŚĆ

    **

    Modlitwa o potrzebne łaski za wstawiennictwem św. Teresy:

    Ojcze Niebieski, który przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus przypomniałeś światu Miłość Miłosierną, przepełniającą Twe Boskie Serce i obudziłeś w nas dziecięcą ufność ku Tobie, dzięki Ci składamy, żeś tak wielką chwałą nagrodził Tę, która przez całe życie była wiernym Twym dzieckiem i że Jej udzieliłeś cudownej mocy pociągania dusz, które będą Cię chwaliły przez wieczność całą.

    Św. Tereso, pamiętaj, że obiecałaś dobrze czynić na ziemi. Spuść deszcz róż na tych, którzy Cię wzywają i wyjednaj mi łaskę, której za przyczyną Twoją oczekuję od Jego nieskończonej dobroci. Amen.

    **********************************

    Drugi dzień października

    Świętych Aniołów Stróżów

    IMG_20160916_222948.jpg
    abyś widział – blogokno/o.Jan Strumiłowicz OCist.

    Modlitwy do Anioła Stróża

    Aniele Boży, Stróżu mój, Tobie Bóg oddał mnie. Oświecaj więc, strzeż, kieruj i prowadź mnie dzisiaj. Amen.

    ***

    Aniele Boży, Stróżu mój, którego otrzymałem od Boga, abyś był mi towarzyszem w całym moim życiu, ratuj mnie dla wieczności i pełnij Twój obowiązek wobec mnie, który wyznaczyła Ci miłość Boga. Wstrząśnij mną w mojej obojętności, wzmacniaj mnie w mojej słabości,
    zagródź mi każdą niewłaściwą drogę, otwórz oczy dla Boga i krzyża, a zamknij mi uszy na pokusy złego ducha. Czuwaj nade mną w czasie snu i dozwól, abym został Twoją radością i nagrodą w niebie. Amen.

    *******************************************

    Anioł Stróż Polski

    misericors.org

    ***

    Proponuję rozważanie na temat Anioła Stróża Polski. Aniołowie są nieodłączną częścią Bożego Objawienia. Owe duchy niebieskie pojawiają się na kartach Pisma Świętego 300 razy; ściśle związane są z tradycją chrześcijańską, są obecne na wielu stronicach pism ascetycznych i teologicznych rozpraw.

    Ponadto mamy teraz czas anielski. Właśnie teraz, we wrześniu, gdy jesień puka do naszych drzwi. Zaledwie w czwartek rozpoczęliśmy w naszym michalickich domach i parafiach Nowennę do św. Michała Archanioła, a już 29 września obchodzić będziemy jego uroczystość. Natomiast 2 października wspomnimy naszych św. Aniołów Stróżów. A rozważanie o Aniele Stróżu Polski, związane jest z setną rocznicą odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę.

    Na początku zajrzyjmy do Pisma Świętego. Słowo Boże przedstawia nam św. Michała Archanioła jako Stróża i Opiekuna narodu izraelskiego, który wyprowadza Izraelitów z niewoli egipskiej, pomaga im zwalczać nieprzyjaciół, wspiera w trudnościach i wprowadza do Ziemi Obiecanej. Z kolei prorok Daniel czyni wzmiankę o Aniele Stróżu królestwa Persji i Grecji.

    Ojcowie Kościoła mówią, że każdy naród, społeczność i Kościół lokalny posiada swego Anioła Stróża. Euzebiusz z Cezarei pisze: „Bóg chce, aby Anioł czuwał nad powierzonym sobie Kościołem”.Również św. Franciszek Salezy i św. Franciszek Ksawery pozdrawiają Aniołów Stróżów miejscowości i narodów, do których przybywają z misją ewangelizacyjną. Św. s. Faustyna pisze, że każda parafia ma swojego Anioła Stróża, który adoruje Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie.

    Kiedy w Europie szalała pierwsza wojna światowa, Maryja, przed swoim przybyciem do Fatimy, wysłała Anioła Stróża Portugalii, aby przygotował dzieci na Jej przybycie. Anioł, ukazując się trojgu pastuszków wiosną 1916 roku, powiedział: „Nie bójcie się! (…) Módlcie się razem ze mną. (…) Jestem Aniołem Stróżem Portugalii”.

    Podobnie, jak innym narodom Bóg daje Aniołów Opiekunów, tak również dał go naszej Ojczyźnie. Wyraźną wzmiankę o Aniele Stróżu Polski czyni bł. ks. Bronisław Markiewicz. W jego czasach Polska przechodziła swoje duchowe oczyszczenie – rozbiory. Podzielona między Rosję, Prusy i Austrię, od 1795 roku utraciła na 123 lat swój byt polityczny. Wybuchały powstania zrywające naród do walki o odzyskanie wolności.

    Na początku 1863 roku w zaborze rosyjskim wybuchło powstanie styczniowe. Bronisław Markiewicz, gimnazjalista, przygotowywał się w Przemyślu do matury. Wczesnym rankiem, 3 maja tegoż roku, jego kolega Józef Dąbrowski, miał widzenie tajemniczego, młodego człowieka, który przepowiadał przyszłość Polski, a także wspominał o pewnym kapłanie, który będzie gromadził i wychowywał biedne dzieci i opuszczoną młodzież.

    Pod wpływem tej wizji młody Markiewicz wstąpił do seminarium duchownego w Przemyślu i w 1867 roku został wyświęcony na kapłana.

    Ks. prałat Stanisław Szpetnar z Krosna, który w ostatnich latach życia ks. Markiewicza często spotykał się z nim i rozmawiał, tak pisze: „Ksiądz Markiewicz od pierwszej chwili miał to przekonanie, że tym tajemniczym, młodym człowiekiem nie był kto inny, tylko Anioł Boży, posłany narodowi polskiemu, zgnębionemu nową klęską i na duchu załamanemu, na pociechę i podniesienie serca”.

    Warto w tym miejscu wspomnieć o dwóch wydarzeniach z historii Polski, w których kronikarze dostrzegli wyraźną interwencję anielską, tym razem samego św. Michała Archanioła.

    W 1624 roku obronił on przed Tatarami mieszkańców wsi Blizne. Tatarzy najpierw rozbili obóz w pobliskiej wsi Różanka. Stamtąd napadli na Blizne i uprowadzili w jasyr 60 osób, grabiąc jednocześnie całe ich mienie. Proboszcz z mieszkańcami wzywali pomocy św. Michała Archanioła. Tatarzy, wracając z łupem i uprowadzonymi ludźmi do swojego obozu, zostali nagle zaatakowani na pobliskim wzgórzu przez wielką liczbę wojska w białych szatach.

    Przerażeni Tatarzy uciekli w popłochu, pozostawiając jeńców i łupy. W dowód wdzięczności zbudowano na tej górze, zwanej odtąd Górą św. Michała Archanioła, kaplicę ku jego czci. Do dziś Niebiański Wojownik odbiera tam cześć od okolicznej ludności i pielgrzymów.

    Prawie pół wieku później, w 1672 roku, Tatarzy, Kozacy i Turcy w liczbie 100 tysięcy wojska oblegli Lwów. Załoga miasta liczyła zaledwie tysiąc ludzi. Zbliżała się uroczystość św. Michała Archanioła i całe miasto wzywało Jego pomocy. W wigilię święta zerwała się tak wielka burza z piorunami i gradem, że przerażeni nieprzyjaciele odstąpili od oblężenia. Ówczesny burmistrz Lwowa, Bartłomiej Zimorowicz, umieścił na sklepieniu ratusza następujący, historyczny napis: „Za panowania króla Michała Wiśniowieckiego, Archanioł Michał wybawił miasto Lwów z paszczy smoka azjatyckiego”.

    Anioł Stróż Polski opiekuje się wszystkimi mieszkańcami naszej Ojczyzny i oświeca nas, byśmy nasze życie osobiste, rodzinne i społeczne budowali na stałych wartościach, obowiązujących nas jako dzieci Boga.

    Wzywa nas do jedności w sprawach ważnych dla życia społecznego i narodowego, do szukania dobra wszystkich Polaków, zwłaszcza najbardziej potrzebujących i opuszczonych.

    Przypomina nam również o potrzebie wzajemnego wyrozumienia i przebaczenia, o wzajemnej modlitwie za siebie, za zmarłych i za przeżywających trudności i próby. Oświeca nas, byśmy na pierwszym miejscu stawiali sprawę naszego zabawienia.

    Aniele Stróżu Polski, nasz święty Przewodniku, wstawiaj się za nami u Boga, aby wszystkie pokolenia naszej Ojczyzny osiągnęły szczęście w niebieskiej Ojczyźnie.

    Ks. Dariusz Kielar CSMA/Michalici.pl

    ***********************

    Anioł Stróż

    Anioł Stróż
    fot. Pixabay

    **

    Każdy ma swego anioła

    Postać Anioła Stróża upowszechniła się w Kościele w czasie reformacji. Najczęściej kojarzy się z pobożnymi obrazkami, na których bywa przedstawiany w roli opiekuna małego dziecka. Te dewocyjne wyobrażenia nie są jednak tworem wyobraźni, ale mają swe źródło w Biblii. Można więc powiedzieć, że kult Aniołów Stróżów jest uzasadniony teologicznie, z drugiej strony wyraża odwieczną ludzką potrzebę opieki „sił wyższych” (M. Bussagli).

    Pismo Święte w różny sposób ukazuje rolę Anioła Stróża. Jego postać przewijała się już w cytowanych wcześniej tekstach. Zwrócimy jeszcze uwagę na kilka z nich.

    Księga Hioba przedstawia człowieka sprawiedliwego, pobożnego, wiernego Bogu, którego dotyka niezasłużone cierpienie. Hiob przeżywa odrzucenie ze strony najbliższych, nawet żony, niezrozumienie i oskarżenie ze strony najlepszych przyjaciół, milczenie Boga. W takiej po ludzku dramatycznej sytuacji zdaje się całkowicie na Boga: Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? (Hi 2, 10). Hiob wie, że w jego życiu nic nie dzieje się bez woli Boga i mimo tragicznej – po ludzku – sytuacji, nadal wychwala Pana.

    Księga Hioba jest próbą zrozumienia tajemnicy cierpienia. Ona wchodzi w rany ludzkości (C.M. Martini), w nasze rany i stara się nadać im sens. W kontekście cierpienia Hioba pojawia się postać Anioła Stróża. Jeden z mędrców i przyjaciół Hioba Elihu wskazuje na jego pomoc w życiu cierpiącego: Gdy ma on swego anioła, obrońcę jednego z tysiąca, co mu wyjaśni powinność; zlituje się nad nim i prosi: „Uwolnij od zejścia do grobu, za niego okup znalazłem” (Hi 33, 23-24).

    Rola anioła orędownika w ludzkim cierpieniu jest potrójna. Przede wszystkim pokazuje człowiekowi jego „joser”, „obowiązek”, to, co słuszne, odsłaniając mu zatem powody cierpienia, jego logikę… Po drugie, anioł pociesza człowieka, okazując mu swoją litość („hnn”), swoją sympatię. Jest on sprzymierzeńcem człowieka, w przeciwieństwie do szatana. Wreszcie anioł przedstawia Bogu „kofer”, „okup” za życie cierpiącego… ofiaruje Bogu – nawrócenie człowieka (G. Ravasi). Anioł Stróż jest więc potężnym orędownikiem człowieka przed Bogiem w obliczu jego cierpienia i oskarżeń ze strony szatana.

    Pytania do refleksji:
    • Czy wierzę w Anioła Stróża czy raczej uważam go za relikt z dzieciństwa i wytwór ludowej pobożności?
    • Jak odczytuję Księgę Hioba?
    • Jakie było moje największe cierpienie? Czy widzę jego sens w perspektywie lat?
    • Jaką rolę spełnia Anioł Stróż w moim cierpieniu?

    Stróż na wszystkich drogach

    Postać Anioła Stróża jako obrońcy biednych i uciśnionych pojawia się zarówno w Pięcioksięgu jak i w Psalmach.

    Księga Wyjścia opisuje drogę Izraelitów przez pustynię do ziemi obietnicy. W tej drodze towarzyszy im anioł, który pełni rolę stróża całego ludu. W dzień idzie na czele, wskazując cel drogi, w nocy przesuwa się na tyły, osłaniając lud przed wrogiem (Wj 14, 19nn). Lud mając takiego patrona i obrońcę powinien mu być wierny i posłuszny oraz otaczać go szacunkiem: Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i bądź uważny na jego słowa. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym (Wj 23, 20-21).

    Również Psalmista wskazuje na obronną rolę anioła, który zakłada obóz warowny wokół bojących się Jego i niesie im ocalenie (Ps 34, 8). Z kolei Psalm 91 wskazuje na obecność i opiekę aniołów na rozkaz Boży na wszystkich ludzkich drogach: Niedola nie przystąpi do ciebie, a cios nie spotka twojego namiotu, bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień (Ps 91, 10-12). Aniołowie są gwarantem właściwej drogi, pozwalają człowiekowi dokonywać właściwych wyborów i przeciwstawiać się wszelkiemu raniącemu złu. Mając u boku anielską pomoc, człowiek jest strzeżony bezpośrednio przez samego Boga, który pozwala mu bezpiecznie i z łatwością przejść nie tylko po kamieniach pustyni życia, ale także po obszarach zaminowanych przez zło (G. Ravasi).

    Świadomość obecności i opieki Aniołów Stróżów powinna napawać nadzieją oraz wdzięcznością. Winna również pobudzać do dobrych czynów i unikania zła. Radzi Peter Kreeft: Kiedy twój anioł stróż wybiera się, by załatwić jakieś sprawy, nie opuszcza cię, tak jak nie opuszcza Boga. Ulega bilokacji lub trilokacji. Aniołowie nie są ograniczeni przez przestrzeń do tylko jednego miejsca jednocześnie, tak jak ciała. Gdziekolwiek idziesz, zabierasz ze sobą swojego anioła. A więc nim pójdziesz dokądkolwiek, zapytaj sam siebie, czy jest to odpowiednie miejsce dla anioła.

    Pytania do refleksji:
    • Czy otaczam czcią i szacunkiem mojego Anioła Stróża? W czym się to konkretnie wyraża?
    • Czy doświadczam opieki Bożej na wszystkich moich drogach?
    • Jak rozumiem słowa: aniołowie na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień?
    • W jaki sposób Bóg pozwala mi unikać zła?
    • Gdzie „zabieram z sobą mojego anioła”?

    Aniele Boży, Stróżu mój

    Malarze najchętniej ukazują Anioła Stróża jako opiekuna prowadzącego dziecko za rękę. Bywa również przedstawiany w momencie, gdy uczy dzieci modlitwy, wskazuje ręką kierunek drogi (niebo) lub wielką tarczą chroni je przed złem.

    Te funkcje Anioła Stróża wyraża również modlitwa, odmawiana szczególnie przez dzieci: Aniele Boży, Stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy. Strzeż mnie od wszelkiego złego i zaprowadź mnie do żywota wiecznego. Amen.

    Pietro Ricchi w swoim wyobrażeniu Anioła Stróża nawiązał do relacji rodzinnych. W czasie kłótni małżeńskich bywa czasem tak, że jedno z rodziców chroni dziecko przed gniewem i agresją drugiego. Artysta przedstawił dziecko tulące się z wielkim zaufaniem w ramionach anioła. Ponadto Stróż posiada tarczę, pod którą można się ukryć przed gniewem ojca jak pod spódnicą matki (M. Bussagli).

    Jezus ostrzegając przed lekceważeniem małych i nie znaczących, potwierdza, że każdy z nich ma swego opiekuna w niebie: Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie (Mt 18, 10).
    Dziecko jest symbolem spontaniczności, naturalności, prostoty, braku komplikacji. Dzisiaj dziecko uważane bywa za luksusową zabawkę, bywa rozpieszczane, uwielbiane. W mentalności hebrajskiej dzieci przyjmowano przede wszystkim jako Boże błogosławieństwo. W czasie ceremonii zaślubin na progu domu lub namiotu rozbijano owoc granatowca, tak, aby ukazały się liczne ziarna, mające symbolizować dzieci, których życzono małżonkom. Dzieci jednak nie cieszyły się żadnymi względami ani prawami. Jezus bierze je w obronę, błogosławi, sprzeciwia się Apostołom gdy je odpędzają (zob. Mt 19, 13-15). Napomina, by nimi nie gardzić, gdyż mają potężnych patronów w niebie – aniołów.

    Stawiając jako wzór dziecko, czyli to, co nieważne, słabe, bezbronne, Jezus weryfikuje ludzką miarę i hierarchię wartości. Być wielkim w oczach Ewangelii oznacza być otwartym na wszystko, co najmniejsze, słabe, potrzebujące szacunku i miłości. Być wielkim oznacza być prostym i pokornym.

    Postawa dziecięca pozwala również odejść od nadmiernego racjonalizmu i zawierzyć wewnętrznej intuicji i duchowemu światu aniołów. Wierzyc w aniołów to znaczy wejść głęboko w tajemnicę wiary i przekroczyć tę, wyborną i naiwną, ludową pobożność, która zbyt często je otacza! Ukazują nam oni drogę i prawdę. Otwierają przed nami nieskończone horyzonty i pomagają nadać sens naszemu życiu. Trzeba nadstawiać ucha, nauczyć się na nowo „czuć” świat ducha, by na nowo oswoić anielski świat (N. Timbal).

    Pytania do refleksji:
    • Czy modlę się do Anioła Stróża? Kiedy szczególnie?
    • Jak odnoszę się do dzieci? Czego mnie uczą?
    • Co mówi mi dziś dziecko, które „jest we mnie”?
    • Czy głos intuicyjny, wewnętrzny jest dla mnie wystarczająco ważny?
    • Jaki świat” dominuje w moim życiu: racjonalny, zewnętrzny czy duchowy, wewnętrzny?

    Stanisław Biel SJ

    więcej w książce: Aniołowie. Medytacje biblijne, WAM 2016

    TWÓJ ANIOŁ STRÓŻ

    fot. Pixabay

    **

    Aniołowie należą do najbardziej wdzięcznych i sympatycznych postaci. Są niemal wszędzie; w Biblii i codziennym życiu, ale również w literaturze, sztuce, muzyce… Jest paradoksem, że w dzisiejszej erze agnostycyzmu i negacji świata duchowego,  pojawia się niemal moda na anioły.

    Do najbardziej znanych aniołów należy niewątpliwie Anioł Stróż. Jego obrazek wisi zwykle nad łóżkiem dziecka, a modlitwę do niego zna niemal każdy maluch. Z czasem (niestety!) postać Anioła Stróża wydaje się infantylna, a pamięć o nim zanika. W wieku dorosłym bardziej imponuje archanioł Michał. Nie tylko ze względu na swój waleczny charakter, ale także na moc egzorcyzmowania. Anioły pojawiają się każdego roku w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Ich wizerunki zdobią kościelne szopki i prywatne mieszkania, witryny sklepowe i ulice, są wśród wierzących i niewierzących.

    Aniołowie są nam bliscy. Jednak bywa, że mieszamy świat duchowy z iluzorycznym, wręcz fantastycznym. W dzisiejszej dobie wspomaga w tym skutecznie świat wirtualny. Zapominamy, że aniołowie są realnymi osobami, chociaż należą do wymiaru duchowego. Ich obecność jest głęboko zakorzeniona w całej Biblii i tradycji Kościoła. W VI wieku Pseudo-Dionizy skodyfikował strukturę zastępów anielskich i podzielił je na trzy hierarchie. Do pierwszej, stojącej najbliżej Boga zaliczył serafiny, cherubiny i trony, do drugiej panowania, moce (cnoty) i potęgi, zaś do najniższej księstwa (zwierzchności), archaniołów i aniołów. Nasi ulubieni aniołowie znajdują się więc najniżej w hierarchii duchowej. Zapewne dlatego są nam tak bliscy.

    Świadomość obecności i opieki Aniołów Stróżów powinna napawać nadzieją oraz wdzięcznością. Winna również pobudzać do dobrych czynów i unikania zła. Radzi Peter Kreeft: Kiedy twój anioł stróż wybiera się, by załatwić jakieś sprawy, nie opuszcza cię, tak jak nie opuszcza Boga. Ulega bilokacji lub trilokacji. Aniołowie nie są ograniczeni przez przestrzeń do tylko jednego miejsca jednocześnie, tak jak ciała. Gdziekolwiek idziesz, zabierasz ze sobą swojego anioła. A więc nim pójdziesz dokądkolwiek, zapytaj sam siebie, czy jest to odpowiednie miejsce dla anioła.

    W święto Aniołów Stróżów pomódlmy się:

    Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

    Chryste usłysz nas! Chryste wysłuchaj nas!

    Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.

    Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.

    Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.

    Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

    Święta Maryjo, Królowo Aniołów, módl się za nami.

    Święty Aniele, stróżu mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, przewodniku mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, doradco mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, opiekunie mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, przyjacielu mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, duchowy bracie mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, nauczycielu mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, pasterzu mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, pomocniku mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, pocieszycielu mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, patronie mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, obrońco mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, wodzu mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, zachowawco mój, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, od którego pochodzi natchnienie do dobrego, módl się za nim(nią).

    Święty Aniele, oświecicielu mój, módl się za nim(nią).

    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

    Aniołom swoim Bóg rozkazał o tobie. Aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich.

    Panie, wysłuchaj modlitwę moją. A wołanie moje niech do Ciebie przyjdzie.

    Módlmy się:

    Boże, który w niewysłowionej dobroci swojej raczysz posyłać świętych Aniołów dla naszej obrony, daj nam, pokornie Cię prosimy, abyśmy byli zawsze chronieni ich opieką i cieszyli się wiecznie wspólnym z nimi obcowaniem. Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen.

    Stanisław Biel SJ

    więcej w książce: Aniołowie. Medytacje biblijne, WAM 2016

    ****************************************************

    MSZA ŚWIĘTA

    29 angelo.blogspot.com

    ***

    Antyfona na wejście

    Błogosławcie Pana, wszyscy aniołowie Pańscy, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki.

    Kolekta

    Boże, Ty w niewysłowionej opatrzności
    posyłasz nam, jako stróżów, Twoich świętych aniołów, spraw, abyśmy zawsze znajdowali u nich obronę i cieszyli się ich towarzystwem w wieczności.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Wyjścia – Wj 23,20-23

    Tak mówi Pan: „Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i bądź uważny na jego słowa. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym, gdyż nie przebaczy waszych przewinień, bo imię moje jest w nim. Jeśli będziesz wiernie słuchał jego głosu i wykonywał to wszystko, co ci polecam, będę nieprzyjacielem twoich nieprzyjaciół i będę odnosił się wrogo do odnoszących się tak do ciebie. Mój anioł poprzedzi cię i zaprowadzi do Amoryty, Chetyty, Peryzzyty, Kananejczyka, Chiwwity, Jebuzyty, i Ja ich wygładzę”.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 91

    R/ Aniołom kazał, aby strzegli ciebie.

    Kto się w opiekę oddał Najwyższemu
    i mieszka w cieniu Wszechmocnego,
    mówi do Pana: „Tyś moją ucieczką i twierdzą,
    Boże mój, któremu ufam». R/

    Bo On sam cię wyzwoli z sideł myśliwego
    i od słowa niosącego zgubę.
    Okryje cię swoimi piórami,
    pod Jego skrzydła się schronisz. R/

    Wierność Jego jest puklerzem i tarczą;
    nie ulękniesz się strachu nocnego.
    Ani strzały za dnia lecącej,
    ani zarazy, co skrada się w mroku,
    ani moru niszczącego w południe. R/

    Nie przystąpi do ciebie niedola,
    a cios nie dosięgnie twego namiotu.
    Bo rozkazał swoim aniołom,
    aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławcie Pana, wszyscy Jego aniołowie, wszyscy słudzy, pełniący Jego wolę. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 18,1-5.10

    W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.

    Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, przyjmij dary,
    które składamy ku czci Twoich świętych Aniołów, i spraw łaskawie, abyśmy pod ich nieustanną opieką byli wolni od doczesnych niebezpieczeństw i doszli
    do życia wiecznego. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja o Aniołach

    Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
    słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze święty, zawsze i wszędzie składali dziękczynienie,
    i abyśmy głosili Twoją chwałę,
    która jaśnieje w Aniołach i Archaniołach.
    Gdy oddajemy cześć stworzonym przez Ciebie Aniołom,
    wysławiamy Twoją doskonałość i potęgę.
    Przez wspaniałość świata niewidzialnych duchów poznajemy jak jesteś niezmierzony
    i godny miłości ponad całe stworzenie.
    Z radością łączymy nasze głosy z chórami Aniołów, którzy przez naszego Pana Jezusa Chrystusa
    wielbią Twój majestat, razem z nimi wołając:


    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
    Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
    Hosanna na wysokości.
    Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
    Hosanna na wysokości.

    Antyfona na Komunię

    Boże mój, będę Ci śpiewał psalm wobec aniołów.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, Ty w Najświętszym Sakramencie dajesz nam pokarm na życie wieczne, przez posługę aniołów prowadź nas do niego drogą zbawienia i pokoju.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    IMG_20160916_222114.jpg

    **************************************

    Aniołowie, człowiek i wszechświat


    Aniołowie, człowiek i wszechświat


    Aniołowie – te czyste duchy, obdarzone naturą doskonalszą od człowieka zostały stworzone po to, aby oddawać cześć Bogu, kierować światem materialnym i aby być wpływowymi pomocnikami ludzi w ich dążeniu do zbawienia wiecznego.

    Pewnego razu św. Maria Magdalena de’Pazzi (1607), będąc w ekstazie zobaczyła jak dusza jednej z sióstr z jej zakonu karmelitańskiego, została zabrana z czyśćca i przeniesiona do nieba przez Anioła Stróża. Św. Franciszka z Rzymu ujrzała Anioła Stróża, prowadzącego duszę powierzoną do oczyszczenia w czyśćcu. Niebiański duch pozostał z dala od tego miejsca oczyszczenia, po to, aby przedstawić Panu głosy wstawiennictwa za tę duszę. Ponieważ modlitwy, jałmużny i pokuty zostały przyjęte przez Boga, dlatego dusza ta została pocieszona pośród mąk czyśćcowych. Bóg obdarza człowieka, w momencie jego narodzin, jednym ztakich anielskich opiekunów, po to, aby mu towarzyszył przez całe życie, chroniąc go i inspirując do czynienia dobra. Jeśli dana osoba zachowuje przykazania Boże, w takim stopniu, że osiąga świętość, zasługuje bezpośrednio na niebo i dusza takiej osoby jest eskortowana do tego świętego miejsca przez wyznaczonego anioła. Jeśli dusza potrzebuje oczyszczenia w ogniach czyśćca, co jest bardziej prawdopodobne, Anioł Stróż będzie prowadził tę duszę do nieba dopiero wtedy, kiedy zostanie ona już oczyszczona. Jednak z drugiej strony, jeśli dana osoba odrzuci inspirację do czynienia dobra i bodźce dostarczane przez Anioła Stróża, wówczas jej dusza zostanie potępiona na zawsze i porzucona przez anielskiego opiekuna u bram piekieł.

    Z pewnością potrzebujemy niebiańskiej opieki. Nasze nieśmiertelne dusze przeznaczone są do tego, aby być towarzyszami aniołów. Poza tym każdy z nas, jeśli wypełni dobrze swoje powołanie, zajmie jeden z tronów w niebie, pustych wskutek upadku aniołów, które zbuntowały się przeciwko Bogu. Co więcej, gdyby nie było anielskich opiekunów, to z racji ludzkiej słabości i ciągłych ataków upadłych duchów nasze zmagania, zmierzające do osiągnięcia niebiańskiego celu, mogłyby okazać się daremne.

    Czy jest coś, co diabły mogą uczynić już na samym początku, aby uniemożliwić nowo narodzonym dzieciom otrzymanie odnawiającej wody chrztu? Tak, mogą. Wiele młodych dusz jest pozbawionych tej łaski z powodu utraty życia jeszcze przed narodzeniem w wyniku grzechu aborcji. Diabły są zdolne do wyrządzania wielkiego zła fizycznego, materialnego i duchowego.

    Przeciwko tym aniołom-wrogom z pewnością potrzebujemy anielskich opiekunów. Św. Bonawentura mówi: Święty Anioł jest wiernym opiekunem, który zna miłość panującą między Bogiem a duszą. On jej nie zazdrości, ani też nie szuka chwały własnej, lecz chwały swego Pana.

    Aniołowie pomagają nam zapobiegając niebezpieczeństwom, odpychając diabłów i powstrzymując ich od wyrządzenia nam fizycznej lub duchowej krzywdy (np. Dz. 5:18; 12:7; Dn. 6:22). Jednak ich głównym zadaniem jest oświecanie naszych myśli i inspirowanie naszej woli do działania zgodnego z prawdą (Dz. 8:26, 10:3). Oni także modlą się za nas i ofiarowują modlitwy oraz dobre uczynki Bogu, czyniąc je bardziej skutecznymi wskutek własnego wstawiennictwa (np. Apok. 8:3, Tb. 12:12). Czasami wymierzają nam kary, aby w ten sposób zmusić nas do poprawienia się (np. 2 Krl. 24:16). Szczególnie towarzyszą nam w godzinie śmierci, wzmacniając nas przed największymi atakami Szatana w tym czasie.

    Żywoty świętych obfitują w liczne przykłady wstawiennictwa aniołów. Odwoływaliśmy się do Dziejów Apostolskich, w których przecież opisane jest anielskie uwolnienie z więzienia św. Piotra.

     Św. Hildegunda (+1186) pewnego dnia została napadnięta i pozostawiona na pewną śmierć. Gdy nie mogła wrócić o własnych siłach, ujrzała Anioła Stróża, który zbliżył się do niej na białym koniu. Pomógł jej wstać i zabrał ją do Werony. Tam anioł pożegnał się z nią mówiąc: Będę zawsze twoim obrońcą gdziekolwiek się udasz.

    WIDZIALNI PROTEKTORZY

    Pewne wybrane dusze, które od chrztu całkowicie zachowały swoją niewinność, zostały wynagrodzone specjalnym przywilejem ujrzenia swoich Aniołów Stróżów w całej okazałości. Tak było w przypadku św. Franciszki z Rzymu, św. Geralda Majella, św. Gemmy Galgani, św. Marianny od Dzieciątka Jezus i innych.Spójrzmy na ten przykład: św. Franciszka z Rzymu (+1440) pochodziła z najznamienitszego rodu. Mimo że bardzo pragnęła poświęcić się życiu religijnemu, rodzice nakazali jej wyjść za mąż. Do świętości dążyła ona w stanie małżeńskim.

    Urodziła kilkoro dzieci. Jednym z nich był Jan, wyjątkowo pobożny i obdarzony darem proroctwa. Zmarł anielsko w wieku dziewięciu lat. Rok po śmierci ukazał się swojej matce, jaśniejący światłem w towarzystwie młodzieńca jeszcze bardziej lśniącego niż on. Mówił o chwale, jaką się cieszy w niebie i że przychodzi zapowiedzieć, że także jego siostra, Agnieszka, wkrótce zajmie miejsce pośród aniołów. Także z polecenia Bożego przyprowadził młodzieńca, który mu towarzyszył, aby pomagał matce przez cały ten okres ziemskiego życia. Ów młodzieniec był w rzeczywistości archaniołem.

    Od tego momentu św. Franciszka z Rzymu cieszyła się opieką archanioła, który według niej, świecił jaśniej niż słońce. Jego blask był tak silny, że nie mogła na niego patrzeć. Pomagał jej duchowo, a także bronił wielokrotnie przed atakami Szatana, który stale ją dręczył.

    CENNI DORADCY NIEBIESCY

    Anioł Stróż, to przede wszystkim doradca duchowy, pobudza nas do dobrych uczynków; wzbudza w nas pragnienie świętości oraz inspiruje do czynienia dobra.

    Kiedy św. Joanna d’Arc była jeszcze dzieckiem i pewnego razu pilnowała swojego stada, usłyszała głos wołający ją po imieniu: Joanno! Joanno! Zaraz potem otoczona została bardzo jasnym światłem, w środku którego stał anioł o bardzo dostojnej i przyjemnej fizjonomii, otoczony przez inne istoty anielskie, które patrzyły z miłością na dziewczynę. Joanno – powiedział anioł do niej – bądź dobra i pobożna, kochaj Boga i nawiedzaj często jego sanktuaria. Następnie anioł zniknął, zaś serce Joanny zapłonęło ogromną miłością do Boga, a później zaowocowało złożeniem ślubów wiecznego dziewictwa.

    NIEUSTRASZENI WOJOWNICY ORSZAKU PANA

    W wielu częściach Pisma św. aniołowie są wspominani jako Niebieskie Rycerstwo. Dlatego prorok Izajasz mówił o tym, że widział serafinów głoszących jeden do drugiego: Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów (Iz. 6:3). A w Apokalipsie wspomniana jest wielka bitwa w niebie, pierwsza wojna, w której święci aniołowie, prowadzeni przez św. Michała Archanioła pobili Szatana i innych zbuntowanych aniołów. (Ap. 12:7)W innych fragmentach aniołowie pojawiają się w wojowniczych misjach. W drugiej Księdze Kronik na przykład czytamy, że: Sennacheryb, król Asyryjczyków zajął Judeę i bluźnił przeciwko prawdziwemu Bogu. Wysłał on poselstwo do Jerozolimy, aby namówić jej mieszkańców do odmówienia wierności swojemu władcy Ezechiaszowi. Król Judei i prorok Izajasz rozpoczęli modlitwy, błagając o Boską ochronę przed wrogim wojskiem: Wtedy Pan wysłał anioła, który wytępił wszystkich dzielnych wojowników oraz książąt i dowódców wraz z naczelnikami w obozie króla asyryjskiego. Musiał więc wrócić do swego kraju ze wstydem na twarzy. (2 Krn. 32:21)

    OBROŃCY LUDZI I POSŁAŃCY BOGA

    Miłosierny i kochający Bóg pragnie naszego wyzwolenia od grzechu. Wyznacza każdemu z nas anioła opiekuna.

    W autobiografii św. Antoniego Marii Clareta (+1870) możemy przeczytać, że w ciągu jednego dnia w chórze Escorialu widział Szatana, wpatrującego się w niego z wielką wściekłością i urazą, pragnącego zniweczyć pewne jego plany wobec studentów. A następnie usłyszał głos św. archanioła Michała: Nie obawiaj się Antoni. Ja będę cię bronić.

    W czasie Zwiastowania św. Gabriel, wielki posłaniec i ambasador Boga, został wysłany do Maryi, aby oznajmić jej o planach Boskiego Majestatu, dotyczących narodzenia Mesjasza. W opinii wielu teologów, to archanioł Gabriel oznajmił także o narodzeniu Jana Chrzciciela św. Zachariaszowi, i to on trzykrotnie ukazał się we śnie św. Józefowi, oznajmiając mu Wcielenie Syna Bożego w łonie Dziewicy Maryi, nakazując wyprowadzenie świętej rodziny do Egiptu, aby uniknąć prześladowań Heroda, a następnie powrót z Egiptu po śmierci okrutnego władcy.

    W czasach nam bliższych anioł Portugalii przygotował Łucję, Franciszka i Hiacyntę do kilku objawień Matki Bożej w Fatimie.

    NATURA ANIOŁÓW

    Aniołowie są czystymi duchami, obdarzonymi intelektem i wolną wolą. Zostały one wyniesione przez Boga do porządku nadprzyrodzonego, tzn. że zostały obdarzone łaską uczestniczenia w Jego życiu przez kontemplację szczęścia wiecznego. One zawsze cieszą się nią, nawet jeśli pełnią swą misję na ziemi. Sąznacznie bardziej inteligentne aniżeli ludzie. Ich intelekt jest wewnętrzny, a ich wola ogromnie wpływowa. Ponieważ są absolutnie niezależne od materii, toteż ich wiedza jest odpowiednio doskonalsza aniżeli ludzi: dla nich widzieć oznacza wiedzieć. U aniołów wiedza oznacza zrozumienie tego wszystkiego, co zobaczą w swojej dogłębności, całą istotę bez możliwości mylenia się.

    To właśnie z tego powodu próba, której zostali poddani, miała natychmiastowe i nieodwracalne konsekwencje. Ich pragnienia są absolutne i kiedy czegoś pragną, to pragną na zawsze. Po próbie, której zostali poddani, część z nich przeszła już na zawsze do piekła (zbuntowane anioły), a inni do nieba (wierni aniołowie).

    Bóg stworzył aniołów, tak jak ludzi, po to, aby Go znali, kochali i służyli Mu, a także po to, aby Go wielbili, wypełniali Jego nakazy, zarządzali wszechświatem i dbali o wszystkie gatunki i istoty, które go tworzą.

    Msgr. Gaume pisze: Jako książęta i rządcy wielkiego Miasta Boga, które obejmuje cały system stworzeń, aniołowie przewodniczą porządkowi materialnemu, panują nad ruchem gwiazd, chronią wszystkie elementy i realizują wszystkie naturalne zjawiska, które napełniają nas radością albo przerażeniem.

    Administracja tego rozległego cesarstwa jest rozdzielona między nich. Część troszczy się o ciała niebieskie, część o ziemskie i ich elementy składowe: o produkty ziemi, drzewa, rośliny, kwiaty i owoce. Innym powierzone jest rządzenie wiatrem i morzami, rzekami i źródłami; a jeszcze innym opiekowanie się zwierzętami. Nie istnieje żadne widzialne stworzenie, duże, czy małe, które pozbawione byłoby anielskiej opieki.

    Często, kiedy Bóg posyła aniołów z misjami do ludzi, aniołowie przybierają ludzką formę, po to, aby z łatwością dostosować się do naszej ludzkiej natury. Jednak ta ziemska forma nie ma takiej samej natury ludzkiej, złożonej z ciała i duszy. Przeciwnie, można to porównać do związku pracownika z maszyną, którą obsługuje. Używa on maszyny po to, aby wykonać pewną pracę.

    ANIOŁOWIE W SZTUCE

    Niestety, aniołowie są często przedstawiani w sztuce w sposób pozostawiający wiele do życzenia pod względem teologicznym, jak i estetycznym. Wiele obrazów, które towarzyszą współczesnemu zainteresowaniu aniołami jest naiwnych, zmysłowych i groteskowych, bynajmniej niekatolickich. Co jest powszechne, nawet w starszej sztuce katolickiej, to sentymentalność i brak równowagi: próbuje się podkreślić dobroć i czystość wiernych aniołów, podczas gdy zaniedbuje się podkreślenie ich niebywałej inteligencji, jak ubolewa Plinio Correa de Oliveira w artykule trafnie zatytułowanym: “Czy Anioł Stróż jest mniej inteligentny od Szatana?” Dla kontrastu pokazuje on przedstawianie diabłów jako istot przebiegłych, inteligentnych, potężnych jak również złośliwych oraz cukierkowych Aniołów Stróżów.

    CUDOWNA KLASYFIKACJA CHÓRÓW ANIELSKICH

    Podział aniołów na dziewięć chórów, zorganizowanych w trzech hierarchiach, chociaż nie wywodzi się bezpośrednio z Objawienia jest prawdą wiary. To rozróżnienie jest dokonane według kryteriów, odnoszących się do Boga, do ogólnego zarządzania światem oraz szczególnego zarządzania państwami, społecznościami czy osobami. Podczas gdy wszyscy aniołowie ciągle radują się oglądaniem wiecznej szczęśliwości, to jednak każdyz tych chórów ma też do wypełnienia szczególne obowiązki. Trzy chóry pierwszej hierarchii (Serafinów, Cherubinów i Tronów) mają obowiązek stać obok Boga i głosić Jego chwałę. Jak głosi Pismo Święte: Ujrzałem Pana siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie… Serafiny stały ponad nim…wołał jeden do drugiego: “Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów”. (Iz. 6:1-3) Pan króluje…zasiada na cherubach (Ps. 98:1).

    Trzy następne chóry (Panowań, Mocarstw i Potęg) mają zajmować się ogólnym kierowaniem i rządzeniem wszechświatem jako całością.

     Trzy pozostałe chóry (Księstw, Archaniołów i Aniołów) troszczą się o właściwe zarządzanie państwami, społecznościami i osobami. Aniołami Stróżami, jak powszechnie się wierzy są zwykle aniołowie z najniższego chóru, czasami są nimi archaniołowie.

    WNIOSEK: MODLITWA I WIARA W ANIOŁY

    Wszystkie aspekty anielskiego świata powinny prowadzić nas do głębokiej miłości, nawrócenia i wdzięczności dla wszystkich aniołów świętych, a w szczególności dla Anioła Stróża.

    Św. Bernard z Clairvaux komentuje słowa z Psalmu 90 w następujący sposób: Jak wielką cześć, jak wielką modlitwę, jak wielkie zaufanie powinny te słowa królewskiego proroka wzbudzać w naszych piersiach! Cześć dla ich majestatycznej obecności, podziękowanie dla ich życzliwości, ufność w ich opiekę.

    Powinniśmy unikać wszystkiego, co mogłoby zasmucić naszego Anioła Stróża. Św. Bernard posuwa się dalej mówiąc: Żyj zatem z wielką ostrożnością, pamiętaj, że aniołowie są obecni, ponieważ Bóg posłał ich, aby towarzyszyli nam i pomagali na wszystkich drogach. Gdziekolwiek się zatrzymasz, gdziekolwiek odwrócisz, miej dla nich cześć. Z pewnością nie odważyłbyś się zrobić czegoś w jego obecności, co odważyłbyś się uczynić w mojej.

    Św. Bonawentura podkreśla ważność posłuszeństwa jakie powinniśmy okazywać naszym aniołom świętym, przywiązując baczenie do wewnętrznych głosów i do słuchania ich rad, tak jakby byli naszymi prywatnymi nauczycielami, opiekunami, mistrzami, przewodnikami, obrońcami i pośrednikami do tego stopnia, aby uciec przed winą grzechu, jak również, aby rozwinąć cnotę i dążyć do osiągnięcia pełnej doskonałości oraz miłości Pana.

     Święty Stanisław Kostka (+1568), był tak wielkim czcicielem swego Anioła Stróża, którego stale oglądał, że, kiedy równocześnie mieli przejść przez drzwi, to ten przepuszczał swojego Anioła pierwszego. Kiedy zaś czasami Anioł nie chciał pierwszy przekroczyć progu, to ten nalegał tak długo, dopóki Anioł nie ustąpił.

    Bogu podoba się to, że istnieje tak wiele, pięknych przykładów, zachęcających do czczenia i modlenia się do tych błogosławionych, anielskich duchów, którymi Bóg w swoim miłosierdziu obdarzył nas jako stróżami, doradcami, opiekunami i posłannikami – szczególnie cennymi w tym neopogańskim świecie, w którym żyjemy – po to, byśmy osiągnęli życie wieczne!

    Jeśli św. Teresa z Avila i inni mogli ubolewać nad tym, że diabły pragną bardziej naszego zniszczenia, aniżeli my sami wyzwolenia, to my możemy szukać schronienia w twierdzeniu św. Jana Bosco, że nasi Aniołowie Stróżowie pragną pomóc nam bardziej, aniżeli my sami pragniemy ich pomocy. Obyśmy nie odrzucali tak ogromnej miłości i wspaniałomyślności.

    Plinio Maria Solimeo/PCh24.pl

    **************************************************************************************************************

    sobota, 3 października wspomnienie bł. Kolumbana, prezbitera

    ŚWIĘTY KOLUMBAN Wikipedia | Domena publiczna

    Urodził się 1 kwietnia 1858 r. w Dublinie w Irlandii. W 1874 r. wstąpił do seminarium diecezjalnego w Dublinie. Studia teologiczne kontynuował w kolegium Kongregacji Rozkrzewiania Wiary w Rzymie, gdzie 16 czerwca 1881 r. przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku powrócił do Irlandii i został mianowany wikariuszem w Dundrum.

    Wykładał filozofię, grekę i francuski w swoim dawnym seminarium. Był także kapelanem w klasztorze sióstr redemptorystek i w więzieniu kobiecym. W swoich kontaktach z ludźmi troszczył się o rozwój ich wiary i życia sakramentalnego, wspierał materialnie ubogich.

    Za zgodą biskupa wstąpił do benedyktyńskiego nowicjatu w belgijskim opactwie Maredsous i przyjął imię zakonne Kolumban. Był pomocnikiem magistra nowicjatu, uczył chłopców w szkole klasztornej, głosił Ewangelię w pobliskich parafiach.

    W 1899 r. o. Kolumban wraz z niewielką grupą mnichów udał się do Lowanium, aby założyć klasztor Mont-César. Wkrótce został mianowany jego przeorem. Wykładał także teologię dogmatyczną na miejscowym uniwersytecie, był spowiednikiem karmelitanek bosych, prefektem i kierownikiem duchowym kleryków. Dał się poznać również jako wybitny kaznodzieja w Belgii i w Anglii.

    W 1909 r. został wybrany opatem w Maredsous, we wspólnocie, która liczyła ponad 100 mnichów i prowadziła wydawnictwo, gimnazjum klasyczne, szkołę rzemiosł artystycznych oraz duże gospodarstwo rolne. Mnisi głosili również rekolekcje w parafiach, klasztorach, szkołach, instytucjach katolickich, spowiadali i służyli radą potrzebującym także korespondencyjnie.

    Jego troska o dobro i bezpieczeństwo podopiecznych przejawiła się przede wszystkim w trudnych latach I wojny światowej. Z narażeniem życia przeprowadził młodych mnichów z okupowanej przez Niemców Belgii do Irlandii, gdzie w Edermine znalazł dla nich schronienie.

    On sam wygłaszał konferencje, rekolekcje i odczyty. Zostały one później opublikowane w trylogii: Chrystus życiem duszy w 1917 r., Chrystus w swoich tajemnicach w 1919 r. oraz Chrystus jako wzór dla mnicha w 1922 r. Książki te stanowią wykład teologiczno-ascetycznej nauki o. Józefa Marmiona, adresowanej zarówno do osób konsekrowanych, jak i wszystkich chrześcijan.

    Zmarł 30 stycznia 1923 r. wypowiadając słowa: «Deus meus, misericordia mea», które wyrażają jego głęboką wiarę w zbawczą moc miłosierdzia Bożego.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    **************************************************************************************************************

    W dzień 4 października Kościół wspomina św. Franciszka z Asyżu

    FRANCIS OF ASSISI

    Public Domain

    ***

    Jan Bernardone urodził się w Asyżu 1182 roku. Był synem zamożnego kupca Piotra i Joanny Pica. Ojciec po powrocie z Francji do imienia syna Jan dodał Franciszek (Francuzik). Jako młody człowiek Franciszek odznaczał się wrażliwością, lubił poezję, muzykę. Ubierał się dość ekstrawagancko.

    Był to czas jego beztroskiego życia. Podczas zbrojnego konfliktu między Asyżem a Perugią wziął udział w walce i dostał się do niewoli. Prawie roczny pobyt w więzieniu poważnie nadwerężył jego zdrowie. Po powrocie do domu ciężko zachorował. Wówczas powziął zamiar zmiany życia. Nie był on jednak trwały. W roku 1205 uzyskał ostrogi rycerskie i udał się na wojnę, prowadzoną między Fryderykiem II a papieżem.

    W Spoletto miał sen, w którym usłyszał wezwanie Boga. Powrócił do Asyżu. Podjął modlitwę, umartwienia i posługę ubogim. Pewnego dnia, w kościele św. Damazego, usłyszał głos: „Franciszku, napraw mój Kościół.” Wezwanie zrozumiał dosłownie, więc zabrał się do odbudowy zrujnowanej świątyni.

    Aby uzyskać potrzebne fundusze, wyniósł z domu kawał sukna. Ojciec zareagował na to wydziedziczeniem syna. Pragnąc nadać temu charakter urzędowy, dokonał tego wobec biskupa. Na placu publicznym, pośród zgromadzonego tłumu przechodniów i gapiów, rozegrała się dramatyczna scena między ojcem a synem. Po decyzji ojca o wydziedziczeniu Franciszek zdjął z siebie ubranie, które kiedyś od niego dostał, i nagi złożył mu je u stóp mówiąc: „Kiedy wyrzekł się mnie ziemski ojciec, mam prawo Ciebie, Boże, odtąd wyłącznie nazywać Ojcem.”

    Po tym wydarzeniu Franciszek zajął się odnową zniszczonych wiekiem kościołów. 24 lutego 1208 roku, podczas czytania Ewangelii o rozesłaniu uczniów, uderzyły go słowa: „Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski” (Mt 10,10). Odnalazł swoją drogę życia. Zrozumiał, że chodziło o budowę trudniejszą – odnowę Kościoła targanego wewnętrznymi niepokojami i herezjami.

    Założył zakon Braci Mniejszych, franciszkanów (1209), którzy oddawali się wędrownemu kaznodziejstwu. Później z pomocą św. Klary założył drugi zakon – żeński, klaryski (1211). Wreszcie dla świeckich założył tzw. trzeci zakon (1221).

    Uczestniczył w Soborze Lateraneńskim IV. Z myślą o ewangelizacji pogan wybrał się na Wschód. W Egipcie dotarł do sułtana Meleka-el-Kamela, który wystawił mu glejt, dzięki któremu odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Na Boże Narodzenie 1223 roku podczas jednej ze swoich misyjnych wędrówek w Greccio zainscenizował religijny mimodram. W żłobie, przy którym stał wół i osioł, położył małe dziecko na sianie. Po czym odczytał fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa i wygłosił homilię. Inscenizacją owego „żywego obrazu” nadal początek „żłobkom”, „jasełkom”, teatrowi nowożytnemu w Europie.

    W ostatnich latach życia usunął się do Alvernii. Tam podczas czterdziestodniowego postu – 14 września 1224 roku – otrzymał stygmaty Męki Pańskiej. Aprobował świat i stworzenie, obdarzony był niewiarygodnym osobistym wdziękiem. Dzięki niemu świat ujrzał ludzi z kart Ewangelii: prostych, odważnych, pogodnych.

    Wywarł olbrzymi wpływ na życie duchowe i artystyczne średniowiecza. Kiedy umierał w Asyżu 3 października 1226 roku, kazał zwlec z siebie odzienie i położyć na ziemi. Rozkrzyżował przebite stygmatami ręce. Z psalmem 141 na ustach odszedł. Miał 45 lat. W dwa lata później kanonizował go Grzegorz IX.

    Najpopularniejszym tekstem św. Franciszka jest „Pieśń słoneczna”. Pozostawił po sobie pisma: „Napomnienia”, listy, teksty poetyckie, modlitewne. Św. Franciszek jest patronem zakonów, m. in: albertynów, franciszkanów, kapucynów, franciszkanów konwentualnych, bernardynek, kapucynek, klarysek, koletanek; tercjarzy; Włoch, Asyżu, Bazylei; Akcji Katolickiej; aktorów, ekologów, niewidomych, pokoju, robotników, tapicerów, ubogich, więźniów.

    W ikonografii św. Franciszek ukazywany jest w habicie franciszkańskim, czasami ze stygmatami. Bywa przedstawiany w otoczeniu ptaków. Jego atrybutami są: baranek, krucyfiks, księga, ryba w ręku.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    Kapucyńska duchowość
    św. Franciszek z Asyżu/ o. Marko Rupnik – mozaika/parafia św. Augustyna we Wrocławiu/Bracia Kapucyni

    ****************************

    Tych historii o św. Franciszku raczej nie znasz. Żywa katecheza o Bogu, który kocha do szaleństwa

    SEN INNOCENTEGO III Domena publiczna

    Jego nawrócenie nie dokonało się podczas modlitwy, za życia rozdawał własne relikwie, miewał prorocze sny o romansach i kurach oraz jadał paszteciki z homarów. Znasz takiego Franciszka z Asyżu?

    Od czego zaczęło się nowe życie Franciszka?

    W powszechnej świadomości droga powołania św. Franciszka zaczęła się od polecenia „Franciszku, idź odbuduj mój dom, który, jak widzisz, cały idzie w ruinę”, które skierował do niego Chrystus z krzyża-ikony w kościele San Damiano. Tymczasem sam Franciszek w innym wydarzeniu upatrywał momentu przełomowego w swoim życiu.

    Jeszcze zanim Chrystus przemówił do niego z krzyża w San Damiano, usłyszał w swoim sercu następujące słowa: „Jeśli chcesz Mnie poznać, bierz to, co gorzkie za słodkie. Dokonaj odwrócenia porządku, a zacznie ci smakować to, o czym mówię”. Co to miało oznaczać w praktyce?

    Przekonał się już niebawem, objeżdżając konno okolice Asyżu. Naprzeciw wyszedł mu trędowaty proszący o jałmużnę. To było dla Franciszka coś najgorszego. Trędowatych brzydził się „najbardziej spontanicznie” (jak odnotowuje jego pierwszy biograf, brat Tomasz z Celano). I wtedy Franciszek zrozumiał, co musi zrobić.

    Zsiadł z konia, ucałował trędowatego i wręczył mu jałmużnę. Tego chorego nigdy już nie spotkał, ale kilka dni później udał się do siedzib trędowatych i rozdawał im jałmużnę, całując ich przy tym w ręce i usta (!), co w tamtych czasach oznaczało uznanie kogoś za równego sobie.

    Właśnie to wydarzenie wspomina Franciszek w swoim Testamencie, jako początek nowej drogi swojego życia, zaznaczając jednak, że to Pan wprowadził go między trędowatych, a nie że poszedł tam z własnej woli, czy o własnych siłach. Natomiast o głosie usłyszanym w San Damiano sam nie mówi nic.

    Sen papieża i dwa sny Franciszka

    Każdy chyba, kto choć trochę interesował się świętym Franciszkiem, słyszał o śnie, jaki miał o nim papież Innocenty III. W śnie tym papież widział jak jego katedra, czyli bazylika na Lateranie chwieje się i rozsypuje w gruzy. Wtem wbiega do niej mały człowiek w biednym zakonnym odzieniu i siłą swoich ramion podtrzymuje chylące się ku upadkowi mury, ratując świątynię od zawalenia.

    Sen ten Innocenty miał mieć na jakiś czas przed tym, jak Franciszek pojawił się przed nim po raz pierwszy, by prosić go o potwierdzenie swojego sposobu życia. Jednak papież nie od razu sobie o nim przypomniał. Najpierw Franciszek opowiedział mu swój sen. Jaki?

    Śniła mu się piękna, ale uboga kobieta mieszkająca na pustyni. Raz odwiedził ją wspaniały, bogaty król. Odwiedził ją na tyle skutecznie, że urodziła kilku zgrabnych chłopców (takie sny miał święty!), których następnie porządnie wychowała. Kiedy podrośli i martwili się swoją biedą, mama kazała im iść na dwór króla, powiedzieć kim są i poprosić o to, czego potrzebują i co im się należy.

    Młodzieńcy poszli i ku swojemu zdumieniu zostali z radością przyjęci przez króla, który rozpoznał w nich swoje podobieństwo i z radością uczynił swoimi dziedzicami. Dla Franciszka, papieża i jego dworu było jasne, że: pustynia to świat, biedna kobieta to Franciszek, król to Syn Boży, a synowie to pierwsi (i wszyscy następni) Bracia Mniejsi.

    Nieoczywiste mogło być w tamtych czasach, kiedy wielu buntowało się przeciw Kościołowi i wręcz odrzucało jego strukturę, że Franciszek idzie wraz z braćmi szukać potwierdzenia swojego „pochodzenia” właśnie na dworze papieskim.

    Drugi sen Franciszka był równie uroczy, ale dotyczył sprawy dla niego trudnej. Papieża Innocentego poszedł prosić nie o zatwierdzenie zakonu (choć tamto spotkanie uznaje się formalnie za moment powstania Braci Mniejszych), a jedynie o potwierdzenie, że jego pomysł na życie jest zgodny z wiarą i nauką Kościoła.

    Dopiero masowy napływ braci „zmusił” świętego do nadania temu, co sam uparcie nazywał nie „zakonem” a „braterstwem”, bardziej formalnych ram. To zaś wymagało wejścia w kościelne struktury, czyli właśnie przyjęcia formy zakonu i poddania się pod bezpośredni „nadzór” Kościoła.

    Franciszka przekonał do tego ostatecznie sen o małej czarnej kurze, która bez większych sukcesów próbowała wziąć pod skrzydła swoje liczne, co i raz rozpierzchające się i bijące miedzy sobą kurczęta. W mig pojął, że kwoka to on, a kurczęta to braci, których Pan tak hojnie mu przymnaża, i (co najważniejsze) że sam ich „nie ogarnie”.

    Na prośbę Franciszka opiekunem zakonu z ramienia hierarchii kościelnej został wówczas życzliwy mu kardynał Hugolin. Potem to on (już jako papież Grzegorz IX) ogłosi Franciszka świętym.

    Rozdawanie własnych relikwii.

    Trudno szukać świętego, który bardziej kojarzyłby się z pokorą, ubóstwem i skromnością niż święty Franciszek. Tymczasem to właśnie jemu (jak niewielu chyba innym świętym) zdarzyło się już za życia rozdawać swoje własne relikwie (i to z ciała!).

    Otrzymał je jeden z braci, którego bardzo dręczyły różne pokusy. Brat ten wbił sobie do głowy, że jego problemy na pewno ustąpiłyby, gdyby miał przy sobie relikwie swojego duchowego ojca. Udał się więc do miejsca pobytu świętego i zaczął nagabywać jednego z braci towarzyszących na co dzień Franciszkowi, by uzyskał dla niego choć kawałeczek paznokcia świętego ojca.

    Ten zaczął mu tłumaczyć, że Franciszek (świadom już swojej sławy świętego, która wcale go nie cieszyła) skrupulatnie pilnuje, by bracia wyrzucali jego paznokcie po ich obcięciu. Tymczasem właśnie w tej chwili Franciszek przywołał tegoż brata i zagadnął go o manicure. Brat skwapliwie dokonał kosmetycznego zabiegu i uznawszy ten „zbieg okoliczności” za milczące przyzwolenie Franciszka, obdarował kuszonego nieszczęśnika „znaczniejszymi kawałkami” (jak notuje nieoceniony Tomasz z Celano).

    Epizod ten – dość uroczy – jest jednym z wielu, które pokazują, że Franciszek doskonale umiał rozpoznać, kiedy należy być surowym i stanowczym, a kiedy należy „odpuścić” dla dobra bliźniego.

    Wyszukane menu Franciszka

    Podobnie było pewnego razu, gdy jakiś spóźnialski brat, który przybył w porze udawania się wszystkich na spoczynek, nie wytrzymał i poskarżył się, że „umiera z głodu”. Franciszek usłyszawszy to, wstał, kazał zastawić stół i zjadł posiłek wraz z nim. Nie tylko po to, by tamtemu kiszki nie grały marsza, ale też po to, by nie było mu głupio, że jest słaby i domaga się jedzenia, podczas gdy inni poszczą. Warta uwagi delikatność.

    Post, surowość i poprzestawanie na tym, co konieczne były u Franciszka normą. Ale od normy tej zdarzały się wyjątki. Pod koniec życia święty cierpiał na oczy i podczas pobytu w Rieti korzystał z usług okulisty. Chcąc mu się odwdzięczyć zażądał, by bracia przygotowali dla siebie i gościa uroczystą, wystawną kolację. Ci zaczęli mu tłumaczyć, że nawet o normalnej kolacji nie może być mowy, jako że dysponują jedynie czerstwym chlebem i odrobiną wina. Posłusznie jednak przygotowali ubożuchny stół, na który wyciągnęli niemal spod ziemi jeszcze nieco jarzyn.

    Kiedy już mieli do niego siadać, do drzwi niespodziewanie zapukała kobieta z koszem pełnym świeżego pieczywa, ryb, winogron, miodu oraz… pasztecików nadziewanych mięsem homara. To się nazywa „kolacja na koszt firmy”!

    A tak na serio – ileż mieści się w tej prostej opowiastce: i prosta (ale jak ważna!) ludzka wdzięczność, i zaufanie do Boga, i moc posłuszeństwa, i zdumienie sposobami działania Pana Boga wreszcie.

    To, co podziwia we Franciszku Kościół (i co pokochały w nim tysiące ludzi na całym świecie w ciągu wieków), to chyba właśnie to, że całe jego życie (nawet takie najprostsze, śmieszne wręcz zdarzenia) było żywą katechezą o Bogu, który do szaleństwa kocha człowieka w jego biedzie – wcieloną raz jeszcze Ewangelią.

    PS

    Tych i wielu innych ciekawych rzeczy o Franciszku (jak choćby tego, że naprawdę nazywał się Jan Chrzciciel; że kiedy był czymś poruszony, mówił po francusku; że za największą radość uważał być nazwanym „nieuczonym prostakiem”; że obawiał się, iż nauka teologii może szkodzić pobożności) dowiedzieć się można czytając dwa niedługie jego Żywoty, spisane przez brata Tomasza z Celano (znał Franciszka osobiście) oraz jego własne pisma. Polecam!

    Ks. Michał Lubowicki/Aleteia/04/10/202

    ***********

    Kiedy św. Franciszek spotkał się z egipskim sułtanem

    Monastère du Gai-rire/Święty Franciszek i sułtan al-Kamil/Media i Xavier Le Normand

    *** 

    Podróże papieża Franciszka do krajów arabskich przywodzą na myśl spotkanie św. Franciszka z Asyżu z sułtanem Malikiem al-Kamilem w 1219 r.

    W 1219 roku szaleje wojna pomiędzy krzyżowcami a islamem. Dwa wieki wcześniej grób Chrystusa został zrównany z ziemią przez wojska sułtana. Armie stoją naprzeciw siebie w delcie Nilu, na egipskiej równinie Damietty.

    Sułtan al-Kamil ogłosił właśnie dekret obiecujący znaczną nagrodę w złocie tym, którzy przyniosą głowę chrześcijanina. Natomiast krzyżowcy, na których czele stoi Pelagiusz, próbują zdobyć port w Damietty, co pozwoliłoby im zająć Egipt.

    Dwie wcześniejsze próby głoszenia Ewangelii

    W takich oto okolicznościach Święty Franciszek postanawia wraz ze swym towarzyszem bratem Illuminatem iść głosić Ewangelię wśród muzułmanów. Poverello już dwukrotnie próbował udać się do Ziemi Świętej, aby głosić naukę Chrystusa, ale bez powodzenia.

    Historycy dysponują jednym jedynym szczegółowym opisem tego wydarzenia. Jego autorem jest Święty Bonawentura. Tworzył go jednak przeszło sto lat później, a w dodatku ten zapis stanowi przede wszystkim część epopei na cześć świętego założyciela zakonu franciszkanów.

    Według Świętego Bonawentury Franciszek został pojmany przez Saracenów, gdy próbował przekroczyć ich linię walki. Poprosił wówczas o spotkanie z sułtanem i zgodę tę otrzymał.

    Wizyta została uznana za porażkę

    Bratanek Saladyna przyjął go z wielką uprzejmością – odnotowuje kronikarz, ale ta wizyta została wówczas uznana za porażkę, ponieważ świętemu nie udało się ani przekonać sułtana do religii chrześcijańskiej, ani zyskać nawet palmy męczennika.

    Dlatego przez siedem wieków hagiografowie Franciszka właściwie nie wspominali o tym epizodzie. I to pomimo że w „Kwiatkach św. Franciszka” można znaleźć wzmiankę o tym, iż pod koniec rozmowy sułtan szepnął mu do ucha: „Bracie Franciszku, bardzo chętnie nawróciłbym się na wiarę Chrystusa, ale nie chcę tego czynić teraz; gdyby tutejsi ludzie dowiedzieli się o tym, zabiliby mnie razem z tobą i wszystkimi twoimi towarzyszami”.

    Zapomniany szczegół

    Ojciec Gwenolé Jeusset, franciszkanin, wystąpił 19 września 2016 roku w Asyżu podczas spotkania poświęconego religiom i kulturom dla pokoju. Przypominając o tym mało znanym epizodzie, były przewodniczący franciszkańskiej Komisji ds. Relacji z Muzułmanami i członek watykańskiej Komisji ds. Islamu przytoczył także pewien szczegół, który aż do XX wieku pozostawał niemal zapomniany.

    Chodzi mianowicie o przemyślenia, jakie Święty Franciszek snuł po tamtym doświadczeniu:

    Bracia, którzy udają się do muzułmanów i innych nie-chrześcijan – pisze święty z Asyżu – mogą pojmować swoją duchową rolę w dwojaki sposób: mogą nie wszczynać żadnych dysput ani kłótni, poddając się wszelkim boskim stworzeniom za sprawą Boga i podkreślając jedynie, że są chrześcijanami; mogą też – kontynuuje święty – jeżeli uznają, że taka jest wola Boga, głosić słowo Boże, by nie-chrześcijanie uwierzyli w Boga Wszechmocnego, Ojca, Syna i Ducha Świętego, Stworzyciela wszystkich rzeczy, jego Syna Odkupiciela i Zbawiciela, postanowili dać się się ochrzcić i stali się chrześcijanami.

    Uśmiech Świętego Franciszka

    Le souci des pauvres – Troska o biednych (wyd. Flammarion, 1996) Albert Jacquard pisze, że „sułtan nie zapomniał o uśmiechu Świętego Franciszka, o jego łagodności w wyrażaniu wiary bez granic. Być może to wspomnienie przeważyło, kiedy dziesięć lat później postanowił, nie będąc do tego przez nikogo zmuszanym, oddać Jerozolimę chrześcijanom”.

    W ten oto sposób „uzyskał wszystko, czego armiom przybyłym z Europy nie udało się wcześniej uzyskać” – kontynuuje swój wywód Albert Jacquard. I dodaje, że „być może jasne spojrzenie Franciszka przeniknęło do sumienia tego człowieka otwartego na myśl innych ludzi i mogło w nim dojrzewać”.

    Aleteia.pl

    *********************************************

    Stygmaty św. Franciszka

    We wrześniu 1224 roku św. Franciszek otrzymuje dar stygmatów. Biedaczyna z Asyżu od dawna pałał szczególnym nabożeństwem do męki Chrystusa oraz Jego ofiary krzyżowej. W pokornej modlitwie prosił Chrystusa: „O Panie mój, Jezu Chryste, proszę Cię, byś mi uczynił dwie łaski, nim umrę. Pierwszą – bym za życia uczuł w duszy i ciele moim, o ile można, tę boleść, którą Ty, Panie słodki, wycierpiałeś w godzi nie gorzkiej swej męki. Drugą – bym uczuł w sercu moim, o ile można, tę miłość niezmierną, którą Ty, Synu Boży tak zapłonąłeś, że ochotnie zniosłeś taką mękę za nas grzeszników”.

    Stygmaty

    Tomasz z Celano, franciszkanin żyjący w XIII wieku, historyk i pierwszy biograf Franciszka podaje jak na górze La Verna zatopiony w kontemplacji Męki Pańskiej Franciszek: „ujrzał w widzeniu rozciągniętego nad sobą Serafina, wiszącego na krzyżu, mającego sześć skrzydeł, za ręce i nogi przybitego do krzyża. Dwa skrzydła unosiły się mu nad głową, dwa wyciągały do lotu, a dwa okrywały całe ciało. Widząc to, Franciszek zdumiał się gwałtownie, a gdy nie umiał wytłumaczyć, co by znaczyło to widzenie, wtargnęła mu w serce radość pomieszana z żałością. Cieszył się z łaskawego wejrzenia, jakim Serafin patrzył na niego, ale przybicie do krzyża przeraziło go. Natężył umysł, by pojąć, co mogłaby znaczyć ta wróżba i duch jego silił się trwożnie nad jakimś jej zrozumieniem. Otóż, podczas gdy szukając wyjaśnienia na zewnątrz, poza sobą, nie znalazł rozwiązania, nagle objawiło mu je w nim samym odczucie bólu.

    Natychmiast bowiem na jego rękach i nogach zaczęły jawić się znaki gwoździ, jak to na krótko przedtem widział u Męża ukrzyżowanego, ponad sobą w powietrzu. Jego ręce i nogi wyglądały przebite gwoździami w samym środku; główki gwoździ były widoczne na wewnętrznej stronie rąk i na wierzchniej stronie nóg, a ich ostre końce były na stronie odwrotnej… Zaś prawy bok, jakby przebity lancą, miał na sobie czerwoną bliznę, która często broczyła i spryskiwała tunikę oraz spodnie świętą krwią”.

    Czym są stygmaty, co to jest?

    Stygmaty są to widoczne uszkodzenia tkanki miękkiej ciała nie spowodowane żadną chorobą czy też mechaniczną przyczyną. Umiejscowienie ran odpowiada ranom zadanym Jezusowi podczas męki i ukrzyżowania (dłonie lub nadgarstki, stopy, prawy lub lewy bok klatki piersiowej). W szerszym sensie stygmatami określa się również rany umiejscowione na plecach, głowie i czole, jako ślady biczowania i cierniem koronowania. Stygmaty są to widzialne znaki łaski Bożej dane przez Chrystusa w odpowiedzi na miłość do Niego i do Jego odkupieńczego cierpienia i śmierci. Stygmatom towarzyszy ból i krwawienia nasilające się w piątki oraz w Wielkim Poście a zwłaszcza w Wielkim Tygodniu. Stygmatycy doświadczają ekstaz, wizji i objawień, prorokują, mają dar lewitacji i bilokacji, rozpoznawania złych duchów oraz dar czytania w sercach i uzdrawiania. Od stygmatyzacji św. Franciszka na przestrzeni dziejów było wielu stygmatyków, np. św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Avili, św. Jan Boży czy zmarły w 1968 roku ojciec Pio oraz Polki – św. Faustyna i Wanda Boniszewska. Przyjmuje się, że również św. Paweł Apostoł był stygmatykiem.

    Jest pięć kryteriów uznania krwawych znamion za autentyczne stygmaty:

    – zmiana tkanki występuje w miejscach, w których odniósł rany Chrystus,

    – pojawiają się one nagle i spontanicznie,

    – nie ropieją, nie gniją a często unosi się z nich słodki zapach podobny do woni kwiatów,

    – krwawią krwią tętniczą, nie goją się tygodniami, latami,

    – nie można ich wyleczyć czy też zaleczyć.

    Stygmaty-2

    Święty Bonawentura opisuje, że od momentu stygmatyzacji św. Franciszek wręcz płonął wewnętrznym ogniem miłości. Jego dłonie były tak gorące, że dotknięciem rozgrzał jednego z braci tak, iż mógł on spać pośród kamieni i śniegu nie czując zimna. Ogień miłości często poprzedza stygmatyzację i pogłębia się po tym wydarzeniu.

    Święty Biedaczyna starał się ukrywać ten dar czując się niegodnym noszenia śladów męki Chrystusa na swoim ciele. Tomasz Celano podaje, że od tego momentu nosił skarpety a rękawy habitu zsuwał tak, że widoczne były jedynie końce palców. Brat Tomasz zaznacza, że ranę na boku za życia Franciszka widział tylko jeden z jego współbraci, kiedy pomagał mu zdjąć do wyprania habit. Biografowie zgodnie podają, że Franciszek niechętnie i bardzo ogólnie mówił towarzyszom o doznanej łasce na górze La Verna (spolszczone Alwernia) i pytał ich o radę, jak ma dalej postępować. Jeden z braci powiedział: „tajemnice Boże są ci niekiedy objawione nie tylko ze względu na ciebie, ale także ze względu na innych. Wydaje się więc, że dlatego słusznie należy się obawiać, abyś nie ukrył tego, co otrzymałeś dla pożytku innych i za ukrycie tego talentu nie był zganiony podczas sądu”. Święty przekazuje swoim zaufanym towarzyszom treść widzeń i swoje przeżycia. Franciszek z Asyżu żył jeszcze tylko dwa lata po tym wydarzeniu.

    Święty Bonawentura z „Legendzie większej”, podaje ciekawą interpretację stygmatów św. Franciszka. Przez nawiązanie do Pisma świętego, ten Doktor Kościoła, przyrównuje górę La Verna do Góry Przemienienia oraz góry Horeb. Franciszek modlił się w samotności na górze La Verna przez 40 dni jak Mojżesz na Górze Horeb i powrócił do współbraci przemieniony łaską stygmatów na podobieństwo Jezusa Chrystusa na Górze Przemienienia. Mojżesz otrzymał kamienne tablice Dekalogu jako widzialny znak zawartego z Bogiem przymierza a św. Franciszek te znaki miał wyryte na swoim ciele.

    Franciszek zmarł w dwa lata po tym wydarzeniu 3 października 1226 roku, w 1337 roku papież Benedykt XI zatwierdził święto Stygmatów dla zakonu franciszkanów. Papież Paweł V na prośbę kardynała św. Roberta Bellarmina zezwolił by to święto było obchodzone w całym Kościele dnia 17 września.

    Boże, Ty dla rozpalenia naszych serc ogniem miłości cudownie odnowiłeś w ciele św. Ojca Franciszka znamiona męki Twojego Syna; spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy upodobnieni do Chrystusa w Jego męce stali się również uczestnikami Jego Zmartwychwstania. Który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    Opublikowany 16 września 2016 przez Rafal

    PIERWOTNIE TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM WE WRZEŚNIU 2015 ROKU.

    *****************************

    Modlitwa św. Franciszka

    Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju

    O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju,
    Abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść;
    Wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda;
    Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie;
    Nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz;
    Światło tam, gdzie panuje mrok;
    Radość tam, gdzie panuje smutek.

    Spraw abyśmy mogli,
    Nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;
    Nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
    Nie tyle szukać miłości, co kochać;

    Albowiem dając, otrzymujemy;
    Wybaczając, zyskujemy przebaczenie,
    A umierając, rodzimy się do wiecznego życia.

    Przez Chrystusa Pana naszego.

    Amen.

    Asyż - krzyż św. Franciszka
    Asyż. Krzyż św. Franciszka/Opoka.pl

    Modlitwa przez wstawiennictwo św. Franciszka z Asyżu

    Boże, Ty powołałeś Świętego Franciszka z Asyżu do szukania na tym świecie Twojego Królestwa przez dążenie do doskonałej miłości, spraw, abyśmy wsparci jego modlitwami, w radości ducha coraz więcej Ciebie miłowali. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Domena Publiczna

    Modlitwa św. Franciszka przy wejściu do kościoła

    Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, które są na całym świecie – i błogosławimy Tobie, że przez Krzyż Twój święty odkupiłeś świat.

    File:El Greco - St Francis Praying - WGA10468.jpg

    św. Franciszek podczas modlitwy – El Greco

    Prośba o błogosławieństwo

    Niech Pan nam błogosławi i niech nas strzeże, niech nam okaże oblicze swoje i zmiłuje się nad nami, niech obróci ku nam twarz swoją i obdarzy pokojem, niech Pan nam błogosławi. Amen.

    **************************************************************************************************************

    w poniedziałek 5 października

    wspomnienie św. Faustyny Kowalskiej, dziewicy, ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia

    Św. Faustyna Kowalska
    Vatican News

    DAR BOŻY DLA NASZYCH CZASÓW


    Homilia Ojca Świętego Jana Pawła II
    wygłoszona w czasie Mszy świętej kanonizacyjnej
    w Rzymie, 30 kwietnia 2000

    1. „Confitemini Domino quoniam bonus, quoniam in saeculum misericordia Pius” – „Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo łaska Jego trwa na wieki” (Ps 118 [117], 1). Tak śpiewa Kościół w oktawę Wielkanocy, powtarzając niejako te słowa Psalmu  za  samym  Chrystusem: za Chrystusem zmartwychwstałym, który przynosi do wieczernika wspaniałe orędzie Bożego Miłosierdzia i powierza apostołom posługę jego szafarzy: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. (…) Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20, 21–23).

    Przed wypowiedzeniem tych słów Jezus pokazuje ręce i bok. Pokazuje rany zadane Mu podczas męki, zwłaszcza zranione serce – źródło, z którego wypływa obfity strumień miłosierdzia, rozlewający się na ludzkość. Siostra Faustyna Kowalska – błogosławiona, którą od dziś będziemy nazywać świętą – ujrzy dwie smugi światła promieniujące z tego serca na świat. Te dwa promienie – wyjaśnił jej pewnego dnia sam Jezus – oznaczają krew i wodę („Dzienniczek”, 299).

    2. Krew i woda! Na  myśl przychodzi  tu natychmiast świadectwo ewangelisty Jana: kiedy na Kalwarii jeden z żołnierzy przebił włócznią bok Chrystusa, Jan widział, że wypłynęła z niego „krew i woda” (por. J 19, 34). Krew przywodzi na myśl ofiarę krzyża i dar eucharystyczny, natomiast woda jest w symbolice Janowej znakiem nie tylko chrztu, ale także daru Ducha Świętego (por. J 3, 5; 4, 14; 7, 37–39).

    Poprzez serce Chrystusa ukrzyżowanego Boże miłosierdzie dociera do ludzi: Powiedz, córko Moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym – zażąda Jezus od Siostry Faustyny („Dzienniczek”, 1074). To miłosierdzie Chrystus rozlewa na całą ludzkość poprzez zesłanie Ducha, który w Trójcy Świętej jest Osobą–Miłością. A czyż miłosierdzie nie jest „drugim imieniem” miłości (por. „Dives in misericordia”, 7), ujmującym jej aspekt najgłębszy i najbardziej  wzruszający:  jej  gotowość  do  zaspokojenia  wszelkich  potrzeb, a zwłaszcza jej bezgraniczną zdolność przebaczania?

    Doznaję dziś naprawdę wielkiej radości, ukazując całemu Kościołowi – jako dar Boży dla naszych czasów – życie i świadectwo Siostry Faustyny Kowalskiej. Zrządzeniem Bożej Opatrzności życie tej pokornej córy polskiej ziemi było całkowicie związane z historią XX wieku, który niedawno dobiegł końca. Chrystus powierzył jej bowiem swoje orędzie Miłosierdzia w latach między pierwszą a  drugą  wojną światową. Kto pamięta, kto  był świadkiem i uczestnikiem wydarzeń tamtych lat i straszliwych cierpień, jakie przyniosły one milionom ludzi, wie dobrze, jak bardzo potrzebne było orędzie Miłosierdzia.

    Jezus powiedział do Siostry Faustyny: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia Mojego („Dzienniczek”, 300). Za sprawą polskiej zakonnicy to orędzie związało się na zawsze z XX wiekiem, który zamyka drugie tysiąclecie i jest pomostem do trzeciego. Nie jest to orędzie nowe, ale można je uznać za dar szczególnego oświecenia, które pozwala nam głębiej przeżywać Ewangelię Paschy, aby nieść ją niczym promień światła ludziom naszych czasów.

    3. Co przyniosą nam  nadchodzące lata?  Jaka będzie  przyszłość człowieka na ziemi? Nie jest nam dane to wiedzieć. Jest jednak pewne, że obok kolejnych sukcesów nie zabraknie niestety także doświadczeń bolesnych. Ale światło Bożego miłosierdzia, które Bóg zechciał niejako powierzyć światu na nowo poprzez charyzmat Siostry Faustyny, będzie rozjaśniało ludzkie drogi w trzecim tysiącleciu.

    Konieczne jest jednak, aby ludzkość,  podobnie jak  niegdyś Apostołowie, przyjęła dziś w wieczerniku dziejów Chrystusa zmartwychwstałego, który pokazuje rany po ukrzyżowaniu i powtarza: Pokój wam! Trzeba, aby ludzkość pozwoliła się ogarnąć i przeniknąć Duchowi Świętemu, którego daje jej zmartwychwstały Chrystus. To Duch leczy rany serca, obala mury odgradzające nas od Boga i od siebie nawzajem, pozwala znów cieszyć się miłością Ojca i zarazem braterską jednością.

    4. Ważne jest zatem, abyśmy przyjęli w całości orędzie, zawarte w słowie Bożym na dzisiejszą II Niedzielę Wielkanocną, która od tej pory nazywać się będzie w całym Kościele „Niedzielą Miłosierdzia Bożego”. W kolejnych czytaniach liturgia zdaje się wytyczać szlak miłosierdzia, które odbudowuje więź każdego człowieka z Bogiem, a zarazem buduje także między ludźmi nowe relacje braterskiej solidarności. Chrystus nauczył nas, że człowiek nie tylko doświadcza i dostępuje miłosierdzia Boga samego, ale także jest powołany do tego, ażeby sam ‘czynił’ miłosierdzie drugim: ‘Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią’ (Mt 5, 7) („Dives in misericordia”, 14). Jezus wskazał nam też wielorakie drogi miłosierdzia, które nie tylko przebacza grzechy, ale wychodzi też naprzeciw wszystkim ludzkim potrzebom. Jezus pochylał się nad wszelką  ludzką nędzą, materialną i duchową.

    Chrystusowe orędzie Miłosierdzia nieustannie dociera do nas w geście Jego rąk wyciągniętych ku cierpiącemu człowiekowi. Takiego właśnie widziała Go i takiego ogłosiła ludziom wszystkich kontynentów Siostra Faustyna, która  pozostając w  ukryciu swojego  klasztoru w  Łagiewnikach, w Krakowie, uczyniła ze swego życia hymn na cześć Miłosierdzia: Misericordias Domini in aeternum cantabo (Ps 89 [88], 2).

    5. Kanonizacja Siostry Faustyny ma szczególną wymowę. Poprzez tę kanonizację pragnę dziś przekazać orędzie Miłosierdzia nowemu tysiącleciu. Przekazuję je wszystkim ludziom, aby uczyli się coraz pełniej poznawać prawdziwe oblicze Boga i prawdziwe oblicze człowieka.

    Miłość Boga i miłość człowieka  są bowiem nierozłączne, jak przypomina Pierwszy List św. Jana: Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania (5, 2). W takich słowach Apostoł wyraża prawdę o miłości, wskazując, że jej miarą i kryterium jest wypełnianie przykazań.

    Nie jest łatwo miłować miłością głęboką, która polega na autentycznym składaniu daru  z siebie. Tej  miłości można nauczyć  się  jedynie  wnikając w tajemnicę miłości Boga. Wpatrując się w Niego, jednocząc się z Jego ojcowskim  Sercem, stajemy się zdolni  patrzeć na  braci nowymi  oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności, hojności i przebaczenia. Tym wszystkim jest właśnie miłosierdzie!

    W miarę tego, jak  ludzkość  będzie wnikać  w tajemnicę tego  miłosiernego spojrzenia, ideał, o jakim słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu, będzie jawił się jako możliwy do spełnienia: Jeden duch i jedno serce ożywiało wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne (Dz 4, 32). Tak oto miłosierdzie nadawało formę ludzkim odniesieniom, życiu wspólnoty, wyznaczało zasady podziału dóbr. Z niego wypływały „uczynki miłosierdzia” co do ciała i co do ducha. Tak oto miłosierdzie przybrało konkretny kształt stawania się „bliźnim” dla najbardziej potrzebujących braci.

    6. Siostra Faustyna Kowalska  napisała w swoim „Dzienniczku”: Odczuwam  tak  straszny ból, kiedy  patrzę  na  cierpienia   bliźnich;  odbijają  się w sercu moim wszystkie cierpienia bliźnich, ich udręczenia noszę w sercu swoim, tak, że mnie to nawet fizycznie wyniszcza. Pragnęłabym, aby wszystkie bóle na mnie spadały, by ulżyć bliźnim („Dzienniczek”, 1039). Oto do jakiego stopnia współodczuwania prowadzi miłość, kiedy mierzona jest miarą miłości Boga!

    Ta miłość powinna inspirować współczesnego  człowieka, współczesną ludzkość, aby mogła stawić czoło kryzysowi sensu życia, podjąć wyzwania związane z różnorakimi potrzebami, a przede wszystkim, by mogła wypełnić obowiązek  obrony  godności każdej ludzkiej  osoby. W ten sposób orędzie o miłosierdziu Bożym stanie się pośrednio również orędziem o niepowtarzalnej godności, wartości każdego człowieka. W oczach Bożych każda osoba jest cenna, za każdego Chrystus oddał swoje życie, każdemu Ojciec daje swego Ducha i czyni go bliskim sobie.

    7. To krzepiące orędzie jest skierowane przede wszystkim do człowieka, który udręczony jakimś szczególnie bolesnym doświadczeniem albo przygnieciony ciężarem popełnionych grzechów utracił wszelką nadzieję w życiu i skłonny jest ulec pokusie rozpaczy. Takiemu człowiekowi ukazuje się łagodne oblicze Chrystusa, a promienie wychodzące z Jego Serca padają na niego, oświecają go i rozpalają, wskazują drogę i napełniają nadzieją. Jakże wielu sercom przyniosło otuchę wezwanie „Jezu, ufam Tobie”, które podpowiedziała nam Opatrzność za pośrednictwem Siostry Faustyny! Ten prosty akt zawierzenia Jezusowi przebija najgęstsze chmury i sprawia, że promień światła przenika do życia każdego człowieka. „Jezu, ufam Tobie”.

    8. Misericordias  Domini in  aeternum  cantabo  (Ps 89 [88], 2).  Do głosu Najświętszej Maryi Panny, „Matki Miłosierdzia”, do głosu nowej Świętej, która w niebiańskim Jeruzalem śpiewa hymn na cześć miłosierdzia wraz z wszystkimi przyjaciółmi Boga, dołączmy nasz głos także my, Kościół pielgrzymujący.

    Ty zaś, Faustyno, darze Boga dla naszej epoki, darze polskiej ziemi dla całego Kościoła, wyjednaj nam, abyśmy mogli pojąć głębię Bożego Miłosierdzia, pomóż nam, abyśmy osobiście go doświadczyli i świadczyli o nim braciom. Twoje orędzie światłości i nadziei niech się rozprzestrzenia na całym świecie, niech przynagla grzeszników do nawrócenia, niech uśmierza spory i nienawiści, niech uzdalnia ludzi i narody do czynnego okazywania braterstwa. My dzisiaj, wpatrując się razem z tobą w oblicze zmartwychwstałego Chrystusa, powtarzamy twoją modlitwę ufnego zawierzenia i mówimy z niezłomną nadzieją: „Jezu, ufam Tobie”.

    „L’Osservatore Romano”, 6(2000), s. 25–26.

    © Copyright – Editrice Vaticana

    Święta Faustyna KowalskaHelena Kowalska urodziła się 25 sierpnia 1905 r. w rolniczej rodzinie z Głogowca k/Łodzi jako trzecie z dziesięciorga dzieci. Dwa dni później została ochrzczona w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Kazimierza w Świnicach Warckich (diecezja włocławska). Nadano jej wówczas imię Helena. Kiedy miała siedem lat, po raz pierwszy usłyszała w duszy głos wzywający do doskonalszego życia. W 1914 r. przyjęła I Komunię świętą, a dopiero trzy lata później rozpoczęła naukę w szkole podstawowej. Mimo dobrych wyników uczyła się tylko trzy lata, potem musiała zrezygnować, aby pomagać matce w domu.
    W szesnastym roku życia opuściła dom rodzinny, by na służbie u zamożnych rodzin w Aleksandrowie, Łodzi i Ostrówku zarobić na własne utrzymanie i pomóc rodzicom. Przez cały czas bardzo pragnęła życia zakonnego, ale rodzicom powiedziała o swoich zamiarach dopiero w 1922 r. Ojciec jednak nie wyraził zgody, motywując odmowę brakiem pieniędzy na wyprawę wymaganą w klasztorach.
    W lipcu 1924 r., kiedy Helena z koleżankami uczestniczyła w zabawie w parku koło łódzkiej katedry, Pan Jezus przemówił do niej i polecił niezwłocznie pojechać do Warszawy i wstąpić do klasztoru. Helena postanowiła nie wracać do domu i postawić rodziców przed faktem dokonanym. O tym planie powiedziała tylko siostrze, z którą była, i pierwszym pociągiem przyjechała do Warszawy. Tu następnego dnia zgłosiła się do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej. Musiała jednak jeszcze rok przepracować w Warszawie, aby odłożyć pieniądze na skromną wyprawę. 1 sierpnia 1925 r. została przyjęta do Zgromadzenia. Postulat odbywała w Warszawie, a nowicjat w Krakowie, gdzie w czasie obłóczyn zakonnych razem z habitem otrzymała imię Maria Faustyna. Od marca 1926 r. Bóg doświadczał siostrę Faustynę ogromnymi trudnościami wewnętrznymi; wiele przecierpiała aż do końca nowicjatu. W Wielki Piątek 1927 r. zbolałą duszę nowicjuszki ogarnął żar Bożej Miłości. Zapomniała o własnych cierpieniach, poznając, jak bardzo cierpiał dla niej Jezus. 30 kwietnia 1928 r. złożyła pierwsze śluby zakonne, następnie z pokorą i radością pracowała w różnych domach zakonnych, m.in. w Krakowie, Płocku i Wilnie, pełniąc rozmaite obowiązki. Zawsze pozostawała w pełnym zjednoczeniu z Bogiem. Jej bogate życie wewnętrzne wspierane było poprzez wizje i objawienia.

    Święta Faustyna KowalskaW zakonie przeżyła 13 lat. 22 lutego 1931 r. po raz pierwszy ujrzała Pana Jezusa Miłosiernego. Otrzymała wtedy polecenie namalowania takiego obrazu, jak ukazana jej postać Zbawiciela, oraz publicznego wystawienia go w kościele. Mimo znacznego pogorszenia stanu zdrowia pozwolono jej na złożenie profesji wieczystej 30 kwietnia 1933 r. Później została skierowana do domu zakonnego w Wilnie. Na początku 1934 roku zwróciła się z prośbą do artysty-malarza Eugeniusza Kazimierskiego o wykonanie według jej wskazówek obrazu Miłosierdzia Bożego. Gdy w czerwcu ujrzała ukończony obraz, płakała, że Chrystus nie jest tak piękny, jak Go widziała.
    Dzięki usilnym staraniom ks. Michała Sopoćko, kierownika duchowego siostry Faustyny, obraz został wystawiony po raz pierwszy w czasie triduum poprzedzającego uroczystość zakończenia Jubileuszu Odkupienia świata w dniach 26-28 kwietnia 1935 r. Został umieszczony wysoko w oknie Ostrej Bramy i widać go było z daleka. Uroczystość ta zbiegła się z pierwszą niedzielą po Wielkanocy, tzw. niedzielą przewodnią, która – jak twierdziła siostra Faustyna – miała być przeżywana na polecenie Chrystusa jako święto Miłosierdzia Bożego. Ksiądz Michał Sopoćko wygłosił wówczas kazanie o Bożym Miłosierdziu.
    W 1936 r. stan zdrowia siostry Faustyny pogorszył się znacznie, stwierdzono u niej zaawansowaną gruźlicę. Od marca tego roku do grudnia 1937 r. przebywała na leczeniu w szpitalu na krakowskim Prądniku Białym. Wiele modliła się w tym czasie, odwiedzała chorych, a umierających otaczała szczególną modlitewną pomocą. Po powrocie ze szpitala pełniła przez pewien czas obowiązki furtianki. Starała się bardzo, by żaden ubogi nie odszedł bez najmniejszego choćby wsparcia od furty klasztornej. Wywierała bardzo pozytywny wpływ na wychowanki Zgromadzenia, dając im przykład pobożności i gorliwości, a zarazem wielkiej miłości.
    Chrystus uczynił siostrę Faustynę odpowiedzialną za szerzenie kultu Jego Miłosierdzia. Polecił pisanie Dzienniczka poświęconego tej sprawie, odmawianie nowenny, koronki i innych modlitw do Bożego Miłosierdzia. Codziennie o godzinie 15:00 Faustyna czciła Jego konanie na krzyżu. Przepowiedziała także, że szerzona przez nią forma kultu Miłosierdzia Bożego będzie zabroniona przez władze kościelne. Dzięki s. Faustynie odnowiony i pogłębiony został kult Miłosierdzia Bożego. To od niej pochodzi pięć form jego czci: obraz Jezusa Miłosiernego (“Jezu, ufam Tobie”), koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzina Miłosierdzia (godzina 15, w której Jezus umarł na krzyżu), litania oraz święto Miłosierdzia Bożego w II Niedzielę Wielkanocną.
    W kwietniu 1938 r. nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia siostry Faustyny. Ksiądz Michał Sopoćko udzielił jej w szpitalu sakramentu chorych, widział ją tam w ekstazie. Po długich cierpieniach, które znosiła bardzo cierpliwie, zmarła w wieku 33 lat – 5 października 1938 r. Jej ciało pochowano na cmentarzu zakonnym w Krakowie-Łagiewnikach. W 1966 r. w trakcie trwania procesu informacyjnego w sprawie beatyfikacji siostry Faustyny, przeniesiono jej doczesne szczątki do kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.
    S. Faustyna została beatyfikowana 18 kwietnia 1993 r., a ogłoszona świętą 30 kwietnia 2000 r. Uroczystość kanonizacji przypadła w II Niedzielę Wielkanocną, którą św. Jan Paweł II ustanowił wtedy świętem Miłosierdzia Bożego. Relikwie św. siostry Faustyny znajdują się w Krakowie-Łagiewnikach, gdzie mieści się sanktuarium Miłosierdzia Bożego odwiedzane przez setki tysięcy wiernych z kraju i z całego świata. Dwukrotnie nawiedził je również św. Jan Paweł II, po raz pierwszy w 1997 r., a po raz drugi – 17 sierpnia 2002 r., aby dokonać uroczystej konsekracji nowo wybudowanej świątyni w Krakowie-Łagiewnikach i zawierzyć cały świat Bożemu Miłosierdziu.
    Internetowa Liturgia Godzin/Czytelnia

    ***

    MSZA ŚWIĘTA

    Antyfona na wejście

    Na wieki będę sławił miłosierdzie Pana, Twą wierność będę głosił moimi ustami przez wszystkie pokolenia.

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże, Ty wybrałeś
    świętą Faustynę do głoszenia niezmierzonych bogactw Twojego miłosierdzia, spraw, abyśmy za jej przykładem
    w pełni zaufali Twemu miłosierdziu i wytrwale
    pełnili dzieła chrześcijańskiej miłości.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Galatów – Ga 1,6-12

    Bracia: Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty. Już przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą od nas otrzymaliście, niech będzie przeklęty.

    A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa. Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 111

    R/ Pan Bóg pamięta o swoim przymierzu.

    Z całego serca będę chwalił Pana
    w radzie sprawiedliwych i na zgromadzeniu.
    Wielkie są dzieła Pana,
    zgłębiać je mają wszyscy, którzy je miłują. R/

    Dzieła rąk Jego są sprawiedliwe i pełne prawdy,
    wszystkie Jego przykazania są trwałe,
    ustalone na wieki wieków,
    nadane ze słusznością i z mocą. R/

    Zesłał odkupienie swojemu ludowi,
    na wieki ustanowił swoje przymierze.
    Imię Jego jest święte i wzbudza trwogę,
    a Jego sprawiedliwość będzie trwać na wieki. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 10,25-37

    Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Jezus mu odpowiedział: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?” On rzekł: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”. Jezus rzekł do niego: „Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył”. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim?”

    Jezus, nawiązując do tego, rzekł: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał». Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?” On odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”. Jezus mu rzekł: „Idź i ty czyń podobnie”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Boże, nasz Ojcze, przyjmij dary, które z radością składamy, i spraw, abyśmy wraz z Chrystusem stali się ofiarą przebłagalną za grzechy nasze i całego świata. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Wysławiajcie Pana, bo jest dobry, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, bogaty w miłosierdzie, niech Najświętszy Sakrament odnowi nasze dusze i ciała,
    abyśmy za przykładem świętej Faustyny,
    nieśli całemu światu nadzieję Twojego miłosierdzia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***

    Słowa, które Pan Jezus powiedział do św. Faustyny:

    Powiedz duszom, aby nie stawiały tamy Mojemu miłosierdziu we własnym sercu, które tak bardzo pragnie w nich działać. Pracuje Moje miłosierdzie we wszystkich sercach, które Mu otwierają swoje drzwi; jak grzesznik, tak i sprawiedliwy potrzebuje Mojego miłosierdzia. Nawrócenie i wytrwanie jest łaską Mojego miłosierdzia. Dusze dążące do doskonałości niech szczególnie uwielbiają Moje miłosierdzie, bo hojność łask, które im udzielam, płynie z miłosierdzia Mojego. Pragnę, aby te dusze odznaczały się bezgraniczną ufnością w Moje miłosierdzie. Uświęceniem takich dusz Ja sam się zajmuję, dostarczę im wszystkiego, czegokolwiek będzie potrzeba dla ich świętości. Łaski z Mojego miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest – ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma.

    Wielką Mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie skarby swych łask. Cieszę się, że żądają wiele, bo Moim pragnieniem jest dawać wiele, i to bardzo wiele. Smucę się natomiast, jeżeli dusze żądają mało, zacieśniają swe serca.

    z Dzienniczka św. Faustyny (pkt 1577- 1578)

    ********

    Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje – Modlitwa św. Siostry Faustyny

    Św. Siostra Faustyna Kowalska zapisała w pierwszym zeszycie swojego “Dzienniczka” modlitwę, w której kolejne wezwania rozpoczyna słowami “Dopomóż mi, Panie” (nr 163)… Zapraszamy do modlitwy słowami św. Faustyny.

    Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje – Modlitwa św. Siostry Faustyny

    + Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.

    Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.

    Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.

    Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.

    Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.

    Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.

    Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem. że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój.

    Dzienniczek, 163/ misericors.org

    *******

    Miłosierdzie i św. Faustyna

    ks. Wojciech Węgrzyniak

    Bóg mówi o miłosierdziu nie tylko w Piśmie Świętym. Tysiące chrześcijan każdego wieku i Kościoła głosiło na różne sposoby prawdę o miłosierdziu Boga a Liturgia powtarzała niezmiennie „in aeternum misericordia eius” (Ps 136). W ubiegłym stuleciu Bóg wybrał jednak szczególną osobę na to, aby jeszcze raz przypomnieć światu o wielkości tajemnicy miłosierdzia. W tej refleksji spróbujemy uchwycić chociaż trochę to, co Bóg przekazał św. Siostrze Faustynie Kowalskiej.

    1. Bóg wybiera to, co małe i słabe

    Miłosierdzie Boga objawia się już w osobie, którą Bóg wybiera na swoje narzędzie. Helena Kowalska nie jest dzieckiem rodziców bogatych, uczonych, ani szlachetnie urodzonych. Sama kończy jedynie trzy klasy szkoły podstawowej. Nie jest również okazem zdrowia. Umiera po długiej chorobie mając tylko 33 lata i nie pełniąc w zgromadzeniu żadnych ważnych funkcji.

    Bóg już przez sam wybór tej prostej dziewczyny mówi do każdego, aby nie lękał się tego, kim jest, co potrafi i jaki ma status społeczny. Jeśli Bóg zechce, to może uczynić z nas narzędzie takiego miłosierdzia, przez które dokona więcej niż przez najbardziej uczonych i wpływowych ludzi tego świata.

    2. Miłosierdzie czynu przed miłosierdziem słowa

    S. Faustyna nie  była znana z tego, że mówiła dużo o miłosierdziu Bożym. Chociaż jej życie kształtowało miłosierdzie i chociaż nazywana jest słusznie sekretarką Bożego miłosierdzia, to jednak słowa i doświadczenia Jezusa zapisywała głównie w Dzienniczku. Na co dzień zaś bardziej była znana jako osoba pokorna, usłużna, pracowita, rozmodlona i pomagająca potrzebującym, zwłaszcza na furcie klasztornej.

    Gdyby Bogu nie zależało na słowach o miłosierdziu, nie kazałby zapisywać Faustynie „Dzienniczka”. Jednak przykład jej życia pozostaje dla nas ciągle wyzwaniem, żeby bardziej być miłosiernym niż o miłosierdziu mówić.

    ***********************************************************

    Św. Faustyna:

    piszę o piekle, aby nikt nie twierdził, że go nie ma

    – Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. – napisała św. Faustyna Kowalska w „Dzienniczku”.

    Kara Boża istnieje naprawdę, wbrew przekonuje niektórych ludzi, w tym nawet duchownych. Miłosierdzie Boże nie jest ucieczką do sprawiedliwości, ale dopełnia rolę Boga, jako Sędziego Sprawiedliwego. Zamieszczamy fragmenty „Dzienniczka” św. s. Faustyny Kowalskiej, apostoła Miłosierdzia Bożego, w których opisuje ona m.in. rzeczywistość piekła oraz straszliwe cierpienie dusz, które tam trafiły.

    41 (16) W pewnej chwili ujrzałam pewnego sługę Bożego w niebezpieczeństwie grzechu ciężkiego, który za chwilę miał się dokonać. Zaczęłam prosić Boga, żeby dopuścił na mnie wszystkie udręki piekła, wszystkie cierpienia, jakie zechce, a przez to proszę o uwolnienie i wyrwanie z okazji popełnienia grzechu przez tego kapłana. Jezus wysłuchał prośby mojej i w jednej chwili uczułam na głowie koronę cierniową. Kolce tej korony wdzierały mi się aż do mózgu. Trwało to trzy godziny. I uwolniony jest sługa Boży od onego grzechu, i umocnił Bóg jego duszę łaską szczególną.

    101 Jezu, Ty jeden wiesz, jak dusza jęczy w tych mękach, spowita ciemnością, a jednak pragnie i łaknie Boga, jak spalone usta wody. Umiera i usycha, umiera śmiercią bez śmierci, to jest, że umrzeć nie może. Wysiłki jej są niczym, ona jest pod ręką mocarną. (48) Teraz jej dusza wchodzi w moc Sprawiedliwego. Ustają wszelkie pokusy zewnętrzne, milknie wszystko, co ją otacza, tak jak konający traci wszystko, co jest zewnętrzne — cała jej dusza jest skupiona pod mocą sprawiedliwego i trzykroć świętego Boga. — Na wieki odrzucona. — To największy moment i tylko Bóg może duszę w ten sposób doświadczyć, bo On jeden wie, że dusza może to wytrzymać.

    Kiedy dusza została przesiąknięta na wskroś tym ogniem piekielnym, wpada jakoby w rozpacz. Dusza moja doświadczyła tego momentu, kiedy byłam w celi sama jedna. Kiedy dusza zaczęła się pogrążać w rozpaczy, czułam, że zaczynam konać, jednak chwyciłam krzyżyk i zacisnęłam kurczowo w ręku; teraz czuję, że się odłączy ciało moje od duszy, i chociaż pragnęłam pójść do przełożonych, już sił fizycznych nie było, wyrzekłam ostatnie słowa — ufam miłosierdziu Twemu, i zdawało mi się, jakobym pobudziła Boga do większego gniewu i zapadłam sama w rozpacz, i już tylko od czasu do czasu wyrywa się z duszy jęk bolesny, jęk nieutulony. Dusza w agonii. I zdawało mi się, że już pozostanę w tym stanie, bo o własnej mocy nie wyszłabym z niego. Każde wspomnienie Boga jest morzem nieopisanym cierpień, a jednak jest coś w duszy, co się rwie do Boga, lecz jej się zdaje, że na to tylko, aby więcej cierpiała. Wspomnienie dawnej miłości, jaką ją Bóg otaczał, jest dla niej nowym rodzajem męki. Jego wzrok przenika ją na wskroś i wszystko zostało spalone w duszy od spojrzenia Jego.

    153 W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się — dochodzili do końca, nie spostrzegając, że już koniec. Ale na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść; jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można było ich zliczyć. I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli [mieli] łzy w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia, i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach.

    378 W pewnej chwili, kiedy rozmawiałam z kierownikiem mojej duszy, ujrzałam wewnętrznie, szybciej niż lotem błyskawicy, duszę jego w wielkim cierpieniu, w takiej męce, że niewiele dusz Bóg dotyka tym ogniem. Cierpienie to wypływa z tego dzieła. Będzie chwila, w której dzieło to, które tak Bóg zaleca, [okaże się] jakoby w zupełnym zniszczeniu — i wtem nastąpi działanie Boże z wielką siłą, która da świadectwo prawdziwości. Ono będzie nowym blaskiem dla Kościoła, chociaż od dawna w nim spoczywającym. Że Bóg jest nieskończenie miłosierny, nikt temu zaprzeczyć nie może; pragnie On, żeby wiedzieli wszyscy o tym; nim przyjdzie powtórnie jako Sędzia, chce, aby wpierw dusze poznały Go jako Króla miłosierdzia. Kiedy ten triumf nadejdzie, to my już będziemy w nowym życiu, w którym nie ma cierpień, ale wpierw dusza twoja będzie nasycona goryczą na widok zniszczenia twoich usiłowań. Jednak zniszczenie to jest tylko pozorne, ponieważ Bóg, co raz postanowił, nie zmienia; ale chociaż zniszczenie (161) będzie pozorne, jednak cierpienie będzie rzeczywiste. Kiedy to nastąpi — nie wiem; jak długo trwać będzie — nie wiem. Ale przyobiecał Bóg wielką łaskę — szczególnie tobie i wszystkim, którzy głosić będą o tym wielkim miłosierdziu moim. Ja sam bronić ich będę w godzinę śmierci, jako swej chwały, i chociażby grzechy dusz czarne były jak noc, kiedy grzesznik zwraca się do miłosierdzia mojego, oddaje mi największą chwałę i jest zaszczytem męki mojej. Kiedy dusza wysławia moją dobroć, wtenczas szatan drży przed nią i ucieka na samo dno piekła.

    580 (47) W pewnej chwili powiedział mi Pan, że: Więcej mnie ranią drobne niedoskonałości dusz wybranych, aniżeli grzechy dusz w świecie żyjących. — Bardzo się tym zasmuciłam, że Jezus doznaje cierpień od dusz wybranych, a Jezus mi powiedział: — Nie koniec na tych drobnych niedoskonałościach, odsłonię ci tajemnicę serca swego, co cierpię od dusz wybranych — niewdzięczność za tyle łask jest stałym pokarmem dla serca mego od duszy wybranej. Miłość ich jest letnia, serce moje znieść tego nie może, te dusze zmuszają mnie, abym je od siebie odrzucił. Inne nie dowierzają mojej dobroci i nigdy nie chcą zaznać słodkiej poufałości we własnym sercu, ale szukają mnie gdzieś daleko i nie znajdują. To niedowierzanie mojej dobroci najwięcej mnie rani. Jeżeli nie przekonała was o miłości mojej śmierć moja, to cóż was przekona? Często rani mnie dusza śmiertelnie, tu mnie nikt nie pocieszy. (48) Używają łask moich na to, aby mnie obrażać. Są dusze, które gardzą moimi łaskami i wszelkimi dowodami mojej miłości; nie chcą usłyszeć wołania mojego, ale idą w przepaść piekielną. Ta utrata dusz pogrąża mnie w smutku śmiertelnym. Tu duszy nic pomóc nie mogę, chociaż Bogiem jestem, bo ona mną gardzi; mając wolną wolę, może mną gardzić albo miłować mnie. Ty, szafarko mojego miłosierdzia, mów światu całemu o mojej dobroci, a tym pocieszysz serce moje.

    741 Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie — ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie — nigdy się już ten los nie zmieni; (160) czwarta męka — jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka — jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka — jest ustawiczne towarzystwo szatana: siódma męka — jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez (161) wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest.

    Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem.

    1486 (82) Rozmowa miłosiernego Boga z duszą w rozpaczy      

    Jezus: Duszo w ciemnościach pogrążona, nie rozpaczaj, nie wszystko jeszcze stracone, wejdź w rozmowę z Bogiem swoim, który jest miłością i miłosierdziem samym.

    — Lecz. niestety, dusza pozostaje głucha na wołanie Boże i pogrąża się jeszcze w większych ciemnościach.

    — Jezus woła powtórnie: Duszo, usłysz głos miłosiernego Ojca swego.

    Budzi się w duszy odpowiedź: Nie ma już dla mnie miłosierdzia. I wpada w jeszcze większą ciemność, w pewien rodzaj rozpaczy, który daje jej pewien przedsmak piekła i czyni ją całkowicie niezdolną do zbliżenia się do Boga.

    Jezus trzeci raz mówi do duszy, lecz dusza jest głucha i ślepa, poczyna się utwierdzać w zatwardziałości i rozpaczy. Wtenczas zaczynają się niejako wysilać wnętrzności miłosierdzia Bożego i bez żadnej współpracy duszy daje jej Bóg swą ostateczną łaskę. Jeżeli nią wzgardzi, już ją Bóg pozostawi w stanie, w jakim sama chce być na wieki. Ta łaska wychodzi z miłosiernego Serca Jezusa i uderza swym światłem duszę, i dusza zaczyna rozumieć (83) wysiłek Boży, ale zwrócenie [się do Boga] od niej zależy. Ona wie, że ta łaska jest dla niej ostatnia, i jeżeli okaże jedno drgnienie dobrej woli — chociażby najmniejsze — to miłosierdzie Boże dokona reszty.

    — [Jezus:] Tu działa wszechmoc mojego miłosierdzia, szczęśliwa dusza, która skorzysta z tej łaski.

    — Jezus: Jak wielką radością napełniło się serce moje, kiedy wracasz do mnie. Widzę cię bardzo słabą, dlatego biorę cię na własne ramiona i niosę cię w dom Ojca mojego.

    — Dusza, jakby przebudzona: Czy to możliwe, żeby jeszcze dla mnie było miłosierdzie? — pyta się pełna trwogi.

    — Jezus: Właśnie ty, dziecię moje, masz wyłączne prawo do mojego miłosierdzia. Pozwól mojemu miłosierdziu działać w tobie, w twej biednej duszy; pozwól, niech wejdą do duszy promienie łaski, one wprowadzą światło, ciepło i życie.

    — Dusza: Jednak lęk mnie ogarnia na samo wspomnienie moich grzechów i ta straszna trwoga pobudza mnie do powątpiewania o Twojej dobroci.

    — Jezus: Wiedz, duszo, że wszystkie grzechy twoje nie zraniły mi tak boleśnie serca, jak obecna twoja nieufność; po tylu wysiłkach mojej (84) miłości i miłosierdzia nie dowierzasz mojej dobroci.

    — Dusza: O Panie, ratuj mnie sam, bo ginę, bądź mi Zbawicielem. O Panie, resztę wypowiedzieć nie jestem zdolna, rozdarte jest moje biedne serce, ale Ty, Panie…

    Jezus nie pozwolił dokończyć tych słów duszy, ale podnosi ją z ziemi, z otchłani nędzy i w jednym momencie wprowadza ją do mieszkania własnego Serca, a wszystkie grzechy znikły w oka mgnieniu, miłości żar zniszczył je.

    — Jezus: Masz, duszo, wszystkie skarby mojego serca, bierz z niego, cokolwiek ci potrzeba.

    — Dusza: O Panie, czuję się zalana Twoją łaską, czuję, jak nowe życie wstąpiło we mnie, a nade wszystko czuję Twą miłość w mym sercu, to mi wystarcza. O Panie, przez wieczność całą wysławiać będę wszechmoc miłosierdzia Twego; ośmielona Twoją dobrocią, wypowiem Ci wszystek ból serca swego.

    — Jezus: Mów, dziecię, wszystko bez żadnych zastrzeżeń, bo słucha cię serce miłujące, serce najlepszego przyjaciela.

    — O Panie, teraz widzę całą swoją niewdzięczność i Twoją dobroć. Ścigałeś mnie swoją łaską, a ja udaremniałam wszystkie Twoje wysiłki, widzę, że należało (85) mi się samo dno piekła za zmarnowanie Twych łask.

    Jezus przerywa duszy rozmowę — i [mówi]: Nie zagłębiaj się w nędzy swojej, jesteś za słaba, abyś mówiła; lepiej patrz w moje serce pełne dobroci i przejmij się moimi uczuciami, i staraj się o cichość i pokorę. Bądź miłosierna dla innych, jako ja jestem dla ciebie, a kiedy poczujesz, że słabną twe siły, przychodź do źródła miłosierdzia i krzep duszę swoją, a nie ustaniesz w drodze.

    — Dusza: Już teraz rozumiem miłosierdzie Twoje, które mnie osłania jak obłok świetlany i prowadzi mnie w dom mojego Ojca, chroniąc mnie przed strasznym piekłem, na które nie raz, ale tysiąc razy zasłużyłam. O Panie, nie wystarczy mi wieczności na godne wysławianie Twojego niezgłębionego miłosierdzia, Twojej litości nade mną.

    474 Na drugi dzień, w piątek 13 IX 1935.Wieczorem, kiedy byłam w swojej celi, ujrzałam anioła, wykonawcę gniewu Bożego. Był w szacie jasnej, z promiennym obliczem, obłok pod jego stopami, z obłoku wychodziły pioruny i błyskawice do rąk jego, a z ręki jego wychodziły i dopiero dotykały ziemi. Kiedy ujrzałam ten znak gniewu Bożego, który miał dotknąć ziemię, a szczególnie pewne miejsce, którego wymienić nie mogę dla słusznych przyczyn, zaczęłam prosić anioła, aby się wstrzymał chwil kilka, a świat będzie czynił pokutę. Jednak niczym prośba moja była wobec gniewu Bożego. W tej chwili ujrzałam Trójcę Przenajświętszą. Wielkość majestatu Jej przeniknęła mnie do głębi i nie śmiałam powtórzyć błagania mojego. W tej samej chwili uczułam w duszy swojej moc łaski Jezusa, która mieszka w duszy mojej; kiedy mi przyszła świadomość tej łaski, w tej samej chwili zostałam porwana przed stolicę Bożą. O, jak wielki jest Pan i Bóg nasz i niepojęta jest świętość Jego. Nie będę się kusić opisywać tej wielkości, bo niedługo ujrzymy Go wszyscy, jakim jest. Zaczęłam błagać (197) Boga za światem słowami wewnętrznie słyszanymi.

    948 13 II [1937]. Dziś w czasie Pasji ujrzałam Jezusa umęczonego, w ciernie ukoronowanego, a w ręku trzymał kawałek trzciny. Milczał Jezus, a żołdacy uwijali się na wyścigi, aby Go męczyć. Jezus nic nie mówił, tylko się spojrzał na mnie; w tym spojrzeniu wyczułam tak straszną mękę Jego, że my nie mamy nawet pojęcia, co ucierpiał Jezus dla nas przed ukrzyżowaniem. Dusza moja jest pełna bólu i tęsknoty; odczułam w duszy wielką nienawiść grzechu, a najmniejsza niewierność moja zdaje mi się górą wielką i czynię zadość przez umartwienie i pokuty. Kiedy widzę Jezusa umęczonego, serce mi się rwie w strzępy, myślę, co będzie z grzesznikami, jeżeli nie skorzystają z męki Jezusa. W męce Jego widzę całe morze miłosierdzia.

    ged

    **************************************************************************************************************

    wtorek, 6 października

    św. Bruno z Kolonii (Kartuz)

    twórca i współzałożyciel zakonu Kartuzów

    Modlitwa świętego Bruna. Posąg z XVII wieku. Ołtarz w kościele Saint-Bruno-les-Chartreux w Lyon. Kaplica św. Ireny. Zdjęcie:fotolia, autor zdjęcia:lemélangedesgenres
    Statua z wizerunkiem świętego Bruno rzeźba autorstwa Giuseppe Lironi w bazylice De Nossa Senhora e Santo Antonio De Mafra. Pisarz kościelny i założyciel zakonu kartuzów. Mafra Portugalia,zdjęcie:fotolia, autor zdjęcia: Oleg Znamenskiy

    ***

    Bruno urodził się w Kolonii około 1030 r. Pochodził ze znakomitej rodziny. Po ukończeniu szkół na miejscu udał się do Reims, gdzie była głośna szkoła katedralna. Następnie udał się do Tours, gdzie za nauczyciela miał słynnego wówczas Berengariusza. W roku 1048 powrócił do Kolonii, gdzie został kanonikiem przy kościele św. Kuniberta. Ok. roku 1055 przyjął święcenia kapłańskie.

    W rok potem powołał go do siebie biskup Reims, Manasses I, by prowadził mu szkołę katedralną. Pozostał tu 20 lat (1056-1075). Z jego szkoły wyszło wielu wybitnych mężów owych czasów. W roku 1075 arcybiskup Reims mianował Brunona swoim kanclerzem. Kiedy Bruno wystąpił przeciw niemu z powodu symonii, stracił urząd, majątek i musiał opuścić miasto. Wrócił do Reims w 1080 r., gdzie zaproponowano mu biskupstwo; nie przyjął jednak tej godności.

    Wkrótce z dwoma towarzyszami opuścił Reims i udał się do opactwa cystersów w Seche-Fontaine, by poddać się kierownictwu św. Roberta. Po pewnym jednak czasie opuścił wspomniany klasztor i w towarzystwie 8 uczniów udał się do Grenoble. Tam św. Hugo przyjął swojego mistrza z wielką radością i jako biskup oddał mu w posiadanie odległą od Grenoble o 24 kilometry pustelnię, zwaną Kartuzją. Tutaj w roku 1084 Bruno urządził sobie mieszkanie. Zbudowano również skromny kościółek. Konsekracji kościółka i poświęcenia klasztoru oraz uroczystego wprowadzenia do niego zakonników dokonał św. Hugo. Klasztor niebawem tak się rozrósł, że otrzymał nazwę „Wielkiej Kartuzji” (La Grande Chartreuse). Osada ta stała się kolebką nowego zakonu – kartuzów.

    W 1090 r. Bruno został wezwany do Rzymu przez swojego dawnego ucznia – papieża bł. Urbana II – na doradcę. Bruno zabrał ze sobą kilku towarzyszy i z nimi zamieszkał przy kościele św. Cyriaka. W tym czasie na Rzym najechał antypapież i bł. Urban wraz z Brunonem musieli chronić się ucieczką pod opiekę króla Normanów, Rogera. Daremnie Bruno błagał papieża, by mu pozwolił wrócić do Francji. Papież zgodził się jedynie, by mnich założył nową kartuzję w Kalabrii. Król Roger chętnie ofiarował mu ustronne miejsce, zwane La Torre. Tu z pomocą arcybiskupa Reggio Calabria wystawiono nową kartuzję w roku 1092, która istnieje do dziś. W pobliskim San Stefano in Bosco Bruno stworzył jej filię. Tam zmarł 6 października 1101 r.

    Jego śmiertelne szczątki pochowano w kościele opactwa. W roku 1513 znaleziono je jeszcze nienaruszone. Obecnie kości Brunona znajdują się w trumience wraz z relikwiami jego następcy. Jego kanonizacja nie odbyła się nigdy uroczyście. Na oddawanie św. Brunonowi kultu pozwolił Leon X w roku 1514. Grzegorz XV rozszerzył jego kult w 1623 r. na cały Kościół. Św. Brunon jest patronem kartuzów.

    dziennik parafialny.pl

    zdjęcie ze strony: portal o duchowości monastycznej

    ***

    Grande Chartreuse (Wielka Kartuzja) – klasztor macierzysty zakonu kartuzów położony we francuskich Alpach, w masywie Chartreuse w departamencie Isère.

    1084 roku Bruno z Kolonii i jego sześciu towarzyszy założyli niewielką drewnianą osadę w La Chartreuse, odosobnionej górskiej okolicy niedaleko Grenoble we Francji. Domki usytuowane były wokół krużganku i kamiennego kościółka. Ta pierwsza kartuzja została nazwana Grande Chartreuse i do dziś jest klasztorem macierzystym całego zakonu kartuzów. W roku 1132 klasztor został zniszczony przez lawinę skalną, po czym odbudowano go ok. 2 km na południe od pierwotnego miejsca. Stoi tam do dnia dzisiejszego. Osiem razy zabudowania klasztorne płonęły i osiem razy były na nowo odbudowywane. Dzisiejszy kształt Grande Chartreuse pochodzi w większości z XVII wieku, jednak niektóre elementy są jeszcze z wieku XIV i XV.

    W roku 2005 niemiecki reżyser Philip Gröning nakręcił w La Grande Chartreuse film dokumentalny Wielka cisza, w którym po raz pierwszy ukazano szerszej publiczności życie codzienne w zakonie.

    Wikipedia.pl

    **************************************************************************************************************

    środa – dzień 7 miesiąca października

    z różańcem przez życie na dobre i na złe

    *****

    Dziś wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej. Skąd się wzięło to święto?

    Przypadające dziś, 7 października, wspomnienie Matki Boskiej Różańcowej to dzień szczególny w powszechnym i polskim kalendarzu maryjnym. Październikowe nabożeństwo różańcowe odbywa się w wszystkich parafiach w Polsce.

    Modlitwa różańcowa jak żadna inna obejmując cały świat katolicki wskazuje, że Maryja to Mater omnium, udzielająca się wszystkim we wszystkich potrzebach jako Pośredniczka prowadząca do Chrystusa. Różaniec stał się modlitwą powszechną, najdobitniejszym wyrazem czci i kultu maryjnego.

    Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC w Warszawie październikowe nabożeństwo różańcowe odbywa się w wszystkich parafiach w Polsce, z okazji świąt maryjnych modlitwa różańcowa odmawiana jest w co trzeciej parafii (33,5 proc.), z okazji innych świąt i różnych wydarzeń kościelnych w ponad połowie parafii (56,3 proc.), a codziennie w prawie co czwartej parafii (23,2 proc.). Różaniec w łączności ze słuchaczami odmawiany jest w katolickich rozgłośniach radiowych.

    Istotna jest także łącząca się integralnie z tytułem Matki Bożej Różańcowej rola Maryi jako Matki Bożej Zwycięskiej, której kult zainaugurowała bitwa pod Lepanto w 1571 r. Jako patronka wojsk katolickich w decydujących starciach – Biała Góra, Nordlingen, Częstochowa, Chocim, Beresteczko, Wiedeń – zapisała się w historii Europy i Polski. Zwycięstwo pod Wiedniem Innocenty XI uczcił ustanawiając święto Imienia Maryi.

    fot. Pixabay

    Różaniec – symbol i mistyka róży

    Słowo różaniec (łac. rosarium) wywodzi się z litanijnego wezwania „Rosa mystica” (Róża duchowa). Porównanie to łączy się z symboliką róży i krzewu różanego, i posiada głębokie implikacje w mistyce chrześcijańskiej. Modlitwa różańcowa jest wyrazem misteryjnego nurtu duchowości średniowiecza, której szczególnym znamieniem był rosnący i różnicujący się kult maryjny.

    Wszystkie znaczenia róży wynikają z jej funkcji sakralnej. Podstawę sakralności róży stanowią jej przyrodzone właściwości – kształt, barwa i zapach, które dopiero w strukturze symbolu ewokują jej prawdziwe znaczenie. Powodują one, że róża jest przede wszystkim kwiatem mistycznym. Najbardziej znanym wyobrażeniem ze sfery mistyki róży jest różaniec. Różaniec to rosarium, czyli ogród lub wieniec różany, miejsce mistycznej łączności z Bogiem i kontemplacji niebiańskiego bytu.

    Modlitwa różańcowa jako akt kultowy zawiera dwa aspekty: jest techniką modlitewną przez powtarzanie i rytmikę wezwań oraz jest formą kontemplacji wydarzeń świętej historii. Wspólnie prowadzą one do możliwie doskonałego uczestniczenia w Bożych tajemnicach i realizacji celu eschatologicznego. Dlatego też różaniec, jako swoisty „środek” modlitewny posiada charakter uniwersalny i stosowany jest także w buddyzmie, hinduizmie i islamie. 

    Pierwociny różańca stanowiły „sznury modlitewne”, na których z czasem zawiązywano węzełki, a potem nizano paciorki, aby ułatwić liczenie modlitw. Różaniec muzułmański wylicza 99 imion Allacha, a setny, niewidzialny paciorek otwiera powrót do niego. Różaniec hinduski jest przypisany Brahmie i Sarasvati, symbolizuje wszystkie światy i etapy objawienia. Triparasundari – róża kosmiczna, wyraża skończoną doskonałość, jednię i niczym nie skażone spełnienie.

    Różaniec chrześcijański odnosi się do Najświętszej Dziewicy, która przedstawiana jest często w wieńcu z róż i w ogrodzie różanym. Jest to hortus conclusus (ogród zamknięty), co wskazuje na bezczasowe trwanie i żywot, a róże to niebiańskie cnoty Dziewicy. Ona sama jest bowiem Różą Mistyczną, symbolem wiecznej doskonałości.

    Początki i rozwój

    Geneza chrześcijańskiej modlitwy różańcowej nie została do tej pory jednoznacznie ustalona. Ogólnie przyjętej tradycji nie potwierdzają bowiem źródła w kilku istotnych sprawach. Miarodajne będzie zatem stwierdzenie, że różaniec stanowi wynik wielowiekowej ewolucji różnych form modlitewnych.

    Chrześcijaństwo znało sznury modlitewne już we wczesnym średniowieczu. Służyły one do odmawiania modlitwy Pańskiej i nosiły nazwę signula de Pater Noster. Prawdopodobnie ok. połowy XII w. z takim praróżańcem powiązano maryjną modlitwę Ave Maria, co było oznaką rosnącego znaczenia Matki Bożej w Kościele. Pierwszego usystematyzowanego połączenia obu modlitw: 5 Pater Noster i 50 Ave Maria dokonał prawdopodobnie kartuz Henryk Eghen. Dalsze, pewne już wiadomości pochodzą z pierwszej połowy XV w. Uformowana modlitwa różańcowa powstała w środowisku kartuzów – Dominik z Prus i Adolf z Essen z klasztoru w Trewirze połączyli 50 Ave Maria z pięćdziesięcioma rozmyślaniami. Była to „reforma trewirska”, co świadczy o istnieniu wcześniejszych form różańca. System trewirski posiadał kilka wariantów, odmawiano np. 63 Ave Maria, które odpowiadały symbolicznej liczbie 63 lat życia Matki Bożej i łączono je z rozmyślaniami o tajemnicach maryjnych.

    Następne źródła pochodzą z kręgu dominikańskiego. Alanus de Rupe (Alain de la Roche) napisał ok. 1470 r. dzieło „De utillitate Psalteri Mariae”, pierwszą książkę poświęconą różańcowi (pierwszą polską książkę o tematyce różańcowej pt. „Różanego wianka Panny Mariey wyłożenie nabożne” napisał ks. Benedykt Herbest w 1568 r.). Na wzór zawartych w „Psałterzu“ 150 psalmów, de Rupe ustalił sposób odmawiania 150 Ave Maria połączone z rozważaniami tajemnic i przedzielił je 15 modlitwami Pater Noster. Powiązał także ideę różańcową z symboliką wianka różanego. W 1475 r. przeor klasztoru dominikanów w Kolonii, Jakub Sprenger, założył pierwsze bractwo różańcowe, obdarzone kilka lat później przywilejami i odpustami papieskimi. System jaki wprowadzili de Rupe i Sprenger nosił miano „reformy kolońskiej”. Ostatnia zmiana nastąpiła w 1483 r. Liczbę tajemnic różańca zredukowano do 15 i wprowadzono ich podział na radosne, bolesne i chwalebne. W tej postaci różaniec trwał do 2002 r., kiedy to Jan Paweł II 16 października powiększył go o Tajemnice Światła. 

    Główny nurt tradycji różańcowej wywodzi się jednak od św. Dominika. Według tej tradycji, święty przebywający w 1212 r. w klasztorze Prouille na wyspie Albi, doznał we śnie objawienia. Ukazała mu się Matka Boska, podarowała różaniec, wyjaśniła jak należy się na nim modlić i zachęciła do jego rozpowszechniania. Według przekazów dominikańskich, głównie Alanusa de Rupe, św. Dominik ewangelizując i głosząc kazania odmawiał różaniec łącząc modlitwę z wyjaśnianiem tajemnic wiary. Modlitwa różańcowa miała się przyczynić do zaniku herezji albigensów, których nawracał św. Dominik. Świętemu nie obca była mistyka rosarium – określał on różaniec jako „koronę z róż Najświętszej Maryi Panny”.

    Przekaz pozostawiony przez Alanusa de Rupe jest kontrowersyjny, nie znajduje bowiem potwierdzenia w innych źródłach. Żadne dokumenty nie świadczą również o istnieniu bractw różańcowych współczesnych św. Dominikowi. A właśnie one są najlepszym świadectwem potwierdzającym istnienie rozbudowanej formy różańca. 

    fot. Pixabay

    Modlitwa różańcowa ogarnęła szybko świat chrześcijański i było to w głównej mierze zasługą bractw różańcowych. Pod koniec XVI w. nie było prawie miasta w Europie bez tej konfraterni. Erygowano w kościołach kaplice różańcowe lub ołtarze brackie, które otrzymywały liczne odpusty. Przyczyniły się one niemało do popularności różańca. Modlitwa różańcowa choć nie weszła do kultu liturgicznego osiągnęła rangę modlitwy powszechnej, praktykowanej przez wszystkie stany. Byłą dostępna dla ludzi nie umiejących czytać (stanowiło to w znacznym stopniu o jej powszechności) i zwano ją dlatego „brewiarzem dla ludu”.

    Prawdziwy rozkwit przeżyło nabożeństwo różańcowe w dobie kontrreformacji. Łącząc praktykę modlitwy z kontemplacją prawd wiary, różaniec, ta „skrócona Ewangelia” znakomicie realizował zalecenia Soboru Trydenckiego, był niezastąpiony w dziele poszerzania i popularyzacji wiary katolickiej. Rozwój ten wiązał się z działalnością dominikanów. W XVII w. byli oni jednym z najpotężniejszych zakonów. W samej Rzeczpospolitej posiadali wówczas 182 klasztory. „Nie było prawie parafii, gdzieby bractwo różańcowe nie istniało” – pisał historyk obyczajów Łukasz Gołębiowski. Należeli do nich dosłownie wszyscy – od króla do chłopa. Szlachcic (katolik) obok szabli miał zawieszony u pasa różaniec. Religijna gorliwość potrydencka powodowała, że do bractw różańcowych zapisywano nawet zmarłych.

    Ikonografia

    Kult Matki Boskiej Różańcowej znalazł wyraz w ikonografii maryjnej. Wyobraźnia artystyczna w oparciu o treści ideowe różańca nie stworzyła jednak nowego typu przedstawienia. Zaadoptowano istniejące już wzory ikonograficzne wyposażając je w atrybuty kultu różańcowego.

    Pierwszą grupę przedstawień tworzą wizerunki maryjne nawiązujące do schematu Niewiasty Apokaliptycznej, opartego na wizji św. Jana. Początkowo, postać Niewiasty Apokaliptycznej uważano za personifikację Kościoła, później związano ją z osobą Matki Bożej. Typ Niewiasty Apokaliptycznej dał początek wizerunkom Immaculaty (Niepokalanie Poczętej), Assunty (Wniebowziętej) i Incoronaty (Królowej Nieba). Matka Boska przedstawiana jest w nich w całej postaci z symbolami apokaliptycznymi: słońcem, księżycem i gwiazdami. Immaculata jako Matka Boska Różańcowa malowana była z wieńcem różanym lub z różańcem w dłoniach. Występuje też w koronie jako Królowa Różańca. Wersja różańcowa Assunty i Incoronaty przedstawia Matkę Bożą na tle krzewu różanego lub otoczoną wieńcem z róż. Kwiaty białe symbolizują tajemnice radosne, czerwone – bolesne, złote – chwalebne. 

    Druga grupa przedstawień różańcowych ukazuje scenę przekazywania różańca przez Matkę Bożą św. Dominikowi lub innym świętym dominikańskim. Jest Ona przedstawiana razem z Dzieciątkiem, w postaci stojącej lub wychylającą się z obłoków.

    Jeszcze inna grupa obrazów oparta jest na typie Maryi Orędowniczki wiernych. Malowano Ją w całej postaci jako adorowaną przez wiernych wszystkich stanów i rozdającą im sznury różańca. Matka Boska występuje tu jako Mater Omnium – Matka i Opiekunka wszystkich ludzi. Na takich wizerunkach idea różańcowa obejmuje często także Kościół cierpiący, ukazując dusze czyśćcowe, które za wstawiennictwem Matki Bożej aniołowie wprowadzają do nieba. Na obrazach takich występują często święci dominikańscy jak Dominik, Katarzyna ze Sieny, Tomasz z Akwinu, Jacek Odrowąż orędujących za duszami czyśćcowymi. I wreszcie ostatnim typem wizerunków Matki Boskiej Różańcowej, który zdobył największą popularność, to przedstawienia wzorowane na obrazie Matki Boskiej Śnieżnej (Salus Populi Romani) w Rzymie. W Polsce znajdowały się w prawie każdym kościele dominikańskim.

    fot.PAP/EAP

    Święto Matki Boskiej Różańcowej

    Powstanie święta łączy się z wydarzeniem militarnym, które miało wpływ na losy Europy. Ekspansja turecka na Morzu Śródziemnym została zatrzymana pod Lepanto. W dniu 7 października 1571 r. połączone floty Hiszpanii, Wenecji i Państwa Kościelnego pod wodzą Juana d`Austria pokonały flotę turecką. W tym samym dniu ulicami Rzymu kroczyła pod przewodem Piusa V procesja odmawiając różaniec. Na czele procesji niesiono obraz Matki Boskiej Śnieżnej zwany Salus Populi Romani z bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie. Do zwycięstwa pod Lepanto przyczyniła się nagła zmiana wiatru uznana za cudowną interwencję Matki Bożej na skutek odmawiania różańca. Od tej pory obraz Matki Boskiej Śnieżnej złączył się na stałe z nabożeństwem różańcowym i otrzymał nazwę Matki Boskiej Zwycięskiej. Pius V ustanowił święto Matki Boskiej Zwycięskiej, które rok później (1572) Grzegorz XIII zmienił na święto Matki Boskiej Różańcowej. Klemens XI rozszerzył je na cały Kościół w 1716 r., a Leon XIII w 1888 r. ustalił liturgię święta i przeznaczył październik na odprawianie nabożeństwa różańcowego.

    Idea odwoływania się do wstawiennictwa Matki Bożej w potrzebach militarny przez modlitwę różańcową praktykowana była także w Rzeczpospolitej. Olbrzymia procesja różańcowa z biskupem Marcinem Szyszkowskim przeszła ulicami Krakowa 3 października 1621 r. w intencji wojsk polskich pod Chocimiem. I tu niesiono kopię obrazu Matki Boskiej Śnieżnej przywiezioną do Krakowa z Rzymu w 1600 r. Na pamiątkę zwycięstwa nad Turkami pod Chocimiem odbywała się odtąd w Krakowie co roku procesja różańcowa. Grzegorz XV (1621-1623) polecił, aby Kościół w Rzeczpospolitej obchodził rocznicę Chocimia uroczystym nabożeństwem ze śpiewem Te Deum.

    misyjne drogi.pl

    *********************************************

    20 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o Różańcu

    20 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o Różańcu

    Na cześć Matki Bożej Fatimskiej, Matki Najświętszej Różańcowej, skomponowano listę 20 rzeczy, które powinniśmy wiedzieć o najświętszym Różańcu. Mamy nadzieję, że po jej przeczytaniu będziesz bardziej zmotywowany, by zgłębiać tajemnice modlitwy różańcowej. A przede wszystkim jednak niech ten artykuł stanie się iskrą do częstszej modlitwy na Różańcu poprzez wszystkie dni naszego życia. Zgodnie z tym, co mówił Święty Jan Paweł II: „ Aby kontemplować oblicze Jezusa poprzez oczy i serce Maryi”.   

    1. Imię ujawnione w Fatimie. Matka Boska objawiła się w portugalskiej Fatimie sześć razy w roku 1917 r. Ostatnim jej objawieniem był zaś wspaniały cud słońca. W obliczu tych okoliczności Matka Boża ujawniła trójce dzieci swe imię: „Matka Boża Różańcowa”.

    2. Fatimskie nawoływanie. Matka Boża sześć razy objawiła się w Fatimie. Za każdym razem  kiedy się ukazywała nalegała, by modlić się na Różańcu. Deklarowała, że tylko taka forma pobożności może uratować świat przed katastrofą.

    3. Ulubiona modlitwa wielu świętych. Na początku swego pontyfikatu Święty Papież Jan Paweł II powiedział, że Różaniec był jego ulubioną modlitwą. Święty Franciszek Salezy mówił zaś: „Poprzez tę modlitwę rozwijamy się, wzrastamy i poznajemy nowe horyzonty. Różaniec jest modlitwą bardzo pożyteczną o ile jest właściwie odmawiany”. U świętego Ludwika Grignion de Montfort znajdujemy takie zdanie: „Nigdy dusza gorliwa w codziennym odmawianiu różańca św. nie będzie heretycka lub oszukana przez szatana: to jest twierdzenie, które podpisuję swoją krwią”. Święty Maksymilian Kolbe pisał natomiast: „Prosta a wzniosła zarazem modlitwa – to różaniec święty. Przez tę modlitwę łatwo możemy otrzymać wielkie łaski i błogosławieństwo Boże. W serca zbolałe spływa balsam ukojenia, w duszach zrozpaczonych wita znowu promyk nadziei”. A to tylko oczywiście niektóre z licznych świadectw świętych Kościoła.

    4. Papieże również pisali o różańcu. Leon XII poświęcił tej modlitwie maryjnemu aż szesnaście dokumentów! Pius X pisał w Liście apostolskim Summa Deus, że to „cudowne wydarzenie” spowodowało wzrost kultu Niepokalanej oraz „Jej świętego różańca”. Benedykt XV pisał zaś, że „Matka Boża ma tak wielki wpływ na swego Boskiego Syna, która jest pośredniczką i szafarką wszelkich łask udzielonych ludziom zawsze okazuje swą moc, zwłaszcza wtedy, gdy uciekamy się do różańca świętego”. Pius XI przypomniał, że „Kościół i sam papież — w obliczu błędów i ciężkich bolączek obecnych czasów — znajdują pociechę i natchnienie w synowskim zawierzeniu Matce Odkupiciela oraz w codziennym odmawianiu różańca Ten «Psałterz Matki Bożej, brewiarz Ewangelii i życia chrześcijańskiego» jest «mistycznym wieńcem», «mistyczną koroną», umiłowaną przez katolików, niezależnie od ich przynależności społecznej”. Pius XII zaś zachęcał rodziny chrześcijańskie do umieszczenia różańca na honorowym miejscu wśród innych modlitw. W encyklice Ingruentium malorum wezwał do ufnej modlitwy do Maryi, Matki całego rodzaju ludzkiego, aby zażegnała poważne konflikty między narodami, uchroniła Kościół przed prześladowaniami w wielu krajach oraz ustrzegła młodzież przed niebezpieczeństwami „Aby można było osiągnąć te szlachetne cele, papież Pius XII wzywa do modlitwy różańcowej, przekonany o «jej wielkiej skuteczności w otrzymaniu matczynej pomocy Najświętszej Maryi Panny” – pisał. Jan XXIII poświęcił pobożnej modlitwie maryjnej dwa znaczące dokumenty: encyklikę Grata recordatio o odmawianiu różańca w intencji misji i pokoju oraz List apostolski Il religioso convegno. Święty papież Jan Paweł II napisał duchowe arcydzieło na temat różańca: Różaniec Najświętszej Maryi Panny

    5. Tajemnice Światła. W cytowanym powyżej dokumencie Święty Jan Paweł II dodał nowy element, do tajemnic różańcowych, tajemnice Światła. Nie ma obowiązku ich odmawiania, można je jednak poznać. Są to: Chrzest Pana Jezusa w Jordanie, Pierwszy cud w Kanie Galilejskiej, Głoszenie nauk o Królestwie Bożym, Przemienienie na górze Tabor, Ustanowienie Eucharystii. Dzień, który zasugerował papież na Tajemnice Światła to czwartek.

    6. Różaniec to modlitwa biblijna. Różaniec jest zarówno modlitwą biblijną jak i medytacją mającą swe źródło w Biblii. Pamiętają o tym katolicy, a powinni również protestanci, którzy nierzadko powołują się przecież wyłącznie na Pismo Święte.

    7. Kompozycja biblijna. Modlitwy wypowiadane w czasie Różańca to: Ojcze Nasz, odmawiana sześć razy oraz Zdrowaś Maryjo, odmawiana pięćdziesiąt trzy razy. Obie te modlitwy mają swoje źródła w Biblii.

    8.  Tajemnice. Praktycznie wszystkie Tajemnice Różańca Świętego stanowią fragment Biblii lub obrazują scenę biblijną.

    9. Różańcowy Papież. Papież Leon XIII (1878-1903), wśród licznych tytułów jakie nosił, jest również znany jako „Papież Różańcowy”. W miesiącu wrześniu, przez sześć lat, ten wspaniały Papież pisał krótkie encykliki poświęcone Różańcowi Świętemu – jakże bardzo musiał on kochać Różaniec i jak mocno zachęcać ludzi by się na nim modlili!

    10. Różaniec i podobieństwo do człowieka. Święty Louis de Montfort porównuje Różaniec do złożonej natury człowieka. Istota ludzka ma zarówno ciało jak i duszę, podobnie jak Różaniec Święty. Ciało Różańca stanowią modlitwy słowne; duszę z kolei kontemplacja tajemnic Różańca. Wymodlony i kontemplowany Różaniec jest niezwykle ważną, ale też potężną modlitwą.

    11. Jest to także ulubiona modlitwa Maryi. Dzięki objawieniom fatimskim możemy śmiało powiedzieć, że różaniec jest ulubioną modlitwą Matki Bożej. Jest ratunkiem dla świata, dla duszy, a także swoistym bukietem pięćdziesięciu róż ofiarowywanym Sercu Królowej Niebios.

    12. Różaniec i morskie zwycięstwo. Zwycięstwo w słynnej bitwie morskiej pod Lepanto z XVI w. jest przypisywane błaganiom świętego Papieża Piusa V do wiernych, by modlili się na Różańcu. I rzeczywiście doszło do zmiany kierunku wiatrów, szala zwycięstwa się przechyliła i flota katolików rozbiła flotę muzułmanów – ogromne zwycięstwo, które zmieniło bieg historii. Dzień 7 października został ustanowiony liturgicznym Świętem Matki Bożej Różańcowej – aby upamiętnić różańcowe zwycięstwo pod Lepanto.   

    13. Czynnik czasu. Wiele osób uskarża się, że nie ma czasu na codzienną modlitwę, nie mówiąc już o modlitwie różańcowej. A przecież w czasie jednego odcinka opery mydlanej lub innego serialu telewizyjnego (60 minut) można odmówić cztery Różańce! Pozwólmy więc, by Jezus i Maryja oraz modlitwa stały się centrum naszego życia!

    14. Formuła Świętego Jana Pawła II.  Papież ten daje nam klucz do modlitwy różańcowej: „Kontemplować twarz Jezusa przez oczy i serce Maryi”. Święty Łukasz ewangelista przedstawia wszak Matkę Bożą jako skłonną do rozmyślań: „Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk, 2, 19).

    15. Klasyczny Różaniec. Jednym z największych duchowych dzieł napisanych na temat Najświętszego Różańca jest „Tajemnica Różańca Świętego” Świętego Ludwika de Montfort. Ten sam święty napisał arcydzieło poświęcone Maryi – „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”. Obie są pozycjami, które „należy przeczytać” by poznać i kochać Matkę Bożą i Pana Jezusa jeszcze mocniej! 

    16. Miesiąc Różańca Świętego. Czerwiec jest miesiącem Najświętszego Serca Pana Jezusa, lipiec miesiącem Najdroższej Krwi Pana Jezusa, maj jest natomiast miesiącem Maryi. Ale to październik jest miesiącem Różańca Świętego. Powinniśmy się modlić przy pomocy Różańca każdego dnia, ale w październiku szczególnie.

    17. Święty ojciec Pio. Ten wielki współczesny święty upierał się, by jego duchowe dzieci posiadały nawyk modlenia się na Różańcu codziennie. Spróbujmy podążać za radami wielkich świętych: to pomoże nam osiągnąć Niebo, by przebywać z Matką Bożą jako Królową i Panem Jezusem jako Królem. Wielki czciciel Maryi święty Ojciec Pio mawiał: „Odmawiajcie zawsze Jej różaniec i czyńcie dobro. Dzięki tej modlitwie szatan spudłuje swe ataki i będzie pokonany, i to zawsze. Jest to modlitwa do Tej, która odnosi triumf nad wszystkim i nad wszystkimi”.

    18. Od satanistycznego kapłana do świętego. W dokumencie Świętego Jana Pawła II „Różaniec Najświętszej Maryi Panny” papież wspomina człowieka, o którym wielu wcześniej nie słyszało: Bartolo Longo. Człowiek ten popadł w praktyki satanistyczne, i został nawet kapłanem czarnych mszy. Jednak nawrócił się dzięki modlitwie na różańcu. Teraz mamy już błogosławionego Bartolo Longo! Cóż za niezwykła historia! Od kapłana Szatana do katolickiego świętego! Moc Matki Bożej jest nieograniczona, jeśli powierzymy się Jej w szczególności poprzez Różaniec Święty!

    19. Chroń rodzinę. Każda rodzina powinna sobie zarezerwować czas, miejsce i uformować nawyk codziennej modlitwy przy pomocy Różańca Świętego. Dobrze byłoby więc, aby ojciec rodziny podjął inicjatywę przewodzenia jej w codziennym odmawianiu różańca dla wiecznego zbawienia! Prawdziwym jest bowiem stwierdzenie: „Rodzina, która modli się razem, pozostaje razem” .

    20. Mistyczna Róża. Poeta Dante przedstawia Maryję jako „Mistyczną Różę”. Juan Diego gromadzi róże, które Matka Boża zamawia własnymi rękoma. Najcenniejszą różą jaką możemy ofiarować Matce Bożej jest Różaniec. Każde Zdrowaś Maryjo jest różą wysłaną do Nieba, która wypełnia Matkę Bożą ogromną radością!

    Módlmy się więc na różańcu! Módlmy się, by Matka Boża Różańcowa błogosławiła nas, nasze rodziny, i cały świat swoim kochającym matczynym spojrzeniem oraz nieustannie płonącym Niepokalanym Sercem.

    na podstawie: catholicexchange.com/malk/PCh24.pl

    *****

    Jedna niezwykle ważna rzecz o różańcu, której nauczył mnie torturowany żołnierz

    Liu Jin/ AFP

    *****

    Poruszające świadectwo żołnierza pokazało mi, że różaniec może być czymś znacznie więcej niż modlitwą uwielbienia.

    Poznałem tę historię jako nastolatek – na długo, zanim zostałem katolikiem – lecz nie mogę sobie przypomnieć, czy znam ją z gazety czy z filmu dokumentalnego w telewizji. Dotknęła mnie jednak i uświadomiła sprawy, które pozostają na trwałe w moim umyśle, ponieważ są bardzo poruszające.

    Młody żołnierz amerykański, zamknięty w upalnym więzieniu w środku dżungli, lepki od potu i niedożywiony, leżał półprzytomny na brudnej podłodze. Był bity codziennie, czasem nawet co kilka godzin. Kiedy noc mieszała się z dniem, a po jednym tygodniu nadchodził kolejny, ciągłe okrucieństwo wydawało się bez sensu, bez litości i bez końca.

    A mimo to, chociaż doświadczał olbrzymiego bólu i trawiła go gorączka, w momentach przytomności żołnierz trzęsącym się palcem wodził po podłodze, jakby coś w niej ryjąc. Łączył ze sobą dziesięć kropek w kółko, w środku rysując krzyż. I wtedy, prawie niezauważalnie, jego spuchnięte i zakrwawione usta zaczynały szeptać „Zdrowaś, Maryjo, łaski pełna, Pan z tobą…”

    Jak później wspominał ten żołnierz, różaniec pozwalał mu pozostać przy zdrowych zmysłach w samym środku niewyobrażalnego okrucieństwa. Powtarzanie słów anioła Gabriela i św. Elżbiety skierowanych do Maryi: „Zdrowaś, Maryjo, łaski pełna, Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami”, modlenie się słowami „Ojcze nasz” i „Chwała Ojcu” oraz kontemplowanie tajemnic radosnej, bolesnej i chwalebnej wprowadzały żywą obecność Boga do tej rozpaczliwie ciemnej celi. Przesuwanie połamanymi palcami po punktach wyrytych w ziemi sprawiało, że czuł, iż porządek w jednej chwili bierze górę nad chaosem, a łaska przesłania bezsensowne cierpienie.

    Bóg był prawdziwie obecny.

    Bowiem różaniec, jak doskonale rozumiał tamten żołnierz, nie jest bezmyślną recytacją frazy po frazie czy też bezdusznym wymienianiem scen z życia Chrystusa. Absolutnie nie. Jest to raczej głęboko mistyczne zanurzenie w Bogu. Jest to ucieczka od bezdusznego teraz do kochającego Wieczność. Jest to okazja do znalezienia się w ciepłych objęciach Jezusa Chrystusa. Jak to wyraził pewien wierzący pisarz:

    Słowa [różańca] są jak brzegi rzeki, a modlitwa jest jak rzeka. Brzegi są potrzebne, aby nadać rzece bieg i utrzymać jej ciągły przepływ. Ale chodzi nam głównie o rzekę. Tak jak w modlitwie chodzi o skłonienie serca ku Bogu, co jest najważniejsze… W miarę, jak rzeka płynie do morza, jej brzegi maleją. Tak też w miarę zbliżania się do głębi Bożej obecności słowa stają się mniej ważne… Mamy pozostać sami w cichym oceanie Bożej miłości.

    Tak rzeczywiście jest.

    Kiedy zostałem katolikiem, wierzyłem, że różaniec jest kontemplacyjną modlitwą uwielbienia. Uważałem, że być może jest to modlitwa, którą od czasu do czasu powinienem odmawiać. Jednak właśnie to poruszające świadectwo żołnierza pokazało mi jasno, że różaniec to coś o wiele więcej. Jest to niezrównane spotkanie z Chrystusem, który jest w stanie przeniknąć najtrudniejszą rzeczywistość. Jest to spotkanie modlitewne, podczas którego słowa stają się mniej istotne i „pozostajemy sami w cichym oceanie Bożej miłości”.

    Żołnierz, który przeżywał piekielne tortury, był tego świadomy i traktował różaniec jako głębokie i ratujące życie spotkanie z Bogiem. Czyż i my nie powinniśmy tak właśnie rozumieć modlitwy różańcowej?

    Tod Worner/Aleteia

    **************************************************************************************************************

    czwartek – 8 października

    Gołębica – św. Pelagia

    Gołębica - św. Pelagia

    Prorocza wizja okazała się prawdziwa. Gołębica wybielała nad śnieg.

    Św. Pelagia żyła w Antiochii w V w. Zwracała uwagę – pięknem, dbałością o strój, bogactwem. Była kobietą lekkich obyczajów. Pochodziła z bogatej, pogańskiej rodziny. Stać ją było na wydatki.

    Historia jej nawrócenia jest krótka. Biskup Antiochii zaprosił do siebie ośmiu biskupów. Wśród nich był znany z pobożności i ascezy biskup Nonnus z Heliopolis. I gdy powoli wchodził po schodach głównego kościoła w Antiochii, aby za chwilę wygłosić do zebranych na placu wiernych przygotowaną wcześniej homilię, wydarzyło się coś dziwnego. Ludzie z wielką ciekawością czekali, aby go posłuchać, bo jego pobożność i asceza była powszechnie znana. Kiedy już miał zacząć mówić do całej wspólnoty antiocheńskiego kościoła, już miał podniesioną ręki na znak, że chce mówić i tu … wzrok biskupa Nonnusa padł na niesioną w lektyce kobietę. Była nieprawdopodobnie piękna, bogato ubrana. Mała olśniewającą fryzurę i makijaż. I nic sobie nie robiła z całego tego świętego zgromadzenia.

    Tu i ówdzie można było usłyszeć głosy oburzenia a biskup orientując się, że ta kobieta jest jawnogrzesznicą, nagle decyduje się nie wygłaszać przygotowanej wcześniej homilii i mówi do zebranych takie słowa: “Bracia i siostry. Gdybyście z taką gorliwością i pieczołowitością dbali o swoje własne dusze jak ta kobieta o swoją urodę, bylibyście zaiste świętymi!”. Po tych słowach na placu kościelnym powstał prawdziwy duchowy ferment, a lektyka z nieznajomą zniknęła w oddali.

    Biskup po powrocie do swojej celi rozpoczął żarliwą modlitwę w intencji owej kobiety. I doznał widzenia : oto nagle czarna gołębica ukazała się na jego rękach. Kiedy biskup zanurzył ją w święconej wodzie stała się czysta i biała jak śnieg. Uznał to za proroctwo.

    Kiedy następnym razem biskup Nonnus odprawiał w tym samym kościele Mszę św. i tym razem wygłaszał już przygotowane wcześniej kazanie o Ostatecznym Sądzie, dostrzegł wśród zebranych kobietę z lektyki. Jego słowa zrobiły na niej wstrząsające wrażenie. Z płaczem rzuciła się do jego nóg i poprosiła o chrzest. Postanowiła także oddać cały swój majątek ubogim antiocheńskiego kościoła. Już ochrzczona, spełniła obietnicę i znikła.

    Ponownie biskup Nannus usłyszał o niej od pielgrzymów powracających z Jerozolimy. Opowiedzieli mu o kobiecie, która w męskim stroju ukrywając swoją nieprzeciętną urodę, zmarła w jednej z grot Góry Oliwnej w 457 roku. Zanim jednak zmarła, zapisała się w pamięci ludzi życiem pełnym modlitwy i ascezy. Jak miała na imię? To ważne, bo to dzisiejsza patronka. Św. Pelagia. Czasem dodaje się jeszcze: Pokutnica lub Nierządnica.

    **************************************************************************************************************

    w piątek 9 października


    wspomnienie błogosławionego Wincentego Kadłubka

    Błogosławiony Wincenty KadłubekWincenty urodził się w Karwowie pod Opatowem pomiędzy 1155 a 1160 r. W sprawie jego pochodzenia historycy nie są zgodni. Jedni uważają, że pochodził z rodu Porajów herbu Róża (Różyców). Inni natomiast podają, że z tego rodu pochodziła matka Wincentego, a ojcu przypisują imię Bogusław. W jeszcze innych źródłach pojawia się informacja, że Wincenty należał do rodu Lisów, a jego ojcem był możny palatyn Stefan, brat wojewody krakowskiego Mikołaja (Mikory). Nazwisko Kadłubek pojawia się po raz pierwszy dopiero w dokumentach z XV w. Przypuszcza się jednak, że pochodzi z rękopisów dawniejszych.
    Pierwsze nauki Wincenty pobierał w pobliskiej Stopnicy, potem udał się do Krakowa, gdzie uczęszczał do szkoły katedralnej, w której wykładał biskup Mateusz Cholewa. Cieszył się przyjaźnią księcia Kazimierza Sprawiedliwego, który być może wspomógł go materialnie i umożliwił studia za granicą. Nie wiemy, na którym uniwersytecie Wincenty wówczas studiował. Nie było jednak jeszcze wtedy wielu uniwersytetów. Przypuszcza się, że miejscem jego nauki były Paryż albo Bolonia – albo obie te uczelnie. Wincenty należał więc do elity uczonych w Polsce.
    Po raz pierwszy Wincenty nazwany jest mistrzem (magistrem) w dyplomie Kazimierza Sprawiedliwego z 12 kwietnia 1189 r. Zapewne zaraz po powrocie ze swoich studiów otrzymał święcenia kapłańskie. Do kraju powrócił Mistrz Wincenty między 1183 a 1189 r., gdyż w 1189 r. był na pewno na dworze książęcym Kazimierza Sprawiedliwego, zapewne w charakterze notariusza, a potem kanclerza jego dworu. Zapewne zaraz po powrocie ze swoich studiów otrzymał święcenia kapłańskie. Mógł więc być także kapelanem książęcym. W tym czasie zaczął zapewne pisać swoją Kronikę polską (Chronica Polonorum) – największe dzieło swego życia i literatury tamtych czasów. Wracając z zagranicy prawdopodobnie przywiózł ze sobą relikwie św. Floriana męczennika. Mógłby na to wskazywać fakt szczególnego nabożeństwa Wincentego do św. Floriana, który dotąd był w Polsce zupełnie nieznany.
    Po śmierci księcia Wincenty został prepozytem kolegiaty sandomierskiej (1194). Korzystając z wolnego czasu kontynuował pisanie Kroniki (1194-1207). W 1207 r. umarł biskup krakowski, Pełka. Na jego następcę został wybrany Wincenty. Papież Innocenty III bullą z 18 marca 1208 r. wybór ten zatwierdził. Konsekracji dokonał arcybiskup gnieźnieński, Kietlicz. Wincenty jako biskup podpisywał się “niegodny sługa Kościoła”. Świadczy to, jak pojmował zadanie swojego urzędu. Należał do najżarliwszych zwolenników reform, jakie wówczas w Polsce przeprowadził abp Henryk Kietlicz (wprowadzenie celibatu, uniezależnienie Kościoła od władzy świeckiej). Dla poparcia reform, inspirowanych przez Stolicę Apostolską, Wincenty brał udział w synodach, zwołanych specjalnie w tym celu w Borzykowie (1210), w Matyczowie (1212), w Wolborzu (1214), w których uczestniczyli również książęta – Leszek Biały, Konrad Mazowiecki, Henryk Brodaty i Władysław Odonicz. Reformy te przeprowadzano również na zjazdach w Gnieźnie (1213) i w Sieradzu (1213). Kiedy na Kraków najechał Mieszek Raciborski, przeciwnik reform, Wincenty – z powodu swojej postawy – musiał czasowo opuścić miasto (1210). W 1212 r. na zjeździe w Mąkowie omawiano sprawę Prus i nawrócenia Prusaków. Tego roku Wincenty wziął udział w konsekracji biskupa poznańskiego w Mstowie.
    Wincenty jako biskup krakowski wspierał szczególnie zakony bożogrobowców (nadał dziesięciny ze wsi Świniarowo Kanonikom Bożego Grobu w Miechowie) i cystersów (klasztorowi w Sulejowie darował dwie wsie, opactwu w Pokrzywnicy darował wieś, a opactwu w Jędrzejowie nadał przywilej pobierania dziesięcin z trzech wsi). Wśród jego osiągnięć warto wymienić zreformowanie kapituł prowincjalnych, zlikwidowanie kolegiaty w Kijach (1213), oddanie kościoła oraz wsi Podłęże zreformowanej kolegiacie w Kielcach (1214), konsekrację bazyliki w Krakowie pod wezwaniem św. Floriana (1216) i wreszcie osobisty udział w uroczystej koronacji Kolomana Węgierskiego na króla Rusi Halickiej oraz w Soborze Laterańskim IV (1215), który miał charakter wybitnie reformistyczny. O soborze Wincenty zawiadomił swoje duchowieństwo i wiernych na synodzie w Sieradzu, gdzie przygotowano propozycje na sobór (1213). Na tym właśnie soborze wprowadzono obowiązek spowiedzi i Komunii wielkanocnej, obostrzono przepisy odnośnie małżeństwa, by nie dopuścić do konkubinatów, obostrzono przepisy dotyczące karności kościelnej, zwłaszcza celibatu duchownych, i ogłoszono nową krucjatę na rok 1217.
    Po powrocie do kraju Wincenty energicznie wprowadził w swojej diecezji uchwalone na soborze ustawy. Niewykluczone, że z polecenia księcia Leszka Białego pośredniczył także w wysłaniu na dwór węgierski księżniczki bł. Salomei. Wincenty ma także zasługę w podniesieniu poziomu szkoły katedralnej, którą kiedyś sam prowadził. Szerzył kult św. Floriana i św. Stanisława, biskupa. Cześć do Najświętszego Sakramentu miał podkreślić przez wprowadzenie tzw. wiecznej lampki przed tabernakulum.

    Błogosławiony Wincenty KadłubekPo dziesięciu latach pasterzowania diecezji krakowskiej, za pozwoleniem papieża Honoriusza III, w 1218 r. Wincenty zrzekł się urzędu. Czuł, że spełnił zadanie swojego życia i postanowił wstąpić do klasztoru. Wybrał sobie opactwo cystersów w Jędrzejowie, przy kościele, który sam konsekrował. Zgodnie z zasadą ascetyczną “Bogu wszystko – sobie nic” pozostawił swój majątek rodowy, bogactwo i splendor urzędu biskupiego, sławę, jaką cieszył się na dworze księcia krakowskiego i – jak podaje tradycja – boso i pieszo jako pokutnik udał się do klasztoru. Przyjął go opat Teodoryk (1206-1247), trzeci z kolei przełożony klasztoru. Opat z zakonnikami wyszli mu na spotkanie; miejscowi do dziś pokazują usypany na tym miejscu Kopiec Spotkania. Ówczesnym zwyczajem biskup rzucił się przed opatem i całym konwentem na twarz i prosił o przyjęcie. Wincenty przeżył tam ostatnich 5 lat swego życia. Mimo że liczył wtedy ok. 70 lat, jako zwyczajny mnich spełniał wszystkie obowiązki surowej reguły: wstawał o północy na dwugodzinne pacierze, uczestniczył siedem razy każdego dnia we wspólnych modlitwach, zachowywał posty. Zasadą cysterskich pokutników było skąpe pożywienie, zgrzebny strój i krótki sen.
    W wolnych chwilach kończył pisać Kronikę polską. Jako biskup krakowski napisał trzy pierwsze księgi. Teraz zamierzał dzieło dokończyć. Niestety napisał tylko część czwartą – śmierć zabrała go zbyt rychło i przerwała Kronikę w najciekawszym miejscu, kiedy zaczął pisać dzieje, których sam był świadkiem. Kronikę swoją zdołał doprowadzić zaledwie do roku 1202, to jest do końca księgi czwartej. Wincenty Kadłubek jest pierwszym historykiem polskim. Jego historia ma formę dialogu. Jest pisana pięknym językiem łacińskim. Zasługą Wincentego jest to, że zebrał w niej wszystkie podania i mity o początkach Polski. Dużo jest w niej poetyckiej fantazji, ale są także ważne ziarna tradycji.
    Wincenty zmarł w Jędrzejowie 8 marca 1223 r. i został pochowany w prezbiterium klasztornego kościoła, co może świadczyć o tym, że zmarł w opinii świętości. Publiczny kult biskupa-mnicha nie rozwinął się od razu. Klasztory cysterskie były wtedy szczelnie zamknięte, nawet ich wspaniałe świątynie służyły jedynie celom klasztornym. Nawiedzali grób Wincentego Konrad Mazowiecki, król Kazimierz Wielki, król Kazimierz Jagiellończyk wraz ze swoją matką królową Zofią i Jan Długosz, który w swoich Dziejach wydał mu najpiękniejsze świadectwo. Z lat 1583-1640 Szymon Starowolski na podstawie ksiąg klasztornych przytacza ponad 150 wypadków cudownych, przypisywanych Wincentemu. Wśród nich są nawet wskrzeszenia umarłych.
    26 kwietnia 1633 r. dokonano otwarcia grobu Wincentego. Ciało znaleziono prawie nienaruszone, co przyczyniło się do rozbudzenia jego czci. 19 sierpnia tegoż roku ciało umieszczono w mauzoleum, specjalnie dla tego celu zbudowanym. Odtąd kult Wincentego stał się bardzo żywy. Zaczęli napływać pielgrzymi, za zgodą biskupa krakowskiego odprawiano przed ołtarzem wzniesionym Msze wotywne ku czci Kadłubka, przed mauzoleum palono świece. W 1683 r. papież bł. Innocenty XI uznał ołtarz Wincentego za uprzywilejowany, tzn. obdarzony przywilejem odpustu. 13 listopada 1634 r. synod krajowy pod przewodnictwem prymasa Jana Wężyka wniósł do Stolicy Apostolskiej urzędową prośbę o kanonizację Wincentego Kadłubka (oraz Stanisława Kostki, Kingi, Władysława z Gielniowa, Jozafata Kuncewicza i Jana Kantego). W roku 1764 Kongregacja Obrzędów zatwierdziła kult, a papież Klemens XIII podpisał odpowiednią bullę, co równało się formalnej beatyfikacji. Wincenty jest patronem archidiecezji warmińskiej oraz diecezji kieleckiej i sandomierskiej.

    W ikonografii bł. Wincenty przedstawiany jest w stroju biskupim. Jego atrybutami są pastorał oraz infuła u stóp.
    Internetowa Liturgia Godzin.pl

    **************************************************************************************************************

    sobota – 10 października

    MSZA ŚWIĘTA w ciągu dnia

    Antyfona na wejście

    Panie, wszystko podlega Twej władzy i nikt nie może sprzeciwić się Twej woli. Ty bowiem stworzyłeś wszystko: niebo i ziemię, i cokolwiek istnieje w przestworzach niebios. Ty jesteś Panem wszechświata.

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże,
    Twoja hojność przewyższa zasługi i pragnienia modlących się do Ciebie; okaż nam swoje miłosierdzie, odpuść grzechy, które niepokoją nasze sumienia, i udziel nam również tego, o co nie ośmielamy się prosić.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Galatów – Ga 3,22-29

    Bracia: Pismo poddało wszystko pod władzę grzechu, aby obietnica dostała się na drodze wiary w Jezusa Chrystusa tym, którzy wierzą. Do czasu przyjścia wiary byliśmy poddani pod straż Prawa i trzymani w zamknięciu aż do objawienia się wiary. Tym sposobem Prawo stało się dla nas wychowawcą, który miał prowadzić ku Chrystusowi, abyśmy z wiary uzyskali usprawiedliwienie. Gdy jednak wiara nadeszła, już nie jesteśmy poddani wychowawcy. Wszyscy bowiem dzięki tej wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie.

    Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie. Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą dziedzicami.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 105

    R/ Pan Bóg pamięta o swoim przymierzu.

    Śpiewajcie i grajcie Mu psalmy,
    rozgłaszajcie wszystkie Jego cuda.
    Szczyćcie się Jego świętym imieniem,
    niech się weseli serce szukających Pana. R/

    Rozważajcie o Panu i Jego potędze,
    zawsze szukajcie Jego oblicza.
    Pamiętajcie o cudach, które On uczynił,
    o Jego znakach, o wyrokach ust Jego. R/

    Potomkowie Abrahama, słudzy Jego,
    synowie Jakuba, Jego wybrańcy.
    On, Pan, jest naszym Bogiem,
    Jego wyroki obejmują świat cały. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je wiernie. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 11,27-28

    Gdy Jezus mówił do tłumów, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś”. Lecz On rzekł: „Owszem, ale również błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, przyjmij Ofiarę
    przez Ciebie ustanowioną, i przez święte obrzędy,
    które odprawiamy jako Twoi słudzy,
    dopełnij w nas dzieła odkupienia i uświęcenia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Ponieważ jeden jest Chleb, przeto my wszyscy tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z jednego Chleba i pijemy z jednego Kielicha.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, spraw, aby udział
    w tym Sakramencie zaspokoił głód
    i pragnienie naszej duszy i przemienił nas
    w Chrystusa, którego przyjmujemy.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    ****************************************************************

    MSZA ŚW. wigilijna z XXVIII Niedzieli

    w kościele św. Piotra o godz. 18.00

    MSZA ŚWIĘTA
    fot.Shutterstock/Aleteia

    **************************************************************************************************************

    komentarz do LITURGII SŁOWA na XXVII NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ – 4.10.2020

    zdjęcie ze strony: Archidiecezja Łódzka

    ***

    Dlaczego ziemia stała się miejscem rodzącym osty i ciernie?

    Czy zdaję sobie sprawę, że skarga Boga wypowiedziana dziś w I Czytaniu ustami proroka Izajasza: „Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej, a nie uczyniłem w niej?” dotyczy także, a może szczególnie, mnie? Czy słyszę ten lament kogoś kto dał wszystko co można było dać i nic w zamian nie otrzymał poza ogromną niewdzięcznością?

    Żywo w pamięci przechowuję historię dwojga małżonków w bardzo podeszłym już wieku. W trakcie opowiadania często pojawiały się łzy na ich twarzach. Życie stało się dla nich bardzo samotne. Wychowali czworo dzieci a teraz zostali zupełnie zapomniani przez nich. Czują w sobie nie tyle gorycz ile poczucie zawiedzenia.

    – Zrobiliśmy wszystko co można było zrobić dla naszych dzieci. Nasza młodość przypadła na bardzo trudne czasy. Więc chcieliśmy, żeby naszym dzieciom zaoszczędzić takiego wzrastania, ale nie tak, by ich rozpieszczać. Kupiliśmy dość duży dom. Mąż pracował bardzo ciężko, bo trzeba było spłacać pożyczkę. To był trudny czas. Życie upływało w ustawicznej walce. Jednak naszym dzieciom nie brakowało niczego. Miały to co ich rówieśnicy.  

    Ileż nocy nie przespałam nie mogąc zmrużyć ani na chwile oczu z powodu moich skarbów. Często bowiem chorowały, ale Bogu dzięki, szczęśliwie wyrosły z tych wszystkich komplikacji.

    Chociaż widziałam jak sąsiedzi wychodzili w ciągu tygodnia kilka razy na jakieś wieczorne rozrywki, my nie mogliśmy sobie nigdy na to pozwolić. Byliśmy szczęśliwi jeżeli udało nam się wypożyczyć na tydzień domek kempingowy na plaży. Ale chętnie podejmowaliśmy te różne wyrzeczenia ze względu na nasze dzieci. Wysyłaliśmy je do możliwie najlepszych szkół nigdy nie żałując pieniędzy na książki ani na to co z nauką związane. Zawsze były dobrze ubrane. Uczyliśmy ich hierarchii wartości, którymi sami żyliśmy. Rodzinne życie było dla nas bardzo istotną sprawą. Przekazaliśmy im nasz dar wiary starając się być dobrym przykładem dla nich. Każdego wieczoru modliliśmy się wspólnie na różańcu. I proszę popatrzyć jaka wdzięczność. Co otrzymaliśmy w zamian od nich? Mówią, że dobry przykład zaciera się na dzieciach. I w naszym przypadku tak się stało. 

    Najstarszy Janek zrezygnował z uniwersytetu i poszedł w biznes. Bardzo ciężko pracował i mówią, że teraz powodzi mu się świetnie. Z tym, że pieniądze stały się dla niego bogiem. Owszem, na Boże Narodzenie posyła nam dwie butelki wina ze swojej firmy, ale my prawie nigdy go nie widzimy.

    Ania jest nauczycielką. Wyszła za mąż za kogoś bardzo dobrze sytuowanego. Nie widzą żadnego sensu, aby mieć dzieci. Ich też bardzo rzadko widzimy. Raczej otrzymujemy od nich pocztówki z różnych egzotycznych miejsc. 

    Piotruś wydawało się, że jest szczęśliwy w małżeństwie z trojką dzieci aż do momentu kiedy zostawił swoją żonę i poszedł, aby być z młodą dziewczyną. Od tego czasu nigdy się nie pokazał.

    I wreszcie nasz najmłodszy, Pawełek, jeszcze się nie ożenił. Wciąż podróżuje. Nie ma ochoty pracować, żeby osiąść na jednym miejscu. Ostatnio otrzymaliśmy wiadomość, że jest gdzieś w Australii.

    I tak jak wiemy, żadne z nich nie chodzi do kościoła. Co więcej mogliśmy dla nich zrobić? Czym zasłużyliśmy sobie, aby tak nas potraktowali?  

    Jest to skarga człowieczego serca, które tylko w pewnej mierze może być dobrą matką, dobrym ojcem. Bezsprzecznie rodzice należą do swoich dzieci. Ale równocześnie zajęci są tyloma innymi sprawami, jak pracą zawodową, małżeństwem, swoimi upodobaniami, czy swoim czasem, który przeznaczają na tyle innych spraw. Należą więc również do siebie. Jedynie Bóg jest naprawdę całkowicie Ojcem, dlatego ma Syna, który jest doskonałym Jego odbiciem. Tu widać ten ciąg dalszy minionej niedzieli, bo Jezus opowiada kolejną przypowieść o swoim Ojcu. A świat stale i wciąż od nowa bałamutnie głosi, że tu na ziemi można stworzyć raj. Czyż nie taki właśnie był Boży zamysł? To Bóg dał ziemię człowiekowi, która pierwotnie miała być miejscem szczęśliwym. Ale niestety człowiek zwątpił w Boże intencje, ponieważ uwierzył przewrotnemu diabłu. I ten pierwszy grzech człowieka pociągnął wszystkie następne. Ziemia stała się miejscem rodzącym osty i ciernie, w których uwikłany jest człowiek przeróżnymi zakłamaniami podsycanymi zawiścią i egoizmem.

    Ale Bóg nie rezygnuje. Nie zniechęca się. Robi wszystko, aby ukochanego człowieka, nawet za cenę swojego Syna, ocalić. Byleby tylko coś drnęło w ludzkim sercu.

    A co się dzieje wtedy kiedy to serce nie potrafi ani drgnąć? Dzisiejsza przypowieść ostrzega przed takim tragicznym finałem. „Koniec końców – mówi Lewis – odpowiedź tym wszystkim, którzy odrzucają naukę o piekle, stanowi pytanie: Co chcecie, aby Bóg uczynił? By zmazał ich przeszłe grzechy i dał im za wszelką cenę jeszcze jedną szansę, usuwając wszystkie trudności i udzielając wszelkiej cudownej pomocy? To właśnie uczynił na Kalwarii. By im przebaczył? Oni nie chcą przebaczenia. By ich zostawił w spokoju? Niestety: zdaje mi się, że Bóg ta właśnie czyni.”     

    Łaską jest móc zobaczyć jak winnicę mojego serca wciąż okopuje dobry Bóg, jak czyści ją z kamieni, jak po raz wtóry sadzi szlachetną winorośl, bo może tym razem wydam owoc. Bóg nie ze względu na siebie daje mi swoje przykazania i stawia wymagania, ale to jedynie dla mojego szczęścia. Żeby moje życie nie było jałowe, ale żeby owocowało aż do pełni życia.

    Panie, proszę Cię, daj mi tę łaskę.

    Ks. Marian SAC

    ***********************************************************

    I CZWARTEK MIESIĄCA

    MSZA ŚWIĘTA o godz. 20.30

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    Antyfona na wejście

    Bóg opiekował się Teresą i ją pouczał, strzegł jej jak źrenicy oka. Jak orzeł rozpostarł swe skrzydła, wziął ją i nosił na swoich ramionach. Pan sam był jej przewodnikiem.

    Kolekta

    Boże, Ty otwierasz bramy swojego Królestwa pokornym i małym, spraw, abyśmy z ufnością wstępowali w ślady świętej Teresy od Dzieciątka Jezus i za jej wstawiennictwem osiągnęli Twoją wieczną chwałę. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Hioba – Hi 19,21-27

    Hiob powiedział: „Zlitujcie się, przyjaciele moi, zlitujcie, bo ręka Boga mnie dotknęła. Czemu, jak Bóg, mnie ścigacie? Nie syci was wygląd ciała? Oby me słowa zostały spisane, oby w księdze utrwalone! Żelaznym rylcem i ołowiem na skale wyryte na wieki! Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje i jako ostatni stanie na ziemi. Potem me szczątki skórą przyodzieje, i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 27

    R/ W krainie życia ujrzę dobroć Boga.

    Usłysz, o Panie, kiedy głośno wołam,
    zmiłuj się nade mną i wysłuchaj mnie.
    O Tobie mówi moje serce:
    „Szukaj Jego oblicza”. R/

    Będę szukał oblicza Twego, Panie.
    Nie zakrywaj przede mną swojej twarzy,
    nie odtrącaj w gniewie Twojego sługi.
    Ty jesteś moją pomocą, więc mnie nie odrzucaj. R/

    Wierzę, że będę oglądał dobra Pana
    w krainie żyjących.
    Oczekuj Pana, bądź mężny,
    nabierz odwagi i oczekuj Pana. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 10,1-12

    Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: «Pokój temu domowi». Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają; bo zasługuje robotnik na swą zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: «Przybliżyło się do was królestwo Boże». Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: «Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże». Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, Ty ukazałeś swoją chwałę
    świętej Teresie, wysławiamy Ciebie i pokornie prosimy,
    abyś przyjął Ofiarę, którą Ci składamy, tak jak przyjąłeś jej pokorne życie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech Najświętszy Sakrament
    rozpali w nas miłość, która pobudziła świętą Teresę
    do oddania się Tobie, aby dla wszystkich
    wyprosić Twoje miłosierdzie. Przez Chrystusa,
    Pana naszego. Amen.

    ***

    po Mszy świętej – godzinna Adoracja przed Najświętszym Sakramentem w intencji kapłanów (21.00 – 22.00)

    Adoracja Najświętszego Sakramentu
    fot.Opoka.pl

    ***

    W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo

    Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.

    Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.

    W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.

    Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.

    W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu. 

    Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.

    Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest kapłaństwo. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.

    Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.

    ***

    Modlitwa św. Faustyny:

    O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.

    O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.

    ***

    Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:

    Boże miłosierny,
    daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!

    Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
    aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
    a żaden powołany nie został pominięty.

    Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
    jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!

    Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
    głoszą słowem, przykładem i życiem!

    Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
    oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
    i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.

    Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
    którego wylałeś na Apostołów!

    Amen.

    PROŚCIE PANA ŻNIWA…

    “Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.

    cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)

    **************************************

    I PIĄTEK MIESIĄCA

    przed Mszą świętą godzinna adoracja od godz. 18.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    fot. Adrianna Sierocińska/Tygodnik Niedziela

    ***

    Koła ratunkowe

    Koła ratunkowe
    Obietnice Pana Jezusa dane św. Małgorzacie Marii Alacoque fot.Henryk Przondziono/GOŚĆ NIEDZIELNY

    **

    Pierwszy piątek i sobota miesiąca. Czy możemy je traktować jak polisę ubezpieczeniową na wieczność?

    Wtym tygodniu przypadają pierwszy piątek i sobota miesiąca – słyszymy regularnie w kościołach. O popularnych nad Wisłą praktykach pierwszych piątków wiemy sporo. Tradycja ma już bowiem… 336 lat. To forma kultu Serca Jezusa objawiona św. Małgorzacie Marii Alacoque w 1673 r. Jezus obiecał tym, którzy odprawią nabożeństwo 9 pierwszych piątków, że nie umrą bez sakramentów świętych. Inną nieprawdopodobną odgórną „ofertę” usłyszała s. Faustyna. Dotyczyła ona Koronki do Bożego Miłosierdzia: „Kapłani będą ją podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby grzesznik był najzatwardzialszy, jeżeli tylko raz zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego”– zapewniał siostrę drugiego chóru sam Jezus.

    Tajemnica druga: serce w cierniach

    A pierwsze soboty? To nabożeństwa związane z objawieniami w Fatimie. Szukający zawsze drugiego dna i węszący we wszystkim sensację skupiliśmy się przede wszystkim na trzeciej tajemnicy. Napisano o niej grube opracowania, zanim jeszcze Watykan ujawnił 9 lat temu treść orędzia. O nabożeństwach pierwszych sobót, wspomnianych w drugiej tajemnicy, wiemy niewiele. Ostatnio zrobiło się o nich znów głośno. W tym roku ruszyła Wielka Nowenna Fatimska – międzynarodowa inicjatywa związana z przygotowaniami do 100. rocznicy objawień.

    13 maja 1917 roku w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria objawiła się Maryja. Pastuszkom, którzy nigdy nie wytknęli nosa poza zabitą dechami wioskę, oznajmiła słowa, które miały wstrząsnąć Kościołem. Rosja wrzała, przygotowując leninowską rewolucję, wokół wybuchały bomby I wojny światowej, a na krańcu Europy dzieci otrzymały przesłanie mające przesądzić o losach świata. Łucja miała 10 lat, Franciszek 9, Hiacynta jedynie 7. Maryja prosiła: „Uciekajcie się do mojego Niepokalanego Serca, pokutujcie w intencji nawrócenia grzeszników”.

    W czasie kolejnych objawień Maryja pokazała dzieciom swe Niepokalane Serce otoczone cierniami. Dzieci miały zobaczyć również piekło. Ta wizja bardzo je przeraziła. „Widziałyście piekło, do którego trafiają dusze biednych grzeszników. Aby ich zbawić, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczynią to, co wam powiem, wiele dusz się zbawi i zazna pokoju….” – zapowiedział Gość z nieba. Dodał też, że jeśli ludzkość nie opamięta się, „wybuchnie nowa, jeszcze gorsza wojna światowa, a Kościół zostanie prześladowany”. Maryja przyrzekła, że wróci, by prosić o wynagrodzenie w pierwsze soboty miesiąca.

    Hiacynta i Franciszek zmarli wkrótce po objawieniach. Tajemnice, które usłyszeli, zabrali z sobą do grobu. Łucja skrupulatnie notowała słowa Maryi: „Bóg chce wprowadzić na świecie cześć Mego Niepokalanego Serca. Tym, którzy przyjmą to nabożeństwo, obiecuję zbawienie. Dusze te będą przez Boga kochane jak kwiaty, postawione przeze Mnie dla ozdoby Jego tronu. Jeśli się zrobi, to co wam powiem, wielu zostanie uratowanych przed piekłem i nastanie pokój na świecie… Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał znieść wiele cierpień. Różne narody zginą. Na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.

    Co usłyszała portugalska nastolatka?


    Siedem lat po zakończeniu fatimskich objawień Maryja zezwoliła siostrze Łucji na ujawnienie treści drugiej tajemnicy. 10 grudnia 1925 r. w hiszpańskim Pontevedra Łucja usłyszała o pierwszych sobotach miesiąca. Miał to być praktyczny wymiar kultu Serca Maryi. „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć i przekaż wszystkim, że obiecuję przyjść na pomoc w godzinę śmierci z wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia tym, którzy przez 5 kolejnych miesięcy w pierwsze soboty: odprawią spowiedź, przyjmą Komunię św., odmówią Różaniec i przez 15 minut towarzyszyć Mi będą, rozmyślając o 15 tajemnicach Różańca w intencji zadośćuczynienia” – opowiadała Maryja.

    Gdy pięć lat później Łucja poproszona o wyjaśnienie, dlaczego trzeba praktykować akurat pięć sobót, wyjaśniała, że ukazał jej się sam Jezus, tłumacząc: „Powód jest prosty: jest 5 rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi: bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu; przeciwko Jej Dziewictwu; przeciwko Boskiemu Macierzyństwu, gdy jednocześnie nie chce się uznać Jej za Matkę ludzi; starania ludzi, którzy usiłują publicznie wpajać w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet odrazę wobec Niepokalanej Matki; bezpośrednie znieważanie Maryi w Jej świętych wizerunkach. Oto moja córko powody, dla których Niepokalane Serce Maryi nakazuje Mi żądać tego małego zadośćuczynienia. To zadośćuczynienie poruszy Moje Miłosierdzie i wybaczę temu, kto miał nieszczęście Ją znieważyć”.

    Zaliczyłem!


    Po zamachu na swoje życie Jan Paweł II zapoznał się z dokumentacją objawień. Stał się apostołem orędzia z Fatimy, bo jak podkreślał, swe ocalenie wiązał z objawieniami Maryi w portugalskiej wiosce. 13 maja 2000 roku spotkał się na rozmowie w cztery oczy z s. Łucją. Sam praktykował nabożeństwo pierwszych sobót. Bardzo wymowny był dzień jego śmierci. Zmarł w pierwszą sobotę miesiąca, w wigilię uroczystości Bożego Miłosierdzia. Wyrachowani do bólu, czynimy z fatimskiego przesłania teologię bankomatu. Obietnice traktujemy jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej. Bóg rzuca nam koła ratunkowe, a my przerabiamy je na walutę. Wrzucamy je do bankomatu i z uśmiechem sprawdzamy stan konta. No, nie jest najgorzej: troszkę już się uzbierało.

    O takiej mentalności znakomicie opowiada jezuita o. Wojciech Ziółek: – Z wymyślonym przez nas Bogiem jest bardzo wygodnie żyć. Wystarczy się rozliczyć jak z fiskusem. Płacę i wymagam. Jaka praca, taka płaca. Traktujemy modlitwę jak kartę kredytową: wkładam i wypłacam. Wystarczy wstukać PIN: ko-ron-ka albo ró-ża-niec i gotowe. Troszkę wprawdzie trzeba pocierpieć, ale generalnie się opłaca. Nie musimy wpadać w ręce Boga żywego”. Tymczasem sama s. Łucja wyraźnie przestrzegała, że w praktyce pięciu sobót należy podkreślić intencję wynagrodzenia za grzeszników, a nie asekurację na godzinę śmierci.

    Inne zagrożenie? Praktyka pierwszych piątków czy sobót bardzo łatwo może zamienić się w magiczne rytuały. „Uzbierałem już osiem pierwszych piątków ale, niestety, w ostatnim miesiącu nie mogłem dojść do kościoła. I co? Wszystko na nic?”. Przypomina mi to historię naszego fotoreportera, który spacerował po meczecie w Damaszku. Kilka razy przechodził między modlącymi się muzułmanami a torbami, które kładli przed sobą na podłodze. Za każdym razem reagowali zniecierpliwionym fuknięciem. W końcu, gdy nasz fotograf przeparadował między jednym z rozmodlonych facetów a jego torbą, ten zniecierpliwiony przeniósł się na inne miejsce. Okazało się, że gdy ktoś zakłóci muzułmanom przestrzeń modlitwy, którą sobie stworzą, muszą zaczynać wszystkie modlitwy od początku. Z praktyki „kolekcjonowania” piątków i sobót może wyłonić się nieprawdziwy obraz Boga – buchaltera z kalkulatorem w dłoni, który z satysfakcją zaznacza parafkę w kolejnych rubrykach. – Skupiamy się na gadżetach, a zapominamy o istocie – wyjaśnia w wywiadzie ks. dr Grzegorz Strzelczyk. W 1943 roku ukryta w lasach Beskidu mistyczka Kunegunda Siwiec usłyszała od Maryi: „Twoje serce jest małym niebem dla mojego syna. Odpoczywa w Nim. Pocieszaj Go”. Dwadzieścia lat wcześniej portugalska dziewczyna Łucja dos Santos usłyszała: „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć”. To istota objawień.

    Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 46/09

    **********

    Cześć należna Chrystusowi Eucharystycznemu. O niej przypominał Anioł w Fatimie


    Cześć należna Chrystusowi Eucharystycznemu. O niej przypominał Anioł w Fatimiefot. PCh24.pl


    Nasz Pan, Jezus Chrystus, jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Poprzez Eucharystię uczestniczymy w Ofierze Krzyża, przyjmujemy Komunię świętą przyjmujemy samego Chrystusa, to Chrystus jednoczy nas w tym sakramencie, udziela łask, gładzi grzechy i ofiarowuje nam zadatek przyszłego życia w Niebie. Stąd też musimy zawsze pamiętać o tym, by przystępować do tego Przenajświętszego Sakramentu tak często, jak to tylko możliwe, przyjmując do swej duszy Zbawiciela w sposób godny – tak wewnętrznie, jak i zewnętrznie.

    Pan Jezus pozostawił nam jasną naukę: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata (J 6, 51). Jak tłumaczył święty Augustyn, nie musimy szukać drogi prowadzącej do Boga, objawił nam ją Zbawiciel. Chrystus jest drogą, światłem i życiem, chcąc mieć udział w Jego życiu, musimy także przyjmować „chleb żywy, który zstąpił z Nieba”, karmić się Eucharystią. W tym sakramencie spotykamy naszego Zbawiciela, realnie, choć pod postacią chleba, Chrystus jest ukryty w każdej, nawet najmniejszej, cząstce konsekrowanej Hostii.

    Apostołowie pouczali już pierwsze wspólnoty chrześcijan o tym, jak wielki jest to Sakrament i z jak wielką starannością należy do niego przystępować. Święty Paweł podkreślał, że ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też umarło. Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni (1 Kor 11, 26-31). „Konstytucje Apostolskie”, anonimowy pomnik literatury chrześcijańskiej z IV wieku, zawierał następujące pouczenie: „Przyjąwszy kosztowne Ciało i drogą Krew Chrystusa, składajmy dzięki Temu, który uczynił nas godnymi uczestnictwa Jego świętych tajemnic i prośmy, aby nam nie były na sąd i potępienie, ale ku zbawieniu na pożytek duszy i ciała, na ochronę pobożności, na odpuszczenie grzechów i żywot wieczny. Powstańmy w łasce Chrystusa; sami ofiarujmy się Bogu, jedynemu Bogu niezrodzonemu i Jego Chrystusowi”.

    Wiara Kościoła jest niezmienna, w Eucharystii obecny jest sam Chrystus, źródło naszej nadziei i życia, dlatego też przyjmowanie Go wymaga odpowiedniego przygotowania, odpowiedniej czci i dziękczynnej modlitwy. Przygotowanie to posiada charakter duchowy, wymaga znajdowania się duszy w stanie łaski uświęcającej, intencji godnego przyjęcia Pana, jak i fizyczny: dotyczy to tak zachowania odpowiedniego postu eucharystycznego, jak i postawy, zachowania względem sakramentu. Dziś znajdujemy się jednak w sytuacji pozbawionej precedensu, cześć wobec Najświętszego Sakramentu jest pomniejszana, w wielu miejscach świata Bóg obecny pod postacią chleba jest udzielany wiernym, którzy nie są do tego właściwie przygotowani, a na dodatek w sposób pozbawiony właściwej czci wobec Przenajświętszych Postaci. Udzielanie Komunii Świętej do rąk wiernych – będące jeszcze kilka dekad temu nadużyciem, a następnie praktyką dopuszczaną ze względu na brak możliwości jej wyeliminowania – stało się dziś nową „normą”, gwałcącą tak prawa i tradycje Kościoła, jak i sumienia wiernych oraz kapłanów. Wystarczy zadać sobie jedno pytanie: czy można w sposób właściwy i godny przyjmować Pana ukrytego w Eucharystii, okazując równocześnie lekceważenie postaciom sakramentalnym? Albo przyjmując je w sposób, który nie chroni ich przed profanacją?

    Pewną wskazówkę ofiarowują nam objawienia w Fatimie. Pastuszkowie zostali wprost poproszeni przez Anioła o wynagradzanie zniewag i „pocieszanie” Pana, spotykającego się z niewdzięcznością ludzi: Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której pływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę„Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię z czcią najgłębszą. Ofiaruje Ci przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników”. Następnie podnosząc się z klęczek wziął znowu w rękę kielich i Hostie. Hostie podał mnie, a zawartość kielicha podał Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia mówiąc równocześnie: „Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga!” (Wspomnienia s. Łucji z Fatimy, T.1, Secretariado dos Pastorinhos, Fatima, s. 177).

    fot.PCh24.pl

    **

    Wskutek zagrożenia epidemicznego praktyka udzielania Komunii Świętej na rękę została upowszechniona także i w Polsce, co więcej, w wielu miejscach bywała przedstawiana jako odpowiadająca woli Kościoła, bo bardziej „odpowiedzialna” metoda przyjmowania Ciała Pańskiego. To nieprawda. Jak się dziś dowiadujemy, lekarze podkreślają, że przyjmowanie Komunii do dłoni nie stanowi „bezpieczniejszej” metody przyjmowania Komunii, jest wprost przeciwnie. Co więcej, taka forma komunikowania sprzyja niewłaściwemu traktowaniu Eucharystii. Kapłan udzielając Komunii w sposób tradycyjny, zachowuje troskę o partykuły eucharystyczne, małe drobinki konsekrowanego chleba, w których także obecny jest sam Chrystus. Przyjmując Komunie do rąk, drobinki te pozostają na dłoniach wiernych, ich los może być różny. To przeczy właściwej czci wobec Sakramentu. Zresztą, jak Stolica Apostolska dopuszczając w przeszłości taki sposób udzielania Komunii Świętej w pewnych miejscach – w których nadużycie to zapuściło już korzenie – z naciskiem podkreślała, że nie może to prowadzić do spadku wiary w realną obecność Pana, ani też sprzyjać profanacją. Dziś wiemy, że niestety stało się inaczej…

    W tej sytuacji Stowarzyszenie im. Księdza Piotra Skargi przygotowało specjalną broszurę, poświęconą właściwej czci wobec Najświętszego Sakramentu. Jak w niej czytamy, kiedy Komunia święta jest udzielana do rąk, „Ciało Pana Jezusa kładzione jest przez szafarza na lewej dłoni, po czym wierny palcami prawej podnosi Je do ust. Zarówno na dłoni, jak i na palcach mogą pozostać drobne okruszki Hostii. Biskup Juan Rodolfo Laise OFMCap w książce pt. Komunia św. na rękę? twierdził nawet, że w tym przypadku potrzebny byłby cud, żeby przy każdej Komunii jakaś cząstka nie upadła na ziemię lub nie została na dłoni wiernego”. Nie stanowi to więc kwestii drugorzędnej… Co więcej, sposób, w jaki przystępujemy do Ołtarza Pańskiego, wyraża naszą wiarę, postawę wobec samego Pana Jezusa.

    Dzięki broszurze „W tej Hostyi jest Bóg żywy” dowiesz się więcej o wierze i tradycji Kościoła, wprowadzeniu nadużycia polegającego na udzielaniu Komunii świętej na rękę i jego konsekwencjach, poznasz autentyczne stanowisko Kościoła w tej sprawie – stanowisko, o którym dziś wielu nie chce pamiętać ani przywiązywać do niego wagi… Poznasz również historię ostatnich cudów eucharystycznych i płynącą z nich naukę.

    Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebna jest pokuta, ofiara i modlitwa wynagradzająca za grzechy, których doświadcza Chrystus ukryty pod postacią chleba i wina. W ciągu ostatnich miesięcy apelował o to biskup Athanasius Schneider z Kazachstanu. Co możesz zrobić? Wejdź na stronę www.cialochrystusa.com i zamów broszurę poświęconą czci należnej Eucharystii. Pamiętaj o właściwym przyjmowaniu Ciała Pańskiego i modlitwie wynagradzającej!

    PCh24.pl/mat

    *****

    3.10.2020

    I SOBOTA MIESIĄCA

    MSZA ŚW. w kościele św. Piotra o godz. 18.00

    po Mszy św. nabożeństwo pierwszej soboty miesiąca wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa skierowane przeciwko Najświętszej Maryi Pannie

    Warszawa, Kraków: modlitwa wynagradzająca – katolicka odpowiedź na „tęczową” profanacjęźródło: pixabay.com/PCh.pl

    *****

    Dziś nie będzie transmisji z Nabożeństwa Pierwszej Październikowej Soboty Miesiąca z kościoła św. Piotra, dlatego proponuję połączyć się z Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach:

    program transmisji:

    godz. 18.10 – program słowno-muzyczny

    godz. 18.30 – modlitwa różańcowa

    godz. 19.05 – 15-minutowa medytacja

    godz. 19.20 – Msza św. z homilią  

    Transmisja ON LINE na kanale YouTube 

     – Czy pamiętasz warunki nabożeństwa wynagradzającego, o które prosi Matka Boża?

    Pragnąc uczynić zadość prośbie Matki Bożej należy:
    1. przystąpienie do spowiedzi św. i przyjęcie komunii św.,
    2. odmówienie jednej części różańca,
    3. odprawienie piętnastominutowej medytacji,
    4. a wszystkie warunki odprawiamy w intencji wynagradzającej Niepokalanemu Sercu Maryi.
    Siostra Łucja przypomina, iż wskazana intencja wynagradzająca jest najistotniejszym warunkiem nabożeństwa.

    Ikona Matka Boża Fatimska
    malował: Krzyh Leniec/pracownia IKONOPISARSKA/Słowikon

    Ikona Matka Boża Fatimska napisana ręcznie. Wykonana według tradycyjnej technologii, na desce lipowej ze szpongami (15 x 15 cm), na gruncie kredowo – klejowym, malowana techniką tempery jajowej. Tło pokryte szlagmetalem (imitacja złota), złote ornamenty na nimbie i szacie wykonane złotem 22 ct.
    Ikona przedstawia wizerunek Matki Bożej Fatimskiej w ujęciu popiersia. Pierwowzór takiej ikony został namalowany współcześnie, przez prawosławnego ikonografa w Petersburgu na pocz. XXIw. Wizerunek ten nawiązuje do tradycyjnych przedstawień Maryi w ikonach chrześcijańskiego Wschodu. Biel szaty symbolizuje światło, jakie prześwietlało postać Maryi podczas objawień w Fatimie oraz jej chwałę. Złoto w ikonie jest symbolem świętości, transcendencji. Grecki monogram umieszczony w tle oznacza „Matka Boga”.

    FatimaSanktuarium Fatimskie

    Treść objawień Matki Bożej w Fatimie w 1917 r.

    na podstawie Wspomnień Siostry Łucji

    tekst zatwierdzony przez Biskupa diecezji Leiria

    Fatima, grudzień 2002

    13 października 1917 – szóste objawienie się Matki Bożej

    13 października 1917. Wyszliśmy z domu bardzo wcześnie, bo liczyliśmy się z opóźnieniem w drodze. Ludzie przyszli masami. Deszcz padał ulewny. Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć. Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie pokornej i błagalnej.
    Gdyśmy przybyli do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
    – „Czego Pani sobie ode mnie życzy?”
    – „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu”.
    – „Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy: czy zechciałaby Pani uzdrowić kilku chorych i nawrócić kilku grzeszników i wiele więcej”.
    – „Jednych tak, innych nie. Muszą się poprawić i niech proszą o przebaczenie swoich grzechów”.

    I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:
    – „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony”.

    Znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. Oto, Ekscelencjo, powód dlaczego zawołałam, aby ludzie spojrzeli na słońce. Zamiarem moim nie było zwrócenie uwagi ludzi w tym kierunku, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności. Zrobiłam to jedynie pod wpływem impulsu wewnętrznego, który mnie do tego zmusił.

    Kiedy Nasza Pani znikła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża.

    Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna.
    Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską.


    Uwagi końcowe

    Oto, Ekscelencjo, historia objawień Matki Boskiej w Cova da Iria w 1917 roku.
    Zawsze, gdy z jakiegoś powodu musiałam mówić o nich, starałam się uczynić to jak najzwięźlej z pominięciem intymnych spraw osobistych, bo by mnie to bardzo wiele kosztowało. Ale ponieważ są one Boże, a nie moje, i ponieważ Bóg teraz Waszą Ekscelencję o nie pyta, oddaję je niniejszym. Świadomie nie zatrzymuję niczego, co do mnie nie należy. Wydaje mi się, że brak tylko kilku małych szczegółów odnoszących się do próśb, które przedstawiłam. Ponieważ były to sprawy bardziej materialne, nie miały dla mnie specjalnego znaczenia i być może nie utkwiły mi tak żywo w pamięci. A poza tym było ich tak wiele! Miałam i z tym tyle roboty, aby sobie przypomnieć niezliczone łaski, o które miałam Matkę Bożą prosić, że może tu i tam wślizgnęła się jakaś pomyłka, kiedy np. powiedziałam, że wojna skończy się w tym samym dniu, tj. 13 (Prawdę mówiąc, Łucja nie powiedziała wprost że wojna skończy się w tym samym dniu. Nakłoniona została do tego przez wiele naglących pytań, które jej stawiano).
    Wiele ludzi było zdumionych pamięcią, którą Bóg mi raczył dać. Dzięki nieskończonej dobroci Bożej jest to pod każdym względem naprawdę wielki dar. Jednak w nadprzyrodzonych sprawach nie trzeba się dziwić, że tak głęboko odciskają się w pamięci, że po prostu nie można ich zapomnieć. W każdym razie sensu spraw, które one oznaczają, nigdy się nie zapomina, jeżeli Bóg sam nie sprawi, że się je zapomni.

    *************************************************

    MSZA ŚWIĘTA

    Antyfona na wejście

    Wszystko, co na nas dopuściłeś, Panie, spotkało nas według sprawiedliwego wyroku, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie i nie strzegliśmy Twoich przykazań. Lecz zechciej wsławiać swe imię i postąp z nami według wielkiego miłosierdzia swego.

    Kolekta

    Boże, Ty przez przebaczenie i litość najpełniej okazujesz swoją wszechmoc, udzielaj nam nieustannie swojej łaski, abyśmy dążąc do obiecanego nam nieba,
    stali się uczestnikami szczęścia wiecznego.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Hioba – Hi 42,1-3.5-6.12-17

    Hiob odpowiedział Panu: „Wiem, że Ty wszystko możesz, co zamyślasz, potrafisz uczynić. Kto przysłoni plan nierozumnie? O rzeczach wzniosłych mówiłem. To zbyt cudowne. Ja nie rozumiem. Dotąd Cię znałem ze słyszenia, teraz ujrzało Cię moje oko, dlatego odwołuję, co powiedziałem, kajam się w prochu i w popiele”. Potem Pan błogosławił Hiobowi, tak że miał czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów, tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic. Miał jeszcze siedmiu synów i trzy córki. Pierwszą nazwał Gołębicą, drugą – Kasją, a trzecią – Rogiem-z-kremem-do-powiek. Nie było w całym kraju kobiet tak pięknych jak córki Hioba. Dał im też ojciec dziedzictwo między braćmi. I żył jeszcze Hiob sto czterdzieści lat, i widział swych synów i wnuków – cztery pokolenia. Umarł Hiob stary i w pełni dni.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 119

    R/ Okaż swym sługom pogodne oblicze.

    Naucz mnie trafnego sądu i umiejętności,
    bo ufam Twoim przykazaniom.
    Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś,
    bym się nauczył Twych ustaw. R/

    Wiem, Panie, że sprawiedliwe są Twoje wyroki,
    że dotknąłeś mnie słusznie.
    Wszystko trwa do dzisiaj według Twoich wyroków
    bo wszelkie rzeczy Ci służą. R/

    Jestem Twoim sługą, daj, abym zrozumiał
    i poznał Twoje napomnienia.
    Poznanie Twoich słów oświeca
    i naucza niedoświadczonych. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 10,17-24

    Wróciło siedemdziesięciu dwóch, z radością mówiąc: „Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają”. Wtedy rzekł do nich: „Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.

    W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.

    Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Miłosierny Boże, przyjmij z upodobaniem naszą Ofiarę i spraw, aby przez nią otwarło się dla nas źródło wszelkiego błogosławieństwa. Przez Chrystusa,
    Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Pomnij, Panie, na słowo wyrzeczone do swojego sługi, przez które dałeś mi nadzieję, w moim utrapieniu jest mi ono pociechą.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, niech Najświętszy Sakrament odnowi nasze dusze i ciała, abyśmy przez uczestnictwo w Ofierze upamiętniającej śmierć Chrystusa
    mogli się stać współdziedzicami Jego chwały.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

     

    *********************************************************

  • miesiąc wrzesień 2020

    20131001_124232.jpg
    Chrystus podwyższony pomiędzy niebem a ziemią w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego
    (Polska Misja Katolicka w Szkocji)

    **

    W sierpniu w różańcowej modlitwie dziękowaliśmy za dwa cudowne dary Nieba otrzymane 100 lat temu. Ale niestety wdzięczność Narodu Polskiego okazała się mizerna skoro po 19 latach przyszedł pamiętny wrzesień związany i z dniem pierwszym i z dniem siedemnastym.

    Nawet Powstanie Warszawskie budzące podziw dla ludzkiego heroizmu niewiele miało wspólnego z modlitewnym szturmem w pokutnym błaganiu Nieba o Bożą moc z roku 1920.

    BENEDYKTYNKI SAKRAMENTKI, POWSTANIE WARSZAWSKIE
    Wikipedia | Domena publiczna

    **

    Polskę szczególnie umiłowałem…

    Polskę szczególnie umiłowałem...fot. Łukasz Korzeniowski/TK

    **

    Dzienniczku znajdują się zdumiewające słowa, które św. Siostra Faustyna usłyszała podczas modlitwy z ust Pan Jezusa: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje. (Dz. 1732)

    Można przypuszczać, że iskrą tą jest misja naszej bohaterki, związana z głoszeniem orędzia Bożego Miłosierdzia. Zbawiciel bowiem wielokrotnie mówił św. Faustynie o czasie miłosierdzia, mającym poprzedzić czas sprawiedliwości, który nadejdzie wraz z ostatecznym przyjściem Pana. Czy jednak – nawiązując do pierwszej części zacytowanego fragmentu – Polska jest posłuszna Bożej woli? Już przed prawie pięcioma wiekami wielki kaznodzieja ks. Piotr Skarga gromił nasze wady narodowe, prywatę, religijną oziębłość, niesprawiedliwe prawa.

    Także w czasach św. Faustyny zaraza zła i przyzwolenia nań zalewała nasz kraj. A cóż powiedzieć o Polsce współczesnej – kraju, w którym liczba katolików topnieje, społeczeństwo staje się coraz bardziej oziębłe religijnie, a przez to podatne na wpływy przeróżnych antychrześcijańskich „trendów i mód”, moralność tradycyjna jest ośmieszana, a „poważni politycy” wydają się rzecznikami społecznych patologii.

    Biorąc to wszystko pod uwagę oraz narastającą agresję względem Krzyża Chrystusowego, Matki Najświętszej, Kościoła i Jego nauki, trudno udzielić twierdzącej odpowiedzi na pytanie o posłuszeństwo naszego kraju względem woli Bożej. I to nawet wtedy, gdy – dla równowagi – weźmiemy pod uwagę wiele dobrych inicjatyw i ciągle jeszcze katolicką mentalność naszego narodu.

    Kara za nieposłuszeństwo woli Bożej

    Dzienniczku św. Siostry Faustyny pojawia się kwestia kary za grzechy, jaka miała spaść na mieszkańców polskiego miasta. Ostatecznie jednak dzięki ofiarom i modlitwom zostało ono ocalone. Pozostaje sprawą otwartą, o jakie miasto chodziło. A tak pisała o tym św. Faustyna: Pewnego dnia powiedział mi Jezus, że spuści karę na jedno miasto, które jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej. Kara ta miała być [taka], jaką Bóg ukarał Sodomę i Gomorę. Widziałam wielkie zagniewanie Boże i dreszcz napełnił, przeszył mi serce. Milczeniem modliłam się. – Po chwili powiedział mi Jezus: Dziecię Moje, łącz się ściśle w czasie ofiary ze Mną i ofiaruj Ojcu niebieskiemu krew i rany Moje na przebłaganie za grzechy miasta tego. Powtarzaj to bez przestanku przez całą Mszę Świętą. Czyń to przez siedem dni. Siódmego dnia ujrzałam Jezusa w obłoku jasnym i zaczęłam prosić, ażeby Jezus spojrzał na miasto i na kraj nasz cały. Jezus spojrzał się łaskawie. Kiedy spostrzegłam życzliwość Jezusa, zaczęłam Go błagać o błogosławieństwo. – Wtem rzekł Jezus: Dla ciebie błogosławię krajowi całemu. I uczynił duży znak krzyża ręką nad Ojczyzną naszą. Radość wielka napełniła duszę moją, widząc dobroć Boga. (Dz. 39)

    Czytając dalej zapiski Apostołki Bożego Miłosierdzia, dowiadujemy się, że kara miała spotkać nie tylko miasto, ale cały kraj. Wytrwała i gorąca modlitwa jest jednak w stanie uśmierzyć Boży gniew: Widziałam gniew Boży ciążący nad Polską. I teraz widzę, że jeśliby Bóg dotknął kraj nasz największymi karami, to byłoby to jeszcze Jego wielkie miłosierdzie, bo by nas mógł ukarać wiecznym zniszczeniem za tak wielkie występki. Struchlałam cała, jak mi Pan choć trochę uchylił zasłony. Teraz widzę wyraźnie, że dusze wybrane podtrzymują w istnieniu świat, aby się dopełniła miara. (Dz. 1533) Dziś powiedział mi Pan: „Idź do Przełożonej i powiedz, że życzę sobie, żeby wszystkie siostry i dzieci odmówiły tę Koronkę, której cię nauczyłem. Odmawiać mają przez dziewięć dni i w kaplicy, w celu przebłagania Ojca Mojego i uproszenia miłosierdzia Bożego dla Polski”. (Dz. 714) 22 VIII [1937]. Dziś rano przyszła do mnie dziewica – św. Barbara i poleciła mi, abym przez dziewięć dni ofiarowała Komunię Świętą za kraj swój. „A tym uśmierzysz zagniewanie Boże”. (Dz. 1251)

    Maryja naszą tarczą

    Matka Najświętsza odbiera cześć jako Królowa Polski. Od 1 kwietnia 1656 roku, kiedy król Jan Kazimierz w katedrze lwowskiej ślubował: Ciebie za patronkę moją i za królowę państw moich dzisiaj obieram, minęły prawie cztery stulecia. Zmienił się świat, zmieniła się Polska, ale Maryja niezmiennie pozostaje naszą słodką Monarchinią. O ile my możemy wstydzić się swoich niewierności względem Matki Bożej, to Ona nas nie zawodzi.

    Przychodzi nam z pomocą w najgorszych momentach – była z nami podczas zaborów, podczas okupacji hitlerowskiej i trwającej ponad 40 lat komunistycznej nocy. Możemy być pewni, że będzie naszą tarczą także podczas inwazji nowego, bezbożnego barbarzyństwa, które nadciąga nad Polskę.

    O wielkiej roli Maryi, która broni swego Królestwa, ale też nieustannie żąda naszej modlitwy i ofiar za naszą Ojczyznę, wspominała również św. Siostra Faustyna: Wrzesień. Pierwszy piątek. Wieczorem ujrzałam Matkę Bożą, z obnażoną piersią i zatkniętym mieczem, rzewnymi łzami płaczącą, i zasłaniała nas przed straszną karą Bożą. Bóg chce nas dotknąć straszną karą, ale nie może, bo nas zasłania Matka Boża. Lęk straszny przeszedł przez moją duszę, modlę się nieustannie za Polskę, drogą mi Polskę, która jest tak mało wdzięczna Matce Bożej. Gdyby nie Matka Boża, na mało by się przydały nasze zabiegi. Pomnożyłam swoje wysiłki modlitw i ofiar za drogą Ojczyznę, ale widzę, ze jestem kroplą wobec fali zła. (Dz. 686)

    Nowennę tę miałam odprawić w intencji Ojczyzny. W siódmym dniu nowenny ujrzałam Matkę Bożą pomiędzy niebem a ziemią, w szacie jasnej, modliła się z rękami złożonymi na piersiach, wpatrzona w niebo, a z Serca Jej wychodziły ogniste promienie i jedne szły do nieba, a drugie okrywały naszą ziemię. (Dz. 33)

    1934 rok. W dzień Wniebowzięcia (…) ujrzałam Matkę Bożą w niewypowiedzianej piękności – i rzekła do mnie: Córko moja, żądam od ciebie modlitwy, modlitwy i jeszcze raz modlitwy za świat, a szczególnie za Ojczyznę swoją. Przez dziewięć dni przyjmij Komunię Świętą wynagradzającą, łącz się ściśle z ofiarą Mszy Świętej. Przez te dziewięć dni staniesz przed Bogiem jako ofiara, wszędzie, zawsze, w każdym miejscu i czasie – czy w dzień, czy w nocy, ilekroć się przebudzisz, módl się duchem. Duchem zawsze trwać na modlitwie można. (Dz. 325)

    Dzień odnowienia ślubów. W początku Mszy św. widziałam Jezusa tak jak zwykle, Który błogosławił nam i wszedł do Tabernakulum. Wtem ujrzałam Matkę Bożą w szacie białej, w niebieskim płaszczu, z odkrytą głową, Która się zbliżyła od ołtarza do mnie i dotknęła mnie swymi dłońmi i okryła swym płaszczem i rzekła mi: „Ofiaruj te śluby za Polskę. Módl się za nią”. (Dz. 468)

    Głęboka miłość do Ojczyzny

    Wyznacznikiem życia św. Faustyny była miłość. Co oczywiste – przede wszystkim miłość do Boga, do Matki Najświętszej, do Kościoła, do bliźnich… Nie możemy zapomnieć także o innej wielkiej miłości naszej świętej bohaterki. Mianowicie wielkiej miłości do Ojczyzny, którą przecież także Boski Zbawiciel szczególnie umiłował.

    Głęboki patriotyzm św. Siostry Faustyny nie opierał się na jakimś tkliwym uczuciu, lecz na prawdziwej miłości, świadomej błędów i zła, które trawią nasz kraj. Za taką Polskę pokorna zakonnica żarliwie się modliła i ofiarowywała cierpienia. W Dzienniczku znajdziemy wiele fragmentów o tym świadczących: Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała, ile ofiar i modłów za ciebie do Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę Bogu, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna. (Dz. 1038) Często się modlę za Polskę, ale widzę wielkie zagniewanie Boże na nią, iż jest niewdzięczna. Całą duszę wytężam, aby ją bronić. Nieustannie przypominam Bogu Jego obietnice miłosierdzia. Kiedy widzę Jego zagniewanie, rzucam się z ufnością w przepaść Miłosierdzia i w nim zanurzam całą Polskę, a wtenczas nie może użyć swej sprawiedliwości. Ojczyzno moja, ile ty mnie kosztujesz, nie ma dnia, w którym bym się nie modliła za ciebie. (Dz. 1188) W pewnej chwili, kiedy się odprawiła adoracja za naszą Ojczyznę, ból mi ścisnął duszę i zaczęłam się modlić w następujący sposób: Jezu najmiłosierniejszy, proszę Cię przez przyczynę świętych Twoich, a szczególnie przez przyczynę Matki Twojej najmilszej, która Cię wychowała z dziecięctwa, błagam Cię, błogosław Ojczyźnie mojej. Jezu, nie patrz na grzechy nasze, ale spójrz się na łzy dzieci małych, na głód i zimno, jakie cierpią. Jezu, dla tych niewiniątek, udziel mi łaski, o którą Cię proszę dla Ojczyzny mojej. W tej chwili ujrzałam Pana Jezusa, który miał oczy zaszłe łzami – i rzekł do mnie: „Widzisz, córko Moja, jak bardzo Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat”. (Dz. 286)

    z książki: “Świadectwo Bożego Miłosierdzia”, red. Bogusław Bajor, Michał Wikieł, Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. ks. Piotra Skargi, Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu,  Sandomierz 2013 /PCh.pl

    ************************************************************************

    … “Od dnia 1 września 1939 roku … dla każdego Polaka, gdziekolwiek by się znajdował, wrzesień jest miesiącem klęski.
    … Wrzesień…
    Przez wyzłocony słońcem krajobraz tysiące zbiegów wędruje na wschód dziwacznymi taborami, gdzie chłopskie konie ciągną auta bez paliwa, wozy zaprzężone w krowy pośród morza pieszych. Wędrują, mijając po drodze żałosne szczątki zdruzgotanej państwowości polskiej w postaci uciekającej policji lub straży ogniowych. Wędrują ludzie obłąkani z rozpaczy, ludzie skowyczący z bólu jak zwierzęta, ludzie padający na szosie zamienionej w krwawe pobojowisko przez nurkujące nisko samoloty nieprzyjaciela.
    Wędrują dzieci płaczące, gdyż zgubiły w zamieszaniu rodziców, rodzice odchodzący od zmysłów, gdyż zgubili dzieci, żołnierze bez broni, bez oddziałów. Pożary na prawo, pożary na lewo, łuny na wprost, zatarasowane drogi, a ponad wszystko, silniejsze niż ból i trwoga, poczucie, że Polska zginęła…
    …Wrześniu, kto ciebie widział w owym kraju…
    Tysiące oszalałych ludzi wędruje na wschód, tysiące wraca na zachód. Świat się kończy, zapada, gdy cofają się nazad w ręce tego samego nieprzyjaciela , przed którym pierzchli. Zdarzało się, że w tej ucieczce
    od ucieczki docierali do brzegu rzeki, pięknej polskiej rzeki Wieprz. (Wieprz był niegdyś bóstwem 40 opiekuńczym wód, przeto dostojna nazwa wyróżniała ten bieg wody spośród innych bystrzyc, pilic.) Stanęli nad brzegiem w miejscu, gdzie był bród dzięki niskiej wodzie, a na drugim brzegu na drągach rozpięta widniała płachta z olbrzymią czarną sfastyką. Zabrakło już ojczyzny pod stopami. Już nie znajdziesz, Polaku, skrawka swojej ziemi, na której czułbyś się wolny. Nawet tyle co na grób. W niewysłowionej rozpaczy wołali, jak niegdyś ksieni Bronisława: „Wzgórza, otwórzcie się i pochłonijcie nas!” Modlili się, by ulecieć w górę, jak ulatywał błogosławiony Ładysław. Lecz święci milczeli i ziemia milczała.
    Tylko modrzyło się pogodne niebo, błękitniała rzeka, bielił się piasek nadbrzeżny, a zarośla płonęły czerwienią i złotem. Przyroda zdawała się nie wiedzieć nic o narodzie, który konał w męce. Potem zaczęły się wyraje ludzi, podobne odlotom jesiennym ptactwa. Choć poeci lubią porównywać
    człowieka do ptaków („gdybym ja była ptaszkiem z tego gaju…” – „gdyby orłem być…”), jest między nimi ta zasadnicza różnica: ptak odlatuje i wraca; człowiek, gdy się od ziemi oderwie – nie wróci. Tułacz podobien
    jest raczej drzewu wyrwanemu z gruntu, rzuconemu w przestrzeń siłą wybuchu, usycha bowiem jak drzewo”…

    z książki Zofii Kossak-Szczuckiej: ROK POLSKI – OBYCZAJ I WIARA

    *****

    Modlitwa na ruinach kościoła Sakramentek na rynku Nowego Miasta w Warszawie

    Modlitwa na ruinach kościoła
Sakramentek na rynku
Nowego Miasta w Warszawie
    Reprodukcja Margita Kotas

    **

     Archiwum/wikipedia

    ************************************************************************

    OGŁOSZENIA

    Emblem of Our Lady, Queen of Poland, outside St Simon's Church, Partick
    W kościele św. Szymona nadal Msze św. w niedziele i w święta nie mogą być sprawowane. Mamy natomiast możliwość uczestniczyć we Mszy św. w kościele św. Piotra.
    Ale niestety, obowiązuje wcześniejsza rejestracja (linki poniżej), ponieważ na Mszy św. może być maksymalnie 50 osób.

    *******

    w sobotę 26 września Msza św. o godz. 18.00

    rejestracja do godz. 16:00 lub do wyczerpania miejsc

    https;//www.eventbrite.co.uk/e/sobota-2609-msza-sw-godz-1800-kosciol-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-121856739789

    *******

    Zapraszam Dzieci, które są w trakcie przygotowania do I spowiedzi św. i do I Komunii św. na spotkanie w sobotę 26 września o godz. 16.00 do kościoła św. Szymona, aby kontynuować naszą katechezę.

    *******

    w niedzielę 27 września Msza św. o godz. 14.00

    rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejsc

    https://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-2709-msza-sw-godz-1400-kociol-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-121856527153

    *****

    Spowiedź święta:

    W soboty w kościele św. Szymona: 14.00 – 16.00

    Oczywiście jest też możliwość w innym czasie – wtedy proszę umówić się indywidualnie z ks.Marianem: https://kosciol.org/dane/304

    Spowiedź św. w kościele św. Anny(szczegóły podane są w ogłoszeniach na stronie: www. kosciol.org)

    *****

    Mając na uwadze trwające wciąż zagrożenie zdrowia i życia, Szkocki Episkopat przedłużył udzielenie dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy świętej. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych, które są w grupie ryzyka zarażeniem oraz osoby opiekujące się nimi, a także te osoby, które obawiają się z uzasadnionych przyczyn zakażenia.

    Skorzystanie z dyspensy oznacza, że nieobecność na Mszy niedzielnej we wskazanym czasie nie jest grzechem. Jednocześnie korzystających z dyspensy zachęca się do udziału we Mszy świętej w dni powszednie, z zachowaniem roztropności i wzajemnej troski o siebie. Zachęca się również, aby osoby korzystające z dyspensy trwały na osobistej i rodzinnej modlitwie, i do duchowej łączności ze wspólnotą Kościoła poprzez transmisje radiowe, telewizyjne lub internetowe.

    Nadal będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:

    • podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
    • rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową   (1 “bilet” na osobę/dziecko powyżej 5-go roku życia)
    • przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele 
    • w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki) 
    • przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
    • należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
    • na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
    • podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj 
    • bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
    • również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół 

    Uwaga: 

    Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
    Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.

    ***

    Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.

    ***

    Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.

    ***

    'Disgusting': Catholic community reacts to attack on historic Glasgow church
    kościół św. Szymona, 33 Partick Bridge Street
    Glasgow G11 6PQ

    sakrament spowiedzi św. – w soboty od godz.14.00 – 16.00
    St Peter's R.C. Church, Partick
    kościół św. Piotra, 46 Hyndland Street
    Partick
    Glasgow G11 5PS


    Interior of St Peter's R.C. Church, Partick
    Msza św. w sobotę 26 września o godz. 18.00

    Msza św. w niedzielę 27 września o godz. 14.00

    ***************************************************************************

    XXV NIEDZIELA ZWYKŁA

    20.IX.2020

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godz. 14.00

    przed Mszą świętą jest możliwość przystąpienia do sakramentu spowiedzi świętej i adoracji przed Najświętszym Sakramentem

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Antyfona na wejście

    Pan mówi: Ja jestem zbawieniem ludu, w jakimkolwiek ucisku wołać będą do Mnie, Ja ich wysłucham i będę im Panem na wieki.

    K. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
    W. Amen.

    K. Pan z wami.
    W. I z duchem twoim.
    AKT POKUTY
    K. Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni, abyśmy mogli z czystym sercem złożyć Najświętszą Ofiarę.


    W. Spowiadam się Bogu wszechmogącemu * i wam, bracia i siostry, * że bardzo zgrzeszyłem * myślą, mową, uczynkiem, i zaniedbaniem:
    moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
    Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze Dziewicę, * wszystkich Aniołów i Świętych, * i was, bracia i siostry, * o modlitwę za mnie * do Pana Boga naszego.

    K. Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący * i odpuściwszy nam grzechy * doprowadzi nas do życia wiecznego.
    W. Amen.

    WEZWANIA DO CHRYSTUSA PANA

    K. Panie, zmiłuj się nad nami.
    W. Panie, zmiłuj się nad nami.
    K. Chryste, zmiłuj się nad nami.
    W. Chryste, zmiłuj się nad nami.
    K. Panie, zmiłuj się nad nami.
    W. Panie, zmiłuj się nad nami.

    HYMN
    Chwała na wysokości Bogu, * a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. * Chwalimy Cię. * Błogosławimy Cię. * Wielbimy Cię. * Wysławiamy Cię. * Dzięki Ci składamy, * bo wielka jest chwała Twoja. * Panie Boże, Królu nieba, * Boże, Ojcze wszechmogący. * Panie, Synu Jednorodzony, * Jezu Chryste. * Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. * Który gładzisz grzechy świata, * zmiłuj się nad nami. * Który gładzisz grzechy świata, * przyjm błaganie nasze. * Który siedzisz po prawicy Ojca, * zmiłuj się nad nami. * Albowiem tylko Tyś jest święty * Tylko Tyś jest Panem. * Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste. * Z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca. * Amen.

    Kolekta

    Boże, Ty zawarłeś wszystkie nakazy świętego Prawa w przykazaniu miłości Ciebie i bliźniego,
    spraw, abyśmy zachowując Twoje przykazania,
    zasłużyli na życie wieczne.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    ***

    LITURGIA BOŻEGO SŁOWA

    Czytanie z Księgi proroka IzajaszaIz 55,6-9

    Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu.

    Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami, mówi Pan. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 145

    R/ Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.

    Każdego dnia będę Ciebie błogosławił
    i na wieki wysławiał Twoje imię.
    Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały,
    a wielkość Jego niezgłębiona. R/

    Pan jest łagodny i miłosierny,
    nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
    Pan jest dobry dla wszystkich,
    a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył. R/

    Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach
    i łaskawy we wszystkich swoich dziełach.
    Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają,
    wszystkich wzywających Go szczerze. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian – Flp 1,20c-24.27a

    Bracia: Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele, to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć.

    Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, a pozostawać w ciele – to bardziej dla was konieczne.

    Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej.

    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Otwórz, Panie, nasze serca, abyśmy uważnie słuchali słów Syna Twojego. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 20,1-16a

    Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: «Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam». Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: «Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?» Odpowiedzieli mu: «Bo nas nikt nie najął». Rzekł im: «Idźcie i wy do winnicy».

    A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: «Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych». Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.

    Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: «Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty». Na to odrzekł jednemu z nich: «Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry». Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.

    Oto słowo Pańskie.

    WYZNANIE WIARY
    Wierzę w jednego Boga, * Ojca Wszechmogącego, * Stworzyciela nieba i ziemi, * wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. * I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, * Syna Bożego Jednorodzonego, * który z Ojca jest zrodzony * przed wszystkimi wiekami. * Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, * Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. * Zrodzony a nie stworzony, * współistotny Ojcu, * a przez Niego wszystko się stało. * On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego * przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. * Ukrzyżowany również za nas, * pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. * I zmartwychwstał dnia trzeciego, * jak oznajmia Pismo. * I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. * I powtórnie przyjdzie w chwale * sądzić żywych i umarłych, * a Królestwu Jego nie będzie końca. * Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, * który od Ojca i Syna pochodzi. * Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; * który mówił przez Proroków. * Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. * Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. * I oczekuję wskrzeszenia umarłych. * I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.


    MODLITWA WIERNYCH

    Wezwani przez Pana Boga do winnicy Kościoła, wypełniając wiernie swe powołanie nieśmy światu dar modlitwy.

    1. Prośmy, aby Kościół głosząc Ewangelię zapraszał ludzi do łączności z Bogiem, który jest hojny w przebaczenie.
      R. Niech nasza modlitwa dotrze do Ciebie, Boże.
    2. Prośmy, aby pracownicy mediów poszukiwali prawdy i przyczyniali się do budowania jedności między ludźmi.
    3. Prośmy, aby nigdy nie zabrakło nowych pracowników w winnicy Bożej.
    4. Prośmy, aby ludzie chętnie wykonywali swą pracę i chwalili Boga dziełami swoich rąk i umysłów.
    5. Prośmy, aby związki zawodowe broniły pracowników przed wyzyskiem i udzielały im poparcia w walce o sprawiedliwość.
    6. Prośmy, aby zmarli, którzy z nami pielgrzymowali po tej ziemi, otrzymali nagrodę za swe życie, pracę i wierność Bogu.
    7. Prośmy, abyśmy sami wezwani przez Chrystusa do winnicy Kościoła, wiernie wypełniając swe obowiązki zawodowe, rodzinne i społeczne, zasłużyli na zapłatę od Boga.

    Niech Twoja dobroć, Panie, towarzyszy naszemu życiu, naszej pracy i naszemu powołaniu, byśmy zanosząc do Ciebie tę modlitwę zostali wysłuchani i mogli otrzymać nagrodę za wierną pracę i służbę. Który żyjesz i królujesz nią wieki wieków. Amen.

    ***

    LITURGIA EUCHARYSTYCZNA


    PRZYGOTOWANIE DARÓW

    K. Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, * bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, * który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; * Tobie go przynosimy, * aby stał się dla nas chlebem życia.

    W. Błogosławiony jesteś, Boże, teraz i na wieki.


    K. Przez to misterium wody i wina * daj nam, Boże, udział w Bóstwie Chrystusa, * który przyjął nasze człowieczeństwo.


    K. Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, * bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy wino, * które jest owocem winnego krzewu i pracy rąk ludzkich; * Tobie je przynosimy, * aby się stało dal nas napojem duchowym.

    W. Błogosławiony jesteś, Boże, teraz i na wieki.

    K. Przyjmij nas, Panie, stojących przed Tobą * w duchu pokory i z sercem skruszonym; * niech nasza Ofiara tak się dzisiaj dokona, przed Tobą, Panie Boże, * aby się Tobie podobała.

    Obmyj mnie, Panie, z mojej winy * i oczyść mnie z grzechu mojego.


    K. Módlcie się, * aby moja i waszą Ofiarę * przyjął Bóg, Ojciec wszechmogący.

    W. Niech Pan przyjmie Ofiarę z rąk twoich * na cześć i chwałę swojego imienia, * a także na pożytek nasz i całego Kościoła świętego.

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, przyjmij łaskawie dary swojego ludu, i spraw, aby w sakramencie Eucharystii otrzymał dobra, w które wierzy z całego serca. Przez Chrystusa,
    Pana naszego. Amen.

    ***

    MODLITWA EUCHARYSTYCZNA

    Prefacja na Niedziele Zwykłe
    K.  Pan z wami.
    W. I z duchem twoim.
    K.  W górę serca.
    W. Wznosimy je do Pana.
    K.  Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu.
    W. Godne to i sprawiedliwe.
    Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe a dla nas zbawienne, * abyśmy Tobie składali dziękczynienie i Ciebie chwalili Panie Ojcze niebieski, wszechmogący i miłosierny Boże, * przez naszego Pana Jezusa Chrystusa. On to cudownie sprawił, * że przez wielkanocne misterium * zostaliśmy uwolnieni z jarzma grzechu i śmierci * i wezwani do chwały. * Jesteśmy bowiem plemieniem wybranym, * królewskim kapłaństwem, * narodem świętym, ludem odkupionym * i wszędzie głosimy wszechmoc Twoją, Boże, * który nas wezwałeś z ciemności * do Twojego przedziwnego światła. Dlatego z Aniołami i Archaniołami * i z wszystkimi chórami niebios, * głosimy Twoją chwałę, * razem z nimi wołając:

    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów. * Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej. * Hosanna na wysokości. Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. * Hosanna na wysokości.


    Ojcze nieskończenie dobry, * pokornie Cię błagamy przez Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, naszego Pana, abyś przyjął i pobłogosławił ✠ te święte dary ofiarne. Składamy je Tobie przede wszystkim * za Twój święty Kościół powszechny, * razem z Twoim sługą, naszym Papieżem Franciszkiem * i naszym Biskupem Filipem * oraz wszystkimi, którzy wiernie strzegą * wiary katolickiej i apostolskiej. * Obdarz swój Kościół pokojem i jednością, * otaczaj opieką i rządź nim na całej ziemi.

    WSPOMNIENIE ŻYJĄCYCH
    Pamiętaj, Boże, o swoich sługach i służebnicach i o wszystkich tu zgromadzonych, * których wiara i oddanie są Ci znane.
    Za nich składamy Tobie tę Ofiarę uwielbienia, * a także oni ją składają * i wznoszą swoje modlitwy ku Tobie, * Bogu wiecznemu, żywemu i prawdziwemu, * za siebie oraz za wszystkich swoich bliskich, * aby dostąpić o odkupienia dusz swoich * i osiągnąć zbawienie.

    WSPOMNIENIE ŚWIĘTYCH
    Zjednoczeni z całym Kościołem, * uroczyście obchodzimy pierwszy dzień tygodnia, * w którym Jezus Chrystus zmartwychwstał * i zesłał na Apostołów Ducha Świętego, ze czcią wspominamy * najpierw pełną chwały Maryję, zawsze Dziewicę, * Matkę Boga i naszego Pana Jezusa Chrystusa, * a także świętego Józefa, * Oblubieńca Najświętszej Dziewicy, * oraz Twoich świętych Apostołów i Męczenników: * Piotra i Pawła, Andrzeja, *(Jakuba, Jana, Tomasza, * Jakuba, Filipa, Bartłomieja, * Mateusza Szymona i Tadeusza, Linusa, Kleta, Klemensa, Sykstusa, * Korneliusza, Cypriana, Wawrzyńca, Chryzogona, * Jana i Pawła, Kosmę i Damiana) * i wszystkich Twoich Świętych. * Przez ich zasługi i modlitwy * otaczaj nas we wszystkim swoją przemożną opieką. *( Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.)

    Boże, przyjmij łaskawie tę Ofiarę * od nas, sług Twoich * i całego ludu Twego. * Napełnij nasze życie swoim pokojem * zachowaj nas od wiecznego potępienia * i dołącz do grona swoich wybranych.Składa ręce. (Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.)

    Prosimy Cię, Boże, * uświęć tę Ofiarę pełnią swojego błogosławieństwa, * mocą Twojego Ducha uczyń ją doskonałą i miłą sobie, * aby się stała dla nas Ciałem i Krwią * Twojego umiłowanego Syna, * naszego Pana Jezusa Chrystusa.


    On to w dzień przed męką wziął chleb w swoje święte i czcigodne ręce, podniósł oczy ku niebu, * do Ciebie, Boga, swojego Ojca wszechmogącego, * i dzięki Tobie składając, błogosławił, * łamał i rozdawał swoim uczniom, mówiąc:


    BIERZCIE I JEDZCIE Z TEGO WSZYSCY:
    TO JEST BOWIEM CIAŁO MOJE,
    KTÓRE ZA WAS BĘDZIE WYDANE.

    Podobnie po wieczerzy wziął ten przesławny kielich * w swoje święte i czcigodne ręce, * ponownie dzięki Tobie składając, błogosławił, * i podał swoim uczniom mówiąc:


    BIERZCIE I PIJCIE Z NIEGO WSZYSCY:
    TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ NOWEGO I WIECZNEGO PRZYMIERZA
    KTÓRA ZA WAS I ZA WIELU BĘDZIE WYLANA NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW.
    TO CZYŃCIE NA MOJĄ PAMIĄTKĘ.

    K. Oto wielka tajemnica wiary.

    W. Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, * wyznajemy Twoje zmartwychwstanie * i oczekujemy Twego przyjścia w chwale.

    K. Boże Ojcze, my, Twoi słudzy, * oraz lud Twój święty, * wspominając błogosławioną mękę, zmartwychwstanie * oraz chwalebne wniebowstąpienie Twojego Syna, * naszego Pana Jezusa Chrystusa, * składamy Twojemu najwyższemu majestatowi * z otrzymanych od Ciebie darów * Ofiarę czystą, świętą i doskonałą, * Chleb święty życia wiecznego * i Kielich wiekuistego zbawienia. * Racz wejrzeć na nie z miłością i łaskawie przyjąć, * podobnie jak przyjąłeś dary swojego sługi, * sprawiedliwego Abla, * i ofiarę naszego Patriarchy Abrahama * oraz tę ofiarę, * którą Ci złożył najwyższy Twój kapłan Melchizedek, * jako zapowiedź Ofiary doskonałej.

    Pokornie Cię błagamy, wszechmogący Boże, * niech Twój święty Anioł zaniesie tę Ofiarę na ołtarz w niebie * przed oblicze boskiego majestatu Twego, abyśmy przyjmując z tego ołtarza * Najświętsze Ciało i Krew Twojego Syna, otrzymali obfite błogosławieństwo i łaskę. (Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.)

    WSPOMNIENIE ZMARŁYCH
    Pamiętaj, Boże, o swoich sługach i służebnicach, którzy przed nami odeszli ze znakiem wiary * i śpią w pokoju.
    Błagamy Cię, daj tym zmarłym * oraz wszystkim spoczywającym w Chrystusie * udział w Twojej radości, światłości i pokoju. (Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.)

    Również nam, Twoim grzesznym sługom, * ufającym w Twoje wielkie miłosierdzie, * daj udział we wspólnocie z Twoimi świętymi Apostołami i Męczennikami: * Janem Chrzcicielem, Szczepanem, * Maciejem, Barnabą, * (Ignacym, Aleksandrem * Marcelinem, Piotrem, * Felicytą, Perpetuą, * Agatą, Łucją, * Agnieszką, Cecylią, Anastazją) * i wszystkimi Twoimi Świętymi; * prosimy Cię, dopuść nas do ich grona * nie z powodu naszych zasług, * lecz dzięki Twojemu przebaczeniu.

    Przez Chrystusa, naszego Pana, * przez którego, Boże, wszystkie te dobra * ustawicznie stwarzasz, uświęcasz, ożywiasz, * błogosławisz i nam ich udzielasz. 

    Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie * Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, * w jedności Ducha Świetego * wszelka cześć i chwała, * przez wszystkie wieki wieków.

    W. Amen.

    OBRZĘDY KOMUNII


    Nazywamy się dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy, dlatego ośmielamy się mówić:

    Ojcze nasz, któryś jest w niebie: * święć się imię Twoje, * przyjdź Królestwo Twoje, * bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. * Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. * I odpuść nam nasze winy, * jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. * I nie wódź nas na pokuszenie, * ale nas zbaw ode złego.

    Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego * i obdarz nasze czasy pokojem. * Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, * abyśmy zawsze wolni od grzechu * i bezpieczni od wszelkiego zamętu, * pełni nadziei oczekiwali * przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa.

    W. Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki.

    Panie Jezu Chryste, * Ty powiedziałeś swoim Apostołom: * Pokój wam zostawiam, pokój mój wam daję. * Prosimy Cię, nie zważaj na grzechy nasze, * lecz na wiarę swojego Kościoła * i zgodnie z Twoją wolą * napełniaj go pokojem i doprowadź do pełnej jedności. który żyjesz i królujesz na wieki wieków.

    W. Amen.

    K. Pokój Pański niech zawsze będzie z wami.

    W. I z duchem twoim.

    K. Przekażcie sobie znak pokoju.

    K. Ciało i Krew naszego Pana Jezusa Chrystusa, * które łączymy i będziemy przyjmować, * niech nam pomogą osiągnąć życie wieczne.

    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem.

    K. Panie Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, * Ty z woli Ojca, * za współdziałaniem Ducha Świętego, * przez swoją śmierć dałeś życie światu, * wybaw mnie przez najświętsze Ciało i Krew Twoją * od wszystkich nieprawości moich i od wszelkiego zła; * spraw także, * abym zawsze zachowywał Twoje przykazania * i nie dozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie.

    K. Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. * Błogosławieni, którzy zostali wezwani na Jego ucztę.

    W. Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, * ale powiedz tylko słowo, * a będzie uzdrowiona dusza moja.

    K. Ciało Chrystusa niech mnie strzeże na życie wieczne.

    K. Krew Chrystusa niech mnie strzeże na życie wieczne.

    K. Ciało Chrystusa

    Przystępujący do Komunii odpowiada: Amen

    Antyfona na Komunię

    Panie, Ty po to dałeś swoje przykazania, aby przestrzegano ich pilnie. Oby niezawodnie zmierzały moje drogi ku przestrzeganiu Twoich ustaw.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, udzielaj nieustannie pomocy wszystkim, których posiliłeś swoim Sakramentem, abyśmy dzięki sprawowanym misteriom
    doznali skutków odkupienia w naszym życiu.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    OBRZĘDY ZAKOŃCZENIA

    K. Pan z wami.

    W. I z duchem twoim.

    K. Niech was błogosławi Bóg wszechmogący, 

    Ojciec i Syn, ✠ i Duch Święty.

    W. Amen.


    K. Idźcie w pokoju Chrystusa.


    W. Bogu niech będą dzięki.

    ********************************

    komentarz do dzisiejszej Liturgii Słowa

    fot. flickr.com

    **

    Patrzę na rozpoczynającą się jesień, która ogarnia nie tylko otaczający mnie krajobraz. Dotyka i mnie i to coraz bardziej. Dziś w tej porze najpiękniejszych barw, kiedy jest czas owocobrania odczuwam w sobie większą natarczywość pytania – no i co z moim życiem?

    Pan Jezus poprzez swój Kościół daje mi przypowieść o robotnikach w winnicy. Jaka jest pierwsza moja reakcja? Czy taka jak tych, którzy pracując cały dzień nie mogli się zgodzić się z postępowaniem gospodarza winnicy, ponieważ polecił wypłacić po denarze również pracownikom jednej tylko godziny?

    Prorok Izajasz w I Czytaniu przypomina Boże Słowa: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami.” To znaczy, że Bóg jest hojny w dawaniu. 

    Nieraz już przyłapałem siebie mówiąc słowa, zresztą dość często dziś powtarzane: ‘mnie to się należy’. A czyż wszystko co mam nie zostało mi dane?  Więc za Kochanowskim powtarzam: „Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?

    Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?”

    Albo: „Czymże ja jestem przed Twoim obliczem – prochem i niczem”. 

    Ks. Biskup Zawitkowski mówiąc o hojności Boga nie tylko w dawaniu, ale i w przebaczeniu pisze: „Tak często jestem grzechem swoim upokorzony przed Bogiem, przed ludźmi i przed sobą. Stałem na rynku tyle dni w moim życiu. Zmarnowałem je. Już tego nie zdołam odrobić, ale ufam – mój Bóg jest hojny w dawaniu i w przebaczeniu. Czym się Panu wypłacę za wszystko, co mi wyświadczył? Dał mi Bóg życie i zdrowie, myślenie i miłość, ziemię i morze, powietrze i wodę, i dach nad głową, i chleb powszedni, i odzienie, i tylu dobrych ludzi, rośliny i zwierzęta, i dni i noce, i jeszcze denara za godzinę mojej wiary, a ja tak mało Bogu dziękuję.”

    Bo wciąż siebie tylko widzę, a nie Pana, który jest blisko. Mówi prorok Izajasz: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko.” Również psalm responsoryjny przypomina: „Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.” Szukanie Boga czyż nie jest przechodzeniem z pełnienia własnej woli na Bożą: „Bądź wola Twoja”. Pan Jezus wielokrotnie stwierdzał, że przyszedł na świat, aby wypełnić wolę Ojca: „Nie szukam własnej woli, ale woli tego, który mnie posłał”. Na tej drodze można zobaczyć do jak nieprawdopodobnej bliskości dochodzi człowiek z Bogiem – po prostu staje się domownikiem Bożego Domu – kiedy idzie za wskazaniem Jezusa: „Kto pełni wolę Ojca mego, ten jest moim bratem, siostrą i matką”.

    Będąc w rejonie rodzinnych relacji łatwiej jest odczytać dzisiejszą przypowieść, bo Pan Bóg wcale nie jest żadnym pracodawcą, który oblicza zyski ze swojej winnicy. Pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest przede wszystkim ten istotny element, który zawsze jest nieobliczalny i nieprzeliczalny, a jest nim miłość. To ona potrafi tylko być tym jedynym kluczem, którym można otworzyć przeróżne zamki ludzkiego serca. Nawet te, które wydawać by się mogło, że są już zupełnie zardzewiałe i nie warto nawet próbować otwierać.

    Jak pełna zachwytu jest historia Zacheusza i to nie tylko dla niego. Jezus wprosił się do jego domu w gościnę. I co się dzieje? Ten Zacheusz znany jako dusigrosz nagle traci rachubę. Bo oto połowę swojego majątku rozdaje ubogim, a tych, których skrzywdził chce wynagrodzić i to w sposób zwielokrotniony. Nie dba o to co mu zostanie, bo teraz doznał olśnienia. Przekonał się, że Bóg go kocha. A przecież on tylko wyszedł na drzewo, bo chciał zobaczyć Jezusa przechodzącego tamtędy. Resztę dokonał Bóg.

    Ileż podobieństwa można odnaleźć pomiędzy narzekającymi robotnikami na właściciela winnicy a starszym synem z przypowieści, którego młodszy brat był powrócił. Jego pobyt w domu ojca na pewno był bez zarzutu, bo jak sam mówił, że nikogo nie skrzywdził. Wiernie służył ojcu. Jedynie brakło mu miłości. Ta jego sprawiedliwość uczyniła go zgryźliwym. Nie chciał brać udziału w radości szczęśliwego ojca. Ale jaki wspaniały okazał się ojciec. Nie ganił swojego starszego syna, ani go nie wyrzucał, ale tłumaczył: „Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje twoim jest, lecz trzeba było”… Ks. Ludwig Evely pisze, że “Takiej dobroci na pewno serce starszego brata się nie oparło. Oczekiwał, spodziewał się wyrzutów, by móc się odwzajemnić,  surowości, by móc być surowym, gniewu, by na nim oprzeć, wzmocnić własny gniew. Ale ta pokorna, nieprzewidziana dobroć rozbroiła go, on też zaczął miłować jak ojciec, ponieważ napotkał na miłość, której się nie spodziewał. Widział, jak ojciec miłował, i nie mógł nie wejść w ‘komunię’, nie zjednoczyć się z tą miłością.”

    Taki jest Bóg, który ciągle od nowa zaczyna wierzyć, że my będący już w winnicy Pana, będziemy dzielić Jego radość, cieszyć się Jego dobrocią, brać na siebie razem z Nim tę hojność i miłosierdzie, że będziemy Jego wspólnikami.

    Za chwilę, tuż przed konsekracją znowu zostaną wypowiedziane słowa: „Przez ofiarę Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, wydanego za nas na śmierć, doprowadzasz nas do Twojej miłości, abyśmy także my dawali siebie braciom.”

    Może wreszcie tym razem, w ten jesienny Dzień Pański odkryję w ewangelicznym denarze Jezusa, który nieustannie daje siebie samego tak bardzo różnym i zróżnicowanym ludziom – tym którzy już są w winnicy Kościoła i tym, których On wciąż przyprowadza z rynku świata.

    ks. Marian SAC

    ************************************************************************

    poniedziałek – 21 września

    XXV tydzień okresu zwykłego

    ***

    święto Apostoła i Ewangelisty – św. Mateusza

    Wstał i poszedł

    Wstał i poszedł - św. Mateusz
    św. Mateusz José de Ribera (PD)

    **

    Ewangelie nie są urzędowym pismem z Wysoka, obiektywną relacją, chłodnym opisem. Cudownie, że czuć w nich także puls wiary ludzkich autorów.

    Pracował jako poborca podatków. Umiał pisać i liczyć, co wtedy nie było zdolnością powszechną. Księgował przychody, wypisywał monotonne słupki: imię, nazwisko, winien, ma. Przeliczał kasę. Chyba nie był lubiany. Był przecież urzędnikiem okupanta. Takich ludzi zawsze się podejrzewa o nieuczciwość i zdradę.

    Szokuje lakoniczność opisu jego powołania. „Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim”. Czy to możliwe? Tak po prostu, zostawić wszystko i pójść w siną dal za Nieznajomym. Może znał Jezusa już wcześniej, może słuchał Jego nauki, może ta decyzja dojrzewała w nim od dawna. Może tak było. A może raczej narastała w nim niechęć do samego siebie, swojej komory celnej, która stawała się klatką, w której dusił się coraz bardziej. I stąd tak nagła, odważna decyzja.

    Może dlatego Ewangelia bywa tak oszczędna w słowach, zredukowana tylko do tego, co najważniejsze, aby jej słuchacz mógł łatwiej odnaleźć w niej siebie. Swój własny przypadek, swoją historię. Bo przecież mam i ja swoją komorę celną. Wygodne miejsce moich przyzwyczajeń, nałogów, wygód, większych czy mniejszych kompromisów ze złem. Moja bezpieczna przestrzeń, w której wszystko jest w miarę poukładane, tylko nieraz brakuje tlenu. Tam właśnie przychodzi Jezus. Patrzy na mnie.

    Spojrzenie. To jest sedno. Bóg widzi mnie zawsze. To prawda. Ale ja udaję, że o tym nie pamiętam. Pisze s. Chmielewska: „Potrzebujemy nie słów, lecz spotkania. Odwagi wyjścia naprzeciw Bogu. Tak, aby mógł na nas spojrzeć”. Mateusz nie musiał nawet się ruszać. Podniósł tylko na chwilę wzrok znad swoich papierów i pieniędzy. Jedno jedyne spojrzenie wystarczyło. Przeskok iskry. Dotyk łaski. Początek nowego życia.

    Stał się jednym z Dwunastu. Napisał Ewangelię. Czyli wrócił do pisania. Tyle że to już nie były słupki rozliczeń, ale słowa niosące życie.

    W Ewangelii mieszkają nie tylko słowa i czyny Jezusa, jest w niej także wiara Mateusza, jego miłość do Mistrza. Słowo Boga jest jednocześnie słowem ludzkim. Ewangelie nie są urzędowym pismem z Wysoka, obiektywną relacją, chłodnym opisem. Cudownie, że czuć w nich także puls wiary ludzkich autorów.

    Ja też mogę być ewangelistą. Wystarczy tylko wyjrzeć za próg własnego domu, spojrzeć na świat oczami Jezusa…

    ***

    Mateusz był Żydem, synem Alfeusza. W Kafarnaum zajmował się pobieraniem podatków i opłat nakładanych na towary przewożone przez przechodzące przez Kafarnaum karawany, podążające szlakami handlowymi, przebiegającymi w pobliżu Jeziora Galilejskiego. Jako celnik boleśnie odczuwał pogardę, z jaką faryzeusze, pobożni Żydzi i mieszkańcy Galilei odnosili się do ludzi wykonujących ten zawód. Wezwanie Jezusa skierowane bezpośrednio do niego skłoniło go do pójścia za Mistrzem z Nazaretu, który powołał go na swego ucznia (Mt 9,9-13; Mk 2,13-17; Łk 5, 27-32).

    Należał do grona dwunastu Apostołów (Mt 10,2-4; Mk 3,16-19; Łk 6,13-16; Dz 1,13). Tradycyjnie jest utożsamiany z autorem pierwszej Ewangelii. O jego życiu i działalności po śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa nie wiadomo nic pewnego. Prawdopodobnie przez 15 lat głosił Ewangelię w Palestynie, a następnie udał się do Indii, Etiopii, Persji, Pontu, Syrii, Macedonii i Irlandii. Nie wiadomo również gdzie i kiedy zmarł.

    ks. Tomas Jaklewicz/wiara.pl

    ***

    Msza święta o godz. 19.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    *****

    Antyfona na wejście Mt 28,19-20

    Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu; uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem.

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Boże, Ty w niewysłowionym miłosierdziu
    wybrałeś celnika Mateusza na Apostoła,
    spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy jak on
    szli za Chrystusem i wiernie przy Nim trwali.
    Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan Ef 4,1-7.11-13

    Bracia: Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani w jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.

    Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami dla przysposobienia świętych do wykonywania posługi, celem budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 19

    R/ Po całej ziemi ich głos się rozchodzi.

    Niebiosa głoszą chwałę Boga,
    dzieło rąk Jego obwieszcza nieboskłon.
    Dzień opowiada dniowi,
    noc nocy przekazuje wiadomość. R/

    Nie są to słowa ani nie jest to mowa,
    których by dźwięku nie usłyszano:
    Ich głos się rozchodzi po całej ziemi,
    ich słowa aż po krańce świata. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Ciebie, Boże, chwalimy, Ciebie, Panie, wysławiamy, Ciebie wychwala przesławny chór Apostołów. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 9,9-13

    Gdy Jezus wychodził z Kafarnaum, ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?” On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

    Oto słowo Pańskie

    Modlitwa nad darami

    Oddając cześć świętemu Mateuszowi,
    przynosimy Ci, Boże, nasze dary,
    i pokornie Cię prosimy, abyś łaskawie wejrzał
    na swój Kościół, który utwierdziłeś w wierze
    przez nauczanie Apostołów.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię – Mt 9,13

    Pan mówi: Nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, staliśmy się uczestnikami radości,
    z jaką święty Mateusz przyjął w swoim domu Zbawiciela, spraw, abyśmy zawsze pokrzepiali się
    przy stole Chrystusa, który nie przyszedł wzywać
    do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    ***

    Zapatrzony w anioła

    Guido Reni „Św. Mateusz i anioł”  olej na płótnie, 1635–1640 Muzea Watykańskie, Rzym
    Guido Reni „Św. Mateusz i anioł” olej na płótnie, 1635–1640 Muzea Watykańskie

    **

    Gęsie pióro zapisuje kolejne słowa na kartach grubej księgi. Autor, pisząc, nie patrzy jednak na swoje dzieło. Intensywnie wpatruje się za to w oczy stojącego obok anioła. Tak powstawały Ewangelie.

    Siwy człowiek z gęsim piórem to św. Mateusz, apostoł, autor pierwszej Ewangelii. Pisał ją natchniony przez Boga.

    Widzimy jak anioł, czyli Boży posłaniec, tłumaczy coś Mateuszowi, wyliczając argumenty na palcach. Guido Reni zastosował zręczny manewr artystyczny: przedstawił anioła pod postacią kilkuletniego dziecka, takiego, jakie zwykło zadawać swoim rodzicom setki pytań. Tu jednak to siwowłosy mężczyzna kieruje pytające spojrzenie w stronę dziecka, a ono spokojnie wyjaśnia mu jakieś zagadnienie. Odwrócenie zwykłej, ludzkiej sytuacji daje ciekawy, zaskakujący efekt.

    Z pleców dziecka wyrastają skrzydła. Reni zaznaczył je wyraźnie, by nikt nie miał wątpliwości, że widzi anioła. Przedstawił jednak tylko mały fragment skrzydeł, by nie zakłócić wrażenia rozmowy dziadka z wnuczkiem.

    Każdy z czterech ewangelistów ma swój symbol. Tylko dla Mateusza jest to właśnie anioł, choć przecież wszystkie Ewangelie powstawały za anielskim podszeptem. Pierwotnie jednak atrybutem każdego ewangelisty była uskrzydlona istota: orzeł – św. Jana, lew ze skrzydłami – św. Marka, wół ze skrzydłami – św. Łukasza i człowiek ze skrzydłami – św. Mateusza. Można powiedzieć, że to anioł przybierający różne postacie.

    Jest jednak jeszcze inna interpretacja. Taka, że symbolem ewangelisty Mateusza nie jest anioł, ale człowiek – na znak, że Chrystus – Bóg stał się także człowiekiem.

    Leszek Śliwa/GN 37/2013

    ************************************************************************

    piątek – 25 września

    XXV tydzień okresu zwykłego

    Adoracja przed NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM od godz.18.00

    o godz. 19.00 – MSZA ŚWIĘTA

    ************************************************************************

    sobota – 26 września

    XXV tydzień okresu zwykłego

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 18.00

    Obraz
    JEST TO MSZA ŚWIĘTA WIGILIJNA Z DNIA PAŃSKIEGO

    ****************************************************************************************************

    sobota – 12 września

    XXIII tydzień okresu zwykłego

    Uroczystość

    Najświętszego Imienia Maryi Panny

    Matka Boża Miłosierdzia z Ostrej Bramy fot. Marian PaluszkiewiczKurier Wileński

    **

    Imię Maryi czcimy w Kościele w sposób szczególny, ponieważ należy ono do Matki Boga, Królowej nieba i ziemi, Matki miłosierdzia.
    „Imieniny” Matki Bożej przypominają nam o przywilejach nadanych Maryi przez Boga i wszystkich łaskach, jakie otrzymaliśmy od Boga za Jej pośrednictwem i wstawiennictwem, wzywając Jej Imienia.
    Zgodnie z wymogami Prawa mojżeszowego, w piętnaście dni po urodzeniu dziecięcia płci żeńskiej odbywał się obrzęd nadania mu imienia (Kpł 12, 5). Według podania Joachim i Anna wybrali dla swojej córki za wyraźnym wskazaniem Bożym imię Maryja. Jego brzmienie i znaczenie zmieniało się w różnych czasach. Po raz pierwszy spotykamy je w Księdze Wyjścia. Nosiła je siostra Mojżesza (Wj 6, 20; Lb 26, 59 itp.). W czasach Jezusa imię to było wśród niewiast bardzo popularne. Ewangelie i pisma apostolskie przytaczają oprócz Matki Chrystusa cztery Marie: Marię Kleofasową (Mt 27, 55-56; Mk 15, 40; J 19, 25), Marię Magdalenę (Łk 8, 2-3; 23, 49. 50), Marię, matkę św. Marka Ewangelisty (Dz 12, 12; 12, 25) i Marię, siostrę Łazarza (J 11, 1-2; Łk 10, 38). Imię to wymawiano różnie: Miriam, Mariam, Maria, Mariamme, Mariame itp. Imię to posiada również kilkadziesiąt znaczeń. Najczęściej wymienia się m.in. „Mój Pan jest wielki”, „Pani” i „Gwiazda morza”.

    Maryję nazywamy naszą Matką; jest Ona – zgodnie z wolą Chrystusa, wyrażoną na krzyżu – Matką całego Kościoła. Po Wniebowzięciu została ukoronowana na Królową nieba i ziemi. Polacy czczą Ją także jako Królową Polski. Maryja jest naszą Wspomożycielką i Pośredniczką, jedyną ucieczką grzeszników. W ciągu wieków historii Kościoła powstały setki różnorodnych tytułów (wymienianych np. w Litanii Loretańskiej czy starszej od niej, pięknej Litanii Dominikańskiej, a także w starożytnym hymnie greckim Akatyście). Za pomocą tych określeń wzywamy opieki i orędownictwa Matki Bożej.

    Bardzo wielu świętych wyróżniało się szczególnym nabożeństwem do Imienia Maryi, wiele razy wypowiadając je z największą radością i słodyczą serca, np. Piotr Chryzolog (+ 450), św. Bernard (+ 1153), św. Antonin z Florencji (+ 1459), św. Hiacynta Marescotti (+ 1640), św. Franciszek z Pauli (+ 1507), św. Alfons Liguori (+ 1787).

    Wspomnienie Imienia Maryi jest jednym z wielu obchodów maryjnych, które są paralelne do obchodów ku czci Chrystusa. Jak świętujemy narodzenie Chrystusa (25 grudnia) i Jego Najświętsze Imię (3 stycznia), podobnie obchodzimy wspomnienia tych samych tajemnic z życia Maryi (odpowiednio 8 i 12 września). Obchód ku czci Imienia Maryi powstał w początkach XVI w. w Cuenca w Hiszpanii i był celebrowany 15 września, w oktawę święta Narodzenia Maryi. Z czasem został rozszerzony na teren całej Hiszpanii. Po zwycięstwie króla Jana III Sobieskiego nad Turkami w bitwie pod Wiedniem w 1683 r. Innocenty XI rozszerzył ten obchód na cały Kościół i wyznaczył go na niedzielę po święcie Narodzenia Maryi. Późniejsze reformy kalendarza i przepisów liturgicznych przeniosły go na dzień 12 września, kiedy to Martyrologium Rzymskie wspomina wiktorię wiedeńską. Obchód ten dekretem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów z 2001 r. wprowadzono do Kalendarza Rzymskiego (ogólnego) w randze wspomnienia dowolnego.


    Ewangelia dla nas/w obronie Wiary i Tradycji Katolickiej.pl

    ***

    Litania do Imienia Maryi

    Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison.
    Chryste, usłysz nas.
    Chryste, wysłuchaj nas.
    Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
    Synu, Odkupicielu świata, Boże.
    Duchu Święty, Boże.
    Święta Trójco, jedyny Boże.

    Święta Maryjo, módl się za nami.
    Maryjo, której Imię od wieków przez Boga jest wybrane.
    Maryjo, której Imię przybliżają starotestamentalne symbole i figury.
    Maryjo, której Imię znaczy: Bóg z rodzaju mego.
    Maryjo, której Imię wskazuje na królewską i macierzyńską godność.
    Maryjo, której Imię stało się źródłem wielorakich łask dla ludzkości.
    Maryjo, której Imię objawia światu wszechmoc i dobroć Bożą.
    Maryjo, której Imię zwiastuje grzesznikom Boże miłosierdzie.
    Maryjo, której Imię wielbi niebo, ziemia i całe stworzenie.
    Maryjo, której Imię przewyższa imiona patriarchów i proroków.
    Maryjo, której Imię jest świętsze od imion wszystkich Świętych.
    Maryjo, której Imię rodzice Joachim i Anna zawsze szanowali.
    Maryjo, której Imię Archanioł Gabriel z miłością pozdrowił.
    Maryjo, której Imię Święty Józef z pokorą wymawiał.
    Maryjo, której Imię wzbudziło radość w sercu krewnej Elżbiety.
    Maryjo, której Imię sam Jezus czcił i wysławiał.
    Maryjo, której Imię błogosławią ludzie dobrej woli.
    Maryjo, której Imię adorują w niebie aniołowie i święci.
    Maryjo, której Imię poraża złe moce i duchy piekielne.
    Maryjo, której Imię jest drogowskazem na ścieżkach zbawienia.
    Maryjo, której Imię umacnia wiarę wątpiących.
    Maryjo, której Imię przywraca nadzieję zrozpaczonym.
    Maryjo, której Imię uczy pięknej miłości i ofiarnej służby.

    Dla Imienia Maryi, przepuść nam, Panie.
    Dla Imienia Maryi, wysłuchaj nas, Panie.
    Dla Imienia Maryi, zmiłuj się nad nami, Panie.
    Dla Imienia Maryi, w chwilach pokus i załamań, ratuj nas, Panie.
    Dla Imienia Maryi, w chwilach niepowodzeń i porażek.
    Dla Imienia Maryi, w czasach cierpień i udręk.
    Dla Imienia Maryi, w stanach duchowych lenistwa i bezczynności.
    Dla Imienia Maryi, w okresach prób i doświadczeń.
    Dla Imienia Maryi, w każdym momencie życia naszego.
    Dla Imienia Maryi, w godzinie śmierci naszej.
    Dla Imienia Maryi, od nieposłuszeństwa natchnieniom i woli Bożej, zachowaj nas, Panie.
    Dla Imienia Maryi, od marnotrawienia łaski Bożej.
    Dla Imienia Maryi, od lekceważenia łaski Bożej.
    Dla Imienia Maryi, od fałszywego pojmowania wolności.
    Dla Imienia Maryi, od wad, nałogów i złych skłonności.
    Dla Imienia Maryi, od pożądliwości ciała, oczu i pychy żywota.
    Dla Imienia Maryi, od wszelkiego zła i przeciwności losu.

    K. Módl się za nami Maryjo, Matko Jezusa Chrystusa.
    W. Abyśmy przez chwalę Twojego Imienia oddawali cześć samemu Bogu.

    Módlmy się: Wszechmogący Boże, Panie nieba i ziemi, który wzywasz każdego człowieka po imieniu do realizacji wyznaczonego mu przez Ciebie powołania życiowego, spraw prosimy, aby Imię Maryi nie tylko było powszechnie czczone i szanowane na całej ziemi, ale także byśmy w tym Imieniu znajdowali zawsze siłę i oparcie oraz skuteczną pomoc w naszej doczesnej pielgrzymce do niebieskiej ojczyzny Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

    **********

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 18.00

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Antyfona na wejście Jdt 13,18.19

    Błogosławiona jesteś, Dziewico Maryjo, przez Boga Najwyższego, więcej niż wszystkie niewiasty na ziemi; tak bowiem wsławił Twe imię, że Twoja chwała nie zejdzie z ust ludzi.

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, Twój Syn umierając na krzyżu, dał nam za Matkę Najświętszą Maryję Pannę,
    swoją Rodzicielkę, spraw, abyśmy uciekając się
    pod Jej obronę i wzywając Jej imienia, nabrali otuchy. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian – 1 Kor 10,14-22

    Najmilsi moi, strzeżcie się bałwochwalstwa. Mówię jak do ludzi rozsądnych. Zresztą osądźcie sami to, co mówię: Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czy nie jest udziałem we Krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa? Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba. Przypatrzcie się Izraelowi według ciała. Czyż nie są w jedności z ołtarzem ci, którzy spożywają z ofiar na ołtarzu złożonych? Lecz po cóż to mówię? Czy może jest czymś ofiara złożona bożkom? Albo czy sam bożek jest czymś? Ależ właśnie to, co ofiarują poganie, demonom składają w ofierze, a nie Bogu. Nie chciałbym, byście mieli coś wspólnego z demonami. Nie możecie pić z kielicha Pana i z kielicha demonów; nie możecie zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów. Czyż będziemy pobudzali Pana do zazdrości? Czyż jesteśmy mocniejsi od Niego?
    Oto słowo Boże.

    Psalm 116

    R/ Złożę Ci, Boże, ofiarę pochwalną.

    Czym się Panu odpłacę
    za wszystko, co mi wyświadczył?
    Podniosę kielich zbawienia
    i wezwę imienia Pana. R/

    Tobie złożę ofiarę pochwalną
    i wezwę imienia Pana.
    Wypełnię me śluby dla Pana
    przed całym Jego ludem. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza – Łk 6,43-49

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo: nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta.

    Czemu to wzywacie Mnie: «Panie, Panie», a nie czynicie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo podobny jest każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów moich i wypełnia je. Podobny jest do człowieka, który buduje dom: wkopał się głęboko i fundament założył na skale. Gdy przyszła powódź, potok wezbrany uderzył w ten dom, ale nie zdołał go naruszyć, ponieważ był dobrze zbudowany. Lecz ten, kto słucha, a nie wypełnia, podobny jest do człowieka, który zbudował dom na ziemi bez fundamentu. Gdy potok uderzył w niego, od razu runął, a upadek jego był wielki”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, składamy Ci Ofiarę uwielbienia, z radością oddając cześć Rodzicielce Twojego Syna, spraw, aby przez Najświętszą Ofiarę
    wzrastała w nas łaska wiecznego odkupienia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię – Łk 1,48

    Błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, bo wejrzał Bóg na uniżenie swojej służebnicy.

    Modlitwa po Komunii

    Oddając cześć Najświętszej Maryi Pannie, Matce Bożej, zostaliśmy pokrzepieni zbawiennym Sakramentem, pokornie błagamy Cię, Boże, abyśmy w wieczności radowali się owocami odkupienia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    *************

    Polski król ma własną salę w Muzeum Watykańskim

    This image has an empty alt attribute; its file name is 1378199243.jpg
    Jan Matejko – “Sobieski pod Wiedniem” (984 cm x 458 cm)

    **

    … Muzea Watykańskie odwiedza się zazwyczaj ze względu na imponującą Kaplicę Sykstyńską. Ewentualnie ważne dla turystów są także freski Rafaela czy starożytne rzeźby. Jednak mało kto wie, że pomiędzy innymi zachwycającymi dziełami sztuki znajdziemy też obraz „Sobieski pod Wiedniem – 1683” autorstwa Jana Matejki. I to właśnie od niego wzięła się nazwa Sala Sobieskiego, której północną ścianę zajmuje płótno o wielkości ponad 40 m2.

    Krótka powtórka z historii

    Obraz „Sobieski pod Wiedniem – 1683” jest upamiętnieniem wydarzeń z 12 września 1683 roku. Wtedy miała miejsce bitwa pod Wiedniem między armią Imperium Osmańskiego a polsko-niemiecko-austriackimi wojskami dowodzonymi przez Jana III Sobieskiego.

    Było to wydarzenie rozstrzygające dla chrześcijańskiej przyszłości Europy, udało się bowiem powstrzymać islamskie ataki z Turcji. Matejko ukazał na obrazie wyobrażenie sceny po Wiktorii Wiedeńskiej – kiedy król Polski postanowił wysłać papieżowi Innocentemu XI zdobytą „Świętą Chorągiew Proroka” oraz list królewski, rozpoczynający się słowami „Venimus, vidimus, Deus vicit” (Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył).

    Głównymi elementami, które widzimy na płótnie Matejki, są: moment przekazania listu przez króla Jana III Sobieskiego wysłannikowi ze Stolicy Apostolskiej, kanonikowi Denhoffowi; pochylona turecka chorągiew; zwycięska husaria polska; pokonana armia turecka oraz rozciągająca się na niebie tęcza. Jej końce sięgają Wiednia oraz namiotu wezyra, w jej centrum zaś znajduje się głowa Jana III Sobieskiego. Układ ten najprawdopodobniej wskazywać ma na potęgę Polski jako przedmurza chrześcijaństwa. Warto też pamiętać, że nie ma w tym obrazie niczego przypadkowego, zwłaszcza, że nie jest on w pełni zgodny z rzeczywistymi wydarzeniami. Wspomnieć tu należy chociażby o błędnym przedstawieniu chorągwi, która u Matejki ma cechy renesansowe i niezgodna jest z opisem oryginału.

    W jakich okolicznościach powstał obraz?

    Jan Matejko był malarzem zaangażowanym społecznie, starał się poprzez swoją sztukę upamiętniać ważne dla Polski wydarzenia historyczne. Jego dzieła miały zatem charakter edukacyjny. „Sobieskiego pod Wiedniem” malował przez co najmniej rok, przygotowując się na 200. rocznicę pokonania armii islamskiej przez wojska chrześcijańskie. W tym czasie austriacka propaganda głosiła wyłącznie o własnych zasługach w związku ze zwycięstwem z roku 1683.

    Co postanowił artysta, polski patriota? Zbuntować się i uświadomić społeczeństwu prawdę. W Wiedniu wystawił więc publicznie swój imponujący obraz. I zrobił to bezpłatnie, wynajmując w tym celu salę za własne pieniądze (co było i zapewne wciąż jest ewenementem wśród artystów). Dzięki temu cały naród austriacki mógł sobie przypomnieć o nieocenionej pomocy Polski i zdolnościach przywódczych króla Jana III Sobieskiego.

    Dlaczego obraz znajduje się akurat w Watykanie?

    Bo tak zdecydował sam Matejko. Osobiście zawiózł „Sobieskiego” papieżowi Leonowi XIII jako „dar od narodu polskiego”. Dzieło miało stać się upamiętnieniem zwycięstwa Jana III Sobieskiego oraz symbolem siły Polski, która w 1883 roku wciąż jeszcze nie odzyskała niepodległości….

    Aleteia.pl

    ****

    Wygrana króla Sobieskiego

    Olsztyn24
    Fragment haftowanej repliki obrazu „Jan Sobieski pod Wiedniem”

    **

    Obrona Europy przez polskiego władcę w 1683 r. przed nawałą islamu musi być ciągle żywa w naszej pamięci. Dziś powinniśmy umieć wyciągać wnioski z Wiktorii Wiedeńskiej i ataków terrorystycznych – tego uczył nas śp. prof. Józef Szaniawski

    Zwycięska bitwa pod Wiedniem, w której polski król Jan III Sobieski pogromił Turków, ratując Europę przed zalewem islamu, jest jedną z decydujących bitew w dziejach świata. Mija właśnie 330. rocznica Wiktorii, która stanowi wielką chlubę dla narodu polskiego.

    Z tej okazji śp. prof. Józef Szaniawski planował wydać książkę o wielkim zwycięstwie chrześcijan nad islamem. Mimo, że pieczołowicie zaczął pracować nad, jak powtarzał, „dziełem swojego życia”, monografii nie udało się ukończyć. Prof. Szaniawski 4 września 2012 r. tragicznie zginął w Tatrach. Krótko przed śmiercią historyk przekazał tygodnikowi „Niedziela” unikatową fotografię, przedstawiającą monumentalny obraz Jana Matejki „Sobieski pod Wiedniem”.

    Imperialny dżihad

    To arcydzieło malarz postanowił podarować podczas 200. rocznicy Bitwy pod Wiedniem papieżowi Leonowi XIII i do dziś znajduje się ono w Muzeach Watykańskich. „Reprodukcja fotograficzna najwyższej jakości (190 megapikseli) została wykonana z inicjatywy śp. biskupa polowego Wojska Polskiego Tadeusza Płoskiego w czasie jego pobytu w Rzymie w 2008 r. O ile wiadomo, nie ma w Polsce poza tą fotografią ani jednej reprodukcji fotograficznej tak dobrej jakości. Bp Płoski przekazał mi tę fotografię w celu wykorzystania do napisania książki planowanej na rok 2013. Sam zapowiadał, że do tej książki o wielkim zwycięstwie chrześcijaństwa nad agresją islamu na Europę napisze przedmowę. Jako obecny właściciel tej unikatowej fotografii przekazuję ją tygodnikowi „Niedziela”, z absolutną pewnością, że przekazuję ją w ręce nie tylko dobre, ale najlepsze” – tak na łamach «Niedzieli» pisał prof. Józef Szaniawski („Niedziela”, nr 37 /2012).

    Historyk był jedną z nielicznych osób w Polsce przypominających o istotnym związku odsieczy wiedeńskiej z atakiem terrorystycznym, mającym miejsce 11 września 2001 r. w Nowym Jorku oraz próbie utworzenia w 1683 r. Kalifatu Europejskiego przez wielkiego wezyra Kara Mustafę, który stał na czele tureckiego wojska. Profesor niejednokrotnie zwracał uwagę na to, że islamski dżihad (święta wojna z Zachodem prowadzona przez muzułmanów, której celem jest poddanie panowaniu Allaha całego świata, a ci, którzy nie są wyznawcami islamu, należą do niewiernych) ciągle trwa.

    Zemsta za odsiecz wiedeńską

    „11 września 1683 r. oraz 11 września 2001 r. – ta zbieżność dat nie jest przypadkowa, chociaż bardziej znana wśród terrorystów i fanatyków islamskich niż wśród Polaków! Oto zaplanowany z diabelską logistyką atak na Amerykę oraz uderzenie na wieżowce World Trade Center w Nowym Jorku nastąpiły dokładnie w rocznicę bitwy pod Wiedniem, nawet co do godziny! Bitwa pod Wiedniem rozpoczęła się bowiem 11 września 1683 roku o 3-5 po południu, kiedy ze wzgórz Kahlenberg i Schafberg zaczęły nadciągać ku dolinie Dunaju oddziały wojsk chrześcijańskich i rozpoczęły bój z siłami ogromnej armii tureckiej. Terroryści Al-Kaidy otwarcie przyznali się, że atakiem na Amerykę pomścili największą klęskę islamu w dziejach, jaką było zwycięstwo króla Polski Jana III Sobieskiego właśnie pod Wiedniem” – przypominał prof. Szaniawski, zaznaczając, że ekstremiści dokonali zamachu terrorystycznego w Nowym Jorku jako akt zemsty za wygraną bitwę pod Wiedniem przez króla Jana III Sobieskiego.

    Akcentował również, że ataki ze strony islamistów na papieża Benedykta XVI w 2006 r., po przemówieniu Ojca Świętego wygłoszonym dokładnie w kolejną rocznicę Wiktorii Wiedeńskiej na uniwersytecie w Ratyzbonie, nie były przypadkiem. Prof. Józef Szaniawski, uhonorowany tytułem „Kustosza Tradycji, Chwały i Sławy Oręża Polskiego” i wybitny znawca historii, podkreślał, że Europa powinna z bitwy pod Wiedniem oraz ataków terrorystycznych przeprowadzanych w imię świętej wojny z chrześcijaństwem umieć wyciągać wnioski. „Permisywizm moralny i obojętność odebrały Europie przekonanie o oczywistej wyższości jej cywilizacji nad innymi. Powrót do przekonania o własnej wartości pomógłby Europie prowadzić skuteczną walkę nie tylko z terrorem” – pisał prof. Szaniawski („Nasz Dziennik”, 12 września 2008 r.).

    Wiara Jana III Sobieskiego

    Gdyby nie polski król, będący znakomitym wodzem, zdającym sobie sprawę z czyhającego w 1683 r. zagrożenia dla całego chrześcijaństwa, nie wiadomo, w jaki sposób dalej potoczyłyby się losy Europy. Zwłaszcza że celem strategicznym tureckiej armii był Rzym. To właśnie Jan III Sobieski prosił gorliwie Chrystusa i Najświętszą Matkę o błogosławieństwo i opiekę, modląc się – jak podkreślał śp. prof. Szaniawski – m.in. przed Cudownym Chrystusem w Kościele Rzeczypospolitej (archikatedra św. Jana w Warszawie), na Jasnej Górze przed Cudownym Obrazem Maryi Królowej Polski oraz w sanktuarium w Piekarach Śląskich. Jan III Sobieski całkowicie zawierzył się Chrystusowi i Maryi. Miał całkowitą świadomość odpowiedzialności za obronę chrześcijaństwa przed agresywnym islamem.

    W „Panu Wołodyjowskim” Henryka Sienkiewicza możemy znaleźć następującą deklarację króla Sobieskiego, o którym pisze w swoim literackim dziele polski noblista: „Na Boga! jeśli nas zguba czeka, jeśli imię nasze ma być imieniem zmarłych, nie żyjących, to niechże sława po nas ostanie i wspominek onej służby, którą nam Bóg wyznaczył; niechże potomni, patrząc na one krzyże i mogiły, powiedzą; «Tu chrześcijaństwa, tu krzyża przeciw mahometańskiej sprosności, póki tchu w piersi, póki krwie w żyłach bronili i za inne narody polegli»”.

    Ciągła walka o chrześcijańską Europę

    Jan III Sobieski dysponował wraz ze sprzymierzonymi chrześcijańskimi siłami znacznie mniej licznym wojskiem w porównaniu z blisko półmilionową turecką armią. Jednak udało mu się powstrzymać nawałę islamu. Oriana Fallaci, znana włoska dziennikarka, w książce „Siła rozumu” w następujący sposób relacjonuje odsiecz wiedeńską: „Sobieski krzyknął przed bitwą: Żołnierze, nie tylko Wiedeń musimy ocalić! Musimy ocalić całe chrześcijaństwo, ideę chrześcijaństwa! (…) W czasie samej bitwy krzyczał: Żołnierze, walczymy za Matkę Boską Częstochowską, za Czarną Madonnę! (…) 12 września Polacy odnieśli imponujące zwycięstwo, które zmusiło Kara Mustafę do ucieczki i porzucenia nawet wielbłądów, słoni, żon, konkubin z poderżniętymi gardłami”. „Venimus, vidimus, Deus vicit” („Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył!”) – tak brzmiały słowa polskiego władcy, które zostały przekazane papieżowi Innocentemu XI wraz ze zdobytą chorągwią przeciwnika.

    Zwycięstwo Sobieskiego można traktować jako swoisty cud i kolejną wygraną Pani Jasnogórskiej. Jednak w obliczu islamskiej ofensywy, próbującej zawładnąć Europą, nie można zaprzestać ciągłej walki o naszą chrześcijańską cywilizację. Tak jak Jan III Sobieski walczył pod Wiedniem o przetrwanie chrześcijaństwa, tak dziś politycy i poszczególne społeczności muszą toczyć walkę o to, aby – jak mówił śp. prof. Szaniawski – islamscy radykałowie nie pokonali nas ropą naftową oraz brzuchami swoich kobiet.

    Magdalena Kowalewska/Niedziela Ogólnopolska 36/2013

    ***

    Szatan ucieka przed tym imieniem!

    Kaplica Ostrobramska – obraz Matki Miłosierdzia bez srebrnej, pozłacanej osłony fot. Marian Paluszkiewicz – Kurier Wileński

    **

    Prowadząc  kilka lat temu oazy wakacyjne dla młodzieży w Strachocinie (podkarpackie), miałem okazję spotkać zgromadzenie sióstr zakonnych założone w Japonii przez św. Maksymiliana Kolbego. Rzeczą, która od razu rzuciła mi się w oczy (a właściwie w uszy) były słowa wzajemnego pozdrawiania. Zamiast zwyczajowego „Szczęść Boże” siostry witały się słowem „Maryja”. Wtedy też uważniej przyjrzałem się niezwykłej sile tego imienia i Osoby, która je nosi. Okazało się, że jego moc znana jest na całym świecie, a w sposób szczególny potwierdzają to liczni egzorcyści.

    Znany rzymski egzorcysta Gabriele Amorth (+2016) w wywiadzie dla Catholic News Agency w 2011 roku odniósł się do wzywania imienia Maryi w czasie modlitwy o uwolnienie. Padło wtedy zdanie, które początkowo mnie zaszokowało. Otóż ksiądz Amorth zasugerował, że kiedy modli się nad opętanymi i nawiązuje kontakt ze złymi duchami, to wtedy większy strach i popłoch wśród demonów wzbudza imię Maryi niż Jezusa. Wyjaśniał potem, że diabeł dużo bardziej boi się być upokorzonym przez zwycięstwo człowieka (Maryi) niż Jezusa. Dzięki przynależności do Chrystusa i świętości życia Maryja jest dla złych duchów niepokonanym przeciwnikiem. Można nawet powiedzieć, że już samo jej imię jest znakiem klęski, którą poniosły demony. To imię przypomina im takie wydarzenia, jak wcielenie, cud w Kanie, aż wreszcie zbawcza śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.

    W chwilach pokus i nękania przez złego ducha warto oddawać się kontemplacji tego imienia. Wprowadza ono w duszę wewnętrzną harmonię i przyzywa obecności Tej, która nie zostawia nikogo w potrzebie. Co więcej, nawet jeżeli zdarzy się nam zgrzeszyć, warto w ramach żalu za grzechy i zadośćuczynienia odnowić swoje przymierze z Maryją. Dobrze to ujął św. Maksymilian Kolbe podczas jednej z konferencji w Niepokalanowie: Kiedy dusza odda się Niepokalanej, to diabeł, choć ją czasami skłoni do upadku – przyczynia się do jej większej świętości, bo ona jeszcze więcej oddaje się Matce Bożej. Grzech i nasza słabość nie mogą być niepokonalną przeszkodą na drodze do naszej świętości. Poprzez grzech i upadki mamy się umacniać i  jeszcze usilniej wzywać wstawiennictwa tych, którzy pokonali grzech i szatana w swoim życiu.

