Wdzięczność
XXVIII Niedziela Zwykła – ROK C 13.10.2019
Słyszałem o takim zdarzeniu: mężczyzna wracał do domu i przechodząc przez most zauważył w nurcie rzeki chłopca, który tam co dopiero wpadł, ponieważ nie potrafił wyhamować swojego roweru na zakręcie. Ów mężczyzna, widząc co się stało, szybko podbiegł do barierki i wskoczył do wody. Kiedy wyciągnął go na brzeg wszedł jeszcze raz, aby wyłowić również jego rower. Potem okrył wystraszonego i trzęsącego się chłopaka swoją ciepłą kurtką, bo była to już późna jesienna pora. Odprowadził do domu. Zadzwonił. W drzwiach ukazała się potężna postać ojca. Wysłuchał co się stało. Na koniec zapytał z oburzeniem:
– A berecik, proszę pana, to gdzie?
W ten sposób sprawdziło się powiedzenie Aleksandra Dumasa: „Są przysługi tak wielkie, że można za nie odpłacić tylko niewdzięcznością.”
Ale nie zawsze tak bywa. W pewnym miasteczku hiszpańskim był nieduży hotel. Należał do Don Emanuela. Miejsce to było szczególne, bowiem każdego popołudnia personel wraz z właścicielem obsługiwał żebraków. Traktowani byli tak jak prawdziwi goście i po skończonym posiłku każdy z nich rozchodził się w swoje strony.
Otóż Don Emanuel dlatego był taki wspaniałomyślny dla bezdomnych, ponieważ w czasie wojny domowej został niewinnie skazany na śmierć. Stał już pod ścianą. Pluton egzekucyjny trzymał wycelowane w niego karabiny, gdy nagle – nie wiadomo skąd i jak – zjawił się jakiś żebrak i bardzo przekonywująco tłumaczył żołnierzom, żeby nie strzelali. I ci, rzeczywiście odstąpili od swego zamiaru.
Don Emanuel nigdy więcej nie widział już swego wybawiciela, nigdy też nie dowiedział się, kim był ów nieznajomy. Postanowił więc nie tylko karmić biednych bezdomnych, ale także robić to z wielkim szacunkiem.
Na pytanie, czy musi to robić każdego dnia, czy to nie przesada, czy nie wystarczyłoby na przykład raz w miesiącu albo nawet raz w roku, w rocznicę uratowania – on odpowiadał w ten sposób:
– Czyż Bóg ofiarował mi życie tylko na jeden dzień w roku? Nie, dzień za dniem otrzymuję życie przez tego nędzarza, który nawet nie próbował odebrać ode mnie zasłużonego podziękowania i wynagrodzenia. Myślę, że za taki dar nie mogę się niczym tak naprawdę odwdzięczyć.
„Najpiękniejszym dziękczynieniem za dary Boże jest przekazywanie tych darów bliźnim.” Takie zdanie znalazłem w zapiskach kardynała Michael Faulhabera.
Relacje pomiędzy ludźmi bywają przeróżne – od dobrych aż do złych. A jak człowiek zachowuje się w stosunku do Pana Boga? Dzisiejsze Słowo Boże daje bardzo wyczerpującą odpowiedź. Ewangelia opisuje wydarzenie związane z dziesięciu trędowatymi. Warto zwrócić uwagę w jaki sposób doszło do ich spotkania z Jezusem. Wyszli na przeciw, ale jak zaznacza święty Łukasz: „zatrzymali się z daleka i głośno wołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami.” Pragnęli oczyszczenia, stali jednak pokornie daleko. Nie śmieli się zbliżyć – nie tylko dlatego, że Prawo zabraniało im tego. W ten sposób wyrazili przede wszystkim swój szacunek dla osoby Chrystusa. Uznali, że są chorzy, że są niegodni. Tymczasem w rozmowie z ludźmi często mam wrażenie uczestniczenia w I Stacji Drogi Krzyżowej. W pytaniach o Boże plany zbawienia człowiek z miejsca umieszcza się Pana Boga na ławie oskarżonych: „A dlaczego Bóg tak stworzył świat?” I od razu bardzo łatwo padają definitywne wyroki – „nie dobrze go urządził.” Jeżeli ja proch i pył śmiem aż tak blisko podchodzić do Pana i Stwórcy w roli kontrolera, recenzenta – to pewnie moje wyobrażenie o Bogu jest całkowicie chybione. Człowiek dzisiejszy często zachowuje się tak jakby kompletnie zatracił poczucie sacrum. To jest jakiś znak czasu. Opowiadał jeden z księży jak w czasie Mszy świętej, na której był zawierany sakrament małżeństwa, pewien pan w czasie przeistoczenia, stojąc dwa metry od ołtarza, zmieniał film w aparacie fotograficznym. Albo widziałem taką scenę jak oburzeni turyści przed bramą bazyliki świętego Piotra obrzucali słowami jak błotem gwardię szwajcarską, ponieważ nie pozwoliła im wejść. Ich roznegliżowany strój świadczył, że pomylili miejsce święte z kawiarnianym tarasem na plaży. Przecież człowiek nawet idąc do teatru – ubiera się odświętnie.
