****
Czas oczekiwania
Minął kolejny rok przeżywania Bożych Tajemnic. I oto znowu staje przede mną szansa, nie tylko kontynuowania, ale nowa świeżość, nowa możliwość odkrywania wielkiej i niepowtarzalnej bliskości samego Boga, który mimo że jest niepojęty i nieogarniony, jest równocześnie tak blisko człowieka, tym samym umniejszając swoją boskość przed swoim stworzeniem i to do takiego nieprawdopodobieństwa, czego w żaden sposób ani pojąć ani ogarnąć niepodobna.
Bogu niech będą dzięki, że mogę znowu wchodzić w ten nowy, kolejny w moim życiu Adwent. Kościół ze swoją liturgią w fioletowym kolorze i ze świecą roratną, której w tym kraju nie ma, ale ona jest – wciąż żywa w mojej pamięci z rodzinnych stron i przypomina, że oto jest czas, najwyższy czas, aby przebudzić się i zacząć czuwać. Tak mówi dziś Pan Jezus w Ewangelii: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodziewanie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie”.
W tej krótkiej przypowieści o odźwiernym, którą był powiedział Jezus tuż przed swoją męką w pożegnalnej mowie, tak bardzo przynagla do czujności. W starożytnych posiadłościach do obowiązków odźwiernego należało zamykać i otwierać bramę od wewnątrz kluczem wielkim i ciężkim. Dlatego odźwierny musiał czuwać, by być gotowym od razu, natychmiast otworzyć, gdy jego pan nadejdzie, obojętnie o jakiej porze dnia czy nocy.
Na półwyspie znajdującym się na jeziorze Comer stoi duża willa zatopiona w pięknej zieleni. Mieszka tam jedynie ogrodnik, który oprowadza zwiedzających.
- Jak długo już pan tutaj mieszka?
- Dwadzieścia siedem lat.
- A jak często właściciel domu bywał tutaj w tym czasie?
- Cztery razy.
- A kiedy był tu ostatnio?
- Dwanaście lat temu, szanowny panie. Jestem tutaj prawie zawsze sam. Rzadko zdarza się, że ktoś dociera w te strony i chce obejrzeć posiadłość.
- Ale pan utrzymuje ogród w takim doskonałym stanie, tak dobrze pan go pielęgnuje, że właściciel domu mógłby przyjechać choćby jutro!
- Dzisiaj, mój panie, dzisiaj – odpowiedział ogrodnik uśmiechając się serdecznie.
Słowo Adwent wywodzi się od Rzymian. Zanim król przybył odwiedzić jakieś miasto, które mu podlegało, jego mieszkańcy przeżywali okres oczekiwania i zarazem przygotowywania. Ten właśnie czas nazywał się adwentem.
Kogo ja oczekuję? Jaki będzie ten mój Adwent, który dziś rozpoczynam?
Samuel Beckett francuski dramaturg, irlandzkiego pochodzenia, laureat literackiej nagrody Nobla, napisał w roku 1952 sztukę pt. En attendant Godot – Czekając na Godota. Bohaterami są Godo i Didi, ludzie samotni i kompletnie zagubieni na tym świecie, a w dodatku zupełnie pozbawieni środków do życia. Czekają na Godota, który ma przyjść „jutro”. Są tego pewni, bo ten Godot – człowiek czy jakaś abstrakcja – ma rozwiązać wszystkie ich problemy. Ale niestety, Godot nie nadchodzi i ich nadzieje nie ziściły się.
A w dzisiejszym świecie iluż jest takich bohaterów Becketta, którzy nie potrafią poradzić sobie z koszmarem i absurdem życia? Jeszcze nie zauważyli, że przecież jest Ktoś kto już przyszedł i całkowicie odmienił człowieczy los. I ten Ktoś przychodzi wciąż i nieustannie. Jak bardzo wielu ludzi cieszy się Jego spotkaniem, Jego obecnością. To są ci, którzy potrafią „patrzyć sercem” – jakby powiedział Antoine de Saint- Exupéry.
Słyszałem opowiadanie o pewnej matce jak pojechała w odwiedziny do swojego syna, który mieszkał w innym mieście. To był ukochany jej syn, już dorosły. Po studiach, właśnie w tym mieście, znalazł swoją pierwszą pracę. Ponieważ pociąg przyjeżdżał koło południa i syn w tym czasie musiał jeszcze pracować, więc umówili się, że sama przyjedzie z dworca do jego mieszkania, a klucze będą na nią czekały u sąsiadki. I opowiadała jak jej było miło, kiedy weszła do domu swego syna. W wazonie był bukiet jej ulubionych kwiatów, a przy nim karteczka ze słowami: „Witam Cię, Mamusiu. Pamiętaj: mój dom jest Twoim domem”. Ucieszyła ją przygotowana filiżanka, herbata, talerz z ciastkami, a w łazience ręcznik i pachnące mydło. Wszystko przygotowane na przyjazd mamy. Później opowiadała księdzu: „W tym mieszkaniu spędziłam sama kilka godzin, ale czułam się tak mocno ogarnięta miłością mojego syna. Trzymał na biurku moje zdjęcie. Meble i różne przedmioty na nich stojące tyle mi mówiły o moim synu – jak żyje, co czyta, czego słucha, gdzie jest jego ulubiony kąt, a nawet to, czy często i dokładnie sprząta. Nie był obecny w mieszkaniu, a jednak było go tam tak wiele. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się wszystkim, nawet najmniejszym drobiazgom, bo one mówiły mi o życiu kogoś, kogo kocham”.
To wydarzenie, takie zwyczajne i całkowicie zrozumiałe, bardzo dobrze ilustruje obecny okres oczekiwania. Oby ten mój adwent, który dziś rozpoczynam, nie rozminął się z Bożym Adwentem, bo dzisiejsze Pierwsze Czytanie opisuje i moje doświadczenie: „ My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher. Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie. Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami i oddałeś nas w moc naszej winy. A jednak, Panie, Tyś naszym ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. My wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich”.
ks. Marian Łękawa SAC