    Na zakończenie chciałbym zaproponować tekst, który ułożył św. Bernard z Clairvaux:

    W niebezpieczeństwach, w uciskach, w wątpliwościach myśl o Maryi, Maryję przyzywaj. Niech nie schodzi z ust i nie znika z serca Jej imię, nie trać z oczu wzoru Jej postępowania, aby wybłagać Jej modlitewną pomoc. Idąc Jej śladami, nie zbaczasz z drogi; prosząc Ją, nie tracisz nadziei; myśląc o Niej, nie błądzisz; kiedy Ona cię podtrzymuje, nigdy nie upadasz; nie lękasz się, kiedy Ona strzeże; nie męczysz się, kiedy prowadzi, co więcej, zdobywasz wszelkie łaski i w ten sposób na sobie samym doświadczasz, jak słuszne są słowa: „A Dziewicy było na imię Maryja”.

    ks. Mateusz Szerszeń CSMA/Michalici.pl/12-11-2018

    *******

    „Spróbuj uciekać się do Niej, jak małe dziecię do ukochanej najlepszej Matki, choćby tylko wzywając Jej świętego Imienia «Maryja» ustami czy sercem – w trudnościach życia, ciemnościach i słabościach ducha, a przekonasz się, co może Maryja i kim jest Jej Syn, Jezus Chrystus”.

    św. Maksymilian Maria Kolbe

     

    ************************************************************************

    XXIV NIEDZIELA ZWYKŁA

    13.IX.2020

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godz. 14.00

    ***

    LITURGIA SŁOWA

    Czytanie z Mądrości Syracha(Syr 27, 30 – 28, 7)

    Złość i gniew są obrzydliwościami, których trzyma się grzesznik.

    Tego, kto się mści, spotka pomsta od Pana, On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci.

    Odpuść przewinę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy.

    Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów? Sam, będąc ciałem, trwa w nienawiści, któż więc zyska dla niego odpuszczenie grzechów? Pamiętaj o rzeczach ostatecznych i przestań nienawidzić – o rozkładzie ciała, o śmierci, i trzymaj się przykazań!

    Pamiętaj o przykazaniach i nie miej w nienawiści bliźniego – o przymierzu Najwyższego, i daruj obrazę!

    Oto Słowo Boże.

    Psalm (Ps 103, 1b-4. 9-12)

    Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia

    Błogosław, duszo moja, Pana, *
    i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego.
    Błogosław, duszo moja, Pana *
    i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach
    .

    Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia

    On odpuszcza wszystkie twoje winy *
    i leczy wszystkie choroby.
    On twoje życie ratuje od zguby, *
    obdarza cię łaską i zmiłowaniem.

    Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia

    Nie zapamiętuje się w sporze, *
    nie płonie gniewem na wieki.
    Nie postępuje z nami według naszych grzechów *
    ani według win naszych nam nie odpłaca.

    Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia

    Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, *
    tak wielka jest łaska Pana dla Jego czcicieli.
    Jak odległy jest wschód od zachodu, *
    tak daleko odsuwa od nas nasze winy.

    Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia

    Czytanie z Listu Świętego Pawła Apostoła do Rzymian – (Rz 14, 7-9)

    Bracia:

    Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi.

    Oto Słowo Boże.

    Aklamacja (J 13, 3)

    Alleluja, alleluja, alleluja

    Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali,
    tak jak Ja was umiłowałem.

    Alleluja, alleluja, alleluja

    Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza – (Mt 18, 21-35)

    Piotr podszedł do Jezusa i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?»

    Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.

    Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby dług w ten sposób odzyskać.

    Wtedy sługa padł mu do stóp i prosił go: „Panie, okaż mi cierpliwość, a wszystko ci oddam”. Pan ulitował się nad owym sługą, uwolnił go i dług mu darował.

    Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: „Oddaj, coś winien!” Jego współsługa padł przed nim i prosił go: „Okaż mi cierpliwość, a oddam tobie”. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.

    Współsłudzy jego, widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło.

    Wtedy pan jego, wezwawszy go, rzekł mu: „Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” I uniósłszy się gniewem, pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu nie odda całego długu.

    Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu».

    Oto Słowo Pańskie.

    ***

    komentarz do Liturgii Bożego Słowa:

    Miłość zakrywa wiele grzechów

    Całe Boże Objawienie wypełnione jest przebaczeniem i miłosierdziem. I tak naprawdę to tylko Bóg umie darować winy. Potrafi uczynić ten gest wspaniałomyślnej miłości, który jest łaską niepojętą, radością nieogarnioną, zupełnie i całkowicie człowiekowi darowaną. Natomiast temu samemu człowiekowi, który wciąż i nieustannie doświadcza tych Bożych Tajemnic – jakże trudno jest wybaczyć. Dlatego nie dziwi dzisiejsze pytanie Piotra: „Czy aż siedem razy?” A Jezus taką daje  odpowiedź: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.” To znaczy po prostu – nie liczyć, tylko wciąż i zawsze przebaczać. Owe liczby siedem i siedemdziesiąt siedem są wymienione już w Księdze Rodzaju, gdzie jeden z potomków Kaina przechwala się jak to Kain mścił się siedmiokrotnie, a on postanowił zwielokrotnić swoją pomstę aż do liczby siedemdziesięciu siedmiu. Tu widać to potęgujące się zło, które nie tylko dzieli i rozbija ludzi, ale jest powodem niepohamowanej zemsty i nienawiści. Niby pod pozorem sprawiedliwości, której musi stać się zadość, człowiek swoją zemstą o ileż więcej pomnaża zła dokładając do istniejącego już – swoje zło zwielokrotnione.

    Ks. Prof. Sedlak tłumacząc Jezusową naukę o przebaczeniu posłużył się takim obrazem: Jeżeli ktoś zrobi tobie świństwo, a ty odpowiesz mu na to również świństwem, jako akt zemsty – to są wtedy już dwa świństwa na kuli ziemskiej. Jeżeli ktoś podłość ci wyrządził, a ty odpowiesz mu na odwet podłością – to są już dwie podłości zamiast jednej. Jaki okropny i okrutny byłby wtedy świat gdyby Chrystus nie zażądał od swoich naśladowców nastawienia drugiego policzka, żeby świństwo, podłość wyrządzona człowiekowi wsiąkła jak atrament w bibułkę do  niewidzialnej duszy. Żeby nie mnożyło się zło na świecie, bo to jest jedyny sposób walki ze złem. „Zło dobrem zwyciężaj”.

    I pamiętam jak proponował wyobrazić sobie taką zabawną scenę: tysiąc dwunastolatków bierze blaszankę od konserw. Każdy wkłada trzy kamyki i na komendę potrząsają tysiącem tych blaszanek. Przecież grzechot byłby piekielny. A jeżeli w każdą duszę wrzucono zło, jak w blaszankę – to na świecie nastałby grzechot piekielny nie do wytrzymania. Dlatego musi być w duszy człowieka idącego za Jezusem coś, co w fizyce określa się deficytem, amortyzatorem huku, zgrzytu, grzechotu, piekielnej wrzawy.

    Osoba zraniona, skrzywdzona stoi przed pokusą odwetu i zemsty w myśl okrutnej zasady: „oko za oko, ząb za ząb”. Ale dzisiejsza Jezusowa przypowieść nie pozostawia cienia wątpliwości jaka istnieje zależność pomiędzy moim ludzkim i Bożym przebaczeniem. I przy tym nie sposób nie zauważyć ogromnej dysproporcji: ile Bóg przebacza a ile człowiek. Król darował swojemu dłużnikowi dziesięć tysięcy talentów. Jeden talent był jednostką monetarną, której wartość wynosiła 34 kilogramy złota albo srebra. I ten talent pomnożony przez 10 000 – daje olbrzymią sumę trudną do wyobrażenia. Tak wygląda Boża miara. A ludzka? Denar był złotą lub srebrną monetą rzymską, którą płacono za dzień pracy zwykłemu robotnikowi. W przypowieści więc chodziło tylko o wartość trzymiesięcznej pensji.

    Muszę sobie dziś – raz jeszcze – mocno zdać sprawę, że odpuszczenie moich win związane jest z moim wybaczaniem bliźniemu. Sam Jezus nauczył nas tej modlitwy: ”I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.

    U Wincentego Witosa znalazłem taki opis: „W każdej wsi trafiali się uparci gniewnicy, że ich żadna ludzka siła nie była w stanie do siebie zbliżyć. Daremnie zabiegali sąsiedzi, rzucał wójt na szalę swój wpływ i powagę, silił się ksiądz na wszelkie środki, jakimi rozporządzał. Jeżeli nawet pogodzono się formalnie, np. po spowiedzi, na rozkaz lub życzenie księdza, zwykle była to zgoda tylko pozorna. ‘Ja się z wami przeproszę, mówił do kumotra zacięty gniewnik, bo mi ksiądz nakazał, ale żeby mnie miał piorun trafić, to wam tego nigdy nie daruję’. Taka rozmowa jeśli nie wywołała wielkiej kłótni zaraz, to co najmniej odnowiła wszystkie stare rany. Czasami dochodziło do budzącej grozę tragedii, gdy ktoś złożony już na śmiertelnej pościeli nie mógł skonać, przeciwnik nie chciał przyjść do niego mimo próśb i nalegań”…

    Ta niechęć do wybaczania prawdziwego czy też wyimaginowanego zła, które wyrządził człowiek człowiekowi, jest jak trucizna, która niszczy równocześnie życie fizyczne, uczuciowe i duchowe. Jak łatwo jest wejść na niebezpieczną drogę zatwardziałości, kiedy będę powtarzał sobie i innym: „to jego wina, to on zaczął, nie odezwę się, wcale mu nie podam ręki, to on mnie tak potraktował, więc niech on przyjdzie i przeprosi”. A bywa i tak, że człowiek używa aż takich słów: „Nigdy! Absolutnie nigdy! Do końca życia się nie pogodzę!”

    Swego czasu czytałem zapis wywiadu p.t. Przedziwne sekrety dusz czyśćcowych. Siostra Emmanuel rozmawiając z Marią Simmą, prostą kobietą z Austrii, która ma tajemniczy kontakt z duszami czyśćcowymi, między innymi zadała jej takie pytanie:

    „Które grzechy najbardziej zagradzają człowiekowi drogę do nieba?”

    Maria Simma od razu odpowiedziała:

    „Grzechy przeciwko miłosierdziu, przeciwko miłości bliźniego: zatwardziałość serca, wrogość, oszczerstwo.”

    Natomiast na pytanie:

    „Jacy ludzie mają największe szanse na to, aby pójść prosto do nieba?”  

    Simma również bardzo szybko i zdecydowanie odpowiedziała: 

    „Ci, którzy mają dobre serce. Dobre serce dla wszystkich. Miłość zakrywa wiele grzechów.”

    ks. Marian SAC

    ***

    ********************************

    Ksiadz Kardynał Robert Sarah:

    „Z radością powróćmy do Eucharystii”

    Krzysztof Bronk  – Vatican News – fot: Paval Hadzinski

    **

    Kongregacja ds. Kultu Bożego przypomina o potrzebie powrotu do normalnego sprawowania Eucharystii w kościołach, jak tylko na to pozwalają warunki sanitarne. Zaznacza się, że państwo nie może ingerować w normy liturgiczne, a pandemia nie może być okazją do eksperymentów i improwizacji w liturgii. Kard. Robert Sarah napisał w tej sprawie obszerny list do przewodniczących episkopatów. Jego treść została zatwierdzona przez Papieża, który zlecił też jego publikację. Nosi on tytuł: „Z radością powróćmy do Eucharystii”.

    Na samym wstępie stwierdza się, że pandemia doprowadziła do poważnych zaburzeń nie tylko w sferze społecznej czy gospodarczej, ale również w życiu religijnym. Wymóg dystansu społecznego miał poważne konsekwencje dla wymiaru wspólnotowego, który należy do istoty chrześcijańskiej wiary. Kard. Sarah obszernie uzasadnia znaczenie tego wymiaru, który zostaje potwierdzony przez samego Chrystusa, zapewnieniem, że gdzie dwaj albo trzej gromadzą się w Jego imię, tam On będzie pośród nich. Prefekt watykańskiej kongregacji przypomina, że wspólnotowy charakter liturgii odróżniał chrześcijan od świata pogańskiego, w którym świątynie były przeznaczone dla bóstwa, a nie dla ogółu wiernych.

    Kard. Sarah podkreśla, że chrześcijanie nigdy nie dążyli do izolacji od świata i zamknięcia się za drzwiami kościoła. Świadomi swej odmienności, zawsze starali się wniknąć w społeczeństwo. Wiedzieli, że są na tym świecie, choć do niego nie należą. Tym niemniej podczas pandemii biskupi i episkopaty we współpracy z władzami państwowymi i ekspertami musieli podjąć bolesne decyzje, w tym decyzję o przedłużonym zawieszeniu obecności wiernych podczas sprawowania Eucharystii. Prefekt watykańskiej dykasterii przypomina jednak, że jak tylko warunki na to pozwolą, trzeba pilnie powrócić do normalnego życia chrześcijańskiego, dla którego domem i miejscem sprawowania liturgii jest budynek kościoła. Podkreśla on, że oddalenie od ołtarza było czasem postu eucharystycznego, pozwalającym odkryć znaczenie tego sakramentu, do którego należy powrócić z oczyszczonym sercem, jak tylko jest to możliwe.

    Przy tej okazji kard. Sarah powołuje się na świadectwo męczenników z Abiteny, którzy dla udziału w Eucharystii ryzykowali własnym życiem, bo jak wyznali nie mogą żyć bez niedzielnej Mszy. Przypomina, że choć środki społecznego przekazu oddały wielką służbę podczas pandemii, to jednak żadna transmisja Mszy nie może zastąpić osobistego udziału w Eucharystii. Co więcej transmisje te mogą nawet oddalić od osobistego i intymnego spotkania z Bogiem, który wydał się za nas nie w sposób wirtualny, lecz rzeczywisty, mówiąc: „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, trwa we Mnie, a Ja w nim”.

    Kard. Sarah przypomina też o potrzebie zachowania niektórych zasad. Należna troska o przestrzeganie norm higieny i bezpieczeństwa nie może prowadzić do sterylizacji gestów i rytów. Nie może też zaszczepiać w wiernych lęku i poczucia zagrożenia. Od biskupów oczekuje się roztropnej ale też stanowczej postawy wobec rządzących, którzy usiłowaliby zredukować rolę celebracji Eucharystii do zwyczajnego zgromadzenia, porównywalnego a nawet mniej ważnego niż spotkania rekreacyjne. Szef watykańskiej kongregacji jednoznacznie też stwierdza, że normy liturgiczne nie należą do kompetencji państwa, lecz jedynie władz kościelnych. Ponadto należy ułatwiać wiernym udział w sakramentach, jednakże bez improwizacji i eksperymentów liturgicznych, lecz z pełnym zachowaniem norm i z dbałością o piękno obrzędów.

    Kard. Sarah przypomina też o prawie wiernych do przewidzianych sposobów przyjmowania Ciała Chrystusa i adorowania Pana w Eucharystii, bez ograniczeń, które wykraczają poza to, czego wymagają normy higieniczne ustalone przez władze publiczne czy biskupów. Prefekt watykańskiej kongregacji przyznaje, że na czas szczególnych zagrożeń, takich jak pandemie czy wojny, biskupi i episkopaty, mogą ustalać tymczasowe zasady postępowania, którym należy okazywać posłuszeństwo. Ustalenia te jednak wygasają, kiedy sytuacja powraca do normy.

    Na zakończenie kard. Sarah wspomina o integralnej wizji człowieka. Kościół przypomina, że życie ziemskie jest ważne, ale o wiele ważniejsze jest życie wieczne. Troskę o zdrowie łączy z głoszeniem wiecznego zbawienia dusz.

    radio Bobola/Londyn

    ************

    Kard. Sarah wzywa do szacunku wobec Eucharystii i powrotu do świątyń

    Nikt nie może powstrzymać kapłana od słuchania spowiedzi czy udzielania Komunii. A zatem nawet jeśli wierni nie mogą uczestniczyć we Mszy św., mogą prosić o spowiedź i Komunię – powiedział prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Kard. Robert Sarah odniósł do sytuacji we Włoszech, gdzie od niemal dwóch miesięcy wierni nie mogą uczestniczyć w Eucharystii. Co więcej rządowe dekrety o rozluźnieniu sanitarnych obostrzeń, nadal nie przewidują publicznych liturgii. Episkopat prowadzi jednak z rządem negocjacje dotyczące bezpiecznego sprawowania Eucharystii, w tym udzielania Komunii.Odnosząc się do medialnych informacji na ten temat kard. Sarah podkreślił, że przywrócenie Eucharystii nie może się odbywać kosztem profanacji. Najświętszy Sakrament trzeba traktować w sposób godny Boga. Nie do przyjęcia jest więc na przykład pomysł, by Hostie były udostępniane w plastikowym opakowaniu na zasadzie samoobsługi czy Komunii na wynos. „Nie możemy traktować Eucharystii jak banalnego przedmiotu. Nie jesteśmy w supermarkecie” – powiedział kard. Sarah w wywiadzie dla portalu Nuova Bussola Quotidiana. Podkreślił on, że nawet jeśli brak dostępu do Eucharystii powoduje cierpienie, to sam sposób udzielania Komunii nie podlega negocjacji. Przypomniał, że w Kościele nadal obowiązuje zasada, że wierny ma wolność wyboru w sposobie przyjmowania Komunii na rękę bądź do ust. Ta reguła musi być uszanowana – powiedział szef watykańskiej dykasterii odpowiedzialnej za liturgię i sakramenty.

    Podkreślił on również, że nie powinniśmy się przyzwyczajać do Mszy w telewizji czy w internecie. Bóg się wcielił, nie jest rzeczywistością wirtualną – przypomniał kard. Sarah, dodając, że takie liturgie są też szkodliwe dla samych kapłanów. „Podczas Mszy mają oni patrzeć na Boga, a tymczasem przyzwyczajają się do patrzenia na kamerę, jakby to był jakiś spektakl. Tak dłużej być nie może” – powiedział watykański purpurat.

    Zastrzegł zarazem, że nie powinniśmy się dziwić iż diabeł w sposób szczególny atakuje dziś Eucharystię. Ona jest bowiem sercem życia Kościoła. „Jestem jednak przekonany – dodał kard. Sarah – że głównym problemem jest wiara kapłanów. Gdyby kapłani byli świadomi, czym jest Eucharystia, to niektóre sposoby jej sprawowania i niektóre hipotezy na temat udzielania Komunii w ogóle nie przyszłyby im do głowy. Jezusa nie wolno traktować w ten sposób”. Przestrzegł on również przed naśladowaniem tego, co dzieje się w niemieckim Kościele. Robi się tam wiele rzeczy, które nie mają nic wspólnego z wiarą katolicką, lecz są protestantyzmem.

    źródło: vaticannews.va/autor: Krzysztof Bronk – Watykan

    **************

    Kardynał Robert Sarah ponownie wypowiedział się na temat nadużyć liturgicznych, mówiąc, że propozycje „Eucharystii na wynos” są „absurdem” i „szaleństwem”. Ostrzegł także przed dominacją Mszy transmitowanych na żywo, aby stały się nową normą, ponieważ „Bóg nie jest rzeczywistością wirtualną”.

    Kardynał Sarah odpowiadał na pytania, które dotyczyły artykułu we włoskiej gazecie La Stampa, który podniósł pomysł pakowania świętych postaci i umieszczania ich na półkach w kościołach, aby wierni mogli je zabrać indywidualnie, poza Mszą Świętą.

    Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów powiedział Daily Compass, że wierni mają prawo do przyjmowania sakramentów, ale tylko w sposób godny.

    „Przede wszystkim Eucharystia nie jest prawem ani obowiązkiem” – powiedział kardynał Sarah. „[To] jest dar, który otrzymujemy za darmo od Boga i który musimy przyjąć z czcią i miłością. Odpowiedzią na brak Eucharystii nie może być bezczeszczenie” – dodał.

    Idea, aby owinąć postaci eucharystyczne papierem i dostarczyć go tak, jakby to był posiłek na wynos, jest absurdem i „szaleństwem”. Eucharystię należy traktować z wiarą: nie możemy traktować jej jako trywialnego przedmiotu; nie jesteśmy w supermarkecie ”- wyjaśnił kardynał.

    Kiedy Daily Compass zasugerował, że coś takiego już „dzieje się w Niemczech”, kardynał Sarah odpowiedział: „Niestety, wiele rzeczy w Niemczech nie jest katolickich, ale to nie znaczy, że trzeba je naśladować”.

    „Diabeł mocno atakuje Eucharystię, ponieważ jest ona sercem życia Kościoła” – powiedział Sarah. 

    Zapytany o praktykę transmisji liturgii na żywo, kardynał Sarah ostrzegł, aby nie pozwolić, by wirtualizacja stała się nową normą: „Nie możemy się do tego przyzwyczaić” – powiedział. „Bóg stał się wcielony, On jest ciałem i krwią, nie jest rzeczywistością wirtualną” – podkreślił.  

    catholicherald.co.uk

    ************************

    Kard. Sarah: „Z radością powróćmy do Eucharystii”

    Bożena Sztajner /Niedziela

    **

    • Kard. Sarah podkreśla, że chrześcijanie nigdy nie dążyli do izolacji od świata i zamknięcia się za drzwiami kościoła. Świadomi swej odmienności, zawsze starali się wniknąć w społeczeństwo. Wiedzieli, że są na tym świecie, choć do niego nie należą.
    • Kardynał powołuje się na świadectwo męczenników z Abiteny, którzy dla udziału w Eucharystii ryzykowali własnym życiem, bo jak wyznali nie mogą żyć bez niedzielnej Mszy. Przypomina, że choć środki społecznego przekazu oddały wielką służbę podczas pandemii, to jednak żadna transmisja Mszy nie może zastąpić osobistego udziału w Eucharystii.
    • Hierarcha przypomina też o prawie wiernych do przewidzianych sposobów przyjmowania Ciała Chrystusa i adorowania Pana w Eucharystii, bez ograniczeń, które wykraczają poza to, czego wymagają normy higieniczne ustalone przez władze publiczne czy biskupów.

    Na samym wstępie stwierdza się, że pandemia doprowadziła do poważnych zaburzeń nie tylko w sferze społecznej czy gospodarczej, ale również w życiu religijnym. Wymóg dystansu społecznego miał poważne konsekwencje dla wymiaru wspólnotowego, który należy do istoty chrześcijańskiej wiary. Kard. Sarah obszernie uzasadnia znaczenie tego wymiaru, który zostaje potwierdzony przez samego Chrystusa, zapewnieniem, że gdzie dwaj albo trzej gromadzą się w Jego imię, tam On będzie pośród nich. Prefekt watykańskiej kongregacji przypomina, że wspólnotowy charakter liturgii odróżniał chrześcijan od świata pogańskiego, w którym świątynie były przeznaczone dla bóstwa, a nie dla ogółu wiernych.

    Kard. Sarah podkreśla, że chrześcijanie nigdy nie dążyli do izolacji od świata i zamknięcia się za drzwiami kościoła. Świadomi swej odmienności, zawsze starali się wniknąć w społeczeństwo. Wiedzieli, że są na tym świecie, choć do niego nie należą. Tym niemniej podczas pandemii biskupi i episkopaty we współpracy z władzami państwowymi i ekspertami musieli podjąć bolesne decyzje, w tym decyzję o przedłużonym zawieszeniu obecności wiernych podczas sprawowania Eucharystii. Prefekt watykańskiej dykasterii przypomina jednak, że jak tylko warunki na to pozwolą, trzeba pilnie powrócić do normalnego życia chrześcijańskiego, dla którego domem i miejscem sprawowania liturgii jest budynek kościoła. Podkreśla on, że oddalenie od ołtarza było czasem postu eucharystycznego, pozwalającym odkryć znaczenie tego sakramentu, do którego należy powrócić z oczyszczonym sercem, jak tylko jest to możliwe.

    Przy tej okazji kard. Sarah powołuje się na świadectwo męczenników z Abiteny, którzy dla udziału w Eucharystii ryzykowali własnym życiem, bo jak wyznali nie mogą żyć bez niedzielnej Mszy.

    Przypomina, że choć środki społecznego przekazu oddały wielką służbę podczas pandemii, to jednak żadna transmisja Mszy nie może zastąpić osobistego udziału w Eucharystii. Co więcej transmisje te mogą nawet oddalić od osobistego i intymnego spotkania z Bogiem, który wydał się za nas nie w sposób wirtualny, lecz rzeczywisty, mówiąc: „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, trwa we Mnie, a Ja w nim”.

    Kard. Sarah przypomina też o potrzebie zachowania niektórych zasad. Należna troska o przestrzeganie norm higieny i bezpieczeństwa nie może prowadzić do sterylizacji gestów i rytów. Nie może też zaszczepiać w wiernych lęku i poczucia zagrożenia. Od biskupów oczekuje się roztropnej ale też stanowczej postawy wobec rządzących, którzy usiłowaliby zredukować rolę celebracji Eucharystii do zwyczajnego zgromadzenia, porównywalnego a nawet mniej ważnego niż spotkania rekreacyjne. Szef watykańskiej kongregacji jednoznacznie też stwierdza, że normy liturgiczne nie należą do kompetencji państwa, lecz jedynie władz kościelnych. Ponadto należy ułatwiać wiernym udział w sakramentach, jednakże bez improwizacji i eksperymentów liturgicznych, lecz z pełnym zachowaniem norm i z dbałością o piękno obrzędów.

    Kard. Sarah przypomina też o prawie wiernych do przewidzianych sposobów przyjmowania Ciała Chrystusa i adorowania Pana w Eucharystii, bez ograniczeń, które wykraczają poza to, czego wymagają normy higieniczne ustalone przez władze publiczne czy biskupów.

    Prefekt watykańskiej kongregacji przyznaje, że na czas szczególnych zagrożeń, takich jak pandemie czy wojny, biskupi i episkopaty, mogą ustalać tymczasowe zasady postępowania, którym należy okazywać posłuszeństwo. Ustalenia te jednak wygasają, kiedy sytuacja powraca do normy.

    Na zakończenie kard. Sarah wspomina o integralnej wizji człowieka. Kościół przypomina, że życie ziemskie jest ważne, ale o wiele ważniejsze jest życie wieczne. Troskę o zdrowie łączy z głoszeniem wiecznego zbawienia dusz.

    Tygodnik NIEDZIELA/Krzysztof Bronk/Watykan (KAI)

    *********************************************************

    Spotkania z Matką.

    13 września 1917

    Spotkania z Matką. 13 września 1917
    EAST NEWS, MONTAŻ STUDIO GN

    **

    Piąte objawienie miało miejsce zgodnie z dniem wyznaczonym przez Maryję. Wokół dębu w Cova da Iria zgromadził się tłum ludzi. Dla dzieci ich „sława” stawała się coraz bardziej uciążliwa.

    Łucja tak relacjonuje wydarzenia z 13 września 1917 roku: „Kiedy zbliżyła się godzina, przeciskałam się z Hiacyntą i Franciszkiem przez tłum ludzi, który nam ledwo pozwalał przejść. Ulice były pełne ludzi. Wszyscy chcieli nas widzieć i rozmawiać z nami. Tam się jeden drugiego nie bał. Wiele osób, nawet zacne panie i panowie przeciskali się przez tłum, który nas otaczał. Padali na kolana przed nami, prosząc, byśmy Matce Bożej przedstawili ich prośby. Inni, którzy nie mogli się do nas dostać, wołali z daleka: – Na miłość Boską, proście Maryję, żeby mi wyleczyła mego syna kalekę. Ktoś inny wołał: – Niech wyleczy moje niewidome dziecko. A znowu inny: – A moje jest głuche. I znowu inny: – Niech mi przyprowadzi z wojny do domu mego męża i mego syna. – Niech mi nawróci grzesznika. – Niech mnie uzdrowi z gruźlicy itd.”.

    Łucja komentuje to, co zobaczyła, w taki sposób: „Tam ukazała się cała nędza biednej ludzkości, niektórzy krzyczeli z drzew, inni z muru, na którym siedzieli, aby nas zobaczyć, gdy przechodziliśmy. Jednym obiecując spełnienie ich życzeń, innym podając rękę, aby mogli się podnieść z ziemi, mogliśmy się dalej posuwać dzięki kilku mężczyznom, którzy nam torowali drogę przez tłum. Kiedy teraz czytam w Nowym Testamencie o tych cudownych scenach, które się zdarzały w Palestynie, kiedy Pan Jezus przechodził, przypominam sobie te, które jako dziecko mogłam przeżyć na ścieżkach i ulicach z Aljustrel do Fatimy do Cova da Iria. Dziękuję Bogu i ofiaruję Mu wiarę naszego dobrego ludu portugalskiego. Myślę, że jeżeli ci ludzie na kolana padali przed trojgiem biednych dzieci jedynie dlatego, że z miłosierdzia Bożego doznały łaski rozmawiania z Matką Boską, to co by dopiero robili, gdyby widzieli przed sobą samego Jezusa Chrystusa?”.

    Samo objawienie było krótkie. Kiedy dzieci dotarły do dębu skalnego w Cova da Iria, zaczęły wraz z ludźmi odmawiać Różaniec. Wkrótce potem ujrzały odblask światła i Panią nad dębem skalnym. Maryja powiedziała:

    „»Odmawiajcie w dalszym ciągu Różaniec, żeby uprosić koniec wojny. W październiku przybędzie również Nasz Pan, Matka Boża Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby pobłogosławić świat. Bóg jest zadowolony z waszych serc i ofiar, ale nie chce, żebyście w łóżku miały sznur pokutny na sobie. Noście go tylko w ciągu dnia«.

    Polecono mi, żebym Panią prosiła o wiele rzeczy: o uzdrowienie pewnego chorego i jednego głuchoniemego. [powiedziała Łucja]

    »Tak, kilku uzdrowię, innych nie. W październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli«.

    Po tych słowach Pani, zaczynając się wznosić, znikła jak zwykle”.

    O jakim sznurze mówi Maryja? Otóż dzieci między 19 sierpnia a 13 września wpadły na pomysł dodatkowego umartwienia (oprócz kilku innych, które podjęły). Idąc mianowicie z owcami, znalazły na polu kawałek sznura od wozu. Łucja podniosła go i dla żartu owinęła wokół ramienia. Zauważyła, że sprawia on dotkliwy ból. Powiedziała do swoich kuzynów: „Słuchajcie, to boli. Moglibyśmy się nim wiązać i nosić jako umartwienie z miłości do Jezusa”.

    Dzieci podchwyciły pomysł, podzieliły sznur i owinęły sobie wokół bioder. To sprawiało im ból, ale one traktowały to jako ofiarę. Maryja nie zakazuje im tego całkowicie, ale prosi o pewien umiar. Gorliwość małych apostołów może zawstydzać.

    opracował ks. Tomasz Jaklewicz/wiara.pl

    ************************************************************************

    poniedziałek – 14 września

    XXIV tydzień okresu zwykłego

    ŚWIĘTO PODWYŻSZENIA KRZYŻA ŚWIĘTEGO

    Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał
    Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał
    „Polska pod Krzyżem” w Beskidach/ fot. Robert Karp

    **

    Dla upamiętnienia Wielkiego Jubileuszu Roku Pańskiego 2000 w Beskidach wokół miasta Bielska-Białej wzniesiono trzy potężne krzyże między którymi odległość w linii prostej wynosi dokładnie 11 kilometrów: krzyże te postawiono na Trzech Lipkach, na Hrobaczej Łące oraz w Starej Wsi.

    Krzyż pierwszy:

    Wzgórze Trzy Lipki, na którym od 2001 roku stoi gigantyczny 40-metrowy stalowy krzyż, przypominający pastorał Jana Pawła II, to jedno z najpiękniejszych miejsc Bielska-Białej. Docierają tu liczne procesje i sprawowane są Msze św. Na wzgórze przychodzi też wielu turystów, by podziwiać niezwykłą panoramę miasta i Beskidów. U stóp krzyża znajduje się wypalana w glinie pamiątkowa tablica, przedstawiająca papieża z pastorałem. Obok umieszczono cytat z homilii papieskiej wzywającej do przyjęcia dziedzictwa krzyża.

    Krzyż drugi:

    W Starej Wsi postawiono 31-metrowy stalowy krzyż jubileuszowy z 2000 roku. U zbiegu ramion krzyża, który ma 8 tonową konstrukcję – umieszczony jest zarys serca, które o zmierzchu podświetlone jest na czerwono. 

    Krzyż Trzeci:

    Na Hrobaczej Łące na wysokości 828 m n.p.m. jest postawiony 35-metrowy krzyż. Nocą jest oświetlony i przez to rozpoznawalny z daleka. Jest już stałym elementem krajobrazu beskidzkiego okolic Bielska-Białej.

    Święto Podwyższenia Krzyża wiąże się z odnalezieniem drzewa krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus, a także wyraża głęboki sens krzyża w życiu chrześcijanina. Istotą święta jest ukazanie tajemnicy Krzyża jako ceny zbawienia człowieka.

    WIELBIMY CIEBIE KRZYŻU ŚWIETY!

    Święto Podwyższenia Krzyża w Beskidach/ fot.Robert Karp

    ***


    Aniołowie adorujący Krzyż
    Kiedy w roku 70 Jerozolima została zdobyta i zburzona przez Rzymian, rozpoczęły się wielkie prześladowania religii Chrystusa, trwające prawie 300 lat. Dopiero po ustaniu tych prześladowań matka cesarza rzymskiego Konstantyna, św. Helena, kazała szukać Krzyża, na którym umarł Pan Jezus.
    Po długich poszukiwaniach Krzyż odnaleziono. Co do daty tego wydarzenia historycy nie są zgodni; najczęściej podaje się rok 320, 326 lub 330, natomiast jako dzień wszystkie źródła podają 13 albo 14 września. W związku z tym wydarzeniem zbudowano w Jerozolimie na Golgocie dwie bazyliki: Męczenników (Martyrium) i Zmartwychwstania (Anastasis). Bazylika Męczenników nazywana była także Bazyliką Krzyża. 13 września 335 r. odbyło się uroczyste poświęcenie i przekazanie miejscowemu biskupowi obydwu bazylik. Na tę pamiątkę obchodzono co roku 13 września uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego. Później przeniesiono to święto na 14 września, ponieważ tego dnia wypada rocznica wystawienia relikwii Krzyża na widok publiczny, a więc pierwszej adoracji Krzyża, która miała miejsce następnego dnia po poświęceniu bazylik. Święto wprowadzono najpierw dla tych kościołów, które posiadały relikwie Krzyża, potem zaś dla całego Kościoła Powszechnego.
    Ważnym wkładem w historię dzisiejszego święta jest świadectwo mniszki Egerii, która w Itinerarium Egeriae relacjonuje obchody Podwyższenia Krzyża połączone ze świętem dedykacji, czyli poświęcenia kościoła Męczenników (Martyrium) na Golgocie: “Dniami Eucenii (dedykacji) zwą się te dni, w których święty kościół stojący na Golgocie, zwany Martyrium, poświęcony został Bogu. Także święty kościół znajdujący się w Anastasis, to jest w miejscu, gdzie Pan po męce zmartwychwstał, tego samego dnia został Bogu poświęcony. Rocznica poświęcenia tych świętych kościołów jest obchodzona z całą czcią, bo i Krzyż znaleziono tego samego dnia […]”

    Podwyższenie Krzyża
    W 614 r. na Ziemię Świętą napadli Persowie pod wodzą Chozroeza. Zburzyli wówczas wszystkie kościoły, także i kościół Bożego Grobu, a wiedząc, jak wielkiej czci doznaje Krzyż Pana Jezusa, zabrali go ze sobą. Cały świat modlił się o odzyskanie Krzyża Świętego. Po zwycięstwie, jakie cesarz Herakliusz odniósł nad Chozroezem, w traktacie pokojowym Persowie zostali zmuszeni do oddania świętej relikwii (628). Podanie głosi, że kiedy sam cesarz chciał na swoich ramionach zanieść Krzyż Chrystusa na Kalwarię, mógł to uczynić dopiero wówczas, kiedy zdjął swoje królewskie szaty. Jest to legenda, gdyż ze świadectwa św. Cyryla Jerozolimskiego (+ 387) wiemy, że już za jego czasów czcigodną relikwię podzielono na drobne części i rozesłano je niemal po wszystkich okolicznych kościołach.

    Kościół w Krzyżu Jezusa widział zawsze ołtarz, na którym Syn Boży dokonał zbawienia świata. Dlatego każda jego cząstka, tak obficie zroszona Jego Najświętszą Krwią, doznawała zawsze szczególnej czci. Nie chodzi w tym wypadku o autentyczność poszczególnych relikwii, ale o fakt, że przypominają one Krzyż Chrystusa i wielkie dzieło, jakie się na nim dokonało dla dobra rodzaju ludzkiego.
    O ukrzyżowaniu Pana Jezusa piszą wszyscy Ewangeliści. Co więcej, podają bardzo szczegółowe okoliczności tego wydarzenia. Według świadectwa Ewangelistów Pan Jezus został ukrzyżowany około godziny 12, a umarł o godzinie 15. Jego pogrzeb odbył się ok. godziny 17.
    Kara ukrzyżowania była u Żydów znana, chociaż w prawie mojżeszowym nie była przewidziana. Aleksander Janneusz (103-76 przed Chrystusem) użył jej dla ukarania zbuntowanych przeciwko niemu faryzeuszów. Taką karę stosowali powszechnie Fenicjanie, Kartagińczycy, Persowie i Rzymianie. Ci ostatni jednak nie stosowali jej wobec obywateli rzymskich. Była to bowiem kara uznawana za hańbiącą i bardzo okrutną. Skazańca odzierano z szat, rzucano go na ziemię, rozciągano mu ramiona i nogi, przybijając je do krzyża. Skazaniec konał z omdlenia i gorączki, dusił się. Na domiar złego wisielca nękało mnóstwo komarów, a bywało, że konającego rozrywały sępy. Krzyż miał zwykle kształt litery T (tau). Ponieważ śmierć na krzyżu miała wszystkie znamiona hańby, dlatego cesarz Konstantyn Wielki zniósł karę śmierci przez ukrzyżowanie (316).

    Relikwiarz Krzyża św. z Olkusza
    Największą część drzewa Krzyża świętego posiada obecnie kościół św. Guduli w Brukseli. Bazylika św. Piotra w Rzymie przechowuje część relikwii, którą cesarze bizantyjscy nosili na piersi w czasie największych uroczystości. W skarbcu katedry paryskiej jest cząstka Krzyża świętego, podarowana przez polską królową Annę Gonzagę, którą miała otrzymać od króla Jana Kazimierza. Największą część Krzyża świętego w Polsce posiadał kościół dominikanów w Lublinie (zostały one skradzione w roku 1991, chociaż nadal w kościele tym znajdują się dwa inne relikwiarze Krzyża świętego). Stosunkowo dużą część Krzyża świętego posiada kościół św. Krzyża na Łysej Górze pod Kielcami. Miał ją podarować benedyktynom św. Emeryk (+ 1031), syn św. Stefana, króla Węgier (+ 1038). Od tej relikwii i klasztoru pochodzi nazwa “Góry Świętokrzyskie”. Wreszcie dość znaczna relikwia Krzyża świętego znajduje się w bazylice Krzyża Świętego w Rzymie.
    Ku czci Krzyża Świętego wzniesiono mnóstwo kościołów. W samej Polsce jest ich ponad 100. Istnieje również kilka rodzin zakonnych – męskich i żeńskich – pod nazwą Świętego Krzyża. Wśród nich najliczniejsze to Zgromadzenie Św. Krzyża, założone w 1837 r., a zatwierdzone przez Rzym w 1855 r.
    Na czele czcicieli Krzyża stoi św. Paweł Apostoł. Szczególnym nabożeństwem do Krzyża wyróżniała się św. Helena, cesarzowa. Jednak na wielką skalę kult Krzyża zapoczątkowało średniowiecze, kiedy to bardzo żywo i powszechnie rozwinął się kult męki Pańskiej. Wśród świętych wyróżnili się tym nabożeństwem: św. Bernard z Clairvaux (+ 1153), św. Franciszek z Asyżu (+ 1226), św. Bonawentura (+ 1274), św. Filip Benicjusz (+ 1285), a w latach późniejszych bł. Władysław z Gielniowa (+ 1505), św. Piotr z Alkantary (+ 1562), św. Jan od Krzyża (+ 1591) i św. Paweł od Krzyża (+ 1775). W nagrodę za serdeczne nabożeństwo do swojej męki Jezus obdarzył wielu świętych darem stygmatów. Dzieje Kościoła znają aż 330 podobnych wypadków. Pierwszy stwierdzony historycznie fakt stygmatów spotykamy u św. Franciszka z Asyżu. W ostatnich czasach mówiło się głośno o stygmatykach: Teresie Neumann z Konnersreuth (+ 1962) i o św. o. Pio (+ 1969).

    Krzyż celtycki z Irlandii
    Od I w. spotykamy krzyże wypisywane, rysowane czy ryte graficznie – i to w najróżnorodniejszych formach i symbolice, której postacią naczelną jest zawsze Chrystus. Od IV w. spotykamy krzyże bez Ukrzyżowanego, ale za to bogato wykładane szlachetnymi kamieniami i złotem (crux gemmata). Ich forma jest także różna. Spotykamy między innymi krzyże Chrystusa, Piotra, Andrzeja, św. Pachomiusza, krzyż etiopski, ormiański, jerozolimski itp. We wczesnym średniowieczu zwykło się wyrabiać krzyże (pasje) z wizerunkiem Chrystusa, ale z koroną królewską (diademem) na głowie. Od wieku XII datują się krzyże współczesne, pełne wyrazu cierpienia i grozy. Najdawniejszy krzyż znaleziono w Herkulanum, w jednym z domów zasypanego przez wulkan (Wezuwiusz) w roku 63 i 79, którego to odkrycia dokonano w 1748 roku. Na jednej ze ścian domu znaleziono wyraźny odcisk dużego krzyża, który tam wisiał. Jest nawet otwór po gwoździu w ścianie, na którym ten krzyż był umieszczony.
    Krzyż Chrystusa czci się także czyniąc znak krzyża. Początkowo czyniono krzyż nad przedmiotami, kreśląc go dłonią. Miał on być wyznaniem wiary, chronić od nieszczęść, sprowadzać Boże błogosławieństwo. Zwyczaj ten sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa. Był on traktowany jako credo katolickie, streszczenie najważniejszych prawd wiary. Słowami podkreślano wiarę w Boga w Trójcy Świętej jedynego, a ruchem ręki podkreślano nasze zbawienie przez Chrystusową mękę i śmierć. O znaku krzyża świętego pisze już Tertulian (+ ok. 240). Św. Hieronim mówi o nim w liście do Eustochii. Pierwsi chrześcijanie tym znakiem posługiwali się bardzo często. Kościół zachował ten zwyczaj, kiedy w liturgii błogosławi swoich wiernych.

    Dzisiejsze święto przypomina nam wielkie znaczenie krzyża jako symbolu chrześcijaństwa i uświadamia, że nie możemy go traktować jedynie jako elementu dekoracji naszego mieszkania, miejsca pracy czy jednego z wielu elementów naszego codziennego stroju.
    Internetowa Liturgia Godzin – Czytelnia

    ***

    Święto Podwyższenia Krzyża

    Samplefot. Martin Jernberg / Unsplash

    **

    14 września Kościół obchodzi Święto Podwyższenia Krzyża. Wiąże się ono z odnalezieniem drzewa krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus, a także wyraża głęboki sens krzyża w życiu chrześcijanina. Istotą święta jest ukazanie tajemnicy Krzyża jako ceny zbawienia człowieka.

    Początki święta związane są z odnalezieniem przez św. Helenę relikwii krzyża na początku IV wieku i poświęceniem w Jerozolimie bazyliki ku jego czci w 335 r. Na pamiątkę, tego wydarzenia, ostatecznie 14 września, w Kościele obchodzi się uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego.

    Znak krzyża był obecny w chrześcijaństwie od śmierci Jezusa. W początkach Kościoła nieraz przyjmował formę kotwicy albo trójzębu. Jako przedmiot kultu upowszechnił się i nabrał znaczenia po roku 313. W tym bowiem roku, według przekazu, cesarz Konstantyn Wielki, przed bitwą z uzurpatorem Maksencjuszem, zobaczył na tle słońca znak krzyża i słowa “w tym znaku zwyciężysz”. Poza tym tenże cesarz zniósł karę śmierci przez ukrzyżowanie.

    Do VI w. na krzyżu nie umieszczano postaci Chrystusa. Także później nie ukazywano Jezusa umęczonego lecz chwalebnego: jako Króla z diademem zamiast cierniowej korony na głowie, albo jako Arcykapłana, albo jako Dobrego Pasterza. Od wieku XII pojawia się motyw cierpienia. Od tego czasu aż do dziś w Kościele łacińskim zwykle używany jest krzyż gotycki, pasyjny, który wskazuje na mękę i śmierć Chrystusa jako cenę zbawienia. W tradycji prawosławnej do dziś używany jest krzyż chwalebny.

    Od czasów Konstantyna, kiedy to chrześcijanie uzyskali wolność wyznawania swojej wiary, krzyż stał się znakiem rozpoznawczym chrześcijan. Od tego czasu jest bardzo często używany w liturgii i uświęca całe życie chrześcijańskie: zaczyna i kończy modlitwę, dzień i każdą ważniejszą czynność, uświęca przestrzeń i jest używany przy wszelkich błogosławieństwach.

    Ojcowie Kościoła podkreślali, że krzyż jest symbolem, w którym streszczają się najistotniejsze prawdy wiary chrześcijańskiej. Św. Jan Damasceński pisze: “Krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa, a nie cokolwiek innego, zwyciężył śmierć, zgładził grzech praojca, pokonał piekło, darował nam zmartwychwstanie, udzielił siły do wzniesienia się ponad doczesność i ponad samą śmierć, zgotował powrót do dawnej szczęśliwości, otworzył bramy raju, umieścił naturę naszą po prawicy Boga, uczynił nas Jego dziećmi i dziedzicami”.

    Znak krzyża rozpoczyna i kończy modlitwę chrześcijanina. W liturgii jest gestem błogosławieństwa. Krzyż zawieszany na szyi, w mieszkaniu, w pracy, stawiany na szczytach świątyń przypomina wierzącym o ich powołaniu. Jego znaczenie staje się szkołą życia dla chrześcijan widzących w nim ostateczne zwycięstwo dobra nad złem.

    Katolicka Agencja Informacyjna/Kai.pl

    ***************************

    Chrystus wraca do katedry

    Słynący łaskami i niezwykłą historią krucyfiks wraca po renowacji do kaplicy Baryczków w archikatedrze warszawskiej. Prace konserwatorskie odsłoniły jego nowe oblicze.

    Sanktuarium Cudownego Krucyfiksu Pana Jezusa Chrystus, który ocalał
    fot. arch. Muzem Arhidiecezji Warszawskiej

    **

    – Można powiedzieć, że jest to warszawski odpowiednik krucyfiksu królowej Jadwigi na Wawelu, stale otaczany kultem – podkreśla ks. dr Mirosław Nowak, dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Do warszawskiej katedry krucyfiks trafił około 1525 r., przywieziony tu z Norymbergi przez kupca Jerzego Baryczkę. Był świadkiem królewskich ślubów i koronacji oraz zaprzysiężenia Konstytucji 3 Maja. Modlili się przed nim Tadeusz Kościuszko, Romuald Traugutt i Henryk Sienkiewicz, a także papieże św. Jan Paweł II i Benedykt XVI. Klękał król Jan III Sobieski przed wyprawą pod Wiedeń oraz po powrocie, dziękując za zwycięstwo. Przychodzili w ważnych dla narodu chwilach królowie i prezydenci. A ks. Stanisław Tworkowski napisał we wspomnieniach, że kiedy we wrześniu 1939 r. abp Stanisław Gall wyświęcał w katedrze św. Jana w czasie nalotu młodych kapłanów, cudowny Pan Jezus błogosławił im na czekające ich trudy i walkę.

    Z krzyżem Baryczków związanych jest wiele niezwykłych opowieści. Ludzie, modląc się przed nim, doznawali niezliczonych łask, o czym świadczyły liczne wota. W kategoriach cudu interpretowano ocalenie krucyfiksu z płonącej katedry podczas powstania warszawskiego.


    NOWE OBLICZE

    Krucyfiks Baryczków zwany jest cudownym krucyfiksem Jezusa Konającego, na co wskazuje układ zawieszonego na krzyżu ciała, opisywanego jako rzeźba naturalistyczna. Tradycja mówiła o rosnących włosach na głowie Chrystusa, które w Wielki Piątek miały podcinać dziewczęta z najgodniejszych rodów.

    Krzyż w ciągu pięciuset lat obecności w Warszawie zaledwie trzykrotnie opuścił katedrę. Pierwszy raz, gdy ratowano go w czasie potopu szwedzkiego. Po raz drugi w czasie powstania 1944 r., a ostatni raz w sierpniu ubiegłego roku w związku z zaplanowaną konserwacją. Prace prowadzone były w jednej z sal Muzeum Archidiecezji Warszawskiej pod kierunkiem prof. Marii Lubryczyńskiej z Wydziału Konserwacji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zwiedzający mogli obserwować ich postęp przez szybę. Działania konserwatorskie i restauratorskie prowadzone były – jak mówiła prof. Lubryczyńska – z poczuciem odpowiedzialności za zachowanie w jak najlepszym stanie skarbu narodowego, jakim jest krzyż Baryczków.

    Po renowacji twarz cierpiącego Jezusa nabrała innego wyrazu. Spod półprzymkniętych powiek widać spojrzenie oczu. Dzięki zabiegom konserwatorskim zniknęły zabrudzenia i ukazały się źrenice otoczone brązową tęczówką. Cała postać jest jaśniejsza i teraz lepiej widać szczegóły: wyraźnie rysujące się żyły, z których sączy się krew. Zniszczoną perukę z końskiego włosia zastąpiono naturalnymi ludzkimi, ciemnymi włosami. Cierniowa korona odzyskała srebrny kolor. Pierwotny koloryt odzyskał też krzyż. Okazało się, że ciemna barwa była skutkiem wieloletniego kurzu i brudu. Renowacja pokazała, że krzyż obity jest metalem, który po czyszczeniu nabrał srebrzystego koloru.

    Renowacja trwała ponad pół roku. Cudowny krucyfiks wraca do archikatedry 28 lutego, w pierwszy piątek Wielkiego Postu, w niezwykłej oprawie Drogi Krzyżowej, która przejdzie ulicami Starego Miasta z kościoła Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Przyrynku. Odtworzono będą archiwalne nagrania rozważań kard. Stefana Wyszyńskiego. Uroczystość ma nawiązywać do powrotu krucyfiksu do katedry po II wojnie światowej, po tym, jak podczas powstania krucyfiks został ocalony.


    CUDOWNIE URATOWANY

    Krzyż z płonącej katedry wyniósł wówczas ks. Wacław Karłowicz, ps. „Andrzej Bobola”, kapelan powstańców z pomocą dwóch sanitariuszek harcerskiego batalionu Armii Krajowej „Wigry”: Barbary Gancarczyk-Piotrowskiej ps. „Pająk” i Teresy Potulickiej-Łatyńskiej ps. „Michalska”.

    Irena Świerdzewska/Idziemy nr 09/2020

    ************************************

    Z kim niesiesz krzyż?

    Z kim niesiesz krzyż?
    fot. Józef Wolny

    **

    W religii znaki są ważne. Mówią nieraz więcej niż słowa.

    Coraz mniejsze krzyże w mieszkaniach, coraz większe ekrany. Ruszyło mnie kiedyś to zdanie. Postanowiłem kupić duży krzyż. Trafiłem w Krakowie na sklep z antykami. Zdziwiłem się, że było tam aż tyle krucyfiksów. Drewniane, metalowe, duże, małe, wystawione na sprzedaż, niepotrzebne. Stały między komodami, porcelaną, lampami, antykami. Wybrałem ten najbardziej zniszczony, właściwie samą figurę Ukrzyżowanego. Jaka jest Jego historia? Komu towarzyszył, kto przed Nim się modlił? Teraz to już mój krzyż, „mój Chrystus połamany”. Będzie towarzyszył mojemu życiu, będzie świadkiem moich wzlotów i upadków.

    Sięgam do kazania ks. Tischnera („Wiara ze słuchania”). Na Golgocie były trzy krzyże, powiada krakowski filozof. Pierwszy to krzyż człowieka, który buntował się przeciwko władzy, a teraz przeciwko Bogu. Woła do Chrystusa, aby pomógł mu zejść z krzyża. Chce pozbyć się krzyża, ale w gruncie rzeczy dzieje się coś przeciwnego: na jego miejsce przychodzi drugi, trzeci, dziesiąty. Każdy z nas ma w sobie coś ze zbuntowanego złoczyńcy. Kto nie zrozumiał sensu krzyża, ten mnoży sobie krzyże na plecach. Z drugiej strony inny człowiek.

    Ten prosi Boga o przebaczenie, otrzymuje od Jezusa obietnicę raju. Krzyż czegoś go nauczył. Był buntownikiem, może wydawało mu się, że jest silny, niezwyciężony. Krzyż nauczył go pokory. Cierpienie nauczyło go rozumieć, że jest tylko człowiekiem. Krzyż stał się dla niego wielką szkołą prawdy. I tak może być w naszym życiu. Im szybciej człowiek nauczy się prawdy o sobie, tym mniejszy będzie ten krzyż. I wreszcie krzyż Chrystusa. Słychać z niego wołanie: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. Jakby wszystko było stracone. Ale za chwilę odzywa się inny głos: „W ręce Twoje powierzam ducha mego”. Rozpacz została przezwyciężona, pojawia się nadzieja.

    Te trzy krzyże są człowiekowi potrzebne, żeby go nauczyły dróg zbawienia. Jest krzyż, który prowadzi do buntu, jest krzyż, który uczy prawdy o sobie i jest ten najważniejszy, z którego płynie nadzieja. Ten trzeci krzyż niesiesz z Chrystusem. Nie jesteś sam. Kiedy wołasz: „Boże mój czemuś mnie opuścił”, to pamiętaj, że ktoś już te słowa wypowiedział przed tobą i że po nich są inne: „Ojcze, w Twe ręce oddaję ducha mojego”. Tischner pyta: „Z kim niesiesz krzyż? Z łotrem zbuntowanym? Ze złoczyńcą nawróconym? Czy z Jezusem Chrystusem?”.

    ks. Tomasz Jaklewicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 37/2009

    **************************************

    Bez krzyża nie ma zbawienia

    Bez krzyża nie ma zbawienia
    fot. PCh24.pl

    Droga do zbawienia wiedzie przez krzyż. Innej drogi nie ma. „Nie łudźcie się – przypomina święty Ludwik Maria Grignion de Montfort – „odkąd koniecznym stało się, by Mądrość Wcielona weszła do Nieba przez Krzyż, trzeba wchodzić tam za nią tą samą drogą. Dlatego właśnie „musisz zaakceptować swój krzyż. Jeśli będziesz go dźwigał odważnie, zaprowadzi cię do nieba” – zaleca święty Jan Maria Vianney. „Czemu więc jeszcze się boisz podjąć ten krzyż, który jest drogą do Królestwa?” – pyta Tomasz à Kempis.

    Szydercy pokrzykiwali na Jezusa: „Zejdź z krzyża!” (Mt 27, 40). Nie mieściło się im w głowie, że łatwiej z krzyża zejść niż nań wejść. Łatwiej od krzyża uciec niż dobrowolnie po krzyż sięgnąć.

    Szydercy pokrzykiwali na Jezusa: „Wybaw sam siebie” (Łk 23, 37). Nie mieściło się im w głowie, że On nie potrzebuje wybawienia dla siebie, ale oni – tak. I być może niejednemu z ich dzieci zbawienie zostało dane, bo chociaż oni sami przedłożyli cezara nad Mesjasza i krwi niewinnej wzywali na siebie i potomstwo swoje, to przecież już sześć wieków wcześniej Bóg zabronił powtarzać „tę przypowieść o ziemi izraelskiej: ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom” (Ez 18, 2).

    Kto wie, czy synowie szyderców spod krzyża nie znaleźli się w gronie „świętych Pana w Jerozolimie” (Dz 19, 13), jak synowie Szymona z Cyreny, który (choć daleki od szyderstwa) też wcale się do krzyża nie palił? Krzyż Chrystusowy bowiem ma w sobie moc wywracania na nice sumień ludzkich. Krzyż obnaża całą prawdę o człowieku. O każdym z nas.

    „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia” (1 Kor 1, 18) – uczy święty Paweł. Chrystus ukrzyżowany „jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1, 23).

    Stosunek do Chrystusowego krzyża najwyraźniej dowodzi, kim naprawdę, w głębi duszy jesteśmy: żydami, poganami czy uczniami Pana? Tymi co wybierają zbawienie czy tymi co wolą zatracenie? Zbałamuconymi „przebiegłością przebiegłych” (1 Kor 1, 19) czy zbrojnymi „mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1, 24)?

    Zapłatą za grzech jest śmierć

    Jezus Mesjasz mógłby zejść z krzyża, tylko że wtedy nie byłby Mesjaszem, czyli Chrystusem, który wybawi udręczoną ludzkość z mocy grzechu i śmierci. Jezus Chrystus bowiem został posłany na krzyż, „aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła” (Hbr 2, 14). Osobiście to zapowiedział na sześć dni przed ukrzyżowaniem podczas uczty w Betanii: „A ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć” (J 12, 32-33). A potem, w drodze do Emaus tłumaczył dwóm zdezorientowanym uczniom: „Czyż Mesjasz nie miał cierpieć, aby wejść do swej chwały?” (Łk 24, 26).

    Wcześniej zaś wyznał Piłatowi: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J, 18, 37). A cóż jest najważniejszą prawdą chrześcijaństwa, jak nie to iż „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16)? I właśnie dlatego „jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne” (J 3, 14-15).

    Bez krzyża nie byłoby zmartwychwstania. Na tym świętym drzewie dokonało się zbawienie całego rodzaju ludzkiego – „albowiem zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6, 23). Na drzewie krzyża z całego zła od pokoleń ciążącego na ludzkości, z całego ogromu naszych grzechów, z całego „odziedziczonego po przodkach złego postępowania zostaliśmy wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1, 18-19) – podkreśla święty Piotr.

    Niech bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje

    Jezus bez krzyża, tylko nauczający, uzdrawiający, błogosławiący dzieci, rozmnażający chleb, troszczący się o ubogich i wykluczonych – jak Go dziś coraz chętniej pragną widzieć coraz szersze kręgi chrześcijańskie – nigdy nie zbawiłby świata. Zostałby co najwyżej uznanym „guru” Bliskiego Wschodu (nawet nie „Buddą Zachodu” – jak bredzą „oświeceni” synkretyści na zachodnich uniwersytetach), ponieważ wiedza o Nim czy znajomość Jego nauki nie wykroczyłyby poza granice Judei (no, może sięgnęłyby Syrii, Arabii czy Cylicji, ewentualnie obrzeży Egiptu…). Nie byłby nawet prorokiem – bo prorocy zapowiadali Mesjasza, a On kogóż by miał zapowiadać?

    Jezus bez krzyża nie byłby żadnym wzorem dla Kościoła. W czym bowiem moglibyśmy Go naśladować? Kto zdoła uzdrowić paralityka albo chorego na trąd? Kto potrafi rozmnożyć chleb albo martwe ryby? W krzyżu kryje się drogowskaz naszego postępowania drogą Chrystusową i wzorzec dostępny dla wszystkich bez wyjątku: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 23-24). Każdy jest w stanie oddać życie za Chrystusa; każdy jest w stanie nieść własny krzyż (zwłaszcza że Pan Bóg nie nakłada na nikogo ciężaru większego niż ten zdoła udźwignąć).

    Czy można polubić krzyż? Chrystusowy Krzyż należy kochać, wielbić, czcić i adorować, a nasz własny – nieść cierpliwie. Z radością. Krzyż bowiem nie jest symbolem cierpiętnictwa, tylko posłuszeństwa. A posłuszeństwo bez miłości to postawa niewolnika. Ty zaś – zauważa z naciskiem święty Paweł – „nie jesteś już niewolnikiem lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej” (Ga 4, 7). Przyjmij zatem dumnie dziedzictwo, które Bóg Ojciec przez swojego Syna Jednorodzonego daje ci przez „drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”.

    Nasze krzyże nie są z drewna. I bardziej niż na sobie nosimy je w sobie. Krzyż może być z ciała – ułomnego, schorowanego, wiarołomnego, obcego. Krzyż może być z nieokiełznanych myśli, które duszę na wskroś przepalają. Krzyż może być z relacji niezdrowych, toksycznych, nie dających spokoju. Krzyż może być z niezgody otoczenia na naszą wierność Chrystusowi. Krzyż może być z szyderstwa durniów nie mniej aroganckich niż przed dwoma tysiącami lat…

    Jarzmo Moje jest słodkie, a Moje brzemię lekkie

    „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka?” (Hi 7, 1) – pyta retorycznie Hiob, który w życiu doświadczył wielu ciężkich krzyży. Trudy, cierpienia, znój, łzy, rozpacz zawsze będziemy mieli. Taki już nasz ludzki los. Chrześcijanin wie, że to bezpośredni skutek grzechu pierworodnego. Poganin, choć tego do wiadomości nie przyjmuje, również nie jest w stanie nic na to poradzić. Choćby nie wiadomo jak się starał słać sobie życie różami, nie zmieni ludzkiej kondycji.

    Pan jednak, nakazując wszystkim, którzy zdecydują się pójść za nim krzyżową drogą: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 29), jednocześnie zapewnia ich ponad wszelką wątpliwość: „Albowiem jarzmo Moje jest słodkie, a Moje brzemię lekkie” (Mt 11, 30).

    Chrześcijanie na co dzień noszą „ciężary”, które ludziom bezbożnym wydają się nie do udźwignięcia, jak choćby otwartość na życie, wierność małżeńska, czystość w myślach, mowie i uczynkach; jak powściągliwość w sądach i zaniechanie odwetu; jak miłosierdzie i miłość bliźniego jak siebie samego. I noszą je bez trudu, co więcej znajdują w tym radość. Bo kiedy się uzna celowość własnego krzyża, przestaje on być udręką. Owszem, niekiedy mocno ciąży na osłabłych ramionach, ba, nierzadko nawet wydaje się niesprawiedliwością, ale wówczas warto wspomnieć słowa Hioba: „Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?” (Hi 2, 10). Dają do myślenia, nieprawdaż?

    Dobry Ojciec nigdy nie zsyła na swoje dzieci obiektywnego zła – to tylko nasze subiektywne opinie oparte na wąskiej perspektywie naszej ograniczonej jaźni. Zło w nas stanowi rezultat naszych osobistych wyborów, które Pan – nieustannie i nieodmiennie pragnący jedynie naszego szczęścia, przy pełnym poszanowaniu naszej wolności – dopuszcza, aby wyciągnąć z tego jeszcze większe dobro. Nie buntujmy się więc wobec krzyża, bo dając go nam Ojciec Niebieski traktuje nas jak swojego „Syna umiłowanego, w którym ma upodobanie” (Mt 17, 5). Pocieszmy się raczej zapewnieniem z ust Pana: „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! (…) Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie” (Ap 3, 19-21).

    Mój krzyż – moje zadanie! Tylko go sobie trochę na plecach poprawię i ruszam dalej!

    Jerzy Wolak/PCh24.pl

    **********************************

    MSZA ŚW. o godz. 19.00

    Antyfona na wejście – Ga 6,14

    Chlubimy się krzyżem naszego Pana Jezusa Chrystusa. W Nim jest nasze zbawienie, życie i zmartwychwstanie, przez Niego jesteśmy zbawieni i oswobodzeni.

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, Syn Twój posłuszny
    Twojej woli poniósł śmierć na krzyżu,
    aby wszyscy ludzie zostali zbawieni, spraw,
    abyśmy poznawszy na ziemi tajemnicę odkupienia, mogli otrzymać jej owoce w niebie.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Liczb – Lb 21,4b-9

    W owych dniach podczas drogi lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: „Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny”. Zesłał więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli zatem ludzie do Mojżesza, mówiąc: „Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże”. I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: „Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu”. Sporządził więc Mojżesz węża z brązu i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża z brązu, zostawał przy życiu.
    Oto słowo Boże

    Psalm 78

    R/ Wielkich dzieł Boga nie zapominajmy.

    Słuchaj, mój ludu, nauki mojej,
    nakłońcie wasze uszy na słowa ust moich,
    Do przypowieści otworzę me usta,
    wyjawię tajemnice zamierzchłego czasu. R/

    Gdy ich zabijał, wtedy Go szukali,
    nawróceni garnęli się do Boga.
    Przypominali sobie, że Bóg jest ich opoką,
    że Bóg najwyższy jest ich Zbawicielem. R/

    Lecz oszukiwali Go swymi ustami
    i kłamali Mu swoim językiem.
    Ich serce nie było Mu wierne,
    w przymierzu z Nim nie byli stali. R/

    On jednak będąc miłosierny
    odpuszczał im winę i nie zatracał,
    gniew swój często powściągał
    i powstrzymywał swoje wzburzenie. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian – Flp 2,6-11

    Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Uwielbiamy Cię, Chryste, i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty świat odkupiłeś. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Jana J 3,13-17

    Jezus powiedział do Nikodema: „Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Prosimy Cię, Boże, niech nas oczyści
    z wszystkich grzechów Ofiara Twojego Syna,
    która na ołtarzu krzyża zgładziła winy całego świata. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja o Krzyżu Świętym

    Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
    słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie
    Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze święty,
    wszechmogący, wieczny Boże.
    Ty postanowiłeś dokonać zbawienia
    rodzaju ludzkiego na drzewie Krzyża.
    Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek,
    na drzewie Krzyża powstało nowe życie,
    a szatan, który na drzewie zwyciężył,
    na drzewie również został pokonany,
    przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.
    Przez Niego Twój majestat uwielbiają zastępy Aniołów, którzy zawsze się radują w Twojej obecności.
    Prosimy, aby i nasze głosy przyłączyły się do nich, razem z nimi wołając:
    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
    Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
    Hosanna na wysokości.
    Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
    Hosanna na wysokości.

    Antyfona na Komunię J 12,32

    Gdy zostanę wywyższony nad ziemię, przyciągnę wszystkich do siebie.

    Modlitwa po Komunii

    Posileni na świętej Uczcie, błagamy Cię,
    Panie Jezu Chryste, abyś doprowadził
    do chwały zmartwychwstania Twoich wiernych,
    których obdarzyłeś nowym życiem
    przez Ofiarę złożoną na drzewie krzyża.
    Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

    ********

    Litania do Krzyża Świętego

    Kyrie, elejson! Chryste, elejson! Kyrie, elejson!

    Chryste usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
    Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
    Synu, Odkupiecielu, świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
    Duchu Święty Boże, zmiłuj się nad nami.

    O święty Krzyżu, broń nas.
    O błogosławiony Krzyżu,
    O cudowny Krzyżu,
    O Krzyżu, drzewo życia,
    Drzewo uznania dobrego,
    Ozdobo całego chrześcijaństwa,
    Narzędzie naszego Odkupienia,
    Źródło wszelkiego błogosławieństwa,
    Pociecho wszystkich strapionych,
    Postrachu złych duchów,
    Katedro cierpliwości,
    Obrono chrześcijan,
    Kluczu do Królestwa niebieskiego,
    Ucieczko we wszystkich uciskach i pokusach,
    Nadziejo grzeszników,
    Światło sprawiedliwych,
    Odpoczynku doskonałych,
    Pociecho cierpiącego Kościoła,
    Chwało zwycięskiego Kościoła,
    Przewidziany przez Patriarchów i Proroków znaku naszego zbawienia,
    Radości Apostołów,
    Korono Męczenników,
    Wesele Wyznawców,
    Tarczo Dziewic,
    Zadatku wiecznego szczęścia,
    Krzyżu Święty, któryś był skropiony krwią Jezusa Pana,
    Krzyżu Święty, któryś nam wieczną szczęśliwość przygotował,
    Krzyżu Święty, któryś był godny nosić Zbawiciela świata.
    Krzyżu Święty, na którym śmierć pokonaną została,
    Jezu Chryste, ukrzyżowany Zbawicielu, zmiłuj się nad nami
    Jezu Chryste, któryś cierpiał hańbę krzyża,
    Jezu, któryś Ojcu Twemu Niebieskiemu posłuszny był aż do śmierci krzyżowej,
    Jezu, któryś Ciałem Twoim na Krzyżu za grzechy nasze zapłacił,
    Jezu, który wyrok śmierci na nas wydany przybiłeś do Krzyża,
    Jezu, któryś przez Krzyż Twój zwyciężył szatana,
    Jezu, któryś nas przywiódł przez Krzyż do wolności Synów Bożych,
    Jezu, Kapłanie, któryś przez własną Krew do świątyni wstąpił i dla nas wieczne zbawienie uzyskał,
    Jezu, który ze znakiem Krzyża przyjdziesz sądzić żywych i umarłych,
    Bądź naw miłościw, przepuść nam, Jezu,
    Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas, Jezu,
    Od grzechu wszelkiego, wybaw nas, Jezu,
    Od zasadzek nieprzyjaciela wiecznego,
    Od wiecznego potępienia,
    Od bojaźni śmierci,
    Przez Krzyż Twój święty,
    Przez pięć ran Twoich,
    Przez Krew Twoją,
    Przez śmierć Twoją,
    My, grzeszni, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Jezu.
    Abyśmy zawsze byli prawdziwymi miłośnikami Twego Krzyża, Ciebie prosimy,
    Abyśmy w niczym chwały nie szukali, tylko w Krzyżu Twoim świętym, Ciebie prosimy,
    Abyś nas mocą Twego Krzyża świętego od wszelkich niebezpieczeństw ciała i duszy uwolnić raczył, Ciebie prosimy,

    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Jezu.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Jezu.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami Jezu.

    Karmel.pl /z ksiązeczki: 100 litanii, WAM, Kraków 1995

    ++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

    Relikwie Krzyża na Świętym Krzyżu

    Święty Krzyż jest najstarszym, a kiedyś był najważniejszym miejscem pielgrzymkowym w Polsce. Wiernych do klasztoru na Łysej Górze przyciągały relikwie Drzewa Krzyża Świętego, według najstarszych podań – podarowane zakonnikom w XII wieku przez św. Emeryka.

    Klasztor i bazylika Świętego Krzyża na Łysej Górze w Górach Świętokrzyskich
    Klasztor i bazylika Świętego Krzyża na Łysej Górze w Górach Świętokrzyskich

    +++

    Od dawna do Świętego Krzyża pielgrzymowały rzesze, a wśród nich polscy królowie. W 1386 r. Władysław Jagiełło, jadąc do Krakowa po chrzest i polską koronę, zatrzymał się tu na modlitwę. Tu prosił o pomoc, zanim wyruszył na wojnę z Krzyżakami w 1410 r. Siłę z modlitwy przed relikwiami Świętego Krzyża czerpali: Kazimierz Jagiellończyk, który w XV wieku zlecił rozbudowę klasztoru, Jan Olbracht, Zygmunt I, Zygmunt III, Władysław IV, a także Jan Kazimierz z żoną (w 1661 r.).

    Pielgrzymowali na Święty Krzyż poeci, pisarze, naukowcy, m.in.: Wespazjan Kochowski, książę Adam Czartoryski, Cyprian Kamil Norwid, Stanisław Staszic, Julian Ursyn Niemcewicz. Wśród współczesnych pielgrzymów byli prymasi sługa Boży Stefan kardynał Wyszyński i kard. Józef Glemp. Jan Paweł II podczas Mszy św. na lotnisku w Masłowie k. Kielc w 1995 r. wspomniał sanktuarium Świętego Krzyża i dziękował Bogu, że sam jako papież jest przewodnikiem wierzących do Krzyża Chrystusowego.

    Na ruinach pogańskich kultów

    Święty Krzyż, jedno z najstarszych w Polsce sanktuariów, zbudowano na szczycie masywu górskiego o nazwie Łysa Góra (dawniej Łysiec), który ma wysokość 595 m n.p.m. i – po Łysicy – jest drugim co do wielkości wzniesieniem w Górach Świętokrzyskich. Znajduje się tu punkt widokowy, a także przecinają się liczne szlaki turystyczne Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Sanktuarium, którego nazwa przyjęła się dla całego wzniesienia, usytuowane jest na wschodnim niższym wierzchołku Łysej Góry, oddalone ok. 40 km od Kielc oraz 60 km od Sandomierza. Wraz z pobenedyktyńskim klasztorem obecnie jest pod opieką Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
    Kiedyś na szczycie Łysej Góry znajdowała się pogańska świątynia. Cechą ludzi starożytnych było bowiem gromadzenie się na wzniesieniach, w miejscach widocznych z daleka. Być może historia Łysej Góry jako dobrze rozwiniętego gospodarczo ośrodka sięga nawet okresu kultury łużyckiej (XIII-IV wiek przed Chrystusem). Pozostałością po pogańskiej świątyni jest tzw. krąg kultowy – dwukilometrowy wał usypany z tłucznia kamiennego. W latach 1959-60 u podstawy wału odnaleziono fragmenty ceramiki pochodzące najprawdopodobniej z wczesnego średniowiecza. Pozwoliło to określić przybliżoną datę powstania wału na VIII wiek. Jedna z legend opowiada o znajdującym się w tym miejscu zamku, a więc ośrodku władzy. Zamek miał zostać zniszczony z powodu bluźnierstwa mieszkającej w nim kobiety, która kazała oddawać sobie boską cześć.
    Według najstarszych podań, pierwszy chrześcijański kościół – romańska rotunda – powstał na ruinach pogańskich kultów za sprawą Dąbrówki, żony Mieszka I. Opactwo benedyktyńskie natomiast miał zbudować w 1006 r. Bolesław Chrobry.

    Jak Emeryk rozmawiał z aniołem

    Święty Krzyż był najstarszym, a kiedyś najważniejszym miejscem pielgrzymkowym w Polsce.

    Wiernych do klasztoru na Łysej Górze przyciągały relikwie Drzewa Krzyża Świętego, według starych podań, podarowane zakonnikom w XII wieku przez św. Emeryka, syna króla węgierskiego św. Stefana I. Książę Emeryk podczas polowania miał podobno spotkać jelenia, w którego rogach zobaczył jaśniejący krzyż. W pogoni za uciekającym jeleniem dotarł na szczyt Łysej Góry, gdzie spotkał anioła. Ten wskazał medalion z relikwiarzem, który książę miał zawieszony na szyi. Były tam fragmenty Drzewa Krzyża Chrystusowego, odnalezionego przez św. Helenę, matkę Konstantyna Wielkiego. Książę stale nosił relikwie ze sobą, by chroniły go od nieszczęść i chorób. Anioł polecił mu jednak przekazać relikwie zakonnikom w klasztorze, który miał powstać w tym miejscu. Scenę rozmowy Emeryka z aniołem przedstawia jeden z obrazów Franciszka Smuglewicza, znajdujący się w sanktuarium, na bocznej ścianie, niedaleko wyjścia na krużganki.

    Na tle zabudowań klasztornych, według średniowiecznego wzoru ułożonych w zamknięty czworobok, wyróżnia się murowany jednonawowy kościół pw. Trójcy Świętej. W obecnym kształcie kościół pochodzi z lat 1781-89. Zbudowany został według planu Józefa Karsznickiego w stylu barokowo-klasycystycznym. Wystrój wnętrza – w stylu klasycystycznym. Warte obejrzenia są zwłaszcza obrazy pędzla Franciszka Smuglewicza (1745-1807), profesora Uniwersytetu Wileńskiego, wybitnego malarza religijnego. Wśród nich obraz znajdujący się w ołtarzu głównym, przedstawiający Trójcę Świętą w postaci siedzących osób Boga Ojca i Pana Jezusa oraz unoszącego się ponad nimi Ducha Świętego w symbolu gołębicy.

    Relikwie Drzewa Krzyża Świętego – skarb sanktuarium – znajdują się obecnie w kaplicy Oleśnickich, zbudowanej w latach 1614-20. Malowidła na ścianach kaplicy przedstawiają świętych oraz sceny związane z historią relikwii. W krypcie kaplicy Oleśnickich spoczywają członkowie rodziny fundatorów – zakonnik, powstaniec z 1863 r. oraz książę Jeremi Wiśniowiecki, ojciec późniejszego króla Michała Korybuta.

    Na przestrzeni wieków opactwo kilkakrotnie dewastowano podczas najazdów tatarskich i litewskich. Było rabowane, ulegało zniszczeniom z powodu pożarów, a następnie znów remontowane i przebudowywane. Rozkwit opactwa przypada na wiek XV. Mnisi rozbudowali wtedy bibliotekę, zasłynęli z umiejętności medycznych i produkcji leków. Poniżej klasztoru, na południowym stoku góry można zobaczyć kilka polan, na których mnisi benedyktyńscy mieli plantacje leczniczych ziół. Pamiątką po słynnej benedyktyńskiej aptece jest także pobliskie miasteczko Huta Szklana, gdzie znajdowała się ich własna wytwórnia opakowań na leki.
    W czasie rozbiorów, po kasacie Zakonu Benedyktynów, klasztor niemal zupełnie podupadł, a w 1819 r. bullą papieską został przekazany na rzecz skarbu Królestwa Polskiego. W 1864 r. władze carskie urządziły w ruinach klasztoru surowe więzienie, które istniało tu do 1939 r. Misjonarze Oblaci przybyli na Święty Krzyż w 1936 r. i próbowali wskrzesić klasztor. Prace te przerwała wojna. Niemcy urządzili na Świętym Krzyżu obóz zagłady jeńców radzieckich. Na polanie pod szczytem znajduje się ich zbiorowa mogiła. W Puszczy Jodłowej na zboczach góry znajduje się także zbiorowa mogiła Polaków pomordowanych przez Niemców w 1943 r.
    Przez wieki jedyną drogą do sanktuarium był szlak wiodący po wschodniej stronie wzgórza, który pochodzi jeszcze z czasów przedchrześcijańskich. Służył nie tylko pątnikom, ale i kupcom podążającym niezbyt odległym szlakiem sandomierskim od Morza Czarnego i Rusi do miast nadbałtyckich. Obecnie trasa nosi nazwę Drogi Królewskiej, a jej górny, wybrukowany kamieniem odcinek powstał w początkach XIX wieku. Wzdłuż tej drogi, z inicjatywy opata Michała Maliszewskiego, na przełomie XVI i XVII wieku zbudowano stacje Drogi Krzyżowej. Na jej początku – kamienna figura klęczącego św. Emeryka.
    Od strony Kielc południowo-zachodnim zboczem Łysej Góry prowadzi szosa, zbudowana w latach 30. XX wieku, gdy klasztor wykorzystywany był jako więzienie.

    Jan Paweł II o świętym Krzyżu, Masłów, 1995:

    Dzięki Bogu, że mogłem sprawować Eucharystię na ziemi Świętego Krzyża. Ta ziemia została zaszczycona relikwią Krzyża Chrystusowego już za czasów Bolesława Chrobrego. Góry Świętokrzyskie są dla mnie drogie, dlatego że są ziemią Świętego Krzyża. Dobrze, że dostałem ten tytuł przewodnika, czym bowiem jest papież, jeśli nie przewodnikiem po tajemnicy Świętego Krzyża.

    Aleksandra Żuczkowska/Niedziela Ogólnopolska 29/2007

    ++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

    wtorek – 15 września

    XXIV tydzień okresu zwykłego

    ŚWIĘTO MATKI BOŻEJ BOLESNEJ

       04 - obraz_matka_boza.jpg 
    Cudowny wizerunek Matki Bożej Bolesnej, koronowany w 1908 r. przez kard. Jana Puzynę
    “Oto Ten przeznaczony jest na upadek… A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34a. 35).


    Tymi słowami prorok Symeon, podczas ofiarowania Jezusa w świątyni, zapowiedział Maryi cierpienie. Maryja, jako najpokorniejsza i najwierniejsza Służebnica Pańska, miała szczególny udział w dziele zbawczym Chrystusa, wiodącym przez krzyż.

    Przez wiele stuleci Kościół obchodził dwa święta dla uczczenia cierpień Najświętszej Maryi Panny: w piątek przed Niedzielą Palmową – Matki Bożej Bolesnej oraz 15 września – Siedmiu Boleści Maryi. Pierwsze święto wprowadzono najpierw w Niemczech w roku 1423 w diecezji kolońskiej i nazywano je “Współcierpienie Maryi dla zadośćuczynienia za gwałty, jakich dokonywali na kościołach katolickich husyci”. Początkowo obchodzono je w piątek po trzeciej niedzieli wielkanocnej. W roku 1727 papież Benedykt XIII rozszerzył je na cały Kościół i przeniósł na piątek przed Niedzielą Palmową.
    Drugie święto ma nieco inny charakter. Czci Maryję jako Matkę Bożą Bolesną i Królową Męczenników nie tyle w aspekcie chrystologicznym, co historycznym, przypominając ważniejsze etapy i sceny dramatu Maryi i Jej cierpień. Święto to jako pierwsi zaczęli wprowadzać serwici. Od roku 1667 zaczęło się ono rozszerzać na niektóre diecezje. Pius VII w roku 1814 rozszerzył je na cały Kościół, a dzień święta wyznaczył na trzecią niedzielę września. Papież św. Pius X ustalił je na 15 września. W Polsce oba święta rychło się przyjęły. Już stary mszał krakowski z 1484 r. zawiera Mszę De tribulatione Beatae Virginis oraz drugą: De quinque doloribus B. M. Virginis. Również mszały wrocławski z 1512 roku i poznański z 1555 zawierają te Msze.
    Oba święta są paralelne do świąt Męki Pańskiej, są w pewnym stopniu ich odpowiednikiem. Pierwsze bowiem święto łączy się bezpośrednio z Wielkim Tygodniem, drugie zaś z uroczystością Podwyższenia Krzyża świętego. Ostatnia zmiana kalendarza kościelnego zniosła pierwsze święto, obchodzone przed Niedzielą Palmową.

    Od XIV w. często pojawiał się motyw siedmiu boleści Maryi. Są nimi:
    1. Proroctwo Symeona (Łk 2, 34-35)
    2. Ucieczka do Egiptu (Mt 2, 13-14)
    3. Zgubienie Jezusa (Łk 2, 43-45)
    4. Spotkanie z Jezusem na Drodze Krzyżowej (Ewangelie o nim nie wspominają)
    5. Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa (Mt 27, 32-50; Mk 15, 20b-37; Łk 23, 26-46; J 19, 17-30)
    6. Zdjęcie Jezusa z krzyża (Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)
    7. Złożenie Jezusa do grobu (Mt 27, 57-61; Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)

    Jest rzeczą niezaprzeczalną, że Maryja wiele wycierpiała jako Matka Zbawiciela. Nie wiemy, czy dokładnie wiedziała, co czeka Jej Syna. Niektórzy pisarze kościelni uważają to za rzecz oczywistą. Ich zdaniem, skoro Maryja została obdarzona szczególniejszym światłem Ducha Świętego odnośnie do rozumienia ksiąg świętych, gdzie w wielu miejscach i nieraz bardzo szczegółowo jest zapowiedziana męka i śmierć Zbawiciela świata, to również wiedziała o przyszłych cierpieniach Syna. Inni pisarze, powołując się na miejsca, gdzie kilka razy jest podkreślone, że Maryja nie rozumiała wszystkiego, co się działo, są przekonani, że Maryja nie była wtajemniczona we wszystkie szczegóły życia i śmierci Jej Syna.
    Maryja nie była tylko biernym świadkiem cierpień Pana Jezusa, ale miała w nich najpełniejszy udział. Jest nie do pomyślenia nawet na płaszczyźnie samej natury, aby matka nie doznawała cierpień na widok umierającego syna. Maryja cierpiała jak nikt na ziemi z ludzi. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że Jej Syn jest Zbawicielem rodzaju ludzkiego.

    Wśród świętych, którzy wyróżniali się szczególniejszym nabożeństwem do Matki Bożej Bolesnej, należy wymienić siedmiu założycieli zakonu serwitów (w. XIII), św. Bernardyna ze Sieny (+ 1444), bł. Władysława z Gielniowa (+ 1505), św. Pawła od Krzyża, założyciela pasjonistów (+ 1775) i św. Gabriela Perdolente, który sobie obrał imię zakonne Gabriel od Boleści Maryi (+ 1860).

    Ikonografia chrześcijańska zwykła przedstawiać Matkę Bożą Bolesną w trojaki sposób: najdawniejsze wizerunki pokazują Maryję pod krzyżem Chrystusa, nieco późniejsze (od XIV w.) w formie Piety, czyli jako rzeźbę lub obraz Maryi z Jezusem złożonym po śmierci na Jej kolanach. W tym czasie pojawiają się obrazy i figury Maryi z mieczem, który przebija jej pierś lub serce. Potem pojawia się więcej mieczy – do siedmiu włącznie. Znany jest także średniowieczny hymn Stabat Mater, opiewający boleści Maryi. Wątek współcierpienia Maryi w dziele odkupienia znajduje swoje odzwierciedlenie także w znanym polskim nabożeństwie wielkopostnym (Gorzkie Żale).

    Przez wspomnienie Maryi Bolesnej uświadamiamy sobie cierpienia, jakie były udziałem Matki Bożej, która – jak nikt inny – była zjednoczona z Chrystusem, również w Jego męce, cierpieniu i śmierci.
    Internetowa Liturgia Godzin – Czytelnia

    **

    ***

    Msza św. o godz. 19.00

    Antyfona na wejście Syr 36,15-16

    Użycz pokoju, o Panie, tym, którzy Ci ufają, aby Twoi prorocy okazali się prawdomówni. Wysłuchaj prośby swojego sługi oraz ludu Twojego.

    Kolekta

    Boże, Stwórco i Rządco wszechświata,
    wejrzyj na nas i daj nam całym sercem służyć Tobie,
    abyśmy mogli doznawać skutków Twojego miłosierdzia.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu do Hebrajczyków Hbr 5,7-9

    Chrystus podczas swojego życia doczesnego z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 31

    R/ Wybaw mnie, Panie, w miłosierdziu swoim.

    Panie, do Ciebie się uciekam,
    niech nigdy nie doznam zawodu,
    wybaw mnie w sprawiedliwości Twojej.
    Nakłoń ku mnie Twe ucho,
    pospiesz, aby mnie ocalić. R/

    Bądź dla mnie skałą schronienia,
    warownią, która ocala.
    Ty bowiem jesteś moją skałą i twierdzą,
    kieruj mną i prowadź przez wzgląd na swe imię. R/

    Wydobądź z sieci zastawionej na mnie,
    bo Ty jesteś moją ucieczką.
    W ręce Twoje powierzam ducha mego.
    Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże. R/

    Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie,
    i mówię: „Ty jesteś moim Bogiem”.
    W Twoim ręku są moje losy,
    wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców. R/

    Jakże jest wielka dobroć Twoja, Panie,
    którą zachowałeś dla bogobojnych.
    Okazujesz ją tym, którzy uciekają się do Ciebie
    na oczach ludzi. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławiona jesteś, Panno Maryjo, która bez śmierci wysłużyłaś palmę męczeństwa pod krzyżem Chrystusa. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Jana J 19,25-27

    Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Miłosierny Boże, daj się przejednać naszymi modlitwami i przyjmij łaskawie ofiary Twojego ludu, niech to, co każdy złożył na Twoją chwałę, posłuży wszystkim do zbawienia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja o Matce Bożej Bolesnej

    Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
    słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze święty,
    zawsze i wszędzie składali dziękczynienie,
    i abyśmy Ciebie wielbili, oddając cześć
    Najświętszej Maryi, zawsze Dziewicy.
    Gdy Maryja stała pod krzyżem w czasie męki
    i śmierci swojego Syna,
    spełniła się przepowiednia Symeona:
    miecz boleści przeniknął Jej duszę.
    Ty jednak przemieniłeś Jej cierpienie w radość
    i połączyłeś Ją z Chrystusem w wiekuistej chwale. Dlatego zjednoczeni z chórami Aniołów
    wysławiamy Ciebie, z radością wołając:


    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
    Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
    Hosanna na wysokości.
    Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
    Hosanna na wysokości.

    Antyfona na Komunię Ps 36,8

    Jak cenna jest Twoja łaska, Boże, ludzie chronią się w cieniu Twych skrzydeł.

    Modlitwa po Komunii

    Prosimy Cię, Boże, niech działanie
    niebieskiego Daru przeniknie nasze dusze i ciała,
    aby stale kierowała nami łaska,
    a nie nasze upodobania.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ******************************

    Litania do Matki Bożej Bolesnej

    Rocznica bazyliki
    Łaskami słynąca Pieta hałcnowska

    **

    Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
    Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
    Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami
    Synu, Odkupicielu świata, Boże zmiłuj się nad nami
    Duchu Święty, Boże zmiłuj się nad nami
    Święta Trójco, Jedyny Boże zmiłuj się nad nami

    Święta Maryjo, módl się za nami.
    Święta Boża Rodzicielko, módl się za nami.
    Święta Panno nad pannami, módl się za nami.
    Matko, męki krzyżowe Twego Syna cierpiąca, módl się za nami.
    Matko Bolesna, módl się za nami.
    Matko płacząca, módl się za nami.
    Matko żałosna, módl się za nami.
    Matko opuszczona, módl się za nami.
    Matko stroskana, módl się za nami.
    Matko, mieczem przeszyta, módl się za nami.
    Matko w smutku pogrążona, módl się za nami.
    Matko trwogą przerażona, módl się za nami.
    Matko sercem do krzyża przybita, módl się za nami.
    Matko najsmutniejsza, módl się za nami.
    Krynico łez obfitych, módl się za nami.
    Opoko stałości, módl się za nami.
    Nadziejo opuszczonych, módl się za nami.
    Tarczo uciśnionych, módl się za nami.
    Wspomożenie wiernych, módl się za nami.
    Lekarko chorych, módl się za nami.
    Umocnienie słabych, módl się za nami.
    Ucieczko umierających, módl się za nami.
    Korono Męczenników, módl się za nami.
    Światło Wyznawców, módl się za nami.
    Perło panieńska, módl się za nami.
    Radości Świętych Pańskich, módl się za nami.

    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

    Módlmy się: Boże, Ty sprawiłeś, że obok Twojego Syna, wywyższonego na krzyżu, stała współcierpiąca Matka, daj, aby Twój Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa i zasłużył na udział w Jego zmartwychwstaniu. Który z Tobą żyje i króluje, w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    *********

    Koronka do siedmiu boleści Matki Bożej.

    Nieobjawiona, ale chciana przez Maryję

    SORROWSLawrence OP CC BY-NC 2.0

    **

    Świętej Elżbiecie z Hesji sam Pan Jezus miał objawić obietnice związane z odmawianiem tej koronki. O jej odmawianiu przypomniała Matka Boża podczas objawień w rwandyjskim Kibeho. Tam też prosiła, by odmawiać ją w dwa określone dni tygodnia.

    Święto Matki Bożej Bolesnej

    Kiedyś Kościół obchodził w ciągu roku liturgicznego aż dwa święta związane z cierpieniem Maryi. Pierwsze z nich narodziło się w Kolonii, w roku 1423 i ustanowiono je celem zadośćuczynienia za profanacje, jakich dokonywali husyci. Obchodzono je w piątek trzeciego tygodnia wielkanocnego.

    Trzy wieki później papież Benedykt XIII upowszechnił je w całym Kościele jako święto Matki Bożej Bolesnej, przenosząc jednocześnie jego obchód na piątek przed Niedzielą Palmową, jako że jego pasyjna treść bardziej pasowała do okresu Wielkiego Postu niż czasu wielkanocnego. Znikło ono z kalendarza wraz z reformą liturgiczną ostatniego Soboru.

    Drugie święto narodziło się z pobożności powstałego w XIII wieku zakonu serwitów (Sług Najświętszej Maryi Panny). Jego treść miało stanowić rozważanie wydarzeń i momentów szczególnego cierpienia Matki Bożej w historii zbawienia. Święto Siedmiu Boleści Maryi zaczęło zyskiwać coraz większą popularność mniej więcej w XVII wieku. W 1814 roku papież Pius VII zdecydował, że będzie je obchodził cały Kościół powszechny w trzecią niedzielę września.

    Pius X przeniósł ten obchód na 15 września, a więc dzień po święcie Podwyższenia Krzyża. W wyniku ostatniej reformy liturgicznej przejęło one nazwę zlikwidowanego święta wielkopostnego, a więc Matki Bożej Bolesnej.

    Skąd się wzięła Koronka do siedmiu boleści Maryi

    Z tym drugim świętem wiąże się także (pochodząca najpewniej również od serwitów) Koronka do siedmiu boleści Maryi. Zatwierdził ją papież Benedykt XIII w 1724 roku. Kolejni papieże wiązali z odmawianiem tej modlitwy odpusty.

    Przypominał o niej św. Alfons Maria Liguori w swoim dziele „O łaskach Matki Najświętszej”, a św. Elżbiecie z Hesji sam Pan Jezus miał objawić obietnice związane z jej odmawianiem: łaskę odprawienia pokuty za wszystkie grzechy jeszcze przed śmiercią; szczególną opiekę Bożą w utrapieniach i w chwili śmierci; dar szczególnej duchowej pamięci o Męce Pańskiej i nagrodę za tąż pamięć; nadzwyczajną opiekę Matki Bożej i łaskę bycia prowadzonym przez nią w życiu.

    Matka Boża prosi o odmawianie Koronki

    Ciekawe jest to, że modlitwa ta nie została co prawda – w przeciwieństwie do wielu innych podobnych – podyktowana podczas jakiegokolwiek objawienia, czy wizji któremuś ze świętych, ale o jej odmawianiu przypomniała i prosiła o nie Matka Boża podczas objawień w rwandyjskim Kibeho w latach 1981-1983. Są to pierwsze objawienia Maryjne uznane oficjalnie przez Kościół w XXI wieku – uznał je biskup diecezji Gikongoro.

    31 maja 1981 roku w Kibeho Maryja miała powiedzieć jednej z wizjonerek: „To o co was proszę, to pokuta. Chcę jedynie skruchy. Jeżeli będziecie odmawiać Koronkę do siedmiu boleści, rozważając ją, otrzymacie moc, by naprawdę żałować. Dziś wielu ludzi w ogóle nie umie prosić o przebaczenie. Nadal krzyżują mego Syna. Dlatego chciałam was przestrzec”.

    Maryja prosiła jeszcze, by wizjonerka powiedziała o tym całemu światu i zapewniała: „Jeśli będziecie odmawiać ten różaniec, rozważając go, znajdziecie w sobie siłę, by wrócić do Boga”.

    Taki właśnie jest sens tej modlitwy. Nie ma ona zastąpić tradycyjnego różańca, ale pomóc nam uświadomić sobie swoje grzechy i uprosić duchowe siły potrzebne do nawrócenia, wyjścia z grzechów i przemiany życia.

    Matka Boża prosiła, by odmawiać Koronkę do jej siedmiu boleści przede wszystkim we wtorki (dzień objawień w Kibeho) i piątki (dzień męki i śmierci Jezusa).

    Jak odmawiać Koronkę do siedmiu boleści Maryi

    W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

    Wierzę w Boga…

    W tym miejscu warto krótko, własnymi słowami poprosić Maryję, aby pomogła nam modlić się gorliwie i w skupieniu, abyśmy wniknęli i podzielili z Nią Jej ból.

    Boleść pierwsza: Proroctwo Symeona

    Można przeczytać fragment Ewangelii: Łk 2, 34-35. W tej tajemnicy rozważamy ból Maryi wywołany zapowiedzią starca Symeona, że Jej duszę przeszyje miecz z powodu odrzucenia z jakim spotka się Jezus. Prosimy o łaskę wierności Chrystusowi i poddania się woli Bożej.

    Ojcze nasz…

    7 razy Zdrowaś, Maryjo…

    Chwała Ojcu…

    Boleść druga: Ucieczka do Egiptu

    Można przeczytać fragment Ewangelii: Mt 2, 13-15. W tej tajemnicy rozważamy ból Maryi spowodowany obawą o życie małego Jezusa i koniecznością ucieczki do obcego kraju. Prosimy o łaskę wsłuchania się w głos Boga i słowo, które do nas kieruje, abyśmy umieli z Bożej perspektywy widzieć wydarzenia naszego życia.

    Ojcze nasz…

    7 razy Zdrowaś, Maryjo…

    Chwała Ojcu…

    Boleść trzecia: Poszukiwanie Pana Jezusa, który pozostał w świątyni

    Można przeczytać fragment Ewangelii: Łk 2, 41-50. W tej tajemnicy rozważamy ból Maryi spowodowany zaginięciem Jezusa, strachem o Jego los i tęsknotą za Nim oraz niezrozumieniem Jego trudnej odpowiedzi. Prosimy o łaskę tęsknoty za Jezusem – za modlitwą, sakramentami, Słowem Bożym.

    Ojcze nasz…

    7 razy Zdrowaś, Maryjo…

    Chwała Ojcu…

    Boleść czwarta: Spotkanie Pana Jezusa dźwigającego krzyż

    Można przeczytać fragment Ewangelii: J 19, 16-18. 25-27. W tej tajemnicy rozważamy spotkanie Jezusa z Maryją podczas Jego Drogi Krzyżowej czy też szerzej: Jej wierną obecność przy Synu podczas Jego męki i Jej udział w Jego cierpieniach. Prosimy o łaskę cierpliwego znoszenia cierpień, krzywd, przykrości, upokorzeń, wszystkich naszych życiowych krzyżów.

    Ojcze nasz…

    7 razy Zdrowaś, Maryjo…

    Chwała Ojcu…

    Boleść piąta: Śmierć Pana Jezusa na krzyżu

    Można przeczytać fragment Ewangelii: J 19, 28-30. W tej tajemnicy rozważamy ból Maryi w momencie śmierci Jezusa. Prosimy szczególnie o łaskę „śmierci dla grzechu” – zerwania z jakimkolwiek grzechem, nawet najmniejszym.

    Ojcze nasz…

    7 razy Zdrowaś, Maryjo…

    Chwała Ojcu…

    Boleść szósta: Złożenie martwego ciała Jezusa w ramiona Matki

    W tej tajemnicy rozważamy moment nieopisany przez ewangelistów, ale słusznie „zakładany” przez pobożność chrześcijańską: chwilę (jak długą?), w której pozwolono Maryi pochylić się nad martwym ciałem Syna, objąć je, utulić. Prosimy szczególnie o łaskę prawdziwego, doskonałego żalu za grzechy i owocnej pokuty.

    Ojcze nasz…

    7 razy Zdrowaś, Maryjo…

    Chwała Ojcu…

    Boleść siódma: Złożenie Pana Jezusa do grobu

    Można przeczytać fragment Ewangelii: J 19, 38-42. Rozważamy w tej tajemnicy ból Maryi podczas złożenia ciała Jezusa w grobie (także ten związany z pośpiechem w jakim się to dokonało i niedopełnieniem wszystkich zwyczajów pogrzebowych Izraela). Prosimy o dar dobrej, szczęśliwej śmierci w stanie łaski uświęcającej dla nas samych, naszych bliskich i umierających w tej godzinie.

    Ojcze nasz…

    7 razy Zdrowaś, Maryjo…

    Chwała Ojcu…

    Na koniec, dla uczczenia łez wylanych przez Maryję odmawiamy jeszcze trzy razy Zdrowaś, Maryjo…

    Ks. Michał Lubowicki/Aleteia.pl

    ****************************

    Pieta Michała Anioła: odkryj z nami jej tajemnice

    PIETA.VATICAN,MICHELANGELOMilind Arvind Ketkar | ShutterstockJoynel Fernandes

    **

    Michał Anioł był bardzo zadowolony z Piety. Czuł tak bliski związek z tą rzeźbą, że często odwiedzał kaplicę, w której była wystawiona. Podczas jednej z takich wizyt podsłuchał grupę przybyszów z Lombardii, którzy twierdzili, że to dzieło Gobba z Mediolanu. Artystę bardzo to zdenerwowało…

    Termin „pietà” wywodzi się z włoskiego słowa „litość” i łacińskiego słowa „pobożność”. Ta rozdzierająca serce kompozycja przedstawia Matkę Bożą, która tuli w swoich kochających ramionach martwe ciało Jezusa.

    Niemający odniesienia biblijnego temat piety rozwinął się jako nabożne przedstawienie w XIII-wiecznych Niemczech, gdzie był uważany za tzw. „Vesperbild”, czyli „obraz wieczorny”. Spopularyzowany przez franciszkanów, wzbudzał pobożność i wiarę. Ta forma pobożności była następnie propagowana wśród mieszkańców innych krajów, m.in. we Francji i Włoszech.

    Pieta Michała Anioła

    Najbardziej udane przedstawienie piety to niewątpliwie dzieło Michała Anioła. Artysta miał zaledwie 24 lata, kiedy francuski kardynał Jean de Bilheres zamówił tę rzeźbę jako swój pomnik nagrobny. Michał Anioł od razu zabrał się do pracy. Kupił blok marmuru z Carrary – później uważał go za „najdoskonalszy” ze wszystkich, jakich kiedykolwiek użył – i zaczął rzeźbić, starannie przemieniając kamień w ciało.

    Gotowe dzieło było tak wzniosłe i godne podziwu, że Giorgio Vasari w swoich Żywotach najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów chwali jego pracę tymi słowami:

    To rzeczywiście cud, że bryła kamienia, bezkształtna z początku, została doprowadzona do doskonałości, którą natura zwykle stara się stworzyć w ciele! Żaden inny rzeźbiarz, żaden najznakomitszy nawet artysta, nie zdoła nigdy osiągnąć tego poziomu kompozycji i wdzięku.

    Najbardziej intrygującym aspektem Piety jest relacja, jaką Michał Anioł zbudował pomiędzy Maryją Dziewicą a jej zmarłym Synem. Mająca kształt piramidy postać pięknej Dziewicy jest celowo powiększona, aby mogła unieść na kolanach sylwetkę dorosłego Jezusa.

    Maryja i Chrystus z Piety

    Proporcje nie są tu symetryczne i naturalne. Maryja przewyższałaby wzrostem swego Syna, gdyby wstała. Michał Anioł, w całym swoim twórczym geniuszu, ukrywa to powiększenie dzięki realistycznym fałdom długiej draperii. Fałdy wprawiają rzeźbę w ruch i potęgują przemienność światła i cienia. Pogniecione fałdy sukni podkreślają także wirtuozerię Michała Anioła i jego umiejętność przemieniania kawałków marmuru w dzieła sztuki.

    DETALE PIETY

    Wyjątkowe w tej rzeźbie jest również samo przedstawienie Najświętszej Maryi Panny. Nie jest Ona ukazana jako postarzała matka, ale raczej jako młoda i elegancka kobieta. Za ten wizerunek Michała Anioła spotkało sporo krytycznych uwag. Ale jego wyobrażenie miało pewną zaletę. Artysta w swojej twórczości nigdy nie sprzeniewierzył się ówczesnej teologii. Jako tercjarz franciszkański Michał Anioł wierzył w doktrynę o Niepokalanym Poczęciu i nienaruszalną czystość Dziewicy. Przeciwstawiając się krytyce, miał powiedzieć:

    Czy nie wiecie, że kobiety cnotliwe pozostają młode o wiele dłużej niż te, które cnotliwe nie są? A o ile bardziej w przypadku Maryi Dziewicy, która nigdy nie doświadczyła nawet najmniej lubieżnego pożądania, które mogłoby zmienić jej ciało.

    Co ciekawe, Maryja nie dotyka bezpośrednio ciała swojego Syna. Jej prawa ręka delikatnie gładzi Go przez szmatkę. To oznacza świętość Jego cierpienia i boskość Jego ciała.

    Spójrzcie, jak oddane zostało ciało Chrystusa. Zbawiciel nie wydaje się zakrwawiony i posiniaczony, ale raczej spokojny i zrezygnowany.

    To, że nie żyje, ukazane jest poprzez odsłoniętą klatkę piersiową i zapadnięty brzuch. Jego łagodny wyraz twarzy pozostaje w harmonii z Jego stawami, ramionami, tułowiem i nogami, którym realizmu dodają misternie wyrzeźbione żyły. Odsłonięta klatka piersiowa ujawnia Jego bezbronność i niewinność.

    Najbardziej poruszający w tej rzeźbie jest wzajemny związek dwóch postaci. Dziewica Maryja staje wobec rzeczywistości śmierci swego Syna. Jednak dzieło to nie jest głośnym krzykiem żałoby i cierpienia, ale raczej pełną harmonii sceną spokoju i akceptacji. Gdy Maryja przechyla głowę w kierunku Chrystusa, Jego głowa odchyla się do tyłu w bezradności ludzkiej śmierci. A jednak Najświętsza Panna widzi nowe życie.

    Spójrzmy na lewą dłoń Maryi. Wyeksponowana, zachęca nas łagodnie do rozmyślania o śmierci Jej Syna. Subtelnie przedstawia nam ciało Chrystusa jako drogę do zbawienia. Cóż za głęboka deklaracja renesansu o istocie Eucharystii, o istocie Chrystusa, którego śmierć nie była końcem, ale początkiem życia wiecznego!

    Podpis Michała Anioła na Piecie

    Po dwóch latach posąg był gotowy, a Michał Anioł był bardzo zadowolony z dzieła. Pieta poruszała jego serce, przywodząc na myśl własną matkę, która zmarła, gdy miał zaledwie pięć lat. Czuł tak bliski związek z tą rzeźbą, że często odwiedzał kaplicę, w której była wystawiona. Podczas jednej z takich wizyt podsłuchał grupę przybyszów z Lombardii, którzy wychwalali posąg i twierdzili, że to dzieło Gobba z Mediolanu, artysty współczesnego Michałowi Aniołowi.

    To zdenerwowało Michała Anioła. Dziwił się, jak można było jego pracę przypisać komuś innemu. Tej nocy potajemnie zamknął się w kościele z kagankiem i wyrzeźbił dłutem swój podpis na wstędze, która przebiega przez szatę Maryi. Później jednak żałował swojej szybkiej decyzji, uznając ją za oznakę dumy i przysiągł nigdy więcej nie znakować żadnego ze swych dzieł.

    Atak na Pietę

    Słynna na cały świat Pieta jest nie tylko powszechnie podziwiana, ale stała się także obiektem ataku. W maju 1972 r. do kaplicy wszedł pewien niezrównoważony geolog pochodzący z Węgier i zaatakował rzeźbę młotkiem, krzycząc: „Jestem Jezusem Chrystusem. Powstałem z martwych”. W wyniku 15 ciosów postać Maryi została oszpecona, tracąc ramię i kawałek nosa. Starannie odrestaurowany posąg znajduje się dziś za kuloodporną szybą i umieszczony jest po prawej stronie od wejścia do Bazyliki Świętego Piotra.

    ATAK NA PIETĘ

    Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

    ****************************************

    Siedem mieczy boleści Matki Bożej. Czemu aż tyle?

    Wikipedia/Juliusz Gałkowski 

    **|

    W sztuce elementem ukazującym cierpienia Maryi jest miecz przeszywający – zgodnie ze słowami Symeona – Jej duszę. W miarę rozwoju pobożnych medytacji jeden miecz zamienił się w siedem mieczy. Co one oznaczają?

    Stabat Mater Dolorosa

    Imię Jacopone’a da Todi najlepiej na język polski przetłumaczyć jako „Kuba”, tym bardziej, że tak nazwali go bliscy, gdy podjął decyzję o rezygnacji ze światowej kariery i poświęcił życie pokucie i modlitwie. Szalony Kuba – a tak właśnie go nazwano – podjął pokutne życie po śmierci żony, gdy – wedle tradycji – odkrył, że pod drogimi sukniami nosiła włosiennicę, pokutując za jego utracjuszostwo.

    Po wstąpieniu do zakonu franciszkańskiego Jacopone wykazał się wybitnym talentem poetyckim, tak że już za życia uznawany był za mistrza, a obecnie wielu historyków literatury uważa, że obok Dantego jest najwybitniejszym przedstawicielem średniowiecznej poezji włoskiej.

    Spośród wszystkich dzieł da Todi najsłynniejsza jest pieśń Stabat Mater Dolorosa, która – przetłumaczona na wiele języków świata – jest śpiewana w kościołach po dziś dzień. Mater Dolorosa  Matka boleściwa jest tytułem, który przyznajemy Bożej Rodzicielce, chcąc ukazać nasze współczucie z Jej cierpieniem.

    Matka Boleściwa

    Matka Boleściwa jest motywem wielokrotnie wykorzystywanym w sztukach plastycznych, szczególnie w kameralnych dziełach związanych z tak zwanym nurtem devotio moderna. Celem tej „nowej” pobożności było wzbudzenie współczucia modlącej się osoby do umęczonego Chrystusa czy Jego matki. W sztuce takie myślenie zaowocowało szeregiem przedstawień dewocyjnych, które nie ilustrują dosłownie scen biblijnych, ale odnoszą się do Ewangelii, a przede wszystkim Pasji.

    Przykładem może być Pieta, scena ukazująca Maryję trzymającą na kolanach umęczone ciało Syna zdjętego z krzyża. Mimo jej braku w ewangelicznych opisach męki jest ona bardzo prawdopodobna – trudno bowiem założyć, że matka nie chciałaby się pożegnać z synem po śmierci.

    Pieta w Lubiążu, fot. Wikipedia

    Pieta z Lubiąża jest przykładem, chciałoby się powiedzieć, doprowadzonej do skrajności ekspresyjności i emocjonalności w sztuce. Cierpienie ukazane jest nie tylko w niezliczonych ranach na ciele Zbawiciela, ale także w pełnych rozpaczy rysach Jego Matki.

    Z kolei w jednym z kościołów w Hohenfeld znajdujemy przedstawienie będące połączeniem zdjęcia z krzyża oraz Piety. Jednakże w samym przedstawieniu dostrzegamy nawiązanie do wielu odmiennych przedstawień, z jednej strony widzimy miecz przeszywający serce Matki, z drugiej strony patrzy ona w górę, jakby ciągle wpatrywała się w wiszącego na krzyżu Syna.

    Pieta z Kościoła w Hohenfeld, fot. Wikipedia

    **

    Mąż Boleści

    Ten typ przedstawienia cierpiącej Maryi wynika już jednoznacznie z ewangelicznej opowieści o Jej towarzyszeniu Synowi podczas męki na krzyżu. Jednym z piękniejszych i jednocześnie przepełnionych ekspresją jest obraz Rogiera van der Weydena. Od średniowiecza aż po czasy współczesne powstał szereg obrazów ukazujących grupę Maryi i Jana pod krzyżem. Z grupy tej wyodrębniono postać Maryi, nierzadko ukazanej jako popiersie z rękoma złożonymi w geście modlitwy. Bardzo często takie przedstawienia układano w dyptyki wraz z Chrystusem ukazanym jako Mąż Boleściwy – jak widzimy to w przepięknym dziele Albrechta Boutsa.

    Ciekawym przykładem przemiany tego malarskiego przedstawienia jest obraz Bolesnej Maryi pędzla El Greca czy Tycjana. Te kobiety są eleganckimi arystokratkami, których ból jest już dyskretny, ale mimo tego nie mniej ekspresyjny.

    Miecz przeszywający duszę Maryi

    W sztuce ważnym elementem ukazującym cierpienia Maryi jest miecz przeszywający – zgodnie ze słowami Symeona – Jej duszę. W miarę rozwoju pobożnych medytacji jeden miecz zamienił się w siedem mieczy, takich jakie widzimy na wspaniałej rzeźbie z Salamanki czy też obrazie z klasztoru w Staniątkach.

    Czym są owe miecze utkwione w sercu Maryi, ukazuje obraz Adriana Isebrandta, gdzie na scenach otaczających zbolałą Matkę Boga widzimy: ofiarowanie, ucieczkę do Egiptu, odnalezienie w świątyni, drogę krzyżową, ukrzyżowanie, zdjęcie z krzyża oraz złożenie do grobu. Każda z tych scen namawia wiernych do pobożnej medytacji nad Pasją oraz współczucia Matce i Synowi.

    Aleteia.pl

    ************************************************************************

    Image result for droga krzyżowa dudy gracza
    Zdjęcie z krzyża – Duda Gracz/Jasna Góra

    +++++++

    „Mówimy:

    Boże Narodzenie.

    Dziecię się narodziło.

    A to Ona rodzi co roku w boleściach,

    wiedząc od chwili poczęcia,

    na jakie męki na jaką śmierć wydaje Syna

    ze swego łona.

    Mówimy:

    Wielki Post

    przed Wielkanocą.

    A to Ona przez dni czterdzieści

    i czterdzieści nocy gotuje się

    do Męki Syna.

    Mówimy:

    Ukrzyżowanie.

    A to Jej serce krzyżują,

    bez gestu łaski dla skazańca –

    bez znieczulającego napoju

    z żółci, octu i mirry.

    Mówimy:

    Złożenie do grobu.

    A to Ona,

    gdy Jego Ciało już nie cierpi więcej

    i w śmierci

    spoczywa,

    ciałem i duszą cierpieć

    nie przestaje.

    Mówimy:

    Zmartwychwstanie.

    A Ona, u pustego grobu klęcząc,

    zarysy fałd

    w płótnie całunu zostawione gładzi

    i śpiewa kołysankę:

    Lulajże, lulaj!…

    Mówimy:

    Wniebowstąpienie.

    A to Ona upada obarczona

    pamięcią o Narodzeniu,

    o Męce, o Ukrzyżowaniu,

    o Złożeniu w grobie.

    Mówimy:

    Wniebowzięcie.

    A Ona z nieba zstępuje,

    żeby już ostatecznie

    zostać na ziemi.”

    Ewa Szelburg Zarembina

    ************************************************************************

    środa – 16 września

    XXIV tydzień okresu zwykłego

    ***

    wspomnienie świętych męczenników Korneliusza, papieża,
    i Cypriana, biskupa

    CORNELIUS AND CYPRIANLawrence OP CC

    **

    Św. Cyprian, biskup, męczennik, urodził się w Kartaginie (Tunezja). Był człowiekiem wykształconym. Z zawodu adwokatem.

    Po przyjęciu chrześcijaństwa został kapłanem, a później przez aklamację miasta biskupem Kartaginy. Jako duszpasterz musiał stawić czoło prześladowaniom i wewnętrznym sporom. Dzięki swej świętości i wiedzy wywierał poważny wpływ na Kościół zwłaszcza w Afryce.

    Jego korespondencja z papieżem Korneliuszem stanowi świadectwo prymatu biskupa Rzymu. W czasie prześladowań za cesarza Waleriana został aresztowany i zesłany na pustynię koło Curubis (257). Sprowadzony do Kartaginy, został ścięty mieczem 14 września 258 roku w obecności wiernych.

    W tym samym czasie w Rzymie odbywało się przeniesienie relikwii św. Korneliusza. Imiona obu męczenników wymienia się w Kanonie rzymskim.

    ***************************************************************************

    czwartek – 17 września

    XXIV tydzień okresu zwykłego

    ***

    wspomnienie św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, biskupa

    ZYGMUNT SZCZĘSNY FELIŃSKIWikipedia | Domena publiczna

    **

    Św. Zygmunt Szczęsny Feliński urodził się 1 listopada 1822 roku w Wojutynie w diecezji łuckiej na Wołyniu. Był siódmym z jedenaściorga dzieci Gerarda i Ewy z Wendorffów. W jedenastym roku życia stracił ojca, a pięć lat później jego matka, z racji swej działalności patriotycznej, została deportowana na Syberię.

    Po ukończeniu gimnazjum Zygmunt studiował matematykę w Moskwie i nauki humanistyczne na Sorbonie i w College de France. W 1851 roku powrócił do kraju i wstąpił do Seminarium Duchownego w Żytomierzu, skąd po roku został wysłany do Akademii Duchownej w Petersburgu. Tam przyjął święcenia kapłańskie 8 września 1855 roku, po których pracował duszpastersko i objął katedrę filozofii.

    6 stycznia 1862 roku bł. Pius IX mianował go arcybiskupem metropolitą warszawskim. Po objęciu rządów przystąpił do systematycznej pracy nad odrodzeniem religijnym i moralnym w powierzonej sobie archidiecezji, przeprowadził reformę programów nauczania w Seminarium i Akademii Duchownej.

    Dbając o wychowanie oraz nauczanie dzieci i młodzieży założył w stolicy sierociniec i szkołę, które oddał pod opiekę założonego przez siebie w 1857 roku Zgromadzenia SS. Franciszkanek Rodziny Maryi.

    Odważnie broniąc wolności Kościoła i uciśnionego ludu, po upadku powstania styczniowego 14 czerwca 1863 roku został usunięty ze stolicy i zesłany przez władze carskie do Jarosławia nad Wołgą. Po dwudziestu latach, w 1883 roku, abp Feliński uzyskał wolność bez możliwości powrotu do Warszawy.

    Mianowany przez Leona XIII arcybiskupem tytularnym Tarsu, przeżył dwanaście lat w Dżwiniaczce na terenie diecezji lwowskiej. Pełen pogody ducha, prostoty, pokory i ubóstwa rozwinął tam działalność duszpasterską, oświatową i dobroczynną wśród ludu polskiego i ukraińskiego jako apostoł pokoju, zgody i ewangelicznego braterstwa.

    Zmarł 17 września 1895 roku w Krakowie. Od 1921 roku jego ciało spoczywa w podziemiach Archikatedry Warszawskiej przeniesione z cmentarza w Dżwiniaczce. Ojciec Święty Jan Paweł II 14 kwietnia 2001 roku ogłosił dekret o heroiczności cnót, a 18 sierpnia 2002 r. ogłosił arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego Błogosławionym. Kanonizowany przez Benedykta XVI.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ***

    z homilii wygłoszonej podczas kanonizacji abp. Zygmunta Felińskiego, Watykan, 11.10.2009 r.

    Zygmunt Szczęsny Feliński, arcybiskup Warszawy, założyciel Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, był wielkim świadkiem wiary i duszpasterskiej miłości w czasach bardzo trudnych dla narodu i Kościoła w Polsce. Gorliwie dbał o duchowy wzrost wiernych i pomagał ubogim i sierotom. W Akademii Duchownej w Petersburgu starał się o solidną formację przyszłych kapłanów. Jako arcybiskup warszawski zapalał wszystkich do wewnętrznej odnowy.

    Przed wybuchem powstania styczniowego ostrzegał przed niepotrzebnym rozlewem krwi. Jednak gdy powstanie się rozpoczęło i gdy nastąpiły represje, odważnie stanął w obronie uciśnionych. Z rozkazu cara rosyjskiego spędził dwadzieścia lat na wygnaniu w Jarosławiu nad Wołgą. Nigdy już nie mógł powrócić do swojej diecezji. W każdej sytuacji zachował niewzruszoną ufność w Bożą Opatrzność i tak się modlił: „O Boże, nie od udręczeń i trosk tego świata nas ochraniaj, (…) pomnażaj tylko miłość w sercach naszych i daj, abyśmy przy najgłębszej pokorze zachowali nieograniczoną ufność w pomoc i miłosierdzie Twoje”.

    Dziś jego ufne i pełne miłości oddanie Bogu i ludziom staje się świetlanym wzorem dla całego Kościoła.

    papież Benedykt XVI

    ********

    MSZA ŚWIĘTA

    Obraz

    Antyfona na wejście – 1 Sm 2,35

    Ustanowię sobie kapłana wiernego, który będzie postępował według mego serca i pragnienia.

    Kolekta

    Boże, Ty włączyłeś do grona świętych pasterzy świętego Zygmunta Szczęsnego, odznaczającego się wiarą,
    która zwycięża świat, i gorącą miłością ku Tobie, spraw, za jego wstawiennictwem, abyśmy trwając w wierze i miłości, zasłużyli na udział w jego chwale.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian – 1 Kor 15,1-11

    Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam
    głosiłem, którą przyjęliście, i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem. Chyba żebyście uwierzyli na próżno.

    Przekazałem wam na początku to, co przejąłem; że Chrystus umarł za nasze grzechy zgodnie z Pismem, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu już po wszystkich ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi.

    Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremną; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Tak więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 118

    R/ Dziękujcie Panu, bo nasz Pan jest dobry.

    Dziękujcie Panu, bo jest dobry,
    bo Jego łaska trwa na wieki.
    Niech dom Izraela głosi:
    „Jego łaska na wieki”. R/

    Prawica Pańska wzniesiona wysoko,
    prawica Pańska moc okazała.
    Nie umrę, ale żył będę
    i głosił dzieła Pana. R/

    Jesteś moim Bogiem, chcę Ci podziękować,
    Boże mój, pragnę Cię wielbić.
    Wysławiajcie Pana, bo jest dobry,
    bo Jego łaska trwa na wieki. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza Łk 7,36-50

    Jeden z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowego olejku i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego nogi łzami i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”.

    Na to Jezus rzekł do niego: „Szymonie, muszę ci coś powiedzieć”. On rzekł: „Powiedz, Nauczycielu”. „Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?” Szymon odpowiedział: „Sądzę, że ten, któremu więcej darował”.

    On mu rzekł: „Słusznie osądziłeś”. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: „Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”.

    Do niej zaś rzekł: „Twoje grzechy są odpuszczone”. Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: „Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?” On zaś rzekł do kobiety: „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, przyjmij dary Twojego ludu, które składamy w dzień świętego Zygmunta Szczęsnego ufając, że udzielisz nam Twojej pomocy.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na KomunięJ 10,10

    Ja przyszedłem, aby mieli życie, i mieli je w obfitości.

    Modlitwa po Komunii

    Panie, nasz Boże, Ty nas nakarmiłeś
    Najświętszym Ciałem i Krwią Twojego Syna,
    spraw, abyśmy osiągnęli pełne zjednoczenie z Tobą, którego zadatkiem jest nasz udział w misterium Eucharystii. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    **************************************

    Hildegarda –

    święta nie tylko od diet i postów

    Św. Hildegarda, którą w Kościele wspominamy 17 września, to nie tylko autorka znanych diet i postów, jak często ją kojarzymy. To przede wszystkim wielka święta, której duchowość może zachwycić niejednego z nas.

    św. Hildegarda z Bingen/fot.shutterstock/autor Zvonimir Atletic

    **

    • Nigdy jednak nie wbiła się w pychę – przeciwnie, pozostała nad wyraz skromna, nawet kiedy przemawiała w imię autorytetu danego jej z góry
    • Mnich Gwibert z Gembloux chwalił macierzyńską postawę Hildegardy, która okazywała wielką miłość swoim ukochanym córkom i nikomu nie odmawiała uwagi i bliskości, dodając ducha nawet grzesznikom
    • Po pogrzebie świętej dwóch chorych ludzi doznało natychmiastowego uzdrowienia. Opowiadano również, że wokół jej grobu unosił się wspaniały zapach

    Jako prorokini i teolog uwierzytelniona przez Stolicę Apostolską zdobyła taką sławę, że nie mogła dłużej pozostawać w zamknięciu swojego klasztoru. Wyruszyła więc w drogę po męskich i żeńskich wspólnotach monastycznych, aby wzywać duchownych i świeckich do nawrócenia.

    Nigdy jednak nie wbiła się w pychę – przeciwnie, pozostała nad wyraz skromna, nawet kiedy przemawiała w imię autorytetu danego jej z góry. W razie konieczności okazywała stanowczość wobec upartych i zatwardziałych serc, w głębi duszy jednak była słaba i zawsze potrzebowała wsparcia modlitewnego oraz zaufanych osób, pojętnych i oświeconych, takich jak drogi jej mnich Wolmar, którego pewnego dnia zabrała śmierć.

    “Wtedy wielka żałość przeniknęła mą duszę i ciało, gdyż wskutek przeznaczenia śmierci zostałam pozbawiona owego człowieka, mędrca tego świata.”

    Wciąż była rozdarta – a przez to upokorzona – między chorobą, która okresowo unieruchamiała ją w łóżku, a odpowiedzialnością przewodniczki w Kościele.

    Z biegiem czasu, po przejściu arcytrudnych prób, zrozumiała, że w ludzkiej słabości dopełnia się moc Chrystusa wedle słów św. Pawła Apostoła: Mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.

    “Nigdy nie zaznałam spokoju, lecz męczyłam się z powodu licznych utrapień, aż [Bóg] wylał na mnie rosę swojej łaski. […] Ale zarazem tak mnie dotknął wieloma krzywdami, że nie ośmielałam się [nawet] myśleć, jak wielką łaskę mi okazuje w swojej dobroci, kiedy jeszcze widziałam wielkie opory ze strony tych, którzy sprzeciwiali się prawdzie Bożej.”

    Życie w Rupertsbergu było ciągłym współzawodnictwem w cnotach. Święta Hildegarda stała się wspaniałym przykładem tego, czym jest osoba kobiety w zamyśle Bożym: zbudowaniem bliźniego, dążeniem do wzniosłości, bliskością wobec spraw nieba.

    Mnich Gwibert z Gembloux, który odwiedził opactwo w 1177 roku, pozostawił cenne o nim świadectwo w liście do znajomego Bovo:

    Matka otacza córki taką miłością, a one podporządkowują się matce z takim uszanowaniem, że trudno ocenić, czy w tym wielkim zapale matka prześciga córki, czy raczej one matkę. Te pobożne służebnice gorliwie oddają cześć Bogu jednozgodnymi uczuciami, sobie samym – swoją dyscypliną, sobie nawzajem – szacunkiem i posłuszeństwem. Pałają taką żarliwością, że dzięki pomocy Chrystusa doprowadziły do zwycięstwa płci słabej nad sobą, światem i demonem, a widok ten raduje serce. Pamiętają bowiem o wezwaniu Pana: „Oswobodźcie swoje serce, a poznacie, że ja jestem Bogiem”.

    W dni świąteczne zakonnice przerywały pracę i zasiadały w milczeniu w klauzurze, aby z zapałem oddawać się lekturze i nauce śpiewu. W dni robocze natomiast poza porami modlitwy pilnie pracowały: przepisywały księgi, szyły ubiory liturgiczne, haftowały, zajmowały się ogrodem, pielęgnowały kwiaty, uprawiały rośliny lecznicze, prowadziły infirmerię i aptekę… Działała także szkoła, ponieważ szlachta powierzała mniszkom wychowanie swoich córek, i to niezależnie od ich powołania zakonnego.

    W klasztornym skryptorium ciągle zużywano atrament na przepisywanie woluminów Hildegardy. Poza tym czytano treści duchowe dla zbudowania dusz i pracowano dla odpędzenia próżniactwa, wroga duszy, tym sposobem przeciwdziałając spłyceniu, które zagraża tam, gdzie wspólnie spędza się czas na bezczynności.

    Mnich Gwibert z Gembloux chwalił macierzyńską postawę Hildegardy, która okazywała wielką miłość swoim ukochanym córkom i nikomu nie odmawiała uwagi i bliskości, dodając ducha nawet grzesznikom. Za św. Paweł Apostołem mogła powtórzyć: Nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam.

    Na terenie klasztoru Rupertsberg mieszkały nie tylko, jak wiemy, córki szlacheckich rodzin, lecz także służba, którą należycie szanowano i wynagradzano. Niektórzy jednak krytykowali to rozwiązanie, dopatrując się w nim uprzedzeń klasowych.

    Jej córki duchowe pozostawiły świadectwo, że ich matka po niezliczonych, ciężkich bojach, rozpoczętych już we wczesnym dzieciństwie, pragnęła wreszcie umrzeć, aby zjednoczyć się z Chrystusem. Pan jej wysłuchał i objawił, kiedy nastąpi jej odejście.

    Rano w poniedziałek 17 września 1179 roku Hildegarda oddała ducha w wieku osiemdziesięciu jeden lat. Świadkowie opowiadali, że ujrzano wtedy na niebie niezwykły znak – dwa różnobarwne łuki. W najwyższym punkcie ich przecięcia świeciło w oddali jasne światło w kształcie księżyca, a w nim ukazał się czerwony, stopniowo rosnący krzyż. Otaczały go liczne różnobarwne kręgi, w których tworzyły się kolejne małe krzyże lśniące czerwono, z własnymi wieńcami dookoła. Najpierw powiększały się na firmamencie, aby następnie rozpostrzeć się nad domostwem, w którym umarła św. Hildegarda, i cała Góra św. Ruperta została zalana promienistym światłem.

    Po pogrzebie świętej dwóch chorych ludzi doznało natychmiastowego uzdrowienia. Opowiadano również, że wokół jej grobu unosił się wspaniały zapach.

    Wbrew temu, jak zwykło się postępować ze zmarłymi założycielami, św. Hildegardy nie pochowano przed ołtarzem w kościele, lecz w zwykłym, poświęconym miejscu na przyklasztornym cmentarzu. Niemniej z racji dużej liczby pielgrzymów, którzy przybywali nawiedzać jej grób, ciało przeniesiono właśnie przed główny ołtarz świątyni w Rupertsbergu.

    Napływ pielgrzymów wciąż się jednak nasilał i wymykał spod kontroli, dlatego arcybiskup Moguncji postanowił przybyć do opactwa i stanąwszy przed grobem ksieni, uroczyście nakazał jej zaprzestać wstawiennictwa. Hildegarda – jak piórko mogąca swobodnie wzlatywać już nie w wizjach, lecz w osiągniętej rzeczywistości królestwa niebieskiego – posłuchała.

    fragmenty z książki Cristiany Siccardi “Święta Hildegarda z Bingen. Życie i Duchowość”, wyd. eSPe/Tygodnik NIEDZIELA

    *************************************

    św. Hildegarda z Bingen, mistyczka

    Doktor Kościoła 

    Jedna z najbardziej niezwykłych postaci średniowiecza. Urodziła się w Bermersheim (Niemcy) w hrabiowskiej rodzinie, w 1098 r. W wieku 8 lat została oddana na wychowanie, późniejszej świętej, Judycie, do klasztoru benedyktynek. Po jej śmierci została przełożoną. W 1150 r. przeniosła zgromadzenie w okolice Bingen.

    Wizerunek na pomniku św. Hildegardy z Bingen /fotolia/autor CPN

    **

    Przez całe swoje długie życie była niezwykle aktywna, pisała (a częściej dyktowała, bo słabo znała łacinę) komentarze do Ewangelii i reguł św. Benedykta, poematy i hymny, rozprawy na temat ciała ludzkiego w tym porady lekarskie i znane do dziś recepty dietetyczne.

    KOMPONOWAŁA MUZYKĘ I PISAŁA SŁOWA DO PIEŚNI I HYMNÓW (DO DZIŚ ZACHOWANE SĄ JEDNYMI Z NIELICZNYCH ZACHOWANYCH ARCYDZIEŁ MUZYKI ŚREDNIOWIECZNEJ). ZNANA TEŻ BYŁA Z LICZNYCH WIZJI I DARU PROROKOWANIA.

    Prowadziła ożywioną korespondencję z decydentami ówczesnej Europy: papieżami, cesarzami, królami. Przyjaźniła się ze św. Bernardem z Clairvaux i św. Elżbietą z Schoenau. Zmarła w 1179 r. w wieku 80 lat. Jej relikwie znajdują się w kościele w Eibingen ( Niemcy).

    Nasi Patroni.pl

    ********************************

    Wzór kobiety według Świętej Hildegardy

    Lubimy czasem ponarzekać – na pracę, rządy, służbę zdrowia, znajomych, pogodę. Często też poszukujemy właściwej dla siebie drogi życiowej, czasem upadamy w wierze i nie ucząc się na własnych potknięciach, błądzimy dalej. Współczesna kobieta ma jeszcze więcej dylematów.

    św. Hildegarda z Bingen/Catholic News World

    **

    Sprzeczne wzorce, nagonka medialna, społeczne oczekiwania powodujące, że kobiety próbują spełniać wygórowane ( a przede wszystkim nie swoje ) oczekiwania i ambicje. A wystarczy czerpać wskazówki z życia kobiet, które całym swoim dorobkiem pokazały, że można być silną, spełnioną i szczęśliwą, nie rezygnując z siebie. Takim przykładem jest Święta Hildegarda z Bingen – mistyczka, wizjonerka, miłośniczka przyrody oraz znawca medycyny, reformatorka Kościoła. Tak, reformatorka w czasach średniowiecza!

    Wzór kobiety

    Mniszka z Bingen była w wielu dziedzinach prekursorką i dla wielu z nas może być wzorem. Jako pierwsza kobieta w średniowieczu założyła samodzielnie klasztor żeński, jest pierwszą znaną autorką moralitetu; pierwszą, która zostawiła po sobie autobiografię i pamiętniki. To, z czego niewątpliwie zasłynęła najbardziej to całościowy, samodzielnie dokonany opis fauny i flory. Z kolei jej pisma z zakresu medycyny i ginekologii to dzieła, które na zawsze zapiszą się na kartach historii, zwłaszcza, że można uznać Świętą Hildegardę za prekursorkę teorii stresu oraz sportu i kultury fizycznej. Wiele aspektów jej ówczesnej działalności może dziwić, ale nie ma wątpliwości, iż teorie mniszki, które znacząco wyprzedzały średniowiecze, to zasługa boskiego tchnienia i wizji. Hildegarda od najmłodszych lat miewała wizje, dlatego jej działalność oraz ponadczasowość poglądów należy przypisać właśnie im.

    Mniszka bardzo aktywnie zaangażowana była politycznie, prowadząc ożywioną korespondencję ze średniowiecznymi władcami. Istotną rolę w całym jej życiorysie odegrała jej działalność apostolska, podczas której głosiła odważną nawet jak na dzisiejsze czasy teorię, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, bez względu na wiarę i poglądy.

    Jak to możliwe, że średniowieczna mniszka nie bała się wyrażać swoich poglądów, stać w pierwszym rzędzie, grozić palcem władzy, kiedy czuła, że dzieje się niesprawiedliwość?

    Nie można jej odmówić hartu ducha, mądrości, ogromnej siły wewnętrznej. To niewątpliwie zasługa wspomnianych cech, ale ponownie źródła tej siły należy upatrywać w wizjach. Jak sama mówiła, „owe wizje oglądam nie we śnie, nie tracąc zmysłów, ale nie postrzegałam ich cielesnymi oczami i uszami. Nie otrzymywałam ich w miejscach ukrytych, ale zgodnie z wolą Bożą oglądałam je jawnie, widząc wzrokiem i słysząc słuchem wewnętrznego człowieka, będąc przytomna i o zdrowych zmysłach“. Przez wiele lat mniszka nie opowiadała o tej wyjątkowej relacji z Bogiem, ale za sprawą wizji mogła doświadczyć tego, czego normalnie zobaczyć ani doświadczyć się nie da. Po wielu latach usłyszała w jednej z nich nakaz spisywania tego, co słyszała i widziała, a dalej przekazywanie ich światu i głoszenie słowa Bożego stało się misją Hildegardy, którą pełniła do końca swoich dni.

    Dla kobiet zrzeszonych w ramach Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Świętej Hildegardy mniszka jest wzorem do naśladowania w codziennym życiu. „Kobiety szukają inspiracji w życiu Świętej Hildegardy, ale też wskazówek żywieniowych, medycznych i ogólnie życiowych, bo przecież mniszka całym swoim życiem pokazała jak żyć w sposób wartościowy, jak nie wstydzić się wiary, korzystać z boskich darów i dbać o siebie tak, aby oddać Bogu ciało w stanie możliwie najlepszym“ – mówi Jolanta Zajdel, prezes Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Świętej Hildegardy.

    W czym tkwi fenomen?

    Święta Hildegarda wiedziała coś, co jest w swej prostocie piękne, a o czym dzisiaj zupełnie zapomnieliśmy. Kluczowym założeniem mniszki było to, że człowiek stworzony na boskie podobieństwo jest wyjątkowy, ale też z natury obdarzony zdrowiem. I przez odpowiedni styl życia może to zdrowie albo zachować albo zniszczyć, a więc jeśli choruje, to z reguły na własną odpowiedzialność, przez zaniedbanie, niewłaściwy styl życia, itd. O roli stylu życia mówi się dzisiaj bardzo dużo, Święta Hildegarda wiedziała to już w XII wieku. Niewłaściwie prowadzone życie to jednak nie tylko złe odżywianie, ale też zaniedbanie kondycji duchowej. Zdrowa dusza to zdrowe ciało, zresztą dzisiaj również wiemy, że od siły duchowej zależy ta fizyczna. W ramach dbania o duchowy rozwój i dobrostan duszy, Święta zaleca praktykowanie cnót przeciwstawnych do wad, będących często czynnikami zapalnymi wielu chorób. Pielęgnowanie w sobie właściwych postaw i dobrych cech sprawia, że człowieka wypełniają siły witalne, niezbędne zarówno do komfortu psychicznego, jak i fizycznego.

    To, co jest we wskazaniach Świętej Hildegardy najbardziej istotne to zapobieganie chorobom. W ramach długotrwałego procesu dbania o zdrowie Święta zaleca odpowiednią dietę ( opartą o orkisz i zioła ), ale też posty, które służą oczyszczeniu organizmu ze złogów i toksyn.

    Jaka dzisiaj powinna być kobieta?

    Pewnie wielu coach’ów uznałoby, że samo słowo „powinna“ narzuca pewne schematy i wzorce, a dalej kreuje stereotypy. Czyżby? Kobieta ma znacznie więcej predyspozycji choćby do dbania o domowe ognisko, a tu z pomocą przychodzi Święta Hildegarda, która pokazuje jak odnajdować w sobie siłę, nie wstydzić się wiary, zaufać Najwyższemu, ale też spełniać swoje codzienne role najlepiej jak się da. Wskazówki żywieniowe Świętej to podanie na tacy prostych rozwiązań, które zapewnią całej rodzinie właściwe odżywianie, ale też optymalne dbanie o zdrowie. Dzisiaj można samodzielnie uprawiać wiele ziół i roślin, ale też kupić dobrej jakości orkisz ( na uwagę zasługuje odmiana Oberkulmer Rotkorn – ekologiczna, bez domieszek; więcej informacji na stronie Towarzystwa Przyjaciół Św. Hildegardy ), a nawet dietę pudełkową opartą całkowicie na wskazówkach Świętej Hildegardy, która pozwoli zaoszczędzić czas i zapewnić całej rodzinie zdrowy posiłek.

    Mniszka z Bingen dzisiejszym kobietom pokazuje, że bez względu na okoliczności zewnętrzne warto odnaleźć w sobie siłę do realizacji życiowej misji. Bez dwóch zdań Święta żyła w znacznie trudniejszych warunkach niż współczesne kobiety, a jej dokonania były niezwykłe mimo niesprzyjających okoliczności. Dzisiaj mamy warunki idealne do spełniania ambicji zawodowych, dbania o rodzinę, właściwy styl życia i zdrowie. Wystarczy czerpać dobre wzorce, a tych u Świętej Hildegardy nie brakuje.

    Maria Kowalska/Tygodnik NIEDZIELA

    więcej informacji na temat Świętej Hildegardy można znaleźć na stronie hildegarda.edu.pl

    Życie to nie tylko dieta - św. Hildegarda z Bingen
    WIZERUNEK ŚW. HILDEGARDY W LEGNICKIM KOŚCIELE PW. NAJŚW. SERCA PANA JEZUSA. FOTO: ŁUKASZ ŻYGADŁO

    ************************************************************************

    piątek – 18 września

    XXIV tydzień okresu zwykłego

    święto św. Stanisława Kostki, patrona Polski

    ŚWIĘTY STANISŁAW KOSTKASailko/Wikipedia/CC BY 3.0/Aleteia

    **

    Św. Stanisław Kostka przyszedł na świat w październiku 1550 roku w Rostkowie, wiosce położonej ok. 4 km od Przasnysza, na Mazowszu. Jego ojcem był Jan Kostka, który od 1564 roku piastował urząd kasztelana zakroczymskiego. Jego matką była Małgorzata z Kryskich z Drobnina. Obie rodziny: Kostków i Kryskich były w XVI wieku dobrze znane. Jeden z braci matki, Albert, wsławił się poselstwami z ramienia króla Zygmunta Augusta. Drugi brat matki i wuj Stanisława był wojewodą mazowieckim. Krewny ojca z linii pomorskiej, Jan Kostka, był kasztelanem gdańskim, a nawet kandydatem na króla polskiego. Piotr Kostka był biskupem chełmińskim. Mazowsze wyróżniało się przywiązaniem do wiary katolickiej i było jedyną polską dzielnicą, w której nie było protestantów ani wśród panów, ani wśród tamtejszej szlachty. Rodzina Kostków stanowiła w XVI wieku trzon Kościoła. Św. Stanisław Kostka miał trzech braci i dwie siostry. Śmiertelne szczątki rodziców i braci św. Stanisława spoczywają w kościele parafialnym w Przasnyszu, w kaplicy Kostków. Rodzice św. Stanisława nie oddawali się rozkoszom, lecz wychowywali dzieci w wierze katolickiej. Postępowali ostro i twardo, napędzając dzieci do pobożności, skromności i uczciwości. W domu Świętego panowały stosunki patriarchalne i każdemu wolno było napominać dzieci. Nie znamy bliższych informacji o latach dziecięcych św. Stanisława, poza jednym szczegółem. Otóż św. Stanisław był bardzo wrażliwy na brutalne żarty, dlatego ojciec w czasie przyjęć napominał gości w tej sprawie, gdyż jego syn może nawet zemdleć. Wielu świętych jako dzieci było bardzo wrażliwych na grzech, np. św. Dominik Savio w siódmym roku życia z okazji pierwszej Komunii świętej postanowił: “Raczej umrę, aniżeli zgrzeszę“. Św. Stanisław Kostka pobierał pierwsze nauki w domu rodzinnym. Przez ponad rok jego nauczycielem i wychowawcą był Jan Biliński. W swoim domu rodzinnym w Rostkowie Stanisław przebywał do czternastego roku życia. Wówczas w modzie było wysyłanie paniczów za granicę na studia, dlatego rodzice postanowili wysłać najstarszych synów – Pawła i Stanisława – do Wiednia. Wiedeń był miastem katolickim, w którym od niedawna jezuici założyli szkołę, która miała już swoją sławę. Uczęszczała do niej także młodzież z Polski. Stanisław i Paweł Kostkowie przybyli do Wiednia 26 lipca 1564, czyli dzień po śmierci cesarza Ferdynanda. Zatrzymali się w internacie prowadzonym przez jezuitów, jednak krótko tam przebywali, gdyż nowy cesarz Maksymilian w marcu kolejnego roku zabrał jezuitom internat, pozostawiając im jedynie szkołę. Kostkowie wraz ze swoim wychowawcą i kilkoma kolegami przenieśli się na stancję do domu dzierżawionego przez Kimberkera, zaciekłego luteranina. Dwaj jego koledzy po śmierci św. Stanisława wyznali ze łzami, że posuwali się nawet do kopania go, kiedy ten modlił się nocami, leżąc na ziemi krzyżem. Wówczas szkołę jezuitów w Wiedniu zasilało ok. 400 uczniów. Regulamin gimnazjum mówił o tym, by uczniowie poprzez pobożność, skromność i poznanie przedmiotów ozdobili swój umysł, aby podobać się Bogu i pobożnym ludziom, a w przyszłości przynieść korzyść sobie i ojczyźnie. Zaprawić studentów do pobożności miała codzienna modlitwa przed i po lekcjach, codzienna Msza święta oraz comiesięczna spowiedź. Na pierwszym roku nauczano gramatykę, na drugim roku nauki wyzwolone, a na trzecim retorykę. Początkowo nauka szła mu trudno, gdyż nie miał dostatecznego przygotowania, jednak już pod koniec trzeciego roku należał do najlepszych uczniów. Władał płynnie trzema językami: ojczystym, niemieckim i łacińskim. Uczył się również podstaw języka greckiego. Pozostały po nim zeszyty z uwidocznionymi błędami, podkreślanymi ręką nauczyciela. Zachowały się również notatki Stanisława w dyskusjach na problemy religijne, co wiązało się z tym, że jezuici w latach naporu protestantyzmu przygotowywali swoich uczniów do odpierania ataków na Kościół. Te trzy lata pobytu w Wiedniu były w życiu Stanisława okresem rozbudzonego życia wewnętrznego. W tym czasie Święty znał tylko trzy drogi: do kolegium, do domu i do kościoła. Swój wolny czas spędzał na lekturze i modlitwie. Czuł nieodparty pociąg do kontemplacji, jednak w ciągu dnia nie mógł poświęcać na nią wiele czasu, dlatego oddawał się jej w nocy. Ponadto zadawał sobie pokuty i biczował się. Jego tryb życia nie podobał się jego bratu, kolegom i wychowawcy. Uważali to za nienormalne, a nawet niebezpieczne. Próbowali w dobrej woli skierować go na drogę “normalnego” postępowania, najpierw poprzez słowo, a później poprzez bicie, a nawet znęcanie się nad nim. Stanisław starał się im dogodzić, brał nawet lekcje tańca, lecz działanie łaski było zbyt potężne, aby mógł się jej oprzeć. Nauka, intensywne życie wewnętrzne oraz praktyki pokutne osłabiły młody organizm chłopca. W grudniu 1565 roku był bliski śmierci. Był pewien, że umrze, lecz nie mógł otrzymać Wiatyku, gdyż właściciel domu nie chciał wpuścić katolickiego kapłana. Wtedy patronka dobrej śmierci, św. Barbara, w towarzystwie dwóch aniołów odwiedziła jego pokój i przyniosła mu Wiatyk. Podczas tej choroby objawiła się Świętemu Matka Boża i złożyła na jego ręce Dziecię Boże. Św. Stanisław Kostka doznał od niej cudownego uleczenia z poleceniem, aby wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Nie było łatwo wykonać polecenie Matki Bożej, gdyż Jezuici nie przyjmowali kandydatów bez woli rodziców, a Stanisław nie mógł na to liczyć. W związku z tym zdobywa się na heroiczny czyn, organizuje ucieczkę, do której pieczołowicie się przygotował. Ucieczka miała miejsce 10 sierpnia 1567 roku, w uroczystość św. Wawrzyńca. Zachował się list napisany przez przełożonego domu jezuitów w Wiedniu, skierowany do generała zakonu, św. Franciszka Borgiasza. Widnieje na nim data – 1 września 1567 roku, więc został napisany tuż po ucieczce Stanisława. Dowiadujemy się z niego, że Stanisław zapragnął wstąpić do jezuitów od pierwszego zetknięcia z nimi, więc życzenie Matki Bożej było dla Niego potwierdzeniem z nieba, że Pan Bóg przyjmuje jego święty zamiar. W liście czytamy, że św. Stanisław prosił kilkukrotnie o przyjęcie do zakonu, lecz spotkał się z odmową. W liście Święty jest nazywany: szlachetnym cnotą; przykładem stałości i pobożności; mały ciałem, lecz wielki duchem. Z listu dowiadujemy się również, że św. Stanisław Kostka próbował przez legata papieskiego wpłynąć na zakon, aby go przyjęto. Podczas egzaminu do nowicjatu wyznał na piśmie, że już przed rokiem złożył ślub wstąpienia do zakonu. Ucieczkę z Wiednia na gorąco opisał sam Stanisław w jednym ze swoich listów, pisanym do przyjaciela w czasie ucieczki. Opisywał jak dogonili go dwaj słudzy, przed którymi schował się do pobliskiego lasu. Po iluś dniach na koniu zauważył swojego brata, Pawła. Nie miał możliwości ucieczki, więc w strachu zbliżył się do jeźdźca i jako pielgrzym prosił go o jałmużnę. Brat szczęśliwie nie rozpoznał go, gdyż zamienił wcześniej swoje ubranie z przygodnym żebrakiem. W plany św. Stanisława został wtajemniczony jezuita Franiszek Antoni, który dał młodzieńcowi list polecający do św. Franciszka Borgiasza oraz wskazał mu drogę do Augsburga. Na podstawie ustnej relacji lub korespondencji spowiednik zeznał, że w drodze św. Stanisław Kostka nie mógł przyjąć Komunii świętej w kościele protestanckim, dlatego otrzymał ją z rąk anioła. Św. Stanisław nie zastał w Augsburgu prowincjała, św. Piotra Kanizego, więc udał się do Dylingi. Przebył w końcu całą trasę, która z Wiednia do Dylingi miała ok. 650 km. Św. Stanisław trafił jednak w klasztorze na moment krytyczny, gdyż wystąpili z niego dwaj zakonnicy, zrzucili habit i przeszli na protestantyzm. Sytuacja ta wywołała silny ferment w klasztorze. Na czele zbuntowanych stanął niestety polski zakonnik. W tej sytuacji o przyjęciu Stanisława – Polaka nie mogło być mowy, jednak nie zatrzaśnięto przed nim drzwi. Św. Piotr Kanizy przyjął go na próbę i wyznaczył mu służbę u konwiktorów: sprzątanie pokoi oraz pomaganie w kuchni. Jeszcze tego samego roku, 28 października, Stanisław wraz z dwoma innymi kandydatami został skierowany do Rzymu. Przełożony generalny przyjął do nowicjatu św. Stanisława, dzięki poleceniu prowincjała Niemiec. Nowicjat znajdował się przy kościele św. Andrzeja i było w nim wtedy ok. 40 nowicjuszów, w tym 4 Polaków. Rozkład zajęć nowicjuszów obejmował: modlitwę, pracę umysłową i fizyczną, posługi w domu i w szpitalach, dyskusje na tematy życia wewnętrznego i o sprawach kościelnych oraz konferencje mistrza nowicjatu i przyjezdnych gości. Stanisław wreszcie osiągnął cel życia i czuł się szczęśliwy, jednak na wiadomość o jego pobycie w nowicjacie zakonnym, jego ojciec postanowił za wszelką cenę go wydobyć stamtąd. Wysłał do syna list pełen wymówek i gróźb, jednak ten odpisał, że powinien dziękować Panu Bogu, że wybrał syna na swoją służbę. Wszelkie wysiłki jego ojca rozbiły się o wolę Stanisława, który był dorosły i miał prawo decydować o swoim losie. Już w pierwszych miesiącach roku 1658 przełożeni pozwolili św. Stanisławowi złożyć śluby zakonne. Stanisław osiągnął swój cel i nic go już nie wiązało z ziemią. 1 sierpnia w uroczystość Matki Bożej Anielskiej do Rzymu przybył św. Piotr Kanizjusz, który zatrzymał się w domu nowicjatu i wygłosił konferencję do adeptów. Niemiecki prowincjał zachęcał nowicjuszów, aby każdy miesiąc spędzali tak, jakby miał to być ostatni miesiąc w ich życiu. Po tej konferencji św. Stanisław Kostka powiedział kolegom: “Dla wszystkich ta nauka świętego męża jest przestrogą i zachęta, ale dla mnie jest ona wyraźnym głosem Bożym. Umrę bowiem jeszcze w tym miesiącu“. Koledzy jednak zlekceważyli te słowa. 5 sierpnia jeden z ojców zabrał Stanisława do bazyliki NPM Większej na doroczny odpust. W czasie drogi kapłan zapytał Stanisława “A czy ty naprawdę i szczerze kochasz Matkę Najświętszą?“. Stanisław odparł bez namysłu: “Ojcze, wszak ci to Matka moja“. Za kilka dni zbliżało się święto Matki Bożej Wniebowzięcia. Stanisław z wielkim zapałem opowiadał kolegom, jak pięknie muszą ten dzień obchodzić aniołowie i święci w niebie. Dodał również: “Jestem pewien, że będę mógł w najbliższych dniach osobiście przypatrzeć się tym uroczystościom i w nich uczestniczyć”. Dnia 10 sierpnia w prostocie serca napisał list do Matki Bożej i ukrył go na swojej piersi. Podczas przyjmowania Komunii świętej, prosił patrona dnia, św. Wawrzyńca, o orędownictwo, aby w uroczystość Wniebowzięcia Maryi mógł odejść z tego świata. Jego prośba została wysłuchana. Wieczorem tego samego dnia Stanisław źle się poczuł. 13 sierpnia znacznie wzrosła gorączka i przeniesiono go do infirmerii. W wigilię Wniebowzięcia miał silne mdłości i zemdlał. Miał zimne poty, poczuł silne dreszcze, a z ust zaczęła sączyć się krew. O północy zaopatrzono go na drogę do wieczności. Poprosił, aby położono go na ziemi. Jego prośbę spełniono. Przepraszał wszystkich. Podano mu do ręki różaniec, a on ucałował go i wyszeptał “To jest własność Najświętszej Matki”. Zapytano go czy nie ma jakiegoś niepokoju, lecz on odparł, że nie, gdyż ma ufność w miłosierdziu Bożym i zgadza się zupełnie z Bożą wolą. Jak zeznał naoczny świadek, o. Warszewiecki, nagle Stanisław zatopił się w modlitwie, jego twarz zajaśniała tajemniczym blaskiem, przeszedł oczami po otoczeniu. Zapytany: czego sobie życzy, odpadł, że widzi Matkę Bożą z orszakiem świętych dziewic, które po niego przychodzą. Tuż po północy 15 sierpnia 1568 roku przeszedł do wieczności. Wieść o tej pięknej śmierci polskiego młodzieńca rozeszła się lotem błyskawicy po Rzymie. Zwłoki młodzieńca wbrew zwyczajowi zakonu przyozdobiono kwiatami. Z polecenia generała zakonu włożono ciało do drewnianej trumny, co również w tamtych czasach w zakonie było rzadkim wyjątkiem. Mistrz nowicjatu o. Juliusz Fazzio z polecenia św. Franciszka Borgiasza napisał żywot Stanisława, który rozesłano po wszystkich domach Towarzystwa. O. Warszewicki ułożył dłuższy żywot. Podczas obrzędów pogrzebowych do Rzymu przybył brat Stanisława, Paweł, gdyż ojciec polecił, aby zmusił Świętego do powrotu do domu. Gdy Paweł zobaczył, jak wielką czcią jest otoczony Stanisław, wzruszył się i był to początek jego nawrócenia. Po powrocie do Polski ufundował w Przasnyszu kościół i klasztor. Gdy dwa lata później otwarto grób Stanisława, znaleziono jego ciało nietknięte rozkładem. W 1674 roku papież Klemens X ogłosił Stanisława Kostkę jednym z głównych patronów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litwy. Fakty te Stolica Apostolska uznała za akt beatyfikacji, a Stanisław Kostka został pierwszym, który dostąpił chwały ołtarzy w Towarzystwie Jezusowym. W 1714 roku papież Klemens XI wydał dekret kanonizacyjny. Samego aktu kanonizacji dokonał jego drugi następca, Benedykt XIII, w 1726 roku. W 1926 roku w 200-lecie kanonizacji odbyła się uroczystość sprowadzenia do Polski małej części jego relikwii. W uroczystościach tych wziął udział sam prezydent państwa, Ignacy Mościcki. Relikwia głowy św. Stanisława umieszczona jest w nowicjacie jezuickim, w w Gorheim koło Sigmaringen. Jego ciało spoczywa w kościele św. Andrzeja w Rzymie, w jego ołtarzu po lewej stronie. Ku czci Świętego wzniesiono w kraju 53 kościoły i kilkanaście za granicą. Pokój w domu Kimberkera, w którym mieszkał święty Stanisław Kostka, zamieniono w bogatą, barokową kaplicę. W obrazie ołtarza widnieją dwie sceny: jak św. Barbara posila Świętego Komunią świętą oraz jak Matka Boża podaje św. Stanisławowi na ręce dziecię Jezus. Również jego pokój w dawnym nowicjacie rzymskim zamieniono na kaplicę. Można tam zobaczyć pamiątki po Świętym i jego zeszyty szkolne. W pokoju stoi przepiękna rzeźba św. Stanisława. Święty leży na łożu śmierci jakby słodko spał, a nad nim znajduje się obraz Matki Bożej, która spuszcza na “śpiącego” kleryka róże z nieba. Pod obrazem znajduje się piękny wiersz w jęz. polskim, autorstwa Cypriana Kamila Norwida, którego inspiracją stał się właśnie ten wspaniały pomnik.

    źródło: https://zyciorysy.info/sw-stanislaw-kostka/ | Zyciorysy.info

    ************

    TRZY OBJAWIENIA MATKI BOŻEJ o. Juliuszowi Mancinelli dzięki św. Stanisławowi Kostce.

    Szczyt wieży wyższej Mariackiej Bazyliki w Krakowie zdobi królewska korona przynależna Maryi jako Królowej Polski.
    Pierwszą koronę wykonano już w 1628 roku. Jej pojawienie się na wieży związane jest z objawieniami włoskiego jezuity ojca Gulio Mancinellego, w których Maryja poleca nazywać się Królową Polski.
    Następną, zachowaną do dziś koronę wykonano w roku 1666, a więc w dziesiątą rocznicę lwowskich ślubów króla Jana Kazimierza i oficjalnego już ogłoszenia Maryi Patronką i Królową Polski.
    Korona ma kształt rozszerzonego ku górze ośmioboku. Jest wykonana z miedzianej blachy i pokryta złotem.

    ***

    Sługa Boży Ojciec Juliusz Mancinelli (Giulio Mancinelli SJ) urodził się w miejscowości Macerata we Włoszech 13 października 1537 roku a zmarł w Neapolu 14 sierpnia 1618 roku. Był zakonnikiem – jezuitą włoskim. Był mistrzem nowicjatu rzymskich jezuitów, tego samego w którym zmarł św. Stanisław Kostka. Był starszy od św. Stanisława o 13 lat. Wydaje się jednak, że to św. Stanisław Kostka był jego duchowym przewodnikiem. Był świadkiem życia i śmierci św. Stanisława w nocy z 14 na 15 sierpnia 1568 roku.

    Dnia 14 sierpnia 1608 roku ojciec Juliusz Mancinelli był zatopiony w modlitwie w klasztorze Gesu Nuovo w Neapolu. Kiedy oddawał najgłębszą cześć Wniebowziętej, wówczas ukazała mu się w królewskiej purpurze Niepokalana Dziewica z Dzieciątkiem na ręku. U Jej stóp klęczał św. Stanisław Kostka. Ojciec Juliusz nigdy nie widział Marii w tak wielkim majestacie i zapragnął pozdrowić Ją tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uczcił. Wtedy Najświętsza Panna powiedziała:

    A czemu Mnie Królową Polski nie zowiesz? Ja to królestwo wielce umiłowałam i wielkie rzeczy dlań zamierzam, ponieważ osobliwą miłością ku Mnie pałają jego synowie.

    Powiedziawszy to Bogarodzica jakby czekała na odpowiedź Wielebnego Sługi Bożego, który też zawołał: Królowo Polski Wniebowzięta – módl się za Polską!

    Po tych słowach nasza Królowa i Pani miłośnie spojrzała na klęczącego u Jej kolan Stanisława Kostkę a potem na ojca Mancinellego i słodko rzekła: Jemu tę łaskę zawdzięczasz!

    Ojcowie jezuici zbadali to objawienie i uznali je. Stąd, za zezwoleniem swoich przełożonych ojciec Juliusz przekazał wiadomość o tym objawieniu swemu przyjacielowi jezuicie w Polsce, Mikołajowi Łęczyckiemu. Za jego pośrednictwem wiadomość ta dotarła do króla Zygmunta III Wazy.

    Dowiedział się o niej również ksiądz Piotr Skarga i cały zakon jezuitów. Wkrótce też rozgłosili, że sama Bogurodzica raczyła nazwać się i ogłosiła się Królową Polski i że wielkie rzeczy dla nas zamierza.

    Była to rzecz niesłychana, albowiem żadnemu innemu narodowi chrześcijańskiemu łaska taka nie była dana ani przedtem ani potem.

    Niewypowiedziany entuzjazm zapanował w Polsce. Zwracano uwagę na fakt, że ogłoszenie się Marii jako Królowej Polski zostało przekazane przez Włocha, kapłana jezuitę, aby nikt Polakom nie mógł zarzucić, że sami Polacy to wymyślili.

    W roku 1610 ojciec Juliusz wybrał się w pielgrzymkę do Polski, chcąc nawiedzić grób św. Stanisława biskupa, do którego miał wielkie nabożeństwo. Miał 73 lata kiedy podjął długą i trudną drogę z Neapolu do Krakowa. Gdy przybył do Krakowa, 8 maja 1610 roku, został powitany przez króla Zygmunta III Wazę razem z dworem.

    Pierwsze swoje kroki skierował do katedry wawelskiej do grobu św. Stanisława biskupa. Padł krzyżem i modlił się za Polskę, dziękując Bogu za Polskę, Matkę Świętych. Gdy w czasie Mszy św. modlił się za pomyślność królestwa polskiego, ujrzał w wielkiej postaci Marię, w królewskim olśniewającym majestacie, która powiedziała do Niego te słowa:

    JA JESTEM KRÓLOWĄ POLSKI. JESTEM MATKĄ TEGO NARODU, KTÓRY JEST MI BARDZO DROGI, WIĘC WSTAWIAJ SIĘ DO MNIE ZA NIM I O POMYŚLNOŚĆ TEJ ZIEMI BŁAGAJ NIEUSTANNIE, A JA CI ZAWSZE BĘDĘ, JAKOM JEST TERAZ, MIŁOŚCIWĄ.

    Ojciec Juliusz wrócił do Neapolu. Po siedmiu latach, 15 sierpnia 1617 roku, po raz trzeci ukazała się Jemu NMP i powiedziała:

    Juliuszu, synu mój! Za cześć, jaką masz do mnie, Wniebowziętej, ujrzysz Mnie za rok w chwale niebios. Tu jednak, na ziemi, nazywaj Mnie zawsze Królową Polski.

    kult Maryjny w Polsce i na świecie.pl/sluga-bozy-juliuszmancinelli

    ***

    św. Stanisław Kostka:

    tak blisko nieba, tak blisko nas

    Prawdopodobnie najstarszy obraz wotywny św. Stanisława Kostki w diecezji płockiej. Dawniej znajdował się w kościele filialnym w Kacicach, który obsługiwali duszpastersko jezuici z pułtuskiego kolegium.
    Reprodukcja – ks. Włodzimierz Piętka/fot.Gość Niedzielny

    **

    Prawdopodobnie najstarszy obraz wotywny św. Stanisława Kostki w diecezji płockiej. Dawniej znajdował się w kościele filialnym w Kacicach, który obsługiwali duszpastersko jezuici z pułtuskiego kolegium.

    Historyk sztuki o najprawdopodobniej najstarszym obrazie wotywnym św. Stanisława Kostki w diecezji płockiej.

    Obraz przedstawia mistyczną wizję św. Stanisława Kostki – wyjaśnia ks. Paweł Szczepaniak z diecezji włocławskiej, student Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, historyk sztuki.

    – Na pierwszym planie św. Stanisław jest przedstawiony w czarnym stroju jezuickim, zaś po prawej stronie widnieje Maryja z Dzieciątkiem Jezus. Wyraźnie widać na obrazie dwa światy: ziemski i niebieski. Stanisław dotyka ziemi, zaś Maryja unosi się ponad nim, jest podtrzymywana przez anioły. Tło stanowią chmury, z których delikatnie wynurzają się aniołowie, tworząc wizję glorii i chwały nieba – opowiada.

    Postać świętego jest w wyraźnej kontemplacji, jego oczy są zwrócone, wręcz wzniesione ku Maryi. Jak mówi ks. Paweł, autor z pewnością chce w ten sposób podkreślić jego duchowość maryjną.

    – Maryja z kolei jest ubrana w czerwoną suknię i niebieski płaszcz. W tym wypadku kolor czerwony jest symbolem miłości Bożej. Madonna ma misternie upięte włosy, jej twarz jest pociągła. Maryja i Stanisław patrzą na siebie, ale mają również wyraźne odsłonięte uszy, a więc nie tylko mają kontakt wzrokowy, lecz słuchają siebie nawzajem. To zjednoczenie jest więc tym większe – to kolejny znak autentycznej pobożności maryjnej, którą odznacza się nasz święty – wyjaśnia.

    – Niesamowity jest też gest Maryi, która ofiaruje swego Syna Stanisławowi. Na krzyżu Jezus ofiaruje swą Matkę Janowi, a tu Maryja ofiaruje swego Syna. Mały Jezus, ubrany w długą białą tunikę, jest przedstawiony z gestem otwartych rąk. Ale co najważniejsze to dłoń małego Jezusa, która dotyka twarzy Stanisława. Ujęcie to jest już wcześniej znane w sztuce, choćby z mozaiki Dobrego Pasterza w Rawennie, gdzie Pan dotyka z czułością owcy – dodaje kapłan.

    Jak wyjaśnia, Stanisław przyjmuje Boży dar i obiema dłońmi podtrzymuje Pana. Co ciekawe jego ręce są przykryte delikatnie małym materiałem, bo przyjmuje Jezusa z wielką czcią. Są również inne detale na obrazie: po lewej stronie znajduje się stół przykryty ciężkim, zielonym materiałem. Na stole wyraźnie widoczna księga, a jej okładka jest pokryta skórą, na niej widoczny jest krzyż.

    – Obraz niesie w sobie przekaz dydaktyczny, typowy dla sztuki potrydenckiej. Sposób przedstawienia świętego odpowiada ówczesnym kanonom. To ukazanie wizji, którą nasz święty miał w 1565 roku. Wtedy nawiedziła go Maryja. Obraz ten służył z pewnością do rozpropagowania jego świętości. Ta mistyczna wizja jest dość nietypowa, bo skoro Stanisław nie był jeszcze jezuitą, to dlaczego przedstawiono go tu już w stroju zakonnym, a jeśli miał się znajdować w stanie agonii, to dlaczego jego wygląd wydaje się być tak pełny i zdrowy? – zastanawia się ks. Paweł.

    Jest to więc ilustracja z życia świętego i nie jest przeznaczona wyłącznie do kultu. W tamtych czasach miała bowiem głębsze zadanie: propagować kult świętych i podkreślić wagę kultu maryjnego – wszystko to zgodnie z myślą soboru trydenckiego. – Reformacja przecież kwestionowała kult oddawany Matce Bożej i świętym w Kościele. Z kolei dla reformatorów Kościoła Maryja była bastionem i obroną prawdziwej wiary. Modlący się przed tym obrazem miał modlić się nie tylko do Stanisława, ale także do Maryi, miał naśladować Stanisława w miłości do Maryi. Kard. Gabriele Paleotti z Bolonii w 1582 roku pisał: “Obrazy są jak otwarte księgi dostępne dla wszystkich. Z nich możemy odczytać prawdy wiary, przykłady świętych, przestrogę przed grzechem” – opowiada kapłan.

    Pamiętajmy, że św. Stanisław Kostka był pierwszym święty jezuickim, wyniesionym do chwały ołtarzy w 1605 r., jeszcze przed kanonizacją założyciela jezuitów św. Ignacego Loyoli, która miała miejsce cztery lata później.

    opracowanie-WP/ GOŚĆ NIEDZIELNY-18.09.2019

    ***************

    Zapomniany św. Stanisław Kostka

    Młody szlachcic z Rostkowa urodzony w 1550 roku zauroczył wielu swoją szlachetną postawą. Św. Stanisław Kostka,
    patron Polski, orędownik dzieci i młodzieży, któremu poświęcony jest 2018 rok w 450. rocznicę jego narodzin dla nieba, będzie czczony w katedrze w Kaliszu w relikwiach, które zostaną sprowadzone ze Starej Wsi koło Brzozowa.

    Zaraz po śmierci Stanisława zaczęto spisywać jego żywot i cuda, które okazały się kluczowe dla jego późniejszej kanonizacji. Ważny był poemat Divi Stanislai Costuli Poloni vita, opublikowany w Krakowie w 1570 roku dwa lata po śmierci Stanisława, pisany łacińskim heksametrem przez Grzegorza z Sambora (1523–1573), profesora Akademii Krakowskiej, prawdopodobnie nauczyciela Stanisława Kostki z Rostkowa.
    Sława świętości Stanisława rozeszła się z Rzymu po całym świecie, a miało to miejsce w czasie wielkich akcji misyjnych jezuitów. Znany był w Indiach, Afryce i Australii, a jego imię upraszczano dla wymowy w wielu językach. W 1726 roku w Pekinie Dominik Parenin opublikował żywot i cuda Świętego w języku chińskim. Pewnie dlatego o. Józef Warszawski SJ biografię Świętego zatytułował: „Św. Stanisław Kostka. Największy z międzynarodowych Polaków”.
    Eustachy Iwanowski w „Rozmowach o Polskiej Koronie” tak opisywał tę famę świętości: „Po śmierci Stanisława Kostki (…) upadł filar Kościoła i wielka nadzieja Ojczyzny. Stanisław Kostka ratował Polskę w nieszczęściach wojen i był hasłem rycerstwa polskiego, jego czynów i zwycięstw. Cześć św. Stanisława była serdeczną i prawdziwie narodową. (…) Dzień Jego dorocznej uroczystości był tak solenny jak Wielkanoc. W uroczystościach mieli udział duchowieństwo, lud, młodzież narodowa, senatorowie, wojewodowie, kasztelani i dwór królewski, który wielkie miał do Błogosławionego nabożeństwo, i o kanonizacyą Jego usilnie się starał” (t. 1, Kraków 1873, s. 118). Został ogłoszony błogosławionym w 1605 roku, a świętym, wraz z Alojzym Gonzagą, w 1726 roku
    W staraniach o rychłą kanonizację bł. Stanisława Kostki uczestniczyli kolejni królowie polscy: Zygmunt III wraz z królową Konstancją, potem ich syn Władysław IV, następnie Michał Korybut Wiśniowiecki i Jan III Sobieski. Powszechnym było przekonanie, które w liście do Klemensa X wyraził król Michał Korybut Wiśniowiecki, o wstawiennictwie bł. Stanisława w czasie bitew wojsk polskich z turecką armią muzułmańską.

    Kości, czyli relikwie Świętego
    Relikwie Świętego od momentu jego śmierci 15 sierpnia 1568 roku spoczywają na rzymskim Kwirynale w kościele św. Andrzeja. 10 października 1621 roku Polacy zwyciężyli Turków w bitwie pod Chocimiem. Na prośbę Zygmunta III przysłano wówczas z Rzymu relikwie głowy św. Stanisława. Relikwia ta od 1637 roku spoczywała w kościele Świętych Piotra i Pawła w Krakowie. Ponadto inne główne relikwie Świętego znajdowały się w Gorheim koło Sigmarignen, potem w Exaaten w Holandii, w Neuhausen auf den Filder w Niemczech w nowicjacie jezuitów (przednia część czaszki), obecnie zaś w domu jezuitów w Norymberdze.
    W Starej Wsi koło Brzozowa, w nowicjacie jezuitów, umieszczono największą polską relikwię Świętego, dwunastocentymetrowy fragment żebra. Relikwiarz wykonano w 1926 roku. Dwa drewniane złocone anioły podtrzymują trumienkę z relikwią, nad nią zaś znajduje się postać św. Stanisława Kostki.
    W 1926 roku sprowadzono uroczyście z Rzymu relikwie dla parafii w Rostkowie. Przed II wojną światową relikwie Świętego posiadały m.in.: Bazylika Kolegiacka w Pułtusku (w relikwiarzu z ok. 1760–1780 r.), Wyższe Seminarium Duchowne w Płocku i Liceum św. Stanisława Kostki w Płocku. W latach 60. XX wieku biskup płocki Bogdan Sikorski przywiózł z Rzymu relikwie św. Stanisława dla około 40 kościołów i kaplic w Polsce.

    Główne miejsca kultu
    Głównym sanktuarium Świętego jest rzymski kościół św. Andrzeja na Kwirynale, gdzie spoczywają jego doczesne szczątki. Około 1700 roku w celi, w której oddał ducha Bogu, urządzono kaplicę jemu poświęconą. Dominującym w tych pomieszczeniach obiektem jest rzeźba dłuta Piotra Legros Młodszego, przedstawiająca „Śmierć św. Stanisława Kostki”.
    Ważnym miejscem czci św. Stanisława Kostki jest jego pokój w domu Kurrentgasse 2 w Wiedniu. W 1583 roku utworzono tu kaplicę ku czci Świętego, a po jego kanonizacji Maria Barbara Koller von Mohrenfeld w latach 1740–1742 ozdobiła ją bogatą sztukaterią.
    W Polsce czczony jest w Starej Wsi w Małopolsce, w Jarosławiu i wielu innych miejscowościach: Przasnyszu, Rostkowie, Drobinie, Lublinie. Jest on także patronem katedry łódzkiej. Seminaria diecezjalne, np. w Płocku czy Lublinie, nowicjaty jezuickie, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, koła ministranckie i młodzieżowe do dziś odwołują się do postaci świętego Młodzieńca.

    Święty na dziś
    Współcześni wspominają, że w kolegium w Wiedniu nazywano Stanisława „najlepszym”. Rzeczywiście, jego życie, krótkie, ale bogate, ukazuje, w jaki sposób zrealizował to wezwanie do bycia najlepszym. Wśród spraw świata nie było dla niego rzeczy niemożliwych – od nauki, przez pracę, aż po wyczerpującą i niebezpieczną podróż do Rzymu, by zrealizować swoje powołanie. To pierwsza cecha, która czyni Stanisława Kostkę szczególnie pomocnym dzisiejszym młodym ludziom – rywalizacja w osiąganiu dobra, mimo sprzeciwu świata, otoczenia.
    Po drugie, wielokrotnie w swoich zapiskach notował jezuickie hasło: Laus Deo, czyli „Chwała Bogu”. Jak Ignacy Loyola, jego mistrz i przewodnik duchowy, jako młody jezuita, chciał tak żyć, „by przy ubogich środkach osiągać wielkie rezultaty”. Pokazał w ten sposób, jak życie wyznawcy Chrystusa, nawet wobec ubogich środków, może być „piątą Ewangelią”, która czasem bardziej przemawia niż najpiękniejsze słowa.
    Wreszcie, po trzecie, trzeba wskazać, że św. Stanisław Kostka żył w czasie wielkiego ruchu odrodzenia Kościoła katolickiego po bolesnym fakcie reformacji. Zapewne nieprzypadkowo wybrał Towarzystwo Jezusowe, bo jezuici postawili sobie za zadanie strzeżenie czystości katolickiej wiary, we współpracy z Ojcem Świętym. Niewątpliwie, w obecnym czasie relatywizmu moralnego i postprawdy, nasz Święty może stać patronem troski o właściwą interpretację prawd wiary.

    Tekst oprac. na podstawie publikacji: „Stanisław Kostka. Święty z Rostkowa”, Wojciech Kućko (red.), Warszawa 2018

    Opiekun – Dwutygodnik Diecezji Kaliskiej

    **************

    Kaplica św. Stanisława Kostki w Wiedniu

    Kostka Stanislaw Wien.jpg
    fot:Joanna Łukaszuk-Ritter
    **

    To właśnie w Wiedniu, w trakcie nauki w kolegium jezuickim oraz pod wpływem przeżyć mistycznych podczas ciężkiej choroby, powstało wielkie pragnienie wstąpienia do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego i całkowitego poświęcenia się Bogu – jako kilkunastoletni młodzieniec podporządkował całe swoje życie temu jedynemu życzeniu, kierując się maksymą:

    „Do wyższych rzeczy jestem stworzony i dla nich winienem żyć.”

    Stanisław Kostka przebywał w Wiedniu od lipca 1564 r. do sierpnia 1567 r. Przybył tu w wieku czternastu lat, wraz ze swoim starszym bratem Pawłem, w celu kontynuowania nauki w słynnym na całą Europę kolegium jezuickim. Początkowo mieszkali w konwikcie zakonu. Jednak po zamknięciu internatu przez cesarza Maksymiliana II w 1566 r. wynajęli mieszkanie w pobliskiej kamienicy przy Kurrentgasse 2. Niewielki pokój Stanisława znajdował się na pierwszym piętrze. Piętnaście lat po jego śmierci, w 1583 r., a jeszcze przed wyniesieniem go na ołtarze, pomieszczenie przez niego zamieszkiwane przebudowano na skromną kaplicę. Kamienica bardzo często zmieniała właścicieli. W latach czterdziestych XVIII w., dwadzieścia lat po kanonizacji św. Stanisława Kostki w 1726 r., ówczesna właścicielka domu Maria Barbara Koller von Mohrenfeld poleciła przebudować kaplicę, a jej wnętrze przyozdobić bogatymi ornamentami w stylu rokoko. W miejscu, gdzie wcześniej stało łóżko i gdzie Stanisław miał objawienia postawiono ołtarz. Nad nim sto lat później umieszczono obraz autorstwa austriackigo jezuity Franza Stechera. Scena nawiązuje do wizji św. Stanisława Kostki i przedstawia Matkę Bożą z Dzieciątkiem, św. Barbarę oraz anioła podającego Stanisławowi Komunię Świętą. Na suficie znajdują się freski przedstawiające dwie sceny – ucieczkę z Wiednia oraz przyjęcia Stanisława do rzymskiego nowicjatu Towarzystwa Jezusowego na Kwirynale przez Ojca Generała Franciszka Borgiusza.

    fot. Joanna Łukaszuk-Ritter

    Kaplica św. Stanisława Kostki przetrwała do dnia dzisiejszego. Ponieważ znajduje się ona cały czas w rękach prywatnych, wiedzą o niej tylko nieliczni. Obecnym właścicielem jest Zrzeszenie Chrześcijańskich Gospodyń Domowych/Berufsverband christlicher Arbeitnehmerinnen (szczególną troską otaczała i nadal otacza to miejsce była preses, dziś 92-letnia Nora Brandl, dbając o dobro kaplicy w kontekście duchowym i finansowym), a opiekę duchową sprawują jezuici. Regularnie raz w miesiącu odprawiana jest tu Msza św. – każdego 13-go o godz. 7.30, na pamiątkę wspomnienia z 13 listopada w Kościele katolickim, kiedy to papież Klemens X w 1670 r. zezwolił Zakonowi Jezuitów na sprawowanie Mszy św. oraz odmawianie godzin liturgicznych ku czci Stanisława. Kaplica jest otwarta w trakcie oktawy św. Stanisława Kostki między 13 a 20 listopada (w godz. 7.30 – 12.00 i 15.00 – 18.00). Tradycja oktawy pielęgnowana jest w tym miejscu od końca XVIII w. Możliwość zwiedzania i odprawienia nabożeństwa istnieje również po wcześniejszym uzgodnieniu terminu.

    fot. Joanna Łukaszuk-Ritter

     

    fot. Joanna Łukaszuk-Ritter

    Wiedeńskie ślady polskiego świętego to również pobliski plac Am Hof. Na nim mieścił się niegdyś konwikt i kościół jezuitów (dzisiejszy kościół pw. Dziewięciu Chórów Anielskich), do którego uczęszczał codziennie św. Stanisław Kostka. Tu na sklepieniu kaplicy Serca Jezusowego znajduje się fresk przedstawiający niebiańską scenę – Matkę Bożą oraz klęczącego przed nią św. Stanisława, trzymającego w ramionach Dzieciątko Jezu. Scena ta ponownie nawiązuje do wizji podczas choroby młodzieńca. Konający Stanisław doznał cudu uzdrowienia od Matki Bożej i usłyszał od niej polecenie wstąpienia do Towarzystwa Jezusowego, co też, dzięki swojej głębokiej wierze i determinacji, rok później uczynił.

    Joanna Łukaszuk-Ritter/ Tygodnik NIEDZIELA

    *****************

    godzinna adoracja od godziny 18.00

    Msza św. – o godz. 19.00

    Antyfona na wejście – Mdr 4,13-14

    Wcześnie osiągnąwszy doskonałość przeżył czasów wiele. Jego dusza podobała się Bogu, dlatego pospieszył i wywiódł go spośród nieprawości.

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Boże, Ty wśród wielu cudów Twojej mądrości obdarzyłeś świętego Stanisława Kostkę
    łaską dojrzałej świętości już w młodzieńczym wieku, spraw, abyśmy za jego przykładem
    wykorzystywali czas przez gorliwą pracę
    i z zapałem dążyli do wiekuistego pokoju.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Mądrości Mdr 4,7-15

    Sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek. Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości życie nieskalane. Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość, i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy: bo urok marności przesłania dobro, a burza namiętności mąci prawy umysł. Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele. Dusza jego podobała się Bogu, dlatego pospiesznie wyszedł spośród nieprawości. A ludzie patrzyli i nie pojmowali ani sobie tego nie wzięli do serca, że łaska i miłosierdzie nad Jego wybranymi i nad świętymi Jego opatrzność.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 148

    R/ Chłopcy i dziewczęta, chwalcie imię Pana.

    Chwalcie Pana z niebios,
    chwalcie Go na wysokościach.
    Chwalcie Go, wszyscy Jego aniołowie,
    chwalcie Go, wszystkie Jego zastępy. R/

    Królowie ziemscy i wszystkie narody,
    władcy i wszyscy sędziowie tej ziemi,
    Młodzieńcy i dziewczęta,
    starcy i dzieci
    niech imię Pana wychwalają. R/

    Majestat Jego ponad ziemią i niebem
    i On pomnaża potęgę swego ludu.
    Oto pieśń pochwalna wszystkich Jego świętych,
    synów Izraela, ludu, który jest Mu bliski. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Łukasza Łk 2,41-52

    Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał On lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócili do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, niech ta Ofiara udzieli nam
    takiego męstwa w trudnościach życiowych,
    jakiego przykład dał święty Stanisław Kostka.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja o zakonnikach

    Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe
    a dla nas zbawienne, abyśmy Tobie składali dziękczynienie i Ciebie wychwalali, Panie,
    Ojcze niebieski, wszechmogący i miłosierny Boże.
    W Świętych, którzy oddali się Chrystusowi
    ze względu na Królestwo niebieskie,
    wychwalamy Twoją cudowną opatrzność.
    Ty powołujesz wybranych ludzi do pierwotnej
    świętości i pozwalasz im kosztować darów,
    których nam udzielisz w przyszłym świecie.
    Dlatego z Aniołami i wszystkimi Świętymi
    wysławiamy Ciebie, razem z nimi wołając:


    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
    Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
    Hosanna na wysokości.
    Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
    Hosanna na wysokości.

    Antyfona na Komunię Ps 78, 24-25

    Podarował im chleb z nieba, chleb Aniołów spożywał człowiek.

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, niech za wstawiennictwem świętego Stanisława Kostki działanie Twojego Sakramentu oświeci nas i zapali, aby płonęły w nas święte pragnienia i abyśmy obfitowali w dobre czyny. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    **********************************

    W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu… – Cyprian Kamil Norwid

    W pokoju nowicjatu Jezuitów – obecnie kaplicy, przy kościele św. Andrzeja na Kwirynale, w którym św. Stanisław Kostka odchodził do Pana dnia 15 sierpnia 1568 roku, umieszczony został napis nagrobny pióra Cypriana Kamila Norwida:*

    W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu,
    Na miejscu łoża jego stoi grób z marmuru,
    Taki, że widz niechcący wstrzymuje się w progu,
    Myśląc, iż święty we śnie zwrócił twarz od muru,
    I rannych dzwonów echa w powietrzu dochodzi,
    I wstać chce, i po pierwszy raz człowieka zwodzi.
    Nad łożem tem i grobem świeci wizerunek
    Królowej nieba, która z świętych chórem schodzi
    I tron opuszcza, nędzy śpiesząc na ratunek.
    Palm wiele, kwiatów wiele aniołowie niosą,
    Skrzydłami z ram lub nogą występując bosą.

    Gdzie zaś od dołu obraz kończy się, ku stronie,
    W którą Stanisław Kostka blacie zwracał skronie,
    Jeszcze na ram złoceniu róża jedna świeci:
    Niby że, po obrazu stoczywszy się płótnie,
    Upaść ma, jak ostatni dźwięk, gdy składasz lutnię.
    I nie zleciała dotąd na ziemię — i leci…
    1857.

    **************

    Cyprian Kamil Norwid, urzeczony postacią świętego Stanisława Kostki, napisał również ten wiersz:

    A ty się odważ

    A ty się odważ świętym stanąć Pana
    A ty się odważ stanąć jeden sam
    Być świętym – to nie zlękły powstać z wschodem
    To ogromnym być, przytomnym być!

    Krocz – jasny, uśmiechnięty,
    Na twarzy ten Chrystusa rys
    Miłość
    Święty aż po krzyż – przez krzyż – na krzyż!
    Ty się wahasz? Ty się cofasz?
    Ty się odważ świętym być!

    ************************************************************************

    sobota – 19 września

    XXIII tydzień okresu zwykłego

    wspomnienie ŚW. JANUAREGO

    Męczennika, którego krew przelewa się do dziś

    Ścięto mu głowę, ponieważ odmówił składania czci rzymskim bogom za cesarza Dioklecjana. Pobożna niewiasta zebrała do flakonika jego krew, która do dziś w jego wspomnienie liturgiczne się upłynnia. 

    Katedra pod wezwaniem św. Januarego – patrona Neapolu

    **

    Św. January, biskup, męczennik (+ 305). Niewiele informacji zachowało się o Świętym. Był biskupem Beneventu. Według dokumentu z V wieku, kiedy wybuchło prześladowanie chrześcijan za cesarza Dioklecjana, został aresztowany jego diakon Sozjusz. January udał się do więzienia, aby go pocieszyć. Towarzyszyli mu diakoni: Festus i Dezyderiusz. Wszystkich aresztowano.

    Kiedy nie chcieli złożyć ofiary bożkom, skazano ich na pożarcie przez dzikie niedźwiedzie w amfiteatrze. Nazajutrz zgromadzono ich na arenie amfiteatru, ale żadna z bestii nawet się nie ruszyła. Posądzono ich wobec tego o czary i skazano na ścięcie.

    Wyrok został wykonany w pobliżu Puteoli około 19 września 305 roku. January miał wtedy 33 lata. Podczas egzekucji św. Januarego jedna z chrześcijańskich kobiet nabrała do flakoników jego krew, którą do dnia dzisiejszego przechowuje się w katedrze w Neapolu.

    January jest głównym patronem Neapolu. Kilkakroć w ciągu roku powtarza się tzw. cud św. Januarego. Na oczach pielgrzymów zakrzepła krew Świętego, przechowywana w dwóch zamkniętych ampułkach, blisko czaszki w relikwiarzu, staje się płynna i pulsująca, jakby świeżo wylana. Zjawisko to jest notowane od XIV wieku.

    W ikonografii św. January przedstawiany jest w stroju biskupim z paliuszem lub w tunice i płaszczu. Jego atrybutami są: fiolki z krwią w dłoniach aniołów, gałązka palmowa, korona, krzyż biskupi trzymany przez anioła, lwy u jego stóp, miecz.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ******************************

    „CUD KRWI” ŚW. JANUAREGO

    ks. Mieczysław Piotrowski/MIŁUJCIE SIĘ!/maj 2019

    Święty January poniósł męczeńską śmierć w 305 r. w Pozzuoli pod Neapolem. Od tamtego czasu uobecnia się cudowny znak przemiany skrzepniętej krwi Świętego w tętniczą krew żyjącego człowieka. Co Pan Bóg pragnie nam powiedzieć poprzez ten znak?

    Święty January został ścięty w 305 roku w Pozzuoli pod Neapolem, w pobliżu wulkanu Solfatara. Poniósł męczeńską śmierć, ponieważ nie chciał wyrzec się swej wiary w Jezusa Chrystusa.

    Pierwsza udokumentowana historycznie relacja opisująca cud krwi św. Januarego pochodzi z 17 sierpnia 1389 roku. Od tamtego czasu mamy bogatą dokumentację świadczącą o tym, że każdego roku, aż do naszych czasów, powtarza się cudowny znak przemiany skrzepniętej krwi w ciecz, która – jak twierdzą naukowcy – staje się tętniczą krwią żyjącego człowieka.

    Ta tajemnicza przemiana dokonuje się najczęściej trzy razy do roku: w sobotę poprzedzającą pierwszą niedzielę maja, 19 września, w rocznicę męczeństwa św. Januarego, oraz 16 grudnia – w jego patronalne święto.

    Kronika prowadzona przez kanoników katedralnych zawiera szczegółowe relacje z tych wydarzeń. Z wielowiekowej obserwacji wynika, że 19 września upłynnienie zakrzepłej krwi dokonuje się prawie zawsze i natychmiast.

    Natomiast w innych terminach nie ma reguły: były dni, kiedy skrzep krwi przemienił się w płyn w jednej chwili, a innym razem trzeba było na to długo czekać, ale były też takie dni, kiedy krew w ogóle się nie rozpuściła.

    Krew św. Januarego jest przechowywana w relikwiarzu, w którym znajdują się dwie starożytne szklane ampułki. Większa, w formie eliptycznej, jest zapełniona w 75% krwią, natomiast mniejsza ma formę cylindryczną i zawiera niewielką ilość krwi. Według ekspertów obie te ampułki pochodzą z IV wieku.

    WYZWANIE RZUCONE NAUCE

    To niezwykłe zjawisko „ożywiania” krwi św. Januarego rzuca wyzwanie współczesnej nauce. Naukowcy stoją przed wielką zagadką i tajemnicą, której nie są w stanie zrozumieć ani wyjaśnić.

    Skrzepnięta ludzka krew, którą odważna chrześcijanka napełniła ampułki podczas egzekucji św. Januarego 19 września 305 roku, nagle przechodzi w stan ciekły. Świadkowie tego wydarzenia mogą obserwować, jak krew zmienia swoją barwę, lepkość, a także ciężar i objętość.

    Zaistnienie tego niesamowitego zjawiska nie jest uzależnione od określonych terminów, obecności ludzi czy temperatury. Przemiana konsystencji krwi ze stałej w ciekłą dokonuje się zarówno wtedy, gdy temperatura w katedrze wynosi 5ºC, a także gdy jest upał 32ºC.

    Wydarzenie to nie jest uzależnione od napięcia psychicznego zgromadzonych na modlitwie ludzi. Krew Męczennika rozpuszcza się w obecności tłumu lub gdy jest tam tylko kilka osób, a także wtedy, gdy nie ma nikogo.

    Były przypadki, że po otwarciu kasy pancernej, w której przechowywany jest relikwiarz, stwierdzano, iż krew Męczennika miała już stan płynny. Tak więc zjawisko przechodzenia krwi św. Januarego ze stanu skrzepu w stan płynny jest niezależne od ludzkich pragnień, temperatury czy innych zewnętrznych czynników.

    I tak na przykład w 1976 roku przez osiem dni relikwie krwi św. Januarego były wystawione na widok publiczny. Mimo wielu dni intensywnej modlitwy oraz maksymalnego napięcia psychicznego tłumu wiernych cud „ożywienia” krwi św. Januarego w ogóle nie zaistniał.

    Naukowcy, eksperci w dziedzinie fizyki i hematologii, zgodnie twierdzą, że fakt przetrwania krwi od 305 roku do naszych czasów w stanie morfologicznie niezmienionym, a także zjawisko przechodzenia skrzepniętej krwi w stan ciekły, przy zmianie jej objętości i ciężaru, oraz jej powrót do stanu pierwotnego pozostaje dla nauki wielką zagadką i nie można tego wytłumaczyć na gruncie naukowym.

    Wszystkie próby laboratoryjnego odtworzenia tego zjawiska zakończyły się jak dotąd niepowodzeniem. Współczesna nauka nie może dać żadnego wyjaśnienia tego tajemniczego fenomenu.

    Czasami skrzepnięta krew św. Januarego podczas przechodzenia w stan płynny tak bardzo zwiększa swoją objętość, że wypełnia całą ampułkę. Innym razem krew kurczy się i zmniejsza swoją objętość.

    Naukowców szokuje fakt, że zmienia się wtedy ciężar całej krwi. Zmianie ulega również jej kolor – od jaskrawej do ciemnej lub brudnożółtej czerwieni.

    Całkowicie nieprzewidywalny jest czas przechodzenia krwi ze stanu stałego w ciekły. Zdarza się, że następuje to natychmiast, innym razem proces ten trwa kilka minut, godzin lub cały dzień.

    Podobnie dzieje się wówczas, gdy krew przechodzi proces ponownego krzepnięcia. Wszystkie te zjawiska dokonują się wbrew wszelkim prawom fizyki.

    BADANIA NAUKOWE

    Badaniem krwi św. Januarego zajęli się naukowcy. Po raz pierwszy, we wrześniu 1902 roku, prof. Raffaele Ianuario i dr Gennaro Sperindeo poddali ampułki z krwią badaniom spektroskopowym. Badacze nie mogli ich otworzyć, ponieważ naczynka są zapieczętowane mastyksem, czyli żywicą z drzewa pistacjowego.

    W miarę upływu lat mastyks staje się tak twardy jak kamień i do środka ampułek można się dostać tylko poprzez rozbicie szkła.

    22 września 1902 roku krew Świętego była jeszcze w stanie płynnym. Umożliwiło to naukowcom przeprowadzenie spektroskopii płynu znajdującego się w ampułkach. Badanie to wykazało, że mamy do czynienia z ludzką krwią.

    Na prośbę kard. Michele Giordana jesienią 1988 roku ekipa naukowców pod przewodnictwem słynnego prof. Luigiego Baima Bollone z Uniwersytetu Turyńskiego przeprowadziła badania krwi św. Januarego za pomocą spektroskopii. Potwierdziły one wyniki badań z 1902 roku.

    Analiza spektrograficzna ampułek z krwią wykazała, że w naczynkach znajduje się hemoglobina, a więc że mamy do czynienia z prawdziwą, arteryjną, czystą ludzką krwią, która się zachowuje tak jak tętnicza krew żywego człowieka.

    Została tym samym całkowicie odrzucona hipoteza, jakoby w średniowieczu dodano do krwi św. Januarego jakieś substancje, które powodują zjawisko jej rozpuszczania i krzepnięcia.

    Z naukowego punktu widzenia nie można wyjaśnić fenomenu przechodzenia krwi ze stanu skrzepu w stan płynny oraz ponownego jej krzepnięcia; tym bardziej nie można odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to tajemnicze zjawisko ponawia się każdego roku od tylu stuleci.

    Gdyby krew św. Januarego podlegała normalnie obowiązującym prawom przyrody, to już dawno uległaby całkowitemu rozkładowi i zamieniłaby się w proch.

    Włoski naukowiec Gastone Lambertini po wielu latach badań doszedł do następującego wniosku:

    „Prawo zachowania energii, zasady, które rządzą żelowaniem i rozpuszczaniem koloidów, teorie starzenia się koloidów organicznych, eksperymenty biologiczne dotyczące krzepnięcia plazmy – wszystko to potwierdza, że substancja czczona od wielu wieków rzuca wyzwanie prawom przyrody i każdej próbie wyjaśnienia, która nie odwołuje się do nadprzyrodzonego działania Boga. Krew św. Januarego to jest skrzep, który żyje i który oddycha. Jest znakiem życia wiecznego i zmartwychwstania”.

    ŚWIADEK ZMARTWYCHWSTAŁEGO JEZUSA

    Święty January był jednym z wielu tysięcy męczenników, którzy oddali życie za Chrystusa podczas prześladowań chrześcijan za cesarza Dioklecjana. Urodził się około 270 roku i w młodym wieku został biskupem w Benewencie.

    W historycznych źródłach dobrze udokumentowany jest opis męczeństwa św. Januarego w Pozzuoli 19 września 305 roku.

    Natomiast mamy bardzo słabo udokumentowane przekazy o jego życiu i działalności. Wiemy, że w 305 roku młody biskup January wyruszył z Benewentu w apostolską podróż po różnych miejscowościach Kampanii. Na tych terenach żyły już liczne wspólnoty chrześcijan, które potrzebowały umocnienia w wierze w czasie okrutnych prześladowań.

    Wiemy, że wcześniej przez krótki czas przebywali tam św. Piotr i św. Paweł. Święty Piotr przypłynął w 42 roku do Pozzuoli, podróżując do Rzymu. Natomiast z Dziejów Apostolskich (28,14) dowiadujemy się, że w 61 roku św. Paweł dotarł do Pozzuoli i przebywał tam kilka dni we wspólnocie chrześcijan.

    Męczeństwo św. Januarego miało miejsce w szczytowym okresie prześladowań chrześcijan podczas panowania cesarza Dioklecjana.

    Osiem lat później, w 313 roku, cesarz Konstantyn wydał dekret zapewniający chrześcijanom wolność religijną. Natomiast w 305 roku za wiarę w Chrystusa groziła kara śmierci, której można było uniknąć przez złożenie ofiary kadzidła pogańskim bożkom.

    Niezwykle szybkie rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa na przełomie III i IV wieku poważnie zaniepokoiło Dioklecjana. Za jego panowania w 120 prowincjach imperium rzymskiego zamieszkiwało kilka milionów chrześcijan; było już wtedy 1800 biskupich siedzib.

    Pomiędzy 303 i 304 rokiem Dioklecjan wydał szereg zarządzeń, w których nakazał zniszczenie wszystkich chrześcijańskich kościołów oraz świętych ksiąg. Kazał aresztować i zmuszać do apostazji kapłanów i biskupów oraz pozbawić chrześcijan wszystkich cywilnych praw.

    To były jedne z najbardziej okrutnych prześladowań chrześcijan. W celu uniknięcia śmierci wystarczyło publiczne zapalenie kadzidła na cześć rzymskich bożków i boskości imperatora jako znak całkowitego podporządkowania się jego władzy.

    Każdy, kto to uczynił, otrzymywał tak zwany libellus, czyli rodzaj zaświadczenia, że jest się obywatelem lojalnym wobec władzy, mającym właściwe poglądy religijne. Kto z chrześcijan odmawiał zapalenia kadzidła bożkom, był natychmiast skazywany na karę śmierci.

    Przed egzekucją skazańców poddawano torturze biczowania. Uśmiercano ich przez ścięcie lub ukrzyżowanie, przez ćwiartowanie ciała lub spalenie, a także przez rozszarpanie przez dzikie zwierzęta podczas igrzysk na arenie cyrkowej.

    Zwykle nie oddawano rodzinie ciał męczenników, lecz wrzucano je do rzek lub dawano dzikim psom na pożarcie. Nielicznych chrześcijan, którzy uniknęli śmierci, wysyłano do Sardynii, do niewolniczej pracy w kopalniach.

    Wiemy z historycznych źródeł, że we wrześniu 305 roku biskup January z Benewentu razem z diakonem  Festusem i lektorem Dezyderiuszem udali się do Pozzuoli, aby umacniać w wierze liczną wspólnotę gorliwych wyznawców Chrystusa.

    Przybysze zatrzymali się u diakona Sozjusza, gdzie w ukryciu nauczali miejscowych chrześcijan. Po kilku dniach jakiś szpieg poinformował o tym fakcie sędziego Drakoncjusza.

    Sędzia wydał natychmiastowy nakaz aresztowania biskupa oraz jego towarzyszy, jednak żołnierzom udało się schwytać i zamknąć w więzieniu tylko diakona Sozjusza.

    Kiedy bp January dowiedział się o jego uwięzieniu, to razem z Festusem i Dezyderiuszem udali się do miejscowych władz z żądaniem uwolnienia niewinnie aresztowanego diakona. Wtedy aresztowano ich wszystkich.

    Podczas przesłuchania biskup January bez wahania wyznał, że wierzy w Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga, który stał się prawdziwym człowiekiem, aby nas zbawić.

    Sędzia Drakoncjusz, grożąc biskupowi śmiercią, chciał go przymusić do zaparcia się wiary w Chrystusa, przez złożenie ofiary kadzidła rzymskim bogom. Biskup January zdecydowanie odmówił, stwierdzając, że woli umrzeć, niż zdradzić zmartwychwstałego Pana, który jest jedynym źródłem szczęścia i życia wiecznego. Powiedział:

    „dzięki zjednoczeniu z Chrystusem nie boję się przyjąć wszystkich cierpień, które ludzie są skłonni mi zadać”.

    W imieniu swoim oraz aresztowanych towarzyszy stwierdził, że wszyscy są gotowi umrzeć męczeńską śmiercią.

    Sędzia jeszcze raz zaproponował więźniom natychmiastowe uwolnienie, pod warunkiem że uczynią gest złożenia ofiary kadzidła na cześć boskości imperatora. Biskup January odpowiedział na to:

    „My każdego dnia oddajemy chwałę naszemu Wszechmogącemu Panu Jezusowi Chrystusowi, a nie waszym bożkom”.

    Wtedy sędzia ogłosił wyrok śmierci przez rozszarpanie więźniów przez dzikie zwierzęta podczas igrzysk w amfiteatrze.

    Ponieważ chciał osobiście dopilnować wykonania wyroku, a nie mógł uczestniczyć w igrzyskach, dlatego zdecydował, że egzekucja pojmanych nastąpi poprzez ścięcie im głów. Przed wykonaniem kary śmierci św. January klęknął i wypowiedział krótką modlitwę:

    „Panie Boże Wszechmogący, w Twoje ręce oddaję mojego ducha”.

    Zawiązano mu oczy, a on z wielkim spokojem pozwolił, aby kat wykonał wyrok.

    Pewna odważna i pobożna chrześcijanka po ścięciu głowy św. Januaremu zebrała do dwóch flakonów tryskającą z rany krew męczennika. Od tamtego czasu mieszkańcy Neapolu i okolicy traktują św. Januarego jako swojego głównego patrona.

    Przez jego wstawiennictwo zmartwychwstały Jezus dokonuje wielkich znaków i cudów. Każdego roku ponawia „ożywienie” krwi świętego męczennika, ale także, jak stwierdzają kroniki, wszystkich, którzy z ufnością uciekają się do Jego nieskończonego miłosierdzia w modlitwie oraz w sakramentach pokuty i Eucharystii, uwalnia z niewoli złych duchów oraz leczy wszystkie choroby duszy i ciała.

    ZNAK OBECNOŚCI ZMARTWYCHWSTAŁEGO

    Każdego roku główne uroczystości ku czci św. Januarego rozpoczynają się 18 września, w wigilię rocznicy jego męczeństwa. Przed katedrą w Neapolu gromadzą się tłumy ludzi.

    Na początku całonocnego modlitewnego czuwania zapalane są tak zwane pochodnie wiary. Następnego dnia, wczesnym rankiem, ksiądz kardynał Neapolu idzie w procesji do kaplicy, w której przechowywana jest krew św. Januarego. Po modlitwie otwiera sejf i wyjmuje relikwiarz z krwią Świętego, która najczęściej w tym momencie staje się płynna.

    Na powierzchni krwi pojawiają się wówczas pęcherzyki, co świadczy o tym, że krew w tajemniczy sposób wchodzi w stan „wrzenia”.

    Kardynał niesie ampułki z krwią, pokazując je zgromadzonym ludziom. W tym czasie przeszło 10 tysięcy wiernych z radością klaszcze w dłonie. Zwykle krew pozostaje w stanie płynnym jeszcze przez kolejnych osiem dni.

    W tym czasie ludzie żarliwie się modlą, przystępują do spowiedzi oraz uczestniczą w Eucharystii. Najważniejszym wydarzeniem nie jest jednak „cud krwi”, ale osobiste spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem w tajemnicy Eucharystii.

    Arcybiskup Neapolu kard. Corrado Ursi powiedział, że fenomen „ożywiania się” krwi św. Januarego jest bezpośrednio związany z faktem zmartwychwstania Chrystusa. Jest to nadzwyczajny znak Bożego działania, poprzez który Pan Bóg wzywa ludzi do nawrócenia. Tak kard. Ursi pisał w 1972 roku:

    „Pan Bóg posługuje się przemianą skrzepniętej krwi Męczennika w krew żyjącego człowieka, aby nam uświadomić, że Chrystus zmartwychwstał i jest z nami, że Jego krew, która daje życie wieczne, jest zawsze żywa i pulsująca w chrześcijanach, którzy pozostają w stanie łaski uświęcającej.

    Dlaczego zmartwychwstały Chrystus nie mógłby dzisiaj przemawiać do nas poprzez męczeńską krew św. Januarego, aby wzywać nas do nawrócenia i wiary w Jego rzeczywistą obecność w Eucharystii?”.

    Pan Jezus pragnie dać nam udział w pełni swego zmartwychwstałego życia i dlatego wzywa nas do znienawidzenia grzechu, do powstawania z każdego upadku w sakramencie pokuty, abyśmy zawsze mieli czyste serca i trwali w stanie łaski uświęcającej. Gdyż tylko ludzie czystego serca są błogosławieni, czyli szczęśliwi, i tylko oni Boga oglądać będą (por. Mt 5,8).

    „Cud krwi” św. Januarego jest także znakiem wskazującym na istnienie życia wiecznego, który wzywa do przyjęcia prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa oraz prawdy o zmartwychwstaniu ciał wszystkich ludzi w dniu paruzji oraz sądu ostatecznego, podczas którego

    „ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie potępienia” (J 5,29).

    Cud krwi św. Januarego jest także znakiem wzywającym do żywej wiary w rzeczywistą obecność zmartwychwstałego Pana w Eucharystii. Jezus nam mówi:

    „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. […] Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,51.53-54).

    Taki jest ostateczny sens tego nadzwyczajnego znaku, jakim jest cud krwi św. Januarego – pobudzić nas do żywej wiary w rzeczywistą obecność zmartwychwstałego Chrystusa w Eucharystii oraz w życie wieczne.

    Dziękując Jezusowi Chrystusowi za „cud krwi” św. Januarego, który ma pogłębić naszą wiarę oraz wzywać nas do nawrócenia, pomódlmy się słowami starożytnego hymnu, który jest śpiewany podczas trwania tego nadzwyczajnego znaku:

    „Wszechmogący Boże w Trójcy Świętej Jedyny, dziękujemy Ci, że dałeś nam tego wielkiego Świętego. Święty January, rycerzu Jezusa Chrystusa, umacniaj naszą wiarę w Jego zmartwychwstanie oraz  rzeczywistą obecność w Eucharystii i daj światło wiary tym wszystkim, którzy nie wierzą! Amen”.

    ************************************************************************

    *******************************************************************************

    8 września rozpoczeły się

    33-dniowe rekolekcje!

    PAN NASZ JESUS CHRYSTUS ODDAŁ SIĘ NAM CAŁKOWICIE
    PRZEZ RĘCE MARYI

    **

    Co to znaczy oddać swoje życie Matce Bożej?

    To znaczy, że oddaję siebie samego całkowite i rzeczywiste, na własność i na zawsze, z pełnym zaufaniem i w niewolę.

    Oddaję się Maryi całkowicie, to znaczy, że zgadzam się na wszystko, nawet na to, czego się dziś jeszcze bardzo boję. Niech Boża Matka dysponuje mną całkowicie. Nie chcę Jej niczego odmówić.

    Moje oddanie ma być rzeczywiste, to znaczy, że zgadzam się ponosić każde ryzyko dla Bożych spraw.

    Oddaję się Maryi na własność a nie tylko w opiekę, to znaczy, że szukam Jej dobra, jestem do Jej dyspozycji, cały do Niej należę. Pytam Ją o pozwolenie, jeśli chcę coś zrobić, gdzieś pojechać, z kimś porozmawiać itp. Mam z Nią stały duchowy kontakt. Niczego nie robię bez Jej zgody.

    Oddaję się Maryi na zawsze. Udzielam Maryi prawo, żeby nie zwracała uwagi, kiedy będę chciał unieważnić swoją decyzję, uciec z obranej drogi oddania, kiedy będę krzyczał i buntował się. Niech kieruje mną zgodnie z wolą Boga.

    Oddaję się Maryi z pełnym zaufaniem. Nie domagam się, żeby Matka Boża odkrywała przede mną swoje plany, nie muszę wiele wiedzieć. Zły duch będzie wtedy nieustannie zaskakiwany i dozna klęski od Tej, która miażdży jego głowę. Wystarczy mi, że Bóg zna każdy szczegół z mojego życia. Mogę zamknąć oczy i oddać się w ręce Maryi jak dziecko.

    Oddaję się Maryi w niewolę. Daję Maryi prawo, żeby robiła, co chce z moim życiem. Wybieram niewolę z miłości. Ona przynosi mi prawdziwą wolność. Wyzwala mnie z grzechów, bo Bóg odpuszcza mi grzechy. Uwalnia mnie od strachu, bo w Bogu nie ma lęku. Uwalnia mnie od kłamstwa, bo Bóg jest prawdą.

    ***********

    8 września 2020 roku rozpoczeły się Ogólnopolskie 33-dniowe rekolekcje przygotowane przez Fundację Tota Tua oraz redakcję “Miłujcie się!”. Projekt jednoczy różne środowiska, ruchy oraz wspólnoty katolickie. 

    Projekt ODDANIE33 to 33 dni przygotowania do całkowitego oddania się Matce Bożej, a za Jej pośrednictwem – Jezusowi. Tę drogę duchową polecali i osobiście praktykowali wszyscy papieże XX wieku.

    Dlaczego to robimy? Ponieważ słowa Jezusa: “OTO MATKA TWOJA” to słowa dla każdej i każdego z nas! 

    Chcemy odkryć niesamowitą bliskość, miłość i czułość Jezusa i Maryi.

    8 września to wyjątkowy dzień, bo to nie tylko urodziny Matki Bożej, ale także rocznica Jej objawień w Gietrzwałdzie. Dlatego wybraliśmy ten dzień na rozpoczęcie trzydziestotrzydniowych rekolekcji, które mają nas prowadzić do bliskości z Maryją i całkowitego oddania się Jezusowi przez Jej ręce.

    (33-dniowe rekolekcje można oczywiście rozpocząć w dowolnym terminie).https://www.youtube.com/embed/zVIZvQP0r6k?enablejsapi=1&rel=0&wmode=transparent

    Duchowość całkowitego oddania się Matce Bożej to sprawdzona i pewna droga duchowa, która otrzymała pełne błogosławieństwo Kościoła. Droga oparta na Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny  świętego Ludwika Marii Grignion de Montfort.

    Rekolekcje, przygotowane w ramach projektu ODDANIE 33 będą odbywać się za pośrednictwem mediów w następujących formach:

    1. Na specjalnie przygotowanej stronie  internetowej: www.oddanie33.pl – na której znajdują się wszystkie rozważania, potrzebne do odbycia rekolekcji.

    2. Codziennie rano – na wszystkich kanałach oraz stronach zaangażowanych w projekt ODDANIE 33 pojawią się gotowe teksty oraz materiały video z medytacją na dany dzień rekolekcji.

    3. Codziennie będą się odbywać dwie transmisje na żywo:

    1. o 20:00 na YouTube – z KANAŁU “Miłujcie się!” sygnał będzie przekazywany na wszystkie inne kanały YouTube, zaangażowane w projekt

    2. o 21:15 na Facebooku, na stronie “Miłujcie się!” – “rekolekcje dla zabieganych” (skrócona do 15 minut forma rekolekcji

    4. Codziennie rekolekcje będą transmitowane w rozgłośniach radiowych.

    ************************************************************************

    „A Wy – za kogo mnie uważacie?”

    „A Wy – za kogo mnie uważacie?”

    Rekolekcje wakacyjne z biskupem Adrianem Galbasem SAC. To nie tylko czas fizycznego odpoczynku, ale też duchowej regeneracji. Chcemy czerpać ze Słowa, które skierowane jest właśnie do mnie.

    „A Wy – za kogo mnie uważacie?” – to nawiązanie do pytania Jezusa, które postawił swoim uczniom. Poprzez 7 odcinków jest dana propozycja jak odpowiedzieć sobie na pytanie Pana Jezusa, aby znaleźć na nie właściwą odpowiedź. Szukanie Pana Boga rozpoczyna się od uświadomienia sobie potrzeby Jego obecności w naszym życiu. Ten pierwszy etap otwiera nam Drogi, pozwala w wolności decydować o własnym życiu – czy rozpoznajemy głos Boga i za nim pójdziemy? 

    Sceneria Wielkich Jezior Mazurskich zwraca nam uwagę na ich wakacyjny charakter – to właśnie w chwili zatrzymania, odpoczynku znajdujemy czas na zadanie sobie najważniejszych pytań. Szum wiatru, „Strefa Ciszy”, wypłynięcie na głębokie wody jest dobrą sceneria, aby podejmować trud poznania własnej tożsamości.

    Zaproszenie skierowane jest do każdego – niezależnie od płci, wieku, miejsca zamieszkania czy wykształcenia – do wspólnej wędrówki w nieznane. Ta niewiadoma to nasza droga – dla każdego inna, indywidualna, osobista – ale prowadzi do wspólnego celu: świętości.https://www.youtube.com/embed/PVQMbvnJ9zQ?feature=oembedA Wy – za kogo mnie uważacie? – ŚWIADOMOŚĆ [1]
    PALLOTTI TV | WWW.PALLOTTI.TV

    Organizatorem Rekolekcji jest Pallotyńskie Radio Pallotti.FM, Sekretariat ds. Apostolstwa Prowincji Chrystusa Króla i Fundacja Misyjna Salvatti.pl

    Patronat nad rekolekcjami objęli: Telewizja Pallotti.TV, Telewizja Polska, Gość Niedzielny, Tygodnik Niedziela, Martyria – czasopismo Diecezji Ełckiej, Portal W Zasięgu.pl, Misyjne.pl, Stacja 7, Apostoł – Pallotyńskie Centrum Młodzieży, Radio Warszawa, Radio Nadzieja, Radio Rodzina – Wrocław, Radio Doxa, Siódma 9 – Poranek Rozgłośni Katolickich, Radio Jasna Góra, Radio Głos – Pelplin, Radio Fiat, Radio Pallotti.FM

    Emisja odcinków jest dostępna na kanale YouTube Telewizji Pallotti TV, na Facebooku Pallotti.FM oraz na stronie www.pallotti.fm 

    Emisja odcinków: 

    • 27 lipca – Świadomość
    • 3 sierpnia – Droga
    • 10 sierpnia – Wolność
    • 17 sierpnia – Decyzja
    • 24 sierpnia – Pewność
    • 31 sierpnia – Kryzys
    • 7 września – Wspólnota 

    ***************************************************************************

    Tutaj Matka Boża mówiła po polsku

    W tym roku przypada 146. rocznica objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie – małej warmińskiej wsi, położonej między Olsztynem a Ostródą. Były to jedyne objawienia na ziemiach historycznie polskich, a do tego Matka Boża mówiła po polsku! Maryja objawiła się Justynie Szafryńskiej (13 lat) i Barbarze Samulowskiej (12 lat). Objawienia trwały od 27 czerwca do 16 września 1877 r.

    Łaskami słynący obraz Matki Bożej w Gietrzwałdzie
    Łaskami słynący obraz Matki Bożej w Gietrzwałdzie

    **

    Był rok 1877. Warmia od ponad 100 lat znajdowała się w granicach Królestwa Prus. Jej mieszkańcy byli w większości katolikami, ale władze pruskie już od początku XIX wieku, popierając na tym terenie protestantów, wspierały budowę ewangelickich świątyń. Trwała właśnie kolejna faza bezwzględnej walki pruskiego zaborcy z polskością, związana z postacią „żelaznego kanclerza” Niemiec Ottona von Bismarcka. Tym razem główny impet wroga skierowano na Kościół katolicki, który był postrzegany przez zaborcę jako jeden z głównych filarów polskości. Od kilku lat trwał tzw. kulturkampf, którego celem było osłabienie przez protestanckie Prusy Kościoła katolickiego w Niemczech, w tym na ziemiach polskich, i zadanie w ten sposób śmiertelnego ciosu Polakom. Prusacy dążyli do całkowitego podporządkowania Kościoła na tym terenie państwu oraz stopniowego redukowania parafii katolickich przez zamykanie seminariów, likwidację klasztorów i prześladowania księży, którzy nie chcieli się podporządkować skrajnie represyjnemu prawu. Ledwie rok wcześniej więzienie opuścił arcybiskup gnieźnieński, prymas Polski Mieczysław Halka-Ledóchowski, internowany przez 3 lata z tego powodu, że powiedział „non possumus”, czyli sprzeciwił się w sposób otwarty polityce Bismarcka. I właśnie w takim momencie pojawiło się światło z nieba.

    Światło nadziei w ciemności

    27 czerwca niedaleko plebanii kościoła, z którego wracała wraz z matką, 13-letnia Justyna Szafryńska po dobrze zdanym egzaminie przed Pierwszą Komunią św., tuż po biciu kościelnych dzwonów na „Anioł Pański”, w czasie odmawiania modlitwy do Matki Bożej, zauważyła na klonie koło kościoła wielką jasność. Ksiądz proboszcz, który pojawił się w tym miejscu, kazał jej się zbliżyć i powiedzieć, co widzi. Justyna powiedziała, że widzi Piękną Panią, siedzącą na złotym tronie, wyszytym perłami, z Dzieciątkiem na ręku. Po kilku minutach widzenie znikło. To samo widzenie powtarzało się w następnych dniach. Z czasem grono widzących uległo powiększeniu.

    „Żądam, abyście co dzień odmawiali Różaniec”

    Najważniejszą częścią przesłania, które Matka Boża, mówiąca o sobie: „Jam jest Najświętsza Maryja Panna, Niepokalanie Poczęta”, przekazała w Gietrzwałdzie, była prośba o „codzienne”, czyli regularne i „gorliwe” odmawianie Różańca. Ważnym wątkiem w treści objawień było także orędzie do kapłanów, którzy byli wezwani do gorliwej posługi, do troski o lud Boży, ale także do dawania świadectwa swoim życiem. Matka Boża poleciła kapłanom „gorliwie modlić się do Najświętszej Panny, wtedy Ona zawsze będzie przy nich”. Zapytana o osierocone parafie, czy otrzymają wkrótce kapłanów, miała odpowiedzieć: „Tak, otrzymają, ale wierni muszą się gorliwie modlić w ich intencji”. Matka Boża zapewniła też, że „Kościół nie będzie prześladowany, a kapłani wrócą do opuszczonych parafii”. Podkreślała znaczenie Mszy św. – jest ona „ważniejsza od Różańca” i nie powinno się jej niczym zastępować. Kolejny wątek przesłania to zwrócenie uwagi na przywary, wady i grzechy narodu: nieczystość, rozwiązłość, pijaństwo, za które Matka Boża grozi karami. Maryja zażądała także, by pod miejscem objawień została zbudowana kaplica z Jej figurą jako Niepokalanie Poczętej, „a u stop jej ma być kładzione płótno ku uzdrowieniu chorych”. Matka Boża zapowiedziała ponadto, że pobłogosławi źródełko w pobliżu kościoła, co dokonało się według widzących 8 września – w dniu uroczystości Narodzenia Najświętszej Maryi Panny – w obecności 50 tys. pielgrzymów. Wieść o cudownych objawieniach rozchodziła się szybko po polskich ziemiach. Do Gietrzwałdu zaczęli przybywać pielgrzymi ze wszystkich zaborów. W okresie objawień do „polskiego Lourdes”, bo tak nazywano od tego czasu to miejsce, przybyło 300 tys. pielgrzymów. W następnym roku liczba pielgrzymów dochodziła do 70 tys.

    Tam zapowiedziała stały swój pobyt

    O tym, jak współcześni Polacy widzieli i przeżywali te wydarzenia, świadczą refleksje bł. o. Honorata Koźmińskiego. Porównywał on Gietrzwałd do Nazaretu czy Betlejem – małych, nieznanych światu miejsc, w których dokonały się wielkie tajemnice wiary. Tak jak dla chrześcijan miejsca te są święte, tak „miejsce to stało się dla każdego Polaka czcigodnym i świętym”, a ta „mała wioseczka” odtąd będzie droższa nad „wszystkie stolice wszystkich dzielnic Polski”, gdyż tam Maryja „zapowiedziała stały swój pobyt i jakby założyła stolicę swoją”. Miejsce objawień nie było dla o. Honorata przypadkowe, gdyż zabór pruski był „na pierwszym planie ułożonego ucisku i tam on się najbardziej srożył”. Stąd ta chwila jest „sposobniejsza dla nawiedzenia tego ludu przez Niebieską jego Matkę. Kiedyż zasługiwał on bardziej na tę pociechę, jeżeli nie teraz, gdy taki bohaterski wysiłek dla okazywania swej wierności czyni?”. Matka Boża miała wybrać tę małą wspólnotę z powodu „żywej” i „prostej wiary” tego ludu i „serdecznego nabożeństwa” do Przenajświętszej Matki, odprawianego w ramach istniejącego tam koła Żywego Różańca.

    Nawiązując do polityki prześladowania katolicyzmu na ziemiach zaboru pruskiego widzianej przez niego w kategoriach kary za grzechy, o. Koźmiński pisał: „Ale jakie szczęśliwe jest dziecię, gdy po takiej chłoście ujrzy znowu swą matkę z rozpromienioną twarzą i wyciągniętymi rękami. O jak ona pożądana dla niego, jak stokroć droższa niż wprzódy – już ono teraz pewne, że kara skończona (…)”.

    O. Honorat przypomniał, że objawienia miały miejsce w czerwcu, czyli wkrótce po zakończeniu nabożeństwa majowego, które „od tylu lat w całej Polsce, a zatem i Gietrzwałdzie się odprawia, a które jest jakby zebraniem się wszystkich dzieci Maryi u stóp Jej macierzyńskich, jest jakby natarczywym błaganiem tej wspólnej Matki, aby ratowała je w ich potrzebach”. I stwierdził, że odpowiedzią Niebieskiej Matki na te wszystkie prośby, na „te nawiedzenia całomiesięczne, które od tylu lat tutaj i w całej Polsce się czynią”, jest Jej paromiesięczne nawiedzenie.

    Woła do ciebie twoja Ukochana i Miłościwa Matka

    Bł. o. Honorat był przekonany, że to, co się stało w Gietrzwałdzie, to szczególny znak dla Polaków. Potwierdzać to miały słowa samego papieża Piusa IX, który porównując to wydarzenie do biblijnego nawiedzenia, miał powiedzieć: „A więc teraz Polska powinna wykrzykiwać z Elżbietą świętą: «Skądże mi to, że Matka Pana mojego przyszła do mnie»”. O. Koźmiński rozwinął ten wątek, mówiąc: „Skąd nam to, iż Matka Pana naszego nawiedza nas. Skąd to nam, najmłodszemu z ludów chrześcijańskich w Europie, że tak wielka i niesłychana łaska udzielona nam zostaje, iż Królowa Nieba i Ziemi przychodzi do nas, i to do ostatniego zakątka tej ziemi, o którym już nieledwie zapomnieliśmy sami, i ojczystą naszą mową przemawia do nas, gdzie ta mowa już prawie ustaje?”. Jeżeli „wszystkie Jej słowa weźmiemy do serca i przynależny im rozgłos nadamy”, to nastąpi przebudzenie. Tak o tym mówił z entuzjazmem: „Ocknij się, ziemio polska, dolino łez i cierpień, kraju pokuty i doświadczeń – starodawne Królestwo Przenajświętszej Matki Zbawiciela – a oglądaj te cuda, które Ona, miłosierna twoja Królowa (…) na krańcach dawnych granic twoich ku twej pociesze okazała. Obudź się, ludu lechicki, bogobojny i religijny, narodzie rdzennie katolicki. (…) Dlaczego leżysz tak długo snem zmorzony, kiedy woła do Ciebie twoja Ukochana i Miłościwa Matka, wskazując ci nowe posłannictwo twoje?”.

    Odwołując się do wielkiej idei narodu polskiego jako przedmurza chrześcijaństwa, o. Honorat napisał: „Byłeś niegdyś dzielnym zapaśnikiem i bohaterskim rycerzem, dziś musisz być pokutnikiem wielkim; byłeś niegdyś przedmurzem chrześcijaństwa, o które na próżno szczerbiły się miecze pogańskie – dziś masz być przedmurzem jego duchowym, o które ma się odbić zarówno prześladowanie otwartych nieprzyjaciół Kościoła, jak i obojętność i niedowiarstwo, i zwątpienie oziębłych i niewiernych synów Jego”, a „oto jedyna Orędowniczka twoja (…) staje znowu na czele przed tobą i podaje ci inny oręż, duchowy, którym nie tylko widzialne, ale i niewidzialne potęgi pokonać możesz”.

    Gietrzwałd – polskie Lourdes

    Tym orężem miał być, zgodnie z życzeniami Matki Bożej, Różaniec. O. Honorat, wręcz zażenowany tym, „jak mało od nas Królowa nasza żąda”, wyjaśnia, dlaczego właśnie Różaniec: „… bowiem jest to rodzaj modlitwy przez Nią samą obmyślony, św. Dominikowi zalecony i ze wszystkich najmilszy. (…) w niej wspomina się wszystko to, co jest dla Jej Niepokalanego Serca najdroższe, rozmyśla się wszystkie tajemnice Jej życia, przypomina się Jej to wszystko, co Jej Serce napełnia najwyższą wdzięcznością dla Boga, a zarazem najgorętszą miłością do ludzi (…). Jest to nabożeństwo złożone z tej modlitwy, którą sam Bóg ułożył, i z tego pozdrowienia, którym archanioł Gabriel w imieniu Trójcy Przenajświętszej Ją pozdrowił”. Różaniec jest wreszcie „środkiem na wszystko skutecznym”, to „zwycięski oręż”, którego „Przenajświętsza Panna (…) dobywać nam każe (…). Wydaje się, że wzywając nas do Różańca, wzywa do zwycięstwa nad nieprzyjacielem dusz naszych, jakby nas pobudzała sama do tego, abyśmy Jej ratunku wzywali, i tym sposobem dopełnili to, co nie dostaje do tego, aby Ona nas mogła ratować, jak tego pragnie (…). Czyż to nie powinno być dla nas zapowiedzią pewnego triumfu? (…) Myśmy stracili ufność w skuteczność tej modlitwy, a jednak w niej jedyna nasza nadzieja”.

    O Gietrzwałdzie mówi się często jako o „polskim Lourdes”. Wynika to przede wszystkim z bliskości chronologicznej objawień w obydwu miejscach, ale także z faktu, na który zwrócił uwagę o. Honorat, że łączy te miejsca nie tylko sposób objawień, ale także ich przesłanie, przez które „Matka Boża jakby przeszła całą katolicką Europę, ratując słabnącą wiarę, napominając i pocieszając, i rozbudzając nowe życie i zapał religijny”.

     Bogdan Kędziora/Niedziela Ogólnopolska

    ***************************************************************************

    wtorek – 8 września

    XXIII tydzień okresu zwykłego

    ŚWIĘTO NARODZENIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY


    W Jerozolimie już w V wieku obchodzono uroczystość poświęcenia bazyliki w miejscu narodzenia się Matki Bożej.
    W Bizancjum i w Rzymie święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny było znane w VII wieku i wkrótce stało się jednym z głównych świąt maryjnych. Narodzenie się Maryi było zapowiedzią narodzenia Jezusa Chrystusa.


    Istnieje taki piękny zwyczaj w naszym ojczystym Kraju, że dzisiejszego dnia dokonuje się obrzędu błogosławieństwa ziarna siewnego i nasion.

    Opus Dei - Narodzenie NMP - 8 wrześniafragment obrazu: Narodzenie NMP – Jusepe Leonardo (1601–1652)

    **

    23.1Z radością obchodzimy Narodzenie Najświętszej Maryi Panny, z Niej wzeszło Słońce sprawiedliwości, Chrystus, który jest naszym Bogiem[1].

    Zaproszenie do radości występuje już na samym początku tekstów liturgicznych na dzisiejsze święto. Jest to czymś naturalnym: skoro zawsze rodzina, przyjaciele i sąsiedzi cieszą się z narodzin dziecka i skoro każde urodziny obchodzi się radośnie, to dlaczego nie mielibyśmy być w pełni radośni w święto narodzenia naszej Matki? To szczęśliwe wydarzenie zapowiada, że Mesjasz jest już blisko: Maryja jest Gwiazdą Zaranną, która uprzedza wschód słońca i zapowiada nadejście Zbawiciela, Słońca sprawiedliwości, w historii rodzaju ludzkiego. „Wypadało – stwierdza pisarz duchowy z dawnych wieków – aby to promienne i zdumiewające przyjście Boga do ludzi poprzedzało jakieś wydarzenie, które by nas przygotowało na przyjęcie z radością wielkiego daru zbawienia. I takie jest znaczenie święta, które dzisiaj sprawujemy, gdyż Narodzenie Matki Bożej jest wstępem do tej skarbnicy dóbr (…). Niechaj więc całe stworzenie wyśpiewuje z zadowolenia i na swój sposób przyczyni się do radości właściwej temu dniowi. Niechaj niebo i ziemia złączą się w tych obchodach i niechaj świętuje wszystko, co jest na świecie i ponad światem”[2].

    Liturgia dzisiejszej Mszy świętej odnosi do Najświętszej Maryi Panny fragment z Listu do Rzymian (Rz 8,28-30), w którym św. Paweł opisuje miłosierdzie Boga wybierającego ludzi do wiekuistego przeznaczenia. Maryja przed wiekami została przeznaczona przez Trójcę Przenajświętszą na Matkę Syna Bożego i w tym celu przyozdobiona została wszelkimi łaskami: „Dusza Maryi była najpiękniejsza wśród stworzonych przez Boga, tak iż po wcieleniu Słowa była ona największym i najgodniejszym dziełem, którego Wszechmocny dokonał na tym świecie”[3]. Łaska wypełniająca duszę Maryi w chwili poczęcia przewyższała łaski wszystkich świętych i aniołów razem wziętych, gdyż Bóg każdemu daje łaskę odpowiadającą jego misji w świecie. Ogromna łaska dana Maryi była dostateczna i proporcjonalna do szczególnej godności, do której przed wiekami[4] powołał Ją Bóg. Maryja w swej świętości i pięknie była tak wspaniała, ponieważ – jak mówi św. Bernard – nie wypadało, ażeby Bóg posiadał inną Matkę ani też nie wypadało, ażeby Maryja miała innego Syna niż Boga[5]. A św. Bonawentura twierdzi, że Bóg mógł uczynić większym świat, ale nie mógł uczynić doskonalszej Matki od Matki Bożej[6].

    Przypomnijmy sobie dzisiaj, że my również otrzymaliśmy od Boga powołanie do świętości, do spełnienia konkretnej misji w świecie. Oprócz rozpamiętywania pełni łaski i piękna Matki Bożej powinniśmy także pamiętać, że Bóg każdemu z nas daje łaski niezbędne i wystarczające do zrealizowania jego powołania w świecie. Możemy być też pewni, że pragnienie obchodzenia naszych urodzin jest czymś naturalnym, gdyż Bóg wyraźnie chciał, żebyśmy się urodzili i wezwał nas do wiecznej szczęśliwości i miłości.

    23.2 Boże,(…) napełnij (…) [swój Kościół] radością w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, która dla całego świata stała się nadzieją i jutrzenką zbawienia[7].

    Ile lat kończy dziś nasza Matka?… Dla Niej czas już nie płynie, gdyż osiągnęła pełnię wieku, tę wieczną i całkowitą młodość pochodzącą z uczestniczenia w młodości Boga, który – jak mówi św. Augustyn – „jest młodszy od wszystkich”[8] właśnie dlatego, że jest wieczny i niezmienny. Może mieliśmy możliwość przyjrzenia się z bliska radości i wewnętrznej młodości jakiejś świętej osoby i zauważyliśmy, jak z ciała niosącego w sobie ciężar wieku tryskała młodość serca o niepowstrzymanej energii i żywotności. Ta wewnętrzna młodość jest tym głębsza, im ściślejsze jest zjednoczenie z Bogiem. Maryja, będąc stworzeniem najściślej z Nim zjednoczonym, jest najmłodsza ze wszystkich stworzeń. Obecne są w Niej razem młodość i dojrzałość. Tak samo jest z nami, kiedy podążamy wprost ad Deum qui laetificat iuventutem meam (Ps 43 (42), 4), do Boga, który codziennie odmładza nas od wewnątrz swoją łaską i zalewa nas radością.

    Już w swojej młodości Najświętsza Maryja Panna cieszyła się pełną i proporcjonalną do swego wieku dojrzałością. Teraz, w Niebie, z pełnią łaski – tej, którą posiadała od początku, i tej, którą osiągnęła przez swoje zasługi, łącząc się z dziełem Syna – spogląda na nas i przysłuchuje się naszym pochwałom i naszym prośbom. Dzisiaj słucha pieśni, którą śpiewamy Bogu, dziękując za to, że Ją stworzył, patrzy na nas i rozumie, gdyż właśnie Ona – po Bogu – wie najwięcej o naszym życiu, o naszych trudach, o naszym zaangażowaniu.

    Wszyscy rodzice, kiedy urodzi im się dziecko, uważają, że jest nieporównywalne z żadnym innym i najwspanialsze. Tak samo pewnie myśleli św. Joachim i św. Anna, kiedy urodziła się Maryja, i z pewnością mieli rację. Wszystkie pokolenia nazywają Ją błogosławioną. Owego dnia Joachim i Anna nie mogli jeszcze domyślać się, czym będzie ów owoc ich czystej miłości. Nigdy nie wiadomo. Każde dziecko jest tajemnicą Boga, które przychodzi na świat ze szczególnym zadaniem od Stwórcy.

    Dzisiejsze święto każe nam z głębokim szacunkiem traktować poczęcie i narodzenie każdej istoty ludzkiej, której Bóg przez rodziców dał ciało i w którą wlał nieśmiertelną i niepowtarzalną duszę, stworzoną bezpośrednio przez Niego w chwili poczęcia. Wielka radość, którą jako wierni przeżywamy z powodu narodzenia Matki Bożej wymaga równocześnie, abyśmy cieszyli się, gdy w łonie jakiejś matki kształtuje się dziecko i kiedy przychodzi na świat. Także wtedy, kiedy nowo narodzone dziecko wymaga wysiłków, wyrzeczeń, ograniczeń, obciążeń, powinno zawsze zostać przyjęte i czuć, że jest chronione miłością rodziców. Każda poczęta istota ludzka jest powołana do synostwa Bożego, do wielbienia Go i do wiecznej szczęśliwości.

    Bóg Ojciec, patrząc na nowo narodzoną Maryję, ucieszył się radością nieskończoną na widok istoty ludzkiej bez grzechu pierworodnego, pełnej łaski, najczystszej, mającej być na zawsze Matką Jego Syna. Bóg użyczył Joachimowi i Annie szczególnej radości, wynikającej z uczestniczenia w łasce wylanej na ich Córkę, ale o ileż większą odczuwaliby radość, gdyby mogli przewidzieć przeznaczenie tej istoty, która przyszła na świat tak jak wszystkie inne? W innym porządku również my możemy się domyślać niezmiernej skuteczności naszego pielgrzymowania po ziemi, jeżeli będziemy wierni otrzymanym łaskom niezbędnym do realizacji powołania, które otrzymaliśmy od Boga przed wiekami.

    23.3 Narodzeniu Maryi nie towarzyszyło żadne szczególne wydarzenie i Ewangelie nic nam o nim nie mówią. Urodziła się zapewne w jakimś miasteczku Galilei, prawdopodobnie w samym Nazarecie, i owego dnia nic osobliwego na jej temat nie zostało ludziom objawione. Świat nadal przywiązywał wagę do innych wydarzeń, które potem zostały całkowicie wymazane z ludzkiej pamięci, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. To, co jest ważne dla Boga, często przechodzi niepostrzeżenie przed oczyma ludzi, którzy szukają czegoś nadzwyczajnego, co by ulżyło ich egzystencji. Jedynie w Niebie przeżywano święto, wielkie święto.

    Najświętsza Panna przeżyła potem wiele lat niezauważona przez nikogo. Cały Izrael oczekiwał tej dziewicy zapowiedzianej przez Pismo (por. Rdz 3, 15; Iz 7, 14), ale nikt nie wiedział, że ona już żyje wśród ludzi. Na pozór prawie nie różniła się od innych. Odznaczała się silną wolą, pragnęła i kochała z trudną do zrozumienia siłą, miłością, która we wszystkim dostosowywała się do miłości Boga. Swoją inteligencję oddała w służbę tajemnicom, które stopniowo odkrywała, doskonale rozumiała związek między nimi i proroctwa mówiące o Odkupicielu, a swoje umiejętności wykorzystywała przy tkaniu, gotowaniu i innych pracach domowych. Odznaczała się dobrą pamięcią: chowała wiernie wszystkie (…) sprawy w swym sercu (Łk 2, 51) i przechodziła od jednego wspomnienia do drugiego, posługiwała się konkretnymi faktami. Najświętsza Maryja Panna posiadała żywą wyobraźnię, dzięki czemu Jej życie było pełne inicjatyw, służenia innym, przynoszenia ulgi w ich egzystencji, czasami bolesnej z powodu choroby lub nieszczęścia… Bóg spoglądał na Nią z miłością, jak wykonywała drobne obowiązki każdego dnia, a te niepozorne zajęcia przynosiły Jej wielką radość. Maryja wiedziała, że „by się Bogu przypodobać, jednego potrzeba, to jest, aby najdrobniejsze rzeczy czynić z wielkiej miłości – miłość i zawsze miłość”[9].

    Gdy patrzymy na Jej zwyczajne życie, uczmy się wykonywać codzienne czynności pamiętając o obecności Bożej. Służmy innym bez hałasu, bez ustawicznego podkreślania swoich praw lub przywilejów, które przecież zostały nam dane, wykonujmy rozpoczętą pracę do końca. Jeżeli będziemy naśladować Najświętszą Maryję Pannę, nauczymy się doceniać drobiazgi monotonnych dni, nadawać nadprzyrodzony sens uczynkom, których może nikt nie widzi: czyszczeniu mebli, uaktualnianiu danych w komputerze, ścieleniu łóżka, szukaniu dokładnych informacji i danych do przygotowywanej lekcji. Te małe rzeczy, wykonywane z miłością, przyciągają miłosierdzie Boże i ustawicznie powiększają łaskę uświęcającą w duszy. Maryja jest doskonałym przykładem takiego codziennego oddania się, które polega na uczynieniu ze swego życia ofiary dla Pana.

    „Przy maszynach skomplikowanych znajduje się bardzo wiele rzeczy małych. Na przykład w samolocie można zauważyć całą moc agrafek. Wobec tak dużego samolotu agrafki są czymś bardzo małym. A służą one do tego, aby się śrubki nie odkręcały. Zastępują sztyfcik, jak to mówią mechanicy. I gdyby taka agrafka wypadła, a śrubka się odkręciła, mogłaby być katastrofa całego samolotu. A przecież to drobnostka wobec całego aparatu. Podobnie i w maszynie drukarskiej czy rotacyjnej, niechby tylko zatkał się mały przewód doprowadzający oliwę, a mielibyśmy zupełne zniszczenie łożysk. To nie tylko w maszynach i rzeczach materialnych tak bywa, ale tym bardziej w rzeczach duchowych – w staraniu się o uświęcenie duszy. Od małych rzeczy wiele zależy. Sam Pan Jezus powiedział w przypowieści o talentach, że kto nie będzie wierny w małych rzeczach, powoli upadnie w większych”[10]. Wiele narodów obchodzi dzisiejsze święto pod różnymi nazwami, wykazując trafną intuicję, gdyż, „jeżeli Salomon – poucza św. Piotr Damiani – z okazji poświęcenia materialnej świątyni wraz z całym ludem Izraela składał tak wielką i wspaniałą ofiarę, jakaż musi być radość ludu chrześcijańskiego z powodu świętowania narodzenia Najświętszej Maryi Panny, do której łona, jak do najświętszej świątyni osobiście zszedł Bóg, by przyjąć od Niej ludzką naturę i żyć widzialnie wśród ludzi?”[11]Jako dobre dzieci nie zaniedbujmy dziś oddawania czci naszej Matce.

    * Przekazy o tym święcie Najświętszej Maryi Panny są bardzo dawne. Najpierw obchodzono je na Wschodzie, w Jerozolimie uroczystość poświęcenia bazyliki w miejscu narodzenia się Matki Bożej obchodzono już w V wieku. W Kościele powszechnym to święto obchodzi się od VII w., stało się ono jednym z głównych świąt maryjnych. Święto narodzenia Maryi – Matki Boga i naszej Matki – jest bardzo radosne, ponieważ Jej przyjście na świat zapowiada bliskie zbawienie.


    [1] Mszał Rzymski, Msza św. z dnia, antyfona na wejście.

    [2]Św. Andrzej z Krety, Rozprawy, 1.

    [3]Św. Alfons Maria Liguori, Pochwały Maryi, II, 2.

    [4] Por. tamże, III, zag. 7, art. 10.

    [5] Św. Bernard z Clairvaux, Kazanie 4 na Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny,5.

    [6] Św. Bonawentura, Speculum, 8.

    [7] Mszał Rzymski, modlitwa po Komunii.

    [8] Św. Augustyn, Homilie na Księgę Rodzaju, 8, 26, 48.

    [9] Św. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, 140.

    [10] Cyt za: J. Domański, Co dzień ze św. Maksymilianem, Niepokalanów 1994, s. 130.

    [11] Św. Piotr Damian, Kazanie 45,4.

    ze strony Opus Dei.pl

    *******************************

    Narodzenie Najświętszej Maryi Panny

    Pismo Święte nigdzie nie wspomina o narodzinach Maryi.
    Tradycja jednak przekazuje, że Jej rodzicami byli: św. Anna i św. Joachim.

    Zofia Kędziora/Misyjne drogi.pl 
    *** 

    Nie znamy miejsca urodzenia Maryi ani też daty Jej przyjścia na ziemię. Według wszelkich dostępnych nam informacji, Maryja przyszła na świat pomiędzy 20. a 16. rokiem przed narodzeniem Pana Jezusa.

    Pierwsze wzmianki o liturgicznym obchodzie narodzin Maryi pochodzą z VI w. Święto powstało prawdopodobnie w Syrii, gdy po Soborze Efeskim kult maryjny w Kościele przybrał zdecydowanie na sile. Wprowadzenie tego święta przypisuje się papieżowi św. Sergiuszowi I w 688 r. Na Wschodzie uroczystość ta musiała istnieć wcześniej, bo kazania-homilie wygłaszali o niej św. German (+ 732) i św. Jan Damasceński (+ 749). W Rzymie gromadzono się w dniu tego święta w kościele św. Adriana, który był przerobiony z dawnej sali senatu rzymskiego, po czym w uroczystej procesji udawali się wszyscy z zapalonymi świecami do bazyliki Matki Bożej Większej.

    Datę 8 września Kościół przyjął ze Wschodu – w tym dniu obchód ten znajdował się w sakramentarzach gelazjańskim i gregoriańskim.

    W Polsce święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny ma także nazwę Matki Bożej Siewnej. Był bowiem dawny zwyczaj, że dopiero po tym święcie i uprzątnięciu pól zaczynano orkę i siew. Lud chciał najpierw, aby rzucone w ziemię ziarno pobłogosławiła Boża Rodzicielka. Do ziarna siewnego mieszano ziarno wyłuskane z kłosów, które były wraz z kwiatami i ziołami poświęcane w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, by uprosić sobie dobry urodzaj. Na Podhalu święto 8 września nazywano Zitosiewną, gdyż tam sieje się wtedy żyto. W święto Matki Bożej Siewnej urządzano także dożynki.

    We Włoszech i niektórych krajach łacińskich istnieje kult Maryi-Dziecięcia. We Włoszech istnieją nawet sanktuaria – a więc miejsca, gdzie są czczone jako cudowne figurki i obrazy Maryi-Niemowlęcia w kołysce. Do nich należą między innymi: Madonna Bambina w Forno Canavese, Madonna Bambina w katedrze mediolańskiej – najwspanialszej świątyni wzniesionej pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny; Madonna Bambina w kaplicy domu generalnego Sióstr Miłosierdzia. Matka Boża-Dzieciątko jest główną Patronką tego zgromadzenia. Czwarte sanktuarium Matki Bożej-Dzieciątka jest w Mercatello – znajduje się tam obraz namalowany przez św. Weronikę Giuliani (+ 1727).

    Dzisiejsze święto przypomina nam, że Maryja była zwykłym człowiekiem. Choć zachowana od zepsucia grzechu, przez całe życie posiadała wolną wolę, nie była do niczego zdeterminowana. Tak jak każdy z nas miała swoich rodziców, rosła, bawiła się, pomagała w prowadzeniu domu, miała swoich znajomych i krewnych. Dopiero Jej zaufanie, posłuszeństwo i pełna zawierzenia odpowiedź na Boży głos sprawiły, że “będą Ją chwalić wszystkie pokolenia”.

    w obronie wiary i tradycji.pl

    ****

    Narodzenie Maryi

    Oto przychodzi Dziewica:

    królewska komnata i nowe mieszkanie Stwórcy

    Octave 444/Wikipedia/CC BY-SA 4.0/Łukasz Kobeszko 

    **

    W święto narodzenia Najświętszej Maryi Panny tradycje chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu przypominają o dwóch cudach związanych z córką Joachima i Anny.

    Narodzenie Matki Bożej czci zarówno chrześcijański Zachód, jak i Wschód. Liturgiczne i ikonograficzne tradycje tego święta w różnych tradycjach przypominają cud poczęcia Bogurodzicy przez niepłodnych i zaawansowanych wiekiem rodziców, ale również fakt, iż Matka Boża stała się komnatą, która wydała na świat Chrystusa – Zbawiciela i króla wszechświata.

    Jutrzenka zapowiadająca narodzenie Słońca

    Naturalistyczna ikonografia Narodzenia Matki Bożej nie ma, jak widać, znaczenia ograniczającego się wyłącznie do szczegółowego relacjonowania zdarzeń związanych z tym wydarzeniem, ale posiada głębokie znaczenie teologiczne. Narodzenie Bogurodzicy jest początkiem i zapowiedzią narodzin Chrystusa, gdyż dzięki przyjściu na świat Matki Bożej, a później jej Syna, ludzkość będzie mogła osiągnąć życie wieczne.

    W czasie wielkich nieszporów w przeddzień święta Narodzenia NMP Kościół wschodni, który zalicza Narodzenie Matki Bożej do 12 największych świąt, modli się następującymi słowami:

    Niepłodna i nierodząca Anna niech dzisiaj radośnie klaszcze w dłonie, niech jaśnieje wszystko, co ziemskie, królowie niech się radują, niech weselą się kapłani błogosławiąc Boga, cały świat niech się cieszy, bowiem oto Królowa, nieskalana Oblubienica Ojca, wyrosła z korzenia Jessego. Już nie będą niewiasty w smutku rodzić dzieci, bowiem radość zakwitła i życie ludzi staje się pełne godności. Już nie są zwracane dary Joachimowi, bowiem płacz Anny przemienił się w radość. Raduj się ze mną, mówi ona, cały wybrany Izraelu, bowiem oto Pan dał mnie uduchowiony Pałac Bożej Jego chwały, na wspólną radość i wesele, i na zbawienie dusz naszych.

    Z kolei tuż po odczytywanej w czasie nieszporów święta Ewangelii przypominającej nawiedzenie przez Marię Elżbiety, wybrzmiewa fragment:

    To dzień Pański, radujcie się, ludzie, bowiem Pałac Światłości i Księga Słowa życia wyszła z łona i Brama zwrócona ku Wschodowi oczekuje na wejście Arcykapłana, Jedyna wprowadzająca Jedynego Chrystusa na świat na zbawienie dusz naszych.

    Wschodnia hymnografia święta Narodzenia Matki Bożej często operuje nie tylko rekwizytami wschodu i bramy, zapowiadających zrodzenie z Marii Chrystusa, ale także Matki Bożej jako jutrzenki, zapowiadającej narodzenie Słońca – symbolizującego Syna Bożego.

    Nowe mieszkanie Stwórcy

    Dość podobne ujęcie Narodzenia NMP znajdziemy w liturgii łacińskiej. W Liturgii Godzin w godzinie czytań znajdziemy tego dnia rozważania św. Andrzeja, biskupa Krety. Ich fragment mówi:

    Narodziny Bogarodzicy stanowią początek, wypełnieniem zaś i kresem jest zjednoczenie Słowa z ciałem. Oto przychodzi na świat Dziewica, przyjmuje pokarm i wzrasta, aby być Matką Boga, Króla wieków.

    W formularzu mszy świętej z tego dnia kapłan prosi w kolekcie (modlitwie poprzedzającej czytania liturgii słowa), aby „macierzyństwo Najświętszej Dziewicy stało się początkiem naszego zbawienia”. W Ewangelii odczytuje się zaś fragment św. Mateusza o rodowodzie Jezusa sięgającym Abrahama, a następnie przypominającym zaślubiny Marii i Józefa oraz widzenie przez męża Matki Bożej anioła we śnie, który mówi: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło”.

    W liturgii w formie nadzwyczajnej, w antyfonie na wejście „Salva, sancta Parens” śpiewa się lub deklamuje: „Witaj Święta Rodzicielko, któraś wydała na świat Króla, co niebem i ziemią włada na wieki wieków”.

    W „Alleluja” przed Ewangelią brzmi z kolei sekwencja: „Szczęśliwa jesteś, święta Dziewico Maryjo, i wszelkiej chwały najgodniejsza, z Ciebie bowiem narodziło się Słońce sprawiedliwości, Chrystus nasz Bóg”.

    Św. Andrzej, biskup z Krety zwraca uwagę na bardzo radosny aspekt święta Narodzenia NMP, wskazując: „Dziś bowiem wzniesiony został przybytek Stwórcy wszechświata, dziś stworzenie mocą niepojętego zamysłu Boga przygotowuje nowe mieszkanie Stwórcy”.

    brewiarz.pl, liturgia.cerkiew.pl

    ***

    Narodziny Najświętszej Maryi Panny

    Narodziny Najświętszej Maryi PannyNarodziny MaryiGiotto di Bodone


    Narodziny Przenajświętszej Panny były jednym z głównych wydarzeń w historii! W jaki sposób zostały one przyjęte? Jaką możemy wynieść z tego lekcję?

    Minęło wiele dni, nim Bóg wreszcie ukończył arcydzieło swego stwórczego aktu: przez dziewięć miesięcy dusza Maryi nadawała formę Jej dziewiczemu ciału i zbliżała się godzina Jej szczęśliwych narodzin. Gdy duszne palestyńskie lato zbliżało się ku końcowi, łagodniejące słońce zalewało obfitymi potokami złotego światła bujną równinę Samarii, gdzie w bogatych sadach dojrzewały jesienne owoce. Pewnego wspaniałego wrześniowego dnia, gdy przyrodę zdobiło promieniste piękno, w bielejącym murami miasteczku Nazaret na świat przyszła Najświętsza Panna.

    Prawdopodobnie narodziła się w tym samym domu, w którym później dokona się wielka tajemnica Wcielenia i gdzie pracując i modląc się Jezus spędzi większość swojego dzieciństwa i swojej młodości. Aniołowie nie ogłosili nadejścia chwalebnej Królowej hymnami radości, tak jak później ogłoszą narodziny Zbawiciela. Niewidzialni dla oka śmiertelników, aniołowie uważali za swój zaszczyt objęcie straży wokół kołyski, nad którą z miłością pochylali się święty Joachim i święta Anna. Proroctwo Izajasza się wypełniło. Korzeń Jessego, po upływie dziesięciu wieków, wypuścił nową odrośl. Na tej samej odrośli po kilku zaledwie latach zakwitnie odwieczny Kwiat, Wcielone Słowo.

    Jej Boży Syn wkrótce pojawi się przedstawiając sobą nowy świt nadziei nad światem zanurzonym od czterech tysiącleci w mrokach cierpienia i śmierci.

    Dzień, w którym Królowa Niebios się narodziła, zalicza się do najpiękniejszych w historii, gdyż ogłaszał on potępionej ludzkości z dawna wyczekiwany czas wyzwolenia. Upamiętniając to wspaniałe wydarzenie Kościół wybucha entuzjazmem: „Twe narodziny, O Dziewicza Matko Boża – śpiewa Kościół w swojej liturgii – głoszą radość całemu światu” – Nativitas tua, Dei Genitrix Virgo, gaudium annuntiavit universo mundo.

    Istotnie, zdajemy się zapominać, w jak straszliwej rozpaczy pogrążony był świat przed przyjściem Chrystusa.

    Grzech naszych pierwszych rodziców wydał owoc śmierci. Aż do przyjścia Zbawiciela klątwa Wszechmocnego kładła się ciężkim brzemieniem na grzesznej ludzkości. Adam zjadł zakazany owoc w szalonej nadziei stania się jak Bóg. Ze straszliwą ironią Bóg pozbawił go wspaniałych przywilejów i zdegradował do skrajnej niedoli. Świat starożytny ufundowany był na ucisku słabych i lekceważeniu ludzkiej godności. Większa część ludzkości była poddana udręce niewolnictwa. Nawet Rzym, dumny dawca cywilizacji, traktował mnóstwo swoich niewolników jedynie jako ogromne stado, którego przeznaczeniem jest rzeź. Tak naprawdę panowie posiadali władzę posyłania swoich niewolników na śmierć tylko dla swojej rozrywki. Wytworni patrycjusze z cesarskiego miasta czasami używali te biedne istoty jako pokarmu dla morskich węgorzy, które hodowali. Nic nie syciło tak ich obżarstwa, jak smakowite morskie węgorze, podtuczone na ludzkiej krwi.

    Cierpienia dusz były nawet dotkliwsze. Adam przypuszczał, że poradzi sobie bez Boga i niewdzięcznie odrzucił swego królewskiego Darczyńcę. Bóg z kolei wycofał się ze świata, który stworzył. Nie porzucił jednak całkowicie ludzkości, ale przemawiał do niej w rzadkich odstępach czasu, ogłaszając swoje przyszłe narodziny z Dziewicy, która zmiażdży głowę węża swą niepokalaną piętą. Powoływał proroków spośród ludu, a mimo to ukrywał się w swym nieprzystępnym świetle.

    Ponadto Pan nie dopuścił do tego, aby źródło łaski ustało zupełnie. Nie odmawiał przebaczenia okazującemu żal grzesznikowi, udzielając go jednak pod wyłącznym warunkiem doskonałej skruchy. Nawet wówczas, wśród pokus ciała i przy braku hojnej duchowej pomocy dostępnej nam teraz, najsłabsze dusze wpadały tysiącami do piekielnej czeluści.

    Biedni ludzie starożytnych czasów! Dotkliwie odczuwali swą słabość i bezbronność i poszukiwali w niezmiernym bólu jakiegoś sposobu zyskania nadprzyrodzonego wsparcia w swej biedzie. Bóg, Istota duchowa, wymyka się prymitywnym zmysłom człowieka, a więc ludzie tworzyli sobie bożki, w których pokładali swą największą nadzieję. Niestety! Te posążki były głuche i nie słyszały rozdzierających serce wołań, jakie wzbijały się wśród czterdziestu wieków cierpienia.

    Jednak ten okropny koszmar, w którym szamoce się ludzkość, rozprasza się, jak gęsta nocna mgła przed słodkim światłem poranka. Kwadrant wieczności wyznacza godzinę nieskończonego miłosierdzia. Narodziny Maryi zaczynają dzieło Odkupienia. W swej kołysce Matka Zbawiciela rozświetla opuszczoną ziemię łaską swoich pierwszych uśmiechów. Wkrótce pojawi się Jezus i swą drogocenną Krwią zmaże wyrok naszego potępienia. Świat, który tyle wycierpiał, wreszcie będzie rozkoszował się radością wolności i pokoju. Niewolnictwo zostanie wszędzie zniesione, a ludzka godność będzie odtąd szanowana. Niczym wartkie strumyki, łaski wytrysną w obfitości z sakramentów. Musimy tylko do nich przystąpić i czerpać z nich – bez ograniczeń – przebaczenie, odwagę i życie wieczne.

    Bóg, który ukrył się w swym raju, zstąpi na ziemię i nigdy nie porzuci ludzkości. Po swym wniebowstąpieniu nasz Pan pozostanie pośród nas pod zasłoną eucharystyczną, aż do skończenia świata, gdy Rzeczywista Obecność opuści zniszczone tabernakula. Chrystus wówczas będzie w sposób widzialny królował nad chwalebnymi duszami zmartwychwstałych wybranych. Takie są wspaniałe radości ogłaszane narodzinami Maryi. „Twe narodziny, O Dziewicza Matko Boża głoszą radość całemu światu”.

    Narodziny Przenajświętszej Panny były zatem jednym z głównych wydarzeń w historii. Przyjrzyjmy się teraz, w jaki sposób te narodziny zostały przyjęte i wynieśmy z tych rozważań lekcję, która przyniesie korzyść naszemu życiu wewnętrznemu. Święci ojcowie Kościoła wyrażają wpływ narodzin Niepokalanej Dziewicy na niewidzialny świat, opisując niebiosa ogarnięte niezwykłym podziwem. Aniołowie nie potrafili odnaleźć stosownych słów pochwały, by wyrazić uznanie dla cudownej Trójcy Świętej za stworzenie Tej, która była umiłowaną Córką Ojca i która stanie się Matką Słowa Wcielonego i Oblubienicą Ducha Świętego. Nie nużył ich też podziw dla piękna ich Królowej. Błogosławione duchy, które radują się nawróceniem jednej duszy, radowały się widząc zjawienie się pewnej Ucieczki grzesznych. Wiedzieli, że Maryja pewnego dnia stanie się Bramą Niebios, która nigdy nie odmówi wejścia do wiecznego królestwa tym, którzy przywołają Ją z ufnością. Ojcowie także odnotowują: w otchłani – olbrzymie westchnienie ulgi sprawiedliwych, którzy pomarli od początków świata, w piekle – poruszenie wśród demonów, które ujrzały zbliżanie się końca swego despotycznego królowania.

    W jaki sposób narodziny Maryi, które zachwyciły niebiosa i przeraziły upadłych aniołów, zostały przyjęte na ziemi? Narodzinom świętego Jana Chrzciciela kilka lat później towarzyszyły cuda, które wywarły wrażenie na ludowej wyobraźni. Mieszkańcy Judei pytali z podziwem: „Jakie będą losy tego dziecka, którego przyjście na ten świat jest witane tak wieloma cudami? Kim zatem będzie to dziecko?”. Wspaniała misja Maryi znacznie przewyższała misję zwiastuna. Jednak nic nadzwyczajnego nie wskazywało tłumom, że Ta, która została obiecana grzesznemu człowiekowi tuż po upadku i którą zapowiadali prorocy w ciągu wieków, się narodziła. W rzeczywistości Niepokalana Dziewica narodziła się wśród powszechnej obojętności.

    Według pewnych tradycji nikt w miasteczku Nazaret, gdzie mieszkali święty Joachim i święta Anna, nie zwrócił uwagi na nowe narodziny. Choć krew Dawida płynęła w ich żyłach, Jej rodzina utraciła starożytną świetność. Któż zważał na tych zubożałych ludzi?

    Anna i Joachim byli przez wiele lat bezdzietni, ale Pan w końcu wysłuchał ich modłów. Postrzegali swoją córkę, Maryję, jako miarę niebiańskiej dobroci, jaką im Bóg okazał. Praktycznie jednak nie zdawali sobie sprawy w rzeczywistości z tego, jakimi prawdziwymi skarbami Najwyższy obdarzył duszę ich dziecka. Nie potrafili sobie wyobrazić cudu Niepokalanego Poczęcia. Nie uświadamiali sobie, że to Matka Odkupiciela leży w ich kochających ramionach.

    Żydzi tamtego czasu byli pogrążeni w zniechęceniu. Od lat nie słyszano głosu proroków. Utraciwszy swą polityczną wolność, wierzyli, że Opatrzność ich porzuciła. I to właśnie wówczas ukryte dzieło nieskończonego Miłosierdzia dokonało się pośród nich.

    Fakty te mówią same za siebie i uczą nas oczywistej lekcji. Oby niedostrzeżenie narodzin Matki Bożej nauczyło nas lekce sobie ważyć ludzką wielkość! Zachowujmy chrześcijańską perspektywę obojętności wobec ulotnych marności, które sam Chrystus odrzucił przy narodzinach swojej Matki. Gdyby były one ważne, z pewnością nie odmówiłby ich swojej Rodzicielce.

    Ta wspaniała tajemnica uczy nas także, by nigdy nie tracić serca. Niepokalana Matka przyszła na świat w czasie, kiedy Żydzi utracili nadzieję. Tak naprawdę sądzili, że wszystko zostało stracone. Czerpmy korzyść z tej lekcji. Często ulegamy zniechęceniu, kiedy – wzywając niebiosa o wsparcie – nasza prośba nie zostaje natychmiast wysłuchana. Czasami Bóg czeka, aż znajdziemy się na skraju przepaści, nim wyciągnie swą miłosierną dłoń. A więc nie zniechęcajmy się i nie ustawajmy w modlitwie! Wszechmocny wkroczy w tej właśnie chwili, kiedy będziemy się uważać za całkowicie porzuconych. Jeśli będziemy mieć ufność – nieograniczone zapasy ufności – spotka nas wspaniała nagroda!

    Święty Tomasz z Villanuevy wyjaśniał, że Maryja jest niebiańskim świtem, nie tylko dla świata, ale w szczególności dla każdej indywidualnej duszy. Przypominał on wspaniałą prawdę, jakiej uczyła tradycja katolicka, że dusza przepełniona nabożeństwem do Najświętszej Panny niesie w swym wnętrzu znak przeznaczenia. Czy mocno pragniecie zbawienia, które uchroni was przed ostatecznym potępieniem? Zatem wiernie oddawajcie cześć Maryi. Czy pragniecie zapewnić zbawienie tym, którzy są wam drodzy? Pozyskajcie od nich obietnicę, że każdego dnia będą odmawiać jakąś modlitwę do Maryi. Tradycja katolicka stwierdza, że sługa Matki Bożej nie zginie: Servus Mariae non peribit. Będzie na zawsze wyśpiewywać miłosierdzie Jezusa i Jego Przenajświętszej Rodzicielki.

    Ks. Raymond de Thomas de Saint-Laurent

    źródło: tfp.org/tłum. Jan J. Franczak/PCh24.pl


    Msza święta

    na dzisiejsze święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny

    Antyfona na wejście

    Z radością obchodzimy Narodzenie Najświętszej Maryi Panny, z Niej wzeszło Słońce sprawiedliwości, Chrystus, który jest naszym Bogiem.

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, macierzyństwo
    Najświętszej Dziewicy stało się początkiem
    naszego zbawienia, udziel swoim sługom łaski,
    aby święto Jej Narodzenia utwierdziło nas w pokoju.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Micheasza – Mi 5,1-4a

    Tak mówi Pan: „A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich. Z ciebie Mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności. Przeto Pan wyda ich aż do czasu, kiedy porodzi mająca porodzić. Wtedy reszta braci Jego powróci do synów Izraela. I powstanie, i będzie ich pasterzem mocą Pana, przez majestat imienia Pana, Boga swego. Będą żyli bezpiecznie, bo Jego władza rozciągnie się aż do krańców ziemi. A On będzie pokojem”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 13

    R/ Duch mój się raduje w Bogu, Zbawcy moim.

    Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu, *
    niech się moje serce cieszy z Twej pomocy.
    Będę śpiewać Panu, *
    który mnie obdarzył dobrem. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian Rz 8, 28-30

    Bracia: Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też obdarzył chwałą.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Szczęśliwa jesteś, Najświętsza Panno Maryjo, i godna wszelkiej chwały, bo z Ciebie narodziło się słońce sprawiedliwości, Chrystus, który jest naszym Bogiem. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 1,1-16.18-23

    Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida.

    Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego.

    Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem.

    Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel”, to znaczy „Bóg z nami”.
    Oto słowo Pańskie.

    Wierzę w jednego Boga ….

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, niech nas wspomaga
    w swojej dobroci Twój Syn Jednorodzony,
    który rodząc się z Dziewicy,
    nie naruszył panieństwa Matki, lecz je uświęcił;
    niech On oczyści nas z grzechów
    i uczyni naszą Ofiarę miłą Tobie.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    Antyfona na Komunię Iz 7,14; Mt 1,21

    Oto Panna porodzi Syna, który wyzwoli swój lud z grzechów.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, Ty pokrzepiłeś swój Kościół
    Najświętszym Sakramentem, napełnij go radością w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny,
    która dla całego świata stała się nadzieją
    i jutrzenką zbawienia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***

    Genealogia Pana Jezusa według Ewangelistów

    Przez podanie trzech serii, po czternaście pokoleń każda, Mateusz nadaje swej genealogii czytelną strukturę teologiczno-symboliczną, Łukasz natomiast podaje 76 imion bez zewnętrznie rozpoznawalnego układu. Jednakże i tutaj można dojrzeć symboliczną strukturę czasu historycznego: genealogia ta ma jedenaście członów, po siedem imion każdy. Łukasz znał może schemat apokaliptyczny, który dzieje świata dzieli na dwanaście części i który składa się na koniec z jedenastu członów, po siedem pokoleń każdy. W ten sposób mielibyśmy tu dyskretną aluzję do faktu, że wraz z Jezusem nastała „pełnia czasów”, że wraz z Nim rozpoczyna się decydująca godzina dziejów świata. Jest On nowym Adamem, który ponownie przychodzi „od Boga”, w sposób bardziej radykalny niż pierwszy, gdyż nie tylko istnieje dzięki tchnieniu Bożemu, lecz jest prawdziwie „Synem”.

    Podczas gdy u Mateusza obietnica dana Dawidowi decyduje o symbolicznej strukturze czasu, Łukasz – dochodząc aż do Adama – zamierza pokazać, że w Jezusie ludzkość znajduje nowy początek. Genealogia jest wyrazem obietnicy odnoszącej się do całej ludzkości. (…)

    Ewangelista Jan, u którego raz po raz można dosłyszeć pytanie o pochodzenie Jezusa, nie poprzedził swej Ewangelii genealogią, jednak w jej prologu dał wyraźną, wspaniałą odpowiedź na pytanie „skąd”. (…) „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo”.

    papież Benedykt XVI

    z książki: „Panie, naucz nas się modlić”, wyd. Św. Krzyża, Opole 2019)

    ************************************************************************

    Gdybyś naprawdę uwierzył…

    Pewien doświadczony proboszcz, snując głośno rozważania o tym, jak to będzie z powrotem do „niedzielnej normalności” po korona-wirusie, stwierdził, że każdy miesiąc nieuczestniczenia wiernych w niedzielnej Eucharystii z powodu pandemii będzie wymagał roku starań, aby osiągnąć stan z lutego 2020 r. 

    Adobe. Stock

    **

    W odpowiedzi wyraziłem nadzieję, że głód Eucharystii przyprowadzi ludzi do kościoła znacznie szybciej – gdy tylko uznają, że jest to w miarę bezpieczne dla nich samych i dla ich bliskich. Uważam jednak, że niezależnie od tego, czy owa „niedzielna normalność” powróci w tym roku czy w następnym, nie jest ona czymś, z czym powinniśmy się łatwo pogodzić. Dlaczego? Bo nie tak powinna ona wyglądać. Przedłużający się czas „postu od Eucharystii” może stać się jednak opatrznościowym impulsem, aby coś w tym względzie zrobić.

    Kwestia świadomości

    Dlaczego uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii sprzed pandemii nie jest stanem, do którego powinniśmy dążyć? Ponieważ zbyt mało katolików traktuje ją na tyle poważnie, aby uczestniczyć w niej co tydzień, i zbyt mało pojmuje, jakim jest ona skarbem.

    „Nigdy nie pozwól, aby czas kryzysu został zmarnowany” – ta maksyma znajduje zastosowanie nie tylko w polityce. W odniesieniu do Kościoła uczy ona, że przeżywany obecnie przejściowy okres to wyjątkowa okazja do ponownej, pogłębionej (a w niektórych przypadkach wręcz pierwszej) katechezy amerykańskiego Kościoła w kwestii nadprzyrodzonego wymiaru Eucharystii. Jeśli w ciągu najbliższych miesięcy biskupi oraz kapłani położą na to nacisk w swoich homiliach, wzmacniając przekaz z ambony przy pomocy materiałów rozsyłanych drogą elektroniczną zarówno do tych, którzy przychodzą na nabożeństwa do świątyń, jak i do tych, którzy uczestniczą w nich on-line, to kryzys może się przekształcić w szansę, a „niedzielna normalność” okaże się wyższej próby niż ta sprzed pandemii.

    Centrum egzystencji

    Dobrym sposobem, aby wstrząsnąć w tym względzie sumieniami wiernych, może być przytoczenie fragmentu pochodzącego z 1955 r. listu amerykańskiej pisarki Flannery O’Connor. Opisała w nim nowojorską kolację, podczas której, jako początkująca pisarka, została przedstawiona odnoszącej sukcesy koleżance po fachu – Mary McCarthy. „Kiedyś przyjaciele zabrali mnie na kolację z Mary McCarthy i jej ówczesnym mężem, Bowdenem Broadwaterem. Wiedziałam, że Mary w wieku 15 lat wystąpiła z Kościoła katolickiego i że uchodzi za tęgi umysł. Kolacja zaczęła się o ósmej wieczorem. Wybiła pierwsza w nocy, a ja ani razu nie otworzyłam ust, gdyż w takim towarzystwie nie miałam nic do powiedzenia. Lecz oto nad ranem rozmowa zeszła na Eucharystię, której ja, katoliczka, czułam się rzecz jasna w obowiązku bronić. Pani Broadwater oznajmiła, że ??kiedy była dzieckiem i przyjmowała Hostię, myślała o niej jako o Duchu Świętym, uznając Go za „najbardziej mobilną” Osobę Trójcy Świętej. Dodała, że obecnie również widzi w Eucharystii pewien pozytywny symbol. Usłyszawszy to, drżącym głosem odparłam: «Cóż, jeśli to tylko symbol, to do diabła z nim!». To była cała obrona, do jakiej byłam wtedy zdolna; ale i teraz mam poczucie, że słowa te zawierają wszystko, co kiedykolwiek będę w stanie powiedzieć o Eucharystii. Jest ona dla mnie centrum egzystencji; wszystko inne poza nią jest niekoniecznym dodatkiem”.

    Oniemiali z wrażenia

    Ilu katolików byłoby dziś stać na złożenie tak zdecydowanej deklaracji – że Eucharystia, zgodnie z tym, co powiedział Jezus, jest Jego Ciałem i Krwią, przez które wchodzimy w komunię z drugą Osobą Trójcy Świętej? Ilu byłoby wstrząśniętych tym, co pewien protestant wyznał kiedyś swemu przyjacielowi katolikowi: „Gdybym naprawdę uwierzył w to, co wyznajesz, że sam Chrystus jest w tym tabernakulum, czołgałbym się przez całą długość nawy na rękach i kolanach”. Ilu byłoby w stanie mu wytłumaczyć, że chociaż Eucharystia jest rzeczywiście tym, co powiedział o niej Chrystus i pozostawia nas oniemiałych z wrażenia, to jednak oprócz tego Jezus zaprasza nas na Mszę św. po to, by wejść z Nim w osobistą zażyłość – taką, w której onieśmielenie i respekt zamieniają się w miłość?

    Współczesna teologia katolicka dokonała kluczowej pracy nad znaczeniem symboli, które są nie tylko znakami niosącymi przekaz, lecz raczej bardziej złożonymi rzeczywistościami, które na różne sposoby ucieleśniają to, co komunikują – jak np. obrączka ślubna czy flaga narodowa. Nadmierne uproszczenie teologii symboli doprowadziło jednak do niefortunnej sytuacji, w której większość katolików być może nie wierzy, że w Eucharystii Pan Jezus daje nam – jak zapewnił – siebie samego: w pełni, dosłownie.

    Gdyby katolicy w to wierzyli, masowo uczęszczaliby na niedzielną Mszę św. Nauczanie prawdy o Eucharystii jest zatem zadaniem, zmieniającym czas zarazy w czas odnowy wiary w cud ofiarowywany nam w Komunii św.

    George Weigel
    amerykański pisarz i teolog, autor słynnej biografii Jana Pawła II Świadek nadziei

    tłumaczył Tomasz Strużanowski/tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji/Tygodnik NIEDZIELA

    ************************************************************************

    Uczynki miłosierdzia względem duszy:


    1. Grzeszących upominać.
    2. Nieumiejętnych pouczać.
    3. Wątpiącym dobrze radzić.
    4. Strapionych pocieszać.
    5. Krzywdy cierpliwie znosić.
    6. Urazy chętnie darować.
    7. Modlić się za żywych i umarłych.

    Uczynki miłosierdzia względem ciała:


    1. Głodnych nakarmić.
    2. Spragnionych napoić.
    3. Nagich przyodziać.
    4. Podróżnych w dom przyjąć.
    5. Więźniów pocieszać.
    6. Chorych nawiedzać.
    7. Umarłych pogrzebać.

    Warunki dobrej spowiedzi:


    1. Rachunek sumienia.
    2. Żal za grzechy.
    3. Mocne postanowienie poprawy.
    4. Spowiedź szczera.
    5. Zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.

    Grzechy przeciwko Duchowi Św.:


    1. Zuchwałe dopuszczenie się grzechu
    2. Rozpaczanie lub wątpienie w miłosierdzie Boże
    3. Sprzeciwianie się uznanej prawdzie chrześcijańskiej
    4. Zazdroszczenie bliźniemu łaski Bożej
    5. Zatwardziałość serca na zbawienne napomnienia
    6. Odkładanie nawróceń i pokuty aż do śmierci.

    *****************************************************************

    RACHUNEK SUMIENIA

    Przygotowanie do spowiedzi

     
    Bardorf Eduard/pl.fotolia.com


    Modlitwa przed spowiedzią:

    Ojcze Niebieski, Ty znasz mnie do głębi – znasz każdy szczegół mojego życia. Przeznaczyłeś mnie do życia z sobą w wieczności, często o tym zapominam. Jestem słaby, niestały, tak łatwo się wybielam, usprawiedliwiam. Pozwól mi widzieć siebie tak, jak Ty mnie widzisz. Osądzać bez wybiegów intencje, jakimi kieruję się w życiu. Oświeć mnie, abym rozpoznał swe grzechy przeciw Tobie i przeciwko moim bliźnim. Abym miał odwagę uznania, że źle postępuję, że potrzebuję zmiany postępowania, myślenia, nawrócenia. Daj łaskę prawdziwego żalu i poprawy, abym doznał radości Twojego przebaczenia. Niech Twoje miłosierdzie, Boże, uleczy moje rany, wzmocni moją wolę pełnienia Twojej woli.

    Kiedy ostatni raz byłem u spowiedzi? 

    Czy odprawiłem zadaną pokutę? 

    Czy wynagrodziłem Bogu i bliźniemu za wyrządzone krzywdy? 

    Czy podjąłem wysiłek wyzbywania się swoich wad, słabości, nałogów?

    Oceniając swoje postępowanie, stańmy przed obliczem Boga i odpowiedzmy sobie na 

    następujące pytania:

    PIERWSZE I NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE MÓWI:

    Miłuj Pana, Boga swego, całym sercem, całym duszą, całym swoim umysłem, całym sobą.

    Czy modlę się rano i wieczorem? Czy była to prawdziwa rozmowa mego serca z Bogiem, czy tylko zwykła formalność? 

    Czy szukam u Boga rady, pomocy w cierpieniach, pokusach? 

    Czy zastanawiam się nad tym, jaka jest względem mnie wola Boża? 

    Czy w niedziele i święta uczestniczę we Mszy św. i troszczę się o to, by uczestniczyli w niej wszyscy domownicy? 

    Czy proponuję swym bliskim wspólną modlitwę? 

    Czy w niedziele nie wykonuję prac niekoniecznych? 

    Czy wyznaję otwarcie swoją wiarę przez udział w niedzielnych Mszach św., w procesjach publicznych i wówczas, kiedy mnie o to pytają? 

    Czy wspieram materialnie działalność parafii? Czy interesuję się jej potrzebami? 

    Czy nie uchylam się od udziału w pracach na jej rzecz? 

    Czy w miarę swoich możliwości biorę udział w działalności grup modlitewnych, grup troszczących się o katechizację dzieci i młodzieży? 

    Czy wspomagam dzieła dobroczynne na rzecz ubogich, ludzi znajdujących się w trudnych okolicznościach? 

    Czy staram się poznać naukę Kościoła przez lekturę stosownych książek, uczestniczenie w rekolekcjach, udział w spotkaniach grup formacyjnych? 

    Czy zachęcam do tego swoich bliskich, swoje dzieci? 

    Czy odrzucam horoskopy, karty do tarota, wróżbiarstwo, magię, treści głoszone przez 

    wysłanników sekt i czuwam, by moi bliscy nie dali się w nie uwikłać? 

    Czy czytam systematycznie katolicką prasę, słucham katolickich rozgłośni radiowych, 

    oglądam katolickie programy telewizyjne? 

    Czy oponuję, kiedy bluźni się Bogu, niesłusznie krytykuje Kościół?

    DRUGIE Z NAJWAŻNIEJSZYCH PRZYKAZAŃ MÓWI:

    Miłuj bliźniego jak siebie samego.

    Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem (por. J 13,34). 

    Kto mówi, że miłuje Boga, a bliźniego ma w nienawiści, jest kłamcą (por. 1 J 4, 20).

    Czy szanuję rodziców? 

    Czy nie wyrządzam im przykrości, nie lekceważę, czy troszczę się o ich potrzeby? 

    Czy się za nich modlę? 

    Czy nie daję dzieciom złego przykładu (klątwy, pijaństwo, nieprzyzwoite żarty, stosowanie przemocy, spędzanie zbyt dużo czasu przed telewizorem)? 

    Czy troszczę się o wychowanie dzieci w poszanowaniu godności własnej i innych? 

    Czy wiem, jakie filmy oglądają? Jakie czytają czasopisma, książki? Z kim przebywają? 

    Co robią z otrzymanymi pieniędzmi? Gdzie spędzają wolny czas? Czy nie pobłażam ich moralnym przewinieniom (lenistwu, samolubstwu, lekceważeniu bliźnich, przemocy, kradzieży, pijaństwu)? 

    Czy interesuję się zachowaniem dzieci w szkole, wymagam od nich szacunku dla nauczycieli, odrobienia zadanych lekcji? 

    Czy nie wtrącam się zbytnio w życie rodzinne dorosłych dzieci, wzniecając konflikty? 

    Czy żyję w zgodzie z rodzeństwem, krewnymi i kolegami w szkole, w pracy? 

    Czy traktuję życzliwie sąsiadów, współpracowników? Czy nie żywię do nich pretensji, urazów? Czy nie zazdroszczę im sukcesów, nie mszczę się, nie wzniecam nieporozumień? 

    Czy solidnie wypełniam swoje obowiązki w pracy? 

    Czy nie zatrzymuję lub nie pomniejszam słusznego wynagrodzenia za pracę? 

    Czy nie szkodzę swojemu zdrowiu przez picie alkoholu, palenie? 

    Czy nie trwonię pieniędzy na hazard (gry w karty, loterie)? 

    Czy nie prowadziłem samochodu po wypiciu alkoholu lub z nadmierną szybkością? 

    Czy nie używałem narkotyków lub nie dostarczałem ich innym? 

    Czy kogoś nie uderzyłem, nie pobiłem? 

    Czy unikam złego towarzystwa? 

    Czy nie byłem powodem rozbicia własnej lub innej rodziny? 

    Czy jestem czysty w myślach, pragnieniach? 

    Czy nie oglądam filmów pornograficznych, czy nie kupuję takich czasopism? 

    Czy nie lubuję się w nieprzyzwoitych rozmowach, żartach? 

    Czy nie dopuściłem się z kimś nieprzyzwoitych czynów? 

    Czy nie zdradziłem współmałżonka? 

    Czy szanowałem poczęte życie? 

    Czy nie dokonałem aborcji lub nie namawiałem do niej? 

    Czy nie przywłaszczyłem sobie cudzej rzeczy, mienia publicznego, czy go bezmyślnie 

    nie niszczyłem? 

    Czy nie dałem się skusić łapówką? 

    Czy oddałem długi, pożyczki? 

    Czy nie jestem chciwy, pyszałkowaty? Czy nie wynoszę się nad innych? 

    Czy nie chce zawsze postawić na swoim, skupić uwagi tylko na sobie? 

    Czy umiem przebaczyć, być wyrozumiałym, cierpliwym, ustępliwym, usłużnym? 

    Czy pomagam w codziennych pracach domowych? 

    Czy nie uchylam się od odpowiedzialności za życie wspólnoty lokalnej, narodowej? 

    Czy nie głosowałem na ugrupowania lub ludzi mających programy niezgodne z nauką katolicką? 

    Czy zachowuję umiarkowanie w jedzeniu? 

