Niebiańska rzeczywistość
XXXII Niedziela Zwykła – ROK C
10.11.2019
Dzisiejszego południa szedłem przez park. Patrzyłem na drzewa. Znowu umierają – jak każdego roku o tej porze. W tej listopadowej scenerii przypomniał mi się wiersz Lechonia:
„I w którąkolwiek pójdę stronę
Wszędzie jesienny chrzęści chrust
A jeszcze nic nie załatwione
I nie odjęte nic od ust.
Patrz! Dzikiej róży krzak serdeczny
W wichurze zeschły traci liść,
Ach! I Sąd jeszcze Ostateczny,
Na który trzeba będzie iść.”
Palcami przesunąłem kolejny paciorek i wszedłem w tajemnicę pierwszą z chwalebnych. Ale w niej ani rozum ani wyobraźnia nie zda się na wiele. Jeszcze średniowieczne obrazy przynajmniej usiłowały odsłonić jakiś rąbek perspektywy przyszłego świata. Dziś malarze raczej bliżsi są saduceuszom ujmując niebiańską rzeczywistość w kategoriach czysto ziemskich wyobrażeń.
Jest takie opowiadanie o dwóch pobożnych mnichach. Umówili się, że pierwszy który z nich umrze, da znać, czy zaświaty wyglądają właśnie tak, jak to oni sobie wyobrażali, czy też inaczej. Wiadomość miała być krótka, zawarta w jednym tylko słowie: albo „TOTALITER” (całkowicie tak), albo „ALITER” (inaczej).
I rzeczywiście, po śmieci pierwszego przyszła odpowiedź: „TOTALITER ALITER” (całkowicie inaczej!)
Czy nie w ten sposób Pan Jezus saduceuszom, którzy w dzisiejszej Ewangelii chcieli swoim wymyślonym przykładem o siedmiu braciach mających tę samą żonę ukazać bezsensowność zmartwychwstania, tłumaczy, że tam będzie zupełnie inaczej, że tam ludzie „są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania.” I dodał jeszcze: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją.”
„Zmartwychwstanie – jak pisze Hans Urs von Balthasar – będzie oczywiście zmartwychwstaniem ciał, ale ponieważ ci, którzy go dostąpią, nigdy już nie umrą, przestanie mieć znaczenie małżeństwo i rodzenie dzieci – co nie znaczy, że zniknie różnica płci – przebóstwieni będą się odznaczać zupełnie innym rodzajem płodności. Albowiem płodność jest niezbywalnym atrybutem obrazu Boga w człowieku, z tym że płodność zmartwychwstałych nie będzie już miała nic wspólnego z tym, co śmiertelne, lecz z tym, co żywe, co ma udział w żywym owocowaniu Bożym. Skoro Bóg ukazany jest jako Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, a więc jako Bóg żywych, to w takim razie ci, którzy żyją w Bogu, owocują wraz z Bogiem: na ziemi – w swym doczesnym narodzie, w niebie – wraz z narodem w sposób znany jedynie Bogu i Jego aniołom.”
Na pewno język ludzki nie potrafi wyrazić adekwatnie tamtej rzeczywistości, która stanie się w całej pełni udziałem człowieka – pozostaje zatem jedynie zawierzenie Jezusowym słowom. A Pan Jezus kiedy mówi o życiu wiecznym mówi tak jak się mówi o czymś zupełnie oczywistym. Oto słowa jakie Marta usłyszała: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki”. Potrzebna więc jest wiara, a o nią trzeba się modlić – stale i wciąż, aby z każdym dniem coraz bardziej mnie wypełniała.
Na drodze ludzkich pokoleń bywają również i wyjątkowe sytuacje, bo Pan Bóg może dać już tu, na tej ziemi, tę niewyobrażalną możliwość doświadczenia nadprzyrodzonej rzeczywistości – jak przemienienie na górze Tabor, czy doznania mistyków. A ilu osobom ukazywał się Pan Jezus. Wymownym przykładem jest tu święta Faustyna. Albo w Fatimie, w Lourdes, w La Sallete i w tylu innych miejscach – gdzie konkretne dzieci czy dorośli rozmawiali z Matką Bożą.
Ale człowiek pozostaje jednak wciąż nieufny jeżeli nie może czegoś ogarnąć, zrozumieć, wyrazić przy pomocy pojęć z tego świata, który jest światem jedynie tylko przestrzeni i czasu. No ale, czy to co nie mieści się w mojej głowie może już być dowodem, że tego nie ma, że to co jest nieuchwytne – w ogóle nie istnieje?
Słyszałem o takim kazaniu, w którym ksiądz chciał obrazowo przybliżyć swoim parafianom na czym polega życie trwające wiecznie. Posłużył się przykładem kasztanowego drzewa, które rosło przed kościołem:
„Czy nie wydawało się wam kiedy przyszliście na pasterkę, że ono obumarło i że już nigdy nie obudzi się do życia? A potem pojawiły się na jego gałęziach pąki i teraz kwitnie w całej swojej okazałości.”
Po nabożeństwie, w drzwiach kościoła, pewien mężczyzna zwrócił się do kaznodziei z takim argumentem:
„Wbrew swoim zamiarom udowodnił ksiądz, że nie ma ciągłości w życiu. Drzewo straci na jesieni swoje liście i znowu będzie nagie. To prawda, że zakwitnie jeszcze wiele razy, ale wreszcie przyjdzie taki czas, że już na nim nic nie urośnie i stanie się drzewem martwym. Jesień jest zawsze na końcu, razem z przekwitaniem, przemijaniem, odchodzeniem i śmiercią.”
„Ma pan rację, ale tylko pozornie – odpowiedział dobrodusznie kapłan i po chwili dodał – proszę jednak nie zapominać o jednym: o kasztanach pod liśćmi.”
ksiądz Marian Łękawa SAC