Przeżywanie Bożych Tajemnic jest wchodzeniem w rzeczywistość, o której nie wiadomo jak mówić. Ludzkie słowo jest na pewno pojemne, ale ma swoją granicę. Przekroczenie jej jest już wejściem na teren zrozumiały tylko dla mistyków. Dlatego co do dzisiejszej uroczystości Wniebowstąpienia trzeba sobie postawić pytanie jak tę Tajemnicę rozumieć? Dokąd uniósł się Pan Jezus? Mówimy – do nieba. Obłok zakrył apostołom Jego postać. Takie naturalistyczne widzenie wydaje się być nie do przyjęcia. Wtedy nasze logiczne myślenie koncentruje się wokół tych detali pomijając tym samym istotne Boże przesłanie.
Kiedy nocą przyszedł do Jezusa uczony w Piśmie Nikodem też nie mógł pojąć – co to znaczy, że musi się powtórnIe narodzić: „Ja starzec mam wejść do łona matki?” Pan Jezus opowiadając o Bożym świecie, z którego przyszedł, posługuje się obrazami. Poprzez swoje przypowieści objaśnia Bożą rzeczywistość i Boży zamysł.
Żeby właściwie je odczytać posłużę się legendą, która głosi, że Leonardo da Vinci w pierwszej wersji swej „Ostatniej Wieczerzy” namalował na stole, wokół którego siedział Pan Jezus i apostołowie, piękny koronkowy obrus. Kiedy zakończył pracę pokazał obraz swoim uczniom, którzy byli zachwyceni i wychwalali kunszt mistrza, że tak wspaniale oddał wzór obrusa. Widząc ich reakcję Leonardo zamalował koronkę, bo chciał, aby w centrum zainteresowania oglądających był przede wszystkim Chrystus.
Pan Jezus przygotowywał swoich wybranych tłumacząc, że czas Jego fizycznego odejścia jest już bliski. I mówił, że to odejście będzie dla nich pożyteczne. Odszedł najpierw poprzez swoją mękę, a potem poprzez swoje wniebowstąpienie. Dzięki temu odejściu obdarzył ludzką rodzinę Pocieszycielem – Najwyższego Boga darem. Według Ojców Kościoła dopóki Chrystus był fizycznie obecny dopóty istniała taka nieprzekraczalna granica, której nawet ludzie najbliżsi Jezusowi nie mogli usunąć. Bowiem jako widzialny człowiek Pan Jezus był kimś z zewnątrz. Ta granica zanikła dopiero z momentem zesłania Ducha Świętego, Trzeciej Osoby Trójcy Świętej, która jest osobową Miłością Ojca i Syna. Mój ulubiony teolog Jacek Salij tak to wyraził: ”Zstępując w nasze serca, Duch Święty czyni nas jedno z Jezusem. Sprawia, że Chrystus jest w nas, a my w Nim. Dzięki Duchowi Świętemu z nami może stać się to samo, co z Apostołem Pawłem, który mógł prawdziwie powiedzieć: „Żyję ja, ale już nie ja żyję, żyje we mnie Chrystus”.
Wniebowstąpienie Pana kończy Jego posługę i przekazuje ją Duchowi Świętemu, który odtąd działa w sercach wierzących. Czas Kościoła jest więc czasem trwania dawania świadectwa. Kiedy przychodzimy do kościoła, aby oddać Bogu należną cześć słyszymy Jego Słowo, posilamy się Jego najświętszym Ciałem. Ale nie możemy w tym kościele tylko wpatrywać się w niebo, bo po skończonej liturgii jesteśmy posłani, aby dawać świadectwo o Chrystusie. Mamy kontynuować dzieło Pana.
Św. Teresa z Avila napisała: „Chrystus teraz nie ma ciała na świecie, ale ma twoje, nie ma rąk ani nóg, ale ma twoje, nie ma oczu, które patrzą z wielką troską, ale ma twoje, które widzą jak wypełnić dobro i twoimi rękami błogosławi nas.”
Wniebowstąpienie Jezusa do Ojca jest równocześnie posłaniem Kościoła na cały świat. Ale jak świat przyjmuje to Boże przesłanie może budzić u wielu wiele wątpliwości. Otóż pewien człowiek zachęcony do przyjęcia Chrystusa zapytał misjonarza: Czy aby Chrystus nie przecenił swojego wpływu na ludzi skoro powiedział: …„a Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” – bo jakoś do tej pory jeszcze się to nie ziściło. Ludzie przychodzą do kościoła i słuchają ciebie, czytają nawet Biblię, a później odchodzą i prowadzą światowe życie. Myślę, że najwyżej jeden na stu twoich słuchaczy został przyciągnięty do Jezusa. Misjonarz zapytał go czy wierzy, że istnieje siła ciążenia. Według uczonych jest to taka niewidzialna siła, która przyciąga wszelką materię do środka ziemi. Przyprowadził go do okna i pokazał pozłacane kule wiszące na szyldzie lombardu po przeciwnej stronie ulicy. Zobacz jak to jest z tą siłą ciążenia. Te kule dlatego wiszą już od lat na tym samym miejscu, ponieważ są umocowane na żelaznym pręcie. Otóż podobnie jest z ludźmi, o których mówisz. Jeden jest skrępowany więzami pożądania, inny trzymany na uwięzi przez swoje ambicje; dla jeszcze innego żelaznym prętem, który nie pozwala mu się ruszyć, są jego interesy.
ks. Marian Łękawa SAC