    Czy nie kupuję zbyt kosztownych lub niekoniecznych rzeczy? 

    Czy nie odmawiam wsparcia ludziom wyciągającym do mnie rękę po pomoc? 

    Czy pomagam innym, zwłaszcza swoim krewnym? 

    Czy, na miarę swych możliwości, wspieram potrzebujących, zwłaszcza osoby starsze, wdowy, sieroty, rodziny wielodzietne, bezdomnych, chorych, potrzebujących leczenia, ofiary kataklizmów? 

    Czy pamiętam, że kubek wody podany bliźniemu jest pomocą samemu spragnionemu Jezusowi? 

    Czy nie kłamałem i czy z tego nie wynikła jakaś szkoda? 

    Czy nie mówiłem źle o innych, nie oczerniałem ich, nie rzucałem podejrzeń? 

    Czy nie zazdrościłem innym powodzenia? 

    Czy dotrzymuję obietnic? 

    Czy miałem odwagę bronienia prawdy? 

    Czy prostowałem krzywdzące opinie o innych? 

    Czy nie powtarzałem niesprawdzonych plotek? 

    Czy w piątki zachowywałem wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych? 

    Czy w Środę Popielcową i Wielki Piątek zachowywałem post ścisły? 

    Czy jest we mnie prawdziwa chęć przemiany życia, czy tylko uzyskania rozgrzeszenia? 

    Jaka jest moja wada główna?

    AKT ŻALU

    Boże, mój Ojcze, żałuję za me złości jedynie dla Twej miłości. 

    Bądź miłościw mnie grzesznemu, całym sercem skruszonemu. 

    Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję. Nad wszystko, co jest stworzone, boś Ty Dobro Nieskończone.

    SPOWIEDŹ

    Spowiedź rozpoczynamy znakiem krzyża i słowami: 

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. 

    Ostatni raz byłem u spowiedzi… 

    Nałożona pokutę odprawiłem. 

    Obraziłem Pana Boga następującymi grzechami: 

    Po wymienieniu grzechów mówimy: 

    Więcej grzechów nie pamiętam. 

    Za wszystkie serdecznie żałuję. 

    Proszę o pokutę i rozgrzeszenie. 

    Czekamy na wypowiedzenie nad nami słów rozgrzeszenia przez kapłana, modląc się np. słowami: 

    Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu… lub: Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną.

    Modlitwa papieża Klemensa XI:

    Wierzę w Ciebie, Panie, lecz wzmocnij moją wiarę, 

    Ufam Tobie, ale wspomóż moją nadzieję, 

    Miłuję Ciebie, lecz uczyń moją miłość bardziej gorącą. 

    Żałuję za moje grzechy, ale spraw, bym żałował doskonalej. 

    Uwielbiam Ciebie jako Stwórcę wszechrzeczy. 

    Napełnij mnie swoją mądrością. Otocz swoją dobrocią 

    Chroń swoją potęgą. Ofiaruję Ci moje myśli, 

    aby trwały przy Tobie; moje słowa i uczynki, 

    aby były zgodne z Twoją wolą; i całe moje postępowanie, 

    aby było życiem wyłącznie dla Ciebie. 

    Chcę tego, czego Ty chcesz. Chcę, jak Ty chcesz i jak długo chcesz. 

    Proszę Cię, Panie, abyś oświetlił mój rozum, 

    pobudził moją wolę, oczyścił intencje, uświęcił serce. 

    Daj mi, Dobry Boże, miłość ku Tobie i wstręt do moich wad, 

    szczerą troskę o bliźnich i pogardę tego, 

    co sprowadza na świat zło. 

    Pomóż mi zwyciężyć pożądliwości – umartwieniem, 

    skąpstwo – jałmużną, 

    gniewliwość – łagodnością, 

    a lenistwo – pracowitością. 

    Spraw, bym był skupiony w modlitwie, 

    wstrzemięźliwy przy posiłkach, dokładny w pracy, 

    wytrwały w podejmowanych działaniach. 

    Naucz mnie, jak małe jest to, co ziemskie, 

    jak wielkie to, co Boskie. 

    Jak przemijające, co doczesne, jak nieskończone, co wieczne. 

    Proszę o to przez Chrystusa, mojego Pana. Amen.

    ************************************************************************

    Benedykt XVI: małżeństwa homoseksualne i aborcja to znaki Antychrysta

    Homoseksualne małżeństwa i aborcja na świecie to znak “duchowej siły Antychrysta” – to słowa emerytowanego papieża Benedykta XVI przytoczone w jego nowej biografii napisanej przez niemieckiego dziennikarza i jego literackiego współpracownika Petera Seewalda.

    fot. Grzegorz Gałązka/Niedziela

    **

    Obszerny tom z wypowiedziami Benedykta XVI ukaże się w Niemczech w poniedziałek, a w innych krajach – w kolejnych miesiącach. Papież Ratzinger otrzymał tom biografii pod tytułem “Życie” w dniu swych 93. urodzin 16 kwietnia.

    Słowa emerytowanego papieża przytoczył konserwatywny amerykański portal Life Site News, a za nim w niedzielę włoski dziennik “La Repubblica”, który kolejną wypowiedź nazwał “powrotem Ratzingera”.

    W rozmowie z Seewaldem powiedział on: “Sto lat temu każdy uznałby za absurd rozmowę o małżeństwie homoseksualnym”.

    “Dzisiaj ten, kto mu się sprzeciwia jest ekskomunikowany ze społeczeństwa” – stwierdził Benedykt XVI. To samo – dodał – odnosi się do “aborcji i tworzenia istot ludzkich w laboratorium”.

    “Współczesne społeczeństwo jest w trakcie formułowania antychrześcijańskiego credo, a jeśli ktoś się mu sprzeciwia, jest karany przez społeczeństwo ekskomuniką” – oświadczył Benedykt XVI. (PAP)

    sw/mars/Tygodnik NIEDZIELA

    ***************************************************************************************

    wtorek – 1 września

    XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    wspomnienie bł. Bronisławy, dziewicy

    Błogosławiona Bronisława urodziła się w Kamieniu Wielkim około 1200 roku, w zamożnej rodzinie Odrowążów.  Jej kuzynami byli święty Jacek i błogosławiony Czesław. Bronisława wychowywała się w atmosferze głębokiej wiary i szlachetności. Religijność jej przejawiała się w służbie bliźnim. W wieku 16 lat Bronisława wstąpiła do zakonu norbertanek na Zwierzyńcu pod Krakowem. Jeszcze jako młoda zakonnica została przełożoną klasztoru. Podczas zarazy w 1224 roku z wielkim oddaniem niosła pomoc chorym, karmiła głodnych, rozdawała leki i ubrania potrzebującym.

    Życie Bronisławy przypadło na okres niezwykle bogaty w różne wydarzenia historyczne. Wtedy to właśnie toczyły się walki o Kraków między Konradem Mazowieckim a Henrykiem Brodatym; klasztor norbertanek był świadkiem tych bratobójczych walk. Wielokrotnie był zajmowany przez zwalczające się armie, siostry musiały wówczas chronić się w pobliskich lasach. Najtragiczniejsze wydarzenie w dziejach klasztoru i bł. Bronisławy to najazd tatarski w 1241 r. Siostry ukryły się wówczas wśród zalesionych skał, które dotąd noszą nazwę Skał Panieńskich; klasztor został splądrowany i spalony. Siostry zaś, z Bronisławą na czele, niosły pomoc ofiarom wojny. W życiu zakonnym doszła do wyżyn modlitwy mistycznej. Ukazał jej się Chrystus, który powiedział: Bronisławo, krzyż mój jest twoim, lecz i chwała moja twoją będzie. Bronisława umarła w 1259 roku i niemal natychmiast po jej śmierci zaczął kwitnąć jej kult. Wszystkie żywoty Bronisławy akcentują jej wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej. To właśnie rozważanie wzniosło ją na najwyższe szczyty kontemplacji. Celem przypodobania się Chrystusowi podejmowała różne pokuty i umartwienia. Jej relikwie spoczywają w kościele norbertanek w Krakowie.

    Bronisława to imię pochodzenia słowiańskiego, łączące słowa bronić i sława.

    ************************************************************************

    środa – 2 września

    XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Dzisiejsi patroni:

    błogosławieni męczęnnicy Rewolucji Francuskiej:

    oto niektórzy z pośród 3000 katolickich kapłanów:
    franciszkanin o. Jan Franciszek Burte, gwardian stołecznego klasztoru oraz jego zakonny współbrat, Seweryn Jerzy Girault, kapelan paryskich sióstr zakonnych, Aleksandr Lanfant, zakonnik, Apolinary Morel, zakonnik, Franciszek-Józef, biskup, Piotr-Ludwik de la Rochefoucauld, biskup, Jakub Bonnaud, zakonnik, Jan Franciszek Bourtez, zakonnik, Jan-Marii du Lau, biskup, Wilhelm Delfaud, zakonnik (+ 1792); …

    Francuska Golgota męczenników czasu rewolucji

    Francuska Golgota męczenników czasu rewolucjiEgzekucja katolickiego księdza w Rennes, 1792 r. Repr. Mary Evans Picture Library/Forum


    Ocenia się, że podczas rewolucji we Francji życie za wiarę oddało około trzech tysięcy katolickich kapłanów. Wśród nich zamordowani 2 września 1792 r. franciszkanin o. Jan Franciszek Burte, gwardian stołecznego klasztoru oraz jego zakonny współbrat, Seweryn Jerzy Girault, kapelan paryskich sióstr zakonnych. Rewolucja stawiała sobie za cel stworzenie „nowej Francji” i „nowego człowieka”. Każdego, kto nie mieścił się w „republikańskich wymiarach”, przykrawała do nich gilotyna.

    Antychrześcijańskie oblicze rewolucji francuskiej objawiło się na dwa sposoby: w aspekcie destruktywnym (czyli polityce wymierzonej w Kościół katolicki i duchowieństwo, a także niszczeniu symboli chrześcijaństwa w sferze publicznej, w tym kościołów) oraz w aspekcie twórczym, o wiele groźniejszym – jak zauważył Józef de Maistre – od tego pierwszego (czyli tym, co na gruzach chrześcijańskiej Francji rewolucjoniści chcieli zbudować). Oba aspekty łączyło przeświadczenie zaczer­pnięte z ateistycznego dziedzictwa Woltera, iż należy wymazać tę niegodziwość, czyli – wedle „patriarchy oświecenia” – chrześcijaństwo.

    Uczniowie de Sade’a

    Tak, obywatele, religia jest nie do pogodzenia z ustrojem wolności, czujecie to tak samo jak ja. Nigdy wolny człowiek nie pochyli głowy przed bogami chrześcijaństwa; nigdy jego dogmaty, rytuały, tajemnice, moralność nie będą mogły odpowiadać republikaninowi… Oddajcie nam pogańskich bogów! Chętnie będziemy czcić Jowisza, Herkulesa czy Pallas Atenę, ale nie chcemy więcej tego baśniowego stwórcy świata. (…) Nie chcemy więcej tego Boga nieogarnionego, który wszystko ponoć napełnia – takimi słowyzagrzewał rewolucjonistów do kontynuowania antychrześcijańskiej polityki we Francji markiz de Sade – znany zboczeniec seksualny, który zresztą z racji swego zboczenia został na prośbę własnej rodziny osadzony na jakiś czas w Bastylii. W tym kontekście jej zburzenie nabiera całkiem nowego znaczenia.

    Gdy de Sade wypowiadał te słowa, już od ponad pięciu lat trwała rewolucyjna polityka wymierzona we Francję jako „pierworodną córę Kościoła”. W pierwszej kolejności uderzono bowiem właśnie w Kościół. Już w roku 1789 skonfiskowano wszystkie należące doń majątki, które podobnie jak w szesnastowiecznej Anglii stały się początkiem fortun nowej, republikańskiej arystokracji. W lutym 1790 roku rewolucyjne Zgromadzenie Narodowe zadekretowało zniesienie wszystkich zakonów we Francji, a 15 sierpnia 1791 roku (nieprzypadkowo wybrano dzień wielkiego święta kościelnego) zakazano księżom noszenia sutann. We wrześniu 1793 roku – w apogeum szalejącego wówczas jakobińskiego terroru – uchwalono „prawo podejrzanych”, otwierające możliwość zgilotynowania osoby także za żywienie arystokratycznych sympatii; te ostatnie mogły oznaczać również uczestnictwo we Mszy Świętej odprawianej w prywatnych mieszkaniach przez tzw. niezaprzysiężonych księży, czyli tych, którzy nie złożyli przysięgi na wierność tzw. konstytucji cywilnej kleru.

    Ten akt prawny, uchwalony w lipcu 1790 roku, stanowił faktyczne wypowiedzenie wojny Kościołowi we Francji i Rzymowi. Anglikanin, Edmund Burke, komentujący na gorąco uchwalenie owej ustawy na kartach swoich Rozważań o rewolucji we Francji, pisał: Wydaje mi się, że ten nowy ustrój kościelny ma być tylko przejściową i przygotowawczą fazą prowadzącą do całkowitego wyrugowania wszystkich form religii chrześcijańskiej, gdy tylko umysły ludzi zostaną przygotowane do zadania jej ostatniego ciosu za sprawą urzeczywistnienia planu otoczenia jej kapłanów powszechną pogardą. Ludzie, którzy nie chcą wierzyć, że filozoficzni fanatycy kierujący tą akcją od dawna ją planowali, nie mają pojęcia o ich charakterach i poczynaniach.

    Ojciec europejskiego konserwatyzmu nie pomylił się w niczym. Konstytucja cywilna kleru była bowiem próbą ustanowienia we Francji schizmatyckiego wobec Rzymu Kościoła. Z katolickich duchownych czyniła funkcjonariuszy państwowych wybieranych (w tym biskupi) przez wszystkich obywateli danego departamentu (obszar diecezji przykrojono do granic administracyjnych) – również ateistów. 10 marca 1791 roku tę uzurpację rewolucyjnego państwa oficjalnie odrzucił i potępił papież Pius VI. Król Ludwik XVI, chociaż podpisał dokument, traktował go jak kroplę przelewającą kielich goryczy – o czym poinformował w liście pozostawionym na krótko przed nieudaną ucieczką z Paryża.

    Konstytucja cywilna kleru okazała się przełomowa również dlatego, że dostarczyła pretekstu dla rozpętania kolejnej spirali przemocy przeciw duchowieństwu, które nie przysięgając na nią dochowywało wierności widzialnej Głowie Kościoła. 27 maja 1792 roku zadekretowano więc deportację do kolonii wszystkich duchownych odmawiających zaprzysiężenia. Jednak już 18 marca 1793 roku Republika poszła dalej i uchwaliła dla odmawiających zaprzysiężenia karę śmierci. Taka sama kara spotkać miała również świeckich, którzy udzielali schronienia kapłanom niezaprzysiężonym lub uczestniczyli w nabożeństwach przez nich odprawianych bądź korzystali z udzielanych przez nich sakramentów. Jak mówił w roku 1793 „kat Lyonu”, jakobiński komisarz Chalier, księża są jedyną przyczyną nieszczęść we Francji. Rewolucja, która jest triumfem oświecenia, tylko z obrzydzeniem może spoglądać na zbyt długą agonię zgrai tych niegodziwców.

    Męczennicy czasów rewolucji

    Ocenia się, że podczas rewolucji we Francji życie za wiarę oddało około trzech tysięcy katolickich kapłanów. W roku 1793 w aktach orleańskiego Trybunału Rewolucyjnego, dotyczących osoby jednego z owych męczenników – ks. Juliena d’Herville, niezaprzysiężonego jezuity – zapisano między innymi, że znaleziono przy nim wszystkie środki dla uprawiania fanatyzmu i przesądu: szkaplerz z dwoma medalikami, małe okrągłe pudełko z zaczarowanym chlebem [chodzi o konsekrowane hostie – przyp. aut.], taśmę, na której był przyczepiony duży krzyż ze srebra, serce wykonane ze srebra oraz kryształowy relikwiarz.

    Danton namawiał swoich kolegów z rewolucyjnego Konwentu, by wszystkich „opornych księży” załadować na barki i wyrzucić na jakiejś plaży we Włoszech, ojczyźnie fanatyzmu. W końcu jednak wybrano mordercze tropiki Gujany Francuskiej, która stała się miejscem zesłania i męczeństwa niezaprzysiężonych. Przez ponad pół roku (od końca roku 1793) takiego losu oczekiwało na barkach zacumowanych u wejścia do portu w Bordeaux ponad ośmiuset księży. Stłoczeni w nieludzkich warunkach, pozbawieni żywności, lekarstw i elementarnych warunków ludzkiej egzystencji, czekali na wypłynięcie na ocean. W tych okolicznościach spośród 829 księży zmarło aż 547. Trwali jednak w owych ­katuszach do końca, wspólnie się modląc i nawzajem spowiadając.

    1 października 1995 roku papież Jan Paweł II beatyfikował sześćdziesięciu czterech z nich, bo jak sam podkreślił w homilii beatyfikacyjnej, na dnie udręki zachowali ducha przebaczenia. Jedność wiary i jedność ojczyzny uznali za sprawę ważniejszą niż wszystko inne.

    Martyrologium Kościoła francuskiego czasów rewolucji, sporządzane przez Jana Pawła II, bynajmniej się na tym nie kończy. W lutym 1984 roku beatyfikował on 99 męczenników z Angers – ofiary krwawej pacyfikacji Wandei przez władze Republiki. Do chwały ołtarzy wyniesiono wówczas jedenastu księży i trzy zakonnice. Papież z Polski kontynuował w tym względzie dzieło swoich poprzedników na Stolicy Piotrowej. W roku 1906 bowiem św. Pius X beatyfikował szesnaście karmelitanek z Compiegne straconych w apogeum dechrystianizacyjnych działań władz republikańskich (1793-1794). Wiezione na miejsce stracenia bydlęcymi wozami wszystkie śpiewały Miserere Salve Regina (Witaj Królowo Niebios). Ujrzawszy szafot, odśpiewały Veni Creator (Przybądź Duchu Święty) i na głos odnowiły swoje przyrzeczenia chrzcielne i śluby zakonne.

    Osobną grupę wśród męczenników czasów francuskiej rewolucji stanowią świeccy posyłani na szafot za miłosierdzie okazane duchownym (poprzez udzielenie im schronienia we własnym domu). Część z nich doczekała się oficjalnego uznania swej chwały męczeństwa przez Kościół (jak męczennicy z Angers), większość jednak to święci bezimienni.

    Niektórych jednak znamy, jak na przykład osiemdziesięcioletnią wdowę, Annę Leblanc i jej sześćdziesięcioletnią córkę, Anastazję, skazane na śmierć 1 lipca 1794 w Morlaix. Ich zbrodnią było przechowywanie w domu ściganego księdza, Augustina Clecha z diecezji Tregnier. Maria Gimet, robotnica z Bordeaux, natomiast, z pomocą Marii Bouquier (pracowała jako służąca) ukrywała w swoim mieszkaniu trzech księży: Jeana Molinier z diecezji Cahors, Louisa Soury z diecezji Limoges oraz Jeana Lafond de Villefumade z diecezji Perigueux. W uzasadnieniu wyroku śmierci dla owych kobiet czytamy, iż podzielały kontrrewolucyjne uczucia niezaprzysiężonych księży, (…) chlubiły się, że ich ukrywały oraz kilkakrotnie powtarzały, że lepiej być posłusznym prawu Bożemu niż prawu ludzkiemu. Nie znaleziono żadnych okoliczności łagodzących (na przykład w postaci plebejskiego pochodzenia oskarżonych).

    Zniszczyć papieski Rzym!

    Osobno omówić należy wrogie akty rewolucyjnego państwa (czy to Republiki, czy wywodzącego się z „ideałów roku 1789”Pierwszego Cesarstwa) wymierzone w Stolicę Apostolską i kolejnych papieży. Już w roku 1790 zaanektowano należący do papiestwa Awinion. Uchwalona w tym samym roku cywilna konstytucja kleru była niczym innym jak wypowiedzeniem wojny papieżowi. Od słów do czynów Republika przeszła w roku 1796, z chwilą błyskotliwej ofensywy generała Bonapartego w Italii. Dwa lata później, 1 lutego 1798 roku, wojska francuskie pod dowództwem generała Berthiera zajęły papieski Rzym. Wkrótce też „lud rzymski” (czytaj: co bardziej aktywni członkowie lóż wolnomularskich) „spontanicznie” (pod czujną obserwacją przybyłych zza Alp zaprzyjaźnionych wojsk) ogłosił powstanie Republiki Rzymskiej, znosząc w ten sposób istniejące od ponad tysiąca lat Państwo Kościelne. Aby dotkliwiej upokorzyć papieża, decyzję tę promulgowano 15 lutego 1798 roku, w rocznicę jego wyboru na Stolicę Piotrową.

    Ponad ­osiemdziesięcioletniego, schorowanego Piusa VI francuscy rewolucjoniści wygnali z Rzymu i umieścili w surowych warunkach twierdzy Palence, gdzie 29 sierpnia 1799 roku zakończył on życie ze słowami: In te Domine speravi, non confundar in aeternum (Tobie Boże zaufałem, nie zawstydzę się na wieki) na ustach. Wysłannik Republiki tak raportował to paryskiemu Dyrektoriatowi: Ja, niżej podpisany obywatel, stwierdzam zgon niejakiego Braschi Giovanni Angelo, który pełnił zawód papieża i nosił artystyczne imię Piusa VI. Na końcu zaś nazwał zmarłego papieża: Pius VI i ostatni.

    Podobne nadzieje wyrażał, jeszcze przed śmiercią Piusa VI, generał Napoleon Bonaparte – przyszły cesarz Francuzów. Pisał on do swojego brata, Józefa, pełniącego funkcję francuskiego wysłannika przy Państwie Kościelnym: Jeśli papież umrze, należy uczynić wszystko, by nie wybrano następnego i aby nastąpiła rewolucja [w Państwie Kościelnym]. Ale kolejnego Następcę św. Piotra wybrano podczas konklawe poza Rzymem (w Wenecji) i w dodatku przybrał on imię Piusa VII. To z nim Bonaparte jako Pierwszy Konsul zawarł w roku 1801 konkordat kładący kres najgorszej fali prześladowań Kościoła we Francji i umożliwiający odbudowę struktur kościelnych. Kreujący się na następcę Karola Wielkiego Korsykanin potrzebował papieża, by odbyć cesarską koronację w Paryżu. Ale cały czas traktował on biskupa Rzymu jako podwładnego sobie funkcjonariusza. Nie tolerował żadnego sprzeciwu i wymagał bezwzględnego posłuszeństwa. Gdy w roku 1809 Pius VII „ośmielił się” wyrazić swój sprzeciw wobec brutalnej inwazji Cesarstwa na katolicką Hiszpanię, został aresztowany i przewieziony do Francji, gdzie pozostał więźniem cesarza Francuzów aż do jego upadku w roku 1814.

    „Nowy człowiek” Rewolucji

    Rewolucja poczytywała sobie za cel stworzenie „nowej Francji” i „nowego człowieka” – każdego, kto nie mieścił się w „republikańskich wymiarach”, przykrawała do ich wielkości gilotyna. Choć nie tylko. Oto w roku 1793, podczas jednej z debat toczonych w Konwencie, poważnie roztrząsano projekt jednego z jakobińskich deputowanych zakładający zburzenie w imię republikańskiej równości wszystkich wież kościelnych we Francji. Do realizacji projektu nie doszło, co jednak nie zmienia faktu, że rewolucja francuska to kolejna odsłona radykalnego, antykatolickiego ikonoklazmu. Niszczono całe kościoły (w tym, wspaniałą bazylikę w Cluny) lub je poważnie uszkadzano (zwłaszcza tzw. portale królewskie, m.in. w paryskiej Notre Dame i w jej odpowiedniczce w Chartres). Z perełki gotyku, kaplicy Saint Chapelle w Paryżu (zbudowanej przez św. Ludwika IX w XIII wieku jako relikwiarz dla Korony Cierniowej) uczyniono magazyn na zboże. Katedrę w Chartres od zburzenia uchronił pewien obywatel, który wykupił ją od władz po cenie gruzu (dzisiaj katedra figuruje na liście światowego dziedzictwa UNESCO). Komitet rewolucyjny w Bourges postanowił zburzyć dwa kościoły (w tym również wspaniałą tamtejszą katedrę), ponieważ w sytuacji, kiedy triumfuje filozofia, należy dołożyć wysiłku do zniszczenia wszystkich świątyń, które świadczą o głupocie naszych ojców i konserwują nadzieje winne przesądów i szarlatanerii.

    „Nowy człowiek” miał funkcjonować w nowym czasie („nowym” znaczy antychrześcijańskim). W takim właśnie kontekście należy rozpatrywać wprowadzenie przez francuskich rewolucjonistów w roku 1792 nowego, tzw. republikańskiego kalendarza. Początkiem nowej ery miała być data proklamowania republiki we Francji – 22 września 1792 roku. Zniesiono Dzień Święty (niedzielę) oraz wszystkie pozostałe święta chrześcijańskie. Zamiast siedmiodniowego tygodnia wprowadzono dziesięciodniowe dekady (chodziło o zamazanie odrębności niedzieli). Jak mówił jeden z projektodawców republikańskiego kalendarza, Fabre d’Eglantine: Długie przyzwyczajenie do gregoriańskiego kalendarza wypełniło pamięć ludu znaczną ilością wyobrażeń, które długi czas szanowano i które jeszcze dzisiaj są źródłem błędów religijnych. Konieczne jest więc zastąpienie tych wizji ignorancji rzeczywistością umysłu, zastąpienie godności kapłańskiej prawdą natury.

    „Nowego człowieka” w „republikańskiej cnocie” miała wychować nowa szkoła, wyjęta spod jakiegokolwiek wpływu Kościoła i oddana pod całkowitą dominację rewolucyjnego państwa. Republikański model edukacji miał być oparty wprost na zasadach antychrześcijańskich. Wspominany na początku teoretyk i praktyk rewolucji, markiz de Sade, zachęcał do tego słowami: Francuzi, zadajcie tylko pierwsze ciosy [religii katolickiej – przyp. aut.], reszty dopełni oświata publiczna.

    Co może oznaczać takie „republikańskie wychowanie”, któremu poddano całe jedno pokolenie Francuzów (w ciągu niemal trzydziestu lat, jakie minęły od roku 1789 do roku 1815), najlepiej dokumentują słowa św. Proboszcza z Ars, który porównał swoich parafian do istot różniących się od zwierząt jedynie chrztem. Pokolenie to, wyrosłe i ukształtowane przez rewolucję (której Pierwsze Cesarstwo było wszak wiernym kontynuatorem), ucieleśniało przerwanie ciągłości nie tylko z dawną Francją królów, ale przede wszystkim z Francją chrześcijańską – „pierworodną córą Kościoła”. Rewolucja nie jest bowiem najgorsza w tym, co niszczy, ale w tym, co tworzy.

    Aleksander Smolarski

    Artykuł ukazał się w 12. numerze dwumiesięcznika “Polonia Christiana”/PCh24.pl

    ***

    ************************************************************************

    czwartek – 3 września

    XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    ***

    Wspomnienie św. Grzegorza Wielkiego, papieża i doktora Kościoła

    Dziś Kościół wspomina św. Grzegorza Wielkiego, papieża i doktora Kościoła. „Był zanurzony w Bogu. Często mówił o pragnieniu Boga. Dzięki temu był bliski wszystkim ludziom potrzebującym. Był w ciężkich czasach człowiekiem, który umiał dawać nadzieje i przynosić pokój. Pokazywał, gdzie leżą prawdziwe źródła pokoju, skąd pochodzi prawdziwa nadzieja i dlatego jest przewodnikiem dla nas, w naszych dzisiejszych czasach” – mówił o świętym Benedykt XVI.

    Święty Grzegorz Wielki, mal.Francisco Goya /Wikimedia Commons/domena publiczna

    **

    Święty Grzegorz urodził się w 540 r. w Rzymie w rodzinie patrycjuszy. Jego rodzicami byli św. Gordian i św. Sylwia. Swoją młodość Grzegorz spędził w domu rodzinnym na Clivus Scauri, położonym w pobliżu dawnego pałacu cesarza Septymiusza Sewera, Cyrku Wielkiego oraz istniejących już wówczas bazylik – świętych Jana i Pawła, św. Klemensa, Czterech Koronowanych i Lateranu.

    Piastował różne urzędy cywilne, aż doszedł do stanowiska prefekta (namiestnika) Rzymu, znajdującego się wtedy pod władzą cesarstwa wschodniego (od roku 552). Po czterech latach mądrych i szczęśliwych rządów (571-575) niespodziewanie opuścił tak eksponowane stanowisko i wstąpił do benedyktynów. Rodzinny dom zamienił na klasztor dla dwunastu towarzyszy. Ten czyn zaskoczył wszystkich – pan Rzymu został ubogim mnichem. Dysponując ogromnym majątkiem, Grzegorz założył jeszcze 6 innych klasztorów w swoich dobrach na Sycylii. W opactwie św. Andrzeja na wzgórzu Celio trwał na modlitwie i poście.

    W roku 577 papież Benedykt I mianował Grzegorza diakonem Kościoła rzymskiego, a w roku 579 papież Pelagiusz II uczynił go swoim apokryzariuszem, czyli przedstawicielem na dworze cesarza wschodniorzymskiego. Grzegorz udał się więc w stroju mnicha wraz z kilkoma towarzyszami do Konstantynopola. Spędził tam 7 lat (579-586). Wykazał się dużymi umiejętnościami dyplomatycznymi. Korzystając z okazji, nauczył się języka greckiego. Ceniąc wielką mądrość i roztropność Grzegorza, papież Pelagiusz II wezwał go z powrotem do Rzymu, by pomagał mu bezpośrednio w zarządzaniu Kościołem i służył radą. Miał jednocześnie pełnić obowiązki osobistego sekretarza papieża. Od roku 585 był także opatem klasztoru.

    7 lutego 590 r. zmarł Pelagiusz II. Na jego miejsce lud, senat i kler rzymski jednogłośnie, przez aklamację, wybrali Grzegorza. Ten w swojej pokorze wymawiał się. Napisał nawet do cesarza i do swoich przyjaciół w Konstantynopolu, by nie zatwierdzano jego wyboru. Stało się jednak inaczej. 3 października 590 r. odbyła się jego konsekracja na biskupa. Przedtem przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku Rzym nawiedziła zaraza, jedna z najcięższych w historii tego miasta. Grzegorz zarządził procesję pokutną dla odwrócenia klęski. Wyznaczył 7 kościołów, w których miały gromadzić się poszczególne stany. Wyruszyły z nich procesje do bazyliki Matki Bożej Większej, gdzie papież-elekt wygłosił wielkie przemówienie o modlitwie i pokucie. Podczas procesji Grzegorz zobaczył nad mauzoleum Hadriana anioła chowającego wyciągnięty, skrwawiony miecz. Wizję tę zrozumiano jako koniec plagi. Utrwalono ją artystycznie. Do dnia dzisiejszego nad mauzoleum Hadriana, zwanym także Zamkiem Świętego Anioła, dominuje ogromny posąg anioła ze wzniesionym mieczem.

    Pontyfikat Grzegorza trwał 15 lat. Zaraz na początku swoich rządów duchowny nadał sobie pokorny tytuł, który równocześnie miał być programem jego pontyfikatu: servus servorum Dei – „sługa sług Bożych”

    Codziennie głosił słowo Boże. Usunął z kurii papieskiej niegodnych urzędników. Podobnie uczynił z biskupami i proboszczami na parafiach. Zreformował służbę wobec ubogich. Wielką troską otoczył rzymskie kościoły i diecezje Włoch. Dla lepszej kontroli i orientacji wyznaczył wśród biskupów osobnego wizytatora. Był stanowczy wobec nadużyć. Poprzez przyjaźń z królową Longobardów, Teodolindą, pozyskał ją dla Kościoła.

    Kiedy Bizantyjczycy pokonali Wandalów i zajęli północną Afrykę, tamtejsi biskupi zaczęli dążyć do zupełnej autonomii od Rzymu, co mogło grozić schizmą. Papież energicznie temu zapobiegł. Wielką radość sprawiła mu wiadomość o nawróceniu w Hiszpanii ariańskich Wizygotów, dzięki gorliwości i taktowi św. Leandra (589), z którym św. Grzegorz był w wielkiej przyjaźni. Nawiązał także łączność dyplomatyczną z władcami Galii. Do Anglii wysłał benedyktyna św. Augustyna (późniejszego biskupa Canterbury) wraz z 40 towarzyszami. Ich misja powiodła się. W samą uroczystość Zesłania Ducha Świętego w 597 r. król Kentu, Etelbert I, przyjął chrzest. Obecnie czczony jest jako święty.

    Najgorzej układały się stosunki Rzymu z Konstantynopolem. Chociaż papież utrzymywał z cesarstwem jak najlepsze stosunki, patriarchowie uważali się za równorzędnych papieżom, a nawet za wyższych od nich właśnie dlatego, że byli biskupami w stolicy cesarzy. W tym właśnie czasie patriarcha Konstantynopola nadał sobie nawet tytuł patriarchy „ekumenicznego”, czyli powszechnego. Przeciwko temu Grzegorz zaprotestował i nigdy tego tytułu nie uznał, uważając, że należy się on wyłącznie biskupom rzymskim.

    Grzegorz rozwinął owocną działalność także na polu administracji kościelnej. Uzdrowił finanse papieskie, zagospodarował majątki, które służyły na utrzymanie dworu papieskiego. W równym stopniu zasłużył się na polu liturgii przez swoje reformy.

    Ujednolicił i upowszechnił obrządek rzymski. Dotąd bowiem każdy kraj, a nawet wiele diecezji miały swój własny ryt, co wprowadzało wiele zamieszania.

    Od pontyfikatu Grzegorza pochodzi zwyczaj odprawiania 30 Mszy św. za zmarłych – zwanych „gregoriańskimi”. Kiedy papież był jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie, zmarł pewien mnich, przy którym znaleziono pieniądze. W owych czasach posiadanie własnych pieniędzy przez zakonnika było uważana za wielkie przestępstwo. Grzegorz, aby dać lekcję mnichom, nakazał pogrzebać ciało owego zakonnika poza klasztorem, w miejscu niepoświęconym. Pełen jednak troski o jego duszę nakazał odprawić 30 Mszy świętych dzień po dniu. Kiedy została odprawiona ostatnia Msza święta, ów zakonnik miał się pokazać opatowi i podziękować mu, oświadczając, że te Msze święte skróciły mu znacznie czas czyśćca. Odtąd panuje przekonanie, że po odprawieniu 30 Mszy świętych Pan Bóg w swoim miłosierdziu wybawia duszę, za którą są one ofiarowane, i wprowadza ją do nieba.

    Przy bardzo licznych i absorbujących zajęciach publicznych św. Grzegorz także bardzo wiele pisał. Pozostawił po sobie bogatą spuściznę literacką. Do najcenniejszych jego dzieł należą: Dialogi, Reguła pasterzowania, Sakramentarz, Homilie oraz Listy. Tych ostatnich zachowało się do naszych czasów aż 852. Jest to największy zbiór epistolarny starożytności chrześcijańskiej.

    Z imieniem św. Grzegorza Wielkiego kojarzy się także tradycyjny śpiew liturgiczny Kościoła łacińskiego – chorał gregoriański, który choć w pełni ukształtował się dopiero w VIII w., to jednak przypisywany jest temu Świętemu.

    Św. Grzegorz zmarł 12 marca 604 r. Obchód ku jego czci przypada obecnie 3 września, w rocznicę konsekracji biskupiej. Jego ciało złożono obok św. Leona I Wielkiego, św. Gelazjusza i innych w pobliżu zakrystii bazyliki św. Piotra. Pół wieku później przeniesiono je do samej bazyliki wśród ogromnej radości ludu rzymskiego. Średniowiecze przyznało Grzegorzowi przydomek Wielki. Historia nazwała go „apostołem ludów barbarzyńskich”Należy do czterech wielkich doktorów Kościoła Zachodniego.

    Jest patronem m.in. uczniów, studentów, nauczycieli, chórów szkolnych, piosenkarzy i muzyków.

    W ikonografii św. Grzegorz Wielki przedstawiany jest jako mężczyzna w starszym wieku, w papieskim stroju liturgicznym, w tiarze, czasami podczas pisania dzieła. Nad księgą lub nad jego głową unosi się Duch Święty w postaci gołębicy, inspirując Świętego. Jego atrybutami są: anioł, trzy krwawiące hostie, krzyż pontyfikalny, model kościoła, otwarta księga, parasol – jako oznaka papiestwa, zwinięty zwój. Na Wschodzie św. Grzegorz Wielki czczony jest jako Grzegorz Dialogos.

    brewiarz.pl – opr. idziemy.pl

    Wysłuchana prośba

    Sebastiano RicciŚw. Grzegorz Wielki prosi Madonnę o zakończenie zarazy olej na płótnie, 1700bazylika Santa Giustina, Padwa
    Sebastiano Ricci – Św. Grzegorz Wielki prosi Madonnę o zakończenie zarazy olej na płótnie, 1700 bazylika Santa Giustina, Padwa

    **

    Dokładnie 24 sierpnia minęło 320 lat od wstawienia tego obrazu do nastawy ołtarzowej w kaplicy papieża Grzegorza Wielkiego w padewskiej bazylice pod wezwaniem św. Justyny.

    Święty Grzegorz I Wielki (ok. 540–604), doktor Kościoła, wielki reformator liturgii i teolog, był jednym z najwybitniejszych papieży w historii. Obraz ukazuje jedno z ważniejszych wyzwań, z jakimi musiał się zmierzyć na samym początku swego pontyfikatu. W roku 590, tym samym, w którym został wybrany na papieża, w Rzymie rozszalała się wielka zaraza. Nowy papież zarządził procesję pokutną, by prosić Boga o zatrzymanie klęski. Wyznaczył siedem kościołów, w których mieli się zebrać ludzie, by następnie z różnych stron wyruszyć do bazyliki Santa Maria Maggiore, by błagać Boga o litość za pośrednictwem Maryi.


    Leszek Śliwa/Gość Niedzielny/36/2020

    **********************************************

    piątek – 4 września

    XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    Dziś wspomnienie Nazaretanek – męczennic z Nowogródka

    SampleMęczennice z Nowogródka – autor: Adam Styka en.wikipedia.org/www.nazaretanki.krakow.pl

    **

    Kościół katolicki wspomina 4 września błogosławioną siostrę nazaretankę Marię Stellę (Adela Mardosewicz) i jej 10 towarzyszek z klasztoru w Nowogródku. 1 sierpnia 1943 r. rozstrzelali je Niemcy w lesie oddalonym o kilka kilometrów od ich macierzystego domu. Zakonnice ofiarowały swe życie za aresztowanych mieszkańców Nowogródka, wypełniając w heroiczny sposób nazaretański charyzmat służby rodzinie. Błogosławionymi ogłosił je 5 marca 2000 r. w Watykanie św. Jan Paweł II.

    “Jesteście najcenniejszym dziedzictwem zgromadzenia nazaretanek. Jesteście dziedzictwem całego Kościoła Chrystusowego po wszystkie czasy, zwłaszcza na Białorusi” – powiedział w czasie beatyfikacji papież.

    Nazaretanki przybyły do Nowogródka w 1929 r. na zaproszenie ówczesnego biskupa pińskiego Zygmunta Łozińskiego, obecnie sługi Bożego. Miały objąć opiekę nad miejscową Białą Farą – kościołem Przemienienia Pańskiego oraz zająć się wychowaniem i nauczaniem miejscowych dzieci. Mieszkańcy miasteczka kochali swoje siostry. Wysoko cenili ich pracę i zaangażowanie. Mówili o nich “nasze siostry”, a dla licznych tam innowierców w tym wieloetnicznym regionie były one “paniami siostrami”. Były najlepszymi siostrami dla wszystkich i najpokorniejszymi służebnicami Pana – wspominają do dzisiaj ci, którzy je pamiętają.

    Siostry, otwarte na potrzeby ludzi w czasie pokoju, jeszcze bardziej udzielały się w czasie okupacji, gdy trzeba było pocieszać, pomagać, modlić się i współczuć rodzinom prześladowanych, więzionych i mordowanych.

    W Nowogródku wojna rozpoczęła się 17 września 1939 w niedzielę, gdy do zebranych na mszy w farze dotarła wiadomość o przekroczeniu granicy Rzeczpospolitej przez armię sowiecką. Siostrom zaraz odebrano szkołę. Przeniosły się do zabudowań gospodarczych, ale i te najeźdźcy im zabrali. Aby przeżyć, musiały szukać mieszkania i pracy zarobkowej w mieście, gdzie Polaków było coraz mniej. Rosjanie masowo ich aresztowali i wywozili na Syberię i do Kazachstanu. Najliczniejsze deportacje nastąpiły w lutym 1940 r. i w kwietniu 1941 r.

    Terror okupacyjny po zajęciu tych ziem przez Niemców rozpoczął się w 1942 r. eksterminacją Żydów, po czym nastąpiła fala aresztowań ludności polskiej. Na wiosnę tego roku Niemcy wydali zakaz używania języka polskiego w kościołach. Ukoronowaniem tych działań było aresztowanie w nocy z 28 na 29 czerwca 1942 r. wielu Polaków, głównie spośród inteligencji oraz zbiorowa egzekucja ponad 60 osób, w tym dwóch kapłanów.

    Podobna sytuacja powtórzyła się 18 lipca 1943 r., gdy aresztowano 120 osób z zamiarem rozstrzelania uwięzionych. Wówczas siostry nazaretanki wspólnie podjęły decyzję ofiarowania swego życia za uwięzionych członków rodzin. Poinformowała o tym kapelana i rektora fary ks. Aleksandra Zienkiewicza pełniąca obowiązki przełożonej s. Stella, wypowiadając w imieniu wszystkich sióstr słowa: “Mój Boże, jeśli potrzebna jest ofiara z życia, niech raczej nas rozstrzelają, aniżeli tych, którzy mają rodziny, modlimy się nawet o to”.

    Uwięzieni nie mieli pojęcia, że ktoś za nich chciał oddać życie. Wkrótce uwięzionych wywieziono na roboty do Niemiec, a kilku nawet zwolniono. Wobec dalszego zagrożenia życia jedynego w całej okolicy kapłana, wspomnianego ks. Zienkiewicza, siostry ponowiły gotowość ofiary za niego: “Boże mój, Boże, Ksiądz Kapelan jest o wiele potrzebniejszy na tym świecie niż my, toteż modlimy się teraz o to, aby Bóg raczej nas zabrał niż Księdza, jeśli jest potrzebna dalsza ofiara”. Bóg ofiarę przyjął. Zarówno uwięzieni jak i kapłan ocaleli. To oni właśnie stali się głosicielami wiary w skuteczność pośrednictwa sióstr u Boga.

    Błogosławione siostry Stella i 10 jej towarzyszek ofiarą z życia heroicznie wypełniły nazaretański charyzmat służby rodzinie. Niemcy uwięzili je 31 lipca, a rankiem następnego dnia wywieźli za miasto i rozstrzelali nad przygotowanym uprzednio dołem. W nim też spoczęły 1 sierpnia 1943 r.

    S. Małgorzata Banaś, która pozostała przy życiu, gdyż w tym czasie pracowała w szpitalu, odnalazła wkrótce miejsce stracenia swoich współsióstr. 19 marca 1945 r. ekshumowano ciała rozstrzelanych zakonnic, a ludność Nowogródka z głęboką czcią i wdzięcznością urządziła im triumfalny pogrzeb, składając ich trumny przy kościele farnym. Nad sarkofagiem w kaplicy Matki Bożej Nowogródzkiej widnieje cytat: “On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci”.

    Już wkrótce zaczęto się zwracać do nowogródzkich męczennic z prośbami o wstawiennictwo w różnych potrzebach. Liczne łaski wypraszane w niebie przez siostry zostały wysłuchane przez Boga. W lutym 2003 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny s. Małgorzaty, zmarłej 26 kwietnia 1966 r. w wieku 70 lat. “Pozostała tutaj przez resztę swego życia, była bardzo znana, kochana, wszystkie się modlimy o jej rychłą beatyfikację, bo sobie na to naprawdę zasłużyła” – powiedziała s. Adriana. W czerwcu tegoż roku doczesne szczątki sługi Bożej s. Małgorzaty przeniesiono do fary i spoczęły w kaplicy obok jej 11 błogosławionych współsióstr.

    Wspomnienie liturgiczne 11 męczennic nazaretańskich obchodzone jest 4 września. Tego dnia w 1929 r. do Nowogródka przyjechały dwie pierwsze siostry, aby objąć “stałą i niezależną opiekę nad starożytną farą”, w której m.in. został ochrzczony Adam Mickiewicz.

    Teresa Sotowska (KAI) | Nowogródek Ⓒ Ⓟ

    *******

    Błogosławione Męczenniczki z Nowogródka – Maria Stella i Dziesięć Towarzyszek ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu

    18.07.1943 r. Niemcy aresztowali ponad 120 osób z zamiarem rozstrzelania. Wówczas siostry nazaretanki wspólnie podejmują decyzję ofiarowania swego życia za uwięzionych członków rodzin. Wobec kapelana i rektora Fary ks. Aleksandra Zienkiewicza, w imieniu wszystkich sióstr, s. Stella, przełożona wspólnoty, wypowiada następujące słowa : 

    Mój Boże, jeśli potrzebna jest ofiara z życia, niech raczej nas rozstrzelają, aniżeli tych, którzy mają rodziny – modlimy się o to. 

    Niedługo po tej modlitwie uwięzieni zostają wywiezieni na roboty do Rzeszy, a kilku zwolniono. Wobec zagrożenia życia jedynego w okolicy kapłana ks. Aleksandra Zienkiewicza siostry ponawiają gotowość ofiary: 

    Ks. Kapelan jest bardziej potrzebny ludziom niż my, toteż modlimy się teraz o to, aby Bóg raczej nas zabrał niż Księdza, jeśli jest potrzebna dalsza ofiara.

    Bóg ofiarę przyjął. 31 lipca wieczorem siostry otrzymały wezwanie na komisariat. Po wieczornym nabożeństwie 11 sióstr stawiło się na wezwanie. Dwunasta siostra – Małgorzata Banaś (której proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 2003 r.) nie wróciła jeszcze z pracy w szpitalu. Jeszcze tego samego wieczoru Niemcy wywieźli siostry za miasto, szukając miejsca na egzekucję. Nie znaleźli, więc wrócili na komisariat i zamknęli siostry w piwnicach. Następnego dnia, w niedzielę 1 sierpnia 1943 roku około 5.00 rano ponownie wywieźli siostry około 5 km. od miasta. Tam w lesie rozstrzelali 11 sióstr nazaretanek.

    Krzyż postawiony na miejscu śmierci
    Były to:
    • S. Stella – Adela Mardosewicz, lat 55, pochodząca z okolic Pińska;

      S. Imelda – Jadwiga Żak, lat 51, z Oświęcimia;

      S. Rajmunda – Anna Kukołowicz, Lat 51, z Wileńszczyzny;

      S. Daniela – Eleonora Jóźwik, lat 48, z Podlasia;

      S. Kanuta – Józefa Chrobot, lat 47, z ziemi Wieluńskiej;

      S. Sergia – Julia Rapiej, lat 43, z okolic Grodna

      S. Gwidona – Helena Cierpka, , lat 43, z Poznańskiego;

      S. Felicyta – Paulina Borowik, lat 37, z Podlasia;

      S. Heliodora – Leokadia Matuszewska, lat 37, z Pomorza;

      S. Kanizja – Eugenia Mackiewicz, lat 39, z Suwałk

      S. Boromea – Weronika Narmontowicz, lat 27, z okolic Grodna

    Zarówno uwięzieni jak i kapłan ocaleli. To oni stali się głosicielami wiary w skuteczność pośrednictwa sióstr u Boga. S. M. Stella i 10 Towarzyszek ofiarą z życia heroicznie spełniły nazaretański charyzmat służby rodzinie.


    Modlitwa za przyczyną Sióstr Męczenniczek z Nowogródka:


    Boże, nasz Ojcze, Twój Syn, Jezus, powiedział, że nie ma większej miłości niż oddać życie za drugiego człowieka. Siostra Stella i jej współsiostry dobrowolnie wybrały śmierć, by ratować braci. Ty przyjąłeś ich ofiarę. Przez wstawiennictwo Błogosławionych Sióstr usłysz nasze prośby, które zanosimy do Ciebie w imię Jezusa, naszego Pana. Amen.

    *******

    11 zakonnic dobrowolnie poszło na śmierć, ratując życie 120 osób. Męczennice z Nowogródka

     Nowogródka nie opuszczać - bł. Maria Stella i Towarzyszki
    obraz w kościele pod wezwaniem PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO, NOWOGRÓDEK. fot: Henryk Przondziono/GOŚĆ NIEDZIELNY
    Bł. Maria Stella i towarzyszki

    **

    Znamy św. Maksymiliana, który poszedł na śmierć za jednego człowieka. Ta historia jest mniej znana: 11 sióstr oddało życie za 120 osób.

    Służba nazaretanek

    W Nowogródku, miejscowości oddalonej dziś o ok. 140 km na wschód od granicy polsko-białoruskiej, pierwsze siostry nazaretanki pojawiły się w 1929 r. Posługiwały jako nauczycielki.

    Działały prężnie – najpierw internat, potem w osiem miesięcy wybudowana szkoła powszechna, a wszystko w połączeniu z posługą w kościele Przemienienia Pańskiego, tzw. Białej Farze. Miejscowi katolicy mówili o nich „nasze siostry”, a mieszkający w tych okolicach licznie Tatarzy czy Żydzi – „panie siostry”.

    Po wybuchu II wojny światowej siostry nazaretanki musiały opuścić szkołę i klasztor. W świeckich strojach imały się różnych zajęć, by nie być dla nikogo obciążeniem. Przyjmowano je pod dachy prywatnych domów, a ich życie wspólnotowe ograniczyło się do mszy świętych i różańca w parafialnym kościele.

    Egzekucja sióstr nazaretanek

    W 1941 r. Sowietów z Nowogródka wyparli Niemcy. Gdy w 1943 r. w wyniku udanych akcji partyzanckich poczuli się zagrożeni, zaczęli planowo mordować niewinnych ludzi. 18 lipca 1943 r. aresztowali grupę 120 osób, których planowali rozstrzelać.

    Był to moment wzbudzenia w sercach nazaretanek chęci podjęcia heroicznych kroków. Postanowiły oddać życie za aresztowanych, za ludzi, którzy byli przecież odpowiedzialni za swoje rodziny. Gdy okazało się, że zagrożone jest również życie jedynego okolicznego kapłana, ks. Aleksandra Zieniewicza, gotowość oddania życia w sercach sióstr wzmogła się jeszcze bardziej.

    W efekcie większość aresztowanych wywieziono na roboty do Niemiec. Część z nich zwolniono. Wszyscy ocaleli. Natomiast siostry zostały wezwane na komisariat.

    Stawiły się na nim 31 lipca 1943 r. po wieczornej modlitwie. 1 sierpnia około 5.00 rano w okolicznym lesie nazaretanki z Nowogródka – pobłogosławione przez przełożoną, s. Marię Stellę, na klęczkach i zatopione w modlitwie – zostały rozstrzelane.

    11 bohaterskich zakonnic

    Maria Stella od Najświętszego Sakramentu, Maria Imelda od Jezusa Hostii, Maria Rajmunda od Jezusa i Maryi, Maria Daniela od Jezusa i Maryi Niepokalanej, Maria Kanuta od Pana Jezusa w Ogrójcu, Maria Sergia od Matki Bożej Bolesnej, Maria Gwidona od Miłosierdzia Bożego, Maria Felicyta, Maria Heliodora, Maria Kanizja, Maria Boromea – oto kobiety, które poszły za Jezusem w charyzmacie nazaretańskiej służby rodzinie i wypełniły ten charyzmat absolutnie do końca.

    Najpierw przez mrówczą, codzienną pracę w służbie rodzinom w Nowogródku, oddając życie w codzienności, potem przez heroiczną decyzję, która ocaliła fizycznie życie wielu z tych rodzin, oddając swoje konsekrowane życie w sposób ostateczny i zdobywając dla siebie niebo.

    Są w niebie!

    To m.in. one jako pierwsze zostały beatyfikowane w Rzymie przez Jana Pawła II w jubileuszowym roku 2000. Nastąpiło to 5 marca. Papież w trakcie homilii powiedział:

    Bóg był dla nich podporą przez całe życie, a zwłaszcza w chwilach straszliwej próby, kiedy przez całą noc oczekiwały na śmierć (…).

    Mówi Chrystus: «Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich» (J 15, 13). Tak, nie ma większej miłości od tej, która gotowa jest oddać życie za braci.

    Dziękujemy wam, błogosławione męczennice z Nowogródka, za to świadectwo miłości, za przykład chrześcijańskiego bohaterstwa i zawierzenia mocy Ducha Świętego. «Wybrał was Chrystus i przeznaczył na to, abyście przyniosły owoc waszego życia i aby owoc wasz trwał» (por. J 15, 16). (…) Jesteście dziedzictwem całego Kościoła Chrystusowego po wszystkie czasy, a zwłaszcza na Białorusi.

    Bóg jest wielki, że daje przykłady tak heroicznej służby i naśladowania ukrzyżowanego Jezusa. Ta historia budzi wielkie przejęcie i każe spojrzeć na swoją codzienność. Czy ja oddaję życie? Czy jestem gotowy ponosić ofiarę?

    Dzisiejsze ofiary w naszej części kuli ziemskiej najczęściej nie wiążą się z męczeństwem. Ale pamiętajmy, że męczeństwo to nie tylko śmierć fizyczna. Męczeństwo to również śmierć mojego egoizmu, mojej racji, mojego grzechu. Wpatrzony w krzyż i historię nazaretanek z Nowogródka mam jeszcze więcej siły, by służyć na co dzień moim bliskim. Bóg jest wielki, że daje tak inspirujące przykłady!

    Aleteia/Jarosław Kumor – redaktor naczelny i jeden z liderów programu formacyjnego dla mężczyzn “Droga Odważnych” (www.odwazni.pl). Współpracuje z tygodnikiem “Niedziela”.

    ***

    sobota – 5 września

    XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY

    **

    wspomnienie świętej Matki Teresy z Kalkuty,
    dziewicy i zakonnic
    y

    Hospicjum Gdańskie im. Matki Teresy z Kalkuty

    **


    Matka Teresa – właściwie Agnes Gonxha Bojaxhiu – urodziła się 26 sierpnia 1910 r. w Skopje (dzisiejsza Macedonia) w rodzinie albańskiej. Została ochrzczona następnego dnia i ten dzień obchodziła później jako swoje urodziny. Dzieciństwo upłynęło jej w harmonii, pośród małych, codziennych spraw, w atmosferze wsparcia ze strony rodziny. W 1919 r. jej ojciec, kupiec, wyjechał w interesach. Wrócił z podróży w bardzo ciężkim stanie zdrowia i mimo natychmiastowej pomocy zmarł. Odbiło się to istotnie na sytuacji materialnej rodziny. Matka pozostała bez środków do życia. Choć nie było im łatwo, przyjmowali w swoich murach ubogich i szukających pomocy. Regularnie na posiłki przychodziła do nich pewna starsza kobieta. Matka mówiła wtedy do dzieci: “Przyjmujcie ją serdecznie, z miłością. Nie bierzcie do ust nawet kęsa, jeśli wcześniej nie podzielicie się z innymi”. Ponadto matka odwiedzała raz w tygodniu staruszkę opuszczoną przez rodzinę, zanosiła jej jedzenie, sprzątała dom, prała, karmiła. Powtarzała dzieciom: “Gdy czynicie coś dobrego, róbcie to bez hałasu, jakbyście wrzucały kamyk do morza”.
    Mając 18 lat Agnes wstąpiła do Sióstr Misjonarek Naszej Pani z Loreto i wyjechała do Indii. Składając pierwsze śluby zakonne w 1931 r., przyjęła imię Maria Teresa od Dzieciątka Jezus. Sześć lat później złożyła śluby wieczyste. Przez dwadzieścia lat w kolegium sióstr w Entally, na wschód od Kalkuty, uczyła historii i geografii dziewczęta z dobrych rodzin. W 1946 r. zetknęła się z wielką biedą w Kalkucie i postanowiła założyć nowy instytut zakonny, który zająłby się opieką nad najuboższymi. W 1948 r., po 20 latach życia zakonnego, postanowiła opuścić mury klasztorne. Chciała pomagać biednym i umierającym w slumsach Kalkuty. Przez dwa lata oczekiwała na decyzję władz kościelnych, by móc założyć własne Zgromadzenie Misjonarek Miłości i zamienić habit na sari – tradycyjny strój hinduski. 7 października 1949 r. nowe zgromadzenie zostało zatwierdzone przez arcybiskupa Kalkuty Ferdinanda Periera na prawie diecezjalnym. Po odbyciu nowicjatu 12 sióstr złożyło pierwszą profesję zakonną 12 kwietnia 1953 r., a założycielka złożyła profesję wieczystą jako Misjonarka Miłości. 1 lutego 1965 r. zgromadzenie otrzymało zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską. Stopniowo do sióstr dołączali spontanicznie lekarze, pielęgnarki i ludzie świeccy. Organizowano kolejne punkty pomocy, by uporać się z chorobami będącymi skutkiem niedożywienia i przeludnienia.
    W ciągu długiego życia Matka Teresa przemierzała niezmordowanie cały świat, zakładając placówki swej wspólnoty zakonnej i pomagając na różne sposoby najuboższym i najbardziej potrzebującym. W 1963 r. założyła męską wspólnotę czynną Braci Misjonarzy Miłości. W 1968 r. papież Paweł VI poprosił Matkę Teresę o przysłanie sióstr z jej zgromadzenia do Rzymu do opieki nad biedakami. W 1976 r. Matka Teresa utworzyła wspólnotę kontemplacyjną dla sióstr i braci.
    Otrzymała wiele nagród i odznaczeń międzynarodowych, m.in. Pokojową Nagrodę Nobla w 1979 r. Dzięki temu wiele krajów otworzyło drzwi dla sióstr. Papież Paweł VI nagrodził ją Nagrodą Pokoju papieża Jana XXIII “za pracę na rzecz ubogich, obraz chrześcijańskiej miłości i wysiłki na rzecz pokoju”. W 1976 r. otrzymała nagrodę Pacem in terris. Na wniosek włoskich dzieci została Kawalerem Orderu Uśmiechu (1996).
    Wielokrotnie gościła w Polsce, odkąd w 1983 r. Misjonarki Miłości podjęły służbę w naszym kraju. Podczas tych wizyt witana była przez hierarchów Kościoła i tłumy wiernych. Przyjmowała śluby swoich sióstr, odwiedzała prowadzone przez nie domy i otwierała nowe. Spotkać ją można było też wśród bezdomnych na Dworcu Wschodnim czy u więźniów na Służewcu w Warszawie. W 1993 r. przyjęła doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dyplom wręczył jej rektor Uniwersytetu; uroczystość odbyła się jednak nie w murach krakowskiej uczelni, ale w Warszawie, w pomieszczeniu, które na co dzień służy jako stołówka dla najuboższych.
    Obecnie w ponad 560 domach w 130 krajach pracuje prawie 5 tys. sióstr. Gałąź męska zgromadzenia liczy ok. 500 członków w 20 krajach. Strojem zakonnym sióstr jest białe sari z niebieskimi paskami na obrzeżach.

    Matka Teresa zmarła w opinii świętości w wieku 87 lat na zawał serca w domu macierzystym swego zgromadzenia w Kalkucie 5 września 1997 r. Jej pogrzeb w dniu 13 września 1997 r., decyzją władz Indii, miał oprawę należną osobom zajmującym najważniejsze stanowiska w państwie.
    Na prośbę wielu osób i organizacji św. Jan Paweł II już w lipcu 1999 r., a więc zaledwie w 2 lata po jej śmierci, wydał zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego, chociaż przepisy kościelne wymagają minimum 5 lat od śmierci sługi Bożego na podjęcie takich działań. Proces na szczeblu diecezjalnym zakończono już w 2001 r. Beatyfikacji Matki Teresy dokonał w ramach obchodów 25-lecia swojego pontyfikatu św. Jan Paweł II dnia 19 października 2003 r. Kanonizacja Matki Teresy odbyła się w ramach obchodów Nadzwyczajnego Jubileuszu Świętego Roku Miłosierdzia w Watykanie 4 września 2016 r., a dokonał jej papież Franciszek.
    Kanonizacja Matki Teresy z Kalkuty

    Podczas największej batalii w obronie życia w Polsce Matka Teresa z Kalkuty, dzisiaj już ogłoszona świętą, napisała list do Polaków. Dzięki pomocy Sióstr Miłosierdzia nadszedł on faxem do biura Human Life International – Europa. Szybko ją przetłumaczyliśmy i wysłaliśmy do mediów. Przekazaliśmy Matce Teresie wielkie podziękowanie. W tym czasie była już bardo chora i zmagała się z wielkim cierpieniem. Ofiarowała je za nas, Polaków, abyśmy ochronili życie. Czy spełniliśmy jej prośbę i oczekiwania? Ten list jest nadal tak bardzo aktualny. W dniu kanonizacji św. Matki Teresy z Kalkuty warto go przypomnieć i ponownie przemyśleć.

    LIST ŚWIĘTEJ MATKI TERESY Z KALKUTY DO POLAKÓW

    Moi Drodzy!
    Bracia i Siostry w Polsce!

    Jak wiecie, jestem w szpitalu, ale słysząc o zmianach prawa, jakie są rozważane w Polsce, czuję, że Bóg chce, abym zwróciła się do Was w imieniu nienarodzonych dzieci.
    Życie jest najpiękniejszym darem Boga. On stworzył nas do wielkich rzeczy, aby kochać i być kochanym. Bóg daje nam czas na ziemi, abyśmy poznali Jego Miłość, abyśmy doświadczyli Jego Miłości do głębi naszego istnienia. Abyśmy Go kochali, byśmy kochali naszych braci i siostry. Życie jest darem Boga. Darem, którym tylko Bóg może obdarzać. I Bóg w swojej pokorze dał mężczyźnie i kobiecie zdolność współpracy z Nim w przekazywaniu życia. Jakikolwiek był Jego zamiar, nie wolno nam ingerować w ten piękny Boży dar ani go niszczyć. Dlaczego dzisiaj ludzie boją się małego dziecka? Ponieważ chcą mieć łatwiejsze, bardziej komfortowe, wygodniejsze życie? Więcej wolności? Bać się należy jedynie łamania Bożych praw, ponieważ Bóg w swojej nieskończonej i czułej miłości pragnie tylko naszego dobra, naszego szczęścia, naszej miłości.
    Moi kochani Polacy! Uczcie swoich młodych kochać Boga. Uczcie ich modlić się. A jeśli będziecie trzymać się razem, będziecie kochać się wzajemnie taką miłością, jaką Bóg kocha każdego z nas. Z całych sił starajmy się utrzymać jedność polskich rodzin. Wnośmy prawdziwy pokój w naszą rodzinę, otoczenie, miasto, kraj, w świat. Zaczynajmy od pełnego miłości pokochania małego dziecka już w łonie matki. Jak już wielokrotnie mówiłam w wielu miejscach, tym, co najbardziej niszczy pokój we współczesnym świecie, jest aborcja, ponieważ jeżeli matka może zabić swoje własne dziecko, co może powstrzymać Ciebie i mnie od zabijania się nawzajem? Najbezpieczniejszym miejscem na świecie powinno być łono matki, gdzie dziecko jest najsłabsze i najbardziej bezradne, w pełni zaufania całkowicie zdane na matkę. I pamiętajcie, że Jezus powiedział: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Ofiarowuję wszystkie swoje cierpienia, wynikające z choroby i bezradności, abyście dokonali prawidłowego wyboru – abyście wybrali życie, zgodnie z wolą Bożą. Módlmy się! Niech Bóg Was błogosławi.

    Kalkuta, 24 września 1996 r.


    Human Life International – Polska/Polski serwis pro-life/04.09.2016
    Św. Matka Teresa z KalkutyŚw. Matka Teresa z Kalkuty  (2011 Gamma-Rapho) Vatican News 

    ************************************************************************

     poniedziałek – 7 września

    XXIII tydzień okresu zwykłego

    ***

    wspomnienie św. Melchiora Grodzieckiego, kapłana i męczennika

    Dał się pociąć

    Dał się pociąć

    Św. Melchior Grodziecki: Róbcie ze mną, co chcecie, ale ja nigdy nie wyrzeknę się mojej wiary.

    Historia jego życia nie jest długa. Miał zaledwie 35 lat, kiedy wraz z dwoma innymi duchownymi oddał życie za wiarę. Zamordowali ich fanatyczni wyznawcy kalwinizmu w Koszycach (Słowacja) podczas wojny trzydziestoletniej. Oprawcy postąpili z trójką księży wyjątkowo okrutnie. Umocowali do belki każdego z nich i podnosili w górę. Nogi obciążano kamieniami. Ciało krajali nożami i wyrywali jego kawały obcęgami. Świeże rany przypalali pochodniami. Ofiary dobili, obcinając im głowy. Ciała duchownych wrzucono do miejskiej kloaki, ale po protestach miejscowej ludności wyciągnięto je i pochowano na cmentarzu. Ostatecznie szczątki męczenników koszyckich trafiły do Trnawy, gdzie spoczęły w kościele sióstr Urszulanek.

    Melchior urodził się w Cieszynie ok. 1584 r. Pochodził z rodziny szlacheckiej osiadłej w Grodźcu koło Skoczowa. Z tego rodu pochodziło już kliku innych duchownych. Melchior kształcił się w wiedeńskim kolegium jezuitów. W 1603 r. rozpoczął nowicjat jezuicki w Brnie, gdzie po 2 latach złożył pierwsze śluby zakonne. Później odbywał praktykę nauczycielską w Brnie i w Kłodzku, gdzie jezuici mieli swoje kolegia. W roku 1614 po studiach teologicznych otrzymał święcenia kapłańskie w Pradze Czeskiej. Tam też spędził pierwsze lata kapłańskiego życia. Kiedy wybuchła wojna trzydziestoletnia w 1618 prascy jezuici zostali wypędzeni z Pragi.

    Melchior został później mianowany kapelanem armii cesarskiej w Koszycach. Kiedy wojska Jerzego Rakoczego wspierające protestantów zajęły Koszyce, pastor kalwiński domagał się wymordowania wszystkich katolików w mieście. Wydano wyrok śmierci na trzech kapłanów: Melchiora Grodzieckiego, Marka Kruża (Chorwata) i Stefana Pongracza (Węgra). Wieść o okrutnej zbrodni wywołała oburzenie nawet wśród protestantów. Wkrótce na Słowacji, Węgrzech, Morawach i Śląsku zaczął się szerzyć kult męczenników. Melchior i jego dwaj towarzysze zostali beatyfikowani przez św. Piusa X, kanonizował ich Jan Paweł II w 1995 r. podczas swojej wizyty w Koszycach.

    Tuż przed śmiercią św. Melchior powiedział do swoich katów: „Róbcie ze mną, co chcecie, ale ja nigdy nie wyrzeknę się mojej wiary”. Jan Paweł II powiedział o nim: „jest przykładem ewangelicznej wytrwałości”. Brzmi dość łagodnie. Melchior dał się dosłownie pociąć na kawałki dla Chrystusa.

    ks. Tomasz Jaklewicz/GOŚŚ NIEDZIELNY 35/2010

    Św. Melchior Grodziecki

    Imię Melchior można przetłumaczyć jako „Król światła”. Patrząc na życie tego świętego kapłana i męczennika – widać bardzo wyraźnie jak Bóg był jego światłością. On przeżył swój ziemski czas w blasku obecności Pana Boga i dla Boga poświęcił całe swoje życie bez reszty, włącznie z oddaniem swojego życia w ogromnym męczeństwie. Módlmy się do Boga również za jego wstawiennictwem:

    „Męczenniku jedności Kościoła, aż do śmierci trwałeś wiernie przy słowie Bożym przechowywanym i głoszonym we wspólnocie, która dochodzi do pełni prawdy dzięki Duchowi Świętemu i strzeże depozytu wiary. Wypraszaj nam posłuszeństwo wobec głoszonej Ewangelii oraz gotowość dawania świadectwa wierności Kościołowi. Amen”.

    ************************************************************************

    środa – 9 września

    XXIII tydzień okresu zwykłego

    wspomnienie św. Piotra Klawera

    SAINT PETER CLAVERKamilokardona | CC BY-SA 3.0

    **

    Św. Piotr Klawer, kapłan, urodził się 1580 roku w Verdu (Katalonia). W roku 1596 rozpoczął studia humanistyczne na Uniwersytecie Barcelońskim, a w roku 1602 wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. O powołaniu misyjnym dowiedział się głównie od św. Alfonsa Rodrigueza, furtiana kolegium Towarzystwa na Majorce. Wyświęcony na prezbitera na misji kolumbijskiej w roku 1616, aż do śmierci wykonywał tam pracę apostolską wśród murzyńskich niewolników, stawszy się na mocy ślubu “zawsze sługą Murzynów”. Utrudzony ciężką pracą, zmarł w Kartagenie w Kolumbii 8 września 1654 roku. Beatyfikowany w 1851, kanonizowany w 1888 roku. Przez Leona XIII ogłoszony patronem misji wśród Murzynów. Jest także patronem sióstr klawerianek.

    **************

    Gdy was wyłączą spośród siebie

    kard. Robert Sarah/opoka/pl

    **

    Dla gorliwych obrońców ponowoczesności wartości tradycyjne wywodzące się z cywilizacji judeochrześcijańskiej są jakoby przestarzałe, niepotrzebne i niebezpieczne. Rodzina nigdy nie była tak bardzo nękana. Pod płaszczykiem humanizmu i braterstwa wyszydzana jest godność człowieka. Zepsucie obyczajów i przemoc wymierzona przeciw kobietom osiągają niedościgły poziom.

    Zachód jest zatruty ideami, które powodują wypaczenie sumień i deprawację wrażliwości.

    Zło, przemoc, zbrodnie, perwersja seksualna istniały zawsze. Niewątpliwie były w historii takie okresy, kiedy ohyda, brutalność, obsceniczność, nieczystość, szał erotyczny i upojenie seksualne królowały tak samo jak dzisiaj. Jednakże w porównaniu z tymi epokami dziś panuje zinstytucjonalizowana kultura hedonistyczna, która zagraża życiu człowieka w przyszłości. Niedawno temu młodzi byli zanurzeni w ogromie niekwestionowanych wartości wywodzących się z cywilizacji judeochrześcijańskiej. Dzisiaj są one odrzucane jako nieprzystosowane i przestarzałe, i są zwalczane.

    Opierając się na rozumie, Zachód usiłuje skończyć ze „starym światem”. Największym dramatem naszych czasów jest przemieszanie dobra ze złem. Wydaje się, że umysł zatracił zdolność do przeprowadzenia takiego rozróżnienia. Rozum już nie wie, co szkodzi naturze ludzkiej, istnieniu człowieka, a co nie jest szkodliwe. Zbyt wielu młodych i dorosłych ignoruje lub kategorycznie neguje znaczenie wielkich zasad świata. Zagubiliśmy busolę, która ma nadawać kierunek moralnemu osądowi człowieka.

    Jeśli rozum nadal jest w stanie znaleźć prawdę, wydaje się zagubiony w trzęsawiskach i mgłach, które go oślepiają i udaremniają mu otwarcie się na prawdę.

    Człowiek Zachodu zanieczyszcza sam siebie. Można zaobserwować przejmującą analogię między zanieczyszczeniem przyrody i zanieczyszczeniem człowieka. Wiemy, że nie należy używać niektórych produktów chemicznych w celu powiększenia zysku z plonów w rolnictwie, ale nadal to robimy. Tak samo jest z życiem moralnym: człowiek zatracił zmysł Absolutu. Ugrzązł w znieczulającym relatywizmie. Toteż rozprasza się, załamuje się, przestaje odnajdywać swoją drogę.

    kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. 

    z książki: “Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – wyd. Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019).

    *********************************************

    czwartek – 10 września

    XXIII tydzień okresu zwykłego

    Święta Pulcheria, cesarzowa – wspomnienie

    Fresk przedstawiający św. Pulcherię
    Pulcheria urodziła się 19 stycznia 399 r. w Konstantynopolu jako jedno z pięciorga dzieci cesarza Arkadiusza. Po śmierci ojca, matki i siostry została oddana na wychowanie pod opiekę eunucha, Antiocha, dzięki któremu otrzymała wszechstronne wykształcenie. Władała doskonale nie tylko językiem greckim, ale również łacińskim.
    14 lipca 414 r. jej brat, Teodozjusz, został cesarzem. Natychmiast do współrządów powołał Pulcherię i nadał jej tytuł Augusty (cesarzowej). W senacie umieszczono jej popiersie obok popiersia cesarza. Odtąd dzieliła z bratem rządy, wywierając na niego przemożny, ale też i dobroczynny wpływ. Z jej inicjatywy wyszły dekrety przeciwko montanistom i eunomianom (415), a potem przeciwko nestorianom (429). Wydała także ustawę zabraniającą poganom przyjmowania publicznych urzędów i stanowisk państwowych (416). Hierarchii Kościoła okazywała wielki szacunek, wspierała kościoły i klasztory. Złożyła ślub dozgonnej czystości, składając na odpowiednim dokumencie własnoręczny podpis. Skłoniła do tego samego również dwie swoje siostry. Oddawała się w wolnym czasie pilnie studiom Pisma świętego, modlitwie i dziełom miłosierdzia. Jej osobistą zasługą było to, że stosunki pomiędzy Rzymem a Konstantynopolem ułożyły się bardzo pomyślnie. Korespondowała z papieżem św. Leonem I Wielkim i sama także otrzymywała od niego listy. Popierała rozwój kultury, wspierała budowę nowych świątyń.
    Po pewnym czasie na zaplecze władzy cesarskiej dostał się ambitny minister Chryzapiusz. Miał on tak wielki wpływ na cesarza, że stał się niemal wszechwładny. Swoimi intrygami doprowadził do tego, że Pulcheria musiała opuścić dwór cesarski i zamieszkać w pałacu w Hebdomon, gdzie wiodła życie na pół klasztorne. Patriarcha Konstantynopola, Nestoriusz, dla przypodobania się cesarzowi i jego ministrowi, jawnie okazywał cesarzowej swoją niechęć. Posunął się tak daleko, że nie pozwalał jej uczestniczyć w niedzielnej liturgii. Zniszczył też jej portret zawieszony przy ołtarzu obok złożonych przez nią darów i dokumentu ślubu dozgonnego dziewictwa. Pulcheria jawnie potępiła jego błędy i okazywała swoją przyjaźń największemu pogromcy jego herezji, św. Cyrylowi Aleksandryjskiemu. Kiedy za zezwoleniem cesarza zwołano do Efezu synod i dotkliwie pobito na nim wyznawców prawowiernych przekonań (przeszedł on do historii pod nazwą synodu “zbójeckiego”), Pulcheria dała publicznie wyraz swojemu oburzeniu (449). Papież św. Leon I wyraził jej za to podziękowanie i uznanie. Cesarzowa odpowiedziała listem, domagającym się zwołania soboru powszechnego.
    28 lipca 450 r. zmarł cesarz Teodozy II. Pulcheria natychmiast powróciła na dwór cesarski, usunęła Chryzapiusza i objęła rządy. Niedługo potem poślubiła prawie 60-letniego i chorowitego dowódcę wojska, senatora Marcjana, który jako cesarz objął z nią współrządy. Postawiła wszakże warunek, że małżeństwo będzie dziewicze. Koronacja odbyła się 25 sierpnia 450 r. Papież św. Leon I wysłał delegację z gratulacjami. Cesarzowa z tej okazji (451) dokonała uroczystej translacji (przeniesienia) relikwii św. Flawiana, patriarchy Konstantynopola, który na synodzie “zbójeckim” tak został pobity, że niebawem zmarł. Jego relikwie przeniesiono do kościoła Dwunastu Apostołów, który odgrywał wówczas rolę narodowego mauzoleum cesarstwa. Znajdowały się tam relikwie Apostołów (stąd nazwa kościoła) i znakomitych świętych Kościoła wschodniego.

    Moneta z wizerunkiem św. Pulcherii z V w.Ostatnim wielkim dziełem św. Pulcherii było zwołanie Soboru Chalcedońskiego w roku 451, na którym została definitywnie i ostatecznie potępiona nauka Nestoriusza. W jednej z sesji cesarzowa uczestniczyła osobiście i odebrała hołd od ojców soboru. Papież po odbytym soborze wysłał osobne pismo z podziękowaniem do cesarzowej.
    Pulcheria panowała 39 lat. Zmarła w roku 453, mając 54 lata. Jej ciało umieszczono w kościele Dwunastu Apostołów. Cesarz Leon, następca Marcjana, na grobowcu Pulcherii umieścił jej portret. Kazał także na jednym z placów Konstantynopola umieścić jej posąg. Czczona jest jako święta zarówno przez katolików, jak i prawosławnych.

    W ikonografii święta Pulcheria przedstawiana jest w stroju cesarskim, w koronie na głowie. W dłoni trzyma model kościoła.
    Internetowa Liturgia Godzin.pl

    ************************************************************************

    piątek – 11 września

    XXIII tydzień okresu zwykłego

    wspomnienie świętych męczenników – Prota i Hiacynta

    Święci Prot i Hiacynt
    Prot i Hiacynt (Jacek) to święci męczennicy rzymscy z III wieku. Wiemy o nich niewiele, choć o ich kulcie zaświadczają wczesnochrześcijańskie dokumenty liturgiczne. Święty papież Damazy (IV w.) obu męczenników rzymskich nazwał braćmi, nie wiadomo jednak, czy w tym sformułowaniu chodziło o więzy krwi.
    Prawdopodobnie byli służącymi św. Eugenii Rzymskiej, którzy wraz z nią udali się do Egiptu, gdzie biskup Elipiusz ochrzcił ich. Było to w czasach prześladowania chrześcijan przez cesarza Galiena (260-268). Około roku 262 obaj zostali wysłani przez św. Eugenię do młodej Rzymianki imieniem Bazylia, by ją pouczyć i ochrzcić. Zostali wtedy pojmani przez pogan, którzy usiłowali przymuszać ich do złożenia ofiary bożkom. Kiedy święci weszli do pogańskiej światyni, figura bożka spadła i roztrzaskała się.
    Nie ma pewności, czy Prot i Hiacynt zginęli przez ścięcie, czy przez spalenie. Czczeni są przez katolików i prawosławnych.
    W 1845 r. w katakumbach Bazyli przy Via Salaria (obecnie są to katakumby św. Hermesa, męczennika) archeolodzy odkryli grób św. Hiacynta z dobrze zachowanym napisem. Jego ciało było zawinięte w resztki drogocennego materiału.
    Internetowa Liturgia Godzin – Czytelnia

    ************************************************************************

    XXIII NIEDZIELA ZWYKŁA

    6.IX.2020

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godz. 14.00

    LITURGIA SŁOWA

    Czytanie z Księgi proroka Ezechiela – Ez 33,7-9

    To mówi Pan: „Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela, abyś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu. Jeśli do występnego powiem: «Występny musi umrzeć», a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi, to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 95

    R/ Słysząc głos Pana, serc nie zatwardzajcie.

    Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu,
    wznośmy okrzyki ku chwale Opoki naszego zbawienia,
    stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem,
    radośnie śpiewajmy Mu pieśni. R/

    Przyjdźcie, uwielbiajmy Go padając na twarze,
    zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył.
    Albowiem On jest naszym Bogiem,
    a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku. R/

    Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego:
    „Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba,
    jak na pustyni w dniu Massa,
    gdzie mnie kusili wasi ojcowie,
    doświadczali mnie, choć widzieli moje dzieła”. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 13,8-10

    Bracia: Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: „Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj” i wszystkie inne, streszczają się w tym nakazie: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. W Chrystusie Bóg pojednał świat ze sobą, nam zaś przekazał słowo jednania. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 18,15-20

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.

    Dalej zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.
    Oto słowo Pańskie.

    ******

    komentarz do Liturgii Słowa

    Jezusowe nauczanie – James Tissot (1886 and 1894)

    **

    Dzisiejsze Boże Słowo może wywoływać w człowieku niepokój. No bo jak ja mogę być odpowiedzialny za mojego brata i mam mu robić upomnienia?  Owszem, bywa, że ktoś znajduje satysfakcję w rozdawaniu swoich uwag co do postępowania otaczających go ludzi. Takiemu dobrze by zrobiło przeczytać co napisał grecki bajkopisarz Ezop, żyjący w IV wieku przed Chrystusem, że każdy człowiek nosi na sobie dwie torebki: jedną z przodu, a drugą na plecach. Do tej z przodu wkłada różne błędy i słabości, które widzi u innych. Zaś do tej na plecach – swoje własne, których później nie widzi. Dlatego wychodzi taka dysproporcja w pojemnościach owych  torebek. Do tego jeszcze swoje własne zło człowiek bardzo łatwo potrafi usprawiedliwić. Chrystus przestrzega swoich uczniów: „Wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata”.

    Na sprawę odpowiedzialności za drugiego człowieka trzeba spojrzeć nie w oderwaniu od społeczności Kościoła – co jest bardzo podkreślone w dzisiejszej Ewangelii. Jezus zapewnia o swojej obecności wśród nawet tylko dwóch albo trzech zgromadzonych w Jego imię i jeżeli będą prosić o coś zgodnie – stanie się to ich udziałem. Tę obietnicę od samego początku chrześcijanie łączyli z niedzielnym zgromadzeniem liturgicznym. Bowiem w pismach św. Ignacego z Antiochii można znaleźć taki oto tekst: „Niech nikt nie błądzi! Kto nie przebywa w pobliżu ołtarza, pozbawia się Chleba żywego! Wiemy, jak wielką moc posiada modlitwa dwóch lub trzech osób. O ileż większą moc ma modlitwa całego Kościoła. Kto więc nie uczęszcza na wspólne zgromadzenia, unosi się pychą, sam siebie w ten sposób osądza. Napisano bowiem: Bóg pysznym się sprzeciwia”. Tekst ten pochodzi z roku 108. A więc jest to czas, w którym nawet 10 lat nie minęło od śmieci św. Jana Apostoła. Wówczas opuszczanie niedzielnej Eucharystii było odbierane przez tych pierwszych chrześcijan bardziej jako pycha ludzka a nie jako lenistwo. Modlitwa całego zgromadzenia na Eucharystii Kościoła jest bardzo ważna. I musi w niej być obecny istotny element: zgodność w modlitwie: „Jeśli dwaj z was zgodnie o coś prosić będą, tego wszystkiego użyczy im Ojciec mój, który jest w niebie”. W języku greckim występujący tam czasownik brzmi: ‘symfonein’, z którego pochodzi  słowo ‘symfonia’.  Tu staje się bardziej zrozumiała potężna modlitwa Kościoła, którą można w jakimś sensie porównać z ogromną orkiestrą symfoniczną.

    O. Jacek Salij, dominikanin, pisze, że: „Symfonię modlitewną w całym tego słowa znaczeniu zanosi do Boga cały Kościół. Modlimy się o bardzo różne rzeczy. Jeden modli się o zdrowie dla siebie lub dla kogoś bliskiego, kto inny modli się o uwolnienie męża lub brata z nałogu pijaństwa, jeszcze ktoś inny modli się o nawrócenie swojej żony lub syna. Ktoś modli się o zrozumienie i ukochanie woli Bożej, ktoś modli się o zgodę w rodzinie, albo o łaskę powołania kapłańskiego lub zakonnego dla kogoś ze swych dzieci.

    Naszej jedności modlitewnej nie przeszkadza to, że intencje naszych modlitw są różne. Byle by nas wszystkich, którzy się modlimy, ożywiło pragnienie ukochania woli Bożej. Byle byśmy wszyscy starali się żyć w łasce Bożej, byle by w naszych sercach mieszkał Duch Święty.”  

    Ale jeżeli w sercach modlących nie ma nic z tych pragnień, wtedy do Boga co dochodzi? Przeciwieństwo symfonii. Nie ma wówczas żadnego współbrzmienia. O takiej modlitwie prorok Izajasz  mówi: „To tylko zgiełk wasz rozlega się na wysokości”.

    Jeżeli we mnie, w moim sercu coraz bardziej pragnę chcieć dostrzec troskę, biedę, rozpacz, opuszczenie drugiego człowieka, wtedy będę zbliżał się coraz bardziej do tej właściwej, jedynie prawdziwej rzeczywistości, o której św. Paweł w dzisiejszym II Czytaniu tak pisze: „nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością…Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa”.

    Tu dopiero staje się zrozumiała troska o drugiego człowieka, którego pragnę ostrzec, tak jak ostrzegał strażnik Jerozolimę wobec nadchodzących armii nieprzyjaciela u proroka Ezechiela w dzisiejszym I Czytaniu.

    Takim prorokiem naszych czasów czy nie była Matka Teresa opiekunka ubogich i umierających? Jej życie było nieustannym ostrzeganiem, że świat idzie w złym kierunku. Swego czasu Malcolm Muggeridge przeprowadził z nią rozmowę. I Matka Teresa mówiła do niego w ten sposób:

    „Sadzę, że ludzie dzisiaj przestali uważać biedaków za takie istoty ludzkie, jakimi są sami. Patrzą na nich z góry. Gdyby jednak mieli ów głęboki szacunek dla godności ludzi biednych, to z pewnością łatwiej by im było zbliżyć się do nich oraz dostrzec, że i ci biedacy są dziećmi Boga, że mają takie samo prawo do życia, miłości i opieki jak wszyscy inni. W czasach rozwoju każdy się spieszy i jest zapędzony, pozostawiając po drodze tych, którzy upadli i nie są w stanie z nami współzawodniczyć. I właśnie tych chcemy kochać, pragniemy im służyć i troszczyć się o nich.”

    Prawdziwa miłość nie szuka jakiś rozwiązań poza Bożymi przykazaniami a jest  najpewniejszym sposobem, aby przemóc zło.

    Oby dzisiejsza Eucharystia wyprowadzając nas z ludzkich dróg niesprawiedliwości otworzyła nasze słabe serca na Boży rytm – bowiem tu znajduje się źródło, z którego wypływa miłość wzajemna. 

    ks. Marian SAC

    ***************************************************************************

    I CZWARTEK MIESIĄCA – MSZA ŚW. o godz. 20.30

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    po Mszy św. – godzinna Adoracja

    Adoracja Najświętszego Sakramentu
    fot.Opoka.pl
    **

    21.00 – 22.00

    adoracja przed Najświętszym Sakramentem w intencji kapłanów

    ***

    W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo

    Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.

    Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.

    W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.

    Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.

    W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu. 

    Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.

    Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest kapłaństwo. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.

    Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.

    ***

    Modlitwa św. Faustyny:

    O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.

    O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.

    ***

    Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:

    Boże miłosierny,
    daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!

    Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
    aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
    a żaden powołany nie został pominięty.

    Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
    jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!

    Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
    głoszą słowem, przykładem i życiem!

    Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
    oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
    i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.

    Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
    którego wylałeś na Apostołów!

    Amen.

    PROŚCIE PANA ŻNIWA…

    “Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.

    cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)

    ***********************************

    I PIĄTEK MIESIĄCA – MSZA ŚW. o godz. 19.00

    przed Mszą św. godzinna adoracja

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego

    fot. Adrianna Sierocińska/Tygodnik Niedziela

    ***

    Koła ratunkowe

    Koła ratunkowe
    Obietnice Pana Jezusa dane św. Małgorzacie Marii Alacoque fot.Henryk Przondziono/GOŚĆ NIEDZIELNY

    **

    Pierwszy piątek i sobota miesiąca. Czy możemy je traktować jak polisę ubezpieczeniową na wieczność?

    Wtym tygodniu przypadają pierwszy piątek i sobota miesiąca – słyszymy regularnie w kościołach. O popularnych nad Wisłą praktykach pierwszych piątków wiemy sporo. Tradycja ma już bowiem… 336 lat. To forma kultu Serca Jezusa objawiona św. Małgorzacie Marii Alacoque w 1673 r. Jezus obiecał tym, którzy odprawią nabożeństwo 9 pierwszych piątków, że nie umrą bez sakramentów świętych. Inną nieprawdopodobną odgórną „ofertę” usłyszała s. Faustyna. Dotyczyła ona Koronki do Bożego Miłosierdzia: „Kapłani będą ją podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby grzesznik był najzatwardzialszy, jeżeli tylko raz zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego”– zapewniał siostrę drugiego chóru sam Jezus.

    Tajemnica druga: serce w cierniach

    A pierwsze soboty? To nabożeństwa związane z objawieniami w Fatimie. Szukający zawsze drugiego dna i węszący we wszystkim sensację skupiliśmy się przede wszystkim na trzeciej tajemnicy. Napisano o niej grube opracowania, zanim jeszcze Watykan ujawnił 9 lat temu treść orędzia. O nabożeństwach pierwszych sobót, wspomnianych w drugiej tajemnicy, wiemy niewiele. Ostatnio zrobiło się o nich znów głośno. W tym roku ruszyła Wielka Nowenna Fatimska – międzynarodowa inicjatywa związana z przygotowaniami do 100. rocznicy objawień.

    13 maja 1917 roku w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria objawiła się Maryja. Pastuszkom, którzy nigdy nie wytknęli nosa poza zabitą dechami wioskę, oznajmiła słowa, które miały wstrząsnąć Kościołem. Rosja wrzała, przygotowując leninowską rewolucję, wokół wybuchały bomby I wojny światowej, a na krańcu Europy dzieci otrzymały przesłanie mające przesądzić o losach świata. Łucja miała 10 lat, Franciszek 9, Hiacynta jedynie 7. Maryja prosiła: „Uciekajcie się do mojego Niepokalanego Serca, pokutujcie w intencji nawrócenia grzeszników”.

    W czasie kolejnych objawień Maryja pokazała dzieciom swe Niepokalane Serce otoczone cierniami. Dzieci miały zobaczyć również piekło. Ta wizja bardzo je przeraziła. „Widziałyście piekło, do którego trafiają dusze biednych grzeszników. Aby ich zbawić, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczynią to, co wam powiem, wiele dusz się zbawi i zazna pokoju….” – zapowiedział Gość z nieba. Dodał też, że jeśli ludzkość nie opamięta się, „wybuchnie nowa, jeszcze gorsza wojna światowa, a Kościół zostanie prześladowany”. Maryja przyrzekła, że wróci, by prosić o wynagrodzenie w pierwsze soboty miesiąca.

    Hiacynta i Franciszek zmarli wkrótce po objawieniach. Tajemnice, które usłyszeli, zabrali z sobą do grobu. Łucja skrupulatnie notowała słowa Maryi: „Bóg chce wprowadzić na świecie cześć Mego Niepokalanego Serca. Tym, którzy przyjmą to nabożeństwo, obiecuję zbawienie. Dusze te będą przez Boga kochane jak kwiaty, postawione przeze Mnie dla ozdoby Jego tronu. Jeśli się zrobi, to co wam powiem, wielu zostanie uratowanych przed piekłem i nastanie pokój na świecie… Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał znieść wiele cierpień. Różne narody zginą. Na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.

    Co usłyszała portugalska nastolatka?


    Siedem lat po zakończeniu fatimskich objawień Maryja zezwoliła siostrze Łucji na ujawnienie treści drugiej tajemnicy. 10 grudnia 1925 r. w hiszpańskim Pontevedra Łucja usłyszała o pierwszych sobotach miesiąca. Miał to być praktyczny wymiar kultu Serca Maryi. „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć i przekaż wszystkim, że obiecuję przyjść na pomoc w godzinę śmierci z wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia tym, którzy przez 5 kolejnych miesięcy w pierwsze soboty: odprawią spowiedź, przyjmą Komunię św., odmówią Różaniec i przez 15 minut towarzyszyć Mi będą, rozmyślając o 15 tajemnicach Różańca w intencji zadośćuczynienia” – opowiadała Maryja.

    Gdy pięć lat później Łucja poproszona o wyjaśnienie, dlaczego trzeba praktykować akurat pięć sobót, wyjaśniała, że ukazał jej się sam Jezus, tłumacząc: „Powód jest prosty: jest 5 rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi: bluźnierstwa przeciw Niepokalanemu Poczęciu; przeciwko Jej Dziewictwu; przeciwko Boskiemu Macierzyństwu, gdy jednocześnie nie chce się uznać Jej za Matkę ludzi; starania ludzi, którzy usiłują publicznie wpajać w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet odrazę wobec Niepokalanej Matki; bezpośrednie znieważanie Maryi w Jej świętych wizerunkach. Oto moja córko powody, dla których Niepokalane Serce Maryi nakazuje Mi żądać tego małego zadośćuczynienia. To zadośćuczynienie poruszy Moje Miłosierdzie i wybaczę temu, kto miał nieszczęście Ją znieważyć”.

    Zaliczyłem!


    Po zamachu na swoje życie Jan Paweł II zapoznał się z dokumentacją objawień. Stał się apostołem orędzia z Fatimy, bo jak podkreślał, swe ocalenie wiązał z objawieniami Maryi w portugalskiej wiosce. 13 maja 2000 roku spotkał się na rozmowie w cztery oczy z s. Łucją. Sam praktykował nabożeństwo pierwszych sobót. Bardzo wymowny był dzień jego śmierci. Zmarł w pierwszą sobotę miesiąca, w wigilię uroczystości Bożego Miłosierdzia. Wyrachowani do bólu, czynimy z fatimskiego przesłania teologię bankomatu. Obietnice traktujemy jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej. Bóg rzuca nam koła ratunkowe, a my przerabiamy je na walutę. Wrzucamy je do bankomatu i z uśmiechem sprawdzamy stan konta. No, nie jest najgorzej: troszkę już się uzbierało.

    O takiej mentalności znakomicie opowiada jezuita o. Wojciech Ziółek: – Z wymyślonym przez nas Bogiem jest bardzo wygodnie żyć. Wystarczy się rozliczyć jak z fiskusem. Płacę i wymagam. Jaka praca, taka płaca. Traktujemy modlitwę jak kartę kredytową: wkładam i wypłacam. Wystarczy wstukać PIN: ko-ron-ka albo ró-ża-niec i gotowe. Troszkę wprawdzie trzeba pocierpieć, ale generalnie się opłaca. Nie musimy wpadać w ręce Boga żywego”. Tymczasem sama s. Łucja wyraźnie przestrzegała, że w praktyce pięciu sobót należy podkreślić intencję wynagrodzenia za grzeszników, a nie asekurację na godzinę śmierci.

    Inne zagrożenie? Praktyka pierwszych piątków czy sobót bardzo łatwo może zamienić się w magiczne rytuały. „Uzbierałem już osiem pierwszych piątków ale, niestety, w ostatnim miesiącu nie mogłem dojść do kościoła. I co? Wszystko na nic?”. Przypomina mi to historię naszego fotoreportera, który spacerował po meczecie w Damaszku. Kilka razy przechodził między modlącymi się muzułmanami a torbami, które kładli przed sobą na podłodze. Za każdym razem reagowali zniecierpliwionym fuknięciem. W końcu, gdy nasz fotograf przeparadował między jednym z rozmodlonych facetów a jego torbą, ten zniecierpliwiony przeniósł się na inne miejsce. Okazało się, że gdy ktoś zakłóci muzułmanom przestrzeń modlitwy, którą sobie stworzą, muszą zaczynać wszystkie modlitwy od początku. Z praktyki „kolekcjonowania” piątków i sobót może wyłonić się nieprawdziwy obraz Boga – buchaltera z kalkulatorem w dłoni, który z satysfakcją zaznacza parafkę w kolejnych rubrykach. – Skupiamy się na gadżetach, a zapominamy o istocie – wyjaśnia w wywiadzie ks. dr Grzegorz Strzelczyk. W 1943 roku ukryta w lasach Beskidu mistyczka Kunegunda Siwiec usłyszała od Maryi: „Twoje serce jest małym niebem dla mojego syna. Odpoczywa w Nim. Pocieszaj Go”. Dwadzieścia lat wcześniej portugalska dziewczyna Łucja dos Santos usłyszała: „Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć”. To istota objawień.

    Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NNIEDZIELNY 46/09

    **************************************

    I SOBOTA MIESIĄCA – MSZA ŚW. o godz. 18.00

    po Mszy św. nabożeństwo pierwszej soboty miesiąca wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa skierowane przeciwko Najświętszej Maryi Pannie

    Warszawa, Kraków: modlitwa wynagradzająca – katolicka odpowiedź na „tęczową” profanacjęźródło: pixabay.com/PCh.pl

    **

    *********************************************************

    Testament do wypełnienia

    Jasna Góra, 8 września 1946 r. Prymas Hlond w obecności całego episkopatu i prawie miliona wiernych oddaje naród polski Niepokalanemu Sercu Maryi
    Jasna Góra, 8 września 1946 r. Prymas Hlond w obecności całego episkopatu i prawie miliona wiernych oddaje naród polski Niepokalanemu Sercu Maryi
    PAP/CAF

    **

    Każdy, kto czyta wypowiedzi i pisma kard. Augusta Hlonda, ze zdumieniem i wyrzutami sumienia odkrywa ich aktualność.

    Był czwartek 21 października 1948 roku. Od kilku dni prymas Polski kard. August Hlond czuł, że siły go opuszczają. Miał świadomość, że umiera. „Niech teraz wyjdzie stąd wszystko, co doczesne, niech wejdzie wieczność” – zapisali świadkowie tamtych dni, notując ostatnie słowa odchodzącego pasterza. „Siły szatańskie zwyciężyły moje ciało. Lecz wy walczcie dalej. Zwycięstwo wasze jest pewne. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa… Nie rozpaczajcie! Nie rozpaczajcie. Lecz zwycięstwo, gdy będzie, będzie zwycięstwem błogosławionej Maryi Dziewicy…” – mówił w przeddzień swojej śmierci prymas Hlond, zachęcając uprzednio: „Jeżeli mnie nie będzie, wy walczcie, aby sprawa Boża zwyciężyła”.

    Kontynuatorzy

    Wiele lat później do maryjnej przepowiedni swego poprzednika na prymasowskiej stolicy nawiązał kard. Stefan Wyszyński. 31 maja 1965 roku przypomniał, wyznając: „[Kard. Hlond] to bowiem powiedział: »Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej«. Ja jestem tylko wykonawcą jego programu. Pracuję nad tym, aby to zwycięstwo przyszło i aby było to zwycięstwo Matki Najświętszej. Ono przyjdzie i będzie Jej zwycięstwem”. To nie tylko gest skromności i pokory. To wyraźne wskazanie zarówno znaczenia, jakie w misji Kościoła na polskiej ziemi Wyszyński przypisywał Hlondowi, jak i tego, jak postrzegał swoją rolę. Do tych samych słów Hlonda odwołał się też bł. Jan Paweł II w swoim „Testamencie”. Napisał: „Kiedy w dniu 16 października 1978 konklawe kardynałów wybrało Jana Pawła II, Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński powiedział do mnie: »Zadaniem nowego papieża będzie wprowadzić Kościół w Trzecie Tysiąclecie«. Nie wiem, czy przytaczam to zdanie dosłownie, ale taki z pewnością był sens tego, co wówczas usłyszałem. Wypowiedział je zaś Człowiek, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia. Wielki Prymas. Byłem świadkiem Jego posłannictwa, Jego heroicznego zawierzenia, Jego zmagań i Jego zwycięstwa. »Zwycięstwo, kiedy przyjdzie, będzie to zwycięstwo przez Maryję« – zwykł był powtarzać Prymas Tysiąclecia słowa swego Poprzednika kard. Augusta Hlonda”.

    Trzy witraże na Jasnej Górze

    Nie wszyscy odwiedzający Jasną Górę zauważają, że w kaplicy Cudownego Wizerunku znajdują się trzy witraże. Na środkowym ojcowie paulini umieścili Jana Pawła II, po bokach widnieją podobizny kard. Augusta Hlonda (z zapisanymi słowami jego przepowiedni czy – jak chcą niektórzy – proroctwa) oraz Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego. „Wszystkich tych trzech wybitnych synów Narodu Polskiego charakteryzuje niezachwiana wiara we wstawiennictwo Maryi w historii zbawienia ludzkości. Zawierzając Maryi, Prymas A. Hlond oddał Polskę Jej Niepokalanemu Sercu; Prymas S. Wyszyński »pod znakiem Maryi kontynuował dzieło swojego Poprzednika«; Papież Jan Paweł II całkowicie poświęcił się Matce o Niepokalanym Sercu i oddał pod Jej opiekę cały świat” – skomentował wspomniane trzy wizerunki ks. Andrzej Orczykowski SChr w miesięczniku „Msza Święta”. W ostatnich kilku latach w licznych wykładach i kazaniach poświęconych osobie kard. Hlonda można było usłyszeć stwierdzenie: „Gdyby nie było kardynała Hlonda, nie byłoby kardynała Wyszyńskiego, gdyby nie było kardynała Wyszyńskiego, nie byłoby Jana Pawła II”. Mówili tak między innymi abp Damian Zimoń i abp Stanisław Gądecki. A abp Wiktor Skworc zwrócił uwagę, że kard. August Hlond był dla Prymasa Tysiąclecia wzorem.

    Pytania o testament

    Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wiemy już, że wypowiedziana przez Augusta Hlonda na łożu śmierci przepowiednia sprawdziła się. Zwycięstwo przyszło. I rzeczywiście przyszło przez Maryję. Czy jednak można powiedzieć, że zrealizowaliśmy jego testament? Czy wypełniliśmy zadania, jakie stawiał przed Polakami? Każdy, kto studiuje jego pisma i wypowiedzi, ze zdumieniem, ale i niejednokrotnie z wyrzutami sumienia odkrywa ich aktualność. Zaczynając od pierwszych jego publicznych wystąpień, tych wygłaszanych na śląskiej ziemi. „Z religijnych głębin duszy płynie odrodzenie w dziedzinę życia prywatnego, gdzie się spotykamy z codziennym ludzkim czynem, drobnym i wielkim, jawnym i skrytym, z pracą, z wypoczynkiem i zabawą. To wszystko musi wiara według prawa Bożego ułożyć i uzgodnić. Odrodzenie musi w całe życie wnieść konsekwencję moralną, sprowadzając wszystko do prawidła sumienia katolickiego. Katolik powinien być katolikiem w sercu, w kościele, na ulicy, w towarzystwie, przy pracy, wszędzie i zawsze. Odrodzenie musi gruntownie odbudować obyczaj, sumienność, uczciwość, wstrzemięźliwość, a przede wszystkim miłość” – pisał Hlond w liście pasterskim „O życie katolickie na Śląsku” z roku 1924. Dodawał, że odrodzenie religijne to dzieło niezwykłe i ogromne, dzieło łaski Bożej w sercach i dzieło ludzkiej pracy, dzieło duchowieństwa i wiernych świeckich, Kościoła i społeczeństwa. „Zatrzymamy i zastosujemy »rzeczy stare«, stare wypróbowane metody pastoralne, ulepszając i ożywiając je nowym duchem. Wprowadzimy »rzeczy nowe« i nowe formy pracy. Będziemy budzili nowe siły, dotąd uśpione i niewyzyskane” – zapowiadał późniejszy prymas Polski.

    Na rozstaju dziejowym

    A później, gdy już decyzją następcy św. Piotra powierzona mu została troska o kształt Kościoła katolickiego w Polsce i życia religijnego Polaków na całym świecie, kard. Hlond nie tyle snuł wizje, ile stawiał zadania, które dla nas w swej istocie są jego testamentem. Największe wrażenie robią jednak słowa z ostatnich lat jego posługi. W liście episkopatu do wiernych z lutego 1946 roku, powszechnie uważanym za dzieło kard. Augusta Hlonda, czytamy apel do rodaków: „Nie odmawiajcie Chrystusowi i Kościołowi swej współpracy nad religijnym odnowieniem Narodu i życia zbiorowego. Polska bowiem ma być budowaniem Bożym nie tylko w sercach i rodzinach, lecz również w państwie. Polska urośnie do znaczenia potęgi moralnej i będzie natchnieniem przyszłości Europy, jeśli nie ulegnie bezbożnictwu, a w rozgrywce duchów pozostanie niezachwianie po stronie Boga. Jako promieniejący ośrodek chrześcijański Polska będzie powagą i może odegrać rolę wzoru oraz pośredniczki oczekiwanego braterstwa narodów, którego samą li tylko grą dyplomatyczną zbudować niepodobna. Na rozstaju dziejowym Polska nie powinna się przeto wahać, nie powinna zbaczać ze swej drogi, lecz iść za swym powołaniem, nie uczyć się zła od nikogo, ale wszystkim podawać naukę prawdy i dobra. Pogłębioną świadomością chrześcijańską powinna odgrodzić się duchowo od zmurszałego i zakłamanego świata, który przepada, a przodować w nowym życiu, które się wyłania”. Prymas Hlond przestrzegał też, dostrzegając zagrożenia życia religijnego: „Przez trud, boleść i upokorzenia idziemy ku jednemu z największych zwycięstw Kościoła w Polsce. Zwycięstwo będzie tak wielkie, że swój wzrok zwrócą na Polskę pobliższe i dalsze narody”.

    Zawzięta walka

    Ksiądz Ignacy Posadzy, generał Towarzystwa Chrystusowego, rozmawiał długo z kard. Hlondem na kilka miesięcy przed jego śmiercią 16 sierpnia 1948 roku. Spisał po tej rozmowie myśli ówczesnego prymasa Polski. Według jego relacji, August Hlond był przekonany, że jesteśmy świadkami zaciętej walki między civitas Dei a civitas diaboli, która współcześnie toczy się zawzięcie jak nigdy. Z jednej strony odbywa się zdobywczy pochód królestwa Chrystusowego, z drugiej zaś ciąży nad światem łapa szatana, tak zachłannie i perfidnie, jak to jeszcze nigdy nie bywało. „Nowoczesne pogaństwo, opętane jakby kultem demona, odrzuciło wszelkie idee moralne, wymazało pojęcie człowieczeństwa. Upaja się wizją społeczeństwa, w którym już nie rozbrzmiewa imię Boże, a w którym pojęcie religii i moralności chrześcijańskiej są wytępione bezpowrotnie” – wskazywał kard. Hlond. Wynik tej rozgrywki, jego zdaniem, nie nastręcza żadnej wątpliwości. Kościół ma zapewnione zwycięstwo. „Chodzi tylko o to, by każdy człowiek rzucił na szalę tego zwycięstwa zasługę swego moralnego czynu. Jeśli kto, to zwłaszcza my, kapłani Chrystusowcy, winniśmy w tej decydującej walce stanąć w pierwszych szeregach. Od nas zależy, by godzinę triumfu przyspieszyć. Każdy z nas w tym boju wyznaczone ma stanowisko. Kto na wyznaczonym swoim posterunku nie daje z siebie wszystkiego, jest zdrajcą sprawy Bożej i naraża na niebezpieczeństwo innych. Kto zaś z tej walki z wygodnictwa się usuwa, jest dezerterem z szeregów oficerskich Chrystusa” – zanotował ks. Posadzy. Stawiając cele i zadania, sługa Boży August Hlond wskazywał też środki. Wśród jego odręcznych notatek znaleziono taki zapis: „Trzeba ufać i modlić się. Jedna broń, której Polska używając odniesie zwycięstwo – jest różaniec. On tylko uratuje Polskę od tych strasznych chwil, jakimi może narody będą karane za swą niewierność względem Boga. Polska będzie pierwsza, która dozna opieki Matki Bożej. Maryja obroni świat od zagłady zupełnej. Całym sercem wszyscy niech się zwracają z prośbą do Matki Najświętszej o pomoc i opiekę pod Jej płaszczem”.•

    ks. Artur Stopka/GOŚĆ NIEDZIELNY15.09.2013

    ****************

    74 rocznica poświęcenia Polski

    Niepokalanemu Sercu Maryi

    8 września 1946

    „Polska upadła, ponieważ nie dotrzymała przysięgi złożonej Bogu i Maryi, lecz powstanie rychło, skoro wypełni zobowiązania”.

    Aleksander Jełowicki, Zmartwychwstaniec, Paryż 1856 r.

    „Wszystko skończy się znów ślubami; tym razem, jak mocno wierzę, dochowanymi w porywie nowego życia”.

    List kard. A. Hlonda do o. K. Raczyńskiego z dn. 14. 01. 1942r. napisany z Francji po lekturze pamiętnika o. Augustyna Kordeckiego.

    „Będzie miało miejsce przyłączenie się do „powszechnego chóru, który za najwyższą zachętą i przykładem Ojca Świętego Piusa XII wszystkie katolickie narody składają Najświętszej Pannie”.

    Informacja Episkopatu Polski z dnia 18. 02. 1946 roku odnosząca się do wskazania Papieża Piusa XII, który po poświęceniu świata i Rosji 8. 12. 1942 roku wezwał Episkopaty do poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi.

    Niepokalane Serce Maryi ocaleniem!

    Polska za wskazaniem ks. Prymasa kard. Augusta Hlonda 8 września 1946 r. wybrała fatimską drogę ocalenia. Oto w rodzinach, w parafiach, diecezjach a następnie na Jasnej Górze miał miejsce uroczysty akt poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi. Miał on być uczyniony z wiarą, jak również uzupełniony czynem. „Z wiarą” – bowiem sama Matka Najświętsza wyraziła pragnienie w Fatimie, aby poświęcano się Jej Niepokalanemu Sercu. „Uzupełniony czynem” – bowiem jednym i tym samym zdaniem prosząc o poświęcenie, wyraziła także życzenie o wynagrodzenie w pierwsze soboty miesiąca.

    Polska już raz cierpiała czas niewoli, gdyż „nie wypełniła zaprzysiężonych zobowiązań z 1656 r.”, nie powtarzajmy zatem dawnego błędu niewypełnienia zaprzysiężonych przez ślubowanie zobowiązań, ale od słów przejdźmy teraz do czynów.

    Czas zatem, by każdy Polak sięgnął codziennie po różaniec, a w pierwsze soboty miesiąca cała nasza Ojczyzna zjednoczyła się na modlitwie wynagradzającej.

    „Trzeba, aby się Naród odrodził w Bogu, aby był katolicki nie tylko z imienia, ale z przekonania, więcej jeszcze, z życia ; nie od święta, ale na każdy roboczy dzień. Poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi, to pierwszy krok na tej drodze mozolnej ku odrodzeniu” – list Episkopatu Polski z 1948 roku.

    1. “Nie postąpilibyśmy zgodnie z duchem naszych dziejów ani z ciążącym na nas długiem wdzięczności, gdybyśmy na progu nowych czasów nie odnowili przymierza Polski z Jej niebieską Królową, dla której naród ma odwieczną, serdeczną i rodzinną cześć. Po szwedzkim potopie ślubował Jej “nową i gorącą służbę” król Jan Kazimierz. Teraz sam Naród i kraj cały poświęca się uroczystym aktem Matce Najświętszej i Jej Niepokalanemu Sercu, obierając Ją znowu za Patronkę swoją i państwa oraz oddając w Jej szczególną opiekę Kościół i przyszłość Rzeczypospolitej…

    Przywiązujemy wielką wagę do uroczystego oddania się narodu Niepokalanej Dziewicy, o ile akt ten dokonany zostanie z wiarą i uzupełniony będzie czynem”.

    Informacja Konferencji Episkopatu Polski dotycząca poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi – Wielki Post 1946

    2. „Łącząc modlitwy z ofiarami wspomagać będziemy biednych grzeszników, których los takim smutkiem przepełnia Twoje Niepokalane, Macierzyńskie Serce. Pragniemy wynagradzać Ci wszystkie zniewagi i rany doznane z winy naszej i naszych braci.

    Aby pocieszyć Twoje Niepokalane Serce, spełniać będziemy Jego życzenia, poświęcając pierwsze soboty miesiąca czci Twego Niepokalanego Serca przez nabożeństwo według Twoich wskazówek.

    Kochać będziemy tak drogi Ci różaniec święty”.

     3. „Dobrze będzie z okazji tego oddania się osobistego Najśw. Pannie postanowić sobie czcić Ją codzień przez jakieś uczynki pobożne i dobrowolne umartwienia.

    Najlepiej jednak będzie dostosować się do tego, czego sobie Ona sama w słynnych objawieniach Serca Swojego w Fatimie życzyła.

    Prócz bowiem poświęcenia się Niepokalanemu Jej Sercu do naj istotniejszych części naszego do Niej nabożeństwa należą:

    • Codzienne odmawianie różańca, polecane przez Matkę Bożą Różańcową przy każdym ukazaniu się Jej.
    • Pierwsza sobota miesiąca, która ma być poświęcona Niepokalanemu Sercu Marii i obchodzona przez Komunię św. wynagradzającą i ofiary”.

    4. „Życzeniem więc Matki Najświętszej i Jej Syna jest, by tak, jak formalnym wyrazem kultu Serca Jezusowego są Pierwsze Piątki miesiąca, tak wyrazem kultu Jej Serca stały się Pierwsze Soboty miesiąca. Dlatego też ogół wiernych czcicieli Maryi musi się gorąco modlić, by podjęte z wiosną poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Najświętszej Panny Maryi nie ograniczyło się tylko do jednorazowego, choćby najbardziej oficjalnego poświęcenia się, ale by zapoczątkowało w Polsce praktykę uroczystego obchodzenia, na wzór pierwszych Piątków, – Pierwszych Sobót miesiąca. (Spowiedź i Komunia św., wynagradzająca). Niech Wierni zwracają się do Swoich Proboszczów z prośbą o zaprowadzenie Pierwszych Sobót miesiąca ku czci Niepokalanego Serca Najświętszej Panny Maryi”.

    5. “Poświęcenie jasnogórskie narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi było najwspanialszym aktem hołdu złożonym przez Polskę Bogarodzicy. Podobnej manifestacji, podobnych tłumów Jasna Góra nie widziała nigdy przedtem. Sama Matka Najświętsza wyraziła życzenie we Fatima, aby poświęcono świat Jej Niepokalanemu Sercu. Ale jednym i tym samym zdaniem wyraziła także życzenie o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze ­soboty miesiąca”.

    NABOŻEŃSTWO PIERWSZYCH SOBÓT MIESIĄCA Bp Stanisław Czajka – Częstochowa

    ************************************************************************

    Górale na Krupówkach wzięli udział w “Męskim Różańcu”

    W sobotnie przedpołudnie 5 września górale z całego Podhala spotkali się w sanktuarium Najświętszej Rodziny przy Krupówkach w Zakopanem na “Męskim Różańcu”. Po Mszy św. i medytacji mężczyźni – wielu w strojach regionalnych – przeszli Krupówkami. Na słynnym zakopiańskim deptaku odmówili różaniec z rozważaniem poszczególnych tajemnic.

    fot. Jan Głąbiński /eKAI

    **

    – Różaniec, który bierzemy do rąk, jest receptą na życie, które daje nam Bóg. Nie ma lepszej. Ale musimy pamiętać o nim, kiedy wrócimy do naszych domów, miejsc pracy, tam różaniec i spokój który on daje musi stanowić naszą oręż do walki o mądre, prawe życie – mówił ks. Krzysztof Czapla, dyrektor Sekretariatu Fatimskiego na Krzeptówkach w Zakopanem.

    Mszy św. z udziałem uczestników “Męskiego Różańca” przewodniczył ks. Bogusław Filipiak, zakopiański dziekan i kustosz sanktuarium Najświętszej Rodziny przy Krupówkach.

    – Mamy tak wiele intencji, najważniejsza z nich jest związana z naszym zdrowiem i bezpieczeństwem. To były i są ważne sprawy. Wypełniamy również wspólnym różańcem testament św. Jana Pawła II, który mówił do nas – górali, że “na Was można zawsze liczyć” – mówił KAI Maciej Zubek z Zakopanego, członek Związku Podhalan, a także inicjator banderii konnej w strojach regionalnych, która towarzyszy społeczności Podhalan pod Giewontem. Jak podkreślał Maciej Zubek do wspólnej modlitwy zaproszeni byli wszyscy mężczyźni, którzy chcą wynagrodzić Najświętszej Maryi Pannie za wszystkie upadki rodzaju ludzkiego. Ta intencja będzie towarzyszyć kolejnym odsłonom “Męskiego Różańca”.

    Na apel górali odpowiedziało wielu mężczyzn, wielu z nich przyszło w strojach regionalnych. Podhalanie różaniec odmawiali po Mszy św. i po medytacji. Przeszli z różańcami w ręku przez słynny zakopiański deptak – Krupówki. W rękach mieli flagi papieskie i maryjne. Nieśli też figurę Matki Boskiej Fatimskiej. Zatrzymali się w kilku miejscach, aby rozważyć poszczególne tajemnice różańcowe. Modlitwa zakończyła się przy oczku wodnym na Krupówkach, gdzie uczestniczy “Męskiego Różańca” uklękli i otrzymali błogosławieństwo od ks. dziekana Bogusława Filipiaka i ks. Krzysztofa Czapli. Był to bardzo symboliczny moment, który obserwowali turyści. Oto około setki mężczyzn klęczy na środku ulicy i zwraca się twarzą do krzyża na Giewoncie. Górskie szczyty były bardzo dobrze widoczne.

    “Męski Różaniec” odbywał się będzie w Zakopanem już cyklicznie, w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Plan zawsze będzie taki sam. Najpierw o godz. 8.30 Msza św. w sanktuarium Najświętszej Rodziny przy zakopiańskich Krupówkach, potem piętnastominutowa adoracja z medytacją, a następnie rozpoczęcie modlitwy różańcowej na słynnym zakopiańskim deptaku z rozważaniem poszczególnych tajemnic.

    Tygodnik NIEDZIELA/Kai.pl

    ************************************************************************

    25 MARCA JEST NARODOWYM DNIEM ŻYCIA, ale każdego dnia można podjąć decyzję

    DUCHOWEJ ADOPCJI POCZĘTEGO DZIECKA

    Matka Boża z Guadalupe – Patronka poczętego życia

    Zwykle Duchową Adopcję rozpoczynamy od złożenia przyrzeczenia, które powinno być składane w sposób uroczysty w kościele. Obecnym czasie, który jest szczególny, można składać przyrzeczenie adopcyjne prywatnie, przed Krzyżem albo wizerunkiem Matki Bożej.

    ROTA PRZYRZECZENIA DUCHOWEJ ADOPCJI:

    Najświętsza Panno, Bogurodzico Maryjo,
    wszyscy Aniołowie i Święci.

    Wiedziony pragnieniem niesienia pomocy
    nienarodzonym, postanawiam mocno i przyrzekam,
     

    że od dnia ………………………………

    biorę w duchową adopcję jedno dziecko, 
    którego imię jedynie Bogu jest wiadome, 
    aby przez 9 miesięcy, każdego dnia, 
    modlić się o uratowanie jego życia 
    oraz o sprawiedliwe i prawe życie po urodzeniu. Amen



    Każdego dnia moimi zobowiązaniami adopcyjnymi będą:
      •  jedna Tajemnica Różańca Świętego
      •  moje dobrowolne postanowienia
      •  oraz poniższa modlitwa “Panie Jezu”: 
           

    TEKST CODZIENNEJ MODLITWY “PANIE JEZU”:

    Panie Jezu za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi, która urodziła Cię z miłością oraz za wstawiennictwem świętego Józefa, “Człowieka Zawierzenia”, który opiekował się Tobą po urodzeniu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady i które duchowo adoptowałem. Proszę, daj rodzicom tego dziecka miłość i odwagę, aby zachowali je przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.

    Duchowa adopcja może być podjęta jeden raz, ale może być podejmowana cyklicznie co 9 miesięcy, jednak zawsze po wypełnieniu poprzednich zobowiązań. Każdorazową nową Duchową Adopcję powinno poprzedzać nowe przyrzeczenie.

    Adoptujemy każdorazowo tylko jedno nieznane nam dziecko zagrożone aborcją. Pan Bóg-Dawca Życia zna jego imię i sam nam je wybiera.

    Postanowienia dodatkowe (dodatkowe praktyki) są uzupełnieniem Duchowej Adopcji. Są dobrowolne. Praktykowane ich może powiększyć nasze pragnienie zadośćuczynienia, dziękczynienia i wyproszenia łask u Bożej Opatrzności. Żeby podjęte postanowienia praktyk skutecznie i do końca wykonać, najlepiej jest podjąć jedną lub najwyżej dwie praktyki.

    Może się zdarzyć, że zapomnimy lub zaniedbamy nasze zobowiązania adopcyjne. Długa przerwa, na przykład miesięczna, przerywa Duchową Adopcję i wymaga podjęcia jej od początku. Należy wtedy odbyć spowiedź, ponowić przyrzeczenia i starać się je dotrzymać. W wypadku krótkiej przerwy należy Duchową Adopcje kontynuować, przedłużając praktykę o ilość dni opuszczonych.

    *****************************************************************

    Sługa Boży Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński w obronie poczętych dzieci

    Sample
    fot. BP/KEP

    **

    Prymas Tysiąclecia w swoich przemówieniach często nawiązywał do ochrony poczętego życia. Był świadkiem jak w 1956 roku komuniści wprowadzili prawo do aborcji na życzenie, w wyniku której dokonano ok. 20 mln aborcji. Wielokrotnie apelował o zaprzestanie tego procederu i szacunek wobec dziecka w łonie matki. Oto kilka cytatów Prymasa Tysiąclecia, które świadczą o wielkiej trosce do nienarodzonych dzieci.

    „Matka ma prawo do swego ciała, ale nie ma prawa do poczętego dziecięcia, bo ono jest własnością Boga i narodu.”

    „Obudźcie się! Ratujcie życie! Wszak chodzi tu o życie narodu! Zginajcie kolana przed każdym rodzącym się życiem, przed każdym dziecięciem”

    „Jeżeli najbardziej niewinne i bezbronne dziecko nie może czuć się bezpiecznie w jakimś społeczeństwie, wówczas już nikt bezpiecznie czuć się w nim nie może!”

    „Największym szczęściem jest dziecko! Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych, ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego. A małe niemowlę, które wyda na świat mocami Bożymi matka, ma w sobie życie wieczne.”

    „Pamiętajcie, nowa Polska nie może być Polską bez dzieci Bożych! Polską niepłodnych lub mordujących nowe życie matek! Polską pijaków! Polską ludzi niewiary, bez miłości Bożej! Nie może być ojczyzną ludzi bez wzajemnej czci jedni dla drugich, bez ducha ofiary i służby, bez umiejętności dzielenia się owocami pracy z tymi, którzy sami nie są w stanie zapracować na życie i utrzymanie.”

    „Jaka jest rodzina domowa, taka też będzie rodzina ojczysta. Jeśli nie będą umieli uszanować maleńkiego życia, które się rodzi w komórce życia domowego, nie uszanują i życia obywateli, bo nauczą się mordować już w rodzinach. W ten sposób zamiast społeczności życiodajnej, będzie się wyrabiać społeczność morderców. Będzie to naród samobójczy (…). Taki naród się skończy.”

    „Prawo do życia musi każdy uszanować: rodzice, Naród, społeczeństwo, Państwo i Kościół. Nikt nie może go pogwałcić, choćby dotyczyło istoty, która kryje się jeszcze pod sercem matki, bo już jest ona człowiekiem (…). Ta maleńka istota ma pełne prawo do życia i nikt, bez odpowiedzialności za zwykłe zabójstwo, nie może tego prawa naruszyć!”

    „Każde tak zwane prawo, które daje komukolwiek możliwość dysponowania i przesądzania o ludzkim życiu, jest bezprawiem. Każdy czyn, który zmierza wprost do zniszczenia i przekreślenia prawa człowieka do życia jest zwykłą zbrodnią.”

    „Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! (…) Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna.”

    „Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu – nauczał Prymas Tysiąclecia – jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! Powstające pod sercem matki nowe życie nie należy do niej. Jest ono własnością nowego człowieka! Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna. Musi więc mieć swoich obrońców. Obrońcą jest sam Bóg, który się upomni o to życie…”

    ************************************************************************

    ********************************

    Modlitwa rodziców, winnych zabójstwa nienarodzonych dzieci

    Opublikowano 21 sierpnia 2020by wobroniewiary

    Autor: kapłan chcący zachować anonimowość, dobrze  znany redakcji strony „w obronie wiary”.

    Boże, nasz kochany Ojcze!

    Przychodzimy do Ciebie z wielkim bólem, ze złamanym sercem, z głębokim smutkiem. Nasza dusza nie przestaje płakać, a nasz wzrok jest spuszczony i nie mamy odwagi spojrzeć Ci w oczy. Naruszyliśmy Twoje przykazanie NIE ZABIJAJ!

    Matko Najświętsza, Matko Miłosierdzia, ucieczko grzeszników, oręduj za nami u Boga. Bóg Ci niczego nie odmawia, gdyż i Ty nigdy Mu niczego nie odmówiłaś. On ustanowił Cię Bramą Nieba, więc w Tobie i w Twej modlitwie pokładamy nadzieję. Przeprowadź nas nad otchłanią grzechu i zła, uproś nam Boże Miłosierdzie, zanim nie staniemy przed Sędzią Sprawiedliwym.

    Bardzo pobłądziliśmy! Nie jest prawdą, że istnieje jakiś „ślepy los”, „przeznaczenie”, i nikt się przed nim nie uchroni – „jeśli ma spotkać go zło, to go spotka, jeśli ma wypełnić dobro, to je wypełni”. Ty stwarzasz, Boże, każde swoje dziecko do szczęścia, tak ziemskiego jak i wiecznego, dla każdego z nich masz swój wspaniały plan i powołanie, jednak dla jego wypełnienia każdy ma współpracować z Tobą w sposób wolny, wybierając dobro i odrzucając zło. Także nasze dziecko otrzymało dar powołania, którego nie znamy. My jednak nadużyliśmy swojej wolności, podnosząc na nie rękę i odbierając mu życie, a przez to nie pozwalając mu tego powołania wypełnić, choć tyle małżeństw bezdzietnych chętnie zapewniłoby mu przyszłość. Zdążyło zaledwie złożyć Ci ofiarę z doznanej męczarni i okrutnej śmierci. Ponieważ stwarzasz od razu duszę człowieka jako dorosłą, dziecko miało pełną świadomość tego co się dzieje i było zdolne do złożenia takiej ofiary. Mamy nadzieję, że ginąc nie zaniosło przed Twój tron oskarżenia przeciwko nam, tylko modlitwę o przebaczenie i miłosierdzie, i nadal tę modlitwę za nas zanosi – o nią je prosimy.

    Nasz Ojcze, Ty nie brzydzisz się żadnym ze swoich dzieci, nawet najbardziej brudnym i grzesznym. Przychodzimy więc do Ciebie z wielką ufnością i świadomością faktu, że im dalej od Ciebie odeszliśmy, tym bardziej cieszy Cię nasz powrót. Przeżywasz radość, gdy możesz przebaczyć, widząc szczery żal oraz mocne postanowienie poprawy, a także wolę wynagrodzenia dobrem za popełnione zło. Na pewno to wszystko widzisz w naszym sercu. Błagamy Cię, byś nie tylko przyjął nas na nowo w swoje ramiona, ale także umożliwił nam życie miłe Tobie i obfitujące w jak największe zasługi.

    Dodaje nam odwagi, a nawet pociesza nas ogrom Twojego Miłosierdzia. Gdy komuś zło przebaczasz, czynisz to w sposób całkowity i pełny i patrzysz odtąd na niego tak, jakby wcale tego zła się nie dopuścił! Wymazujesz je ze swej pamięci i z serca i nie chcesz już do niego powracać, a na nas patrzysz jak na świętych… Pozostaje nam już tylko wyrównywanie naruszonego porządku czynieniem dobra, czy to na ziemi, czy w Czyśćcu. Jakie to dla nas szczęście! Chętnie włączymy się w dzieło duchowej adopcji dziecka poczętego, swoją codzienną modlitwą wypraszając szczęśliwe narodziny jakiegoś maleństwa, którego matka nie kocha i chciałaby je zabić w swoim łonie. Naszej pomocy potrzebują także biedne rodziny, wśród nich wielodzietne.

    Chociaż jesteśmy na drodze nawrócenia, piekielny oskarżyciel nadal trzyma swój pazur na ranie naszego serca i wciąż ją rozdrapuje. Kiedyś, przed grzechem zabójstwa, kusił nas do bagatelizowania i pomniejszania zła, podsuwał rzekome usprawiedliwienia, by zdławić głos ostrzegającego nas sumienia. Teraz natomiast – wprost przeciwnie: wyolbrzymia zło, ukazuje je jako „niewybaczalne” i wmawia nam, że zawsze w Twoich oczach będziemy przestępcami i nie możemy liczyć na Twoje Miłosierdzie! Nie chcemy być jego niewolnikami, nie pozwolimy mu dalej na wchodzenie między Ciebie a nas i na zatruwanie nam życia. Przezwyciężymy te jego ataki potężną modlitwą uwielbienia Ciebie i dziękczynienia za Twoją dobroć. Taką modlitwą przepełnione jest całe Niebo, niech więc nasz głos złączy się z głosami Aniołów i Świętych. Prostujemy się więc przed Twoim Obliczem, unosimy głowę, podnosimy wzrok, dotąd ze wstydem spuszczany, i wznosimy w górę serce. Alleluja – chwalmy Pana! Hosanna na wysokości!

    Ufamy, że spotkamy nasze dziecko w chwale Nieba i na wieki będziemy razem z nim szczęśliwi tam, gdzie wszelkie zło zostało zapomniane, a dobro rozkwitło w całej swej pełni.

    Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

    ******************************************

    Trzecie objawienie Matki Bożej we Fatimie. Wizja piekła

    fot. MAŁY DZIENNIK.PL
    ***

    13 lipca 1917 r. krótko po naszym przybyciu do Cova da Iria do dębu skalnegogdy odmówiliśmy różaniec z licznie zebranymi ludźmi, zobaczyliśmy znany już blask światła, a następnie Matkę Boską na dębie skalnym.

    – „Czego sobie Pani ode mnie życzy?” – zapytałam.
    – „Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać”.
    – „Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje”.
    – „Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc! W październiku powiem, kim jestem i czego chcę, i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.

    Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Nasza Dobra Pani powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać. I w dalszym ciągu mówiła:
    – „Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi”.

    Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach.
    Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle.

    Przerażeni, podnieśliśmy oczy do Naszej Pani szukając u Niej pomocy, a Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:
    – „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, wielu przed piekłem zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi. Ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa Xl rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, (ma na myśli nadzwyczajne światło północne, które widziano w nocy 25 stycznia 1938 r. w całej Europie, także w Polsce. Łucja uważała je wciąż za znak obiecany z nieba) wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie, będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.
    Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła, dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć. Różne narody zginą. Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd. Tego nie mówcie nikomu; Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”.

    Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:
    – „Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?”
    – „Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej”.

    I jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu. 

    Siostra Łucja wspomina, że wizja piekła do tego stopnia przerażała siedmioletnią Hiacyntę, „że wszystkie kary i umartwienia wydawały się jej zbyt małe, aby uzyskać u Boga łaskę wybawienia niektórych dusz. Jak to się stało, że Hiacynta taka mała, mogła zrozumieć ducha umartwienia i pokuty i z takim zapałem mu się oddać. Wydaje mi się, że była to najpierw szczególna łaska, której Bóg za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi chciał udzielić, a potem widok piekła i nieszczęścia dusz, które się tam dostają. Niektórzy ludzie, nawet pobożni, nie chcą dzieciom mówić o piekle, żeby ich nie przerażać, ale Bóg nie zawahał się pokazać go trojgu dzieciom, z których jedno miało zaledwie 8 lat.. Hiacynta często siadała na ziemi lub na jakimś kamieniu i zadumana zaczynała mówić: «Piekło, piekło, jak mi żal tych dusz, które idą do piekła, i tych ludzi, którzy tam żywcem płoną, jak drzewo w ogniu.» Drżąc klękała z rękami złożonymi, aby powtarzać modlitwę, której Pani nasza nas nauczyła: 0 mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego Miłosierdzia. Obecnie Ekscelencja rozumie, dlaczego ostatnie słowa tej modlitwy odnoszą się do dusz, które znajdują się w największym lub najbliższym niebezpieczeństwie potępienia.”

         Tuż przed swoją śmiercią przebywając w szpitalu w Lizbonie Hiacynta długie godziny spędzała na modlitwie, z jej pokoiku widać było wnętrze kościoła i tabernakulum. Adorowała Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Kilka razy odwiedziła ją Matka Boża. Po tych odwiedzinach zwierzała się siostrze Godinho przekazując jej to, co usłyszała od Matki Bożej.

         Między innymi Maryja powiedziała jej, że „najwięcej ludzi trafia do piekła przez grzechy nieczystości”. Mówiła również: „Gdyby ludzie wiedzieli, czym jest wieczność, na pewno uczyniliby wszystko, by odmienić swoje życie. Pojawią się na świecie mody, które będą obrażać naszego Pana. Ludzie, którzy służą Bogu, nie mogą być niewolnikami mody. W Kościele nie ma miejsca na mody. Bóg jest zawsze ten sam.”

         Według relacji s. Łucji Franciszek, w przeciwieństwie do swojej siostry Hiacynty, był mniej przejęty wizją piekła, „choć zrobiła na nim wielkie wrażenie. Całą swoją uwagę skupił na Bogu, który jest Trójcą Przenajświętszą w tym świetle ogromnym, które nas przenikało do głębi duszy. Potem powiedział: myśmy płonęli w tym świetle, które jest Bogiem, i nie spaliliśmy się. Jakim jest Bóg, tego nie można by powiedzieć. Tego właśnie nikt nie zdoła wypowiedzieć.”

    ************************************************************************

    Łańcuch ocalenia
    Fragment malowidła “Sąd ostateczny” Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, przedstawia człowieka ratującego innych za pomocą różańca

    ***

    „Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).

    ************************************************************************

    ŻYWY RÓŻANIEC

    Bogu niech będą dzięki!

    Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. (Uroczystości beatyfikacyjne były zaplanowane na 7 czerwca 2020 roku, ale nie odbyły się z powodu pandemii). Ks. Prymas święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk Księdza Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.

    Aby Matka Boża była coraz bardziej znana i miłowana!

    „Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.

    (św. Josemaria Escriva do Balaguer)

    A rosary is used for prayers and meditations.
    fot.wiseGeek

    **

    INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA WRZESIEŃ 2020

    Intencja powszechna:

    o szacunek dla zasobów planety.
    Módlmy się, aby zasoby planety nie były rabowane, ale dzielone w sposób uczciwy i z poszanowaniem. 

    więcej informacji – Vaticannews.va: Papieska intencja na wrzesień

    ***

    Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji:

    Za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego. 

    Za papieża Franciszka, aby Duch Święty go prowadził, a św. Michał Archanioł strzegł. 

    O Matko nasza, Matko miłości! Niechaj doznamy Twojej litości, bośmy okryci grzechów ranami: Ucieczko grzesznych, módl się za nami!

    ***

    Intencja dla Róży św. Moniki i Matki Bożej Częstochowskiej (II):

    Powierzamy Bożej Matce i Jej Synowi, którego życie rozważamy w różańcu, drogi wzrastania dzieci, za które modlimy się w tej Róży. 

    ************************************************************************


    ************************************************************************

    W Chrystusie cierpi Bóg odrzucony przez swe stworzenie

    Ważne słowa św. Jana Pawła II o miłości, krzyżu i cierpieniu.

    Wielki piątek 2005 r. w prywatnej kaplicy Jana Pawła II był niezwykłym, symbolicznym podsumowaniem jego życia
    Wielki Piątek 2005 r./Arturo Mari/L’Osservatore Romano

    **

    *Nie ma zła, z którego Bóg nie mógłby wyprowadzić większego dobra. Nie ma cierpienia, z którego nie mógłby uczynić drogi prowadzącej do Niego. (“Pamięć i tożsamość”).

    *Cierpienie ma służyć nawróceniu, czyli odbudowaniu dobra w podmiocie, który w wezwaniu do pokuty może rozpoznać Miłosierdzie Boże. Pokuta ma na celu przezwyciężenie zła, które pod różną postacią drzemie w człowieku, oraz ugruntowanie dobra zarówno w nim samym, jak też w stosunkach z innymi, a zwłaszcza z Bogiem. (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *Krzyż Chrystusa rzuca tak przenikliwie zbawcze światło na życie człowieka, a w szczególności na jego cierpienie, ponieważ przez wiarę trafia do niego wespół ze Zmartwychwstaniem: tajemnica pasyjna zawarta jest w tajemnicy paschalnej. Świadkowie męki Chrystusa są zarazem świadkami Jego Zmartwychwstania. Pisze Paweł: “bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim… przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodobniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych”. (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *Uczestnicy cierpień Chrystusowych mają przed oczyma paschalną tajemnicę Krzyża i Zmartwychwstania. W tajemnicy tej Chrystus zstępuje niejako do ostatecznych granic słabości i obezwładnienia człowieka – wszak kona przybity do Krzyża. Jeśli równocześnie w słabości tej dopełnia się Jego wyniesienie, potwierdzone mocą Zmartwychwstania, to znaczy, że słabości wszelkich cierpień człowieka może przeniknąć ta sama Boża moc, która objawiła się w Krzyżu Chrystusa. W tym zrozumieniu: cierpieć – to znaczy stawać się jakby szczególnie podatnym, szczególnie otwartym na działanie zbawczych mocy Boga, ofiarowanych ludzkości w Chrystusie. W Nim Bóg potwierdził, że chce działać szczególnie poprzez cierpienie, które jest słabością i wyniszczeniem człowieka – i chce w tej właśnie słabości i wyniszczeniu objawiać swoją moc. (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *Poprzez wieki i pokolenia stwierdzono, że w cierpieniu kryje się szczególna moc przybliżająca człowieka wewnętrznie do Chrystusa, jakaś szczególna łaska. tej łasce zawdzięcza swoje głębokie nawrócenie wielu świętych, jak choćby św. Franciszek z Asyżu czy św. Ignacy Loyola i wielu innych. (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *W Krzyżu Chrystusa nie tylko Odkupienie dokonało się przez cierpienie, ale samo cierpienie ludzkie zostało też odkupione. (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *Cierpienie nie jest karą za grzechy ani nie jest odpowiedzią Boga na zło człowieka. Można je zrozumieć tylko i wyłącznie w świetle miłości Bożej, która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje. (…) Trzeba zawierzyć Bożej Miłości, jak dziecko. (Olsztyn, 6 czerwca 1991).

    *Cierpienie ukrzyżowanego Boga nie jest tylko jakimś rodzajem cierpienia pośród innych, mniejszym czy większym bólem, lecz nieporównywalną miarą cierpienia. Chrystus, cierpiąc za nas wszystkich, nadał cierpieniu nowy sens, wprowadził je w nowy wymiar, w nowy porządek: w porządek miłości. (“Pamięć i tożsamość”).

    *W odkupieńczej perspektywie męka Chrystusa poprzedza zmartwychwstanie. A więc również i ludzie są włączeni w tajemnicę Krzyża, by uczestniczyć z radością w tajemnicy zmartwychwstania. (…) Nie można zrozumieć tego błogosławieństwa, jeśli się nie uzna, że życie ludzkie nie ogranicza się do czasu spędzonego na ziemi, ale zwrócone jest całkowicie ku doskonałej radości i pełni życia w wieczności. (Katechezy – Kościół, 27 kwietnia 1994).

    *Oto paradoksalna tajemnica miłości: w Chrystusie cierpi Bóg odrzucony przez swe stworzenie: “nie wierzą we Mnie”! I równocześnie z głębi tego cierpieniu, a pośrednio – z głębi grzechu, że “nie uwierzyli” – Duch wyprowadza nową miarę obdarowania człowieka i stworzenia od początku. W głębi tajemnicy Krzyża działa Miłość, która przywodzi człowieka na nowo do uczestnictwa w życiu, jakie jest w Bogu samym. (Encyklika Dominum et Vivificantem).

    Gość Niedzielny.pl

    ************************************************************************

    Lamentacja twardej Heleny

    Oryginalny napis nie zachował się.  Dziś w Palace znajduje się jedynie kopia modlitwy.
    Oryginalny napis nie zachował się. Dziś w Palace znajduje się jedynie kopia modlitwy.
    Z ARCHIWUM RODZINNEGO BOGUMIŁY STANEK

    **

    Modlitwę na ścianie katowni wyryła wybitym zębem. Henryk Mikołaj Górecki napisał do jej słów muzykę, która wbija się w serce…

    Nawet teraz, po 76 latach od uwięzienia, niektórzy mówią i piszą: „nie przeżyła Palace”. Owszem, przeżyła. Ukrywała się, potem wyszła za mąż, zmieniła imię. Urodziła pięcioro dzieci, a zmarła dopiero w 1999 roku. Helena Wanda Błażusiakówna-Pawlik, pseudonim Lena, do końca nie opowiadała niemal wcale o swoim bohaterstwie. Czas, by w końcu poznał ją świat.

    Opowieść najstarszej córki

    – Mama urodziła pięcioro dzieci. Była wobec nas bardzo wymagająca. Kochająca, ale surowa – opowiada Bogumiła Stanek. – Wychowywała nas w duchu patriotycznym, ale o swojej walce nigdy nie opowiadała. Dowiadywaliśmy się przypadkiem, a potem opowiedziała więcej mojemu mężowi. Nie chciała należeć do stowarzyszeń zrzeszających kombatantów. Do Światowego Związku Żołnierzy AK wstąpiła dopiero pod koniec życia, za naszą namową. Właściwie sami ją zgłosiliśmy. Oficjalne członkostwo przyszło do nas po jej śmierci.

    Rodzinie zależało, by bezcenne wspomnienia matki zostały spisane. By pamięć o dzielnej dziewczynie, męczonej w katowni Podhala, przetrwała. Pani Bogumiła opowiada jeszcze o skromności swej matki: – Mama nie lubiła się fotografować. Dlatego w archiwum rodzinnym właściwie nie mamy jej zdjęć – mówi. – Zachowało się tylko jakieś powojenne zdjęcie znad morza. Pamiętam, że gdy próbowaliśmy raz znienacka sfotografować ją, gdy coś gotowała w kuchni, szybko zakryła twarz fartuchem.

    Może to skromność, a może przyzwyczajenie z okupacyjnej młodości? Gdy dyskrecja i głęboka konspiracja ratowały życie? A przecież i za komuny „Lena” musiała ukrywać przeszłość w AK.

    Córka Pika

    Życiorys Heleny Błażusiak-Pawlik, który napisała wiele lat po wojnie, jest dojmująco krótki. W żołnierskich słowach „Lena” raportuje: „Urodziłam się 4 lutego 1926 roku w Szczawnicy, jako córka Stanisława Błażusiaka i jego żony Zofii z domu Hurkała. Szkołę podstawową ukończyłam w Szczawnicy, po której pomagałam rodzicom w domu. Wybuch wojny w 1939 roku zastał mnie i naszą rodzinę w Szczawnicy. Mój ojciec Stanisław Błażusiak ps. Pik i starszy mój brat Stanisław Franciszek od jesieni byli zaprzysiężonymi przewodnikami Komórki Służby Zwycięstwu Polski w Szczawnicy. Przeprowadzali żołnierzy i oficerów WP po wojnie obronnej z 1939 roku, z Nowego i Starego Sącza do Szczawnicy. Przeprowadzani wojskowi byli zakwaterowani w naszym domu i w innych domach mieszkańców Szczawnicy w oczekiwaniu na kuriera, który przeprowadzał ich ze Szczawnicy przez Słowację na Węgry”.

    Kilkunastoletnia wtedy dziewczyna mocno wspierała ojca i brata. Pisze o tym jednym zdaniem: „W czynnościach zakwaterowania uchodźców pomagałam ojcu i bratu”. Nieodrodna. Dlatego mówili na nią „córka Pika”, bo tak samo jak ojciec była odważna i dyskretna. Nieustępliwa i nastawiona na działanie. – Jej starszy brat, mój wuj, miał pseudonim „Orzełek”. Ona była po prostu córką patrioty i siostrą patrioty. Mogła rosnąć tylko na patriotkę – opowiada pani Bogumiła. Córka Pika dorastała wraz z toczącą się wojną. Wiele widziała. Dokonywała dojrzałych wyborów. Walkę podejmowała już własną…

    Skończyła 18 lat, a trzy miesiące później została żołnierką. „W maju 1944 roku zostałam zaprzysiężona przez komendanta placówki ZWZ-AK „Slec I” Szczawnica, por. dr. Adama Czartoryskiego ps. Szpak do konspiracji jako łączniczka na trasie Szczawnica – Schronisko na Lubaniu. Tam był punkt kontaktowo-noclegowy i instruktażowy dla przechodzących oddziałów partyzanckich. W schronisku leczyli swoje rany ranni partyzanci polscy AK i radzieccy”.

    Pod koniec lipca 1944 roku wybucha powstanie szczawnickie. Szczawnica dołącza w ten sposób do akcji „Burza”, chce walczyć z niemieckim okupantem. Jednak powstanie upada i cała rodzina musi się ukrywać. Chronią się w lesie, ponieważ poszukuje ich Gestapo. Helena przechodzi na punkt kontaktowy ZWZ-AK na Lubaniu, do kpt. Ernesta Durkalca ps. Sław. Prowadzi kuchnię dla ukrywających się i załogi, opiekuje się rannymi. We wrześniu zapewne Gestapo otrzymuje donos. Rozpoczyna się obława. „25 września 1944 roku, wczesnym rankiem, Niemcy (…) urządzili obławę na partyzantów ukrywających się w schronisku. Zostaliśmy wszyscy, 16 osób, aresztowani”.

    W czasie sprowadzania jeńców z Lubania niektórym udało się uciec, dwie osoby zostały rozstrzelane. – Mama też chciała uciekać, ale jedna z pojmanych kobiet, trzymając ją kurczowo za rękę, nie pozwalała – prosiła, żeby nie ryzykowała postrzału. Mama jej posłuchała i tak trafiła do Czorsztyna, do siedziby Gestapo – opowiada pani Bogumiła. – Tam mamę przesłuchiwano. W końcu postawili ją przy murze, na rozstrzelanie. Odstąpili od tego zamiaru w ostatniej chwili. Chcieli wiedzieć więcej, wydobyć ważne informacje, dlatego zapewne przewieziono matkę i kilka osób do katowni Gestapo, do Palace w Zakopanem.

    W Palace

    Przedwojenny ekskluzywny pensjonat przy ul. Chałubińskiego w czasie wojny został przez Niemców zamieniony w miejsce kaźni. „Lena” o swojej męczarni pisze krótko: „Na Gestapo już od pierwszego dnia zaczęła się gehenna: przesłuchania, bicia, wieszanie na drzwiach itp. Tam też miałam wybite zęby”.

    Więcej o Palace nie pisze. Po wielu latach o tym, co ją spotkało, opowie zięciowi. Ale też w bardzo oszczędnych słowach. Bo kto może dziś zrozumieć tamten czas i tamte tortury – bicie, polewanie lodowatą wodą? Kto zrozumie śmierć z zamarznięcia i maleńkie cele, w których jednocześnie przebywało po kilkadziesiąt stłoczonych, poranionych osób? Kto zrozumie tamto cierpienie, krew na ścianach i podłodze? Tu przez lata okupacji Niemcy zamordowali około 250 osób, a torturowali nawet 4 tysiące. – Mama musiała cierpieć niewyobrażalnie. Tym bardziej że Niemcy wściekli byli na tych, którzy nikogo nie sypnęli mimo tortur, a najbardziej na kobiety – mówi pani Bogumiła. – Mój dziadek, gdy matkę pojmali, miał powiedzieć do swoich dowódców: „Nie bójcie się, ona nikogo nie wyda”. On znał najlepiej swoją córkę. Nie sypnęła nikogo.

    Modlitwa Heleny

    „Nie wiadomo, czy Helena przeżyła pobyt w Palace i czym wyskrobała swoją modlitwę na ścianie. Może kawałkiem cegły” – do niedawna można było przeczytać w dostępnych źródłach. Dwa błędy w jednej informacji. Po pierwsze: przeżyła. Po drugie: modlitwę wydrapała na ścianach swojej celi własnym wybitym zębem. Osiemnastolatka pozostawiła wstrząsający ślad:

    „Mamo, nie płacz, nie.

    Niebios Przeczysta Królowo,

    Ty zawsze wspieraj mnie.

    Zdrowaś Mario, Łaskiś Pełna

    Zakopane »Palace«, cela nr 3, ściana nr 3. Błażusiakówna Helena Wanda, lat 18, siedzi od 25 września 44”.

    W Palace przebywa siedem tygodni. „Dnia 22 listopada 1944 roku zabrali kilkanaście osób (…) do samochodu i pojechaliśmy na stację kolejową pod eskortą rzekomo do obozu (…). Jak pociąg dojeżdżał do lasku, nagle było słychać ostrą strzelaninę, pociąg zwolnił, partyzanci wyłamali drzwi, kazali nam wyskakiwać gdzie kto może i uciekać”. Helena została odbita i uwolniona.

    Nocą przeszła przez góry do Nowego Targu. Nad ranem „weszłam do pierwszego lepszego napotkanego domu, tam dostałam spódnicę i dużą chustkę. (…) Wieczorem byłam w Szczawnicy u dziadków”. Trudne przejścia dały o sobie znać: ciężko zachorowała i do końca wojny przebywała w szpitalu. Personel wiele ryzykował, by ją leczyć w pełnej konspiracji.

    Po wojnie skończyła technikum ekonomiczne, wyszła za mąż w Wadowicach, gdzie pracowała. Zaczęła oficjalnie używać drugiego imienia. Wanda Pawlik musiała uważać na władze komunistyczne. Takich jak ona osadzano w więzieniach i skrytobójczo mordowano. Zdarzały się donosy. Mimo że zmieniła miejsce zamieszkania, ktoś ją rozpoznał i wyrzucono ją z pracy. „Dostałam taką opinię (…), że od razu z pracy mnie wyrzucono. Dopisek na opinii był taki: rodzina AK, wrogowie klasowi”.

    Symfonia

    W latach 70., trzydzieści lat po wojnie, do piwnic Palace schodzi Henryk Mikołaj Górecki. Wstrząśnięty tym, co widzi, śladami krwi, wyrytymi napisami, notuje słowa – modlitwę Heleny. Umieści je w III Symfonii op. 36 – „Symfonii pieśni żałosnych”, która powstała w Katowicach w 1976 roku. Prawykonanie odbywa się w kwietniu 1977 roku. Śpiewa polska sopranistka Stefania Woytowicz. Słowa Heleny znajdą się w części drugiej dzieła, o której Górecki napisze, że „jest rodzajem lamentacji o prostej budowie ABABC”.

    Symfonia w Polsce była mocno krytykowana, została doceniona dopiero po latach. Na Zachodzie od premiery nie schodziła wiele tygodni z… popularnych list przebojów.

    Przesłanie córki

    Pani Bogumiła kończy opowieść: – Dumna jestem z matki. To wielka bohaterka. Ale takich jak ona było więcej. Jesteśmy wielkim narodem, mądrym i patriotycznym. I nie pozwólmy sobie wmówić, że jest inaczej. Trzeba wierzyć w siebie, wierzyć w drugiego człowieka. I przyjmować krzyże, bo każdy ma swój…

    Helena Wanda Błażusiak-Pawlik, pseudonim Lena, zmarła 25 lipca 1999 roku. Jest pochowana w Wadowicach na cmentarzu parafialnym. •

    Agata Puścikowska/GOŚĆ NIEDZIELNY 33/2020

    ************************************************************************

    Duży pokój stał się kaplicą. To była piękna niedziela z Eucharystią on-line

    MSZA W DOMUfot. archiwum prywatne/Jarosław Kumor | 19/03/2020

    **

    „Bóg przekracza totalnie nasze ograniczenia i nawet jeżeli jesteśmy daleko od ołtarza, On chce do nas przychodzić. Ma na to swój sposób” – powiedział kapłan na początku naszej Eucharystii on-line w ostatnią niedzielę.

    Swojski klimat

    Dzięki Bogu nie było mi trudno wyjść ze schematu „chodzenia do kościoła” i wejść na tory myślenia o dobru wspólnoty wiernych, zwłaszcza kiedy dowiedziałem się, że jako Droga Odważnych zorganizujemy Eucharystię transmitowaną na naszym portalu www.odwazni.pl – Eucharystię wśród braci i ich rodzin, w łączności z ludźmi, którzy są nam bardzo bliscy i z którymi poprzez czat mogliśmy mieć na bieżąco kontakt. A zatem ta niedziela od rana wyglądała dość standardowo i pośpiech, który często niestety nam towarzyszy przy wychodzeniu do kościoła, był obecny również i teraz.

    Nasz domowy „ołtarz” nakryliśmy białym obrusem. Była okazja, by wyjąć krucyfiks i świece nie tylko na wizytę księdza. Ubraliśmy się odświętnie, a dla naszych dzieci była to okazja, by wystroić się trochę po swojemu – w taki sposób, którego pewnie nie zaakceptowalibyśmy przy normalnym wyjściu do kościoła (vide diadem – tudzież korona – bransoletki i buty widoczne na zdjęciach). Było to ważne. Dzieciom łatwiej było przyjąć do wiadomości, że to również jest msza święta, mimo że nie wychodzimy tym razem z domu. Duży pokój stał się naszą „kaplicą” i trzeba przyznać, że dzieciaki nie wyobrażały sobie, by ni stąd ni zowąd np. pójść do swojego pokoju i się pobawić. Dla nas z kolei były to pewne zewnętrzne znaki, które ułatwiły nam wejście w głąb tej tak szczególnej dla Kościoła modlitwy.

    „W Duchu i prawdzie”

    Zaprzyjaźniony kapłan i osoby, które czuwały nad transmisją oraz wielu przyjaciół na czacie dało nam na swój sposób poczucie wspólnoty. Nie było więc trudno skupić się na Liturgii Słowa, która (mam wrażenie) była w tym dniu wycelowana w punkt. Towarzyszyła mi myśl, że sam Bóg jasno wypowiedział się o tym co tutaj się dzieje i nie mam wątpliwości, że miał tego dnia wielu czcicieli, którzy oddawali Mu cześć „w Duchu i prawdzie”. (por. J 4, 23)

    Oczywiście nie zabrakło stałych coniedzielnych elementów dziecięcej niecierpliwości i pytań, czy długo jeszcze. To też dało nam specyficzne rodzicielskie poczucie, że zdecydowanie jesteśmy na Eucharystii, a nie na jakiejś jej imitacji.

    „Bóg chce, żebyś przyjął Go duchowo”

    Kiedy przyszedł czas komunii, spodziewałem się jakiegoś obszernego wprowadzenia nas przez kapłana w to doświadczenie. Usłyszeliśmy: „Wzbudź w sobie pragnienie Jezusa. Kościół działa niesamowicie, bo Bóg działa niesamowicie. Nie możesz przyjąć ciała i krwi, ale Bóg chce, żebyś przyjął Jego samego duchowo, a On przyjdzie z tymi samymi owocami”.

    Doświadczenie komunii duchowej nie wiązało się dla nas z żadnymi uniesieniami. Emocje, owszem, były, ale ich źródłem były nasze dzieciaki, które już wtedy „jechały na oparach”, ale z drugiej strony nie jest to nic nowego i nie przeszkodziło nam, by zaprosić Jezusa do serca i odczuć wielką radość z faktu, że On jest wierny i przychodzi.

    Nie tylko Eucharystia – zapraszamy codziennie!

    Nie miałem wątpliwości, że w naszym domu wydarzyło się coś szczególnego i dotychczas niespotykanego. Na Drodze Odważnych w czasie epidemii będzie to stały coniedzielny element.

    W normalnych warunkach nasz program formacyjny w swojej podstawowej formie zakłada jeden maksymalnie 15-minutowy materiał dziennie. Teraz jest inaczej. Po rejestracji na Drodze Odważnych dostajemy dodatkowo codzienny program na poranek i na wieczór. O poranku otrzymujemy materiały do spotkania ze Słowem Bożym – film ze Słowem i komentarzem oraz (w poniedziałki, środy i piątki) spotkanie z jednym z liderów Drogi Odważnych w formie transmisji na żywo wokół tematów związanych z rozwojem osobowym, duchowym lub przywództwem. By każdy z użytkowników mógł lepiej się odnaleźć w naszych porannych działaniach, otrzymuje płatny w normalnych warunkach „Planomax” (www.chceplanomax.pl) na ostatnie tygodnie marca.

    Z kolei wieczory to wspólna modlitwa w gronie rodzin mężczyzn z Drogi Odważnych i kobiet z projektu uBOGAcONA (www.ubogacona.pl). O 21:00 łączymy się na żywo na dziesiątek Różańca i śpiewamy Apel Jasnogórski.

    Zawalcz o ten czas

    By być w tym z nami i doświadczać nie tylko tych codziennych elementów, ale też szeregu innych działań, które szczególnie w tym czasie podejmujemy, wystarczy zarejestrować się na Drodze Odważnych. Czy to nam zapewni dobre owoce tego tak długiego czasu w domu? Nie. To nam da dobre narzędzia, by o te owoce zawalczyć. Taką walką była dla mnie ta szczególna i piękna Eucharystia i taką walką o siebie i swoich bliskich jest dla mnie ta codzienna formacja. Podejmiesz wyzwanie?

    Jarosław Kumor/Aleteia

    ************************************************************************

    Benedykt XVI najstarszym papieżem w historii

    SampleFot. © Mazur / catholicnews.org.uk

    **

    Benedykt XVI jest od dzisiaj najstarszym wiekiem spośród wszystkich papieży w historii. Były biskup Rzymu, który ma obecnie 93 lata i zasiadał na Stolicy Piotrowej w latach 2005-13, w środę 2 września kończy 34 108 dni życia, wyprzedzając Leona XIII (Vincenzo Gioacchino Pecciego; 2 marca 1810-20 lipca 1903), który zmarł po 25 latach urzędowania.

    Urodzony 16 kwietnia 1927 Benedykt XVI z końcem lutego 2013 jako pierwszy papież od ponad siedmiu wieków ustąpił z urzędu. Od tego czasu mieszka w byłym klasztorze Mater Ecclesiae na terenie Ogrodów Watykańskich. Joseph Ratzinger jest obecnie “Papa emeritus” – “papież senior” i nadal nosi białe szaty, które – zgodnie z wielowiekową tradycją – zastrzeżone są tylko dla biskupów Rzymu.

    Papież senior jako następca papieża św. Jana Pawła II kierował Kościołem katolickim od 19 kwietnia 2005 do swojego ustąpienia 28 lutego 2013. W dziejach Kościoła katolickiego był 265. papieżem. Przybrał imię Benedykta nawiązując do “papieża pokoju” Benedykta XV oraz patrona Europy i założyciela zakonu benedyktynów, św. Benedykta z Nursji. Był też pierwszym Niemcem na tym urzędzie od czasów Wiktora II (1055-57). Przed wyborem na następcę św. Piotra był w latach 1983-2005 prefektem Kongregacji Nauki Wiary i pełniąc ten jeden z najważniejszych urzędów watykańskich był najbliższym współpracownikiem papieża Polaka.

    Dotychczas najstarszym papieżem był Leon XIII, który zmarł w wieku 93 lat, 4 miesięcy i 18 dni, następnie Klemens XII (7 IV 1652-6 II 1740, papież od 12 lipca 1730) – w chwili śmierci liczył prawie 88 lat. Po nim z kolei “na podium” znalazł się Klemens X (12 VII 1590-22 VII 1676, wybrany na Stolicę Piotrową 29 IV 1670) – zmarł w 10 dni po swych 86. urodzinach. Prawie 86 lat (brakowało mu 3 miesięcy i 6 dni) przeżył bł. Pius IX (13 V 1792-7 II 1878, papież od 16 VI 1846), którego ponad 31-letni pontyfikat jest najdłuższy w nowożytnych dziejach Kościoła.

    02 września 2020/KAI/Rzym Ⓒ Ⓟ

    ************************************************************************

    Tajemnica wypadku kard. Jaworskiego.

    Jan Paweł II wierzył, że krew przyjaciela była przelana dla niego

    KARDYNAŁ MARIAN JAWORSKIOSSERVATORE ROMANO / AFP | EAST NEWS

    **

    Ks. Jaworski cudem uniknął śmierci, ale stracił w tym strasznym wypadku lewą rękę. Gdy kard. Wojtyła go wreszcie zobaczył, rozpłakał się jak dziecko. Prof. Swieżawskiemu opowiadał później kilkakrotnie, że jego kardynalat został okupiony krwią bliskiego mu kapłana.

    Moje spotkanie z kard. Jaworskim

    Był koniec lat 90. ubiegłego wieku. W Przemyślu odbywało się Sympozjum Biblistów Polskich, na które przyjechałem, będąc wciąż jeszcze studentem Uniwersytetu Warszawskiego. Jeden z dni tego naukowego wydarzenia przeznaczono na wyjazd do Lwowa.

    Granica polsko-ukraińska była, jak się zdaje, nieco łatwiejsza do przebycia niż dziś. Autokar długo nie czekał na przejściu w Medyce i dość szybko trafiliśmy do miasta nad Pełtwią. Tam w łacińskiej katedrze czekał już na uczestników przemyskiego sympozjum abp Marian Jaworski.

    Pamiętam, że przywitał nas bardzo serdecznie. Przypomniał, że znajdowaliśmy się w miejscu, gdzie 1 kwietnia 1656 r. – gdy Rzeczpospolita krwawiła pod nawałą potopu szwedzkiego – król Jan Kazimierz podczas uroczystej mszy tuż przed odśpiewaniem „Agnus Dei” złożył przed ołtarzem berło i koronę. A po przystąpieniu do Komunii świętej padł na kolana przed obrazem Matki Boskiej Łaskawej i odczytał napisany przez św. Andrzeja Bobolę tekst słynnych ślubów, w którym Maryja została ogłoszoną Królową Korony Polskiej.

    Homilia arcybiskupa dotyczyła już jednak czegoś innego. Ów znany w Europie filozof religii mocno podkreślał, że bez Biblii chrześcijaństwo nie mogłoby być religią. Nie miałoby w sobie więziotwórczego pierwiastka (jednym ze znaczeń łacińskiego słowa religio jest właśnie „więź”), nie stałoby się Kościołem. Dlatego ważna powinna być dla chrześcijan (i to wszystkich, a nie tylko dla protestantów) lektura Pisma Świętego we wspólnocie.

    Lwów, okupacja i kapłaństwo

    Pamiętam, że podczas tamtego pobytu we Lwowie przypomniałem sobie, że o arcybiskupie Jaworskim po raz pierwszy usłyszałem od prof. Stefana Swieżawskiego. Miałem zaszczyt chodzić na seminarium domowe tego wybitnego historyka filozofii średniowiecznej, na którym tłumaczono „Traktat o Bogu” św. Tomasza z Akwinu. Profesor, który przed II wojną światową studiował, a potem podjął pracę naukową na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, bardzo był rad, że w 1991 r. ordynariuszem odnowionej łacińskiej archidiecezji ze stolicą w mieście jego młodości został właśnie bp Marian Jaworski (od 1984 r. administrator apostolski w Lubaczowie).

    Swieżawski znał go dobrze. Wiedział, że był lwowianinem z urodzenia, któremu przyszło uczęszczać do szkoły średniej za okupacji sowieckiej i niemieckiej, a maturę w 1945 r. zdawać ponownie pod kuratelą sowieckich speców od edukacji. W tamtym pamiętnym roku zakończenia II wojny światowej – dokładnie 1 sierpnia – 19-letni Marian wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Lwowie.

    Jako kleryk w rodzinnym mieście spędził jednak tylko niecałe dwa miesiące. Już pod koniec września abp Eugeniusz Baziak musiał podjąć decyzję o natychmiastowej ewakuacji swej archidiecezjalnej uczelni dla przyszłych kapłanów do Kalwarii Zebrzydowskiej. To właśnie w tamtejszym sanktuarium w 1950 r. Marian Jaworski przyjął święcenia kapłańskie.

    Silna przyjaźń z Karolem Wojtyłą

    Rok później udał się do Krakowa, by podjąć pracę nad doktoratem. Wtedy właśnie spotkał się z nieco starszym od siebie kolegą – ks. dr. Karolem Wojtyłą. Obu kapłanów połączyły więzy silnej przyjaźni opartej na dzielonych przez obu duchowych i intelektualnych fascynacjach.

    Byli tak bliscy sobie, że, gdy Wojtyła w 1958 r. został biskupem pomocniczym w Krakowie, poprosił ks. Jaworskiego, by zamieszkał razem z nim przy ul. Kanoniczej 21. Właśnie z tamtych czasów pamiętał go zaprzyjaźniony z Wojtyłą prof. Swieżawski.

    Ks. Jaworski – także wtedy, gdy był już biskupem i kardynałem – konsekwentnie odmawiał publicznych wypowiedzi na temat swego krakowskiego przyjaciela. Indagowany w tej sprawie w latach 90. uciął krótko: „On jest papieżem w Watykanie, a ja biskupem we Lwowie”.

    Kardynalat okupiony krwią

    Mało kto w Polsce i na świecie wiedział, że Jan Paweł II wierzył, że swoją misję w Kościele mógł realizować dzięki ofierze swego pochodzącego ze Lwowa kolegi. Wiedział o tym prof. Swieżawski i od niego po raz pierwszy usłyszałem taką oto dramatyczną opowieść.

    W 1967 r., gdy Karol Wojtyła był już arcybiskupem krakowskim, papież Paweł VI wyniósł go do godności kardynała. Uroczystość wręczenia kardynalskich insygniów w Rzymie zbiegła się jednak w czasie z rekolekcjami dla księży diecezji warmińskiej, które długo wcześniej metropolita krakowski obiecał prowadzić. Abp Wojtyła poprosił wtedy ks. Mariana Jaworskiego o zastępstwo.

    Ten 3 lipca 1967 r. wsiadł w pociąg z Warszawy do Olsztyna. Za Działdowem doszło do katastrofy kolejowej. Zginęło 7 osób. Ks. Jaworski cudem uniknął śmierci, ale stracił w tym strasznym wypadku lewą rękę. Gdy kard. Wojtyła wrócił do Polski z Rzymu, 11 lipca 1967 r. pojechał do swego leżącego w szpitalu w Działdowie przyjaciela.

    Gdy go wreszcie zobaczył, rozpłakał się jak dziecko. Prof. Swieżawskiemu opowiadał później kilkakrotnie, że jego kardynalat został okupiony krwią bliskiego mu kapłana.

    Cierpienie przyjaciół

    Podobna sytuacja miała wydarzyć się w trakcie konklawe, na którym kardynałowie wybrali 16 października 1978 r. Wojtyłę na papieża. Rozległego udaru doświadczył wtedy inny serdeczny przyjaciel wadowiczanina – bp Andrzej Maria Deskur. W noc po wyborze na tron Piotrowy Jan Paweł II udał się do kliniki Gemelli, by odwiedzić chorego.

    Papież wierzył, że swe papiestwo także zawdzięczał cierpieniu bliskiej mu osoby. W ten sposób wypełniały się wedle niego tajemnicze słowa z Listu św. Pawła do Kolosan: „W moim ciele dopełniam braki cierpień Chrystusa za Jego Ciało, którym jest Kościół” (Kol 1,24).

    Prof. Swieżawski twierdził, że to jeden z trudniejszych do teologicznej interpretacji fragmentów Nowego Testamentu. Może istotnie zastanawiać, że losy Polaka, który został następcą św. Piotra, posłużyły w XX w. za jego wytłumaczenie.

    Filozofia, Bóg i kształcenie księży

    Jan Paweł II cenił jednak ks. Jaworskiego nie tylko za okazaną mu przezeń przyjaźń. Uważał, że jego pochodzący ze Lwowa kolega jest również wybitnym filozofem. Obaj byli przekonani, że bez dobrych podstaw filozoficznych teologia jest co najwyżej zbiorem pobożnych zachęt i napomnień.

    W czerwcu 2005 r., podczas uroczystości odnowienia swego doktoratu na Uniwersytecie Jagiellońskim, kard. Marian Jaworski swoją filozoficzną drogę przedstawiał następująco:

    Refleksja filozoficzna pozwoliła mi głębiej zrozumieć Boga religijnej wiary, odsłoniła mi czym jest religijność i modlitwa. […] Refleksja filozoficzna nad egzystencją ludzką pozwala nam na odsłonięcie tych jej wymiarów, które wskazują na podstawowe odniesienie do Boga, który nie znosi istnienia człowieka, lecz nadaje sens i godność jego bytowi.

    Mówił też dalej, że filozofia religii (jej właśnie poświęcił lwią część swych badań)

    przyczynia się do wzbogacenia metafizyki i jej wyjścia naprzeciw współczesnego człowieka, który nie tylko pyta: dlaczego Bóg?, ale i po co Bóg? Metafizyka jak gdyby dotyka problemu Boga, On sam jednak wymaga innego sposobu podejścia do Jego tajemnicy. Tego zadania podejmuje się filozofia religii. Wychodzi ona z doświadczenia, by biorąc pod uwagę to wszystko, co człowiekowi, w pełni jego władz, jest bezpośrednio dane, dojść do Absolutu.

    Pewnie dlatego ks. Marian Jaworski przez całe swe naukowe życie bardzo dbał o odpowiedni poziom kształcenia w seminariach duchownych zarówno w Krakowie, jak i – w odnowionej przez niego samego w latach 90. – uczelni dla kandydatów na księży we Lwowie. Pytał: „Jeśli ksiądz nie przejdzie porządnych studiów, nie zna dobrze literatury filozoficzno-teologicznej, to jak potem może skutecznie katechizować innych czy wygłaszać dobre kazania?”.

    „Dla mnie żyć to Chrystus”

    Nie tylko jednak w dbaniu o dobrą formację intelektualną (nie tylko kapłanów, ale i świeckich) wyrażała się troska kardynała o Kościół. Było to szczególnie widoczne w czasie, gdy po prawie 46 latach wrócił do swego rodzinnego miasta, by objąć godność arcybiskupa obrządku łacińskiego. Wiedział, że to bardzo delikatne zadanie.

    We współczesnym Lwowie większość chrześcijan stanowią grekokatolicy. Ryt łaciński powszechnie uważa się tam za „polski” (a lwowska katedra łacińska to dla wielu Ukraińców po prostu „polski kościół”). Nie brakuje zatem między chrześcijanami tarć na tle narodowościowym.

    Kardynał Jaworski zawsze miał w tej sytuacji gotową, przemyślaną odpowiedź, którą wyłożył jasno w jednym z wywiadów dla Tygodnika Powszechnego:

    Nie jesteśmy wspólnotą ani polską, ani ukraińską – tylko rzymskokatolicką. Należymy do Kościoła powszechnego […]. Jako Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie nie konkurujemy z grekokatolikami.

    I w czasie tamtej pamiętnej wizyty we lwowskiej katedrze w ramach Sympozjum Biblistów Polskich taka postawa ks. kardynała naprawdę była widoczna. Po zakończeniu mszy świętej kard. Jaworski zaprosił nas na spotkanie z parafianami swej katedry: było wśród nich wielu Ukraińców.

    Teraz, gdy życie tego niezwykłego człowieka się dopełniło, myślę o biskupim zawołaniu, które sobie wybrał: „Mihi vivere Christus est” („Dla mnie żyć to Chrystus”). Owo Pawłowe zdanie z Listu do Filipian ma jednak przecież swój ciąg dalszy: „a umrzeć to zysk” (zob. Flp 1,21). Wierzę, że ks. kardynał, który spoczął ostatecznie w krypcie kaplicy cudownego obrazu w Kalwarii Zebrzydowskiej, na ów zysk wieczny zasłużył jak mało kto.

    Sebastian Duda/Aleteia.pl/13/09/2020

    ********************************************************

    Prymas Wyszyński był kandydatem do tronu papieskiego.

    Dlaczego nie chciał zostać papieżem?

    STEFAN WYSZYŃSKIASSOCIATED PRESS/East NewsKardynał Wyszyński podczas spotkania przygotowującego konklawe w 1963 roku.

    **

    Kard. Wyszyński zdecydowanie odmawia, podając pięć argumentów. Ale nazajutrz, 16 października 1978 roku, jak wynika z lakonicznych zapisków Prymasa, przejmuje on inicjatywę. Staje się, używając terminologii siatkarskiej, rozgrywającym podczas konklawe.

    14 października 1978 r. do Kaplicy Sykstyńskiej wchodzi 111 kardynałów z 49 krajów. Jest wśród nich dwóch purpuratów z Polski. Nikt nie jednak przeczuwa, że za dwa dni wskutek decyzji zgromadzonych dostojników zmieni się bieg historii. Po latach okaże się, że również prymas Stefan Wyszyński był kandydatem do tronu papieskiego. Dlaczego zatem został wybrany kard. Karol Wojtyła, a nie on?

    Śmierć Jana Pawła I po zaledwie 33-dniowym pontyfikacie jest ogromnym szokiem także dla kardynałów. Zastanawiają się, co przez to doświadczenie chciał im powiedzieć Duch Święty. Nie mają czasu na dogłębne analizy, bo termin nowego, drugiego już konklawe w roku 1978 zbliża się wielkimi krokami.

    Do Kolegium Kardynalskiego dochodzi informacja o manifeście wybitnych ojców soborowych, domagających się charyzmatycznego pasterza. Kardynałowie mają świadomość, że nowy papież powinien być człowiekiem o silnej, wyrazistej osobowości, który byłby zdolny zahamować kryzys w Kościele. Kryzys, który – jak zauważył założyciel Wspólnoty św. Idziego prof. Andrea Riccardi – wynika nie z zewnętrznych czynników, jak w czasach rewolucji francuskiej czy polityki państw ateistycznych, ale pochodzi z wnętrza Kościoła.

    Nie do końca spełniają te wymagania dwaj główni faworyci mediów, jak również większości elektorów: z jednej strony arcybiskup Genui kard. Giuseppe Siri, który z trudem przyjmuje zmiany posoborowe inicjowane przez Pawła VI, a z drugiej – arcybiskup Florencji kard. Giovanni Benelli, gwarantujący kontynuację nauczania tego papieża.

    Wojtyła powodem konfliktu z Sowietami?

    Niektórzy z wpływowych kardynałów niewłoskich stawiają na kandydatów spoza Włoch. Arcybiskup São Paolo kard. Paulo Evaristo Arns oświadcza wprost, że najlepszym pretendentem byłby kard. Karol Wojtyła. O metropolicie krakowskim dużo się mówi przed konklawe w kręgach Kurii Rzymskiej.

    Cieszy się tam opinią wspaniałego człowieka, zdolnego pasterza, ale nikt poważnie nie bierze pod uwagę jego kandydatury. Dlaczego? Bo – jak wspomina w wywiadzie dla PAP znakomity watykanista Luigi Accattoli – ich zdaniem „wybór papieża z kraju komunistycznego byłby wielkim zagrożeniem, bo mógłby doprowadzić do konfliktu z sowieckim systemem”.

    Daleki od takiego myślenia jest arcybiskup Wiednia kard. Franz König, który jeszcze przed konklawe daje niedwuznacznie do zrozumienia, że Kościół dojrzał do tego, żeby papieżem mógł zostać nie-Włoch. Kardynał ten dobrze orientuje się w realiach socjalistycznych, bo jako pierwszy purpurat z Zachodu odwiedza kraje Europy Środkowo-Wschodniej jako nieformalny przedstawiciel papieża.

    Zna arcybiskupa Wojtyłę z jego wizyt w Wiedniu i swoich rewizyt w Krakowie. Ceni jego intelekt, walory moralne i talenty duszpasterskie. W rozmowach z członkami Kolegium Kardynalskiego sonduje możliwość wyboru nie-Włocha i w tym kontekście wymienia nazwisko Wojtyły, lobbując, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, za jego kandydaturą.

    Pięć argumentów Prymasa

    Kard. König rozmawia także na ten temat z kard. Wyszyńskim. Wedle znanej anegdoty słowa arcybiskupa Wiednia o godnym następcy św. Piotra z Polski Prymas odnosi do siebie, choć jedzie na konklawe z absolutnym przekonaniem, że papieżem powinien zostać Włoch. Znane są jego wypowiedzi sprzed konklawe, zapisuje także to przekonanie w Pro memoria.

    Kiedy Prymas i metropolita krakowski spotkali się z innymi purpuratami przed konklawe, kard. Wyszyński zwierzył się mu, że wśród Kolegium Kardynalskiego widzi tyle nowych twarzy i wielu z nich nie zna. Kard. Wojtyła stwierdził natomiast, że zna tu wszystkich. Sami jednak byli dobrze znani purpuratom nawet z odległych krajów.

    Kard. Wyszyński cieszył się sławą niezłomnego, bohaterskiego obrońcy Kościoła w państwie rządzonym przez komunistów, kard. Wojtyła, wschodząca gwiazda Kolegium Kardynalskiego, zdobył zaś uznanie jako aktywny uczestnik różnych gremiów watykańskich oraz ten, który głosił rekolekcje dla Ojca Świętego. Jak się wkrótce miało okazać, wielu kardynałów w którymś z dwóch Polaków widziało następcę św. Piotra, czego w historii Kościoła nigdy dotąd nie było. Takiej sytuacji nie przewidzieli nawet wytrawni watykaniści, którzy w gronie papabili, czyli faworytów do tronu papieskiego, nie wymienili żadnego z polskich kardynałów.

    Kiedy dwaj główni faworyci włoscy blokują się nawzajem, bo żaden z nich mnie może uzyskać wymaganej większości głosów, w przerwie między głosowaniami zgłasza się do Prymasa grupa elektorów z pytaniem, czy przyjąłby wybór. Kard. Wyszyński zdecydowanie odmawia, podając pięć argumentów. Nocą, pod datą 17 października (wtorek), zapisuje:

    1. Już wielokrotnie wypowiadałem swoje stanowisko, jeszcze przed wyborem Pawła VI, że Lud Rzymski ma prawo mieć biskupa rzymskiego, z narodu italskiego, niezależnie od tego, że Rzym dziś jest miastem międzynarodowym, na tym stanowisku stoję dziś;
    2. nadto, uważam, że moje życiowe zadanie, jak bronić Kościoła na Wschodzie centralnej Europy, dla tego celu szukam sprzymierzeńców, jak o tym świadczy ostatnia nasza podróż po Niemczach. Do mnie należy nawet paść na granicy polsko- sowieckiej, gdyby Bóg tego ode mnie zażądał;
    3. przekroczyłem 77 lat, a papież musi mieć siły do pracy;
    4. na Stolicy Apostolskiej musi zasiąść człowiek wszechstronnie do tego przygotowany;
    5. gdyby wybór padł na Kardynała Wojtyłę, uważam, że miałby obowiązek wybór przyjąć, gdyż Jego zadania w Polsce są inne.

    Kiedy Prymas orientuje się, że szanse metropolity krakowskiego rosną, staje się gorącym rzecznikiem jego kandydatury.

    To Jej dzieło!

    Drugiego dnia konklawe wobec niemożności uzyskania przewagi jednego z kandydatów włoskich kard. König podczas posiłków wymienia nazwisko kard. Wojtyły, dając do zrozumienia, że będzie na niego głosował.

    Nazajutrz, 16 października, po obiedzie, jak wynika z lakonicznych zapisków Prymasa, przejmuje on inicjatywę. Staje się, używając terminologii siatkarskiej, rozgrywającym. W Pro memoria zapisuje: „Po obiedzie długa moja rozmowa z Kard. Królem, a później z Kard. Königiem. Nic więcej! Później z Kardynałami niemieckimi. Nic więcej!”.

    Co to oznacza – wiadomo. Wymienieni dostojnicy należą do grona wpływowych purpuratów, których kard. Wojtyła ma po swojej stronie. Również arcybiskup Filadelfii zna dobrze Wojtyłę, który dwa razy gościł w USA. 8 grudnia 1967 r. – z powodu odmowy władz PRL udzielonej kard. Królowi na odwiedziny w Polsce – metropolita krakowski w jego zastępstwie odbył ingres kardynalski w Siekierczynie k. Limanowej, skąd pochodził ojciec amerykańskiego purpurata.

    Można się domyślić, że prymas Wyszyński dyskutuje z kardynałami, których nazwisko znaczy to samo, o tym, jak zmobilizować elektorów niezdecydowanych do postawienia na metropolitę krakowskiego, aby on został „królem kardynałów”, czyli papieżem. Czas poobiedniego wypoczynku jest jednak dla nich bardzo pracowity. „Czuło się ożywienie na korytarzach” – notuje kard. Wyszyński.

    „Grupa Prymasa” okazuje się skuteczna, bo ósme głosowanie jest formalnością. Kard. Wyszyński przesuwa się do metropolity krakowskiego, który siedzi za nim w drugim rzędzie, i prosi go o przyjęcie wyboru. „Gdyby Ks. Kardynała wybrano, proszę pomyśleć, czy nie przyjąć imienia Jana Pawła II. Dla włoskiej opinii publicznej byłoby to obrócenie na dobro tego kapitału duchowego, który zebrał Jan Paweł I” – czytamy w Pro memoria.

    Podczas homagium obaj płaczą. Prymas wspomina po powrocie do Polski w jednym z kazań: „… usta nasze niemal jednocześnie otworzyły się imieniem Matki Bożej Jasnogórskiej : to Jej dzieło! Wierzyliśmy w to mocno i wierzymy nadal”.

    Zaraz potem Prymas wypowie prorocze słowa, które Papież zapisze w swoim testamencie, a po latach powtórzy w Gorzowie Wielkopolskim: „Masz teraz wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie”.

    Kard. Wyszyński na gorąco wyraża swój pogląd o tym, dlaczego kardynałowie opowiedzieli się za metropolitą krakowskim.

    Co mogło wpłynąć na ten wybór? Nie sposób odpowiedzieć. Być może, że obawa przed aktualnymi 3 kandydatami. Żadnego nie chciano. Gdy wypłynęło nazwisko Karola Wojtyły, miało ono równie koleje w głosowaniach. Ale, gdy 3 kandydaci tracili głosy, zyskiwał głosy Kard. Wojtyła. Ale to tylko mechanika.

    Bodaj istotne było to, że Polska, mimo jarzma komunistycznego, zachowała wiarę, jedność z Kościołem, żywą religijność którą podziwiało wielu Kardynałów świata w Polsce, żywą cześć do Matki Najświętszej. Wielu powtarzało: zwycięży Matka Najświętsza. Dzień św. Jadwigi dla Polski chwałą.

    Właściwie składano życzenia Kościołowi Polskiemu. Myślę, że obok wysokiej popularności Kardynała na świecie ta właśnie żywa religijność wszystkim dawała wiele do myślenia. Wielu Kardynałów wypowiadało to zdanie. Moja krótka odpowiedź na wszystkie strony: Polska przeżywa wiele upokorzeń i udręki – Deus exaltavit humiles [Bóg wywyższył pokornych].

    Opatrznościowy udział

    Choć Prymas i Papież są przekonani, że wynik konklawe to zasługa Madonny Jasnogórskiej, Jan Paweł II docenia rolę czynnika ludzkiego. Świadczy o tym, niepublikowany dotąd, jego odręczny list do kard. Wyszyńskiego z 3 listopada 1978 r., w którym Ojciec Święty dziękuje Księdzu Prymasowi za „tak opatrznościowy udział w ostatnim konklawe”. Oto treść tego listu:

    † Wasza Eminencjo

    Umiłowany Księże Prymasie!

    Korzystam z odjazdu Biskupa Bronisława, aby przesłać serdeczne wyrazu czci i miłości – a zarazem podziękować raz jeszcze za tak opatrznościowy udział Księdza Prymasa w ostatnim Konklawe.

    Nie muszę już więcej pisać, Wasza Eminencja sam wie, o co chodzi, o czym myślę. To są drogi Boże, które tym bardziej nam się uświadamiają, im bardziej nieoczekiwanie objawia się ich zobowiązujące znaczenie. Ksiądz Prymas wie, że miał bezpośredni udział w objawieniu się tego właśnie zobowiązującego znaczenia na tle całego przebiegu Konklawe, a w szczególności w dniu 16 października, w uroczystość świętej Jadwigi.

    Pragnę także raz jeszcze podziękować Waszej Eminencji, a także przez Księdza Prymasa całemu Episkopatowi Polski, wszystkim moim Braciom w biskupstwie za Ich tak liczny udział w początkach nowego pontyfikatu.

    O szczegółach nie piszę. Przekazuję je wszystkie, które w tej chwili pamiętam, Biskupowi Bronisławowi, który z pewnością dokładniej to powtórzy, niż można by napisać w wąskich rozmiarach tego listu.

    Nie potrzebuję też mówić, jak bardzo liczę na wsparcie duchowe, na modlitwę Waszej Eminencji i całej Polski. Wiem, że tak się dzieje – więc przede wszystkim wyrażam podziękowanie. A dziękując – przez to samo najbardziej proszę, bo taka już jest „ekonomia wdzięczności”.

    Raz jeszcze powtarzam wyrazy serdecznej czci i oddania w Chrystusie Panu i Jego Matce – naszej Jasnogórskiej Pani.

    Jan Paweł II
    3.XI.1978.

    Prymas i Papież rozumieli się w pół słowa. Ale i my po przeczytaniu tego fragmentu nie mamy wątpliwości, że Jan Paweł II dziękuje kard. Wyszyńskiemu za to, że w sposób zasadniczy przyczynił się do jego wyboru na Papieża.

    Prymas wyraża na gorąco przypuszczenie, że wybór Papieża z Polski może „przyhamować akcję ateistyczną, płynącą z ZSRR, gdy Moskwa zorientuje się, że w centralnej Europie wyrosła niespodziewanie nowa siła”. I dodaje za starcem Symeonem: „Teraz puszczasz swego sługę, Panie, ponieważ moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś przed obliczem wszystkich narodów”.

    Zanim to się stanie, Prymas przeżyje chwile wielkiej chwały, kiedy podczas homagium 22 października 1978 r. Papież – w bezprecedensowym geście podniesie go z klęczek i ucałuje w rękę – i kilka miesięcy później, kiedy w czerwcu 1979 r. będzie gospodarzem ze strony Episkopatu Polski pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny.

    Grzegorz Polak/Aleteia.pl/03/08/2020

    Jest to fragment książki Grzegorza Polaka, „Najbardziej lubił nasturcje. Nieznane fakty z życia Prymasa Wyszyńskiego”, Wydawnictwo M i Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego 2020.

    ************************************************************************

    Szkocja: spełniają się obawy Orwella. Czy Pismo Święte będzie zakazane?


    Szkocja: spełniają się obawy Orwella. Czy Pismo Święte będzie zakazane?fot. Pixabay


    W społeczeństwach zachodnich już teraz dzieje się to, przed czym ostrzegał Orwell w „Folwarku zwierzęcym”, wszyscy są równi, ale niektórzy są równiejsi – uważa wiceprzewodniczący Episkopatu Szkocji, odnosząc się do projektu nowego prawa przeciw podżeganiu do nienawiści.

    Jak zauważa biskup John Keenan, niektóre „podstawowe prawa człowieka” okazują się bardziej podstawowe niż inne. Swoboda sumienia i wyznawania religii muszą ustąpić miejsca prawu do własnego stylu życia seksualnego. Hierarcha podkreśla, że nowe prawo stanowi zagrożenie dla Kościoła. Nie pozwala też wielu ludziom być wiernymi swym sumieniom i swobodnie wyrażać własną opinię.

    Od kwietnia szkocki rząd forsuje nowe prawo, rzekomo przeciw podżeganiu do nienawiści, choć sprzeciwia się temu dwie trzecie społeczeństwa oraz wiele instytucji. Kościół, jak mówi biskup Keenan, nie ma nic przeciwko zapobieganiu nienawiści, ale obawia się, że nowe prawo poważnie ograniczy wolność słowa. Niepokojące jest to, że aby uznać czyjąś winę, sąd nie będzie musiał wykazać, że oskarżony rzeczywiście chciał podżegać do nienawiści. Wystarczy, że jego gest czy zachowanie zostaną zinterpretowane w ten sposób.

    Kościół obawia się również pojęcia „materiały prowokacyjne”, którym operuje nowe prawo. Jeśli zostanie ono przyjęte, za materiały prowokacyjne z łatwością będzie można uznać Pismo Święte oraz katechizm, bo nie aprobują one aktów homoseksualnych. Nowe prawo jest bowiem bardzo nieprecyzyjne i w praktyce uniemożliwia wyrażanie jakichkolwiek negatywnych opinii na temat kwestii „genderowych”.

    Hierarcha zauważa, że katolicy w Szkocji już teraz niechętnie dzielą się swymi opiniami, w obawie, by nie popaść w konflikt z prawem. Przyznaje, że daleko tam jeszcze do prześladowań, których chrześcijanie doświadczają w Birmie, Chinach czy Indiach. Jest jednak prawdą, że już teraz twierdzenia inspirowane wiarą katolicką czy Ewangelią są tam powszechnie wyciszane – dodaje w wywiadzie dla portalu Nuova Bussola Quotidiana biskup Keenan.

    źródło: VaticanNews.va / KAI/PCh24.pl

    **********************

    „Gniazdo polskie”. W poszukiwaniu polskiej tożsamości narodowej

    „Gniazdo polskie”. W poszukiwaniu polskiej tożsamości narodowejzdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (wiol5) + okładka (bialykruk.pl)


    W czasie Kulturkampfu prusko-niemieccy urzędnicy wmawiali Polakom, że są nic niewartą dziczą, a Rzeczpospolita przedrozbiorowa to kulturowa pustynia, którą należy jak najszybciej ucywilizować. Podobne głosy pojawiły się po 1989 roku, kiedy to rozpoczęła się operacja nazywana „pedagogiką wstydu”, której celem było – i nadal jest – wmawianie Polakom, że nasza historia, kultura, tożsamość narodowa to ciąg absurdów, głupstw i bezrozumności. Po roku 2004 „postępowe ośrodki” poszły krok dalej, ponieważ zaczęły głosić, że bez Unii Europejskiej nasza ojczyzna jest „brzydką panną na wydaniu” i jeśli chcemy by była „fajna”, to musimy zainstalować nad Wisłą wszystko, co jest modne na Zachodzie. Odpowiedzią na ten stan rzeczy jest najnowsza książka Bohdana Urbankowskiego pt. „Gniazdo polskie. Wspólna pamięć narodu”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Biały Kruk.

    Bohdan Urbankowski nie ma wątpliwości, że to właśnie Polska przez setki lat była kulturową potęgą w Europie – i nie chodzi tutaj o malarstwo, muzykę, literaturę czy architekturę, ale również, a może przede wszystkim, o ideę polityczną, która do dziś fascynuje wielu historyków i politologów. Chodzi oczywiście o polską wolność wynikającą z ducha republikańskiego, ale nie tylko. Przecież Polska na początku swego istnienia była monarchią i już wtedy stanowiła swoiste przedmurze chrześcijaństwa. W XII i XIII wieku doświadczyliśmy rozbicia dzielnicowego, z którego wyszliśmy obronną ręką. Rzeczpospolita Obojga Narodów przyciągała na swoje terytorium ludzi z całej Europy, którzy zafascynowani naszą kulturą chcieli zostać Polakami.

    Doświadczyliśmy wielu zdrad, najważniejsi ludzie w naszym państwie nie raz sprzedawali siebie, ojczyznę i rodaków za „srebrniki” od państw ościennych, co wpędziło nas w 123-letnią niewolę. Polska jednak nie zginęła. Mimo, że państwo zniknęło z map, to naród przetrwał i nie dość, że zachował swoje piękne dziedzictwo, to dodatkowo dał Europie i światu wybitnych artystów, naukowców, myślicieli i kapłanów. To właśnie oni są głównymi bohaterami „Gniazda polskiego” – bo to oni przez lata zaszczepiali w Polakach system wartości opartych na świętej Wierze katolickiej i patriotyzmie, które chroniły nas 100, 300, 500 lat temu i chronią dzisiaj.

    Z książki Bogdana Urbankowskiego dowiadujemy się m.in. niesamowitych faktów dotyczących pierwszego polskiego hymnu, czyli „Bogurodzicy” – faktów, o których nie mówi się w szkole. Autor cytuje najpiękniejsze polskie wiersze, które mają wręcz charakter poezji publicystycznej. Przykładem jest chociażby wiersz „Na zakon krzyżacki” autorstwa abp. Andrzeja Krzyckiego. Jak czytamy w „Gnieździe polskim”:

    „Nie jest to prosty paszkwil przeciwko Krzyżakom, bo nie zdobyłby tej sławy, którą zdobył. On jest bardzo kunsztownie napisany, dlatego pozwolę go sobie przytoczyć. A nawiązuje do trzech krzyży stojących na Golgocie. Wiadomo – Chrystus i dwóch łotrów.

    Wiadomo, że trzy krzyże są i o trzech barwach.

         Różne; tych, co je noszą, też rodzaje trzy:

    Jest czerwony, ten słusznie zwie się Jezusowym,

         Albowiem tak Jezusa zabarwił się krwią.

    Jest biały, odpowiedni zbójcy z prawej strony,

         Którego zbrodnie kilka odkupiło słów.

    Jest w końcu czarny, zbója z strony lewej; ten to

         Zdradziecki Zakon uznał – jak słusznie! – za swój”.

    Poeci i pisarze zdominowali „Gniazdo polskie”. To oni pojawiają się już na pierwszych kartach książki, a fragmenty ich twórczości i życiorysów odnajdujemy w każdym rozdziale. Urbankowski przekazuje nam wiedzę zarówno na temat tych znanych przez niemal nas wszystkich (Kochanowski, Rej, Mickiewicz, Słowacki, Sienkiewicz, Żeromski, Norwid, Gałczyński, Herbert, Miłosz, ks. Twardowski etc.) jak i tych, o których dzisiaj się niemal nie pamięta (Syrokomla, Pol, Bełza, Kromer, Feliński etc.).

    Kolejną grupą bohaterów książki Urbankowskiego stanowią malarze z Janem Matejko na czele, wojskowi, politycy, architekci, kompozytorzy i inni wielcy Polacy, którzy zapisali się w historii naszej Ojczyzny i świata. Autor nie zapomina również o tych, którzy robili i nadal robią wszystko, aby Polska nie była Polską, tylko „tym krajem”, a fraza „Polak-katolik” została zastąpiona słowami „Polak-kapuś, nieudacznik, złodziej, faszysta, antysemita”.

    To od nas zależy, którą drogą pójdziemy i to my zdecydujemy czy przetrwamy jako naród, co kilkukrotnie nam się udawało. Czy jest to możliwe jednak i dzisiaj?

    „Gniazdo polskie” to bez cienia wątpliwości jedna z najważniejszych i najbardziej „budujących” książek w dorobku Bohdana Urbankowskiego i jedno z najważniejszych dzieł stanowiących o polskiej kulturze, jakie ukazało się w ostatnich latach. Napisać, że autor wykonał tytaniczną pracę, która wzywa nas do dumy i kroczenia przez życie z podniesionym czołem, to nic nie napisać. Najlepszym podsumowaniem będzie wiersz XXIX „Nad głębiami” Adama Asnyka:

    Póki w narodzie myśl swobody żyje,

    Wola i godność i męstwo człowiecze,

    Póki sam w ręce nie odda się czyje

    I praw się swoich do życia nie zrzecze,

    To ani łańcuch, co mu ściska szyję,

    Ani utkwione w jego piersiach miecze,

    Ani go przemoc żadna nie zabije,

    I w noc dziejowej hańby nie zawlecze.

    Zginąć on może z własnej tylko ręki:

    Gdy nim owładnie rozpacz senna, głucha,

    Co mu spoczynek wskaże w grobie miękki,

    I to zwątpienie, co szepcze do ucha:

    Że jednem tylko lekarstwem na męki

    Jest dobrowolne samobójstwo ducha.

    TK

    Urbankowski B., Gniazdo polskie. Wspólna pamięć narodu, Kraków 2020.

    PCh24.pl

    ************************************************************************

    Prof. Kazimierz Braun:

    Dwusetlecie urodzin Cypriana Norwida

    Czas się przygotować!

    Prof. Kazimierz Braun: Dwusetlecie urodzin Cypriana Norwida. Czas się przygotować!

    Józef Łoskoczyński, Cyprian Kamil Norwid. Repr. Jarekt/Wikimedia Commons


    W roku 2021 upłynie 200 lat od urodzenia Cypriana Norwida. Jubileusz 200-lecia urodzin tego wielkiego twórcy to ważna sprawa narodowa – sprawa literatury polskiej i polskiego teatru, a ogólnie sprawa narodowej kultury i narodowej świadomości.

    Cyprian Norwid przyszedł na świat 24 września 1821 r. na Mazowszu, w Laskowie-Głuchach koło Radzymina. Gdy zbliża się 199 rocznica jego urodzin pora, aby przygotować się do rocznicy dwusetnej.

    Norwid był poetą, dramatopisarzem, prozaikiem i myślicielem, a także artystą sztuk pięknych. Wcześnie rozpoczął błyskotliwą karierę literacką, by w następnych latach życia stworzyć arcydzieła, jak wiersz Fortepian Chopina, przez wielu uznawany za najwybitniejszy w ogóle utwór poetycki napisany w języku polskim, czy jak dramat Za kulisami, będący mistrzowskim połączeniem narracji politycznej, krytyki społecznej i uniwersalnej refleksji filozoficznej.

    Promethidionie, poetyckim traktacie, napisał:

    „I ja tak widzę przyszłą w Polsce sztukę,

    Jako chorągiew na prac ludzkich wieży,

    Nie jak zabawkę ani jak naukę,

    Lecz jak najwyższe z rzemiosł apostoła

    I jak najniższą modlitwę anioła.”

    W Aktorze dał natomiast fundamentalną definicję teatru:

    „Teatr ile wiemy – jest atrium spraw niebieskich – i stąd go tak zwiemy.”

    W dorobku Cypriana Norwida znalazły się setki wierszy i poematów, kilkanaście dramatów, wiele utworów prozą, oraz obfita epistolografia; pozostawił po sobie również dzieła sztuk pięknych: rysunki, obrazy, rytownictwo.

    W twórczości swej Norwid odwoływał się do narodowej i ogólno-europejskiej tradycji, a zarazem był odważnym nowatorem. Na zawsze weszły do zbiorowej świadomości Norwidowe frazy, jak ta: „Ojczyzna to wielki, zbiorowy obowiązek”. Największą wartością, promieniującą ze wszystkich jego dzieł jest wolność – wolność jednostki i narodu, wolność w dziedzinie twórczości i wolność polityczna.

    Jego nowatorska twórczość oraz bezkompromisowe sądy artystyczne, polityczne i moralne stopniowo odsuwały od niego czytelników. Tylko część jego dzieł została opublikowana za jego życia. Część z nich zaginęła, ale wiele zostało odszukanych po śmierci twórcy i wtedy, już w XX w., został odkryty na nowo.  

    Cyprian Norwid przeżył swą młodość w kraju, a lata dojrzałe na emigracji – w Europie Zachodniej, w Ameryce i ponownie w Europie, osiedliwszy się we Francji. W 1855 r. został uznany przez zaborcze władze rosyjskie za politycznego „wygnańca” i do Polski już nie mógł powrócić – chyba, że wprost na Sybir. Zmarł w Paryżu w biedzie i opuszczeniu w 1883 r.

    W krwioobieg polskiego życia literackiego wprowadził Norwida Zenon Miriam-Przesmycki, który opublikował wiele jego utworów w wydawanym przez siebie w Krakowie czasopiśmie „Chimera” (1901-1908). Następnie zaś wydał wszystkie Pisma do dziś odszukane  Norwida (w latach 1930. i 1940.). Kolejnej edycji Pism wszystkich Norwida dokonał Juliusz Wiktor Gomulicki (w latach 1971-1976), dodając do niej bezcenne kompendium: Norwid. Przewodnik po życiu i twórczości (1976). Trzeciego już wydania Dzieł wszystkich Norwida dokonuje Julian Maślanka (poczynając od 2013 r.). Liczni wielcy uczeni badali twórczość Norwida: Wacław Borowy, Juliusz Wiktor Gomulicki, Karol Górski, Mieczysław Inglot, Irena Sławińska, Wiesław Rzońca, Kazimierz Wyka i wielu innych, a sekundowali im uczeni francuscy, holenderscy, węgierscy i inni.

    Najwybitniejsi polscy poeci podążali szlakiem Norwida, a wśród nich Krzysztof Baczyński, Zbigniew Herbert, Tymoteusz Karpowicz i Tadeusz Różewicz. Wczytywał się w niego młody Karol Wojtyła, który potem, jako Papież Jan Paweł II, wielokrotnie powoływał się na Norwida w swych wystąpieniach.

    Na scenę teatralną pragnął wprowadzić Norwida Stanisław Wyspiański. Gdy ubiegał się o dyrekcję krakowskiego Teatru Miejskiego w 1905 r. umieścił w swoich planach repertuarowych Kleopatrę. Dyrekcji nie otrzymał – tragedii Norwida nie wystawił. Jednak w 1908 r., w Teatrze Miejskim pod dyrekcją Ludwika Solskiego, odbyła się pierwsza w ogóle premiera Norwidowska: misteryjny dramat Krakus. Reżyserował Józef Sosnowski. Scenografię skomponował Franciszek Siedlecki. W głównych rolach wystąpili mistrzowie – Andrzej Mielewski w roli Krakusa i Józef Sosnowski w roli Rakuza. Później, największe zasługi we wprowadzaniu Norwida na sceny położyli Wilam Horzyca, inscenizator Kleopatry (Lwów 1933) i Za kulisami (Toruń 1946, Warszawa 1959) oraz Juliusz Osterwa, który pierwszy wystawił w swojej Reducie Pierścień wielkiej damy (Warszawa 1936). W kolejnych przedstawieniach Norwidowskich grali tak wybitni aktorzy jak Irena Eichlerówna, Maria Nowotarska, Alicja Pawlicka, Hanka Stankówna, Aleksandra Śląska, Tadeusz Białoszczyński, Henryk Boukołowski, Leszek Herdegen, Mariusz Dmochowski, Zbigniew Zapasiewicz, Mieczysław Voit i inni. Scenografie do sztuk Norwida tworzyli tacy mistrzowie jak Andrzej Pronaszko, Otto Axer, Krystyna Zachwatowicz.

    Co do mnie, zetknąłem się z Norwidem już jako dziecko. Moja matka Elżbieta (z domu Szymanowska), ucząc mnie w naszej wojennej szkole domowej mówiła o nim i wskazywała mi jego wiersze do nauczenia się na pamięć. A z drugiej strony, wcześnie dowiedziałem się o przechowywanej z pietyzmem tradycji w rodzinie mego ojca, Juliusza: ojciec jego matki Henryki, doktor Konstanty Miller, był w Paryżu przyjacielem Cypriana Norwida, który umieścił jego imię w Promethidionie.

    Miałem niezwykle ważne formacyjne doświadczenie uczestniczenia w seminarium magisterskim poświęconym Norwidowi prowadzonym na Uniwersytecie Poznańskim przez tak wybitnego uczonego, jakim był profesor Zygmunt Szweykowski. Później, miałem to szczęście, że o Norwidzie mogłem mówić z Wilamem Horzycą – jego oddanym miłośnikiem i propagatorem. Miałem także bezcenną możliwość wielokrotnie konsultować moje prace Norwidowskie z jego wytrawnym znawcą, niestrudzonym wydawcą i komentatorem o niezrównanej erudycji, Juliuszem W. Gomulickim.

    Było tych prac wiele. W ciągu lat wyreżyserowałem w teatrach i w telewizji wszystkie pełnospektaklowe sztuki Norwida: Pierścień Wielkiej-Damy, Aktora, Za kulisami, Kleopatrę i Cezara, a także jednoaktówkę Miłość czystą u kąpieli morskich. Reżyserowałem również moje scenariusze Norwidowskie: Piszę pamiętnik artysty oraz Powrót Norwida. Aby torować drogę do Norwida pisałem o jego dramacie i teatrze; jemu poświęciłem pracę doktorską. Opublikowałem książki Cypriana Norwida teatr bez teatru oraz Mój teatr Norwida. Dla Biblioteki Narodowej przygotowałem Cztery dramaty Cypriana Norwida (wstęp i opracowanie), a niebawem ma zostać opublikowany mój Przewodnik po twórczości dramaturgicznej Cypriana Norwida (Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego)W ten sposób starałem się przypominać jego dzieło i włączać je w bieżące polskie życie teatralne, literackie i naukowe.

    A teraz zbliża się ta ważna Norwidowska rocznica. Jest już czas, i jeszcze jest czas, aby ludzie teatru zaplanowali realizacje sztuk Norwida w roku 2021, aby uczeni przygotowali sesje naukowe i publikacje jemu poświęcone, aby nauczyciele zorganizowali konkursy recytatorskie utworów Norwida – jest na pewno wiele sposobów przypominania go, czerpania z jego dzieła.

    Twórczy wkład Cypriana Norwida w polską kulturę jest bowiem ogromny, a na wielu polach decydujący. Dwustulecie jego urodzin stwarza okazję godnego przypomnienia dzieła, zasług i znaczenia tego wielkiego twórcy, ponownego odwołania się do niego.

    Kazimierz Braun/POLONIA CHRISTIANA/PCh.24pl


    spotkanie chrystusa by cyprian kamil norwid

    Spotkanie ChrystusaCyprian Kamil Norwid
    Norwid oryginał
    Głowa Chrystusa – Cyprian Kamil Norwid

    ***

    Słowo do rzeczy

    190. rocznica urodzin Norwida
    Zdjęcie z Krzyża – grafika autorstwa Norwida z roku 1861/EAST NEWS/MUZEUM LITERATURY

    **

    Miał jeden cel: „Odpowiednie dać rzeczy – słowo!”. I tak budował mosty między literaturą a teologią. Nic dziwnego, że twórczością Norwida zafascynował się przyszły papież.

    Wiedeńska biblioteka, rok 1901. Młodopolski poeta i tłumacz Zenon „Miriam” Przesmycki trzyma w ręku niepozornie wyglądający tomik poezji. Nie wie jeszcze, że ta chwila będzie przełomowym momentem dla historii polskiej literatury.

    Czwarty wieszcz

    Ów tomik to jedyny zbiór wierszy Cypriana Kamila Norwida, jaki autorowi „Vade-mecum” udało się wydać za życia. Niemal wszystko, co dziś znamy, i co mieści się w jedenastu tomach „Pism wszystkich”, wydanych dopiero w latach 70. ubiegłego wieku, zostało wydobyte z rękopisów.

    Urodził się w mazowieckiej wsi Laskowo-Głuchy, ale większą część życia spędził za granicą, głównie w Paryżu. Wiele lat przeżył w skrajnej nędzy, utrzymując się jedynie z dorywczych prac, m.in. z grafiki. Postępująca gruźlica i uzależnienie od alkoholu sprawiły, że jeden z największych polskich poetów wszech czasów ostatnie lata życia spędził w przytułku, opuszczony i zapomniany.

    Czemu tak się stało? Cyprian Kamil Norwid to jeden z tych artystów, którzy wyprzedzili swoją epokę. Niezrozumiany przez współczesnych, stał się jednak inspiracją dla potomków, tak jak przewidział w wierszu: „Syn – minie pismo, lecz ty spomnisz wnuku”. Dziś stawia się go w jednym rzędzie z romantycznymi wieszczami, jednak błędem byłoby sądzić, że twórczość Norwida jest powszechnie znana. Trudny, filozoficzny język jego poezji sprawia, że zaczytywać się nią mogą tylko nieliczni. I choć są badacze, którzy zajmują się niemal wyłącznie Norwidem, to dla wielu zwykłych czytelników pozostaje on ciągle autorem kilku „szkolnych” utworów: „Fortepianu Chopina”, „Mojej piosnki (II)” czy „Bema pamięci żałobnego rapsodu”.

    Krzyż stał się bramą

    Jednym z tych, którzy uważali Norwida za swojego mistrza, był Jan Paweł II. Gdyby sporządzić listę artystów najczęściej przez papieża cytowanych, na pierwszym miejscu znalazłby się z pewnością autor „Promethidiona”. Jego wpływy widać nie tylko w poezji Karola Wojtyły, zwłaszcza w „Tryptyku rzymskim”, ale przede wszystkim w nauczaniu, co zresztą Ojciec Święty sam podkreślał. W 180. rocznicę urodzin poety wyznał, że myśl o kapłańskim charakterze osoby ludzkiej, zaczerpnięta właśnie z Norwida, kształtowała społeczny wymiar jego pontyfikatu. Papieża inspirowały również rozważania Norwida na temat narodu. „Z wielkim bólem mówił Norwid Polakom, że nie będą nigdy dobrymi patriotami, jeśli wpierw nie będą pracowali na swoje człowieczeństwo – przypomina papież. – Ład narodu przychodzi spoza narodu, ostatecznie jest on z Boga, i dlatego tym, którzy tak dalekosiężnie, bo kapłańsko, kochają swój naród, nie grozi nacjonalizm”.

    Dla Jana Pawła II jest oczywiste, że siła autorytetu poety bierze się z krzyża: „Tylko ci bowiem, w których wnętrzu codziennie rozgrywa się dramat Golgoty, mogą powiedzieć: Krzyż »Stał się nam: bramą«”. Krzyż to jedno ze słów-kluczy w twórczości Norwida, jednak symboli zaczerpniętych z Biblii jest w niej znacznie więcej. Siostra Alina Merdas w książce „Łuk przymierza” udowadnia, że są one jednym z najważniejszych tworzyw tej poezji. To odróżnia autora „Vade-mecum” od wielu innych poetów, znajdujących w motywach biblijnych jedynie ozdobniki. Zdaniem badaczki, Biblia przeniknęła całą twórczość Norwida, czyniąc ją religijną, a nawet ortodoksyjnie katolicką.

    Mowa na nowo

    Norwid nie wybiera z Biblii jedynie wygodnych dla siebie fragmentów, ale inspiruje go ona w całości: od Księgi Rodzaju po Apokalipsę. To dążenie do pełni, charakterystyczne dla artysty, widoczne jest zarówno w konstruowaniu cyklów poetyckich, jak i w tworzeniu spójnego systemu filozoficznego, w którym głównym zagadnieniem stanie się – jak mówi s. Alina Merdas – „moralny postęp ludzkości”. Zdaniem poety, tylko „c a ł y – c z ł o w i e k  –  od stóp do głów – cały!” ma szansę wygrać, jak Bóg, w walce ze światem. Aby „być  c z ł o w i e c z y m”, człowiek musi więc stać się „n a d – l u d z k i m”, przemienionym według Bożego zamysłu. Przemiana ma się dokonać nie tylko na planie osoby, ale także narodu i wreszcie całej ludzkości. W ten sposób Norwid tworzy całą filozofię dziejów, która oparta jest na biblijnej wizji świata, a także na pismach Ojców Kościoła, których poeta był gorliwym czytelnikiem.  Jak jednak przedstawić tę wizję w poezji, nie uciekając się do wytartych formuł? Norwid dostrzega niebezpieczeństwo „zeskorupienia” języka religijnego, dlatego jednym z celów, które sobie postawi, będzie jego odświeżenie. To zadanie najlepiej chyba streszcza tytuł książki o twórczości Norwida, napisanej przez Wojciecha Kudybę: „Aby mowę chrześcijańską odtworzyć na nowo…”. „Odtworzyć” właśnie, czyli dotrzeć do źródeł, a nie stworzyć od zera.

    Wyprzedzał teologów

    Autor „Vade-mecum”, nawet kiedy układa neologizmy, to zazwyczaj po to, by wydobyć ukryte znaczenie słów już istniejących. Czasem dzieje się to przez rozbijanie wyrazów na części („u-martwienie”, „od-poczynek”), innym razem z kolei przez ich łączenie („Słowo-ciałem”, „źródła-czynów”), ale cel jest zawsze ten sam: skoncentrować uwagę czytelnika na tym, że każdy, nawet najmniejszy, element języka ma istotne znaczenie. Norwid nadaje słowu poetyckiemu bardzo wysoką rangę, ma ono być jak najwierniejszym odzwierciedleniem rzeczywistości. Stąd wezwanie, by: „Odpowiednie dać rzeczy – słowo!”.

    Czy to się udało? Zdaniem Wojciecha Kudyby, twórczość Norwida budowała mosty pomiędzy literaturą a teologią – „obszarami pozostającymi w czasach romantyzmu w wyraźnej separacji”. Inny badacz, ks. Antoni Dunajski, twierdzi nawet, że „teologia poetycka” Norwida uprzedza niekiedy ujęcia teologów profesjonalistów. Nie dziwi więc, że zafascynował się nią przyszły papież. „Podczas okupacji niemieckiej – pisze Jan Paweł II – myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka, pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć. Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem”. Warto zaczerpnąć tego światła.    

    Szymon Babuchowski/GOŚĆ NIEDZIELNY 38/2011

    Cyprian Kamil Norwid

    ************************************************************************

  • miesiąc sierpień 2020 – 100 rocznica CUDU NAD WISŁĄ

    Niebo przyszło z pomocą

    Św. Jan Paweł II w czasie pielgrzymki do Ojczyzny w 1999 r. powiedział o bitwie, która toczyła się na przedpolach Warszawy w 1920 r.:

    „Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny – i dlatego zostało nazwane Cudem nad Wisłą”.

    Wtedy wydarzył się potrójny cud – jedności narodowej, wspólnoty modlitwy oraz działań militarnych. Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej zawdzięczamy ogromnej mobilizacji całego Narodu, które szturmowało w pokutnym błaganiu Niebo wołając o Bożą moc.

    I Boża moc odpowiedziała.

    Bitwa Warszawska na obrazie Jerzego Kossaka z 1930 r.
    Obraz Jerzego Kossaka – Cud nad Wisłą, Bitwa warszawska
    ***

    FATIMA I CUD NAD WISŁĄ

    Matka Boża w Fatimie uświadomiła nam, że największym zagrożeniem dla ludzkości jest ateizm, trwanie w grzechu i brak nawrócenia. Krótko po ostatnim objawieniu fatimskim władzę w Rosji przejęli ateiści.

    W Fatimie Matka Boża prosiła, aby się modlić o nawrócenie ateistów i poświęcenie Rosji Jej Niepokalanemu Sercu. Mówiła:

    „Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła, dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć. Różne narody zginą”.

    Ludzie, którzy w 1917 r. przejęli władzę w Rosji, byli wyznawcami szatańskiej ideologii komunizmu, opartej na walczącym z Bogiem ateizmie, nienawiści i zbrodni. Nowi władcy Rosji pragnęli swoją diaboliczną ideologię narzucić siłą najpierw w Polsce, a później w całej Europie.

    11 listopada 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, po 123 latach niewoli, a już 18 grudnia 1918 r. wojska sowieckie rozpoczęły inwazję na terytorium Polski.

    WALKA Z „ŻYWYM WCIELENIEM DUCHA ANTYCHRYSTA”

    Nowo odrodzona Polska znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Większość krajów europejskich sympatyzowała z komunistycznym rządem w Moskwie. Armia Czerwona była pięciokrotnie liczniejsza od wojsk polskich. Z militarnego punktu widzenia pokonanie bolszewików wydawało się niemożliwe.

    Polacy przez prawie dwa lata bohatersko bronili swojej ojczyzny, ale musieli się wycofywać. Latem 1920 r. Armia Czerwona znalazła się blisko stolicy Polski. Lenin był pewny, że jego wojska zdobędą Warszawę w ciągu kilkunastu dni.

    Dla wierzących stało się oczywiste, że bez Bożej interwencji wojska polskie nie są w stanie pokonać armii sowieckiej. Dlatego episkopat Polski wezwał cały naród do żarliwej modlitwy i postu. Polscy biskupi w liście do Ojca Świętego Benedykta XV napisali:

    „Ojczyzna nasza od dwóch lat walczy z wrogami krzyża Chrystusowego – z bolszewikami […]. Jeżeli Polska ulegnie nawale bolszewickiej, klęska ta grozi całemu światu. Nowy potop nas zaleje”.

    Episkopat Polski wystosował także odezwę do biskupów całego świata, w której czytamy:

    „Bo nie sami zagrożeni jesteśmy. Dla wroga Polska jest tylko etapem, pomostem do zdobycia całego świata […]. Ci, którzy są sterownikami bolszewizmu, noszą w swej krwi odwieczną nienawiść ku Chrystusowi.

    Bolszewizm jest żywym wcieleniem się i ujawnieniem na ziemi ducha antychrysta […]. Prosimy Was dzisiaj o szturm do Boga, o modlitwę za Polskę! Modlitwa niech ocuci sumienie narodów, bo sumienie to w Europie zamarło”.

    Ludzie wierzący zrozumieli powagę sytuacji. Wiedzieli, że klęska Polski doprowadzi do zniszczenia chrześcijaństwa w całej Europie. Mieli też świadomość, iż potędze zła można się skutecznie przeciwstawić tylko modlitwą oraz postem. Jeżeli ludzie żyją w łasce uświęcającej i modlą się, to wtedy pozwalają, aby w nich i przez nich działał i zwyciężał wszechmocny Bóg.

    W obliczu śmiertelnego zagrożenia Polacy błagali Boga o pomoc. Episkopat wezwał cały naród do ogólnopolskiej krucjaty modlitewnej za Ojczyznę, do żarliwej modlitwy różańcowej połączonej z całodzienną adoracją Najświętszego Sakramentu.

    We wszystkich kościołach w Polsce ludzie spowiadali się, uczestniczyli w Eucharystii, trwali na adoracji Najświętszego Sakramentu i modlitwie różańcowej.

    19 czerwca 1920 r. władze duchowne i świeckie dokonały aktu zawierzenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi i ponowiły go 27 lipca 1920 r. w kaplicy Jasnogórskiej.

    W miarę zbliżania się Armii Czerwonej do Warszawy sytuacja stawała się coraz bardziej beznadziejna, dlatego wszystkie placówki dyplomatyczne zostały zamknięte. Nie wyjechał tylko nuncjusz papieski kardynał Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI.

    Już wkrótce, bo 15 sierpnia 1920 r., w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, okazało się, że żarliwa modlitwa polskiego narodu została wysłuchana. Pan Bóg cudownie zainterweniował, zmieniając bieg historii Polski i Europy.

    CUD NAD WISŁĄ

    Podczas Bitwy Warszawskiej 14 i 15 sierpnia 1920 r. odcinka frontu w okolicach Ossowa broniła po stronie polskiej 1. i 2. Kompania 236. Pułku Akademików. Byli to ochotnicy, gimnazjaliści i studenci, którzy nigdy wcześniej nie brali udziału w walkach.

    Po stronie bolszewickiej znajdowali się doświadczeni żołnierze 79. Brygady G. Chachaniana. Brawurowy atak bolszewików o godz. 3.30 spowodował, że niedoświadczeni kilkunastoletni chłopcy zaczęli się wycofywać i uciekać do Ossowa.

    Bolszewicy, pewni zwycięstwa, parli do przodu. Pod Ossowem udało się jednak polskim oddziałom podjąć próbę kontrataku. Był z nimi kapelan, ks. Skorupka. To on z krzyżem w ręku i z okrzykiem:

    „Za Boga i Ojczyznę!”

    poprowadził młodzież do walki. Wkrótce jednak, trafiony prosto w głowę, padł martwy na pobojowisku.

    Od tego momentu na polu walki działo się coś niesamowitego i niewytłumaczalnego. Zaprawieni w walce i pewni zwycięstwa bolszewiccy żołnierze zaczęli w popłochu uciekać.

    Główną przyczyną ich odwrotu nie był jednak kontratak polskich żołnierzy. Dlaczego więc w wielkiej panice rzucali broń i uciekali? Odpowiedź dali sami rosyjscy żołnierze, którzy dostali się do niewoli.

    Mówili, że w trakcie bitwy na tle ciemnego jeszcze nieba ukazała się im postać Bogurodzicy, która promieniowała niesamowitym światłem! Widok ten napełnił ich tak wielkim przerażeniem, że w wielkim popłochu rzucili się do ucieczki.

    Żołnierze sowieckiej komunistycznej armii byli ateistami, nie uznawali żadnej świętości, kradli, gwałcili, w bestialski sposób torturowali i mordowali jeńców oraz bezbronną ludność. I właśnie ci bezwzględni żołdacy, wyzuci z wszelkich norm moralnych, zobaczyli na ciemnym niebie jaśniejącą postać kobiety i rozpoznali w niej Bogurodzicę.

    Widzieli, jak od Matki Bożej odbijały się pociski lecące w kierunku polskich wojsk. Jeden z przerażonych czerwonoarmistów, który ukrył się w jednym z polskich domów, mówił, że widział, jak Matka Boża odrzucała pociski.

    Widok promieniującej nieziemskim światłem postaci Matki Bożej budził sumienia i wiarę, ale równocześnie powodował paniczny strach u rosyjskich żołnierzy. Rzucali oni karabiny, działa, tabory i w wielkim popłochu uciekali z pola walki. Wielu z nich ochłonęło dopiero po kilkudziesięciu kilometrach ucieczki. Opowiadali wtedy polskim chłopom:

    „Wyście tego nie widzieli. Pod Warszawą stała wielka armia. Myśmy tam widzieli Bożą Matkę, która osłaniała Polaków”.

    Rosyjscy żołnierze, którzy byli walczącymi ateistami i mieli na swoim sumieniu morderstwa księży oraz ludzi wierzących, zobaczyli Matkę Bożą, jak otaczała swoim płaszczem wojska polskie – i nie bali się mówić o tym fakcie.

    Podczas Bitwy Warszawskiej Matka Boża objawiła się także na odcinku frontu koło Radzymina.

    14 sierpnia 1920 r. porucznik Stefan Pogonowski, dowódca 1. Batalionu 28. Pułku Strzelców Kaniowskich, wraz ze swoimi żołnierzami czuwał na linii frontu w pobliżu Radzymina.

    I nagle, o pierwszej w nocy, 15 sierpnia, wbrew rozkazowi generała Żeligowskiego, por. Pogonowski, tchnięty jakimś wewnętrznym impulsem, podjął decyzję, aby znienacka uderzyć na przeważające siły wroga – 27. Dywizji Armii Czerwonej.

    Brawurowy atak batalionu zaskoczył bolszewików. Wywiązał się zacięty bój, w którym zginął por. Pogonowski. Gdy czerwonoarmiści zaczęli uzyskiwać przewagę, nagle w wielkiej panice zaczęli rzucać broń i uciekać z pola walki.

    Jaki był główny powód ich zaskakującego zachowania? Jak sami później opowiadali, podczas walki zobaczyli na niebie postać Matki Bożej promieniującą tajemniczym światłem.

    Niepokalana Maryja okrywała swym płaszczem stolicę Polski, była otoczona skrzydlatymi rycerzami na koniach, a od Jej Postaci odbijały się pociski wystrzelone przez żołnierzy rosyjskich.

    Widok Bogurodzicy do tego stopnia przeraził rosyjskich żołnierzy, że w wielkiej panice zaczęli rzucać broń i uciekać z pola walki. Mieszkańcy okolicznych wiosek opowiadali, iż uciekający żołnierze byli tak przerażeni, że szukali jakiejkolwiek kryjówki.

    Niektórzy z nich na kolanach błagali Polaków, aby ich schronili. Ze strachu szczękali zębami, co świadczyło o ich wielkim szoku nerwowym. Tłumaczyli, że uciekają przed Carycą – Matką Bożą.

    Objawienie się Matki Bożej podczas Bitwy Warszawskiej stało się faktem powszechnie znanym dzięki odważnemu świadectwu rosyjskich żołnierzy, którzy przebywając w obozach jenieckich, opowiadali o tym cudzie lekarzom, sanitariuszom oraz innym pracującym tam Polakom.

    W obozach jenieckich przebywało przeszło 60 tysięcy żołnierzy rosyjskich. Żołnierze ci chętnie dawali świadectwo, że podczas Bitwy Warszawskiej widzieli Matkę Bożą i że to były najbardziej wstrząsające chwile w ich życiu.

    Mówili, że światło promieniujące od postaci Maryi było tak oślepiające, że zakrywali oczy i w popłochu uciekali, gubiąc buty, karabiny i całe żołnierskie wyposażenie.

    Spektakularny cud objawienia się Matki Bożej podczas Bitwy Warszawskiej był główną przyczyną ostatecznego zwycięstwa wojsk polskich. Tak więc nadzwyczajna, cudowna Boża interwencja ocaliła Polskę i Europę od koszmaru komunistycznego zniewolenia.

    Było to wydarzenie, które zmieniło bieg dziejów Europy i świata. Ten wielki cud objawienia się Matki Bożej był odpowiedzią na żarliwą i wytrwałą modlitwę całego polskiego narodu.

    Podobnie jak w życiu narodów, również w życiu każdego człowieka rozgrywa się najważniejsza duchowa batalia z siłami zła o wieczne zbawienie. Zwyciężymy tylko wtedy, gdy oddamy się całkowicie do dyspozycji Maryi i pozwolimy, aby Ona uczyła nas wierzyć, modlić się i zawsze ufać Jezusowi. Pan Jezus zapewnia nas:

    „Otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie” (Mt 21,22).

    Chrystus da nam wszystko, co jest konieczne dla naszego zbawienia, ale trzeba tego pragnąć i prosić o to w wytrwałej, codziennej modlitwie.

    Pan Jezus w słowach skierowanych do mistyczki Alicji Lenczewskiej uświadamia nam, że:

    „Beze Mnie nic uczynić nie możesz – nic, co zawiera wartość pozytywną. Wielu ginie, świat pogrążony jest w ciemnościach, bo brak modlitwy, brak jedności ze Mną.

    Wysiłki, praca, energia, tak bardzo wielu ludzi obdarzonych obficie Moimi darami – tworzy złe owoce, zatrute jadem piekła, które zawsze jest tam, gdzie brak zwrócenia się do Mnie w ufnej i szczerej modlitwie. Gdzie brak oparcia się na Mojej mądrości i woli.

    Ile modlitwy, tyle miłości, mądrości i pokoju w twoim sercu. Ile przyjęłaś ode Mnie podczas modlitwy, tyle możesz dać – tego, co warto dawać – drugiemu człowiekowi” (Słowo pouczenia, 223).

    Miłujcie się/ks. Mieczysław Piotrowski

    Źródło: ks. J.M. Bartnik SJ, Ewa J.P. Storożyńska, Matka Boża Łaskawa a cud nad Wisłą, Warszawa 2011.

    ************************************************************************

    List wdzięczności z Nuncjatury Apostolskiej

    W Kaplicy Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie odsłonięto i poświęcono mozaikę pt. “Ukrzyżowanie i chwała świętych” jako wotum stulecia przywrócenia relacji dyplomatycznych między Polską i Stolicą Apostolską. 

    W 1919 r. zostały wznowione stosunki dyplomatyczne między Polską a Stolicą Apostolską po ponad 120 latach przerwy. Ich oficjalne przywrócenie poprzedził przyjazd o rok wcześniej do Warszawy (29 maja 2018) wizytatora apostolskiego w osobie ks. prał. Ambrogio Damiano Achillesa Rattiego. Jesienią 1918 r. – już po uzyskaniu przez Polskę niepodległości – wizytator Achilles Ratti nawiązał pierwsze kontakty dyplomatyczne z rządem polskim.

    28 października 1919 r. w archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie ówczesny arcybiskup metropolita warszawski Aleksander Kakowski udzielił sakry biskupiej nuncjuszowi Achillesowi Rattiemu, późniejszemu papieżowi Piusowi XI, który w latach 1918-1921 pełnił w Polsce misję zleconą mu przez papieża Benedykta XV.

    „Przyjaźń wobec Polaków i szacunek dla ich wartości duchowych nosił w swoim sercu nawet gdy został papieżem, czego dał wyraz przyozdabiając kaplice w pałacu w Castel Gandolfo dwoma freskami Jana Henryka Rosena, polskiego malarza żydowskiego pochodzenia, przedstawiającymi obronę Jasnej Góry i Cud nad Wisłą” – powiedział ks. abp Peńa Parra podczas odsłonięcia pomnika nuncjusza Achille Ratti w Warszawskiej Nuncjaturze 6 czerwca 2019 roku.

    Marszałek Senatu Stanisław Karczewski mówił zaś, że Polacy zachowują we wdzięcznej pamięci te postaci, które w tragicznych chwilach naszej historii solidaryzowały się z nami i okazywały nam wsparcie.

    „Abp Achille Ratti zapisał się trwale w naszej pamięci. Był człowiekiem mężnym. Zaświadczył o tym m.in. w sierpniu 1920 r., gdy jako nuncjusz apostolski pozostał w Warszawie, do której zbliżały się bolszewickie hordy Lenina i Trockiego. Wszyscy byli przekonani, że bolszewicy lada dzień wejdą do stolicy. Misje przedstawicielskie i alianckie opuściły Warszawę, urzędy i poselstwa zagraniczne ewakuowano do Poznania. Nuncjusz papieski jego ekscelencja ks. abp Achille Ratti pozostał. Pozostał choć przecież wiedział jaki był stosunek bolszewików do księży, pozostał choć mając gruntowne wykształcenie historyczne mógł z łatwością wyobrazić sobie co będzie się działo w mieście zdobywanym przez sowiecką armię”.

    „Na jego męstwo, pośród ówczesnego korpusu dyplomatycznego akredytowanych w stolicy zagrożonej Rzeczpospolitej zdobyło się tylko dwóch ludzi – ks. abp Ratti i przedstawiciel Turcji. Ucieczka nuncjusza papieskiego ze stolicy kraju broniącego cywilizacji chrześcijańskiej przed zalewem komunistycznego barbarzyństwa byłaby ciosem w morale jej obrońców. Achille Ratti to rozumiał i wypełnił swój duszpasterski obowiązek wobec wiernych, wobec Kościoła Powszechnego, wobec powierzonych jego pieczy duszpasterskiej Polaków. W sensie duchowym stanął z Polakami w jednym szeregu, przyjął związane z tym wielkie ryzyko osobiste i dał przykład budujący moralnie. Tym czynem zasłużył sobie na pomnik, który dziś wspólnie odsłoniliśmy”.

    **

    Sample

    fot. Associated Press/East News

    **

    “Zdaję sobie doskonale sprawę z wagi położenia, ale dziś rano odprawiając Mszę świętą, ofiarowałem swe życie Panu Bogu i jestem gotów na wszelką możliwość” – zapisał biskup Achille Ratti w 1920 roku, gdy armia bolszewicka podchodziła pod Warszawę.

    **

    Obrazy w kaplicy papieskiej w Castel Gandolfo

    Castel Gandolfo - Obrazy Jana Henryka Rosena
    Castel Gandolfo - Obrazy Jana Henryka Rosena

    W latach 30. papież Pius XI, który dalej czuł się bardzo związany z Polską i był nawet nazywany przez Polaków “polskim papieżem”, dowiedział się o pięknych freskach, które Jan Henryk Rosen wykonał w lwowskiej katedrze ormiańskiej. O talencie tego młodego malarza z Warszawy opowiedział papieżowi podczas wizyty w Watykanie zwierzchnik archidiecezji ormiańsko-katolickiej we Lwowie ks.arcybiskup Józef Teodorowicz. Papież postanowił zaprosić Rosena i powierzył mu wyjątkowe zadanie: wykonanie dwóch malowideł w kaplicy letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Warunek był jeden – aby jego prace w tym szczególnym miejscu miały wymowę chrześcijańską i zarazem historyczną. Rosen wybrał więc Obronę Częstochowy i Cud nad Wisłą. Te dwa freski artysta namalował w 1933 roku. Przedstawiają one ojca przeora Augustyna Kordeckiego podczas obrony Jasnej Góry w czasie potopu szwedzkiego w 1655 roku i księdza Ignacego Skorupkę z wysoko podniesionym w górę krzyżem na czele polskich żołnierzy podczas walk z Armią Czerwoną w 1920 r. I chociaż współpraca papieża z malarzem nie była łatwa, to dzieła, które malował przez 12 miesięcy, udało się z powodzeniem ukończyć. Ponadto Pius XI polecił umieścić tu również kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.

    ***

    O nadzwyczajnej pamiątce w kaplicy w Castel Gandolfo przypominał Jan Paweł II, który wiele czasu spędzał w tej rezydencji.

    Podczas pielgrzymki do Polski 13 czerwca 1999 roku powiedział w trakcie Liturgii Słowa na warszawskiej Pradze po wizycie w Radzyminie: “Nie mógłbym stąd odjechać, nie wspominając jeszcze jednego ważnego szczegółu. Wielu Polaków przyjeżdża do Rzymu, niektórzy odwiedzają też Castel Gandolfo. Kiedy znajdą się w kaplicy domowej w tej rezydencji papieża, o dziwo, spotkają się tam z freskami na ścianach bocznej kaplicy, upamiętniającymi dwa wydarzenia z dziejów naszych, polskich”.

    “Pierwszy – mówił – to Obrona Jasnej Góry, a drugi to Cud nad Wisłą. Jak się to stało, jak do tego doszło? Otóż te malowidła kazał w kaplicy w Castel Gandolfo wymalować Papież Pius XI, który podczas Bitwy Warszawskiej w 1920 roku był nuncjuszem apostolskim w Warszawie”.

    “Ta jego decyzja, jego inicjatywa sprawiła, że papież Polak zastał tam w swej kaplicy dzieje swojego narodu, a w szczególności wydarzenia tak bardzo mi bliskie, bo – jak już powiedziałem w Radzyminie – właśnie wtedy, w 1920 r., gdy bolszewicy szli na Warszawę, wtedy się urodziłem”- dodał Jan Paweł II.

    Podkreślił również: “Wobec tych, którzy polegli w bitwie o Warszawę, w Cudzie nad Wisłą, zaciągnąłem szczególny dług wdzięczności. I to chciałem wam powiedzieć, a raczej wyznać tu właśnie, w waszej nowej diecezji warszawsko-praskiej, gdzie znajduje się Radzymin i gdzie ślady tego olbrzymiego wysiłku żołnierzy, oficerów, generałów, marszałka, wszystko to razem jest tam wpisane w te mogiły, które po nich pozostały”.

    ****************************************************

    Historia Polski w papieskiej kaplicy

    Freski Jana Henryka Rosena w Castel Gandolfo: „Bitwa Warszawska” (u góry) i „Obrona Częstochowy”.
    Freski Jana Henryka Rosena w Castel Gandolfo: „Bitwa Warszawska” (u góry) i „Obrona Częstochowy”.
    CASTEL GANDOLFO, FRESKI JANA HENRYKA ROSENA

    **

    Jak motyw Bitwy Warszawskiej znalazł się na fresku w papieskiej kaplicy w Castel Gandolfo?

    Jest 22 stycznia 1997 roku. Obiad na Watykanie. Przy stole: Jan Paweł II, biograf papieski George Weigel i dwaj późniejsi kardynałowie – bp Ryłko oraz ks. Dziwisz. Weigel pyta, czy drugie imię – Józef – papież otrzymał na cześć marszałka Piłsudskiego. „A może na cześć Franciszka Józefa?” – rzuca ni to przyjaźnie, ni to zaczepnie ks. Dziwisz. Wspomnienie marszałka wystarcza jednak, żeby Weigel zainteresował uczestników obiadu recenzowanym właśnie przez siebie tomem korespondencji Lenina. W jednym z listów przywódca bolszewików skarży się, że zwycięstwo Piłsudskiego w 1920 r. „było straszliwą klęską i stratą dla światowego komunizmu”. Jan Paweł II zauważa: dobrze, że wreszcie docenia się znaczenie Bitwy Warszawskiej dla historii świata. W rozmowie pojawia się teraz postać nuncjusza Achillesa Rattiego, późniejszego papieża Piusa XI, który jako jeden z nielicznych dyplomatów nie opuścił wtedy stolicy. To właśnie on nakazał namalowanie na ścianach kaplicy w Castel Gandolfo dwóch fresków przedstawiających obronę Jasnej Góry i Bitwę Warszawską. Na pierwszym widnieje ojciec Kordecki, na drugim – ks. Ignacy Skorupka na polu bitewnym pod Radzyminem. Któryś z kolejnych papieży polecił zakryć malowidła tkaninami i dopiero Jan Paweł II kazał je odsłonić. Biskup Ryłko: „Po prostu czekały na papieża Polaka”. Na to Ojciec Święty: mają „wielką wartość, gdyż przedstawiają księży stających w obronie ludu przed tyranem”.

    Wracam na to miejsce

    Relację z tego obiadu i towarzyszącej mu rozmowy zaczerpnąłem z wydanych w ubiegłym roku „Lekcji nadziei” George’a Weigla. Autor odsłania w tej książce sporo szczegółów ze swojej pracy nad biografią Jana Pawła „Świadek nadziei”. W 2012 r. biografia została uzupełniona suplementem „Kres i początek”. W obu publikacjach Weigel przyznaje Cudowi nad Wisłą kluczowe znaczenie dla historii Europy i biografii papieża Polaka. Niewątpliwie miała na to wpływ data urodzin Ojca Świętego. Ale nie tylko. Także sposób, w jaki oceniał tamte wydarzenia.

    „Ciągle wracam na to miejsce” – wyznał papież 15 sierpnia 1999 r. w Castel Gandolfo, niedługo po wizycie w Radzyminie. „Wśród wszystkich miejsc, które dane mi było nawiedzić w Polsce w czerwcu, w szczególny sposób zapadł mi w serce Radzymin (…). Zawsze myślę, co by było, gdyby nie było tego Radzymina, tego Cudu nad Wisłą. Jest głęboko to wydarzenie, ten dzień wpisany w moją historię osobistą, w historię nas wszystkich”. I w Radzyminie, i potem w Warszawie-Pradze, przed katedrą św. Floriana, papież podkreślał, że jako urodzony w tym samym roku czuje się dłużnikiem tamtych ludzi: marszałka, generałów, oficerów, żołnierzy. W ten sposób uczy nas pytać, kim byśmy byli, gdyby nie było ofiary tamtych bohaterów. Jak potoczyłyby się jego losy i losy nas wszystkich? Jaka byłaby historia Polski, Europy? „Oszałamiające zwycięstwo Piłsudskiego – napisze Weigel – oznaczało między innymi, że Karol Wojtyła będzie wzrastał jako wolny człowiek w wolnej Polsce, członek pierwszej generacji Polaków urodzonych w wolności po 150 latach. To doświadczenie, którego nigdy nie zapomni, stało się częścią fundamentu, na podstawie którego on także będzie zmieniał historię dwudziestego stulecia”. Gdyby nie było Lwowa, Radzymina, Płocka i Wilna, Cudu nad Wisłą, nie byłoby tamtego pierwszego pokolenia ludzi wolnych, którzy tak bardzo swoją wolność cenili, nie byłoby ludzi szanujących hart ducha, ludzi zjednoczonych wokół najświętszych wartości, czasem nazbyt patetycznych, ale równie sprawnie, z kulturą chłodzących dziwactwa patosu, nie byłoby bohaterów powstańczej Warszawy i żołnierzy wyklętych.

    W homilii przed katedrą św. Floriana Jan Paweł II przypomniał, że „o wielkim Cudzie nad Wisłą przez całe lata trwała zmowa milczenia”. Znamiennym przykładem tej zmowy jest to, że gdy w 1982 roku „Tygodnik Powszechny” opublikował notę biograficzną po śmierci J.H. Rosena, autora fresków w kaplicy w Castel Gandolfo, cenzura nie wyraziła zgody na zamieszczenie w tekście tytułu malowidła „Bitwa Warszawska 1920 r.”. Ta zmowa milczenia przybierała wręcz postać kłamstwa założycielskiego PRL-u, podobnego do zmowy milczenia o Katyniu.

    Ojciec Święty nie odwoływał się w swoich homiliach czy wspomnieniach do interwencji Maryi bądź wspomnień rosyjskich żołnierzy, którzy mieli widzieć Jej postać nad polami Ossowa. Rzecz wyjaśniał inaczej: „Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny, i dlatego zostało nazwane Cudem nad Wisłą”. I łączył to zwycięstwo z żarliwą modlitwą narodową, którą w Warszawie, na Jasnej Górze i tylu, tylu innych miejscach było poprzedzone. Bóg wysłuchał modlitwy, a wojsko zrobiło swoje.

    Świadectwo nuncjusza Rattiego

    Freski z kaplicy w Castel Gandolfo przedstawiają „księży stających w obronie ludu przed tyranem”. Katolicki ksiądz ma powstrzymywać się od czynnego udziału w polityce. Gdy jednak historii przytrafia się kolejny tyran, ma obowiązek podnosić prorocki głos – być z ludem i stawać w obronie ludu. Jak Kordecki i Ignacy Skorupka. Jak wiele lat później Jerzy Popiełuszko.

    Freski w Castel Gandolfo rzeczywiście zamówił papież Pius XI, Achilles Ratti, znakomity historyk, archiwista i… alpinista, a dla nas pierwszy nuncjusz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po latach zaborów. 28 października 1919 roku otrzymał w archikatedrze warszawskiej sakrę biskupią, której udzielił mu abp Aleksander Kakowski. Arcybiskup Ratti powiedział wtedy: „Konsekrowany jestem na polskiej ziemi, przez Polaka, uważać się odtąd będę za polskiego biskupa i słowu temu wierny pozostanę”. Kiedy bolszewicka nawałnica zbliżała się do Warszawy, nie opuścił jej, wizytował z abp. Kakowskim żołnierzy na przedpolach stolicy, uczestniczył w błagalnych modlitwach, wspierał słowem. A gdy wróg został odparty, na początku czerwca 1921 roku, uroczyście żegnany, opuścił Polskę. Jeszcze w tym samym miesiącu Benedykt XV mianował go arcybiskupem Mediolanu i kardynałem, a na początku 1922 roku kard. Achilles Ratti został wybrany na papieża.

    Polski nie zapomniał. „Lata spędzone u was – mówił w 1924 roku – pozwoliły nam poznać naocznie pierwsze zapały waszego odrodzenia i porywy do życia, następnie trudności, niebezpieczeństwa, walki, rozterki i bohaterstwa, gdy w tych na zawsze okrytych chwałą dniach przed świętem Wniebowzięcia Matki Boskiej (…) na brzegach waszej cichej Wisły odbył się ten cudowny bój między aniołem życia i aniołem śmieci, w którym najsłodsza Królowa Korony Polskiej z Jasnej Góry (…) raczyła natchnąć czynem męczeńskim księdza Skorupkę i jego młodocianych towarzyszy dla zbawienia Polski i zbawienia Europy”. Gdy w 1929 r., na mocy traktatu laterańskiego zawartego pomiędzy Włochami a Stolicą Apostolską, rezydencja w Castel Gandolfo została przywrócona papieżowi, Pius XI kazał umieścić w ołtarzu głównym tamtejszej kaplicy obraz Matki Bożej Częstochowskiej, ofiarowany przez Episkopat Polski na zakończenie jego misji, a także zlecił namalowanie na ścianach bocznych wspomnianych fresków.

    Bitwa według Rosena

    Dzieł tych dokonał Jan Henryk Rosen (1891–1982). Pochodził z zamożnej rodziny żydowskiej, która bodaj jeszcze w XIX w. przeszła na luteranizm (sam Rosen został katolikiem w 1903 r.). W 1894 r. Rosenowie przenieśli się na Zachód. Przez jakiś czas Jan Henryk studiował na Uniwersytecie w Lozannie, a potem na paryskiej Sorbonie. Rysunku i malarstwa uczył się od ojca, znanego malarza batalisty. Kształcił się również w zakresie mozaikarstwa. Podczas I wojny światowej walczył w armii francuskiej, m.in. w bitwach pod Ypres i Sommą, a później brał udział w formowaniu wojska polskiego. Po powrocie do kraju zasłynął jako twórca polichromii katedry ormiańskiej we Lwowie (1925–1929).

    W 1933 roku otrzymał zamówienie na freski w Castel Gandolfo. Jak wykazała Joanna Wolańska, zamówienie sfinansował Giuseppe Toeplitz, długoletni dyrektor Banca Commerciale Italiana, a rodzina Toeplitzów przyczyniła się do tego, że właśnie Rosen je otrzymał (zachował się list rekomendujący artystę). Ktoś inny twierdzi, że malarza polecił papieżowi arcybiskup ormiański Lwowa Józef Teodorowicz, który wcześniej zaprosił Rosena do ozdobienia katedry. Jedno oczywiście nie wyklucza drugiego.

    Wybór obu tematów miał być dziełem Piusa XI, który w sierpniu 1933 r. długo dyskutował z artystą nad przedstawionymi przez niego projektami. Fresk „Bitwa Warszawska 1920 r.” Rosen umieścił po prawej stronie, patrząc od ołtarza. Głównym jego motywem jest atak oddziału ochotników z Legii Akademickiej, których podrywa do boju ks. Ignacy Skorupka. Przedstawiony niezwykle ekspresyjnie młody jasnowłosy kapłan, w sutannie, prostej, długiej komży i fioletowej stule, w prawej dłoni trzyma wysoko uniesiony metalowy krucyfiks, lewą wskazuje kierunek ataku. To nie jest ani tyraliera, ani inny zorganizowany szyk wojskowy – jedenastu, dwunastu żołnierzy w zbitej gromadzie podąża za swoim kapelanem. Jeden mocno dzierży w dłoni czerwony sztandar z białym orłem w koronie, inny trąbką daje sygnał do ataku, jeszcze inny – na pierwszym planie – leży martwy. Mgła, niby nimb, otula kapłana i wyruszających za nim w bój żołnierzy. W tle biały kościół, jakaś palisada z gałęzi, łąka, kilka drzew…

    Papieżem, który kazał zakryć freski, był podobno Paweł VI. Na początku pontyfikatu Jana Pawła II zostały odsłonięte i odnowione, a w 1980 r. w kaplicy zawisł obraz „Św. Stanisław”, jedno z ostatnich dzieł Jana Henryka Rosena. •

    ks. Henryk Seweryniak/GOŚĆ NIEDZIELNY/33/2020

    ************************************************

    *****

    „Polonia Mater Sanctorum”

    obraz Jana Rosena w Domu Arcybiskupów Warszawskich

    Zdjęcie numer 3 w galerii - Od św. Jana Kantego do marszałka Piłsudskiego. Zamek Królewski wystawił monumentalny obraz z Domu Arcybiskupów Warszawskich
    fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
    **

    Obraz ‘Polska – Matka świętych, tarcza chrześcijan’ na wystawie w Bibliotece Królewskiej. Namalowany przed wojną na wystawę w Watykanie olbrzymi fryz Jana Henryka Rosena nie był dotychczas pokazywany polskiej publiczności. Zamek Królewski w Warszawie prezentuje go z okazji stulecia Bitwy Warszawskiej.

    ******

    ROK 1920 – CUD NAD WISŁĄ

    Obraz Cud nad Wisłą, Bitwa warszawska – Jerzy Kossak
    Obraz pt. „Cud nad Wisłą” namalowany został przez Jerzego Kossaka w 1930 roku. Jest obrazem o charakterze batalistycznym, który ukazuje bitwę warszawską.
    Bitwa ta, nazywana jest potocznie „cudem nad Wisłą”, ponieważ zwycięstwo Polaków nad Armią Czerwoną było nieoczekiwane i przez wiele osób uważane za Opatrzność Bożą. Dlatego też w lewym górnym rogu obrazu ukazana jest Matka Boża, która posyła symboliczną husarię na pole walki.
    Pierwszy plan przedstawia zaciekłą walkę między polską piechotą, a wrogiem, który przegrywa starcie. Symbolizuje to upadający czerwony sztandar, w który dodatkowo wbijany jest polski bagnet. W szeregach wroga zauważyć też można żołnierzy, którzy w geście kapitulacji podnoszą ręce do góry, a na ich twarzach widnieje strach i nienawiść. Natomiast polska chorągiew z krzyżem kawalerskim uniesiona jest ponad głowami walczących. W całym zamieszaniu dostrzec można skauta, kobietę w mundurze, niemieckiego żołnierza oraz wyeksponowaną postać ks. Ignacego Skorupki, który wraz z krzyżem podnosi morale Polaków i zagrzewa ich do boju. Na drugim brzegu Wisły znajduje się Józef Piłsudski wraz z oddziałem kawalerii.
    Jerzy Kossak pokazuje obserwatorom obrazu możliwie jak najwięcej szczegółów z bitwy warszawskiej. Autor swym dziełem podkreśla też, że cały naród stanął w obronie ojczyzny, która ledwie co odzyskała niepodległość. Polacy ocalili przed bolszewikami nie tylko swój kraj, ale także zachód Europy. Wszystko to możliwe było wyłącznie dzięki Opatrzności Bożej, odwadze i wysiłkowi Polaków.
    **

    ***

    Prawdziwy obraz bitwy warszawskiej Jerzy Kossak

    – Cud nad Wisłą

    bitwa

    Zwycięstwo Wojska Polskiego nad wojskami sowieckimi podczas wojny polsko-bolszewickiej uznawane jest za niezwykłe wydarzenie, w którym odrodzone po 123 latach państwo polskie, bez regularnej armii, pokonało o wiele liczniejsze oddziały Armii Czerwonej. Bitwa warszawska jest uznawana za jedną z osiemnastu przełomowych bitew świata.

    Jeden z epizodów tej bitwy, w której żołnierze Polscy 15 sierpnia 1920 r. odzyskali dwa dni wcześniej utracone miasto Radzymin, został namalowany w 1930 r. przez Jerzego Kossaka na obrazie pt. „Cud nad Wisłą”.

    Rodzina Kossaków słynęła z wielkich talentów artystycznych. Dziadek (Juliusz Kossak) i ojciec (Wojciech) Jerzego Kossaka byli wybitnymi polskimi malarzami. Sam Jerzy zawsze żył w cieniu swego ojca. Nigdy nie miał dużych ambicji i posądzano go nawet o kopiowanie obrazów ojca. Wyróżnił się w malowaniu scen batalistycznych, głównie z okresu wojen napoleońskich oraz wojny polsko-bolszewickiej. Jeden z obrazów pt. „Cud nad Wisłą” przedstawia atak Wojska Polskiego na Armię Czerwoną, z 15 sierpnia 1920. Przyjrzyjmy się bliżej temu niezwykłemu dziełu.
    Jerzy Kossak – Cud nad Wisłą
    Zwycięstwo Polaków symbolizuje biały sztandar Polski, z czerwonym krzyżem kawalerskim, unoszący się ku górze ponad polem bitwy. Natomiast klęskę Armii Czerwonej ma symbolizować chylący się ku upadkowi czerwony sztandar, w który jest wbijany polski bagnet. Można więc tu zobaczyć pewne podobieństwo do malowidła Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem”.

    Obok sztandaru, ponad wojskami znajduję się ksiądz. Jest to sylwetka ks. Ignacego Skorupki. Podczas wojny polsko-bolszewickiej, dołączył do ochotniczego batalionu, jako kapelan wojskowy, a na obrazie jest ukazany wraz z krzyżem w prawej ręce, uniesionej ku niebu, prowadząc Wojsko Polskie w bój. Ale w rzeczywistości ks. Skorupka nie mógł brać udziału w bitwie. Poległ dzień wcześniej, trafiony kulą podczas bitwy o Ossów. Także sporną kwestią jest jego pozycja podczas walk, albowiem mówi się, że podczas ataku, z 14 sierpnia stał na czele nacierającego batalionu i tu na obrazie w ten sposób oddano mu hołd. Jednak z innego źródła wynika, że ks. Skorupka nie stał w pierwszej linii do ataku i zginął udzielając namaszczenia rannemu żołnierzowi.

    Na niebie jest ukazana postać Maryi. 15 sierpnia jest świętem Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny. Żołnierze wspominali, że podczas bitwy widzieli na niebie postać matki Jezusa. Przed tą postacią, znajdują się widma atakującej husarii. Ale co ma husaria wspólnego z bitwą warszawską? Ocalenie Europy. Tak samo jak w 1683 r. polska husaria zwyciężając w odsieczy wiedeńskiej uratowała Europę od zagłady Imperium Osmańskiego, tak samo Wojsko Polskie II RP nie pozwoliło przejąć Europy przez Armię Czerwoną i zbudować tam socjalizmu.

    W szeregach Armii Polskiej można zauważyć skauta, kobietę oraz niemieckiego żołnierza. Harcerz jest najbardziej wysunięty na lewo nacierającej armii, ubrany w skautowy kapelusz. Kobieta znajduje się na pierwszym planie obok CKM-u, ubrana w polski mundur wojskowy, lecz spodnie zostały zastąpione spódnicą. Nie jest przebrana za mężczyznę. W ten sposób autor pokazuje że nawet kobiety oraz młodzi ludzie wstępowali do ochotniczych pułków i pomagali w walce z bolszewikiem. Natomiast Niemiec (na obrazie ze Stahlhelmem na głowie) jak się można domyślić nie pokazuje tego, że Republika Weimarska udzieliła nam pomocy w bitwie warszawskiej (bo jej nie otrzymaliśmy), ale sugeruje, iż do wojska przyłączali się także Polacy, którzy wcześniej podczas I wojny światowej, walczyli u boku Cesarstwa Niemieckiego.

    Za nacierającymi polskimi żołnierzami znajduje się rzeka. Jak można wywnioskować z tytułu obrazu jest to Wisła. Ale chwileczkę, przecież 15 sierpnia walki toczyły się o Radzymin. Miasto to znajduje się ok. 13 km od Wisły, więc nie ma mowy, żeby walka mogła się odbyć tuż przy rzece. Jednak autor specjalnie zmienił położenie bitwy by mogła być bardziej pasująca do stwierdzenia „Cud nad Wisłą”. To stwierdzenie zostało po raz pierwszy użyte przez Stanisława Strońskiego, który był wtedy przeciwnikiem Piłsudskiego i użył tych słów by zwycięstwo bitwy bardziej przypisać siłom nadprzyrodzonym, a nie taktyce użytej przez Naczelnego Wodza.

    Po drugiej stronie brzegu Wisły w oddali widać nadjeżdżający oddział kawalerii. Jest to 3 i 4 Armia II RP na czele z Józefem Piłsudskim. Tak samo to wydarzenie nie mogło mieć miejsca w tym dniu. Kontruderzenie 3 i 4 Armii nastąpiło następnego dnia, czyli 16 sierpnia 1920 r. Ponadto atak nie był przeprowadzany z zachodu, jak można się domyślić po obrazie, tylko atak nastąpił znad Wieprza, czyli z południowego-wschodu. Oddziały Armii Czerwonej przegrały 15 sierpnia bój o Radzymin i były już osłabione, a następnego dnia 3 i 4 Armia je tylko rozproszyła. Trzeba też wiedzieć, że podczas ataku Naczelny Wódz nie stał na czele 3 i 4 Armii, a jedynie nimi dowodził. Podczas kontrataku znajdował się w Puławach, gdzie była jego Kwatera Główna.

    Nie można zarzucić Jerzemu Kossakowi popełnienia tak dużej liczby błędów. Autor „Cudu nad Wisłą” chciał w jednym obrazie ukazać jak najwięcej szczegółów odnośnie bitwy warszawskiej. I to z całą pewnością mu się udało.

    2 sierpnia 2013 – Błażej Hadro

    WIRTUALNA POLONIA BIS IM. WŁODKA KULIŃSKIEGO 

    Źródła:
    Wojna o wszystko. Opowieść o wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1920 – red. Witold Sienkiewicz
    Dramat Piłsudskiego-Wojna 1920 – Mieczysław Pruszyński
    Gość Niedzielny GN 45/2012

    *****************************************

    Grzegorz Kucharczyk:

    Przyczółek rycerskości i napowietrzne armie

     - ra_20120704_baner_sierpien.jpg

    Gdy latem 1920 roku na Zachodzie wielu (nie tylko zdeklarowanych komunistów) nie bez satysfakcji oczekiwało rychłego upadku Polski, G. K. Chesterton akcentował rolę Rzeczypospolitej jako najdalej wysuniętego i najbardziej zagrożonego przyczółka rycerskości oraz dziejową wagę zbliżającego się starcia pod Warszawą.

    K. Chesterton porównywał Bitwę Warszawską do odsieczy Wiednia w roku 1683, a bolszewicką inwazję – do zbrojnej ekspansji islamu w głąb Europy. Zanim jego rodak, lord Edgar Vincent D’Abernon umieści zwycięstwo pod Warszawą w zestawieniu osiemnastu bitew decydujących o dziejach świata (wraz z wiktorią wiedeńską), Chesterton, na krótko przed Cudem nad Wisłą, w kontrze do probolszewickich sympatii żywych na Wyspach – zarówno wśród komunistów, jak i wśród „realistycznie” patrzących na przyszłość Europy Środkowej ministrów Jego Królewskiej Mości, na czele z premierem Davidem Lloydem George’em – wskazywał i podkreślał wspólnotę najbardziej żywotnych interesów między Anglią a Polską.

    Najważniejsze było to, że Anglia była wielkim chrześcijańskim królestwem w czasach, gdy Polska również była wielkim chrześcijańskim królestwem i oba kraje rozumiały, że ich niezmiennym, wspólnym wrogiem są muzułmanie i barbarzyńcy, czyli cała ta zewnętrzna, mniej lub bardziej koczownicza anarchia z północy i wschodu, która zawsze napierała na cywilizację europejską. Wniosek, jaki wyprowadzał z tego autor Ortodoksji, brzmiał: Prawdziwi wrogowie Anglii byli zawsze wrogami Polski.

    Głos wyjątkowy

    Dzięki badaniom profesora Andrzeja Nowaka, opublikowanym na kartach Pierwszej zdrady Zachodu – obszernego studium o probolszewickim appeasemencie brytyjskich elit – wiemy, jak bardzo w roku 1920 w Zjednoczonym Królestwie spolegliwość wobec bolszewizmu szła w parze z jawnym antypolonizmem. Na tym tle słowa Chestertona jawiły się jak haust zdrowego rozsądku i zwykłej przyzwoitości.

    Nie chodzi o to, by akceptować wszystko, co zrobi jakiś poszczególny Polak, ani przeczyć dajmy na to, każdemu słowu jakiegoś poszczególnego Turka. (…) Rzecz w tym, że jeśli Polak zrobi błąd, to jeden z naszych sojuszników zrobił błąd, a jeśli Turek mówi sensownie, to jeden z naszych wrogów mówi sensownie. Cywilizacja europejska wciąż istnieje, ale przestanie istnieć, jeśli nie będziemy trzymać się razem. To, co powiedziałem tutaj o muzułmanach, tym bardziej odnosi się do bolszewików.

    Podobnie jak pod Wiedniem Jan III Sobieski nie oddawał się studiom biograficznym, aby ustalić, czy Mahomet był szczery. My też nie musimy zawracać sobie głowy szczerością Lenina. Jan Sobieski wiedział, za sprawą tego mistycznego daru, który nazywa się zdrowym rozsądkiem, że kiedy islam dotarł do pewnego punktu, stał się sprawą każdego ochrzczonego i cywilizowanego człowieka. To samo dotyczy przemocy bolszewickiej. Kiedy bolszewizm dociera do pewnego punktu, staje się sprawą każdego ochrzczonego i cywilizowanego człowieka. A dla nas tym punktem jest Polska.

    Wyrok obiektywnych praw dziejowych?

    Ze strony bolszewickiej rozpoznanie sytuacji było jednoznaczne: zniszczenie Polski jest warunkiem sine qua non osiągnięcia strategicznego celu Lenina, czyli dotarcia do Niemiec, by po ponownym zrewolucjonizowaniu tego kraju, osiągnąć rewolucyjną masę krytyczną, która pozwoli dotrzeć aż do Paryża. Najpierw jednak trzeba było uporać się z Polską.

    Józef Stalin jako komisarz do spraw narodowości w sowieckim rządzie bolszewickim opublikował 17 listopada 1918 roku w czerwonej prasie artykuł, w którym dowodził, że między dwoma ogromnymi ogniskami rewolucji Wschodu i Zachodu nie ma miejsca dla małych królików i karłowatych rządów narodowych.

    Nie ulega dla nas wątpliwości – pisał Stalin – że potężne fale rewolucji w Rosji i na Zachodzie bezlitośnie zmiotą kontrrewolucyjnych marzycieli w okupowanych obwodach. (…) Nie mamy podstaw nie wierzyć, że kontrrewolucyjna przegroda między rewolucyjnym Zachodem a socjalistyczną Rosją zostanie wreszcie zmieciona.

    Dodajmy, że ten sposób myślenia wprost nawiązywał do rojeń twórców „naukowego socjalizmu”, którzy już pod koniec XIX wieku przekonywali, iż zniknięcie z mapy Europy pozbawionych historii narodów (na przykład Polaków czy Węgrów) byłoby czynem zgodnym z obiektywnym rozwojem dziejowym. Byłoby więc przejawem postępu, jako że – wedle Fryderyka Engelsa – owe szczątki ludów występują za każdym razem jako fanatyczni nosiciele kontrrewolucji i pozostają nimi aż do zupełnej swej zagłady bądź wynarodowienia, tak jak w ogóle samo ich istnienie jest już protestem przeciw wielkiej rewolucji historycznej.

    Polacy więc jako naród kontrrewolucyjny mieli zostać – zgodnie z wyrokami „naukowo” odkrytych praw dziejowych – starci z powierzchni ziemi. Bolszewicy aż się palili do tego zadania. W odezwie przyjętej w lipcu 1920 roku na drugim kongresie Międzynarodówki Komunistycznej (działającej w Moskwie od 1919 roku) napisano: Bracia Czerwonoarmiści! Wiedzcie, że wasza walka z jaśnie panami polskimi jest wojną najbardziej sprawiedliwą, jaką kiedykolwiek znała historia. Wy walczycie nie tylko za sprawę Rosji Sowieckiej, lecz i za sprawę całej ludzkości pracującej.

    Viribus unitis i Boskie auxilia

    Wysunięty na wschodnie rubieże polski przyczółek rycerskości, wbrew nadziejom Chestertona pozostał, w sensie politycznym i militarnym, całkowicie osamotniony. Także latem 1920 roku mieliśmy tę krzepiącą świadomość, że jesteśmy sami. Jeśli nie liczyć Węgrów, którzy jak mogli dosyłali broń i ochotników, „neutralność” Niemiec i Czechosłowacji oraz strajki niemieckich dokerów w Gdańsku skutecznie uniemożliwiły dopływ do Polski znaczącej pomocy w sprzęcie wojskowym z Francji.

    Patrząc po ludzku, sytuacja była więc beznadziejna. Wydawało się, że dni polskiej Minas Tirith są policzone. Wtedy przywołane zostały napowietrzne armie, które „zrobiły różnicę”. 7 lipca 1920 roku polscy biskupi zwrócili się ze specjalnym listem do episkopatów całego Kościoła powszechnego z prośbą o modlitwę o ocalenie Polski.

    Osobny list został skierowany tego samego dnia do Ojca Świętego Benedykta XV: Ojcze Święty! Ojczyzna nasza od dwóch lat walczy z wrogiem Krzyża Chrystusowego, z bolszewikami. Odradzająca się Polska, wyczerpana czteroletnimi zmaganiami się ościennych państw na jej ziemiach, wyniszczona obecną wojną, zdobywa się na ostateczny wysiłek. Jeżeli Polska ulegnie nawale bolszewickiej, klęska grozi całemu światu, nowy potop ją zaleje, potop mordów, nienawiści, pożogi, bezczeszczenia Krzyża. Ojcze Święty, w tej ciężkiej chwili prosimy Cię, módl się za Ojczyznę naszą. Módl się, abyśmy nie ulegli i przy Bożej pomocy murem piersi własnych zasłonili świat przed grożącym mu niebezpieczeństwem.

    Następca świętego Piotra odpowiedział na ten apel 5 sierpnia 1920, pisząc, iż obecnie w niebezpieczeństwie jest nie tylko istnienie narodowe Polski, lecz całej Europie grożą okropności nowej wojny. Nie tylko więc miłość dla Polski, ale miłość dla Europy całej każe nam pragnąć połączenia się z nami wszystkich wiernych w błaganiu Najwyższego, aby za orędownictwem Najświętszej Dziewicy Opiekunki Polski zechciał oszczędzić Narodowi Polskiemu tej ostatecznej klęski oraz by raczył odwrócić tę nową plagę od wycieńczonej przez upływ krwi Europy.

    27 lipca 1920 roku obradujący na Jasnej Górze episkopat Polski w obliczu decydującego starcia z bolszewikami na przedpolach Warszawy odnowił akt obrania Matki Bożej na Królową Polski i oddał całą Ojczyznę Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Wzywając cały naród do maksymalnego wytężenia wysiłków na rzecz obrony Ojczyzny stojącej w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, biskupi odwołali się do czasów szwedzkiego potopu, gdy po zwycięskiej obronie Jasnej Góry odwróciła się karta wojenna i garstka stanęła za wielkie armie i pułki wojska. Zwyciężyła i naród zbawiła! Utwórzcie i Wy przez zjednoczenie uświęconą nadprzyrodzoną wiarą amię narodowego zbawienia. Idźcie do niej wszyscy – a jak wtedy, tak i dziś duch jej przełamie obojętność i zwątpienie.

    Zwycięstwo mężnych

    Metropolita warszawski arcybiskup Aleksander Kakowski zarządził 10 sierpnia 1920 roku specjalne modlitwy przed Najświętszym Sakramentem po każdej Mszy Świętej w intencji ocalenia stolicy i całej Ojczyzny przed czerwoną zarazą. Od paru dni w tej samej intencji trwała nowenna do błogosławionych patronów Warszawy: Władysława z Gielniowa i Andrzeja Boboli. W ostatnim dniu jej trwania znad Wkry i Wieprza ruszyła polska kontrofensywa, która odrzuciła koczowniczą anarchię na wschód.

    Dyrektywa ani kroku w tył obowiązywała wszystkich noszących mundur – czy to wojskowy, czy duchowny. Jak napisał do swojego duchowieństwa metropolita warszawski: Tylko najemnik, a nie pasterz, opuszcza owce swoje w chwili niebezpieczeństwa. Gdyby jednak, co nie daj Boże, najemnik taki się znalazł i z jakichkolwiek pobudek opuścił stanowisko, obciążam go ipso facto suspensą ab officio et beneficio. Przy czym dodaję, że zbiegły kapłan na dawne stanowisko nie powróci. (…) Przykład wasz, którzy nadto jesteście stróżami mienia kościelnego, doda męstwa i otuchy waszym parafianom. (…) Stójcie niewzruszenie, a Bóg miłosierny niech nas wszystkich ma w swojej pieczy.

    Najbardziej wysunięty przyczółek rycerskości nie runął, bo jego obrońcom nie zabrakło męstwa – zarówno w akcie natarcia (czyli kontrofensywie Wojska Polskiego), jak i w akcie wytrwania (w szturmie modlitewnym).

    Tekst opublikowany w 75 Nr. MAGAZYNU POLONIA CHRISTIANA

    ************

    Gilbert Keith Chesterton o Polsce i jej wrogach

    GKC

    Gilbert Keith Chesterton, wielki przyjaciel Polski i Polaków, był nie tylko wybitnym pisarzem, ale również jednym z twórców dystrybucjonizmu – alternatywy dla niszczących europejskie narody kapitalizmu i socjalizmu. Jego dorobek był niezwykle popularny wśród przedwojennych polskich nacjonalistów, zaś w latach 90-tych XX wieku popularyzował go magazyn „Szczerbiec”. Przypomnijmy jego pamiętne i ponadczasowe słowa o Polsce oraz wrogach naszej Ojczyzny:

    Moja instynktowna sympatia do Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń miotanych przeciwko niej; i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzało mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, uprawiającego lichwę i kult terroru, grzęznącego przy tym w bagnie materialistycznej polityki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski. Nauczyłem się oceniać ją na podstawie tych nienawistnych sądów – i metoda okazała się niezawodną.

    W czasie swojej jedynej wizyty w Polsce, w 1927 roku, Chesterton w księdze pamiątkowej PEN Clubu w Warszawie napisał: „Gdyby Polska nie narodziła się ponownie, umarłyby wszystkie chrześcijańskie narody”. Czytajmy Chestertona – jednego z Nas!

    nacjonalista.pl/Szczerbiec

    *********************************************************

    CUD NAD WISŁĄ.

    100-LECIE ZWYCIĘSKIEJ NOWENNY

    W sobotę, 31 lipca 1920 r.,  kard. Aleksander Kakowski wydał list wzywający do modlitwy o obronę Ojczyzny przed bolszewikami przez przyczynę Andrzeja Boboli, późniejszego patrona Polski i bł. Władysława z Gielniowa, patrona Warszawy. Od 6 sierpnia 1920 r., od dnia Przemienienia Pańskiego do 15 sierpnia, Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny podjęto w Warszawie ogólnonarodową nowennę, która trwała aż 10 dni. W kościołach oo. jezuitów przy ul. Świętojańskiej na Starym Mieście, św. Anny i św. Zbawiciela o godz. 9 i o godz. 19 odprawiano nabożeństwa z wystawieniem Najświętszego Sakramentu, z litanią do Najświętszego Serca Jezusowego i litaniami oraz aktami poświęcenia obu błogosławionym.

    W niedzielę, 8 sierpnia, przez cały dzień trwały adoracje, a późnym popołudniem z wyznaczonych kościołów wyruszyły procesje. Główna procesja wyruszyła z katedry św. Jana. Niesiono w niej specjalnie sprowadzone z Krakowa relikwie bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa. O godz. 18 wystawiono je na pl. Zamkowym. „Bł. Bobola, którego relikwie spoczywają w tej chwili na tym ołtarzu, to wielki Patron Polski – te słowa usłyszały wówczas tłumy warszawiaków. – (…) Andrzej Bobola to w najściślejszym tego słowa znaczeniu bohater wschodniego frontu! I jak Polsce jej zmartwychwstanie przepowiedział, tak dziś o jej ocalenie modlić się nie przestaje”.  Procesja i wystawienie zgromadziło tłumy osób. Tłumy przystępowały też tego dnia do Komunii św.

    A wielki Opiekun Polski i wierny Sługa Królowej Polski po raz kolejny nas nie zawiódł. Kilka dni później, 15 sierpnia, armia bolszewicka została zatrzymana, a Cud nad Wisłą został zaliczony do jednej z najbardziej znaczących bitew dla losów świata.

    Dlatego teraz w rocznicę tych wielkich wydarzeń zapraszamy do modlitwy w łączności duchowej.

    Trójco Święta, za przyczyną Najświętszej Maryi Panny, naszej Pani i Królowej i św. Andrzeja Boboli, Patrona Polski, dziękujemy za obronę Ojczyzny przed nawałnicą bolszewizmu podczas Cudu nad Wisłą. Dziękujemy za to, że możemy dziś w żyć w wolnej Polsce i zawierzamy przyszłe losy Polski.

    Dzień pierwszy:

    Modlitwa o ducha misyjnego w Kościele

    Panie Jezu, nim wstąpiłeś do nieba, powiedziałeś uczniom: idźcie na cały świat i głoście Ewangelię. Posłuszni wezwaniu, poszli w świat i głosili Dobrą Nowinę różnym narodom. Tych, którzy uwierzyli i przyjęli chrzest włączali do Twego Kościoła. Jednak żyje jeszcze wiele ludzi na świecie, którzy nigdy o Tobie nie słyszeli. Nie wiedzą, żeś za nich oddał życie na krzyżu, że życie ludzkie się zmienia, ale się nie kończy, a także o tym, że mogą do Ciebie zwracać się w modlitwie.

    Dlatego prosimy Cię, niech Twój duch, wzbudzi w Kościele misjonarzy, którzy pójdą do tych ludzi, którym jeszcze nie głoszono Dobrej Nowiny.

    Niech krew męczenników woła o nowe, gorliwe i święte powołania misyjne, aby nie brakowało głosicieli Ewangelii.

    A ty, niestrudzony misjonarzu Polesia, duszochwacie, św. Andrzeju Bobolo, czuwaj nad dziełem misyjnym Kościoła i miej w opiece tych, którzy dziś w wielu miejscach z narażeniem życia głoszą Ewangelię, aby wszyscy ludzie poznali prawdę i mieli nadzieję zbawienia. Amen.

    Modlitwa o jedność w Ojczyźnie

    Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Przed laty przepowiedziałeś,
    że będziesz patronował naszej odrodzonej Ojczyźnie. Tyle już mamy dowodów
    Twego przemożnego wstawiennictwa u źródła Bożego miłosierdzia.

    Wdzięczni za Twoją pomoc prosimy, by nasza niepodległość polityczna znalazła mocny fundament w odrodzeniu duchowym. Oby wzrastała nasza wspólnota, zdolna przezwyciężać podziały w dążeniu do wspólnego dobra. Niech Twój patronat otwiera nas na wszelkie dobre dary, których Bóg nam udziela w drodze do wiecznej Ojczyzny, gdzie On jeden króluje
    na wieki wieków.

    Modlitwa za Ojczyznę


    Boże, za przyczyną świętego Andrzeja dopełnij miłosierdzia nad naszą Ojczyzną i odwróć grożące jej niebezpieczeństwa. Natchnij mądrością jej rządców i przedstawicieli, a jej obywateli zgodą i sumiennością w wypełnianiu obowiązków. Daj jej kapłanów, zakonników i zakonnice pełnych ducha Bożego i żarliwych o zbawienie dusz. Umocnij w niej ducha wiary i czystości obyczajów, wytęp wszelką zazdrość i zawiść, pijaństwo, nieposzanowanie mienia społecznego, niechęć do rzetelnej pracy oraz lekceważenie praw jakiegokolwiek człowieka. Niech rodzice i nauczyciele w bojaźni Bożej wychowują młodzież i przygotowują do życia w społeczeństwie. Niech ogarnia wszystkich duch poświęcenia i ofiarności względem Kościoła i Ojczyzny, duch wzajemnej życzliwości, jedności i przebaczenia. Amen.

    Litania do św. Andrzeja Boboli
    Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison.
    Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
    Ojcze, z nieba Boże, zmiłuj się nad nami,
    Synu, Odkupicielu świata. Boże, zmiłuj się nad nami.
    Duchu, Święty Boże, zmiłuj się nad nami.
    Święta Trójco Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami
    Święta Maryjo, módl się za nami.
    Święty Andrzeju Bobolo, módl się za nami.
    Święty Andrzeju, wiemy naśladowco Dobrego Pasterza,
    Święty Andrzeju, czcicielu Niepokalanie Poczętej Maryi Panny,
    Święty Andrzeju, duchowy synu świętego Ignacego Loyoli,
    Święty Andrzeju, napełniony Duchem Świętym,
    Święty Andrzeju, miłujący Boga i bliźniego aż do oddania swego życia,
    Święty Andrzeju, w życiu codziennym oddany Bogu i bliźnim,
    Święty Andrzeju, zjednoczony z Bogiem przez nieustanną modlitwę
    Święty Andrzeju, wzorze doskonałości chrześcijańskiej,
    Święty Andrzeju, Apostole Polesia,
    Święty Andrzeju, powołany przez Boga do jednoczenia rozdzielonych braci,
    Święty Andrzeju, gorliwy nauczycielu dzieci i ludzi religijnie zaniedbanych,
    Święty Andrzeju, niezachwiany w wierze mimo gróźb i tortur,
    Święty Andrzeju, wytrwały w największych cierpieniach,
    Święty Andrzeju, męczenniku za jedność chrześcijan,
    Święty Andrzeju, męczenniku i apostole,
    Święty Andrzeju, apostołujący nawet po śmierci wędrówką umęczonego ciała,
    Święty Andrzeju, wsławiony przez Boga wielkimi cudami,
    Święty Andrzeju, chlubo naszej Ojczyzny,
    Święty Andrzeju, wielki orędowniku Polski,
    Święty Andrzeju, proroku zmartwychwstania Polski po trzecim rozbiorze,
    Święty Andrzeju, Patronie Polski
    Święty Andrzeju, prawdziwy towarzyszu Jezusa,
    Abyśmy wszyscy chrześcijanie stanowili jedno, uproś nam u Boga!
    Abyśmy nigdy nie odstąpili od naszej katolickiej wiary,
    Abyśmy żadnego grzechu ciężkiego nie popełnili,
    Abyśmy za popełnione grzechy szczerą pokutę czynili,
    Abyśmy dla zbawienia naszej duszy gorliwie z łaską Bożą współpracowali,
    Abyśmy Bogu wiernie służyli,
    Abyśmy Najświętszą Maryję Pannę jako Matkę miłowali,
    Abyśmy byli wytrwali w znoszeniu wszelkich przeciwności,
    Abyśmy z Tobą nieustannie Bogu chwałę oddawali,
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
    K: Módl się za nami święty Andrzeju.
    W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
    Módlmy się:
    Boże, Ty przez śmierć Twojego Syna chciałeś zgromadzić swoje rozproszone dzieci, spraw, abyśmy gorliwie współpracowali z dziełem Chrystusa, za które oddał życie święty Andrzej, męczennik. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen
    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Dzień drugi:

    Modlitwa o wierność Bogu narodu polskiego

    Panie Jezu, władco narodów, wprowadziłeś polski naród do swego Kościoła i wyznaczyłeś mu zaszczytną rolę przedmurza chrześcijaństwa. W po­korze chylimy czoła przed tronem Twego Majestatu i dziękujemy za miłość, jakiej doznał przez wieki nasz naród od Ciebie, oraz, za to, że posłużyłeś się Polską, aby broniła chrześcijańskiej wiary.

    Dziś, Polska potrzebuje Twojej pomocy, aby obronić wiarę przed tymi, którzy podejmują działania, aby naród porzucił Ciebie, Twoje przykazania i Ewangelię, a wybrał wartości europejskie.

    Panie, zwróć swój łaskawy wzrok na Ojczyznę naszą i pomóż jej ocalić katolicką tożsamość, dochować Ci wierności w wierze.

     A ty, św. Andrzeju Bobolo, bądź wzorem dla Polaków trwania w wierze, bronienia jej i składania o niej świadectwa.

    Niech twoja męczeńska krew, wyjedna u Boga zmiłowanie i nawrócenie dla tych, którzy nie wiedzą, co czynią.

    Patronie Ojczyzny, uproś narodowi polskiemu łaskę, aby trwał na Bożych drogach i odrzucił niewiarę, laicyzację i sekularyzm. Amen.

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    Dzień trzeci:

    Modlitwa o żywą wiarę członków Kościoła

    Boże, przez sakrament chrztu świętego włączyłeś nas do Kościoła, obdarzyłeś łaską wiary i napełniłeś darami, aby dzieci Twoje były święte i nieskalane przed Twoim obliczem. Wdzięczni jesteśmy za to, co uczyniłeś i czynisz dla nas, abyśmy byli zbawieni. Uwielbiamy Cię za dary, które dałeś Kościołowi, abyśmy mieli życie i to w obfitości. Uwielbiamy za Ewangelię, Twoje słowo, i Eucharystię, Twój pokarm, bo dzięki nim możemy rozwijać  naszą wiarę i pogłębiać jedność z Tobą.

    Uwielbiamy Cię za sakrament pokuty, bo ciągle nas podnosisz z naszych upadków, a my możemy powiedzieć za psalmistą: choćbym przechodził przez ciemną dolinę zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.

    Św. Andrzeju, specjalisto od spraw wiary,  wstawiaj się za swymi rodakami i uproś łaskę, aby nasza wiara była żywa i mocna, byśmy byli chlubą  Kościoła, zachowując wierność przyjętym zobowiązaniom na chrzcie świętym.

    Święty Andrzeju, bohate­rze wiary, módl się, abyśmy mieli wiarę, która prowadzi do świętości i zbawienia. Amen.

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    Dzień czwarty:

    Modlitwa o ducha Chrystusowego w Kościele

    Panie Jezus, zostawiłeś w sakramentach łaski, aby chrześcijanie mieli dostęp do Twej opieki na drogach swego życia. Spraw, niech ci, którzy przyjęli chrzest święty podążają drogą, którą Ty wyznaczyłeś, trwają w prawdzie, którą Ty przyniosłeś na świat i mają życie, którym Ty ich obdarzasz.

    Niech trwają w Twoim Kościele, z każdym dniem pogłębiają życie wewnętrzne i będą, jak winne latorośle zakorzenione w winnym krzewie.  

