Św. Jan, przedstawiając Jezusa jako Dobrego Pasterza, czyni to inaczej aniżeli pozostali Ewangeliści. Nie posługuje się przypowieściami. Kreśli jedynie obrazy, które należy odczytać. Są to obrazy – symbole, poprzez które Pan Jezus ukazuje tajemnicę zarówno samego Boga, jak i tajemnicę człowieka. Co to znaczy, kiedy Chrystus mówi o sobie, że jest Bramą owiec, że jest Dobrym Pasterzem, że Dobry Pasterz daje życie swoje za owce?
O. Anselm Grün wyjaśnia w ten sposób: „Przez bramę Jezusa owce mogą wyjść, znaleźć dobre pastwisko i cieszyć się pełnią życia. Brama od dawna jest prasymbolem człowieka, jest symbolem przejścia – z ziemskiej do niebieskiej sfery. Wiele kultur zna wyobrażenie bramy do nieba, która umożliwia dostęp do boskiej sfery. Czasami śni się nam, że nie możemy odnaleźć bramy do domu. Albo że brama jest zamknięta. Nie potrafimy dotrzeć do wewnętrznej sfery naszej duszy. Gonimy tylko za czymś w zewnętrznym świecie. Nie mamy dostępu do samych siebie. Jezus identyfikuje się z bramą. Jest bramą do nas. Dzięki Niemu wchodzimy w kontakt z samymi sobą.”
Ojciec św. Jan Paweł II w Warszawie na placu Zwycięstwa, podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, bardzo dobitnie ujął tę prawdę: „Kościół przyniósł Polsce Chrystusa – to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może sam siebie do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa.”
I pewnie dlatego współczesny człowiek, jak zauważa doświadczony terapeuta Werner Huth, jest taki nieszczęśliwy, „ponieważ zagubił swe duchowe centrum – zatracił więź z własnym centrum.”
W tym zagubieniu w różnorakich frustracjach, w rezygnacji po wielu nieudanych postanowieniach i że w życiu nic się nie udaje, idzie nie tak jak powinno, człowiek w końcu przyznaje się, że jest do niczego. Dziś wiadomo, że na świecie jest bardzo dużo „nieudaczników” – używając powiedzenia ks. Pasierba. To znaczy – zawsze byli, ale teraz w epoce psychoanalizy, w epoce permissive society więcej ujawniło się. Dziś człowiek więcej wie o sobie. Dawniej nie przyznawał się do wielu spraw. Wszystko to w sobie dusił, tłamsił. Bo taki był styl człowieka „wiktoriańskiego” – jakby powiedział o. Salij. Człowiek dzisiejszy ma odwagę pomyśleć o tych otchłaniach, które są w nim. Uświadomienie sobie własnej nędzy może i często prowadzi do głębszej wiary. To jest jakiś znak czasu: współczesny człowiek intuicyjnie wyczuwa tęsknotę, pragnienie, aby wejść głębiej w siebie. Zauważam to nawet w rozmowie z osobami niezwiązanymi bezpośrednio z Kościołem – kiedy proponuję na przykład teksty biblijne do Liturgii na specjalne okazje – bardzo często sami sugerują na przykład psalm 23:
„Pan jest moim pasterzem: nie brak mi niczego;
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
Przywraca mi życie.
Prowadzi mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię”.
Nie wiem na ile jest to uświadomione zapotrzebowanie na takie funkcje pasterskie, jakie sprawuje Chrystus względem człowieka? Ale ludzkie serce idzie w tym kierunku.
Bo tak naprawdę tylko dzięki Jezusowi można zobaczyć czym jest życie. Jezus jest bramą do pełni życia, do życia w obfitości, które jest życiem Bożym – niczym nieograniczone.
Każdy człowiek może przez tę bramę wychodzić i wchodzić. W symbolu bramy, którą jest Jezus, odnajduję nie tylko dostęp do samego siebie, lecz mogę wyjść przez tę bramę w świat.
Chrystus za każdym razem objaśniając co to znaczy, że On jest Dobrym Pasterzem, posługuje się innym obrazem. Kiedy mówi: „Dobry Pasterz daje życie swoje za owce” – w ten sposób objaśnia sens swojej śmierci. Bo przyjmując śmierć, pisze cytowany już o. Anselm Grün, „oddaje życie za swe owce, aby je uchronić przed wilkami – zagrożeniami życia. Jak rozumieć te zagrożenia? Oczywiście, można je interpretować historycznie. W takim przypadku dotyczą one wykluczenia chrześcijan z gminy żydowskiej i ich werbowania przez faryzeuszy. Ale w swej symbolicznej warstwie wypowiedź zawsze mówi więcej. Dotyczy tajemnicy człowieka i tajemnicy Boga. Jesteśmy zagrożeni przez pogardę dla własnej osoby, przez wzorce psychiczne, które tamują życie, przez rany i urazy, przez brak oparcia i orientacji. Gdy Jezus mówi, że odda życie za swe owce, w słowach tych wyraża się Jego bezwarunkowa miłość do nas. Największe zagrożenie polega na braku miłości i na następstwach tego traumatycznego doświadczenia. Kto nie czuje się miłowany, odrzuca siebie i potępia, staje się bezwzględny, zimny i pusty. Nie potrafi miłować siebie i innych. Wówczas potrzebuje miłości, która się nie powściąga, miłości Tego, który jest gotów ponieść śmierć, by nas uleczyć z tej śmiertelnej rany braku miłości.”
Mówimy, że Bóg kocha wszystkich, bo to łatwo jest powiedzieć i to nic nie znaczy. Ale uwierzyć tak naprawdę i całkowicie, że Bóg kocha właśnie mnie, że Boża miłość do mnie jest skierowana osobiście i to w najdrobniejszym szczególe – wtedy dopiero dane mi jest dostrzec, ile cudowności zawiera fakt, że Bóg kocha wszystkich ludzi. Jeżeli wciąż tego nie dostrzegam, to dlatego, że nieświadomie podsuwam Mu motywy miłości dla innych (bo może oni są dobrzy). Gdy zdołam uwierzyć, że Bóg kocha nawet mnie – tę istotę nieznośną, której złość ja sam tylko mogę zmierzyć – poznam niezgłębioną miarę Jego nieprawdopodobnej miłości. Dlaczego więc nie wołam z mojego zaplątania w przeróżnych chaszczach, aby Pan mój, Dobry Pasterz szybciej mnie odnalazł?
„Kiedyż, o kiedyż, słodki mój Panie, poznamy Serca Twego kochanie?
Kiedyż Twa miłość rozpali nas? O dobry Jezu, czas to już czas!”
ks. Marian Łękawa SAC