Pełna dojrzałość w chwili żniwa
Po przeżyciach wielkich Tajemnic, które znowu były mi dane i tym samym po raz kolejny były szansą przekonania się – mam nadzieję, że mocniej i bardziej świadomie niż w latach minionych – jak bardzo Panu Bogu zależy na mnie, liturgia Kościoła wchodzi w okres niedziel zwykłych.
Słowo Boże dziś usłyszane tłumaczy na czym polega zwykłość tego czasu. Jezusowe przypowieści tylko na pozór wydają się być proste i w niczym nieskomplikowane. Jeżeli tak sądzę, to trzeba mi uświadomi sobie, że w rzeczywistości niczego nie zrozumiałem.
Chrystus nie mówi o tym, co jest jasne, zrozumiałe samo przez się. Jeżeli w swoim nauczaniu posługuje się przypowieściami, widocznie chce mnie uwrażliwić, abym w zwykłych ludzkich sekwencjach zdarzeń widział Boży zamysł, który wciąż i stale dokonuje swoich dzieł. Zaś sposób ich realizacji jest dla mnie nieoczekiwany, zupełnie zaskakujący.
Boże drogi nie są ludzkimi drogami. To dlatego ogarnia mnie niepokój, kiedy nie potrafię widzieć dobra ani w sobie, a już na pewno u innych. Tymczasem Boża moc sprawia, że posiane ziarno rośnie, rozkwita i daje owoc i to tam,, gdzie według ludzkiej logiki nie ma żadnych szans. A jednak niepostrzeżenie ono wzrasta. W jaki sposób się to dzieje?
Od ks. Stanisława Michałowskiego dowiedziałem się o przebywającym w szpitalu profesorze filozofii. Stan jego zdrowia pogarszał się z każdym dniem. Miał już liczne przerzuty złośliwego raka. Dosłownie na kilka dni przed śmiercią poprosił o wizytę szpitalnego kapłana, którego dotychczas całkowicie ignorował. Kiedy duchowny przyszedł, usłyszał takie oto wyznanie: „Myślałem, że obejdę się bez księdza, bo przed laty zgubiłem moją wiarę i wcale nie próbowałem jej odnaleźć. Do dzisiaj moja choroba była tragedią, ale teraz już nią nie jest. Przez całe moje życie szukałem prawdy, szukałem jej w filozofii, ale wykluczyłem z niej Boga. Krzyż Chrystusa uważałem jak niegdyś Grecy, za głupstwo i absurd. Na tej Sali szpitalnej najbardziej przeszkadzał mi krzyż. Tej nocy przeklinałem księżyc, bo jakby zatrzymał się w jednym miejscu i mnie na złość oświecał krzyż. Ten krzyż nie dawał mi spokoju. Nie mogąc z bólu spać, mimo woli patrzyłem na ukrzyżowanego Chrystusa, który – zdawało mi się – że się porusza, a w sercu słyszałem głos: Jak ty teraz, tak Ja kiedyś – i to za ciebie – cierpiałem. Szukałeś przez całe życie prawdy, ale jej nie znalazłeś, bo jej szukałeś tam, gdzie jej nie ma. Prawda jest na krzyżu – Ja nią jestem.
Przez moment nie czułem bólu, choć moje czoło zalane było potem. Nie mogę oderwać oczu od krzyża. Niech mi ksiądz poda ten krzyż ze ściany. Bardzo chcę go ucałować i przez chwilę chociażby potrzymać. Pragnę wyspowiadać się z całego mojego grzesznego życia i o ile po spowiedzi będę żył, pragnę przyjąć Pana Jezusa w Komunii świętej.”
Jak można wytłumaczyć los posianego ziarna na glebie takiego serca?
Ziarno, które rolnik wsiewa w ziemię, ma ogromną w sobie moc. Ale to nie rolnik sprawia, że ono kiełkuje. On ma, owszem swoje zadanie, aby uprawić pole, aby wysiać ziarno, ale to Bóg czyni rzecz najważniejszą i czyni ją w czasie niezależnym od człowieka. Tak mówi Pan Jezus w dzisiejszej przypowieści: „Czy śpi czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje, a on nie wie jak.”
Królestwo Boże rozwija się nie według ludzkiej woli i nie można ująć go w żadne ramy, bo to nie jest produkt techniki. Jego wzrost, choć wydaje się być powolny, stale trwa, aż wreszcie dojdzie do pełnej dojrzałości w chwili żniwa.
Proszę więc, Panie Jezu, abyś dał mi łaskę wielkiej cierpliwości i niewzruszoną ufność, że to maleńkie ziarenko gorczycy posiane w ludzkim sercu wyrośnie, a wzrost jego będzie tak wielki i tak wspaniały, że „wszystkie drzewa polne, to znaczy wszystkie narody – jak mówi prorok w dzisiejszym pierwszym Czytaniu – poznają Twoją moc i Twoją wielkość”.
ks. Marian Łękawa SAC