    Niech słuchają Ducha Świętego i tak żyją, by doczesność nie przesłoniła im wieczności, a radości ziemskie nie sprowadziły na manowce życia.

    Jezu, napełnij swych uczniów Twoją miłością i niech tak żyją, aby ludzie chwalili Twego Ojca, który jesteś w niebie.  

    A ty, św. Andrzeju, mocarzu ducha Bożego, świadku prawdziwej wiary, czuwaj nad Chrystusowym Kościołem, aby był wierny swemu Założycielowi, głosił zdrową naukę i szafował świętymi sakramentami, był stróżem moralności chrześcijańskiej, aby członkowie tej wspólnoty posiedli taką duchowość chrześcijańską, która poprowadzi ich do zwycięstwa w walce ze złem i szatanem. Amen.

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    Dzień piąty:

    Modlitwa o pobożność w narodzie polskim

    Panie Jezus, Tyś naród polski zapisał w swym Sercu i dałeś poprzez jego historię wiele dowodów, że może zawsze liczyć na Twoją pomoc, gdy w modlitwie zwróci się do Ciebie. Więc zwracamy się do Ciebie Panie pełni ufności o pomoc, gdy wiele przesłanek wskazuje, że zaczynają się spełniać przepowiednie Twoje i bije dziejowa godzina opowiedzenia się, po której stronie będzie naród, czy po Twojej Chryste, czy po Szatana.

    Niech Twoja łaska sprawi, że Polska, która zawsze przez swą historię stawała po Twojej stronie, dziś także wybierze Ciebie Panie. Bo do kogo pójdziemy, skoro Ty masz słowa życia wiecznego. Niech nadal będziemy znakiem dla narodów świata, że Polska jest Ci wierna i posłuszna.

    Niech Duch Święty wzbudzi w narodzie polskim pragnienie i tęsknotę za życiem duchowym, wiernością wierze katolickiej i umiłowaniem Ewangelii.

    A ty, św. Andrzeju Bobolo, przykładzie prawdziwej pobożności, nadziejo nasza, módl się Ojczyzną, aby jej obywatele żyli pobożnie i święcie, nie dali się zwieść  mocom ciemności i zwyciężali wrogów zbawienia. Amen.

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    Dzień szósty:

    Modlitwa o życie zgodne z wiarą

    Panie Jezu, godny nieskoń­czonej miłości i czci, przybytku Najwyższego, Ty chcesz, aby Twoją   własnością były serca biedne, skołatane i zagubione, ale drogocenne w Twoich oczach. Dlatego zachęcasz wszystkich: przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię… Jednak ludzie nie biorą sobie Twej zachęty Panie i żyje tak, jakby Ciebie nie było, albo, jakbyś był im niepotrzebny.

    Dlatego prosimy, Bezde­nna głębino łask wszelkich, napełnij Twe dzieci taką łaską, by pielęgno­wały w sobie cnoty: pokorę, cichość, czystość, męstwo i miłość. Pośród szarej codzienności i zwodniczych zmy­słów oświecaj ich rozum, by wybierały drogę wąską i stromą, przechodzili przez ciasną bramę, która wiedzie ku życiu z Tobą. Umacniaj naszą wolę, wzmacniaj słabe i strwożone serce, spraw, by życie nasze było zgodne z wyznawaną wiarą.

    A ty, św. Andrzeju Bobolo, mężny zwycięzco, na szlakach naszego życia, tak trudnych i niebezpiecznych, nierównych i niepewnych, bądź niezawodnym, wypróbowanym prze­wodnikiem w drodze do niebieskiej Oj­czyzny. Amen.

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    Dzień siódmy:

    Modlitwa za duchowieństwo

    Wiekuisty Kapłanie, Ty powołujesz ludzi, aby poszli za Tobą, i byli świadkami Twojej miłości aż po krańce ziemi. Spójrz na tych, których konsekrowałeś i przeznaczyłeś do służby Twemu ludowi. Niech posługa, którą pełnią w Twoim imieniu, ich uświęcenia i zbawia, a także tych, do których są posłani.

    Tobie polecamy Ojca Świętego, biskupów i kapłanów i prosimy, abyś ich zachował dla Twego Imienia, podtrzymywał w nich ducha poświęcenia i ofiary, błogosławił pracom, oraz ustrzegł od złego. Niech będą Ci wierni, aby Kościół był światłem nadziei życia wiecznego.

    A ty, św. Andrzeju, wzorze świętości kapłańskiej i zakonnej, czuwaj nad polskim ducho­wieństwem, aby naśladowało ciebie w pracy nad sobą, gorliwej służbie Bogu i ludziom, oraz umiłowaniu Kościoła. Możny orędowniku u tronu Bożego, wspieraj swą modlitwą swych braci, kapłanów i zakonników, którzy podobnie, jak ty, troszczą się o zbawienie dla siebie i bliźnich. A tych, którzy porzucili kapłaństwo i zranili Kościół przez zgorszenie, otocz szczególną modlitewną opieką. Amen.

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    Dzień ósmy:

    Boże, Tyś przez tak liczne wie­ki, otaczał Polskę blaskiem potęgi i chwały, a tych, którzy sprawowali rządy nad narodem, napełniałeś mądrością, by z godnością i pożyt­kiem dla dobra obywateli dźwigali ten zaszczytny i trud­ny  obowiązek.

    Modlitwa za rządzących i naród polski

    Dziś także potrzebujemy Twej pomocy, aby naród polski nadal darzył Ciebie miłością i własną Ojczyznę. Aby szanował to, co stanowi jej świętość narodową, a dusza tego narodu ocalona została od bezbożności, obojętności i laicyzacji.

    Panie łaski i pomocy tym, którzy dziś rządzą, aby dbali o dobro duchowe i materialne Ojczyzny, ale i o jej katolicką tożsamość. Spójrz na utrudzonych pracą Polaków i niech ją tak wykonują, by była nie tylko źródłem utrzymania rodzin, ale ich uświęcała.

    Młodzież i dzieci, otocz troskliwą miło­ścią, aby nie dała się porwać złowrogim ideologiom.

    A ty, św. Andrzeju, wielki nasz Patronie, strzeż naszych miast i wiosek, ochraniaj nasze ziemie, prowadź Polskę do dobrobytu. Uproś pojednanie synom i córkom tego narodu, który dziś boryka się z licznymi podziałami. Patronie Polski, prowadź Ojczyznę na szczyty nowej potęgi i chwały. Amen

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    Dzień dziewiąty:

    Modlitwa o patronowanie Polsce

    Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Dziękujemy Wszechmocnemu za to,
    że do świętych Wojciecha i Stanisława, patronów z początku naszych dziejów, dodał u boku Królowej Polski Ciebie. Twoje życie dopełnione męczeństwem zaowocowało rosnącym kultem w pierwszej i drugiej Rzeczypospolitej. Obecnie w niepodległej Ojczyźnie patronujesz odnowie naszego życia, tak osobistego, jak i społecznego, żeby wzrastała jedność w Polsce, Europie i świecie. Niech Twój patronat pomaga nam cierpliwie pokonywać trudności dzięki modlitwie i działaniu w imię Jezusa Chrystusa, Twojego i naszego Pana, który z Ojcem żyje i króluje w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    – Wszechmogący wieczny Boże, Panie nasz! Przez naszego brata, świętego Andrzeja Bobolę, dokonałeś wielkich dzieł zbawienia w naszym narodzie i nadal ich dokonujesz. Dziękujemy Ci za Twoją obecność i zbawcze przez niego działanie. Dziękujemy za Twoją miłość, którą nam przez swojego sługę Andrzeja i dzięki jego wstawiennictwu za nami, udzielasz. Spraw, prosimy abyśmy oddając cześć umęczonemu Rodakowi mogli naśladować jego mężną wiarę oraz całkowite oddanie się Tobie w posłudze miłości naszym bliźnim. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    Dzień dziesiąty:

    Modlitwa o życie w łasce Bożej i opiekę Bożą

    W ostatnim dniu nowenny zwracamy się do Ciebie  Jezu z prośbą najważniejszą: zachowaj w nas żywą wiarę, życie w łasce uświęcającej, jedność z Kościołem, napełnij duchem modlitwy i wiernością Twoim przykazaniom i nauce Ewangelii. Niech będziemy świątynią Ducha Świętego i wzrastamy w przyjaźni z Tobą Jezu i kochamy Twoją i naszą Matkę.

    Niech cenimy sobie ponad wszystko życie nadprzyro­dzone, a w nim: modlitwę, sakramenty święte, szczególnie spowiedź i Eucharystię, oraz Pismo Święte. 

    A, Twoja pomoc Panie niech nam towarzyszy, byśmy napełnieni dobrymi pragnieniami prowadzili takie życie, aby znaleźć w Tobie po­kój i szczęście, którego świat dać nie może.

    A ty, św. Andrzeju Bobolo, szafarzu łask Bożych, nieustraszony Męczenniku, wstawiaj się za nami, byśmy mimo naszych grzechów i upadków, zasłużyli tu na ziemi, przy śmierci i w wieczności na  współczucie i miłość Serca Bożego.  Amen

    Kolejne modlitwy jak w pierwszym dniu.

    EWTN/Telewizja Wiekuistego Słowa/5 sierpnia 2020 Dorota Niedzwiecka

    ******

    Zginął z krzyżem w ręku za Polskę. 100 lat temu poległ ks. Ignacy Skorupka

    fot. xhz
    Fresk Jana Henryka Rosena „Cud nad Wisłą” w kaplicy papieskiej w Castel Gandofo

    **

    Miał zaledwie 27 lat. Szedł w pierwszej linii tych, którzy bronili Warszawy. Bolszewicy widzieli młodego kapłana, a nad nim Matkę Bożą.

    Jeszcze niedawno mówiono o możliwości rozpoczęcia jego procesu beatyfikacyjnego. Dziś brakuje już świadków jego życia, świadectw orędownictwa, a tym bardziej wymodlonych łask. Ale ks. Ignacy Skorupka mógłby być niezwykłym patronem młodzieży i żołnierzy. 27-letni kapłan, który do walki przeciwko ateistycznemu bolszewizmowi porwał studentów uczelni i uczniów liceów, poległ z krzyżem w ręku na polach Ossowa dokładnie 100 lat temu.

    Wymowny pomnik przed katedrą św. Floriana pokazuje go tak, jak przekazały ówczesne świadectwa, w tym kard. Aleksander Kakowski, który napisał w swoim pamiętniku: „młody i pięknej powierzchowności kapłan, który jeszcze piękniejszą miał duszę”.

    Jego ród wywodził się z podlaskiej szlachty herbu Ślepowron. Urodził się w Warszawie 31 lipca 1893 r. w istniejącej do dziś kamienicy przy ul. Ciepłej 3. Do seminarium wstąpił jako szesnastolatek. Święcenia przyjął w styczniu 1916 r. Od 1917 r. był proboszczem na parafiach w Bogorodsku koło Moskwy, a następnie w Klińcach, gdzie prowadził szkołę i tajną drużynę harcerską dla polskich dzieci. W 1918 r. ks. Skorupka najpierw został wikariuszem w Łodzi, a w 1919 r. notariuszem i archiwistą w kurii warszawskiej. Był kapelanem Ogniska Rodziny Maryi na Pradze, w którym przebywało ok. 200 sierot i uczył religii w szkole kolejowej przy ul. Chmielnej. Głosił kazania u Panien Kanoniczek na placu Teatralnym, w parafii na Koszykach, a w roku 1920 także w katedrze św. Jana Chrzciciela.

    7 lipca 1920 r. ks. Skorupka poprosił kard. Aleksandra Kakowskiego o zgodę na wstąpienie do wojska. Całe godziny spędzał od tej pory w koszarach i na dworcach, spowiadając żołnierzy idących na front. Często bywał w gimnazjum Władysława IV, służącym za koszary I Batalionu 236. Pułku Piechoty Legii Akademickiej, do którego zostało wcielonych wielu z jego uczniów. Opóźniony wymarsz tego batalionu sprawił, że ks. Skorupka zdążył odbyć spowiedź generalną w kościele kapucynów przy ul. Miodowej i sporządził testament: „Długi za wpisy szkolne spłacam swym życiem. Za wpojoną miłość Ojczyzny płacę miłością serca”. Dopisał też: „Proszę mię pochować w albie i ornacie”.

    13 sierpnia rano w kaplicy Bożego Ciała na Kamionku odprawił ostatnią Eucharystię i ruszył z kolumną w stronę Ząbek. Szedł pieszo obok ppor. Słowikowskiego, z zawieszoną na szyi stułą i z krzyżem inkrustowanym kością słoniową, ofiarowanym przez matkę Matyldę Getter.

    Kapłan prosił, by pozwolono mu być w pierwszej linii, razem z żołnierzami. Ppor. Słowikowski wspominał, że ks. Skorupka szedł obok niego, gdy dostali się pod bolszewicki ogień. W płaszczu narzuconym na sutannę, z pieśnią „Serdeczna, Matko” dawał przykład niezwykłej odwagi, gdy… nagle upadł na ziemię. Wydawało się, że kapelan potknął się tylko o bruzdę, ale gdy po walce odszukano to miejsce, leżał twarzą do ziemi z krzyżem w ręku. Z trafioną pociskiem czaszką, pokłutym bagnetami ciałem, bez butów i bez zegarka, zapewne skradzionych przez bolszewików. Skrwawione ciało żołnierze zanieśli na płaszczu do Ossowa, a 15 sierpnia przewieziono do Warszawy. Bohaterską śmierć opisywano w kilku wojskowych meldunkach.

    Pokłutego ciała nie udało się przebrać do pogrzebu, nałożono więc na sutannę ornat i złożono w metalowej, zakupionej przez ojca trumnie. Pogrzeb w kościele garnizonowym przy ul. Długiej przybrał niezwykle uroczystą formę.

    W obecności szlochającego tłumu warszawiaków krzyż Virtuti Militari do trumny przypiął gen. Haller. Kondukt pogrzebowy w drodze na cmentarz Powązkowski zatrzymał się jeszcze przed siedzibą Rady Miejskiej, skąd z balkonu wygłosił przemówienie prezydent Warszawy Ignacy Baliński. Ks. Skorupkę złożono w kwaterze 244, rząd V, grób 15.

    W miejscu, gdzie poległ bohaterski kapłan mieszkańcy Ossowa postawili dębowy krzyż. Kilkanaście metrów dalej Marian Jeznach, świadek bitwy, ufundował pamiątkowy obelisk.

    Tomasz Gołąb/GOŚĆ NIEDZIELNY/14.8.2020

    ************************************************************************

    Pojęcie “Cudu nad Wisłą” w odniesieniu do bitwy z bolszewikami jako pierwszy sformułował Stanisław Stroński

    14 sierpnia 1920 roku, a więc gdy trwały jeszcze walki na przedpolach Warszawy i wynik bitwy był niepewny, Stanisław Stroński pisał na łamach dziennika “Rzeczypospolita”  w tekście “O cud Wisły”:

        „… żeby Warszawa wpaść miała w ręce bolszewików, żeby Trocki miał wejść do miasta jak ongi Suworow i później Paskiewicz, żeby ten sam dziki, a dzisiaj jeszcze dzikszy, bo podniecony przez mściwych i krwiożerczych naganiaczy sołdat i mużyk pohulać miał w stolicy odrodzonej Polski, tej myśli wojsko nasze nie zniesie i każdy żołnierz sobie powie: po moim trupie. /…/ I gdy w jutrzejszą niedzielę zbiorą się miliony ludności polskiej w kościołach i kościółkach naszych, ze wszystkich serc popłynie modlitwa: Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Ojczyznę, Wolność, zachowaj nam Panie. Błogosławiony tą modlitwą ojców, matek, sióstr i małej dziatwy o ziszczenie się cudu Wisły, żołnierz polski pójdzie naprzód z tym przeświadczeniem, że oto przypadło mu w jednej z najcięższych chwil w naszych tysiącletnich dziejach być obrońcą Ojczyzny”

          Kilka dni później, gdy wojska bolszewickie były już w pełnym odwrocie i jasne było, że stolica Polski została ocalona, zaś losy wojny odwrócone, pojęcie “Cudu nad Wisłą” zaczęło zdobywać gwałtowną popularność, zwłaszcza w środowiskach narodowych.

    Podkarpacka HISTORIA.pl

    ***********************************

    Wymodlone zwycięstwo

    Nieznane oblicze glorii pod Warszawą

    Prof. Żaryn dla PCh24.


    Wymodlone zwycięstwo. Nieznane oblicze glorii pod Warszawą. Prof. Żaryn dla PCh24.pl

    W przededniu Bitwy Warszawskiej abp Aleksander Kakowski, metropolita warszawski, napisał list do proboszczów, którzy byli na miejscu w swoich parafiach, w którym podkreślił, że nie wolno im dezerterować, a jeśli ktokolwiek opuści swoją parafię, to z miejsca zostanie przez niego suspendowany. To były silne i jednoznaczne słowa, które miały mobilizować kapłanów, oddalać od nich lęk i tchórzostwo, tak żeby byli z wiernymi i trwali z nimi mocni w wierze – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jan Żaryn, dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.

    Z kim toczyliśmy wojnę w latach 1919-1921? Z Rosją bolszewików czy może również z Niemcami, których kilkadziesiąt tysięcy znalazło się w szeregach armii czerwonej? A może także z Brytyjczykami i Francuzami, którzy mieli własną wizję geopolityczną, w której nie przewidywali miejsca dla niepodległej Polski?

    Trzeba widzieć różnicę między wrogami bezpośrednimi a stronami, które popełniały polityczne błędy.

    Wrogiem i przeciwnikiem niepodległej Polski byli bolszewicy. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, ale trzeba się jednocześnie zastanowić, kim byli tak naprawdę bolszewicy.

    Z jednej strony bolszewików identyfikujemy z Rosją, która w tamtym czasie była praktycznie przez nich opanowana, a sami Rosjanie zostali wprzęgnięci w proces nazwany przez Lwa Trockiego rewolucją permanentną. Można więc powiedzieć, że bolszewikami są Lenin i jego towarzysze, którzy zawłaszczyli państwo rosyjskie, jak i zwykli Rosjanie, którzy z mniejszą lub większą ochotą uczestniczyli w realizacji nakreślonych przez kierownictwo partii celów.

    Bolszewicy to jednak także ówczesna międzynarodówka komunistyczna, czyli jaczejki znajdujące się w różnych częściach Europy, które zarówno w 1919 jak i 1920 roku potrafiły wzmóc ogień rewolucyjny po I Wojnie Światowej na terenach, gdzie panowało masowe bezrobocie, bieda, głód, które razem promowały postawy roszczeniowe i strajkujące. 

    Strajki i różnorakie manifestacje wybuchały na terenie chociażby odradzającej się po 123 latach zaborów Polski w roku 1919 i były wyraźnie podjudzane przez komunistów z Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Podobna sytuacja była w Niemczech i innych krajach.

    W 1920 roku miał miejsce chyba najbardziej znany z tamtego okresu strajk dokerów gdańskich, którzy zostali w jakiejś mierze wykorzystani przez bolszewików. „Czerwona” propaganda docierała do Gdańska między innymi za sprawą lansujących ją niemieckich, antypolskich władz tego miasta. To właśnie na terenie Gdańska najlepiej było widać jak bardzo Niemcy byli chętni do przywrócenia granicy niemiecko-rosyjskiej sprzed I Wojny Światowej czy też w tym przypadku niemiecko-bolszewickiej.

    Trzeba również dodać, że Niemcy i to nie tylko ci, którzy mają władzę nad Wolnym Miastem Gdańskiem, są również stroną, która nie dość, że nie przeszkadza bolszewikom, to jeszcze po cichu wspiera ich chociażby poprzez uniemożliwienie dostarczenia amunicji i innego sprzętu Polakom walczącym z armią czerwoną.

    To są więc bezpośredni albo pośredni uczestnicy wojny polsko-bolszewickiej stojący po stronie „czerwonej zarazy”.

    A co, że tak to określę, z całą gamą stron na zachodzie, które inaczej niż Polacy widziały tę wojnę?

    Tu oczywiście najlepszym przykładem jest Wielka Brytania, która w 1920 roku podczas konferencji w belgijskim Spa w zasadzie prowadziła politykę pod hasłem: ustalenia Traktatu Wersalskiego już nie obowiązują.

    To ogromna tragedia dla sprawy polskiej, ponieważ nam – Polakom, a konkretnie Romanowi Dmowskiemu, Ignacemu Paderewskiemu i innym przedstawicielom polskiej delegacji w Wersalu udało się przeforsować nasze racje mówiące, że Polska jest niezbędnym elementem porządku europejskiego między Niemcami a Rosją, a więc porządku w ramach którego ani Niemcy, ani Rosjanie nie panują nad Europą Środkowo-Wschodnią. W wyniku podjętych tam ustaleń na mapy świata powróciła Rzeczpospolita, która w sojuszu przede wszystkim z Francją miała stabilizować czy też gwarantować równowagę na kontynencie europejskim.

    Wielka Brytania bardzo niechętnie, ale jednak zgodziła się na ten polsko-francuski deal. Niestety, kiedy tylko sytuacja stała się niestabilna, jak to miało miejsce zwłaszcza w lipcu i sierpniu 1920 Londyn natychmiast zmienił swą optykę i zaczął podnosić argumenty o słabości Polski i upadku koncepcji dla Europy Środkowo-Wschodniej przyjętej w Wersalu.

    Nie można jednak powiedzieć, żeby była to realizacja polityki bolszewickiej. Wielka Brytania realizowała własną politykę, w której to zupełnie inaczej rozumiała zasadę równowagi. W lipcu 1920 Londyn był zainteresowany, aby przywrócić to co było, czyli Europę bez Polski, ponieważ jak przez ponad 100 lat Polski nie było na mapach świata. Uważano również, że ewentualny sojusz angielsko-rosyjski w żaden sposób nie będzie destabilizował mocarstwowej polityki Londynu.

    Francuzi z kolei są naszymi sojusznikami wojskowymi. Marszałek Foch podczas konferencji w Spa próbuje pomóc generałowi Rozwadowskiemu, ówczesnemu szefowi polskiej misji wojskowej we Francji. Francuzi mocno naciskają na Naczelnika Państwa Polskiego Józefa Piłsudskiego, żeby ten mianował Rozwadowskiego szefem sztabu. Nie ma wątpliwości, że na poziomie wojskowej przyjaźni Francuzi wspierają nas i robią, co mogą, aby pomóc nam skutecznie przeciwstawić się bolszewikom i ich pokonać. Jeśli zaś chodzi o politykę, to sprawa jest diametralnie inna. Francuzi bowiem prowadzą ją na kolanach wobec Anglików.

    Jeśli jednak ponownie weźmiemy pod uwagę fakt, że 1918 roku Polski nie było na mapach, a świat mimo to istniał, to w jakimś sensie można zrozumieć francuskich polityków, ale tylko zrozumieć. Trzeba również pamiętać, że Francuzi szukali w tamtym czasie alternatywnego rozwiązania. Wielu z nich wierzyło, że bolszewicy zostaną ostatecznie pokonani przez Rosję Białą dzięki czemu również Paryż odzyska wielomiliardowe pożyczki, jakie udzielił Moskwie przed i w trakcie I Wojny Światowej.

    To tylko kilka elementów tego politycznego nierozumienia ówczesnej sytuacji, jakie dominowało na Zachodzie.

    W związku z tym czy ktokolwiek zdawał sobie wówczas sprawę z zagrożenia, jakie niczym tsunami nadciąga ze Wschodu, i które tak jak tsunami zniszczy wszystko, co stanie na jego drodze?

    Jedyna strona, która rozumiała, na czym polega różnica między carską Rosją a bolszewikami to Stolica Apostolska i papież Benedykt XV. Ówczesny Ojciec Święty mobilizuje i wzywa wiernych we Włoszech, Francji, gdziekolwiek tylko są do szturmu modlitewnego. Kościół i papież doskonale zdawali sobie bowiem sprawę czym jest „czerwona zaraza”.

    Wspomnę tylko tradycyjną pielgrzymkę do Lourdes podczas której modlono się za niepodległą Polskę. Modlitwa ta nie wzięła się jedynie stąd, że papież życzył dobrze Polsce, ale przede wszystkim stąd, że rozumiał kontekst całej sytuacji. Benedykt XV był przekonany, że przegrana Polski w wojnie z bolszewikami rozpocznie tragedię całej Europy, ponieważ nie była to zwykła wojna, tylko wojna cywilizacyjna.

    Podobnie Przewodniczący Episkopatu Belgii kard. Mercier w lipcu i sierpniu 1920 roku wzywał do modlitwy za Polskę i przypominał politykom belgijskim, że to właśnie dzięki postawie Polaków w 1830 roku Belgowie zostali uratowani i wojska rosyjskie Mikołaja I nie zburzyły świeżo uzyskanej przez nich niepodległości.

    Powtórzę: Kościół Katolicki doskonale rozumiał, co się dzieje. Co więcej: rozumiał nie tylko w perspektywie bieżącej polityki, w której dominuje układanie się stron, a Polska jest tu elementem wtórnym. Stolica Apostolska widziała również drugi wymiar tej wojny – wymiar cywilizacyjny i rozumiała, że bolszewicy są stroną, która zniszczy chrześcijańską Europę.

    Wojna polsko-bolszewicka w zbiorowej pamięci Polaków i nie tylko Polaków, tak naprawdę ogranicza się do jednego dnia – 15 sierpnia 1920 i zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej – a przecież do tego czasu walki trwały już kilkanaście miesięcy. Jak wobec tego wyglądały działania wojenne do dnia „Cudu nad Wisłą”?

    Wojna polsko-bolszewicka jest elementem porządkowania przez Polskę Europy Środkowo-Wschodniej. Od samego początku aktywnie uczestniczymy w tym procesie, ponieważ stroną najbardziej destabilizującą i chętną do zajmowania terytorium, które Polska widzi, jako swoje są właśnie bolszewicy.

    Pierwszym takim aktem jest zajęcie i opanowanie Wilna w kwietniu 1919 roku z rąk bolszewickich, wyzwolenie ziemi wileńskiej, co oczywiście kontestuje strona litewska, tzw. Litwy Kowieńskiej, ale ona sama nie byłą zdolna do tego, żeby wyprzeć bolszewików.

    Na początku 1920 roku będziemy wspierać Łotyszy także zagrożonych bolszewickimi atakami na terenie Pribałtiki.

    To są ważne akty wojny, które dotyczyły, jak już powiedziałem polskiego udziału w porządkowaniu Europy Środkowo-Wschodniej.

    W 1919 roku podczas Konferencji Wersalskiej Roman Dmowski przekazał stronie zachodniej cały plan dotyczący polskich granic nie tylko na zachodzie i północy, ale także na południu i na wschodzie. Te postulowane przez niego granice Polski na wschodzie są granicami opartymi na II rozbiorze Polski, to znaczy: Dmowski zgadza się na odebranie nam ziem pierwszego rozbioru, jeśli chodzi o Rosję, natomiast te ziemie, które zostały nam odebrane w drugim i trzecim rozbiorze powinny wrócić do Polski.

    Ta perspektywa wschodniej granicy jest wbrew podręcznikowym opiniom wcale nie rozbieżna z koncepcją Józefa Piłsudskiego, który oczywiście ubiera to w słowa federacyjne, ale de facto realizuje ten sam zasięg terytorialny. 

    Mimo wszystkich różnic między Dmowskim i Piłsudskim to co do granicy wschodniej i obszaru państwa polskiego nie było tak głębokiego sporu, jak to dzisiaj próbuje się sugerować.

    W tym miejscu muszę zapytać o „zawieszenie” wojny polsko-bolszewickiej. Czerwoni dochodzą do wniosku, że muszą w Rosji uprać się z białymi i dopiero wówczas powrócą do realizacji swojego planu, czyli „po trupie pańskiej Polski” do Berlina, a stamtąd nad Atlantyk?

    W sytuacji, gdy bolszewicy są stroną, która może być pokonana przez wojska „białych”, czyli dawnego tymczasowego rządu, którego ostatnim premierem był Kiereński, wojska polskie wstrzymują wspierające niejako białych dalsze prowadzenie wojny z bolszewikami. Jest to decyzja Naczelnika Państwa, czyli Józefa Piłsudskiego, który oczekiwał od „białych” polityków i dowódców rosyjskich deklaracji, że uznają oni polskie roszczenia terytorialne na wschodzie. Ponieważ takiego uznania po stronie „białych” nie było, to Piłsudski stwierdził, że nie ma powodu, aby im pomagać w wojnie domowej w Rosji, ponieważ jest ona równie wroga Polsce jak strona „czerwona”.

    Warto w tym miejscu zastanowić się: czy należało przede wszystkim budować niepodległą, silną Polskę czy też zniszczyć do końca bolszewicką zarazę, nawet jeśli skutkiem tego było obniżenie możliwości potencjału prowadzącego do utworzenia II RP w tych granicach, jakie ostatecznie w 1921 roku uzyskaliśmy.

    Jest to bardzo ważne pytanie i dzisiaj nie możemy od niego uciekać widząc, ponieważ widzimy całe zło komunizmu, jakie przez ostatnie 100 lat rozlało się i nadal rozlewa się po świecie.

    Piłsudski z punktu widzenia polskiej racji stanu nie widział powodu, żeby kontynuując walki z bolszewikami i tym samym przyczynić się do zwycięstwa strony „białej”, która nie była zainteresowana niepodległą Polską. Ten argument był doskonale rozumiany 100 lat temu i jest rozumiany dzisiaj. Nie mniej jednak niewątpliwie pojawia się pytanie: czy niepodległa, silna Polska powinna być jedynym punktem odniesienia dla Naczelnika Państwa, skoro przeciwko sobie miał tak wyraźnie zagrażającą całemu Zachodowi zarazę bolszewicką, która od początku chciała zniszczyć cywilizację chrześcijańską.

    Jak udało nam się pokonać bolszewików? Przecież wszystko było przeciwko nam! Polska została sklejona z trzech różnych zaborów, z trzech różnych kultur, trzech różnych systemów prawnych, monetarnych, a nawet z różnych szerokości torów kolejowych. Bolszewicy maszerujący na zachód otwierają szampany, bo zwycięstwo jest ich zdaniem kwestią dni, jeśli nie godzin. Jak w związku z tym to nam udało się wygrać, mimo że na logikę nie mieliśmy na to najmniejszych szans?

    Trzeba na to spojrzeć w dwóch perspektywach: długiej i krótkiej.

    Jeśli chodzi o długą perspektywę czasową, to niewątpliwie mieliśmy w XIX wieku wspaniałe elity polityczne, ekonomiczne, społeczne, które z pokolenia na pokolenie dążyły różnymi środkami do tego, żeby pamięć o I RP, czyli niepodległym państwie polskim była obecna i żywa w narodzie.

    Nie był to oczywiście jedyny element. W XIX wieku odbył się również wielki proces unarodowienia mas ludowych, który został zrealizowany nie tylko dzięki temu, co można powiedzieć, że jest obiektywne, to znaczy przemianom ekonomicznym, wzrostowi konsumpcji czy poziomu życia etc. Powiem więcej – to są elementy drugorzędne!

    Dużo istotniejszym powodem procesu unarodowienia mas ludowych jest trwała obecność Kościoła Katolickiego, dzięki któremu udało nam się obronić przed atakami germanizacyjnymi i rusyfikacyjnymi w XIX wieku. Przedmiotem tego ataku były właśnie warstwy ludowe. Na szczęście dzięki Kościołowi Katolickiemu i elitom warstwy ludowe odnalazły się w polskości i ją uratowały.

    Te dwa elementy, czyli oświecone elity i unarodowienie warstw chłopskich w ogromnej mierze wpłynęły na zmobilizowanie narodu polskiego w lipcu i sierpniu 1920 roku do walki z bolszewikami.

    I tutaj mamy perspektywę krótką. Pierwszą instytucją, która mobilizuje Polaków do obrony ojczyzny i cywilizacji chrześcijańskiej jest Kościół Katolicki.

    Generał Józef Haller leży krzyżem w kościele Najświętszego Zbawiciela – jednej ze świątyń wybranych do nowenny modlitewnej przez kard. Aleksandra Kakowskiego w Warszawie, aby wierni mogli się modlić i mobilizować do walki, do spotkania z czerwoną hordą, która jest już u wrót stolicy.

    Na Jasnej Górze przeor prowadzi nieustanne modlitwy, w których to uczestniczy codziennie co najmniej 50 tys. ludzi modlących się o zwycięstwo Polaków pod Warszawą.

    Episkopat oddaje Polskę i Polaków Sercu Jezusowemu.

    Ponowione są śluby króla Jana Kazimierza, czyli oddanie się pod opiekę Matki Bożej Królowej Polski.

    Jednocześnie odbywają się w całej Polsce modlitwy pod hasłem wstępowania do armii ochotniczej.

    Na Rynku w Krakowie są celebrowane przez kard. Adama Sapiehę Msze Święte.

    To samo dzieje się w Warszawie i w parafiach na wschód od Warszawy, m.in na Podlasiu.

    Biskup polowy Stanisław Gal wzywa kapelanów wojskowych by stali ramię w ramię z żołnierzami

    Najbardziej jednak trafiająca do wyobraźni jest instrukcja wspomnianego już abp. Aleksandra Kakowskiego, metropolity warszawskiego, który napisał do proboszczów, przebywających na miejscu w swoich parafiach, że nie wolno dezerterować, a jeśli ktokolwiek opuści swoją parafię, to z miejsca zostanie przez niego suspendowany. To są silne i jednoznaczne słowa, które mają mobilizować kapłanów, oddalać od nich lęk i tchórzostwo, tak żeby byli z wiernymi i trwali z nimi mocni w wierze.

    Do tego musimy dodać ogromny autorytet generała Józefa Hallera, który potrafił zmobilizować wielu młodych ludzi, nawet ówczesnych gimnazjalistów do wstąpienia do armii ochotniczej dzięki czemu w ciągu kilku tygodni ponad 100 tys. osób zgłosiło się i zostało błyskawicznie wprowadzonych w strukturę polskich sił zbrojnych.

    Jesteśmy tak potężnie zmobilizowani jako naród, że w Warszawie na kilkanaście godzin przed bitwą nie widać większych śladów paniki. Uciekają dyplomaci zachodni, ale warszawiacy miasta nie opuszczają.

    Na czele rządu stoi Wincenty Witos, jego zastępcą jest Ignacy Daszyński. Jest to rząd, który powstaje za zgodą Sejmu Ustawodawczego, który to Sejm Ustawodawczy jest zdominowany przez prawicę. To prawica godzi się na to, żeby premierem rządu polskiego był Wincenty Witos, a jego zastępcą Ignacy Daszyński motywując to w ten sposób, że to jest właśnie ten ogólnopolski wymiar udziału Polaków w wojnie, bo to warstwy ludowe mają być świadome, że to ich Polska!

    Kraj, w którym toczy się wojna to nie jest Polska elit, tylko Polska całego narodu i symbolem tego są postacie Witosa i Daszyńskiego, którzy obejmują władzę po tym najbardziej krytycznym momencie, jakim była dymisja Władysława Grabskiego po jego powrocie z konferencji w Spa.

    Bóg zapłać za rozmowę!


    Tomasz D. Kolanek/2020-08-13

    ************************************************************************

    OGŁOSZENIA

    Emblem of Our Lady, Queen of Poland, outside St Simon's Church, Partick

    W kościele św. Szymona nadal nie może być sprawowana Msza św. Tymczasowo Msze św. w niedziele i w święta są w kościele św. Piotra.

    ***

    obowiązuje wcześniejsza rejestracja (linki poniżej)

    na Mszy św. może być maksymalnie 50 osób

    w sobotę 5 września Msza św. o godz. 18.00

    po Mszy św. nabożeństwo pierwszej soboty miesiąca wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa skierowane przeciwko Najświętszej Maryi Pannie

    rejestracja do godz. 16:00 lub do wyczerpania miejsc

    https;//www.eventbrite.co.uk/e/sobota-0509-msza-sw-godz-1800-kosciol-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-118805493429

    ***

    w niedzielę 6 września Msza św. o godz. 14.00

    rejestracja do godz. 12:00 lub do wyczerpania miejsc

    https://www.eventbrite.co.uk/e/niedziela-0609-msza-sw-godz-1400-kociol-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-118805110283?aff=erelpanelorg

    *****

    Spowiedź święta:

    W soboty w kościele św. Szymona: 14.00 – 16.00

    Oczywiście jest też możliwość w innym czasie – wtedy proszę umówić się indywidualnie z ks.Marianem: https://kosciol.org/dane/304

    Spowiedź św. w kościele św. Anny(szczegóły podane są w ogłoszeniach na stronie: www. kosciol.org)

    *****

    Mając na uwadze trwające wciąż zagrożenie zdrowia i życia, Szkocki Episkopat przedłużył udzielenie dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy świętej. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych, które są w grupie ryzyka zarażeniem oraz osoby opiekujące się nimi, a także te osoby, które obawiają się z uzasadnionych przyczyn zakażenia.

    Skorzystanie z dyspensy oznacza, że nieobecność na Mszy niedzielnej we wskazanym czasie nie jest grzechem. Jednocześnie korzystających z dyspensy zachęca się do udziału we Mszy świętej w dni powszednie, z zachowaniem roztropności i wzajemnej troski o siebie. Zachęca się również, aby osoby korzystające z dyspensy trwały na osobistej i rodzinnej modlitwie, i do duchowej łączności ze wspólnotą Kościoła poprzez transmisje radiowe, telewizyjne lub internetowe.

    Nadal będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:

    • podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
    • rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową   (1 “bilet” na osobę/dziecko powyżej 5-go roku życia)
    • przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele 
    • w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki) 
    • przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
    • należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
    • na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
    • podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj 
    • bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
    • również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół 

    Uwaga: 

    Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
    Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.

    *****

    Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.

    ***

    Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.

    'Disgusting': Catholic community reacts to attack on historic Glasgow church
    kościół św. Szymona, 33 Partick Bridge Street
    Glasgow G11 6PQ

    sakrament spowiedzi św. – w soboty od godz.14.00 – 16.00
    St Peter's R.C. Church, Partick
    kościół św. Piotra, 46 Hyndland Street
    Partick
    Glasgow G11 5PS


    Interior of St Peter's R.C. Church, Partick
    Msza św. w sobotę 5 września o godz. 18.00

    Msza św. w niedzielę 6 września o godz. 14.00

    ***************************************************************************

    sobota 22 sierpnia

    MARYJA KRÓLOWĄ NIEBA I ZIEMI
    Szczególnym impulsem w postrzeganiu Maryi, jako Królowej stał się Sobór Efeski w 431 roku, który broniąc i wyjaśniając prawdę o Chrystusie wskazał także bardzo wyraźnie na Maryję-Bogarodzicę. Odtąd w ikonografii Maryja zaczyna się pojawiać na tronie Królowej obok królującego Jezusa. Tytuł Maryi Królowej wchodzi do liturgii, o czym świadczą wymownie znane antyfony maryjne Salve Regina i Regina caeli.

    *******

    święto Matki Bożej Królowej

    cały Kościół odnawia poświęcenie się 

    Jej Niepokalanemu Sercu

    Ojciec Święty Pius XII, który dokonał poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi w 1942 r., ustanawiając to święto w 1954 r.zwrócił się do całego Kościoła w następujących słowach:

    “Naszą Apostolską Władzą WYZNACZAMY I USTANAWIAMY ŚWIĘTO MARYI KRÓLOWEJ, które cały świat winien obchodzić corocznie w dniu 31 maja (dziś jest to dzień 22 sierpnia).

    Równocześnie ZARZĄDZAMY, aby w tym dniu odnawiano poświęcenie ludzkości Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny. To bowiem pozwala żywić niepłonną nadzieję, że nadejdą czasy pomyślne, rozjaśnione triumfem religii i chrześcijańskim pokojem” (Ad caeli Reginam 1954, Pius XII).

    Bądźmy wszyscy apostołami Maryi, by tego dnia zjednoczyła nas wspólna modlitwa, przez którą ponownie oddamy się Niepokalanemu Sercu Maryi – Sercu, które jest nam “schronieniem i drogą, która zaprowadzi nas do Boga”.

    ***

    Msza święta

    Eucharist

    Antyfona na wejście

    Maryja Dziewica, nasza Królowa, stoi po prawicy Chrystusa w blasku chwały. (Ps 45,10)

    Kolekta

    Boże, Ty ustanowiłeś Rodzicielkę Twojego Syna
    naszą Matką i Królową, spraw,
    abyśmy za Jej wstawiennictwem osiągnęli chwałę przygotowaną dla Twoich dzieci
    w Królestwie niebieskim.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    PIERWSZE CZYTANIE

    Iz 9,1-3,5-6

    Syn został nam dany

    Czytanie z Księgi proroka Izajasza

    Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemiężcy jak w dniu porażki Madianitów.

    Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: „Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju”.

    Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic na tronie Dawida i nad Jego królestwem, które On utwierdzi i umocni prawem i sprawiedliwością, odtąd i na wieki. Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona.

    Oto słowo Boże

    PSALM RESPONSORYJNY

    Ps 113,1-8

    Refren: Niech imię Pana będzie pochwalone.

    Chwalcie słudzy Pańscy,
    chwalcie imię Pana.
    Niech imię Pana będzie błogosławione
    teraz i na wieki.

    Od wschodu aż do zachodu słońca
    niech będzie pochwalone imię Pana.
    Pan jest wywyższony nad wszystkie ludy,
    ponad niebiosa sięga Jego chwała.

    Kto jest jak nasz Pan Bóg,
    co ma siedzibę w górze,
    co w dół spogląda
    na niebo i ziemię?

    Podnosi z prochu nędzarza
    i dźwiga z gnoju ubogiego,
    by go posadzić wśród książąt,
    wśród książąt swojego ludu.

    ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

    Alleluja, alleluja, alleluja

    Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą,
    błogosławionaś Ty między niewiastami.

    Alleluja, alleluja, alleluja

    EWANGELIA

    Łk 1,26-38

    Bóg da Jezusowi tron Dawida

    Słowa Ewangelii według świętego Łukasza

    Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.

    Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”.

    Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.

    Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”

    Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.

    Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.

    Oto słowo Pańskie

    Modlitwa nad darami

    Obchodząc wspomnienie Najświętszej Maryi Panny, składamy Tobie, Boże, nasze dary i prosimy,
    aby nas wspomagał Twój Syn, który stał się człowiekiem
    i oddał swe życie na krzyżu jako niepokalana ofiara. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    Prefacja o Najświętszej Maryi Pannie

    Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
    słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze święty, zawsze i wszędzie składali dziękczynienie,
    i abyśmy Ciebie wielbili oddając cześć
    Najświętszej Maryi, zawsze Dziewicy.
    Ona przyjmując niepokalanym sercem Twoje Słowo, poczęła Je w dziewiczym łonie i otoczyła macierzyńską troską początek Kościoła, rodząc jego Założyciela. Przyjmując pod krzyżem testament Bożej miłości, wzięła za swoje dzieci wszystkich ludzi,
    którzy przez śmierć Chrystusa narodzili się
    do życia wiecznego. Gdy Apostołowie
    oczekiwali obiecanego Ducha Świętego,
    łączyła swe błagania z prośbami uczniów Chrystusa
    i stała się wzorem modlącego się Kościoła.
    Wyniesiona do niebieskiej chwały, otacza
    macierzyńską miłością Kościół pielgrzymujący
    i wspiera go w dążeniu do wiecznej ojczyzny,
    aż nadejdzie pełen blasku dzień Pański.
    Dlatego z Aniołami i wszystkimi Świętymi
    wysławiamy Ciebie, razem z nimi wołając:


    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
    Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
    Hosanna na wysokości.
    Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
    Hosanna na wysokości.

    Antyfona na Komunię

    Błogosławiona jesteś, Maryjo, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Tobie od Pana. (Łk 1,45)

    Modlitwa po Komunii

    Oddając cześć Najświętszej Maryi Pannie
    zostaliśmy posileni sakramentem Eucharystii,
    pokornie prosimy Cię, Boże,
    abyśmy mogli uczestniczyć w uczcie wiecznego życia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.


    Obrzęd poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

    Wspomnienie Maryi Królowej zostało wprowadzone przez papieża Piusa XII encykliką Ad caeli Reginam (Do Królowej niebios) wydaną 11 października 1954 r., w setną rocznicę ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Już w czasie Soboru Watykańskiego I w roku 1869 biskupi francuscy i hiszpańscy prosili o to święto. Pierwszy Kongres Krajowy Maryjny we Francji odbyty w Lyonie (1900) prośbę tę ponowił. Uczyniły to również międzynarodowe kongresy maryjne odbyte we Fryburgu (1902) i w Einsiedeln (1904). Od roku 1923 wyłonił się specjalny ruch pro regalitate Mariæ. Początkowo wspomnienie Maryi Królowej obchodzone było w dniu 31 maja, ale w wyniku posoborowej reformy kalendarza liturgicznego przesunięto je na oktawę uroczystości Wniebowzięcia Maryi – 22 sierpnia. To właśnie wydarzenie ukoronowania Maryi wspominamy w piątej tajemnicy chwalebnej różańca, a we wspomnienie dokonujemy aktu ponowienia poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi.
    Tytuł ten podkreślony został także w dokumentach Soboru Watykańskiego II, szczególnie w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele Lumen gentium: „Niepokalana Dziewica, zachowana wolną od wszelkiej skazy winy pierworodnej, dopełniwszy biegu życia ziemskiego z ciałem i duszą wzięta została do chwały niebieskiej i wywyższona przez Pana jako Królowa wszystkiego, aby bardziej upodobniła się do Syna swego, Pana panującego (por. Ap 19,16) oraz zwycięzcy grzechu i śmierci” (KK 59).

    Wizja Trójcy Świętej siostry Łucji w Tuy (Hiszpania 1929r.)
    Przebywając w hiszpańskim klasztorze w Tuy – siostra Łucja miała w dniu 13 czerwca 1929 r. wizję Trójcy Świętej.


    PIEŚŃ
    1. Matko najświętsza, do Serca Twego, * Mieczem boleści wskroś przeszytego,
    Wołamy wszyscy, z jękiem, ze łzami:  * Ucieczko grzesznych, módl się za nami!

    2. Gdzie my, o Matko, ach, gdzie pójdziemy, * I gdzie ratunku szukać będziemy?
    Twojego ludu nie gardź prośbami, * Ucieczko grzesznych, módl się za nami!

    3. Imię Twe, Matko, litością słynie, * Tyś nam pociechą w każdej godzinie,
    Gdyśmy ściśnieni bólu cierniami, * Ucieczko grzesznych, módl się za nami!


    WPROWADZENIE
    Ze wspomnień Siostry Łucji – fatimskiej wizjonerki

    Tuy, Hiszpania 13 VI 1929 r.
    Uprosiłam u mych przełożonych i mego spowiednika zezwolenie na odprawienie godziny świętej każdej nocy z czwartku na piątek od 11 do północy. Jednej nocy byłam sama. Uklękłam przy balaskach w środku kaplicy, aby odmówić modlitwę Anioła. Ponieważ czułam się zmęczona, wstałam i modliłam się dalej z podniesionymi rękami. Paliła się tylko wieczna lampka. Nagle zrobiło się jasno w całej kaplicy wskutek nadprzyrodzonego światła.
    Na ołtarzu pokazał się jasny krzyż sięgający aż do sufitu. W jaśniejszym świetle można było zobaczyć w górnej części krzyża oblicze i górną część ciała człowieka. Nad piersią, gołąbka również ze światła. A do krzyża przybite ciało drugiego człowieka. Trochę niżej bioder w powietrzu wisiał kielich i wielka Hostia, na którą spadały krople krwi z oblicza Ukrzyżowanego i z jednej rany piersiowej. Z Hostii spływały te krople do kielicha. Pod prawym ramieniem krzyża stała Najświętsza Maryja Panna. Była to Matka Boska Fatimska ze swym Niepokalanym Sercem w lewej ręce, bez miecza i róż, ale z cierniową koroną i płomieniem. Pod lewym ramieniem krzyża wielkie litery jakby z czystej wody źródlanej biegły na ołtarz tworząc słowa: Łaska i Miłosierdzie. Zrozumiałam, że mi została przekazana tajemnica Trójcy Przenajświętszej. I otrzymałam natchnienie na temat tej tajemnicy, którego mi jednak nie wolno wyjawić. Potem rzekła Matka Boża do mnie: «Przyszła chwila, w której Bóg wzywa Ojca Św., aby wspólnie z biskupami całego świata poświęcił Rosję memu Niepokalanemu Sercu, obiecując ją uratować za pomocą tego środka. Tyle dusz zostaje potępionych przez sprawiedliwość Bożą z powodu grzechów przeciwko mnie popełnionych. Przychodzę przeto prosić o zadośćuczynienie. Ofiaruj się w tej intencji i módl się». Mówiłam o tym mojemu spowiednikowi, który mi polecił spisać, czego Matka Boża żądała.

    Ojciec Święty Pius XII w odpowiedzi na prośbę Matki Bożej z Fatimy dokonał poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi w 1942 roku. Ponadto ustanawiając święto Maryi Królowej w 1954 r. zwrócił się do całego Kościoła słowami encykliki Ad caeli Reginam:
    Po długiej tedy i dojrzałej rozwadze, mając to mocne przeświadczenie, że wielkie korzyści wynikną dla Kościoła, gdy ta niezbicie dowiedziona prawda zajaśnieje wszystkim, widocznie, niby pochodnia promienna, zatknięta na świeczniku – mocą Apostolskiej Naszej władzy ustanawiamy święto Królowej Maryi, które ma być obchodzone w całym świecie w dniu 31 maja (aktualnie, po reformie kalendarza jest to dzień 22 sierpnia). Nakazujemy również, aby tegoż dnia ponawiano poświęcenie się rodzaju ludzkiego Niepokalanemu Sercu Panny Maryi. W nim bowiem leży nadzieja nadejścia lepszego wieku, tryumfu wiary i chrześcijańskiego pokoju.
    Niech tedy wszyscy z większą jeszcze niż dotąd ufnością garną się do tronu miłosierdzia i łaski Królowej i Matki naszej, błagając o pomoc w nieszczęściach, o światło w ciemnościach, o pociechę w cierpieniach i smutkach; a nade wszystko niech się wyrwą z niewoli grzechów i służą z wdziękiem dziecięcej pobożności pod berłem tak wielkiej Matki! Niech tłumy wiernych cisną się do Jej świątyń, niech obchodzą Jej święta; niech Jej błagalna koronka będzie we wszystkich dłoniach i niech przeniknie do kościołów i chat, do szpitali i więzień, na drobne zebrania i masowe manifestacje wiernych, celem głoszenia Jej chwały! Niech Imię Maryi słodsze nad nektar i droższe od pereł będzie w najwyższym poszanowaniu; niechaj nikt na to Imię, okryte takim majestatem i zdobne macierzyńskim wdziękiem, nie miota jakichkolwiek przeklętych wyrazów, świadczących o wstrętnej duszy; i niech się nie waży mówić niczego, co by uwłaczało należnej Mu czci!
    Życząc sobie jak najgoręcej, by Królowa i Matka ludu chrześcijańskiego przyjęła te Nasze hołdy i swym pokojem rozbroiła targane zawiścią państwa i by nam po tym wygnaniu ukazała Jezusa, który nam będzie pokojem, wiecznym Weselem, udzielamy Wam z chęcią, Czcigodni Bracia, i Waszej owczarni, jako zadatku pomocy Boga Wszechmogącego i dowodu Naszej miłości, Apostolskiego Błogosławieństwa.


    Dan w Rzymie u św. Piotra, w święto Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny, dnia 11 października 1954

    ***

    AKT POŚWIĘCENIA


    Akt poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi

    Jasna Góra, 8 września 1946


    Błogosławiona Dziewico, Matko Boga Przeczysta! Jak ongiś po szwedzkim najeździe król Jan Kazimierz Ciebie za Patronkę i Królowę państwa obrał i Rzeczpospolitą Twojej szczególnej opiece i obronie polecił, tak w tę dziejową chwilę, my, dzieci narodu polskiego, stajemy przed Twym tronem w hołdzie miłości, czci serdecznej i wdzięczności. Tobie i Twojemu Niepokalanemu Sercu poświęcamy siebie, cały naród i wskrzeszoną Rzeczpospolitą, obiecując Ci wierną służbę, oddanie zupełne oraz cześć dla Twych świątyń i ołtarzy. Synowi Twojemu, a naszemu Odkupicielowi ślubujemy dochowanie wierności Jego nauce i prawu, obronę Jego Ewangelii i Kościoła, szerzenie Jego królestwa.
    Pani i Królowo nasza! Pod Twoją obronę uciekamy się; macierzyńską opieką otocz rodzinę polską i strzeż jej świętości. Natchnij duchem nadprzyrodzonym i pobożnością naszą parafię; ochraniaj jej lud od grzechów i nieszczęść, a pasterza umacniaj i uświęcaj swymi łaskami. Narodowi polskiemu uproś stałość w wierze, świętość życia, zrozumienie posłannictwa. Złącz go w zgodzie i bratniej miłości. Daj tej polskiej ziemi, przesiąkniętej krwią i łzami, spokojny i chwalebny byt w prawdzie, sprawiedliwości i wolności. Rzeczpospolitej Polskiej bądź Królową i Panią, natchnieniem i Patronką.
    Potężna Wspomożycielko wiernych! Otocz płaszczem opieki Papieża oraz Kościół święty. Bądź mu puklerzem: wyjednaj mu świętość i żarliwość apostolską, swobodę i skuteczne działanie. Powstrzymaj zalew bezbożnictwa. Ludom od Kościoła odłączonym wskaż drogę powrotu do jedności Chrystusowej owczarni. Okaż niewierzącym słońce prawdy i podbij ich dusze czułością Twego Niepokalanego Serca.
    Władna świata Królowo! Spojrzyj miłościwym okiem na troski i błędy rodzaju ludzkiego. Wyprowadź go z udręki i bezładu, z nieuczciwości i grzechów. Wyproś narodom pojednanie szczere i trwałe. Wskaż im drogę powrotu do Boga, by na Jego prawie budowały życie swoje. Daj wszystkim trwały pokój, oparty na sprawiedliwości, braterstwie, zaufaniu.
    Przyjmij naszą ofiarę i nasze ślubowanie, Matko Boga i nasza. Przygarnij wszystkich do swego Niepokalanego Serca i złącz nas na zawsze z Chrystusem i Jego świętym królestwem. Amen.



    PIEŚŃ
    1. Idźmy, tulmy się jak dziatki, Do Serca Maryi Matki.
    Czy nas nęka życia trud, czy to winy czerni brud!
    Idźmy, idźmy ufnym krokiem, z rzewnym sercem łzawym okiem:
    Serce to zna dzieci głos, odwróci bolesny cios.
     
    2. Ach, to Serce dobroć sama, najczulsze z córek Adama.
    Jest otwarte w każdy czas, samo szuka, wzywa nas:
    “Pójdźcie do mnie dziatki moje, wyczerpując łaski zdroje:
    Kto mnie znajdzie, życie ma, Temu Syn zbawienie da.

    Sekretariat Fatimski/ Krzeptówki

    *******

    Święto NMP Królowej

    Obchodzimy to święto zawsze osiem dni po uroczystości Wniebowzięcia Maryi i zapraszamy do przeżycia tego święta przed obrazem Matki Bożej Łaskawej, który jako pierwszy w historii Polski został ukoronowany koroną królewską.

    Od najdawniejszych czasów Matkę Bożą nazywano Panią i Królową. Chrześcijanie od wieków czczą Ją jako Królową i zdobią koronami Jej wizerunki.

    W VIII w. jako forma walki z obrazoburcami przyjął się zwyczaj prywatnego koronowania obrazów i figur Matki Bożej, zwłaszcza słynących szczególnymi łaskami. W 732 r. papież św. Grzegorz III ukoronował obraz Matki Bożej szczerozłotymi koronami z diamentami. Papież Grzegorz IV w roku 838 podobną koronę ofiarował Matce Bożej w kościele św. Kaliksta w Rzymie. Od XVII w. zwyczaj ten stał się urzędowo zastrzeżony Stolicy Apostolskiej. Początkowo koronacje te były zastrzeżone jedynie w stosunku do cudownych obrazów włoskich. Wkrótce jednak rozszerzono je na cały świat. Pierwszym obrazem, który doczekał się zaszczytu papieskiej koronacji, był obraz Matki Bożej w zakrystii bazyliki św. Piotra w Rzymie (1631). 

    W Polsce 24 marca 1651 w wigilię uroczystości Zwiastowania Pańskiego, w obecności nuncjusza papieskiego arcybiskupa Jana de Torres świeżo namalowany obraz Matki Bożej Łaskawej, z namalowaną koroną na głowie (wg polecenia ks. Orsellego, który zamawiał obraz, miała to być korona królewska, jednak malarz zinterpretował to polecenie swobodnie i domalował koronetkę), został uroczyście wprowadzony do kościoła pijarów pw. Świętych Prima i Felicjana przy ul. Długiej (obecnie katedra polowa) i ukazany ludowi Warszawy. Nuncjusz odprawił uroczystą mszę św., poświęcił obrzędem pontyfikalnym ołtarz i obraz i odczytał bullę papieża Innocentego X ustanawiającą święto odpustowe Mater Gratiarum Varsaviensis. Było to pierwsze na terenach polskich papieskie poświęcenie obrazu z Matką Bożą w koronie.

    W Polsce pierwsze koronowanie obrazu koroną królewską (ośmioobłękową, zamkniętą, zwieńczoną globem ziemskim z krzyżem) ufundowaną przez rajców stolicy wspólnie z ludem Warszawy nastąpiło rok później w 1652 r. Kapłan przytwierdził do obrazu Matki Bożej Łaskawej w Warszawie wotywną koronę z pozłacanego srebra i ozdobioną perłami. 

    Pierwsza w Polsce koronacja według wymogów papieskich ustawnowionych w 1630 r. to koronacja obrazu jasnogórskiego w 1717 r. Korony ofiarował sam król August II Mocny. Aktu koronacji dokonał brat prymasa, biskup Krzysztof Szembek, w dniu 8 września 1717 r. Obecni byli ponadto biskup wileński i inflancki. 

    Święto NMP Królowej ustanowił papież Pius XII dopiero w roku 1954, w setną rocznicę ogłoszenia dogmatu o niepokalanym poczęciu Maryi (8.XII.1854).

    Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej – Patronki Warszawy

    *****

    Polski charyzmat maryjny

    „Tam, gdzie jest Maryja, tam jest prawdziwa wiara”. Już te słowa, pochodzące z IV wieku, mówią wiele o Polsce i jej roli w dzisiejszym laickim świecie.

    Krzysztof Świertok/BPJG

    **

    Teolog powie, że w osobie Matki Najświętszej jak w soczewce skupiają się wszystkie prawdy o człowieku i cała dostępna nam prawda o Bogu. Doda, że Maryja jest jak mapa, którą dało nam niebo: widzimy w Niej niepojętą tajemnicę Boga, poznajemy Jego zbawcze plany, a także naszą godność i przeznaczenie. Czciciel Maryi dopowie, że maryjność czyni jego wiarę żywą, iż jest w niej ciepło, a także że Kościół staje się dla niego domem, a przestaje być instytucją, oraz że czuje bliskość nieba. I doda: łatwiej za wiarę umierać.

    W. Łaszewski/Niedziela Ogólnopolska 34/2020

    ************

    Benedykt XVI modlitwa

    fot. Flickr/the papal visit/Kai.pl

    ***

    Papież Benedykt XVI o królowaniu Maryi:

    (fragment katechezy papieskiej z dnia 22 sierpnia 2012 roku)

    “… Jak Maryja sprawuje tę królewskość służby i miłości? Czuwając nad nami, Jej dziećmi: dziećmi, które zwracają się do Niej w modlitwie, aby Jej podziękować lub wypraszać Jej macierzyńską opieką i Jej niebiańską pomoc, być może zagubiwszy drogę, uciskani bólem lub udręką z powodu smutnych i trudnych perypetii życiowych. W pomyślności czy też mrokach życia zwracamy się do Maryi, powierzając się jej nieustannemu wstawiennictwu, aby wyjednywała nam u Syna wszelkie łaski i miłosierdzie potrzebne na nasze pielgrzymowanie po drogach świata. Do Tego, który rządzi światem i trzyma w ręku losy wszechświata zwracamy się ufni, za pośrednictwem Maryi Panny. Jest Ona od wieków przyzywana, jako Królowa Nieba. Po modlitwie Różańca Świętego osiem razy jest Ona w Litanii Loretańskiej przyzywana jako Królowa aniołów, patriarchów, proroków, apostołów, męczenników, wyznawców, dziewic, Wszystkich Świętych i rodzin. Rytm tych starożytnych wezwań i codziennych modlitw, jak na przykład Salve Regina, pomaga nam w zrozumieniu, że Najświętsza Dziewica jako nasza Matka u boku Syna swego Jezusa w chwale niebios jest z nami zawsze, w dniu powszednim naszego życia. Tak więc tytuł „Królowej” jest więc tytułem zaufania, radości, miłości. Wiemy, że Ta, która ma po części w ręku losy świata jest dobra, kocha nas i pomaga w naszych trudnościach.”

    ****

    Papież Franciszek:

    “Kiedy jakiś chrześcijanin mówi mi, że może nie tyle nie kocha Matki Bożej, ile raczej, że mu na Niej nie zależy, że się do Niej nie modli, odczuwam smutek. Pamiętam, jak kiedyś, prawie czterdzieści lat temu, przebywałem na kongresie w Belgii i była tam para katechetów – profesorów uniwersyteckich z dziećmi, wspaniałą rodziną, – i dobrze rozmawiało nam się o Jezusie Chrystusie. W pewnym momencie zapytałem: „A co z nabożeństwem do Matki Bożej?” „My już przeszliśmy ten etap. Tak dobrze znamy Jezusa Chrystusa, że nie potrzebujemy Matki Bożej” – odpowiedzieli. Pomyślałem wtedy: „Cóż… biedne sieroty!” Czy nie jest tak? Chrześcijanin bez Matki Bożej jest sierotą.”

    Podobnie – jak chrześcijanin bez Kościoła. Chrześcijanin potrzebuje tych dwóch niewiast, obu matek, obu tych dziewic: Kościoła i Maryi. Aby zrobić sobie „test” właściwego powołania chrześcijańskiego, trzeba się zapytać o moją relację z tymi dwiema matkami, które mam – z matką Kościołem i z Matką Maryją. To nie jest jakaś dewocja, nie – to teologia w najczystszej postaci. Jak wygląda moja relacja z Kościołem, z moją matką Kościołem, ze świętą matką Kościołem hierarchicznym? I jak wygląda moja relacja z Maryją, która jest moją Mamą, moją Matką? Dobrze nam to zrobi: nie opuszczać Jej nigdy i nie iść naprzód samemu.

    fragment z książki:„Ewangelia Maryi. Na Rok Jubileuszowy Miłosierdzia”, wyd. Jedność, Kielce, 2015

    ***

    MODLITWA ŚWIĘTEGO MAKSYMILIANA O KRÓLOWANIE MARYI

    Adonai.pl

    **

    Niepokalana nieba i ziemi Królowo, wiem, że niegodzien jestem zbliżyć się do Ciebie, upaść przed Tobą na kolana z czołem przy ziemi, ale ponieważ kocham Cię bardzo, przeto ośmielam się prosić Cię, byś była tak dobra i powiedziała mi – kim jesteś? Pragnę bowiem poznawać Cię coraz więcej i więcej – bez granic, i miłować coraz goręcej i goręcej bez żadnych ograniczeń. I pragnę powiedzieć też innym duszom, kim Ty jesteś, by coraz więcej i więcej dusz Cię coraz doskonalej poznało i coraz goręcej miłowało. Owszem, byś się stała Królową wszystkich serc, co biją na ziemi i co bić kiedykolwiek będą i to jak najprędzej i jak najprędzej. Jedni nie znają jeszcze wcale Twego imienia. Inni ugrzęźli w moralnym błocie, nie śmią oczu wznieść do Ciebie. Jeszcze innym wydaje się, że Cię nie potrzebują do osiągnięcia celu życia. A są i tacy, którym szatan, co sam nie chciał uznać Cię za swą Królową i stąd z anioła w szatana się przemienił, nie dozwala przed Tobą ugiąć kolan. Wielu kocha, miłuje, ale jakże mało jest takich, co gotowi są dla Twej miłości na wszystko, prace, cierpienia i nawet ofiarę z życia. Kiedyż, o Pani, zakrólujesz w sercach wszystkich i każdego z osobna? Kiedyż wszyscy mieszkańcy ziemi uznają Cię za Matkę, a Ojca na niebie – za Ojca i tak wreszcie poczują się braćmi? Amen.

    ***************************************************************************

    XXI Niedziela ZWYKŁA – 23 sierpnia

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godz. 14.00

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Homilia

    BOŻE KLUCZE W LUDZKICH RĘKACH

    Wikipedia: Piotr Rubens, św. Piotr, XVII w.

    **

    A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas – to znaczy: Piotr (Skała) –  J 1, 42

    **

    Kiedy Jezus zapytał uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” – wyglądało to tak, jakby ich Mistrz był zainteresowany swoją popularnością. A tymczasem to pytanie szło w zupełnie przeciwnym kierunku. Zmierzało do każdego z nich osobiście: „A wy za kogo Mnie uważacie?” I wtedy Piotr wyznał: „Ty jesteś Mesjaszem, Synem Boga żywego”.

    Dziwić może również fakt, że to Bóg zadaje człowiekowi pytanie. Bowiem często w życiu  właśnie człowiek stawia Bogu pytania o sens życia, o tajemnicę cierpienia. Kiedy przejdę próg śmieci – co będzie dalej? Na czym polega wieczność? Co to jest w ogóle „prawda”? I wtedy takie pytania są bardzo natarczywe. Bo człowiek nie potrafi cierpliwie czekać. Chciałby już, od razu niemal dotknąć samego Boga, żeby nie mieć żadnej wątpliwości.

    Tak trudno było uwierzyć w Chrystusa wtedy, kiedy był widzialny i dotykalny aż do swojej śmierci na krzyżu. Po swoim zaś Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu pozostał nadal obecny, tyle że dla oczu ciała – niewidzialny.  

    Dzisiejsze słowa proroka Izajasza zapowiadają to, co wydarzyło się w okolicy Cezarei Filipowej. Mianowicie mowa jest o kluczu, którym się otwiera i zamyka. Jest to symbol, znak.  Ta moc wiązania i rozwiązywania jest całkowicie Boża – o czym przypomina św. Paweł w II Czytaniu: „Z Niego, przez Niego i dla Niego jest wszystko”. I ta Boża moc – jedyna, wyjątkowa zostaje włożona w Piotrowe ręce. Ks. Biskup Pietraszko zauważa, że „Piotr swoją sytuację bezbłędnie odczytał. Bo w gruncie rzeczy Chrystus sam jest skałą. Pismo Boże po wielekroć razy to przypomina, że Chrystus jest kamieniem węgielnym Bożego budowania. Mówi nam to św. Paweł, kiedy tłumaczy strukturę Kościoła, stwierdzając, że my wszyscy jesteśmy żywymi kamieniami i oparci o Chrystusa jako jedyny fundament tworzymy żywy organizm Kościoła, jeśli zachowujemy łączność i wspólnotę z Chrystusem, który jest kamieniem węgielnym.”

    To Jezus w swoim Kościele jest tą niezwyciężalną opoką i skałą. To On tylko potrafi prowadzić do swojego Królestwa. Piotr zaś jako widzialny pasterz Kościoła jest zastępcą Chrystusa na ziemi, który w imieniu Jezusa prowadzi cały lud Boży drogą pewną ku pełni Królestwa Bożego. Pewnie w minimych latach bardziej dziękowaliśmy Bogu, dużo goręcej niż może w obecnym czasie, za Piotra naszych czasów. Ale co jest istotne, że każdy kolejny papież jest następcą św. Piotra i mamy  tego głęboką świadomość. Dziś jest czas trudny, czas wielkich zgorszeń synów Kościoła i czujemy jak ten ból dotyka każdego z nas.

    Carlo Carretto w książce Bóg, który nadchodzi tak pisze: „Kościół – jakże sprzeczne uczucia budzi we mnie, a przecież jakże go miłuję!  Ileż przezeń wycierpiałem, a przecież tyle mu zawdzięczam! Chciałbym, aby został obalony, a przecież potrzebuję jego obecności. Tyle skandali wywołał, a przecież dzięki niemu zrozumiałem, co to świętość. Nie spotkałem na świecie niczego bardziej obskuranckiego, bardziej skompromitowanego, bardziej fałszywego a jednocześnie nie doświadczyłem niczego równie czystego, tak szlachetnego i pięknego. Ileż to razy miałem ochotę zatrzasnąć mu przed nosem drzwi mojej duszy i ile razy pragnąłem umrzeć w mocnym uścisku jego ramion! Nie, nie mogę się od niego uwolnić, bo sam jestem jego częścią. A zresztą, dokąd bym poszedł? Czy zbudowałbym inny Kościół? Przecież nie ustrzegę się tych samych wad i błędów, bo to ja jestem ich nośnikiem. A jeślibym go zbudował, to będzie już mój Kościół, a nie Chrystusowy. Jestem już na tyle stary, aby rozumieć, iż nie jestem lepszy od innych.”

    Spotykam co jakiś czas kogoś kto twierdzi: „…a ja już nie wierzę”. Czy to znaczy, że doznał rozczarowania, albo w swojej naiwności łudzi się, że on jest lepszy i bardziej wiarygodny? Święty Franciszek powiedział kiedyś z naciskiem: „Uważasz mnie za świętego, a nie wiesz, że mogę mieć jeszcze dzieci z prostytutką, jeśli Chrystus mnie nie podtrzyma.” Bo wiarygodność nie jest cechą ludzi. Tylko Bóg jest wiarygodny. Człowiek jest słaby, ułomny, ale Bóg dał mu wolną wolę poprzez którą może otworzyć się na przyjęcie Bożej mocy. Ta Boża moc płynie nieustannie w niewidzialnych żyłach widzialnego Kościoła.  Ten Kościół, jak napisał Maritain, „otrzymał od Boga osobowość nadnaturalną, świętą, niepokalaną, czystą, doskonałą, nieomylną, umiłowaną jako Oblubienica Chrystusa i godną tego, abym i ja Ją umiłował jak najlepszą matkę.” Tu można zobaczyć tę nieprzeniknioną tajemnicę Chrystusowego Kościoła, który z jednej strony ma moc dawania świętości a z drugiej – ten sam Kościół składa się tylko z samych grzeszników.

    Dobrze jest przypomnieć sobie słowa św. Pawła: „Ilekroć niedomagam tylekroć jestem mocny”.

    Proszę Cię Panie, abyś z mojego grzesznego serca więcej wykrzesał ufności, bo wtedy będę mógł odpowiedzieć na Twoje dzisiaj zadane mi pytanie.

    ks. Marian SAC

    Modlitwa powszechna


    Zgromadzeni przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i nakarmieni Bożym Słowem zanieśmy naszą modlitwę do Boga, prosząc Go, by nas wysłuchał i wszystkim otworzył drogę do objawionej prawdy.

    • Módlmy się, aby Kościół otwierał ludzi na przyjęcie objawionej prawdy i niósł wszystkim pojednanie z Bogiem.
    • R. Ciebie prosimy – wysłuchaj nas Panie.
    • Prośmy, aby papież, biskupi i kapłani strzegąc Bożego objawienia, wyjaśniali Bożą prawdę i umacniali wiarę chrześcijan przez posługę słowa, modlitwę i sprawowanie świętych sakramentów.
    • R. Ciebie prosimy – wysłuchaj nas Panie.
    • Módlmy się za dzieci, młodzież i dorosłych, aby poznawali na katechizacji i w modlitewnych wspólnotach coraz pełniej ogrom wiedzy, mądrości i miłości Bożej.
    • R. Ciebie prosimy – wysłuchaj nas Panie.
    • Prośmy za rodziców i rodziców chrzestnych, aby troszczyli się o właściwy rozwój duchowy swoich dzieci.
    • R. Ciebie prosimy – wysłuchaj nas Panie.
    • Módlmy się, aby Pan nasz Jezus Chrystus Zbawiciel otworzył bramy Królestwa niebieskiego naszym bliskim zmarłym. Módlmy się również za tych, którzy nagle i niespodziewanie odchodzą do wieczności.
    • R. Ciebie prosimy – wysłuchaj nas Panie.
    • Módlmy się, abyśmy z sercem otwartym słuchając słowa Bożego, dostąpili przebaczenia i wiernie trwali w Kościele, którego nie przemogą bramy piekielne.
    • R. Ciebie prosimy – wysłuchaj nas Panie.
    • Módlmy się w ciszy…
    • R. Ciebie prosimy – wysłuchaj nas Panie.

    Wysłuchaj, Panie Boże, naszej pokornej modlitwy. Zanosimy ją do Ciebie włączeni do wspólnoty Kościoła, któremu przekazałeś tajemnicę swojej miłości i powierzyłeś mu klucze swojego Królestwa, aby otworzył ludzi na Twoją prawdą i niósł wszystkim pojednanie z Tobą. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

    ***************************************************************************

    Polakom potrzebna jest pokuta

    Młody człowiek z trzymetrowym krzyżem na plecach, w długiej jasnej szacie i sandałach przemierza Polskę wzdłuż i wszerz. Inscenizacja, plan filmowy, żarty? Nic z tych rzeczy.

    fot. Karol Porwich

    **

    Od kilku tygodni Michał Ulewiński, 27-latek z Kierza Niedźwiedziego, pielgrzymuje samotnie przez Polskę z wielkim, 15-kilogramowym krzyżem na plecach, modląc się o nawrócenie narodu. Przebył już drogę znad morza do Giewontu, następnie do Gniezna, skąd ruszył do Sokółki. Mówi, że jego droga ma „narysować” na mapie Polski znak krzyża.

    To nie jest przypadek

    – Gdy czytałem Apokalipsę czy Dzienniczek św. Faustyny przyszła mi myśl, aby oznaczyć Polskę krzyżem. Ufam, że gdy wytyczę ten znak swoją pielgrzymką, Pan Jezus nam pobłogosławi. Ale żeby tak było, najpierw jest potrzebna pokuta – mówi Niedzieli młody pielgrzym i wyjaśnia: – Zarówno trasa, jak i samo zrobienie krzyża były wcześniej przeze mnie przemodlone. Ten krzyż także ma swoją symbolikę. Jego wysokość to 3 m – jak trzy Osoby Boskie, belka pozioma ma 153 cm, bo ostatni połów Jezusa to właśnie 153 ryby, a objawienia w Fatimie trwały 153 dni. Krzyż w całości zrobiony jest z belki o wymiarach 10 cm x 7 cm – to nawiązanie do 10 przykazań oraz 7 grzechów głównych, za które chcę przepraszać – zwierza się Michał.

    Szczerze też opowiada o wątpliwościach i pytaniach, które pojawiały się przed wyruszeniem w drogę. – Nie wiedziałem, jaką trasą mam iść. Pytałem: Boże, jak ma ta trasa wyglądać? Jak ją zacząć? I wtedy przyszła mi do głowy myśl św. Jana Pawła II: „Brońcie krzyża, od Giewontu aż po Bałtyk.” I już wiedziałem, że muszę przejść znad morza aż pod krzyż na Giewoncie. Gniezno i Sokółka przyszły później, także na modlitwie.

    Michał postanowił wyruszyć w liczącą setki kilometrów pielgrzymkę bez przygotowania, ale wcześniej długo zastanawiał się, jak ma wyglądać ta pokutna droga. – Zadzwoniłem po poradę do znajomych i jeden z nich powiedział, żebym zaufał Bogu i nie brał pieniędzy i kart płatniczych. Zabrałem tylko to, co konieczne. Drugi znajomy doradził mi, abym poszedł w szacie pokutnej i wszystko relacjonował w internecie. Początkowo nie chciałem tego robić, powiedziałem mu, że ja chcę iść tylko dla Pana Boga, że mnie nie interesuje, co ludzie będą mówić, ważne, żeby Bóg przyjął tę ofiarę. Ale wierząc, że Duch Święty przez moje świadectwo może pomóc innym w nawróceniu – postanowiłem, że moją drogę będę opisywać.

    Z wdzięcznością wspomina, że doświadcza opieki Boga oraz serdeczności ludzi, którzy oferują mu pomoc. – Bóg się o mnie troszczy każdego dnia. Jezus powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Pan Bóg każdego dnia dodaje mi sił. Droga jest na pewno ciężka, niekiedy nie mam siły, jestem tylko człowiekiem, odczuwam zmęczenie, ale nie miałem nawet chwili zwątpienia. Wiem, że ja to muszę skończyć. W trudnych momentach życia proszę, aby Pan Bóg po prostu pomógł i dodał mi sił. I zawsze mi tych sił dodaje.

    Damian Krawczykowski/Niedziela Ogólnopolska 34/2020/

    ************************************************************************

    Jak pogodzić krzyż z dobrocią Boga?

     

     

    Adobe.Stock

    **

    Pytanie czytelnika:

    Jestem osobą głęboko wierzącą. Jednak nie mogę pojąć, dlaczego często krzyż codzienny jest taki ciężki. Jak pogodzić krzyż, cierpienie z dobrocią Boga?

    Teolog odpowiada:

    Jest nam bardzo trudno pogodzić wiarę w dobrego Boga z istniejącym w świecie cierpieniem, złem, zaakceptować codzienny krzyż, który musimy dźwigać. W takich najtrudniejszych sytuacjach bliskie są nam słowa Psalmu 22: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Jezus wypowiedział je podczas swej najgłębszej krzyżowej udręki. Kardynał Joseph Ratzinger, komentując te słowa, napisał kiedyś, że człowiek współczesny jest właśnie w tym momencie Męki Jezusa, gdy wokół jest cierpienie, głód, wciąż istnieją dzielnice nędzy. Te słowa psalmu wyrażają rozpaczliwe wołanie świata dręczonego milczeniem Boga. I to wołanie Jezus zanosi przed Serce Ojca.

    Może ten krzyż, który dźwigamy, rodzi nasze niezrozumienie i wewnętrzne cierpienie albo nawet bunt, bo Bóg okazuje się nie taki, jakim Go sobie wyobrażamy. Może zbyt często chcemy mieć Boga na miarę naszych wyobrażeń. Bóg z pewnością nie chce naszego cierpienia i nie daje nam ciężaru większego niż ten, który możemy unieść. Czasem jednak Bóg daje ludziom głęboko wierzącym bardzo ciężki krzyż, bo wie, że oni go nie zniweczą. Bóg czasem daje nam krzyż jako ostatnią próbę miłości, byśmy mogli stać się Jego najwierniejszymi przyjaciółmi. Pomimo cierpienia i trudu ten krzyż będzie dla nas tak naprawdę umocnieniem i źródłem nadziei.

    Kiedy jest nam trudno i może nawet narzekamy na Boga, to jednak ten nasz ból kierujemy ku Niemu. Nie wołamy do pustki i nicości – wołamy do Boga. Idziemy pod krzyż, by porozmawiać czy nawet pokłócić się z Bogiem. Jakoś wewnętrznie czujemy, że Bóg jest dobry i nas kocha. Może wtedy warto pomyśleć, jak wielkie było cierpienie Ojca, który dla naszego zbawienia dał swojego Syna, aby wziął On na siebie nasze grzechy. „Kto rozmija się z absolutną miłością, popada w absolutną pustkę” – napisał teolog Hans Urs von Balthasar.

    Tak naprawdę wszędzie, dokąd pójdziemy, czeka na nas krzyż. Ale to z krzyża, na którym umarł Jezus, wyrosło największe dobro: zbawienie, ocalenie człowieka i świata, zmartwychwstanie. Dlatego ten mój codzienny krzyż dźwigam, by kogoś z moich bliskich przyprowadzić do Boga.

    ks. Mariusz Frukacz/Niedziela Ogólnopolska 26/2020

    ************************************************************************

    Peter Seewald:

    Ratzinger od początku był zachwycony Janem Pawłem II

    23 sierpnia 2020 | 16:00 | Paulina Guzik (TVP1) | Warszawa Ⓒ Ⓟ

    Samplefot. Wojtek Laski / EAST NEWS

    **

    Oni obaj byli zupełnie odmiennymi osobowościami. W innych okolicznościach nie pasowaliby do siebie. Ale właśnie ta odmienność zbliżyła ich do siebie. Ratzinger mówił, że od samego początku był zachwycony Janem Pawłem II. Podobały mu się jego wiara, osobowość, ale także filozoficzna siła – mówi Peter Seewald, biograf Benedykta XVI w rozmowie z Pauliną Guzik, dziennikarką prowadzącą program „Między ziemią a niebem” w TVP1.

    Peter Seewald jest jedynym na świecie dziennikarzem, który przeprowadził kilka wywiadów-rzek z Papieżem Emerytem Benedyktem XVI. Jego „Sól ziemi”, „Bóg i świat” czy „Światłość Świata” na całym świecie stały się bestsellerami. Na polskie tłumaczenie czego potężna, ponad 1000-stronicowa biografia Benedykta XVI, wiosną tego roku wydana w Niemczech. O zdrowiu Benedykta XVI i biografii obejmującej niemal 100 lat historii z niemieckim pisarzem rozmawiała Paulina Guzik w programie „Między Ziemią a Niebem” Telewizji Polskiej.

    Paulina Guzik: Świat obiegły ostatnio niepokojące wieści na temat zdrowia Papieża Emeryta Benedykta XVI. Widział się Pan z nim w przeciągu ostatnich tygodni, jak się czuje Benedykt XVI?

    Peter Seewald: Muszę powiedzieć, że Emerytowany Papież nie czuje się w chwili obecnej najlepiej. Ma padaczkę, o czym przez długi czas nie było wiadomo. Po mojej wizycie byłem kilkukrotnie pytany, jak się czuje papież. I mówiłem o tym otwarcie, bo uważam, że opinia publiczna powinna o tym wiedzieć. Ludzie chcą brać udział w jego życiu, modlić się za Papieża. Teraz czuje się ciut lepiej. Dostał nowe leki, które spowodowały, że ból się zmniejszył. Poprzednie leki powodowały, że czuł się źle, był przemęczony, miał problemy z mówieniem. Teraz też jego głos jest zmieniony i trudno go zrozumieć. W trakcie naszej rozmowy głos stał się trochę mocniejszy, ale pod koniec rozmowy musieliśmy ją przerwać, ponieważ atak bólu uniemożliwił dalszą kontynuację audiencji. W żadnym razie nie był, jeśli można tak powiedzieć, zmęczony życiem, nie sprawiał wrażenia przygnębionego. Wręcz przeciwnie. Mówił optymistycznie, że jeszcze odzyska siły. Co więcej, uważał, że jeszcze chwyci za pióro i coś napisze, jak przystało na “notorycznego” pisarza. Wręcz trudno go powstrzymać, żeby nie pisał. Nie będą to jakieś wielkie dzieła, ale chodzą mu po głowie różne myśli, które chciałby sformułować. Tak więc – jest na drodze do poprawy zdrowia, ale ta choroba, ta spuchnięta czerwona twarz bardzo go wyniszczyła. I każdy, kto ma pojęcie o róży wie, jak okropna i bardzo bolesna jest to choroba. Ale on dzielnie i z pokorą ją znosi. Nie chce z tego robić jakiegoś wielkiego “halo” i jest przekonany, że się z niej wyleczy.

    Uważam też za bardzo interesujące, że podano do publicznej wiadomości, że Benedykt wybrał sobie miejsce ostatniego odpoczynku. I że była to dokładnie krypta w bazylice św. Pawła, gdzie wcześniej stał sarkofag św. Jana Pawła II. Uważam, że ma to symboliczne znaczenie. Tym bardziej, że ci dwaj papieże byli bardzo blisko ze sobą związani, doskonale się rozumieli. On uważał, że miejsce jego wiecznego odpoczynku powinno być tam, gdzie był wcześniej jego bardzo dobry przyjaciel, z którym blisko współpracował. Uważam, że to świetny pomysł.

    Zważywszy na więź Karola Wojtyły i Josepha Ratzingera to też bardzo symboliczne życzenie…

    – Tak, to życzenie ma znaczenie symboliczne. Ta bliskość dwóch papieży, którzy razem przez prawie ćwierć wieku lub nawet dłużej walczyli o kościół. Jan Paweł II chciał koniecznie mieć Ratzingera w Rzymie. On go nawet do tego po prostu zmusił. To była jedna z najważniejszych decyzji jego pontyfikatu. Ratzinger, można tak powiedzieć, był ze strony teologicznej na flance. A Jan Paweł II mógł się całkowicie na niego zdać. Oni obaj byli zupełnie odmiennymi osobowościami. W innych okolicznościach nie pasowaliby do siebie. Ale właśnie ta odmienność zbliżyła ich do siebie. Ratzinger mówił, że od samego początku był zachwycony Janem Pawłem II. Podobały mu się jego wiara, osobowość, ale także filozoficzna siła. I to, że chce być pochowany tam, gdzie na początku spoczął Jan Paweł II, była po prostu logicznym następstwem ich życia.

    Podróż Benedykta XVI do chorego brata relacjonowana była przez media na całym świecie – jakie znaczenie miała dla Papieża Emeryta?

    – Ta wizyta była dla niego bardzo ważna. I to też pokazuje, że w przypadku rzeczy, które są dla niego ważne, nie ma znaczenia to, że jest chory. Trzeba było polecieć, co było trudem, ale bardzo chciał zobaczyć swojego brata Georga, zanim umrze, co nie było możliwe w przypadku jego siostry. Dlatego tak bardzo ważna była jego wizyta w Ratyzbonie. Ta podróż oczywiście bardzo go wyczerpała, bo przecież on ma 93 lata. W Ratyzbonie odezwały się te napady róży, choć nie były one tak bolesne. Był bardzo szczęśliwy, że tam był; to było oczywiście piękne spotkanie dwóch utalentowanych braci Ratzingerów. Oni się wzajemnie pożegnali; częściowo bez słów, bo obaj mieli wielkie trudności z mówieniem. I on chciał jeszcze raz, zanim odleciał, zajrzeć do swojego brata. Jego sekretarz powiedział, że absolutnie nie jest to możliwe. Na co papież Benedykt odparł, że w takim razie sekretarz sobie może jechać, bo on zostaje.

    W potężnej biografii która została wiosną wydana w Niemczech i czeka m.in. na polskie i angielskie wydanie wspomina Pan, że Papież Emeryt pracuje nad duchowym testamentem.

    – Na początku on nie chciał pisać żadnego duchowego testamentu. Napisał zwykły testament; taki, jakie piszą zwykli ludzie. Kto dostanie jego dobra doczesne, jego meble, jego zdjęcia itp. Ale testamentu duchowego nie chciał pisać. Teraz jednak zdecydował się, że taki testament powstanie. On już jest nawet napisany. Jest taka tradycja, że papież zostawia dla swojego następcy takie słowo, dające siłę, odwagę, nadzieję. A przy tak wielkim teologu, jakim jest Josef Ratzinger, papież Benedykt XVI, można wyjść z założenia, że zarówno w tej trudnej sytuacji kościoła katolickiego w Europie Zachodniej jak i kryzysu wiary katolickiej , to słowo w przyszłości będzie miało dla wielu ludzi ogromne znaczenie.

    George Weigel przyznaje, że decyzja o napisaniu biografii papieża Jana Pawła II przewróciła jego życie do góry nogami – czy Pana życie też zmieniła praca nad biografią Benedykta XVI?

    – Ta biografia nie zmieniła mojego życia, ale praca nad biografią Ratzingera spowodowała, że wzrósł mój szacunek do jego dzieł. Uważam, że tego nie da się porównać z niczym innym, jak duży wkład pracy w nie włożył, pomimo różnych trudności, kłopotów zdrowotnych i wypadków. Moje życie natomiast zmieniło się po naszym pierwszym spotkaniu w roku 1992. W 1996 wydaliśmy naszą pierwszą książkę “Sól ziemi”. W tamtym okresie były pytania, które mnie interesowały, które mnie nurtowały: co to jest wiara, czym jest katolicyzm, czy Bóg istnieje, czy nie. I dzięki Ratzingerowi uzyskałem niespodziewanie wspaniałe odpowiedzi, prawdziwe, mądre i autentyczne. Jeśli czegoś nie wiedział, nie bał się do tego przyznać. Bo to był człowiek, który dzięki swojej olbrzymiej wiedzy i swojej teologicznej refleksji, doświadczeniu życia w czasach ateizmu, faszyzmu, a także doświadczeniu w Radzie Nauki Kongregacji Wiary umiał odpowiedzieć na aktualne pytania naszych czasów. To mnie bardzo zafascynowało i skłoniło do przemyśleń. Byłem wtedy na drodze powrotu do wiary katolickiej, ale właśnie ta historia spowodowała, że się nawróciłem.

    Czy Papież Emeryt czytał biografię, którą Pan napisał?

    – Wcześniej, zanim ukazała się oficjalna książka, dałem mu do przeczytania kilka rozdziałów w wersji roboczej. Pomyślałem bowiem, że nie wiadomo, jak długo Papież jeszcze będzie żył. Chodziło więc o to, by miał pogląd, jak to będzie wyglądać i ile pracy w to włożyłem. Oczywiście potem natychmiast do mnie napisał, że mu się bardzo podobało, że był głęboko poruszony. On mnie też pokochał, jako historyka, jako tego, kto w sposób prawdziwy i ekscytujący potrafi opisać historię jego życia. Nie wiem, czy w tej chwili nadal czyta tę biografię czy może jest mu ona czytana. Ale przy naszym ostatnim spotkaniu opowiadał mi, pod jak wielkim wrażeniem był, czytając właśnie wtedy o początkach jego pracy w Kongregacji Nauki Wiary. I jego radość, że to dzieło w końcu mogło powstać jest naprawdę ogromna. W Niemczech pozycja ta znalazła się na 4. miejscu bestsellerów; zyskała wiele pochlebnych recenzji, choć także krytycznych. Nigdy nie jest tak, że człowiek zdąży zrobić wszystko jak najlepiej i do końca. Ale myślę, że to był jej czas i że tego typu biografia nigdy później by nie powstała.

    ***************************************************

    Abp Wojda: w Kościele w Polsce potrzeba większej współpracy ze świeckimi

    T. Margańska/www.flickr.com/photos/episkopatnews

    **

    Jednym z największych wyzwań Kościoła w Polsce jest nauczenie się współpracy duchowieństwa ze świeckimi. Parafia to wspólnota, w której każdy ma swoje miejsce i zadania – powiedział PAP metropolita białostocki i wieloletni podsekretarz Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów abp Tadeusz Wojda.

    W najbliższy czwartek na Jasnej Górze rozpocznie się Zebranie Plenarna Konferencji Episkopatu Polski. Wśród podejmowanych tematów będą wyzwania duszpasterskie Kościoła w Polsce.

    W lipcu Kongregacja ds. Duchowieństwa wydała instrukcję “Nawrócenie Duszpasterskie wspólnoty parafialnej w służbie misji ewangelizacyjnej Kościoła”.

    “Ten dokument to ważna wskazówka, która przypomina nam, że parafia jest +wspólnotą wspólnot+ w wymiarze Kościoła lokalnego” – powiedział PAP abp Wojda.

    Metropolita białostocki zwrócił uwagę, że “w adhortacji Ewangelii Gaudium papież Franciszek pisze, że +człowiek sam w sobie jest misją+. Sama ewangelia jest słowem, które posyła, słowem dynamicznym, które wnosi w ludzkie życie radość, która zmienia człowieka”.

    “Jeśli ktoś przeżywa autentyczne spotkanie z Jezusem Chrystusem, z jego miłością, to staje się misjonarzem. Tu jest klucz do zrozumienia, jak powinna być umisyjniana parafia. Jeśli parafia rzeczywiście żyje Ewangelią, żyje Słowem Bożym, miłością Jezusa Chrystusa, to staje się automatycznie wspólnotą misyjną, która wychodzi do drugiego człowieka, która szuka możliwości dzielenia się ewangelią” – wyjaśnił abp Wojda.

    W ocenie arcybiskupa “brakuje wśród chrześcijan w Polsce głębszej świadomości odpowiedzialności za dzieło głoszenia Dobrej Nowiny”.

    Przyznał, że jest wielu ludzi, którzy się modlą i myślą o misjach, ale często nie wiedzą, jak to pragnienie zrealizować. “Tutaj dużą rolę mają do odegrania kapłani, którzy powinni, żyjąc w bliskości z Chrystusem, uświadamiać całej wspólnocie istotę Kościoła, że jest to wspólnota, która wychodzi do świata z przesłaniem Ewangelii, oraz pokazywać, w jaki sposób ludzie różnych stanów mogą te misję realizować” – powiedział metropolita białostocki.

    Zwrócił uwagę, że “nie wszyscy jadą na misje. Przeważnie Duch Święty wybiera jedną, czy drugą osobę, która zostaje posłana, jako owoc dojrzałej wiary wspólnoty parafialnej. Natomiast duch misji, duch ewangelizacji, powinien być przeżywany właśnie w parafii. Tu się wszystko zaczyna” – powiedział.

    W ocenie arcybiskupa Wojdy ani liczba wiernych, ani ich wiek, nie są przeszkodą, by parafia była misyjna. “Nawet, jeśli jest ona wspólnotą osób starzejących się, to, jeśli jej członkowie zrozumieją jak jest rola wierzącego, wówczas będą angażować się na rzecz misji poprzez ofiarowanie swoich cierpień za misje, modlitwę w intencji tych, którzy nie spotkali jeszcze Chrystusa, czy będą organizować zaplecze dla misjonarzy”.

    Zdaniem abp Wojdy, jednym z największych wyzwań, które stają przed Kościołem w Polsce, jest uczenie duchowieństwa współpracy ze świeckimi. “W wielu miejscach mamy jeszcze sytuację, w której ksiądz sam chce wszystko zrobić, za wszystko chce być odpowiedzialny, co w konsekwencji prowadzi do tego, że zaczyna na różnych polach nie domagać i na tym cierpi cała wspólnota parafialna” – powiedział metropolita białostocki.

    Podkreślił, że musi się dokonać przemiana w naszej mentalności, świadomości, że Kościół to wspólnota, w której każdy ma swoje miejsce i jest odpowiedzialny nie tylko za swoją osobistą wiarę, ale także za tych, którzy są obok niego. “Wiara to jest dar, nie tylko i włącznie dla nas, ale taki, którym mamy się dzielić z innymi” – zaznaczył metropolita białostocki.

    Powiedział, że jest wiele przestrzeni, w które mogą angażować się ludzie świeccy – począwszy od Parafialnych Rad Duszpasterskich, poprzez Rady Ekonomiczne, wspólnoty, aż po własną rodzinę, która też jest przestrzenią, w której potrzebne jest świadectwo osobistej wiary.

    Nawiązując do epidemii i związanych z nią trudności abp Wojda powiedział, że to jest doświadczenie, które może być wielką szansą dla Kościoła. “Choroba i śmierć uświadamia nam kruchość i przemijalność ludzkiego życie. Z drugiej strony pokazuje, że w człowieku istnieją potrzeby wyższe, duchowe, jest w nim głód Boga, a to może prowadzić do nawrócenia i głębszego zjednoczenia z Chrystusem”.

    Hierarcha przyznał, że Kościół, stając wobec nowego wyzwania, zobaczył również, jak ważne są media i jak można z nich korzystać w dziele ewangelizacji. “Poza tym zamknięcie wymusiło na wielu wiernych większą aktywność na rzecz innych. Sporo osób pomagało zarówno w wymiarze materialnym poprzez niesienie konkretnej pomocy, dostarczanie różnych produktów, jak i duchowym np. poprzez rozmowy, rozsyłanie materiałów formacyjnych, zachęcanie do modlitwy. Ludzie sami zaczęli się organizować. To bardzo dobry znak” – powiedział abp Wojda.

    W jego ocenie jednym z największym wyzwaniem będzie przezwyciężenie lęku, który jest w wielu ludziach oraz doprowadzenie ich do spotkania z Bogiem w Eucharystii.

    “Po przerwie i korzystaniu z dyspens, wiele osób zaczyna bagatelizować znaczenia eucharystii. Tymczasem, jak podkreślił abp Wojda “msza św. jest źródłem. W niej ma miejsce realne spotkanie człowieka z Bogiem, które dokonuje się wokół ołtarza, na którym Jezus Chrystus staje się obecny”. (PAP)

    Tygodnik NIEDZIELA/2020-08-24

    ************************************************************************

    Dwuimienny Apostoł

    24 sierpnia obchodzimy święto św. Bartłomieja, apostoła. Nowy Testament zna go również pod imieniem Natanael.

    Adobe Stock.pl

    **

    Nie mamy zbyt wielu informacji nt. tego Apostoła. W Ewangeliach występuje on pod dwoma imionami – jako Bartłomiej i jako Natanael (tzw. tradycja Janowa). To z pewnością jedna i ta sama osoba. Hebrajsko-aramejskie imię apostoła Bartłomieja oznacza po prostu „Syn Tolmaja”. Natanael to także semickie słowo, które tłumaczymy jako „Bóg dał”. Prawdopodobnie jego pełne imię brzmiało Natanael – syn Tolmaja.

    Pochodził z Kany Galilejskiej. Był świadkiem przemienienia wody w wino przez Pana Jezusa podczas wesela (por. J 2, 1-11). Niektórzy badacze przypuszczają, że być może była to uroczystość jego zaślubin. Został powołany przez Pana na jednego z Dwunastu.

    Tradycja chrześcijańska przekazała nam o św. Bartłomieju dosyć skąpe i niekiedy sprzeczne ze sobą informacje. Historyk Kościoła Euzebiusz napisał w IV wieku, że św. Bartłomiej miał głosić Ewangelię aż w Indiach; zaś według tradycji pochodzącej z V stulecia Natanael przepowiadał Ewangelię w Etiopii – istnieją również przekazy, że w Arabii Saudyjskiej, a być może pośród Partów lub w Mezopotamii. Trudno powiedzieć, jak było naprawdę.

    Do naszych czasów w niewielkich fragmentach zachowały się dwa pisma dotyczące św. Bartłomieja (Ewangelia Bartłomieja i Apokalipsa Bartłomieja). Przetrwał też apokryf Męka Bartłomieja Apostoła. Jego autor uważa, że Apostoł ewangelizował w Armenii, gdzie przebywał Polimiusz, brat króla Astiagesa. Został za to ukrzyżowany i ścięty w mieście Albanopolis. Mamy także spopularyzowaną w średniowieczu legendę o tym, że obdarto go ze skóry, co zostało uwieńczone w scenie z Sądu Ostatecznego w watykańskiej Kaplicy Sykstyńskiej pędzlem Michała Anioła. Święty Bartłomiej trzyma tam w lewej ręce własną skórę, a jego twarz to autoportret artysty.

    Relikwie Apostoła spoczywają we włoskim Benevento pod mensą głównego ołtarza w tamtejszej katedrze. Część z nich znajduje się w bazylice jemu poświęconej na rzymskiej Wyspie Tyberyjskiej.

    Okazałe świątynie wystawiono mu także np. w Italii (Piza, Wenecja, Pistoia czy Foligno). Również w Polsce Apostoł ten cieszył się wielką czcią. Dedykowano mu ponad 150 kościołów.

    Święty Bartłomiej patronuje rzeźnikom, garbarzom i introligatorom, a w ikonografii jest przedstawiany w długiej tunice, przepasanej paskiem, a niekiedy jako muskularny mężczyzna. Bywa też prezentowany ze ściągniętą z niego skórą. Jego atrybuty to księga, nóż i zwój.

    Św. Bartłomiej, apostoł
    Data narodzin nie jest nam znana. Zm. ok. 70 r.

    ks. Antoni Tatara/Niedziela Ogólnopolska 34/2020

    ***

    Święty Pedagog

    Józef Kalasancjusz (Kalasanty)

     Arkadiusz Bednarczyk

    **

    Ogromne dzieło szerzenia oświaty wśród najbiedniejszych dzieci rozpoczął św. Józef Kalasancjusz (Kalasanty), mówiąc: “Już odnalazłem tutaj, w Rzymie, sposób naśladowania Boga, służbę dzieciom i młodzieży i nie zostawię tego dla żadnej rzeczy na świecie”. Miało to miejsce jesienią 1597 r. w najuboższej wówczas dzielnicy Rzymu – na Zatybrzu, w zakrystii kościoła św. Doroty.
    Wydaje się, że postać św. Józefa Kalasancjusza jest zbyt mało znana, a jego zasługi dla współczesnej pedagogiki niedoceniane. Warto zatem przypomnieć postać pedagoga, który został ogłoszony przez papieża Piusa XII w 1948 r. patronem wszystkich chrześcijańskich szkół podstawowych na świecie.
    Św. Józef Kalasancjusz urodził się w Peralta de la Sal, małej wiosce w Aragonii (Hiszpania) w 1557 r. w rodzinie pobożnej, tworzącej klimat religijny i przestrzegającej w codziennym życiu zasad wiary chrześcijańskiej. Jeden z autorów włoskiego wydania życiorysu Świętego tak określił atmosferę rodzinną: “Dom rodzinny stał się dla niego pierwszą szkołą kształtowania jego sumienia i życia; rodzice zaś byli pierwszymi rzeźbiarzami jego świętości”.
    Powołanie do kapłaństwa w życiu św. Józefa utrwalało się od wczesnej młodości. Jego postawa, czyny, miłość ku drugiemu człowiekowi były najbardziej charakterystycznymi cechami osobowości. Ale droga do kapłaństwa nie była łatwa. Wystarczy wspomnieć przeszkody stawiane przez ojca, który nie chciał się zgodzić, aby został kapłanem. Józef jednak uważał, że przez kapłaństwo może najlepiej służyć Bogu i ludziom. W 1571 r. ukończył kurs gramatyki i humanistyki. Od tego momentu łaska powołania umacniała w jego sercu pragnienie przyjęcia święceń kapłańskich. Kończąc poszczególne etapy studiów (Lerida – prawo kanoniczne i cywilne; Walencja, AlcalaM de Henares – teologia), przyjął święcenia 17 grudnia 1583 r.
    Po święceniach pracował jako kapłan diecezjalny (był proboszczem, wikariuszem generalnym biskupa, wizytatorem zakonów, odpowiedzialnym za liturgię – ceremoniarzem katedralnym). Wzbogacony wielorakim doświadczeniem w pracy dla Kościoła miejscowego w diecezji Urgel, uzyskawszy doktorat w jednym z ośrodków uniwersyteckich (Barcelona lub Lerida), opuścił Hiszpanię. Celem podróży stała się stolica chrześcijaństwa – Rzym.
    Nasuwa się pytanie, dlaczego? Na to pytanie nie można dać dzisiaj jednoznacznej odpowiedzi. Według niektórych biografów Świętego, miał on usłyszeć wewnętrzny głos: “Józefie, jedź do Rzymu!”. W archiwum generalnym Zakonu Pijarów w Rzymie znaleziono dokument, w którym czytamy: “Kalasancjusz przybył do Rzymu, aby rościć sobie pretensje do beneficjum, ale po pewnym czasie zdecydował się prowadzić inny tryb życia i z miłości do bliźniego opuścił wszystkie poprzednie zamiary, z którymi przybył do Rzymu”. Dokonała się zmiana w jego osobowości. Biografowie Kalasancjusza wiążą ten zasadniczy zwrot w jego życiu z przeżyciem tajemniczego, głęboko osobistego spotkania z Bogiem, ukazującego mu sens jego życia w słowach Psalmu: “Tobie powierzono biednego, ty podtrzymasz sierotę” (por. Ps 10, 14). Miało to miejsce w ubogiej rzymskiej dzielnicy na Zatybrzu, gdzie spotkał grupę dzieci opuszczonych i zaniedbanych. Dla nich to właśnie założył w zakrystii kościoła św. Doroty pierwszą szkołę powszechną. Uczył przede wszystkim pisania, czytania, rachunków i katechizmu. Nowością tej szkoły, w odróżnieniu od istniejących ówcześnie, było nauczanie bezpłatne i dostępne dla wszystkich bez względu na pochodzenie, wyznanie czy sytuację społeczną.
    Kalasancjusz zmarł 25 sierpnia 1648 r. Został ogłoszony błogosławionym w 1748 r. W poczet świętych zaliczył go papież Klemens XII 16 lipca 1767 r.
    Dzieło Kalasancjusza trwa po dziś dzień. Obecnie zakres nauczania Zakonu Szkół Pobożnych (Pijarów) w świecie przedstawia się następująco: w 230 szkołach uczy się ponad 120 tys. uczniów w wieku od 3 do 18 lat. Ponadto Zakon prowadzi uniwersytet w Vera Cruz w Meksyku. Dzieło to jest zasługą ponad 1400 członków Zakonu i ponad 10 tys. współpracowników świeckich.
    W Polsce Ojcowie Pijarzy pracują od 1642 r. Największą działalność rozwinęli w XVIII wieku, a szczególną chwałą okrył Zakon ks. Stanisław Konarski, zakładając Collegium Nobilium i przyczyniając się do powstania Komisji Edukacji Narodowej – pierwszego Ministerstwa Oświaty i Wychowania. W tym roku przypada 300. rocznica jego urodzin (1700-1773).
    Obecnie Zakon Pijarów na terenie Polski prowadzi pięć szkół: w Krakowie, Łowiczu i Warszawie.
    27 listopada br. w szkołach prowadzonych przez Zakon przeżywane będzie przez nauczycieli i uczniów święto Opieki św. Józefa Kalasancjusza nazywane “Patrocinium”.

    O. Stanisław Płaszewski SP, Rafał Batko/Niedziela Ogólnopolska 48/2000

    **

    Modlitwa do św. Józefa Kalasancjusza


    Z niezmierzoną “ojcowską miłością”
    poświęciłeś swe życie
    chrześcijańskiemu wychowaniu młodych,
    tym bardziej przez Ciebie kochanych,
    im bardziej cierpieli z powodu ubóstwa,
    odrzucenia i braku możliwości rozwoju.


    W imię Chrystusa i Ewangelii
    przyjąłeś ich do twych Szkół Pobożnych,
    by im otworzyć “od najmłodszych lat”
    drogi życia
    dzięki sile kultury i światłu wiary,
    uzdalniając ich do budowania własnej przyszłości
    w prawdzie i wolności.


    Dziś nadal, po 400 latach,
    twa pewna ręka Ojca i Nauczyciela
    wskazuje dzieciom i młodzieży
    drogę ku odnowie społeczeństwa
    w oparciu o najwyższe wartości Ducha,
    który nas jednoczy i prowadzi do umiłowania Ojca.


    Oświeć i wlej zachętę w serca wszystkich,
    którzy starają się prowadzić dalej twe dzieło
    i pomóż, niech ich życie będzie szczodrym darem
    dla dobra twych “potrzebujących synów”.

    *********************

    Również tego dnia Kościół wspomina św. Ludwika IX

    LOUIS IX

    Public Domain

    **

    Św. Ludwik IX, król (1214-1270). Był synem Ludwika VIII i Blanki Kastylijskiej. Mając 12 lat wstąpił na tron. Przez pewien czas sprawowała w jego imieniu rządy regencyjne królowa matka. W 1230 roku ożenił się z Małgorzatą, córką hrabiego Prowansji.

    Ludwik był wybitną osobowością. Wzorowy mąż i opiekun licznej rodziny Jako polityk zręczny i rozważny Francję doprowadził do rozkwitu. Powołał parlament. Zreformował administrację, sądownictwo oraz system monetarny Zakazał wojen prywatnych i pojedynków oraz lichwy.

    Odegrał poważną rolę w fundacji Sorbony. Był mecenasem sztuki, co najbardziej upamiętnia sławna kaplica Sainte-Chapelle w Paryżu. Popierał i ufundował wiele instytucji charytatywnych. Sam opatrywał chorych i niejednokrotnie gościł ubogich u swego stołu. Żył skromnie, prowadząc życie religijne, pełne surowej ascezy, czym ściągnął na siebie zarzut, że jest „królem mnichów”.

    Ludwik brał dwukrotnie udział w wyprawach krzyżowych. Podczas siódmej wyprawy w latach 1248-1254 przez Cypr dotarł do Egiptu. W trakcie jednej z walk dostał się do niewoli. Po złożeniu okupu przebywał w Palestynie, gdzie prowadził układy w sprawie państwa krzyżowców.

    W 1270 roku podjął na nowo wyprawę krzyżową. Podczas niej zmarł na tyfus u bram Tunisu 25 sierpnia 1270 roku. Kanonizowany przez Bonifacego VIII (1297). Jest patronem kilku żeńskich zgromadzeń zakonnych noszących jego imię; drukarzy fryzjerów, hafciarek, introligatorów, kamieniarzy krawców, piekarzy pielgrzymów, niewidomych, rybaków, tkaczy, uczonych.

    W IKONOGRAFII św. Ludwik przedstawiany jest w stroju królewskim z koroną na głowie. Jego atrybutami są m. in.: gwóźdź, korona cierniowa, korona cierniowa i wokół gwoździe, lilia, trzy lilie na tarczy miecz, obrączka, sokół, wieniec laurowy.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ***

    Król Ludwik IX – 750. rocznica śmierci władcy świętego i walecznego.


    Król Ludwik IX – 750. rocznica śmierci władcy świętego i walecznego. Raport PCh24
    Ostatnia Komunia św. Ludwika, Króla Francji. Autor obrazu: Gabriel François Doyen.

    **

    25 sierpnia 1270 roku w Tunisie zmarł Ludwik IX, król Francji, władca waleczny, odważny, ale też niesłychanie pobożny i moralny. Dzięki swojemu życiu zasłużył na wyniesienie go do chwały Ołtarzy pokazując jednocześnie, że polityk skuteczny może być także świętym.

    O świętym Ludwiku dzisiaj i jeszcze trochę

    Ktoś powie, że katedry i rycerze to dwa różne światy: jeden grzeszny, pyszny i świecki, drugi nabożny, zamknięty w ascezie, łacinie i gregoriańskim chorale. Światy nie do pogodzenia. „Wybieraj, tamten albo ten!”. Otóż dzięki świętemu Ludwikowi nie muszę wybierać. Święty Ludwik to katedry i trubadurzy w jednym, a nawet: to święty Franciszek, święty Jerzy i święty Tomasz z Akwinu w jednej osobie. Odtrutka na zwiędły stan dzisiejszej wiary, męstwa, rozumu.

    Ludwik IX Święty – monarcha z Bożej łaski

    Francja za panowania Ludwika IX przechodziła okres rozkwitu wewnętrznego, ugruntowując równocześnie pokój między władcami katolickimi i podnosząc miecz ku ziemiom okupowanym przez islam.

    Święty dżentelmen: św. Ludwik IX, Król Francji

    Król Francji Ludwik IX zapisał się w historycznych książkach jako szlachetny i sprawiedliwy władca, mecenas sztuki, zacięty wojownik, ale przede wszystkim jako święty. Jest archetypem katolickich monarchów średniowiecznej epoki.

    Święci królowie, czyli o sojuszu tronu ze świętością

    W sierpniu przypada liturgiczne wspomnienie dwóch świętych królów: św. Stefana I Wielkiego, króla Węgier (16 sierpnia) oraz św. Ludwika IX, króla Francji (25 sierpnia). Dwaj wielcy władcy, których panowanie – odpowiednio na Węgrzech i we Francji – oznaczało okres wielkiej pomyślności tych państw.

    Dlaczego królestwa potrzebują świętych relikwii?

    Apogeum tak pojmowana teologia polityczna królestwa Kapetyngów osiągnie w okresie panowania św. Ludwika IX, autora najsłynniejszej translacji relikwii Męki Pańskiej do Francji. Chodzi o sprowadzenie do Francji przez króla św. Ludwika IX w 1239 roku Korony Cierniowej. Przy tej okazji kronikarze królestwa Kapetyngów nie tylko określają władcę Francji „drugim Dawidem”, a samo wydarzenie porównują do sprowadzenia Arki Przymierza do Jerozolimy, ale wręcz wykazują podobieństwa między władzą królewską Chrystusa a władzą królewską Kapetyngów. Święty Ludwik to – rex imago Christi.

    Zamordowane królestwo świętego Ludwika

    W świetle tej teologii – a przede wszystkim dogmatu Wcielenia oraz dogmatu osobowej Trójjedyności Boga, wyrażonej także symbolicznie w znaku heraldycznym Kapetyngów: trzech złotych liliach na błękitnym polu – „Królestwo Lilii” Ludwika Świętego stawało się mistycznym ciałem trójstanowego narodu chrześcijańskiego, którego ziemskim Ojcem jest król, a wszyscy poddani z każdego stanu i z każdej prowincji stanowią Rodzinę Św. Ludwika.

    Ludwik Święty i współcześni barbarzyńcy

    Ruch Black Lives Matter to współcześni ikonoklaści. Dążąc do wyrugowania z przestrzeni publicznej niepodobających się im symboli, wylewają jednak dziecko z kąpielą. Doprowadzają bowiem do zniszczenia nie tylko symboli przedstawiających rasistów, lecz również monumentów wybitnych, a nawet świętych ludzi – jak choćby średniowiecznego króla Ludwika IX.

    Raport POLONIA CHRISTIANA/PCh24pl.

    *********************************************

    25 sierpnia 1905 roku urodziła się

    Św. Faustyna Kowalska

     

    św. Faustyna Helena Kowalska

    **

    Dzieciństwo

    Helena Kowalska urodziła się 25 sierpnia 1905 r. jako trzecie z dziesięciorga dzieci, w rolniczej rodzinie z Głogowca k. Łodzi. Od dzieciństwa odznaczała się pobożnością, umiłowaniem modlitwy, pracowitością i posłuszeństwem oraz wielką wrażliwością na ludzkie biedy. Do szkoły chodziła niecałe trzy lata: jako szesnastoletnia dziewczyna opuściła rodzinny dom, by na służbie w Aleksandrowie i Łodzi zarobić na własne utrzymanie i pomóc rodzicom.

    Powołanie

    Rodzice nie zgadzali się na jej wstąpienie do klasztoru, dlatego usiłowała zagłuszyć w sobie to Boże wezwanie, lecz przynaglona wizją cierpiącego Chrystusa podjęła próby poszukiwania miejsca w klasztorze. Pukała do wielu furt zakonnych, w końcu 1 sierpnia 1925 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Warszawie. W Zgromadzeniu otrzymała imię – s. Maria Faustyna. Nowicjat odbyła w Krakowie i tam w obecności bp. St. Rosponda złożyła pierwsze, a po pięciu latach wieczyste śluby. Pracowała w kilku domach Zgromadzenia, najdłużej w Krakowie, Płocku i Wilnie, pełniąc obowiązki kucharki, ogrodniczki i furtianki.

    Apostołka Bożego Miłosierdzia

    Jej bogate życie wewnętrzne wspierane było poprzez wizje i objawienia. 22 lutego 1931 r. po raz pierwszy ujrzała Pana Jezusa Miłosiernego. Otrzymała wtedy polecenie namalowania takiego obrazu, jak ukazana jej postać Zbawiciela oraz publicznego wystawienia go w kościele. Chrystus uczynił s. Faustynę odpowiedzialną za szerzenie kultu Jego Miłosierdzia. Polecił pisanie Dzienniczka poświęconego tej sprawie, odmawianie nowenny, koronki i innych modlitw do Bożego Miłosierdzia. Codziennie o godzinie 15 Faustyna czciła Jego konanie na krzyżu.

    Śmierć

    Wyniszczona fizycznie, mistycznie zjednoczona z Bogiem, zmarła w opinii świętości 5 października 1938 r., mając 33 lata. S. Faustyna została beatyfikowana 18 kwietnia 1993 r., a ogłoszona świętą 30 kwietnia 2000 r. Uroczystość kanonizacji przypadła w II Niedzielę Wielkanocną, którą Jan Paweł II ustanowił wtedy świętem Miłosierdzia Bożego.

    ks. Tomasz Blicharz/Tygodnik NIEDZIELA

    ************************************************************************

    środa – 26 sierpnia

    UROCZYSTOŚĆ MATKI BOŻEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ

    Msza św. o godz. 19.00

    W roku 1957 Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński zabiera do Rzymu wierną kopię Jasnogórskiego Obrazu, przeznaczoną na wędrówkę po całym kraju. Papież Pius XII uroczyście poświęca ja i błogosławi plan peregrynacji.

    26 sierpnia Pani Jasnogórska w swoim nowym, pięknym wizerunku, wychodzi z Jasnej Góry, aby nawiedzić każdą świątynię, aby spojrzeć w ręce każdego Polaka. W każdej parafii obraz przebywa 24 godziny. W tym czasie nieustannie odprawiane są Msze św., trwają adoracje i modlitwy. Ludzie wypraszają u Matki i Królowej niezliczone łaski.

    Oto jedna z nich według relacji pewnej kobiety: „Dwóch moich braci przestało praktykować. Od kilku lat nie spowiadali się… Błagałam Matkę Boża, by ratowała wiarę moich braci. Chciałam ich przygotować do uroczystości Nawiedzenia, ale bałam się, aby moje namowy nie miały odwrotnego skutku. Tak już nieraz, niestety, bywało. Ufałam, że tym razem Matka Boża przyjdzie mi z pomocą. Razem z kolegami w pracy postanowiliśmy kupić kwiaty dla naszej Matki. Nie było ich na miejscu. Poszłam więc do najstarszego brata i mówię: ponieważ jeździsz do pracy do miasta, musisz mi kupić kwiaty. Zaraz się zainteresował, z jakiej okazji. Odpowiedziałam mu, jak tylko umiałam, o wędrówce Królowej Polski. Zaczął wypytywać o szczegóły. Czułam, że Ona sama mi pomaga. Za kilka dni uklękłam w kościele, aby przyjąć Komunię św. Podnoszę oczy i widzę naprzeciw obu moich braci, również oczekujących na Pana Jezusa. Wierzę, że to Najświętsza Panna doprowadziła ich do spowiedzi”.

    W roku 1966 Obraz odstawiono na Jasna Górę z nakazem niewywożenia go stamtąd. Nawiedzenie jednak trwa nadal. Płonąca świeca i pusta rama symbolicznie przedstawiają duchowa obecność Królowej Narodu. Łaski nawróceń nie są mniejsze. 80 – 90 procent ludzi, czasem wszyscy mieszkańcy danej miejscowości przystępują do sakramentów świętych. Tak trwa do 18 czerwca 1972 roku. Od tego czasu bez przeszkód Jasnogórska Matka znowu w swoim budzącym zachwyt wizerunku jedna swe dzieci ze swoim Synem. Wędruje ciągle, niestrudzenie po polskich wioskach i miastach.

    Tymczasem powstają inne kopie Jasnogórskiego Obrazu. Za ich pośrednictwem Królowa Polski pomaga swoim dzieciom w Australii, w Afryce, a także w Ameryce, gdzie wiele polskich parafii, drużyn harcerskich i różnych organizacji polonijnych czci obraz Częstochowskiej Pani. Na szczególną uwagę zasługuje kult Jasnogórskiej Maryi w Amerykańskiej Częstochowie w Doylestown.

    Wśród setek polskich sanktuariów Jasna Góra ma swoje pierwsze i uprzywilejowane miejsce. Rocznie to sanktuarium nawiedza od miliona do dwóch milionów pielgrzymów. Przybywają, by modlić się przed cudownym obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, słynącym wieloma łaskami i na trwałe wpisanym w dzieje Polski.

    Pierwszym i najdawniejszym dokumentem, informującym o cudownym obrazie, jest łaciński rękopis, który znajduje się w archiwum klasztoru: Translatio tabulae Beate Marie Virginis quam Sanctus Lucas depinxit propriis manibus (Przeniesienie obrazu Błogosławionej Maryi Dziewicy, który własnymi rękami wymalował św. Łukasz).W rękopisie tym czytamy:

    Autorem obrazu jest św. Łukasz Ewangelista. Na prośbę wiernych wymalował wizerunek Maryi z Dzieciątkiem na blacie stołu, przy którym siadywała. Cesarz Konstantyn kazał przenieść obraz z Jerozolimy do Konstantynopola i umieścić w świątyni. Tam obraz zasłynął cudami. Urzeczony cudownym obrazem książę ruski Lew, pozostający w służbie cesarza, uprosił Konstantyna o darowanie mu obrazu, który też przeniósł do swojego księstwa i kazał go bogato ozdobić. Obraz znowu zasłynął cudami. W czasie wojny prowadzonej na Rusi przez Ludwika Węgierskiego obraz ukryto w zamku bełzkim. Po poddaniu się zamku Ludwikowi, namiestnik króla, książę Władysław Opolczyk, zajął obraz. W czasie oblegania zamku przez Litwinów i Tatarów strzała wpadła do zamku i ugodziła w prawą stronę wizerunku. Wtedy mgła otoczyła nieprzyjaciół, która przeraziła wrogów. Książę wypadł na nich z wojskiem i ich rozgromił. Kiedy chciał wywieść obraz do swojego księstwa, mimo dużej liczby koni obraz nie ruszał z miejsca. Wtedy książę uczynił ślub, że wystawi kościół i klasztor tam, gdzie umieści obraz. Wtedy konie lekko ruszyły i zawiozły obraz na Jasną Górę. Tam umieścił go w kaplicy kościoła, gdzie obraz ponownie zajaśniał cudami.

    Dokument pochodzi z I poł. XV w. Być może został przepisany z dokumentu wcześniejszego. Tradycja głosi, że obraz został namalowany przez św. Łukasza Ewangelistę na desce stołu z domu Świętej Rodziny w Nazarecie. Wizerunek z Jerozolimy do Konstantynopola miał przewieźć cesarz Konstantyn. Służący w wojsku cesarskim książę ruski Lew zapragnął przenieść obraz na Ruś. Cesarz podarował mu wizerunek i od tego czasu obraz otaczany był na Rusi wielką czcią. Obraz rzeczywiście mógł dostać się na Ruś z Konstantynopola, gdyż w XI-XIV w. pomiędzy Cesarstwem Bizantyjskim a Rusią trwał żywy kontakt. Nie jest również wykluczone, że obraz został zraniony strzałą w czasie bitwy. W czasie walk prowadzonych przez Kazimierza Wielkiego i Ludwika Węgierskiego na Rusi, obraz ukryto w zamku w Bełzie. W roku 1382 znalazł go tam książę Władysław Opolczyk. Doznając wielu łask przez wstawiennictwo Matki Bożej, książę zabrał obraz i przywiózł do Częstochowy.
    Po II wojnie światowej znaleziono na Jasnej Górze inny dokument, pochodzący z 1474 r. Zawiera on szerszy opis dziejów cudownego obrazu, ale pełno w nim legend. Mamy jednak także dokument najwyższej wagi: dwa dzieła, które wyszły spod pióra Jana Długosza (1415-1480). Żył on w czasach, które blisko dotyczą cudownego obrazu – sam mógł więc być świadkiem niektórych wydarzeń. Długosz kilka razy pisze o cudownym obrazie częstochowskim.

    Opublikowano 25 sierpnia 2020by wobroniewiary

    ***

    Akt osobistego oddania się Matce Bożej 

    Matko Boża, Niepokalana Maryjo!
    Tobie poświęcam ciało i duszę moją, wszystkie modlitwy i prace,
    Radości i cierpienia, wszystko czym jestem i co posiadam.
    Ochotnym sercem oddaję się Tobie w niewolę miłości.
    Pozostawiam Ci zupełną swobodę posługiwania się mną dla zbawienia ludzi
    i ku pomocy Kościołowi świętemu, którego jesteś Matką.
    Chcę odtąd czynić wszystko z Tobą, przez Ciebie i dla Ciebie.
    Wiem, że własnymi siłami niczego nie dokonam.
    Ty zaś wszystko możesz, co jest wolą Twego Syna i zawsze zwyciężasz.
    Spraw więc, Wspomożycielko Wiernych, by moja rodzina, parafia i cała Ojczyzna
    była rzeczywistym królestwem Twego Syna i Twoim.
    Amen. 

    ***

    Matka Boska Częstochowska w kulcie i kulturze polskiej

    Ks. Janusz Pasierb: Matka Boska Częstochowska w kulcie i kulturze polskiej

    Jasna Góra stała się nietykalną stolicą Królowej Polski. Już w 1655 roku król szwedzki Karol Gustaw pisał do generała Mullera, że „atakowanie obrazu Maryi wywoła u Polaków jeszcze większy gniew”. Potwierdzić się to miało na początku XVIII wieku w dobie rozdarcia Polski między „Sasem” i „Lasem” – Augustem II i Stanisławem Leszczyńskim – pisał ksiądz Janusz Pasierb o kulcie Najświętszej Maryi Panny na Jasnej Górze. Przypominamy ten tekst w przededniu Święta Matki Boskiej Częstochowskiej.

    Zacznijmy od początków, od historii i legendy Jasnej Góry. Cofnijmy się do roku 1382, kiedy to – jak wynika z najstarszych, niezbyt pewnych dokumentów – przybyli z Węgier paulini obejmują parafię Najświętszej Maryi Panny na górze Starej Częstochowy. Była to prawdopodobnie fundacja króla Ludwika Węgierskiego. Do parafii należały dwie wsie i huta żelaza, którą oddano paulinom w użytkowanie.
    Najbardziej przydatny do rekonstrukcji początkowych dziejów Jasnej Góry jest tekst Translacio tabule. Zachowany egzemplarz pochodzi z pierwszej połowy XV wieku, oryginał natomiast jest prawdopodobnie wcześniejszy. Jest tam mowa o wykonanym z drzewa cyprysowego „stole Świętej Rodziny”, na którym – jak chce legenda – Święty Łukasz miał namalować wizerunek Matki Boskiej. Fakt, że w cudownie przeniesionym do Loreto domu Świętej Rodziny nie ma stołu, nie zawsze był dla Polaków koronnym dowodem prawdziwości opisanej wyżej historii. Czytając Translacio tabule, dowiadujemy się, że wizerunek Matki Boskiej został namalowany w trzynaście lat po śmierci Chrystusa, że był następnie przechowywany w Jerozolimie, skąd zabrał go do Konstantynopola Konstantyn Wielki. Jak podaje kodeks starosłowiański, opublikowany przez Zimorowica, w roku 1278 obraz stał się własnością księcia Lwa (Leona) i książąt lwowskich. W czasie wojny prowadzonej przez Ludwika Węgierskiego, Władysław Opolczyk, namiestnik króla na Rusi, znalazł obraz w Bełzie i stamtąd zabrał go do Polski, do Częstochowy. Według Piotra Risiniusa i jego Historia pulchra z 1523 roku, obraz miał dotrzeć do Częstochowy 31 sierpnia 1384 roku. Tyle źródła najwcześniejsze.

    Legendarne czy historyczne informacje podane wyżej nie dotyczą jednak tego obrazu, który znamy dzisiaj. Aktualna wersja wizerunku Matki Boskiej pochodzi z lat 1431-1433. Został on namalowany według bizantyjskiego wzoru przez malarzy z zachodniej Europy. Jego najstarszy opis zawdzięczamy Janowi Długoszowi: dziejopis zawarł go w Liber beneficiorum, relacjonując, że w klasztorze jasnogórskim „pokazują obraz Maryi przechwalebnej i najczcigodniejszej dziewicy, władczyni świata i naszej, dziwnym a rzadko spotykanym kunsztem wykonany, o bardzo łagodnym wyrazie twarzy, z którejkolwiek strony by mu się przyglądać. Mówią, że jest jednym z tych, które namalował własnoręcznie Święty Łukasz Ewangelista (…). Spoglądających na ten obraz przenika szczególna pobożność, jakbyś patrzył na żywą osobę”.

    Aktualna wersja wizerunku Matki Boskiej pochodzi z lat 1431-1433. Został on namalowany według bizantyjskiego wzoru przez malarzy z zachodniej Europy

    Chcąc relacjonować dzieje wizerunku, trzeba wspomnieć o wydarzeniu, które ze względu na pewien pietyzm czy uczucie czci nie było do niedawna zbyt dobrze znane. Opisuje je Długosz w Historiae Polonicae libri XIII. W czasie, gdy z całej Polski i z krajów sąsiednich, a szczególnie ze Śląska, Moraw, Prus, Węgier, ciągnęły z darami ogromne rzesze pielgrzymów, gdy kult obrazu jasnogórskiego stawał się coraz żywszy i powszechniejszy, w czasie Wielkiej Nocy 1430 roku doszło do aktu świętokradztwa. Jedna z grasujących wówczas band rozbójników, składająca się z Polaków, Czechów, Niemców, Rusinów, zachęcona legendarnymi skarbami Jasnej Góry, zaatakowała pauliński klasztor. Ludźmi tymi – gdy wnikniemy głębiej w motywy ataku – kierowała może nie tylko chęć zysku, lecz także jakaś chęć zamachu obrazoburczego. Rozbójnicy mogli przecież poprzestać na rabunku kosztowności, nie podnosząc ręki na sam święty obraz. Oto, co zapisał Długosz: „Gromada rozbójników, dowiedziawszy się, że klasztor na Jasnej Górze posiada wielkie skarby i pieniądze na święto Wielkiej Nocy dokonała napadu na klasztor Paulinów. Nie znalazłszy skarbów wyciągnęli świętokradcze dłonie po sprzęty święte, jak kielichy, krzyże, ozdoby. Sam nawet obraz naszej Pani odarli ze złota i klejnotów, w jakie przez ludzi pobożnych był przyozdobiony”. Dodajmy na marginesie, że badania rentgenologiczne potwierdziły istnienie pod obecną warstwą malarską licznych otworów po gwoździach, co wskazuje, że rzeczywiście kiedyś na licu obrazu znajdowały się ozdoby. Dalej Długosz podaje: „nie poprzestając na grabieży, przebili oblicze na wylot mieczem, a tablicę, na której się obraz znajdował połamali. Po dokonaniu przestępstwa, bardziej skalani zbrodnią niż wzbogaceni, uciekli z nieznacznym łupem”. O dalszych losach obrazu dowiadujemy się z dzieła Risiniusa, o którym już wspomniałem, oraz z książki Andrzeja Gołdonowskiego Diva Claromontana z roku 1642. Paulini zawieźli zniszczony obraz do Krakowa i tam czekali na powrót króla Jagiełły z wojny pruskiej. Wiadomo, że Jagiełło był z paulinami bardzo zaprzyjaźniony. To on, w roku 1424, popierał skierowaną do pierwszego renesansowego papieża – Marcina V prośbę zakonników o przyznanie odpustu pielgrzymującym na Jasną Górę.

    Wróćmy jednak do samego obrazu. Spróbujmy zrekonstruować to, co się działo, zanim obraz dotarł do Krakowa i został przedstawiony królowi. Na pewno wstrząs wywołany świętokradztwem musiał być silny, lecz z drugiej strony – wiemy to choćby ze smutnej sprawy ojca Damazego Macocha – właśnie po takich wydarzeniach budziła się chęć zadośćuczynienia i tym samym wzrastał kult zbezczeszczonego świętego wizerunku. Wydarzenie było straszne, lecz nie można było obrazu schować i czekać, skoro ciągle napływali pielgrzymi. Można przypuszczać, że zakonnicy, chcąc obraz wystawić na widok publiczny, scalili połamane deski, sam wizerunek nieco retuszując. Największe zniszczenia nastąpiły w miejscu styku desek, gdzie odprysnął grunt i warstwa malarska. Warto dodać, opierając się już na zdaniu komisji fachowców badających obraz, że trzy deski, składające się na tablicę obrazu, są opracowane bardzo prymitywnie, na odwrocie grubo ciosane, bez pietyzmu czy staranności. Z jednej strony świadczyłoby to o wiekowości dzieła, z drugiej – i to zdumiewa najbardziej – nie zgadza się z powszechną wówczas metodą przygotowywania tablic pod ikony, co czyniono z wielką dokładnością i poszanowaniem każdego szczegółu, jako że dzieło miało być obiektem świętym. Jest to sprawa zagadkowa. Wróćmy do wieku XV. Zakonnicy, dokonując pobieżnej renowacji obrazu, nie zatarli śladów po cięciach mieczem. Tak okaleczony wizerunek wierni oglądali co najmniej rok. Należy przypuszczać, że zaszło coś, co można nazwać „przyzwyczajaniem się” ludzi do widoku poranionego obrazu. Potwierdza to fakt, że po odrestaurowaniu, a właściwie namalowaniu wizerunku na nowo, odtworzono rany na licu Matki Boskiej, odciskając je ostrym narzędziem i pokrywając cynobrem. Tak więc w tej chwili mamy do czynienia z pamiątką, symbolem cierpienia, a nie pozostałością po smutnym wydarzeniu.

    W jaki sposób przebiegała w Krakowie, na dworze Władysława Jagiełły, restauracja wizerunku? Niestety, nie znamy dokładnej daty rozpoczęcia prac. Mogło to być w połowie roku 1433, a może rok lub dwa lata wcześniej. Wiadomo natomiast, że do pracy przystępowały kolejno dwie grupy malarzy, różniące się nie tylko stosowaną technologią malarską, lecz także ogólnym pojmowaniem sztuki. Najpierw obrazem zajęli się artyści malujący more greco. Z opisem tego sposobu malowania spotykamy się w źródłach włoskich. Giannozzo Manetti i inni pisarze, wychwalając sztukę Giotta, przypisywali całą winę za dekadencję sztuki średniowiecznej Bizantyjczykom, „Grekom”. Ci „Grecy”, czyli artyści wywodzący się ze słowiańskiego kręgu Bizancjum, którego kulturę Jagiełło szczególnie sobie upodobał, jako pierwsi otrzymali zadanie rekonstrukcji obrazu. I oto stała się rzecz dziwna. Jak podaje Risinius – za jakimś wcześniejszym rękopisem – farby spłynęły z lica już w następnym dniu po ich położeniu. Druga próba także się nie powiodła. Można wysnuć wniosek, że obraz malowany był jakąś techniką tłustą, zbliżoną do enkaustyki, co wpływało na małą przyczepność farb do powierzchni obrazu. Wówczas przystąpiła do pracy druga grupa artystów, tym razem „cesarskich”, a więc związanych z cesarskim dworem Habsburgów. Istnieje wiele hipotez odnośnie do środowiska, z jakiego ci malarze mogli się wywodzić. Mówi się o wpływach włoskich, o kręgu Simone Martiniego, lub jakiegoś ośrodka czeskiego. Wysuwano tezę, że był to ktoś ze szkoły Pietra Cavalliniego. Uzasadnione wydaje się przypuszczenie, że mamy do czynienia z wpływami kręgu andegaweńskiego, jako że właśnie wtedy na szacie Matki Boskiej pojawiły się lilie andegaweńskie. W każdym razie i tym artystom nie powiodło się przy pierwszej próbie. Cytowany tu Risinius zapisał, że przystąpili oni do malowania z wielkim tupetem i pewnością siebie, sądząc bardzo nisko kunszt swoich poprzedników. Dopiero druga próba zakończyła się sukcesem. Obraz odnowiono, tyle że słowo „odnowiono” należy opatrzyć dużym cudzysłowem. Do czego to „odnawianie” się sprowadziło, możemy się przekonać, analizując stan podobrazia i dzisiejszy wygląd wizerunku. Ponieważ lico obrazu było nieprzyczepne, zniszczono starą warstwę malarską. Deski dopasowano, wyrównano, ubytki załatano nowymi kawałkami drewna. Naklejono na nie drobno tkane płótno, na to wszystko położono zaprawę kredową grubości dwóch, trzech milimetrów, która po wyszlifowaniu stała się podkładem dla nowej wersji malowidła. Przy naszej dzisiejszej czci dla autentyku podobny zabieg „konserwatorski” wywołuje dreszcze, jednak ówcześni malarze musieli mieć inne podejście do tego typu pracy. Przede wszystkim chodziło o te trzy cyprysowe, a raczej – jak się okazało – lipowe deski ze stołu Świętej Rodziny (nie wiadomo dotychczas, czy jest to gatunek lipy rosnącej w naszych szerokościach geograficznych, czy jest to lipa pochodząca z Bliskiego Wschodu). Malarze, mając do czynienia z relikwią, ją w pierwszym rzędzie postanowili zachować – ważny był już sam przedmiot. Jeśli idzie o obraz, powtórzono w sensie ikonograficznym wiernie pierwowzór, bizantyjską Hodegetrię, traktującą ją jednak pod względem formalnym zgodnie z zasadami gotyckiego „stylu miękkiego”. Powstał w ten sposób obraz wschodnio-zachodni, jakby emblematycznie odbijający sytuację i kulturę narodu, którego stał się największą świętością. Nie można tu nie przypomnieć słów międzywojennego poety, Jerzego Lieberta, o Warszawie i chyba o Polsce w ogóle:

    Ani tu Zachód, ani Wschód —
    Coś tak, jak gdybyś stanął w drzwiach…
    (Piosenka do Warszawy)

    Z kolei współczesny nam poeta, ksiądz Jan Twardowski, napisał, że Matka Boska Częstochowska „dlatego jest cudowna, że kiedy patrzymy na nią, przypomina się Polska”. Wizerunek jasnogórski uległ jeszcze jednemu przekształceniu: brat Makary Sztyftowski, złotnik z zawodu, odnawiając obraz od 1 czerwca do 22 grudnia 1705 roku, na szczęście nie przemalował twarzy Madonny i Dzieciątka, lecz za to przemalował – „podniósł” prawą rękę Madonny. Dalsze, fachowe już, konserwacje obrazu miały miejsce w latach 1925-1926 (Jan Rutkowski), 1945 (Henryk Kucharski), 1948 i 1950-1951 (Rudolf Kozłowski).

    Brat Makary Sztyftowski, złotnik z zawodu, odnawiając obraz od 1 czerwca do 22 grudnia 1705 roku, „podniósł” prawą rękę Madonny

    Opiewana w wierszach i pieśniach, haftowana na sztandarach, grawerowana na ryngrafach husarskich, ikona jasnogórska okrywana była już od drugiej połowy XVII wieku drogocennymi sukienkami; we wspomnianym czasie były cztery takie sukienki, a wykonał je zdolny hafciarz – brat Klemens Tomaszewski; w 1981 roku było ich pięć. Wyzłacane nimby wokół głowy Madonny i Dzieciątka już od około 1431 roku były przykryte nimbami trybowanymi w pozłacanym srebrze, a blachy, rytowane od XV wieku, zakrywały tło obrazu. Złote korony na głowach Madonny i Dzieciątka podarował papież Pius X w roku 1910, w związku z ponowną koronacją obrazu. Wizerunek pokazuje się także bez wspomnianych kosztownych sukienek, które nie pozwalają na to, by przemówił autentyczny koloryt malowidła. I właśnie w tej prostocie obraz najsilniej działa na widza. Bizantyjska powaga zmiękczona przez słodycz i liryzm malarstwa europejskiego pierwszej połowy wieku XV warunkuje ten jedyny w swoim rodzaju czar, jaki wizerunek Madonny wywiera na pielgrzymach i zwiedzających.

    Tyle w skrócie o samym obrazie i jego historii. Zwróćmy teraz uwagę na problemy kultu i kultury, jakie wiążą się z obrazem jasnogórskim i których nie sposób pominąć. Zazwyczaj tak się dzieje, że oddziaływanie jakiegoś sanktuarium obejmuje najpierw najbliższe okolice, później rozszerza się na region, z czasem na cały kraj, by wreszcie wyjść poza jego granice. Jasna Góra jest pod tym względem miejscem nietypowym. Opisany proces w jej przypadku przebiegł odwrotnie. Wiąże się to z początkami obecności paulinów, którzy zaraz po przybyciu z Węgier na Jasną Górę założyli konfraternię pod wezwaniem swojego patrona, Świętego Pawła Pustelnika. Klasztor pauliński stał się miejscem pielgrzymek tych wiernych, którzy chcieli zachować stały związek z konfraternią. Dopiero później konfraternia stopniowo przekształcała się w bractwo Matki Boskiej Częstochowskiej lub po prostu konfraternię jasnogórską. Trzeba wiedzieć, że była to forma pod względem społecznym i narodowym bardzo otwarta. W zachowanych rejestrach znajdujemy Polaków i cudzoziemców, zwłaszcza z krajów najbliższych, spotykamy przedstawicieli wszystkich warstw społecznych.

    Od roku 1517 na Jasnej Górze prowadzono księgę, do której wpisywano przybywających pielgrzymów. Warto przytoczyć kilka znajdujących się tam informacji. Członkowie konfraterni, przybywający na Jasną Górę, otrzymywali pewne przywileje – i nie chodziło tylko o modlitwę czy mszę świętą odprawianą w ich intencji. Kto przyjeżdżał do klasztoru, miał prawo do mieszkania i jedzenia razem z paulinami, a po śmierci mógł być pochowany w habicie zakonu w podziemiach wybranego kościoła klasztornego. W okresie od 1517 do 1613 roku przyjęto na Jasnej Górze 4426 osób, w tym osiemset czternastu Polaków. Tak więc na początku kult Matki Boskiej Częstochowskiej miał zdecydowanie międzynarodowy charakter. Fakt ten trzeba mocno podkreślić. Jasna Góra nie miała być nigdy miejscem demonstrowania polskiego nacjonalizmu, wręcz przeciwnie. Właśnie tutaj dawał się zauważyć charakter kultury polskiej, otwartej, uniwersalistycznej, tej dawnej kultury polskiej, do której odwołujemy się w momentach naszych narodowych przełomów i odrodzeń.

    Polski aspekt kultu Jasnej Góry wyrażał się określeniami, jakie nadawano Matce Boskiej Częstochowskiej. Długosz w Liber benefidorum powtarza za anonimem z 1474 (?) roku, że na obrazie jasnogórskim „jest przedstawiona najdostojniejsza Królowa Świata i nasza”. Uwagę zwraca kolejność tych określeń, akcentująca uniwersalistyczny wymiar panowania Matki Boskiej. Jej królestwem było średniowieczne universum, które swym charakterem, na zasadzie – jak mawiają socjologowie kultury – „pierwszego wdrukowania”, naznaczyło kulturę polską. Obok tego królewskiego określenia pojawiło się wiele innych, wskazujących, czego poszukiwano na Jasnej Górze, jakie funkcje spełniał święty wizerunek. Wiele z nich zachowało się w Liber miraculorum, czyli Księdze cudów, prowadzonej na Jasnej Górze od roku 1402, to znaczy od czasu pierwszego wydarzenia uznawanego za cudowne. I tak, od Średniowiecza począwszy, najczęściej spotykanymi określeniami były: „Matka Opiekunka”, „Pośredniczka Miłosierdzia”. Zapis z roku 1617 mówi o ucieczce do „Matki Miłosierdzia”. W latach 1646-1712 dość często pojawia się określenie „Pocieszycielka”, a następnie „Najłaskawsza Patronka Miłosierdzia”, „Dziewica – Pocieszycielka Strapionych”. W 1705 roku napotykamy określenie „Uzdrowicielka”, w 1712 roku bardzo piękne – „Dobrodziejka Najdobrotliwsza”, a w 1724 roku – „Protektorka w beznadziejności” – wezwanie zupełnie na nasze czasy. Najczęstsze były, oczywiście, określenia – „Bogurodzica” lub „Bogarodzicielka”. W naszych czasach ciągle pojawiały się nowe określenia. Gilbert Keith Chesterton, będąc przed wojną w Polsce, przypomniał wiersz Hilaire’a Belloca, napisany jako wotum dla Matki Boskiej Częstochowskiej:

    Wspomożycielko na wpółpokonanych, Domie złoty,
    Relikwiarzu oręża i Wieżo z kości słoniowej.

    Dla nas, Polaków, jedno wezwanie jest szczególnie ważne. Tytuł „Królowa Polski” (nie królowa polska, bo to oznaczałoby żonę króla polskiego) pojawił się już w drugiej połowie XIV wieku i później był często wykorzystywany w tekstach literackich, na przykład Grzegorz z Sambora pisał w 1562 roku o „Królowej Polski i Polaków”. Nie traktowano tego „przenośnie” czy tylko „honorowo”. Jak w średniowiecznej Francji od grobu Świętego Dionizego, jako patrona królestwa, tak sprzed tego obrazu wyruszali królowie i hetmani polscy na pola bitew i tu wracali, by wraz z podziękowaniem za odniesione zwycięstwa składać wota, niekiedy zdobyte na nieprzyjacielu. Istotną cechą tego kultu był jego „demokratyzm”: w ślady możnowładców szła szlachta, mieszczanie, rzemieślnicy i chłopi; właśnie ze sznurów korali, stanowiących główną ozdobę kobiecego stroju ludowego, powstała jedna ze wspomnianych wspaniałych sukienek służących do przesłaniania obrazu, a inną, sporządzoną w roku 1966, poza ozdobieniem rubinami, klejnotami, pochodzącymi głównie z XVII i XVIII wieku, naszyto setkami obrączek, złożonych tu w ofierze przez pary małżeńskie, i stąd nosi ona nazwę „sukienki wierności”. Emaliowane klejnoty, prawdziwe małe arcydzieła kunsztu złotniczego, wysadzane diamentami, szmaragdami, perłami i rubinami, złożone na Jasnej Górze ex voto, zostały wkomponowane w najbogatszą z sukienek, zwaną diamentową.

     Tytuł „Królowa Polski” pojawił się już w drugiej połowie XIV wieku i później był często wykorzystywany w tekstach literackich

    Teologiczne uzasadnienia tytułu królewskiego Matki Boskiej Częstochowskiej dali między innymi Szymon Starowolski w 1640 roku i ojciec Andrzej Gołdonowski w dwa lata później. Ten ostatni podkreślał międzynarodowy charakter kultu. Czyniono to zresztą i wcześniej, i później w XVII stuleciu: w 1620 roku pisał o tym Jan Skiba, a w roku 1623 ojciec Śniadecki stwierdzał, że Jasna Góra przyciąga „ludzi różnych nacyi”.

    Inne określenia, nawiązujące do królowania Maryi Jasnogórskiej, mówiły o jej obowiązkach wobec Polaków. Znakomity dramaturg, Mikołaj z Wilkowiecka, nazwał Ją „patronką”, podobnie Risinius. Patronką nazywał Ją również biskup krakowski Marcin Szyszkowski. Ów biskup na synodzie odbytym w Krakowie w 1621 roku wydał ustawę dotyczącą między innymi tworzenia świętych wizerunków, w tym także obrazów Matki Boskiej. Był to czas przenoszenia na grunt polski – trzeba przyznać, że z niejakimi oporami – reformy Soboru Trydenckiego, był to okres kontrreformacji i nowych założeń uprawiania sztuki kościelnej. Biskup Szyszkowski wspomniał o wizerunkach Matki Boskiej malowanych niestosownie, na wzór świecki. Z ambon kaznodzieje gromili malarzy, mówiąc, że nie może być tylu typów Matki Boskiej, ile artyście podobać się może pięknych kobiet. Tenże biskup jako model, wzór do przedstawiania Matki Boskiej, wskazał wizerunek częstochowski. Na marginesie można dodać, że zarzuty stawiane malarzom w najmniejszym stopniu dotyczyły artystów polskich. Po zaleceniu biskupa Szyszkowskiego (oczywiście, istniała możliwość wyboru, i tak na przykład w Wielkopolsce malowano według przedstawień Matki Boskiej Śnieżnej), Hodegetria częstochowska stała się pierwowzorem dla wielu barokowych malowideł, co spowodowało różne zderzenia ikonograficzne i stylistyczne. Analogiczne zjawisko można zaobserwować w wielu barokowych kościołach włoskich, gdzie w centrum wspaniałych kompozycji plastycznych znajduje się maleńka ikona bizantyjska. Ogólnie można powiedzieć, że w tym okresie tryumfu Kościoła potrydenckiego i restauracji katolicyzmu ikony bizantyjskie odegrały wielką rolę. Nie zapowiadało jej negatywne stanowisko, jakie wobec malarstwa bizantyjskiego zajęła epoka Renesansu.

    Pewne wydarzenia w szczególny sposób związały obraz i Jasną Górę z kulturą i historią narodową. Wiemy, że Jasna Góra odgrywała w czasie reformacji doniosłą rolę, miało tu miejsce wiele konwersji i rekonwersji na katolicyzm. Wspomniany ojciec Gołdonowski chwalił się, że jako „spowiednik apostolski” sprowadził na łono Kościoła katolickiego trzydzieści tysięcy heretyków w ciągu piętnastu lat. Wkrótce Jasna Góra stanie się prawdziwą twierdzą duchową katolickiej Polski. Taką rolę odegrała ona w czasie pamiętnego oblężenia, które trwało od 18 listopada do 26 grudnia 1655 roku. Wojskami szwedzkimi – przeważnie zaciężnymi – dowodził generał Burchard Muller, mając pod sobą dwunastu oficerów i 3275 żołnierzy. Musiał on odstąpić od klasztoru, bronionego przez nieliczną załogę, złożoną ze stu sześćdziesięciu żołnierzy „wziętych przeważnie od pługa”, dwudziestu szlachty i czeladzi i siedemdziesięciu zakonników pod wodzą przeora Augustyna Kordeckiego, który okrył się nieśmiertelną sławą i awansowany został przez historię i legendę na bohatera narodowego, zwłaszcza że targnięcie się na sanktuarium przez Szwedów wzbudziło oburzenie, wzmogło opór polskiej społeczności i zmieniło zasadniczo nastroje na rzecz króla Jana Kazimierza, który wyparty ze stolicy, znajdował się podczas oblężenia Jasnej Góry w Opolu. Fakt obronienia się klasztoru uznano ponadto za zjawisko cudowne i przypisano je opiece Matki Boskiej Częstochowskiej, którą też król Jan Kazimierz 1 kwietnia następnego roku ogłosił we Lwowie Królową Polski. Wzmogło to wszystkie sympatie dla dzielnych obrońców klasztoru za to, że – jak pisał ojciec Kordecki – „życie swe niżej ceniąc niż dobro konwentu, nie szli za chęcią własnej woli, byle miejsce święte pozostało wolne od przemocy wroga”. Obrona Jasnej Góry stała się tematem licznych malowideł – tak znajdujących się w samym klasztorze, jak i poza nim – oraz rycin. Ważne jest to, że obrońcy Jasnej Góry bronili nie obrazu, gdyż ten – jak wiemy – został przewieziony na Śląsk, ale świętego miejsca. Było już bardzo blisko poddania klasztoru i sanktuarium, o czym pisze z rozbrajającą szczerością i pokorą ojciec Kordecki. Stało się jednak inaczej. Jasna Góra, klasztor-forteca, ale twierdza o charakterze bardziej ornamentalnym niż obronnym, stała się twierdzą duchową, symboliczną, i tego symbolu broniono. Obrona nie miała, wbrew głoszonej legendzie, tak wielkiego znaczenia militarnego, była natomiast znakiem mobilizującym duchowo wszystkich Polaków. Od 1655 roku Jasna Góra trwa w społecznej świadomości jako wyspa ostatniego ratunku, oblana zewsząd morzem obcości i wrogości. Niedaleko tu jesteśmy od ideologii przedmurza!

    Jasna Góra stała się nietykalną stolicą Królowej Polski. Już 1 grudnia 1655 roku król szwedzki Karol Gustaw pisał do generała Mullera, że „atakowanie obrazu Maryi wywoła u Polaków jeszcze większy gniew”. Potwierdzić się to miało na początku XVIII wieku w dobie rozdarcia Polski między „Sasem” i „Lasem” – Augustem II i Stanisławem Leszczyńskim. Przed wojskami saskimi i szwedzkimi bronili Jasnej Góry (w latach 1702, 1704 i 1705) prowincjał Izydor Krasuski i przeor Innocenty Pokorski, a sprawa – jak pisał 27 stycznia 1704 roku sekretarz króla szwedzkiego, Olof Hernelin, do swego brata – „zaalarmowała cały kraj, ten naród uważa bowiem ten klasztor za Sanctissimum”.

    Jasna Góra stała się nietykalną stolicą Królowej Polski 

    Klasztor dzielił losy kraju także po utracie niepodległości. Fortyfikacje Jasnej Góry zostały zburzone z rozkazu cara Aleksandra I. Z kolei Aleksander II po powstaniu styczniowym, ukazem z roku 1864, skasował klasztory paulińskie poza Jasną Górą, której odebrano własną administrację zakonną, a majątki poddano zarządowi skarbu królestwa. Zaiste, prorocze aż do końca miały się okazać słowa, jakie konwent około roku 1770 skierował do Stanów Rzeczypospolitej: „Wierny swym królom i narodowi, jeżeli do ulżenia losów ojczyzny swojej nie przykładał się, to ich nie pogarszał nigdy. Tyle klęsk, tyle nieszczęśliwości wytrzymał cierpliwie; doznane szkody i straty były mu nawet i miłe, bo za swoich królów, za ojczyznę własną poniesione”.

    Kult Matki Boskiej jako królowej i pani kraju podkreślały kolejne koronacje obrazu. Pierwsza miała miejsce 8 września 1717 roku, jako pierwsza koronacja na prawach papieskich poza Rzymem. Król August II podarował korony, których jednak nie nałożono, uznając je za nie dość godne – przyjęto dopiero te, które przysłał papież Klemens XI. Przypomnijmy, że następne korony, już w naszym stuleciu, po kradzieży tych z XVIII wieku, przysłał w roku 1910 papież Pius X. W 1744 roku nastąpił akt oddania króla Augusta III i całej Polski Matce Bożej, a sejm z roku 1764 w swoich ustawach nazwał Matkę Boską Częstochowską – Królową Polski.

    Nadchodziły jednak czasy coraz burzliwsze i coraz ciemniejsze. Jasnej Górze, gdzie ongiś – jako w najbezpieczniejszym miejscu – prymas Szembek doradzał ukryć insygnia koronne, zaczęli znów zagrażać wrogowie. W 1771 roku bronili się tutaj konfederaci barscy. Potem Prusacy zapragnęli zawładnąć skarbami Jasnej Góry, a nawet samym obrazem. Deputacja sejmowa w 1793 roku odpowiedziała, że „obraz Najświętszej Panny, który jako starożytny monument pobożności ich przodków, wielu ofiarami uczczony, za własność całego narodu winien być poczytany”. Obraz pozostał na Jasnej Górze, nie przeniesiono go na teren wolnej jeszcze części Polski. Jednak Stanisław August polecił wpuścić do klasztoru księcia Golicyna i tak zaczęły się rabunki. Nie oszczędzali klasztoru ani wrogowie ani sojusznicy – choćby w czasach napoleońskich – ale pozostała związana z nim idea wolności Polaków. Matka Boska Częstochowska pozostała patronką niepodległości, nieprzyjaciele nazywali Ją „główną rewolucjonistką Polski”, paulini szerzyli Jej kult w kazaniach i pismach ulotnych. W Litanii loretańskiej umieszczano dalej wezwania „Regina Regni Poloniae” lub „Regina Regni nostri”. Obecna w wielkiej literaturze romantycznej, towarzyszyła uchodźcom i wygnańcom jako „Patronka wygnaństwa polskiego”, jako „Sybiraczka polska”. Matka Polaków była matką Polką wpatrzoną w ukrzyżowanego Syna. W 1863 roku umieszczono Ją na piersiach białego orła.

    Wizerunek ten był przyczyną wielu represji ze strony zaborców, zwłaszcza Prusaków i Rosjan, którzy upatrywali w nim symbolu patriotyzmu i polskiego buntownictwa. Nie pomogły jednak ani wzmożone represje, ani zamknięte granice. Podczas jubileuszu w 1882 roku zebrało się w Częstochowie około trzystu tysięcy wiernych ze wszystkich zaborów i z zagranicy – ktoś przybył nawet z Jerozolimy! (trudno pojąć, jak to było możliwe).

    Podczas jubileuszu w 1882 roku zebrało się w Częstochowie około trzystu tysięcy wiernych ze wszystkich zaborów i z zagranicy

    Matka Boska trafiła na sztandary Polski odrodzonej. Pani Jasnogórska otrzymała swoje święto, ustalone przez Piusa XI na 26 sierpnia, oraz przeznaczony na tę okazję formularz mszalny Fundamenta Eius. Z czasem zmieniono perykopę ewangeliczną przeznaczoną na ten dzień. Zamiast tekstu opisującego ból Matki pod krzyżem Chrystusa, zaczęto czytać opis cudu w Kanie Galilejskiej. Najpierw świętowano uroczystość patronki ludzkiej boleści, potem patronki ludzkiej radości. Dzięki kopiom, plakietom, ryngrafom i medalikom wizerunek jasnogórski trafił wszędzie tam, gdzie żyli Polacy: stał się on jednym z symboli jedności narodu.

    W czasie okupacji hitlerowskiej Matka Boska Częstochowska była patronką Polski Walczącej, stawiającej opór, wbrew wszystkiemu – wolnej. W Dzienniku generalnego gubernatora Hansa Franka zachowały się niezapomniane słowa: „Gdy wszystkie światła dla Polski zagasły, to wtedy zawsze jeszcze była Święta z Częstochowy i Kościół”. Nawet w czasie okupacji pielgrzymowano tutaj, odnawiano ślubowania młodzieży akademickiej.

    Po wojnie, 8 września 1946 roku, wobec milionowej rzeszy, prymas August Hlond, a za nim cały naród złożyli Pani Jasnogórskiej uroczyste śluby. Niezapomniane były obchody dziesięciolecia tej uroczystości z pustym miejscem przygotowanym dla prymasa Wyszyńskiego. Zbliżały się uroczystości tysiąclecia chrześcijańskiej Polski, poprzedzone wielką nowenną, uroczystości z pustym tronem Pawła VI. Tu odbywały się modlitewne „czuwania soborowe”.

    Trzeba pamiętać o niezwykłej pielgrzymce obrazu po kraju, kiedy to Matka Boska Częstochowska, jak pisał ksiądz Twardowski, okazała się „najpiękniejszą pątniczką, bez biżuterii wędrującą polskimi drogami”. Kiedy zaaresztowano wędrującą kopię wizerunku i odesłano do Częstochowy, Jasna Góra przeżywała swoje ostatnie – jak do tej pory – oblężenie. Sprawdzano nawet, czy ktoś nie próbuje wywieźć obrazu w bagażniku samochodu. W tym czasie wędrowały po Polsce puste ramy obrazu nawiedzenia i nieobecność wizerunku mówiła tym silniej o obecności Maryi wśród swego ludu.

    Pielgrzymki na Jasną Górę przestały być zjawiskiem tylko polskim: zaczęła – łącząc się przeważnie z pieszą pielgrzymką warszawską – przybywać młodzież z wielu krajów europejskich i pozaeuropejskich, odnajdując tu ludowe ciepło, niepowtarzalny koloryt i poczucie braterstwa, prawdziwą lekcję bycia Kościołem w marszu. To dzięki tej pielgrzymce odradza się ta zamarła na Zachodzie forma pobożności. Tak wielką liczbą pielgrzymów nie może się poszczycić żadne sanktuarium na świecie. Wielu z przybywających witał niestrudzony pielgrzym, kardynał prymas Wyszyński. Maryja przedstawiona w obrazie jasnogórskim była tą, której oddał swe życie i której zawierzył to, co mu było najdroższe: losy Ojczyzny. Tu przeżył swój największy tryumf, gdy w czerwcu 1979 roku witał papieża Polaka. Pierwsze słowa, jakie wypowiedział Jan Paweł II, wstąpiwszy na szczyt Jasnej Góry, przepełnione były radością i jakby niedowierzaniem, że do tego doszło: „Jestem tutaj, jestem tutaj”.

    W ciągu kilku niezapomnianych dni tej pielgrzymki przeżyliśmy właśnie ten fakt, że jesteśmy tutaj, w tym miejscu Europy, może tylko dzięki temu, że Ona jest tutaj; to przecież dzięki Niej – jak powiedział papież – „tu zawsze byliśmy wolni” tą osobliwą polską wolnością, nie wynikającą z ziemskich przesłanek. Czuli to pielgrzymi, którzy w XIX wieku przekradali się na tysiące sposobów przez granice zaborów, aby przed obrazem Pani Jasnogórskiej pooddychać życiem Polski dawnej. Tutaj Polacy ciągle byli jednym narodem. Zachowało się to w świadomości społecznej aż do dziś.

    Obchody jasnogórskiego jubileuszu w 1982 roku – niestety, bez Jana Pawła II – były przypomnieniem jasnych i ciemnych chwil. Maryja Jasnogórska „dana ku obronie narodu naszego” – jak mawiał prymas Wyszyński – spełnia tę swoją rolę. Matka wszystkich ludzi była w tym miejscu dla swych polskich dzieci „miastem ucieczki”, gdzie mogły przeżywać swoją tożsamość, odnajdywać samych siebie. Zobaczeni oczyma Matki, widzieli się większymi i lepszymi i to pozwalało im trwać, żyć, rozwijać się wbrew sprzysiężeniom zła. Tu widzieli także swoją małość, niedorastanie, niedojrzałość. Stąd może wywodzi się fakt, że tyle tu zawsze było rachunków sumienia, pokuty, nawróceń. Niewiele można wyliczyć na Jasnej Górze cudów, które mogłyby sprostać wymogom komisji lekarskiej, jaka urzęduje w Lourdes. Cudowność Jasnej Góry wydaje się polegać na czymś innym. Dzieją się tu cuda przede wszystkim moralne. I na tym w gruncie rzeczy polega obecność cudownego obrazu w dziejach polskich i w kulturze polskiej: nie na fakcie, że otoczyły go jak wieńcem wspaniałe dzieła sztuki i wota, nie na tym, że był kopiowany i opisywany przez największych poetów, lecz na tym, że promieniował na życie osobiste i społeczne milionów Polaków.

    Ks. Janusz Pasierb 

    Tekst pochodzi z książki autorstwa księdza Janusza Pasierba „Na początku była kultura” wydanej nakładem Księgarni św. Jacka. 

    AKTUALNOŚCI/2019-08-25

    ****************

    Msza św. o godz. 19.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    **

    *************************

    fot. Archiwumsługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Polski, Jasna Góra, 3 maja 1968 r.

    **

    “Ratunkiem dla świata jest wyznanie wiary w Boga. Najprostszy akt wiary – „Wierzę w Ciebie, Boże Żywy” więcej znaczy niż zjawiskowe, peryferyczne życie, któremu dajemy się pociągnąć. Przeceniamy często zjawiskowość przemijających rzeczy, a zapominamy o głębokiej prawdzie istnienia Boga-Człowieka, który jest wczoraj, dziś i jutro ten sam. To On prowadzi nas do Ojca, obdziela Duchem Świętym, wszczepia w swój Kościół i każe nam mieć świadomość jego misterium.

    Stoimy wobec tego misterium nie sami, ale z całą rzeszą ludzką, jako Lud Boży, wszyscy powołani do uświęcenia. Patronuje nam Matka Kościoła. W takim towarzystwie nie jesteśmy samotni.

    Tam gdzie jest Chrystus i Maryja, nasze «puste stągwie» mogą napełnić się «dobrym winem». Zależy to tylko od naszego współdziałania z Bogiem”.

    (sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński)

    ************************************************************************

    czwartek, 27 sierpnia 2020

    wspomnienie św. Moniki

    MONICA

    Public Domain

    **

    Monika urodziła się ok. 332 r. w Tagaście (północna Afryka), w rodzinie rzymskiej, ale głęboko chrześcijańskiej. Jako młodą dziewczynę wydano ją za pogańskiego urzędnika, Patrycjusza, członka rady miejskiej w Tagaście. Małżeństwo nie było dobrane. Mąż miał charakter niezrównoważony i popędliwy. Monika jednak swoją dobrocią, łagodnością i troską umiała pozyskać jego serce, a nawet doprowadziła go do przyjęcia chrztu. W wieku 22 lat urodziła syna – Augustyna. Po nim miała jeszcze syna Nawigiusza i córkę, której imienia historia nam nie przekazała. Nie znamy także imion innych dzieci.
    W 371 r. zmarł mąż Moniki. Monika miała wówczas 39 lat. Zaczął się dla niej okres 16 lat, pełen niepokoju i cierpień. Ich przyczyną był Augustyn. Zaczął on bowiem naśladować ojca, żył bardzo swobodnie. Poznał jakąś dziewczynę; z tego związku narodziło się nieślubne dziecko. Ponadto młodzieniec uwikłał się w błędy manicheizmu. Zbolała matka nie opuszczała syna, ale szła za nim wszędzie, modlitwą i płaczem błagając dla niego u Boga o nawrócenie. Kiedy Augustyn udał się do Kartaginy dla objęcia w tym mieście katedry wymowy, matka poszła za nim. Kiedy potajemnie udał się do Rzymu, a potem do Mediolanu, by zetknąć się z najwybitniejszymi mówcami swojej epoki, Monika odnalazła syna. Pewien biskup na widok jej łez, kiedy wyznała mu ich przyczynę, zawołał: “Matko, jestem pewien, że syn tylu łez musi powrócić do Boga”. To były prorocze słowa. Augustyn pod wpływem kazań św. Ambrożego w Mediolanie przyjął chrzest i rozpoczął zupełnie nowe życie (387).

    Szczęśliwa matka spełniła misję swojego życia. Mogła już odejść po nagrodę do Pana. Kiedy wybierała się do rodzinnej Tagasty, zachorowała na febrę i po kilku dniach zmarła w Ostii w 387 r. Daty dziennej Augustyn nam nie przekazał. Wspomina jednak jej pamięć w najtkliwszych słowach.
    Ciało Moniki złożono w Ostii w kościele św. Aurei. Na jej grobowcu umieszczono napis w sześciu wierszach nieznanego autora. W 1162 r. augustianie mieli zabrać święte szczątki Moniki do Francji i umieścić je w Arouaise pod Arras. W 1430 r. przeniesiono je do Rzymu i umieszczono w kościele św. Tryfona, który potem otrzymał nazwę św. Augustyna. Św. Monika jest patronką kościelnych stowarzyszeń matek oraz wdów.

    W ikonografii św. Monika przedstawiana jest w stroju wdowy. Jej atrybutami są książka, krucyfiks, różaniec.

    Internetowa Liturgia Godzin – Czyteln

    ***

    Święta Monika – patronka sytuacji bez wyjścia i jej syn 

    Nie miała łatwo, praktycznie od samego początku. Choć urodziła się w rodzinie chrześcijańskiej, w 332 r., w Afryce, jej wiara musiała się skonfrontować z pogańskim stylem życia.  

    Rodzice bardzo szybko wydali ją za mąż za Rzymianina, urzędnika z jej rodzinnego miasta. Był 20 lat starszy, niewierzący, do religijnego zaangażowania żony podchodził z prześmiewczym dystansem, szybko zaczął ją zdradzać… Nie bez powodu św. Monika jest patronką wielu trudnych spraw i wielu sytuacji bez wyjścia.  

    Rozrywka, biesiady, kobiety – na to wszystko patrzyły dzieci Moniki, których, zgodnie z przekazami, miała troje. Najbardziej nasiąkał tym stylem życia najstarszy z nich, Augustyn. W zasadzie trudno się dziwić, że szybko poszedł w ślady ojca. Nie miało już znaczenia, że ten tuż przed śmiercią nawrócił się i przyjął chrzest. Augustyn wszedł w dorosłe życie z przekonaniem, że to przyjemności są celem i postanowił z nich korzystać najpełniej jak mógł. Żył dość swobodnie, szybko poznał kobietę, razem korzystali z życia, i nawet kiedy urodziła mu dziecko, dalej myślał głównie o rozrywkach. Kiedy okazało się, że imprezowe życie nie zaspakaja jego duchowych potrzeb, zaczął szukać odpowiedzi na filozoficzne dylematy i szybko dołączył do sekty manichejczyków. Dualizm świata, nieustanna walka między dobrem a złem, światłem i ciemnością, materią i duchem, a nade wszystko bezgraniczne zaufanie rozumowi – to bardzo mocno pociągało młodego Augustyna. Do czasu… 

    A Monika, jego matka, wciąż miała nadzieję i tak jak kiedyś o nawrócenie męża, modliła się teraz o nawrócenie syna, często ze łzami w oczach. Wtedy, kiedy bawił się w towarzystwie kobiet, kiedy w głowie miał tylko rozrywki i później, gdy dołączył do sekty i postanowił zostać mówcą. Gdy pojechał do Kartaginy, a następnie do Rzymu i Mediolanu… „Matko, jestem pewien, że syn tylu łez musi powrócić do Boga” – usłyszała kiedyś i to były prorocze słowa, a sam Augustyn napisał potem w „Wyznaniach”: „Matka powiedziała mi – z największym spokojem, z taką pogodą, jaką daje zupełna ufność – iż wierzy, że zanim odejdzie z tego świata, ujrzy mnie wierzącym. Tyle do mnie rzekła. Do Ciebie zaś, który zdrojem jesteś miłosierdzia, jeszcze goręcej się modliła, płacząc, prosiła, abyś jak najrychlej wspomógł mnie i rozświetlił moje ciemności Twoim światłem”.Do Rzymu i Mediolanu Augustyn podróżował w jednym, określonym celu. Chciał poznać najznamienitszych mówców swego czasu. Wiedział, że matka nie odpuści, że będzie chciała za nim podążyć, nie chciał na to pozwolić. Kiedy więc już znaleźli się nad brzegiem morza, gotowi do drogi, Augustyn skłamał, że statek odpłynie dopiero na drugi dzień, i w nocy sam odpłynął cichaczem. Kłamstwa tego później żałował, o czym może świadczyć jego późniejsze wyznanie: „Okłamałem tak dobrą matkę, kiedy za mnie łzy lała i modliła się! A czegóż żądała? Oto, abyś Ty, Boże, nie pozwolił mi odjeżdżać; ale Ty, Panie, patrząc w przyszłość, nie wysłuchałeś jej próśb. Jej krzyk boleści wzniósł się ku Tobie, gdy nazajutrz zobaczyła statek, który mnie unosił na pełnym morzu, statek, który mnie wiódł do zbawienia”.  

    Monika, dowiedziawszy się później, że Augustyn z Rzymu udał się do Mediolanu, bez wahania podążyła za nim. Jakże się zdziwiła, kiedy na miejscu dowiedziała się, że jej syn zupełnie zerwał z manichejczykami i chłonie cały sobą słowa biskupa Ambrożego. Wsłuchiwał się w nie uważnie przez dwa lata, poznawał Ewangelię, rozkochał się w Piśmie Świętym. W tym czasie miało miejsce owo znane z późniejszych opisów wydarzenie, kiedy to wzburzony Augustyn wybiegł pewnego dnia do ogrodu, by się modlić. Tam niespodziewanie usłyszał słowa „Tolle lege” (weź, czytaj), od razu odniósł je do siebie, wrócił do domu i wziął do ręki Listy św. Pawła Apostoła. Otworzył i zaczął czytać: „Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i w wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa, i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13, 13-14)… Te słowa wystarczyły: w 387 r. przyjął chrzest z rąk biskupa Ambrożego i rozpoczął nowe życie.  

    fot. Fr. Lawrence Lew OP/Flickr

    **

    Monika zmarła w tym samym roku, w poczuciu, że uczyniła w tym życiu wszystko, co miała uczynić, że już nic więcej na tym świecie jej nie trzyma. Miała 56 lat. „Nic na świecie już mnie nie raduje i nie wiem, czemu jeszcze tutaj żyję, kiedy wszystko się spełniło, do czego wzdychałam tak długo i czego pragnęłam – wyznała synowi tuż przed powrotną podrożą do Afryki. – Jedynym celem życia mego było, mój synu, widzieć ciebie chrześcijaninem. I otóż Bóg spełnił to życzenie moje, gdyż widzę cię Jego sługą, pogardzającym znikomościami tego świata. Cóż jeszcze tutaj po mnie? Jestem zbyt szczęśliwa, by żyć dalej na tym świecie. Siałam wśród łez, ale sprzątam żniwo z prawdziwym uszczęśliwieniem”. Łaskę Twoją i prawość opiewać pragnę, grać będę Tobie, Panie, na chwałę – śpiewano ponoć przy jej śmierci. – Będę się trzymał zawsze dróg prawych. Kiedyż więc przyjdziesz do mnie? (Ps 101). 

    Monika fizycznie nie była już obecna przy swoim synu, ale pozostała w jego pamięci i sercu do końca. Poświęcił jej wiele miejsca w „Wyznaniach”, książce opowiadającej o jego drodze do Boga i życiu z Nim. Zdawał sobie sprawę, że Bóg wysłuchał modlitw jego matki, że tak, jak błagała o nawrócenie swojego męża, tak też walczyła o niego, swojego syna. „Czy mogłeś wzgardzić jej łzami, czy mogłeś nie wysłuchać jej modlitw, w których błagała Cię nie o srebro i złoto, nie o jakiekolwiek dobra zmienne i przemijające, lecz o zbawienie duszy swego syna? Z Twojej przecież łaski była taka, jaka była. Nie mogłeś jej, Panie, odmówić pomocy”. Teraz, kiedy sam Boga pokochał, kiedy gotów był oddać Mu wszystko zrozumiał, jak bardzo musiała cierpieć, widząc jego rozrywkowe życie i fascynację manichejczykami. Nie mógł jej powiedzieć, jak bardzo żałuje, jak bardzo ją kocha, jak bardzo jest wdzięczny. Ale ową wdzięczność wraził w inny sposób. 

    „Odpuść, błagam, odpuść jej, Panie! Nie idź z nią na sąd! – modlił się po śmieci matki. – Niech nad sądem góruje miłosierdzie. Bo przecież słowa Twoje są niezawodne, a miłosiernym miłosierdzie obiecałeś”. Tym samym spełnij jej prośbę: „To nieważne gdzie złożycie moje ciało – mówiła. – Nie martwcie się o to! Tylko o jedno was proszę, żebyście, gdziekolwiek będziecie, wspominali mnie przed ołtarzem Pańskim”.Po śmierci matki Augustyn wrócił do Afryki i wraz z przyjaciółmi zamieszkał w klasztorze, by się modlić i studiować Pismo Święte. Powoli do rozmodlonych mężczyzn przychodzili kolejni, pragnący głębokiej relacji z Bogiem. Pobożność oraz teologiczna i filozoficzna dociekliwość Augustyna nie pozostały niezauważone. Kiedy ówczesny biskup Hippony, Waleriusz, zwrócił się do ludzi, by wskazali kandydata na kapłana, wybór nie był trudny. Augustyn przyjął propozycję z nieukrywanym wzruszeniem. Najpierw Waleriusz wyświęcił go na swojego sufragana, a potem, po jego śmierci, to właśnie Augustyn został biskupem Hippony.  

    Był rok 396. Augustyn szybko wypowiedział walkę błędom, jakie za jego czasów nękały Kościół: manicheizmowi, donatystom i pelagianom. Wykształcenie, wiedza filozoficzno teologiczna i znajomość „przeciwnika“ pozwoliły ma na skuteczną obronę ortodoksji. Zmarł w 430 r., w czasie oblężenia Hippony przez Wandalów. Chrześcijaninem był przez ponad połowę swojego życia. Czas ten poświęcił na poznawanie Boga, modlitwę i rozważania filozoficzno-teologiczne ku większej chwale Boga. Zostawił po sobie kilkadziesiąt tomów pism. Zachowały się 363 kazania i 217 listów Augustyna z Hippony. Jest świętym i doktorem Kościoła.Tego chyba jego matka Monika nie spodziewała się w najśmielszych oczekiwaniach. Chciała, by po prostu był blisko Boga, zwłaszcza wtedy, kiedy patrzyła na jego poczynania u progu dorosłości. Zapewne nie pragnęła niczego więcej, kiedy widziała, jak blisko piętnaście lat później z zapartym tchem słucha kazań Ambrożego, jak bardzo pragnie przyjąć chrzest. Wystarczyło jej, gdy tuż przed jej śmiercią, rozmawiali o życiu z Bogiem i tęsknocie za Nim… Ale Bóg może wszystko, dużo więcej niż to, o co prosimy, czego się spodziewamy. „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). 

    Beata Legutko/Misyjne drogi

    ***********

    Rzym: papież Franciszek odwiedził bazylikę św. Augustyna

    W dniu liturgicznego wspomnienia św. Moniki, papież Franciszek udał się z prywatną wizytą do bazyliki św. Augustyna. Tam modlił się w kaplicy, w której złożone są relikwie tej świętej.

    Papież Franciszek w bazylice św. Augustyna

    W czwartkowe popołudnie, 27 sierpnia, papież Franciszek odwiedził rzymską bazylikę św. Augustyna, położoną w centrum Rzymu w części miasta zwanej Campo Marzio (Pole Marsowe). Ojciec święty w gronie kilku osób modlił się w kaplicy, w której znajduje się trumna z relikwiami św. Moniki – matki św. Augustyna. Następnie powrócił do Watykanu.

    Pierwotnie ciało św. Moniki było złożone w Ostii, gdzie święta zmarła w trakcie podróży do rodzinnej Tagasty w 387 r. W 1162 r. augustianie mieli przetransportować jej doczesne szczątki do Francji i umieścić je w Arouaise niedaleko Arrasu. W 1430 r. przeniesiono je do rzymskiego kościoła św. Tryfona, dzisiejszej bazyliki św. Augustyna.

     Sala Stampa Vaticana/Tygodnik NIEDZIELA

    *************************************************

    piątek – 28 sierpnia 2020

    **

    godzinna adoracja od godz. 18.00

    wspomnienie św. Augustyna, biskupa i Doktora Kościoła

    Augustyn z Hippony urodził się w 354 w Tagaście a zmarł w 430 w Hipponie. Został nazwany „Doktorem Łaski” i był jednym z największych myślicieli pierwszego tysiąclecia po Chrystusie.

    Opus Dei - Św. Augustyn z Hippony

    Augustyn z Hippony urodził się w 354 w Tagaście (dzisiejsze Suk Ahras) a zmarł w 430 w Hipponie (Annaba, oba miasta znajdują się dzisiaj w Algierii). Został nazwany „Doktorem Łaski” i był jednym z największych myślicieli pierwszego tysiąclecia po Chrystusie.

    Nie od początku był święty. Za to jego mama św. Monika była gorliwą chrześcijanką. Ojciec ochrzcił się pod wpływem swej żony na krótko przed śmiercią. Właśnie pod wpływem taty, rzymskiego urzędnika postanowił być retorem. W tym celu dość szybko zaczął studia w Madaurze, a już mając siedemnaście lat przeniósł się do Kartaginy (Tunis). Tu dość szybko zaczął żyć w konkubinacie z kobietą nieznaną nam dziś z imienia. Związek ten przetrwał ok. trzynastu lat. Już mając dziewiętnaście lat został ojcem.

    Pod wpływem lektury Cycerona zainteresował się filozofią. Zaczął szukać życiowej prawdy. A skoro religię matki traktował jako „babskie gadanie”, związał się z bardzo rozpowszechnioną wówczas sektą manichejczyków. Wyznawali oni mieszaninę wierzeń staroirańskich, buddyjskich i chrześcijańskich. Uważali, że istnieją równolegle dwaj bogowie – dobry i zły, i że to ten drugi stworzył świat materialny. W efekcie wierzyli w odwieczną walkę dobra ze złem, a ducha z materią. Z racji przynależności do manichejczyków matka zakazała Augustynowi wstępu do domu.

    AUGUSTYN MIAŁ BOGATĄ OSOBOWOŚĆ, ZŁOŻONĄ I GŁĘBOKĄ: GRZESZNIK, FILOZOF, TEOLOG, MISTYK POETA, MÓWCA, POLEMISTA, PISARZ , PASTERZ, ŚWIĘTY

    Po ukończeniu studiów zaczął uczyć łaciny, logiki i retoryki w Tagaście i Kartaginie, a potem, wbrew matce, wyjechał do Rzymu. Zaczął nabierać dystansu do manicheizmu. Przez krótki czas stał się zwolennikiem filozoficznego sceptycyzmu. Dzięki protekcji prefekta Rzymu poganina Symmacha dostał posadę retora w Mediolanie.

    Tu zachwycił się kazaniami biskupa św. Ambrożego, który potrafił połączyć wyjaśnianie wiary z filozofią grecką. Inni intelektualiści chrześcijańscy zbliżyli go pism neoplatońskiego Plotyna oraz zachwycili wstępem św. Jana o Logosie (J 1. 1-14 ) i listami św. Pawła. Do Mediolanu przybyła św. Monika modląc się wytrwale za swojego syna szukającego prawdy.

    Augustyn jest wybitnym retorem. Już w drugim roku pobytu w Mediolanie może wygłosić doroczną mowę na cześć cesarza w jego pałacu. Jednocześnie ma pragnienie założenia filozoficznej wspólnoty, by intensywniej szukać prawdy. Wydaje się jednak, że zwyciężają wymogi „prozy życia”. Augustyn oddala konkubinę, która później także stanie się chrześcijanką. Retor pozostawia przy sobie syna Adeodata i zaręcza się z kobietą z „dobrej rodziny”. Jednak namiętności tak nim targają, że nie jest w stanie przeżywać narzeczeńskiego dystansu i zamieszkuje z jeszcze inną kobietą.

    Przełom następuje w wyniku spotkania z Pontycjanem wysokim urzędnikiem rzymskim, który z zachwytem opowiada o mnichu-pustelniku św. Antonim z Egiptu. Następującą noc Augustyn spędza na medytacji listów św. Pawła i postanawia radykalnie zmienić swoje życie. Porzuca plany matrymonialne. Po kilkumiesięcznym przygotowaniu wraz z synem i przyjacielem Alipiuszem przyjmuje chrzest i wraca do rodzinnej Tagasty.Tu wraz z przyjaciółmi przez trzy lata wiedzie życie zakonne a sława jego mądrości i pobożności rozchodzi się po całym regionie. Z tej racji gdy brał udział w jednej uroczystości liturgicznej, lud i biskup poprosili go, by przyjął święcenia kapłańskie.


    Szlakami Ojców Kościoła/Opus Dei.pl

    AUGUSTINE

    Public Domain

    **

    Św. Augustyn, biskup, doktor Kościoła. Urodził się w roku 354 w Tagaście. Syn Patrycjusza i Moniki. Kształcił się w Tagaście, Madurze i Kartaginie.

    Mimo troskliwego wychowania przez matkę w młodości prowadził życie grzeszne. W 17 roku życia związał się z kobietą, która urodziła mu syna – Adeodata. Konkubinat ten trwał 15 lat. Jako nauczyciel retoryki związany ze środowiskiem manichejczyków, pracował w Kartaginie, Rzymie i Mediolanie.

    Tam słuchał kazań św. Ambrożego, dzięki którym podjął lekturę Pisma Świętego. W roku 386 doznał duchowego wstrząsu, który spowodował nawrócenie. W Wielkanoc 387 roku wraz ze swoim synem przyjął chrzest. Rezygnując z pracy, powrócił do Afryki. Podczas podróży w Ostii umarła mu matka – św. Monika.

    Po powrocie do Afryki sprzedał swój skromny majątek i w Tagaście założył klasztor, w którym przebywał do 391 roku. Wtedy otrzymał święcenia kapłańskie. W pięć lat później został biskupem Hippony. Dał się poznać jako gorliwy i mądry pasterz. Zajął zdecydowaną postawę wobec błędów manicheizmu, donatyzmu i pelagianizmu.

    Jego nauka filozoficzna, teologiczna ogarnęła cały Kościół Zachodni. Wywarł ogromny wpływ na duchowość chrześcijaństwa, a także na życie zakonne. Jego mowy i pisma zalicza się do najświetniejszych dzieł chrześcijaństwa. Najbardziej znane są „Wyznania”.

    Umarł 28 sierpnia 430 roku, podczas oblężenia Hippony przez Wandalów. Jest jednym z czterech wielkich doktorów Kościoła Zachodniego. Patron augustianów, kanoników regularnych, magdalenek, Kartaginy; drukarzy, wydawców, teologów. Jego relikwie znajdują się w kościele S. Piotro in Ciel d’0ro w Pawii.

    W ikonografii św. Augustyn przedstawiany jest w stroju biskupim, czasami jako zakonnik. Jego atrybutami są: anioł mówiący mu do ucha, dziecko nad brzegiem morza przelewające wodę do dołka, księga, pastorał, serce w dłoni, serce przeszyte dwiema strzałami, uczeń lub grupa uczniów.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ***

    MSZA ŚW. – godz. 19.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji

     

    ***

    Św. Augustyn: trofeum Chrystusa


    Św. Augustyn: trofeum Chrystusa

    W chwili, gdy z hukiem upadało zachodnie imperium rzymskie, w paradoksalny sposób trwał jeden z najwyższych i najsilniejszych filarów Kościoła i cywilizacji zachodniej: Augustyn z Hippony. Jego nauczanie jest dzisiaj bardziej aktualne niż kiedykolwiek.

    Augustyn urodził się w Tagaście, niewielkim mieście Północnej Afryki, w roku 354, jako syn poganina Patrycjusza i chrześcijanki Moniki. Poznał wiarę katolicką, lecz nie został ochrzczony. Sam mówił o sobie, że był kłamcą, zapalonym wielbicielem gier i przedstawień cyrkowych.

    Człowiek zniewolony

    Trzy potężne więzy krępowały Augustyna: pragnienie ludzkich zaszczytów, błędy manichejskie i żądze cielesne. Czegóż więc – sądząc po ludzku – można się było spodziewać po Aureliuszu Augustynie? Niewiele.

    Dlaczego więc przypadek Augustyna okazał się nadzwyczaj chwalebny? To proste: czekała nań łaska Boża, ponieważ Bóg wybrał go, aby pokazać moc swojej łaski zdolnej rozjaśniać nawet najgłębsze ciemności i przemieniać najbardziej nawet łasą na pochlebstwa próżność w pokorę oraz oczyszczać ciała i dusze splamione lubieżnością.

    Historia Augustyna w oczywisty sposób pokazuje prawdę słów Pisma, iż z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi (Mt 3, 9). To dlatego późniejszy Augustyn tyle razy, tak przekonująco i poruszająco mówił o łasce Bożej.

    Przykład ważniejszy od słów

    Na proces powrotu Augustyna do Boga wpłynęły liczne i zróżnicowane czynniki. Nigdy nie zarzucił on intelektualnych poszukiwań prawdy. Poddawał surowej krytyce różne punkty widzenia, uczciwie oceniając własne odkrycia i odrzucając wszystko, co okazywało się nieprawdą lub błędem. Nie znał jeszcze prawdy, nie wiedział, gdzie ją znaleźć, ale pilnie poszukiwał.

    Cieszył się przyjaźnią dobrych ludzi, mniej odeń utalentowanych, ale znacznie lepiej się prowadzących. To ich przykład, bardziej niż słowa, przekonał go w końcu o pustocie jego własnych zamiłowań.

    Gdy przebywał w Mediolanie, wielkie wrażenie wywarł na nim tamtejszy biskup – św. Ambroży – wykształcony i elokwentny, wspaniały mówca, co Augustyn, profesor literatury i retoryki, z miejsca docenił. Ale nie doskonałość łaciny Ambrożego najmocniej zachwyciła Augustyna, lecz pasterska posługa biskupa w pełni oddanego swej misji kapłańskiej, głęboko zatroskanego o potrzeby duchowe wiernych i oddanego nieprzerwanej lekturze Pisma Świętego, by móc tłumaczyć ludowi chrześcijańskiemu jego życiodajne słowa.

    Syn matczynych łez

    Jednak nie sama lektura św. Pawła polecona przez Ambrożego przemieniła Augustyna. Kluczowym czynnikiem w procesie nawrócenia niespokojnego ducha okazała się jego matka.

    Ta godna podziwu kobieta zdołała już skłonić do nawrócenia przed śmiercią swego pogańskiego męża. Kiedy więc Augustyn wyjechał z Afryki do Italii, Monika podążyła za nim, srodze cierpiąc na duszy z powodu stylu życia syna. Jako chrześcijance nie wystarczały jej sukcesy, jakie odnosił, i zaszczyty, jakie nań spadały, skoro pozostawał z dala od Boga. Każdego dnia, a czasem nawet dwa razy dziennie Monika udawała się do świątyni, aby błagać Boga o nawrócenie Augustyna. Gdy kiedyś zwierzyła się ze swej zgryzoty pewnemu biskupowi, ten wysłuchawszy jej, wyrzekł prorocze słowa: Niemożliwe, by zatracił się syn, nad którym tyle łez wylano!

    Ukojenie serca

    Łaska działała powoli, lecz nieodwracalnie. Augustyn w końcu porzucił grzeszne życie i z zaangażowaniem przygotowywał się do chrztu – głęboko odczuł to, co później przekuje w nieśmiertelne zdanie: Stworzyłeś nas dla siebie, Panie, i niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie.

    Wraz z Augustynem ochrzczony został także jego syn Hadeodat, chłopiec bystry i spragniony Boga, o którym ojciec z pokorą mówił, że nie włożył weń nic oprócz własnego grzechu. W rzeczywistości jednak bardzo się przejmował jego chrześcijańskim wychowaniem i starał się naprawić swój grzech, pomagając synowi odrodzić się do życia wiecznego w Duchu Świętym. Niedługo potem Hadeodat zmarł, a jego ojciec stawił czoła temu doświadczeniu z wiarą, odnajdując pociechę w dziele Bożym, które się w nim dokonało.

    Wzór chrześcijańskiej matki

    Wkrótce po chrzcie Augustyna zmarła też jego święta matka. Przed śmiercią powiedziała do Augustyna: Synu, mnie już nic nie cieszy w tym życiu. Niczego już się po nim nie spodziewam, więc nie wiem, co ja tu jeszcze robię i po co tu jestem. Jedno było tylko życzenie, dla którego chciałam trochę dłużej pozostać na tym świecie: aby przed śmiercią ujrzeć ciebie chrześcijaninem katolikiem. Obdarzył mnie Bóg ponad moje życzenie, bo widzę, jak wzgardziwszy szczęściem doczesnym, stałeś się Jego sługą. Co ja tu robię jeszcze? (Wyznania, IX, 10).

    Oto prawdziwa matka, która martwi się przede wszystkim o zbawienie syna, a nie o jego sukcesy zawodowe i finansowe! Czymże bowiem są sukcesy tego świata wobec tego, co ma wartość najwyższą: łaski życia w Bogu?

    Jakież to smutne widzieć dzisiaj chrześcijańskich rodziców, którzy czynią tyle wysiłków dla zapewnienia powodzenia swoim dzieciom, jednocześnie zaniedbując ich wychowanie chrześcijańskie i wcale nie dbając o to, by służyć im przykładem własnego życia i chrześcijańskiej moralności, a czasem wręcz przecząc nauczaniu Chrystusa i Kościoła!

    Imperia upadają, Boże dzieło trwa

    Już jako katolik, Augustyn powrócił do rodzinnej Afryki, gdzie został mnichem i kapłanem, a niedługo później biskupem Hippony, niewielkiego portu w Numidii, niezbyt ludnej diecezji o drugorzędnym znaczeniu. Otrzymawszy sakrę biskupią, nadal żył jako mnich w swojej wspólnocie.

    Życie episkopalne dzielił Augustyn między troskę o powierzoną sobie owczarnię i powołanie pisarskie. Nieprzerwanie pisał nocami, ponieważ obowiązki pasterskie nie zostawiały mu czasu w dzień. Przez dobre dwanaście lat z okładem pisał po nocach Miasto Boga, a przez osiemnaście lat Traktaty o Najświętszej Trójcy. Był wielkim bojownikiem o czystość wiary katolickiej. Wiele lat życia poświęcił walce z herezją manichejską (tą samą, do której dołączył za młodu), podobnie jak obronie wiary przed donatystami i zwalczaniu rodzącej się herezji pelagiańskiej.

    Ten mistrz wiary, trofeum Chrystusa, Doktor Kościoła zmarł w roku 430 w Hipponie oblężonej przez Wandalów, gdy nieuchronnie zbliżał się koniec Imperium Romanum. Imperium wkrótce upadło, pozostało jednak dzieło Boże i Boży człowiek, którego słowa i przykład wciąż pomagają i dopingują do poszukiwania Boga.

    Jeśli za mało miłuję, spraw, abym mocniej miłował. Nie potrafię zmierzyć miłości, nie wiem, o ile bardziej powinienem Cię kochać, by życie moje pobiegło w Twoje objęcia i już nigdy się od Ciebie nie odwróciło aż do chwili, gdy się na zawsze ukryje w świątyni Twej obecności. To jedno tylko wiem, że źle mi jest bez Ciebie, źle nie tylko wokół mnie, lecz i we mnie samym, a wszelkie bogactwo, które nie jest moim Bogiem, to nędza (Wyznania, XIII, 8).

    Kardynał Jorge Arturo Medina Estévez (Chile) – były prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

    Artykuł Kardynała Jorge Mediny Estéveza opublikowany został w 27 nr.dwumiesięcznika “Polonia Christiana”. Magazyn jest już dostępny w kioskach, dobrych salonach prasowych oraz na stronach ksiegarnia.piotrskarga.pl i epch.poloniachristiana.pl.

    *****

    “Wyznania” św. Augustyna – the best of…

    "Wyznania" św. Augustyna - the best of...
    Św. Augustyn – witraż w Lightner Museum w St. Augustine na Florydzie/DADEROT

    **

    “Stworzyłeś nas, Panie, jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie” – te słowa otwierające “Wyznania” św. Augustyna znam od dawna. Ale dopiero niedawno w całości przeczytałem tę księgę – dzieło najwybitniejszego myśliciela pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa, którego wspominamy dziś w liturgii Kościoła.

    Oto garść zakreślonych przy tej okazji fragmentów, z konieczności wyjętych z kontekstu. W nawiasach podaję ich lokalizację (numer księgi i rozdziału), by w razie potrzeby łatwiej było do nich dotrzeć.

    •    Zupełnie nie byłoby mnie, gdyby Ciebie nie było we mnie! (I,2)

    •    Ciasna to chatka – dusza moja. (I,5)

    •    Upadla się dusza, kiedy się od Ciebie odwraca i poza Tobą szuka tego, co w czystości i jasności może znaleźć tylko wtedy, gdy do Ciebie powraca. (II,6)

    •    Wyczerpywałem się w niemoralności i daleko zaszedłem po drodze ciekawości bezbożnej, oderwawszy się od Ciebie; dotarłem aż na dno zwątpienia i w sam gąszcz podstępnych kultów diabelskich. (III,3)

    •    Dzięki Twemu miłosierdziu imię Syna Twego, mego Zbawcy, już z mlekiem matki moje serce w dzieciństwie wchłonęło w siebie pobożnie i bardzo głęboko przechowywało. I jeśli gdzieś brakło owego imienia, to choćby dzieło miało najwytworniejszą formę literacką i głosiło rzeczy prawdziwe, nie mogło porwać mnie całego. (III,4)

    •    Ty byłeś bardziej wewnątrz mnie niż to, co we mnie było najbardziej osobiste, a zarazem wyżej nade mną, niż mogłem myślą sięgnąć kiedykolwiek. (III,6)

    •    Na pewno nigdy i w żadnym miejscu nie jest to niewłaściwe: kochać Boga z całego serca, całej duszy i z całej myśli i kochać bliźniego jak siebie samego. Dlatego grzechy przeciw naturze, jak te, które popełniali sodomici, wszędzie i zawsze. zasługują na potępienie i karę. Choćby je popełniały wszystkie ludy, wszystkie byłyby na mocy prawa Bożego uznane za tak samo zbrodnicze. Bóg bowiem nie stworzył ludzi do tego, żeby się sobą w taki sposób posługiwali. (III,8)

    •    W owych latach żyłem z kobietą niezwiązaną ze mną prawnym małżeństwem, na którą natrafiła moja niekierująca się roztropnością namiętność. Ale miałem tylko tę jedną kobietę i dochowywałem jej wierności. W tym związku mogłem przez własne doświadczenie poznać, jaka jest różnica między prawdziwym małżeństwem, zawieranym w celu wydania na świat potomstwa, a związkiem zawieranym w celu zaspokojenia namiętności, w którym rodzą się dzieci także niechciane – ale gdy się urodziły, to już się je kocha. (IV,2)

    •    Nie wahałem się też przed zasięganiem rad u oszustów zwanych astrologami. Oni wprawdzie nie składają ofiar ani nie zanoszą modłów do żadnych duchów, aby się udała wróżba, ale prawdziwa pobożność chrześcijańska stanowczo odrzuca to, co robią. Dobrze jest bowiem sławić Ciebie, Panie, i mówić: „Zmiłuj się nade mną, ulecz duszę moją, bo zgrzeszyłem przeciw Tobie”, i nie wykorzystywać Twej pobłażliwości dla zapewnienia sobie swobody grzechu, lecz raczej pamiętać o słowach Pańskich: „Oto wyzdrowiałeś; już więcej nie grzesz, aby ci się co gorszego nie zdarzyło”. Ta zasada jest podstawą naszego zbawienia. Astrologowie zaś starają się ją obalić. Mianowicie mówią: „Niebo cię obarczyło przymusem grzeszenia”. Albo: „Wenus tego dokonała”. Albo Saturn czy Mars. Wszystko zaś po to, aby człowiek – ciało i krew, pyszna zgnilizna – stał się niewinny. Aby można było zrzucić winę na Stwórcę i Rządcę nieba i gwiazd. (IV,3)

    •    Prawda jest tu, przed nami! (IV,14)

    •    Biada zuchwałej duszy, która sobie uroiła, że jeśli od Ciebie odejdzie, to coś lepszego znajdzie. W którakolwiek zwróci się stronę – w tył, w bok, znowu w przód – wszędzie jej wszystko dolega okrutnie. A tylko Tyś spokojem. I oto jesteś blisko. (VI,16)

    •    Łatwiej byłoby mi wątpić w to, że żyję, niż w to, że istnieje prawda, która poprzez rzeczy stworzone można zrozumieć i poznać. (VII,10)

    •    Przyjdź, Panie, i porusz nasze serca. Przywołaj nas do siebie. Zapal nas i porwij. Niech nas owieje Twoja woń i słodycz Twoja – abyśmy już Cię pokochali, już pobiegli ku Tobie. (VIII,4)

    •    Gruntowniej bowiem pokonujemy diabła, gdy mu odbieramy człowieka, którego mocniej spętał i poprzez którego większą liczbę ludzi trzymał w niewoli. A diabeł mocniej panuje nad tymi, którzy pysznią się wysokim stanowiskiem, jak też za ich pośrednictwem panuje nad większą liczbą ludzi dzięki wpływowi, jaki owi dostojnicy wywierają. (VIII,4)

    •    Jakże skwapliwie ludzie badają cudze życie, a jak się opieszale zabierają do naprawienia swojego. (X,3)

    •    Nie jakimś mglistym uczuciem, ale stanowczym wyborem kocham Ciebie, Panie. (X,6)

    •    Co ja właściwie miłuję, kiedy miłuję Ciebie? Nie urodę cielesną ani urok życia doczesnego. Nie promienność światła tak miłego moim oczom. Nie melodie słodkie pieśni rozmaitych. Nie woń upajającą kwiatów, olejków, pachnideł. Nie mannę ani miód. Nie ciało, które pragnąłbym uścisnąć. Nie takie rzeczy miłuje, gdy miłuję mojego Boga. A jednak kocham pewnego rodzaju światło, pewnego rodzaju głos, woń i pokarm, i uścisk, gdy Boga mego kocham jako światło, głos. woń, pokarm, uścisk we wnętrzu mojej ludzkiej istoty, gdzie rozbłyska dla mej duszy światło, którego nie ogarnia przestrzeń, gdzie dźwięczy głos, którego czas z sobą nie unosi, gdzie bije woń, której wiatr nie rozwiewa, gdzie doświadcza się smaku, którego nie psuje sytość, gdzie się trwa w uścisku, którego nasycenie nie rozerwie. To właśnie kocham, gdy kocham mojego Boga. (X,6)

    •    Ludzie wędrują, aby podziwiać szczyty gór, spiętrzone fale morza, szeroko rozlane rzeki, ocean otaczający ziemię, obroty gwiazd. A siebie samych omijają, siebie nie podziwiają. (X,9)

    •    Prawda budzi nienawiść – czemu? Czemuż z wrogością ludzi spotyka się Twój sługa głoszący prawdę, jeśli ludzie kochają szczęście, nie będące przecież niczym innym jak radowaniem się prawdą? Może oni w taki sposób kochają prawdę, że ilekroć coś innego pokochają, chcą, by było prawdą to, co kochają? I właśnie dlatego, że nie chcą być oszukiwani, nie lubią, kiedy się im udowadnia, że zostali oszukani? (X,23)

    •    Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. (X,27)

    •    Kiedy do Ciebie przywrę całą moją istotą, skończy się dla mnie wszelki ból i wszelki trud. Wtedy moje życie będzie naprawdę żywe, całe napełnione Tobą. Ty wszystkich, których napełniasz, dźwigasz ku górze. Ponieważ jeszcze nie jestem pełen Ciebie, jestem dla siebie brzemieniem. Przyjemności, nad którymi trzeba by płakać, toczą w moim życiu spór z przykrościami, jakimi należałoby się radować. Nie wiem, której stronie przypadnie zwycięstwo. Zmiłuj się nade mną, Panie. Walczą też niedobre moje smutki z dobrymi radościami – i też nie wiem, która strona zwycięstwo odniesie. O tak, zmiłuj się nade mną, Panie. Ja nieszczęsny – oto wcale nie ukrywam moich ran. Tyś lekarzem, a ja ciężko choruję. Nad nędzarzami się litujesz, a ja nędzarzem jestem. Czyż nie jest bojowaniem życie ludzkie na ziemi? (X,28)

    •    Tylko w ogromie Twego miłosierdzia. Panie Boże, mogę pokładać nadzieję. Byłeś dał łaskę do wypełnienia tego, co nakazujesz – nakazuj, co chcesz. (X,29)

    •    Opilstwo jest ode mnie dalekie i obyś sprawił swoją laską, by się nigdy do mnie nie zbliżyło. Obżarstwo jednak nieraz dopada Twego sługi – o, uczyń w swej łasce, by się ode mnie oddaliło. Bo przecież nikt nie może być powściągliwy, jeżeli Ty mu tego nie udzielisz. (…) Co dzień toczę walkę z pożądaniem pokarmu i napoju. Nie jest to bowiem coś, co mógłbym raz odrzucić i już więcej się tego nie dotknąć, jak to uczyniłem z konkubinatem. Cugle tego pragnienia trzeba umiejętnie trzymać w rękach, to popuszczając je nieco, to skracając. A któż, o Panie, nie wysforuje się nieraz trochę poza granicę konieczności? (X,31)

    •    To, co się wewnątrz mnie dzieje, spowite jest jakże dręczącą ciemnością – i moja dusza, gdy samą siebie pyta o swe możliwości, uświadamia sobie, że nie może sobie samej bezpiecznie zawierzyć. Wnętrze jej przeważnie jest tajemnicze, póki go doświadczenie nie ujawni. Nikt też nie powinien czuć się bezpieczny w tym życiu, które całe bojowaniem nazwano. Ten, kto stał się lepszym z gorszego, może też stać się gorszym z lepszego. Jedyna nadzieja, jedyna ufność, jedyna niewzruszona obietnica – w miłosierdziu Twym. (X,32)

    •    Tą pokusą, o Panie, stale jesteśmy osaczeni, żaden dzień nam nie mija bez niej. Mowa ludzka to piec rozżarzony, w którym poddaje się nas codziennej próbie. Również w tej dziedzinie nakazujesz nam powściągliwość. Udziel tego, co nakazujesz, i nakazuj, co chcesz. Wiesz, jak żarliwie z powodu tej trudności wołałem do Ciebie z głębi serca i ile z moich oczu popłynęło łez. Nie jest mi łatwo rozpoznać, do jakiego stopnia uwolniłem się od tej choroby, i bardzo się lękam takich ukrytych moich przewin, które są jawne dla Twoich oczu, a dla moich – nie. (X,37)

    •    Słusznie pokładam w Twoim Synu mocną nadzieję, że uleczysz wszystkie moje słabości przez Niego, który siedzi po Twojej prawicy i wobec Ciebie przyczynia się za nami. Inaczej – pozostałaby mi tylko rozpacz. (X,43)

    •    W ogóle rzadko posługujemy się słowami w sposób zupełnie ścisły, częściej mówimy nieściśle, ale jakoś udaje nam się wyrazić to, co wyrazić chcemy. (XI,20)

    •    Biada mi, ja nawet nie wiem, czego nie wiem! (…)Ty zapalisz lampę moją, Panie Boże mój, ciemności moje rozświecisz! (XI,25)

    •    Będąc sam, żyłem źle, byłem dla siebie śmiercią. Dopiero w Tobie odżywam. (XII,10)

    Jarosław Dudała/GOŚĆ NIEDZIELNY/28.08.2020

    ***************************************************************************

    sobota – 29 sierpnia 2020


    Męczeństwo św. Jana Chrzciciela

    JOHN

    Public Domain

    **

    Św. Jan Chrzciciel, wiedziony łaską Bożą, spędził większość życia na pustyni. Kiedy miał trzydzieści lat, ukazał się światu na brzegach Jordanu i – jak mówi Ewangelia św. Łukasza – „głosił chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów” (Łk 3, 3).

    Kiedy Pan Jezus przyjął chrzest z rąk Jana, ten dał ludowi świadectwo o Nim w słowach: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata…” (J 1, 29). Za swoją działalność św. Jan Chrzciciel poniósł śmierć męczeńską.

    Herod Antypas, syn Heroda Wielkiego, zabójcy Młodzianków, był wtedy tetrarchą Galilei. To jego Pan Jezus nazwał „lisem” (Łk 13,31). To on sądząc naszego Zbawcę, „na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata” (Łk 23, 11). Żona Heroda była córką Aretasa IV, króla Arabii. Herod porzucił ją i wbrew prawu żydowskiemu połączył się z Herodiadą, żoną swego przyrodniego brata Filipa.

    Św. Jan śmiało i otwarcie napominał i karcił Heroda za ten kazirodczy związek. Wskutek tego Herod kazał go uwięzić. Herodiada jednak pragnęła, by go zgładzono. Skorzystała z okazji do zemsty, kiedy w dniu urodzin Heroda wydano wielką ucztę, podczas której pięknie tańczyła Salomea, córka Herodiady.

    Spodobała się ona wielce Herodowi, przysiągł więc że spełni każdą jej prośbę. Za radą matki dziewczyna zażądała głowy św. Jana. Herod zasmucił się tym żądaniem, gdyż darzył św. Jana Chrzciciela dużym szacunkiem, ale – jak czytamy w Ewangelii św. Marka „przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić” (Mk 2,26).

    Posłał więc kata i „polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce” (Mk 6, 26-28). Śmierć św. Jana miała miejsce na rok przed śmiercią Chrystusa.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    Komentarz Benedykta XVI na dzisiejszy dzień:

    Całe życie Poprzednika Jezusa ożywia więź z Bogiem, w szczególności okres spędzony na pustkowiu; pustkowie jest miejscem kuszenia, ale też miejscem, gdzie człowiek odczuwa swoje ubóstwo, bo jest pozbawiony oparcia i bezpieczeństwa materialnego, i rozumie, że jedynym trwałym punktem odniesienia jest sam Bóg. Jednakże Jan Chrzciciel nie jest tylko człowiekiem modlitwy, utrzymującym stały kontakt z Bogiem, ale również przewodnikiem w tej relacji. Ewangelista Łukasz, przytaczając modlitwę, której Jezus uczy swoich uczniów, „Ojcze nasz”, odnotowuje, że uczniowie wyrażają swoją prośbę następującymi słowami: „Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów”.

    Obchody męczeństwa św. Jana Chrzciciela przypominają również nam, współczesnym chrześcijanom, że nie jest możliwy kompromis z miłością do Chrystusa, do Jego słowa, do Prawdy. Prawda jest Prawdą, nie ma kompromisu. Życie chrześcijańskie wymaga, że tak powiem, „męczeństwa” codziennej wierności Ewangelii, a więc odwagi, potrzebnej, by pozwolić Chrystusowi, by wzrastał w nas i nadawał kierunek naszym myślom i uczynkom. Może to nastąpić w naszym życiu tylko wtedy, kiedy więź z Bogiem jest mocna.

    Modlitwa nie jest czasem straconym, nie jest odbieraniem czasu działaniu, nawet apostolskiemu, a wręcz przeciwnie: tylko wtedy, gdy potrafimy pielęgnować życie modlitwy wiernej, stałej i ufnej, Bóg da nam zdolności i siłę, by żyć w sposób szczęśliwy i pogodny, pokonywać trudności i z odwagą dawać Mu świadectwo. Niech św. Jan Chrzciciel wstawia się za nami, abyśmy potrafili zawsze dawać pierwszeństwo Bogu w naszym życiu.

    z książki: „Panie, naucz nas się modlić” – wyd. Św. Krzyża, Opole 2019).

    ***************************************************************************

    XXII Niedziela ZWYKŁA – 30 sierpnia

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA o godz. 14.00

    Eucharist
    This image has an empty alt attribute; its file name is 1583849254.jpg
    Arturo Mari/L’Osservatore Romano/Wielki piątek 2005 r.

    **

    Św. Jan Paweł II w encyklice o Bożym miłosierdziu napisał:

    “Krzyż stanowi najgłębsze pochylenie się Boga nad człowiekiem, nad tym, co człowiek – zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych – nazywa swoim losem. Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka. Wierzyć w Chrystusa ukrzyżowanego – to znaczy uwierzyć, że w świecie jest obecna miłość i że ta miłość jest potężniejsza od zła jakiegokolwiek- w które uwikłany jest człowiek, ludzkość, czy świat”.

    komentarz do Liturgii Bożego Słowa:

    Szwedzka pisarka Selmy Lagerlöf w swoich „Legendach Chrystusowych” opisuje taką historię: Na poddaszu, w ubogiej izbie siedzi przy kołysce wdowa. Mąż zginął w wypadku. Siedzi przy swoim jedynym osieroconym dziecku. Kołysze maleństwo do snu i zastanawia się jakie będzie miało życie. Patrząc w swojej zadumie w kominek nagle widzi, że z płomieni wyłania się postać legendarnej wróżki, która podchodzi do niej i mówi: 
    – Widzisz, co pewien czas dane mi jest zjawiać się na ziemi. Osobie, której się pojawię mogę spełnić trzy życzenia. Tym razem przybyłam do ciebie. Możesz mi wyrazić swoje życzenia, a ja je na pewno spełnię. Zastanów się więc dobrze, bo to co powiesz spełni ci się naprawdę.
    Matka wpatrzona w swoje maleństwo, z którym na pewno musiała wiązać swoją przyszłość, szczególnie teraz po śmierci męża, tak bardzo obolała, myśli jej krążą przede wszystkim wokół dziecka. Więc mówi od razu:
    –       Moje pierwsze życzenie, aby mój syn nigdy w życiu nie musiał cierpieć.
    –       A drugie? – pyta wróżka.
    –       By nigdy nie cierpiał, naprawdę nigdy!
    Wróżka przestrzega ją:
    –       Zastanów się o co prosisz. Masz jeszcze jedno życzenie.
    Ale matka od razu mówi:
    –       Jeszcze raz cię błagam, by moje dziecko nigdy w życiu nie zaznało prawdziwego bólu, cierpienia.
    –       Stanie się tak jak ci obiecałam.
    I wróżka znikła. Matka budzi natychmiast swoje dziecko, bo chce mu powiedzieć jakie wspaniałe wybrała mu życie i przerażona spostrzega, że syn jej już nie żyje. Selma Lagerlöf   w swym opowiadaniu po prostu zobrazowała prawdę, że każde ludzkie życie jest związane i to nierozłącznie z cierpieniem. 
     
    W dzisiejszej Ewangelii Piotr chciał tylko, aby Chrystus nie cierpiał: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie.” Przecież to jest taka normalna reakcja. Często takie są życzenia, które sobie nawzajem składamy, żeby nas nie dosięgło żadne utrapienie. Dlaczego więc taka ostra reakcja Jezusa, który mówi do Piotra słowa przerażające: „Zejdź Mi z oczu szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie.”  Przecież takich słów nie powiedział ani do Judasza, ani do najbardziej zagorzałych swoich przeciwników, którzy robili wszystko, aby Go zabić. Ks. Biskup Pietraszko tak tłumaczy tę ostrą reakcję na słowa Piotra: „Piotr dotknął tu jakby samej źrenicy Chrystusowej miłości, samego serca zbawczego planu Chrystusa. Miłość, która się w ten sposób właśnie miała wyrazić, że człowiek otrzyma dar drugiego życia, dar życia doskonałego, wiecznego, a Chrystus za to zapłaci. Będzie cierpiał i będzie zabity…
    Zapowiedział nadto, że w każdym ludzkim życiu, życiu człowieka wierzącego, zjawisko to musi się w jakimś wymiarze, mniejszym lub większym, powtórzyć. Jeśli człowiek pójdzie ku nowemu życiu po śladach Chrystusa i będzie chciał dojść tam, dokąd idzie zmartwychwstały Chrystus, musi zapłacić cenę. Do Chrystusowego cierpienia i do Chrystusowej śmierci musi dodać coś własnego: „Niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje.”
    Piotr, który próbował Jezusa zatrzymać jeszcze wtedy nie rozumiał, że po to właśnie przyszedł na tę naszą ziemię, aby dać człowiekowi możność zaprowadzenia go daleko dalej niż ludzka wyobraźnia jest w stanie zatęsknić i wymarzyć. To jest ten cel przeznaczony dla człowieka, ale droga, która prowadzi do tego celu, nie jest łatwa. Dlatego trzeba Jezusowi zawierzyć, zaufać i podać Mu rękę. Zgodzić się iść za Nim. Choćby miało być ciężko aż do nie do wytrzymania – tak jak w dzisiejszym I Czytaniu skarży się prorok Jeremiasz. Ale będę szedł, bo wierzę mojemu Bogu i mojemu Zbawicielowi, który mówi do mnie: Jeżeli chcesz iść za Mną, musisz każdego dnia wziąć swój krzyż i iść Moimi śladami.
    To zaproszenie jest całą moją szansą. Słyszałem to zaproszenie po wielokroć wypowiadane również słowami zastępcy Chrystusa na ziemi: Przestań się lękać!
    ks. Marian SAC
    Stacja II – Dźwiganie krzyża

    W JEGO RANACH JEST NASZE ZDROWIE(prorok Izajasz)

     

    ************************************************************************

    poniedziałek – 31 sierpnia

    XXII tygodnia zwykłego


    wspomnienie św. Arystydes męczennika

    Na początku IV wieku wybitny historyk Kościoła Euzebiusz z Cezarei wymienił w jednym ze swoich pism imię Arystydesa, nazywając go prawdziwym chrześcijaninem. Wspomniał również, że był on autorem „Apologii wiary”, dzieła dedykowanego cesarzowi Hadrianowi około roku 124, cenionego przez współczesnych i potomnych.

    Niestety w późniejszym okresie uległo ono zagubieniu. Odnaleziono je dopiero w roku 1899 i okazało się, że jest również bardzo pożyteczne dla epoki nowożytnej. Przedstawiwszy się jako filozof ateński, Arystydes rozwija tezę opartą na idei Boga, którą uznaje za kryterium prawdy religii chrześcijańskiej. Następnie upomina cesarza, by zaprzestał prześladowania chrześcijan i nawrócił się na ich wiarę.

    Niektórzy współcześni badacze twierdzą, że tym cesarzem był nie Hadrian lecz Antoni Pius (około roku 140).Pomimo niedociągnięć stylistycznych i braku walorów literackich dzieło Arystydesa świadczy o przenikliwości i inteligencji autora i jest wyrazem wzniosłych idei dotyczących Boga.

    Podobnie jak św. Justyn, Arystydes zajmował się filozofią na równi z pracami apologetycznymi. Zachowało się także jego kazanie na temat Ewangelii św. Łukasza. Kościół zaliczył go do grona swoich świętych.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    APOLOGIA ŚW. ARYSTYDESA Z ATEN

    1.1. Przyszedłem na ten świat, o władco, z woli Opatrzności Bożej. I gdy kontemplowałem niebo, ziemię, morze, słońce, księżyc i wszystko pozostałe, zdumiałem się ich uporządkowaniem”. Zauważyłem, że wszechświat i wszystko co się w nim znajduje, z natury jest w ruchu, zrozumiałem, iż Bóg jest tym, który wszystko porusza i podtrzymuje w istnieniu: wszystko bowiem co wprawia w ruch, jest silniejsze od poruszanego, a to co podtrzymuje, jest silniejsze od tego, co jest podtrzymywane.

    1.2. Twierdzę więc, że Bóg to ktoś, kto wszystko stworzył i podtrzymuje w istnieniu, jest bez początku i wieczny, nieśmiertelny i samowystarczalny, poza wszelkimi pragnieniami i brakami: gniewem i zapomnieniem, ignorancją i innymi. Dzięki Niemu istnieją wszystkie rzeczy. Nie potrzebuje On ofiary, libacji ani żadnej z rzeczy widzialnych, ale wszyscy potrzebują Jego.

    2.1. Po wyjaśnieniu, kim jest Bóg. w sposób, w jaki byłem zdolny o Nim mówić, przejdźmy teraz do rodzaju ludzkiego, aby zobaczyć, którzy z ludzi mają udział w prawdzie, a którzy w błędzie.

    2.2. Wiemy przecież, o władco, że na tym świecie są trzy rodzaje ludzi: czciciele tzw. u was bogów, żydzi i chrześcijanie. Z kolei ci, którzy czczą licznych bogów, dzielą się dodatkowo jeszcze na trzy rodzaje: Chaldejczycy, Grecy i Egipcjanie. Te właśnie ludy stały się dla innych narodów przewodnikami i nauczycielami kultu oraz czci oddawanej bogom o wielu imionach.

    3.1. Zobaczmy więc, którzy z wyżej wymienionych mają udział w prawdzie, a którzy są w błędzie. I tak, Chaldejczycy, nie poznawszy prawdziwego Boga, pobłądzili, idąc za elementami świata i zaczęli czcić stworzenie zamiast Stwórcy. Uczynili sobie nawet niektóre posągi, które nazwali obrazem nieba, ziemi i morza, słońca i księżyca, innych elementów świata czy też ciał świecących. Zamknęli je w świątyniach, oddając im cześć i nazywając bogami — tych, których strzegą pilnie, aby nie zostały skradzione przez złodziei. Nie zrozumieli jednak, że ten, kto strzeże, przewyższa strzeżonego, a kto stwarza, przewyższa stworzonego. Jeśli bowiem ich bogowie nie są zdolni strzec własnego bezpieczeństwa, w jaki sposób będą w takim razie zdolni zapewnić bezpieczeństwo innym? Wielki więc błąd popełnili Chaldejczycy, czcząc martwe i bezużyteczne posągi.

    3.2. Nie mogę się nadziwić się, o władco, jak ci tzw. ich filozofowie nie byli w stanie pojąć, że same te elementy są przecież zniszczalne. Jeśli więc elementy są zniszczalne i same podlegają prawu natury, jakżeż mogą być bogami? A jeśli same owe elementy nie są bogami, w jaki sposób mogą nimi być posągi uczynione ku ich czci?

    4.1. Przejdźmy teraz, o władco, do samych tych elementów, aby wykazać, że nie są one żadnymi bogami, lecz elementami zniszczalnymi i zmiennymi, powstałymi z niebytu na polecenie prawdziwego Boga, który jest niezniszczalny, niezmienny i niewidzialny. On zaś wszystko widzi i według swojej woli zmienia bądź przekształca. Cóż więc powiem o tych elementach?

    4.2. Otóż, pobłądzili ci, którzy sądzą, że niebo jest bogiem. Widzimy bowiem, iż obraca się ono i porusza według praw natury oraz składa się z licznych elementów — stąd właśnie jego nazwa „wszechświat ”. „Kosmos” natomiast jest dziełem jakiegoś twórcy, a to co zostało uczynione, posiada przecież jakiś początek i cel. Dalej, niebo przecież porusza się wraz ze swoimi ciałami świecącymi według określonych praw natury. Gwiazdy przesuwają się od znaku do znaku w ustalonej kolejności i odległości, niektóre zachodzą, inne zaś wschodzą, wykonując swoją drogę w określonym czasie, aby nastawały po sobie pory roku, jak im to zostało nakazane przez Boga, i aby nie przekroczyły swoich własnych granic wyznaczonych przez niezmienne prawo natury w harmonii z niebieskim wszechświatem. Wynika z tego wyraźnie, że niebo
    nie jest żadnym bogiem, ale dziełem Boga.

    4.3. Podobnie pobłądzili ci, którzy twierdzą, że ziemia jest boginią. Widzimy przecież, że ona sama jest przez ludzi niszczona i zdominowana, uprawiana, mieszana i wykorzystywana. Gdy zostanie spalona staje się martwą; nic bowiem nie wyrośnie na popiele! Z innej strony, gdy jest zbytnio nawodniona, gnije ona sama i jej owoce. Wreszcie jest deptana przez ludzi i inne zwierzęta, plamiona krwią zabitych, przekopywana, wypełniana zmarłymi i służy jako grób ciał. A jeśli tak, to niemożliwe jest, by ziemia była boginią, lecz jest ona dziełem Boga, stworzona do użytku ludzi.

    5.1. Pobłądzili także i ci, którzy myślą, że woda jest boginią. I ona powstała przecież dla użytku ludzi i przez nich jest ujarzmiana, zanieczyszczana, brudzona, zmieniana podczas gotowania i kolorowania, zimno wprowadza ją w stan stały, a krew zaczerwienia, wreszcie jest używana do zmywania wszelkich nieczystości. Z tego właśnie powodu niemożliwe jest, by woda była boginią, lecz jest jedynie dziełem Boga. 5.2. Dalej, pobłądzili również ci, którzy przypuszczają, że ogień jest bogiem, ponieważ został on
    stworzony do użytku ludzkiego. To właśnie ludzie go ujarzmiają, przenoszoną z miejsca na miejsce do gotowania i pieczenia różnego rodzaju mięsa, a nawet do spalania ludzkich zwłok! Ludzie niszczą go i gaszą na wiele sposobów. Z tego powodu również ogień nie może być bogiem, lecz jedynie dziełem Bożym.

    5.3. Błądzą wreszcie i ci, dla których powiew wiatrów jest bogiem. Oczywiste jest przecież dla nas, że jest on poddany komuś innemu, a Bóg stworzył go dla dobra ludzi, by umożliwiał poruszanie się okrętów, dostarczanie żywności i zaspokojenie wielu innych ludzkich potrzeb. To właśnie według nakazu Boga zrywa on się lub cichnie. Z tego właśnie powodu nie można sądzić, że powiew wiatrów jest bogiem, lecz dziełem Boga.

    6.1. Dalej, pozostają w błędzie ci, którzy uważają, że słońce jest bogiem, Widzimy bowiem, że porusza się ono i krąży zgodnie z prawem natury, przechodzi od znaku do znaku, przesuwając się każdego dnia, wschodzi i zachodzi, by ogrzać rośliny i pąki dla pożytku ludzi, dzieląc to z innymi ciałami niebieskimi, jest dużo mniejsze od samego nieba, poddane zaćmieniom i nic posiada żadnej autonomii. Nie można więc sądzić, że słońce jest bogiem, ale że jest dziełem Boga.

    6.2. Mylą się ci, którzy sądzą, że księżyc jest bogiem. Widzimy bowiem, że porusza się i krąży według określonych praw natury, przechodząc od znaku do znaku, wschodzi i zachodzi dla potrzeb ludzi. Mniejszy jest od słońca, ulega powiększeniu i zmniejszeniu, a także zaćmieniu. Nie można więc sądzić, że księżyc jest bogiem, lecz dziełem Boga.

    7.1. Błądzą także ci, którzy uważają, że człowiek jest bogiem, Widzimy przecież, że rodzi się, wzrasta i starzeje się według określonego prawa natury, nawet jeśli tego nie chce. Raz cieszy się, innym razem smuci, potrzebuje pokarmu, napoju i ubrania. Bywa zagniewany, zazdrosny, żądny, zmienny i w ogóle posiada wiele braków. Ginie także na wiele sposobów: z powodu elementów, zwierząt czy też wreszcie z powodu śmierci, która mu ciągle zagraża. Nie jest więc możliwe, aby człowiek był bogiem, gdyż on również jest dziełem Boga.

    7.2. W wielkim więc błędzie pogrążyli się Chaldejczycy, idąc za swoimi żądzami. Oddają oni bowiem boską cześć elementom zniszczalnym i martwym posągom, nie pojmując, że to oni sami uczynili te rzeczy bogami.

    8.1. Przejdźmy teraz do Greków, by zobaczyć, co oni sądzą na temat Boga. Otóż Grecy, którzy uważają się za mądrych, stali się jeszcze bardziej nierozumni od Chaldejczyków, nauczając, że istnieje wielu bogów, płci męskiej i żeńskiej, poddanych różnym namiętnościom, sprawców wszelkich nieprawości.

    8.2. Grecy, o władco, Grecy wymyślili opowiadania śmieszne, głupie i bezbożne, uznając za bogów tych, którzy nimi nie są, według swoich własnych złych pragnień, aby posiadając ich jako obrońców od zła, mogli nadal cudzołożyć, kraść, zabijać czy jeszcze straszniejsze rzeczy czynić. Jeśli bowiem ich bogowie oddają się takim czynom, czyż i oni sami ich nie popełnią? To właśnie z powodu tych błędów ludzie muszą znosić ciągłe wojny, zabójstwa i okrutne niewole.

    9.1. Gdybyśmy tak chcieli wyliczyć ich bogów jednego po drugim, to już sam zauważysz liczne absurdy. Jako najwyższego ze wszystkich przedstawiają oni Kronosa, któremu składają w ofierze swoje dzieci. Spłodził on wiele potomstwa z Rei, a będąc w szale, pożarł własne potomstwo. Mówi się, że Zeus odciął mu genitalia i wrzucił je do morza, skąd, jak głosi mit, narodziła się Afrodyta. Dalej, Zeus związał swego własnego ojca i wrzucił go do Tartaru. Widzisz więc błąd i wyuzdanie, jakie przypisują własnemu bogu! Czyż jest możliwe, by bóg był więziony i kastrowany? Cóż za szaleństwo! Któż rozsądny głosiłby takie poglądy?

    9.2. Jako drugi zostaje przedstawiony Zeus, o którym mówi się, że panował nad pozostałymi ich bogami i przemieniał się w zwierzęta, aby móc cudzołożyć ze śmiertelnymi kobietami. Wymyślili więc, że przemienił się on w byka dla Europy, w złoto dla Danae, w łabędzia dla Ledy, w satyra dla Antiopy i w piorun dla Semele oraz że miał z nimi licznych synów: Dionizosa, Zetosa i Amfiona, Heraklesa, Apollina, Artemidę, Perseusza, Kastora, Helenę, Polideukesa, Minosa, Radamantysa, Sarpedona oraz dziewięć córek, które nazwali Muzami”. W ten sam sposób głoszą również rzeczy dotyczące Ganimedesa.

    9.3. Zdarzyło się, o władco, że ludzie zaczęli naśladować wszystkie te występki i sami stali się cudzołożnikami, homoseksualistami i sprawcami innych strasznych czynów według przykładu ich boga. Jak to jest więc możliwe, by bóg był cudzołożnikiem, homoseksualistą czy też ojcobójcą?

    10.1. Razem z Zeusem uznają za boga również niejakiego Hefajstosa, który jest chromy, używa młotka i szczypców, pracując przy palenisku na swoje utrzymanie. Czyżby czegoś potrzebował? Niemożliwe jest przecież, żeby bóg był chromy albo potrzebował ludzkiej pomocy.

    10.2. Dalej, za boga uważają również pełnego żądz i złodzieja Hermesa, chciwca, oszusta, magika i interpretatora słów. Niemożliwe jest jednak, by ktoś taki był bogiem.

    10.3. Wymyślili potem, że Eskulap jest bogiem medycyny, który przygotowywał lekarstwa lub mieszanki do okładów, by mieć z czego żyć, gdyż poddany był potrzebom, później zaś został rażony piorunem przez Zeusa z powodu Tindara, syna Lacedemona i umarł. Lecz jeśli Eskulap, będąc bogiem, gdy został rażony
    piorunem, nie potrafił sam sobie udzielić pomocy, jakżeż innym przyjdzie z pomocą?

    10.4. Wyznają jeszcze, że istnieje bóg Ares, wojowniczy i zazdrosny, żądny zwierząt i innych dóbr. Gdy natomiast popełnił cudzołóstwo z Afrodytą, został związany przez młodego Erosa i Hefajstosa. Jak mógł być bogiem ktoś pożądliwy i wojowniczy, uwięziony i cudzołożny?

    10.5. Wymyślają dalej, że Dionizos jest bogiem, który brał udział w nocnych świętowaniach i był nauczycielem pijaństwa, uwodził żony bliskich, aż wreszcie oszalał i uciekł, by ostatecznie zostać zamordowanym przez Tytanów. Jeśli więc Dionizos nie mógł samemu sobie przyjść z pomocą, gdy był mordowany i dodatkowo jeszcze był szaleńcem, pijakiem i włóczęgą, jakże mógłby być bogiem? 10.6. O Heraklesie opowiadają natomiast, że był pijakiem i szaleńcem, zamordował własne dzieci, aż wreszcie sam stał się ofiarą ognia i w ten sposób umarł. Jak więc mógłby być bogiem pijak, dzieciobójca i ktoś spalony żywcem? I jak pomoże innym ten, który sam sobie nie potrafił udzielić pomocy?

    11.1. Twierdzą także, że Apollin jest bogiem zazdrosnym, który posługuje się dobrze zarówno łukiem i kołczanem, jak i cytrą czy fletem oraz prorokuje ludziom za drobną opłatą. Czyżby więc czegoś potrzebował? Niemożliwe jest przecież, aby jakiś bóg był biedny, zazdrosny i grał na cytrze”. 11.2. Uznają dalej również Artemidę jako jego siostrę, która jest łowczynią i nosi łuk z kołczanem oraz błąka się samotnie z psami po górach z zamiarem upolowania jelenia lub dzika. Jakże więc będzie boginią kobieta, która jest łowczynią i krąży z psami?

    11.3. Mówią także, że Afrodyta jest boginią cudzołożną. Cudzołożyła bowiem raz z Aresem, innym razem z Anchizesem, a jeszcze innym razem z Adonisem, którego śmierć zresztą opłakuje, poszukując ciągle swego kochanka. Mówią także, iż zeszła aż do Hadesu, aby wykupić Adonisa od Persefony. Czy widziałeś, o władco, większe szaleństwo od tego: uważać za boginię cudzołożnicę, która rozpacza i płacze?

    11.4. Uważają wreszcie za boga Adonisa myśliwego, ofiarę gwałtownej śmierci, który gdy został zraniony przez wieprza, nie potrafił przyjść z pomocą własnemu nieszczęściu. Jakże więc będzie mógł zatroszczyć się o ludzi ten cudzołożnik i łowca, który tak nagle zginął?

    11.7. Wszystkie te brednie i wiele innych podobnego rodzaju jeszcze bardziej haniebnych i złych rozpowszechnili Grecy o swoich bogach, o władco, których nie godzi się opowiadać ani wcale wspominać. Oto dlaczego właśnie ludzie, biorąc przykład od swoich bogów. popełniają wszelką nieprawość, wyuzdanie i bezbożność, zarażając ziemię i niebo ich strasznymi czynami.

    12.1. Egipcjanie, jeszcze bardziej szaleni i nierozumni z nich wszystkich, pobłądzili bardziej niż inne ludy. Nie zadowolili się bowiem bóstwami Chaldejczyków i Greków, lecz sądzili, że bogami są nierozumne zwierzęta ziemskie i wodne, drzewa i rośliny, i zbrukali się wszelkim szaleństwem i wyuzdaniem bardziej
    niż wszystkie inne ludy na ziemi.

    12.2. Na początku więc czcili Izydę, która posiadała brata i męża Ozyrysa zabitego przez swego brata Tyfona. Z tego właśnie powodu Izyda uciekła z Horusem, swoim synem, do Biblos w Syrii, w poszukiwaniu Ozyrysa i gorzko zawodziła, aż Horus podrósł i zabił Tyfona.

    12.3. Z tego wynika, że ani Izyda nie była zdolna wspomóc swego brata i męża, ani też Ozyrys zabity przez Tyfona nie był w stanie sam się obronić, ani wreszcie Tyfon, bratobójca, zabity przez Horusa i Izydę sam nie zdołał uniknąć śmierci. I choć dali się oni poznać na podstawie takich nieszczęść, zostali uznani przez szalonych Egipcjan za bogów.

    12.4. Egipcjanie jednak niezadowoleni ani z tych, ani z bogów innych narodów zaczęli uznawać za bogów nierozumne zwierzęta. Niektórzy z nich czcili bowiem owcę, inni kozła, inni zaś cielę lub świnię, inni kruka lub sokoła czy też sępa lub orła, a inni krokodyla, niektórzy kota, psa, wilka, małpę, węża, żmiję, inni wreszcie cebulę, czosnek, oset lub inne rzeczy stworzone.

    12.5. Nie rozumieją nieszczęśnicy, że wszystkie te istoty nie posiadają żadnej mocy. Widząc, iż owi ich bogowie zostali zjedzeni przez innych ludzi, spaleni, porozrywani i zgnili, nie pojęli, że nie są bogami!

    13.1. Pomylili się więc bardzo Egipcjanie, Chadejczycy i Grecy, uważając takie istoty za bogów, czyniąc ich posągi i ubóstwiając nieme i nieczułe idole. I dziwię się, jak oni, widząc swoich bogów piłowanych i przecinanych przez rzemieślników, okaleczonych, starzejących się z czasem, zniszczonych i wymieszanych, nie pojęli, iż nie są bogami. Jeśli bowiem owi bogowie nie posiadają żadnej władzy nad własnym ratunkiem,  także będą zdolni wziąć w opiekę ludzi?

    13.2-3. Nawet już ich poeci i filozofowie, tzn. Chaldejczyków, Greków i Egipcjan, chcąc uczcić owych bogów swoimi poematami i opowieściami, odkryli jeszcze większy wstyd i ukazali go wszystkim. Jeśli bowiem ciało człowieka, które złożone jest z wielu części, nie odrzuca żadnej z własnych części, lecz zachowuje we wszystkich niepodzielną jedność i w ten sposób pozostaje w harmonii ze sobą, jakże mogłyby istnieć w naturze prawdziwego Boga walka i niezgodność? Gdyby rzeczywiście owi bogowie posiadali tę samą naturę, to nie powinien jeden bóg prześladować drugiego ani zabijać go, ani też czynić mu źle.

    13.4. Lecz jeżeli jedni bogowie byli przez innych bogów prześladowani, zabici, porwani i rażeni piorunem, z tego wynika, że nie posiadają tej samej natury, a ich zamysły są przeciwstawne i wszystkie skłonne do czynienia zła, tak że żaden z nich nie jest bogiem. Jest więc rzeczą oczywistą, o władco, że cała ta teoria o naturze bogów jest błędna.

    13.5. Jakże się to stało, iż mądrzy i wykształceni Grecy nie zrozumieli, że prawodawcy są osądzani właśnie na podstawie swoich praw? Jeżeli więc prawa są sprawiedliwe, wtedy ich bogowie byliby całkowicie niesprawiedliwi, ponieważ czynią rzeczy przeciwne prawu: wzajemne zabijania, trucia, cudzołóstwa, kradzieże i czyny homoseksualne. Jeżeli natomiast dobrze działali, czyniąc takie rzeczy, wtedy należy przyjąć, że prawa są niesprawiedliwe, ustanowione wbrew woli bogów. Prawa jednak są dobre i sprawiedliwe: chwalą dobro i zakazują zła; przeciwne natomiast prawom są czyny ich bogów. Tak więc ich bogowie występują przeciw prawom, a wszyscy, którzy takich bogów czczą, są bezbożnikami i zasługują na śmierć.

    13.6. Jeśli więc historie, które opowiadają o swoich bogach, są opowieściami mitycznymi, nie są one niczym więcej. jak tylko pustymi słowami: jeśli mają natomiast sens rzeczywisty, wtedy istoty, które dopuściły się takich czynów lub znosiły je, nie są bogami; jeśli wreszcie opowieści o nich mają sens przenośny, są niczym więcej, tylko mitami.

    13.7. W ten sposób zostało uzasadnione, o władco, że wszystkie te kulty politeistyczne są wymysłem błędu i zguby. Nie można przecież nazywać bogami istot widzialnych, które same nie widzą; jedynie Niewidzialnego, który wszystko widzi i wszystko stworzył, należy czcić jako Boga.

    14.1. Przejdźmy teraz, o władco, do żydów, by zobaczyć również, co oni sądzą o Bogu. Są oni, to prawda, potomkami Abrahama, Izaaka i Jakuba, którzy udali się do Egiptu.

    14.2. Wyprowadził ich stamtąd Bóg mocną ręką i potężnym ramieniem pod wodzą Mojżesza, ich prawodawcy, a także objawił im swoją moc poprzez liczne znaki i cuda. Lecz oni również zapomnieli i okazali się niewdzięczni, praktykując wiele razy kulty pogańskie oraz zabijając proroków i sprawiedliwych, którzy zostali do nich posłani. Potem, gdy Syn Boży uznał za stosowne przyjść na ziemię, znieważywszy Go, wydali Piłatowi, zarządcy Rzymian, i skazali Go na ukrzyżowanie, nie bacząc wcale na jego dobre dzieła i liczne cuda, których dokonał pośród nich. I idą na zatracenie poprzez swoje własne przestępstwa.

    14.3-4. Czczą oni jeszcze teraz jedynego Wszechmogącego Boga, lecz Go tak naprawdę nie znają. Ponieważ odrzucają Chrystusa, Syna Bożego, są zupełnie podobni do pogan, nawet jeśli w jakiś sposób zdają się przybliżać do prawdy, od której sami się oddalili. Tyle, jeśli chodzi o żydów.

    15.1 Chrześcijanie natomiast biorą swój początek? od Pana Jezusa Chrystusa. Wyznają w Duchu Świętym, że jest On Synem Boga Najwyższego: zstąpił z nieba dla zbawienia ludzi i został zrodzony ze świętej Dziewicy, bez udziału nasienia i nieskażony, przyjął ciało i ukazał się ludziom, aby odstąpili od błędu politeizmu. A po wypełnieniu swego wspaniałego planu zbawienia doświadczył w całej pełni śmierci na krzyżu według największego planu zbawienia; po trzech dniach powrócił do życia i wstąpił do nieba. Chwałę zaś jego przyjścia, o władco, możesz poznać, jeśli będziesz chciał, w tym, które oni nazywają świętym pismem Ewangelii.

    15.2. Miał On dwunastu uczniów. którzy po Jego wniebowstąpieniu wyruszyli do wszystkich zakątków świata i głosili Jego majestat”. [W ten sposób jeden z nich przemierzył nasze rejony, głosząc doktrynę prawdy |. Oto dlaczego właśnie ci, którzy służą nadal sprawiedliwości głoszonej przez nich, nazywani są chrześcijanami.

    15.3. Chrześcijanie są więc tymi, którzy ze wszystkich ludów na ziemi znaleźli prawdę*: uznają bowiem Boga, Twórcę i Stworzyciela wszystkiego przez Syna Jednorodzonego i Ducha Świętego, i oprócz Niego nie czczą żadnego innego boga. Mają przykazania tegoż Pana Jezusa Chrystusa wyryte w sercach i zachowują je, oczekując zmartwychwstania umarłych i życia w przyszłym świecie.

    15.4—6. Nie popełniają cudzołóstwa ani nie uprawiają nierządu, nie składają fałszywego świadectwa, nie pożądają cudzych rzeczy, szanują ojca i matkę, kochają swoich bliźnich, osądzają sprawiedliwie, czego nie chcą, aby im czyniono, tego również i innym nie czynią, pocieszają tych, którzy są niesprawiedliwi wobec nich i uważają ich za swoich przyjaciół, starają się dobrze czynić swoim nieprzyjaciołom, są łagodni i miłosierni, powstrzymują się od wszelkich nieprawych związków i wszelkiej nieczystości, nie pogardzają wdową ani też nie uciskają sieroty; zamożny hojnie wspiera ubogiego, a gdy widzą przybysza, wprowadzają go do swego domu i cieszą się z niego jak z prawdziwego brata. Samych siebie nazywają właśnie braćmi jednak nie według ciała, ale według ducha.

    15.7—8. Są gotowi oddać życie dla Chrystusa: zachowują wiernie Jego przykazania, prowadząc życie święte i sprawiedliwe tak, jak nakazał im Pan Bóg, składają Mu dziękczynienie w każdej chwili za wszelki pokarm i napój, a także za wszelkie inne dobra.

    16.1. Taka oto jest więc droga prawdy, prowadząca tych, którzy ją wyznają, do królestwa niebieskiego obwieszczonego przez Chrystusa w życiu wiecznym.

    16.4. I abyś wiedział, o władco, iż nie mówię tych rzeczy tylko od siebie, pochyl się nad pismami chrześcijan i sam odkryjesz, że nie mówią oni nic oprócz prawdy.

    16.5. Dobrze to zrozumiał Twój syn i słusznie nauczył się czcić Boga żywego i zapewnić sobie zbawienie w życiu przyszłym]. Wielkie i godne podziwu są bowiem rzeczy nauczane i praktykowane przez chrześcijan: nie wypowiadają oni bowiem słów ludzkich, lecz słowa Boga.

    16.6. Inne narody natomiast błądzą i gubią się. gdyż podążając w ciemnościach, zderzają się ze sobą jak ludzie pijani.

    17.1. W tym miejscu kończy się, o władco, moja mowa skierowana do Ciebie, podyktowana prawdą obecną w moim umyśle.

    17.3. Dlatego też niech przestaną Twoi głupi filozofowie wygłaszać bezsensownie mowy przeciw Panu. ponieważ jest rzeczą pożyteczną również dla was czcić Boga Stworzyciela i nastawić ucha do Jego nieśmiertelnych słów, abyście mogli, ratując się od sądu i kar okazać się dziedzicami życia wiecznego.

    18.1. […] że oni sami zostali przedstawieni jako cudzołożnicy, mordercy, gniewni, zazdrośni, żądni, ojcobójcy, bratobójcy, złodzieje, grabieżcy, chromi, ułomni, truciciele i szaleńcy. Niektórzy spośród nich pomarli, inni natomiast zostali rażeni piorunami czy też oddani w niewolę ludziom, jeszcze inni uciekli, zostali zabici lub byli opłakiwani czy wreszcie zamienieni w zwierzęta, by popełniać czyny złe i godne wstydu.

    – „Pierwsi apologeci greccy”, przeł. ks. L. Misiarczyk, opr. ks. J. Naumowicz, Kraków 2004, s. 135-146.

    (opublikowano: 24 listopada 2018 r.)

    Non nobis Domine, non nobis, sed nomini Tuo da gloriam…

    ***

    MSZA ŚW. o godz. 11.00

    w kościele św. Piotra (w języku ang.)
    ***

    Msza św. o godz. 19.00

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png
    https://www.facebook.com/odnowaglasgow
    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji

    ***

    Jeśli Mnie prześladowali i was prześladować będą

    Prymas Polski Stefan Wyszyński podczas internowania w Komańczy
    nowa historia.interia.pl/fot/uwiezienie-prymasa-wyszynskiego

    **

    Codzienny dowód Chrystusowej prawdy widzę w słowach: „Jeśli Mnie prześladowali i was prześladować będą…” Chrystus ukazywał proroczo przyszłość Kościoła. To proroctwo ma swoje dzieje, poczynając od krzyża, łańcuchów Piotrowych, aren cyrkowych, aż do dnia dzisiejszego. Wszyscy niemal czujemy, jak spełnia się w nas.

    Czyż nie jest to pociecha, że na sobie potwierdzamy prawdę słów Chrystusowych? Czyż nie należy cieszyć się z ujawnienia tej prawdy, choćby bardzo… bolało? I ta prawda wyswobadza, choć w tak dotkliwy sposób.

    Chrystus niczego nie mówił bez pokrycia dziejowego. Dwadzieścia wieków Ewangelii jest dodatkowym dowodem jej prawdziwości.

    sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Polski

     (Zapiski ze Stoczka, 1.07.1954: „Z głębi duszy. Kalendarzyk łaski. wydawnictwo: Soli Deo, Warszawa 2019).

    ***************************************************************************

    „To wbicie kolejnej włóczni w bok Chrystusa”. profanacja we Francji


    „To wbicie kolejnej włóczni w bok Chrystusa”. Potworna profanacja we Francjifot. Pixabay


    W poniedziałek 10 sierpnia kościół św. Piotra w miejscowości Montendre stał się celem ataku francuskich „laikardów”. Miejscowy biskup ordynariusz ks. Colomb nazwał to wydarzenie „wbiciem kolejnej włóczni w bok Jezusa Chrystusa”. Nic dziwnego, bo profanacja była nie tylko celowa, ale też wyjątkowo dla katolików bolesna.

    Kościół katolicki po raz kolejny stał się obiektem profanacji, ale informacji o tym wydarzeniu i oburzenia próżno szukać w głównych mediach. Mocno to kontrastuje np. z nagłaśnianiem każdego incydentu antysemickiego. W tym samym czasie, w Paryżu okradziono w windzie z zegarka młodego człowieka. Przestępca miał go dodatkowo zwyzywać od „żydów”. Media natychmiast rozpisały się o „oburzającym akcie antysemityzmu”.

    Tymczasem informację o profanacji kościoła znajdujemy na niszowym portalu „catholic17.fr”. Wynika z niej, że kościół Saint-Pierre w Montendre został zbezczeszczony wieczorem 10 sierpnia. Przestępcy wyważyli boczne drzwi. „Celem tych wandali był sam Jezus Chrystus: proboszcz znalazł centralny krzyż roztrzaskany na tysiąc kawałków, a tabernakulum zostało rozprute i wyniesione poza kościół. Cyborium,w którym przechowywano konsekrowane hostie, odnaleziono puste poza kościołem”, opisuje te przerażające fakty diecezja La Rochelle.

    Proboszcz złożył zawiadomienie o przestępstwie na posterunku żandarmerii. Ks. bp Georges Colomb nazwał ten czyn „nowym uderzeniem włóczni w bok Chrystusa, które rani cały Kościół katolicki w Charente-Maritime”. Biskup nie ma wątpliwości, że to „akt czystej nienawiści”.

    Przypomnijmy, że francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych doliczyło się ponad 1000 antychrześcijańskich ataków w 2019 roku. Tylko, że takie czyny nie nabierają ogólnokrajowego rozgłosu. Odwrotnie, niż incydenty związane z innymi religiami.

    BD/POLONIA CHRISTIANA PCh24.pl/2020-08-17

    ******

    Chrześcijaństwo we Francji umiera. Tylko 5 proc. młodych posiada modlitewnik bądź krzyż


    Chrześcijaństwo we Francji umiera. Tylko 5 proc. młodych posiada modlitewnik bądź krzyżfot. Pixabay


    Młodzi Francuzi coraz mniej wiedzą o modlitwach, czy symbolice świąt chrześcijańskich. Badanie IFOP wskazuje, że katolicyzm i jego symbole są niewiele bardziej znane od symboliki… islamu.

    Kultura chrześcijańska we Francji powoli zanika. Takie niepokojące wnioski płyną z ankiety IFOP dla dziennika „Le Monde” na temat kultury chrześcijańskiej wśród Francuzów. Jej wyniki podano 14 sierpnia. Sondaż został przeprowadzony na próbie 1009 osób, którym postawiono takie same pytania jak w roku 1988.

    W ciągu 32 lat wyraźnie zauważalny jest upadek kultury chrześcijańskiej. Według „Le Monde” znacznie mniej Francuzów, zwłaszcza młodych, posiada różaniec bądź ma wiszący na ścianie krucyfiks czy figurkę Matki Bożej.

    Dyrektor działu opinii IFOP Jerome Fourquet wyjaśnia, że ​​„ta kultura jest utrzymywana, ale jednocześnie powstają w niej białe plamy, zwłaszcza wśród młodych ludzi”.

    Zaledwie 26 proc. osób poniżej 35. roku życia wie, o co chodzi z Wniebowstąpieniem Jezusa Chrystusa. Wśród osób po 65. roku taką wiedzę posiada 44 proc. ankietowanych.

    Tylko 5 proc. młodych i 30 proc. starszych posiada modlitewnik.

    W 1988 roku 67 proc. Francuzów znało modlitwę „Ojcze nasz”, a 61 proc. „Zdrowaś Maryjo”. W 2020 roku liczby te gwałtownie spadają. Tylko 56 proc. ankietowanych zna pierwszą modlitwę, a 46 proc. – drugą.

    Wielu zapomniało także o znaczeniu świąt chrześcijańskich. Chociaż większość wie, że Wniebowzięcie NMP przypada 15 sierpnia, to nie wiedzą, o co w tym święcie chodzi. To samo dotyczy Pięćdziesiątnicy. Tylko 13 proc. pytanych jest w stanie podać prawdziwy sens Zesłania Ducha Świętego.

    Według Jerome Fourqueta ten drastyczny spadek można wyjaśnić „globalnym zjawiskiem sekularyzacji społeczeństwa”. – Dla wielu osób znajomość kultury chrześcijańskiej nie jest już przydatna. Stała się językiem obcym, jeśli nie nieznanym, dla dużej części młodszego pokolenia. Niewiele jest też nauczania o kulturze religijnej w edukacji szkolnej i jej programach – podkreśla analityk.

    Ta nieznajomość tradycyjnej kultury przekłada się na konkretne wydarzenia społeczne. Coraz więcej Francuzów nie widzi kontrowersyjności np. aborcji, tzw. homo-małżeństw, czy in vitro dla tzw. par LGBT. To dla nich tematy światopoglądowo i kulturowo neutralne.

    – Wierzący mają świadomość, że pomimo ich sprzeciwu, uchwalane są prawa i ustawy sprzeczne z ich przekonaniami – mówi Fourquet.

    Mają na to coraz mniejszy wpływ. Następuje swoiste sprężenie zwrotne rugowania kultury chrześcijańskiej i coraz mniejszej widoczności katolicyzmu w przestrzeni publicznej z laicyzacją tej sfery. Dodatkowy wpływ na kurczenie się zasięgu chrześcijańskiej kultury ma też obecność coraz bardziej prężnego islamu, który owe „białe plamy” stara się zadrukować.

    Bogdan Dobosz/POLONIA CHRISTIANA PCh24.pl/2020-08-17


     

    Patrzeć na Niego

    reche84/fotoli
    **

    Czy warto modlić się do obrazu? Zapewne każda modlitwa ma być przede wszystkim żywym spotkaniem z Bogiem, spotkaniem serca ludzkiego z sercem Jezusa. Oknem serca są jednak oczy. To przez nie do wnętrza człowieka wchodzą dobre i Boże myśli, to przez nie Bóg może wiele powiedzieć poszukującemu Go człowiekowi. Dobrze więc, gdy modlisz się, patrząc na wyobrażenie Boga. Twoje oczy skupione na obrazie Boga lub na Jego krzyżu łatwiej przenoszą do serca myślenie o Nim. Słowo stało się Ciałem. To, co było zakryte przez wieki dla ludzkich oczu, od czasów narodzin Jezusa stało się widoczne. Prawdziwy Bóg stał się człowiekiem i mogliśmy na Niego patrzeć. Patrzeć na Niego, gdy nauczał w świątyni widzieć Go, gdy odwiedził dom swych przyjaciół w Betanii i wreszcie zobaczyć Go umęczonego i rozpiętego na ramionach krzyża. Bóg w swoim Synu stał się dla nas Bogiem widzialnym. Możemy na Niego patrzeć i uwielbiać Jego oblicze. Patrzenie na Niego pomaga modlitwie. Najlepiej, gdy modlisz się, patrząc na Boga obecnego w Najświętszym Sakramencie. Twojej modlitwie znacznie pomożesz, gdy swój wzrok skierujesz na krzyż lub przyklękniesz przed świętą ikoną. Nie można się bać materialnych znaków, jeśli one tylko pomagają ci spotkać żywego Boga. Obraz nie jest Bogiem, ale może ci pomóc spotkać się z Nim.

    Czyń, co widzisz!

    Święta królowa Jadwiga lubiła modlić się przed czarnym krzyżem na Wawelu. Kiedyś, wpatrzona w ciemną postać Ukrzyżowanego, w głębi serca usłyszała od Zbawiciela: „Jadwigo, czyń, co widzisz!”. Od tamtej pory wpatrywanie się w krzyż i ukrzyżowane ciało Jezusa stało się modlitwą Jadwigi. Uczyła się z tego patrzenia miłości do końca, uczyła się przebaczenia wobec grzeszników i przyjmowania cierpienia, uczyła się wrażliwości na ubogich i pracy nad sobą. Spróbuj się modlić jak ona – popatrz na krzyż i pomyśl, czego możesz nauczyć się od Jezusa? W czym powinieneś Go naśladować przez cały dzień, który rozpoczynasz od porannej modlitwy? Noś krzyż na swojej piersi i często chwytaj go, wołając o ratunek. Podczas wieczornej modlitwy przyklęknij przy krzyżu i – patrząc jak On kochał – zapytaj siebie o twoją miłość.

    Królewska pieczęć

    Na swoje codzienne życie przenoś też wszystko, co Bóg mówi ci podczas modlitwy. Zapisane gdzieś Boże słowo, mały obrazek umieszczony w portfelu – one mogą ci pomóc skierować swoje myśli w stronę Boga. Królowa Jadwiga na swoim królewskim pierścieniu kazała wypisać inicjały: „MM”. Były one jednocześnie królewską pieczęcią, odbijaną na najważniejszych dokumentach i decyzjach. Oznaczały dwa imiona sióstr z Betanii Marii i Marty. Miały przypominać Jadwidze o tym, że trzeba w życiu mieć czas na kontemplację i na aktywną służbę. Dla oczu świętej królowej ten mały znak był ciągłym przypominaniem sobie o obowiązkach wobec Jezusa i przyjętym stylu życia.

    Tygodnik NIEDZIELA/19.08.2020

    ******************

    Nieustannie się módlcie!

    fot.Bożena Sztajner/ NIEDZIELA

    **

    Pewien rosyjski wieśniak usłyszał kiedyś w kościele słowa św. Pawła: „nieustannie się módlcie”(1Tes 5,17). Wezwanie to mocno go poruszyło i nie dawało spokoju. Zaczął się zastanawiać nad tym, jak można się modlić nieustannie, skoro każdy człowiek musi przecież normalnie żyć, pracować, zajmować się wieloma doczesnymi sprawami. Postanowił jednak wyruszyć w drogę, aby słuchając doświadczonych ludzi, nauczyć się takiej postawy serca, która jest nieustanną modlitwą do Pana. Odkrył najpierw proste słowa modlitwy Jezusowej: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”, a potem zrozumiał, że chodzi w niej o przejście od ust do serca. Jego doświadczenia zostały opisane w znakomitej książce „Droga Pielgrzyma”. Jest w niej dużo ważnych pouczeń, z których zwróćmy uwagę tylko na niektóre.

    Modlitwa to umysł i serce zanurzone w miłości Boga!

    Modlitwa nie może być błyskotliwym ćwiczeniem umysłu, bo szybko zamieni się w bezowocne debaty z Panem Bogiem. Skomplikowane formuły dogmatyczne i troska o dobór wielu mądrych słów mogą zatrzymać modlitwę na poziomie umysłu i nie pozwolić jej przenieść się na poziom serca. Z kolei, gdyby modlitwa angażowała tylko nasze serce, szukalibyśmy w niej samych emocji i odczuć. Jezusowa modlitwa to połączenie nieustannego powtarzania przez nasz umysł podstawowej prawdy o tym, że Jezus jest naszym Panem, a my, grzesznicy, potrzebujemy Jego zmiłowania z pragnieniem serca. Wspomniany pielgrzym podczas wędrówki kilka tysięcy razy dziennie powtarzał to krótkie zdanie i po wielu dniach takich ćwiczeń i dyscypliny nagle zauważył, że stała się ona prawdziwym towarzyszem jego podróży, tak, że mógł wyznać: „miałem wrażenie, jakby moje serce, bijąc tak jak zwykle, zaczęło z każdym uderzeniem odmawiać słowa modlitwy. Przestałem mówić ustami i zacząłem uważnie słuchać tego, co mówi serce”.

    Nawet gdy ty nie słyszysz słów swojej modlitwy, słyszy je diabeł i boi się imienia Jezus!

    Żeby modlitwa z umysłu przeniosła się na poziom serca, człowiek musi po prostu dużo się modlić. Kiedy modlitwa stanie się stałym elementem każdego dnia, to po fazie zewnętrznych doznań będzie przeżyciem bardzo głębokim. Nie ma innej drogi do modlitwy serca, jak długie i systematyczne praktykowanie modlitwy. Droga do serca wiedzie przez ćwiczenia i próby. Ćwiczenia to systematyczność i wytrwałość w modlitwie. Próby to cierpliwe modlenie się nawet wtedy, gdy człowiek nic nie czuje i nie wie nawet, co mówi na modlitwie. Rosyjski pielgrzym usłyszał ważną radę od jednego ze swoich rozmówców: nawet wtedy, gdy wypowiadasz słowa modlitwy i jesteś tak rozproszony lub zmęczony, że nie rozumiesz tego, co mówisz, módl się dalej, bo jeśli nawet ty sam nie słyszysz słów swojej modlitwy, to słyszy je diabeł i boi się uderzyć w ciebie, bo diabeł boi się samego imienia Jezus, które wypowiadasz!

    Tygodnik NIEDZIELA/Nr 34.2020

    ******************

    Smutek kochającego serca

    Istnieje smutek serca, noszony w nim ból, gdy ktoś najbliższy oddala się od tego, za co warto żyć i umierać: syn przestał chodzić do kościoła, córka odmawia zapisania dzieci na religię, młodzi mieszkają bez ślubu.

    Nie pomagają rozmowy, zachęty, łzy, prośby. „Gdzie popełniliśmy błąd?”. Podobne uczucie towarzyszy Apostołowi Narodów. Po spotkaniu Chrystusa Zmartwychwstałego, po słowach: „Odwagi, Pawle. Wystarczy ci mojej łaski”, dla tego dawnego faryzejskiego fanatyka wszystko się zmieniło, wypełniło się sensem i miłością. Odtąd to, co robił i myślał, było przeniknięte światłem: „Dla mnie żyć to Chrystus!”. Nie mógł zrozumieć, czemu jego współbracia z narodu wybranego, ludzie co dnia wyczekujący Bożej odpowiedzi, kiedy ona nadeszła, wcale jej nie chcą. Pamiętał piękne passusy z Pisma Świętego: „Cały Izrael będzie zbawiony” (Rz 11,26), Bóg kocha Izraela „miłością wieczną” (Jer 31,2). Dlaczego po wiekach obcowania z Bogiem i ufania Jego obietnicom nie chcą przyjąć miłości Bożej przychodzącej z udręczonym Mesjaszem? Skąd tylu ludzi zgubionych? Czy miłość Boga na tak niewiele się im przyda?

    Paweł idzie śladami Mojżesza, który wyrażał przed Bogiem ogromny żal pod górą Synaj: „Oto niestety lud ten dopuścił się wielkiego grzechu, gdyż uczynił sobie boga ze złota. Przebacz jednak im ten grzech! A jeśli nie, to wymaż mię natychmiast z Twej księgi, którą napisałeś” (Wj 32,31-32). Każde odstępstwo sprawia cierpienie sercu kochającemu: „Jeśli pięciu twoich synów byłoby wiernych, dwóch zaś nie, to czyż nie wołałbyś: Biada mi, bo niewierni są moi synowie?”. Izrael został bardziej od innych obdarowany i wyróżniony: zaskarbił sobie Boże dziecięctwo, widział Szekinę – pełną chwały obecność Bożą w słupie ognia na pustyni i obłoku wypełniającym przybytek, przymierza, Torę, czyli konstytucję wybraństwa, obrzędy w świątyni, obietnice, ojców pełnych wiary, a zwłaszcza Mesjasza, który mówi tym samym językiem i w którego żyłach płynie ta sama krew…

    Ów „wielki smutek i nieustanny ból” trudno udźwignąć. Pewien ojciec postanowił nie jeść mięsa i nie pić alkoholu w intencji córki żyjącej z mężczyzną bez ślubu. „Tato, czemu nie jesz?” – pytała go nieraz. „Ty wiesz czemu” – odpowiadał, głęboko patrząc dziecku w oczy. Mądrzy rodzice i nauczyciele walczą postem i koronkami, Nowenną Pompejańską i wyrzeczeniem, bo nigdy się nie pogodzą z tym, że ich ukochani mijają się z prawdziwym życiem. •

    ks. Robert Skrzypczak/Gość Niedzielny 32/2020

    ************************************************************************

    Abp Henryk Hoser SAC:

    Żyjemy w epoce postmodernizmu.

    Próbuje się stworzyć „nowego człowieka”

    Abp Henryk Hoser: żyjemy w epoce postmodernizmu. Próbuje się stworzyć „nowego człowieka”

    fot: Krystian Maj/FORUM


    – Żyjemy w epoce postmodernizmu, która odchodzi od racjonalizmu i kieruje się różnymi ideologiami mającymi neomarksistowskie korzenie. To tworzenie nowoczesnego człowieka, który ma być pozbawiony tożsamości i pamięci historycznej – powiedział w rozmowie z tygodnikiem „Niedziela” abp Henryk Hoser.

    Wywiad z abp. przeprowadzono z okazji 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej. – To był potrójny cud – jedności narodowej, wspólnoty modlitwy oraz działań militarnych. Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej zawdzięczamy ogromnej mobilizacji całego społeczeństwa, które szturmowało niebo i odpowiedziało na apel biskupów, aby stanąć w obronie ojczyzny – podkreślił duchowny.

    – Uczestnikom Bitwy Warszawskiej, jak relacjonowali bolszewiccy jeńcy, objawiła się Matka Boża. W nocy widzieli wielką postać Maryi na tle stolicy, która ochraniała płaszczem Warszawę, a wystrzeliwane w Jej kierunku pociski odbijały się. Od tego momentu nastąpił przełom w Bitwie Warszawskiej – podkreślił abp Hoser.

    Abp Hoser zapytany o to, jak się bronić przed współczesnymi ideologiami będące de facto „przepoczwarzeniami komunizmu”, które uderzają w życie i rodzinę, odpowiedział: „Żyjemy w epoce postmodernizmu, która odchodzi od racjonalizmu i kieruje się różnymi ideologiami mającymi neomarksistowskie korzenie. To tworzenie nowoczesnego człowieka, który ma być pozbawiony tożsamości i pamięci historycznej. Widać dziś dewaloryzację człowieka, zwłaszcza słabego i bezbronnego. Potrzeba dziś wrócić do dobrze pojętej antropologii, która bierze pod uwagę nie tylko ciało, ale i duszę. Zauważmy, że zwycięstwem bolszewizmu okazał się pakt Ribbentrop-Mołotow i czwarty rozbiór naszego kraju, który został podzielony przez ateistycznych przywódców. Bolszewizm zatruł zachodnią cywilizację, a jego pochodną są wszystkie dzisiejsze ideologie”.

    Niedziela.pl, polskieradio24.pl

    *******

    „Zaadoptuj nieprzyjaciela Kościoła”

    Akcja Męskiego Różańca polegająca na tym, aby każdego dnia – od 15 sierpnia do 24 grudnia 2020 r. – podjąć modlitwę w intencji nieprzyjaciela Kościoła, którego podczas modlitwy wybierze sam Chrystus, o jego nawrócenie i powrót lub wejście na drogę Zbawienia. Akcja jest odpowiedzią na wrogie akty wobec Kościoła Katolickiego w Polsce i na świecie, a także katolików, którzy stają w obronie wartości chrześcijańskich.

    Codzienna modlitwa w intencji tej osoby to:

    1. koronka do Bożego Miłosierdzia

    2. oraz modlitw św. Maksymiliana Kolbe: „O Maryjo bez grzechu pierworodnego poczęta…”

    Twoje TAK może uratować świat – Zaadoptuj wroga Kościoła!

    Opublikowano 10 sierpnia 2020 by wobroniewiary

    ***************************************************************************

    Zaproszenie na rekolekcje przygotowujące do spowiedzi generalnej

    Opublikowano 19 sierpnia 2020by wobroniewiary

    W samotności, w oderwaniu od rzeczy tego świata, na Górze Karmel, masz możliwość zapałać żarliwością o ratunek dla duszy, zbawienie siebie i innych. Możesz przywdziać zbroję duchową i rozpocząć nową walkę – o zdobycie niebieskiego Jeruzalem. Podążając za przykładem Jezusa, Ojców Pustyni i pierwszych eremitów z Góry Karmel, masz możliwość w ciszy i modlitwie trwać z Ojcem. Pan wyprowadza nas na pustynię, by przemieniać nasze serca „ Bóg sam wystarcza”.


    Zapraszamy na rekolekcje:
    Konferencje i wykłady przygotowujące do Spowiedzi Generalnej z całego życia oraz przyjęcie Pana Jezusa, jako jedynego Pana i Zbawiciela.

    Miejsce:
    Konwent pod wezwaniem Św. Eliasza Proroka (karmelici Bosi) w Czernej. Teren położony w Archidjecezji Krakowskiej. To ulubione miejsce wyciszenia św. Jana Pawła II. Do dyspozycji uczestników rekolekcji są: biblioteka, oratorium, sale skupienia, trzy kaplice, kościół.


    Kolejne terminy to:

    1) 28 września – 3 października
    2) 12 -16 października

    Rezerwacje i zapisy na rekolekcje: https://rekolekcje.kubogu.com.pl/

    Pytania dotyczące szczegółów rekolekcji i programu: kuBogu@kuBogu.com.pl

    ************************************************************************

    25 MARCA JEST NARODOWYM DNIEM ŻYCIA, ale każdego dnia można podjąć decyzję

    DUCHOWEJ ADOPCJI POCZĘTEGO DZIECKA

    Matka Boża z Guadalupe – Patronka poczętego życia

    Zwykle Duchową Adopcję rozpoczynamy od złożenia przyrzeczenia, które powinno być składane w sposób uroczysty w kościele. Obecnym czasie, który jest szczególny, można składać przyrzeczenie adopcyjne prywatnie, przed Krzyżem albo wizerunkiem Matki Bożej.

    ROTA PRZYRZECZENIA DUCHOWEJ ADOPCJI“:

    Najświętsza Panno, Bogurodzico Maryjo,
    wszyscy Aniołowie i Święci.

    Wiedziony pragnieniem niesienia pomocy
    nienarodzonym, postanawiam mocno i przyrzekam,
     

    że od dnia ………………………………

    biorę w duchową adopcję jedno dziecko, 
    którego imię jedynie Bogu jest wiadome, 
    aby przez 9 miesięcy, każdego dnia, 
    modlić się o uratowanie jego życia 
    oraz o sprawiedliwe i prawe życie po urodzeniu. Amen



    Każdego dnia moimi zobowiązaniami adopcyjnymi będą:
      •  jedna Tajemnica Różańca Świętego
      •  moje dobrowolne postanowienia
      •  oraz poniższa modlitwa “Panie Jezu”: 
           

    TEKST CODZIENNEJ MODLITWY “PANIE JEZU”:

    Panie Jezu za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi, która urodziła Cię z miłością oraz za wstawiennictwem świętego Józefa, “Człowieka Zawierzenia”, który opiekował się Tobą po urodzeniu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady i które duchowo adoptowałem. Proszę, daj rodzicom tego dziecka miłość i odwagę, aby zachowali je przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.

    Duchowa adopcja może być podjęta jeden raz, ale może być podejmowana cyklicznie co 9 miesięcy, jednak zawsze po wypełnieniu poprzednich zobowiązań. Każdorazową nową Duchową Adopcję powinno poprzedzać nowe przyrzeczenie.

    Adoptujemy każdorazowo tylko jedno nieznane nam dziecko zagrożone aborcją. Pan Bóg-Dawca Życia zna jego imię i sam nam je wybiera.

    Postanowienia dodatkowe (dodatkowe praktyki) są uzupełnieniem Duchowej Adopcji. Są dobrowolne. Praktykowane ich może powiększyć nasze pragnienie zadośćuczynienia, dziękczynienia i wyproszenia łask u Bożej Opatrzności. Żeby podjęte postanowienia praktyk skutecznie i do końca wykonać, najlepiej jest podjąć jedną lub najwyżej dwie praktyki.

    Może się zdarzyć, że zapomnimy lub zaniedbamy nasze zobowiązania adopcyjne. Długa przerwa, na przykład miesięczna, przerywa Duchową Adopcję i wymaga podjęcia jej od początku. Należy wtedy odbyć spowiedź, ponowić przyrzeczenia i starać się je dotrzymać. W wypadku krótkiej przerwy należy Duchową Adopcje kontynuować, przedłużając praktykę o ilość dni opuszczonych.

    *****************************************************************

    Sługa Boży Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński w obronie poczętych dzieci

    Sample
    fot. BP/KEP

    **

    Prymas Tysiąclecia w swoich przemówieniach często nawiązywał do ochrony poczętego życia. Był świadkiem jak w 1956 roku komuniści wprowadzili prawo do aborcji na życzenie, w wyniku której dokonano ok. 20 mln aborcji. Wielokrotnie apelował o zaprzestanie tego procederu i szacunek wobec dziecka w łonie matki. Oto kilka cytatów Prymasa Tysiąclecia, które świadczą o wielkiej trosce do nienarodzonych dzieci.

    „Matka ma prawo do swego ciała, ale nie ma prawa do poczętego dziecięcia, bo ono jest własnością Boga i narodu.”

    „Obudźcie się! Ratujcie życie! Wszak chodzi tu o życie narodu! Zginajcie kolana przed każdym rodzącym się życiem, przed każdym dziecięciem”

    „Jeżeli najbardziej niewinne i bezbronne dziecko nie może czuć się bezpiecznie w jakimś społeczeństwie, wówczas już nikt bezpiecznie czuć się w nim nie może!”

    „Największym szczęściem jest dziecko! Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych, ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego. A małe niemowlę, które wyda na świat mocami Bożymi matka, ma w sobie życie wieczne.”

    „Pamiętajcie, nowa Polska nie może być Polską bez dzieci Bożych! Polską niepłodnych lub mordujących nowe życie matek! Polską pijaków! Polską ludzi niewiary, bez miłości Bożej! Nie może być ojczyzną ludzi bez wzajemnej czci jedni dla drugich, bez ducha ofiary i służby, bez umiejętności dzielenia się owocami pracy z tymi, którzy sami nie są w stanie zapracować na życie i utrzymanie.”

    „Jaka jest rodzina domowa, taka też będzie rodzina ojczysta. Jeśli nie będą umieli uszanować maleńkiego życia, które się rodzi w komórce życia domowego, nie uszanują i życia obywateli, bo nauczą się mordować już w rodzinach. W ten sposób zamiast społeczności życiodajnej, będzie się wyrabiać społeczność morderców. Będzie to naród samobójczy (…). Taki naród się skończy.”

    „Prawo do życia musi każdy uszanować: rodzice, Naród, społeczeństwo, Państwo i Kościół. Nikt nie może go pogwałcić, choćby dotyczyło istoty, która kryje się jeszcze pod sercem matki, bo już jest ona człowiekiem (…). Ta maleńka istota ma pełne prawo do życia i nikt, bez odpowiedzialności za zwykłe zabójstwo, nie może tego prawa naruszyć!”

    „Każde tak zwane prawo, które daje komukolwiek możliwość dysponowania i przesądzania o ludzkim życiu, jest bezprawiem. Każdy czyn, który zmierza wprost do zniszczenia i przekreślenia prawa człowieka do życia jest zwykłą zbrodnią.”

    „Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! (…) Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna.”

    „Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu – nauczał Prymas Tysiąclecia – jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! Powstające pod sercem matki nowe życie nie należy do niej. Jest ono własnością nowego człowieka! Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna. Musi więc mieć swoich obrońców. Obrońcą jest sam Bóg, który się upomni o to życie…”

    Katolicka Agencja Informacyjna KAI

    ************************************************************************

    “W Chrystusie cierpi Bóg odrzucony przez swe stworzenie”

    Przypominamy ważne słowa św. Jana Pawła II o miłości, krzyżu i cierpieniu. (GOŚĆ NIEDZIELNY)

    *Nie ma zła, z którego Bóg nie mógłby wyprowadzić większego dobra. Nie ma cierpienia, z którego nie mógłby uczynić drogi prowadzącej do Niego (“Pamięć i tożsamość”).

    *Cierpienie ma służyć nawróceniu, czyli odbudowaniu dobra w podmiocie, który w wezwaniu do pokuty może rozpoznać Miłosierdzie Boże. Pokuta ma na celu przezwyciężenie zła, które pod różną postacią drzemie w człowieku, oraz ugruntowanie dobra zarówno w nim samym, jak też w stosunkach z innymi, a zwłaszcza z Bogiem (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *Krzyż Chrystusa rzuca tak przenikliwie zbawcze światło na życie człowieka, a w szczególności na jego cierpienie, ponieważ przez wiarę trafia do niego wespół ze Zmartwychwstaniem: tajemnica pasyjna zawarta jest w tajemnicy paschalnej. Świadkowie męki Chrystusa są zarazem świadkami Jego Zmartwychwstania. Pisze Paweł: “bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim… przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodobniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych” (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *Uczestnicy cierpień Chrystusowych mają przed oczyma paschalną tajemnicę Krzyża i Zmartwychwstania. W tajemnicy tej Chrystus zstępuje niejako do ostatecznych granic słabości i obezwładnienia człowieka – wszak kona przybity do Krzyża. Jeśli równocześnie w słabości tej dopełnia się Jego wyniesienie, potwierdzone mocą Zmartwychwstania, to znaczy, że słabości wszelkich cierpień człowieka może przeniknąć ta sama Boża moc, która objawiła się w Krzyżu Chrystusa. W tym zrozumieniu: cierpieć – to znaczy stawać się jakby szczególnie podatnym, szczególnie otwartym na działanie zbawczych mocy Boga, ofiarowanych ludzkości w Chrystusie. W Nim Bóg potwierdził, że chce działać szczególnie poprzez cierpienie, które jest słabością i wyniszczeniem człowieka – i chce w tej właśnie słabości i wyniszczeniu objawiać swoją moc (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *Poprzez wieki i pokolenia stwierdzono, że w cierpieniu kryje się szczególna moc przybliżająca człowieka wewnętrznie do Chrystusa, jakaś szczególna łaska. tej łasce zawdzięcza swoje głębokie nawrócenie wielu świętych, jak choćby św. Franciszek z Asyżu czy św. Ignacy Loyola i wielu innych (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *W Krzyżu Chrystusa nie tylko Odkupienie dokonało się przez cierpienie, ale samo cierpienie ludzkie zostało też odkupione (List Apostolski Salvifici Doloris).

    *Cierpienie nie jest karą za grzechy ani nie jest odpowiedzią Boga na zło człowieka. Można je zrozumieć tylko i wyłącznie w świetle miłości Bożej, która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje. (…) Trzeba zawierzyć Bożej Miłości, jak dziecko (Olsztyn, 6 czerwca 1991).

    *Cierpienie ukrzyżowanego Boga nie jest tylko jakimś rodzajem cierpienia pośród innych, mniejszym czy większym bólem, lecz nieporównywalną miarą cierpienia. Chrystus, cierpiąc za nas wszystkich, nadał cierpieniu nowy sens, wprowadził je w nowy wymiar, w nowy porządek: w porządek miłości (“Pamięć i tożsamość”).

    *W odkupieńczej perspektywie męka Chrystusa poprzedza zmartwychwstanie. A więc również i ludzie są włączeni w tajemnicę Krzyża, by uczestniczyć z radością w tajemnicy zmartwychwstania. (…) Nie można zrozumieć tego błogosławieństwa, jeśli się nie uzna, że życie ludzkie nie ogranicza się do czasu spędzonego na ziemi, ale zwrócone jest całkowicie ku doskonałej radości i pełni życia w wieczności (Katechezy – Kościół, 27 kwietnia 1994).

    *Oto paradoksalna tajemnica miłości: w Chrystusie cierpi Bóg odrzucony przez swe stworzenie: “nie wierzą we Mnie”! I równocześnie z głębi tego cierpieniu, a pośrednio – z głębi grzechu, że “nie uwierzyli” – Duch wyprowadza nową miarę obdarowania człowieka i stworzenia od początku. W głębi tajemnicy Krzyża działa Miłość, która przywodzi człowieka na nowo do uczestnictwa w życiu, jakie jest w Bogu samym (Encyklika Dominum et Vivificantem).

    ********************************

    Modlitwa rodziców, winnych zabójstwa nienarodzonych dzieci

    Opublikowano 21 sierpnia 2020by wobroniewiary

    Autor: kapłan chcący zachować anonimowość, dobrze  znany redakcji strony „w obronie wiary”

    MODLITWA RODZICÓW, WINNYCH ZABÓJSTWA
    NIENARODZONYCH DZIECI

    Boże, nasz kochany Ojcze!

    Przychodzimy do Ciebie z wielkim bólem, ze złamanym sercem, z głębokim smutkiem. Nasza dusza nie przestaje płakać, a nasz wzrok jest spuszczony i nie mamy odwagi spojrzeć Ci w oczy. Naruszyliśmy Twoje przykazanie NIE ZABIJAJ!

    Matko Najświętsza, Matko Miłosierdzia, ucieczko grzeszników, oręduj za nami u Boga. Bóg Ci niczego nie odmawia, gdyż i Ty nigdy Mu niczego nie odmówiłaś. On ustanowił Cię Bramą Nieba, więc w Tobie i w Twej modlitwie pokładamy nadzieję. Przeprowadź nas nad otchłanią grzechu i zła, uproś nam Boże Miłosierdzie, zanim nie staniemy przed Sędzią Sprawiedliwym.

    Bardzo pobłądziliśmy! Nie jest prawdą, że istnieje jakiś „ślepy los”, „przeznaczenie”, i nikt się przed nim nie uchroni – „jeśli ma spotkać go zło, to go spotka, jeśli ma wypełnić dobro, to je wypełni”. Ty stwarzasz, Boże, każde swoje dziecko do szczęścia, tak ziemskiego jak i wiecznego, dla każdego z nich masz swój wspaniały plan i powołanie, jednak dla jego wypełnienia każdy ma współpracować z Tobą w sposób wolny, wybierając dobro i odrzucając zło. Także nasze dziecko otrzymało dar powołania, którego nie znamy. My jednak nadużyliśmy swojej wolności, podnosząc na nie rękę i odbierając mu życie, a przez to nie pozwalając mu tego powołania wypełnić, choć tyle małżeństw bezdzietnych chętnie zapewniłoby mu przyszłość. Zdążyło zaledwie złożyć Ci ofiarę z doznanej męczarni i okrutnej śmierci. Ponieważ stwarzasz od razu duszę człowieka jako dorosłą, dziecko miało pełną świadomość tego co się dzieje i było zdolne do złożenia takiej ofiary. Mamy nadzieję, że ginąc nie zaniosło przed Twój tron oskarżenia przeciwko nam, tylko modlitwę o przebaczenie i miłosierdzie, i nadal tę modlitwę za nas zanosi – o nią je prosimy.

    Nasz Ojcze, Ty nie brzydzisz się żadnym ze swoich dzieci, nawet najbardziej brudnym i grzesznym. Przychodzimy więc do Ciebie z wielką ufnością i świadomością faktu, że im dalej od Ciebie odeszliśmy, tym bardziej cieszy Cię nasz powrót. Przeżywasz radość, gdy możesz przebaczyć, widząc szczery żal oraz mocne postanowienie poprawy, a także wolę wynagrodzenia dobrem za popełnione zło. Na pewno to wszystko widzisz w naszym sercu. Błagamy Cię, byś nie tylko przyjął nas na nowo w swoje ramiona, ale także umożliwił nam życie miłe Tobie i obfitujące w jak największe zasługi.

