Roznosić Boży pokój
XIV Niedziela Zwykła – ROK C
– 7 lipca 2019
Pan Jezus po zmartwychwstaniu ukazując się Apostołom rozpoczyna swoje spotkania od słów: „Pokój wam”. I w dzisiejszej Ewangelii wysyłając uczniów „po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał” – wyraźnie zaznacza co mają mówić kiedy wejdą do jakiegoś domu: „Pokój temu domowi”.
Nie inaczej rozpoczyna się każda Eucharystia. A potem przed przyjęciem Komunii św. kapłan modli się o ten „pokój”, który z kolei jest przekazywany każdemu. Co to znaczy? Na czym on polega? Bo można mieć wątpliwość – skoro u św. Jana zapisane są takie słowa: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam; nie jako daje świat, ja wam daję”. Zaś u św. Mateusza jest zdanie, które jakby było zaprzeczeniem, że Pan Jezus przyniósł pokój: „Nie mniemajcie, że przyszedłem zsyłać pokój na ziemię; nie przyniosłem pokoju, ale miecz.”
Słowo „pokój” może być rozumiane na wieloraki sposób. Świat narzuca „pokój” według swoich kryteriów. Na przykład powiedzenie „spokojna głowa” zrobiło swoją karierę. A cóż ono oznacza? Po prostu „pokój” ludzi, którzy znakomicie potrafili się „urządzić” na tym świecie. Albo wyreżyserowany „pokój” widoczny tylko na fasadzie – a wewnątrz perfidny plan, który polega na odczekaniu do właściwego momentu, aby wtedy móc „odegrać się” za wszystkie czasy i „wykończyć” bliźniego, bo on kiedyś nadepnął na mój czuły odcisk i strasznie uraził moją ambicję. Albo widząc wyrządzaną krzywdę i niesprawiedliwość komuś obok mnie – a z mojej strony nie ma żadnej reakcji. Bo co mnie to obchodzi. Ja jestem sam umęczony swoimi sprawami, a poza tym interesuje mnie tylko moja własna osoba. Zamykam się w ten sposób w sobie i coraz bardziej otaczam się swoim egoizmem. Chcę mieć święty spokój. To samo może dotyczyć całej grupy ludzi. Jak często okazuje się być mylnym uproszczenie: skoro nie ma wojny – to znaczy, że jest już pokój.
Na szczęście nie brakuje ludzi i dziś dla których rozliczne formy pokoju, choćby te wyżej wymienione, nie znajdują żadnej akceptacji. Co prawda świat ich lekceważy, traktuje z przymrużeniem oka i nie bierze poważnie.
Prawie już od lat 40 żyję wśród moich Rodaków i ileż to razy było mi dane i nadal jest ocierać się o tych „dziwnych” ludzi, przeważnie w podeszłym wieku – wciąż krystalicznie uczciwych, wciąż ofiarnych. A niestety spotyka ich najczęściej pogardliwe spojrzenie i to nawet od najbliższych. Spotykam także i młodych, którzy nie zapłacą każdej ceny za karierę, choć ci, których kochają żądają od nich tego. To są tacy ludzie jakby „nie z tego świata”. Siedzi w nich jakaś dziwna busola nastawiona na inny porządek – nie ten „życiowy”. I jak to dobrze, że są na tym świecie tacy ludzie, bo przez nich życie nie tylko staje się znośniejsze, ale ocalona zostaje wiara w niezwyciężone dobro posiane w ludzkim sercu.
Opowiadał mi ktoś o starym lekarzu, który ostatnie swoje lata kończył w przytułku. Można by sądzić, że przegrał życie. A on tymczasem był człowiekiem nadzwyczaj szczęśliwym i spokojnym. Chciał być naukowcem, a został „omnibusem”. Kochał swój dom, ale żona odeszła. Uważała go za niedołęgę. Dwóch synów zginęło, a najmłodszy i najbardziej umiłowany, który osiągnął wysoką pozycję w swojej karierze, napisał jedynie list, bo nie znalazł czasu odwiedzić swojego ojca. List był w dodatku jeszcze z nutą pretensji powtarzającej się jak refren: „stary frajerze, nie umiałeś nauczyć, jak się żyje”. A przecież ten stary doktor, Bóg jeden wie, ilu pozostawił na swojej drodze dłużników. I choć mogło wydawać się, że przegrał życie – to jednak ten wielki jego spokój wrażliwego sumienia był zastanawiający, który musiał u cwanych, sprytnych i mądrych tego świata wywoływać niepokój.
Dzisiejsze Boże Słowo mówi właśnie o takim prawdziwym pokoju i o tych, którzy ten pokój roznoszą. Pan Jezus wysyłając siedemdziesięciu dwóch uczniów wie dobrze na jak wielki trud ich posyła. Bo mówi: „Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki”. Już w samym tym zdaniu zawiera się istota na czym ma polegać życie Jego naśladowców. On sam został posłany przez Ojca jako „Baranek” między ludzi, którzy okazali się wilkami. Ów „Baranek jakby zabity” osiągnął wspaniałe zwycięstwo, które – jak mówi Apokalipsa – czyni Go godnym i zdolnym do otwarcia wszystkich pieczęci historii świata. Chrystus Pan pojawia się wśród ludzi całkowicie bezbronny. „Jedyną bronią – jak pisze Hans Urs von Balthasar – była mu Jego misja, która, dopóki trwała, chroniła Go przed zakusami wrogów, choć zdarzało się, że musiał się ratować ucieczką. Tych, którzy mają głosić Jego Dobrą Nowinę – a jest tych „robotników mało” – Jezus najpierw pozbawia wszelkiego oręża; oto mają najpierw życzyć pokoju tym, których odwiedzą, bez względu na to, czy ten pokój zostanie przyjęty, czy nie. Jeśli zaś nie zostanie przyjęty, to nie mają go narzucać siłą, lecz po prostu wędrować dalej. Jednak zarówno tym, co chcą słuchać, jak i opornym wysłańcy Jezusa mają głosić, że bliskie jest królestwo Boże, po to, by ludzie mogli się przygotować odpowiednio do krótkości czasu”.
Żeby sprostać wymaganiom posłańca Pańskiego, który ma roznosić Boży pokój, trzeba zgodzić się iść drogą trudną. Wystarczyć musi pewność, że Pan Jezus już zwyciężył i że dał dar swojego pokoju, aby go ponieść w świat. Już sam ten fakt wypełnia serce radością. A to, że natrudzić się trzeba – to nic. I to, że żadnych sukcesów nie widać – to też nic nie znaczy. Bo Pan Bóg działa. Działa na swój sposób i widzi to, czego ludzkie oczy jeszcze widzieć nie potrafią.
Tak właśnie dojrzewają Boże owoce w Bożym sadzie. Tak są zapisywane Bożą ręką ludzkie imiona. Dziwne, że na ziemi nie są rozpoznane. Świat uważa ich nawet za nieużytecznych.
ks. Marian Łękawa SAC