Idąc dalej śladami owych trędowatych z dzisiejszej Ewangelii – oni otrzymali jedynie polecenie od Pana Jezusa: „Idźcie, pokażcie się kapłanom.” I oni poszli. Zaufali Jego słowu. Przecież nie doznali wtedy uzdrowienia. Oczyszczenie nastąpiło dopiero w drodze. Podobny akt zaufania wykazał zasłuchany tłum, który trwał przy Jezusie trzy dni. Uwierzył, że On może nakarmić wszystkich i usłuchał Jego polecenia, które dotarło do nich przez apostołów: „Każcie ludziom usiąść.” Oni usiedli. Cud rozmnożenia chleba nastąpił dopiero po tym akcie zawierzenia.
Jeżeli mnie tak trudno wyruszyć na drogę, którą Pan Jezus wskazuje – to pewnie dlatego, że ośmielam się domagać od Pana Boga cudownych rozwiązań, ale według moich planów, precyzując sposób i czas spełnienia. Każde takie dociekanie wypływa z mojej pychy. Ta sama pycha oburzała Aramejczyka (dzisiejsze I Czytanie), który nie chciał posłuchać proroka Elizeusza, aby obmyć się w rzece Jordanie i w ten sposób pozbyć się trądu. Bo on miał swoje własne wyobrażenie w jaki sposób ma dokonać się na nim cud. Dopiero jego słudzy nakłonili go, aby zechciał usłuchał proroka i dobrze, że usłuchał, bo doznał oczyszczenia.
Ksiądz Piotr Pawlukiewicz, komentując zachowanie się owych dziesięciu, pisze: „Jezus, co dziwniejsze, odsyła trędowatych do kapłanów, o których – wiemy o tym dobrze – miał swoje zdanie. O czym to świadczy? O wielkim szacunku Zbawiciela dla nakazów starotestamentowego Prawa, choć było ono przez Żydów niejednokrotnie wypaczone. Jezus zdaje się mówić: idźcie do kapłanów, choć sprzeniewierzają się oni wierności Bogu. Ale idźcie do nich, ponieważ przez to okażecie szacunek Prawu ustanowionemu przez Stwórcę. Pokażecie, że miłość do Boga, że posłuszeństwo Bogu jest dla was ważniejsze niż niechęć wobec drugiego człowieka. Idźcie do zwykłych, grzesznych kapłanów, aby oni wypełnili wobec was swój obowiązek.”
Jakie to jest trudne dla wielu ludzi, nawet gorszące, że Pan Bóg przychodzi taki zwyczajny, powszedni i to jeszcze poprzez posługę grzesznych ludzi.
Dopóki będę wpatrzony tylko w swoje własne wyobrażenie w jaki sposób Pan Bóg powinien mnie cudownie prowadzić – dopóty tajemnica Bożych dróg będzie dla mnie zakryta. Wołam więc z gościńca, na którym postawiłeś mnie Panie – daj mi serce pokorne i serce skruszone – bo to oznacza, że nie tylko będę oczyszczony i ocalony przez Ciebie Panie, ale będę – jak ten jeden z dziesięciu – stale wracał do Ciebie z dziękczynieniem. W czasie każdej Eucharystii, która jest dziękczynieniem, uczysz mnie tego. W II Modlitwie Eucharystycznej o Tajemnicy Pojednania bardzo zwięźle jest to wyrażone: „Przez ofiarę Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, wydanego za nas na śmierć, doprowadzasz nas do Twojej miłości, abyśmy także my dawali siebie braciom.”
ksiądz Marian Łękawa SAC