    Dodaje nam odwagi, a nawet pociesza nas ogrom Twojego Miłosierdzia. Gdy komuś zło przebaczasz, czynisz to w sposób całkowity i pełny i patrzysz odtąd na niego tak, jakby wcale tego zła się nie dopuścił! Wymazujesz je ze swej pamięci i z serca i nie chcesz już do niego powracać, a na nas patrzysz jak na świętych… Pozostaje nam już tylko wyrównywanie naruszonego porządku czynieniem dobra, czy to na ziemi, czy w Czyśćcu. Jakie to dla nas szczęście! Chętnie włączymy się w dzieło duchowej adopcji dziecka poczętego, swoją codzienną modlitwą wypraszając szczęśliwe narodziny jakiegoś maleństwa, którego matka nie kocha i chciałaby je zabić w swoim łonie. Naszej pomocy potrzebują także biedne rodziny, wśród nich wielodzietne.

    Chociaż jesteśmy na drodze nawrócenia, piekielny oskarżyciel nadal trzyma swój pazur na ranie naszego serca i wciąż ją rozdrapuje. Kiedyś, przed grzechem zabójstwa, kusił nas do bagatelizowania i pomniejszania zła, podsuwał rzekome usprawiedliwienia, by zdławić głos ostrzegającego nas sumienia. Teraz natomiast – wprost przeciwnie: wyolbrzymia zło, ukazuje je jako „niewybaczalne” i wmawia nam, że zawsze w Twoich oczach będziemy przestępcami i nie możemy liczyć na Twoje Miłosierdzie! Nie chcemy być jego niewolnikami, nie pozwolimy mu dalej na wchodzenie między Ciebie a nas i na zatruwanie nam życia. Przezwyciężymy te jego ataki potężną modlitwą uwielbienia Ciebie i dziękczynienia za Twoją dobroć. Taką modlitwą przepełnione jest całe Niebo, niech więc nasz głos złączy się z głosami Aniołów i Świętych. Prostujemy się więc przed Twoim Obliczem, unosimy głowę, podnosimy wzrok, dotąd ze wstydem spuszczany, i wznosimy w górę serce. Alleluja – chwalmy Pana! Hosanna na wysokości!

    Ufamy, że spotkamy nasze dziecko w chwale Nieba i na wieki będziemy razem z nim szczęśliwi tam, gdzie wszelkie zło zostało zapomniane, a dobro rozkwitło w całej swej pełni.

    Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

    ************************************************************************

    Abp Tadeusz Wojda na Jasnej Górze: od Maryi uczymy się czuwania

    Jesteśmy tu na Jasnej Górze, aby od Maryi uczyć się czuwania, aby za Jej przykładem w czuwaniu zbliżać się do Jezusa i przyjmować Go każdego dnia w swoim życiu – powiedział abp Tadeusz Wojda, metropolita białostocki, w homilii Mszy Świętej rozpoczynającej 386. Zebranie Plenarne Konferencji Episkopatu Polski w Bazylice Jasnogórskiej.

    W swojej homilii abp Wojda nawiązał słów Apelu Jasnogórskiego „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam” i wyjaśnił, jakie znaczenia ma słowo czuwać. „Chodzi o to, aby treścią tych słów rzeczywiście żyć, to znaczy czuwać, czuwać z Maryją w oczekiwaniu na ponowne przyjście Chrystusa, na ostateczne z Nim spotkanie” – powiedział.

    Metropolita białostocki zauważył, że pragnienie czuwania powinno wypływać ze świadomości celu naszego ludzkiego życia, którym jest ostateczne spotkanie z Bogiem. „Na to spotkanie nie można iść nieprzygotowanym. Smuci tym bardziej postawa tych, którzy myślą inaczej i niewiele lub nic nie robią, aby się do niego należycie przygotować. Są nierozsądni i lekceważą wezwanie do czuwania” – podkreślił.

    Abp Wojda stwierdził, że każda forma czuwania rozpoczyna się w nas samych, w naszym sumieniu i przypomniał słowa skierowane do młodzieży przez św. Jana Pawła II podczas Apelu Jasnogórskiego w 14 sierpnia 1991: „Co to znaczy: czuwam? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężać je w sobie.”

    „W to czuwanie wpisuje się również obecne zebranie Konferencji Episkopatu, a więc spotkanie pasterzy Kościoła w Polsce, aby wspólnie zastanawiać się jak owo ewangeliczne czuwanie zamieniać w pasterską posługę, aby cała wspólnota Kościoła w Polsce mogła zdążać drogą ku wieczności” – podkreślił metropolita białostocki.

    Konferencja Episkopatu Polski

    pełny tekst homilii:

    Czuwajcie, bo nie wiecie ani dnia, ani godziny!

    Eminencjo,

    Czcigodni Bracia w Biskupstwie,

    Drodzy Kapłani, Siostry Zakonne,

    Siostry i Bracia!

    Każdy przystanek w tym Jasnogórskim Sanktuarium, przed obliczem naszej ukochanej Matki i Królowej, staje się głębokim przeżyciem duchowym. Dzieje się tak, bo głęboka i wielowiekowa jest z Nią nasza więź duchowa. Maryja na stałe wpisała się w naszą historię, ale też i w naszą kulturę, architekturę, malarstwo, w naszą polską duchowość i w nasze chrześcijańskie życie. Słusznie napisał kiedyś Henryk Sienkiewicz: „Weszła w każdą dziedzinę naszego życia tak bardzo, że Jej wpływom i działaniu zawdzięczamy tężyznę moralna naszych rodzin.”

    Kiedy więc stajemy przed obliczem naszej Matki i Królowej, z naszego serca wyrywają się słowa: „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam”.

    Chcemy, by te słowa były wypowiadane nie tylko ustami, lecz sercem. Chodzi o to, aby treścią tych słów rzeczywiście żyć, to znaczy czuwać, czuwać z Maryją w oczekiwaniu na ponowne przyjście Chrystusa, na ostateczne z Nim spotkanie.

    Pragnienie czuwania powinno wypływać ze świadomości celu naszego ludzkiego życia, którym jest ostateczne spotkanie z Bogiem. Na to spotkanie nie można iść nieprzygotowanym. Smuci tym bardziej postawa tych, którzy myślą inaczej i niewiele lub nic nie robią, aby się do niego należycie przygotować. Są nierozsądni i lekceważą wezwanie do czuwania.

    Jezus przestrzega i przypomina, że ostateczne spotkanie człowieka z Bogiem jest pewne, niepewny jest tylko czas w którym to nastąpi. Skądinąd wiemy, że nie rzadko to spotkanie przychodzi w momencie najmniej oczekiwanym przez człowieka: nagła śmierć, tragiczny przypadek czy wypadek, choroba…. Czas epidemii pokazał najlepiej, jak bardzo kruche i słabe jest ludzkie życie. Wirus, o mikroskopijnych wymiarach, potrafi zebrać tragicznie obfity plon z ludzkich istnień przy całkowitej bezradności medycyna. Śmierć, jak ktoś powiedział, jest rzeczywistością o wiele bardziej pewną niż samo życie. Stąd Jezusowe: „Czuwajcie bo nie wiecie ani dnia, ani godziny”.

    Człowiek rozsądny i mądry, a powinien nim być każdy, bo takim go stworzył Bóg, powinien więc czuwać. To czuwanie jednak nie ogranicza się tylko do postawy modlitewnej, lecz jest wewnętrznym stanem i troską w szerszym tego słowa znaczeniu.

    Czuwamy zatem, gdy zwracamy swoje serca ku Bogu, gdy uważnie wsłuchujemy się w głos Boży, gdy podejmujemy wysiłek zmierzania drogą naznaczoną nam przez Boga i wytyczoną Jego Przykazaniami.

    Czuwamy gdy troszczymy się o depozyt wiary i o jego przekazywanie innym, a także o obecność Boga w tym świecie.

    Czuwamy również, gdy zatroskani jesteśmy o drugiego człowieka, o jego dobro duchowe i ludzie, o jego drogę wiary; Krótko mówiąc o jego zbawienie.

    Czuwamy wreszcie, gdy przedmiotem naszego zatroskania jest dobro dzieła stworzonego przez Boga, a więc ziemi, przyrody, naszego otoczenia, klimatu…, jak podkreśla papież Franciszek w Laudato si.

    Każda forma czuwania rozpoczyna się w nas samych, w naszym sumieniu. Mówił o tym do młodzieży św. Jan Paweł II podczas Apelu Jasnogórskiego w 14 sierpnia 1991. Zachęcając młodych, do czuwania, zapytał: „Co to znaczy: czuwam? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężać je w sobie.”

    Prawe sumienie sprawia, że za przykładem gospodarza z dzisiejszej Ewangelii, człowiek czuwa, aby złodziej nie zakradł się ani do domu jego własnego ani innych życia. Złodziej, jak przestrzega Jezus, czyha nieustannie. Stara się najpierw uśpić czujność człowieka, a gdy mu się to uda, wykrada z jego serca Boże skarby. Pojawia się o różnych porach dnia i posługuje się przewrotną taktyką. Wmawia, że nie warto się zbytnio niczym przejmować, że wolność człowieka jest największym dobrem, z którego powinien skorzystać zgodnie z własnym przekonaniem bez względu na Boga. „Usprawiedliwia” z grzechu nawet ciężkiego, przekonując, że to nic poważnego lub że to tylko niewielka słabość, która niczego nie przekreśla. Przewrotnie podpowiada, że w imię postępu i zdobyczy cywilizacyjnych człowiek ma prawo do zmieniania nawet prawa naturalnego i odwiecznego porządku moralnego, lub do bezkrytycznego korzystania z przyjemności tego świata, dobrobytu, że wreszcie bezpieczeństwo człowieka powinno opartego na nagromadzonych dobrach materialnych, a nie na nadziei pochodzącej od Boga. Przewrotny jest złodziej i zrobi wszystko, aby człowieka wyrwać z czuwania i odwrócił się od Boga.

    Doświadczamy tego nieustannie, podobnie jak to było w przypadku Koryntian, którym, jak słyszeliśmy z pierwszego Czytania, św. Paweł przypominał zasadniczą prawdę: „Zostaliście uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi, co na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Zachęcając zaś ich do czuwania, dodaje: „On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa”.

    Słów Apostoła Narodów nie można lekceważyć. Są one fundamentem naszej wiary, która pozwala kroczyć z nadzieją pośród trudności i zakus tego świata. Jesteśmy mocni dlatego, że tworzymy jedną wspólnotę wokół Jezusa Chrystusa, i że to On sam nas umacnia i prowadzi na spotkanie w dzień Pana.

    W to czuwanie wpisuje się również obecne zebranie Konferencji Episkopatu, a więc spotkanie pasterzy Kościoła w Polsce, aby wspólnie zastanawiać się jak owo ewangeliczne czuwanie zamieniać w pasterską posługę, aby cała wspólnota Kościoła w Polsce mogła zdążać drogą ku wieczności. Motywują nas do tego również słowa św. Jana Pawła II, który kiedyś powiedział: „Być pasterzem owczarni znaczy czuwać, aby zwierzę drapieżne nie weszło do trzody. Być pasterzem dusz znaczy czuwać, aby nie były wprowadzane w błąd i usidlane i nie błąkały się, utraciwszy żywotny kontakt ze źródłem miłości i prawdy. Być pasterzem dusz znaczy wreszcie zaufać: zaufać nade wszystko Temu, który swoją krwią nabył boskie prawo do tych dusz nieśmiertelnych”.

    Jesteśmy tu na Jasnej Górze, aby od Maryi uczyć się czuwania, aby za Jej przykładem w czuwaniu zbliżać się do Jezusa i przyjmować Go każdego dnia w swoim życiu. Wraz z Jezusem Maryja daje nam prawdziwą nadzieję i pewny fundament naszego życia i naszej wiary. Trzyma Go w swoich ramionach, gotowa nam Go powierzyć.

    Zaufajmy Jej, aby wypowiadane z całą świadomością „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam”, było czuwaniem z Jej Synem Jezusem Chrystusem w drodze ku wieczności ! Amen.

    Tygodnik NIEDZIELA/27.08.2020

    ***************************************************************************

    piątek – 21 sierpnia

    Św. Pius X – papież przyjaźni

    „Od przyjaźni z Jezusem zależy Wasze szczęście” – powiedział Papież Benedykt XVI podczas jednej ze swoich audiencji środowych. Zdanie to można odnieść do św. Piusa X, którego wspomnienie obchodzimy 21 sierpnia. 

    z Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych/pl.wikipedia.org

    **

    Józef Melchior Sarto – bo tak brzmi jego imię i nazwisko – urodził się 2 czerwca 1835 r. we Włoszech. Pochodził z wielodzietnej rodziny. Ojciec jego był listonoszem, a matka krawcową. W domu rodzinnym panował duch modlitwy i wzajemnej miłości. Pomimo ciężkiej sytuacji materialnej rodzina nigdy nie traciła nadziei. Właśnie w takich sytuacjach rodzice wskazywali swoim dzieciom, że największą wartością w życiu jest Bóg, że to właśnie od przyjaźni z Nim zależy szczęście każdego człowieka. Młody Józef był człowiekiem bardzo zdolnym i sumiennym, dlatego też patriarcha Wenecji ufundował mu stypendium w seminarium w Padwie. Zwieńczeniem studiów i formacji seminaryjnej było przyjęcie przez Józefa święceń kapłańskich 18 września 1858 r. Jako kapłan odznaczał się miłością do wszystkich, których spotykał na swojej drodze. Szczególnie bliscy jego sercu byli ludzie samotni i ubodzy. Im poświęcał dużo swojego czasu, ale też odznaczał się dużymi zdolnościami kaznodziejskimi, które wykorzystywał podczas katechizacji dzieci.

    Praca duszpasterska dawała mu wiele radości i satysfakcji, jednak Opatrzność Boża wyznaczyła przed nim kolejne zadania. W 1884 r. został mianowany biskupem Mantui, a następnie patriarchą Wenecji i kardynałem. Swoje obowiązki jako pasterz diecezji wykonywał z ogromnym zapałem i miłością. Troszczył się o wiernych powierzonych jego opiece. Jego serce było zawsze blisko przyszłych kapłanów, bo od nich – jak sam mówił – zależy zbliżanie się człowieka do Boga. Jego całe życie było przeniknięte Bogiem i odpowiedzialnością za swoją owczarnię.

    „Ty jesteś Piotr, czyli skała, i na tej skale zbuduję mój Kościół…” – te słowa kardynał Sarto usłyszał od Chrystusa 3 sierpnia 1903 r., kiedy to głosami kardynałów został wybrany papieżem. W duchu odpowiedzialności i miłości przyjął obowiązki pasterza całego Kościoła. Myślą przewodnią jego pontyfikatu były słowa „Odnowić wszystko w Chrystusie”. W pierwszym roku swego pasterzowania wydał encyklikę Pascendi Domini Gregis i zajął się reformą prawa kanonicznego, którą dokończył papież Benedykt XV. W 1905 r. ukazał się Katechizm Piusa X, mówiący o nauczaniu dzieci prawd wiary. Konsekwencją tego katechizmu było wprowadzenie przez Piusa X komunii św. dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym – było to novum dla całego Kościoła powszechnego.
    Papież Pius X zmarł 20 sierpnia 1914 r. w Rzymie. Umierając, powiedział do zgromadzonych przy nim kardynałów: „Poddaję się całkowicie”. W roku 1954 papież Pius XII wyniósł go do chwały ołtarzy, ustalając jego wspomnienie na 21 sierpnia.

    „Papież dzieci” – tak jest nazywany papież Pius X – pragnął, aby one jak najszybciej spotkały się z Jezusem Chrystusem w Eucharystii. Dobrze wiedział – co przypominał Papież Benedykt XVI – “że szczęście każdego człowieka nie zależy od wieku, pochodzenia i innych uwarunkowań, lecz od przyjaźni z Jezusem Chrystusem – Najwierniejszym Przyjacielem”.

    Niedziela płocka 34/2006
     ks. Kamil Stawiski

    ***

    Msza św.

    Eucharist

    czwartek, 20 sierpnia XX tygodnia zwykłego

    wspomnienie św. Bernarda, opata i Doktora Kościoła

    wikipedia.org

    **

    20 sierpnia Kościół katolicki wspomina św. Bernarda z Clairvaux, opata i doktora Kościoła, który urodził się w roku 1090 w pobliżu Dijon.

    Pochodził z burgundzkiej szlachty, która nigdy nie mogła poszczycić się umiarkowaniem. Był urodziwy, inteligentny, utalentowany i dlatego, co sobie doskonale uświadamiał, z łatwością mógł popaść w niemoralne życie, jak tylu ludzi jego wieku i stanu. Powszechnie wierzono wówczas, iż celem chrześcijanina jest zbawienie duszy a nie polityczne reformy. Najlepszą ku temu drogą była modlitwa i pokuta. Toteż, gdy postanowił zostać duchownym, zdecydował się na całkowite odosobnienie w zakonie. Zdecydował się na najsurowszy ze wszystkich, ściśle zamknięty i prowadzony przez Anglika (późniejszego św. Stefana) zakon w Citeaux. Siłą swej osobowości pociągnął za sobą 31 towarzyszy, w tym wuja i czterech braci. W roku 1112 wraz z towarzyszami wstąpił do klasztoru Citeaux i szybko zyskał zaufanie opata Stefana Hardinga. Ten posłał go po trzech latach razem z 12 towarzyszami do nowo założonego klasztoru w dolinie budzącej lęk z powodu ponurego nastroju i złej sławy – miała to być kryjówka zbójców. Bernard nadał jej nazwę Clairvaux – Jasna Dolina. Klasztor przyjął za jego życia 700-800 członków. Sam św. Bernard powołał do życia około 70 klasztorów filialnych. Sam pozostał opatem w Clairvaux do swojej śmierci 20 sierpnia 1153 r. Znany jest jako jeden z największych piewców Matki Bożej. Już w roku 1174 został kanonizowany, a w 1830 otrzymał godność doktora Kościoła.

    Św. Bernard, wielka postać średniowiecza, wywarł ogromny, trwały wpływ na losy świata i Kościoła, ingerując w spory teologiczne i rozstrzygając spory wewnątrzzakonne. Ze względu na wspaniały dar wymowy nazwano go doktorem miodopłynnym. To potężny głos XII w. Krzyżowiec, asceta, bicz na heretyków, ukazuje się jako postać bynajmniej nie budząca sympatii. Może dlatego, że głosił wojnę, a fakt, że w jego oczach była to wojna święta, nie przydał jego misji szczególnego blasku. Ale trzeba się przenieść w klimat ówczesnej epoki, aby zrozumieć, dlaczego właśnie jego żarliwość mogła rozpalić narody Zachodu.

    W tamtym czasie w sercu chrześcijaństwa – Rzymie ujawniał się brak jedności. Gdy w roku 1130 umarł papież Honoriusz II, skłóceni między sobą kardynałowie wybrali równocześnie Anakleta II i Innocentego II. Groziło to poważnymi następstwami, formalną schizmą. Temu niebezpieczeństwu zaradził jednak św. Bernard, który cieszył się tak wielkim autorytetem, że nazywano go “kolumną Kościoła”. Uczestnicy synodu w Etampes wezwali św. Bernarda, aby rozstrzygnął, który z dwóch został poprawnie wybrany. Opowiedział się za Innocentym II, któremu też udzielił osobistego poparcia, co doprowadziło do tego, że powszechnie został uznany za papieża.

    Piękną działalność św. Bernard prowadził również na arenie politycznej, jednocząc zwaśnionych. I tak w roku 1133 podjął negocjacje pomiędzy Cesarstwem i miastami włoskimi. Po raz pierwszy wówczas znalazł się w Stolicy chrześcijaństwa. Spełniając potem życzenie papieża udał się na sejm do Bambergii. Wypada podkreślić, że te podróże były okazją do wyrażenia przez wszystkich uznania wobec jego osoby i dzieła, które podejmował. Na drogach oczekiwały go tłumy i zawsze mu towarzyszyły. Mimo zaś podejmowania tylu absorbujących czynności Bernard był stale skupiony i mistycznie zjednoczony z Bogiem. Tu było źródło jego mądrości i mocy działania.

    W roku 1145 papieżem został Eugeniusz III, uczeń Bernarda. Wciągnęło to jeszcze bardziej świętego w życie papiestwa i Kościoła. Zwłaszcza że czasy nadeszły nie najlepsze. Wszystko wskazywało na to, że zagrożone jest istnienie cywilizacji chrześcijańskiej. Islam bowiem zwycięsko panoszył się na Wschodzie i parł ku Zachodowi. W dzień Bożego Narodzenia roku 1144 Turcy zajęli Edessę, pierwsze państwo krzyżowców, wchodzące w skład czterech “księstw łacińskiego Królestwa Jerozolimy”. Groźba zagłady całego państwa krzyżowców spowodowała szok na Zachodzie. Wówczas papież ogłosił bullę nawołującą do zorganizowania krucjaty. Fakt, że doszła ona do skutku, jest jednak wyłączną zasługą opata Bernarda z Clairvaux oraz jego daru przekonywania. Swoją wymową poruszył góry, wstrząsnął też całym kontynentem, wskutek czego wiosną 1147 r. na II wyprawę krzyżową wyruszył król francuski Ludwik VII oraz król niemiecki Konrad III. Jednak chyba Bóg nie pochwalał tej wojny, gdyż była ona jednym z największych nieszczęść tamtych czasów. Królowie Niemiec i Francji po nieudanych walkach z muzułmanami musieli opuścić Ziemię Świętą w poczuciu zawodu i goryczy. Ta klęska spowodowała ciężki kryzys Bernarda.

    Posiadał niesamowitą siłę wymowy, co powodowało masowy napływ mężczyzn do jego klasztorów. Jak pisze jeden z jego hagiografów, matki lękały się o swoich synów, żony o mężów, aby tylko nie ulegli wpływowi tego nieodpartego głosu i spojrzenia. I nie zrażała ich ostra reguła, jaką później jako opat wprowadził do swoich klasztorów. A była ona tak bardzo surową, że w końcu nie chcąc, aby mnisi pomarli od umartwień i z przepracowania, musiał ją złagodzić.

    Wszystkie klasztory budował na cześć Matki Bożej, której był wielkim czcicielem. W statutach zakonu cystersów czytamy: “Wszystkie nasze klasztory winny być budowane na cześć Królowej Niebios i ziemi” . Troszczył się o to, aby klasztory cystersów były coraz liczniejsze. Dzięki jego zabiegom zakon cystersów rozszerzył się szybko w całej Francji, a następnie w krajach sąsiednich. Kiedy Bernard odchodził do wieczności, w Europie było około 300 nowych fundacji klasztornych. Wśród nich znalazła się fundacja w Jędrzejowie.

    I jeszcze jedno. Bernard był słabego, wątłego zdrowia. Ujawniło się to już wkrótce po przyjęciu święceń kapłańskich. Podjęte leczenie nie przyniosło oczekiwanej poprawy, ale przysporzyło nowych cierpień. A jednak właśnie jemu, człowiekowi słabego zdrowia, Opatrzność Boża wyznaczyła tak niezwykłą misję w dziejach Kościoła. Zmarł 20 sierpnia 1153 r. przeżywszy 63 lata. Patronuje zakonowi cystersów, pszczelarzom. Jest także orędownikiem w czasie klęsk żywiołowych, epidemii zwierząt oraz broni przed opętaniem. Przedstawiany jest w stroju cysterskim i u stóp z trzema infułami, których noszenia odmówił.

    ks. Paweł Staniszewski/Tygodnik NIEDZIELA/33/2001

    ***

    Św. Bernard jako jeden z największych piewców Matki Bożej napisał wiele wspaniałych modlitw. Oto jedna z nich:

    „W niebezpieczeństwach, w niedostatkach, w niepewnościach myśl o Maryi, przyzywaj Maryję. Niech Ona nigdy nie schodzi z twoich ust, niech nie opuszcza nigdy twego serca, a żeby Jej modlitwa była ci pomocna, nigdy nie zapominaj przykładu Jej życia. Postępując z Nią, nie zbłądzisz; modląc się do Niej, unikniesz rozpaczy, myśląc o Niej, nie zboczysz z drogi. Gdy Ona cię wspierać będzie, nie upadniesz; gdy opiekować się tobą będzie, nie zlękniesz się; gdy przewodniczyć tobie będzie, nie doznasz znużenia; gdy łaskawa dla ciebie będzie, dojdziesz do celu”.

    Bartolomé Esteban Murillo "Wizja św. Bernarda", olej na płótnie, ok. 1655 r. Muzeum Prado, Madryt
    Bartolomé Esteban Murillo “Wizja św. Bernarda”, olej na płótnie, ok. 1655 r. Muzeum Prado, Madryt

    *****************

    środa, 19 sierpnia XX tygodnia zwykłego

    wspomnienie św. Jana Eudesa, kapłana

    JOHNEUDESPublic Domain

    **

    Św. Jan Eudes, kapłan, urodził się w 1601 roku w rodzinie wieśniaków, w Ry (Normandia). Mając 22 lata wstąpił do oratorianów. W dwa lata później przyjął święcenia kapłańskie.

    Podjął pracę wędrownego kaznodziei w Normandii, Bretonii i Burgundii. Przeprowadził tam 110 misji, powodując liczne nawrócenia. Uznano go za jednego z największych misjonarzy epoki.

    W 1643 założył zgromadzenie księży, które prowadziło misje ludowe (eudyści) oraz seminaria przygotowujące do tego rodzaju działalności duszpasterskiej. Dał początek zgromadzeniu Córek Matki Bożej Miłosierdzia, które podjęło opiekę nad zaniedbanymi i upadłymi dziewczętami.

    Miał szczególny kult do Serca Jezusa i Matki Bożej, który gorliwie szerzył podczas swej misyjnej działalności. Zmarł 19 sierpnia 1680 roku. Beatyfikowany w 1909, kanonizowany w 1925 roku.

     Ewangelia na co dzień/Aleteia

    Spotkania z Matką 19 sierpnia 1917

    Spotkania z Matką 19 sierpnia 1917
    EPA /PAP, MONTAŻ STUDIO GN

    W sierpniu Maryja nie zjawiła się 13. dnia miesiąca w Cova da Iria, ponieważ dzieci zostały zatrzymane przez miejscowego starostę. Objawienie miało miejsce 19 sierpnia w Valinhos.

    To była ciężka próba dla fatimskich dzieci. Lokalny starosta, niejaki Artur de Oliveira Santos, postanowił położyć kres „zabobonom” i wezwał rodziców z dziećmi na przesłuchanie do starostwa w Vila Nova de Ourém. Starosta przesłuchiwał dzieci, usiłując wydobyć z nich tajemnicę. Ponieważ pastuszki nie chciały niczego zdradzić, posunął się do zamknięcia ich w więzieniu. Opowiadał, że zostaną wrzucone do kotła z rozgrzanym olejem. Dla dzieci, które miały od 7 do 10 lat, była to psychiczna tortura. Zniosły ją dzielnie. Były autentycznie gotowe oddać życie za dochowanie wierności Matce Bożej. Tymczasem 13 sierpnia w Cova da Iria zgromadził się kilkutysięczny tłum, który czekał na Maryję przy dębie. Kiedy dzieci wróciły w końcu do domu 15 sierpnia, były pełne smutku, że nie spotkały się z Panią z nieba.

    Maryja ukazała się im jednak kilka dni później. Najprawdopodobniej 19 sierpnia. Łucja wspomina:

    „Kiedy z Franciszkiem i jego bratem Janem prowadziłam owce do miejsca, które się nazywa Valinhos, odczułam, że zbliża się i otacza nas coś nadprzyrodzonego. Przypuszczałam, że Matka Boska może nam się ukazać i żałowałam, że Hiacynta może Jej nie zobaczyć. Poprosiłam więc jej brata Jana, żeby po nią poszedł. Ponieważ nie chciał iść, dałam mu 20 groszy; zaraz pobiegł po nią.Tymczasem zobaczyłam z Franciszkiem blask światła, któreśmy nazwali błyskawicą. Krótko po przybyciu Hiacynty zobaczyliśmy Matkę Boską nad dębem skalnym.– Czego Pani sobie życzy ode mnie?

    – Chcę, abyście nadal przychodzili do Cova da Iria trzynastego i odmawiali codziennie Różaniec. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.

    – Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?

    – Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz nosiła ty z Hiacyntą i dwie inne dziewczynki ubrane na biało, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać.

    – Chciałam prosić o uleczenie kilku chorych.

    – Tak, niektórych uleczę w ciągu roku – i przybierając wyraz smutniejszy, powiedziała: wiele czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił.

    I jak zwykle zaczęła unosić się w stronę wschodu”.

    opracował: ks. Tomasz Jaklewicz/GOŚĆ NIEDZIELNY

    ****************

    ************************************************************************

    wtorek, 18 sierpnia XX tygodnia zwykłego

    wspomnienie błogosławionej Sancji Szymkowiak – zakonnicy

    Urodziła się 10 lipca 1910 roku w Możdżanowie k. Ostrowa Wielkopolskiego. Na chrzcie św. otrzymała imię Janina. Była najmłodszym dzieckiem Augustyna i Marianny z Duchalskich; miała czterech starszych od siebie braci, z których jeden był kapłanem.

    Zamożni i głęboko wierzący rodzice zapewnili jej gruntowne wychowanie. Od najmłodszych lat wyróżniała się wielką dobrocią i szczerą pobożnością, pociągając innych swą prostotą i pogodą ducha. Po ukończeniu szkoły średniej studiowała na Uniwersytecie Poznańskim, na filologii romańskiej, usilnie troszcząc się o rozwój intelektualny i duchowy.

    Poprzez gorliwą działalność w różnych sekcjach Sodalicji Mariańskiej apostołowała dyskretnie i skutecznie, budząc swym przykładem chrześcijański entuzjazm życia. Jej dobroć i poświęcenie znali również biedni i opuszczeni w najbardziej zaniedbanej dzielnicy Poznania. Źródłem duchowej mocy i apostolskiej gorliwości był dla niej Chrystus obecny w Eucharystii, dla którego pragnęła poświęcić swoje życie.

    Latem 1934 roku wyjechała do Francji i w czasie pielgrzymki do Lourdes postanowiła wstąpić do klasztoru, powierzając się opiece Niepokalanej Matki. Musiała pokonać wiele trudności zanim w czerwcu 1936 roku rozpoczęła życie zakonne w Zgromadzeniu Córek Matki Bożej Bolesnej — Sióstr Serafitek w Poznaniu, przyjmując imię: Maria Sancja.

    Od początku odznaczała się wielką gorliwością w wypełnianiu Reguły i powierzanych obowiązków. Jej życie, na pozór bardzo zwyczajne i szare, kryło w sobie nadzwyczajną głębię zjednoczenia z Bogiem.

    Podczas II wojny światowej Siostra Sancja nie skorzystała z możliwości udania się do rodziny, ale pozostała w klasztorze wraz z innymi siostrami, poddając się ciężkiej, przymusowej pracy narzuconej przez okupanta. Pełna bezgranicznej ufności Bogu, wnosiła w otoczenie ducha pokoju i nadziei, a dla cierpiących i załamanych była duchowym oparciem. Jeńcy francuscy i angielscy, którym służyła jako tłumacz, nazywali ją « aniołem dobroci » i « świętą Sancją ».

    Ciężar pracy, zimno i głód wyczerpały jej wątłe siły i niebawem stała się ofiarą nieuleczalnej choroby — gruźlicy gardła. Wielkie cierpienia znosiła z zadziwiającym spokojem i zupełnym poddaniem się woli Bożej. Dnia 6 lipca 1942 roku z radością złożyła śluby wieczyste, jednocząc się ze swoim Oblubieńcem, na którego spotkanie z utęsknieniem czekała w chwili śmierci.

    Odeszła do Pana 29 sierpnia 1942 roku, mając zaledwie 32 lata życia.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ***************************************************************************

    17 sierpnia

    św. JACKA ODROWĄŻA

    Wielki zdobywca dusz, siewca klasztorów.

    Czy pamiętasz o świętym Jacku?


    Wielki zdobywca dusz, siewca klasztorów. Czy pamiętasz o świętym Jacku?

    Był spadkobiercą słynnego rodu rycerskiego Odrowążów. Żarliwy kapłan i misjonarz, jeden z najpiękniejszych kwiatów zakonu kaznodziejskiego św. Dominika. Współcześni nazwali go płomiennym kaznodzieją, wielkim zdobywcą dusz, siewcą klasztorów, Apostołem Północy. Wszystkie te określenia odnoszą się do św. Jacka, jednego z najsłynniejszych w świecie polskich świętych, którego wspomnienie liturgiczne obchodzimy 17 sierpnia. Dokładna data jego urodzin nie jest znana, ale najprawdopodobniej przyszedł na świat w 1183 roku w Kamieniu Śląskim na Opolszczyźnie. Do stanu kapłańskiego przygotowywał się pod troskliwą opieką swego stryja, kanonika kapituły krakowskiej i kanclerza księcia Leszka Białego, a późniejszego biskupa krakowskiego Iwona Odrowąża. Jako kanonik kapituły krakowskiej studiował filozofię i teologię na najznakomitszych uniwersytetach średniowiecznej Europy – w Paryżu i Bolonii. Podczas studiów zetknął się po raz pierwszy z wędrownymi kaznodziejami, związanymi z żebraczym zakonem św. Dominika…

    Uczeń św. Dominika. Wydarzeniem, które wpłynęło na całe jego życie, było spotkanie ze świętym Dominikiem. Pod wrażeniem jego świętości i cudownych działań, postanowił wstąpić do zakonu kaznodziejskiego. Święty Jacek osobiście przyjął z rąk św. Dominika habit zakonny. W 1221 roku Jacek Odrowąż złożył na jego ręce wieczyste śluby zakonne. Na wieść o tym papież Honoriusz III miał powiedzieć: Będzie z niego wielkie w północnych krajach wiary prawdziwej objawienie. Po opuszczeniu Rzymu, w drodze do Polski prowadził misje w Karyntii, Styrii, Czechach i na Morawach. Po dotarciu do Krakowa wraz z towarzyszami, którzy także w tym samym czasie przyjęli habit z rąk św. Dominika, zamieszkał na Wawelu, na dworze biskupim, by po kilku miesiącach przenieść się w okolice kościółka Świętej Trójcy, gdzie wkrótce rozpoczęto budowę nowego kościoła i klasztoru dominikańskiego. Ich konsekracja nastąpiła zimą 1222 r. Św. Jacek przywiózł od św. Dominika przesłanie, aby pracę ewangelizacyjną łączyć z modlitwą różańcową i zawierzeniem Matce Najświętszej. Dawało mu to niezwykłą moc apostolską.

    Gorliwy misjonarz
    . Święty dominikanin chciał nieść Ewangelię dalej, na wschód i północ. Około roku 1228 udał się na Ruś Kijowską. W Kijowie założył klasztor dominikański i kościół Najświętszej Maryi Panny. Dwanaście lat później znad Dniepru przeniósł się na ziemie Prusów i Pomorzan, gdzie prowadził wytężoną pracę misyjną. Ponoć przebywał też w Szwecji i na Łotwie. Następnie wrócił do Krakowa, by udać się w dalszą drogę – ponownie na Ruś Kijowską. Uczestniczył w zakładaniu klasztorów w Sandomierzu, Płocku i Poznaniu. Liczne podania mówiły, że Kijów był bazą dla jego misji prowadzonych na Wołoszczyźnie, Mołdawii, a nawet w Grecji. Po napadzie Tatarów na Kijów Apostoł Północy musiał opuścić to miasto i po długiej podróży przez Ruś Północną, Łotwę, Żmudź, Litwę, Gdańsk przez Mazowsze wrócił do Krakowa. Przebył ogromne odległości, by głosić Ewangelię. Miłość bliźniego nakazywała mu nawracanie niewiernych. Założył wiele domów zakonnych, wychował wielu wspaniałych zakonników, wysyłał na misje młodych podopiecznych.

    Święty za życia i po śmierci…Średniowieczny lektor dominikański o. Stanisław podaje, że św. Jacek zmarł w Krakowie 15 sierpnia 1257 roku, wyniszczony wieloma podróżami i bardzo aktywnym trybem życia. Warte podkreślenia jest, iż zaraz po śmierci zażywał czci jako święty. Grób jego otoczony był kultem, a lud otrzymywał za jego wstawiennictwem liczne łaski. W zapiskach konwentu krakowskiego znajduje się tekst z roku 1277: W klasztorze krakowskim leży brat Jacek, mocen wskrzeszać umarłych. A Jan Długosz pisał o nim, że tak wielkimi tyloma cudami raczył go wyróżnić i wsławić Najwyższy zarówno za życia, jak i po śmierci, że wydawał się nie tylko godnym, ale jak najbardziej godnym kanonizacji. Rzeczywiście, w powszechnej opinii Jacek Odrowąż był uważany za męża świątobliwego, pełnego pokory, łagodności, miłości i pobożności. Bardzo aktywny w działalności duszpasterskiej i misyjnej, gorliwy w umartwieniach i wyrzeczeniach. Był człowiekiem wytrwałej modlitwy, co podkreślał ksiądz Piotr Skarga: Modlitwy swoje hojnemi łzami polewając na nich często w kościele noc trawił. Jako gorliwy wyznawca i naśladowca Chrystusa, miał szczególne nabożeństwo do Jego Matki, propagując wszędzie modlitwę różańcową. Ufny w Bożą pomoc, czynił rozliczne cuda. Znane były przypadki uzdrowień, wskrzeszania umarłych, nawróceń i wielu innych niezwykłych wydarzeń, które za wstawiennictwem tego świętego czynił Bóg. Tuż przed śmiercią św. Jacek żegnał się ze swoimi współbraćmi słowami św. Dominika: Pokorę zachowujcie, miłość wzajemną miejcie, dobrowolne ubóstwo dziedziczcie, czystość duszy i ciała z wielką pilnością strzeżcie, o zbawienie dusz ludzkich, rozszerzanie zakonu, rozmnożenie wiary świętej między niewiernymi narodami z poświęceniem życia waszego starajcie się. Relikwie św. Jacka spoczywają w dominikańskim kościele Trójcy Świętej w Krakowie w górnej kaplicy, położonej w lewej nawie w okazałym ołtarzu-mauzoleum. Papież Klemens VII beatyfikował Jacka w 1527 r., a intensywne starania poparte przez królów polskich Stefana Batorego i Zygmunta III Wazę sprawiły, że Klemens VIII kanonizował go w 1594 r. Święty Jacek należał do najwybitniejszych mężów ówczesnej Europy. Początkowo święto patronalne obchodzone było 16 sierpnia, ale papież św. Pius X przeniósł je na 17 sierpnia. Warto też zaznaczyć, że Apostoł Północy jest jedynym przedstawicielem Polski spośród 139 świętych na kolumnadzie Berniniego w Rzymie na placu Świętego Piotra. Św. Jacek jest patronem archidiecezji katowickiej i diecezji opolskiej, czego wyrazem jest jego kult w sanktuarium Ziemi Opolskiej na Górze św. Anny.

    * * *

    Ikonografia najczęściej przedstawia św. Jacka z monstrancją lub kustodią w jednej ręce i z figurą Matki Bożej w drugiej. Tradycja bowiem głosi, że kiedy św. Jacek musiał uciekać przed Tatarami z Kijowa, zabrał ze sobą Najświętszy Sakrament, by nie narazić go na zniewagi. Wychodząc z kościoła usłyszał głos Maryi: Jacku, zabierasz Syna, a zostawiasz Matkę. Kiedy święty dał do zrozumienia, że kamiennej figury przedstawiającej Matkę Bożą nie udźwignie, Niepokalana zapewniła go, że Jej Syn uczyni figurę lekką. Tak też się stało. Dominik uciekł wraz ze współbraćmi z kijowskiego klasztoru. Następnie nad Dnieprem rozłożył braciom płaszcz i suchą nogą przeprowadził ich na drugi brzeg rzeki. W ten sposób zarówno siebie, jak i swoich braci uwolnił od niebezpieczeństwa. Figura zaś odbiera cześć w katedrze przemyskiej. W Krakowie otoczona jest czcią wzorowana na niej Matka Boża Jackowa.

    Bogusław Bajor/PCh24.pl

    ***

    Fr Lawrence Lew OP

    **********************************************************************

    XX Niedziela ZWYKŁA – 16 sierpnia

    XX Niedziela Zwykła

    *****

    Warszawo! Spałaś, gdy barbarzyńcy profanowali Chrystusa, już nie czerwoną, ale tęczową flagą?

    Bp Zawitkowski: Warszawo! Spałaś, gdy barbarzyńcy profanowali Chrystusa, już nie czerwoną, ale tęczową flagą?fot. Fred Romero from Paris, France / CC BY (https://creativecommons.org/licenses/by/2.0)


    Daj nam Matko taką Warszawiankę, ale z wiarą Kananejki. Daj nam, Matko Boska, takiego kapłana, ale z wiarą księdza Skorupki, a stanie się Cud nad Wisłą i ustanie już nie czerwona, ale tęczowa pandemia –

    powiedział biskup pomocniczy senior diecezji łowickiej Józef Zawitkowski podczas homilii wygłoszonej w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie. Poniżej tekst tej homilii:

    Kazanie radiowe w Bazylice Świętokrzyskiej w Warszawie, 16 sierpnia 2020 r.

    Ja takiej wiary
    wśród was nie spotkałem.

    Kochani moi!
    Zgromadzeni w Bazylice Świętokrzyskiej
    i przy głośnikach radiowych.
    Stęskniłem się za Wami!
    Wybaczcie mi
    mój chrypliwy głos,
    a może to mój łabędzi śpiew?
    Słuchajcie więc tego,
    co mówi moje serce.
    Warszawo, Ty moja, Warszawo!
    Czy ja Cię jeszcze zobaczę?
    Warszawo ma. (por. Z. Mrozowska)
    To tylko serce płacze.

    Dziś szesnasty dzień sierpnia,
    więc Powstanie trwa.
    Słyszę jeszcze rozpacz syren.
    Godzina „W”. Zaczęło się.
    Zaglądam w podwórka
    umierającej Warszawy.
    Tam modlą się i płaczą nad mogiłami
    tych, co szli na śmierć po kolei
    jak kamienie przez Boga
    rzucone na szaniec. (J. Słowacki)
    Przemień, o Jezu, smutny ten czas,
    o Jezu, pociesz nas!

    Słyszysz płacz Matki?
    Zanim padłeś jeszcze ziemię
    przeżegnałeś ręką,
    czy to była kula, synku,
    czy to serce pękło? (K.K. Baczyński)
    Serce pękło!
    Musiało pęknąć.
    Jak się tak kocha?
    Warszawo, Ty moja, Warszawo.

    Tam przy Grobie Nieznanego Żołnierza
    słyszę głos Orlątka.
    Wsłuchaj się, Warszawo!
    Mamo, czy jesteś ze mną?
    W oczach mi jakoś ciemno…
    Jam walczył, tak jak starsi…
    Mamo, chwal. (zob. Artur Opman)
    Tylko mi Ciebie, Mamo,
    tylko mi Polski żal.
    Mamo!
    Czy nie zginęła?

    Nie płacz, synku,
    Póki wiara w sercach żyje,
    póki wierna Wisła płynie,
    nie zginęła i nie zginie,
    Synku!

    Póki Chrystus będzie wołał:
    Sursum Corda Warszawiacy
    to Warszawa będzie wolna,
    będą wolni i Polacy.
    Ale gdy już ubierają Chrystusa w maskę
    i tęczową flagę,
    to chyba początek końca.
    Larum grają!

    I coś Ty zrobił
    najgłupszy z siepaczy?
    Księże!
    On się nawróci
    i Bóg mu przebaczy.(A. Mickiewicz)
    Za dużą masz pamięć,
    a zbyt mały rozum. (Zb. Herbert)
    Czym ty myślisz,
    skoro rozum nie urósł?
    Nie wiem.
    Zbrodniarzem jesteś,
    czy bohaterem?
    Ocalasz czy gubisz
    Pospolitą Rzecz.. (Cz. Miłosz)
    Takeś ty się odczłowieczył.
    Czyżbyś zszedł aż do rzędu
    człekokształtnych?
    Lecz jeśli tli się w tobie jeszcze
    ikra człowieczeństwa,
    to pamiętaj prośbę
    poczciwego A. Asnyka:
    Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
    choć macie sami doskonalsze wznieść,
    na nich się jeszcze święty ogień żarzy
    i miłość ludzka stoi tam na straży,
    i wy winniście im cześć.
    Przecież jesteś ochrzczony,
    tylko kto cię tak oszpecił, człowieku?
    Ja Ci nie ubliżam,
    ja Cię nie straszę.
    Ja tylko przypominam.
    Słuchaj!
    To mówi Pan, Bóg nasz:
    Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy,
    ani cudzołożnicy…
    ani mężczyźni współżyjący ze sobą,
    ani rozwiąźli, ani bluźniercy
    nie odziedziczą Królestwa Bożego. (por. 1Kor 6,9)
    I jeszcze mocniej:
    Rozpustników i cudzołożników
    spotka surowy sąd Boży. (Hbr 13,4)
    Pamiętaj też, że twoje ciało,
    nawet na tęczowo oszpecone,
    jest Świątynią Boga,
    więc uważaj!
    Kto zniszczy tę świątynię
    ręką Boga wzniesioną,
    tego zniszczy sam Bóg. (1Kor. 6,19)
    Pogruchoce Was Pan Bóg
    jako ten gliniany garniec. (Ks. P. Skarga)

    Ja nie straszę,
    ja tylko przypominam,
    że to mówi Bóg,
    ale ty nie wierzysz w Boga,
    bo ośmieliłeś się wejść
    na krzyż Chrystusa.
    Ośmieliłeś się wejść do Sejmu,
    do świątyni prawa,
    gdy Prezydent mówił:
    Tak mi dopomóż Bóg?

    Skąd ty jesteś, dziecko?
    Przecież nie z Warszawy.
    Biada tym,
    którzy Ci płacą.
    Dla nich tylko kamień młyński
    i głębokości morza. (por. Mt 18,6)
    Ja nie straszę.
    Ja tylko przypominam,
    że to mówi Pan.

    Będzie kiedyś taki Marsz Równości,
    w którym będziesz krzyczał
    jak tęczowy Pankracy:
    Galilejczyku, zwyciężyłeś! (Z. Krasiński)
    No i po co tyle było krzyku?
    Dziecko wyspowiadaj się
    i wróć na procesję
    Bożego Ciała.
    Tam są piękni ludzie,
    którzy pachną Komunią Świętą,
    a ty cuchniesz grzechem.

    Panie Prezydencie z Małżonką.
    Za białoczerwone warszawskie kwiaty.
    Dziękujmy!
    To więcej znaczyło dla Polaków
    niż moich 77 kazań.

    ***

    A ja idę na Pragę,
    do katedry świętego Floriana,
    tam ksiądz Ignacy Skorupka
    mówi do akademików
    i chłopców z gimnazjów
    kazanie przed Bitwą Warszawską:
    Chłopcy!
    Czekają Was jeszcze ciężkie ofiary…
    ale w dzień naszej Królowej
    losy odwrócą się w naszą stronę,
    wtedy zwycięstwo będzie Waszym udziałem.

    Wyspowiadałem się…
    Dług za szkołę
    spłacam swoim życiem.
    Za wpojoną mi
    miłość do Ojczyzny,
    płacę miłością serca…
    Pochowajcie mnie
    w albie i w stule.
    Boże wystarczy!
    Bo serce nie wytrzyma.
    O, jak nam dziś brak, wodza,
    kapłana i proroka. (por. Dz 3,25)

    Pójdę też na Plac Zamkowy.
    Tam przy kolumnie Zygmunta
    słyszę jeszcze
    wybuchy bomb spod Radzymina,
    ale słyszę też modlitwę Warszawy:
    Święty Boże…
    od powietrza, głodu
    ognia i wojny,
    wybaw nas Panie!

    Ja nigdy w życiu
    nie widziałem takiej modlitwy,
    jak w Warszawie – wyzna generał Weygand.

    Słyszę rachunek sumienia,
    który nam czynią biskupi
    przed generalnym rozgrzeszeniem,
    bo jutro będzie rzeź w stolicy:
    Przypomnijmy sobie, Bracia,
    czyśmy… nie dali światu zgorszenia
    przez nasze partyjne
    i narodowe waśnie?
    Zamiast Polskę budować,
    tośmy Ją rozdzierali
    i ducha w niej kurczyli…
    Poświęćcie dla Ojczyzny
    partyjne zawiści,
    wszelkie żądze panowania,
    wszelkie jątrzenia i kwasy…
    a z ofiarą całopalną
    połączmy się, Bracia, w modlitwie…
    To powinni czytać w Sejmie.

    Ojcze Święty!
    W tak wielkiej chwili prosimy Cię
    módl się za Polskę,
    błogosław Polsce.

    A do Biskupów chrześcijańskiego świata
    Polscy Biskupi wołali:
    Nie o pieniądze Was prosim, Bracia,
    ale o szturm do Boga,
    o modlitwę za Polskę.
    Niech ta modlitwa ocuci
    sumienie narodów,
    bo sumienie to w Europie
    zamarło.
    Oj, zamarło!
    Zardzewiało,
    zgniło!

    Eminencjo, mówił Marszałek:
    Ja nie wiem,
    jak myśmy
    tę bitwę wygrali?

    Ja wiem:
    Tam pod Ossowem poległ ksiądz Skorupka.
    Zawołaniem: Za Boga i Ojczyznę!
    Zagłuszył zamęt walki.
    I poszli.
    Przecież to jeszcze dzieci.

    Nikt nie zauważył
    jak potknął się ksiądz.
    Na drugi dzień po odparciu bolszewików
    płk Dobrowolski przeglądał pole bitwy
    i zapisał tak:
    Zobaczyłem na ściernisku przy miedzy,
    pośród niezebranych snopów,
    martwe ciało księdza.
    Leżał twarzą do ziemi,
    był w komży,
    we fioletowej stule,
    w ręku trzymał krzyż,
    miał roztrzaskaną czaszkę.
    Za Boga i Ojczyznę!
    O, Boże!

    Lesie pamiętasz?
    Piasku pamiętasz?
    Wisło pamiętasz? (por. K.K. Baczyński)

    Warszawo pamiętaj!
    To był Cud nad Wisłą!
    Matka Boża Łaskawa nas osłoniała.

    Europo pamiętaj!
    Pamiętajcie bezbożni i bogaci
    mocarze UE.
    Od stu lat,
    chodzilibyście w sowieckich kufajkach,
    gdyby nie wiara, modlitwa i męstwo
    naszych Ojców.
    Nie straszcie nas,
    że odbierzecie nam pieniądze.
    Niech bezbożni, nie uczą nas praworządności.
    Uważajcie na samych siebie, byście nie popadli
    w nowe niewole i jasyry,
    a to już się zaczęło.
    Hanibal, ante portas!
    I w Grenadzie zaraza!

    ***

    Proszę księdza, więc co będzie z nami?
    Nie lękajcie się! (Mt 17,7)
    Bądźcie mocni w wierze! (1P 5,9)

    Gdy słuchałem dzisiejszej ewangelii
    to mi się zdaje, że to moja mama tak prosi:
    Panie,
    dziecko moje jest przez diabła dręczone!
    Uzdrów je!
    Ale Ty jesteś obca.
    Ja nie mogę synowskiego chleba
    rzucać psom.
    A ja myślałam, żeś Ty dobry i miłosierny,
    a Ty potraktowałeś mnie jak sukę.
    Jednak, nie ustąpię Ci!
    Zobacz, ile okruchów chleba
    spada ze stołu Twoich synów,
    to zlituj się i pozwól je
    pozbierać szczeniętom.

    Chyba wzruszył się tym
    mój Pan i mój Bóg.
    Popatrzył na Warszawę,
    popatrzył ma nas
    w kościele Świętego Krzyża
    i przy głośnikach radiowych,
    i powiedział:
    Ja takiej wiary
    wśród Was nie widziałem.
    Mama, idź do domu, Twoje dziecko
    jest zdrowe. (zob. Mt 15,21-28)

    Więc i ja wołam od Świętego Krzyża,
    Warszawo!
    Spałaś, gdy barbarzyńcy
    profanowali Chrystusa,
    już nie czerwoną,
    ale tęczową flagą?
    Nie ma już Warszawskich Dzieci,
    co poszły w bój.
    A miałaś być
    nieujarzmiona i wolna.
    Takeś mi się popsowała,
    Warszawo ma!

    Ale są obrońcy Krzyża,
    Chrystusa i Jego Matki.
    Vivat Polonus,
    unus defensor Mariae!
    Niech żyje Polak,
    jedyny obrońca Maryi. (A. Mickiewicz)
    Matko Boska z Nazaretu,
    z Częstochowy i z Warszawy!
    O Łaskawa i Zwycięska
    uczyń nowy Cud nad Wisłą:
    Spraw, aby Polska za Twą przyczyną
    stała się jedną, zgodną rodziną.
    Norwidowa Prząśniczko!
    Rany podstępnej nienawiści
    zabliźnij jak pole
    kwitnącym lnem. (K. Iłłakowiczówna)
    Daj nam Matko taką Warszawiankę,
    ale z wiarą Kananejki.
    Daj nam, Matko Boska, takiego kapłana,
    ale z wiarą księdza Skorupki,
    a stanie się Cud nad Wisłą
    i ustanie już nie czerwona,
    ale tęczowa pandemia.

    Ojcze Święty, Janie Pawle II – święty!
    Zobacz, co się z Polską stało.
    Janie Pawle teraz przyjdź.
    Słowa Twoje zamień w czyn.
    Niech zadrży ziemia,
    zagra róg,
    bo nic nad Boga (W. Poll)
    i Któż jak Bóg?!

    Księże Prymasie Tysiąclecia,
    czy ja doczekam Twej beatyfikacji?
    Kiedy kościół powie, że jesteś święty?
    Przyjdź i powiedz jeszcze raz,
    na Wiejskiej i w Brukseli:
    Non possumus!
    Panowie, dalej nie możemy!
    Kocham Polską bardziej,
    niż własne serce!
    Wtedy spadną maski,
    niech zapełnią się kościoły,
    niech wrócą rodzice od pracy,
    a dzieci do szkoły.
    Księże Prymasie!
    Teraz przyjdź i stań po naszej stronie.
    Jeszcze raz nas przeprowadź,
    przez Morze, ale już nie Czerwone!

    ***

    Kochani moi!
    To niezwykła dygresja
    w moim kazaniu.
    W niedzielę, 20 września w tym roku
    będziemy dziękować Bogu,
    Ludziom Solidarności,
    za 40 lat Mszy Świętych radiowych.
    Będziemy dziękować
    Księżom Misjonarzom od Świętego Krzyża
    w Warszawie.
    Wszystkim Kaznodziejom, Muzykom,
    Ludziom Polskiego Radia
    i Ludziom Radia Maryja.
    Przez Was i z Wami
    modli się cała Polska,
    a niedziela stała się Dniem Świętym.

    Ja zaś zwracam się dziś
    do Czcigodnego Prałata
    Księdza Wiesława Kądzieli.
    Wiesiu Kochany!
    Czterdzieści lat w tej Świątyni
    śpiewasz pieśń nową Bogu na chwałę
    i ludziom na pocieszenie.
    Dziękujemy Ci i prosimy,
    zaśpiewaj jeszcze raz Miastu i Światu:
    Póki Chrystus będzie wołał:
    Sursum corda – Warszawiacy,
    to Warszawa będzie wolna,
    będą wolni i Polacy.
    Aby Chrystus mógł o nas powiedzieć:
    O, Warszawo!
    Wielka jest Twoja wiara! (Mt 15,28)
    I stanie się wtedy
    drugi Cud nad Wisłą
    i odmieni się oblicze Tej Ziemi.
    Tak ufam.

    Amen.

    Image may contain: 3 people, indoor

    Radio Maryja.pl/MWł

    ************************************************************************

    ***

    sobota, 15 sierpnia

    Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

    Katedra/Radom.pl
    **

    Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

    jest jednym z dogmatów Kościoła Katolickiego, który został uroczyście ogłoszony przez papieża Piusa XII 1 listopada 1950 roku w konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus – Najszczodrobliwszy Bóg, w odpowiedzi m. in. na prośbę polskich biskupów.

    *********

    “Powagą Pana naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła i Naszą, ogłaszamy, orzekamy i określamy jako dogmat objawiony przez Boga: że Niepokalana Matka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej”. (Breviarium fidei VI, 105)

    Zaśnięcie-Dormition_Ikona autorstwa El Greco_upload.wikimedia.org
    Zaśnięcie NMP –Ikona autorstwa El Greco /upload.wikimedia.or
    **

    MSZA ŚWIĘTA

    godz. 18.00 w kościele św. Piotra

    Partick, 46 Hyndland Street, Glasgow G11 5PS

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    ************************************************************************

    Centralne obchody 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej

    Samplefot. Karolina Błażejczyk/Biuro Prasowe DW-P

    **

    Od czwartku 13 sierpnia do niedzieli 16 sierpnia w całej Polsce odbywały się uroczystości w 100. rocznicę Bitwy Warszawskiej, zwycięskiej batalii w wojnie polsko-bolszewickiej. Centralne obchody rocznicowe odbyły się z udziałem najwyższych władz państwa w Ossowie, Radzyminie i Warszawie. Biskupi dziękowali Bogu i Matce Bożej za ocalenie Polski, Europy i świata przed nawałą ateistycznego komunizmu, ale podkreślali też wielki zbiorowy i jednoczący cały naród wysiłek dowódców, żołnierzy i ludności cywilnej sprzed stu lat. Nawoływali też do kontynuowania współcześnie wdzięczności za “Cud nad Wisłą”.

    Dług wdzięczności

    Mszy św. inaugurującej obchody 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej przewodniczył w czwartek 13 sierpnia w konkatedrze pw. Matki Bożej Zwycięskiej na stołecznym Kamionku metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz. Do świątyni w ograniczonej z powodu trwającej pandemii liczbie przybyli przedstawiciele władz państwowych, w tym rządu i parlamentu, delegacja władz samorządowych, alumni, osoby życia konsekrowanego, przedstawiciele ruchów i stowarzyszeń katolickich oraz harcerze.

    We wstępie do liturgii ordynariusz warszawsko-praski bp Romuald Kamiński przypomniał okoliczności wyruszenia sto lat temu młodych ochotników polskiej armii i ich kapelana ks. Ignacego Skorupki z kaplicy pw. Bożego Ciała na starym cmentarzu kamionkowskim, gdzie dziś stoi konkatedra pw. Matki Bożej Zwycięskiej, na front walki z bolszewikami.

    W homilii kard. Nycz przypomniał słowa Jana Pawła II sprzed 21 lat wypowiedziane w Radzyminie i zwłaszcza w katedrze warszawsko-praskiej: „Urodziłem się w maju 1920 roku w czasie, gdy bolszewicy szli na Warszawę i dlatego noszę niejako od urodzenia w sobie wielki dług w stosunku do tych, którzy wówczas podjęli walkę z najeźdźcą i zwyciężyli”.

    – Właśnie w imię tego długu, wdzięczności za ocalenie Warszawy, Polski, Europy i świata przed nawałą ateistycznego komunizmu tutaj dzisiaj jesteśmy – po to, by ten dług spłacać. Wprawdzie święty papież powiedział, że zostawia ten testament spłacania długu i pamięci młodej, nowej wówczas diecezji warszawsko-praskiej, ale przecież dobrze wiemy, że wszyscy jesteśmy dłużnikami tej bitwy, tej wojny, tego trudu dowódców i żołnierzy, którzy nas wtedy wszystkich ocalili – wyjaśnił metropolita warszawski.

    Ten dług wdzięczności – dodał – spłacamy dziś przede wszystkim modlitwą i czynem naszych codziennych dni, jakie podejmujemy dla naszej Ojczyzny w różnych wymiarach naszego życia i powołania. Ten dług spłacamy modlitwą za dowódców i żołnierzy, a także za wspomagającą i współcierpiącą ludność cywilną.

    Ten dług jest też spłacany wiernością wartościom, o które walczyli żołnierze Bitwy Warszawskiej i całej wojny z bolszewikami. Chodzi o wolność Ojczyzny, wolność Warszawy, wolność Europy, “ale także sprawiedliwość, wiara, godność każdego człowieka, rodziny i całej społeczności ludzkiej zagrożonej wtedy przez tę okropną ideologię, która przeszła przez Europę” – mówił kardynał.

    Kard. Nycz zacytował też słowa papieża przypominające, że Bitwa Warszawska była tak wielkim zwycięstwem polskich wojsk, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny i dlatego zostało nazwane „Cudem nad Wisłą”.

    – Mówimy o Cudzie nad Wisłą także dzisiaj. Zostało przecież [to zwycięstwo] poprzedzone żarliwą modlitwą Warszawy i całej Polski. Episkopat Polski zebrany na Jasnej Górze poświęcił cały polski naród Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej Królowej Polski – dodał kardynał. Zaznaczył, że połączenie odwagi i męstwa żołnierzy oraz mądrości dowódców tej bitwy wraz z modlitwą miasta i Polski pozwala zatem mówić o Cudzie nad Wisłą. O samym zwycięstwie trzeba zawsze mówić bez umniejszania roli tychże dowódców i żołnierzy, którym „zawdzięczamy po ludzku to zwycięstwo”.

    Na koniec podkreślił, że Polska wywalczyła to zwycięstwo zjednoczona w swojej różnorodności politycznej, społecznej, narodowej, charakteryzującej młode państwo. „Oficerowie i żołnierze, mieszczanie i chłopi, wykształceni i prości – stawali w obronie Ojczyzny. Kościół cały był z nimi, tworząc zaplecze modlitwy, był dla wszystkich. Symbolem tej jednoczącej roli Kościoła był młody ks. Ignacy Skorupka” – powiedział metropolita.

    Po Mszy św. na murze konkatedry została odsłonięta tablica poświęcona ks. Ignacemu Skorupce i żołnierzom Armii Ochotniczej. To właśnie z tej świątyni na linię frontu walk z bolszewikami pod Warszawę wymaszerowali ochotnicy na czele z ks. Skorupką. Następnego dnia po wymarszu bohaterski kapelan 236. pułku piechoty Armii Ochotniczej zginął na polu walki pod Ossowem.

    Apel Poległych z udziałem władz państwowych

    W piątek 14 sierpnia rano przy grobach żołnierzy poległych w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. modlił się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach biskup polowy Józef Guzdek. Ordynariusz wojskowy zapalił znicz przy jednym z grobów oraz modlił się m.in. przy Pomniku Poległych w 1920 r. Bp Guzdek nawiedził także Cmentarz Powązkowski i modlił się przy grobie ks. mjr. Ignacego Skorupki.

    Wieczorem tego dnia podczas Apelu Pamięci na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach prezydent Andrzej Duda przypomniał, że podczas wojny 1920 r. na wezwanie ówczesnego premiera Wincentego Witosa w szeregi armii masowo wstępowali ochotnicy, dzięki którym udało się wystawić przeciwko Rosjanom milionową armię.

    Prezydent tłumaczył też, dlaczego świętowanie zwycięstwa polskiego oręża zaczyna się od uroczystości na wojskowym cmentarzu. – Wokół nas są groby zwycięzców. Czy to jest dla nich ważne? Myślę, że tak. Wykonali swój żołnierski obowiązek i odparli wroga – podkreślił. – Tutaj unosi się ten niezwykły duch, duch wolnej Polski, duch siły naszego narodu, duch Polski niezniszczalnej. Bo za taką właśnie niezniszczalną Polskę, wolną, suwerenną, niepodległą, oni wszyscy oddali życie – dodał.

    W uroczystym Apelu wzięli udział także premier Mateusz Morawiecki, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak oraz najważniejsi dowódcy Wojska Polskiego. Wojska Obrony Terytorialnej wspólnie z żołnierzami innych rodzajów sił zbrojnych oddały hołd swoim bohaterskim poprzednikom, którzy oddali życie za wolną Polskę.

    Podziękować Bogu i Maryi za zwycięstwo

    Nieco wcześniej, późnym popołudniem sprawowana była Msza św. w Wólce Radzymińskiej, pod pomnikiem 28. Pułku Strzelców Kaniowskich, w miejscu, gdzie po raz pierwszy w trakcie Bitwy Warszawskiej 1920 r. nastąpiło przełamanie frontu sowieckiego, a czerwonoarmistom ukazała się Matka Boża.

    we wprowadzeniu do Mszy, mówiąc o obchodach 100-lecia Bitwy Warszawskiej, ordynariusz warszawsko-praski bp Romuald Kamiński powiedział, że są one organizowane po to, aby „należycie podziękować Bogu i Matce Zbawiciela za wielkie zwycięstwo nie tylko militarne, ale obrony chrześcijaństwa i obrony cywilizacji miłości”.

    W homilii pomocniczy biskup warszawsko-praski bp Marek Solarczyk wezwał, aby rocznicowe obchody Bitwy Warszawskiej były wyjątkowym czasem refleksji, a szczególnie kiedy stajemy w obliczu tamtych bohaterów. – Chcemy im powiedzieć: dziękujemy i nie zmarnujemy tego, co żeście nam ofiarowali – zaznaczył. Podkreślił, że symbolem ówczesnych bohaterów jest kpt Stefan Pogonowski i jego żołnierze, którzy właśnie w Wólce Radzimińskiej przed świtem 15 sierpnia podjęli walkę, która sprawiła, że wojska bolszewickie zaczęły się cofać.

    Akt ten – podkreślił bp Solarczyk – był „swoistym akordem” cudu Maryi, która objawiła się w tym miejscu nad walczącymi żołnierzami i została zauważona przez żołnierzy Armii Czerwonej, wzbudzając w nich trwogę i strach. Widzieli oni Maryję z płaszczem, w którym zbierała wszystkie pociski lecące na Warszawę. „Była ona w otoczeniu rycerzy ze srebrnymi skrzydłami, w których nie sposób nie wyobrazić sobie naszych husarzy” – zaznaczył bp Solarczyk, przypominając, że motto husarzy brzmiało: „Miłość Ojczyzny naszym prawem!”. – Wy teraz jesteście wyjątkowymi kontynuatorami tego właśnie motta – zapewnił zgromadzonych, a przede wszystkim żołnierzy.

    Wieczorem ulicami warszawskiej Starówki przeszła procesja, w której mieszkańcy Stolicy nieśli figurę Matki Bożej Łaskawej – patronki Warszawy. Nabożeństwo nawiązywało do wielowiekowej warszawskiej tradycji i była elementem obchodów 100. rocznicy Cudu nad Wisłą.

    Procesja z licznym udziałem mieszkańców Warszawy wyruszyła z sanktuarium Matki Bożej Łaskawej przy ul. Świętojańskiej, a jej trasa wiodła wzdłuż dawnych murów warszawskiego Starego Miasta, które istnieją dziś jedynie we fragmentach. Idąc ulicami Starówki, wierni modlili się na różańcu, a wspólną modlitwę animowali muzycy i ewangelizatorzy, współtworzący od lat rzeszowski koncert uwielbienia „Jednego Serca Jednego Ducha”: Jan Budziaszek, Hubert Kowalski i Leopold Twardowski.

    „Maryjo, pomódl się teraz z nami i pomóż nam zrozumieć, jaki jest sens tego krzyża, który dziś niesiemy” – modlił się na rozpoczęcie nabożeństwa Jan Budziaszek, który prowadził różańcowe rozważania. Przypomniał w nich m.in. o tym, że najlepsza droga świadczenia o Jezusie w świecie, wiedzie przez Maryję. Modlącym się towarzyszył chór i orkiestra, złożone w większości z młodych muzyków, pod batutą kompozytora i multiinstrumentalisty Huberta Kowalskiego.

    Po procesji w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej rozpoczęła się Msza św. pod przewodnictwem abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.

    Na początku Mszy św. przypomniał wiernym m.in. o tym, że Cud nad Wisłą był wypełnieniem obietnicy, jaką Matka Boża przekazała w 1872 r. polskiej mistyczce, służebnicy Bożej Wandzie Malczewskiej. Zachęcił też do kontemplowania i naśladowania Maryi.

    W homilii jezuita o. Mariusz Bigiel przypominał o historycznym i duchowym znaczeniu Cudu nad Wisłą. – Polacy jako naród kontrrewolucyjny mieli zostać (…) starci z powierzchni ziemi. Bolszewicy aż się palili do tego zadania. (…) Ów zapał rewolucyjny zderzył się w starciu z kunsztem taktycznym Królowej Polski, którą Jan Kazimierz 1 kwietnia 1656 ogłosił we Lwowie hetmanką wojska obojga narodów. Jak zwykle wszystko wydarzyło się zgodnie ze Słowem Bożym, opisującym znaczenie Wniebowzięcia. W 12. rozdziale księgi Apokalipsy, odzwierciedlonej w Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej na warszawskiej starówce, dowiadujemy się że na niebie ukazał się wielki znak – Niewiasta obleczona w słońce, której mimo nadludzkich wysiłków smok diabelski nie przemógł, czyli nie pokonał” – mówił kaznodzieja.

    Podkreślił, że ówczesne wydarzenia o przełomowym znaczeniu dla wojny polsko-bolszewickiej były wyraźnym świadectwem działania Bożej Opatrzności. Zaznaczył, że najbardziej niezwykłe były zdarzenia, jakie miały miejsce podczas starcia pod Wólką Radzymińską, kiedy żołnierze bolszewiccy zaczęli uciekać z pola bitwy, co następnie tłumaczyli tym, że jak relacjonowali: „niespodziewanie ujrzeli na ciemnym niebie ogromną, potężną i pełną mocy kobiecą postać, od której biło światło”.

    „W jednej z najcięższych chwil w historii Polski ujawniło się w pełni działanie Boskiej Opatrzności. Nie ulega wątpliwości, że to Matka Boża Łaskawa zwyciężyła bolszewickich najeźdźców, którzy w popłochu uciekali z bitewnych pól pod Warszawą. Bitwa Warszawska, słusznie zwana Cudem nad Wisłą, była także efektem połączenia modlitwy i materialnych, heroicznych wysiłków polskiego społeczeństwa” – dodał jezuita.

    Po homilii abp Gądecki poświęcił buławę hetmańską wykonaną w gdańskiej pracowni Mariusza Drapikowskiego, a ufundowanej przez czcicieli Maryi czczonej w wizerunku Łaskawej Patronki Warszawy. Jak przypomina treść modlitwy wypowiedzianej podczas obrzędu błogosławieństwa, buława ta jest wyrazem wdzięczności Maryi za Jej wierność ślubom Jana Kazimierza, wyrażoną m.in. w zwycięstwie nad bolszewikami w 1920 r.

    Pamiętać o Cudzie nad Wisłą

    W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, w sobotę 15 sierpnia, biskup polowy Józef Guzdek przewodniczył w katedrze polowej Mszy św. w intencji Ojczyzny inaugurującej obchody Święta Wojska Polskiego i setnej rocznicy Bitwy Warszawskiej. Przed rozpoczęciem Eucharystii prezydent Andrzej Duda przekazał proporzec Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej – symbol zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi RP. Podczas liturgii eucharystycznej bp Guzdek używał kielicha, który ks. Ignacy Skorupka otrzymał od rodziców z okazji święceń kapłańskich.

    W homilii bp Guzdek podkreślił, że w stulecie Cudu nad Wisłą „serca wiernych wypełnia pamięć i wdzięczność wobec Zwycięskiej, Wniebowziętej Matki Jezusa”. – Hetmanka Żołnierza Polskiego była z nami, kiedy odnosiliśmy największe zwycięstwa. W pierwszych dniach sierpnia 1920 roku, kiedy bolszewicy zbliżali się do Warszawy, Polacy szturmowali niebo. Przed Jej świętym obrazem na Jasnej Górze, w Warszawie i w wielu świątyniach nasi rodacy modlili się w intencji ocalenia Ojczyzny. I zostali wysłuchani! – powiedział.

    Ordynariusz wojskowy przypomniał, że świadkiem tego zwycięstwa był ówczesny nuncjusz apostolski w Polsce, Achille Ratti, który jako późniejszy papież Pius XI nie zapomniał o tych wydarzeniach i upamiętnił „cud nad Wisłą” w kaplicy papieskiej rezydencji w Castel Gandolfo. – Doskonale rozumiał wagę tego zwycięstwa nie tylko dla Rzeczpospolitej, ale dla całej ówczesnej Europy – powiedział bp Guzdek.

    Zdaniem ordynariusza wojskowego, Bitwa Warszawska nie miała jedynie charakteru militarnego, ale Polacy w 1920 roku „powstrzymali narzucaną ogniem i mieczem bolszewicką rewolucję, która miała z korzeniami wyrwać drzewo europejskiej cywilizacji, zbudowanej na fundamencie chrześcijańskich wartości”. – W tamtym czasie Polacy zdawali sobie sprawę z wielkiego zagrożenia dla narodu, dla jego wolności, wiary i kultury, dlatego licznie zgłaszali się jako ochotnicy do Wojska Polskiego – powiedział. Przypomniał, że przez wiele lat komunistycznej dominacji prawda o tym wielkim zwycięstwie była wymazywana.

    Przy figurze Matki Bożej w świątyni umieszczone zostały wota od wiernych: hetmańska buława z bursztynu i metali szlachetnych oraz róża ze złota i bursztynu. Wyrażając wdzięczność za przekazane wota ordynariusz wojskowy powiedział, że „są one spontaniczną inicjatywą wiernych” i „gestem, który będzie przypominał wielkie zwycięstwo polskiego oręża w Bitwie Warszawskiej oraz podkreślał rolę Maryi w dziejach naszego narodu”.

    Ossów: modlitwa za ocalenie Polski i Europy

    W sobotę rano przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki w homilii podczas Mszy Świętej sprawowanej na Cmentarzu Bohaterów 1920 roku w Ossowie modlił się za wszystkich poległych w tamtej wojnie sprzed 100 lat, którzy “spoczywają w tej zlanej ich krwią ziemi”. – Dziękujemy im wszystkim za ocalenie naszej ojczyzny, za ocalenie Europy – dodał.

    Przewodniczący Episkopatu zachęcił do refleksji nad pięcioma sprawami: nad samym dzisiejszym świętem, nad wojną bolszewicko-polską, nad prośbami skierowanymi wówczas do Maryi o pomoc, nad Bitwą Warszawską wreszcie nad szaleństwem każdej wojny.

    Przypominając okoliczności Bitwy Warszawskiej, abp Gądecki nawiązał do relacji świadków tamtych dni. Zwrócił uwagę na do dziś niewyjaśnione sytuacje, jak m.in. uderzenie na Wólkę Radzymińską i atak na Ciechanów oraz związane z tym spalenie przez Rosjan własnej radiostacji. Zacytował fragmenty pamiętników kard. Aleksandra Kakowskiego i powiedział: „Bolszewicy wzięci do niewoli opowiadali znowu, że widzieli księdza w komży i z krzyżem w ręku, a nad nim Matkę Boską. Jakżeż mogli strzelać do Matki Boskiej, która szła przeciwko nim. Ten moment kulminacyjny w bitwie pod Warszawą nazwano tego dnia ‘cudem nad Wisłą’” – powiedział abp Gądecki, cytując pamiętniki kardynała. – Tak oto – w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – pod Ossowem wojska bolszewickie zostały odparte – dodał.

    „Na pamiątkę tamtego zwycięstwa przywrócono – w 1992 roku – święto Wojska Polskiego. Jest to Wasze – drodzy żołnierze, spadkobiercy Bitwy Warszawskiej – święto” – powiedział abp Gądecki. Na zakończenie wskazał na szaleństwo każdej wojny. „Niebezpieczeństwo wojny może zostać wyeliminowane pod warunkiem, że najpierw zostanie ustanowiony pokój we własnym sumieniu każdego obywatela, aby tym skuteczniej mówić o pokoju wewnętrznym i zewnętrznym w polityce państwowej” – stwierdził abp Gądecki.

    Po homilii nastąpił obrzęd koronacji wizerunku Matki Bożej Zwycięskiej. Koronacji dokonał abp Stanisław Gądecki. Obrzędowi towarzyszył śpiew pieśni „Z dawna Polski Tyś Królową”. Po Mszy św. abp Gądecki poświęcił też przyniesione przez wiernych zioła i kwiaty.

    W Eucharystii wzięli udział przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, Wojska Polskiego oraz korpusu dyplomatycznego.

    Po Mszy św. sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP odczytał list Prezydenta Andrzej Dudy. „Wszyscy Polacy w kraju i zagranicą przeżywają w tych dniach chwile wielkiej radości i dumy” – napisał prezydent. „Wiktoria warszawska 1920 roku była wspólnym dziełem całego narodu polskiego i na zawsze pozostanie chwalebnym dziedzictwem nas wszystkich” – podkreślił.

    Na Cmentarzu Bohaterów 1920 roku w Ossowie odczytany też został Apel Poległych, po czym nastąpiła salwa honorowa i złożenie kwiatów pod pomnikiem gen. Józefa Hallera.

    Radzymin: wdzięczność dla wspólnego wysiłku przodków

    Popołudniu w Radzyminie uroczystej Mszy św. na Cmentarzu Żołnierzy Polski 1920 roku przewodniczył prymas Polski abp Wojciech Polak.

    W słowie poprzedzającym liturgię biskup warszawsko-praski Romuald Kamiński powiedział, że Eucharystia sprawowana jest na cmentarzu, na którym znajdują się mogiły tych, co tu polegli w obronie Ojczyzny w 1920. „Możemy powiedzieć, że jest to ziemia święta” – pokreślił. Zaznaczył, że Matka Boża Zwycięska jest patronką diecezji warszawsko-praskiej. „Dziś pragniemy wypowiedzieć Bogu i Matce Zbawiciela uwielbienie i dziękczynienie, a bohaterom oddajmy należny szacunek” – dodał.

    Prymas Polski przyznał w homilii, że do Radzymina sprowadziła wszystkich „nie tylko sama pamięć o bitwie, ale nade wszystko wdzięczność dla ofiarnego wspólnego wysiłku naszych przodków”. – Tutaj, 100 lat temu – podkreślił – decydowały się nasze losy, wolność nasza i całej Europy.

    „Myślimy o tej sile ducha, która nie dała się stłamsić i przestraszyć w obliczu szalejącej nawały wroga. Myślimy o solidarnej miłości i bohaterstwie naszych przodków, którzy, przełamując waśnie, wzajemne uprzedzenia i podziały, zdolni byli razem stanąć w obliczu zagrożenia” – mówił abp Polak.

    W ślad za swym poprzednikiem, ówczesnym prymasem Edmundem Dalborem przyznał, że tym, co ocaliło niepodległość Polski 100 lat temu, „było świadectwo jedności i mobilizacji całego narodu” oraz przezwyciężenie istniejących podziałów.

    Szukając wskazań na dziś, płynących z tamtego zwycięstwa, które stało się możliwe dzięki przezwyciężeniu istniejących podziałów, zaapelował o miłość społeczną w dzisiejszej Polsce. Nawiązał w ten sposób do katalogu zasad, o które apelował prymas Wyszyński w programie 10 przykazań społecznej krucjaty miłości: „Szanuj każdego człowieka, bo Chrystus w nim żyje, nie czyń rozdźwięku między ludźmi, ale jednocz sercem i słowem. Nie wyciskaj łez, lecz uspokajaj i czyń dobro. Nie myśl o tym, co tobie jest kto winien, ale co ty jesteś winien innym” – przypomniał metropolita gnieźnieński.

    Nawiązał też do Matki Bożej Łaskawej, patronki Warszawy, dzięki opiece której – zaznaczył – Warszawa nigdy nie jest osamotniona. Podkreślił, że i „dziś wznosimy ku niej wzrok i wołamy o pomoc, podobnie jak czynili to w 1920 r. polscy biskupi wraz z całym społeczeństwem”, prosząc o ocalenie niepodległej Ojczyzny.

    Przed błogosławieństwem Prymas poświęcił kwiaty i zioła, jakie przynieśli wierni, zgodnie z tradycją święcenia zbóż w uroczystość Wniebowzięcia NMP, zwanej świętem Matki Bożej Zielnej. Na zakończenie wszyscy zgromadzeni zaintonowali: „Boże coś Polskę”.

    Po zakończeniu Mszy św. rozpoczął się Apel Poległych z udziałem Kompanii Honorowej Pułku Reprezentacyjnego Wojska Polskiego. Zostały też złożone wieńce na mogiłach bohaterów Bitwy Warszawskiej 1920 r.

    Na uroczystości obecni byli przedstawiciele organizacji kombatanckich, potomkowie bohaterów z 1920 r., reprezentacje wojska i harcerzy, parlamentarzyści, wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł i marszałek województwa Adam Struzik, lokalni samorządowcy, biskupi warszawsko-prascy, duchowieństwo i liczni wierni.

    Starcie cywilizacji

    W niedzielę 16 sierpnia bp Romuald Kamiński przewodniczył w parafii pw. św. Jana Pawła II w Radzyminie uroczystej Eucharystii, podczas której dziękowano za odniesione w 1920 r. zwycięstwo oraz modlono się za poległych. W czasie Mszy św. ordynariusz warszawsko – praski poświęcił znajdującą się na terenie parafii figurę Matki Bożej Łaskawej, patronki Warszawy i Strażniczki Polski.

    W homilii mówił m.in. o historii wizerunku Matki Bożej Łaskawej – Patronki Warszawy, o dramatycznych okolicznościach wojny polsko – bolszewickiej, listach Episkopatu Polski do Ojca Świętego, biskupów i rodaków z prośbą o modlitwę, a także o akcie zawierzenia kraju Najświętszemu Sercu oraz o wielkiej duchowej mobilizacji Polaków. Nawiązując do literatury i relacji świadków tych wydarzeń, przypomniał znaczenie starcia z 1920 r. jako starcia cywilizacji oraz roli Polski jako przedmurza cywilizacji łacińskiej.

    Na zakończenie opowiedział o okolicznościach powstania statui Matki Bożej Łaskawej przy sanktuarium św. Jana Pawła II, wymieniając osoby, które się do tego przyczyniły. Podkreślił też, że figura powstała „z potrzeby serca diecezjan”. Po homilii biskupi odsłonili i poświęcili statuę. Odlana jest ona ze spiżu. Maryja w koronie na głowie trzyma w rękach połamane strzały nieprzyjaciela.terskiej śmierci ks. Ignacego Skorupki, która okazała się punktem zwrotnym starcia pod Ossowem oraz o świadectwach żołnierzy Armii Czerwonej opowiadających o widzeniach Matki Bożej.

    Na zakończenie Mszy św. bp Kamiński odmówił akt zwierzenia Matce Bożej Łaskawej Warszawy i całej Ojczyzny. Głos zabrał też m.in. Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej. „Pamięć o wydarzeniach sprzed 100 lat buduje morale dzisiejszego wojska polskiego” – podkreślił. „Wielkie rocznice są fundamentem pod budowę wielkich rzeczy. Dziś budujemy silną Polskę również w wymiarze duchowym” – dodał, wyrażając nadzieję, że uda się stawić czoła zagrażającej dziś ideologii neobolszewickiej.

    Prezes IPN dr Jarosław Szarek podkreślił, że zwycięstwo w 1920 r. było m.in. możliwe dlatego, że większość Polaków zjednoczyła się wokół rzeczy najistotniejszych – wokół obrony niepodległości i ładu moralnego, który od dziesięciu wieków jest fundamentem naszego życia.

    Modlitwy z okazji 100. rocznicy “Cudu nad Wisłą” odbywały się w sobotę i niedzielę w kościołach w całej Polsce. Na Jasnej Górze w nawiązaniu do aktu polskich biskupów z 1920 r., podczas głównej sumy odpustowej złożone zostało zawierzenie Sercu Jezusa i Maryi. Tak było 27 lipca 1920 r., przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej ofiarowano zagrożoną najazdem bolszewickim Polskę. Następnego dnia oddano Rzeczpospolitą pieczy Królowej Korony Polskiej.

    Podczas Mszy św. celebrowanej na szczycie Jasnej Górze akcie zawierzenia abp Wacław Depo podziękował za ofiarną miłość Jezusa, która w tajemnicy ukrzyżowania i zmartwychwstania stała się miłością zwycięską. Przypomniał, że „w setną rocznicę Cudu nad Wisłą, który w sierpniu 1920 r. za przyczyną Najświętszej Maryi Panny ocalił naszą Ojczyznę i cywilizację europejską od bolszewickiego panowania, my – pasterze Kościoła w Polsce podobnie jak nasi poprzednicy przybywamy na Jasną Górę”.

    Zaznaczył, że to „na Jasnej Górze, uświadamiamy sobie wyraźniej, odpowiedzialność za chrześcijańskie dziedzictwo polskiej ziemi, potrzebę wspólnej troski wszystkich warstw społecznych, nie tylko za materialne, także za duchowe dobro naszej Ojczyzny”.

    Centralne obchody 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej zakończą się w poniedziałek 17 sierpnia w Mińsku Mazowiecki. Uroczystej Mszy św. przed obrazem Matki Bożej Anielskiej w kościele Narodzenia NMP przewodniczyć będzie nuncjusz apostolski w Polsce abp Salvatore Pennacchio. Podczas Eucharystii szczególnie wspominana będzie postać jednego z dowódców polskich wojsk w wojnie polsko-bolszewickiej, Generalnego Inspektora Armii Ochotniczej gen. Józefa Hallera.

    Bitwa Warszawska – decydująca bitwa wojny polsko-bolszewickiej – rozegrała się w dniach 13-25 sierpnia 1920 r. na przedpolach Warszawy. Jest określana mianem “cudu nad Wisłą” i uznawana za jedną z najważniejszych bitew w historii świata. Bitwa zadecydowała o zachowaniu przez Polskę dopiero co zdobytej niepodległości i zatrzymała rozprzestrzenienie się rewolucji bolszewickiej na Europę Zachodnią.

    Wojska Polskie działały pod wodzą marszałka Józefa Piłsudskiego. W wyniku walk po stronie polskiej zginęło ok. 4,5 tys. żołnierzy, a 22 tys. zostało rannych zaś 10 tys. zaginęło. Zgodnie z szacunkami straty bolszewickie wyniosły 25 tys. poległych lub ciężko rannych. 60 tys. trafiło do polskiej niewoli a 45 tys. zostało internowanych przez Niemców.

    Kai.pl/16 sierpnia2020

     

    ***************************************************************************

    piątek 14 sierpnia

    Uroczystość św. Maksymiliana Marii Kolbego, prezbitera i męczennika

    fragment homilii św. Jan Paweł II podczas kanonizacji św. Maksymiliana Marii Kolbego na placu św. Piotra 10.10.1982:

    Uwielbiamy więc dzisiaj wielkie dzieło Boże w człowieku. Wobec nas wszystkich, tu zgromadzonych, ojciec Maksymilian Kolbe podnosi swój „kielich zbawienia”, w którym zawiera się ofiara całego jego życia, przypieczętowanego męczeńską śmiercią „za brata”.
    Do tej ostatecznej ofiary gotował się Maksymilian, idąc za Chrystusem od najmłodszych lat swego życia w Polsce. Z tych to lat pochodzi przedziwny znak dwóch koron: białej i czerwonej, spośród których nasz święty nie wybiera jednej, ale przyjmuje obie. Od młodych bowiem lat przenikała go wielka miłość ku Chrystusowi i pragnienie męczeństwa.
    Ta miłość i to pragnienie towarzyszyło mu na drodze powołania franciszkańskiego i kapłańskiego, do którego przygotowywał się zarówno w Polsce, jak i w Rzymie. Ta miłość i to pragnienie szły z nim poprzez wszystkie miejsca kapłańskiej i franciszkańskiej posługi w Polsce, a także posługi misjonarskiej w Japonii.
    Natchnieniem całego życia była mu Niepokalana, której zawierzał swoją miłość do Chrystusa i swoje pragnienie męczeństwa. W tajemnicy Niepokalanego Poczęcia odsłaniał się przed oczyma jego duszy ów przewspaniały nadprzyrodzony świat łaski Bożej ofiarowanej człowiekowi. Wiara i uczynki całego życia ojca Maksymiliana wskazują na to, że swoją współpracę z Bożą łaską pojmował jako wojowanie (militia) pod znakiem Niepokalanego Poczęcia. Rys Maryjny jest w życiu i świętości Ojca Kolbego szczególnie wyrazisty. Tym znamieniem naznaczył też całe swoje apostolstwo, zarówno w Ojczyźnie, jak na misjach. Zarówno w Polsce, jak i w Japonii ośrodkiem tego apostolstwa były specjalne „miasta Niepokalanej” (polski Niepokalanów, japońskie Mugenzai no Sono).

    Św. Maksymilian Maria Kolbe, kapłan, zakonnik. Urodził się w Zduńskiej Woli koło Łodzi w 1894 roku. Na chrzcie otrzymał imię Rajmund. Wstępując do zakonu franciszkanów, przyjął imię Maksymilian.

    Studia filozoficzne i teologiczne odbywał w Rzymie. Ukończył je doktoratem. W 1918 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Mimo osobistego zamiłowania do skrajnego ubóstwa w pracy apostolskiej posługiwał się najnowocześniejszymi środkami. Gorliwie szerząc cześć Maryi Niepokalanej, założył stowarzyszenie ludzi oddanych apostolstwu – „Milicję Niepokalanej”.

    W 1922 roku zorganizował wydawnictwo oraz redakcję „Rycerza Niepokalanej”. Powołał nowe placówki w Grodnie i Teresinie pod Warszawą, który nazwano wkrótce Niepokalanowem. W 1930 roku wyjechał do Japonii, gdzie stworzył tamtejszy Niepokalanów oraz nową wersję „Rycerza Niepokalanej”.

    W roku 1936 wrócił do Polski. Następnie podjął starania o otwarcie podobnych ośrodków w Belgii i na Litwie. Byt dwukrotnie aresztowany przez Niemców: po raz pierwszy na początku okupacji, po raz drugi w roku 1941. Osadzono go na Pawiaku, w kilka miesięcy później przewieziono do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

    Tam wszystkim dawał przykład cierpliwości. Przyjął dobrowolnie śmierć w bunkrze głodowym zamiast innego więźnia. Dobity zastrzykiem z fenolu zmarł 14 sierpnia 1941 roku.

    Beatyfikował go Paweł VI w 1971 roku. Jedenaście lat później kanonizował Jan Paweł II. Jest patronem archidiecezji gdańskiej i diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej oraz – jak powiedział Jan Paweł II – „naszych trudnych czasów”.

    W ikonografii św. Maksymilian przedstawiany jest w habicie franciszkańskim lub w więziennym pasiaku, czasem z numerem obozowym 16 670 na piersi. Towarzyszy mu Maryja Niepokalana. Jego atrybutem jest korona z drutu kolczastego lub dwie korony – czerwona i biała.

    ******************

    Święty Maksymilian Maria Kolbe – Najwierniejszy Rycerz Niepokalanej

    Święty Maksymilian Maria Kolbe - Najwierniejszy Rycerz Niepokalanej! fot. Łukasz Dejnarowicz/Archiwum: Forum


    Miał rację Jan Dobraczyński, gdy pisał w Skąpcu Bożym. Rzecz o Ojcu Maksymilianie Maria Kolbe, że wielkość życia założyciela Niepokalanowa nie kaźnią głodowego bunkra, ale ideą królowania Maryi trzeba mierzyć. Rzeczywiście, jego dobrowolna ofiara dokonana w Auschwitz, to owoc wieloletniej, tytanicznej wręcz pracy nie tylko na rzecz swego zbawienia, ale przede wszystkim na rzecz zdobycia całego świata, wszystkich dusz dla Tej, której poświęcił całe swoje życie – dla Niepokalanej.

    Ona niech króluje!

    Papież Paweł VI w homilii podczas Mszy św. beatyfikacyjnej o. Maksymiliana, opisywał charakterystyczną duchowość nowego błogosławionego: Cechą charakterystyczną, rzec można oryginalną, mariologii ojca Kolbe, jest wyjątkowe znaczenie, jakie przypisuje Jej zadaniu wśród obecnych potrzeb Kościoła; jest jego wiara w spełnienie wizji proroczej Bożego triumfu w wiekuistej chwale i wywyższeniu maluczkich, a także wiara w Jej wstawiennictwo, w skuteczność Jej przykładu i w obecność Jej macierzyńskiej miłości. (…) Dziś z nieba ojciec Kolbe pomaga nam rozważać je i zgłębiać. Ten Maryjny rys nowego Błogosławionego włącza go do grona wielkich świętych, obdarzonych duchem proroczym, którzy pojęli, uczcili i wysławiali tajemnicę Maryi.

    Istotnie, Maksymilian Kolbe zajmuje znakomite miejsce wśród takich gigantów kultu maryjnego, jak św. Bernard z Clairvaux, św. Dominik, św. Bonawentura, św. Bernardyn ze Sieny, św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, św. Alfons de Liguori, bł. Alan de Rupe czy bł. Stanisław Papczyński.

    W służbie idei królowania Maryi był bezkompromisowy. Tej ogromnej miłości „gwałtownika maryjnego” często świat nie rozumiał, ale – o dziwo! – nie rozumiało jej też pokaźne grono ludzi Kościoła, ba, nawet braci zakonnych. A jednak absolutnie przekonany o słuszności swej drogi, mający ciągle w pamięci pytanie Maryi: „Czy chcesz przyjąć dwie korony?”, o. Maksymilian nie zrażał się. Będąc pewny wstawiennictwa tak możnej Orędowniczki, angażował wszystkie swe siły, by Ona Królowała.

    Ojciec Kolbe nie zadowalał się półśrodkami. Był maksymalistą, nie na darmo przyjął w zakonie imię Maksymilian: – Chcę żeby cały świat się nawrócił! Wiedział, że zwycięstwo Królestwa Niepokalanego Serca Maryi jest najprostszą i najkrótszą drogą do triumfu Królestwa Bożego. A przecież o nadejście tego Królestwa prosimy co dzień słowami modlitwy „Ojcze nasz”.

    Militia Immaculatae

    Gdy masoneria w Rzymie coraz śmielej występowała – wywiesiła swój sztandar przed oknami Watykanu, na sztandarze czarnym giordano-brunistów umieściła św. Michała Archanioła pod nogami Lucyfera i w ulotkach głośno występowała przeciw Ojcu Świętemu – powstała myśl założenia stowarzyszenia do walki z masonerią i innymi sługami Lucyfera. Tak św. Maksymilian opisywał okoliczności powstania Militia Immaculatae – MI (Rycerstwa Niepokalanej).

    Rycerstwo było dzieckiem Świętego i wspaniałym darem dla Niepokalanej: Istotą i warunkiem Rycerstwa Niepokalanej jest całkowite oddanie się Niepokalanej, żeby dusza stała się pod każdym względem Jej narzędziem. Wszystkie tytuły, jak niewolnik, sługa – oznaczają jedno i to samo; idzie bowiem o to, żeby być coraz bardziej bezgranicznie Jej, aby Ona w duszy promieniowała bez żadnych zastrzeżeń.

    Młody zakonnik, zakładając w 1917 roku Rycerstwo, miał jasno określony CEL: Starać się o nawrócenie grzeszników, heretyków, schizmatyków itd., a zwłaszcza masonów i o uświęcenie wszystkich pod opieką i za pośrednictwem Niepokalanej.

    Są jednak pewne WARUNKI, bez których nie można przystąpić do tego działania. Przede wszystkim – trzeba oddać się całkowicie Niepokalanej, jako narzędzie w Jej rękach: Musimy naprawdę sami oddać się Niepokalanej, byśmy byli jak pióro w ręku pisarza, jak pędzel w ręku malarza, jak dłuto w ręku rzeźbiarza. Samo pióro, sam pędzel bez mistrza nic nie zrobią. Pan Jezus powiedział wyraźnie, że bez Niego nic uczynić nie możemy (por. J 15, 15). Bez łaski nadnaturalnej, która spływa przez Niepokalaną, nic uczynić nie potrafimy. A na czym polega doskonałość narzędzia w ręku mistrza? Na tym, aby dało się prowadzić temu artyście. Jeżeli Niepokalanej naprawdę się oddamy, wtedy Ona będzie dużo czyniła. Tu też posłuszeństwo jest największą doskonałością.

    Pozostałe warunki uczestnictwa w Rycerstwie Niepokalanej to wpisanie się do księgi Militia Immaculatae oraz pobożne noszenie Cudownego Medalika.

    A jakimi środkami mają się posługiwać rycerze? Maksymilian dał szerokie przyzwolenie: Wszelkie środki, byle godziwe – na jakie pozwala stan, warunki i okoliczności, co zostawia się gorliwości i roztropności każdego. W innym miejscu jeszcze dodawał: Niech te najnowsze wynalazki i urządzenia służą najpierw Jej, dla Jej chwały. (…)

    Do ważniejszych środków należą: Cudowny Medalik i modlitwa, której Ona sama nas nauczyła, objawiając ten medalik: „O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”, a my dodajemy jeszcze: „i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami i poleconymi Tobie”. W ten sposób, kto się tak modli, modli się za wszystkich, „a zwłaszcza za masonów”. Oni są sprężyną najrozmaitszego wrogiego ruchu, nawet herezji. Oni zawsze są tą głową. Dlatego, gdy Niepokalana tę głowę zetrze, wszystko będzie dokonane. (…)

    Wszystkich pod sztandar Niepokalanej zdobyć, a przez Nią dla Najświętszego Serca Jezusowego.

    Maksymilian był ponadto wielkim propagatorem Różańca Świętego. Przed każdym przedsięwzięciem odmawiał modlitwę różańcową. Zalecał go swoim duchowym braciom, członkom MI. – Różaniec jest modlitwą najmilszą Matce Bożej – mówił.

    Wola Niepokalanej ściśle zespolona z wolą Bożą

    Podczas akademii pożegnalnej w Niepokalanowie (28 sierpnia 1933) z racji powrotu na misje do Japonii, ojciec Maksymilian podjął temat „woli Niepokalanej”. Dziś wielu teologów, określających siebie mianem „chrystocentrystów”, zżyma się, słysząc ten termin. Z tym problemem stykał się też o. Kolbe. Jednak cierpliwie tłumaczył: Doskonałość polega na pełnieniu woli Niepokalanej. Lecz jak możemy poznać tę wolę? Przede wszystkim nie możemy dopuścić do tego, by w praktycznym naszym życiu wytworzył się pogląd, że pomiędzy nami a Niepokalaną istnieje dzieląca nas przestrzeń. Innymi słowy nie możemy dopuścić do tego, by cokolwiek nas oddalało od Maryi. Jeśli tak się stanie – oddalimy się od doskonałości.

    Ale… posłuchajmy, co chce nam powiedzieć najwierniejszy rycerz Niepokalanej: Jak to poznać, że Matka Najświętsza czegoś od nas żąda? Gdyby nam było objawione, albo nam anioł powiedział, to bylibyśmy pewni, że rzeczywiście życzy sobie tego Niepokalana. Ale gdy nie mamy objawień – skąd mamy wiedzieć, w czym objawia się wola Boża, czyli wola Niepokalanej? I tu pada odpowiedź, która w życiu chrześcijanina, a szczególnie w życiu zakonnika ma ogromne znaczenie: W świętym posłuszeństwie. Pan Jezus, chociaż Mądrość nieskończona – nie obrał sobie innej drogi, jak posłuszeństwo. On, jako Bóg, daleko lepiej od Matki Najświętszej wiedział, jak tę lub inną pracę się wykonuje, a jednak był Jej posłuszny (przez całe 30 lat na ziemi wiódł życie ukryte i był posłuszny Matce Najświętszej i św. Józefowi, a po śmierci św. Józefa – był posłuszny Swej Matce), bo w tym widział wolę Ojca.

    Nie dlatego mamy słuchać przełożonego, że jest uczony, doświadczony, roztropny, uprzejmy itd., ale iż w tym posłuszeństwie jest wola Boża, wola Matki Najświętszej.

    Ktoś może powiedzieć: wola Boża, wola Niepokalanej, jak to rozumieć?

    Nigdy nie obawiajcie się mówić „wola Niepokalanej”. Jeżeli mówimy wola Niepokalanej, to oprócz tego, że uznajemy wolę Bożą, czcimy jeszcze przez to Matkę Najświętszą, uznając, że Jej wola jest tak zlana z wolą Bożą, iż stanowi jedno ścisłe zespolenie, a oprócz tego bardziej wielbimy Pana Boga, przyznając Mu tę doskonałość, iż stworzył tak wielką, tak potężną, tak doskonałą i tak świętą istotę, jaką jest Matka Najświętsza. Więc posłuszeństwo jest niczym innym, jak wolą Matki Najświętszej.

    Zatem do Maryi, która powiedziała Bogu: „Niech mi się stanie według Słowa Twego” mamy się uciekać i prosić, by Ona – wzór posłuszeństwa – wyjednała nam tę łaskę.

    Wszechpośredniczka łask wszelkich

    Ojciec Maksymilian często przypominał prawdę, że Maryja jest wszechpośredniczką wszelkich łask. Jak Bóg w Chrystusie przyszedł na świat przez Nią, tak wszelkie Jego łaski zlewane są na wiernych przez ręce Maryi. I my zdążamy do Boga przez wierność i oddanie Niepokalanej. To najkrótsza i najpewniejsza droga: Niepokalana żyje w nas. Nie jest (…) obojętna na sprawy naszego życia, lecz działa ciągle w naszej duszy przez natchnienia. Jest Ona przecież Matką łaski Bożej, Pośredniczką łask wszelkich. (…) Przypominajmy sobie często, że zależymy od Niepokalanej. Pozwólmy się Jej prowadzić, a przekonamy się, że Niepokalana jest najkrótszą i najpewniejszą drogą do świętości.

    Na koniec roku 1938 w przemówieniu do braci zakonnych mówił: My wierzymy (…), że Ona po Bogu jest najdoskonalsza (…) najlepsza, najpotężniejsza. Dlaczego Wam to mówię? Bo gdyby diabeł chciał na Was uderzyć, abyście mu nie wierzyli. Chociażby tu przyszli nawet mądrzy teologowie i uczeni i głosili Wam bardzo mądre wzniosłe rzeczy, ale inaczej by Was nauczali (…), nie wierzcie im. Przy pomocy Niepokalanej wszystko zrobicie.

    My wierzymy, że Niepokalana jest, że Ona prowadzi nas do Pana Jezusa, a gdyby kto inaczej nauczał, niech będzie przeklęty! Niech będzie przeklęty!!! (…)

    Przy Jej pomocy wszystko zrobimy, cały świat nawrócimy. Teraz tylko do czynu! Sami z siebie nic nie potrafimy, ale przy pomocy Niepokalanej cały świat nawrócimy, mówię, cały świat do jej stóp rzucimy! Bądźmy tylko Jej, w całości Jej, bezgranicznie Jej.

    Niech Ona żyje w nas, działa w nas i wszystko robi w nas. Bądźmy Jej ślepym narzędziem (…). Niech Ona robi z nami, co się Jej tylko podoba.

    Bezgranicznie zaufaj Niepokalanej!

    Często słyszymy z ust bliskich nam osób: „Ja już taki jestem, nie zmienię się. Chcę, ale nie jestem w stanie się poprawić”. Zdarza się, że także my sami szukamy takiego usprawiedliwienia. Z takimi problemami stykał się też ojciec Kolbe i – co ciekawe – taką postawę: „Chcę, ale nie mogę” uważał za przejaw… pychy. Dlaczego? Dawał odpowiedź na łamach „Rycerza Niepokalanej”: Otóż , ci ludzie w wielu rzeczach przyznają, że mogą to lub owo uczynić, tylko tej lub innej wady ujarzmić w takich lub innych okolicznościach nie są w stanie. To wszystko dowodzi tylko, że liczą oni jedynie na własne siły i uważają, że do tej granicy własnymi siłami to lub owo potrafią. (…) I to jest właśnie pycha – polegać wyłącznie na własnych siłach.

    Co więc radzi święty Maksymilian? Oddać się zupełnie, z ufnością bez granic w ręce Miłosierdzia Bożego, którego uosobieniem z Woli Bożej jest Niepokalana. Nic sobie nie ufać, bać się siebie, a bezgranicznie zaufać Jej i w każdej okazji do złego do Niej jak dziecko do matki się zwracać, a nigdy się nie upadnie. Twierdzą święci, że kto do Matki Bożej modli się w pokusie, na pewno nie zgrzeszy, a kto przez całe życie do Niej z ufnością się zwraca, na pewno się zbawi.

    Ten temat podjął także podczas jednej z konferencji w 1937 roku: Nie dziw się, że i zło i dobro w sobie czujesz. Wszelkie zło od ciebie pochodzi, a wszelkie dobro spływa przez ręce Niepokalanej, Pośredniczki wszelkich łask. To zło, co w sobie widzimy, to jeszcze nie wszystko, ale trochę tylko Niepokalana nam poznać pozwala, byśmy nie zapomnieli o tym, czym sami z siebie jesteśmy. Trzeba walczyć ze swoimi słabościami, ale spokojnie, bez gniewania się na siebie; całą ufność jedynie i całkowicie w Niepokalanej połóż, a Ona cię już poprowadzi przez święte posłuszeństwo i do siebie w niebie doprowadzi. Więc zdaj się bezgranicznie na Jej wolę i walcz w pokoju, w Niej ufając bez granic, a wszystkie słabości na większe dobro ci się obrócą.

    Dozwól mi chwalić Cię Panno Przenajświętsza

    Maryjne credo ojca Maksymiliana streszcza się w ułożonej przez niego modlitwie „Do Maryi Niepokalanej”. Jest w niej zawarte uwielbienie. Jest też kontemplacja. Jest wreszcie myśl i idea, dla której każdego dnia chciał się poświęcać i wypalać, by Ona triumfowała:

    Kim jesteś o Pani? Kim jesteś o Niepokalana? Nie mogę zgłębić, co to jest być stworzeniem Bożym. Już przechodzi me siły zrozumieć, co znaczy być przybranym dzieckiem Bożym.

    A Ty, o Niepokalana, kim jesteś? Nie tylko stworzeniem, nie tylko dzieckiem przybranym, ale Matką Bożą, i to nie przybraną tylko Matką, ale rzeczywistą, Bożą Matką.

    I to jest nie tylko przypuszczenie, prawdopodobieństwo, ale pewność, pewność zupełna, dogmat wiary.

    A czy jeszcze jesteś Bożą Matką? Tytuł matki się nie zmienia. Na wieki Bóg będzie Ci mówił „Matko moja”… Dawca czwartego przykazania czcić Cię będzie na wieki, zawsze… Kim jesteś o Boża?

    I lubował się On, Bóg wcielony, w nazywaniu Siebie Synem Człowieczym. Lecz ludzie tego nie zrozumieli. I dziś jakże mało dusz i jak niedoskonale jeszcze pojmuje.

    Dozwól mi chwalić Cię Panno Przenajświętsza.

    Uwielbiam Cię o Ojcze nasz w niebie za to, żeś w Jej przeczystym łonie Syna swego Jednorodzonego złożył.

    Uwielbiam Cię o Synu Boży, żeś do Jej przeczystego łona wstąpić raczył i prawdziwym, rzeczywistym Jej

    Synem się stał.

    Uwielbiam Cię o Duchu Przenajświętszy, żeś w Jej nieskalanym łonie Ciało Syna Bożego uformować raczył.

    Uwielbiam Cię o Trójco Przenajświętsza, o Boże w Trójcy Świętej Jedyny, za tak Boskie wyniesienie Niepokalanej.

    I nie będę ustawał codziennie po przebudzeniu się ze snu najpokorniej z czołem o ziemię uwielbiać Cię Boże Trójco, mówiąc trzykrotnie: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu. Jak była na początku i teraz, i zawsze, i na wieki wieków. Amen”.

    Dozwól mi chwalić Cię Panno Przenajświętsza. Dozwól, bym własnym kosztem Cię chwalił.

    Dozwól, bym dla Ciebie i tylko dla Ciebie żył, pracował, cierpiał, wyniszczył się i umarł. Dozwól, bym się przyczynił do jeszcze większego, do jak największego wyniesienia Ciebie.

    Dozwól, bym Ci przyniósł taką chwałę, jakiej jeszcze nikt Ci nie przyniósł.

    Dozwól, by inni mnie w gorliwości o wywyższenie Ciebie prześcigali, a ja ich tak, by w szlachetnym współzawodnictwie chwała Twoja wzrastała coraz głębiej, coraz szybciej, coraz potężniej, tak, jak tego pragnie Ten, który Cię tak niewysłowienie ponad wszystkie istoty wyniósł.

    W Tobie Jednej bez porównania bardziej uwielbiony stał się Bóg, niż we wszystkich Świętych Swoich.

    Dla Ciebie stworzył Bóg świat. Dla Ciebie i mnie też Bóg do bytu powołał. Skądże mi to szczęście?

    O dozwól mi chwalić Cię, o Panno Przenajświętsza.

    Ostatnie kazanie

    Auschwitz. Lipcowe późne niedzielne popołudnie 1941 roku. Przed blokiem 15 wśród różnych rupieci i kamieni zgromadziła się garstka wychudzonych, zmaltretowanych więźniów. Wśród nich zbity, posiniaczony o. Maksymilian. Taczki służyły mu za ambonę. Naoczny świadek tej sceny, ks. Konrad Szweda zapamiętał ostatnie kazanie założyciela Niepokalanowa.

    – Słowa, które płynęły na kształt miecza obosiecznego, przebijały serca – wspominał kapłan. I teraz św. Maksymilian wysławiał Maryję, przypominając odwieczną naukę Kościoła: – Niepokalana – mówił o. Kolbe – przez poczęcie i zrodzenie Syna Bożego weszła w duchowe pokrewieństwo z Osobami Trójcy Świętej. W stosunku do Ojca jest „dzieckiem” Jego, Pierworodną i jednorodzoną Córką Boga. (…) W stosunku do Syna Bożego jest Ona Jego prawdziwą Matką. (…) W stosunku do Ducha Świętego jest Jego Oblubienicą, bo poczęła za Jego sprawą. (…) Maryja dała również Synowi Jego ciało mistyczne z członkami, którymi my jesteśmy (…). Jest więc prawdziwą Matką naszą, a my Jej dziećmi. I nawet teraz – w łachmanach, wychudzony, pokryty ranami dodawał otuchy, uzbrojony w Dary Ducha Świętego: Czyż podobna, by Matka opuściła swe dzieci w cierpieniu i nieszczęściu? Czyż podobna, by Matka nie otaczała specjalną opieką kapłanów? Przecież między Nią a kapłanem związek jest tak ścisły, a podobieństwo tak wielkie, że św. Antoni nie wahał się nazywać Jej „Virgo-Sacerdos”. W promiennej wizji jawi się często wśród nas, sącząc słodką jak miód pociechę: „Wytrwaj do końca, bo dzień zmiłowania Pańskiego bliski jest.

    Jak opisywał ks. Szweda, atmosfera tego wydarzenia była niemal nadprzyrodzona: Słowa te trafiały do przekonania. Miały jakby orzeźwiającą siłę. Nabierały innego znaczenia. Jakieś dziwne uczucia owładnęły myśli. Ojciec Kolbe potrafił jakby „do prawd Ducha mowę ducha przystosować”. Ojciec Kolbe umiał te gorzkie cierpienia przez miłość przetworzyć w twórcze i tryskające życiem źródło siły duchowej, które nas podtrzymywało. To było wypływem jego głębi ducha.

    Zagonami wieczornego zmierzchu pokrywało się błękitne niebo, a zachodzące słońce zostawiało świetlane smugi, gdy rozchodziliśmy się na bloki. Wracaliśmy inni, podniesieni na duchu, żyjący innym życiem. Kazanie o. Kolbe wywarło na nas głębokie wrażenie i pozostanie na zawsze niezatartym wspomnieniem… Długo mówiliśmy o treści tego kazania. Ostatni akord tego kazania wypowiedział o. Kolbe w ciemnicy podziemnego bunkra…

    ***

    Kilka tygodni później, w wigilię Wniebowzięcia, Królowa Niepokalana zabrała swego świętego rycerza na wieczną ucztę…

    Bogusław Bajor/PCh24.pl/13.8.2020

    Artykuł został opublikowany w 59. numerze magazynu „Przymierze z Maryją” (lipiec/sierpień 2011)

    ***********************************************

    Św. Maksymilian Kolbe - świadek Miłości, która nie ma końca
    Wizerunek św. Maksymiliana w kościele pod jego patronatem w Oświęcimiu. fot. Alina Świeży- Sobel/GOŚĆ NIEDZIELNY

    ***************************************************************************

    czwartek 13 sierpnia

    ŚWIĘTO

    Najświętszej Maryi Panny Kalwaryjskiej

    kalwaria zebrzydowska
    Cudowny Obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej
    fot. Piotr Tumidajski

    Wojewoda krakowski Mikołaj Zebrzydowski ufundował w roku 1602 sanktuarium składające się z zespołu kościołów i kaplic poświęconych Męce Pańskiej. Wierni rozważają przy nich stacje Męki Pańskiej. Rozważają również tajemnice współcierpienia Matki Bolesnej oraz Jej zaśnięcia i wniebowzięcia. Od roku 1641 w Kalwarii Zebrzydowskiej znajduje się otaczany wielką czcią obraz Matki Bożej. Uroczyście koronował go 1887 roku kard. Albin Dunajewski (1817-1894).

    Święcenia prezbiteratu w Kalwarii Zebrzydowskiej
    19 sierpnia 2002 r. papież Jan Paweł II  – w ostatnim dniu swej 8. Podróży Apostolskiej do Polski pod hasłem “Bóg bogaty w miłosierdzie” – nawiedził Sanktuarium pasyjno-maryjne w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tego dnia miała miejsce główna uroczystość jubileuszowa z racji 400-lecia sanktuarium i równocześnie druga pielgrzymka papieska do Kalwarii. Tutaj Papież kolejny raz powierzył swój naród i siebie Maryi.

    Święty Jan Paweł II modlił się około pół godziny przed cudownym wizerunkiem Matki Bożej, następnie przewodniczył uroczystej Mszy św. koncelebrowanej, w czasie której wygłosił homilię poświęconą historii oraz znaczeniu sanktuarium kalwaryjskiego w życiu wiernych. Zawierzył też Matce Bożej Kalwaryjskiej Kościół, naród, i siebie samego. W trakcie uroczystości złożył u stóp Matki Bożej Kalwaryjskiej złoty krzyż papieski wykonany specjalnie na Rok Jubileuszowy 2002.

    Była to ostatnia Msza św. Ojca Świętego sprawowana na ojczystej ziemi!


    Niech zapanuje duch miłosierdzia, bratniej solidarności, zgody i współpracy oraz autentycznej troski o dobro naszej Ojczyzny. Mam nadzieję, że pielęgnując te wartości, społeczeństwo polskie, które od wieków przynależy do Europy, znajdzie właściwe sobie miejsce w strukturach Wspólnoty Europejskiej. 

    (fragment pożegnalnego przemówienia św. Jana Pawła II podczas ostatniej VIII podróży do Ojczyzny w roku 2002)

    ***

    Początek homilii św. Jana Pawła II:

    «Witaj, Królowo,
    Matko Miłosierdzia,
    życie, słodyczy i nadziejo nasza,
    witaj!»

    Umiłowani Bracia i Siostry! Przybywam dziś do tego sanktuarium jako pielgrzym, tak jak przychodziłem tu jako dziecko i w wieku młodzieńczym. Staję przed obliczem kalwaryjskiej Madonny, jak wówczas, gdy przyjeżdżałem tu jako biskup z Krakowa, aby zawierzyć Jej sprawy archidiecezji i tych, których Bóg powierzył mojej pasterskiej pieczy. Przychodzę tu i jak wtedy mówię: Witaj, Królowo, Matko Miłosierdzia!

    Ile razy doświadczyłem tego, że Matka Bożego Syna zwraca swe miłosierne oczy ku troskom człowieka strapionego i wyprasza łaskę takiego rozwiązania trudnych spraw, że w swej niemocy zdumiewa się on potęgą i mądrością Bożej Opatrzności. Czyż nie doświadczają tego również całe pokolenia pątników, które przybywają tutaj od czterystu lat? Z pewnością tak. Inaczej nie byłoby dzisiaj tej uroczystości. Nie byłoby tu was, którzy przemierzacie kalwaryjskie Dróżki wiodące śladami krzyżowej męki Chrystusa i szlakiem współcierpienia i chwały Jego Matki. To miejsce w przedziwny sposób nastraja serce i umysł do wnikania w tajemnicę tej więzi, jaka łączyła cierpiącego Zbawcę i Jego współcierpiącą Matkę. A w centrum tej tajemnicy miłości każdy, kto tu przychodzi, odnajduje siebie, swoje życie, swoją codzienność, swoją słabość i równocześnie moc wiary i nadziei — tę moc, która płynie z przekonania, że Matka nie opuszcza swego dziecka w niedoli, ale prowadzi je do Syna i zawierza Jego miłosierdziu.*

    Swoją homilię Ojciec Święty zakończył słowami modlitwy zawierzenia:

    Matko Kalwaryjska, spraw, «byśmy byli między sobą jedno, i z Tobą».

     «Przeto, Orędowniczko nasza,
    one miłosierne oczy Twoje
    na nas zwróć,
    a Jezusa, błogosławiony Owoc
    żywota Twojego,
    po tym wygnaniu nam okaż.
    O łaskawa, o litościwa, o słodka
    Panno Maryjo!»*

    Wejrzyj, łaskawa Pani, na ten lud,
    który od wieków
    pozostawał wierny Tobie
    i Synowi Twemu.
    Wejrzyj na ten naród,
    który zawsze pokładał nadzieję
    w Twojej matczynej miłości.
    Wejrzyj, zwróć na nas
    swe miłosierne oczy,
    wypraszaj to, czego dzieci Twoje
    najbardziej potrzebują.*

    Dla ubogich i cierpiących otwieraj
    serca zamożnych.*

    Bezrobotnym daj
    spotkać pracodawcę.*

    Wyrzucanym na bruk
    pomóż znaleźć dach nad głową.*

    Rodzinom daj miłość,
    która pozwala przetrwać
    wszelkie trudności.*

    Młodym pokazuj drogę
    i perspektywy na przyszłość.*

    Dzieci otocz płaszczem swej opieki,
    aby nie ulegały zgorszeniu.*

    Wspólnoty zakonne ożywiaj łaską
    wiary, nadziei i miłości.*

    Kapłanów ucz naśladować
    Twojego Syna
    w oddawaniu co dnia
    życia za owce.*

    Biskupom upraszaj światło
    Ducha Świętego,
    aby prowadzili ten Kościół
    jedną i prostą drogą
    do bram Królestwa Twojego Syna.*

    Matko Najświętsza,
    Pani Kalwaryjska,
    wypraszaj także i mnie
    siły ciała i ducha,
    abym wypełnił do końca misję,
    którą mi zlecił Zmartwychwstały.*

    Tobie oddaję wszystkie owoce
    mego życia i posługi;
    Tobie zawierzam losy Kościoła;
    Tobie polecam mój naród;
    Tobie ufam
    i Tobie raz jeszcze wyznaję:
    Totus Tuus, Maria!
    Totus Tuus. Amen.


    W pozdrowieniu końcowym po Mszy św. Jan Paweł II powiedział:

    Tak oto dobiega końca moje pielgrzymowanie do Polski, do Krakowa. Cieszę się, że to zwieńczenie wizyty dokonuje się właśnie w Kalwarii, u stóp Maryi. Raz jeszcze pragnę zawierzyć Jej opiece was tutaj zgromadzonych, Kościół w Polsce i wszystkich rodaków. Niech Jej miłość będzie obfitym źródłem łask dla naszego kraju i jego mieszkańców.

    Kiedy nawiedzałem to sanktuarium w r. 1979, prosiłem, abyście się za mnie tu modlili, za życia mojego i po śmierci. Dziś dziękuję wam i wszystkim kalwaryjskim pielgrzymom za te modlitwy, za duchowe wsparcie, jakiego nieustannie doznaję. I nadal proszę: nie ustawajcie w tej modlitwie – raz jeszcze powtarzam – za życia mojego i po śmierci. Ja zaś, jak zawsze, będę odwzajemniał tę waszą życzliwość polecając wszystkich Miłosiernemu Chrystusowi i Jego Matce.

    Kalwaria Zebrzydowska: Nowe wydanie papieskich kazań na 100-lecie jego urodzin

    ***

    Z przemówienia papieża Jana Pawła II
    w czasie pielgrzymki do Kalwarii Zebrzydowskiej 7.06.1979.

    Tajemnica jedności Matki z Synem

    Kalwaria Zebrzydowska: Sanktuarium Matki Bożej – i dróżki. Nawiedzałem je wiele razy, począwszy od lat moich chłopięcych i młodzieńczych. Nawiedzałem je jako kapłan. Szczególnie często nawiedzałem sanktuarium kalwaryjskie jako arcybiskup krakowski i kardynał. Przybywaliśmy tu wiele razy z kapłanami, koncelebrując przed Matką Bożą, czasem pełne Prezbiterium Kościoła krakowskiego, zwłaszcza w momentach ważnych. Jednakże najczęściej przybywałem tutaj sam i wędrowałem po dróżkach Pana Jezusa i Jego Matki, rozpamiętywałem Ich najświętsze tajemnice. A oprócz tego polecałem Panu Jezusowi przez Maryję sprawy szczególnie trudne i sprawy szczególnie odpowiedzialne w całym moim posługiwaniu biskupim, potem kardynalskim. Wiedziałem, że coraz częściej muszę tu przychodzić, bo po pierwsze: spraw takich było coraz więcej, a po drugie – dziwna rzecz – one się zwykle rozwiązywały po takim moim nawiedzeniu na dróżkach. Mogę wam powiedzieć dzisiaj, moi drodzy, że prawie żadna z tych spraw, które czasem niepokoją serce biskupa, a w każdym razie pobudzają jego poczucie odpowiedzialności, nie dojrzała inaczej, jak tutaj, przez domodlenie jej w obliczu Wielkiej Tajemnicy wiary, jaką Kalwaria kryje w sobie.

    Kalwaria ma w sobie coś takiego, że człowieka wciąga. Co się do tego przyczynia? Może i to naturalne piękno krajobrazu, który stąd się roztacza, u progu polskich Beskidów. Z pewnością ono nam przypomina także o Maryi, która – by odwiedzić Elżbietę – “udała się w okolicę górzystą”. Nade wszystko jednakże to, co tutaj stale człowieka pociąga na nowo, to właśnie owa tajemnica zjednoczenia Matki z Synem i Syna z Matką. Tajemnica ta opowiedziana jest plastycznie i szczodrze przez wszystkie kaplice i kościółki, które rozłożyły się wokół centralnej bazyliki.

    Tajemnica zjednoczenia Matki z Synem i Syna z Matką na dróżkach Męki Pańskiej, a potem na szlaku Jej pogrzebu od kaplicy Zaśnięcia do “grobu Matki Bożej”. A wreszcie tajemnica zjednoczenia w chwale na dróżkach Wniebowzięcia i Ukoronowania. Wszystko to, rozłożone w przestrzeni i czasie, wśród tych gór i wzgórz, omodlone przez tyle serc, przez tyle pokoleń, stanowi szczególny rezerwuar, żywy skarbiec wiary, nadziei i miłości Ludu Bożego tej ziemi. Zawsze, kiedy tu przychodziłem, miałem świadomość, że zanurzam się w tym właśnie rezerwuarze wiary, nadziei i miłości, które nanosiły na te wzgórza, na to sanktuarium, całe pokolenia Ludu Bożego ziemi, z której pochodzę, i że ja z tego skarbca czerpię. I zawsze miałem tę świadomość, że owe tajemnice Jezusa i Maryi, które tu rozważamy, modląc się za żywych lub za zmarłych, są istotnie niezgłębione. Stale do nich powracamy i za każdym razem nie mamy dość. Zapraszają nas one, aby wrócić na nowo – i na nowo się w nie zagłębić. W tych tajemnicach wyrażone jest zarazem wszystko, co składa się na ludzkie, ziemskie pielgrzymowanie, na “dróżki” dnia powszedniego. Co za wspaniała zresztą nazwa – trudno znaleźć w innych językach jakiekolwiek słowo, które by temu odpowiadało. Wszystko, co składa się na te dróżki ludzkiego dnia powszedniego, zostało przejęte przez Syna Bożego i za pośrednictwem Jego Matki jest człowiekowi wciąż oddawane na nowo: wychodzi z życia i wraca do życia ludzkiego. Ale oddawane już jest w nowej postaci, jest prześwietlone nowym światłem, bez którego życie ludzkie nie ma sensu, pozostaje w ciemności. “Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”. Oto jest owoc mojego wieloletniego pielgrzymowania po kalwaryjskich dróżkach. Owoc, którym z wami się dzielę.

    A jeśli do czego pragnę was zachęcić i zapalić, to abyście nie przestawali nawiedzać tego sanktuarium. I niech Sanktuarium Kalwaryjskie nadal skupia pielgrzymów, niech służy archidiecezji krakowskiej i całemu temu rejonowi, który tradycyjnie ściąga tutaj z Zachodu i Wschodu, z Południa i Północy, niech służy całemu Kościołowi w Polsce. Niech tutaj dokonuje się wielkie dzieło duchowej odnowy mężczyzn i kobiet, młodzieży męskiej i młodzieży żeńskiej, liturgicznej służby ołtarza wszystkich.

    Wszystkich też, którzy tutaj przybywać będą, proszę, aby modlili się za jednego z kalwaryjskich pielgrzymów, którego Chrystus wezwał tymi samymi słowami co Szymona Piotra. Wezwał go poniekąd z tych wzgórz i powiedział: “Paś baranki moje, paś owce moje”. I o to proszę, abyście się za mnie tu modlili, za życia mojego i po mojej śmierci.

    fot. IDMJP2

    ***

    Św. Jan Paweł II zawdzięczał swoje powołanie Kalwaryjskiej Matce. Pierwszy raz przyprowadził go do Niej jego ojciec – Karol Senior. Powiedział mu wtedy słowa, które zapamiętał do końca życia. Dlatego wracał do Kalwaryjskiej Matki po wielokroć jako kapłan, biskup, kardynał i w końcu jako papież.

    ***

    Św. Jan Paweł II patronem Kalwarii Zebrzydowskiej

    Samplefot. Marek Lasyk/reporter

    **

    Św. Jan Paweł II został ogłoszony Patronem Kalwarii Zebrzydowskiej. Metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski na ręce burmistrza miasta przekazał dekret potwierdzający ten fakt. Podniosła dla miasta uroczystość nastąpiła na zakończenie corocznego odpustu Wniebowzięcia NMP.

    – Matka Boża Kalwaryjska wskazując na Jezusa Chrystusa pokazywała Janowi Pawłowi II drogę. Wpatrując się w Jej wizerunek widział, jak ukochał Ją Chrystus, i jaką miłością obdarza każdego z nas. Tutaj uczył się miłości do Niej – mówił abp Marek Jędraszewski o papieżu Polaku, który w czasie dzisiejszych uroczystości ku czci Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny został ogłoszony patronem Kalwarii Zebrzydowskiej.

    Starania o uczynienie Jana Pawła II patronem Kalwarii Zebrzydowskiej rozpoczęły się pod koniec 2019 r. Na wniosek burmistrza Rada Miejska podjęła jednomyślnie 30 grudnia 2019 r. uchwałę z prośbą skierowaną do abp. Jędraszewskiego o poparcie inicjatywy. Metropolita uchwałę wraz z rekomendacją przekazał do Stolicy Apostolskiej. Do prośby miasta pozytywnie odniósł się również Episkopat Polski oraz nuncjusz apostolski w Polsce Salvatore Pennacchio.

    Po Mszy św. kanclerz krakowskiej kurii ks. Grzegorz Kotala odczytał dekret Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, ustanawiający św. Jana Pawła II patronem Kalwarii Zebrzydowskiej. Abp Marek Jędraszewski przekazał dekret burmistrzowi miasta.

    fot. Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej

    **

    – Ustanowienie św. Jana Pawła II patronem Kalwarii Zebrzydowskiej to dla nas wszystkich wielki zaszczyt ale i wielkie zobowiązanie – powiedział Augustyn Ormanty, burmistrz Kalwarii Zebrzydowskiej.

    Jak dodał, miasto chce realizować naukę wielkiego patrona. – Jan Paweł II pokładał wielkie nadzieje w młodzieży, dlatego chcę, aby powstało stowarzyszenie, które będzie wspierać ubogą, ale zdolną młodzież. Będzie to żywy pomnik patrona. A skoro Karol Wojtyła chętnie modlił się na kalwaryjskich dróżkach, to we współpracy z Sanktuarium Pasyjno-Maryjnym planuję zaprosić samorządowców z całej Małopolski do pójścia jego śladami. Co roku, w pierwszą sobotę czerwca, spotkajmy się w Polskiej Jerozolimie – zaapelował burmistrz.

    Urząd Miasta Kalwarii Zebrzydowskiej pracuje nad stworzeniem logo i identyfikacji wizualnej, wplatając w nią papieskie symbole. We współpracy z sanktuarium i parafią św. Józefa miasto pragnie poszerzyć propozycję nabożeństw za wstawiennictwem św. Jana Pawła II.

    Karol Wojtyła od najmłodszych lat nawiedzał Kalwarię Zebrzydowską, bazylikę i dróżki. Przybywał tam początkowo z ojcem, a następnie jako kapłan, biskup, kardynał a ostatecznie jako następca św. Piotra. W czasie przejazdu do Wadowic i krótkiego postoju na kalwaryjskim rynku, 14 sierpnia 1991 r. Papież wypowiedział znamienne słowa: „Dziś tylko na krótko się tu zatrzymuję. Ale tutaj serce moje zostało na zawsze”.

    Ostatnia Eucharystia na polskiej ziemi w 2002 r. miała miejsce w kalwaryjskiej Bazylice. Jan Paweł II zawierzył tam Maryi losy Kościoła i Narodu Polskiego. Wydarzenie to było klamrą spinającą życie Karola Wojtyły – Jana Pawła II, największego pośród Pielgrzymów Kalwaryjskich.

    Katolicka Agencja Informacyjna Kai/17 sierpnia 2020

    ************************************************************************

    *****************

    ********

    ŚRODA, 12 SIERPNIA 2020

    wspomnienie

    św. Joanny Franciszki de Chantal

    żona, matka, wdowa, przebaczyła lekkomyślnemu zabójcy swego męża, baronowa i … zakonnica

    JANE

    **

    Joanna urodziła się w Dijon (w tym samym mieście urodził się też św. Bernard z Clairvaux i dominikanin Lacordaire) 23 stycznia 1572 r. Jej ojciec był prezydentem parlamentu Burgundii. Mając niecałe 2,5 roku Joanna straciła matkę, która zmarła przy porodzie jej młodszego brata, Andrzeja. Odtąd wychowywała się pod okiem opiekunki. Otrzymała staranne wykształcenie. W 1592 r. 20-letnia Joanna poślubiła Krzysztofa II, barona de Chantal, z którym miała sześcioro dzieci. Święta matka przyświecała swoim dzieciom przykładem życia chrześcijańskiego, a przede wszystkim wyczuleniem na potrzeby biednych. Toteż ci licznie nawiedzali codziennie jej dwór. Pan Bóg wynagrodził jej złote serce, bowiem gdy pewnego dnia zabrakło ziarna, a był głód, cudownie je rozmnożył.

    W 1601 r. w czasie polowania przez lekkomyślną nieostrożność przyjaciel zabił jej męża. Owdowiawszy w 29. roku życia, poświęciła się wychowaniu dzieci oraz podjęła głębokie życie wewnętrzne. Cios przeżyła tak boleśnie, że omal nie przypłaciła go utratą zdrowia. Wspaniałomyślnie jednak darowała nieumyślnemu zabójcy wyrządzoną jej i jej dzieciom krzywdę.

    Przeniosła się teraz do ojca, do Dijon, a potem do teścia w Monthelon. Ten jednak okazał się dla niej bardzo przykry i na każdym kroku dawał jej odczuć, że jest dla niego ciężarem. Jeszcze więcej cierpiała Święta od jego wszechwładnej na zamku służącej-metresy. Zachęcana do ponownego zamążpójścia, pomimo obiecujących ofert, postanowiła oddać się wyłącznie wychowaniu dzieci i służbie Bożej. W marcu 1604 r. spotkała św. Franciszka Salezego. Od tego czasu datuje się ich wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju przyjaźń duchowa. Święty zaszczepił w niej własny, salezjański styl życia: dobroci i życzliwości dla wszystkich, naturalnego sposobu życia, przepojonego stałą pamięcią o obecności Bożej i czynienia wszystkiego dla Boga.

    Św. Joanna zarzuciła więc dotychczasowy surowy styl życia, a oddawała się w wolnych chwilach posłudze chorym i ubogim. W trzy lata później św. Franciszek przedstawił baronowej projekt zgromadzenia akcentujący umartwienie wewnętrzne. W 1610 r. Joanna, zapewniwszy przyszłość dzieciom, opuściła Dijon. W Annecy założyła pierwszy klasztor nowego zgromadzenia Sióstr Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny – wizytek. Święty umyślnie dał tę nazwę swojemu zakonowi, gdyż w planie pierwotnym był on przeznaczony dla posługi ubogim. Niestety, Rzym na to nie zezwolił. Obawiał się, że to nowość zbyt śmiała, bez precedensu, by zakonnice wychodziły poza mury klasztoru i w pracy czynnego posługiwania bliźnim narażały własną duszę na niebezpieczeństwo. Św. Robert Bellarmin oraz św. Joanna zachęcali Franciszka, by nie ustępował. Może by i wygrał, ale pod naciskiem Rzymu ustąpił w obawie, że zakonu jego nie zatwierdzi.

    W 1611 roku trzy pierwsze wizytki złożyły profesję. Jako pieczęć i herb dla swojego zakonu św. Franciszek Salezy obrał Serce Pana Jezusa, otoczone koroną cierniową z wyrastającym z niego krzyżem, oraz dwa miecze przecinające to Serce, wyobrażające miłość Boga i bliźniego. Dnia 28 grudnia 1622 roku rozstał się z życiem doczesnym św. Franciszek. Dzięki energicznym zabiegom św. Joanny ciało Świętego zostało umieszczone w Annecy, w kościele Wizytek. Zajęła się również Święta bardzo troskliwie zebraniem wszystkich pism św. Franciszka. Rozpoczęła także proces wstępny do kanonizacji Założyciela zakonu.

    Oddała teraz swój zakon pod bezpośrednią opiekę duchową św. Wincentego de Paul. Przez 40 lat, Święty ten udzielał rad i wskazań oraz prowadził siostry na wyżyny doskonałości chrześcijańskiej. Przez następne lata Joanna założyła 87 fundacji. Ostatnie lata życia spędziła Święta na niezmordowanym wizytowaniu i umacnianiu powstałych fundacji, jak też na zakładaniu nowych. Ostatnim przez Świętą domem założonym był klasztor w Turynie (1638).

    Zmarła podczas podróży 13 grudnia 1641 r. Św. Wincenty miał widzieć jej duszę idącą do nieba. Serce Świętej zatrzymano w Moulins, a ciało jej przewieziono uroczyście do Annecy, gdzie je złożono obok relikwii św. Franciszka Salezego w kościele Wizytek. Uroczystej beatyfikacji dokonał w bazylice Św. Piotra papież Benedykt XIV w 1751 roku, a niedługo potem papież Klemens XIII w 1767 roku dokonał jej kanonizacji. Jest patronką sióstr wizytek. Do Polski zakon ten sprowadziła już w 1650 r. królowa Maria Ludwika Gonzaga, żona Jana Kazimierza. Św. Joanna zostawiła po sobie wiele pism. Jej duchowe córki zebrały wszystkie z pietyzmem i wydały w 8 tomach. Składają się na nie listy i pouczenia duchowe, ascetyczne oraz okólniki organizacyjne.

    Franciszkańska 3.pl

    *****

    Msza święta

    Antyfona na wejście

    Wspomnij, Panie, na Twoje przymierze, o życiu swych ubogich nie zapominaj na wieki. Powstań, Boże, broń swojej sprawy i nie zapominaj wołania tych, którzy Ciebie szukają. (Ps 74, 20.19.22.23)

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże,
    ośmielamy się Ciebie nazywać Ojcem,
    umocnij w naszych sercach ducha przybranych dzieci, abyśmy mogli osiągnąć obiecane dziedzictwo.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Ezechiela – Ez 9,1-7;10,18-22

    Pan wołał donośnie, tak że ja słyszałem: „Zbliżcie się, straże miasta, każdy z niszczycielską bronią w ręku”. I oto przybyło sześciu mężów drogą od górnej bramy, położonej po stronie północnej, każdy z własną niszczycielską bronią w ręku. Wśród nich znajdował się pewien mąż, odziany w lnianą szatę, z kałamarzem pisarskim u boku. Weszli i zatrzymali się przed ołtarzem z brązu.

    A chwała Boga izraelskiego uniosła się znad cherubów, na których się znajdowała, do progu świątyni. Następnie zawoławszy męża odzianego w szatę lnianą, który miał kałamarz u boku, Pan rzekł do niego: „Przejdź przez środek miasta, przez środek Jerozolimy i nakreśl ten znak TAW na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi”.

    Do innych zaś rzekł, tak iż słyszałem: „Idźcie za nim po mieście i zabijajcie. Niech oczy wasze nie znają współczucia ni litości. Starca, młodzieńca, pannę, niemowlę i kobietę wybijajcie do szczętu. Nie dotykajcie jednak żadnego męża, na którym będzie ów znak. Zacznijcie od mojej świątyni”.

    l tak zaczęli od owych starców, którzy stali przed świątynią. Następnie rzekł do nich: „Zbezcześćcie również świątynię, dziedzińce napełnijcie trupami!” Wyszli i zabijali w mieście. A chwała Pana odeszła od progu świątyni i zatrzymała się nad cherubami. Cheruby rozwinęły skrzydła i uchodząc, uniosły się z ziemi na moich oczach, a koła z nimi. Zatrzymały się w wejściu wschodniej bramy świątyni Pana, a chwała Boga izraelskiego spoczywała nad nimi u góry. Była to ta sama istota żywa, którą pod Bogiem izraelskim oglądałem nad rzeką Kebar, i poznałem, że były to cheruby. Każdy miał po cztery oblicza i cztery skrzydła, a pod skrzydłami coś w rodzaju rąk ludzkich. Wygląd ich twarzy był podobny do tych samych twarzy, które widziałem nad rzeką Kebar. Każdy poruszał się prosto przed siebie.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 113

    R/ Ponad niebiosa sięga chwała Pana.

    Chwalcie, słudzy Pańscy,
    chwalcie imię Pana.
    Niech imię Pana będzie błogosławione,
    teraz i na wieki. R/

    Od wschodu do zachodu słońca,
    niech będzie pochwalone imię Pana.
    Pan jest wywyższony nad wszystkie ludy,
    ponad niebiosa sięga Jego chwała. R/

    Kto jest jak nasz Pan Bóg,
    co ma siedzibę w górze,
    i w dół spogląda
    na niebo i na ziemię? R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. W Chrystusie Bóg pojednał świat ze sobą, nam zaś przekazał słowo jednania. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 18,15-20

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała prawda. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.

    Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, przyjmij łaskawie dary,
    których sam udzieliłeś swojemu Kościołowi,
    i swoją mocą przemień je w Sakrament niosący zbawienie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Chlebem, który dam, jest moje Ciało za życie świata. (J 6,51)

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech przyjęcie Twego Sakramentu zapewni nam zbawienie i utwierdzi nas w świetle Twojej prawdy. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

     

    ***************************************************************************

    wtorek 11 sierpnia

    wspomnienie św. Klary z Asyżu

    W wieku 18 lat odmówiwszy propozycjom małżeńskim uciekła z domu i schroniła się w klasztorze Benedyktynek. Wkrótce potem dołączyła do niej siostra – Agnieszka. Zamieszkały przy kościele S. Damiano w Asyżu.
    **

    Transparentna święta

    O kim mowa? O św. Klarze, której imię z łaciny oznacza jasna, czysta bądź sławna, a zatem i transparentna.

    Towarzyszkę św. Franciszka z Asyżu wspominamy w liturgii 11 sierpnia. Tego bowiem dnia umarła, w otoczeniu współsióstr – klarysek. Całe wcześniejsze życie św. Klary było wyjątkowo przejrzyste i czyste. Spisujący jej biografię odnotowują, że pochodziła z zamożnej rodziny osiadłej w Asyżu. Była najstarszą z trzech córek Favarone i Ortolany. Jej mama – Ortolana miała ponoć objawienie, kiedy jeszcze Klara była w jej łonie, że owo „dziecko zabłyśnie swym życiem jaśniej niż słońce”.

    Tak też się stało. Kilkunastoletnia Klara zafascynowała się stylem egzystencji św. Franciszka. Mimo sprzeciwu rodziny wraz z siostrą, bł. Agnieszką, wstąpiła do zakonu Pań Ubogich, zwanego potem II Zakonem czy też klaryskami.

    Można powiedzieć, że wraz z innymi kobietami przy kościele św. Damiana w Asyżu tworzyła swoiste duchowe, ale również materialne zaplecze dla Braci Mniejszych, czyli franciszkanów. Towarzysze św. Franciszka ewangelizowali, a św. Klara wspierała ich pobożnym, pokutniczym życiem.

    Biografowie odnotowują, że miewała różne wizje, m.in. podczas świąt Bożego Narodzenia, kiedy dosłownie widziała i słyszała Pasterkę, choć fizycznie nie była na niej obecna, bo akurat ciężko chorowała. Dlatego też jest m.in. patronką telewizji. Dokonywała również cudów, np. uzdrawiała współsiostry, a także rozmnażała dla nich chleb. W każdym razie to właśnie na jej barkach spoczął trud utrzymania rodziny zakonnej, kiedy zmarł jej duchowy przewodnik i brat – Biedaczyna z Asyżu (1226 r.).

    Jej pogrzebowi przewodniczył sam papież – Innocenty IV. Kanonizowano ją już w roku 1255, a więc 2 lata po śmierci. Sztuka prezentuje św. Klarę m.in. z monstrancją w ręku, bowiem według legendy, podczas napadu Saracenów na Asyż, to ona miała wynieść z kościoła Najświętszy Sakrament i w ten sposób, blaskiem wydobywającym się z Hostii, przegonić najeźdźców. Nasza święta darzyła Eucharystię wyjątkowym nabożeństwem, jej życie zaś było na tyle transparentne, że zawsze wskazywało na Chrystusa Pana.

    Boże, źródło światła i miłości, Ty ubogaciłeś św. Klarę licznymi cnotami, że zajaśniała nimi na firmamencie Kościoła. Prosimy Cię, niech nas olśni blask jej cnót, a jej wstawiennictwo niech nam pomoże wzrastać w miłości Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ks. Antoni Tatara/Niedziela Ogólnopolska 32/2020

    Św. Klara jest patronką: choroby oczu, gorączka, hafciarki, malujący na szkle, niewidomi, praczki, producenci szkła, szklarze, telewizja, złotnicy, Klaryski, Asyż.

    Msza św.

    Antyfona na wejście

    Niech dziewice chwalą imię Pana, bo tylko Jego imię jest wzniosłe; Jego majestat góruje nad ziemią i niebem. (Ps 149, 12-14)

    Kolekta

    Miłosierny Boże, Ty doprowadziłeś świętą Klarę
    do umiłowania ubóstwa, spraw za jej wstawiennictwem, abyśmy żyjąc w ubóstwie ducha
    zgodnie z nauką Chrystusa,
    doszli do oglądania Ciebie w królestwie niebieskim.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Ezechiela – Ez 2,8–3,4

    To mówi Pan: „Ty, synu człowieczy, słuchaj tego, co ci powiem. Nie opieraj się, jak ten lud zbuntowany. Otwórz usta swoje i zjedz, co ci podam”. Popatrzyłem, a oto wyciągnięta była w moim kierunku ręka, w której był zwój księgi. Rozwinęła go przede mną; był zapisany z jednej i drugiej strony, a opisane w nim były narzekania, wzdychania i biadania.

    A On rzekł do mnie: „Synu człowieczy, zjedz to, co jest przed tobą postawione. Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów”. Otworzyłem więc usta, a On dał mi zjeść ów zwój, mówiąc do mnie: „Synu człowieczy, nakarm się i napełnij wnętrzności swoje tym zwojem, który ci podałem”. Zjadłem go, a w ustach moich był słodki jak miód. Potem rzekł do mnie: „Synu człowieczy, udaj się do domu Izraela i przemawiaj do nich moimi słowami”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 119

    R/ Nad miód są słodsze Twoje przykazania.

    Więcej się cieszę z drogi wskazanej przez Twe
    napomnienia
    niż z wszelkiego bogactwa.
    Bo Twoje napomnienia są moją rozkoszą,
    moimi doradcami Twoje ustawy. R/

    Prawo ust Twoich jest dla mnie lepsze
    niż tysiące sztuk złota i srebra.
    Jak słodka jest Twoja mowa dla mego podniebienia,
    ponad miód słodsza dla ust moich. R/

    Napomnienia Twoje są moim dziedzictwem na wieki,
    bo są radością dla mojego serca.
    Zaczerpnę powietrza otwartymi ustami,
    bo pragnę Twoich przykazań. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 18,1-5.10.12-14

    Uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje. Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.

    Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, obchodząc wspomnienie
    świętej Klary, sławimy cuda Twojej łaski
    i składamy Tobie dary, niech nasza Ofiara
    będzie Tobie miła, tak jak jej święte życie.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Przyszedł Oblubieniec, dziewice, które były gotowe, weszły z Nim na ucztę weselną. (Mt 25,10)

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech Najświętszy Sakrament, przyjęty w dniu wspomnienia świętej Klary
    nieustannie pobudza nas do dobrego i oświeca,
    abyśmy godnie oczekiwali przyjścia Twojego Syna
    i zostali dopuszczeni do Jego niebieskiej uczty.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    *****

    I wszystko jasne 

    I wszystko jasne
    Klara z nieodłącznym Najświętszym Sakramentem. Tym samym, którego blask poraził muzułmanów/fot. Roman Koszowski/GOŚĆ NIEDZIELNY
    **

    “Nie bój się, gdyż to dziecko zabłyśnie swym życiem jaśniej niż słońce!” – usłyszała zdumiona brzemienna Ortolana Offreduccio w przyklejonej do domu katedrze.

    Klara zbiegła ze wzgórza. Przedzierała się po omacku przez gęste zarośla. Mijała kwitnące drzewa Judasza. Na gałęzi podobnego miał powiesić się ten, który z Ostatniej Wieczerzy wyszedł w mrok nocy. Serce biło jej coraz mocniej. Dotarła do maleńkiej, odnowionej kapliczki. Tu czekał na nią Franciszek. Podniósł nożyce. Piękne długie włosy dziewczyny bezwładnie opadły na ziemię.

    Klara przymknęła oczy. Czy pamiętała chwilę, gdy po raz pierwszy ujrzała Franciszka? Chyba nie. Mijali się często na rozpalonych słońcem uliczkach Asyżu. Później wszystko nabrało niespodziewanego obrotu. Cała Umbria huczała od plotek. Na początku 1206 r. syn bogatego kupca Piotra Bernardone porzucił bogaty dom, by żyć jak żebrak. Chodził od wsi do wsi, pielęgnował trędowatych, odbudowywał kościoły. Trzynastoletnia Klara bardzo uważnie śledziła tego szaleńca. Tym wnikliwiej, że zaczął za nim chodzić jej kuzyn, brat Rufin.

    Coraz częściej wymykała się z domu na spotkania z Biedaczyną z Asyżu. Te rozmowy przewartościowały jej życie. Doprowadziły ją tu: do kościółka Matki Bożej Anielskiej. Wieczorem w Wielki Poniedziałek 1212 r. uciekła z domu. Z zamyślenia wyrwał ją Franciszek. Wręczał jej znak konsekracji – ubogi brunatny habit. Jej twarz promieniała. Była jasna jak jej imię. Matka pod wpływem proroctwa usłyszanego w katedrze św. Rufina nazwała córeczkę Chiara – jasna, czysta.

    Jak w ulu

    Klęczę w maleńkiej barwnej Porcjunkuli. Nie otacza jej ogród. Obudowana jest potężną bazyliką. Otwieram Biblię i czytam słowa: „Dobrze jest czekać w milczeniu ratunku od Pana!”. Boże, przecież to kwintesencja życia Klary! Próżno szukać w Asyżu tego, co „małe, ubogie i słabe”. Na miejscu grobu Franciszka wzniesiono monumentalny gmach.

    Gigantyczny klasztorny kombinat. Z nieba leje się żar, tłumy przelewają się tam i z powrotem. Mimo wyraźnych zakazów strzelają aparaty Japończyków. W potężnej bazylice zadzieram głowę do góry. Nade mną przejmujące „Wygnanie demonów z Arezzo” Giotta. Pokorny Franciszek modli się w cieniu brata Sylwestra, który w imieniu Jezusa wypędza złe duchy. Jakie demony dziś drzemią w Arezzo? Najlepiej wie o tym o. Gwidon Hensel, proboszcz franciszkańskiej parafii w mieście, w którym kręcono sceny filmu „Życie jest piękne”. Oprowadza nas po mieście Klary.

    Wiele fresków Giotta runęło 13 lat temu w czasie trzęsienia ziemi. Było ono jednak niczym, w porównaniu z tym, jakiego doświadczyło miasto po kazaniach Franciszka. Owoc? 30 tys. rozsianych po świecie braci w brązowych, czarnych i szarych habitach. I 900 klasztorów duchowych sióstr Klary. W Asyżu wre jak w ulu. I do tego ten upał. Kamień na kamieniu. Nos drażni zapach kawy. Bezskutecznie szukam cienia pod domem świętej. Jest szczelnie przylepiony do katedry św. Rufina, nierozerwalnie z nią zespolony. W domu maleńkiej Klary zapach wina, oliwy i kwiatów mieszał się z dymem kadzidła. Czy dziewczynka, zasypiając, słyszała łacińską liturgię? Słowa: „Jakże piękna jesteś, przyjaciółko moja?”. – Tu ochrzczony był sam Franciszek – opowiada o. Gwidon. – Na chrzcie otrzymał od mamy imię Jan. Z okien domu dziewczynka obserwowała Bożego szaleńca, który wzywał do pokuty.

    To szaleństwo!

    Ciszę i spokój, której próżno szukałem w Asyżu, odnajduję w San Damiano. To miejsce nawrócenia św. Franciszka. Nic dziwnego, że stało się domem Klary. Biedaczyna miał w 1210 roku wizję, że zamieszkają tu Ubogie Panie, które zrealizują ideał życia w ubóstwie. Doczekał się. San Damiano stało się kolebką nowego zakonu. Porcjunkula „obudowana”, grób Franciszka i Klary „obudowane”. To, co małe i kruche, zakryte zostało monumentalnymi budowlami.

    Jak to dobrze, że klaryski nie „obudowały” swego macierzystego klasztoru potężną bazyliką! San Damiano zachowało swój dziewiczy klimat. Ogród, drewniane drzwi, balkonik, kamienie, schody. Gaje oliwne, winnice. Ziemia pełna owoców i zboża. Wszystko takie, jak za czasów, gdy mieszkała tu przez 42 lata Klara. Tuż po postrzyżynach Franciszek ukrył ją w klasztorze sióstr benedyktynek. Dziewczyna nie zamierzała pozostać benedyktynką, ale musiała się schronić w bezpiecznym miejscu. Były po temu powody.

    To był koszmarny Wielki Tydzień dla rodziny Offreduccich. Zdesperowani wysłali do klasztoru św. Pawła krewnych. Towarzyszył im zbrojny orszak. Nie wzięli klasztoru szturmem, ale próbowali skłonić Klarę do powrotu. Wcześniej bezskutecznie dwa razy usiłowali wydać ją za mąż. – Hańbisz dobre imię rodu – lamentowali. Klara nie dawała za wygraną. W końcu doszło do szarpaniny. W Wielki Piątek krewni próbowali siłą zabrać dziewczynę do domu, ta jednak chwyciwszy się ołtarza, pokazała im ostrzyżoną głowę. Nie potrafili oderwać jej od ołtarza. Wyglądało to tak, jakby przyrosła do niego. Odeszli z kwitkiem.

    W maju 1212 roku osiemnastoletnia Klara i młodsza o 2 lata jej siostra Agnieszka przeniosły się do San Damiano. Córki szlacheckie wybrały życie w cieniu. W skrajnym ubóstwie. Niebawem modliło się z nimi osiem sióstr.

    Muzułmanie zwiewają

    Po rozgrzanych skałach biegają brązowe jaszczurki. Na schodach kilkudziesięciu Francuzów śpiewa: „Benissez le Seigneur”. Ja nucę pod nosem inną piosenkę. „Only you, San Damiano”. W 1983 roku Sal Solo, wokalista popularnej brytyjskiej grupy Classic Nouveaux, wraz z przyjacielem Nickiem Beggsem, basistą słynnej kapeli Kajagoogoo, ruszyli do San Damiano. Przeżywali ogromne duchowe zawirowania, bezradnie szukali ratunku. Nie wiem, czego doświadczył rockman wpatrujący się w krzyż, który 800 lat wcześniej przemówił do Franciszka.

    Musiało być to jednak mocne doświadczenie, skoro po powrocie do domu usiadł i napisał swą najpiękniejszą piosenkę. Francuzi siedzą pod maleńkim balkonikiem. Czy zdają sobie sprawę, że miał on gigantyczne znaczenie? Gdy pod wzgórza Asyżu podchodziły wojska Saracenów, a ludzie w popłochu uciekali w pobliskie lasy, Ubogie Panie nie zwiały z klasztoru. „W milczeniu czekały ratunku od Pana”. Klara wyszła na balkonik. Trzymała w dłoniach Najświętszy Sakrament. Blask bijący z Hostii miał zrobić na muzułmanach tak piorunujące wrażenie, że cofnęli się w popłochu i zaniechali plądrowania miasta.

    Inne cuda San Damiano? Proszę bardzo: Klara cudownie rozmnożyła chleb dla głodnych sióstr, wielokrotnie wypraszała dla nich zdrowie. Gdy sama obłożnie chora nie mogła zwlec się z łóżka w noc Bożego Narodzenia, otrzymała łaskę widzenia i słyszenia Pasterki, odprawianej w pobliskim kościele św. Franciszka przez jego braci. Ze względu na tę niezwykłą wizję została patronką… telewizji. „Ciało swe dręczyła szorstkimi ubiorami, mając czasem szaty zrobione z pasem włosia końskiego – wspominały siostry. – Dręczyła ciało, nie jedząc nic przez trzy dni w tygodniu; a w inne dni pościła o chlebie i wodzie. Pomimo to zawsze była radosna w Panu i nigdy nie wydawała się zmartwiona. Jednego razu, myjąc nogi jednej z sióstr, schyliła się, by pocałować jej nogi, a ta cofnęła nogę ku sobie, ale mało ostrożnie i uderzyła nogą świętą Matkę w usta. Pomimo to ona ze względu na swą pokorę nie ustąpiła, ale ucałowała stopę nogi wspomnianej siostry”.

    Naczynia połączone 

    Na witrynach sklepów Asyżu mnóstwo świętych gadżetów. Made in China. Sporo rubasznych figurek: Klara nalewa do kufla piwo grubiutkiemu mnichowi. Świat za wszelką cenę chce oswoić świętość tych dwojga osób. Bezskutecznie. Wszelkie próby są żenujące. Niebawem doczekamy się zapewne skandalizujących dociekań na temat „życia seksualnego świętych z Asyżu”. Ich zanurzona w czystości relacja jest niezrozumiała. – Jak każdy człowiek, tak i Franciszek mógł przeżywać pociąg do kobiety i do seksu. Źródła mówią nam, że celem pokonania pokus tego rodzaju pewnego razu zimą tarzał się w śniegu. Ale nie chodziło o Klarę! – zżyma się o. Raniero Cantalamessa.

    – Pomiędzy nimi istniała niewątpliwie silna więź, ale zupełnie innej natury, niż sugerują psychologowie. Oni nie strawili swojego życia na patrzeniu na siebie, na cieszeniu się byciem razem. Zamienili niewiele słów, cechowała ich wielka powściągliwość, do tego stopnia, że bracia czasami przyjaźnie wyrzucali Franciszkowi jego zbytnią surowość wobec Klary. To ze względu na ich nalegania zgodził się na spożycie z Klarą i jej siostrami słynnego posiłku, który zakończył się pożarem duchowym, widocznym na kilka kilometrów. Zamiast patrzeć na siebie nawzajem, Klara i Franciszek patrzyli w tym samym kierunku. I wiemy, jaki to był kierunek: Jezus ubogi, pokorny, ukrzyżowany. – To nie była relacja partnerska, ale raczej relacja ojciec–córka – dopowiada o. Gwidon.

    Ubóstwo? Za żadne skarby!

    Przez kilkadziesiąt lat Watykan nie chciał zaakceptować sposobu życia sióstr. Musiały żyć wedle reguły benedyktyńskiej. – Takie były czasy – wyjaśnia o. Gwidon. – Całkowite ubóstwo zakonu żeńskiego? Bez posiadłości i dochodów? To było nie do pomyślenia! Święty upór Klary wydał owoce. Jako pierwsza kobieta napisała regułę zakonną. Papież Innocenty IV zatwierdził ją 9 sierpnia 1253 roku… na dwa dni przed jej śmiercią. Po kilku dniach przewodniczył jej pogrzebowi. Klasztory klarysek wyrastały jak grzyby po deszczu. – Nie denerwuje was to, że bracia ruszyli na cały świat, a wy – kobiety – zamknęłyście się na cztery spusty, adorując Najświętszy Sakrament? – pytam klaryski z Kęt.

    – Absolutnie nie! – odpowiadają zgodnie siostry Bonawentura i Rafaela. – To dwie strony tego samego charyzmatu. We wrześniu 1224 roku, w chwili, gdy rozdarty, samotny Franciszek otrzymuje na wzgórzach Alwerni stygmaty, Klara zapada na zdrowiu. Aż do śmierci łączy swe cierpienie z cierpieniem tego, którego kazania rozpalały jej młodziutki umysł. Ogromna jedność. Naczynia połączone.

    W 1226 roku widzi Franciszka po raz ostatni. Biedaczyna nie żyje. Niosą go na ramionach bracia. Idą z doliny. Z Porcjunkuli. Wspinają się na wzgórze San Damiano. Klara przez kraty widzi twarz tego, który nazywał ją swą „roślinką”. Przygląda się uważanie. Nie jest już pewna, czy to twarz Franciszka, czy rysy samego Jezusa.

    Przy grobie świętej chłód. Znudzona włoska klasa ze słuchawkami na uszach przemyka przez kryptę. Dwie dziewczyny przystają i czytają słowa: „Odkąd poznałam łaskę Jezusa Chrystusa, żaden trud nie był twardy, żadna pokuta ciężka, żadna choroba przykra”. Pod rozetą na bazylice św. Klary jakiś facet, brzdąkając na gitarze, zawodzi: „Let it be, let it beeee…”. Kilkadziesiąt metrów dalej czytam inną dewizę: „Uboga dziewico, obejmij swymi ramionami ubogiego Chrystusa”. Uboga? Dziewica? Czy dla współczesnego świata te dwa słowa nie brzmią jak kiepski żart? Głupota. Śmiech na sali. Albo szaleństwo, dla którego warto oddać życie.

    Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY

    I wszystko jasne
    Pod Asyż podchodzili Saraceni. Klara wyszła na balkonik z Najświętszym Sakramentem w dłoniach. Blask bijący z Hostii oślepił muzułmanów. Uciekli w popłochu

    ************************************************************************

    Paryż zostanie poświęcony Sercu Jezusa i Maryi

    W uroczystość Wniebowzięcia NMP, 15 sierpnia, arcybiskup Paryża Michel Aupetit poświęci stolicę Francji Najświętszemu Sercu Jezusa oraz Maryi.

    Skitterphoto/pixabay.com
    **

    Ceremonię w bazylice Sacre-Coeur poprzedzi wieczorna modlitwa 14 sierpnia na placu przed katedrą – poinformował francuski dziennik „La Croix”. Cała uroczystość zwieńczy przybycie do Paryża procesji maryjnej.

    Od początku czerwca kilkudziesięciu francuskich chrześcijan pielgrzymuje przez 104 dni przez kraj. Pielgrzymi z figurą Matki Bożej idą uformowani w kształcie litery M. Głównymi punktami ich pielgrzymki są miejsca objawień maryjnych na terenie Francji w XIX wieku, m.in. Lourdes, La Salette i Pontmain.

    Paryż/Kai/11.08.2020

    ***************************************************************************

    poniedziałek 10 sierpnia

    Święto św. Wawrzyńca, diakona i męczennika

    Św. Wawrzyniec z Rzymu Męczeństwo św. Wawrzyńca


    Żywot świętego Wawrzyńca, diakona i Męczennika

    “Jak Jerozolima męczeństwem świętego Stefana – mówi święty Leon, papież tak Rzym stał się pamiętny męczeństwem św. Wawrzyńca”. Hiszpan z urodzenia, pobierał Wawrzyniec religijne i naukowe wychowanie u archidiakona Sykstusa. Sykstus, obrany w roku 257 papieżem, wyświęcił go na diakona i zaszczycił swym zaufaniem, zdając na niego zarząd majątku kościelnego i pieczę nad ubogimi.

    W lecie roku 258 wydał cesarz Walerian wyrok śmierci na wszystkich chrześcijańskich biskupów i kapłanów; nadto skazał senatorów chrześcijańskich, rycerzy i szlachtę wraz z ich żonami na wygnanie i zabranie dóbr, a w razie nieposłuszeństwa na utratę życia, ludzi zaś pospolitych kazał zaliczyć do stanu niewolników.

    Papież Sykstus został skazany na śmierć na krzyżu. Wawrzyniec towarzyszył mu na rusztowanie i rzewnie płacząc, wołał: “Dokądże idziesz, ojcze, bez syna swego? Dokądże śpieszysz, kapłanie, bez swego diakona? Dawniej nie zwykłeś był wstępować na ołtarz bez swego sługi, a teraz chcesz się obyć beze mnie? Czy cię obraziłem? Czy w czymkolwiek uchybiłem swej powinności? Poddaj mię próbie, czyś we mnie znalazł odpowiedniego sługę do szafarstwa krwi Pana naszego i nie wyłączaj mnie teraz od uczestnictwa w twej śmierci!” Papież, wzruszony do głębi serca, tak odpowiedział stroskanemu diakonowi: “Wszakże cię nie opuszczam, synu mój! Ciebie trudniejsze czekają walki. Ja, bezsilny starzec, lekką tylko podejmę mękę, aby się dostać na tamten świat, lecz ty wystawiony będziesz na krwawe boje. Przestań płakać, lewito, po trzech dniach połączysz się ze mną. Ja na nic ci się już nie przydam na tym świecie. Słabi tylko uczniowie potrzebują zachęty mistrza, silniejsi obędą się bez niej”.

    Wawrzyniec, uszczęśliwiony przepowiednią, że po trzech dniach czeka go śmierć męczeńska za wiarę, spiesznie się postarał o zabezpieczenie majątku kościelnego przed ręką rządu, a resztę rozdzielił między ubogich. Ostrożność ta nie była zbyteczna, bo zaledwie rzeczy dokonał, prefekt miasta kazał go pojmać i w te słowa odezwał się do niego: “Wy chrześcijanie skarżycie się, że się z wami okrutnie obchodzimy, zważ przeto, że tobie nie grożę mękami, a żądam małej rzeczy. Doszła mnie wieść, iż Bogu swemu składacie ofiary w złotych pucharach, lejąc krew ofiar w srebrne naczynia, a podczas nocnych zebrań palicie Mu świece w złotych lichtarzach. Wydaj mi te kosztowności, gdyż one wam niepotrzebne, a nam się bardzo przydadzą. Wszakże przykazanie wasze brzmi: “Oddajcie cesarzowi, co cesarskiego”. Na to odrzekł Wawrzyniec: “Słusznie, Kościół nasz jest bogaty i cesarz skarbów takich nie posiada. Chętnie ci je pokażę, udziel mi tylko kilka dni czasu, abym je zebrał i poustawiał”. Prefekt, nie spodziewając się tak szybkiego załatwienia sprawy, jak najchętniej dał mu trzy dni czasu.

    Wawrzyniec, wyszedłszy od prefekta, rozdzielił resztę majątku kościelnego pomiędzy ubogich i kazał się im zebrać trzeciego dnia w pewnym miejscu. Gdy termin nadszedł, udał się do prefekta i poprosił go, aby przyszedł oglądać skarby, a oprowadzając go później między niewidomymi, głuchymi, niemowami, chromymi, kalekami i niedołęgami wszelkiego rodzaju, powiedział mu, że to są skarby, perły i klejnoty Kościoła; w tych klejnotach kryje się żywa wiara w Chrystusa i sam Chrystus. “Bierz je więc – dodał w końcu – na pożytek rządu, cesarza i własną korzyść. Złoto, którego pożądasz, jest źródłem wszystkiego złego. Dla złota pozbywają się ludzie wstydu, wyrzekają się uczciwości, łamią wiarę, mącą pokój, przestępują prawa. Takiej trucizny dawać ci nie chciałem, więc oddałem majątek kościelny w ręce ubogich, ażeby go złożyli w skarbnicy niebieskiej, gdyż występki i namiętności są im obce. Miej przeto staranie i pieczę nad tymi ulubieńcami naszymi, a tym samym przysłużysz się rządowi, cesarzowi i samemu sobie”.

    Poganin zazgrzytał zębami z wściekłego gniewu i rzekł: “Urągasz mi, a śmiesz żyć jeszcze? Bądź przekonany, że ci to z lichwą odpłacę. Znam ja dobrze twoją szaloną chęć męczeńskiej śmierci, ale wprzód zapoznam cię z torturą. Nic cię nie ocali, chyba tylko cześć oddana bogom naszym”. Gdy Wawrzyniec oświadczył, że nigdy nie będzie odstępcą, kazał go tyran smagać batogami, tłuc ołowianymi kulami, przypalać mu boki rozpaloną blachą, brać go na tortury i znowu smagać, ale Święty nie zachwiał się w wierze, a ta jego stałość i zapał, z jakim zanosił modły do Boga, skłoniły kilku żołnierzy do przyjęcia chrześcijaństwa.

    Nieposiadający się z gniewu prefekt zaryczał: “Poczekaj, przysposobię ci łoże, na jakie zasłużyłeś!”, po czym kazał rozpalić kratę żelazną i przymocować do niej świętego diakona. Żar przepalił zbite ciało, zawrzała krew w żyłach, szpik w kościach, ale oblicze młodego bohatera zajaśniało podobnie, jak twarz świętego Stefana, gdy ujrzał otwarte Niebiosa, a z ciała jego wydobywała się przedziwna woń. Po długiej męczarni Męczennik spojrzał pogodnie na prefekta i rzekł: “Każ mnie teraz na drugi bok obrócić, bo ta część już się dostatecznie upiekła”. Tyran, nie wiedząc, co począć, kazał go w końcu przewrócić, a gdy po niejakim czasie i drugi bok się zwęglił i Męczennik miał ducha wyzionąć, rzekł wesoło do prefekta: “Teraz pieczeń gotowa, możesz jej skosztować!”, po czym zwróciwszy oczy ku niebu i pomodliwszy się do Boga o nawrócenie Rzymu, umarł dnia 10 sierpnia roku 258.

    Nauka moralna

    Krata, na której świętego Wawrzyńca pieczono, może być uważana za obraz dwojakiego ognia, jaki pali i trawi człowieka w życiu doczesnym.

    1) Jednym z tych ogniów jest święty żar miłości Boga, gorliwości o chwałę Bożą i tęsknoty do szczęścia wiekuistego w Niebie. Ogień ten przyniósł na świat sam Chrystus i roznieca go chrztem św. w sercach tych, którzy ten sakrament godnie przyjęli. Ogień ten oświeca człowieka i wiedzie go do poznania trójistnego Boga, tj. Ojca, od którego wszystko dobre pochodzi, Syna, który z miłosierdzia nad nami grzesznymi poniósł śmierć na krzyżu i udziela się nam jako pokarm w sakramencie Ciała Pańskiego, i Ducha świętego, który w nas przemieszkuje, wiedzie do prawdy i pociesza. Ogień ten zagrzewa nas do pełnienia woli Bożej i gorącego zajmowania się bliźnimi, oczyszcza i oswobadza nas od zbytecznego umiłowania dóbr tego świata i podnieca tęsknotę do Nieba. Taki to ogień ożywiał świętego Wawrzyńca i wywoływał w nim radość z powodu bliskiego połączenia się z Chrystusem, która przewyższała boleści, jakie musiał znosić.

    2) Jest jeszcze inny ogień, tj. ogień namiętności, żądzy czynienia złego bliźnim i grzeszenia przeciw Bogu. Ogień ten przyniósł na ten świat szatan i rozżarzył go w sercach tych, którzy się opierają łasce Bożej i łamią obietnice na chrzcie uczynione. Taki ogień roznieca w myśli grzesznika złudzenie, że bogactwa doczesne, zaszczyty, sława, pożądliwości doczesne, wygody i rozkosze życia są o wiele więcej warte i daleko pożądańsze od miłości Boga, moralnej doskonałości i wiekuistych radości niebieskich. I ten ogień zagrzewa, ale zagrzewa tylko do zadośćuczynienia żądzom nienasyconym, zachęca do chytrości i podstępu, do gwałtów i krzywd, do zazdrości i nienawiści, do zemsty i rabunku, przytępia i zagłusza w duszy pociąg do dobrego, i zamienia serce w pogorzelisko, na którym nic nie widać, jak tylko węgle i popioły. Jeśli takiego ognia nie przygasisz strumieniem łez, żalu i skruchy, ufnością w łaskę i miłosierdzie Boże, wtedy przyjdzie chwila, w której ci stanie przed oczyma obraz wiecznego ognia, gdzie słychać tylko płacz i zgrzytanie zębów.

    Modlitwa

    Święty Wawrzyńcze, perło między Wyznawcami i Męczennikami Pańskimi, któryś tak zwycięsko zniósł boleści i katusze ognia, wyproś nam u Najwyższego tę łaskę i moc, abyśmy zdołali płomienie żądz swoich ugasić, a tym samym wiecznego ognia piekielnego uniknąć. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

    Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937 r

    ************************************************************************

    27-latek z trzymetrowym krzyżem dotarł do Gniezna

    Michał Ulewiński od prawie dwóch miesięcy przemierza Polskę z 15-kilogramowym krzyżem na plecach i modli się o nawrócenie narodu. 8 sierpnia dotarł do Gniezna.

    – Kochani już około 1300 km za mną. Dzisiaj dotarłem do Gniezna, do pokonania zostało mi około 350 km (pozioma belka krzyża) – pisze na prowadzonym przez siebie profilu “Państwo Boże” Michał.

    Jak zaznaczał już na początku swojej pielgrzymki, pragnie aby jego droga uczyniła nad Polską znak krzyża. Przeszedł już znad morza na Giewont, stamtąd właśnie do Gniezna, skąd wyruszy do Sokółki.

    Michał na swoim profilu dzieli się swoimi przemyśleniami z pobytu w Gnieźnie:

    Kochani, patrząc na pomnik pierwszego króla Polski i Sanktuarium pierwszego męczennika, prosiłem o głębsze przesłanie od naszego Ojca. My ludzie wiary musimy paść przed Bogiem na kolana i podjąć narodową pokutę: Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.” Jezus Chrystus chce, aby Polska była wielka i święta, a my uwierzmy w końcu Bogu i zacznijmy pełnić Jego Świętą Wolę.

    Przez narodową pokutę i pracę nad tym, aby ustawodawstwo cywilne było zgodne z prawem Bożym, proroctwo z dzienniczka się wypełni. Od naszej postawy i zjednoczenia zależy czy Polska będzie światłem dla innych narodów i tak jak w przeszłości Jezus Chrystus chciał królować nad światem przez Francję, tak teraz wybrał sobie nasz kraj. Mam nadzieję, że odpowiemy na Boże wezwanie i Chrystus będzie królem w każdym tego słowa znaczeniu..

    Tygodnik NIEDZIELA

    *****

    Od 25 lat chodzi z krzyżem po Polsce i Europie, wcześniej był rolnikiem

    Pan Mieczysław pochodzi spod Elbląga, ma prawie 70 lat i od 25 lat chodzi z krzyżem po Polsce jak i całej Europie. Najdalej był w Paryżu. Jak sam o sobie mówi: Nawróciłem się. Chcę ludziom przybliżyć Jezusa, chcę im przekazać, żeby strzegli się grzechu, że człowiek, który przesiąknie grzechem jest stracony, ale może się zawsze od niego uwolnić – czytamy w Dzienniku Elbląskim.

    Pielgrzym, który wcześniej był rolnikiem chodzi ubrany w pokutną szatę, na barkach niesie drewniany krzyż, a na plecach niewielkich rozmiarów plecak, w którym jak mówi nosi ze sobą swój nocleg. Ma śpiwór, bieliznę, folię przeciwdeszczową. Dużą uwagę przywiązuje do pism ewangelizacyjnych, którymi może pomagać innym.

     — Jezus daje mi znaki. Czasem w drodze dzieją się cuda, to daje mi wiarę w sens tej pielgrzymki — mówi p. Mieczysław w Dzienniku Elbląskim.

    Spotyka przyjaciół krzyża, ale są też i jego wrogowie, którzy krzyczą „do tartaku idziesz z tym drzewem?” — I takich trzeba wysłuchać — podsumowuje z uśmiechem pan Mieczysław.

    Pan Mieczysław swoje pielgrzymowanie finansuje z własnej emerytury, czasem dostaje od ludzi także drobne datki i wsparcie.

    – Moje ciało jest niczym, a ja tylko imieniem – bez Boga nie byłoby mnie, to niesamowite, jak wypełnia moje ciało i pozwala mu żyć – mówi pokutnik.

    — Nawróciłem się. Chcę ludziom przybliżyć Jezusa, chcę im przekazać, żeby strzegli się grzechu, że człowiek, który przesiąknie grzechem jest stracony, ale może się zawsze od niego uwolnić.

    — Piłem, żyłem w grzechu. Było źle. Wtedy przyszedł do mnie Pan Jezus i zrozumiałem, że tak dalej być nie może. Bóg mnie uzdrowił i poczułem się zobowiązany, by głosić ludziom Jego imię — czytamy w Dzienniku Elbląskim.

    – Pana Mieczysława z krzyżem i różańcem w ręku, ubranego niczym ksiądz Robak, zauważyłem na ulicy 31 Stycznia. Szedł od skrzyżowania w stronę starostwa. Zanim zawróciłem i zostawiłem samochód na parkingu zdążył wejść do sklepu spożywczego. Jednak wiedziałem, gdzie jest. Pod sklepem zostawił oparty o ścianę duży drewniany krzyż. – Dzień dobry – powiedziałem, gdy wyszedł z drobnymi zakupami spożywczymi – czytamy na portalu chojnice.com opis jednego ze spotykających go ludzi.

    Dokąd zmierza? Kogo spotyka? – Nie wiem dokąd idę, o tym czasami decyduje ułamek chwili, jakaś rozmowa – mówi pan Mieczysław. Uważa, że w życiu nie ma nic bez sensu, że wszystko dzieje się po coś. Ludzie, których niby przypadkiem spotyka i którym pomaga, są mu przeznaczeni. Chociażby jeden z rozmówców, który pomylił wagony i zamiast do 12 przyszedł do 15. I już został, bo wciągnął się w rozmowę z panem Mieczysławem i poczuł ulgę, gdy wydusił z siebie swoje problemy.

    Pan Mieczysław w miejscowościach które odwiedza szuka kościołów w których może się pomodlić. Nie narzuca się przechodniom, nie wciska nic na siłę. Czeka aż ktoś sam podejdzie, zacznie rozmowę. Dzieli się swoim świadectwem wiary, przekazuje to, co ma najcenniejsze.

     – Wiele razy poczułem, że to co robię ma sens, bo ludzie nawracali się, wracali do Kościoła po wielu latach rozłąki z Bogiem – wyznaje p. Mieczysław.

    Pan Mieczysław spotkał się w ostatnich dniach z Michałem, który w te wakacje przemierza Polskę z 3m. krzyżem na plecach.

    Tygodnik NIEDZIELA

    ***********************************

    XIX NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A

    9 – VIII – 2020

    MSZE ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA

    14.00 i 16.00

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Antyfona na wejście

    Wspomnij, Panie, na Twoje przymierze, o życiu swych ubogich nie zapominaj na wieki. Powstań, Boże, broń swojej sprawy i nie zapominaj wołania tych, którzy Ciebie szukają. (Ps 74, 20.19.22.23)

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Wszechmogący, wieczny Boże,
    ośmielamy się Ciebie nazywać Ojcem,
    umocnij w naszych sercach ducha przybranych dzieci, abyśmy mogli osiągnąć obiecane dziedzictwo.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej – 1 Krl 19,9a.11-13

    Gdy Eliasz przybył do Bożej góry Horeb, wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował. Wtedy Pan zwrócił się do niego i przemówił słowami: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana”. A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem. Ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 85

    R/ Okaż swą łaskę i daj nam zbawienie.

    Będę słuchał tego, co mówi Pan Bóg:
    oto ogłasza pokój ludowi i świętym swoim.
    Zaprawdę bliskie jest Jego zbawienie
    dla tych, którzy Mu cześć oddają,
    i chwała zamieszka w naszej ziemi. R/

    Łaska i wierność spotkają się ze sobą,
    ucałują się sprawiedliwość i pokój.
    Wierność z ziemi wyrośnie,
    a sprawiedliwość spojrzy z nieba. R/

    Pan sam obdarza szczęściem,
    a nasza ziemia wyda swój owoc.
    Przed Nim będzie kroczyć sprawiedliwość,
    a śladami Jego kroków zbawienie. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 9,1-5

    Bracia: Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje sumienie w Duchu Świętym, że w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. Wolałbym bowiem sam być pod klątwą i odłączonym od Chrystusa dla zbawienia braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami. Są to Izraelici, do których należą przybrane synostwo i chwała, przymierza i nadanie Prawa, pełnienie służby Bożej i obietnice. Do nich należą praojcowie, z nich również jest Chrystus według ciała, który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki. Amen.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Pokładam nadzieję w Panu, ufam Jego słowu. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 14,22-33

    Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał.

    Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.

    Jezus zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. Na to odezwał się Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. A on rzekł: „Przyjdź”. Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”. Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.
    Oto słowo Pańskie.

    Wierzę w jednego Boga…

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, przyjmij łaskawie dary,
    których sam udzieliłeś swojemu Kościołowi,
    i swoją mocą przemień je w Sakrament niosący zbawienie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Chlebem, który dam, jest moje Ciało za życie świata. (J 6,51)

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech przyjęcie Twego Sakramentu zapewni nam zbawienie i utwierdzi nas w świetle Twojej prawdy. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***

    Plik:Rembrandt Christ in the Storm on the Lake of Galilee.jpg
    Rembrandt, Uciszenie burzy na Jeziorze Galilejskim
    **

    BOŻA  WSZECHMOC WOBEC MOJEJ NIEMOŻNOŚCI

    W jednym z opowiadań Tołstoja można znaleźć taką historię o trzech bardzo świątobliwych starcach. Mieszkali sobie na maleńkiej wyspie i znali tylko jedną modlitwę: Was jest Trzech i nas jest trzech; zmiłujcie się nad nami! Pewnego dnia biskup, który był odpowiedzialny również za tę maleńką wyspę, bo znajdowała się na terenie jego diecezji, postanowił odwiedzić starców, aby przekonać się czy rzeczywiście owi starcy znają tylko tę jedną – jego zdaniem – bardzo dziwaczną modlitwę. Kiedy przybył i stwierdził, że tak jest naprawdę postanowił od razu nauczyć ich Modlitwy Pańskiej. Poświęcił im nawet dużo czasu, bowiem pamięć staruszków nie była już taka jak u młodych. Po pewnym czasie musiał wracać. Wsiadł na statek. Odpływając od brzegu nagle zobaczył jak trzej starcy idą w jego kierunku po wodzie jak po lądzie. Biskup oniemiał z wrażenia. Poprosił kapitana, aby zatrzymał statek. A trzej świątobliwi starcy przybliżając się wołali: Biskupie, zapomnieliśmy słów tej modlitwy, której nas uczyłeś, a która – jak mówiłeś – jest bardzo ważna.

    Wtedy dopiero biskup zrozumiał jak wielka była wiara starców. Dlatego odpowiedział   im słowami pełnych podziwu: Idźcie w pokoju i módlcie się tak jak dotychczas; przekonałem się, że to nie ja powinienem was uczyć modlitwy, ale wy mnie!

    Dzisiejsze Boże Słowo pokazuje mi niebezpieczną przestrzeń. Bo co to znaczy, że apostołowie płyną po niespokojnym jeziorze? Na pewno muszą być czujni na żywioł, który ich otacza, na mogące nadejść w każdej chwili zagrożenie. Wydawało im się, że Pan Jezus był daleko od nich. Wypłynęli wieczorem na całą noc. Ale Chrystus nie był daleko. Był na modlitwie, spędzając na niej też całą noc, jak zwykł czynić to często. Rozmawiał ze swoim Ojcem. Jego modlitwa na pewno dotyczyła i Jego uczniów, bo On widział, że znajdują się w niebezpieczeństwie. Dlatego o brzasku dnia przyszedł do nich po falach jeziora jak po ubitej drodze. Dlaczego więc przeraził ich ten widok? Bo bywa tak; jeżeli sytuacja wymyka się czysto ludzkiej logice, prawidłom zdrowego rozsądku – wtedy mówi się o absurdzie. W Kościele wielu ludzi szuka jedynie twardego oparcia o konkret ziemskiej tylko rzeczywistości, żeby postawić swoje stopy na twardej, udeptanej i bezpiecznej drodze. I to jest oczywiste, bo tak nas Pan Bóg stworzył dając ciało i zmysły i cały otaczający nas świat. Ale nie można nie widzieć tej rzeczywistości Kościoła, która nie mieści się już w ramach ludzkiego jedynie rozumowania. Tą rzeczywistością jest Chrystus – najprawdziwszy i najbardziej obecny, który owszem, chodzi razem z nami po ziemskich drogach, ale Boży Syn, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek równocześnie chodzi „swoimi drogami”. Jeżeli zbytnio ufam sobie, albo odwrotnie – w mojej bardzo trudnej sytuacji nie widzę żadnego już wyjścia – to wtedy Boża wszechmoc może przerazić. 

    Ojciec Jacek Salij komentując Jezusowe przyjście po falach wzburzonego jeziora, aby uratować swoich uczniów, twierdzi, że „dokładnie tak samo my się nieraz zachowujemy: boimy się, żeby przypadkiem Pan Jezus nas nie uratował. Wydaje nam się, że przecież to niemożliwe, żebym mógł się wyrwać z nałogu pijaństwa czy z innego nałogu, który niszczy moją wolność, albo żeby się dało ocalić jedność mojej rozbitej rodziny. A przecież u Boga nie ma nic niemożliwego. Czasem nasza małoduszność osiąga taki poziom, że Bóg przychodzi nam na ratunek, a my nie chcemy, żeby przychodził. Przyzwyczailiśmy się do świata, w którym panuje egoizm i śmierć. Pomieszanie dobra ze złem wydaje nam się czymś swojskim, dlatego boimy się Boga, boimy się prawdziwej miłości, wolimy naszą moralną byle jakość.”

    Chrystus mówi do każdego: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się.” I ci, którzy potrafią usłyszeć Jego głos – bez wahania decydują się tak jak Piotr: „Panie, jeżeli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie.” Jak wielkiej potrzeba w takiej sytuacji ufności, aby wyjść z łodzi i iść po wzburzonej fali. Dopóki Chrystus wraz ze swoim Kościołem nie wykracza poza horyzont doczesności – wielu potrafi okazywać swoją aprobatę i swoje poparcie. Ale kiedy Chrystus zaprasza do wyjścia poza burtę doczesnej łodzi wskazując dokąd człowiek powinien dojść – wtedy najczęściej kwituje się Bożą naukę określeniem: urojenie, złudzenie, zjawa, opium.

    Ta dzisiejsza scena z wodą obrazuje rzeczywistość, w której toczy się ludzkie życie zanurzające się nieustannie w grzechach, bo grzech zalewa całą ziemię.

    Wody stojące symbolizują w Starym Testamencie śmierć. Zaś wody płynące są symbolem życia. Wspomniany już o. Jacek Salij opisuje o tych wodach śmierci, które były wodami potopu. „W czasach Noego ludzie zalali ziemię swoimi grzechami i prawie wszyscy się w tych swoich grzechach potopili. Wody potopu tylko ujawniły tę śmierć, jaką ci ludzie już przedtem na siebie sprowadzili.

    Wodami śmierci, przed którymi Bóg ocalił swój lud, były również wody Morza Czerwonego. Do wód śmierci został wrzucony prorok Jonasz. Żeby zaś ta symbolika śmierci jeszcze bardziej się uwyraźniła, czytamy w Księdze Jonasza, że prorok został nie tylko wrzucony do wody, ale jeszcze połknięty przez jakiegoś potwora morskiego. Okazuje się jednak — i to jest główne przesłanie opowieści o wrzuceniu Jonasza do wód śmierci że nie ma takiej opresji, z której Bóg nie mógłby nas wybawić.

    Symboliczne przesłanie wynikające ze sceny chodzenia Jezusa po wodach śmierci jest jeszcze głębsze. Jest to jakby prorocza zapowiedź tego, co się miało stać na Kalwarii. Oto sam Syn Boży przyszedł na ziemię, którą myśmy zalali naszymi grzechami. Po ludzku rzecz biorąc, było rzeczą niemożliwą żeby ktokolwiek mógł uchronić się od śmierci grzechu: grzech zalewa bowiem całą ziemię. Uchronić się od śmierci grzechu było tak samo niemożliwe, jak to, żeby człowiek chodził po wodzie.

    Okazało się jednak, że Syn Boży nie tylko nie utonął w ludzkich grzechach, ale przeszedł przez te wody grzechu suchą stopą. Nawet podczas tego potwornego ataku, jakie siły zła podjęły przeciwko Niemu na Kalwarii, Jezus pozostał sobą, pozostał wypełniony całoosobową i najczystszą miłością do swojego Ojca i do wszystkich ludzi, nawet do swoich morderców.

    Co więcej, Syn Boży przyszedł na naszą ziemię właśnie po to, żeby nas wszystkich uwolnić od wód śmierci, a nawet uzdolnić do przejścia przez nie suchą stopą. Taki jest sens epizodu związanego z Piotrem. Jeśli ktoś jest blisko Pana Jezusa, to choćby znalazł się w samym środku jakiejś burzy zła, nie zginie w niej, lecz ocali swoją duszę. A jeśli nawet w jakiejś chwili ogarnie nas zwątpienie i zaczniemy tonąć, trzeba tylko z wiarą wołać: „Panie, ratuj!”, a zostaniemy ocaleni.”

    Prawdziwą Dobrą Nowiną jest przyjście Bożego Syna, który nie tylko, że nie utonął w tych wodach grzechu i nie tylko je uciszył idąc po nich jak po ubitej drodze, ale ich niszczycielską moc definitywnie i całkowicie pokonał.

    Wiem, że każda moja spowiedź jest kroczeniem ku Tobie, Panie Jezu Chryste. Dlatego wołam i wołam coraz głośniej pomiędzy moimi spowiedziami: „Panie, ratuj!”

    ks. Marian SAC 

    ************************************************************

    9 sierpnia Kościół wspomina

    św. Teresę Benedyktę od KrzyżaEdytę Stein

    STEINPublic Domainśw. Edyta Stein

    **

    Św. Teresa Benedykta – Edyta Stein, zakonnica. Urodziła się 12 października 1891 roku we Wrocławiu w żydowskiej rodzinie. Studiowała we Wrocławiu, w Getyndze.

    W 1915 roku złożyła egzamin państwowy z propedeutyki filozofii, historii i języka niemieckiego. Wykładała te przedmioty w gimnazjum wrocławskim im. Wiktorii. W roku następnym została asystentką Edmunda Husserla we Fryburgu. W 1917 doktoryzowała się z filozofii z wynikiem „summa cum laude”.

    W swoich badaniach wychodząc od filozofii doszła do mistycznego doświadczenia wiary. Szukając prawdy znalazła Boga. W 1922 roku przyjęła chrzest w Kościele katolickim.

    W latach 1923-1931 wykładała w liceum i seminarium nauczycielskim w Spirze. Jeździła także z odczytami do Niemiec, Austrii, Czech, Francji, Szwajcarii. W 1932 roku objęła wykłady w Instytucie Pedagogiki Naukowej w Monasterze. Reżim hitlerowski, ustawą o eliminacji ze stanowisk państwowych osób pochodzenia niearyjskiego, uniemożliwił jej dalszą pracę dydaktyczną oraz uzyskanie habilitacji.

    14 października 1933 roku wstąpiła do karmelu w Kolonii, przyjmując imię zakonne Teresy Benedykty od Krzyża. Śluby wieczyste złożyła w 1938 roku. W kilka miesięcy później musiała uciekać z Kolonii do karmelu holenderskiego w Echt. W sierpniu 1942 roku zostaje aresztowana przez gestapo i internowana w obozie w Westerbork. Następnie deportowana do Oświęcimia, gdzie w tydzień później, 9 sierpnia poniosła śmierć w komorze gazowej.

    Pozostawiła po sobie pisma, listy, notatki z filozofii osoby, teologii – zwłaszcza przemyślenia dotyczące „wiedzy krzyża”. Beatyfikował ją Jan Paweł II w 1987 roku. Kanonizowana przez Jana Pawła II w Rzymie 11 października 1998 r.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ********

    Św. Edyta Stein.

    15 rzeczy, które mnie w niej zachwycają

    East News

    **  

    Nadal zastanawiam się, skąd wzięła się nasza przyjaźń… W rocznicę jej śmierci przypomnijcie sobie, jak fascynującą kobietą była!

    Miałam z nią spory kłopot. Najpierw podsunęła mi zbiór swoich tekstów, kiedy szukając pomysłu na pracę magisterską, wyciągnęłam pierwszą lepszą książkę z pierwszego lepszego regału.

    Pewnie uznałabym to za przypadek, gdyby nie cała lawina zdarzeń, które nastąpiły zaraz potem. Jej zdjęcie wyświetlało mi się w propozycjach na YouTubie, a nazwisko niespodziewanie brzęczało w uszach na konferencji naukowej, w kazaniu czy… tramwaju. Ot, współczesne sposoby Ducha Świętego.

    Zapierałam się rękami i nogami na myśl o skoku w jej fenomenologiczne refleksje o zagadnieniu wczucia. Nie mówiąc już o bycie skończonym i bycie wiecznym.

    Na szczęście, kiedy w końcu zdecydowałam (swoją drogą – nieświadomie – 9 sierpnia), że poświęcę jej 1,5 roku swojego życia, Edyta Stein sama mnie poprowadziła.

    Dała mi się poznać nie tylko jako wybitna filozof, ale przede wszystkim człowiek. Kobieta. Żydówka, ateistka i katoliczka. Studentka, pielęgniarka i nauczycielka. Pełna wad i niespełnionych marzeń. Zwyczajna i jednocześnie nadzwyczajna.

    Szybko zauroczyłam się jej szczerością (tak, tak – potrafiła przyznać, z jaką pogardą myślała o niektórych kolegach ze studiów), mądrością i dystansem do samej siebie. Dziś, w rocznicę jej śmierci, zachęcam was, byście zajrzeli do jej autobiografii, listów albo wykładów. Zobaczycie (albo przypomnicie sobie), jak fascynującą kobietą była!

    Co najbardziej mnie w niej zachwyca?

    Miłość do rodziny

    1.

    Ogromny wpływ na Edytę miała jej matka. Po śmierci męża Augusta Stein przejęła składnicę opału, wyciągnęła firmę z długów i samodzielnie utrzymywała siedmioro dzieci. Co więcej, zdobywała uznanie wśród wrocławskich przedsiębiorców.A była przecież zaledwie końcówka XIX wieku! Edyta wstydziła się przed koleżankami spracowanych dłoni matki i jej roboczego stroju, ale miała do niej ogromny szacunek. Augusta Stein była dla córki wzorem pracowitości, uczciwości i pobożności. I choć nigdy nie pogodziła się z konwersją Edyty, chyba nigdy nie przestała myśleć o niej jak o ukochanej córce.

    2.

    Jako dziewczynka Edyta była bardzo niesforna i zwinna, przez co nazywano ją w domu „kotkiem”. Bracia i siostry nosili ją na rękach, lubili się z nią bawić, była ich przytulanką. (Czasami, gdy nie dało się jej uspokoić, rodzeństwo zamykało ją w komórce). Kiedy podrosła, zdobyła uznanie braci i sióstr. Mimo że była najmłodsza, Elza, Erna, Freda i Róża często zgłaszały się do niej po rady.

    Pragnienie zdobywania wiedzy

    3.

    Uwielbiała się uczyć i większość rówieśników uważała ją za przemądrzałą. Była stanowcza i ambitna. Gdy młody korepetytor próbował rozmawiać z nią na swobodne tematy, odpowiadała: „na pogawędki nie mamy czasu, bo nie zdążymy przerobić koniecznego materiału lekcyjnego”. Już wtedy doświadczyła, że wysiłek umysłowy jest dla niej źródłem szczęścia.

    4.

    Lubiła dyskutować, zwłaszcza z profesorami. Śledziła bieżące wydarzenia, chodziła do teatru, słuchała Bacha i Wagnera. Jej matura była ogromnym szczęściem dla rodziny, która… przepisywała jej wyniki i przekazywała dalszym krewnym. Matka chciała, by Edyta podjęła studia prawnicze, ale ta ścieżka była wówczas dla kobiet niedostępna.

    5.

    Jako jedna z pierwszych mieszkanek Wrocławia skorzystała z możliwości studiowania na uniwersytecie, a następnie zdobyła uprawnienia nauczycielskie i po powrocie z Hranic (gdzie służyła jako pielęgniarka Czerwonego Krzyża) zaczęła wykonywać ten zawód. Przez wiele lat korespondowała ze swoimi uczennicami.

    W wolnych godzinach, znalazłszy pustą salę wykładową, lubiłam siedzieć na jednej z szerokich desek okiennych, wypełniających głębokie nisze w murze, i tam pracowałam. Z tej wysokości mogłam patrzeć na rzekę i most uniwersytecki, na którym wrzało życie, i miałam wrażenie, że jestem księżniczką na zamku.

    Wytrwałość i pewność siebie

    6.

    W 1913 r. wyjechała na studia do Getyngi. Gdy prof. Edmund Husserl oznajmił, że raz w tygodniu będzie prowadził w swym domu „popołudnia szczerości”, by odpowiadać na pytania studentów, Stein przyszła na nie jako pierwsza. Wiedziała, że chce się rozwijać i korzystała z każdej okazji. Mimo młodego wieku nie miała wobec uczonych kompleksu niższości.

    7.

    Bardzo szybko odważyła się na doktorat u Husserla. W 1916 r. – ubrana w śliwkową, jedwabną suknię – zdobyła upragniony tytuł z najwyższym odznaczeniem – summa cum laude, które należy do rzadkości. Jednak mimo pozycji jaką zajmowała w środowisku akademickim, nigdy nie została dopuszczona do habilitacji. Powody były dwa – jej żydowskie pochodzenie i płeć.

    8.

    Praca naukowa przysparzała jej wiele cierpień. Często zamiast satysfakcji odczuwała wyczerpanie, zmagała się z bezsennością.

    Doszło nawet do tego, że zbrzydło mi życie, mimo że powtarzałam sobie często, iż takie przygnębienie nie ma najmniejszego sensu. (…) I jeśli nie będzie ze mnie dobry filozof, stanę się pożyteczną nauczycielką. (…) Kiedy szłam ulicą, jakże chciałam, aby mnie przejechał jakiś wóz! Gdy się wybierałam na wycieczkę żywiłam cichą nadzieję, że skręcę kark, i nie wrócę już żywa do domu.

    Mimo trudności potrafiła dążyć do celu, który sobie wyznaczyła.

    Kobiecość

    9.

    Od wczesnych lat interesowała ją walka o równouprawnienie, wstąpiła do Pruskiego Związku Prawa Głosu dla Kobiet. Gdy kończyła szkołę, maturzyści wspólnie wydali gazetę zawierającą kąśliwe teksty o każdym z uczniów. Ten o Edycie brzmiał: „Równość dla kobiety i mężczyzny / woła sufrażystka, / oczywiście ujrzymy ją kiedyś / w ministerstwie”.

    10.

    W latach 20. i 30. XX w. była jedną z pierwszych kobiet, które występowały publicznie w środowisku katolickim. Obserwując zmiany zachodzące w świecie, doszła do wniosku, że młode kobiety bardzo potrzebują wyznaczenia właściwej ścieżki rozwoju. Stworzyła cykl wykładów o kobiecej naturze, powołaniu, edukacji, pracy czy wierze.

    11.

    Marzyła, żeby założyć rodzinę.

    Mimo wielkiego oddania się pracy, żywiłam w sercu nadzieję, że zaznam wielkiej miłości i szczęścia w małżeństwie. Nie znając zupełnie zasad wiary i moralności katolickiej, byłam jednak zupełnie przeniknięta katolickim ideałem małżeństwa. Spośród młodych ludzi, z którymi się spotykałam, zwłaszcza jeden bardzo mi się podobał i chętnie wyszłabym za niego za mąż. Lecz nikt o tym nie wiedział i ludzie uważali mnie za osobę chłodną i niedostępną.

    Potrafiła jednak realizować swoje powołanie do małżeństwa i macierzyństwa jako osoba konsekrowana i podpowiadała innym samotnym kobietom, jak mogą to osiągać.

    Wiara i wierność wyborom

    12.

    W 1921 r., sięgnęła u przyjaciół po autobiografię św. Teresy z Avili. Czytała ją przez całą noc i nad ranem stwierdziła: „Gdy zamknęłam tę książkę, powiedziałam sobie: to jest prawda!”. Wtedy podjęła też decyzję o konwersji. Sam proces dochodzenia do wiary rozpoczął się jednak kilka lat wcześniej i miało na niego wpływ kilka czynników.

    13.

    Zakochała się w Chrystusie i mimo oporów ze strony rodziny i przyjaciół, wybrała życie zakonne. 14 października 1933 r. wstąpiła do Karmelu w Kolonii. W 1934 r. przybrała imię zakonne: Teresa Benedykta od Krzyża, a śluby wieczyste złożyła w kwietniu 1938 r.

    14.

    Po „Nocy kryształowej” zrozumiała, że jako Żydówka powinna natychmiast opuścić Niemcy. W sylwestrową noc, razem ze starszą siostrą Różą (także karmelitanką), została przeniesiona do Karmelu w Echt w Holandii. Tam pracowała m.in. nad studium o św. Janie od Krzyża pt. Wiedza Krzyża. W sierpniu 1942 r. została aresztowana przez gestapo i wywieziona do Amersfoort. Kolejno przewieziono ją do obozów koncentracyjnych w Westerbork i Oświęcimiu. Tam, prawdopodobnie 9 sierpnia 1942 r., zginęła w komorze gazowej. Od 1998 r. jest świętą, a od 1999 r. patronką Europy.

    Szacunek do drugiego człowieka

    15.

    Potrafiła rozmawiać zarówno z małym siostrzeńcem, jak i z wybitnymi profesorami. Pielęgnowała przyjaźnie, służyła radami i wsparciem, żywo interesowała się cudzymi problemami. O. Rafał Walzar pisał o niej:

    Była uosobieniem prostoty i naturalności. Pozostała w pełni kobietą o subtelnej, owszem, macierzyńskiej wrażliwości (…) Udarowana mistycznie w prawdziwym tego słowa znaczeniu, nie miała w sobie nawet pozorów sztuczności czy wyniosłości. Była prosta z prostymi, a uczona z uczonymi bez jakiejkolwiek wyższości; z szukającymi była szukająca i chciałoby się niemal dodać: z grzesznymi – grzeszna.


    Dominika Cicha 09/08/2017/Aleteia

    ************************************************************************

    ***

    SOBOTA, 8 SIERPNIA 2020
    wspomnienie św. Dominika

    El Greco – św. Dominik podczas modlitwy (1588)

    **

    Święty Dominik urodził się około 1170 roku w Caleruega w Hiszpanii. Pochodził ze znakomitego rodu kastylijskiego Guzmanów. Jego ojcem był Feliks Guzman, a matką – bł. Joanna z Azy. Miał dwóch braci – bł. Manesa (który wstąpił potem do założonego przez Dominika zakonu) i Antoniego, kapłana diecezjalnego. Gdy Dominik miał 14 lat, rodzice wysłali go do szkoły w Palencji. Następnie studiował w Salamance. W 1196 roku, po ukończeniu studiów teologicznych, przyjął święcenia kapłańskie i wkrótce został mianowany kanonikiem katedry w Osmie. Pięć lat później został wiceprzewodniczącym tej kapituły. Gorliwie pracował tam nad sobą i nad bliźnimi, głosząc im słowo Boże.

    Król Kastylii, Alfons IX, wysłał biskupa diecezji, w której pracował Dominik, Dydaka, z poselstwem do Niemiec i Danii. Dydak był przyjacielem Dominika, dlatego też przyszły święty towarzyszył biskupowi w podróży, w czasie której znalazł się w okolicach Szczecina i polskiego Pomorza. Dominik był świadkiem najazdu pogańskich Kumanów z Węgier na Turyngię. Wkrótce po zakończeniu powierzonej im misji udał się do Rzymu, by prosić Innocentego III o zezwolenie na pracę misyjną wśród Kumanów. Papież jednak takiej zgody nie udzielił.

    Wracając do Hiszpanii, Dydak i Dominik zetknęli się w południowej Francji z legatami papieskimi, wysłanymi tam do zwalczania powstałej właśnie herezji albigensów i waldensów. Sekta ta pojawiła się ok. 1200 r. w mieście Albi. Jej członkowie zaprzeczali ważnym prawdom wiary, m.in. Trójcy Świętej, Wcieleniu Syna Bożego, odrzucali Mszę świętą, małżeństwo i pozostałe sakramenty. Burzyli kościoły i klasztory, niszczyli obrazy i krzyże.

    W porozumieniu z legatami Dominik postanowił oddać się pracy nad nawracaniem odszczepieńców. Do tej akcji postanowił włączyć się bezpośrednio także biskup Dydak. Ponieważ heretycy w swoich wystąpieniach przeciwko Kościołowi atakowali go za majątki i wystawne życie duchownych, biskup i Dominik postanowili prowadzić życie ewangeliczne na wzór Pana Jezusa i Jego uczniów. Chodzili więc od miasta do miasta, od wioski do wioski, by prostować błędną naukę i wyjaśniać autentyczną naukę Pana Jezusa. Innocenty III zatwierdził tę formę pracy apostolskiej. W centrum herezji znajdowało się miasto Prouille, położone pomiędzy Carcassonne a Tuluzą. Tam Dominik założył klasztor żeński, w którym życie zostało oparte na całkowitym ubóstwie.

    Pojawiły się pierwsze sukcesy. Niebawem biskup musiał powrócić do swojej diecezji. Natomiast do Dominika dołączyło 11 cystersów, którzy postanowili wieść podobny tryb życia apostolskiego. Z nich właśnie w 1207 r. powstał zalążek nowej rodziny zakonnej. W tym samym jednak roku papież ogłosił przeciwko albigensom i waldensom zbrojną krucjatę na wiadomość, że heretycy ruszyli na kościoły, plebanie i klasztory, paląc je i niszcząc. To skomplikowało pracę apostolską Dominika. Wtedy Dominik zwiększył posty, umartwienia, częściej się modlił. Dotychczasowe doświadczenie wykazało, że okazyjnie werbowani do tej akcji kapłani często nie byli do niej wystarczająco przygotowani. Wielu zniechęcał prymitywny rodzaj życia i połączone z nim niewygody.

    Dominik wybrał więc spośród swoich współtowarzyszy najpewniejszych. Na jego ręce złożyli oni śluby zakonne w 1215 r. Tak powstał Zakon Kaznodziejski – dominikanów. Jego głównym celem było głoszenie słowa Bożego i zbawianie dusz. Założyciel wymagał od zakonników ścisłego ubóstwa, panowania nad sobą i daleko idącego posłuszeństwa. Dzięki poparciu biskupa Tuluzy, Fulko, w Tuluzie powstały wkrótce aż dwa klasztory dominikańskie, które miały za cel nawracanie albigensów i waldensów. W tym samym roku odbył się Sobór Laterański IV. Dominik udał się wraz ze swoim biskupem, Fulko, do Rzymu. Innocenty III po wysłuchaniu zdania biskupa Tuluzy ustnie zatwierdził nową rodzinę zakonną.

    Zaraz po powrocie z soboru (1216) Dominik zwołał kapitułę generalną, na której przyjęto za podstawę regułę św. Augustyna i konstytucje norbertanów, którzy wytyczyli sobie podobny cel. Wprowadzono do konstytucji jedynie te zmiany, które w zastosowaniu do specyfiki zakonu okazały się konieczne. Kiedy Dominik po odbytej kapitule ponownie udał się do Rzymu, papież Innocenty III już nie żył (+ 1216). Bóg pokrzepił jednak Dominika tajemniczym, proroczym snem: pojawili mu się Apostołowie św. Piotr i św. Paweł, i zachęcili go, by na cały świat wysyłał swoich synów duchowych jako kaznodziejów. Dlatego kiedy tylko powrócił do Tuluzy, rozesłał grupę 17 pierwszych zakonników: do Hiszpanii, Bolonii i do Paryża. W dniu 22 grudnia 1216 r. papież Honoriusz III zatwierdził nowy zakon. Co więcej, wydał polecenie dla biskupów, by udzielili nowej rodzinie zakonnej jak najpełniejszej pomocy.

    Dominik założył również zakon żeński, zatwierdzony przez Honoriusza III dwa lata później.

    Kapituła generalna w Bolonii w 1220 r. odrzuciła z reguły i z konstytucji to wszystko, co okazało się nieaktualne. W miejsce odrzuconych wstawiono nowe artykuły, wśród których znalazł się między innymi ten, że zakon nie może posiadać na własność stałych dóbr, ale że ma żyć wyłącznie z ofiar. W ten sposób zakon wszedł do rodziny zakonów mendykanckich (żebrzących), jakimi byli w XIII w. franciszkanie, augustianie, karmelici, trynitarze, serwici i minimi.

    W 1220 r. kard. Wilhelm ufundował dominikanom w Rzymie klasztor przy bazylice św. Sabiny, który odtąd miał się stać konwentem generalnym zakonu. Niemniej hojnym okazał się sam papież, który ofiarował dominikanom własny pałac. Tutaj właśnie Dominik miał wskrzesić bratanka kardynała Stefana z Fossanuova. Przed śmiercią Dominik przyjął do zakonu i nałożył habit św. Jackowi i bł. Czesławowi, pierwszym polskim dominikanom. Wysłał też swoich synów do Anglii, Niemiec i na Węgry.

    Dominik odbywał częste podróże, głosząc Ewangelię i organizując wykłady z teologii. Zakładał nowe klasztory zakonu, który bardzo szybko się rozpowszechnił. W 1220 r. Honoriusz III powołał Dominika na generała zakonu.

    Dominik prowadził pracę misyjną na północy Włoch. Wyczerpany pracą w prymitywnych warunkach, wrócił do Bolonii. Jego ostatnie słowa brzmiały: “Miejcie miłość, strzeżcie pokory i nie odstępujcie od ubóstwa”. Zmarł 6 sierpnia 1221 r. na rękach swych współbraci. W jego pogrzebie wziął udział kardynał Hugolin i wielu dygnitarzy kościelnych. Dominik został pochowany w kościele klasztornym w Bolonii, w drewnianej trumnie, w podziemiu (w krypcie) tuż pod wielkim ołtarzem. Jego kult rozpoczął się zaraz po jego śmierci. Notowano za jego wstawiennictwem otrzymane łaski. Dlatego papież Grzegorz IX nakazał rozpocząć proces kanoniczny. Po jego ukończeniu wyniósł sługę Bożego do chwały świętych w 1234 r.

    Dominik odznaczał się wielką prawością obyczajów, niezwykłą żarliwością o sprawy Boże oraz niezachwianą równowagą ducha. Potrafił współczuć. Jego radosne serce i pełna pokoju wewnętrzna postawa uczyniły z niego człowieka niebywale serdecznego. Oszczędny w słowach, rozmawiał z Bogiem na modlitwie albo o Nim z bliźnimi. Żył nader surowo. Bardzo cierpliwie znosił wszelkie przeciwności i upokorzenia.

    Imię Dominik pochodzi od łacińskiego dominicus, co znaczy Pański, należący do Boga. Przed św. Dominikiem imię to było znane, ale właśnie Dominik Guzman spopularyzował to imię w całej Europie.

    Największą zasługą św. Dominika i pamiątką, jaką po sobie zostawił, jest założony przez niego Zakon Kaznodziejski. Zakon dał Kościołowi wielu świętych. Wśród nich do najjaśniejszych gwiazd należą św. Tomasz z Akwinu (+ 1274), doktor Kościoła, św. Rajmund z Penafort (+ 1275), św. Albert Wielki (+ 1280), doktor Kościoła, św. Wincenty Ferreriusz (+ 1419), św. Antonin z Florencji (+ 1459), papież św. Pius V (+ 1572), św. Ludwik Bertrand (+ 1581), św. Katarzyna ze Sieny (+ 1380), doktor Kościoła i patronka Europy, oraz św. Róża z Limy (+ 1617). Zakon położył wielkie zasługi na polu nauki, wydając uczonych na skalę światową w dziedzinie teologii, biblistyki czy liturgii. Kiedy zostały odkryte nowe lądy, dominikanie byli jednymi z pierwszych, którzy na odkryte tereny wysyłali swoich misjonarzy.

    Brewiarz.pl

    ****

    Msza święta

    Antyfona na wejście

    Usta sprawiedliwego głoszą mądrość, a język jego mówi to, co słuszne. Prawo Boże jest w jego sercu i nie zachwieją się jego kroki. (Ps 37, 30-31)

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, niech święty Dominik,
    który był gorliwym głosicielem objawionej prawdy, wspiera Twój Kościół swoimi zasługami i nauką,
    i niech będzie dla nas troskliwym opiekunem.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Habakuka – Ha 1,12–2,4

    Czyż nie jesteś odwieczny, o Panie, Boże mój, Święty? Przecież nie pomrzemy! Na sąd przeznaczyłeś, o Panie, lud Chaldejczyków, dla wymiaru kary zachowałeś, Skało moja. Zbyt czyste oczy Twoje, by na zło patrzyły, a nieprawości pochwalać nie możesz. Czemu jednak spoglądasz na ludzi zdradliwych i milczysz, gdy bezbożny niszczy uczciwszego od siebie?

    Obchodzi się z ludźmi jak z rybami morskimi, jak z gromadą płazów, którą nikt nie rządzi. Wszystkich łowi na wędkę, zagarnia swoim niewodem albo w sieci gromadzi, krzycząc przy tym z radości. Przeto ofiarę składa swojej sieci, pali kadzidło niewodowi swemu, bo przez nie zdobył sobie łup bogaty, a pożywienie jego stało się obfite. Ciągle na nowo zarzuca swe sieci, mordując ludy bez litości.

    Na moich czatach stać będę, udam się na miejsce czuwania, śledząc pilnie, by poznać, co przemówi do mnie, jaką odpowiedź da na moją skargę.

    I odpowiedział Pan tymi słowami: „Zapisz widzenie, na tablicach wyryj, by można było łatwo je odczytać. Jest to widzenie na czas oznaczony, lecz wypełnienie jego niechybnie nastąpi; a jeśli się opóźnia, ty go oczekuj, bo w krótkim czasie przyjdzie niezawodnie. Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności”.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 9

    R/ Pan nie opuszcza tych, co Go szukają.

    A Pan zasiada na wieki,
    przygotował swój tron, by sądzić.
    Sam będzie sądził świat sprawiedliwie,
    rozstrzygał bezstronnie sprawy narodów. R/

    Pan jest schronieniem dla uciśnionego,
    schronieniem w czas utrapienia.
    Ufają Tobie znający Twe imię,
    bo nie opuszczasz, Panie, tych, co Cię szukają. R/

    Psalm śpiewajcie Panu, co mieszka na Syjonie,
    głoście Jego dzieła wśród narodów,
    bo Mściciel krwi pamięta o nich,
    nie zapomniał wołania ubogich. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 17,14-20

    Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i padając przed Nim na kolana, prosił: „Panie, zlituj się nad moim synem. Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. Przyprowadziłem go do twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić”.

    Na to Jezus odrzekł: „O plemię niewierne i przewrotne! Dopóki jeszcze mam być z wami; dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie mi go tutaj”. Jezus rozkazał mu surowo i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie.

    Wtedy uczniowie zbliżyli się do Jezusa na osobności i pytali: „Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić?” On zaś im rzekł: „Z powodu małej wiary waszej. Bo zaprawdę powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: «Przesuń się stąd tam», i przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Miłosierny Boże, za wstawiennictwem
    świętego Dominika przyjmij łaskawie modlitwy,
    które zanosimy do Ciebie,
    i mocą tej sakramentalnej Ofiary
    utwierdzaj obrońców wiary Twoją łaską.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Pan wysłał uczniów, aby wszędzie głosili: Przybliżyło się do was Królestwo Boże. (Łk 10, 1.9)

    Modlitwa po Komunii

    Panie, nasz Boże, w dniu wspomnienia
    świętego Dominika posiliłeś nas
    Najświętszym Sakramentem, spraw,
    aby Kościół oświecony przez jego nauczanie i wspierany jego modlitwami,
    przyjął w pełni owoce tego Sakramentu.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ********************************************

    w pierwszy piątek miesiąca 7 sierpnia

    18.00 – adoracja przed Najświętszym Sakramentem w intencji wynagrodzenia za grzechy nasze i całego świata

    *****

    Dziś wspominamy bł. Edmunda Bojanowskiego

    Lajsikonik/Wikipedia

    **

    Ur. 14 listopada 1814 w Grabonogu, zm. 7 sierpnia 1871 w Górce Duchowej, założyciel Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Marii Panny.

    Jako 36-letni świecki mężczyzna 3 maja 1850 r. otworzył uroczyście ochronkę w Podrzeczu i założył Bractwo Ochroniarek. W Grabonogu założył „Dom miłosierdzia” dla sierot, ponadto apteki dla biednych, wypożyczalnie książek oraz czytelnie.

    Gromadził zgłaszające się do niego dziewczęta i przygotowywał je do pracy w swoim dziele. Wpajał im mocnego ducha wiary i uczył praktyk religijnych, takich jak modlitwa, rachunek sumienia, czytanie duchowne, medytacja oraz wzajemna miłość, a po pewnym czasie postanowił założyć zgromadzenie zakonne Sióstr Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej.

    Regułę tego zgromadzenia opracował przy pomocy wybitnych postaci swojej epoki (J. Koźmiana, ks. H. Kajsiewicza, ks. P. Semenenki i innych). W r. 1855 arcybiskup poznański L. Przyłuski udzielił Bojanowskiemu tymczasowego pozwolenia na jej przestrzeganie. Do zgromadzenia zgłaszało się coraz więcej kandydatek i wzrastało zapotrzebowanie na ochroniarki. Równocześnie mnożyły się też różnego rodzaju trudności.

    W r. 1858 abp Przyłuski przyjął zgromadzenie pod opiekę Kościoła, a jego następca, abp Mieczysław Ledóchowski 27 grudnia 1866 r. zatwierdził definitywnie statuty i konstytucje służebniczek. W 1869 r. Edmund Bojanowski wstąpił w Gnieźnie do seminarium duchownego, lecz ze względu na słabe zdrowie musiał je opuścić.

    Przed śmiercią Bojanowskiego, która nastąpiła 7 sierpnia 1871 r. w Górce Duchownej, zgromadzenie miało w Wielkim Księstwie Poznańskim 22 domy i liczyło 98 sióstr. Oprócz tego jeszcze za życia Bojanowskiego służebniczki zaczęły pracować także w innych częściach Polski rozbiorowej: w Galicji, w Królestwie Polskim oraz na Śląsku. Beatyfikował go Jan Paweł II 13 czerwca 1999 w Warszawie

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    MSZA ŚW. – godz. 19.00

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

    Antyfona na wejście

    Racz mnie wybawić, Boże; Panie, pośpiesz mi z pomocą, Tyś wspomożycielem moim i wybawcą, nie zwlekaj, Panie. (Ps 70, 2.6)

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, wspieraj swoich wiernych
    i okaż wiekuistą dobroć proszącym,
    którzy uznają Ciebie za Stwórcę i Pana;
    odnów życie im udzielone i odnowione zachowaj.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Nahuma – Na 2,1.3; 3,1-3.6-7

    Oto na górach stopy zwiastuna ogłaszającego pokój. Święć, Judo, twe uroczystości, wypełnij twe śluby, bo nie przejdzie już więcej po tobie nikczemnik, całkowicie został zgładzony. Bo przywrócił Pan świetność Jakuba, jak świetność Izraela, ponieważ łupieżcy ich splądrowali i wyniszczyli ich latorośle.

    Biada miastu krwawemu, całe kłamliwe i grabieży pełne, a nie ustaje rabunek. Trzask biczów i głos turkotu kół, i konie galopujące, i szybko jadące rydwany. Jeźdźcy szturmujący, i połysk mieczy, i lśnienie oszczepów. I mnóstwo poległych, i moc trupów, i bez końca ciał martwych, tak że o zwłoki ich się potykają. I rzucę na ciebie obrzydliwości, i zelżę ciebie, i wystawię cię na widowisko. I każdy, kto cię ujrzy, oddali się od ciebie, i zawoła: „Spustoszona Niniwa!” Któż ulituje się nad nią? Skąd mam szukać pocieszycieli dla ciebie?
    Oto słowo Boże.

    Psalm (Pwt 32)

    R/ Ja, Pan, zabijam i Ja sam ożywiam.

    Nadchodzi dzień klęski,
    los ich gotowy, już blisko.
    Bo Pan swój naród obroni,
    litość okaże swym sługom. R/

    Patrzcie teraz, że Ja jestem, Ja jeden,
    i nie ma ze Mną żadnego boga.
    Ja zabijam i Ja sam ożywiam,
    Ja ranię i Ja sam uzdrawiam. R/

    Gdy miecz błyszczący wyostrzę
    i wyrok wykona ma ręka,
    na swoich wrogach się pomszczę,
    odpłacę tym, którzy Mnie nienawidzą. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 16,24-28

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?

    Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają, śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Miłosierny Boże, uświęć te dary,
    złożone jako znak ofiary duchowej, i spraw,
    abyśmy sami stali się wieczystym darem dla Ciebie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął, a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. (J 6, 35)

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, otaczaj nieustanną opieką wszystkich, których posilasz Twoim Sakramentem,
    nie odmawiaj im swojej pomocy i uczyń godnymi wiecznego zbawienia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    *********

    Słowa kard. Robert Sarah, prefekta Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów:

    Współczesny człowiek tak bardzo zaniedbuje swoje życie wewnętrzne, że już nie wie, co ono znaczy. Tkwi w błocie namiętności, pochłonięty rozrywką i używaniem wszystkich przyjemności świata. Jest mu obojętne, że żyje w świecie opanowanym przez zło, przemoc, zepsucie, rozprzężenie obyczajów, perwersję, bezbożność, a nawet pogardę względem Boga.

    Przesada jest normą. W historii zawsze pojawiały się okresy, gdy wysoką rangę osiągała ohyda, brutalność, sprośność, plugastwo i szalona namiętność. Pod tym względem nasza epoka jest tym bardziej niepokojąca, że w wymiarze społecznym Bóg umarł. Ta wielka nieobecność to najgorsze zagrożenie dla ludzkości. Po człowieku chrześcijańskim może nastąpić człowiek amoralny.

    Kościół bezwzględnie musi pełnić swoją rolę. Tym bardziej złożone to zadanie, że zanikł konsensus moralny wywodzący się z cywilizacji judeochrześcijańskiej, który przez wiele wieków charakteryzował świat. Piętnowany przez Benedykta XVI filozoficzny relatywizm wszystko zmiótł swymi zabójczymi falami. Podczas otwarcia konklawe w 2005 roku kardynał Ratzinger odważnie oświadczył: „Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki”.

    z książki; „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli”, Wyd. Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019

    *********

    Edmund Bojanowski: świecki, który założył zakon. I to żeński!

    EDMUND BOJANOWSKIEAST NEWSElżbieta Wiater | 07/08/2018

    **

    Mężczyźni z rodziny Edmunda Bojanowskiego walczyli w powstaniu listopadowym. On sam postanowił zawalczyć o Polskę inaczej – wychowaniem następnych pokoleń i pracą z ubogimi.

    Edmund Bojanowski jest pierwszym na ziemiach polskich świeckim, który założył zakon. I jakby tego było mało, jest to zakon żeński – Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Niepokalanego Poczęcia NMP. Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od epidemii…

    Pomór cholery w 1849 r.

    Cholera przyjechała do poznańskiego pociągiem, a dokładnie linią, jaką w lipcu 1848 r. połączono stolicę Wielkopolski ze Szczecinem. Było lato, więc bardzo wiele osób udawało się koleją do kurortu wypoczynkowego, nie bacząc na to, że szaleje tam ta choroba. Przywleczona do Poznania, w krótkim czasie przyczyniła się do śmierci ponad tysiąca osób w samym mieście, po czym powędrowała w jego okolice.

    Dotarła też do Grabonoga, czyli majątku Teofila Wilkońskiego, przyrodniego brata Edmunda Bojanowskiego. Brak higieny oraz ubóstwo przekładające się na słabe wyżywienie sprawiły, że cholera zebrała tam w 1849 r. obfite żniwo. Umierali wszyscy, także ludzie w sile wieku, więc w wioskach pozostały dziesiątki sierot.

    Edmund widział to doskonale, gdyż na wieść o szerzącej się chorobie postanowił zająć się pielęgnacją chorych. Za własne pieniądze kupował im leki, jedzenie, mył i pielęgnował zarażonych, dbał o to, by zdążyli się wyspowiadać i przyjąć wiatyk, płacił za lekarza.

    Jednak nie był w stanie w pojedynkę pomóc całej masie dzieci, które zostały same. Zresztą już wcześniej widział potrzebę opieki nad najmłodszymi mieszkańcami wsi, nie tylko tymi pozbawionymi rodziny.

    Ochroniarki

    Edmund Bojanowski jest jednym z tych wspaniałych przedstawicieli polskiego ziemiaństwa, którzy byli osobami głęboko wierzącymi, widzieli potrzebę kształcenia niższych warstw społecznych i w tym widzieli wyraz prawdziwego patriotyzmu. Mężczyźni z jego rodziny walczyli w powstaniu listopadowym, on sam postanowił zawalczyć o Polskę inaczej – wychowaniem następnych pokoleń i pracą z ubogimi.

    Był świadomy, że najlepiej zacząć edukację i pracę nad rozwojem w jak najmłodszym wieku, stąd myśl o ochronkach dla dzieci była mu bliska, zanim wybuchła zaraza.

    Epidemia była tylko impulsem przyśpieszającym realizację planu. W następnym roku po jej wybuchu, w maju 1850 r., powstało pierwsze przedszkole dla wiejskich dzieci. Do pracy w nim zobowiązały się trzy wiejskie dziewczyny (Bojanowski chciał, żeby opiekunki pochodziły z tego samego środowiska co dzieci, żeby łatwiej było się im porozumieć), które nazwał ochroniarkami.

    Uważane są one za początek zgromadzenia, które w chwili śmierci założyciela, a więc nieco ponad dwadzieścia lat później, liczyło kilkaset sióstr i 22 domy. Pod naciskiem zaborców, kasujących zgromadzenia czynne, zakon podzielił się na cztery prowincje, podział ten zresztą utrzymuje się do dziś.

    Bojanowskiego pomysł na wychowanie

    Chociaż Bojanowski nigdy się nie ożenił i nie miał własnych dzieci, nie zabrakło mu intuicji co do tego, jak je wychowywać. Zabronił stosowania kar cielesnych, co trudno mieściło się w ówczesnej mentalności. Zalecał m.in. nauczanie, ale w formie zajęć nie dłuższych niż 30 minut, bo zdawał sobie sprawę, że dzieci nie potrafią skupić się na dłużej.

    Ponadto zalecał dużo ruchu na świeżym powietrzu, prace dostosowane do możliwości wychowanków i zabraniał wykonywania za dzieci czynności, do których były już zdolne. Spory nacisk kładł na wychowanie religijne, ale pogłębione, a nie jedynie ograniczające się do wyuczonych praktyk.

    Sam żył skromnie, całym sobą angażując się w prace, które miały służyć edukacji i wychowaniu religijnemu chłopów i niższych warstw społecznych. Nieco krzywo patrzono na to, że osoba świecka zakłada zakon, na szczęście Stolica Apostolska nie miała takich wątpliwości, doceniono tam za to całokształt działalności Bojanowskiego.

    Seminaryjny falstart

    On sam zamarzył pod koniec życia o kapłaństwie, ale pobyt w seminarium skończył po niecałym roku, gdyż zaostrzyła się gruźlica płuc, na którą cierpiał od wielu lat. Zmarł rok po opuszczeniu uczelni, w 1871 r., mając nieco ponad 50 lat.

    Dzieła, które rozpoczął, zwłaszcza założone przez niego zgromadzenie, świetnie się rozwijają do dziś, a jego pomysł na wychowanie dzieci pozostaje nieustannie aktualny.

    Aleteia

    ************************

    Sto lat temu na Jasnej Górze rozpoczęła się nowenna przed Bitwą Warszawską

    Samplefot. BP KEP

    **

    Sto lat temu, 7 sierpnia 1920 r., na Jasnej Górze rozpoczęła się wielka nowenna przed świętem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, która stała się błagalno-pokutnym wołaniem o ocalenie Ojczyzny w przededniu Bitwy Warszawskiej.

    Jasna Góra jako najważniejsze dla Polaków miejsce kultu religijnego i konsolidacji narodowo-społecznej odegrała szczególną rolę latem 1920 r., kiedy Armia Czerwona zbliżała się pod Lwów, Warszawę, Włocławek. Z duchowej stolicy Polski popłynęła do narodu odezwa biskupów o stworzenie „bractwa narodowego zjednoczenia pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej”.

    Już 27 lipca 1920 r., biskupi zebrani na Jasnej Górze pod przewodnictwem kardynałów Aleksandra Kakowskiego i Edmunda Dalbora ofiarowali Polskę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Episkopat wezwał naród do ogólnopolskiej krucjaty modlitewnej za Ojczyznę, do żarliwej modlitwy różańcowej, połączonej z całodzienną adoracją Najświętszego Sakramentu, do ufności w opiekę Królowej Polski i do zaangażowania w obronę zagrożonego państwa.

    W najtrudniejszym okresie wojny zrodziła się idea przeniesienia do Częstochowy stolicy państwa. Miało to poprawić morale społeczeństwa. Józef Piłsudski nalegał, żeby rząd, Naczelne Dowództwo przeniosło się do Częstochowy. Rząd jednak nie przychylił się do tego pomysłu. Wincenty Witos uważał, że gabinet winien ustąpić z Warszawy ostatni.

    W obliczu zagrożenia istnienia państwa polskiego Jasna Góra wydawała specjalne odezwy do narodu wzywające wszystkich do walki w obronie Ojczyzny. Za pośrednictwem pielgrzymów przenikały one do znacznych kręgów społeczeństwa. Odezwa podpisana przez przeora Jasnej Góry, o. Piotra Markiewicza, została skierowana do całego narodu, a zwłaszcza do chłopów i robotników. Do tych ostatnich bowiem docierała najszerzej propaganda komunistyczna, w której zapewniano, że Armia Czerwona zmierza do wyzwolenia ich z „niewoli pańskiej”.

    Paulini współpracowali z Ligą Obrony Narodowej. Na placu jasnogórskim organizowano wiece patriotyczne, zwłaszcza w letnie niedziele i święta, w czasie większego napływu pielgrzymów. W przemówieniach nawoływano do składania pieniędzy na rzecz państwa i do wstępowania do Armii Ochotniczej, apelowano o budowanie jedności i zgody narodowej wobec zagrożenia ze strony Armii Czerwonej, która zajęła już znaczny obszar ziem polskich i zbliżała się do Warszawy.

    Paulini już na progu niepodległości w 1919 r. oddali do narodowego skarbca cenne monety i medale. Modlitewna mobilizacja zakonników, częstochowian i pielgrzymów w czasie wojny polsko–bolszewickiej osiągała swoje szczytowe natężenie w nowennie błagalno-pokutnej rozpoczętej 7 sierpnia 1920. W jasnogórskim sanktuarium, podobnie jak w kościołach Warszawy, wierni leżeli krzyżem, by uprosić zwycięstwo. Z powodu wielkiego napływu ludzi nowennę przeniesiono z bazyliki na plac pod szczytem. Coraz mocniej modlono się do Matki Bożej Królowej Polski o orędownictwo i ratunek dla Ojczyzny. Zgromadzeni wierni na bieżąco byli informowani o walkach na przedpolach Warszawy.

    Tak opisuje jasnogórska nowennę świadek tamtego czasu: „Nowenna wywierała potężne, imponujące wrażenie. W górze, przed ołtarzem Bogarodzicy, Ojcowie Paulini, krzyżem leżąc korzyli się w prochu przed Panem Zastępów w ofierze błagalnej za lud… A u podnóża niezliczone tłumy zalegały obszerny plac przed Szczytem i ze schylonym ku ziemi czołem, błagania gorące o ratunek dla ojczyzny łączyły z błaganiem Ojców”.

    Paulini, wśród nich nieprzeciętni patrioci i wybitni kaznodzieje, jak np. o. Aleksander Łoziński, swoimi apelami mobilizowali naród do obrony przed bolszewickim zagrożeniem. O. Łozińskiego ze względu na podniosłe mowy religijno–patriotyczne nazywano wówczas „płomiennym sercem zakonu”.
    O. Łoziński przygotował specjalną odezwę 10 sierpnia 1920 r. „Jasna Góra do narodu”, w której ratunek, zwycięstwo i ocalenie upatrywane są w zespoleniu sił militarnych ze wstawiennictwem Bogarodzicy. – Warszawa zagrożona, już wróg knuje, jak poćwiartować Polskę i zabić ją znowu.

    Gdzie pomoc, gdzie ratunek, gdzie zwycięstwo i ocalenie? Odpowiedzieć trzeba z kapłanem Eliachimem: „Wiedzcie, że do żelaza, do armji, do bagnetów, pokutę i modlitwę dołączyć nam trzeba” – pouczał zakonnik i nawoływał w imieniu białych stróżów Jasnogórskiej Pani – „A więc żołnierze, na bój śmiertelny pod sztandarem Bogarodzicy! A wszyscy inni — na kolana przed Bogiem i Matką Bożą i o pomoc do niebios wołać! Tak zrobił Kordecki… A wróg legnie pokonany, jak legł Goliat przed Dawidem, idącym w imię Pana… Zatem w imię Maryi Częstochowskiej żołnierze na bój. Niech w domu zostaną tylko starcy, dzieci i niewiasty, reszta na szaniec! Niech każdy składa Ojczyźnie w ofierze, co może, niechaj daje wszystko, bo inaczej zabierze mu wróg”.

    W modlitewnej łączności z jasnogórskim sanktuarium pozostawał przez cały czas generał Józef Haller. Z jego inicjatywy w stołecznym kościele Zbawiciela rozpoczęto nowennę dla żołnierzy w intencji Ojczyzny przy ołtarzu Matki Bożej Częstochowskiej. Jej wizerunek, sprowadzony z Jasnej Góry, znajdował się tu od 1909 r. Generał brał w niej również udział, odnotował głębokie skupienie żołnierzy i fakt leżenia krzyżem w kościele przedstawicieli różnych sfer społecznych.

    Więź Generała z Maryją Jasnogórską była powszechnie znana. Dzięki niej również zdobywał niezwykłą sympatię i uznanie polskiego społeczeństwa. Przedstawiciele organizacji młodzieżowych wręczyli Józefowi Hallerowi ryngraf z wizerunkiem Matki Bożej Jasnogórskiej. Z inicjatywy Gimnazjum Sióstr Nazaretanek w Częstochowie wykonano sztandar dla wojska Hallera. Poświęcono go na Jasnej Górze — „aby Królowa Korony Polskiej obecna przez ten znak wlewała męstwo i odwagę naszym dzielnym żołnierzom”.

    15 sierpnia 1920 r. zebranym na modlitwie błagalnej na Jasnej Górze wiernym o. Aleksander Łoziński przekazał wieści o zwycięstwie, o tym, że Maryja wysłuchała próśb narodu, o ucieczce Sowietów z okolic Warszawy. Częstochowian i pielgrzymów zebranych na placu opanowała niezwykła radość. Słyszane były okrzyki: „Stał się cud”. Tym powiadomieniem zakończono również nowennę błagalno-pokutną.

    07 sierpnia 2020/mir/Radio Jasna Góra

    ****************************

    Polonijna nowenna do „Matki emigrantów”

    MATKA BOSKA KOZIELSKA/ rzeźba Tadeusza Zielińskiego
    **

    Polska Misja Katolicka w Anglii i Walii zaprasza do wspólnej modlitwy przed uroczystością Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. 6 sierpnia rozpoczęła się specjalna nowenna, w której w trudnym czasie pandemii o wstawiennictwo proszona będzie Matka Boża Kozielska Zwycięska, zwana „Matką emigrantów”. Jej wizerunek znajduje się w kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie.

    Maryja wybrała sobie to miejsce w 1961 roku, kiedy polscy uchodźcy kupili od szkockich prezbiterian opuszczony budynek ich dawnej świątyni, tworząc miejsce, w którym tysiące naszych rodaków oddawało i wciąż oddaje Bogu chwałę.

    W czasach komunistycznego zniewolenia był duchową siedzibą rządu na uchodźstwie. Zwano go „katedrą wolnej Polski”. To właśnie stąd miliony Polaków na całym świecie słuchało transmisji Mszy św. w Radiu Wolna Europa. Tutaj swój dom znalazła najważniejsza relikwia emigracji niepodległościowej.

    Stworzona potajemnie w 1941 roku, w sowieckim obozie dla polskich oficerów, wyszła spod dłuta żołnierza-rzeźbiarza, porucznika Tadeusza Zielińskiego. Autora m.in. „polskiej” stacji drogi krzyżowej w Jerozolimie. Jesienią ukaże się w Polsce obszerna monografia tego wizerunku: „Historia cudownej płaskorzeźby Matki Boskiej Kozielskiej Zwycięskiej i jej kultu”, której autorem jest historyk polskiej emigracji na Wyspach Brytyjskich, dr Andrzej Suchcitz. „Obecnie objęci pandemią koronawirusa, która sieje spustoszenie niemal w każdym kraju świata modlitwy o wstawiennictwo Matki Boskiej Kozielskiej Zwycięskiej wzrastają, tak jak wzrosną dziękczynienia za wszelkie łaski, uzyskane podczas, jak i po ustąpieniu pandemii” – napisał we wstępie do książki.

    Matka Boża Kozielska-Zwycięska inspiruje kolejne pokolenia Polaków. Nowenna, która rozpocznie się w Święto Przemienienia Pańskiego, będzie odmawiana wszędzie tam, gdzie ze swoim posłannictwem dociera Polska Misja Katolicka. Zostanie odmówiona po raz pierwszy i wraz z litanią napisaną w 2019 roku jest efektem działania Maryi w pokoleniu, które w Anglii osiedliło się już w XXI wieku. Inicjatorem tego modlitewnego szturmu jest parafia św. Andrzeja Boboli, skąd kontynuując tradycję Wolnej Europy Msze święte transmitowane są na cały świat przez Radio Bobola. Drogą online będzie można wziąć udział również w nowennie do „Matki emigrantów”.

    07 sierpnia 2020/Elżbieta Sobolewska-Farbotko (KAI/RadioBobola/vaticannews.va) / hsz | Londyn Ⓒ Ⓟ

    **********

    Nowenna do “Matki emigrantów” przed Uroczystością Wniebowzięcia NMP

    fot: Koronacja wizerunku MBKZ przez Jana Pawła II, Kraków, Błonie 08.06.1997 (archiwum parafii św. Andrzeja Boboli w Londynie)
    **

    Gorąco zapraszamy do wspólnej modlitwy nowenną (06-14.08) przed Uroczystością Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. O wstawiennictwo będziemy prosić “Matkę emigrantów” – Matkę Bożą Kozielską-Zwycięską. Jej wizerunek ukazany w cudownej płaskorzeźbie szczególną czcią jest otaczany w kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie – tzw. “Katedrze Wolnej Polski” – podaje polonijne Radio Bobola z Londynu.

    Gorąco zapraszamy do wspólnej modlitwy nowenną przed Uroczystością Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. O wstawiennictwo będziemy prosić “Matkę emigrantów” – Matkę Bożą Kozielską-Zwycięską. Jej wizerunek ukazany w cudownej płaskorzeźbie szczególną czcią jest otaczany w kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie – tzw. “Katedrze Wolnej Polski”.

    To tutaj cześć Bogu oddawali nasi rodacy, którzy po zakończeniu II wojny światowej – po tułaczce przez pół świata – nie mogli wrócić do kraju ze względu na swoją patriotyczną przeszłość i pragnienie wolności dla Polski. To tutaj były i nadal na ołtarzu są kładzione wszystkie ważne dla naszej Ojczyzny wydarzenia i rocznice. Tutaj Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie oddawał Panu Bogu cześć z okazji obchodów wszelkich patiotycznych uroczystości. Wreszcie – to stąd transmitowane były Msze św. w Radio Wolna Europa, które niosły pokrzepienie milionom rodaków w kraju podczas ciemnego okresu polskiej historii drugiej połowy XX wieku.

    Maryja wybrała sobie to miejsce w 1961, kiedy to opustoszały już budynek – zakupiony przez Polaków od szkockich prezbiterian został wyremontowany i zmienił się w świątynię, w której tysiące naszych rodaków oddawało i wciąż oddaje Bogu chwałę, podtrzymując pamięć, przekazując polską kulturę, historię i obyczaje.

    W kontekście czasów, w których obecnie żyjemy warto wspomnieć że wizerunek MBKZ powstawał w sekrecie, w bardzo trudnych warunkach, w których za jakąkolwiek oznakę wyznawania wiary groziła śmierć. Wizerunek został wyrzeźbiony na lipowej desce (najprawdopodobniej wymontowanej z półki), przez żołnierza-rzeźbiarza – Tadeusza Zielińskiego. Jest on autorem m.in. „polskiej” stacji drogi krzyżowej w Jerozolimie, oraz wystroju londyńskiego kościoła w którym znajduje się płaskorzeźba. Dyskusyjne pozostaje, czy ktoś z ludzi poza Maryją zainspirował rzeźbiarza, faktem jest że z Bożej Woli wizerunek powstał w 1941, w obozie jenieckim w Kozielsku.

    MBKZ od początku swego istnienia inspiruje pokolenia Polaków, szczególnie tych na emigracji, żyjących daleko od Ojczyzny lub urodzonym poza Nią, żyjącym w dwóch Ojczyznach. Powstało już wiele pieśni wiele modlitw, w których wyrażana jest wdzięcznośc dla niej, w których Ona jest uwielbiana i proszona o wstawiennictwo. Nowenna do której zapraszamy odmawiana będzie po raz pierwszy w historii i wraz z litanią napisaną w 2019 jest efektem działania Maryi w pokoleniu, które do Anglii przyjechało już w XXI w.

    Nowenna rozpocznie się we czwartek, 6 sierpnia. Dla zainteresowanych – będzie również odmawiana w londyńskim sanktuarium Matki Bożej Kozielskiej-Zwycięskiej po Mszach św. porannych (10:00 BST) i transmitowana online (video) oraz przez Radio BOBOLA.

    PR/05.08.2020

    ************************************************************************

    w pierwszy czwartek miesiąca 6 sierpnia

    UROCZYSTOŚĆ PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO

    top feature image
    Obraz Chrystusa Króla przedstawiający Przemienienie Pańskie na Górze Tabor z Mojżeszem i Eliaszem – namalował Adam Styka w 1944 roku tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego na zamówienie Księży Pallotynów.
    **

    Święto Przemienienia Pańskiego zwane także epifanią lub teofanią obchodzi Kościół katolicki 6 sierpnia. Liturgia tego dnia wspomina opisane w ewangeliach wydarzenie, przez które Chrystus objawił swoje bóstwo.Czytany w liturgii ewangeliczny opis Przemienienia Pańskiego pełen jest znaczeń symbolicznych: góra, światło i obłok są w Biblii charakterystyczne dla objawień Boga. „Jezus wziął ze sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich” (Mt 17,1). Twarz Jezusa zajaśniała jak słońce, szata była biała jak światło, ukazali się też Mojżesz i Eliasz a z obłoku dobiegł głos Boga.Są oni świadkami, którzy potwierdzają widzenie Apostołów i wskazują, że całe objawienie prowadzi do Jezusa. Dodatkowym i niepodważalnym uwierzytelnieniem jest głos Ojca, który mówi: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17,5).Przemienienie Jezusa miało umocnić wiarę Apostołów oraz przygotować ich na przeżycie męki i śmierci Jezusa. Przemienienie ukazuje też, że do chwały objawionej przez Jezusa dochodzi się przez cierpienie i śmierć. Tak jak każda teofania (czyli objawienie bóstwa) Przemienienie Pańskie budzi fascynację i zachwyt ale zarazem lęk, dlatego św. Piotr powiedział najpierw: „dobrze, że tu jesteśmy” a w chwilę później uczniowie „upadli na twarz i bardzo się zlękli”. W religioznawstwie mówi się, że Bóg jest „mysterium fascinosum et tremendum”, czyli tajemnicą fascynującą i przerażającą.W chrześcijaństwie wschodnim święto Przemienienia obchodzone było już w V wieku. Do dziś zajmuje ono w liturgicznym kalendarzu chrześcijańskiego Wschodu jedno z najważniejszych miejsc. Przemienienie jest też bardzo częstym motywem ikonografii wschodniej.Na Zachodzie pierwsze wzmianki o tym święcie pochodzą z VII i VIII wieku. Bardziej upowszechniło się ono w okresie wypraw krzyżowych, kiedy bardzo popularne były pielgrzymki do Ziemi Świętej, w tym także na Górę Tabor, uznawaną za górę przemienienia.W 1457 r. papież Kalikst III, jako wyraz wdzięczności za zwycięstwo nad Turkami odniesione 6 sierpnia 1456 r. pod Belgradem, wprowadził je do liturgii całego Kościoła katolickiego. W 1964 r. Górę Tabor odwiedził papież Paweł VI, który jako pielgrzym przemierzał Ziemię Świętą.

    Katolicka Agencja Informacyjna

    ***

    Msza św. – godz. 20.30

    Antyfona na wejście

    W jaśniejącym obłoku ukazał się Duch Święty, i odezwał się głos Ojca: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie. (Mt 17, 5)

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Boże, Ty przy chwalebnym Przemienieniu
    Twojego Jedynego Syna potwierdziłeś tajemnice wiary świadectwem Ojców i ukazałeś chwałę,
    jaka czeka Twoje przybrane dzieci, spraw,
    abyśmy posłuszni głosowi Twojego umiłowanego Syna, stali się Jego współdziedzicami.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Daniela – Dn 7,9-10.13-14

    Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła – płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał od Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi.

    Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.
    Oto słowo Boże

    Psalm 97

    R/ Pan wywyższony króluje nad ziemią

    Pan króluje, wesel się, ziemio,
    radujcie się, liczne wyspy!
    Obłok i ciemność wokół Niego,
    prawo i sprawiedliwość podstawą Jego tronu. R/

    Góry jak wosk topnieją przed obliczem Pana,
    przed obliczem władcy całej ziemi.
    Jego sprawiedliwość rozgłaszają niebiosa,
    a wszystkie ludy widzą Jego chwałę. R/

    Ponad całą ziemię
    Tyś bowiem wywyższony
    i nieskończenie wyższy
    ponad wszystkich bogów. R/

    Czytanie z Drugiego Listu św. Piotra Apostoła – 2 P 1,16-19

    Najmilsi: Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej.

    Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 17,1-9

    Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim.

    Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”.

    Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”.

    Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się”. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa.

    A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, uświęć złożone dary
    przez chwalebne Przemienienie Twojego Syna
    i oczyść nas ze zmazy grzechów
    blaskiem Jego światłości.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja

    Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
    słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze Święty, zawsze i wszędzie składali dziękczynienie,
    przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.
    On objawił swoją chwałę wobec wybranych świadków,
    a Jego ciało podobne do naszego
    zajaśniało niezwykłym blaskiem.
    W ten sposób umocnił serca uczniów,
    aby nie ulegli zgorszeniu krzyża,
    a całemu Kościołowi dał nadzieję, że osiągnie chwałę, którą sam zajaśniał jako jego Głowa.
    Dlatego łącząc się z Aniołami w niebie
    wielbimy Ciebie na ziemi, razem z nimi wołając:
    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
    Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
    Hosanna na wysokości.
    Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
    Hosanna na wysokości.

    Antyfona na Komunię

    Gdy się objawi Chrystus, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest. (1J 3,2)

    Modlitwa po Komunii

    Boże, Ty w tajemnicy Przemienienia objawiłeś chwałę Twojego Syna, spraw, niech Pokarm eucharystyczny, któryśmy przyjęli, przemieni nas na Jego podobieństwo. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    ***

    Przemienienie Pańskie

    Oto co musisz wiedzieć o transfiguracji


    Przemienienie Pańskie. Oto co musisz wiedzieć o transfiguracji

    W większości polskich miast znajdują się parafie pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Niewielu wiernych pamięta jednak jakie święto obchodzimy szóstego dnia sierpnia. Przypomnijmy zatem czym była transfiguracja, gdzie do niej doszło i co oznaczała.

    1.       Czym jest transfiguracja?

    Słowo transfiguracja wywodzi się z łacińskich słów trans (oznaczającego inny) oraz figrua (co oznacza kształt). Łatwo więc dojść do wniosku, że transfiguracja oznacza po prostu zmianę kształtu – znakomicie oddaje to przyjęte przez kościół polskie słowo przemienienie. W wielu językach do dziś święto Przemienienia Pańskiego nazywa się właśnie transfiguracją – między innymi w  języku angielskim, hiszpańskim, francuskim czy włoskim. Polski Kościół zdecydował kilkaset lat temu o używaniu słowa przemienienie, ale w języku teologów transfiguracja wciąż funkcjonuje.

    To właśnie to wydarzenie – Transfigurację, a więc Przemienienie Pana Jezusa – opisują Ewangelie odczytywane szóstego sierpnia.

    2.       Jak Ewangelie opisują Przemienienie Pańskie?

    Apostołowie Łukasz, Marek i Mateusz piszą, że w kilka dni po wyznaniu Chrystusa, iż zostanie zamordowany, ale zmartwychwstanie, Pan wziął ze sobą na górę Piotra, Jana i Jakuba. Tam dokonało się przemienienie – gdy Pan Jezus się modlił jego twarz stała się promieniejąca a jego odzienie lśniąco białe tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła (Mk 9, 3).  Wtedy ukazali się uczniom wokół Jezusa Eliasz z Mojżeszem, z którymi Ten rozmawiał (Mt, 17, 3). Święty Piotr odezwał się wówczas proponując zbudowanie dla nich trzech namiotów (Łk, 9, 33). Nagle, z obłoków rozległ się głos To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! (Mt 17, 5).

    Uczniowie słysząc głos Boga przestraszyli się i padli na twarz, po czym Chrystus zbliżył się do nich i powiedział Nie lękajcie się. A wokół niego nie było już nikogo prócz uczniów.

    3.       Po co dokonało się Przemienienie?

    Na to pytanie dokładnie odpowiada Katechizm Kościoła Katolickiego, w punkcie 568: Przemienienie Chrystusa ma na celu umocnienie wiary Apostołów ze względu na przyszłą mękę, wyjście na “wysoką górę” jest przygotowaniem do wejścia na Kalwarię. Chrystus, Głowa Kościoła, ukazuje to, co zawiera Jego Ciało i czym promieniuje w sakramentach: “nadzieję chwały” (Kol 1, 27).

    Przemienienie było więc przygotowaniem uczniów na bolesną godzinę Męki, by nie ulegli zgorszeniu krzyża, by mieli pewność wywiedzioną także z nadprzyrodzonych źródeł.

    4.       Gdzie doszło do Przemienienia?

    Ewangelie mówią o wysokiej górze na której wydarzenie to miało miejsce, żadna z relacji Apostołów nie wskazuje jednak jej nazwy. Tradycja chrześcijańska mówi jednak o górze Tabor – była ona wcześniej wielokrotnie wspominana w Starym Testamencie. Wymieniał ją prorok Samuel w swojej mowie do króla Saula, odnosili się do niej także prorocy Jeremiasz, Ozeasz oraz autorzy Księgi Psalmów.

    5.       Dlaczego Panu Jezusowi towarzyszy Mojżesz i Eliasz?

    Pojawiające się u boku Chrystusa postacie ze Starego Testamentu reprezentują dwa główne składniki Starego Przymierza – Mojżesz symbolizuje Prawo, a Eliasz uważany był za największego z Proroków. Prawo i Proroctwa znane Żydom miały się zbiec w osobie Jezusa Chrystusa wraz z Jego śmiercią i zmartwychwstaniem.

    To symboliczne towarzystwo Chrystusa miało dodać pewności apostołom, ze jest On Synem Bożym. Ewangelista zauważa, że Pan Jezus nawiązywał do tego raz jeszcze, już po swoim zmartwychwstaniu, kiedy  zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego (Łk 24, 27).

    6.       Przemienienie opisują Ewangeliści Łukasz, Mateusz i Marek, tymczasem na górze z Chrystusem byli inni uczniowie. Czy zachowały się ich wypowiedzi na ten temat?

    W swym drugim liście święty Piotr dokładnie potwierdza to, co wcześniej zapewne opowiedział pozostałym apostołom: Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ale jako naoczni świadkowie Jego wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: To jest mój Syn umiłowany, w którym sobie upodobałem. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej (2P, 1, 16-18).

    7.       Czego uczy nas Przemienienie Pańskie?

    Transfiguracja była przede wszystkim wyjawieniem apostołom boskiego, nadprzyrodzonego majestatu. Egzegeci biblijni podkreślają także często, że to doświadczenie apostołów trwało niezwykle krótko, przez moment. To symboliczne wskazanie, że nasza wiara rzadko sprowadza się tylko do doświadczeń mistycznych.

    PCh24.plmalk

    ******

    Przemienienie Pańskie: jedno z najważniejszych świąt, które pokazuje, jak silna jest moc Bożej łaski

    fragment ikony – Teofan Grek
    (galeria Trietiakowska, Moskwa)
    **

    Ewangeliczne wydarzenie objawiło uczniom nieporównywalną z żadnym innym zjawiskiem ziemskim Bożą łaskę działającą w świecie.

    Święto Przemienienia, które na chrześcijańskim Wschodzie celebrowali już w VI i VII wieku Nestorianie i Syryjczycy, do kalendarza Kościoła łacińskiego weszło stosunkowo późno, bo w 1457 roku, dzięki papieżowi Kalikstowi III. Obchodzone 6 sierpnia (w kalendarzu juliańskim 13 dni później, czyli 19 sierpnia), przypomina opisywane w Ewangeliach Łukasza, Marka i Mateusza objawienie się Chrystusa w pełnej chwale przed Piotrem, Jakubem i Janem.

    Ewangeliczne wydarzenie z jednej strony stanowiło wezwanie do wzmocnienia wciąż kruchej wiary uczniów, którzy wiązali ze swoim Nauczycielem nadzieje bardziej doczesne niż wieczne. Z drugiej zaś – objawiło im nieporównywalną z żadnym innym zjawiskiem ziemskim Bożą łaskę działającą w świecie. Teologia wschodnia od czasów późnego średniowiecza nazywa ją Bożymi energiami, dzięki którym nieporządek świata istniejący od grzechu prarodziców w raju potrafi na nowo zintegrować się z Bogiem i dążyć ku wiecznemu zbawieniu.

    Ikona Przemienienia Pańskiego

    W ikonografii zachodniej dominują realistyczne przedstawienia Przemienienia Pańskiego. Najsłynniejszy wizerunek, pędzla XVI-wiecznego mistrza Rafaela Santiego, przypomina obrazy o wniebowstąpieniu Pańskim. Obleczony w białą szatę Chrystus wznosi się ku niebu w otoczeniu Mojżesza i Eliasza. Uczniowie pozostają na ziemi w pozycji leżącej, jakby obudzeni nagle ze snu.

    Ikona Przemienienia w tradycji wschodniej (gr. „Metamorfosis”) mimo iż opisuje to samo wydarzenie, koncentruje się przede wszystkim na blasku bijącym z zupełnie odmienionego i jaśniejącego wieloma promieniami oblicza Syna Bożego i Jego sylwetki.

    Wychodzące z postaci Chrystusa białe promienie spotykają się z postaciami uczniów. Promienie te według prawosławnej teologii to właśnie Boże energie, zdolne przemieniać stworzenie, człowieka i cały Kosmos.

    Ikona Przemienienia jest więc nie tylko portretem pewnego biblijnego wydarzenia, ale również zapowiedzią przyszłej, przemienionej ludzkości żyjącej w blasku Bożego światła.

    Znany teolog prawosławny Paul Evdokimov podkreślał, że każdy mnich lub ikonograf zaczynał tworzenie ikon właśnie od Przemienienia Pańskiego. Światło manifestujące się w Przemienieniu jest bowiem nie tylko blaskiem Chrystusa, ale również żyjących w idealnej miłości pozostałych Osób Boskich: Ojca-Stworzyciela i Ducha Świętego.

    Przemienienie w Grabarce

    W tradycji prawosławnej i greckokatolickiej w krajach słowiańskich Przemienienie Pańskie nazywane jest po prostu „Spasem”, czyli Zbawicielem.

    W ten dzień, zaliczany do grona 12 najważniejszych świąt w kalendarzu liturgicznym, wierni święcą w cerkwiach owoce (głównie jabłka, gruszki i winogrona) jako symbol nieustannej przemiany przyrody, zmieniającej swoje oblicze dzięki Bożej łasce.

    Co ciekawe, podobne zwyczaje, związane z zakończeniem żniw i zbiorów, były również popularne w polskiej tradycji związanej z łacińskim kalendarzem liturgicznym.

    We wschodniej Polsce większość prawosławnych pielgrzymuje na Przemienienie do klasztoru na Grabarce, gdzie świętowanie zaczyna się już w wigilię Przemienienia, a jego kulminacją jest poranna Boska Liturgia, która, podobnie jak na Górze Tabor, ma przygotować wiernych do udziału w chwale Chrystusa.

    Jednocześnie Przemienienie Pańskie, będące zapowiedzią i przygotowaniem uczniów do wypełnienia kolejnych tajemnic wiary – męki i zmartwychwstania – jest już zapowiedzią wrześniowego święta liturgicznego Podwyższenia Krzyża Świętego.

    Tak jak ikona Przemienienia jest zapowiedzią Nowego Człowieka zbawionego przez nieograniczoną światłość Bożej Miłości, tak samo sierpniowe święto stanowi budującą i niezwykle radosną zapowiedź nastania porządku idealnej, Bożej harmonii, zmieniającej świat i wszystkie panujące w nim relacje.

    Łukasz Kobeszko/Aleteia/06/08/2016

    *****

    Adoracja Najświętszego Sakramentu
    fot.Opoka.pl
    **

    21.00 – 22.00

    adoracja przed Najświętszym Sakramentem w intencji kapłanów

    ***

    W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo

    Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.

    Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.

    W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.

    Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.

    W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu. 

    Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.

    Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest KAPŁAŃSTWO. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.

    Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.

    ***

    Modlitwa św. Faustyny:

    O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.

    O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.

    ***

    Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:

    Boże miłosierny,
    daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!

    Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
    aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
    a żaden powołany nie został pominięty.

    Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
    jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!

    Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
    głoszą słowem, przykładem i życiem!

    Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
    oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
    i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.

    Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
    którego wylałeś na Apostołów!

    Amen.

    PROŚCIE PANA ŻNIWA…

    “Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.

    cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)

    ***************************

    Naczynia połączone

    „Najświętsze  Serce Jezusa”,  obraz nieznanego  artysty z XIX wieku.
    „Najświętsze Serce Jezusa”, obraz nieznanego artysty z XIX wieku.
    ISTOCKPHOTO

    **

    Pierwsze czwartki, pierwsze piątki, pierwsze soboty. Interesowni praktykują dla obietnic, gorliwi – z miłości.

    Na początku kwietnia, gdy ograniczenia sanitarne weszły w szczytową fazę, u wielu wiernych zrodziły się wątpliwości, co będzie z praktyką pierwszych piątków i sobót miesiąca. Nabożeństwo to dla zachowania duchowych owoców wymaga ciągłości – w obu przypadkach należy przyjmować w te dni Komunię św., co zwykle wiąże się też z potrzebą przystąpienia do sakramentu pokuty. Tymczasem wskutek pandemii dostęp do tych sakramentów został odcięty. W związku z tym Komisja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP poinformowała, że zgodnie z prawem kościelnym w tego rodzaju wyjątkowych przypadkach „nie ulega przerwaniu ciągłość owoców, a więc nie trzeba tej praktyki zaczynać od nowa, a jedynie przedłużyć tę praktykę o kolejny miesiąc”.

    Już sama ta sytuacja pokazuje, jak ważne są dla wielu katolików dni, w których okazujemy szczególną cześć Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny. W pierwsze piątki miesiąca liczba wiernych w kościołach jest wyższa niż w inne dni powszednie, a wielu jest takich, którzy podejmują tego dnia posty i inne czyny pokutne.

    Niedawno zmienił się sposób wyznaczania pierwszych dni miesiąca w kalendarzu kościelnym. Wcześniej obchodzono wszystkie trzy dni razem. Decydował pierwszy piątek. Jeśli ten dzień przypadł pierwszego dnia danego miesiąca, wtedy czwartek, choć kalendarzowo należał jeszcze do poprzedniego miesiąca, obchodziło się jako pierwszy. Jeżeli natomiast pierwszym dniem miesiąca była sobota, wówczas jako pierwszą sobotę w Kościele obchodziło się tę, która przypadała za tydzień – po pierwszym piątku. Niedawno zostało to uproszczone. Pierwsze czwartek, piątek i sobotę obchodzi się teraz wtedy, kiedy faktycznie są pierwsze w kalendarzu na dany miesiąc. Sposób liczenia dni to jednak kwestia drugorzędna. Istotne jest nastawienie serca i intencja, z jaką podejmuje się te praktyki.

    Jak ciąża

    Skąd te praktyki się wzięły? – Za pierwszymi piątkami stoi żądanie Pana Jezusa z objawień św. Małgorzaty Alacoque. Jeśli chodzi o nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca, to stoi za nimi tradycja fatimska. Natomiast wcześniejsza tradycja bardziej była związana z kultem Niepokalanego Serca Maryi, który nawiązywał do kultu Serca Jezusa – mówi ks. prof. Marek Chmielewski. Dodaje, że praktyki pierwszego czwartku, piątku i soboty miesiąca nie mają charakteru obowiązkowego, lecz należą raczej do sfery pobożności. – O ile liturgia jest obowiązkowa, bo to jest kult Kościoła, o tyle jeśli chodzi o formy pobożności, to takiego obowiązku w sensie prawnym nie ma. Natomiast ze względów formacyjnych te formy się szanuje – zauważa.

    Szczególnie popularne jest wśród wiernych nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca. Dlaczego ma to być akurat dziewięć piątków, czyli de facto dziewięć miesięcy?

    – Dlatego, że dziewięć miesięcy to analogia do czasu, jakiego potrzebuje dziecko rozwijające się w łonie matki, aby się urodzić. Przez praktykę dziewięciu pierwszych piątków ma się narodzić nowy człowiek, który żyje sakramentami. Jeśli dobrze wczytamy się w objawienia, których Pan Jezus udzielił św. Małgorzacie, zauważymy, że one mają na celu właśnie to: wychowanie człowieka do regularnego życia sakramentalnego – wskazuje teolog.

    Zwraca uwagę na fakt, że od uchwały IV Soboru Laterańskiego w 1215 roku katolik ma obowiązek spowiedzi i Komunii raz w roku, szczególnie w okresie wielkanocnym. Na tamte czasy było to wymaganie wysokie, jeśli weźmie się pod uwagę istniejącą wtedy sieć kościołów. Z czasem jednak ulegało to zmianom i już na przykład w XVII wieku duszpasterstwo oraz dostępność kościołów wyglądały całkiem inaczej. Wówczas traktowanie pobożności na zasadzie „raz w roku” wymagało zdynamizowania. I taka pomoc przyszła. Pierwszopiątkowe praktyki i związane z nimi obietnice Jezusa znacznie ożywiły życie duchowe katolików.

    Sama św. Małgorzata Maria Alacoque w jednym z listów napisała, że kult Najświętszego Serca „ma na celu odnowienie w duszach skutków Odkupienia”. To jest zasadniczy cel tego nabożeństwa.

    Chodzi o cel

    Wraz z nową formą pobożności pojawiły się także jej wypaczenia, polegające na magicznym traktowaniu praktyk pierwszopiątkowych (a także pierwszosobotnich), czyli wykonywaniu ich na zasadzie „zaliczenia”: przyjść, odprawić spowiedź, Komunię, najlepiej wszystko w sam pierwszy piątek. Towarzyszy temu oczekiwanie, że gdy wypełnię praktykę, Pan Bóg musi mi zagwarantować zbawienie. Taki „handel wymienny”.

    Ksiądz Marek Chmielewski, przestrzegając przed taką postawą, podkreśla ważność odpowiedniego przygotowania do spełniania warunków nabożeństwa. – Jest dobrą intuicją duszpasterską, że dzieci pierwszokomunijne przynajmniej przez pierwszy rok odprawiają dziewięć pierwszych piątków. Nie powinno tam jednak chodzić o uzyskanie nieco magicznie traktowanego „biletu do nieba”. Obietnica mówi przede wszystkim, że człowiek nie umrze bez szansy pojednania z Bogiem, ale to samo przez się nie jest gwarancją zbawienia. Chodzi o to, żeby tego młodego człowieka wychować w życiu sakramentalnym nie tylko co do ilości wypełnionych praktyk. On ma się nauczyć, jak się spowiadać: nie tylko w sposób faktograficzny, ale analityczny; ma się nauczyć życia eucharystycznego, adoracji. I to jest ważne – przekonuje. Przywołuje konkretny przykład prawidłowej formacji w tym zakresie.

    – W pierwszych latach kapłaństwa pracowałem w dużej parafii w Radomiu. Była tam siostra katechetka, która przez pół godziny odprawiała z dziećmi rachunek sumienia, zanim księża usiedli, żeby spowiadać je na pierwsze piątki. I widać było efekty. Dzieci były dobrze przygotowane, wiedziały, co mówią. Takie podejście jest bardzo ważne dla rozwoju duchowego. Jeśli tego nie ma, dochodzi do takich sytuacji, że dorosły człowiek spowiada się jak dziecko pierwszo-komunijne. Tak więc praktyka pierwszych piątków miesiąca ma wielki potencjał duszpasterski, jeśli jest mądrze i dobrze sprawowana. I to jest jej zasadniczy cel. Chodzi przecież o wychowanie do miłości Boga, bliźniego i samego siebie – akcentuje kapłan.

    Wynagrodzenie

    Nabożeństwo do Serca Jezusowego jest kultem ekspiacyjnym, wynagradzającym. Podobnie jest z kultem Niepokalanego Serca Maryi Panny, w którym od czasu objawień fatimskich wzmocniony został element pokuty za grzechy. Maryja w Fatimie mówiła dzieciom, że wielu ludzi ginie na wieki, bo zbyt mało jest takich, którzy chcieliby się za nich modlić i ofiarować swoje cierpienia. Także tu istotny jest więc motyw wynagrodzenia.

    – Wynagrodzenie jest często traktowane na sposób ludzki: komuś zrobiłem przykrość, to teraz muszę przeprosić, żeby mu sprawić przyjemność. Samo wyrażenie „obrażać Boga” jest antropomorficzne, ale nie mamy innych narzędzi. Wyglądałoby na to, że przez nasze zgrzeszenie Pan Bóg coś traci i my musimy Mu to oddać, tak jak w ramach restytucji musimy oddać to, co ukradliśmy, bo w przeciwnym razie nie spełnimy warunku nawrócenia – mówi ks. Marek Chmielewski. Zauważa jednak, że to nie do końca tak. – Chodzi o to, że skoro Bóg jest miłością, to grzech jest zaprzeczeniem miłości. To jest przede wszystkim krzywda, jaką człowiek samemu sobie wyrządza przez odwrócenie się od miłości. I to nie miłości w znaczeniu uczuciowym, tylko rozumianym jako afirmacja osoby. Wynagrodzenie jest przede wszystkim odbudowaniem i wzmocnieniem w grzeszniku miłości. To wynagrodzenie staje się bardziej zrozumiałe, gdy patrzymy na nie przez wymiar Kościoła. Czasami mówimy, że Kościół jako Mistyczne Ciało Chrystusa jest jak zespół naczyń połączonych. Jeżeli poziom spada w jednym naczyniu, to spada we wszystkich. Mistyczne Ciało doznaje uszczerbku przez cudzy grzech. Wierni mający tę świadomość tym bardziej chcą okazać miłość Bogu i bliźniemu, aby ten brak, jaki Kościół cierpi, został wyrównany. A więc nie tyle Pan Bóg cierpi szkody (jest przecież bytem absolutnym), ile Kościół ponosi duchowe straty. I gorliwi chcą naprawić to, co inni zepsuli. To jest wyraz odpowiedzialności za zbawienie innych i za życie Kościoła – podkreśla teolog.

    Czwartki

    Tradycja pierwszych czwartków jest późniejsza niż piątków i sobót. – Nie można ich traktować na równi z pierwszymi piątkami – zauważa ks. prof. Chmielewski. Dodaje, że trudno wskazać początek tej tradycji. Prawdopodobnie wiąże się z orędziami na Światowe Dni Powołań, które zapoczątkował św. Paweł VI. – Tam, jak się zdaje, jest początek tej praktyki: zaproszenie do szczególnej modlitwy w pierwsze czwartki o powołania, głównie kapłańskie – mówi. Zauważa, że zwyczajowo modlimy się o powołania, ale rzadko akcentuje się modlitwę za powołanych. O to, żeby byli wierni powołaniu – a to jest przecież istota.

    Franciszek Kucharczak/GN 25/2020

    ************************************************************************

    ***

    ŚRODA, 5 SIERPNIA 2020


    Rocznica poświęcenia Bazyliki Matki Bożej Większej

    Salus Populi Romani
    Aleteia
    **

    Msza święta

    Przypadające dzisiaj wspomnienie dotyczy rocznicy poświęcenia bazyliki Najświętszej Maryi Panny „Większej” w Rzymie. Przymiotnik ten wynika z faktu, że jest to pierwszy i największy kościół rzymski poświęcony Maryi. Jest to także jedna z pierwszych na świecie świątyń poświęconych Matce Bożej. Kościół tak dalece ją wyróżnia, że należy ona do czterech tzw. bazylik większych Rzymu, które każdy pielgrzym nawiedzał w roku świętym, jeśli pragnął uzyskać odpust zupełny. Należą do nich: bazylika laterańska św. Jana (będąca katedrą biskupa Rzymu), bazylika św. Piotra na Watykanie, bazylika św. Pawła za Murami i właśnie bazylika Matki Bożej Większej.
    W Bazylice tej czci się Matkę Bożą Śnieżną. Według tradycji, w 352 r. Maryja ukazała się papieżowi Liberiuszowi i rzymskiemu patrycjuszowi Janowi, nakazując im budowę kościoła w miejscu, które im wskaże. W dniu 5 sierpnia, w okresie upałów, Wzgórze Eskwilińskie pokryło się śniegiem i tam zbudowano świątynię. Musiała być ona niewielka i być może uległa zniszczeniu. Sykstus III (papież w latach 432-440), pragnąc uczcić zakończenie soboru w Efezie, na którym ogłoszono dogmat o Bożym Macierzyństwie Maryi (Theotokos), postanowił przebudować gruntownie tę bazylikę. (…) W bazylice znajdują się relikwie żłóbka betlejemskiego i starożytny obraz Matki Bożej. (…) Obraz jest uważany za cudowny. Jest też koronowany koronami papieskimi. Lud rzymski nazywa go Salus Populi Romani – Ocaleniem Ludu Rzymskiego, gdyż w Rzymie panuje powszechne przekonanie, że ten obraz wiele razy ratował Wieczne Miasto.

    brewiarz.pl/czytelnia

    Eucharist

    Antyfona na wejście

    Błogosławiona jesteś, Dziewico Maryjo, przez Boga Najwyższego, więcej niż wszystkie niewiasty na ziemi; Tak bowiem wsławił Twe imię, że Twoja chwała nie zejdzie z ust ludzi. (Jdt 13, 18.19)

    Kolekta

    Miłosierny Boże, odpuść winy nam, swoim sługom, a ponieważ nasze czyny nie mogą się Tobie podobać, niech nam wyjedna zbawienie Matka Twojego Syna, Jezusa Chrystusa. Który z Tobą żyje i króluje
    w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie
    wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza – Jr 31,1-7

    To mówi Pan: „Znajdzie łaskę na pustyni naród ocalały od miecza; Izrael pójdzie do miejsca swego odpoczynku. Pan się mu ukaże z daleka. Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość. Znowu cię zbuduję i będziesz odbudowana, Dziewico-Izraelu. Przyozdobisz się znów swymi bębenkami i wyjdziesz wśród tańców pełnych wesela. Będziesz znów sadzić winnice na wzgórzach Samarii; uprawiający będą sadzić i zbierać. Nadejdzie bowiem dzień, kiedy strażnicy znów zawołają na wzgórzach Efraima: «Wstańcie, wstąpmy na Syjon, do Pana, Boga naszego!»”

    To bowiem mówi Pan: „Wykrzykujcie radośnie na cześć Jakuba, weselcie się pierwszym wśród narodów! Głoście, wychwalajcie i mówcie: «Pan wybawił swój lud, Resztę Izraela!»”

    Oto słowo Boże.

    Psalm (Jr 31)

    R/ Pan nas obroni, tak jak pasterz owce.

    Słuchajcie, narody, słowa Pana,
    głoście na dalekich wyspach, mówiąc:
    „Ten, co rozproszył Izraela, znów go zgromadzi
    i będzie czuwał nad nim, jak pasterz nad swą trzodą”. R/

    Pan bowiem uwolni Jakuba,
    wybawi go z ręki silniejszego od niego.
    Przyjdą i będą wykrzykiwać radośnie na wyżynie
    Syjonu
    i rozradują się błogosławieństwem Pana. R/

    Wtedy ogarnie dziewicę radość wśród tańca
    i młodzieńcy cieszyć się będą ze starcami.
    Zamienię bowiem ich smutek w radość,
    pocieszę ich i rozweselę po ich troskach. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Wielki prorok powstał między nami i Bóg nawiedził lud swój. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza -Mt 15,21-28

    Jezus podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem.

    Na to zbliżyli się do Niego uczniowie i prosili: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”.

    Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”.

    A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: „Panie, dopomóż mi”.

    On jednak odparł: „Niedobrze jest brać chleb dzieciom i rzucać psom”.

    A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów”.

    Wtedy Jezus jej odpowiedział: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz”. Od tej chwili jej córka została uzdrowiona.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, składamy Ci Ofiarę uwielbienia, z radością oddając cześć Rodzicielce Twojego Syna, spraw, aby przez Najświętszą Ofiarę,
    wzrastała w nas łaska wiecznego odkupienia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, bo wejrzał Bóg na uniżenie swojej służebnicy. (Łk 1, 48)

    Modlitwa po Komunii

    Oddając cześć Najświętszej Maryi Pannie
    zostaliśmy posileni sakramentem Eucharystii,
    pokornie prosimy Cię, Boże, abyśmy mogli uczestniczyć w uczcie wiecznego życia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***

    Papież regularnie odwiedza „Mamusię”. Dlaczego akurat ten wizerunek Maryi?

    POPE FRANCIS SALUS POPULI ROMANI ICONAntoine Mekary/ALETEIA

    **

    Ikona Salus Populi Romani, co się tłumaczy jako Ocalenie Ludu Rzymskiego, w Polsce znana jest bardziej jako Matka Boża Śnieżna. Franciszek ma do niej szczególne nabożeństwo…

    5 sierpnia wspominamy Najświętszą Maryję Pannę Śnieżną. Powszechnie wiadomo, że papież Franciszek regularnie nawiedza ten wizerunek Maryi umieszczony w Bazylice Matki Bożej Większej w Rzymie. Często odprawia tam mszę świętą. Skąd to nabożeństwo?

    Należy wrócić pamięcią do dnia wyboru Franciszka, kiedy to na koniec swojego pierwszego pozdrowienia zapowiedział: „Jutro chcę udać się na modlitwę do Matki Bożej, aby strzegła całego Rzymu”, a z samego rana pojechał do Matki Bożej Śnieżnej. I tak rozpoczęło się jego nieustanne pielgrzymowanie przed rzymski wizerunek.

    Papież Argentyńczyk podkreśla bycie biskupem Rzymu, z którym wiąże się posługa Piotrowa, co zaznaczył dziennikarzom w drodze powrotnej z podróży do Strasburga: „W pamięci jest arcybiskup Buenos Aires, ale tego już nie ma. Teraz jestem biskupem Rzymu i następcą św. Piotra (…) jestem rzymianinem”. Zatem jako nabożny rzymianin nie zapomina o swojej niebiańskiej Matce.

    Kwiaty i piłka w darze dla Maryi

    To nabożeństwo ma jednak znacznie dłuższą historię i nie wiąże się tylko z wyborem na Stolicę Piotrową. Jak zdradził włoskim mediom ówczesny archiprezbiter, kard. Santos Abril y Castello:

    Papież zakomunikował mi swoje pragnienie udania się do Bazyliki Matki Bożej
    Większej zaledwie godzinę po wyborze podczas kolacji*. I przyznaję, że ta prośba nie była dla mnie zaskoczeniem, ponieważ znałem od pewnego czasu jego silne nabożeństwo do Maryi, zwłaszcza do Salus Populi Romani
    .

    Dla kard. Bergoglio, podczas jego pobytów w Rzymie, modlitwa przed tą ikoną była zawsze obowiązkowym punktem programu.

    Jak niegdyś, także i dzisiaj udaje się do niej zawsze w formie prywatnej. Zdarza się, że już z samolotu otoczenie papieskie zapowiada, że papież zajrzy na tradycyjną krótką modlitwę przed obrazem. Niekiedy bazylika jest otwarta dłużej, by strudzony pielgrzym mógł pozdrowić swoją Matkę.

    Zdradza to jego ogromny szacunek do Maryi. Zazwyczaj zostawia bukiet kwiatów, ale zdarzyło się, że po swojej pierwszej pielgrzymce do Brazylii na ŚDM zostawił piłkę, która otrzymał od dzieci znajdujących się przed bazyliką. Jak sam to powiedział w drodze powrotnej z Korei:

    Z lotniska pojadę podziękować Matce Bożej. To piękna rzecz. Doktor Giani kazał zabrać kwiaty z Korei, w koreańskich kolorach, ale potem u wyjścia z nuncjatury przyszła pewna dziewczynka z bukietem kwiatów, róż i powiedzieliśmy: Zanieśmy Matce Bożej właśnie te kwiaty od dziewczynki z Korei. Właśnie te zaniesiemy. Z lotniska pojedziemy tam na chwilę modlitwy, a następnie do domu.

    Ona jest Mamusią

    4 maja 2013 roku, podczas swojej drugiej wizyty z okazji objęcia bazyliki, Franciszek – kiedy odmawiał różaniec z wiernymi – wytłumaczył, jak rozumie ten tytuł Matki Bożej:

    Salus Populi Romani jest Mamusią, która uzdrawia nas w naszym wzroście, uzdrawia nas w naszym podejmowaniu i rozwiązywaniu problemów, uzdrawia nas byśmy stali się wolni w podejmowaniu ostatecznych wyborów; Mamą, która uczy nas płodności, otwartości na życie i bycia płodnymi w dobru, w radości, w nadziei, byśmy nigdy nie stracili nadziei, byśmy dawali życie innym, życie cielesne i duchowe.

    Franciszek nawiedza tę ikonę przed i po każdej pielgrzymce zagranicznej, na zakończenie procesji Bożego Ciała, 8 grudnia przed lub po tradycyjnej modlitwie przed figurą Matki Bożej Niepokalanej na rzymskim placu hiszpańskim. W 2016 roku odprawił tam mszę świętą na rozpoczęcie Roku Miłosierdzia i spotkał się z kapłanami z okazji ich jubileuszu, a w 2017 uczestniczył w czuwaniu z okazji ŚDM i odprawił mszę świętą z okazji 100-lecia Kongregacji Kościołów Wschodnich i Papieskiego Instytutu Wschodniego.

    Pięknie odrestaurowana Salus Populi Romani

    Od końca 2016 roku archiprezbiterem Bazyliki jest Polak, kard. Stanisław Ryłko, wieloletni organizator Światowych Dni Młodzieży i przewodniczący Papieskiej Rady ds. Świeckich. Jak przystało na polskiego gospodarza, rozpoczął prace konserwatorskie i porządkowe w bazylice.

    Zostało zainstalowane nowe oświetlenie, które odsłoniło piękno i bogactwo fresków. W kaplicy Matki Bożej zostały wymyte ściany, a sama ikona poddana konserwacji w Laboratorium diagnostyki konserwacji i odnowy Muzeów Watykańskich. Wizerunek, który coraz bardziej przypominał Czarną Madonnę, po oczyszczeniu odzyskał swoje intensywne żywe barwy.

    Salus Populi Romani, co się tłumaczy jako Ocalenie Ludu Rzymskiego, w Polsce znana jest bardziej pod tytułem Matki Bożej Śnieżnej. W polskich świątyniach znajdują się liczne kopie tej ikony. Jan Paweł II wybrał ją, by towarzyszyła krzyżowi ŚDM w pielgrzymowaniu po kraju goszczącym młodych z całego świata.

    ALETEIA

    Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulą. Jan Paweł II wierzył, że ocaliła go Maryja

    fot. Beata Zajączkowska/13/05/2017

    **

    Św. Jan Paweł II przelał krew w miejscu niezwykle symbolicznym. Tu mieścił się cyrk Nerona, gdzie za Chrystusa ginęli pierwsi chrześcijanie. Nieopodal został ukrzyżowany św. Piotr.

    Przed zamachem na Jana Pawła II na placu św. Piotra nie było ani jednego wizerunku Maryi. Pierwszy – i jak dotąd jedyny – pojawił się tam jako wotum dziękczynne za ocalenie papieża Polaka.

    „Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulą” – mówił tuż po zamachu Jan Paweł II. Przelał krew w miejscu niezwykle symbolicznym. Tu bowiem mieścił się starożytny cyrk Nerona, gdzie za Chrystusa ginęli pierwsi chrześcijanieNieopodal został ukrzyżowany św. Piotr.

    O miejscu zamachu przypomina wtopiona w kostkę brukową niewielka marmurowa płyta z herbem papieża Polaka i datą 13 maja 1981 roku. Niejednokrotnie można zobaczyć w tym miejscu modlących się pielgrzymów i leżące na płycie kwiaty.

    Ojciec Święty był przekonany, że to Maryja uratowała mu życie, stąd też, gdy pracownicy Watykanu powiedzieli mu, że chcieliby upamiętnić jego ocalenie, poprosił, by na placu św. Piotra w widocznym dla wszystkich miejscu pojawił się wizerunek Matki Bożej.

    Gdzie Maryja na placu św. Piotra?

