Kolejna szansa
Z dzisiejszą niedzielą Liturgia Kościoła rozpoczyna kolejny Adwent. Pytam sam siebie: ile już ich było w moim życiu? Każdy z nich był dla mnie szansą, aby poszerzyć horyzont poza zwykłe ludzkie, codzienne oczekiwania. Czy we mnie to najważniejsze czekanie już jest rzeczywiście najważniejsze.
Tu w Szkocji jesienną porą jest chyba łatwiej myśleć o czasie, który był i już minął, bo ciężkie chmury na niebie, bo deszcz pchany wiatrem mocniej uderza w szyby, bo ciemność nocy skraca dzień o wiele bardziej niż w moich rodzinnych stronach. W takiej aurze chciałoby się uratować mijający czas, który jest czasem jedynym danym człowiekowi. W chrześcijaństwie ten czas ma wymiar dramatyczny. „Reinkarnacja, jak pisał ks. Janusz Pasierb, niesie ze sobą jakąś pociechę, że nieudane życie będzie można powtórzyć, jak repetuje się w szkole tę samą klasę. Znaczy to, że nic nie jest stracone, że życie nie musi być straszliwym stresem i wyścigiem z czasem, przerażającą loterią, gdzie wszystko można wygrać lub przegrać, na zawsze i nieodwołalnie.”
Wyrazistość moich zmarnowanych lat widzę teraz wyraźniej niż w czasie, który minął. G.B. Shaw złożył swego czasu ciekawe i samokrytyczne wyznanie kiedy go zapytano jaką osobistością z historii chciałby być, gdyby mógł jeszcze raz zacząć swoje życie. Odpowiedział zdecydowanie: „Życzyłbym sobie być tym człowiekiem, którym George Bernard Shaw mógł się stać, a się nie stał”.
Zaś Wisława Szymborska w swoim wierszu napisała po prostu:
„Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.”
Z melancholią patrzę na migocący płomień świecy. W mojej pamięci przesuwają się wciąż bardzo żywe obrazy o ludziach i zdarzeniach, o sprawach i rzeczach, które były mi dane – raz tylko i nie więcej. W takim zamyśleniu czytam wiersz pt. „Pieśni”, który napisał Konstanty Ildefons Gałczyński:
„Z dnia na dzień tkaninę tkamy
wzorzystą dla pokolenia.
Chciałbym i blask naszej lampy
Ocalić od zapomnienia.”
Zapatrzony w migocący płomień staję się świadkiem rozmowy. Zapałka mówi do świecy:
– Otrzymałam polecenie, by cię zapalić.
– Tylko nie to – daje odpowiedź świeca – Jeśli zacznę się palić, moje dni będą policzone i nikt w przyszłości nie będzie mógł podziwiać mojego piękna.
– Zapalenie jest jedyną rzeczą, którą potrafię. Jeśli cię nie zapalę, nie spełnię mojego zadania i rozminę się z moim przeznaczeniem.
– Dobrze rozumiem, ale co to ma wspólnego ze mną?
– Ty jesteś świecą, której przeznaczeniem jest dawać światło. Czy chcesz przez całe życie być zimna i twarda, nie wypełniając swojego zadania?
– Ale palenie się boli – stwierdza świec.
– Tak, to jest prawda. Ale czyż dawanie światła nie jest tajemnicą naszego powołania. Masz świecić dla innych. To co sprawi ci ból i twoje siły spalane przez płomień – to wszystko zostanie przeobrażone w ciepłe światło. W ten sposób innym rozświetlisz ciemność i ogrzejesz ich zimną przestrzeń.
Świeca dopiero po jakimś czasie decyduje się i mówi do zapałki:
– Proszę więc, zapal mnie.
Nadal przesuwam kartki z poezją Gałczyńskiego i znajduję jeszcze inną jego pieśń – „Pieśń Cherubińską, a w niej takie słowa:
„Kiedyś nadejdzie jesień. Świat nam się mniejszy ukaże,
a za to dzieła wyrosną i usną jak olbrzymy.
Pójdziemy wtedy za miasto i z dala popatrzymy
na dni nie zmarnowane i noce wolne od marzeń.
Tylko trzeba się przemóc. Musimy. Jeszcze goręcej!”
Jeżeli więc poezja ludzką ręką pisana może ożywić i wyrwać z marazmu – cóż dopiero Twoje Słowo, które wypowiedziałeś, Panie mój i Boże mój.
Twoje Słowo już stało się ciałem i zamieszkało tu i teraz. Czekasz tylko, aby człowiek zechciał usłyszeć i przyjąć.
Oto kolejny Adwent w moim życiu znowu trwa.
ks. Marian Łękawa SAC