Dziś jest już ostatnia niedziela Adwentu. Maryja z Tajemnicą Zwiastowania idzie poprzez górzystą krainę „z pośpiechem”- jak zaznacza Ewangelia, do swojej krewnej Elżbiety. W ten sposób dokonuje się kolejna Tajemnica – mówimy Nawiedzenie. Mimo, że Maryja nie powiedziała Elżbiecie, iż jest brzemienną – zostają wypowiedziane takie oto słowa: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” W tym spotkaniu dokonuje się nieprawdopodobne i przedziwne połączenie Starego Przymierza z Nowym.
Hans Urs von Balthasar komentuje to w taki sposób: „Chrystus przeznaczył całe Stare Przymierze na swego poprzednika, dlatego też pełna jego wykładnia jest możliwa tylko w odniesieniu do Chrystusa. Drogowskaz ma tylko wtedy sens, gdy miejscowość, którą wskazuje, rzeczywiście istnieje. Zgadza się to z faktem, że ludzie Starego Przymierza mieli bardzo niejasne wyobrażenia na temat istoty zbawienia, które oczekuje ich w przyszłości. Inaczej Elżbieta: wraz z dzieckiem w swym łonie, napełniona Duchem Świętym, wie bardzo dobrze o celu zbawienia. To dlatego wita stojącą przed nią niewiastę jako Tę, która posiadała wiarę doskonałą, tak iż Bóg mógł wreszcie spełnić daną dawno temu obietnicę.”
Każdy człowiek nosi w sobie dziedzictwo Adama i Ewy. Chciałby przede wszystkim panować nad sytuacją. Poznać, wiedzieć i rozumieć jak sprawy się mają. Realizować swoje plany. Iść swoją drogą. A kiedy tak się nie dzieje – wtedy zaczyna wątpić. Tylko Maryja, jedna jedyna, zgodziła się pozostawić to wszystko Bogu. Mimo, że swoje życie wyobrażała sobie całkiem inaczej, to jednak w Zwiastowaniu wypowiedziała swoje „fiat” – „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Zaufała Bogu i to zaufała całkowite. Od razu też poznała jak wiele ta zgoda na Boże plany kosztuje. Bo oto zrezygnowała z macierzyństwa, a teraz musi przyjąć na siebie macierzyństwo tak nadzwyczajne, że całe Jej życie idzie nie tak jakby człowiek chciał. Rozpoczyna się od Józefa, któremu nie wiadomo jak wytłumaczyć zaistniałą sytuację. Przeżywa upokorzenie, przeżywa smutek, samotność. Ale Ona ze swoim bezgranicznym zaufaniem w tych wymaganiach rozpoznaje Boga. A jest to dopiero początek drogi. Kiedy przyjdzie czas rozwiązania Józef będzie szukał i nie znajdzie dla Niej miejsca w Betlejem. Boży Syn urodzi się w stajni, w miejscu przeznaczonym dla zwierząt. Potem król Herod w swojej wściekłości dokona rzezi Niewiniątek. Tyle niemowląt zabitych. Tyle rodzin w żałobie. I trzeba będzie dalej wierzyć Bogu i śpiewać „Wielbi dusza moja Pana”. Ufała w każdej sytuacji, że właśnie w ten sposób realizuje się Boży plan zbawienia, choć po ludzku taki niezrozumiały i trudny do przyjęcia. Ale Maryja będzie się godzić na to co Bóg da, dlatego pod osłoną nocy opuści swój rodzinny kraj razem z Jezusem i Józefem pójdzie w obce strony przez zieloną granicę. Po powrocie do Nazaretu przez trzydzieści lat nic szczególnego się nie wydarzy poza trudną odpowiedzią 12-letniego Syna: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Później Chrystus będzie nauczał o Królestwie Bożym. I znowu Maryja będzie musiała słuchać bardzo trudnych słów swojego Syna: „Co Mnie i Tobie niewiasto?” Innym zaś razem usłyszy: „Któż jest moją matką? Ten kto słucha Słowa Bożego i wypełnia je”.
W taki trudny i niezrozumiały sposób Pan Bóg prowadzi Ją aż na Golgotę. I tam na Kalwarii Maryja, jak pisze ks. Ludwik Evely – „nie tylko powie: Oto ja służebnica Pańska – to jeszcze było łatwe – ale: Oto Sługa Pański – niech Mu się stanie, niech nam się stanie… Tam to Maryja stała się w pełni matką, tam dała wszystko, tam dostosowała się do wszystkich myśli, wszystkich pragnień, całego posłannictwa Tego Człowieka, który był zarazem Jej Synem i Jej Bogiem. Tam zrodziła Go po raz drugi: w Jego Odkupieniu, w Jego Dziele. A to dlatego, że wyraziła doskonałą zgodę.”
Jej wiara była prawdziwie doskonałą, a nauczyła się jej przez posłuszeństwo zgadzając się na wszystkie wymagania, które Bóg stawiał na Jej drodze. Nie rozumiejąc ich całkowicie godziła się z wolą Boga. A przecież jakże trudno było w nich zobaczyć, że to są te wielkie rzeczy, które Pan uczynił w niskości, rozczarowaniu, zdruzgotaniu, cierpieniu, w rozdarciu duszy Swej służebnicy. Dlatego tak bardzo upodobniła się do Swojego Syna, który w dzisiejszym II Czytaniu mówi: „Oto idę. W zwoju księgi napisano o Mnie, abym pełnił wolę Twoją, Boże.”
W tym kończącym się Adwencie żarliwiej pragnę przesuwać paciorki różańca, abym mógł bardziej świadomie przeżywać prawdę słów: Bądź wola Twoja a nie moja. Maryja jest tutaj najlepszą przewodniczką. Ojciec św. Jan Paweł II w Liście Apostolskim o Różańcu tak pisze: „Chrystus jest Nauczycielem w całym tego słowa znaczeniu, jest objawiającym i samym Objawieniem. Nie chodzi jedynie o nauczenie się tego, co głosił, ale o nauczenie się Jego samego. Jakaż nauczycielka byłaby w tym bieglejsza niż Maryja? Jeśli ze strony Boga to Duch Święty jest wewnętrznym Nauczycielem, który prowadzi nas do pełnej prawdy o Chrystusie, wśród istot stworzonych nikt lepiej od Niej nie zna Chrystusa; nikt nie może, tak jak Matka, wprowadzić nas w głęboką znajomość Jego misterium.”
ks. Marian Łękawa SAC