    Była to też odpowiedź na przytyk, jaki Jan Paweł II usłyszał rok przed zamachem w czasie spotkania z młodzieżą. Jeden z chłopców zauważył wówczas nieobecność Maryi na placu przed bazyliką watykańską, choć już wtedy znajdowały się tam figury Zbawiciela, wszystkich apostołów i 140 świętych, widocznych na kolumnadzie. Jan Paweł II obiecał wówczas temu zaradzić, a inicjatywa pracowników stała się ku temu sposobną okazją.

    Dziś trudno sobie wyobrazić Watykan bez wizerunku Matki Bożej z Dzieciątkiem. Znajduje się na nim herb Jana Pawła II i jego zawołanie Totus Tuus, a pod spodem napis po łacinie Mater Ecclesiae. By ten maryjny wizerunek pojawił się na placu, trzeba było jednak najpierw pokonać opór architektów, którzy nie chcieli pozwolić na wprowadzenie najmniejszej zmiany w wyglądzie tego miejsca. W końcu ulegli jednak stanowczej prośbie Wojtyły i ostatecznie mozaiką przysłonięto jedno z okien Pałacu Apostolskiego.

     fot.Włodzimierz Rędzioch
    **

    Mater Ecclesiae

    Choć z dołu wygląda niepozornie, ma jednak ponad dwa i pół metra wysokości! Jest to kopia fresku widniejącego na jednej z kolumn dawnej bazyliki konstantyńskiej, który udało się szczęśliwie ocalić.

    Widniejąca na nim Matka Boża otrzymała tytuł Mater Ecclesiae «Matki Kościoła», na pamiątkę historycznego wydarzenia z 21 listopada 1964 roku, kiedy to w czasie trwającego wówczas II Soboru Watykańskiego Paweł VI ogłosił Maryję Matką Kościoła. Wielkimi i niestrudzonymi orędownikami przyznania Matce Bożej tego tytułu byli biskupi polscy, w tym szczególnie Prymas Tysiąclecia – podkreśla ks. Arkadiusz Nocoń z Kongregacji ds. Kultu Bożego.

    Mozaikę poświęcił Jan Paweł II 8 grudnia 1981 roku, prosząc, by pomagała ona każdemu, kto przyjdzie na plac, „podnieść wzrok ku Maryi i z dziecięcym oddaniem skierować do Niej swoją modlitwę”.

    Fatima jest też obecna w najbardziej maryjnym zakątku Watykanu, jakim bez wątpienia są papieskie ogrody. Umieszczono tam figurkę Maryi wyciągającej pomocne dłonie ku trojgu pastuszkom.

    Z polskiej perspektywy warto też przypomnieć, że wyruszającym w kolejne podróże papieżom błogosławi Matka Boska Częstochowska. Przy lądowisku helikopterów stoi unikatowa w skali światowej rzeźba Królowej Polski, ofiarowana przez paulinów.

    Zresztą Państwo Miasto Watykan, bo tak brzmi oficjalna nazwa tego najmniejszego państwa świata, jest od swych początków wyjątkowo maryjne i naznaczone także objawieniami z Lourdes. W obecnym kształcie powstało na mocy Traktatów Laterańskich podpisanych 11 lutego 1929 roku. Mało kto jednak pamięta, że 71 lat wcześniej, właśnie tego dnia, miały miejsce pierwsze objawienia maryjne w Lourdes.

    Pius XI, który podpisał Traktaty, kazał też umieścić na fasadzie Pałacu Gubernatoratu, będącego swoistym odpowiednikiem ministerstwa spraw wewnętrznych, figurę Niepokalanej, która chroni w swych matczynych ramionach całe państwo. Maryjne wizerunki w papieskich ogrodach opowiadają historię Kościoła i świadczą o matczynym działaniu Maryi w jego dziejach.

    **************************************************************

    WTOREK, 4 SIERPNIA 2020

    wspomnienie św. Jana Marii Vianneya


    Wizerunek św. Jana Marii Vianneya czczony w sanktuarium w Czeladzi/fot. ks. Tomasz Zmarzły

    **

    Po 40 latach posługi Jana Marii Vianneya w niewielkim Ars, zamieszkałym przez 230 osób, chciało z niej korzystać 80 tys. ludzi, którzy przyjeżdżali tam z całej Francji. Jak tego dokonał skromny Proboszcz z Ars?

    Jan Maria Vianney urodził się 8 maja 1786 r. w chłopskiej rodzinie we wsi Dardilly koło Lyonu. Powołanie kapłańskie zaczęło się w nim kiełkować pod wpływem proboszcza z Ecully.

    Dopiero w wieku 25 lat mógł wstąpić do seminarium duchownego, jednak został z niego usunięty z powodu trudności w nauce, zwłaszcza łaciny, wynikających z braku wykształcenia w dzieciństwie. W końcu pozwolono mu zdawać egzaminy nie po łacinie, ale po francusku, i w 1815 r. mógł przyjąć święcenia kapłańskie. Trzy lata później został proboszczem w wiosce Ars, zamieszkałej przez 230 osób.

    Pozwól mi nawrócić parafię

    W zaniedbanej religijnie parafii nie szczędził sił, by przywrócić ludzi do przyjaźni z Bogiem. „O Boże mój, wolałbym umrzeć miłując Ciebie, niż żyć choć chwilę nie kochając… Kocham Cię mój Boski Zbawicielu, ponieważ za mnie zostałeś ukrzyżowany… ponieważ pozwalasz mi być ukrzyżowanym dla Ciebie” – taka postawa prowadziła go do nadzwyczajnej gorliwości duszpasterskiej. Jego modlitwa: „O Boże mój, pozwól mi nawrócić moją parafię: zgadzam się przyjąć wszystkie cierpienia, jakie zechcesz mi zesłać w ciągu całego mego życia”, świadczy o głębokim poczuciu odpowiedzialności za ludzi powierzonych jego duszpasterskiej trosce. To poświęcenie siebie samego dla zbawienia innych wyrażało się w połączeniu stałych postów i długich godzin spędzonych na modlitwie z aktywnością duszpasterską, skupioną na katechezie, Eucharystii i sakramencie pokuty. To właśnie spowiadanie stało się jego szczególnym charyzmatem. Bywało, że spędzał w konfesjonale nawet kilkanaście godzin dziennie. Płakał nad grzechami ludzi. Starał się budzić w penitentach pragnienie skruchy za zło, którego się dopuścili, a jednocześnie „podkreślał piękno Bożego przebaczenia”. Dzięki temu, a także podejmowanej w ich intencji pokucie, udało mu się pojednać z Bogiem wielu grzeszników i doprowadzić ich do Eucharystii, co było powodem jego niewysłowionego szczęścia.

    Przyczyna upadku kapłana

    Mszę św. uważał bowiem za ośrodek duszpasterstwa. Był przekonany, że „wszystkie dobre dzieła razem wzięte nie dorównują ofierze Mszy św., gdyż są to dzieła ludzi, podczas gdy Msza św. jest dziełem Boga”. Zachęcał, by księża sprawując Eucharystię, sami siebie składali Bogu w ofierze, wcześniej zaś przygotowali się do jej odprawiania. Sam za każdym razem poświęcał na to przynajmniej 15 minut. Przestrzegał, że „przyczyną upadku kapłana jest brak skupienia podczas Mszy”. Miał też świadomość stałej obecności Chrystusa w Eucharystii. Dlatego spędzał przed tabernakulum długie godziny na adoracji, „o świcie lub wieczorem”. „On tam jest!” – mawiał w czasie kazań, wskazując na tabernakulum. Świadom własnych ograniczeń, „pracowicie przygotowywał swe kazania i rozczytywał się wieczorami w dziełach teologów i mistrzów duchowych”. Uważał bowiem, że „Pan nasz, który jest samą prawdą, nie przywiązuje mniejszej wagi do swego słowa, niż do swego ciała”. Jego kazania były krótkie i proste. Wolał w nich ukazywać „pociągający aspekt cnót niż brzydotę wad”, a także „szczęście płynące ze świadomości, że jest się kochanym przez Boga, zjednoczonym z Bogiem, że żyje się w Jego obecności, dla Niego”.

    Kapłan nie żyje dla siebie

    Kapłan „nie żyje dla siebie; żyje dla was” – powtarzał swym parafianom św. Jan Maria. Dlatego, zdaniem Jana Pawła II, osoba Proboszcza z Ars jest „wymowną odpowiedzią” na próby kwestionowania tożsamości kapłana, która opiera się nie na uznaniu ze strony świata, lecz na jego uczestnictwie w staraniach Boga o to, aby wszyscy ludzie byli zbawieni. „Nasza kapłańska tożsamość objawia się w twórczym rozwijaniu przejętej od Jezusa Chrystusa miłości dusz” – tłumaczył Jan Paweł II. Z tego względu – jak to lapidarnie ujął papież Jan XXIII w encyklice „Sacerdotii Nostri primordia”, wydanej w setną rocznicę śmierci św. Jana Marii – kapłanowi nie wolno „żyć dla siebie”; ma kochać „wszystkich bez wyjątku”; nawet jego „myśli, wola, uczucia nie należą już do niego, lecz do Jezusa Chrystusa, który jest jego życiem”. Taki ideał kapłana ucieleśniał Proboszcz z Ars. Wyniszczony ascezą i chorobami zmarł on 4 sierpnia 1859 r. po 41 latach pobytu w Ars. Został beatyfikowany w 1905 r. przez św. Piusa X. Natomiast Pius XI kanonizował go w 1925 r., a cztery lata później ogłosił św. Jana Marię patronem wszystkich proboszczów Kościoła katolickiego. Jego imię zostało również włączone do Litanii do Wszystkich Świętych.

    Benedykt XVI ogłosił 11 czerwca 2010 r. św. Jana Marię Vianneya patronem wszystkich księży. Papież dokonał tego aktu podczas Mszy kończącej Rok Kapłański.

    Kai/Paweł Bieliński / bd Ⓒ Ⓟ

    MSZA ŚWIĘTA

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg

     Antyfona na wejście

    Niech Twoi kapłani, Panie, odzieją się w sprawiedliwość, a Twoi wyznawcy niech śpiewają z radości. (Ps 132,9)

    Kolekta

    Wszechmogący i miłosierny Boże,
    Ty obdarzyłeś świętego Jana Marię
    godną podziwu gorliwością apostolską, spraw,
    abyśmy za jego przykładem i wstawiennictwem
    przez chrześcijańską miłość
    zyskiwali dusze braci dla Ciebie
    i razem z nimi osiągnęli wieczną chwałę.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza – Jr 30,1-2.12-15.18-22

    Słowo, z którym Pan zwrócił się do Jeremiasza: „To mówi Pan Bóg Izraela: «Napisz w księdze wszystkie słowa, jakie powiedziałem do ciebie». To bowiem mówi Pan: «Dotkliwa jest twoja klęska, nieuleczalna twoja rana. Nikt się nie troszczy o twoją sprawę, nie ma lekarstwa, by cię uzdrowić. Wszyscy, co cię kochali, zapomnieli o tobie, nie szukają już ciebie, gdyż dotknąłem ciebie, tak jak się rani wroga, surową karą. Przez wielką twą nieprawość pomnożyły się twoje grzechy. Dlaczego krzyczysz z powodu twej rany, że ból twój nie da się uśmierzyć? Przez wielką twoją nieprawość i liczne twoje grzechy tak tobie uczyniłem».

    To mówi Pan: «Oto przywrócę znowu namioty Jakuba i okażę miłosierdzie nad jego siedzibami. Miasto zostanie wzniesione na swych ruinach, a pałace staną na swoim miejscu. Rozlegną się stamtąd hymny pochwalne i głosy pełne radości. Pomnożę ich, by ich nie ubywało, przysporzę im chwały, by nimi nikt nie pogardzał. Jego synowie będą tak jak dawniej i jego zgromadzenie powstanie wobec Mnie; ukarzę natomiast wszystkich jego ciemięzców. A jego władca będzie z niego, panujący jego będzie od niego pochodził. Zapewnię mu dostęp do Siebie, tak że się zbliży do Mnie. Bo kto inaczej miałby odwagę zbliżyć się do Mnie?» – mówi Pan.

    Wy będziecie moim narodem, a Ja będę waszym Bogiem”.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 102

    R/ Lud wyzwolony niech wychwala Pana.

    Poganie będą się bali imienia Pana,
    a Twej chwały wszyscy królowie ziemi.
    Bo Pan odbuduje Syjon i ukaże się w swym majestacie,
    przychyli się ku modlitwie opuszczonych
    i nie odrzuci ich modłów. R/

    Należy to spisać dla przyszłych pokoleń,
    lud, który się narodzi, niech wychwala Pana.
    Bo spojrzał Pan z wysokości swego przybytku,
    aby usłyszeć jęki uwięzionych,
    aby skazanych na śmierć uwolnić. R/

    Synowie sług Twoich bezpiecznie mieszkać będą,
    a ich potomstwo będzie trwało w Twej obecności.
    By imię Pana głoszono na Syjonie i Jego chwałę
    w Jeruzalem,
    kiedy zgromadzą się razem narody i królestwa,
    by służyć Panu. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Pokładam nadzieję w Panu, ufam Jego słowu. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 15,1-2.10-14

    Do Jezusa przyszli z Jerozolimy faryzeusze i uczeni w Piśmie z zapytaniem: „Dlaczego twoi uczniowie postępują wbrew tradycji starszych?” Bo nie myją sobie rąk przed jedzeniem. Jezus przywołał do siebie tłum i rzekł do niego: „Słuchajcie i chciejcie zrozumieć: Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym”.

    Wtedy przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Wiesz, że faryzeusze zgorszyli się, gdy usłyszeli to powiedzenie”. On zaś odrzekł: „Każda roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana. Zostawcie ich. To są ślepi przewodnicy ślepych. Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadają”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Boże, Ty przez eucharystyczną Ofiarę
    doprowadziłeś do wiecznej chwały świętego Jana Marię przyjmij dary złożone na Twoim ołtarzu w dniu jego wspomnienia i udziel nam przebaczenia grzechów. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Szczęśliwy sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie czuwającego. Postawi go nad całym swoim mieniem. (Mt 24, 46-47)

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, w dzień świętego Jana Marii posiliłeś nas przy stole eucharystycznym,
    odnów i umocnij nasze siły duchowe,
    abyśmy zachowali nienaruszony dar wiary
    i szli drogą zbawienia, którą nam wskazałeś.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ******


     
    Kiedy ks. Vianney przybył do Ars, dla wielu stał się obiektem drwin. Szydzono z niego z powodu jego radykalnego ubóstwa. Rzucano na niego oszczerstwa. Jednak z czasem rosnąca sława jego świętości zagłuszyła złe języki. W dziesiątym roku jego pracy duszpasterskiej w Ars przybyło do niego około 20 tysięcy wiernych. Przez ostatni rok życia wyspowiadał ponad 80 tysięcy osób. Ludzie przyjeżdżali i czekali kilka dni, żeby prosić Świętego o błogosławieństwo czy duchową wskazówkę. Przez 41 lat posługi w Ars ks. Jan Vianney przyjął około miliona penitentów. Kiedy zmarł, w jego pogrzebie wzięło udział około 300 duchownych i około 6 tysięcy wiernych. Żegnały go dzwony wszystkich kościołów dekanatu.
     
       
    W dniach, kiedy ks. Jan Maria Vianney konał, panował nieznośny upał. Ars było dosłownie oblężone przez tłumy pielgrzymów. Parafianie, pragnąć ulżyć ukochanemu Proboszczowi w cierpieniach, rozłożyli wokół plebanii płachty płócien i polewali je wodą, by odświeżyć powietrze. W chwili śmierci Świętego nad Ars zerwała się straszliwa burza.
    (na zdjęciu: scena z muzeum figur woskowych w Ars).
    Fot. Jakub Szymczuk/Agencja GN 
     
     
    Nowe oblicze Ars
     
     Pod koniec życia ks. Vianneya Ars nie było już tą samą wioską, do której przybył przed laty z Ecully jako młody kapłan. Rzadko kto opuszczał teraz niedzielną Mszę św. Ojcowie rodzin przestali przepijać w szynkach zarobek, więc znikła główna przyczyna nędzy mieszkańców. Gospodarze stali się pracowici, uczciwi i oszczędni. Nikt już nie pracował w niedzielę. Ludzie zrozumieli, że praca w dniu poświęconym Panu niszczy życie chrześcijańskie oraz rodzinne i nie przynosi korzyści. Na drogach i polach nie słychać było przekleństw, sprośnych piosenek czy żartów. Parafianie ks. Vianneya stali się poważniejsi, bardziej opanowani i skupieni. Gdy w południe odezwały się dzwony, przerywano wszystkie zajęcia, by zmówić Anioł Pański.
     
     
    Walka o dusze
     
     Ta przemiana parafii była efektem bezkompromisowości Proboszcza w walce z grzechem. Tym, którzy nie chcieli uniknąć choćby najmniejszej okazji do zgorszenia, nie udzielał rozgrzeszenia. Czekał na prawdziwą skruchę i poprawę. Wśród pobożniejszych i rozsądniejszych parafian dobrał sobie współpracowników, którzy dawali dobry przykład innym, stając się zaczynem dobra. Na tym jednak nie kończyła się praca Proboszcza nad zbawieniem powierzonych mu dusz. W tajemnicy biczował się do krwi żelazną dyscypliną, nosił kłującą włosiennicę, wykorzystywał każdą okazję do umartwienia się w intencji nawrócenia swoich parafian oraz penitentów.
     
       
    Zniszczony trójgraniasty kapelusz ks. Jana Vianneya i rozdeptane wieśniacze buty wymownie świadczą o jego umiłowaniu ubóstwa.
    Fot. Jakub Szymczuk/Agencja GN 
     
     
    Piękna duszyczka
     
     Miłość ks. Vianneya do Boga i ludzi wyrażała się na co dzień w uśmiechu, cierpliwości, łagodności, prostocie, skromności, dobrym słowie. Jeden ze świadków jego życia zapamiętał takie zdarzenie: W dniu imienin Proboszcza mała dziewczynka ofiarowała mu bukiet kwiatów. Solenizant podziękował jej i powiedział z uśmiechem – “Moja maleńka, twój bukiecik jest piękny, lecz twoja duszyczka jest jeszcze piękniejsza”.
     
     
    Uśmiech Świętego
     
     Proboszcz z Ars nie był pozbawiony poczucia humoru. Kiedyś podczas wielkiej ulewy zamknięto drzwi do pomieszczenia, przez które przechodziło się do mieszkania Proboszcza. O pierwszej w nocy ks. Vianney wyszedł z konfesjonału i cicho zapukał do drzwi plebanii. Stał jakiś czas w deszczu, ale nikt nie usłyszał pukania. Przemoczony do suchej nitki wrócił do konfesjonału i tam pozostał do porannej Mszy św. Kiedy wkładał ornat, zauważono, że jego sutanna jest mokra. Proszono go więc, aby się przebrał. On jednak zbył te prośby żartem: “Zostawcie. Nic nie szkodzi. To tylko dowód, że nie jestem z cukru”. Innym razem poproszono go o pamiątkę, dla osoby, która kolekcjonowała relikwie. Odmówił z uśmiechem: “Niechże uczyni je sobie z własnego ciała!”
     
       
    Pokój Proboszcza z Ars zapełniony był świętymi wizerunkami, które przypominały ks. Vianneyowi o potrzebie ustawicznej modlitwy i czuwania.
    Fot. Jakub Szymczuk/Agencja GN 
     
     
     
     Śmierć

    – “Bóg, moi drodzy, policzył nasze lata i określił, który rok ma być ostatnim rokiem w naszym życiu. W tym ostatnim roku zna On ostatni miesiąc, w ostatnim miesiącu ostatni dzień, w ostatnim zaś dniu ostatnią godzinę, w której przestaniemy żyć”.
    – “Nagle puka śmierć. Chrystus Pan wzywa ludzi przed swój sąd, żeby zdali rachunek ze swojego życia. W tej przerażającej chwili źli chrześcijanie chcieliby uporządkować swoje sumienie, ale nie mają już czasu, nie mają siły, a może nie mają też i łaski Bożej, której trzeba, żeby się podźwignąć. Błagają Boga o litość, a On odpowiada, że ich nie zna, zamyka przed nimi bramę, czyli wtrąca ich do piekła. Taki los czeka wielu grzeszników, którzy dziś spokojnie sobie żyją w swoich nieprawościach. Może i ty, bracie, do nich należysz?”.
      
     Św. Jan Maria Vianney
     
     
     
     Sąd szczegółowy

    – “Sąd ten odbędzie się wobec naszego Anioła Stróża, który przypomni nasze dobre czyny, i czarta, który wyjawi nasze grzechy. Potem Bóg ogłosi wyrok na wieczność”.
      
     Św. Jan Maria Vianney
     
    Nasza Arka/Miesięcznik Rodzin Katolickich
    ***

    Św. Jan XXIII napisał w Encyklice Sacerdotii nostri primordia:

    “Najpiękniejsze radości, które obficie towarzyszyły początkom naszego kapłaństwa, są na zawsze związane w naszych wspomnieniach z głębokim przeżyciem, jakiego doświadczyliśmy 8 stycznia 1905 r. w Bazylice Watykańskiej, z okazji pełnej chwały beatyfikacji tego pokornego kapłana Francji, którym był Jan Maria Chrzciciel Vianney”.

    *****

    Św. Jan Paweł II napisał w swojej książce Dar i Tajemnica:

    „Od czasów kleryckich żyłem pod wrażeniem postaci Proboszcza z Ars, zwłaszcza po lekturze książki ks. Trochu. Święty Jan Maria Vianney zdumiewa przede wszystkim tym, że odsłania potęgę łaski działającej przez ubóstwo ludzkich środków. Byłem szczególnie wstrząśnięty jego heroiczną posługą konfesjonału. Ten pokorny kapłan, który spowiadał po kilkanaście godzin na dobę, odżywiając się niezwykle skromnie, przeznaczając na spoczynek kilka zaledwie godzin, potrafił w tym trudnym okresie dokonać duchowej rewolucji we Francji, i nie tylko we Francji. Tysiące ludzi przechodziło przez Ars i klękało przy jego konfesjonale. Na tle dziewiętnastowiecznego zeświecczenia i antyklerykalizmu, jego świadectwo było wydarzeniem dosłownie rewolucyjnym”.

    *******

    vianney
    Fundacja Dobrej Edukacji Maximilianum
    **

    Kard. Pietro Parolin, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej:

    święty Proboszcz z Ars wzorem dla wszystkich kapłanów

    W święto św. Jana Marii Vianneya sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin przewodniczył Mszy św. w sanktuarium patrona proboszczów w Ars. W homilii wskazał, że święty jest wzorem świętości dla wszystkich kapłanów. Nazwał go „głosem samego Boga”, prorokiem, który prowadził życie „całkowicie spójne” z tym, co głosił.

    – Św. Jan Maria Vianney nie tylko uczestniczył w cudotwórczej mocy Pana, lecząc i całkowicie uzdrawiając ludzi, ale dzięki jego przykładowi za jego życia i dzisiaj za jego wstawiennictwem zrodziły się i rodzą nowe powołania do posługi kapłańskiej – stwierdził kard. Parolin.

    Zaznaczył, że choć niektórzy księża dopuścili się zgorszenia, ale postać pasterza wiernego i oddanego swej misji nie powinna zniknąć za tymi złymi przykładami. Odwołując się ubiegłorocznego listu Franciszka na 160. rocznicę śmierci Proboszcza z Ars, sekretarz stanu wyjaśnił, że „nie mając zamiaru zaprzeczać szkodom wyrządzonym przez postępowanie niektórych księży, papież chciał podkreślić przede wszystkim dobry przykład większości księży, którzy stale i przejrzyście poświęcają się całkowicie dla dobra innych”.

    Prosił księży, by nie zniechęcali się i pamiętali, że ich powołanie jest „darem Pana”, by wracali do „jasnych chwil” podążania za Nim, aby „poświęcić Jego służbie oraz służbie braci i sióstr całe swe życie, ze swymi darami i talentami, ze swymi słabościami i swoją nędzą”.

    Włoski kardynał przekonywał, że postać Proboszcza z Ars jest wciąż aktualna, gdyż „ w tych trudnych chwilach uczy nas przekazywania radości i nadziei poprzez przykład osobistego życia”. Św. Jana Maria Vianney pozostaje wzorem kapłana, który „zbliżał się do wszystkich z czułością oraz nie odrzucał zranionych przez życie i grzeszników”.

    Jest on przykładem świętości dla księży i dla świata, uczy bowiem, że „osobista więź z Chrystusem pomaga dostosować nasze pragnienia do woli Bożej, napełnia nas radością i szczęściem, pomaga nam być solą i światłem świata”.

    – Wizyta watykańskiego sekretarza stanu potwierdza powszechny zasięg oddziaływania Proboszcza z Ars – wskazał rektor sanktuarium ks. Patrice Chocholski. Dodał, że „charyzmat świętego proboszcza może się uobecniać w różnych kulturach i różnych krajach w XXI wieku”. Dał przykład kard. Émile’ Biayendy z Kongo, zamordowanego w 1977 roku, który studiując w Lyonie spędził dużo czasu w Ars i inspirował się postacią św. Jana Marii Vianneya do tego stopnia, że później nazywany był „afrykańskim proboszczem z Ars”.

    ks. Sławonir Marek/Vatican News/Tygodnik Niedziela

    **********

    Wybór należy do Ciebie

    Wybór należy do Ciebie

    „Nikt nie może dwom panom służyć” (Mt 6,24)


    Pan Jezus mówi, że nie możemy dwom panom służyć, tj. Bogu i światu. W żaden sposób nie potraficie zadowolić obydwu naraz, a to dlatego, że zupełnie odmienne i przeciwne są ich myśli, pragnienia i uczynki. Jeden zabrania tego, na co drugi pozwala. Jeden każe pracować dla życia doczesnego, drugi dla życia wiecznego, czyli nieba. Jeden przyrzeka rozkosze, zaszczyty i bogactwa, drugi przynosi łzy, pokutę i zaparcie siebie samego. Jeden zaprasza was, przynajmniej pozornie, na drogę wysłaną kwiatami, a drugi wskazuje wam drogę ciernistą. Każdy z nich domaga się naszego serca, a od nas zależy, za którym z nich pójdziemy.

    Świat obiecuje spełnić wszystkie nasze życzenia, obiecuje szczęście, a ukrywa nędzę, która nas czeka przez całe wieki, jeżeli pozwolimy się usidlić. Jezus Chrystus nie czyni podobnych obietnic, ale, powiada, że wśród cierpień pocieszy nas i dopomoże: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę. Weźcie jarzmo moje na się, a uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek duszom waszym” (Mt 11, 28-29).

    Za którym z tych dwóch panów pójdziemy? To, co ofiaruje świat, trwa tylko do czasu: dobra, rozkosze i honory skończą się wraz z życiem, a potem rozpoczną się męczarnie wieczne. Jezus Chrystus, sam niosąc krzyż, wzywa nas, byśmy szli za Nim. Gdy usłuchamy Jego głosu, rychło się przekonamy, że służba Jego nie jest tak ciężką i przykrą, jak się nam początkowo zdawało.

    cytat z kazania św. Jan Maria Viannej

    *****

    Modlitwa jest dla duszy tym, czym dla ziemi jest deszcz. Choćbyście jak najlepiej nawozili ziemię, choćbyście ją jak najstaranniej uprawiali – wszystko to na nic się nie przyda, jeśli nie będzie deszczu.

    Tak samo choćbyście spełniali jak najwięcej dobrych uczynków – jeśli nie będziecie się często i dobrze modlili, nie osiągniecie zbawienia; bo to modlitwa otwiera oczy duszy, przypomina jej własną nędzę, napawa nieufnością do siebie i każe uciekać się do Boga. Bo pobożny chrześcijanin całą ufność pokłada w Bogu, na siebie samego zbytnio nie liczy.

    Powiedzcie sami: kto nakłonił Świętych do ponoszenia tak wielkich ofiar – że opuścili swoje majątki, rodziców, wszelkie wygody i przez całe życie po niedostępnych lasach opłakiwali swoje grzechy? To modlitwa rozpaliła ich serca miłością do Boga i pokazała im, że tylko dla Niego Samego należy żyć.

    Czemu wyłącznie niemal oddawała się Maria Magdalena po swoim nawróceniu? Czy nie modlitwie? Święty Ludwik w czasie swych podróży na spoczynek do łóżka się nie kładł, ale całe noce spędzał w kościele i błagał dobrego Boga o bezcenny dar wytrwania w Jego łasce.

    Nieraz sami doświadczaliście, że gdy tylko zaniedbujecie modlitwę, tracicie smak do rzeczy Bożych, myślicie tylko o ziemi, a kiedy zaczniecie się modlić, na nowo budzi się w was pragnienie nieba. Choćbyście byli w łasce Bożej, jeśli opuszczacie modlitwę, od razu zbaczacie z drogi zbawienia.

    cytat z kazania św. Jan Maria Vianney

    Św. J. Vianney antidotum na kapłański pesymizm
    fot. Jakub Szymczuk/GOŚĆ NIEDZIELNY
    **
    Pomnik św. Jana Vianneya i Antoniego Givre, chłopca, pierwszego parafianina, jakiego napotkał przybywając do Ars 9 lutego 1818 r. Kiedy chłopiec pokazał drogę, święty mu powiedział: “Ty mi pokazałeś drogę do Ars, ja pokażę tobie drogę do nieba”. 41 lat później, Antoni zmarł kilka dni po swoim świętym Proboszczu.

    ******

    Św. Jan Maria Vianney o modlitwie

    Pokażę Ci drogę do nieba. Brzmią w człowieku dwa głosy – wołanie anioła i krzyk bestii. Modlitwa jest wołaniem anioła, a grzech jest krzykiem bestii.

    Skarb chrześcijanina znajduje się w niebie, a nie na ziemi. Myśli nasze powinny podążać tam, gdzie jest nasz skarb. Człowiek został powołany do dwóch wspaniałych rzeczy: do miłości i do modlitwy. Modlić się i miłować – w tym zawiera się szczęście człowieka na ziemi. Modlitwa jest niczym innym jak zjednoczeniem z Bogiem. Człowiek czuje wtedy jakby łagodny balsam koił jego serce, do którego przenika wielkie światło. W osobistym zjednoczeniu Bóg i dusza są jak dwa kawałki stopionego wosku, których nie sposób rozdzielić. Piękną jest rzeczą zjednoczenie Boga ze swoim maleńkim stworzeniem – to szczęście nie do pojęcia. (…) Moje dzieci, macie takie małe serca, lecz modlitwa je poszerza i uzdalnia do tego, byście kochali Boga. Modlitwa jest przedsmakiem nieba, wylaniem na nas rajskich darów. (…) Ciężary życia topnieją w jej promieniach jak śnieg w wiosennym słońcu. (…)

    Brzmią w człowieku dwa głosy – wołanie anioła i krzyk bestii. Modlitwa jest wołaniem anioła, a grzech jest krzykiem bestii. Człowiek, który się nie modli, coraz bardziej zniża się do ziemi i staje się podobny do kreta, który kopie sobie norę w ziemi, żeby się w niej schować. Człowiek, który się nie modli, zajmuje się wyłącznie sprawami tego świata, cały jest nimi pochłonięty i myśli tylko o tym, co przemijające, zupełnie jak ów skąpiec, któremu udzielałem ostatnich sakramentów. Kiedy podałem mu do ucałowania srebrny krucyfiks, powiedział: „Ten krzyż musi ważyć dobre dziesięć uncji”. Gdyby mieszkańcy nieba któregoś dnia przestali adorować Boga, niebo nie byłoby już niebem. A gdyby nieszczęśni potępieńcy w piekle mogli, mimo swoich cierpień, choć przez chwilę adorować Pana, piekło przestałoby być piekłem. Mieli serce stworzone do kochania Boga i język, aby Go nim chwalić, do tego bowiem zostali powołani. Jednak sami skazali się na to, że teraz przez całą wieczność będą Boga już tylko przeklinali. Gdyby mogli mieć nadzieję, że kiedyś dane im jeszcze będzie modlić się, chociaż przez krótką chwilę, czekaliby na tę godzinę z taką niecierpliwością, że samo to oczekiwanie przyniosłoby im ulgę w cierpieniach.

    Ojcze nasz, któryś jest w niebie – czyż to nie wspaniałe, że mamy w niebie Ojca! Przyjdź królestwo Twoje – jeśli pozwolę Bogu królować w moim sercu, kiedyś On pozwoli mi królować w chwale wespół z Nim. Bądź wola Twoja – nie ma nic słodszego i nic doskonalszego nad pełnienie woli Bożej. Aby dobrze wykonać to, co do nas należy, trzeba czynić to tak, jak chce Bóg, w całkowitej zgodności z Jego zamysłami. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj – składamy się z ciała i duszy. Prosimy Boga, aby karmił nasze ciało, a On w odpowiedzi na tę modlitwę sprawia, że ziemia stale rodzi dla nas pokarm. Prosimy Go także, aby karmił naszą duszę, tę najpiękniejszą cząstkę naszej osoby, lecz ziemia z całym swoim bogactwem jest zbyt uboga, aby móc ją nasycić. Dusza bowiem jest głodna Boga i jedynie Bóg sam potrafi ją napełnić. Dlatego Bóg nie widział nic przesadnego w tym, że sam przyszedł na ziemię, przyjął ludzkie ciało po to, aby mogło ono stać się pokarmem dla naszych dusz. Chleb dla naszych dusz znajduje się w tabernakulum. Gdy kapłan pokazuje wam Hostię, wasza dusza może mówić: oto mój pokarm! O dzieci moje, toż to nadmiar szczęścia, który pojmiemy dopiero w niebie.

    Z książki Alfreda Monnina SJ „Zapiski z Ars”/Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2009

    Word on Fire Blog
    **

    Św. Jan Maria Vianney o Sądzie Ostatecznym: wszystko, co kiedykolwiek uczyniliście, będzie teraz wyjawione w obliczu całego świata!

    „Grzeszniku, tyś ciągle przekraczał moje przykazania; dziś ci pokażę, że jestem twoim Panem. Stań przede mną ze swymi zbrodniami, które stanowiły przędzę twego życia!”

    Św. Jan Maria Vianney: O Sądzie Ostatecznym
    (Kazania, t. II, Sandomierz 2010, s. 19-22)

    Słyszę głos trąby archanielskiej, która wywołuje potępieńców z otchłani. Chodźcie grzesznicy, tyrani i kaci – zawoła Bóg, który wszystkich chciał zbawić – chodźcie i stawcie się przed trybunałem Syna człowieczego, o którym mówiliście, że was nie widzi ani nie słyszy! Wszystko, co kiedykolwiek uczyniliście, będzie teraz wyjawione w obliczu całego świata.

    (…) Chodźcie złośliwi, fałszywi donosiciele, czytajcie wszystkie złorzeczenia, szyderstwa i obmowy. Ile sprowadziliście kłótni, nieprzyjaźni, strat i nieszczęść przez swój złośliwy język! W nagrodę za to będziecie słuchali, nędznicy, straszliwych przekleństw i krzyków diabelskich na wieki

    I zawoła anioł: Przepaści piekielne otwórzcie swe bramy! Oddajcie wszystkich odrzuconych, bo Sędzia wzywa ich przed siebie! Wówczas wyjdą nieszczęśliwe dusze potępieńców, brzydkie jak czarci, opuszczą na chwilę głębokie przepaści i będą szukać w rozpaczy swych ciał. Ach, złowroga chwilo! Kiedy dusza potępieńca złączy się z ciałem, to ciało odczuje natychmiast całą kaźń piekielną.

    Ciała i dusze odrzuconych będą się wzajemnie przeklinały. Ach, przeklęte ciało – zawoła dusza – z powodu ciebie brudziłam się w kale nieczystości; już tyle wieków palę się i cierpię w piekle. Chodźcie, przeklęte oczy, które tyle razy spoglądałyście z lubością na nieskromne rzeczy, napawajcie się teraz widokiem wstrętnych potworów! Przeklęte uszy, które z weselem przysłuchiwałyście się nieobyczajnym rozmowom, oto teraz wiecznie słuchać będziecie krzyków i jęków czartowskich! Przeklęty języku i wy, usta, które tyle razy dopuściłyście się brudnych pocałunków i rozkoszowały się w obżarstwie i pijaństwie, teraz w piekle karmić się będziecie żółcią niedźwiadków i smoków! Przeklęte ciało, któreś szukało ustawicznie przyjemności, teraz będziesz zanurzone w stawie ognia i siarki zapalonym wszechmocą zagniewanego Boga.

    Kto zdoła policzyć te wszystkie przekleństwa i złorzeczenia, którymi dusza i ciało będą się prześladowały przez całą wieczność? Już wszyscy sprawiedliwi i potępieńcy, połączywszy się ze swymi ciałami, oczekują Sędziego, który nie zna współczucia i litości, który karze i wynagradza sprawiedliwie według uczynków.

    Oto się zbliża z mocą i majestatem, w blaskach słonecznych, w towarzystwie wszystkich aniołów, a przed Nim widać krzyż tryumfalny. Na widok Zbawcy ukrzyżowanego, który za nich cierpiał, lecz oni wzgardzili Jego łaską, zawołają odrzuceni: Góry, spadnijcie na nas, wytraćcie nas, zasłońcie przed zagniewanym Sędzią. Stoczcie się na nas ciężkie głazy i wtrąćcie do czeluści piekielnych! Czekaj, grzeszniku, złóż rachunek z całego życia. Zbliż się, nędzniku, przed stolicę sądową Boga, którego tyle razy znieważyłeś!

    Ach, Sędzio mój, Ojcze i Stwórco, gdzie moi rodzice, dla których jestem potępiony? Chcę ich widzieć i błagać dla nich o niebo, które z ich winy straciłem. Nie, nie, zbliż się przed trybunał Boga, dla ciebie już wszystko przepadło. Ach, mój Sędzio – zawoła owa dziewczyna – gdzie ów rozpustnik, który mi zamknął niebo? Nie, nie, zbliż się przed stolicę sądową, dla ciebie nie ma żadnej nadziei, nie ma ratunku, tyś straconą i potępioną! Wszystko przepadło, utraciłaś duszę i Boga.

    Kto pojmie nieszczęście potępionego, który zobaczy naprzeciwko siebie, obok świętych, ojca i matkę swoją, przeznaczonych do chwały wiekuistej, gdy sam przeciwnie pójdzie do piekła! […]

    Grzeszniku, tyś ciągle przekraczał moje przykazania; dziś ci pokażę, że jestem twoim Panem. Stań przede mną ze swymi zbrodniami, które stanowiły przędzę twego życia! […]

    Wówczas Jezus Chrystus otworzy księgę sumień i przypomni grzesznikom wszystkie występki całego życia i zawoła głosem piorunującym: Czytajcie lubieżnicy, oto wszystkie wasze myśli, którymi brukaliście swą wyobraźnię; oto obrzydłe pragnienia, które truły serca wasze. Czytajcie i liczcie cudzołóstwa; oto czas i miejsce, gdzie je popełniliście; oto osoby, z którymi żyliście rozwiąźle. Czytajcie te brudy i nierządy, liczcie, ile zgubiliście dusz odkupionych mą Krwią Przenajdroższą. […]

    Oto niewiasta, którą zatraciłeś na wieki; oto mąż, dzieci, sąsiedzi! Wszyscy was oskarżają i żądają zemsty, bo z waszej winy stracili niebo i pójdą na wieczne potępienie. Światowa niewiasto, narzędzie szatańskie, patrz, ile czasu straciłaś na stroje; policz złe myśli i pragnienia, których byłaś powodem. Słyszysz, jak przeciwko tobie wołają dusze, które wtrąciłaś do piekła! Chodźcie złośliwi, fałszywi donosiciele, czytajcie wszystkie złorzeczenia, szyderstwa i obmowy. Ile sprowadziliście kłótni, nieprzyjaźni, strat i nieszczęść przez swój złośliwy język! W nagrodę za to będziecie słuchali, nędznicy, straszliwych przekleństw i krzyków diabelskich na wieki.

    Przypatrzcie się, skąpcy, tym pieniądzom i znikomym dobrom, w których zatopiliście swe serce, dla których wzgardziliście Bogiem i zaprzedali swą duszę. Czy zapomnieliście, jak niemiłosiernie obchodziliście się z ubogimi? Oto wasze pieniądze, policzcie je. Niech to złoto i srebro pospieszą wam z pomocą i niech wyrwą was z rąk moich! Chodźcie, mściwi, i zobaczcie, ile krzywd wyrządziliście bliźniemu! Policzcie wszystkie myśli nienawistne, które w sercu chowaliście. Piekło dla was zgotowane na wieki! Nie chcieliście słuchać, choć was tysiące razy nakłaniali kaznodzieje do miłości nieprzyjaciół: już dla was nie będzie miłosierdzia. Idźcie precz ode mnie przeklęci, dla was zgotowane piekło, gdzie będziecie na wieki ofiarami mego gniewu, gdzie się przekonacie, że pomsta należy do Boga samego.

    Patrz, pijaku, który naraziłeś na straszną nędzę swą żonę i dzieci! Widzisz te występki? Policz dnie i noce, niedziele i święta, które spędziłeś w szynkach. W tej księdze zapisane wszystkie nieuczciwe słowa, którymi bluzgałeś po pijanemu. Czytaj te przysięgi, przekleństwa i zgorszenia, które dałeś żonie, dzieciom i sąsiadom. Tu wszystko zapisane i policzone. Idź precz do piekła, gdzie będziesz upojony żółcią gniewu mego. Wy zaś, kupcy i rękodzielnicy, zdajcie rachunek do ostatniego szeląga z tego wszystkiego, co kupiliście, sprzedaliście i zrobiliście. Przypatrzmy się razem, czy wasze miary, wagi i rachunki zgadzają się z moimi. Oto dzień, kiedy oszukałeś, kupcze, to dziecko; oto dzień, w którym kazałeś sobie dwa razy zapłacić za tę samą rzecz. Przypatrzcie się, świętokradzcy, ile razy dopuściliście się zniewagi sakramentów świętych, ile razy byliście obłudnymi.

    Ojcowie i matki, złóżcie rachunek za dusze, które wam powierzyłem. Ile to razy z waszej winy grzeszyły dzieci i słudzy, bo pozwalaliście im wdawać się w złe towarzystwo. Oto złe myśli, pragnienia, których była powodem wasza córka; oto niegodziwe uściski i haniebne uczynki; oto brudne słowa, które wypowiedział syn wasz. Ale, Panie – zawołają ojcowie i matki – ja im tego nie kazałem. Mniejsza o to – odpowie Sędzia – grzechy waszych dzieci są grzechami waszymi. Gdzie cnoty, które kazaliście im spełniać? Gdzie dobre przykłady, które stawialiście przed ich oczy? Ach, co się stanie z ojcami i matkami, którzy spokojnie przyglądają się, jak ich dzieci idą na niebezpieczne tańce, na gry i do szynków? Boże, kto pojmie to zaślepienie! Ile zbrodni zobaczą, które im pokaże Bóg w tym strasznym momencie! Ile ukrytych grzechów ukaże się wówczas przed oczyma całego świata?

    Otwórzcie się głębokie przepaści piekielne i pochłońcie to mnóstwo potępieńców, których życie było ustawiczną pogardą Boga i pracą na własne potępienie.

    Opublikowano 4 sierpnia 2020/ w obronie Wiary i Tradycji Katolickiej

    *****************************************************************************

    W roku setnej rocznicy „Cudu nad Wisłą” poświęcono kaplicę Matki Bożej Łaskawej

    W roku setnej rocznicy „Cudu nad Wisłą” poświęcono kaplicę Matki Bożej Łaskawej

    W setną rocznice wojny polsko-bolszewickiej w Brzeźnicy (woj. podlaskie) poświęcono kaplicę i polowy ołtarz pod wezwaniem Matki Bożej Łaskawej. W tym miejscu 100 lat temu odbyła się zwycięska batalia wojsk polskich.

    Główną częścią niedzielnych uroczystości była Msza Święta w intencji ojczyzny, którą odprawił ks. biskup Piotr Sawczuk, ordynariusz diecezji drohiczyńskiej. – Niech ta świątynia będzie dziękczynnym wotum za wolność Polski i Europy jakie składamy w 100. rocznicę „Cudu nad Wisłą”. Niech za sprawą łaski Matki Bożej Łaskawej człowiek uwolni się od ciężaru własnej słabości. Niech szuka tu prawdziwego pokrzepienia – powiedział biskup Piotr Sawczuk.

    Historię powstania „Cudownego Miejsca”, jak miejscowi wierni zwą skrawek ziemi, na którym zbudowano kaplicę, przedstawił zebranym historyk Zbigniew Romaniuk. Rolę gospodarza uroczystości pełnił zaś Władysław Żero, przewodniczący Społecznego Komitetu Budowy Kaplicy Matki Bożej Łaskawej.

    Piękne słowa do uczestników uroczystości skierował, w liście przygotowanym na tą okoliczność, Artur Kosicki, marszałek województwa podlaskiego. „To ona, Bogurodzica, wysłuchując błagalnych modlitw Polaków wzięła w opiekę nasz śmiertelnie zagrożony kraj. Mając Ją w swoich sercach, polscy żołnierze odnieśli pod Warszawą wspaniałe zwycięstwo, rozbijając w proch i pył bolszewickie armie”, napisał.

    Podczas uroczystości wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski, udekorował krzyżem oficerskim Orderu Odrodzenia Polski leciwego kpt. Franciszka Szmurłę, żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych.

    W hołdzie poległym w walkach o wolność Polski zagrzmiała salwa honorowa oddana z broni żołnierzy miejscowej jednostki Wojska Polskiego.

    W dokumentach archiwalnych nazwę „Święte Miejsce” koło Brzeźnicy (parafia Wniebowzięcia NMP w Brańsku) odnotowano już ponad sto lat temu, chociaż to miejsce maryjnego kultu jest znane co najmniej od XVIII wieku. Przed II wojną światową stały w tym miejscu trzy drewniane krzyże. Po wojnie ustawiono betonowy krzyż, jako wotum dziękczynne za doznaną łaskę uleczenia wzroku kobiety o imieniu Jadwiga. W ubiegłym roku Społeczny Komitet Budowy Kaplicy Matki Bożej Łaskawej, rozpoczął budowę kaplicy, która została właśnie poświęcona.

    W okolicy Brzeźnicy podczas wojny 1920 miały miejsce zaciekłe starcia Wojska Polskiego z Sowietami. W tym miejscu, oraz bliżej Brańska, przeprawiała się przez rzekę Nurzec cała polska dywizja, licząca około 10 tys. żołnierzy. Dlatego budowniczowie kaplicy obrali za jej patronkę  Matkę Bożą Łaskawą, za wstawiennictwem której Bóg pomógł Polakom pokonać Sowietów.

    Do kaplicy w Brzeźnicy trafiła z Warszawy kopia obrazu Matki Bożej Łaskawej. Jest ona umieszczona nad  ołtarzem. Na ścianach powieszono obrazy przedstawiające sceny jak polski żołnierz gromił bolszewików w roku 1920. 

    PCh24.pl

    **********************************************

    Uroczyste Msze św. z okazji 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej

    Samplefot. unsplash

    **

    Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki odprawi 15 sierpnia – w dniu 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej – Mszę św. na terenie Cmentarza Bohaterów 1920 roku w Ossowie. Rocznicowym liturgiom sprawowanym na terenie diecezji warszawsko-praskiej przewodniczyć będą też metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz, prymas Polski abp Wojciech Polak i nuncjusz apostolski abp Salvatore Pennacchio.

    W programie obchodów przygotowanych przez diecezję warszawsko-praską zaplanowano też apele poległych, pikniki wojskowe, gry terenowe, wykłady. Organizatorzy wydarzeń zaznaczają, że w ten sposób testament Jana Pawła II, który powiedział: „Na nową diecezję warszawsko-praską Opatrzność Boża niejako nakłada dzisiaj obowiązek podtrzymywania pamięci tego wielkiego wydarzenia w dziejach naszego Narodu i całej Europy, jakie miało miejsce po wschodniej stronie Warszawy…”

    Obchody 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej zostaną zainaugurowane 13 sierpnia. W kościele konkatedralnym pw. Matki Bożej Zwycięskiej (ul. Grochowska 365) Mszy św. o godz. 18.00 będzie przewodniczył metropolita warszawski, kard. Kazimierz Nycz.

    Tego dnia, także o godz. 18.00 w katedrze warszawsko-praskiej pw. św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika zostanie odprawiona Msza św. w intencji obrońców Ojczyzny w 1920 roku. Następnie odbędzie się Apel Poległych i tematyczna gra terenowa dla dzieci i młodzieży.

    Z kolei w kościele Matki Bożej Częstochowskiej, (ul. Kościelna 54) w Wołominie odprawiona zostanie o godz. 18.00 Msza św. w intencji poległych w Bitwie Warszawskiej. Następnie odbędzie się koncert w wykonaniu pieśni patriotycznych w wykonaniu Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego.

    Dzień później, 14 sierpnia, o godz. 6.00 w Ossowie zostanie odprawiona Msza św. polowa przy krzyżu upamiętniającym bohaterską śmierć ks. Ignacego Skorupki, kapelana polskich wojsk. O godz. 19.30 zostanie odsłonięte popiersie śp. Sławomira Skrzypka, Prezesa NBP (Polana Dębów Pamięci przy Cmentarzu Bohaterów 1920 roku). O godz. 21.00 odbędzie się uroczysty Apel Poległych przy krzyżu upamiętniającym śmierć ks. Ignacego Skorupki.

    W katedrze pw. św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika o godz. 18.00 zostanie odprawiona Msza św., po której zostaną złożone kwiaty pod pomnikiem ks. Ignacego Skorupki.

    W Wólce Radzymińskiej o godz. 17.00 Marek Solarczyk odprawi Mszę św. przy pomniku na miejscu bitwy i ukazania się Matki Bożej.

    Natomiast 15 sierpnia – w samym dniu 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej – abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Episkopatu, odprawi o godz. 9.30 Mszę św. na terenie Cmentarza Bohaterów 1920 roku w Ossowie.

    W parafii Matki Bożej Zwycięskiej (ul. Grzybowa 1), o godz. 13.00 zostanie odprawiona Msza św. pod przewodnictwem biskupa pomocniczego diecezji warszawski-praskiej Marka Solarczyka, połączona z poświęceniem tablicy upamiętniającej 100. rocznicę Cudu nad Wisłą. Następnie planowany jest koncert patriotyczny w wykonaniu Orkiestry Victoria.

    Mszy św. sprawowanej o godz. 17.00 na Cmentarzu Żołnierzy Polskich 1920 r. w Radzyminie będzie przewodniczył metropolita gnieźnieński, prymas Polski, abp Wojciech Polak. O godz. 21.00 zostanie odprawiony Apel Poległych, po czym zostaną złożone wieńce.

    O godz. 21.00 w parafii św. Jana Pawła II (ul. Słowackiego 58) Mszy św. przewodniczyć będzie biskup pomocniczy diecezji łowickiej Wojciech Osial. Od 22.30 do 6.00 odbędzie się nocne czuwanie modlitewne.
    Dzień później, 16 sierpnia o godz. 12.00, w parafii św. Jana Pawła II (ul. Słowackiego 58) w Radzyminie biskup warszawsko-praski Romuald Kamiński, odprawi Mszę św. oraz poświęci figurę Matki Bożej Łaskawej. Następnie zaplanowano piknik wojskowy.

    Tego samego dnia w parafii św. Brata Alberta Warszawie-Wesołej (ul. Szeroka 2) o godz. 18.00 zostanie odprawiona Msza św. dziękczynna w intencji Ojczyzny w ramach Ogólnopolskich Obchodów 100-lecia Bitwy Warszawskiej oraz 100. rocznicy urodzin Papieża Polaka św. Jana Pawła II.

    Następnie odbędzie się jubileuszowy koncert „Urodzeni do wolności” oparty m.in. na filozoficzno-religijnych rozważaniach św. Jana Pawła II na temat odpowiedzialnej wolności w życiu jednostki i narodu. Wystąpią znani artyści polscy oraz artyści Teatru Wielkiego. Koncert przygotowany został przez Parafię we współpracy z Narodowym Centrum Kultury w ramach Ogólnopolskich Obchodów 100-lecia Bitwy Warszawskiej. Transmitowany będzie przez TVP.

    Obchody 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej zakończą się 17 sierpnia. W tym dniu w Mińsku Mazowieckim przed obrazem Matki Bożej Anielskiej (Hallerowskiej), w kościele Narodzenia Najświętszej Marii Panny przy ul. Kościelnej 1) Mszy św. o godz. 18.00 będzie przewodniczył Nuncjusz Apostolski w Polsce, abp Salvatore Pennacchio.

    ***

    Bitwa Warszawska – decydująca bitwa wojny polsko-bolszewickiej – rozegrała się w dniach 13-25 sierpnia 1920 r. na przedpolach Warszawy. Jest określana mianem “cudu nad Wisłą” i uznawana za jedną z najważniejszych bitew w historii świata. Bitwa zadecydowała o zachowaniu przez Polskę dopiero co zdobytej niepodległości i zatrzymała rozprzestrzenienie się rewolucji bolszewickiej na Europę Zachodnią. Wojska

    Polskie działały pod wodzą marszałka Józefa Piłsudskiego.

    W wyniku walk po stronie polskiej zginęło ok. 4,5 tys. żołnierzy, a 22 tys. zostało rannych zaś 10 tys. zaginęło. Zgodnie z szacunkami straty bolszewickie wyniosły 25 tys. poległych lub ciężko rannych. 60 tys. trafiło do polskiej niewoli a 45 tys. zostało internowanych przez Niemców.

    Katolicka Agencja Informacyjna.pl

    ************************************************************************

    Oddany Maryi

    119. rocznica urodzin sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski

    „Jestem niewolnikiem Maryi nie dla pięknych słów. Na wszystko, czego Bóg ode mnie zażąda, jestem zawsze gotów”.

    Archiwum Instytutu Prymasa Wyszyńskiego
    **

    Matka Boża zawsze była dla niego ważna – najpierw jako idea chrześcijańskiego życia, potem jako żywa osoba. Niebawem uczynił kolejny krok: oddał Jej się bez reszty. Chciał, by Ona sama pisała jego dzieje i losy powierzonych mu ludzi.

    Doświadczenie domowe

    Wyjściowe jest doświadczenie dziecka. „Mój ojciec z upodobaniem jeździł na Jasną Górę, a moja matka do Ostrej Bramy” – opowiadał. Wieczorami wsłuchiwał się w dyskusje o cudownej roli Matki Najświętszej i w spory, „która Matka Boża jest skuteczniejsza: czy Ta, «co w Ostrej świeci Bramie», czy Ta, «co Jasnej broni Częstochowy»”.

    Wspominał: „Te podróże moich rodziców, ich dążenia i rozmowy, wspomnienia łask otrzymanych i uzyskanych pomocy (…) stworzyły fundament dla ufności i nadziei ku Matce Boga, która mnie nigdy nie opuściła”.

    W podwójnym nabożeństwie zaczęła niebawem dominować Maryja z Jasnej Góry. Może to konsekwencja śmierci matki, bo z chwilą jej odejścia młody Stefan zaczął się coraz bardziej wiązać z Panią Jasnogórską – dalej gorąco czczoną przez ojca.

    Doświadczenie historyczne

    Z upływem lat maryjne doświadczenie umacniało się przez wydarzenia historyczne. Najpierw osobiste, którym była przede wszystkim śmierć matki, gdy przyszły prymas miał zaledwie 9 lat. Uczył się, że w skrajnych sytuacjach to Ona jest ostatnią nadzieją i że trzeba Jej wszystko zawierzyć. „W trudnych okresach życia, ale pełnych łaski Bożej – podkreślał – wiedziałem już na pewno, że najlepiej wszystko zostawić Matce Najświętszej i wszystko «postawić na Nią». Niech Ona pomaga i zwycięża”.

    Za 10 lat przekonanie o potędze Maryi pogłębiło się w nim jeszcze bardziej. Był świadkiem Cudu nad Wisłą: oddania Polski na Jasnej Górze pod opiekę Maryi, wielkiej modlitwy całego narodu i w konsekwencji interwencji z nieba, która zmieniła dzieje świata. Wtedy poznał „mechanizm” cudu.

    Do tego doświadczenia odwołał się dwadzieścia kilka lat później, kiedy szukał drogi ocalenia swego narodu przed prześladowaniem polskości i wiary.

    Doświadczenie osobiste

    Wstąpił do seminarium – chciał zostać księdzem. Latem 1923 r. ciężkie zapalenie płuc przekreśliło wszystkie jego plany; mimo choroby otrzymał jednak święcenia kapłańskie – „na jedną Mszę”. Miejscem ceremonii była kaplica Matki Bożej w katedrze włocławskiej. To nic, że zakrystian powiedział, iż „z takim zdrowiem to nie do ołtarza, ale na cmentarz”. Pomyślał: „Skoro wyświęcono mnie na oczach Matki, która patrzyła na Mękę swojego Syna na Kalwarii, to już Ona zatroszczy się, aby reszta zgodna była z planem Bożym”. Przez długi czas każdą kolejną Mszę św. uważał za być może ostatnią.

    Na miejsce odprawienia pierwszej Mszy św. wybrał Kaplicę Cudownego Obrazu. „Pojechałem na Jasną Górę, aby mieć Matkę, aby stanęła przy każdej mojej Mszy św., jak stanęła przy Chrystusie na Kalwarii” – wyjaśnił.

    W niewytłumaczalny sposób szybko wracał do zdrowia. Stało się to w małej, nieznanej wówczas nikomu parafii Matki Bożej Bolesnej w Licheniu, gdzie przez kilka miesięcy przebywał na rekonwalescencji. Wszystko mówiło mu, że uzdrowiła go Matka Najświętsza. Potem powiedział: „Najbardziej bezpośrednią mocą w moim życiu jest Maryja. Przez szczególną tajemnicę, której w pełni nie rozumiem, została Ona postawiona na mojej drodze. Wiem, że z tej drogi zejść nie mogę i nie chcę! ”.

    Uzupełnienie intelektem

    Biskup skierował go na studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dało mu to możliwość intelektualnego pogłębienia tego, co stało się już jego udziałem przez doświadczenie. Maryjność nie była dla niego czymś „poza intelektem”, nie stanowiła kolorowej przybudówki do pobożności. Miała się wiązać nie tylko z miłością, ale także z wiedzą.

    Chciał zrozumieć, dlaczego Maryja szła przed nim „jako światło, gwiazda, życie, nadzieja i Wspomożycielka w ciężkiej sytuacji”. I stąd ta reguła: „Stawiając wszystko na Bogurodzicę, nie zostałem zawiedziony”.

    Odkrywał pisma ks. Charles’a Journeta. Poznał nową wizję Kościoła – świętego i niepokalanego na wzór Maryi. Liczący sto stron rozdział Dziewica sercem Kościoła był lekturą, do której nieustannie powracał. To stąd przyswoił sobie teologiczne podstawy szczególnej misji Maryi – Jej bliskości i Jej pośrednictwa.

    Na studiach pogłębiał teologię maryjną. Poznał też myśl personalistyczną, co z kolei pomogło mu widzieć w Matce Najświętszej model dla każdej osoby ludzkiej.

    Doświadczenia te zebrał w swojej pracy habilitacyjnej, w której zajął się tematyką społeczną i zupełnie nowym tematem: teologią doczesności. Jego rozprawa zginęła podczas wojny, Wyszyński mógł ją jedynie krótko streścić: „«Doczesnością» jestem ja sam, moja dusza i moje ciało, i ja tę moją duszę i moje ciało muszę poprzez życie doczesne oddać Bogu według myśli Bożej”. To jego ukryte motto: nie wybierać drogi życia, ale odczytać to, co zamierzył Bóg.

    Weryfikacja doświadczenia

    Gdy wybuchła II wojna światowa, na polecenie biskupa opuścił Włocławek. Ukrywał się, ponieważ był poszukiwany przez gestapo. Ostatecznie trafił do podwarszawskich Lasek. Kiedy zbliżał się front, losy powierzonych mu ludzi złożył w ręce Maryi. „Podtrzymywałem na duchu strwożonych sytuacją przyfrontowego życia głównie modlitwą do Matki Bożej” – wspominał. I dalej: „Nigdy nie byliśmy zmuszeni do odłożenia wieczornego Różańca”.

    Już nie musiał polegać na maryjnym doświadczeniu ojca. Zdobywał własne. Sam stał się bowiem świadkiem opieki i cudów Matki Bożej.

    Maryjny biskup

    Myślał o tym, żeby zająć się pracą naukową i społeczną, gdy nieoczekiwanie otrzymał wiadomość o nominacji na biskupa diecezji lubelskiej. Dotarła do niego w uroczystość Zwiastowania w 1946 r. Początkowo nie chciał przyjąć tej nominacji, ostatecznie jednak uznał datę za znak z nieba – że ma jak Maryja powiedzieć „fiat”.

    Na miejsce konsekracji wybrał Jasną Górę, a wizerunek Królowej Polski umieścił w swoim herbie. „Ten herb to nie ozdoba” – wyjaśnił. „To nie tylko znak. To program mego posłannictwa”. Nowy biskup umieścił w nim też maryjne motto, które stało się jego zawołaniem: „Soli Deo” – „ [wszystko] Samemu Bogu”.

    Dwa nabożeństwa

    Był związany z Matką Jasnogórską, ale w swojej diecezji szerzył kult Niepokalanego Serca. Już wtedy umiał odczytywać znaki czasu i z całych sił popierał maryjny program kard. Augusta Hlonda, który 8 września 1946 r. poświęcił naród polski Niepokalanemu Sercu Maryi. W przygotowania do tego aktu zaangażował się tak mocno, że mimo iż był biskupem zaledwie od 5 miesięcy, to właśnie jemu – najmłodszemu z hierarchów – kard. Hlond zlecił wygłoszenie kazania podczas wrześniowych uroczystości.

    Kiedy opuszczał diecezję, powiedział: „Przyszedłem do Was pod znakiem Maryi Jasnogórskiej. Dziś, gdy idę dalej w swej życiowej misji, zostawiam Was na kolanach przed Jej Niepokalanym Sercem”.

    Prymas

    Kiedy po 2 latach został następcą prymasa Hlonda, powiedział: „Moje nabożeństwo do Matki Najświętszej stało się programem pracy”. Do czasu uwięzienia wygłosił przeszło tysiąc kazań poświęconych Matce Bożej. Dostrzegł, że wszystkie ważniejsze dla niego sprawy dzieją się w dni Jej poświęcone. Sam zaczął podejmować ważne decyzje w dni maryjne.

    Był świadomy maryjnej spuścizny poprzednika i nazywał ją pięknie „szczęśliwym atawizmem prymasów Polski”. Wyszyński przyznawał się do dawnej polskiej pobożności i widział w niej receptę na ocalenie narodu.

    Pytany o powody uczynienia własną drogi maryjnej kard. Hlonda odpowiedział krótko: „Sam zaufałem Maryi i uczynię wszystko, aby to, czego nie zdążył dokonać prymas Hlond, zostało wykonane”. Czekał na wypełnienie się proroctwa jego poprzednika – na „zwycięstwo przez Maryję”.

    Wprowadził jednak pewne novum – podejmował dzieło Augusta Hlonda pod znakiem jasnogórskim.

    Droga jasnogórska

    Jasnogórską Ikonę uczynił ośrodkiem całego swego programu. O więzi prymasa z tym miejscem najlepiej świadczy wyznanie: „Stoję na progu kaplicy jasnogórskiej i tam zawsze chcę być. Jestem związany z Jasną Górą teraz i na zawsze”.

    W 50. rocznicę święceń wyznał: „Wiele rzeczy w moim życiu pragnąłbym uczynić inaczej, lepiej, aby uniknąć niejednego błędu i słabości. Ale (…) na jednym odcinku nie pomyliłem się: na drodze duchowej na Jasną Górę. Drogę tę uważam za najlepszą cząstkę, którą Bóg pozwolił mi obrać”.

    Tajemnica życia

    Z wolna zaczęła w nim dojrzewać myśl o oddaniu się Maryi w niewolę za wolność Kościoła w Polsce. Uczynił to niedługo po swoim uwięzieniu w 1953 r. To ofiarowanie się do całkowitej dyspozycji Matce Bożej było odtąd „tajemnicą jego życia”.

    Ale maryjnego misterium nie uważał za swoje odkrycie ani za swoją własność. Wiedział, że jego udziałem stało się doświadczenie, które jest istotą tożsamości polskiego narodu: „Jestem dzieckiem tego narodu, który uważa, że Matką jego jest Święta Boża Rodzicielka. (…) Doświadczenie mnie pouczyło, że tylko (…) przy pomocy Dziewicy Wspomożycielki i Pani Jasnogórskiej można czegoś dokonać w Polsce. Oczywiście, mocami Bożymi! Taka jest bowiem wola Boga (…): «Maryja dana jest ku obronie narodu polskiego»”. „Mam na to mnóstwo dowodów” – dodał.

    Niewola u Maryi

    Gdy sytuacja polskiego Kościoła wydawała się przegrana, oddał się Jej jako żertwa ofiarna za wolność Kościoła i za ocalenie polskiego narodu. Uczynił to w Stoczku Warmińskim 8 grudnia 1953 r. – w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.

    Przysięgał Maryi: „Postanawiam sobie mocno i przyrzekam, że Cię nigdy nie opuszczę, nie powiem i nie uczynię nic przeciwko Tobie. Nie pozwolę nigdy, aby inni cokolwiek czynili, co uwłaczałoby czci Twojej. Oddaję się Tobie, Maryjo, całkowicie w niewolę, a jako Twój niewolnik poświęcam Ci ciało i duszę moją, dobra wewnętrzne i zewnętrzne, nawet wartość dobrych uczynków moich, zarówno przeszłych, jak obecnych i przyszłych, pozostawiając Ci całkowite i zupełne prawo rozporządzania mną i wszystkim bez wyjątku, co do mnie należy, według Twego upodobania, ku większej chwale Boga, w czasie i w wieczności”.

    To kulminacyjny moment na maryjnej drodze kard. Wyszyńskiego. Świadczą o tym jego słowa wypowiedziane tuż przed śmiercią: „Jestem ufny wobec Matki Najświętszej, z którą się związałem w więzieniu w Stoczku i wszystko przez Jej dłonie składałem na chwałę Trójcy Świętej”.

    Oddany Maryi godził się na wszystko. „Jestem niewolnikiem Maryi nie dla pięknych słów. Na wszystko, czego Bóg ode mnie zażąda, jestem zawsze gotów”.

    Nieoczekiwanie, na fali „polskiego października”, jesienią 1956 r. więzień wyszedł na wolność.

    Plan

    Od tamtej chwili Wyszyński chciał „szczęśliwy atawizm prymasów” obudzić w całym narodzie. Miał długofalowy plan. Wiedział, w jaki sposób Maryja z Jasnej Góry obali struktury zła…

    „Wyszyńskiego opanowała jakaś szaleńcza idea, mianowicie, że tutaj, w Polsce (…) rozstrzygną się losy światowego komunizmu”– powiedział w czerwcu 1958 r. Zenon Kliszko, odpowiedzialny w PZPR za politykę wobec Kościoła.

    Miał rację. Prymas rzeczywiście był przekonany, że Kościół i Polska wchodzą w decydujący moment historii. „Los komunizmu rozstrzygnie się nie w Rosji, lecz w Polsce” – przepowiedział. Czekał na interwencję jedynego prawdziwego sojusznika – nieba. Ale wiedział, że działanie Maryi jest odpowiedzią na działanie ludzi na ziemi…

    Pamiętał o lekcji z 1920 r. Nowy cud nad Wisłą wymagał spełnienia podobnych jak wtedy warunków.

    Wincenty Łaszewski/Tygodnik Niedziela

    ____________________________________________________________________________

    Jan Pospieszalski:

    czy aktywiści LGBT wiedzą, że wolność i prawa kobiet zawdzięczają nauce Chrystusa?

    Jan Pospieszalski: czy aktywiści LGBT wiedzą, że wolność i prawa kobiet zawdzięczają nauce Chrystusa?fot: Adam Chelstowski/Archiwum: Forum


    „Wielu tęczowych zadymiarzy, to studenci nauk społecznych UW, niektórzy to zawodowi aktywiści, sprytnie korzystający z publicznego grosza. Jednak ich wiedza jest tak rozległa jak zasięg fan page’a na Facebooku, a rozpoznanie rzeczywistości i umiejętność radzenia sobie z najprostszym życiowym problemem kończy się wraz z baterią w smartfonie”, pisze na łamach tygodnika „Gazeta Polska” Jan Pospieszalski.

    Gospodarz programu „Warto Rozmawiać” zwraca uwagę na problem „myślenia stadnego”, jakie dominuje wśród aktywistów LGBT. Nie ma u nich miejsca na samodzielność ani własne zdanie, a każda ich myśl jest regulowana przez „Żandarmerię Myśli”, która „nie pozwala im wyjść z ciasnej bańki”, w której sami się zamknęli.

    „Pytanie: czy wiedzą, że wolność, prawa kobiet, godność osoby, o co rzekomo walczą zawdzięczają nauce Chrystusa? Wszystko, co najlepsze w naszej cywilizacji, jest produktem ewangelizacji”, zauważa.

    „To zniewolenie, ludobójstwo – najbardziej tragiczne i haniebne karty dziejów są skutecznym odrzuceniem Prawa Bożego. To odrzucenie często przyjmowało formę pastiszu chrześcijaństwa i bluźnierczego prywatyzowania dla własnych ideologicznych celów osoby Jezusa Chrystusa”, podsumowuje Jan Pospieszalski.

    z tygodnika „Gazeta Polska”TK/PCh24.pl

    ***************************************************************************

    1 sierpnia PIERWSZA SOBOTA MIESIĄCA

    Spowiedź święta w kościele św. Szymona: 14.00 – 16:00  Oczywiście jest też możliwość w innym czasie – wtedy proszę umówić się indywidualnie z ks. Marianem.

    *****

    MSZA ŚWIĘTA z XVIII NIEDZIELI ZWYKŁEJ o godz. 18.00 w kaplicy-izbie JEZUSA MIŁOSIERNEGO

    Obraz

    po MSZY ŚW. – NABOŻEŃSTWO WYNAGRADZAJĄCE

    za zniewagi i bluźnierstwa, które są również popełniane przez Polaków przeciwko Matce Bożej.

    ***

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    https://www.facebook.com/odnowaglasgow

    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    ***********

    Kiedy stanie się cud? Ku przypomnieniu i wołaniu o nowy cud!

    Siostra Łucja w swoich wspomnieniach pod datą 13 lipca 1917 roku zamieściła następujący fragment rozmowy z Matką Bożą: „Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje.

    – Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc! W październiku powiem, kim jestem i czego chcę, i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.

    Jak wiemy, w październiku, w czasie szóstego i ostatniego spotkania fatimskich dzieci z Matką Boża rzeczywiście stał się cud. Słońce na oczach ponad 70 tys. ludzi zebranych w Cova da Iria zatańczyło na firmamencie nieba i rozbłysło kolorami tęczy. Fakt ten lotem błyskawicy obiegł całą Portugalię i skruszył skorupę wszelkiej niepewności co do tego, iż Maryja przemówiła w Fatimie. Zapytać można: po co był ten cud? Aby ludzie uwierzyli! Uwierzyli, ale w co? W to, że Maryja ukazała się trójce małych dzieci w Fatimie? O to prosiła Łucja. Jednak Matka Boża zapowiedziała cud, aby ludzie uwierzyli w to, co Ona przekazała w Swoim Przesłaniu – a to o wiele więcej. Jak można wyczytać z kart historii, Portugalia nie tylko uwierzyła w fakt ukazania się Matki Bożej, lecz dogłębnie przejęła się treścią słów Fatimskiej Pani skierowanych do świata. Taniec słońca, który dokonał się na ich oczach, w jakimś sensie zapalił ich do działania. Portugalia zrozumiała, iż tylko „pomoc Boża może ocalić świat. Chce jednak Bóg, byśmy z Nim współpracowali, dlatego poleca skuteczne środki: modlitwę, pokutę, a nade wszystko różaniec święty. Nie może być cienia wątpliwości, że tę zdumiewającą zmianę ducha w narodzie zawdzięczać trzeba wstawiennictwu Najśw. Panny z Fatima i posłusznemu spełnianiu przez lud portugalski zlecenia, jakie dała przez usta trzech małych dzieci” –  przypominał Rycerz Niepokalanej w maju 1946 roku.

    Jeśli Bóg rzeczywiście przemówił w Fatimie przez Maryję, to czy można ociągać się z wypełnieniem tego, o co prosiła sama Maryja? Portugalia uwierzyła, że do Fatimy posłał Bóg Maryję z orędziem nadziei. Uwierzyła tzn. przyjęła treść Fatimskiego Przesłania i podjęła starania by uczynić zadość prośbom Pani z Nieba. W 1931 roku, w pierwszą rocznicę zatwierdzenia przez Kościół objawień w Fatimie, w ramach dziękczynnej pielgrzymki do Fatimy, Portugalia poświęca się Niepokalanemu Sercu Maryi. Dzięki temu poświęceniu dokonanemu przez biskupów w Fatimie, Portugalia została w sposób cudowny ocalona przed rewolucją komunistyczną, niszczącą sąsiedni kraj – Hiszpanię. Również w obliczu zbliżającej się II wojny światowej, w 1938 r., Portugalia ponowiła poświęcenie się Niepokalanemu Sercu. Można powiedzieć, iż ponownie dokonał się cud, gdyż po ludzku jest czymś niezrozumiałym, że Portugalia do końca II wojny światowej zdołała zachować swoją neutralność. Ten niezaprzeczalny fakt jest wołaniem skierowanym do całego świata, który cierpi i szuka w nieskończoność różnych dróg ratunku. Czy był to przypadek? Słowa z listu Siostry Łucji do papieża Piusa XII w 1940 roku nie pozostawiają tu żadnych wątpliwości: „Pan nasz obiecał roztoczyć specjalną opiekę nad Portugalią w czasie tej wojny ze względu na poświęcenie narodu Niepokalanemu Sercu Maryi przez biskupów portugalskich, jako dowód łask, które będą udzielone innym narodom, jeżeli – jak Portugalia – poświęcą się Jemu”. Nie tylko zatem nie jest to przypadek, lecz Boża pedagogia, która przez tak spektakularne znaki roznieca w ludziach wiarę i pobudza ich do działania.

    Fakt ten był o tyle wymowny, iż w 1942 roku papież Pius XII, by ratować świat w czasie II wojny światowej, zdecydował się uczynić to, o co prosiła Maryja w Fatimie. Dokonał aktu poświęcenia świata i Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi, w chwili gdy potęga niemiecka zdawała się sięgać zenitu, a co po ludzku nie miało żadnego większego znaczenia dla świata. I znów dzieją się rzeczy, które nad wyraz stają się wymowne. Otóż dwa miesiąca po poświęceniu, którego dokonał Papież w dniu 8 grudnia 1942 roku, potęga niemiecka załamuje się pod Stalingradem. Dzieje się to 2 lutego 1943 roku , czyli w święto M. B. Gromnicznej, a wojna się kończy 15 sierpnia 1945 roku – we Wniebowzięcie N.M.P., kapitulacją Japonii. Co więcej, jak zauważają historycy, zwycięstwa na frontach II wojny, które miały decydujące znaczenie w jej przebiegu, dokonały się w święta maryjne. Fakt ten jest przywoływany w polskiej prasie katolickiej w 1945 roku, jako argument mobilizujący wiernych do tego by, jak najlepiej przygotowali się do aktu poświecenie Niepokalanemu Sercu Maryi.

    Decyzja o poświęceniu narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi zapadła na Jasnej Górze podczas Plenarnej Konferencji Episkopatu Polski, która odbyła się w dniach 3-4 października 1945 r., a więc w pierwszych miesiącach po zakończeniu działań wojennych i u początku życia Kościoła w zupełnie nowej dla niego sytuacji. Prymas Polski kard. A. Hlond w odezwie do Polaków podkreślił, iż „przywiązujemy wielką wagę do uroczystego oddania się narodu Niepokalanej Dziewicy, o ile akt ten dokonany zostanie z wiarą i uzupełniony będzie czynem”. Dlatego też akt poświęcenia dokonał się w każdej rodzinie, później w każdej parafii, następnie w każdej diecezji. Dopełnieniem był uroczysty akt dokonany 8 września 1946 r., kiedy to cały Episkopat i ponad milionowa rzesza pielgrzymów na Jasnej Górze poświęciła Polskę Niepokalanemu Sercu Maryi. Akt ten miał stać się fundamentem odradzającej się po wojnie Rzeczpospolitej, której groziło ze wschodu jeszcze większe niebezpieczeństwo. Kiedy więc dziś pytamy o czasy komunizmu w Polsce, czy nie dostrzegamy istotnych różnic w jego obrazie w stosunku do NRD, Czechosłowacji czy Republik Radzieckich. Czy to, iż w Polsce ze świątyń nie uczyniono magazynów, to że w kościołach Polak mógł czuć się wolny, to przypadek?

    Tak jak poprzednio słowa Siostry Łucji nie pozostawiają żadnych złudzeń, tak również fakt, iż Papież Polak w obliczu „nuklearnego konfliktu” i szerzącego się ateizmu wschodu i materializmu zachodu, jako ratunek wskazał Niepokalane Serce, jest aż nader wymowny. W zupełnie innych czasach Jan Paweł II decyduje się na akt, o który prosiła Maryja w Fatimie i poświęca świat i Rosję Jej Niepokalanemu Sercu. Akt czyniący zadość prośbie Maryi dokonuje się w Rzymie 25 marca 1984 roku. Słowa Papieża wypowiedziane w kolegialnej jedności z wszystkimi biskupami świata, przed obliczem figury Matki Bożej, którą przywieziono z Fatimy,  nie pozostawiają wątpliwości, iż Papież jest posłuszny wezwaniom Maryi z Fatimy. Czy jednak w perspektywie ludzkiej logiki miały one moc odmienić oblicze świata? Dlaczego więc rok później obejmuje rządy na Kremlu Michaił Gorbaczow? Rozpoczęła się również tzw. pierestrojka, przebudowa systemu, która otworzyła imperium na świat. Poczynając od Polski, zaczęły odzyskiwać swoją suwerenność, wolność religijną także inne narody należące do bloku komunistycznego. Dlaczego 1 grudnia 1989 r. sam Michaił Gorbaczow w czasie nieoczekiwanego spotkania z Janem Pawłem II w Watykanie wyznał, że Papież Słowianin wywarł decydujący wpływ  zarówno na niego samego, jak i na wydarzenia, które doprowadziły do rozpadu bloku radzieckiego.

    Pozostaje jeszcze na koniec jedno najtrudniejsze pytanie: dlaczego zło wciąż odżywa? Boże interwencje wydają się być niezaprzeczalne, a jednak nie doświadczamy w pełni wypełnienia się obietnicy Matki Bożej z Fatimy, iż nadejdzie czas pokoju i triumfu Jej Niepokalanego Serca. Odpowiedź już padła z ust bp. S. Czajki w 1947 roku, który m.in. na Konferencji Episkopatu Polski w Gnieźnie przypominał: „Sama Matka Najświętsza wyraziła życze­nie we Fatima, aby poświęcono świat Jej Niepokalanemu Sercu.  Ale jednym i tym samym zdaniem wyraziła także życzenie o Komunię św. wynagradzającą w pier­wsze soboty miesiąca”. Czy dziś, będąc świadomymi obietnic Matki Bożej z Fatimy, Bożych znaków, które dokonały się na oczach całego świata, pamiętamy, że powinniśmy nieustanie poświęcać się Niepokalanemu Sercu, wynagradzać za grzechy świata w pierwsze soboty miesiąca oraz odmawiać codziennie różaniec? Kiedy zatem stanie się cud, gdy od świadomości przejdziemy do czynów?

    Sekretariat Fatimski

    ********

    Pokuta w świetle orędzia Matki Bożej Fatimskiej

    Portugal Kinder von Fatima (picture-alliance/dpa)

    POKUTA w Orędziu Fatimskim ma znaczenie bardzo szerokie, to nie są tylko nadzwyczajne, bohaterskie akty pokutne, które napewno są Panu Bogu miłe a dla nas potrzebne, ale w znaczeniu Fatimy to przede wszystkim nasze codzienne czynności.

    W 1916 roku, Anioł w swoim drugim Objawieniu, nie tylko wzywał dzieci do modlitwy ale powiedział: “Ofiarujcie bezustannie Najwyższemu modlitwy i umartwienia”

    Łucja zapytała: “Jak mamy się umartwiać?”

    – “Z wszystkiego, co tylko możecie, zróbcie ofiarę jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi On jest obrażany i dla uproszenia nawrócenia grzeszników.”

    Duchowość jaka rozwijała się w dzieciach nie była duchowością egoistyczną, mającą na względzie tylko ich osobiste zbawienie. Posłuchajmy co Łucja opowiada o wizycie u chorej Hiacynty w szpitalu:

    “Zastałam ją radosną taką jak zwykle. Uściskała mnie a ja ją zapytałam czy bardzo cierpi. “Tak – odpowiedziała – cierpię, ale ofiarowuję to za grzeszników i jako wynagrodzenie Niepokalanemu Sercu Maryi”

    Całe nasze życie i wszystko co w nim istnieje możemy składać Bogu w ofierze jako wynagrodzenie i błaganie o nawrócenie biednych grzeszników.

    Punktem szczytowym tej wynagradzającej ofiary jest Ofiara Krzyża uobecniająca się w każdej Mszy Św., kiedy Jezus Chrystus oddaje siebie w ofierze a my uczestnicząc we Mszy św. do tej największej Ofiary dodajemy nasze własne osobiste ofiary – naszego życia codziennego.

    Z Fatimy dobiega do nas wezwanie do uświęcania całego naszego życia, każdej, nawet njdrobniejszej czynności którą wykonujemy, tych naszych powszednich obowiązków które są wynikiem naszego powołania. Ale wszystkie nasze ofiary mają wartość jedynie na mocy ofiary jaką złożył Syn Boży, stając się człowikiem i będąc całkowicie zjednoczony ze Swoim Kościołem.

    Jakiego rodzaju pokuty, zażądało Niebo poprzez Fatimskie dzieci?
    18 sierpnia 1940r. Siostra Łucja napisała do swojego kierownika duchowego:

    “Czuję że należy ludziom uświadomić że obok znaczenia wielkiego zaufania w Boże Miłosierdzie i w opiekę Niepokalanego Serca Maryi, równie ważna jest potrzeba modlitwy i pokuty – a specjalnie świadome unikanie grzechu…”

    4 maja 1943r. siostra Łucja pisze:

    “…Bóg pragnie aby duszom wyjaśnić że PRAWDZIWA POKUTA, KTÓREJ ON OBECNIE ŻĄDA, to przede wszystkim ofiara z wypełnienia naszych religijnych i codziennych obowiązków…”

    To stwierdzenie siostry było powodem przeprowadzonego z nią wywiadu w czasie którego padło pytanie: “Siostro Łucjo, kiedy Matka Boża prosiła o ofiary, czy miała na myśli głównie zachowywanie X Przykazań?”

    Łucja odpowiedziała:

    “W naszym odczuciu była to prośba o “ofiary dobrowolnie podejmowane”, oczywiście z zachowaniem Dekoalogu, jako że żadnej wartości nie miałyby składane ofiary gdyby nie były zgodne z Dekalogiem.”

    Tłumaczy dalej siostra Łucja że w roku 1917 Maryja mówiła o ofiarach i o pokucie, i wtedy dzieci zrozumiały to jako ofiary podejmowane samorzutnie. Natomiast w 1940 roku “Maryja ponownie prosiła o ofiary i pokutę, ale w odniesieniu do wypełniania obowiazków religijnych i obowiązków wynikających z powołania i stanu.

    “POKUTA jakiej obecnie Bóg od nas wymaga to: ofiara, którą każdy z nas osobiście ponosi ażeby prowadzić życie sprawiedliwe z zachowywaniem Bożego Prawa. Bóg pragnie aby uświadomić z całą mocą, i wyjaśnić że wiele ludzie uznając pokutę jako akty nadzwyczajne surowe nie czują się na siłach do podejmowania ich – co prowadzi do zniechęcenia i trwania w obojętności i grzechu.”

    WYPEŁNIANIE CODZIENNYCH OBOWIĄZKÓW I ZACHOWYWANIE BOŻEGO PRAWA – TO POKUTA JAKIEJ BÓG OD NAS OCZEKUJE .

    Najbardziej istotną treść fatimskiego orędzia stanowi nie tylko różaniec odmawiany każdego dnia. Siostra Łucja wiele razy o tym mówi że najważniejszym elementem wprowadzania w życie fatimskiego Orędzia jest uczciwość w wypełnianiu obowiązku wynikającego z powołania jakie w życiu otrzymaliśmy. To znaczy powołanie jako mąż – ojciec, żona – matka, dziecko, uczeń, student itd.

    To znaczy że Chrześcijanin zajmujący stanowisko publiczne musi wypełniać swoją pracę zgodnie z Bożym Prawem zachowując Bożą Prawdę i być tej Prawdy świadkiem.

    W oczach świata czyny heroiczne zyskują aplauz i uznanie. Ale jest to często bardzo krótkotrwałe. Ileż jednak heroizmu potrzeba na wypełnianie dzień po dniu tych zwykłych czynności, które nigdy nie przyniosą rozgłosu, które często są niezauważane! Ile heroizmu aby sumiennie wypełnić obowiązki życia małżeńskiego, konsekrowanego, życia w samotności, życia chrześcijańskiego.

    Nie zawsze nam się układa jak byśmy sobie życzyli, ale jest to okazja do czynienia pokuty.

    Małżeństwo które pragnie dziecka, a nie może go mieć, akceptują to i czynią z tego Bogu ofiarę. Majż czasem więcej czasu na działalność charytatywną niż rodzice rodzin wielodzietnych. Jest tak wiele możliwości czynieni pokuty z tego co nam życie przynosi. Osoba która marzyła o jakiejś pracy, ale nie może jej podjąć, małżeństwo które oczekuje dziecka zaraz po urodzeniu się poprzedniego, ksiądz lub świecka osoba która głosi słowo Boże i jest odrzucana i tak wiele innych przykładów które możnaby mnozyć. To jest właśnie ofiara, której Bóg od nas oczekuje.

    Dzieci fatimskie doskonale Maryję rozumiały. One dały natychmiast odpowiedź na Jej pytanie:”Czy jesteście gotowi przyjąć na siebie wszystkie cierpienia, jakie Bóg wam ześle, jako wynagrodzenie za grzechy?”

    Dzieci odpowiedziały “Tak” i do końca były konsekwentne.

    w oparciu o dokumenty Fatimskie i książki ojca Foxa/sekretariatfatimski.pl

    *******************************


    Niepokalane Serce Maryi to ratunek dla grzeszników

    Ratunkiem dla grzeszników jest Niepokalane Serce Maryi. Droga ta budzi jednak wiele pytań, gdyż Maryja jest, jak każdy z nas, stworzeniem i człowiekiem, a nie Bogiem. Nie możemy o tym zapominać, a tym bardziej zacierać nieprzekraczalnej granicy pomiędzy Stwórcą a stworzeniem.

    A jednak to właśnie Bóg pragnie ustanowić nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Na ten argument wskazuje s. Łucja, podając racje uzasadniające dla tego właśnie nabożeństwa. Na pytanie, dlaczego takie nabożeństwo, odpowiedziała krótko i jednoznacznie: „Ponieważ Bóg tak chce”.

    Jedność Serc Jezusa i Maryi

    Nazwa nabożeństwa wskazująca na Maryję to jeden aspekt, drugi to jego właściwa treść, a ona wskazuje na Jezusa, który jest jedynym celem, ku Niemu zmierzamy poprzez Niepokalane Serce Maryi. Tak więc nazwa nabożeństwa bezpośrednio wiąże się z Maryją, jego istota jest jednak jednoznaczna: Jezus, ku któremu zmierzamy poprzez sakramentalną spowiedź, różaniec, medytację oraz przyjęcie Komunii świętej. Nie sposób zatem nie dostrzec w fatimskim przesłaniu bardzo wymownej i głębokiej jedności Serca Jezusa i Serca Maryi. Odnajdujemy ją już w pierwszych słowach Anioła, który ukazał się dzieciom: „Serce Jezusa i Maryi słuchają z uwagą waszych próśb” czy też: „Serce Jezusa i Maryi chcą przez was okazać (światu) wiele miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Największemu modlitwy i umartwienia”. Jakże piękne i wymowne w tym kontekście są słowa cierpiącej Hiacynty, która w ostatnich miesiącach życia, wiedząc, że odchodzi z tego świata, z takim apelem zwróciła się do Łucji. „Już niedługo pójdę do nieba. Ty tu zostaniesz, aby ludziom powiedzieć, że Bóg chce wprowadzić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Kiedy nadejdzie czas, aby o tym mówić, nie kryj się. Powiedz wszystkim ludziom, że Bóg daje nam łaski za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi, że ludzie muszą je uprosić przez to Serce, że Serce Jezusa chce, aby obok Niego wielbiono Niepokalane Serce Maryi. Niech proszą o pokój Niepokalane Serce Maryi, bo Bóg temu Sercu powierzył pokój na świecie. Ach, gdybym mogła włożyć w serca wszystkich ludzi ogień, który płonie w głębi mojego serca i który sprawia, że kocham tak bardzo Serce Jezusa i Serce Maryi!”.

    Droga przez Serce Maryi

    Wolą Boga jest, by obok Serca Jezusa uwielbiano Niepokalane Serce Maryi. Nie sposób wyobrazić sobie innej drogi ku Bogu, skoro to On taką drogę wybiera, by przez Niepokalane Serce Maryi stać się Człowiekiem. Sam Bóg wskazuje nam tę drogę, a zatem, choć racjonalność podsuwa nam wiele wątpliwości i pytań, nie możemy dać się zwieść, by Bogu dyktować nasze ludzkie rozwiązania. Jakże dobitnie wyraził to kard. Joseph Ratzinger w komentarzu do trzeciej części fatimskiej tajemnicy. „By ratować dusze przed piekłem, wskazany zostaje – ku zaskoczeniu ludzi anglosaskiego i niemieckiego kręgu kulturowego – kult Niepokalanego Serca Maryi”.

    Bóg jest pokorny

    Zjednoczenie Serc Jezusa i Maryi to wzór dany nam przez Boga, ale pozostaje jeszcze pytanie o to, gdzie jest nasze serce. Możemy rozważać prawdę o Najświętszym Sercu Jezusa i Niepokalanym Sercu Maryi, ale nie chodzi tu o teologiczne spekulacje, lecz o to, by nasze serca były jak najbliżej Jezusa i Maryi. Sam Bóg nam to wskazuje, do tego zaprasza i głosem małego dziecka mobilizuje nas do tego, byśmy podjęli wskazaną nam drogę. To, co zostało zapowiedziane przez Maryję w lipcu 1917 r., że przyjdzie jeszcze raz, by żądać poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu i Komunii świętej wynagradzającej w pierwsze soboty, to również znalazło swoje wypełnienie kilka lat później. „10 grudnia 1925 r. zjawiła się Najświętsza Panna w Pontevedra, a z boku w jasności Dzieciątko. Najświętsza Dziewica położyła Łucji rękę na ramieniu i pokazała cierniami otoczone serce, które trzymała w drugiej ręce. Dzieciątko powiedziało: «Miej współczucie z Sercem Twej Najświętszej Matki, otoczonym cierniami, którymi niewdzięczni ludzie je wciąż na nowo ranią, a nie ma nikogo, kto by przez akt wynagrodzenia te ciernie powyciągał»”.

    Bóg – jako Dziecię Jezus – zabiega, pyta, zachęca, prosi o nabożeństwo do Serca Jego Matki. Droga naszego uświęcenia ma prowadzić przez Serce Maryi, być wyrazem naszej miłości, nie dziwi więc fakt, że taka forma prośby współgra z treścią wizji. Jezus ukazuje się nie jako Pan i Król Wszechświata, lecz jako Dziecko, które prosi i żebrze o miłość dla swojej Matki. Zatem nie respekt wobec autorytetu i wszechmocy Boga ma być argumentem co do wyboru wskazanej drogi, lecz szczera i dobrowolna miłość. Nasza odpowiedź nie powinna brać się z przymusu czy też wyrachowania, lecz być tak naturalną, jak odpowiedź na prośbę bezbronnego dziecka, które pokornie prosi o miłość dla swojej matki.

    ks. Krzysztof Czapla SAC

    Portugalia | Pomnik Matki Bożej Różańcowej
    Pomnik Matki Bożej Różańcowej/Fatima (by wsavespublicart)

    ************************************************************************

    ŻYWY RÓŻANIEC

    Bogu niech będą dzięki!

    Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk ks. Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.

    Oby Matka Boża była coraz bardziej znana i umiłowana!

    „Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.

    (św. Josemaria Escriva do Balaguer)

    Maltańczycy wracają do różańca
    foto: Pixabay
    ***


    INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA MIESIĄC SIERPIEŃ 2020

    Intencja powszechna: 


    Módlmy się za ludzi morza – wszystkie osoby, które pracują oraz żyją na morzu, łącznie z marynarzami, rybakami oraz za ich rodziny.

    Zobacz więcej / wideo —> Vaticannews.va: Papieska intencja modlitewna na sierpień – za ludzi morza

    ***

    Intencje Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji: 

     Za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego. 

    Za papieża Franciszka, aby Duch Święty go prowadził, a św. Michał Archanioł strzegł. 

    Dziękczynna – z racji setnej rocznicy dwóch cudownych darów Bożej Opatrzności danych nie tylko dla naszej Ojczyzny. 

    ** 

    … “Wiecie, że urodziłem się w roku 1920, w maju, w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę. I dlatego noszę w sobie od urodzenia wielki dług w stosunku do tych, którzy wówczas podjęli walkę z najeźdźcą i zwyciężyli, płacąc za to swoim życiem. Tutaj, na tym cmentarzu, spoczywają ich doczesne szczątki. Przybywam tu z wielką wdzięcznością, jak gdyby spłacając dług za to, co od nich otrzymałem”…
    (z przemówienia św. Jana Pawła II podczas nawiedzenia cmentarza Ofiar Wojny 1920 r. w Radzyminie)   
    ***

    Dodatkowa intencja dla Róży św. Moniki i Matki Bożej Częstochowskiej (II): powierzamy Bożej Matce i Jej Synowi, którego życie rozważamy w różańcu, 
    drogi wzrastania dzieci, za które modlimy się w tej Róży. 

    ************************************************************************

    Spotkania z Matką – 13 czerwca 1917

    Spotkania z Matką 13 czerwca 1917
    ZASOBY INTERNETU, MONTAŻ STUDIO GN
    ***

    Wieść o objawieniu z 13 maja rozniosła się. Miesiąc później przy dębie w Cova da Iria wraz z dziećmi pojawiło się około 50 osób. „Zrozumieliśmy, że Niepokalane Serce Maryi znieważane przez grzechy pragnie zadośćuczynienia” – wspomina Łucja.

    Rodzice Łucji po pierwszym objawieniu zachowali postawę niedowierzania. Ona sama też walczyła z myślami, zastanawiała się, czy nie ulega jakiejś diabelskiej pokusie. Rodzice Hiacynty i Franciszka również zachowywali dystans. Ostatecznie nikt z bliskich dzieci nie poszedł na miejsce objawień 13 czerwca. Tego dnia przypada święto św. Antoniego, otoczonego wielkim kultem w Portugalii, ponieważ pochodził on z Lizbony. W kościele w Fatimie obchodzono odpust. Tego dnia odświętnie ubrane dzieci powędrowały pod dąb w Cova da Iria. Wokół nich zgromadziło się około 50 osób. Po odmówieniu Różańca dzieci znowu zobaczyły rozbłysk jasnego światła, które zbliżało się do nich (nazywały to błyskawicą). Troje pastuszków uklęknęło u stóp dębu. Matka Boża ukazała się im nad drzewem w taki sam sposób jak w maju. Łucja rozpoczęła rozmowę z Maryją, którą zrelacjonowała następująco:

    – Czego Pani sobie życzy ode mnie?

    – Chcę, żebyście przyszli tutaj dnia 13. przyszłego miesiąca, żebyście codziennie odmawiali Różaniec i nauczyli się czytać. Później wam powiem, czego chcę.

    Prosiłam o uzdrowienie jednego chorego.

    – Jeżeli się nawróci, wyzdrowieje w ciągu roku.

    – Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba.

    – Tak! Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak tu zostaniesz przez jakiś czas. Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie Mnie poznali i pokochali. Chciałby ustanowić na świecie nabożeństwo do Mego Niepokalanego Serca.

    – Zostanę tu sama? – zapytałam ze smutkiem.

    – Nie, moja córko! Cierpisz bardzo? Nie trać odwagi. Nigdy cię nie opuszczę, Moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga.

    W tej chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa, otworzyła swoje dłonie i przekazała nam powtórnie odblask tego niezmiernego światła. W nim widzieliśmy się jak gdyby pogrążeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się stać w tej części światła, które wznosiło się do nieba, a ja w tej, które się rozprzestrzeniało na ziemię. Przed prawą dłonią Matki Boskiej znajdowało się Serce otoczone cierniami, które wydawały się je przebijać. Zrozumieliśmy, że było to Niepokalane Serce Maryi, znieważane przez grzechy ludzkości, które pragnęło zadośćuczynienia.

    Maryja zapowiedziała więc rychłą śmierć Hiacynty i Franciszka oraz niełatwą misję Łucji. Dzieci miały później sporo kłopotów. Zadawano im mnóstwo pytań, otaczała je nieufność. Miejscowy proboszcz na wieść o objawieniach szczegółowo przepytał pastuszków i nie dawał im wiary. Łucja wspomina później, że podczas tego drugiego objawienia zrozumiała, że jej misją będzie szerzenie nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi. Matka Boża przekazała jej tę misję jako wolę samego Jezusa („Jezus chce…”). Od tego czasu towarzyszyło jej poczucie opieki i bliskości Maryi, zgodnie z obietnicą Pani z Fatimy. Łucja wyznaje: „Poczułam się pokrzepiona tą obietnicą, pełna ufności, pewna, że Pani nigdy by mnie samej nie zostawiła, że to Ona poprowadzi mnie, pokieruje moimi krokami na drogach życia, gdziekolwiek Bóg zechce mnie zaprowadzić”. I w innym miejscu: „Niepokalane Serce Maryi jest moją ucieczką, przede wszystkim w bardzo trudnych chwilach. Tam czuję się bezpieczna. Ta pewność tak mnie pociesza i raduje. W nim [w Sercu Maryi] znajduję pociechę i siłę”.

    ks. Tomasz Jaklewicz/GOŚĆ NIEDZIELNY

    *************

    Trzecie objawienie Matki Bożej we Fatimie. Wizja piekła

    fot. MAŁY DZIENNIK.PL
    ***

    13 lipca 1917 r. krótko po naszym przybyciu do Cova da Iria do dębu skalnegogdy odmówiliśmy różaniec z licznie zebranymi ludźmi, zobaczyliśmy znany już blask światła, a następnie Matkę Boską na dębie skalnym.

    – „Czego sobie Pani ode mnie życzy?” – zapytałam.
    – „Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać”.
    – „Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje”.
    – „Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc! W październiku powiem, kim jestem i czego chcę, i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.

    Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Nasza Dobra Pani powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać. I w dalszym ciągu mówiła:
    – „Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi”.

    Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach.
    Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle.

    Przerażeni, podnieśliśmy oczy do Naszej Pani szukając u Niej pomocy, a Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:
    – „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, wielu przed piekłem zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi. Ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa Xl rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, (ma na myśli nadzwyczajne światło północne, które widziano w nocy 25 stycznia 1938 r. w całej Europie, także w Polsce. Łucja uważała je wciąż za znak obiecany z nieba) wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie, będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.
    Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła, dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć. Różne narody zginą. Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd. Tego nie mówcie nikomu; Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”.

    Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:
    – „Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?”
    – „Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej”.

    I jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu. 

    Siostra Łucja wspomina, że wizja piekła do tego stopnia przerażała siedmioletnią Hiacyntę, „że wszystkie kary i umartwienia wydawały się jej zbyt małe, aby uzyskać u Boga łaskę wybawienia niektórych dusz. Jak to się stało, że Hiacynta taka mała, mogła zrozumieć ducha umartwienia i pokuty i z takim zapałem mu się oddać. Wydaje mi się, że była to najpierw szczególna łaska, której Bóg za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi chciał udzielić, a potem widok piekła i nieszczęścia dusz, które się tam dostają. Niektórzy ludzie, nawet pobożni, nie chcą dzieciom mówić o piekle, żeby ich nie przerażać, ale Bóg nie zawahał się pokazać go trojgu dzieciom, z których jedno miało zaledwie 8 lat.. Hiacynta często siadała na ziemi lub na jakimś kamieniu i zadumana zaczynała mówić: «Piekło, piekło, jak mi żal tych dusz, które idą do piekła, i tych ludzi, którzy tam żywcem płoną, jak drzewo w ogniu.» Drżąc klękała z rękami złożonymi, aby powtarzać modlitwę, której Pani nasza nas nauczyła: 0 mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego Miłosierdzia. Obecnie Ekscelencja rozumie, dlaczego ostatnie słowa tej modlitwy odnoszą się do dusz, które znajdują się w największym lub najbliższym niebezpieczeństwie potępienia.”

         Tuż przed swoją śmiercią przebywając w szpitalu w Lizbonie Hiacynta długie godziny spędzała na modlitwie, z jej pokoiku widać było wnętrze kościoła i tabernakulum. Adorowała Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Kilka razy odwiedziła ją Matka Boża. Po tych odwiedzinach zwierzała się siostrze Godinho przekazując jej to, co usłyszała od Matki Bożej.

         Między innymi Maryja powiedziała jej, że „najwięcej ludzi trafia do piekła przez grzechy nieczystości”. Mówiła również: „Gdyby ludzie wiedzieli, czym jest wieczność, na pewno uczyniliby wszystko, by odmienić swoje życie. Pojawią się na świecie mody, które będą obrażać naszego Pana. Ludzie, którzy służą Bogu, nie mogą być niewolnikami mody. W Kościele nie ma miejsca na mody. Bóg jest zawsze ten sam.”

         Według relacji s. Łucji Franciszek, w przeciwieństwie do swojej siostry Hiacynty, był mniej przejęty wizją piekła, „choć zrobiła na nim wielkie wrażenie. Całą swoją uwagę skupił na Bogu, który jest Trójcą Przenajświętszą w tym świetle ogromnym, które nas przenikało do głębi duszy. Potem powiedział: myśmy płonęli w tym świetle, które jest Bogiem, i nie spaliliśmy się. Jakim jest Bóg, tego nie można by powiedzieć. Tego właśnie nikt nie zdoła wypowiedzieć.”

    ***

    Łańcuch ocalenia
    Fragment malowidła “Sąd ostateczny” Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, przedstawia człowieka ratującego innych za pomocą różańca

    ***

    „Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).

    ************************************************************************

    Spotkania z Matką – 19 sierpnia 1917

    Spotkania z Matką 19 sierpnia 1917
    EPA /PAP, MONTAŻ STUDIO GN
    ***

    W sierpniu Maryja nie zjawiła się 13. dnia miesiąca w Cova da Iria, ponieważ dzieci zostały zatrzymane przez miejscowego starostę. Objawienie miało miejsce 19 sierpnia w Valinhos.

    To była ciężka próba dla fatimskich dzieci. Lokalny starosta, niejaki Artur de Oliveira Santos, postanowił położyć kres „zabobonom” i wezwał rodziców z dziećmi na przesłuchanie do starostwa w Vila Nova de Ourém. Starosta przesłuchiwał dzieci, usiłując wydobyć z nich tajemnicę. Ponieważ pastuszki nie chciały niczego zdradzić, posunął się do zamknięcia ich w więzieniu. Opowiadał, że zostaną wrzucone do kotła z rozgrzanym olejem. Dla dzieci, które miały od 7 do 10 lat, była to psychiczna tortura. Zniosły ją dzielnie. Były autentycznie gotowe oddać życie za dochowanie wierności Matce Bożej. Tymczasem 13 sierpnia w Cova da Iria zgromadził się kilkutysięczny tłum, który czekał na Maryję przy dębie. Kiedy dzieci wróciły w końcu do domu 15 sierpnia, były pełne smutku, że nie spotkały się z Panią z nieba.

    Maryja ukazała się im jednak kilka dni później. Najprawdopodobniej 19 sierpnia. Łucja wspomina:

    „Kiedy z Franciszkiem i jego bratem Janem prowadziłam owce do miejsca, które się nazywa Valinhos, odczułam, że zbliża się i otacza nas coś nadprzyrodzonego. Przypuszczałam, że Matka Boska może nam się ukazać i żałowałam, że Hiacynta może Jej nie zobaczyć. Poprosiłam więc jej brata Jana, żeby po nią poszedł. Ponieważ nie chciał iść, dałam mu 20 groszy; zaraz pobiegł po nią.Tymczasem zobaczyłam z Franciszkiem blask światła, któreśmy nazwali błyskawicą. Krótko po przybyciu Hiacynty zobaczyliśmy Matkę Boską nad dębem skalnym.– Czego Pani sobie życzy ode mnie?

    – Chcę, abyście nadal przychodzili do Cova da Iria trzynastego i odmawiali codziennie Różaniec. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.

    – Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?

    – Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz nosiła ty z Hiacyntą i dwie inne dziewczynki ubrane na biało, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać.

    – Chciałam prosić o uleczenie kilku chorych.

    – Tak, niektórych uleczę w ciągu roku – i przybierając wyraz smutniejszy, powiedziała: wiele czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił.

    I jak zwykle zaczęła unosić się w stronę wschodu”.

    ks. Tomasz Jaklewicz/GOŚĆ NIEDZIELNY

    *******************************************

    76. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego.

    fot. Kamil Szumotalski/ALETEIA

    ***

    Grzegorz Kucharczyk: Krakowskie Przedmieście – dziesięć lat później


    Grzegorz Kucharczyk: Krakowskie Przedmieście – dziesięć lat późniejfot. Jerzy Pawleta/ Forum


    Profanacja figury Zbawiciela przy bazylice Świętego Krzyża w Warszawie przez komando wojujących bezbożników jest nie pozostawiającą żadnych złudzeń odpowiedzią na pojawiające się od początków pandemii pytanie: czy zaraza będzie czasem przemiany, nawrotem do Pana?

    Jak już wcześniej pisałem na tych łamach, wszystko wskazuje raczej na to, że będzie tak samo, tylko bardziej. Akcja profanatorów w Warszawie jest tego kolejnym, wstrząsającym dowodem.

    Profanacja Umęczonego Zbawiciela pokazuje po raz kolejny – jakże dramatycznie wyraźnie – że nie mamy tutaj do czynienia z „antyklerykalizmem”, czy – jak raczył zauważyć ks. kardynał Nycz – z „przekraczaniem granic w debacie publicznej”, ani nie nawet z chrystianofobią, tylko z chrystofobią; z nienawiścią do samego Chrystusa.

    Nienawiść do Zbawiciela zawsze skutkowała i skutkuje także w naszych czasach nienawiścią do Jego wyznawców (chrystianofobia) oraz do założonego przez Niego Kościoła (antykatolicyzm). Ale trzeba mieć świadomość tego, że u początku jest nienawiść do samego Zbawiciela. Tak rozrasta się cywilizacja nienawiści, której innym imieniem jest cywilizacja śmierci. I odwrotnie – miłość do Zbawiciela, pożądanie Jego Królestwa, tj. takiej rzeczywistości duchowej, kulturowej i społecznej, gdzie On jest na pierwszym miejscu, daje początek cywilizacji miłości, której innym imieniem jest cywilizacja życia.

    Na tym w największym skrócie polega starcie cywilizacji, które obserwujemy i którego jesteśmy uczestnikami. Ważne jest jednak, by pamiętać o korzeniach tej nienawiści; o tym, Kto tak naprawdę jest przedmiotem ataku. Rok temu komanda wojujących bezbożników profanowały jasnogórski wizerunek Królowej Polski. Dzisiaj profanują wizerunek niosącego Krzyż Zbawiciela. Jakże nie przywołać w tym kontekście słów abp. Fultona Sheena, który niejednokrotnie podkreślał, że ci, którzy odrzucają Matkę Bożą zawsze też – wcześniej czy później – odrzucą Jej Syna. Na naszych oczach spełnia się ta prawidłowość.

    Profanacja na Krakowskim Przedmieściu miała miejsce niemal dziesięć lat po satanistycznym sabacie wokół krzyża postawionego przed pałacem Prezydenckim, upamiętniającym ofiary katastrofy smoleńskiej. Wtedy, w sierpniu 2010 roku widzieliśmy jak „młodzi, wykształceni z dużego miasta” naigrywali się z Męki Chrystusa tworząc krzyże z puszek po piwie oraz umieszczając pluszaki na krzyżach. Podobnie jak wtedy, również teraz biskup miejsca, na którym te straszliwe bluźnierstwa działy się, schował tchórzliwie głowę w piasek.

    Zły nienawidzi znaków przypominających rozstrzygającą bitwę, którą przegrał, mimo że Wódz Życia w niej poległ. Stąd z taką lubością atakuje wszystko, co przypomina jego nieodwracalną klęskę z rąk Tego, który na Golgocie zlikwidował nasz zapis dłużny.

    Trzecia bitwa o Warszawę trwa na naszych oczach, przy czym Warszawa jako stolica jest symbolem całej Polski. Sto lat temu pierwsza z tych batalii zakończyła się odepchnięciem bolszewickich hord. W 1944 roku barykady oddzielające cywilizację miłości od barbarzyńców germańsko – azjatyckich szły w poprzek Miasta, nawet w poprzek archikatedry warszawskiej. Figura Zbawiciela z Krakowskiego Przedmieścia została wówczas zwalona. Dzisiaj zagrożenie „motłochowo – radykalne” (Z. Krasiński) rozlewa się po naszych miastach, szkołach, szturmuje nasze świątynie, na podobieństwo Heroda ubierającego na pośmiech umęczonego Zbawiciela w lśniące szaty, „przystraja” Go we flagi tęczowej rewolucji. To dopiero początek, ale przecież On zwyciężył świat.

    Grzegorz Kucharczyk/ POLONIA CHRISTIANA.pl

    *********

    Świadkowała historii

     Archiwum/wikipedia

    ***

    Figura Chrystusa sprzed kościoła Świętego Krzyża, która była świadkiem wielkich wydarzeń w historii Polski, ostatnią wojnę przetrwała cudem. Mija 70 lat od ponownego umieszczenia figury na Krakowskim Przedmieściu

    Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, kościół Świętego Krzyża przechodził z rąk do rąk. 5 sierpnia Niemcy podpalili część kościoła, a po zdobyciu go przez Powstańców ostrzeliwali pociskami artyleryjskimi, powodując wielkie zniszczenia. Gdy na początku września Niemcy ponownie zdobyli kościół i zdetonowali ładunki wybuchowe, rozbita została fasada świątyni, zniszczone ołtarze, załamało się sklepienie.

    Wtedy także figura Chrystusa dźwigającego krzyż spadła na bruk. Jak pokazują dawne zdjęcia, legła w gruzach z ręką uniesioną w górę. Tak przeleżała kilka tygodni. Już po upadku Powstania, Niemcy wywieźli figurę w nieznanym kierunku.

    W górę serca

    Warszawiacy zżyli się z figurą Chrystusa. Po raz pierwszy stanęła przed kościołem Świętego Krzyża w Warszawie w 1858 r. Jej autorem był Andrzej Pruszyński, znany warszawski rzeźbiarz, a odlano ją początkowo w cemencie. Jednak uszkodzona kilkanaście lat później przez nieznanych sprawców, została zastąpiona przez nową. Nowy odlew – tym razem z brązu – wykonał w Rzymie uczeń Pruszyńskiego – Pius Weloński.

    Pomnik ustawiono na nowym cokole z czarnego granitu, ze złoconym napisem „Sursum Corda” (W górę serca). Cementową figurę Chrystusa umieszczono na grobowcu Lubomirskich w Kruszynie (i do dziś znajduje się ona przed tamtejszym kościołem).

    Podczas sympozjum, zorganizowanego w 150-lecie powstania figury, ks. Marian Wnuk CM zwrócił uwagę, że była ona przez lata świadkiem przeróżnych wydarzeń. W marcu 1861 r. przeszła tędy wielka 150-tysięczna manifestacja patriotyczna po śmierci tzw. Pięciu Poległych, zabitych przez rosyjskich żołnierzy.

    W czasie Powstania Styczniowego figura była też świadkiem nieudanego zamachu na Fiodora Berga, rosyjskiego namiestnika i spalenia przez Rosjan fortepianu Fryderyka Chopina. Księża Misjonarze, prowadzący parafię, przechowywali archiwum powstańcze, czego następstwem była kasata zgromadzenia w 1864 r.

    Jak zrozumieć to miasto

    To o tej figurze św. Jan Paweł II mówił w 1979 r., w czasie pamiętnej Mszy św. na dzisiejszym pl. Piłsudskiego. – Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu – mówił Ojciec Święty.

    W 1920 r., w czasie wojny polsko-bolszewickiej, trwały tu nieustanne nabożeństwa i modły o zwycięstwo, w których brał udział m.in. nuncjusz Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI. W 1944 r. trwały tu jedne z najbardziej zaciętych walk powstańczych. W 1968 r. figura była świadkiem tzw. wydarzeń marcowych.

    Figura była też świadkiem pogrzebów zasłużonych Polaków, m.in.: Stanisława Moniuszki, Edwarda Odyńca, Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury, Józefa Piłsudskiego, Marii Rodziewiczównej, Jana Kiepury, Karola Szymanowskiego, Pawła Jasienicy, Stefana Kisielewskiego i Ignacego Paderewskiego.

    W przydrożnym rowie

    Po upadku Powstania Warszawskiego figurą leżącą na zgliszczach kościoła z ręką uniesioną w górę zainteresowali się Niemcy. W końcu października wywieźli ją z Warszawy w nieznanym kierunku. Figura nie świadkowała już ostatecznemu aktowi zniszczenia kościoła Świętego Krzyża, który Niemcy dokonali parę miesięcy później, kilka dni przed wycofaniem się ze zniszczonego miasta, wysadzając w powietrze wieżę, na której wisiały dzwony.

    Nie świadkowała też w styczniu 1945 r. pierwszej Mszy św. odprawionej przez ks. Antoniego Czaplę CM na gruzach kościoła i powrotowi do Warszawy Księży Misjonarzy, wywiezionych wcześniej przez Niemców.

    Figurę Niemcy najpewniej chcieli przetopić w hucie na Dolnym Śląsku. Jednak nie zdążyli. Porzucili ją na złomowisku, w przydrożnym rowie w Hajdukach Nyskich. Znaleźli i rozpoznali ją tam kilka miesięcy później, razem z pomnikiem Mikołaja Kopernika, żołnierze Berlinga.

    Na początku lipca 1945 r. odesłano figurę do Warszawy. Tu poddano ją renowacji w słynnej pracowni Braci Łopieńskich i oficjalnie przekazano jej właścicielowi: parafii Świętego Krzyża. Posąg ponownie stanął przed kościołem, został poświęcony w obecności ówczesnego prezydenta Bolesława Bieruta i przedstawicieli rządu przybyłych na odsłonięcie pomnika Mikołaja Kopernika.

    Wkrótce rozpoczęto też odbudowę kościoła. W 1951 r. ukończono odbudowę wież, a dwa lata później zrekonstruowano fasadę kościoła. W 1969 r. prymas Polski Stefan Wyszyński poświęcił rekonstruowany przez lata główny ołtarz.

    Witold Dudziński/Niedziela warszawska 26/2015

    *******

    „W każdym cierpiał Chrystus!”.

    Dzielne zakonnice w Powstaniu Warszawskim

    SIOSTRY ZAKONNE W POWSTANIU WARSZAWSKIM

    Zakonnice ustawiono w szeregu. Chwilę przed pierwszą salwą wpadł niemiecki oficer. Ranny, w piżamie szpitalnej. „Wstrzymać egzekucję! Ich nie zabijać!”. Zaświadczył, że z oddaniem i poświęceniem pielęgnowały rannych niemieckich żołnierzy. Egzekucję wstrzymano.

    Czy walka o drugiego człowieka, bez względu na jego wyznanie, pochodzenie, stan zdrowia fizycznego i psychicznego oraz morale, może być nazwana heroizmem? Z pewnością, ale dla benedyktynek samarytanek to po prostu powołanie. W sposób szczególny pokazał to czas okupacji i powstania warszawskiego…

    Siostry zajmowały się tymi, o których nikt się nie troszczył. Opiekowały się niepełnosprawnymi, chorymi umysłowo czy poniżonymi i wykluczonymi kobietami cierpiącymi na choroby weneryczne, co na owe czasy było czymś wyjątkowym. Same, jeszcze przed wojną, żyły skrajnie ubogo. Za pracę nie otrzymywały wynagrodzenia – jedynie pielęgniarki z warszawskiego Szpitala św. Łazarza pobierały skromny ryczałt (…).

    Powstanie Warszawskie. Dramat rozpoczął się 5 sierpnia

    Jednym z miejsc, w którym benedyktynki realizują swoją misję, jest warszawski Szpital św. Łazarza. Placówka od 1941 r. mieści się na skrzyżowaniu ul. Leszno 127 i Wolskiej 18. Ma kilka oddziałów, a samarytanki pomagają chorym wenerycznie na oddziale „wyklętym”, na którym świeckie pielęgniarki często brzydzą się pracować.

    Latem 1944 r. na terenie szpitala przebywa wiele samarytanek (…). Mimo że mogły zrezygnować i skryć się w murach klasztoru, zostały przy chorych. Niemal od pierwszych godzin powstania do szpitala wolskiego przyjmowano rannych powstańców i ludność cywilną, ale też przynoszonych przez sanitariuszy rannych Niemców. Siostry opiekowały się wszystkimi z takim samym oddaniem i zaangażowaniem (…).

    Dramat rozpoczął się w czarną sobotę, 5 sierpnia. Niemcy pacyfikowali Wolę – szli szturmem i niszczyli wszystko, co spotkali na swojej drodze. W tym czasie w placówce przebywało około tysiąca pięciuset osób: trzystu chorych, trzystu dopiero przyjętych rannych cywilów, kilkadziesiąt pielęgniarek, lekarzy, salowych. W piwnicach kryło się też kilkuset mieszkańców Woli, którzy mieli nadzieję na ocalenie w szpitalu, bo przecież prawo wojenne zabraniało mordowania chorych i pacyfikowania i szpitali…

    Zakonnice pielęgnowały też rannych niemieckich żołnierzy

    Słabo uzbrojona, rozproszona i nieliczna załoga powstańcza musiała się wycofać. Niemcy międzynarodowego prawa nie przestrzegają. Po południu wdzierają się do szpitalnego budynku A przy ul. Wolskiej. Salowa z Wielkopolski, która próbuje rozmawiać z nimi i pertraktować po niemiecku, ginie od kuli. Niemcy nie chcą negocjacji. Uszkadzają instalację gazową. Na szczęście komendantowi obrony przeciwlotniczej udaje się w porę odłączyć gaz. Inaczej wszyscy wylecieliby w powietrze. Napastnicy na chwilę odchodzą. Garstce Polaków udaje się uciec.

    Niedługo potem nie ma już możliwości ucieczki wydostania się z budynku: Niemcy blokują Polakom drogę salwami z karabinu maszynowego. Ponownie wkracza gromada rozjuszonych żołnierzy, którzy grabią chorych i personel z cenniejszych przedmiotów. Potem pacjentów w stanie ciężkim mordują na szpitalnych łóżkach. Z jednego z pawilonów wyprowadzają tych, którzy mogą chodzić, zaganiają do szpitalnych piwnic i zabijają strzałem w tył głowy. Osoby wyprowadzone z pawilonu przy ul. Karolkowej zaganiają na przyszpitalny dziedziniec.

    Na plac wygonili lekarzy i personel medyczny. Młodziutkie harcerki kroczyły w równym szeregu, śpiewając hymn narodowy. Na końcu szły zakonnice. „Do nich strzelali pojedynczo. Pozostałych ścięła seria z karabinu maszynowego. Ruszających się, półżywych – dobijali. Pod stosem krwawiących ciał leżała żywa harcerka. Udawała trupa i patrzyła na całą masakrę”.

    Rozstrzelano wtedy łącznie siedem zakonnic. Ocalało jedenaście, ale jak dalej potoczyły się ich losy? Niemcy oderwali je od rannych i wypędzili na rozstrzelanie. Zostały ustawione w szeregu na wprost lufy karabinu maszynowego. I niemal w ostatnim momencie, na chwilę przed pierwszą salwą, wpadł na dziedziniec niemiecki oficer. Ranny, w piżamie szpitalnej.

    – Wstrzymać egzekucję! Ich nie zabijać! – krzyczał do swoich…

    Zaświadczył, że z oddaniem i poświęceniem, nie bacząc na narodowość, zakonnice pielęgnowały rannych niemieckich żołnierzy. Egzekucję wstrzymano. Oficer był pacjentem polskich sióstr, pielęgniarek i lekarzy. Ocalił życie benedyktynkom, a wraz z nimi lekarzom, sanitariuszom, kilku pacjentom Polakom. Łącznie czterdziestu pięciu osobom.

    Exodus warszawian i siostry ratowniczki

    Po dwóch dniach straszliwych mordów na Woli w dzielnicy pojawił się dowódca oddziałów SS Erich von dem Bach-Zelewski. Wydał rozkaz: od tego czasu zabijano głównie mężczyzn, a kobiety i dzieci odsyłano do obozu w Pruszkowie. Uznał, że jest to najlepsze rozwiązanie, gdyż masowe mordy utrudniały pacyfikację powstania. Od Woli właśnie rozpoczął się dramatyczny exodus warszawian: głównym kierunkiem drogi przez mękę był najpierw Pruszków, a dokładnie: obóz przejściowy Dulag 121, skąd następnie wywożono ich do Oświęcimia, Ravensbrück i miejsc pracy przymusowej.

    Przez obóz przeszło minimum pięćset tysięcy osób. Wygnanym z Warszawy, straumatyzowanym, zmęczonym do granic możliwości i głodnym ludziom pomoc nieśli pracownicy kuchni Rady Głównej Opiekuńczej, Czerwony Krzyż, w miarę możliwości okoliczni mieszkańcy i bardzo wiele sióstr zakonnych z kilku zgromadzeń. Wśród nich ważną rolę odegrały benedyktynki samarytanki. Paradoksalnie były zarówno więźniami obozu, jak i osobami pomagającymi zamkniętym w nim warszawianom.

    Gdy nadchodziły kolejne transporty z Warszawy, samarytanki stały pod bramą i starały się przeprowadzić jak najwięcej osób z baraku piątego do innych, gdyż w nim przeprowadzano selekcję. Ratowały ich tym samym przed wywózką do obozów zagłady.

    Samarytanki przygotowywały przemyślne kryjówki dla ratowanych: w beczkach, pod wagonami, w każdym możliwym zakamarku „upychały” ludzi, by następnie umożliwić im wmieszanie się w tłum i ucieczkę. W takim kombinowaniu wsławiła się szczególnie s. Wacława, która miała dobrą intuicję i pomysły, by tworzyć coraz to nowe skrytki. „Ryzyko było ogromne, bo Niemcy dokładnie sprawdzali opróżniony z ludzi barak. Jednego razu o mało nie przypłaciłam takiej pomocy wyjazdem do obozu koncentracyjnego” – wspominała s. Charitas Soczek, osadzona w obozie i pomagająca współwięźniom.

    CHARITAS EUGENIA SOCZEK
    s. Charitas Eugenia Soczek

    Dulag 121. Kto uratował Czesława Miłosza?

    Przez pewien czas w Dulagu 121 przebywał też przyszły noblista Czesław Miłosz. Swoją tułaczkę, pobyt i ocalenie tak wspominał po latach w Rodzinnej Europie:

    Wieczorem zjawiła się odsiecz. Majestatyczna zakonnica. Nakazała mi surowo, żebym pamiętał, że jestem jej siostrzeńcem. Spokojny władczy ton i płynność jej niemczyzny zmuszały żołnierzy do niechętnego szacunku. Jej rozmowa z oficerem trwała godzinę. Wreszcie ukazała się na progu: „Szybko, szybko”. Przekroczyliśmy bramę. Nie spotkałem jej ani przedtem, ani potem i nigdy nie dowiedziałem się jej nazwiska.

    Jaka jest prawda i kto ocalił Miłosza, tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Jedno jest pewne: siostry ratowały niezależnie od pochodzenia, narodowości i wyznania. Bo przecież, jak pisała później s. Charitas Eugenia Soczek:

    W tak wielkiej biedzie, jaką stwarzała wojna, widziało się tylko potrzebującego i cierpiącego CZŁOWIEKA. Każdy był bratem, siostrą. W każdym cierpiał Chrystus!

    ZOFIA LUCYNA SZADKOWSKA
    s. Zofia Lucyna Szadkowska

    *Fragment książki A. Puścikowskiej, „Siostry z powstania”, Znak 2020
    **Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl

    *************

    Siostry sakramentki z warszawskiej Starówki – zginęły podczas adoracji

    BENEDYKTYNKI SAKRAMENTKI, POWSTANIE WARSZAWSKIEWikipedia | Domena publicznaStefan Czerniecki | 02/08/2019

    **

    Pierwszy wali się dach. Grzebiąc modlące się siostry, księży oraz zgromadzonych wiernych, którzy w klasztorze szukali bezpiecznego schronienia. Uratują się tylko te siostry, które modliły się w kamiennej piwniczce oraz pod chórem. Pozostałe odeszły. Dla nich adoracja wcale się nie skończyła. Weszła jedynie w najpiękniejszy wymiar. Najpiękniejszy czas.

    Gdy czytam źródła, zapiski, artykuły dotyczące tych kobiet, mimowolnie zaczynają drżeć mi ręce. I co? Mam teraz ja, siedząc wygodnie w fotelu, napisać o nich krótki tekst? Podczas gdy one nadludzkim wysiłkiem utrzymywały linię oporu powstania, finalnie oddając zupełnie świadomie i dobrowolnie swoje życie? Mam o nich po prostu pisać? Tylko tyle? Po chwili wątpliwości przychodzi refleksja. Tak. Na dziś tak. Chociaż tyle… Posłuchajcie więc o bohaterskich siostrach sakramentkach z warszawskiej Starówki.

    Tej samej warszawskiej Starówki, nad którą Niemcy pastwili się bez cna litości. Wybijając jedną kamienicę po drugiej. Likwidując kolejne punkty oporu. Z każdym dniem zbliżając się do kolejnego celu. A miał być nim ten właśnie klasztor. Piękny. Dostojny. Stojący tu już od prawie 250 lat. Przy ulicy Nowe Miasto. Tuż nad wiślaną Skarpą. Tutaj, gdzie każdego dnia siostry odbywały adorację Najświętszego Sakramentu. Dokładnie tak, jak wymarzyła sobie Katarzyna de Bar – adorację, która ma zadośćuczynić wszelkim bluźnierstwom oraz profanacjom.

    Byle nie musieć przerywać

    Do czasu wybuchu II wojny światowej siostry wiodły tam skromne, pełne sumiennej pracowitości życie. Haftowały, prowadziły kuchnię, tłumaczyły teksty. Wieść głosi, że wypiekały nawet komunikanty. Byle jakoś utrzymać klasztor. Byle wieczysta adoracja nie musiała zostać przerwana. Byle tylko jej nie przerywać…

    Wojna zmieniła wszystko. Warunki do przetrwania stały się jeszcze trudniejsze. Dobroduszne siostry chwytały się coraz to nowych sposobów, byle tylko zarobić na utrzymanie chleba. I znów – byle tylko nie przerywać adoracji.

    Założyły nawet tuczarnię świń, z której połowę dochodu musiały oddawać okupującym miasto Niemcom. Opracowały nowy sposób parzenia herbaty: z suchej marchwi, do której akurat miały dostęp. Taki też trunek rozdawali najbiedniejszym. A tym, którzy mieli jeszcze trudniejszą sytuację i trafili do niemieckich obozów zagłady, wysyłały paczki. Choć przecież same nie miały za wiele do jedzenia.

    Chleb po ciemku

    Wybuch powstania warszawskiego, którego 75. rocznicę obchodzimy, tchnął w siostry, jak i pewnie w większość warszawskich serc, nieco otuchy. Zaraz jednak przyszły kolejne ciosy. Do bram klasztoru co i rusz pukali kolejni mieszkańcy pozbawieni domów nad głową. To właśnie dla nich siostra przełożona po raz pierwszy od ponad 250 lat, jak pisze Alina Petrowa-Wasilewicz w swoim artykule o „Duchowa reduta powstania”, otworzyła klauzulę. Żeby tylko móc pomieścić więcej potrzebujących.

    Siostry nie tylko dawały bezradnym warszawiakom nocleg. Ale również jedzenie. Przyszedł nawet taki moment, że siostry musiały gotować trzy posiłki dziennie. Tylu było do nakarmienia. Przez pierwsze dni powstania wypiekały także chleb (pod osłoną nocy, aby tylko nie dać się zlokalizować patrolującym warszawskie niebo Niemcom).

    Najpiękniejsze szaty

    Z czasem siostry zaczęły jednak szykować się na najgorsze. Wiedziały, że zbliża się moment rozstrzygający. Niemcy szybko zorientowali się, gdzie udają się bezbronni warszawiacy. Chwila oddania życia za innych zdawała się zbliżać z każdym dniem. Z każdą godziną.

    Do siostry przełożonej co i rusz przybywały kolejne siostry z prośbą o udzielenie pozwolenia na złożenie ofiary z życia. To były prawdopodobnie najtrudniejsze decyzje w jej życiu. Nie każda otrzymywała pozwolenie. Część z tych, którym odmówiono, po wojnie odbuduje zniszczony klasztor.

    W czwartek 31 sierpnia 1944 roku niektóre siostry zakładają najprzedniejsze habity. Zdziwionym współsiostrom odpowiadają z naturalnym wyrazem twarzy, że „przecież na spotkanie z Oblubieńcem trzeba się ubrać jak najpiękniej”. Po Godzinie Miłosierdzia siostry ponownie gromadzą się na adoracji. Tak jak zawsze. Tej, która trwała nieustająco. Dla nich adoracja ta przemieni się za chwilę w spotkanie z Oblubieńcem twarzą w twarz.

    Adoracja trwa dalej

    Niemieckie aeroplany krążą coraz bliżej klasztornej wieży. Nadal jednak nie zrzucają bomb. W czasie komplety siostry modlą się nadal. „Pod cieniem skrzydeł Twoich osłoń nas”. Są gotowe.

    Warkot bombowców jakby cichnie. Wśród modlących się słychać szemranie. Ktoś głośniej wzdycha. Przychodzi chwilowe poczucie ulgi. Siostry jednak chcą modlić się dalej. Otaczając wieńcem Tabernakulum, rozpoczynają adorację wynagradzającą.

    Chwilę potem następuje zmasowany atak. Pierwszy wali się dach. Grzebiąc modlące się siostry, księży oraz zgromadzonych wiernych, którzy w klasztorze szukali bezpiecznego schronienia. Uratują się tylko te siostry, które modliły się w kamiennej piwniczce oraz pod chórem. Pozostałe odeszły. Dla nich adoracja wcale się nie skończyła. Weszła jedynie w najpiękniejszy wymiar. Najpiękniejszy czas.

    PS. Mniszki klauzurowe, kontemplacyjne już od prawie wieku utrzymują się ze wspomnianego tekście wypiekania komunikantów i opłatków. Większość czasu spędzając na wieczystej adoracji. Także dziś, w czasach tak wielu bluźnierstw i profanacji, ich misja jest nie mniej ważna od tej sprzed 75 lat.

    *********************************

    Szły na rozstrzelanie z modlitwą na ustach. Zakonnice – bohaterki z Woli

    HOLY SPIRIT ADORATION SISTERSJeffrey Bruno/Katolicka Agencja Informacyjna

    ** 

    Siostry Benedyktynki Samarytanki Krzyża Chrystusowego do ostatniej chwili życia służyły chorym i powstańcom w szpitalu św. Łazarza przy ul. Wolskiej 18. Na rozstrzelanie wyszły odmawiając „Pod Twoją obronę”. Niemcy strzelali do nich pojedynczo. Do ostatka słychać było modlitwę.

    Opisując rolę Kościoła w czasie Powstania Warszawskiego, historycy najczęściej skupiają uwagę na kapelanach wojskowych. Tymczasem wszystkie klasztory w stolicy włączyły się w pomoc walczącym oraz ludności cywilnej. Zakonnice gotowały posiłki, opatrywały rannych, dodawały otuchy, modliły się.

    Wszystkie klasztory w stolicy podzieliły los mieszkańców w czasie Powstania Warszawskiego. Część z nich została wciągnięta w oko cyklonu w sposób spontaniczny, inne włączyły się po informacjach o planowanym zrywie. Wszystkie zdały egzamin z ofiarności posuniętej do heroizmu.

    Siostry benedyktynki samarytanki i rzeź Woli

    Benedyktynki samarytanki podzieliły los mieszkańców dzielnicy – siedem sióstr zostało zamordowanych wraz z ok. 50 tys. cywilnych ofiar Woli 5 sierpnia 1944 r., w ramach jednej z najstraszliwszych rzezi współczesnej Europy.

    Siostry Bernadetta (Jadwiga Trojanowska) i Prudencja (Antonina Baryła) były pacjentkami szpitala. Pierwsza z nich przebywała po operacji ortopedycznej i leżała z nogą w gipsie, druga przyjechała do Warszawy na kurację i zatrzymała się u współsióstr w zakładzie na Woli.

    Siostra Edwarda (Olimpia Drozdowicz), która wcześniej pracowała w placówce zgromadzenia w Karolinie, na własną prośbę pod koniec wojny znalazła się w szpitalu dla wenerycznie chorych i pracowała z wielkim poświęceniem jako pielęgniarka. Było to miejsce niełatwe, ale zakonnica uznała, że właśnie tu powinna służyć.

    Siostra Rozalia (Maria Dragan) pracowała w placówce od kilku miesięcy. Po wybuchu walk z wielkim oddaniem troszczyła się o rannych powstańców, ale z równą troską opiekowała się rannymi Niemcami, nie robiąc żadnej różnicy – była przecież samarytanką, która z powołania miała przekraczać granice między wyznaniami, narodami, nawet wrogami.

    Równie ofiarnie pracowały jako pielęgniarki siostra Ernesta (Władysława Antonina Krawecka) i rozmodlona i wyjątkowo odważna, wychodząca do rannych nie zważając na ostrzał i grad kul s. Teofila (Helena Więckowska). Jedynie s. Hipolita (Maria Radosz) pełniła inne funkcje w szpitalu – była magazynierką. I z magazynu została wywleczona przez przyszłych morderców i ustawiona w szeregu osób do egzekucji.

    Zgromadzenie poświęcone chorym

    Praca z chorymi była jedną z dróg realizowania charyzmatu Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego. Było to młode zgromadzenia, liczące w chwili wybuchu powstania niespełna dwie dekady. Założyła je w 1926 roku Polka Jadwiga Jaroszyńska i jego celem była opieka nad dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie. Był to instytut pionierski nie tylko w obrębie Kościoła, ale także świeckiej opieki nad niepełnosprawnymi – zakonnice wypracowały owocne metody rehabilitacji swoich podopiecznych.

    Część z sióstr pracował w służbie zdrowia jako pielęgniarki i to był powód, dla którego znalazły się w szpitalu św. Łazarza – były jego pracownicami. Ale w tej placówce, w której przymusowo leczono chore wenerycznie osoby, przeważnie prostytutki, wcześniej pracowała także założycielka zgromadzenia, m. Jaroszyńska, która najpierw powołała świeckie stowarzyszenie, mające wspomóc powrót do zwyczajnego życia pacjentek szpitala, później zaopiekowała się ubogimi, ostatecznie dostrzegła dotkliwy brak opieki nad osobami upośledzonymi umysłowo.

    Powstało zgromadzenie, a jego członkinie zdawały egzamin w ekstremalnych warunkach – w czasie okupacji przechowywały Żydów, dorosłych i dzieci, ratując im życie.

    Rozstrzelane siostry zakonne

    Niemcy wtargnęli do szpitala św. Łazarza przy ul. Wolskiej 16 około godz. 20 wieczorem 5 sierpnia. Rozpoczęli straszną masakrę chorych, personelu i chroniących się w szpitalu cywilów, którzy schronili się tu, uznając, że będą bardziej bezpieczni. Wyrzucali chorych z łóżek, wrzucali granaty do schronu, wypędzili personel przed gmach. Zabitych zrzucali do wielkiego dołu i rzucali dodatkowo granaty.

    Dlaczego siostry zostały rozstrzelane? Siostra Margarita Brzozowska, historyk zgromadzenia sióstr samarytanek, zwraca uwagę, że Niemcy nie byli konsekwentni w ludobójczych akcjach. Pracujące w wolskiej placówce zakonnice zostały potraktowane jako personel szpitalny – i wraz z nim rozstrzelane.

    Historycy powstania odnotowują zaś, że dopiero pojawienie się dowódcy oddziałów SS tłumiących powstanie, Ericha von dem Bacha, 5 sierpnia sprawiło, że ustalono „reguły” ludobójstwa – mordowano mężczyzn, a kobiety i dzieci odsyłano do obozu w Pruszkowie.

    Modlitwa podczas egzekucji

    Postawa s. Rozalii wobec rannych Niemców została jednak dostrzeżona i przyniosła owoce – o oszczędzenie grupy sióstr upomniał się ranny niemiecki oficer, który zaświadczył, z jakim poświęceniem zakonnice pielęgnowały rannych niemieckich żołnierzy.

    Jedenastu samarytankom dowódca ludobójczego komando darował życie – zakonnice zostały później wywiezione do miasteczka Neckarsulm koło Heilebronnu w Witembergii.

    Siostry Benedyktynki Samarytanki Krzyża Chrystusowego do ostatniej chwili życia służyły chorym i powstańcom w szpitalu św. Łazarza przy ul. Wolskiej 18. Na rozstrzelanie wyszły, odmawiając „Pod Twoją obronę”. Niemcy strzelali do nich pojedynczo. Do ostatka słychać było modlitwę.

    Tak zeznała po latach Wanda Łokietek-Borzęcka, świadek tamtych wydarzeń. Cudem ocalała i była jedynym świadkiem zbiorowego mordu niemal wszystkich osób przebywających w szpitalu.

    Na podstawie Archiwum Zgromadzeni Sióstr Benedyktynek Samarytanek

    ALETEIA

    *************************

    Śmierć nie jest końcem – o kapelanach Powstania Warszawskiego

    Sampleślub pary powstańców | fot. Wikipedia

    **

    W ciągu 63 dni Powstania Warszawskiego kapelani wojskowi byli stale przy walczących, odprawiali Msze, organizowali wspólne modlitwy, spowiadali i odprowadzali zmarłych w ostatniej drodze, wreszcie sami ginęli. 1 sierpnia przypada 76. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego.

    Około 150 duchownych wzięło udział w Powstaniu Warszawskim jako kapelani poszczególnych oddziałów i szpitali polowych. Wykazali się ogromnym bohaterstwem i poświęceniem. Nie przeżyło około 50 z nich: zginęli podczas ostrzałów i bombardowań a niektórzy zostali bestialsko zabici przez Niemców ponosząc śmierć męczeńską.

    Przed wojna byli zwyczajnymi duchownymi, niemniej w wielu tych życiorysach obecny jest epizod 1920 roku, to znaczy zaangażowania wojskowego w wojnie polsko-bolszewickiej na różnych poziomach – mówi dr Karol Mazur, kierownik Działu Edukacyjnego Muzeum Powstania Warszawskiego. Niektórzy z przyszłych księży brali urlop w seminarium, żeby zaangażować się w wojsku. Widać więc wśród duchownych poczucie służby, nie tylko na rzecz Kościoła ale państwa polskiego. Później ci ludzie w różny sposób się rozwijają: niektórzy robią kariery naukowe, inni widzą swoje powołanie w zakonach, itd.

    Znakomita organizacja i polski bałagan

    Byli świetnie zorganizowani i mimo polskiego bałaganiarstwa i dramatycznych warunków, działali bardzo sprawnie, w miarę możliwości utrzymywali łączność z dowództwem i między sobą, ale – co najważniejsze – nie opuszczali ani na chwilę walczących. Przemieszczali się wraz z powstańcami, byli w pobliżu działań wojennych, w szpitalach polowych, na ulicach zbuntowanego miasta.

    Kapelani stanowili integralną część struktury organizacyjnej Armii Krajowej. W każdym okręgu AK był ksiądz odpowiedzialny za zapewnienie opieki duchowej żołnierzom. Dzięki temu w 1944 roku niemal każdy oddział partyzancki miał swojego kapelana. Na czele tego duszpasterstwa stał ks. płk. Tadeusz Jachimowski, ps. “Budwicz”, który zginął 7 sierpnia.

    Powstanie zastało księdza Jachimowskiego na Elektoralnej. 7 sierpnia w ten rejon wkroczyli Niemcy i aresztowali go wraz grupą cywilów. Wraz innymi zostali poprowadzeni przez Wolę. Następnego dnia jeden z esesmanów, prawdopodobnie z oddziałów Dirlewangera, zobaczył sutannę, czego nie mógł znieść… Wyciągnął go z kolumny cywilów i zastrzelił przy wszystkich.

    Dziekanem obszaru stolicy był ks. Stefan Kowalczyk (ps. Biblia), który po rozstrzelaniu ks. Jachimowskiego przejął faktycznie obowiązki szefa Duszpasterstwa AK, zbudował podziemną kurię polową i dokooptował kapelanów tam, gdzie ich zabrakło. Po kapitulacji wraz z żołnierzami poszedł do niewoli. Najbardziej znanymi kapelanami Powstania byli: ks. Zygmunt Trószyński, ps. “Alkazar”, o. Józef Warszawski SJ, ps. “Ojciec Paweł”, ks. mjr Władysław Zbłowski SAC, ps. “Struś” czy o. Tomasz Rostworowski SJ, ps. “Ojciec Tomasz”.

    To ks. Kowalczyk na polecenie przełożonego zwołał 1 sierpnia 1944 roku na godzinę 11.00 ostatnią odprawę kapelanów. Do budynku przy ul. Długiej przybyło 14 księży. Odprawa została zwołana za późno, gdyż walki wybuchły o godz. 17 i nie wszyscy zdążyli dotrzeć na powierzone im placówki. Element improwizacji stale towarzyszył posłudze duchownych w walczącym mieście, dlatego stuletni dziś ks. prałat Wacław Karłowicz, ostatni z żyjących kapelanów, mówi o bałaganie. Mimo wszystkich trudności, ks. Kowalczykowi udało się wysyłać księży wszędzie tam, gdzie prosili o to dowódcy.

    “Już po paru dniach mój szef «Biblia» miał swą kwaterę przy ulicy Marszałkowskiej, potem chyba na Pięknej, Koszykowej. Ale kontakt z podwładnymi utrzymywał żywy, żądał stałych sprawozdań, zatwierdzenia każdej sprawy duszpasterskiej, dyspensy, ślubów. A kiedy ludność cywilna i niektórzy księża zaczęli opuszczać Warszawę, czuwał, by żadna formacja, a łącznie z tym i dzielnica, nie była pozbawiona opieki duszpasterskiej” – pisał po latach ks. Mieczysław Paszkiewicz.

    Między godziną “W” a kapitulacją

    Kapelani wojskowi stanowili integralną część struktury Armii Krajowej. Każdy Okręg AK miał kapelana, który odpowiadał za zorganizowanie opieki duchowej dla poszczególnych jednostek. W 1944 r. prawie każdy oddział partyzancki AK miał swojego kapelana. I tak kapelanem obwodu I -Śródmieście był o. Jan Wojciechowski SJ, ps. “Korab”, kapelanem na Woli był odważny pallotyn – ks. mjr Władysław Zbłowski, ps. “Struś”, a na Żoliborzu proboszcz na Marymoncie ks. Zygmunt Trószyński, ps. “Alkazar”.

    Na Ochocie żołnierzami obwodu opiekował się znany logik, prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego ks. Jan Salamucha, logik z UJ, który należał do wybitniej szkoły matematyczno-logicznej w Krakowie. Godził działalność naukową z duszpasterstwem. Został aresztowany wraz z grupą profesorów krakowskich podczas słynnej akcji SS, w listopadzie 1939 r. i jak wszyscy pozostali wywieziony do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Upomnieli się o niego włoscy naukowcy i w styczniu 1941 r. ks. Salamuchę uwolniono. Po powrocie do Polski został wikarym w parafii św. Jakuba na Ochocie.

    Jak zaznacza dr Mazur, ks. Salamucha, tuż po gimnazjum sanitariusz w wojnie polsko-bolszewickiej, w przeciwieństwie do o. Czartoryskiego i ks. Stanka, był w konspiracji. Bardzo też angażował się politycznie na rzecz zjednoczenia AK i Narodowych Sił Zbrojnych. Był szanowany przez obydwa środowiska. Wiele tajemnic tych negocjacji zabrał do grobu, bo jak każdy porządny konspirator, był bardzo dyskretny.

    Zginął na Ochocie, w Reducie Wawelskiej. Gdy oddziały RONA otoczyły Redutę, powstańcy zaproponowali księdzu wycofanie się kanałami. Prosili, by szedł z nimi, ale on odpowiedział, żartując oczywiście, że jest za duży i nie zmieści się w kanale. Wiadomo było, że nie chce zostawić rannych bez opieki. Został rozstrzelany.

    1 sierpnia dominikanin, o. Michał Czartoryski zjawił się na Powiślu u lekarza okulisty, odwiedzał też bliskiego znajomego i tam zastało go Powstanie. Także on bez reszty zaangażował się wśród w działania duszpasterskie. Pełnił posługi religijne, m.in. odprawiał Msze. Przed wojną słynął z praktykowania radykalnego ubóstwa. Podkreślał, że musi być ono tak radykalne jak u św. Franciszka. Swojego miejsca szukał długo i w różnych zakonach.

    Podczas powstania był kapelanem w szpitalu na Powiślu, urządzonym w piwnicy budynku na rogu ulic Smulikowskiego i Tamka. Na początku września dopadli go tam Niemcy. Choć mógł się ratować, nie chciał zostawić chorych, którymi się opiekował.

    Świadek, któremu udało się uratować relacjonował, że Niemcy wyciągnęli o. Michała ze szpitala i zapytali kim jest – mówi dr Mazur. Dominikanin był w sutannie, nie chciał nawet rozmawiać, pokazał tylko dokumenty. Kazali mu zdjąć sutannę ale kategorycznie odmówił. Wtedy go zabili. Rozstrzelali też wszystkich pacjentów, a następnie spalili ciała zamordowanych.

    Zarówno ks. Stanek jak i o. Czartoryski znaleźli się w gronie 108 męczenników II wojny światowej beatyfikowanych przez Jana Pawła II w Warszawie w 1999 r.

    1 sierpnia o godz. 11.00 na odprawę u ppłk. “Biblii”, która odbywała się przy ul. Długiej w byłym budynku Kurii Polowej, przybyło zaledwie czternastu duchownych. Pozostali albo nie otrzymali informacji o spotkaniu, albo nie zdołali dotrzeć na czas. Sytuacja na odprawie znalazła swoje odzwierciedlenie już po godzinie “W”. Część oddziałów nie miała swojego kapelana, jak np. słynny batalion “Zośka”, którego kapelanem został 4 sierpnia, trochę przypadkowo, słynny “Ojciec Paweł”, czyli o. Józef Warszawski SJ. Niektórzy księża dołączyli do wyznaczonych im oddziałów z opóźnieniem, a niektórzy zgłaszali się ochotniczo już w trakcie walk i otrzymywali przydział do jednostek od ks. “Biblii”. Duża część duchownych nie pełniła formalnie funkcji kapelanów, natomiast opiekowali się oni ludnością cywilną i rannymi w szpitalach polowych. Po kapitulacji opuścili miasto wraz z jego mieszkańcami udając się do obozów przejściowych w podwarszawskich miejscowościach. Niektórzy, jak dziekan okręgu Warszawa czy o. Warszawski poszli do niewoli wraz ze swoimi żołnierzami.

    Duszpasterstwo pod obstrzałem

    Mimo nadzwyczajnych warunków posługi kapelanów w czasie Powstania, nie stosowali oni taryfy ulgowej ani wobec siebie, ani wobec wiernych. Kapelani bez przerwy byli przy walczących. Ich najważniejszym obowiązkiem było chowanie zmarłych, prowadzenie spisu poległych. Starannie wypełniali więc protokoły zgonów. Dla żołnierzy i ludności cywilnej odprawiali Msze św., organizowali wspólne modlitwy, spowiadali umierających, towarzyszyli im w ostatnich chwilach. Ponieważ mimo grozy toczyło się też normalne życie – chrzcili i błogosławili związki małżeńskie.

    Dowództwo AK wydało polecenie odprawiania jednolitych modlitw porannych i wieczornych. Rano “Ojcze nasz”, “Zdrowaś Mario”, “Wierzę w Boga”, wieczorem “Anioł Pański” i trzykrotnie “Wieczny odpoczynek”.

    Pragnąc zawierzyć walkę powstańców Najświętszej Maryi Pannie ks. Kowalczyk zorganizował modlitwę warszawiaków do Matki Bożej, która trwała od 15 sierpnia – uroczystości Wniebowzięcia do 26 sierpnia – uroczystości Matki Boskiej Częstochowskiej.

    Historycy Powstania odnotowali jeden przypadek kapelana, który – wbrew zasadom – włączył się do walki. Ks. Antoniemu Czajkowskienu “puściły nerwy”, gdy na jego oczach postrzelił się i zaraz potem zmarł młody powstaniec. Szok był tak mocny, że kapelan przez dwa tygodnie walczył za pomocą własnoręcznie zdobytego mausera. Zastąpił rannego porucznika Bolesława Niemirowskiego “Leka”, ale wrócił do swej posługi po dłuższych perswazjach ks. Kowalczyka.

    Prof. Norman Davies podkreśla, że to posługa kapelanów zhumanizowała walkę, dzięki księżom nie dochodziło do samosądów, a jeńcy niemieccy byli traktowani zgodnie z Konwencją Genewską. W szpitalach polowych ranni okupanci byli traktowani tak samo jak Polacy – operacje i zabiegi były wykonywane w zależności od stanu pacjenta, wszyscy zaś otrzymywali te same racje żywnościowe.

    Ale przede wszystkim obecność księży dawała siłę do przyjęcia śmierci, gdy średnio co dwie minuty ktoś ginął, a groby były rozsiane po całym mieście. Brytyjski historyk uważa, że katolicki rytuał śmierci i pogrzebu miał w tych warunkach ogromne znaczenie.

    Śmierć kapelana naczelnego

    Ks. płk. Tadeusz Jachimowski, ps. “Budwicz” w chwili wybuchu Powstania znajdował się w mieszkaniu na ul. Elektoralnej. Nie uczestniczył w przedpołudniowej odprawie u ks. “Biblii”, zresztą jego miejsce było przy Komendzie Głównej, skąd czekał na polecenia. Przez pierwsze dni kontakt z dowództwem był bardzo sporadyczny. Komenda Główna w tym czasie była odcięta od pozostałych oddziałów i po kilku dniach musiała się ewakuować z Woli na Stare Miasto. Czekając na rozkazy, które nie nadchodziły, ks. “Budwicz” urządził prowizoryczną kaplicę w domu przy Elektoralnej, gdzie okoliczni mieszkańcy zbierali się na modlitwie. Kapelan naczelny nie marnował czasu spowiadając tych, którzy do niego przychodzili, udzielając ostatniego namaszczenia i umacniając na duchu ludność cywilną. 7 sierpnia, gdy Niemcy zajęli już całą Wolę, ks. Jachimowski otrzymał polecenie, by opuścić swoje dotychczasowe miejsce postoju i dołączyć do oddziałów powstańczych koncentrujących się wokół gmachów Sądów Grodzkich na Lesznie.

    Zwlekał jednak, spowiadając ludzi. Akurat udzielał rozgrzeszenia, gdy do zaimprowizowanej kaplicy wtargnęli niemieccy żołnierze. Jeden z nich wycelował w niego karabin, gdy sekretarka kapelana “Mira” zaczęła błagać innego żołnierza, obserwującego scenę ze współczuciem, aby ocalił księdza. Przekonywała go, że to kapłan, który ma ze sobą Najświętszy Sakrament. Żołnierz, widocznie katolik, powiedział coś do kolegi trzymającego wycelowany karabin, podszedł do “Budwicza” i sprawdził, czy rzeczywiście ma ze sobą Najświętszy Sakrament. Następnie kazał, aby kapelan dołączył do grupy cywili, którzy zostali pognani przez miasto.

    W drodze ks. Jachimowskiemu udało się zostawić w Najświętszy Sakrament w kościele św. Andrzeja na Chłodnej. Kilka godzin później Niemcy dołączyli go do grupy mężczyzn pędzonych na rampę kolejową na Woli. Na noc grupa Polaków została zamknięta w kościele św. Wojciecha. Rano, gdy Niemcy prowadzili ich do transportów, jeden z konwojentów zobaczywszy w grupie księdza wyciągnął go z szeregów i zabił strzałem z pistoletu.

    Opiekę duszpasterską nad powstańczą Warszawą organizował ks. “Biblia”, pełniąc de facto obowiązki kapelana naczelnego AK. Po kapitulacji, gdy ks. ppłk. Kowalczyk poszedł do niewoli wraz z innymi żołnierzami Powstania, kapelanem naczelnym został ks. płk. Jerzy Sienkiewicz, ps. “Gruzenda”, pełniący wcześniej funkcję zastępcy kapelana naczelnego.

    Karabin i sutanna

    Sekretarz kapelana naczelnego AK ks. Antoni Czajkowski, ps. “Badur” w godzinie “W” spowiadał młode sanitariuszki z Wyższej Szkoły Pielęgniarek. Miał przydział do oddziałów koncentrujących się w gmachu Sądów Grodzkich na Lesznie. Po wyspowiadaniu dziewcząt udał się w kierunku wyznaczonych jednostek. Po drodze, w Alejach Jerozolimskich, zatrzymali go jednak akowcy ppor. Bolesława Niewiarowskiego, ps. “Lek”. Kiedy zobaczyli, że mają przed sobą księdza, poprosili, aby został ich kapelanem. Zaczęli rozmawiać, a jeden z młodych żołnierzy – ps. “Rola” – pochwalił się swoim pistoletem. Broń okazała się niezabezpieczona i wypaliła. Powstaniec ciężko ranny upadł na ziemię w kałuży krwi. Wypadek tak wstrząsnął ks. “Badurem”, że postanowił zostać z oddziałem “Leka” i zastąpić tragicznie postrzelonego powstańca. Poprosił dowódcę o przyjęcie do jednostki i przyjął pseudonim żołnierski “Rola II” dla upamiętnienia postrzelonego chłopca.

    Ks. Czajkowski brał udział w zdobyciu kolejnych kamienic w Alejach Jerozolimskich i silnie bronionego gmachu Zarządu Wodociągów i Kanalizacji na placu Starynkiewicza. W walkach wyróżniał się odwagą i pomysłowością. Ranny w jednej z akcji ppor. “Lek” mianował go swoim zastępcą. Po dwóch tygodniach Powstania, gdy do oddziału zgłaszali się nowi ochotnicy, ks. “Badur” postanowił powrócić do swoich pierwotnych zadań, nadal bowiem odczuwalny był brak kapelanów. Po zgłoszeniu się do ks. płk. “Biblii”, ks. Czajkowski otrzymał przydział jako kapelan Zgrupowania “Chrobry II”`, a więc oddziałów, z którymi walczył do tej pory. Towarzyszył im, aż do kapitulacji.

    Jezus z katedry

    W sierpniu trwały zażarte walki na Starówce. W tych dniach zarówno powstańcy, jak i ludność cywilna szukali pociechy i wsparcia u Matki Bożej Łaskawej oraz przy trumnie św. Andrzeja Boboli w kościele jezuitów na Świętojańskiej, a także przed cudownym krucyfiksem w katedrze. 17 września, ks. Wacław Karłowicz, ps. Andrzej Bobola, był wśród rannych przy ul. Długiej, gdy ktoś przybiegł do niego z wiadomością, że pali się katedra. Ks. Karłowicz, kustosz kościoła, poszedł tam natychmiast. Katedra rzeczywiście była w płomieniach, płonęły posągi królów polskich i stalle, ogień ogarniał ołtarz. Ks. Karłowicz chwilę zastanawiał się co zrobić, postanowił uratować przed zniszczeniem przynajmniej cudowny krucyfiks. Udało mu się jednak zdjąć z krzyża tylko figurę Chrystusa i wynieść ją na zewnątrz.

    Po bombardowaniu ludzie spontanicznie utworzyli procesję, w której wśród ruin Starówki przenieśli figurę Jezusa do klasztoru sakramentek. Wielu cierpiących miało poczucie, że Bóg dzieli ich los i razem z nimi przemierza staromiejską Drogę Krzyżową. Po zniszczeniu klasztoru czyjeś troskliwe ręce przeniosły Jezusa z katedry do podziemi kościoła dominikanów na Freta. Tam zupełnie nieoczekiwanie natknął się na Niego ks. “Czesław” – Henryk Cebulski podczas spowiadania i namaszczania rannych. Obok spoczywających na posadzce ciężko rannych ludzi leżała też okryta płaszczem figura Chrystusa.

    Powieszony na stule

    Dr Karol Mazur przywołuje jeszcze jedną, nieco zapomnianą, a wybitna postać powstańczego kapelana. To pallotyn, ks. Józef Stanek. Kapelanem został przypadkowo. Urodził się na pograniczu polsko-słowackim, w Łapszach Niżnych. Podczas okupacji mieszkał w domu swojego zgromadzenia w Ołtarzewie pod Warszawą, studiował na tajnym uniwersytecie.

    1 sierpnia miał zajęcia z socjologii i po prostu nie zdążył wrócić. Na początku był w Śródmieściu na ul. Hożej, potem sprawował posługę na Koszykach. Po jakimś czasie okazało się, że na Czerniakowie brakuje kapelanów i szef duszpasterstwa Powstania warszawskiego, ks. Stefan Kowalczyk ps. “Biblia” wysłał go właśnie tam. Ks. Józef w pełni zaangażował się w pracę wśród żołnierzy, chociaż wcześniej nie należał do struktur konspiracyjnego duszpasterstwa. Nie rozstawał się ze stułą ani z sutanną, otwarcie pokazując, że jest osobą duchowną. I to rozwścieczyło Niemców, którzy “wyłowili” go z szeregu.

    To było w końcu września, kiedy powstanie na Czerniakowie już padło. Oprawcy, którzy wpadli na Czerniaków nie mogli znieść zachowania ks. Stanka. Jak zaznacza dr Mazur, znamy relacje bezpośrednich świadków tamtych chwil. Jeden z esesmanów krzyczał do księdza: jesteś najgorszy ze wszystkich, już wolę Polaków i Żydów, jesteś diabłem.

    Ks. Stanek, który znał niemiecki, próbował negocjować z esesmanami, żeby zachowywali się godnie wobec ludności cywilnej. Trafił jednak na najgorszych oprawców Powstania czyli esesmanów z oddziałów Oskara Dirlewangera.

    Najpierw został brutalnie pobity w obecności grupy zatrzymanych cywili a następnie powieszony na stule… Świadkiem jego śmierci był ks. mjr Józef Warszawski ps. “Paweł”, który stał w mundurze wojskowym. Opisał później to zdarzenie i, jak wyznaje, zastanawiał się, dlaczego ominął go podobny los. Niemcy wiedzieli, że jest księdzem, no ale nie “kłuł” ich w oczy sutanną… “Paweł” był zresztą znakomitym kapelanem w “Zośce” i “Parasolu”, niósł otuchę walczącym harcerzom, wspomina o nim Kamiński w “Kamieniach na szaniec”. Zmarł w 1997 r.

    Nie bójcie się śmierci…

    Dr Mazur mówi, że kapelani starali się tłumaczyć powstańcom, że śmierć nie jest końcem. Bardzo powszechne było zbiorowe rozgrzeszenie “in articulo mortis” czyli “w obliczu śmierci”, udzielane po spowiedzi powszechnej. Czyli: jeśli nie przeżyjesz to masz odpuszczenie grzechów, a jeśli powrócisz po walce, to przed przyjęciem komunii św. musisz się z nich wyspowiadać. Bardzo rygorystycznie przestrzegano też zasady, że duszpasterz ma pozostać duszpasterzem i nie może biegać z bronią. On jest od tego, by pilnować spraw duchowych.

    Na jednym z filmów zrealizowanych przez Muzeum Powstania Warszawskiego jest scena z Mszy św. odprawianej przez bp. Stanisława Adamskiego – biskupa katowickiego, który został stamtąd wysiedlony bo nie podpisał volkslisty i w czasie okupacji przebywał w Warszawie. Na podstawie ruchu jego udało się odtworzyć fragmenty kazania, prawdopodobnie z 15 sierpnia, wielkiego święta Maryjnego, kiedy to, podobnie jak 26 sierpnia powstańcy masowo uczestniczyli w mszach i spowiadali się.

    Wlewanie otuchy i ukazywanie powstańczego “tu i teraz” w perspektywie metafizycznej było lejtmotywem warszawskiej homiletyki tamtych dni. Starano się, relacjonuje dr Mazur, odnaleźć i ukazać jakiś sens tego, co wokół się dzieje; że to, co nas tu spotyka jest częścią jakiegoś Bożego planu i że śmierć nie jest końcem. Powtarzano: nie bójcie się śmierci, bo w kontekście chrześcijańskim śmierć jest początkiem. Ten motyw widać także w różnych relacjach powstańczych, a zatem to do walczących docierało.

    Kai.pl/28 lipca 2020/Warszawa Ⓒ Ⓟ

    ****

    Ks. Józef Stanek SAC– „niestrudzony Samarytanin” Powstania Warszawskiego

    This image has an empty alt attribute; its file name is stanek_1.jpg
    Bł. ks. Józef Stanek SAC ps. Rudy – z pętlą na szyi, którą była jego własna stuła jeszcze błogosławił…

    **

    W ciągu 63 dni Powstania Warszawskiego oprócz wielu żołnierzy i ludności cywilnej, wzięli w nim udział również duchowni, którzy stale towarzyszyli walczącym. Zajmowali się organizowaniem Eucharystii i wspólnych modlitw, udzielali sakramentów, towarzyszyli poległym na ostatniej drodze, a niejednokrotnie oddawali własne życie w walce o wolność Ojczyzny. Jednym z nich był pallotyn ks. Józef Stanek – kapelan powstańców na Czerniakowie, zamordowany przez hitlerowców 23 września, wyniesiony na ołtarze przez Jana Pawła w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Obecnie trwają modlitwy o rychłą kanonizację niezłomnego kapłana.

    Ks. Józef Stanek, noszący pseudonim “Rudy”, w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego posługiwał jako kapelan w Zakładzie Sióstr Rodziny Maryi na Koszykach. Od 1 sierpnia 1944 uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. W trudnych warunkach odprawiał nabożeństwa, udzielał pomocy rannym i umierającym, wspierał ludność cywilną i personel medyczny w szpitalach polowych. W drugiej połowie sierpnia zajął się towarzyszeniem żołnierzom zgrupowania AK “Kryska”, walczącym na Czerniakowie.

    Duchowny z oddaniem i gorliwością służył powstańcom. Jego zaangażowanie w sprawowanie sakramentów i zwykłe rozmowy z wiernymi, miały niebagatelny wpływ na morale walczących. Wielokrotnie znosił z pola walki rannych powstańców, posługując niemal w każdym miejscu walczącego Czerniakowa. Zjawiał się nawet w najbardziej niebezpiecznych punktach oporu powstania, by wspierać załamanych cywili, głosić Ewangelię i udzielać sakramentów.

    Podczas trwania powstania duchowny dostał propozycję przeprawy na prawy brzeg, co miało zapewnić mu bezpieczeństwo. Ustąpił jednak miejsca w pontonie rannemu żołnierzowi, rezygnując z przeprawienia się przez Wisłę. Nie zdecydował się na opuszczenie walczących powstańców i do końca pozostał w ruinach konającego Czerniakowa. Był dla nich wsparciem do ostatnich chwil. Świadkowie życia młodego pallotyna podkreślają jego heroiczną miłość bliźniego. Nazywano go „niestrudzonym Samarytaninem”. Śmierć poniósł mając zaledwie 28 lat, po 5 latach kapłaństwa. Jego altruistyczna i bohaterska postawa sprawiła, że zyskał wielki szacunek i uznanie ze strony wszystkich walczących.

    W dniu kapitulacji Czerniakowa 23 września, duchowny dostał się w ręce SS. Odważnie pertraktował z wrogiem, aby ocalić jak najwięcej powstańców. Był poddawany wielu szczególnie brutalnym torturom, a następnie powieszony na własnej stule. Kiedy na szyję duchownego nałożono pętlę, pobłogosławił on jeszcze powstańców i ludność cywilną prowadzoną przez Niemców do obozów. Jednym ze świadków jego egzekucji był inny wybitny kapelan powstania jezuita, o. Józef Warszawski. Ks. Stanek ściągnął na siebie szczególną nienawiść m.in. dlatego, że polecił żołnierzom polskim zniszczyć broń, ponieważ hitlerowcy niemal każdego uzbrojonego Polaka natychmiast rozstrzeliwali. Nie chciał także, aby broń dostała się w ręce Niemców i służyła zabijaniu powstańców.

    Ks. Stanek święcenia kapłańskie przyjął już w latach okupacji w 1941 roku. Po święceniach studiował na tajnym Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

    Zwłoki duchownego ekshumowano i złożono w zbiorowej mogile przy ul. Solec w Warszawie 14 kwietnia 1945 r. Następnie w 1946 roku przeniesiono je na cmentarz Powązkowski. 4 listopada 1987 w kościele Matki Boskiej Częstochowskiej przy ul. Zagórnej odbyło się nabożeństwo żałobne połączone z ekshumacją i pogrzebem, 5 listopada 1987 szczątki pallotyna złożono w powązkowskiej kwaterze zgrupowania AK „Kryska”. W 1994 roku przy skrzyżowaniu ulic Wilanowskiej i Solec postawiono pomnik ku czci ks. Józefa Stanka oraz innych bohaterów walczących na tym terenie w oddziałach Armii Krajowej i Wojska Polskiego.

    13 czerwca 1999 roku w Warszawie Jan Paweł II ogłosił ks. Józefa Stanka błogosławionym w gronie 108 męczenników II wojny światowej oraz drugim pallotynem – ks. Józefem Jankowskim.

    Kaplicę im. bł. ks. Józefa Stanka można odwiedzić w Muzeum Powstania Warszawskiego. Poświęcił ją kard. Józef Glemp podczas otwarcia Muzeum 31 lipca 2004 r. Do kaplicy wniesiono wówczas relikwie kapelana powstańców na Czerniakowie.

    „Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami” – tak mówił o bł. ks. Józefie Stanku, pallotynie i męczenniku ks. dr Jan Korycki SAC w homilii wygłoszonej podczas Mszy św. w 74. rocznicę śmierci duszpasterza Powstańców Warszawskich.

    Kai.pl/28 lipca 2020/Warszawa Ⓒ Ⓟ

    Ksstanek.gif (90142 bytes)
    obraz w kościele w Łapszach Niżnych – w miejscowości gdzie urodził się bł. ks. Józef Stanek SAC

    **********

    Polski profesor z Ratyzbony:

    Młodzi Niemcy nie wiedzą o powstaniu


    Polski profesor z Ratyzbony: Młodzi Niemcy nie wiedzą o powstaniufot: Eugeniusz Haneman. Reprodukcja: Marek Skorupski/ FORUM


    Wiedza Niemców na temat powstania warszawskiego nadal jest znikoma – powiedział profesor Jerzy Maćków z Uniwersytetu w Ratyzbonie. Przyczyną takiego stanu rzeczy w opinii naukowca jest panujący przez wiele lat w Polsce system komunistyczny, a także fakt, że młode pokolenia Niemców nie interesują się historią.

    – Powstanie nie istniało w niemieckiej narracji na temat II wojny światowej, bo przez dekady nikt w Polsce się o nie nie upominał. Przez lata komunizmu temat nie istniał, a i po jego upadku zajęło nam 10 lat, zanim na poważnie o nim przypomniano – stwierdził kierownik katedry politologii porównawczej na Uniwersytecie w Ratyzbonie.

    – W Niemczech, ale też w innych krajach, podobnie jak w Polsce, mamy do czynienia z pokoleniami posthistorycznymi. W czasach, kiedy ludziom żyje się lepiej, bardziej skupiają się na teraźniejszości. I w Niemczech mieliśmy już 2-3 takie pokolenia. O brakach w wiedzy historycznej niektórych studentów mógłbym opowiadać godzinami – podkreślił.

    Rozmówca Polskiej Agencji Prasowej zauważył i tak wyraźny postęp w postrzeganiu desperackiego zrywu z sierpnia 1944 przez polityków znad Renu. Kiedy bowiem w połowie lat 90. minionego wieku odwiedzał nasz kraj prezydent Roman Herzog, „nie do końca wiedział, czym było powstanie”. Dziś jest już inaczej, czego wyrazem jest regularna obecność na rocznicowych obchodach polityków z Niemiec oraz gesty warszawskiej ambasady tego państwa. 

    Na znak głębokiego bólu i wstydu z powodu okrutnych zbrodni niemieckiego okupanta w walce z ludnością Warszawy podczas Powstania Warszawskiego Ambasada Niemiec opuściła dziś flagi do połowy masztu.
    Chargé dʼaffaires Ambasady złożył kwiaty pod pomnikiem#PowstanieWarszawskie pic.twitter.com/eJDaNvWZ8T— Ambasada Niemiec (@Amb_Niemiec) August 1, 2020

    – To głównie efekt tego, że Powstanie zaczęło być upamiętniane w Polsce. Ale też konsekwencja wzrostu znaczenia Polski, zarówno pod względem politycznym i gospodarczym – uważa profesor Maćków.

    – Od kiedy zaczęto mówić o reparacjach, to tym bardziej nie jest możliwe, by niemiecki polityk odmówił zaproszenia na uroczystości historyczne. Choć między wierszami zawsze mówią że w sensie prawnym sprawa jest zamknięta – podkreśla politolog.

    Źródło: dziennik.pl, Twitter

    *****************************************************

    Warszawa, Kraków: modlitwa wynagradzająca – katolicka odpowiedź na „tęczową” profanacjęźródło: pixabay.com/PCh.pl

    ******************

    Abp Hoser o Medjugorje: po 40 latach kontrowersji sytuacja się poprawiła

    Po 40 latach kontrowersji wokół Medziugoria sytuacja się poprawiła. Opinię taką wyraził wizytator apostolski tamtejszej parafii abp Henryk Hoser SAC.

    Zaznaczył on, że od 40 lat trwają kontrowersje na temat Medziugoria, związane zarówno z kwestią objawień, jak i działalności duszpasterskiej. Jedni są żarliwymi zwolennikami Medziugoria, inni zaś przeciwnikami. – Mówię im: przyjedźcie i zobaczcie, a będziecie mogli dać świadectwo – wskazał polski hierarcha.

    Przypomniał, że od czasu, gdy w maju 2019 roku Stolica Apostolska zniosła zakaz organizowania pielgrzymek do Medziugoria przez księży i biskupów, przyjechało tu wielu kardynałów i biskupów, ale „pandemia przerwała wszystko”. – Nie wiemy, ile osób będzie mogło teraz przyjeżdżać, ile będzie mogło przekroczyć granicę [Bośni i Hercegowiny – KAI] z testem na koronawirusa, który potwierdza dobry stan zdrowia – zaznaczył abp Hoser.

    Według niego „podejście Stolicy Apostolskiej wobec Medziugoria jest bardzo dobre i pozytywne, ale Kościół działa spokojnie i powoli”.

    Wizytator apostolski zwrócił uwagę, że „Medziugorie faktycznie jest międzynarodowym sanktuarium, choć prawnie jesteśmy tylko parafią i nie mamy tytułu sanktuarium, ani narodowego, ani międzynarodowego”. Jego zdaniem „sytuacja się wciąż poprawia”, co ma także związek z nominacją nowego biskupa diecezji Mostar-Duvno, na której terenie leży Medziugorie.

    Medziugorie, położone 20 km od Mostaru w Bośni i Hercegowinie, to – według grupy wizjonerów – miejsce trwających od 1981 r. objawień Matki Bożej. Ich autentyczność nie została, jak na razie, uznana przez Kościół. Negatywie o nich wypowiadali się kolejni biskupi diecezji Mostar-Duvno: Pavao Žanić (1980-1993) i Ratko Perić (1993-2020).

    Papież Benedykt XVI utworzył w 2010 roku specjalną komisję ds. zbadania objawień, złożoną z kardynałów, biskupów i teologów, której przewodniczył kard. Camillo Ruini. Prace komisji obejmowały m.in. spotkania z poszczególnymi wizjonerami, którzy, jak twierdzą, od 1981 roku odbierają przesłania Matki Bożej. Poddano ich także badaniom lekarskim. W 2014 roku komisja zakończyła swoje prace. Jej raport papież Franciszek przekazał Kongregacji Nauki Wiary, która ma wydać ostateczne orzeczenie.

    W 2017 roku abp Henryk Hoser został mianowany specjalnym wysłannikiem papieża Franciszka w Medziugoriu. Jego misja miała na celu dokładniejsze poznanie tamtejszej sytuacji duszpasterskiej. Po zakończeniu misji abp Hoser został w 2018 roku wizytatorem apostolskim o charakterze specjalnym parafii w Medziugoriu. Jego zadaniem jest wdrożenie rozwiązań duszpasterskich służących temu, by Kościół mógł lepiej wyjść naprzeciw potrzebom przybywających do tego miejsca pielgrzymów z całego świata. Nie ma on natomiast rozstrzygać o autentyczności domniemanych objawień.

    Kai/Tygodnik Niedziela

    *************

    Abp Henryk Hoser SAC:

    Maryja jest ratunkiem dla zagubionej ludzkości

    W Kościele katolickim maj jest miesiącem poświęconym Matce Bożej. W świątyniach i kaplicach wierni odmawiają codziennie litanię loretańską – jedną z najpopularniejszych form modlitwy, w której oddaje się cześć Najświętszej Maryi Pannie.

    Abp Hoser podkreślił, że Matka Boża jest wzorem dla każdego człowieka wiary, dlatego nikogo nie powinna dziwić cześć, jaką cieszy się w Kościele.

    “Poprzez tajemnicę wcielenia Syna Bożego została wpisana przez Boga w całą historię zbawienia, od grzechu pierworodnego, gdzie jest zapowiedziana, aż do apokalipsy. Jest dla Kościoła Matką słuchającą, modlącą się, troszczącą się o każdego człowieka. Ona uczy nas wiary, a więc oddania się Bogu” – powiedział duchowny.

    Zwrócił uwagę, że wiara Maryi ujawnia się w bolesnych tajemnicach jej życia. “Pokazuje przez to ludziom, jak podążać drogą wiary, także w trudnych doświadczeniach, w cierpieniu, w duchowej ciemności” – powiedział abp Hoser.

    Stwierdził, że może być w dzisiejszych czasach także wzorem dla wielu kobiet, którym brakuje punktów odniesienia.

    “Jej troska o nowożeńców w Kanie Galilejskiej pokazuje, jak ważna jest rola kobiety w rodzinie, w społeczeństwie, w życiu narodu. Jest to dziś tym bardziej ważne, że coraz częściej próbuje się zacierać różnice między mężczyzną a kobietą, kiedy neguje się różnice płci, zapominając o podstawowym powołaniu obu stron i darach natury” – powiedział.

    Abp Hoser zwrócił uwagę, że na pobożność maryjną w Polsce ogromny wpływ miał św. Bernard z Clairvaux, który powiedział “De Maria, nunquam satis” (O Maryi nigdy dosyć), oraz św. Ludwik Maria Grignion de Montfort.

    “Żyjemy w dużej mierze ich duchowością. W naszym kraju rozwinął ją św. Maksymilian Kobe i Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński. Z kolei dla św. Jana Pawła II była ona linią przewodnią nie tylko papieskiego pontyfikatu, ale całego życia” – powiedział hierarcha. Dodał, że Karol Wojtyła nie rozstawał się z książeczką francuskiego duchownego, nawet w czasie pracy w Solvayu.

    Przyznał, że bywają pewne błędy wynikające z przesady, afektywności, przypisywania Maryi aspektów, które nie są związane z jej posługą w Bożych planach. “Prawdziwe nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny odtwarza Jej cnoty” – podkreślił, nawiązując do adhortacji apostolskiej papieża Pawła VI “Marialis cultus”. “Ojciec Święty wyraźnie napisał, że cześć oddawana Maryi wiąże się z naśladowaniem Jej cnót i troski o zbawienie innych” – przypomniał abp Hoser.

    Podkreślił, że najpewniejsza jest droga, którą Kościół wyznacza poprzez swoje nauczanie i liturgię. Powiedział, że nabożeństwa maryjne takie, jak: różaniec, godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, litania loretańska, nowenna pompejańska, modlitwa Anioł Pański, mają ogromną wartość, ponieważ wprowadzają człowieka w tajemnice życia Jezusa Chrystusa, w których uczestniczyła także Matka Boża.

    “W Medjugorie na własne oczy mogę obserwować, że cały kult maryjny przyciągający miliony ludzi z całego świata jest chrystocentryczny, czyli skierowany na osobę Jezusa Chrystusa. Maryja zawsze prowadzi człowieka do Syna Bożego” – podkreślił duchowny, wspominając, że jednym z z tego owoców są nawrócenia i spowiedzi ludzi, którzy latami nie przystępowali do sakramentów.

    Odnosząc się do licznych objawień maryjnych w różnych częściach świata, abp Hoser przypomniał, że nie są one konieczne do zbawienia. “Wszystko co potrzebne, otrzymaliśmy w Ewangelii, w Słowie Bożym i Tradycji” – zaznaczył.

    “Objawienia prywatne zatwierdzone przez Kościół, np. w Fatimie, w La Salette, w Paryżu przy Rue du Bac, są jedynie pewną aktualizacją Ewangelii w konkretnych warunkach historycznych. Nie przysłaniają Boga, ale prowadzą do Niego poprzez przypominanie prawd, o których jesteśmy skłonni zapomnieć” – powiedział.

    Ojciec Święty Franciszek mianował 31 maja 2018 r. abpa Henryka Hosera, emerytowanego biskupa warszawsko-praskiego, wizytatorem apostolskim o charakterze specjalnym dla parafii w Medjugorie na czas nieokreślony i ad nutum Sanctae Sedis (do dyspozycji Stolicy Apostolskiej). Jego rola polega na zapewnieniu stałego towarzyszenia wspólnocie parafialnej w Medjugorie oraz przybywającym tam pielgrzymom. (PAP)

    Magdalena Gronek/Tygodnik Niedziela


    ***********************************************************

    Szkocja: projekt ustawy o przestępstwach z nienawiści zagraża swobodzie wyznawania religii


    Szkocja: projekt ustawy o przestępstwach z nienawiści zagraża swobodzie wyznawania religiizdjęcie ilustracyjne. Źródło: PCh24.pl


    Zaniepokojenie kształtem projektu nowej ustawy rządowej o tak zwanych przestępstwach z nienawiści wyraził episkopat szkocki. Biskupi podkreślają, iż zapisy zawarte w proponowanym prawie zagrażają swobodzie wyznawania religii, stawiając pod pręgierzem wyznawaną przez katolików prawdę na temat rodziny, małżeństwa czy płciowości.

    Konferencja Biskupów Szkocji stwierdziła, że „niski próg” dla tzw. przestępstw z nienawiści, jaki określa projekt ustawy, „może zagrozić wolności słowa, religii i sumienia”. Biskupi zauważyli, że w świetle tych przepisów Biblia i Katechizm mogą być zakwalifikowane jako materiały „wzniecające nienawiść”. Duchowni zwrócili uwagę, że definicja nienawiści w ustawie jest niejasna, dlatego wyrażanie stanowiska Kościoła w takich kwestiach jak tożsamość płciowa także może zostać w przyszłości uznane za przestępstwo.

    Ustawa o przestępstwach z nienawiści, opracowana przez administrację rządzącej Szkockiej Partii Narodowej i przedłożona pod obrady parlamentu 23 kwietnia br., rozszerza istniejące przepisy dotyczące nienawiści rasowej, tworząc nowe przestępstwo „wzbudzania nienawiści” wobec chronionych grup. Kategorie objęte ochroną w ustawie obejmują rasę, religię, orientację seksualną i tożsamość płciową.

    Zgodnie z założeniami, ustawa ma też wyeliminować z systemu prawnego „przestępstwo bluźnierstwa”, którego w Szkocji i tak nie ścigano od ponad 175 lat. Biskupi poparli uchylenie przepisów w tej kwestii, jednak wyrazili obawy, że ustawa może stanowić pożywkę dla tzw. kultury unieważniania, co uznali za głęboko niepokojące.

    Krytykę wobec projektu ustawy wyraziło szereg innych grup zaniepokojonych wpływem, jaki może ona mieć na swobodę wypowiedzi. Są wśród nich nawet m.in. przedstawiciele National Secular Society – organizacji promującej świeckość i rozdział Kościoła od państwa. Z kolei Szkocka Federacja Policyjna argumentowała, że ustawa może „sparaliżować wolność słowa” i podważyć zaufanie między funkcjonariuszami policji a opinią publiczną.

    Rzecznik szkockiej Partii Pracy James Kelly zwrócił uwagę, że w Anglii, aby ścigać „przestępstwa z nienawiści”, należy udowodnić zamiar, tymczasem dowód taki nie jest wymagany w opracowywanej ustawie.


    Według rządu, nowe przepisy nie zaszkodzą wolności słowa, a posiadanie Biblii nie stanowiłoby przestępstwa. „Przekonania religijne są integralną częścią szkockiego społeczeństwa i ta ustawa nie zmienia tego w żaden sposób” – przekonywał rzecznik.

    KAI/RoM/PCh24.pl/02.08.2020

    *******************************************


    Odpust Porcjunkuli

    2 SIERPNIA

    Ludmiła Pilecka/ pl.wikipedia.org
    **

    2 sierpnia w kościołach i klasztorach franciszkańskich obchodzone jest patronalne święto Matki Bożej Anielskiej Porcjunkuli. W Kalendarzu Liturgicznym czytamy, iż tego dnia w kościołach parafialnych można uzyskać odpust zupełny Porcjunkuli. Za zgodą biskupa diecezjalnego odpust ten może być przeniesiony na niedzielę, która poprzedza 2 sierpnia lub po nim następuje.

    Trochę historii

    Dlaczego święto Matki Bożej Anielskiej Porcjunkuli? Otóż ma to związek z kościołem Matki Bożej Anielskiej pod Asyżem. Według podania, była to pierwotnie kapliczka ufundowana w VI w. (2 km na południe od Asyżu) przez pielgrzymów wracających z Ziemi Świętej. Mieli oni przywieźć grudkę ziemi z grobu Matki Bożej. Za czasów św. Franciszka kapliczka ta miała już nazwę Matki Bożej Anielskiej. Była ona wówczas w stanie ruiny, dlatego też św. “Biedaczyna” z Asyżu w zimie 1207/1208 r. odbudował ją i tam zamieszkał. Wkrótce przyłączyli się do niego towarzysze. Nie jest wykluczone, że ona sam nadał jej nazwę Matki Bożej Anielskiej, bo jak głosi legenda, słyszano często nad kapliczką głosy anielskie. W tym czasie kapliczka wraz z przyległą posesją stanowiła jeszcze własność benedyktynów z pobliskiej góry Subasio, jednak wkrótce (1211 r.) odstąpili ją św. Franciszkowi i jego współbraciom, którzy wybudowali sobie tam ubogie szałasy – domy. W kilka lat później, dokładnie 2 sierpnia 1216 r., miało miejsce uroczyste poświęcenie (konsekracja) kapliczki-kościółka.

    W tym też czasie funkcjonowała w stosunku do ww. kościółka druga nazwa – Porcjunkula, być może również wprowadzona przez św. Franciszka. Etymologicznie oznacza ona tyle, co kawałeczek, drobna część. Prawdopodobnie nawiązywała ona do bardzo małych rozmiarów kościółka i przyległego terenu. Tak więc Porcjunkula stała się macierzystym domem zakonu św. Franciszka.

    Dwieście lat później – w roku 1415 św. Bernardyn ze Sieny osadził tu swoich synów duchowych – obserwantów, którzy wystawili tu spory klasztor wraz z okazałym kościołem. W latach 1569-1678 wybudowano świątynię, w środku której znajduje się w stanie surowym zachowany pierwotny kościółek-kapliczka Porcjunkula. Przy końcu bocznej nazwy jest cela, w której mieszkał i dokonał życia św. Franciszek. 11 kwietnia 1909 r. papież Pius X podniósł kościół Matki Bożej Anielskiej w Asyżu do godności Bazyliki patriarchalnej i papieskiej.

    Skąd odpust Porcjunkuli?

    Łączy się on z legendą. Głosi ona, że pewnej nocy latem 1216 r. św. Franciszek usłyszał w swojej celi głos: “Franciszku, do kaplicy!” . Kiedy tam się udał, ujrzał Pana Jezusa siedzącego nad ołtarzem, a obok z prawej strony Najświętszą Maryję Pannę w otoczeniu aniołów. Usłyszał głos: “Franciszku, w zamian za gorliwość, z jaką ty i bracia twoi, staracie się o zbawienie dusz, w nagrodę proś mię dla nich i dla czci mego imienia o łaskę, jaką zechcesz. Dam ci ją, gdyż dałem cię światu, abyś był światłością narodów i podporą mojego Kościoła” . Franciszek upadł na twarz i rzekł: “Trzykroć Święty Boże! Ponieważ znalazłem łaskę w Twoich oczach, ja który jestem tylko proch i popiół, i najnędzniejszy z grzeszników, błagam Cię z uszanowaniem, na jakie tylko zdobyć się mogę, abyś raczył dać Twoim wiernym tę wielką łaskę, aby wszyscy, po spowiedzi odbytej ze skruchą i po nawiedzeniu tej kaplicy, mogli otrzymać odpust zupełny i przebaczenie wszystkich grzechów”. Następnie św. Franciszek zwrócił się do Najświętszej Maryi Panny: “Proszę błogosławionej Dziewicy, Matki Twojej, Orędowniczki rodzaju ludzkiego, aby poparła sprawę moją przed Tobą”. Maryja poparła modlitwę Franciszka. Wtedy Chrystus Pan powiedział: “Franciszku, to, o co prosisz, jest wielkie. Ale otrzymasz jeszcze większe łaski. Daję ci odpust, o który usilnie błagasz, pod warunkiem jednak, że będzie on zatwierdzony przez mego Namiestnika, któremu dałem moc związywania i rozwiązywania tu na ziemi”. Podanie głosi, że następnego dnia św. Franciszek udał się do Perugii, gdzie przebywał wówczas papież Honoriusz III, który faktycznie udzielił odpustu zupełnego na dzień przypadający w rocznicę poświęcenia kapliczki Porcjunkuli, tj. 2 sierpnia. Początkowo więc odpust zupełny można było uzyskać jedynie w kościele Matki Bożej Anielskiej w Asyżu i to jedynie 2 sierpnia.

    Od XIV w. papieże zaczęli podobny odpust na ten dzień przyznawać poszczególnym kościołom franciszkańskim. Dostępować go mieli wszyscy ci wierni, którzy tego dnia nawiedzą któryś z kościołów franciszkańskich. W 1847 r. Papież Pius IX poszedł jeszcze dalej i przywilej odpustu rozszerzył na wszystkie kościoły parafialne i inne, przy których jest III Zakon św. Franciszka. W 1910 r. papież Pius X udzielił na ten dzień tego odpustu wszystkim kościołom, jeśli tylko biskup uzna to za stosowne. W rok później św. Pius X przywilej ten rozszerzył na wszystkie kościoły.

    By uzyskać wspomniany odpust, należy jednak spełnić następujące warunki, a więc:

    – pobożnie nawiedzić kościół,

    – odmówić w nim Modlitwę Pańską oraz Wyznanie Wiary,

    – przystąpić do spowiedzi świętej,

    – przyjąć Komunię świętą,

    – pomodlić się według intencji Ojca Świętego,

    – wykluczyć przywiązanie do jakiegokolwiek grzechu.

    Warto więc tego dnia skorzystać ze “skarbca Bożego Miłosierdzia” i uzyskać za przyczyną Matki Bożej Anielskiej i św. Franciszka odpust zupełny, czyli darowanie kary doczesnej za popełnione grzechy.

    ks. Paweł Staniszewski/Tygodnik NIEDZIELA

    *********************************************************

    Chłopak z krzyżem dotarł na Jasną Górę

    Michał Ulewiński, 27-latek, który od miesiąca przemierza Polskę z 15-kilogramowym krzyżem na plecach i błaga o nawrócenie narodu, przybył w środę, 29 lipca na Jasną Górę.

    Michał wyruszył w swą wędrówkę 24 czerwca z miejscowości Różaniec w woj. warmińsko-mazurskim, by przemierzając Polskę z krzyżem na plecach, modlić się o nawrócenie narodu i odkupienie grzechów Polaków. Jego wędrówka ma potrwać do września. Chce, by trasa pielgrzymki wyznaczyła krzyż na mapie Polski.

    Pielgrzym przemierza Polskę w lnianym płaszczu pokutnym i w sandałach, a w ręce niesie różaniec. Ma tylko plecak i nie ma żadnych pieniędzy, korzysta z łask ludzi, którzy dadzą mu coś do jedzenia lub zapewnią miejsce do spania.

    „Wydaje mi się, że kilometrów mam już około 1000 – szacuje Michał w rozmowie z Radiem Jasna Góra – Dzień zawsze staram się rozpoczynać modlitwą, potem śniadanie i Msza św. Różaniec towarzyszy mi praktycznie przez cały dzień. Każdego dnia jestem gdzieś zapraszany na obiad, jak zjem, ruszam dalej. Potem jakieś lokum, ale tak naprawdę nie wiem każdego dnia, gdzie będę spał. Pan Bóg się wszystkim opiekuje i naprawdę błogosławi. Jeżeli my zjednoczymy się i wspólnie podejmiemy tę pokutę i Pan Bóg będzie nam błogosławił tak, jak mi błogosławi w tej podróży, to Polska będzie wielkim narodem”.

    27-latek osobiste nawrócenie przeżył pod koniec 2015 r: „Poszedłem do spowiedzi i od tego się tak naprawdę wszystko zaczęło, zacząłem żyć z Panem Bogiem fair i budować swoje życie na jego przykazaniach. Cały czas staram się to robić, codziennie się nawracać. Wcześniej moje życie było bardzo dalekie od Boga, na niczym mi nie zależało, imprezy, tak to głównie wyglądało. Teraz jest zmiana o 180 stopni. To była taka religijność tradycyjna, bo trzeba iść do kościoła, nie było tam żadnej głębi, żadnej osobistej relacji z Panem Bogiem”.

    Inspiracją do wybrania się w niezwykłą pielgrzymkę były słowa z „Dzienniczka” s. Faustyny oraz czytanie Słowa Bożego. „Studiując pewne fragmenty, po prostu poczułem w sercu, że Bóg chce, żebym podjął taką inicjatywę – wyjaśnia pielgrzym – Żebym nakreślił na Polsce znak krzyża i uzyskał błogosławieństwo do budowania ‘państwa Bożego’, żeby Polska była takim państwem, jakim Pan Bóg chce. Ale wiedziałem, że do tego potrzebna jest pokuta, więc właśnie taką podjąłem pokutę za każdego Polaka, i mam nadzieję, że owoce będą takie, że po prostu Polacy zrozumieją, że my potrzebujemy tej pokuty”.

    Punktem kulminacyjnym pielgrzymowania było zdobycie Giewontu. 20 lipca pielgrzym z krzyżem na plecach stanął z krzyżem na Giewoncie, gdzie odmówił modlitwę w intencji Polski zakończoną słowami „W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam,Chryste!”. Po drodze spotykał ludzi, którzy pomagali mu nieść 15-kilogramowy krzyż.

    Michał Ulewiński podkreśla, że nie chodzi mu o sławę, czy gromadzenie fanów. „Rozmawiając po drodze z ludźmi, wiele osób przyznaje mi rację, że jest potrzebna ta pokuta, ta zmiana, żeby Polska była jedna. Teraz jest bardzo duży podział, a Pan Jezus mówił, że ‘królestwo wewnętrznie skłócone nie ostoi się’, i tego możemy doczekać, jeżeli się nie nawrócimy”.

    Jak się okazuje, Michał na Jasną Górę pieszo przybył po raz pierwszy: „To jest mój pierwszy raz, ale to podobnie, jak nigdy nie byłem na Giewoncie, czy w Wadowicach, także Pan Bóg mi wyznaczył tutaj naprawdę bardzo ciekawą trasę. Tutaj chcę prosić, w 100. rocznicę Cudu nad Wisłą, aby Matka Boża łaskawa zjednoczyła serca wszystkich Polaków”.

    Swoją pielgrzymkę Michał Ulewiński relacjonuje na Facebooku i w krótkich nagraniach na kanale YouTube „Państwo Boże”.

    Podczas swojego pobytu w Częstochowie Michał odwiedził także redakcję “Niedzieli”

     Damian Krawczykowski /Niedziela

    Michał w odwiedzinach w redakcji “Niedzieli”

     ********************************************

    Świecki misjonarz z Włoch przemierza Europę

    Świecki misjonarz z Włoch Biagio Conte od tygodnia pielgrzymuje po Europie. Swój szlak rozpoczął od Anglii, którą przemierza na północ, w kierunku Szkocji. Idąc „drogą pokoju i nadziei” wraz z jednym towarzyszem podróży, chce „zasiewać ziarna lepszego świata”.

     facebook.com/Pace-e-Speranza-Fratel-Biagio
    **

    Spotykanym po drodze ludziom wręcza kartkę w przetłumaczonym na angielski przesłaniem, które jest owocem jego 40-dniowego postu i modlitwy. „Odpowiadajmy na zło dobrem. Wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, wszyscy jesteśmy obcymi na obcej ziemi. Każdy powinien wnieść swój wkład we wspólne budowanie lepszego świata. „Nie” dla szkodliwych uzależnień od alkoholu, narkotyków, papierosów, gier hazardowych, mody, która obraża ciało.

    Solidarność i szacunek wobec każdego emigranta i imigranta. Rządzący Ziemią, zobowiążcie się kochać sprawiedliwość. Wszyscy, którzy należą do przestępczych organizacji mafijnych, masońskich, terrorystycznych, opamiętajcie się i nawróćcie na dobrego Boga, czyli na dobro. Nawróćmy się na dobro, czyli na dobrego Boga i na naszego bliźniego” – napisał Conte.

    Urodzony w 1963 roku w Palermo, Conte w wieku 30 lat założył w swoim rodzinnym mieście Misję Nadzieja i Miłość, aby walczyć z ubóstwem i marginalizacją społeczną. Przez wiele lat, z powodu wytartych kręgów w kręgosłupie, korzystał z wózka inwalidzkiego, lecz w 2013 roku po kąpieli w basenach z wodą z groty objawień w sanktuarium w Lourdes zaczął znowu chodzić.

    W 2018 roku, po śmierci kilku osób bezdomnych w Palermo, na znak protestu przeciwko ubóstwu, Conte zaczął spać pod arkadami budynku poczty głównej i przez 10 dni prowadził strajk głodowy, czego wynikiem było przeznaczenie 158 tys. euro przez władze regionu Sycylia na potrzeby jego Misji. Dzięki temu dwukrotnie zwiększono liczbę miejsc w schronisku dla bezdomnych, znajdującym się w jej siedzibie.

    KAI/Palermo/2.8.2020

    ******************************

    Zaradź niedowiarstwu!

    „Niewierny Tomasz”, płaskorzeźba na Świętych Drzwiach w watykańskiej bazylice św. Piotra.
    „Niewierny Tomasz”, płaskorzeźba na Świętych Drzwiach w watykańskiej bazylice św. Piotra.
    fot. Henryk Przondziono / GOŚĆ NIEDZIELNY

    **

    Na wątpliwości w wierze jest odpowiedź, tylko trzeba jej szukać.

    Młody mężczyzna przeżywał straszne ciemności w wierze. – Tego się nie da nawet opowiedzieć – wyzna po latach. Ale ktoś mądry powiedział mu wtedy: – Zapisuj te swoje wątpliwości. Posłuchał i zaczął pisać. Pisał i pisał, aż zebrało się tego kilkaset. – Było tego tak dużo, bo próbowałem sobie te wątpliwości rozwiązywać. I jeśli nawet udawało mi się jakąś rozwiązać, to w miejsce jednej rozwiązanej pojawiały się cztery następne – wspominał później. Nie poprzestał na tym: zaczął także spisywać to, co wywoływało w nim sprzeciw podczas czytania Pisma Świętego. Po kilku latach zajrzał tam ponownie. – Nie mogłem uwierzyć, że byłem taki naiwny i, za przeproszeniem, głupi – przyznał w 2002 roku w wywiadzie dla czasopisma „Więź”.

    To świadectwo dominikanina o. prof. Jacka Salija, którego popularne książki wielu ludziom pomogły przejść przez kryzysy wiary. Publikacje te zawierają odpowiedzi na pytania zadawane zakonnikowi przez osoby przeżywające wątpliwości. Te odpowiedzi, rzetelne i wyczerpujące, nieomijające żadnych trudności, utwierdziły wiarę wielu. Jak to dobrze, że ich autor kiedyś przerobił to osobiście.

    Dowód wiary

    Patronem tych, którzy mają problemy z przyjęciem prawdy o Bogu, mógłby być św. Tomasz Apostoł. Jak nieprawdopodobnie musiała brzmieć wiadomość o zmartwychwstaniu Jezusa, skoro nie uwierzył w nią mimo zapewnień pozostałej dziesiątki apostołów. Nie wystarczało mu ich: „Widzieliśmy Pana”. Wtedy padły słynne słowa: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę” (J 20,25). Można sobie wyobrazić, jaka musiała być mina Tomasza, gdy w odpowiedzi na jego manifest niedowiarstwa Pan Jezus nie tylko mu się pokazał, ale i zachęcił do dotknięcia swoich ran. „Nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!” – usłyszał. Tu nastąpiło bardzo zwięzłe wyznanie wiary, pewnie bardziej wyjąkane niż spokojnie wypowiedziane: „Pan mój i Bóg mój!”. Tomasz nie ma już wątpliwości, bo i za bardzo mieć ich nie może. On już nawet nie tyle wierzy, ile po prostu wie. Ale to najwyraźniej nie jest ideał. „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” – mówi Jezus.

    Tego zdania będą się trzymali chrześcijanie wszystkich pokoleń przeżywający rozmaite noce wiary, kryzysy, ciemności i próby. Uchwycą się tego zapewnienia, że są błogosławieni, bo nie widzą, ale jednak wierzą. Tomaszowe wątpliwości będą dla nich wskazówką: jeśli trudno mi zrozumieć jakąś prawdę, to znaczy, że problem jest po mojej stronie, a nie po stronie prawdy. To zaś oznacza, że gdy pojawiają się we mnie pytania, moim zadaniem jest poszukiwanie odpowiedzi.

    To pomaga

    „Epizod z apostołem Tomaszem jest dla nas ważny przynajmniej z trzech racji: po pierwsze, ponieważ nas umacnia, gdy doznajemy niepewności; po drugie, ponieważ pokazuje nam, że każda wątpliwość może prowadzić do jasnej odpowiedzi (…); i wreszcie, ponieważ słowa skierowane do niego przez Jezusa przypominają nam o prawdziwym sensie dojrzałej wiary i zachęcają nas, byśmy pomimo trudności trwali na naszej drodze w bliskości z Nim” – powiedział Benedykt XVI podczas jednej z audiencji w 2006 roku.

    Rzec by więc można: błogosławione wątpliwości… o ile człowiek zrobi z nich właściwy użytek.

    „Dzięki wątpliwościom możemy przecież oczyszczać to, co w naszych poglądach słuszne, z tego, co niesłuszne; wątpliwości, jeśli oczywiście nie pozwalamy im na naruszanie rygorów racjonalności, pomagają nam ponadto pogłębić się w znajomości prawdy” – zauważa o. Jacek Salij w książce „Pytania nieobojętne”. Dodaje, że „niewierzący, który dopiero szuka prawdy ostatecznej, powinien starannie badać treść podawanego mu przesłania wiary i nie uciekać od wątpliwości, jakie mu się wówczas nasuwają. Prawda ostateczna z pewnością przekracza pojemność ludzkiego rozumu, ale nie może przecież być z nim w sprzeczności”.

    Nie uciekaj!

    Niejeden wierzący wpada w panikę, gdy w jego umyśle pojawiają się myśli kwestionujące to, w co wierzy. Na przykład takie, że wiara jest sprzeczna z nauką, że opis stworzenia świata z Księgi Rodzaju nie pasuje do tego, co dziś wiemy o świecie, albo że tajemnica Trójcy Świętej jest nielogiczna. Wielu chrześcijan w takim wypadku uważa tego typu myśli za grzech przeciw wierze i stara się je wypchnąć ze świadomości. Tymczasem wątpliwości grzechem nie są. Są raczej szansą na pogłębienie wiary, trzeba tylko śmiało stawić im czoła. Nie można od nich uciekać. Obstawanie przy infantylnej wizji świata w imię rzekomej wierności wierze jest nieporozumieniem. Tak można wiarę jedynie ośmieszyć, rozgłaszając na przykład teorie o płaskiej Ziemi.

    Przed dekadą głośna w całym świecie była książka „Bóg urojony”. Została uznana za swoisty manifest ateizmu. Jej autor Richard Dawkins, biolog, próbował dowieść w niej nieistnienia Boga. Pierwszy polski laureat Nagrody Templetona ks. Michał Heller, wybitny teolog, fizyk, astronom, uznał książkę Dawkinsa za bardzo prymitywną. „Kiedy po raz pierwszy ją przeczytałem, to powiedziałem sobie, że ja z tymi problemami, które on tak ostro stawia, uporałem się, gdy miałem 17 lat” – powiedział. Kiedyś miał okazję osobiście dyskutować z Dawkinsem. Kiedy ten stwierdził, że Bóg nie jest potrzebny, bo wszystkie biologiczne zjawiska da się wytłumaczyć prawami fizyki, ks. Heller zapytał, skąd w takim razie wzięły się prawa fizyki. „No i dyskusja się skończyła” – wspominał potem.

    Podobne sytuacje, choć w różnej skali, zdarzają się często. W przestrzeni medialnej krąży wiele argumentów przeciw wierze, na które dojrzały chrześcijanin dawno już znalazł odpowiedź. A znalazł, bo nie uciekał od pojawiających się w nim pytań, lecz szukał na nie odpowiedzi.

    Co innego wątpienie

    Na wątpliwości co do treści wiary, jakie rodzą się w umysłach, są rzetelne i wyczerpujące odpowiedzi. Trzeba jednak po nie sięgać. Są kompetentni ludzie, są odpowiednie książki, są wykłady, konferencje, rekolekcje. Jest Pismo Święte i jest wreszcie sam Bóg, który rozjaśnia umysł, gdy człowiek zwraca się do Niego. Kto z tej opcji skorzysta, ten kiedyś podziękuje Bogu za to, co go skłoniło do poszukiwania prawdy.

    Rozwiewanie wątpliwości jest obowiązkiem wierzącego. W innym wypadku mogą przerodzić się one w zwątpienie, a to już coś bardzo poważnego.

    „Pierwsze przykazanie domaga się od nas umacniania naszej wiary, strzeżenia jej z roztropnością i czujnością oraz odrzucania wszystkiego, co się jej sprzeciwia” – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Rozróżnia się tam różne sposoby zgrzeszenia przeciwko wierze. „Dobrowolne wątpienie dotyczące wiary lekceważy to, co Bóg objawił i co Kościół podaje do wierzenia, lub też odmawia uznania tego za prawdziwe. Wątpienie niedobrowolne oznacza chwiejność w wierze, trudność w przezwyciężaniu zarzutów związanych z wiarą lub też niepokój spowodowany jej niejasnością. Wątpienie może prowadzić do duchowego zaślepienia, jeśli jest dobrowolnie podtrzymywane” – wyjaśnia katechizm (2088).

    Musi uwierać

    Niedowierzanie natomiast nie jest niewiarą. Wszyscy święci mieli wątpliwości w wierze. Niepokojący byłby ich brak, bo oznaczałby, że człowiek nie wzrasta do dojrzałego przeżywania wiary. – Oczywiście w pewnych chwilach wszystkich nachodzą wątpliwości! Wątpliwości dotyczące wiary, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, to znak, że chcemy poznać lepiej i dogłębniej Boga, Jezusa i tajemnicę Jego miłości względem nas – powiedział papież Franciszek podczas jednej z katechez.

    Wątpliwości muszą się pojawiać i uwierać, tak jak uwierałoby ubranko pierwszokomunijne uparcie zakładane przez dorastające dziecko. Gdy człowiek rozwija się duchowo równolegle z rozwojem fizycznym, ubranko dziecięcej wiary musi zostać zmienione na większe. To uwieranie jest bolesne, ale konieczne i dobre.

    „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” – woła ojciec epileptyka (Mk 9,24). Ten człowiek wyznaje wiarę, ale niedoskonałą, zmieszaną w jakiś sposób z niedowiarstwem. Gdy spotkał Jezusa, zobaczył to. Poprosił Go o pomoc i otrzymał ją. Jezus wzmocnił wiarę jego – i wszystkich, którzy przez wieki będą o tym czytać.

    Dobrze, że są wątpliwości, gdy człowiek wie, do Kogo z nimi iść. Tak wzrasta wiara, skarb nieoceniony.

    Franciszek Kucharczyk/Gość Niedzielny 27/2020

    *********************************************

    Niedzielna Msza święta w sobotę

    Nie tak dawno w czasie lekcji jeden z licealistów zapytał mnie w intrygującej go sprawie. „Proszę księdza, Kościół uczy, że jeżeli z ważnych powodów nie możemy iść do kościoła w niedzielę (np. idziemy na zabawę karnawałową trwającą do białego rana, lub będziemy musieli w niedzielę pracować) to powinniśmy to uczynić w sobotę wieczorem.

     

    Bożena Sztajner/Niedziela

    **

    Takie uczestnictwo nie będzie pociągało konsekwencji grzechu. Niestety, coraz częściej słyszę, iż niektórzy moi znajomi, dla wygody, by mieć niedzielę tylko dla siebie, idą w sobotę, a nie w niedzielę na Mszę św. Czy jest to postawa słuszna, prawidłowa? W Piśmie Świętym czytamy, jak to Pan Bóg polecił świętować siódmy dzień, a nie szósty. Wyznaczył niedzielę na świętowanie, a nie sobotę wieczorem. Czy więc regularne uczestniczenie w niedzielnej Mszy św. w sobotę wieczorem nie jest nadużyciem?”

    Otóż tytułem wstępu przypomnę, iż obowiązek uczestniczenia we Mszy św. wiąże katolika w sumieniu. Dobrowolne zaniedbanie uczestniczenia we Mszy św. w niedzielę jest grzechem śmiertelnym i powoduje zerwanie kontaktu z Bogiem. Wracając do kwestii dnia, którego powinniśmy świętować, zgodnie z poleceniem Boga Izraelici zobowiązani byli do świętowania szabatu czyli siódmego dnia, dnia Bożego odpoczynku po dokonanym dziele stworzenia. Jednak po Zmartwychwstaniu Chrystusa, które miało miejsce w pierwszym dniu tygodnia (w niedzielę), rozpoczął się nowy etap w historii zbawienia. Etap ten jest czasem nowego stworzenia. I właśnie ten dzień nowego stworzenia, bo zostało ono zapoczątkowane Zmartwychwstaniem i umocnione zesłaniem Ducha Świętego też w niedzielę, obchodzimy jako najważniejsze święto każdego tygodnia. Świętujemy niedzielę, jako pierwszy dzień tygodnia. Wyraźnie słyszymy to w II Modlitwie Eucharystycznej, w której kapłan wypowiada słowa: „Dlatego stajemy przed Tobą i zjednoczeni z całym Kościołem uroczyście obchodzimy pierwszy dzień tygodnia, w którym Jezus Chrystus Zmartwychwstał i zesłał na Apostołów Ducha Świętego”.

    Kościół o sposobie spełnienia obowiązku uczestniczenia we Mszy św. wypowiada się w kanonie 1248 Kodeksu Prawa Kanonicznego w następujący sposób: „Nakazowi uczestniczenia we Mszy św. czyni zadość ten, kto bierze w niej udział, gdziekolwiek jest odprawiana w obrządku katolickim, bądź w sam dzień świąteczny, bądź też wieczorem dnia poprzedzającego”. Jak widać, kanon ten nic nie mówi na temat przyczyn naszej decyzji co do dnia uczestniczenia we Mszy św. Termin, w którym udamy się na Mszę św. – w sobotę wieczorem (lub inny dzień poprzedzający święto) czy też w sam dzień świąteczny – zależy tylko od nas. Tak więc z formalnego punktu widzenia wszystko jest w porządku. Każdy jednak medal ma dwie strony. Stąd warto w tym miejscu przypomnieć, na czym polega zadanie świętowania. Otóż do istoty chrześcijańskiego świętowania należy uczestniczenie w liturgicznym spotkaniu, które wielbi Pana, rozważa Jego słowa i umacnia się wzajemnym świadectwem wiary. Kościół od samego początku prosił swoje dzieci, aby pilnowały niedzielnej Eucharystii. Już około 108 r. pisał św. Ignacy z Antiochii: „Niechaj nikt nie błądzi. Ten, kto nie jest wewnątrz sanktuarium, sam pozbawia się Chleba Bożego.

    Jeśli modlitwa wspólna dwóch zwykłych ludzi ma moc tak wielką, o ileż potężniejsza jest modlitwa biskupa i całego Kościoła! Kto nie przychodzi na zgromadzenie, ten już popadł w pychę i sam siebie osądził” (List do Efezjan 5,2-3). A dwie strony dalej dodaje św. Ignacy następujący argument: „Gdy się bowiem często schodzicie, słabną siły szatana i zgubna moc jego kruszy się jednością waszej wiary” (13,1).

    Stąd jeśli z czystego wygodnictwa pomijamy Mszę św. w sam dzień świąteczny, nasze świętowanie stałoby się niepełne. To jest podstawowa racja, dla której winniśmy dążyć do zachowania niedzielnej Mszy św. Warto zobaczyć dla jakich powodów ludzie najczęściej rezygnują w ogóle z Mszy św. w niedzielę, przychodząc na nią w sobotę wieczorem. Wygodne wylegiwanie się w łóżku, oglądanie telewizji, wycieczka, goście, widowisko sportowe – to są dla nich w niedzielny dzień ważniejsze rzeczy, aniżeli uczestniczenie we Mszy św. Oczywiście, – zauważmy – że w takim przypadku nie mówimy o grzechu (bo przecież można przyjść na Mszę św. w sobotę). Pojawia się natomiast coś, co można nazwać apelem do naszego serca, do naszego sumienia, by nie wybierać tego, co łatwiejsze, ale to, co stosowne, co buduje wiarę naszą i wiarę całej wspólnoty. W przeciwnym razie można pokusić się o stwierdzenie, że wybierając to, co łatwiejsze, czyli sobotnią Liturgię, jakby w sposób pośredni dajemy dowód, iż uczestnictwo w Ofierze Chrystusa jest dla nas jakimś ciężarem, obowiązkiem, a nie radosnym spotkaniem przy stole na wspólnej uczcie.

    Kiedy przeżywamy okres Wielkiego Postu, czas nawracania się, pracy nad sobą, podejmowania dobrych postanowień celem przybliżenia się do Boga i pogłębienia swej wiary, miłości, może warto byłoby podjąć trud podjęcia decyzji o prawdziwym świętowaniu niedzieli w połączeniu z uczestnictwem właśnie tego dnia w Eucharystii. Może będzie mnie to kosztować godzinę mniej snu, ale to przecież wszystko ad maiorem Dei gloriam – na większą chwałę Boga.

    Niedziela łowicka 10/2004/Ks. Paweł Staniszewski

  • miesiąc lipiec 2020, KRWI CHRYSTUSA, BEZ KTÓREJ NIE MA PRZEBACZENIA, ZMIŁUJ SIĘ NAD NAMI.

    Litania do Najdroższej Krwi Serca Pana Jezusa

    Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.
    Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
    Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
    Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
    Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
    Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

    Krwi Chrystusa, Jednorodzonego Syna Ojca Przedwiecznego, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, wcielonego Słowa Bożego, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, nowego i wiecznego Przymierza, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, przy konaniu w Ogrójcu spływająca na ziemię, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, tryskająca przy biczowaniu, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, brocząca spod cierniowej korony, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, przelana na krzyżu, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, zapłato naszego zbawienia, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, bez której nie ma przebaczenia, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, która poisz i oczyszczasz dusze w Eucharystii, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, zdroju miłosierdzia, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, zwyciężająca złe duchy, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, męstwo Męczenników, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, mocy Wyznawców, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, rodząca Dziewice, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, ostojo zagrożonych, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, ochłodo pracujących, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, pociecho płaczących, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, nadziejo pokutujących, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, otucho umierających, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, pokoju i słodyczy serc naszych, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, zadatku życia wiecznego, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, wybawienie dusz z otchłani czyśćcowej, wybaw nas.
    Krwi Chrystusa, wszelkiej chwały i czci najgodniejsza, wybaw nas.

    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
    Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

    P. Odkupiłeś nas, Panie, Krwią swoją.
    W. I uczyniłeś nas królestwem Boga naszego.

    Módlmy się: Wszechmogący, wieczny Boże, Ty Jednorodzonego Syna swego ustanowiłeś Odkupicielem świata i Krwią Jego dałeś się przebłagać, daj nam, prosimy, godnie czcić zapłatę naszego zbawienia i dzięki niej doznawać obrony od zła doczesnego na ziemi, abyśmy wiekuistym szczęściem radowali się w niebie. Przez Chrystusa, Pana naszego.
    W. Amen.

    litania krwi Chrystusa

    Cena naszego zbawienia

    Z Przenajdroższej Krwi Chrystusa jesteśmy zrodzeni.

    Z Przenajdroższej Krwi Chrystusa jesteśmy odkupieni.

    Przenajdroższa Krew Chrystusa obmywa nas z grzechów i daje zadatek

    życia wiecznego.

    Oby każde ludzkie serce napełniało się coraz bardziej wdzięcznością Panu Jezusowi!

    *****

    **************************

    Ogłoszenie

    Emblem of Our Lady, Queen of Poland, outside St Simon's Church, Partick

    W związku z pandemią kościół św. Szymona pozostaje nadal zamknięty, ale Msze św. są już odprawiane w pobliskim, większym kościele św. Piotra (St Peter’s, Partick, 46-50 Hyndland Street, Glasgow, G11 5PS)

    W niedzielę 2 sierpnia, Msza święta w języku polskim w kościele św. Piotra będzie o godz. 14:00 (trzeba się zarejestrować – link poniżej). Tylko dla osób, które zarejestrują się na Mszę św. w kościele św. Piotra jest możliwość przystąpienia do Sakramentu Spowiedzi przed Mszą św.
    Rejestracja:

    https://www.eventbrite.co.uk/e/niedzielna-msza-sw-godz-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-114823841200

    SOBOTA 1 sierpnia

    Pierwszosobotnie Nabożeństwo Wynagradzające po Mszy św. o godz. 18.00 w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego – transmisja https://www.facebook.com/odnowaglasgow


    Na Mszy św. może być tylko 50 osób. Jeżeli będzie więcej chętnych, Ksiądz Marian odprawi również drugą Mszę św. o godz. 16:00

    Spowiedź święta:

    W sobotę 1 sierpnia w kościele św. Szymona: 14.00 – 16:00  Oczywiście jest też możliwość w innym czasie – wtedy trzeba umówić się indywidualnie z ks.Marianem: https://kosciol.org/dane/304

    Spowiedź św. w kościele św. Anny(szczegóły podane są w ogłoszeniach na stronie: www. kosciol.org)

    ***


    Nie będzie to powrót do “normalnych” Mszy św. i przez dłuższy okres czasu będziemy musieli zaakceptować szereg ograniczeń, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani:

    • podczas Mszy św. w kościele może przebywać tylko 50 wiernych
    • rezerwacja miejsc na Mszy św. przez stronę internetową – https://www.eventbrite.co.uk/e/niedzielna-msza-sw-godz-1400-koscio-sw-piotra-st-peters-glasgow-tickets-114823841200  (1 “bilet” na osobę/dziecko powyżej 5-go roku życia)
    • przy wejściu do kościoła będą wolontariusze, którzy wskażą miejsca i będą “kierować ruchem”w kościele 
    • w kościele należy nałożyć maseczkę lub zakryć usta i nos szalikiem (nie dotyczy to dzieci poniżej 5-go roku życia i osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą nosić maseczki) 
    • przy wejściu i wyjściu z kościoła należy zdezynfekować ręce
    • należy zachować odległość 2m od innych osób (nie dotyczy to osób z rodziny)
    • na razie ministranci nie mogą służyć do Mszy św.
    • podczas liturgii nie będzie śpiewu, Msza będzie krótsza, niż zazwyczaj 
    • bardzo ważne: prosimy przychodzić trochę wcześniej, aby była możliwość odpowiedniego rozlokowania wszystkich w kościele przed rozpoczęciem Mszy św.
    • również bardzo ważne: bezpośrednio po zakończeniu Mszy św. wszyscy poza osobami porządkowymi muszą jak najszybciej opuścić kościół 

    Uwaga: 
    W Szkocji nadal zniesiony jest obowiązek uczestnictwa w niedzielnej  Mszy św. (nie jest grzechem nie przyjście na Mszę św. w niedzielę)
    Mimo zaostrzonych rygorów sanitarnych, nadal istnieje ryzyko zakażenia koronawirusem i każdy powinien mieć tę świadomość przebywając w miejscu, gdzie gromadzi się większa liczba osób.
    Dane kontaktowe osób biorących udział we Mszy św. muszą być przechowywane w celu Contact Tracing w razie zachorowania któregoś z uczestników.

    ***

    W kościele św. Piotra każdego dnia od godz. 12.00 – 16.00 jest możliwość adoracji przed Najświętszym Sakramentem.

    ***

    Intencje Mszy św., które zostały zamówione na konkretny dzień, są w tych terminach odprawiane.

    Bardzo dziękuję za Wasze zrozumienie obecnej sytuacji, za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli już w pełni i bez ograniczeń uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła. Niech nasza wzajemna gorąca modlitwa daje nam Bożą moc w przeżywaniu tego trudnego czasu.

    'Disgusting': Catholic community reacts to attack on historic Glasgow church
    kościół św. Szymona, 33 Partick Bridge Street
    Glasgow G11 6PQ

    sakrament spowiedzi św. – w soboty od godz.14.00 – 16.00
    St Peter's R.C. Church, Partick
    kościół św. Piotra, 46 Hyndland Street
    Partick
    Glasgow G11 5PS

    Msza św. w niedzielę 1 sierpnia o godz. 14.00
    (o godz. 16.00 o ile będzie taka potrzeba)
    Interior of St Peter's R.C. Church, Partick

    ***

    ***************************************************************************

    XVII NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A

    26 – VII – 2020 – godz. 14.00

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg
    fot. ze strony: Apostolstwo Chorych.pl
    ***

                  komentarz do Liturgii Bożego Słowa

    ZNALEŹĆ, NAWET U SCHŁKU DNI, TĘ WŁAŚCIWĄ PERŁĘ

    W naszej  polskiej wspólnocie tu na obczyźnie miałem bardzo wiele okazji odwiedzać i słuchać Rodaków urodzonych wcześniej ode mnie. Chcę dziś wspomnieć o jednym z takich odwiedzin, które miało miejsce dawno temu i daleko stąd. Stary człowiek kiedy zobaczył księdza rozpłakał się. Ręką wskazał na krzesło mówiąc: „Niech wielebny usiądzie”. Jakiś czas trwała cisza, po czym tak rozpoczął swoją rozmowę: „Widzi ksiądz, jestem przykuty do łóżka, z którego mnie pewnego dnia wyniosą na cmentarz. Teraz mam dużo czasu na myślenie. I powiem księdzu, że dopiero teraz dotarło do mnie co w życiu jest najważniejsze – miłość. Tu nie chodzi o miłość do kobiety, czy o miłość do najbliższych. Chodzi o miłość, która jest obecna w każdym poczynaniu – a jest to możliwe wtedy gdy tak naprawdę człowiek zobaczy jak dobry jest Bóg pomimo nieodwzajemnionej ludzkiej miłości. Zrozumiałem tę podstawową prawdę dopiero teraz, gdy moje życie dobiega kresu. Przez tyle lat tyle energii i tyle zaangażowania wkładałem w różne sprawy, w rozmaite rzeczy. Nagromadziło się ich wiele, bo łudziłem siebie myśląc, że one są bardzo ważne i istotne w życiu. Dziś wiem, że to nic nie miało wspólnego z prawdziwą miłością. Powiem księdzu, że jestem Panu Bogu wdzięczny za te kilka tygodni ciężkiej choroby, ponieważ dopiero teraz zrozumiałem co w życiu jest najważniejsze. Szkoda tylko, że tak późno. Gdybym wcześniej zdał sobie sprawę z tego – moje życie byłoby inne, przede wszystkim byłoby pełniejsze i sensowniejsze.” Stary człowiek znalazł u schyłku swoich dni tę właściwą perłę, skarb. 

    Dziś Pan Jezus, żeby przybliżyć tę prawdę, posługuje się  trzema przypowieściami. Pierwsze dwie mówią o znalezieniu skarbu w roli i o odkryciu drogocennej perły.   Trzecia zaś przypowieść pokazuje konsekwencje wyboru u kresu ludzkiej wędrówki, który to wybór pociąga za sobą wybranie jednych, a odrzucenie drugich. Boży dar jest niewyobrażalną szansą daną człowiekowi. Człowiek mając wolną wolę może wybierać. Rolnik i kupiec kierując się roztropnością bez wahania wyzbywa się wszystkiego, po to tylko, aby posiąść cenny skarb. A czy ja, chrześcijanin, rozumiem o jaką stawkę chodzi? Jeżeli pojmuję na czym polega Boży dar – wtedy to wszystko z czym tak bardzo egoistycznie się związałem – potrafię ustawić we właściwym dystansie. I ciekawa rzecz, że ten właściwy dystans daje prawdziwą swobodę. Czemu więc tak trudno wyzbyć się nagromadzonego bagażu? Często powodem jest lęk, obawa, że postrada się swoje owce, barany, osły, suknie, pieniądze, tytuły, władzę.

    Jeżeli mnie męczy wyrzeczenie się czegokolwiek dla Boga – byłby to znak, że gubię odnaleziony skarb. Ale dopóki człowiek jest jeszcze po tej stronie życia, przed żniwem – wciąż ma szanse odnaleźć ukryty skarb. Tym skarbem jest niewidoczny dla oczu ciała sam Bóg. Bo tylko w Bogu mieści się właściwy sens ludzkiej egzystencji.

    Jest takie opowiadanie o pielgrzymie. Pewnego wieczoru stanął on na skraju wioski. Patrzył na domy myśląc w którym będzie mu dane spędzić noc. I wtedy usłyszał biegnącego w jego kierunku zdyszanego wieśniaka. Już z daleka wołał, aby dał mu  kamień wyśniony minionej nocy. Bo taki miał sen, że o zmroku na skraju wioski spotka pątnika, który podaruje mu bardzo kosztowny kamień, dzięki któremu będzie bogaty do końca życia. Pielgrzym popatrzył do swojej torby i po chwili wyjął kamień i powiedział: „To pewnie ten, o którym śniłeś. Proszę, jest twój. Możesz go sobie zatrzymać. Znalazłem go wczoraj kiedy szedłem przez las”. Wieśniak bardzo ucieszył się. Trzymając ten drogocenny kamień, który, jak się okazało, był diamentem, pobiegł  szybko do swojego domu. Schował go w bezpiecznym miejscu. Położył się spać. Ale zasnąć już nie mógł. Myślał tylko o tym diamencie. Przewracał się z boku na bok i taki umęczony o brzasku dnia wziął ten drogi kamień i poszedł szukać pielgrzyma. Kiedy go odnalazł zaczął go usilnie prosić: „Daj mi to bogactwo, które pozwoliło ci oddać ten diament tak lekkim sercem!”

    Odkryć ukryty skarb, który nie można kupić za żadne bogactwa tego świata – to jest prawdziwa mądrość, która stała się udziałem człowieka z Jezusowej przypowieści. Trafiło mu się tylko to szczęście, że znalazł ten skarb ukryty w polu i to pole może on kupić za cały swój majątek. Ten człowiek nie podejmuje żadnego ryzyka. On po prostu rozpoznał, co mu się naprawdę opłaca.

    O. Jacek Salij komentując tę przypowieść pyta: „Jaki to skarb, którego nie można kupić, którego nie może kupić nawet miliarder? To miłość. Jak powiada oblubienica z Pieśni nad pieśniami: ,Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko” (8,7). Żeby zdobyć miłość, trzeba oddać samego siebie i całego siebie. Wszystko, co posiadasz, nie wystarczy na to, żeby ją kupić. Ale kiedy już ostatecznie ugruntujemy się w miłości Boga, będzie to znaczyło, że zdobyliśmy życie wieczne.”

    Nie zrozumiał tego bogaty młodzieniec, któremu Pan Jezus zaproponował: „Sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mt 19,21). Palcem pokazuje mu Pan Jezus ukryty skarb, proponuje mu transakcję, jakiej świat jeszcze nie widział: w zamian za przemijające i skończone bogactwa może otrzymać wartość nieskończoną – życie wieczne, a on w ogóle nie rozumie, jak wielkie szczęście mu się trafiło.  

    Kiedy człowiek ma odwagę oddać wszystko Panu Bogu, całego siebie, przekonuje się, że nawet już tu, na tej ziemi, otrzymuje nieporównanie więcej, niż miał przedtem.

    Pan Bóg stawia przed każdym człowiekiem pytanie: „Proś o to, co mam ci dać”.  Salomon poprosił Boga o mądrość. Podobno taka prośba jest najbardziej rzadkim przedmiotem ludzkich próśb – a przecież na jej brak słyszy się ustawiczne narzekanie. Tylko, jeżeli ja siebie z tego grona wyłączam – jest to niepokojący znak. No bo skoro wszyscy są tacy mądrzy i każdy wszystko wie – to dlaczego jest tak źle? 

    Dlatego, bo nie klękam przed Bogiem i nie proszę Go wiedząc kim jestem wobec Niego! 

    Panie Jezu Chryste, Ty jeden wiesz, Ty wszystko wiesz i Ty wiesz jak bardzo potrzebuję Twojej mądrości, abym w codzienności każdego dnia coraz głębiej dokopywał się do ukrytej perły, którą jest zbawienie świata.

    ks. Marian SAC

    **********

    Dzisiejszego dnia wspominamy świętych: Annę i Joachima, rodziców NMP

    Ewangelie nie przekazały o rodzicach Maryi żadnej wiadomości. Milczenie Biblii dopełnia bogata literatura apokryficzna. Ich imiona są znane jedynie z apokryfów Protoewangelii Jakuba, napisanej ok. roku 150, z Ewangelii Pseudo-Mateusza z wieku VI oraz z Księgi Narodzenia Maryi z wieku VIII. Najbardziej godnym uwagi może być pierwszy z wymienionych apokryfów, gdyż pochodzi z samych początków chrześcijaństwa, stąd może zawierać ziarna prawdy zachowanej przez tradycję.

    Święta Anna z Maryją


    Anna pochodziła z rodziny kapłańskiej z Betlejem. Hebrajskie imię Anna w języku polskim znaczy tyle, co “łaska”. Od IV wieku do dzisiaj pokazuje się przy Sadzawce Owczej w Jerozolimie miejsce, gdzie stał dom Anny i Joachima. Obecnie wznosi się na nim trzeci z kolei kościół. Wybudowali go krzyżowcy.
    Św. Anna jest patronką diecezji opolskiej, miast, m.in. Hanoveru, oraz kobiet rodzących, matek, wdów, położnic, ubogich robotnic, górników kopalni złota, młynarzy, powroźników i żeglarzy.





    Święty Joachim z MaryjąJoachim miał pochodzić z zamożnej i znakomitej rodziny z Galilei. Już samo jego imię miało być prorocze, gdyż oznacza tyle, co “przygotowanie Panu”. W dawnej Polsce czczony był jako “protektor Królestwa”. Kiedy Maryja była jeszcze dzieckiem, miał pożegnać ziemię. Razem ze św. Anną patronują małżonkom.
    Od dawna biblistów interesował problem, dlaczego Ewangeliści podają dwie odrębne genealogie Pana Jezusa: inną przytacza św. Mateusz (Mt 1, 1-18), a inną – św. Łukasz (Łk 3, 23-38). Przyjmuje się dzisiaj dość powszechnie, że św. Mateusz podaje rodowód Chrystusa Pana wymieniając przodków św. Józefa, podczas gdy św. Łukasz przytacza rodowód Pana Jezusa wymieniając przodków Maryi. Według takiej interpretacji ojcem Maryi nie byłby wtedy św. Joachim, ale Heli. Być może imię Joachim jest apokryficzne. Możliwe także, że Heli miał drugie imię Joachim. Sprawa jest nadal otwarta.


    Święci Joachim i Anna, rodzice MaryiApokryficzna Protoewangelia Jakuba z II wieku podaje, że Anna i Joachim byli bezdzietni. Małżonkowie daremnie modlili się i dawali hojne ofiary na świątynię, aby uprosić sobie dziecię. Joachim, będąc już w podeszłym wieku, udał się na pustkowie i tam przez dni 40 pościł i modlił się o Boże miłosierdzie. Wtedy zjawił mu się anioł i zwiastował, że jego prośby zostały wysłuchane, gdyż jego małżonka Anna da mu Dziecię, które będzie radością ziemi. Tak też się stało. Przy narodzinach ukochanej Córki, której według zwyczaju piętnastego dnia nadano imię Maria, była najbliższa rodzina. W rocznicę tych narodzin urządzono wielką radosną uroczystość. Po urodzeniu się Maryi, spełniając uprzednio złożony ślub, rodzice oddali swą Jedynaczkę na służbę w świątyni. Kiedy Maryja miała 3 lata, oddano Ją do świątyni, gdzie wychowywała się wśród swoich rówieśnic, zajęta modlitwą, śpiewem, czytaniem Pisma świętego i haftowaniem szat kapłańskich. Wcześniej miał pożegnać świat Joachim. Według jednej z legend Annie przypisuje się trinubium – po śmierci Joachima miała wyjść jeszcze dwukrotnie za mąż.

    Kult świętych Joachima i Anny był w całym Kościele – a więc także na Wschodzie – bardzo dawny i żywy. W miarę jak rozrastał się kult Matki Chrystusa, wzrastała także publiczna cześć Jej rodziców. Już w IV/V w. istniał w Jerozolimie kościółek przy dawnej sadzawce Betesda w pobliżu świątyni pod wezwaniem św. Joachima i św. Anny. Tu nawet miał być według podania ich grób. Inni miejsce grobu sytuowali przy wejściu na Górę Oliwną. Cesarz Justynian wystawił w Konstantynopolu około roku 550 bazylikę ku czci św. Anny. Kazania o św. Joachimie i św. Annie wygłaszali na Wschodzie święci tej miary, co św. Epifaniusz (+ 403), św. Sofroniusz (+ po 638), św. Jan Damasceński (+ ok. 749), św. German, patriarcha Konstantynopola (+ 732), św. Andrzej z Krety (+ 750), św. Tarazjusz, patriarcha Konstantynopola (+ 806), a na Zachodzie: św. Fulbert z Chartres (+ 1029), św. Bernardyn ze Sieny (+ 1444) czy bł. Władysław z Gielniowa (+ 1505).
    Szczególną czcią była zawsze otaczana św. Anna. Jej kult był i jest do dnia dzisiejszego bardzo żywy. Na Zachodzie pierwszy kościół i klasztor św. Anny stanął w roku 701 we Floriac koło Rouen. Dowodem popularności św. Anny jest także to, że jej imię było i dotąd jest często nadawane dziewczynkom. Bardzo liczne są też kościoły i sanktuaria pod jej wezwaniem. Ku czci św. Anny powstało 5 zakonów żeńskich. W dawnej liturgii poświęcono św. Annie aż 118 hymnów i 36 sekwencji (wiek XIV-XVI).

    Święta Anna SamotrzeciaPolska chlubi się wieloma sanktuariami św. Anny: na Górze św. Anny w pobliżu Brzegu Głogowskiego, w Jordanowie, w Selnikach, w Grębocicach, w Stoczku koło Lidzbarka Warmińskiego, w Kamiance. Największej jednak czci doznaje św. Anna w Przyrowie koło Częstochowy i na Górze Św. Anny koło Opola. Sanktuarium opolskie należy do najsłynniejszych w świecie – tak dalece, że figura św. Anny doczekała się uroczystej koronacji papieskimi koronami 14 września 1910 r. Sanktuarium to nawiedził św. Jan Paweł II 21 czerwca 1983 roku podczas swej drugiej pielgrzymki do Polski. Cudowna figura św. Anny wykonana jest z drzewa bukowego i liczy 66 cm wysokości. Przedstawia ona św. Annę piastującą dwoje dzieci: Maryję, której była matką, i Pana Jezusa, dla którego była babką (św. Anna Samotrzecia). Wszystkie trzy figury są koronowane. Początkowo była tylko jedna postać św. Anny (wiek XV). Potem dodano postacie Maryi i Jezusa (wiek XVII), umieszczając je przy głowie św. Anny.

    Liturgiczny obchód ku czci rodziców Maryi pojawił się najpierw na Wschodzie. Wprowadził go w 710 r. cesarz Justynian II pod tytułem Poczęcie św. Anny. Wspomnienie obchodzono w różnych dniach, łącznie (św. Joachima i św. Anny) lub oddzielnie. Na Zachodzie wprowadzono je późno. W Neapolu jest znane w wieku X. Papież Urban VI bullą Splendor aeternae gloriae z 21 czerwca 1378 r. zezwolił na obchodzenie tego święta w Anglii. Juliusz II w 1522 r. rozszerzył je na cały Kościół i wyznaczył na 20 marca. Paweł V zniósł jednak to święto w 1568 r., opierając swoją decyzję na tym, że o rodzicach Maryi z ksiąg Pisma świętego nic nie wiemy. Przeważyła jednak opinia, że należy im się szczególna cześć. Dlatego Grzegorz XIII święto Joachima i Anny ponownie przywrócił (1584). Z tej okazji wyznaczył jako dzień pamięci 26 lipca. Papież św. Pius X w 1911 roku wprowadził osobno święto św. Joachima, wyznaczając dzień pamiątki na 16 sierpnia. Św. Anna miała nadal swoje święto dnia 26 lipca. Reforma liturgiczna z roku 1969 połączyła na nowo imiona obojga pod datą 26 lipca.

    Święci Joachim i Anna, rodzice MaryiW ikonografii św. Anna ukazywana jest w scenach z apokryfów oraz obrazujących życie Maryi. Przedstawiana jako starsza kobieta z welonem na głowie. Ulubionym tematem jest św. Anna ucząca czytać Maryję. Niektóre jej atrybuty: palec na ustach, księga, lilia.
    Św. Joachim ukazywany jest jako starszy, brodaty mężczyzna w długiej sukni lub w płaszczu. Występuje w licznych cyklach mariologicznych oraz z życia św. Anny. Jego atrybutami są: anioł, Dziecię Jezus w ramionach, dwa gołąbki w dłoni, na zamkniętej księdze lub w małym koszyku, jagnię u stóp, laska, kij pasterski, księga, zwój.
    Internetowa Liturgia Godzin/Czytelnia

    ***

    ************************************************************************

    piątek 31 lipca

    MSZE ŚWIĘTE W XVII TYGODNIU ZWYKŁYM

    Obraz

    godz. 10.00 w kościele św. Piotra (w języku angielskim)

    godz. 19.00 w kaplicy-izbie Jezusa Miłosiernego

    przed Mszą św. – godzinna adoracja przed Najświętszym Sakramentem

    ****

    wspomnienie św. Ignacego z Loyoli, założyciela zakonu

    Public Domain

    **

    Inigo Lopez de Loyola urodził się w roku 1491 w kraju Basków, jako trzynaste dziecko w zamożnym rycerskim rodzie. Otrzymał staranne wychowanie. Był paziem ministra skarbu króla hiszpańskiego, następnie służył jako oficer w wojsku wicekróla Nawarry.

    W czasie walk hiszpańsko-francuskich znalazł się w oblężonej Pampelunie. Zraniony poważnie w nogę, został przewieziony do rodzinnego zamku. Rekonwalescencja była dla niego okresem łaski i gruntownej przemiany.

    Po powrocie do zdrowia zawiesił oręż przed cudownym obrazem Matki Bożej w opactwie benedyktyńskim Montserrat i zamieszkał w grocie pod Manrezą. Tu, w oparciu o dzieło opata Garcii de Cisneros, napisał szkic sławnych „Ćwiczeń duchownych”.

    W 1523 roku przez Rzym, Wenecję udał się do Ziemi Świętej. Chciał tam pozostać do końca życia, dopiero w wyniku nalegań tamtejszego legata papieskiego wrócił do kraju. Uczył się, a następnie studiował w Barcelonie, Alcala, Salamance, Paryżu. Tam, 15 sierpnia 1534 roku, wraz z sześciu przyjaciółmi, złożywszy śluby ubóstwa, czystości oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza Ojcu Świętemu, dał początek nowemu zakonowi, zwanemu Towarzystwem Jezusowym.

    W 1537 roku Ignacy przyjął święcenia kapłańskie. Papież Paweł III zatwierdził nową wspólnotę w 1540 roku. Wkrótce potem św. Ignacy został wybrany przełożonym generalnym, a urząd ten piastował do śmierci.

    Pozostawił po sobie 7 tysięcy listów, zawierających nieraz cenne pouczenia duchowe, „Opowiadanie pielgrzyma” oraz „Dziennik duchowy” – świadectwo ignacjańskiej mistyki. W ewolucji chrześcijańskiej duchowości mają szczególne znaczenie jego „Konstytucje” zakonu, w których zniósł obowiązek wspólnego odmawiania oficjum, przestrzegania reguły klasztornej, nakazując w zamian praktykowanie codziennej modlitwy myślnej, liturgię jako źródło życia duchowego oraz „Ćwiczenia duchowne” – pierwowzór rekolekcji.

    W swoim nauczaniu przypominał, że człowiek musi dokonać pewnego wysiłku, aby współpracować z Bogiem. Św. Ignacy zmarł 31 lipca 1556 roku, przepowiedziawszy datę swej śmierci. Beatyfikowany przez Pawła V (1609), kanonizowany przez Grzegorza XV (1622). Jest patronem trzech diecezji w kraju Basków; zakonu jezuitów; dzieci, matek oczekujących dziecka, kuszonych, skrupulantów, żołnierzy oraz rekolekcji. Jego relikwie spoczywają w rzymskim kościele Di Gesu.

    Zakon jezuitów odegrał w naszej Ojczyźnie szczególną rolę. Wydał między innymi takie postaci, jak: św. Stanisław Kostka, św. Andrzej Bobola, św. Melchior Grodziecki oraz Jakub Wujek (tłumacz pierwszej drukowanej „Biblii” w Polsce), Piotr Skarga Pawęski (wybitny kaznodzieja). Maciej Sarbiewski (poeta zwany polskim Horacym), Franciszek Bohomolec (ojciec komedii polskiej), Adam Naruszewicz (biskup, historyk, poeta), Franciszek Kniaźnin (poeta), Jan Woronicz (arcybiskup, prymas Królestwa Polskiego, poeta), Grzegorz Piramowicz (sekretarz Komisji Edukacji Narodowej), Jan Beyzym (apostoł trędowatych na Madagaskarze).

    W ikonografii św. Ignacy przedstawiany jest w sutannie i birecie lub w stroju liturgicznym z imieniem IHS na piersiach. Niekiedy w stroju rycerskim i w szatach pielgrzyma. Jego atrybutami są: księga; globus, który popycha nogą; monogram Chrystusa – IHS; napis AMDG – „Ad maiorem Dei gloriam” – „Na większą chwałę Boga”; krucyfiks, łzy, serce w promieniach, smok, sztandar, zbroja.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    *****

    Antyfona na wejście

    Na imię Jezus niech się zgina każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych i niech każdy język wyznaje, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca. (Flp 2,10-11)

    Kolekta

    Boże, Ty powołałeś w swoim Kościele
    świętego Ignacego do szerzenia Twojej większej chwały, spraw, abyśmy walcząc na ziemi
    z jego pomocą i za jego przykładem,
    zasłużyli na udział w jego niebieskiej chwale.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza – Jr 26,1-9

    Na początku panowania Jojakima, syna Jozjasza, króla judzkiego, Pan skierował następujące słowo do Jeremiasza: „To mówi Pan: «Stań na dziedzińcu domu Pana i mów do mieszkańców wszystkich miast judzkich, którzy przychodzą do domu Pana oddać pokłon, wszystkie słowa, jakie poleciłem ci im oznajmić; nie ujmuj ani słowa. Może posłuchają i zawróci każdy ze swej złej drogi, Mnie zaś ogarnie żal nad nieszczęściem, jakie zamyślam przeciw nim za ich przewrotne postępki.

    Powiesz im: To mówi Pan: Jeżeli nie będziecie Mi posłuszni, postępując według mojego Prawa, które wam ustanowiłem, i jeśli nie będziecie słuchać słów moich sług, proroków, których nieustannie do was posyłam, mimo że jesteście nieposłuszni, zrobię z tym domem podobnie jak z Szilo, a z tego miasta uczynię przekleństwo dla wszystkich narodów ziemi»”.

    Kapłani, prorocy i cały lud słyszeli Jeremiasza mówiącego te słowa w domu Pana. Gdy zaś Jeremiasz skończył mówić wszystko to, co mu Pan nakazał głosić całemu ludowi, prorocy i cały lud pochwycili go, mówiąc: „Musisz umrzeć! Dlaczego prorokowałeś w imię Pana, że z tym domem stanie się to, co z Szilo, a miasto to ulegnie zniszczeniu i pozostanie niezamieszkałe?” Cały lud zgromadził się dokoła Jeremiasza w domu Pana.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 69

    R/ W Twojej dobroci wysłuchaj mnie, Panie.

    Liczniejsi od włosów na mej głowie
    są ci, którzy mnie nienawidzą bez powodu.
    Silni są moi prześladowcy, wrogowie zakłamani,
    czy mam oddać to, czego nie zabrałem? R/

    Dla Ciebie bowiem znoszę urąganie, hańba twarz
    mi okrywa,
    Dla braci moich stałem się obcym
    i cudzoziemcem dla synów mej matki.
    Bo gorliwość o dom Twój mnie pożera
    i spadły na mnie obelgi złorzeczących Tobie. R/

    Lecz ja, o Panie, modlę się do Ciebie,
    w czas łaski, o Boże;
    wysłuchaj mnie w Twojej wielkiej dobroci,
    w Twojej zbawczej wierności. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Słowo Pana trwa na wieki, to słowo ogłoszono wam jako Dobrą Nowinę. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 13,54-58

    Jezus, przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: „Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko?” I powątpiewali o Nim.

    A Jezus rzekł do nich: „Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Panie Boże, przyjmij z upodobaniem dary,
    które składamy oddając cześć świętemu Ignacemu, i spraw, aby najświętsze Misteria,
    które z Twojej woli są źródłem wszelkiej świętości, uświęciły nas w prawdzie.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, aby on już zapłonął. (Łk 12,49)

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, dziękując za dary
    udzielone świętemu Ignacemu,
    złożyliśmy Ofiarę uwielbienia,
    niech ona nas doprowadzi do wielbienia
    Twojego majestatu w wieczności.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ********************************

    Grzegorz Kucharczyk: Krakowskie Przedmieście – dziesięć lat później


    Grzegorz Kucharczyk: Krakowskie Przedmieście – dziesięć lat późniejfot. Jerzy Pawleta/ Forum


    Profanacja figury Zbawiciela przy bazylice Świętego Krzyża w Warszawie przez komando wojujących bezbożników jest nie pozostawiającą żadnych złudzeń odpowiedzią na pojawiające się od początków pandemii pytanie: czy zaraza będzie czasem przemiany, nawrotem do Pana?

    Jak już wcześniej pisałem na tych łamach, wszystko wskazuje raczej na to, że będzie tak samo, tylko bardziej. Akcja profanatorów w Warszawie jest tego kolejnym, wstrząsającym dowodem.

    Profanacja Umęczonego Zbawiciela pokazuje po raz kolejny – jakże dramatycznie wyraźnie – że nie mamy tutaj do czynienia z „antyklerykalizmem”, czy – jak raczył zauważyć ks. kardynał Nycz – z „przekraczaniem granic w debacie publicznej”, ani nie nawet z chrystianofobią, tylko z chrystofobią; z nienawiścią do samego Chrystusa.

    Nienawiść do Zbawiciela zawsze skutkowała i skutkuje także w naszych czasach nienawiścią do Jego wyznawców (chrystianofobia) oraz do założonego przez Niego Kościoła (antykatolicyzm). Ale trzeba mieć świadomość tego, że u początku jest nienawiść do samego Zbawiciela. Tak rozrasta się cywilizacja nienawiści, której innym imieniem jest cywilizacja śmierci. I odwrotnie – miłość do Zbawiciela, pożądanie Jego Królestwa, tj. takiej rzeczywistości duchowej, kulturowej i społecznej, gdzie On jest na pierwszym miejscu, daje początek cywilizacji miłości, której innym imieniem jest cywilizacja życia.

    Na tym w największym skrócie polega starcie cywilizacji, które obserwujemy i którego jesteśmy uczestnikami. Ważne jest jednak, by pamiętać o korzeniach tej nienawiści; o tym, Kto tak naprawdę jest przedmiotem ataku. Rok temu komanda wojujących bezbożników profanowały jasnogórski wizerunek Królowej Polski. Dzisiaj profanują wizerunek niosącego Krzyż Zbawiciela. Jakże nie przywołać w tym kontekście słów abp. Fultona Sheena, który niejednokrotnie podkreślał, że ci, którzy odrzucają Matkę Bożą zawsze też – wcześniej czy później – odrzucą Jej Syna. Na naszych oczach spełnia się ta prawidłowość.

    Profanacja na Krakowskim Przedmieściu miała miejsce niemal dziesięć lat po satanistycznym sabacie wokół krzyża postawionego przed pałacem Prezydenckim, upamiętniającym ofiary katastrofy smoleńskiej. Wtedy, w sierpniu 2010 roku widzieliśmy jak „młodzi, wykształceni z dużego miasta” naigrywali się z Męki Chrystusa tworząc krzyże z puszek po piwie oraz umieszczając pluszaki na krzyżach. Podobnie jak wtedy, również teraz biskup miejsca, na którym te straszliwe bluźnierstwa działy się, schował tchórzliwie głowę w piasek.

    Zły nienawidzi znaków przypominających rozstrzygającą bitwę, którą przegrał, mimo że Wódz Życia w niej poległ. Stąd z taką lubością atakuje wszystko, co przypomina jego nieodwracalną klęskę z rąk Tego, który na Golgocie zlikwidował nasz zapis dłużny.

    Trzecia bitwa o Warszawę trwa na naszych oczach, przy czym Warszawa jako stolica jest symbolem całej Polski. Sto lat temu pierwsza z tych batalii zakończyła się odepchnięciem bolszewickich hord. W 1944 roku barykady oddzielające cywilizację miłości od barbarzyńców germańsko – azjatyckich szły w poprzek Miasta, nawet w poprzek archikatedry warszawskiej. Figura Zbawiciela z Krakowskiego Przedmieścia została wówczas zwalona. Dzisiaj zagrożenie „motłochowo – radykalne” (Z. Krasiński) rozlewa się po naszych miastach, szkołach, szturmuje nasze świątynie, na podobieństwo Heroda ubierającego na pośmiech umęczonego Zbawiciela w lśniące szaty, „przystraja” Go we flagi tęczowej rewolucji. To dopiero początek, ale przecież On zwyciężył świat.

    Grzegorz Kucharczyk/ PCh.pl


    *******************************

    czwartek 30 lipca

    wspomnienie św. Piotra Chryzologa, doktora Koscioła

    PETER CHRYSOLOGUSPublic Domain

    **

    Św. Piotr Chryzolog, biskup, doktor Kościoła. Urodził się około 380 roku w miasteczku Imola. W roku 431 został arcybiskupem Rawenny, wówczas stolicy Zachodniego Cesarstwa.

    Był doradcą cesarzowej Galii Placydii i jej synów. Wytrawny dyplomata. Budowniczy kościołów. Gorliwy duszpasterz.

    Wybitny kaznodzieja. Wygłaszane mowy zjednały mu przydomek „Złotosłowy” – po grecku „Chryzolog”. Umarł 31 lipca 450 roku. Jest patronem diecezji i miasta Imoli.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ***

    ************************************************************************

    środa 29 lipca

    wspomnienie św. Marty

    MARTHA

    Public Domain

    ***

    Św. Marta wraz z rodzeństwem Marią i Łazarzem mieszkała w Betanii, oddalonej o 3 kilometry od Jerozolimy na zboczu Góry Oliwnej. Pan Jezus często zatrzymywał się w ich gościnnym domu – co świadczy jak serdeczną darzył ich przyjaźnią.

    Św. Łukasz opisuje szczegółowo jedno ze spotkań (Łk 10,38-42). Martę wspomina w Ewangelii św. Jan, odnotowując wskrzeszenie Łazarza. Wyznała ona wtedy wiarę w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego (J 11,1-45). Ewangelista Jan opisuje także wizytę Jezusa u Łazarza na sześć dni przed wieczerzą paschalną, gdzie posługiwała Marta (J 12,1-11).

    Św. Marta jest patronką ludzi zapracowanych, którzy jednak nie zatracili głębi i istoty wiary, i w tragicznej sytuacji potrafią za nią powtórzyć: „Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży”.

    Również uważana jest patronką gospodyń domowych, hotelarzy, kucharek, sprzątaczek, właścicieli zajazdów. Legenda prowansalska głosi, że po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa Żydzi wprowadzili Łazarza, Marię i Martę na statek bez steru i tak puścili ich na Morze Śródziemne.

    Dzięki Opatrzności wszyscy wylądowali szczęśliwie na wybrzeżu Francji, niedaleko Marsylii. Łazarz miał zostać pierwszym biskupem tego miasta, Marta założyła w pobliżu żeński klasztor, a Maria pokutowała w niedalekiej pustelni.

    W ikonografii św. Marta przedstawiana jest w skromnej szacie z pękiem kluczy za pasem. Czasami we wspaniałej sukni z koroną na głowie. Są prezentacje, w których prowadzi smoka na pasku lub kropi go kropidłem. Nawiązują one do legendy, iż pokonała potwora Taraska. Jej atrybutami są: drewniana łyżka, sztućce, księga, naczynie, różaniec.

    Imię Marta pochodzi z języka aramejskiego i znaczy “pani, władczyni”. W Kościele jest 9 świętych i 3 błogosławione o tym imieniu.

    *****

    Marta i Maria w nas

    Znalezione obrazy dla zapytania maria i marta

    Wszystko, co Jezus mówi, czyni i Kim jest – jest na wagę złota. Marta dobrze o tym wie, dlatego siada u stóp Mistrza i rozkoszuje się smakiem „najlepszej cząstki”. Jest szczęśliwa, a ponadto zasługuje sobie na wiekopomną pochwałę Jezusa. Marta chce usłużyć Gościowi inaczej. Od razu zabiera się za przygotowanie posiłku. Niestety, jej gest czynnej miłości okazuje się wybrakowany. Wzbierają w niej negatywne uczucia i osądy. Dała im upust, wypowiadając swe rozżalenie: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». Oto, rzec można, „pokrzywdzona” i lepiej wiedząca, ujawnia pretensje nie tylko wobec swej siostry, ale i Mistrza.

    Jezus, pełen miłości i wdzięczności wobec Marty, nie może jej nie ostrzec: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona». Powiedziane jasno, zdecydowanie i delikatnie. Miliony wierzących będą przez wieki, dziś także, wnikać w znaczenie tych słów Jezusa, Oblubieńca dusz. W każdym z nas jest wrażliwość i pragnienia Marii… Ale pełno też w nas Marty. My wszyscy – tak wprawni w uwijaniu się „około rozmaitych posług”, a tak powolni, by usiąść „u nóg Pana” – powinniśmy zrewidować nasze priorytety.

    Czy my – poddawani dyktatowi antropocentrycznej cywilizacji i bezkrytycznie zafascynowani jej produktami – mamy jeszcze szczere przekonanie, że Jezus i oblubieńcza wzajemność, do której niezmiennie nas zaprasza, to skarb nieoceniony, Jedyny? On naprawdę zasługuje (my też), byśmy codzienne rezerwowali czas na spotkania z Nim. Łagodnie i zdecydowanie przenośmy uwagę z absorbujących zmartwień i niepokojów oraz z ulotnych fascynacji i często zbędnych zaangażowań – na Pana Jezusa. Tylko „u nóg Pana”, kontemplując na modlitwie Osobę Jezusa, poznajemy i smakujemy życie prawdziwe, spełniające. Naprawdę „potrzeba… tylko jednego”. Jak w Eucharystii, w której Boskie Osoby obdarowują nas „najlepszą cząstką”.

    o. Krzysztof Osuch SJ

    *******************

    79 lat temu o. Kolbe zgłosił się w Auschwitz na śmierć za współwięźnia

    29 lipca 1941 r. podczas apelu w niemieckim obozie Auschwitz franciszkanin o. Maksymilian Kolbe zgodził się dobrowolnie oddać życie za współwięźnia Franciszka Gajowniczka, jednego z dziesięciu skazanych na śmierć głodową w odwecie za ucieczkę Polaka.

    Archiwum
    **

    Franciszkanin zmarł w bunkrze głodowym 14 sierpnia 1941 r. Został dobity zastrzykiem fenolu.

    Kilka tygodni przed śmiercią Maksymilian powiedział do współwięźnia Józefa Stemlera: “Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”.

    Franciszkanin o. Maksymilian Maria Kolbe trafił do Auschwitz 28 maja 1941 r. z więzienia na Pawiaku w Warszawie. W obozie otrzymał numer 16670. Początkowo trafił do pracy przy zwożeniu żwiru na budowę parkanu przy krematorium. Potem dołączył do komanda w Babicach, które budowało ogrodzenie wokół pastwiska.

    W Babicach losy zakonnika zetknęły go m.in. z Tadeuszem “Teddym” Pietrzykowskim, przedwojennym wicemistrzem Polski w boksie, również więźniem. Któregoś dnia dostrzegł nadzorcę, który okrutnie znęcał się nad Kolbem. Pięściarz postanowił dać oprawcy nauczkę. Zaproponował esesmanom, że stanie z nimi do walki na pięści. Niemcy zgodzili się. Po chwili nadzorca leżał na ziemi powalony ciosem. Pobity Kolbe zaczął wtedy prosić “Teddy`ego”, by nie bił mężczyzny.

    Maksymilian w Auschwitz szybko podupadł na zdrowiu. Trafił do szpitala obozowego. Więźniowie otaczali go opieką. Gdy poczuł się lepiej, wręcz wypchnięto go ze szpitala w obawie, by nie został w nim uśmiercony. Później trafiał do lżejszych prac, początkowo w pończoszarni, gdzie reperowano odzież, a później w kartoflarni przy kuchni.

    Pod koniec lipca 1941 r. z obozu uciekł więzień Zygmunt Pilawski. Za karę zastępca komendanta Karl Fritzsch zarządził apel. Wybrał dziesięciu więźniów i skazał ich na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek.

    Gajowniczek, opisując w 1946 r. tzw. wybiórkę, powiedział: “Nieszczęśliwy los padł na mnie. Ze słowami +Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam+ udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci. Te słowa słyszał o. Maksymilian. Wyszedł z szeregu, zbliżył się do Fritzscha i usiłował ucałować go w rękę. Wyraził chęć pójścia za mnie na śmierć”.

    Egzekucje przez zagłodzenie budziły grozę wśród więźniów. Po ucieczce więźnia z bloku, w którym był więziony, komendant lub kierownik obozu wybierał podczas apelu dziesięciu lub więcej więźniów. Byli zamykani w jednej z cel w podziemiach bloku nr 11. Nie otrzymywali pożywienia ani wody. Po kilku, kilkunastu dniach umierali w straszliwych męczarniach. Na podstawie rejestru więźniów bloku 11 historycy ustalili kilka dat “wybiórek”.

    O. Kolbe po dwóch tygodniach męki wciąż żył. 14 sierpnia 1941 r. został uśmiercony przez niemieckiego więźnia-kryminalistę Hansa Bocka, który wstrzyknął mu zabójczy fenol.

    Franciszek Gajowniczek przeżył wojnę. Zmarł w 1995 r. w Brzegu na Opolszczyźnie w wieku 94 lat. Pochowany został na cmentarzu przyklasztornym franciszkanów w Niepokalanowie.

    Rajmund Kolbe urodził się 8 października 1894 r. w Zduńskiej Woli. W 1910 r. wstąpił do zakonu, gdzie przyjął imię Maksymilian. Studiował w Rzymie, gdzie w 1917 r. założył stowarzyszenie Rycerstwa Niepokalanej. Do Polski wrócił dwa lata później. W 1927 r. założył pod Warszawą klasztor-wydawnictwo Niepokalanów. Trzy lata później wyjechał do Japonii, skąd wrócił w 1936 r. Objął kierownictwo Niepokalanowa, który stał się największym klasztorem katolickim na świecie.

    We wrześniu 1939 r. Niemcy po raz pierwszy aresztowali Kolbego i franciszkanów. Duchowni odzyskali wolność w grudniu. 17 lutego 1941 r. Maksymiliana aresztowano po raz drugi. Trafił na Pawiak, a potem do Auschwitz.

    Polski franciszkanin został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 r., a kanonizowany przez Jana Pawła II jedenaście lat później. Stał się pierwszym polskim męczennikiem podczas II wojny, który został wyniesiony na ołtarze.

    W celi śmierci zakonnika modlili się trzej kolejni papieże: Jan Paweł II, Benedykt XVI oraz Franciszek, którzy pielgrzymowali do Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau.

    Historyk z Muzeum Auschwitz Teresa Wontor-Cichy wspomniała, że Maksymilian miał dwóch braci. Józef również był franciszkaninem. Zmarł w 1930 r. podczas nieudanej operacji wyrostka. Z kolei Franciszek był legionistą i weteranem wojny z bolszewikami. W 1943 r. trafił do Auschwitz za działalność konspiracyjną. Był przenoszony do innych obozów. Zmarł 23 stycznia 1945 r. w KL Dora-Mittelbau.

    Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości. (PAP)

    autor: Marek Szafrański/Tygodnik NIEDZIELA

    *****

    „Przyrzekamy prowokować”. Aktywiści LGBT sprofanowali figurę Chrystusa w Warszawie


    „Przyrzekamy prowokować”. Aktywiści LGBT sprofanowali figurę Chrystusa w Warszawiefot. Flickr.com


    Aktywiści LGBT w nocy z 28 na 29 lipca 2020 r. sprofanowali figurę Chrystusa pod Krzyżem znajdującą się przed Bazyliką Świętego Krzyża w Warszawie. Na twarz rzeźby nałożyli różową maskę z feministyczno-anarchistycznymi symbolami, a w jej ręce włożyli tęczową flagę. Na cokole umieszczono też manifest zawierający wulgarną treść.

    Celem akcji środowisk LGBT okazały się także pomniki Małej Syrenki, Józefa Piłsudskiego, Mikołaja Kopernika, Wincentego Witosa czy Tarasa Szewczenki. Szczególnie bulwersujący jest jednak fakt sprofanowania katolickiej rzeźby, która przetrwała okres Powstania Warszawskiego wśród gruzów stolicy.

    Treść zamieszczonego na cokole pomnika tekstu brzmi: „To szturm! To atak! To Tęcza! Pamięci poległych w walce z codzienną nienawiścią, tych, którzy mieli siłę by skoczyć w ciemność. Dodająca wiary w lepszą przyszłość osobom, którym państwo zabrało wolność i bezpieczeństwo. Wzywająca do otwartej wojny przeciw dyskryminacji. Nakazująca nie prosić, nigdy więcej nie błagać o szacunek i litość. To miasto jest nas wszystkich. J****e się ignoranci”. Pod tekstem podpisał się niejaki „Gang Samozamęt”, „Stop Bzdurom” czy „Poetka”.

    Manifest rozszerzyła na Facebooku jedna z organizatorek akcji. Okazuje się, że jednym z powodów akcji jest działalność Fundacji Pro-Prawo do Życia, polegająca na uświadamianiu mieszkańców stolicy w kwestii zagrożeń płynących z edukacji seksualnej i postulatów społeczeno-politycznego ruchu LGBT+. „To jest szturm! To tęcza. To atak! Postanowiłyśmy działać. Tak długo jak będę się bać trzymać Cię za rękę. Tak długo aż nie zniknie z naszych ulic ostatnia homofobiczna furgonetka” – piszą.

    „To nasza manifestacja odmienności – ta tęcza. Tak długo jak flaga będzie kogoś gorszyć i będzie niestosowna, tak długo uroczyście przyrzekamy – prowokować” – podkreślają. „Sorry…. Nikt przecież nie powie, że polska flaga jest niestosowna i że kogoś obraża… Gdy zabierane są nam kolejne prawa, los waży się na szalach władzy. Niepokoi milczenie polityków – przerażają ich słowa. Nie będziemy prosić o litość, błagać o szacunek i zrozumienie. Jesteśmy głosem za małych na to by ich słuchano, za małych by coś powiedzieć. Uciszanych przez rodziców. Zmęczonych codzienną batalią ze światem. Oduczyliśmy się grzeczności i narzuconej gry w normalność. Gdy system chce byśmy skakali w ciemność sami, razem wypowiadamy mu walkę. Syrenka warszawska ma w dłoni miecz i tarczę. Ma tęczę i bandanę. To nasze wezwanie do walki. Jak długo będziemy zasypiać z myślą, że i tak nic się nie zmieni. tak długo będzie trzeba przypominać o tym że istniejemy. Że nie jesteście sami i same. To miasto jest też nasze. Walczcie” – stwierdzają.

    Figurę Chrystusa niosącego krzyż z wypisanym na cokole hasłem „Sursum Corda” ustawiono pod Kościołem św. Krzyża 2 listopada 1898 r. z inicjatywy hrabiego Andrzeja Zamoyskiego. Dzieło rzeźbiarza Andrzeja Pruszyńskiego cudem przetrwało hekatombę jaką Warszawie zgotowali pacyfikujący powstanie Niemcy. 6 września w wywołanej przez żołnierzy Wehrmachtu eksplozji runęła wieża oraz sklepienia kościoła. Na niemieckich zdjęciach wykonanych tuż po Powstaniu i opublikowanych w Krakowie widać rzeźbę leżącą na jezdni Krakowskiego Przedmieścia. Chrystus leżąc nadal wyciąga ku górze dłoń zdając się wzywać „Sursum corda”! Wkrótce rzeźbę wywieziono i porzucono pod Nysą.

    Źródło: Facebook.com

    Ks. Roszak, ks. Bortkiewicz o homoprofanacji: Chrystus jest naszym Panem i musimy Go bronić


    Ks. Roszak, ks. Bortkiewicz o homoprofanacji: Chrystus jest naszym Panem i musimy Go bronić!fot. Pixabay


    Aktywiści LGBT w nocy z 28 na 29 lipca 2020 r. sprofanowali figurę Chrystusa pod Krzyżem znajdującą się przed Bazyliką Świętego Krzyża w Warszawie. Na twarz rzeźby nałożyli różową maskę z feministyczno-anarchistycznymi symbolami, a w jej ręce włożyli tęczową flagę. Na cokole umieszczono też manifest zawierający wulgarną treść. Sprawę skomentowali dla portalu PCh24.pl ks. prof. Piotr Roszak i ks. prof. Paweł Bortkiewicz.

    Ks. prof. Piotr Roszak (UMK)

    Ewidentnie widzimy część większej strategii obliczonej na prowokowanie chrześcijan. Z naszej strony powinna być odpowiedź pełna Prawdy, bo tylko „Prawda nas wyzwoli”.

    A Prawda jest taka, że chrześcijanie są grupą, która jest w szczególny sposób atakowana. To, co stało się w Warszawie to przejaw ataku kulturowego, który dowodzi, że nie trzeba strzelać z amunicji do innych, a wystarczy przejmować, ośmieszać, ubliżać, bezcześcić jego symbole etc. Tak właśnie trzeba patrzeć na tęczowo-anarchistyczną profanację pomnika Pana Jezusa w Warszawie.

    Musimy mocno powiedzieć: „Non Possumus” i dać mocny wyraz temu, że nie ma z naszej – chrześcijańskiej strony – przyzwolenia na takie wybitnie agresywne zachowania, które mają za zadanie zakomunikować światu, że są w Polsce aktywiści lekceważący i poniżający to wszystko, co dla zdecydowanej większości społeczeństwa jest najważniejsze.

    Jest to działanie nie tylko bluźniercze, ale również po prostu antypaństwowe, które zagraża bezpieczeństwu wewnętrznemu państwa i nastawione na jego rozbicie oraz podzielenie społeczeństwa.

    Najbardziej przeraża mnie fakt, że agresorzy zapowiedzieli, iż to dopiero początek i już niedługo będziemy świadkami kolejnych tego typu ataków. Musimy w końcu sobie uświadomić, że nie żyjemy w spokojnych czasach i jest nam potrzebne jasne i zdecydowane świadectwo, że Chrystus jest naszym Panem i Królem i że będziemy Go bronić!

    Nie może się skończyć jedynie na słowach. One są ważne, bo musimy otwarcie mówić o złu, jakim są tego typu profanacje, ale potrzebne jest również wejście na obszar prawny i wymierzenie sprawiedliwości za tak haniebne czyny.

    ***

    Ks. prof. Paweł Bortkiewicz

    Mamy do czynienia z totalną eskalacją wojny cywilizacyjnej. Warto przywołać słowa Jana Pawła II z 2 czerwca 1979 roku, który odwołując się właśnie do Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu mówił o rozumieniu dziejów Polski i polskiego narodu.

    Chrystus z Krakowskiego Przedmieścia jest właśnie symbolem naszych dziejów i ten symbol zostaje bestialsko sprofanowany. To właśnie jest eskalacją wojny w stosunku do Kościoła i do Polski. Jestem bezwzględnie przekonany, że traktując ten akt agresji jako antykatolicki i antypolski powinien się on doczekać mocnej reakcji, bo taka jest potrzebna.

    Musimy skończyć z jakąkolwiek narracją, która chociażby sugeruje, że należy zaakceptować przynajmniej niektóre postulaty ideologów gender. To jest po prostu niemożliwe i widzimy do czego prowadzi!

    Święty Paweł stawiał sprawę bardzo krótko, pytając jaka jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Parafrazując te słowa zapytam wprost: jaka jest wspólnota chrześcijan z genderystami. Nie ma takiej wspólnoty. Jest za to wojna cywilizacyjna, a my – chrześcijanie – nie możemy być w tej wojnie pacyfistami. Potrzebny jest nasz stanowczy sprzeciw zarówno w formie prawnej, a tam gdzie będzie to konieczne wymagana jest postawa jednoznacznego radykalnego zdecydowania, a nie nieustanne nadstawianie drugiego policzka. Mam tutaj na myśli stawanie murem w obronie naszych wartości i branie chociażby przykładu z Argentyńczyków, którzy kilka lat temu wyszli na ulice swoich miast i z różańcami w rękach modlili się przeciwko agresji genderystów. Nie była to modlitwa zamknięta w kościołach. Nie! Argentyńczycy stanęli oko w oko ze złem, nadstawili własne piersi i stworzyli mur nie do przebycia przed atakiem genderystów.

    Takiej właśnie fizycznej, cielesnej formy sprzeciwu potrzebuje dzisiaj również Polska wobec aktów agresji ze strony lewicowych ideologów. Powtórzę: to już nie jest wojna, tylko jej totalna eskalacja.

    Not. TK

    logo PCh24.pl

    *******************************************************

    ****

    1.08.2020

    Spowiedź święta w kościele św. Szymona: 14.00 – 16:00  Oczywiście jest też możliwość w innym czasie – wtedy trzeba umówić się indywidualnie z ks. Marianem.

    pierwsza sobota sierpnia

    NABOŻEŃSTWO WYNAGRADZAJĄCE

    po MSZY ŚW. o godz. 18.00 w kaplicy-izbie JEZUSA MIŁOSIERNEGO

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    https://www.facebook.com/odnowaglasgow

    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    This image has an empty alt attribute; its file name is image.png

    *****

    ************************************************************************

    “W pewnej chwili dał mi Jezus poznać, że kiedy Go proszę w intencji, jaką mi nieraz polecają, jest zawsze gotów udzielać swych łask, tylko dusze nie zawsze chcą je przyjąć:

    – Serce Moje jest przepełnione miłosierdziem wielkim dla dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. Oby mogły zrozumieć, że Ja jestem dla nich Ojcem najlepszym, że dla nich wypłynęła z serca Mojego krew i woda, jako z krynicy przepełnionej miłosierdziem; dla nich mieszkam w tabernakulum jako Król miłosierdzia, pragnę obdarzać dusze łaskami, ale one nie chcą ich przyjąć.

    Przynajmniej ty przychodź do Mnie jak najczęściej i bierz te łaski, których oni przyjąć nie chcą, a tym pocieszysz serce Moje. O, jak wielką jest obojętność dusz za tyle dobroci, za tyle dowodów miłości. Serce Moje napawa się samą niewdzięcznością, zapomnieniem od dusz żyjących w świecie; na wszystko mają czas, tylko nie mają czasu na to, aby przyjść do Mnie po łaski.

    św. Faustyna Kowalska („Dzienniczek”, p. 367).

    ************************************************************************

    Wakacyjne rekolekcje z bp Adrianem Galbasem SAC

    Rozpoczynamy rekolekcje wakacyjne z biskupem Adrianem Galbasem SAC. To nie tylko czas fizycznego odpoczynku, ale też duchowej regeneracji. Chcemy czerpać ze Słowa, które skierowane jest właśnie do mnie.

     2020-07-21 13:34

     

    fotoflesz Ruciane-Nida
    **

    „A Wy – za kogo mnie uważacie?” – to nawiązanie do pytania Jezusa, które postawił swoim uczniom. Przez najbliższe 7 odcinków będziemy próbowali nie tylko zadać sobie pytania, ale znaleźć na nie właściwą odpowiedź. Szukanie Pana Boga rozpoczyna się od uświadomienia sobie potrzeby Jego obecności w naszym życiu. Ten pierwszy etap otwiera nam Drogi, pozwala w wolności decydować o własnym życiu – czy rozpoznajemy głos Boga i za nim pójdziemy?

    Sceneria Wielkich Jezior Mazurskich zwraca nam uwagę na ich wakacyjny charakter – to właśnie w chwili zatrzymania, odpoczynku znajdujemy czas na zadanie sobie najważniejszych pytań. Bardzo wymownym będzie tu szum wiatru, „Strefa Ciszy”, wypłynięcie na głębokie wody – podejmujemy trud poznania własnej tożsamości.

    Zapraszamy Cię – niezależnie od płci, wieku, miejsca zamieszkania czy wykształcenia – do wspólnej wędrówki w nieznane. Ta niewiadoma to nasza droga – dla każdego inna, indywidualna, osobista – ale prowadzi do wspólnego celu: świętości.

    Organizatorem Rekolekcji jest Pallotyńskie Radio Pallotti.FM, Sekretariat ds. Apostolstwa Prowincji Chrystusa Króla i Fundacja Misyjna Salvatti.pl

    Emisja odcinków będzie dostępna na kanale YouTube Telewizji Pallotti TV, na Facebooku Pallotti.FM oraz na stronie www.pallotti.fm

    Emisja odcinków:

    27 lipca – Świadomość

    3 sierpnia – Droga

    10 sierpnia – Wolność

    17 sierpnia – Decyzja

    24 sierpnia – Pewność

    31 sierpnia – Kryzys

    7 września – Wspólnota

     Organizatorzy

    Jakub Rutkowski, Pallotti.FM

    Tygodnik NIEDZIELA

    **********

    5 tajników dobrej modlitwy

     

     Adobe Stock

    *****

    W jaki sposób dobrze się modlić? Co to właściwie znaczy dobra modlitwa? Jak się do niej zabrać, co przygotować, ile ma trwać, więcej mówić czy słuchać? Oto 5 tajników dobrej modlitwy.

    Już uczniowie zadręczali się pytaniami o dobrą modlitwę. Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów». Łk 11, 1

    Poniżej 5 pomocnych wskazówek dobrej modlitwy:

    1. MIEJSC

    Miejsce modlitwy to pierwsza kwestia o jaką musimy zadbać. Jak nauczał nas sam Jezus: Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. Mt 6, 6

    Odpowiednie miejsce modlitwy z dala od zgiełku, zabiegania i wszechobecnej krzątaniny to fundament dobrej rozmowy z Bogiem. Jezus zapraszając nas do modlitwy, pragnie aby było to osobiste spotkanie miłości.

    Możemy modlić się w kościele, w kaplicy, ale także we własnym domu czy nawet ogrodzie. Znajdźmy samotne, zaciszne miejsce i zapragnijmy spotkania z samym Bogiem. To pragnienie to już połowa sukcesu.

    2. CZAS

    Czy każdy czas jest dobry na modlitwę? Zapewne, ale lepiej znaleźć taki, który pozwoli nam zatrzymać się z Bogiem na dłuższą chwilę. Oczywiście nie kwestionuję łask płynących z aktów strzelistych, czy krótkich westchnień do Boga, np. podczas pracy. Skupmy się jednak na dłuższej modlitwie.

    Warto znaleźć w swoim (zapewne zabieganym dniu) czas tylko dla Boga. Odkładamy wtedy na bok inne rzeczy, wyciszamy samartfon, blokujemy powiadomienia z fejsa i instagrama i poświęcamy czas jedynie Stwórcy.

    Wiem, że o wiele łatwiej jest lajkować kolejne zdjęcia znajomych, ale znajdując chociaż 15 minut dziennie na intymną rozmowę z Bogiem Wszechświata, zyskać możemy o wiele więcej niż sympatia znajomych.

    3. ATMOSFERA

    Gdy już mamy wygospodarowane czas i miejsce naszej modlitwy, warto zadbać także o panującą atmosferę. Cisza to przestrzeń w której najgłośniej mówi Bóg. Wyłączmy wszelkie grające urządzenia, uklęknijmy lub usiądźmy, gdy klęczenie sprawia nam kłopot (w rozmowie z Bogiem nie chodzi o stękanie z bólu, ale skupienie się na Nim, pokutować można w innej formie np. postem).

    Pomocne może być także zapalenie świecy jako znak „światła Chrystusa”, ten zewnętrzny akt pomaga uświadomić sobie, że w pomieszczeniu w którym właśnie jestem, jest sam Bóg, że za moment wejdę w tak niezwykłą i intymną relację z samym Stwórca Wszechświata.

    Warto także ustawić sobie na linii wzroku krzyż lub obraz np. Jezusa Miłosiernego. Pomoże to skupić się na Nim i pamiętać o Jego stałej obecności.

    4. ŚWIADOMOŚĆ

    Na początku modlitwy warto uzmysłowić sobie jej prawdziwy sens. Modlitwa to nie recytowanie wyuczonych fraz z pamięci powtarzanych jak mantra do ściany. Modlitwa to przestrzeń w której spotykam się z samym Bogiem. Oczywiście, że znane modlitwy jak Koronka czy Różaniec są piękną formą kontaktu z Nim, także przez ręce Maryi, ale nie możemy zatracić prawdziwego znaczenia rozmowy z Bogiem. Modlitwy są środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Cel sam w sobie to spotkanie z naszym Zbawicielem.

    Ważne jest także stałe przypominanie sobie przed modlitwą swojej prawdziwej tożsamości. Skoro Bóg jest kochającym Ojcem, to ja jestem jego ukochanym dzieckiem, którego On nigdy nie odtrąca i nie odrzuca. Klękając do modlitwy ze świadomością Jego niezgłębionej obecności (nie jest ograniczony ani czasem, ani przestrzenią), w miejscu w którym się modlę oraz tego, że jestem dzieckiem samego Boga – stwarza możliwości na piękne modlitewne spotkanie, w którym Jego Miłość będzie mnie ogarniać, przemieniać i odnawiać.

    5. SŁUCHANIE

    Gdy już właściwie przygotowani, zapominając o pędzie świata, będąc skupieni jedynie na Bogu rozpoczniemy modlitwę, nie zapomnijmy o jednym. Nie zapomnijmy słuchać Boga. Modlitwa to rozmowa, a rozmowa to korelacja dwójki lub więcej osób. Modlitwa nie jest monologiem, ale dialogiem. Dajmy możliwość Duchowi Świętemu, aby do nas mówił. On naprawdę mówi, musimy tylko Mu na to pozwolić.

    Warto także do naszej modlitwy włączyć krótką lekturę Słowa Bożego i medytację nad nim. Wybierzmy jeden fragment i czytając zastanówmy się co przez te słowa mówi do mnie Bóg. Możemy także wykorzystując nowe technologie uruchomić w naszym laptopie „Adorację online” i w ciszy uwielbiać Boga ukrytego w Najświętszym Sakramencie.

    Jest mnóstwo tajników na owocne spotkanie z Bogiem, każdy z nas musi znaleźć przy pomocy Ducha Świętego te swoje najlepsze.

    Jezus pragnie przemieniać nasze serce, odnawiać nas, umacniać, pocieszać, podnosić z upadków. Zapewniał nas przecież, że będzie z nami przez wszystkie dni, aż do końca świata. On zna doskonale nasze wnętrze. Mówmy Mu o naszych potrzebach, troskach, prośbach. Ale zastawmy Mu także przestrzeń na działanie. Jemu naprawdę na nas zależy.

    Damian Krawczykowski /Tygodnik Niedziela/24.06.2020

    **********************************************************************

    Modlitwa prośby

    Jest najpowszechniejszą odmianą modlitwy. Stanowi ona naturalny odruch niemal każdego człowieka w potrzebie, nawet tego, który nie modli się wcale.

    Z drugiej jednak strony sens tej modlitwy wywołuje najwięcej pytań. Dlaczego prosić Boga o coś, skoro i tak wie On, czego nam potrzeba? Wśród teologów odpowiadających na to pytanie znajdował się o. Jacek Woroniecki – dominikański kandydat na ołtarze, jeden z pierwszych rektorów KUL, autor „Pełni modlitwy”.

    W dziele tym Woroniecki napisał: „W modlitwie błagalnej wcale nie mamy zamiaru wpływać na zmianę postanowień Bożych ani nie chcemy informować Boga o naszych potrzebach, ale pragniemy wypełnić wolę naszego Stwórcy, który wiele rzeczy dopiero wtedy postanowił nam dać, gdy Go o nie poprosimy”. Według o. Woronieckiego modlitwa prośby jest jedną z dwóch form współpracy z Bogiem. Pierwsza polega na spełnianiu dobra, które leży w naszym zasięgu. Czynimy je sami, ale mocą otrzymaną od Boga. A co z dobrami, które nie leżą w naszym zasięgu i nie jesteśmy w stanie ich bezpośrednio sprawić? Otrzymujemy je właśnie poprzez modlitwę. Dzięki niej stajemy się współtwórcami tych dóbr. Czyni je Bóg, ale nie bez naszego duchowego wysiłku. Bóg jest hojny, chce jednak, byśmy w Jego hojności mieli swój własny, czynny udział. A co wtedy, gdy nie otrzymaliśmy od Boga dobra, o które żarliwie prosiliśmy? Takie sytuacje uczą nas, że choć w modlitwie współpracujemy z Bogiem, to nie jest ona magicznym mechanizmem, za pomocą którego możemy Go do czegoś zmusić. Podobnie jak niepowodzenie w naszym zwykłym działaniu uczy nas, że to Bóg, a nie my, jest Panem wszystkich zdarzeń. Naszej pracy i modlitwie powinna zawsze towarzyszyć pokora wobec Bożej mocy. Dlatego codziennie powtarzamy: Bądź wola Twoja!

