Iść za głosem zmartwychwstałego Chrystusa
Zanim Zmartwychwstały Pan Jezus pojawił się już po raz trzeci, tym razem nad jeziorem Tyberiadzkim, Ewangelia według św. Jana, w swoim ostatnim rozdziale, opisuje bardzo ciekawy epizod, który jest przygotowaniem Apostołów, a szczególnie św. Piotra na bardzo ważne zadanie.
Przeżycia ostatnich dni wyczerpały ich całkowicie – bo przecież ile oni musieli przeżyć! Cała straszliwa męka poprzedzona ohydnym sądem, a potem okropna śmierć, a teraz sytuacja zupełnie nowa nie do pojęcia, no bo jak przyjąć, co o tym myśleć, że ich Pan, ich Mistrz Zmartwychpowstał. Bardzo potrzebowali uspokojenia, dojścia do jakieś równowagi. Dlatego Pan Jezus poprzez kobiety, które przyszły do grobu, poleca im, aby udali się do Galilei, żeby tam ich nerwy mogły odpocząć. Wrócili więc do swoich stron, do swojego zajęcia. „Piotr powiedział do nich: Idę łowić ryby. Opowiedzieli mu: Idziemy i my z tobą”. W tych słowach nie widać żadnego zapału. Jest w nich jakaś rezygnacja, która przechodzi w rozczarowanie. Bo nawet nie potrafili ułowić ani jednej ryby – oni zawodowi rybacy.
„A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu.” Ale uczniowie jeszcze nie rozpoznali swojego Pana i Mistrza. Tak rozpoczyna się to cudowne spotkanie i rozmowa. Pomimo, że oni najpierw widzą w Nim jedynie nieznajomego człowieka, który wbrew ich rybackiej logice, daje bezsensowne polecenie, aby raz jeszcze zarzucili sieci – o dziwo, są posłuszni. Wypływają łodziami na jezioro. A przecież byli zmęczeni, przytłoczeni całkowitą rezygnacją nie tyle z nieudanego połowu, co całą swoją sytuacją. I w taki oto sposób wchodzą w Boży plan i stają się świadkami cudu.
Jan pierwszy rozpoznał Jezusa i powiedział do Piotra: To jest Pan! Piotr natychmiast rzuca się w wodę i płynie wpław do Jezusa. Dwa różne temperamenty, które wzajemnie się uzupełniają. Jan wyczuwa Pana i dzieli się z Piotrem, który reaguje impulsywnie. Za Piotrem idą inni. A tymczasem Pan Jezus przy rozżarzonych węglach przygotowuje dla swoich utrudzonym rybaków śniadanie i mówi do nich: „Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili.” I Szymon Piotr sam jeden wyciąga na brzeg ogromną sieć pełną ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. Nie przypadkowo podany jest ten szczegół, ponieważ ta liczba oznacza wszystkie znane w starożytności gatunki ryb. A to symbolizuje, że Piotr będzie pasterzem wszystkich narodów. Ale zanim to nastąpi Chrystus zadaje mu potrójne pytanie: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?” I znowu jest szczegół, również ważny. Pan Jezus nie zwraca się do niego: „Piotrze-Skało”, bo ta skała już pękła. Trzeba ją na nowo scalić, scementować. Zwraca się więc do niego poprzednim imieniem: „Szymonie”, które znaczy: „Bóg wysłuchał”. Bo rzeczywiście, Pan Bóg w Jezusie wysłuchał skruszonego Piotra. Na pytanie po trzykroć stawiane przez Chrystusa – Piotr swoją skruchą, szczerą i całkowitą, odpowiada twierdząco. Hans Urs von Balthasar pisze, że „bez tego wyznania większej miłości Dobry Pasterz, który poświęcił swe życie za owce, nie mógłby powierzyć św. Piotrowi wypasania swej trzody. Albowiem urząd, jaki otrzymał Jezus od swego Ojca, jest tożsamy z pełnym miłości oddaniem życia za owce. I dla przypieczętowania tej jedności urzędu i miłości, jaka od chwili przekazania urzędu przez Jezusa będzie bezwzględnie wymagana, św. Piotr usłyszy zapowiedź swej śmierci krzyżowej – daru doskonałego naśladowania Chrystusa. Od tego czasu krzyż będzie nieodłącznie związany z papiestwem, choć pojawią się też niegodni papieże; lecz im bardziej serio papież bierze swój urząd, tym dotkliwiej czuje krzyż na swych barkach.”
Pontyfikat Jana Pawła II pokazał bardzo wyraźnie i nie pozostawiał żadnej wątpliwości, jak wielki ogrom cierpienia nosił na sobie najwyższy kapłan. I on był nie tylko tego świadom, ale wyrażał również swoją zgodę na taki właśnie plan Bożego zbawienia. Dlatego dzisiejszy świat odkupuje się także jego cierpieniem, może w większej mierze niż cierpieniami innych chrześcijan, powołanych, aby dopełniać, czego nie dostaje cierpieniom Chrystusa. Papież Jan Paweł II w sposób bardzo świadomy wypełniał całym swoim życiem prawdę, że nie ma i nie może być pustego krzyża. Bo taki jest ciąg dalszy tego czego doświadczył pierwszy papież nad jeziorem Tyberiadzkim – mianowicie, że Piotrowa łódź, czyli Jezusowy Kościół, tylko wtedy spełnia swoje zadanie, kiedy słucha i idzie za głosem zmartwychwstałego Chrystusa.
A tymczasem ja biedny, słaby, grzeszny człowiek, pomimo, że każdego dnia jestem dopuszczony do udziału, aby być przy Zmartwychwstałym Jezusie w Eucharystii – co więcej – dotykam Bożego Słowa, które staje się Bożym Ciałem, aby mnie posilać; wciąż odnajduję w sobie sprzeciw na godzenie się z Bożym sposobem ocalenia siebie i tych, których On postawił na mojej drodze. I wiem dlaczego jestem tak bardzo daleko. Ponieważ nie znajduję w sobie wystarczająco miłości. Dlatego zdając sobie coraz bardziej z tego sprawę, że jestem niewiarygodnym świadkiem, że nie głoszę całym moim życiem autentyczności zmartwychwstania Jezusa w ciele – tym goręcej wołam:
„Kiedyż, o kiedyż, słodki mój Panie,
Poznamy Serca Twego kochanie?
Kiedyż Twa miłość rozpali nas?
O, dobry Jezu, czas to już czas!”
ks. Marian Łękawa SAC