Iść wąską i stromą ścieżką
XXIII Niedziela Zwykła – ROK C
8.09.2019
Księżyc nie rozumiejąc działania słońca zapytał z wyrzutem:
– Dziwię się, że twoje promienie tak bardzo różne wywołują skutki na ziemi. Kiedy padają na wosk, wtedy roztapiasz go. Kiedy na glinę – robi się twarda. Materiał zaś płowieje, a skóra człowieka brązowieje.
Słońce odpowiedziało bardzo zwyczajnie:
– To zależy od rzeczy, których właściwości są różne i dlatego różnie reagują na moje promienie. Twardy wosk robię znowu miękkim. Miękką glinę utwardzam. Materiał pod wpływem mojego działania blaknie, a biała skóra robi się brązowa. Dlaczego winisz mnie za to?
Zapytam siebie: A jak promienie Bożych Słów działają na glebę mojego serca?
Żeby przyjąć Boże Słowo – tak całkowicie i bez żadnych zastrzeżeń i oporów – trzeba wziąć pod rozwagę całą Liturgię Słowa, bo w przeciwnym razie tekst dzisiejszej Ewangelii może wprawić w zakłopotanie.
Należy więc zacząć od I Czytania, czyli Księgi Mądrości. Jest ona ostatnią Księgą Starego Testamentu, napisaną 180 lat przed narodzeniem Chrystusa i tym samym stanowi pomost pomiędzy Starym i Nowym Testamentem. Jej słowa są modlitwą o Mądrość, bo „któż z ludzi pozna zamysł Boży, albo któż pojmie wolę Pana?”
W szkole rabinackiej rabin tłumaczył, że wiedzę zdobywa się przez czytanie ważnych ksiąg i słuchanie wykładów. Wtedy jeden ze słuchaczy zapytał go:
– A jak zdobywa się mądrość?
Rabin odpowiedział w ten sposób:
– Mądrość przez czytanie księgi, którą jesteś ty sam. Przy czym nie jest to wcale sprawa prosta, gdyż co godzinę wychodzi nowe – poprawione, poszerzone, zmienione wydanie owej trudnej księgi.
Pan Jezus już w pierwszych słowach swojego nauczania mówi do wielkiego tłumu idącego za Nim: „Jeżeli kto przychodzi do Mnie”…To znaczy, że słuchanie Boga odbywa się na różnych odległościach. Ale żeby pojąć właściwie to co mówi Jezus trzeba być blisko. To przybliżanie się do Jezusa ukazane jest w bardzo widoczny sposób na przykładzie bogatego młodzieńca, który doszedł już blisko do Chrystusa, ale wymagania jakie usłyszał przeraziły go i jak zaznacza Ewangelia: „Odszedł smutny”. Również dzisiejszy przekaz Dobrej Nowiny nie pozostawia złudzeń: „Jeżeli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem”.
Zazwyczaj słowo „nienawiść” kojarzy się jednoznacznie i dlatego takie sformułowanie staje się zupełnie nie do przyjęcia. A tymczasem „mieć coś w nienawiści” w języku aramejskim znaczyło „odrzucić to od siebie, zostawić poza sobą, odwrócić się od tego”, choć mogło oznaczać również i nienawiść w dosłownym znaczeniu. Ewangelia według św. Mateusza podaje tę samą wypowiedź Jezusa w złagodzonej formie: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien”.
Ksiądz Jerzy Zalewski komentuje w ten sposób, że „Chrystus wymaga od tego, kto chce być Jego uczniem, jakiegoś oderwania się od najbliższej człowiekowi wspólnoty – rodziny, która zapewnia egzystencję, daje schronienie w świecie pełnym niebezpieczeństw. Ilu ludzi stać na to? I kto potrafi to odrzucić, zaprzeć się samego siebie, swej woli i zostać jakby w próżni, zdany całkowicie na wolę Kogoś niewidzialnego, choć obecnego w widzialnym Kościele? Kto jest w stanie nosić krzyż, czyli przyjąć, gdy zajdzie potrzeba, los ludzi odrzuconych przez społeczeństwo, napiętnowanych? Wreszcie, wyrzec się wszystkiego, co się posiada, niczego nie uważając za swoją własność. Kto jest w stanie przyjąć te warunki i spełnić je, mimo że na tym świecie, stworzonym i podtrzymywanym w istnieniu przez Boga, nie ma nic wspanialszego, jak być uczniem Mądrości, która stworzyła świat i objawiła się w Chrystusie?”
Tak więc ostre słowo „nienawidzić”, którym posługuje się Pan Jezus, ma swój wielki ciężar gatunkowy i to słowo aktualizuje się w sytuacjach, gdy między uczniem a Mistrzem staje ktoś albo coś konkurencyjnego. A przecież nikt i nic nie może zająć miejsca, które tylko Bogu się należy. Dlatego tego miejsca nie może zająć nawet ojciec, matka, żona, dzieci. Nie można na tym miejscu postawić siebie, swojej czci i pomyślności, ani czegokolwiek z rzeczy tego świata. Jeżeli nie zdecyduję się coraz bardziej świadomie wchodzić na drogę odrywania się i wyrzeczenia – moje oczy i uszy nie otworzą się na Chrystusa, Mądrość Bożą. To jest właśnie ta wąska i stroma droga, o której mówi Jezus. Droga zaś szeroka i wygodna powoduje zamykanie się w kręgu jedynie przemijającego świata, który potrafi oślepiać swoimi fałszywymi światłami i jest w stanie uczynić człowieka niewolnikiem jego własnych pragnień, pożądań i grzechów. W taki właśnie sposób Bóg staje się dla człowieka całkowicie niewidocznym, nawet niewyczuwalnym.
Dlatego proszę i błagam o odwagę, abym nie lękał się podążać za Tobą Panie, zawsze blisko trzymając się Ciebie, bo tylko wtedy będę mógł coraz lepiej rozumieć Twoje trudne słowa z dzisiejszej Ewangelii, że one nie do nienawiści są wezwaniem, ale do większej jeszcze miłości. Do miłości takiej, która nie przemija.
I wiem, że prośby mojej nie odrzucisz, bo cóż mógłbym uczynić bez Ciebie Panie, który dajesz siłę i moc ludzkiej słabości.
Kiedy Jan Vianney, późniejszy proboszcz z Ars, w czasie końcowych egzaminów w seminarium nie potrafił zadowolić swoimi odpowiedziami wymagających egzaminatorów, wtedy usłyszał takie zdanie od jednego z profesorów:
– Mój Boże, cóż taki osioł potrafi zrobić w duszpasterstwie?
– Jeżeli Samson oślą szczęką potrafił rozgromić tysiąc Filistynów, cóż dopiero może Bóg zdziałać, gdy ma do dyspozycji całego osła – odpowiedział nieśmiało egzaminowany.
Ksiądz Marian Łękawa SAC