    JacekWojtysiak/GOŚĆ NIEDZIELNY/28/07/2020

    *********************************

    Znaki święte w Kościele

    Pocałunek pokoju

    Adobe Stock
    **

    Pocałunek jest gestem miłości i wyrazem czci. Na początku Mszy św. kapłan składa pocałunek na ołtarzu. Pocałunek ołtarza jest oddaniem czci Chrystusowi, do którego ołtarz należy i na którym Zbawiciel składa ofiarę przebłagalną Ojcu w Duchu Świętym. Często w ołtarzu znajdują się relikwie świętego, w nawiązaniu do zwyczaju sprawowania Eucharystii na grobach męczenników. Wyrazem czci jest ucałowanie Ewangelii, przez którą spotykamy się z Chrystusem. Całujemy krzyż Chrystusa w Wielki Piątek dla uczczenia Męki Zbawiciela. Całuje się relikwie święte dla zjednania patrona, u którego szukamy wstawiennictwa przed Bogiem.

    Podczas Mszy św. przed Komunią św. słyszymy zachętę kapłana: „Przekażcie sobie znak pokoju” („Pax”). Jest to bezpośrednio przed modlitwą kapłana o pokój.

    Pocałunek pokoju symbolizuje wspólnotę uczestników Ofiary Eucharystycznej z Chrystusem. Św. Cyryl Jerozolimski pisał, że „ten pocałunek jednoczy serca i prowadzi do przebaczenia uraz, jest oznaką pojednania i zapomnienia o krzywdach”. Pisarz ten nawiązuje do wypowiedzi Pana Jezusa o pojednaniu się ze swym bratem przed złożeniem ofiary Bogu.

    Oczywiście, może się też zdarzyć pocałunek zdradziecki, niegodny ucznia Chrystusa, jakiego przykład wszedł do historii z gestem Judasza.

    Natomiast znakiem zgody i wybaczenia był zawsze pocałunek pojednania.

    Ks. Stefan Misiniec/Tygodnik NIEDZIELA/28.07.2020

    ************************************************************************

    Lwów pożegnał „apostołkę” Kościoła podziemnego

    Lwów pożegnał zmarłą w wieku 94 lat Jadwigę Zappę. Należała ona do powojennego pokolenia katolickiej inteligencji, która pozostała w sowieckim Lwowie, ucząc w warunkach konspiracyjnych wartości religijnych i patriotycznych. To dzięki jej i osobom do niej podobnym, wiara katolicka mogła przetrwać okres komunizmu i ateizacji.

    Ruggiero Scardigno / Fotolia.com
    **

    Jadwiga Zappe wraz ze zmarłą siedem lat temu jej siostrą Ireną, były dla powojennego pokolenia lwowiaków przekazicielkami wartości duchowych. To w ich domu przez długie lata odbywały się tajne lekcje języka polskiego, historii i religii. Przygotowywała dzieci do I Komunii św., organizowała jasełka, pisała teksty przedstawień teatralnych. W domu sióstr Zappe zatrzymywali się pracujący w ukryciu kapłani, m.in Sługa Boży o. Serafin Kaszuba OFM Cap.

    Mówi jeden z jej wychowanków ks. Władysław Derunow: „Wiele pokoleń uczyła religii, pod «płaszczykiem» odrabiania lekcji. Najpierw lekcje, a następnie było nauczanie religii. Wiedzieliśmy, że o tym nie można było mówić. Nauczyła nas tej konspiracji, takiego Kościoła katakumbowego”.

    Jadwiga Zappe pomimo tragicznych doświadczeń czasu wojny, pozostała do końca, co podkreśla ks. Derunow, orędowniczką pojednania: „Nigdy nie różnicowała ludzi. Uczyła nas języków rosyjskiego, ukraińskiego i polskiego. Wszyscy do niej się garnęli. To wypływało z jej głębokiej wiary”.

    Przez ostatnie lata Jadwiga Zappe, z uwagi na swój stan zdrowia, przebywała pod opieką sióstr józefitek w Domu Miłosierdzia w podlwowskich Brzuchowicach. Została pochowana na Cmentarzu Janowskim we Lwowie.

    Mariusz Krawiec SPP – Ukraina/Tygodnik NIEDZIELA/29.07.2020

    ***************************************************************************

    wtorek 28 lipca

    Msza święta

    wspomnienie św. Charbela Makhloufa, kapłana, zakonnika, pustelnika

    Wikipedia

    **

    Św. Szarbel (Charbel) Makhluf urodził się w miejscowości Biga Kafra w Libanie, w roku 1828. Po wstąpieniu do zakonu libańskich maronitów przyjął imię Charbel.

    Wyświęcony na prezbitera, pragnąc żyć w ścisłej samotności i osiągnąć wyższą doskonałość, z klasztoru w Annaja odszedł na pustynię, gdzie służył Bogu przez niezwykle surowe życie, nieustanne posty i modlitwy. Zmarł 24 grudnia 1898 roku w opinii świętości. Został beatyfikowany na zakończenie Soboru Watykańskiego II przez papieża Pawła VI, a kanonizowany w 1977 roku. Do jego grobu przybywają liczne pielgrzymki, a uzdrowienia za jego wstawiennictwem są czytelnym znakiem Bożej działalności we współczesnym świecie.

    ************

    Cel mojego życia? Całkowite zjednoczenie się z Bogiem

    Cel mojego życia? Całkowite zjednoczenie się z Bogiem
    Reprodukcja obrazka z wizerunkiem św. Charbela/Roman Koszowski GOŚĆ NIEDZIELNY
    **

    Św. Charbela cechował wprost niewyobrażalny radykalizm w wierności Ewangelii. Pokorny, posłuszny i cichy, pochowany został na klasztornym cmentarzu. Ale to niebo upomniało się o niego.

    Wizerunki Charbela spotykałem na każdym kroku. Na gwarnym Placu św. Piotra, na wyprażonych słońcem straganach w Guada­lupe. Brodaty zakapturzony starzec zerkał na mnie z setek portretów leżących obok ton lepkich słodyczy i koszulek z królową Meksyku. Sława skromniutkiego libańskiego mnicha przerosła najśmielsze oczekiwania. Nic dziwnego. Czytając jego duchową biografię, ze zdumieniem zauważymy, że cud dosłownie goni cud. Prawdziwą eksplozję niezwykłych zjawisk zanotowano po śmierci pustelnika.

    Pod cedrami Libanu

    Youssef Makhlouf urodził się 8 maja 1828 r. w Bekaa-Kafra, 140 km na północ od Bejrutu. Był piątym dzieckiem w rodzinie. W domu nie przelewało się, a jednak chłopak rzadko słyszał narzekania. Rodzice zarazili go ogromną ufnością i zawierzeniem Opatrzności. 
Jako nastolatek długie godziny spędzał na samotnej modlitwie. Wtedy dojrzało w nim pragnienie zostania maronickim mnichem. W wieku 23 lat, wbrew woli rodziny, wstąpił do klasztoru w Mayfouk. Był zdeterminowany. Uciekł z domu na bosaka, bez kawałka chleba. Matka ruszyła w pościg razem z wujem Taniosem (ojciec Józefa zmarł, gdy chłopak miał 3 lata). Po dwóch dniach znaleźli uciekiniera w klasztorze. – Wracaj. Musisz pomóc w pracach przy domu! – wuj nie zamierzał ustępować, jednak widząc determinację syna, matka orzekła: – Niech dzieje się wola Boża! Youssef wrócił do celi. Po dwóch latach przeniesiono go do klasztoru św. Marona w Annaya, gdzie w 1853 r. złożył śluby zakonne i przyjął zakonne imię Charbel, czyli Pomazaniec Boży.

    Niezwykły nauczyciel


    Przez kilka kolejnych lat w klasztorze w Kfifan studiował filozofię i teologię. Na uczelni poznał niezwykłego mnicha. Uważany za życia za świętego (beatyfikowany w 1998 r. przez Jana Pawła II) Nimatullah Kassab Al-Hardini – asceta i filozof – stał się ojcem duchowym Charbela. Jego wykłady były wielką manifestacją mocy Ducha. Pewnego razu nauczyciel ostrzegł zapatrzonych w niego uczniów: „Mam przeczucie, że za chwilę runie potężny mur tego klasztoru. Uciekajmy!”. Mnisi posłuchali proroctwa i wybiegli na zewnątrz. Potężna ściana zawaliła się jak domek z kart. Uczniowie widywali często mistrza spędzającego długie nocne godziny przed Najświętszym Sakramentem. Kassab zmarł 14 grudnia 1858 roku. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Tobie, Maryjo, powierzam mą duszę”. Gdy po sześciu latach otwarto jego grób, okazało się, że ciało pozostało nienaruszone. Przy grobie zanotowano wiele uzdrowień. Władze zakonu zdecydowały się wystawić ciało na widok publiczny aż do 1927 roku. Charbel chyba niezwykle uważnie słuchał lekcji Kassuba, skoro – jak się okazało po kilkudziesięciu latach – powtórzył jego drogę. Z detalami. 

    Pełne zanurzenie

    Jako młody kapłan w 1860 r. Charbel był świadkiem straszliwej masakry ponad 20 tys. chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Jak tylko mógł, pomagał przerażonym rodakom chroniącym się w klasztorze.Cel mojego życia? Całkowite zjednoczenie się z Bogiem – opowiadał po powrocie do klasztoru św. Marona w Annaya. Gdy jedna z jego bratanic przybyła do klasztoru, by skonsultować z nim kwestię spadku, usłyszała:

    – Nie mam już nic wspólnego z tym światem. Zupełnie tak jak mój brat, który umarł w tym roku, ja umarłem w chwili, gdy opuściłem Bekaa-Kafra.

    Po 16 latach pobytu w klasztorze św. Marona uzyskał zezwolenie na zamieszkanie w położonej w górach, nieopodal klasztoru, pustelni świętych Piotra i Pawła. Była niewielka. Miała zaledwie 6 metrów kwadratowych. Pustelnik narzucił sobie nieprawdopodobnie surowy rygor. Jego życie wypełniała modlitwa, umartwienia, praktyki pokutne i surowe posty. Widywano go odmawiającego godzinami Różaniec przed wizerunkiem Maryi. Pod habitem nosił włosiennicę, spał kilka godzin na dobę na twardej ziemi, jadał raz dziennie skromny, bezmięsny posiłek z resztek, które pozostały po klasztornym obiedzie. „Baranek Boży pożywał baranka. Kto kiedy widział, by Baranek pożywał baranka?” – śpiewał w swym hymnie o cudzie Eucharystii św. Efrem Syryjczyk (jego poezja jest gęsto cytowana w liturgii maronickiej).

    Przez 39 lat swego kapłaństwa Charbel odprawiał Msze św. po długim przygotowaniu, a każdą Eucharystię kończył kilkugodzinnym dziękczynieniem. „Tracił” mnóstwo czasu przy Najświętszym Sakramencie. W pustelni spędził ostatnie 23 lata swego życia.Powszechnie znany był dar proroctwa, którym posługiwał. Gdy pewnego dnia wybrał się ze współbratem do pewnego chorego, w połowie drogi zatrzymał się i rzucił: „Zawróćmy, chory właśnie umarł”. Okazało się to prawdą.

    Przełożeni niezwykle cenili sobie jego bezwarunkowe posłuszeństwo. Gdy poprosił opata, by dał mu chusteczkę do nosa, przełożony zdumiał się: „Dlaczego nie wziąłeś sobie jednej? Ludzie przynoszą tyle podarków i darów”. „Nie mam zwyczaju brać czegokolwiek bez pozwolenia przełożonych” – odpowiedział pustelnik. Sława świętości mnicha rozlała się po dolinach Libanu. Opowiadano o tym, jak w 1885 r. uratował plony, odganiając wodą święconą gigantyczną chmurę szarańczy. Szeptano o psychicznie chorych, którzy wychodzili z pustelni o zdrowych zmysłach, o uzdrowieniu konającego na tyfus syna księcia Rachida Beika Al-Khoury. 

    16 grudnia 1898 r., gdy w czasie Podniesienia trzymał w ręku Hostię, by zgodnie z maronicką liturgią prosić Boga o przyjęcie jego ofiary, Charbel dostał udaru mózgu. Zmarł osiem dni później, w Wigilię Bożego Narodzenia. Został pochowany na przyklasztornym cmentarzu. Rychło okazało się, że nie był to koniec fascynującej historii. Parafrazując anegdotę, można śmiało stwierdzić, że pokora mnicha stała się sławna w kraju i za granicą.

    Eksplozja cudów

    „Szalony, kto śmierć uważa za sen, mający trwać wiecznie” – wołał Efrem Syryjczyk. To, co działo się przy trumnie świątobliwego mnicha, potwierdza prawdziwość tego okrzyku. Zgodnie z zakonną tradycją, niezabalsamowane ciało zmarłego złożono we wspólnym grobie bez trumny. Tuż po pogrzebie współbracia mieli zauważyć nad miejscem pochówku oślepiające, tajemnicze światło. Było widoczne w całej dolinie przez 45 nocy od dnia pogrzebu. „Straciliśmy błyszczącą gwiazdę, która swoją świętością ochraniała Zakon, Kościół i cały Liban” – notował przeor.

    Do klasztoru w Annaya zaczęły przybywać tłumy wiernych: chrześcijan i muzułmanów 
Gdy po czterech miesiącach specjalna urzędowa komisja otwarła grób, okazało się, że mimo wypełniającej go wody z mułem ciało jest w doskonałym stanie. Zachowało elastyczność i temperaturę ciała osoby żyjącej.

    Ponadto – relacjonowali świadkowie – wydzielało przyjemny zapach oraz specyficzną ciecz. Zwłoki pustelnika złożono w drewnianej trumnie w klasztornej kaplicy. Co dwa tygodnie trzeba było zmieniać szaty nieboszczyka ze względu na nieustannie wydzielający się płyn nieznanego pochodzenia. 24 lipca 1927 r. ciało eremity zostało włożone do metalowej trumny i przeniesione do marmurowego grobowca w kościele klasztornym.

    Ponieważ w 1950 r. z grobowca zaczął obficie wyciekać tajemniczy płyn, patriarcha Kościoła maronickiego wydał polecenie powtórnej ekshumacji zwłok. Dokonano jej w obecności komisji lekarskiej, przedstawicieli Kościoła oraz władz cywilnych. Ponownie okazało się, że ciało Charbela pozostało w doskonałym stanie. 7 sierpnia 1952 r. nastąpiła ponowna ekshumacja zwłok w obecności patriarchy syryjskokatolickiego, biskupów, pięciu profesorów medycyny, ministra zdrowia i innych obserwatorów. Ciało świętego eremity było nienaruszone, ale zanurzone w tajemniczym płynie. Ekshumacja z 1955 r. potwierdziła brak śladów rozkładu ciała. Podejmowane próby zahamowania wydzielania płynu (przez usunięcie niektórych narządów) nie dały żadnych rezultatów.

    Do dziś zjawiska nie potrafią wyjaśnić najwybitniejsi naukowcy. Georgio Sciukrallah, ceniony libański profesor medycyny, w ciągu 17 lat badał ciało św. Charbela aż 34 razy. „Zawsze ze zdumieniem stwierdzałem, że było ono nienaruszone, giętkie, jakby zaraz po śmierci. Gdyby ciało wydzielało tylko 3 gramy płynu dziennie – a w rzeczywistości wydzielało kilka razy więcej – to w ciągu 66 lat łączna jego waga wynosiłaby 72 kg, czyli o wiele więcej aniżeli waga całego ciała. Z naukowego punktu widzenia jest to zjawisko niewytłumaczalne” – stwierdził.

    Od 1950 r., gdy w Annaya zaczęto prowadzić rejestr uzdrowień, stwierdzono ich ponad 6 tysięcy. 5 grudnia 1965 r. Paweł VI beatyfikował libańskiego mistyka, a 9 października 1977 r. ogłosił go świętym Kościoła, nazywając go „cudownym kwiatem świętości”. Mnich miał obiecać, że po śmierci będzie orędował za tymi, którzy poproszą go o pomoc. Pod jednym warunkiem. Że pomodlą się przy tym za jego ojczyznę. O to, by jak prorokował Izajasz: „Liban zamienił się w ogród, a ogród za bór został uznany. By głusi usłyszeli słowa księgi, a oczy niewidomych, wolne od mroku i od ciemności, zaczęły widzieć”. 

    Marcin Jakimowicz/NIEDZIELNY/28.07.2020

    **********************************

    W najbliższą sobotę przypada 76 rocznica Powstania Warszawskiego

    Śmierć nie jest końcem – o kapelanach Powstania Warszawskiego

    SampleŚlub pary powstańców | Fot. Wikipedia

    **

    W ciągu 63 dni Powstania Warszawskiego kapelani wojskowi byli stale przy walczących, odprawiali Msze, organizowali wspólne modlitwy, spowiadali i odprowadzali zmarłych w ostatniej drodze, wreszcie sami ginęli. 1 sierpnia przypada 76. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego.

    Około 150 duchownych wzięło udział w Powstaniu Warszawskim jako kapelani poszczególnych oddziałów i szpitali polowych. Wykazali się ogromnym bohaterstwem i poświęceniem. Nie przeżyło około 50 z nich: zginęli podczas ostrzałów i bombardowań a niektórzy zostali bestialsko zabici przez Niemców ponosząc śmierć męczeńską.

    Przed wojna byli zwyczajnymi duchownymi, niemniej w wielu tych życiorysach obecny jest epizod 1920 roku, to znaczy zaangażowania wojskowego w wojnie polsko-bolszewickiej na różnych poziomach – mówi dr Karol Mazur, kierownik Działu Edukacyjnego Muzeum Powstania Warszawskiego. Niektórzy z przyszłych księży brali urlop w seminarium, żeby zaangażować się w wojsku. Widać więc wśród duchownych poczucie służby, nie tylko na rzecz Kościoła ale państwa polskiego. Później ci ludzie w różny sposób się rozwijają: niektórzy robią kariery naukowe, inni widzą swoje powołanie w zakonach, itd.

    Znakomita organizacja i polski bałagan

    Byli świetnie zorganizowani i mimo polskiego bałaganiarstwa i dramatycznych warunków, działali bardzo sprawnie, w miarę możliwości utrzymywali łączność z dowództwem i między sobą, ale – co najważniejsze – nie opuszczali ani na chwilę walczących. Przemieszczali się wraz z powstańcami, byli w pobliżu działań wojennych, w szpitalach polowych, na ulicach zbuntowanego miasta.

    Kapelani stanowili integralną część struktury organizacyjnej Armii Krajowej. W każdym okręgu AK był ksiądz odpowiedzialny za zapewnienie opieki duchowej żołnierzom. Dzięki temu w 1944 roku niemal każdy oddział partyzancki miał swojego kapelana. Na czele tego duszpasterstwa stał ks. płk. Tadeusz Jachimowski, ps. “Budwicz”, który zginął 7 sierpnia.

    Powstanie zastało księdza Jachimowskiego na Elektoralnej. 7 sierpnia w ten rejon wkroczyli Niemcy i aresztowali go wraz grupą cywilów. Wraz innymi zostali poprowadzeni przez Wolę. Następnego dnia jeden z esesmanów, prawdopodobnie z oddziałów Dirlewangera, zobaczył sutannę, czego nie mógł znieść… Wyciągnął go z kolumny cywilów i zastrzelił przy wszystkich.

    Dziekanem obszaru stolicy był ks. Stefan Kowalczyk (ps. Biblia), który po rozstrzelaniu ks. Jachimowskiego przejął faktycznie obowiązki szefa Duszpasterstwa AK, zbudował podziemną kurię polową i dokooptował kapelanów tam, gdzie ich zabrakło. Po kapitulacji wraz z żołnierzami poszedł do niewoli. Najbardziej znanymi kapelanami Powstania byli: ks. Zygmunt Trószyński, ps. “Alkazar”, o. Józef Warszawski SJ, ps. “Ojciec Paweł”, ks. mjr Władysław Zbłowski SAC, ps. “Struś” czy o. Tomasz Rostworowski SJ, ps. “Ojciec Tomasz”.

    To ks. Kowalczyk na polecenie przełożonego zwołał 1 sierpnia 1944 roku na godzinę 11.00 ostatnią odprawę kapelanów. Do budynku przy ul. Długiej przybyło 14 księży. Odprawa została zwołana za późno, gdyż walki wybuchły o godz. 17 i nie wszyscy zdążyli dotrzeć na powierzone im placówki. Element improwizacji stale towarzyszył posłudze duchownych w walczącym mieście, dlatego stuletni dziś ks. prałat Wacław Karłowicz, ostatni z żyjących kapelanów, mówi o bałaganie. Mimo wszystkich trudności, ks. Kowalczykowi udało się wysyłać księży wszędzie tam, gdzie prosili o to dowódcy.

    “Już po paru dniach mój szef «Biblia» miał swą kwaterę przy ulicy Marszałkowskiej, potem chyba na Pięknej, Koszykowej. Ale kontakt z podwładnymi utrzymywał żywy, żądał stałych sprawozdań, zatwierdzenia każdej sprawy duszpasterskiej, dyspensy, ślubów. A kiedy ludność cywilna i niektórzy księża zaczęli opuszczać Warszawę, czuwał, by żadna formacja, a łącznie z tym i dzielnica, nie była pozbawiona opieki duszpasterskiej” – pisał po latach ks. Mieczysław Paszkiewicz.

    Między godziną “W” a kapitulacją

    Kapelani wojskowi stanowili integralną część struktury Armii Krajowej. Każdy Okręg AK miał kapelana, który odpowiadał za zorganizowanie opieki duchowej dla poszczególnych jednostek. W 1944 r. prawie każdy oddział partyzancki AK miał swojego kapelana. I tak kapelanem obwodu I -Śródmieście był o. Jan Wojciechowski SJ, ps. “Korab”, kapelanem na Woli był odważny pallotyn – ks. mjr Władysław Zbłowski, ps. “Struś”, a na Żoliborzu proboszcz na Marymoncie ks. Zygmunt Trószyński, ps. “Alkazar”.

    Na Ochocie żołnierzami obwodu opiekował się znany logik, prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego ks. Jan Salamucha, logik z UJ, który należał do wybitniej szkoły matematyczno-logicznej w Krakowie. Godził działalność naukową z duszpasterstwem. Został aresztowany wraz z grupą profesorów krakowskich podczas słynnej akcji SS, w listopadzie 1939 r. i jak wszyscy pozostali wywieziony do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Upomnieli się o niego włoscy naukowcy i w styczniu 1941 r. ks. Salamuchę uwolniono. Po powrocie do Polski został wikarym w parafii św. Jakuba na Ochocie.

    Jak zaznacza dr Mazur, ks. Salamucha, tuż po gimnazjum sanitariusz w wojnie polsko-bolszewickiej, w przeciwieństwie do o. Czartoryskiego i ks. Stanka, był w konspiracji. Bardzo też angażował się politycznie na rzecz zjednoczenia AK i Narodowych Sił Zbrojnych. Był szanowany przez obydwa środowiska. Wiele tajemnic tych negocjacji zabrał do grobu, bo jak każdy porządny konspirator, był bardzo dyskretny.

    Zginął na Ochocie, w Reducie Wawelskiej. Gdy oddziały RONA otoczyły Redutę, powstańcy zaproponowali księdzu wycofanie się kanałami. Prosili, by szedł z nimi, ale on odpowiedział, żartując oczywiście, że jest za duży i nie zmieści się w kanale. Wiadomo było, że nie chce zostawić rannych bez opieki. Został rozstrzelany.

    1 sierpnia dominikanin, o. Michał Czartoryski zjawił się na Powiślu u lekarza okulisty, odwiedzał też bliskiego znajomego i tam zastało go Powstanie. Także on bez reszty zaangażował się wśród w działania duszpasterskie. Pełnił posługi religijne, m.in. odprawiał Msze. Przed wojną słynął z praktykowania radykalnego ubóstwa. Podkreślał, że musi być ono tak radykalne jak u św. Franciszka. Swojego miejsca szukał długo i w różnych zakonach.

    Podczas powstania był kapelanem w szpitalu na Powiślu, urządzonym w piwnicy budynku na rogu ulic Smulikowskiego i Tamka. Na początku września dopadli go tam Niemcy. Choć mógł się ratować, nie chciał zostawić chorych, którymi się opiekował.

    Świadek, któremu udało się uratować relacjonował, że Niemcy wyciągnęli o. Michała ze szpitala i zapytali kim jest – mówi dr Mazur. Dominikanin był w sutannie, nie chciał nawet rozmawiać, pokazał tylko dokumenty. Kazali mu zdjąć sutannę ale kategorycznie odmówił. Wtedy go zabili. Rozstrzelali też wszystkich pacjentów, a następnie spalili ciała zamordowanych.

    Zarówno ks. Stanek jak i o. Czartoryski znaleźli się w gronie 108 męczenników II wojny światowej beatyfikowanych przez Jana Pawła II w Warszawie w 1999 r.

    1 sierpnia o godz. 11.00 na odprawę u ppłk. “Biblii”, która odbywała się przy ul. Długiej w byłym budynku Kurii Polowej, przybyło zaledwie czternastu duchownych. Pozostali albo nie otrzymali informacji o spotkaniu, albo nie zdołali dotrzeć na czas. Sytuacja na odprawie znalazła swoje odzwierciedlenie już po godzinie “W”. Część oddziałów nie miała swojego kapelana, jak np. słynny batalion “Zośka”, którego kapelanem został 4 sierpnia, trochę przypadkowo, słynny “Ojciec Paweł”, czyli o. Józef Warszawski SJ. Niektórzy księża dołączyli do wyznaczonych im oddziałów z opóźnieniem, a niektórzy zgłaszali się ochotniczo już w trakcie walk i otrzymywali przydział do jednostek od ks. “Biblii”. Duża część duchownych nie pełniła formalnie funkcji kapelanów, natomiast opiekowali się oni ludnością cywilną i rannymi w szpitalach polowych. Po kapitulacji opuścili miasto wraz z jego mieszkańcami udając się do obozów przejściowych w podwarszawskich miejscowościach. Niektórzy, jak dziekan okręgu Warszawa czy o. Warszawski poszli do niewoli wraz ze swoimi żołnierzami.

    Duszpasterstwo pod obstrzałem

    Mimo nadzwyczajnych warunków posługi kapelanów w czasie Powstania, nie stosowali oni taryfy ulgowej ani wobec siebie, ani wobec wiernych. Kapelani bez przerwy byli przy walczących. Ich najważniejszym obowiązkiem było chowanie zmarłych, prowadzenie spisu poległych. Starannie wypełniali więc protokoły zgonów. Dla żołnierzy i ludności cywilnej odprawiali Msze św., organizowali wspólne modlitwy, spowiadali umierających, towarzyszyli im w ostatnich chwilach. Ponieważ mimo grozy toczyło się też normalne życie – chrzcili i błogosławili związki małżeńskie.

    Dowództwo AK wydało polecenie odprawiania jednolitych modlitw porannych i wieczornych. Rano “Ojcze nasz”, “Zdrowaś Mario”, “Wierzę w Boga”, wieczorem “Anioł Pański” i trzykrotnie “Wieczny odpoczynek”.

    Pragnąc zawierzyć walkę powstańców Najświętszej Maryi Pannie ks. Kowalczyk zorganizował modlitwę warszawiaków do Matki Bożej, która trwała od 15 sierpnia – uroczystości Wniebowzięcia do 26 sierpnia – uroczystości Matki Boskiej Częstochowskiej.

    Historycy Powstania odnotowali jeden przypadek kapelana, który – wbrew zasadom – włączył się do walki. Ks. Antoniemu Czajkowskienu “puściły nerwy”, gdy na jego oczach postrzelił się i zaraz potem zmarł młody powstaniec. Szok był tak mocny, że kapelan przez dwa tygodnie walczył za pomocą własnoręcznie zdobytego mausera. Zastąpił rannego porucznika Bolesława Niemirowskiego “Leka”, ale wrócił do swej posługi po dłuższych perswazjach ks. Kowalczyka.

    Prof. Norman Davies podkreśla, że to posługa kapelanów zhumanizowała walkę, dzięki księżom nie dochodziło do samosądów, a jeńcy niemieccy byli traktowani zgodnie z Konwencją Genewską. W szpitalach polowych ranni okupanci byli traktowani tak samo jak Polacy – operacje i zabiegi były wykonywane w zależności od stanu pacjenta, wszyscy zaś otrzymywali te same racje żywnościowe.

    Ale przede wszystkim obecność księży dawała siłę do przyjęcia śmierci, gdy średnio co dwie minuty ktoś ginął, a groby były rozsiane po całym mieście. Brytyjski historyk uważa, że katolicki rytuał śmierci i pogrzebu miał w tych warunkach ogromne znaczenie.

    Śmierć kapelana naczelnego

    Ks. płk. Tadeusz Jachimowski, ps. “Budwicz” w chwili wybuchu Powstania znajdował się w mieszkaniu na ul. Elektoralnej. Nie uczestniczył w przedpołudniowej odprawie u ks. “Biblii”, zresztą jego miejsce było przy Komendzie Głównej, skąd czekał na polecenia. Przez pierwsze dni kontakt z dowództwem był bardzo sporadyczny. Komenda Główna w tym czasie była odcięta od pozostałych oddziałów i po kilku dniach musiała się ewakuować z Woli na Stare Miasto. Czekając na rozkazy, które nie nadchodziły, ks. “Budwicz” urządził prowizoryczną kaplicę w domu przy Elektoralnej, gdzie okoliczni mieszkańcy zbierali się na modlitwie. Kapelan naczelny nie marnował czasu spowiadając tych, którzy do niego przychodzili, udzielając ostatniego namaszczenia i umacniając na duchu ludność cywilną. 7 sierpnia, gdy Niemcy zajęli już całą Wolę, ks. Jachimowski otrzymał polecenie, by opuścić swoje dotychczasowe miejsce postoju i dołączyć do oddziałów powstańczych koncentrujących się wokół gmachów Sądów Grodzkich na Lesznie.

    Zwlekał jednak, spowiadając ludzi. Akurat udzielał rozgrzeszenia, gdy do zaimprowizowanej kaplicy wtargnęli niemieccy żołnierze. Jeden z nich wycelował w niego karabin, gdy sekretarka kapelana “Mira” zaczęła błagać innego żołnierza, obserwującego scenę ze współczuciem, aby ocalił księdza. Przekonywała go, że to kapłan, który ma ze sobą Najświętszy Sakrament. Żołnierz, widocznie katolik, powiedział coś do kolegi trzymającego wycelowany karabin, podszedł do “Budwicza” i sprawdził, czy rzeczywiście ma ze sobą Najświętszy Sakrament. Następnie kazał, aby kapelan dołączył do grupy cywili, którzy zostali pognani przez miasto.

    W drodze ks. Jachimowskiemu udało się zostawić w Najświętszy Sakrament w kościele św. Andrzeja na Chłodnej. Kilka godzin później Niemcy dołączyli go do grupy mężczyzn pędzonych na rampę kolejową na Woli. Na noc grupa Polaków została zamknięta w kościele św. Wojciecha. Rano, gdy Niemcy prowadzili ich do transportów, jeden z konwojentów zobaczywszy w grupie księdza wyciągnął go z szeregów i zabił strzałem z pistoletu.

    Opiekę duszpasterską nad powstańczą Warszawą organizował ks. “Biblia”, pełniąc de facto obowiązki kapelana naczelnego AK. Po kapitulacji, gdy ks. ppłk. Kowalczyk poszedł do niewoli wraz z innymi żołnierzami Powstania, kapelanem naczelnym został ks. płk. Jerzy Sienkiewicz, ps. “Gruzenda”, pełniący wcześniej funkcję zastępcy kapelana naczelnego.

    Karabin i sutanna

    Sekretarz kapelana naczelnego AK ks. Antoni Czajkowski, ps. “Badur” w godzinie “W” spowiadał młode sanitariuszki z Wyższej Szkoły Pielęgniarek. Miał przydział do oddziałów koncentrujących się w gmachu Sądów Grodzkich na Lesznie. Po wyspowiadaniu dziewcząt udał się w kierunku wyznaczonych jednostek. Po drodze, w Alejach Jerozolimskich, zatrzymali go jednak akowcy ppor. Bolesława Niewiarowskiego, ps. “Lek”. Kiedy zobaczyli, że mają przed sobą księdza, poprosili, aby został ich kapelanem. Zaczęli rozmawiać, a jeden z młodych żołnierzy – ps. “Rola” – pochwalił się swoim pistoletem. Broń okazała się niezabezpieczona i wypaliła. Powstaniec ciężko ranny upadł na ziemię w kałuży krwi. Wypadek tak wstrząsnął ks. “Badurem”, że postanowił zostać z oddziałem “Leka” i zastąpić tragicznie postrzelonego powstańca. Poprosił dowódcę o przyjęcie do jednostki i przyjął pseudonim żołnierski “Rola II” dla upamiętnienia postrzelonego chłopca.

    Ks. Czajkowski brał udział w zdobyciu kolejnych kamienic w Alejach Jerozolimskich i silnie bronionego gmachu Zarządu Wodociągów i Kanalizacji na placu Starynkiewicza. W walkach wyróżniał się odwagą i pomysłowością. Ranny w jednej z akcji ppor. “Lek” mianował go swoim zastępcą. Po dwóch tygodniach Powstania, gdy do oddziału zgłaszali się nowi ochotnicy, ks. “Badur” postanowił powrócić do swoich pierwotnych zadań, nadal bowiem odczuwalny był brak kapelanów. Po zgłoszeniu się do ks. płk. “Biblii”, ks. Czajkowski otrzymał przydział jako kapelan Zgrupowania “Chrobry II”`, a więc oddziałów, z którymi walczył do tej pory. Towarzyszył im, aż do kapitulacji.

    Jezus z katedry

    W sierpniu trwały zażarte walki na Starówce. W tych dniach zarówno powstańcy, jak i ludność cywilna szukali pociechy i wsparcia u Matki Bożej Łaskawej oraz przy trumnie św. Andrzeja Boboli w kościele jezuitów na Świętojańskiej, a także przed cudownym krucyfiksem w katedrze. 17 września, ks. Wacław Karłowicz, ps. Andrzej Bobola, był wśród rannych przy ul. Długiej, gdy ktoś przybiegł do niego z wiadomością, że pali się katedra. Ks. Karłowicz, kustosz kościoła, poszedł tam natychmiast. Katedra rzeczywiście była w płomieniach, płonęły posągi królów polskich i stalle, ogień ogarniał ołtarz. Ks. Karłowicz chwilę zastanawiał się co zrobić, postanowił uratować przed zniszczeniem przynajmniej cudowny krucyfiks. Udało mu się jednak zdjąć z krzyża tylko figurę Chrystusa i wynieść ją na zewnątrz.

    Po bombardowaniu ludzie spontanicznie utworzyli procesję, w której wśród ruin Starówki przenieśli figurę Jezusa do klasztoru sakramentek. Wielu cierpiących miało poczucie, że Bóg dzieli ich los i razem z nimi przemierza staromiejską Drogę Krzyżową. Po zniszczeniu klasztoru czyjeś troskliwe ręce przeniosły Jezusa z katedry do podziemi kościoła dominikanów na Freta. Tam zupełnie nieoczekiwanie natknął się na Niego ks. “Czesław” – Henryk Cebulski podczas spowiadania i namaszczania rannych. Obok spoczywających na posadzce ciężko rannych ludzi leżała też okryta płaszczem figura Chrystusa.

    Powieszony na stule

    Dr Karol Mazur przywołuje jeszcze jedną, nieco zapomnianą, a wybitna postać powstańczego kapelana. To pallotyn, ks. Józef Stanek. Kapelanem został przypadkowo. Urodził się na pograniczu polsko-słowackim, w Łapszach Niżnych. Podczas okupacji mieszkał w domu swojego zgromadzenia w Ołtarzewie pod Warszawą, studiował na tajnym uniwersytecie.

    1 sierpnia miał zajęcia z socjologii i po prostu nie zdążył wrócić. Na początku był w Śródmieściu na ul. Hożej, potem sprawował posługę na Koszykach. Po jakimś czasie okazało się, że na Czerniakowie brakuje kapelanów i szef duszpasterstwa Powstania warszawskiego, ks. Stefan Kowalczyk ps. “Biblia” wysłał go właśnie tam. Ks. Józef w pełni zaangażował się w pracę wśród żołnierzy, chociaż wcześniej nie należał do struktur konspiracyjnego duszpasterstwa. Nie rozstawał się ze stułą ani z sutanną, otwarcie pokazując, że jest osobą duchowną. I to rozwścieczyło Niemców, którzy “wyłowili” go z szeregu.

    To było w końcu września, kiedy powstanie na Czerniakowie już padło. Oprawcy, którzy wpadli na Czerniaków nie mogli znieść zachowania ks. Stanka. Jak zaznacza dr Mazur, znamy relacje bezpośrednich świadków tamtych chwil. Jeden z esesmanów krzyczał do księdza: jesteś najgorszy ze wszystkich, już wolę Polaków i Żydów, jesteś diabłem.

    Ks. Stanek, który znał niemiecki, próbował negocjować z esesmanami, żeby zachowywali się godnie wobec ludności cywilnej. Trafił jednak na najgorszych oprawców Powstania czyli esesmanów z oddziałów Oskara Dirlewangera.

    Najpierw został brutalnie pobity w obecności grupy zatrzymanych cywili a następnie powieszony na stule… Świadkiem jego śmierci był ks. mjr Józef Warszawski ps. “Paweł”, który stał w mundurze wojskowym. Opisał później to zdarzenie i, jak wyznaje, zastanawiał się, dlaczego ominął go podobny los. Niemcy wiedzieli, że jest księdzem, no ale nie “kłuł” ich w oczy sutanną… “Paweł” był zresztą znakomitym kapelanem w “Zośce” i “Parasolu”, niósł otuchę walczącym harcerzom, wspomina o nim Kamiński w “Kamieniach na szaniec”. Zmarł w 1997 r.

    Nie bójcie się śmierci…

    Dr Mazur mówi, że kapelani starali się tłumaczyć powstańcom, że śmierć nie jest końcem. Bardzo powszechne było zbiorowe rozgrzeszenie “in articulo mortis” czyli “w obliczu śmierci”, udzielane po spowiedzi powszechnej. Czyli: jeśli nie przeżyjesz to masz odpuszczenie grzechów, a jeśli powrócisz po walce, to przed przyjęciem komunii św. musisz się z nich wyspowiadać. Bardzo rygorystycznie przestrzegano też zasady, że duszpasterz ma pozostać duszpasterzem i nie może biegać z bronią. On jest od tego, by pilnować spraw duchowych.

    Na jednym z filmów zrealizowanych przez Muzeum Powstania Warszawskiego jest scena z Mszy św. odprawianej przez bp. Stanisława Adamskiego – biskupa katowickiego, który został stamtąd wysiedlony bo nie podpisał volkslisty i w czasie okupacji przebywał w Warszawie. Na podstawie ruchu jego udało się odtworzyć fragmenty kazania, prawdopodobnie z 15 sierpnia, wielkiego święta Maryjnego, kiedy to, podobnie jak 26 sierpnia powstańcy masowo uczestniczyli w mszach i spowiadali się.

    Wlewanie otuchy i ukazywanie powstańczego “tu i teraz” w perspektywie metafizycznej było lejtmotywem warszawskiej homiletyki tamtych dni. Starano się, relacjonuje dr Mazur, odnaleźć i ukazać jakiś sens tego, co wokół się dzieje; że to, co nas tu spotyka jest częścią jakiegoś Bożego planu i że śmierć nie jest końcem. Powtarzano: nie bójcie się śmierci, bo w kontekście chrześcijańskim śmierć jest początkiem. Ten motyw widać także w różnych relacjach powstańczych, a zatem to do walczących docierało.

    Kai.pl/28 lipca 2020/Warszawa Ⓒ Ⓟ

    ****

    Ks. Józef Stanek SAC– „niestrudzony Samarytanin” Powstania Warszawskiego

    Bł. ks. Józef Stanek SAC ps. Rudy – z pętlą na szyi, którą była jego własna stuła jeszcze błogosławił…

    **

    W ciągu 63 dni Powstania Warszawskiego oprócz wielu żołnierzy i ludności cywilnej, wzięli w nim udział również duchowni, którzy stale towarzyszyli walczącym. Zajmowali się organizowaniem Eucharystii i wspólnych modlitw, udzielali sakramentów, towarzyszyli poległym na ostatniej drodze, a niejednokrotnie oddawali własne życie w walce o wolność Ojczyzny. Jednym z nich był pallotyn ks. Józef Stanek – kapelan powstańców na Czerniakowie, zamordowany przez hitlerowców 23 września, wyniesiony na ołtarze przez Jana Pawła w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Obecnie trwają modlitwy o rychłą kanonizację niezłomnego kapłana.

    Ks. Józef Stanek, noszący pseudonim “Rudy”, w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego posługiwał jako kapelan w Zakładzie Sióstr Rodziny Maryi na Koszykach. Od 1 sierpnia 1944 uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. W trudnych warunkach odprawiał nabożeństwa, udzielał pomocy rannym i umierającym, wspierał ludność cywilną i personel medyczny w szpitalach polowych. W drugiej połowie sierpnia zajął się towarzyszeniem żołnierzom zgrupowania AK “Kryska”, walczącym na Czerniakowie.

    Duchowny z oddaniem i gorliwością służył powstańcom. Jego zaangażowanie w sprawowanie sakramentów i zwykłe rozmowy z wiernymi, miały niebagatelny wpływ na morale walczących. Wielokrotnie znosił z pola walki rannych powstańców, posługując niemal w każdym miejscu walczącego Czerniakowa. Zjawiał się nawet w najbardziej niebezpiecznych punktach oporu powstania, by wspierać załamanych cywili, głosić Ewangelię i udzielać sakramentów.

    Podczas trwania powstania duchowny dostał propozycję przeprawy na prawy brzeg, co miało zapewnić mu bezpieczeństwo. Ustąpił jednak miejsca w pontonie rannemu żołnierzowi, rezygnując z przeprawienia się przez Wisłę. Nie zdecydował się na opuszczenie walczących powstańców i do końca pozostał w ruinach konającego Czerniakowa. Był dla nich wsparciem do ostatnich chwil. Świadkowie życia młodego pallotyna podkreślają jego heroiczną miłość bliźniego. Nazywano go „niestrudzonym Samarytaninem”. Śmierć poniósł mając zaledwie 28 lat, po 5 latach kapłaństwa. Jego altruistyczna i bohaterska postawa sprawiła, że zyskał wielki szacunek i uznanie ze strony wszystkich walczących.

    W dniu kapitulacji Czerniakowa 23 września, duchowny dostał się w ręce SS. Odważnie pertraktował z wrogiem, aby ocalić jak najwięcej powstańców. Był poddawany wielu szczególnie brutalnym torturom, a następnie powieszony na własnej stule. Kiedy na szyję duchownego nałożono pętlę, pobłogosławił on jeszcze powstańców i ludność cywilną prowadzoną przez Niemców do obozów. Jednym ze świadków jego egzekucji był inny wybitny kapelan powstania jezuita, o. Józef Warszawski. Ks. Stanek ściągnął na siebie szczególną nienawiść m.in. dlatego, że polecił żołnierzom polskim zniszczyć broń, ponieważ hitlerowcy niemal każdego uzbrojonego Polaka natychmiast rozstrzeliwali. Nie chciał także, aby broń dostała się w ręce Niemców i służyła zabijaniu powstańców.

    Ks. Stanek święcenia kapłańskie przyjął już w latach okupacji w 1941 roku. Po święceniach studiował na tajnym Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

    Zwłoki duchownego ekshumowano i złożono w zbiorowej mogile przy ul. Solec w Warszawie 14 kwietnia 1945 r. Następnie w 1946 roku przeniesiono je na cmentarz Powązkowski. 4 listopada 1987 w kościele Matki Boskiej Częstochowskiej przy ul. Zagórnej odbyło się nabożeństwo żałobne połączone z ekshumacją i pogrzebem, 5 listopada 1987 szczątki pallotyna złożono w powązkowskiej kwaterze zgrupowania AK „Kryska”. W 1994 roku przy skrzyżowaniu ulic Wilanowskiej i Solec postawiono pomnik ku czci ks. Józefa Stanka oraz innych bohaterów walczących na tym terenie w oddziałach Armii Krajowej i Wojska Polskiego.

    13 czerwca 1999 roku w Warszawie Jan Paweł II ogłosił ks. Józefa Stanka błogosławionym w gronie 108 męczenników II wojny światowej oraz drugim pallotynem – ks. Józefem Jankowskim.

    Kaplicę im. bł. ks. Józefa Stanka można odwiedzić w Muzeum Powstania Warszawskiego. Poświęcił ją kard. Józef Glemp podczas otwarcia Muzeum 31 lipca 2004 r. Do kaplicy wniesiono wówczas relikwie kapelana powstańców na Czerniakowie.

    „Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami” – tak mówił o bł. ks. Józefie Stanku, pallotynie i męczenniku ks. dr Jan Korycki SAC w homilii wygłoszonej podczas Mszy św. w 74. rocznicę śmierci duszpasterza Powstańców Warszawskich.

    Kai.pl/28 lipca 2020/Warszawa Ⓒ Ⓟ

    Ksstanek.gif (90142 bytes)
    obraz w kościele w Łapszach Niżnych – w miejscowości gdzie urodził się bł. ks. Józef Stanek SAC

    **********

    ***

    Sto lat temu na Jasnej Górze odbył się akt oddania Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa

    Samplefot. BP KEP

    **

    Wobec zagrożenia bolszewickim terrorem, sto lat temu 27 lipca 1920r., biskupi zebrani na Jasnej Górze pod przewodnictwem kardynałów Aleksandra Kakowskiego i Edmunda Dalbora ofiarowali Polskę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Episkopat wezwał naród do krucjaty modlitewnej za Ojczyznę, do żarliwej modlitwy różańcowej połączonej z całodzienną adoracją Najświętszego Sakramentu, do ufności w opiekę Królowej Polski i do zaangażowania w obronę zagrożonego państwa.

    W chwili, gdy nad Ojczyzną i Kościołem naszym gromadzą się chmury ciemne, wołamy jak niegdyś uczniowie Twoi zaskoczeni burzą na morzu: Panie, ratuj nas, bo giniemy – czytamy w akcie z 1920r.

    W tekście zawierzenia, obok błagania o ratunek dla Ojczyzny znalazła się też prośba o przebaczenie grzechów i niewierności: „ale przez zasługi naszych świętych Patronów, przez krew męczeńską przelaną dla wiary przez braci naszych, za przyczyną Królowej Korony Polskiej, Twojej Rodzicielki, a naszej ukochanej Matki Częstochowskiej, błagamy Cię, racz nam darować nasze winy i przemień serca nasze na wzór Twojego Boskiego Serca; przemień nas potęgą łaski Twojej wszechmocnej, z obojętnych i letnich uczyń nas gorliwymi i gorącymi, z małodusznych mężnymi, i spraw, abyśmy już wszyscy odtąd trwali w wiernej służbie Twojej i nigdy Cię nie opuścili”.

    Polscy hierarchowie przyrzekli, że będą szerzyć kult Serca Jezusowego wśród wiernych, a zwłaszcza w seminariach duchownych, zachęcali do nabożeństwa oraz oddania Boskiemu Sercu Rodzin.

    Biskupi zebrani na Konferencji Plenarnej w dniach 27-29 lipca 1920 r. ponowili także wybór Maryi na Królową Polski. – Odrzuć wroga od granic naszej Ojczyzny; wróć krajowi naszemu upragniony pokój, ład i porządek; wypleń z serc naszych ziarno niezgody; oczyść dusze nasze z grzechów i wad naszych, abyśmy bezpieczni od nieprzyjaciół naszych, Tobie w czystości serca służyć i przez Ciebie Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa czcić i chwalić mogli – błagali polscy biskupi.

    Biskupi wystosowali też pismo do papieża Benedykta XV, informując go o grożącym Kościołowi w Polsce niebezpieczeństwie. Prosili o modlitwę i apostolskie błogosławieństwo na skuteczną obronę.

    Przez cały lipiec 1920 r. gromadzący się na Jasnej Górze pielgrzymi i częstochowianie modlili się żarliwie za Ojczyznę. 14 lipca przybyły pielgrzymki parafii częstochowskich.

    W obliczu zagrożenia istnienia państwa polskiego Jasna Góra wydawała specjalne odezwy do narodu wzywające wszystkich do walki w obronie Ojczyzny. Za pośrednictwem pielgrzymów przenikały one do znacznych kręgów społeczeństwa. Odezwa podpisana przez przeora Jasnej Góry o. Piotra Markiewicza została skierowana do całego narodu, a zwłaszcza do chłopów i robotników. Do tych ostatnich bowiem docierała najszerzej propaganda komunistyczna, w której zapewniano, że Armia Czerwona zmierza do wyzwolenia ich z „niewoli pańskiej”.

    Paulini współpracowali z Ligą Obrony Narodowej. Na placu jasnogórskim organizowano wiece patriotyczne, zwłaszcza w niedziele i święta, czasie większego napływu pielgrzymów. W przemówieniach nawoływano do składania pieniędzy na rzecz państwa i do wstępowania do Armii Ochotniczej, apelowano o budowanie jedności i zgody narodowej wobec zagrożenia ze strony Armii Czerwonej, która zajęła już znaczny obszar ziem polskich i zbliżała się do Warszawy.

    Na Jasnej Górze zachowały się księgi z wpisami żołnierzy-ochotników, udających się na front – Matko Częstochowska błogosław nas na wojnę, żebyśmy do domu wrócili spokojnie i żebyś mną opiekowała się na wojnie, jak też i powracających po zwycięstwie: Żyj Ojczyzno za nasze trudy i znoje, aby Ci posłużyły na tysiące lat – czytamy we wpisach.

    Głęboką cześć dla Matki Bożej Jasnogórskiej żywił ks. Ignacy Skorupka, a także gen. Józef Haller, sodalis mariański i pielgrzym jasnogórski, który uczestniczył w nowennie w Warszawie, modląc się wraz z żołnierzami przed kopią Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. W swoich „Pamiętnikach” zanotował: „Noc z 12/13 VIII spędziłem w rektoracie Politechniki Warszawskiej. Po przeczytaniu raportów wieczornych zasnąłem z modlitwą na ustach, wiarą w pomoc Bożą i z wizją obrony Częstochowy z Jasnogórską Królową Polski, Matką Bożą, której Wniebowzięcie się zbliżało”.

    27 lipca 2020/Radio Jasna Góra/Kai.pl

    *****

    Setna rocznica poświęcenia Narodu Polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa

    fot. Gera Juarez / CathopicSample

    fot. Gera Juarez / Cathopic

    **

    Dokładnie 100 lat temu – u progu odzyskanej niepodległości i w obliczu zagrożenia bolszewickiego – polski Episkopat pod przewodnictwem Prymasa Polski Edmunda Dalbora poświecił naród polski i całą Ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Akt ten odnowiony został ponownie z inicjatywy kard. Stefana Wyszyńskiego w 1951 i 1976 roku. W kolei w 2011 r. akt ten został odnowiony przez kard. Józefa Glempa, a w tym roku przed przewodniczącego KEP abp. Stanisława Gądeckiego.

    Geneza oddania się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa

    Idea oddania się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa jest związana z objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque Alacoque (1647-1690), wizytki z Paray-le-Monial. Święta ta była mistyczką, której Chrystus ukazał swoje spragnione ludzkiej miłości Serce i zażądał, by Mu się poświęciła. Święta oraz jej spowiednik św. Klaudiusz la Colombière jako pierwsi ofiarowali się Bożemu Sercu, ułożyli formuły zawierzenia i tym samym zapoczątkowali osobiste poświęcenie się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Z biegiem czasu w Kościele zaczęto praktykować poświęcenie wspólnot, rodzin, narodów i krajów, aż wreszcie ofiarowano Sercu Zbawiciela cały rodzaj ludzki.

    Szybko rozwijający się kult Najświętszego Serca Pana Jezusa został uznany oficjalnie w 1765 r. przez Klemensa XIII. Beatyfikował ją Pius IX (1864), kanonizował Benedykt XV (1920). Jest nazywana świętą od Serca Jezusowego.

    Liturgiczne święto Boskiego Serca Pana Jezusa, wraz ze Mszą św. i oficjum brewiarzowym, ustanowił w 1765 r. papież Klemens XIII. Był to przywilej tylko dla Polski, dla ówczesnego Królestwa Polskiego i jednej Konfraterni Najświętszego Serca w Rzymie. W ten sposób Stolica Apostolska odpowiedziała na memoriał biskupów polskich z 1764 r. Na ziemiach polskich Serce Boskiego Zbawcy czczone było jeszcze przed objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque. Pierwszy w świecie podręcznik tego nabożeństwa napisał o. Kacper Drużbicki, autor książeczki „Ognisko serc – Serce Jezusa”. O ustanowienie święta Bożego Serca zabiegali u Stolicy Apostolskiej polscy królowie i biskupi.

    Prymas Polski abp Mieczysław Ledóchowski poświęcił Najświętszemu Sercu metropolię gnieźnieńską. Nabożeństwem do Serca Jezusowego odznaczali się biskupi Józef Bilczewski i Józef Pelczar, autor dzieł o Najświętszym Sercu i założyciel Zgromadzenia Sióstr Sercanek.

    11 czerwca 1899 r., w przededniu Roku Jubileuszowego 1900, Leon XIII dokonał poświęcenia całego rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Oznaczał on poddanie się władzy królewskiej Jezusa Chrystusa i uznanie Go za swojego Pana.

    Idea poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusowemu szybko dotarła do Polski i nawiązano do niej na początku odbudowy niepodległego państwa. W 1920 r., w obliczu bolszewickiego zagrożenia, polscy biskupi zebrani na Jasnej Górze pod przewodnictwem prymasa Polski kard. Edmunda Dalbora, 27 lipca poświęcili naród polski i całą Ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa oraz ponownie obrali Matkę Bożą Królową Polski. „W chwili, gdy nad Ojczyzną i Kościołem naszym gromadzą się chmury ciemne, wołamy jak niegdyś uczniowie Twoi zaskoczeni burzą na morzu: Panie, ratuj nas, bo giniemy. I jak niegdyś, wyciągnąwszy prawicę, jednym słowem uspokoiłeś burzę, tak oddal, Panie, teraz od nas grożące nam niebezpieczeństwo” – prosili biskupi. Episkopat zobowiązał się wówczas, że będzie szerzył wśród wiernych (szczególnie w seminariach duchownych) nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa i zachęcał rodziny, aby Mu się poświęcały.

    Trzy tygodnie później, 15 sierpnia 1920 r., miała miejsce zwycięska bitwa warszawska zwana „cudem nad Wisłą”, dzięki której udało się odeprzeć „nawałę bolszewicką”. Gdy papież Benedykt XV usłyszał o zawierzeniu Polski Bożemu Sercu, napisał do Episkopatu: „Nic stosowniejszego nie mogliście podjąć celem naprawienia zła naszych czasów, jak ulegając zachętom papieskim, Ojczyznę Waszą poświęcić Najświętszemu Sercu Jezusowemu i Jego kult święty w narodzie rozszerzać coraz więcej i więcej. Zaiste, powzięliście zamiar najpożyteczniejszy, jak nigdy: cóż bowiem można wynaleźć zbawienniejszego w tym przewrocie wszechrzeczy, jak wzmożenie miłości Pana Jezusa, który stanowi obronę i mocną podstawę każdej Rzeczypospolitej […]”.

    W 1921 r. jako wotum wdzięczności Sercu Bożemu za odzyskanie niepodległości przez Naród Polski konsekrowano bazylikę Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie.

    Rozwinięciem idei zawierzenia świata Sercu Jezusowemu było ustanowione przez papieża Piusa XI w 1925 r. święto Jezusa Chrystusa Króla. Sensem nowego święta – jak wyjaśniał papież w encyklice “Quas primas” – było uznanie panowania i władzy Chrystusa zarówno w życiu osobistym chrześcijan jak i całych społeczności. Miało ono służyć odnowie wiary, także w przestrzeni publicznej, która szczególnie – zdaniem papieża – narażona jest na wypieranie zeń wartości i zasad chrześcijańskich.

    W 1927 r. powstał w Poznaniu komitet budowy pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa, który miał być także monumentem wdzięczności za odzyskaną niepodległość. W Poznaniu uroczyście odsłonięto 30 października 1932 pomnik „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” (został on zburzony w 1940 r.). Od kilku lat trwają starania o odbudowę tego pomnika i postawienie go ponownie w godnym miejscu.

    W 1948 r. biskupi zachęcali wiernych do osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu, a trzy lata później Episkopat Polski – z inicjatywy prymasa Stefana Wyszyńskiego – ogłosił rok poświęcenia Narodu Polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. 28 października 1951 r. w święto Chrystusa Króla uroczysty akt intronizacji czyli poświęcenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusa dokonany został we wszystkich katedrach i kościołach parafialnych. W specjalnym orędziu Episkopat podkreślał jego znaczenie, tłumacząc: „przez to uroczyste poświęcenie Narodu wyrażamy niezłomną wolę, by wszystkie dziedziny życia naszego, zarówno prywatne jak publiczne, były urządzone według zasad Jezusa Chrystusa”.

    25 lat później w 1976 r., w ostatnią niedzielę roku kościelnego w kościołach ponowiono akt oddania Narodu Sercu Pana Jezusa.

    1 lipca 2011 r. kolejne ponowienie Aktu poświęcenia polskiego narodu Sercu Jezusowemu odbyło się Krakowie w bazylice Najśw. Serca Pana Jezusa u udziałem ówczesnego przewodniczącego KEP abp. Józefa Michalika, Prymasa Polski seniora Józefa Glempa i metropolity krakowskiego kard. Stanisława Dziwisza.

    25 marca 2020 r. obecny Przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki zawierzył Polskę Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi.

    27 lipca 2020/Marcin Przeciszewski/Warszawa Ⓒ Ⓟ/Kai.pl

    ****

    100. rocznica poświęcenia Narodu Polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa

    W poniedziałek 27 lipca o godz. 18.00 w kościele Sióstr Wizytek w Krakowie przy ul. Krowoderskiej 16 zostanie odprawiona dziękczynna Msza św. w 100. rocznicę Aktu poświęcenia narodu polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, jakiego dokonali polscy biskupi na Jasnej Górze.

    „Najświętsze  Serce Jezusa”,  obraz nieznanego  artysty z XIX wieku.
    Najświętsze Serce Jezusa – obraz nieznanego artysty z XIX wieku/ Gość Niedzielny
    ***

    W 1920 r., w obliczu bolszewickiego zagrożenia, polscy biskupi zebrani na Jasnej Górze pod przewodnictwem prymasa Polski kard. Edmunda Dalbora, 27 lipca poświęcili naród polski i całą Ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa oraz ponownie obrali Matkę Bożą Królową Polski.

    „W chwili, gdy nad Ojczyzną i Kościołem naszym gromadzą się chmury ciemne, wołamy jak niegdyś uczniowie Twoi zaskoczeni burzą na morzu: Panie, ratuj nas, bo giniemy. I jak niegdyś, wyciągnąwszy prawicę, jednym słowem uspokoiłeś burzę, tak oddal, Panie, teraz od nas grożące nam niebezpieczeństwo” – prosili biskupi.

    Episkopat zobowiązał się wówczas, że będzie szerzył wśród wiernych (szczególnie w seminariach duchownych) nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa i zachęcał rodziny, aby Mu się poświęcały.

    Trzy tygodnie później, 15 sierpnia 1920 r., miała miejsce zwycięska bitwa warszawska zwana „cudem nad Wisłą”, dzięki której udało się odeprzeć „nawałę bolszewicką”. Gdy papież Benedykt XV usłyszał o zawierzeniu Polski Bożemu Sercu, napisał do Episkopatu: „Nic stosowniejszego nie mogliście podjąć celem naprawienia zła naszych czasów, jak ulegając zachętom papieskim, Ojczyznę Waszą poświęcić Najświętszemu Sercu Jezusowemu i Jego kult święty w narodzie rozszerzać coraz więcej i więcej. Zaiste, powzięliście zamiar najpożyteczniejszy, jak nigdy: cóż bowiem można wynaleźć zbawienniejszego w tym przewrocie wszechrzeczy, jak wzmożenie miłości Pana Jezusa, który stanowi obronę i mocną podstawę każdej Rzeczypospolitej […]”.

    Idea oddania się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa jest związana z objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque, wizytki z Paray-le-Monial. Chrystus ukazał zakonnicy swoje spragnione ludzkiej miłości Serce i zażądał, by Mu się poświęciła. Święta oraz jej spowiednik św. Klaudiusz la Colombière jako pierwsi ofiarowali się Bożemu Sercu, ułożyli formuły zawierzenia i tym samym zapoczątkowali osobiste poświęcenie się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Z biegiem czasu w Kościele zaczęto praktykować poświęcenie wspólnot, rodzin, narodów i krajów, aż wreszcie ofiarowano Sercu Zbawiciela cały rodzaj ludzki.

    Jednym z centrów kultu Bożego Serca jest krakowski klasztor wizytek. To tutaj w 1868 r. powstało Arcybractwo Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa w Polsce i do dziś w konwencie przy Krowoderskiej znajduje się główna siedziba tej wspólnoty dla całej Polski. W tutejszym kościele, w poniedziałek 27 lipca o godz. 18.00 zostanie odprawiona dziękczynna Msza św. za Akt, którego przed stu laty dokonali polscy biskupi na Jasnej Górze.

    Kraków/Kai/Tygodnik NIEDZIELA

    **************

    Madryt: cud krwi św. Pantaleona

    Madryt: cud krwi św. Pantaleona

    Liturgiczne wspomnienie św. Pantaleona, lekarza i męczennika z początku IV w., ma w tym roku w Madrycie wyjątkowy charakter. Wierni, którzy przybywają do klasztoru Wcielenia (Monasterio de la Encarnación), aby być świadkami cudu krwi świętego, proszą o ustanie pandemii i uzdrowienie chorych.

    Marek Raczkiewicz CSsR – Hiszpania

    Pantaleon urodził się pod koniec III w. w Nikodemii. Studiował filozofię i retorykę, ale ostatecznie poświęcił się medycynie. Został lekarzem na dworze cesarza Galeriusza Maksymina. Pod wpływem kapłana Hermolausza przyjął chrześcijaństwo i zaczął leczyć bezpłatnie. Cesarz kazał go uwięzić i zmusić do wyrzeczenia się wiary. Pomimo okrutnych i wymyślnych tortur Pantaleon nie dopuścił się jednak apostazji. Ostatecznie został ścięty pod suchym drzewem figowym, które zakwitło, kiedy na ziemię spadły krople krwi męczennika. Pantaleon jest patronem lekarzy, pielęgniarek i ludzi samotnych.

    Kościół katolicki zaliczył go do grona czternastu świętych wspomożycieli, czyli tych, których wstawiennictwo u Boga jest wyjątkowo skuteczne. Dla Kościoła prawosławnego jest świętym „anárgiros”, czyli takim, który nie przyjmuje zapłaty za to, co robi.

    Ampułka z krwią świętego trafiła do Madrytu w XVII w. Od tego czasu każdego 27 lipca, to jest w liturgiczne wspomnienie św. Pantaleona, jego krew przechodzi z postaci skrzepniętej w płynną. Cały proces można śledzić na specjalnie przygotowanych ekranach. Z racji pandemii zostały umieszczone już wczoraj, a kościół klasztoru Encarnación przygotowano na przyjęcie wiernych. Przy zachowaniu przepisów sanitarnych pielgrzymi mogą pomodlić się przy relikwiach św. Pantaleona, ale nie mogą ich dotykać ani całować. 

    Radio Watykańskie/27.07.2020

    *****************

    ****

    sobota 25 lipca

    uroczystość św. Jakuba Apostoła


    Msze.info

    ****

    Święty Jakub, zwany Jakubem Większym Apostołem, to jeden z dwunastu apostołów Jezusa Chrystusa. Był jednym z pierwszych uczniów Jezusa – należał do grona najbliższych mu apostołów. Zginął śmiercią męczeńską – został ścięty po tym, jak arcykapłan żydowski wydał go Herodowi Agryppie za to, że nawrócił on w Jerozolimie czarnoksiężnika Hermogenesa. Legenda głosi, że ciało świętego Jakuba dotarło w cudowny sposób do Hiszpanii, w łodzi bez wioseł.

    Patron: Hiszpanii, Portugalii, Lęborka, zakonów rycerskich, aptekarzy, rybaków, pielgrzymów, robotników, żebraków, drogistów

    Ikonografia: atrybutami świętego Jakuba są: bukłak, kij pielgrzyma, księga, miecz, torba, muszla, zwój, turban turecki

    **********

    Syn Gromu

    Taki przydomek św. Jakub otrzymał od Pana Jezusa ze względu na swój popędliwy charakter.

    wikipedia.org
    **

    Z imieniem tego świętego łączy się jeden z najważniejszych chrześcijańskich szlaków pielgrzymkowych, obok tych prowadzących do Rzymu i Jerozolimy. Droga św. Jakuba (Camino de Santiago) to szlak pielgrzymkowy istniejący od ponad tysiąca lat.

    Z kart Pisma Świętego wiemy, że św. Jakub, nazywany w tradycji Starszym lub Większym, był bratem apostoła Jana. Ewangelie wymieniają go pośród trzech uprzywilejowanych uczniów, którzy brali udział w takich wydarzeniach, jak: wskrzeszenie córki Jaira, przemienienie Jezusa, mowa eschatologiczna i agonia Jezusa w Getsemani.

    Jak wynika z Dziejów Apostolskich, na początku lat czterdziestych I wieku król Herod Agryppa, wnuk Heroda Wielkiego, „zaczął prześladować niektórych członków Kościoła. Ściął mieczem Jakuba, brata Jana” (Dz 12, 1-2). Jakub poniósł śmierć męczeńską w 44 r. Euzebiusz z Cezarei, pierwszy historyk Kościoła (IV wiek), pisze, że ucałował on swojego kata, czym tak dalece go wzruszył, że sam kat także wyznał Chrystusa i za to natychmiast poniósł męczeńską śmierć. Jakub był pierwszym wśród Apostołów, a drugim po św. Szczepanie, męczennikiem Kościoła.

    Św. Jakub zajmował wysoką pozycję w Kościele jerozolimskim. Również późniejsza tradycja opowiada o jego pobycie w Hiszpanii w celu ewangelizowania tego ważnego regionu cesarstwa rzymskiego. Według innej tradycji natomiast, jego ciało zostało przeniesione do Hiszpanii – do Santiago de Compostela.

    Benedykt XVI w katechezie poświęconej temu Apostołowi podkreślił: „Od św. Jakuba możemy się wiele nauczyć: gotowości przyjęcia powołania, które daje nam Pan, nawet gdy domaga się od nas pozostawienia «łodzi», symbolizującej ludzkie bezpieczeństwo; entuzjazmu w pójściu za Nim drogami, które On nam wskazuje, odbiegającymi od naszych iluzorycznych oczekiwań; gotowości świadczenia o Nim z odwagą, gdy potrzeba – aż do złożenia najwyższej ofiary z życia. Tak więc Jakub Starszy jawi się nam jako wymowny przykład ofiarnego przylgnięcia do Chrystusa”.

    Jan Paweł II w 1982 r. w Santiago de Compostela wygłosił przemówienie, które nazwano „aktem europejskim”.

    Ks. Mariusz Frukacz/Niedziela Ogólnopolska 29/2020

    ***

    Msza święta

    This image has an empty alt attribute; its file name is msza.jpg
    fot. episkopat.pl
    ***

    *****

    **

    Dzisiejszego dnia wspominamy również św. Krzysztofa

    Katedra ormiańska we LwowieLwówRosen Jan Henryk,
    ***

    Św. Krzysztof – patron kierowców i podróżujących

     Od 1934 r. rozpowszechnia się zwyczaj święcenia samochodów czy motocykli przed nowym sezonem turystycznym lub w dzień św. Krzysztofa. Nie ma co ukrywać, że człowiek nie wyobraża sobie już dzisiaj życia bez samochodu. Rosnąca ich liczba powoduje korkowanie miast, a na drogach robi się coraz bardziej niebezpiecznie; każdy chce dojechać na czas, nie zauważając nierzadko innych uczestników ruchu drogowego.

    Wspomnienie św. Krzysztofa – patrona, choć nie tylko, kierowców, to także czas na krótką refleksję. Co roku na naszych drogach ginie w wypadkach samochodowych pięć tysięcy osób, a co piąty wypadek spowodowany jest przez osobę nietrzeźwą. Pierwszą ofiarą ruchu samochodowego był pieszy potrącony przez samochód w Nowym Jorku w 1895 r. Niestety, szybki samochód staje się często bożkiem dla wielu młodych ludzi. Zasiadając za kierownicę liczą się tylko oni i ich samochód. Niestety umiejętności i kultura jazdy schodzą na dalszy plan.

    Jak człowiek odrażający stał się Krzysztofem

    Tu nieodparcie przypomina się jedna z legend o św. Krzysztofie, który, tak jak wielu z nas, początkowo zbłądził, będąc złym człowiekiem, mówiono nawet, że człowiekiem o twarzy szakala. Jego imię – Reprobus – oznaczało człowieka niegodnego, odrażającego. I takiego przedstawia się często w ikonografii wschodniej. Ale oto po chrzcie otrzymał ludzką twarz i nowe, piękne imię, które oznaczało człowieka niosącego Chrystusa. Zaczął służyć wielu pielgrzymom, przeprowadzając ich przez rzekę. To piękna aluzja do służebnej roli każdego kierowcy, który powinien służyć powierzonym sobie pasażerom i dążyć do tego, aby bezpiecznie przewieźć każdego z nas do celu podróży. Jadąc kiedyś autobusem, spotkałem wyjątkowego kierowcę, jakich chciałoby się spotykać jak najczęściej. Z uśmiechem na twarzy pomagał wielu starszym osobom wsiadać i wysiadać z autobusu, wynosił bagaże, a jadąc przez wiele małych miejscowości pozdrawiał i był pozdrawiany przez idących drogą mieszkańców. Jak widać ludzie zapamiętali „sympatycznego kierowcę”. Był więc przeciwieństwem innych, siedzących za kółkiem „ponuraków” zdobywających się jedynie na rzucane od niechcenia służbowe… „dobry”…

    On jeden nosił Jezusa na ramionach

    Kiedy św. Krzysztof pełniąc swoją służbę przy przeprowadzaniu ludzi spotkał pewnego dnia małego chłopca, ten poprosił go o przeniesienie na drugi brzeg. Kiedy wziął na swoje barki tego tajemniczego drobnego chłopca… poczuł ogromny ciężar, niewspółmierny do dziecięcego ciała. Omal nie zapadł się pod ziemię. Okazało się, że pielgrzymem był mały Jezus – „Jam jest Jezus, twój Zbawiciel. Dźwigając Mnie, dźwigasz cały świat” – odpowiedział Jezus. Wedle tej legendy, Pan Jezus miał mu wtedy też przepowiedzieć rychłą śmierć męczeńską. Dlatego pisał ks. Jan Twardowski: „Nosili małego Jezusa na rękach różni święci, Matka Boża wzruszona, ty jeden na ramionach”… Stąd w ikonografii zachodniej sztuki chrześcijańskiej spotykamy starego, brodatego Krzysztofa z małym Jezusem na ramionach, podpierającego się pielgrzymim kosturem.

    Rzućmy okiem na fakty: Krzysztof miał żyć w III wieku, w czasach prześladowań chrześcijan. Należał, jako żołnierz do tzw. Trzeciej Kohorty zorganizowanej przez cesarza Dioklecjana, operującej w północnej Afryce między Libią a Egiptem. Część badaczy identyfikuje św. Krzysztofa z żołnierzem o imieniu Menas. Był on bardzo popularnym świętym, także patronem podróżników w Kościele koptyjskim. I zginął zamęczony w Antiochii. Po wydaniu przez cesarza Dioklecjana edyktu przeciw chrześcijanom rozpoczął życie pustelnicze na pustyni. Podczas igrzysk na arenie cyrku przyznał się do wyznawania chrześcijaństwa, został więc torturowany, a następnie ścięty. Ponieważ imię Menas nie było zbyt popularne w Kościele zachodnim nazwano go tym, który niósł Chrystusa. Kult św. Krzysztofa rozprzestrzenił się drogą bizantyjską w kierunku południowych Włoch, Sycylii, Rawenny. W VI wieku dotarł do Hiszpanii. Od XVI wieku świętego czczono również w krajach zamorskich. Zaliczano go do grona Czternastu Wspomożycieli. Jego relikwie miały np. znaleźć się w jedenastym stuleciu nas chorwackiej wyspie Rab, gdzie umieszczone w murach obronnych miały ocalić przed Saracenami.

    „Krzysztofki”

    Stare zwyczaje nakazywały każdego ranka patrzeć na wizerunki św. Krzysztofa, gdyż to miało zapewnić szczęście na cały dzień, według innych tradycji patrzenie na Krzysztofa miało sprawić, że nie umrze się bez sakramentów… Przejawem kultu było też umieszczanie na fasadach domów a nawet w bramach miejskich wizerunków przedstawiających św. Krzysztofa – kamienice takie zwano wówczas „Krzysztoforami” np. znana kamienica „Pod Krzysztofory”, w Krakowie. Umieszczano „Krzysztofki” w przydrożnych kapliczkach. Takowa istnieje np. w Babicach w powiecie przemyskim; wznosi się na wyniosłym wzgórzu nad rzeką przy drodze z Przemyśla. Kapliczka jest arkadowa i pochodzi najprawdopodobniej z końca XVIII wieku, kiedy budowano kościół w latach 1792-94. Niestety figura została skradziona i wystawiono nową. Piękny zwyczaj nakazuje także wystawianie kapliczek ze św. Krzysztofem w pobliżu dworców autobusowych i nad rzekami. Jest patronem nie tylko kierowców, ale wszelkich zawodów związanych z transportem – a więc przewoźników, flisaków, pielgrzymów, turystów, marynarzy i tragarzy.

    Arkadiusz Bednarczyk/Tygodnik NIEDZIELA

    ************************************************

    24 lipca

    wspomnienie św. Kingi, dziewicy

    Jan Matejko/Wikipedia

    **

    Św. Kinga (Kunegunda), księżna, dziewica. Urodziła się w 1234 roku jako córka Beli IV, króla węgierskiego i jego żony Marii, cesarzówny bizantyjskiej. Była siostrą św. Małgorzaty Węgierskiej oraz bł. Jolanty.

    Żona Bolesława Wstydliwego, księcia krakowskiego, z którym dzieliła trudy długiego panowania. Sprowadziła górników węgierskich, z czym wiąże się legenda o odkryciu przez nią soli w Bochni. Matka biednych i strapionych.

    Po śmierci męża wstąpiła do klasztoru klarysek w Starym Sączu, który wcześniej ufundowała. Umarła 24 lipca 1292 roku w Starym Sączu. Beatyfikowana przez Aleksandra VIII w 1690 roku. Kanonizowana przez Jana Pawła II 16 czerwca 1999 roku w Starym Sączu. Jest patronką Polski i Litwy oraz diecezji tarnowskiej.

    W ikonografii przedstawiana jest w stroju klaryski lub księżny, w ręku trzyma makietę klasztoru ze Starego Sącza, czasami bryłę soli, bywa w niej pierścień.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ***

     

    Kaplica św. Kingi w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie-Łagiewnikach
    fot. Julia A. Lewandowska
    **

    Fragment homilii podczas Mszy św. i kanonizacji bł. Kingi, Stary Sącz, 16 czerwca 1999 r.

    Prawie dokładnie trzydzieści trzy lata temu wypowiedziałem te słowa w Starym Sączu, podczas uroczystości milenijnych. Wypowiedziałem je nawiązując do szczególnej okoliczności. Oto, mimo niepogody, przybyli do tego miasta mieszkańcy ziemi sądeckiej i okolic i całe to wielkie zgromadzenie Ludu Bożego pod przewodnictwem Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego i biskupa tarnowskiego Jerzego Ablewicza prosiło Boga o kanonizację bł. Kingi. Jakże więc nie powtórzyć tych słów w dniu, w którym z Bożej Opatrzności dane mi jest dopełnić tej kanonizacji, tak jak dane mi było przed dwoma laty ogłosić świętą Jadwigę Królową, Panią Wawelską. Jedna i druga przybyły do nas z Węgier, weszły w nasze dzieje i pozostały w pamięci narodu. Tak jak Jadwiga, tak i Kinga oparła się przemijaniu. Minęły stulecia, a blask jej świętości nie tylko nie przygasa, ale wciąż rozpala kolejne pokolenia. Nie uszła z ich pamięci ta królewna węgierska, księżna małopolska, fundatorka i mniszka sądeckiego klasztoru. A dzisiejszy dzień jej kanonizacji jest tego najwspanialszym dowodem. Niech będzie Bóg uwielbiony w swoich świętych!

    Zanim wejdziemy w duchu na drogi świętości księżnej Kingi, aby dziękować Bogu za to dzieło Jego łaski, pragnę pozdrowić wszystkich tu zgromadzonych i cały Kościół na pięknej ziemi tarnowskiej wraz z biskupem Wiktorem i biskupami pomocniczymi Józefem, Władysławem i Janem oraz drogim biskupem seniorem Piotrem. Witam biskupów węgierskich z Prymasem, kard. László Paskaiem, jak również prezydenta Węgier pana Arpada Göncza i towarzyszące mu osoby. Pozdrawiam pana premiera Słowacji Mikulaša Dziurindę. Słowa pozdrowienia kieruję również do premiera Jerzego Buzka. Pozdrawiam wszystkich kapłanów, zakonników i siostry zakonne, a w szczególny sposób siostry klaryski. Słowo serdecznego pozdrowienia kieruję do naszych gospodarzy – mieszkańców Starego Sącza. Wiem, że Stary Sącz słynie ze swego przywiązania do św. Kingi. Całe wasze miasto zdaje się być jej sanktuarium. Pozdrawiam również Nowy Sącz – miasto, które zawsze urzekało mnie swoim pięknem i gospodarnością. Sercem obejmuję całą diecezjalną wspólnotę, każdą rodzinę i osoby samotne, wszystkich chorych, jak również tych, którzy uczestniczą w tej liturgii za pośrednictwem radia i telewizji. Wszelka łaska od Tego, który jest źródłem i celem naszej świętości, niech będzie z wami!

    “Święci żyją świętymi”. W pierwszym czytaniu słyszeliśmy proroczą zapowiedź: “Wspaniałe światło promieniować będzie na wszystkie krańce ziemi. Liczne narody przyjdą do ciebie z daleka i mieszkańcy wszystkich krańców ziemi do świętego twego imienia” (Tb 13,13). Te słowa proroka odnoszą się w pierwszym rzędzie do Jerozolimy – miasta naznaczonego szczególną obecnością Boga w Jego świątyni. Wiemy jednak, że od kiedy przez śmierć i zmartwychwstanie “Chrystus (…) wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga” (Hbr 9,24), to proroctwo spełnia się na wszystkich tych, którzy postępują za Chrystusem tą samą drogą do Ojca. Odtąd już nie światło jerozolimskiej świątyni, ale blask Chrystusa, który opromienia świadków Jego zmartwychwstania, przyciąga liczne narody i mieszkańców wszystkich krańców ziemi do świętego imienia Bożego.

    W przedziwny sposób tego zbawiennego promieniowania świętości zaznała w swoim życiu św. Kinga począwszy od dnia narodzin. Przyszła bowiem na świat w węgierskiej, królewskiej rodzinie Beli IV z dynastii Arpadów. Królewski ten ród z wielką troską pielęgnował życie wiary i wydał wielkich świętych. Z niego pochodził św. Stefan, główny patron Węgier, i jego syn, św. Emeryk. Szczególne zaś miejsce pośród świętych z rodziny Arpadów zajmują kobiety: św. Władysława, św. Elżbieta Turyńska, św. Jadwiga Śląska, św. Agnieszka z Pragi i wreszcie siostry Kingi – św. Małgorzata i bł. Jolanta. Czyż nie jest oczywiste, że światło świętości tej rodziny prowadziło Kingę do świętego imienia Bożego? Czy przykład świętych rodziców, rodzeństwa i krewnych mógł pozostać bez śladu w jej duszy?

    Ziarno świętości posiane w sercu Kingi w rodzinnym domu, znalazło w Polsce dobrą glebę do rozwoju. Gdy w 1239 r. przybyła wpierw do Wojnicza, a potem do Sandomierza, nawiązała serdeczną więź z matką swego przyszłego męża Grzymisławą i jej córką Salomeą. Obydwie odznaczały się głęboką religijnością, ascetycznym życiem oraz zamiłowaniem do modlitwy, lektury Pisma Świętego i żywotów świętych. Ich serdeczne towarzyszenie, zwłaszcza w trudnych, pierwszych latach pobytu w Polsce, miało wielki wpływ na Kingę. Ideał świętości coraz bardziej dojrzewał w jej sercu. Szukając wzorców do naśladowania, które mogły odpowiadać jej stanowi, za szczególną patronkę obrała sobie swą świętą krewną – księżną Jadwigę Śląską. Chciała również wskazać całej Polsce świętego, który dla wszystkich stanów i wszystkich dzielnic stałby się nauczycielem umiłowania Ojczyzny i Kościoła. Dlatego wespół z biskupem krakowskim Prandotą z Białaczewa podjęła usilne starania o kanonizację krakowskiego męczennika, bpa Stanisława ze Szczepanowa. Z pewnością niemały wpływ na jej duchowość wywarli żyjący wówczas św. Jacek, bł. Sadok, bł. Bronisława, bł. Salomea, bł. Jolanta – siostra Kingi i wszyscy ci, którzy tworzyli w ówczesnym Krakowie szczególne środowisko wiary.

    Jeżeli dziś mówimy o świętości, o jej pragnieniu i zdobywaniu, to trzeba pytać, w jaki sposób tworzyć właśnie takie środowiska, które sprzyjałyby dążeniu do niej. Co zrobić, aby dom rodzinny, szkoła, zakład pracy, biuro, wioski i miasta, w końcu cały kraj stawały się mieszkaniem ludzi świętych, którzy oddziaływują dobrocią, wiernością nauce Chrystusa, świadectwem codziennego życia, sprawiając duchowy wzrost każdego człowieka? Św. Kinga i wszyscy święci i błogosławieni XIII w. dają odpowiedź: potrzeba świadectwa. Potrzeba odwagi, aby nie stawiać pod korcem światła swej wiary. Potrzeba wreszcie, aby w sercach ludzi wierzących zagościło to pragnienie świętości, które kształtuje nie tylko prywatne życie, ale wpływa na kształt całych społeczności.

    Napisałem w Liście do Rodzin, że “poprzez rodzinę toczą się dzieje człowieka, dzieje zbawienia ludzkości. Rodzina znajduje się pośrodku tego wielkiego zmagania pomiędzy dobrem a złem, między życiem a śmiercią, między miłością a wszystkim, co jest jej przeciwieństwem. Rodzinom powierzone jest zadanie walki przede wszystkim o to, ażeby wyzwolić siły dobra, których źródło znajduje się w Chrystusie Odkupicielu człowieka, aby te siły uczynić własnością wszystkich rodzin, ażeby – jak to powiedziano w polskim milenium chrześcijaństwa – rodzina była “Bogiem silna”” (n. 23). Dziś, opierając się na ponadczasowym doświadczeniu św. Kingi, powtarzam te słowa tu, pośród mieszkańców sądeckiej ziemi, którzy przez wieki, często za cenę wyrzeczeń i ofiar, dawali dowody troski o rodzinę i wielkiego umiłowania życia rodzinnego. Wraz z patronką tej ziemi proszę wszystkich moich rodaków: niech polska rodzina dochowa wiary Chrystusowi! Trwajcie mocno przy Chrystusie, aby On trwał w was! Nie pozwólcie, aby w waszych sercach, w sercach ojców i matek, synów i córek zagasło światło Jego świętości. Niech blask tego światła kształtuje przyszłe pokolenia świętych, na chwałę imienia Bożego! Tertio millennio adveniente.

    Bracia i siostry, nie lękajcie się chcieć świętości! Nie lękajcie się być świętymi! Uczyńcie kończący się wiek i nowe tysiąclecie erą ludzi świętych!

    “Święci pragną świętości”. Takie pragnienie żywe było w sercu Kingi. Z tym pragnieniem rozważała słowa św. Pawła, które słyszeliśmy dzisiaj: “Nie mam (…) nakazu Pańskiego co do dziewic, lecz daję radę jako ten, który – wskutek doznanego od Pana miłosierdzia – godzien jest, aby mu wierzono. Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć” (1 Kor 7,25-26). Zainspirowana tym wskazaniem, pragnęła poświęcić się Bogu całym sercem przez ślub dziewictwa. Toteż, gdy ze względu na historyczne okoliczności miała zostać żoną księcia Bolesława, przekonała go do dziewiczego życia na chwałę Bożą i po dwuletniej próbie małżonkowie złożyli na ręce biskupa Prandoty ślub dozgonnej czystości.

    Ten sposób życia, dziś może trudny do zrozumienia, a głęboko zakorzeniony w tradycji pierwotnego Kościoła, dał św. Kindze tę wewnętrzną wolność, dzięki której z całym oddaniem mogła troszczyć się przede wszystkim o sprawy Pana, prowadząc głębokie życie religijne. Dziś na nowo odczytujemy to wielkie świadectwo. Św. Kinga uczy, że zarówno małżeństwo, jak i dziewictwo przeżywane w jedności z Chrystusem może stać się drogą świętości. Ona staje dziś na straży tych wartości. Przypomina, że w żadnych okolicznościach wartość małżeństwa, tego nierozerwalnego związku miłości dwojga osób, nie może być podawana w wątpliwość. Jakiekolwiek rodziłyby się trudności, nie można rezygnować z obrony tej pierwotnej miłości, która zjednoczyła dwoje ludzi i której Bóg nieustannie błogosławi. Małżeństwo jest drogą świętości, nawet wtedy, gdy staje się drogą krzyżową.

    Mury starosądeckiego klasztoru, któremu początek dała św. Kinga i w którym dokonała swego życia, zdają się dziś dawać świadectwo o tym, jak bardzo ceniła czystość i dziewictwo, słusznie upatrując w tym stanie niezwykły dar, dzięki któremu człowiek w sposób szczególny doświadcza własnej wolności. Tę zaś wewnętrzną wolność może uczynić miejscem spotkania z Chrystusem i z człowiekiem na drogach świętości. U stóp tego klasztoru, wraz ze św. Kingą proszę szczególnie was, ludzie młodzi: brońcie tej swojej wewnętrznej wolności! Niech fałszywy wstyd nie odwodzi was od pielęgnowania czystości! A młodzieńcy i dziewczęta, których Chrystus wzywa do zachowania dziewictwa na całe życie, niech wiedzą, że jest to uprzywilejowany stan, przez który najwyraźniej przejawia się działanie mocy Ducha Świętego.

    Jest jeszcze jeden rys ducha św. Kingi, który wiąże się z jej pragnieniem świętości. Jako księżna umiała troszczyć się o sprawy Pana także na tym świecie. Przy boku męża współuczestniczyła w rządzeniu, wykazując stanowczość i odwagę, wielkoduszność i troskę o dobro kraju i poddanych. W czasie niepokojów wewnątrz państwa, walki o władzę w podzielonym na dzielnice królestwie, siejących spustoszenie najazdów tatarskich, św. Kinga potrafiła sprostać wyzwaniom chwili. Gorliwie zabiegała o jedność piastowskiego dziedzictwa, a dla podniesienia kraju z ruiny nie wahała się oddać tego wszystkiego, co otrzymała w posagu od swego ojca. Z jej imieniem związane są żupy solne w podkrakowskiej Wieliczce i w Bochni. Nade wszystko jednak miała na względzie potrzeby swych poddanych. Potwierdzają to jej dawne żywoty zaświadczając, że lud nazywał ją “pocieszycielką”, “lekarką”, “żywicielką”, “świętą matką”. Zrezygnowawszy z naturalnego macierzyństwa, stała się prawdziwą matką dla wielu.

    Troszczyła się również o rozwój kulturalny narodu. Z jej osobą i tutejszym klasztorem wiąże się powstanie takich pomników literatury, jak pierwsza napisana po polsku książka: Żołtarz Dawidów – Psałterz Dawidowy.

    Wszystko to wpisuje się w jej świętość. A gdy dziś pytamy, jak uczyć się świętości i jak ją realizować, św. Kinga zdaje się odpowiadać: trzeba troszczyć się o sprawy Pana na tym świecie. Ona daje świadectwo, że wypełnianie tego zadania polega na nieustannym staraniu o zachowanie harmonii pomiędzy wyznawaną wiarą a własnym życiem. Dzisiejszy świat potrzebuje świętości chrześcijan, którzy w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i zawodowego podejmują swoje codzienne obowiązki; którzy pragnąc spełniać wolę Stwórcy i na co dzień służyć ludziom, dają odpowiedź na Jego przedwieczną miłość. Dotyczy to również takich dziedzin życia, jak polityka, działalność gospodarcza, społeczna i prawodawcza (por. Christifideles laici, 42). Niech i tu nie braknie ducha służby, uczciwości, prawdy, troski o dobro wspólne nawet za cenę wielkodusznej rezygnacji ze swego, na wzór świętej księżnej tych ziem! Niech i w tych dziedzinach nie zabraknie pragnienia świętości, którą zdobywa się przez kompetentne, służebne działanie w duchu miłości Boga i bliźniego.

    “Święci nie przemijają”. Kiedy wpatrujemy się w postać Kingi, budzi się to zasadnicze pytanie: Co uczyniło ją taką postacią poniekąd nieprzemijającą? Co pozwoliło jej przetrwać w pamięci Polaków, a w szczególności w pamięci Kościoła? Jakie jest imię tej siły, która opiera się przemijaniu? Imię tej siły jest miłość. Na to wskazuje dzisiejsza Ewangelia o dziesięciu pannach mądrych. Kinga z pewnością była jedną z nich. Tak jak one wyszła na spotkanie Boskiego Oblubieńca. Tak jak one czuwała z zapaloną lampą miłości, ażeby nie przeoczyć momentu, kiedy Oblubieniec przyjdzie. Tak jak one spotkała Go nadchodzącego i została zaproszona, aby uczestniczyć w uczcie weselnej. Miłość Boskiego Oblubieńca, która w życiu księżnej Kingi wyraziła się tylu czynami miłości bliźniego – ta właśnie miłość sprawiła, że przemijanie, któremu poddany jest każdy człowiek na ziemi, nie zatarło jej pamięci. Po tylu wiekach Kościół na ziemi polskiej dzisiaj daje temu wyraz.

    “Święci żyją świętymi i pragną świętości”. Raz jeszcze powtarzam te słowa tu, na ziemi sądeckiej. Tę ziemię otrzymała Kinga w darze w zamian za posag, który przekazała na ratowanie kraju i ta ziemia nigdy nie przestała być jej szczególną własnością. Ona wciąż troszczy się o ten lud wierny, który tu żyje. Jakże jej nie dziękować za opiekę nad rodzinami, zwłaszcza nad tak licznymi tu rodzinami wielodzietnymi, na które patrzymy z podziwem i szacunkiem. Jakże nie dziękować jej za to, że wyprasza dla tutejszej wspólnoty Kościoła łaskę tak wielu powołań kapłańskich i zakonnych. Jak nie dziękować jej za to, że dziś zgromadziła nas, jednocząc we wspólnej modlitwie braci i siostry z Węgier, Czech, Słowacji, Ukrainy, na nowo budząc tę tradycję duchowej jedności, którą sama tworzyła z takim oddaniem.

    Pełni wdzięczności wielbimy Boga za dar świętości pani tej ziemi i prosimy, by blask tej świętości trwał w nas wszystkich; by w nowym tysiącleciu to wspaniałe światło promieniowało na wszystkie krańce ziemi i by ich mieszkańcy przyszli z daleka do świętego imienia Bożego (por. Tb 13,13) i ujrzeli Jego chwałę.

    ekai.pl

    ***********

    Święta księżna-klaryska


    Święta księżna-klaryska

    Gdy w naszym klasztorze powie ktoś: „Święta Matka”, to wiadomo, że chodzi o św. Kingę, jeśli nawet nie dodamy Jej imienia – mówi dla portalu PCh24.pl Matka Ksieni Teresa Izworska OSC ze starosądeckiego klasztoru sióstr klarysek.

    Św. Kinga pochodziła z węgierskiego rodu królewskich Arpadów. Kto z jej rodziny został także wyniesiony na ołtarze?

    Z królewskiego rodu Arpadów pochodzą święci: Stefan, główny patron Węgier i jego syn Emeryk, Władysław, Elżbieta – siostra Beli IV, ojca św. Kingi, zwana Elżbietą Węgierską lub Elżbietą z Turyngii. Zaślubiona była z landgrafem Hesji i Turyngii Ludwikiem IV. Jest patronką Trzeciego Zakonu św. Franciszka.

    Chwały ołtarzy dostąpiły także siostry św. Kingi: Małgorzata, poświęcona Bogu w zakonie dominikańskim i bł. Jolenta, żona Bolesława Pobożnego. Po jego śmierci została klaryską. Jest czczona w Gnieźnie.

    Jak przebiegło dzieciństwo Kingi? Czy mamy jakieś informacje na ten temat?

    Nie posiadamy konkretnych informacji o latach jej dzieciństwa na dworze królewskim. Natomiast można wnioskować na podstawie zwyczajów, jakie wówczas panowały. Cechowała je troska, by dziecko jak najwcześniej otrzymało sakrament chrztu św. i Komunię św. pod postacią wina. W pokoju dziecka codziennie odprawiano Mszę św. Istniał też zwyczaj wspólnej modlitwy. Tak więc od najmłodszych lat przepajano dzieci duchem modlitwy. Wprowadzano też do praktykowania cnót chrześcijańskich, do spełniania uczynków miłości i miłosierdzia. Stąd istnieje przypuszczenie, że mała Kinga chętnie udawała się na modlitwę, zapraszając także towarzyszki dziecięcych zabaw. Z miłości do Boga wyrasta miłość do drugiego człowieka. Nie dziwi więc myśl o oddawaniu drogich sukienek ubogim dziewczynkom. Zresztą to, co jest przypuszczeniem o jej dzieciństwie, potwierdzone zostało w dorosłym życiu świętej Kingi.

    Znacznym wydarzeniem w życiu św. Kingi był najazd tatarski na Polskę i Węgry. Jak wówczas toczyły się jej losy?

    Po przybyciu do Polski w roku 1239 zamieszkała na dworze książęcym w Sandomierzu. Już w 1241 roku musiała uciekać z Grzymisławą i Bolesławem przed Tatarami. Chronili się w Krakowie, na Węgrzech, w Pieninach i na Morawach. Kinga, znając potrzeby zniszczonego kraju, ofiarowała czterdzieści tysięcy grzywien srebrnych. Po powrocie z tułaczki w kwietniu 1243 roku dwór książęcy przeniesiono do Nowego Korczyna, gdyż zamki w Krakowie i w Sandomierzu były zniszczone.

    Drugi najazd tatarski miał miejsce w latach 1259-1260. Wówczas Kinga z Bolesławem znaleźli schronienie u Leszka Czarnego, na zamku w Sieradzu.

    Trzeci najazd Tatarów, w latach 1287-1288, zastał Kingę już w Starym Sączu, w klasztorze sióstr klarysek, przez nią ufundowanym. I znów musiała uciekać razem z siostrami do zamku w Pieninach. Po powrocie w 1288 roku rozpoczęła nowicjat i w 1289 roku złożyła śluby zakonne.

    Tak więc nasza Święta nie miała łatwego życia. Nie była jej obca tułaczka i niepewność jutra. Zaufała jednak Panu Bogu do końca i nie zawiodła się.

    We współczesnym świecie dziwnym może wydawać się dozgonny ślub czystości św. Kingi i Bolesława Wstydliwego. Kto zainicjował ten ślub? Jakie inspiracje kierowały przy tym Kingą?

    Posłużę się fragmentem homilii Ojca Świętego Jana Pawła II, wygłoszonej w dniu kanonizacji św. Kingi, 16 czerwca 1999 roku w Starym Sączu. Po zacytowaniu słów św. Pawła Apostoła o dziewictwie (1 Kor 7, 25-26), Papież dał następujące wyjaśnienie: „Zainspirowana tym wskazaniem, pragnęła poświęcić się Bogu całym sercem przez ślub dziewictwa. Toteż gdy ze względu na historyczne okoliczności miała zostać żoną Bolesława, przekonała go do dziewiczego życia na chwalę Bożą i po dwuletniej próbie małżonkowie złożyli na ręce biskupa Prandoty ślub dozgonnej czystości. Ten sposób życia, dziś może trudny do zrozumienia, a głęboko zakorzeniony w tradycji pierwotnego Kościoła, dał świętej Kindze tę wewnętrzną wolność, dzięki której z całym oddaniem mogła troszczyć się przede wszystkim o sprawy Pana, prowadząc życie głęboko religijne. Dziś na nowo odczytujemy to wielkie świadectwo”.

    Św. Kinga nie była wyjątkiem. Miała wspaniałe wzory. Na pierwszym miejscu Najświętszą Dziewicę Maryję, a potem Jej naśladowczynie, które żyły w małżeństwie niespełnionym. Miała szczególne nabożeństwo do św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty.

    Św. Kinga bardzo ceniła dziewictwo. Bliską jej była Salomea, siostra Bolesława, która ze swoim mężem Kolomanem żyła także w dziewiczym małżeństwie.

    Mając przed oczyma całe życie naszej Świętej można powiedzieć, że taka postawa nie była jakimś kaprysem, lecz pójściem za Bożym prowadzeniem pod wpływem szczególnej łaski.

    Ze św. Kingą łączy się również piękna legenda o „sprowadzeniu” soli do Polski. Czy może ją Siostra przytoczyć?

    Pewnego razu Kinga udała się na Węgry, do swoich rodziców. W towarzystwie ojca, króla Beli IV, odwiedzała różne miejsca rodzinnego kraju. Przybyli też do solnych żup w Marmarosz. Poprosiła wówczas ojca by jej darował szyb, przy którym stała. Król chętnie przychylił się do prośby Kingi. Na znak objęcia w posiadanie wrzuciła do szybu swój pierścień. Znaleziono go w Polsce, w pierwszej bryle soli.

    Inna wersja tej legendy mówi o podróży Kingi z Węgier do Polski. Gdy orszak wyruszył w stronę Krakowa, Kinga poczuła się bardzo zmęczona. Grzymisława zarządziła postój. W przygotowanym namiocie Kinga zasnęła. Wtedy usłyszano dudnienie i trzaski, nastąpiły podziemne wstrząsy. Na skraju polany ziemia się obsunęła. Ukazały się głębokie bruzdy. Pomimo tych hałasów Kinga spała. Gdy ją obudzono poleciła, aby robotnicy kopali w tym miejscu, skąd było słychać najsilniejszy łoskot. Wydobyto ogromną bryłę wraz z pierścieniem Kingi, który wrzuciła do szybu w Marmarosz. Tak więc według legendy sól wędrowała pod ziemią z Węgier do Polski. Miejsce, gdzie znaleziono wielką sól, nazwano Wieliczką.

    Z kolei legenda o Bochni opowiada, że św. Kinga jadąc z Wojnicza do Krakowa zatrzymała się w Bochni. Usłyszała głos z nieba: „Tutaj każ kopać.” Zaczęto więc kopać u podnóża wzgórza, gdzie znaleziono sól kamienną. W pierwszym wydobytym okruchu spostrzeżono pierścień królewny.

    Jakie były losy Kingi po śmierci jej męża?

    Książę Bolesław, wdzięczny Kindze za wsparcie kraju zniszczonego przez najazdy tatarskie, oddał jej ziemię sądecką w wieczyste posiadanie w roku 1257. Wyraził też zgodę na wybudowanie klasztoru w Sączu. Kinga dbała o rozwój gospodarczy tej ziemi. Przeniosła wiele miejscowości na prawo magdeburskie. Troszczyła się o lud wiejski. Polecała sołtysom, by nie uciskali chłopów. Dzięki niej powstawały nowe świątynie. Szczególną troską otoczyła Sącz.

    W roku 1279 zmarł w Krakowie książę Bolesław Wstydliwy. Po uroczystościach pogrzebowych przeniosła się do Sącza, gdzie doprowadziła do końca budowę klasztoru dla sióstr klarysek.

    Dlaczego właśnie dla klarysek?

    Duchowość franciszkańska nie była jej obca, gdyż oboje z Bolesławem należeli do Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka z Asyżu. Salomea, siostra Bolesława, sprowadziła klaryski do Polski. W 1245 roku złożyła śluby zakonne. 6 lipca 1280 roku Kinga wydała akt fundacyjny Klasztoru Sióstr Klarysek w Starym Sączu. Na rzecz Klasztoru zapisała miasto Sącz i dwadzieścia dziewięć wsi, z prawem poboru cła, a także wszystkimi prawami administracyjnymi i sądowniczymi, jakie na tych terenach miała sama Kinga. Zależało jej na zapewnieniu siostrom dobrych warunków materialnych, by wolne od trosk doczesnych mogły służyć Bogu. Grupa sióstr przybyła ze Skały-Grodziska, tworząc wspólnotę zakonną w Sączu. Kinga, nie będąc jeszcze klaryską, zajmowała się zarządzaniem dobrami klasztornymi. Dopiero 24 kwietnia 1289 roku złożyła profesję zakonną. Miała swoistą relację z klasztorem jako jego fundatorka i dobrodziejka. Nie była ksienią. Tak więc spełniło się jej pragnienie całkowitego oddania Chrystusowi. Bogata w cnoty odeszła do Pana w dniu 24 lipca 1292 roku.

    Kinga została kanonizowana w 1999 r., 707 lat po śmierci. Dlaczego proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny trwał tak długo?

    Kult św. Kingi trwa od jej śmierci aż do dnia dzisiejszego. Najpierw był to kult prywatny, a po beatyfikacji kult oficjalny. Około roku 1307 przeniesiono relikwie z ziemi do kamiennego grobowca. Zaczęto spisywać liczne cuda i łaski otrzymywane przez wstawiennictwo Kingi. Proces beatyfikacyjny rozpoczęty w 1629 roku został uwieńczony w 1690 roku beatyfikacją na podstawie kultu trwającego od niepamiętnych czasów.

    W 1733 roku podjęto starania o kanonizację, które z przerwami trwały do roku 1999. Dlaczego tak długo? Zwykle mówimy, że było wiele przeszkód na skutek różnych burz dziejowych, które przetaczały się przez Polskę, takich jak wojny, rozbiory. W 1782 roku nastąpiła kasata Klasztoru. Siostry jednak nie opuściły tego miejsca i doczekały się lepszych czasów. Kult św. Kingi w takich niekorzystnych warunkach ulegał osłabieniu. Od 1905 roku nastąpił wzrost kultu. Podjęto na nowo starania o kanonizację. Gromadzono dokumentację, powoływano komisje. Chyba nie było łatwo zebrać wszystkich potrzebnych akt dotyczących osoby, która żyła w XIII wieku.

    Cokolwiek by się powiedziało na temat drogi św. Kingi na ołtarze, przywołując różnego rodzaju trudności, to z całkowitą pewnością stwierdzić należy, że kanonizacja św. Kingi jest cudownym darem Bożym, na który czekały pokolenia klarysek i jej czcicieli. Hojność Boża przeszła wszelkie oczekiwania. Nawet w najśmielszych marzeniach zapewne nikt sobie nie wyobraził, że św. Kinga zostanie kanonizowana przez Papieża Polaka, wielkiego Świętego, na swoich włościach w pobliżu jej Klasztoru. Warto było tak długo czekać. Pan Bóg wybrał najlepszy czas i najlepsze miejsce!

    W jaki sposób Siostry czczą swoją trzynastowieczną współsiostrę – św. Kingę?

    Oprócz kultu oficjalnego, liturgicznego, istnieje kult siostrzany. Te dwa rodzaje kultu wzajemnie się przenikają i uzupełniają. Nie da się ich rozdzielić. Naszą Świętą czcimy szczególnie w każdy poniedziałek. Istnieje bowiem tradycja, że poniedziałek był dniem jej przejścia z klasztoru sądeckiego do Domu Ojca w niebie. Przed 24 lipca przeżywamy uroczystą Nowennę wraz z Ludem Bożym. To nabożeństwo cieszy się wielką frekwencją wiernych. Szczególnie jest to widoczne podczas centralnej uroczystości odpustowej i w samym dniu Świętej Kingi. Siostry uczestniczą nie wychodząc poza klauzurę. W tym czasie wystawiony jest główny relikwiarz (trumienka) na specjalnym feretronie, na środku kaplicy klasztornej. Mogą ją widzieć wierni przychodzący na modlitwę.

    W naszej wspólnocie świętujemy także urodziny naszej Matki Fundatorki, tradycyjnie 4 marca. Obecnie bardzo radosnym dniem jest rocznica kanonizacji św. Kingi i wizyty św. Jana Pawła II w Starym Sączu i w naszym klasztorze. Celebrowana jest Msza św. według formularza kanonizacyjnego, w kaplicy Świętej Kingi.

    Mamy różne modlitwy i pieśni. W czasie Nowenny lipcowej odmawiamy indywidualnie Godzinki ku czci naszej Patronki. Zawsze dostępne są Jej relikwie, które całujemy podczas nabożeństw określonych zwyczajem. Każda siostra może to uczynić kiedy zechce; każda Ją czci na swój niepowtarzalny sposób.

    Święta Kinga jest naszą Siostrą w Zakonie Świętej Klary. My jednak bardziej czcimy Ją i kochamy jako Matkę. Gdy u nas się powie: „Święta Matka” wiadomo, że chodzi o św. Kingę, jeśli nawet nie dodamy Jej imienia. Zawdzięczamy Jej to miejsce, ten Klasztor, wspaniałe dziedzictwo świętości i kultury. Zostawiła nam piękny przykład życia oddanego Chrystusowi, przykład miłości bliźniego, zdrowego patriotyzmu i innych cnót. Czujemy Jej duchową obecność i opiekę. Bogu niech będą dzięki za naszą Matkę Fundatorkę!

    Bóg zapłać za rozmowę!

    Rozmawiał Kajetan Rajski (wywiad z roku 2014)

    ******** 

    godzinna adoracja przed Najświętszym Sakramentem od godz. 18.00

    Msza św. o godz. 19.00

    fot. episkopat.pl
    ***

    ************************************************************************

    23 lipca

    wspomnienie św. Brygidy Szwedzkiej, patronki Europy


    Święta Brygida, ogłoszona przez Jana Pawła II patronką Europy jako niewiasta pełna cnót stanowiących przykład dla współczesnego świata, znana jest pobożnym osobom głównie dzięki modlitwom wydanym w Polsce pod tytułem Tajemnica szczęścia, a będącym owocem jej mistycznego życia i objawień, jakie otrzymywała od Pana Jezusa. Dawne żywoty zwracają uwagę, iż skronie tej świętej zostały ozdobione potrójną koroną – dziewicy z wyboru, świętej małżonki i oddanej Bogu wdowy. Może właśnie w tym zawiera się tajemnica jej świętości, a stanowi ją miłość Pana Boga aż do zaparcia siebie i pogodzenia się z każdym wyrazem woli Bożej – nawet występującym przeciwko najpobożniejszym i najświętszym, ale własnym pragnieniom.


    Córka Birgera Perssona, głównego sędziego Upplandii została w wieku siedmiu lat osierocona przez matkę Ingeborg z Folkungów (przez którą spokrewniona była ze szwedzką rodziną królewską). Ojciec posłał ją wówczas na dwór swojej krewnej, która miała zapewnić dziewczynce dobre katolickie wychowanie. Była to niewiasta niesłychanie surowych obyczajów, a w jej domu panowała dyscyplina płynąca ze szczerego umiłowania Boskiego porządku świata. Zdawać by się mogło, że mała Brygida nie odnajdzie się wśród takich zasad, ale od dziecka wykazywała ona niezwykłe jak na swój wiek zainteresowanie życiem duchowym i łatwość sprawowaniu praktyk religijnych kosztem własnych zabaw i przyjemności, więc u ciotki odnalazła właśnie to, co odpowiadało jej duchowemu usposobieniu.


    Brygida wyrosła na urodziwą młodą damę, ale nie chciała słyszeć o zamążpójściu, ponieważ tak rozmiłowała się w życiu cnoty i umartwienia, że jej jedynym pragnieniem były duchowe zaślubiny z Boskim Oblubieńcem, Panem Jezusem Chrystusem. Postanowiła żyć w czystości do końca życia, lecz nie było jej dane spełnić tego życzenia, gdyż w wieku czternastu lat została z woli ojca wydana za księcia Ulfa Gudmarssona. Uznała w tym wolę Bożą i zrezygnowała z własnej. Ich pożycie małżeńskie okazało się jednak szczęśliwe – jego owocem było ośmioro potomstwa, a mąż Brygidy okazał się dobrym człowiekiem i bratnią duszą dla swej małżonki, która ze swej strony dokładała wszelkich starań, by być najlepszą towarzyszką życia mężczyzny i matką.


    Zapaliła ona w księciu Ulfie tak żarliwą miłość Pana Boga, że w ostatnich latach życia zdecydował się zrezygnować ze świeckich zaszczytów i oddać wspólnym peregrynacjom do miejsc świętych, między innymi do Santiago de Compostella. Po śmierci męża w 1344 roku Brygida nadal, tym razem jako świątobliwa wdowa, kontynuowała życie pełne poświęcenia Panu Bogu i mogła wreszcie zrealizować dziecięce marzenie o oddaniu się wyłącznie służbie Bożej.


    Od dziecka Święta odbierała nadprzyrodzone wizje mistyczne Pana Jezusa i Najświętszej Maryi Panny, a teraz te przeżycia nasiliły się nadzwyczajnie. Zostały one opisane w dziele Revelationes coelestes (czyli objawienia niebieskie, a w oryginale Himmelska uppenbarelser). Odznaczała się też zawsze wielkim nabożeństwem do Męki Pańskiej i Maryi Panny – czego wyrazem stało się założenie przez nią Zakonu Najświętszego Zbawiciela, cechującego się podobnym pietyzmem dla zbawiennej męki Jezusowej i osoby Jego Niepokalanej Matki. Do końca życia Brygida świadczyła o ideale chrześcijańskiego życia, nie bojąc się upominać nawet władców, w tym również papieży, którzy przebywali w poniżającej godność biskupa rzymskiego niewoli awiniońskiej.


    Niedługo przed śmiercią odbyła jeszcze pielgrzymkę do Ziemi Świętej, swój żywot zakończyła natomiast w Rzymie, gdzie upłynęły jej ostatnie lata. Święta niewiasta zażyczyła sobie, by jej doczesne szczątki zostały przetransportowane do Vadsteny w Szwecji, gdzie przebywała w klasztorze jej córka Katarzyna, późniejsza święta. Brygida szwedzka została kanonizowana w roku 1391 przez papieża Bonifacego IX. Jej relikwie niestety nie zachowały się, ponieważ po przystaniu Szwecji do herezji protestanckiej zostały sprofanowane i zaginęły.

    Polonia Christiana/PCh24.pl

    *********************

    Panie! Przyjdź szybko i rozjaśnij noc – Modlitwa św. Brygidy

    Św. Brygida szwedzka

    Panie!
    Przyjdź szybko i rozjaśnij noc.
    Tak tęsknię do Ciebie,
    Jak tęsknią umierający.
    Powiedz mojej duszy,
    że nic nie dzieje się bez Twego przyzwolenia,
    a na co ty przyzwalasz nie pozostanie bez pocieszenia.
    O Jezu, Synu Boży,
    który stałeś cichy przed swymi sędziami,
    nałóż więzy na mój język,
    dopóki nie przemyślę,
    co i jak mam mówić.
    Wskaż mi drogę i spraw,
    abym była gotowa po niej kroczyć.
    Niebezpiecznie jest zwlekać
    i niebezpiecznie się spieszyć.
    Odpowiedz na moje błaganie
    i wskaż mi drogę.
    Przychodzę do Ciebie
    jak zraniony człowiek do lekarza
    w poszukiwaniu pomocy.
    Udziel mi Panie, pokoju serca!
    Amen

    O św. Brygidy Szwedzkiej, patronce Europy, św. Jan Paweł II powiedział, że “przyczyniła się do budowy wspólnoty kościelnej, w szczególnie krytycznym momencie jej dziejów (…) przez swoje głębokie zrozumienie tajemnicy Chrystusa i Kościoła.”

    ****************************************

    Matka 8 dzieci, wielbiona i wyśmiewana, okryta sławą i oblewana pomyjami – św. Brygida Szwedzka

    ŚWIĘTA BRYGIDA SZWEDZKA

    Fr Lawrence Lew OP/FlickrS. Małgorzata Borkowska OSB

    ***

    Zakonnica, która nigdy nie żyła w założonym przez siebie klasztorze; mistyczka, która wtrącała swoje trzy grosze w każdy ówczesny problem polityczny; kanonizowana święta, która papieżom wymyślała od Lucyperów…

    Matka ośmiorga dzieci, wielka ochmistrzyni dworu, pątniczka, żebraczka, wielbiona i wyśmiewana, okryta sławą i oblewana pomyjami… Św. Brygida Szwedzka. Tkliwa oblubienica z objawień pisanych stylem tak dosadnym, że się to miejscami naprawdę nie kojarzy z dworskimi manierami.

    Żyła w XIV wieku. Była krewną dynastii Folkungów i wydano ją za mąż stosownie do urodzenia; już do śmierci nie wyzbędzie się Brygida arystokratycznych uprzedzeń. Nie każdy byłby szczęśliwy przy żonie, która właśnie zaczyna robić cuda, ale pan Ulf był. I ona przy nim. Przez dwadzieścia trzy lata wyglądali jak każde inne, wyjątkowo tylko dostojne, pobożne i szczęśliwe małżeństwo. Wreszcie ruszyli na pielgrzymkę do Composteli. W powrotnej drodze Ulf zachorował ciężko i złożył ślub wstąpienia do klasztoru, jeśli przeżyje. Przeżył i został cystersem.

    Nie każda żona widziałaby w tym sens, ale Brygida widziała. Ulf jednak zmarł w klasztorze bardzo prędko. Ona odtąd uważała się za sponsa Christi – a głos Boży potwierdzał to w głębi jej duszy – ale za klauzurę nie było jej pilno. Przez jakiś czas mieszkała w niewygodnej i niezręcznej roli rezydentki przy Ulfowych cystersach, po czym wróciła na dwór, na którym była poprzednio przez wiele lat ochmistrzynią. Tylko że młodzieńcza para królewska całkiem przez ten czas dorosła i już nie miała ochoty ulegać dłużej pobożnemu wpływowi świątobliwej ciotki.

    Tej dziwaczki, prawda, która chce zakładać nowy zakon, ale zamiast się ćwiczyć w życiu klasztornym, wtrąca się w nie swoje sprawy i w dodatku utrzymuje, że to sam Bóg ją posyła. Wiecznie komuś grozi ogniem piekielnym za rzeczy tak zwyczajne jak rozsądna dbałość o własne interesy polityczne… Gdyby jej wierzyć, można by myśleć, że władcy będą odpowiadać przed Bogiem za wszystko, co spotka ich poddanych!

    I gdybyż tylko to. Niemal codziennie nowe objawienia, które uczony spowiednik zaraz spisuje po łacinie. Czasem, podobno, dotyczą te objawienia tylko jej samej i własnych spraw jej duszy. Niestety, nie wszystkie ani nawet nie większość! Cała reszta dotyczy konkretnych ludzi, z których mnóstwo wcale pani Brygidy o radę nie pyta ani tej rady słuchać nie chce. Wielu skarży się na nią, wielu wyśmiewa ją otwarcie. Zamieszanie na dworze, na którym bez niej żyłoby się tak przyjemnie! I tylko ta odrobina niepewności w głębi serca: a co, jeśli stara dewotka ma rację?

    Wreszcie ruszyła do Rzymu. Krzyżyk na drogę! Nie wróci już z tej podróży. Wszak cała Europa i cały basen Morza Śródziemnego pełne są politycznych i kościelnych wrzodów, które w każdej chwili mogą pęknąć. Jest się tam o co troszczyć. Jest problem awiniońskiej niewoli papieży; trwa między Anglią a Francją wojna stuletnia; Ziemię Świętą już znowu zajęli muzułmanie, a leżące w zasięgu ich ręki królestwo cypryjskie nie utrzyma się długo, osłabione wewnętrznymi walkami dynastii Lusignanów.

    We Włoszech każde miasto spiskuje z osobna: to przeciw papieżowi, to przeciw cesarzowi, to z tamtymi przeciw najbliższym sąsiadom. Królestwem neapolitańskim rządzi Joanna I, sławna i osławiona; rodzony syn Brygidy zakochał się w niej z pełną wzajemnością i już się miał z nią żenić, choć dawno w Szwecji żonaty, ale mu śmierć przeszkodziła… A wszędzie kłębią się interesy, sprawy i dążenia ludzi większych i mniejszych, sławnych i całkiem nieznanych; i tylko nie widać w tym kłębowisku myśli o wieczności ani Bożego ładu.

    Brygida była w Rzymie, pielgrzymowała wzdłuż i wszerz po Włoszech, pojechała do Neapolu i nawet przez Cypr do Ziemi Świętej. Tam miała najsłynniejsze ze swoich objawień, dotyczące przebiegu Męki Pańskiej, rozpowszechniane później w setkach kopii, w wydaniach niezliczonych. To przynajmniej nie szkodziło nikomu… ale nadal miewała i te inne: przesłania do dziesiątków ludzi, którym mówiła, co się w ich życiu nie podoba Bogu.

    I co powinni robić. Władcom przypominała, że są stróżami, a nie właścicielami swoich krain. Bogaczom, że odpowiedzą za użytek zrobiony ze swego bogactwa. Rycerzom, że jest ich szczytnym powołaniem oddać życie za Boga i lud chrześcijański, a nie prowadzić wojny w imię chciwości i pychy. Duchownym, że czeka ich sąd najściślejszy.

    Nie liczyła się też ze słowami: „Ta ksieni jest w oczach Bożych jak ubłocona krowa!” – wołała, albo: „Ilekroć biskup wsiada na pysznego konia, na jego serce diabeł wsiada!”. O królu szwedzkim: „Osioł koronowany z sercem zajęczym!”. Brygida głosiła prymat wartości moralnych, głosiła konieczność poddania sumieniu wszystkiego: polityki i ekonomii, życia publicznego i prywatnego.

    Skutki? Niewielkie. Papież, usilnie przez nią karcony i upominany, wrócił wprawdzie do Rzymu, ale niedługo tam wytrwał, dopiero św. Katarzyna Sieneńska doprowadzi do ostatecznego już powrotu jego następcy. Władcy słuchali napomnień na ogół grzecznie, ale dalej robili swoje. Z ludzi prywatnych niektórzy rzeczywiście się nawrócili. Inni nie. Brygida zmarła w Rzymie w roku 1373, zostawiając swój zakon niezałożony i świat po staremu nieuporządkowany.

    Potem jej sprawa jakby trochę ruszyła z miejsca. Córka Brygidy Katarzyna odwiozła ciało matki do Szwecji i nad jej grobem założyła w Vadstenie pierwszy klasztor nowego zakonu. Kościół uznał tekst Objawień za wolny od teologicznych błędów i pożyteczny dla życia pobożnego. Rozpowszechniał je odtąd jej zakon i jedną z pierwszych szwedzkich drukarni założono właśnie w tym celu pod koniec XV wieku. Ale znowu: pół wieku nie minęło, a skończyło się w Szwecji życie zakonne, wszelkie, w tym i brygidek. Skończyło się też dla kraju posłannictwo Brygidy, tak dla władców niewygodne.

    Niemniej jakoś nie mogło ono całkiem zginąć. Upadki i nawroty, wymieranie i odradzanie się z niczego… Są do dziś klasztory brygitańskie we Włoszech, w Anglii. W Hiszpanii… Były kiedyś i w Polsce, i było ich sporo. Z tym że w Polsce św. Brygida stała się od początku patronką od spraw politycznych.

    Najpierw była patronką przeciw Krzyżakom. To dlatego, że jest w księdze jej Objawień ów (rozsławiony przez Sienkiewicza) tekst grożący im straszną karą za sprzeniewierzenie się szczytnemu powołaniu chrześcijańskich rycerzy. Toteż wzywano usilnie jej pomocy i aż dwa klasztory brygidek ufundowano jako wota dziękczynne: w Lublinie i w Elblągu. Ten drugi zresztą upadł wkrótce; ten pierwszy stał się w XVII wieku kolebką siedmiu dalszych fundacji. To Zygmunt III Waza krzewił wtedy kult żarliwej wyznawczyni prymatu wiary przed polityką i koniunkturą; ostatecznie i on dokonał wyboru w tym duchu, narażając się na utratę raczej Szwecji niż wyznania. Nie powiedział, że Sztokholm wart skasowania mszy…

    A potem znowu szły wieki – i polityka szła swoim własnym torem. Nawet jakby zwyciężała. Kasacie zaborców uległy wszystkie polskie klasztory brygidek; kurz zbierają wśród starodruków nieliczne ocalałe egzemplarze polskiego wydania Objawień. Nie jest to zresztą poza swoją epoką lektura łatwa. Ale nagle stała się znów św. Brygida patronką tych właśnie, którzy prawdzie i prawu przyznają pierwszeństwo. Przypadek? Jeśli ktoś wierzy w przypadki.

    Fragment książki „Od Radegundy do Julianny”, Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów.

    Siostra Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wieku, Czarna owca, Sześć prawd wiary oraz ich skutki, Ryk Oślicy, Twarze Ojców Pustyni, tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka.

    Aleteia

    ******************************************************

    środa 22 lipca

    Święto św. Marii Magdaleny

    Apostołki Apostołów

    maria_magdalena_foto
    liturgiczne wspomnienie św. Marii Magdaleny ma od 10 czerwca 2016 r. rangę święta (Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów)
    ***

    Maria z Magdali, której jako pierwszej objawił się Chrystus Zmartwychwstały i która tę dobrą nowinę zaniosła apostołom, będzie odtąd czczona w liturgii tak samo, jak apostołowie, a więc świętem. Franciszek, jak czytamy w dekrecie, chciał w ten sposób podkreślić tak aktualną dziś w Kościele godność kobiety i znaczenie ewangelizacji, dając wiernym za przykład Marię Magdalenę. Przypomniano, że św. Grzegorz Wielki nazwał ją „świadkiem Bożego miłosierdzia”, a św. Tomasz z Akwinu „apostołką apostołów”.

    Święto Marii Magdaleny obchodzimy 22 lipca, czyli tak jak jej dotychczasowe wspomnienie liturgiczne. Teksty mszału i brewiarza na ten dzień pozostają te same co dotychczas, jednak w Mszy dodano specjalną prefację, która mówi o miłości tej świętej do Chrystusa i o jej świadectwie zmartwychwstania.

    źródło: KAI | liturgia.wiara.pl


    Dekret Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów


    Kościół, tak na Zachodzie jak i na Wschodzie, choć w różny sposób, to jednak zawsze bardzo czcił św. Marię Magdalenę, pierwszego świadka i zwiastunkę dobrej nowiny o zmartwychwstaniu Pańskim.

    W naszych czasach, gdy Kościół wezwany jest aby jeszcze bardziej zastanowić się nad godnością kobiety, nad nową ewangelizacją i nad wielkością misterium Bożego Miłosierdzia, wydaje się rzeczą słuszną, by również postać św. Marii Magdaleny jeszcze lepiej została wiernym ukazana. Ta bowiem niewiasta, znana z swej miłości do Chrystusa i sama wielce przez Niego umiłowana, nazwana przez św. Grzegorza Wielkiego “świadkiem Bożego Miłosierdzia” i przez św. Tomasza z Akwinu “apostołką apostołów”, może być dzisiaj przez wiernych uważana jako wzór posługi kobiet w Kościele.

    Ojciec Święty Franciszek postanowił zatem aby coroczny obchód św. Marii Magdaleny, posiadał odtąd w Kalendarzu Rzymskim stopień święta, zamiast dotychczasowego wspomnienia obowiązkowego.

    Nowy stopień obchodu nie zmienia jednak niczego odnoście samej daty i odnośnie
    tekstów do Mszy Świętej i do Liturgii Godzin, to znaczy:
    a) dniem poświęconym św. Marii Magdalenie pozostaje w Kalendarzu Rzymskim, tak jak dotychczas, dzień 22 lipca;
    b) tekstami do Mszy Świętej i do Oficjum pozostają te same, które znajdują się pod tą datą w Mszale Rzymskim i w Liturgii Godzin, wraz z dołączoną do tego dekretu prefacją własną. Poszczególne Konferencje Biskupów zatroszczą się, aby prefację tę przetłumaczyć na odpowiednie języki narodowe i po uprzednim zatwierdzeniu jej przez Stolicę Apostolską, włączyć do użytku, oraz do kolejnego wznowienia Mszału Rzymskiego na terenie danej Konferencji.

    Wszędzie tam, gdzie św. Maria Magdalena, na podstawie odpowiednich przepisów prawa, czczona jest w innym dniu i w innej randze obchodu, zachowuje się dotychczasowe rozporządzenia.

    Bez względu na jakiekolwiek przeciwne zarządzenia.


    W siedzibie Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, 3 czerwca 2016 roku, w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa.

    Robert Kard. Sarah
    Prefekt
    +Arthur Roche
    Arcybiskup Sekretarz


    El Greco: Mary Magdalene in Penitence
    El Greco: Mary Magdalene in Penitence
    ***

    W komentarzu do dzisiejszego święta Antonella Lumini napisała w „L’Osservatore Romano” ciekawe spostrzeżenie: „Jeśli Maryja, Matka Jezusa, ucieleśnia czystość początku, to Maria Magdalena uosabia trud przemiany, jaki przyjmuje natura ludzka, gdy została dotknięta miłością Bożą”. Podkreśla to także ikonografia, przedstawiająca ją jako pokutnicę, która – otrzymawszy miłosierdzie – staje się wzorem miłosierdzia, bierze na siebie ciężar człowieczeństwa.

    ***

    Wśród niewiast galilejskich, które doznały od Pana Jezusa cudownej pomocy w ich dolegliwościach, a które odwdzięczyły mu się w jego apostolskich wędrówkach swą posługą, była właśnie Maria Magdalena. Zdaniem biblistów przydomek „Magdalena” wskazuje na miejsce jej pochodzenia. O św. Marii Magdalenie pisze św. Łukasz w swojej Ewangelii: „Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z nim dwunastu i kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów”. Po raz drugi jest o naszej Świętej wzmianka w Ewangeliach z okazji męki i śmierci Pana Jezusa: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena”. „A Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go złożono”. „Lecz Maria Magdalena i druga Maria pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu”. Najpiękniejszy epizod z życia Marii Magdaleny opisał nam św. Jan Apostoł i św. Marek. Oto wczesnym rankiem w niedzielę udała się Maria Magdalena wraz z dwoma towarzyszkami swoimi do grobu Pana Jezusa, aby namaścić wonnymi olejkami Jego ciało. Kiedy Magdalena ujrzała kamień od grobu odwalony, przerażona, że Żydzi ciało ukochanego Zbawiciela zbezcześcili, wyrzucając je z grobu w miejsce niewiadome, pobiegła do Apostołów i powiadomiła ich o tym. Potem sama ponownie wróciła do grobu Pana Jezusa. Pan Jezus ukazał jej się, ale we mgle porannej, tak że Go nie poznała. Jakaż była jej radość, kiedy Chrystus Pan dał się jej poznać. Jest dla nas zagadką, co właściwie rozumiał św. Łukasz, pisząc o Marii Magdalenie, że Pan Jezus wypędził z niej siedem złych duchów. Pierwszy św. Grzegorz I Wielki utożsamił Marię Magdalenę z jawnogrzesznicą, o której w innym miejscu pisze tenże Ewangelista, jak też z Marią, siostrą Łazarza, o której pisze św. Jan, że podobnie jak jawnogrzesznica u św. Łukasza, obmyła nogi Pana Jezusa wonnymi olejkami. Współcześni bibliści, idąc za pierwotną tradycją i za ojcami Kościoła na Wschodzie, uważają wszystkie trzy niewiasty za osoby odrębne, niemające ze sobą bliższego związku. A jednak dotąd tak w liturgicznych tekstach, jak też w ikonografii Marię Magdalenę zwykło się przedstawiać w roli Łukaszowej jawnogrzesznicy, myjącej nogi Pana Jezusa. Najnowsza reforma kalendarza z 1969 roku wyodrębnia Marię Magdalenę od Marii, siostry Łazarza, ustanawiając ku ich czci osobne dni wspomnienia. Kult św. Marii Magdaleny jest powszechny w Kościele, tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Ta Święta należy do najbardziej popularnych świętych może dlatego, że tak bardzo jest kobiecą i ludzką. Ma też Święta swoje sanktuaria, do których od wieków podążają licznie pielgrzymi. I tak w Efezie pokazywano jej grób i bazylikę wystawioną nad nim ku jej czci. Kiedy zaś Turcy zawładnęli miastem, miano jej relikwie przenieść z Efezu do Konstantynopola za cesarza Leona Filozofa. Kiedy zaś Krzyżowcy opanowali Konstantynopol, mieli przenieść relikwie Świętej do Francji, gdzie do pozostają do dzisiaj.

    źródło: https://zyciorysy.info/sw-maria-magdalena

    ***

    MSZA ŚWIĘTA

    fot. episkopat.pl
    **

    Antyfona na wejście

    Jezus powiedział do Marii Magdaleny: Idź do moich braci i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego, do Boga mego i Boga waszego. (J 20,17)

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Boże, Twój Syn wybrał Marię Magdalenę
    na pierwszą zwiastunkę wielkanocnej radości,
    spraw, abyśmy za jej wstawiennictwem
    i przykładem głosili Chrystusa zmartwychwstałego
    i oglądali Go w Twojej chwale.
    Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Pieśni nad Pieśniami – Pnp 8,6-7

    Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak otchłań; żar jej to żar ognia, płomień Pana. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 63

    R/ Ciebie, mój Boże, pragnie moja dusza.

    Boże mój, Boże, szukam Ciebie
    i pragnie Ciebie moja dusza.
    Ciało moje tęskni za Tobą,
    jak ziemia zeschła i łaknąca wody. R/

    Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni,
    by ujrzeć Twą potęgę i chwałę.
    Twoja łaska jest cenniejsza od życia,
    więc sławić Cię będą moje wargi. R/

    Będę Cię wielbił przez całe me życie
    i wzniosę ręce w imię Twoje.
    Moja dusza syci się obficie,
    a usta Cię wielbią radosnymi wargami. R/

    Bo stałeś się dla mnie pomocą
    i w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie:
    Do Ciebie lgnie moja dusza,
    prawica Twoja mnie wspiera. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Maryjo, ty powiedz, coś w drodze widziała Jam zmartwychwstałego blask chwały ujrzała. Żywego już Pana widziałam grób pusty I świadków anielskich, i odzież, i chusty. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Jana – J 20,1.11-18

    Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: „Niewiasto, czemu płaczesz?” Odpowiedziała im: „Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono”.

    Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: „Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę”. Jezus rzekł do niej: „Mario!” A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: „Rabbuni”, to znaczy: „Nauczycielu”. Rzekł do niej Jezus: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»”. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: „Widziałam Pana i to mi po wiedział”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Wszechmogący Boże, przyjmij dary złożone
    w dniu wspomnienia świętej Marii Magdaleny,
    której posługę łaskawie przyjął Twój Syn Jednorodzony. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    Prefacja o świętej Marii Magdalenie

    K. Pan z wami.
    W. I z duchem twoim.
    K. W górę serca.
    W. Wznosimy je do Pana.
    K. Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu.
    W. Godne to i sprawiedliwe.

    Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy Ciebie, wszechmogący Ojcze, wielki w miłosierdziu nie mniej niż w potędze zawsze wysławiali przez Chrystusa naszego Pana.

    On w ogrodzie jawnie ukazał się Marii Magdalenie, która umiłowała Go żyjącego, widziała konającego na krzyżu, szukała złożonego w grobie, i jako pierwsza uwielbiła Go zmartwychwstałego. On zaszczycił ją apostolską misją wobec apostołów, aby dobra nowina nowego życia dotarła aż na krańce świata. Dlatego i my, ze wszystkimi Aniołami i Świętymi, wysławiamy Ciebie, Panie, z radością wołając:

    Święty, Święty, Święty…

    Antyfona na Komunię

    Miłość Chrystusowa przynagla nas, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał. (2 Kor 5, 14-15)

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, niech przyjęcie Twojego Sakramentu wzbudzi w nas gorącą miłość, z jaką Maria Magdalena trwała przy Chrystusie, swoim Mistrzu.
    Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    *******

    Apostołka nadziei

    O Marii Magdalenie, jako apostołce nowej i wspanialszej nadziei, mówił papież Franciszek m.in. podczas audiencji w 2017 r. Ojciec Święty podkreślił, że w godzinie płaczu i opuszczenia usłyszała ona zmartwychwstałego Jezusa, wzywającego ją po imieniu, aby z sercem pełnym radości poszła i głosiła: „Widziałam Pana”.

    Oto tekst przemówienia papieża Franciszka na placu św. Piotra:

    “W tych tygodniach nasza refleksja porusza się, że tak powiem w orbicie tajemnicy paschalnej. Dzisiaj spotykamy tę, która według Ewangelii, jako pierwsza zobaczyła zmartwychwstałego Jezusa: Marię Magdalenę. Niedawno zakończył się odpoczynek szabatu. W dniu męki nie było czasu na zakończenie obrzędów pogrzebowych. Dlatego w ten świt pełen smutku, kobiety poszły do grobu Jezusa z wonnymi olejkami. Jako pierwsza dotarła Maria Magdalena, jedna z uczennic, które towarzyszyły Jezusowi począwszy od Galilei, poświęcając się na służbę rodzącego się Kościoła. W jej drodze do grobu odzwierciedla się wierność wielu kobiet, które przez wiele lat chodzą cmentarnymi dróżkami, pamiętając o kimś, kogo już nie ma. Najbardziej autentycznych więzi nie zrywa nawet śmierć: są tacy, którzy nadal kochają, nawet jeśli ukochana osoba odeszła na zawsze.

    Ewangelia (por. J 20,1-2.11-18) opisując Marię Magdalenę, natychmiast zwraca uwagę, że nie była kobietą skłonną do łatwego entuzjazmu. Faktycznie, po pierwszej wizycie u grobu powróciła rozczarowana w miejsce, gdzie ukrywali się uczniowie. Opowiedziała, że kamień został odsunięty od wejścia do grobu, a jej pierwsza hipoteza była najprostsza, jaką można było sformułować: ktoś musiał ukraść ciało Jezusa. Zatem pierwsza wieść jaką niesie Maria nie była ta o zmartwychwstaniu, ale o kradzieży dokonanej przez nieznanych sprawców, gdy cała Jerozolima była pogrążona we śnie.

    Następnie Ewangelie mówią o tym jak Maria Magdalena udała się po raz drugi do grobu Jezusa. Była uparta, wróciła do grobu, nie dała się przekonać. Tym razem jej krok jest powolny, bardzo ciężki. Maria cierpi podwójnie: po pierwsze z powodu śmierci Jezusa, a następnie z powodu niewyjaśnionego zniknięcia Jego ciała.

    I kiedy stała pochylona przed grobem, z oczyma pełnymi łez, Bóg zaskoczył ją w najbardziej nieoczekiwany sposób. Święty Jan Ewangelista podkreśla jej permanentną ślepotę: nie zdawała sobie sprawy z obecności dwóch aniołów, którzy zadali jej pytanie, a nawet nic nie podejrzewa widząc mężczyznę stojącego za nią, którego uważa za ogrodnika. Odkrywa natomiast najbardziej wstrząsające wydarzenie w historii ludzkości, kiedy w końcu zostaje wezwana po imieniu: „Mario” (w. 16).

    Jakże wspaniale pomyśleć, że pierwsze ukazanie się Zmartwychwstałego według Ewangelii, miało miejsce w sposób tak osobisty! Jest tutaj ktoś, kto nas zna, kto widzi nasze cierpienie i rozczarowanie, kto wzrusza się z naszego powodu i wzywa nas po imieniu. To prawo jest wyryte na wielu kartach Ewangelii. Wokół Jezusa jest wiele osób, które szukają Boga, ale najbardziej cudowne jest przede wszystkim to, że Bóg znacznie wcześniej troszczy się o nasze życie, które pragnie wydźwignąć, a żeby tego dokonać wzywa nas po imieniu, rozpoznając osobiste oblicze każdego. Każdy człowiek jest opowieścią miłości, którą Bóg pisze na tej ziemi. Każdy z nas jest historią miłości Boga… Każdego z nas Bóg wzywa po imieniu, zna nas z imienia, patrzy na nas, oczekuje nas, przebacza nam, okazuje cierpliwość. Czy to prawda czy też nie? Każdy z nas ma to doświadczenie.

    A Jezus wzywa ją: „Mario!”: rewolucja jej życia, rewolucja mająca na celu przekształcenie życia każdego mężczyzny i kobiety zaczyna się od imienia, które rozbrzmiewa w ogrodzie pustego grobu. Ewangelie opisują nam szczęście Marii: zmartwychwstanie Jezusa nie jest radością dawaną kroplomierzem, ale kaskadą, która wpływa na całe życie. Życie chrześcijańskie nie jest utkane z wygodnego szczęścia, ale z fal, które zmiatają wszystko. Spróbujcie i wy pomyśleć teraz, w tej chwili z bagażem rozczarowań i porażek, które każdy z nas nosi w swoim sercu, że istnieje Bóg bliski nam, który wzywa nas po imieniu i mówi: „Wstań, przestań płakać, bo przyszedłem, aby cię wyzwolić”. Jakże to piękne!

    Jezus nie jest kimś, kto się dostosowuje do świata, godząc się, by trwały w nim śmierć, smutek, nienawiść, moralne niszczenie osób. Nasz Bóg nie jest obojętny, ale nasz Bóg, pozwolę sobie powiedzieć, jest marzycielem, marzy o przekształceniu świata, a dokonał tego w tajemnicy zmartwychwstania.

    Maria chciała objąć swego Pana, lecz On zmierza teraz do Ojca Niebieskiego, podczas gdy ona zostaje posłana, aby zanieść nowinę braciom. I tak kobieta, która przed spotkaniem z Jezusem była na łasce Złego (por. Łk 8,2), teraz stała się apostołką nowej i wspanialszej nadziei. Niech Jej wstawiennictwo pomoże także i nam przeżyć to doświadczenie: aby w godzinie płaczu i opuszczenia usłyszeć zmartwychwstałego Jezusa, który wzywa nas po imieniu i by z sercem pełnym radości iść i głosić: „Widziałam Pana” (w. 18). Zmieniłem życie, bo widziałem Pana! Teraz jestem inny, niż wcześniej. Jestem inną osobą. Zmieniłem się, bo widziałem Pana. To jest nasza moc i to jest nasza nadzieja. Dziękuję.”

    papież Franciszek

    ************************************************************************

    Badajcie duchy…


    #LEKTURA DUCHOWA#WSPÓŁCZESNY ŚWIAT#ROZEZNAWANIE DUCHÓW


    Żyjemy w czasach, które niewątpliwie można określić jako laickie, pełne zeświecczenia i nieprzychylne, a nawet wrogie wszelkiemu okazywaniu przywiązania do religii katolickiej. Co ciekawe, inne religie już nie są tak źle widziane, przynajmniej przez „elity” naszego kraju. Najczęściej wyśmiewa się i krytykuje katolików i katolicyzm.

    Mimo że ludzie wychowani przez niektóre programy i stacje telewizyjne czy radiowe zdają się podzielać obawę różnych decydentów przed wiarą katolicką, to jednak sami przyznają się do potrzeb duchowych i pragnień kontaktu z czymś absolutnym. Decydenci telewizyjni czy radiowi, a także niektórzy „magnaci prasowi”, wychodzą naprzeciw tym zapotrzebowaniom na „duchowość bez Boga”. Zwolennicy wróżek i horoskopów mają w czym wybierać – propaguje się bardziej lub mniej otwarcie religie Wschodu, tj. buddyzm czy hinduizm. Niektórzy nasi bracia w wierze dają się złowić w te subtelne sieci. Pod pozorem troski o zdrowie próbują różnych praktyk wschodnich: medytacji, jogi… Stąd już blisko do uwikłania się w sekty, które wcześniej lub później zakończą się destrukcją życia duchowego człowieka.

    Co o tym wszystkim mówi nasza wiara? Kiedyś rozmawiałem z pewnym młodym człowiekiem, dość mocno zaangażowanym w poznawanie buddyzmu i zachwyconym tą religią. Do całego pomieszania w jego duchowości doszło jeszcze i to, że czytał chętnie Pismo Święte, ale stosował jego swoistą interpretację…

    Ogólnie możemy to nazwać czystym „new age”, czyli pomieszaniem i wybieraniem z różnych religii tego, co akurat nam pasuje. Na swoją obronę ten młody człowiek przytoczył słowa św. Pawła do Tesaloniczan: Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie! (1 Tes. 5,22). Próbował twierdzić, że św. Paweł sam zachęca do badania różnych religii i wybierania z nich tego, co szlachetne.

    Tymczasem św. Pawłowi chodzi o coś zupełnie innego. Wystarczy przeczytać choćby ten pierwszy list do Tesaloniczan. Apostoł nie widzi innej religii i innej wartości poza religią Chrystusową. Jeżeli wzywa do badania „wszystkiego”, to ma na myśli okoliczności życia i wybór takich życiowych wartości, które jeszcze bardziej zbliżą nas do Chrystusa. Chodzi zatem nie o szukanie kierunków dla swojego życia w innych religiach, ale o takie możliwości w naszym własnym życiu, które bardziej będą podobały się Bogu. Jednym słowem: każda religia, która nie głosi Chrystusa, jest fałszywa.

    W życiu Bóg zsyła nam przeróżne znaki, które pomagają nam odczytać Jego wolę. Czasem jednak jakiś rzekomy znak nie pochodzi od Boga, ale jest szatańską pokusą. Problem polega na umiejętności badania właśnie: czy ten pomysł, to pragnienie, które obecnie odczuwam, rzeczywiście pochodzi od Boga? A może od moich życiowych kompleksów, bo chcę być bardziej widoczny? A może od samego diabła, który według słów św. Pawła często podaje się za Anioła Światłości. Podobnie i św. Jan w swoim Pierwszym Liście poucza nas: Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie (1 J 4,1). A zatem nie badajmy dla samego tzw. poszukiwania, ale właśnie dlatego, by się ustrzec przed zamętem i niepotrzebnymi dociekaniami.

    Drodzy w Panu Jezusie, naprawdę nie mamy czego szukać w innych religiach. Jeżeli czytamy dokładnie Pismo Święte, to z łatwością dostrzeżemy, że jego sensem jest nasz Pan, Jezus Chrystus. Wszyscy inni tzw. panowie, zwłaszcza jeżeli odwodzą nas od Chrystusa, przychodzą od Złego i naszym obowiązkiem jest ich unikać.

    Ćwiczeniach duchownych św. Ignacego jest mowa o rozróżnianiu duchów. Możemy się z tej pięknej książki wiele nauczyć. Szukanie fascynacji w coraz to innej religii nie jest wcale wewnętrznym ubogacaniem, ale wewnętrznym zamętem. To tak jakby ktoś z ciekawości chciał np. próbować różnych leków na własnym organizmie. Pewnie niedługo by pożył…

    Chociaż, jak pisze św. Jan, wielu antychrystów pojawiło się na świecie, to jednak nie musimy się ich obawiać. Jeśli będziemy wiernie trwali przy nauczaniu Kościoła Katolickiego, nic nam nie grozi. Bogu podoba się człowiek pokorny i stały, który raz poznawszy Chrystusa i Jego Kościół, trwa przy nim i nie eksperymentuje z własną wiarą i zbawieniem.

    Nie zapominajmy o badaniu na co dzień własnego sumienia i wzrastaniu w modlitwie, a niepotrzebne dociekania zostawmy ludziom niestałym. I nie zapomnijmy za takich się pomodlić.

    Za: “Przymierze z Maryją” nr 56/2011


    ks. Adam Martyna/23.6.2020 

    https://www.pch24.pl/badajcie-duchy—,2246,i.html#ixzz6QAptxcOM

    ***********************************

    Trzecie objawienie Matki Bożej we Fatimie. Wizja piekła

    13 lipca 1917 r. krótko po naszym przybyciu do Cova da Iria do dębu skalnegogdy odmówiliśmy różaniec z licznie zebranymi ludźmi, zobaczyliśmy znany już blask światła, a następnie Matkę Boską na dębie skalnym.

    – „Czego sobie Pani ode mnie życzy?” – zapytałam.
    – „Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać”.
    – „Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje”.
    – „Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc! W październiku powiem, kim jestem i czego chcę, i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.

    Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Nasza Dobra Pani powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać. I w dalszym ciągu mówiła:
    – „Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi”.

    Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach.
    Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle.

    Przerażeni, podnieśliśmy oczy do Naszej Pani szukając u Niej pomocy, a Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:
    – „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, wielu przed piekłem zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi. Ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa Xl rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, (ma na myśli nadzwyczajne światło północne, które widziano w nocy 25 stycznia 1938 r. w całej Europie, także w Polsce. Łucja uważała je wciąż za znak obiecany z nieba) wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie, będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.
    Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła, dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć. Różne narody zginą. Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd. Tego nie mówcie nikomu; Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”.

    Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:
    – „Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?”
    – „Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej”.

    I jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu. 

    Siostra Łucja wspomina, że wizja piekła do tego stopnia przerażała siedmioletnią Hiacyntę, „że wszystkie kary i umartwienia wydawały się jej zbyt małe, aby uzyskać u Boga łaskę wybawienia niektórych dusz. Jak to się stało, że Hiacynta taka mała, mogła zrozumieć ducha umartwienia i pokuty i z takim zapałem mu się oddać. Wydaje mi się, że była to najpierw szczególna łaska, której Bóg za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi chciał udzielić, a potem widok piekła i nieszczęścia dusz, które się tam dostają. Niektórzy ludzie, nawet pobożni, nie chcą dzieciom mówić o piekle, żeby ich nie przerażać, ale Bóg nie zawahał się pokazać go trojgu dzieciom, z których jedno miało zaledwie 8 lat.. Hiacynta często siadała na ziemi lub na jakimś kamieniu i zadumana zaczynała mówić: «Piekło, piekło, jak mi żal tych dusz, które idą do piekła, i tych ludzi, którzy tam żywcem płoną, jak drzewo w ogniu.» Drżąc klękała z rękami złożonymi, aby powtarzać modlitwę, której Pani nasza nas nauczyła: 0 mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego Miłosierdzia. Obecnie Ekscelencja rozumie, dlaczego ostatnie słowa tej modlitwy odnoszą się do dusz, które znajdują się w największym lub najbliższym niebezpieczeństwie potępienia.”

         Tuż przed swoją śmiercią przebywając w szpitalu w Lizbonie Hiacynta długie godziny spędzała na modlitwie, z jej pokoiku widać było wnętrze kościoła i tabernakulum. Adorowała Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Kilka razy odwiedziła ją Matka Boża. Po tych odwiedzinach zwierzała się siostrze Godinho przekazując jej to, co usłyszała od Matki Bożej.

         Między innymi Maryja powiedziała jej, że „najwięcej ludzi trafia do piekła przez grzechy nieczystości”. Mówiła również: „Gdyby ludzie wiedzieli, czym jest wieczność, na pewno uczyniliby wszystko, by odmienić swoje życie. Pojawią się na świecie mody, które będą obrażać naszego Pana. Ludzie, którzy służą Bogu, nie mogą być niewolnikami mody. W Kościele nie ma miejsca na mody. Bóg jest zawsze ten sam.”

         Według relacji s. Łucji Franciszek, w przeciwieństwie do swojej siostry Hiacynty, był mniej przejęty wizją piekła, „choć zrobiła na nim wielkie wrażenie. Całą swoją uwagę skupił na Bogu, który jest Trójcą Przenajświętszą w tym świetle ogromnym, które nas przenikało do głębi duszy. Potem powiedział: myśmy płonęli w tym świetle, które jest Bogiem, i nie spaliliśmy się. Jakim jest Bóg, tego nie można by powiedzieć. Tego właśnie nikt nie zdoła wypowiedzieć.”

    ***

    Łańcuch ocalenia
    Fragment malowidła “Sąd ostateczny” Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, przedstawia człowieka ratującego innych za pomocą różańca
    ***

    „Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie – Przedstawia Sąd Ostateczny. Mnóstwo postaci, Chrystus, u Jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego do różańca. Dźwiga go na różańcu ! Wielki mistrz Odrodzenia, Michał Anioł Buonarroti, miał widocznie tak żywą wiarę w potęgę różańca, że umieścił go w najwspanialszym dziele malarstwa chrześcijańskiego, jakim jest Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej” (Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski).

    ***********************

    ***

    Portugalia | Pomnik Matki Bożej Różańcowej
    Pomnik Matki Bożej Różańcowej/Fatima (by wsavespublicart)

    ************************************************************************

    ŻYWY RÓŻANIEC

    Bogu niech będą dzięki!

    Mamy kolejną już Różę Żywego Różańca – 18-tą. Patronem tej Róży jest błogosławiony ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Święcenia biskupie otrzymał 12 maja 1946 roku z rąk ks. Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski na Jasnej Górze. 13 maja obchodzimy święto Matki Bożej Fatimskiej. Dlatego nowa Róża rozpoczęła modlitwę różańcową z 12-go na 13-go maja. Uroczyste przyjęcie do Rodziny Żywego Różańca nastąpi po ustaniu pandemii.

    Oby Matka Boża była coraz bardziej znana i umiłowana!

    „Różaniec Święty, to bardzo potężna broń. Używaj go z ufnością, a skutek wprawi cię w zdziwienie”.

    (św. Josemaria Escriva do Balaguer)

    Maltańczycy wracają do różańca
    foto: Pixabay
    ***


    INTENCJA ŻYWEGO RÓŻAŃCA NA MIESIĄC LIPIEC 2020


    Intencja papieża Franciszka:

    za nasze rodziny – rodzina powinna być chroniona

    Jest wiele niebezpieczeństw, którym musi stawić czoła: tempo życia, stres.
    Czasami rodzice zapominają o zabawie ze swoimi dziećmi.
    Kościół powinien zachęcać i pozostawać u boku rodzin, pomagając im odkrywać drogi, które pozwolą na przezwyciężanie tych wszystkich trudności.
    Módlmy się, aby rodzinom w dzisiejszym świecie towarzyszyły: miłość, szacunek oraz dobra rada. I aby w szczególny sposób były chronione przez państwa.

    ***



    Intencje Rodziny Żywego Różańca przy PMKwSz:


    1) Módlmy się za naszych kapłanów, aby dobry Bóg umacniał ich w codziennej posłudze oraz o nowe powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.

    2) Módlmy się za papieża Franciszka, aby Duch Święty go prowadził a św. Michał Archanioł strzegł .

    3) Módlmy się: Panie Jezu Chryste prosimy, aby Twoja Krew przenikała coraz bardziej nas i te osoby, które dziś postawisz na naszej drodze dokonując, według Twojej woli, dzieła uwolnienia, oczyszczenia, uzdrowienia i uświęcenia.



    Dodatkowa intencja dla Róży św. Moniki i Matki Bożej Częstochowskiej (II): 

    Bożej Matce i Jej Synowi, którego życie rozważamy w różańcu, powierzamy drogi wzrastania dzieci, za które szczególnie modlimy się w tej Róży.  






    ************************************************************************

    Ikona Bogurodzicy Fatimskiej

    fx2
    Karmelici Bosi/karmel.pl
    ***

    Fatimska Pani jest darem Bożego Miłosierdzia

    Fatima jest szczególnym znakiem Bożego miłosierdzia. Najświętsza Maryja Panna błaga i prosi wszystkich ludzi poprzez trójkę fatimskich dzieci, aby modlić się na różańcu, aby pokutować. Bo miłosierny Bóg nie chce śmierci grzesznika. Boży Syn dokonał odkupienia wszystkich ludzi. Ale konieczne jest tutaj nawrócenie. Żeby móc przyjąć Boży dar miłosiernego przebaczenia, ludzkie serce musi zdecydowanie porzucić drogę grzechu.

    Wezwanie do nawrócenia jest echem słów Maryi z Kany Galilejskiej: „Zróbcie wszystko cokolwiek mój Syn wam powie”.

    Najświętsza Matka, dobrze wie, jak bardzo potrzebujemy przebaczenia, które daje Jej Boży Syn. To dzięki przebaczeniu ludzkie serce wypełnia się pokojem, daje radość życia i odwagę, aby być nie tylko za siebie, ale również i za drugiego człowieka odpowiedzialnym.

    Ojciec Święty Jan Paweł II w swojej encyklice o Bożym mi­łosierdziu przypomniał ludzkości, że Matka Boża wskazuje ludziom na tę Bożą miłość, którą Jej Syn nie przestaje objawiać. Ta miłosierna miłość stała się w sposób szczególny i wyjątkowy udziałem Jej Serca.

    Modlitwy Anioła z Fatimy

    This image has an empty alt attribute; its file name is Dzieci_Fatimskie.jpg

    Modlitwy podyktowane przez Anioła dzieciom w Fatimie w roku 1916, poprzedzającym objawienia Matki Bożej z roku 1917. Liturgiczne wspomnienie świętych Franciszka i Hiacynty Marto przypada 20 lutego. Trwa proces beatyfikacyjny s. Łucji dos Santos, trzeciej z wizjonerów fatimskich, zmarłej w 2005 roku.

    Siostra Łucja: Zbliżywszy się do nas, powiedział:

    „Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju! Módlcie się ze mną”.

    Uklęknął i pochylił głowę aż do ziemi. Porwani siłą nadprzyrodzoną robiliśmy to samo i powtarzaliśmy słowa wymawiane przez niego:

    O Boże mój, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie,
    ufam Tobie i miłuję Ciebie.
    Proszę Cię o przebaczenie dla tych, którzy w Ciebie nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i Ciebie nie miłują.

    Siostra Łucja: Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której spływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę:

    Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty.
    W najgłębszej pokorze cześć Ci oddaję i ofiaruję Tobie
    Przenajdroższe Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecnego na ołtarzach całego świata
    jako wynagrodzenie za zniewagi,
    świętokradztwa i obojętność, którymi jest On obrażany.
    Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca
    i przez przyczynę Niepokalanego Serca Maryi,
    proszę Cię o łaskę nawrócenia biednych grzeszników.

    *****************

    Bp Athanasius Schneider ułożył modlitwę do Matki Bożej o konsekrację Rosji

    Bp Athanasius Schneider ułożył modlitwę do Matki Bożej o konsekrację Rosji
    Biskup Athanasius Schneider/ PCh24.pl

    Portal „Life Site News” zainicjował Krucjatę różańcową – codzienną modlitwę za wstawiennictwem Matki Bożej Fatimskiej. Katolicy z całego świata mogą z pomocą internetu łączyć się razem na wspólnej modlitwie, którą prowadzi ks. Anthony Pillari, amerykański duchowny, który obecnie studiuje we Włoszech.

    Jak podaje portal: w modlitwie codziennie uczestniczą katolicy m.in. z Ugandy, Włoch, Francji, Niemiec, Pakistanu, Australii, Wielkiej Brytanii, USA i wielu innych krajów. Modlący chcą „poprzez ten codzienny Różaniec i przyjęcia przesłania danego przez Dziewicę Maryję w Fatimie oraz życie nim” osiągnąć cel, jakim jest triumf Niepokalanego Serca Maryi.

    Do inicjatywy dołączył biskup Athanasius Schneider, który dla tej ogólnoświatowej krucjaty różańcowej ułożył specjalną modlitwę:

    O Niepokalane Serce Maryi, Ty jesteś świętą Matką Boga i naszą czułą Matką. Wejrzyj na cierpienie, w którym Kościół i cała ludzkość żyje z powodu rozprzestrzenienia się materializmu i prześladowania Kościoła. W Fatimie ostrzegałaś przed tymi błędami, gdy mówiłaś o błędach Rosji. Ty jesteś Pośredniczką wszelkich łask. Błagaj swojego Bożego Syna o udzielenie tej specjalnej łaski papieżowi: aby mógł poświęcić Rosję Twojemu Niepokalanemu Sercu, aby Rosja została nawrócona, światu udzielony został okres pokoju, a Twoje Niepokalane Serce zatriumfowało poprzez autentyczną odnowę Kościoła w blasku czystości katolickiej wiary, świętości kultu Bożego i świętości życia chrześcijańskiego. O Królowo Różańca i nasza słodka Matko, zwróć swe miłosierne oczy na nas i łaskawie usłysz tę naszą ufną modlitwę. Amen.

    + Athanasius Schneider, biskup pomocniczy archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie

    źródło: LifeSiteNews.com

    ************************************************

    Bóg ma plan dla każdego

    rozmowa z bp. Adrianem Galbasem

    Jeśli będąc księdzem, będziesz człowiekiem, to będzie to dobre i udane kapłaństwo. Ksiądz musi być przede wszystkim osobą, nie osobistością – podkreśla w rozmowie z KAI bp Adrian Galbas SAC. Biskup pomocniczy diecezji ełckiej wyjaśnia także, dlaczego ciągnie go do osób, które z Bogiem mają “pod górkę” i wyjaśnia, dlaczego lubi z nimi rozmawiać.

    Renata Różańska (KAI): Powołanie… Nie da się tego ani zmierzyć, ani zważyć, nie da się tego też udokumentować żadnym zaświadczeniem. Żyjemy w czasach, kiedy nie jest łatwo usłyszeć głos w sobie. Szczególnie, że świat go skutecznie zagłusza. Czym według Księdza Biskupa jest powołanie? Jak można je określić?

    Bp Adrian Galbas SAC: Przede wszystkim pamiętajmy, że pierwszym powołaniem, jakie wszyscy otrzymaliśmy (oczywiście poza powołaniem do życia) i które – mam nadzieję wszyscy realizujemy to powołanie do świętości. Św. Paweł mówi, że zostaliśmy powołani jeszcze przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed obliczem Boga. To jest powołanie, którego nie musimy rozeznawać. Jest nam wszystkim dane. Ale też bez niego wszystkie inne będą uszkodzone. Potem dopiero jest powołanie do konkretnego stanu: małżeństwa, kapłaństwa, zakonu i najtrudniejsze: do życia w pojedynkę.

    Mamy jeszcze swoje powołania zawodowe. Mówimy, że ktoś jest lekarzem z powołania albo nauczycielem z powołania, albo przeciwnie, że minął się z powołaniem. To słowo „powołanie” sugeruje nam, że to jest coś spoza nas. Ktoś nas zawołał, ktoś nam coś zaproponował. Tym Kimś, dla nas wierzących, jest oczywiście Bóg. On jest dawcą życia, dawcą charyzmatów, dawcą talentów, Jemu zależy na naszym szczęściu. Wierzymy, że Bóg proponuje nam taką drogę, na której wie, że – realizując ją – będziemy najbardziej kochać. Czyli, pewnie mógłbym kochać jako mąż i ojciec, ale Bóg wie, że bardziej będę mógł kochać jako ksiądz.

    Pani mogłaby pewnie kochać jako osoba zakonna, ale Pan Bóg wiedział, że bardziej będzie Pani kochać jako żona i matka. Właśnie to „bardziej” jest ważne. Jezus pyta: Piotrze, czy kochasz mnie bardziej, czy kochasz mnie więcej…

    KAI: Co wtedy jeśli ktoś ma dwie opcje w rozeznawaniu powołania? Chciałby być lekarzem i powiedzmy księdzem? Jak wybrać właściwą drogę?

    – Z powołaniem jest trochę jak z Coca-colą, która ma swoje słynne hasło reklamowe: „Coca-cola to jest to!”. I gdy tak samo możemy powiedzieć o swoim życiu, to znaczy, że dobrze rozeznaliśmy powołanie. Moje życie to jest to! Czasem, gdy ktoś pyta, a czemu zostałeś księdzem, albo lekarzem, nie potrafimy tego jakoś precyzyjnie wyrazić. Ale w sercu wiemy, że właśnie to jest to. Ważne są też nasze talenty, charyzmaty, umiejętności.

    Ktoś, kto się boi krwi raczej nie będzie się nadawał do pracy jako śledczy w policji, albo jako chirurg. A ktoś, kto nie ma słuchu, nie będzie członkiem orkiestry symfonicznej. A wracając do konkretnej sytuacji, o którą Pani zapytała: lekarz, czy ksiądz? Takiej osobie radziłbym pójść na medycynę i trzymać kontakt z duszpasterzem, rozeznawać i troszczyć się o swoje powołanie do kapłaństwa, a potem, jako lekarz wstąpić do Seminarium. Wśród księży jest kilku lekarzy, choćby abp Hoser…

    KAI: A jak Ksiądz Biskup odczytał swoje powołanie?

    – Początkiem było bierzmowanie. Ono pokazało mi Pana Boga jako Kogoś, kto jest żywy. I właśnie po bierzmowaniu, które dziś rozpoznaję jako moment mojego nawrócenia, zaczęły pojawiać się pierwsze myśli o kapłaństwie. Przełomowym momentem była niby zwykła spowiedź, która jednak okazała się niezwykła. Pamiętam ją do dzisiaj. Kiedy po wyznaniu grzechów usłyszałem pytanie księdza: czy ty aby nie myślisz, by pójść do seminarium? To było zaskakujące, bo z nikim nie dzieliłem się takimi myślami wcześniej. Nikt o tym nie wiedział. I nagle zostało to przez tego spowiednika jakby wyciągnięte, nazwane. Pamiętam, że odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że owszem, myślę o tym. Wówczas kapłan powiedział: „to myśl nadal, a ja będę się za ciebie modlił”. I od tamtej chwili myślałem już tylko o tym, gdzie to powołanie mam zrealizować, a nie czy je mam zrealizować.

    Kolejnym etapem i wielką pomocą było rozeznanie Kościoła, bo byłem jakoś tak nastwiony, że jeżeli naprawdę ma to być moje powołanie to Kościół mi to powie przez dopuszczenie do święceń. Muszę być tylko z Kościołem szczery i otwarty…W rozeznaniu Kościoła widziałem więc potwierdzenie woli Bożej.

    KAI: Jak osoba św. Wincentego Pallottiego wpływała na kształtowanie tożsamości kapłańskiej Księdza Biskupa i posługę kapłańską i biskupią?

    – Trafiłem do Pallotynów nie ze względu na Pallotiego, ale właśnie ze względu na Pallotynów. Najpierw poznałem konkretnych ludzi, a potem charyzmat i Założyciela. W życiu nie ma przypadków, więc i to nie był przypadek, że brat mojego kolegi z klasy był wtedy klerykiem Pallotynem i właśnie przez niego poznałem to zgromadzenie. Gdy składałem dokumenty na pytanie ówczesnego księdza prowincjała co chciałbym wiedzieć o pallotyńskiej wspólnocie, z całą szczerością zapytałem: co w ogóle Pallotyni robią, bo naprawdę nie wiedziałem. Ten się zaśmiał i mówi: wszystko. To myślę: zostanę. Jak wszystko, to coś się i dla mnie znajdzie.

    A potem odkryłem Pallottiego, który jest fascynujący. On dwa wieki temu potrafił już docenić ludzi świeckich, zobaczyć ich i powiedzieć: świecki i ksiądz to jest ta sama godność. Różnimy się zadaniami i funkcjami, ale nie tym, kto jest godniejszy w Kościele. Dzisiaj jeszcze dla wielu brzmi to jak bajka, albo jak herezja, a Pallotti to mówił już wtedy. Piękne.

    KAI: 26 lat temu przyjął Ksiądz Biskup w Ołtarzewie święcenia kapłańskie. Jak kształtowała się przez te lata wizja Księdza Biskupa dotycząca posługi kapłańskiej? Różni się ona z punktu widzenia „zwykłego” księdza a biskupa?

    – W kapłaństwie zawsze ważne były dla mnie dwa wymiary: pierwszy to sakramenty. Nie wyobrażałem sobie nigdy, że mógłbym być księdzem, który nie sprawowałby sakramentów, albo robił to przy okazji.

    Nie wiem po co są ci wszyscy księża dyrektorzy, którzy zasadniczo robią rzeczy, które nie wymagają święceń, a które kompetentniej robiliby ludzie świeccy. Mam nadzieję, że czas księży dyrektorów będzie się w Kościele w Polsce już kończył, także dlatego, że księży jest coraz mniej. Będzie to zdrowsze i dla tego „księdza dyrektora” i dla instytucji, którą kieruje.

    A drugi ważny wymiar w moim kapłaństwie to ludzie, zwłaszcza świeccy. Czasem żartuję, że jestem antyklerykalny, bo źle się czuję bez ludzi świeckich. Podziwiam często wysiłek, jaki wkładają w pielęgnowanie swojej wiary. Tu życie rodzinne, tu praca zawodowa, a jeszcze tyle siły, determinacji, by się modlić, spowiadać, rozwijać się duchowo. Księża mogą się uczyć. Ale znam i lubię nie tylko tych z pierwszych ławek. Pan Bóg dał mi też poznać wiele osób, które mają z Nim „pod górkę”, którzy są albo wprost niewierzący, albo definiują się jako poszukujący. Czasem poobrażani na Boga. Ciągnie mnie do nich, bo są bardzo ciekawi i jeśli tylko nie mają w sobie jakiejś antyklerykalnej zadry, która utrudnia dialog, to spotkania z nimi są super. Bardzo pomagają, bo pokazują inne punkty widzenia…

    KAI: Gdybyśmy uznali, że jest jakiś przepis na bycie dobrym księdzem dzisiaj, to jakie byłyby jego najważniejsze punkty?

    – Bardzo ważne jest człowieczeństwo, czyli żeby ksiądz był przede wszystkim człowiekiem. To, czy ten człowiek będzie inteligentny, przebojowy, bogaty, wykształcony to jest drugorzędne. Najważniejsze, żeby był człowiekiem. Zawsze przecież z wdzięcznością wspominamy ludzi, którzy potraktowali nas, jak człowieka. Ale, niestety i takich, którzy swoim pokomplikowanym człowieczeństwem nas poranili. Gdy to zrobił ksiądz, sprawa jest dodatkowo bolesna i niezapominalna.

    Jeśli tutaj w kurii, a wcześniej będąc prowincjałem słyszę pochwały na temat księży, albo krytykę księży, to ona nie dotyczy przede wszystkim tego, że ksiądz mówił piękne lub niezgrabne kazania, że krótko albo długo spowiadał, że wybudował albo nie wybudował… tylko, że jest wspaniałym człowiekiem, albo że jest nieludzki.

    Kiedy czytamy opis powołania Apostołów, to tam Ewangeliści wymieniają po kolei ich imiona, bo imię jest skrótem osoby. Chcą pokazać, że każdy z tych Apostołów jest niepowtarzalny, tzn. że Filip jest inny niż Andrzej, a Andrzej jest inny niż jego brat Piotr itd. Jezus wybiera ludzi. Jeśli będąc księdzem, będziesz człowiekiem, to będzie to dobre i udane kapłaństwo. Ksiądz musi być przede wszystkim osobą, nie osobistością…

    KAI: Czas wakacji to czas rozeznania powołania. Jednak wielu młodych boi się porzucić dotychczasowe życie, dające pewne perspektywy na własny rozwój dla pójścia za Chrystusem. Jakich rad, czy wskazówek udzieliłby Ksiądz Biskup młodym osobom?

    – Po pierwsze, że ten lęk nie jest niczym dziwnym i on jest elementem wyboru drogi życiowej. Tak samo związana z nim walka. Bez tego się nie da. Po drugie, trzeba pamiętać, że właściwe odkrycie swojego powołania, to jeden z najważniejszych elementów szczęścia. Człowiek, szczęśliwy, to nie przede wszystkim ten, który ma wielkie pieniądze, ani ten, który zwiedził cały świat, albo ma tytuły przed nazwiskiem dłuższe niż samo nazwisko. Oczywiście to też wpływa na szczęście. Ale człowiek szczęśliwy to przede wszystkim ten, który żyje zgodnie ze swoim powołaniem, które wpierw właściwie rozeznał. Czyli, czy to jest to!

    I po trzecie: między podjęciem decyzji o wstąpieniu na drogę kapłańską, a przyjęciem święceń, nie ma sześciu dni, ani sześciu miesięcy. Jest sześć lat, a pewnie niebawem będzie jeszcze więcej. I jeśli człowiek jest uczciwy ze sobą i z Kościołem, to ma wystarczająco dużo czas, żeby zobaczyć, czy to jest powołanie czy przywidzenie. Jeśli przywidzenie, to odejdzie, ale jeśli było powołanie, a nie przywidzenie, a on nie pójdzie, to potem nieraz będzie tego w życiu żałował…

    KAI: Jak młodzi ludzie mogą dobrze odkryć powołanie w dzisiejszych czasach?

    – Trzeba dbać o swoje życie duchowe; o sakramenty, o codzienną pobożność, która pomaga usłyszeć to, co Pan Bóg chce nam powiedzieć. Trzeba czyścić swoje ucho wewnętrzne. Ono jest dziś zasypywane światową woskowiną i jeśli nie ma duchowej higieny, to głos Pana Boga się po prostu nie przebije. Dobrze też mieć jakiegoś powiernika, z którym można szczerze, otwarcie i odważnie pogadać. Źle jak sami sobie odpowiadamy na swoje pytania.

    KAI: Młodzież dzisiaj różni się od tej sprzed kilku, czy kilkunastu lat. Czy w związku z tym seminaria powinny zmienić swój program studiów, by iść z „duchem czasu”, aby lepiej przygotować księży i osoby duchowne na spotkanie ze współczesnym człowiekiem?

    – Nie wiem czy otwartość na ludzi jest wyuczalna. Sposób kształcenia przyszłych księży jest na bieżąco analizowany i modyfikowany. Najważniejsze w formacji seminaryjnej jest dzisiaj indywidualne podejście do każdego kleryka. Dziś już nie jest tak, że młodzi ludzie przychodzą do Seminarium z bardzo wierzących rodzin. Są na szczęście też i tacy, ale wielu przychodzi z rodzin rozbitych, niewierzących… Do nich wiara przyszła nie w rodzinie, lecz bardziej przez udział we wspólnotach, pielgrzymkach. Przez jakieś radykalne i nagłe nawrócenie.

    Świat seminarzystów jest dziś dużo bardziej skomplikowany niż kiedyś i dlatego potrzebne jest bardziej indywidualne i bezpośrednie rozeznanie i towarzyszenie. Piękny przykład daje sam Chrystus, który towarzyszy dwóm uczniom idącym do Emaus, albo rozmawia z jedną kobietą przy studni. Ma bardzo indywidualne podejście do człowieka. Chciało mu się tracić czas i siły na te pojedyncze spotkania. To wciąż jest w Kościele niedoceniane. Nie tylko w formacji seminaryjnej, ale i w pracy duszpasterskiej. Lubimy tłumy….

    KAI: Dziękuję za rozmowę

    rozmawiała Renata Różańska/Tygodnik NIEDZIELA – 21.07.2020 /Ełk (KAI)Wakacyjne rekolekcje online z bp. Adrianem Galbasem

    *****

    Wakacyjne rekolekcje online z bp. Adrianem Galbasem

    Samplefot. biskupgalbas.p

    Wakacje to nie tylko czas fizycznego odpoczynku, ale też duchowej regeneracji – przypomina bp Adrian Galbas SAC, który razem z Pallotyńskim Radiem Pallotti.FM, Sekretariatem ds. Apostolstwa Prowincji Chrystusa Króla i Fundacją Misyjną Salvatti.pl, przygotował cykl filmów zapewniających „duchową regenerację” na letnie dni. Odcinek premierowy będzie można obejrzeć już w najbliższy poniedziałek 27 lipca na YouTubie Pallotti TV.

    – „A Wy – za kogo mnie uważacie?” – to nawiązanie do pytania Jezusa, które postawił swoim uczniom. Przez najbliższe siedem odcinków będziemy próbowali nie tylko zadać sobie pytania, ale znaleźć na nie właściwą odpowiedź. Szukanie Pana Boga rozpoczyna się od uświadomienia sobie potrzeby Jego obecności w naszym życiu. Ten pierwszy etap otwiera nam Drogi, pozwala w wolności decydować o własnym życiu – czy rozpoznajemy głos Boga i za nim pójdziemy? – zachęcają organizatorzy.

    Filmy powstały nad mazurskimi jeziorami, by zapewnić wakacyjny klimat cyklu. Jak podkreślają twórcy, to właśnie w chwili zatrzymania i odpoczynku najłatwiej znaleźć chwilę na zadanie sobie najważniejszych pytań oraz budowanie relacji z Bogiem.

    – Bardzo wymownym będzie tu szum wiatru, „Strefa Ciszy”, wypłynięcie na głębokie wody – podejmujemy trud poznania własnej tożsamości. Zapraszamy Cię – niezależnie od płci, wieku, miejsca zamieszkania czy wykształcenia – do wspólnej wędrówki w nieznane. Ta niewiadoma to nasza droga – dla każdego inna, indywidualna, osobista – ale prowadzi do wspólnego celu: świętości – dodają.

    Pierwszy odcinek pt. „Świadomość” będzie można zobaczyć 27 lipca, kolejny „Droga” – 3 sierpnia, następny „Wolność” – 10 sierpnia, odcinek „Decyzja” 17 sierpnia, „Pewność” 24 sierpnia”, „Kryzys” 31 sierpnia i ostatni odcinek „Wspólnota” 7 września.

    Emisja odcinków będzie dostępna na Facebooku Pallotti.FM, na stronie www.pallotti.fm oraz YouTubie Telewizji Pallotti TV.

    Katolicka Agencja Informacyjna

    ********************************************

    wtorek 21 lipca

    wspomnienie św. Wawrzyńca z Brindisi doktora Kościoła

    tekst audiencji z 2011 r., papieża Benedykta XVI

    pl.wikipedia.org
    **

    Drodzy bracia i siostry,

    Wspominam jeszcze z radością uroczyste przyjęcie, jakie zgotowano mi w 2008 r. w Brindisi – w mieście, w którym w 1559 r. urodził się wybitny doktor Kościoła, św. Wawrzyniec z Brindisi. Jest to imię, jakie przyjął Giulio Cesare Rossi, wstępując do zakonu kapucynów. Od dziecka pociągała go rodzina zakonna św. Franciszka z Asyżu. Gdy bowiem miał siedem lat, zmarł jego ojciec i matka powierzyła go opiece miejscowych braci konwentualnych. Ale w kilka lat później przeniósł się wraz z matką do Wenecji i właśnie w Veneto poznał kapucynów, którzy w owym czasie włączyli się wielkodusznie w służbę całego Kościoła, aby umacniać wielką reformę duchową, wprowadzaną przez Sobór Trydencki. W 1575 r. Wawrzyniec, złożywszy śluby zakonne, został bratem kapucynem, a w 1582 r. przyjął święcenia kapłańskie. Już podczas studiów kościelnych wykazał wybitne zdolności intelektualne, którymi był obdarzony. Łatwo opanował języki starożytne, jak greka, hebrajski i syriacki oraz współczesne: francuski i niemiecki, które dołączył do znajomości włoskiego i łaciny, jakimi w owym czasie posługiwali się płynnie ludzie Kościoła i kultury.

    Dzięki poznaniu tak wielu języków Wawrzyniec mógł prowadzić intensywne duszpasterstwo wśród ludzi różnych kategorii. Będąc skutecznym kaznodzieją poznał tak dogłębnie nie tylko Biblię, ale również literaturę rabinistyczną, że sami rabini zdumiewali się i podziwiali go, okazując mu szacunek i uznanie. Jako teolog, zanurzony w Piśmie Świętym i Ojcach Kościoła, potrafił przedstawiać wzorcowo naukę katolicką także tym chrześcijanom, którzy – zwłaszcza w Niemczech – przyłączyli się do reformacji. W jasny i spokojny sposób ukazał biblijne i patrystyczne podstawy artykułów wiary, podważanych przez Marcina Lutra. Były wśród nich takie zagadnienia jak prymat św. Piotra i jego następców, boskie pochodzenie urzędu biskupiego, usprawiedliwienie jako wewnętrzna przemiana człowieka, konieczność dobrych uczynków do zbawienia. Powodzenie, jakim cieszył się Wawrzyniec, pomaga nam zrozumieć, że również dzisiaj, posuwając naprzód z wielką nadzieją dialog ekumeniczny, zetknięcie się z Pismem Świętym, czytanym w duchu Tradycji Kościoła, stanowi element niepodważalny i o podstawowym znaczeniu, jak pragnąłem o tym przypomnieć w adhortacji apostolskiej „Verbum Domini” (n. 46).

    Nawet najzwyklejsi wierni, nie mający wielkiej kultury, korzystali z przekonywających słów Wawrzyńca, który zwracał się do prostych ludzi, aby nawoływać wszystkich do zgodności własnego życia z wyznawaną wiarą. Było to wielką zasługą kapucynów i innych zakonów, że w XVI i XVII wieku przyczyniły się do odnowy życia chrześcijańskiego, przenikając w głąb społeczeństwa swym świadectwem życia i nauczaniem. Również dzisiaj nowa ewangelizacja potrzebuje dobrze przygotowanych, gorliwych i odważnych apostołów, aby światło i piękno Ewangelii przeważyły nad kulturowymi horyzontami relatywizmu etycznego i obojętności religijnej oraz aby przemieniły różne sposoby myślenia i działania w prawdziwy humanizm chrześcijański. Zaskakujące jest to, że święty Wawrzyniec z Brindisi mógł prowadzić nieprzerwanie tę działalność cenionego i niezmordowanego kaznodziei w wielu miastach Włoch i w różnych krajach, mimo piastowania innych poważnych i wysoce odpowiedzialnych urzędów. W zakonie kapucynów był mianowicie profesorem teologii, mistrzem nowicjatu, wielokrotnie ministrem prowincjalnym (prowincjałem) i definitorem generalnym i wreszcie ministrem (przełożonym) generalnym w latach 1602-05.

    Pośród tak wielu prac Wawrzyniec prowadził wyjątkowo gorliwe życie duchowe, poświęcając wiele czasu modlitwie i w sposób szczególny sprawowaniu Mszy świętej, która trwała często kilka godzin; był wówczas przejęty i poruszony, rozpamiętując Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Pana. W szkole świętych każdy prezbiter, jak to często podkreślano w czasie niedawnego Roku Kapłańskiego, może uniknąć niebezpieczeństwa aktywizmu, to znaczy działania, któremu towarzyszy zapominanie o głębokich motywacjach posługi, tylko wówczas, gdy będzie dbał o własne życie wewnętrzne. Przemawiając do kapłanów i seminarzystów w katedrze w Brindisi – rodzinnym mieście św. Wawrzyńca – przypomniałem, że „chwila modlitwy jest najważniejsza w życiu kapłana, tym, w którym z największą skutecznością działa łaska Boża, czyniąc płodnym jego posługę. Modlitwa jest pierwszą posługą, jaką ma pełnić wobec wspólnoty. Dlatego też chwile modlitwy winny mieć w naszym życiu prawdziwy priorytet (…). Jeśli nie pozostajemy w nieprzerwanej wspólnocie z Bogiem, nie możemy też nic dać innym. Dlatego Bóg jest pierwszym priorytetem. Musimy zawsze mieć czas niezbędny, aby pozostawać w modlitewnej wspólnocie z naszym Panem”. Poza tym z niezrównanym zapałem w swoim stylu Wawrzyniec zachęca wszystkich, nie tylko kapłanów, do prowadzenia życia w modlitwie, gdyż za jej pośrednictwem mówimy do Boga, a Bóg mówi do nas. „Oh, gdybyśmy mieli świadomość tej rzeczywistości! – woła. – Tego, że Bóg jest naprawdę obecny pośród nas, gdy rozmawiamy, modląc się; tego, że naprawdę słucha naszej modlitwy, nawet jeśli modlimy tylko sercem i umysłem. I że nie tylko jest obecny i nas wysłuchuje, ale co więcej, że może i pragnie przychylić się chętnie i z największą przyjemnością do naszych próśb”.

    Innym rysem, charakteryzującym dzieło tego syna św. Franciszka, jest jego działalność na rzecz pokoju. Zarówno papieże, jak i książęta katoliccy powierzali mu ciągle ważne misje dyplomatyczne w celu rozstrzygnięcia kontrowersji i przyczynienia się do zgody między państwami europejskimi, zagrożonymi w owym czasie przez imperium osmańskie. Autorytet moralny, jakim się cieszył, sprawiał, że był poszukiwanym i słuchanym doradcą. Dzisiaj, podobnie jak w czasach św. Wawrzyńca, świat ogromnie potrzebuje pokoju, potrzebuje mężczyzn i kobiet pokojowych i budujących pokój. Wszyscy, którzy wierzą w Boga, winni być zawsze źródłem i twórcami pokoju. To właśnie z okazji jednej z takich misji dyplomatycznych Wawrzyniec zakończył swe ziemskie życie w 1619 roku w Lizbonie, dokąd udał się na dwór króla Hiszpanii Filipa III, aby wstawić się za poddanymi z Neapolu, gnębionymi przez miejscowe władze.

    Został ogłoszony świętym w 1889 r., a ze względu na swą żywą i intensywną działalność, swą rozległą i harmonijną wiedzę zasłużył na tytuł Doctor apostolicus – Doktor apostolski, który nadał mu bł. Papież Jan XXIII w 1959 r., z okazji 400. rocznicy jego urodzin. Taki wyraz uznania przyznano Wawrzyńcowi z Brndisi również dlatego, że był on autorem licznych dzieł z zakresu egzegezy biblijnej, teologicznych i pism o przeznaczeniu kaznodziejskim. Proponuje w nich organiczną prezentację dziejów zbawienia, skupioną na tajemnicy Wcielenia – największego przejawu miłości Bożej do ludzi. Ponadto, będąc mariologiem dużego formatu, autorem zbioru kazań o Matce Bożej, zatytułowanego „Mariale”, podkreślił wyjątkową rolę Maryi Panny, o której jasno stwierdza, że jest Niepokalanie Poczęta i że współpracowała w dziele odkupienia, dokonanego przez Chrystusa.

    Mając subtelną wrażliwość teologiczną, Wawrzyniec z Brindisi podkreślał także działanie Ducha Świętego w istnieniu człowieka wierzącego. Przypomina nam, że przez swoje dary Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej rozświetla i pomaga nam angażować się w radosne przeżywanie Ewangelii. „Duch Święty czyni słodkim jarzmo prawa Bożego i lekkim jego ciężar, abyśmy zachowywali przykazania Boże z największą łatwością, a nawet z przyjemnością” – pisze św. Wawrzyniec z Brindisi.

    Chciałbym uzupełnić tę krótką prezentację życia i nauczania św. Wawrzyńca z Brindisi podkreśleniem, że cała jego działalność czerpała natchnienie z wielkiego umiłowania Pisma Świętego, którego wielkie fragmenty znał na pamięć, oraz z przekonania, że słuchanie i przyjmowanie Słowa Bożego tworzy przemianę wewnętrzną, która prowadzi nas do świętości. „Słowo Pańskie jest światłem dla umysłu i ogniem dla woli, aby człowiek mógł poznać i pokochać Boga – stwierdza. – Dla człowieka wewnętrznego, który dzięki łasce żyje z Ducha Świętego, jest chlebem i wodą, ale chlebem słodszym od miodu i wodą lepszą od wina i mleka (…) Jest młotem na serce mocno zatwardziałe w grzechach. Jest szpadą przeciw ciału, światu i szatanowi, aby zniszczyć wszelki grzech”. Święty Wawrzyniec z Brindisi uczy nas miłowania Pisma Świętego, wzrastania w zażyłości z nim, do codziennego utrzymywania więzów przyjaźni z Panem w modlitwie, aby każdy nasz czyn, każda działalność miały w Nim swój początek i swe wypełnienie. Jest to źródło, z którego należy czerpać, aby nasze świadectwo chrześcijańskie jaśniało i było w stanie prowadzić ludzi naszych czasów do Boga.

    ***

    Msza św.

    Antyfona na wejście

    Oto mi Bóg dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Będę Ci chętnie składać ofiarę i sławić Twe dobre imię. (Ps 54, 6.8)

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, okaż miłosierdzie swoim
    wiernym i pomnażaj w nich dary swojej łaski,
    aby pełni wiary, nadziei i miłości
    zawsze wiernie zachowywali Twoje przykazania.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Micheasza – Mi 7,14-15.18-20

    Paś lud Twój laską Twoją, trzodę dziedzictwa Twego, co mieszka samotnie w lesie, pośród ogrodów. Niech wypasają Baszan i Gilead, jak za dawnych czasów. Jak za dni swego wyjścia z ziemi egipskiej, ukaż nam dziwy.

    Któż, Boże, podobny Tobie, który oddalasz nieprawość, odpuszczasz występek Reszcie dziedzictwa Twego? Nie żywi On gniewu na zawsze, bo upodobał sobie miłosierdzie. Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy.

    Okażesz wierność Jakubowi, Abrahamowi łaskawość, co poprzysiągłeś przodkom naszym od najdawniejszych czasów.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 85

    R/ Okaż nam, Panie, miłosierdzie Twoje.

    Łaskawym się okazałeś, Panie, dla Twej ziemi,
    odmieniłeś los Jakuba,
    odpuściłeś winę Twojemu ludowi
    i zakryłeś wszystkie jego grzechy. R/

    Odnów nas, Boże, nasz Zbawco,
    poniechaj Twego oburzenia na nas.
    Czyż będziesz się gniewał na nas na wieki,
    czy gniew Twój rozciągniesz na wszystkie pokolenia? R/

    Czyż to nie Ty przywrócisz nam życie,
    a lud Twój w Tobie będzie się weselił?
    Okaż nam, Panie, łaskę swoją
    i daj nam swoje zbawienie. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 12,46-50

    Gdy Jezus przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: „Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą”. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?” I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Boże, Ty jedyną, doskonałą Ofiarą
    zastąpiłeś rozmaite ofiary Starego Prawa,
    przyjmij Ofiarę oddanych Ci sług i uświęć ją tak,
    jak pobłogosławiłeś dary Abla;
    niech to, co każdy złożył na chwałę Twojego majestatu, posłuży wszystkim do zbawienia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto usłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. (Ap 3,20)

    Modlitwa po Komunii

    Boże nasz Ojcze, przybądź z pomocą swojemu ludowi, który nakarmiłeś Najświętszym Sakramentem, spraw, aby porzucił dawne nałogi i prowadził nowe życie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ****************************

    poniedziałek 20 lipca

    Msza św. o godz. 19.00

    wspomnienie bł. Czesława, kapłana

    Bł. Czesław Odrowąż
    bł. Czesław Odrowąż, fragment obrazu z klasztoru oo. Dominikanów w Lublinie

    **

    Błogosławiony Czesław

    Czesław urodził się około roku 1180 w Kamieniu Opolskim. Miał być krewnym św. Jacka. Wydaje się raczej mało prawdopodobne – co przekazują legendy – że studiował w Pradze, Paryżu i Bolonii i że miał studia uwieńczyć podwójnym doktoratem z teologii i prawa kanonicznego. Wiemy tylko, że należał obok św. Jacka Odrowąża i Hermana Niemca do księży z otoczenia biskupa krakowskiego, Iwona Odrowąża. Miał zajmować stanowisko kustosza kolegiaty sandomierskiej. Gdyby tak było, wskazywałoby to na rycerskie (szlacheckie) pochodzenie Czesława, gdyż wówczas tylko takich przyjmowano do kapituły.
    Jako kapłan diecezjalny w 1220 lub 1221 r. wstąpił do dominikanów. Habit otrzymał z rąk samego św. Dominika. W 1222 roku przybył z innymi współbraćmi, w tym ze św. Jackiem Odrowążem, do Krakowa. Tam przyjął ich uroczyście Iwo Odrowąż w otoczeniu kleru i ludu. Pierwsi dominikanie zamieszkali w Krakowie, oddając się pracy kaznodziejskiej i duszpasterskiej. W roku 1225 biskup Pragi zaprosił dominikanów do stolicy Czech. Wysłano tam Czesława z kilkoma ojcami. Czesław stał się więc założycielem rodziny dominikańskiej na ziemi czeskiej.
    Po założeniu klasztoru w Pradze (1225) udał się do Wrocławia. Tamtejszy biskup, Wawrzyniec, powitał go niemniej ciepło, jak to w Krakowie uczynił Iwo. Dominikanie otrzymali parafialny kościół św. Wojciecha. Zachował się do dzisiaj dokument przekazania świątyni z 1 maja 1226 r. Tam Czesław pozostał jako przeor do roku 1231, kiedy to został przez kapitułę wybrany na prowincjała (1233-1236). Jako prowincjał brał udział w kapitule generalnej w Bolonii i w kanonizacji św. Dominika w Rzymie (1234). Po złożeniu urzędu pozostał nadal przeorem w klasztorze wrocławskim, aż do swojej śmierci (ok. 1242).
    Jan Długosz przytacza barwną legendę, jak Czesław swoją modlitwą uratował Wrocław od najazdu Tatarów i całkowitego zniszczenia w roku 1241. Kiedy miasto zostało zajęte przez najeźdźców, część wrocławian postanowiła bronić się poza murami obronnego grodu. Czesław był duszą całej obrony, podobnie jak bł. Sadok w Sandomierzu, a później ks. Augustyn Kordecki podczas oblężenia Jasnej Góry. Podanie głosi, że Czesław modlił się o ocalenie miasta wychodząc często na jego wały i zachęcając dzielnych obrońców do oporu. Gdy Wrocław wyszedł obronną ręką z tej wojennej zawieruchy, mieszkańcy przypisywali uratowanie miasta modlitwom i wstawiennictwu Czesława, którego wiara złamała siły nieprzyjacielskie. Należy to uważać raczej za legendę, gdyż Wrocław został poważnie spalony właśnie w 1241 r. przez Tatarów. W innych zaś latach Mongołowie tak daleko już nie podeszli.

    Błogosławiony Czesław

    Według tradycji wrocławskiej Czesław miał umrzeć 15 lipca 1242 r. Datę tę przyjmuje tradycja dominikańska. Zaraz po śmierci odbierał cześć jako święty. Nad jego grobem w kościele dominikanów we Wrocławiu wystawiono niebawem ołtarz. Cześć od dawna mu oddawaną zatwierdził papież Klemens XI 18 października 1713 roku. Ciało bł. Czesława spoczywa w dominikańskim kościele św. Wojciecha w osobnej kaplicy. Kiedy w czasie zdobywania Wrocławia w roku 1945 cały kościół legł w gruzach, zachowała się jedynie kaplica z relikwiami bł. Czesława. Jest on patronem Wrocławia.


    W ikonografii przedstawiany z kulą ognistą lub ze słupem ognia nad głową, który według tradycji ukazał się podczas oblężenia Wrocławia przez Tatarów. To niecodzienne zjawisko spowodowało ich odwrót. Atrybutami Błogosławionego są: krzyż misyjny, kielich, otwarta księga Ewangelii, laska pielgrzyma, lilia, monstrancja, puszka z komunikantami, różaniec.
    Internetowa Liturgia Godzin, Czytelnia
    **

    Historyczne postaci Dolnego Śląska

    Bł. Czesław Odrowąż

    Był jednym z pierwszych dominikanów, który przyjął habit z rąk samego św. Dominika. Jaki był i wciąż jest związek bł. Czesława z Wrocławiem?

    Bł. Czesław Odrowąż urodził się w Kamieniu Opolskim. Ok. 1218 r. wstąpił do zakonu dominikańskiego. Wracając do Polski, do Krakowa, założył klasztor Ojców Dominikanów w Pradze. W 1225 r. przybył do stolicy Dolnego Śląska. Już wtedy dał się poznać we Wrocławiu jako wybitny kaznodzieja. Rok później ówczesny biskup wrocławski Wawrzyniec przekazał dominikanom kościół pw. św. Wojciecha, a rektorem świątyni, założycielem pierwszym przeorem wspólnoty zakonnej został właśnie bł. Czesław. To pierwszy moment, w którym zarysowały się związki Błogosławionego z miastem.

    Najazd Mongołów w 1241 r.

    – Błogosławionego łączy z Wrocławiem również historyczne wydarzenie oblężenia miasta przez Mongołów. Dominikanin, jak wynika z przekazów, modlił się na murach miasta i wyprosił to, że Mongołowie wycofali się spod miasta. Legenda opowiada o tym, że nad Wrocławiem w czasie modlitwy bł. Czesława unosiły się ogniste kule czy słupy ognia, które odstraszyły najeźdźców – przypomina o. Norbert Oczkowski, promotor kultu bł. Czesława. Najeźdźcy wydawali się nie do zatrzymania, ludność modliła się więc tylko o cud. Ten wydarzył się właśnie dzięki modlitwie Czesława, a dowód na to znajdujemy w kronice Jana Długosza. W tradycji zakonnej podkreśla się ofiarniczy charakter tego wydarzenia: Bóg uratował miasto, przyjmując w zamian życie Czesława, który zmarł w 1242 r.

    Kult Błogosławionego

    Doczesne szczątki bł. Czesława Odrowąża pochowano w kościele pw. św. Wojciecha, a niecałe sto lat po jego śmierci przeniesiono ciało do osobnej kaplicy. 18 października 1713 r. papież Klemens XI ogłosił Czesława błogosławionym, a w połowie XVIII wieku zezwolił na kult Błogosławionego w całej Polsce. Po uroczystościach beatyfikacyjnych we wrocławskim kościele Ojców Dominikanów rozpoczęła się budowa kaplicy pod wezwaniem bł. Czesława. Do dziś zatrzymują się w niej na chwilę modlitwy liczni wierni. Kult bł. Dominikanina od czasów reformacji zdecydowanie się osłabiał, jednak po drugiej wojnie światowej ponownie obserwujemy jego powrót. Szczególnie mocno widać to przez ostatnie pół wieku, od kiedy bł. Czesław czczony jest jako patron miasta Wrocławia (dzięki decyzji papieża Pawła VI). Wciąż trwa proces kanonizacyjny bł. Czesława Odrowąża.

    Patron coraz bliżej mieszkańców

    Do rozpropagowania kultu bł. Czesława wśród współczesnych mieszkańców Wrocławia, a także studentów i turystów przyczyniło się z pewnością odtworzenie oblicza Patrona, którego podjęli się antropolodzy z Uniwersytetu Wrocławskiego. Zadanie było możliwe dzięki doskonale zachowanej czaszce Błogosławionego. Relikwiarz, w którym była przechowywana, nie był otwierany od 1715 r. Zrobiono to w roku 2006, a ponownie zamknięto 5 lat później, po zakończeniu licznych badań. Kolejnym dowodem na rozwój kultu jest umieszczenie w czerwcu br. popiersia bł. Czesława we wrocławskim Ratuszu. Dodatkowo od stycznia br., z okazji trwającego roku jubileuszowego, ruszyła peregrynacja obrazu z wizerunkiem Błogosławionego. Mogą wziąć w niej udział rodziny mieszkające we Wrocławiu i w ten szczególny sposób oddać cześć i wypraszać dla siebie potrzebne łaski.

    Marta Wilczyńska/Tygodnik NIEDZIELA

    * * *

    Modlitwa o wstawiennictwo bł. Czesława

    bł. Czesław Odrowąż, obraz w klasztorze oo. Dominikanów w Lublinie
    **

    O dobry, błogosławiony Czesławie,
    Orędowniku i Obrońco nasz w ciężkich chwilach,
    jak kiedyś na ziemi, tak i teraz z nieba,
    opiekujesz się szczególnie tymi,
    którzy się do ciebie uciekają
    w potrzebach duszy i ciała.
    Gorąco błagam Cię,
    racz przyjść mi z ratunkiem
    i uproś u Boga tę oto łaskę…
    (wymień o co prosisz).
    Nie pozwól, bym się poddawał utrapieniu,
    niech za Twym wzorem,
    nawet w największych uciskach nie tracę ducha,
    niech zachowam spokój
    i zdam się na wolę Bożą –
    o dobry, błogosławiony Czesławie,
    ufam mocno, że uzyskam pomoc Twoją
    i będziesz zawsze moim opiekunem. Amen.
    Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…

    *** 

    Msza św.

    Antyfona na wejście

    Głoście chwałę Boga wśród wszystkich narodów, rozgłaszajcie Jego cuda pośród wszystkich ludów, bo Pan jest wielki, godzien wszelkiej chwały. (Ps 96,3-4)

    Kolekta

    Boże, nieskończenie miłosierny,
    Ty powierzyłeś błogosławionemu Czesławowi
    głoszenie niezmierzonych bogactw Chrystusa,
    spraw za jego wstawiennictwem,
    abyśmy coraz lepiej Ciebie poznawali
    i, żyjąc w Twojej obecności według Ewangelii, przynosili owoce dobrych uczynków.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Micheasza – Mi 6,1-4.6-8

    Słuchajcie tego, co Pan powiedział: „Stań, prowadź spór wobec gór, niech słuchają pagórki twego głosu! Słuchajcie, góry, sporu Pana, nakłońcie uszu, posady ziemi! Oto Pan ma spór ze swym ludem i oskarżać będzie Izraela.

    Ludu mój, cóżem ci uczynił? W czym ci się uprzykrzyłem? Odpowiedz Mi! Otom cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli wybawiłem ciebie i posłałem przed obliczem twoim Mojżesza, Aarona i Miriam”.

    Z czym stanę przed Panem i pokłonię się Bogu wysokiemu? Czy stanę przed Nim z ofiarą całopalną, z cielętami rocznymi? Czy Pan się zadowoli tysiącami baranów, dziesiątkami tysięcy potoków oliwy? Czy trzeba, bym wydał pierworodnego mego za mój występek, owoc łona mego, za grzech mojej duszy?

    Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czego żąda Pan od ciebie: pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 50

    R/ Boże zbawienie ujrzą sprawiedliwi.

    „Zgromadźcie Mi moich umiłowanych,
    którzy przez ofiarę zawarli ze Mną przymierze”.
    Niebiosa zwiastują Jego sprawiedliwość,
    albowiem sam Bóg jest sędzią. R/

    „Nie oskarżam cię za twe ofiary,
    bo twe całopalenia zawsze są przede Mną.
    Nie przyjmę z twego domu cielca
    ani kozłów ze stad twoich. R/

    Czemu wymieniasz moje przykazania
    i na ustach masz moje przymierze?
    Ty, co nienawidzisz karności,
    a słowa moje odrzuciłeś za siebie? R/

    Ty tak postępujesz, a Ja mam milczeć?
    Czy myślisz, że jestem do ciebie podobny?
    Kto składa ofiarę dziękczynną, ten cześć Mi oddaje,
    a tym, którzy postępują uczciwie, ukażę Boże
    zbawienie”. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych, lecz słuchajcie głosu Pańskiego. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 12,38-42

    Niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszów rzekli do Jezusa: „Nauczycielu, chcielibyśmy jakiś znak widzieć od Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi.

    Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni wskutek nawoływania Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz. Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw temu plemieniu i potępi je; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Obchodząc wspomnienie błogosławionego Czesława, prosimy Cię, Boże, pobłogosław złożone dary i przemień je w Sakrament zbawienia,
    niech wszyscy, którzy go przyjmą,
    zostaną zachowani od grzechu i umocnieni Twoją łaską.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Pan wysłał uczniów, aby wszędzie głosili: Przybliżyło się do was Królestwo Boże. (ŁK 10,1.9)

    Modlitwa po Komunii

    Panie, nasz Boże, odnów nasze życie
    przez Najświętszy Sakrament, który przyjęliśmy z radością obchodząc wspomnienie
    błogosławionego Czesława, i spraw,
    abyśmy go naśladowali w apostolskiej gorliwości.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ******

    20 lipca: Dzień niekanonizowanego świętego Nie był nawet ochrzczony

    Dziś dzień niekanonizowanego świętego. Nie był nawet ochrzczony
    Eliasz w ognistym rydwanie zostaje z ciałem wzięty do nieba. Obraz Teodora Poulakisa z Korfu pochodzi z drugiej połowy XVII w. Znajduje się w Bizantyjski i Chrześcijańskim Muzeum w Atenach.DIMITRIS GRAFFIN / CC 2.0
    **

    W kalendarzu liturgicznym wymienieni są święci, którzy nigdy nie zostali oficjalnie kanonizowani. Dzisiejszy patron dnia nie był nawet ochrzczony. To św. Eliasz, prorok ze Starego Testamentu.

    Eliasz pokonał proroków Baala, ścigając na ziemię ogień, który pochłonął ofiarę, podczas gdy modły pogańskich proroków okazały się bezowocne. Ten spektakularny sukces nie był zwieńczeniem jego misji, lecz jej początkiem. Prorok musiał uchodzić przed gniewem hołdującej pogaństwu królowej Izebel. Wpadł w depresję, prosił Boga o śmierć. Można by rzecz, że złożył Mu swoją prorocką dymisję. Ale Pan jej nie przyjął. Objawił mu się w delikatnym powiewie. Wzmocnił go. Eliasz zdołał przywieść do skruchy króla Achaba. Mocą Bożą uratował od głodowej śmierci pogańską wdowę, a przedtem wyrwał śmierci jej syna. W końcu na ognistym rydwanie został wzięty z ciałem do nieba. Widzimy go jeszcze u boku Pana Jezusa podczas Przemienienia na Górze Tabor.

    Prorok Eliasz jest szczególnie czczony w zakonie karmelitańskim. – Jego słowa są dewizą umieszczona w herbie naszego zakonu (“Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Boga Zastępów.”) – mówi o. Mariusz Wójtowicz. Jedna z trzech gwiazd umieszczonych w tym herbie oznacza właśnie Eliasza (dwie pozostałe to Matka Boża i prorok Elizeusz, uczeń i następca Eliasza). Eliasz działał na górze Karmel. Tam właśnie osiedlili się starożytni pustelnicy, z których wywodzi się zakon karmelitański.

    Jak zauważa o. Jerzy Zieliński na stronie karmel.pl, Eliasz jest wzorem i patronem ludzi prowadzących życie kontemplacyjne, ponieważ często rozmawiał z Bogiem. A to właśnie jest mistyka.

    Jarosław Dudała/GOŚĆ NIEDZIELNY/20.7.2020

    *****

    ***************************************************************************

    czwartek 16 lipca

    Uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej

    Święci karmelitanie
    Pietro Novelli, „Matka Boża z Góry Karmel” – OLEJ NA PŁÓTNIE, 1641, MUZEUM DIECEZJALNE, PALERMO
    ***

    Msze święte

    transmisja z kościoła św. Krzyża w Croy – godz. 10.00

    z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego – godz. 19.00

    Antyfona na wejście

    Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia i okrył mnie płaszczem sprawiedliwości jak oblubienicę strojną w swe klejnoty. (Iz 61,10)

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, w czasach Starego Przymierza
    na górze Karmel przyjmowałeś modlitwy proroków,
    a w Nowym Przymierzu wybrałeś tę górę
    na miejsce czci Najświętszej Maryi Panny,
    spraw za Jej wstawiennictwem,
    abyśmy doszli do Twojego Syna.
    Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Izajasza – Iz 26,7-9.12.16-19

    Ścieżka sprawiedliwego jest prosta, Ty równasz prawą drogę sprawiedliwego. Także na ścieżce Twoich sądów, o Panie, my również oczekujemy Ciebie; imię Twoje i pamięć o Tobie to upragnienie duszy. Dusza moja pożąda Ciebie w nocy, duch mój poszukuje Cię w swym wnętrzu; bo gdy Twe sądy jawią się na ziemi, mieszkańcy świata uczą się sprawiedliwości.

    Panie, użyczysz nam pokoju, bo i wszystkie nasze dzieła Tyś nam zdziałał. Panie, w ucisku szukaliśmy Ciebie, słaliśmy modły półgłosem, kiedyś Ty chłostał. Jak brzemienna, bliska chwili rodzenia, wije się, krzyczy w bólach porodu, tak myśmy się stali przed Tobą, o Panie. Poczęliśmy, wiliśmy się z bólu, jakbyśmy mieli rodzić; ducha zbawczego nie wydaliśmy ziemi i nie przybyło mieszkańców na świecie. Ożyją Twoi umarli, zmartwychwstaną ich trupy, obudzą się i krzykną z radości spoczywający w prochu, bo rosa Twoja jest rosą światłości, a ziemia wyda cienie zmarłych.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 102

    R/ Bóg z wyżyn nieba spogląda na ziemię.

    Ty zaś, o Panie, trwasz na wieki,
    a imię Twoje przez wszystkie pokolenia.
    Powstań i okaż litość Syjonowi,
    bo nastała pora, byś się nad nim zmiłował. R/

    Twoi słudzy bowiem miłują jego kamienie,
    żalem ich przejmują jego gruzy.
    Poganie będą się bali imienia Pana,
    a Twej chwały wszyscy królowie ziemi. R/

    Bo Pan odbuduje Syjon i ukaże się w swym majestacie,
    przychyli się ku modlitwie opuszczonych
    i nie odrzuci ich modłów.
    Należy to spisać dla przyszłych pokoleń,
    lud, który się narodzi, niech wychwala Pana. R/

    Bo spojrzał Pan z wysokości swego przybytku,
    popatrzył z nieba na ziemię,
    aby usłyszeć jęki uwięzionych,
    aby uwolnić skazanych na śmierć. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 11,28-30

    W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.

    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Oddając cześć Najświętszej Maryi Pannie,
    składamy Tobie, Boże, nasze dary, i prosimy Cię, abyśmy za Jej przykładem służyli Tobie z miłością i ściślej się zespolili z dziełem odkupienia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja o Najświętszej Maryi Pannie

    Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe,
    słuszne i zbawienne, abyśmy wysławiali Ciebie,
    Boże, za cuda, które zdziałałeś w Twoich Świętych. Oddając cześć Najświętszej Dziewicy Maryi
    dzięki składamy za Twoją dobroć
    powtarzając Jej hymn uwielbienia.
    Wielkie rzeczy uczyniłeś dla całej ziemi i Twoje miłosierdzie rozciągnąłeś na wszystkie pokolenia.
    Ty wejrzałeś na pokorę swojej służebnicy
    i przez Nią zesłałeś ludziom Zbawiciela,
    Twojego Syna, a naszego Pana Jezusa Chrystusa.
    Przez Niego Twój majestat uwielbiają zastępy Aniołów, którzy zawsze się radują w Twojej obecności.
    Prosimy, aby i nasze głosy przyłączyły się do nich, razem z nimi wołając:
    Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów.
    Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.


    Hosanna na wysokości.
    Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
    Hosanna na wysokości.

    Antyfona na Komunię

    Maryja zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu. (Łk 2,19)

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, posiliłeś nas Najświętszym Sakramentem Ciała i Krwi Twojego Syna,
    umocnij w nas miłość ku Tobie i spraw, abyśmy służąc Najświętszej Maryi Pannie, naśladowali Jej cnoty.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***

    Nowenna do Matki Bożej Szkaplerznej

    16 lipca w liturgii Kościoła wspominamy Najświętszą Maryję Pannę z Góry Karmel – powszechnie znaną jako Matkę Bożą Szkaplerzną.

    obraz Matki Bożej Szkaplerznej w Sanktuarium w Rzeszowie
    ***

    Historia kultu Szkaplerza świętego

    Wspomnienie zwraca nas ku Maryi objawiającej się na górze Karmel, znanej już z tekstów Starego Testamentu – z historii proroka Eliasza (1 Krl 17, 1 – 2 Krl 2, 25). W XII wieku po Chrystusie do Europy przybyli, prześladowani przez Turków, duchowi synowie Eliasza, prowadzący życie kontemplacyjne na Karmelu. Również w Europie spotykali się z niechęcią. Jednakże Stolica Apostolska, doceniając wyrzeczenia i umartwienia, jakie podejmowali zakonnicy, ułatwiała zakładanie nowych klasztorów. Szczególnie szybko zakon rozwijał się w Anglii, do czego przyczynił się m.in. wielki czciciel Maryi, św. Szymon Stock, szósty przełożony generalny zakonu karmelitów. Wielokrotnie błagał on Maryję o ratunek dla zakonu. W czasie jednej z modlitw w Cambridge, w nocy z 15 na 16 lipca 1251 r., ujrzał Bożą Rodzicielkę w otoczeniu Aniołów. Podała mu Ona brązową szatę, wypowiadając jednocześnie słowa: Przyjmij, synu, szkaplerz twego zakonu, jako znak mego braterstwa, przywilej dla ciebie i wszystkich karmelitów. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania”. Szymon Stock z radością przyjął ten dar i nakazał rozpowszechnienie go w całej rodzinie zakonnej, a z czasem również w świecie. W XIV wieku Maryja objawiła się papieżowi Janowi XXII, polecając mu w opiekę “Jej zakon” karmelitański. Obiecała wówczas obfite łaski i zbawienie osobom należącym do zakonu i wiernie wypełniającym śluby. Obiecała również wszystkim, którzy będą nosić szkaplerz, że wybawi ich z czyśćca w pierwszą sobotę po ich śmierci. Cały szereg papieży wypowiedziało się z pochwałami o tej formie czci Najświętszej Maryi i uposażyło to nabożeństwo licznymi odpustami. Wydali oni około 40 encyklik i innych pism urzędowych w tej sprawie. Do spopularyzowania szkaplerza karmelitańskiego przyczyniło się przekonanie, że należących do bractwa szkaplerza Maryja wybawi z płomieni czyśćca w pierwszą sobotę po ich śmierci. Tę wiarę po części potwierdzili papieże swoim najwyższym autorytetem namiestników Chrystusa. Takie orzeczenie wydał, jako pierwszy Paweł V 29 czerwca 1609 r., Benedykt XIV je powtórzył (+ 1758). Podobnie wypowiedział się papież Pius XII w liście do przełożonych Karmelu z okazji 700-lecia szkaplerza. Nie ma jednak ani jednego aktu urzędowego Stolicy Apostolskiej, który oficjalnie i w pełni aprobowałby ten przywilej. O przywileju sobotnim milczą najstarsze źródła karmelitańskie. Po raz pierwszy wiadomość o objawieniu szkaplerza pojawia się dopiero w roku 1430. Nabożeństwo szkaplerza należało kiedyś do najpopularniejszych form czci Matki Bożej. Jeszcze dzisiaj spotyka się bardzo wiele obrazów Matki Bożej Szkaplerznej (z Góry Karmel), ołtarzy i kościołów. We Włoszech jest kilkaset kościołów Matki Bożej z Góry Karmel, w Polsce blisko setka. Wiele obrazów i figur pod tym wezwaniem zasłynęło cudami, tak że są miejscami pątniczymi. Niektóre z nich zostały koronowane koronami papieskimi. Szkaplerz w obecnej formie jest bardzo wygodny do noszenia. Można nawet zastąpić go medalikiem szkaplerznym. Z całą pewnością noszenie szkaplerza mobilizuje i przyczynia się do powiększenia nabożeństwa ku Najświętszej Maryi Pannie. Szkaplerz nosili liczni władcy europejscy i niemal wszyscy królowie polscy (od św. Jadwigi i Władysława Jagiełły poczynając), a także liczni święci, również spoza Karmelu, m.in. św. Jan Bosko, św. Maksymilian Maria Kolbe i św. Wincenty a Paulo. Sama Matka Boża, kończąc swoje objawienia w Lourdes i Fatimie, ukazała się w szkaplerzu, wyrażając przy tym wolę, by wszyscy go nosili. Na wzór szkaplerza karmelitańskiego powstały także inne, jednakże ten pozostał najważniejszy i najbardziej powszechny. W wieku 10 lat przyjął szkaplerz karmelitański także św. Jan Paweł II. Nosił go do śmierci. Święto Matki Bożej z Góry Karmel karmelici obchodzili od XIV w. Benedykt XIII (+ 1730) zatwierdził je dla całego Kościoła. W Polsce otrzymało to święto nazwę Matki Bożej Szkaplerznej. Szkaplerz początkowo był wierzchnią szatą, której używali dawni mnisi w czasie codziennych zajęć, aby nie brudzić habitu. Spełniał więc rolę fartucha gospodarczego. Potem przez szkaplerz rozumiano szatę nałożoną na habit. Pisze o nim już reguła św. Benedykta w kanonie 55 dotyczącym ubrania i obuwia braci. Wszystkie dawne zakony noszą po dzień dzisiejszy szkaplerz. Współcześnie szkaplerz oznacza strój, który jest znakiem zewnętrznym przynależności do bractwa, związanego z jakimś konkretnym zakonem. Tak więc istnieje szkaplerz: brunatny – karmelitański (w. XIII); czarny – serwitów (w. XIV), od roku 1860 kamilianów; biały – trynitarzy, mercedariuszy, dominikanów (w. XIV), Niepokalanego Serca Maryi (od roku 1900); niebieski – teatynów (od roku 1617) i Niepokalanego Poczęcia Maryi (w. XIX); czerwony – męki Pańskiej; fioletowy – lazarystów (1847) i żółty – św. Józefa (w. XIX). Ponieważ było niewygodnie nosić szkaplerz taki, jaki nosili przedstawiciele danego zakonu, dlatego z biegiem lat zamieniono go na dwa małe kawałki płótna, zazwyczaj z odpowiednim wizerunkiem na nich. Na dwóch tasiemkach noszono go w ten sposób, że jedno płócienko było na plecach (stąd nazwa łacińska scapulare), a druga na piersi. Taką formę zachowały szkaplerze do dnia dzisiejszego. W roku 1910 papież św. Pius X zezwolił ze względów praktycznych na zastąpienie szkaplerza medalikiem szkaplerznym. W przypadku szkaplerza karmelitańskiego na jednym kawałku powinien być umieszczony wizerunek Matki Bożej Szkaplerznej, a na drugim – Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jedna część powinna spoczywać na piersiach, a druga – na plecach. Szkaplerz musi być poświęcony według specjalnego obrzędu. Szkaplerz, będący znakiem maryjnym, zobowiązuje do chrześcijańskiego życia, ze szczególnym ukierunkowaniem na uczczenie Najświętszej Maryi Dziewicy potwierdzanym codzienną modlitwą Pod Twoją obronę…

    tekst ks. Łukasza Ślusarczyka – wikariusza Parafii Rzymsko-katolickiej pod wezwaniem Świętego Krzyża w Rzeszowie

    ***

    Z nabożeństwem do Matki Bożej Szkaplerznej są związane przywileje uznane przez Kościół:

    – noszącym szkaplerz Maryja zapewniła opiekę w trudach i niebezpieczeństwach życia zarówno względem duszy, jak i ciała;

    – w znaku szkaplerza Maryja obiecała szczęśliwą śmierć i zachowanie od wiecznego potępienia;

    – każdy, kto nosi szkaplerz, jest złączony z Zakonem Karmelitańskim i ma udział w jego duchowych dobrach za życia i po śmierci (objęty jest intencjami Mszy św., komunii św., umartwień, postów, modlitw itp.).

    Z końcem XV w. do powyższych łask dołączono tzw. przywilej sobotni, przekazany przez papieża Jana XXII, któremu Najświętsza Maryja Panna obiecała, że każdy, kto będzie nosił szkaplerz i zachowywał czystość według swego stanu zostanie uwolniony z czyśćca w pierwszą sobotę po śmierci.

    *********

    Zachęta do noszenia szkaplerza płynie także z Fatimy

    „Szkaplerz święty noś, na różańcu proś” –  głosi staropolskie przysłowie. Mieli rację nasi praojcowie, którzy je stworzyli, a stało za tym ich życie w szkole Maryi gdyż podążali do Jezusa przez Maryję („ad Jesum per Mariam”). Słuszność takiej drogi potwierdził Sobór Watykański II, stwierdzając, że „gdy Matka czci doznaje, to poznaje się, kocha, wielbi w sposób należyty i zachowuje się przykazania Syna” (Lumen Gentium 66). Dlatego też sobór zachęcał wszystkich do popierania zbożnych ćwiczeń ku czci Maryi, jakie były zalecane w ciągu wieków przez Urząd Nauczycielski (tamże 67), a bł. Paweł VI, papież wprowadzający w życie soborowe uchwały zaznaczył, że ojcowie soborowi, mówiąc o formach pobożności maryjnej zalecanych przez Kościół w minionych wiekach, mieli na myśli przede wszystkim „różaniec święty i szkaplerz karmelitański” (AAS (1965) 376).

    Skądinąd już w 1917 r. na szczególną aktualność i potrzebę praktykowania obu tych nabożeństw, tj. szkaplerznego i różańcowego, wskazała sama Matka Najświętsza, w czasie słynnego cudu słońca, kiedy to święci wizjonerzy Hiacynta i Franciszek wraz z s. Łucją zobaczyli na niebie obrazy symbolizujące tajemnice różańcowe, od radosnych (wyrażonych widzeniem Świętej Rodziny), poprzez bolesne (ukazane w wizji Matki Bożej w fioletowych szatach z mieczem przeszywającym Jej serce) i chwalebne (jawiące się w widzeniu Matki Bożej Szkaplerznej, ukoronowanej na Królową Nieba i Ziemi, z Dzieciątkiem Jezus trzymającym w ręku szkaplerz święty).

    Szczególnym propagatorem nabożeństwa szkaplerznego był św. Jan Paweł II, tak bardzo związany z Fatimą: nosił on szkaplerz osobiście, często o nim mówił, zachęcał do praktykowania nabożeństwa szkaplerznego i wydał o nim list apostolski „Opatrznościowe wydarzenie łaski” (25 III 2001). Także Benedykt XVI mówił o nabożeństwie do Matki Bożej Szkaplerznej, przynoszącym owoce modlitwy, kontemplacji, służby Bogu i bliźnim (16 VII 2006), a Papież Franciszek poleca opiece Matki Bożej Szkaplerznej wszystkich, z którymi się spotyka oraz ich rodziny (14 VII 2014).

    Z teologicznego punktu widzenia nabożeństwo szkaplerzne sytuuje się w kontekście duchowego macierzyństwa Maryi wobec ludzkości i Jej powszechnego wszechpośrednictwa.

    Łaski i dobrodziejstwa otrzymywane przez wiernych noszących szkaplerz karmelitański nie odnoszą się jedynie do przeszłości, ale są bardzo liczne także dzisiaj. Różnorodność dobrodziejstw szkaplerza wręcz zaskakuje, łaski bowiem dotyczą zarówno sfery duchowej, jak i fizycznej, jak odzyskane zdrowie, wymodlone potomstwo, uratowanie życia w wypadku, wyzwolenie z nałogów, przywrócenie zgody w rodzinach czy pomiędzy innymi ludźmi, nawrócenia duchowe. Coroczne Ogólnopolskie Spotkania Rodziny Szkaplerznej, organizowane w soboty po 16 lipca w sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej k. Krakowa (w tym roku 22 lipca odbędzie już dziewiętnaste z nich), gromadzą tysiące osób noszących szkaplerz i wyznających, że jest on dla nich, cytując wybrane świadectwa: prezentem od Maryi, siłą w nieszczęściach i upokorzeniach, mocą i ochroną przed złem, ostoją w życiu, szatą Maryi, która odmienia życie, drogowskazem do Nieba, dowodem, że Matka Boża nas nie opuszcza, zobowiązaniem do bycia dobrymi, zaproszeniem do modlitwy, znakiem szczególnej łączności z Bogiem za pośrednictwem Jego Matki, przypomnieniem, że mamy naśladować cnoty Maryi, obietnicą osiągnięcia życia wiecznego.

    Niech uświadomienie sobie aktualności nabożeństwa szkaplerznego w przeżywanym przez nas roku stulecia objawień fatimskich będzie zachętą do jego praktykowania, zgodnie z maryjnym orędziem płynącym z portugalskiego sanktuarium z coraz to większą mocą, o czym świadczy kanonizacja pastuszków Hiacynty i Franciszka i postępujący proces beatyfikacyjny s. Łucji.

    o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD/karmel.pl/Karmelici Bosi

    *********

    Od wtorku 7 lipca wiele wspólnot i wielu indywidualnie modli się Nowenną do Matki Bożej Szkaplerznej

    ***

    Nowenna do Najświętszej Panny Maryi Szkaplerznej

    obraz Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej

     

    Modlitwa – na rozpoczęcie nowenny

    O najwspanialsza Królowo nieba i ziemi! Orędow­niczko Szkaplerza świętego, Matko Boga! Oto ja, Two­je dziecko, wznoszę do Ciebie błagalnie ręce i z głębi serca wołam do Ciebie: Królowo Szkaplerza świętego, ratuj mnie, bo w Tobie cała moja nadzieja.

    Jeśli Ty mnie nie wysłuchasz, do kogóż mam się udać? Wiem, o dobra Matko, serce Twoje wzruszy się moim błaganiem i wysłuchasz mnie w moich po­trzebach, gdyż Wszechmoc Boża spoczywa w Twoich rękach, a użyć jej możesz według upodobania. Od wie­ków tak czczona, najszlachetniejsza Pocieszycielko strapionych, powstań i swą potężną mocą rozprosz moje cierpienia, ulecz, uspokój mą duszę, o Matko pełna litości! Ja zaś wdzięcznym sercem wielbić Cię będę aż do śmierci. Na Twoją chwałę w Szkaplerzu świętym żyć i umierać pragnę. Amen.

    kaplica Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej

    Dzień pierwszy — wtorek 7 lipca

    „Miłujcie Maryję! Z tej miłości nie przestawajcie czer­pać siły dla waszych serc. Niech Ona okazuje się dla was i przez was Matką wszystkich, którzy tak bardzo spragnieni są tej macierzyńskiej opieki” – św. Jan Paweł II

    Maryjo, Kwiecie Karmelu i Matko nasza! Ukazałaś się niegdyś prorokowi Eliaszowi w postaci jasnego obłoku, który wzniósłszy się nad morzem, użyźnił spra­gnioną ziemię obfitym deszczem. Pokornie Cię błaga­my, racz nam wyjednać obfite zdroje łask niebieskich, które ubogacą nasze dusze, aby wydawały stokrotny plon świętych cnót i dobrych uczynków i abyśmy słu­żąc Bogu w wierze oraz miłości, już w tym życiu mo­gli się cieszyć błogą nadzieją oglądania Go w szczę­śliwej wieczności.

    Składamy w Twoje Matczyne ręce nasze potrzeby i intencje tej nowenny, ufni, że nie odrzucisz naszej prośby, najlepsza i najczulsza Matko. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Dzień drugi — środa 8 lipca

    „Nie bójmy się, że Maryja przesłoni nam Chrystusa, Ona jest po to, aby do Niego prowadzić” – bł. kard. Stefan Wyszyński

    Maryjo, Gwiazdo Karmelu i Matko nasza, która pałając szczególną miłością ku dzieciom odzianym Szkaplerzem świętym, nawiedzasz ich dusze, pocie­szasz je słowem i przykładem, uproś nam, o Królowo nasza, aby Syn Twój, a Pan nasz, Jezus Chrystus, swą Boską światłością rozproszył ciemności naszych umysłów; abyśmy poznali wartość Jego miłości ku nam zwróconej i serdecznie Go miłowali, abyśmy zrozu­mieli doniosłość naszych obowiązków i sumiennie je wypełniali, abyśmy wszystkie myśli, słowa i czyny kierowali ku większej chwale Bożej i zbudowaniu naszych bliźnich.Pokornie powierzamy Ci wszystko, co nas dręczy, niepokoi i boli. Ufamy, że przyjmiesz to jak Matka i dasz naszym duszom i sercom niezmącony pokój! Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Dzień trzeci — czwartek 9 lipca

    „Matka nigdy nie odchodzi — ani od kołyski, ani z Kalwarii, ani od grobu swojego dziecka” – bł. kard. Stefan Wyszyński

    Maryjo, Mistrzyni Karmelu i Matko nasza, prze­pełniona dobrocią dla nas, która raczyłaś przyjąć ofia­ry złożone Ci przez synów Twego zakonu, błagamy Cię, o Pani nasza, przemień nasze dusze w świątynie Boga żywego, aby przyozdobione kwiatami cnót i do­brych uczynków mogły godnie przyjąć Boski Maje­stat; abyśmy wielbiąc i miłując Boga, mogli wiernie Mu służyć i nigdy naszych świątyń duszy nie skalać grzesznym przywiązaniem do stworzeń.O Matko! Tyle w nas słabości, tyle nędz i mroków! Ty możesz umocnić nasze dusze i serca. Zawierzamy Ci całkowicie. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Dzień czwarty— piątek 10 lipca

    „Równowaga stojącej pod krzyżem Maryi pomaga całemu światu”- bł. kard. Stefan Wyszyński

    Maryjo, Chwało Karmelu i Matko nasza, która w do­wód szczególnej miłości do dzieci odzianych Twą świę­tą szatą, raczyłaś zaszczycić je mianem Twego najsłod­szego Imienia, prosimy Cię pokornie, obudź w naszych sercach pragnienie, abyśmy we wszystkich uciskach i dolegliwościach życia u Ciebie szukali wsparcia, ulgi i pociechy. Zachęcaj nas Twym życiem i przykładem do pełnienia dobrych uczynków i spraw, o Matko Miło­sierdzia, abyśmy naśladując Twoje święte cnoty, stali się godni zaszczytnej nazwy synów Twoich; abyśmy zapisani zostali w księdze żywota, pomiędzy Twymi dziećmi i braćmi Jezusa Chrystusa.Usłysz nasze błagania. Ty na Kalwarii w wielkim bólu stałaś się dla nas Matką. Ty najlepiej rozumiesz nasze cierpienia. Osłaniaj nas przed pokusami złego i zaprowadź nas do Twego Syna, Jezusa Chrystusa. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Dzień piąty — sobota 11 lipca

    „Jak bardzo postać Maryi promieniuje światu właśnie dziś, gdy tylu mądrych i roztropnych ludzi żenuje się mówić o ubożuchnym Dziewczęciu, które Bóg wypa­trzył sobie w Nazarecie i uczynił Matką Syna Swego”- bł. kard. Stefan Wyszyński

    Maryjo, Twierdzo Karmelu, która pośród ataków nieprzyjacielskich osłaniałaś tarczą swej opieki zakon karmelitański i ocaliłaś go od upadku, prosimy Cię po­kornie, o Pani i Orędowniczko nasza, broń nas od nieprzyjaciół duszy i ciała: abyśmy służyli Bogu w poko­ju i bezpieczeństwie na większą Jego cześć i na chwa­łę Twoją. Królowo Karmelu! Przychodzimy do Ciebie i skła­damy w Twoje Matczyne dłonie nasze przyszłe losy, losy Kościoła i naszej Ojczyzny. Ulżyj nam w dźwi­ganiu krzyża, który nosimy, i ukaż blask zwycięstwa prawdy, dobra, piękna i pokoju. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu...

    Dzień szósty — niedziela 12 lipca

    „Bóg nie chce inaczej udzielać się światu, jak tylko z ramion Maryi”- bł. kard. Stefan Wyszyński

    Maryjo, Królowo Karmelu i Matko nasza, która swe­go wiernego sługę Szymona zaszczyciłaś świętym Szkaplerzem — znakiem zbawienia i synostwa Twe­go, przyobiecując niezliczone zdroje łask i błogosła­wieństw Bożych tym wszystkim, którzy będą poboż­nie tę szatę nosić i należycie wypełniać obowiązki swego powołania, a naśladując Twoje święte cnoty, będą się stawali wiernymi Twoimi sługami, spraw, abyśmy przez wierność podjętym zadaniom, korzystali w życiu i po śmierci z Twoich obietnic, a przez to zo­stali dopuszczeni do chwały wiecznej.Spraw, Królowo Szkaplerza świętego, aby nosząc Twój Szkaplerz, dusze nasze upodabniały się coraz bardziej do Ciebie, a przez Ciebie do Chrystusa, i aby wzrastała w nas ufność, że Ty każdej naszej potrzebie zaradzisz i osłonisz przed burzami życia. Amen.

    Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

    Dzień siódmy — poniedziałek 13 lipca

    „Zawsze, gdy jest szczególnie ciężko, gdy ciemności ogarniają ziemie, a słońce już gaśnie i gwiazdy nie dają światłości, trzeba wszystko oddawać Maryi” – bł. kard. Stefan Wyszyński

    Maryjo, Strażniczko Karmelu i Matko! Tyś nas za­pewniła, że święta Twa suknia, jeżeli ją godnie nosimy, będzie nam puklerzem i tarczą przeciwko pociskom nieprzyjacielskim i że uchroni nas od wszelkiego zła. Prosimy Cię gorąco: niech nas zachowa Twoja potęż­na obrona nie tylko od niebezpieczeństw ciała, ale przede wszystkim od niebezpieczeństw duszy i wiecz­nego potępienia. Spraw za swoją przemożną przyczy­ną, abyśmy nie popełnili takiej winy, przez którą mo­glibyśmy być odrzuceni przez Boga.Kornie upadając przed Tobą, ufamy, że nie będzie takiego bólu, którego byś nie ukoiła, nie będzie takiej zasadzki, której byś nie oddaliła, bo jesteś najbardziej kochającą Matką. Amen.

    Ojcze nasz…Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

    Dzień ósmy — wtorek 14 lipca

    „Po Bogu w Trójcy Jedynym, nie mamy nikogo bliższego nad Matkę Słowa Wcielonego. Gdy wiec szukamy w naszych myślach modlitewnych, z kim mielibyśmy rozmawiać, komu mielibyśmy się zwie­rzyć, z kim naszą samotność dzielić, to chyba z Nią”- bł. kard. Stefan Wyszyński

    Maryjo, Ozdobo Karmelu i Matko nasza! Dając nam tę szlachetną odznakę Twojej miłości — Szkaplerz święty, nie tylko chciałaś widzieć w nas swoje sługi, ale zapragnęłaś jeszcze przybrać nas za swoje córki i za swoich synów i raczyłaś nas tak nazwać. Błagamy Cię, wyjednaj nam u Jezusa tę łaskę, abyśmy nigdy nie byli dla Ciebie powodem smutku, ale Twoją rado­ścią i Twoją chwałą!Chcemy też być dobrymi Twymi braćmi, jak tego sobie życzyłaś. Dzięki pomocy takiej Matki, która wszystko rozumie — wyzwolimy się ze wszystkiego, co nas od Ciebie oddala, co nie podoba się Chrystuso­wi Panu. „Bądź z nami w każdy czas, wspieraj i ratuj nas”. Amen.

    Ojcze nasz…Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

    Dzień dziewiąty— środa 15 lipca

    „Matko Kościoła!… Daj nam odradzać się wciąż ca­łym pięknem świadectwa dawanego Krzyżowi i Zmart­wychwstaniu Twego Syna” – św. Jan Paweł II

    Maryjo, Opiekunko Karmelu i Matko nasza! Wie­my, że nigdy nie opuszczasz wiernych swoich. Spraw, abyśmy zawsze byli wierni Tobie. Opiekuj się naszy­mi sercami, oczyść je z wszelkich brudów grzechowych, przystrój je w wonne kwiaty cnót. Niech Jezus Chrystus zamieszka w nas na zawsze, aby w godzinie śmierci naszej szatan odstąpił od nas, widząc Jezusa w naszych sercach. A kiedy dusze nasze rozłączą się z ciałami, daj nam pociechę oglądania Twego święte­go Oblicza i zaprowadź nas do przybytku wiecznego szczęścia.Matko Szkaplerza świętego! Przyobiecałaś, że nie będzie potępiony ten, kto pobożnie nosił Twój Szkaplerz. Przypominaj nam nieustannie o tym, abyśmy w ostatniej godzinie ziemskiego życia ucałowali Twój znak zbawienia i stali się uczestnikami wiecznej chwa­ły. Amen.

    Ojcze nasz…Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

    ***

    Modlitwa do Matki Bożej Szkaplerznej(na zakończenie nowenny)

    Bogarodzico Dziewico! Królowo Szkaplerza świę­tego i Matko nasza! Nieustannie przywołujesz nas do Siebie. Pani i Królowo nasza! Jak niegdyś przez dar Szkaplerza świętego ocaliłaś swój umiłowany zakon karmelitański od rozbicia i upadku, a nam wszystkim dałaś znak szczególnej opieki, tak dzisiaj stań na drogach ludzkości odcho­dzącej od Boga jako znak pojednania i ratunku dla świata. Bądź ocaleniem dla całej ziemi, Kościoła i naszego narodu. Odnów znaki i powtórz cuda! Otrzyj łzy cier­piącym, ochraniaj niewinność dzieci, broń wiary świę­tej w sercach młodzieży; rodzinom naszym uproś po­kój i miłość wzajemną, i ducha ofiary! Naszej całej Ojczyźnie, którą tak bardzo umiłowałaś, błogosław od tronu Twej łaski. Niech będzie pociechą dla Twego Serca! Wyjednaj nam dar wytrwania w wierze ojców na­szych, byśmy Cię mogli chwalić teraz i w wieczności. Amen. 

    Za stroną: http://sanctus.pl/index.php?podgrupa=270&doc=207

    ***

    Szkaplerz karmelitański św. Jana Pawła II

    “Cieszę się, że mogę podzielić się z wami moim nabożeństwem do Matki Bożej Szkaplerznej. Szkaplerz, który przyjąłem z rąk o. Sylwestra, noszę zawsze, a chociaż mieszkałem w cieniu kościoła parafialnego, wasz karmelitański kościół na Górce był mi zawsze bardzo drogi. Wśród wielu nabożeństw, które urzekały mą dziecięcą duszę, najgorliwiej korzystałem z nowenny przed uroczystością Matki Bożej z góry Karmel. Był to czas wakacji, miesiąc lipiec. Dawniej nie wyjeżdżało się na wczasy, jak obecnie. Wakacje spędzałem w Wadowicach, więc nigdy do czasu mojego wyjazdu z Wadowic nie opuszczałem popołudniowych nabożeństw w czasie nowenny. Czasem trudno się było oderwać od kolegów, wyjść z orzeźwiających fal kochanej Skawy, ale melodyjny głos karmelitańskich dzwonów był taki mocny, taki przenikający do głębi duszy, więc szedłem. Tak, tak, mieszkałem obok kościoła parafialnego, ale wzrastałem w kościele św. Józefa”.

    Ostatni szkaplerz Jana Pawła II ofiarowany wadowickiemu Karmelowi.
    (sanktuarium św. Józefa w Wadowicach)

    ***

    „Noście zawsze święty szkaplerz. Ja zawsze mam szkaplerz na sobie i odniosłem wiele dobra z tego nabożeństwa. Jest moją siłą”.

    św. Jan Paweł II/Wadowice/16.06.1999 r.)

    **********************

    ************************************************************************

    Fatima, „błędy Rosji”

    i zamieszki w Stanach Zjednoczonych

    Fatima, „błędy Rosji” i zamieszki w Stanach Zjednoczonych

    „Błędy Rosji” opisane przez Matkę Bożą w Fatimie rozprzestrzeniają się po całym świecie. Obecne rozruchy, ale także wcześniejsze ciche zmiany świadczą o obecności owych błędów w Stanach Zjednoczonych. I choć zapanował tam skrajny nieporządek, to wbrew pozorom jeszcze gorsza sytuacja pod tym względem panuje w Unii Europejskiej i Chinach.

    Włoski filozof Augusto del Noce twierdził, że „marksizm umiera na wschodzie, ponieważ jest realizowany na zachodzie”. Marksizm rozumiany jako nie tylko doktryna ekonomiczno-polityczna, lecz również kulturowa i filozoficzna w znacznej mierze opanował już świat Zachodu. Ostatnie wydarzenia w USA na czele z trwającymi tam protestami wskazują, że marksizm nie omija również tej mekki kapitalizmu.

    Na wydarzenia te warto spojrzeć z punktu widzenia wyjątkowego drogowskazu dla ludzkiej historii, jakim są objawienia Fatimskie. Warto zauważyć, że amerykański historyk William Thomas Walsh przeprowadził w 1947 roku wywiad z wizjonerką z Fatimy świętą siostrą Łucją. Ta potwierdziła, że jeśli papież wraz z biskupami całego świata nie poświęci Rosji Niepokalanemu Sercu, to błędy Rosji rozpowszechnią się po świecie – wiemy o tym również z samych objawień fatimskich. Jednak wywiad ujawnia coś więcej. Historyk dopytał bowiem czy oznacza to, że każdy kraj bez wyjątku zostanie przezwyciężony przez komunizm (w razie niespełnienia warunków). Siostra Łucja odpowiedziała „tak”. Jak później poinformował tłumacz, historyk dopytał czy oznacza to również Stany Zjednoczone, a siostra Łucja także odpowiedziała twierdząco – podaje portal Life Site News.

    Wywiad doprecyzowuje zatem dwie kwestie dotyczące objawień fatimskich, szczególnie aktualne w dzisiejszym kontekście zamieszek w Stanach Zjednoczonych:

    – błędy Rosji, o których mówiła Matka Boża w podczas objawień w Fatimie z 1917 roku to – przynajmniej według wizjonerki – komunizm (a nie na przykład prawosławie),

    – zagrożenie komunistyczne obejmuje również Stany Zjednoczone.

    Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że to już nieaktualne, gdyż papież konsekrował Rosję. Nie jest to jednak takie oczywiste – ale stanowi, mówiąc oględnie, przedmiot kontrowersji. Na przykład Paul Josef Cordes, były przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum stwierdził, że podczas konsekracji świata Niepokalanemu Sercu w 1984 roku papież nie wspomniał o Rosji (mówi się też o tym, jakoby papież wspomniał o Rosji „po cichu”). Jednak nawet uznanie, że konsekracja Rosji się dokonała, nie rozwiązuje wszystkich problemów. Wszak jak wskazał niedawno kardynał Leo Raymond Burke [Life Site News], podczas uroczystości w 1982 roku sam święty Jan Paweł II powiedział, że apel Matki Bożej dotyczący poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu należy ponawiać w przyszłości, w kolejnych pokoleniach. Dlatego też – zdaniem amerykańskiego hierarchy – wskazane byłoby ponowienie go obecnie. Kolejny problem to słaby odzew zwykłych wiernych na fatimskie wezwania do pokuty, praktykowania nabożeństwa pierwszych sobót czy odmawiania różańca.

    Wiele wskazuje więc na to, że skoro jedynie częściowo odpowiedzieliśmy na wezwanie Matki Bożej, to pokonanie komunizmu również miało charakter jedynie częściowy i tymczasowy. Owszem, upadek Związku Radzieckiego przyniósł licznym narodom wolność i rozwój oraz dał światu pewien okres wytchnienia. Z drugiej jednak strony dziś, niemal 30 lat po upadku ZSRR dawne postulaty komunistyczne zostały w znacznej mierze zrealizowane w krajach Zachodu. Obejmuje to w znacznej mierze także Stany Zjednoczone. Marksistowska agenda opanowała bowiem kraj stojący ongiś na czele bloku antykomunistycznego.

    Marksistowskie USA?

    Dobitnie widać to w stworzonej quasi-socjalistycznej wspólnocie w Seattle i w mentalności uczestników obecnych zamieszek. Jak przekonuje Maike Hickson na łamach Life Site News, organizacje uczestniczące w amerykańskich protestach cechuje przesiąknięcie ideologią marksistowską. Antyrasistowska Black Lives Matter zajmuje się nie tylko walką z rasizmem, lecz również na przykład sprzeciwem wobec „myślenia heteronormatywnego”. Krótko mówiąc, chodzi o sprzeciw wobec dominacji tradycyjnego modelu rodziny. Z kolei ideowymi przodkami Antify są niemieccy komuniści z Antifaschistische Aktion (z lat 30. XX wieku). Od nich właśnie wywodzi się symbol Antify (dwie flagi położone jedna na drugą). Bezpośrednimi poprzednikami ideologicznymi Antify są zaś założyciele założonej w latach 70. XX wieku Antifaschistische Aktion (niemieccy maoiści).

    Obecny stan amerykańskiego społeczeństwa i instytucji wskazuje, że w znacznej mierze przejęcie ich przez komunizm już się dokonało – mimo pozostawienia (jeszcze?) kapitalistycznej gospodarki i demokratycznej polityki. Zrealizowana została bowiem znaczna część komunistycznych celów opisanych przez byłego agenta FBI W. Cleona Skousena w książce „The Naked Communist” z 1962 roku. Na podstawie danych źródłowych i informacji pozyskanych przez wywiad przedstawił on 45 „aktualnych celów komunistów”. Dane te przedstawił rok później w Kongresie. Ronald Reagan określił Skousena jako osobę najbardziej wykwalifikowaną do rozważania zagrożenia dla USA płynącego ze strony komunizmu.

    Brzydota i niemoralność

    Wśród wskazanych przez Skousena celów komunistów znajduje się degradowanie artystycznych środków przekazu i promocja brzydoty oraz sztuki odpychającej i pozbawionej znaczenia. Amerykańskiej komórce Partii Komunistycznej nakazano usuwanie wszelkiej dobrej sztuki z parków oraz budynków. Zastąpić ją miała sztuka bezkształtna, pozbawiona znaczenia i nieporęczna. Realizację tego postulatu można dostrzec w muzeach i parkach zdominowanych przez tak zwaną sztukę nowoczesną – zauważa John Henry Westen na łamach Life Site News. Sztuka w Stanach Zjednoczonych (i nie tylko) przestała stanowić odzwierciedlenie obiektywnego Piękna, lecz stała się wyrazem nieskrępowanej twórczości „artysty” – wyróżniającego się często nie tyle talentem co dążeniem do przekraczania kolejnych „granic” wyznaczonych przez przyzwoitość i dobry smak.

    Wśród celów komunistów znalazło się także zerwanie ze standardami moralności, oraz wyeliminowanie wszystkich praw ograniczających obsceniczność. Skutki tego widzimy w produkcjach Hollywoodu epatujących wulgarnością i wywlekających na duży ekran życie intymne. Kino – według Lenina „najważniejsza ze sztuk” – angażuje wszystkie zmysły i wpływa na ludzi w głęboki i często niedostrzegalny sposób. Gdy oglądamy zarówno kinowe superprodukcje, jak i tasiemcowe seriale z wyłączeniem zmysłu moralnego, przyjmujemy styl życia i wartości tamtejszych bohaterów. Rewolucja kulturowa dokonywana z Hollywood, ekranu domowego telewizora czy komputera jest bardziej atrakcyjna i skuteczna niż ta dokonywana za sprawą opasłych, zakurzonych, rozpadających się tomiszczy „Kapitału”, walających się gdzieś w kącie publicznej biblioteki. Niewielkie media wykorzystujące nowe technologie, jak PCh24, stanowią dziś ostatnią zaporę chroniącą przed lewicowymi władcami dusz.

    Kolejne cele komunistów według Skousena to: promocja homoseksualizmu, promiskuityzmu oraz degeneracji, dyskredytacja rodziny oraz wsparcie dla rozwodów. Przypomnijmy zatem, że w 1973 roku amerykański Sąd Najwyższy zalegalizował aborcję, a w 2015 roku uznał tak zwane małżeństwa homoseksualne za wymóg konstytucji. 40-50 procent amerykańskich małżeństw kończy się rozwodem.

    Wiele z „tymczasowych celów komunistów” dotyczy spraw szkolnictwa. Chodzi o – pisze Skousen – „przejęcie kontroli nad szkołami, użycie ich w charakterze pasów transmisyjnych socjalizmu i obecnej propagandy komunistycznej, zmiękczenie programu nauczania (ang. soften the curriculum), zdobycie kontroli nad związkami zawodowymi nauczycieli, wprowadzenie linii partyjnej do podręczników”.

    Tymczasem jak ujawniła nauczycielka z wieloletnim stażem Rebecca Friedrichs podczas procesu przed Sądem Najwyższym, niektóre czołowe amerykańskie związki nauczycielskie wspierały organizacje homoseksualne, proaborcyjne, transgenderowe oraz te wspierające niemoralną edukację seksualną dzieci. Nauczyciele, rodzice i studenci sprzeciwiający się demoralizacji podlegali surowym karom [Life Site News].

    Inne cele to choćby zdyskredytowanie Biblii, amerykańskiej Konstytucji, wyeliminowanie modlitwy publicznej w szkołach, podkreślenie negatywnego wpływu rodziców na dzieci, a także wykorzystanie wielkich związków i wielkiego biznesu. To również w znacznej mierze się dokonało (vide choćby poparcie korporacji dla LGBT). Na ile stanowi to skutek bezpośrednich działań komunistów, a na ile przejęcia elementu ich światopoglądu przez innych pozostaje kwestią do zbadania. Faktowi realizowania wielu „tymczasowych celów komunizmu” opisanych przez Skousena jednak trudno zaprzeczyć.

    Wielkie pranie mózgów i rewolucja

    Były agent KGB Jurij Bezmenov w wywiadzie z Edwardem Griffinem z 1984 roku mówił, że aż 85 procent budżetu KGB przeznacza się na ideologiczną „subwersję”, a nie tradycyjne szpiegostwo. Wspomniał o 4 stadiach „wielkiego prania mózgu” dokonywanego z inspiracji sowieckiego wywiadu w USA:

    1. demoralizacja – chodzi o skłonienie do odejścia od kultury i historii własnego narodu, od patriotyzmu i przyjęcie obcych wzorców myślenia. Osoba poddana tego typu praniu mózgu działa w sposób zaprogramowany, pozostaje głucha na fakty i dowody – preferując „opinie”, „narracje” tłumaczące rzeczywistość przez pryzmat ideologii. Dlatego też w wielu przypadkach Amerykanie wyćwiczeni w lewicowo-liberalnych szkołach i poddani oddziaływaniu lewicowo-liberalnych mediów pozostawali głusi na informacje o zbrodniach dokonywanych w ZSRR. Etap ten trwa aż 15-20 lat – tyle bowiem potrzeba na wykształcenie nowego pokolenia – zauważa Paul Ratner [bigthink.com].

    2. Kolejny etap to destabilizacja polegająca na osłabieniu wszystkich kluczowych instytucji kraju poddawanego „wielkiemu praniu mózgów”: obrony narodowej, ekonomii, polityki zagranicznej. Potrzeba na to 2-5 lat.

    3. Następny etap to kryzys – trwająca do 6 tygodni rewolucyjna zmiana struktur władzy politycznej i ekonomii.

    4. Wówczas pozostaje już tylko normalizacja – rozpoczęcie życia w nowej rzeczywistości.

    Czy obecne zamieszki w USA to aby nie realizacja etapu numer 3?

    Marksizm kulturowy w UE

    Sytuacja w Stanach Zjednoczonych to memento dla Polski, zapatrzonej niekiedy ślepo w amerykański wzór. U nas również marksiści kulturowi próbują wprowadzać swoje porządki. Rewolucja sączy się z galerii sztuki, ekranu komputera i telewizora, dociera do szkół, uniwersytetów i władz samorządowych.

    Jednak nawet jeszcze gorsza sytuacja panuje we władzach Unii Europejskiej. Przykłady bliskich marksizmowi poglądów jej elit można mnożyć w nieskończoność. Ostatni przykład to słowa Very Jourowej – oto wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej zagroziła bowiem odebraniu funduszy samorządom popierającym Samorządową Kartę Praw Rodziny.

    Chiny i marksizm XXI wieku

    Spójrzmy teraz na Wschód. U jego najpotężniejszego przedstawiciela – w Chinach – wciąż rządzi partia nominalnie komunistyczna. W maju 2018 roku sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin Xi Jinping przewodniczył dwutygodniowej sesji upamiętniającej Karola Marksa. Uczestniczyli w niej obowiązkowo najwyżsi urzędnicy państwowi. Dla szerszej publiczności zaprezentowano złożony z pięciu epizodów show edukacyjny. Natomiast główny chiński ideolog Wang Huning, entuzjastycznie określił program Xi Jinpinga mianem „marksizmu XXI wieku”.

    W przemówieniu z 4 maja w Wielkiej Hali Ludu Xi Jinping bronił prawdziwości marksizmu. Obiecywał jednocześnie dostosować go do chińskiej rzeczywistości. Co więcej, Chińczycy sfinansowali pomnik Karola Marksa w Trewirze, gdzie urodził się autor „Manifestu Komunistycznego”. O ile w Stanach Zjednoczonych wciąż tli się jeszcze cywilizacja chrześcijańska, o tyle Chiny stanowią wzorcowy niemal przykład totalitaryzmu połączonego z najnowszą technologią. Chodzi o tak zwany system kredytu społecznego przyznający punkty dodatnie i ujemne za prospołeczność lub antyspołeczność danego zachowania. W tym świecie bez prywatności spełniają się słowa komunistycznego poety Włodzimierza Majakowskiego „jednostka zerem – jednostka bzdurą”.

    Walka z „błędami Rosji” jawi się więc jako daleka od zakończenia, a fatimskie wezwanie do pokuty i nawrócenia jest aktualne jak nigdy dotąd.

    Marcin Jendrzejczak/PCh24.pl

    *********************************************************

    szczególny czas:

    sobota 11 lipca/niedziela 12 lipca

    Wołyń | Wieniec od Prezydenta RP w miejscu nieistniejącej dziś polskiej wsi Pokuta, lipiec 2018
    Wołyń | Wieniec od Prezydenta RP w miejscu nieistniejącej dziś polskiej wsi Pokuta, lipiec 2018
    *

    11 lipca 2020 r. – w 77. rocznicę zbrodni wołyńskiej – obchodzony jest w Polsce po raz czwarty, Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.

    Dzień ten został ustanowiony 22 lipca 2016 r. specjalną uchwałą Sejmu. 11 lipca to rocznica tzw. „Krwawej niedzieli” z 1943 r., podczas której na Wołyniu doszło do największej fali mordów na Polakach.

    W niedzielę 11 lipca 1943 roku oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Było to apogeum mordów prowadzonych od lutego 1943 roku do wiosny 1945 roku. Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków – głównie kobiet, dzieci i starców. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, noży i innych narzędzi, nierzadko w kościołach podczas Mszy św. i nabożeństw. Powszechnie przyjęło się, że 11 lipca obchodzona jest rocznica zbrodni wołyńskiej. Zbrodnię, kwalifikowaną przez pion śledczy IPN jako ludobójstwo, przeprowadzili nacjonaliści ukraińscy z OUN-B i UPA na ludności polskiej Wołynia, Galicji Wschodniej, a także części Lubelszczyzny, Podkarpacia i Polesia. Szacuje się, że w jej wyniku w latach 1943–1945 zamordowano ok. 100 tys. Polaków.

    Zbrodnia Wołyńska to antypolska czystka etniczna przeprowadzona przez nacjonalistów ukraińskich, mająca charakter ludobójstwa. Objęła nie tylko Wołyń, ale również województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie – czyli Galicję Wschodnią, a nawet część województw graniczących z Wołyniem: Lubelszczyzny (od zachodu) i Polesia (od północy).

    Czas trwania Zbrodni Wołyńskiej to lata 1943–1945.

    Sprawcy Zbrodni Wołyńskiej — Organizacja Nacjonalistów Ukraińskich frakcja Stepana Bandery (OUN-B) oraz jej zbrojne ramię Ukraińska Armia Powstańcza (UPA) we własnych dokumentach planową eksterminację ludności polskiej określali mianem „akcji antypolskiej”.

    ***

    Kard. Stanisław Dziwisz w liście do uczestników Uroczystości 75-lecia Krwawej Niedzieli (2018):

    Święty Jan Paweł II w liście do Polaków i Ukraińców na 60-lecie Rzezi Wołyńskiej z dnia 7 lipca 2003 roku pisałNowe tysiąclecie, w które niedawno wkroczyliśmy, wymaga, aby Ukraińcy i Polacy nie pozostawali zniewoleni swymi smutnymi wspomnieniami przeszłości. Rozważając minione wydarzenia w nowej perspektywie i podejmując się budowania lepszej przyszłości dla wszystkich, niech spojrzą na siebie nawzajem wzrokiem pojednania.

    I to właśnie w perspektywie solidarności z skrzywdzonymi w proteście przeciw złu, trzeba nam także odczytywać słowa Jana Pawła II. Tylko wtedy Polacy i Ukraińcy nie będą zniewoleni.

    (…) Apeluję do chrześcijan, tak Polaków jak i Ukraińców, gromadzących się dziś na tym świętym, wskazanym przez Opatrzność miejscu oraz wszystkich, którym drogie są ideały chrześcijańskie, aby wspólnie podjęli dzieło pojednania i budowania solidarnej przyszłości dla obu naszych narodów. W dobie postmodernistycznej relatywizacji prawdy i permisywistycznego stosunku do dobra zasadne staje się pytanie – jeśli chrześcijanie nie podejmą tego wysiłku, to kto? W tej kwestii nie ma cywilizacyjnej alternatywy.

    *

    Przywołujemy prawdę o zamordowanych na Wołyniu, nie po to, by sądzić, ale po to, by poddać refleksji współczesnego pokolenia prawdę o tajemnicy ludzkiej natury – powiedział abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, w homilii podczas Mszy św. w Łucku.

    *

    To nie była żadna wojna między Polską a Ukrainą, to była zwykła czystka etniczna, tak byśmy to dziś nazwali. Po prostu chodziło o to, żeby Polaków z tych terenów usunąć. Takie decyzje zostały wówczas podjęte na szczeblu politycznym przez ukraińską organizację OUN-B, zlecone do wykonania UPA, która niestety wywiązała się ze swojego zadania – mówił tego dnia Prezydent RP Andrzej Duda.

    *

    “Polska Antygona stoi dziś przed zamkniętym szlabanem na polsko-ukraińskim przejściu granicznym. Czeka, aby pochować swoich bliskich. Ona potrafi poczekać, ale nie potrafi jednego – zapomnieć!” powiedział prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN.

    misericors.pl

    Prezydent.pl

    ************************

    Wigilijna Msza św. z XV Niedzieli zwykłej o godz. 18.00

    ***

    po Mszy św. modlitewne czuwanie w intencji Ojczyzny


    fot. arch/miesiędznikEGZORCYSTA/2018-11-07

    ****

    Egzorcysta: gdy Jan Paweł II całował ziemię, demony manifestowały wściekłość

    Egzorcysta ks. Marian Rajchel: podczas jednego z egzorcyzmów szatan manifestował swoją złość, mówiąc „ten wasz papież, on tym pocałunkiem więcej nam szkody czyni niż wy waszymi egzorcyzmami”. 

    Papież Jan Paweł II miał zwyczaj, że za każdym razem, gdy przybywał do Polski, całował ziemię. Dla nas z pewnością był to piękny gest. Jednak jak się okazuje, był czymś o wiele potężniejszym.

    Podczas egzorcyzmów szatan krzyczał:

    Ten wasz papież, on tym pocałunkiem więcej nam szkody czyni niż wy waszymi egzorcyzmami. Jeden taki pocałunek gorszy niż 1500 egzorcyzmów!

    Św. Jan Paweł II zaczerpnął zwyczaj pocałunku od św. Jana Marii Vianneya, który całował ziemię każdej parafii, którą miał objąć. Jak mówi ks. Marian Rajchel, podczas egzorcyzmów demony ujawniały, jak wielkie znaczenie miał ten, pozornie symboliczny, gest papieża: Najgorszy był dzień jego urodzenia… powtórnego, dla nieba. Na jego wezwanie ja pierzchnąć muszę – słyszano na egzorcyzmach.

    ****

    To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!

    W ten dzisiejszy wieczór warto zastanowić się nad tymi nadzwyczaj mocnymi słowami św. Jana Pawła II, które wypowiedział podniesionym głosem w Masłowie k. Kielc, podczas pielgrzymki do kraju w 1991r.

    ******

    KIEDYŚ MNIE ZABRAKNIE,
    ALE WY TO SOBIE PRZYPOMNICIE.

    Prymas Polski STEFAN Kardynał WYSZYŃSKI – 1970 rok

    Wciąż czekamy na ogłoszenie dnia uroczystości wyniesienia na ołtarze

     Archiwum Instytutu Prymasa Wyszyńskiego/niedziela

     ***

    TRZEBA I DZIŚ WSZYSTKO ODDAĆ MARYI. JEDYNY RATUNEK W NIEJ!

    ***

    TAM, GDZIE PANUJE WIELKA UFNOŚĆ KU MARYI I WIARA W JEJ ZWYCIĘSTWO, TAM BÓG DOKONUJE PRZEZ NIĄ PRZEDZIWNYCH CUDÓW SWOJEJ POTĘGI.

    ***

    JA TYLKO WAS PYTAM. NIE CZYNIĘ WYMÓWEK. NIE OSKARŻAM, JA TYLKO PYTAM: JAKIEJ CHCECIE POLSKI? W RACHUNKU SUMIENIA MOŻNA I TRZEBA POSTAWIĆ SOBIE TAKIE PYTANIE.

    ***

    RODZINA ZAWSZE BYŁA MOCĄ NARODU, BO JEST ONA KOLEBKĄ, BETLEJEM DLA NARODU.
    NARÓD BĘDZIE JUTRO TAKI, JAKĄ DZISIAJ JEST RODZINA.

    ***

    JEŻELI NAJBARDZIEJ NIEWINNE I BEZBRONNE DZIECKO NIE MOŻE CZUĆ SIĘ BEZPIECZNIE W JAKIMŚ SPOŁECZEŃSTWIE, WÓWCZAS JUŻ NIKT BEZPIECZNIE CZUĆ SIĘ W NIM NIE MOŻE!

    ***

    GDYBY W POLSCE ZNIKNĘŁO POKOLENIE ZDOLNE DO OFIAR, MUSIELIBYŚMY JUŻ DZISIAJ WĄTPIĆ W ZACHOWANIE NIEPODLEGŁOŚCI.

    ***

    PAMIĘĆ O TYCH, CO ODDALI ŻYCIE ZA OJCZYZNĘ, JEST NAKAZEM WDZIĘCZNOŚCI, BO MOŻE PRZEZ ICH OFIARĘ I ŻYCIE MY ŻYJEMY.

    ***

    MIŁOŚĆ NARODU I MIŁOŚĆ OJCZYZNY JEST MORALNYM I RELIGIJNYM OBOWIĄZKIEM KAŻDEGO DZIECKA BOŻEGO, CZŁONKA NARODU.

    ***

    BEZ MIŁOŚCI CZŁOWIEKA, BEZ ZROZUMIENIA JEGO WYSOKIEJ GODNOŚCI I POSŁANNICTWA, NIE MA MOWY O DOBRYM RZĄDZENIU LUDŹMI W NARODZIE CZY PAŃSTWIE.

    ***

    CZY DOBRZE SŁUŻĘ MOJEMU NARODOWI I OJCZYŹNIE TALENTAMI, KTÓRE POSIADAM? CZY – PRZECIWNIE – NIE PLUJĘ W TWARZ NARODOWI I OJCZYŹNIE, CZY NIE ZOHYDZAM JEJ W OBLICZY INNYCH NARODÓW?

    ***

    DZIŚ WIEMY, ŻE DOKONANO STRASZLIWEJ WIWISEKCJI I ALIENACJI NARODOWEJ I HISTORYCZNEJ MŁODEGO POKOLENIA,
    POZBAWIAJĄC GO WIEDZY HISTORYCZNEJ O NARODZIE I POLSKIEJ TWÓRCZOŚCI LITERACKIEJ, A PRZEZ TO POZBAWIAJĄC KULTURY NARODOWEJ.

    *** 

    IM BARDZIEJ POLSKA BĘDZIE KOCHAĆ, TYM WIĘCEJ BĘDZIE MIAŁA WROGÓW.

    ***

    KOCHAM OJCZYZNĘ WIĘCEJ NIŻ WŁASNE SERCE. WSZYSTKO CO CZYNIĘ DLA KOŚCIOŁA, CZYNIĘ DLA NIEJ!

    Prymas Polski STEFAN Kardynał WYSZYŃSKI

    ********

    Akt poświęcenia Polski Miłosierdziu Bożemu – bł. ks. Michał Sopoćko

    Poniższy “Akt poświęcenia Polski Miłosierdziu Bożemu” zaproponował bł. ks. Michał Sopoćko w 1975 r., niedługo przed swoją śmiercią.


    Akt poświęcenia Polski Miłosierdziu Bożemu

    Boże Miłosierny – Stwórco Wszechświata – Boże Ojców naszych – Ojcze Przedwieczny! Spójrz okiem Miłosiernej Opatrzności Twej na wyciągnięte błagalnym gestem ręce Twojego ludu polskiego. W poczuciu naszej nędzy – z nieograniczoną ufnością uciekamy się do Twego Miłosierdzia i prosimy o łaskę przebaczenia za grzechy naszego narodu.

    W tej chwili wpatrzeni oczyma dusz naszych w Twój święty Majestat, padamy na kolana wyznając w pokorze, żeśmy prochem i nicością, a grzechy nasze bez liczby.

    Za wszystkie łaski i dary Twoje, Boże Miłosierny, myśmy Ci zapłacili zdradą Twych świętych przykazań, zdeptaniem Przenajświętszej Krwi Jezusa Chrystusa.

    Tak, Ojcze nasz, zgrzeszyliśmy i zawiniliśmy! Ale ponieważ objawiłeś nam, o Boże, że Miłosierdzie Twoje nie zna granic, przeto wołamy z ufnością:

    Jezu Miłosierny, Zbawicielu nasz
    (wierni powtarzają trzy razy)
    Miłosierdzia… Miłosierdzia… Miłosierdzia.
    Miłosierdzia nad narodem naszym!

    W pokorze serca naszego Twemu sercu oddajemy na zawsze wszystkie polskie rodziny – młodzież polską – naszą ukochaną Ojczyznę. O dobry Panie Boże. Ojcze nasz, Jezu Chryste Odkupicielu i Bracie nasz, miej Miłosierdzie nad naszą Ojczyzną, naszą nędzą. Twego Miłosierdzia wzywamy, bo ono jest jedyną nadzieją naszą. Twemu Miłosierdziu polecamy i poświęcamy nasz biedny naród, skłócony nienawiścią Kaina i pychą szatana. Daj nam proszącym łaskę, byśmy zrozumieli swe posłannictwo w dziejach, byśmy poprawili się z grzechów, byśmy z całym przekonaniem i w duchu szczerości praktykowali Twoje i Kościoła Twego przykazania!

    Daj moc ducha polskim rodzicom w misji rodzicielskiej i wychowawczej. Daj młodzieży polskiej całą głębię wiary naszych praojców.

    Dokonując tego aktu poświęcenia i oddania Twemu Miłosierdziu, wołam: Boże, daj Ojczyźnie naszej i światu całemu tak upragniony pokój – pokój w duszy i sercach – pokój między wszystkimi narodami.

    O Jezu, w dzień przyjścia Twego nie bądź nam sędzią, ale Ojcem Miłosierdzia(Wierni powtarzają to wezwanie)

    Miłosierdzie Boże, ufamy Tobie! (Wierni powtarzają to wezwanie)

    Jezu, ufam Tobie! (Wierni powtarzają to wezwanie)

    “Jezu Miłosierny, Zbawicielu nasz
    – Miłosierdzia… Miłosierdzia… Miłosierdzia.
    Miłosierdzia nad narodem naszym!…”

    https://t.co/HCjIR7Ycqv#Polska pic.twitter.com/lMPxn4d2bj

    Misericors_PL (@Misericors_PL) October 12, 2019


     
      
    Bł. ks. Michał Sopoćko jest postacią mniej znaną od św. siostry Faustyny. Jednak to właśnie on zrealizował żądania, które Pan Jezus przekazał w objawieniach zakonnicy ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Aby przypomnieć światu o swym nieskończonym Miłosierdziu, Bóg posłużył się prostą, niewykształconą siostrą zakonną oraz kapłanem, profesorem teologii. To ks. Sopoćko wyniósł na zewnątrz, poza klasztorną furtę, przesłanie, jakie otrzymała od Pana Jezusa s. Faustyna, a po śmierci mistyczki kontynuował jej misję, podejmując ogromny, często niedoceniany, trud uzyskania kościelnej aprobaty dla nowej formy kultu oraz szerząc wśród wiernych cześć dla Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Ona była Sekretarką, a on Apostołem Miłosierdzia Bożego.

    fot. Jerzy Rojecki/Nasza ARKA 2011nr 2

    ********

    bł. ks. Jerzy Popiełuszko – Teresa Chromy 1984/ fot. Graziako/
    ***

    MODLITWA BŁ.KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI

    Wszechmocny Boże, Ojców naszych Panie!

    Pochylamy pokornie nasze  głowy, by prosić o siłę wytrwania i mądrość w tworzeniu jedności,

    by prosić o Twoje błogosławieństwo.

    Wszystkich polecamy Twojej szczególnej opiece, Twojej mocy uzdrawiającej ludzkie serca.

    Chcemy wszystkim naszym winowajcom przebaczyć, jak Ty przebaczasz nam nasze winy.

    I zbaw od złego nas wszystkich. Wysłuchaj, Panie, prośby ludu swego.

    Amen.

    ******

    top feature image
    św. Andrzej Bobola , patron Polski
    ***

    1.

    Boże, któryś zapomnianą do niedawna Polskę wskrzesił cudem wszechmocy Twojej, racz za przyczyną sługi Twojego Św. Andrzeja Boboli dopełnić miłosierdzia nad naszą Ojczyzną i odwrócić grożące jej niebezpieczeństwa. Niech za łaską Twoją stanie się narzędziem Twojej czci i chwały. Natchnij mądrością jej rządców i przedstawicieli, karnością i męstwem jej obrońców, zgodą i sumiennością w wypełnianiu obowiązków jej obywateli. Daj jej kapłanów pełnych ducha Bożego i żarliwych o dusz zbawienie.

    Wzmocnij w niej ducha wiary i czystości obyczajów. Wytęp wszelką stanową zazdrość i zawiść, wszelką osobistą czy zbiorową pychę, samolubstwo i chciwość tuczącą się kosztem dobra publicznego. Niech rodzice i nauczyciele w bojaźni Bożej wychowują młodzież, zaprawiając ją do posłuszeństwa i pracy, a chroniąc od zepsucia. Niech ogarnia wszystkich duch poświęcenia się i ofiarności względem Kościoła i Ojczyzny, duch wzajemnej życzliwości i przebaczenia. Jak jeden Bóg, tak jedna wiara, nadzieja i miłość niech krzepi nasze serca! Amen.

    2.

    Święty Andrzeju, Patronie trudnych czasów! Ty krzepiłeś Polaków w czasach wszelkiego zagrożenia. Oddajemy się Tobie w opiekę. Pomagaj nam wytrwać pośród wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych. Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z rozwagą i ewangeliczną roztropnością umieli dostrzegać i oceniać sprawy własne i sprawy Narodu w świetle Ewangelii Chrystusa. Uproś nam odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności wobec zła, które nie ustaje. Niech nas napełnia Boża radość, gdy zwyciężamy albo ponosimy porażki. Święty Andrzeju Bobolo, oręduj za nami u Pana. Amen.

    3.

    Wielki Sługo Boży, a nieustraszony Męczenniku za sprawę zjednoczenia Kościołów na naszej polskiej ziemi, Andrzeju Bobolo, którego Namiestnik Chrystusowy ozdobił aureolą Świętych, wejrzyj z tronu niebieskiej chwały na Twoją ukochaną Polskę, której niegdyś przepowiedziałeś zmartwychwstanie i zjednoczenie. Niech za Twą przyczyną zapanuje w niej zgoda wszystkich stanów, poszanowanie władzy, miłość prawdziwa Chrystusa-Króla i Najświętszej Panny, naszych ziem Królowej. Niech duch nauki katolickiego Kościoła przepoi wszystkie dziedziny naszego życia polskiego, życia jednostkowego, rodzinnego i państwowego. Niech odrodzona Polska, której obiecałeś być szczególniejszym Patronem, wytrwa wiernie przy Chrystusie i Jego Kościele, i niech się stanie narodom przewodniczką na drodze powrotnej do Boga. Amen.

    4.

    Święty Andrzeju Bobolo! Twój patronat nad Ojczyzną sprawujesz w szczególny sposób przez ludzi obdarzonych władzą. Jako wierny towarzysz Jezusa przypominasz ewangeliczną prawdę, że wszelka władza ma służyć dobru ludzkiej wspólnoty. Prosimy Ciebie: wspieraj tych, którym została powierzona władza w państwie i społeczeństwie, by spełniali swoje obowiązki w pełnym poszanowaniu prawa i w postawie służby. Pomagaj także nam wszystkim w decyzjach związanych z władzą, by nasze wybory były dobre, wsparte wytrwałą modlitwą o światło Ducha Świętego, który z Ojcem i Synem króluje na wieki wieków. Amen.

    5.

    Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Wzywamy Cię w ufnej modlitwie jako Patrona trudnych czasów. Ty krzepiłeś Polaków w czasach wszelkiego zagrożenia. Oddajemy się Tobie w opiekę. Pomagaj nam wytrwać pośród wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych. Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z rozwagą i ewangeliczną roztropnością umieli dostrzegać i oceniać sprawy własne i sprawy narodu w świetle Ewangelii Chrystusa. Uproś nam odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności wobec zła, które nie ustaje. Niech nas napełnia Boża radość, gdy zwyciężamy albo ponosimy porażki. Święty Andrzeju Bobolo, oręduj za nami u naszego Pana Jezusa Chrystus, który z Ojcem żyje i króluje w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    6.

    Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Dziękujemy Wszechmocnemu za to, że do świętych Wojciecha i Stanisława, patronów z początku naszych dziejów, dodał u boku Królowej Polski Ciebie. Twoje życie dopełniło się męczeństwem w krytycznym okresie pierwszej Rzeczypospolitej, a Twoja świętość uznana została przy końcu drugiej Rzeczypospolitej, której odrodzenie przepowiedziałeś. Obecnie w niepodległej Ojczyźnie patronujesz odnowie naszego życia, tak osobistego, jak i społecznego, żeby wzrastała jedność w Polsce, Europie i świecie. Niech Twój patronat zjednoczy nas w miłości przez wiarę w imię Jezusa Chrystusa, Twojego i naszego Pana, który z Ojcem żyje i króluje w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    *******************

    *******

    Święte Oblicze Maryji z Monte Mario (Advocata)
    fot. -strona: Polska Prowincja Zakonu Pijarów

    ***

    Transkrypcja zapisu BOGURODZICA z początku XV wieku

    Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja!
    U twego syna, Gospodzina, matko zwolena Maryja!
    Zyszczy nam, spuści nam.
    Kirielejson.

    Twego dziela Krzciciela, bożyce,
    Usłysz głosy, napełni myśli człowiecze.
    Słysz modlitwę, jąż nosimy,
    A dać raczy, jegoż prosimy,
    A na świecie zbożny pobyt,
    Po żywocie rajski przebyt.
    Kirielejson.

    Nas dla wstał z martwych syn boży,
    Wierzyż w to człowiecze zbożny,
    Iż przez trud Bog swoj lud
    Odjął diablej strożej.

    Przydał nam zdrowia wiecznego,
    Starostę skował pkielnego,
    Śmierć podjął, wspominął
    Człowieka pirwego.

    Jenże trudy cirzpiał zawiernie,
    Jeszcze był nie prześpiał zaśmierne,
    Aliż sam Bog z martwych wstał.

    Adamie, ty boży kmieciu,
    Ty siedzisz u Boga [w] wiecu,
    Domieściż twe dzieci,
    Gdzie krolują anjeli.

    Tegoż nas domieściż, Jezu Kryste miły,
    Bychom z Tobą byli,
    Gdzież się nam radują szwe niebieskie siły.

    Była radość, była miłość, było widzienie tworca
    Anjelskie bez końca,
    Tuć się nam zwidziało diable potępienie.

    Ni śrzebrzem, ni złotem nas diabłu odkupił,
    Swą mocą zastąpił.

    Ciebie dla, człowiecze, dał Bog przekłoć sobie
    Ręce, nodze obie.
    Kry święta szła z boka na zbawienie tobie.

    Wierzyż w to, człowiecze, iż Jezu Kryst prawy,
    Cirpiał za nas rany,
    Swą świętą krew’ przelał za nas krześcijany.

    O duszy o grzeszne sam Bog pieczą ima,
    Diabłu ją otyma,
    Gdzie to sam kroluje, k sob[ie] ją przyma.

    Maryja dziewice, prośmy synka twego
    Krola niebieskiego,
    Haza nas huchowa ote wszego złego.
    Amen tako Bog daj,
    Bychom szli szwyćcy w raj.

    ***********

    Najstarszym zabytkiem pośród polskich pieśni religijnych i patriotycznych jest „Bogurodzica”, zwana też „pieśnią ojców” „pieśnią ojczystą” lub pierwszym polskim hymnem narodowym. Napisana została w języku polskim wierszem zdaniowo-rymowym. Wiersz taki miał wersy o różnej długości. Badaczom historii polskiej literatury nie udało się dotychczas ustalić ani dokładnego czasu powstania utworu, ani jego autora, ani pierwotnej funkcji jaką miałaby pełnić omawiana pieśń. Jeśli chodzi o czas powstania „Bogurodzicy”, to historycy literatury sugerują początki państwa polskiego, jednak brak jest bardziej dokładniejszych wskazań czasowych. Istnieją dwa rękopiśmienne zapisy pieśni, są to zapisy: kcyński i krakowski, oba pochodzą z początków XV wieku. Autorstwo „Bogurodzicy” przypisuje się kilku osobom np. św. Wojciechowi (zamarł w 997 roku), św. Jackowi Odrowążowi (zamarł w 1257 roku) lub zakonnikowi, żyjącemu w XIII wieku, który był franciszkaninem i nosił imię Boguchwał. Jedno jest pewne do dziś mówi się o anonimowym autorze tekstu, który świadomie mógł być napisany bez podania twórcy „dla chwały Bożej”.

    Wspomniany powyżej zapis pieśni zwany kacyńskim został odnotowany na tylnej wklejce oprawy kodeksu z łacińskimi kazaniami Macieja z Grochowa, będącego wikariuszem w Kcyni koło Gniezna. Zapis ten sporządził nieznany autor prawdopodobnie około 1407 lub 1408 roku. Obecnie zapis ten znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie.

    Drugi zapis zwany krakowskim obejmuje 14 zwrotek bez nut i zachował się na karcie łacińskiego kodeksu Biblioteki Jagiellońskiej. Analiza obu zapisów pozwala przypuszczać, że początkowo teks znany był z przekazów ustnych. Do dziś przetrwało około sześćdziesiąt rękopiśmiennych i drukowanych przekazów omawianego tekstu.

    Pieśń „Bogurodzica” pełniła różne funkcje, istnieją źródła wskazujące na jej znaczenie religijne, bowiem już w XIV wieku była śpiewana przez wiernych przed lub po kazaniu, podczas procesji lub świąt Maryjnych. Jan Długosz w „Rocznikach”, opartych na relacji naocznego świadka bitwy pod Grunwaldem, spisanej w „Kronice konfliktu Władysława, króla polskiego, z Krzyżakami, w Roku pańskim 1410” dwukrotnie wspomina o odśpiewaniu „Bogurodzicy” przez całe wojsko polskie. Jan Długosz pisze o tym fakcie również w innym dziele pt.:„Dzieje”. Znana jest także relacja z uroczystej koronacji Władysława Jagiellończyka w 1440 roku, kiedy to kardynał Zbigniew Oleśnicki jako pierwszy zaintonował pieśń pt. „Bogurodzica”. Prawdopodobnie odśpiewano ją również podczas bitwy pod Warna w 1444 roku. W XV wieku polscy biskupi obdarzyli pieśń specjalnymi odpustami, z kolei w pierwszej połowie XVI wieku została przetłumaczona na język łaciński i białoruski. W wieku XVII odnotowywano „Bogurodzicę” jako „dziadowską” pieśń, która nie była już tak zanan i szanowana. Dopiero w wieku XIX przywrócono jej należną rangę . Dziś podobnie jak w średniowieczu „Bogurodzica”. jest wykonywana podczas ważnych uroczystości zarówno państwowych jak i kościelnych.

    Kompozycja pieśni.

    Najdłuższa wersja zapisanej „Bogurodzicy” stanowi dwadzieścia cztery wersy, powtarzające się piętnaście zwrotek tworzy tzw. tekst kanoniczny, zapisany m. i. n w „Statucie” Jana Łaskiego. W pieśni można wyodrębnić trzy zasadnicze człony:

    • Część dwuzwrotkową – archaiczną.
    • Część zwaną „ wielkanocną”.
    • Część „pasyjną”.

    Trudno określić jak wyglądał proces scalania wszystkich części w jedną całość, ważne jest natomiast to, że nie zanikł jej religijny charakter, o czym świadczy powtarzany kilkakrotnie zwrot Kyrie eleison. W najstarszej części pieśni pierwsza zwrotka zawiera zwrot do Bogurodzicy Matki Maryi Panny, druga natomiast do Jezusa Chrystusa, mamy więc do czynienia z liryką zwrotu do adresata. Podmiot liryczny w pieśni jest zbiorowy i oznacza wszystkich wiernych.

    W Bogurodzicy znajdują się liczne archaizmy, niektóre z nich były przestarzałe już w XV wieku. Oto niektóre przykłady tych archaizmów:

    • dziela – dla; bożyc – syn Boga; Gospodzin – Pan,
    • Bogurodzica – matka Boga,
    • raczy – racz ; zyszczy – pozyskaj; spuści – ześlij,
    • Bogiem sławiena – sławiona przez Boga,
    • Krzciciela – Chrzciciela .

    Styl utworu jest bardzo wysublimowany, zawiera mnóstwo paraleli, rymów zewnętrznych i wewnętrznych oraz paradoksów i antytez. T. Michałowska tak oto wypowiedziała się na temat znaczenia pieśni „Bogurodzicy” :

    W gruncie rzeczy wciąż pozostajemy trochę bezradni wobec tajemniczego dzieła, którego wyrafinowany artyzm wznosi początki naszej poezji narodowej do rzędu najwyższych zdobyczy twórczości europejskiego średniowiecza.

    Zabytki piśmiennictwa średniowiecznego/Małgorzata Grządziel

    *********************

    ************************************************************************

    ***

    Ucieczka

    „Płaszcz ochronny Maryi”, Muzeum Bode, Berlin.
    “Płaszcz ochronny Maryi”, Muzeum Bode, Berlin

    ****

    Im bardziej ją poznawałem, tym stawała mi się droższa. Najstarsza znana nam maryjna modlitwa powstała w ogromnym ucisku, gdy krew lała się strumieniami, a chrześcijanie zmuszeni byli do dokonywania dramatycznych wyborów. Nic dziwnego, że Franciszek, pisząc do nas majowy list, uciekł się „pod Jej obronę”.

    Który czas był największym bagnem, w jakim pogrążył się Kościół? – pytałem przed kilkoma miesiącami abp. Grzegorza Rysia. – Nie odważę się wymienić jednego zawirowania czy zakrętu – odpowiedział. − Można prześledzić całą historię Kościoła i zachwycić się tym, w jaki sposób, raz po raz, Bóg wyprowadzał go na prostą. Pierwszy bolesny zakręt? W połowie III wieku w trakcie krwawych prześladowań za Decjusza wielu chrześcijan zaparło się wiary i po raz pierwszy w dziejach Kościoła pojawiła się masowa apostazja.

    Ratunku!

    Krew polała się strumieniami. Decjusz Trajan, obwołany przez legiony cesarzem pod koniec 249 roku, okazał się twardym, zdecydowanym władcą, dążącym do wzmocnienia pozycji imperatora i przywrócenia tradycyjnej rzymskiej pobożności. Już trzeciego dnia 250 roku, tuż po złożeniu dorocznej ofiary Jowiszowi, wydał edykt nakazujący wszystkim mieszkańcom gigantycznego cesarstwa złożenie ofiary rzymskim bogom. To miał był test lojalności obywateli imperium. Dopilnować tego mieli wyznaczeni urzędnicy, a złożenie ofiary potwierdzał „libellus”, czyli zaświadczenie podpisane przez sędziego i świadków.

    Wyznawcy Chrystusa zostali postawieni pod ścianą. Mieli wybór: albo pokłonią się bogom imperium, zapierając się wiary w Bożego Syna, albo czeka ich koszmarna śmierć. Jednym ze sposobów egzekucji było popularne „damnatio ad bestias”, czyli rzucenie ofiar na pożarcie dzikim zwierzętom (lwom, tygrysom lub niedźwiedziom).

    Wszyscy mieszkańcy imperium (poza Żydami, którym tym razem udało się pozostać bez prawnych represji przy wierze ojców, ponieważ uznano, że nie oddadzą czci wizerunkowi cesarza) byli zmuszeni do składania ofiar i palenia kadzidła rzymskim bogom. Nowa chrześcijańska religia od lat niepokoiła władców. Uznali, że może doprowadzić do społecznego wrzenia.

    Dla wyznawców Chrystusa edykt był trzęsieniem ziemi i zmuszał ich do dramatycznych wyborów. Polała się krew.

    Wołanie w ciemności

    − Pierwsi męczennicy nie prowokowali swych prześladowców – opowiada abp Ryś. − W pracy o ucieczce w czasie prześladowań Tertulian, który był już poza Kościołem, pisał, że czymś niegodziwym jest uciekać. Jego najbliższy duchowy uczeń − Cyprian z Kartaginy – pisząc o ludziach, którzy wyparli się wiary, główny zarzut uczynił z tego, że… nie uciekli. Powinni byli uciec – pisał – ale zadomowili się na ziemi, kupili pola, zbudowali domy i nie chcieli tego zostawić, więc wpadli w ręce prześladowców, a potem załamali się i ostatecznie wyparli się wiary. „Trzeba było uciekać!” – przypominał Cyprian, główny biskup północnej części Czarnego Lądu, zwany nawet „papieżem Afryki”. Sam uciekł. W czasie najbardziej intensywnych prześladowań kierował diecezją z wygnania. Napisał traktat „O upadłych”, w którym pisał, że ucieczka przed śmiercią to zdrowy odruch. Kiedy prześladowania wróciły, święty Cyprian przestał uciekać, poczekał na swoich oprawców i… przyjął ich kolacją. Czy to nie piękne?

    W wyniku okrutnych prześladowań zamordowano nawet samego papieża Fabiana (zginął 20 stycznia 250 r. i spoczął w podziemnym labiryncie katakumb św. Kaliksta) oraz patriarchę Jerozolimy Aleksandra. Krwawe igrzyska zatrzymała dopiero wojna z Gotami, a prześladowania ustały ze śmiercią cesarza 1 lipca 251 roku.

    W tym mrocznym czasie Kościół w Egipcie modlił się słowami, które, jak pokazało życie, na stałe weszły do duchowego krwiobiegu. Zwracając się do Maryi, wołał: „Pod Twoją obronę uciekamy się…”.

    Tą starą antyfoną modlili się koptyjscy chrześcijanie już w połowie III wieku! Znaleziony nieopodal Aleksandrii przez brytyjskich archeologów zniszczony skrawek papirusu o kształcie prostokąta (9 + 18 cm) zawierał właśnie modlitwę prześladowanego Kościoła. Grecki tekst przetłumaczono jako wezwanie: „Pod Twoje Miłosierdzie uciekamy się, Bogurodzico. Naszych próśb nie pomijaj w potrzebie, ale od niebezpieczeństwa wybaw nas: jedyna święta, Ty błogosławiona”.

    Po wieloletnich badaniach ustalono, że modlitwa z papirusu, który opublikowano w 1938 roku, powstała prawdopodobnie około 250 roku w środowisku koptyjskim.

    W kleszczach przeciwieństw

    Kim są Koptowie? To rdzenni mieszkańcy Egiptu, w ich żyłach płynie krew faraonów. Określeniem „Kopt” Arabowie nazwali starożytnych mieszkańców kraju piramid. Dziś poznać ich można po wytatuowanych na dłoniach krzyżach, surowych postach i wielogodzinnej liturgii. Trwają w kleszczach przeciwieństw już od dwóch tysięcy lat. Nie bez przyczyny Biblia określa Egipt słowem „Micraim”, czyli „ziemia ucisku”.

    A ponieważ od czasu arabskiej wiosny sytuacja chrześcijan na spalonej słońcem ziemi pogarsza się z każdym rokiem, wołanie o ratunek pozostaje aktualne jak nigdy.

    Hymn „Pod Twoją obronę” powstał prawdopodobnie jako błaganie o Bożą interwencję w czasie okrutnych prześladowań. Świadczyć może o tym tytuł „Matka Boga”, który Egipcjanie stosowali pierwotnie w stosunku do Izydy (matki Horusa), a chrześcijanie przejęli i odnieśli do Maryi. To również niezbity dowód na to, że określanie Maryi jako „pośredniczki” nie jest żadnym późniejszym wymysłem katolików.

    Pierwszej poważnej zmiany tekstu dokonał w VII wieku św. Grzegorz Wielki. Zmienił słowo „miłosierdzie” na „obronę”. W połowie XVI wieku, po Soborze Trydenckim, w liturgii godzin znajdziemy już dopisek „Panno chwalebna i błogosławiona”, a znane doskonale Janowi Kowalskiemu zwieńczenie modlitwy: „O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza. Z Synem swoim nas pojednaj, Synowi swojemu nas polecaj, swojemu Synowi nas oddawaj” dodane zostało w XVII wieku w związku z rozwojem Sodalicji Mariańskich.

    Tekst zainspirowany był płomiennymi mowami Bernarda z Clairvaux. Ponieważ modlitwa funkcjonowała w wielu wersjach, w 1724 roku Benedykt XIII ujednolicił jej formę.

    Pod płaszczykiem

    To znak jedności, wołanie Kościoła sprzed dramatycznego podziału. Dlatego modlitwę tę odmawiają chrześcijanie Wschodu i Zachodu. Do dzisiaj jest wykorzystywana zarówno w Kościele katolickim, jak i w Cerkwi prawosławnej czy Kościołach wschodnich. Wierni obrządku bizantyjskiego szepczą: „Pod Twoje miłosierdzie uciekamy się, Boża Rodzicielko. Naszych próśb Ty nie odrzucaj”, a Ormianie: „Padamy przed Tobą, o Boża Rodzicielko, i błagamy Cię, o Panno Niepokalana. Ty wypraszaj łaskę dla nas”.

    Co ciekawe, gdy wejdziemy do kościoła za granicą, nie usłyszymy najprawdopodobniej znanej nad Wisłą części zaczynającej się od słów: „O Pani nasza, Orędowniczko nasza…”. Tę dłuższą wersję odmawia się jedynie w Polsce, Niemczech i niektórych regionach Hiszpanii.

    Modlitwę tę szczególnie ukochali dominikanie. Pamiętam, jak szeptali ją nowicjusze na korytarzu poznańskiego klasztoru. Nic dziwnego. Wedle ich legendy „Dominik porwany został w duchu przed Boży tron i zobaczył, że przed Bogiem stoją zbawieni ze wszystkich zakonów, ze swojego jednak Zakonu nie zobaczył nikogo. Zaczął gorzko płakać i stojąc z daleka, nie odważał się przystąpić do Pana i do Jego Matki. Wtedy Pani nasza skinęła, aby do Niej podszedł. »Czemu tak gorzko płaczesz?« On zaś: »Płaczę, bo widzę tutaj ludzi ze wszystkich zakonów, a z mojego Zakonu nie ma tu nikogo«. Pan zaś, położywszy rękę na płaszczu Błogosławionej Dziewicy, rzekł Dominikowi: »Zakon twój powierzyłem mojej Matce. Czy chcesz go zobaczyć?«. Wówczas Błogosławiona Dziewica rozpięła swój płaszcz i rozłożyła go przed błogosławionym Dominikiem. Płaszcz był tak ogromny, że wydawał się obejmować całą niebieską ojczyznę, a pod nim zobaczył niezmierzoną liczbę braci” (o. Jacek Salij, „Legendy dominikańskie”).

    W czasach zarazy

    Do tego poruszającego hymnu nawiązał papież Franciszek, pisząc do pozamykanych w domach wiernych piękny list na maj. „Drodzy Bracia i Siostry, wspólna kontemplacja oblicza Chrystusa z sercem Maryi, naszej Matki, sprawi, że będziemy jeszcze bardziej zjednoczeni jako rodzina duchowa, i pomoże nam przezwyciężyć tę próbę. Będę się za was modlił, zwłaszcza za najbardziej cierpiących, i proszę was, módlcie się za mnie” – pisał Franciszek. „W obecnej dramatycznej sytuacji, pełnej cierpienia i udręki, która ogarnia cały świat, wołamy do Ciebie, Matko Boga i nasza Matko, i uciekamy się pod Twoją obronę. O Dziewico Maryjo, miłosierne oczy Twoje na nas zwróć w tej pandemii korona-wirusa, i pociesz tych, którzy są zagubieni i opłakują swoich bliskich zmarłych, niekiedy pochowanych w sposób raniący duszę. Wspieraj tych, którzy niepokoją się o osoby chore, przy których, by zapobiec infekcji, nie mogą być blisko. Wzbudź ufność w tych, którzy są niespokojni z powodu niepewnej przyszłości i następstw dla gospodarki i pracy. Zawierzamy się Tobie, która jaśniejesz na naszej drodze jako znak zbawienia i nadziei, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo! Amen”.

    Marcin Jakimowicz/GOŚĆ NIEDZIELNY 19/2020

    ***

    Pod Twoją obronę uciekamy się,
    święta Boża Rodzicielko,
    naszymi prośbami racz nie gardzić
    w potrzebach naszych,
    ale od wszelakich złych przygód
    racz nas zawsze wybawiać,
    Panno chwalebna i błogosławiona.
    O Pani nasza,
    Orędowniczko nasza,
    Pośredniczko nasza,
    Pocieszycielko nasza.
    Z Synem swoim nas pojednaj,
    Synowi swojemu nas polecaj,
    swojemu Synowi nas oddawaj.
    Amen.

    ***************************************

    ***

    Modlitwa św. Bernarda lub „Memorare”

    Św. Matka Teresa z Kalkuty opowiadała, że woła do Matki Bożej tymi właśnie słowami, kiedy znajduje się w sytuacjach nadzwyczajnych, kryzysowych, a zwłaszcza wtedy, gdy potrzebuje cudu. ŻYCIE CHRZEŚCIJAŃSKIE/26-07-2019

    Opus Dei - Modlitwa św. Bernarda lub „Memorare”

    Najczęściej nazywana „Modlitwą św. Bernarda”, znana jest również jako „Memorare” – od łacińskiego słowa oznaczającego „pomnij”, „pamiętaj”, które rozpoczyna tekst modlitwy.

    Św. Franciszek Salezy odmawiał tę maryjną modlitwę codziennie, a św. Matka Teresa z Kalkuty uczyła innych, by odmawiali ją zawsze wtedy, gdy najbardziej potrzebują pomocy. Sama też była do niej bardzo przywiązana. Opowiadała, że woła do Matki Bożej tymi właśnie słowami, kiedy znajduje się w sytuacjach nadzwyczajnych, kryzysowych, a zwłaszcza w chwilach, gdy potrzebuje cudu.

    Nie wszyscy wiedzą, że modlitwa ta funkcjonuje w dwóch wersjach, krótszej i dłuższej. Poniżej zamieszczamy obydwie.

    Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo,
    że nigdy nie słyszano,
    abyś opuściła tego,
    kto się do Ciebie ucieka,
    Twej pomocy wzywa,
    Ciebie o przyczynę prosi.
    Tą ufnością ożywiony, do Ciebie,
    o Panno nad pannami i Matko,
    biegnę, do Ciebie przychodzę,
    przed Tobą jako grzesznik płaczący staję.
    O Matko Słowa,
    racz nie gardzić słowami moimi,
    ale usłysz je łaskawie i wysłuchaj.
    Amen.

    [wersja dłuższa]

    Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Maryjo, iż od wieków nie słyszano,
    aby ktokolwiek uciekając się do Ciebie, Twej pomocy wzywając,
    Ciebie o przyczynę prosząc, miał być od Ciebie opuszczony.
    Tą ufnością ożywiony, o Panno nad pannami i Matko,
    biegnę do Ciebie, przychodzę do Ciebie,
    staję przed Tobą jako grzeszny człowiek, drżąc i wzdychając.
    O Pani świata, racz nie gardzić prośbami moimi!
    O Matko Słowa przedwiecznego, racz wysłuchać mnie nędznego,
    który do Ciebie z tego padołu płaczu o pomoc wołam.
    Bądź mi pomocą we wszystkich moich potrzebach teraz i zawsze,
    a osobliwie w godzinę śmierci, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo.
    Przez Twoje święte Panieństwo i Niepokalane Poczęcie,
    o Najświętsza Panno Maryjo, oczyść serce, ciało i duszę moją.
    Amen.


    bł. Alvaro del Portillo

    “Pozwólcie, że zatrzymam się, aby zasugerować wam kilka rozważań na temat pewnego zwyczaju maryjnego, który wspaniale odzwierciedla dwie istotne cechy: wiarę w mocne wstawiennictwo Dziewicy i gorliwą miłość braterską. Mam na myśli modlitwę Memorare, tak głęboko zakorzenioną w Kościele (…)

    Cała nasza wiara jest wprowadzaniem w życie tego zwyczaju. Idziemy do Błogosławionej Dziewicy, ponieważ wiemy, że jest Ona Matką Bożą. Dlatego, poprzez swe wstawiennictwo przed tronem Bożym, staje się Ona błagającą wszechmocą. Pan nie odmawia niczego ukochanej Córce Boga Ojca, Matce Boga Syna i Oblubienicy Boga Ducha Świętego – jakie poczucie bezpieczeństwa i jaka radość płyną z tej pewności! Rozważaj też codziennie na nowo myśl, że nasza Matka jest najpotężniejszą istotą. Chrystus oddał nam ją przed śmiercią na krzyżu. Jako Matka Boża może czynić wszystko, a jako nasza Matka daje nam to, czego potrzebujemy, by być szczęśliwymi i osiągnąć wieczne zbawienie.

    Ten Rok Maryjny jest dobrą okazją, abyśmy, mając przed oczyma przykład wiary Matki Bożej, mogli oczyścić naszego ducha wiary. Często zadawaj sobie pytanie: czy modlę się, mając pewność, że Bóg odpowie na moje modlitwy? Czy wytrwale modlę się za Kościół? Czy ty, podobnie jak św. Josemaria, wszystko powierzasz modlitwie? (Instrukcja, 9.01.1935, 259) (List, lipiec 1987).


    Historia zwyczaju odmawiania codziennie modlitwy Saxum za tego, kto jest w największej potrzebie

    1939. Podobnie, jak mieli w zwyczaju oficerowie w okresie powojennym, również Álvaro wynajmował mieszkanie przy rodzinie, gdy po wojnie został przez przełożonych skierowany do miasta Olot w Katalonii. Właścicielka domu uznała, że ten oficer – przystojny przyszły inżynier budownictwa lądowego – byłby dobrym mężem dla jej córki. Tak więc pewnego dnia wieczorem, kiedy Álvaro wrócił zmęczony do domu, matka i córka czekały na niego z filiżanką czekolady, chcąc z nim porozmawiać i lepiej go poznać. Gdy tylko Alvaro zdał sobie z tego sprawę, zdecydował się opuścić to mieszkanie, ale zanim to zrobił, właścicielka domu próbowała przyspieszyć bieg wydarzeń i zaaranżowała spotkanie Alvaro z jej córką sam na sam.

    Jednocześnie w Madrycie, w sposób nadprzyrodzony, św. Josemaria zrozumiał, w jakim niebezpieczeństwie z punktu widzenia moralności znalazł się jego syn. Dlatego Ojciec poprosił tych, którzy właśnie byli przy nim, aby odmówili razem z nim modlitwę Memorare w intencji osoby, która tego potrzebowała w tym momencie. W tym samym momencie Alvaro opuścił ten dom, niwecząc plany matki i córki.

    Później założyciel Opus Dei wspomniał o tym wydarzeniu w swoich książkach Droga Bruzda, nie wymieniając jednak imienia jego bohatera: “Synu: wspaniale przeżywasz komunię świętych, skoro piszesz do mnie: “Wczoraj to odczułem, że Ksiądz modlił się za mnie!” (Droga, 546). “Komunia świętych: wyraźnie doświadczył jej ów młody inżynier, który mi powiedział: “Ojcze, tego a tego dnia o tej godzinie modlił się Ojciec za mnie” (Bruzda, 472). Później Alvaro zrozumiał, że modlitwa Memorare pomogła mu przezwyciężyć ryzykowną sytuację, w której się znalazł, a której nie szukał ze swej strony.

    Od tego czasu zwyczajem Opus Dei jest codzienne modlić się tą modlitwą do Matki Bożej za wiernych Dzieła, którzy tego najbardziej potrzebują. Św. Josemaría określił ją mianem “modlitwy Saxum”, czyli skały.

    ze strony: OPUS DEI

    ***************************************************************************

    Fatima i wybory przedstawicieli Narodu

    Przeczytaj i pomyśl, iż rzeczywiście Twoje wybory mają znaczenie i swoje konsekwencje!

    „Trwa cierpienie Kościoła i trwa zagrożenie człowieka, a tym samym nie ustaje szukanie odpowiedzi; dlatego wciąż aktualna pozostaje wskazówka, którą dała nam Maryja. Także w obecnym utrapieniu, gdy siła zła w najprzeróżniejszych formach grozi zdeptaniem wiary. Także teraz koniecznie potrzebujemy tej odpowiedzi, której Matka Boża udzieliła dzieciom” w Fatimie mówił w 2011 Benedykt XVI.

    Na naszych oczach wypełnia się prorocka misja Fatimy. Widzimy, jak błędy ateizmu rozlewają się po całym świecie wywołując wojny, cierpienia, prześladowania, „całe narody znikają z powierzchni ziemi”. Zło nazywa się dobrem, dobro ukazuje się jako coś złego i szkodliwego dla człowieka, a bardziej dla swoiście pojmowanego „szczęścia i rozwoju”. Zabijając mówi się, że się jest za życiem, a broniących życia ukazuje się jako ludzi „bez serca”, nie mających nawet odrobiny współczucia dla bliźniego.

    Wypełnia się zatem jakaś „tajemnica zła”, której realność ukazała Maryja fatimskim pastuszkom poprzez „wizję piekła”. Padają wówczas istotne słowa dotyczące Portugalii, które dziś dla nas Polaków powinny zabrzmieć równie donośnie: „w Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary”. Pamiętajmy, iż Polska, jako pierwszy kraj po Portugalii, poszła drogą wskazań Maryi, poświęcając się Niepokalanemu Sercu Maryi, przez ten akt zawierzyła swoją przyszłość prosząc o ocalenie w czasie „czerwonej zarazy”. Niech interpretacja tego krótkiego zwrotu, jakiej dokonała s. Łucja, sprowokuje nas do myślenia w czasie, dokonywania przez nas wyboru przedstawicieli Narodu. Nie są to sprawy drugorzędne, lecz niezmiernie istotne decydujące nie tylko o tym, co dziś, lecz o przyszłości.

    Sens obietnicy dotyczącej Portugalii wskazuje na zasadę, której nie powinniśmy lekceważyć!

    Obietnica dotycząca Portugalii

    W Portugalii na zawsze zachowany zostanie dogmat Wiary. Ta obietnica Matki Bożej nie oznacza, że Portugalczycy z góry są chronieni przed wszelkim złem, że mogą robić, co im się podoba i że wszystko będzie się pomyślnie układać…

    Choć bardzo oszczędna w słowach, gdy odnosiła się do Przesłania z Fatimy, a szczególnie wówczas, gdy wyrażała swą osobistą interpretację wydarzeń, Łucja pozostawiła nam ważne stwierdzenie, owoc osobistych przemyśleń:

    jeśli Portugalia nie zatwierdzi aborcji, będzie uratowana; jeśli jednak ją zatwierdzi, będzie musiała wiele wycierpieć. Za grzech jednostki płaci osoba odpowiedzialna za jego popełnienie, lecz za grzech Narodu płaci cały Lud. Przecież rządzący, którzy ustanawiają niecne prawa, robią to w imię Narodu, który ich wybrał.

    Dzisiaj na Portugalii ciążą trzy społeczne grzechy, które domagają się zadośćuczynienia i nawrócenia: rozwód, aborcja i cywilne śluby osób tej samej płci. To wielki kryzys moralny jest przyczyną wszystkich innych kryzysów. W ciele toczonym przez gangrenę, niezależnie od wielości zastosowanych kuracji, dopóki źródło zła nie zostanie usunięte, nie pojawi się polepszenie stanu zdrowia i śmierć będzie jego kresem. Tak samo dzieje się w tkance społecznej – dopóki amoralność będzie grasować niczym śmiercionośna plaga, dopóty cały naród będzie jęczeć i cierpieć katusze.

    Jednak obietnica się wypełni, gdyż zawsze pozostanie reszta uboga i pokorna, która będzie niczym zaczyn w cieście. Dobro zawsze zwycięża zło i wyłącznie do Boga należy zwycięstwo”.

    W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary

    W aspekcie rysującego się dość czarnego scenariusza dla świata i ludzkości Maryja wplata 13 lipca również i takie zdanie: „W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd.” . Łucja komentuje to bardzo prosto, a mianowicie: „Obietnica ta wskazuje, iż w Portugalii wiara zawsze będzie istnieć, nawet wtedy, gdy ateiści będą chcieli ją ugasić”.

    Prawdziwa wierność ukazuje się w obliczu zagrożeń i przeciwności. Zachowanie wiary przez Portugalię, o którym przypomina Maryja w Fatimie nie zakłada „świętego spokoju” w tym kraju, ale właśnie uświadamia, iż pomimo zmagać i przeciwności dogmat wiary się ostoi i Portugalia nie wyprze się swego chrześcijańskiego dziedzictwa, a przede wszystkim katolickich norm wiary.

    Ostatnie słowa Hiacynty wypowiedziane w czasie choroby w Lizbonie (1920 r.):

    „Biedna Matka Boża! Ach, jak mi smutno z powodu Matki Bożej, tak bardzo się martwię!

    Jeśli ludzie wiedzieliby, czym jest wieczność, zrobiliby wszystko, żeby zmienić swoje życie!

    Lekarze nie mają światła, aby wyleczyć chorych, ponieważ nie mają miłości Bożej.

    Jeśli rząd dałby spokój Kościołowi i zostawiłby wolność religii, byłby błogosławiony przez Boga”.

    Umierająca Hiacynta, jako niespełna 10 letnia dziewczynka dzieli się swoimi przemyśleniami, których charakter bardziej wskazywałyby na to, iż ich autorem jest dorosły człowiek. A może w tym jest i jakieś wskazanie na dziś dla nas? Może to my dziś nie zauważamy oczywistości, które są tak jasne i proste? Mówią o nich nawet dzieci, lecz nas dorosłych coś zaślepiło i nie dostrzegamy fundamentalnych prawideł naszego życia i funkcjonowania w społeczeństwie.

    Polska upadła, gdyż nie wypełniła ślubów

    „Kiedy emigranci polscy w Paryżu obchodzili w roku 1856 dwóchsetną rocznicę „Ślubów Jana Kazimierza”, wówczas polski kaznodzieja,. ks. Aleksander Jełowicki, omawiając obowiązek człowieka wobec ślubowanego czynu, doszedł do wniosku, że Polska dlatego upadla, bo naród nie wypełnił zaprzysiężonych zobowiązań.

    Przed trzema miesiącami znowu katolicki naród polski u stóp Jasnogórskiej Pani złożył nowe ślubowania, których  treść znana jest wszystkim.

    A więc nie powtarzajmy dawnego błędu niewypełnienia przyjętych przez ślubowanie zobowiązań, ale od słów przejdźmy teraz do czynów, do życia prawdziwie katolickiego w rodzinie, w społeczeństwie” ( ks. A. Marchewka 1946 r.).

    Czy wybieramy jednak tych, którzy pomogą nam w przyszłości wypełnić zaciągnięte zobowiązania? Czy popieramy tych, którzy będą mieli szczerą intencję, by współpracować w tym dziele podjęcia czynem złożonych przyrzeczeń? Dla każdego z nas: jako Polaków i ludzi wierzących, ten aspekt nie może być lekceważony. Dokonujmy wyborów mając świadomość, iż osoby na które głosujemy są naszymi reprezentantami. Jeśli zatem wybranie przez nas przedstawiciele Narodu będą ustanawiać prawa godzące w Boże prawo, my wszyscy poniesiemy tego konsekwencje.

    Pamiętajmy: Za grzech jednostki płaci osoba odpowiedzialna za jego popełnienie, lecz za grzech Narodu płaci cały Lud – gdyż to Naród wybiera swoich przedstawicieli, którzy ustanawiają prawa.

    Sekretariat Fatimski/Krzeptówki

    *****

    Arcybiskup Marek Jędraszewski udzielił wiernym dyspensy od mszy w związku z koronawirusem
    fot.Krzysztof Cabak
    ***

    W związku wyborami na urząd Prezydenta naszej Ojczyzny Metropolita Krakowski, Ksiądz Arcybiskup Marek Jędraszewski napisał list pasterski do wiernych Archidiecezji Krakowskiej, w którym pisze bardzo wyraźnie o naszej odpowiedzialności:

       „W imię miłości do Ojczyzny i w duchu wielkiej za nią odpowiedzialności bardzo proszę Was wszystkich także osoby starsze, które dobrze pamiętają czasy walki z Kościołem i jego nauczaniem, abyście w najbliższą niedzielę, 12 lipca br., jak najliczniej wzięli udział w II turze wyborów prezydenckich i zgodnie z właściwie ukształtowanym sumieniem opowiedzieli się za tym kandydatem na urząd prezydenta RP, którego polityczny program jest bliski nauce społecznej Kościoła ze względu na obronę fundamentalnej wartości życia oraz tradycyjnie pojmowaną instytucję małżeństwa i rodziny, a także troskę o zagwarantowanie rodzicom prawa do wychowywanie ich dzieci.”

    *******

    Ksiądz Biskup Ignacy Dec:

    Katolik powinien głosować na kandydata głoszącego poglądy zgodne z Dekalogiem i Ewangelią

    fot: ks. D.Marcinkiewicz
    ***

    “Każdy obywatel jest odpowiedzialny za Ojczyznę, winien uczestniczyć w sprawach publicznych, a zatem udział w wyborach to nasz obowiązek. Wynika on z odpowiedzialności za dobro wspólne. Jednocześnie katolik, dokonując wyboru, powinien zawsze pamiętać, że każda nasza decyzja ma moralny wymiar. Może być dobra albo zła. Ta wyborcza także”.

    **********

    Zakon Rycerzy Jana Pawła II chce ożywić kult św. Stanisława Kostki

    Samplemateriały prasowe

    **

    W parafii pw. Chrystusa Zbawiciela w Przasnyszu w diecezji płockiej powstała chorągiew Zakonu Rycerzy Jana Pawła II. To już jedenasta chorągiew w diecezji. Jej członkowie pragną ożywić kult św. Stanisława Kostki (1550-1568), który w 1550 roku został ochrzczony właśnie w Przasnyszu.

    Inicjatorem utworzenia chorągwi Zakonu Rycerzy Jana Pawła II w parafii pw. Chrystusa Zbawiciela był jej proboszcz ks. kan. Romuald Ciesielski. Chorągiew liczy aktualnie jedenastu rycerzy oraz trzech kadetów (czyli osób poniżej 18 roku życia).

    Mężczyźni są w różnym wieku i wykonują różne zawody, część z nich jest z Pokolenia Jana Pawła II. Łączy ich zaangażowanie w życie parafii i pragnienie formacji zgodnie z nauczaniem św. Jana Pawła II. Niebawem przywiozą z Krakowa do Przasnysza relikwie Świętego. .

    Postanowili należeć do chorągwi Zakonu Rycerzy Jana Pawła II z jeszcze jednego powodu: „Nasza parafia jest w Przasnyszu, związanym ze św. Stanisławem Kostką, który urodził się w pobliskim Rostkowie. Chcielibyśmy ożywić jego kult i otoczyć opieką Sanktuarium św. Stanisława Kostki w Rostkowie” – zapowiada ks. proboszcz.

    Janusz Paczkowski, komandor Zakonu w diecezji płockiej również podkreśla, że chociaż św. Jan Paweł II to w nim centralna postać, jednak rycerzom zależy również na promocji lokalnych świętych, a takim jest z pewnością św. Stanisław Kostka, który wychował się w Rostkowie, na mazowieckiej ziemi. To patron dzieci i młodzieży oraz diecezji płockiej: „To jeden z naszych największych świętych, chcemy go przypomnieć” – obiecuje Janusz Paczkowski.

    W diecezji płockiej jest obecnie jedenaście chorągwi Zakonu Rycerzy Jana Pawła II. Dwie kolejne mają powstać w sierpniu w Płońsku.

    ***

    Zakon Rycerzy Jana Pawła II działa od 2012 roku, w 19 diecezjach w Polsce i Kanadzie, w 52 parafiach. Liczy około 900 Braci Rycerzy. W diecezji płockiej istnieje 11 chorągwi Zakonu, komandorem jest Janusz Paczkowski, a kapelanem ks. dr Tomasz Brzeziński, rektor Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku.

    Zasadniczym celem Zakonu Rycerzy Jana Pawła II jest formacja katolików-mężczyzn świeckich poprzez stawianie sobie za wzór osoby patrona – św. Jana Pawła II (Karola Wojtyły), który swoim świadectwem pokazywał jak łączyć męskość i świętość. Swoje powołanie Rycerze Jana Pawła II chcą realizować poprzez zaangażowanie w takie rodzaje aktywności jak m.in. obrona wartości chrześcijańskich, w tym rodziny, życia – od poczęcia do naturalnej śmierci, promocja nauczania Jana Pawła II, promowanie katolickiej duchowości świeckich, wspieranie duchowieństwa czy promocja duchowości mężczyzny.

    Św. Stanisław Kostka urodził się 28 października 1550 r. w Rostkowie koło Przasnysza w diecezji płockiej, został ochrzczony w kościele św. Wojciecha w Przasnyszu; zmarł 15 sierpnia 1568 r. w Rzymie. Jest m.in. patronem Polski, diecezji płockiej, ministrantów oraz dzieci i młodzieży. Był synem kasztelana zakroczymskiego.

    W wieku 14 lat razem ze starszym bratem Pawłem został wysłany do szkół jezuickich w Wiedniu. W grudniu 1565 r. ciężko zachorował. W nocy miał wizję, w której św. Barbara z dwoma aniołami przyniosła mu komunię św. Miał też drugą wizję, w której Matka Boża z Dzieciątkiem Jezus pochyla się nad nim i składa mu w ramiona Dzieciątko. Rano wstał zupełnie zdrowy.

    Stanisław pragnął wstąpić do zakonu jezuitów, ale nie uzyskał zezwolenia rodziców. W sierpniu 1567 r. pieszo, w przebraniu, uciekł z Wiednia. W pogoń za nim ruszył jego brat Paweł. Stanisław dotarł do Dillingen w Bawarii (około 650 km) i zgłosił się do świętego Piotra Kanizjusza. Ten wysłał go do Rzymu, gdzie święty Franciszek Borgiasz przyjął go 28 października 1567 r. do nowicjatu. Mając 18 lat złożył śluby zakonne.

    10 sierpnia 1568 r. nagle zachorował na malarię i zmarł 15 sierpnia 1568 r. w Rzymie. Na jego pogrzeb przybyły tłumy. Od 1983 roku z Przasnysza do Rostkowa wyrusza doroczna pielgrzymka dzieci i młodzieży. Rok 2018 był w Polsce i diecezji płockiej Rokiem św. Stanisława Kostki.

    Kai.pl/25.07.2020/Przasnysz Ⓒ Ⓟ

    ***************************************

    27-latek idzie z krzyżem przez Polskę. Modli się o nawrócenie narodu

    Michał Ulewiński ma 27 lat. Od miesiąca przemierza Polskę z 15-kilogramowym krzyżem na plecach i modli się o nawrócenie narodu. W poniedziałek (20 lipca) będzie na Giewoncie.

    Archiwum Michała Ulewińskiego
    ***

    – Na ten krzyż złożyłem wszystkie grzechy narodu polskiego i złączyłem je z ofiarą na krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa, ofiarując to wszystko kochanemu Ojcu – mówił Michał w pierwszych dniach pielgrzymki na kanale na YouTube „Państwo Boże”.

    Swoją wędrówkę rozpoczął w miejscowości Różaniec w woj. warmińsko-mazurskim. Obecnie podąża na południe. Najbliższą noc spędzi w Zakopanem, a w poniedziałek zamierza zdobyć Giewont. Następnie przejdzie do Gniezna a stamtąd do Sokółki – Uczynię na Polsce znak krzyża. Wierzę, że wtedy Pan Bóg pobłogosławi naszej Ojczyźnie – wyznaje Michał.

    Swoją wędrówką chce na mapie Polski wyrysować znak krzyża

    Inspiracją do wyruszenia w drogę były słowa Apokalipsy św. Jana oraz “Dzienniczka” św. Siostry Faustyny. – Przypominały mi się słowa do Siostry Faustyny „dla ciebie błogosławię całemu krajowi”. Dlatego idę po błogosławieństwo dla naszego narodu – mówi Michał.

    Na swojej drodze pielgrzym doświadcza niezwykłej troski ze strony napotkanych ludzi. Niektórzy pomagają nieść krzyż, inni proponują nocleg i ciepły posiłek. Noce spędza w domach gościnnych katolików oraz na plebaniach. Jak dodaje z uśmiechem, najwięcej jedzenia otrzymuje w środy i w piątki, ale wtedy odmawia, bo w te dni pości o chlebie i wodzie. Tę praktykę podjął niedługo po swoim nawróceniu, którego doświadczył w 2016 r.

    Nocleg w parafii w Bielewach po 329 km wędrówki

    – Nie możemy być obojętni na to, jak wygląda dzisiejszy świat. Pan kładzie przed nami życie i śmierć. Musimy wybrać: czy odwrócimy się od Boga i zostaniemy ukarani jak inne narody, czy zaufamy Panu. – mówi i zachęca do podejmowania czynów pokutnych za grzechy swoje i najbliższych.

    Pielgrzymkę Michała można śledzić na stronie na Facebooku: Państwo Boże.

    Anna Bandura/Tygodnik NIEDZIELA/19/07/2020

    ***

    27-latek idzie z wielkim krzyżem na ramieniu przez całą Polskę

    Samplefot. Facebook/Michał Ulewiński

    **

    27-latek Michał Ulewiński przemierza Polskę na piechotę z wielkim krzyżem na ramieniu. W ten weekend dotarł na Podhale. Zamierza wejść na Giewont, a także pokłonić się przed Matką Boską Ludźmierską.

    – Każdego dnia doświadczam coraz więcej dobroci. Po drodze odbyłem kilka rozmów, dostałem obrazek od Oliwki na pamiątkę. Pani Basia napisała, czy mam buty, żeby bezpiecznie wejść na Giewont, a Pan Przemek przywiózł mi te buty! Dostałem kilka propozycji noclegu, ale pierwsza była Pani Ewa i u niej spędzam dzisiejszą noc. Górzyste tereny dają się we znaki, ale Pan Bóg obficie błogosławi i niech błogosławi tak całej Polsce – mówi Michał Ulewiński.

    Michał Ulewiński wędruje przez całą Polskę z wielkim krzyżem na ramieniu. – Na ten krzyż położyłem wszystkie grzechy narodu polskiego i złączyłem je z ofiarą na krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa, ofiarując to wszystko kochanemu Ojcu – tłumaczy pomysł takiej wędrówki Michał Ulewiński. Jego wędrówkę można oglądać na kanale YouTube „Państwo Boże”, a także śledzić na Facebooku.

    Wędrowiec podkreśla ogromne wsparcie ze strony wielu osób, które pozdrawiają go w różnych miejscach, także na Podhalu. 27-latek spędzi na Podhalu kilka dni. Wybiera się na Giewont i chce pokłonić się Matce Boskiej Ludźmierskiej w Ludźmierzu.

    20 lipca 2020/Zakopane/Kai.pl

    ***

    27-latek idący z krzyżem przez całą Polskę dotarł na Giewont!

    Michał Ulewiński od miesiąca przemierzał Polskę z 15-kilogramowym krzyżem na plecach i modlił się o nawrócenie narodu. 21 lipca dotarł na Giewont.

     2020-07-22 14:21

     Tomasz Pańszczyk Fotograf /fb.com

    – Na ten krzyż złożyłem wszystkie grzechy narodu polskiego i złączyłem je z ofiarą na krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa, ofiarując to wszystko kochanemu Ojcu – mówił Michał w pierwszych dniach pielgrzymki na kanale na YouTube „Państwo Boże”.

    Na profilu FB prowadzonym przez Michała, możemy przeczytać treść modlitwy jaką odmówił zaraz po dotarciu na Giewont:

    „To modlitwa, którą odmówiłem przy krzyżu: Usłysz Boże, wołanie Twojego ludu. Spójrz na krew przelaną w obronie wiary i tradycji w tym narodzie, który powierzył się Matce Twojego Syna. Wspomnij na męczeństwo ofiarę tych, którzy poświęcili się na ołtarzu Ojczyzny, by bronić jej przed czerwonym smokiem. Niech ich modlitwa przyczyni się do oczyszczenia narodu Polskiego. Boże Ojcze nasz błagam Cię, uwolnij nas od grzechu i złych przyzwyczajeń, wypisz w naszych sercach swoje święte prawo i daj nam siłę, abyśmy spełnili przyrzeczenia i śluby, których dokonaliśmy przed gronem naszej Królowej. Zmiłuj się nad nami, Boże w miłosierdziu swoim, w obronie swej litości zgładź nieprawości naszą. Odwróć swe Oblicze od naszych grzechów i zniszcz wszystkie nasze przewinienia. Ojcze, składam Ci tę drogę i trud jak pokutę za grzechy narodu Polskiego. Wejrzyj na moje uniżenie, pokornie błagam Cię, abyś przez Najświętszą ofiarę Syna Swojego, a Pana Naszego Jezusa Chrystusa i wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny pobłogosławił nam w budowaniu wielkiej i świętej Polski.

    W naszych sercach – Króluj nam, Chryste!

    W naszych rodzinach – Króluj nam, Chryste !

    W naszych parafiach – Króluj nam, Chryste!

    W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam, Chryste !

    W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam, Chryste !

    W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam, Chryste !

    W naszych miastach i wioskach – Króluj nam, Chryste!

    W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam,Chryste !!!”

     Tomasz Pańszczyk Fotograf /fb.com

    Jak informuje z Giewontu chce pójść do Gniezna, a następnie do Sokółki, tak aby jego trasa uczyniła nad Polską znak krzyża.”

    – Nie możemy być obojętni na to, jak wygląda dzisiejszy świat. Pan kładzie przed nami życie i śmierć. Musimy wybrać: czy odwrócimy się od Boga i zostaniemy ukarani jak inne narody, czy zaufamy Panu. – mówi i zachęca do podejmowania czynów pokutnych za grzechy swoje i najbliższych.

    Tygodnik NIEDZIELA

    ************************************************************************

    Ksiądz otacza Polskę modlitwą jadąc 3 tys. km na rowerze

    Kapłan z diecezji siedleckiej i jednocześnie podporucznik Wojska Polskiego ks. Bogumił Lempkowski 2 lipca wyruszył w samotną rowerową pielgrzymkę dookoła Polski w intencji Ojczyzny. Dziś, 24 lipca, ma przed sobą ostatni odcinek trasy. 

    Ks. Lempkowski dzielił się swoimi przeżyciami z pielgrzymki na swoim Facebookowym profilu. W każdym wpisie podkreślał, że jedzie dla Polski, że otacza modlitwą naszą Ojczyznę i rodaków, jednocześnie prosząc o duchowe wsparcie i dla niego na dalszą podróż.

    W dniu wyjazdu pisał (pisownia oryginalna): PIELGRZYMKA ROWEROWA DOOKOŁA POLSKI W INTENCJI OJCZYZNY. JUTRO WYRUSZAM. Kochani, oczywiście proszę o modlitwę za mnie, ale przede wszystkim za NASZĄ KOCHANĄ NAJJAŚNIEJSZĄ RZECZYPOSPOLITĄ. Już czuję Waszą modlitwę. Pan Bóg i Matka Boża już troszczą się o mnie. Doświadczyłem tego w czasie przygotowań. Ruszam w Uroczystość Matki Bożej Kodeńskiej Królowej Podlasia i Jednosci 2 lipca.

    Oto kolejne z postów kapłana (pisownia oryginalna):

    Na koniec trochę statystyki. Rekord pobity

    Nigdy pierwszego dnia nie robiłem wiecej niż 162 km. Teraz 170 km pierwszego dnia czyli rozgrzewkę. Miałem kryzys przed Kodniem… brak prądu w bateriach wiec podlaczylem się pod prąd w Koronce do Milosierdzia Bożego. Ten nigdy nie zawodzi.

    Dziś I. piątek miesiąca. Rano skwar, że lepiej było jechać niż siedzieć na odpoczynkach, stąd były one bardzo krótkie. Zatrzymaliśmy się w Dubience. Młodzi konserwatorzy odnawiali figurę Pana Jezusa Dobrego Pasterza. Czasem potrzeba odnowy siebie Kościoła, naszego Narodu. Stąd intencja dzisiejszego mojego sporego trudu. Odnowę zacząłem od siebie, ofiarowałem trud spiekoty i deszczu w intencji mojego Kościoła i mojego Narodu. Amen. Popołudniu deszcz i jazda w deszczu po dziurawym asfalcie z kałużami. Na nocleg po 152 km dotarłem o 20.30 do Dołchobyczowa.

    Ps. Jutro jadę z sakwami. 137km. Módlcie się za mnie. Proszę i dziękuję.

     www.facebook.com/bogumil.lempkowski

    Ks. Lempkowski na rowerze przejeżdżał średnio 155 km dziennie:

    Kochani, dziś pierwsza sobota miesiąca więc Mama zaopiekowała się wspaniale. Piękne słonko, niewielki zefirek, asfalcik rewacja, prawie cały różaniec odmowiony już przed poludniem w intencji Ojczyzny, w intencji mojej mamy, Kościoła w Polsce, Waszych intecjach. Złożyłem te intencje w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w Lubaczowie. Cudowna s. Samuela też będzie modlić się za nasz wszystkich. Dziś przekroczyłe rzekę San. Jutro dalej na południe do Lutowisk – starzy oazowicze znają doskonale.

    Ps. Po trzech dniach jestem na 467 km co daje 155 km dziennie średnia.

    Po środowej trasie (22 lipca) ksiądz pisał:

    Kochani, to byl dobry dzień. 145 km ide spać. Wybaczycie ? Jest 2.05

    Ps. Pan Bóg prowadzi. Wstaję śniadanko bez Mszy świętej wyjątkowo. Już dawno zaplanowałam Mszę świętą w Sokółce. Dziękuję najprzeserdeczniej Emilce i Sebastianowi. Ruszam-y , towarzyszy mi wytrawny kolarz Tadek. Najpierw szutr potem asfalt i znów szutr przez las. Tadkowi wplątuje sie w przerzutkę patyk. Meczymy się z 15 min. Jest. Naprawione ruszamy. Koniec szutru, wioska Mikaszowka. Zdjęcie przy kanale Czarna Hańcza. I… zlewa. Pan Bóg spowolnił nas byśmy nie zmokli. Ekspozycja upamiętniająca Obławę Augustowską. Widzę proboszcza. Zaprasza na kawę. Cudownie. Rozmowa o Polsce , ofiarach, patriotyzmie. Ruszam dalej. W Sokółce Msza święta. Spotkanie po latach z ks. Dziekanem. To tu zaczely się Msze święte za Ojczyznę. Z Skokołki do Krynek. Obiad u p. Józefa Popiełuszki brata bł. Księdza Jerzego.

    Dziś przed księdzem ostatnie 130 km, jest już z powrotem na Podlasiu. 3000 km w nogach, jak sam pisze – dla ukochanej Ojczyzny.

    Tygodnik Niedziela/24.07.2020

    *************************************************************

    Wyjątkowa misja

    Wyjątkowa misja
    fot. Henryk Przondziono/ Gość Niedzielny
    ***

    Eduardo Verastegui, znany aktor, muzyk i działacz pro-life, w czasie swojej podróży do Polski powiedział: „Kim jesteś, jeśli nie stajesz w obronie tego, w co wierzysz?”.

    Eduarda Verastegui pamiętamy z poruszających filmów, takich jak „Bella”, „Little Boy” czy „Cyrk motyli”, gdzie zagrał razem z Nickiem Vujicicem. W Polsce aktor jest najbardziej kojarzony z filmem „Cristiada”, będącym historią meksykańskich męczenników, gdzie zagrał Anacleta Floresa u boku Andy’ego Garcii i Ewy Longorii. Niezwykłym przedsięwzięciem artysty jest odmawianie w czasie pandemii koronawirusa Różańca, który każdego dnia gromadzi tysiące użytkowników portali społecznościowych. Aktor nazywa ich wszystkich „rodziną”. Wołają razem z nim do Matki Bożej z Guadalupe w intencji zakończenia pandemii, za rodziny oraz o pokój na świecie.

    Pod płaszczem z Guadalupe

    Eduardo Verastegui jest zaangażowany w obronę życia dzieci nienarodzonych. Dla nich i dla ich matek, które stoją przed dramatycznym wyborem, czy urodzić dziecko, czy raczej dokonać aborcji z powodu lęku, poczucia osamotnienia i bezsilności, razem z przyjaciółmi (należy do nich Gianna Emmanuela, córka św. Joanny Beretty Molli) stworzył niezwykłą klinikę. Otwarty w 2011 roku ośrodek został nazwany Płaszcz z Guadalupe, na cześć Matki Bożej, która jest patronką Meksyku, a na świecie znana jest zwłaszcza jako opiekunka dzieci nienarodzonych. I rzeczywiście widać Jej pomoc i błogosławieństwo, ponieważ wiele tysięcy spodziewających się dziecka kobiet w trudnej sytuacji otrzymało tam wszechstronną bezpłatną pomoc.

    Aktor bardzo szeroko rozumie działalność pro-life. Dla niego to dużo więcej niż tylko obrona życia dzieci nienarodzonych. – Zaangażowanie na rzecz pro-life obejmuje także zainteresowanie się losami dzieci, które są głodne i nie mają normalnego domu i kochającej rodziny, oraz tymi, które są porywane, a potem sprzedawane i wykorzystywane seksualnie. Takich dzieci są miliony. Koniecznie trzeba z tym skończyć – mówi Eduardo Verastegui. – Chronienie życia, a także godności każdego dziecka oraz zainteresowanie się młodzieżą, która potrzebuje pomocy i jest niszczona przez uzależnienia – na tym również według mnie polega działalność pro-life. Ale i to jeszcze nie wszystko. Być pro-life oznacza też stawać w obronie niesłusznie skazanych czy pozbawionych prawa do obrony z powodu braku środków finansowych na opłacenie prawnika. To również otwartość na potrzeby seniorów. Przygotowaliśmy programy, które polegają na tym, że młodzież spotyka się z osobami starszymi, samotnymi, zwłaszcza w domach opieki, których nie odwiedzają bliscy. Te wszystkie działania są za życiem: chronienie od poczęcia aż do naturalnej śmierci. To jest dla mnie wyjątkowa misja – dodaje z przekonaniem Eduardo.

    W trudnym czasie epidemii aktor też angażuje się w pomoc na rzecz potrzebujących. Dołączając do ruchu Dona Despensas (Podaruj Spiżarnię), razem z przyjaciółmi przygotował już 60 tys. paczek dla ubogich wielodzietnych rodzin.

    Różaniec dla świata

    Eduardo Verastegui zmobilizował 200 tys. osób do wspólnego odmówienia Różańca 13 maja, we wspomnienie Matki Bożej Fatimskiej. Następnego dnia rzucił wyzwanie, aby na zakończenie maryjnego miesiąca maja i w niedzielę Pięćdziesiątnicy zgromadzić milion osób z różnych części świata odmawiających Różaniec. 7 czerwca zaprosił do wspólnej modlitwy w intencji bardzo dotkniętych skutkami epidemii Stanów Zjednoczonych. Te internetowe różańcowe spotkania nazwał Rosario por el Mundo, czyli Różaniec dla Świata. Uczestniczą w nim również Polacy. 31 maja wiele osób łączyło się z Eduardo nie tylko przez media społecznościowe, ale modliło się razem z nim w tym samym czasie w swoich kościołach. – Moi rodzice o godzinie 20 czasu polskiego, czyli o godzinie 13 czasu meksykańskiego, w łączności z Eduardem odmówili Różaniec przy grobie bł. ks. Jerzego Popiełuszki – opowiada Marek Popiełuszko, bratanek męczennika. Wiemy, że Różaniec jest potężną bronią. A o tym, że często pojawiają się różne przeszkody w dążeniu do dobra, mógł przekonać się nie tylko artysta, ale wszyscy modlący się razem z nim, kiedy w czasie odmawiania modlitwy od czasu do czasu w mediach społecznościowych pojawiały się nieprzewidziane „usterki techniczne”. 7 czerwca Rosario por el Mundo był ofiarowany szczególnie w intencji Stanów Zjednoczonych, m.in. z powodu niepokojów społecznych, jakie miały miejsce po tragicznej śmierci jednego z obywateli, który był Afroamerykaninem.

    – Można posługiwać się sztuką, na przykład filmem czy muzyką, aby ukazywać światu piękno rodziny, szacunek dla drugiego człowieka od momentu poczęcia aż do późnej starości – mówi Eduardo Verastegui. – Rodzina, aby mogła trwać, musi opierać się na miłości, ale też na wzajemnym szacunku jej członków i wspólnej modlitwie – dzieli się swoimi refleksjami w czasie modlitwy różańcowej. Setki uczestników tego wirtualnego spotkania modlitewnego piszą i powierzają w swoich komentarzach intencje. Często można przeczytać, z jak wielką troską modlący się mówią o swoich bliskich, martwią się, aby być pod opieką i nie zachorować z powodu koronawirusa. Swoje intencje dołączają uczestnicy wspólnej modlitwy nie tylko z Meksyku, ale też z Kolumbii, Peru, Chile, Paragwaju czy Dominikany. Są też prośby wielu Europejczyków, na przykład z Hiszpanii, Włoch, czy Polski.

    Różaniec dla Świata wciąż trwa. Każdy może dołączyć do modlitwy prowadzonej przez Eduarda Verastegui na face­bookowym profilu pod adresem: www.facebook.com/EduardoVerastegui/•

    Iwona Flisikowska/GOŚĆ NIEDZIELNY 25/2020

    *************************

    Brytyjscy posłowie podjęli decyzję ws. liberalizacji aborcji

    Samplefot. Serena Repice Lentini / Unsplash

    Brytyjscy posłowie nie poparli drastycznej liberalizacji prawa aborcyjnego. Przeciw zmianom w ustawie zagłosowali również ci parlamentarzyści, którzy nie popierają działań organizacji pro-life, ale dostrzegają konieczność skutecznej ochrony praw dziecka poczętego i kobiet.

    Dotychczasowa ustawa aborcyjna choć i tak uderzająca w prawo do życia dziecka poczętego, nie ulegnie jednak zmianom pod dyktando lobby, którego celem jest dalsza ekspansja aborcyjnego biznesu na Wyspach Brytyjskich. Nadal obowiązuje więc ochrona życia człowieka w fazie płodowej, a prawo zezwalające na dokonanie aborcji w domu nie zostało trwale zmienione, lecz obowiązuje tymczasowo.

    Na wysokości zadania stanęła międzypartyjna grupa posłów pro-life, a w debacie parlamentarnej odnotowano opór ze strony tych posłów, którzy nie popierają bezwzględnej ochrony życia człowieka od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Głosowali przeciw poprawkom do ustawy o przemocy domowej głównie z tego powodu, iż były one opracowane w tak fatalny sposób, że zwiększały zagrożenie życia kobiet.

    W kampanię sprzeciwu wobec dalszej liberalizacji prawa aborcyjnego zaangażowały się tysiące osób, powiązanych z organizacjami obrony życia. Wysyłano maile protestacyjne do posłów, namawiając do tego również swoje otoczenie.

    „Podziękowania należą się tym wszystkim, którzy modlili się w tej intencji, pościli i pisali do swoich posłów. Ta sytuacja pokazuje, że wbrew przeciwnościom wciąć możemy wygrać niektóre bitwy w obronie naszych najsłabszych i dać im szansę narodzin. Te małe zwycięstwa podtrzymują w nas nadzieję do chwili, gdy nasza ziemia będzie wolna od aborcji” – powiedział znany z działań w obronie życia poczętego bp John Keenan.

    07.07.2020/Elżbieta Sobolewska-Farbotko (Radio Bobola)/vaticannews.va / Londyn

    ************************************************************************

    Szkockiej posłance grożono śmiercią za głosowanie pro-life

    Samplefot. Richard Townshend, CC BY 3.0

    **

    Lisa Cameron ze Szkockiej Partii Narodowej sprzeciwiła się zakazowi oferowania pomocy kobietom w ciąży w pobliżu klinik aborcyjnych w Anglii i Walii, a także zalegalizowaniu prawa do aborcji w domach. Na Facebooku grożono śmiercią jej i jej rodzinie. Szkocka policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie.

    Zdaniem posłanki niektóre komentarze nie były jedynie wyrazem negatywnych emocji, ale realną groźbą. „Jestem zaniepokojona działaniami tych, którzy w ostatnich tygodniach podsycali w internecie nienawiść i toksyczną agresję. Zagłosowałam jedynie zgodnie z sumieniem” – powiedziała Lisa Cameron.

    W zeszłym tygodniu w brytyjskim parlamencie nie powiodła się próba dalszej liberalizacji aborcji na żądanie w Anglii i Walii. Po sprzeciwie deputowanych wycofana została jedna z poprawek, której celem była legalizacja aborcji w domach. Taka możliwość istnieje obecnie jedynie tymczasowo, w związku z ograniczeniami związanymi z pandemią. Rząd zapowiedział jednak, że będzie konsultował się w sprawie stałego udostępniania tabletek do samodzielnej aborcji.

    17 lipca 2020/Łukasz Sośniak SJ/vaticannews.va/Edynburg Ⓒ Ⓟ

    ************

    6666 ofiar aborcji w pierwszym roku po jej legalizacji w Irlandii

    Sample

    6666 nienarodzonych dzieci zabito w wyniku aborcji w zeszłym roku w Irlandii, w czasie pierwszego roku obowiązywania nowej ustawy pozwalającej na praktycznie nieograniczone przerywanie ciąży. Irlandzki departament zdrowia poinformował, że 24 aborcje przeprowadzono ze względu na poważne zagrożenie życia lub zdrowia matki.

    Według danych irlandzkiego rządu, 6542 aborcje dotyczą tak zwanych „wczesnych ciąż”, w których rozwijający się płód nie osiągnął 12. tygodnia życia, 24 aborcje – ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia matki. Kolejne 100 dzieci zostało zabitych, z powodu, jak oficjalnie ujęto, „stanu wpływającego na płód, który może prowadzić do jego śmierci przed lub w ciągu 28 dni od porodu”.

    Zdaniem Liama Gibsona z brytyjskiego Stowarzyszenia Ochrony Dzieci Nienarodzonych (SPUC), liczba aborcji jest „naprawdę szokująca”, a ta przytłaczjąca statystka mówi dużo o współczesnym irlandzkim społeczeństwie. Jak zaznaczył, poza ujawnionymi liczbami warto też pamiętać, że „każda z tych 6666 aborcji była świadomym aktem śmiertelnej przemocy wymierzonej w zupełnie niewinną i niepowtarzalną istotę ludzką”.

    Aborcja została zalegalizowana w Irlandii w wyniku referendum, jakie przeprowadzono w maju 2018 r. Tylko jedna trzecia obywateli tego kraju głosowała przeciwko aborcji, a ponad 66 proc. opowiedziało się za usunięciem z Konstytucji prawa ochrony nienarodzonych dzieci. „Żaden rząd, żadne państwo, niezależnie od referendum, nie może znieść danego przez Boga prawa do życia nawet jednego członka rodziny ludzkiej” – skomentował Gibson.

    Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że ogłoszona oficjalnie przez rząd irlandzki liczba aborcji w tym kraju, składająca się z samych szóstek, w sposób symboliczny nawiązuje do fragmentu Apokalipsy św. Jana: „Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć” (Ap 13 18).

    02 lipca 2020/rk (KAI/LifeSiteNews)/Dublin Ⓒ Ⓟ

    *********************************

    Dłonie świątyni

    Myśl wyrachowana: Kto ma Boga w sercu, może Go mieć i w dłoniach.

    Kiedy w związku z pandemią episkopat zalecił przyjmowanie Komunii św. „na rękę”, opublikowałem w „Gościu” tekst wyjaśniający teologiczne i historyczne podstawy tej formy przyjmowania Ciała Pańskiego. Zakończyłem fragmentem z „Dzienniczka”, w którym św. Faustyna opisuje sytuację, jaka zdarzyła się jej podczas przyjmowania Komunii św. „Kiedy przyjęłam tę Hostię, którą mi podał, druga upadła mi na ręce. (…) Kiedy miałam Hostię w ręku, odczułam taką moc miłości, że przez dzień cały nie mogłam nic ani jeść, ani wrócić do przytomności. Z Hostii usłyszałam te słowa: Pragnąłem spocząć na rękach twoich, nie tylko w sercu twoim”.

    Czy to nie jasny komunikat, że gdy serce czyste, to i ludzka dłoń jest miła Jezusowi?

    Cóż, nie dla wszystkich. Znalazły się całkiem liczne osoby, dla których było to oburzające – bo „jak można porównywać nasze grzeszne ręce z dłońmi świętej!”.

    No tak. Tylko że to był rok 1936, a wtedy dłonie Faustyny były takie same jak każdego innego. Ona, owszem, była wierna Jezusowi, ale wciąż jeszcze mogła Mu wierności odmówić. Owszem, była obdarzona szczególnymi darami, ale mogła je wykorzystać niezgodnie z przeznaczeniem albo zmarnotrawić.

    Faustyna była święta, ale wtedy jeszcze „w drodze” – jak każdy z nas. Bo każdy z nas jest przecież powołany do świętości.

    „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa (…) W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” – zapewnia św. Paweł (Ef 1,3-4). To o nas, a nie tylko o Faustynie i Matce Teresie. Ta druga zresztą powtarzała, że świętość to „nie luksus dla wybranych, ale obowiązek dla ciebie i dla mnie”.

    Co to za gadanie: ale ja nie jestem jak Faustyna? Wszyscy mamy być jak Faustyna! Nasze dłonie mają być tak samo godne przyjmować Jezusa jak jej dłonie, nasze języki jak jej język i w ogóle my w całości mamy być tak mili Bogu jak ona. To zależy wyłącznie od naszej decyzji, bo wszyscy mamy dość łaski, żeby wiernie wypełnić zadaną nam wolę Bożą – a to jest właśnie istota świętości.

    Jak mówi Pismo, nasze ciała są świątynią Ducha Świętego. Ciała! Jesteśmy właściwszym miejscem zamieszkania Jezusa niż wszelkie budowle sakralne. Jesteśmy godniejsi przechowywać Pana niż tabernakulum. No chyba że nie jesteśmy – ale to dlatego, że wybraliśmy grzech i postanowiliśmy w nim tkwić. Wtedy jesteśmy sprofanowaną świątynią.

    Ale to już nasz wybór. Bo nie chodzi o sposób przyjmowania Jezusa ale o sposób życia.

    Zadziałało

    Marszałek brytyjskiej Izby Gmin ogłosił, że poprawka, którą miał głosować parlament, a która przewidywała wprowadzenie pełnej legalizacji aborcji do 28. tygodnia ciąży, została wycofana przez wnioskodawcę. Prawdopodobnie jest to skutek akcji wysyłania e-maili z protestami do deputowanych. Nigdy do tej pory parlamentarzyści nie otrzymali ich tak wielu w sprawie aborcji. Przypuszcza się, że lobbyści aborcyjni zdali sobie sprawę, że wynik głosowania może być dla nich niekorzystny, a na to nie mogli sobie pozwolić. Do tej pory bowiem nie zdarzyło się w historii brytyjskiego parlamentu, żeby jakikolwiek projekt wprowadzający aborcję lub ją rozszerzający został odrzucony. Zapewne więc za jakiś czas spróbują ponownie, ale – jak widać – wiele będzie zależało od działań środowisk pro-life. A tak swoją drogą to wymowne, że w kraju, który edukuje obywateli „antykoncepcyjnie” niemal od becika, tak bardzo potrzebują aborcji. Chociaż to dość proste: jedno i drugie płynie z tego samego źródła – z niechęci do życia.•

    Co z tego

    W USA w ramach walki z rasizmem obalono i zniszczono pomnik św. Junipera Serry, apostoła Kalifornii. To już trzeci tak potraktowany monument poświęcony temu świętemu. Co prawda Juniper nie był rasistą, lecz przeciwnie – potępiał działania kolonizatorów wobec Indian i robił, co mógł, aby ich ochronić, ale co z tego. Nie przepraszał, że jest biały i że jest katolikiem.

    Franciszek Kucharczak/GOŚĆ NIEDZIELNY/29/2020

    *****

    Czy Komunia jest na rękę

    Polski episkopat w 2005 roku ogłosił dokument, w którym znalazło się ogólne pozwolenie na udzielanie Komunii św. na rękę osobom,  które o to proszą.
    fot.Henryk Przondziono/GOŚĆ NIEDZIELNY
    **

    Polski episkopat w 2005 roku ogłosił dokument, w którym znalazło się ogólne pozwolenie na udzielanie Komunii św. na rękę osobom, które o to proszą.

    Kto z czystą duszą przystępuje do stołu Pańskiego zgodnie z przepisami Kościoła, zawsze dostępuje łaski. Bo godne przyjęcie Ciała Pańskiego nie zależy od dłoni czy języka, lecz od serca.

    Wzwiązku z zagrożeniem epidemią koronawirusa abp Stanisław Gądecki wydał 28 lutego komunikat, w którym zachęcił duchowieństwo i wiernych do wzmożonej ostrożności.

    „Ponieważ istnieje wiele dróg przenoszenia się tego wirusa – a komunikacja między ludźmi jest dzisiaj bardzo intensywna – trzeba, aby księża biskupi w swoich diecezjach, w ośrodkach, w których pojawiłoby się takie zagrożenie, przekazali wiernym informację o możliwości przyjmowania na ten czas Komunii Świętej duchowej lub na rękę” – zalecił przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

    To nie modernizm

    Sugestia przyjmowania Komunii św. na rękę wzbudziła u niektórych wiernych oburzenie. Pojawiły się głosy, że to objaw niewiary, profanacja, a nawet satanizm. W sieci zaczęły krążyć grafiki przedstawiające Chrystusa leżącego we krwi na posadzce kościoła i deptanego nogami przyjmujących Komunię św. na rękę.

    Jakkolwiek reakcje takie są wyrazem zatroskania o szacunek dla Ciała Pańskiego, to jednocześnie wskazują na nieznajomość faktów bądź na brak szacunku dla postanowień Kościoła. Fakty są bowiem takie, że Kościół aktualnie zezwala na przyjmowanie Komunii na rękę, a zatem katolik wybierając tę formę, w żadnym razie nie popełnia grzechu. Warto też wiedzieć, że nie jest to żaden „modernizm”. Przyjmowanie Ciała Pańskiego na rękę było normalną praktyką w Kościele aż do IX wieku. Jednym z najcenniejszych jej świadectw jest nauczanie św. Cyryla Jerozolimskiego, doktora Kościoła. Ten żyjący w IV wieku biskup Jerozolimy pozostawił pięć tzw. katechez mistagogicznych. Zawarte w nich nauki, przeznaczone dla neofitów, są świadectwem głębokiej wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Zawierają też konkretne instrukcje dotyczące przyjmowania Komunii Świętej. „Przystępując do ołtarza, nie wyciągaj gładko ręki i nie rozłączaj palców. Podstaw lewą dłoń pod prawą niby tron, gdyż masz przyjąć Króla. Do wklęsłej dłoni przyjmij Ciało Chrystusa i powiedz »Amen«. Uświęć też ostrożnie oczy swoje przez zetknięcie ich ze świętym Ciałem, bacząc, byś zeń nic nie uronił. (…) Następnie zatrzymaj się na modlitwie, dziękując Bogu za to, że tak wielkimi zaszczycił cię tajemnicami” – uczył wiernych.

    Dłoń nad złoto

    Wyciągnięte dłonie, nałożone jedna na drugą, tworzą Jezusowi tron – tak, wzorem Cyryla, przez wieki rozumiano gest poprzedzający spożycie Ciała Pańskiego. Nie inaczej rozumie się go dziś – bo właśnie w taki sposób wierni powinni przyjmować Komunię św., gdy chcą otrzymać ją „na rękę”.

    W VII wieku w niektórych miejscach upowszechnił się zwyczaj przyjmowania Komunii do złotego naczyńka zamiast na dłoń. Ksiądz Bogusław Nadolski TChr, opisując to w książce „Komunia Święta »na rękę«”, zwrócił uwagę na reakcję synodu w Trullanum z roku 692. Obecni tam biskupi stanowczo sprzeciwili się takiej praktyce, grożąc nieposłusznym ekskomuniką. Dlaczego? Bo, jak uzasadnili, żadna materia, choćby najcenniejsza, nie jest porównywalna z żywym obrazem Boga, jakim jest człowiek.

    „Człowieka, stworzonego na obraz Boży, święty Apostoł nazywa wzniośle ciałem Chrystusa i świątynią. Wyniesiony ponad wszelkie widzialne stworzenie, dzięki zbawczej męce Chrystusa człowiek został powołany do niebieskiej chwały, a przyjmując Ciało i Krew Chrystusa, nieustannie przemienia się na życie wieczne, jego zaś ciało i dusza uświęca się przez przyjmowanie Bożej łaski. Zatem kto pragnie przyjąć podczas liturgii przeczyste Ciało i zjednoczyć się z Nim przez Komunię, niech złoży ręce na podobieństwo krzyża i tak niech przystępuje, przyjmując Je w łasce” – głosi jeden z kanonów synodu w Trullanum. Pojawia się tu więc drugie – obok tronu – porównanie nałożonych na siebie dłoni przystępującego do Komunii: do krzyża.

    Tak, ale z zastrzeżeniami

    „Dokumenty historii ukazują nam, iż sposoby sprawowania i przyjmowania Najświętszej Eucharystii były rozmaite. Nawet w naszych czasach wiele ważnych zmian rytu wprowadzono do sposobu celebracji Eucharystii, aby przybliżyć ją do duchowych i psychologicznych potrzeb współczesnych ludzi” – czytamy w Instrukcji Kongregacji ds. Kultu Bożego, dotyczącej sposobu udzielania Komunii św. „Memoriale Domini” z 29 maja 1969 r. Watykański dokument wprowadził możliwość udzielania Komunii na rękę tam, gdzie Stolica Apostolska na prośbę konferencji episkopatu wyda na to zgodę. Zastrzeżono jednak, że dotychczasowy sposób komunikowania – tj. bezpośrednio do ust – „daje lepsze zapewnienie, iż Komunia św. będzie rozdawana z odpowiednią czcią, oprawą i godnością; że uniknie się jakiegokolwiek niebezpieczeństwa sprofanowania Eucharystii. (…) A wreszcie, że szczególna ostrożność, jaką Kościół zawsze nakazywał wobec najmniejszych nawet kawałków konsekrowanego chleba, będzie zachowana”.

    Dokument zastrzegał, że wszędzie należy pozostawić wiernym możliwość przyjmowania Komunii do ust. Instruował, że przyjmujący nie może sam brać Hostii, lecz należy ją składać na dłoń wiernego, ten zaś powinien spożyć ją od razu, w obecności szafarza.

    Warunek: miłość

    Konferencja Episkopatu Polski początkowo zachowała w tej sprawie rezerwę. Sytuacja zmieniła się po ogłoszeniu nowego wydania „Ogólnego wprowadzenia do Mszału rzymskiego”, który informował o adaptacjach, jakie konferencje episkopatów mogą wprowadzić w swoich krajach, m.in. w sposobie przyjmowania Komunii Świętej.

    9 marca 2005 r. polscy biskupi na 331. Zebraniu Plenarnym ogłosili dokument „Wskazania Episkopatu Polski po ogłoszeniu nowego wydania Ogólnego wprowadzenia do Mszału rzymskiego”, który zawierał ogólne pozwolenie na udzielanie Komunii św. na rękę osobom, które o to proszą.

    W I niedzielę Wielkiego Postu 2005 r. decyzję tę ogłosił w liście do mieszkańców archidiecezji warszawskiej kard. Józef Glemp. „Kościół, jako stróż Eucharystii, zezwala dziś w pewnych okolicznościach przyjąć Chleb Eucharystyczny na rękę i samemu podać sobie do spożycia. Zakłada to wielką dojrzałość religijną przyjmującego i świadomość, że Chrystus w swej dobroci zawierza nam Siebie (…) Ja, po rozważeniu tego zagadnienia, zezwalam na to, by kapłani i szafarze, poczynając od Wielkiego Czwartku, mogli kłaść świętą Hostię na rękę wiernego” – pisał prymas. Zaznaczył jednak, że „podstawowym i powszechnym sposobem udzielania Komunii Świętej pozostaje przekazanie jej do ust”. Wyliczył też warunki przyjęcia Komunii na rękę: „dojrzałość duchowa, której wyznacznikiem jest przybliżony wiek przyjęcia sakramentu bierzmowania; po drugie, nauczenie się właściwego ułożenia rąk (lewa dłoń, podtrzymywana przez prawą ma być tak wyciągnięta, aby tworzyła jakby patenę lub rodzaj żłóbka, na którym mogłaby być położona Komunia Święta. Następnie prawą ręką wierny bierze złożone na lewej dłoni Ciało Pana i wkłada do swych ust niezwłocznie, w obecności kapłana. Ta chwila trzymania Pana Jezusa we własnych dłoniach jest momentem osobistej adoracji)”. Wreszcie „tylko ten powinien decydować się na takie przyjmowanie Eucharystii, kto bardzo kocha Pana Jezusa” – wymienił ostatni warunek prymas.

    Hostia na rękach

    Argumentacja przeciwników przyjmowania Komunii św. na rękę przybiera czasami postać pogardy dla ludzkiego ciała, które jakoby – o ile nie chodzi o osobę o poświęconych dłoniach – z natury nie powinno dotykać Ciała Pańskiego. Nie jest to język Ewangelii, która pokazuje Jezusa kochającego ludzi tak bardzo, że stał się dla nich pokarmem. Zbawiciel nazywa ciało ludzkie świątynią Ducha Świętego, nie unika z nim kontaktu. On sam dotyka ludzkich dłoni, a dotyk ten przynosi wielkie błogosławieństwo: uzdrowienie, wskrzeszenie, uwolnienie, ocalenie. Gdy Zbawiciel przyszedł do teściowej Piotra i „ujął ją za rękę, gorączka ją opuściła. Wstała i usługiwała Mu” (Mt 8,14-15). Jezus „ująwszy dziewczynkę za rękę”, przywraca jej życie (Mk 5,41). Chrystus chwyta za rękę Piotra, gdy ten, zwątpiwszy, pogrążył się w wodzie (Mt 14,31). „Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał” (Mk 9,27) – czytamy o chłopcu, z którego Jezus wyrzucił złego ducha.

    Kościół ostrożnie podchodzi do komunikowania na rękę nie dlatego, jakoby lekceważył godność ludzkiego ciała albo dłoń uważał za mniej godną niż język, lecz z powodu troski o powierzony mu największy skarb, jaki istnieje na tym świecie. Rzecz bowiem nie w dłoniach czy w ustach, lecz w sercu. To żywa wiara, pokora i szczere, otwarte na Zbawiciela serce sprawiają, że człowiek godnie przystępuje do stołu Pańskiego – gdy robi to w posłuszeństwie Kościołowi.

    Sam Jezus wyrywa się do człowieka o czystym sercu, czego doświadczyła św. Faustyna. Pewnego dnia pod koniec 1936 r., w chwili, gdy przyjmowała Komunię, jedna z konsekrowanych Hostii uczepiła się rękawa kapłana. Tak opisała to w „Dzienniczku”: „Kiedy przyjęłam tę Hostię, którą mi podał, druga upadła mi na ręce. (…) Kiedy miałam Hostię w ręku, odczułam taką moc miłości, że przez dzień cały nie mogłam nic ani jeść, ani wrócić do przytomności. Z Hostii usłyszałam te słowa: Pragnąłem spocząć na rękach twoich, nie tylko w sercu twoim”.

    Franciszek Kucharczak/GOŚĆ NIEDZIELNY 11/2020

    *********************************

    NADZIEJA PODDAWANA PRÓBOM

    z książki: o. Jacek Salij OP,

    KOMUNIA ŚWIĘTA NA RĘKĘ

    Najłatwiej by mi było wytłumaczyć sobie, że dawanie Komunii świętej na rękę oraz rozdawanie jej przez ludzi świeckich, jak to się praktykuje w Kościele na Zachodzie, to tylko sprawa innego zwyczaju. Jednak słyszę nieraz twierdzenie, że Kościół katolicki dostosowuje się w ten sposób do zwyczajów protestanckich i że pociąga to za sobą stopniowe odchodzenie od wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa Pana w sakramencie Eucharystii.

    Postawmy rzecz jasno: Gdyby Kościół kiedykolwiek przestał wierzyć, że Eucharystia jest to prawdziwe Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, i gdyby przyłączył się do którejś z protestanckich wykładni tego sakramentu, znaczyłoby to, że nie traktujemy poważnie naszej wiary katolickiej. Znaczyłoby to zarazem, że Duch Święty wcale nad autentycznością naszej wiary nie czuwa i że słowa Pana Jezusa, iż bramy piekielne nie przemogą Kościoła, były obietnicą bez pokrycia. Sądzę, że trudno mieć wątpliwości co do tego, iż jeśli swoją wiarę traktujemy na serio, nie możemy jej treści czynić przedmiotem jakichś taktycznych rozgrywek.

    Toteż gdyby się okazało, że dopuszczenie świeckich do rozdawania Komunii świętej oraz podawanie jej na otwartą dłoń powoduje jakąś protestantyzację naszego katolickiego stosunku do tego Sakramentu, pasterze Kościoła powinni wówczas przeciwstawić się tym niepożądanym procesom. Oni bowiem są powołani szczególnie do czuwania nad czystością naszej wiary.

    Po tej wstępnej uwadze ogólnej spróbuję pokazać, że oba wspomniane przez Pana zwyczaje były dobrze znane Kościołowi starożytnemu. Jednocześnie będziemy mogli przypatrzyć się głębokim i zasługującym na odnowienie ideom, jakie pojawiły się wówczas w związku z tymi zwyczajami.

    Jeśli był Pan w dzieciństwie ministrantem, to wśród różnych świętych osób, jakie opiekujący się wami ksiądz stawiał za wzór, z pewnością znajdował się św. Tarsycjusz, młody męczennik z III wieku, który nie pozwolił sobie wydrzeć Komunii świętej, którą niósł do uwięzionych współwyznawców. Jednak nie tylko w takich nadzwyczajnych sytuacjach odważano się Najświętszy Sakrament powierzać świeckim. Istnieją wiarygodne świadectwa, że w pierwszych wiekach chrześcijanie mogli go zabierać do domu, aby móc każdy swój dzień rozpocząć od Komunii świętej.

    Zapewne nie był to wówczas zwyczaj powszechny, jednak jego istnienia nie da się podważyć. Na przykład Tertulian, kiedy na samym początku III wieku chce zniechęcić współwyznawców do zawierania małżeństw z niewierzącymi, podaje m.in. taki argument: „Twój mąż nie będzie wiedział, czym jest to, co potajemnie spożywasz przed wszelkim innym pokarmem. A jeśli zauważy, że jest to Chleb, będzie sądził, że jest to chleb zwyczajny. Czy ten, kto nie wie, o co tu chodzi, bez niechęci i podejrzeń przyjmie cierpliwie twoją informację, że jest to lekarstwo, a nie żaden chleb” (Do żony 2,5).

    Półtora wieku później św. Ambroży wspomina o następującym wydarzeniu: Kiedy okręt, na którym znajdował się jego rodzony brat, zaczął tonąć, okazało się, że ktoś z pasażerów miał przy sobie Komunię świętą i podzielił się nią z bratem Ambrożego (O życiu brata Satyra 1,43).

    Łatwo domyślić się, dlaczego zwyczaj ten zaniknął, a może nawet nigdy się nie rozpowszechnił. Przechowywanie Najświętszego Sakramentu we własnym domu było czymś bardzo zobowiązującym. Tymczasem w domu tym mogła zdarzyć się kłótnia, a może nawet trwała niezgoda; pożycie małżeńskie mieszkańców tego domu zapewne nie zawsze było wzorem małżeńskiej miłości i czystości; nie każdy potrafił zabezpieczyć Sakrament przed ciekawskim okiem pogan albo i przed własnymi małymi dziećmi. Pojawienie się tego rodzaju problemów możemy wnioskować chociażby z opowieści, jaką ok. 252 roku zapisał św. Cyprian. Mowa w niej o chrześcijance, która wzięła udział w obrzędach pogańskich. Otóż „kiedy próbowała ona otworzyć swymi nieczystymi rękami skrzynię, w której była Komunia, odstraszona została ogniem, jaki się stamtąd wydobywał, i nie ważyła się dotykać” (O upadłych 26).

    Faktem jest, że w Kościele, którym w drugiej połowie IV wieku kieruje św. Bazyli (mniej więcej współczesny św. Ambrożemu), nie ma zwyczaju przechowywania Komunii świętej w domach. Bazyli podkreśla tylko pełną prawomocność tego zwyczaju podczas prześladowań: „Przystępowanie nawet codzienne do Komunii i przyjmowanie świętego Ciała i świętej Krwi Chrystusa jest rzeczą piękną i zbawienną. (…) My wszakże tylko cztery razy w tygodniu przystępujemy do Komunii: w dzień Pański, w czwartek, piątek i sobotę, jak również i w inne dni, jeśli przypada na nie obchód pamięci jakiegoś świętego. Jeśliby zaś ktoś w czasie prześladowań, gdy brak kapłana lub posługującego, zmuszony był Komunię przyjmować z rąk własnych, to zbędną jest rzeczą wskazywać, iż nie ma w tym nic zdrożnego, jako że od dawna stosowany zwyczaj praktykę taką poświadcza” (List 93).

    Przejdźmy teraz do samego obrzędu przyjmowania Komunii świętej na rękę. O tym, że właśnie w ten sposób pierwsi chrześcijanie ją przyjmowali, źródła mówią nam nieraz całkiem mimochodem. Zachował się na przykład napisany w roku 258 list biskupa Aleksandrii, Dionizego, do papieża Sykstusa II. Biskup pyta papieża, czy dobrze rozstrzygnął problem pewnego chrześcijanina, który prosił go o udzielenie chrztu, jako że miał wątpliwości co do ważności swojego chrztu, przyjętego niegdyś u heretyków. „Tego jednak uczynić nie śmiałem — pisze Dionizy — powiedziałem mu natomiast, że wystarczy mu wieloletnia łączność z Kościołem. Ponieważ słuchał on słów eucharystycznych i razem z wszystkimi odpowiadał: Amen, i stał przy stole, i wyciągał ręce na przyjęcie Świętego Pokarmu, i brał go, i miał przez długi czas udział w Ciele i Krwi Pana naszego, nie miałbym odwagi obdarzać go nowym odrodzeniem. Kazałem mu być dobrej myśli i z silną wiarą a dobrą nadzieją zbliżać się do przyjmowania rzeczy świętych” (Euzebiusz, Historia kościelna 7,9,4; por. 6,43,18).

    Szczególną jednak uwagę zwróćmy na różne duchowe treści, jakie pierwsi chrześcijanie wiązali z faktem, że Komunię świętą przyjmowali właśnie na rękę. Pierwszym chyba świadectwem na ten temat jest oburzenie wspomnianego już Tertuliana, że chrześcijanin potrafi tych samych rąk, w które bierze Ciało Pańskie, używać do kultu bałwochwalczego (O bałwochwalstwie 7). Zatem aż się prosi o to, żeby tę intuicję rozszerzyć: Żadnego zła nie godzi się czynić tymi rękami, którymi dotykamy Ciała Pańskiego!

    Najbardziej sławną wypowiedź na ten temat pozostawił po sobie św. Cyryl z Jerozolimy. „Podstaw dłoń lewą pod prawą — mówił w połowie IV wieku do nowo ochrzczonych — gdyż masz przyjąć Króla. Do wklęsłej ręki przyjmij Ciało Chrystusa i powiedz: Amen. Uświęć też ostrożnie swoje oczy przez zetknięcie ich ze świętym Ciałem, bacząc, byś zeń nic nie uronił. To bowiem, co by spadło na ziemię, byłoby utratą jakby części twych członków. Bo czyż nie niósłbyś z największą uwagą złotych ziarenek, by ci żadne nie zginęło i byś nie poniósł szkody? Tym bardziej zatem winieneś uważać, żebyś nawet okruszyny nie zgubił z tego, co jest o wiele droższe od złota i innych szlachetnych kamieni” (Katecheza 23,21).

    Zatem sposób złożenia rąk przed Komunią świętą wyrażał coś niezwykle głębokiego. Ponieważ przyjmujesz Komunię świętą — sugeruje św. Cyryl — powinieneś ciało swoje przemieniać w tron dla Króla niebios! Inaczej mówiąc, masz się upodabniać do cherubinów, o których Pismo Święte tyle razy powiada, że stanowią oni tron Boży: „Błogosławiony jesteś, Boże, co na Cherubach zasiadasz, pełen chwały i wywyższony na wieki!” (Dn 3,55; por. 2 Krl 19,15; Ps 18,11; 80,2; 99,1; Iz 37,16).

    Opis św. Cyryla (zwłaszcza okoliczność, że Komunię składano wówczas na prawej dłoni) każe się domyślać, że przyjmujący przenosił ją do ust bez pośrednictwa palców. Tak czy inaczej, dokonywało się to z najwyższym pietyzmem wobec Sakramentu. I to jest, moim zdaniem, podstawowy sprawdzian, czy powrót w niektórych krajach do dawnego zwyczaju dokonuje się w jedności z wiarą Ojców naszego katolickiego Kościoła: przyjmowanie Komunii świętej na rękę nie może pociągać za sobą zmniejszenia się czci dla tego Sakramentu.

    Ciekawe świadectwo na nasz temat znajduje się w uchwałach Synodu w Konstantynopolu z lat 691—692. Mianowicie, pod wpływem lęku przed dotykaniem Ciała Pańskiego niektórzy wierni zaczęli posługiwać się złotym albo jakimś innym talerzykiem, na który kapłan składał im Komunię świętą. Otóż synod stanowczo sprzeciwia się tej innowacji. Niewykluczone, że lękano się, aby Komunia święta nie stała się okazją do manifestowania różnic społecznych (bo iluż to ludzi stać było na sprawienie sobie złotego talerzyka!) Niemniej argumentacja synodu jest ściśle teologiczna. Synod podkreśla mianowicie nieporównywalną z żadnymi złotymi naczyniami godność samego człowieka, również ludzkiego ciała: „Człowieka, stworzonego na obraz Boży, święty Apostoł nazywa wzniośle ciałem Chrystusa i świątynią. Wyniesiony ponad wszelkie widzialne stworzenie, dzięki zbawczej męce Chrystusa człowiek został powołany do niebieskiej chwały, a przyjmując Ciało i Krew Chrystusa, nieustannie przemienia się na życie wieczne, jego zaś ciało i dusza uświęca się przez przyjmowanie Bożej łaski. Zatem kto pragnie przyjąć podczas liturgii przeczyste Ciało i zjednoczyć się z Nim przez Komunię, niech złoży ręce na podobieństwo krzyża i tak niech przystępuje, przyjmując udział w łasce” (kan. 101).

    Zauważmy w tekście synodalnym szczegół, że dłonie przyjmującego Komunię mają być złożone „na podobieństwo krzyża”. Synod z pewnością pragnie w ten sposób zasugerować, że układ dłoni wyraża również treść duchową. Mianowicie Komunia święta uzdalnia nas do coraz skuteczniejszego ukrzyżowania w sobie starego człowieka i dokonuje w nas coraz głębszego otwarcia na dar przebóstwienia. Wyraźniej pisze o tym — w pół wieku później — św. Jan z Damaszku: „Zbliżajmy się z gorącym pragnieniem i mając dłonie ułożone na sobie w kształt krzyża, bierzmy na nie Ciało Ukrzyżowanego, a zwracając ku Niemu oczy, usta i czoło, przyjmujmy ten boski Węgiel, aby ogień naszej tęsknoty połączony z jego żarem spalił nasze grzechy i oświecił serca, a uczestnictwo w Bożym płomieniu rozpłomieniło nas i przebóstwiło” (Wykład wiary prawdziwej 4,13).

    Jest to ostatnie wielkie świadectwo związane z podawaniem Komunii świętej na rękę. Na przestrzeni wieków IX i X w całym Kościele — zarówno na Wschodzie, jak na Zachodzie — przyjął się zwyczaj podawania Komunii świętej bezpośrednio do ust. Chciano w ten sposób zapewnić religijną cześć dla Sakramentu — być może trudniejszą do zachowania w sytuacji, kiedy Kościół wypełniły narody barbarzyńskie, nie wkorzenione jeszcze dostatecznie w duchowość chrześcijańską.

    Copyright © by o. Jacek Salij OPData publikacji: 2004-11-15

    OPOKA.org.pl

    ********************************************************

    Austriaccy lekarze: przyjmowanie Komunii na język bezpieczniejsze niż na rękę

    Austriaccy lekarze: przyjmowanie Komunii na język bezpieczniejsze niż na rękęfot: Magdalena i Tomasz Jodłowski/Archiwum/PCh24.pl


    Dwudziestu jeden austriackich lekarzy wystosowało list do biskupów Austrii, w którym wspierają przyjmowanie Komunii św. na język. Ogólne regulacje Konferencji Biskupów Austrii z 15 V 2020 r. określiły, że dozwolone jest przyjmowanie Komunii św. wyłącznie na rękę. Zostało to także potwierdzone w zmienionej wersji 27 maja tego roku.

    W liście, którego tłumaczenie zostało opublikowane na stronie „Life Site News”, lekarze stwierdzają m.in.: „Dekret Konferencji Biskupów Austrii prowadzi wielu księży i wiernych do poważnego konfliktu sumienia. Zgodnie z ważnymi normami Kościoła udzielanie Komunii na rękę wciąż opiera się na indulcie, podczas gdy Komunia na język jest wciąż normalną formą jej przyjmowania”.

    Lekarze zauważają, że z higienicznego punktu widzenia jest dla nich „całkowicie niezrozumiałe (…), dlaczego komunia ustana została w Austrii zakazana”. Uważają bowiem, że „ta forma jej udzielania jest bezpieczniejsza niż komunia na rękę”. Wśród podanych argumentów przytoczyli m.in. oświadczenie, jakie wygłosił prof. Filippo Maria Boscia, przewodniczący Stowarzyszenia Lekarzy Katolickich Włoch, a więc „kraju, który został dotknięty dużo mocniej pandemią COVID-19 niż Austria”.

    – Jako lekarz, jestem przekonany, że Komunia na rękę jest mniej higieniczna, a zatem mniej bezpieczna niż Komunia do ust – oświadczył prof. Boscia. – Pewne jest to, że ręce to części ciała, które są bardziej odsłonięte na [działanie] patogenów – dodał.

    Austriaccy lekarze zwracają uwagę na fakt, że w tradycyjnym rycie „ksiądz powinien umyć ręce w zakrystii bezpośrednio przed rozpoczęciem Mszy św. Dotyka tylko kielicha i cyborium”. Także pozostałe praktyki, związane z odprawianiem Mszy, zapewniają zachowanie higieny. Księża odprawiający w tradycyjnym obrządku mają też duże doświadczenie i „praktycznie nigdy nie mają kontaktu z ustami przystępującego do Komunii”. Gdyby się to nawet zdarzyło, odpowiedzialny ksiądz powinien przerwać udzielanie Komunii i po prostu umyć ręce.

    Autorzy listu podkreślają, że „pojawienie się zakażenia kropelkowego jest niemal niemożliwe” w tradycyjnym rycie, a związane to jest z przyjmowaniem Komunii św. na kolanach, podczas gdy kapłan stoi. Większe ryzyko natomiast występuje przy udzielaniu Komunii na rękę w pozycji stojącej.

    Lekarze zwracają uwagę na fakt, że przyjmowanie Komunii św. na język jest nie tylko motywowane religijnie, ale sama ta praktyka, która trwa „1400 lat (jeśli nie dłużej)” bierze też pod uwagę względy higieniczne. We wcześniejszych okresach dostępność środków czystości była mniejsza, a wierny może i dzisiaj przyjść z nieumytymi rękami. Stąd Komunia do ust zapobiega zakażeniu.

    Austriaccy medycy przypominają, że Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów potwierdziła prawo wiernych do przyjmowania Komunii św. do ust i że nie wolno tego odmówić. Nie uwzględniono żadnych wyjątków. Wziąwszy pod uwagę wymienione w liście argumenty, lekarze wezwali biskupów do skorygowania regulacji, aby „wszyscy wierni mogli otrzymać możliwość przyjmowania Ciała Pana Jezusa i w ten sposób mieć udział we wszystkich łaskach Mszy św. Nie uważamy za usprawiedliwione wykluczanie ich z powodów higienicznych”, kończą autorzy listu.

    Oprócz Austrii, także biskupi Meksyku oraz niektórych stanów w USA zakazali przyjmowania Komunii św. do ust.

    ChurchMilitant.com, LifeSiteNews.com/PCh24.pl

    ************************************************************************

    Miesiąc lipiec rozpoczyna się uroczystością Najdroższej Krwi Jezusa Chrystusa

    Najdroższa Krew Chrystusa
    Do czasu reformy kalendarza liturgicznego po Soborze Watykańskim II w dniu 1 lipca obchodzona była uroczystość Najdroższej Krwi Chrystusa. Obecnie obchód ten został w Kościele powszechnym złączony z uroczystością Najświętszego Ciała Chrystusa (zwaną popularnie Bożym Ciałem), zachował się jedynie – na zasadzie pewnego przywileju – w zgromadzeniach Księży Misjonarzy i Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa.

    Do dziś istnieją kościoły pod wezwaniem Najdroższej Krwi Chrystusa. Jak Boże Ciało jest rozwinięciem treści Wielkiego Czwartku, tak uroczystość Najdroższej Krwi Jezusa była jakby przedłużeniem Wielkiego Piątku. Ustanowił ją dekretem Redempti sumus w roku 1849 papież Pius IX i wyznaczył to święto na pierwszą niedzielę lipca. Cały miesiąc był poświęcony tej tajemnicy. Papież św. Pius X przeniósł święto na dzień 1 lipca. Papież Pius XI podniósł je do rangi świąt pierwszej klasy (1933) na pamiątkę dziewiętnastu wieków, jakie upłynęły od przelania za nas Najświętszej Krwi.
    Szczególnym nabożeństwem do Najdroższej Krwi Pana Jezusa wyróżniał się św. Kasper de Buffalo, założyciel osobnej rodziny zakonnej pod wezwaniem Najdroższej Krwi Pana Jezusa (+ 1837). Misjonarze Krwi Chrystusa mają swoje placówki także w Polsce. Od roku 1946 pracują w Polsce także siostry Adoratorki Krwi Chrystusa, założone przez św. Marię de Mattias. Gorącym nabożeństwem do Najdroższej Krwi wyróżniał się także papież św. Jan XXIII (+ 1963). On to zatwierdził litanię do Najdroższej Krwi Pana Jezusa, a w liście Inde a primis z 1960 r. zachęcał do tego kultu.
    Nabożeństwo ku czci Krwi Pańskiej ma uzasadnienie w Piśmie świętym, gdzie wychwalana jest krew męczenników, a przede wszystkim krew Jezusa Chrystusa. Po raz pierwszy Pan Jezus przelał ją przy obrzezaniu. W niektórych kodeksach w tekście Ewangelii według świętego Łukasza można znaleźć informację, że podczas modlitwy w Ogrodzie Oliwnym pot Jezusa był jak krople krwi (zob. Łk 22, 44). Nader obficie płynęła ona przy biczowaniu i koronowaniu cierniem, a także przy ukrzyżowaniu. Kiedy żołnierz przebił Jego bok, “natychmiast wypłynęła krew i woda” (J 19, 24).
    Serdeczne nabożeństwo do Krwi Pana Jezusa mieli święci średniowiecza. Połączone ono było z nabożeństwem do Ran Pana Jezusa, a zwłaszcza do Rany Jego boku. Wyróżniali się tym nabożeństwem: św. Bernard (+ 1153), św. Anzelm (+ 1109), bł. Gueryk d’Igny (+ 1160) i św. Bonawentura (+ 1270). Dominikanie w piątek po oktawie Bożego Ciała, chociaż nikt nie spodziewał się jeszcze, że na ten dzień zostanie kiedyś ustanowione święto Serca Pana Jezusa, odmawiali oficjum o Ranie boku.

     ******************

    Niezbity dowód miłości

     

     Adobe Stock

    ***

    Lipcowym nabożeństwom ku czci Krwi Chrystusa towarzyszy pytanie: dlaczego właśnie w tym miesiącu szczególnie czcimy Krew Zbawiciela?

    Spójrzmy na to pytanie z perspektywy historycznej. Jest początek XIX wieku, kiedy swą kapłańską działalność rozpoczyna młody ksiądz, obecnie święty, Kasper del Bufalo (1786 – 1837). Na drodze swojej kapłańskiej służby spotyka wybitne postacie Kościoła: przyszłą świętą, założycielkę Zgromadzenia Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa Marię De Mattias oraz ks. Jana Merliniego, dziś sługę Bożego. Wraz z ks. Franciszkiem Albertinim zakłada 8 grudnia 1808 r. Bractwo Przenajdroższej Krwi, a 7 lat później (w 1815 r.) – Zgromadzenie Misjonarzy Krwi Chrystusa. Przez lata mówi o Przenajdroższej Krwi w różnych kościołach Rzymu oraz w wielu innych miejscowościach, równocześnie stara się u papieża o formalne zezwolenie na obchody liturgiczne święta Przenajdroższej Krwi Chrystusa we wszystkich domach zgromadzenia. W 1822 r. papież na nie zezwala i wskazuje datę: 1 lipca. Jest to pierwszy krok w kierunku formalnego uznania, że lipiec będzie poświęcony czci Krwi Chrystusa. Druga ważna data jest związana z dekretem Redempti sumus (1849), wydanym przez papieża Piusa IX, w którym nakazał on, by w pierwszą niedzielę lipca w całym Kościele obchodzone było święto Przenajdroższej Krwi Chrystusa. Ostatecznie w 1914 r. św. Pius X ustanowił święto Przenajdroższej Krwi Chrystusa na dzień 1 lipca. Podniesienie rangi tego święta do stopnia uroczystości nastąpiło z okazji upamiętnienia w 1933 r. upływu dziewiętnastu wieków od czasu Odkupienia.

    Ważne przesłanie

    Wielkim orędownikiem kultu Krwi Chrystusa był św. Jan XXIII, który w liście apostolskim Inde a primis (1960) zwrócił się do wiernych z ojcowską zachętą: „Z okazji zbliżającego się dnia uroczystości Przenajdroższej Krwi Pana Naszego Jezusa Chrystusa oraz miesiąca tejże Krwi Chrystusowej poświęconego, zapłaty naszego wykupienia, okupu naszego zbawienia i życia wiecznego, niechaj wierni nad tym rozmyślają i często przystępują do Sakramentów świętych”.

    Choć reforma kalendarza liturgicznego, która nastąpiła po Soborze Watykańskim II, zniosła odrębne obchodzenie w Kościele uroczystości Najdroższej Krwi Chrystusa, łącząc ją z uroczystością Najświętszego Ciała Chrystusa, popularnie nazywaną Bożym Ciałem, to zachowała się tradycja czci Przenajdroższej Krwi Chrystusa w lipcu. Nawiązał do niej św. Jan Paweł II 1 lipca 2001 r.: „Dziś zaczyna się lipiec, miesiąc, który zgodnie z ludową tradycją poświęcony jest kontemplacji Najświętszej Krwi Chrystusa, niezgłębionej tajemnicy miłości i miłosierdzia. (…) Krew Chrystusa jest ceną, którą Bóg zapłacił, aby wyzwolić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci. (…) jest niezbitym dowodem miłości niebieskiego Ojca do każdego człowieka bez żadnego wyjątku”. To Krew, „której jedna kropla może wybawić cały świat od wszelkiej winy”.

    Zgromadzenia, stowarzyszenia, grupy

    Duchowość Krwi Chrystusa jest źródłem charyzmatu wielu zgromadzeń zakonnych, takich jak: Adoratorki Krwi Chrystusa (ASC), Misjonarze Krwi Chrystusa (CPPS) oraz Misjonarki Krwi Chrystusa (MSC), a także wielu ruchów świeckich żyjących tą duchowością.

    Wspomniane wyżej Zgromadzenie Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa liczy ok. 1,3 tys. zakonnic i działa obecne w dwudziestu siedmiu krajach. Do Polski siostry adoratorki przybyły w 1946 r. i osiadły w Bolesławcu na Dolnym Śląsku. Wyrazem ich działalności apostolskiej jest m.in. powołanie Stowarzyszenia Krwi Chrystusa (SKC) w 1993 r. i stała opieka formacyjna nad grupami modlitewnymi organizowanymi w ramach tego stowarzyszenia (grupy te mają najczęściej charakter wspólnot parafialnych, ale są też wspólnoty rodzinne i sąsiedzkie).

    Szerzenie kultu Krwi Chrystusa odbywa się również z gorliwym udziałem księży misjonarzy Krwi Chrystusa. Szczególnie ważna jest działalność wśród laikatu Wspólnoty Krwi Chrystusa (WKC) – międzynarodowego ruchu katolickiego prowadzonego przez misjonarzy.

    Dla zgromadzeń zakonnych i wspólnot świeckich żyjących duchowością Krwi Chrystusa obchody ku czci Przenajdroższej Krwi Chrystusa pozostają w randze uroczystości i odbywają się corocznie 1 lipca. W tym dniu siostry adoratorki z Bolesławca nieprzerwanie od 1947 r. organizują odpust Krwi Chrystusa, w którym biorą udział nie tylko mieszkańcy miasta i okolic, ale również delegacje grup modlitewnych Stowarzyszenia Krwi Chrystusa z całego kraju. Z kolei w sanktuarium Krwi Chrystusa w Częstochowie, gdzie posługują misjonarze Krwi Chrystusa, odpust przypada zazwyczaj w ostatnią niedzielę czerwca. Przyjeżdżający wtedy z całej Polski pielgrzymi m.in. otrzymują błogosławieństwo relikwią Krwi Chrystusa. To samo błogosławieństwo udzielane jest w każdy czwartek przez cały rok podczas odmawiania koronki.

    Zanim w dniu 1 lipca w kościołach parafialnych odprawione zostaną Msze św. inaugurujące nabożeństwa ku czci Krwi Chrystusa, od 22 czerwca odmawiana jest nowenna do Krwi Chrystusa. W wielu miejscach odbywa się także przez cały lipiec czytanie kolejnych rozważań dotyczących tajemnic przelania Krwi Chrystusa (np. autorstwa ks. Tullia Vegliantiego Krew Chrystusa – codzienne rozważania na lipiec). Inną praktyką lipcową jest codzienne odmawianie w parafiach i domach zakonnych Litanii i Koronki do Krwi Chrystusa.

    Siostra Bernadetta Pajdzik ze Zgromadzenia Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa, krajowa moderatorka Stowarzyszenia Krwi Chrystusa:

    – Wszystkie lipcowe dni poświęcone są adoracji i modlitwie oraz szerzeniu kultu Najdroższej Krwi Chrystusa. Warto, abyśmy w tych dniach składali dziękczynienie Bogu za umiłowanie nas i obmycie z grzechów we Krwi Jezusa. Żyjąc duchowością Krwi Chrystusa i doświadczając mocy „ceny naszego zbawienia”, mamy zaszczyt i obowiązek troszczyć się o zbawienie swoje i naszych bliźnich. (…) Pamiętajmy o tym, aby Najdroższej Krwi okazać wdzięczność. Postarajmy się choć przez chwilę każdego dnia oddać hołd Jezusowi za to, że z miłości do nas oddał życie dla naszego zbawienia. Przelał swoją Krew, aby nas wyzwolić z jarzma grzechów, ze szponów śmierci, i wykupić z mocy złego ducha. Wygospodarujmy czas na dziękczynienie i uwielbienie Boga obecnego w Najświętszym Sakramencie. Doceńmy tę bliską Bożą obecność również w Eucharystii.

    S. Krystyna Kusak, adoratorka Krwi Chrystusa/Niedziela Ogólnopolska 27/2020

    ************************************************************************

    litania krwi Chrystusa

    Cena naszego zbawienia

    Jesteśmy zrodzeni z Krwi Chrystusa, jesteśmy odkupieni Jego Krwią, ona obmyła nas z grzechów i dała nam zadatek życia wiecznego. Jest to powód do wdzięczności Jezusowi.

    Ile razy oglądam „Pasję” Mela Gibsona, szczególnie mocno wzrusza mnie jeden moment: obraz Maryi, która białym płótnem, z wielkim skupieniem zbiera z posadzki Krew Pana Jezusa.

    Poruszając w tym numerze naszego miesięcznika temat życiodajnej krwi, nie można zapomnieć o tej Krwi, która dała nam zbawienie – Krwi Chrystusa. Święty Piotr w jednym ze swoich listów pisał: „Wiecie bowiem, że z odziedziczonego po przodkach waszego złego postępo­wania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako Ba­ranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1, 18-19).

    Nic więc dziwnego, że w Kościele istnieje nabożeństwo do Krwi Chrystusa, mało tego – są zgromadzenia zakonne, których charyzmat oparty jest na adoracji Krwi Jezusowej, na przykład Adoratorki Krwi Chrystusa (Adoratrices Sanguinis Christi – ASC), Misjonarze Krwi Chry­stusa (Congregatio Missionariorum Pre­tiosissimi Sanguinis Domini Nostri Iesu Christi – CPPS) czy Misjonarki Krwi Chrystusa (Missionariae Sanguinis Chri­sti – MSC).

    Znaczenie Krwi Chrystusa

    „Ponieważ był to dzień Przygoto­wania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi pro­sili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierw­szemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda” (J 19, 31-34).

    Znamy bardzo dobrze ten opis; jego szczególną ilustracją jest obraz „Jezu, ufam Tobie”, namalowany z polecenia samego Pana Jezusa. Przebicie boku Chrystusa i wypłynięcie z niego krwi i wody już Ojcowie Kościoła uważali za moment narodzin Kościoła. Święty Jan Chryzostom wyjaśniał w swoich „Katechezach chrzcielnych”: „Chcesz […] poznać moc krwi [Chrystusa]? Zobacz, skąd zaczęła płynąć, gdzie jest jej źródło? Pochodzi z krzyża, z boku Pana. Bo gdy już Chrystus – mówi Ewangelia – umarł, a był jeszcze na krzyżu, żołnierz otworzył włócznią bok Jego i wyszła z niej woda i krew. Woda była symbolem chrztu, krew zaś tajemnic [Eucharystii] (…). Z nich obu zrodził się Kościół, przez owo ob­mycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym, przez chrzest i tajemnicę (…). Z boku swego utworzył Chrystus Kościół, jak z boku Adama utworzył Ewę. Stąd też, kiedy Mojżesz mówi o pierwszym człowieku, tak się wyraża: Kość z kości mojej i ciało z ciała mego, wskazując na bok Pana. Jak bowiem Bóg wziął żebro i uczynił niewiastę, tak i Chrystus dał nam krew i wodę ze swego boku i uczynił Kościół. Jak wtedy wziął żebro Adama w czasie jego snu, tak i teraz dał nam krew i wodę po swej śmierci – najpierw wodę, potem krew. Czym wtedy był sen, tym teraz jest śmierć, abyś wiedział, iż śmierć nie jest niczym innym, jeno snem. Widzieliście, jak Chrystus zjednoczył się z oblubienicą? Widzieliście, jakim żywi nas wszystkich pokarmem? Z jednego pokarmu zostaliśmy utworzeni i jesteśmy żywieni. Jak niewiasta karmi dziecię własną krwią i własnym mlekiem, tak i Chrystus stale żywi własną krwią tych, których zrodził”.

    Święty Jan Chryzostom ukazuje Krew Chrystusa przede wszystkim jako symbol Eucharystii oraz źródło duchowego po­karmu, którym możemy karmić się pod­czas każdej Mszy świętej To, co dokonało się na krzyżu, Jezus zapowiadał podczas Ostatniej Wieczerzy: „Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wie­lu będzie wylana na odpuszczenie grze­chów»” (Mt 26, 27-28). Właśnie podczas Eucharystii możemy stawać się nie tylko świadkami tego zbawczego wydarzenia, ale także czerpać z jego owoców, jeśli tylko przystępujemy do Komunii świętej.

    Krew Jezusa nie tylko nas poi, lecz również obmywa z grzechów i chroni od śmierci wiecznej. W Starym Testamen­cie pokropienie krwią cielców i kozłów ofiarowanych Panu Bogu oczyszczało lu­dzi z grzechów. W Księdze Kapłańskiej znajdujemy opis obrzędu przebłagania, poprzez który Izraelici przepraszali Boga za swoje grzechy. Podczas tego obrzędu przyprowadzano do kapłana cielca oraz dwa kozły. Cielca oraz jednego kozła zabi­jano, a ich krwią kropiono Miejsce Święte, Namiot Spotkania i ołtarz. Natomiast nad drugim kozłem kapłan wyznawał wszystkie winy i grzechy Izraelitów, po czym wypędzał go na pustynię (por. Kpł 16, 6-22). Jezus „dopełnia” tego obrzędu, sam stając się ofiarą przebłagalną za na­sze grzechy. Już nie krew zwierząt ofiar­nych, lecz Jego Krew, przelana na krzyżu, oczyszcza nas z grzechów. Dlatego św. Piotr napisze, że zostaliśmy wykupieni drogocenną krwią Chrystusa (por. 1 P 1, 18-19).

    Wreszcie Krew Jezusa to także cena naszego zbawienia. Tak naprawdę, to każdy z nas powinien umrzeć, ponieważ „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6, 23). Zamiast nas, śmierć ponosi Pan Jezus…

    Modlitwa do Krwi Chrystusa

    Jesteśmy zrodzeni z Krwi Chrystu­sa, jesteśmy odkupieni Jego Krwią, ona obmyła nas z grzechów i dała nam za­datek życia wiecznego. Jest to powód do wdzięczności Jezusowi. Tę naszą wdzięczność możemy wyrazić modli­twą do Krwi Chrystusa.

    Modlitwa ta ma różne formy, najbar­dziej chyba znana jest litania do Krwi Chrystusa. Czciciele Krwi Chrystusa od­mawiają również różaniec do Krwi Chry­stusa, który składa się z siedmiu tajemnic, według siedmiu przelań Krwi Chrystusa (obrzezanie, modlitwa w Ogrójcu, biczo­wanie, cierniem ukoronowanie, Droga Krzyżowa, ukrzyżowanie, przebicie Serca Pana Jezusa). Przy sześciu pierwszych tajemnicach odmawia się pięć razy „Ojcze nasz”, a przy ostatniej – trzy (razem 33 według wieku Pana Jezusa). Na końcu każdej tajemnicy mówi się: „Chwała Ojcu”, a potem: Ciebie, Panie, prosimy, wspomóż sługi swoje, które odkupiłeś swoją Przenajdroższą Krwią.

    Na zwykłym różańcu można się też modlić koronkę do Krwi Chrystusa. Wówczas na dużych paciorkach odma­wia się modlitwę: O Jezu, okryj Twoją Przenajdroższą Krwią cały świat! Obmyj wszelki brud grzechowy i odnów świat przez Ducha Świętego. Na małych na­tomiast mówi się: O mój Jezu, przeba­czenia i Miłosierdzia, przez zasługi Twej Najdroższej Krwi. Można też odmawiać modlitwy zanurzenia we Krwi Chrystusa – poranną i wieczorną. Miesiącem szcze­gólnie poświęconym Krwi Chrystusa jest lipiec, który rozpoczyna się uroczystością Krwi Chrystusa (1.07.).

    Modlitwa zanurzenia na początek dnia

    Jezu, zanurzam w Twojej Przenaj­droższej Krwi cały ten rozpoczynający się dzień, który jest darem Twojej nie­skończonej miłości.

    Zanurzam w Twojej Krwi siebie samego, wszystkie osoby, które dziś spo­tkam, o których pomyślę czy w jakikolwiek sposób czegokolwiek o nich się dowiem. Zanurzam moich bliskich i osoby powie­rzające się mojej modlitwie.

    Zanurzam w Twojej Krwi, Panie, wszystkie sytuacje, które dziś zaistnieją, wszystkie sprawy, które będę załatwiać, rozmowy, które będę prowadzić, prace, które będę wykonywać i mój odpoczynek. Zapraszam Cię, Jezu, do tych sytuacji, spraw, rozmów, prac i odpoczynku. Pro­szę, aby Twoja Krew przenikała te osoby i sprawy, przynosząc według Twojej woli uwolnienie, oczyszczenie, uzdrowienie i uświęcenie. Niech dziś zajaśnieje chwała Twojej Krwi i objawi się jej moc.

    Przyjmuję wszystko, co mi dziś ze­ślesz, ku chwale Twojej Krwi, ku pożytkowi Kościoła św. i jako zadośćuczynienie za moje grzechy, składając to wszystko Bogu Ojcu przez wstawiennictwo Maryi. Od­daję samego siebie do pełnej dyspozycji Maryi, zawierzając Jej moją przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, bez warunków i bez zastrzeżeń. Amen.

    Modlitwa zanurzenia na zakończenie dnia

    Jezu, zanurzam w Twojej Przenaj­droższej Krwi ten kończący się dzień.

    Zanurzam ludzi, których spotkałem: błogosław tym, którzy myśleli albo mó­wił o mnie dobrze, którzy wyświadczyli mi dobro. Błogosław także tym, którzy wyrażali się o mnie źle – niech ich myśli i słowa mnie nie dotykają, ale im też nie szkodzą, jeśli mieli rację – przepraszam, jeśli nie mieli – wybaczam. Popełnione wobec mnie zło obróć w dobro – ich i moje.

    Zanurzam w Twojej Krwi, Panie, wszystkie sytuacje, które dziś zaistniały, wszystkie sprawy, które załatwiłem, roz­mowy, które przeprowadziłem. Zanurzam wszystko, co zrobiłem, co było dobrze – pobłogosław, co było źle – w swoim miło­sierdziu napraw. Proszę, aby Twoja Krew przenikała te osoby i sprawy, przynosząc według Twojej woli uwolnienie, oczysz­czenie, uzdrowienie i uświęcenie. Niech zajaśnieje chwała Twojej Krwi i objawi się jej moc. Cały dzień składam Bogu Ojcu przez wstawiennictwo Maryi, za­wierzając Jej moją przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, bez warunków i bez za­strzeżeń. Proszę Cię, Jezu, o dobrą i spo­kojną noc dla mnie i moich bliskich oraz o dobrą śmierć dla tych, którzy dzisiaj przejdą do wieczności. Amen.

    Apostolstwo Chorych/2018-07-02/tekst: s. M. Aleksandra Leki CSSE

    ************************************************************************

    O Krwi i Wodo, czyli jak to z przebiciem Serca Jezusowego było?

    „O Krwi i Wodo, któraś wypłynęła z Serca Jezusowego jako zdrój miłosierdzia dla nas…” Przebicie Serca Jezusa włócznią to wydarzenie niezwykle symboliczne, często przywoływane oraz interpretowane w różny sposób. Krew i Woda są uznawane za zdrój miłosierdzia, źródło naszego zbawienia bądź początek sakramentów Kościoła. Jednocześnie zarówno Serce, jak i Krew naszego Pana są otaczane przez katolików kultem, zwłaszcza w szczególnie im poświęcone miesiące – czerwiec oraz lipiec. Co więc naprawdę wydarzyło się na krzyżu tuż po śmierci Jezusa i jakie ma to dla nas znaczenie?
    Mimo iż przebicie włócznią boku Chrystusowego jest tak często przywoływanym wydarzeniem, wzmiankę o nim znajdziemy jedynie w Ewangelii św. Jana. Pisze on:

    “Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda”. (J 19, 31-34)

    Te zaledwie kilka wersetów zajmuje w katolickiej teologii niezwykłe miejsce.

    Ten, którego przebili

    Na wstępie warto wyjaśnić, dlaczego w ogóle doszło do przebicia boku Jezusa włócznią. Jak czytamy w przywołanym wyżej fragmencie Ewangelii, Żydzi poprosili Piłata o połamanie skazańcom goleni. Była to ówcześnie powszechna praktyka „dobijania” ukrzyżowanych – jedyny punkt oparcia człowieka wiszącego na krzyżu stanowiły nogi. Po połamaniu goleni ten punkt oparcia znikał, przez co ciężar całego ciała gwałtownie przenosił się na ramiona i klatkę piersiową. To powodowało kurcze i ucisk mięśni oddechowych, a w konsekwencji uduszenie. Właśnie w ten sposób zginęli wiszący po obu bokach Chrystusa łotrzy.

    Jezus jednak był już martwy, dlatego żołnierze zaniechali łamania Jego goleni; niemniej jeden z nich – tradycja nazywa go imieniem Kasjusz – przebił Ciało Zbawiciela włócznią. Najprawdopodobniej chciał w ten sposób upewnić się ponad wszelką wątpliwość, że Jezus nie żyje, chociaż część opisów widzi w tym geście wyraz bezmyślnej, niepotrzebnej agresji. Jakkolwiek by nie było – św. Jan zauważa tutaj spełnienie starotestamentalnych proroctw, słów: „Kości z niego łamać nie będziecie” (Wj 12, 46) stanowiących jedno z zaleceń odnoszących się do paschalnego baranka, a także: „Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym” (Za 12, 10).

    Ciekawe są rozważania dotyczące możliwości naukowego wytłumaczenia wypłynięcia krwi i wody. Tryskająca z rany krew nie budzi większych wątpliwości – według biologów zaczyna ona krzepnąć kilka godzin po śmierci, a Jezus został przebity niedługo po zgonie. Bardziej niezwykłe wydaje się wypłynięcie wody, choć i tutaj istnieje kilka wersji mogących stanowić wyjaśnienie. Ich prawdopodobieństwo zależy jednak od tego, w którym miejscu ciało Pana zostało ugodzone. Tradycyjnie przyjmuje się, że przebite zostało Jego serce – tak twierdzą apokryfy i ta wersja pojawia się w późniejszych tekstach Kościoła, chociażby w wezwaniu Litanii do Serca Jezusa: „Serce Jezusa, włócznią przebite, módl się za nami!”. Wydaje się to również logiczne z punktu widzenia rzymskiego żołnierza – przebijając serce, zdobywasz absolutną pewność, że skazany nie żyje. Warto jednak pamiętać, że Ewangelia wspomina jedynie o przebiciu boku, nie mówiąc o sercu ani słowa. Przyjmując jednak powszechny punkt widzenia, można tłumaczyć wypłynięcie wody przebiciem otaczającego serce osierdzia, w którym znajduje się pewna ilość cieczy. Rana mogła powstać również w przednim sercu, co spowodowałoby krwotok do osierdzia, podczas którego czerwone ciałka krwi opadają, oddzielając się od płynnego osocza. Inne wytłumaczenie to przebicie wątroby, w której znajduje się trochę płynu.

    Interesująca jest też postać wspomnianego Kasjusza z Cezarei Kapadockiej. Legionista, który przebił serce Chrystusa, jest bowiem w Kościele… czczony jako święty męczennik. Mówiące o nim pozabiblijne źródła – apokryfy i pisma Ojców Kościoła – są zgodne co do tego, że Kasjusz, widząc wypływające z boku Jezusa krew i wodę, przeżył nawrócenie, następnie ochrzcił się, przyjmując imię Longin, i poniósł śmierć męczeńską. Co ciekawe, według większości źródeł Kasjusz zapisał się na kartach Ewangelii nie tylko jako ten, który przebił bok Jezusa. Utożsamia się go także z setnikiem, który po śmierci Jezusa stwierdził: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15, 39; Łk 23, 47; Mt 27, 54) oraz z przywódcą strażników, którzy pilnowali Grobu Pana (por. Mt 27, 62–66). Każde z tych trzech zdarzeń wiąże się z postępującym procesem nawrócenia – po przyjęciu i wyznaniu wiary pod krzyżem nastąpiło jej umocnienie przy zmartwychwstaniu.

     Jako dowódca straży Kasjusz zapewne był obecny przy opisanej w Mt 28, 11–15 scenie przekupienia strażników przez arcykapłanów. Wspominają o tym apokryfy, według których dowódca nie dał się przekupić i wkrótce – wraz z innymi dwoma żołnierzami – przyłączył się do apostołów. Po Zesłaniu Ducha Świętego przyjął chrzest i, jak wspomniano, przyjął pochodzące od łacińskiego słowa oznaczającego włócznię imię Longin (Longinus). Po chrzcie udał się do rodzinnej Kapadocji i zajął się ewangelizacją miejscowych, nawracając wielu z nich na wiarę w Chrystusa. Zakończył życie jako męczennik, według większości źródeł ścięty mieczem z rozkazu Piłata za dezercję ze służby. Co ciekawe, nieco inaczej o jego śmierci wypowiada się Martyrologium Rzymskie, w którym czytamy: „Dnia 15-go marca w Cezarei w Kapadocji męczeństwo św. Longina, żołnierza, któremu podobnie jak Panu Jezusowi, przebito dzidą lewy bok”.

    Zdrój miłosierdzia dla nas

    Oczywiście szczegóły samego przebicia serca Chrystusa czy żywotu św. Longina można traktować jako ciekawostki, których prawdziwości raczej nie uda się zweryfikować. Nie to jest jednak dla nas, katolików, najważniejsze – najważniejsze jest to, że zapis o Krwi i Wodzie, które wytrysnęły z boku Jezusowego, nie znalazł się w Ewangelii przypadkowo. Jak każda ewangeliczna historia, tak i ta niesie ze sobą pewną symbolikę oraz uczy nas czegoś o wierze

    Po pierwsze – czym jest serce Jezusa? Ograniczanie go jedynie do zniszczonego na krzyżu narządu pompującego Jego Krew, wydaje się zbytnim uproszczeniem. Czujemy to nawet, obserwując jego kult – gdyby serce Jezusa nie posiadało dodatkowej symboliki, to czemu mielibyśmy je czcić dużo bardziej niż przykładowo Jego mózg czy pozostałe członki? To serce musi mieć więc szczególne znaczenie. Dobrze ujął to Orygenes: „Należy interpretować Serce Boga jako potęgę Jego rozumu i władzę kierowania wszechświatem, a Jego Słowo jako posłańca niosącego wieść o tym, co jest w Jego Sercu”. Św. Jan Ewangelista napisał w swoim liście, że Bóg jest Miłością – a zatem kontemplując Serce Jezusa, kontemplujemy Mądrość i Miłość Boga. Jego Serce to Jego Biblia – pisał wreszcie św. Augustyn, podkreślając, że nie da się interpretować Słowa Bożego z pominięciem Jego Miłości. Dlatego w litanii wołamy: „Serce Jezusa, ze Słowem Bożym istotowo zjednoczone”.

    Nie da się zrozumieć sensu historii zbawienia, całego Bożego planu dla człowieka, nie pamiętając o tym, że jest On miłością, a najwyższym wyrazem tej miłości jest śmierć krzyżowa Chrystusa. W tym momencie łatwiej jest dostrzec symbolikę przebicia Jezusowego serca włócznią. W oryginalnym tekście słowo określające to, co zrobił św. Longin, nie oznacza dosłownie „przebił”, a należałoby je przetłumaczyć raczej jako „otwarł”. Otwarcie serca Jezusa zdaje się więc symbolizować odkrycie przed ludźmi Bożego planu, wypełnienie całej historii zbawienia. Symbolicznie ukazuje to jedna ze średniowiecznych legend o św. Longinie, według której miał on mieć problemy ze wzrokiem uleczone przez kroplę krwi, która spadła do jego oka z przebitego boku Chrystusa. „Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali” – musimy tylko z tych darów korzystać.

    Co jednak konkretnie „wszyscyśmy otrzymali”? Po otwarciu Jezusowego boku wypłynęły z niego Krew i Woda. W potocznym języku otwarte serce przypisujemy człowiekowi, który jest hojny, chętnie dzieli się tym, co ma. Taką samą symbolikę mają wspomniane Krew i Woda – oznaczają one dwa spośród najcenniejszych darów Boga, widzialnych znaków Jego niewidzialnej łaski – sakramentów. Woda jest odczytywana jako symbol chrztu, Krew zaś jako znak ofiary Chrystusa, czyli Eucharystii. Śmierć Jezusa jest więc źródłem, z którego otrzymujemy życie. Chrzest to początek życia w Chrystusie, włączenie do Jego Kościoła, Eucharystia zaś stanowi nasz pokarm. To poprzez ich działanie Bóg prowadzi nas i umacnia na drodze do zbawienia, słusznie zatem wołamy: „Serce Jezusa, źródło życia i świętości”.

    Oprócz ofiary Chrystusa, Krew może mieć także inną symbolikę – obok wody chrztu może przedstawiać chrzest krwi, czyli męczeństwo. Łączą się tu dwa najważniejsze momenty w życiu męczenników – chrzest, czyli narodzenie do życia w Chrystusie oraz męczeńska śmierć, czyli narodziny dla nieba. Oczywiście obie interpretacje ściśle się z sobą łączą – nie bez przyczyny Eucharystię sprawuje się na relikwiach męczenników. Ofiara świętych, którzy oddali życie za wiarę w Chrystusa, jest naśladowaniem Jego ofiary. „Męczenników Orszak Biały”, w którym znalazł się także św. Longin, najpełniej zrozumiał wezwania: „Serce Jezusa, aż do śmierci posłuszne” oraz „Nadziejo w Tobie umierających”.

    Konrad Myszkowski/MIESIĘCZNIK,WIARA/Adeste/2.6.2019

    ************************************************************************

    Uczczono bł. Mariannę Biernacką, patronkę teściowych

    Sample

    Tłum pielgrzymów, a przede wszystkim teściowe oraz Koła Gospodyń Wiejskich z terenu diecezji ełckiej, przybyły dziś do Lipska, by we wspomnienie bł. Marianny Biernackiej, wspólnie modlić się w Sanktuarium Matki Bożej Bazylianki. Mszy św. przewodniczył i homilię wygłosił ełcki biskup pomocniczy Adrian Galbas SAC.

    Bł. Marianna Biernacka, która pochodzi z Lipska, jest uznana za patronkę teściowych. Coraz więcej kobiet zwraca się do niej, jako do swej patronki i orędowniczki. O jej wstawiennictwo u Boga proszą całe rodziny, a także małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci oraz kobiety w ciąży. W czasie II wojny światowej bł. Marianna Biernacka oddała życie w zamian za ocalenie ciężarnej synowej.

    Biskup Adrian Galbas w homilii zaznaczył wartość i piękno osoby bł. Marianny. – Gdy przychodzimy na doroczną pielgrzymkę do Lipska, to najpierw po to, by podziękować Panu Bogu za ten hojny plon, który już wydało i wciąć wydaje to maleńkie ziarenko jakim jest ta prosta kobieta stąd, matka, żona, babcia, teściowa, chłopka, chrześcijanka, ale przede wszystkim człowiek: bł. Marianna. To ziarno wrzucone w ziemię wciąż owocuje. Ona nie tylko uratowała życie swojej synowej i wnuków, ale wciąż ratuje nas, zwłaszcza nasze relacje, szczególnie te w rodzinach (…) Choć “w ludzkim rozumieniu doznała kaźni”, tak naprawdę trwa w pokoju, żyje, uczy nas i nas pociąga – stwierdził duchowny.

    Porównał bł. Mariannę do św. Marii Maksymiliana Kolbego, który oddał swoje życie za p. Franciszka Gajowniczka. – Bł. Marianna zrobiła to samo co św. Maksymilian Kolbe. Ten sam czas, ta sama sytuacja polityczna i ten sam motyw: poświęcam swoje życie, by uratować życie kogoś. Św. Maksymilian Kolbe, oddał życie za rodzinę p. Gajowniczka, a bł. Marianna za życie swojej rodziny (…) Tu i tu motywem tego zwycięstwa była miłość. Miłość, która nie jest uczuciem, a w każdym przypadku nie jest tylko uczuciem, ani przede wszystkim uczuciem. Bo “uczucia przychodzą i odchodzą”, napisał Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas est – powiedział biskup.

    Bp Adrian przypomniał zebranym, że słowa Jezusa “Nikt nie ma większej miłości niż, ta, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich…” bł. Mariana właściwie odczytała i potraktowała je poważnie.

    – Osobiście doświadczyła tego jak bardzo jest kochana przez Boga, który w Chrystusie oddał za Nią życie, mogła powtórzyć za św. Pawłem, że nic i nikt jej nie zdoła oderwać od tej miłości: ani utrapienie, ani ucisk, ani prześladowanie, ani głód, ani nagość, ani Gestapo, ani widmo obozu koncentracyjnego… I gdy nadarzyła się okazja, by czytaną wielokrotnie Ewangelię w radykalny sposób zastosować w życiu, bł. Marianna to zrobiła. Gdy do jej domu przyszli gestapowcy, żądając wydania jej synowej, będącej w stanie błogosławionym, bł. Marianna poprosiła, by zabrano ją, doskonale wiedząc co to oznacza. Zaofiarowała się. Dała swoje życie za życie kogoś innego. Jak Chrystus, jak Maksymilian Kolbe i jak tylu, którzy traktowali Ewangelię poważnie – uświadamiał zebranych Hierarcha. – Gdy przychodzimy do Lipska, to nie po to, by się powzruszać losem bł. Marianny, ale po to, by uczyć się od niej takiej miłości w praktyce i by prosić Ją o to, by była dla nas nauczycielką miłości – dodał.

    Licznie zgromadzonym pielgrzymom kaznodzieja zadał pytanie: “Czy i co umiem ofiarować dziś mojemu bliźniemu? Na ile jestem zdolny do miłości, a na ile jedynie do jej przeciwieństwa, czyli do egoizmu”. – Egoizmu nie musimy się uczyć. Mamy go we krwi, co jest skutkiem grzechu pierworodnego. Miłości uczyć się trzeba. Na szczęście jest ona wyuczalna, co pokazuje nam bł. Marianna. nauczycielka miłości! – dodał.

    Rola Matki Bożej również została zauważona przez kaznodzieję. – Św. Maksymiliana i bł. Mariannę łączyło coś jeszcze: miłość do Maryi. On, dla którego Niepokalana – jak mówił św. Jan Paweł II – była “natchnieniem całego życia” i ona, która wiedząc, że idzie na śmierć poprosiła tylko o jedno: O różaniec! Niech Maryja będzie natchnieniem także dla nas, niech modlitwa różańcowa pomaga także nam prowadzić takie życie, w którym liczy się oprócz nas ktoś jeszcze, a nawet, w którym ten ktoś jest ważniejszy od nas – porównał obydwoje męczenników bp. Galbas.

    Po uroczystej Eucharystii miał miejsce Akt Oddania Kół Gospodyń Wiejskich opiece bł. Marianny.

    Ks. kan. Waldemar Sawicki, proboszcz parafii w Lipsku wyraził wdzięczność pielgrzymom za przybycie na to wyjątkowe spotkanie teściowych. Zachęcał, aby wypraszać u bł. Marianny łaskę bycia zarówno dobrą synową jak i dobrą teściową. Marianna Biernacka, pomimo prześladowań i okrucieństwa wojny nie utraciła wiary. Próbowała ratować życie swojego syna i synowej. Niemcy zgodzili się ostatecznie, żeby to Marianna poszła na śmierć i w ten sposób uratowała życie nienarodzonego wnuka i synowej.

    13 czerwca 1999 roku Jan Paweł II ogłosił Mariannę Biernacką błogosławioną w grupie męczenników II wojny światowej. Beatyfikacja przyniosła wzrost zainteresowania jej życiem nie tylko w diecezji ełckiej, ale także w całej Polsce i poza jej granicami.

    11 lipca 2020/Lipsk/Kai.pl

    ************************************************************************

    XVI NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A

    19 – VII – 2020

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 14.00

    This image has an empty alt attribute; its file name is parable+Weeds+in+the+Field.jpg
    fot. Verbum Dei/patronite.pl
    ***

    Antyfona na wejście

    Oto mi Bóg dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Będę Ci chętnie składać ofiarę i sławić Twe dobre imię. (Ps 54,6.8)

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, okaż miłosierdzie swoim
    wiernym i pomnażaj w nich dary swojej łaski,
    aby pełni wiary, nadziei i miłości
    zawsze wiernie zachowywali Twoje przykazania.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Mądrości – Mdr 12,13.16–19

    Panie, nie ma oprócz Ciebie boga, co ma pieczę nad wszystkim, abyś miał dowodzić, że nie sądzisz niesprawiedliwie. Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa sprawia, że wszystko oszczędzasz. Moc swą przejawiasz, gdy się nie wierzy w pełnię Twej potęgi, i karzesz zuchwalstwo świadomych. Potęgą władasz, a sądzisz łagodnie i rządzisz nami z wielką oględnością, bo do Ciebie należy moc, gdy zechcesz.

    Tak postępując, nauczyłeś lud swój, że sprawiedliwy powinien być dobrym dla ludzi. I wlałeś swoim synom wielką nadzieję, że po występkach dajesz nawrócenie.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 86

    R/ Panie, Ty jesteś dobry i łaskawy.

    Tyś, Panie, dobry i łaskawy,
    pełen łaski dla wszystkich, którzy Cię wzywają.
    Wysłuchaj, Panie, modlitwę moją
    i zważ na głos mojej prośby. R/

    Przyjdą wszystkie ludy przez Ciebie stworzone,
    i Tobie, Panie, oddadzą pokłon,
    będą sławiły Twe imię.
    Bo Ty jesteś wielki i czynisz cuda
    tylko Ty jesteś Bogiem. R/

    Ale Tyś, Panie, Bogiem łaski i miłosierdzia,
    do gniewu nieskory, łagodny i bardzo wierny.
    Wejrzyj na mnie
    i zmiłuj się nade mną. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 8,26–27

    Bracia: Duch Święty przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus, każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 13,24-43

    Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: «Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc się wziął na niej chwast?» Odpowiedział im: «Nieprzyjazny człowiek to sprawił». Rzekli mu słudzy: «Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?» A on im odrzekł: «Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza»”.

    Inną przypowieść im powiedział: „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach”.

    Powiedział im inną przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło”.

    To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: „Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata”.

    Wtedy odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego uczniowie i prosili Go: „Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście”. On odpowiedział: „Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha”.
    Oto słowo Pańskie.

    Wierzę w jednego Boga…

    Modlitwa nad darami

    Boże, Ty jedyną, doskonałą Ofiarą zastąpiłeś
    rozmaite ofiary Starego Prawa, przyjmij Ofiarę oddanych Ci sług i uświęć ją tak, jak pobłogosławiłeś dary Abla; niech to, co każdy złożył na chwałę
    Twojego majestatu, posłuży wszystkim do zbawienia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja na niedzielę zwykłą

    Antyfona na Komunię

    Pan miłosierny i łaskawy sprawił, że trwa pamięć Jego cudów, dał pokarm bogobojnym. (Ps 111,4-5)

    Modlitwa po Komunii

    Boże nasz Ojcze, przybądź z pomocą swojemu ludowi, który nakarmiłeś Najświętszym Sakramentem, spraw, aby porzucił dawne nałogi i prowadził nowe życie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***

    XVI NIEDZIELA ZWYKŁA - ROK A
    fot. Mirosław Rzepka/GOŚĆ NIEDZIELNY
    ***

    komentarz do Liturgii Bożego Słowa

    LUDZKA NIECIERPLIWOŚĆ

    Po wysłuchaniu dzisiejszego Słowa Bożego wydaje się być oczywistym, że na świecie są ludzie dobrzy i są ludzie źli. Dokładnie jak w Jezusowej przypowieści – na polu równolegle  obok siebie rośnie i pszenica, i chwast. Dlatego reakcja sług gospodarza zdziwionych skąd wziął się chwast, skoro posiane było tylko dobre nasienie, jest bardzo zrozumiała: „Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” Ale gospodarz nie zgodził się. I powiedział dlaczego.

    Na pewnej wyspie żyli ludzie bardzo spokojnie. Panowała wśród nich harmonia i  prawdziwy pokój. Ale przyszedł czas, że na tym błogim miejscu wszystko się zmieniło. Pojawiły się kłopoty, niepokój i strach. Dobrzy ludzie bardzo byli tym zmartwieni i nie wiedzieli co robić. Obwiniali za ten stan rzeczy stosunkowo małą grupę osób, która była przyczyną wzrastającego niepokoju. Dlatego postanowili tych złych odizolować od siebie. Wyznaczyli dla nich specjalną część na wyspie – najbiedniejszą i najbardziej ponurą. Ogrodzili ją wysokim płotem. I zaczęła się segregacja, która w teorii wyglądała prosto. Każdy wiedział, albo myślał, że wie, kto jest złodziejem, wandalem, handlarzem narkotyków, zboczeńcem, mordercą niewinnych ludzi i tak dalej. Ale w praktyce okazało się, że to dzielenie na dobrych i złych jest bardzo skomplikowane. Ci, których próbowano umieścić za wysokim murem zaczęli się opierać. Bo kto by chciał nosić etykietką z napisem: „zły”? Czy być traktowanym jak trędowaty? Wiele rodzin przeżywało rozdarcie. Mimo że dzieci zostawały osierocone, przyjaciele rozdzieleni – akcja tropienia trwała nadal. I tak po jednej stronie muru byli źli ludzie, a po drugiej – tylko przyzwoici, uczciwi, szanowani, religijni, przestrzegający prawa.

    Na tej wyspie żył również świątobliwy starzec, któremu na imię było Antoni. Przez wszystkich mieszkańców bardzo był szanowany i podziwiany. I oczywiście dobrzy ludzie byli przekonani, że zostanie z nimi. Ale zdziwili się i doznali szoku, kiedy zobaczyli, że on zamieszkał ze złymi.

    –       Antoni! – to nie jest w porządku, protestowali porządni. Dlaczego? – przecież ty najbardziej zasługujesz, aby być po naszej stronie ogrodzenia. 

    –       Tak myślicie naprawdę? – odpowiedział Antoni. Wy uważacie się za niewinnych, prawych i czyniących pokój, a tych innych – za wcielone diabły. Oszukujecie samych siebie. Wasza niewinność jest tylko wyimaginowana. Kto może powiedzieć, że jest dobry albo zły? Kto z nas może powiedzieć, że nie ma w sobie zła albo, że nigdy nie uczynił nic złego? Przede wszystkim to, co potępiacie u innych jest w was. Przez odrzucenie waszych braci i sióstr mających też prawo do zbawienia, popełniliście wielki błąd. Ja pozostaję po tej stronie ogrodzenia, ponieważ ja także czyniłem zło. Ja także jestem grzesznikiem.   

    Kiedy wysłuchali jego argumentacji zdecydowali się już więcej nie robić żadnych podziałów  i rozebrali wysoki płot.

    Jak łatwo i jak chętnie przychodzi człowiekowi rozdzierać swoje szaty oburzając się grzechami innych. Przypowieść o pszenicy i kąkolu tak by się chciało inaczej zaaplikować. Załatwić doraźnie. Tymczasem Boży Siewca obsiewając glebę ludzkiego serca jak bardzo szanuje wolną wolę i daje człowiekowi czas. Z jak wielką cierpliwością znosi głupotę człowieka. Czy ja nigdy nie miałem pretensji do Pana Boga za to, że jest wieczny, że myśli kategoriami wiecznymi? Ależ tak. Bo ja nie mam cierpliwości ani do zła, które widzę tylko u innych, ani do ich przeróżnych słabości. Tak by się chciało ponakręcać Boże zegary według ludzkich zegarków szybko cykających. A gdzie jest Boże prawo do wolności, do mądrości, do dobroci, do wieczności? W moich zapiskach znalazłem tekst ks. Pasierba dotyczący właśnie braku ludzkiej cierpliwości: „My byśmy uporali się z wrogami Boga. My byśmy pozałatwiali wszystkich Malchusów. W stosunku do ludzi nasza niecierpliwość wyraża się przede wszystkim w nietolerancji i w braku wyrozumiałości – które to cnoty są mądrością błogosławioną. Jak często zdarza się nam mówić: ‘Ja go znam na wylot’. ‘Oni wszyscy tacy’. ‘On się na pewno nie zmieni’. To są straszne zdania, ponieważ człowiekowi nie wolno tak mówić. Tu wyraźnie stajemy w roli wszechwiedzącego i wszechmogącego Boga. Bóg tak nie mówi o nikim. A my tak mówimy o wielu ludziach – jako sędziowie, jako ci którzy potępiają. Po tej stronie życia, przed żniwem nie wiemy, naprawdę nie wiemy kto jest dobry, a kto jest zły”.

    Nie ferowałbym takich sądów, gdybym zdał sobie sprawę z faktu, że to ja jestem grzesznikiem i przed Najświętszym Bogiem jestem absolutnym nędzarzem.

    Klęczę wiec przed Tobą Panie i milczeć próbuję. Bo Twoje Słowo posiane na ludzkim sercu tylko w ciszy rośnie –  jak ziarno głęboko ukryte w ziemi.

    Proszę Cię Panie o łaskę przemiany serca, bo wtedy kąkol, który diabeł już zdążył nasiać, nie zdoła zagłuszyć Twojego siewu.

    ks. Marian SAC

    ***

    “Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” “Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa…”

    Dzisiejszą Ewangelię dobrze ilustruje obraz Albina Eggera (1868-1926), austriackiego malarza historii. Obraz ten jest umieszczony na ścianie pomnika wojennego w kaplicy w Lienz w Austrii. Kaplica została poświęcona we wrześniu 1924 roku. Na obrazie jest mężczyzna w spodniach jeansowych i w kapeluszu, który zasiewa ziarno. Obok niego idzie inny mężczyzna, ciemnego koloru, i wykonuje tę samą czynność. To są ci dwaj, o których Pan Jezus mówi w swojej przypowieści: człowiek, który posiał dobre nasienie i nieprzyjaciel, który nasiał chwastu.

    ***************************************************************************

    MSZE ŚWIĘTE W XVI TYGODNIU ZWKŁYM

    XV NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A

    12 – VII – 2020

    fot. Verbum Dei/patronite.pl
    ***

    godz. 10.30 – adoracja przed Najświętszym Sakramentem

    godz. 11.00 – Msza św.

    Antyfona na wejście

    W sprawiedliwości ujrzę Twe oblicze, nasycę się Twym widokiem, gdy ukaże się Twoja chwała. (Ps 17,15)

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Boże, Ty ukazujesz błądzącym światło Twojej prawdy, aby mogli wrócić na drogę sprawiedliwości,
    spraw, niech ci, którzy uważają się za chrześcijan,
    odrzucą wszystko, co się sprzeciwia tej godności, a zabiegają o to, co jest z nią zgodne.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Izajasza Iz 55,10-11

    To mówi Pan: „Podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 65

    R/ Na żyznej ziemi ziarno wyda plony.

    Nawiedziłeś i nawodniłeś ziemię,
    wzbogaciłeś ją obficie.
    Strumień Boży wezbrany od wody;
    przygotowałeś im zboże. R/

    I tak uprawiłeś ziemię:
    nawodniłeś jej bruzdy, wyrównałeś jej skiby,
    spulchniłeś ją deszczami, pobłogosławiłeś płodom.
    Rok uwieńczyłeś swymi dobrami,
    gdzie przejdziesz, wzbudzasz urodzaj. R/

    Stepowe pastwiska są pełne rosy,
    a wzgórza przepasane weselem,
    łąki się stroją trzodami, doliny
    okrywają się zbożem,
    razem śpiewają i wznoszą okrzyki radości. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 8,18-23

    Bracia: Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał, w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych.

    Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów, odkupienia naszego ciała.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus, każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 13,1-23

    Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: „Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha”.

    Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: „Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich?” On im odpowiedział: „Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: «Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie zrozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił». Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę powiadani wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło zobaczyć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.

    Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy. Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze. Posiane na miejsca skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje. Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny”.
    Oto słowo Pańskie.

    Wierzę w jednego Boga…

    Modlitwa nad darami

    Wejrzyj, Boże, na dary błagającego Cię Kościoła i przemień je na Pokarm duchowy dla Twoich wiernych,
    aby przyjmując go wzrastali w świętości.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Wróbel znajduje swój dom, a jaskółka gniazdo, gdzie złoży swe pisklęta: przy ołtarzach Twoich, Panie Zastępów, Królu mój i Boże. Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie, nieustannie wielbiąc Ciebie. (Ps 84,4-5)

    Modlitwa po Komunii

    Posileni Twoimi Darami, prosimy Cię, Boże,
    aby przez uczestnictwo w tym Sakramencie
    wzrastał w nas jego zbawienny owoc.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ********

    Adobe Stock/Tygodnik Niedziela

     ***

    komentarz do Liturgii Bożego Słowa

    BOŻY ZASIEW

    Przypowieść o siejbie, którą Pan Jezus opowiedział dziś na nowo, jest tak prosta i tak pokorna, że nawet dziecko łatwo ją pojąć może a przecież mieści w sobie tyle niezgłębionej treści, iż nigdy nie dość, aby do końca ją wyczerpać.

    Zasiewane ziarno Boży Syn przyrównuje do siebie samego. Z tego ziarna wyrasta i Prawda i Życie i Miłość i choć tylko czwarta część zasianego ziarna przyniesie obfity plon – to jednak każde posiane Słowo nie powraca bezowocnie, bowiem w swoim czasie – Bogu tylko wiadomym – dopełnia swego posłannictwa.

    Boże życie dane człowiekowi poprzez sakrament chrztu jest uzależnione od ludzkiego przeżywania czasu i ludzkich decyzji. Owoc wydaje ziarno i tylko ziarno, ale jest ono uzależnione od gleby. A ziarno pada na różną glebę. Pan Jezus wymienia w swojej przypowieści rozmaite gleby. I ciekawa rzecz, że tak jak mówi się o plennej odmianie ziarna – tak samo mówi się o urodzajnej glebie. Mimo, że to wcale nie gleba daje ziarno, tylko ziarno daje ziarno. Ale bez gleby ziarno ziarna nie wyda.

    Przenosząc ten obraz na poletko ludzkiego serca człowiek nie wie jak długo musi spoczywać Boże ziarno w tej czy w innej glebie, by móc wykiełkować, wypuścić korzenie i róść ku owocowaniu. Dlatego Jezusowe przesłanie daje nadzieje i zaufanie mojemu niedowierzaniu, które nie rozumie po co Pan Bóg rzuca ziarno tam, gdzie ptaki je wydziobią, ciernie zagłuszą albo sucha ziemia nie przyjmie. Ale to tylko moja małość lękająca się niepowodzeń i wyrzeczeń nie potrafi cierpliwie czekać nadejścia właściwego czasu, żeby ziarno zaczęło dawać ziarna. Ileż razy było mi już dane doświadczać u siebie i u innych jak nagle Słowo, dawno zasłyszane, rzucone jak ziarno na glebę przebiło zasuszoną ziemię ludzkiego serca, albo nazbyt namokniętą deszczami i zaczęło róść nawet pomimo zimna i niesprzyjającej aury.

    Ja wiem, że jestem człowiekiem-ziemią, rozgrzebaną, rozoraną i swoją i cudzą aktywnością. Ja wiem, że jestem pokaleczony cierniami, że noszę winy swoje i cudze, które ciążą mi na plecach jak ciężkie kamienie. A wtedy trudno jest podnieść głowę i zobaczyć czy idę właściwą drogą. Brak orientacji wydaje się dziś być powszechnym zjawiskiem, jakimś znakiem czasu. Zły dobrał sobie wielu współpracowników, którzy bardzo efektownie obsiewają kąkolem wszystko co się da wmawiając przy tym, że nie ma żadnego Siewcy, a wszelkie słowa pochodzą tylko i wyłącznie od ludzi, że czas, w którym się mówiło o Bożych przykazaniach i o obowiązku pracy nad cierniami poranionego człowieczeństwa, dawno już minął, że jest to zjawisko przeszłości, które umarło albo jeżeli jeszcze gdzieniegdzie jest – niedługo i na pewno też umrze. I to bałamucenie bałamuci wielu. A tymczasem „Boże Słowo jest ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku; zdolne osądzać pragnienia i myśli serca.”

    Żeby zobrazować tę moc Bożego ziarna przypomnę postać św. Augustyna, który będąc nauczycielem retoryki w Mediolanie żył sobie całkowicie beztrosko oddając się  wszelkim przyjemnościom i rozrywce. Otóż pewnego upalnego dnia leżąc w ogrodzie w cieniu figowego drzewa posłyszał głosy bawiących się dzieci, które wołały do siebie na przemian: „Bierz i czytaj!” Te dwa słowa tak mocno dotarły do jego świadomości, że wziął rulon Biblii i pierwsze na co natrafił – to był tekst listu do Rzymian: „Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (13, 12-14). I to był ten moment przełomu w życiu tego młodego pogańskiego retora. Odtąd stał się nowym człowiekiem, wielkim świętym, którego pisma do dziś nie przestają fascynować. 

    Panie Jezu Chryste, spraw, aby Twoja przypowieść o siejbie dotarła wreszcie do mnie z całą swoją mocą. Proszę, odmień glebę mojego serca, która niestety wciąż jest jałowa. Niech stanie się żyzną!

    ks. Marian SAC

    ************************

    XVI NIEDZIELA ZWYKŁA ROK A

    19 – VII – 2020

    MSZA ŚW. W KOŚCIELE ŚW. PIOTRA O GODZ. 14.00

    This image has an empty alt attribute; its file name is parable+Weeds+in+the+Field.jpg
    fot. Verbum Dei/patronite.pl
    ***

    Antyfona na wejście

    Oto mi Bóg dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Będę Ci chętnie składać ofiarę i sławić Twe dobre imię. (Ps 54,6.8)

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, okaż miłosierdzie swoim
    wiernym i pomnażaj w nich dary swojej łaski,
    aby pełni wiary, nadziei i miłości
    zawsze wiernie zachowywali Twoje przykazania.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Mądrości – Mdr 12,13.16–19

    Panie, nie ma oprócz Ciebie boga, co ma pieczę nad wszystkim, abyś miał dowodzić, że nie sądzisz niesprawiedliwie. Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa sprawia, że wszystko oszczędzasz. Moc swą przejawiasz, gdy się nie wierzy w pełnię Twej potęgi, i karzesz zuchwalstwo świadomych. Potęgą władasz, a sądzisz łagodnie i rządzisz nami z wielką oględnością, bo do Ciebie należy moc, gdy zechcesz.

    Tak postępując, nauczyłeś lud swój, że sprawiedliwy powinien być dobrym dla ludzi. I wlałeś swoim synom wielką nadzieję, że po występkach dajesz nawrócenie.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 86

    R/ Panie, Ty jesteś dobry i łaskawy.

    Tyś, Panie, dobry i łaskawy,
    pełen łaski dla wszystkich, którzy Cię wzywają.
    Wysłuchaj, Panie, modlitwę moją
    i zważ na głos mojej prośby. R/

    Przyjdą wszystkie ludy przez Ciebie stworzone,
    i Tobie, Panie, oddadzą pokłon,
    będą sławiły Twe imię.
    Bo Ty jesteś wielki i czynisz cuda
    tylko Ty jesteś Bogiem. R/

    Ale Tyś, Panie, Bogiem łaski i miłosierdzia,
    do gniewu nieskory, łagodny i bardzo wierny.
    Wejrzyj na mnie
    i zmiłuj się nade mną. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian – Rz 8,26–27

    Bracia: Duch Święty przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus, każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 13,24-43

    Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: «Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc się wziął na niej chwast?» Odpowiedział im: «Nieprzyjazny człowiek to sprawił». Rzekli mu słudzy: «Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?» A on im odrzekł: «Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza»”.

    Inną przypowieść im powiedział: „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach”.

    Powiedział im inną przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło”.

    To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: „Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata”.

    Wtedy odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego uczniowie i prosili Go: „Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście”. On odpowiedział: „Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha”.
    Oto słowo Pańskie.

    Wierzę w jednego Boga…

    Modlitwa nad darami

    Boże, Ty jedyną, doskonałą Ofiarą zastąpiłeś
    rozmaite ofiary Starego Prawa, przyjmij Ofiarę oddanych Ci sług i uświęć ją tak, jak pobłogosławiłeś dary Abla; niech to, co każdy złożył na chwałę
    Twojego majestatu, posłuży wszystkim do zbawienia.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Prefacja na niedzielę zwykłą

    Antyfona na Komunię

    Pan miłosierny i łaskawy sprawił, że trwa pamięć Jego cudów, dał pokarm bogobojnym. (Ps 111,4-5)

    Modlitwa po Komunii

    Boże nasz Ojcze, przybądź z pomocą swojemu ludowi, który nakarmiłeś Najświętszym Sakramentem, spraw, aby porzucił dawne nałogi i prowadził nowe życie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***

    XVI NIEDZIELA ZWYKŁA - ROK A
    fot. Mirosław Rzepka/GOŚĆ NIEDZIELNY
    ***

    komentarz do Liturgii Bożego Słowa

    LUDZKA NIECIERPLIWOŚĆ

    Po wysłuchaniu dzisiejszego Słowa Bożego wydaje się być oczywistym, że na świecie są ludzie dobrzy i są ludzie źli. Dokładnie jak w Jezusowej przypowieści – na polu równolegle  obok siebie rośnie i pszenica, i chwast. Dlatego reakcja sług gospodarza zdziwionych skąd wziął się chwast, skoro posiane było tylko dobre nasienie, jest bardzo zrozumiała: „Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” Ale gospodarz nie zgodził się. I powiedział dlaczego.

    Na pewnej wyspie żyli ludzie bardzo spokojnie. Panowała wśród nich harmonia i  prawdziwy pokój. Ale przyszedł czas, że na tym błogim miejscu wszystko się zmieniło. Pojawiły się kłopoty, niepokój i strach. Dobrzy ludzie bardzo byli tym zmartwieni i nie wiedzieli co robić. Obwiniali za ten stan rzeczy stosunkowo małą grupę osób, która była przyczyną wzrastającego niepokoju. Dlatego postanowili tych złych odizolować od siebie. Wyznaczyli dla nich specjalną część na wyspie – najbiedniejszą i najbardziej ponurą. Ogrodzili ją wysokim płotem. I zaczęła się segregacja, która w teorii wyglądała prosto. Każdy wiedział, albo myślał, że wie, kto jest złodziejem, wandalem, handlarzem narkotyków, zboczeńcem, mordercą niewinnych ludzi i tak dalej. Ale w praktyce okazało się, że to dzielenie na dobrych i złych jest bardzo skomplikowane. Ci, których próbowano umieścić za wysokim murem zaczęli się opierać. Bo kto by chciał nosić etykietką z napisem: „zły”? Czy być traktowanym jak trędowaty? Wiele rodzin przeżywało rozdarcie. Mimo że dzieci zostawały osierocone, przyjaciele rozdzieleni – akcja tropienia trwała nadal. I tak po jednej stronie muru byli źli ludzie, a po drugiej – tylko przyzwoici, uczciwi, szanowani, religijni, przestrzegający prawa.

    Na tej wyspie żył również świątobliwy starzec, któremu na imię było Antoni. Przez wszystkich mieszkańców bardzo był szanowany i podziwiany. I oczywiście dobrzy ludzie byli przekonani, że zostanie z nimi. Ale zdziwili się i doznali szoku, kiedy zobaczyli, że on zamieszkał ze złymi.

    –       Antoni! – to nie jest w porządku, protestowali porządni. Dlaczego? – przecież ty najbardziej zasługujesz, aby być po naszej stronie ogrodzenia. 

    –       Tak myślicie naprawdę? – odpowiedział Antoni. Wy uważacie się za niewinnych, prawych i czyniących pokój, a tych innych – za wcielone diabły. Oszukujecie samych siebie. Wasza niewinność jest tylko wyimaginowana. Kto może powiedzieć, że jest dobry albo zły? Kto z nas może powiedzieć, że nie ma w sobie zła albo, że nigdy nie uczynił nic złego? Przede wszystkim to, co potępiacie u innych jest w was. Przez odrzucenie waszych braci i sióstr mających też prawo do zbawienia, popełniliście wielki błąd. Ja pozostaję po tej stronie ogrodzenia, ponieważ ja także czyniłem zło. Ja także jestem grzesznikiem.   

    Kiedy wysłuchali jego argumentacji zdecydowali się już więcej nie robić żadnych podziałów  i rozebrali wysoki płot.

    Jak łatwo i jak chętnie przychodzi człowiekowi rozdzierać swoje szaty oburzając się grzechami innych. Przypowieść o pszenicy i kąkolu tak by się chciało inaczej zaaplikować. Załatwić doraźnie. Tymczasem Boży Siewca obsiewając glebę ludzkiego serca jak bardzo szanuje wolną wolę i daje człowiekowi czas. Z jak wielką cierpliwością znosi głupotę człowieka. Czy ja nigdy nie miałem pretensji do Pana Boga za to, że jest wieczny, że myśli kategoriami wiecznymi? Ależ tak. Bo ja nie mam cierpliwości ani do zła, które widzę tylko u innych, ani do ich przeróżnych słabości. Tak by się chciało ponakręcać Boże zegary według ludzkich zegarków szybko cykających. A gdzie jest Boże prawo do wolności, do mądrości, do dobroci, do wieczności? W moich zapiskach znalazłem tekst ks. Pasierba dotyczący właśnie braku ludzkiej cierpliwości: „My byśmy uporali się z wrogami Boga. My byśmy pozałatwiali wszystkich Malchusów. W stosunku do ludzi nasza niecierpliwość wyraża się przede wszystkim w nietolerancji i w braku wyrozumiałości – które to cnoty są mądrością błogosławioną. Jak często zdarza się nam mówić: ‘Ja go znam na wylot’. ‘Oni wszyscy tacy’. ‘On się na pewno nie zmieni’. To są straszne zdania, ponieważ człowiekowi nie wolno tak mówić. Tu wyraźnie stajemy w roli wszechwiedzącego i wszechmogącego Boga. Bóg tak nie mówi o nikim. A my tak mówimy o wielu ludziach – jako sędziowie, jako ci którzy potępiają. Po tej stronie życia, przed żniwem nie wiemy, naprawdę nie wiemy kto jest dobry, a kto jest zły”.

    Nie ferowałbym takich sądów, gdybym zdał sobie sprawę z faktu, że to ja jestem grzesznikiem i przed Najświętszym Bogiem jestem absolutnym nędzarzem.

    Klęczę wiec przed Tobą Panie i milczeć próbuję. Bo Twoje Słowo posiane na ludzkim sercu tylko w ciszy rośnie –  jak ziarno głęboko ukryte w ziemi.

    Proszę Cię Panie o łaskę przemiany serca, bo wtedy kąkol, który diabeł już zdążył nasiać, nie zdoła zagłuszyć Twojego siewu.

    ks. Marian SAC

    ***

    “Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” “Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa…”

    Dzisiejszą Ewangelię dobrze ilustruje obraz Albina Eggera (1868-1926), austriackiego malarza historii. Obraz ten jest umieszczony na ścianie pomnika wojennego w kaplicy w Lienz w Austrii. Kaplica została poświęcona we wrześniu 1924 roku. Na obrazie jest mężczyzna w spodniach jeansowych i w kapeluszu, który zasiewa ziarno. Obok niego idzie inny mężczyzna, ciemnego koloru, i wykonuje tę samą czynność. To są ci dwaj, o których Pan Jezus mówi w swojej przypowieści: człowiek, który posiał dobre nasienie i nieprzyjaciel, który nasiał chwastu.

    ***************************************************************************

    MSZA ŚWIĘTA W XIV NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ

    Obraz

    transmisja z kaplicy-izby Jezusa Miłosiernego:

    https://www.facebook.com/odnowaglasgow

    (nie trzeba mieć konta na Facebooku, żeby dołączyć do transmisji)

    godz. 10.30 – adoracja przed Najświętszym Sakramentem

    godz. 11.00 – Msza św.

    Antyfona na wejście

    Przyjęliśmy, Boże, Twoje miłosierdzie we wnętrzu Twej świątyni. Jak imię Twe, Boże, tak i chwała Twoja sięga po krańce ziemi. Prawica Twoja pełna jest sprawiedliwości. Ps 48, 10-11

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Boże, Ty przez uniżenie się Twojego Syna
    podźwignąłeś upadłą ludzkość, udziel swoim wiernym duchowej radości i spraw, aby oswobodzeni
    z niewoli grzechu osiągnęli wieczne szczęście.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Zachariasza. Za 9,9–10

    To mówi Pan: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”.

    Oto słowo Boże.

    Psalm 145

    R/ Będę Cię wielbił, Boże mój i Królu.

    Będę Cię wielbił, Boże mój i Królu,
    i sławił Twoje imię przez wszystkie wieki.
    Każdego dnia będę Ciebie błogosławił
    i na wieki wysławiał Twoje imię. R/

    Pan jest łagodny i miłosierny,
    nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
    Pan jest dobry dla wszystkich,
    a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył. R/

    Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła
    i niech Cię błogosławią Twoi święci.
    Niech mówią o chwale Twojego królestwa
    i niech głoszą Twoją potęgę. R/

    Pan jest wierny we wszystkich swoich słowach
    i we wszystkich dziełach swoich święty.
    Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają,
    i podnosi wszystkich zgnębionych. R/

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian. Rz 8,9.11-13

    Bracia: Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.

    Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała, będziecie żyli.
    Oto słowo Boże.

    Alleluja, alleluja, alleluja. Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza. Mt 11,25-30

    W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
    Oto słowo Pańskie.

    Wierzę w jednego Boga…

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, niech nas oczyści Ofiara,
    którą Tobie składamy, i niech z dnia na dzień
    doskonali nas w prowadzeniu życia godnego nieba. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Skosztujcie i zobaczcie jak Pan jest dobry, szczęśliwy człowiek, który znajduje w Nim ucieczkę. Ps 34,9

    Modlitwa po Komunii

    Posileni tak wielkimi Darami, prosimy Cię, Boże, spraw, abyśmy korzystali z łaski dającej zbawienie i nigdy nie przestawali Cię wielbić.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ***

    komentarz do Liturgii Bożego Słowa

    POKORA BOGA

    Klęczący Bóg
    Pan Jezus umywa nogi Piotrowi/Ford Madox Brown/Wikimedia Commons

    ******

    Minął miesiąc, któremu towarzyszyła każdego dnia litania do Najświętszego Serca Jezusowego wraz z prośbą: „Jezu cichy i pokornego serca uczyń serca nasze według Serca Twego”. W dzisiejszej Liturgii odnajdujemy potwierdzenie tej  prośby w słowach samego Jezusa: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”.

    Od razu przypomina mi się komentarz św. Augustyna do tych słów: „Uczcie się ode mnie, nie stwarzania świata, ani stwarzania wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, ani też czynienia cudów na tym świecie. Ani wskrzeszania umarłych, ale uczcie się ode mnie, że jestem pokorny i łagodny sercem”.

    Jak nieprawdopodobnie uniżył się Bóg wystarczy popatrzeć na przyjście Syna Bożego na tę naszą ziemię: grota betlejemska, zwykły żłób. Choć my wolimy unikać tej twardej rzeczywistości. W naszych szopkach, betlejkach  tyle jest ‘cudowności’, że zapominamy o prawdziwym miejscu narodzin Jezusa, które przecież było miejscem dla zwierząt. Zaś kres kończący Jego ziemski pobyt  znajduje się na Golgocie. Ukrzyżowanie było najgorszym rodzajem śmierci i przeznaczonym tylko dla złoczyńców, którzy do Rzymian nie należeli – a więc dla obcych. Pomiędzy tymi krańcami 33 lata przeżyte w kraju podbitym w niewolę. Jezus nie miał ani bogatej, ani znaczącej, ani inteligentnej rodziny. Miał właściwie wszystkie ziemskie upokorzenia. Jego uczniowie, poczciwi na pewno, ale jakże niepewni, wciąż chwiejni i słabi. W oczach świata była to gromadka analfabetów. Całe Jezusowe życie upływało w bezpośrednim i w śmiertelnym zagrożeniu. Głosząc Królestwo Boże był nieustannie śledzony i podsłuchiwany, tak, że każde Jego słowo  zostało wykorzystane przeciwko Niemu. Uruchomiono, przecież na oczekiwanego od wieków Mesjasza, cały aparat totalitarnego państwa, które było wówczas państwem jedynym i nie mającym alternatywy. Religijni przedstawiciele Jego własnego Narodu, kapłani Jego własnego Ojca robili wszystko, aby Go zabić. Najpotężniejsze na świecie obce mocarstwo zapieczętowało Jego grób. Jezus umierał odarty z wszystkiego. Nawet nie miał całego ciała – bo było podarte biczami, podziurawione gwoździami.  Nawet nie miał całego serca, bo zostało ono przebite. Umierał w ciemności i pustce, w odrzuceniu i w nędzy śmiercią niewolnika i dlatego „Bóg dał mu wszystko” – jak napisał św. Paweł. Więc dał Mu także i nas. W dzisiejszej Ewangelii sam Jezus o tym mówi: „Wszystko przekazał Mi Ojciec mój”.

    I to On, nasz Pan, ze względu na nas doświadczając tego wszystkiego, wciąż chodzi naszymi drogami, aby być zawsze, w każdej sytuacji z człowiekiem. On widzi to nasze umęczenie, a może przede wszystkim nasze udręczenie własnym egoizmem. Wiem jak bardzo potrzebuję Jezusowego ukojenia dla mojej duszy, bo znam, ze swojego doświadczenia również co to znaczy, kiedy życie przygniata. Część tych człowieczych ciężarów wylicza Karl Rahner w książce Przez Syna do Ojca: …”długie jednakowe godziny, monotonia obowiązków, praca, którą każdy uważa za zwykłą i naturalną, ciągłe i dokuczliwe trudy, za które nikt nie dziękuje, zużycie i nieuchronne ofiary starości, rozczarowania i porażki, nieporozumienia i niezrozumienia, niespełnione życzenia, ból drobnych upokorzeń, uparte obstawanie przy swoim ludzi starych w obronie przed młodymi i równie nieuchronna nielitościwość młodzieży wobec starości i nieporozumienia w bliskim współżyciu”.

    A moje obciążenie złem?  Tu nie o poszczególne epizody chodzi, które są moimi grzechami, ale moje człowieczeństwo skażone grzechem pierworodnym. Św. Augustyn nazywa to skażenie egocentryzmem. Siedzi we mnie głęboko zakorzenione i to jest sedno grzechu. Tu dopiero zrozumiałe staje się diabelskie działanie. Chęć za wszelką cenę zrealizować siebie po swojemu – nawet, a może przede wszystkim, na przekór samemu Bogu.

    Bardzo trafnie ujął to głębokie człowieka rozdarcie Wolfhart Pannenberg w swoim rozważaniu Kim jest człowiek: „Jakkolwiek najbardziej rozpowszechnionym przejawem grzechu jest pożądliwość, to jednak najgłębszym motywem pożądliwości jest miłość człowieka do samego siebie. Samolubstwo odwraca nas od zainteresowania się ludźmi ze względu na nich samych, ono też przeszkadza kochać Boga dla Niego samego”.

    Teraz dopiero nabiera sensu Jezusowe zalecenie, dlaczego mam Go naśladować. Bo to łagodność jest wychodzeniem z egocentryzmu do ludzi, do świata, w którym mogę zrealizować swoje człowieczeństwo. W tych właśnie rejonach, które wyznaczył mi Bóg. Pokora serca daje poznanie prawdy o sobie. Wtedy akceptuję siebie, mimo okaleczenia grzechem pierworodnym. Zgadzając się na mój człowieczy los moja nadzieja wzrasta w Bogu, który już tyle razy wyprowadzał mnie ze ślepych ulic, z komplikowanych zdarzeń.

    Panie Jezu dziś słyszę Twoje słowa i bardzo pragnę iść za nimi: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.

    ks. Marian SAC

    *************

    Drzwi pokory

    „Przyjdźcie do Mnie, jestem bowiem cichy i pokorny sercem”. Bóg stał się mały, abyśmy mogli stać się wielcy, wielcy prawdziwą wielkością: pokorą serca.

    Opus Dei - Drzwi pokory

    Fasada bazyliki Narodzenia w Betlejem/Opus Dei

    ****

    Fasada bazyliki Narodzenia w Betlejem pozwala nam wyobrazić sobie także dzisiaj jej dawny portyk, który z czasem zmniejszył się do małych, zaledwie półtorametrowych drzwiczek. W ten sposób chroniono to święte miejsce poprzez uniemożliwienie wjeżdżania do niego na koniu. Małe rozmiary tych drzwi pobudzają do refleksji także dzisiejszego pielgrzyma: mówią do niego bez słów, że «musimy się pochylić, by tak rzec, podążając duchem „pieszo”, aby móc wejść przez drzwi wiary i spotkać Boga, który jest różny od naszych przeświadczeń i naszych opinii: Boga, ukrytego w pokorze dopiero co narodzonego dziecka»[1].

    Jesteśmy dziećmi Boga

    W swojej drugiej encyklice Ojciec Święty Franciszek przypomina nam jeden z głębokich powodów pokory. Chodzi o prawdę zarazem prostą i wielką, istnieje ryzyko, że łatwo o niej zapomnimy w codziennym zabieganiu: «Nie jesteśmy Bogiem»[2]. Rzeczywiście, akt stwórczy jest mocnym punktem oparcia naszego życia: otrzymaliśmy nasze istnienie od Boga. Kiedy przyjmujemy tę podstawową prawdę, pozwalamy się przekształcić przez Bożą łaskę; poznajemy w tym momencie rzeczywistość, ulepszamy ją i ofiarowujemy Panu Bogu. Miłość do świata, którą przekazuje nam święty Josemaría prowadzi nas do pragnienia ulepszenia tego co kochamy, tam, gdzie się znajdujemy, według naszych możliwości. W centrum tego olbrzymiego zadania leży pokora «ta bowiem cnota pozwoli nam poznać i naszą nędzę, i naszą wielkość»[3]: nędzę, której często doświadczamy i wielkość bycia, poprzez chrzest, córkami i synami Boga w Chrystusie.

    CZŁOWIEK POKORNY ROZWIJA SZCZEGÓLNĄ WRAŻLIWOŚĆ WOBEC BOŻYCH DARÓW, ZARÓWNO WE WŁASNYM ŻYCIU, JAK I W ŻYCIU INNYCH OSÓB; ROZUMIE, ŻE KAŻDA OSOBA JEST BOŻYM DAREM, I W TAKI SPOSÓB PRZYJMUJE WSZYSTKICH, BEZ PORÓWNAŃ ANI RYWALIZACJI.

    Pokora jest «cnotą świętych i osób przepełnionych Bogiem», która powoduje, że «im bardziej wzrasta ich pozycja, tym bardziej wzrasta w nich świadomość własnej nicości i niemożności uczynienia czegokolwiek bez Bożej łaski (por. J 15,8)»[4]. Takimi są małe dzieci i takimi jesteśmy my wobec Boga. Dlatego warto wrócić do tego, co podstawowe: Pan Bóg mnie kocha. Kiedy jakaś osoba ma świadomość Bożej miłości – a odnajduje ją w miłości, jaką jej okazują inne osoby – potrafi kochać wszystkich.

    Pokora wobec innych

    Pokora prowadzi nas do przyjęcia danej nam rzeczywistości, w sposób szczególny osób nam najbliższych, ze względu na więzy rodzinne, na więzy nadprzyrodzone lub ze względu na zwykłe okoliczności życiowe. «A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze» (Ga 6,10). Apostoł uczy nas, abyśmy nie zniechęcali się, praktykując uporządkowaną miłość. Dlaczego mamy nie patrzeć jak na braci, dzieci tego samego dobrego i miłosiernego Ojca, na tych, którzy tak jak my, otrzymali dar chrztu? «Pokora prowadzi nas jak za rękę ku takiej formie traktowania bliźniego, która jest najlepsza: ku rozumieniu wszystkich, akceptacji wszystkich, wybaczaniu wszystkim; zwalczaniu podziałów i barier; służeniu — zawsze! — za narzędzie jedności»[5].

    Człowiek pokorny rozwija szczególną wrażliwość wobec Bożych darów, zarówno we własnym życiu, jak i w życiu innych osób; rozumie, że każda osoba jest Bożym darem, i w taki sposób przyjmuje wszystkich, bez porównań ani rywalizacji: każdy jest jedyny w oczach Bożych i wnosi coś, czego inni nie mogą dać. Pokora prowadzi do cieszenia się radością innych, ze względu na sam fakt, że istnieją i liczą się. Pokorny uczy się być jednym więcej: jednym pomiędzy wieloma. Rodzina ma w związku z tym pierwszorzędne zadanie: dziecko uczy się wchodzić w relacje, mówić, słuchać; wśród swoich braci i sióstr nie zawsze jest w centrum uwagi; uczy się dziękować, ponieważ powoli zdaje sobie sprawę, ile kosztują różne rzeczy. W ten sposób, kiedy osiągnie jakiś osobisty sukces, odkrywa, że był on możliwy dzięki oddaniu krewnych i przyjaciół, osób które o nie dbają, dając mu jedzenie i tworząc dom rodzinny. Pokora wzrasta wraz z dziękowaniem, a także z przebaczeniem: przebaczać, prosić o przebaczenie, otrzymać przebaczenie. Kim jestem, aby mówili mi: „wybacz mi”? Pokora tego, który prosi o przebaczenie, szczególnie jeśli chodzi o osobę mającą pewną władzę czy autorytet, czyni go bliskim i niejako „zaraża” pokorą. Taka jest pokora pomiędzy małżonkami, pomiędzy rodzicami i dziećmi, pomiędzy zwierzchnikami i współpracownikami.

    TEN, KTÓRY ZWYKLE MÓWI O RZECZACH, KTÓRE GO DENERWUJĄ, ZAZWYCZAJ ROBI TO Z POWODU BRAKU SZEROKICH HORYZONTÓW, WYROZUMIAŁOŚCI, OTWARTOŚCI ROZUMU I SERCA.

    Nie stając się przez to naiwnym, chrześcijanin posiada zwyczajowe dobre nastawienie do tego, co przychodzi ze strony bliźniego, ponieważ rzeczywiście każda osoba jest wartościowa, każda osoba się liczy; każdy sposób myślenia, zarówno bardziej spekulatywny, jak i ten bardziej płynący z serca, przynosi pewne światło. Świadomość godności innych osób zapobiega popadnięciu w «obojętność, która poniża»[6]. Chrześcijanin przez swoje powołanie jest zwrócony ku innym: otwiera się przed nimi, nie martwiąc się zbytnio, czy nie wypada śmiesznie albo jest źle oceniany. Są osoby, które onieśmielają, ponieważ same są nieśmiałe, zamiast przekazywać światło i ciepło: myślą zbytnio o sobie, co powiedzą inni… być może z powodu zbytniej troski o swój honor, własny wizerunek, cechy, które mogą ukrywać pychę i brak prostoty.

    Skupiać uwagę na samym sobie, stale wyrażać pragnienia zbyt konkretne i wymyślne, zbytnio podkreślać mniej lub bardziej zwyczajne problemy zdrowotne; albo przeciwnie, zbytnio ukrywać pewną chorobę, o której inni mogliby wiedzieć, aby lepiej nam pomóc, przez swoją modlitwę i wsparcie: są to postawy które prawdopodobnie wymagają pewnego oczyszczenia. Pokora wyraża się także w pewnej elastyczności, w wysiłku, aby przekazać to, co widzimy i czujemy. «Nie umartwiasz się, jeśli jesteś drażliwy; jeśli pochłania cię tylko twój własny egoizm; jeśli podporządkowujesz sobie innych; jeśli nie umiesz zrezygnować z tego, co zbyteczne, a czasem i z tego, co potrzebne; jeśli się smucisz, kiedy sprawy nie ułożą się tak, jak to sobie zaplanowałeś. Umartwiasz się natomiast, jeśli umiesz stać się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych (1 Kor 9,22)»[7].

    Zobaczyć dobro i umieć żyć wspólnie

    «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili» (Mt 11,17): Pan Jezus posługuje się piosenką albo być może pewną ludową grą, aby pokazać jak niektórzy mu współcześni nie potrafią go rozpoznać. Jesteśmy powołani, aby odkryć Chrystusa w zdarzeniach i w osobach; mamy możliwość dotknięcia boskich sposobów działania: Bóg stwarza, uwalnia, ratuje, przebacza, powołuje… «Nie możemy więc pozwolić sobie na przeciwstawianie się pełnej wolności miłości, z jaką Bóg wkracza w życie każdego człowieka».[8]

    Otworzyć się na innych pociąga za sobą dostosowanie się do nich; np. aby brać udział w grze zespołowej z osobami, które mają gorszą od nas technikę; albo zapominając o naszych gustach, aby wypocząć z innymi tak jak im się to podoba. W codziennych relacjach z innymi, osoba pokorna kocha podejście pozytywne. Pyszny zaś zwykle zbytnio podkreśla to, co negatywne. W życiu rodzinnym, w pracy, w społeczeństwie, pokora pozwala widzieć innych ze strony ich cnót. Tymczasem ten, który zwykle mówi o rzeczach, które go denerwują, zazwyczaj robi to z powodu braku szerokich horyzontów, wyrozumiałości, otwartości rozumu i serca. Być może powinien nauczyć się kochać innych z ich wadami. Wprowadza się w ten sposób w życie pedagogię miłości, która krok po kroku, wprowadza dynamizm, któremu nie można się oprzeć: ta osoba umniejsza się, aby inni wzrastali. Tak stało się z Janem Chrzcicielem: «Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał» (J 3,30). Słowo Przedwieczne stało się jeszcze mniejsze: «Ojcowie Kościoła w ich greckim tłumaczeniu Starego Testamentu znajdowali słowa proroka Izajasza, które również św. Paweł przytacza, aby ukazać, w jaki sposób nowe drogi Boże były już zapowiadane w Starym Testamencie. Było tam napisane: “Bóg krótkim uczynił swe słowo, skrócił je” (por. Iz 10, 23; Rz 9, 28). Sam Syn jest Słowem, Logosem. Odwieczne Słowo stało się małe – tak małe, że zmieściło się w żłobie. Stało się dzieckiem, aby Słowo było dla nas uchwytne»[9].

    DLA CZŁOWIEKA POKORNEGO NIE MA NIC OBCEGO: JEŚLI, NA PRZYKŁAD, STARA SIĘ, ABY POLEPSZYĆ SWOJE WYKSZTAŁCENIE ZAWODOWE, OPRÓCZ NATURALNEGO ZAINTERESOWANIA WŁASNĄ SPECJALNOŚCIĄ ROBI TO, ABY LEPIEJ SŁUŻYĆ INNYM.

    Jezus Chrystus otworzył się na kontakt ze wszystkimi: potrafił rozmawiać ze swoimi uczniami, uciekając się do przypowieści, dostosowując się do ich poziomu – na przykład rozwiązując problem podatku na świątynię, bez wahania traktuje Piotra jako równego sobie (por. Mt 17,27)[10]. Potrafił rozmawiać z kobietami, zarówno świętymi, jak i oddalonymi od Boga, z faryzeuszami, z Piłatem. Chodzi o to, aby dojść do takiego oderwania od własnego sposobu bycia, aby wyjść ku innym: rozwija się w ten sposób pewna zdolność, aby dostosować się do innych, nie pozwalając, by zawładnęły nami obsesje i dziwactwa; odkrywając w każdej osobie to „coś” miłego, tę iskierkę bożej miłości; zadowalając się byciem jednym z wielu, wedle tego, co świętujemy w naszym domu czy kraju, także w świetle czasu liturgicznego, który znaczy nasze życie dzieci Bożych. Pokorny żyje w stanie czujności, troszcząc się o osoby, które go otaczają. Ta postawa jest podstawą dobrego wychowania i wyraża się w wielu szczegółach, jak na przykład nieprzerywanie rozmowy, obiadu czy kolacji, a tym bardziej modlitwy, aby odebrać telefon, z wyjątkiem spraw rzeczywiście pilnych. Podsumowując, miłość rodzi się na płodnej glebie pokory: «miłość cierpliwa jest, łaskawa jest; Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą» (1 Kor 13,4).

    Pokora w pracy

    W swojej encyklice Laudato si’, Ojciec Święty wskazuje, że u podstaw każdej pracy leży «pewna idea na temat relacji, jaką człowiek może i powinien nawiązać»[11] z tym, co go otacza, i kto go otacza. Praca daje nam wiele możliwości, aby wzrastać w pokorze.

    Jeżeli na przykład, kierownik jest zbyt autorytarny, można znaleźć jakąś okoliczność łagodzącą, być może spoczywa na nim duża odpowiedzialność albo po prostu tej nocy źle spał. Kiedy jakiś współpracownik popełnia błąd, można go naprawić, nie raniąc osoby. Zasmucać się z powodu sukcesu innych oznaczałoby brak pokory, ale także wiary: «wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga» (1 Kor 3,22-23). Dla człowieka pokornego nie ma nic obcego: jeśli, na przykład, stara się, aby polepszyć swoje wykształcenie zawodowe, oprócz naturalnego zainteresowania własną specjalnością, robi to aby lepiej służyć innym. To wiąże się z oczyszczaniem intencji, patrzeniem na sprawy ze spojrzeniem nadprzyrodzonym, nie pozwalaniem, aby wpłynęła na nas negatywnie powierzchowna, a nawet zepsuta atmosfera, jednocześnie nie patrząc w związku z tym na innych z góry. Pokorny ucieka od perfekcjonizmu, uznaje własne ograniczenia i liczy się z tym, że inne osoby mogą ulepszyć to, co on zrobił. Pokorny potrafi zmienić zdanie, przyznać się do błędu, prosić o przebaczenie. Kiedy pełni funkcje kierownicze, to, co daje mu przywództwo, to uznanie jego autorytetu, a nie tyle jego ustanowionej władzy.

    Pan Bóg powołał nas do życia darmową miłością, tymczasem czasami wydaje nam się, że potrzebujemy usprawiedliwić nasze własne istnienie. Pragnienie wyróżnienia się, zrobienia rzeczy inaczej, aby zwrócić na siebie uwagę, zbytnia troska, aby czuć się użytecznym i błyszczeć nawet w służbie, mogą być oznakami pewnej choroby duszy, które zapraszają, aby prosić o pomoc i przyjąć ją, będąc uległymi łasce. «Ze zgaszonym spojrzeniem wobec dobra i innym, bardziej skupionym na tym, co przypochlebia własnemu ja, letnia wola zbiera w duszy zapasy egoizmu i pychy (…), bezprzedmiotowa, albo skupiona na nas samych rozmowa, (…) to non cogitare nisi de se, które wyraża się w non loqui nisi de se (…), oziębia się miłość i traci się zapał apostolski»[12]. Myśleć dużo o sobie samym, mówić jedynie o sobie… Osoba pokorna unika prowadzenia rozmowy w stronę własnego życiorysu, własnego doświadczenia, osiągnięć: unika zbytniego uznania własnych zasług. Czymś zupełnie innym jest z kolei przypominać sobie miłosierne dzieła Boże i zrozumieć, że nasze życie znajduje się w ramach planu Opatrzności. Jeśli ktoś mówi o tym, co zrobił, czyni to po to, aby inna osoba mogła rozwijać swój własny życiorys. W ten sposób, świadectwo osobistego spotkania z Chrystusem, w ramach uprawnionej wstydliwości duszy, może pomóc odkryć innej osobie, że także ją Pan Jezus kocha, przebacza, przebóstwia. Jak wielka jest wtedy radość! «Jestem kochany, więc jestem»[13].

    CZY ABY NIE JESTEŚMY TYMI OSOBAMI, KTÓRE CHCĄ, ABY INNI PODPORZĄDKOWALI SIĘ NASZEMU SPOSOBOWI MYŚLENIA? ZBYTNIA SKŁONNOŚĆ DO NALEGANIA NA WŁASNY PUNKT WIDZENIA MOŻE ZDRADZAĆ PEWNĄ OGRANICZONOŚĆ UMYSŁU.

    Są momenty szczególnie odpowiednie, aby odnowić pragnienia pokory. Na przykład, kiedy otrzymujemy awans albo rozpoczynamy pracę o pewnym publicznym znaczeniu. Jest to moment, aby podejmować decyzję, które wyrażają chrześcijański styl pracy: przyjąć tę funkcję jako możliwość jaką Pan Bóg daje nam, aby służyć jeszcze więcej; unikać jakiejkolwiek niepotrzebnej korzyści osobistej; zwiększyć naszą uwagę wobec najsłabszych, nie ulegając pokusie zapomnienia o nich, w obecnej sytuacji, kiedy mamy kontakt z ludźmi, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu. Jest to także moment, aby dać przykład oderwania od zysków i zaszczytów właściwych wypełnianej funkcji czy zadaniu, nie przywiązywać wagi do odbieranych gratulacji, które zwykle odbiera ten kto kieruje, a z drugiej strony być otwartym na krytykę, która zwykle jest mniej widoczna i ma w sobie ziarna prawdy. Jest wiele oznak tej prostoty w pracy: śmiać się z samych siebie, kiedy łapiemy się na przykład na tym, że od razu szukamy czy jesteśmy na jakimś zdjęciu albo cytują nas w jakimś artykule; przezwyciężyć skłonność, aby podpisać się pod wszystkim, albo powiększać trudność, kiedy poproszono nas o radę, aby ją rozwiązać, jakby potrzeba było, aby zawsze się nas pytano o radę…

    Nauczyć się rezygnować z własnego zdania

    W pracy, w rodzinie, nawet przy okazji spędzania wolnego czasu, często omawiamy jakąś sprawę z innymi osobami, które być może mają inny, a nawet przeciwny punkt widzenia. Jesteśmy tymi osobami, które chcą, aby inni podporządkowali się naszemu sposobowi myślenia? To co powinno się stać, to co trzeba zrobić… Zbytnia skłonność do nalegania na własny punkt widzenia może zdradzać pewną ograniczoność umysłu. Oczywiście, ustąpienie nie jest czymś automatycznym, ale w każdym razie wiele razy pokazuje, że posiada się wyczucie danej sytuacji. Wykorzystać okazje, aby zrezygnować z własnego zdania jest czymś miłym w oczach Bożych[14]. Trafionym zdaniem Benedykt XVI odnosił się do smutnego zwrotu jaki uczynił Tertulian w ostatnich latach swojego życia: «Kiedy widzi się jedynie własną myśl w jej wspaniałości, w końcu traci się właśnie ową wspaniałość»[15].

    Czasami mamy okazję, aby słuchać młodsze od nas osoby, z mniejszym doświadczeniem, ale które być może posiadają większe dary rozumu lub serca, albo sprawują funkcje związane ze specjalną łaską stanu. To jasne, że nie jest przyjemnym być uznanym za głupiego, lub bez serca, ale jeśli zbytnio przejmujemy się, co inni myślą o nas, to znaczy, że brakuje nam pokory. Życie Jezusa, Syna Bożego jest nieskończoną lekcją dla każdego chrześcijanina obdarzonego dużą odpowiedzialnością w oczach świata. Wiwaty w Jerozolimie nie spowodowały, że Król Królów zapomni, że inne osoby ukrzyżują go i że jest także cierpiącym Sługą (por. J 12,12-19).

    Święty Ludwik, król Francji, doradzał swojemu synowi, żeby jeśli zostanie królem, nie bronił gwałtownie swojej opinii na spotkania rady królewskiej, bez wysłuchania wcześniej jej członków: «Członkowie twojej rady mogą czuć strach przed posiadaniem przeciwnego zdania, czego nie należy pragnąć»[16]. Bardzo zdrowe jest nauczenie się niewyrażania opinii lekkomyślnie, szczególnie kiedy w ostateczności to nie nas spoczywa odpowiedzialność i nie zna się kontekstu danej sprawy, oprócz tego, że nie mamy łaski stanu ani pełni wiedzy, które być może posiada ten kto został obdarzony władzą. Z drugiej strony, tak samo ważna jak rozwaga i zdolność podjęcia refleksji jest otwartość na szlachetne i wielkoduszne zrezygnowanie z własnego zdania: czasami należy praktykować roztropność, słuchając doradców i zmienić zdanie, i w tym właśnie ukazuje się jak pokora i zdrowy rozsądek czynią daną osobę jeszcze większą i skuteczniejszą. Praca w grupie sprzyja roztropności w podejmowaniu decyzji: tworzyć zespół, łączyć siły, wypracować pewien sposób rozumowania i dojść do wspólnej decyzji: to wszystko to praktyka pokory i rozumu.

    Pokora nieużytecznego sługi

    W przedsięwzięciach duszpasterskich, w parafiach, w organizacjach dobroczynnych, w inicjatywach, aby pomóc imigrantom, wielokrotnie rozwiązania poszczególnych problemów nie są oczywiste albo po prostu istnieje wiele sposobów, aby się z nimi zmierzyć. Pokorna postawa prowadzi, aby przedstawić własne zdanie, powiedzieć w odpowiedni sposób, jeśli jakaś kwestia nie jest jasna, i przyjąć być może nawet inny kierunek niż własny, ufając, że Bóg wspomaga tych, którzy sprawują swoje funkcje z czystością intencji i liczą się z pomocą specjalistów w danej dziedzinie.

    W związku z piękną pokorą zbiorową, mało znanym faktem jest, że Kościół katolicki jest instytucją, która ożywia najwięcej inicjatyw na całym świecie, aby pomagać ubogim i chorym. Właśnie pośród ludu Bożego, gdzie łączy się to co ludzkie z tym co boskie, pokora jest szczególnie konieczna. Jak pięknie jest pragnąć być kopertą, którą się wyrzuca, kiedy czyta się jakiś list, albo igłą, która prowadzi nić i znika, wypełniwszy swoje zadanie! Pan Bóg zaprasza nas by powiedzieć: «Słudzy nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy to co mieliśmy wykonać» (Łk 17,10). W ten sposób, kapłan będzie praktykował pokorę, aby uczyć się «nie być w modzie»[17], nie starać się, aby zawsze podążać za najnowszymi trendami, w awangardzie we wszystkich dziedzinach; odrzucać w sposób niemalże instynktowny stawianie się na pierwszym planie, które często wiąże się z mentalnością właściciela dusz. Ze swej strony, wierny świecki, jeśli jest pokorny, szanuje sługi ołtarza w związku z tym kogo reprezentują: nie krytykują swojego proboszcza ani księży w ogólności, tylko dyskretnie im pomaga. Dzieci Noego zakryły nagość swojego upojonego Ojca: (por. Rdz 9,23). «Tak jak dobrzy synowie Noego okryj płaszczem miłosierdzia słabości, które dostrzeżesz u swego ojca, kapłana»[18]. Święty Tomasz Morus odnosił tę scenę nawet do Ojca Świętego, za którego lud chrześcijański powinien modlić się… zamiast go prześladować![19]

    Czas należy do Boga: wiara i pokora

    «Świadectwa Pisma świętego są jednomyślne: troska Opatrzności Bożej jest konkretna i bezpośrednia; obejmuje sobą wszystko, od rzeczy najmniejszych aż do wielkich wydarzeń świata i historii. Księgi święte z mocą potwierdzają absolutną suwerenność Boga w biegu wydarzeń: „Nasz Bóg jest w niebie; czyni wszystko, co zechce” (Ps 115, 3), a o Chrystusie zostało powiedziane: „Ten, co otwiera, a nikt nie zamknie, i Ten, co zamyka, a nikt nie otwiera” (Ap 3, 7). „Wiele zamierzeń jest w sercu człowieka, lecz wola Pana się ziści” (Prz 19, 21)»[20]. Kierownictwo duchowe jest wspaniałym środkiem, aby lepiej umiejscowić nasze życie w kontekście tej prawdy. Duch Święty działa cierpliwie i liczy się z czasem: otrzymana rada powinna przejść swoją drogę w duszy. Bóg oczekuje pokory ucha wrażliwego na swój głos; wtedy można uzyskać osobistą korzyść z homilii, które słyszymy w naszej parafii, nie tylko, aby czegoś się dowiedzieć, ale przede wszystkim, aby stać się lepszym: zapisać jakąś myśl podczas pogadanki formacyjnej albo chwili modlitwy, aby omówić ją z kimś kto dobrze zna naszą duszę, to także oznacza odkryć głos Ducha Świętego.

    Wiara i pokora idą razem: w naszej pielgrzymce do niebiańskiej ojczyzny, koniecznym jest pozwolić się prowadzić przez Pana Jezusa, zwracając się do Niego i słuchając jego Słowa[21]. Spokojne czytanie Starego i Nowego Testamentu, z teologicznym i duchowym komentarzem, pomaga nam zrozumieć co mówi nam Bóg w każdej chwili, zapraszając nas do nawrócenia: «myśli moje nie są myślami waszymi, ani moje drogi waszymi drogami –mówi Pan» (Iz 55,8; por. Rz 11,33). Pokora wiary przyklęka przed Jezusem Chrystusem obecnym w Eucharystii, adorując Słowo wcielone tak jak pasterze w Betlejem. Proste zdarzenie z życia świętej Teresy Benedykty od Krzyża, Edyty Stein ilustruje tą postawę: nigdy nie zapomniała o kobiecie, która weszła do Kościoła z torbą z zakupami i uklęknęła, aby się pomodlić, otwierając się przed Panem Bogiem w intymnej rozmowie[22].

    Pokora prowadzi do życia teraźniejszością, bez niepotrzebnej troski o przyszłość, ponieważ my, chrześcijanie, jesteśmy tymi, którzy «pragną z miłością jego przyjścia» (2 Tm 4,8). Jeśli denerwujemy się wobec mniej sprzyjających okoliczności, powinniśmy wzrastać w wierze i pokorze. «Kiedy naprawdę zdasz się na Pana, nauczysz się zadowalać tym, co cię spotyka, i nie tracić pogody, jeżeli sprawy nie idą tak, jakbyś chciał, mimo że włożyłeś w nie cały swój wysiłek i zastosowałeś odpowiednie środki… Bo „pójdą” tak, jak Bogu będzie to odpowiadało»[23]. W ten sposób unikamy nadmiernego niezadowolenia albo skłonności, aby zachowywać w pamięci upokorzenia: dziecko Boże przebacza winy, nie chowa uraz, radośnie idzie do przodu[24]. I jeśli czasem myśli, że ktoś je obraził, stara się nie pamiętać o obrazie, nie chowa uraz: patrzy na Jezusa, wiedząc, «jakże wielki dług miłości ciąży na mnie, któremu wybaczył jeszcze więcej!»[25]. Pokorny mówi razem ze świętym Pawłem: «zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie» (Flp 3,13-14).

    Taka postawa pomaga nam przyjąć chorobę, i przekształcić ją w płodne zadanie: to misja jaką obdarzył nas Bóg. I częścią tej misji jest nauczyć się ułatwiać innym, aby mogli nam pomóc i złagodzić nasz ból i możliwe udręki: pozwolić, by nam pomagano, by nas leczono, by nam towarzyszono, to okazje do oddania się w ręce Pana Jezusa, który uobecnia się w naszych braciach. Powinniśmy dopełnić «braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół» (Kol 1,24).

    Świadomość naszej słabości prowadzi nas do tego, abyśmy pozwolili sobie pomóc, abyśmy byli wyrozumiali wobec innych, abyśmy zrozumieli ludzką niedoskonałość, abyśmy unikali faryzejskich niespodzianek. Nasza słabość otwiera nasz rozum i serce, aby zrozumieć innych: można na przykład nie osądzać intencji, albo pomyśleć, że ta osoba znalazła się w bardzo trudnej do rozwiązania sytuacji, chociaż oczywiście nie oznacza to zamykania oczu na prawdę, nazywając «zło dobrem i dobro złem», i zamieniając «gorycz na słodycz i słodycz na gorycz» (Iz 5,20). Z drugiej strony, może się zdarzyć, że czasami ktoś ma skłonność do niskiej samooceny. Ta niska samoocena, częsta w wielu środowiskach, też nie jest zdrowa, ponieważ nie odpowiada prawdzie i odbiera skrzydła temu, który jest powołany, aby latać wysoko. Nie ma powodu do przygnębienia: pokora prowadzi nas do przyjęcia tego co jest nam dane, z głębokim przekonaniem, że drogi, którymi Pan chce nas prowadzić, są drogami miłosierdzia (por. Hb 3,10; Ps 95[94],10); ale także właśnie w związku z tym prowadzi nas do śmiałych marzeń: «Świadomość, że jest się gliną pospinaną klamrami, jest źródłem ciągłej radości. Oznacza bowiem uznanie swej małości w obliczu Boga, uznanie się za dziecko, za syna. A czy może być głębsza radość od radości człowieka, który wie, że jest biedny i słaby, ale wie równocześnie, że jest dzieckiem Bożym?»[26]

    Otwartość na Opatrzność

    Mężczyzna i kobieta pokorni są otwarci na działanie Opatrzności w przyszłości. Nie starają się ani nie pragną panować nad wszystkim, ani rozumieć wszystko. Szanują tajemnicę osoby ludzkiej i ufają Bogu, mimo tego, że jutro wydaje się niepewne. Nie próbują poznać zakrytych Bożych planów ani tego co przekracza ich siły (por. Syr 3,21). Wystarczy im Bożej łaski, ponieważ «moc w słabości się doskonali» (2 Kor 12,9). Znaleźć tę łaskę w obcowaniu z Jezusem Chrystusem: to uczestnictwo w jego życiu.

    Po pełnym uczuć dziękczynieniu skierowanemu ku Bogu Ojcu, Pan Jezus zaprasza swoich uczniów wszystkich czasów do zbliżenia się do Niego, quia mitis sum et humilis corde (Mt 11,29): Pan jest cichy i pokorny sercem, i dlatego w Nim znajdziemy zrozumienie i pokój. Zbliżamy się do Chrystusa w Eucharystii, do jego Ciała zranionego i zmartwychwstałego: in humilitate carnis assumptae, mówi I Prefacja Adwentowa –przychodzi po raz pierwszy w pokorze naszego ciała. Dotykamy niewypowiedzianej pokory Boga: «Pokora Jezusa Chrystusa: w Betlejem, w Nazarecie, na Kalwarii… — Ale jeszcze większe jest Jego upokorzenie i ogołocenie w Najświętszej Hostii: większe niż w stajence, niż w Nazarecie, niż na Krzyżu»[27]. Najświętsza Maryja Panna towarzyszy nam abyśmy przyjęli Go z pokorą jaką ona przyjęła swojego Syna Jezusa. Salve radix, salve porta, ex qua mundo lux est orta[28]: Witaj korzeniu, witaj bramo, z której narodziło się Światło, aby rozświetlić świat pogrążony w ciemnościach pychy; Jezus Chrystus, Światłość ze Światłości[29], objawia nam miłosierdzie Ojca.

    Guillaume Derville


    [1] Benedykt XVI, Homilia, 24-XII-2011.

    [2] Franciszek, Encyklika Laudato si’ (24-V-2015), n. 67.

    [3] Św. Josemaria, Przyjaciele Boga, n.94.

    [4] Franciszek, Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 21-XII-2015.

    [5] Święty Josemaría,Przyjaciele Boga, 233.

    [6] Franciszek, Bulla Misericordiae Vultus (11-IV-2015), 15.

    [7] Święty Josemaría, To Chrystus przechodzi, 9.

    [8] Franciszek, List ap. Misericordia et misera (30-XI-2016), 2.

    [9] Benedykt XVI, Adh. ap. Verbum Domini, 12.

    [10] Por. Guillaume de Saint-Thierry, Exposé sur le Cantique des Cantiques, 109, w Sources Chrétiennes 82, 243.

    [11] Franciszek, Laudato si’, 125.

    [12] Bł. Álvaro del Portillo, List pasterski, 9-I-1980, 31 (cytowany w: Álvaro del Portillo, Orar. Como sal y como luz, Barcelona: Planeta, 2013, 207).

    [13] Franciszek, Misericordia et misera, 16.

    [14] Por. Święty Josemaría, Droga, 177.

    [15] Benedykt XVI, Audiencja, 30-V-2007.

    [16] Święty Ludwik Francuski, Duchowy testament dla swojego syna, w: Acta Sanctorum Augustii 5 (1868), 546.

    [17] Święty Josemaría,Rozmowy, 59.

    [18] Droga, 75.

    [19] Por. Święty Tomasz Morus, Responsio ad Lutherum, w: The Yale Edition of The Complete Works of St Thomas More, vol. 5, p. 142 (CW5, 142/1-4).

    [20] Katechizm Kościoła Katolickiego, 303.

    [21] Por. Sagrada Biblia, Tłumaczenie i komentarz Wydziału Teologii Uniwersytetu Nawarry, komentarz do Psalmu 95 (94).

    [22] Por. Święta Teresa Benedykta od Krzyża (Edith Stein), Aus dem Leben einer jüdischen Familie. Das Leben Edith Steins: Kindheit und Jugend, 1965 (ed. 1985), p. 362.

    [23] Święty Josemaría, Bruzda, 860.

    [24] Por. Javier Echevarría, List pasterski, 4-XI-2015, n. 21.

    [25] Święty Josemaría, Kuźnia, 210.

    [26] Przyjaciele Boga, 108.

    [27] Droga, 533.

    [28] Hymn Ave Regina Cælorum.

    [29] Por. Mszał Rzymski, Credo.

    **********

    2 lipca I CZWARTEK MIESIĄCA

    MSZA ŚWIĘTA – godz. 20.30

    po Mszy św. godzinna adoracja: 21.00 – 22.00

    W pierwsze czwartki miesiąca Kościół pragnie uczcić dwa sakramenty: Najświętszą Eucharystię i kapłaństwo

    Każdy pierwszy czwartek miesiąca jest przypomnieniem Wielkiego Czwartku. Liturgia określa to przypominanie greckim słowem – anamnesis – przypominać, czynić pamiątkę.

    Za każdym razem, kiedy w Liturgii Kościoła wspominamy wydarzenia dotyczące naszego zbawienia – to jednocześnie ta prawda uobecnia się między nami. Zbawcze dzieło Chrystusa jest kontynuowane w każdym miejscu i w każdym czasie. Pan Jezus mówi wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę (gr. anamnesin)”.

    W czwartek, poprzez anamnezę, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy i z Panem Jezusem wchodzimy na drogę Jego Męki. To dlatego wielu świętych i mistyków w czwartkowe wieczory a nawet noce trwało i trwa na adoracji.

    Pierwszy czwartek miesiąca jest dniem Eucharystii – przede wszystkim czasem dziękczynienia. Dziękujemy za największy z cudów, ale także za Kościół i to wszystko, co przyczynia się do naszego zbawienia.

    W tym obecnym czasie mamy utrudnienia, aby przyjąć Komunię świętą. Ale możemy Pana Jezusa przyjąć duchowo. Możemy w duchu dziękczynienia poświęcić chwilę naszego czasu na adorację Najświętszego Sakramentu. 

    Jak to dobrze, że wielu kościołach w tym dniu trwa całodzienna a nawet całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu.

    Z sakramentem EUCHARYSTII związane jest KAPŁAŃSTWO. Msza święta została przez Pana Jezusa powierzona kapłanom, aby tę TAJEMNICĘ NASZEJ WIARY sprawowali w każdym miejscu i czasie. Tylko poprzez kapłanów Chrystus może w pełni dawać siebie i przebywać wśród ludzi w swoich sakramentalnych znakach.

    Dlatego pierwszy czwartek jest także dniem wdzięczności za dar kapłaństwa, a co za tym idzie – Kościół modli się za kapłanów, aby nie tylko wytrwali w powołaniu, które otrzymali od Pana Jezusa, ale aby ich życie było czytelnym znakiem Bożego działania.

    ***

    Modlitwa św. Faustyny:

    O Jezu mój, proszę Cię za Kościół cały, udziel mu miłości i światła Ducha swego, daj moc słowom kapłańskim, aby serca zatwardziałe kruszyły się i wróciły do Ciebie, Panie. Panie, daj nam świętych kapłanów, Ty sam ich utrzymuj w świętości.

    O Boski i Najwyższy Kapłanie, niech moc miłosierdzia Twego towarzyszy im wszędzie i chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia on na dusze kapłana. Niechaj moc miłosierdzia Twego, o Panie, kruszy i wniwecz obraca wszystko to, co by mogło przyćmić świętość kapłana – bo Ty wszystko możesz.

    ***

    Modlitwa bł. księdza Michała Sopoćkę, spowiednika i kierownika duchowego św. Faustyny:

    Boże miłosierny,
    daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!

    Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego,
    aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł,
    a żaden powołany nie został pominięty.

    Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego,
    jak niegdyś przysposobiłeś przez Niego Apostołów!

    Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
    głoszą słowem, przykładem i życiem!

    Niech pracują w Twojej winnicy bez znużenia,
    oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie
    i nie szukają niczego prócz Twojej chwały.

    Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha,
    którego wylałeś na Apostołów!

    Amen.

    PROŚCIE PANA ŻNIWA…

    “Szatan żywi gwałtowną nienawiść do kapłanów. Chce ich zbrukać, doprowadzić do upadku, zdeprawować. Dlaczego? Ponieważ całym swoim życiem głoszą prawdę Krzyża. Duchowni i osoby konsekrowane nie mogą pozostawić świata obojętnym. Tę prawdę Krzyża głoszą nawet w swoim ciele. Dla świata będą zawsze powodem do skandalu. Zajmują miejsce Chrystusa. A jak stwierdził Joseph Ratzinger w przemówieniu wygłoszonym w Rzymie w 1977 r.: „miejscem prawdziwego vicarius Christi jest Krzyż: być wikariuszem Chrystusa znaczy trwać, stojąc pod Krzyżem w posłuszeństwie i tym samym stanowić representatio Christi w czasie i świecie, podtrzymywać Jego władzę jako przeciw-władzę wobec świata. (…) Chrystus nie broni Prawdy z pomocą legionów, ale uwidacznia ją swoją Męką”. Księża i osoby konsekrowane swoim pokornym i oddanym życiem są ogromnym wyzwaniem rzuconym potędze świata”.

    cytat z książki „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” – kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2019)

    *********************************

    3 lipca I PIĄTEK MIESIĄCA

    Dziś wspominamy świętego Tomasza Apostoła

     pl.wikipedia.org

    *****

    Audiencja generalna, 27 września 2006 r.

    Drodzy Siostry i Bracia!

    Kontynuując nasze spotkania z dwunastoma Apostołami, wybranymi bezpośrednio przez Jezusa, dziś poświęcimy naszą uwagę apostołowi Tomaszowi. Jest on zawsze obecny na czterech listach sporządzonych na podstawie Nowego Testamentu, w pierwszych trzech Ewangeliach umieszczony jest obok Mateusza (por. Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 15), Dzieje Apostolskie natomiast umieszczają go blisko Filipa (por. Dz 1, 13). Jego imię pochodzi od rdzenia hebrajskiego ta’am, co oznacza „bliźniak”. W rzeczywistości Ewangelia św. Jana wiele razy nazywa go imieniem „Didymos” (por. J 11, 16; 20, 24; 21, 2), które po grecku znaczy dokładnie „bliźniak”. Dla nas nie jest jasne, dlaczego nosił taki przydomek.


    Czwarta Ewangelia przynosi nam trochę wiadomości, które ukazują kilka znaczących cech jego osobowości. Pierwsza dotyczy napomnienia, jakiego udzielił on innym Apostołom, gdy Jezus w krytycznym momencie swego życia zdecydował się pójść do Betanii, aby wskrzesić Łazarza, zbliżając się w ten sposób niebezpiecznie do Jerozolimy (por. Mk 10, 32).

    Przy tej okazji Tomasz powiedział do swoich współuczniów: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć” (J 11, 16). Ta jego determinacja w naśladowaniu Mistrza jest zaprawdę wzorcowa i daje nam cenną naukę: objawia całkowitą dyspozycyjność w przylgnięciu do Jezusa, aż po identyfikowanie własnego losu z Jego losem oraz chęć podzielenia z Nim najwyższego doświadczenia śmierci. Najważniejsze jest nigdy nie oderwać się od Jezusa. Gdy Ewangelie używają słowa „naśladować”, oznacza to, że chcą powiedzieć, iż tam, gdzie udaje się Jezus, musi iść również Jego uczeń. W ten sposób życie chrześcijańskie definiuje się jako życie z Jezusem Chrystusem, życie do przemierzenia razem z Nim. Św. Paweł pisze analogicznie, gdy zapewnia chrześcijan w Koryncie: „pozostajecie w naszych sercach na wspólną śmierć i wspólne z nami życie” (2 Kor. 7, 3).

    To, co realizuje się między Apostołem a jego chrześcijanami, dotyczy przede wszystkim związków między chrześcijanami a samym Jezusem: razem umrzeć, razem żyć, trwać w Jego sercu tak, jak On trwa w naszym.
    Druga interwencja Tomasza ma miejsce podczas Ostatniej Wieczerzy. Przy tej okazji Jezus, przepowiadając bliskie swe odejście, ogłasza, że idzie przygotować miejsce dla uczniów, aby również oni znajdowali się tam, gdzie On będzie. Wyjaśnia im: „Znacie drogę, dokąd Ja idę” (J 14, 4).

    Wówczas Tomasz interweniuje, mówiąc: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” (J 14, 5). Tym powiedzeniem Tomasz sytuuje się na poziomie bardzo niskiego zrozumienia; jednakże jego słowa stwarzają Jezusowi okazję do wypowiedzenia słynnej definicji: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14, 6). Pierwotnie to objawienie zostało przekazane Tomaszowi, jednakże ważne jest ono dla nas wszystkich oraz dla ludzi wszystkich czasów.

    Za każdym razem, gdy słyszymy czy też czytamy te słowa, możemy naszą myślą stanąć obok Tomasza i wyobrazić sobie, że Pan mówi również do nas w ten sposób, w jaki mówił do niego. Jednocześnie jego pytanie daje również nam prawo – by tak powiedzieć – do proszenia Jezusa o wytłumaczenie.

    Często nie rozumiemy tego. Miejmy odwagę powiedzieć: Nie rozumiem Cię, Panie, wysłuchaj mnie, pomóż mi zrozumieć. W ten sposób, z tym spokojem, który jest prawdziwym sposobem modlitwy, rozmowy z Jezusem, wyrażamy małość naszej zdolności rozumienia, ale równocześnie stajemy w postawie ufności człowieka, który oczekuje światła i siły od Tego, który może mu to dać.
    Bardzo znana, a nawet przysłowiowa, jest scena z niewiernym Tomaszem, która miała miejsce osiem dni po wydarzeniu Paschy. Najpierw nie uwierzył on w Jezusa, który ukazał się podczas jego nieobecności, i powiedział: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę” (J 20, 25).

    Z tych słów płynie przekonanie, że Jezus jest już rozpoznawalny nie tyle z oblicza, co ze swoich ran. Tomasz uważa, że znakami istotnymi dla tożsamości Jezusa są teraz przede wszystkim Jego rany, w których objawia się, jak bardzo nas umiłował. W tym Apostoł się nie myli. Jak wiemy, osiem dni później Jezus ponownie ukazał się pośród swoich uczniów, i tym razem Tomasz był obecny. Jezus mówi mu: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20, 27). Tomasz reaguje wspaniałym wyznaniem wiary w całym Nowym Testamencie: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 28).


    Św. Augustyn komentuje w ten sposób: Tomasz „widział i dotknął człowieka, ale wyznawał swoją wiarę w Boga, którego nie widział, ani nie dotykał. Jednak, gdy widział i dotykał Go, chciał wierzyć w to, w co aż do tej chwili wątpił” (In Johann. 121, 5). Ewangelista kończy ostatnim słowem Jezusa do Tomasza: „Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29). To zdanie można również powiedzieć w czasie teraźniejszym: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, jednakże wierzą”.


    Jezus wypowiada tu podstawową zasadę dla chrześcijan, którzy przyjdą po Tomaszu, a zatem dla nas wszystkich. I warto zauważyć, jak inny Tomasz, wielki średniowieczny teolog z Akwinu, zbliży do tej formuły błogosławieństwa inną formułę, pozornie przeciwną, przytoczoną przez Łukasza: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie” (Łk 10, 23). Jednakże Akwinata komentuje: „Zasługuje o wiele bardziej ten, kto wierzy bez widzenia, od tego, kto nie wierzy, pomimo że widzi” (In Johann. XX lectio VI par. 2566). W rzeczywistości List do Hebrajczyków, powołując się na wielu starożytnych Patriarchów biblijnych, którzy wierzyli w Boga, nie widząc wypełnienia się Jego obietnic, definiuje wiarę jako „porękę tych dóbr, których się spodziewamy, oraz dowód tych rzeczywistości, których nie widzimy” (por. Hbr 11, 1).

    Przypadek apostoła Tomasza ważny jest dla nas przynajmniej z trzech powodów: po pierwsze dlatego, że nas umacnia w naszych niepewnościach; po drugie dlatego, że pokazuje nam, iż każda wątpliwość może być doprowadzona do świetlanego rozwiązania, ponad wszelką wątpliwość; wreszcie dlatego, że słowa skierowane do niego przez Jezusa przypominają nam prawdziwy sens wiary dojrzałej i dodają nam odwagi do działania mimo trudności na naszej drodze przylgnięcia do Jezusa.


    Ostatnia uwaga na temat Tomasza została zachowana dla nas w Czwartej Ewangelii, która przedstawia go jako świadka Zmartwychwstałego, po cudownym połowie ryb na Jeziorze Tyberiadzkim (por. J 21, 2). Z tej okazji jest on wspomniany nawet zaraz po Szymonie Piotrze: to ewidentny znak wielkiej ważności, jaką cieszył się on w środowisku pierwszych wspólnot chrześcijańskich. W rzeczywistości pod jego imieniem zostały napisane później Dzieje oraz Ewangelia Tomasza, oba teksty apokryficzne, jednakże bardzo doniosłe dla studiów początków chrześcijaństwa. Przypominamy wreszcie, że według starożytnej tradycji, św. Tomasz ewangelizował najpierw Syrię oraz Persję (tak referuje już Orygenes, cytowany przez Euzebiusza z Cezarei, Hist. eccl. 3, 1), zaś później wybrał się do Indii Środkowych. W tej perspektywie misjonarskiej kończymy naszą refleksję, wyrażając życzenie, aby przykład św. Tomasza umacniał zawsze naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, naszego Pana i naszego Boga.

    Z oryginału włoskiego tłumaczył o. Jan Pach OSPPE

    Audiencja generalna

    O postaci św. Tomasza Apostoła mówił Benedykt XVI podczas audiencji generalnej w Watykanie. Papież kontynuował cykl środowych katechez poświęconych Apostołom. Na Placu św. Piotra zgromadziło się 30 tys. pielgrzymów z całego świata, w tym wielu z Polski, do których Ojciec Święty powiedział: „Pozdrawiam pielgrzymów z Polski i z innych krajów. «Pan mój i Bóg mój!» – w tych słowach św. Tomasz daje świadectwo o zmartwychwstaniu Chrystusa. Przyjmujemy z wdzięcznością to wyznanie. Niech kształtuje naszą wiarę, umacnia nadzieję i rozpala miłość. Serdecznie Wam błogosławię”.

    Tygodnik Niedziela/41/2006

    *******

    Św. Tomasz Apostoł: czy na pewno był „niewierny”?

    ŚWIĘTY TOMASZ APOSTOŁ

    Wikipedia/Domena publicznaElżbieta Wiater | 03/07/2018

    Według tradycji moc wiary, która zrodziła się w Wieczerniku, zaprowadziła Tomasza aż do Indii. Podobno apostoł zbudował tam piękny, pełen przepychu i… niewidzialny pałac.

    Jego imię brzmi raczej jak przydomek, gdyż po hebrajsku „Thoma” to po prostu „bliźniak”. Takie rozumienie wydaje się potwierdzać podane przez św. Jana greckie imię „Didymos”, znaczące to samo. W Ewangeliach, szczególnie Jana, jego postać pojawia się na tyle często, że z grubsza potrafimy określić, jakie cechy posiadał ten z apostołów.

    Co o św. Tomaszu Apostole mówią Ewangelie?

    Kiedy niewiele przed męką nasila się poczucie zagrożenia, a Jezus mimo to postanawia iść do Jerozolimy, Tomasz mówi: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć” (J 11,16). Dobrze rozpoznaje sytuację, ale, podobnie jak większość pozostałych apostołów, przecenia swoje możliwości dania świadectwa w tamtym momencie. Z pewnością jednak chce być gotów na męczeństwo i przynajmniej w tamtej chwili woli je od odejścia od Mistrza.

    Podczas Ostatniej Wieczerzy Pan zapowiada, że odchodzi przygotować miejsce w domu Ojca, a potem powróci, by zabrać ze sobą uczniów. Mówi wtedy też, że znają drogę, którą On idzie. Tomasz wtedy zauważa, że uczniowie nie wiedzą, dokąd idzie Jezus, więc jak mogą znać drogę (zob. J 14,5). Myśli, podobnie zresztą jak pozostali obecni w Wieczerniku w kategoriach tego, co dosłowne i namacalne. Będzie potrzebował dużego szoku, aby zmienić swoje podejście.

    Następuje on po zmartwychwstaniu. Tomasz najpierw nie przyjmuje świadectwa pozostałych apostołów, że widzieli Zmartwychwstałego. Domaga się możliwości dotknięcia Jezusa, nawet więcej – włożenia palców w Jego rany, a dłoni w Jego bok. Prośba dość makabryczna, jednak kiedy Jezus znów się objawia uczniom, wśród których tym razem już jest Tomasz, jest gotów pozwolić apostołowi na tę wiwisekcję. Ten jednak od razu odpowiada, wyznając jednocześnie wiarę: „Pan mój i Bóg mój!” (zob. J 20,24–29).

    Misja Tomasza Apostoła

    Według tradycji moc wiary, która zrodziła się w Wieczerniku i została wzmocniona zesłaniem Ducha Świętego, zaprowadziła Tomasza bardzo daleko, bo najpierw do Mezopotamii, a potem aż do Indii.

    Kiedy w XVI w. dotarli na ten subkontynent portugalscy misjonarze, ze zdziwieniem odkryli, że są tam już chrześcijanie. Rodowici Hindusi, wierzący w Chrystusa, powoływali się na tradycję wywodzącą się właśnie od św. Tomasza Apostoła.

    Z jego misją na tamtym terenie związana jest piękna legenda o budowie pałacu króla Gudnafara. Jako że Tomasz był z zawodu cieślą i budowniczym, król zlecił mu budowę pałacu. Sam odjechał i tylko co jakiś czas przesyłał potrzebne materiały, kruszce i klejnoty. Jakie było jego zdziwienie, kiedy w wyznaczonym czasie przyjechał i okazało się, że na placu budowy nic nie ma!

    Wtedy apostoł odparł, że zbudował władcy pałac, ale żeby go ujrzeć, król musi przejść do innego świata. Tomasz bowiem wybrał bardzo nowatorski sposób budowy, mianowicie rozdał otrzymywane bogactwa potrzebującym, dodając do tego Boże słowo i często uzdrowienie od siebie.

    Gudnafar oczywiście wpadł we wściekłość i kazał uwięzić Judejczyka. W tym samym czasie zmarł brat królewski, Gad. Kiedy przyszedł do nieba, zobaczył tam cudownej urody pałac, a aniołowie mu powiedzieli, że rzeczywiście należy on do Gudnafara i stanowią go dawane przez niego jałmużny. Gad wrócił więc we śnie do brata i poprosił, czy nie mógłby dostać od niego tej nieziemskiej (dosłownie i w przenośni) posiadłości. Sen ten przekonał króla o prawdomówności Tomasza oraz o prawdzie głoszonej przez niego Ewangelii.

    Męczeństwo

    Zgodnie z legendami apostoł zginął ok. 72 r. w Ramapuram. Najpierw go torturowano, a potem przebito włóczniami. Z jego świadectwa i krwi narodził się Kościół malabarski. Do XVI w. chrześcijanie św. Tomasza mieli kontakt jedynie z Kościołami wschodnimi i nie brali udziału w sporach, jakie dzieliły chrześcijaństwo w basenie Morza Śródziemnego.

    Ich wiara karmiła się otrzymaną Ewangelią, sprawowaniem kultu, podtrzymywali sukcesję apostolską i wypracowali własne tradycje pobożnościowe. Doświadczali prześladowań, stanowiąc w indyjskim społeczeństwie jedynie drobną jego cząstkę o wyraźnie odmiennych normach postępowania. Jak na wspólnotę założoną przez apostoła o przydomku „Niewierny” okazywali i nadal okazują wyjątkową żywotność wiary.

    Aleteia.pl

    ***

    godzinna adoracja od godz. 18.00

    MSZA ŚWIĘTA – godz. 19.00

    Antyfona na wejście

    Jesteś moim Bogiem, podziękować chcę Tobie, Boże mój, wielbić pragnę Ciebie; dziękuję Tobie, bo stałeś się moim zbawcą.

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Wszechmogący Boże, z radością obchodzimy
    święto Tomasza Apostoła,
    przez jego wstawiennictwo zachowaj naszą wiarę, abyśmy jak on uznali Twojego Syna za naszego Pana i mieli życie w imię Jezusa Chrystusa.
    Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Efezjan. Ef 2,19-22

    Bracia: Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 117

    R/ Idźcie i głoście światu Ewangelię.

    Chwalcie Pana, wszystkie narody,
    wysławiajcie Go, wszystkie ludy,
    bo potężna nad nami Jego łaska,
    a wierność Pana trwa na wieki. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Uwierzyłeś Tomaszu, bo Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Jana. J 20,24-29

    Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana”. Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!” Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!” Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Panie, nasz Boże, w święto Tomasza Apostoła,
    my, Twoi słudzy, składamy Ci Ofiarę uwielbienia i pokornie prosimy, abyś zachował w nas swoje dary. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Wyciągnij swoją rękę i rozpoznaj miejsce gwoździ, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym.

    Modlitwa po Komunii

    Boże, nasz Ojcze, w Najświętszym Sakramencie rzeczywiście przyjęliśmy Ciało Twojego Jedynego Syna,
    spraw, abyśmy z Tomaszem Apostołem,
    uznawali Chrystusa za naszego Pana i Boga
    i całym życiem potwierdzali tę wiarę.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ************************************************************************

    4 lipca I SOBOTA MIESIĄCA

    MSZA ŚWIĘTA z XIV NIEDZIELI ZWYKŁEJ – godz. 18.00

    po Mszy św. – nabożeństwo wynagradzające za zniewagi i bluźnierstwa, które są również popełniane przez Polaków przeciwko Matce Bożej.


    Niepokalane Serce Maryi to ratunek dla grzeszników

    This image has an empty alt attribute; its file name is mros%281%29.jpg

    Ratunkiem dla grzeszników jest Niepokalane Serce Maryi. Droga ta budzi jednak wiele pytań, gdyż Maryja jest, jak każdy z nas, stworzeniem i człowiekiem, a nie Bogiem. Nie możemy o tym zapominać, a tym bardziej zacierać nieprzekraczalnej granicy pomiędzy Stwórcą a stworzeniem.

    A jednak to właśnie Bóg pragnie ustanowić nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Na ten argument wskazuje s. Łucja, podając racje uzasadniające dla tego właśnie nabożeństwa. Na pytanie, dlaczego takie nabożeństwo, odpowiedziała krótko i jednoznacznie: „Ponieważ Bóg tak chce”.

    Jedność Serc Jezusa i Maryi

    Nazwa nabożeństwa wskazująca na Maryję to jeden aspekt, drugi to jego właściwa treść, a ona wskazuje na Jezusa, który jest jedynym celem, ku Niemu zmierzamy poprzez Niepokalane Serce Maryi. Tak więc nazwa nabożeństwa bezpośrednio wiąże się z Maryją, jego istota jest jednak jednoznaczna: Jezus, ku któremu zmierzamy poprzez sakramentalną spowiedź, różaniec, medytację oraz przyjęcie Komunii świętej. Nie sposób zatem nie dostrzec w fatimskim przesłaniu bardzo wymownej i głębokiej jedności Serca Jezusa i Serca Maryi. Odnajdujemy ją już w pierwszych słowach Anioła, który ukazał się dzieciom: „Serce Jezusa i Maryi słuchają z uwagą waszych próśb” czy też: „Serce Jezusa i Maryi chcą przez was okazać (światu) wiele miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Największemu modlitwy i umartwienia”. Jakże piękne i wymowne w tym kontekście są słowa cierpiącej Hiacynty, która w ostatnich miesiącach życia, wiedząc, że odchodzi z tego świata, z takim apelem zwróciła się do Łucji. „Już niedługo pójdę do nieba. Ty tu zostaniesz, aby ludziom powiedzieć, że Bóg chce wprowadzić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Kiedy nadejdzie czas, aby o tym mówić, nie kryj się. Powiedz wszystkim ludziom, że Bóg daje nam łaski za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi, że ludzie muszą je uprosić przez to Serce, że Serce Jezusa chce, aby obok Niego wielbiono Niepokalane Serce Maryi. Niech proszą o pokój Niepokalane Serce Maryi, bo Bóg temu Sercu powierzył pokój na świecie. Ach, gdybym mogła włożyć w serca wszystkich ludzi ogień, który płonie w głębi mojego serca i który sprawia, że kocham tak bardzo Serce Jezusa i Serce Maryi!”.

    Droga przez Serce Maryi

    Wolą Boga jest, by obok Serca Jezusa uwielbiano Niepokalane Serce Maryi. Nie sposób wyobrazić sobie innej drogi ku Bogu, skoro to On taką drogę wybiera, by przez Niepokalane Serce Maryi stać się Człowiekiem. Sam Bóg wskazuje nam tę drogę, a zatem, choć racjonalność podsuwa nam wiele wątpliwości i pytań, nie możemy dać się zwieść, by Bogu dyktować nasze ludzkie rozwiązania. Jakże dobitnie wyraził to kard. Joseph Ratzinger w komentarzu do trzeciej części fatimskiej tajemnicy. „By ratować dusze przed piekłem, wskazany zostaje – ku zaskoczeniu ludzi anglosaskiego i niemieckiego kręgu kulturowego – kult Niepokalanego Serca Maryi”.

    Bóg jest pokorny

    Zjednoczenie Serc Jezusa i Maryi to wzór dany nam przez Boga, ale pozostaje jeszcze pytanie o to, gdzie jest nasze serce. Możemy rozważać prawdę o Najświętszym Sercu Jezusa i Niepokalanym Sercu Maryi, ale nie chodzi tu o teologiczne spekulacje, lecz o to, by nasze serca były jak najbliżej Jezusa i Maryi. Sam Bóg nam to wskazuje, do tego zaprasza i głosem małego dziecka mobilizuje nas do tego, byśmy podjęli wskazaną nam drogę. To, co zostało zapowiedziane przez Maryję w lipcu 1917 r., że przyjdzie jeszcze raz, by żądać poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu i Komunii świętej wynagradzającej w pierwsze soboty, to również znalazło swoje wypełnienie kilka lat później. „10 grudnia 1925 r. zjawiła się Najświętsza Panna w Pontevedra, a z boku w jasności Dzieciątko. Najświętsza Dziewica położyła Łucji rękę na ramieniu i pokazała cierniami otoczone serce, które trzymała w drugiej ręce. Dzieciątko powiedziało: «Miej współczucie z Sercem Twej Najświętszej Matki, otoczonym cierniami, którymi niewdzięczni ludzie je wciąż na nowo ranią, a nie ma nikogo, kto by przez akt wynagrodzenia te ciernie powyciągał»”.

    Bóg – jako Dziecię Jezus – zabiega, pyta, zachęca, prosi o nabożeństwo do Serca Jego Matki. Droga naszego uświęcenia ma prowadzić przez Serce Maryi, być wyrazem naszej miłości, nie dziwi więc fakt, że taka forma prośby współgra z treścią wizji. Jezus ukazuje się nie jako Pan i Król Wszechświata, lecz jako Dziecko, które prosi i żebrze o miłość dla swojej Matki. Zatem nie respekt wobec autorytetu i wszechmocy Boga ma być argumentem co do wyboru wskazanej drogi, lecz szczera i dobrowolna miłość. Nasza odpowiedź nie powinna brać się z przymusu czy też wyrachowania, lecz być tak naturalną, jak odpowiedź na prośbę bezbronnego dziecka, które pokornie prosi o miłość dla swojej matki.

    ks. Krzysztof Czapla SAC

    *****

    Portugalia | Pomnik Matki Bożej Różańcowej
    Pomnik Matki Bożej Różańcowej/Fatima (by wsavespublicart)

    ************************************************************************

    Obraz

    sobota 18 lipca 2020

    kaplica-izba JEZUSA MIŁOSIERNEGO – godz. 18.00

    *****

    wspomnienie św. Szymona z Lipnicy, kapłana

     

    Młodość i droga do kapłaństwa

    Św. Szymon urodził się w miejscowości Lipnica, zwanej dzisiaj Lipnicą Murowaną (koło Bochni). Przyszedł na świat między 1435 a 1440 r. Jego rodzice Anna i Grzegorz byli średnio zamożni, należeli do niższej warstwy mieszczańskiej. Byli ludźmi głębokiej wiary. Szymon już w domu rodzinnym wzrastał w atmosferze życia chrześcijańskiego i otrzymał dobre wychowanie religijne. Źródła pisane podkreślają, że od dzieciństwa wykazywał wyjątkową pobożność.

    Od lat młodzieńczych Szymon odznaczał się także umiłowaniem nauki oraz zapałem do jej zdobywania i pogłębiania. W 1454 r. zapisał się na Wydział Artium Akademii Krakowskiej. W 1457 r. ukończył fakultet sztuk wyzwolonych z tytułem bakałarza. Mógł kontynuować studia, ale wybrał życie zakonne, wstępując do Zakonu św. Franciszka z Asyżu, do nowo założonej w 1453 r. przez św. Jana Kapistrana wspólnoty franciszkańskiej, której klasztor znajdował się w Krakowie pod Wawelem. Zakon Braci Mniejszych de Observantia był pod wezwaniem św. Bernardyna ze Sieny, dlatego franciszkanów tej wspólnoty nazywano popularnie bernardynami.
    W klasztorze krakowskim Szymon odbył roczny nowicjat, a później studiował teologię w ramach przygotowania się do święceń kapłańskich. Odznaczał się wieloma wrodzonymi zdolnościami, a także pilnością w nauce, co pozwoliło mu na zdobycie szerokiej wiedzy teologicznej.

    Życie zakonne i posługa kapłańska

    Po przyjęciu święceń w 1465 r. pierwszą placówką posługi kapłańskiej i zakonnej Szymona był klasztor w Tarnowie, gdzie pełnił funkcję gwardiana. Ale już dwa lata później powrócił do Krakowa, gdzie wypełniał obowiązki kaznodziei w kościele św. Bernardyna i kierował skryptorium klasztornym. Sam także własnoręcznie przepisywał dzieła pisarzy swojego zakonu.
    W zakonie Szymon szybko dał się poznać jako przykładny brat mniejszy, bardzo gorliwy w codziennym życiu zakonnym i w posługiwaniu innym. Postrzegany był jako człowiek oddany modlitwie, pokorny i prowadzący życie pełne umartwienia. Modlitwa i kontemplacja zajmowały pierwsze miejsce w jego codziennym życiu. Wiele godzin spędzał na rozważaniu Pisma Świętego, a także oddawał się studium pism Ojców Kościoła, dzieł teologicznych i ascetycznych.
    Jako kapłan poświęcił się głoszeniu słowa Bożego. Szybko zasłynął jako gorliwy i wybitny kaznodzieja. Do kazań zawsze starannie się przygotowywał. W swoim kaznodziejstwie naśladował mistrzów odnowy życia franciszkańskiego: św. Bernardyna ze Sieny i św. Jan Kapistrana. Idąc ich śladem, był wielkim czcicielem Imienia Jezus; podczas kazań często nabożnie wzywał tego Imienia ze zgromadzonym ludem. W wyjątkowy sposób potrafił przemawiać do serc i umysłów słuchaczy i poruszać ich sumienia. Jednym z dowodów wielkości i popularności Szymona jako kaznodziei był fakt, że powierzono mu zaszczytną funkcję kaznodziei katedralnego na Wawelu. Tradycja przekazuje nam informację, że był również spowiednikiem króla Kazimierza Jagiellończyka.

    Szymon jako brat mniejszy umiejętnie i harmonijnie łączył życie kontemplacyjne z działalnością apostolską. Kochał samotność i ciszę, oddawał się modlitwie, praktykował surowe umartwienia. Przez całe życie – bardzo aktywny w posłudze kapłańskiej – był wytrwałym głosicielem Ewangelii. Gorliwie realizował rady ewangeliczne i kochał szczególnie cnoty wypływające z duchowości franciszkańskiej, takie jak: ubóstwo, pokora i prostota, surowość życia. Odznaczał się radością w służbie Bogu i ludziom. Chrystus, którego starał się wiernie naśladować, idąc za wskazaniami św. Franciszka, był w centrum jego życia i działania. Z miłości do Jezusa pragnął ponieść śmierć męczeńską. Przez całe życie odznaczał się także wielkim nabożeństwem do Matki Najświętszej i starał się Ją wiernie naśladować.
    We wszystkim, co Szymon czynił, ujawniała się jego wielka pokora i skromność, wypływające z ducha ubóstwa. Było to widoczne w jego sposobie bycia, odnoszenia się do innych, w podejmowaniu najbardziej przyziemnych i pogardzanych prac fizycznych w klasztorze. Unikał wszelkich godności i honorów. Wszelkie dobro, jakie działo się za jego przyczyną, przypisywał Bogu, a wszystko co robił, czynił na chwałę Bożą.

    Śmierć i sława świętości

    Kiedy w 1482 r. Kraków nawiedziła klęska zarazy – największa i najbardziej bolesna dla Krakowa w XV wieku – Szymon wraz z innymi braćmi pozostał na miejscu i niósł dotkniętym chorobą pociechę religijną, świadczył różnoraką pomoc potrzebującym i opuszczonym. Spieszył z pomocą sakramentalną, zanosił Komunię św., umacniał duchowo i wspomagał materialnie, rozdając żywność. Bardzo szybko jednak Szymon też się zaraził i po kilku dniach podzielił los tych, którym ofiarnie służył. Podczas choroby okazywał wielką moc ducha i cierpliwość w znoszeniu cierpień. Umierał spokojnie, ze wzrokiem utkwionym w krzyżu. Było to 18 lipca 1482 r.

    W opinii wiernych i współbraci Szymon już za życia był uważany za świętego, dlatego wkrótce po jego śmierci podjęto – niestety, nieskuteczne – starania o jego beatyfikację. Dopiero 24 lutego 1685 r. Stolica Apostolska ogłosiła dekret beatyfikacyjny. W drugiej połowie XVIII wieku rozpoczęły się starania o kanonizację. Trudności natury politycznej uniemożliwiły przeprowadzenie procesu kanonizacyjnego. Kult jednak przez cały czas był żywy, spisywano cuda, które miały miejsce za jego przyczyną. Proces kanonizacyjny został wznowiony w 1948 r., ale dopiero ostatnie lata stworzyły właściwe warunki do tego, aby mógł być doprowadzony do szczęśliwego zakończenia.
    Ojciec Święty Benedykt XVI, 3 czerwca 2007 r. dokonał kanonizacji czworga błogosławionych. Wśród nich był franciszkanin – bł. Szymon z Lipnicy.

    Duchowe przesłanie przyszłego Świętego

    Szymon z Lipnicy, chociaż żył w XV wieku, pozostaje bliski również dziś przez przykład swojego życia i wstawiennictwo u Boga, żywo doświadczane przez wiernych, także na początku XXI wieku.
    Był mocno związany z Krakowem, dlatego stał się patronem miasta Krakowa oraz społeczności akademickiej, zwłaszcza studentów. Uważamy go za szczególnego orędownika matek w stanie błogosławionym. Był i jest czczony również jako ten, który uprasza zdrowie ciężko i nieuleczalnie chorym. O jego skutecznym wstawiennictwie u Boga, także dzisiaj, we wszystkich trudnych sprawach i w różnorakich potrzebach, świadczą prośby i podziękowania wciąż składane pisemnie u jego grobu w Krakowie. Sława świętości gromadzi wiernych także w miejscu jego urodzenia – w Lipnicy Murowanej, zwłaszcza 18 lipca, z okazji dorocznego odpustu.

    Szymon wstawia się u Boga, ale także swoim świątobliwym życiem ukazuje drogę realizacji powołania do świętości. Własnym przykładem uczy nas, że świętość życia zdobywa się przez codzienną wierność swojemu powołaniu oraz cierpliwe i wytrwałe wypełnianie obowiązków swego stanu. Tym samym uczy, że nie ma świętości bez współpracy z łaską Bożą, bez trudu i codziennego zmagania się z ludzką słabością.
    Pozostaje wzorem pracowitości oraz poważnego i odpowiedzialnego podejścia do obowiązków dnia codziennego, zwłaszcza dla tych, którzy poświęcili się głoszeniu Ewangelii; zachęca, by żyli nią na co dzień, pogłębiali wiedzę teologiczną i przygotowywali się do głoszenia słowa Bożego z całą gorliwością, pokładając jednocześnie nadzieję jedynie w Bogu i Jego mocy.

    Uczy, nie tylko osoby zakonne, umiejętnego łączenia kontemplacji z aktywnością życiową. Pokazuje, jak ważne są w życiu człowieka wierzącego cisza i skupienie, by odnaleźć samego siebie, pielęgnować ducha modlitwy, a tym samym umacniać wiarę i żyć w bliskiej zażyłości z Chrystusem i Jego Najświętszą Matką. Szymon swoim przykładem umartwienia i wyrzeczenia uczy także, że w życiu chrześcijańskim obok modlitwy konieczne jest również życie ascetyczne.
    Dla braci mniejszych jest ponadto wzorem gorliwego życia ideałami św. Franciszka z Asyżu, które nadal są aktualne i poszukiwane, gdyż dzisiejszy człowiek bardzo potrzebuje przykładów głębokiej wiary, braterstwa między ludźmi i harmonii z otaczającą przyrodą, pokoju, pokornego czynienia dobra i poświęcenia dla innych, zwłaszcza dla chorych i opuszczonych. Bł. Szymon pokazuje nam, że w każdej epoce i w każdej sytuacji można w pełni żyć Chrystusową Ewangelią i być skutecznym świadkiem Zmartwychwstałego Pana oraz świadkiem czynnej miłości i głosicielem Dobrej Nowiny o zbawieniu.

    O. Czesław Gniecki OFM/www.bernardyni.pl

    ***********

    poniedziałek 6 lipca 2020 – godz. 19.00

    wspomnienie Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, dziewicy

    Maria Teresa Ledóchowska – wzór pracy misyjnej

    Samplefot. Wikipedia

    “Z rzeczy boskich najbardziej boską jest współpraca nad zbawieniem dusz”. To hasło przyświeca Zgromadzeniu Sióstr Misjonarek św. Piotra Klawera, popularnie zwanego klaweriankami. Założyła je urodzona ponad 150 lat temu bł. Maria Teresa Ledóchowska, którą Kościół katolicki wspomina dziś, 6 lipca. Należy ona do najwybitniejszych postaci w Kościele w dziedzinie pracy misyjnej.

    Teresa Ledóchowska ożywiła ducha misyjnego, odkryła nowe drogi współpracy misyjnej, zainteresowała swoją ideą rzesze ludzi. Nawiązała też żywy kontakt z misjami katolickimi w Afryce. W swej działalności była prekursorką soborowej odnowy życia apostolskiego głoszącej, że „Kościół pielgrzymujący jest misyjny ze swej natury” (Dekret Soboru Watykańskiego II o misyjnej działalności Kościoła „Ad gentes divinitus”).

    Przyszła błogosławiona urodziła się 29 kwietnia 1863 w Loosdorf w Dolnej Austrii. Jej ojcem był hrabia Antoni Ledóchowski, a matką – pochodząca ze Szwajcarii Józefina Salis-Zizers. Rodzina była głęboko religijna i silnie związana z Polską. Młodszą siostrą Marii Teresy była Julia, założycielka Zgromadzenia szarych urszulanek – św. Urszula Ledóchowska, brat Włodzimierz był w późniejszych latach generałem jezuitów, a stryj Mieczysław – arcybiskupem gnieźnieńsko-poznańskim, a następnie kardynałem i prefektem Kongregacji Rozkrzewiania Wiary (obecnie Ewangelizacji Narodów).

    Maria Teresa była dzieckiem bardzo zdolnym. Swoje wrażenia z podróży z ojcem do Polski i na Litwę opisała w książce „Mein Polen”, dedykowanej ukochanemu stryjowi, kard. Mieczysławowi Ledóchowskiemu. „Dla Boga i mojej ukochanej Ojczyzny!” – oto hasło, które powinno mi towarzyszyć” – napisała 16-letnia wówczas dziewczyna.

    W 1883 r. rodzina przeniosła się na stałe do Polski, do Lipnicy Murowanej. W dwa lata później zachorowała na ospę i zaraziła ojca, który wkrótce zmarł. To przeżycie oraz wiadomość, że jej siostra zamierza wstąpić do sióstr urszulanek w Krakowie spowodowały, że ona także chciała „uczynić coś wielkiego dla Pana Boga”.

    W latach 1885-89 była damą dworu toskańskiego w Salzburgu. Tam zetknęła się z franciszkankami misjonarkami Maryi, od których po raz pierwszy usłyszała o misjach. Bolała nad tym, że wychowana w domu głęboko religijnym, nie słyszała o działalności misyjnej Kościoła. Również w Salzburgu zapoznała się z działalnością kardynała Charlesa Martiala Allemanda Lavigerie (1825-92), założyciela Zgromadzeń: Misjonarzy Afryki, zwanego (od koloru habitu) „ojcami białymi” i Misjonarek Afryki.

    Spotkanie z prymasem Afryki (taki tytuł nosił kardynał od 1884) latem 1889 w Szwajcarii wywarło decydujący wpływ na jej dalszą działalność. Ona również pragnęła poświęcić się całkowicie misjom afrykańskim i walce z niewolnictwem. Zrezygnowała więc ze stanowiska damy dworu i zamieszkała u szarytek w Salzburgu. W 1894 założyła Sodalicję św. Piotra Klawera dla Misji Afrykańskich. Ten hiszpański jezuita (1580-1654), zmarły na terenie dzisiejszej Kolumbii, był wielkim misjonarzem, opiekunem i apostołem niewolników i Murzynów amerykańskich.

    Założycielka opracowała statuty dla swego stowarzyszenia oparte na konstytucjach św. Ignacego, wedle których m.in. jałmużna miała się łączyć z modlitwą o nawrócenie Afryki oraz wypraszać łaski dla misjonarzy. Nawiązała kontakt z misjonarzami i pod pseudonimem Aleksander Halka zaczęła wydawać czasopismo „Echo z Afryki” z podtytułem: „Pismo miesięczne ilustrowane dla popierania zniesienia niewolnictwa i dla rozszerzenia misji katolickich w Afryce”. Wydawała też „Murzynka” i kilka innych pism w kilkunastu językach.

    Sodalicja św. Piotra Klawera została ostatecznie zatwierdzona w 1910 jako nowe Zgromadzenie Sióstr Misjonarek św. Piotra Klawera dla Misji Afrykańskich. Jej członkinie były misjonarkami, choć nie udawały się na misje. Sodalicja klaweriańska podlegała nie Kongregacji dla Spraw Zakonnych, lecz Kongregacji Rozkrzewiania Wiary.

    „Misjonarze i misjonarki mogą być porównywani do pięknej palmy, której owocami są ochrzczone murzyńskie dzieci: korzenie jednak, które tkwią głęboko w ziemi, których nikt nie widzi, a z których drzewo czerpie swe soki – to jest Sodalicja ze swą ukrytą, nieprzerwaną pracą” – napisała Maria Teresa Ledóchowska. I odnosiła sukcesy, tworząc dzięki misji klaweriańskiej nowe dzieła, np. Związek Mszalny, Chleb św. Antoniego dla Afryki, Wykup dziecka murzyńskiego z niewoli, Kształcenie seminarzysty itp. Zbierano też okruchy szlachetnych metali, staniol, zużyte znaczki pocztowe, które potem sprzedawano, a pieniądze wysyłano misjonarzom. Przez wiele lat przetrwały też skarbonki z figurką Murzynka, kłaniającego się po wrzuceniu datku do skarbonki.

    Założycielka organizowała również w Polsce i Austrii kongresy poświęcone walce z niewolnictwem i wydawała książki religijne w różnych językach afrykańskich; w tym celu powołała Dzieło Prasy Afrykańskiej. Grupy skupione wokół Sodalicji były niekiedy bardzo liczne, np. w Wilnie 1300 dzieci należało do 40 grup Ligi Dzieci dla Afryki. Liczne zasługi na polu misji i walki z niewolnictwem zjednały jej miano „Matki Afryki”.

    Maria Teresa Ledóchowska zmarła w Rzymie 6 lipca 1922. Paweł VI beatyfikował ją 19 października 1975, w Niedzielę Misyjną a 20 stycznia 1976 – na prośbę biskupów polskich – ogłosił ją patronką Dzieła Współpracy Misyjnej w Polsce.

    Teresa Sotowska/Kai.pl

    *****

    Msza święta

    Antyfona na wejście

    Głoście chwałę Boga wśród wszystkich narodów, rozgłaszajcie Jego cuda pośród wszystkich ludów, bo Pan jest wielki, godzien wszelkiej chwały. Ps 96, 3-4

    Kolekta

    Boże, Ty powołałeś błogosławioną Marię Teresę z książęcego dworu, aby żyła jedynie dla Chrystusa i Kościoła, który jest Jego Ciałem,
    spraw za jej wstawiennictwem,
    abyśmy całe nasze życie przeniknięte Twoją miłością oddawali na służbę braciom.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi proroka Ozeasza. Oz 2,16.17b-18.21-22

    To mówi Pan: „Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca, i będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju.

    I stanie się w owym dniu, że nazwie Mnie: «Mąż mój», a już nie powie: «Mój Baal».

    I poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana”.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 145

    R/ Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia.

    Każdego dnia będę Ciebie błogosławił
    i na wieki wysławiał Twoje imię.
    Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały,
    a wielkość Jego niezgłębiona. R/

    Pokolenie pokoleniu głosi Twoje dzieła
    i zwiastuje Twoje potężne czyny.
    Głoszą wspaniałą chwałę Twego majestatu
    i rozpowiadają Twoje cuda. R/

    Mówią o potędze Twoich dzieł straszliwych
    i głoszą Twoją wielkość.
    Przekazują pamięć o Twej wielkiej dobroci
    i cieszą się Twą sprawiedliwością. R/

    Pan jest łagodny i miłosierny,
    nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
    Pan jest dobry dla wszystkich,
    a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus, śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza. Mt 9,18-26

    Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa.

    Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała.

    Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Składając nasze dary na Twoim ołtarzu błagamy Cię, Boże, abyś wszystkich ludzi doprowadził do zbawienia, które Twój Syn, Jezus Chrystus, wysłużył krwią swoją. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Syn Człowieczy przyszedł, aby dać swoje życie na okup za wielu. Mk 10,45

    Modlitwa po Komunii

    Prosimy Cię, Boże, niech Najświętszy Sakrament,
    który przyjęliśmy, rozpali nasze serca miłością,
    abyśmy gorliwie przyczyniali się do zbawienia ludzi. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    ************************************************************************

    czwartek 9 lipca 2020


    Wspomnienie św. Augustyna Zhao Rong i 119 towarzyszy męczenników

    AUGUSTIN ZHAO RONG© Courtesy of the Holy Transfiguration Monastery, http://www.thehtm.org

    Początki ewangelizacji Chin sięgają V w., ale misje europejskie w tym kraju rozwinęły się szczególnie w czasach nowożytnych, poczynając od XVI w. W ciągu minionych czterech stuleci Kościół katolicki w Chinach wzrastał nieprzerwanie, choć w niektórych okresach i regionach bywał prześladowany.

    Za pierwszego męczennika uznawany jest o. Franciszek Fernández de Capillas, hiszpański dominikanin, umęczony w 1648 r., beatyfikowany w 1909 r. Wchodzi on w skład 120-osobowej grupy męczenników, której przewodzi Augustyn Zhao Rong, pierwszy chiński kapłan umęczony za wiarę.

    Pozostali męczennicy to w części europejscy zakonnicy — członkowie zgromadzeń, którym Stolica Apostolska powierzyła prowadzenie misji w różnych regionach Chin (jezuici, franciszkanie, dominikanie, salezjanie i członkowie Paryskich Misji Zagranicznych) — a w części rodowici Chińczycy — biskupi, kapłani i świeccy, mężczyźni i kobiety.

    Najmłodszy z nich miał zaledwie 9 lat. Augustyn Zhao Rong pochodził z prowincji Syczuan. W wieku 20 lat zaciągnął się do wojska i wchodził w skład oddziału, który eskortował do Pekinu grupę chrześcijańskich więźniów. Uderzyła go ich cierpliwość i odwaga. Ponownie zetknął się z chrześcijanami w prowincji Wuczuan, gdzie poznał uwięzionego o. Marcina Moye.

    Przykład wiary i miłości tego kapłana oraz jego katecheza skłoniły Augustyna do przyjęcia chrześcijaństwa. Otrzymał chrzest z rąk o. Moye w wieku 30 lat. Przez następnych pięć lat przygotowywał się do kapłaństwa i przyjął święcenia w 1781 r. Przez wiele lat pełnił posługę kapłańską.

    W okresie prześladowań wszczętych za panowania cesarza Jiaqinga został aresztowany, gdy udzielał sakramentów choremu. Uwięziony w Chengdu, został skazany na dotkliwą karę cielesną, choć miał już 69 lat. Otrzymał 60 uderzeń bambusowym kijem w kostki i 80 policzków zadanych skórzaną podeszwą. Zmarł w więzieniu kilka dni później, 27 stycznia 1815 r. Jest pierwszym kapłanem chińskim — męczennikiem.

    Aleteia.pl

    *********************************************

    sobota 11 lipca 2020

    Uroczystość św. Benedykta, opata, patrona Europy

    Public Domain

    ***

    Św. Benedykt, opat. Urodził się w Nursji około 480 roku. Był synem właściciela ziemskiego. Kształcił się w Rzymie, lecz przerwał naukę i podjął życie pustelnika w Affile. Po paru latach przeniósł się w góry niedaleko Subdiaco.

    Kiedy zaczęli gromadzić się wokół niego uczniowie, założył w okolicy 12 klasztorów. Później przeniósł się w ruiny opuszczonej, niewielkiej fortecy na Monte Cassino, gdzie założył opactwo. Tutaj napisał „Regułę”, która stała się podstawą życia monastycznego na Zachodzie.

    Zaleca w niej roztropność i umiar w modlitwie, pracy i spoczynku. Ukazuje drogę do doskonałości religijnej poprzez panowanie nad sobą, pokorę, posłuszeństwo. Poważną część dnia zakonnika przeznaczył na „lectio divina” – czytanie Pisma Świętego.

    Święty wprowadził do zakonu profesję – prawem zagwarantowaną przynależność do klasztoru oraz stabilność miejsca, czyli zobowiązanie mnichów do pozostawania w jednym klasztorze aż do śmierci.

    Jego sława ściągała wielu współczesnych mu, m. in. odwiedził go król Gotów, Totiia. Św. Scholastyka, bliźniacza siostra św. Benedykta, w pobliżu Monte Cassino założyła benedyktyńską gałąź żeńską.

    Święty umarł 21 marca 547 roku. W klasztorze na Monte Cassino żyło wtedy 150 mnichów. „Reguła” św. Benedykta wywarła poważny wpływ na całe życie klasztorne Europy Zachodniej. W Polsce najbardziej znanym opactwem benedyktyńskim jest Tyniec. Tradycja nadała św. Benedyktowi tytuł „patriarchy” monastycyzmu Zachodu.

    Paweł VI w roku 1964 ogłosił go patronem Europy. Św. Benedykt jest także patronem wielu zakonów, diecezji tarnowskiej, Francji; architektów, górników, inżynierów, nauczycieli, speleologów, uczniów, wydawców. Orędownik konających. 11 lipca upamiętnia dzień przeniesienia relikwii Świętego.

    W ikonografii św. Benedykt przedstawiany jest w habicie benedyktyńskim, w kukulli, z krzyżem w dłoni. Jego atrybutami są: anioł, bicz, hostia, kielich z wężem, księga, kruk z chlebem w dziobie, księga reguły w ręce, kubek, pastorał, pies, rozbity puchar, infuła u nóg z napisem „Ausculta fili” – „Synu, bądź posłuszny”, wiązka rózg.

    Aleteia/Ewangelia na co dzień

    *** 

    Antyfona na wejście

    Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, to On mój los zabezpiecza. Sznur mierniczy szczodrze mi dział wyznaczył, jak miłe jest dla mnie moje dziedzictwo. (Ps 16,5-6)

    Chwała na wysokości…

    Kolekta

    Boże, Ty nam dałeś w świętym Benedykcie, opacie,
    wzór ewangelicznej doskonałości,
    spraw, abyśmy wśród zmiennych kolei życia
    całym sercem umiłowali sprawy niebieskie.
    Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.

    Czytanie z Księgi Przysłów – Prz 2,1-9

    Synu, jeśli przyjmiesz moje nauki i zachowasz u siebie wskazania; ku mądrości nachylisz swe ucho, ku roztropności swe serce; jeśli wezwiesz rozsądek, przywołasz donośnie rozwagę, jeśli szukać jej poczniesz jak srebra i pożądać jej będziesz jak skarbów, to bojaźń Pana zrozumiesz, osiągniesz znajomość Boga. Bo Pan udziela mądrości, z ust Jego wychodzą wiedza i roztropność; dla prawych On chowa swą pomoc, On jest tarczą dla żyjących uczciwie. On strzeże ścieżek prawości, ochrania drogi pobożnych. Wtedy sprawiedliwość pojmiesz i prawość, i rzetelność, i każdą dobrą ścieżkę.
    Oto słowo Boże.

    Psalm 34

    R/ Po wieczne czasy będę chwalił Pana.

    Będę błogosławił Pana po wieczne czasy,
    Jego chwała będzie zawsze na moich ustach.
    Dusza moja chlubi się Panem,
    niech słyszą to pokorni i niech się weselą. R/

    Wysławiajcie razem ze mną Pana,
    wspólnie wywyższajmy Jego imię.
    Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością,
    oblicza wasze nie zapłoną wstydem. R/

    Skosztujcie i zobaczcie, jak Pan jest dobry,
    szczęśliwy człowiek, który znajduje w Nim ucieczkę.
    Zbliżcie się, synowie, posłuchajcie, co mówię,
    będę was uczył bojaźni Pańskiej. R/

    Powściągnij swój język od złego,
    a wargi swoje od kłamstwa.
    Od zła się odwróć, czyń dobrze,
    szukaj pokoju i dąż do niego. R/

    Alleluja, alleluja, alleluja. Kto porzuci wszystko dla Ewangelii, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. Alleluja, alleluja, alleluja.

    Słowa Ewangelii według św. Mateusza – Mt 19,27-29

    Piotr powiedział do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” Jezus zaś rzekł do nich: „Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy”.
    Oto słowo Pańskie.

    Modlitwa nad darami

    Boże, nieskończenie dobry, dzięki Twojej łasce
    święty Benedykt oczyścił się z nałogów
    grzesznego człowieka i przyodział nowego, stworzonego na Twoje podobieństwo,
    spraw, abyśmy się podobnie odnowili
    i godnie złożyli Tobie Ofiarę pojednania.
    Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

    Antyfona na Komunię

    Zaprawdę powiadam wam: Wy, którzy opuściliście wszystko i poszliście za Mną, stokroć tyle otrzymacie i posiądziecie życie wieczne. (Mt 19,28-29)

    Modlitwa po Komunii

    Wszechmogący Boże, Ty w Najświętszym
    Sakramencie udzielasz nam Twojej mocy,
    spraw, abyśmy za przykładem świętego Benedykta zawsze szukali przede wszystkim Ciebie,
    i wśród świata nosili w sobie wizerunek Chrystusa zmartwychwstałego. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

    ***

    Co święci mówią Europie?

     

     Adobe.Stock.pl

    ***

    Benedykt z Nursji, Cyryl i Metody, Brygida Szwedzka, Katarzyna ze Sieny i Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein). Dlaczego właśnie ci święci zostali wybrani, by patronować Europie? Co takiego wnieśli swoim życiem i dziełami w dzieje naszego kontynentu?

    Przypadające 11 lipca święto św. Benedykta, opata, patrona Europy, jest doskonałą okazją do zastanowienia się nad odpowiedzią na te pytania.

    Zwiastun pokoju

    Najczęściej św. Benedykta z Nursji kojarzymy z opactwem na Monte Cassino i z zaleceniem: „Módl się i pracuj”, pochodzącym z jego Reguły. Święty Paweł VI, kiedy ogłosił św. Benedykta patronem Europy w liście apostolskim Pacis nuntius z 24 października 1964 r., nazwał go „zwiastunem pokoju, sprawcą jedności, nauczycielem cywilizacji, głosicielem religii Chrystusowej i twórcą życia monastycznego na Zachodzie”. Benedyktyni budowali nie tylko klasztory, ale również drogi, uprawiali ziemię i uczyli uprawy miejscową ludność. W swoich skryptoriach przepisywali Pismo Święte – w całości lub we fragmentach, teksty liturgiczne, a także dzieła starożytnych pisarzy, historyków i filozofów. Obok opactw zakładali szkoły i kształcili młodzież, przekazywali ludom europejskim bogate dziedzictwo cywilizacji łacińskiej. Benedykt XVI podkreślił, że św. Benedykt z Nursji swoim życiem i dziełem „wywarł zasadniczy wpływ na rozwój cywilizacji i kultury europejskiej (…) po zburzeniu jedności politycznej, stworzonej przez cesarstwo rzymskie”.

    Apostołowie Słowian i „inkulturacja”

    Metody i Konstantyn, później bardziej znany pod zakonnym imieniem: Cyryl, byli dziedzicami wiary i kultury starożytnej Grecji, kontynuowanej przez Bizancjum. Święty Jan Paweł II w liście apostolskim Egregiae virtutis, w którym ogłosił ich patronami Europy (31 grudnia 1980 r.), podkreślił, że ich głównym dziełem ewangelizacyjnym była misja na Wielkich Morawach, wśród ludów zamieszkujących wówczas Półwysep Bałkański i ziemie nad Dunajem. Dokonali oni przekładu ksiąg świętych na język Słowian dla celów liturgicznych i katechetycznych i położyli tym samym podwaliny pod całe ich piśmiennictwo. Dzieło Cyryla i Metodego to „inkulturacja” – wcielenie Ewangelii w rodzime kultury oraz wprowadzenie tych kultur w życie Kościoła. Jan Paweł II w encyklice Slavorum apostoli z 2 czerwca 1985 r. zwrócił uwagę na to, że święci Cyryl i Metody, wcielając Ewangelię w rodzimą kulturę ludów, które ewangelizowali, przyczynili się do ukształtowania i rozwoju tych kultur.

    Otwarcie ekumeniczne

    Założycielka Zakonu Najświętszego Zbawiciela – św. Brygida Szwedzka nie lękała się przemawiać do władców i papieży, by ukazywać, jak zamysły Boże spełniają się w historycznych wydarzeniach. W swoich pismach nie unikała surowych napomnień w kwestii odnowy moralnej chrześcijańskiego ludu i samego duchowieństwa; przyczyniła się do budowy wspólnoty kościelnej. Święty Jan Paweł II w motu proprio Spes aedificandi z 1 października 1999 r. podkreślił, że „od czasu (…) gdy Skandynawia, ojczyzna Brygidy, oderwała się od pełnej jedności ze Stolicą Rzymską w konsekwencji smutnych wydarzeń XVI wieku, postać szwedzkiej świętej stanowi ważny «łącznik» ekumeniczny, wzmocniony jeszcze przez posługę, którą pełni na tym polu jej zgromadzenie zakonne”.

    Orędowniczka powrotu papieża

    Święta Katarzyna Sieneńska wypełniła pragnienie św. Brygidy Szwedzkiej, stając się orędowniczką powrotu papieża z Awinionu do Rzymu. Walczyła o pokój w średniowiecznej Europie. Pisała listy do odbiorców w różnych częściach Włoch i w całej Europie. Z głęboką znajomością ówczesnych realiów potrafiła w nich pisać o najistotniejszych problemach kościelnych i społecznych swojej epoki. Dążyła do rozwiązania licznych konfliktów, które nękały społeczeństwo średniowiecznej Europy. Docierała do władców Europy, takich jak: król Francji Karol V, Karol z Durazzo, Elżbieta Węgierska, król Węgier i Polski Ludwik Wielki, Joanna Neapolitańska.

    Filozof ukrzyżowany

    Do grona współpatronów Europy w 1999 r. św. Jan Paweł II włączył również św. Teresę Benedyktę od Krzyża, w świecie Edytę Stein (zm. 9 sierpnia 1942 r. w KL Auschwitz-Birkenau). Podkreślił, że jako myślicielka, mistyczka i męczenniczka „przerzuciła jak gdyby most między swoim żydowskim pochodzeniem a wiarą w Chrystusa, prowadząc z niezawodną intuicją dialog ze współczesną myślą filozoficzną, a na koniec stając się przez męczeństwo – w obliczu straszliwej hańby Shoah – rzeczniczką racji Boga i człowieka. Stała się w ten sposób symbolem przemian dokonujących się w człowieku, kulturze i religii, w których kryje się sam zarodek tragedii i nadziei kontynentu europejskiego”. Święta Edyta Stein uczyniła bardzo dużo na rzecz postępu społecznego kobiety. Przykładem tego jest jej książka Kobieta. Jej zadanie według natury i łaski, zawierająca teksty o bogactwie kobiecości i misji kobiety z punktu widzenia ludzkiego i religijnego. Ta święta wniosła również wkład w dziedzictwo filozofii europejskiej, łącząc m.in. fenomenologię Edmunda Husserla z myślą św. Tomasza z Akwinu.

    ks. Mariusz Frukacz/Tygodnik NIEDZIELA/27/2020

    ************************************************************************

    środa 15 lipca – Msza święta – XV tydzień zwykły

    transmisja z kościoła św. Krzyża w Croy – godz. 10.00


    Wspomnienie św. Bonawentury, Doktora Kościoła

    Św. Bonawentura, zakonnik, biskup, kardynał, doktor Kościoła. Jan di Fidanza urodził się około 1217 roku w Bagnoregio koło Viterbo. Ojciec był lekarzem. Jan studiował filozofię w Paryżu.

    Mając 25 lat wstąpił do franciszkanów, przyjmując imię zakonne Bonawentura. Następnie skończył studia teologiczne i podjął wykłady. 2 lutego 1257 roku został generałem zakonu i na tym urzędzie zasłużył sobie na miano drugiego założyciela franciszkanów.

    W zakonie mediował pomiędzy frakcją rygorystyczną a zwolennikami łagodniejszej reguły. Odbył wizytacje w Anglii, Flandrii, Niemczech, Hiszpanii, we Włoszech. Bonawentura posiadał umiejętność łączenia życia czynnego, publicznego z bogatym życiem wewnętrznym. Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej.

    Papież Grzegorz X mianował go kardynałem-biskupem Albano. Delegacja papieska z wiadomością o nominacji zastała go przy myciu naczyń kuchennych w klasztorze. Przygotował sobór w Lyonie. Prowadził negocjacje w sprawie unii Kościoła katolickiego z greckim Kościołem ortodoksyjnym. Niestety, wkrótce potem została ona zerwana.

    Umarł 15 lipca 1274 roku podczas trwania soboru w Lyonie. Był jednym z najwybitniejszych teologów średniowiecza. Pozostawił po sobie wiele traktatów i dzieł teologicznych. Kanonizowany w 1482 roku przez Sykstusa IV. Św. Bonawentura jest patronem franciszkanów, matek oczekujących potomstwa, dzieci, robotników, teologów.

    W ikonografii Święty przedstawiany jest w habicie franciszkańskim z biskupim krzyżem na piersiach; jako kardynał w cappa magna; jako teolog nad pulpitem. Jego atrybutami są: anioł przynoszący mitrę, kapelusz kardynalski trzymany przez anioła lub leżący u stóp, księga, krzyż w dłoniach, drzewo Krzyża Świętego (jest to aluzja do traktatu „Ecce lignum Vitae”), zwój.

    Ewangelia na co dzień/Aleteia

    ************************************************************************

    Zakończył się kurs propedeutyczny dla duszpasterzy polonijnych

    bp Wiesław Lechowicz
    Biskup Wiesław Lechowicz, delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej
    ***

    W posłudze duszpasterza Polonii ważna jest przede wszystkim otwartość na drugiego człowieka i na nowe wyzwania. Możliwe jest to dzięki otwartości na Pana Boga i osobistej więzi z Nim – powiedział bp Wiesław Lechowicz, delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej po zakończeniu kursu propedeutycznego dla duszpasterzy polonijnych. Spotkanie odbyło się wczoraj w formule online.

    „Zarówno duszpasterze z Polski posługujący za granicą, jak i osoby świeckie doświadczają losu emigranta. Chcemy zachować pewną polską tożsamość, polskie tradycje, ducha patriotycznego, a jednocześnie jesteśmy w środowisku obcym, często obcym kulturowo, i kwestia integracji środowiska, w którym żyją Polacy, jak i integracja z Kościołem lokalnym jest sprawą trudnąˮ – powiedział bp Wiesław Lechowicz zapytany o specyfikę posługi wśród polskich emigrantów.

    Dodał, że wiele osób spośród Polonii drugiej lub trzeciej generacji, mówiąc lepiej w języku lokalnym, wciąż identyfikuje się ze swoimi korzeniami i chce aktywnie uczestniczyć w życiu wspólnot polonijnych, jest to dodatkowym wyzwaniem i jednocześnie specyfiką duszpasterstwa Polonii.

    Bp Lechowicz podkreślił, że księża wyjeżdżający z Polski do pracy z Polonią, muszą mieć świadomość, że ich przełożonym jest miejscowy biskup. „Trzeba uszanować i zaakceptować miejscową tradycję, a równocześnie dbać o to, aby tradycja związana z polską religijnością również była podtrzymywana i przekazywanaˮ – powiedział. Jednocześnie zauważył, że nawiązywanie i utrzymywanie relacji międzyludzkich w duszpasterstwie na emigracji jest trudniejsze niż w Polsce ze względu na dzielące wiernych od duszpasterza odległości.

    „Potrzeba podjęcia większego wysiłku, aby dbać o te relacjeˮ – powiedział. Nawiązując do duszpasterstwa zdalnego prowadzonego w czasie ogólnoświatowej epidemii koronawirusa, zauważył, że z jednej strony księża odkryli nowe możliwości duszpasterstwa, z drugiej strony istnieje jednak niebezpieczeństwo przyzwyczajenia się do takiej formy komunikacji, żadne bowiem spotkanie wirtualne nie zastąpi rzeczywistego udziału w liturgii. Dodał jednak, że prowadzone we Francji czy USA spotkania wirtualne duchownych mogą być dobrym narzędziem wzajemnego umocnienia i służyć do wymiany doświadczeń między księżmi pracującymi w duszpasterstwie polonijnym.

    „Nie można sobie wyobrazić pracy w środowisku emigracyjnym bez współpracy z osobami świeckimiˮ – powiedział bp Lechowicz. Podkreślił, że podstawą funkcjonowania polonijnych parafii są rady parafialne i działające przy nich grupy. W szkołach działających przy polskich parafiach, przekazywane są podstawowe wiadomości o Polsce i prowadzona jest katecheza. Działa też wiele wspólnot charytatywnych m.in. grupa „Pomostˮ we Francji czy grupy charytatywne w Niemczech – pomagające Polakom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej.

    W kursie dla duszpasterzy polonijnych, oprócz przewodniczącego mu bp. Wiesława Lechowicza, wziął udział m.in. ks. prof. Leszek Adamowicz z KUL, który mówił o aspektach prawnych duszpasterstwa polskojęzycznego, a także ks. Krzysztof Olejnik, Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego, który powiedział o specyfice tego duszpasterstwa. O roli świeckich w duszpasterstwie polonijnym opowiedział zebranym Tomasz Kania, jeden z założycieli Katolickiego Radia Londyn.

    Z uczestnikami spotkania połączył się również rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Paweł Rytel-Andrianik, który powiedział m.in. o portalu informacyjno-społecznościowym www.polskifr.fr. Jego wydawcą jest Polska Misja Katolicka we Francji. „To przykład platformy integracji i współpracy rozmaitych środowisk, a także tego, jak w praktyce przechodzić od spotkań wirtualnych do współpracy w świecie realnymˮ – powiedział rzecznik KEP.

    1.7.2020/Kai.pl

    ************************************************************************

    Nieznane cuda bliźniaczej duszy ojca Pio

    Nieznane cuda bliźniaczej duszy ojca Pio

    Czy Matka Speranza, mało znana w Polsce hiszpańska mistyczka, przewidziała wybór Karola Wojtyły na papieża? Czy 13 maja 1981 roku pomogła ocalić Jana Pawła II? Czy to ona przyczyniła się do wyniesienia na ołtarze siostry Faustyny Kowalskiej? Czy wyprosiła dla poległych pod Monte Cassino polskich żołnierzy łaskę nieba? Czy wreszcie to prawda, że ta niepozorna, skromna i zawsze uśmiechnięta zakonnica posiadała dar bilokacji, stygmatów, wglądu w ludzkie serca i kontaktu z duszami czyśćcowymi?

    Na te intrygujące pytania twierdząco – bez cienia wahania – odpowiada biograf bł. Speranzy Jose Maria Zavala, znany już w Polsce dzięki wyreżyserowanemu przez siebie filmowi „Tajemnica ojca Pio”.Bł. Matka Speranza. Nieznane cuda bliźniaczej duszy ojca Pio
    DOM WYDAWNICZY RAFAEL

     Matka Speranza pochodziła z Hiszpanii, ale większość życia spędziła we Włoszech. Dziełem jej życia było głoszenie orędzia Bożego Miłosierdzia. Założyła Zgromadzenia Sióstr i Synów Miłości Miłosiernej oraz doprowadziła do powstania Sanktuarium Miłości Miłosiernej w Collevalenzie. Ale to, co czyni ją wyjątkową, są liczne dary mistyczne, które otrzymała od Boga. Dość powiedzieć, że przyjaźniła się z Ojcem Pio, tyle że ich spotkania odbywały się… dzięki darowi bilokacji obydwojga mistyków.

    W 1964 roku doszło do spotkania Matki Speranzy z Karolem Wojtyłą. Był to czas, gdy biskup z Krakowa zmagał się z odmową Świętego Oficjum co do uznania zgodności z nauką Kościoła „Dzienniczka” siostry Faustyny i rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego tej krakowskiej zakonnicy. Ale Matka Speranza, dzięki mistycznym darom, wiedziała więcej. Wskazała przyszłemu papieżowi, by jeszcze raz przyjrzano się tłumaczeniu „Dzienniczka”, sugerując, że wkradły się tam błędy. Biskup Wojtyła skorzystał z rad zakonnicy. Jak się okazało, to był przełom w zatwierdzeniu „Dzienniczka” i rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego siostry Faustyny.Kilka miesięcy po tym spotkaniu Matka Speranza wyraziła przekonanie, że krakowski biskup wróci do Collevalenzy jako… papież.

    U Matki Speranzy bywał też kard. Wyszyński. W 1963 roku ofiarował jej obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, który już na zawsze zawisł na ścianie jej celi.

    13 maja 1981 roku już o drugiej w nocy Matka Speranza doznała potężnego ataku bólu połączonego z silnym krwotokiem. Maria Isabel Matazarro, dokumentalistka twierdzi, że : „Nie ma wątpliwości, że Matka Speranza wiedziała wcześniej, co się wydarzy i że Jan Paweł II po zamachu straci mnóstwo krwi, co zagrozi jego życiu. Mistyczka przyjęła zatem tę formę cierpienia, ofiarowując je w intencji uratowania Ojca Świętego. Wydaje się, że sam papież również wiedział, co w dniu zamachu wydarzyło się w Collevalenzie. Na miejsce swojego dziękczynienia Bogu po uratowaniu życia wybrał bowiem właśnie Sanktuarium Miłości Miłosiernej, gdzie spotkał po raz drugi Matkę Speranzę.”

    Matka Speranza zmarła 8 lutego 1983 roku. Jeszcze za pontyfikatu Jana Pawła II rozpoczął się proces wyniesienia jej na ołtarze. Błogosławioną została ogłoszona w 2014 roku. Świadectwa tysięcy cudów wypraszanych przez nią tak za życia, jak i po jej śmierci sprawiają, że rzesze wiernych otaczają błogosławioną szczególną miłością i za jej pośrednictwem szturmują niebo. Także wielu Polaków otacza niezwykłym kultem błogosławioną Speranzę, jak również pielgrzymuje do sanktuarium i cudownego źródełka w Collevalenzie, zwanym przez pielgrzymów „małym Lourdes”.

    Pełna biografia bł. Matki Speranzy właśnie ukazała się w Polsce nakładem Domu Wydawniczego „Rafael”

    GOŚĆ NIEDZIELNY/1.7.2020

    ************************************************************************

    Król w białym garniturze

    S. Maria Agnieszka od Boga Ojca w rozmównicy swojego klasztoru.
    S. Maria Agnieszka od Boga Ojca w rozmównicy swojego klasztoru.
    fot. Agata Combik/Gość Niedzielny
    ***

    Przez lata projektowała ubrania, żyła w świecie mody. W końcu Bóg powiedział: „Teraz Ja podaruję ci strój”. Tym strojem jest benedyktyński habit.

    Konsekracja monastyczna s. Marii Agnieszki od Boga Ojca odbyła się w kaplicy klasztornej mniszek benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu we Wrocławiu-Pawłowicach dokładnie w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. W czarnym habicie, z symbolem złotej monstrancji na piersiach i w czarnym welonie na białym nakryciu głowy właściwie pozostała wierna swoim ulubionym trendom. – Zawsze ubierałam się na biało-czarno; wybierałam ubrania proste i eleganckie, w stylu Coco Chanel. Gdy projektowałam żakiety, dodawałam złote zatrzaski. Wszystko jest więc teraz tak, jak lubię – mówi z uśmiechem.

    Zmiana branży

    Dzisiejsza benedyktynka sakramentka pochodzi ze Środy Wielkopolskiej w okolicach Poznania. Skończyła studia plastyczne na wydziale projektowania odzieży, zyskując tytuł „artysta plastyk projektant”. – Pracę magisterską przygotowywałam z odzieży męskiej. Zaprojektowałam kolekcję białych garniturów. Uszyła mi je firma, w której byłam zatrudniona już w czasie studiów, miałam swój pokaz – wspomina.

    Wkrótce projektowała dla największych w Polsce marek specjalizujących się w odzieży męskiej. Zaczęła podróżować do Chin i innych krajów azjatyckich, weszła w świat wielkiego biznesu. Z czasem zdecydowała się na współpracę z mniejszymi firmami, założyła własną. Pod koniec kariery zawodowej projektowała damskie ubrania przeznaczone na rynek wschodni, do Rosji i na Ukrainę.

    – Miałam naprawdę światowe życie. Pokazy mody, współpraca z modelkami, piękne ubrania, buty, sport, ćwiczenia na siłowni… Czy byłam elegancką kobietą? Aż za bardzo. W takiej branży trzeba wyglądać – być szczupłym, zgrabnym, zadbanym – mówi. – Powtarzano mi, że projektant świadczy o firmie. Jeśli jest zadbany, dobrze ubrany, to znaczy, że nieźle mu płacą, a on jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Poświęcałam mnóstwo czasu na dbanie o swój wizerunek.

    I nagle zdarzyło się coś nieoczekiwanego. – Pan Bóg wyraźnie dotknął mojego serca, powiedział: „Pójdź za Mną”. Czy to możliwe, żeby ktoś taki jak ja został zakonnicą? Byłam zszokowana – wspomina. Owszem, szukała swojej drogi. Nawet modliła się – ale o męża. A tu nagle zakon?

    W przełomowym dla siebie okresie Agnieszka dołączyła do wspólnoty neokatechumenalnej. Uczyła się słuchania Boga, a Jego wołanie było bardzo wyraźne. W końcu powiedziała „tak”.

    Dobierał ze mną guziki

    Jeszcze zanim wstąpiła do klasztoru, czuła, że Pan Bóg towarzyszy jej w każdej chwili życia. – Kiedy zaczynałam projektować, robiłam to tak, żeby mi się podobało. Potem myślałam o tym, żeby innym się podobało – wspomina. – Na końcu pracowałam po to, by ludzie w tych sukienkach, marynarkach czy innych ubraniach byli szczęśliwi. „Jak chcesz, by byli ubrani?” – pytałam Jezusa. Zapraszałam Go do pracy. „Ty, Jezu, krój ze mną ten kawałek materiału” – modliłam się, a On mi towarzyszył w codziennych sprawach. Dla mnie to było coś niesamowitego. Jak wielki Bóg, Pan i Król, może ze mną dobierać guziki. A On dobierał je, przycinał materiał, upinaliśmy wspólnie tkaniny na manekinie.

    Agnieszka była po prostu szczęśliwa. – A Jezus uszczęśliwiał też ludzi wokół mnie. Widziałam, że moja radość, doświadczenie bliskości Boga promieniują też na nich – mówi. Przez pewien czas modliła się razem ze swoimi współpracowniczkami. Pamiętają o niej do dziś.

    Przypomina sobie, jak kiedyś z Jezusem zaprojektowała niezwykłe sukienki. – To był projekt dla firmy, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. Z powodu zamknięcia niektórych rynków nie mogła sprzedawać swoich towarów tam, gdzie robiła to do tej pory. Szef zapowiadał zwolnienia. Był potrzebny jeden model, który sprzedawałby się w dużych ilościach, żeby kobiety zatrudnione w tej firmie nie straciły pracy. Byłam pod presją. Poszłam do kościoła i powiedziałam: „Panie Jezu, pomóż stworzyć jakieś hity, żeby ci ludzie nie zostali zwolnieni”.

    Wkrótce trzy modele zaprojektowanych przez Agnieszkę sukienek okazały się prawdziwymi przebojami. – Zrozumiałam, że wszystko należy do Boga. Moje projekty mogły spodobać się dwustu paniom, a spodobały się trzem tysiącom, które kupiły sukienki. Firma przetrwała trudny czas i nikt nie został zwolniony.

    Zaproszona na pokaz

    W pierwszym klasztorze, do którego się dodzwoniła pani projektantka, usłyszała delikatny głosik: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. „Na wieki wieków” – odpowiedziała w podobnej tonacji. – I natychmiast pomyślałam: „To nie jestem prawdziwa ja, ja się tak nie zachowuję” – wspomina. To nie było jej miejsce.

    Do benedyktynek sakramentek podprowadziła Agnieszkę wyszukiwarka internetowa. – Przeczytałam „adoracja Najświętszego Sakramentu” i… wpadłam w zachwyt. Choć, prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czym ta adoracja jest – wspomina. – Dzwoniłam tu przez 5 dni, dzień w dzień. Sygnał był cały czas zajęty. „Co te siostry tak cały czas gadają?” – myślałam. Ale kiedy w końcu przeorysza odebrała telefon, usłyszałam gromkie, serdeczne: „Szczęść Boże!”. Pomyślałam: „To tu”!

    Wstąpiła do wrocławskiego klasztoru po roku. Porozdawała koleżankom swoje ubrania, a zawsze kupowała te najlepszej jakości. – Co ciekawe, mój samochód kupił pan, który nazywał się Mnich. Ja zostałam mniszką, a mój samochód poszedł do Mnicha… – śmieje się.

    W ciągu ośmiu lat poprzedzających profesję wieczystą przestawiła się na inny styl życia, skoncentrowany na modlitwie. – W tym czasie wiele spraw zostało pozamykanych w moim sercu, a pootwierały się nowe drzwi. Cieszę się, że Jezus mnie tu przygarnął. Widzę, jak przydaje się w klasztorze doświadczenie, jakie zdobyłam „w świecie”. Choćby obowiązkowość, odpowiedzialność za innych – dodaje.

    W zakonie s. Agnieszka podejmuje różne artystyczne zadania, np. przygotowuje kartki okolicznościowe i świąteczne, wykonuje dekoracje w kaplicy. – Bardzo dobrze jeżdżę samochodem. Sporo podróżowałam i kochałam swoje auto. Idąc do klasztoru, myślałam: „Po co mi, Panie Boże, dałeś takie umiejętności?”. Tymczasem okazuje się, że i tu czasem służę siostrom jako kierowca – mówi.

    Przydała się nawet umiejętność projektowania, bo s. Agnieszka nieco udoskonaliła jeden z elementów zakonnego stroju – białe nakrycie głowy i szyi (zwane przez siostry „zatyczką”), do którego przymocowany jest welon. Mogła też podpowiedzieć osobie szyjącej habity, jakie są nowe rozwiązania technologiczne, które można by zastosować.

    – Przez całe życie nie lubiłam swojego chrzcielnego imienia, a w zakonie pokochałam je – dodaje. – Kiedy przed laty moi rodzice wybierali dla mnie imię, jakaś mama obok nich zawołała do swojej córki: „Agnieszka!”. „O, tak jej damy na imię” – stwierdzili. Myślę, że to było z Bożego natchnienia. Przypomina mi dziś słowa „Agnus Dei, qui tollis peccata mundi…” – „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata…”.

    A co z pasją sportową? Długie trwanie na adoracji także wymaga kondycji, dobra forma jest więc mile widziana. Kiedyś s. Agnieszka śledziła pokazy mody. Teraz spędza wiele godzin, wpatrując się w „Boski pokaz” – czuwając przed Najświętszym Sakramentem. Bóg przyszedł do niej znienacka jako Król ukryty w „białym garniturze” Hostii. Ma całe życie, by podziwiać kreację Syna Bożego – styl ofiary i daru z Siebie, styl prostego kawałka chleba.•

    Benedyktynki sakramentki

    Instytut Mniszek Benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu jest częścią wielkiej benedyktyńskiej rodziny zakonnej. Został założony w 1653 r. w Paryżu przez matkę Mechtyldę od Najświętszego Sakramentu – Katarzynę de Bar. Charyzmatem instytutu jest kult Najświętszego Sakramentu – w czasie Mszy św. i osobistej adoracji. Charakterystyczna dla nich jest tzw. reparacja – kilkugodzinna adoracja podejmowana przez kolejne siostry w duchu wynagrodzenia za grzechy świata. Więcej na: enedyktynki-sakramentki.wroclaw.pl.

    Agata Combik/GN 24/2020

    ********************************